Janice Maynard
Powiedz, że mnie pragniesz
Tłumaczenie: Alina Patkowska
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Secrets of a Playboy
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2020 by Janice Maynard
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub
całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo
do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie
przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami
należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego
licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do
HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane
bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Proszę pani, tu nie wolno wchodzić!
Zachary Stone poczuł irytację na widok kobiety, która stała na drugim
końcu korytarza przed dużym zdjęciem przedstawiającym jaskinię Thunder
Hole w Parku Narodowym Acadia. Chyba powinien zakodować guzik
w windzie. Już nie po raz pierwszy ktoś zawędrował tam, gdzie nie
powinien. Pomieszczenia handlowe Stone River Outdoors znajdowały się
na parterze i klienci nie mieli żadnego powodu wjeżdżać na siódme piętro.
Kobieta odwróciła się i popatrzyła na niego spokojnie. Była wysoka
i szczupła, z szopą kręconych kruczoczarnych włosów. Miała pociągłą
twarz z ostrym podbródkiem, okulary w cienkich czarnych oprawkach
nadawały jej wygląd intelektualistki.
Z bliska dostrzegł niezwykły kolor jej oczu – niemal lawendowy. Czytał
gdzieś, że słynna aktorka Elizabeth Taylor miała fiołkowe oczy. Ten odcień
bardziej przypominał barwinek. W jej postawie, choć rozluźnionej, widać
było pewność siebie. Zupełnie nie przejęła się jego niezadowoleniem.
– Odwiedzającym nie wolno wchodzić na to piętro. Proszę zejść na
dół – powtórzył.
– Jestem tu umówiona na spotkanie.
Zachary zmarszczył brwi.
– Spotkanie? – Naraz wszystko zaczęło nabierać sensu. – Pani to…
– Frances Wickersham.
– W korespondencji podpisywała się pani F. Wickersham.
Wzruszyła ramionami.
– Dzięki temu moi klienci z góry się nie uprzedzają.
– Aha. – Czuł się zbity z tropu i przez to jego irytacja wzrosła. –
Przejdźmy do mojego gabinetu.
Poprowadził ją korytarzem do pokoju, który od śmierci ojca należał do
niego. Za czasów starszego pana Stone’a tutaj podejmowano wszystkie
decyzje. Gabinet był wówczas wykończony ciemnym wiśniowym drewnem
i tradycyjnie umeblowany. Zachary zupełnie zmienił wystrój. Teraz
pomieszczenie było jaśniejsze, z podłogami z jasnego drewna i duńskimi
meblami.
Zaczekał, aż jego gość usiądzie, i zajął miejsce za biurkiem dyrektora
finansowego.
– Dziękuję za przybycie – powiedział, próbując odzyskać kontrolę nad
sytuacją.
– Oczywiście. – Frances Wickersham odłożyła miękką skórzaną teczkę
na krzesło i z wdziękiem zrzuciła kurtkę przeciwdeszczową.
Pod spodem miała czarny trencz, klasyczny i drogi, a pod nim czarne
wełniane spodnie i szary kaszmirowy golf. Jej dłonie były smukłe, na
serdecznym palcu prawej dłoni widniała obrączka. Złota plecionka
wyglądała na celtycki wzór.
– A zatem czy mamy uzgodnione wszystkie warunki?
– Przecież tu jestem, prawda? – Jej usta drgnęły w uśmiechu. Sięgnęła
do teczki. – Ten kontrakt zawiera wszystko, o czym rozmawialiśmy
w mejlach. Chciałabym, żeby przejrzał go pan razem z braćmi
i z prawnikiem. Jeśli okaże się, że wszystko jest w porządku, mogę zacząć
w poniedziałek.
Z roztargnieniem odłożył kontrakt na bok. Stone River Outdoors,
rodzinna firma produkująca sprzęt do turystyki kwalifikowanej, zamierzała
zatrudnić specjalistę do spraw cyberbezpieczeństwa, który miał przeszukać
komputery i sprawdzić, czy ktoś nie wyprowadza z firmy pieniędzy lub
projektów. W świetle dnia cała ta historia wydawała się trochę
niedorzeczna, ale z drugiej strony, rzeczywiście działo się coś
niepokojącego.
F. Wickersham siedziała cicho. Jej wzrok wędrował po gabinecie.
– Ładny wystrój – stwierdziła. – Nowoczesny, ale nie zimny. Brawo za
nieszablonowe myślenie.
Zachary uśmiechnął się, zadowolony z pochwały.
– Dlaczego sądzi pani, że to moje dzieło?
Skończyła inspekcję otoczenia i znów skierowała na niego to
niebieskofioletowe spojrzenie.
– Zawsze uważałeś, że Skandynawowie są genialni. Napisałeś pracę
dyplomową o założycielu Ikei. Kiedyś chciałeś stworzyć podobną firmę,
tylko działającą na rynku towarów luksusowych, ale chyba na przeszkodzie
stanęły ci zobowiązania rodzinne.
Otworzył szerzej oczy i zacisnął palce na poręczach fotela.
– Przepraszam?
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
– Nie pamiętasz mnie, prawda? Chyba powinnam się cieszyć.
W tamtych czasach byłam głupią nastolatką.
Przez chwilę gapił się na nią bez słowa.
– Frannie? To ty?
Dwie godziny później zatrzymał się przed piętrowym ceglanym domem
swojego brata Quintena i powiedział sobie, że wcale się nie denerwuje.
Absolutnie nie.
Proponował Frances, że wstąpi po nią do hotelu, ale wolała zamówić
samochód. W gruncie rzeczy był z tego zadowolony. Wciąż jeszcze nie
docierało do niego, że Frances Wickersham to Frannie, jego rywalka
z czasów, gdy obydwoje chodzili do prestiżowej szkoły dla wybitnie
zdolnych uczniów. Zachary spędził w tej szkole cztery najdłuższe lata
swojego życia. Frannie, podobnie jak on, mieszkała w internacie, ale
w przeciwieństwie do niego nie próbowała stamtąd uciekać. Wydawało mu
się, że naprawdę lubiła tę szkołę.
Na szczęście w rozmowie miały brać udział jeszcze cztery dorosłe
osoby, bo Zachary nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć Frannie. Nawet
kiedy mieli po czternaście lat, rzadko udawało mu się wygrać z nią
potyczkę słowną. Teraz byli po trzydziestce i nie widzieli się od ponad
dziesięciu lat.
Początek listopada w Portland był mokry i nieprzyjemny. Zachary
otworzył drzwi samochodu i pobiegł do domu. Katie, żona Quina,
otworzyła, zanim nacisnął dzwonek.
– Jesteś – powiedziała. – Wchodź.
– Spóźniłem się? – zapytał, idąc za nią do jadalni.
– Kobieta, która prowadzi firmę cateringową, ma chore dziecko.
Powiedziałam jej, że może dostarczyć jedzenie wcześniej.
Frannie już była w jadalni i rozmawiała z rodziną Zachary’ego, jakby
znali się od lat. Podniosła głowę i napotkała jego spojrzenie. Wydawało mu
się, że łączy ich dziwna więź, i rozejrzał się, by sprawdzić, czy ktoś jeszcze
to zauważył. Najwyraźniej nie.
Usiedli przy stole nad sałatkami.
– Przypuszczam, że poznaliście już Frances? – odezwał się Zachary.
Farrell skinął głową.
– Tak. Ale jeśli chcesz nam powiedzieć coś więcej, nie krępuj się. Na
przykład możesz wyjaśnić, jak to się stało, że przyjaźnisz się z zawodową
hakerką.
– Nie posunąłbym się tak daleko – zaoponował Zachary. – Znamy się
z Frannie ze szkoły. Kiedy ją zatrudniałem, nie miałem pojęcia, że to ona.
Frannie posłała mu kwaśny uśmiech.
– Wcześniej nazwałeś mnie Frances.
– Przepraszam. A może wolałabyś, żebym cię nazywał F. Wickersham?
Ivy, narzeczona Farrella, uniosła brwi.
– Nie ma nic złego w tym, że Frances używa inicjału. Kobietom trudno
się przebić w dziedzinach zdominowanych przez mężczyzn. Na jej miejscu
zrobiłabym to samo.
Quin sięgnął po sos do sałatki.
– To imponujące, Frannie. Musisz być niezwykle inteligentna. Jak
właściwie Zachary cię znalazł?
– Nie szukałem konkretnie jej – sprostował Zachary. – Kolega
z Waszyngtonu powiedział mi, że w tej branży najlepszym fachowcem jest
F. Wickersham. Działa po cichu, dyskretnie i skutecznie. Jak miałem nie
zatrudnić takiego ideału?
W uśmiechu Frances błysnęła satysfakcja.
– Muszę przyznać, że zabawnie było zaskoczyć Zachary’ego. Przez lata
widywałam w kolorowych pismach jego zdjęcia z olśniewającymi
kobietami u ramienia. Już w szkole był królem. Wszystkie dziewczyny się
w nim kochały, a chłopcy chcieli być tacy jak on.
Zachary poczuł na karku falę gorąca.
– Nie wszystkie dziewczyny – mruknął.
– Zaraz, moment – wtrącił Farrell. – Czy to przypadkiem nie Frannie
zdobyła to stypendium do Oksfordu, o które się ubiegałeś? Byłeś wtedy
wkurzony jak diabli.
Frannie się skrzywiła.
– Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak go to zdenerwowało. –
Przeszyła Zachary’ego pytającym spojrzeniem. – Czy ty w ogóle chciałeś
studiować za granicą?
– Nie. Chciałem iść na jakieś imprezowe studia. Ale zależało mi, żeby
zdobyć to cholerne stypendium.
Wszyscy oprócz niego wybuchnęli śmiechem. Zachary tylko lekko
skrzywił usta. Wciąż pamiętał, jak się czuł jako siedemnastoletni chłopak
po raz kolejny pokonany przez dziewczynę, w dodatku za każdym razem
przez tę samą. Świat widział w nim pewnego siebie macho, ale przy
Frannie zawsze wątpił w siebie.
– Biedny Zachary – westchnął Farrell. – W ogóle nie chciał iść do tej
szkoły, ale ojciec się uparł. Bardzo się przejął tym, że ma dziecko
z ilorazem inteligencji sto siedemdziesiąt i wciąż dostarczał mu nowych
wyzwań.
– A nasz brat chciał tylko grać w futbola i podrywać dziewczyny
w Portland – prychnął Quin.
Zachary miał nadzieję, że pieczony kurczak i puree z dyni zakończą to
żenujące przesłuchanie, ale nie.
– Jak duże było to liceum, Frannie? – zapytała Kate.
– Niezbyt duże. – Frannie zerknęła na Zachary’ego z ukosa. –
Pracowaliśmy razem w laboratorium, przy projektach, przy wszystkim.
– Wystarczy już tych wspomnień – oznajmił stanowczo. – Frannie...
Frances, może nam powiesz, jak zamierzasz prowadzić śledztwo w Stone
River Outdoors?
– Oczywiście. – Przełknęła kęs kurczaka i otarła usta. – Najpierw
sprawdzę osoby, które wydają się najmniej podejrzane. Dział sprzedaży,
najniższe stanowiska. To powinno pójść szybko.
Ivy pochyliła się nad stołem.
– I nikt się nie zorientuje, że czegoś szukasz?
– Nie. Biura są zamykane o piątej, a ja będę przychodzić o siódmej
wieczorem i pracować do północy.
Zachary skinął głową.
– Jedyną osobą, którą trzeba wtajemniczyć, jest nocny strażnik, ale on
pracuje u nas od dwudziestu pięciu lat i dokładnie go sprawdziliśmy.
Stanley jest w porządku.
Farrell odchylił się na oparcie krzesła.
– A jeśli się okaże, że się pomyliliśmy?
– Co masz na myśli? – Frannie zmarszczyła czoło.
– Cóż, nie mamy żadnego dowodu na to, że naprawdę były jakieś
wycieki. Kilka moich projektów pojawiło się na rynku, zanim skończyłem
nad nimi pracę. Te produkty nie były zbyt dobre. Nie można wykluczyć, że
dwie osoby wpadły na taki sam pomysł w tym samym czasie. Ale to mnie
zaniepokoiło. Na wszelki wypadek na razie przeniosłem laboratorium do
swojego domu na północnym wybrzeżu.
Zachary zerknął na Frannie.
– Farrell to nasz guru w dziedzinie badań i rozwoju. Przez wiele lat jego
dział prowadziła Katie, ale ostatnio wyszła za Quintena.
– Jasne – zaśmiała się Frannie. – Więc mam się skupić tylko na
kradzieży pomysłów?
Zachary potrząsnął głową.
– Nie. Chodzi o coś gorszego. Nasz ojciec zginął w podejrzanym
wypadku samochodowym. Quinten był wtedy razem z nim.
– Poważnie? – zdumiała się Frannie.
– Tak. – Quinten wzruszył ramionami. – Miałem spore kłopoty z nogą,
ale wszystko jest już dobrze. Moja słodka żona dba, żeby mi się nie
pogorszyło.
– Więc myślicie, że ten wypadek mógł zostać sprokurowany? – zapytała
Frannie. – Dlaczego?
– Ja to wyjaśnię – odezwał się Zachary. – Nie wiemy, co o tym myśleć,
ale zdarzyło się to w tym samym czasie, kiedy skradziono pomysły Farrella.
Bardzo się ucieszymy, jeśli nie znajdziesz nic podejrzanego. Zatrudniliśmy
cię, bo wolimy brać pod uwagę wszystkie możliwości.
– Moje usługi nie są tanie – powiedziała bez ogródek. – Nie chcę brać
od was pieniędzy pod byle pretekstem. Jeszcze niczego nie podpisaliśmy.
To wszystko może być tylko zwykłym zbiegiem okoliczności.
Ivy zaśmiała się cicho.
– Bracia Stone z pewnością doceniają twoją uczciwość, ale ze względu
na nasz spokój ducha będą to dobrze wydane pieniądze. Farrell i ja chcemy
się pobrać w Wigilię. Będę się czuła o wiele lepiej, wyjeżdżając w podróż
poślubną, jeśli będę wiedziała, że w domu wszystko jest w porządku.
Frannie skinęła głową.
– A pozostali?
– Jestem za. – Farrell uniósł kciuk do góry.
– Ja też. – Katie podniosła kieliszek z winem.
– I ja – uśmiechnął się Quinten, sięgając po kolejną bułeczkę.
Frances Wickersham obróciła się na krześle i posłała Zachary’emu
chłodne spojrzenie.
– A ty, Zachary?
Patrzyła na niego spokojnie, nie dając po sobie poznać, że w jego
obecności zmienia się w rozemocjonowaną nastolatkę. Puls jej
przyspieszał, usta wysychały. Zachary Stone był taki sam, a jednocześnie
zupełnie inny niż chłopiec, którego kiedyś znała.
Dojrzał, ale rysy jego twarzy i uśmiech były równie olśniewające jak
wtedy, gdy miał szesnaście lat. Zupełnie jej nie dziwiło, że miał opinię
playboya. Należał do mężczyzn, którzy lubią kobiety i są przez nie lubiani.
Frannie musiała mieć się na baczności, by nie dać się wciągnąć na jego
orbitę.
Zatopiona w myślach, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie
odpowiedział na jej pytanie.
– Zachary, czy ty też tego chcesz? – powtórzyła.
Wydawał się niezdecydowany, ale w końcu skinął głową.
– Myślę, że nie mamy wyboru. Ostatnie lata były trudne. Urazy
Quintena, śmierć ojca. Wszyscy trzej dopiero się uczymy prowadzić firmę.
Nie możemy sobie pozwolić na utratę tego, co z wielkim wysiłkiem
staraliśmy się zachować.
– W porządku – stwierdziła. – Będę szukać, dopóki nie nabierzemy
pewności. Albo istnieje jakieś zagrożenie, albo nie macie się czego bać. Tak
czy owak, zyskacie pewność.
Rozmowa zeszła na inne tematy.
Frannie skupiła się na jedzeniu, jednocześnie obserwując dynamikę
rodzinnych relacji. Nigdy nie podejmowała się zadania, dopóki nie zdobyła
pewności, że wie, z kim i czym będzie miała do czynienia.
Stone’owie wydawali się podobni do każdej innej zamożnej rodziny,
w której zdarzają się lepsze i gorsze chwile. Czytała o sukcesach Quintena
w narciarstwie wyczynowym i o późniejszych urazach, które zmusiły go do
porzucenia życia, jakie kochał. Jego żona, Katie, od lat pracowała
w rodzinnej firmie. Ich ślub odbył się na początku roku.
Szorstki i nietowarzyski wynalazca Farrell owdowiał tragicznie
w wieku dwudziestu kilku lat i osiem następnych spędził samotnie. Drobna
Ivy Danby pojawiła się w jego życiu niedawno, razem ze swoim dzieckiem.
O dziwo, najtrudniejszy do sprofilowania był Zachary. W szkole
uważano go za błyskotliwego ucznia, który jednak niezbyt przykłada się do
nauki. Umysł miał przenikliwy, ale lubił dobrą zabawę i czuł się
najszczęśliwszy w tłumie, jako dusza towarzystwa. Studiował na
Harvardzie, ale nie zrobił doktoratu – może z przekory wobec ojca, a może
uznał, że ma już dość studiowania.
Teraz pełnił rolę dyrektora finansowego Stone River Outdoors. Na
pewno był w stanie poradzić sobie z finansami firmy, Frannie podejrzewała
jednak, że ta praca nie przynosi mu wielkiej satysfakcji.
Po ukończeniu szkoły podróżował po świecie, dokumentując swoje
wyczyny. Zapewne mógłby wybić się jako sportowiec, tak jak Quinten,
wolał jednak grupowe przedsięwzięcia. Wraz z grupą towarzyszy
eksplorował odległe zakątki amazońskich lasów deszczowych, brał udział
w wyścigach wielbłądów na Saharze i uczestniczył w projektach
nakierowanych na komercyjną eksplorację kosmosu.
Zachary Stone był geniuszem, a geniusz wymaga stymulacji. Frannie
dobrze o tym wiedziała i właśnie dlatego robiła to, co robiła.
Były jeszcze kobiety, z którymi łączono Zachary’ego. Nigdy jednak
nawet się nie zbliżył do ołtarza. Obydwaj jego bracia znaleźli miłość, on
jednak wciąż pozostawał samotny. Frannie nie wiedziała, co o tym myśleć.
Na deser podano kawę i gorącą szarlotkę, a potem Ivy zaczęła zbierać
talerze.
– Pomogę ci posprzątać – poderwała się Katie.
– Ja też – zaoferowała się Frannie, ale Katie potrząsnęła głową.
– O nie. Ty jesteś dzisiaj naszym gościem.
– Proszę. – Frannie wskazała ruchem głowy trzech braci, którzy zebrali
się przy końcu stołu, rozprawiając o futbolowych statystykach. – Uratujcie
mnie.
Zaśmiały się i pozwoliły jej pomóc. Kiedy kuchnia lśniła czystością,
a zmywarka cicho mruczała, Frannie oparła się o kuchenny blat.
– Powiedzcie mi, jak to jest oswoić jednego z braci Stone?
Katie westchnęła.
– Cóż, trzeba mieć mocne nerwy. Pracuję u jednego, a jestem żoną
innego. Trzech mężczyzn wychowanych przez samotnego ojca. To wiele
wyjaśnia.
– O ile wiem, ich matka wcześnie zmarła?
Ivy skinęła głową.
– Tak. Powiedzieć, że zabrakło im kobiecej ręki, to nic nie powiedzieć.
Są aroganccy, uparci jak muły i nie potrafią zaakceptować żadnych
ograniczeń, ale mimo olbrzymich ilości testosteronu czasem bywają
zaskakująco mili.
– Jak miękkie kociaki – zgodziła się Katie. – Ale popełniłabyś błąd,
sądząc, że można nimi manipulować. Nienawidzą tego.
Frannie skinęła głową.
– Zachary już w szkole był bardzo pewny siebie. Szczerze mówiąc,
zazdrościłam mu tego. Ja potrzebowałam wielu lat, żeby dobrze się poczuć
we własnej skórze.
– Inteligentna kobieta zawsze ma pod górkę – rzekła Ivy. – Ale miałaś
chyba przyjaciółki?
– Miałam, chociaż przeważnie przyjaźniłam się z chłopakami. Pewnie
dlatego, że sama byłam chłopczycą. Nie lubiłam sportu, ale bardziej mnie
interesowała nauka niż moda i makijaże. Beznadziejnie brakowało mi
pewności siebie.
W drzwiach kuchni stanął Zachary.
– Nie oceniaj siebie tak surowo, Frannie. Na swój sposób byłaś
urocza. – Uśmiechnął się do szwagierek. – Nosiła takie obszerne
sztruksowe ogrodniczki. Jedne były zielone, a drugie granatowe.
Frannie otworzyła usta ze zdziwienia.
– Nie mogę uwierzyć, że to pamiętasz.
– Spędzaliśmy razem dużo czasu, Robaczku, a ja mam bardzo dobrą
pamięć.
– Robaczku? – Katie uniosła brwi.
Zachary sięgnął do lodówki po piwo.
– Wszyscy w Glenderry mieli przezwiska, łącznie ze mną.
– Nie wybieraliśmy ich sami – dodała pospiesznie Frannie. – Uczniowie
z wyższych klas rozdawali je jak zatrute cukierki. Wszystkie się
przyjmowały. Oczywiście jeśli ktoś był tak lubiany jak Zachary, te
przezwiska nie były takie złe... Prawda, Jaskiniowcu?
Wzruszył ramionami i w jego oczach pojawił się błysk.
– Robaczki są fajne. Na przykład biedronki.
Katie i Ivy rzuciły Frannie współczujące spojrzenia. Katie powoli
pokręciła głową.
– Założę się, że nie cierpiałaś tego przezwiska.
– O tak. – Chociaż w ustach Zachary’ego nie brzmiało to tak źle.
– Ale zobacz, co osiągnęłaś, Frannie – stwierdziła Ivy. – Jesteś piękna
i odnosisz sukcesy. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że jakiś głupi
dzieciak w szkole nazywał cię Robaczkiem. Jak to mówią, najlepszą zemstą
jest udane życie.
– Dzięki za wotum zaufania, Ivy. Przeszłam długą drogę od czasów
Glenderry. Większość ludzi ma jakieś nieprzyjemne wspomnienia z okresu
dojrzewania. Moje wcale nie są takie złe. Ta szkoła była znacznie lepsza od
zwykłej publicznej, gdzie nie pozwalano by mi uczyć się wszystkiego,
czego chciałam. W Glenderry pod tym względem nie było żadnych
ograniczeń.
Ivy zmarszczyła brwi.
– Ale dlaczego Jaskiniowiec?
– To był żart – uśmiechnęła się Frannie. – Zachary zawsze dbał
o kondycję fizyczną.
Zachary westchnął.
– Przeżywałem nieustanne rozterki. Glenderry było dla mnie bardzo
dobrym miejscem, ale każdego dnia starałem się zwalczyć tę myśl. Po
prostu chciałem być normalny.
Frannie uśmiechnęła się szeroko do wszystkich, łącznie z jego braćmi,
którzy właśnie dołączyli do zgromadzenia w kuchni.
– Ależ daj spokój, Zachary. Ty nigdy nie byłeś normalny.
ROZDZIAŁ DRUGI
Cała rodzina wybuchnęła śmiechem. Zachary sam nie wiedział, czy ma
się poczuć obrażony, czy rozbawiony.
– Bardzo śmieszne – mruknął. – Skreślam was wszystkich z listy osób,
które dostaną ode mnie świąteczne prezenty.
Frannie przygryzła usta, tłumiąc kolejny chichot.
– Przepraszam, Zach. Nie mogłam się powstrzymać.
– O kurczę! – Farrell się skrzywił.
– Co się stało? – zdziwiła się.
Quin poklepał ją po ramieniu.
– Będziemy cię bronić.
– Przed czym?
– Zachary nie cierpi, kiedy ktoś skraca jego imię – szepnęła głośno
Katie.
– Niemożliwe. – Frannie spojrzała na niego. – Czy oni mówią
poważnie?
Wzruszył ramionami.
– Na studiach zdecydowałem, że Zachary brzmi poważniej. Od co
najmniej dziesięciu lat nikt nie mówi do mnie Zach.
– Aha. – Zamrugała. – Przepraszam.
– Nie ma za co – odparł cicho i wyciągnął ją do holu. – Ja ciebie
nazywałem Frannie, a teraz jesteś Frances. Dorosła. Poważna. Dojrzała.
Przeszliśmy długą drogę, Frances, ale chciałbym wierzyć, że ta urocza
dziewczyna nadal gdzieś w tobie jest. Lubiłem ją.
Jej oczy wydawały się teraz ciemniejsze.
– A ja lubiłam Zacha – odrzekła. – Ale skoro mam dla ciebie pracować,
to może lepiej będzie zostawić przeszłość w spokoju?
– Jesteśmy starymi znajomymi, Frannie. Nie wiedziałem o tym, kiedy
cię zatrudniałem, ale czy to ma znaczenie? Wtedy wiele nas łączyło.
Glenderry uczyniło nas tym, kim jesteśmy dzisiaj.
– Podoba ci się to, kim jesteś? – zapytała ostrożnie.
Pytanie było trafne.
– Może – rzekł niechętnie. – W ostatnich latach musiałem się stać
odpowiedzialnym człowiekiem. Byłem potrzebny braciom.
– Więc porzuciłeś seryjne randkowanie i włóczęgi po całym świecie?
– Można tak powiedzieć.
– Tęsknisz za tym?
– Za którą z tych rzeczy? – zapytał przeciągłym tonem. – Jeśli o to
pytasz, to ostatnio panuje u mnie posucha.
– Twoje życie uczuciowe to nie moje zmartwienie. – Zaczerwieniła
się. – Powinnam już wrócić do hotelu.
Sięgnęła po telefon i otworzyła aplikację serwisu samochodowego, ale
Zachary wyjął jej telefon z ręki i podniósł wysoko nad głowę.
– Ta Frannie, którą znałem, była bardzo oszczędna. Po co masz płacić
za przejazd, skoro mogę cię podrzucić do hotelu w drodze do domu? Albo
jeszcze lepiej…
– Co? – zapytała, nie próbując odebrać mu telefonu.
Posłał jej swój najbardziej uroczy, kuszący uśmiech.
– Po drodze możemy wstąpić gdzieś na drinka. Chciałbym posłuchać,
co porabiałaś od czasu, kiedy się ostatnio widzieliśmy.
Podejrzliwość walczyła w niej z zaciekawieniem.
– To może być dobry pomysł – przyznała. – Pokoje hotelowe szybko się
nudzą. Dobrze, Zach, pozwolę, żebyś mnie odwiózł.
Oddał jej telefon. Kiedy wrócili do kuchni, pozostała czwórka udawała,
że nie próbowała podsłuchiwać. Quin obejmował żonę ramieniem.
– Dziękuję za zaproszenie – rzekła Frannie. – Kolacja była doskonała
i bardzo się cieszę, że mogłam was poznać.
Quin skinął głową.
– Cała przyjemność po naszej stronie. Mam nadzieję, że pojawisz się tu
znowu, skoro zostaniesz w Portland przez jakiś czas.
– Dziękuję, bardzo chętnie. – Frannie spojrzała na Farrella i Ivy. –
Gratulacje z okazji zbliżającego się ślubu. Zawsze uważałam, że grudniowe
śluby są piękne.
Ivy oparła głowę na ramieniu Farrella.
– Jeśli do tego czasu jeszcze tu będziesz, mam nadzieję, że przyjdziesz.
Frannie pokręciła głową.
– To miło z twojej strony, ale nie sądzę, żebym miała zostać tu dłużej
niż cztery czy pięć tygodni. Potem chciałabym się wybrać na wakacje,
a w styczniu zaczynam ogromne zlecenie.
– W każdym razie zaproszenie jest aktualne.
W samochodzie Zachary włączył radio. Deszcz przestał padać, ale
powietrze wciąż było gęste i ciężkie, a mgła zmniejszała widoczność do
zaledwie kilku metrów. Frannie milczała. Pamiętał, że nigdy nie była
gadatliwa, chociaż nie miałby nic przeciwko temu. Rozmowy z kobietą taką
jak Frannie nigdy nie były nudne.
Bar, do którego chciał ją zabrać, był przytulny. W weekendy czasami
grał tam jazzowy solista. Nie było to miejsce, do jakiego zwykle zabrałby
kobietę na randkę, ale często spotykał się tam z przyjaciółmi. Znalazł
miejsce parkingowe na ulicy i otworzył drzwi po stronie pasażera. Frannie
wysiadła i postawiła kołnierz płaszcza.
– Brrr… Chyba się jeszcze bardziej ochłodziło?
– Na to wygląda.
Ujął ją pod ramię i poprowadził do środka.
Barman skinął im głową. Oprócz miejsc przy barze było tu osiem
niewielkich boksów. Zachary skierował się do najbardziej zacisznego,
w najdalszym rogu sali. Tapeta na ścianach była stara, a skórzane kanapy
wygodne i wytarte. Nad barem wisiało ogromne lustro, również
pociemniałe ze starości. Frannie zdjęła płaszcz i rozejrzała się
z zainteresowaniem.
– Jakie fajne miejsce. Sprawia wrażenie, jakby w każdej chwili mógł tu
wejść Hemingway.
– Miałem nadzieję, że ci się spodoba.
Zachary również zrzucił płaszcz. Młoda kelnerka, która pojawiła się
przy ich stoliku, przeszła od razu do rzeczy.
– Kawa czy coś mocniejszego? Paskudna pogoda.
Frannie zerknęła na kartę drinków.
– Poproszę bezalkoholowe truskawkowe daiquiri.
– A ja prowadzę – powiedział Zachary. – Więc kawa. Z odrobiną
Bailey’s. To nie powinno zaszkodzić.
Kiedy kelnerka odeszła, spojrzał na Frannie.
– W ogóle nie pijesz?
Wzruszyła ramionami i jej długie palce zaczęły drzeć serwetkę na
strzępy.
– Alkohol mnie otępia. Nie lubię tego. Na studiach próbowałam pić
towarzysko, ale nie szło mi zbyt dobrze. Wolę zachować trzeźwość umysłu.
Poza tym mojej współlokatorki z college’u omal nie zgwałcono na imprezie
i to mnie dodatkowo otrzeźwiło. Zwykle pracuję z mężczyznami i wolę
zachować czujność.
– Szczerze mówiąc, nie podoba mi się myśl, że pracujesz sama w nocy.
To nie wydaje się bezpieczne.
Posłała mu kwaśny uśmiech i upiła łyk daiquiri.
– Pracuję tak już od dawna, Zach. Poradzę sobie.
To nie była odpowiednia chwila na kłótnie. Poza tym nie był jej bratem,
ojcem ani nawet kochankiem, toteż niechętnie zmienił temat.
– Opowiedz mi o studiach. Czy Oksford spełnił twoje nadzieje?
Rozpromieniła się. Radość rozjaśniła jej twarz i zmieniła ją
z atrakcyjnej w absolutnie piękną.
– Wszystkie, Zach. Żałuję, że ty też nie mogłeś tam studiować. Historia
i szacunek do nauki. Mój Boże, byłbyś zachwycony. Każdego ranka
musiałam się uszczypnąć, żeby się przekonać, że to nie jest tylko sen.
Podobało mi się tak bardzo, że poważnie się zastanawiałam nad
pozostaniem w Anglii na stałe.
– Ale… – Ostrożnie upił łyk gorącej kawy.
Skrzywiła się.
– Moi rodzice byliby temu przeciwni, a i tak już ich rozczarowałam,
więc porzuciłam ten pomysł.
Zachary wpatrzył się w nią ze zdumieniem.
– Jesteś niesłychanie inteligentna i doskonale wykształcona, a oni są
tobą rozczarowani? Jak to możliwe?
Wzruszyła ramionami.
– Obydwoje są lekarzami, a ja nie chciałam iść na medycynę. Uważają
to, co robię, za dziecinne hobby.
– Oj.
– No tak. – Zamieszała słomką w szklance. Ożywienie, jakie pojawiło
się w jej twarzy, gdy mówiła o Oksfordzie, zniknęło.
– Masz rodzeństwo? Przykro mi, że nie pamiętam.
– Nie. Jestem jedynaczką. To ogromna presja.
– Mogę sobie wyobrazić. Więc co studiowałaś?
– Dwa kierunki, informatykę i matematykę. Ale chodziłam też na
mnóstwo zajęć z literatury, bo ją uwielbiam. Czy możesz sobie wyobrazić
czytanie „Opowieści kanterberyjskich” i zaraz potem wizytę w Canterbury?
To były najlepsze cztery lata w moim życiu.
– Nie myślałaś o karierze naukowej?
– Zastanawiałam się nad tym, ale chciałam odcisnąć swoje piętno
w świecie. Czy to brzmi arogancko? – Nie dała mu szansy na odpowiedź. –
Pierwsze zlecenie dostałam jeszcze w Londynie. Od rządu amerykańskiego.
Wszystko ściśle tajne. Kiedy skończyłam, rodzice namawiali, żebym
wróciła do domu, a ja się przekonałam, że sektor prywatny płaci znacznie
lepiej, więc wróciłam do Massachusetts, spędziłam trochę czasu
z rodzicami, a potem znalazłam pracę w wielkiej firmie ochroniarskiej.
– Imponujące.
– Lubię to, co robię, i mogę się z tego utrzymać.
– Znam cię, bo jestem taki jak ty. Przyznaj, że najbardziej lubisz
łamanie systemu. Uwielbiasz hakerstwo. To jak narkotyk, prawda?
Otworzyła szeroko oczy i zarumieniła się.
– No, no. Nikt mi wcześniej tego nie powiedział.
– Mylę się? – zapytał prowokująco.
Milczenie się przedłużało.
– Nie – odparła wreszcie. – Nie mylisz się. Ale dość już mówienia
o mnie. Skupmy się na Zacharym Stonie.
Poczuła się obnażona. Nikt z jej znajomych nie potrafiłby tak zwięźle
podsumować jej osobowości. Właściwie nie powinno jej dziwić, że zrobił
to Zachary.
W pewien sposób miał rację. Dzielili pewną grzeszną tajemnicę:
ponadprzeciętna inteligencja była zarówno darem, jak i przekleństwem.
Tylko ktoś podobny do nich mógł to w pełni zrozumieć. Hakerstwo było jak
narkotyk. Frannie potrzebowała coraz większych i trudniejszych wyzwań,
by zaspokoić głód.
Zachary przywołał kelnerkę.
– Tym razem zwykła kawa, bez dodatków – powiedział i spojrzał na
nią. – Frannie?
Przygryzła usta.
– Czy źle o mnie pomyślisz, jeśli poproszę o nachos?
Na widok jego uśmiechu wstrzymała oddech.
– Skąd. Lubię kobiety ze zdrowym apetytem.
Zamrugała. Czy ten komentarz miał być dwuznaczny? Na pewno nie.
Zachary nie zawracałby sobie głowy flirtowaniem z nią. Ale ponieważ była
zdenerwowana, przeszła do ataku.
– Obnażyłam swoją duszę. Teraz twoja kolej.
Zachmurzył się i wydawało jej się, że zauważyła dziwny błysk w jego
ciemnych oczach.
– Moja historia nie jest tak pozytywna jak twoja – powiedział, wsypując
cukier do parującej kawy. – Studiowałem na Penn State. Za dużo piłem, za
dużo imprezowałem. Na ostatnie dwa lata zebrałem się w sobie
i ukończyłem studia ze średnią, jakiej wszyscy oczekiwali od geniusza.
Zrobiłem MBA. Za pieniądze, które zostawili mi dziadkowie, objechałem
cały świat. Potem tato zginął, a Quinten został ranny i musiałem coś ze sobą
zrobić.
– Byłeś przy rodzinie. To godne szacunku.
– Nie jestem pewien, czy zrobiłem tak wiele. Kontrola nad finansami to
nie jest fizyka jądrowa.
– A co chciałeś zrobić ze swoim życiem, Zach? W liceum przeważnie
udawałeś, że nic cię nie obchodzi, ale wiem, że to nieprawda.
– Jesteś tego pewna? – zapytał z ironią, ale w jego wzroku błysnął
niepokój.
– Powiedz mi – poprosiła. – Nie ma tu nikogo więcej, a ja umiem
dochować tajemnicy.
Przez chwilę wydawało jej się, że dotarła do tego prawdziwego
mężczyzny ukrytego pod fasadą beztroski. Ale może naciskała zbyt mocno,
ponieważ zmienił temat, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że nie chce, by
go rozkładała na czynniki pierwsze. W porządku.
– Pomógłbym ci, gdybym potrafił – powiedział. – Przy tym
dochodzeniu. Ale komputery nigdy nie były moją mocną stroną. Umiem je
tylko włączyć.
– Proszę cię – zmarszczyła brwi – nie spodziewaj się, że się na to
nabiorę.
– Więc chcesz mojej pomocy? – zapytał z uśmiechem.
– Nie. Pracuję sama. Możesz od czasu do czasu spojrzeć mi przez
ramię. W końcu za to płacisz.
– Ufam ci – odrzekł. – Chociaż szczerze mówiąc, naprawdę mam
nadzieję, że nic nie znajdziesz. Niepokoi mnie myśl, że ktoś chciałby nam
zaszkodzić. Jeśli stracimy udział w rynku albo zbankrutujemy, najbardziej
ucierpią nasi pracownicy. Moi bracia i ja jakoś byśmy sobie poradzili.
Mamy inwestycje i oszczędności. Ale firma zapewnia setki dobrych miejsc
pracy.
– Może nic w tym nie ma – powiedziała.
Powoli pokręcił głową.
– Chciałbym w to wierzyć.
Przyniesiono nachos i rozmowa zeszła na lżejsze tematy. Frannie zlizała
z kącika ust kawałek stopionego sera.
– Masz szczęście, że jesteś w bliskich stosunkach z braćmi
i szwagierkami. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Moi rodzice byli zbyt
skupieni na pracy, żeby sobie pozwolić na drugie dziecko. Czasami się
zastanawiałam, czy urodziłam się z wpadki, ale zawsze bałam się zapytać.
– Nigdy nie miałaś ochoty zrobić tego, czego oczekiwali? Nigdy nie
chciałaś zostać lekarką?
– Nie, i to nie był tylko bunt. Medycyna do mnie nie przemawiała.
Gdyby mnie do niej ciągnęło, pewnie bym się tym zajęła. Szczerze
mówiąc – posłała mu smutny uśmiech – lepiej czuję się sama niż z ludźmi.
– Mogłabyś prowadzić badania. Tam zwykle pracuje się samotnie.
– To nudy. – Wzruszyła ramionami. – W każdym razie dla mnie.
Kocham to, co robię. Moim rodzicom się to nie podoba, ale już nie próbują
mnie zmieniać.
– To dobrze. Powinnaś robić to, co lubisz. – Urwał z dziwnym wyrazem
twarzy. – Mam pomysł.
– Tak?
– Na pewno nie masz ochoty siedzieć przez najbliższe dwa dni
w hotelu. Może zabiorę cię na północ? Do mojego domu nad oceanem.
Myślę, że ci się tam spodoba. Jeśli chcesz, możesz zatrzymać pokój
w hotelu, ale proszę, jedź ze mną. Chciałbym, żebyś zobaczyła to miejsce.
Jej mózg przestał pracować, a w ciele rozpełzła się fala gorąca.
Z pewnością źle go zrozumiała.
– Próbujesz mnie poderwać, Zach?
Zamrugał i lekko pobladł. Wydawało jej się, że przez jego twarz
przemknął cień urazy.
– Dlaczego tak mówisz? – zapytał z napięciem.
– Cóż, znam twoją reputację.
Ponuro zacisnął usta.
– Nigdy nie zabierałem tam kobiet. To miejsce jest przeznaczone dla
rodziny i przyjaciół.
– Przepraszam, Zach. Ja…
Uciszył ją uniesieniem dłoni.
– Nieważne. To był kiepski pomysł. – Dał znak kelnerce, by przyniosła
rachunek. – Jest późno. Odwiozę cię do hotelu.
Poczuła się mała i zagubiona. Bez zastanowienia sięgnęła przez stół
i położyła dłoń na jego ręce. Palce miał ciepłe.
– Zach, źle odczytałam sytuację. Naprawdę bardzo mi przykro. Cieszę
się, że uważasz nas za przyjaciół. Jeśli możemy zacząć jeszcze raz od
początku, to tak, zgadzam się. Bardzo chciałabym zobaczyć twój dom na
wybrzeżu.
Przez długą chwilę siedział nieruchomo, po czym nagle wypuścił
powietrze i rozluźnił ramiona. Jego uśmiech był kwaśny.
– Chyba sobie na to zasłużyłem. Ale obiecuję, że już będę grzeczny.
Nie lubiła ryzykować, jeśli chodzi o płeć przeciwną. Mężczyźni
wielokrotnie ją rozczarowali.
– Ufam ci, Zach – powiedziała mimo to. – Inaczej bym się nie zgodziła.
– Przywiozłaś jakieś sportowe ubrania?
– Tylko płaszcz i eleganckie buty.
– W takim razie obrabujemy sklep. – Wyszczerzył zęby. – Dam znać
Stanleyowi, żeby nie zaczął wydzwaniać na policję.
Dwadzieścia minut później zatrzymali się przed narożnym budynkiem
zajmowanym przez Stone River Outdoors. Wystawy na parterze były
oświetlone. Gdy wysiedli z samochodu, Frannie zadrżała w zimnym
porywistym wietrze.
Zachary szybko wprowadził ją do środka.
– Nie będę włączał górnych świateł, wystarczą nocne. Poszukaj sobie
spodni i jakiejś bluzy, a ja wezmę buty. Jaki nosisz rozmiar?
– Dziewięć i pół. – Skrzywiła się. Nigdy nie była drobną filigranową
kobietą, taką, jakie najbardziej podobały się mężczyznom.
Kiedy Zachary zniknął na drugim końcu sklepu, przejrzała półki ze
swetrami, koszulkami, dresami i legginsami. Wybrała koszulę w kolorze
morwy i szare spodnie trekkingowe. Odwróciła się, szukając przymierzalni,
i zobaczyła Zachary’ego. Szedł w jej stronę z kurtką przewieszoną przez
ramię i trzema pudełkami w rękach.
– Przymierz to albo weź od razu wszystko w kilku rozmiarach.
– Wolę przymierzyć, jeśli nie masz nic przeciwko temu, żeby zaczekać.
Ułożył pudełka na ławce.
– Nie musisz się śpieszyć. Wyślę wiadomość do menedżerki, żeby
wiedziała, że splądrowaliśmy jej towar.
Frannie weszła do przymierzalni, na wszelki wypadek przekręciła
zamek i szybko przymierzyła wszystko, łącznie z parą butów, która
podobała jej się najbardziej. Koszula i spodnie były w sam raz, buty
wydawały się trochę za duże, ale jeśli włoży grube skarpety, powinny być
dobre.
Kiedy wyszła z przebieralni, Zachary kręcił się w pobliżu, ale
zachowywał dyskretną odległość.
– I jak? – zapytał.
– Koszula i spodnie są w porządku. Buty też, te w pudełku na górze.
Ale potrzebuję jeszcze skarpet.
Wyjął plastikowe opakowanie z kieszeni kurtki.
– Pomyślałem o tym. Chodź.
– Umiesz obsługiwać kasę? – zapytała. – Mam kartę.
Zatrzymał się tak nagle, że omal na niego nie wpadła. Odwrócił się
i zmarszczył brwi.
– Nie bądź śmieszna. To na koszt firmy.
– Zwykle nie przyjmuję prezentów od klientów.
– Czy to twoja żelazna zasada?
Powoli pokręciła głową.
– Nie, raczej ogólna linia.
– To dobrze – uśmiechnął się. – Bo wiesz, jak bardzo nie lubię łamania
zasad.
Nie potrafiła powstrzymać śmiechu.
– Nie było żadnej zasady, której nie próbowałbyś złamać. W drugiej
klasie musiałeś za karę zostawać po lekcjach codziennie przez cały miesiąc.
Lekceważąco wzruszył ramionami.
– Przechodziłem wtedy fazę buntu. Za karę kazali mi rozwiązywać
zadania z rachunku różniczkowego. Chyba nikomu nie przyszło do głowy,
że sprawiało mi to frajdę.
– Cóż – odrzekła ze śmiertelną powagą – to była szkoła dla mądrych
dzieci, a nie dla mądrych nauczycieli.
Teraz roześmiał się Zachary.
– Zapomniałem już, jakie masz sarkastyczne poczucie humoru.
Uwielbiałem je. Byłaś zabawna i złośliwa i bawiły nas te same rzeczy.
Ciekaw jestem, czy to się nie zmieniło.
– Pewnie będziemy musieli to sprawdzić.
Nawet w półmroku dostrzegła błysk w jego spojrzeniu.
– Podrywasz mnie, Frances Wickersham?
Jej serce zabiło szybciej.
– Jeszcze nie, Zach. Ale daj mi trochę czasu.
ROZDZIAŁ TRZECI
W sobotę rano obudził się z uśmiechem, chociaż w nocy niewiele spał.
Wciąż nie mógł uwierzyć, że impulsywnie zaprosił Frances Wickersham na
weekendowy wypad, a jeszcze bardziej, że się zgodziła.
Wciąż pozostawała dla niego zagadką. Z pewnością nie była już tą
nieśmiałą myszą, którą pamiętał. Teraz była dorosłą kobietą, stanowczą,
niezależną i ku jego ogromnemu zdziwieniu seksowną jak diabli.
Intelektualistki nigdy nie były w typie Zachary’ego. Umawiał się
z kobietami o dużych piersiach i bujnych osobowościach, które spotykały
się z bogatymi facetami dla korzyści, a kiedy było po wszystkim,
rozstawały się z nimi ku obopólnemu zadowoleniu. O ile wiedział, żadnej
z nich nie złamał serca. Był hojnym kochankiem, otwartym i szczerym
w kwestii własnych oczekiwań. Niektóre kobiety potrafiły to docenić.
Nawiązując przyjaźń z Frannie, wkraczał na nieznane sobie terytorium.
Pociągało go jej atrakcyjne ciało, ale również umysł. Nie mógł się już
doczekać spotkania z godnym siebie przeciwnikiem. Nie podrywał jej,
a przynajmniej nie robił tego świadomie, choć nie mógł zaprzeczyć, że
myśl o spędzeniu z nią całych dwóch dni na wybrzeżu była bardzo kusząca.
Wyszła z hotelu o umówionej godzinie ubrana we własne rzeczy –
wytarte dżinsy i granatowy kaszmirowy golf. Rzuciła na tylne siedzenie
płaszcz, który miała na sobie poprzedniego wieczoru. Portier włożył jej
walizkę i torbę podręczną do bagażnika. Zachary wręczył mu banknot
i ruszyli.
– Jadłaś śniadanie? – zapytał.
– Nie. Trzy razy przestawiałam budzik na drzemkę.
– Może być drive-through?
– O ile mają dobrą kawę i dużo węglowodanów.
Pół godziny później jechali już na północ. Frannie z uśmiechem sączyła
gorącą kawę.
– Wziąłeś porsche, żeby mi zaimponować?
Spojrzał na nią z ukosa.
– A udało mi się?
Westchnęła i sięgnęła po pączek z cukrem cynamonowym.
– Czy bardzo byś się zdziwił, gdybym ci powiedziała, że mogłabym
sobie kupić kilka takich samochodów?
– Nie. Zawsze wiedziałem, że cokolwiek zdecydujesz się robić,
poradzisz sobie doskonale. A dlaczego pytasz?
– Byłbyś zdumiony, ilu mężczyzn traci zainteresowanie, kiedy odkryją,
że mam na koncie więcej niż oni.
– Kompleks małego członka. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się,
gdy usłyszał chichot Frannie.
– Nie zmieniłeś się zanadto. Wciąż jesteś tym samym skandalistą, który
lubił zabawiać klasę.
– Może. Ale moje życie stało się cholernie poważne. Straciłem ojca,
niewiele brakowało, a straciłbym również brata, a jeszcze wcześniej, zaraz
po tym, jak skończyłem szkołę, zmarła moja szwagierka. Dorosłość nie jest
dla osób o słabych nerwach.
Frannie musnęła jego ramię.
– To nie była krytyka, Zach. Świat potrzebuje śmiechu, ale to nie musi
oznaczać ignorowania złych rzeczy. Dałeś wiele wsparcia swoim braciom.
– Mam nadzieję. – Sięgnął po kolejnego pączka. – Nie miałem zamiaru
się rozklejać. Porozmawiajmy o tobie.
– Nie – odrzekła lekko. – Może lepiej o pogodzie?
Teraz on się zaśmiał.
– Jest zimno. Może padać śnieg. To chyba wszystko.
– Ile śniegu spadnie? – zapytała ostrożnie.
– Nie wiem. Czy to ważne? Mam dobrze zaopatrzoną zamrażarkę
i mnóstwo drewna do kominka.
– Nie boisz się, że nas zasypie?
– Nieszczególnie. Mamy dużo do nadrobienia.
– Aha.
Nie potrafił wywnioskować z tych dwóch sylab, czy mają one wyrażać
entuzjazm, czy onieśmielenie. Prychnął w duchu. Ta nowa Frannie nie
wygląda na kobietę, którą można czymkolwiek onieśmielić.
Podróż minęła szybko. Nie rozmawiali wiele, przeważnie milczeli, ale
było to dobre, przyjazne milczenie i Zachary czuł się z nim doskonale. To
było dziwne.
W końcu minęli skręt do Bar Harbor i Parku Narodowego Acadia
i wjechali na dwupasmówkę prowadzącą na północny wschód. W szary
listopadowy dzień ruch był niewielki.
– Już niedaleko – powiedział.
Frannie wyprostowała się i z zainteresowaniem rozejrzała po okolicy.
– Nie potrafię sobie wyobrazić ciebie z dala od cywilizacji.
– Ludzie się zmieniają, Frannie.
– Naprawdę? – Obróciła się w jego stronę. Niemal fizycznie poczuł na
sobie jej spojrzenie.
– To nic takiego – mruknął. – Moi bracia też mają tu domy.
– Ale to był twój pomysł, prawda?
– Dlaczego tak myślisz? – Przez to wypytywanie niemal pożałował, że
ją tu zaprosił. Nie miał ochoty na psychoanalizę.
– Kiedy w liceum pewnego deszczowego popołudnia po zakończeniu
projektów utknęliśmy w sali do nauki, przysięgałeś, że pewnego dnia
uwolnisz się od dominacji ojca. Mówiłeś, że masz już dość tego, że inni
kierują twoim życiem. Że chciałbyś mieszkać gdzieś, gdzie mógłbyś
swobodnie oddychać i biegać nago po lesie, gdyby ci przyszła na to
ochota…
– Powiedziałem to, żeby cię zszokować.
– Wiem. Lubiłeś mnie oburzać, żebym mówiła: Zaach...
Uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od drogi.
– Byłaś taka słodka, naiwna i tak łatwo było cię wyprowadzić
z równowagi. Lubiłem, kiedy wypowiadałaś moje imię.
– Zastanawiałam się, dlaczego nigdy nie poprosiłeś o zmianę partnera
w laboratorium. Wydawało mi się, że przez cały czas jesteś na mnie
zirytowany.
Zjechał na pobocze z piskiem opon i odwrócił się do niej z ręką opartą
na kierownicy.
– To było coś więcej niż irytacja – powiedział, przypominając sobie
swój nastoletni bunt. – Przez cały czas czułem się cholernie sfrustrowany.
Nic, co robiłem, nie było wystarczająco dobre. Ty zawsze byłaś najlepsza
w klasie, wygrywałaś wszystkie rankingi. Wszyscy mi mówili, że jestem
geniuszem, ale tobie nie mogłem dorównać.
– Przepraszam. – Przygryzła usta.
– Nie przepraszaj, Robaczku. Dzięki tobie bardziej się starałem. Gdyby
nie ty, mógłbym wylecieć z Glenderry. Byłaś moją marchewką.
Dostarczałaś mi bodźca.
Patrzyła na niego wielkimi oczami.
– Nie miałam pojęcia, że tak się czujesz.
– Jasne, że nie. Który nastolatek przyzna się, że rywalizuje
z dziewczyną? I w dodatku przegrywa?
– Wygląda na to, że byłam dla ciebie przede wszystkim przeciwnikiem.
Wyczuł, że zranił jej uczucia.
– W moim życiu było wtedy mnóstwo niejednoznaczności. Byłem
napalonym nastolatkiem i utknąłem w szkole, w której nie mogłem robić
tego, co chciałem. Byłem zły na ojca i tęskniłem za braćmi. Chyba tylko
dzięki tobie udało mi się zachować zdrowe zmysły.
– Nie wydaje mi się – mruknęła.
Dotknął kciukiem jej policzka.
– Nigdy nie przepraszaj za to, że jesteś genialna. W tamtych czasach nie
wiedziałem, jak sobie z tym poradzić.
– A teraz? – Uniosła brwi.
– Zobaczymy. – Popatrzył na jej twarz.
Wysokie czoło. Spiczasty podbródek. Oczy w intrygującym
niebieskofioletowym kolorze. I te śliczne seksowne okulary. Naraz
zmarszczył brwi, wyciągnął rękę i zsunął je z jej nosa.
– Hej – oburzyła się. – Oddaj!
Podniósł je do światła.
– Frannie – stwierdził – jesteś oszustką. To zwykłe szkło.
Zaczerwieniła się z irytacji i upokorzenia.
– Ludzie oczekują od inteligentnych kobiet określonego wyglądu. I tak
zwykle nie traktują mnie poważnie. Okulary pomagają.
Wsunął okulary na jej nos i przygładził włosy.
– Przepraszam. To nie moja sprawa. Ale chcę ci powiedzieć, że nie
musisz ich nosić przy mnie. Zawsze traktowałem cię bardzo poważnie.
Nie miała pojęcia, co powiedzieć, więc przez resztę podróży milczała.
Nie trwało to długo. Po półgodzinie zjechali z autostrady i zatrzymali się
przed zamkniętą bramą. Zach wpisał kod i wjechali na wąską drogę.
– Może ci się nie spodobać – powiedział nagle.
– Co?
– Dom.
– Czy to jest prosta chata w lesie, czy luksusowa kryjówka?
– Ani jedno, ani drugie. I nie w środku lasu. Dom stoi na klifie. Zresztą
sama zobaczysz. Jest mniejszy niż domy moich braci. Oni mają miejsce dla
żon, dzieci i gości.
– A ty nie?
– Właściwie nie. Nie widziałem w tym sensu. Jaka kobieta by ze mną
wytrzymała? Poza tym nadal nie cierpię, kiedy ktoś mi dyktuje, co mam
robić. Nie nadaję się do związków, więc nie zawracam sobie nimi głowy.
– Rozumiem. – I rzeczywiście rozumiała, przynajmniej po części.
Zachary był kameleonem. Chciał, by ludzie wierzyli, że jest otwarty
i beztroski, podejrzewała jednak, że jest na odwrót. Zachary był
skomplikowanym człowiekiem.
Za zakrętem wstrzymała oddech.
– Och, Zach, jaki piękny!
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że dom w całości zbudowany jest
ze szkła. To było oczywiście niemożliwe, ale frontowa elewacja od strony
oceanu była przeszklona. Czy było tam jedno piętro, czy dwa? Frannie nie
potrafiła tego stwierdzić, bo oślepiało ją słońce odbijające się od okien.
Zachary, który stawał się coraz bardziej milczący, zatrzymał się na
okrągłym podjeździe i zgasił silnik. Po otwarciu drzwi do samochodu wdarł
się zapach wiecznie zielonych roślin. Pachniało Bożym Narodzeniem.
Frannie nałożyła płaszcz i szczelnie go zapięła. Zachary narzucił na
ramiona tylko lekką wełnianą kurtkę.
Podeszła do krawędzi klifu. Urwisko nie było zbyt wysokie, ale skały
na dole wyglądały na śliskie i zdradliwe. Podczas odpływu zapewne
tworzyła się przy nich wąska plaża. Czuła na twarzy morską bryzę i ciepło
słońca.
– Dlaczego w ogóle stąd wyjeżdżasz? – zapytała cicho, gdy stanął obok
niej.
– Nie wyjeżdżałbym, gdybym nie musiał. Tu jest wszystko, czego
człowiek potrzebuje do życia.
– Masz szczęście. Jak znalazłeś to miejsce?
– Ta ziemia należała do naszej rodziny od pokoleń. Spora jej część
została sprzedana, ale Bogu dzięki moi krewni zatrzymali pas nad samym
morzem. – Zauważył, że Frannie drży. – Wejdźmy do środka, zanim
zmienisz się w bryłę lodu. Wrócę potem po bagaże.
Wspięli się na schodki i Zach otworzył drzwi.
Frannie znów zaparło dech w piersiach. Dom był oazą nowoczesności
pośród dzikiej przyrody. Meble miały proste eleganckie kształty i szkarłatną
tapicerkę, dywan wyglądał jak arcydzieło z muzeum sztuki współczesnej.
I jeszcze kominek. Frannie wyobraziła sobie Zacha wygodnie
rozciągniętego przy ogniu.
Odchrząknął za jej plecami.
– I jak ci się tu podoba? Nie masz wrażenia, że wnętrze jest
przerafinowane?
Odwróciła się twarzą do niego.
– Nie. Wygląda wspaniale, Zach. Naprawdę imponująco. Pokażesz mi
resztę domu?
Szeroki uśmiech wskazywał, że pochwała sprawiła mu przyjemność.
– Jak sobie pani życzy.
Poprowadził ją do kuchni, która nie była wielka, ale wyglądała jak
marzenie każdego kucharza – sprzęty z najwyższej półki, włoskie płytki na
ścianach, lodówka tak wielka, że można byłoby wykarmić drużynę
piłkarską. A co najlepsze, kuchnia była otwarta na jadalnię, z której
roztaczał się widok na las. Z jadalni znów można było przejść bezpośrednio
do salonu, zamykając krąg.
– Fantastycznie – stwierdziła Frannie, wyobrażając sobie leniwe
poranki nad francuskimi tostami, kawą i jajecznicą. – Umiesz gotować? –
zapytała nagle.
Zachary skrzywił się.
– Umiem, ale tego talentu staram się nie reklamować.
– Dlaczego?
– Nie sądzisz, że to zbyt banalne? Bogaty kawaler przygotowuje
wystawną kolację dla swojej przyjaciółki. Nie chciałbym, żeby za bardzo
się do tego przyzwyczaiły.
– Ale mówiłeś, że nie przywozisz tutaj kobiet.
– Ta zasada obowiązuje również w Portland. W moim mieszkaniu też
jest dobrze wyposażona kuchnia. Gotuję dla siebie i to wszystko.
– A twoi bracia? Rodzina?
– Moi bracia wydrwiliby mnie bezlitośnie, gdyby wiedzieli, że umiem
przygotować kurczaka w winie albo suflet, więc zachowuję to dla siebie.
Narzeczona Farrella, Ivy, jest świetną kucharką. Czasami jej pomagam.
– Gdzie się nauczyłeś gotować?
– Po prostu się nauczyłem. Lubię jeść i mam już dość restauracji.
– Ale nie dzielisz się z nikim swoją wiedzą?
– Kilka razy zrobiłem dla braci domową pizzę czy steki z grilla. Dalej
się nie posuwam.
Przez chwilę milczała, próbując to zrozumieć. Zachary znów ukrywa
swe talenty. Jest genialny i wszechstronnie uzdolniony, ale światu pokazuje
twarz płytkiego kolekcjonera wrażeń. To nie ma sensu.
– A może mógłbyś mnie nauczyć? – zapytała. – Jestem beznadziejna
w kuchni, ale zawsze chciałam umieć gotować. Wiem, że jesteś zajęty, ale
będę w Portland przez kilka tygodni.
Jego usta drgnęły.
– Jestem zaskoczony, Frannie. Nie potrafię sobie wyobrazić, że
mogłabyś nie być w czymś doskonała.
Wzruszyła ramionami.
– Zaraz po studiach próbowałam kilka razy zrobić coś w kuchni, ale
z marnym skutkiem. Przestałam próbować z obawy, że jeśli poniosę klęskę,
to całkiem się załamię. – Spojrzała na niego błagalnie. – Nauczysz mnie?
Powoli pokręcił głową.
– Wydaje mi się, że to pułapka, ale pomyślę o tym.
– Na razie to mi wystarczy – odrzekła. – Czy mogę zobaczyć resztę
domu?
– Jasne.
Poprowadził ją na górę. Wzdłuż tylnej ściany domu ciągnęły się
biblioteka i galeria.
– Nieźle. – Westchnęła z zawiścią na widok wygodnych foteli, które
zachęcały do odpoczynku.
Miała ochotę przyjrzeć się bliżej obrazom, książkom i rzeźbom, ale
Zachary już szedł dalej.
– Tutaj będziesz spać – oznajmił.
Pokój gościnny był w istocie luksusowym apartamentem z częścią
dzienną oddzieloną od sypialni. Podeszła do okna i spojrzała na szary
złowieszczy ocean i białe grzywy fal. Nawet przy tej pogodzie widok był
piękny.
– Szkoda, że spędzę tu tylko jedną noc. Może mogłabym zostać
i pracować zdalnie – zażartowała.
– Ja też tak się czuję. – Pokiwał głową. – Czasami rodzinna firma
przypomina młyński kamień przywiązany do szyi.
– Nie myśleliście o sprzedaży?
– Raz czy dwa przyszło nam to do głowy, ale nie możemy tak łatwo się
pozbyć dziedzictwa pokoleń. Poza tym przy sprzedaży firmy takiej jak
nasza zawsze jest ryzyko, że nowy właściciel zacznie od gruntownych
porządków, a niektórzy pracownicy są z nami od czasów naszego
dzieciństwa.
– Czujesz się za nich odpowiedzialny.
– Właśnie. Kiedy w twoich rękach spoczywa źródło utrzymania innej
osoby, decyzje, które podejmujesz, mają większe znaczenie dla innych niż
dla ciebie. A gdyby oni wszyscy stracili pracę?
– To duże obciążenie. Ale przynajmniej masz braci, którzy ci pomagają.
Zastanawialiście się kiedyś nad zatrudnieniem kilku menedżerów, którzy
przejęliby kontrolę nad działaniem firmy, tak żebyście wy mogli się
wycofać? – Skrzywiła się. – Przepraszam, nie miało to brzmieć tak, jakbym
znała wszystkie odpowiedzi. Pracuję sama i nawet nie potrafię sobie
wyobrazić, jaką presją jest prowadzenie tak dużej firmy jak Stone River
Outdoors.
– Nie przejmuj się – odrzekł lekko. – My również wielokrotnie
zadawaliśmy sobie te pytania. Jeśli uda się wykluczyć szpiegostwo, to
znów się nad tym zastanowimy. Nie minęło dużo czasu od śmierci taty
i wypadku Quina. Kiedy sytuacja się uspokoi, pewnie spojrzymy na to
w szerszej perspektywie i poczynimy jakieś plany.
– To ma sens. – Chciała zapytać, gdzie Zach widzi siebie za pięć lat, ale
to byłoby zbyt osobiste.
Kiedyś byli sobie w pewien sposób bliscy, ale od tamtego czasu minęły
lata.
Zachary patrzył na nią, oparty o framugę drzwi.
– Czy chciałabyś zobaczyć moją sypialnię?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Na policzki Frannie wypełzł bladoróżowy rumieniec i Zachary poczuł
satysfakcję. Zwykle była spokojna i opanowana; sprawiała mu przyjemność
myśl, że potrafi ją wytrącić z równowagi.
Omijając go wzrokiem, zaplotła ramiona wokół talii.
– Jasne.
Poprowadził ją do swojego apartamentu, próbując patrzeć na wszystko
jej oczami. Oprócz Katie, Ivy oraz sprzątaczki, która przychodziła raz
w miesiącu, żadna inna kobieta nie przekroczyła dotychczas progu tego
domu.
Sypialnia była ascetyczna. Znajdowały się tu tylko ogromne łóżko, dwie
nocne szafki, pojedynczy fotel przy kominku, a przy przeszklonej ścianie
teleskop. Jedyną plamą koloru była karmazynowa kołdra, poza tym
wszystko utrzymane było w graficie i bieli. Ubrania i rzeczy osobiste
spoczywały w dużej garderobie.
– Och – stwierdziła Frannie. – Nie wiem, co powiedzieć. Wygląda
niemal jak komnata w zamku rycerza, który miał nieograniczone fundusze
i bardzo dobry gust.
– Obejrzyj wszystko – zasugerował. – W łazience jest ogrzewanie
podłogowe, a w kabinie prysznicowej potrójna deszczownica.
Szedł za nią, gdy otwierała drzwi, mrucząc z uznaniem. Naraz
uświadomił sobie, że zawsze zabiegał o aprobatę Frannie. Widocznie trudno
jest zerwać ze starymi nawykami.
Kiedy w końcu wrócili do sypialni, wskazał na szklaną ścianę.
– Przy ładnej pogodzie mogę otworzyć tę środkową część. Latem
wstawiam tam siatkę, żeby przez sen słuchać szumu oceanu.
Spojrzała na morze, a potem znów na niego z rozmarzonym wyrazem
twarzy.
– Fantastycznie, Zach. Jak z filmu.
– Połóż się ze mną na łóżku – zaproponował.
– Co takiego?
Przewrócił oczami.
– Okaż mi odrobinę zaufania, Frannie. Gdybym do czegoś zmierzał,
dałbym ci to do zrozumienia. Poważnie, wejdź tutaj i pozwól, że coś ci
pokażę. – Poklepał poduszkę. – Rozciągnij się na plecach.
Zrobiła, o co prosił, ale jej ciało było sztywne, jakby się obawiała, że się
na nią rzuci. Pewnie sobie na to zasłużył, choć jego reputacja była co
najmniej w połowie przesadzona.
Sięgnął do szuflady szafki nocnej po pilota.
– Patrz. – Kiedy nacisnął przycisk, siedmiometrowy fragment dachu
zsunął się na bok i do sypialni wpadło zimne powietrze.
Frannie przyłożyła dłonie do policzków.
– O mój Boże – westchnęła z podziwem. – Niesamowite. Jak udało ci
się coś takiego zaprojektować?
– To nie było łatwe, a do tego absurdalnie drogie. Skorzystałem
z pomocy kumpla, który jest inżynierem, i w końcu się udało. – Znów
nacisnął przycisk i zamknął sufit.
Frannie odwróciła się na bok i spojrzała na niego, opierając głowę na
dłoni.
– Imponujące, Zach. Może powinnam cię zatrudnić, żebyś zbudował
dom dla mnie.
Pod jej spojrzeniem poczuł ucisk w piersi.
– Nie masz domu?
– Nie. – Przygryzła usta. – Prawie przez cały czas podróżuję, więc
wynajmuję mieszkanie w Bostonie. Bardzo ładne – dodała szybko. – Chyba
mogłabym mieszkać gdziekolwiek, ale wychowałam się w Bostonie, więc
tam jest mój dom.
– Ale rzadko w nim jesteś.
– No właśnie.
Patrzył na jej usta. Były pełne, wygięte we właściwy sposób i zupełnie
nagie, nawet bez błyszczyka. Jak smakowały? Zamrugał i powściągnął
rozszalałą wyobraźnię. Nie powinno go to interesować. Właściwie dlaczego
przyprowadził ją na swoje łóżko? Czy tylko dlatego, że chciał się
pochwalić tym wspaniałym świetlikiem?
Odchrząknął.
– Już prawie pierwsza. Na pewno umierasz z głodu.
Powoli skinęła głową.
– Ale jeszcze jedno pytanie. Używasz tego teleskopu?
– Oczywiście – odrzekł z urazą.
– Podaj mi specyfikacje.
Czy to ma być jakiś test?
– To jedenastocalowy odbłyśnik firmy Schmidt-Cassegrain. Kupiłem go
w Kalifornii bezpośrednio od producenta.
Zaśmiała się cicho.
– Rozmiar nie ma znaczenia, nie słyszałeś o tym, Jaskiniowcu? Szkoda,
że weekend jest pochmurny.
Musiał ją pocałować. Potrzebował tego zupełnie bezrozumnie.
– W takim razie będziemy musieli znaleźć sobie inne rozrywki –
zauważył ochrypłym głosem.
Zamrugała i ten soczysty rumieniec znów zabarwił jej policzki. Cerę
miała gładką, nieskazitelną. Chciał dotknąć jej policzka, pogładzić po
szyi…
– Jestem głodna – usłyszał.
On też był głodny. Co by zrobiła, gdyby pochylił się i ją pocałował?
Pewnie dałaby mu w twarz i rzuciła tę pracę jeszcze przed rozpoczęciem,
a on musiałby wyjaśniać braciom, dlaczego tak się stało.
Skinął głową, niechętnie rezygnując z odtwarzanej w głowie fantazji.
– Nakarmię cię. Mam mnóstwo dobrych rzeczy.
Frannie zsunęła się z łóżka i przygładziła włosy.
– W takim razie chodźmy. Od tych pączków minęło już dużo czasu.
Trzy kwadranse później siedziała przy stole w jadalni, na którym stały
dwa talerze z parującym kurczakiem z cytryną, dzikim ryżem i brokułami.
Były nawet bułeczki drożdżowe. Zachary nie chciał jej pomocy i odgrywał
rolę szefa kuchni, gdy z zaciekawieniem oglądała zawartość kuchennych
szafek i podziwiała dobrze zaopatrzoną lodówkę. Jak na kawalera, który
dużo podróżował, był zaskakująco dobrze przygotowany na każdą
ewentualność.
– W razie konieczności mógłbyś tu przetrwać co najmniej miesiąc –
stwierdziła, kiedy w końcu zaczęli jeść.
Skinął głową, nie poruszony jej zdziwieniem.
– Może nawet dwa. Mam wielki generator prądu. Muszę być tu
samowystarczalny, ale to mi nie przeszkadza.
– A nawet ci się podoba, prawda?
– Owszem – przytaknął lakonicznie. – Nie twierdzę, że mam geny
pioniera, ale uważam, że mężczyzna powinien umieć przetrwać w lesie.
– Ale nie tylko z paczką zapałek, łukiem i strzałą.
Wzruszył ramionami.
– Lubię doczesne wygody. Sam rąbię drewno na opał, ale w nocy chcę
spać jak król.
W sprawie drewna skłonna była mu uwierzyć. Kiedy podjeżdżali pod
dom, zauważyła starannie ułożone sterty grubych pni. Mocna klatka
piersiowa i muskularne ramiona Zachary’ego świadczyły o tym, że nie
spędzał całych dni przy stole do ruletki ani na pokładzie jachtu, o ile go
miał. Zachary Stone był twardy, silny i niezmiernie męski.
Uniosła kawałek kurczaka na widelcu.
– Bardzo dobre, Zach. Sam to zrobiłeś?
– Tak. W promieniu wielu kilometrów nie ma tu żadnej knajpy.
Wspominałem już, że lubię jeść? Za każdym razem, kiedy tu jestem,
przygotowuję kilka dań i zamrażam resztki.
– Lubię ludzi, którzy potrafią planować.
Reszta posiłku upłynęła w ciszy. Być może temat wspomnień ze szkoły
już się wyczerpał, a może oboje zaczęli sobie uświadamiać, że mają jeszcze
mnóstwo czasu, zanim nadejdzie pora wracać.
Gdy zjedli, Frannie zaproponowała, że posprząta kuchnię, a Zachary
zaniósł bagaże na górę. Gdy znów do niej dołączył, twarz miał
zarumienioną, a włosy potargane.
– Miałem nadzieję, że wybierzemy się na wycieczkę, ale jest dość
zimno i wiatr się wzmaga.
– W lesie chyba nie będzie tak źle?
Uśmiechnął się leniwie.
– Czy to znaczy, że się zgadzasz?
– Nie pamiętam, żebyś mnie o coś pytał. Ale jestem twarda, w lutym
wędrowałam po Pirenejach, więc jak najbardziej.
– W porządku. Twoje bagaże są na górze. Spotkajmy się tutaj za pół
godziny.
Postukała palcem w jego tors.
– Dwadzieścia minut – powiedziała, trzepocząc rzęsami. – I nie każ mi
na siebie czekać.
W zaciszu sypialni jęknęła. Co jej strzeliło do głowy? Lepiej było nie
flirtować z takim zaprzysięgłym kawalerem jak Zachary, chyba że celowała
w przygodę na jedną noc.
W szkole wiecznie z sobą rywalizowali i teraz też znalazła się w kuchni
po dziewiętnastu minutach i dziesięciu sekundach. Zachary już tam stał,
oparty o blat, bardzo z siebie zadowolony.
– Coś cię zatrzymało? Może miałaś problem ze zdejmowaniem metek
z nowych ubrań?
Rzuciła mu złe spojrzenie.
– Nie. Odpowiedziałam na kilka służbowych mejli i do połowy
rozwiązałam krzyżówkę z „New York Timesa”.
– Punkt dla ciebie, Robaczku – zaśmiał się i wziął do ręki lekki
plecak. – Mam tu wodę i coś do jedzenia. Chodźmy do lasu. Coraz bardziej
się chmurzy.
W drzwiach zimne powietrze uderzyło ją w twarz. Po cieple domu
Zachary’ego pogoda wydawała się jeszcze bardziej nieprzyjazna.
– Dokąd idziemy? – zapytała. – W jakieś konkretne miejsce czy
gdziekolwiek, żeby tylko rozprostować nogi?
– O milę stąd jest wysokie wzgórze, a za nim ładny wodospad, niezbyt
wielki, ale fotogeniczny. Pomyślałem, że może zechcesz go zobaczyć.
– Prowadź.
Spodziewała się, że Zachary narzuci szybkie tempo, i nie zawiodła się.
W szkole uprawiał wszystkie dostępne sporty. Frannie z kolei unikała
aktywności fizycznej, kiedy tylko mogła. Krępowały ją własna chudość
niezdarność, a także brak opalenizny. Jednak w ostatnich latach znalazła
formy aktywności fizycznej, które polubiła – joga, rower stacjonarny,
bieganie. Może zdoła dotrzymać kroku Zachowi.
Pół godziny później zatrzymali się u stóp wzgórza. Frannie z trudem
łapała oddech.
– Nazwałabym to małą górą, a nie wysokim wzgórzem – stwierdziła,
spoglądając na szczyt zakryty chmurami.
– Pewnie dlatego, że jesteś dziewczyną z miasta.
Ruszyła ścieżką.
– Nie oszukuj się – rzuciła przez ramię. – Wyprzedzę cię bez kłopotu.
Nie tracił czasu na to, by ją gonić. Miał dłuższe nogi, ale zaskoczyła go
i zdobyła przewagę.
Paliło ją w płucach, w udach czuła skurcze, mimo chłodu po jej czole
spływał pot. Była zdeterminowana dotrzeć na szczyt przed nim. Ścieżka
była wąska, ale kiedy w końcu musiała się zatrzymać i zgiąć wpół, by
złapać oddech, Zach przeszedł obok niej z irytującym męskim uśmiechem.
– Spotkamy się na górze! – zawołał.
To było głupie. Nie musiała mu niczego udowadniać, ale zawsze
potrafił ją sprowokować. Nie zamierzała pozwolić mu wygrać.
W końcu wyszło na remis. Nie była pewna, czy on w ostatniej chwili
zwolnił, czy też ona doznała przypływu energii, ale wpadli na polanę ramię
w ramię i dysząc ciężko, oparli się o drzewa. Zrzuciła kurtkę.
Obiecany wodospad ją zachwycił. Woda wypływała z podziemnego
źródła i spływała ze wzgórza po porośniętych mchem skałach. Kiedy
Frannie odzyskała oddech, wyjęła telefon i zrobiła kilka zdjęć, oczami
wyobraźni widząc wróżki i leśne skrzaty gromadzące się tu w świetle
księżyca. Zach wciąż stał oparty o drzewo i patrzył na nią.
– Zaskoczyłaś mnie, Frannie. Musiałem się mocno postarać, żeby cię
wyprzedzić.
– Bo pamiętasz mnie z dawnych lat. Po dwudziestce zdałam sobie
sprawę, że chcę nabrać formy, i polubiłam ćwiczenia.
– Te starania bardzo się opłaciły – powiedział, obrzucając ją
bezwstydnym wzrokiem.
Wiedziała, że wygląda dobrze. Sportowe spodnie i top podkreślały jej
sylwetkę, ale komplementy Zachary’ego zbijały ją z tropu. Czy ma dla
niego pracować, czy z nim flirtować? Czy możliwe byłoby jedno i drugie
jednocześnie?
W milczeniu wypili po pół butelki wody i zjedli po batoniku z ziarnami,
po prostu ciesząc się chwilą.
Teraz, kiedy jej tętno wróciło do normy, Frannie poczuła chłód
i sięgnęła po kurtkę.
– Powinniśmy już chyba wracać. W lesie wcześnie robi się ciemno. Nie
chciałabym, żeby jakieś niedźwiedzie czy wilki zjadły mnie na kolację.
Zaśmiał się, chowając butelki z wodą do plecaka.
– W Maine nie ma żadnych wilków. A czarne niedźwiedzie zwykle nie
są agresywne. Obronię cię.
Wyciągnęła włosy spod kołnierza kurtki.
– Może to ja cię obronię, Zach. Dziewczyny też potrafią robić różne
rzeczy.
Kiedy się odwróciła, posłał jej podejrzany uśmiech.
– To jeszcze nie koniec gry, F. Wickersham! – zawołał i zniknął.
Te słowa tak ją zaskoczyły, że minęło całe dziesięć sekund, zanim
podjęła wyzwanie. Schodzenie w dół było łatwiejsze dla płuc, ale
trudniejsze pod innymi względami. Ścieżka w tym kierunku była bardziej
zdradliwa.
– Zaczekaj! – zawołała, cynicznie zamierzając go wyprzedzić, gdy się
zatrzyma.
On jednak był człowiekiem twardo zmierzającym do celu, ponadto
zwinnym i szybkim. Wytężyła siły, zdeterminowana go dogonić, ale gdy
znalazł się w zasięgu jej wzroku, zaraz znikał za kolejnym zakrętem.
Byli już prawie na dole, kiedy usłyszała krzyk i trzask, jakby jakieś
zwierzę przedzierało się przez zarośla. Zaniepokojona przyspieszyła.
– Zach, wszystko w porządku?
Minęła zakręt i omal na niego nie wpadła. Leżał na ziemi i próbował się
podnieść. Twarz miał bladą, jedną nogę sztywno wyciągniętą przed siebie.
– Co się stało? – Uklękła przy nim i otarła strużkę krwi z rozciętego
policzka.
– Potknąłem się o korzeń i upadłem. Chyba skręciłem kostkę –
wykrztusił, oddychając nierówno.
Przykucnęła nad jego stopą i delikatnie podciągnęła nogawkę spodni.
Kostka była spuchnięta i fioletowa. Frannie skrzywiła się ze współczuciem.
– Myślisz, że to złamanie?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Może po prostu poważne skręcenie.
A zatem znaleźli się w kłopotach. Byli o milę od domu i nie mogli tu
liczyć na żadną pomoc. Nie mogła go zostawić w lesie i pójść po
samochód. Mógł być w szoku, a poza tym siedzenie bez ruchu po zachodzie
słońca, gdy temperatura spada, sprzyjało wyziębieniu.
– Nie mamy wyboru – powiedziała.
– Wiem – westchnął z rezygnacją.
– Musisz się jakoś podnieść, a potem oprzesz się na mnie i dotrzemy do
domu. To trochę potrwa, ale damy radę.
Uderzył pięścią w ziemię.
– To było cholernie głupie z mojej strony. Wyścigi na nierównym
terenie. Powinienem być mądrzejszy.
– Nic by się nie stało, gdybym się nie zgodziła. Przyznajmy po prostu,
że obydwoje podjęliśmy złą decyzję.
– Przychodzą mi do głowy inne złe decyzje, które byłyby o wiele
przyjemniejsze. – Uśmiechnął się blado.
– Śmiało, spróbuj mnie zawstydzić. Jeśli to odciągnie twoje myśli od
bólu, jestem za.
– Przepraszam, Frannie.
– Nie ma czasu na użalanie się nad sobą – oświadczyła. – Im szybciej
ruszymy, tym szybciej będziemy w domu.
Podniosła się i rozejrzała za odpowiednim kijem, ale nic takiego nie
znalazła.
– Pomóż mi wstać – odezwał się ponuro.
– Spróbuj się przytrzymać tego drzewka.
Prawą ręką pochwycił drzewo. Pień wygiął się złowróżbnie. Frannie
przykucnęła.
– Obejmij mnie ramieniem, a ja powoli wstanę. Daj mi plecak.
Skrzywił się.
– Mam ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i ważę ponad
dziewięćdziesiąt kilo. Dam sobie radę z plecakiem, ale nie wiadomo, czy ty
dasz sobie radę ze mną.
Opór był bezcelowy. Zraniony Zachary był równie niebezpieczny jak
zraniony niedźwiedź.
– Niech będzie. Jesteś gotów?
– Tak.
Dźwignął się, ale gdy jego stopa dotknęła ziemi, zaklął i przygryzł
wargę aż do krwi. Jego twarz zmieniła barwę z bladej na popielatą. Frannie
podtrzymała go i przez chwilę stali nieruchomo.
– Jak się czujesz?
– Bywało lepiej.
– Idziemy, Jaskiniowcu. Widywałam cię już w gorszych tarapatach.
Pamiętasz, jak bez pozwolenia wziąłeś żaglówkę profesora Gilberta
i złapała cię burza? Wszyscy w internacie myśleli, że utonąłeś, ale ty jakimś
cudem wróciłeś i nawet zdążyłeś na kolację.
– Całkiem o tym zapomniałem – odparł. – Przez cały miesiąc musiałem
dwa razy dziennie sprzątać w stołówce.
– Zasłużyłeś na to. Śmiertelnie mnie wystraszyłeś.
– Martwiłaś się o mnie, Robaczku? Jak miło.
Nie martwiła się; była przerażona. Gdy wrócił, przemoczony
i zziębnięty, ale bez cienia skruchy, miała ochotę dać mu w twarz. Jeszcze
teraz na to wspomnienie czuła ból w żołądku.
Ruszyli. Każdy krok był wyzwaniem. Zachary opierał się na niej ciężko
i podskakiwał na zdrowej nodze. Tempo było potwornie wolne, ale
posuwali się naprzód.
Zmierzch zapadał szybko, robiło się coraz zimniej. Co piętnaście minut
zatrzymywali się na odpoczynek. Po pół godzinie nogi Frannie drżały ze
zmęczenia. Zachary prawie się nie odzywał, skupiając całą energię na
obronie przed bólem. Milczenie jej odpowiadało, bo i tak nie wiedziałaby,
co powiedzieć. A on nie chciał jej współczucia.
W końcu przestała spoglądać na zegarek, bo to było zbyt
przygnębiające. Mogłaby przysiąc, że wskazówki poruszają się do tyłu.
Zrobiło się ciemno. Włączyła latarkę w telefonie i świeciła pod nogi. Kiedy
już nachodziła ją obawa, że skręcili w niewłaściwym kierunku, Zachary
westchnął.
– Jesteśmy prawie na miejscu.
– Dzięki Bogu.
Nie miała pojęcia, skąd to wie. Po zachodzie słońca w lesie wszystko
wyglądało dla niej tak samo. Ale miał rację: wkrótce zobaczyli dom.
Zaczął padać śnieg. Lekkie płatki opadały na ich włosy i topniały na
twarzach. Każdego innego dnia Frannie zatrzymałaby się, upajając ciszą,
ale to nie była odpowiednia chwila. Jej zapas energii był na wyczerpaniu.
Nie miała pojęcia, jak Zach daje sobie radę z bolącą kostką.
Kiedy stanęli przed drzwiami, odetchnął ciężko.
– Klucze są w mojej prawej kieszeni.
Niezgrabnie wsunęła tam lewą dłoń i poczuła przez materiał spodni
ciepło jego uda.
Zachary oparł się o ścianę, gdy otwierała drzwi. Przeprowadziła go
przez próg i skierowała się do salonu. Opierał się na niej całym ciężarem
ciała.
– Słodki Jezu. Dzięki – wymamrotał.
Rzuciła klucze na stół.
– Usiądź na kanapie. Mówiłam, że jestem beznadziejną kucharką, ale
zjedliśmy duży lunch. Mogę zrobić grillowany ser i otworzyć puszkę zupy.
Co ty na to?
Mówiła szybko, niemal bełkotliwie. Posadziła go i oparła o poduszki.
Objął jej twarz dłońmi.
– Dziękuję ci, Frannie, z całego serca. Jesteś niesamowita – powiedział
i mocno ją pocałował.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Poczuł wielką ulgę, gdy znalazł się w ciepłym domu i nie musiał już
obciążać chorej nogi – tak wielką, że sam nie wiedział, co robi.
A w każdym razie tak sobie tłumaczył to, że pocałował Frannie. Usta miała
miękkie i słodkie, wyczuwał na nich smak czekolady z batonów, które jedli
wcześniej.
Bardzo cierpiał, palce obu rąk miał zdrętwiałe, kończyny ciężkie, mimo
to każda komórka jego ciała ożywała od dotyku jej ust. Nie dowiedział się,
czy Frannie gotowa była odwzajemnić pocałunek, bo gdy tylko uświadomił
sobie, co robi, cofnął się zawstydzony i skruszony.
– Przepraszam – mruknął. – Chyba mam majaki.
Nie odezwała się ani słowem. Dotknęła ust dwoma palcami i powoli
pokręciła głową.
– Podkręcę ogrzewanie i przyniosę ci koc, a potem zajmę się kolacją.
Czy mam ci zdjąć buty?
Był twardym człowiekiem, przeżył już złamania, szycie ran i kontuzje,
ale na myśl, że ktoś miałby teraz szarpać go za kostkę, żołądek mu się
skurczył.
– Nie, dopóki nie będzie to konieczne. Nie sądzę, żeby but pogarszał
sprawę. Ale możesz mi przynieść paczkę groszku z zamrażarki, żeby
schłodzić kostkę.
– Dobrze. Zaraz wracam.
Usłyszał dźwięk włączanego pieca. Frannie po chwili wróciła z grubym
kocem z afgańskiej wełny i paczką groszku. Delikatnie położyła zmrożoną
torebkę na jego kostce i przykryła go kocem jak opiekunka
dziewięćdziesięcioletniego staruszka. Było to zarazem zabawne i obraźliwe.
Pochwycił ją za nadgarstek.
– Jeszcze nie umieram, Robaczku. To tylko stopa. Sam mogę się
przykryć.
– W porządku. – Obróciła się na pięcie, ale zdążył zauważyć łzy w jej
oczach.
– Do diabła, Frannie, zdenerwowałem cię? Przepraszam. Chodź tu.
Pociągnął ją za rękę. Straciła równowagę i opadła na kanapę obok
niego. Stopa boleśnie odczuła wstrząs, ale przełknął jęk bólu. Objął ją
ramieniem i pogładził po włosach. Jedwabiste loki owijały się wokół jego
palców.
– To nie było łatwe, ale udało nam się dotrzeć do domu. Teraz już
wszystko będzie w porządku.
Odsunęła się i spojrzała na niego.
– Możesz mieć złamaną kostkę. Sypie śnieg. I nie masz ani odrobiny
sera. – Przy tym ostatnim zdaniu głos jej zadrżał.
Przycisnął jej twarz do ramienia i przyciągnął ją bliżej. Jego kochany
Robaczek trząsł się jak osika. Cudownie było obejmować jej ciało.
Wiedział, że jego erekcja nie doczeka się rozładowania, ale w końcu żaden
jeszcze mężczyzna nie umarł z powodu niezaspokojonego pożądania.
Najbardziej zdumiewało go to, że właśnie ta kobieta tak bardzo go
podnieca – ten głos z przeszłości, doskonale wyszkolona profesjonalistka,
która ma pomóc Stone River Outdoors. Chciałby ją rozebrać i całować, ale
wiedział, że nie może tego zrobić.
Pociągnęła nosem i usiadła, uwalniając się z jego ramion.
– Przepraszam. Już wszystko w porządku. Czy potrzebujesz czegoś
jeszcze, zanim zajmę się kolacją?
Rzęsy miała wilgotne, ale rozmazany tusz nie tłumił jej urody.
– Może ci pomogę? – zaproponował. – Mogę oprzeć się o blat. –
W brzuchu mu zaburczało i Frannie zerwała się na nogi.
– O nie, nie ruszaj się. Poradzę sobie sama, naprawdę!
Gdy zniknęła, podciągnął nogawkę i ostrożnie rozciął scyzorykiem
skarpetę aż do krawędzi buta. Spuchnięta kostka przybrała całą paletę
odcieni błękitu i fioletu. Czy była złamana? Nie miał pojęcia, ale zawsze
słyszał, że poważne skręcenie może mieć gorsze konsekwencje i goić się
dłużej niż proste złamanie.
Ogarnęła go frustracja, a także niepokój o Frannie. Przywiózł ją tu, by
przyjemnie spędziła dwa dni, a nie żeby musiała się nim opiekować.
Zawsze źle znosił bezczynność i nie miał ochoty wykorzystywać Frannie
jako pielęgniarki.
Kiedy pół godziny później weszła do salonu z tacą pełną jedzenia,
w pierwszym odruchu zerwał się, by jej pomóc, ale zaraz opadł na plecy jak
żółw odwrócony do góry nogami, i jego frustracja jeszcze wzrosła.
Frannie postawiła tacę na stoliku.
– Nie wiedziałam, co chcesz do picia, więc zrobiłam kawę
bezkofeinową. Z powodu stopy możesz mieć problem z zaśnięciem.
Wyobraził sobie Frannie w swoim łóżku, uśmiechniętą i seksowną, jak
próbuje mu pomóc w zaśnięciu.
– Masz rację – rzekł z nadzieją, że Frannie nie zauważy zmiany tonu
jego głosu. – Nie musiałaś tego robić.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Oboje musimy jeść. Nie miałeś sera, ale znalazłam w szafce masło
orzechowe. Trudno zepsuć kanapkę z masłem orzechowym.
– Powiedz mi szczerze, Frannie, dlaczego nie umiesz gotować. To do
ciebie niepodobne.
– Mógłbyś odpuścić, Zach.
– Powiedz, co się stało.
– A skąd wiesz, że coś się stało? – zapytała buntowniczo.
– Bo Frannie, którą znam, wypożyczyłaby z biblioteki jedenaście
książek kucharskich i nauczyłaby się ich na pamięć w ciągu dwóch dni.
– Nie wszystkiego w życiu można się nauczyć z książki, Zach. – W jej
głosie zabrzmiały dziwne tony.
– Powiedz, proszę cię. Naprawdę chciałbym wiedzieć.
– W porządku. – Wzruszyła ramionami. – To nie jest wielka
tajemnica. – Usiadła obok niego, pojadając chipsy. – Na ostatnim roku
studiów miałam chłopaka. Nasz związek był już dość poważny. Podczas
ferii wiosennych odwiedzili go rodzice. Zaproponowali, że zabiorą nas do
eleganckiej restauracji, ale powiedziałam, że coś dla nich ugotuję. –
Spojrzała na niego z ukosa. – Możliwe, że cierpię na przerost ambicji.
– Coś takiego! – rzekł z uśmiechem.
– Nie bądź taki mądry – odrzekła z podobnym uśmiechem. – Nasze
mieszkanie było okropne. Małe i na trzecim piętrze bez windy. Bardzo
chciałam zaimponować gościom, kupiłam kwiaty, włączyłam muzykę
klasyczną i zrobiłam od podstaw placek pasterski.
– Imponujące. – Uniósł brwi.
– Poczekaj – ciągnęła ponuro. – Kiedy usiedliśmy do stołu, mój chłopak
pokroił ten placek… Spód był surowy, a wierzch i kawałki mięsa twarde jak
kamień. Do dziś nie wiem, co zrobiłam nie tak.
– Jego rodzice na pewno byli wyrozumiali.
– Och, tak. Jego tato obrócił to w żart, a matka powiedziała, że jestem
zbyt ładna, żeby siedzieć w kuchni. Ale mój chłopak… – Urwała i jej
policzki pociemniały.
– Co, Frannie? Co ten kretyn zrobił?
– Nakrzyczał na mnie w ich obecności. Powiedział, że wiecznie siedzę
z nosem w książce, ale jestem zbyt głupia do życia.
Przez kilka długich sekund panowała cisza. Zachary powściągnął złość
i dotknął dłoni Frannie.
– Przykro mi, że ci się to przytrafiło, Robaczku. Proszę, powiedz mi, że
go rzuciłaś.
Rozjaśniła się.
– Ależ tak. Właściwie to jego matka pomogła mi spakować rzeczy,
a tata zaniósł mi pudła do samochodu. Przeprosili za swojego syna, ale
mleko się rozlało. Potem już nigdy nie próbowałam gotować. To głupie,
nie?
– Wcale nie. Ale obiecuję, że jeśli będziesz mieć trochę wolnego czasu,
nauczę cię podstaw. To jak jazda na rowerze. Spadłaś, potłukłaś się i już
nigdy więcej nie wsiadłaś na siodełko, więc uprzedzenie narosło. W mojej
kuchni nie poniesiesz klęski. Nie pozwolę na to.
– Dziękuję – powiedziała i sięgnęła po kolejnego chipsa.
Nie dotknął jej, bo nie ufał sobie, ale obudziły się jego dotychczas
uśpione instynkty opiekuńcze. Naraz zdał sobie sprawę, że widzi na tacy
tylko jeden talerz i jedną filiżankę. Zmarszczył brwi.
– Gdzie twoja kolacja?
Zerwała się na nogi.
– Zjem przy sprzątaniu. Zawołaj, jeśli będziesz czegoś potrzebować.
Zazgrzytał zębami. Ile sprzątania może być po zrobieniu dwóch
kanapek i kawy? Frannie była płochliwa. Może wyczuwała jego stan
i wolała go omijać z daleka. Cóż, to nie było miłe. Zjadł swoją kanapkę
w milczeniu.
Zawsze cieszyła go samotność i cisza w tym domu, dlaczego więc teraz
czuł niezadowolenie?
Kiedy zaprosił tu Frannie, oczekiwał, że spędzą trochę czasu na
świeżym powietrzu, może posiedzą przy ogniu i obejrzą film lub
powspominają. Ale rozczarowanie, jakie go ogarnęło, uświadomiło mu, że
nie był z sobą do końca szczery. Chyba jednak w głębi duszy liczył na to, że
Frannie trafi do jego łóżka.
Skończył jeść, rozmyślając nad tym niespodziewanym obrotem
wydarzeń.
– Frannie! – zawołał nagle, gdy poczuł, że już dłużej nie zniesie jej
ukrywania się.
Przybiegła, wycierając ręce w ścierkę do naczyń.
– Co się stało? Wszystko z tobą w porządku?
– Quinten spędził tu kilka dni po swoim wypadku. W mojej garderobie
chyba wciąż są kule. Czy mogłabyś ich poszukać?
– Oczywiście.
Gdy zniknęła na schodach, znów opadł na poduszki. Musi znaleźć jakąś
strategię, by wybrnąć z dzisiejszej klęski, uwolnić się od marzeń
o romantycznym weekendzie, który się nie wydarzy, i od sprzecznych
uczuć do Frances Wickersham. Ona nie jest dla niego odpowiednią kobietą.
Potrzebuje wiernego mężczyzny. On nie może jej dać tego, czego pragnęła,
nawet gdyby chciał…
Jeśli Frannie kiedykolwiek się zastanawiała, jak może wyglądać
garderoba bogatego człowieka, teraz poznała odpowiedź. Przede wszystkim
była ogromna. Mógłby się tu pomieścić niewielki kraj i jeszcze zostałoby
trochę miejsca.
Zawsze uważała mężczyzn za bałaganiarzy, lecz w garderobie Zacha
panował pedantyczny porządek. Całą jedną ścianę zajmował sprzęt
sportowy wart fortunę: narty, kaski, wiosła kajakowe. Garnitury i ubrania
wizytowe zapewne trzymał w mieszkaniu w Portland, chociaż zauważyła
kilka eleganckich marynarek. Przeważały jednak sportowe koszule,
kamizelki, kurtki i spodnie. Wiele z nich miało emblematy SRO.
Naszła ją ochota, by powąchać jedną z koszulek. A może podkraść
którąś i używać jej do spania? Zach nigdy by się nie dowiedział.
Śmiejąc się cicho z tych absurdalnych myśli, zabrała się za szukanie
kul. Wydawało się, że to prosta sprawa, ale musiała przekopać całą
garderobę. W końcu znalazła je głęboko w kącie, za kolekcją wysokiej
klasy kombinezonów piankowych i sprzętu do kiteboardingu.
Czy Zach nosi pod spodem bieliznę, gdy zakłada jeden z tych obcisłych
strojów? Na myśl o jego nagim ciele w ustach jej zaschło. Skup się,
Frannie, pomyślała. Wyjęła kule i wyszła z garderoby. Teraz czyhała na nią
jeszcze większa pokusa. Zachary utknął na kanapie, nie mógł więc
przyłapać jej na szperaniu w jego sypialni.
Pokój był fascynujący. Oczywiście widziała go wcześniej, ale teraz
mogła się nie spieszyć. Poduszki z pierza były drogie i puszyste,
prześcieradła miękkie. Jedynym osobistym drobiazgiem w całym pokoju
była niewielka fotografia na stoliku nocnym, przedstawiająca trzech braci
Stone. Stali objęci i szeroko uśmiechnięci przy wyciągu narciarskim,
unosząc kijki do nieba. Zdjęcie zapewne zostało zrobione jeszcze przed
wypadkiem Quina.
Przez chwilę siedziała na skraju łóżka, sprawdzając materac. Chociaż
nie była ekspertem, jeśli chodzi o męską płeć, miała niemal zupełną
pewność, że Zach jest zainteresowany pójściem z nią do łóżka. Szkoda
tylko, że ona nie była biegła w tego rodzaju fizycznych transakcjach.
Oprócz chłopaka, z którym rozstała się po katastrofie kulinarnej, miała
tylko dwa inne w miarę poważne związki. Jeden trwał sześć miesięcy, drugi
tylko trzy.
Nie chodziło o to, by nie chciała mieć swojego faceta, ale takie relacje
były zbyt absorbujące. Przebywając w towarzystwie Zacha znów sobie
przypomniała, jakie to może być przyjemne, kiedy naprawdę dobrze się zna
i lubi tę drugą osobę.
Czy to ona będzie musiała wyznaczyć granicę? A gdyby zechciała
zachować się nierozsądnie? Nie miała wątpliwości, że seks z Zacharym
byłby niezwykły. Ten człowiek niczego nie robił połowicznie. Ale wątpiła,
by ktokolwiek znał go dobrze.
Kiedy wróciła do salonu, rzucił jej sfrustrowane spojrzenie, ale
z jakiegoś powodu wcale nie wyglądał na bezradnego. Wyglądał wręcz
niebezpiecznie.
– Znalazłam – oznajmiła.
– Myślałem, że zginęłaś. Ile trzeba czasu, żeby znaleźć kule? Mój dom
nie jest aż taki wielki – rzucił z irytacją.
– Nie warcz na mnie. Jestem jedyną osobą, która może cię ocalić od
śmierci głodowej, nie wspominając o tym, że nie jesteś w stanie
samodzielnie dotrzeć do łazienki.
Zacisnął dłonie i znów je rozluźnił, a potem uśmiechnął się smutno.
– Przepraszam. Mam kiepski nastrój.
Wzruszyła ramionami.
– Nie dziwię ci się. Zapaliłam światło na werandzie. Wygląda na to, że
spadło już kilka centymetrów śniegu. Może powinniśmy wezwać pomoc?
– Zaraz zadzwonię do Quina. Mam nadzieję, że będzie mógł tu
przyjechać. Jeśli nie, poproszę Farrella.
– Nie chodzi tylko o powrót do domu. Potrzebujesz lekarza. Trzeba
nastawić złamaną kość.
– Nie wiemy nawet, czy jest złamana.
– I nie wiemy, czy nie jest. – Wyciągnęła kule w jego stronę. – Proszę.
Bądź ostrożny. Zamrożę ten groszek na nowo. Jak to wygląda?
– Sama zobacz.
Przyklękła obok sofy i ostrożnie podciągnęła nogawkę spodni.
– Och, Zach. – Kostka wyglądała okropnie. Była spuchnięta
i przebarwiona. – Czy masz jakieś leki przeciwbólowe? Będziesz czegoś
potrzebować na noc.
– Nic mi nie będzie – odrzekł dziwnym tonem. – Nie pamiętam, żeby
twoje włosy były tak kręcone – dodał cicho i owinął pasmo wokół palca.
Frannie zamarła.
– Kiedyś je prostowałam – wychrypiała.
Bawił się jej włosami z roztargnieniem, jakby nie zdawał sobie sprawy
z tego, co robi.
– W szkole miałaś ładne włosy, ale wolę prawdziwą Frannie. Twoje loki
są jak sprężysty jedwab.
Głos miał ochrypły, intymny.
– Hm… dziękuję.
Wziął do ręki kilka kolejnych pasm.
– Jesteś piękną kobietą, Frannie. Przepraszam, że wcześniej tego nie
zauważyłem. Chyba byłem głupim dzieciakiem, zbyt niedojrzałym, żeby
zajrzeć poza powierzchnię.
– Spotykałaś się z cheerleaderkami i królowymi piękności. Nigdy nie
osądzałam twoich wyborów. Każdy dorastający chłopiec zachowałby się
tak samo.
– Może. Ale myślę o wszystkich cichszych, słodszych, mniej
krzykliwych dziewczynach, które przegapiłem.
Szczerze mówiąc, nie obchodziły jej wszystkie dziewczyny, z którymi
się nie spotykał. Żałowała tylko, że nigdy nie umawiał się z nią.
Sama nie wiedziała, kiedy oparła policzek o jego kolano. Delikatny
ruch jego dłoni w jej włosach był kojący i podniecający. Zmusiła się, by
wstać.
– Przyniosę ten groszek. Nie chcesz pójść do łazienki?
Kpiący uśmiech powiedział jej, że Zach widzi jej ucieczkę od
nieoczekiwanej intymności.
– Sam pójdę.
Podniósł się, opierając na jednej kuli. Podała mu rękę, a potem drugą
kulę.
– Nie masz zawrotów głowy?
– Nie. Nie kłopocz się, Frannie. Kostka boli, ale nic mi nie będzie.
Nie była tego pewna. Od wysiłku, jaki musiał zrobić, by się podnieść,
znów mocno pobladł. Był uparty i twardy. Byłoby o wiele łatwiej, gdyby
pozwolił sobie pomóc.
Patrzyła, gdy szedł w stronę toalety, a potem zabrała pusty talerz
i rozmrożoną torebkę z groszkiem i zaniosła je do kuchni. Może deser
rozjaśni jego zrzędliwy nastrój. Znalazła w spiżarni batoniki, wybrała trzy
różne i wróciła do salonu. Zacha nadal nie było. Na palcach poszła
korytarzem. Mógł mieć wstrząs mózgu. A jeśli zemdlał, kiedy była
w kuchni?
Mijały kolejne minuty. Frannie uważnie nasłuchiwała. Czy to był szum
wody w umywalce? Jeśli tak, to musiała jak najszybciej opuścić korytarz,
by się nie dowiedział, że szpiegowała. Ale zanim zdążyła się ruszyć,
w łazience rozległ się huk i ściana obok niej zadrżała.
– Zach!
W jej uszach rozległ się ciąg głośnych barwnych przekleństw.
– Już idę, Zach. Zaczekaj…
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W życiu każdego mężczyzny zdarzają się chwile, kiedy musi przełknąć
dumę, czy tego chce, czy nie. Zachary zdawał sobie sprawę, jak musi
wyglądać rozciągnięty na podłodze. Nie pozostała mu ani odrobina
godności. Zanim zdążył zawołać Frannie, drzwi łazienki otworzyły się
gwałtownie, omal nie rozbijając mu czaszki, a ona opadła przy nim na
kolana.
– O Boże, Boże, Boże. Co ty zrobiłeś?
Niechętnie wskazał szary dywanik.
– Kula… – wysapał, próbując złapać oddech. – Zahaczyła o krawędź
i dywanik wysunął mi się spod nóg.
Przejechała dłońmi po jego kończynach jak lekarz z serialu i obejrzała
otarcie na przedramieniu. Potem przycupnęła nad nim na czworakach
i uniosła mu powiekę.
– Wydaje mi się, że masz rozszerzone źrenice.
– Frannie…
– Nie ruszaj się. Trzeba sprawdzić, czy nie uszkodziłeś sobie czegoś
jeszcze. – Podciągnęła drugą powiekę. – Boli cię głowa? Powiedz gdzie.
– Frannie… – Choć wszystko go bolało, libido nie milkło. – Frannie –
powtórzył już silniejszym głosem.
Zmarszczyła brwi.
– Co?
– Twoje cy… – urwał. – Twoja pierś przydusza mi twarz. I żeby
wszystko było jasne, nie uderzyłem się w głowę.
– Och. – Zaczerwieniła się jak burak i usiadła na piętach tak szybko, że
omal się nie przewróciła. – A w co się uderzyłeś?
– Upadłem na tyłek. Zahaczyłem łokciem o szafkę. Mogło być gorzej.
Przygryzła wargę, nie mówiąc ani słowa, choć zwykle miała dużo do
powiedzenia.
– O czym myślisz?
Jej dolna warga zadrżała.
– O niczym. Staram się nie roześmiać.
Gapił się na nią oburzony.
– Mogłem się zabić, a ty się śmiejesz?
Oczy Frannie zaszły łzami, ramiona się zatrzęsły i wybuchnęła
chichotem. Wyglądała w tej chwili uroczo. Leżał na podłodze i patrzył na
nią, po części dlatego, że wyglądała tak zabawnie, ale także dlatego, że nie
był w stanie się podnieść bez pomocy.
– Och, Zach, przepraszam cię – sapnęła, wycierając policzki. – Ale
bardzo żałuję, że nie mogłam tego sfilmować.
– Wzrusza mnie twoja troska – warknął.
– Szczerze się o ciebie martwię.
– Wiem, wiem. Już mi lepiej.
Uśmiechnęła się do niego.
– Dajesz słowo, że nie uderzyłeś się w głowę?
– Słowo. Chcesz zobaczyć siniaka na moim tyłku?
– Yyy... nie. – Rozejrzała się po małej łazience, jakby szukała drogi
ucieczki. Tak łatwo było ją wprawić w zakłopotanie. Pogłaskał ją po
ramieniu.
– Wiem, że słyszałaś o mnie różne rzeczy, ale nie wszystkie są
prawdziwe.
– Dlaczego teraz to mówisz?
– Bo wydaje mi się, że jesteś przy mnie niespokojna.
– Nawet jeśli tylko połowa plotek jest prawdziwa, jesteś…
– Lekkoduchem? Psem na baby?
– Mógłbyś przynajmniej udawać skruchę – mruknęła.
– Żyłem tak, jak chciałem, Frannie. Wobec żadnej kobiety nie byłem
nieuczciwy i wszystkie traktowałem z szacunkiem. Byłem dla nich hojny
i pozostałem z nimi w dobrych stosunkach.
– Ze wszystkimi?
Westchnął.
– Jak myślisz, ile ich było?
Podniosła rękę i bezradnie ją opuściła.
– Nie wiem. Pięćdziesiąt?
– Boże drogi, Frannie. Nie.
Ich oczy spotkały się. Spojrzenie miała niepewne.
– Nie byłoby to takie dziwne, gdyby było ich pięćdziesiąt – odrzekła. –
To by mnie nie zszokowało. Jesteś atrakcyjny i seksowny. To nie jest
przestępstwo. Mam na myśli seks.
Serce załomotało mu w piersi. Zawsze uważał to wyrażenie za
metaforę, ale teraz poczuł, jak wzmiankowany organ podskakuje w jego
piersi. Frannie jest genialna, a mimo to wygląda jak jelonek w lesie pełnym
wilków. Ktoś musi na nią uważać.
Odchrząknął.
– Możemy później wrócić do tej rozmowy, jeśli nadejdzie odpowiednia
chwila. Ale na razie zgódźmy się, że nasza przyjaźń przetrwała próbę
czasu. Cieszę się z tego, Frannie, a ty?
Powoli skinęła głową.
– Wydajesz się taki sam, tylko inny. Lepszy – dodała. – To chyba
zrządzenie losu, że twoja firma zatrudniła właśnie mnie. Dzięki temu
możemy się cieszyć spotkaniem.
– W rzeczy samej. – Obrócił się na biodro. – Mam zamiar teraz wstać.
Lepiej się odsuń.
– Oprzyj się o mnie ramieniem. Pomogę ci.
– Nie. Gdybym tak zrobił, byłyby duże szanse, że oboje wylądujemy na
podłodze. Potrzymaj mi kule.
Oparł obie ręce na blacie umywalki, dźwignął się na zdrowe kolano
i wyprostował. Udało mu się to zrobić, nie urażając kostki. Zdyszany
i spocony wyciągnął rękę.
– Daj mi kule.
Podała mu jedną, a potem drugą.
– Jesteś bardzo silny, skoro potrafisz tak się podciągnąć. Ja nie mam
tyle siły w ramionach.
– Podobnie jak wiele kobiet. Mógłbym ci pokazać kilka ćwiczeń.
To była zupełnie niewinna propozycja, ale Frannie znów się
zaczerwieniła, a przez to myśli Zacha ponownie skierowały się w stronę
seksu. Nic z tego, powiedział sobie.
W salonie spojrzał na zegarek. Było jeszcze przed ósmą, o wiele za
wcześnie na spanie.
– Masz ochotę obejrzeć jakiś film? Wieczór przy kominku? W spiżarni
jest popcorn do mikrofalówki.
Jej twarz pojaśniała.
– Dobry pomysł. Pójdę po ten popcorn.
Włączył aplikację do streamingu i znalazł coś, co jego zdaniem mogło
jej się spodobać: film z Colinem Firthem osadzony na angielskiej wsi. To
nie był film w jego stylu, ale chciał uszczęśliwić Frannie. Kiedy wróciła
z popcornem i paczką zmrożonego groszku, poklepał kanapę obok siebie.
– Usiądź tutaj.
– Nie. Musisz podnieść kostkę wyżej. Połóż się, a ja przyłożę okład.
Zrobię to delikatnie.
– Obiecanki cacanki.
Ostrożnie ułożyła worek z groszkiem na spuchniętej kostce i pokręciła
głową.
– Nie potrafisz się powstrzymać od flirtowania?
Zastanawiał się przez chwilę.
– Czy ja z tobą flirtuję? Możliwe. To miał być żart.
– Ach, więc nie miałeś na myśli tego, że w przyszłości mogłabym cię
dręczyć dla zabawy?
Zach, który zdążył już wrzucić do ust garść ciepłego popcornu, omal się
nie zakrztusił. Frannie pchnęła w jego stronę szklankę coli i usiadła na
krześle obok sofy, wystarczająco blisko, by mógł jej dotknąć, ale dalej,
niżby chciał. Przechyliła głowę, patrząc na niego jak na owada pod
mikroskopem.
– A tak z ciekawości, Zach, czy właśnie takie kobiety lubisz? –
zapytała. – Trochę szalone w sypialni?
Nie groziło mu już zadławienie się na śmierć, ale znów zabrakło mu
powietrza.
– Nie pójdziemy do sypialni, Robaczku.
– Dlaczego? Możesz mnie zapytać, czego oczekuję od mężczyzny. Nie
mam tajemnic. W każdym razie na ten temat – dodała powoli.
Omal nie zmienił decyzji, ale nie. Nie zamierzał rozmawiać z Frannie
o swoich preferencjach seksualnych.
– Jedz ten popcorn, kobieto.
Milczała, a on włączył film i wkrótce oboje wciągnęli się w historię. To
był dobry film, zabawny i uroczy, podobnie jak sama Frannie. Kiedy się
skończył, przeciągnęła się i ziewnęła.
– Pójdę chyba na górę i przygotuję się do spania. Ta druga kanapa jest
dla mnie wystarczająco duża. Nie chcę zostawiać cię tu samego.
– W żadnym razie. Będziesz spała w pokoju gościnnym.
Podniosła się i złożyła ramiona na piersiach.
– Nie będę cię słyszeć, śpiąc na górze. To nie jest bezpieczne.
– Jestem dorosły i potrafię o siebie zadbać.
– O mało się nie zabiłeś w tej łazience.
– Dostałem nauczkę. Teraz odsunę na bok wszystkie dywaniki.
Zmieniła taktykę.
– Jesteś bardzo blady i kostka wciąż cię boli, prawda?
Chciał zaprzeczyć, ale nie mógł jej okłamywać.
– Boli jak wszyscy diabli. W apteczce na górze mam hydrokodon.
Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś mi go przyniosła.
– Dlaczego masz w domu takie silne środki?
– Zeszłej jesieni miałem wycięty wyrostek.
– Aha. – Przygryzła usta. – Będziesz odurzony. Tym bardziej powinnam
być blisko.
– Jak blisko?
– Znowu zaczynasz. – Uśmiechnęła się z przekąsem.
– Przepraszam. Mam chyba jakąś skazę na charakterze. Proszę cię,
Robaczku, przynieś te tabletki. I mój neseser, o ile dasz radę.
Frannie wróciła do sypialni Zacha po raz trzeci tego dnia i znalazła
w łazience lek. Na ulotce było napisane: zażywać przy posiłku. Zachary
zjadł miskę popcornu, więc włożyła lekarstwo do kieszeni, wzięła neseser
i zeszła do kuchni po szklankę mleka. Nie było przeterminowane;
widocznie Zach był tu dość niedawno.
Podała mu tabletkę i mleko. Usiadł i wymruczał podziękowanie.
Pochyliła się i pocałowała go w policzek. Jego szczęka była szorstka od
zarostu, a skóra ciepła.
– Twoja walizka jest tutaj. Zadzwoń na komórkę, jeśli będziesz mnie
potrzebować. Obiecujesz?
– Od dawna jestem sam. Nie potrzebuję kobiety – rzucił nieoczekiwanie
ostrym tonem.
Patrząc na jego niezadowoloną minę, zauważyła, że dotarł już do granic
swojej tolerancji na rozpieszczanie.
– Do zobaczenia rano – powiedziała. – Dobranoc.
Spała niespokojnie. O trzeciej zadzwonił budzik. Strząsając z siebie
resztki snu, zeszła na dół i przystanęła w drzwiach salonu. Z kanapy
dochodziło ciche pochrapywanie. Mimo to ostrożnie posunęła się o kilka
kroków dalej. W salonie było ciemno. Zachary’emu jakoś udało się pogasić
światła. Powinna była zrobić to sama.
Jeszcze kilka kroków i dostrzegła, że od pasa w górę jest nagi. Ale
chyba nie mógł być całkiem nagi. Nie sądziła, by udało mu się bez pomocy
zdjąć spodnie. Dorzucił jednak do ognia; stos drewna przy kominku był
wyraźnie mniejszy.
Nawet w słabym blasku ognia jego tors był piękny. Nie wyglądał na
cywilizowanego dyrektora finansowego dużej firmy. To był człowiek, który
nie pozwoliłby się udomowić. Nawet kiedy naprawdę potrzebował pomocy,
nie cierpiał o nią prosić. Nie zamierzała go budzić. Odwróciła się, chcąc
wrócić do ciepłego łóżka, ale zatrzymał ją ochrypły głos.
– Frannie. Wróć. Proszę.
Spojrzała na niego. Miał otwarte oczy.
– Jak się czujesz? – zapytała.
– Tak sobie.
– Chcesz jeszcze tabletkę? Minęło już sporo czasu.
– Nie teraz. Mam po nich mdłości. – Usiadł i przeczesał dłońmi
włosy. – Chodź, usiądź przy mnie.
Frannie była mądrą kobietą i wiedziała, że nadeszła godzina czarownic,
ta pora nocy, kiedy człowiek staje się bezbronny, kiedy prawdziwy świat
wydaje się odległy i ludzie czasami podejmują głupie decyzje. O tej porze
zdarzają się złe rzeczy. Mimo to nie mogła się oprzeć jego cichej prośbie.
Jej nocny strój był zupełnie przyzwoity – granatowe flanelowe spodnie
w owieczki i biały podkoszulek, sprany do miękkości. Oczywiście nie
miała na sobie stanika i przez to czuła się bezbronna i niedostatecznie
ubrana. Przysiadła na skraju kanapy w bezpiecznej odległości od Zacha.
– Powinieneś znowu zasnąć.
– W końcu zasnę. Do tej pory właściwie tylko drzemałem. – Skrzywił
się. – Przepraszam, że na ciebie warknąłem.
– Przeprosiny przyjęte.
– Kiedy poszłaś spać, zadzwoniłem do Quintena. Wyjedzie przed
świtem i zabierze nas stąd.
– To dobrze.
– Powiedziałem mu, że mamy około sześciu cali śniegu. W Portland
była tylko burza.
– Aha.
Patrzył na nią z taką uwagą, że odbierała to spojrzenie jak fizyczną
pieszczotę. Po chwili westchnął.
– W skali od jednego do dziesięciu, jak źle by się stało, gdybym cię
pocałował?
Z zaskoczenia wciągnęła oddech.
– Już mnie pocałowałeś – zauważyła.
– To się nie liczy. To było z wdzięczności.
Może dla niego znaczyło niewiele, ale gdy chodziło o Frannie, tamten
pocałunek głęboko ją poruszył i uświadomił niebezpieczeństwo.
– To przecież były twoje i moje usta. Co za różnica? – Desperacko
pragnęła usłyszeć jego odpowiedź.
– Różnica tkwi w zamiarze. Rozmowa o tym, co lubisz w łóżku,
sprawiła, że zacząłem się zastanawiać, jak lubisz być całowana.
Fala ciepła rozpełzła się od jej brzucha aż do szyi. Zaczęła skubać luźną
nitkę na kolanie.
– Zawsze słyszałam, że spontaniczność to zaleta.
Powoli pokręcił głową.
– Problem w tym, że czasami mężczyzna nie ma pojęcia, czy kobieta
chce, żeby ją pocałować. Rozumiesz mój dylemat?
– Nie wyobrażam sobie kobiety, która nie chciałaby, żebyś ją
pocałował, Zach – powiedziała szczerze.
– Czy to znaczy: tak? – Skrzywił się w lekkim uśmiechu.
– Tak.
Zdawało się, że wszystko wokół zamarło. Minęły dwie sekundy. Potem
jeszcze pięć. Zach powoli pochylił się w jej stronę i wsunął dłonie w jej
włosy. Jego palce musnęły jej szyję, kciuki pieściły linię jej podbródka.
– Byłaś bardzo pociągającą dziewczyną, Frannie – powiedział cicho. –
I wyrosłaś na oszałamiającą kobietę. Już od wielu godzin chciałem to
zrobić.
Rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale zamknął je swoimi.
Pocałunek zaczął się delikatnie. Frannie zaplotła ramiona wokół jego szyi.
Włosy na karku miał jedwabiście miękkie.
– Zach… – szepnęła.
Ile razy marzyła o takim pocałunku? Ale rzeczywistość przerastała jej
marzenia.
Wsunął dłoń pod jej koszulkę. Bez słowa zachęciła go, by posunął się
dalej. Piersi miała obrzmiałe. Zach wyraźnie kontrolował się lepiej niż ona.
Pocałował jej szyję i delikatną skórę za uchem. Jego wolna ręka niewinnie
oparła się o jej udo. Kiedy przygryzł płatek jej ucha, zadrżała. Ale może dla
niego każda okazja była dobra. Wolała wierzyć, że nie chodzi tylko
o okazję i feromony.
Znów ją pocałował, tym razem bardziej natarczywie, chwytając między
zęby jej dolną wargę.
– Frannie, słodka Frannie...
Odwzajemniła pocałunek i zdała sobie sprawę, że zbliżają się do
punktu, z którego nie będzie już odwrotu. Chociaż bardzo pragnęła
intymności z Zachem, wszystko było nie tak. Był ranny. Nie widzieli się od
lat. Podejrzewała, że po obu stronach mocno działa nostalgia. A co
najgorsze, była przerażona.
Bała się sięgnąć po to, czego chciała. Bała się, że Zach nigdy nie
wpuści jej do swojego serca i do swojego życia. Bała się, że potrzebuje od
niego czegoś, czego nie będzie mógł jej dać. Wszystko dokładnie
planowała i zawsze ważyła konsekwencje swoich działań. To nie była
odpowiednia chwila, by rzucać ostrożność na wiatr.
– Zach. – Położyła ręce na jego ramionach i odepchnęła go lekko.
Natychmiast ją puścił.
– O co chodzi, Robaczku? Czy coś jest nie tak?
– Wracam do łóżka. Na górę. Sama. Ledwo cię znam i za chwilę
popełnimy duży błąd.
Na jego twarzy pojawił się grymas frustracji.
– Uważam, że znasz mnie lepiej niż wszyscy inni, może poza moją
rodziną.
– Znałam cię kiedyś, ale już nie jesteś nastolatkiem.
– W gruncie rzeczy nie zmieniłem się tak bardzo. W Glenderry łączyło
nas coś wyjątkowego, Frannie. Cztery lata. Setki spędzonych razem godzin.
Nie możesz nazywać mnie nieznajomym.
Trzeba było wiele hartu ducha, by o tej porze podnieść się i odejść.
Zależało jej, żeby Zach to zrozumiał.
– Nigdy nie byłam impulsywna i teraz nie mam zamiaru tego zmieniać.
Moja praca i reputacja są dla mnie ważne. To są moje priorytety.
Milczał przez całą minutę. Napięcie w pokoju było niemal namacalne.
Wreszcie z westchnieniem opadł na kanapę i przymknął oczy.
– Nie myślałem teraz o firmie.
– Przepraszam. Nie nadaję się do seksualnych przygód.
– Jesteś pewna, że to byłaby przygoda?
– Wszystko, co o tobie wiem, na to wskazuje.
Wyraz jego twarzy był nieodgadniony.
– Pewnie sobie na to zasłużyłem.
– Nie, Zach. Podobało mi się to, co robiliśmy. Bardzo.
– Ale nie na tyle, żeby to dokończyć.
– Odbudowujemy naszą relację i cieszę się z tego. Nie psujmy tego, co
mamy.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Na tym właśnie polegał problem z inteligentnymi kobietami. Potrafiły
zniechęcić mężczyznę, nawet się o to nie starając. Oczywiście miała rację,
ale przez to erekcja Zacha nie osłabła. Był napalony jak nastolatek i nie
chciał żadnej innej kobiety – chciał Frannie. Nie potrafił tego wyjaśnić
i w gruncie rzeczy w ogóle nie miał ochoty tego analizować. Życie czasami
przynosi dziwne niespodzianki.
Frannie dopiero teraz wyznaczyła wyraźną granicę – interesy po jednej
stronie, przyjemność po drugiej. Wiedział, co wolałby, by wybrała.
Sfrustrowany i wyczerpany, nakrył nogi kocem i znów się położył.
Powinien był poprosić Frannie, by przyniosła mu prawdziwą poduszkę, ale
tyle już dla niego zrobiła, że nie chciał jej znów fatygować. Uderzył pięścią
w poduszkę z kanapy i ułożył się wygodniej, ostrożnie balansując kostką.
Ledwie przymknął oczy, poczuł zapach subtelnych perfum i dotyk gładkiej
skóry na opuszkach palców.
Kto by pomyślał, że ta mała Frannie Wickersham wyrośnie na kobietę
z mnóstwem seksapilu? Fakt, że nie miała pojęcia o swoim uroku, czynił ją
tym bardziej wyjątkową. Jeśli miał być szczery, przywiózł ją tu, bo chciał
jej zaimponować swoim domem, a tymczasem doszło do tego, że czuł się
niezdarny i bezradny. To nie był najlepszy sposób na wygranie rundy.
Ale właściwie dlaczego zawsze musi być zwycięzca i pokonany? Byli
teraz dorośli i nie brali udziału w żadnej rywalizacji.
Chciał zaimponować Frannie. Zawsze tego chciał. A ponieważ nie był
wystarczająco dobry, udawał człowieka niezmiernie pewnego siebie,
lekkoducha, który nikogo nie potrzebuje. Przez długi czas nosił tę wygodną
zbroję. Frannie był jedną z nielicznych osób, które potrafiły przejrzeć poza
fasadę. To czyniło ją niebezpieczną.
Wpatrywał się w roztańczone płomienie, wyobrażając sobie, że kocha
się z Frannie na dywaniku przed kominkiem. Poruszył się niespokojnie
i jęknął. Jego fantazje tylko pogarszały sytuację.
Próbował liczyć owce, ale o czwartej trzydzieści dwie zrezygnował.
Połączenie fizycznego bólu i erotycznych fantazji nie zostawiało miejsca na
sen. Przez następne trzy godziny zapadał w niespokojną drzemkę i znów się
budził. Kostka bolała go jak wszyscy diabli, kanapa była o jakieś
dwadzieścia centymetrów za krótka.
Przez szczeliny w zasłonach wpadało już poranne światło, kiedy
nadeszła wiadomość od Quintena. Zapowiadał, że przyjedzie przed
południem. Dzięki Bogu.
Dokuśtykał do łazienki, umył się i zmoczył włosy, a potem poszedł do
kuchni, poruszając się bardzo ostrożnie. Nie miał zamiaru znów wylądować
na tyłku. Kiedy obmyślił już, co sobie przygotuje do jedzenia, w drzwiach
stanęła Frannie.
– Dzień dobry – powiedziała.
Włosy miała związane w buntowniczy kucyk, oczy przejrzyste,
spojrzenie ostrożne. W miękkich dopasowanych dżinsach i zapinanej na
guziki żółtej bluzce wyglądała świeżo i pięknie, on natomiast czuł się jak
przebita dętka.
– Jeśli rozbijesz jajka, to ja je usmażę – zaproponował. – I wyjmę
z zamrażarki krojony chleb cynamonowy na grzanki. Przy twojej pomocy
zjemy za dwadzieścia minut.
Zmarszczyła brwi.
– A jeśli się potkniesz i upadniesz na kuchenkę? Widziałam w spiżarni
płatki. Możemy je zjeść.
Policzył do dziesięciu. Brakowało mu snu, seksu i jedzenia i w tej
chwili nie potrafił zdecydować, co z tego jest najgorsze.
– Nie przewrócę się. Zaczynam już sobie radzić z tymi kulami. W tej
szafce obok ciebie są miski. Dla mnie cztery jajka. Dołóż tyle, ile zjadasz
normalnie.
Może jego ton był nadmiernie szorstki, ale miał za sobą niemal
bezsenną noc.
Frannie już nie próbowała się spierać. Wyjęła jajka z lodówki, wbiła je
do miski i roztrzepała widelcem. On dodał sól, pieprz i odrobinę mleka.
Okazało się, że wymieszanie ich było trudniejsze, niż sądził, ale nie
zamierzał się wycofywać. Trzymając kule pod pachami, usmażył jajka
i poprosił Frannie, by sprawdziła grzanki.
Gdy siadali do stołu, do przewidywanych dwudziestu minut brakowało
dziesięciu sekund. Jedli w milczeniu. Na szczęście usłyszeli dźwięk
otwieranych drzwi i donośny głos zawołał:
– Jest tu kto?
Zachary pochwycił kule i szybko wstał. Do kuchni wszedł Quinten.
– Jadłeś już? – zapytał Zachary. – Mogę usmażyć jeszcze parę jajek.
– Nie trzeba – mruknął Quin, patrząc na Frannie. – Dzień dobry, pani
Wickersham. Przykro mi, że utknęliście tutaj.
Szczery uśmiech, który mu posłała, zirytował Zacha.
– Mów mi Frannie. Nic takiego się nie stało.
– Nie, nie, nie – zaprotestował. – Tylko ja mogę ją nazywać Frannie, tak
jak tylko ona może mówić do mnie Zach.
Quin uniósł brwi i spojrzał na brata z niedowierzaniem.
– Może być i Frances, i Frannie – wtrąciła. – Teraz już reaguję na
obydwie formy. Przykro mi, że tak wcześnie wyciągnęliśmy cię z łóżka
w niedzielę rano. Twoja żona na pewno nie była z tego zadowolona.
Quin porwał ostatni kawałek grzanki.
– Mieliśmy dzisiaj pomagać jej siostrze w pomalowaniu mieszkania.
Nienawidzę malowania. – Spojrzał na brata. – Usiądź i pokaż mi tę kostkę.
Kiedy Zachary podciągnął nogawkę spodni, Quin skrzywił się
teatralnie.
– Cholera. Wygląda paskudnie.
Frannie skinęła głową.
– A pewnie jest gorzej niż wygląda. Ale twój uparty brat nie chciał brać
środków przeciwbólowych.
– To bardzo w jego stylu – stwierdził Quin. – Czy kość jest złamana?
Zachary spojrzał na swoją stopę.
– Nie sądzę. Nie jest gorzej niż wczoraj. To chyba dobry znak?
– Może. Dzwoniłem do mojego ortopedy. Będzie na nas czekał
w gabinecie o wpół do piątej.
– W niedzielę? – zdumiała się Frannie.
Quin spojrzał na nią z nieśmiałym uśmiechem.
– Od czasu wypadku jestem po imieniu z pół tuzinem lekarzy.
Frannie zaczęła zbierać talerze.
– Włożę to tylko do zmywarki i pójdę na górę. Pakowanie nie zajmie mi
dużo czasu.
– Przyniesiesz moją walizkę z sypialni? – zwrócił się Zachary do brata.
– Jak ją tam zataszczyłeś?
– Jeszcze przed wypadkiem – zaśmiała się Frannie.
– Przyniosę też twoje bagaże – zaofiarował się Quin.
Po jego wyjściu atmosfera w kuchni stała się napięta. Zachary postukał
palcami w stół.
– Nie musisz się czuć skrępowana. W końcu ostatniej nocy nic się nie
wydarzyło.
Uniosła głowę wyżej.
– Nie czuję się skrępowana. Chcę tylko wrócić do hotelu, żeby
odpocząć.
– Co chcesz powiedzieć?
Wzruszyła ramionami i odchrząknęła.
– Przepraszam. Ostatniej nocy nie przespałam pełnych ośmiu godzin
i nie jestem w najlepszej formie.
Rzucił jej ciepły, porozumiewawczy uśmiech.
– Ja też nie. Ale podleczę kostkę i może wtedy spróbujemy jeszcze raz.
– Jasne – wykrztusiła. – Możemy spróbować.
Quin wrzucił bagaże na tył wielkiego pojazdu z napędem na cztery koła
i pomógł bratu zejść po schodach. Na szczęście był o wiele silniejszy niż
Frannie. Żartowali i wybuchali śmiechem, gdy Zachary kuśtykał po śniegu.
Quin usadowił brata w samochodzie i znów wbiegł po schodach.
– Twoja kolej, Frances.
– Co masz na myśli?
Wziął ją na ręce, ignorując jej protesty.
– Śnieg jest za głęboki. Nasypie ci się do butów. Tak będzie prościej.
– I kto mówi, że nie ma już prawdziwych rycerzy? – roześmiała się,
kiedy posadził ją z tyłu po stronie kierowcy.
Zachary nie odezwał się, ale był wyraźnie niezadowolony. Patrzył
prosto przed siebie, jakby jego uwagę przykuwało coś po drugiej stronie
szyby.
Quin usiadł za kierownicą i uruchomił silnik, ale zanim ruszył, podał
Frannie szarą kopertę.
– Wczoraj wieczorem prawnik dał nam oficjalną zgodę. Umowa jest
przygotowana, brakuje tylko podpisu Zachary’ego. Czeka na ciebie
w recepcji. W tej kopercie znajdziesz identyfikator i kartę do otwierania
drzwi w budynku firmy. Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować.
– Dziękuję – odparła Frannie. – Już się nie mogę doczekać, żeby
zacząć.
Quin ostrożnie pokonywał zakręty na zaśnieżonej drodze.
– W jaki sposób będziesz się z nami kontaktować... o ile będziesz?
– Oczywiście, że tak. Zwykle przedstawiam klientom pisemne
sprawozdanie w każdy piątek po południu. Ale jeśli w międzyczasie pojawi
się coś ważnego, poproszę was wszystkich trzech o spotkanie.
Zachary mruknął coś niewyraźnie. Jego nastrój zaczął irytować Frannie.
– Nie podoba ci się mój sposób pracy? Nie podpisałeś jeszcze umowy.
Możesz zmienić zdanie, a ja jutro wsiądę do samolotu. To dla was duże
koszty, więc nie chcę tego robić, jeśli wszyscy nie będziecie zgodni.
Quin spojrzał na nią w lusterku wstecznym.
– On się zgadza. Domyślam się, że przyczyną jego doskonałego
nastroju jest kostka. Daj mu jakiś paracetamol, dobrze?
Poszperała w torebce i znalazła tabletki.
– Proszę. Nie ma sensu niepotrzebnie cierpieć.
Ich ręce zetknęły się przelotnie i Frannie poczuła mrowienie na skórze.
– Dzięki – mruknął Zachary.
Z westchnieniem opadła na oparcie fotela. Żałowała, że weekend
skończył się tak nagle, ale może tak było najlepiej.
Podróż mijała szybko. Frannie drzemała, a bracia swobodnie
rozmawiali o pracy, sprawach rodzinnych, sporcie. Kiedy już dojeżdżali do
Portland, Zachary odwrócił głowę i obrzucił ją nieprzeniknionym
spojrzeniem.
– Od czego zaczyna się takie dochodzenie?
– To zależy – powiedziała. – Czy Stone River Outdoors ma VPN?
Wirtualną sieć prywatną?
– Mamy – odrzekł Quin. – Problem w tym, że nasi informatycy nie są
najwyższych lotów. Nie zrozum mnie źle, znają się na robocie, ale wydaje
mi się, że nie robią wszystkiego, co możliwe, żeby tropić nieprawidłowości.
SRO zaczynało jako mała rodzinna firma, ojciec i dziadek na początku
znali wszystkich pracowników i dlatego niektóre zasady nie były
przestrzegane zbyt rygorystycznie.
– Więc wszystkie wasze krajowe i międzynarodowe firmy nie są z sobą
połączone?
– Pracujemy nad tym.
– Aha.
Zachary potrząsnął głową.
– Pewnie myślisz, że jesteśmy zapóźnieni i nie idziemy z duchem czasu,
ale musisz zrozumieć, że mój ojciec podejmował wszystkie decyzje aż do
śmierci, a my nie mieliśmy nic do powiedzenia w ważnych sprawach. Przez
ostatnie dwa lata byliśmy skupieni na żałobie, leczeniu Quina i wysiłkach,
żeby się utrzymać na powierzchni.
– Rozumiem. Pracowałam już w różnych sytuacjach.
– Zastanawiałem się, czy nie poprosić naszych techników, żeby ci
pomogli – powiedział Quin – ale chyba lepiej będzie, jeśli wszyscy
zostaniemy sprawdzeni. Możesz pracować w moim gabinecie. Dam ci dane
dostępowe do sieci.
– Mogę tak zrobić, jeśli chcesz – odrzekła – ale przekonałam się, że
wiele można się dowiedzieć ze stanowisk zwykłych pracowników. Chodzi
o zdjęcia, które mają na biurkach, karteczki samoprzylepne, sposób
uporządkowania plików. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym
pracować kolejno przy wszystkich biurkach.
Zachary wzruszył ramionami.
– Wszyscy nasi pracownicy mają obowiązek zmieniać hasła co sześć
miesięcy. Podają je admince Quina, a ona sporządza wydruk, który jest
przechowywany w sejfie. To pewnie dość prymitywna metoda, szczególnie
dla kogoś takiego jak ty, ale działała za czasów ojca.
– Zrobię ci kopię tej listy – zaproponował Quin. – W każdym razie
zaoszczędzi ci to trochę czasu. Nikt z menedżerów tego nie sprawdza, więc
jeśli się okaże, że nie masz do czegoś dostępu, daj nam znać. Podanie
fałszywego hasła to byłby powód do zwolnienia.
– Rozumiem. – Frannie była zdumiona, że firmie takiej jak Stone River
Outdoors, posiadającej dziesiątki, jeśli nie setki sklepów stacjonarnych
udało się zachować rodzinny charakter. Mogło to utrudnić lub ułatwić jej
pracę – czas pokaże.
Zbliżali się do centrum miasta. Klepnęła Quina w ramię.
– Mój hotel jest na rogu. Dzięki za podwiezienie.
Zachary znów się do niej odwrócił.
– A może wpadnę po ciebie o siódmej i zabiorę cię na kolację? Nie
martw się, nie będę prowadził samochodu.
– Dziękuję – powiedziała, udając, że szuka czegoś na podłodze – ale
dziś wieczorem chyba się odprężę i zamówię kolację do pokoju. Bardzo się
cieszę, że pokazałeś mi swój dom. Przykro mi z powodu tego wypadku.
Mimo spuszczonej głowy widziała, że Zachary wciąż się w nią
wpatruje, niezadowolony z jej odpowiedzi. Quin również to zauważył.
– Frannie zaczyna pracę dopiero jutro, braciszku. Nie możemy jej
zabierać całego czasu.
Wyskoczyła z samochodu, gdy tylko zatrzymał się przed hotelem.
Portier pomógł Quinowi wyjąć jej torbę z bagażnika. Zachary opuścił
szybę.
– Jeśli zmienisz zdanie, daj mi znać.
Znów przypomniała sobie ostatnią noc i niewiele brakowało, by się
zgodziła. Myśl o romantycznej kolacji z Zachem była kusząca, ale Frannie
nie zamierzała mu pozwolić, by złamał jej serce, a wiedziała, że to mogłoby
się zdarzyć. Cofnęła się i pomachała mu z uśmiechem.
– Zawiadom mnie, co lekarz powie o twojej kostce.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Skrzywił się, kiedy lekarz ułożył jego stopę na lodowato zimnym stole.
– Myśli pan, że jest złamana?
– Proszę się nie ruszać.
Wcześniej ból nieco już zelżał, ale teraz, gdy lekarz obracał i układał
jego stopę, Zachary znów się skrzywił. Usłyszał brzęczyk. Lekarz wrócił
i ułożył jego stopę w jeszcze innej pozycji.
– Prawie gotowe.
Zrobił jeszcze jedno zdjęcie i wysunął głowę zza parawanu.
– Może pan wrócić do gabinetu. Korytarzem i drugie drzwi po prawej.
Zachary sięgnął po kule, podniósł się i pokuśtykał do wyjścia. Obaj
bracia czekali w gabinecie. Uśmiechnęli się szeroko, gdy Zachary
niezgrabnie wszedł do środka.
– Ten facet to sadysta – oznajmił.
Quin odsunął nogę z przejścia.
– Kiedy mnie leczył, był bardzo miły i pomocny.
– Może dlatego, że przychodziłeś tu w zwykłych godzinach pracy –
zaśmiał się Farrell.
– Mogłem poczekać do jutra – burknął Zachary. – Nie prosiłem cię,
żebyś załatwiał mi wizytę po znajomości.
Do gabinetu wszedł lekarz.
– Przesłałem zdjęcia – oznajmił. Włączył telewizor z dużym ekranem
zamontowany na ścianie i podszedł do komputera. – Proszę spojrzeć.
Pomimo swojego ilorazu inteligencji Zachary nie miał pojęcia, na co
patrzy. Quin miał więcej doświadczenia w tego typu sprawach.
– Dobra wiadomość jest taka, że kość nie jest złamana. – Lekarz
wskazał jakiś punkt na ekranie. – To może być niewielkie pęknięcie
naprężeniowe, ale może to też być stary uraz. W każdym razie nie powinien
pan obciążać tej stopy przez co najmniej tydzień, dopóki opuchlizna nie
zejdzie. Proszę się znów pojawić za tydzień od jutra i zobaczymy, co dalej.
– Ale mogę chodzić o kulach?
– Nie. Musi pan leżeć z uniesioną stopą.
Zachary popatrzył na braci, wzrokiem błagając ich o pomoc.
– Frannie jutro zaczyna pracę. Powinienem tam być, żeby jej w razie
potrzeby pomóc.
Farrell zmarszczył brwi.
– Z tego, co słyszałem, Frances pracuje sama. Poza tym Quin i ja
będziemy w pobliżu. Nie musisz jej zaglądać przez ramię. Rób, co każe
lekarz, braciszku.
Czterdzieści osiem godzin później Zachary zaczynał chodzić po
ścianach. Nigdy nie przepadał za telewizją. Miał kilka ulubionych filmów
akcji na DVD, ale ich oglądanie tylko uświadamiało mu własne
ograniczenia.
Ivy i Katie na zmianę przynosiły mu posiłki i okazywały o wiele więcej
współczucia niż bracia. Kiedy pytał o Frannie, zapewniały beztrosko, że
robi ogromne postępy.
W niedzielę wieczorem wysłał Frannie esemesa z wiadomością, że
kostka nie jest złamana. Odpowiedziała lakonicznie: „Cieszę się”.
A potem nic.
Co ona robi, kiedy nie śpi? Późnym rankiem i przez całe popołudnie?
Zżerała go ciekawość. Chciał wiedzieć wszystko o Frances Wickersham.
Ale dlaczego?
Monotonię dnia przerwała nieoczekiwana wizyta Quina.
– Przyniosłem butelkę wina i filet mignon – powiedział, unosząc do
góry torebkę, z której płynął apetyczny zapach. – Musisz się wzmacniać.
Chyba że nadal bierzesz leki przeciwbólowe. Cholera, nie pomyślałem
o tym.
– Tylko te bez recepty. Teraz bardziej potrzebuję kontaktu z ludźmi.
Znienawidziłem już to mieszkanie.
Quinten zaniósł jedzenie do kuchni i wrócił z dwoma kieliszkami wina.
– Przelicytowałeś trzech innych kupujących, bo koniecznie chciałeś
mieć najlepszy widok w mieście, a teraz już ci się nie podoba?
– Za dużo tu ścian. Muszę wyjść na zewnątrz.
– Jest listopad. Kiepska pogoda.
– Co tam słychać w pracy?
– Pytasz, jak się miewa Frances Wickersham?
– O to też.
Quinten wyciągnął się na fotelu.
– O ile wiem, wszystko w porządku. Farrell rozmawiał z nią krótko
dzisiaj po południu. Stanley musi dziś dostać wolne. Farrell mówił Frances,
że nie musi przychodzić do biura, ale ona twierdzi, że jest przyzwyczajona
do pracy w samotności. Zdaje się, że jest samowystarczalna.
Zachary potrząsnął głową.
– Ona chce, żeby wszyscy tak myśleli. Dla mnie Frannie to puszyste,
świeżo wyklute kaczątko, które nie ma pojęcia, jak zły może być świat.
– Oho. – Quin dopił wino. – Może w to właśnie chcesz wierzyć.
– To Farrell ma kompleks Galahada, nie ja.
– Ale nie miałbyś nic przeciwko temu, gdyby urocza Frances
Wickersham uznała cię za swojego rycerza, co?
Quinten się nie mylił. Zachary chciał być rycerzem Frannie i choć raz
poczuć, że ma nad nią przewagę. Ale nie zamierzał przyznawać się do tego
młodszemu bratu.
– Gadasz głupoty.
– Już stąd spadam. Czeka na mnie moja droga żona.
– Musisz się nade mną znęcać?
– Ćwicz cierpliwość. To rzadka umiejętność, szczególnie w naszej
rodzinie, ale potrafi zdziałać cuda.
W czwartek wieczorem, około dziesiątej, Zachary poczuł, że dłużej tego
nie zniesie. Wykąpał się, ogolił, włożył dżinsy, miękką bawełnianą koszulę
i sweter. Zakładanie i zdejmowanie spodni bez urażania uszkodzonej stopy
wciąż było trudne, ale dał radę. Kiedy już był gotowy, wezwał samochód,
a następnie wysłał esemesa do Stanleya, by go uprzedzić o swoim
przyjeździe.
Siedziba Stone River Outdoors była pogrążona w ciemnościach.
Zachary wjechał windą na górę i zauważył światło w jednym z pokoi na
piątym piętrze. Cicho przemierzył korytarz i zatrzymał się w otwartych
drzwiach.
Frannie siedziała zwrócona do niego plecami. Jej palce poruszały się po
klawiszach komputera nieprawdopodobnie szybko. Jak zwykle ubrana była
w kaszmirowy golf, włosy miała rozpuszczone. Palce go mrowiły, by je
wsunąć w gęste loki.
– Nie bój się – powiedział. – To tylko ja.
Obróciła się na krześle i przyłożyła dłoń do piersi.
– Zach! Śmiertelnie mnie wystraszyłeś. Co ty tu robisz? Quin mówił, że
lekarz kazał ci leżeć z uniesioną stopą.
– Leżałem – mruknął. – Całe cztery dni. Miałem już dość i chciałem
zobaczyć, jak sobie radzisz.
Wskazała na biurko zarzucone teczkami i papierami.
– Ten pracownik jest trochę bałaganiarzem, ale nie przestępcą.
– Dobrze wiedzieć. Jak się posuwa dochodzenie?
– Na razie dobrze. Jutro przygotuję pierwszy raport.
– Innymi słowy, mam ci teraz nie przeszkadzać.
– Nie powiedziałam tego.
– Tęskniłem za tobą.
Zastanawiała się, czy w tych słowach jest jakieś drugie dno. Wyglądał
dobrze, ale wydawał się znużony. Granatowy sweter na koszuli
w granatowo–zieloną kratę podkreślał jego szerokie ramiona. Za każdym
razem czuła od niego dziwną energię, jakby przepływał między nimi prąd.
– Minęły dopiero cztery dni. Pewnie po prostu się nudzisz.
– Tak, nudzę się – przyznał i jego oczy błysnęły. – Ale chodziło mi
o ciebie, Frannie. Tęskniłem za tobą. Dobrze mi było z tobą w weekend.
– Ja też za tobą tęskniłam – powiedziała, starając się nie okazać, jak
wpływa na nią jego obecność w tej ciasnej przestrzeni.
Po długiej chwili milczenia podszedł o dwa kroki bliżej.
– Pokażesz mi, co robisz?
Skinęła głową.
– Będziesz musiał usiąść.
Przyciągnęła do biurka drewniane krzesło. Zachary usiadł, odłożył kule
i skinął głową.
– Moja kostka zdrowieje z każdym dniem.
– Mam nadzieję, że ta dzisiejsza nielegalna wycieczka ci nie zaszkodzi.
– Nie wydasz mnie, prawda, Robaczku?
Był tak blisko, że zapach jego wody kolońskiej przyprawiał ją o zawrót
głowy. Świeże zadrapanie na szczęce świadczyło o tym, że niedawno się
ogolił. Dla niej?
– Nie, jeśli będziesz grzeczny.
Przygryzła usta i siedziała nieruchomo, starając się go nie dotykać.
Przestrzeń przy biurku była ograniczona. Skupiła się na tym, co robiła
najlepiej, i kilkakrotnie stuknęła w klawiaturę.
– Zwykle zaczynam od tego miejsca. Tutaj widzę wszystkie witryny,
jakie użytkownik odwiedzał. Jeśli zauważę coś podejrzanego, idę za tym
i mogę nawet dostać się na jego konto pocztowe, jeśli wcześniej wchodził
na nie z pracy. Oczywiście czasami muszę w tym celu uzyskać nakaz
przeszukania.
– Poważnie?
– To zależy od zasad firmy. Wasz regulamin mówi, że pracownikom nie
wolno używać komputera do celów prywatnych. Nie ma problemu, jeśli
pracownik podczas przerwy sprawdzi swoją pocztę w telefonie, ale na tym
pulpicie nie powinno być nic oprócz spraw służbowych.
Zach pochylił się bliżej.
– I co widzisz?
– Tutaj na razie wygląda, że wszystko jest w porządku. Ale facet z 207
ma w komputerze porno. To z pewnością użytek prywatny, a do tego na
pewno nie chciałbyś, żeby ktoś taki dla ciebie pracował.
– Zgadza się. – Skinął głową.
– Zamieszczę to wszystko w raporcie.
Zachary dotknął jej dłoni.
– Jesteś niesamowita, Frannie.
Poczuła się nieswojo.
– Wielu ludzi robi to co ja.
– Możliwe, ale wątpię, czy robią to równie dobrze. Zawsze lubiłaś
rozwiązywać zagadki.
Serce biło jej mocno. Odpowiedź na jej dylemat naraz stała się zupełnie
jasna. Zach z pewnością jest nią zainteresowany. Jeśli będzie wahać się
dłużej, straci cenny czas, który mogłaby z nim spędzić podczas swojego
pobytu w Portland. Myślała o tym od czterech dni. Decyzja nie była
impulsywna. Ale jeśli dokonała złego wyboru?
– Zach?
– Hm?
Siedzieli tak blisko siebie, że czuła jego oddech na policzku. Poruszyła
dłonią i splotła palce z jego palcami.
– Miałbyś ochotę pójść ze mną do hotelu, kiedy tu skończę?
Zamarł. Wszystkie mięśnie w jego ciele znieruchomiały, ale oczy
błysnęły żarem.
– Hm… czy nie jest trochę za późno?
Jej pewność siebie osłabła. Czyżby się pomyliła? Ale to on przyszedł do
niej, a nie na odwrót. Powiedział, że za nią tęsknił. Może jednak
niewłaściwie odczytała sytuację?
Puściła jego rękę i odsunęła się z krzesłem.
– Nieważne – mruknęła upokorzona. Nie czuła się dobrze, proponując
intymną relację. Widocznie nie znała odpowiednich kodów. – Powinieneś
wrócić do domu i leżeć z uniesioną nogą. Ja jeszcze muszę tu posiedzieć.
Zachary, który dotychczas siedział jak odrętwiały, zerwał się na równe
nogi i potykając się, sięgnął po kule. Znów usiadł i wypuścił je z ręki.
Pochylił się, wsunął dłoń w jej włosy i objął jej szyję.
– Frannie, zaskoczyłaś mnie. – W jego oczach błyszczał ogień. –
Odpowiedź brzmi: tak. Bardzo bym tego chciał.
Zmarszczyła nos.
– Na pewno jesteś playboyem? Bez urazy, ale nie spodziewałam się
takiego entuzjazmu.
Z melancholijnym uśmiechem pogładził jej policzek.
– Zdaję sobie z tego sprawę, Frannie. Doskonale zdaję sobie z tego
sprawę. Ale przy tobie nie potrafię się zachowywać normalnie. Po części
chciałbym znów być tym nastolatkiem, który spędza z tobą wiele godzin,
a inna moja część chce pójść za tym... przyciąganiem. Jesteś piękną,
fascynującą kobietą.
Frannie była doskonale wyszkolona w przedmiotach ścisłych, ale żadne
teorie naukowe nie mogły wyjaśnić tego, dlaczego jej ciało jednocześnie
topniało, drżało i tęskniło. Pragnęła Zacha. Desperacko. Chciała poczuć
jego skórę przy swojej. Chciała wiedzieć, jak to jest, gdy w nią wchodzi,
wypełnia ją, bierze w posiadanie. Serce waliło jej tak mocno, że brakowało
jej tchu.
– Mam takie same rozterki jak ty, Zach. Ale to nie znaczy, że nie
możemy się zabawić.
– Zabawić? – Zmarszczył brwi.
– Nie sądzisz, że będziemy się dobrze bawić?
– Jeśli zrobimy to tak jak trzeba, zabawa nawet nie przyjdzie nam do
głowy.
– Może ja tu skończę, a ty w tym czasie skocz do domu po szczoteczkę
do zębów.
Pochylił się i pocałował ją zachłannie.
– Do diabła ze szczoteczką. Nie ma mowy, żebym wyszedł z tego
pokoju bez ciebie.
– Ale ja…
Znów ją pocałował. Ten pocałunek był dłuższy, słodszy i bardziej
kuszący.
– Nie wycofuj się teraz, Frannie. Robi się ciekawie. Poza tym jest już
prawie północ. Twoja praca na dzisiaj jest skończona.
Wyszli razem z budynku. Wieczór był wietrzny i zimny, ale suchy.
Frannie ukryła twarz w kołnierzu płaszcza, żałując, że nie wzięła
rękawiczek.
Zachary zadzwonił po samochód i kierowca pojawił się niecałe pięć
minut później. Frannie miała ochotę skulić się w kącie tylnego siedzenia,
ale on objął ją i przyciągnął do siebie. Poczuła bezpieczne ciepło,
a jednocześnie niezwykłe pobudzenie. Miała trzydzieści lat i była już
w związkach, ale jeszcze nigdy nie czuła tak burzliwej mieszanki
podniecenia i niepewności.
Hol hotelowy był pusty, sklepik z pamiątkami zamknięty. Zach cicho
powiedział kilka słów do recepcjonisty, a ten zniknął i wrócił po chwili
z niewielką papierową torebką. Wsiedli do windy. Wszystko działo się
bardzo powoli i jednocześnie za szybko.
Frannie próbowała zażartować, chociaż gardło miała wyschnięte jak
Sahara.
– Więc jednak udało ci się zdobyć szczoteczkę?
Uśmiechnął się i przez chwilę przypominał chłopca, w którym
podkochiwała się w liceum.
– Prezerwatywy, Frannie. Szczoteczkę też.
– Aha. – Fala gorąca przepłynęła przez jej szyję aż do linii włosów.
On pewnie uważa ją za naiwną kretynkę, ale to nie była prawda.
Frannie dużo podróżowała. Potrafiła zamówić posiłek w czterech językach.
Prawie żadna sytuacja jej nie onieśmielała. Ale to było co innego. To był
Zach.
Na swoim piętrze znalazła w torebce kartę i otworzyła drzwi.
– Czuj się jak u siebie.
Zanim zdążył skinąć głową, wyszarpnęła kilka rzeczy z walizki
i zamknęła się w łazience. Flanelowe spodnie od piżamy absolutnie nie
nadawały się na ten wieczór.
Na szczęście spakowała ulubiony szlafrok z czarnego jedwabiu,
haftowany w małe czerwone smoki. Kupiła go w Chinatown, kiedy praca
zawiodła ją do San Francisco.
Przed wyjściem do pracy brała prysznic, więc teraz wystarczyło tylko
się odświeżyć i skropić perfumami. Rozebrała się, wyszczotkowała włosy,
starannie złożyła ubranie i ułożyła je na blacie. Spojrzała w lustro
i spodobało jej się to, co zobaczyła. Czarny szlafrok wyglądał zmysłowo,
ale oczy kobiety w lustrze patrzyły nieufnie.
Nie miała pojęcia, czego może się spodziewać w sypialni. Zach na
pewno chciałby się przebrać w łazience. Ale znowu ją zaskoczył. Leżał
w jej łóżku, oparty o wezgłowie i od pasa w dół owinięty prześcieradłem,
i uśmiechał się łobuzersko. Wszystkie światła były zgaszone, z wyjątkiem
lampki nocnej.
Piersi Frannie nabrzmiały boleśnie. Sięgnęła do paska szlafroka
i zacisnęła na nim palce.
– Widzę, że jesteś gotowy.
Powoli skinął głową.
– Chodź tutaj, Frannie. Pozwól, że cię rozgrzeję.
Wiedział, że ta kobieta jest inna. I ta noc była inna. Niepokoiła go
świadomość, że nie chodzi tu tylko o prosty pociąg seksualny, ale
odepchnął od siebie tę myśl, nie chcąc psuć nastroju.
Frannie wyglądała niesamowicie. Oszałamiająco. W czarnym szlafroku,
z czarnymi włosami i kremową skórą była najpiękniejszą kobietą, jaką
kiedykolwiek widział.
Podeszła do łóżka i stanęła naprzeciw niego – za daleko. Poklepał
materac.
– Połóż się tu, Frannie. Ja nie gryzę.
– Wydaje mi się, że to nieprawda.
Uśmiechnął się lekko.
– Zapomniałem, że tak dobrze mnie znasz.
Odsunął prześcieradło. Był podniecony, prawdę mówiąc od chwili, gdy
wychodzili z biura.
– Podoba ci się?
– Może. – Zacisnęła usta, wpatrując się w jego erekcję, która pod jej
spojrzeniem stała się jeszcze pokaźniejsza. Zacisnął palce. Z jakiegoś
powodu było bardzo ważne, by to Frannie przyszła do niego, a nie na
odwrót. Nie chciał jej uwodzić, chciał jej pełnego uczestnictwa.
W końcu, gdy już niemal był gotów paść przed nią na kolana, weszła na
materac i przysunęła się do niego. Wciąż miała na sobie szlafrok, ale z tym
potrafił sobie poradzić. Wydawało się, że nie ma nic pod spodem.
Wyciągnął rękę.
– Chcę cię dotknąć, Frannie.
Położyła się i oparła policzek na jego ramieniu.
– Ja ciebie też. – Powiodła ręką po jego piersi, obojczyku i zaczęła
bawić się pępkiem. – Jesteś piękny i seksowny, Zach. Mogłabym się tobą
cieszyć przez bardzo długi czas.
Przełknął ślinę, obezwładniony emocjami. To był Robaczek, jego słodki
Robaczek. Naraz skruszony, zadał pytanie, które powinien był zadać dawno
temu.
– Czy masz coś przeciwko temu, że nazywam cię Robaczkiem?
Uniosła głowę i spojrzała na niego.
– Właściwie – powiedziała z nieśmiałym uśmiechem – to mi się
podoba. Czuję się wtedy bliżej ciebie. Jakby to, co nas łączyło w Glenderry,
było czymś wyjątkowym.
– Bo tak było, prawda? – Jak mógł tego wówczas nie zauważyć?
Dopiero powrót Frannie do jego życia uświadomił mu, jak bardzo jest
wyjątkowa.
Sięgnął do paska jej szlafroka. Był tak mocno zawiązany, że miał
ochotę go przeciąć, w końcu jednak udało się rozluźnić węzeł. Frannie
przytrzymywała poły. Oczy, w tym świetle niemal w kolorze indygo, miała
szeroko otwarte.
– Denerwuję się – powiedziała. – Czytałam kiedyś fragmenty
Kamasutry, ale wtedy mnie to rozśmieszyło. Nie chciałabym cię zawieść.
Jej szczerość podcięła mu skrzydła. Pożądanie wrzało mu w żyłach, ale
coś kazało je powściągnąć. Nie potrafił – a może nie chciał – powiedzieć,
co to takiego, skoncentrował się więc na pożądaniu.
– To niemożliwe, Frannie. To będzie niezapomniana noc.
Zastanawiał się, czy Frannie uważa, że jest arogancki. Był pewny
siebie, a to wcale nie to samo. Nie mógł już dłużej czekać. Odrzucił na bok
jedwabny szlafrok.
Jej ciało było cudem stworzenia – wysoko osadzone piersi, wąska talia,
łuk bioder. A nogi? Dobry Boże, gdy sobie wyobraził, że te cudowne nogi
ściskają jego plecy…
Uniósł się na łokciu i pocałował ją. Jego puls przekraczał normy. Kiedy
owinęła ramiona wokół jego szyi i wyszeptała jego imię, niemal stracił
świadomość. Nie miała zamiaru przekazywać mu całej kontroli nad
sytuacją. Oddała mu pocałunek, przejechała paznokciem po ramieniu,
zacisnęła zęby na płatku jego ucha. To ostatnie go zdumiało. Czy płatek
ucha zawsze był jego strefą erogenną? Nigdy tego nie zauważył.
– Musimy zwolnić – jęknął z obawą, że wszystko skończy się za
kilkadziesiąt sekund.
Frannie zaśmiała się cicho i zmysłowo.
Sięgnął po torebkę i rozerwał foliowe opakowanie.
– Chodź tu, kobieto.
Do diabła z Kamasutrą. Chciał ją mieć pod sobą, bezradną i uległą.
Przysunęła sobie poduszkę i ułożyła się na plecach.
– To ty wszystko spowalniasz – zakpiła. – Na pewno jesteś takim
ogierem?
Rozsunął jej nogi i dosiadł jej brutalnie, z zupełnie pustym umysłem.
Potrzeba zagłuszała zdrowy rozsądek, każąc mu brać, brać i brać. Ale ona
też brała. Reagowała pchnięciem za pchnięcie, omal go nie zadusiła,
ściskając jego szyję, drapała, gryzła i żądała. Łóżko pod nimi dygotało.
– Powiedz, że mnie chcesz – szepnął, z trudem łapiąc oddech.
– Chcę cię. Przez całą noc. Nie przestawaj. – Słowa Frannie podsyciły
płomień i posłały go w przestworza euforii.
Wyszeptał jej imię i zadrżał spazmatycznie. Kiedy już myślał, że ją
zawiódł, ona również wyprężyła się i krzyknęła. Zacisnął na niej ramiona,
gdy przeszyła ją seria dreszczy. Przez kilka następnych sekund w pokoju
panowała cisza, w której rozbrzmiewały tylko ich ciężkie oddechy. Kiedy
mógł się wreszcie poruszyć, naciągnął kołdrę na ich wilgotne ciała. Frannie
jakimś cudem leżała na nim. Kiedy to się stało?
Jej ciało było bezwładne, twarz wtulona w wygięcie jego szyi.
Uszczypnął ją w pośladek – lekko, tylko na tyle, by zwrócić jej uwagę.
– Wszystko w porządku? Jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś tak długo
milczała.
Podniosła się z dłonią opartą na jego mostku.
– Myliłam się – stwierdziła. – Jednak jesteś ogierem.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Pławiła się w błogości. Wygodne łóżko. Pomysłowy kochanek.
Obietnica nadchodzącej długiej nocy. Czego więcej może chcieć kobieta?
Dawno temu, kiedy miała dziesięć, może jedenaście lat, jej surowi
rodzice zrobili coś, co zupełnie nie było w ich stylu i zgodzili się zabrać
swoją jedyną córkę do wesołego miasteczka. Frannie wciąż pamiętała
widoki, dźwięki i zapachy. Jeździła na karuzeli, jadła watę cukrową i czuła
się tak, jakby znalazła się w najwspanialszym miejscu na ziemi. Było nie do
pomyślenia, że za kilka dni cała ekipa spakuje się i przeniesie do
następnego miasta.
W drodze do domu drzemała na tylnym siedzeniu samochodu i chyba
po raz pierwszy w życiu przyszło jej do głowy, że niektóre doświadczenia
wydają się magiczne po części dlatego, że zdarzają się rzadko. Teraz,
prawie dwie dekady później, czuła się w tym pokoju hotelowym jak na
szczycie diabelskiego młyna. Nic jej nie mogło odebrać tego przeżycia, ale
istniała bardzo duże ryzyko, że już nigdy w życiu nie spotka jej nic
lepszego.
Zachary poruszył się i musnął jej policzek zarostem.
– To było niesamowite, Robaczku. Zupełnie mnie unicestwiłaś.
– Powinniśmy się chyba trochę przespać – odrzekła. – Jak twoja
kostka? Musisz ją unieść wyżej. Farrell mówił, że w poniedziałek masz się
pokazać lekarzowi. Nie chciałabym, żebyś ją przeze mnie nadwerężył.
Ziewnął i przyciągnął ją bliżej.
– Z moją kostką wszystko w porządku. Przestań się martwić. Śpij,
Frannie. Odpocznij. Wszystko jest dobrze.
O dziwo, zasnęła. Nie przywykła do obecności mężczyzny w swoim
łóżku i gdyby miała czas się nad tym zastanowić, założyłaby, że będzie
leżeć nie śpiąc, słuchając chrapania Zacha. Tymczasem spała doskonale
i obudziła się świeża jak poranek, choć tu i ówdzie nieco obolała. Nad
ranem kochali się jeszcze dwa razy – raz powoli, sennie i leniwie, drugi raz
szaleńczo i namiętnie.
Wstawał świt. Frannie cicho wyśliznęła się z łóżka i wyjęła z torby
czystą bieliznę. W łazience owinęła włosy ręcznikiem i wzięła szybki
prysznic. Kiedy ubrana w to, co miała na sobie poprzedniego wieczoru,
wróciła do sypialni, Zach siedział na łóżku, przeczesując palcami włosy.
Spojrzał na nią bez uśmiechu.
– Masz na sobie za dużo ubrań – mruknął.
Wiedziała, że musi być stanowcza, bo inaczej Zach ją namówi na
spędzenie całego dnia w łóżku. Brzmiało to dobrze, ale wolała sobie na to
nie pozwalać.
– Musisz wrócić do domu – stwierdziła. – A ja muszę popracować nad
raportem.
– Miałaś pracować od poniedziałku do piątku, więc chyba jeszcze nie
jesteś gotowa do napisania raportu?
– Aktualizuję go każdego dnia, na bieżąco.
– Możesz pracować u mnie. Zamieszkaj u mnie, Frannie, dopóki jesteś
w Portland. Będzie fajnie.
Dopóki jesteś w Portland. Te cztery słowa oddzielały fantazję od
rzeczywistości. Ale przecież weszła w to z otwartymi oczami.
Usiadła na łóżku i pochyliła się, by go pocałować.
– Ostatnia noc była fantastyczna, Zach, ale ja nie jestem na wakacjach.
Przyjechałam tu do pracy. Może przyniosę z dołu kawę i drożdżówki?
Wrócę za piętnaście minut.
– To znaczy: zbieraj tyłek i przygotuj się do wyjścia.
– Coś w tym stylu.
– Jesteś zimną kobietą.
– Absolutnie nie. Ale bardzo poważnie traktuję pracę, a nie będę mogła
pracować, kiedy będziesz się kręcił w pobliżu i mnie kusił.
– Więc jestem dla ciebie pokusą?
Rozbawił ją jego zarozumiały uśmiech.
– Tak, Zach. Kusisz mnie.
Chwyciła torebkę i zeszła na dół.
Ostatnia noc otworzyła jej oczy do tego stopnia, że zaczęła wątpić
w słuszność swojej decyzji, by się związać z Zacharym Stone’em. Quinten
niedawno się ożenił, a Farrell był zaręczony, ale średni brat Stone nie był
taki jak jego bracia. Żył na własnych warunkach.
Chociaż nie był pustelnikiem, odgradzał się od prawdziwego kontaktu
ze światem.
Wiedziała o tym, ponieważ było to dla niej znajome zachowanie. Cena
za bycie innym. Przez całe życie chciała gdzieś przynależeć. Lata spędzone
w Glenderry i przyjaźń z Zachem były najbliższe temu, co uważała za
poczucie wspólnoty. Ona również izolowała się od innych, bo przyjaciele
i kochankowie wielokrotnie ją zawiedli.
Była zbyt inna, zbyt dziwna. Nikt nie próbował zrozumieć jej świata
i punktu widzenia. Zawsze dawała, ale niewiele otrzymywała w zamian.
Jak by to było mieć mężczyznę, który docenia jej zdolności
intelektualne, docenia to, kim jest, i do tego ją uzupełnia jak druga połówka
całości? Nawet jej rodzice nie znali pragnień i potrzeb córki.
Przez krótką chwilę myślała, że tym człowiekiem może być Zachary.
Ich ponowne spotkanie bardzo ją ucieszyło, a poznawanie niuansów
mężczyzny, którym się stał, było fascynujące. Nie mogła zmarnować szansy
na spędzenie z nim czasu. Ale seks to co innego. Mężczyźni potrafią
uprawiać seks wyłącznie dla przyjemności. Wiele kobiet też. Ale nie
Frannie.
Kupiła kawę i ciastka i wjechała windą na górę, wciąż się
zastanawiając, jak powinna się zachować. Na szczęście Zach był już
ubrany. Mimo kul jakoś udało mu się ustawić przy oknie stolik i dwa
krzesła.
– Wróciłam – powiedziała i skrzywiła się w duchu, słysząc własny
radosny ton.
– Pięknie pachnie – rzekł z uśmiechem.
Zjedli śniadanie w milczeniu. Kawa była gorąca i mocna, drożdżówki
świeże i sycące. Frannie pomyślała, że to równie dobra chwila jak każda
inna, by zadać mu pytanie, które ją dręczyło od chwili, gdy ją zatrudnił.
– Czy mogę cię o coś zapytać?
Podniósł filiżankę z kawą.
– O co tylko chcesz.
– Wiem, że po śmierci ojca musiałeś zaangażować się w działalność
firmy i zostałeś dyrektorem finansowym.
– Tak.
– Ale mam wrażenie, że ta praca to dla ciebie bardziej obowiązek niż
wyzwanie. Co robisz, żeby ćwiczyć umysł i wykorzystywać swoje
zdolności?
Skrzywił się.
– Dlaczego zawsze musisz to robić, Frannie?
– Co?
– Jeszcze kiedy byliśmy dziećmi, przez cały czas trułaś, że nie
wykorzystuję swojego potencjału. Jestem, kim jestem. Nie każdy może być
tak inteligentny jak Frances Wickersham.
Jego upór ją rozzłościł.
– Zach, jesteś równie inteligentny jak ja, a nawet bardziej. Kiedy ma się
umysł taki jak twój, nie wolno tego marnować. Niektórzy nawet
powiedzieliby, że to grzech. Jesteś genialny, ale ślizgasz się tylko po
powierzchni życia, wykorzystując swój urok i chcesz, żeby wszyscy
uwierzyli, że Zachary Stone nie ma do zaoferowania nic więcej. Byłam
przekonana, że twoja kreatywność i pomysłowość pozwoliły ci zajmować
się czymś znacznie ciekawszym.
Zacisnął zęby.
– Pewnie miło jest być kimś, kto zna wszystkie odpowiedzi – mruknął
i podniósł się gwałtownie, nie kończąc drożdżówki. – Zostawię cię, żebyś
mogła napisać swój raport, pani Wickersham. Powinniśmy chyba
sporządzić protokół rozbieżności. Ty pozostań przy analizowaniu
komputerów, a ja zajmę się swoim własnym cholernym życiem.
Skrzywiła się, kiedy zatrzasnął za sobą drzwi. Wszystko, co mu
powiedziała, było prawdą, ale na widok reakcji Zacha zaczęła się
zastanawiać, czy w głębi duszy nie chciała go do siebie zniechęcić. Nie
miała pojęcia, jak sobie poradzić z romansem z dorosłym Zacharym
Stone’em, więc po cudownej nocy zastosowała sabotaż.
Może jednak nie jest taka mądra.
W sobotę po południu wysłała braciom Stone pierwszy raport. Dwóch
odpowiedziało, trzeci nie. Milczenie Zacha sprawiło, że była smutna, zła
i w rozterce. Widocznie chciała widzieć w nim kogoś, kim nie był.
W następnym tygodniu wypadało Święto Dziękczynienia. Frannie nie
powiedziała nikomu, że planuje pracować w wolne dni. To była jej sprawa.
W sobotę wieczorem wybrała się do kina, w niedzielę zjadła brunch
w restauracji niedaleko hotelu, a w poniedziałek wieczorem wróciła do
pracy. Ona i Stanley, ochroniarz, zawarli ostrożną przyjaźń. Starszy pan nie
był gadułą, ale od czasu do czasu zamieniali kilka słów. Świadomość, że
ktoś jeszcze oprócz niej jest w budynku, dodawała jej otuchy.
W środę wieczorem natrafiła na ślad czegoś niepokojącego, ale nie
chciała wyciągać pochopnych wniosków. Niepełne informacje mogły
stworzyć fałszywy obraz. Przekonała się o tym boleśnie przy jednym ze
swoich pierwszych zleceń. Zanim przedstawi braciom jakąś hipotezę czy
jawne oskarżenie, musi być absolutnie pewna faktów.
O północy w wigilię Święta Dziękczynienia wyłączyła ostatni komputer
i ukradkiem opuściła budynek. Nie chciała spotkać Stanleya, by nie zaczął
jej wypytywać o plany na świąteczne dni. Noc była spokojna, powietrze
wilgotne. Zdecydowała, że pójdzie piechotą. Od hotelu dzieliło ją pięć
długich przecznic – niezbyt daleko, ale dość, by trochę się rozruszać.
Podciągnęła kaptur płaszcza przeciwdeszczowego, wsunęła telefon do
wewnętrznej kieszeni i ruszyła.
Ulice były puste; wszyscy przygotowywali się do świętowania
w domach. Zdaniem Frannie samotność była pojęciem względnym. Już
dawno pogodziła się z tym, że jej rodzina jest inna. Rodzice, starsi już
ludzie, pochodzili z niewielkich rodzin, dziadkowie po obu stronach od
dawna nie żyli. Święto Dziękczynienia w jej rodzinie nigdy nie było
wielkim wydarzeniem, tym bardziej że matka nie lubiła gotować. Nawet
Boże Narodzenie obchodzili skromnie, ale Frannie to nie przeszkadzało.
Lubiła własne towarzystwo. Na świecie było mnóstwo ciekawych
rzeczy: książki, kino, internetowe poszukiwania. Nigdy nie rozumiała ludzi,
którzy narzekali na nudę. Jak można się nudzić, skoro zawsze można się
nauczyć czegoś nowego? Mimo to nie mogła zaprzeczyć, że czasami
w takie wieczory jak ten ogarniało ją poczucie pustki i potrzeba
przynależności.
Zanim dotarła do hotelu, przemarzła do szpiku kości. Widocznie ubrała
się zbyt lekko. Z głową pochyloną nisko skręciła za róg i naraz zderzyła się
z jakimś twardym nieustępliwym ciałem. To był mężczyzna. Twarz miał
ściągniętą, usta zaciśnięte w wąską linię. Mimo tego serce podskoczyło jej
z radości.
– Zach – powiedziała bez tchu. – Skąd się tu wziąłeś?
Pochwycił jej nadgarstek.
– Czekałem na ciebie. Powinnaś wziąć taksówkę. Spacery przy takiej
pogodzie to szaleństwo.
W hotelu pociągnął ją do odległego kąta, gdzie za ścianą z dużych
roślin doniczkowych stało kilka foteli.
– Siadaj, Frannie.
Nie podobał jej się ton jego głosu, ale była zmęczona, więc usiadła.
Zdjęła płaszcz przeciwdeszczowy i przygładziła włosy. Musi wyglądać
okropnie.
– Nie rozumiem, Zach. Dlaczego na mnie czekałeś?
– Stanley widział, jak wychodziłaś z budynku o północy. Myślałem, że
polecisz do domu na święta. Co się stało, Frannie?
– Szpiegowałeś mnie? – Uniosła brwi.
– Prosiłem Stanleya, żeby miał cię na oku. Nie mam zamiaru
przepraszać. Samotna kobieta w obcym mieście. Różne rzeczy mogą się
zdarzyć.
– Jak widzisz, wszystko jest w porządku.
– Jutro jest Święto Dziękczynienia.
– I co z tego?
– Zakładałem, że spędzisz długi weekend z rodziną.
Wzruszyła ramionami.
– Moi rodzice nie lubią robić wielkiego zamieszania z powodu świąt.
Jutro jest normalny dzień. Przynajmniej jedno z nich będzie miało dyżur
w szpitalu, a możliwe, że obydwoje. Nasze stosunki są dosyć napięte, więc
wolałabym zostać tutaj i pracować.
– Nie podoba mi się to. – Jego wyraz twarzy był niemal komiczny.
– Nie musi ci się to podobać, Zach. Jestem dorosła. Miło mi, że się
o mnie troszczysz, ale niech ci to nie spędza snu z powiek. Chodziłam na
zajęcia z samoobrony i potrafię o siebie zadbać.
Wziął ją za rękę.
– Przepraszam za tamtą sprzeczkę. Masz prawo do swojego zdania.
Zmarszczyła nos, splatając palce z jego palcami.
– Ale powinnam zachować to zdanie dla siebie. To ja przepraszam.
– Rozejm? – zapytał z tym intymnym uśmiechem, od którego ścisnęło
ją w dołku.
– Rozejm.
Pogładził kciukiem jej nadgarstek.
– Idź na górę i spakuj torbę. Zostaniesz dzisiaj u mnie? Jutro zabiorę cię
na rodzinny obiad w nowym domu Quina i Katie.
– Mógłbyś przyjechać po mnie rano.
W jego wzroku błysnęła determinacja.
– Nie zmuszaj mnie, żebym cię błagał, Robaczku. Chcę cię dziś mieć
w łóżku.
Żołądek znów jej się zacisnął, ale nie była tchórzem.
– Ja też tego chcę. Pójdziesz ze mną na górę i zaczekasz?
– Lepiej nie, bo nigdy stąd nie wyjdziemy. Ostatnie pięć nocy spędziłem
sam i wcale mi się to nie podobało. Masz szczęście, że nie rzuciłem się na
ciebie tutaj, w tym holu.
Kolana pod nią zmiękły, twarz oblała się rumieńcem.
– Dobrze, pójdę na górę sama.
Pół godziny później Zach pomógł jej wsiąść do samochodu. Zerknęła na
niego z ukosa, zauważając, jak dobrze się porusza.
– Lekarz pozwolił ci prowadzić?
– Pozwolił. – Spojrzał w lewo i w prawo, zanim wyjechał z parkingu,
ale o pierwszej w nocy ulica była pusta. – Nie musimy nic dziś robić, jeśli
jesteś zmęczona – powiedział, wyraźnie starając się być dżentelmenem.
Położyła dłoń na jego udzie.
– Nie jestem aż tak zmęczona.
– Zaczekaj, Robaczku. Na razie prowadzę dwie tony metalu.
Była ciekawa jego mieszkania. Po tym, jak widziała dom nad
Atlantykiem, zastanawiała się, jakie gniazdko uwił sobie w Portland.
Osobista przestrzeń człowieka wiele mówi o jego charakterze.
Zaparkował na numerowanym miejscu za bramą ogrodzonego osiedla.
Wysiadła i napotkała jego spojrzenie.
– Deszcz przestał padać. Czy moglibyśmy trochę pospacerować? Mam
w tej chwili nadmiar energii. To wada pracy w nocy. Muszę się później
rozluźnić.
– Mogę ci pomóc rozładować tę energię.
– Obiecuję, że do tego też dojdziemy, ale najpierw potrzebuję trochę
ruchu.
Nieświadomie dała mu kolejną szansę na komentarz, ale tym razem się
powstrzymał i wziął ją za rękę.
– Jak chcesz.
Nie miała pojęcia, jak daleko zaszli. Była wysoka, więc nie musiał
dostosowywać do niej kroku. Ze szczęścia kręciło jej się w głowie. Czy się
w nim zakochała? Miała podstawy sądzić, że tak. Był jej pierwszą miłością,
wzorcem, do którego porównywała wszystkich innych mężczyzn.
Wiedziała, że oceniała ich niesprawiedliwie, ale cóż – po prostu żaden
z nich nie był Zachem.
Deszcz lunął bez ostrzeżenia. Frannie wrzasnęła i przysunęła się bliżej
do Zacha. Pociągnął ją w stronę budynku, okrywając swoim płaszczem.
Światło z pobliskiej latarni ukazywało strugi deszczu siekące niemal
poziomo. Frannie zatrzęsła się ze śmiechu; na szczęście budynek osłaniał
ich przed wiatrem.
– Pożałujesz, że zabrałeś mnie do domu – powiedziała.
Zach nakrył ich głowy płaszczem i wolną dłoń wsunął pod jej
podbródek.
– Nigdy, Frannie – odparł i pocałował ją mocno. – Tęskniłem za tobą.
– Ja też. – Wspięła się na palce i pochyliła w jego stronę.
– Masz za dużo ubrań – mruknął. Wsunął dłoń za jej kołnierz i odnalazł
nagie plecy. – Tak jest lepiej.
Palce miał lodowate, ale postanowiła nie zwracać na to uwagi.
– Pobiegniemy do środka? – zapytała między pocałunkami.
– Jak chcesz. Ja jestem twardy.
– Po co mamy moknąć, skoro twoje łóżko jest takie wygodne?
– Bardzo wygodne – potwierdził ze śmiechem w oczach.
Matka natura zlitowała się nad nimi i deszcz zelżał, przechodząc
w uporczywą mżawkę. Pobiegli truchtem.
Gdy wyciągnął jej torbę z bagażnika i wprowadził ją do budynku,
obydwoje byli przemoczeni. Frannie jęknęła w duchu, kiedy zobaczyła
swoje odbicie w lustrzanym wnętrzu windy. Wyglądała jak topielica.
Mieszkanie Zacha zajmowało połowę najwyższego piętra. Zasłony
w oknach odgradzały ich od ponurej listopadowej nocy. Zach zapalił
światło.
Frannie była oczarowana. Jego leśny dom na północnym wybrzeżu był
nowoczesny, ale to wnętrze urządzone było w klasycznym stylu –
dominowały nasycone kolory, drewno i welur. Przed kominkiem leżał
dywan ze sztucznej niedźwiedziej skóry.
– Podoba mi się tutaj – powiedziała. – Jest pięknie i wygodnie.
– Dziękuję.
Zrzucił mokry płaszcz i powiesił go na wieszaku w holu. Frannie
zrobiła to samo. Obydwoje szczękali zębami. Zachary spojrzał na nią
z lekkim uśmiechem.
– Zanim zamarzniesz na śmierć, muszę cię o coś zapytać. Jako mój gość
oczywiście masz pierwszeństwo do prysznica, ale żeby oszczędzić na
czasie, możemy wejść tam razem. Decyzja należy do ciebie.
Odsunęła na bok wątpliwości i rzuciła się na głęboką wodę.
– Jasne. Nie chciałabym, żebyś musiał siedzieć w tym mokrym ubraniu
i czekać na mnie. Nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy wzięli prysznic
we dwoje.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Na widok jego zaskoczonej miny zrozumiała, że spodziewał się
odmowy. W następnej chwili w jego oczach błysnęło nieskrywane
pożądanie.
– Chodź ze mną – powiedział szorstko i pociągnął ją do sypialni,
a stamtąd do łazienki.
Na widok tego pomieszczenia zabrakło jej słów.
– O kurczę – westchnęła.
– Marmurowa podłoga jest podgrzewana – powiedział, naciskając
przełącznik. – Śmiało, zdejmij buty. Sama zobaczysz.
Kiedy się odwróciła, był już nagi od pasa w górę. To, co działo się
później, przypominało powolną grę w rozbieranego pokera. Frannie zdjęła
zegarek. On zrobił to samo. Rozpięła prosty srebrny łańcuszek, który miała
na szyi. Zach opróżnił kieszenie z drobnych monet i długopisów. Kiedy
zrzuciła spodnie, on również zdjął swoje i wcisnął je do kosza na bieliznę.
Frannie była naga od pasa w dół. Zach miał na sobie ciemnoszare
bokserki z granatowym paskiem tak obcisłe, że niemal nic nie pozostawiały
wyobraźni. Patrzył na nią jak szybujący po niebie jastrząb polujący na
maleńką mysz.
– Pomóc ci z tym swetrem, Robaczku?
Poczuła pustkę w głowie, kiedy sięgnął do dolnej krawędzi golfa. Był
zarumieniony i mogłaby przysiąc, że ręce mu drżały. Został jeszcze stanik.
Na szczęście założyła dziś jeden z ładniejszych, niemal zupełnie
przejrzysty. Zach objął jej piersi i zważył w dłoniach.
– Jakie to szczęście, że nie wiedziałem, jak wyglądasz nago, kiedy
byliśmy nastolatkami – westchnął.
Oparła policzek o jego pierś w miejscu, gdzie biło serce. Czuła się tak,
jakby w końcu wróciła do domu, ale jednocześnie Zach rozbudzał ją
erotycznie. Pragnęła go tak bardzo, że miała ochotę zapomnieć o prysznicu
i od razu pociągnąć go na podłogę. U kobiety, która zawsze szczyciła się
rozwagą i intelektualną kalkulacją, ta bezmyślna chęć rzucenia ostrożności
na wiatr była przerażająca.
Zauważyła na jego obojczyku malutką białą bliznę.
– Co to?
Jego pierś poruszyła się, gdy się zaśmiał.
– Kiedy Farrell miał siedem lat, a ja pięć, tato kupił mu wiatrówkę
w prezencie gwiazdkowym. Zanim zdążył mu wytłumaczyć zasady
bezpieczeństwa, Farrell już mnie postrzelił. Ja wyłem jak potępieniec,
a Quin, który miał trzy lata, rozbeczał się ze strachu, bo nie rozumiał, co się
dzieje. To były pamiętne święta. – Potrząsnął głową.
Frannie przyłożyła usta do nieznacznej blizny i poczuła słony posmak
skóry.
– Czy masz jeszcze jakieś blizny, o których powinnam wiedzieć?
Zachary drgnął. Jego Frannie w jednej chwili sprawiała wrażenie
sztywnej bibliotekarki, a w następnej zmieniała się w femme fatale.
Zacisnął palce na jej jedwabistych włosach. Nie mógł się doczekać, kiedy
zobaczy te włosy rozsypane na poduszce.
– Wstrzymaj się jeszcze chwilę – mruknął i odkręcił wodę w wielkiej
kabinie prysznicowej.
Kiedy się odwrócił, zaschło mu w gardle. Frannie była naga. Kiedy
regulował temperaturę wody, zdążyła zrzucić stanik. Tracił władze
umysłowe w zastraszającym tempie. Naraz dotarło do niego, że z nich
dwojga tylko on jest jeszcze częściowo ubrany, ale zanim zdążył temu
zaradzić, Frannie wyciągnęła rękę i przez bieliznę zacisnęła palce na jego
członku. Jej uśmiech był jednocześnie nieśmiały i zdeterminowany.
– Kocham twoje ciało, Zach. Jest tak inne od mojego. – Pogładziła go
delikatnie.
Głośno westchnął.
– Lubię, gdy dotykasz mojego ciała, więc wydaje mi się, że idealnie do
siebie pasujemy.
Nie była bardzo wprawna, ale szybko doprowadziła go do stanu,
w którym musiał to przerwać albo znaleźć rozładowanie w sposób, jakiego
nie chciał.
– Wystarczy – wychrypiał. Cofnął się, zrzucił bokserki i wziął ją za
rękę.
– Masz jakiś ręcznik, którym mogłabym owinąć włosy? – zapytała.
– I tak są już mokre. Pozwól, że je umyję.
Otworzyła szeroko oczy, jakby jej zaproponował taniec nago na
werandzie.
– Ty?
– A dlaczego nie? Mam dobry szampon. Nie jest przeznaczony dla
kobiet, ale ładnie pachnie.
Zapadło długie milczenie.
– Dobrze… – powiedziała w końcu, ale usłyszał w jej głosie
wątpliwości.
– W czym problem, Robaczku?
Wzruszyła ramionami, dziwnie zaniepokojona.
– Mycie włosów wydaje mi się bardzo intymne.
Wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak głośno, że trzęsły mu się ramiona,
a z oczu popłynęły łzy. Frannie skrzyżowała ramiona na piersi.
– Co cię tak bawi?
– Mój Boże, Frannie. Jesteś w moim domu, masz zamiar wejść nago
pod prysznic i niepokoi cię mycie włosów?
– Teraz się śmiejesz – skrzywiła się. – Ale sam zobaczysz, kiedy
odwdzięczę ci się tym samym.
Potrząsnął głową z rozbawieniem, myśląc, że nigdy nie uda mu się
zrozumieć tej kobiety.
– Chodź. Oboje musimy się rozgrzać.
Prysznic miał podwójną głowicę, a w kabinie było dużo miejsca.
Zachary otworzył żel, który kupił podczas niedawnej podróży do Francji.
Przeznaczony był dla mężczyzn, ale zapach był ładny, korzenny, z nutami
pomarańczy i imbiru.
– Najpierw umyję ciebie, a potem włosy.
– Mogę się umyć sama.
– Pozwól mi na tę przyjemność.
Wycisnął trochę żelu na dłoń i zaczął od jej piersi.
– Cieplej ci już? – zapytał i usłyszał niski pomruk.
Umył jej szyję, brzuch i biodra, wciąż jednak wracał do piersi. Frannie
przymknęła oczy i rozluźniła ramiona. Nabrał na dłoń kolejną porcję żelu
i skupił się na miejscu między jej nogami. Otworzyła oczy.
– Tak szybko? – zdziwiła się. – Jeszcze nie umyłeś mi włosów ani ja nie
dotknęłam ciebie.
Pocałował ją leniwie, wciąż wciskając palce w miękkie fałdy jej ciała.
– Kto powiedział, że na tym skończymy?
Po chwili zadrżała. Zach nie zawracał sobie głowy liczeniem minut.
Mieli przed sobą całą noc.
W końcu zabrał się do mycia jej włosów.
– Może jednak ja to zrobię – mruknęła. – To za dużo kłopotu.
Jemu jednak sprawiało to przyjemność. Wcierał szampon w długie
falujące pasma i masował skórę głowy.
– Rozluźnij się, Robaczku.
Spłukiwanie szamponu zajęło sporo czasu. Zach w tym czasie całował
ją nieśpiesznie. Frannie zarzuciła mu ramiona na szyję.
– Mógłbyś otworzyć spa – zakpiła. – Kobiety ustawiałyby się
w kilometrową kolejkę. Teraz usiądź i ja umyję ci włosy. Zobaczysz, jakie
to wspaniałe uczucie.
Przymknął oczy, gdy rozprowadzała szampon po jego głowie, muskając
uszy, szyję i czoło. To było bardzo podniecające, a w dodatku za każdym
razem, gdy rozchylał powieki, widział tuż przed sobą jej piersi. W końcu
z pomrukiem pochylił się i schwycił malinowy sutek między zęby. Jego
ręce spoczęły na jej śliskiej talii.
– Dobrze smakujesz, Frannie.
W odpowiedzi chlusnęła mu wodą w twarz.
– Powinieneś się rozluźnić. Wydaje mi się, że nie masz pojęcia, jak
należy się zachowywać w spa.
Wstał, zakręcił wodę i otarł twarz.
– Mężczyźni znają tylko dwa sposoby na relaks. Jeden to alkohol,
a drugi to, co za chwilę zrobię z tobą.
Rozchyliła usta i znów je zamknęła.
– Obiecanki cacanki. Ale jeszcze cię nie umyłam.
– Jestem wystarczająco czysty. Wynocha stąd, kobieto.
Wręczył jej puszysty ręcznik i sięgnął po drugi dla siebie. Podłoga pod
ich stopami była ciepła i przyjazna. Gdyby nie była również twarda, Zach
pokusiłby się o małą grę wstępną, zanim dotrą do łóżka.
Frannie spojrzała na niego nieufnie.
– Rozczesanie i wysuszenie włosów zajmuje dużo czasu.
– O nie, nic z tego – odparł i pocałował ją.
– Zamoczę ci łóżko.
– To kupię sobie nowe.
– Zaach. – Musiał się uśmiechnąć, gdy znów usłyszał tę przeciągniętą
sylabę, zupełnie jak w czasach liceum.
Na szczęście kostka wygoiła się już na tyle, że mógł chwycić Frannie
w ramiona. Jej ręcznik zniknął. Położył ją na łóżku i zaczął gmerać
w nocnej szafce w poszukiwaniu prezerwatyw. Wreszcie spełniło się jego
marzenie.
Widział włosy Frannie – tę wspaniałą falującą chmurę czerni –
rozpostarte na poduszce i po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, jak by to
było, gdyby mógł podziwiać ten widok każdego wieczoru.
Ze zmęczenia kręciło jej się w głowie. Łóżko Zacha, z czterema
orzechowymi kolumnami i baldachimem, było cudownie miękkie. Czuła się
jak wojenna branka. Zaśmiała się w duchu z własnych fantazji.
Nie była pruderyjna i nie osądzała go za to, co wcześniej robił z innymi
partnerkami, ale pragnęła wierzyć, że ją traktuje inaczej. Musiała wierzyć,
że ona potrafi dać mu coś, czego nie mogłaby dać żadna inna kobieta.
Pozbawione twarzy poprzedniczki interesowało tylko jego ciało…
i może pieniądze. Jeśli ten związek miał mieć jakieś szanse, Frannie chciała
być jego pełnoprawną partnerką.
Straciła poczucie czasu. Świat zawęził się do tego łóżka, tego
mężczyzny, który wypowiadał jej imię jak modlitwę, kiedy drugi orgazm,
jeszcze dłuższy niż pierwszy, wstrząsał jego ciałem.
W końcu osunął się na nią i zapadł w drzemkę. Ta noc wydawała się
nierealna. Osuwając się w sen, Frannie przypomniała sobie, że kiedy
wychodziła z biura, bateria jej telefonu była niemal wyczerpana. Nie
miałoby to znaczenia, ale było święto; mogli zadzwonić rodzice. Poza tym
jedna z przyjaciółek miała urodzić dziecko.
– Zach? – Przewróciła go na plecy i uśmiechnęła się, gdy mruknął coś
przez sen. – Zach? – Potrząsnęła jego ramieniem. – Czy masz zapasową
ładowarkę do telefonu? Zostawiłam swoją w hotelu.
Była trzecia rano, może jeszcze później. Nie mogła go winić za to, że
był śpiący. Spróbowała jeszcze raz.
Tym razem podniósł się i przetarł dłonią twarz.
– Mój gabinet. Duża szuflada. Po lewej. Wracaj szybko.
Znalazła w nogach łóżka miękki koc, owinęła się nim jak togą i wyszła
na palcach z sypialni. Dom był cichy i ciemny, ale nie zimny. W korytarzu
świeciła się malutka lampka. Drzwi gabinetu były uchylone.
Frannie pchnęła je mocniej. To była osobista przestrzeń Zacha, zupełnie
inna niż jego biuro w firmie. Pachniało tu skórą i jego wodą po goleniu.
Na eleganckim biurku piętrzyły się stosy papierów. Zobaczyła katalogi,
ulotki pizzerii i wezwanie do zapłacenia podatku miejskiego. Zach często
podróżował. Może był tak zajęty, że po prostu zrzucał tutaj całą swoją
pocztę i przeglądał ją później.
Mówił o dużej szufladzie, ale wszystkie szuflady wydawały się jej duże
i wszystkie były pełne różnych rzeczy. Znalazła zszywacz i starożytny
BlackBerry, ale bez przewodu. Kazał jej szukać po lewej, ale zajrzała też do
szuflad po drugiej stronie. Otworzyła dolną: w odróżnieniu od pozostałych,
tu panował porządek.
Z zaciekawieniem wzięła do ręki gruby plik kartek. Wyglądało to na
manuskrypt. Na pierwszej stronie były tylko cztery słowa – Zemsta sokoła,
Zachary Stone.
Bez namysłu przeszła do drugiej strony i zaczęła czytać. Pod koniec
strony czwartej wiedziała, że wkracza na zakazany teren. Na pierwszy rzut
oka dzieło Zacha wyglądało na policyjny thriller, ale na tym etapie trudno
było przesądzić, a ona nie miała pozwolenia, by czytać dalej. Ostrożnie
wyrównała kartki i włożyła je z powrotem do szuflady.
Zachary pisze książkę? Dlaczego jej o tym nie wspomniał? Musiał
przecież wiedzieć, że to by ją zainteresowało. Przez kilka minut siedziała
przy jego biurku, nerwowo szarpiąc frędzle koca. Czuła się zraniona, choć
to wydawało się głupie. Dlaczego nie chciał się z nią podzielić czymś tak
osobistym?
Ona przez ostatnie tygodnie bezustannie opowiadała mu o swoim
świecie. Odpowiedź była jasna i przerażająca, choć pod pewnymi
względami wcale jej nie zaskoczyła.
Zach był samotnym wilkiem. Nie chciał, by ktokolwiek mu mówił, co
ma robić z życiem. Mógł się obawiać, że Frannie przekroczy jego granice,
zaproponuje redagowanie tekstu, znalezienie agenta czy cokolwiek innego.
Serce w niej zamarło. Miał rację. Zawsze chciała dla niego jak najlepiej.
Gdyby powiedział jej, że pisze książkę, zareagowałaby milionem
entuzjastycznych komentarzy i pytań. Dla niej byłby to naturalny wyraz
uczucia. Byli przecież przyjaciółmi, a nawet czymś więcej…
Naraz poczuła się zmęczona, przygnębiona i rozczarowana. Spotkanie
z Zachem po latach odmłodziło ją, sprawiło radość. Rozumiał ją lepiej niż
ktokolwiek inny i wierzyła, że to zrozumienie jest obustronne.
Myliła się jednak. Zachary Stone nie był jej bratnią duszą, tylko
kolejnym facetem, który przyjmował to, co kobieta gotowa była mu dać,
i nie oferował nic w zamian. Ona wyciągnęła rękę i otworzyła się, ale on
tego nie zrobił. Złamała większość swoich osobistych zasad i zaangażowała
się za bardzo.
Walcząc ze łzami, otworzyła szufladę niewielkiego stolika przy biurku
i tam wreszcie znalazła to, czego szukała. Wróciła do sypialni, podłączyła
telefon, odrzuciła koc i położyła się do łóżka. Zachary obudził się na tyle,
by ją pocałować i przyciągnąć do siebie.
Jeszcze pół godziny temu byłaby przekonana, że to najlepszy moment
w jej życiu, ale teraz rozumiała, że ta intymność jest farsą. Zach nie oddał
się jej. Był jak góra lodowa – pozwolił jej zobaczyć tylko niewielki
fragment siebie, ten wystający nad powierzchnię wody, ale większość
prawdziwego Zacha pozostawała ukryta.
Całe szczęście, że była na nogach niemal od dwudziestu czterech
godzin. Zamiast popaść w ponure rozmyślania, zapadła w głęboki sen
i obudziła się dopiero następnego ranka, gdy jej telefon zapiszczał. Na
świecie pojawił się nowy chłopiec. Spojrzała na zdjęcie i uśmiechnęła się,
a potem sprawdziła godzinę.
– Zach! – Stanęła obok łóżka i potrząsnęła jego ramieniem. – Obudź
się.
Otworzył jedno oko.
– Śpij – jęknął. – Potrzebujemy więcej snu.
– To twoja wina. Jest Święto Dziękczynienia. O której mamy być
w domu twojego brata?
– W południe.
– Muszę się jeszcze przebrać. Mam zadzwonić po taksówkę?
Zabierzesz mnie potem z hotelu.
– Chodź tutaj, słodka Frannie. – Pociągnął ją na łóżko i pocałował
leniwie. Stała nago, pochylona nad łóżkiem pod niewygodnym kątem.
Mimo wszystkiego, co się wydarzyło, stanowił nieodpartą pokusę. Mogłaby
wejść z powrotem pod kołdrę, kochać się z nim i udawać, że wszystko z jej
światem jest w porządku.
Odepchnęła jego dłoń.
– Zachowuj się, Zach. Czy mamy przynieść coś do jedzenia?
Ziewnął i wyciągnął ręce nad głową. Wyglądał w tej chwili jak
skrzyżowanie drwala z modelem.
– Zapłaciłem za wielką szynkę. Dostarczono ją wczoraj do domu Quina.
On i Katie przygotują indyka, sos i słodkie ziemniaki. Farrell i Ivy
przynoszą dodatki i deser.
Znów owinęła się kocem.
– Wiedzą, że mnie zaprosiłeś?
– Jeszcze nie. Wczoraj wieczorem już spali. Ale nie będą mieli nic
przeciwko temu.
– To nie jest w porządku. Proszę, wyślij im wiadomość, żeby Katie się
nie zdenerwowała na nasz widok.
– Widocznie jeszcze nie znasz Katie. Nigdy nie spotkałem lepiej
zorganizowanej osoby. Ale nie patrz tak na mnie, wyślę jej wiadomość.
Sięgnął po telefon, a Frannie zdecydowała się przebrać na miejscu.
Wyjęła z niewielkiej torby, którą przywiozła z sobą, czystą bieliznę, czarne
spodnie z wełnianej krepy i turkusową jedwabną bluzkę i weszła do
łazienki.
Przydałby się prysznic, ale nie miała czasu. Położyła się do łóżka
z mokrymi włosami i teraz na głowie miała katastrofę. Bezlitośnie
rozczesała je szczotką i zwinęła w wyrafinowany węzeł. Jeszcze
kryształowe kolczyki, lekki makijaż i to wszystko.
Otworzyła drzwi do sypialni.
– Jestem gotowa.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Kiedy wyszła z łazienki, nadal leżał w łóżku, w ciepłej pościeli,
odtwarzając w głowie powtórki z ostatniej nocy. Drgnął z poczuciem winy.
Frannie z pewnością zauważyła jego erekcję, ale nawet nie mrugnęła
okiem. W gruncie rzeczy jej zachowanie wydawało mu się trochę dziwne.
– Daj mi dziesięć minut – powiedział. – Katie i Quin są zachwyceni, że
przyjeżdżasz.
Udało im się dotrzeć do nowego domu Quina i Katie trzy minuty przed
czasem.
Frannie przez całą drogę milczała. Czyżby żałowała tego, co się stało?
On czuł się jak król świata i bardzo się cieszył, że zgodziła się świętować
z jego rodziną.
Prawdę mówiąc, trochę się obawiał tego dnia. Dwie szczęśliwe pary
i śliczne dziecko. Tylko on nie pasował do tego sielankowego obrazka. Nie
chodziło o to, by miał ochotę się ożenić, ale miło było pojawić się na
obiedzie w towarzystwie kobiety.
Po hałaśliwym powitaniu Frannie zaczęła pomagać przy podawaniu
jedzenia, choć prawie wszystko było już gotowe.
Ivy podała jej dziecko.
– Zajmij się przez chwilę Dolly, dobrze? Za kilka minut położę ją na
drzemkę, żebyśmy mogli spokojnie zjeść.
Zachary omal nie roześmiał się głośno na widok miny Frannie.
Trzymała małą Dolly, jakby to była paczka dynamitu.
– Chcesz, żebym ją wziął?
– O tak. – Z ulgą oddała mu dziecko. Ułożył je na ramieniu i roześmiał
się, gdy Dolly pociągnęła go za włosy.
– Nie lubisz dzieci?
– Nie o to chodzi, ale nigdy się nimi nie zajmowałam i nie wiem, jak to
się robi.
Spojrzał na nią kpiąco.
– Jesteś dobra we wszystkim, Robaczku, a niemowlęta nie są takie
skomplikowane.
– Może – wzruszyła ramionami – ale to nieistotne, bo i tak pewnie nie
wyjdę za mąż, a nawet gdyby, moja praca wymaga podróżowania po
świecie. Nie jestem dobrym materiałem na matkę i już się z tym
pogodziłam.
– Małżeństwo chyba polega na kompromisach?
Posłała mu spojrzenie, którego nie potrafił rozszyfrować.
– A co ty możesz wiedzieć o kompromisach? Z tego, co widzę, świat
kręci się wokół ciebie.
Ten dziwny komentarz zaniepokoił go, ale postanowił się nad tym
zastanowić później. Przez następne półtorej godziny nie miał okazji
porozmawiać z Frannie na osobności.
Posiłek był doskonały. Oprócz indyka i sosu Katie zrobiła słodkie
ziemniaki według przepisu swojej babci oraz bułeczki, przy których można
było rozpłakać się ze szczęścia. Ivy, również bardzo dobra kucharka,
przyniosła kilka potraw charakterystycznych dla kuchni Charlestonu, gdzie
mieszkała przez wiele lat. Na deser były ciasta orzechowe i dyniowe.
Po obiedzie Zachary gotów byłby dać tysiąc dolarów za możliwość
drzemki i widział, że jego bracia też. Dolly budziła się wcześnie, więc Ivy
i Farrell ziewali. Quin i Katie musieli być wykończeni przygotowaniem
uroczystości. Ale trzeba się było uporać ze stertą brudnych naczyń
i zapakować resztki jedzenia.
Gdy nikt nie wstawał od stołu, odezwała się Frannie.
– Bardzo niechętnie poruszam temat biznesu podczas tak pięknej
uroczystości, ale chcę wam powiedzieć, że chyba natrafiłam na coś
ważnego. Jeśli moje podejrzenia są słuszne, popracuję nad tym w weekend
i prawdopodobnie uda mi się wszystko wyjaśnić do poniedziałku.
Farrell zmarszczył brwi.
– Nie podoba mi się to, Frannie. Święta są po to, żeby odpoczywać
i spędzać je z rodziną.
Zach nagle poczuł przypływ opiekuńczości wobec Frannie.
– Jej rodzice nie mieli wolnego weekendu, dlatego zaprosiłem ją tutaj.
Ale zgadzam się, że nie powinnaś pracować przez te dni, Frannie.
Wydawała się zaskoczona. Może nie przywykła do tego, by ktokolwiek
kwestionował jej harmonogram.
– W takim razie czy będziecie mogli wszyscy trzej spotkać się ze mną
w środę po południu? Chciałabym wam przedstawić wstępne ustalenia.
Quin pochylił się nad stołem.
– Czy możesz nam przynajmniej powiedzieć, który pracownik wzbudził
twoje podejrzenia?
Frannie zawahała się.
– Nie lubię rzucać oskarżeń, dopóki nie mam pewności.
Quin skinął głową.
– Jasne. Nie będziemy niczego przesądzać i zachowamy to w tajemnicy.
– W porządku. Jeśli chcecie wiedzieć, wygląda na to, że źródłem
problemów jest Edward Cordell.
Zachary potrząsnął głową.
– To niemożliwe – stwierdził. – Edward był najbliższym przyjacielem
naszego ojca. Pracuje w SRO od ponad trzydziestu pięciu lat. Musiałaś się
pomylić.
W pokoju zapadła cisza. Zachary zdał sobie sprawę, że jego słowa
zabrzmiały ostrzej, niż chciał. Frannie siedziała blada, ze spuszczonym
wzrokiem. Bracia wyglądali na zaniepokojonych i zbitych z tropu.
Zachary podniósł się z miejsca.
– To niemożliwe – powtórzył. – Edward uczył mnie pływać kajakiem,
a Quina jeździć na nartach. Wygłosił toast na pierwszym ślubie Farrella.
Mylisz się, Frannie, musisz się mylić.
Po kolejnej chwili wypełnionej milczeniem Katie zaczęła zbierać
naczynia. Zachary przyłączył się do niej.
– Posprzątajmy, bo zaraz będzie mecz.
Była speszona i rozzłoszczona. Zach zlekceważył jej kompetencje
i odrzucił wnioski, jakby była głupim dzieckiem. Okazał bolesny brak
zaufania do jej umiejętności.
Kiedy mężczyźni rozsiedli się przed telewizorem, odciągnęła Katie na
bok.
– Dziękuję, że zechcieliście mnie u siebie gościć. Nie chciałabym być
nieuprzejma, ale dostałam migreny, więc wezwałam taksówkę i wrócę już
do hotelu.
– Bardzo mi przykro – powiedziała Katie. – Może spakuję ci trochę
jedzenia?
– Dzięki, ale nie ma takiej potrzeby. Obsługa w tym hotelu jest świetna.
Nie rób sobie kłopotu. Pożegnasz ode mnie pozostałych? Taksówka za
chwilę tu będzie.
Katie skinęła głową, ale wydawała się zmartwiona. Być może odgadła
prawdziwą przyczynę jej pośpiechu.
Frannie cofnęła się do kuchni i wpadła na Zacha, który ze
zmarszczonymi brwiami oparł dłonie na jej ramionach.
– O co chodzi z tą taksówką?
– Boli mnie głowa. Wracam do hotelu.
– Nie mów głupstw. Odwiozę cię.
– Zachary! – zganiła go Katie. – To decyzja Frannie. Nie bądź
nieuprzejmy.
Frannie uśmiechnęła się z wysiłkiem.
– Zostań z rodziną, Zach. Ja dam sobie radę. Obiad był doskonały.
– Skoro tego właśnie chcesz. – Wzruszył ramionami.
Nie zaproponował, by spotkali się później. Zamknął się w sobie,
zupełnie ją odcinając.
Znów poczuła się jak intruz.
W hotelu wyciszyła komórkę i hotelowy telefon. Wymyślona migrena
stała się faktem.
Przespała pięć godzin, a kiedy się obudziła, na zewnątrz było ciemno.
To nie było najgorsze Święto Dziękczynienia w jej życiu, ale też nie
najlepsze.
Obiad był tak obfity, że nie czuła głodu. Znalazła w telefonie
dwadzieścia dwie wiadomości i z każdej przebijała większa frustracja niż
z poprzedniej. No cóż, pomyślała, trudno. Nie chciała widzieć Zacha, nie
chciała z nim rozmawiać, a przede wszystkim nie chciała się z nim kochać.
Ten człowiek był mistrzem w stawianiu na swoim; lepiej nie dawać mu
szansy, by mógł sprawdzić jej siłę woli.
W końcu wiadomości przestały nadchodzić i Frannie powiedziała sobie,
że się cieszy.
Na jednym z kanałów filmowych nadawano świąteczny klasyk.
Połknęła dwie aspiryny, zwinęła się na łóżku i zaczęła użalać się nad sobą.
Może trzeba było odrzucić propozycję tej pracy, gdy się okazało, że znów
spotka Zacha. Mimo upływu lat miała do niego wielką słabość.
Największym ciosem było przyznanie się przed sobą, że jest w nim
zakochana. Ale serca nie można złamać. Frannie miała piątkę z anatomii na
studiach i wiedziała, że narząd, który mieści się w jej piersi, jest silniejszy,
niż może się wydawać. Istniały jednak rzeczy, których podręczniki nie
wyjaśniały. Pragnęła Zacha, ponieważ był jedyną osobą, która mogła
zrozumieć i pokochać ją taką, jaka była.
Gdy obudziła się następnego ranka, ból głowy ustąpił, ale z sercem nie
było lepiej. Stanley miał wolny weekend; zastępował go inny strażnik. Nie
była fanką polowania na wyprzedaże w czarny piątek i miała już dość
siedzenia w hotelu, a ponieważ wszyscy pracownicy również mieli wolny
weekend, nie musiała czekać do wieczora.
Niebo było słoneczne, temperatura wynosiła około dziesięciu stopni,
zdecydowała się zatem na spacer. Weszła do budynku SRO, posługując się
kartą, którą dał jej Zach. Pokoje były ciche i puste.
Nie sprawdziła jeszcze wszystkich komputerów, ale ponieważ natknęła
się na coś istotnego, zamierzała zacząć od miejsca, w którym poprzednio
skończyła. Gdyby się okazało, że ten ślad prowadzi donikąd, z wielką
radością przyznałaby Zachowi rację.
Usiadła na krześle i zabrała się do pracy. Kiedy budzik w telefonie
przypomniał jej, że powinna zrobić przerwę, zjadła jabłko i jogurt
z hotelowego bufetu śniadaniowego, a potem zrobiła kilka ćwiczeń jogi.
Popołudnie mijało szybko. Im głębiej zanurzała się w wirtualne życie
Edwarda Cordella, tym więcej znajdowała niepokojących rzeczy. Musiała
znaleźć jakiś sposób, by przekonać Zacha, że ślepa lojalność prowadzi go
na manowce.
O piątej wyłączyła komputer i starannie przywróciła biurko Edwarda do
stanu, w jakim je zastała. Zabrała płaszcz i torbę i zgasiła światło. Kiedy
odwróciła się do wyjścia, w drzwiach stanął Zach.
Frannie przyłożyła dłoń do piersi.
– Dlaczego mi to robisz? Mógłbyś mnie przynajmniej ostrzec, że tu
przyjdziesz.
– Nie odpowiadałaś na esemesy – odparł.
– Wczoraj zraniłeś moje uczucia, Zach, i dlatego nie miałam ochoty
z tobą rozmawiać.
Jego twarz nieco złagodniała.
– Przepraszam. Ale nadal myślę, że wpuściłaś się w ślepy zaułek.
Edward by nas nie zdradził.
Frannie policzyła do dziesięciu i zmieniła temat.
– Po co tu przyszedłeś?
Wzruszył ramionami.
– Pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać na kolację.
– Dziś w restauracjach będzie tłok. Chyba położę się wcześnie.
– Nie nudź, Robaczku. Stać cię na coś lepszego. – Sięgnął po jej dłoń
i uniósł ją do ust, a potem pocałował każdy palec po kolei.
– Zach…
– Co?
– Kiedy znajdę źródło waszych problemów, wyjadę stąd. Nie jestem
pewna, czy chcę się bardziej angażować.
Popatrzył na nią w skupieniu i objął jej policzek.
– Frannie, obydwoje już się zaangażowaliśmy.
– A co się stanie, kiedy będę musiała wyjechać?
Był nieogolony, wzrok miał senny.
– Jestem wielkim zwolennikiem carpe diem i wytyczania własnych
ścieżek. Nie martwmy się o przyszłość. Przyszłość sama zadba o siebie.
Serce jej zamarło. Zawsze dokładnie planowała każdy etap życia.
Podejście Zacha wydawało jej się ogromnie ryzykowne. Ale alternatywą
było życie bez niego.
– W porządku – powiedziała, siląc się na spokój.
– Jakie jedzenie najbardziej lubisz? Tajskie? Francuskie? Owoce
morza?
– Włoskie? – zapytała z nadzieją.
– Jak sobie pani życzy.
Jego luksusowy SUV stał przy krawężniku. Frannie wrzuciła swoje
rzeczy na tylne siedzenie.
– Jedziemy niedaleko – oznajmił. – Ale poza centrum.
Po piętnastu minutach znaleźli się w restauracji. Kilku pracowników
powitało Zacha po imieniu. Dostali jeden z najlepszych stolików, w pobliżu
kominka i daleko od hałasu kuchni. Po złożeniu zamówienia zapadła
niezręczna cisza.
– Twoja rodzina jest bardzo sympatyczna – powiedziała Frannie
w końcu. – Szwagierki są chyba idealnymi partnerkami dla twoich braci.
Zach wyraźnie się odprężył.
– Bo tak jest. Katie łagodzi nieco gwałtowność Quintena. Farrell i Ivy
owdowieli, więc to małżeństwo jest dla nich nowym początkiem.
– Czy to Farrell jest ojcem dziecka?
– Nie, ale adopcja jest w trakcie. Chcą ją sfinalizować przed ślubem.
Kelner przyniósł wino i czosnkowe bułeczki, a potem nadeszły dania
główne – ravioli z dynią dla Frannie i lasagne dla Zachary’ego. Przez pół
godziny toczyli spokojną rozmowę o książkach, filmach i polityce.
Obydwoje jeszcze od czasów szkoły uwielbiali „Gwiezdne wojny”.
Zach zrelacjonował jej kilka swoich przygód z podróży dookoła świata, ona
opowiedziała co nieco o swojej pracy.
Kiedy talerze były puste, odchylił się do tyłu na krześle.
– Chciałbym, żebyśmy spędzili razem noc. Wydaje mi się, że jestem od
ciebie uzależniony.
Frannie zamrugała.
– Ja też tego chcę – powiedziała cicho, wiedząc, że już podjęła decyzję.
Kochała go i zamierzała wykorzystać każdą chwilę. – Pojedziemy do ciebie
czy do mnie?
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Wstąpili do hotelu. Frannie szybko spakowała kilka rzeczy do
podręcznej torby i pojechali do niego.
Zapalił ogień w kominku i otworzył butelkę wina. Zniknął na chwilę
i wrócił przebrany w czarne sportowe spodnie i starą granatowo-białą
koszulkę Harvardu. Stopy miał bose, mimo że był listopad. Frannie
pożałowała, że nie pomyślała o jakimś wygodniejszym stroju. Ubrania,
które spakowała, były przeznaczone na jutro.
Zach opadł obok niej na kanapę i powiódł palcem po jej nodze.
– Możesz sobie wziąć mój szlafrok, Robaczku. Rzadko go noszę. Wisi
na haczyku za drzwiami łazienki.
Kiedy wróciła, przygasił światła i przyniósł skądś duży koc. Poklepał
poduszkę kanapy.
– Usiądź tu ze mną, Frannie. Znalazłem maraton „Gwiezdnych wojen”.
Co ty na to?
– Nieźle – powiedziała i usiadła w jego objęciach, z policzkiem
przyciśniętym do jego piersi i stopami opartymi o stolik do kawy.
Rozległa się charakterystyczna muzyka czołówki. Zach potargał jej
włosy.
– O czym myślisz, Robaczku? Słyszę, jak obracają się kółka w twoim
mózgu.
– Muszę ci się do czegoś przyznać.
Obrócił się w jej stronę.
– Intrygujące. Czy chodzi o jakąś pozycję, którą chciałabyś
wypróbować?
Skrzywiła się i usiadła ze skrzyżowanymi nogami.
– Kiedy szukałam w twoim biurku ładowarki do telefonu, natknęłam się
na manuskrypt.
Jego twarz nie wyrażała niczego. Opadł na oparcie kanapy i skrzyżował
ręce na piersi.
– Przeczytałaś go?
– Pierwsze cztery strony. Potem zdałam sobie sprawę, że nie powinnam,
więc przestałam. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że piszesz książkę, Zach?
To takie ekscytujące.
Przez dłuższą chwilę milczał.
– Nie ma o czym mówić.
Serce jej zamarło, choć przewidziała taką reakcję.
– Chyba żartujesz? – wybuchnęła. – To bardzo ważna rzecz! W szkole
zawsze pisałeś lepiej niż ja. Twoje prace semestralne przypominały dzieła
sztuki. Ale powieść? Jestem pod wrażeniem. Znam agentkę z Nowego
Jorku, która na pewno zechciałaby rzucić na to okiem. A może masz już
agenta?
Słowa płynęły jak fala, choć wiedziała, że są daremne. Desperacko
próbowała nawiązać z nim kontakt, ale wiedziała, że wszystko robi źle.
– Dosyć, Frannie.
– Nie rozumiem. Przecież to wielkie osiągnięcie. Ta książka jest
skończona, prawda? Czy zacząłeś już pisać następną? – nie ustępowała.
Przetarł czoło wierzchem dłoni.
– Zabawiałem się pisaniem, ale po wypadku ojca nie miałem już na to
czasu. Daj spokój, Frannie. Wiem, kim jestem, a kim nie.
Znaczenie tych słów było jasne: nie wtrącaj się w moje sprawy. Czy
pisanie naprawdę było dla niego ważne? A może było po prostu kolejną
z rzeczy, których próbował? Poczuła się rozczarowana. Jakkolwiek było,
Zach nie chciał podzielić się z nią swoją pasją ani marzeniami.
– Myślałam, że zmierzamy do czegoś wyjątkowego… że w końcu
łapiemy kontakt. Że nie jest ci obojętne, co do ciebie czuję. Ale ty nadal się
ukrywasz, Zach. Ukrywasz swoje niezwykłe talenty.
– To twoje zdanie, Robaczku. Nie moje – odrzekł lakonicznie.
– Dobrze, porozmawiajmy o czymś innym. – Odsunęła na bok zranione
uczucia i zmieniła taktykę. – W ciągu weekendu chcę spędzić jeszcze
trochę czasu w twojej firmie i bardzo by mi pomogło, gdybyś jutro poszedł
ze mną. Pokażę ci, co znalazłam. Przekonasz się, że dawny przyjaciel
twojej rodziny nie jest tym, za kogo go uważasz.
Spojrzenie Zacha stało się jeszcze bardziej lodowate.
– Mam inne plany. Lecę do Boundary Waters Wilderness. Będę pływał
kajakiem z przyjacielem.
– W listopadzie? Nie jest za zimno?
– Robimy to co roku.
– Zach, ta firma daje utrzymanie całej twojej rodzinie. Ktoś próbował
wyrządzić wam krzywdę, fizyczną i finansową. Nie możesz odwołać tego
wyjazdu albo zmienić terminu?
– Wrócę na spotkanie w środę – powiedział. – Nic więcej nie mogę
zrobić.
Nie spodziewała się, że ten wieczór tak się potoczy. Znaleźli się po
przeciwnych stronach przepaści. Może po części to jej wina. Gardło jej się
ścisnęło z żalu i rozpaczy.
– Chyba będzie najlepiej, jeśli wrócę do hotelu – powiedziała ledwie
słyszalnym głosem.
– Jak chcesz.
Jego kamienne milczenie, kiedy zbierała rzeczy, bolało. Przebrała się
w dżinsy i sweter i odwróciła się do wyjścia.
– Chcesz, żebym cię odwiózł? Jest już późno.
– Nie. Do widzenia, Zach.
Spodziewała się, że pójdzie za nią, ale się nie ruszył. Drzwi zatrzasnęły
się i to był koniec jej fantazji.
Zachary Stone nie był zainteresowany tym, co mogła mu ofiarować
Frances Wickersham.
Spała niespokojnie i gdy o ósmej trzydzieści rozległ się budzik, wstała
od razu. Serce stwardniało jej w bryłę lodu, ale nie chciała już płakać
z powodu Zacha. Im szybciej opuści Portland i wróci do normalnego życia,
tym lepiej.
Ubrała się i pojechała do siedziby firmy. Wróciła do gabinetu Edwarda
Cordella i kontynuowała pracę. Mijały kolejne godziny. Zapomniała
przynieść sobie coś na lunch, ale to nie miało znaczenia. I tak nie była
głodna.
O trzeciej rozbolała ją głowa, ale miała już to, czego potrzebowała.
Zostało jej do sprawdzenia jeszcze kilka komputerów. To powinno jej zająć
kilka dni. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, za tydzień poleci do domu.
Gdy usłyszała hałas w korytarzu, serce jej podskoczyło. Więc jednak
Zach nie poleciał. Odwróciła się, by się upewnić, że to on, i coś twardego
brutalnie uderzyło ją w potylicę. Świat pogrążył się w mroku.
Zachary był w podłym nastroju. Wrzucił torby na tył samochodu
i ruszył. W sobotę ruch był niewielki. Minął siedzibę SRO, chociaż
właściwie ten budynek nie powinien się znaleźć na jego trasie.
Czy Frannie tam jest? Ale co go to właściwie obchodzi? Miał własne
życie. Dobrze sobie radził bez Frannie przez kilkanaście lat i nie
potrzebował jej teraz. Nie potrzebował żadnej kobiety.
Może rzeczywiście żył powierzchownie, ale pokusa, by związać się na
stałe z Frannie, przeraziła go. Właśnie ten strach sprawił, że ją odtrącił.
Strach przed porażką. Strach przed rozczarowaniem jej i siebie. Nawet jego
brak wiary w to, co odkryła, miał swoje źródło w lęku. Jeśli to właśnie
Edward był problemem, to Zach zawiódł całą swoją rodzinę. Gdyby
rzeczywiście był taki inteligentny, powinien zacząć coś podejrzewać już
wcześniej.
Zbliżał się do wjazdu na autostradę, gdy ogarnęło go złe przeczucie.
Coś jest nie tak. Wrażenie było tak nieodparte, że zjechał na pobocze i ukrył
głowę w dłoniach. Czy wybrał się w tę podróż, bo chciał coś udowodnić
Frannie i sobie?
Wrażenie zagrożenia nie mijało. Może po prostu był niewyspany,
zmęczony i wytrącony z równowagi.
Nagle przypomniał sobie, że już kiedyś miał podobne przeczucie. Byli
wtedy w dziesiątej klasie. Pewnego wieczoru dwóch starszych pijanych
chłopców próbowało wykorzystać Frannie seksualnie. Pojawił się
w ostatniej chwili i natychmiast zrozumiał, co się dzieje. Z wściekłością
rzucił się na tamtych i powalił ich na ziemię. Frannie w końcu odciągnęła
go na bok. Bójki na terenie szkoły były surowo zakazane.
Od lat nie myślał o tamtej nocy, aż do teraz.
Zaklął, zawrócił i przekraczając dozwoloną prędkość o dwadzieścia mil,
pojechał do siedziby firmy. Wsunął się na parking i biegiem rzucił do
drzwi.
Frannie mogła być w dowolnym miejscu budynku, ale intuicja
podpowiadała mu, że znajdzie ją w gabinecie Edwarda. Szarpnął za klamkę,
ale drzwi były zamknięte. To dziwne. Wsunął uniwersalną kartę do zamka
i serce mu zamarło.
Frannie leżała na podłodze. Na biurku brakowało komputera.
Przykucnął obok niej, wołając ją po imieniu.
Nie odpowiadała. Ostrożnie przesunął dłońmi po jej ciele. Skórę miała
ciepłą, a zatem żyła, ale była nieprzytomna. Spod węzła włosów na tyle
głowy sączyła się krew.
Frannie. Boże drogi, Frannie. Nie było czasu do stracenia. Zadzwonił
pod 911, w kilku zwięzłych słowach opisał jej stan i zapowiedział, że sam
ją przywiezie. Szpital był niedaleko. Nie było sensu czekać na karetkę.
W szpitalu podał im swoje nazwisko. Zabrali gdzieś Frannie, a jego
skierowano do poczekalni przy izbie przyjęć. Zadzwonił do Farrella,
a potem do Quina. Obaj pojawili się w ciągu niecałych dwudziestu minut,
razem z żonami. Ivy trzymała w ramionach Dolly.
– Co się stało? – zapytał Farrell.
Roztrzęsiony opadł na niewygodne winylowe krzesło.
– Nie wiem. Rozmawiałem ze strażnikiem, ale nic nie widział. Kiedy ją
znalazłem, leżała na podłodze w gabinecie Edwarda Cordella.
Quin zaklął.
– Więc jednak coś odkryła.
– Najwyraźniej tak – przytaknął Zachary z poczuciem winy.
Farrell dotknął jego ramienia.
– Jak ona się czuje?
– Jeszcze nie wiem. Rana na głowie bardzo krwawiła.
Katie miała łzy w oczach.
– To nasza wina, że została ranna. Nie zapewniliśmy jej wystarczającej
ochrony. Skąd wiedziałeś, że trzeba jej poszukać?
Zachary przygarbił się i oparł łokcie na kolanach.
– Niewiele brakowało, a wsiadłbym do tego samolotu. Ale ogarnęło
mnie złe przeczucie. Zawróciłem, pojechałem do firmy i zacząłem jej
szukać, ale było już za późno.
W podwójnych drzwiach pojawiła się młoda lekarka.
– Czy ktoś z państwa jest krewnym pani Wickersham?
Zachary wstał. Poczekalnia zawirowała mu w oczach.
– Nie. Ale została ranna w pracy. Zatrudniamy ją w Stone River
Outdoors. To są moi bracia.
Kobieta poważnie skinęła głową.
– Jej stan jest stabilny, ale mogło dojść do pęknięcia czaszki. Zszyłam
ranę. Będziemy musieli przeprowadzić kilka badań.
– Kiedy będę mógł ją zobaczyć? – zapytał Zachary.
– Wkrótce. Czy może mi pan powiedzieć, jak doszło do tego zranienia?
– Nie wiem dokładnie. – Opowiedział wszystko, co sam wiedział.
Lekarka przymrużyła oczy.
– Wygląda na to, że trzeba zawiadomić policję.
Był tak wstrząśnięty, że nawet o tym nie pomyślał.
– Zajmiemy się tym z Quinem – obiecał Farrell. – Katie albo Ivy
przyniosą ci coś do jedzenia.
Wkrótce Zachary został w poczekalni tylko z lekarką.
– Będzie musiała porozmawiać z policją, ale dopiero wtedy, gdy jej stan
się ustabilizuje. Może pan przy niej posiedzieć, ale proszę nie zadawać jej
absolutnie żadnych pytań. Musi być spokojna i zrelaksowana, kiedy się
obudzi.
– Jak długo to potrwa?
– Przy takiej ranie głowy nie sposób tego przewidzieć. Może się to
zdarzyć za godzinę, dwie albo pięć.
– Co mam jej powiedzieć, jeśli zacznie mi zadawać pytania?
– To mało prawdopodobne. Głowa będzie ją bardzo bolała, mimo że
podaliśmy jej paracetamol. Na tym etapie nie możemy ryzykować podania
silniejszych środków, żeby nie nasilić krwawienia.
– Rozumiem.
Kierując się wskazówkami lekarki, Zachary przeszedł przez korytarz
i dotarł do boksu, który był maleńki, ale Bogu dzięki miał ściany. Frannie
leżała zwrócona twarzą do drzwi. Na jej czoło opadał kosmyk włosów.
Delikatnie wsunął je za ucho.
Przy łóżku stało wąskie metalowe krzesło. Usiadł i wziął Frannie za
rękę. Palce miała zimne.
– Frannie – szepnął. – To ja, Zach.
Nie poruszyła się, nawet nie uniosła powiek. Łzy szczypały go w oczy.
Tak łatwo mogła umrzeć. Czy tego właśnie chciał napastnik?
Postacie z kreskówek czasami uderzały się w głowę i doznawały
objawienia. Dzisiaj Frannie została uderzona w głowę, ale to Zach nagle
ujrzał jasność. Gorzko pożałował ich kłótni i własnej reakcji na to, że
Frannie znalazła jego rękopis. Jeszcze gorsza była świadomość, że nie
potrafił zaryzykować i otworzyć się przed nią. W swoim tchórzostwie
zawiódł kobietę, która zawsze w niego wierzyła. W tym momencie
zrozumiał, że ją kocha.
Co by się stało, gdyby wyjechał z miasta? Gdyby nikt jej w porę nie
znalazł? A gdyby umarła? Na tę myśl zrobiło mu się niedobrze. Zdał sobie
sprawę, że modli się w duchu, chociaż w ostatnich latach nie był
szczególnie blisko Boga.
– Nie pozwól jej umrzeć – szepnął.
Oparł czoło na krawędzi łóżka, ściskając tę małą dłoń, jakby to było
koło ratunkowe.
– Obudź się, Robaczku. Proszę, obudź się.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Na przemian traciła przytomność i znów wypływała na powierzchnię.
Poruszyła się niespokojnie i jęknęła. Jeśli to migrena, to absolutnie
rekordowa. Łatwiej było nie otwierać oczu. Nie wiedziała, gdzie jest ani
dlaczego tak bardzo cierpi. Przez jej umysł przebiegały niejasne
wspomnienia, ale odpływały, zanim zdążyła je pochwycić.
Usta miała wyschnięte na wiór.
– Czy mogłabym…? – wymamrotała niewyraźnie.
Znów spróbowała otworzyć oczy. Tym razem prawie się udało.
Dostrzegła zegar na ścianie, chociaż nie miała pojęcia, jak jest dzień ani
nawet czy to dzień, czy noc.
Ostrożnie odwróciła głowę i wstrzymała oddech, gdy przenikliwy ból
przeszył tył czaszki. Jedną rękę miała do czegoś przywiązaną. Była
w szpitalu?
Obróciła głowę jeszcze trochę i zobaczyła Zacha. Chyba drzemał.
Ciemne rzęsy rzucały cienie na policzki, podbródek pokryty był
kilkudniowym zarostem. Opierał się policzkiem o krawędź materaca, zgięty
w niewygodnej pozycji, i trzymał ją za rękę.
Powoli, nie poruszając głową, omiotła wzrokiem pokój. Tak, to szpital,
ale nie miała pojęcia, skąd się tu wzięła.
– Zach – wychrypiała.
Podniósł głowę i wyprostował się.
– Frannie? Obudziłaś się?
Powoli skinęła głową.
– Pić.
– Oczywiście. – Podniósł się, nalał do szklanki wody z różowego
dzbanka i dołożył giętką słomkę. Wsunął koniec słomki do jej ust.
Napiła się łapczywie i znów przymknęła oczy.
Kiedy znów się ocknęła, na krześle siedziała Katie.
– Jaki dzisiaj dzień? – zapytała Frannie ochryple.
Katie pogłaskała ją po dłoni.
– Wtorek. Boli cię gardło, bo byłaś zaintubowana, ale wszystko będzie
dobrze.
Bez pytania podsunęła jej szklankę z wodą. Tym razem Frannie piła
dłużej.
– Zach siedział przy tobie dzień i noc – rzekła z uśmiechem Katie. –
Farrell zmusił go w końcu, żeby wyszedł się przejść. Niedługo obydwaj
wrócą. Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić? Jesteś głodna?
Frannie skrzywiła się na myśl o jedzeniu.
– Nie, dziękuję. – Poruszyła się niespokojnie. Bolało ją wszystko,
najbardziej głowa. – Mogę już wrócić do domu?
– Jeszcze nie, skarbie. Odpręż się. Zaopiekujemy się tobą.
Poczuła wyczerpanie i znowu odpłynęła.
Kiedy po raz kolejny otworzyła oczy, Zach siedział przy łóżku ze
wzrokiem utkwionym w jej twarzy.
– Ogoliłeś się – zauważyła.
– Potrzebowałem prysznica. – Zaśmiał się ochryple.
– Zabierzesz mnie do hotelu?
– Pamiętasz hotel?
Zmarszczyła brwi, próbując poskładać urywki wspomnień w całość.
– Nie wiem. – Po jej policzku spłynęła łza.
Zach sprawiał wrażenie przerażonego.
– Nieważne – powiedział szybko. – To nie ma znaczenia. – Pocałował ją
w policzek i pogładził włosy. – Przestraszyłaś mnie, Robaczku.
– Co się stało z moją głową?
– Uderzenie. Masz założone szwy. Lekarze podejrzewają, że kość może
być pęknięta na linii włosów, ale wszystko dobrze się goi. Nie ma się czym
martwić.
– Cieszę się, że tu jesteś – powiedziała szczerze.
– A gdzie miałbym być? – odrzekł lekko, z nieprzeniknioną miną.
Zacisnęła palce na jego dłoni.
– Chyba pamiętam twoje mieszkanie. Możesz mnie tam zabrać?
Jego grdyka poruszyła się w górę i w dół.
– Zabrałbym cię, Robaczku, gdybym mógł, ale lekarka mówi, że musisz
tu zostać jeszcze jeden dzień. Wyjdziesz, kiedy będziesz mogła jeść stałe
pokarmy i wyniki badań będą dobre. Ale nie jest tak źle. Nie zostawię cię tu
samej.
Do sali weszła atrakcyjna kobieta w białym fartuchu.
– Jestem doktor Maroney – przedstawiła się. – Zdążyłam już panią
dobrze poznać, chociaż pani nic o tym nie wie. Cieszę się, że wygląda pani
lepiej.
– Nie czuję się lepiej. – Frannie się skrzywiła.
– Pewnie nie, ale dobrze sobie pani radzi. – Lekarka się zaśmiała
i spojrzała na Zachary’ego. – Już czas.
On jednak gwałtownie potrząsnął głową.
– Dopiero zaczyna dochodzić do siebie. Myślę, że trzeba jeszcze
zaczekać.
Frannie przeniosła wzrok z jednej twarzy na drugą.
– Czy coś się stało?
Lekarka przysunęła sobie krzesło.
– Frances, przydarzyło się pani coś złego i dlatego musi panią
przesłuchać policja.
– Policja? – Puls Frannie przyśpieszył i jeden z monitorów zaczął
piszczeć.
– Widzi pani? – zawołał Zachary. – Jest za wcześnie!
Lekarka zawahała się.
– Pani Wickersham, czy pamięta pani, czym się pani zajmuje?
– Może pani nazywać mnie Frances. Jestem… – Frannie próbowała się
skupić. – Pracuję przy komputerach. Jestem… specjalistką od
cyberbezpieczeństwa. Hakerem.
– Tak. – Lekarka skinęła głową z aprobatą. – A gdzie pani ostatnio
pracowała?
Frannie zerknęła na Zacha.
– U niego, tak?
Lekarka ściszyła głos.
– Proszę sobie przypomnieć ostatnią sobotę. Poszła pani do firmy Stone
River Outdoors, której właścicielami są bracia Stone...
W piersi Frannie wzbierał niepokój.
– To był bardzo kiepski dzień – szepnęła.
– Dlaczego?
Frannie przymknęła oczy i przywołała wspomnienia.
– Zach wyjechał – powiedziała głucho. – Poleciał samolotem.
– A to biuro, w którym pani była. Pamięta je pani?
– Tak.
– Co się tam stało?
Frannie zrobiło się zimno.
– Usłyszałam jakiś dźwięk za plecami. Myślałam, że Zach zmienił
zdanie i wrócił, ale zanim zdążyłam się obejrzeć, ktoś lub coś uderzyło
mnie w tył głowy. – Zaczęła się trząść. – Czy to wystarczy? Nie chcę więcej
rozmawiać.
Zachary wypadł na korytarz i spojrzał z wściekłością na detektywa,
który nasłuchiwał przy drzwiach.
– Mam nadzieję, że ma pan to, czego pan potrzebuje. Ona nic nie wie.
– Pani Wickersham nie będzie już musiała tego powtarzać. Ale policja
potrzebowała jej zeznania.
– Chrzanić to – mruknął Zachary i uderzył pięścią w ścianę. Widział
twarz Frannie, kiedy mówiła: „Zach wyjechał. Myślałam, że Zach zmienił
zdanie”. Porzucił ją. Powiedział, że nie obchodzi go to, co znalazła.
Zakwestionował jej osąd. Do tego zbył ją, kiedy chciała porozmawiać
o jego książce, kiedy próbowała nawiązać kontakt z tą jego częścią, której
nikomu nie pokazywał.
Był durniem i z pewnością nie zasługiwał na Frances, ale kochał ją i nie
chciał się poddawać.
Ze względów bezpieczeństwa lekarka postanowiła zatrzymać Frannie
w szpitalu, dopóki policja nie aresztuje Edwarda Cordella.
Trzy dni później Zachary mógł ją wreszcie zabrać do siebie. Posadził ją
na kanapie obok stosu koców, poduszek i przekąsek. Za kilka godzin miała
się tu pojawić cała rodzina, by wysłuchać jej raportu.
– Jak się dziś czujesz? – zapytał. – Tylko nie próbuj mnie okłamywać,
Robaczku.
Nie chciała się położyć, ale zwinęła się w kłębek i okryła czerwonym
wełnianym kocem.
– Dużo lepiej. Głowa boli mnie tylko trochę i odzyskałam siły.
– Nie musimy tego robić dzisiaj. Możemy to przełożyć.
– Nie. Poza tym, kiedy już wszystko zostanie wyjaśnione, będę mogła
wrócić do domu.
Żołądek Zacha ścisnął się w supeł. Frannie skrzyżowała ręce na piersi
i spojrzała na niego.
– Dziwnie się zachowujesz. Co się z tobą dzieje?
Przysiadł na stoliku, dotykając kolanami jej kolan.
– Wiem, że to nie jest odpowiednia chwila, ale to nie może czekać.
Zakochałem się w tobie.
Zamrugała i pokręciła głową.
– Nie. Po prostu czujesz się winny, bo zostałam zaatakowana w twojej
firmie. Ale nie martw się, nie wniosę pozwu.
Pomyślał z frustracją, że pewnie sobie na to zasłużył, ale spróbował
jeszcze raz.
– Zrozumiałem to, jeszcze zanim zobaczyłem cię nieprzytomną w tym
łóżku.
– Co zrozumiałeś?
– Że cię kocham.
– Czy mogę cię o coś zapytać?
– Pytaj, o co chcesz.
– Powiedzieli mi, że to ty mnie znalazłeś i zadzwoniłeś pod 911. Jak to
możliwe, skoro byłeś w samolocie?
Wzdrygnął się na wspomnienie tamtego dnia.
– Byłem już prawie na lotnisku, kiedy nagle poczułem, że masz kłopoty.
Tak jak tamtego wieczoru w Glenderry, kiedy tych dwóch cię osaczyło.
Natychmiast zawróciłem i pojechałem do firmy, ale było już za późno.
Frannie dotknęła jego dłoni.
– Może nie. Policja sądzi, że napastnik wciąż był w budynku. Usłyszał
twoje wejście, przestraszył się i być może to ocaliło mi życie.
– Myślałem, że nie żyjesz. Było tyle krwi.
– Przykro mi, że musiałeś przez to przechodzić.
– Nie przepraszaj mnie! – Zerwał się na nogi i zaczął chodzić po
pokoju.
Frannie westchnęła.
– To już minęło, Zach. Wszystko jest w porządku.
Nic nie było w porządku. Powiedział Frannie, że ją kocha, a ona zbyła
go, jakby to było zupełnie nieistotne. Odepchnął ją wcześniej i teraz nie
miała żadnego powodu, by mu wierzyć.
Była jeszcze słaba. Nakarmił ją, a potem zasnęła na prawie dwie
godziny. O piątej przyjechali jego bracia i szwagierki. Dolly została
z opiekunką.
Katie i Ivy przygotowały przekąski na wieczorny posiłek, rozumiejąc,
że Frannie nie jest w stanie długo usiedzieć przy stole.
Rozmowa przy jedzeniu dotyczyła lekkich tematów. To Frannie
w końcu poruszyła sprawę, która tu wszystkich sprowadziła.
– Nie tak wyobrażałam sobie przedstawianie mojego raportu, ale proszę
bardzo – zaczęła z uśmiechem.
Farrell uniósł dłoń.
– Zanim zaczniesz, chciałbym powiedzieć w imieniu wszystkich, że
bardzo się cieszymy z twojego powrotu do zdrowia. Przestraszyłaś nas,
Frances.
– Cóż, nic mi nie jest – stwierdziła energicznie. – Niestety, wasze
podejrzenia były uzasadnione. Teraz już wszyscy o tym wiemy.
Quin zmarszczył brwi.
– I to naprawdę był Edward Cordell?
Frannie omijała wzrokiem Zacha.
– Tak, ale nie działał sam. W sprawę wmieszany był jego
dwudziestoczteroletni wnuk. Według zasad obowiązujących w SRO nie
wolno wysyłać prywatnych mejli ze służbowych komputerów. Edward
przeważnie przestrzegał tej zasady, ale dwa razy zdarzyło mu się wysłać
z pracy mejla do wnuka. Kiedy to odkryłam, udało mi się włamać na jego
osobiste konto pocztowe i tam znalazłam dowody.
– Ale dlaczego to zrobił? – zdziwiła się Katie.
– Wygląda na to, że Cordell od lat żywił urazę do starszego pana
Stone’a. Byli bliskimi przyjaciółmi, ale Edward uważał, że został oszukany
w jakimś przedsięwzięciu, w które obydwaj byli zaangażowani na początku
lat siedemdziesiątych. Zwierzył się z tego wnukowi, a ten uznał, że
Edwardowi należy się coś więcej niż tylko emerytura, i w ramach zemsty
obmyślili plan zniszczenia firmy.
– A ten wypadek samochodowy? – zapytał pobladły Farrell.
– Rozmawiałam z tym detektywem, którego zatrudniliście. Razem
doszliśmy do wniosku, że wnuk zapłacił jakiemuś narkomanowi za
spowodowanie wypadku, ale sprawy wymknęły się spod kontroli.
Konsekwencje nie miały być aż tak poważne.
– A kradzież moich projektów?
– Znalazłam zdjęcia cyfrowe. Edward musiał zobaczyć kiedyś
szkicownik w twoim gabinecie i zrobić kilka zdjęć telefonem. Przesłał je
wnukowi, który zamieścił je na kilku podejrzanych stronach internetowych
i znalazł kupca. Jak zapewne wiecie, policja aresztowała obydwu. Wnuk
przyznał bez cienia skruchy, że zamierzał nadal szkodzić SRO, Edward
jednak w swoim oświadczeniu przeprosił was za to, że pozwolił, żeby jego
rozgoryczenie wymknęło się spod kontroli.
Ivy powoli pokręciła głową.
– Co za okropny ciąg wydarzeń. Wy straciliście ojca, a teraz dwóch
mężczyzn zapewne spędzi większą część życia w więzieniu. Całkiem jak
w greckiej tragedii, tylko jeszcze gorzej, bo dotyczy to ludzi, których
kocham.
Farrell podniósł się.
– Myślę, że powinniśmy teraz pozwolić Frannie odpocząć.
Gdy bracia wyszli, Frannie przeciągnęła się.
– Będę dzisiaj spała tutaj, Zach. Ta kanapa jest bardzo wygodna i będę
mogła patrzeć na ogień w kominku.
Popatrzył na nią bezradnie. Nie mógł zbyt mocno na nią naciskać. Ale
jak miał się do niej przebić? Jak mógł sprawić, by uwierzyła, że jego miłość
jest prawdziwa, że zdał sobie sprawę ze swoich błędów i gotów był się
zmienić?
A może w ogóle jej to nie obchodzi.
– Dobrze. – Wzruszył ramionami. – Skoro tak wolisz.
Była nieszczęśliwa. Wolałaby nocować w hotelu, ale nie miała
wątpliwości, że ani Zachary, ani nikt z rodziny by się na to nie zgodził.
Wszyscy czuli się za nią odpowiedzialni. Ich troska była wzruszająca, ale
bardzo pragnęła zostać wreszcie sama. Tymczasem Zach wyraźnie zwlekał
po odejściu braci.
– Idę teraz do swojego pokoju – powiedział dziwnie oficjalnym
tonem. – Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń na komórkę.
Patrzyła na jego pozbawioną wyrazu twarz z wrażeniem, jakby jej serce
miało zaraz pęknąć.
– Dziękuję – szepnęła.
W łazience na końcu korytarza była wanna, ale Frannie nie miała siły
nawet na prysznic. Pielęgniarka pomogła jej się wykąpać przed wyjściem
ze szpitala i na razie to musi jej wystarczyć. Przebrała się w piżamę, umyła
zęby i połknęła dwie tabletki przeciwbólowe. Jej stan poprawiał się
z godziny na godzinę, ale pod koniec dnia tył jej czaszki pulsował bólem.
Gdy wróciła do salonu, wszystkie światła były zgaszone z wyjątkiem
jednej lampki obok kanapy, którą Zach nakrył miękkim prześcieradłem
i położył na niej dodatkową poduszkę. Na stoliku obok leżał gruby plik. To
był manuskrypt książki.
Nogi się pod nią ugięły. Usiadła ciężko i wzięła do ręki kilka
pierwszych kartek. Na nich leżała złożona wiadomość. Odłożyła ją na bok,
nie otwierając, i zaczęła czytać.
Na pięćdziesiątej stronie rozpłakała się. To była dobra książka. Bardzo
dobra. A nawet znakomita. Miałaby ochotę czytać do rana, ale było już
późno i jej zapas sił zupełnie się wyczerpał.
Z wahaniem sięgnęła po złożony skrawek papieru. Doskonale pamiętała
charakter pisma Zacha, śmiały i przykuwający uwagę. Słów było niewiele.
„Kocham cię, Robaczku. Jesteś moim potencjałem”.
Serce jej się ścisnęło. Tak bardzo chciała mu uwierzyć. Dlaczego dał jej
tę książkę do przeczytania? Czy była to propozycja rozejmu, czy coś
więcej? Napisał, że ją kocha, ale oboje byli po trudnych przeżyciach.
Przez całe lata odmawiał pokazania swego prawdziwego ja. A może
nigdy nie rozumiał, co ma do zaoferowania, może nie zdawał sobie sprawy
ze swoich mocnych stron? Może pomylił wyrzuty sumienia i poczucie winy
z miłością?
Był tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć. Bardzo ryzykowny.
Na drżących nogach poszła do jego sypialni i cicho stanęła w drzwiach.
Lampka nocna dawała miękkie ciepłe światło. Poza tym w pokoju panował
mrok.
Zach chyba nie spał. Leżał na plecach z twarzą osłoniętą ramieniem. Od
pasa w górę był nagi.
– Zach...
Usiadł raptownie. Włosy miał potargane, minę dziwnie zmieszaną.
Może jednak spał.
– Przepraszam. Obudziłam cię?
– Nie spałem. Myślałem.
Postąpiła kilka kroków do przodu i zatrzymała się na środku pokoju.
– O czym myślałeś?
Na jego twarzy odbił się smutek.
– O tym, że cię zawiodłem. Jako przyjaciel, jako kochanek, jako
człowiek.
– Jesteś, kim jesteś, Zach. Kocham… was wszystkich.
Odrzucił kołdrę i podszedł do niej w trzech długich krokach. Gdy
przyciągnął ją do swojego ciepłego ciała i wtulił twarz w jej włosy, omal się
nie rozpłakała.
– Ja też cię kocham, Frannie – odparł. – Przysięgam na grób mojej
matki.
Pogładziła go po plecach.
– Miłość nie zawsze wystarcza. Jak to mogłoby się udać, Zach? Masz
dwa niesamowite domy tutaj w Maine, dobrze prosperującą firmę i rodzinę,
na której ci zależy. Moja praca zmusza mnie do podróży po całym świecie.
Poza tym, choć pewnie zabrzmi to bardzo samolubnie, lubię to, co robię,
i czuję się z tym spełniona.
Usiadł na dużym fotelu przy kominku i posadził ją sobie na kolanach.
– Zastanawiałem się nad tym, Robaczku. Rozmawiałem już z braćmi
i obaj dali mi swoje błogosławieństwo. Mam zamiar poszukać
odpowiedniego kandydata na stanowisko dyrektora finansowego. Jest wielu
godnych zaufania ludzi, którzy mogliby to robić.
Popatrzyła na niego uważnie.
– Ale dlaczego?
– Bo finanse nie są moją pasją. Chcę podróżować po świecie z moją
żoną, jeśli ona się na to zgodzi. – Pocałował ją delikatnie. – Po co mi
pieniądze, jeśli nie mogę ich wydać na coś wielkiego? W każdej chwili
możemy przyjechać do Maine, ale mój dom będzie przy tobie, Frannie.
A jeśli kiedyś zechcesz zostać matką, ja mógłbym się stać udomowionym
ojcem.
– Mówisz poważnie? – Wciąż nie mogła w to uwierzyć.
– Po to zostawiłem ci tę książkę, żebyś się przekonała, że mówię
poważnie. Nie pokazywałem jej nikomu innemu. To dla mnie bardzo
osobista sprawa. Od teraz wszystko, co mam, należy do ciebie. Moje ciało
i dusza, serce i umysł. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Uśmiechnął się nieśmiało. W jego oczach błyszczała niepewność.
– Wyjdziesz za mnie, Robaczku? Nie miałem jeszcze okazji nauczyć cię
gotować. A podróżowanie z tobą da mi miliony pomysłów na następne
książki.
Frannie pocałowała go w brodę.
– Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. A jeśli to tylko sen?
Owinął pasmo jej włosów wokół palca. W jego oczach błyszczała
radość.
– Mam nadzieję, że nigdy się z niego nie obudzimy. To będzie nasza
prywatna bajka. Jaskiniowiec i Robaczek, znowu razem.
Łzy spływały po jej twarzy, ale były to łzy szczęścia. Przyłożyła
policzek do jego piersi.
– Pójdziemy do łóżka?
Potrząsnął głową ze zbolałą miną.
– Lekarka powiedziała, że nie wolno ci się męczyć przez najbliższy
tydzień.
– Ale jej tu nie ma.
Wstał i zaniósł ją do łóżka.
– Przytulę cię i zaśniesz, kochanie. Ale już nigdy cię nie skrzywdzę.
Jesteś moja, Frances. – Nakrył ją kołdrą i przysunął się do niej. – Śpij, moja
słodka. Jutro jest kolejny dzień.
SPIS TREŚCI:
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty