HENRYK SAMSONOWICZ
^DZIEDZICTWO
ŚREDNIOWIECZA
MITY
I RZECZYWISTOŚĆ
WROCŁAW WARSZAWA KRAKÓW
ZAKŁAD NARODOWY
IM. OSSOLIŃSKICH
WYDAWNICTWO 1991
Na okładce: fragment iluminowanej karty mszału z 1436 r.
Redaktor
STEFANIA SŁOWIKOWA
Opracowanie typograficzne i projekt okładki
BOŻENA SOBOTA
Copyright by Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Wydawnictwo
Wrocław 1991
Printed in Poland
I SEN 83-04-03760-2
Zakład Narodowy im. Ossolińskich ~ Wydawnictwo- Wrocław 1991.
Objętość: ark. wyd. 14,10; ark. druk. 13,0.
Wrocławska Drukarnia Naukowa. Żarn. 441/90.
-* I ^
SPORY O ŚREDNIOWIECZE
WIELKIE EPOKI DZIEJÓW CZŁOWIEKA OCENIANE SĄ RÓŻNIE
Prahistoria ukazuje - nieco zdeterminowana stanem
źródeł - początki cywilizacji, rozwój osiągnięć tech
nicznych i optymistycznie pozwala uznawać tezę o po
stępie w dziejach. Antyk mimo różnych głosów kryty
cznych fascynował i fascynuje nadal swymi osiągnięciami: pod
stawy etyki, prawa, kanony piękna, fundamenty nauki - są dziś
jeszcze, po dwóch tysiącleciach w znacznym stopniu aktualne. Cza
sy nowe - bezlitośnie krytykowane, trapiące nas różnymi doleg
liwościami na co dzień - jednak są wizytówką naszej cywilizacj:
Poznawanie świata, fantastyczny rozwój techniki, pamięć o najnow
szych dokonaniach różnych państw, narodów czy ugrupowań mim
wszystkich zagrożeń i lęków każą przyjmować je jako okres szybkie:
zmian świata ludzkiego. W najgorszej sytuacji jest średniowiecz<
epoka mało znana, traktowana zgodnie z wiekową tradycją jak
okres zamknięty, dostarczający co najwyżej przykładów ilustrują
cych niekiedy dobre i znacznie częściej złe strony życia człowieka
Kłopoty ze średniowieczem mają zresztą jego historycy. Wśród
archetypów myślenia ludzkiego znajduje się zapewne i ten, który
porządkując czas miniony każe dzielić go na trzy części. Periodyzo
wano dzieje już w czasach antyku - by przypomnieć tylko wiek
złoty, wiek srebrny, wiek żelaza (lub brązu). Periodyzację prze
prowadzał święty Augustyn1 w swym dziele O Państwie Boży n
wyróżniając sześć okresów dziejów ludzkości. Tak jak w życiu
jednostki wyróżniał dzieciństwo (infantia, od Adama do Potopu^
młodość (pueritia od Potopu do Abrahama), dojrzałość (adolescen
tia, od Abrahama do Dawida), młodość (iuventas, od Dawida do
niewoli babilońskiej), wiek stateczny (gravitas, od niewoli babilori
skiej do przyjścia Chrystusa) i starość (senectus, od czasów Chrys
tusa do Sądu Ostatecznego). Takich wizji przeszłości ujmujących
czas w kategoriach porządkujących według przyjętej idei było wiele
także w wiekach średnich: siedem epok historii Kościoła (m.in
epoka Apostołów, Męczenników i od Ojców Kościoła do sporó^
o inwestyturę) Ruperta von Deutz, osiem epok Anzelma z Havel-
bergu czy Historii świata Hugona od św. Wiktora2. Coraz częściej
też, wraz z rosnącą potrzebą znalezienia dla siebie właściwego
miejsca w czasie, określano przeszłość według różnych, niejedno-
litych, ale znaczących słupów granicznych. Czcigodny Beda od-
mienność teraźniejszości wyrażał określeniem "czas nowy"
(VIII w.!) lub "nowoczesny" (novus, modernus), co wyróżniało go
od starego, antycznego, określanego przezeń jako starochrześcijań-
ski. Znakomity historyk XII w., Otto z Freising, podzielił dzieje
świata na osiem epok, stosując kryteria wielkich wydarzeń dziejo-
wych (od Adama do upadku Asyrii, od powstania państwa Medów
do Juliusza Cezara, od Augusta do Konstantyna, od Konstantyna
do upadku Rzymu Zachodniego, od Teodoryka do Karola Wiel-
kiego, od Karola Wielkiego do papieża Grzegorza VII, od sporu
o inwestyturę do końca dziejów, od przyjścia Antychrysta do Sądu
Ostatecznego). Mnogość innych różnych podziałów (na cztery mo-
narchie światowe; na sześć okresów biblijnych; Joachima z Fiore
trzy epoki Ojca, Syna i Ducha Św. - ta ostatnia miała zaczynać się
w 1260 r.) były też związane i z oceną teraźniejszości, i przewidywa-
niem przyszłości3. Badając przeszłość dokonywano jednocześnie
prognozy (dziś robi się podobnie, a mimo znacznie precyzyjniejszych
metod efekty są zbliżone) przyszłości. Mikołaj z Kuzy
fXV w.) przewidywał, że koniec świata nastąpi na początku
XVIII w. Teolog francuski, jeden z głównych działaczy soborowych
na początku XV w., Pierre d'Ailly, obliczał dokładniej: wypadło mu,
że koniec świata przyjdzie w 1789 r. (nie spodziewał się zapewne, że
jakiś drobny błąd w obliczeniach spowoduje, iż przewidział jedynie
koniec świata ancien regime'u). Bardziej optymistyczny (nie dla
naszej epoki) był XV-wieczny humanista włoski Pico delia Miran-
dola, który sądził, że trąby anielskie zabrzmią w 1994 r.; przyjaciel
Melanchtona Stellwag von Carion kończył świat na roku 2000.
Termin "wieki średnie" przyjął się w dobie późnego Odrodze-
nia4. Co prawda już w XIII w. Rolandin z Padwy, Ricobald z Fer-
rary, nieco później Benvenuto Campari z Vicenzy pisali o "od-
rodzeniu" - częściowo, jak i Dante, z nadzieją na przychodzące
czasy. Tym samym wprowadzali potrójny podział dziejów, szcze-
gólnie w zakresie historii kultury: na wielką epokę starożytną, póź-
niejszą dekadencję i odrodzenie. Wielki XV-wieczny włoski huma-
nista Lorenzo Valla wydzielał okres między śmiercią Boetiusa z po-
czątku VI w. a epoką 900-1200, nie nazywając go jeszcze średnio-
wieczem. Giorgio Vassari w XVI w. w swym żywocie Cimabuego
dzielił dzieje sztuki na trzy okresy: "maniera antiqua" (do czasów
Konstantyna), "maniera vecchia" (do Cimabuego właśnie) i "ma-
6
niera moderna". Nader pogardliwy stosunek do środkowej, "sta
rej" sztuki wiązał z wpływami Niemców, Gotów, Greków i - ogól
nie rzecz biorąc - barbarzyńców.
Podobnie język uniwersalny - średniowieczna łacina - wedłu
wielu humanistów miał być przykładem daleko posuniętego upadku
znakomitej formy starożytnej. Ta "średnia" łacina (media latinitas
dała początek określeniom, które zawierały także informację ocenia
jącą - mierność (interior aetas)5, ale jednocześnie stanowiły pod
stawę wygodnego podziału w skali czasu na trzy epoki. Spopulary
zował go Krzysztof Keller (Cellarius), profesor uniwersytetu
w Halle, który w 1688 r. wydał podręcznik Historia unwersah
breviter ac perspicue exposita in antiquam et medii aevi ac novar,
divisa. Część środkowa tej powszechnodziejowej syntezy obejmo
wała okres od roku 306 (wstąpienie na tron Konstantyna Wielkiego
do roku 1453 (zdobycie Konstantynopola przez Turków). Prac
Christiana Junckersa z przełomu XVII i XVIII w., J. F. Bertram
z początku XVIII w., mimo stosowania różnych kryteriów periody
zacyjnych, upowszechniły ten termin i wprowadziły do historio
grafii powszechnej. Okazał się on nawet użyteczny w dziejach cywi
lizacji rozwijających się całkowicie niezależnie od strefy śródziem
nomorskiej, tj. Chin, Japonii, Indii, acz - rzecz prosta - ma tan
zupełnie odmienne kryteria periodyzacyjne. Mimo późnię j szyć]
innych propozycji podziałów historii powszechnej Europy ten, sto
sowany od XVII w., okazuje się najwygodniejszy. Nawet periody
zacja marksistowska dzieląca historię na formacje społeczno-gos
podarcze (wspólnota pierwotna, niewolnictwo, feudalizm, kapita
lizm, socjalizm) nie wyparła całkowicie roboczego określenia "wieki
średnie". Niezależnie od podstaw teoretycznych specyfika źródeł
problemów, wspólne uniwersalne rysy tych czasów, ułatwiają sto
sowanie określenia, wokół którego jednak nagromadziły się dziesią
tki nieporozumień.
Z periodyzacją dziejów zawsze bowiem było wiele kłopotów
Czy ważne są daty roczne (niekiedy dzienne, jak np l IX 1939), cz:
dłuższe okresy graniczne? Czy historia ludzkości jest wynikien
działania nienaruszonych praw - boskich, naturalnych - czy też
stanowi efekt przypadkowych, nieprzewidywalnych, nie zdetermi
nowanych wydarzeń? W zależności od poglądu na temat prav
historycznego rozwoju, w zależności od przyjęcia takiego czy in
nego założenia dotyczącego czynników sprawczych wydarzeń dzie
jowych - kryteria periodyzacyjne, a więc i granice epok czy okre
sów są różne.
Doświadczyło tego na sobie średniowiecze, epoka, która bardzo
rozmaicie jest określana w czasie. Oto - w dodatku nie wszystkie -
propozycje dotyczące lat rozpoczynających średniowiecze6: 293
- reformy Dioklecjana, 313 - edykt mediolański dający równou-
prawnienia chrześcijanom; 324 - ostateczny triumf Konstantyna;
około 370 - pojawienie się Hunów w Europie i początek wędrówki
ludów; 378 - druzgocąca klęska Rzymu w bitwie z Wizygotami
i początek "supremacji germańskiej". Niektórzy badacze propono-
wali rok 382 i przymierze Teodozjusza z Gotami lub 395 - rok
śmierci tego cesarza i ostatecznego podziału Rzymu na Wschodni
i Zachodni. Rok 476 to data najczęściej wymieniana, acz obalenie
małoletniego cesarza Romulusa Augustulusa w Rzymie przez Odo-
akra i odesłanie jego insygniów do Konstantynopola bardziej chyba
liczyć się może w historii działań symbolicznych niż realnych.
Francuzi widzą jako graniczny rok 481 - objęcie władzy przez
Klodwiga (lub jego zwycięstwo nad Syagriuszem w 486 r.). Datą
graniczną może też być rok objęcia władzy przez Justyniana Wiel-
kiego 527, lub jego śmierci - 565. Są zwolennicy daty 568 - wkro-
czenia Longobardów do Italii; 590 - początku pontyfikatu Grze-
gorza Wielkiego; 622 - ucieczki Mahometa do Jatrebu; 687
- zwycięstwa Pepina z Heristalu i połączenia w jednym ręku
władzy nad Austrazją i Neustrią; 732 - powstrzymania przez
Karola Młota ekspansji arabskiej pod Poitiers; 751 - objęcia tronu
przez Pepina Małego, lub 768, początku rządów Karola Wielkiego.
Koronacja cesarska władcy - rok 800 - też jest niekiedy ukazywa-
na jako data graniczna. Można by zresztą jeszcze wymieniać inne
propozycje periodyzacyjne. Były one zgłaszane w zależności od
tego, kto je zgłaszał i uzasadnieniu jakiej tezy miały służyć. Od-
powiadały na pytania: Czy średniowiecze było epoką chrześcijańst-
wa w Europie? Czy - w przeciwieństwie do czasów antyku - okre-
sem, w którym wiodącą rolę odgrywały ludy germańskie? Czy była
to epoka konfrontacji ze światem arabskim, upadku uniwersalizmu
rzymskiego i podziału Europy na wschodnią i zachodnią, idei od-
nowionego cesarstwa, ze wszystkimi atrybutami epoki rycerskiej?
Czy stanowiło ono epokę, w której cywilizacja europejska odchodzi-
ła od niewolnictwa? Pytań jest więcej, np. czy jest sens rozciągania
tego określenia na cywilizacje pozaeuropejskie? Wszystko zależy od
przedmiotu badań, od przyjętego założenia.
Historyk filozofii Z. Kuksewicz7 rozpoczyna swój wykład nie od
czasów Odoakra, lecz od przełomu VI i VII w. Uważa bowiem, że
filozofia czy cała kultura średniowieczna posiada specyficzne cechy,
o których można mówić dopiero od czasów Grzegorza Wielkiego.
Dalej, by przenieść się na nasz grunt - czy nieuzasadnione byłoby
wprowadzenie pojęcia polskiego (może słowiańskiego) średniowie-
cza, które rozpoczynałoby się w wieku VIII lub IX, może misją
8
Cyryla i Metodego, może przybyciem Ruryka do naszych wschod-
nich pobratymców, a może - chrztem Mieszka I, Włodzimierza
Wielkiego lub Bułgarów? Nie bez przyczyny to, co działo się wcześ-
niej w naszej części Europy, nosi niekiedy w programach nauczania
nazwę historii starożytnej ziem polskich (słowiańskich).
W 1158 r. Anzelm biskup Havelbergu, późniejszy arcybiskup
Rawenny, stwierdził, że czas winien być mierzony wydarzeniami
zachodzącymi w sferze ducha, życiem religijnym8. Dzieje są dzieja-
mi świętymi. Stąd też jego periodyzacja oparta była na słupach
granicznych związanych i z wielkimi postaciami w życiu Kościoła;
i z formami życia zakonnego: czas mnichów od św. Augustyna
(IV/V w.) do św. Norberta (I pół. XII w.) i czas rycerzy zakonnych.
Od czasów Bedy szukano okresów, które by odpowiadały cyto-
wanym "sześciu wiekom świata" (sex aetates mundi), albo też
- praktycznie - wyróżniano czasy "nowe" i czasy "stare", roz-
maicie stawiając między nimi granice9.
Koniec średniowiecza też widziany jest rozmaicie. Dla Wło-
chów już w XV w. postrzegany był około 1200 r. Lorenzo Valla cały
XIII w. - stulecie Cimabuego, Giotta, Dantego - zaliczał dc
czasów odrodzenia kultury 10. Podstawą tych poglądów były zmia-
ny zachodzące w ludzkim myśleniu, widzeniu świata, w sztuce.
Współczesna nauka widzi tu też różne zjawiska kończące epokę11;
ostatnią krucjatę na Wschód w roku 1270 i śmierć Ludwika IX
- a więc okres zamykający epokę etosu rycerskiego; upadek jarmar-
ków szampańskich w XIII w. (przełom III i IV ćwierćwiecza);
a więc wydarzenia leżące w sferze gospodarki. Wtedy to wielcy
kupcy Europy przestali jeździć z towarami i zasiedli w kantorach
organizując - pisemnie! - wymianę. W historii Kościoła wysuwa-
no datę 1305 lub 1309 - wybór na stolicę Piętrową Klemensa V:
uległego wobec króla Francji, i przeniesienia siedziby papieża dc
Awinionu. Wydarzenia te kończyły epokę uniwersalizmu papies-
kiego. Dla innych badaczy, przykładających znaczenie do wydarzer
społecznych, gospodarczych, demograficznych, końcem epoki był
rok 1348 i wybuch epidemii dżumy ("czarnej śmierci"), które
zmniejszyła o jedną trzecią liczbę mieszkańców Europy. Jeśli Za
charakterystyczne uznać dla średniowiecza stosunki lenne, to ich
kryzys miał miejsce także od schyłku XIII w., ze szczególnym
natężeniem w stuleciu następnym.
A może racjonalne jest widzenie początków epoki nowożytnej
wraz z podjęciem wypraw zamorskich przez Portugalczyków (około
1430 r.), co w przyszłości miało doprowadzić do integracji całego
globu ziemskiego? Rewolucją w zakresie rozwoju środków przeka-
zu, informacji, kultury był wynalazek druku (około 1450 r.). Dla
innych badaczy ważna jest data 1453 r. i upadku cesarstwa wschod-
niego, w rzeczywistości już ledwo wegetującego państewka. Był to
jednak koniec idei drugiego Rzymu. Tradycyjnie - i zasadnie dla
wielu kontynentów - przyjmuje się rok 1492 za otwierający nową
epokę. Wówczas Krzysztof Kolumb dopłynął do ziem Nowego
Świata. Dla Ameryki, Hiszpanii, Anglii, Holandii jest to ważna
data. Ale historycy francuscy wolą rok 1494 - początek wypraw
włoskich Karola VIII, narodziny Francji renesansowej. Niemcy
- i nie tylko - podkreślają znaczenie roku 1517 i wystąpienia
Marcina Lutra jako początku nowego układu sił, nowego sposobu
myślenia, reformy (lub reform) Kościoła. Dla zwolenników widze-
nia średniowiecza jako epoki w życiu religijnym ta data lub lata
soboru trydenckiego (1545 - 1563) stanowią na pewno cezurę istot-
ną. Przeciwnicy widzenia dziejów powszechnych przez pryzmat
wydarzeń w Europie proponują rok 1526 i powstanie państwa
Wielkiego Mogoła w Indiach.
Dla nas, Polaków, ani upadek Konstantynopola - acz na Dłu-
goszu wywarł wstrząsające wrażenie - ani odkrycie Ameryki nie
stanowiły przełomu. Rok 1492 jest jednak dla polskich historyków
wygodny. Zmarł wówczas po 45-letnim panowaniu, Kazimierz
Jagiellończyk, a wraz z nim odeszły w przeszłość autokratyczne
formy rządów, skończył się okres władzy pokolenia wychowanego
w tradycjach wojny 13-letniej. Dla Polski zatem data 1492 r. nie jest
przełomowa, ale wygodna, a przypadkowo łączy się z powszechnie
przyjmowaną datą. Oczywiście - w stosunkowo niewielkim prze-
dziale czasu można znaleźć wygodniejszą. Pierwszy polski sejm
dwuizbowy (1494), objęcie tronu przez Aleksandra (1501), defini-
tywnie kończące czasy odrębnych władców Polski i Litwy, kon-
stytucja Nihii novi (1505), hołd pruski (1525), data ważna także
w historii Niemiec, Kościoła i Europy; inkorporacja Mazowsza
(1526), a jednocześnie koniec władztwa jagiellońskiego na Węg-
rzech i w Czechach po bitwie pod Mohaczem.
Jak zatem widać, sama koncepcja środkowego odcinka historii
powszechnej, przynajmniej w strefie kultury europejskiej, jest ró-
żnorodna i w zależności od przyjętych kryteriów czasy przed-nowo-
żytne wydłużają się lub kurczą12. Jeśli J. Michelet, wybitny francu-
ski historyk z XIX w., przyjmował, że wieki średnie mieszczą się
w przedziale lat 1000-1300, to zajmował się okresem trzystu lat.
Okres między inwazją Hunów (i św. Augustynem) a wystąpieniem
Lutra czy soborem trydenckim jest dokładnie czterokrotnie dłuż-
szy. Nie jest to tylko problem czasu trwania epoki, ale także jej
oceny. Z pojęciem wieków średnich wiążą się bowiem bardzo róż-
norodne stereotypy myślowe, które jednocześnie wartościują epo-
10
kę. Nie były one jednolite. Jak słusznie stwierdzał wybitny metodo-
log humanistyki Wilhelm Diithey, "co pod mianem historii jest
rozumiane, nie jest niczym innym, jak całością przeszłości, teraź-
niej szości i przyszłości"ł 3. Inaczej mówiąc: wiz j a czasu dokonanego
składa się z elementów wiedzy lub wyobrażeń o nim, a także stosun-
ków obecnych i pragnień czy przewidywań dotyczących dalszego
przebiegu dziejów. Im mniejsza wiedza historyczna, tym większy
udział w tworzeniu obrazu przeszłości czasu teraźniejszego: jego
pragnień, niepokojów, trudności. Niejednokrotnie - nie tylko w li-
teraturze pięknej, lecz także naukowe j - przebrani w stroje wieków
przeszłych występują bohaterowie współcześni dyskutując swoje
trudne problemy, o których nawet się nie śniło ich przodkom. Nie
jest to wynalazek czasów nowożytnych. Jeśli oprawcy Chrystusa na
ołtarzu Stoszowskim mają fizjonomie miejskich pachołków, a apos-
tołowie strojem i uczesaniem przypominają rajców Krakowa - to
w nieco prostszej formie mamy do czynienia z podobnym zjawis-
kiem.
Wczesne początki odrodzenia szukały swych korzeni jeszcze
niekiedy w średniowieczu. Eneasz Sylwiusz Piccolomini, później-
szy Pius II, XV-wieczni niemieccy humaniści: Konrad Peutinger,
Hermann Schedel, Thomas Ebendorfer, powoływali się na dzieła
nie tylko antyku14. Oni zapoczątkowali "odkrycie" Ottona z Frei-
sing, XII-wiecznego historiozofa, oni upowszechniali dzieła kroni-
karzy Hohenstaufów i osiągnięcia niektórych średniowiecznych
kosmografów. Ale jednocześnie zaczął narastać krytycyzm wobec
dotychczasowych stosunków, niedawnej przeszłości, która
w oczach ludzi XV w. stawała się niegodnym wspomnieniem czasu,
w którym nie powstawał dorobek równie wybitny jak współcześnie.
Na oczach ówczesnych ludzi zmieniało się wszystko, zwłaszcza
horyzont geograficzny i stosunki polityczne; doszło do niebywałego
rozkwitu kultury, techniki, nauki; można było fascynować się per-
spektywami, które otwierało nowe widzenie świata. J. v. Wesel,
jeden z prekursorów reformacji (+1481), pisał o nadziei światła
w otaczającej go ciemności15. Konrad Celtis, działający też w na-
szym Krakowie, pisał na początku XVI w., iż "redeunt aurea
secula". Miał on świadomość wkraczania w czasy światła po okresie
mroków. Największy autorytet intelektualny pierwszej połowy
XVI w. - Erazm z Rotterdamu - pisał o barbarzyństwie panują-
cym w poprzednich stuleciach, a działacze niemieckiej reformacji,
z Lutrem i Melanchtonem, rzecz prosta głosili światło prawdy po
okresie mroków średniowiecza. W XVI-XVII w. krytyka prze-
szłości rozwijała się coraz bardziej16. Mimo wojen religijnych,
rewolucji, epidemii ludzie zafascynowani byli rosnącym tempem
11
poznawania świata. Czyż można się temu dziwić? W ciągu dwóch
- trzech pokoleń horyzont geograficzny poszerzył się siedmiokrot-
nie po tysiącu lat względnej stabilizacji. Między opłynięciem przy-
lądka Bojador i pierwszą podróżą dookołaziemską minęły niespełna
trzy pokolenia, które widziały to zawrotne poszerzanie się znanego
świata . Co prawda już XIII w. przyniósł odkrycie Chin dla Europy
i szlaków azjatyckich, ale można sądzić, że katastrofy XIV w. -
wielki kryzys związany ze spadkiem dochodów rycerstwa, czarną
śmiercią, buntami ludowymi, wojnami - przesłoniły nieco pamięć
o wcześniejszych dokonaniach. Ci, którzy odważyli się ruszyć na
nowe szlaki, nie tylko podróżnicze, ale także szlaki myśli ludzkiej,
stawali się równi bohaterom antyku.
Nowe sposoby myślenia wiązały się z dwoma zjawiskami: odejś-
ciem od ślepej wiary w dotychczasowe autorytety i z rozwojem
samodzielnego myślenia. Stąd brał się krytycyzm wobec przeszło-
ści, krytycyzm wobec "niewoli intelektualnej" przodków, który
ujawnił się w całej niemal Europie. Poczucie wyższości wobec
przeszłości mieli i Mikołaj z Cuzy, i wielcy twórcy angielscy, i włos-
cy humaniści17, a także mieszkańcy dalekich peryferii. Nie tylko
wielcy reformatorzy komentowali Biblię - czynili to także drobni
mieszczkowie z Łomży, którzy zarzucali swoim plebanom nieuct-
wo18. Nic dziwnego, że od XVI w. czasy przeszłe zaczęły być
traktowane jako okres "barbarzyństwa, niewiedzy, ciemnoty"19.
Oczywiście nie wszędzie. U nas średniowiecze, ale bajeczne z praoj-
cem Lechem, Krakiem i Piastem, stało się epoką rozpoczynającą
rodowód Polaków, tak jak w Anglii czasy króla Artura Brytyj-
czyków. W Szwajcarii w tymże czasie ustalona została data dzienna
strzału Wilhelma Tella do jabłka położonego na głowie jego syna20
(uczynić to miał Tell według Aegidiusa Tschudi dnia 19X111307 r.).
Ci, co badali poezję własnego kraju, jego język, też w XVI w. pisali
pozytywnie o przeszłości postantycznej (jak C. Fauchet)21. Ale gene-
ralnie rzecz biorąc tak liczne cechy negatywne przypisywano tej
epoce, że stała się ona synonimem ciemności. Nie mogło być zresztą
inaczej w czasach reformacji opiewanej nie tylko przez jej teologów,
ale i przez poezję Hansa Sachsa widzącego w Marcinie Lutrze "wi-
temberskiego słowika", śpiewającego na cześć rodzącego się dnia po
ciemnej nocy22. Katolicy też nie mieli powodu, by odwoływać się do
czasów sprzed soboru trydenckiego. Zb** świeżo w pamięci współ-
czesnych miał miejsce kryzys Kościoła w dobie schizmy zachodniej,
upadek znaczenia kleru. Stąd, nie rezygnując z popularyzacji takich
postaci, jak św. Franciszek, różni święci narodowi, w opiniach o śred-
niowieczu nie podkreślano wzorcowego charakteru tej epoki, a jezuici
wręcz mówili o "ciemnościach gotyckich"23.
12
Krytykowana była ostro nauka organizowana i reprezentowana
przez szkolnictwo kościelne. Guillaume Budę, Jerome Alexander,
Ludwik Vives głosili, że średniowiecze było okresem upadku litera-
tury, filozofii, sztuki, "temperę obscurata omnia", a szczególnie
uniwersytetu paryskiego. Teraz, po czasach ciemności, miało zapa-
lać się światło24. Mistrz Francois Rabelais też pisał o słońcu, które
zaświeciło po mrokach. Ten pogląd stał się chyba powszechny
i obowiązujący. Szczególnie w krajach przyjmujących reformację
uważano - jak głosił napis w 1536 r. na ratuszu w Gandawie - że
"post tenebras lux". W wielu krajach żądano wręcz "likwidacji
przeszłości", jak postulował Franciszek Bacon. Tomasz Hobbes
swoją czwartą część Lewiatana (1677 r.), średniowiecze, nazwał
Królestwem ciemności (Kingdom ofDarkness). W XVII w., wieku
wojen religijnych, była to przerażająca wizja panowania złego pa-
pieża i sprzedajnych mnichów. Gdy John Locke walczył o toleran-
cję, średniowiecze służyło mu za ilustrację zła i fatalnych skutków
braku racjonalnej wyrozumiałości. W naszej części Europy podob-
ne stanowisko zajmował Jan Amos Komensky.
Co zdumiewa dzisiejszego czytelnika tych rozważań, to potępie-
nie wszelkich przejawów sztuki. Włoch Filippo Baldinucci (+ 1696)
pisał z pogardą o "miserabile naufragio", czyli o nędznym jej upadku
w średniowieczu. Podobnie było w innych krajach, przy czym "rato-
wano" niektórych artystów zaliczając ich do czasów nowych, świat-
łych: np. we Włoszech Giotta, w Niemczech (jak chciał w 1675 r.
Joachim v. Sandrat) Jana van Eycka. Wielki Molier pisał o "fał-
szywym guście zdobnictwa gockiego" ("gothique" - tak chyba
należałoby w tym przypadku tłumaczyć), o tych "obrzydliwych
zjawiskach nieuczonych wieków" ("siecles ignorants"). Du Cange
(w 1678 r. autor niezastąpionego słownika łaciny średniowiecznej)
pisał o "zepsutej łacinie". Mężowie stanu, jak William Tempie, też
czynili uwagi o ciemnych wiekach, nie znających prawdziwej dyp-
lomacji. Samuel Pufendorfw 1667 r. nazywał Cesarstwo Rzymskie
(średniowieczne, ale najpewniej chodziło mu i o współczesne, wal-
czące z królem Szwecji) "monstrum nie mieszczącym się w katego-
riach sformułowanych przez Arystotelesa". David Hume w swej
Historii Anglii wyzyskał wieki średnie jako okres dostarczający przy-
kładów negatywnych. Kolejne stulecia odpowiednio też charaktery-
zował: VIII wiek "this ignorant and barbarous agę"; IX - "those
days of ignorance"; X - "extreme ignorance of mat agę"; XI
- "blind and superstitious agę" lub "cas of violence and outrage";
XII - "thespiritofsupersitition was prevalent"; XIII - "darkage";
XIV - "ignorant agę"; XV - "ignorant barbarous agę". Koniec tego
stulecia przyniósł dopiero "eniightenrol times"25.
Dla oświecenia średniowiecze też bowiem było symbolem epoki
sumującej wszystkie cechy negatywne, z którymi należało walczyć:
podziały stanowe, przywileje dla pasożytniczej elity władzy, ulega-
nie autorytetom, "mauvaises coutumes" ("złe zwyczaje"), stale
wojny między książętami, niszczące wsie i miasta, skrępowanie
nauki. Stąd J. A. Condorcert pisał o średniowieczu jako o "epoque
desastreuse", zarzucając mu, że w tamtym czasie upadła myśl ludz-
ka, panoszyły się "korupcja i perfidia", "ciemnota" - i że wieki
średnie były "głęboką nocą" dla ludzkości. Fr. Voltaire, dla którego
średniowiecze było epoką symbolizującą wszystkie możliwe przy-
wary ustrojowe, pisał: "Feudalizm - to potwór (monstre) złożony
z członków bez głowy", cała zaś średniowieczna jego historia pole-
gała na tym, że "jacyś barbarzyńscy wodzowie (capitaines barbares)
dyskutowali z biskupami sposoby wykorzystywania głupich niewol-
ników". "Smutne to czasy - dodawał gdzie indziej - warto je
poznać jedynie po to, by je odrzucić"26. Generalnie rzecz biorąc
w średniowieczu upatrywano źródło wszystkich zwalczanych cech
współczesnego ustroju: stagnacji, upośledzenia rozumu ludzkiego,
zabobonu.
Inaczej patrzono na średniowiecze w Polsce27. Przede wszyst-
kim nie określano dokładnej granicy epoki, a włączono w nią całą
mitologię dotyczącą Piasta, Lecha i Wandy. Co prawda już Jan
Kochanowski "ganił" postać praojca Lechitów (praca wyszła
w 1589 r.), ale czasy baroku i nieszczęść związanych z klęskami
XVII w. nie sprzyjały odejściu od mitów. Dzieje Polski jako dzieje
narodu wybranego (szlacheckiego) ukazywały kształtowanie się
ustroju idealnego - złotej wolności. Średniowiecze, tak zresztą
raczej nie nazywane, było epoką, z której wywodziły się początki
tego systemu: wówczas prarodzic szlachty Lech przybył na obszary
dane mu i jego potomkom przez Boga. Wówczas działali wielcy
władcy: Wanda, co nie chciała Niemca, Piast, Mieczysław I, który
ochrzcił kraj, Bolesław Chrobry, który go rozszerzył po Salę, a obe-
cny był w Kijowie. W mitologii sarmackiej istotne miejsce zajmował
Kazimierz Wielki jako ten, od którego zaczynano przy każdej nie-
mal konstytucji opis przywilejów szlacheckich; Ludwik, z którego
panowaniem wiązano nie tylko Koszyce, ale także pierwszy do-
mniemany rokosz z 1381 r. jako przykład wypowiadania posłuszeń-
stwa niedobrym władcom. Wreszcie panowanie Władysława Jagieł-
ły dawało początek najwspanialszej epoce, której, ukoronowanie
szlachta widziała w czasach Zygmuntowskich. W przeszłości szuka-
no akceptacji dla czasu teraźniejszego. Historia niedawna w XVII
i XVIII w. nie niosła zbyt wielu optymistycznych przykładów.
A zatem czasy odleglejsze, nieznane, bajeczne miały dostarczać
14
argumentów na rzecz wyjątkowości Polaków, czyli szlachty, ich
cnót i przewagi. Czasem, dla pokrzepienia serc, można było sięgnąć
i po przykłady bajeczne. Gdy Szymon Starowolski oprowadzał po
Wawelu zwycięskiego Karola Gustawa, miał podobno miejsce na-
stępujący dialog przy trumnie Władysława Łokietka: historyk z in-
tencją przejrzystą dla współczesnych poinformował króla, że jest to
sarkofag władcy "trzy razy wypędzanego, który trzy razy na tron
powrócił", na co doczekał się repliki: "Jan Kazimierz raz tylko
został wypędzony, więcej już nie wróci". Z kolei kronikarz miał
odpowiedzieć: "Któż wie? Fortuna zmienna, a Pan Bóg cuda czy-
ni"28. W tym epizodzie z 1655 r. - nawet jeśli jest tylko przechwał-
ką Starowolskiego - widać, jak dalece i w Polsce wyzyskiwano
sztafaż historyczny do ukazania problemów współczesnych. Kiedy
około połowy XVIII w. zaczęto poszukiwać chwalebnych przewag
polskiego oręża, w kolegiacie Św. Marcina w Opatowie wymalowa-
ne zostały trzy obrazy historyczne: bitwa na Psim Polu, pod Grun-
waldem i pod Wiedniem. Nie miało znaczenia, że i Turcy Kara
Mustafy, i Krzyżacy Uiricha von Jungingena przypominali nieco
Saracenów, a Polacy - rzymskich legionistów. Chodziło o chwale-
bną przeszłość umieszczaną, jak widać, także w zamierzchłych cza-
sach średniowiecza.
Oświecenie przyniosło tu wyraźny przewrót. Partia królewska,
z Jerzym Wandalianem Mniszchem, biskupem Ignacym Krasic-
kim, Adamem Naruszewiczem, podjęła wielką rewizję dziejów oj-
czystych. Podważono wiarygodność mitów i zgodnie z celami poli-
tyki dworskiej zmieniona została hierarchia wartości i ocen. Przyto-
czmy dwa charakterystyczne przykłady, książę biskup Ignacy Kra-
sicki pisał: "Wanda nie wzgardziła Rytygierem, bo go na świecie nie
było, nie skoczyła z mostu w Wisłę, bo pod Krakowem na łodziach się
przewożono... A choćby i prawda była, że skoczyła dobrowolnie
w Wisłę, akcja takowa bardziej politowania godna niż adoracji"29.
Tenże autor w swych Rozmowach zmarłych (III) umieścił dialog
między Bolesławem Chrobrym i Kazimierzem Wielkim. Pierwszy
władca chwalił się, że wbił słupy w dno Sali, miecz wyszczerbił
o bramy Kijowa. Drugi stwierdzał w odpowiedzi, że szczerbienie
oręża nie jest w ogóle celowe, a słupy w rzece tylko przeszkadzają
w dochodowym spławie. Dalej więc pozostawały przykłady zaczerp-
nięte z historii, tyle tylko, że przesunięto punkt ciężkości na inne
postacie, eksponowano inne wartości. Czy rzeczywiście wywodzące
się ze średniowiecza? Stanisław August poszukując wzorca dla siebie
uznał, że Kazimierz Wielki będzie tu postacią znakomicie odpowia-
dającą jego intencjom: król pokojowy, reformator i prawodawca,
początkujący okres największej świetności Polski, budowniczy, gos-
15
podarny, ojciec dla poddanych (w tym głównie mieszczan, ale także
chłopów) - czyż trzeba było szukać gdzie indziej?30 Nie należy
przypuszczać, że nie były znane mniej chwalebne cechy Kazimie-
rza: gwałtowność, utrata dwóch prowincji Królestwa, niezbyt uda-
ne wojny, wątpliwe pod względem prawnym konfiskaty dóbr szla-
checkich, testament, który początkować mógł kolejne rozbicie dziel-
nicowe. Wszystkie przecież te wiadomości zostały, jak i poprzednie,
skreślone piórem Jana Długosza, podającego więcej informacji niż
panegiryk Janka z Czarnkowa. I w Polsce zatem podkreślano w gru-
ncie rzeczy tylko to, co miało znaczenie dla teraźniejszości31. Śred-
niowiecze zresztą nie było wyraźnie w Polsce wyróżniane i oceniane
jako całość. Czasy jego stanowiły natomiast ważny etap dziejów
narodowych, początek epoki pomyślności kraju.
W Europie zachodniej pojęcie wieków średnich pod koniec
XVIII w. wraz z rozwojem stosunków społecznych zaczynało zmie-
niać swoje konotacje. Młody Johann Wolfgang Goethe - podobnie
jakJohannGotfriedHerder - protestował przeciwko dotychczaso-
wej ocenie tej epoki. Formułował poglądy mówiące o geniuszu
niemieckim, o wspaniałości gotyckich katedr. Wtórowali mu ci,
którzy zaczęli reprezentować idee narodu niemieckiego: młody Frie-
drich Schiller, Friedrich Klopstock, Friedrich Holderlin, Wilhelm
Schlegel32. Idealnym pisarzem, do którego świadomie nawiązywała
patriotyczna liryka początku XIX w., był Walter von der Vogel-
wcide (w pocz. XIII w.), sławiący Niemcy "od Trawy aż do Padu".
Do niego nawiązywał Hoffmann von Fallersieben w swym pło-
miennym wierszu napisanym w 1841 r., który stał się hymnem
narodowym, a który łączy Niemców "od Mozy do Kłajpedy, od
Adygi aż po Bełt". Z nieco innych powodów także we Francji
- może w wyniku reakcji na burzenie posągów królewskich, wy-
dziedziczenie z dóbr oraz związany z tym ruch obrony narodowego
dziedzictwa - rodziły się pierwsze oznaki zainteresowania średnio-
wieczem, znacznie bardziej widoczne były one w Anglii33.
Szukając swego rodowodu narody europejskie bez średniowie-
cza nie mogły się obyć34. Szło między innymi o włączenie do więzi
narodowej mas ludności chłopskiej: słusznie lub mniej słusznie
sięgano więc do plemiennych początków, kiedy to ogół wolnych
tworzył prawa i stanowił podmiot historii. Chyba też naturalną
koleją rzeczy pojawiła się reakcja na nacjonalizm, a zwłaszcza na
wulgarny materializm prymitywnie tłumaczący zjawiska z zakresu
psychiki ludzkiej. Wszystkie te, a zapewne i inne przyczyny powo-
dowały zupełną zmianę poglądów. Geneza różnych ludów - Fran-
ków, Bawarów, Brytów - niemal tak jak Lechitów - poszukiwana
była w tej odległej epoce. Niekiedy miało to znaczenie praktyczne.
16
Podczas uderzenia Napoleona na Bawarię głośno mówiono, że jej
mieszkańcy pochodzą od celtyckiego plemienia; w 1806 r. przypo-
minano, że już za Agilulfingów była ona królestwem, do czego
zatem i teraz ma prawo35. Nie jest rzeczą przypadku, że genezy
własnej tradycji kulturalnej doszukiwano się w średniowieczu nie-
mal w całej Europie, próbując znaleźć (czy raczej przedstawić)
dowody dużego znaczenia swego ludu w tamtej epoce. Szkockie
pieśni Osjana (pióra Macphersona), czeskie rękopisy królodworski
i zielonogórski (pióra Vaclava Hanki), rosyjskie Słowo o wyprawie
Igora, fińska Kalewala swój kształt obecny zawdzięczają schyłkowi
XVIII i początkom XX w. Niekiedy, jak w przypadku twórczości
Vaclava Hanki piszącego epos dziejów bajecznych Czech, były to
falsyfikaty czystej wody. Niekiedy - jak się wydaje - ulepszone
i zlepione fragmenty poezji pochodzące z różnych epok i od różnych
twórców36. "Czucie i wiara", które silniej miały w dobie romantyz-
mu przemawiać niż "mędrca szkiełko i oko", łatwiej wyobrażały
sobie wyimaginowany świat średniowieczny: odległy, więc mało
znany, a zgodnie z coraz powszechniejszym przekonaniem rządzo-
ny przez gorliwą wiarę, słowo rycerskie, wartości duchowe.
Modny stał się romantyczny park angielski, w którym znaj-
dować się musiały obowiązkowo średniowieczne tajemnicze ruiny
zamku. Horacy Walpole zbudował swój dwór Strawberry Hil!
w styhi gotyckim, w Niemczech neogotyk zdobił już w 1788 r. park
Wórlitz, podobnie jak dworski pawilon parkowy Fryderyka Wilhel-
ma II37. Bracia Grimm jako studenci podziwiali w Marburgu
zbudowaną przez landgrafa Wilhelma IX "gotycką ruinę" nazwane
Lówenburgiem38. My też znaleźliśmy się w tym nurcie i w Puła-
wach w końcu lat dziewięćdziesiątych księżna Izabela Czartoryska
zbudowała "domek gotycki". W następnym stuleciu historyzm
w architekturze stał się niemal obowiązkowy. Wielkie katedry
w Kolonii, Spirze i Mediolanie, zamek krzyżacki w Malborku stały
się obiektami ilustrującymi "narodowy charakter historii", "złoty
wiek", to co było "na początku"39, do czego powszechnie nawiązy-
wano.
Nie ulega wątpliwości, że historyzm uzasadniający takie czy
inne bieżące racje stał się w XIX w. inny niż był poprzednio
Opierał się teraz nie na dość swobodnej koncepcji mecenasa czy
autora dzieła sztuki, lecz odpowiadać miał ściśle wyobrażenion
o epoce. Negowana była prawda, że każdy czas pozostawia po sobiie
jakieś ślady i suma ich świadczyć może o żywotności i wiarygodno-
ści zabytku. Stąd powstawały aż do II wojny światowej "czyste'
idee (chciałoby się rzec: platońskie) stylów średniowiecza, tak jął
słynny zamek Pierrefond, odrestaurowany (zbudowany?) dla cesa
rzowej Eugenii przez jednego z najwybitniejszych "historyzują-
cych" architektów - Viollet-le-Duca.
Nie były to jednak wyłącznie sprawy mody. Do przykładów ze
średniowiecza zwrócili się także politycy. Dla dynastii Hohenzol-
lernów, władającej na peryferiach dawnego królestwa niemieckiego,
na krańcach niemczyzny, szukanie tradycji historycznych było mo-
żliwe jedynie w średniowieczu. Ale do dziejów Rzeszy Niemieckiej,
tej znanej z XIV i XV w., zwracali się także wszyscy, którym na
początku XIX stulecia marzyło się zjednoczenie Niemiec. Nie bez
przyczyny na tych samych obrazach pokazywano obok siebie ochot-
nika "wojny wyzwoleńczej" (1813 r.) i rycerza krzyżackiego. Obaj
mieli symbolizować trwałość wartości wiążących się z "duchem
Niemiec", eksponowanym przez romantyków, z chwalebną prze-
szłością, z walką narodu o swą słuszną sprawę40. Wtedy właśnie
Max von Schenkendorfw 1813 r. wołał w imieniu Niemców o dob-
rego, wspólnego im cesarza. Oczywiście - w nawiązaniu do śred-
niowiecza - domagał się nowego Rudolfa czy nowego Karola41.
Rzecz ciekawa: całe średniowiecze żyło wspomnieniem o an-
tycznym cesarstwie rzymskim. Wydawać się może, że i wiek XIX
pozostawał pod wpływem idei średniowiecznego rzymskiego cesar-
stwa.
Trzeba stwierdzić, że wizja polityczna ukształtowana w XIX w.
miała niewielki związek z rzeczywistością wieku X czy XII. Jeszcze
mnici pasowała do wiedzy historycznej o średniowieczu realizowa-
na wizja gospodarki i społeczeństwa. W tym miejscu nie warto jej
podważać. Można jedynie stwierdzić, że opinia o wiekach średnich
stanowiła program podporządkowany życzeniom, formułowała
idee, które przyświecały różnorakim celom. Mieściły się w nich
bowiem i te, które wyrastały z niepokojów burzliwie rozwijającego
się kapitalizmu, i z tęsknoty za "złotym wiekiem". Powstawały też
w poszukiwaniu własnej tożsamości historycznej. W dobie "krąże-
nia po Europie widma komunizmu", rosnących napięć w fabry-
kach, początków obaw przez przerostem demograficznym, wyob-
rażenia o stałej, niewzruszonej hierarchii społecznej gwarantującej
ład i porządek, o synowskim przywiązaniu uczniów rzemieślni-
czych do mistrza, o wierności lennej, były krzepiące i ukazujące
postulowany stan rzeczy. Jerzy Jedlicki42 zwraca uwagę, że "żadna
z ubiegłowiecznych romantycznych przestróg przed zimnym mate-
rialnym postępem nie straciła mocy". Niezależnie od obaw dotyczą-
cych przeludnienia i skażenia środowiska, lęków przed anarchią
związaną z żywiołowym wzrostem gospodarczym, samozagładą po-
przez wojnę, działały też potrzeby znalezienia wartości wyższych.
Czy nie w tym leżała poczytność rycerskich romansów Waltera
18
Scotta, Ludwika Uhlanda, E.T.A. Hoffmanna43, nieco później
powieści Viktora Hugo? Wiek XIX trwożył, ale i fascynował ludzi.
Możliwości techniczne otwierały przed nimi nie znane dotychczas
perspektywy i naturalna - szczęśliwie! - potrzeba przeciwstawie-
nia się fetyszowi postępu wyłącznie technicznego prowadziła do
szukania wartości w sferze ducha czy uczuć.
Jak zawsze nieoceniona okazała się w tych poszukiwaniach his-
toria. Z jej odległych, nieco zapomnianych kart, pogardzanych
przez racjonalistów, a rewaloryzowanych przez romantyków, moż-
na było czerpać przykłady czasu, w którym panowały rycerskie
obyczaje w scenerii nieskażonej przyrody. Średniowiecze stało się
modne nie tylko wśród poetów, pisarzy, malarzy, ale też w dostoj-
nym gronie panujących. Poszukiwał owego średniowiecza i król
Ludwik II bawarski tworząc gród Lohengrina, i książę Henryk
pruski budując imponujący zamek w Kamieńcu Ząbkowickim, któ-
ry dziś jeszcze budzi podziw wielkością i założeniem. Średniowiecze
stało się potrzebne i dla części tych, którzy stali na przeciwległym
biegunie. Ludowi bohaterowie - Wilhelm Tell, Robin Hood, Jan
Hus i jego wyznawcy - rzeczywiści lub urojeni stawali się pa-
tronami postaw i poczynań ludzkich, szczególnie w czasach roz-
wijających się więzi narodowych, które bez średniowiecznych od-
wołań w ogóle nie miały racji bytu44.
Czy to Ukraińcy czy Litwini, Serbowie czy Słowacy, Irland-
czycy, Czesi czy Finowie - wszyscy poszukiwali swej genezy
w "naturalnych'' warunkach życia przed wiekami. Oczywiście do
tego dochodziła moda. Nawiązywało do niej malarstwo romantycz-
ne - Runge,Wachenroder,Tieck45, z czasem grupa prerafaelitów,
którzy stworzyli kanon powrotu do czasów przedrenesansowych,
architektura parkowa eksponująca uroki dzikiej (acz bardzo zadba-
nej) natury, a także budownictwo kościelne. To ostatnie w XIX w.
przeżywało w całej niemal Europie modę na formy średniowieczne.
We Włoszech, w Niemczech, Francji, w Polsce - królował neogo-
tyk46. Może był to styl najbardziej zakorzeniony w wyobrażeniach
mas chłopskich o architekturze sakralnej? Przecież chrześcijaństwo
wieś przyjęła za swoje dopiero w XII -XIV wieku, w czasach, gdy
gotyckie formy kształtowały jej wyobrażenia i zwyczaje. Ale do
średniowiecza nawiązywały i kościółki romanizujące, i w równie
wyraźnym stopniu cerkwie prawosławne w Bułgarii, Serbii, Rosji.
Nie sposób tu też pominąć muzyki, a w szczególności twórczości
Ryszarda Wagnera47. Od 1845 r. pojawiły się jego dzieła - Tan-
nhauser, Lohengrin, Tristan, cztery części Pierścienia Nibelungów,
Parsifal, Śpiewacy norymberscy-, Cola di Rienzi - razem tworzące
fascynującą wizję, tyle tylko, że (jak chce R. Wapnowski) nie ma-
jące bliższej relacji z opisywaną epoką; są to raczej problemy
XIX w. - rewolucjonizm Proudhona i Bakunina, pomysły Feuer-
bacha, idee Schopenhauera przybrane w średniowieczny kostium
i wyrażone wspaniałą muzyką. Chodziło, być może, o zburzenie
starych, martwiejących form dla "Nowego". Średniowiecze miało
mieć - jeśli wierzyć krytykom artysty - charakter ponadczasowy,
było wygodnym odniesieniem do przedstawienia problemów ogól-
noludzkich.
W Polsce moda na średniowiecze też się rozwijała. Specyfika
rodzima polegała, jak się wydaje, na tym, że do tej epoki, jako do
całości, nigdy nie było negatywnego stosunku. W okresie oświece-
nia, a i w XIX w., czasami zła były lata królów saskich. Oczywiście
w legendach, opowiadaniach, popularnych zarysach historii musia-
ły znaleźć miejsce i antecedensy. Byli więc w różnych Wieczorach
pod lipą i Obrazkach z histori Polski i Piast, i Mieszko, dużą estymą
cieszył się Krzywousty, rozwijał się na przemian kult Łokietka i jego
syna Kazimierza Wielkiego48. Ale jednak dominowały w opisach
i malarstwie historycznym czasy późniejsze. Szczególnego znacze-
nia nabrały jedynie dzieje zmagań z Krzyżakami. Pierwotnie, jak
w przypadku Mickiewiczowskiej Grażyny czy Konrada Walen-
roda, stanowiły pretekst do ukazania tradycji walki z najeźdźcą
w ogóle. Słowacki dla odmiany w swym Zawiszy Czarnym stworzył
wizję walki Dobra ze Złem, Boga z Szatanem. Pierwszy działał
przez Polaków, drugi przez "czarne szwadrony Krzyżaków". Ale
szczególnego znaczenia sprawy krzyżackie nabrały w świadomości
narodowej w drugiej połowie XIX i na początku XX w.
Zaczęło się to chyba wraz z wydarzeniami z drugiej połowy
XIX w. Odsłonięcie grobu Kazimierza Wielkiego w 1864 r. nie
tylko wywołało falę zainteresowania wzmaganą licznymi dziełami
historycznymi, ale także wzmocniło elementy ogólnonarodowej,
ponadzaborowej świadomości narodowej. Było to w czasach, gdy
pojawiła się groźba wynarodowienia, rozpoczęła "najdłuższa wojna
w Europie" o przetrwanie polskości pod zaborem pruskim, która
dała okazję do wykorzystania "czarnej legendy" Krzyżaków. Grun-
wald Jana Matejki, prace historyczne Karola Szajnochy, Stanisława
Tarnowskiego, powieści historyczne J. I. Kraszewskiego krzepiły
serca rodaków "bezprzykładnym triumfem, jakim ponoć żadnemu
ze zwycięzców i wojowników nie dane było nasycić wzroku i dumy"
(Szajnocha w książce wydanej w 1855 r. Jadwiga i Jagiełło). Ale
rychło obok "krzepienia serc" sprawa krzyżacka zaczęła grać rolę
znakomitego przykładu dla ukazania sytuacji współczesnej. Hasła
"Drang nach Osten" i "Kulturkampf, sprawy "wozu Drzymały"
i "dzieci z Wrześni" zmobilizowały wszystkie siły polskie do walki
20
o przetrwanie. Nawiązywały do tego Rota M. Konopnickiej i F. No-
wowiejskiego, Krzyżacy Sienkiewicza, pomnik Grunwaldzki, któ-
ry zawdzięczał powstanie m.in. I. Paderewskiemu i A. Wiwuls-
kiemu. Pod terminem "Krzyżacy" kryli się Prusacy czy Niemcy
w ogóle, niekiedy generalnie zaborcy. Pogarda wobec Jagiełły i Sło-
wian okazywana przez Krzyżaków była odczytywana jako przykład
niemieckiej propagandy wobec współczesnej kultury polskiej. Uka-
rana pycha krzyżacka była niejako proroctwem, dawała nadzieję, że
historia się powtórzy. Kiedy Krajowy Komitet dla Obchodu Grun-
waldzkiego w 1910 r. wydał odezwę, wyraził w niej też ideę powią-
zania sprawy walki z Niemcami ze sprawą unii polsko-litewskiej
"wielka myśl polityczna, której Polską potęgę swoją i kulturę za-
wdzięczała - zjednoczenie jej z Litwą - w zwycięskich zapasach
na polach Grunwaldu i Tannenbergu okazała swoją celowość i si-
łę... Po zwycięstwie grunwaldzkim - unia w Horodle! To dwa
silnym splotem związane wypadki torujące historyczną drogę dla
potęgi polsko-litewskiego mocarstwa". Wydarzenia z epoki śred-
niowiecznej dały tu podstawę sformułowania historiozofii, poglą-
dów związanych z aktualnymi, najbardziej żywotnymi sprawami
narodu49. Nie po raz ostatni.
Nie miejsce tu na dokładniejsze śledzenie meandrów ocen oma-
wianej epoki. Na pewno pogłębianie badań historycznych i rozwój
rzetelnego warsztatu źródłowego ułatwiły sformułowanie znacznie
bardziej zróżnicowanych i lepiej wyważonych opinii. Historiografia
francuska, niemiecka, angielska, włoska, rosyjska przybliżały na
podstawie subtelnej analizy źródeł czasy narodzin obecnej Europy.
Nie ustępowały im badania polskie, a nazwiska Tadeusza Woj-
ciechowskiego, Stanisława Smolki, Karola Potkańskiego, Francisz-
ka Bujaka, Romana Grodeckiego, Kazimierza Tymienieckiego,
Henryka Łowmiańskiego - by wspomnieć tylko paru badaczy -
stanowią liczące się pozycje w bilansie dorobku europejskiego. Raz
też jeszcze okazało się, że uważać zjawiska za proste oznacza jedynie
upraszczać sprawy. Były bowiem i w ostatnich stu latach opinie
formułowane niemal jak w "wieku rozumu". O czasach merowińs-
kich pisano, że była to "epoka terroru hamowanego jedynie stra-
chem". Nasz Benedykt Zientara widział w niej natomiast świt
narodów europejskich, co prawda rodzący się w krwi i bezprawiu.
Jakub Burckhardt widział dzieje ludzkości przez pryzmat kultury
włoskiej XIV-XV w. Johann Huizinga opisywał jesień średnio-
wiecza jako czas dekadencji kultury rycerskiej, czas, w którym
formy życia nie odpowiadały już jego treści. Max Weber widział
natomiast w średniowieczu czasy modelowania zjawisk społecznych
- miasta, społeczeństwa, O. Brunner zwracał uwagę na średnio-
wieczną genezę kapitalizmu30. Złowrogo odwoływała się do śred-
niowiecza propaganda w hitlerowskich Niemczech. Idea Rzeszy
całkowicie niezgodna z rzeczywistością, rasizm oparty na fantazjach
zamierzchłych czasów plemiennych, pretensje terytorialne, szcze-
gólna forma fetyszyzacji "ludu" (lub narodu - Volk51) mogły
obrzydzić historykom i miłośnikom historii całą epokę. Inna spra-
wa, że do niej odwoływali się i przeciwnicy III Rzeszy: Aleksander
Newski - pogromca rycerzy teutońskich w XIII w., Joanna d'Arc
- symbol walczącego patriotyzmu we Francji, okazywali się przy-
datni w propagandzie prowadzonej podczas II wojny światowej.
Aktualizacja historii miała miejsce i u nas. Przed wojną "wy-
chowanie państwowe" wiązało się z programową aktualizacją52.
Postawione były przed nią dwa zadania: "ożywienie wykładu
i wprowadzenie umysłów w krąg zagadnień życia współczesnego...
aktualizacja pokazuje... co to znaczy, że historia jest magistra
vitae". Średniowiecze w tym względzie nie było tak potrzebne jak
czasy nowożytne, ale i ono było eksplorowane. "Mieczyki Chrob-
rego" i wspomniana wyżej idea "Polski Piastowskiej", wybór boha-
terów przydatnych do ilustrowania współczesności stanowią tu
dobre przykłady. Po zamachu majowym w programach nauczania
przed Kazimierza Wielkiego, sztandarowej postaci pracy organicz-
nej, wyszedł Władysław Łokietek, symbol walki zbrojnej o od-
rodzenie państwa. Zresztą krytyka "państwowego" kierunku też
stała na stanowisku, że "celem nauczania historii jest przedstawie-
nie w rozwoju dziejowym najważniejszych zagadnień aktualnych
z życia współczesnego...", dlatego - jak pisała Natalia Gąsiorows-
ka - "wybór materiału pozostaje w zależności do zainteresowań
współczesnych i lokalnych"53.
Takie postawienie problemu nie budzi wątpliwości. Niemniej
tezy te są słuszne tylko w przypadku, gdy nie traktują materii
historycznej jako wygodnego narzędzia do różnorakich manipula-
cji. Innymi słowy - gdy ukazuje się zmiany zachodzące w procesie
dziejowym, gdy operuje się danymi uzyskanymi w wyniku rzetelnej
działalności naukowej. Negatywnym przykładem może m być ksią-
żka (wznawiana i po II wojnie światowej) Józefa Putka Mroki
średniowiecza. Cel autora był zbożny: walka z zabobonem i ciemno-
tą, z wyzyskiem wsi, z klerykalizmem. Zmierzał do niego jednak
nadużywając zaufania czytelnika do podawanych informacji. Więk-
szość przykładów dotyczących działań ludzkich, instytucji, opinii,
przytaczanych jako "średniowieczne przesądy", nie dotyczy tej
właśnie epoki. Palenie czarownic ("Młot na czarownice" ukazał się
na samym końcu XV w.), największe wojny religijne, działalność
inkwizycji - to przede wszystkim zjawiska, które - gdyby nie
22
z góry przyjęte założenie - można by umieścić w "mrokach od-
rodzenia". Schematyczne traktowanie epok jako "złych" lub "dob-
rych", miało miejsce często i później.
Szczególną formą aktualizacji występującą i wcześniej, ale
w XX w. przybierającą niekiedy kształty groteskowe, była moder-
nizacja. Postacie z czytanek szkolnych lub z podręczników dla mniej
zaawansowanych przemawiały jak współczesne, i to z wykształ-
ceniem uniwersyteckim. Wieki X czy XVII kreowały bohaterów
mających świadomość ludzi XX w. Powstało zjawisko wyjaśniania
teraźniejszości poprzez przeszłość, na pewno generalnie uzasad-
nione (tak jak i spotykane wyjaśniania przeszłości przez teraźniej-
szość, przez analizę postaw ludzkich, mechanizmów rynkowych),
ale przeprowadzone bez żadnego bliższego uzasadnienia. Mieszko
I przemawiał jak zatroskany kaznodzieja. Chrobry snuł plany nie-
mal szersze niż ideolodzy XX-wiecznego panslawizmu. Łokietek
odwoływał się do patriotyzmu chłopów, jak gdyby organizował
partyzantkę w czasie II wojny światowej, a nie przeciwko Czechom
w XIV w.
W okresie międzywojennym średniowiecze - w Europie, a tak-
że u nas - traktowane było jako okres głębokiego religijnego zaan-
gażowania ludzi. Już Francois-Rene de Chateaubriand pisząc Genie
du Christianisme w tej epoce upatrywał istnienie właściwych wzo-
rów. Dla XIX w. zrozumiałym symbolem tamtejszych czasów obok
trubadura, mistrza cechowego, rycerza, był mnich. Jako wyznacz-
niki średniowiecza traktowano wydarzenia dziejów Kościoła54, roz-
wój idei chrześcijaństwa. Ale w XX w. starano się uczynić z tego
poglądu odniesienie do działalności politycznej. "Duch" średnio-
wiecza G. Falco przeniesiony do drugiej połowy naszego stulecia
określał stosunek chrześcijańskiej demokracji do całej epoki zmody-
fikowany postępującymi badaniami naukowymi55. Polska też była
terenem, na którym Feliks Koneczny i Kazimierz Chłędowski po-
szukiwali dla rodaków wzorców sprzed reformacji. Stąd nieufne
traktowanie całej epoki przez lewicę polityczną.
Zresztą chyba bardziej od dzieł naukowych kształtowała wyob-
rażenia o epoce literatura piękna. Epopeja Zofii Kossak-Szczuckiej:
Krzyżowcy, Bez oręża. Król Trędowaty, ukazała obraz epoki znacz-
nie bardziej przekonująco niż niejedna monografia naukowa. Była
to zresztą prawidłowość występująca w wielu krajach. Średniowie-
cze dostarczało literatom postaci, których dzieje stanowiły znako-
mity pretekst do pokazania spraw uniwersalnych: piękna, dobra,
prawdy, bohaterstwa, patriotyzmu, wierności i miłości, zdrady
i podłości. Kilku wersji scenicznych, już po Schillerze, doczekała się
postać Joanny d'Arc, przedstawiona przez Shawa, Anouilha, Bres-
sona i in.56 Modny stał się Villon, Abelard, wróciło zainteresowanie
Tristanem i Izoldą, Rolandem, królem Arturem57. Oczywiście było
to podkładanie pod własne sprawy człowieka XX w. postaci z wie-
ków dawnych. J. P. Sartre w recenzji rozprawy D. de Rougemonta
o miłości dworskiej, rozprawy opartej na dziele Gotfryda ze Stras-
burga, napisał: "Podziwiam genialność, lecz nic nie wierzę"58.
Wyraził przypuszczalnie pogląd wielu czytelników traktujących
bohaterów średniowiecza jak postaci z bajki.
Rzecz jednak nie wydaje się tak prosta. Nikt nie twierdzi, że
między Tristanem i Izoldą gdzieś w V-VI w. tak właśnie kształ-
towały się więzi miłości, ale dlaczegożby nie, wierzyć, że
w XII - XIII stuleciu znana była dobrze niszcząca lub budująca siła
namiętności ludzkiej? Żarliwość religijna - może tylko postulowa-
na - Parcifala? Pisma Abelarda, tak filozoficzne (Tak i Nie), jak
i bardziej osobiste, poezja Villona, proza Boccaccia wskazują na
podobieństwa, może nie identyczność, uznawanych wartości i prze-
żyć intelektualnych między nami i odległymi naszymi przodkami.
Odwołania do wieków średnich okazywały się przydatne do
tworzenia nowego porządku politycznego w Europie po 1945 r.
Rola argumentów "historycznych" zawsze była duża w praktyce
politycznej59. Już w czasach walki o inwestyturę papieże powoły-
wali się na darowiznę Konstantyna. Racje historyczne występowały
i w XIV-wiecznych argumentach strony polskiej procesującej się
z Krzyżakami o Pomorze, i w XV-wiecznym dowodzie, że Mazow-
sze winno był włączone do Korony. W czasach nowożytnych "ar-
gumenty historyczne" były już stałą regułą. J. Milton, przeciwnik
średniowiecza, stwierdzał, że początków parlamentaryzmu, ustroju
właściwego, można już szukać u "starych Sasów". W. Penn kon-
statował, że "wolność angielska była już u leśnych Germanów".
Zabór Lwowa przez Austriaków był nawiązaniem do XIII-wiecz-
nych węgierskich pretensji do posiadania Halicza i Włodzimierza
(Galizien und Lodomerien).
Szczególną rolę grały argumenty historyczne w Polsce powojen-
nej, wracającej do swych starych granic. Już wcześniej idee, zwane
piastowską i jagiellońską, stanowiły koncepcje polityczne wyzys-
kujące w swej propagandzie różne dane historyczne. I w tym wypad-
ku idee te jakoby nie brały pod uwagę faktów, iż pierwsi Piastowie
też prowadzili ekspansję na Czechy i na Ruś, że Polska Piastowska
utraciła Śląsk i Pomorze, a ta ostatnia ziemia odzyskana została
właśnie przez Polskę Jagiellońską. Niezależnie od tych idei teorety-
czne uzasadnienie przesunięć granicznych spoczywało głównie na
historykach, którzy mieli na podstawie wydarzeń z X i XII w.
uzasadnić nasze prawa do obecnych granic państwowych. Były
24
z tym, co oczywiste, kłopoty. Do dziś trudno uzasadnić jakkąlwiek
przynależność do Polski Wolina w X w. i - dla odmiany - wyjaś-
nić zrezygnowanie z naszych praw do Uznamia czy nawet Rugii.
Jest rzeczą nie budzącą wątpliwości, że granice Śląska stanowią nie
wynik tradycji średniowiecza, lecz efekt różnych, niekiedy przypad-
kowych wydarzeń znacznie późniejszych (tak jak np. brak w Polsce
całego księstwa cieszyńskiego, natomiast posiadanie przez nas Kot-
liny Kłodzkiej).
Nastroje powojenne wyjaśniają też oficjalne stanowisko w spra-
wie sąsiadów ilustrowane tytułami książek: Polska - Niemcy, dzie-
sięć wieków zmagań i Polska - Czechy, dziesięć wieków sąsiedztwa.
Ani jeden, ani drugi tytuł nie odpowiada rzeczywistości i niezależ-
nie przecież od naszych obecnych sympatii i sojuszy cięższe i groź-
niejsze dla nas były wojny z Czechami niż z Niemcami, przynaj-
mniej w średniowieczu. Nie ulega kwestii, że odwoływanie się do
tradycji średniowiecza powodowało też inne kłopoty. Co robić
z Chrobrym i jego wyprawą kijowską? Co z Kazimierzem Wielkim?
Był on co prawda idealnym władcą na potrzeby tradycji historycz-
nej tworzonej przez Polskę Ludową, ale tylko jako gospodarny
opiekun rolnictwa i handlu. Jego polityka zagraniczna, zawłasz-
czenie Rusi, wojny z Czechami (nawet nie tyle zniemczonymi, ile
sfrancuziałymi, jakimi byli podwówczas Luksemburgowie), rezyg-
nacja ze Śląska i Pomorza, doprowadziła nawet do czasowej de-
gradacji króla: został aż do 1956 r. tylko Kazimierzem III, odzys-
kując dopiero po Październiku swój poprzedni przydomek "Wie-
lki".
Natomiast - też rodem ze średniowiecza - niezastąpione oka-
zało się inne pojęcie, stanowiące dziś ważny fragment zbiorowego
życiorysu Polaków, mianowicie: Grunwald. Do treści, w które
obrósł jeszcze w XIX w., walki z naporem niemieckim, doszły nowe
aktualne dla czasów II wojny światowej: Polacy, Rosjanie, Litwini,
Czesi wspólnie, ramię w ramię zadają klęskę najeźdźcy niemie-
ckiemu - tak jak za Władysława Jagiełły. Czy trzeba szukać lep-
szego odwołania do historii na potrzeby związane ze zmaganiami
z hitleryzmem, dla uzasadnień dotyczących tworzenia nowego sys-
temu w Europie Wschodniej? Jeśli poszukuje się wspólnych trady-
cji dla sojuszu Polski z narodami Związku Radzieckiego, Grunwald
jest pojęciem niezastąpionym. Nie ulega też wątpliwości, że nazwa
ta stała się symbolem ogólnonarodowym, niekiedy nawet naduży-
wanym i dlatego deprecjonowanym, pod którym mieszczą się treści
zrozumiałe dla każdego Polaka: walka o słuszną sprawę, walka
bohaterska, walka zwycięska, przysparzająca chwały naszemu naro-
dowi. W tym też zawarte są elementy edukacji narodowej, integ-
25
rującej różne pokolenia i różne środowiska. Nie rezygnując z warto-
ści, jakie przynosi ten symbol - z wartości patriotyzmu, dumy
narodowej, współdziałania dla słusznej sprawy, oceny naszych mo-
żliwości musimy też odtwarzać przeszłość tak, by i ten fragment
zbiorowego życiorysu Polaków nie był zafałszowany.
Cała epoka jednak - średniowiecze - traktowana była w Polsce
w pierwszych latach po wojnie nieufnie i niechętnie. "Osobliwoś-
cią ... filozofii średniowiecznej jest jej charakter teologiczny i reli-
gijny ... to zwierzchnictwo teologii nad każdą dziedziną działalno-
ści umysłowej wynikało ze stanowiska kościoła będącego najwyż-
szym uogólnieniem i sankcją istnienia ustroju feudalnego"60 Poza
może jednym wyjątkiem: budową państwa pierwszych Piastów, całe
średniowiecze było epoką "wsteczną", w której "śruba ucisku feu-
dalnego" miała dokręcać się coraz mocniej, a istotą jej dziejów były
chłopskie powstania przeciwko wyzyskiwaczom. Wszystko niemal,
co średniowiecze pozostawiło po sobie cennego, było albo efektem
protorenesansu (odrodzenie było epoką postępową), albo w przypa-
dku wielkich dzieł sztuki wytworem mas ludowych.
Trzeba przyznać, że ta nieufność nie rzutowała nadmiernie na
tok prowadzonych badań. Wielkie osiągnięcia polskiej mediewis-
tyki, jej wyjście na arenę międzynarodową wiążą się na pewno
z badaniami podjętymi po wojnie. Początki państwa polskiego (sta-
nowiące także wynik przesunięć granic politycznych), geneza po-
działu Europy na dwie strefy wzajem się uzupełniające, dzieje
Kościoła, historia ustroju, wojskowości - stanowią wielkie tematy
wzbogacające rzetelną wiedzę o przeszłości nie tylko narodowej, ale
i powszechnej. Problemy tzw. kultury materialnej zostały później
podjęte przez badaczy w innych krajach, może dlatego, że stanowią
one dobry punkt wyjścia badań porównawczych, ilościowych, nie
tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Na pewno już nawet w najgor-
szym okresie dogmatyzmu stalinowskiego podejmowane badania
pozostawiły trwałe efekty, stanowiące przynajmniej dobry punkt
wyjścia w rozważaniach o dziele zjednoczenia Polski w XIV w.,
o polskim rzemiośle, o odzyskaniu Pomorza Gdańskiego i pro-
blemie krzyżackim.
Rozwój badań nad średniowieczem, w Polsce i za granicą, w nie-
których dziedzinach imponujący, nie jest przedmiotem tych roz-
ważań, acz w dalszych szkicach przynajmniej ułamkowo będzie
wykorzystany. Nowe kierunki badań nad życiem umysłowym
A. Gurewicza, u nas A. Gieysztora, B. Geremka, nad dziejami
miast, uniwersytetów, narodów, gospodarki pogłębiły znajomość
epoki. Oczywiście i teraz patrzy się na nią przez pryzmat współczes-
ności, nawet korzystając z dzisiejszych doświadczeń. W znakomi-
26
tych swych książkach K. Modzelewski stworzył wzorcowy model
funkcjonowania gospodarki polskiej w okresie tzw. prawa książęce-
go (X-XIII w.)61. Bez znajomości mechanizmów współistnienia
pieniądza metalowego i płacideł, bez uwzględnienia korzyści eko-
nomicznych uzyskiwanych przez władzę państwową, nie mógłby
zapewne, wobec braku źródeł, skonstruować tak przekonującej wi-
zji. W dalszym ciągu działa zatem zamówienie współczesne. Czy J.
Le Goff stworzyłby swoją wspaniałą syntezę dziejów cywilizacji
Europy Zachodniej bez bodźców płynących z dzisiejszego stanu
świata?62 Czy bez odradzającego się znaczenia Kościoła miałyby
taki odzew prace porównawcze obejmujące także średniowiecze?63
Bez współczesnych kłopotów gospodarczych zapewne I. Waller-
stein nie skonstruowałby swego "modelu gospodarki świata"
(Worid Economy)64, a badania nad środowiskiem naturalnym, roz-
wojem miast i (co nie jest tematem najmniej ważnym) nad wielkim
kryzysem świata zachodniego w XIV w.65 są odpowiedzią na niepo-
koje teraźniejsze.
Na pewno w wyniku tych badań następuje kolejna, tym razem
oparta na fundamencie wiedzy, rewaloryzacja średniowiecza66 jako
epoki początków, epoki przemian, ruchu, epoki znającej już lwią
część naszych dzisiejszych zmartwień. Nie ma potrzeby tego prze-
wartościowania dokonywać ze szkodą dla innych epok. Opinię
H. Matisse'a: "Renaissance c'est la decadence" (odrodzenie to
upadek) należy traktować jedynie jako indywidualne wyznanie wia-
ry dotyczące gustów artystycznych. Odpowiedniejszym mottem dla
tych rozważań byłby podtytuł rozprawy F. G. Gentry o recepcji
średniowiecza w Stanach Zjednoczonych: "Przeszłość ma jednak
przyszłość!" (Die Vergangenheit hat doch Zukunft!)67.
<> II <>
POZNAWANIE ŚREDNIOWIECZA
PrAGNĘ ZADEKLAROWAĆ SIĘ JAKO PRZEDSTAWICIEL POGLĄDU
o możliwości zbliżania się do obiektywnej prawdy his-
torycznej. Nie jest to jednak proces łatwy, a dla średnio-
wiecza szczególnie utrudniony, i to z kilku przyczyn.
Epoka ta nie tylko słabo oświetlona jest stosun-
kowo nielicznymi źródłami, ale kryje swoje tajemnice za szyfrem
niekiedy mylącym historyków. O niektórych sprawach związanych ze
stosowaniem klucza do tej pokrętnej mowy źródeł warto poczynić
parę uwag. Czy można mówić o średniowieczu jako jednolitej epo-
ce? Z całą pewnością nie, a poszczególne jej okresy pozostawiały
świadectwa mówiące tak samo o zjawiskach różnych. Czasy upadku
świata starożytnego nie były podobne do czasów wielkich wypraw
odkrywczych. W VI-VII w. nastąpił prawdziwy koniec świata,
przynajmniej świata leżącego wokół Morza Śródziemnego. Nie ma
co opisywać tej katastrofy - gospodarczej i demograficznej, kul-
turalnej i politycznej. Może tylko warto przypomnieć dwa przy-
kłady: rzymskie Arelatum, miasto liczące kilkadziesiąt tysięcy mie-
szkańców, przestało w swym dotychczasowym kształcie istnieć. Ci
ludzie, którzy zostali na miejscu, schronili się na terenie jednego
z amfiteatrów miejskich, którego mury stały się granicą osady wcze-
snośredniowiecznej Aries. Jakie musiałyby nadejść czasy (niestety
wyobrażalne), by ludność Warszawy schroniła się na Stadionie
Dziesięciolecia? Drugi przykład jest nie mniej wymowny: antyczna
Saiona została opuszczona, a ci, którzy zostali, schronili się w jed-
nym z "cudów świata" starożytnego - w pałacu Dioklecjana. Jesz-
cze 30 lat temu Split dalmatyński niemal w całości mieścił się na
tym obszarze. Zniszczenia, spowodowane przez barbarzyńców, świata
o bardzo wysokiej kulturze intelektualnej i materialnej dotyczyły nie
tylko miast, które na 400 lat niemal zniknęły z mapy Europy. Objęły
prawie całą dziedzinę kultury, z wyjątkiem Rzymu wschodniego - Bi-
zancjum, które w jakiejś mierze przechowywało i rozwijało dorobek
intelektualny antyku. Ponoć Apeniny znowu zostały opanowane przez
dzikie zwierzęta. Powtarzający się wątek, który miał wyraziście przeka-
31
zać obraz spustoszeń, mówił o powijaniu przez wilczycę swych
małych na Kapitelu (po kryzysie I połowy XI w. w Polsce - w kate-
drze gnieźnieńskiej). Zapewne coś w tym było z prawdy, jeśli
jeszcze w XII w. św. Franciszek miał rozmawiać z wilkiem
w Umbrii.
Ten pierwszy okres średniowiecza - przemijania postaci świata
(jak w tytule pięknej książki H. Malewskiej) - charakteryzował się
paroma zjawiskami: Europa dzieliła się wówczas na dwie części: tę
barbarzyńską i tę, która leżała w obszarze dawnej cywilizacji, a teraz
zalewana była przez różne ludy germańskie i słowiańskie. Trudno
tu dociec, czy większe spustoszenia uczynili Wandalowie i Lon-
gobardowie w Italii, czy Słowianie na Bałkanach. Do tych ludów
dołączały inne: Hunowie, Irańczycy, Awarowie, później Bułgarzy.
Ale zmiany polegały nie tylko na spustoszeniach. Na przykład
wpływ Arabów na kształtowanie się średniowiecznej Europy trafnie
ujął H. Pirenne w lapidarnym zdaniu: "Gdyby nie było Mahometa,
nie do pomyślenia byłby Karol Wielki'". Nie chodziło tu, rzecz
jasna, jedynie o konieczność zjednoczenia wysiłków Europy w wal-
ce z ekspansją arabską. Powstanie imperium kalifów stworzyło po
parusetletniej przerwie wielki rynek na surowce europejskie i może
przede wszystkim na niewolników. Bilans wymiany z bogatym
Wschodem zaczął być korzystny dla Zachodu, pojawiły się środki
na inwestycje - tak kosztowne, jak budowa państw; wykształciły
się klasy czy warstwy nowej elity władzy. Dwupodzial - na Im-
perium Romanum i barbaricum - przestał obowiązywać; pojawiła
się wielość struktur. Istniało cesarstwo wschodnie, od 800 r. cesars-
two zachodnie, pozostawały obszary peryferyjne Słowian, Bałtów,
Ugrofinów; na południu leżały kraje arabskie o rozwiniętej cywili-
zacji, łączącej dorobek i śródziemnomorski, i dalszy, azjatycki,
wywodzący się z Persji i Indii.
Pojawiały się też peryferyjne obrzeża strefy kultury zachodniej;
Irlandia ze swą wspaniałą kulturą "iroszkocką", królestwa anglo-
saskie, pierwsze słowiańskie formacje państwowe, a wreszcie stano-
wiący śmiertelne zagrożenie cesarstwa karolińskiego Normanowie.
Miejsce jedności zajęła różnorodność obyczaju, języka, gospodarki.
Pojawiły się problemy dotyczące współistnienia Rzymian i Ger-
manów, Celtów i Anglów, Normanów i Franków, Słowian i Gre-
ków. Pojawiła się różnorodność rytów religijnych, nawet form pis-
ma. Nie można zapominać, że w tej mozaice znajdowały się również
elementy kultury żydowskiej, ormiańskiej, przybyłych Awarów,
Węgrów i innych "ludów stepowych", też niekiedy wewnętrznie
zróżnicowanych.
Benedykt Zientara2 widział w tym czasie istnienie już narodów
32
w swej początkowej fazie. Na pewno zaś ukształtowany został na
Zachodzie - model systemu lennego, powstały grosso modo
z dwóch składników: nadania ziemi z tytułu prekarii, lub później
beneficjum i wasalstwa, osobistej zależności wasala od seniora. Do
tego też dołączał się system uzależnienia ludności wiejskiej, domi-
nującej demograficznie, uzależnienia bardzo różnorodnego, wedle
lokalnych warunków, potrzeb, możliwości. Sądzić można, że w tych
czasach zaczął się wytwarzać europejski fenomen, polegający na
zdolności adoptowania się do różnych, nie znanych przedtem wa-
runków, do uznawania w praktyce koegzystencji opartej na współ-
życiu różnych kultur, nie hermetycznie zamkniętych, lecz nawza-
jem się przenikających.
Nowy porządek - powstały z chaosu i składający się z wielu nie
przystających do siebie części składowych - podporządkowany był
w teorii Kościołowi. Oznacza to, że świat miał być wyrażany języ-
kiem Biblii, że ideologia, jedynie uznawana i jedyna na poziomie
filozoficznej abstrakcji, wyrastała z chrześcijańskich zasad religii.
Ale warstwy dominujące walczyły o własną podmiotowość. Ideo-
logia chrześcijańska dopuszczała powstanie etosu rycerskiego,
uprawniającego posiadaczy ziemskich do tego, by zajmowali miej-
sce szczególne w hierarchii prestiżu. Z tej różnorodności obyczajów
i postaw współcześni zdawali sobie dobrze sprawę. W pochwale
języka potocznego (De yulgari eloąuentzd) sam wielki Dante pisał:
"homo sit instabilissimum atque variabilissimum animal ... nęć
durabilis nęć continuus esse potest" (w wolnym tłumaczeniu:
"człowiek jest najbardziej niestały i zmienny spośród zwierząt ...
nie może być konsekwentny i stały")3.
Ten stan rzeczy prowadził do zjawisk dobrze znanych i z innych
okresów dziejowych. Zatracały się stopniowo dawne, plemienne;
grupowe więzi międzyludzkie, kształtowały się nowe. Jak je nazy-
wano? To zależało od miejsca, czasu, okoliczności, wykształcenia
pisarza. Państwo, stan, naród, plemię, gmina, ziemia, lud, miastc
- wszystkie te pojęcia też jeszcze nie odzwierciedlały skompliko-
wanej rzeczywistości społecznej. Wolni i niewolni, mieszczanie
i mieszkańcy miasta, chrześcijanie i poganie - przy wielu innych
grupach nieformalnych opartych na systemie klientarnym czy soli-
darności zawodowej - tworzyli nowe formy bardzo skomplikowa-
nej struktury społecznej.
Ten kolejny etap średniowiecza wiązał się z rozwojem technit
produkcyjnych, z odbudową i rozbudową miast, ze wzrostem zna
czenia władzy państwowej, z podnoszeniem poziomu oświaty i roz-
wojem szkolnictwa. Ten świat, który jednak znamy głównie z wizji
literackich i postulatów gospodarczych czy ideologicznych, zaczął
rozsypywać się poczynając od końca XIII w. Kryzys dochodów
rycerstwa, który bezskutecznie próbowano przezwyciężyć trady-
cyjnymi metodami: podnoszeniem świadczeń ludności, wojnami,
grabieżami, pogłębiał się coraz bardziej, a naruszenie równowagi
ekologicznej (wycinanie lasów, rozwój wielkich aglomeracji miejs-
kich) prowadziło do klęsk elementarnych. Susze i nieurodzaje
z drugiego dziesiątka XIV w., pandemia (dżumy) z lat 1348 - 1350,
która zmniejszyła ludność Europy o 1/3 i zapoczątkowała następne
fale śmiertelności, być może i zmiany klimatyczne, doprowadziły do
bardzo głębokich przeobrażeń w stosunkach własnościowych, nor-
mach prawnych, obyczajach, a nawet w gustach estetycznych. Przy
trwaniu form życia wykształconych poprzednio, a w dobie "jesieni
średniowiecza" oddających już tylko zewnętrzny blichtr przemija-
jącej epoki4, rozwijały się próby znalezienia innych metod zaradze-
nia trudnościom: wyprawy zamorskie Portugalczyków, pierwsze
ogrodzenia w Anglii, nakład w Niderlandach, banki we Włoszech;
te nowe formy działań prowadziły do bardzo istotnych konsekwen-
cji. Do XIII w. średniowiecze z całym swym dorobkiem i wszyst-
kimi trudnościami było ograniczonym zjawiskiem europejskim.
Włączanie Chin, Ameryki prekolumbijskiej czy czarnej Afryki do
tej epoki, niezależnie od różnych kontaktów (np. najazdów Mon-
gołów) jest bezpodstawne. Historia świata była sumą niezależnych
od siebie ciągów wydarzeń. Natomiast od XIV czy XV w. stop-
niowo, ale coraz szybciej świat zaczynał mieć historię wspólną, i to
historię z biegiem dziesięcioleci coraz bardziej uwarunkowaną wy-
darzeniami europejskimi.
Istotną cechą było też rozszerzanie się naszego kontynentu. Nie
jest rzeczą przypadku, że część syntez francuskich, angielskich czy
niemieckich dzieje Europy średniowiecznej traktuje jako dzieje
obszarów w granicach cesarstwa karolińskiego (i to niekiedy przed
podbojem Saksonii). Są prace, które rozszerzają Europę - a więc
wspólnotę chrześcijańskiej kultury w średniowieczu - do limesu
ottońskiego. Aż do XIII w. to, co było na wschód od Odry (i
dodajmy: na zachód i północ od strefy wpływów Bizancjum), było
peryferią, dzikimi polami, "Dzikim Zachodem" Europy.
Od schyłku tego stulecia sytuacja uległa zmianie. Awans Polski,
Czech, Węgier, Prus krzyżackich, ponowny rozkwit Danii, powsta-
nie wielkiej Litwy, krótkotrwały rozwój Serbii, i pojawienie się
księstw rumuńskich stworzyło nową jakość nie tylko polityczną, ale
także gospodarczą. Stworzyło też nową mapę kultury europejskiej.
Wiek XV stan ten utrwalił i rozwinął. Czy można go porównywać ze
stuleciami sprzed pół tysiąca lat?
Narodowe historiografie różnie też określają poszczególne fazy
34
średniowiecza. Najbardziej - pozornie - precyzyjni są Niemcy:
określenia Fruh-, Hoch- i Spatmittelalter dotyczą trzech różnych
epok dzielonych granicami IX lub X, XIII i XV w. Anglicy ze
swym wczesnym i późnym (earły i łatę) pozornie są bliscy Włochom
i Francuzom (alto, haut, basso, bas moyen agę). W rzeczywistości
jest to jedynie dość przypadkowa zbieżność nazw. Dla Włochów
"późne" średniowiecze kończy -się gdzieś w XIII w. Francuzi
wiedzą, że dwa ostatnie stulecia to też wieki średnie, ale traktują je
raczej jako zamkniętą epokę, a nie jej odrębną część. Podziały te nie
są użyteczne dla Rosji, a w Polsce określenie "wczesne średnio-
wiecze" (do połowy XIII w.) w zasadzie dotyczy okresu, który
u sąsiadów określany jest jako "pełne" (Hoch) średniowiecze.
Te kłopoty historiografii współczesnej nie są jednak najistot-
niejsze. Czy można porównywać i w jakim stopniu społeczeństwa
germańskie ze słowiańskimi? Czy instytucje społeczne, formy życia,
normy prawne są do tego stopnia analogiczne, by można je było
badać wspólnie? Czy uprawnione jest tworzenie modeli ustroju,
kultury, gospodarki ważnych dla całej Europy, nie mówiąc już
o innych kontynentach? Mediewista ma tu chyba większe kłopoty
niż nowożytnik, a jeśli się nie mylę, to także większe niż badacz
starożytności. Ten pierwszy bowiem siłą rzeczy dysponuje nierów-
nie większym i bogatszym zasobem źródeł, na ogól w języku naj-
właściwszym precyzyjnie oddających sedno rzeczy. Ten drugi
- też jak historyk średniowiecza z ułamków wiedzy budujący
całość - nie ma tak silnych nawarstwień stosowanych wzorów.
Można mieć wątpliwości, czy pisarze rzymscy precyzyjnie oddali
rzeczywistość plemienną barbarzyńców, ale na pewno swoje państ-
wo opisali właściwie.
Średniowiecze jest w gorszej sytuacji. W tej bowiem epoce
stosowany język nie zawsze wyobrażał rzeczywistość. Tu przewagę
miał Wschód bizantyjski, który dopuszczał języki narodowe. Fan-
tastyczny rozkwit piśmiennictwa staroruskiego na korze brzozowej,
stosowanie alfabetów oddających wierniej zgłoski rodzime - na
pewno jako bardziej wiarygodne pozwala traktować relacje pisane
z Nowogrodu Wielkiego czy Ławry Pieczerskiej w Kijowie.
Na Zachodzie rzecz wyglądała inaczej. Karą Bożą za ludzką
pychę było pomieszanie języków przy budowie wieży Babel5. Tru-
dności w porozumiewaniu się starano się ominąć używając łaciny,
języka uczonego i uniwersalnego zachodniego świata. Póki łacina
stanowiła język żywy, poty w krajach jej używających odbijała
w miarę wiernie istniejące stosunki. Ale traciła swój charakter
uniwersalny i granicą jej była granica między "lingua romana"
i "lingua tedesca" - bardzo wyraźna już w VIII w. Reforma
karolińska zmieniła ten stan rzeczy. Łacina powróciła do niektórych
reguł antyku i stała się zrozumiała wszędzie tam, gdzie panowała
"wiara rzymska".
Ale ostatnio zwraca się uwagę, że odrodzenie łaciny w VIII w.
i ponowne w XV w. stworzyły wersje sztuczne, oderwały ją od
żywego języka, doprowadziły do jej skostnienia w ramach szkoły, do
ograniczenia w zakresie jednego stanu6. Jeśli jeszcze dla cesarstwa
karolińskiego była ona wystarczająca, to dla nowo włączonych do
Europy ziem na wschód od Łaby stała się kalką, do której do-
stosowywano pojęcia bardzo różne. Pierwszy przykład z brzegu:
"civitas" w antycznym świecie rzymskim oznaczało samorządową
wspólnotę miejską, jasno usytuowaną w hierarchii instytucji państ-
wowych. Wraz z zanikiem miast przepadły i samorządy, ale termin
został. Przeniesiony tylko na zupełnie inną jednostkę terytorialną,
posiadającą zarząd niezależny od państwa - na diecezję. Pod koniec
pierwszego tysiąclecia "civitates" oznaczały bądź okręgi diecezjal-
ne, bądź siedziby biskupów7. Ale zostały też przeniesione na jedno-
stki, które nie wiadomo było, jak nazwać. Civitas Gnezdun, Civitas
Schinesghe (zapewne chodziło o to samo) najprawdopodobniej było "
tłumaczeniem polańskiej "ziemi". Czy dlatego, że miała ona swego ;
biskupa? Może, ale dla Słowian kojarzyła się chyba z dobrze im'
znaną jednostką organizacji plemiennej (czy później państwowej). ;
W XII w., zapewne pod wpływem uczonej łaciny, powraca termin
"civitas" do miast. Tyle tylko, że dotyczy nie jednostki terytorial- -
nej, lecz zbioru ludzi. "Cives" to są ci, którzy posiadają prawo do
działki dziedzicznej, do samorządu, korzystają z immunitetu sądo-
wego. W tym przypadku wiemy, lub sądzimy, że wiemy, co ozna-
czają terminy używane przez średniowiecznych pisarzy. Niekiedy
domyślamy się, jako że "iudex" oznaczał i zarządcę (jak w słynnych
Capitulare de villis), i sędziego, i przedstawiciela władzy, czasem
w mieście, czasem w państwie.
Nie tylko współcześni historycy mogą tu być wprowadzani
w błąd. Późniejsza glosa do najstarszego dokumentu polskiego
- tzw. Dagome iudex - a dotyczącego niewątpliwie Mieszkowej
Polski, głosi8: "nie wiem, z jakiego narodu są ci ludzie [cuius
gentes], ale sądzę, że byli to Sardyńczycy, którymi rządzą czterej
iudices". Bezradność pisarzy średniowiecznych dawała o sobie
znać często. Saski kronikarz nazywa Mieszka królem - nie "sę-
dzią" - gdzieś około roku 963/4, kancelista papieski (?) Ruś
- miejscem (locus), podobnie jak miejscami nasz Gali Anonim
określa bez wątpienia różne wczesnomiejskie ośrodki. Jaki tytuł
nosił, też Gallowy, komes? Na pewno nie pokarolińskiego hrabiego,
urzędnika zarządzającego okręgiem, hrabstwem, państwem. (Na
36
pewno też nie grododzierżcy - tytułu wymyślonego zgrabnie, ale
w naszych czasach). Czy był panem - jak aż po kres dawnej Polski
"pan krakowski"? Czy był po prostu kimś w kręgu ludzi władzy
nosząc tytuł Wojskiego, komornika, pana bobrowego, konarskiego
czy wojewody? Wojewoda to "comes palatinus" (pan pałacowy,
dworski). Z czasem drugi człon terminu comes palatinus stał się
łacińskim określeniem samodzielnym. Nie wszystkie tytuły i okreś-
lenia dla wcześniejszego okresu są przetłumaczalne. Szukano od-
powiedników łacińskich, znajdując m.in. dla Wojskiego termin tri-
bunus, dla starosty - capitaneus. Ale i w tych przypadkach trzeba
mieć na uwadze, że były to nie tyle dosłowne tłumaczenia, ile
terminy zastępcze, które nie wyjaśniają, kim naprawdę był starosta.
Tytułem przykładu: już w XIV w. zmiany na stanowisku staro-
sty, bardzo wysokim, odpowiadającym funkcji namiestnika królew-
skiego, tłumaczy się niełaską dworu, przejściem do opozycji, choro-
bą, awansem. A cóż my wiemy o prerogatywach takiego urzędnika?
Czy przypadkiem nie bywał on też kierowany "do szczególnych
poruczeń", do określonych zadań, by po ich wykonaniu utracić
swój tytuł? Cóż dopiero mówić o funkcjach urzędników książęcych
wcześniej! Jeśli nawet wiemy coś niecoś o ich działalności, to ich
łacińskie określenia mogą, ale nie muszą odpowiadać treściom wy-
stępującym na Zachodzie9. Nowe warunki życia powodowały nowe
kłopoty terminologiczne: jak po polsku nazywano ludzi, "którzy
cieszyć się mieli tymi samymi prawami co rycerze", ale którzy
rycerzami nie byli? ("eo iure fruantur quo milites")10. Część bada-
czy sądzi, że w tłumaczeniu niemieckim, dotyczącym także prawa
polskiego, określano ich mianem "rittermessig" - podobny do
rycerza (by nie rzec: rycerzowaty). Najwyraźniej chodziło o "gości"
(hospites), którzy w nowych miastach mieli cieszyć się specjalnymi
przywilejami11. Ale sformułowano pogląd, że "rittermessig mań"
oznacza giermka, zgodnie z zapożyczoną z Zachodu terminolo-
12
gią.
Nie wchodząc w meritum sporu dylemat jest następujący: czy
chodzi o mieszczanina (na prawie polskim? Nie rozwinęłoby się ono
później ustępując miejsca prawu niemieckiemu), czy o giermka?
Innymi słowy, czy chodzi o recepcję - zmodyfikowaną - stosun-
ków miejskich w Polsce, czy obyczaju rycerskiego. Różnica, jak
widać, dość istotna. W grę wchodziły tu i różnice tradycji. Inaczej
pojęcie drogi publicznej, a więc i utrzymania samego szlaku, jego
bezpieczeństwa, prerogatyw księcia, obowiązków celnych pojmo-
wać musieli ci, którzy widzieli drogi rzymskie, jeździli po nich,
korzystali z przewodników opisujących etapy, odcinki dróg, niebez-
pieczeństwa, a niekiedy i atrakcje turystyczne - inaczej zaś ci,
którzy w krainie wielkich dolin wykorzystywali wszelkie istniejące
ścieżki i poruszając się po wszystkich możliwych przeprawach czy
przewłokach nie rozumieli pojęcia "przymusu drogowego".
Istniały i odrębności krajowe i lokalne, a także takie, które
dotyczyły większych jednostek terytorialnych: Polski i Czech, Eu-
ropy skandynawskiej czy północnej, Niemiec i krajów sąsiednich13.
Przestrzeń nie była widziana jednolicie - ani przez historyków, ani
przez współczesnych. Hugo od św. Wiktora lapidarnie stwierdził:
są "loca in quibus res gęste sunt"14 (są miejsca, w których toczą się
dzieje). Inne były marginesowe i na ich obszarach tak samo nazywa-
ne istytucje prawa czy grupy społeczne nie były takie same jak
w głównych ośrodkach kultury i polityki.
Kłopoty z językiem średniowiecza nie dotyczą tylko narzucania
siatki łacińskiej na nie zawsze doń przystającą pojęciowo rzeczywis-
tość. My sami też staramy się zrozumieć epokę tłumacząc ją współ-
czesnymi pojęciami. Prowadzić to może do wielu nieporozumień.
Czy państwo jest dziś tym samym, czym było w X w.? Nie chodzi
wszak tylko o mniej lub bardziej rozbudowaną administrację, o róż-
ne sfery działania aparatu gospodarczego czy militarnego, o od-
mienny skład elity władzy15. Precyzyjni Niemcy wprowadzili dwa
pojęcia: "Personalverband" i "Teritorialherschaft" na określenie
więzi społecznej, która istniała w ciągu rozwojowym wspólnot śred-
niowiecznych. Pierwsze dotyczyło relacji osobistych z władcą. Lu-
dzie składający przysięgę władcy decydowali o istnieniu wspólnoty
państwowej. Drugie - więzi opartych na własności ziemi. Państwo
stało się w większym stopniu pojęciem terytorialnym. Ale to poję-
cie, tak jak i użyteczny termin "Grundherschaft"( władztwo lenne,
feudalne), nie było używane przez średniowiecznych pisarzy. Sto-
sowano inne pojęcia: regnum, które już w XI w. dotyczyło i kraju,
i ludzi, i wybranego króla, i corona regni w ustach legistów okreś-
lająca też zespół praw, tradycje historyczne, pojęcie suwerenno-
ści16. Suwerenność istniała w skali miasta lub nowego stanu17.
Równolegle istniejącą, ale bardziej rozwiniętą jej formą było po-
czucie suwerenności państwa wyrażone w słynnym zdaniu Spytka
z Melsztyna, polemizującego z kanclerzem Karola IV: "Czymże
jest wasz cesarz? Od papieża zależny, a naszemu królowi równy".
"Non habemus cesarem nisi regem" - nie mamy władcy poza
naszym królem (każdy król jest cesarzem, a więc pełnym suwere-
nem, w swoim królestwie) - to była podstawa doktryny państ-
wowej przynajmniej od XIII w.18
Suwerenność władcy wsparta była autorytetem papieża. Wal-
czący z cesarzem Innocenty III stwierdził, że "król Francji nie ma
świeckiego zwierzchnika". Po stu latach powoływali się na te słowa
38
legiści Filipa IV, walczącego z Bonifacym VIII i uniwersalizmem
papieskim19. Te poglądy są bliskie ludziom dzisiejszym. Ale co
miały znaczyć "starodawne wolności" opiewane przez Galia, in-
wokacje tego kronikarza do "wolności Polaków" wkładane w usta
Bolesława Krzywoustego?20 Czym była wolność średniowieczna?
Jeśli przyjmiemy pogląd, że w średniowieczu była zwolnieniem od
określonych zależności21, to Krzywousty walczyłby o uwolnienie
się od obowiązków związanych ze zwierzchnictwem cesarza. Wol-
ności (wole, Igoty) nadawane polskim wsiom byłyby uwolnieniem
od obowiązków i jurysdykcji urzędników książęcych22. Jak wiado-
mo, zależność od księcia pozostawała w mocy. Czy zatem nadawanie
prawa niemieckiego mamy traktować jako przykłady walki o częś-
ciową suwerenność? Co oznacza powiedzenie, że "powietrze miejs-
kie czyni wolnym"? Zapewne należy "powietrze" rozumieć w sen-
sie "przestrzeń", obszar jurysdykcji sądów miejskich, na pewno nie
bardziej pobłażliwych w świetle prawa wobec przestępców, ale
zwalniających przybysza od odpowiedzialności wobec urzędników
ziemskich23.
Terminy prawne brzmią dla historyków zrozumiale, ale stano-
wią często pułapkę: kryją się pod nimi najczęściej nie realne stosun-
ki, lecz nadzieje i programy polityczne schowane w szacie tekstów
prawa rzymskiego lub kanonicznego. Jeśli bada się dzieje pacyfiz-
mu, to łatwo przeoczyć różnicę między przesłaniami św. Franciszka
z Asyżu, humilatów i Wycliffa, a św. Bernard z Clairvaux, autor
słów o "miłości wojennej potrzeby", jawi się jako jastrząb przypo-
minający dzisiejszych "podżegaczy wojennych"24. W rzeczywisto-
ści wzywanie do pokoju, prawa, porządku nie było tym samym,
czym dzisiejszy ruch dążący do rozbrojenia, lecz programem in-
dywidualnych stosunków międzyludzkich. Dzieło zaś Bernarda, De
nova militia, miało na celu wielką ideę: ujarzmienie ludzi żyjących
z walki i rozboju.
Polemika dotycząca doktryny politycznej ukazuje dwie strony
medalu. Z jednej cesarz bizantyjski był panem świata25, ma "regere
totum mundum, post Deum". Jako namiestnik Boga na Wschodzie
przybierał nawet tytulaturę pogańskich władców. Był święty, boski.
równy apostołom (hagios, theiotatos, isapostolos). Jego tron prze-
znaczony był dla dwóch osób: po prawicy cesarskiej zasiadać miai
Chrystus. Kto był przeciw cesarzowi - był wrogiem Boga, herety-
kiem. Cesarz był imperatorem, którego władztwo rozciągało się m
wszystkie kraje. W rzeczywistości na 88 cesarzy bizantyjskich tylkc
37, tj. 42%, zmarło naturalną śmiercią w czasie panowania. Ni
zachodzie zwierzchność cesarza też nie była dogmatem. Nie mówiąc
już o Anglii czy Francji nie uznających władzy cesarza zachodniego
ileż to razy przeciwko niemu występowali Sasi, Bawarowie! Niemal
od zarania "renovatio Imperii" nie uznawali w praktyce władzy
cesarskiej Włosi, szczególnie potężne komuny północnej Italii.
Czy Chrobry w czasie zjazdu gnieźnieńskiego ukoronowany
przez Ottona III był w pełni suwerennym władcą? Czy namiestnik
Boga Henryk IV, stojąc boso we włosienicy u bram Canossy, był
zwierzchnikiem świata? Nie sposób brać dosłownie tekstów nor-
matywnych. Powstaje zatem pytanie, czy w dobie rozwoju królestw
narodowych zasada, że "Rex imago Dei" (król obrazem Boga),
którą przyjął francuski Karol V, też nie jest tylko formą propagandy
dworskiej, przez współczesnych nie traktowanej zbyt dosłownie26?
Do tego dochodzi sprawa stosowania różnych wzorców języka i róż-
nych form myślenia. Nie sposób zrozumieć frazeologii pisarzy bez
znajomości Pisma świętego. Chrześcijaństwo, a ściślej filozofia
chrześcijańska, było w średniowieczu jedyną (w Europie) sumą J
wiedzy wyjaśniającej mechanizm wszechświata27. Język Biblii był i|
językiem, który siłą rzeczy musiał służyć wyjaśnianiu wszelkich 1'
zjawisk, także politycznych i społecznych. Oczywiście interpretacje ł
mogły być i były różne, ale piśmiennictwo, do XII w. wykonywane i
przez duchownych, widziało świat poprzez Biblię, doszukując się !
różnych, nie zawsze dla nas jasnych znaczeń symb licznych28. Sto- ;
sowanie terminów: pax, libertas, iustitia, tirannus, civitas, ordo, f
virtus, a także: rex, res publica, patria, i wprowadzanie periodyzacji ]
z rzutowaniem w przeszłość może być dostępne tylko w świetle t
rozumienia świata z nieustanną obecnością i interwencją Boga29.
Czy hierarchię czystych duchów opisywaną przez Grzegorza
Wielkiego, Hildegardę z Bingen30 składającą się z dziewięciu chó-
rów anielskich (i umieszczenie przy nich dziesiątego kręgu - ludzi)
ma jakieś odniesienie do rzeczywistości, jak chce Honorius Augus-
todunensis, odtwarzając dziewięć porządków prawnych? Otto
z Freising używał terminu prawnego status (stan), ale w zastosowa-
niu do podziału życia, świata doczesnego i wiecznego. "Civitas .
temporalis" - państwo doczesne - dzielić się miało na status
primus - miser, secundus - miserior, tertius - miserrimus (nę-
dzny, nędzniej szy, najnędzniejszy) i w tym miało się różnić od
państwa wieczności. "Civitas aeterna" dzieliła się zaś na status
primus - abiectus, secundus - prosper, tertius - beatus (wyróż-
niający, pomyślny, błogosławiony). "Stan" dotyczył jednak też
określonych praw grupowych. Terminy: oboedientia i iustitia (uży-
te ponad 200 razy w pismach przez Grzegorza VII31), miały bardzo
konkretny wymiar polityczny, podobnie jak terminy o "Sacrum
Imperium" używane przez Fryderyków I i II czy wypowiedzi Jana
z Salisbury o tyranii i prawie do zabójstwa tyrana, które były
40
wyzyskiwane przez pisarzy następnego stulecia. Ale od XII w. jesteś-
my jednocześnie świadkami sekularyzacji coraz bardziej samodziel-
nego społeczeństwa. Stąd szczególnie w środowiskach mieszczańs-
kich w coraz większym stopniu podporządkowywano terminy biblij-
ne realiom politycznym. Prześledzenie terminu "pax" prowadzi do
wniosku32, że w coraz większym stopniu stanowił on odbicie pojęcia
obrony (lub agresji) gmin miejskich wobec roszczeń książąt teryto-
rialnych. Tu zresztą też były różnice. We Włoszech idea pokoju
bardziej wiązała się z dominacją wspólnoty miejskiej, w Niemczech
zaś miała bardziej obronny charakter wobec zakusów książąt.
Stosowany język biblijny różnie był interpretowany już przez
ludzi średniowiecza w zależności od ich poziomu intelektualnego
i wykształcenia. Jeśli chłop Gottschalk miał wizję podróży "Tam",
do Nieba33, to przypominała ona nieco znaną średniowieczną mi-
niaturę ukazującą pielgrzyma, który dotarł do krańców świata.
Zachwycony, nieco przerażony, wygląda poza krawędź ziemi obser-
wując krążące sfery niebieskie, a za jego plecami rozpościera się
sielski krajobraz z orzącym chłopem, wiatrakiem, wieżami miasta.
Trudno sądzić, by wyobrażenia te były zbieżne z poglądami wiel-
kich myślicieli tego czasu z wizją zaświatów Dantego. Dodatkową
trudność wprowadza - na co zwrócili uwagę S. Piekarczyk, A.
Gurević i J. Le Goff34 - synkretyzm chrześcijański. Dawniejszy
obyczaj był przyjmowany w obowiązującej szacie nowej wiary. Jej
dogmaty, atrybuty, obrzędy nakładały się na stare formy działania
tak przy ceremoniach świeckich (wybór władzy), jak i obchodach
świątecznych. Kalendarz wprowadzony przez Kościół był do przy-
jęcia, gdyż uwzględniał stare zwyczaje świętowania ważnych dni
w roku. Wiadomości o tańcach podczas procesji, o przyśpiewkach
ludowych niezrozumiałych już dla kaznodziejów, a także o wizji
kary i koncepcji czyśćca wnoszą nieco materiału do wyobrażeń na
niższym piętrze wiary. Czy istniała jednak jednolita kultura ludowa
- i wiara - jako przeciwstawienie kulturze uczonej? Czy istniała
świadomość zbiorowa będąca czymś więcej niż arytmetyczną sumą
świadomości jednostkowych? Sądzić można, że każde krańcowe
ujęcie będzie tu błędne, a wielość poszczególnych przypadków
bardzo duża35. Tym bardziej, że jak chcą historycy religii, o zbioro-
wych formach popularnej wiary chrześcijańskiej może być mowa
bardzo późno. We Francji nie przed XII w., w Niemczech stulecie
później, a w Polsce dopiero w XIV-XV w. Trudno te spost-
rzeżenia zresztą zbytnio uogólniać. Miejscowe nazwy pochodzące
od stałych tygodniowych targów (Piątek, Sobota, Środa) były już
w użyciu na pewno w XII w., a może i wcześniej. Czy nie jest to
koronnym dowodem, iż kalendarz chrześcijański, liczący dni tygod-
nią według kolejnych dni stworzenia, stał się powszechną własnoś-
cią bardzo wcześnie? Najliczniejsze grupy społeczne były w stanie
porozumiewać się między sobą na podstawie znajomości i nazw,
i umiejętności właściwego wyliczania dnia. Nie da się też w sposób
jednoznaczny zdefiniować poziomu wiedzy religijnej. Czy rozwój
handlu relikwiami z weneckiego Murano świadczy o głębszej wie-
rze?36
Sprytni kupcy włoscy - jak zdarzyło się to w czasie wyprawy
rajców lubeckich po relikwie - potrafili namówić swych klientów
do kupna swego towaru, który nabierał wówczas szczególnej ceny.
Idące w setki zbiory relikwi i nieco wcześniej, w tuluzańskiej kated-
rze Saint-Sermin, i nieco później na zamku Karola IV, pokazują, że
ten typ pobożności był uprawiany przez różne warstwy społeczne,
podobnie jak pielgrzymki wędrujące w różnych zespołach ludzkich
po całym świecie chrześcijańskim (lub muzułmańskim), o czym
jeszcze będzie bliżej mowa. Tu tylko trzeba stwierdzić, w ramach
rozważań o trudnościach zrozumienia średniowiecza, że i opisy!
cudów i formy kultu świętych przechodziły różne etapy. Jeśli święci S
XI w. wskrzeszali zmarłych, przepowiadali przyszłość, ingerowali |
w działanie sił natury, to od XIV w. poczynając wiara stała się jak |
gdyby bardziej zracjonalizowana i bardziej demokratyczna37. Świę- j
ci późnego średniowiecza leczyli choroby, ratowali skuteczną ucie- -i
czka z rąk bandytów, pozwalali wyjść cało z morskiej burzy. Ponad-,,
to zaczęli służyć bardziej zróżnicowanym grupom społecznym bio-
rącym sobie za patronów osoby bliskie zawodem lub pochodzę-.
niem. Powodowało to zmiany: w miejsce uniwersalnych postaci
coraz więcej pojawiło się różnorodnych, znanych w zasięgu państ-
wa, ziemi, korporacji. Św. Gertruda patronowała kupcom Hanzy od
Amsterdamu do Rewia, św. Eligiusz był wenerowany przez złot-
ników bodaj wszystkich krajów, a św. Ludwik stał się jednym ze
wzorów dla suwerenów Europy rycerskiej. A zatem kształtowały się
inne wzory chrześcijaństwa, inne wyobrażenia, odmienne formy
przekazywania różnych treści.
Mowa była o synkretyzmie chrześcijańskim. Wpływał on z kolei
na żywą tradycję lokalną, na kształt zachowań, obrzędy, Staroger-
mańskie pozostałości widoczne w stosunkach między królem a moż-
nymi, w sakralizacji władzy nie budzą wątpliwości. "Christus Rex"
- król pomazaniec - był też zapewne spadkiem po tradycji ple-
miennej, podobnie jak instytucje regulujące życie społeczne Rzeszy
do początku czasów nowożytnych: Rache, Fehde, Friede (zemsta
rodowa, waśń, pokój)38. W słowiańskiej tradycji też przetrwało
wiele elementów, wśród których można wymienić wspomnienie
chłopskiej kondycji panującej dynastii. Polska ze swym rata-
42
jem-Piastem, Czechy z oraczem-Przemysłem, Karantania z obrzę-
dowym strojem chłopskim przy intronizacji księcia - ukazują
wspólne elementy tradycji dotyczącej początków władzy państwo-
wej u Słowian zachodnich39. Ukazują też - co wbrew kronikom
potwierdza praktyka polityczna - mniejszą rolę niż u Germanów
czynnika nadnaturalnego przy obejmowaniu i sprawowaniu władzy
przez książąt. Mimo zaś wolnej elekcji u obu grup etnicznych
i odpowiedzialności władców (nawet za dobre urodzaje, nie mówiąc
już o sukcesach wojennych) ponoszonej przed poddanymi, istniały
u jednych i drugich bardzo różne obyczaje polityczne, bardzo róż-
norodne stosunki społeczne.
Czy można zatem, jak chciało wielu historyków, stworzyć zwar-
ty, jednolity obraz struktury społeczeństwa średniowiecznego?
Dzięki pracom Le Goffa40 upowszechnił się model Adalberona,
biskupa z Laon, dzielącego "Dom Boży na trzy części ... jedni się
modlą, drudzy walczą, trzeci pracują". Ten schemat nie był pierw-
szym pomysłem. Hierarchie tworzył i Hincmar (w IX w.), i Hono-
rius Augustodunensis. Ten ostatni - zgodnie z analogią do dzie-
więciu chórów anielskich - przeprowadził następujące podziały41:
dziewięć stanów (ordines) prawnych, dziewięć stanowisk (officia)
w kościele i dziewięć grup kościelnych. W świecie laickim wymie-
niał ludzkie kondycje od cesarza zaczynając. W Kościele widział
patriarchów, profetów, apostołów, męczenników, wyznawców,
mnichów, dziewice, wdowy, małżonków; w kościelnej hierarchii:
biskupów, przeorów, diakonów, subdiakonów, akolitów, egzorcys-
tów, lektorów, oddźwiernych i laików. Rzecz prosta te ostatnie
podziały były jedynie próbą uporządkowania świata według wska-
zań uznawanego autorytetu. Ta tendencja dominowała przez na-
stępne tysiąc lat wyrażając się w próbach znalezienia uniwersalnego
klucza ułatwiającego zrozumienie skomplikowanej rzeczywistości.
Z pomocą przyszły tu idee starożytnych widzących w społeczeńst-
wie obraz nawy żeglującej po oceanie dziejów, organizmu stworzo-
nego na obraz i podobieństwo ciała człowieka lub budowli zbudo-
wanej przez boskiego architekta. Przy takim założeniu, zakładają-
cym istnienie logicznego i poznawalnego planu Bożego, należało
tylko dopasować obserwowane części składowe społeczeństwa do
części statku, członków ciała ludzkiego czy fragmentów domu42.
Tak budował swe konstrukcje Albert Wielki, widzący w gru-
pach społecznych odpowiedniki organów cielesnych, tak jak Jan
z Salisbury w swoim dziele Policraticus*3. Cała społeczność - res
publica (państwo) - składać się miała zgodnie z porządkiem Bożym
z głowy i serca - a więc z króla i senatorów, nóg i rąk - urzęd-
ników, sędziów, żołnierzy i chłopów. Elementem łączącym te różne
43
części był kler. O potrzebie logicznej organizacji państwa jako
niezbędnej formy więzi międzyludzkich pisał i św. Tomasz (De
regno ad regnum Cypri), i Marsy liusz z Padwy (Defensor pacis). Nie
wdając się w dokładniejsze opisy dotyczące'konstrukcji społecz-
nych, odpowiadających budowie statków (król - ster, duchowieńs-
two - żagle, rycerze - kasztel, chłopi - stępka), warto podkreślić,
że dla ludzi średniowiecza problem podziałów na grupy działające
w ówczesnym świecie był ważny i istotny. Wbrew też życzeniom
filozofów społeczny porządek nie dawał się precyzyjnie określić.
Uczone konstrukcje nie przystawały do rzeczywistości, a w dodatku
ta ostatnia zmieniała się, tworząc nowe jakości.
Szczególnie było to widoczne w ostatnim okresie epoki. Prze-
mieszczanie mas ludności, nowe warunki życia w miastach lub
kolonizowanych krajach prowadziły do niszczenia dotychczaso-
wych więzi sąsiedzkich, rodzinnych, instytucjonalnych. Św. To-
masz stwierdzał dobrze widoczną i w XIII w. potrzebę budowy
więzi międzyludzkich. Jakie miały one być? Niekiedy - jeszcze
w czasach karolińskich - stosowano dwa ogólne określenia: genera-H
litas (lub universalitas) i przeciwstawiana jej singularitas44. Po- l|
wszechność - dostępna wąskim kręgom elity - była opozycyjna-j
wobec mnogości różnych zwyczajów plemiennych czy regional-
nych. Póki - do końca VIII w.45 - po upadku cesarstwa więzi**
ogólnoeuropejskie były słabe (acz przesadzać nie należałoby: są
dane świadczące o powiązaniach biegnących w poprzek całego kon-
tynentu), poty brak porozumienia nie był szczególnie dotkliwy. Od.
IX w. Europa chrześcijańska - już szersza terytorialnie - zaczęła
wyrażać swoje myśli w różnych językach, co prowadziło do poważ-
nych komplikacji. Wieża Babel stała się popularna w sztuce. Samo
imperium karolińskie było podzielone językowo, przy czym to nie
był podział jedynie na łacinę i języki germańskie. Papież Grze-
gorz V w X w. wyróżniał się jako poliglota znający trzy języki: "usus
francisca, vulgari et voce latina instituit populos eloquio triplici"
(objaśniał lud po francusku językiem pospolitym - tj. włoskim
- i łaciną)46.
Uniwersalizm doznawał zagrożenia, tym bardziej że "mieszanie
języków" następowało przez całe średniowiecze. Aż do Lutra po-
głębiały się różnice w łonie "lingua tedesca" (języka niemieckiego),
głównie na górno- i dolnoniemiecki. Jeszcze w czasach św. św.
Cyryla i Metodego można było przetłumaczyć Pismo święte na
słowiański (czy może wschodniosłowiański). W ciągu następnych
wieków różnicowały się coraz wyraźniej te, które były - jak polski
i czeski - jeśli nie prawie tożsame, to na pewno bardzo zbliżone. Od
XII w. kształtowały się języki iberyjskie47. Cydbyl napisany w języ-
44
ku kastylijskim, a w kilkadziesiąt lat później na drugim końcu
półwyspu "cantiguas" były śpiewane po portugalsku.
Od XII w. zaczęto też pisać, nie tylko na Wschodzie (tam
literatura narodowa rozwijała się od X w.), ale i na Zachodzie. Włosi
pisywali w swoim języku już w końcu I tysiąclecia. A w 1174 r. poeta
piszący po francusku, Guernez de Pont-Sainte-Maxence, pisał:
,Mój język jest dobry, bo urodziłem się we Francji". "Langue
d'oil" stał się europejskim językiem rycerstwa, tak jak prowansalski
językiem liryki truwerów. W XIII w. zaczęli pisywać - na razie
między sobą - po niemiecku kupcy niemieccy, a jeszcze wcześniej,
w XII i XIII w., rozwijała się poezja czeska.
Słusznie czyni się nam zarzut, że przez długi okres język polski
nie przekształcił się w język literacki, ale już w XIV w. nie można
było zapisywać spraw sądowych bez umiejętności stosowania języka
ojczystego przy zeznaniach i przysięgach świadków48. Nie tylko
u nas. Doszło do tego, że w 1307 r. biskup z Francji nie był w stanie
dogadać się z królem Niemiec Albrechtem I49. Obaj zapewne znali
(Albrecht przypuszczalnie gorzej) łacinę, ale nawet ona nie mogła
ułatwić wzajemnego zrozumienia: obaj rozmówcy najpewniej ina-
czej wymawiali słowa.
U schyłku X w. powstały zaczątki pisanego języka włoskiego,
ukształtowane ostatecznie na przełomie XIII i XIV w. W nim
Dante pisał swoją La Comoedia. A zatem w całej niemal Europie
pojawił się jeden z głównych fundamentów świadomości narodo-
wej: własny język pisany. Czy był on przetłumaczalny na inne
języki? W jakimś stopniu tak, ale z precyzją tłumaczenia bywało
różnie. Posłużmy się pierwszym z brzegu przykładem dotyczącym
pokrewieństwa. Aż do początków XVI w. w Polsce funkcjonowały
bardzo dokładne określenia członków rodziny: swak, jątrew, teza,
świekra, zełwa, dziewierz - blisko 40 określeń krewnych i powino-
watych widzianych w skali przynajmniej sześciu pokoleń (od pra-
dziadka do prawnuka)50. Uczona łacina zawierała odpowiedniki
tych wszystkich terminów, których używanie jest świadectwem
znaczenia rodu jako podstawowej formy więzi społecznej.
Ale przybysze z Niemiec przynosili od XIII w. nowy system
prawa i gospodarki. Nie był on, także językowo, zainteresowany
mnogością oznaczeń. Brat żony, mąż siostry żony, brat męża
- wszystkie te powinowactwa zostały skomasowane w jednym
niemieckim terminie "szwagier" (schwager), podobnie jak we fran-
cuskim "cousin" (kuzyn). Tłumaczenie było w tym przypadku
bardzo nieprecyzyjne51.
Podobną sytuację obserwujemy w zakresie terminów związa-
nych z ziemią. Do dziś nie jesteśmy pewni, czym były tzw. "distri-
45
cti" na terenie XIV-wiecznego Mazowsza i mamy kłopoty z prze-
tłumaczeniem tego terminu na język polski (ściślej - ponownym
przetłumaczeniem52). Tu przy okazji mała dygresja. Powrotne tłu-
maczenia, które bawiły w swoim czasie J. Tuwima, dają niekiedy
zabawne wyniki: Góry Kacze (jak Kaczawa) na Śląsku nie zmieniły
swej nazwy wraz z przyjściem kolonistów niemieckich, którzy wy-
mawiali ją jak "Katze-Gebirge". Termin ten, który funkcjonował
przez wieki, zaczął być rozumiany jako "Katzen-Gebirge", Góry
Kocie, i w tej wersji figurują dziś w Polsce.
Trudności z tłumaczeniem stanowiły wyznacznik przynależno-
ści do grona mającego ten sam język, czyli - jak mówiono już we
wczesnym średniowieczu - tę samą mowę53. Ludzie jednej mowy
tworzyli szerszą więź. Kiedy Rościsław zwracał się do cesarza Bizan-|
cjum: "my sloveni" - pisał o grupie, którą cechowała świadomość!}
wspólnego języka, grająca wielką rolę w kształtowaniu więzi społe-g
cznych. Obok rodowej, terytorialnej, ona też stwarzała podstawy,i|
na których budowano społeczeństwa średniowieczne. Wspólnota
języka rodziła refleksję historyczną. Słowianie doszukiwali się'
wspólnego przodka tworząc swoją historię.
Ale znowu te sprawy przy bliższym zbadaniu bardzo się kom-
plikują. Narody są w Europie i na starym kontynencie grają pod-
stawową rolę w kształtowaniu hierarchii więzi społecznych. Ale co"
to jest naród? Dyskusja na ten temat trwa przynajmniej od czasów
E. Renana54 i mimo wielu zgodnych konstatacji daleka jest jeszcze
od wyczerpania. Problem jest tym trudniejszy, że przynależności do.
narodu nie sposób wymierzyć tak, jak przynależność do rasy białej
czy żółtej, do typu antropologicznego czy określonej grupy języko-
wej. O przynależności do narodu decyduje własne, subiektywne
poczucie - rzecz jasna oparte na kilku istotnych, obiektywnie
działających podstawach.
Wobec ograniczoności źródeł średniowiecznych trudno jest od-
powiedzieć na pytanie, kiedy wytworzyła się świadomość wspólno-
ty, pojawiło się "Wir-Formulierungen"55 (określenie przez "my"),
które może być zakwalifikowane jako świadomość narodowa. Dru-
gie pytanie - jakie miejsce zajmowała ona w hierarchii więzi społe-
cznych - też pozostaje jeszcze bez definitywnej odpowiedzi. Od-
powiedź na pierwsze pytanie wiąże się z kłopotami związanymi ze
źródłami, które raczej ukazują narody "od zewnątrz", od strony
grup, obserwatorów, w których odczuciu można tak określać różne
wspólnoty. W grę bowiem wchodziła nie świadomość (w każdym
razie niezmiernie rzadko), ale "gens, mores, lingua, leges"56 (ród,
terytorialnie często określany, obyczaje, język i prawa). Stąd poja-
wiały się grupy bardzo różnorodne.
46
W Siedmiogrodzie były trzy narody: nobiles, Saxones, Siculi
(szlachta, Sasi i Szeklerzy). Czy to znaczy, że ludność romańska nie
bvia zauważana, że nie miała odrębnych praw, czy że nie miała
świadomości iż jest odrębną zbiorowością? Nobiles - to szlachta
węgierska. Czy chłop węgierski, bodaj na służbie u swego pana, nie
należał do żadnego narodu? Czy też "natio" w tym wypadku okreś-
lało więzi, których my nie nazwalibyśmy narodowymi? Wśród "na-
rodów chrześcijańskiego Wschodu"57 wymieniane są m.in. grupy
Greków i Melkitów, Czerkiesów i Alanów, Bułgarów i Sklavonen,
Włochów i Jakobitów. Jako kraje zamieszkane przez naród już
w X w. wymienia się Francję, a obok Turyngię, Bawarię, Alema-
nię58- Obok zjawiała się niekiedy Germania i Saksonia. Saxones
i Frisones to były narody (naciones) już w VIII w., ale Notker dawał
wyraz "wewnętrznej" świadomości ogólnoniemieckiej (narodo-
wej): "apud nos autem qui Theutonia sive Teutisca lingua loqui-
mur" (u nas, którzy mówimy językiem niemieckim)59.
Świadomość narodowa inna była na pograniczu, inna w cent-
rum. Niemcy byli przeciwstawiani Włochom, Słowianie Niemcom,
Niemcy Francuzom60. Wszędzie tam gdzie spory prowadzone były
w różnych językach o ojczysty właśnie język głównie chodziło. Dość
prawdopodobna, choć późna wersja stłumienia przez Łokietka bun-
tu wójta Alberta mówi, że zemsta polskich rycerzy dotyczyła tych
mieszczan krakowskich, którzy nie potrafili poprawnie powiedzieć
"soczewica, koło, miele, młyn"61. (Krążyły po II wojnie pogłoski,
że wysiedlanie ludności ze Śląska odbywało się na zasadzie znajo-
mości odmówienia po polsku "Ojcze nasz").
Ale bywały i inne przypadki. Wiele miejsca poświęcili historycy
poczuciu narodowemu Walijczyków w XIII w.62 I tam okazało się,
że naród odróżniał się pochodzeniem (często fikcyjnym), językiem,
prawem, obyczajami. Ale wyrażane to było po łacinie, a eksponowa-
ne głównie przez prawo "quod unaquaeque provincia sub imperio
domini regis constituta habet leges suas" (każda prowincja we
władzy króla na swoje prawa). No i zawsze opatrzone to było
uzasadnieniem historycznym. Król w Irlandii pisał do papieża
Jana XXII w 1317 r.63 w ramach skargi na Anglików powołując się
na swoje prawa wywodzące się sprzed 3500 lat, kiedy to przyjechali
na 30 statkach koloniści z Hiszpanii z trzema synami Maceliusa. Ich
potomkowie mieli panować w Irlandii aż do czasów św. Patryka.
Było to 136 królów - "sine admixtione sanguinis alieni" (bez
domieszki obcej krwi).
Przeciwnik króla Irlandii, Edward I, działał podobnie. Zbierał
materiały historyczne także do uzasadnienia swej władzy nad Szko-
tami. Ci zaś odpowiadali, że u nich "ex antiquorum gęsta nullo
47
alienigena interviente" (od najdawniejszych czasów nie panował!
żaden obcy), ani też nad innymi Celtami. Edward powoływał się!
przy tym w liście do Bonifacego VIII z 1301 r. na swoje prawal
datujące się od króla Artura i streszczał przy okazji historie Okrąg-(
łego Stołu, skomponowane przez Geoffreya Monmoutha. t
W tym samym czasie dane z rzeczywistej lub urojonej historiii
rodzimej służyły do walki z Niemcami w Czechach, w Polsce zaś na;
fali silnej reakcji przeciwko skutkom rozbicia dzielnicowego i wobeci
rosnącego znaczenia imigrantów rozwinęła się niechęć do obcych?
i poczucie przynależności do własnej wspólnoty64. Nie mamy tylel
uczonych traktatów co Francuzi, Niemcy czy Włosi, ale posiadamy
źródła, które przypominać mogą dzisiejsze ankiety przeprowadzane
przez socjologów: zeznania świadków w trzech wielkich procesach
politycznych65. Pierwszy był wytoczony przez arcybiskupa Jakuba
Świnkę proczeskiemu biskupowi krakowskiemu Janowi Muskacie,
drugi przez Władysława Łokietka Krzyżakom w 1320 r., a trzeci
przez Kazimierza Wielkiego także zakonowi w 1339 r.
Oczywiście dobór świadków nie jest przypadkowy, zeznania
niepokojąco podobne do siebie, ale nawet jeśli były one preparowa-
ne, to w duchu idei istnienia więzi narodowej, narodu polskiego,
zagrożonego w możliwościach swego odrębnego bytu. W procesach
występowali mieszkańcy różnych ziem Królestwa Polski: Pomorza
Gdańskiego, Kujaw, Łęczyckiego, Sandomierskiego, Krakowskie-
go, Mazowsza. Występowali też przedstawiciele różnych grup spo-
łecznych. Byli wśród nich członkowie dynastii panującej, rycerze,
duchowni, a także plebani wywodzący się ze wsi lub miasteczek,
mieszczanie z kręgu elity władzy swego ośrodka. Jeśli w sensie
używanym przez Reja wójt miałby być przedstawicielem wsi, to
reprezentacja społeczna byłaby dość pełna. I wszyscy świadkowie
wiedzieli, że mają zeznawać jako przedstawiciele interesów narodu
(natio, gens) polskiego, polskiego państwa symbolizowanego przez
dynastię "panów przyrodzonych".
Wspólny interes (utiiitas publica), przeciwstawiano prywatne-
mu, (utihtas privata), w którym podmiotem działania były górne
warstwy społeczne. Występował on już znacznie dawniej, ale chyba
od schyłku XII w. zaczęto go nazywać mianem "polskim", mianem
narodowym. Im przeszłość zbiorowości była dawniejsza, tym bar-
dziej była godna szacunku, tym bardziej świadczyła o ich wysokiej
wartości. Wiadomo, że Włosi pochodzili od Rzymian, którzy byli
potomkami Trojańczyków. Od tych ostatnich wywodzili swój ród
i Francuzi (od Antenora) i Brytowie-Anglicy (od Brutusa). Do
równie antycznej przeszłości sięgali Bawarowie, a i Polacy nie byli
gorsi. Na karty historii powszechnej wprowadzał mistrz Wincenty
48
swych rodaków każąc im walczyć z Aleksandrem Wielkim, Juliu-
szem Cezarem, antykizując przy tym odpowiednio imiona (Krak
- Gracchus, Popiel - Pompilius) i nazwy ludów (Yandales)66.
Jeśli jednak dziś, mimo rozlicznych podobieństw, więź narodo-
wa nie jest identyczna w różnych krajach, to w średniowieczu
odmienność ta była znacznie większa. We Francji (według opinii
B. Guenee67) państwo poprzedzało naród, w Niemczech i we Wło-
szech naród poprzedzał państwo. We Francji świadomość narodo-
wa opierała się na stosunkach politycznych, religijnych, historycz-
nych, w Niemczech na wspólnocie językowej, we Włoszech częś-
ciowo na stosunkach historycznych, częściowo językowych. Były
narody, które charakteryzował sposób gospodarowania, np. górals-
cy chłopi w Szwajcarii. We Francji głównym składnikiem narodu
byli urzędnicy państwa, we Włoszech kupcy, bankierzy, w Polsce
rycerstwo.
Z biegiem czasu, wchodząc już do bliskiej nam epoki, można
dostrzec też narodotwórczą rolę chłopów (Łotwa, Słowacja, Breta-
nia). Naród zmieniał swój kształt, liczebność wraz ze zmieniającą się
sytuacją. B. Zientara spostrzegał początki narodów w zaraniu śred-
niowiecznej Europy68. Jeśli miał rację, to w przytłaczającej liczbie
znanych przypadków więź narodowa nie grała istotnej roli w świa-
domości społeczeństwa: ród, kraj, państwo, władza, religia - to
były chyba czynniki ważniejsze. Naród jako ważne poczucie więzi
pojawił się raczej - w naszym rozumieniu - znacznie później:
wraz z rozpadem iluzji uniwersalistycznych, rozwojem własnej lite-
ratury, zagrożeniami ze strony obcych.
Był to XIII - XIV w., przy czym ostatnie stulecie średniowiecza
przyniosło już i na zachodzie, i na wschodzie Europy przykłady
zbliżone do tych, które znamy z czasów nowożytnych. Ale czy
poczucie narodowe objęło wszystkich? Można w to wątpić. Jak
zatem określali się ci, którzy tego rodzaju więzi nie odczuwali i jak
określali ich inni? Wydaje się, że w grę wchodziło przede wszyst-
kim, oprócz rodu (ojca), miejsce pochodzenia, ale generalnie rzecz
biorąc trudno dopatrzyć się wspólnej zasady regulującej funk-
cjonowanie więzi międzyludzkiej. Próby podporządkowania intui-
cyjnych określeń jednej uniwersalnej regule prowadzą do stworze-
nia fałszywego obrazu rzeczywistości. Takie terminy jak natio, gens
nie określały ani jednakowej wspólnoty ludzkiej, ani nie były uży-
wane zawsze w jednakowym kontekście. Natio miała w zasadzie
obejmować zakres szerszy, ale w praktyce oba pojęcia używane były
wymiennie: gens Sclavorum, natio Sclavorum, czasami z przymiot-
nikiem: "subditis nobis Sclavorum nationibus", "gens perfida
Sclavi", "rustica gens nominum Sclavorum".
49
Biskup krakowski Mateusz pisząc do św. Bernarda z Clairvaux
do Słowian zaliczał tylko ich grupy zachodnie: "Nęć modo in
Ruthenia quae est alter orbis, verum etiam in Polonia et Bohemia
vel communi appellatione Sclavonia, quae plures provincias con-
tinet"69. (A więc w przeciwieństwie do Rusi Słowianami, którzy
zamieszkują liczne prowincje, są nazywani Polacy i Czesi). "Polo-
nus" - to, jak w Żywocie św. Stanisława, określenie nacji, ale
w tymże XIII w. dotyczy ono również tych, którzy byli poddanymi
na prawie polskim. Natio niemiecka występowała na soborach na
zasadzie języka; nacje uniwersyteckie, w których organizowali się
scholarzy, dotyczyły pochodzenia, czasem języka, a czasem kierun-
ku geograficznego, skąd przybyli studenci. Do tych terminów nie
można przywiązywać zbyt dużej wagi, jak i dla rzeczownika ojczyz-
na - patria. Jest on niekiedy używany w sensie ojcowizna (jeszcze
w XVII w. pisano: "Ojczyzna zniszczona, ale stryjowizna ocalała"),
która zresztą w Polsce zastąpiła funkcjonujący w średniowieczu
spadek po dziadzie - dziedzictwo.
Aby zrozumieć sens tych określeń, należałoby poznać zespół
pojęć, wiedzę, inteligencję ludzi średniowiecza, czy - jak chcą nie-
którzy - "mentalność zbiorową". (Przed tym użytecznym okreś-
leniem powstrzymuje fragment powieści Marcela Prousta: - "Nie
wie pan, książę, że jest nowe słowo do oznaczenia rodzaju umysłu
(esprit)... Mówi się - mentalite. To oznacza dokładnie to samo, ale
nikt nie wie, co się chce powiedzieć. To jest ostatni krzyk mody""").
Jest to zabieg celowy, niekiedy niezbędny, ale bardzo trudny.
Możliwy na pewno przy analizie postaw piszących, niekiedy postaw
grup społecznych: krzyżowców, kupców, pielgrzymów, schola-
rów71. Istniały też znaczne różnice terytorialne, ale poglądy i cele
działania były najpewniej podobne. Generalnie - jak stwierdził
F. Graus72 - trzeba badać całe życie ludzkie, uwzględniając wszys-
tkie jego aspekty. Nie ma bowiem ani uniwersalnej historii umys-
łowości ludzkiej, ani odrębnej dziedziny tej wiedzy abstrahującej od
warunków życia i jednostek, i zbiorowości. Należy też pamiętać, że
najbardziej w oczy rzucają się ci, którzy swymi postawami wyłamują
się z przeważających form obyczajowych.
Czy fanatycy apokalipsy, "rewolucjoniści i mistyczni anarchi-
ści" u progu drugiego tysiąclecia byli liczni?73 Raczej było ich
bardzo niewielu. Czy w umysłach ludzi w czasach gotyku rzeczywi-
ście świat nadnaturalny był tak wszechobecny jak w sztuce owego
czasu?74 Maszkary z Notre Damę, wizje Hieronima Boscha, bes-
tiariusze ilustrujące węże i smoki, drzewa rodzące ptaki, głowy
ludzkie na piersiach i głowy na nogach, ludzie bez głów, hybrydy
zwierzęco-ludzkie, smoki, demony ... Czy w to wszystko wierzyli
50
zwykli zjadacze chleba, czy było artystyczną wizją strachów i nie-
wiedzy nękających ludzi średniowiecza, czy tylko indywidualną
koncepcją artysty, który wyrażał swoje niepokoje?
Oczywiście, człowiek także w średniowieczu wyrażał swoje my-
śli nie tylko pismem, ale i sztuką. Budowa katedry w Reims w X w.
miała być generalną wizją świata, ściślej - społeczności chrześ-
cijańskiej75, zbudowanej z ociosanych kamieni na planie krzyża.
To, co później ujął w regułę sztuki św. Tomasz: jasność, prostota,
harmonia, strzelistość - w sensie wznoszenia się do Boga, stanowi-
ło już wczesnej regułę przy wielkich budowlach. Niektóre z nich
mierzyły siły na zamiary. Katedra w Beauvais zaplanowana była na
jedną z największych budowli w Europie, dającą świadectwo moż-
liwościom i pragnieniom miejscowych ludzi. Sił i środków starczyło
na prezbiterium i transept. Katedry w Mediolanie i Kolonii budo-
wane były po paręset lat, inne przebudowywane.
Warto dostrzec i programy ideologiczne, i różne możliwości
techniczne. Architektura jest odbiciem struktury społecznej, ale też
odbiciem mody, ideałów, umiejętności. Jej interpretacja jako struk-
tury symbolicznej musi brać pod uwagę wiele innych czynników76.
Także różnice w percepcji. Czy witraże w Troyes, Chartres, w Sain-
te Chapelle, czy w naszym kościele Mariackim są dla wszystkich
jednakowo zrozumiałe? Dla znacznej większości ludzi - tak ów-
czesnych, jak i dzisiejszych - podziw budzi gra barw, różnorod-
ność mieniących się w słońcu kolorów. Dla lepiej przygotowanych
- historie świętych Pańskich, sceny ewangeliczne stanowią ilustra-
cję być może służącą w percepcji kazań tak, jak dzisiejsze przeź-
rocza. Wreszcie dla najwyższej elity intelektualnej dostępna była
szersza symbolika: kolorów, postaci. Czerwień oznaczała miłość,
zieleń - nadzieję, kolor niebieski - wiarę, trzy córy Mądrości
Bożej. Czerń oznaczała żal, kolor żółty - bogactwa, a kombinacje
tych wszystkich można było kontemplować jak traktat filozoficzny.
Do dziś nie jest też jasne, jaki był udział mecenasa, fundatora
w dziele sztuki, a jaki wykonawcy. Zapewne bywało różnie. Nie
bardzo wiadomo, dlaczego w długim pasie Polski północnej do
początków XVII w. budowano kościoły nawiązujące do sztuki goty-
ckiej. Zacofanie kulturalne? Trudne do przyjęcia w dobie złotego
wieku Zygmuntów i działalności takich mecenasów (i fundatorów
tych świątyń), jak Andrzej Krzycki czy Stanisław Karnkowski.
Tradycje budownictwa kościelnego i konserwatyzm obyczajowy?
Potrzeba historyzmu odwołującego się do chwalebnej przeszłości?
Nie wiemy, co nam tymi budowlami chciano powiedzieć. Sztuka
była jednak bardziej zrozumiałym językiem niż literatura - może
na zasadzie popularności komiksów w społeczeństwach dzisiej-
51
szych. Niektóre jej przekazy są dobrze zrozumiałe i dla nas. At-
rybuty świętych pozwalają nie tylko na ich rozpoznanie, ale stano-
wią element języka wspólnej kultury77.
Między Wołgą i Gwadaikwawirem postać trzymająca krzyż
w kształcie litery X wyobraża św. Andrzeja. Każdy wie i zapewne
każdy wiedział, że klucze dzierży św. Piotr, a miecz św. Paweł. Św.
Barbara jest przedstawiona z wieżą, św. Mikołaj w infule i z trzema
złotymi kulami (które potajemnie podrzucał na posag dla ubogich
dziewic). W Polsce z powstającą z grobu postacią - oczywiście
Piotrowinem - prezentowany jest św. Stanisław, z wiosłem -
symbolem żeglugi do Prusów - św. Wojciech. Niekiedy były to
postacie inne w różnych kręgach lokalnych. Wiosło służyło bowiem
i biskupowi Apolinarisowi z I w. i Arkadiuszowi z IV w., a takżel
szwedzkiemu Meinardowi. Wąż był atrybutem św. HonoratusaS
z Aries, Paternusa i patrona Irlandii Patryka. Nie zawsze wiadomo^
dziś, dlaczego ten czy ów był właśnie tak przedstawiany, ale zapew-
ne ustna prezentacja postaci wyjaśniała sprawę i dobrze wdrażała?
w pamięć. -
Jeśli w środku wizerunku świata ukazane było miasto - rzecz;
jasna, że była to Jerozolima, zgodnie ze św. Hieronimem "quae
medio terrae est". Grający na trąbie anioł to albo (wcześniej) od-
wołanie do wizji Sądu Ostatecznego w Apokalipsie św. Jana, albo'
(później) symbol muzyki anielskiej, tak jak bordiury zdobne w wi-
norośle były przypomnieniem "ogrodu rajskiego".
W sztuce niekiedy odwoływano się do treści bieżących. Oznaki
pielgrzymów - muszla, kostur - lepiej niż tekst pisany wyjaśniały,
o kogo chodzi78. Znaki rzemiosł: nożyce postrzygacza, młot kowal-
ski, szydło szewca, stanowiły też zespół informacji zrozumiałych
i użytkowych. Z czasem do języka sztuki zaczęła wkraczać polityka.
Prześledzenie wyglądu antychrysta79 ukazuje jego podobieństwo
bądź do wyklętego cesarza (np. Fryderyka II), bądź do niegodziwe-
go papieża (jak robili to spirytuałowie), bądź do heretyków: Wy-
clifa, Husa, w końcu Lutra. Tu symbole służyły dydaktyce i propa-
gandzie.
Propaganda wyzyskiwała sztukę do różnych celów. Fundator
klasztoru czy kościoła przedstawiany był jako ofiarodawca
i umieszczany w pobliżu głównego bohatera rzeźby czy obrazu.
Niekiedy łączyło się to zapewne z planami politycznymi. Leszek
Czarny na swej pieczęci klęczy przed św. Stanisławom80. Jest to
prawdopodobnie symbolika nawiązująca postacią patrona Królest-
wa Polskiego do idei zjednoczenia kraju. Takie przedstawienia
polityczne (hołd czterch prowincji składany Ottonowi III, władca
z koroną - z czasem zamkniętą - z jabłkiem i krzyżem, świadec-
52
twami suwerenności, z własnym popiersiem na monetach) stawały
się coraz częstsze, aż do schyłku epoki, kiedy to przedstawiano
chwałę różnych rodzin panujących: Habsburgów, Walezjuszy czy
- jak w Polsce Zygmuntowskiej - Jagiellonów.
Specjalny rytuał przyświecał propagandzie korony w Kastylii
XV81 w. Wokół życia dworskiego, czy to domu panującego, czy
możnowładczego, symboliczne ceremonie stanowiły instrument
polityki rodu zmierzającej do stworzenia formy niezbędnej do
utrzymania się na odpowiednio wysokim poziomie prestiżu, do
zapewnienia posłuchu i autorytetu82. Tak było przy rytualnym
pasowaniu na rycerza, podczas uroczystości dworskich zaślubin,
chrztów czy pogrzebów, a także obrzędów kościelnych i na tur-
niejach, podczas wielkiego spektaklu polowań, a w skali szerszej
- podczas wypraw rycerskich np. do Prus czy wyjazdów na mani-
festacyjne pielgrzymki. Z czasem, w późnym średniowieczu, a więc
od XIII w. na Zachodzie do początku XVI w. na Północy, pojawiły
się symbole rodowe, herby, nie wszystkim dostępne, a obudowane
całą mitologią mającą na celu uświetnienie nosicieli.
Jak w każdej epoce, tak i w średniowieczu powtarzano proste
stereotypy, które stanowiły łatwy sposób przekazywania podstawo-
wej wiedzy. Niektóre żyją do dziś, i np. zdanie, że "król Władysław
Łokietek był mały ciałem, ale wielki duchem", jest teraz jeszcze
sumą wiedzy o tym władcy wśród wielu ludzi. Już w stosunkowo
wczesnym okresie funkcjonowały skrócone opinie w formie uprosz-
czonych i najczęściej pogardliwych charakterystyk dotyczących po-
szczególnych zawodów. Wiersz z Amalfi w formie żartobliwego
dialogu matki z córką przedstawia kursujące w XI-XIII w. po
południowych Włoszech sylwetki kandydatów na męża: prezbitra (!),
mnicha (!), chłopa, rycerza, notariusza. Córka wybiera tego ostat-
niego, wychwalając jego dobre ułożenie i wiedzę83. Oczywiste jest,
że wysoka ocena notariusza dotyczyć mogła tylko kraju najbardziej
zaawansowanego w rozwoju. W Polsce podobne opinie nie mogły
się zdarzyć. Nikt nie mógł w hierarchii prestiżu przewyższyć ryce-
rzy.
Niekiedy te stereotypy przybierały postać satyry stanowiącej
formę sprzeciwu wobec istniejącego porządku. Mnisi "z grubą
szyją" żarłoczni, chciwi plebani, występni rycerze, nieuczciwi kup-
cy stanowią postacie znane z różnych malarskich i literackich moty-
wów "tańca Śmierci", z lubością malowanych wizji piekła w czasie
Sądu Ostatecznego. Była to także forma protestu społecznego, a je-
dnocześnie czasem prymitywne, czasem bardziej wyrafinowane
wyrażanie swej świadomości stanowej, grupowej, nierzadko naro-
dowościowej84.
Nawet w środowisku paryskich scholarów, jak opisuje to Jakub
z Vitry, funkcjonowały stereotypy, które odnaleźć można w wielu
tekstach z całej Europy. Studenci nawzajem szermowali epitetami:
"Anglików nazywali pijakami i twierdzili, że mają ogony, o Fran-
cuzach mówiono, że są pyszni, rozwiąźli i zniewieściali. O Nie-|
mcach mówili, że są wściekli i że w czasie uczt opowiadają sprośne^
ści, Normanów nazywają próżnymi i pyszałkami, Piktów zdrajcami
i zmiennymi jak fortuna. Burgundczyków uważali za dzikusów?
i głupców, Bretończyków za lekkomyślnych i włóczęgów ... Lom-
bardowie to chciwcy, złośliwcy, tchórze. Rzymianie buntownicy,
gwałtowni i kąsają ręce. Sycylijczycy tyrani i okrutnicy. Brabant-
czyków nazywali krwiożerczymi, podpalaczami i gwałtownikami,
Flamandów - że są powierzchowni, rozrzutni, że lubią uczty i mają
miękkość masła"8'. Były w tych opiniach elementy ksenofobii,
niechęci do obcych, połączone z poczuciem własnej wartości; były
też fragmenty zasłyszanych wydarzeń, ogólnej wiedzy o dziejach
Europy; można znaleźć też opinie związane z bieżącą polityką,
wojnami i konfliktami międzypaństwowymi. Tak jak w całym nur-
cie satyry można znaleźć też krytykę istniejących stosunków, acz ta
ostatnia była wyrażana głębiej.
Na kanwie opowiadań o zwierzętach, w formie pobożnej lub
rubasznej baśni ludowej ukazywano świat odrębny od oficjalnego,
od wizj_i narzucanej przez władzę duchowną i świecką. Dotyczyło to
także satyrycznych wizji pobytu w raju, gdzie - już w pierwszej
połowie X w.! - św. Jan Chrzciciel występował jako podczaszy,
a św. Piotr jako kucharz. Dotyczyło to najbardziej eksponowanych
stanowisk ziemskich.
Wiele jest znanych utworów wymierzonych przeciw kurii rzym-
skiej przedstawianej jako owczarnia, ale głównie strzygąca swoje
owieczki ("Curia Romana non petit ovem sine lana")86. Wiele satyr
kierowano przeciwko mnichom, ich opilstwu, obyczajom ("mona-
chus diaboli"), przeciw papieżowi (np. Marcinowi IV w XIII w.,
który jakoby był nie tyle pasterzem, co wilkiem w owczarni), prze-
ciwko urzędnikom cesarskim i cesarzowi, przeciwko wszelkiej wła-
dzy. Poprzez krzywe zwierciadło protestu przeciwko istniejącemu
światu można by dojść do wniosku, że jest on (już wówczas) jedną
wielką karczmą. Carmina Burana przedstawiają go "In taberna
quando sumus ... bibit miles ... clerus ... ille, illa, servus, albus et
niger... pauper... exul... ignotus ... puer... decanus ... soror...
frater ... mater ... bibunt centum, bibunt mille" (Pije rycerz,
duchowny, on i ona, sługa, biały i czarny, biedny, wygnaniec,
nieznany, chłopiec, dziecko ... piją setki, piją tysiące)87. W tym
duchu utrzymywane były i pieśni goliardów: "głowę daj papieżowi,
54
i m i
złoto kardynałom, głos kantorom, kał roztrząsaczom gnoju, kości
rewizorom.., cóż tobie zostaje?"
Świat widziany był przez pryzmat niechęci do innych - nie
tylko do nacji. Na pewno źle patrzono na przywileje duchownych.
Stałym wątkiem literackim był "głupi i grubiański chłop"88, prze-
ciwstawiany pięknu i finezji dworu. Na ogół znać możemy te opinie
poprzez literaturę klas posiadających. Ale wierszyki, które krążyły
po Europie, świadczą, że i "wielki niemowa" - stan chłopski
- miał swoje poglądy. "Als Adam grub und Eva spann, wo war
denn da der Edelmann?" (Gdy Adam orał i Ewa przędła, gdzie
wówczas był szlachcic?). Te dane, jak i liczne satyry zwierzęce,
w których lis, lew, osioł, byk, zając, pies symbolizują cechy przypi-
sywane stanom, warstwom, narodom, stanowią kolejne informacje
o przeszłości średniowiecznej, także ukazującej rzeczywistość nie
wprost i ułatwiającej tworzenie mitów zgodnych z potrzebami epo-
ki, w której powstawały. Nie sądzę, by i dziś można było oderwać się
od błędnych analiz. Spróbujmy jednak zbadać różne zagadnienia
w miarę możliwości nie sugerując się pozorami.
<> III ^
MITY ŚREDNIOWIECZA
IERZADKD TERMIN "ŚREDNIOWIECZE" KOJARZY SIĘ PRZEDE
wszystkim z wizją wytworzoną przez literaturę piękną.
Niekiedy - jak w legendach o Dzikim Zachodzie
- ukazywani są przez Waltera Scotta, Wiktora Hugo,
Fryderyka Schillera czy naszego Henryka Sienkiewi-
cza pozytywni bohaterowie bez skazy i zmazy. Niekiedy pojawiają;
się czarne charaktery lub - zgodnie z programem zwalczania "epo-1
ki ciemności" - postacie ośmieszane. Przecież obłęd Don Kichota
to wynik nadmiernego pochłaniania romansów rycerskich, które
Rycerz Smętnego Oblicza brał sobie zbytnio do serca. Historio-
grafia (a także literatura piękna) też wielokrotnie krytykowała pozo- ^
ry, które jakoby dominowały w życiu średniowiecza. Znany his-
toryk średniowiecza Johann Huizinga ukazał w swej słynnej wizji
"jesieni średniowieza" wielki kryzys kultury Zachodniej Europy
i dekadencję kultury rycerskiej, stanowiącej fikcję nie związaną
z rzeczywistością społeczną i obyczajową, a przynoszącą jedynie
absurdalne kłopoty wbrew "wszelkim regułom rozsądku"1. Ta
opinia nie bierze pod uwagę paru czynników. Dlaczego społeczeńst-
wo było tak nierozsądne by ulegać owej fikcji? Czy była ona kiedy-
kolwiek realizowana (sugeruje to twierdzenie o jej upadku)? Wresz-
cie co w rzeczywistości kryło się pod hasłami i normami głoszonymi
przez literaturę piękną średniowiecza?
Najłatwiej jest odpowiedzieć na drugie pytanie. To, co wiemy
o przebiegu wypraw krzyżowych, łącznie z czwartą, skierowaną nie
na Ziemię Świętą, lecz na bogaty Konstantynopol, lub z "krucjatą
słowiańską", starającą się zdobyć i złupić chrześcijański Szczecin,
ukazuje, że o "dekadencji" kultury rycerskiej można mówić od
samego początku jej powstania w XI w. Już wówczas oceny patarii
mediolańskiej, a potem krytyki "heretyków" z Joachimem z Fiore,
Wycliffem i Husem ostro potępiały sposób życia rycerzy i niezgod-
ność tego życia z głoszonymi normami.
W pierwszej połowie XII w. )eden z największych autorytetów
moralnych epoki. Bernard z Clairvaux, stal się twórcą chrześcijań-
60
skiego kodeksu postępowania rycerzy, żyjących przeważnie z prze-
lewu krwi i zdobywania łupów. Jego traktat De laude nova militia
miai przekazać społeczeństwu idealny wzór bojownika o wiarę
i stworzenie takiej instytucji, która by pozwoliła tę wojowniczą
grupę zorganizować zgodnie z postulatami Kościoła2. Nie należy
sądzić, by kiedykolwiek ten zamiar udał się w pełni, z czego dobrze
sobie zdawano sprawę. W wiekach XIV i XV, kiedy zaczyna dawać
świadectwo swej obecności dotychczasowy "wielki niemowa"
- chłop, pojawia się ostra krytyka oderwanej od haseł rzeczywisto-
ści świata rycerskiego. "Trud moich rąk - narzeka chłop w dziele
Alaina Chartiera Le Quadrilogue invectifs z XV w. - żywi rozwiąz-
łych i próżniaczych, a oni prześladują mnie głodem i mieczem"3.
Trudniejsza jest odpowiedź na pytanie o przyczyny ulegania
fikcji życia rycerskiego w różnych wypadkach szczególnych. Czy
jednak dotyczą one tylko schyłku średniowiecza? Niezależnie od
zmian zachodzących w pojęciu honoru czy innych cechach rycerza4
ideały sformułowane w owej epoce grają wielką rolę w kulturze
europejskiej aż do czasów nam współczesnych. Jednym z fundamen-
tów kodeksu etycznego przyjmowanego w skali całego globu są
i obecnie normy przypisywane etyce rycerskiej ("na słowie harcerza
polegaj jak na Zawiszy", "ująć się honorem" itp.). Zwracają na to
uwagę socjolog Maria Ossowska i pisarz Bertrand Russel. Ten
ostatni pisze: "Gdy zwolni się koncepcję honoru od artystycznej
buty i od skłonności do gwałtu, zostanie w niej coś, co pomaga
człowiekowi zachować osobistą prawość i szerzyć wzajemne zaufa-
nie w stosunkach społecznych. Nie chciałbym, aby ten legat wieku
rycerstwa został dla świata całkowicie zaprzepaszczony"5. Zdanie
to nie sugeruje, że legat ów jest realizowany. Stanowi postulat, który
nie świadczy o dekadencji kultury. Nie nawołuje też do doprowa-
dzenia norm średniowiecza do granic absurdu, jak czynił to wydany
w 1919 r. polski kodeks honorowy Władysława Boziewicza, słusznie
ośmieszany w wieku postulowanej równości prawnej ludzi.
Najważniejsze jest trzecie pytanie dotyczące treści kryjących się
w przekazach literackich średniowiecza. Noszą one wszelkie zna-
miona mitów. Czym jest mit? Nie sposób tu przedstawić wszystkich
jego definicji6. Dla historyka ważna jest nie tylko struktura mitu, ale
także, może nawet przede wszystkim, jego funkcje społeczne. Mity
tkwiące w świadomości zbiorowej stanowią ważny materał źród-
łowy, na którego podstawie możemy lepiej poznać potrzeby ludz-
kich zbiorowości. Potrzeby te dotyczą różnych dziedzin życia. Ich
wyrażanie określa pragnienia, tęsknoty, programy działania. Na
ogół funkcjonowanie mitu wiąże się z brakami, niedostatkami, psy-
chicznymi kompleksami grup społecznych. Stąd płynie istotny
61
wniosek, potwierdzany przez badania historii różnych mitów7. Nie
są one wieczne. M. Eliade sądzi, że "mit to prawdziwa historia,
która zdarzyła się na początku i która służy potrzebom ludzkości"8.
Nie zawsze można się zgadzać z wybitnym antropologiem kul-
tury. Można wątpić, czy istnieją mity ponadczasowe, nie związane
z określoną epoką i z historyczną grupą społeczną, oparte na stałych
archetypach myślenia. Ich funkcjonowanie zgodnie z zasadą, że
stanowią odbicie potrzeb współczesnych, jest ograniczone history-
cznie. Są żywym znakiem dla paru, kilku, może kilkunastu pokoleń.
Ale na pewno stanowią łącznik między generacjami, ułatwiający
identyfikację grupy społecznej, plemiennej, etnicznej. Z tego też
płynie oczywista, kolejna konstatacja - mity są przyjmowane
względnie powszechnie. Oparte na tradycji, stają się wiedzą potocz-
ną, przekraczającą kręgi uczonych badaczy, wiedzą należącą do
powszechnego wykształcenia członków grupy. Ta wiedza nie po-
dlega weryfikacji i - tu wchodzi bardzo istotna cecha mitu - opar-
ta jest na wierze9. Nie znaczy to, by dogmaty tej wiary nie były
podważane przez sceptyków, tych nigdy nie brak. Na ogół jednaka!
negowanie mitu nie ma szans powodzenia. Nie chodzi bowiem li
o szczegóły dotyczące przeszłości, lecz o odniesienie do idei wiążą-l
cej ludzi. Podważanie mitu nie dotyczy zatem w rzeczywistości*!
rewizjonizmu historycznego, lepszych, zgodniejszych z wymogami
badań ocen, pełniejszego opisu przeszłości, lecz negowania aktuał-"
nego stanu rzeczy, przede wszystkim w sferze psychicznych stanów
zbiorowości.
Mity pełnią jeszcze inną istotną funkcję. Wyzyskują one stałe
wątki, stereotypy, które powtarzane niekiedy przez pokolenia, wy-
twarzają u czytelników lub słuchaczy przekonanie, że są ważne i pra-
wdziwe. Kształtują obraz świata czy też jego fragmentu, program
jego poznawania i program życia w nim. Przepojone różnorodnymi
emocjami nabierają ładunku uznawanych wartości10. Stanowią za-
tem teorię, która i opisuje świat, i tworzy narzędzia działania. Jak
dalece użytkowane później - to inna sprawa, ale "podobnie jak inne
teorie naukowe starają się wskazać na przebieg jakichś zdarzeń,
ewentualnie także na ich przyczyny, zawierają również jakąś wiedzę
o świecie, często bardziej ogólną niż relacja faktograficzna"11.
Te uogólniające teorie przyjmowane na wiarę, których treści
towarzyszyły licznym generacjom, zawsze były podatne na mito-
logizację. Jerzy Topolski stwierdza nawet, że "ostrej granicy mię-
dzy mitem a teorią z punktu widzenia struktury wiedzy przep-
rowadzić nie można. Cała wiedza ludzka zawiera się w przedziale
między idealnym mitem a idealną teorią"12. Czy można uzyskać
nieco tej wiedzy analizując mity funkcjonujące w średniowieczu?
62
Można się tu zastanowić, jakie treści kształtowały wizje świata
różnych grup społecznych: mnichów i zakonników, żebrzących,
uczonych, kupców - wreszcie rycerzy13. Ta ostatnia zbiorowość
stanowi chyba najwdzięczniejsze pole badań. Powstała późno, można
mówić o niej dopiero w XI w. Opierając się na własności ziemskiej
i posiadanych przywilejach rycerze zaczęli tworzyć nową uprzywile-
jowaną zbiorowość. Te przywileje związane były z obowiązkiem
walki zbrojnej. Pozwalały one na zajęcie wysokiego miejsca w hierar-
chii społecznej. Struktura społeczna Europy wytworzyła zapotrzebo-
wanie na rozwój ideologii, która by dawała teoretyczne podstawy
uzasadniające "lepszość" rycerzy. Dołączyła się do tego tendencja
Kościoła, by to rycerstwo ująć w ramy ideologii chrześcijańskiej14.
Etos rycerski powstał także na skutek dążeń do uzyskania odręb-
nej, własnej karty tożsamości przez rycerzy Europy Zachodniej.
Rycerzy bardzo niejednolitych społecznie, wśród których byli ksią-
żęta, więksi i mniejsi właściciele ziemscy, drobni wolni posiadacze,
a także ubodzy włodycy w służbie większych seniorów. Współcze-
śni widzieli wśród nich przynajmniej trzy grupy, jak ujmuje to
podręcznik savoir vivre'u z XII w.15: wyższa szlachta, średnia
i zwykła. Inaczej przy zalotach miłosnych miał brzmieć dialog
między mężczyzną a kobietą w zależności od pozycji społecznej.
Nierówność była niewątpliwie cechą średniowiecza (i nie tylko).
Przypomnijmy, że statuty Kazimierza Wielkiego, rzekomo koń-
czące proces zamykania się stanów, dla samego tylko rycerstwa
przewidywały różne grupy prawne: rycerzy, włodyków, sołtysów16.
Obowiązujący model życia został stworzony przez grupę najwyższą,
która uformowała wyróżniający ją wzorzec.
Etos rycerski charakteryzuje górną warstwę społeczeństwa,
mniejszość, która bądź stara się zapobiec nadmiernemu przenikaniu
osób (grup) nieposiadających majątku poprzez stawianie wygórowa-
nych wymagań, trudnych do spełnienia, bądź usprawiedliwia nimi
posiadane przywileje wobec wrogości klas niższych17. Mówiąc o ry-
cerstwie trzeba też uwzględnić kolejne czynniki, jak tworzenie na
własny użytek ideologii wyjaśniającej zajmowane miejsce w świecie
i obronnej postawy wobec duchowieństwa. Rozważania dotyczące
chrześcijańskiego charakteru przepisów kodeksu rycerskiego i norm
nie mieszczących się w tej etyce pozwalają na wysunięcie tezy, iż
model życia "walczących" odbiegał od modelu "modlących się"18.
Wrażliwość na obelgi, przestrzeganie swego wysokiego miejsca
w hierarchii prestiżu, niewiązanie się z osobami niższej kondycji
i w ogóle dbałość o utrzymanie granic przywilejów, dopuszczanie
samobójstwa, nie mówiąc już o życiu erotycznym - i te, i wiele
innych cech nie miało związku z ideałem rycerza chrześcijańskiego.
63
Podobnie tworzywo budowy mitu rycerskiego było nieco inne, |
korzystało bowiem z własnych symboli i legendy. Była już mowa |
o koronie zamkniętej, o mieczu; dodajmy jeszcze uzbrojenie, służbę, |
czynności niedostępne zwykłym zjadaczom chleba. Legendy, opo- |
wieści wymyślone, stanowiły tworzywo rycerskiego mitu19. His-
toria Lecha, praojca Polaków, najstarszego (wbrew zastrzeżeniom i
sąsiadów) z braci Prasłowian, stanowi mit narodowy, który niezale- i
żnie od znikomej wartości historycznej przynosi istotne informacje |
o poczuciu wspólnoty, godności, dawności narodu polskiego. Popu-1
larne, powszechnie znane legendy, wszystkim dostępne, stały się s
głównym źródłem wiedzy historycznej. Są w niej - jak chce J. |
Tazbir - i dawki informacji o przeszłości, i wiedza pochodząca!
z różnych wierzeń20. Autor ten widzi niejako trzy rzeczywistości l
przekazywane przez legendy: tę prawdziwą, tę, która wynika z le-1
gend, i tę, w którą wierzą masy. Nas interesować tu będą nieś
wszystkie masy, lecz grupa wyższego rycerstwa, i to w skali nie-j
regionalnej (tu mitów byłoby wiele), lecz tylko zachodu Europy, a
Jednym z najbardziej poczytnych (słuchanych) seriali z cyklu ''
romansów rycerskich średniowiecza, niejako zbiorem podstawo- t
wych motywów ideologicznych i literackich, była historia o królu
Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu21. Około 1135 r. arcydiakon}
w Liandaff, Geoffrey z Monmouth, z pochodzenia Walijczyk,
w swej Historia Regnum Britaniae przedstawił legendarne początki
Anglii. Szukać ich należy jeszcze pod Troją, z której - jak wiadomo
- wyszedł Eneasz. Jego syn Askaniusz, który panował nad I talami,
miał wnuka Brutusa. Ten po wielu wędrówkach dotarł do wielkiej
wyspy, wybił zamieszkujących ją olbrzymów i założył ród Brytów.
Jego potomkowie długo władali Brytanią. Wśród nich występowali
Bladad, nie tylko król, ale i mag, Sabrina (znana z utworów Mil-
tona), król Lear (spopularyzowany przez Szekspira), bracia Ferrex
i Porrex, Belinus, Brennues, który podbił Rzym, i inni. Za Riwal-
lona przez trzy dni padał krwawy deszcz, za Morwida potwór
morski pożarł tysiące ludzi i na końcu samego króla. Następnie
Brytanię najechał Cezar, później Klaudiusz - i tu historia Brytów
włączyła się do dziejów Rzymu aż po Maximinianusa. Dynastia
Brutusa istniała jednak nadal, książęta z tego rodu po wyjściu
legionów dalej panowali, a nawet jeden z nich, Conan Meriadoc,
podbił Armorykę.
Na Brytanię najechali jednak Sasi Hengisty. W tym czasie przy-
szedł na świat, dzięki pomocy wielkiego czarownika Merlina
(Myrddin, Ambrosius), Artur. Mając 15 lat i korzystając z pomocy
sił nadprzyrodzonych Artur zdobył tron, walczył z Sasami, odniósł
siedem zwycięstw, ostatnie na pagus Baldonis, a następnie podbił
64
Irlandię, Islandię, Gotlandię i Orkady. Podporządkował sobie Nor-
wegię i Danię (Dację), zajął na jakiś czas Galię, najechał Rzym
(legiony rzymskie pobił pod Paryżem) i w trakcie tej wyprawy
dowiedział się, że Modred, jego siostrzeniec i syn króla Szkocji,
uwiódł Ginewrę (Ganhumarę), małżonkę Artura, i opanował tron.
Król Brytów wrócił więc do domu i walczył z Modredem stojącym
na czele armii Sasów i Szkotów, Piktów i Irlandczyków. W krwawej
bitwie Modred został pokonany i w trakcie ucieczki zabity, a ranny
Artur cudownym sposobem został przeniesiony na wyspę Avallon
i tam czekał na sposobną chwilę powrotu - jak Barbarossa czy
polscy rycerze giewontowi. Potomkowie Artura podbijali nadal
Europę i najechali Gornemunda, władcę Afryki. W czasie panowa-
nia Artur na swoim dworze przyjmował władców całego świata;
podczas Zielonych Świąt zwoływał na naradę wasali, których przy-
najmniej w części poznać możemy z imion i cech charakteru.
Trzeba przyznać, że mało który motyw literacki zrobił tak wiel-
ką karierę. Wątki Geoffreya podjęli Chretien de Troyes, Marie de
France rozbudowując swoje romanse wokół postaci Lancelota, Par-
civala, lweina; Wolfram von Eschenbach pisał o Parcivalu, Hart-
mann von Aue o lweine i Erecu, Geoffrey Gaimar Wace o Brutusie,
Draco Normanicus, Layamon o Lancelocie, Peari Poeta o Gavainie,
Gotfryd ze Strasburga stworzył luźniej związany z cyklem arturiań-
skich tekst o Tristanie i Izoldzie. Już w XIII w. istniał cały świat
króla Artura. W jego stołecznym zamku Camelot zbierali się wokół
Okrągłego Stołu (symbol równości uczestników) rycerze w liczbie
dwunastu. Wśród nich Lancelot, jego syn Gałahad, Gawain - wzór
dworskich manier (syn Uriena jako Eventus), Parcival, lwein, Erec
(Geraint), Beduir i Kai - dwóch olbrzymów, Mabon Świetlisty,
Lohengrin, Cador i Hiderus, syn Nu.
Jeśli chodzi o ścisłość, to w każdej relacji i imiona, i funkcje
rycerzy były nieco różne, a nawet płeć, bo postać Vivian była
niekiedy rusałką, a czasem bożkiem. Kai, Lohengrin i Beduir mieli
cechy mało ludzkie. Lancelot urodzony był w jeziorze i wychowany
przez Vivien; Parcival opętany został ideą wędrówki, tajemniczy
Lohengrin, syn Parcivala, podróżował na łabędziu. Tego rycerza
nie wolno było pytać, kim jest: zapytany o to przez małżonkę, uleciał
na łabędziu na górę Montsalvat.
Wielu z rycerzy poświęciło swe życie na szukaniu św. Graala,
czary, do której spłynęła krew Chrystusa na Golgocie. Na zamku
Camelot znajdowali się też: żona Artura, piękna i niewierna Ginew-
ra, a także oddany sługa Bediviere; pies Cabal, demoniczny kot
Paluc. Odwiedzał zamek czarodziej Merlin, a wśród niezbędnych
atrybutów tej historii był też miecz Artura - Excalibur. Różne
65
przeżywali przygody uczestnicy biesiad na zamku Camelot. Byli to
ludzie silni - Kai i Beduir wyrywali drzewa. Oddani byli posłan-
nictwu walki prowadzonej w słusznej sprawie i aby znaleźć do niej
okazję, opuszczali nawet świeżo poślubione żony, jak uczynił to
lwein, "rycerz lwi". Inna sprawa, że żonę zdobył po zabiciu w poje-
dynku poprzedniego męża, który okazał się w walce słabszy. Dama
zamieniła więc gorsze na lepsze i ku ogólnemu zadowoleniu zapasy
jadła zgromadzone na stypę przydały się na uczcie weselnej. A może
zresztą pierwszy małżonek nie był dobry? lwein bowiem specjalizo-
wał się w obronie uciśnionych dziewic, uwalniając w trakcie swoich
przygód aż 300 panien, zmuszanych do ciężkiej pracy przy tkaniu
złotogłowia przez okrutnego tyrana.
Rycerze przestrzegali zasady, by przeciwnik miał równorzędne
z nimi szansę. Lancelot nie zabijał rycerza, który spadł z konia, nie
wyzyskiwał też okazji, gdy przeciwnik był bez broni, nie podnosił
ręki na starców. Rycerze kochali damy swego serca niezależnie od
ich sytuacji rodzinnej. Ściślej mówiąc - nawet częściej mężatki niż
panny. Ginewra był kochanką Lancelota, później Medreda. Dla
zdobycia kobiety Lancelot zdecydował się nawet narazić swą dobrą
sławę. Ale rzecz były akceptowana przez środowisko. Oskarżona
o romans Ginewra przysięga, że nikt z rycerzy śpiących w sąsied-
nich komnatach nie wszedł do jej łoża; Lancelot w tym momencie
nie znajdował się obok.
Happy end romansu jest niekiedy zaskakujący. Rycerz odwiedza
ukochaną w postaci sokoła. Ta, mimo że była (a może właśnie
dlatego) żoną starego męża, zgadza się na cudzołóstwo pod warun-
kiem, że amant-sokół przez przyjęcie komunii św. udowodni, iż jest
dobrym chrześcijaninem. Szczęśliwym trafem kapelan zamkowy
mógł udzielić zalotnikowi sakramentu i romans został spełniony.
Najsłynniejsza kochanka średniowiecza - Izolda - poddała się
zwycięsko próbie sądu Bożego, przysięgając, że nikt nie trzymał jej
w ramionach poza królem-mężem i żebrakiem, który przeniósł ją
przez bagno. Tym żebrakiem był przebrany Tristan. Nieprawy syn,
dowiadując się - w innym przypadku - kto jest jego ojcem rzeczy-
wistym, obiecuje mu zgładzenie małżonka matki i szczęśliwe połą-
czenie kochanków.
Rycerze byli ludźmi niezależnymi. Bać się musieli jedynie gnie-
wu Bożego; śmiało wypowiadali własne zdanie, czasem nawet kry-
tykując samego władcę. Siedzieli wraz z nim przecież przy Okrąg-
łym Stole - symbolu równości. Byli ludźmi dotrzymującymi słowa
zawsze, niezależnie od okoliczności i warunków. Gotowi do udzie-
lania rady i pomocy (consilium et auxilium), występowali otwarcie,
ponosząc za swe czyny pełną odpowiedzialność. Rycerz musiał wy-
66
sławiąc się pięknie, wykonywać szereg gestów, które miały świad-
czyć o jego dworskim wychowaniu. Musiał na przykład pięknie
śpiewać. W jednej z pieśni powstałej w Nadrenii, a przeniesionej
i na grunt polski, rycerz Walter zdobywa księżniczkę Helgundę
(która go nie widziała na oczy), śpiewając nocą pieśni pod oknami jej
zamku.
Ta konwencja rycerska częściowo daje się wyjaśnić w sposób
prosty: grupa "walczących" w czasach więzi kształtowanych na linii
senior-wasal, w dobie "zwyczajów feudalnych" do kodeksu po-
stępowania włączyła wszystkie postulowane cechy lennika. Musiał
wspaniale walczyć, być wiernym swemu seniorowi, ale też chronić
w ramach samoobrony przedstawicieli swego stanu. Stąd postulat
niedobrania powalonych, za których okup stanowił przynajmniej
część korzyści z wyprawy zbrojnej. Sława rycerska była reklamą
zawodu. Służba damie serca wiązała się - być może - z ochroną
stanu społecznego, ale równocześnie była zapewne literackim wyra-
zem uczuć dostępnych wojownikowi. Ich romanse, niezwykłe przy-
gody, obrona słabych, umiłowanie muzyki, wyprawy po św. Graala
- wszystko to wywodziło się z różnych potrzeb, nie tylko związa-
nych z kondycją społeczną.
Wydaje się, że obok inwencji twórczej pisarzy treści dzieła
Geoffreya i w mniejszym stopniu jego kontynuatorów wywodziły
się z bardzo różnych źródeł. Obszerna literatura przedmiotu do-
szukuje się, zapewne nie bez racji, jądra historycznego. W pierwszej
połowie VI w. trwały długie, zacięte walki między germańskimi
plemionami Sasów, Anglów i Jutów a mieszkańcami Brytanii, zro-
manizowanymi w części Celtami. Z kronik - głównie współczes-
nego opisywanym wypadkom Gildasa i późniejszego Nenniusa (rę-
kopis z roku około 796), z luźnych wzmianek Bedy z VIII w.
i monumentalnej Anglo-Saxon Chronicie - wyłaniają się bardzo
zamglone kontury wydarzeń. Walki z Sasami były toczone ze
zmiennym szczęściem, Germanów pobito pod Mount Badon (Gil-
das); w 200 lat później wiąże się to zwycięstwo Brytów z Arturem
(Nennius), którego zresztą nie nazywa się królem, lecz tytułem
dux bellorum". Czcigodny Będą pisze o kimś "dux belli" - może
to ta sama osoba. Nennius też przekazuje wiele imion, m.in. his-
torycznie potwierdzonych: Octha, a także syna Artura, Anira.
W kronice anglo-saskie j występuje Medraud (siostrzeniec Artura?).
Gildas prawi morały niejakiemu Niedźwiedziowi (Ursus, celtycka
nazwa artos). Istnieją próby wyjaśnienia imienia Artura poprzez
niezrozumienie łacińskiego określenia "ciężkozbrojny": cataphrac-
tarius - arctarius - artorius - Artus22. Nie wiemy, czy Nennius
w VIII w. miał jakieś dodatkowe wiadomości, nie wiemy, skąd
67
wzięły się informacje w Annales Cambriae (XI w.) o bitwie pod
Badon, w której zwyciężył Artur, i o bratobójczej bitwie pod Cam-
lan, w której zginęli i on, i Modred.
Były to zapewne dość dowolne konstrukcje kronikarzy, które
z biegiem wieków pozwalały na ukształtowanie takiej postaci Ar-
tura, jaką znamy z XII stulecia. Wsparte były dość bałamutnymi
informacjami o wydarzeniach zachodzących w burzliwym okresie
inwazji Germanów. Jest też spora grupa uczonych, którzy sądzą, że
przynajmniej część imion bohaterów, atrybutów i cech postaci
występujących w coraz bardziej rozbudowywanych opowieściach
pochodzi z panteonu celtyckiego.
Czy dwunastu rycerzy Okrągłego Stołu nie jest personifikacją
kalendarza Brytów, opartego na 12-miesięcznym cyklu słonecz-
nym? A może są to imiona lub postacie nawiązujące do starych}
bogów, na pewno z okresu przedchrześcijańskiego? Artur - celty-(
cki Jowisz - przyszedł na świat w sposób nadprzyrodzony, z pomo-H
ca czarownika Merlina (Merddina). To też jest postać godna uwagi.;!
Mieszkał jakoby w puszczy (środowisku nieznanym, tajemniczymi
groźnym), gdzie ukształtował swoje obyczaje poprzez stały kontakt|
z demonami. Będąc dzieckiem pokonał (może jak Herakles) złego$
króla Wartigerna, który chciał go pojmać i wykorzystać jego wiedzę^
tajemną. Uwiodła go piękna Vivien, ale Merlin, poznawszy mar-?
ność życia dworskiego, wolał powrócić do lasu i żył jak pustelnik-,
(może jak św. Nil czy św. Romuald?;. Umiał jak nikt posługiwać się
siłami przyrody: leczył, chronił od śmierci. Posiadał dar przewidy-1
wania przyszłości i umiejętność cudownego przenoszenia się z miej-
sca na miejsce. Jeśli był to pierwotnie gigant celtycki, bóstwo lasu,
to z czasem nabrał cech chrześcijańskich i poznajemy go już przy-
najmniej w podwójnej roli.
Rusałka Vivian związana była też - ale tym razem bardziej
macierzyńsko - z Lancelotem, którego uratowała wydobywając
jako dziecko z w^dy. Czy był to celtycki Wodnik, odpowiednik
Posejdona i izraelskiego Mojżesza? Czy Parcival był Hermesem na
tym Olimpie, bożkiem podróżny, tajemnic, wiedzy, poszukiwa-
czem prawdy? Beduir i Kai mogliby być bogami gór, może grzmotu-
i piorunu, wichrów. Pamięć o możliwościach tych postaci, legendy
z nimi związane nałożyły się na bohaterów już chrześcijańskich. Nie
ulega bowiem wątpliwości, że legendy o królu Arturze stanowiły też
efekt wpływów Kościoła, że część swej fabuły brały ze znajomości
(w Brytanii od IX w.) Wulgaty.
Celem działania wielu rycerzy Arturowych było zdobycie św.
Graala. Wartość, dla której można było poświęcić całe życie, stano-
wiąca pretekst do ukazania przygód, podróży, bohaterstwa, wier-
68
ności rycerskiej, miłości, wzięta jest z chrześcijaństwa. Czara, do
której spływała krew Chrystusa, miał być tą samą, której używał
Chrystus podczas Ostatniej Wieczerzy. Nie był to pomysł dawny
i dopiero w XII w. Robert de Baron spopularyzował tę wizję.
Chrześcijaństwo dostarczyło tu symbolu wartości cenionych przede
wszystkim. Zapewne umożliwiło też wzbogacenie sylwetki Mer-
lina, ułatwiło akceptację cech ważnych przy pozytywnej oce-
nie rycerza: obrony słabych i uciśnionych. Na pewno nie z chrześ-
cijańskiej inspiracji jednak pochodzą postacie rycerzy i kot-de-
mon. Może rzeczywiście były to pozostałości miejscowego folkloru,
ludowej tradycji sięgającej starych celtyckich obyczajów i obrzę-
dów.
Wyraźnie występuje w tych legendach wkład antyku, który bądź
utrzymywał się w zromanizowanym społczeństwie Brytanii, bądź
przedostawał się wraz z wiedzą uczoną przynajmniej od VIII w.
Były to głównie informacje mające na celu wprowadzenie Brytyj-
czyków do uznawanego ciągu dziejów powszechnych (pochodzenie
od Trojańczyków, w ostateczności od Rzymian). Ale może jest ich
więcej. Czy Mabon Świetlisty to nie Apollo Mapanos? Czy krwawy
deszcz padający przez trzy dni nie jest jakimś odległym wspomnie-
niem katastrofy Pompei, a potwór morski pożerający ludzi nie
pochodzi z Odysei?
Mamy zatem jak gdyby trzy źródła mitu arturiańskiego: inspira-
cję celtycką, inspirację romańską antyczną i chrześcijańską, wresz-
cie wydarzenia historyczne. Wydaje się jednak, że w grę wchodziła
przede wszystkim czwarta inspiracja: czynniki sprawcze związane
ze współczesnością tworzenia przekazu. W czasach Nenniusa i Bedy
toczyły się wyniszczające walki wszystkich przeciwko wszystkim.
Państewka germańskie walczyły o hegemonię na wyspie. Nortumb-
ria, sięgająca od Edynburga po rzekę Humber, w tym właśnie czasie
rozgramiana była przez Mercję, która uzyskała supremację aż do
pierwszej polowy IX w. i klęski pod Ellaunde, poniesionej w walce
z Wessexem. Dopiero w drugiej połowie VII w. król Wulfher
przyjął chrześcijaństwo, ale był to model przyniesiony z Rzymu
i przyjmowany niechętnie przez Kościół iro-szkocki. Zagrożenie
polityczne i zagrożenie kulturalne (przy czym wszystkie plemiona
germańskie były raczej wrogo nastawione do obyczaju celtyckiego)
doprowadziły do reakcji obronnej związanej z poszukiwaniem ma-
teriału historycznego "dla pokrzepienia serc". Szczególnie było to
potrzebne tym grupom, które uległy wyparciu z Anglii środkowej.
Niektóre z nich przeszły do Bretanii, inne skolonizowały Irlandię,
pozostałe bądź skupiły się wokół władców panujących nad obszara-
mi nie podbitymi (Walia, Kornwalia, Strathciyde), bądź poszuki-
69
wały ideologicznej podbudowy umożliwiającej kompensację psy- {
chologiczną. t
Tu należy szukać, wraz z kształtowaniem świadomości etnicz-
nej, kulturowej (narodowej?) genezy tworzenia mitów historycz- ;
nych czy też może wyzyskiwania historii do uzasadniania własnej |
wartości, znaczenia i dorobku przodków, prawa do zajmowanej
ziemi. Namaszczony na króla Offa II (757-796), twórca najwięk-
szej potęgi Mercji, zbudował wielki wał na granicy Walii. Była to i
linia dzieląca odmienne języki, sprzeczne tradycje, różne ludy
i - mimo wszystko - granica między słabszym a starszym part-
nerem celtyckim i młodszym, lecz bardziej ekspansywnym - ger- ;
mańskim. ;
To tłumaczyć może powołanie do życia postaci bohatera celtyc- i
kiego Artura. W XII w. nabrał on jednak innych cech. Nadal był
herosem miejscowych potomków Brytów - wyszedł spod pióra
Walijczyka - ale bardziej utożsamiany był z całą Anglią. Anglia po
bitwie pod Hastings stała się nową jakością: oparta o oba brzegi
Kanału La Manche, francuska z języka, z normańską elitą rządzącą,
anglosaską z pochodzenia większością mieszkańców. I tradycje kul-
tury monastycznej na Wyspie, i aspiracje przedstawicieli społecz-
nych grup wyższych powodowały, że w czasach szybkiego rozwoju
demograficznego i gospodarczego potrzebne były teorie uzasadniają-
ce znaczenie monarchii. Część jej posiadłości była lennem Kapetyn-
gów. W 1135 r. zmarł Henryk I - najmłodszy syn Wilhelma Zdoby-
wcy - i w Anglii rozpoczęły się walki wewnętrzne, rozkwitała
anarchia i wzrastała samowola baronów. Jednocześnie w sąsiedniej
Francji Ludwik VI konsolidował domenę królewską, wzmacniał au- ;
torytet korony w sojuszu z Kościołem, zwalczał z powodzeniem
feudalną anarchię. W 1154 r. syn Gotfryda Plantageneta i wnuk
Henryka I, Henryk II, opanował tron Anglii, a jego wcześniejsze
małżeństwo z Eleonorą Akwitańską (rozwiedzioną z Ludwikiem VII
francuskim) stworzyło władztwo sięgające od Pirenejów po Szkocję
i od Normandii i Owemii po Gaskonię i Bretanię.
Znaczna część tych terytoriów była - formalnie rzecz biorąc ;
- lennem króla Francji. Ten stan rzeczy wymagał interwencji
historii i dzieje króla Artura wraz z rycerzami Okrągłego Stołu
stanowią w znacznym stopniu legitymację dworu Plantagenetów.
Podboje czynione w Norwegii, Islandii, Irlandii, zwycięskie najaz-
dy na Galię (Francję), nawet założenie Paryża, pretensje do cesarst-
wa rzymskiego stanowiły jeśli nie program polityczny, to odbicie
nastrojów rycerstwa angielskiego (dalej mówiącego po francusku)
powstałych w wyniku realnej sytuacji. Aktualne potrzeby politycz-
ne, tworzenie ideologii wyjaśniającej rolę Anglii, jej króla i jej rycer-
70
stwa, stanowiły pilną potrzebę polowy XII w. Zresztą później także.
Henrykowi II było bardzo na rękę odwoływanie się do tradycji
Artura w działalności zmierzającej do konsolidacji królestwa. Dla
jego następców (Ryszard Lwie Serce) przygody Lancelota czy Par-
civala stanowiły wzór do naśladowania. Jeszcze w 1272 r. Edward I
po podboju Walii zażądał dla siebie korony Artura, występując jako
spadkobierca tradycji króla, i urządził ucztę wokół okrągłego stołu.
I tu chyba dojść można do kolejnej - może i najbardziej istotnej
- inspiracji mitu: były to potrzeby stanu rycerskiego. Potrzeby
określenia idealnych wzorów działania, stworzenia bohaterów po-
zytywnych społeczności rycerskiej, określenia hierarchii stosowa-
nych wartości. Te kreacje musiały być przekonujące, dlatego uży-
wano właściwych rekwizytów. Artur mieszkał w Camelot: nie mias-
to było jego rezydencją, lecz zamek, który stanowił środowisko
naturalne dla rycerza. Jego cudowną bronią był miecz, miecz z imie-
niem własnym - Excalibur - podstawowy atrybut szlachetnych
panów, symbolizujący sprawiedliwość, władzę i rycerskie rzemios-
ło. Łuk, kusza, topór - to broń plebsu. Król miał wiernego,
zaufanego sługę - Bedivere - i bez takiego towarzysza trudno się
było rycerzowi obejść. Pies - Cabal - też się dobrze mieścił
w strefie symbolu: rycerz miał swego rumaka i swego psa - stwo-
rzenia symbolizujące wierność i zajęcia właściwe ludziom "lep-
szym". Rycerz winien był walczyć czy też zaczynać walkę konno,
a wśród jego rozrywek specjalne miejsce zajmowało polowanie. Do
polowania zaś pies był niezbędny.
Bohaterowie Okrągłego Stołu mogli śpiewać jak Bertran de Bom
(o pokolenie młodszy od Geoffreya): "Lubię wasalów tłum, gdy
ruszy/siekać i rąbać, kłuć i gromić/ ... /Powiadam wam, że te
rozkosze / nad jadło, wino, sen przenoszę23. Ich umiejętności - rą-
banie i kłucie - musiały być w miarę możliwości doskonałe. Nie-
zbędne więc były cechy fizyczne i psychiczne: siła, zręczność, umie-
jętność szermierki czy w ogóle umiejętność walki. Poczynając od
Rolanda poprzez wszystkich sławnych rycerzy aż po postacie stwo-
rzone już w XV w. - byli niepokonani bojownicy. Dlatego mogli
potykać się z siłami niezwyczajnymi: ile potworów padło z ręki
rycerzy, ilu olbrzymów zostało przez nich wygubionych! Potrafili
walczyć ze złymi mocami, byli bowiem jako rycerze chrześcijańscy
pod szczególną opieką Niebos. Rzecz jasna - czasem padali jak
Roland w Ronsewalu lub jak ów rycerez, który wniósł ukochaną na
szczyt góry, czy nasz Zawisza Czarny w wersji Długoszowej. Ale
była to zawsze piękna śmierć, poniesiona w dobrej sprawie: walki
z niewiernymi, dotrzymanie danego słowa, zdobycie wybranki ser-
ca. Konwencja literacka kazała zresztą dorabiać coś w rodzaju hap-
71
py endu. Król Karol wrócił na pole bitwy, by pomścić Rołanda,
i odprawił sąd nad zdrajcą. Artur pokonał Medreda ponosząc
śmierć, w wersji polskiej nikczemny Wisław z wiarołomną Helgun-
dą giną z rąk mściciela swych krzywd - Waltera. Nie ma tu
znaczenia (i jest bardzo dalekie od idei chrześcijańskiej), że sam
Walter wcześniej uwiódł kobietę przyrzeczoną komu innemu i że
wyrwał się na wolność obiecując - chyba bez zamiaru dotrzymania
zobowiązania - małżeństwo ułomniej siostrze Wisława24.
Jest w tym zapewne sporo wiedzy o życiu codziennym. Uczucie
platoniczne stanowiło na ogół wymysł romantyków XIX wiecz-
nych. W czasach Europy rycerskiej miłość była jak najbardziej
realna, konsumowana, cielesna. Małżeństwo zaś stanowiło kontrakt
oparty w założeniu na materialnych korzyściach obu stron. Na jego
podstawie zakładano rodzinę, budowano pozycję majątkową, pro-
wadzono politykę międzynarodową. Wynalazkiem tej doby czy też
ponownym odkryciem na skalę nie znaną od mitu o Orfeuszu
i Eurydyce był opis miłości jako wielkiej siły zarówno twórczej, jak,
destrukcyjnej. W okowach tego uczucia rycerze, ci z ballad i pieśni,
na ogół byli wierni i dzielnie opierali się miłosnym naleganiom;
innych dam. Konwencja literacka ukazywała uczucia miotające
człowiekiem (i to tak mężczyzną, jak kobietą), uczucia związane ze.,
stanem jego psychiki, z miłością, namiętnością, pragnieniem. Było
w tych utworach miejsce na ukazanie miłości idealnej - aż po grób
- na przedstawienie namiętności ślepej i burzącej wszystkie reguły,
skądinąd głoszone przez prawo rycerskie.
Dobrym tego przykładem są pieśni, które w drugiej połowie
XII w. zaczęły krążyć po Anglii (pióra Beroula, nieco później
Thomasa), a które wyzyskał Gotfryd ze Strasburga, tworząc dzieło
o szaleństwie Tristana. Dzieje najbardziej popularnej w literaturze
średniowiecznej pary kochanków - Tristana i Izoldy - nie stano-
wią jednolitej, zwartej opowieści. Mają kilka wątków treściowych,
niekiedy wzajem się wykluczających. Szkielet opowieści pozostaje
podobny: sierota Tristan (imię jest tu ważne: smutny, refleksyjny,
uczuciowy) jako dziecko porwany został przez piratów (znowu
motyw niejasnego pochodzenia bohatera, tajemnicy okrywającej
jego urodzenie). Jako młodzieniec znaleziony na brzegu morza
dostaje się na służbę do króla Kornwalii - Marka-(znowu wątki
celtyckie). Jako jego wierny wasal, zaufany sługa (Arturowy Bedi-
vere staje się tu postacią pierwszoplanową) wyrusza de Irlandii, by
przywieźć królowi wybraną na żonę Izoldę Białowłosą.
Niektóre wersje poematu informują, że Tristan w drodze po-
wrotnej wypił czarodziejski napój miłosny, inne pomijają ten szcze-
gół, dość, że traci on i głowę, i zmysły wobec swej królowej. Walczy
72
z namiętnością - między siebie i Izoldę kładzie w łoże nagi miecz,
ale szalona namiętność zwycięża i rozsądek, i wierność wobec pana
- rym łatwiej, że uczucie Tristana podziela także Białowłosa. Cały
ciąg dalszy to historia miłości wiecznej (a przynajmniej dożywot-
niej) i nieodpartej. Kochankowie oszukują króla Marka. Jedna
wersja powiada, że wobec niemożności połączenia się z ukochaną
Tristan wyjeżdża do Bretanii, tam poślubia Izoldę o Białych Dło-
niach. Śmiertelnie ranny w jakiejś potyczce posyła swego sługę
Kaherdina do swej prawdziwej ukochanej. Zazdrosna żona unicest-
wia ów zamiar, Tristan umiera z ran, Izolda z żalu, łączą się więc
w chwili śmierci.
Niekiedy śpiewano, iż Tristan zmarł na progu domu Izoldy, do
ostatniego tchu walcząc o możliwość zobaczenia jej raz jeszcze.
Druga wersja jest okrutniejsza. Król Marek dowiaduje się o wiaro-
łomstwie żony i poddaje ją próbie sądu Bożego. Tu znowu wersje się
rozchodzą. Jedna mówi o zwycięskim epilogu próby, albowiem
Izolda przysięgła, że w ramionach trzymał ją tylko mąż i żebrak,
który ją przeniósł przez bagno, a żebrakiem tym był oczywiście
Tristan w przebraniu. Inna wersja mówi, że w próbie wyszła na jaw
zdrada Izoldy, a okrutny małżonek rzucił ją do obozowiska trędo-
watych na łup ich straszliwej żądzy i oczywiście potworną śmierć.
Potęga miłości złamała dwa istnienia ludzkie - i ten motyw, popu-
larny w literaturze różnej jakości do dziś, stanowił najbardziej znaną
wersję romansu w XIII w.
Trudno byłoby tu mówić o upadku w XIII stuleciu idei kształ-
tujących te wątki25. Zmiany są niewielkie. Cytowany jako przykład
Romans o róży w swej pierwszej części powstał pod koniec pierwszej
połowy XIII w. I Wilhelm de Loris, i Jan de Meung (autor drugiej
części, późniejszej o pokolenie) nisko cenią kobietę, która w ich
mniemaniu nie posiada zdolności rozeznania między dobrem
a złem. W poemacie jest także motyw uzależnienia szlachectwa od
posiadanych cnót: "Nikt nie jest szlachcicem, kto cnót nie prak-
tykuje ... cnoty nie są dziedziczne", mówi jedna z postaci przed-
stawiająca Naturę26. Ani ten motyw większego niż poprzednio
mizoginizmu, ani protesty przeciwko przywilejom rodowym nie
zapowiadają zmiany stosunku do kobiety czy też początku równości
wobec prawa. Pozostała - opisana w Tristanie i Izoldzie - kon-
wencja wielkiego uczucia, które może doprowadzić do katastrofy.
Czy nieszczęśliwe małżeństwo Eleonory Akwitańskiej z Lud-
wikiem VII (podobno zakochanym w innej kobiecie) nie doprowa-
dziło do klęsk politycznych nękających Francję aż po XV w.? Nie
przeceniając tych wydarzeń, skutków amorów Izabeli angielskiej
z Mortimerem, naszej legendy o rozbijaniu siekierą drzwi przez
73
Jadwigę pragnącą spotkać się z Wilhelmem austriackim, trzeba
stwierdzić, że uczucia ludzkie dochodziły do głosu i w życiu pub-
licznym, i prywatnym. Trudno zresztą stwierdzić, w jakim stopniu
ukształtowała je konwencja literacka. Przykładem może być stosu-
nek do słowa rycerskiego. Król Jan II, którego panowanie zapisało
się w historii Francji bodaj największymi nieszczęściami (klęski
wojny 100-letniej, powstanie chłopskie "żakerii", bunty mieszczan,
epidemia czarnej śmierci, rujnujące państwo fałszerstwa monety
przez skarb królewski), przeszedł do historii z przydomkiem Dob-
ry. Był "dobrym rycerzem" pilnującym godności swego stanu,
dotrzymującym słowa także nieprzyjacielowi. Oddał się w niewolę
angielską, gdy okazało się, że syn jego z niej uciekł, a skarb państwa
nie był w stanie spłacić wysokiej kontrybucji wojennej.
Nasz Henryk Probus (Prawy) otrzymał ten przydomek dzięki
dobrej znajomości kodeksu rycerskiego. Czy jego działalność za-
wsze była zgodna z tym kodeksem (o czym każe wątpić m.in. walka
z biskupem Tomaszem), można by wiele o tym mówić. Wspomina-
liśmy już o zbieraniu przez drobnych rycerzy pieniędzy dla rabusiów
na opłacenie ich wolności; wypuszczani byli na słowo honoru. Liczba
zaś umów zawieranych na "słowo" była w polityce europejskiej
XIII-XIV w. tak duża, że trudno ją uznać za marginalny efekt
upadającego etosu rycerskiego. Wręcz przeciwnie - idea człowieka
honorowego zostaje przejęta w XV w. przez inne stany. Huizinga
opisał groteskowy pojedynek mieszczan27. Ważniejszym świadect-
wem recepcji było pojawienie się obok "verbum nobile" kupiec-
kiego odpowiednika "verbum mercantiie" - słowa dającego rękoj-
mię wywiązania się z zobowiązań finansowych28.
Średniowiecze tworzyło i przekazywało dalej mity powstałe
w interesie różnych grup społecznych, nie tylko rycerstwa. Do nich
zaliczyć by można odbudowany przez wersję kościelną mit o sprze-
daniu muzułmanom przez złych kupców weneckich dzieci udają-
cych się w 1212 r. do grobu Chrystusa. Ta wersja zrodziła się z paru
motywów: postaci złego, wyzyskującego kupca, niewinnych dzieci,
ginących za wielką (świętą) sprawę. Być może dałyby się tu wykryć
analogiczne pierwiastki do tych, które znajdują się w bajce o Jasiu
i Małgosi porwanych przez czarownicę. W grę wchodziła też zapew-
ne niechęć do możnych tego świata zaniedbujących swe podstawo-
we obowiązki - walkę o wyzwolenie Grobu Świętego. Wreszcie
podstaw do powstania legendy dostarczyły fakty, tyle że nieco inne
niż te, które później rozpowszechniono. Jak dowodzi P. Ruedts29,
na galery muzułmańskie zostali sprzedani przedstawiciele margine-
su społecznego, biedni, którzy ściągali do portów włoskich nierzad-
ko w mniej szczytnych celach niż udział w krucjacie. Legenda Robi-
74
na Hooda zrodziła się dopiero w drugiej połowie XIV w., też jako
efekt oczekiwań dotyczących losu tych, których rujnowała wojna
100-letnia. Rosnący bandytyzm, wyzysk urzędników królewskich,
oczekiwania społeczne drobnych posiadaczy czy wieśniaków nało-
żyły się chyba na archetyp "dobrego władcy", który przyjdzie
zrobić porządek w kraju i - pod piórem erudytów - powiązane
zostały z niepokojami społecznymi sprzed 200 lat, z czasów Jana bez
Ziemi i Ryszarda Lwie Serce30.
Czy równie stary był bohater walczący o sprawiedliwość, a poja-
wiający się wszędzie tam - w Europie - gdzie nowe stosunki
społeczne prowadziły do zbiorowej kontestacji? Naszym Robinem
był Janosik31, tyle że późniejszym i działającym w górach, a nie
w puszczy. Takich przykładów było wiele. Wydaje się jednak, że
ważniejsze są te, które przekazywały treści polityczne, tworzące
mity funkcjonujące do dziś. Szczególnie istotne wiążą się z kształ-
towaniem świadomości zbiorowej grup poszukujących swego rodo-
wodu, w personifikacji bohatera utożsamiającego wszystkie idee,
o które trzeba walczyć32.
Charakterystycznym przykładem jest mit Wilhelma Tella. Po-
czątki związku szwajcarskiego sięgają końca XIII w. (najstarszy
dokument związkowy - Bundesbrief - z 1291 r.). W 1315 r. wolni
chłopi szwajcarscy w bitwie pod Morgarten pokonali wojsko Habs-
burgów (związany z tym został inny późniejszy mit: bohatera, który
poświęca życie dla zwycięstwa słusznej sprawy - Winkeirida33).
W atmosferze niestannego zagrożenia i stałej walki z przeciwnikiem
około roku 1370 Hans Schriber uwiecznił wydarzenie, które stało
się początkiem walki Szwajcarów o wolność: konflikt między ksią-
żęcym urzędnikiem a dzielnym góralem gdzieś w początkach stule-
cia. Opis tego wydarzenia jest typowy dla folkloru: Austriak ma
wszystkie cechy czarnego charakteru, Tell jest postacią świetlaną.
Reprezentuje poglądy właściwe dla okresu późniejszego o 70 lat:
niechęć wobec obcych, wobec książęcej jurysdykcji, wobec świad-
czeń na rzecz dworu. Z biegiem czasu i kształtowaniem odrębności
Szwajcarów legenda Wilhelma Tella wzbogacała się nowymi szcze-
gółami. W XVI w. Idzi Tschudi ustalił nawet datę dzienną tego
zdarzenia, gdy ojciec zestrzelił jabłko z głowy syna. Miało to się
odbyć 19 XII 1307 r. Kiedy w wieku Oświecenia wydano broszurę,
w której poddano krytycznej ocenie bohaterstwo Tella została de-
monstracyjnie spalona. Przecież wszyscy Szwajcarzy wiedzieli, jak
było naprawdę. "Ut fama publica dicit" (jak głosi opinia publiczna)
było stwierdzeniem stanowiącym dowód nawet w procesie sądo-
wym34. Świadomość zbiorowa dotycząca własnej przeszłości była
trudna do podważenia. Jeszcze w XIX w. Wilhelm Tell był sym-
75
bólem powszechnej walki o wolność (jak u Schillera), a jednocześnie
bohaterem narodowym.
Kształtowanie się narodów - szczególnie poczynając od
XIV w. - przyniosło rozwój idei uzasadniających szczególną, wy-
jątkową przeszłość tych wspólnot. Sądzić można, że zbiorowości
etniczne, do których świadomie przyznawały się różne grupy: ksią-
żęta, rycerze, mieszczanie, kler, nawet chłopi, wymagały mitu pod-
kreślającego i starożytne pochodzenie, i czyny, które dawały pre-
tekst do wysokiej oceny zbiorowego życiorysu. Frankowie (niekiedy
wywodzący się od eponima Francusa) pochodzili od Trojan. At-
rybutem ich zawsze była wolność (freie - Franken), jak pisał już
Fredegar w VII w., co znalazło bardziej uczoną kontynuację w X w.,
a stało się hasłem jednoczącym Francuzów w dobie sporu Filipa IV
z papieżem Bonifacym VIII i jeszcze później w dobie wojny 100-le-
tniej. Podobnie posłużyło do powstawania świadomości zbiorowej
Katalończyków3 5.
Jednym z mitycznych bohaterów średniowiecza był Karol Wiel-
ki. On stworzył Europę łacińską, czyli jedność (raczej postulowaną
niż realną) cywilizacji zachodniej. W IX-X w. był symbolem
cesarza - władcy uświęconego przez pomazanie papieskie. Jego
imię stało się rzeczownikiem pospolitym wśród Słowian - król,
kral, korol - oznaczającym godność monarszą. W XI w. stał się
symbolem seniora, i to seniora chrześcijańskiego rycerza36. Jemu
był wierny Roland, jemu sprzeniewierzył się Genelon. Od XII w.
Karol wraz z królem Arturem jest głównym bohaterem epoki rycer-
skiej. Karol ma zresztą zdecydowaną wyższość nad Arturem - sta-
nowi typ bohatera politycznego, jest przedstawicielem ideologii
państwowej. Ponadto jego tytuł cesarski stawia go najwyżej w hiera-
rchii feudalnej, a jednocześnie daje mu atrybuty świętości. Od
XII w. rozprzestrzenia się kult Karola, i to na obszarach pogranicz-
nych Saksonii, którą nielitościwie złupił! W XIV w. zdobywa popu-
larność jego najsłynniejszy rycerz - Roland, który wkracza do
miast jako symbol sprawiedliwości mieszczańskiej. Trzeba przypo-
mnieć, że i król Artur był patronem eksluzywnych związków pat-
rycjuszy miejskich.
Sam Karol pojawia się na pieczęciach władców, na obrazach.
Okazuje się, że założył siedem miat, z jego panowaniem wiążą swe
początki przedstawiciele wielkich rodów (m.in. Habsburgowie zna-
leźli swego antenata w VIII w.). Do relikwii Karola zaczynają
przybywać pielgrzymki, rozpoczynają się starania o ich zdobycie.
Jest to zapewne zapotrzebowanie na władcę idealnego, symbolizu-
jącego realizację marzeń średniowiecza: Imperium Romanum jako
państwo pokoju, sprawiedliwości, porządku.
76
Karol był przedstawicielem epoki złotego wieku, symbolem
czasu szczęśliwego, a jednocześnie dla ideologów cesarstwa był
przedstawicielem programu politycznego. Był też symbolem "Sac-
rum Romanum Imperium", pojęcia używanego od schyłku XIII w.,
właśnie wówczas, gdy idea uniwersalizmu cesarskiego traciła zwią-
zek z rzeczywistością. Gwiazda Karola nieco zbladła wraz z roz-
wojem państw narodowych, upadkiem idei cesarstwa uniwersalis-
tycznego, z kryzysem ideologii i polityki w XV w. Ale zawsze
pozostawał w panteonie Europy. W XVI w. zaczął się rysować spór
na tle dodatku mówiącego o "narodzie niemieckim" przy określaniu
cesarstwa. Spór ten istniał jeszcze w XX w.: czy Karol był proto-
plastą królów Francji, czy też - jak głosiła ideologia niemiecka
z XIX w. - rozpoczynał linię władców Rzeszy (Kari der Grosse czy
Charlemagne?). W ten sposób mit średniowieczny znalazł się w cen-
trum uwagi polityki europejskiej w przeddzień I wojny światowej.
Mit Rzeszy co prawda jakby się oddzielił od mitu Karola, ale to już
wiązało się z potrzebami polityki Hohenzollernów po kolejnym
odnowieniu cesarstwa w 1871 r.
Zapewne rację mają ci badacze, którzy odtwarzając mity krążące
w średniowieczu, stwierdzają, że są z czasów znacznie niekiedy
dawniejszych. Mity braci bliźniaków, porządku wszechświata, wą-
tek zmyślnego rzemieślnika (w Polsce podanie o Lestku złotniku)
krążyły w średniowieczu i są znane także dzisiaj37. Wszyscy w Eu-
lupie, piśmienni i niepiśmienni, wiedzieli, że Herod jest symbolem
zła, Hektor symbolem męstwa, Aleksander Macedoński - wielko-
ści władcy. Można też obserwować wątki wędrujące w poprzek całej
Europy, ich wzajemne kontakty i oddziaływania, jak np. o Wandzie,
która nie chciała Niemca38. Ale innego charakteru nabrała ta legen-
da wówczas, gdy stała się ilustracją walki z niemczyzną, niebez-
pieczeństwem z zewnątrz, patriotycznego poświęcenia, odwołania
do wartości rodzimych.
Mity pochodzą z różnych epok. Aby je poznać dogłębnie, trzeba
się oprzeć na tych najdawniejszych, które się z czasem ukształ-
towały. Między historykami trwa spór o to, czy pamięć ludowa,
ewentualnie społeczna w ogóle, przekazuje informacje, które na-
stępnie przybierają formy rozważań historyczno-filozoficznych,
czy też (jak sugeruje F. Graus39) "historyczna tradycja jest nielegal-
nym dzieckiem kronikarsko-uczonych badań". Zapewne było róż-
nie. Iliada stała się inspiracją do rozważań teo- i kosmogonicznych
na długo przedtem, nim została spisana. Może dla wczesnego śred-
niowiecza, niepiśmiennego, powszechnie znane relacje ustne stały
się podstawą rozwiniętych następnie misternych konstrukcji his-
torycznych. Ale np. w Polsce mogło być inaczej. Rozpowszech-
77
nienie wiadomości zapisanej stanowiło punkt wyjścia narodzin le-
gendy, otoczonej dodatkowymi wyjaśnieniami, opartymi na cało-
kształcie współczesnej wiedzy.
Pamięć ludzka w społeczeństwach niepiśmiennych trwa długo.
W Afryce iskrioci, opowiadacze dziejów, mają jakoby recytować
wydarzenia, które zaszły w XII czy XII w. Nie jest to pewne i nie
zawsze te recytacje są identyczne40. W piśmiennej Europie rzadko
kiedy świadomość przeszłości sięgała poza trzy, cztery pokolenia41.
Jak świadczą zeznania świadków na procesach polsko-krzyżackich,
ci, którzy pamiętali lepiej, widzieli dokumenty pisane. Byli to też
przedstawiciele elity społecznej - książęta, duchowni - mający
szczególne racje, by przechowywać tradycje o przodkach, dokona-
niach i uprawnieniach.
Pouczająca jest opowieść Z. Rajewskiego o legendzie, która po
odkryciu Biskupina fascynowała archeologów, a krążyła z ust do ust
wokół Żnina. Głosiła ona, że z grodu biskupińskiego prowadziło
tajne przejście do zamku zwanego Wenecja. I rzeczywiście znalezio-
no przejście, lecz nie do Wenecji, tylko do brzegu jeziora nie opodal
grodu; nie podziemne, lecz po dnie jeziora wymoszczonym balami.
Sensacja wisiała w powietrzu. Okazało się jednak, że krążące po-
wszechnie wieści były efektem informacji drukowanych przed 100
laty w lokalnym wydawnictwie żnińskim, którego wydawca zbierał
miejscowe legendy. Wśród nich zaś znalazła się i ta, prawdopodob-
nie rodem z XIX w., która opowiadała o tajemniczych lochach
w romantycznych ruinach zamku weneckiego. Ludność miejscowa
połączyła ją z odkryciami archeologicznymi.
Odnosi się wrażenie, że takie informacje "z odbicia" stanowią
często główną podstawę wiedzy społecznej. Opowieści mistrza Win-
centego z początku XIII w. przeszły do kompendiów Jana Dąbrów-
ki z Uniwersytetu Krakowskiego w początkach XV w., potem przez
różne podręczniki historii Polski (mimo protestów działaczy oś-
wiecenia) znalazły się w dydaktycznych Wieczorach pod lipą. Do
kolejnej popularyzacji przyczynili się pisarze historyczni XIX w.
Nabyte w ten sposób poglądy na własną przeszłość zakorzeniły się
głęboko.
Każdy rewizjonizm napotyka opory, co niekiedy prowadzi do
nieoczekiwanych sytuacji: "stary" podręcznik jest "prawdziwy".
Ponieważ "starość" jest względna i dotyczy na ogół czasów własnej
młodości, można spotkać osoby wiedzące na pewno, jak było, bo
wyczytały to w starym podręczniku - z roku 1953. Ta wiedza nie
należy jeszcze do tradycji, która zdaniem Grausa42 musi spełniać
cztery warunki by stać się mitem: wizja przeszłości musi odpowia-
dać współczesnym potrzebom, detale, charakterystyczne dla daw-
78
nie j szych epok są tylko dowodem wiarygodności, musi być umiesz-
czona dokładnie w czasie i przestrzeni, tym też różni się od ludowej
wiedzy; musi być przekazywana z pokolenia na pokolenie; wreszcie
jej wpływ na życie społeczne musi przekraczać gabinety uczonych.
Takie tradycje tworzą mity, które kształtują szerokie poglądy społe-
czne i dają broń do ręki politykom.
Posłużmy się tu przykładem Polski. Badany jest mit "Polski
- przedmurza chrześcijaństwa"43. Ta koncepcja, która tyle miejs-
ca zajęła w ideologii Polski nowożytnej, pojawić się miała w XIV w.
Zdaniem P. W. Knolla44 genezy jej należy szukać w chrzcie Litwy
i zaprzestania w XV w. na jakiś czas najazdów tatarskich. Sprawa
jednak nie była tak prosta. Terminy "przedmurze", "zapora",
"tarcza" (scutum, murus, antemurale, cłypeus) w propagandzie
Królestwa Węgier używane były od XIII w. W stosunku do ziem
polskich stosowano określenie "granice chrześcijaństwa". "Fines
christianitatis" (w tym ujęciu mieściło się np. Pomorze Gdańskie45)
były bliskie określeniu "propugnaculum fidei christianae". Świa-
domość położenia na granicy cywilizacji rodziła poczucie wyjąt-
kowości i pogląd o prawie do szczególnych przywilejów. Już Leszek
Biały między innymi argumentami prosił papieża o zwolnienie
z krucjaty do Ziemi Świętej46 dlatego, że miał pod bokiem swoich
pogan - Prusów. Najazdy Mongołów podkreślały jeszcze ważność
roli granicy, co głównie wykorzystywali Węgrzy.
Petycja zjazdu sulejowskiego w 1318 r. do papieża, postulująca
przywrócenie królestwa i koronację Łokietka, argumentowała, że
słaba Polska jest zagrożeniem wiary chrześcijańskiej. Ze słabości tej
bowiem korzystają schizmatycy i poganie47. Wbrew politycznej
rzeczywistości (Łokietek nie walczył wówczas ani z Rusią, ani
z Litwinami - można było powoływać się tylko na najazdy) silna
Polska miała być już wówczas szansą dla papiestwa. Zresztą i wcześ-
niej, gdy chodziło o doraźne korzyści polityczne (uzyskanie zgody
na potraktowanie bitew z Prusami jako na formę krucjaty, zgody na
koronację księcia), dyplomacja polska korzystała z argumentu, któ-
ry stanowił treść późniejszej idei przedmurza48. Zresztą ta idea
"tarczy chrześcijaństwa" wiązała się z rolą Rusi Halickiej jako
zapory przeciw najazdom tatarskim, co sformułował król Włady-
sław w 1323 r. Następnie, po 1325 r., gdy Łokietek zawarł przy-
mierze z Litwinami w celu skuteczniejszej walki z Zakonem Krzy-
żackim, rzecz prosta idea przedmurza upadła, a argument granicz-
nego położenia kraju poszedł do lamusa. Później był wyzyskiwany
w propagandzie węgierskiej w konflikcie z Polską o Ruś Halicką
przeciwko Litwinom. Unia zawarta w Krewię między Litwinami
i Polakami w ogóle na jakiś czas przekreśliła możliwość stosowania
79
argumentu przedmurza. Wręcz przeciwnie - to Krzyżacy stali się
tarczą chrześcijaństwa przeciwko pogańskiej Litwie i kryptopogań-
skim katolickim Polakom. Określenie przedmurza zostało jednak
zarezerwowane dla "państw frontowych" walczących z najwięk-
szym niebezpieczeństwem dla Europy - inwazją turecką.
Należały do nich obok Bizancjum: Rodos (później Malta), We-
necja i Węgry stanowiące najmocniejszą zaporę militarną. Bitwa
pod Warną (1444) stała się sławna w Europie, a Polacy skorzystali
na tym, jako że poległ w niej (zaginął? co sprzyjało rozwojowi
legendy), król Węgier i Polski, Władysław. Poprzednie sukcesy
Władysława kreowały go na bohatera Europy. Francesco Filelfo,
jeden z najwybitniejszych włoskich humanistów, nazwał go "gwiaz-
dą królów ... przedmurzem całej rzeczypospolitej chrześcijań-
skiej". Jak pisał J. Tazbir, Warna stała się dobrą okazją do propa-
gandowego wyzyskania przez stronę polską49.
Na pewno w grę wchodziła kontrpropaganda wobec Krzyżaków
głoszących sprzeniewierzenie się Polaków prawdziwemu chrześ-
cijaństwu i dążenie (zrealizowane) do uzyskania i teoretycznego
uzasadnienia wielkiego znaczenia dworu jagiellońskiego w Europie.
Kiedy w latach pięćdziesiątych Tomasz Strzempiński czy Jan Lu-
tek z Brzezia przedstawiali w Rzymie Kazimierza Jagiellończyka
jako władcę, który "ustanowił mur obronny przeciwko niewier-
nym", to wytwarzali atmosferę, która dodawała prestiżu królowi
Polski w czasach wojny z Krzyżakami o Pomorze. Rzecz w tym, że
akurat wówczas konfliktów z muzułmanami nie było. Sam Kazi-
mierz zresztą nie tylko przedstawiał się jako obrońca chrześcijańst-
wa, ale formułując stanowisko, że jest "królem całego Wschodu"50,
ukazywał siebie jako władcę, zabezpieczającego od tej strony świat
chrześcijański.
Papiestwo godziło się chętnie na nazywanie Polski tarczą, mu-
rem, przedmurzem chrześcijaństwa (jak uczynił to w 1462 r. w Kra-
kowie arcybiskup Hieronim Lando), aby nakłonić Jagiellończyka
do podjęcia wojny z Turkami. Czy było to określenie stosowane
także w polityce wewnętrznej? Jan Ostroróg konstatował, że władcę
jego (a zatem i kraj) "zewsząd otaczają nieprzyjaciele". Wydaje się,
że słynny Memoriał o urządzeniu Rzeczypospolitej jest apokryfem
z czasów Zygmunta Starego, ale wymieniając nieprzyjaciół Polski
pisze o Turkach, Tatarach, Moskwie, Wołochach. Dla XV w.,
przynajmniej do końca trzeciej ćwierci stulecia, ten wykaz wydaje
się zbyt obszerny. Turcy byli straszakiem dla Europy, podobnie jak
Tatarzy (którzy dopiero od lat osiemdziesiątych XV w. zaczęli
zagrażać Ukrainie). Ale Moskwa dla Europy była tylko ewentual-
nym sprzymierzeńcem przeciw Turkom (lub Polsce), a dla Jagiel-
80
lonów stała się groźna od zdobycia Nowogrodu Wielkiego w 1478 r.
Kłopoty z Mołdawią też raczej dotyczyły samego schyłku XV w.
Wtedy Polska z Litwą stały się największą siłą polityczną w tej
części Europy, mogącą powstrzymać nawałę islamu. To między
innymi prowadziło do paradoksu widocznego u Decjusza w jego
Księdze o czasach króla Zygmunta (1521 r.): "kto pomaga Zakonowi
chrześcijańskiemu - Krzyżakom - ten działa na szkodę królestwa
sarmackiego, przedmurza chrześcijaństwa, jego zapory i obrony
przed wrogami"51.
Mit przedmurza wówczas się jednak nie wytworzył. "Kamie-
niem węgielnym narodowej polityki polskiej w XVI w. i przez
większą część XVII w. było utrzymywanie pokojowych stosunków
z Turcją", pisze W. Czapliński52. Powstała natomiast frazeologia.
To ona właśnie w czasach rosnących trudności i zbliżającej się
katastrofy zaczęła służyć ideologii. Szlachta zagrożona w swych
przywilejach, w swym państwie, otoczona rzeczywiście siłami ob-
cymi religijnie, państwowo, narodowo i ustrojowo, widziała jedyny
ratunek w ścisłym przymierzu z Kurią Rzymską. Termin przed-
murze używany przez Kościół stał się hasłem współbrzmiącym
m.in. z potrzebą zachowania odrębności państwowej. W tym zatem
przypadku wersja o przedmurzu powstała w średniowieczu. Mitem
- stała się w czasach nowożytnych.
Nie jedyny to przypadek tego rodzaju. Genezy polskiej toleran-
cji szukać by należało w średniowieczu. Zawsze kraj peryferyjny,
leżący na styku co najmniej dwóch stref kultury, korzystał ze swego
położenia w handlu i polityce. Warunkiem znaczenia Polski Kazi-
mierza Wielkiego był tolerancyjny stosunek do zwyczajów - praw-
nych, religijnych, językowych - panujących na Rusi. Na pewno
monarchia wielonarodowościowa, z udziałem poza Polakami Rusi-
nów, Niemców, Żydów, Ormian, Włochów, Wołochów, rozwijała
się w XV stuleciu. Teoria tolerancji powstała w dobie nowożytnej,
stanowiąc oparty na rzeczywistości historycznej mit nieprawdziwy
w warunkach XVII czy XVIII w.
Średniowiecze było nieprzebraną kopalnią przykładów, które
stanowiły kamienie węgielne także innych mitów narodowych:
o wojnach zawsze sprawiedliwych, o zamiłowaniu do rokoszy i sa-
mowoli magnatem i innych53. Potrzeby polityczne, ambicje znale-
zienia właściwego miejsca w związku dynastycznym z Polską stwo-
rzyły przesłanki litewskiej legendy etnogenetycznej54. "Polacy pro-
ści [grubyje] ludzie, a my stara rzymska szlachta", mówiono wierząc
coraz mocniej w wyprawę nad Bałtyk ongiś rzymskiego wodza
Palemona. Ten mit współistniał z tworzącym się w XV w. mitem
sarmackim, wywodzącym Polaków nie od wielkich narodów an-
81
tyku, lecz widzącym ich starożytne początki w ludzie posiadającym
własne cechy kultury i ustroju. Oba mity wyrastały z potrzeb
związanych z awansem politycznym Rzeczypospolitej w XV w. Oba
rozwijały się do czasów Oświecenia, acz śladów ich można by
- szczególnie o tym sarmackim pochodzeniu - dopatrzyć się
jeszcze i w naszych czasach.
Nie wszystkie pomysły uczonych kronikarzy miały szansę stać
się mitem. Smok wawelski zawsze był tylko legendą, choć i tu
dopatrywano się także i różnych realiów. Benedyktowi Zientarze55
zawdzięczamy wiedzę o dziejach jeszcze innej legendy: opowieść
zawartą w Kronice polskiej (koniec XIII w.) o księciu Konradzie,
synu Henryka Brodatego, który chciał usunąć ze Śląska imigrantów
niemieckich i został przez nich pokonany. Stała się ta opowieść
punktem wyjścia rozważań i o tryumfie niemczyzny, i o świadomej
obronie polskości na Śląsku. W rzeczywistości cała wzmianka po-
chodziła ze wspomnienia o wybuchu niezadowolenia górników zło-
ta, Niemców, którzy na tle ucisku feudalnego rozbili zapewne wy-
słany oddział rycerzy. Było to około roku 1220, w 21 lat później ich
następcy położyli głowy pod Legnicą wraz z księciem Henrykiem
w walce z Tatarami. Ten epizod został rozwinięty w końcu XIII w.,
kiedy wzrosły konflikty między polskim duchowieństwem i rycerst-
wem a przybyszami z Niemiec. Ci ostatni poszukując potrzebnych
wspomnień historycznych połączyli epizod z 1220 r. ze swą obecną
sytuacją, postawili na czele swych wojsk Henryka Pobożnego (do-
wodzącego pod Legnicą) i stworzyli historyczną tradycję swej walki
o zdobycie należnego im miejsca w życiu kraju. I Polacy, i Niemcy
korzystali z tego fragmentu Kroniki aż po nasze dni, tworząc mity
dotyczące "odwiecznych" zmagań polsko-niemieckich. Im bardziej
stosunki międzynarodowe były napięte, tym większą w dziejopisar-
stwie, w powieściach, w publicystyce ten przykład odgrywał rolę.
Symbolem bojownika o polskość był książę Konrad (Henryk
broniony był tylko swą świątobliwością, jak w powieści Zofii Kos-
sak Legnickie Pole). Mit ten służył w XIII i XX w. planom politycz-
nym, bieżącym konfliktom. Nie jest to zjawisko w Polsce odosob-
nione. Już w XIV w. powoływano się na tradycję rokoszów, sięgają-
cą jakoby czasów Ludwika Węgierskiego. Każda działalność ludzka
poszukuje podbudowy historycznej w celach związanych z chwilą
bieżącą.
-^ iv -^
SPOŁECZEŃSTWO:
STRUKTURY STAŁE
CZY ZMIENNE
AK DALECE WIZJA ŚREDNIOWIECZA UKAZYWANA W PODRĘ-;
cznikach, syntezach, pokutująca w potocznych wyob- ?
rażeniach różni się od tej, którą reprezentują współ-1
czesne badania, można zademonstrować na wielu przy-:
kładach. Nie mnożąc ich nadmiernie ograniczmy się;
do trzech, które wyraźnie dowodzą niesłuszności stosowanych po-i
wszechnic ocen: problemu mobilności społecznej, znaczenia życia5
intelektualnego, ruchliwości w przestrzeni.
Była już mowa o próbach zmierzających dc ukazania w średnio-
wieczu społecznego porządku świata1. Była też mowa o tym, że"
w przeważającej mierze stanowiły one raczej program społeczny niż
odbicie autentycznego stanu rzeczy. Ale nie można tego zjawiska
upraszczać. Po pierwsze - niekiedy postulaty mogły być w części;
realizowane. Król, cesarz, traktujący siebie jako "pomazańca Boże-
go" (christus Domini)2, piastujący władzę z "Bożej łaski" (jak od
czasów Pepina tytułowali się królowie Franków)3 - potrafili nie-
rzadko narzucić ten sposób widzenia władzy swym poddanym.
Potężniejący Kościół stwarzał inną grupę uprzywilejowanych,
która szczególnie od czasów wypraw krzyżowych zdobywała wyjąt-
kowe prerogatywy w życiu społecznym Europy. Ale - po drugie
- próby określenia i zdefiniowania porządku świata wypływały
z potrzeb wewnętrznych grup i jednostek żyjących w nie ustabilizo-
wanym, stale zmieniającym się świecie. Większość dotychczaso-
wych norm, dyktujących sposoby postępowania, zwyczaje prawne,
ulegała rozkładowi. Zwietrzeniu podlegały stare, plemienne normy
działania, zmieniały się grupy uprzywilejowane, pojawiały się no-
we. Nie jest bowiem prawdą, że w ciągu 1000 lat tylko posiadacze
ziemscy dominowali w życiu społecznym. Byli przed nimi wodzo-
86
wie plemienni, starsi rodowi, właściciele niewolników; potem do-
minowali urzędnicy i funkcjonariusze państwowi, którym dopiero
w 888 r. kapitularz cesarza Karola Grubego dozwolił dziedziczyć
urzędy i tym samym związane ze stanowiskiem beneficja.
Potem rzeczywiście przyszła era właścicieli ziemskich, ale nie
była to grupa stała: elity władzy wymieniały się wraz ze zmianami
politycznymi4. System społeczny postulowany i w miarę możliwo-
ści wdrażany siłą i prawem miał dawać poczucie bezpieczeństwa
i stabilizacji.
Na pewno jeden z przełomowych okresów stanowiły stulecia XII
i XIII. Postawiły one pod znakiem zapytania przyszłość wielu drob-
nych wasali, ministeriałów, panoszy. Wtedy też wykształciły się
grupy społeczne, które można określić mianem stanów5. Jak wynika
z dotychczasowych badań6, miały to być grupy społeczne wyróż-
niające się wspólnym prawem, na ogół wypływającym z gospodarczej
pozycji jej uczestników. Przynależność do nich była w zasadzie dzie-
dziczna, ich granice ostro zarysowano i przeważnie zamknięto.
Dalsze człony przyjmowanej definicji wiążą się ze zdolnością
tych grup do sprawowania władzy publicznej poprzez zgromadze-
nia stanowe. Wreszcie - dla krajów Europy - stany są określeniem
historycznym, dotyczącym okresu między XIII a XVI w. W kra-
jach rozwiniętych okres ten, między monarchią feudalną a monar-
chią absolutną, charakteryzował się dualizmem władzy realizowanej
przez monarchię i przedstawicielstwo stanowe. Sprawa jednak nie
jest prosta. Nie ulega wątpliwości, że obok "oficjalnych", przewi-
dzianych prawem kościelnym lub państwowym grup społecznych
- duchowieństwa, urzędników korony, książąt Rzeszy, rozmaitych
grup służebnych - istniały mniej formalne więzi nie mieszczące się
w prawnej hierarchii. Niekiedy działały one na zasadzie więzi poko-
leniowych, niekiedy - zbliżonych interesów gospodarczych.
Czy można (jak postuluje C. Levi Strauss7) badając ówczesne
stosunki odtworzyć panujący system, jego hierarchię, jego porzą-
dek? Wydaje się, że krzyżowały się tu najrozmaitsze formy działa-
nia, kompetencje, cechy wyróżniające. Podobnie jak i w naszej
epoce majątek nie zawsze szedł w parze z prestiżem społecznym,
prestiż - z posiadaną władzą, a ta ostatnia nie zawsze wypływała
z panującej czy obowiązującej doktryny społecznej. Od XII w.
kształowały się zgromadzenia, które próbowały, czasem z powodze-
niem stać się formalnym przedstawicielstwem różnych grup społe-
cznych.
Nie były to jeszcze uznane stany. Jan Dhont nazywa je "solidari-
tes"8, "puissances"; S. Russocki "formami podstawowymi"9, mo-
żna też określić je jako grupy interesu czy grupy nacisku. Powstawa-
87
ły oddolnie - wszak każdy człowiek (z panującym włącznie) musiał
mieć swój status, który wiązał go z innymi osobnikami, i odgórnie
- przez instytucje państwowe, rozwój form prawnych regulują-
cych życie zbiorowe. U podłoża tego zjawiska leżała zasada, o której
często zapomina się, badając średniowiecze: "quod omnes tangit ab
omnibus aprobari debet" (to, co dotyczy wszystkich, musi być
przez wszystkich aprobowane). Oczywiście problem podstawowy
dotyczył tu definicji słowa "omnes" - wszyscy. Wszyscy - to
znaczy kto? Wszyscy członkowie wspólnoty, ale czy rzeczywiście
każda zbiorowość miała prawo głosu? Nie wydaje się, mimo że już
średniowiecze określało człowieka - każdego! - jako "dignissima
omnium creatura"10. Może i "najgodniejsze stworzenie", ale roz-
darte między wolnością działania a podporządkowaniem określo-
nym regułom zbiorowym. W dodatku odmiennie to wyglądało
w praktyce różnych krajów, inaczej funkcjonowało w XIII, inaczej
w XV stuleciu.
Nie wchodząc w dyskusje dotyczące różnic w systemach działa-
nia monarchii stanowych zwróćmy uwagę, jak w tym czasie kształ-
towały się stosunki ustrojowe w Polsce. Punktem wyjścia będzie
konstatacja, że stosunki społeczne nad Wisłą były zapóźnione wo-
bec panujących na Zachodzie. Ponadto prawo miejscowe różniło się ;
znacznie od przepisów regulujących stosunki społeczne w krajach
rozwiniętych. Nie zmienia to faktu, że istniały liczne odrębne grupy
prawne w ramach polskiej monarchii i że przynajmniej od XII w.
warstwy możnowładców w sposób istotny ograniczały władzę księ-
cia, zyskując wpływ i na wybór panującego. Rzecz prosta ten dua-
lizm nie był dwuwładzą księcia i stanów. O istnieniu tych ostatnich
można mówić dopiero poczynając od XIII w., a w dodatku proces
ich kształtowania nie przebiegał analogicznie do tego, który miał
miejsce na Zachodzie.
Poprzednio wspominaliśmy już o recepcji ustroju i (co nie jest
tym samym) recepcji języka urzędowego11. Nie wiem, jak brzmiał
w języku polskim termin "baron", ale na pewno nie miał związku
z terminem używanym na zachodzie Europy. Jakim terminem tłu-
maczono łacińskie militia, a jakim nobilitas. Oba te terminy wy-
stępują obok siebie. Do zapożyczeń przyczyniali się na pewno
pisarze kancelarii książęcych i biskupich, wykształceni na uniwer-
sytetach i tam poznający teorie dotyczące budowy społeczeństwa.
Nie ulega wątpliwości, że model ustrojowy i model prawny
poznawany na Zachodzie był atrakcyjny dla elity władzy Królestwa
Polskiego, chociażby z racji zaspokajania ich aspiracji kulturalnych.
Stąd też stosowanie terminów określających stosunki społeczne
słabo przylegających do ówczesnej rzeczywistości. Oczywiście ist-
88
niały określenia wskazujące na przynależność do jakiegoś stanu.
Milites, nobiles, proceres, laboriosi, cives coraz częściej występują
w źródłach w XIV i XV w.12.
Wiadomo jednakże, że do końca wieków średnich istniała fluk-
tuacja między grupami społecznymi, bliskie powiązania rodzinne
przedstawicieli różnych warstw, brak konsekwencji i precyzji
w określaniu przynależności stanowej13. I tak na przykład znaczną
większość osób stających przed sądem określano do połowy XV w.
miejscem pochodzenia. Zjawisko to, oczywiście, występowało od-
miennie w różnych środowiskach geograficznych, ale na Mazowszu
blisko 70% osób tak określano, w Łęczyckiem 60%, w Małopolsce
50%. Tę samą zasadę obserwujemy w Akademii Krakowskiej,
w której 80%studentów było określonych wyłącznie miejscem po-
chodzenia14.
Występują też w sądach ludzie określani przez wykonywany
zawód, rzadziej - wyznawaną religią, niekiedy przynależnością
rodową. Ponieważ te same osoby bywają różnie określane, niekiedy
kolejno odmiennymi terminami prawnymi (nobilis - providus;
miles - nobilis - famatus), zachodzi pytanie, co decydowało
o hierarchii społecznej, jakie rodzaje więzi dominowały w Polsce
w XIV - XV w.? By znaleźć na to pytanie odpowiedź, należy krótko
prześledzić proces kształtowania się prawnych grup późnego śred-
niowiecza15.
Najwcześniej - już w końcu XI I w. - wyodrębniły się te grupy
społeczne, które napłynęły do nas z Zachodu. Duchowieństwo
zaczęło uzyskiwać prawne podstawy swej odrębności prawdopodo-
bnie już w XII w. (ius spolii 1180 r.), a na pewno w wyniku
uzyskiwania przywilejów w 1210 i 1215 r., zapewniających auto-
nomię sądowniczą, z czasem immunitet gospodarczy, mianowanie
proboszczów przez biskupów i wybór tych ostatnich przez kapituły.
Wraz z rozwojem życia kościelnego w XIV w. zarysował się podział
na zamożnych posiadaczy kanonii i prebend (excellentiae perso-
nae)16 i ubogi kler (Wrocław 1402 r.). Do tej drugiej warstwy mieli
dostęp przedstawiciele niższych warstw społeczeństwa. Oficjalne
rozdzielenie praw niższego i wyższego kleru jednak nie nastąpiło,
mimo że w 1430 i 1433 r. kolejne przywileje zapewniały godności
kanonickie i biskupie tylko dla "terrigenae", co interpretowano
z czasem jako zastrzeżenie tych stanowisk dla szlachty.
Drugą grupą prawną byli przybysze, przeważnie z krajów nie-
mieckich, którzy wraz z formami ułatwiającymi działalność w ra-
mach gospodarki towarowo-pieniężnej przynosili własne prawa lub
uzyskiwali szczególne formy immunitetu gospodarczego i sądowe-
go17. Prawa dla "gości" (Wrocław zapewne przed 1214 r., Kraków
89
przed 1228, Płock przed 1237), a później lokacje na prawie niemiec- |
kim (Wrocław 1242 r., Kraków 1257, Poznań 1253, Gniezno przed i
1239 r. i wiele innych) dawały obok dziedzicznej działki (Erbe) |
członkom gmin miejskich odrębne prawa umożliwiające działalność l
gospodarczą i samorządową, g
Podobnie od początku XIII w. rozwijała się kolonizacja wiejska, i
stwarzająca wśród innych chłopskich nową grupę prawną. Trzeba l
tu jednak podkreślić co najmniej trzy aspekty tego zjawiska. Po |
pierwsze - te grupy nie obejmowały wszystkich mieszkańców wsi
i miast. Mieszczanie posiadający prawo niemieckie byli grupą
uprzywilejowaną, ale jedną z kilku innych zamieszkujących większe
ośrodki. Obok wsi na prawie niemieckim istniały liczne osady na
prawie polskim, a czasem na wołoskim czy ruskim. Po drugie - mi-
mo prób Kazimierza Wielkiego, a przedtem jeszcze drobniejszych
książąt dzielnicowych nie powstawały jednolite przepisy prawne ani
dla wsi, ani dla miast. Każde większe miasto trzymało się swoich
tradycji, mniejsze ośrodki natomiast znajdowały się w innej sytuacji,
ponieważ były zależne od swych panów gruntowych. Wielość form
lokalnych nie pozwala mówić o jednolitych grupach prawnych mie-
szczan i chłopów. Miało do tego dojść dopiero w następnych latach.
Po trzecie wreszcie - ten stan rzeczy uniemożliwiał powstanie zgro-
madzeń stanowych, jako że lokalne samorządy do tego miana nie
mogły pretendować. Inna sprawa, że większe miasta - których dla
początku XV w. można by wymienić około 30 - w wieku XIV
i w pierwszej połowie XV próbowały niekiedy tworzyć szersze formy
współpracy regionalnej czy nawet ogólnokrajowej. O działalności
tych konfederacji wiemy jednak bardzo niewiele, a praktycznie prze-
stały one występować w drugiej połowie XV w.
Znacznie bardziej skomplikowane były losy kształtowania się18
stanu, który miał odegrać rolę najważniejszą - szlachty. Genezę
jego można widzieć w przemianach charakteryzujących Polskę
XIII w. Autarkiczny system monarchii patrymonialnej zaczął stop-
niowo ulegać rozkładowi. Wzrost znaczenia możnowładztwa szedł
w parze z coraz większą rolą gospodarki pieniężnej, eliminującej
potrzebę korzystania ze służebności różnych grup ludności. Jedno-
cześnie ziemie polskie, znajdujące się na odległych peryferiach
kultury łacińskiej, zaczęły w coraz większym stopniu ulegać wpły-
wom ustrojowym z Zachodu. Przywilej 1228 r. gwarantował prawa
"słuszne i godne" "secundum consilium episcopi et baronum"19.
Ten drugi człon korzystających z przywileju dotyczył możnych,
którzy już od ponad wieku stanowili grupę aktywnie uczestniczącą
w szerszej polityce, utożsamiającą swe interesy z interesami państ-
wa. Rody możnowladne, decydujące niekiedy o osobie władcy,
90
cieszące się immunitetami, nie stanowiły grupy prawnie i faktycznie
zamkniętej. Obok nich istniała liczna warstwa wolnych dziedziców
ziemskich, wśród których szczególne znaczenie zaczęła zdobywać
służebna ludność rycerska, siłą rzeczy posiadająca większe moż-
liwości gopodarcze i polityczne niż pozostali wolni mieszkańcy
kraju.
Ponadto w ciągu XIII w. pojawili się ludzie nie mieszczący się
w dotychczasowych strukturach - głównie sołtysi, zasadźcy osad
na prawie niemieckim - uposażeni w ziemię na prawie lennym. Już
w połowie omawianego stulecia, w 1252 r.20, stan ten był utrwalony
zwyczajowo wysokością płaconych kar za zabójstwo lub zranienie
i przetrwał do połowy XIV w., kiedy to w statutach Kazimierza
Wielkiego zastrzeżono inne opłaty dla rycerzy, inne dla drobnych
rycerzy (scartabellus, niekiedy zwany miles mediocris, militellus),
jeszcze inne dla uszlachconych kmieci (kmetho) lub sołtysa21. Przy
układaniu czy wydawaniu tych przepisów, w starszej literaturze
uznawanych za dowód uformowania się sądów, brali udział jedynie
wyżsi duchowni i możni ("convocatis totius regni sui prelatis ac
nobilibus baronibus"22).
Udział w rządach rady królewskiej był oczywisty, ale proces
kształtowania się reprezentacji stanu szlacheckiego dopiero się za-
czął. Zapewne miało w tym udział kształtowanie się rodów heral-
dycznych, które w zmieniających się warunkach gospodarczych
nabierały znaczenia podstawowych więzi kształtujących stosunki
społeczne23. Przynależność do rodu, uwidoczniona herbem i zawo-
łaniem, wiązała się z przejmowaniem tych atrybutów także przez
klientelę możnowladcy. Ułatwiało to włączanie się do wyższej gru-
py społecznej, a patron rodu mógł liczyć na większą liczbę zaufa-
nych i oddanych sobie ludzi.
Coraz większa rola polityczna górnych warstw mieszkańców
Królestwa ("narodu politycznego") po wygaśnięciu dynastii "pa-
nów przyrodzonych" powodowała rosnącą potrzebę ograniczania
czy ustalania kręgu ludzi uprzywilejowanych. Stąd od końca
XIV w. mnożą się przewody sądowe o tzw. naganę szlachectwa, tj.
mające na celu potwierdzenie (lub zaprzeczenie) pochodzenia z ro-
du szlacheckiego (od trzech pokoleń). W rzeczywistości wywód
pochodzenia stał się furtką ułatwiającą przenikanie ludzi różnej
kondycji społecznej do grupy uprzywilejowanej, dając równocześ-
nie możliwość korzystania z uprawnień przysługujących rodom24.
Nagana była częstym zjawiskiem aż po XVI stulecie. Jednakże
nie rody rycerskie stały się główną formą organizacji społecznej,
lecz więzi terytorialne, ziemskie, które przez cały wiek XV ulegały
stałemu wzmacnianiu25. Obejmowały one (z pewnymi różnicami
91
w różnych dzielnicach kraju) możnych, wszystkie kategorie ryce-
rzy, a także ludzi zamożnych, których status społeczny nie był jasny
w świetle zwyczajów adoptowanych z Zachodu. Należeli do nich
bogatsi mieszczanie, rycerze "in civitatis sedentes", sołtysi, człon-
kowie władz samorządowych w miastach, między którymi istniały
bliskie i częste powiązania rodzinne. Dopiero w 1423 r. zabroniono
kmieciom występować z naganą szlachectwa, widocznie przedtem
było to możliwe26.
Więzi terytorialne, sięgające zresztą znacznie dawniejszych cza-
sów, dawały najdogodniejsze możliwości organizacji społecznej.
Już pierwsze przywileje, uchodzące za stanowe, z 1374 r. (a obieca-
ne w 1355 r.), obok przywilejów podatkowych i obietnicy wykupu
rycerzy z niewoli zawierały zastrzeżenia dotyczące piastowania
urzędów ziemskich przez szlachtę danej ziemi i wyłączenie obcych
z prawa do piastowania urzędu starosty27. Zmiany dynastii stwa-
rzały coraz więcej możliwości ograniczania roli króla na rzecz społe-
czeństwa. Przywieleje Władysława Jagiełły z lat 1386 i 1388 po-
twierdzały i poszerzały dotychczasowe uprawnienia, a nowe przy-
niosła seria przywilejów z lat aktywizacji społeczeństwa w dobie
rewolucji husyckiej i starań władcy o zapewnienie sukcesji dla
dynastii.
Przywileje z lat 1422, 1423, 1425,1430 i 1433 zapewniły habeas
corpus, nienaruszalność dóbr bez wyroku sądowego, wpływ na
wysokość cen, na wychodźstwo chłopów. Szczególnie ograniczenia
prawne innych grup społecznych zawarte w tych przywilejach:
kmieci, sołtysów, mieszczan, prowadziły do ściślejszego określenia
pełnoprawnych obywateli państwa. Był to jednak proces długo-
trwały.
Dopiero w 1454 r., na początku wojny z Zakonem Krzyżackim,
wydane zostały przywileje uzależniające prawodawcze decyzje kró-
la od sejmików ziemskich28. Ale nie w całym państwie istniała
jednolita praktyka funkcjonowania tych zgromadzeń. W Wielko-
polsce uczestniczyli w nich zapewne wszyscy zaliczani do rycer-
stwa, wśród których byli także i mieszkańcy miast. Na Mazowszu
do "terrigenae" zaliczali się przedstawiciele niższych grup społecz-
nych, niekiedy nie różniący się majątkiem od licznych zamożniej-
szych chłopów (nawet nie zawsze posiadający prawa rycerskie)29.
W Małopolsce decyzje ustawodawcze starano się ograniczyć tylko
do grona możnych - senatorów i dostojników ziemskich. Na Rusi,
szczególnie po 1456 r., tylko dygnitarze ziemscy uzurpowali sobie
decyzje ustawodawcze.
W tymże czasie rozpoczęła się akcja zmierzająca do ograniczenia
rzeczywistych i potencjalnych kandydatów do sprawowania wła-
92
dzy. Od 1456 r. szlachta przywłaszczyła sobie prawo nakładania
podatków na miasta, w 1462 r. pozwała przed sąd szlachecki władze
Krakowa. Niemal jednocześnie (1458, 1472) starano się obciążyć
podatkami szlachtę ubogą, nie posiadającą kmieci30. Tu jednak
sytuacja była znacznie bardziej skomplikowana. Średnie warstwy
szlacheckie potrzebowały wsparcia w walce z magnaterią, ta zaś
dążyła do uzyskania klienteli politycznej. Jednocześnie stopniowa
inkorporacja zapóźnionych w rozwoju ziem Mazowsza
(1462-1526) włączała do Królestwa masę ludzi, którzy uznani
zostali za przynależnych do stanu szlacheckiego31. W wyniku tych
wszystkich czynników sprawczych drobna, liczna szlachta została
ostatecznie włączona do stanu panującego. Ale nastąpiło to dopiero
w czasach nowożytnych. Średniowiecze było w Polsce okresem
- tak jak i w innych krajach europejskich - w którym panowała
jeszcze pełna mobilność społeczna32.
Ponadto, co też jest charakterystyczne dla społeczeństwa w trak-
cie przemian, społeczeństwa w ruchu, uderza (pozorny?) brak kon-
sekwencji w stosowaniu określeń człowieka. Występują oczywiście
te, które przywykliśmy uważać za stanowe: szlacheckie (magnificus,
nobilis, generosus, strenuus), mieszczańskie (providus, honestus
- najczęściej w rodzaju żeńskim - discretus, famosus), chłopskie
(labriosus, kmetho), liczne określenia stanu duchownego (religio-
sus, honorabilis, venerabilis). Żydów (perfidus). Ale równolegle
występują określenia rodzaju zawodowego, czasem współistniejące
ze stanowymi, a czasem nie. Wskazują one na rozliczne zajęcia
rzemieślnicze, kupca, karczmarza, a także pisarza, medyka, bakała-
rza. Określają także funkcje i urzędy wykonywane w życiu publicz-
nym: wojewody, kasztelana, plebana, wikarego, sędziego, rajcy,
ławnika, burmistrza, sołtysa, wójta. Terminy te często wskazują na
przynależność stanową, ale nie zawsze, bo rzemieślnicy niekiedy
pochodzili ze wsi, a wójt bywał często szlachcicem. Są też okreś-
lenia, które wbrew pozorom niewiele mówią: dominus, haeres
- nie zawsze dotyczyły szlachty. I wreszcie licznie stosowane są
przydomki środowiskowe: incola, oppiddanus, suburbinus, a naj-
częściej używane są określenia związane z miejscowością, z której
dana osoba wymieniona z imienia pochodziła.
Widać tu pewną prawidłowość. W XIV i w pierwszej połowie
XV w. takich określeń jest znacznie więcej, niekiedy dominują one
zdecydowanie, natomiast w końcu stulecia ich liczba stopniowo
maleje. To określenie geograficzne jest całkowicie niespójne ze
stanowym, jako że ze wsi mógł pochodzić i pan, i chłop, a z miasta
mieszczanin, chłop i szlachcic33.
W skali materiału ogólnopolskiego nie widać wyraźnej przewagi
93
któregokolwiek systemu określania sytuacji społecznej. Różnice
występują raczej w układzie pionowym. W małych miastach więcej
było stosowanych oznaczników terytorialnych. Podobnie rzecz się
miała w miastach największych - Gdańsku, Toruniu, Krakowie.
W miastach średnich - Kaliszu, Sieradzu, Przemyślu - częściej
spotykało się określenia stanowe. Ale były to różnice niewielkie.
W miasteczku Kowal np. do połowy XV w. w ogóle występowały
jedynie oznaczenia terytorialne, a w tym samym czasie w niedale- l
kim Radziejowie stosowano często także i stanowe, może że względu ,
na większe znaczenie tego miasta w systemie administracji szlachec- ;
kiej. Ludzie stający przed sądem miejskim byli bardziej zróżnico-
wani pod względem prawnym. W Kowalu pierwsze określenie
stanu - "providus" - pojawiło się dopiero w 1440 r., ale dopiero
w XVI w. ten rodzaj określeń począł ilościowo przeważać34.
Dalsza obserwacja dotyczy wymienności stosowanych termi-
nów. O chłopie mówiło się "pracowity" bądź "pochodzący z kon-
kretnej wsi". Zdarzały się też te określenia w połączeniu z dodat-
kiem "kmetho". Ważniejsza jednakże wydaje się konstatacja doty-
cząca wymienności stosowanych terminów w zakresie przynależno-
ści stanowej. Występujący w źródłach "nobilis" to niekiedy "gene-
rosus", niekiedy "haeres", czasem urzędnik ziemski - kasztelan,
wojewoda, wojski, pisarz, sędzia. Ale czasem "providus" i "civis".
W tym jednak przypadku i zmienny szyk określeń, i analiza działal-
ności danej osoby czy pochodzenia świadczą stanowczo przeciwko
tezie, że chodziło tu o pochodzenie społeczne. Z zasady "szlachet-
nym" bywał burmistrz, wójt, podwójci. Burmistrz rzeczywiście
bywał niekiedy pochodzenia szlacheckiego, ale w zasadzie niemal
każdy wójt, sołtys czy urzędnik miejski zasługiwał na takie okreś-
lenie35. W dodatku spotyka się wymienność terminów "honestus",
"providus", "nobilis" i niekonsekwentne stosowanie ich do tych
samych osób, także pochodzenia szlacheckiego. Chaos w tym za-
kresie tłumaczy się tym, że określenie "szlachetny" należało w pier-
wszej połowie XV w. do obiegowych, nie mających jeszcze precy-
zyjnego znaczenia prawnego.
Podobne zjawisko występuje w księgach ziemskich. W Leczyc-
kiem około 60% określeń osób stających przed sądem dotyczy
miejscowości, z których one pochodziły, a w znacznej większości
przypadków chodziło o przedstawicieli szlachty, co wynika z właś-
ciwości sądów. Jednakże nie są to rzeczy pewne, albowiem prawo
ziemskie nie było zbiorem norm przeznaczonych wyłącznie dla
szlachty, podobnie jak prawo miejskie - ius civile - nie dotyczyło
jedynie mieszczan. Ziemski sąd radziejowski rozpatrywał nie tylko
sprawy między przedstawicielami szlachty, chłopami i mieszczana-
94
rni, ale także - acz rzadko - między mieszkańcami miast. Współ-
istnienie prawa ziemskiego i prawa miejskiego jest w księgach sądo-
wych czytelne36. Nie zawsze rysuje się ostra granica między po-
stępowaniem według jednego czy drugiego obyczaju. Ławnicze
sądy miejskie zaprzysięgane były przez urzędników państwowych,
którzy też w częstych przypadkach brali udział w posiedzeniach
lawy. Rzecz interesująca, że niekiedy bywali to starostowie, a nie-
kiedy powołani przez nich urzędnicy ziemscy: sędzia, podczaszy,
miecznik. Przypadki takie zdarzały się prawdopodobnie wówczas,
gdy strony pochodziły z różnych stanów, ale także gdy sprawa
toczyła się między dwoma chłopami, a wtedy była ona rozpatrywana
przez ławę miejską z udziałem przedstawiciela starosty.
Rozróżnienie między "iudicia magna" a "iudicia parva" wiązało
się prawdopodobnie z udziałem przedstawicieli sądów ziemskich
w sądach miejskich. Termin "Magnum ludicium Bannitum" był
niekiedy używany w miastach wymiennie z "colloquium generale",
ale wówczas w grę musiał wchodzić udział przedstawicieli sądów
grodzkich czy ziemskich. Natomiast przy rozpatrywaniu spraw
karnych i cywilnych w posiedzeniach sądów ławniczych brali udział
arbitrzy powołani przez strony, np. wojski i mieszczanin.
Łączone sądy dotyczyły nie tylko odmiennych spraw. Starosta
i podkomorzy wspólnie rozsądzali spory między mieszczaninem
a młynarzem, a ława miejska (jest to zjawisko powszechnie znane)
współzasiadała z radą. Jak wiadomo, statuty Kazimierza Wielkiego
zakazywały alternatywnego stosowania prawa niemieckiego i pol-
skiego w zależności od tego, które było korzy śmiej sze dla zaintereso-
wanych. Wydaje się jednak, że w praktyce sądowej do ostatniej
ćwierci XV w. spory o tryb postępowania wskazują na niekonsek-
wentne stosowanie statutów, a na Mazowszu stan taki trwał jeszcze
do czasu inkorporacji księstwa do Korony. Wniosek ten może być
potwierdzony przez spostrzeżenia dotyczące Małopolski. W połowie
XV w. na kilka tysięcy spraw rozpatrywanych przez sądy ziemskie
zaledwie parę razy powołano się na statuty Kazimierza Wielkiego,
zakładające m.in. odmienności wynikające z różnic stanowych37.
Spostrzeżenia dotyczące chaosu (może pozornego?) w zakresie
właściwości sądowej osobowej i terytorialnej można rozszerzyć i na
inne dzielnice kraju. Łączone sądy w mieście i przemieszanie akt
miejskich i ziemskich, przykłady szlachty regulującej swoje sprawy
przed sądem miejskim, mieszczan przed sądem grodzkim, przeno-
szenie spraw z sądu prawa polskiego do sądu prawa niemieckiego
i niejasności kompetencyjne - były zjawiskami częstymi38. Ten
stan rzeczy wiązać by zapewne należało z silnymi powiązaniami
rodzinnymi przedstawicieli różnych grup społecznych i różnych
95
stanów. Zagadnienie to można rozpatrywać pod dwojakim aspek-
tem: po pierwsze - powiązań genealogicznych, po drugie - dzie-
dziczenia jednego majątku przez przedstawicieli różnych stanów.
Na powiązania rodzinne można spojrzeć znowu przez pryzmat
stosunków panujących w małych miastach. Różne badania ukazały
napływ do miast ludzi pochodzących ze wsi i w ogóle ruchliwość
ludności polskiej w XV w.39. W drugiej połowie tego stulecia wielu
synów chłopskich z bliższych i dalszych okolic przenosiło się do
miast, gdzie nabywało prawa miejskie. W Sieradzu np. 6% osób
przyjętych do gminy określano mianem chłopów, natomiast aż 25%
przybyszów do miasta, nie określonych tym mianem, można z pew-
nością uznać za pochodzących ze wsi. Nie wszyscy uzyskiwali "ius
civile". Znamy rodziny chłopskie posiadające dobra miejskie, do-
my, ruchomości w mieście, znamy także dzieci chłopskie, które
przenosząc się do miasta musiały wystarać się o poręczycieli wobec
swych byłych panów.
Odnosi się wrażenie, że w małych i średnich miastach między-
grupowe powiązania rodzinne były bardzo bliskie. Z trzech braci
- pasierbów młynarza - jeden wybrał karierę duchowną, drugi
pozostał chłopem i dziedzicem młyna, trzeci był mieszczaninem;
awans synów chłopskich, którzy po studiach zostawali w miastach,
nie był czymś wyjątkowym. Do nich należy zaliczyć duchownych,
zwłaszcza niższych święceń. Sądzić można, że mieszane małżeństwa
mieszczańsko-chłopskie były częstym zjawiskiem, ze wsi pochodzili
zarówno mężowie w nowych stadłach, jak i żony. Przeważnie jednak
chłopi brali za żony córki mieszczańskie. W XV w. kierunek mig-
racji nie był jednolity. Zdarzają się w źródłach wzmianki o chłopach
pochodzących z rodzin mieszczańskich, o dzieciach mieszczan
przenoszących się na rolę. Przyczyny tego stanu rzeczy były różne,
najczęściej jednak związane z dziedziczeniem posiadłości ziem-
skich.
Mieszczanie koligacili się także ze szlachtą. Zapiski dotyczące
przyjęcia prawa miejskiego w Sieradzu wskazują na interesujący
fakt przechodzenia do miast także przedstawicieli szlachty, którzy
przyjmowali prawa miejskie. Czasami były to kobiety - może
powracające do dawnego środowiska. Zdarzało się, że syn szlache-
cki zostawał mieszczaninem, jak np. Jan z Sieradza, syn właściciela
Biemacic. Często w tych związkach określani mianem "nobiles"
(zgodnie z poprzednimi ustaleniami) byli co możniejsi mieszczanie,
piastujący różne funkcje we władzach miejskich. Czasami posiadali
klejnot szlachecki, tak jak wójt sieradzki Michał, który pojął za żonę
córkę mieszczanina z Kalisza, czy Jan Czarnooki, rajca radziejow-
ski, którego pasierbem był zwykły mieszczanin. Zdarzały się mał-
96
żeństwa ze szlachciankami, dochodziło też do związków małżeńskich
między szlachcicami a córkami mieszczańskimi. W przypadkach
drobnej szlachty wiązało się to zapewne z awansem majątkowym, jak
na to wskazują źródła gdańskie czy krakowskie. Ale powiązania te
były bardziej zróżnicowane. Dobka, wdowa po wojewodzie sieradz-
kim Jarandzie, miała siostrzeńca Marka, który - sądząc z brzmienia
wpisu - był mieszczaninem z Koła. Takie powiązania nie dziwiły
oczywiście wśród wielkich finansistów. W drugiej połowie stulecia
spotykamy się z nobilitacją bogatych Niederhofów z Gdańska czy
Bonerów z Krakowa. Ale nie były to przypadki typowe.
Grupą łączącą przedstawicieli wszystkich stanów było bez wąt-
pienia niższe duchowieństwo. Synowie mieszczańscy po włożeniu
sutanny obejmowali wiejskie parafie, utrzymując nadal bliskie sto-
sunki z rodziną, pełnili różne funkcje w mieście, przechodząc nie-
kiedy z jednego ośrodka do drugiego. Pragnący awansu synowie
chłopscy mogli także przechodzić do stanu duchownego, gdy rów-
nocześnie ich bracia zostawali na wsi lub uzyskiwali prawa miejskie.
Bliskie stosunki rodzinne opierały się na prawie do dziedzictwa.
Przedstawiciele wszystkich grup społecznych dysponowali swoją
własnością w sposób nie skrępowany. Być może, że źródła nie dają
rzeczywistego obrazu w tej kwestii, mogły bowiem eliminować część
ludności. Księgi miejskie zawierają wiele przykładów swobodnego
dysponowania odziedziczonymi ruchomościami i nieruchomościami
- domami, jatkami, polami, ogrodami, a także pieniędzmi, towara-
mi, bydłem i końmi. Majątek, którym dysponowano, określany był
jako "haereditas", "allodium", "patrimonium" i "matrimonium",
"bonis hereditariis patemalis et matemalis" czy też z polska "dziado-
wizną". Podlegał on zapisom testamentowym, wymianie, sprzedaży,
niezależnie od tego, czy należał do szlachty, mieszczan, chłopów lub
przedstawicieli duchowieństwa (których własność także była okreś-
lana jako "allodium"). Niekiedy do różnych nieruchomości wcho-
dzących w zakres "dziedzictwa" przywiązane były świadczenia wy-
kraczające poza zakres wymiernych wartości. Stanisław i Wawrzy-
niec, bracia ze Staszówki, zapewne chłopi (?), sprzedali swoje dobra
na raty, zachowując jednak prawo do orania, zasiewu i zbioru plonów
tak długo, póki nie zostanie spłacona cała należność. Tytuł własności
pola przeszedł już na niejakiego Mikołaja z Ciężkowic - może
mieszczanina. Cesja dziedzictwa dotyczyła niekiedy części majątku
dla dzieci. Pół domu z ogrodem i jedną jatką przekazał synowi bogaty
mieszczanin sieradzki Andrzej Mazur; posag córki mieszczanina
z Kalisza wyglądał podobnie.
W wielu przypadkach na akt sprzedaży musiała być uzyskana
zgoda współwłaściciela czy też naturalnych spadkobierców - żony,
7 97
dzieci, siostrzeńców lub nawet rodziców. "Divisio" dóbr rodzin- !
nych - szlacheckich - często spotykane jest w księgach ziemskich. !
Spotyka się je też w aktach miejskich; bywa, że dotyczy chłopów.
Badając stosunki rodzinne nie sposób nie zauważyć, że w wielu
przypadkach liczebność dzieci czy - ogólniej - współdziedziców
dóbr musiała wpływać na zmianę zawodu, a tym samym, na zmianę
środowiska. W drugim pokoleniu z kolei ożywiała rozwój kontak-
tów międzystanowych. Znane jest np. takie zjawisko w przypadku
wielkich rodzin patrycjatu gdańskiego. W drugiej połowie XV w.
Otto Angemunde z Gdańska miał sześcioro dzieci, a Philip Bischop
siedmioro, w tym czterech synów; Eberhard Ferber miał dziesięcio-
ro. Oczywiście taka liczebność potomków nie była regułą, bo np.
Suchtenowie, Niederhofowie czy Feldstedowie mieli jedno lub
troje dzieci40. Wielodzietne rodziny bywały i w mniejszych mias-
tach, ale spotykało się sześcioro-dziesięcioro dzieci i w rodzinach
chłopskich. Wśród drobnej szlachty mazowieckiej czy sieradzkiej
rodziny liczyły pięciu, sześciu, czy nawet dziesięciu braci.
W wypadkach mniejszej zamożności łatwo było o deklasację lub
zmianę środowiska społecznego. Potwierdzają to dane dotyczące
ruchliwości ludności w Polsce. Literatura przedmiotu zwracała
uwagę na grupową i jednostkową mobilność społeczną w końcu
średniowiecza i w początkach czasów nowożytnych41. Opracowania
dotyczące Krakowa, Gdańska, Warszawy, Lwowa, Biecza, Malbor-
ka ukazały gospodarcze znaczenie migracji szlachty i chłopów do
miast42. Na tej podstawie można sądzie, że do 20% ludności naby-
wającej prawo miejskie było pochodzenia chłopskiego, około 3%
szlachty, która przynajmniej w XV w. i początkach XVI w. nie
traciła swej przynależności stanowej.
Dane - i z dużych, i z małych miast - wskazują na różnice
w rozwoju tych aglomeracji. I tak np. w Krakowie i w Malborku
napływ ludności w XV w. spadał, we Lwowie utrzymywał się aż do
schyłku stulecia na zbliżonym poziomie, a spadał gwałtownie wów-
czas, gdy właśnie tamte dwa miasta ustabilizowały dopływ nowych
obywateli. Druga połowa XV stulecia była korzystna w tym wzglę-
dzie dla Warszawy i dla Gdańska, podobnie jak początek XVI w.,
który przyniósł też duży rozwój Biecza. Analiza różnic przyniosłaby
zapewne ciekawe wyjaśnienia przyczyn mobilności społecznej. Na
podstawie tych danych i bogatych materiałów dotyczących "accep-
tatio iuris civilis" w Sieradzu można dojść do wniosku, a zdają się to
potwierdzać badania dotyczące Wielkopolski43, że ruch ludności
wcale nie był jednokierunkowy. W Sieradzu na 136 przyjęć w latach
1473-1510 89 (tj. 66%) dotyczyło niewątpliwie mieszczan, a po-
chodzenie ich było różne. Byli wśród nich "providi" z Widawy,
98
Warty, Soboty, Turka, Uniejowa, Skrzyńska - a więc ośrodków
o wiele mniejszych od Sieradza. Byli przybysze z Łęczycy, Szadka,
Błonia - nieco tylko ustępujących wielkością, byli z Sandomierza,
Opawy i Krakowa, miast zdecydowanie większych. Szlachty (tak
właśnie nazwanej) było niewiele: 2 osoby (powyżej l %), chłopów 12
(9%), 32 osoby pochodzące ze wsi nie są bliżej sprecyzowane.
Sieradz był głównie zasilany przez przybyszów z obszaru wojewó-
dztwa, następnie z Łęczyckiego i Kaliskiego; przenosili się doń
jednak i mieszkańcy dalszych okolic - z Krakowskiego, Sando-
mierskiego, z Mazowsza, a nawet z Moraw i Prus (Opawa, Gniew).
Migracje były wielokierunkowe, Sieradz opuszczali mieszkańcy
przenosząc się do Krakowa, Jarocina, a także na wieś. Można
mniemać, że miejscem konfrontacji społecznych stało się i małe
miasto, i może - przede wszystkim - jego przedmieście, zjawisko
topograficzne występujące na wszystkich ziemiach polskich i sąsie-
dnich, niezależnie niemal od ośrodka macierzystego44. Przedmieś-
cia takie spotykamy w Sieradzu, Przemyślu i Radziejowie, w mias-
tach dużych jak Kraków i Warszawa, Lublin czy Poznań. Na za-
chodzie Europy - we Francji, Anglii, we Włoszech - "suburbia"
i "nowe miasta" pełniły podobne funkcje. Tam właśnie kupowali
działki i domy bardziej przedsiębiorczy mieszczanie, a także szlach-
ta, duchowni, w dużej liczbie bogaci chłopi. Z przedmieścia łatwiej
było dostać się do centrum, na rynek czy nieodległe odeń tereny, co
dawało możliwość awansu stanowego, nabycia prawa miejskiego
lub nawet wejścia do władz miejskich.
Przedmieście było znacznie bardziej otwarte od miasta, i to nie
tylko dlatego, że najczęściej brak tam było fortyfikacji. Stanowiło
ono teren stałych konfrontacji grup społecznych, które łatwiej mog-
ły się tam osiedlać niż wewnątrz murów. Spotykali się więc tu
przedstawiciele różnych środowisk - chłopskich i szlacheckich,
rolnicy, mieszczanie, wyrobnicy, a takie ludzie wywodzący się
z grup nie mieszczących się w obowiązującym modelu społecznym
miasta. Znajdowało to wyraz w socjotopografii przedmieść: szlach-
cic posiadał nieruchomość obok rzemieślnika, chłopa, kupca czy
duchownego, a na wielu tych działkach własnościowych znajdowała
mieszkanie bezrolna, najuboższa ludność.
W grę wchodziła tu i inna sprawa, bardziej widoczna.w "nowych
miastach". Stwarzały one szansę dla jednostek przedsiębiorczych,
przed którymi w starych gminach zamknięte były stanowiska bur-
mistrzów, starszych cechowych czy rajców. Na nowym obszarze
mogli robić karierę nowi ludzie. Ilustrują to obroty ziemią.
W Europie środkowej nieruchomości stanowiły zarówno formę
lokaty kapitału, jak i symbol znaczenia w społeczeństwie, niezależ-
99
nie od przynależności do grupy prawnej. Mimo ograniczeń pra-
wnych najzamożniejsi chłopi i mieszczanie posiadali w rzeczywisto-
ści i grunty rolne, i domy. W Polsce pierwszej połowy XV w. była to
reguła. Posłużmy się przynajmniej jednym przykładem: w Sieradzu
na ul. Mnisiej (Platea Monachorum) mieszczanin Wrzeciono sprze-
dał dom Janowi, mieszkańcowi "de villa Sadzy cze (chłopu?), miesz-
czanin zaś Jess Mikołajowi, dziedzicowi z Glinie, który w następ-
nym roku odprzedał ten dom Mikołajowi z Kobierzysk (chłop?).
Obok inny dom, własność "providi Stanislai Molostki", został
nabyty przez mieszczanina Falka, a następnie tego roku (1450)
sprzedany o 2 grzywny drożej "provido" i "laborioso" Janowi
Konczyal. Inny "laboriosus" ze wsi Orzyno - niejaki Koczka
- sąsiadował z Janem kapelanem z grodu, z Andrzejem młyna-
rzem, a obok nich mieszkali: kuśnierz (który na odmianę sprzedał
swą posiadłość mieszkańcowi wsi Brzechowa), szewc, krawiec. Bo-
gatsi mieszkali prawdopodobnie przy ul. Sukienniczej (Platea Tex-
torum), ponieważ niektóre domy tutaj należały właśnie do sukien-
ników. Jeden z nich sprzedał swą nieruchomość w 1449 r. duchow-
nemu (presbiter Bartholomeus), który w dwa lata później odprzedał
go chłopu (laborioso) Maciejowi. Natomiast inny chłop, Jan z Wie-
chmuczyna, sprzedał na tejże ulicy dom mieszkańcowi wsi Lelowi-
cze. Były tam również posiadłości szlachty i niewątpliwie bogatych
złotników.
Przy ul. Błotnej mieszkali ludzie, których pochodzenie społeczne
trudniej określić. Ale niejaki Kocionek sprzedał dom leżący obok
posiadłości piekarza i podwójciego (viceadvocatus) Świętosła-
wa kupcowi Mironowi, który z kolei po roku sprzedał go szlachcicowi
Rogaczewskiemu. A po roku dom znowu zmienił właściciela, którym
w 1451 r. został kuśnierz Adam do spółki z kupcem Mironem.
Transakcjami kupna-sprzedaży zajmowali się zatem wszyscy:
chłopi (nawet ubożsi), mieszczanie, wśród nich rzemieślnicy i kup-
cy, szlachta reprezentowana i przez senatorów (wojewoda, biskup
krakowski), i przez warstwę urzędników ziemskich (podkomorzy,
sędzia, wojski), i licznych szeregowych nobilibus. Wzajemne relacje
nie dotyczyły jednostronnej zależności finansowej i nie widać zde-
cydowanej przewagi gospodarczej jednej grupy. Kontakty szlachty
z chłopami i mieszczanami nie opierały się wyłącznie na przymusie
pozaekonomicznym. Chłopi byli wierzycielami mieszczan i szlach-
ty, szlachta - mieszczan i chłopów, wszystkie trzy grupy były
zadłużone u duchownych i lichwiarzy żydowskich. Transakcje kre-
dytowe wiązały przedstawicieli wszystkich stanów, którzy też na
zasadzie ekonomicznej równości handlowali między sobą folwar-
kami na wsi i domami w mieście.
Te rozważania mogą doprowadzić do ogólniejszych wniosków.
pojęcie "stany" w świetle historiografii zakłada stosunki prawne
i społeczne, które nie odpowiadają polskiej rzeczywistości XV w.
Nie odpowiadają w pełni też tym stosunkom, które panowały w Ni-
derlandach, Włoszech i wielu krajach Rzeszy45. U nas zapewne
dopiero u schyłku stulecia zaczął być ściślej określany stan szlache-
cki, do którego przynależność gwarantowała liczne przywileje gos-
podarcze i wpływ na politykę, przede wszystkim lokalną.
Poprzez wpływy z Zachodu coraz częściej pojawiać się zaczęły
określenia innych stanów - mieszczańskiego i chłopskiego, ale ich
granice były bardzo płynne, podobnie jak nie były jasno sprecyzo-
wane właściwości praw stanowych. Nie znaczy to, by w XIV i pier-
wszych trzech ćwierciach XV w. nie istniały różnorodne grupy
prawne. Można jednak zaryzykować tezę, że rozkład systemu prawa
książęcego (patrymonialnego) nie zlikwidował sytuacji, w której
istniało wiele wspólnot działających na zasadzie obyczaju czy prawa
regulującego zarówno powinności wzajemne, wewnętrzne stosunki
rodzinne, majątkowe czy karne, jak i wobec państwa.
Kolonizacja na prawie niemieckim, prawo ruskie, które w Koro-
nie podlegało przemianom zbliżającym je do stosunków w Polsce,
prawo wołoskie, ormiańskie - mnożyły wielość norm postępowa-
nia w społeczeństwie. W szczególności pojęcie mieszczan i chłopów
nawet po przyjęciu prawa niemieckiego nie było w praktyce konsek-
wentnie stosowane. Karol Buczek46 wskazał na genezę szlachty
polskiej, wywodząc ją ze służebnych rycerzy. Nie wszędzie i nie
zawsze różnili się oni statusem majątkowym czy miejscem zamiesz-
kania od bogatszych gości na prawie niemieckim, od sołtysów,
a może i od części zamożniejszej ludności wiejskiej, wywodzącej się
z innych grup służebnych.
Już same określenia ludzi występujących w źródłach sądo-
wych zdają się wskazywać na to, że podstawową wspólnotą
w XIV-XV w. była wspólnota terytorialna ziemska, w której
powiązania rodzinne, majątkowe, terytorialne przebiegały w po-
przek dawnych praw grupowych. Różnice dotyczyły poziomu ma-
jątkowego, który jednak, jak zawsze, był zmienny, zależnie od
rozwoju transakcji handlowych, kredytu, korzystnych lub nieko-
rzystnych małżeństw, uzyskiwania urzędu świeckiego czy duchow-
nego.
Istniało oczywiście grono należące do elity władzy, najbogatsi
i najzamożniejsi, których geneza leż zapewne sięgała dawniejszej
epoki. Ci "barones", "proceres" stanowili grono, z którego wywo-
dzili się najstarsi urzędnicy ziemscy, oni na ogół decydowali o kierun-
ku polityki lokalnej czy regionalnej. I ta grupa jednak nie była
zamknięta, szczególnie na terenie małych ziem lub obszarów z bo- |
gatymi miastami, i
Nie inaczej było w innych krajach Europy. Różnice między i
poszczególnymi rejonami, obszarami, państwami były oczywiście i
znaczne. Najbardziej zurbanizowany obszar średniowiecza - pół-
nocne Włochy - w gruncie rzeczy nie znał "stanu mieszczań-
skiego". Jakże można określić status społeczny Medyceuszy, którzy
w ciągu XIV i XV w. z drobnych ciułaczy dóbr ziemskich wyrośli na
największych bankierów Europy? W XV w. te procesy objęły i inne
kraje. Najbogatszy człowiek świata - Jakub Fugger, protoplasta
baronów, czy może być określany mianem mieszczanina? W Rzeszy
Niemieckiej, gdzie "milites" to byli także "burgenses vasalles"47,
było inaczej niż w królestwie Francji48. We wschodnich księstwach
Rzeszy stosunki przypominały Polskę, w Nadrenii było podobnie
jak w Lotaryngii. Czy Szwajcarzy rzeczywiście byli chłopami? Czy
wolni "bónde" szwedzcy to drobni rycerze, czy zamożni chłopi?
Nie sposób wtłoczyć wszystkie te grupy w ciasny gorset systemu
stanowego. Współcześni też ne zawsze przywiązywali do niego
zasadnicze znaczenie. Dante w swej wizji świata pozaziemskiego nie
dzielił ludzi według stanów49. Społeczeństwo ukazane przez pryz-
mat XIII-wiecznych figur szachowych w Anglii dzieliło się raczej
na zawody: król, rycerz, rolnik, rzemieślnik, notariusz, kupiec,
karczmarz, prostytutka (!) - to przecież rzucające się w oczy profe-
sje, które wiązano z określonymi cechami charakteru50. Tak zresztą
bywało i w literaturze, szczególnie satyrycznej: mnich - opój,
rusticus - quadratus (tępy chłop)51 - to bardziej określenia kul-
turalne niż stanowe. "Głupi chłop" był pojęciem przeciwstawnym
do subtelnego rycerza. W obrazie literackim przeciwstawienie dwo-
ru i wsi było tożsame z opozycją piękna i zgrzebności52. Z kolei
pisma reformatorów społecznych przedstawiały chłopa tak, jak by
czynili to encyklopedyści w dobie dojrzewania rewolucji. Była to
krytyka stosunków społecznych, nie obrazująca istniejącej stratyfi-
kacji. Rzeczywiście zamknięte stany, broniące się przed napływem
ludzi nowych, świadome swej odrębności - to grupy najwyższej
arystokracji: książąt cesarskich, lordów, parów, u nas pierwszych
senatorów. To im zawdzięczamy wizję niezmiennego porządku
średniowiecza.
Nie należy sądzić, by było to zjawisko występujące jedynie
w średniowieczu. Tendencje do zamykania się grup, stanów,
warstw występują do dziś i są przejawem troski o zbytnie nieroz-
szerzanie kręgów społecznych korzystających z przywilejów. Tyle
tylko, że uwierzono, iż wieki średnie były okresem rzeczywistego
istnienia zamkniętych grup. Ta wiara przez wiele lat towarzyszyła
102
badaczom, także tym zajmującym się najbardziej mobilną grupą
- mieszczaństwem. Ileż to razy powtarzane były opinie o istnieją-
cym trójdzielnym układzie mieszkańców miast (patrycjat, pospól-
stwo, plebs). Nawet jeśli podział ten był wygodny ze względu na
uproszczone rozróżnienie ludzi cieszących się różnym wymiarem
przywilejów, to przecież nie uwzględniał on ani rzeczywistości
rosyjskiej, ani miast bizantyjskich, ani włoskich. Różnice między
poszczególnymi krajami były bardzo duże, a podziały - we Wło-
szech, w Niemczech, w Polsce, w Niderlandach - nieostre, stale
zmieniające się, uzależnione od wielu czynników. Inaczej wyglądało
to w czasie powstawania miast samorządowych w XI-XII w.,
inaczej w okresie pełnienia władzy przez ludzi obdarzonych przywi-
lejami od władców, jeszcze inaczej wówczas, gdy w ośrodkach
rozwijających się doszły do głosu grupy społeczne najlepiej przy-
stosowane do nowych działań w gospodarce.
"Patrycjat" w opiniach europejskich historiografii jest termi-
nem oznaczającym grupę mieszczan pełniącą władzę w gminach
miejskich53. Wielu wybitnych historyków badało genezę patrycjatu
w dużych ośrodkach: Londynie, Kolonii, Wormacji, Cambrai, We-
necji czy na obszarach nam bliższych - w Szczecinie. Różne
problemy dotyczące patrycjatu i jego najdawniejszych dziejów zo-
stały lównież przebadane na ziemiach polskich. Konstatacje na
temat genezy tej warstwy rządzącej uzależnione były od specyfiki
miasta. Warstwa ta rozwijała się albo na podstawie działalności
handlowej, albo lichwy, czasem oparta była na wielkiej własności
ziemskiej54. Dużych miast w średniowiecznej Europie nie było
wiele. Skąd zatem pochodzili ci, którzy sprawowali władzę w tysią-
cach małych miast, w ośrodkach takich jak Pyzdry, Bardyjów,
Kalisz, Płock, Lemgo czy Orvieto?55.
Skąd brała się grupa ludzi korzystająca z organizacji samorządo-
wej dla uzyskania różnorakich korzyści? W wypadku dużych miast
Europy środkowowschodniej odpowiedź nie budzi większych wąt-
pliwości. Grono dysponentów władzy na ogół składało się z przyby-
szów - "Teutonicivelallihospites"56 - szukających na obszarach
Polski korzystnych warunków życia i działania zawodowego. Wia-
domo też z grubsza, skąd przybyły do Florencji rodzina Strozzich
czy Medicich, na czym opierały swe znaczenie władze Lubeki,
Tuluzy, Kolonii, Grenoble57. Trudności zaczynają się przy bada-
niu miast małych, najbardziej typowych dla krajobrazu urbanis-
tycznego kontynentu.
Biorąc pod uwagę skomplikowane stosunki na całym obszarze
Europy można spróbować rozważyć genezę patrycjatu w Polsce
i w krajach sąsiednich. Nie ulega wątpliwości, że pierwotnie osoby
piastujące władzę stanowiły głównie element napływowy. Goście
- hospites - już w XIII w. osadzeni na prawie grupowym w sil-
niejszych ośrodkach gospodarczych na wschodzie, samą swą nazwą
(oznaczającą zresztą odmienny status prawny58) wykazywali swoją
obcość w środowisku miejscowym. Byli ludźmi, którzy nie należeli
do znanych tradycyjnie warstw społecznych. Trudności z okreś-
leniem ich nazwą własną: "Rittermessig mań", "hospites ec iure
fruantur quo et milites"59 - mogą wskazywać na fakt niemiesz-
czenia się ich w ówczesnej strukturze społeczeństwa polskiego.
Biorąc pod uwagę (mimo zastrzeżeń niektórych autorów parających
się tym przedmiotem) brak instytucji prawnych kształtujących od-
rębny status miejski przed okresem kolonizacji, w niewielkich o-
środkach władzę zapewne musieli sprawować głównie przybysze
wdrożeni poza Polską do działalności organizacyjnej na rzecz gmi-
ny. A tymi przybyszami byli najpewniej Niemcy60.
Stwierdzenie to może zadowolić jedynie częściowo, ponieważ
nie zawsze też wiadomo, jakie było ich pochodzenie społeczne,
a ponadto trudno założyć, że wśród przybyszów nie było Polaków
znających obyczaje, język i technikę zawodu mieszczańskiego zdo-
bytą w okresie poprzednim. Wątpliwość ta jest tym bardziej uzasad-
niona, że nie zawsze przybysze byli Niemcami, jak w przypadku
Ujazdu, Krakowa, Lądku, Skaryszewa, Płocka61. Można uznać
jako pewny fakt, że część rajców czy ławników należała do grupy
polskojęzycznej. Wynika to wyraźnie ze stwierdzeń dotyczących
"Niemców i Polaków", "Niemców i innych gości" czy "mieszkań-
ców miasta". Ponadto mimo przytłaczającej przewagi imion ger-
mańskich (może zresztą zgermanizowanych przez pisarzy) trafiają
się imiona świadczące o rodzimym pochodzeniu członków władz
miejskich. Wójtowie Pyzdr Jaśko i Bartko, poznańscy rajcy Ludwik
i Thylo, synowie Przybysława, Jaśko ze Smogorzewa w Gostynie62
byli najpewniej pochodzenia polskiego. Już w pierwszej połowie
XIV w. w Płocku, co prawda mieście oddalonym podówczas od
głównych ośrodków gospodarczych kraju, większość elity miesz-
czańskiej była polska63. Taki stan rzeczy rozszerzał się i na inne
miasta, szczególnie mniejsze. W ciągu pierwszych 120 lat, tj. do
1330 r., blisko jedna trzecia znanych wójtów, burmistrzów, rajców
i ławników należała do grupy polskojęzycznej. Oczywiście nie moż-
na kryterium imion uważać za czynnik decydujący, niemniej wska-
zują one na udział miejscowych ludzi w reformie kolonizacyjnej
miast polskich.
Sprawą ściśle łączącą się z omawianą kwestią jest problem miej-
sca, które zajmowali zasadźcy i członkowie władz miejskich w
XIII-wiecznej hierarchii społecznej. Nie ulega wątpliwości, że mie-
104
li wysokie uposażenie, na które składały się łany uprawne, prawo
korzystania z lasów i łąk, rzek i jezior, do posiadania młynów
i karczem czy kramów rzemieślniczych, do pobierania opłat sądo-
wych przez wójtów, przywileje handlowe. Wszystkie te nadania
tworzyły spory majątek, wskazywały też, że mogli być traktowani
jako ludzie bogaci.
Stosowane niekiedy przy ich imionach określenia, jak "strenui",
"nobiles" świadczą o powiązaniu ich ze środowiskiem rycerskim.
Wójt Pyzdr, wspomniany Jaśko, nazywany był "strenuus vir".
W Kaliszu wójt Henryk z Bytomia - "honorabilis vir" - wy-
stępował wśród świadków na dokumentach Przemyśla II.
W Oświęcimiu na dokumencie wójta Henryka i Gotfryda, miesz-
czanina z Poznania, świadkami byli duchowni i rycerze. Wójt Ra-
dziejowa Gierko świadczył przy nadaniu starosty wielkopolskiego
Przybysława obok wielmoży Jarosława z Iwna64.
Powiązania ze środowiskiem rycerskim szły w parze z rodzinnymi
i gospodarczymi kontaktami z niższym duchowieństwem. Pleban
kościoła Mariackiego zlecił lokację Bronowic Detmarowi Ketzerowi,
mieszczaninowi z Krakowa, Kurzelów był lokowany przez braci,
z których jeden był klerykiem. Tę samą funkcję w Zatorze Mieszko
cieszyński zlecił Rudigerowi i Piotrowi, braciom książęcego kapelana
Arnolda65. Analogiczne związki zdarzały się z pewnością i później.
W Bielsku Mazowieckim, w Słupcy, Mstowie, Sieradzu, Ra-
dziejowie, Ostrowi Mazowieckiej wójtowie określani byli jako
"szlachetni" (nobiles), podobnie jak i burmistrzowie tych miast.
Miejsce liczących się mieszczan (cives), wśród nich burmistrzów
(magistri civium) na listach świadków pozwala umieścić ich w gru-
pie poniżej urzędników ziemskich, ale powyżej "servientes" czy
kleryków. Gdybyśmy odtwarzali stratyfikację społeczną Polski, to
wójtów, sołtysów, rajców, ławników w XIII w. zaliczyć by należało
do wyższej połowy. Byli nazywani tak jak niżsi przedstawiciele
rycerstwa i duchowieństwa, mieli z ziemią różnorakie kontakty,
w tym także rodzinne. Podobne były ich przywileje. Nadanie przez
Łokietka "ortum et alldium" mieszczaninowi Gniezna, Tayziczo-
wi, stanowi przykład typowy dla badań na prawie ziemskim udziela-
nym rycerstwu polskiemu.
Ciekawe wnioski można wysnuć badając środowisko terytorial-
ne, z którego rekrutowali się ludzie reprezentujący "totam comuni-
tatam". Analiza imion mieszczańskich potwierdza w pełni stosowa-
ne określenie "gości". Przynajmniej 30% mieszczan znanych
z imienia, piastujących różne stanowiska w samorządzie lub wy-
stępujących w roli świadków czynności prawnej, określano pocho-
dzeniem spoza miejsca ich działalności. Na ogół do mniejszych
105
miast przenoszono się ze wsi, do większych ośrodków często prze-
nosili się mieszczanie z mniejszych. Płock był zasilany przez miesz-
kańców Kikoiu, Rypina, Goślic. Pyzdry przez przybyszów z Jaroci-
na, Poznań z Gubina, Środy, Ścinpwy, Słupca ze Stawiszyna, Koś-
cian i Przemętu. Nie zawsze jednak tak było. Miechów np. miał być
lokowany przez mieszkańca z Krakowa, podobnie jak Bochnia, do
Pyzdr przenoszono się z Kalisza (być może wówczas ośrodka rów-
norzędnego), do Grodziska ze Zbąszynia, do Płocka z Brodnicy, do
Poznania z Głogowa. Przybysze z Niemiec, którzy - jak już była
o tym mowa - stanowili w XIII w. większość gości, pochodzili
bądź z niewielkich miasteczek, bądź ze wsi. Rzecz interesująca, że
niekiedy migracja odbywała się z ziem polskich na obszar państwa
krzyżackiego, jak w przypadku sołtysa Krystiana, który ze wsi
przeniósł się z synami do Torunia. Ze wsi wywodzili się liczni
mieszczanie z kręgu władzy w Gostynie, Pyzdrach, Kaliszu, Płocku,
a także na Śląsku w Ścinawie czy Żaganiu66. W sumie ponad połowa
przybyszów, którzy doszli do znaczenia w gminach na prawie nie-
mieckim, pochodziła ze wsi. Liczba ich kształtowała się rozmaicie
w poszczególnych ośrodkach. W Kaliszu było ich około 75%,
w Pyzdrach około 57%, w Płocku około 40%, w Poznaniu około
35%, w Grodzisku, Kościanie w ogóle trudno się ich doszukać. Na
pewno w miastach dużych - Krakowie, Wrocławiu - było ich
znacznie mniej, jednak i tak przybysze ze wsi już w pierwszym
pokoleniu niejednokrotnie wchodzili do władz miasta.
Istotną sprawą w rozważaniach struktury społecznej są stosunki
zawodowe w miastach. Dla okresu do 1330 r. można na podstawie
dokumentów określić podstawy utrzymania około 200 osób z kręgu
władzy. Czasem dane budzą wątpliwości. Określenie "rzemieśl-
nicze" może świadczyć o wykonywanym zawodzie, ale może być
także przezwiskiem. Niekiedy występuje określenie sugerujące
przynależność stanową. Nie wyjaśnia ono zawodu, może jedynie
nasunąć przypuszczenie, że "szlachetny" był posiadaczem ziem-
skim, a "uczciwy" parał się zawodami miejskimi - zapewne hand-
lem. Młynarze niemal z reguły nie zajmowali się jedynie wykorzys-
tywaniem sił wody lub wiatru do różnych celów, lecz byli także
rzemieślnikami i posiadaczami ziemskimi. Na pewno, tak jak to
obserwujemy w czasach późniejszych, najrozmaitsze zawody były
łączone. Niekiedy trudno stwierdzić, czy np. "gospodarik" ozna-
czał jedynie właściciela gruntu. Niemniej stosowane określenia wi-
docznie dobrze charakteryzowały dane osoby. Wśród nich na pier-
wszym miejscu we władzach miasta znajdowali się rzemieślnicy:
piekarze, tkacze, kowale, szewcy, krawcy, rzeźnicy, złotnicy, piwo-
warzy, wapiennicy, kusznicy, "magister pontium", rzemieślnicy
106
\v ogóle i inni. Z wyjątkiem złotników byli to przedstawiciele zawo-
dów, które w przyszłości miały podzielić się na wiele specjalności.
Pozostałe zawody członków władz miejskich można zgrupować
\v trzy kategorie. Do pierwszej należałoby zaliczyć wszystkich po-
siadaczy dóbr ziemskich, a więc przedstawicieli rycerstwa (nobiles),
właścicieli wsi i przysiółków i tych obywateli miasta, którzy na wsi
posiadali dziedziczne posiadłości. Należy pamiętać, że dobra ziems-
kie posiadali także sołtysi, a niekiedy również młynarze. Można
sądzić, że blisko połowa, jeśli nie więcej, elity władzy w miastach,
szczególnie niewielkich, miała posiadłości ziemskie. Drugą grupę,
niewątpliwie przemieszaną z pierwszą, stanowili kupcy. W skład
trzeciej, najsłabszej liczebnie, wchodzili "intelektualiści", głównie
pisarze miejscy, którzy w XIII w. grali chyba ważniejszą rolę
w polityce rady i lawy niż w czasach późniejszych.
Powyższe konstatacje oparte są na danych dotyczących miast
małych. W dużym Krakowie sytuacja kształtowała się nieco ina-
czej67. W ciągu pierwszego dwudziestolecia XIV w. w składzie
władz miejskich było aż 53% przybyszów, przy czym większość
- blisko 60% - pochodziła z miast śląskich: Brzegu, Nysy, Świd-
nicy, Raciborza, Cieszyna. Wśród bogatych mieszczan byli i Pola-
cy: Wojciech, Wojsław, lub ci, których określano mianem "z Pol-
ski". Ale liczba ich była mniejsza niż w skali ogólnokrajowej: nie
dochodziła do 10%. W Krakowie byli też wśród członków władz
miejskich rzemieślnicy: kuśnierze, rzeźnicy, krawiec, szewc, kowal
(stelmach), ale w mniejszej liczbie niż w małych ośrodkach. Genera-
lnie rzecz biorąc podstawy finansowe krakowian bardziej wiązały
się z handlem, ale dane dotyczące licznych posiadłości miasta
i wspomniany uprzednio udział mieszczan w akcji lokacyjnej w Ma-
łopolsce pozwalają mniemać, że i w głównym mieście Polski dobra
rolne grały istotną rolę w kształtowaniu pozycji gospodarczej i spo-
łecznej patrycjatu. Liczna grupa wójtów i sołtysów była na po-
graniczu warstwy chłopskiej, mieszczańskiej i szlacheckiej"8, a tak-
że tych, których polskiego pochodzenia możemy się tylko domyślać:
haeredes, mediocri militelli, niekiedy (jak w statutach mazowiec-
kich) "milites kmetones non habentes" lub "milites in civitate
sedentes"69.
Te uwagi dotyczą obszaru "kolonizacyjnego". Ale średniowie-
cze było okresem ekspansji na bardzo różnorodne tereny. Przyby-
wali nowi przybysze do Barcelony w XI w., do Londynu w XIII
i XIV, do Lubeki w XIII i XIV w. Powstawały kolonie genueńskie
na Krymie, hanzeatyckie w Skandynawii, saskie i bawarskie na
Węgrzech i w Czechach. W XIII w. Francja kolonizowala swe kresy
południowe, a generalnie wieś zasiedlała miasta70. Kiedy wielka
107
zaraza w 1348 r. wyludniła duże aglomeracje, na dłuższy okres
wyludniły się wsie. Stamtąd bowiem, i z dworów, i z chłopskich
chat, przenosili się ludzie szukając szczęścia w nowym środowisku.
Sądzić można, że rozpad monarchii opartej na świadczeniach
poddanych i początki władz terytorialnych skierowały masy minis-
teriałów (u nas panoszy, wolnych dziedziców) do miast. To dopiero
XVI w. przyniósł przepisy, określające, kto może zostać członkiem
władz miejskich. Miasta były zapewne miejscem umożliwiającym
awans społeczny i majątkowy przybyszom w znacznym stopniu
rekrutującym się także z drobnego rycerstwa. W XII-XIV w.
uzyskiwali oni także znaczny prestiż społeczny, potwierdzany przez
obiegowo stosowaną tytulaturę. Aż do końca XV w. mieszczanie
wykazywali jeszcze dużą ruchliwość przenosząc się z miejsca na
miejsce i adaptując do nowych warunków. W każdym razie w okre-
sie wcześniejszym "patrycjat" nie był ani jednolitą, ani zamkniętą
grupą.
Podobnie rzecz się miała z trzecim członem społeczeństwa
w miastach - plebsem71. Składał się on z ludzi zatrudnionych
w rzemiośle i z wolnonajemnych pachołków miejskich tudzież
z przedstawicieli społecznego marginesu. Mieszkali ponadto w mia-
stach ludzie nie należący do grona obywateli miasta, ale niejedno-
krotnie dobrze sytuowani, jak Ormianie, Żydzi, szlachta rezydująca
w miastach, dworzanie królewscy i magnaccy. Stanowili oni pokaź-
ną grupę"2.
Problem stałych struktur można rozpatrzyć na przykładzie or-
ganizacji części drugiego członu mieszczaństwa, zwanego pospólst-
wem. Składali się nań mieszkańcy, których zajęcia jak najściślej
wiązały się z miastem. Można nawet powiedzieć więcej: istnienie
miasta było uzależnione od ich aktywności zawodowej, na ogół
związanej z wykonywaniem rzemiosła. Pospólstwo miało swoje
formy organizacyjne. Zrywanie z dotychczasowym środowiskiem
społecznym, tworzenie nowych więzi zawodowych, sąsiedzkich,
rodzinnych stymulowało kształtowanie wspólnot mających realizo-
wać różne, psychiczne i materialne potrzeby swych członków.
W świadomości ówczesnej istniało prawo wspólnot do egzystencji,
niezależności, samorządności. Miejsce jednostki w świecie wyzna-
czał jej udział w uznanej wspólnocie. Stąd powstawanie gildii,
bractw, cechów, których geneza do dzi^ budzi spory wśród nau-
kowców. Mówiąc ogólnie, istnieje pogląd, że organizacja cecho-
wa stanowiła dominującą formę pracy rzemieślniczej w średnio-
wieczu. W ten sposób powstała wizja powielana w podręcznikach,
która nie zawsze znajduje potwierdzenie w szczegółowych bada-
niach73.
108
W rozważaniach genezy korporacji i obca, i polska literatura
przedmiotu na plan pierwszy wysuwa działalność gospodarczą.
W warunkach, kiedy wytwórczość domowa na własne potrzeby
stanowiła zjawisko masowe, kiedy stosunkowo nieliczny odsetek
ludności mógł sobie pozwolić na kupowanie - stałe! - wyrobów
wyprodukowanych w miastach, rynek na wytwory rzemieślnicze
był siłą rzeczy bardzo ograniczony. W walce o obronę własnych
interesów zawodowych powstawały zatem organizacje, których ce-
lem była reglamentacja produkcji: ograniczenie jej wielkości tak, by
nie spadały ceny, zapewnienie wysokiej jakości, by różniła się od
konkurencyjnych wyrobów wytwarzanych w domu lub poza ce-
chem (stąd do dziś określenie takiego producenta: partacz, ma
znaczenie pejoratywne). Poprzez działalność administracyjną, po-
zaekonomiczną cechy miały za zadanie utrzymanie swego mono-
polu: walczyły o usuwanie konkurencji poza obręb tzw. mili miejs-
kiej lub zezwalały rzemieślnikom wiejskim tylko na reperację sta-
rych wyrobów, zakazując produkcji nowych. Ustawy cechowe na-
rzucały przymus kontroli jakości wyrobów, dopuszczały handel
tylko w określone dni tygodnia. Rzecz prosta było to możliwe
wówczas, gdy władze miasta, zainteresowane finansowo w zamoż-
ności cechów (lub składające się ze starszych cechowych) popierały
tę działalność.
Na pewno też związki z władzą stanowią drugą przyczynę spra-
wczą powstawania cechów. Ale nie chodziło wyłącznie o kontrolę
działalności rzemieślników. Korporacje zawodowe stanowiły trans-
misję życzeń i poleceń władzy, ogniwo, które umożliwiało przepływ
informacji między władzą a społeczeństwem. Cechy były samorząd-
ne. Miały wybierane władze, które nie tylko rozsądzały spory zawo-
dowe (stanowiąc niejako formę sądów pracy), ale także wydawały
przepisy regulujące działalność zawodową, obyczajowość, normy
porządkowe. Statuty cechowe były czasem zatwierdzane przez radę
miejską, czasem przez właściciela miasta. Starsi cechowi wnosili też
petycje dotyczące życia miejskiego, postulowane przez rzemieśl-
ników. Taka transmisja była dwustronna. Władze miały z kim
pertraktować, pobierać należne podatki, zlecać wykonanie różnych
świadczeń, a także w razie potrzeby powoływać pod broń. Cechy
bowiem zobowiązane były do obrony miasta, wysyłania podwód czy
wystawiania zbrojnych. Bez istnienia cechów społeczność miejska,
która utraciła już stare, wiejskie więzi rodzinne czy terytorialne, nie
posiadałaby możliwości sprawnego działania. Nic dziwnego, że
w niektórych miastach zachodniej Europy każdy obywatel musiał
być członkiem jakiejś korporacji.
Przynależność grupowa dawała człowiekowi miejsce w nowej
109
społeczności. W miejskich procesjach każda korporacja miała swoje
miejsce w gronie innych. Cechy stanowiły oparcie, niekiedy zabez-
pieczenie na starość, dawały poczucie bezpieczeństwa zawodowego.
Albowiem - i to jest trzecia istotna przyczyna powstania cechów
- były to także instytucje kulturalne. Ich działalność w tym za-
kresie była wielopłaszczyznowa. Cechy organizowały wspólne na-
bożeństwa, procesje, fundowały kaplice i ołtarze. W cechach zbiera-
no się na wspólne modły; zapewniały one godziwe zaopatrzenie
wdów i sierot. Pomoc nie dotyczyła jedynie spraw doczesnych.
Pogrzeby, msze na intencję członków stanowiły poważny dział
czynności cechowych. W więziach kościelnych realizowano potrze-
bę wspólnoty kulturalnej. Lecz nie tylko do takich więzi ograniczała
się działalność cechów. Urządzały one uczty i "schadzki" cechowe,
imprezy w rodzaju wyboru króla kurkowego, wesela, zapewniały
inne możliwości kontaktów towarzyskich.
Mimo przepisów niekiedy zakazujących prowadzenia podczas
spotkań interesów, cechy były też terenem kontaktów zawodowych.
Tam docierano umowy dotyczące pracy w warsztacie, ustalano
ceny, określano formy i wymogi nauczania rzemiosła.
A zatem trzy uzupełniające się przyczyny: gospodarcze, politycz-
ne i kulturalne, leżały u genezy cechów. Tam, gdzie cechy były
importowane, dochodził jeszcze czynnik czwarty - podtrzymywanie
węzi ze starym krajem. Ludność ze wsi czeskich, polskich, pomor-
skich, żyjąca w ramach tzw. prawa książęcego, po przeniesieniu się do
miast, po uzyskaniu prawa niemieckiego też poszukiwała nowych
kontaktów i nowych form organizacyjnych, bardziej odpowiadają-
cych nowym potrzebom psychicznym i zawodowym. Toteż w całej
środkowej Europie powstawały bractwa - fratemitates, contuber-
niae, ghilden, Zlinfte, które pod formą związku religijnego realizowa-
ły różne potrzeby. Niejednokrotnie też na swego patrona wybierały
postać, która nawiązała do wcześniejszej tradycji- I tak Szwedzi,
których los rzucił na południe od Bałtyku, tworzyli bractwa św.
Eryka, Norwegowie św. Olafa, patronów tych nacji. Polscy przyby-
sze w miastach o mieszanej etnicznie ludności albo podkreślali w na-
zwie swą polskość (jak szewcy w Krakowie), albo oddawali się w opie-
kę św. Wojciecha czy św. Stanisława. Nie zawsze jednak świadomość
tradycji była silna, stąd poszukiwanie innych patronów, którzy by
nobilitowali nowy związek. W grę wchodzili najwybitniejsi dla ów-
czesnych czasów - a więc święci - przedstawiciele różnych zawo-
dów. Tak więc patronem złotników i ich bractwa został św. Eligiusz,
biskup, który ponoć parał się tym rękodziełem. Szewcy powoływali
się na braci męczenników świętych Kryspina i Kryspiniana, bar-
channicy na św. Sewera raweńskiego, papiernicy na św. Antoniego.
110
Na Śląsku - niekiedy patroni byli innej natury. Najdoskonal-
szym tworem z gliny był, jak wiadomo, praojciec Adam i on też,
czasem z małżonką Ewą, został patronem ceglarzy, zdunów, garn-
carzy .Tak właśnie było w Tarnowskich Górach, w Oleśnie, w Głub-
czycach, w Raciborzu, przynajmniej w dobie wczesnonowożytnej.
y^iele cechów przybrało sobie patronów anielskich. Na starych
pieczęciach śląskich emblematy anielskie występowały u kapelusz-
ników i krawców w Głubczycach, piekarzy w Opolu, kuśnierzy
w Prudniku. Niewykluczone, że miało to związek z postacią Micha-
ła ważącego ludzkie uczynki na Sądzie Ostatecznym. Wezwania
określały też na ogół miejsce spotkań cechowych: przy ołtarzach,
obrazach w miejskich kościołach parafialnych. Tam właśnie zbiera-
no się na wspólne modły i tam (sądząc z licznych legatów) odbywało
się często Sacrum commercium - transakcja zawierana przez rze-
mieślników z Panem Bogiem.
Teoretycznie cech stanowił wspólnotę trzech kategorii pracow-
ników. Jednostką produkcyjną był warsztat, własność mistrza, peł-
noprawnego członka cechu, posiadającego przynajmniej w teorii
najwyższe umiejętności zawodowe. On organizował zakup surow-
ców, przyjmował zamówienia klientów, decydował o wielkości pro-
dukcji, prowadził handel swymi wyrobami, przydzielał i nadzoro-
wał pracę w warsztacie, wykonywał najbardziej precyzyjne i od-
powiedzialne zadania. On wykańczał dzieło i odpowiadał za jego
jakość. Czy rzeczywiście regułą było uzyskiwanie statusu mistrza
w wyniku pracy podejmowanej przez ucznia, a następnie czelad-
nika? Młody chłopiec - najczęściej drogą umowy rodziców z mist-
rzem - zostawał przyjęty na ucznia. Otrzymywał wikt, nocleg
i pobierał naukę, a zobowiązany był do różnych czynności. Zaczynał
od najprostszych robót i stopniowo wciągał się w coraz bardziej
skomplikowane prace. Jeśli wykazywał postępy, dotrwał do końca
praktyki, stawał się wartościowym i wykwalifikowanym pracow-
nikiem i mógł po paru latach wyzwolić się na czeladnika (towarzy-
sza). Rozpoczynał wówczas kolejny etap kariery cechowej: zaczynał
działać jako główna siła produkcyjna w warsztacie.
Czeladnik już miał stały, określony zarobek. Nie licząc prac
podejmowanych na boku, dostawał tygodniową wypłatę od majstra.
Niektóre cechy przewidywały potrzebę wędrówki czeladników po
różnych miastach, inne warowały sobie uzyskanie świadectwa od
kilku członków cechu, określoną liczbę lat czeladnikowania. Teorety-
cznie czeladnik mógł w przyszłości zostać mistrzem. W rzeczywisto-
ści cech był korporacją mistrzów, która dbała o to, by nie nastąpił
nadmierny wzrost warsztatów i produkcji, co mogłoby się ujemnie
odbić na zarobkach mistrzów. Dlatego formułowano liczne warunki:
111
trzeba było uzyskać liczne zaświadczenia, złożyć sporą opłatę w ce-
chu, uzyskać prawo miejskie, a więc stać się posiadaczem nierucho-
mości, często odbyć trudny egzamin mistrzowski, wreszcie założyć,
zbudować i wyposażyć własny warsztat. Te wszystkie ograniczenia
powodowały zamykanie się cechów, ograniczanie liczby warszta-
tów. Coraz częściej rzemieślnicy kończyli swą karierę na etapie
czeladnika lub uciekali poza obręb miasta. Szansę na uzyskanie
statusu mistrza mieli synowie właścicieli warsztatów oraz ci czelad-
nicy, którzy dzięki małżeństwu z wdową lub córką mistrza wżeniali
się do cechu. Władze cechu - tzw. starsi - były wybierane na ogól
co roku wyłącznie spośród bogatszych, bardziej wpływowych mist-
rzów. Dopiero od XIV w., i to nie we wszystkich większych mias-
tach, czeladnicy zakładali swoje związki, niejako poza cechem
i przez starszyznę cechową ostro zwalczane.
Rzecz w tym jednak, że przy bliższym zbadaniu sprawy od-
krywamy zjawiska, które nie mieszczą się w tym schemacie działal-
ności cechów. Szczególnie trzy z tych zjawisk są dość wyraźne, i to
w gruncie rzeczy w większości krajów Europy: stopień upowszech-
nienia organizacji cechowej, skala zawodów objętych przez nią,
wreszcie formy organizacyjne, które nie mają bezpośredniego zwią-
zku ani z reglamentacją rynku, ani ze współżyciem opartym na
specjalizacji produkcyjnej, mianowicie cechy łączone.
Pierwsza sprawa dotyczy poglądu na dominację systemu cecho-
wego w miastach średniowiecza. Wydaje się bowiem, że taka opinia
wynikała bardziej z dużej liczby źródeł wytwarzanych przez or-
ganizację cechową niż z jej rzeczywistego znaczenia do początków
XIV w. Dokładniejsze wczytanie się w źródła pozwala na sfor-
mułowanie tezy, że rzemiosło cechowe nie było przeważającą formą
produkcji przemysłowej. W Polsce dominowało ono w Gdańsku,
Toruniu, podobnie jak we Wrocławiu74. W Krakowie od połowy
XIV w. też można mówić o cechach jako ważnej formie wytwórczo-
ści, acz pewno nie obejmującej wszystkich dziedzin produkcji.
Można sądzić, że w mieście tym na przełomie XV i XVI w. działało
blisko 100 różnych zawodów rzemieślniczych75, wymienianych
w źródłach i ze względu na zakres swej działalności niezbędnych dla
gospodarki miasta. Wydany przez Radę w 1427 r. wilkierz wymie-
nia natomiast jedynie 28 cechów, wśród których zresztą znaleźli się
także prasołowie i kramarze76.
W innych miastach jest podobnie. Występowanie w źródłach
średniowiecznych, często aż po schyłek XV w., cieśli, tkaczy, mura-
rzy, kowali, piekarzy, i wielu innych rzemieślników nie zawsze
pokrywa się z istnieniem cechu. Owszem, były warsztaty, na ogól
oparte na kooperacji rodzinnej; w tych warsztatach bywali nawet
112
mistrzowie i czeladnicy, ale nie byli oni zrzeszani, przynajmniej nic
o tym nie wiemy, w organizacje zawodowe. Jeśli występował np.
,magister canalium alias rurmistrz" (w Krakowie), oznacza to, iż
działał biegły w fachu kierownik robót wodociągowych. Nie był on
związany z organizacją cechową, tak zresztą jak i inni "muratores".
Już średniowiecze znało różne formy kooperacji rozszerzonej, np.
w przemyśle budowlanym. Pod kierunkiem jednego przedsiębiorcy
pracowali i kopacze gliny, i tragarze, ceglarze, stolarze, powroźnicy,
kamieniarze itp. Podobnie wyglądała organizacja pracy przy więk-
szych inwestycjach na wsi, we dworach czy w zamkach. Działali tam
liczni wykwalifikowani rzemieślnicy, ich pomocnicy, a także chłopi
odrabiający świadczenia feudalne.
W tym stanie rzeczy ciekawy staje się problem genezy cechów
badany od strony specjalności rzemieślniczych. Generalnie można
stwierdzić jeszcze u schyłku XV w., że cechy obejmowały mniej-
szość znanych ze źródeł specjalności rzemieślniczych.
Dane z różnych miast w Polsce, w Niemczech, we Francji
pozwalają dokonać bardzo ciekawych obserwacji dotyczących naj-
starszych cechów rzemieślniczych. Zestawienie specjalności, które
występują w najstarszych cechach trzy i więcej razy, daje następują-
cy obraz: szewcy, rzeźnicy; kuśnierze, piwowarzy, sukiennicy, ko-
wale, piekarze, krawcy, garbarze. Mamy więc dziewięć rzemiosł,
których członkowie najczęściej organizowali się w cechy. Czy moż-
na znaleźć jakieś podobieństwa między tymi zawodami? Sprawa nie
jest prosta, jako że rola tych rzemiosł, ich zakres i znaczenie nie
wydają się być podobne.
Piwowarzy działali w społeczeństwie, w którym niemal każdy
mieszkaniec kraju warzył dla siebie piwo. Podobnie trudno przypu-
ścić, że rzeźnictwo czy krawiectwo uprawiane na własny użytek lub
piekarnictwo nie stanowiło stałego domowego zajęcia miejskiego
i wiejskiej ludności w średniowieczu. Kowalstwo, sukiennictwo
(chociaż też dość powszechne), garbarstwo, kuśnierstwo - wyma-
gały może bardziej wyspecjalizowanych narzędzi. Niemniej sądzić
można, że pierwsze organizacje cechowe obejmowały zawody, które
wykonywane były powszechnie. A jednak powstawały zrzeszenia,
które rzecz prosta obejmoway tylko niektórych specjalistów. Biorąc
pod uwagę statuty cechowe możemy mniemać, że byli to najlepsi
fachowcy, tacy, których wyroby rzeczywiście musiały różnić się od
masy podobnych produktów krążących w tym czasie w kraju. Cechy
posiadały zatem odbiorców, może niezbyt licznych, ale takich, któ-
rych warto było zdobyć dla swych wyrobów. Można chyba wnios-
kować, że powstawanie cechów zajmujących się powszechnie wyko-
nywanymi zawodami związane było z liczną grupą nabywców
113
i ludzi zamożnych, i mających większe aspiracje tudzież wymagania
wobec życiowego standardu. Do grupy takiej klienteli należeli zape-
wne rycerze, duchowni, bogaci mieszczanie, a może i zamożni
chłopi na prawie niemieckim. Z czasem cechy już bardziej ustabili-
zowane w społeczeństwie zaczęły się mnożyć i grupować różno-
rakich specjalistów. Ale to, że pierwsze cechy były właśnie takie,
stanowi jeszcze dowód, że społeczeństwa Europy przeżywały
w XII-XIV w. i przekształcenia, i awans materialny.
Wiele czynników stało na przeszkodzie temu, by całe rzemiosło
średniowieczne znalazło się w ramach cechów. Przede wszystkim
wiązało się to ze strukturą zawodową mieszkańców miast, szczegól-
nie liczebnie przeważających - małych. Większość ich obywateli
prowadziła jednocześnie handel i rzemiosło, co ważniejsze - wspar-
te gospodarką rolną i hodowlaną77. Wielu z nich miało swoje role,
ogrody, łąki, barcie rozrzucone tak na obszarze należącym do mias-
teczka, jak i w pobliskich osadach. Do wyposażenia domów kupców
i warsztatów rzemieślniczych zaliczano pługi, sierpy, motykę - na-
rzędzia uprawy ziemi. Ci sami ludzie posiadali konie, krowy, owce,
a ich kontakty środowiskowe, rodzinne, handlowe czyniły z nich
grupę zawodową bardzo podobną do chłopskiej. W wielu małych
ośrodkach istniały cechy oraczy, co oznaczało, że część mieszkań-
ców tych miast za główne swoje zajęcie uważała rolnictwo78. Jest
rzeczą zrozumiałą, że reglamentacja produktów rolnych w takiej
sytuacji, gdy przytłaczająca większość ludności należała do grupy
wytwarzającej je, nie byłaby możliwa. Często zaś rolnik-rzemieślnik
zajmował się produkcją przemysłową w ogóle: stawiał drewniane
domy, młyny, wyrabiał wozy, koła, pełnił funkcję kowala, a gdy
zaszła potrzeba, to i rzeźnika. Występował też w różnych zawodach,
niekiedy posiadając nawet warsztat, ale nie należąc do żadnego
cechu. Potwierdzają ten stan rzeczy źródła, wskazując, że ostra
walka rzemiosła cechowego z "partaczami" zaczęła się na dobre
dopiero pod koniec średniowiecza79. Wcześniej, szczególnie w mia-
stach małych i średnich, problem ten w gruncie rzeczy nie grał
istotnej roli.
Rzecz prosta - rozwój miasta wprowadzał nowe zjawiska
w dziejach produkcji nierolniczej: nie spotykaną dotychczas spec-
jalizację, rozszerzoną kooperację, wysoką jakość wyrobów rynko-
wych. Do miast ściągali wszyscy wysoko wykwalifikowani rzemieśl-
nicy, szukający lepszych warunków życia i pracy; pogłębiała się
różnica między jakością różnych wyrobów. Ale terytorialny podział
pracy nie był wcale konsekwentny. Z przedmieścia przenosiły się na
odległą wieś różne zakłady przemysłowe: tartaki, rozwijające się
warsztaty wymagające do produkcji wody, browary, młyny, warsz-
114
taty kamieniarskie i cegielnie. Z miast poza granice ich jurysdykcji
wynosili się ludzie, którzy nie chcieli lub nie mogli sobie znaleźć tam
miejsca. Na obszarze całej Europy rozwijało się rzemiosło wiejskie,
nierzadko konkurujące z miejskim80, rzemiosło podmiejskie. To
ostatnie było stale zasilane nowym napływem ludzi, którzy stop-
niowo zmieniali zawód. Ten stan rzeczy także utrudniał konsek-
wentne trzymanie się modelu cechowego. W dalszym bowiem ciągu
charakterystyczną cechą wsi feudalnej była wytwórczość domowa,
ograniczona do niektórych czynności, ale nadal grająca bardzo
istotną rolę.
Walka cechów z przemysłową produkcją wiejską była bardzo
trudna, bo działały dwa ważne czynniki popierające rzemiosło nie-
zrzeszone: bodziec ekonomiczny i rosnące znaczenie szlachty. Jeśli
idzie o czynnik pierwszy - wyroby rzemieślników wiejskich były
o wiele dostępniejsze dla chłopów: odpadały wydatki na podróż do
miasta i transport wyrobów. W drugim przypadku znaczenie szla-
chty polegało na tym, że na obszarach słabiej rozwiniętych gos-
podarczo, gdzie duże znaczenie miały wielkie folwarki, rzemiosło
dworskie było w coraz większym stopniu niezbędne dla właściciela.
Nie oznacza to, że konflikty między cechami, które walczyły
o reglamentację produkcji, a nie zrzeszoną konkurencją nie miały
miejsca. Natomiast wniosek z powyższych rozważań brzmiałby na-
stępująco: produkcja przemysłowa w XIII i XIV w. w miastach nie
opierała się wyłącznie na organizacji cechowej. Działalność indywi-
dualna, w tym oparta na własnym gospodarstwie rolnym, z zasady
występująca wśród kolonii żydowskich, a także rozszerzona koopera-
cja różnych przedsiębiorstw - tkackich, przędzalniczych, hutni-
czych - grały bardzo istotną rolę w systemie produkcji.
Przy omawianiu dalszych wątpliwości dotyczących pojawienia
się cechów należy wziąć pod uwagę inne zjawisko, znane już w
XIII w.: cechy łączone. Były to organizacje bardzo różne, najczęś-
ciej łączące w jednym związku przedstawicieli różnych zawodów
rzemieślniczych, ale czasami skupiające specjalistów określonego
fachu z różnych miast. Było to zjawisko częste w miastach i mias-
teczkach Europy81. Literatura przedmiotu podkreśla, że na ogół
powstawało ono w wyniku łączenia się słabych rzemiosł, które w ten
sposób - viribus unitis - łatwiej mogły realizować zamierzenia
w zakresie zdobywania przywilejów gospodarczych czy prawnych.
Łączone cechy wielokrotnie stwarzały jednolitą organizację wal-
czącą o sprawne opanowanie targów, o wygodne rozmieszczenie
kramów, o ograniczenie konkurencyjnej działalności produkcyjnej
z innego miasta. Stanowiły też sprawniejszą formę działalności
politycznej, skuteczniej mogły wywierać naciski na władze miejskie,
115
lepiej bronić interesów producentów. Prawdopodobnie powstawały
one także w wyniku rosnących potrzeb kulturalno-społecznych,
podobnie jak w czasach późniejszych. Zmieniające się formy działa-
lności zawodowej, przenikanie w obręb gospodarki towarowo-pie-
niężnej spowodowały konieczność powstawania związków, które
zabezpieczałyby i materialnie i psychicznie potrzeby ludzi działają-
cych na nowym obszarze. Zabezpieczenie starości, opieka nad kale-
kami, wdowami i naturalna potrzeba tworzenia grup soli-
darności społecznej, związków towarzyskich prowadziły do powsta-
nia najróżniejszych form nietypowych konfraterni.
Kończąc te rozważania podkreślmy zjawisko mobilności społe-
cznej w średniowieczu. Szczególnie od XIII w. pojawiały się różno-
rodne grupy prawne tworzone przez różne nowe wspólnoty82. Nie
świadczyły one o stabilizacji społecznej, lecz o najróżniejszych
czynnikach sprawczych (w tym o roli pieniądza) kształtujących
bieżąco nowe struktury społeczne, nowe hierarchie prestiżu i nowe
formy podmiotowości społeczeństwa83.
PISMO I MOWA
ŚREDNIOWIECZE UCHODZI ZA OKRES NIEMAL POWSZECHNE-
go analfabetyzmu. Wieki ciemne, w których nikt pra-
wie nie umiał czytać i pisać, których bohater - Karol
Wielki - niepiśmienny, bawił się, jak chce Einhard,
przed snem literami, zapewne próbując je kreślić na
woskowych tabliczkach. Tylko gdzieniegdzie w klasztorach mnisi
przepisywali teksty kościelne lub pisma starożytnych mędrców,
w gruncie rzeczy mechanicznie kopiując widziane przez siebie
znaki.
Ten pogląd ma swoje uzasadnienie. W porównaniu z rolą pisma
w starożytnym Rzymie, widzianej chociażby przez uliczne napisy
w Pompei, a także w porównaniu z wybuchem pisarstwa we wszyst-
kich niemal warstwach społecznych za czasów renesansu i baroku,
ubóstwo piśmiennictwa średniowiecznego rzuca się w oczy. Czy
jednak należy porównywać je z bogactwem czasów antyku, czy też
raczej z absolutnym brakiem literatury pisanej w Europie barbarzyń-
skiej, rozbijającej świat cywilizowany w IV-VI w.? Warto może
spojrzeć na średniowiecze jak na okres, w którym Europa ze stanu
całkowitego analfabetyzmu z trudem, pokonując różne przeszkody,
przechodzi do takiego rozwoju piśmiennictwa, jakie trwa aż po
czasy rewolucji mieszczańskich w erze nowożytnej. Nie należy przy
tym jednolicie traktować całej epoki. Po pierwsze rozwój czytelnic-
twa od XI do XII w. był bez porównania szybszy niż poprzednio, po
drugie przecież do grona narodów piszących weszły te, które za-
czynały od zera, które nie miały w spadku dorobku śródziemnomor-
skiej literatury: Słowianie, Bałtowie, przynajmniej część Germa-
nów.
Na pewno alfabetyzacja średniowiecza była możliwa dzięki
dwom czynnikom: tradycji rzymskiej przetrwałej w Bizancjum i roli
Kościoła, który umożliwił przyswajanie elementarnej wiedzy - nie
tylko ustnej. Już Grzegorz Wielki (540-604) zwracał uwagę na
potrzebę stosowania przekazu tak graficznego, jak i pisemnego:
"Obraz jest w kościele tym dla ludzi prostych, czym pismo dla
123
umiejących czytać, ponieważ ci, co pisma nie znają, w obrazie widzą
i odczytują wzór, jaki powinni naśladować. Toteż obrazy istnieją
przede wszystkim dla pouczania ludzi"1.
Ten pogląd funkcjonował przez całe średniowiecze (i później).
Dzieła plastyczne były dla analfabetów, oznaczało to jednak, ze
istnieli także ci, którzy potrafił czytać. Ale sprawa nie jest prosta.
W XIII -XV w. "instruktażowe" freski w kościołach zaopatrzone
były w teksty, które w postaci wstęgi i dymków unoszących się z ust
postaci uzupełniały treść namalowaną. Czy epitafia były tylko deko-
racją, czy służyły informacją tylko wąskiemu gronu erudytów
- trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć2.
Należy uczynić istotne zastrzeżenie: nie można przeprowadzać
(notabene aż po dziś dzień) dychotomicznego podziału na piszących
i niepiśmiennych. Między zawodowym pisarzem, uczonym, intele-
ktualistą, a analfabetą istnieje wiele przypadków pośrednich. Doty-
czą one ludzi w różnym stopniu posługujących się pismem. Są
osoby czytające tylko znane sobie teksty, np. modlitwy, są także
takie, które potrafą jedynie podpisać się, i to "ręką trzymaną". Na
pewno obycie z pismem mieszczan włoskich czy hanzeatyckich było
znacznie większe niż mieszkańców małych ośrodków w Polsce czv
na Węgrzech. Wyuczony pisma szlachcic mniej miał okazji po-
sługiwać się piórem niż pisarz sądowy, ten zaś - niż uczony doktor
na uniwersytecie.
Zanim wypadnie nam przejść do sytuacji Polski, a więc kraju; '
który zaczynał budować od początków swoje piśmiennictwo, trzeba
uczynić trzy uwagi o badanej epoce, a mianowicie o stosunkach na |
obszarze wpływów bizantyńskich, masowości nauki szkolnej i zna- i
czenia pracy umysłowej w hierarchii prestiżu wieków średnich. ''
Ostatnie zagadnienie jest dobrze opracowane w literaturze przed- ,1
miotu. To w średniowieczu, już w XII-XIII w., narodził się |
"intelektualista", człowiek żyjący z pracy swego umysłu, badacz, i
myśliciel, wykładowca uniwersytecki3. Był on postacią typową już \
dla okresu wypraw krzyżowych.
Niezależnie od słów potępienia, jakich nie szczędzili uczonym
ani św. Bernard z Clairvaux, ani inni przedstawiciele kierunku
wyżej ceniącego walory moralne niż intelektualne (co zdarzało się aż
do czasów naszego Długosza4), i Abelard, i św. Tomasz, św. Bona-
wentura i Duns Scotus, Jan z Salisbury i Bartłomiej de Sassoferrato
cieszyli się powszechnym uznaniem czy nawet sławą. Nie jest też
prawdą, by uczoność nie była w cenie. Na Półwyspie Iberyjskim
król "Mądry" był alternatywą króla "Zdobywcy" (Alfons i Ja-
kub)5. "Cnoty intelektualne" - "prudentia, scientia, intelligentia,
industria" pozwalały jak w wypadku oceny danej przez Długosza
124
pawłowi Włodkowicowi6, na umieszczenie uczonych ludzi w szere-
gu "znamienitych".
Nobilitacja wiedzy, wysokiego poziomu intelektualnego stano-
wi dorobek średniowiecza. Otwierała możliwość kariery, ale i osobi-
stej satysfakcji z nabywanej wiedzy. Już w pierwszej połowie XII w.
pisał Hugon do św. Wiktora7: "Odwróć się teraz w inną stronę - co
widzisz? ... Widzę szkołę uczących się. Wielka jest liczba, róż-
ny wiek ludzi: dzieci, chłopców, młodzieńców i starców, i też różne
studia. Jedni uczą się naginać nieprzywykłe dźwięki i surowy dotąd
język. Inni - odmiany słów, układy i odchylenia, najpierw uczą się
je poznawać ze słuchu, potem podawać sobie wzajem i przez po-
wtarzanie przyswajać pamięci. Jeszcze inni żłobią wosk rylcem.
Inni rysują różne kształty rozmaitymi barwami, wprawną rę-
ką wodząc trzcinką po pergaminie. Inni zaś ćwiczą się w trudniej-
szym i gorętszym zajęciu i - jak się zdaje - ćwiczą jeden drugie-
go w rozprawianiu o ważniejszych sprawach i starają się wzajem
wprowadzać podchwytliwie w pułapkę. Inni trącają struny rozpięte
na drewnie. Widzę tam również rachujących. Jeszcze inni objaś-
niają figury i miary. Inni śledzą bieg gwiazd i zmiany na niebie,
dokładnie je opisując za pomocą przyrządów. Inni rozprawiają
o roślinach, o budowie człowieka, o rodzajach wszystkich rzeczy
i o cnocie".
Ten program nauczania był w gruncie rzeczy początkiem nowo-
żytnej edukacji. Jak pisze B. Kurbis, mistrzowie średniowieczni
"przeszli do rozbioru sztuki myślenia ... zdobyli się na uważną
obserwację pracy ludzkiej ... wniknęli w stosunki międzyludzkie
... ośmielili się ... nadawać rangę poznawczą współczesnemu świa-
dectwu, obserwacji i eksperymentowi. Nie przeszkadzało to po-
głębianiu również i samej nauki o Bogu, teologii"8.
Czy rzeczywiście była "wielka liczba" uczących się? Na pewno
nie na tym poziomie, ale coraz wiece; ludzi zaczęło pobierać naukę
w szkołach. Ilościowo dominowały szkoły parafialne. Co prawda
dopiero sobór laterański w 1215 r. nakazał utrzymywać przy koś-
ciołach nauczycieli, którzy przygotowywaliby chłopców do służby
Bożej i przekazywali im elementarne wiadomości, niemniej istniały
one już znacznie wcześniej, a ponadto umiejętność rachowania
i pisania nabywano niewątpliwie także i w drodze praktyki zawodo-
wej poza szkołą: w kantorze kupieckim lub lichwiarskim. Wiedza
nabywana w szkole także służyła potrzebom zawodowym. Uchwała
synodu w Akwizgranie z 789 r. przewidywała naukę czytania i pisa-
nia po łacinie, a dla wyższych stopni kształcenia w szkołach parafial-
nych także elementy arytmetyki i stylistyki, a więc pisania listów,
testamentów itp.9 Podstawowa wiedza wypływająca z nauki
125
katechizmu dotyczyła, niezależnie nawet od programu, umiejętno-
ści praktycznych, chociażby liczenia czasu kościelnego.
Za ważną granicę dzielącą społeczeństwa piszące od niepiszą-
cych można by przyjąć używanie pióra - nie z obowiązku, lecz by
w formie pisanej wyrazić swój stosunek do świata, utrwalić własne
myśli czy przeżycia. Inaczej mówiąc, gdy pojawiła się literatura
piękna, poezja i proza spisywana dla wyrażenia idei i uczuć.
W Europie zachodniej zaczęły powstawać na większą skalę takie
utwory na przełomie tysiącleci. Włoska pieśń zapisana i utrwalona
w pamięci znana jest i z wcześniejszego okresu. W XI i XII w. rodzą
się utwory prowansalskie, północnofrancuskie, katalońskie, niemie-
ckie, czeskie10. Szczególne znaczenie miał tu swój rozwój pisma, i to
rodzimego na Rusi kijowskiej11. Zachowane dziesiątki tysięcy zapi-
sków na korze brzozowej pozwalają stwierdzić, że pismo poczynając
od schyłku XI w. towarzyszyło licznym przedstawicielom warstw
wyższych niemal we wszystkich dziedzinach życia. Pisano rachunki
i transakcje handlowe, listy w sprawach gospodarczych, miłosnych,
a nawet rysowano i opisywano bajki dla dzieci! Znane też były
- niezależnie od wątpliwego pochodzenia Wyprawy księcia Igora
- utwory literackie.
Trudno określić, jak liczne było grono piszących. Dla Europy
zachodniej najbardziej optymistyczny jest sąd C. M. Cipolli12, że
w XVI w. ponad połowa mieszkańców miast umiała pisać i czytać,
natomiast ponad połowa mieszkańców wsi nie posiadała tej umiejęt-
ności. Nie ulega wątpliwości jednak, że właśnie od połowy średnio-
wiecza nastąpił skok jakościowy, który umożliwił pomnożenie gene-
racji piszących, bez czego trudno wyobrazić sobie rozkwit kultury
Odrodzenia.
Od XIII w. średniowieczna Europa nie mogła już się obyć bez
pisma. Informacje o tym czerpać można z licznych tekstów. Znamy
nawet charakter pisma ludzi pióra, znamy i utwory piękne, listy,
pamiętniki i zapiski pro memoria, sygnowane przez ich autorów.
Wtedy też pojawiają się coraz bogatsze informacje o bibliotekach.
Być może posiadanie ksiąg stanowiło niekiedy tylko wyraz aspiracji
kulturalnych (jak i uczestniczenie w confraternitates litterarum).
Był to może rodzaj snobizmu intelektualnego. Ale istnienie księgo-
zbiorów jest jednak wskazówką dotyczącą obycia ich posiadaczy
z pismem.
Pośrednią, lecz istotną wskazówkę stanowią też czynności wyko-
nywane przez przedstawicieli różnych grup społecznych13. Taką
wskazówką są transakcje handlowe, zlecenia dotyczące gospodarki,
listy określające politykę posłów czy też ich sprawozdania przysyła-
ne do władz. Ważną informacją wydają się też być adresaci kores-
126
pondencji. Można bowiem założyć, że pośrednikiem w przenosze-
niu na papier myśli kupca lub polityka był uczony w piśmie kleryk.
Jeszcze w XIII w. bywał on najmowany jako sekretarz wielkiego
kupca hanzeatyckiego14. W kilkadziesiąt lat później już i średnie
kupiectwo w tej części Europy prowadziło korespondencję, rachun-
ki, księgi, zapisy dla pamięci. Ale trudno byłoby mniemać, że
w lekturze listów rycerzy, rzemieślników, wójtów (w tym także
listów miłosnych - istnieją ich przykłady) zawsze pomagali ad-
resatom absolwenci szkół. I w naszym kraju wiele dziedzin życia
wymagało umiejętności posługiwania się piórem. Od połowy XIII w.
rosło znaczenie samorządu terytorialnego, miast, sądownictwa róż-
nych instancji. Dokumenty z kancelarii królewskiej, z kancelarii
kościelnych i miejskich stawały się powszechnym instrumentem
działania, podobnie jak coraz większą rolę zaczęły odgrywać
i w mieście, i na wsi księgi wieczyste, zawierające działy spadkowe,
transakcje, testamenty. Coraz częściej wymagana była umiejętność
pisania i czytania pism wystawianych w języku literackim, a także
potocznymi5. Pojawiła się liczna grupa ludzi żyjących z pracy pióra
w kancelariach państwowych i miejskich16.
Temat ten badany w skali Europy jest bardzo obszerny. Warto
niewątpliwie, nie wdając się w rozważania o krajach rozwiniętych,
słów parę poświęcić początkom "Polski piszącej", która powstała
chyba już u schyłku średniowiecza. Dawno już historycy literatury
stwierdzili, że piśmiennictwo w Polsce średniowiecznej było znacz-
nie słabiej rozwinięte niż w krajach sąsiednich17. Jest to pogląd
słuszny. Nie mieliśmy tysięcy zapisek na korze brzozowej znanych
z terenów Rusi, nasza rodzima - łacińska i polska - poezja nie
może się równać z twórczością literacką Czechów. Obycie z pismem
mieszczan niemieckich działających w Hanzie było znacznie wyższe
niż mieszkańców naszych małych, ubogich miasteczek. Jeszcze
w połowie XIV w. istniał spory dystans między królem Kazimie-
rzem Wielkim - jak chcą niektórzy - analfabetą, a współczesnym
mu cesarzem Karolem IV, autorem refleksyjnego pamiętnika. Brak
jest polskich tekstów literackich. Byliśmy tak zapóźnieni w stosun-
ku do swoich sąsiadów, że Aleksander Bruckner pisał nawet
o "rażącym ubóstwie literatury polskiej" w porównaniu z bogact-
wem romańskiej i germańskiej18. Odrabianie tego zapóźnienia za-
częło się w XIV w. i dało bardzo szybko znaczące efekty.
Ustalenie, kto znał sztukę czytania i pisania, nie zawsze jest
łatwe. Tym bardziej gdy szwankuje baza źródłowa. Dla XVI w., i to
dla drugiej jego połowy, dokonane zostały obliczenia na podstawie
akt notarialnych, zeznań podatkowych, podpisów pod wyrokami
sądowymi. A. Wyczański19 dla sześćdziesiątych lat XVI w. prze-
127
konywająco wykazał, że umiejętność pisania (ściślej: podpisywania
się!) była funkcją zamożności. Zaledwie 9% szlachty zagrodowej
potrafiło złożyć swój podpis i aż 91% magnatów. W sumie 57%
szlachty umiało pisać. Do podobnych wniosków doszedł
W. Urban20 dla schyłku XVI w., badając podpisy w księgach
grodzkich. Uznał on, że magnateria potrafiła pisać, a 95% szlachty
urzędniczej (aż 56% kobiet w tej grupie!) też posiadało tę umiejęt-
ność. Wśród drobnej szlachty aż 75% mężczyzn i 15% kobiet
umiało się podpisać W mieście 70% patrycjatu (wśród kobiet
25%), 40% pospólstwa (wśród kobiet 12%) i 8% plebsu należało do
ludzi piszących. Na wsi 2% chłopów posiadało tę umiejętność.
Dla okresu wcześniejszego aż tak precyzyjne dane nie są moż-
liwe do uzyskania. Jak już wspomniałem, trudno też równie precy-
zyjnie podzielić społeczeństwo polskie na stany czy grupy. Na
pewno w XV w. istniała elita społeczna działająca na poziomie
całego państwa lub prowincji. Do niej należeli dostojnicy świeccy
i duchowni, przedstawiciele na jzamożniej szych rodów. Niżej dzia-
łały więzi ziemskie lub wojewódzkie, obejmujące na ogół szlachtę
urzędniczą, jednakże w poszczególnych wypadkach również przed-
stawicieli największych rodów mieszczańskich. Można przyjąć jako
rzecz pewną, że obie te grupy w znacznym stopniu były piśmienne.
Ambroży Pampowski, starosta Jagiellonów, pozostawił pamiętnik,
suchy, będący raczej rejestracją ważniejszych poczynań, ale świad-
czący wyraźnie i o umiejętnościach pisarskich autora, i o intencji
utrwalenia tych zdarzeń dla potomności. O różnych zainteresowa-
niach autora i jego biegłości pisarskiej świadczą notatki poczynione
na kartach kalendarza astronomicznego Jana Regiomontanusa, za-
wierające np. przywary różnych narodów21.
Podobny charakter mają listy magnatów i rycerzy pisane w róż-
nych interesach zawodowych. Pampowscy, Szafrańscy, Szydło-
wieccy, Szreńscy, Tarnowscy pisywali w sposób podobny, świad-
czący o stałym obcowaniu z pismem i o łatwym nadawaniu myślom
kształtu pisanego22 niezależnie od pewnych nawyków formularzo-
wych. Niekiedy dotyczyły one bardzo skomplikowanych treści, np.
świadomości własnej lub zbiorowej. Dobrym przykładem może być
list, zapewne Tomasza Strzępińskiego, do nieznanego adresata,
wyrażający (krytycznie!) poczucie więzi narodowej, przypominają-
cej niemal stan z końca XVIII w.: "cum sis Polonus credimus
tibi"23. Być może charakteryzował on erudytę będącego pod wpły-
wem nowinek włoskich czy niemieckich. Ale podobne tony po-
brzmiewały nieco później w propagandzie królewskiej zmierzającej
do przekonania Mazurów, że są "Regni Poloniae unam genetem,
unam linguam, unoś dominos ipsorum ab initio habent"24. Nie
128
mdzi wątpliwości posługiwanie się pismem, i to niekiedy na bardzo
yysokim poziomie, przez wyższych duchownych i oczywiście przez
środowisko związane z Akademią Krakowską. Ich twórczość pisar-
ika wskazuje na względnie szeroki krąg odbiorców, na pewno two-
rzących liczące się środowisko także w sensie społecznego oddziały-
yania25. Ale są to sprawy dość dobrze znane. Truizmem także
pędzie twierdzenie, że czytać i pisać umieli przedstawiciele kleru26.
Ipismo było instrumentem ich działalności nie tylko duszpasterskiej
lllecz towarzyszyło im także w wielkiej działalności politycznej, w ży-
Ijciu prywatnym, w poczynaniach gospodarczych.
!| Jan Długosz nie był na pewno typowym "piszącym duchow-
|nym", niemniej jego listy do mansjonarzy sandomierskich wydają
|się znamienne. Ten literat piszący wystudiowanym stylem swoje
iroczniki i traktaty jako autor listów przedstawia nieco inny typ
Iczłowieka piszącego - jak to się mówi - na co dzień27. Zwroty
|w rodzaju "Szeliga napisał, że złożył.. 40 grzywien, ale ja mu nie
'wierzę"; "Łęczyczanie pracują jednym koniem, wy nie mogliście
pracować trzema!", albo dopiski po zakończeniu listu "Żegnajcie,
dań w Nowym Mieście. Postarajcie się też, aby zgaszono wapno"
- świadczą o tym, że tak jak i dziś przenoszenie myśli na papier było
czynnością zwyczajną, stalą, natychmiastową.
Długosz, choć przedstawiciel elity intelektualnej, nie należał do
.najwyższej warstwy społecznej. Na pewno nie wszyscy urzędnicy
ziemscy byli piśmienni, ale - jak dowodzi tego przykład poznań-
skiego sędziego, Abrahama ze Zbąszynia, oskarżonego o herezję
husycką i trzymanie ksiąg zakazanych - i oni w części posługiwali
się piórem. Z wyższymi kręgami społecznymi należałoby wiązać
tzw. list miłosny, który (trudno stwierdzić, jak dalece zgodnie
z rzeczywistością) sugeruje umiejętność czytania obojga kochan-
ków28. Na ten temat trzeba będzie powiedzieć jeszcze słów parę
przy okazji pisania po polsku.
Na pewno większość ludzi używających pisma na co dzień żyła
w dużych miastach. Należeli do nich nie tylko członkowie władz
miejskich, ale wszyscy niemal bogaci kupcy i być może niektórzy
starsi cechowi. W Gdańsku pisali, i to biegle, wszyscy rajcy i ław-
nicy; znamy zapiski gospodarcze kupców Jana Pisza czy Tomasza
Kruse29, znamy ich listy do kontrahentów w różnych sprawach
- i zawodowych, i osobistych. Tak było we wszystkich ośrodkach
prowadzących wielki handel, a takich w Polsce nie brakowało.
Widać było nie tylko na przykładzie Krakowa, Poznania czy War-
szawy, ale także m.in. Płocka, Radomia, Sandomierza, Słupcy czy
Turka30.
Wydaje się, że nie mniej ważne było korzystanie z umiejętności
129
pisania na potrzeby związane z zawodem. W XV w. prym wiodło tu
mieszczaństwo Gdańska. Przynajmniej od polowy stulecia prywat-
ne zapiski stały się tam częstym zwyczajem. Jak stwierdziła
J. Dworzaczkowa31, do 1525 r. ponad 10 zamożnych mieszczan
prowadziło zapiski notując wydarzenia dotyczące wojen, niepoko-
jów, rozruchów, niekiedy sytuacji gospodarczej. Na ogół były one
dokonywane w księgach rachunkowych. Rzadko kiedy dotrwały
w oryginale do naszych czasów, ginąc z nadejściem nowych poko-
leń, które wyrzucały lub niszczyły stare rachunki. Świadczą jednak
o tym, że pismo stało się jedną z form utrwalania własnej pamięci
lub niekiedy dokumentowania własnej życiowej drogi.
Duża wiedza genealogiczna patrycjatu gdańskiego oparta była
na zapiskach32, niekiedy sięgających początku XV w., a mówiących
o koligacjach możnych rodzin. Tego rodzaju uwagi, komentarze,
rysunki zachowały się - zapewne szczątkowo - w aktach miast
małych: Młodegę Miasta Gdańska, Sieradza, Olkusza33. Tworzyli
je prawdopodobnie pisarze miejscy, acz nie można wykluczyć, że to
urzędujący członkowie władz miejskich bawili się (dosłownie) pió-
rem34. Często można znaleźć zwroty nie mieszczące się w kanonach
stylistyki i formularzach kancelaryjnych: rękojemstwo "że w domu
Żydkowej piwa nie wydają" (po polsku) czy że strony procesu
"zostały urażone na honorze" (dehonestaverunt in honore)35. Ale
jeśli umieli pisać przedstawiciele elity małych miast, to należy
przypuszczać, że pismo mogło być znane i na wsi. Prawie cztery
piąte rajców i ławników małomiasteczkowych posiadało role upraw-
ne, blisko co siódmy miał warsztat rzemieślniczy, co trzeci pożyczał
pieniądze na procent, nierzadko chłopom. Skoligaceni byli z miejs-
cowymi drobnymi rycerzami, z plebanami, młynarzami. Wbrew
spodziewaniu można sądzić, że ludzie ci przynajmniej w części
umieli czytać i pisać po łacinie, może w wyniku ukończenia szkoły
parafialnej. Szczególnie należącej do tych lepszych.
W XV w. małomiasteczkowi intelektualiści uważali się niekiedy
za mądrzejszych - może i z pewną dozą słuszności - od plebanów
i kleryków. Znana jest sprawa rozpatrywana przed konsystorzem
płockim, przed którym odpowiadał pleban oskarżony o nieznajo-
mość Pisma świętego przez mieszczanina łomżyńskiego, niejakiego
Żołądka36. Zarzut stawiany był zapewne nie bez racji, dla nas zaś
interesujący jest fakt, że obaj antagoniści powoływali się na tekst
pisany. Czy mieszczanie, w tym mieszczanie małych miast, mogli
rzeczywiście samodzielnie studiować teksty łacińskie? Pouczający
w tej mierze jest przykład księgi z połowy XV w. powstałej w Ło-
dzi37. Łódź podówczas była małym miasteczkiem liczącym nie
więcej niż kilkuset mieszkańców. Do owej księgi wpisywano rocznie
130
po 5-10 wpisów, z których niemal każdy dokonywany był inną
ręką. Czy nie wynika z tego wniosek, że poszczególne sprawy
wpisywali kolejni ławnicy, a zatem każdy z nich umiał władać
piórem? Jest rzeczą nieprawdopodobną, aby Łódź w tym czasie
utrzymywała kilku pisarzy miejskich. Może jednak władze miejskie
korzystały z pomocy miejscowych duchownych? Przeciwko temu
świadczy fakt, że w cytowanej księdze znajduje się też wpis w języku
polskim, czyli "wulgarnym", "potocznym", znanym rzecz jasna
księżom, ale w piśmie używanym raczej przez ludzi świeckich.
Skądinąd wiadomo, że członkowie patrycjatu (jeśli termin ten
nie brzmi tu zbyt dumnie) Bolimowa, Pakości, Warki, Pilzna,
Sierakowa, Łekna posiadali książki, dokonywali wpisów prawnych
i notatek dotyczących dziejów tych miast i osób tam mieszkają-
cych38. Pomyślność mieszczan zależała w znacznym stopniu od ich
wiedzy. Z Gdańskiem, głównym portem wielkiego handlu polskie-
go, korespondowali mieszczanie Bydgoszczy, Rawy, Gąbina, Płoc-
ka, Łomży, Pułtuska, Ciechanowa, Szamotuł, Zakroczymia, nie
mówiąc o mieszkańcach dużych ośrodków: Krakowa, Poznania,
Warszawy i Lublina39. Kim byli korespondenci, często należący do
kolegialnych ciał samorządu miejskiego? Analiza treści ksiąg miej-
skich Olkusza, Warty, Przemyśla, Kowala, Ciężkowic czy Szreń-
ska40 pozwala na ukazanie piszącego środowiska społecznego
w tych ośrodkach, niewielkich, liczących do 2 tyś. mieszkańców,
a stanowiących najbardziej charakterystyczne zjawisko w pejzażu
urbanistycznym Polski41 - właśnie takiego, o jakim była mowa
wyżej.
Czy jesteśmy w stanie obliczyć liczbę mieszczan umiejących
pisać i tych wspomnianych przedstawicieli warstw średnich? Jeśli
założymy, że potrafili (b zrobić przedstawiciele władz wszystkich
miasteczek i górna warstwa mieszkańców miast większych (około
15% zaludnienia), to otrzymamy liczbę około 20 - 30 tyś. mieszkań-
ców Polski z tych kręgów społecznych, dla których znajomość
pisma była warunkiem koniecznym w karierze zawodowej42. Po-
nadto umiejętność pisania i czytania pozwalała zaspokoić potrzeby
innego rodzaju: aspiracji, głodu wiedzy - szczególnie wśród zamo-
żniejszych. Świadczą o tym stanowiące własność mieszczan biblio-
teki, w których oprócz tekstów prawniczych, kodeksów zawierają-
cych zbiory przepisów prawnych, dzieł religijnych, znajdowały się
także pozycje poświęcone historii. Dotyczyły one dziejów Polski
(historia królów), dziejów starożytnych z różnymi wersjami przy-
gód Aleksandra Wielkiego. Niekiedy dotyczyły geografii i podróży
z rozmaitymi "peregrinationes ad loca Sancta" i wreszcie traktatów
zakazanych, heretyckich, ściganych przez władze kościelne43.
131
Czy chłopi posiadali umiejętność pisania? W zasadzie należało-
by powiedzieć, że nie. Ale sprawa nie wydaje się zupełnie prosta.
Znamy chłopów, którzy zostawali sołtysami, zasadźcami miast
- jak Stanisław Zielony z Sieciechowa44, bogatymi przedsiębior-
cami prowadzącymi operacje kredytowe na wielką skalę, jak "labo-
riosus kmetonus" z Sieradza Jan Konczal czy tak samo określony
Jakub Kot45. Mało prawdopodobne, by nie umieli oni przynajmniej
się podpisać, a umiejętności liczenia na pewno mógłby im poza-
zdrościć niejeden współczesny przedsiębiorca.
Jak wiadomo, liczba szkół parafialnych w Polsce u schyłku
średniowiecza była bardzo duża. Jeśli za E. Wiśniewskim przyj-
miemy, że 90% parafii posiadało szkoły46, to dla początku XVI w.
wypadnie około 4 tyś. szkół, czyli jedna na około 1000 mieszkańców.
Wśród uczniów znajdowały się i dzieci chłopskie, o czym świadczą
przykłady i u nas (Klemens Janicki), i w Czechach47. Działalność
sądów ławniczych wiejskich48 wskazuje też na istnienie na wsi
skrybów umiejących władać piórem. Zapewne przedstawiciele in-
nych warstw społecznych nie szukaliby zajęcia w wiejskiej kan-
celarii. Nie można ocenić liczebności tej grupy, ale nawet jeśli co
setny chłop znał litery, to oznacza, że i na wsi co najmniej około 30
tyś. ludzi trudno uznać za analfabetów (można przyjąć, że Korona
około 1500 r. liczyła 4 min mieszkańców, z których około 75%
stanowili chłopi).
Średniowiecze było epoką, w której coraz wyraźniej pękała sztu-
czna jedność języka elit. Już od VIII w. coraz większą popularność
w sztuce miał motyw wieży Babel49. Powstawanie - w XII -XIII w.
- państw narodowych nobilitowało języki "wulgarne". Cyd napi-
sany był w języku kastylijskim, Dante stworzył literacki język wło-
ski, Europa środkowa czekać musiała dłużej - na Lutra i Kochano-
wskiego.
Sztuka pisania znana była tym powszechniej, im obejmowała
szerszą wspólnotę kulturową. Jak liczni byli uczestnicy - współ-
twórcy zajmujący różne miejsca hierarchiczne w jednym systemie
wymiany i spożycia dóbr kulturalnych50 w warunkach dominacji
łaciny? Jak dalece wzrost liczby piszących wpływał na kształtowanie
się polskiego języka literackiego? Na pewno zdawał sobie sprawę
z potrzeb społecznych Jakub Parkoszowic, kiedy starał się "pater-
num idioma" - język ojczysty, polski, jak wynikało z dalszej części
zdania, wyrażać w piśmie, aby broniąc dobra ojczystego (patrium
commodum defendere) wprowadzić sposób pisania wystarczający
(odpowiadający) potrzebom (ad sufficientem modum scribendi in-
ducere)51.
I rzeczywiście w interesie powszechnym było wprowadzanie
132
polszczyzny do różnych dziedzin życia. Tłumaczenie przez Święto-
sława z Wocieszyna statutów Kazimierza Wielkiego przeznaczone
było dla dworu mazowieckiego, ale służyło powszechnie w sądach
Korony. Przekład praw mazowieckich dokonany przez Macieja
z Różana52 miał być pomocą dla tych zespołów orzekających, które
wraz z upływem XV w. miały grać coraz większą rolę w szlacheckim
samorządzie terytorialnym. Może jeszcze więcej światła na pytanie,
kto pisał po polsku, rzucają księgi miejskie, w których od połowy
stulecia zaczynają się pojawiać wpisy w języku rodzimym. Ale
ponadto w zapiskach sądów ziemskich i grodzkich roty wpisywane
były po polsku, a w zapiskach sądów miejskich pojawiały się tłuma-
czenia terminów łacińskich na język ojczysty. Dziś określilibyśmy je
jako co najwyżej wolne przekłady, o czym przekonać mogą zdania
w stylu "unam partem agri alias od miedzy do miedzy"53.
Życie, a nie nauka, wykształcało potrzeby pisarskie niezbędne
przy transakcjach mazowiecko-pruskich: "Szachczyk roborum wan-
schos" jest przykładem polskiego zapisu niemieckich i łacińskich
wyrazów. Generalnie rzecz biorąc można wydzielić kilka dziedzin
życia, którym odpowiada pisany język polski. Pierwsza - to sfera
językowa obejmująca sprawy ziemi i gospodarstw rolnych. Pisano
więc "Allodium cum orto alias" stodoła, dworzyszcze, czyli area,
zagony, składy roli, ugory, jarzyna (jare zboża). Dalsza dziedzina to
- o dziwo! - sfera obrotów pieniężnych. W tekstach łacińskich
występowali litkupnicy, pokup, czerwone złoto, dłużnik, istny pie-
niądz, płatowanie (płacenie). Kolejna dziedzina to stosunki rodzin-
ne: dziadowszczyzna, pasierbic, teza, swak, szurza, wnęk - ter-
miny, które rzeczywiście trudno przetłumaczyć na łacinę.
Mieszkańcy Polski przedkładali swe sprawy przed sąd, przepi-
sywali majątek, odmierzali, odbywali sesje, zdawali należności, wy-
szczególniali w nich bobry, korce maku. Przyganiali sobie, a potem
zrównywali się, wydawali wzajemnie. Jeśli teksty te wchodziły do
ksiąg sądowych, to chyba nie tylko dlatego, że przy ich odczytywa-
niu były łatwiej zrozumiałe. Mogły być zapisywane i czytane przez
wiele osób, a brak prawideł ortografii (mimo wysiłków Parkoszowi-
ca) umożliwiał te czynności bez specjalnej nauki. Zakres spraw
wyrażanych w rodzimym języku świadczy o względnie szerokiej
bazie społecznej tych, którzy pisać potrafili.
Inna sprawa, że umiejętność pisania była też formą działalności
nobilitującą ludzi, dającą im prestiż i poważanie społeczne, i to we
wszystkich grupach społecznych. To daje się zauważyć także w róż-
nych dziełach sztuki. Jak dobrze widać na Stoszowskim nagrobku
arcybiskupa Zbigniewa Oleśnickiego w Gnieźnie, książka stanowiła
atrybut dostojnika kościelnego. Świadczyła o mądrości, tak jak
133
księgi w rękach Ojców i Doktorów Kościoła widoczne na tryptyku
z Mikuszowic (około 1470 r.). Nic dziwnego - były symbolem
Słowa Bożego, jak księga niesiona przez Jezusa na obrazie Madonny j
Częstochowskiej. Stąd często przedstawiane były święte kobiety
czytające księgi (tryptyk w katedrze krakowskiej, tryptyk z Ołpin).
Rękopis symbolizował wiedzę, uczoność, jak to widać w inic-
jałach zbioru traktatów lekarskich z Krakowa54. Towarzyszył róż-
nym ważnym wydarzeniom w życiu państwa i jego obywateli
- ugodom, wyrokom, traktatom, transakcjom. Na tryptyku z Mi-
kuszowic nawrócenie Kandaki, podskarbiego królowej, ukazane
jest w trakcie lektury odbywanej w podróży. Pismo, a wiąże się to !
zapewne ze wzrostem znaczenia ksiąg wieczystych, stało się sym- j
bólem trwałości, niezmienności. Wbrew realiom historycznym!
sprawa kupna wsi Piotrawin przedstawiana była w XV w. na tryp-1
tykach w Kobylinie, w Starym Bielsku jako akt spisany. Napisy |
wychodzące z ust bohaterów (tryptyk z Mikuszowic, epitafium Jana |
z Ujazdu z Czchowa, epitafium Jana Gruszczyńskiego z Iwanowie) |
świadczą zresztą - może nieco na wyrost, nieco snobistycznie;
- o zamiarze fundatorów przedstawiania siebie w sposób zrozu-
miały dla ludzi czytających. O dyplomy z kancelarii koronnej:
dokumenty, przywileje, starały się urzędy miejskie, liczne rody^
szlacheckie w dawnej Polsce. Niekiedy potrzebne były do głośnego
odczytania, niekiedy do pokazania, przy czym - zapewne jak w pó-
źniejszych wiekach - "ręką trzymaną" można było pokazać ważne
miejsce w tekście. Inicjał w mszale gnieźnieńskim ukazuje postać, -
z której oka wychodzi przyrząd do pisania55. Zapewne umiał on
symbolizować człowieka umiejącego czytać i pisać, godnego uczest-
nika misterium Bożego. Bractwa "litterati" - może nazywane tak
z pewną przesadą - miały ten sam cel: podniesienie rangi ludzi
piszących jako lepszych, umiejętnościami swymi predysponowa-
nych do wyższych, godniejszych zadań. Wydaje się, że świadomość
tego była dość powszechna we wszystkich kręgach społecznych
w Polsce XV w.
Prawda, że literatura piękna była bardzo uboga. Tym większą
wagę przywiązywać należy do wszystkich tekstów pisanych po
polsku. Szczególnie jeśli przynoszą informacje dotyczące postaw
ludzkich, kryteriów wartości, wizji świata - słowem jeśli pisany
język rodzimy jest w stanie oddać różne dziedziny życia psychicz-
nego. Sądzić można, że w procesie rozwoju piśmiennictwa pol-
skiego szczególną rolę odegrały roty sądowe, zachowane od drugiej
połowy XIV w.56 Jest to źródło masowe, wiele tysięcy zapisów
pochodzących z różnych dzielnic Polski, które - jak informują ich
wydawcy oddają "całe ówczesne bujne życie" naszych rodaków.
134
Treścią ich są teksty przysiąg składanych przez świadków, częś-
ciowo według kilku stereotypowych wzorów, ale w pewnych przy-
padkach stanowiących oryginalny, niekiedy jednozdaniowy, cza-
sem całostronicowy tekst fabularny.
Przysięga stanowiła w XIV - XV w. jeden z głównych środków
dowodowych w procesie sądowym. Treść jej ustalał każdorazowo
sąd zgodnie z treścią pozwu. Jeszcze do połowy XV w. prawidłowe
wysłowienie się podczas składania przysięgi było warunkiem skute-
czności dowodu. Formułowano zatem teksty przysiąg możliwie
precyzyjnie, starając się oddać w sposób zwięzły istotę sprawy,
a jednocześnie w ten sposób, by treść roty nie budziła wątpliwości.
W grę wchodził w przeważającej liczbie przypadków język polski,
który dzięki stosowaniu do różnych, niekiedy skomplikowanych
spraw nabierał precyzji, giętkości, lepiej niż uczona łacina oddawał
stosunki własnościowe, rodzinne, a także powszechnie uznawane
normy postępowania. Powstawały zatem utwory przypominające
małe formy literackie, w których obok treści prawniczych zawarte są
informacje wykraczające poza sferę czysto procesową57.
Wiadomo, że w XV w. literacka polszczyzna ukształtowała się
w sposób, który umożliwił jej rozkwit w złotym wieku Zygmuntow-
skim. Zapewne bez Żołtarza Jezusowego Władysława z Gielniowa
strofy Jana z Czarnolasu nie byłyby tak doskonałe. Ale jak for-
mułowano myśli i poglądy po polsku wcześniej, jaki był Polak,
którego w pewnym sensie "zarejestrowały" XIV-wieczne przysię-
gi? Można sądzić, że był on świadom swojej wartości i czuły na
punkcie godności osobistej. Podważenie jego dobrego imienia, po-
danie w wątpliwość prawego pochodzenia czy zarzut złej woli pro-
wadziły do sytuacji, w której usprawiedliwione były akty gwałtu.
"Przez to Mirosław zabił Jana, iż mu odpowiadał..."; "co się
wadzili Janusz z Jędrychem, to jest za Jakuszowym nagabaniem";
"com uczynił, to za jego początkiem, kiedy mu kurwego syna dał".
Poczucie krzywdy, upokorzenia usprawiedliwiało postępki lu-
dzkie. "Jako Laurencius nie przeprosił Andrzeja, potem jako go
w sądzie dobył"; "Dobiesław posłał [uczynił to] drzewiej, niśli
szkodę uczynił Staszek", "Nie uczynił gwałtu, ale ji Staszek drze-
wiej nagabał". Świadomość własnej wartości prowadziła też do
podkreślenia swego stanowiska. "Pani wojewodzina Halszka, Wię-
cenianym ludziom czyniła zapłacenie podług ujednania, a oni go nie
chcieli przyjąć". "Sędzia chciał zapłacić Sławięciu, a on nie chcią
zapłaty, a potem szkody uczynił". "Mikołaj płacił Maciejowi, a on
ot niego nie chciał wziąć zapłacono".
To poczucie godności wiązało się - przynajmniej w teorii
- z odpowiedzialnością za dane słowo. Verbum nobile nie jest
135
pojęciem powstałym dopiero w Rzeczypospolitej szlacheckiej. "Co
mi ręczył Andrzej za pieniądze, tych mi nie zapłacił". "Umówił się
dać 5 grzywien na św. Marcina, a tych nie dał", "Wojciech miał
umowę"; "jakeśmy umowę mieli"; "Szymon nie chciał zapłacić,
jako się z nim umówił"; "Jakeśmy przy tym byli, gdzie Bartek
obiecał Dzierżce dwoje odzienie".
Czasem znaczenie świadomego zobowiązania wynikało z za-
przeczenia: "Dotacja nie ręczyła Janowi swą wolą ale przymuszo-
na"; "Jakom nie ślubił Margorzanie dziewki jej zwrócić"; "Dobies-
ław nie obiecał zwrócić listu".
Wynikało to być może z poczucia różnorodnych możliwości
działania, z posiadania wolnej woli. Czegoś się nie robiło "przez
jego wolej", albo "za jego wolą". Częściowo wynika to także z przy-
kładów mówiących o hardości prawujących się "co człowiek zabit,
to nie z mą wolą i radą". Czasem decydowała o działaniu wola
patrona, zwierzchnika czy właściciela dóbr. "Sędziwój kazał swemu
ludowi wziąć dwoje skota", "jakom nie kazał swemu ludowi odbijać
szkód na Bylinie", "Wojciech kazał wziąć jeje ludziom listy".
Niekiedy podkreśla się, że działał ktoś "jak chciał". Czasem też
wolna wola objawiała się w wielkoduszności. "Co nań żałował, to
mu odpuścił"; "zapłacenie [było] podług ujednania". Umowy za-
wierano o danie sobie "pokoju w tych dziedzinach". Może dlatego
licznie występowali "jednacze", którzy, jak się wydaje, skuteczniej
niż sądy regulowali spory, choć skarżyli się niekiedy, że "nie jesteś-
my przespieczni". Chyba nawet pomoc w trudnej sytuacji była
traktowana jako społeczny obowiązek, skoro stwierdza się, że "Jura
nie chciał pomóc Piotrkowi z Pawłem prawa i zaprzał się go".
Poczucie wartości ludzkiej wiązało się egalitaryzmem. "Jakom
pana wojewodę upomniał, iżby mi mego kmiecia wrócił" -
stwierdza dziedzic Janowa, występując przeciw najwyższemu do-
stojnikowi Poznańskiego, inni dziedzice "smawiają się z kasztela-
nem międzyrzeckim", z kolei wojewoda powołuje przed sąd panią
Mielińską, której bronią liczni świadkowie. Zaskarżane są częste
wyroki sądów królewskich, tzn. starościńskich. Ten wniosek zresztą
jest potwierdzony przez udział w sądach ziemskich licznych kmieci,
mieszczan, a ogólnie rzecz biorąc - ludzi, których nie zawsze łatwo
jest zakwalifikować do określonej grupy prawnej. Wśród rozlicz-
nych bowiem więzi społecznych występujących w społeczeństwie
u schyłku XIV w. określenia prawne w polszczyźnie niemal w ogóle
nie występują. Około 60% przypadków powołania się na działające
wówczas wspólnoty dotyczą rodziny. Najwięcej jest mowy o rodzeń-
stwie. Jedna trzecia wzmianek dotyczy braci, czasem tylko mowa
o siostrach, dalej wymieniani są rodzice, głównie ojciec i wspólmał-
136
żonkowie (częściej mąż). Sporo razy występuje syn, sporadycznie
stryj, zięć, ciotka, synowica, siostrzeniec. Na drugim miejscu - po
rodzinie - występują więzi zależności osobistej. "Mój lud", "jego
ludzie", "swój lud", czasem "mój kmieć", "Więceniowi ludzie"
czy "mój człowiek". Nie były to tylko więzi poddaństwa czy zależ-
ności osobistej. "Nie chciał zapłacić, jako się umówił"; "Com robił
u Pietrka, tom robił, iż mi dał" (pieniądze), która to rota wskazuje na
istnienie związków opartych na umowie, zapewne najmie. Nieco
mniej, około 14% przypadków, to więź rodowa. "Jako Pietrek jest
nasz brat, naszego klejnotu i nasze krwi" co stwierdza zresztą tylko
dwóch świadków. "Jan jest nasz brat, nasz klejnotnik i z nasze krwie
wyszedł", "Jest nasz prawy brat naszego klejnotu i naszego szczytu
i nasze krwie". Są to "prawe bracia. Są jejch szczytu i zawołania".
I dalej precyzując z polska po łacinie: "proclamatio swengrody,
clipeum sex Lopanów, galea wyziecz scocotowym ogonem, de terra
Misznensi". Określenie człowieka przez ziemię, z której pochodził,
jest jednak rzadkie, może dlatego, że na ogół sprawy w sądzie
ziemskim dotyczyły terrigenów. Rzadko więc występują "goście".
Co innego, że o przywiązaniu do ziemi trudno mówić. "Wit szedł
precz z Boguniewa" (choć "Szymon mu nie kazał"), "Staszek szedł
precz nie uczyniwszy ksieniej uprawy", "Piotr przyjął rolę sołtysa,
a kmiecia puścił precz", "kmieć wyszedł z Wiedlina, uczynił pustą
rolę". Czasem było to wbrew prawu: "uczynił jedne uprawiny
- tego otbiegł"; "Zagasz ziemskiego sbiega nie chował ani s nim
żył".
Na ogół ruchliwość społeczna była dość duża. Co innego, że
horyzonty przestrzenne nie były zbyt rozległe. Jest mowa o Miśni,
o Kujawach, o miastach stanowiących stołeczne grody ziem, ale są
to przypadki dość rzadkie. Najczęściej wyobrażenia przestrzenne
dotyczą obszaru własności. Horyzont ograniczony jest przez kopce,
miedze, granice, działy. Czasem jest to struga czy szlak "pode
strugi", przez pół jeziora, jak niektórzy by chcieli, czasem uroczys-
ko, granica Opola, o czym świadczą "opornicy".
Przestrzeń jest podzielona między wielu właścicieli: króla, księ-
dza, sąsiadów, ale naprawdę ważny był podział dychotomiczny na
obszar cudzy i obszar własny, dający najróżniejsze prerogatywy
i korzyści, zazdrośnie chroniony przed wpływami zewnętrznymi.
Niekiedy przestrzeń ta się kurczyła, niekiedy można ją było powięk-
szyć. Jednakże kopce graniczne, sypane, rozorywane - jak się
wydaje - wyznaczały perspektywę ówczesnych ludzi.
Mniej ograniczona była wizja czasu. Występuje dość szerokie
stosowanie jego różnych miar. Czasem mowa jest o roku spłat,
o przedawnieniu rocznym, czasem przychodzi do zobowiązań, bliż-
137
szych, do św. Michała lub św. Marcina, a więc rozliczanych w skali
miesięcy. Bywa nawet mowa o pracy czy działaniu w skali 4 lub
6 tygodni. Sięga jednak i w przyszłość i w przeszłość niekiedy
znacznie dalej. Trzy lata, 16 lat, 30 lat - to terminy, które już
pozwalają mówić o czasie trwania pokolenia. Są zresztą jeszcze
dłuższe okresy, ale mniej precyzyjnie określane - "stara to rzecz",
a nawet - wieczność, bo tak chyba można wytłumaczyć kupno "na
wiek wiekom". Czasem ogólnikowo się mówi, że "kiedyś listy
zgorzały". Na ogół jednak (może to spaczona przez prawnicze
źródło perspektywa) występuje okres 3 lat, które stanowią, przynaj-
mniej w XIV-wiecznej Wielkopolsce, o przedawnieniu, umorzeniu,
zasiedzeniu dóbr czy utrzymaniu rękojemstwa. Zwykle granicą
pamięci nie są wydarzenia historyczne, wykraczające poza ziemię.
Zdarza się, że świadek odwołuje się do konkretnych dat: "Tomisław
wyrębił gaj za królewa koronowanie", "Co mię Maciej pobrał, to ji
pobrał po królowe koronowanie", ale w obu wypadkach te wydarze-
nia zdarzyły się niedawno, właśnie przed trzema mniej więcej laty.
Dość nieoczekiwanie jawi się nam spore znaczenie pisma i licze-
nia. "Listy" - a więc kwity, weksle - towarzyszyły w XIV w.
mieszkańcom Polski w wielu ich życiowych działaniach. "Listy
dzielne" - przy działach majątkowych, "Listy na pieniądze" - zo-
bowiązania dłużne, "wypisane winy", a więc pozwy i oskarżenia.
Oczywiście nie jest powiedziane, że zawsze umiano je czytać. Ale są
wzmianki zastanawiające: "winy wypisane niemiecki ... nie rozu-
miemy po niemiecku, dajcie nam ty winy wypisane łaciną ... dali
przepisać łaciną". Sąd ziemski nie domagał się pozwu po łacinie, to
pozwani chcieli mieć tekst sformułowany w tym języku. Rzecz
miała miejsce w Wielkopolsce w 1394 r.
Czy rzeczywiście niemiecki był tam mniej znany niż łacina?
W stolicy ziemi, Poznaniu, mówiono i pisano częściowo po niemiec-
ku. Czy czytać w tym języku nie umiał jakiś miejscowy uczony, czy
nie potrafili sobie z nim poradzić zainteresowani? Czy nie był to
zatem przejaw germanofobii wsi polskiej w XIV w.? A może świad-
czy ten zapis o względnie powszechnej już wówczas znajomości
łaciny, z której lekturą może rycerstwo wielkopolskie dawało już
sobie nieźle radę?
Łacina musiała być znana licznym pisarzom sądowym. Z okresu
15 lat (1386 -1401) wydawcy rot wielkopolskich naliczyli ich aż 21.
Tylko w 1397 r. pracowało ich 6. Wszyscy oni potrafili zapisywać
skomplikowane sprawy po łacinie, a przy okazji - i z potrzeby -
także po polsku, notując stałe formuły, krótkie roty, a ponadto
relacjonując skomplikowane wydarzenia dotyczące rozgraniczenia
włości czy wręczania pozwu.
138
Wydaje się, że pismo - a więc weksle, zlecenia, testamenty -
występowało jako łącznik między różnymi grupami społecznymi:
Polakami i Niemcami, świeckimi i duchownymi, miejscowymi i Ży-
dami, chłopstwem, rycerstwem i mieszczaństwem. Pióro lub rylec
należały do wyposażenia Polaka także przy rachunkach. Bardzo
liczne są wpisy dotyczące długu narosłego z procentami i płaconego
po określonej liczbie dni. Rzecz ciekawa, liczby pisane są słownie,
co niewątpliwie utrudniało dokonywanie kalkulacji. A jednak cał-
kiem nieźle dawano sobie radę z obliczaniem poniesionych szkód,
z liczeniem należnego spadku czy obiecanego posagu. Potrafiono
wycenić wartość towaru, a także dokonywać obliczeń dość prymity-
wnych, ale świadczących o znajomości działań podstawowych. "Po-
życzyłem 10 grzywien, straciłem 20 grzywien i mam 10 grzywien
straty". Oczywiście zapisy sum dłużnych są świetnym źródłem do
poznania mechanizmów kredytowych, do odtwarzania podziałów
społecznych. Tu tylko ograniczyć się trzeba do zwrócenia uwagi na
nie jako na świadectwo pewnej sprawności intelektualnej.
W średniowieczu poza prawem stanowionym - przez Boga lub
przez ludzi - istniał też obyczaj, "mos", który nie tylko był waż-
niejszy od królewskich statutów, ale także odzwierciedlał pewną
wizję świata, naturalnego porządku rzeczy, także przedstawionego
na piśmie. Temat jest bardzo rozległy, tylko więc w drodze przy-
kładu można zasygnalizować niektóre poglądy. Była już mowa o roli
własnych posiadłości, które dawały immunitet i gospodarczy, i są-
dowy. Była też mowa o pewnych poczynaniach uznawanych za
usprawiedliwione i słuszne. Nie winien - bo nie on zaczął kłótnię.
Ten wątek przewija się szczególnie często. Czasem trąci on znacznie
późniejszą kazuistyką. "Nie uczynił gwałtu, ale mu Staszek drze-
wiej nagabal", co przypomina znany wywód XX-wieczny, że "po
pierwsze mój klient nie zabił, a po drugie uczynił to w afekcie''. Otóż
czyny popełnione w afekcie uważane były za usprawiedliwione czy
przynajmniej za usprawiedliwione częściowo. "Com uczynił, to za
jego początkiem, kiedy mi brata toporem uderzył", "uczynił to mu
bo brał mocą co jego było". "Obraził mię, żem nie dal pieniędzy".
Odwoływano się często do prawa jako powszechnie uznanego
porządku rzeczy. "Co wziął, wziął z prawa", "jął według prawa
wołu zastawiać", "co Pietrek uczynił na mię szkodę 10 grzywien,
tych em na nim prawem dobył"; "Jakub ... pozwał po prawie,
tośmy to sądzili", czy wreszcie "wziął bez prawa 4 kłody śledzi". Tu
wizja porządku, istniejącej sprawiedliwości wiązała się z potępie-
niem gwałtu i przemocy. Przekreślały one jakiekolwiek zobowiąza-
nia, usprawiedliwiały odwet. "Białdana Maciejowi żyto ściągnęła
ku prawo o to, że je niewiastę z domu uwiódł"; "Co Dobiesław
139
panią Boguchnę brał, to ją po walce brał" - zeznawało sześciu
świadków.
Stosowanie przemocy przekreślało zobowiązania. Dlatego także
sześciu świadków stwierdzało, że "Przybek Swiętosze nie uczyni}
gwałtu", a inni świadczyli, "jako Hińczka nie wziął pewniej Jagnie-
szki w swe ręce gwałtem i nie dał j ej e j w łoże swemu bratu". Były
i inne okoliczności łagodzące. Brak korzyści materialnej stanowił
argument dla oskarżonego. "Od pobranych koni, owiec - użytku
nie mają", "konie pobrane bez mego użytku". Czasem też kazuis-
tycznie: "od grzywny nie pokradzionej chęciebnie użytku nie ma".
A więc pieniądze, których nie ukradł (ale które ma) nie przynoszą
mu korzyści. Usprawiedliwiał - może tylko po części - brak
wiedzy. "Jako Blizbor nie wiedział, kiedy pozywano o te młyn".
A naturalny porządek rzeczy czasem był naruszany także przez
przypadek. "Jako to dwoje chyż obaliło się i zgniło i nie godziło
nikomu", niekiedy przez szczęśliwy przypadek: "jako Maciej nie
ukradł krowy, ale ją nalazł". Pilnowano precyzji, która miała gwara-
ntować prawdę obiektywną. "Tunc non dixit ot mych sed dixit ot
tych pieniędzy". I wierzono także w prawo, skoro przed sądami
ziemskimi przewijało się niekiedy kilkaset spraw rocznie. Mówiono
na nich - i co w tym przypadku jest ważniejsze, pisano po polsku.
W rodzimym języku zdatnie oddawano treść i formułowano pojęcia,
które miały wzbogacić już w następnym stuleciu naszą literaturę.
Przez pryzmat języka widoczny był w polszczyźnie średnio-
wiecznej chyba nowy człowiek, umiejący formułować swoje myśli
na piśmie. Nie jest to istotne pytanie, kiedy ten zwyczaj stał się
powszechny, przynajmniej w stopniu porównywalnym ze sytuacją
znaną z czasów nowszych. Wypada jednak stwierdzić, że właśnie
średniowiecze otworzyło w naszym kraju erę formułowania na pi-
śmie postaw i poglądów, które rozwijały się w czasach nowożytnych.
VI
RUCHLIWOŚĆ
CZY DOMATORSTWO
EDNYM Z KANONÓW WIEDZY O ŚREDNIOWIECZU JEST PO-
głąd o zastoju wiedzy geograficznej, o braku ruchliwo-
ści ludzi żyjących w tym czasie. "Średniowiecze bardzo
mało rozszerzyło nasze wiadomości o ziemi - pisał
S. Nowakowski1 - ponieważ wszystkie dążenia ów-
czesnych podróżników i geografów sprowadzały się do tego, aby
całą wiedzę doprowadzić do harmonii z Biblią". Nie ulega wątp-
liwości, że starano się dopasować widzenie świata do wiary biblij-
nej2. Wiadomo też, jak dalece upadek Rzymu ograniczył horyzonty
intelektualne ludzi średniowiecza. Na przełomie er wielcy geogra-
fowie Strabon, Pomponiusz Mela, Pliniusz Starszy, wreszcie w
II w. Klaudiusz Prolemeusz opisywali świat widziany od Irlandii
i Skandynawii po środkową Afrykę, od wybrzeży Atlantyku po
Ural, Indie, Chiny. Największy mędrzec Zachodu w VI w. - Izy-
dor z Sewilli - nie sięgał poza Saharę, nie wiedział nic o krajach
zamieszkanych przez Słowian, Skandynawów, niewiele mógł po-
wiedzieć o ziemiach leżących poza obszarem bezpośrednich kontak-
tów Bizancjum.
Horyzont geograficzny elity intelektualnej Zachodu skurczył się
katastrofalnie, mniej więcej sześciokrotnie (od około 30 min km2 do
około 5 min km2). Wiedza geograficzna upadła, jak i cała nauka. Nie
miało to jednak bezpośredniego związku z brakiem ruchliwości
w przestrzeni. Przynajmniej poczynając od IV w. i pojawienia się
Hunów migracje na wielką skalę były zjawiskiem stałym w ówczes-
nej Europie. Goci, którzy niegdyś wylądowali na południowym
wybrzeżu Bałtyku (Zatoka Gdańska?) i przeszli wzdłuż Wisły, Bu-
gu, Dniepru nad Morze Czarne, rozpoczęli wędrówkę, która do-
prowadziła ich wschodni odłam - Ostrogotów - do Italii, a zacho-
dni - Wizygotów - na Półwysep Iberyjski. Przesunięcia Swewów
za Pireneje, Wandalów do Afryki, Anglów, Jutów, Sasów do Wiel-
kiej Brytanii, wędrówki Słowian na Bałkany, w Alpy, za Łabę, na
144
północny wschód - są zjawiskiem dobrze znanym. Czy jest moż-
liwe, by w trakcie tych przemieszczeń, które dokonywały się z dzie-
ćmi, z kobietami, z inwentarzem żywym, gubiono wszystkie do-
tychczasowe kontakty, zapominano o zbiorowych doświadczeniach
uzyskanych w poprzednich miejscach pobytu? Jak wynika m.in.
z zapisów tradycji gockiej z dzieła Jordanesa3 (a może także po
części z tradycji wędrówek Słowian, dającej się wykryć i w dziele
naszego Wincentego Kadłubka), trwała pamięć czasu i miejsca,
geografii i historii (o których związku E. Redus pisał: "Geografia
nie jest niczym innym, jak historią w przestrzeni, gdy natomiast
historia jest geografią w czasie")4. Jest rzeczą oczywistą, że stale
funkcjonowały szlaki poprzez pół kontynentu. Droga "od Waregów
do Greków", łącząca Konstantynopol z Bałtykiem, droga naddu-
najska, od Ratyzbony połączona ze szlakiem wiodącym do Kijowa;
drogi łączące Italię z Niemcami przez przełęcze alpejskie, nie mó-
wiąc o funkcjonujących stale, mimo niebezpieczeństw związanych
z napadami Arabów lub Wikingów, drogach morskich - bałtyckiej
z połączeniem wiodącym do wybrzeży Francji i Anglii, czy śród-
ziemnomorskiej . Prawda, że te szlaki grały główną rolę nieco póź-
niej, w VIII -XII w., ale dla czasów wcześniejszych trzeba stwier-
dzić istnienie dwóch przynajmniej zjawisk.
Migracje wczesnego średniowiecza były ruchami na skalę wyjąt-
kową5. Stworzyły one podstawowy zrąb osadnictwa europejskiego,
dały Europie nową krew germańską, słowiańską, ugrofińską, turec-
ką, arabską. Pęknięcie bariery granicznej Imperium Rzymskiego
spowodowało zalew jego ziem przez barbarzyńców. Potworne zni-
szczenia szły w parze z przemieszczeniami różnokierunkowymi.
Cywilizowana ludność rzymskiej Brytanii skolonizowała i schrys-
tianizowała Irlandię, dotychczas pozostającą poza obszarami kul-
tury śródziemnomorskiej. Przez mieszkańców Italii zasiedlone zo-
stały puste dotychczas laguny weneckie. Odpływ ludności słowiań-
skiej na południe umożliwił zlanie się jej z autochtonami w Alpach,
Górach Dynarskich i Rodopach. Nie ulega wątpliwości, że mapa
osadnictwa stworzyła nowe kształty Europy. Z trudem dopracowy-
wała się ona jakiejś jednorodności, ale - jak była już o tym mowa
- w zasadzie dwudzielność przesunęła się na rzecz wielości w miarę
równych społeczeństw. Można było już mówić "de varie variantur
mores" (o różnych zmieniających się obyczajach)6. Uniwersalizm
i partykularyzm czy regionalizm przeplatać się zaczęły w różnych
wymiarach.
Pogarda czasów nowożytnych dla wiedzy geograficznej średnio-
wiecza wynika, jak się wydaje, z trzech przyczyn. Jedna, niewątp-
liwa, to błyskawiczny rozwój wiedzy ludzkiej w czasach Odrodze-
10 145
nią. Druga wiąże się na pewno z uznawaniem do XV w. Biblii jako
dzieła wyjaśniającego także budowę świata i dającego jego wiemy
opis, w którego ramy próbowano wtłoczyć wszystkie posiadane
wiadomości. Czynili tak również Arabowie, uważani za twórców
nowoczesnej geografii i najwięksi odkrywcy. Sam Kolumb poszuki-
wał biblijnego raju. Trzecia przyczyna wreszcie - to jak gdyby
brak kontaktu między oficjalną nauką a praktycznym działaniem.
Można odnieść wrażenie, że misjonarze nie stykali się z kupcami, ci
ostatni nie napotykali osadników wędrujących po nowych terenach,
a żadna z tych grup nie wpływała na poglądy uczonych mnichów
opracowujących mapy świata.
Dla człowieka średniowiecza otaczająca go przestrzeń miała dwa
oblicza. Była pełna groźnych niespodzianek, które mogły przejawić
się w postaci dzikich zwierząt, najazdu znanych lub nieznanych
ludów, przerażających warunków klimatycznych i roślinnych. Nie-
znajomość świata powodowała lęk przed nieoczekiwanym i nie-
zrozumiałym. Przestrzeń miała niejako cztery wymiary, wszystkie
mało wyraźne. Obok trzech znanych był też czwarty, metafizyczny,
zamieszkany przez siły nadprzyrodzone, wkraczające w życie co-
dzienne człowieka. Nie tylko zresztą były to duchy nieczyste, nimfy,
boginki - jak ta, z której miał się narodzić największy czarownik
średniowiecza, Merlin. Można było też wejść w przestrzeń sakral-
ną, tak jak chłop meklemburski Gottschalk, którego podróż "tam"
nie wiadomo, czy odbywała się tylko we śnie, czy na jawie7. Niewy-
tłumaczalne zjawiska przyrody wypełniały tę przestrzeń praktycz-
nie niewymierzalną obiektami fantazji ludzkiej8. W tym przecież
mieściło się poszukiwanie raju ziemskiego, "wysp szczęśliwych",
tęsknota za życiem bez trosk. Na wszystkich mapach umieszczano
raj - była to nie tyle wiedza, ile wyrażane pragnienie ludzkie. Jan
Marignola, biskup, który w latach 1333-1353 dotarł do Cejlonu,
znalazł tam nawet ślady stóp pozostawionych przez Adama, rajskie
drzewa, rajskie rzeki. Pisał z dumą: "przywyższyłem w sławie Alek-
sandra Wielkiego, kędy on nie dotarł, moja stopa stanęła, byłem
bowiem u samego podnóża raju"9. Świat (także obecny w człowie-
ku) zaludniony był przez monstra - skiapodów posiadających tylko
jedną nogę, a mimo to szybko biegających (noga ta służyła im
również jako osłona przed słońcem), kynocefalów - ludzi o psich
głowach (żyli na terenach umieszczonych na mapach między Polską
a Finlandią), lemniów - ludzi bez głowy, z oczyma i ustami na
piersiach, astomich - żywiących się jedynie zapachem (mieszkali
w Indiach).
Większość tych monstr zamieszkiwała nie tyle przestrzeń fizy-
czną, ile właśnie czwarty wymiar - niekiedy bardzo straszny. To
146
stamtąd atakowany był św. Antoni. Znacznie później monstra te
zapełniły wyobraźnię Hieronima Boscha. Czasami istniały stwory
dobre. Kiedy św. Brendan (VI w.) z towarzyszami w "wiklinowej
łodzi" żeglował po oceanie, jedna z wysp, na której wylądował,
okazała się olbrzymim wielorybem. Pomagał w tej podróży anioł,
który ułatwił im powrót ze znalezionych "wysp świętych" (na
mapach figurowały aż do XVI w.!) do ojczyzny. Wątki te nie
stanowiły specyfiki Europy. Wśród arabskich opowieści 1001 nocy,
wśród przygód Sindbada Żeglarza też znajdują się podobne wyda-
rzenia. Czy nie bierzemy czasem fikcji literackiej średniowiecza
(niesłusznie) za stan wiedzy geograficznej?
Druga cecha stosunku do przestrzeni, też związana z jej tajem-
niczością, to ciekawość. Nie bez przyczyny obraz miasta był sym-
bolem podróży, przygody, nadziei na nowe, ciekawe przeżycia,
przygodę i awans majątkowy lub społeczny10. Podróżowanie, prze-
mieszczanie się z miejsca na miejsce wbrew obiegowym opiniom
o "przywiązaniu do ziemi", było nie tylko związane z zawodem, ze
zdobywaniem wiedzy, obowiązkami religijnymi - było także przy-
jemnością, potrzebą człowieka, "ut describetur universus orbis11.
Jeśli wrażenie patrzącego nie jest mylące, to mamy przykład takiego
stosunku do przestrzeni w Polsce. Wśród miniatur Kodeksu Bohema
w Krakowie12 znajduje się wizerunek warsztatu garbarza. Na pier-
wszym planie ukazane jest podwórko obok obdrapanego domu,
z psem załatwiającym naturalną potrzebę, walającymi się narzędzia-
mi, szopą rzemieślniczą, może składem. Na podwórku czyści skórę
- robota brudna i cuchnąca - garbarz. Wszystko to przedstawione
jest realistycznie; tak mogły wyglądać warsztaty na podkrakowskich
czy podpoznańskich Garbarach. Obok garbarza siedzi człowiek
z koszykiem i kosturem podróżnym, który zapewne pokazywał
rzemieślnikowi jakieś karciane sztuki. Rozsypana talia leży obok.
Opowiada przypuszczalnie o swych podróżach, do czego nawiązuje
dalszy plan miniatury. Opuszczamy tu Kraków, Garbary, i przeno-
simy się w daleki, nieco fantastyczny, ale jakże ciekawy świat.
W wysokie góry wcina się morska zatoka, nad którą leży bogate
miasto, szczycące się wspaniałymi wieżami kościołów, murami,
portem. Do przystani wpływa flotylla statków. Miasto jest oblega-
ne, pod murami dochodzi do potyczek rycerzy. Nie przeszkadza to,
że do bram miasta zbliża się karawana wozów kupieckich wioząca
jakieś towary. Opodal na wzgórzu stoją szubienice, na których wiszą
skazańcy. Można sądzić, że wędrowiec opowiada o tym - rzeczy-
wistym czy wymyślonym - świecie. Czy nie jest to przykład, jak
dalece świat - nie znany, ciekawy, bogaty - nęcił i kusił do
porzucenia ciasnego garbarskiego podwórka? Piękno ziemi znane
147
było i doceniane. Wspaniale to demonstrował Jan van Eyck malując
krajobrazy, w których tle kanclerz Rolin wielbi Madonnę czy proce-
sję adorującą Jagnię.
Jak wcześniej, tak i w średniowieczu początek wielkich migracji
politycznych wiązał się ze stosunkami w Azji. Ostatnia wielka mo-
noteistyczna religia Wschodu - islam - stworzyła powiązania,
jakich dotychczas nie było. W 662 r. - roku hidżry - wspólnota
muzułmańska ograniczała się do niewielkiego grona zwolenników
Mahometa w Medynie. W roku śmierci Proroka (632) praktycznie
niemal cała Arabia była już zjednoczona wokół zdobytej w 630 r.
Mekki. W 636 r. Arabowie opanowali Damaszek, w 638 - Jerozoli-
mę i Antiochię, w 640-642 Egipt, w 643 r. Cyrenaikę. W 698 r.
padła Kartagina zdobyta przy pomocy Berberów, których dało się
zjednać dla islamu. W 711 r. zajęte zostało niemal całe państwo
Wizygotów w Hiszpanii.
Jednocześnie kalifowie rozszerzali swą władzę na Wschodzie.
W 637 r. zdobyli Mezopotamię, w 642 r. Iran, w początkach VIII w.
częściowo Turkiestan, a także tereny nad średnim i dolnym Indem.
Imperium muzułmańskie sięgało zatem od Pirenejów po Hindu-
kusz, łącząc cechy i osiągnięcia wszystkich niemal wielkich cywili-
zacji ówczesnego świata: rzymsko-chrześcijańskiej, żydowskiej, per-
skiej, utrzymując konieczne - wojskowe oraz pożądane - handlowe
kontakty z Chinami i Indiami. Niezbędne stały się - w miarę moż-
liwości ustabilizowane i bezpieczne - szlaki handlowe, przebiegają-
ce na przestrzeni tysięcy kilometrów przez trzy kontynenty. Z Basry
w Mezopotamii szła droga lądowa na Wschód - do Indii i do Chin,
na północ przez Morze Kaspijskie, Wołgę aż nad Bałtyk - rejon :
dostarczający niewolników; na zachód do Kairuanu w Afry-
ce z licznymi rozgałęzieniami na południe i do Hiszpanii; na po-
łudnie przez Oman do wschodnich wybrzeży Afryki.
To nie tylko handel stanowił o stałej wymianie ludzi. Także
pielgrzymki do miejsc świętych, obowiązkowe dla każdego prawo-
wiernego muzułmanina, przede wszystkim do Mekki. Znane stwie-
rdzenie H. Pirenne'a: "gdyby nie było Mahometa, nie do pomyś-
lenia byłby Karol Wielki", jest w znacznej mierze uzasadnione13.
Z jednej strony olbrzymi rynek zbytu na produkty Europy - głów-
nie niewolników - stworzył przesłanki do korzystniejszego niż
dotychczas bilansu handlowego. Napływ kruszców arabskich umo-
żliwił inwestycję, jaką była w 800 r. odbudowa cesarstwa. Dodać
może warto, że w 200 lat później ułatwił też zdobycie niezbędnych
środków do budowy nowych państw w Europie Wschodniej
- wśród nich Polski. Świat muzułmański zmuszał także zachód
i wschód Europy do konsolidacji sił, by zachować swą odrębność.
148
Ale skłaniał i do przejmowania nie tylko pieniędzy i towarów, lecz
także idei, myśli, wiadomości, które spędzały sen z oczu Europej-
czykom: o bogactwie krain Wschodu, zasobnych w korzenie, złoto,
drogie kamienie. Dotarcie do nich stało się wielowiekowym marze-
niem ludzi naszego kontynentu.
Już w VIII w. powstały też pierwsze dzieła arabskie traktujące
o znanym i mniej znanym świecie14. Mahomet ben Musa, biblio-
tekarz z Bagdadu, Abu Muślin Horrany, Sulejman ibn Wahab w IX
w. opisali Mezopotamię, Bizancjum i jego sąsiadów z Awarami
i Słowianami; a dalej Indie, Cejlon, Sumatrę, Chiny. Ibn Kordad-
beh stworzył podręcznik dla znakomitej poczty arabskiej. Benabi
Jakub ibn Dzafar napisał podręcznik geografii. Księgę krajów, dzię-
ki któremu uchodzi za ojca geografii arabskiej. W X w. ibn Haukal
- kupiec z zawodu - zwiedził i opisał takie kraje, jak Chiny
i Kaukaz, Sycylię i Hiszpanię. Nie były to informacje hermetyczne,
skoro zostały przetłumaczone na łacinę (Itinera et regio). Sławny
historyk ibn Massudi opisał kraje leżące między Chinami i Hisz-
panią, Madagaskarem i Morzem Kaspijskim. W XI-XII w. two-
rzyli al Edrisi (m.in. pisząc wiele o Polsce), Jakut ibn Abdall,
Abdalafit i wielu innych, aż po człowieka, który uchodzi za najwięk-
szego podróżnika w dziejach geografii, ibn Battutę (1303- 1377),
i konkuruje pod tym względem z Wenecjaninem Markiem Polo. Ale
to już będzie druga faza rozwoju horyzontu geograficznego.
Wcześniejsze stulecia dostarczają jednak różnych przykładów
wskazujących, że wymóg "stabilitatis loci", stałego miejsca w zako-
nach mniszych był postulatem trudnym do realizacji w Europie.
Nieustannie miały miejsce misje, pielgrzymki, podróże dyplomaty-
czne. Dzięki misjom cywilizacja europejska dociera do Irlandii (św.
PatrykV-VI w.), do Francji (św. Bonifacy VIII w.), Szwecji (św.
Anskar IX w.). Przykłady wypraw na obszary mało znane można by
mnożyć: święci Cyryl i Metody na Wielkie Morawy, św. Wojciech
do Prus, św. Otton na Pomorze. Nie zawsze wiedza o tych wydarze-
niach stawała się powszechna. "Wyprawa krzyżowa" przeciwko
Słowianom w 1147 r. rozpoczęła oblężenie Szczecina, na którego
wałach widoczne już były krzyże, a miejscowy biskup z powodze-
niem przekonywał krzyżowców (wśród nich także Polaków) o niece-
Iowości zdobywania miasta.
Nie zawsze też przenikały rzetelne wiadomości z wypraw misyj-
nych w głąb Afryki, do Persji, do Indii. Może jest to pogląd wynika-
jący z niedostatku i kształtu zachowanych źródeł, ale wydaje się, że
rozwój wiedzy geograficznej dokonywał się wewnątrz różnych krę-
gów społecznych trudno wzajemnie przenikalnych. Normanowie15
bowiem, nawet ochrzczeni, tylko w niewielkim stopniu podzielili
149
się ze społeczeństwem Europy swoimi doświadczeniami. Wywodzili
li się oni ze Skandynawii, z której co jakiś czas wypływały kolejnej
fale emigracji. W starożytności wyszli z niej Goci, Gepidzi, Bur-H
gundowie. W VIII w. nastąpiła nowa ekspansja ludów skandynaw-I
skich. Przemiany społeczne związane z tworzeniem organizacji pari-|
stwowych, przeludnienie skalistego, nieurodzajnego obszaru, a jed-8
nocześnie aktywizacja handlowa Europy w tym właśnie czasie do-1
prowadziły do różnorakich skutków. Zaczęły pojawiać się nowel
organizmy polityczne, co spowodowało zmiany na mapie politycz-
nej, rozwinęła się i zrewolucjonizowała wymiana towarowa, doszłdi
do przekształceń kultury - i skandynawskiej, i chrześcijańskiej,!
a zapewne także słowiańskiej. |
Głównym środkiem transportowym u Normanów były statki;!
długie niekiedy na ponad 20 m i szerokie na około 5 m, poruszanej
wiosłami lub ożaglowane, płynące z szybkością do 10 węzłów!
i mieszczące około 40-osobową załogę. Pierwsze wyprawy normań-1
skie skierowane były na Islandię, gdzie około 752 r. została założonas.
osada zwana Reykijavik. Niemal jednocześnie ruszyły duże grupy
Wikingów na Anglię, Szkocję i Irlandię. Pierwszy wielki atak na-
stąpił w 793 r., kiedy to zniszczony został klasztor Lindisfarne
w Nortumbrii. Po śmierci Karola Wielkiego, który bez większego!.
powodzenia próbował zorganizować morską obronę, Normanowie
zaczęli systematycznie łupić wybrzeża cesarstwa i obszary położone^
wzdłuż spławnych rzek. Złupiono Kolonię, Rouen, Nantes, Orlean,
Compostellę, Bordeaux, Londyn, York.
Jedyną, a i to niezbyt skuteczną formą zapobiegania rozbojom.
były okupy składane Wikingom. Od połowy IX w. składali je
i cesarze karolińscy, i królowie anglosascy. W tymże czasie Nor-
manowie ruszyli na wschód. Bałtykiem, Newą, Ładogą, jeziorem
Wołchow, następnie Dnieprem docierali do Morza Czarnego i do
Konstantynopola.
Nie ulega wątpliwości ich duża rola przy powstawaniu państwa
starej Rusi. Poczynając od schyłku stulecia działalność ich zaczęła
się zmieniać. Coraz większy udział w handlu prowadził do zakłada-
nia obozów-kolonii handlowych, i to tak "na surowym korzeniu",
jak i w ośrodkach miejscowych już dawniej istniejących. Normano-
wie byli obecni na wybrzeżach Europy poczynając od Bizancjum,
poprzez Sycylię i południowe Włochy (XI w.), Normandię (pocz.
X w.). Wielką Brytanię (w Irlandii, a także Szkocji nie zdołali się
utrzymać), Fryzję i - rzecz oczywista - na wybrzeżu Bałtyku.
Biorąc pod uwagę, że pojawili się na Wołdze, można powiedzieć,
że granice Europy w X w. zbieżne były z zasięgiem żeglugi normań-
skiej. Jeśli nie jest to do końca ścisłe, to dlatego, że Normanowie do-
150
cierali niekiedy dalej. Już około 900 r. pierwsze wyprawy Nor-
wegów docierały przez Morze Białe daleko na północ, do ujścia
Dźwiny. Na dobre usadowili się w Islandii w połowie IX w. i stam-
tąd około 981-983 r. jeden z tamtejszych Wikingów, Eryk Rudy,
uciekając przed wymiarem sprawiedliwości (bardzo to charakterys-
tyczny motyw przy wszelkich ruchach osadniczych) dopłynął do
Grenlandii. Czy rzeczywiście - jak chce podanie - nazwa jej,
Zielony Kraj, pochodzi od rozsiewanych przez niego wieści mają-
cych na celu znęcenie nowych osadników, trudno powiedzieć. Jest
natomiast pewne, że powstała na tej wyspie nowa kolonia, która
utrzymywała kontakt z Norwegią. Syn Eryka, Leif, około 1000 roku
przyjął tam chrzest. On też wracając do domu, zapędzony przez
burz^ na południe, znalazł jakieś nowe lądy.
Kolejne wyprawy z Grenlandii doprowadziły do odkrycia
trzech krajów nazwanych Helluland (kraj kamieni), Markland (kraj
lasów) i Vindland (kraj wina albo może wiatrów). Gdzie te kraje
leżały, czy rzeczywiście około 1006 r. wycofano się z tych obszarów
- trudno na to pytanie odpowiedzieć. W Ontario odkryty został
"kamień z Kensington", noszący inskrypcję z imionami Gotów i 22
Norwegów16. Wspomnienie o Vindlandii zachowało się przynajm-
niej do XIV w., a jeszcze w XII w. pierwszy biskup Grenlandii,
Gnupson, próbował dotrzeć ponownie do tych krajów. Niektórzy
sądzą, że były to obszary Nowej Szkocji, inni - że Labradoru,
obecnej prowincji Ouebec, nawet stanu Massachusetts. Są co praw-
da poglądy A. Bjómbo, że Vindlandia to jakiś kraj w Afryce, ale
prawdopodobnie j szy jest pogląd, że Normanowie docierali do
Ameryki. Z drugiej zaś strony kontynentu europejskiego przez
Wołgę i Morze Kaspijskie Waregowie (wschodni Normanowie)
dopływali do środkowej Azji, pojawiając się też w Iranie. Nie można
zatem mówić o bezruchu w życiu ludzi wczesnego średniowiecza.
Nie dotyczy to tylko Arabów i Normanów - życie rycerza
w czasach Karola Wielkiego toczyło się między Wezerą a Ebro,
między Tybrem a Morzem Północnym. Każda bodaj wczesna mo-
narchia żyła z wypraw wojennych, które - może nie w takim
stopniu jak w Azji - w Europie przemierzać musiały setki kilomet-
rów. Nie przesadzajmy z brakiem mobilności, skoro nasz Chrobry
jeździł ze swoją drużyną (a wiedział, którędy ma jeździć) między
Pragą, Wolinem, Kijowem, a Krzywousty potrafił w ciągu sześciu
dni, bez map przecież, przebyć drogę lasami od Głogowa do Koło-
brzegu.
Warto podkreślić, że na ogół pozostawały kontakty z krajem czy
miastem macierzystym. To zresztą widać także na przykładzie piel-
grzymek, pierwszych wielkich wypraw turystycznych. Miały one
151
i cele praktyczne: odbycie pokuty, wypełnienie ślubowania, do-
znanie łaski uzdrowienia, i realizowały potrzebę zaspokojenia cieka-
wości. Już we wczesnym średniowieczu pojawiły się przewodniki
- Peregrinaciones ad loca sancta - w których zwracano uwagę na
miejsca godne zwiedzenia, a upamiętnione pobytem "św. Abraha-
ma" lub "św. Sary". Dotyczyły one najbardziej znanych i używa-
nych szlaków: przede wszystkim do Ziemi Świętej, nadal odwiedza-
nej mimo zajęcia jej przez Arabów.
Wiemy, że pielgrzymów było wielu, wśród nich znamy św.
Amulfa w VII w., Willibalda z VIII w., Bernarda z IX czy Soewul-
fa z Worcester z XI w. Jeździli mieszkańcy Francji, Niemiec,
Anglii, Włoch. Po drodze mogli i na ogół chcieli zawadzić o Rodos,
miejsce śmierci św. Jana, Konstantynopol nie tylko słynący wspa-
niałymi świątyniami, ale także nieprzebranym zbiorem relikwii,
Tars ze studnią św. Pawła i wiele innych sławnych miejsc17. Stały-
mi szlakami pielgrzymek były drogi wiodące do Rzymu i grobów
świętych Piotra i Pawła tudzież wielu męczenników, a także, od
IX w., do Compostelli, gdzie za czasów Ludwika Wielkiego pas-
tuszek miał objawienie grobu św. Jakuba Starszego, apostoła, pat-
rona Hiszpanii. "Drogi do św. Jakuba" siały się bodaj najbardziej
znanymi szlakami średniowiecznej Europy, oznaczonymi hospic-
jami i kościołami, wokół których kształtował się szczególny typ
kultury wędrownej, obyczajów, więzi towarzyskich, wymiany do-
świadczeń18. Pielgrzymi z tych szlaków, znaczeni muszlą, sym-
bolem św. Jakuba, pochodzący z różnych krajów, mówiący różnymi
językami, śpiewali pieśni znane później w całej niemal Europie,
powtarzali w swych środowiskach te same opowieści i wersje przy-
gód, cudów, przekazywali wrażenia stanowiące pewien kanon
przyjmowany powszechnie. Spośród pielgrzymów wywodzili się
święci, bohaterowie opowieści.
Duży udział kobiet zapewniał dotarcie informacji do wszystkich
niemal grup społecznych, jako że szczególnie możniejsze panie
potrzebowały licznej służby. Okazji zaś do spotkań (takich jak
opisane przez Geoffreya Chaucera spotkanie w gospodzie przy
szlaku wiodącym do św. Tomasza z Cantenbury) było wiele. Już
w "złotym okresie" pielgrzymek do Rzymu, w XI -XII w., znamy
ponad 220 hospicjów na szlakach z Niemiec (z czego 136 na wsi, 40
na przełęczach górskich, 46 przy przeprawach przez rzeki) i ponad
50 pobożnych fundacji mających ułatwić podróżowanie po tych
drogach pielgrzymich19. Były one czynione przez możnych, ksią-
żąt, władców, ale i przez ludzi uboższych, zapisujących w testamen-
tach, jak czynili to mieszkańcy Lubeki w XIII w.20, pewne sumy na
utrzymanie pielgrzymów. Z czasem włączały się do tej działalności
152
rady miejskie (jak Soest dla pielgrzymów w Compostelli21), bract-
wa, gildie - budujące domy noclegowe i udzielające posiłków.
Istniały więc szlaki, po których poruszali się liczni pielgrzymi Euro-
py. Ale istniały też dziesiątki innych. Wyprawy do św. Januarego
w Neapolu, do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie - nie tylko cesarza
Ottona III w roku 1000, ale także innych, jak ci, którzy kilka lat
później w Nadrenii cudownym sposobem dowiedzieli się, że mają
się udać do stolicy Polan i tam uzyskają łaskę zdjęcia noszonych
kajdan; do grobu św. Idziego w Prowansji, czemu zawdzięczamy,
jak wiadomo, szczęśliwe poczęcie Bolesława Krzywoustego ... Ta-
kie wyprawy były stałym zjawiskiem w krajobrazie kultury średnio-
wiecza. Były to podróże dające wiele doświadczeń kulturalnych
i życiowych, ale nie wpływały na zmiany osadnicze.
Te zaś również dochodziły do skutku. Nie mówiąc już o nowych
przybyszach - Awarach, Protobułgarach, Węgrach, którzy osied-
lali się kolejno w Europie środkowej, przez całe średniowiecze
dochodziło do mieszania się ludów mieszkających na kontynencie.
Na obszarach zamieszkanych przez Celtów, ludy zromanizowane,
Słowian, Bałtów, pojawiły się kolonie germańskie. Na ziemie romań-
skie czy germańskie przychodzili Słowianie. W części barbarzyń-
skiej Europy kształtowały się punkty osadnictwa i handlu, w których
spotykali się przedstawiciele wszystkich bodaj nacji. Duurstede czy
Quentovic, Haithabu, Birka, Stara Lubeka czy Reric, Arkona,
Wolin, Kołobrzeg, Truso, Wiskiauty, Stara Ładoga, później No-
wogród Wielki - tworzyły łańcuch ośrodków wymiany (sukna
fryzyjskie, niewolnicy, złoto) organizujący życie gospodarcze tej
części Europy. Nie były to kontakty sporadyczne. Na uwagę za-
sługują liczne skarby pieniężne z końca I tysiąclecia, m.in. z mone-
tami arabskimi, a także kosztownościami skandynawskimi, znale-
zione na Pomorzu między Rugią a Zatoką Gdańską. Za co mogli je
otrzymywać miejscowi? Za niewolników, ale kupowanych, nie zdo-
bywanych siłą. Być może - jak chce F. Kmietowicz22 - za zboże
czy w ogóle za żywność przewożoną na Półwysep Skandynawski.
Tak czy owak jeszcze przed rozwojem miast, przed wytworzeniem
się odrębnego stanu kupieckiego istniał stały handel zamorski.
Miejsca znalezisk monet wczesnego średniowiecza świadczą na
pewno o kontaktach i ruchliwości ludzi, przynajmniej niektórych.
Potwierdzają tę opinię i kapitularze karolińskie określające for-
my wymiany cesarstwa z krajami Słowian (np. kapitularz z Thion-
ville), i taryfy celne dla komór usytuowanych w IX-XI w. na
szlakach Europy, tzw. taryfa z Rafelstetten, nasze - z Pom-
nichowa czy Olesna, pomorskie i inne23.
Lepiej znane późne średniowiecze przynosi obraz rozwoju ko-
153
lonizacji większej niż romańska, a związanej z przemianami na
ziemiach krajów najbardziej rozwiniętych: Francji, Niemiec, Nider-
landów, Włoch. Wiek XI był okresem pomyślnym dla średnio-
wiecznej Europy. Jej rozwój gospodarczy, wzrost demograficzny,
początki miast prowadzących wielki handel szły w parze z prze-
kształceniami społecznymi24. Dotychczasowe formy ustrojowe op-
arte na świadczeniach władcy plemiennemu czy patrymonialnemu
poczęły pomału tracić rację bytu. Liczyć się zaczęły środki finan-
sowe i przede wszystkim posiadłości. W końcu stulecia pojawiły się
zmiany w hierarchii prestiżu i znaczenia. Decydować zaczęło wła-
danie ziemią. Dotychczasowe drobne, urzędnicze grupy wolnych
(ministeriałowie, "militelli", "scartabelli") stawać zaczęły przed
alternatywą, która w XII i XIII w. nabrała wyraźniej szych kształ-
tów: albo spadną do grup ludności zależnej, stracą dotychczasową
pozycję społeczną, albo zdobędą dla siebie ziemię dziedziczną.
Jednocześnie też, w drugiej połowie XI w., zaczęły kształtować się
pierwsze oznaki nowego układu sił politycznych. Wielcy urzędnicy
cesarstwa, królestwa Francji, Anglii - zaczęli walczyć o zdobycie
nie tylko dziedziczności piastowanych funkcji (tę umożliwił już
przywilej cesarza Karola Grubego z 888 r.), ale i o rodowe władztwo
terytorialne. To ostatnie można było zdobyć na peryferiach państ-
wa lub poza jego granicami, na obszarach nowych, nie podbitych.
Rozpoczęła się więc wielka ekspansja Europy, prowadzona już
mniej dla zdobycia łupów, bardziej w celu uzyskania ziemi. Ta
ekspansja prowadzona była na obszarze Hiszpanii w ramach rekon-
kwisty, szczególnie po wezwaniu papieża Aleksandra II do rycerzy
chrześcijańskiej Europy o pomoc księstwom zapirenejskim w ich
walce z Maurami; na Bliskim Wschodzie wraz z wyprawami krzyżo-
wymi (od 1096 r.), wreszcie - co może dało największe efekty - na
obszarach Europy wschodniej: w krajach Słowian Zachodnich,
Bałtów, Ugrofinów, Węgrów, Słowian południowych. Do kształ-
towania się nowego porządku w Europie potrzebne były ziemie,
którymi można było zawładnąć, ziemie, które stałyby się podstawą
znaczenia nowych grup - baronów i książąt coraz bardziej samo-
dzielnych oraz tych, którzy szukali kariery majątkowej i którzy
mogliby poprawić swój status. Europie potrzebne były, słowem,
obszary "Dzikiego Zachodu" lub "bogatej Syberii" - obszary
włączone do systemu krajów rozwiniętych i kolonizowane przez
przybyszów.
Już w pierwszej fazie interesy drobnych osadników i wielkich
posiadaczy były zbieżne, acz impuls wyszedł chyba od władców
terytorialnych. Arcybiskup Magdeburga już w 1108 r. w liście do
biskupów i książąt niemieckich wzywał: "Sasi, Frankowie, Lota-
154
i ryńczycy, Flandryjczycy... tutaj będziecie mogli zbawić własne
i dusze i ... pozyskać najlepsze ziemie do zamieszkania"25. Żywoty
św. Ottona, dzieła kronikarzy z obszarów pogranicza z niewątpliwą
przesadą przedstawiają (nie za bogate przecież kraje Wielkich Do-
1 lin. Pojezierzy, Nadmorskie) jako ziemię obiecaną, w której - jak
pisano - brakuje tylko winorośli do pełnego szczęścia osadników.
W przybyciu tych ostatnich zainteresowani byli także miejscowi
władcy. Działalność Henryka Brodatego na Śląsku przy nowej or-
ganizacji wsi jest tego dobrym przykładem26. Tym bardziej kiedy
wiadomości o odkryciu złota na Śląsku (Złotoryja) dotarły do Nie-
miec, kiedy okazało się, że w ziemi krakowskiej są bogate złoża soli,
srebro pod Olkuszem, miedź w węgierskich Karpatach (Słowacja),
srebro na Bałkanach i w Czechach - rozpoczął się w XII w. wielki
exodus na wschód.
Wędrowali przede wszystkim Niemcy z Saksonii, Bawarii, Tu-
ryngii, Nadrenii, ale przybywali na wschód Europy także Walono-
wie, Flamandowie, Włosi, mnisi francuscy i w coraz większej liczbie
Żydzi z Włoch, Bawarii, Nadrenii. Już na przełomie XII i XIII w.
także w Polsce pojawili się "goście" (hospites), którzy przynosili
z sobą nie tylko swój język, ale także umiejętności, narzędzia oraz
, - co nie mniej ważne - prawny obyczaj, który pozwalano im
utrzymać w Polsce. We Wrocławiu powstała ulica Walonów, w Płoc-
ku kolonia Żydów, w Skaryszewie osadzeni zostali Niemcy, podobnie
jak w Złotoryi czy w Środzie Śląskiej. Goście zajmowali wysokie
miejsce w hierarchii społecznej, co z czasem, w drugiej połowie XIII
w., miało doprowadzić do rosnącej ksenofobii, konfliktów narodowo-
ściowych, a także powstania czy wzrostu świadomości etnicznej i na-
rodowej w Europie wschodniej. Zresztą ich pochodzenie nie zawsze
było jasno określone. Za kogo uważali siebie Ślązacy, którzy lokowali
w 1257 r. Kraków? Był wśród trzech "lokatorów" Jakub sędzia
z Nysy, Gedko zwany Stilvoit (Gedko jest zeslawizowanym zdrob-
nieniem od biblijnego Gedeona, przydomek jest oczywiście niemie-
cki) i Detmar zwany Wolk27. Niezależne od tego, czy przezwisko
brzmiało Wołek czy Wilk, miało ono brzmienie słowiańskie, imię
natomiast było czysto niemieckie. Jaki był język ojczysty tych ludzi,
którzy zresztą przenosili się coraz bardziej na wschód w ramach swej
działalności lokacyjnej? Uczony Ślązak Witelo sam siebie nazywa
"synem Turyngów i Polaków". Zapewne byli oni typowymi przed-
stawicielami pogranicza kultur, języków i obyczajów.
Migracje doprowadziły do rozwoju księstw i władztw terytorial-
nych. W XII w. powstała Marchia Północna, na której czele stał
Albrecht Niedźwiedź, twórca Brandenburgii, Saksonia tworząca za
czasów Henryka Lwa nowe władztwo Welfów na ziemiach słowiań-
155
skich (późniejsza Meklemburgia), Miśnia Konrada Wettina, Mar-
chia Wschodnia - Austria - pod rządami Babenbergów, budująca
podstawy późniejszej potęgi Habsburgów. Później nieco,
w XIII w., budowano państwo zakonne nad Bałtykiem. Tu też
wykorzystano tradycje osadnicze i nawet siedziby obronne miejs-
cowych mieszkańców, Kwidzyn i Elbląg, Szczytno i Ryga, Tallin
i Kokenhausen nawiązywały do dawniejszych osad, ale napływ
kolonistów był tak duży, że zmienił zupełnie charakter etniczny
obszarów między Wisłą i Niemnem, Dźwiną i Zatoką Fińską.
Nie ulega wątpliwości, że kluczowym okresem okazały się tu lata
dwudzieste i trzydzieste XIII w.: sprowadzenie w 1226 r. Krzyża-
ków do Polski, ich późniejsze połączenie się z Kawalerami Mieczo-
wymi i zwycięstwo książąt niemieckich nad Duńczykami pod Bom-
hóved w 1227 r., które umożliwiło gospodarcze opanowanie Bał-
tyku przez kupców niemieckich. Najazd Mongołów na Europę
i zdruzgotanie przez nich Starej Rusi ułatwiły polityczną aktywność
Krzyżaków, później Litwinów. Jednocześnie niemal zniszczenie
Węgier (1241 r.) przez tychże Mongołów, coraz bliższe związki
Czech z Rzeszą Niemiecką, budowa Serbii przez dynastię Nemani-
ców - otworzyły szeroko wrota do kolonizacji ziem na południe od
linii Karpat i Sudetów. Nie sposób dokładnie obliczyć, ilu ludzi
przemieściło się z Zachodu na Wschód w XII -XIII w., ale liczyć
ich trzeba na setki tysięcy. Mniej liczne były kolonie łacinników na
Bliskim Wschodzie i w księstwach utworzonych na obszarach Bizan-
cjum w wyniku IV krucjaty. Ale i one dawały rycerstwu Włoch
i Francji, kupcom Wenecji, Lukki, Genui możliwość wyboru życia
na nowych terenach.
W tym samym czasie wiedza geograficzna wzbogacała się w tem-
pie nie spotykanym od czasów antyku. Pojawienie się najrozleglej-
szego w dziejach lądowego państwa Mongołów, obejmującego ob-
szary od Morza Żółtego po Bug, stworzyło wielorakie podniety dla
ówczesnej dyplomacji europejskiej. Papież i władcy szukali sprzy-
mierzeńców do walki z islamem (łudząc się, że albo Mongołowie
zostaną nawróceni, albo odnajdzie się legendarne państwo chrześ-
cijańskie "księdza Jana"). Kupcy, szczególnie włoscy, bardzo szyb-
ko dostrzegli możliwości wyzyskania handlu wschodniego, m.in.
korzeniami, jedwabiem, diamentami. Wyprawy Andrzeja de Long-
jumeau (1238), Ascelina, Laurentego, wreszcie Piano del Carpino
(1245-1247) docierały do Mongołów. Ta ostatnia, w której brał
udział i Benedykt Polak, franciszkanin z Wrocławia, przejechała
przez Kijów, Saraj nad Wołgą, Ortar w Kazachstanie, Urumazi
w Mongolii do stolicy wielkiego chana Karakorum. Wyprawa była
ciężka. "Przez miesiąc cierpieliśmy taki głód i pragnienie, że
z trudem mogliśmy utrzymać się przy życiu - pisze Carpino
- żywności przygotowanej dla nas czterech wystarczało ledwo dla
jednego"28.
Ale Europejczycy dotarli do serca Azji, rozpoczynając wielką erę
wypraw na Wschód i - co ważniejsze - opisując swoje doświad-
czenia {Libellus historicus). Wilhelm Ruysbroek, wysłany przez Lu-
dwika IX, przywiózł z podróży do Karakorum (1252 - 1264) infor-
macje o Chińczykach. Giovanni de Monte Corvino (1247-1328)
przepłynął Adriatyk, Morze Śródziemne, przez Mezopotamię do-
tarł do Ormuzu, Morzem Arabskim pożeglował do Indii, które
opłynął, dotarł do Birmy, Malakki, statkiem dojechał do Kantonu
i lądem do Chanbałyku (Pekinu). W 1316 r. Oderic de Pordenone
powtórzył wyczyn Monte Corvino, dodatkowo opływając Sumatrę,
Borneo, przejeżdżając przez Hangczou i wracając lądem przez
Lhasę i Teheran.
Wreszcie najwięcej informacji przywiózł Europie Marco Polo.
Poprzedzili go ojciec i stryj, Nicolo i Mateo, którzy w 1252 r. ruszyli
z Wenecji na Wschód. Wśród różnych perypetii dotarli do wiel-
kiego chana Kubilaja, który odesłał ich z poselstwem do papieża
w 1266 r. Wrócili w 1269 r., a w 1271 r. podjęli wyprawę na nowo,
tym razem jako ambasadorowie Rzymu, w towarzystwie młodego,
15-letniego Marco. Po czterech latach stanęli przed Kubilajem
i przez następne 15 lat pozostali na jego służbie. Wrócili drogą
morską do Zatoki Perskiej, a dalej w 1295 r. do Wenecji. Marco Polo
w więzieniu genueńskim, do którego dostał się w czasie wojny obu
miast włoskich, podyktował czy też opowiedział swe życie współ-
więźniowi, Rusticianowi z Pizy. Informacje te znane były już
i współczesnym, ale w książce ukazały się dopiero w 1496 r., stano-
wiąc podstawę wiadomości o Chinach, Indochinach, Wielkim Ar-
chipelagu Sundajskim, Cejlonie i Indiach29.
Być może XIV-wieczny popularyzator kompasu w Europie,
Flavio Gioia, korzystał z informacji przynoszonych z Dalekiego
Wschodu. Tak czy owak zintensyfikowała się żegluga morska.
W 1275 r. Genueńczycy dopłynęli do Wysp Kanaryjskich, w pierw-
szej połowie XIV w. odkryto Maderę i Azory. I na mapach po-
czynając od Marina Sanudo, i w podręcznikach handlowych, z Pra-
tica delia mercatura Francesca Pegolottiego na czele (XV w.) - wie-
dza geograficzno-ekonomiczna Europejczyków obejmowała Azję
Środkową i Daleki Wschód. Można też sądzić, że mimo barier
językowych jeszcze do początku XIV w. wiedza arabska i chrześ-
cijańska w pewnym stopniu wzajemnie się uzupełniały. Ten etap
wielkich odkryć kończy ibn Battuta (1304 -1377) z Tangeru, który
przez przeszło 30 lat od 1325 r. podróżował - po co? Zapewne dla
157
zaspokojenia wewnętrznej potrzeby wiedzy - po całym znanym
i częściowo nieznanym świecie. Egipt, Palestyna, Arabia z Mekką,
Irak, Persja, Rosja, Krym, Astrachań, Konstantynopol, Turkie-
stan, Indie, Chiny, Korea, Malaje, Malediwy, Zanzibar i wschodnie
wybrzeża Afryki, Hiszpania, Timbuktu i wielkie ośrodki Sudanu
zachodniego były mu po drodze. Z domu bogaty, nie podróżował
chyba dla zdobycia majątku, lecz dla przygody. Był w Azji środ-
kowej rzemieślnikiem, w Chinach ambasadorem, na Malediwach
sędzią, w Mekce pielgrzymem. Tam gdzie przebywał dłużej, żenił
się (na jakiś czas), dzieci miał na całym świecie i zapewne wszystkich
możliwych kolorów skóry. Człowiek średniowiecza - ba, upadają-
cego świata arabskiego30. Czy typowy? Chyba bardziej, niż się
wielu badaczom wydawało. Przecież w tym samym czasie podróżo-
wanie stało się częścią życia zawodowego. Co prawda wielcy kupcy,
nie licząc bardzo licznych przypadków włoskich na Wschodzie,
podróżowali mniej niż w X-XI w., albowiem raczej zasiadali
w kantorach kierując operacjami finansowymi, ale ich plenipotenci,
przewoźnicy, kapitanowie i marynarze kręcili się po wszystkich
znanych akwenach.
W coraz większym stopniu wiedzę uniwersytecką zdobywano
jeżdżąc po wielu ośrodkach akademickich. Co najwyżej 3/4 studen-
tów pochodziło z kraju, w którym znajdowała się ich Alma Mater.
Pozostali przybywali z całej chrześcijańskiej Europy31. Do wy-
kształcenia rzemieślniczego należały wędrówki rzemieślnicze po
różnych miastach i krajach. "Rusini nie wędrują, więc rzemiosła nie
umieją" - brzmiała sentencja, zapewne stronnicza, ale ciekawa ze
względu na stosowaną argumentację, zapisana w księgach Przemyś-
la w XV w. 32
Imponuje przy tym wytrwałość podróżnika średniowiecza.
Przecież by dotrzeć z Gdańska do Lubeki, trzeba było jechać jakieś
pięć dni. Z Gdańska do Krakowa dziewięć dni, do Rzymu - już
z pośpiechem - 77 dni. Z Wenecji do Aleksandrii, Konstantynopo-
la podróż (i przebieg wiadomości) trwała około 65 dni33. Podróże do
Chin w jedną stronę trwały rok. Piano del Carpino jechał z Lyonu
do Karakorum 15 miesięcy, rodzina Polo podróżowała po kilka lat
w każdą stronę. Według Pegolottiego z Tany nad Morzem Azow-
skim do serca Chin trzeba było jechać 255 dni, sama podróż przez
Persję musiała trwać minimum 2 miesiące. Z Krakowa do Compo-
stelli jechało się dłużej, może dlatego, że pielgrzymki się nie spieszy-
ły34. Mimo niewygód, mrozów, upałów, głodu, niebezpieczeństw
ludzie średniowiecza nie traktowali swych podróży jako jednorazo-
wego wysiłku. Można i trzeba było podróżować. Wbrew idei - pi-
sanej i głoszonej - stałości i niezmienności dzieła Bożego35.
158
Stałym zjawiskiem była też mobilność społeczna, a więc proces,
w którego wyniku jednostki lub całe rodziny przemieszczają się
w hierarchii majątku, władzy, prestiżu36. Obiegowy pogląd o przy-
wiązaniu do ziemi, o zamkniętych granicach stanowych wypływa
- jak można sądzić - z dwóch przyczyn: nałożenia na średnio-
wiecze tych gotowych form życia społecznego, które znamy z wcze-
snych czasów nowożytnych, a także z przepisów prawnych, których
częste powtarzanie świadczy raczej o ich niewielkiej skuteczności.
Dzieje dekretów wydawanych przeciwko włóczęgostwu mogą ten
ostatni wniosek potwierdzić.
Jeszcze wymowniej potwierdzają to wyniki badań poświęco-
nych kontaktom między wsią a miastem. Nie tylko miastem założo-
nym na surowym korzeniu, do którego ściągać mieli osadnicy "de
diversis climatibus" - z różnych stron. Także miastem już ist-
niejącym, do którego od XII/XIII w. stale napływali ludzie nowi:
z innych miast, miasteczek, ze wsi, z innych, niekiedy odległych
krajów. Jest rzeczą zastanawiającą, jak powszechne, we wszystkich
krajach Europy, jest występowanie przydomków zdradzających ob-
cą proweniencję lub przynajmniej odległe kontakty. Węgier, Czech,
Polak, Rusin, Hiszpan, Włoch, nie mówiąc o przydomkach odmiejs-
cowych, stają się w średniowieczu częstymi określeniami człowieka.
W tych też czasach - sądzę - należy szukać początków najczęst-
szego nazwiska w Polsce - Nowaka, człowieka nowego w otoczeniu.
Stwierdzić trzeba, że ostatnie dwa stulecia wieków średnich są
czasami wyjątkowej mobilności ludzkiej. Genezy jej można by się
dopatrzyć w wielkim kryzysie feudalizmu, niszczącym wszystkie
dotychczasowe struktury społeczne. Spadek dochodów posiadaczy
ziemskich zmuszał ich do poszukiwania różnych sposobów zaradze-
nia złu, często związanych ze zmianą miejsca i w przestrzeni,
i w działalności. Wielka "czarna śmierć" z połowy XIV w. stanowiła
wstrząs demograficzny o wielkości nie spotykanej od czasów upad-
ku starożytnego Rzymu. Regres gospodarczy krajów rozwiniętych
wiązał się z ekspansją dotychczasowych peryferii. To także przy-
spieszało ruchy demograficzne i społeczne. Kryzys postaw prowa-
dził do przemian w hierarchii prestiżu, co wiązało się z poszukiwa-
niem nowych wartości, także związanych z nowymi zawodami.
Żołnierz najemny, który pojawił się w mozaice społecznej XIV w.,
siłą rzeczy był człowiekiem jeżdżącym po świecie, a włóczęgostwo
stało się jednym z częstych zjawisk, ważnych także z punktu widze-
nia ówczesnej gospodarki. Należy zwrócić uwagę na niektóre kon-
sekwencje tego stanu rzeczy dla rozwoju ruchliwości. Kryzys do-
chodów prowadził do prób zwiększania obciążeń chłopów. Rzecz
prosta powodowało to nie tylko rozwój różnych form oporu, krwa-
159
wych powstań we Francji czy w Anglii, ale także porzucanie swych:
zagród i szukania lepszych warunków życia. To samo robili kupcy, i
rzemieślnicy, bankierzy - niemieccy, włoscy, żydowscy - po-j
szukujący obszarów rozwijających się, gdzie mogliby korzystniej^
inwestować, l
Wiek XIV był okresem przyspieszonego rozwoju Europy środ-1
kowej, na wschód od Łaby37. Jeszcze bez ziem ruskich, niszczonych,
przez kolejne najazdy Mongołów, ale już z ziemiami Baltów, nie;
tylko podbitymi przez Krzyżaków, lecz także tymi, które stały siei
kolebką Wielkiego (rzeczywiście) Księstwa Litewskiego. W tym,
czasie nastąpił rozkwit Państwa Zakonnego i Litwy, Czech, Polski,
Węgier, Serbii i miast dalmatyńskich. Na te obszary napływała
nowa fala kolonizacyjna, różniąca się od poprzedniej większą róż-:
maitością społeczną. Przybywali bowiem nadal chłopi i zubożali
rycerze, ale także wielcy kupcy, bankierzy, przedsiębiorcy, przyby-
wali przedstawiciele grup zamożniejszych. Migracje nie szły jedy-
nie z zachodu. Zbiegły się one z ekspansją ludów romańskich
(Wołochów, Mołdawian), przemieszczaniem się Słowian Wschod-
nich na zachód, pojawieniem się na Litwie i w Polsce Ormian,
Tatarów, Karaimów i (tu już raczej z zachodu i południa) pierwszej
wielkiej fali kolonizacji żydowskiej. Ponadto, już bez związku z kry-
zysem zachodniej Europy, Bałkany zajmowali Turcy, a ludy pod
wodzą Tamerlana ponownie pojawiły się na stepach Ukrainy.
Nie mniejsze przesunięcia powodowała "czarna śmierć", m.in.
dlatego, że zabierając około 1/3 mieszkańców Europy uczyniła to
w sposób bardzo zróżnicowany. W Norwegii została może połowa
mieszkańców, w Styrii ubyły dwie trzecie, Włochy straciły przynaj-
mniej jedną trzecią ludności. Podobnie Francja. W Niemczech,
w Rosji straty były niemal równie wysokie. Ale w gęsto zalud-
nionych Niderlandach były takie dzielnice, które nie ucierpiały od
zarazy, podobnie jak niektóre tereny czeskie. Polska, mimo mętnych
wiadomości na ten temat, uniknęła - jak się wydaje - losu zachod-
niej Europy, podobnie jak przypuszczalnie Litwa właściwa. W doda-
tku, co jest łatwe do wyjaśnienia, znając ówczesny stan higieny,
zaraza zbierała żniwo przede wszystkim w wielkich miastach.
Florencja liczyła przed 1348 r. około 100 tyś., po epidemii
zostało około 40 tyś. mieszkańców. Paryż, Londyn, Kolonia ponios-
ły nie mniejsze procentowo straty. W miejscach opustoszałych,
a atrakcyjnych gospodarczo, pojawili się niemal natychmiast przy-
bysze z okolic nie dotkniętych epidemią. Tajemnica francuskich wsi
zaginionych w XIV w., pustych łanów w Marchii Wkrzańskiej,
powrotu lasów w Apeninach czy na Pomorzu na tereny uprawne da
się najprawdopodobniej wszędzie wyjaśnić w ten sam sposób38.
160
Ludzie ze wsi natychmiast po katastrofie zajmowali miejsca opusz-
czone w małych miastach przez tych, którzy przechodzili do wiel-
kich ośrodków. Obok skutków gospodarczych i psychologicznych
"czarnej śmierci" olbrzymie ubytki demograficzne prowadziły do
zamieszania, w którego wyniku i dotąd płynne społeczeństwo znala-
zło się jeszcze bardziej w stanie ciągłych przemian; dopiero w dal-
szej przyszłości miały się z nich wyłonić ustabilizowane formy.
Przekształceniom tym podlegała i warstwa rycerzy. Trudno
byłoby powiedzieć, że dominowała wśród niej postawa bierna.
Wielkie wyprawy na Wschód skończyły się w ciągu XIII w. Nowe
możliwości realizacji etosu rycerskiego stwarzał Zakon Krzyżac-
ki39. Co roku przybywali do Malborka goście z Zachodu, "dobrzy
rycerze chrześcijańscy" szukający sławy, zbawienia duszy, kontak-
tów towarzyskich, dyplomatycznych, a także łupów na obszarach
Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wyprawy za Niemen docierały
na ogół do jakiegoś grodu litewskiego, który czasem udawało się
zdobyć, potykały się w polu z odsieczą "pogan" i wracały - jak po
turnieju, ale z większą sławą i zdobyczą do domu. W tych "rejzach"
brali udział najróżniejsi rycerze. Książęta Geidrii, Holandii, Anglii
- wśród tych ostatnich książę Derby, późniejszy król Henryk IV,
szlachta z Akwitanii, Burgundii, Czech, Węgier, Danii. Z rzadka
trafiali się Włosi, Hiszpanie, a znacznie częściej rycerze z Polski.
Oczywiście najwięcej gości przybywało z krajów Rzeszy, od słowiań-
skiego jeszcze Pomorza po Austrię i Nadrenię. Przybyszów było
tylu, że Krzyżacy mogli dla nich organizować po dwie, trzy wy-
prawy rocznie. Szczególnie po 1360 r. brali w nich udział tak
książęta, baronowie, elita feudalnej Europy, jak i drobni, ubodzy
rycerze.
Podobnie zresztą rycerzy z różnych krajów spotkać było można
na dworach cesarza, króla Francji, Anglii, w służbie wielkiego
księcia litewskiego, władców terytorialnych Rzeszy, królów Kas-
tylii, a nawet zaplątanych gdzieś w Afryce czy Azji. Było ich wielu
i stanowili liczącą się grupę, która w XV w. poszukiwała gdzieś dla
siebie nowego miejsca. Oczywiście różne drogi do niego prowadzi-
ły. Panowie włoscy zaczynali inwestować w operacje finasowe,
angielscy już w XIV w. rozpoczęli ogradzanie pól gminnych i two-
rzenie wielkich gospodarstw hodowli owiec. Niderlandczycy,
w części przynajmniej, próbowali dołączyć się do organizacji na-
kładu sukienniczego. Polacy podjęli działania umożliwiające im
w przyszłości posiadanie dóbr ziemskich produkujących masowe
towary rolne.
Może jednak najbardziej przedsiębiorcza okazała się szlachta
portugalska40. Po zwycięskim odparciu zakusów Kastylii na zdoby-
li 161
cię Portugalii drobni na ogół tutejsi rycerze zaczęli szukać nowych l
możliwości uzyskania korzyści. I znowu inaczej, niż przedstawiały
to najróżniejsze stereotypowe przedstawienia średniowiecza. To
oni, nie kupcy, nie mieszczanie, rozpoczęli erę wielkich wypraw
odkrywczych, starając się zdobyć majątek poprzez dotarcie do źró-
deł najbardziej poszukiwanych towarów. Tak rzeczywistość, jak
i pragnienia odkrywców dyktowały nazwy nowo odkrywanych wy-
brzeży: Złote, Kości Słoniowej, Niewolników.
Niewątpliwie duży wpływ miała na ich działalność inicjatywa
Korony Portugalskiej, a jej reprezentantem, który z czasem stal się
symbolem akcji odkrywczej, był młodszy syn króla Jana, założyciela
dynastii, Henryk zwany Żeglarzem. Jego rola, być może wynikająca
też z pragnienia uzyskania wiedzy o nieznanym, polegała na finan-
sowaniu pierwszych wypraw. Zaczęły się one w 1415 r., kiedy
Portugalczycy zdobyli Ceutę, której gubernatorem został książę
Henryk41. On też przyczynił się do założenia obserwatorium i szko-
ły żeglarskiej i on umożliwiał kolejne fazy podróży odkrywczych.
Najpewniej legendą jest przypisywanie żeglarzom tych lat zamia-
rów dopłynięcia do Indii, stanowiących symbol wielkiego bogact-
wa. Wieści krążące o Afryce, korzyści z handlu saharyjskiego pro-
wadzonego z Tuaregami inspirowały do zajęcia się zasobami Czar-
nego Lądu. W tymże 1415 r. Joao da Tras dopłynął do Wysp
Kanaryjskich, znanych już przedtem Europejczykom (Francuz
Jean Bethencourt dotarł do nich w 1402 r.), ale dopiero przez Por-
tugalczyków opanowanych. W 1419 r. wyprawa portugalska do-
płynęła do przylądka Bojador (także obejrzanego już przez Bethen-
courta). Nie zdołała go minąć, ale przywiozła informację o od-
krytych wyspach: Maderze i Porto Santo. Przez piętnaście lat żeg-
larze z Lagos, Lizbony i Porto nie mogli sforsować przylądka, który
zastąpił poprzednią, znacznie dłużej trwającą granicę poznania
- Cap Nun, Przylądek Nie. Przeszkody i w pierwszym, i w drugim
wypadku były dwojakiej natury. Istniejące prądy morskie i powiet-
rzne utrudniały żeglugę przybrzeżną w kierunku północnym. Od-
płynięcie na zachód na pełny ocean groziło przy ówczesnym stanie
nawigacji katastrofą. Częste też wypadki zaginięcia wypraw podej-
mowanych przez śmiałków znalazły wyraz w powiedzeniu: "Kto
wyruszy za przylądek Nie, ten powróci, ale raczej nie".
Obok trudności technicznych istniały (kto wie, czy nie mające
większego znaczenia) inne jeszcze, w sferze psychicznej. Ludzie po
prostu bali się nieznanego, o którym krążyły przerażające wieści.
Przyjęcie wersji kulistości ziemi rodziło obawy "spadnięcia" po
zapuszczeniu się zbyt daleko poza krzywiznę globu. Trwożyły opo-
wieści o wzburzonym morzu na styku półkul, a straszliwą górę
162
magnetyczną, przyciągającą do siebie wszystkie metalowe części
statków, broń, nawet guziki - jeszcze w dziele Conciliator differen-
ciarum pióra Pietra de Abano próbowano zlokalizować gdzieś na
południu, zapewne na Oceanie Indyjskim.
Żeglugę ułatwiały wynalazki. Kompas pojawił się na dobre
w Europie w XIII w., w XIV wprowadzono żagiel łaciński, umoż-
liwiający żeglugę przy bocznym wietrze. Jeszcze ważniejsze było
prawdopodobnie przełamanie bariery strachu, związane z opłynię-
ciem Cap Nun i coraz większe obycie z Oceanem. Już od 1420 r.
corocznie około dwa tysiące ludzi opuszczało kraj osiedlając się na
Maderze i na Azorach42. Ten stan rzeczy miał trwać przez XV
i XVI stulecie. Oznaczało to roczny ubytek około 2,5 promila
mieszkańców Portugalii, co z trudem wyrównywał przyrost natura-
lny. Ubytek, który wiązał się z coraz większym pragnieniem szuka-
nia szczęścia za Oceanem.
Kolejne próby opłynięcia przylądka Bojador podjął Gil Eannes.
Pierwsza nie powiodła się, natomiast druga w 1432 r. zakończyła się
sukcesem. W 1434 r. po raz trzeci Eannes popłynął na południe,
przebył około 200 mil za przylądkiem Bojador i szczęśliwie wrócił,
przywożąc ważne doświadczenie, że upał nie rośnie w miarę zbliża-
s nią się do równika. Rozpoczął się okres 90 lat, dwóch-trzech poko-
leń (to znaczy, że wnuk mógł dobrze znać opowieści dziadka),
w którym wiedza geograficzna Europejczyków dokonała olbrzy-
miego postępu. W 1436 r. Alfonso Gonsales dopłynął do Rio del
Oro i do zwrotnika, za którym wbrew różnym poglądom, znalazł
ślady ludzi. W 1441 r. Nuno Tristao osiągnął Cabo Bianco (Przylą-
I dek Biały). W następnym roku Antonio Gonsales przywiózł znad
l Rio del Oro złoto i niewolników. W 1445 r. Dinis Diaz dotarł do
Przylądka Zielonego. Dalsze etapy to Sierra Leone, w 1471 r. ujście
Nigru i przekroczenie równika, w latach 1484-1486 przylądek
Santa Maria (w tej wyprawie brał udział Marcin Behaim, twórca
pierwszego globusa) i wreszcie w 1487/8 wyprawa Bartolomea Dia-
za, która opłynęła Afrykę, odkrywając Przylądek Burz, nazwany
następnie przez króla Przylądkiem Dobrej Nadziei.
W ciągu półwiecza wypraw optyka człowieka w Europie uległa
zasadniczym zmianom. Liczne wyprawy lądowe Hiszpana Ruy
Gonsalesa de Clavijo, Włocha Nicola Contiego, Rosjanina z Tweru
Afanasija Nikitina, Portugalczyka Pedra de Covilhao nie tylko
przynosiły wiele bezcennych informacji o sposobach podróżowa-
nia, ale ukazywały bogactwo zasobów Azji. Ominąć Turków (którzy
po zajęciu Konstantynopola w 1453 r., Kaffy w r. 1475, Kilii
i Bialogrodu w 1484 r. zagrażali coraz bardziej Węgrom i blokowali
drogi lądowe), ująć w swe własne ręce handel ze Wschodem - to
163
było hasło wysuwane przez wiele państw Europy. Pokolenie żyjące
na schyłku XV w. podjęło się tego zadania. Portugalia - pierwsze
morskie imperium - była już bliska dopłynięcia do Indii dookoła
Afryki. Stąd plany Krzysztofa Kolumba realizowane były w Hisz-
panii, z zazdrością patrzącej na rosnące bogactwo Portugalczyków.
Być może bezpośrednim bodźcem skłaniającym Kolumba do pod-
jęcia tej próby były informacje czerpane m.in. z ówczesnych najlep-
szych środków wiedzy geograficznej. Globus Behaima i mapa opra-
cowana przez Florentyńczyka Paola Toscanellego ukazywały glob
ziemski znacznie pomniejszony. Dotarcie do Indii "drogą zachod-
nią" wydawało się łatwiejsze.
Ale czy nie był ten pomysł efektem nowego myślenia zrodzo-
nego wśród pokolenia odkrywców? Myślenia opartego na umie-
jętności postrzegania i uogólniania zjawisk? Nie chodziło tu tylko
o filozofów. Hermann Schedel, Johannes Trithemius, Konrad
Peutinger, Johannes Cuspinian tworzyli wokół siebie środowis-
ka, których zakres oddziaływania był znacznie większy niż kiedy-
kolwiek. Uczeni grupowali się na uniwersytetach, które wyras-
tały jak grzyby po deszczu. Czasem - na potrzeby monarchii - jak
nasz w Krakowie, czasem dla środowisk mieszczańskich, jak w
Kolonii, Lipsku, Erfurcie, Gryfii. A rotacja słuchaczy i profeso-
rów przyspieszała wymianę informacji. Środowiska intelektualne
rozwijały się też przy dworach monarszych. Ferdynand z Izabel-
lą, para monarsza Hiszpanii, cesarz Maksymilian I, Karol VIII,
Franciszek I panujący we Francji, Henryk VII i Henryk VIII
w Anglii brali pod uwagę poglądy nauki, szczególnie te, które
zmieniając dotychczasowy pogląd na świat przynosiły nadzieję na
wymierne korzyści.
W dniu 12 X 1492 r. Krzysztof Kolumb dotarł do wybrzeży
Ameryki, w 1497 r. wyruszyła wyprawa Vasco de Gamy, która
w 9 miesięcy później dotarła do Calicutu w Indiach. W 1500 r.
Pedro "Alvares Cabral przypadkowo dotarł do Brazylii. Po serii
dalszych odkryć 20 IX 1519 r. z portu San Lucar de Barrameda
wyruszyła na zachód wyprawa pięciu statków hiszpańskich dowo-
dzonych przez Portugalczyka Ferdynanda Magellana. W dniu
6 IX 1522 r. jej resztki (z 234 ludzi załogi 18 osób, bez swego wodza)
powróciły po 3 latach podróży do Hiszpanii ze Wschodu. Opłynęli
glob ziemski wprawdzie już w wieku XVI, ale ludzie urodzeni
i ukształtowani w stuleciu poprzednim.
Wiedza Europejczyków w ciągu tych 90 lat objęła siedmiokrot-
nie większe obszary. Jeśli przyjąć, że w 1300 r. obejmowała około
30 min km2 (mniej więcej tyle, co w pierwszym roku naszej ery), to
w 1530 r. około 210 min km2. Czy ten postęp wiedzy i rozwój
164
horyzontu był kiedykolwiek szybszy, aż po czasy zdobycia kosmo-
su, niż u schyłku wieków średnich?
W naszym kraju również późne średniowiecze wydaje się być
okresem nieustannego ruchu. Blisko 8% pielgrzymów do Compo-
stelli w XIV w. to Polacy43. Są oni znani na dworach Europy
w pokoleniu rycerzy grunwaldowych. Uczęszczają na uniwersytety,
krążą po warsztatach rzemieślniczych w Europie. W samym kraju
przechodzą ze wsi do miasta, z miasta na przedmieście, z kantoru
kupieckiego do własnego folwarku. Rozpoczynają kolonizację Prus
krzyżackich, obszarów Litwy, Ukrainy, pojawiają się też w im-
perium tureckim. W następnym stuleciu byli także ruchliwi, ale już
- jak dowodzi J. Tazbir44 - spokojnemu i długiemu żywotowi
ziemianina przeciwstawiano krótkie i stale zagrożne bytowanie żeg-
larza. "Niech mnie w drogę odległą więcej nikt nie wzywa, chociaż-
by mi indyjskie skarby ofiarował" - pisał Daniel Naborowski. Czy
z braku możliwości takiego bogacenia się, czy z dobrobytu opartego
na ziemi? Trudne to pytanie.
^ VII ^
WIEKI ŚREDNIE
W ŚWIADOMOŚCI
DZISIEJSZEGO POLAKA
OPOWIEDZ NA ZAGADNIENIE POSTAWIONE W TYTULE MUSI
się mieścić w trzech odrębnych kategoriach. Pierwsza
dotyczyć będzie tego dorobku epoki, który do dziś ma
znaczenie w życiu naszej narodowej zbiorowości. Dru-
ga stanowić będzie część tradycji historycznej, wiedzę
o wydarzeniach, stanowiącą trwały element pamięci Polaków. Trze-
cia wreszcie - to nasze doświadczenia przeszłości, które niekiedy
bezwiednie kształtują postawy i poglądy ludzkie, niekiedy zaś zgoła
wierzenia oparte na mitach.
W potocznym przekonaniu, podzielanym także przez wielu za-
wodowych historyków i socjologów, w życiu dzisiejszym dorobek
średniowiecza praktycznie nie odgrywa żadnej roli. Nie wydaje się
to słuszne. Nasze państwo powstało w średniowieczu i kształtowało
się w tej epoce przez pół tysiąca lat. Gdyby zatem połowa naszych
dziejów nie pozostawiła śladów żywych do dnia dzisiejszego, ozna-
czałoby to, że wegetowaliśmy przez pięć wieków bez żadnej trwałej
autorefleksji, bez liczącego się dorobku, słowem mało owocnie. Tak
źle nie było. Nie ma co powtarzać tu uwag dotyczących kształ-
towania się podstaw naszej kultury. Raczej warto zwrócić uwagę na
te czynniki w naszym życiu społecznym, których ciągłość da się
zaobserwować do czasów współczesnych.
Nawet bowiem dorobek pierwszej monarchii piastowskiej jest
wyzyskany w słownictwie dotyczącym organizacji społecznej1.
"Państwo" - obszary, dobra należące do "pana", starosłowiań-
skiego dostojnika, włodarza, jest w naszym języku pozostałością
z tamtych czasów. Podobnie inne instytucje i stanowiska: króla,
wojewody. Ale generalnie rzecz biorąc nie do pomyślenia byłaby dziś
organizacja naszej polskiej zbiorowości bez dorobku sięgającego
168
pierwszych 500 lat istnienia Polski. Nie tylko owo "państwo" ("kró-
lestwo" nie jest już aktualne dla nas, ale stosowane przy omawaniu
ustrojów świata), lecz także powiat (dawny okręg sądowy), gmina
(niemiecka Gemeinde - samorządna osada), sejm, sejmik (obecnie
w innym znaczeniu, nie instytucjonalnym), wiec (także już nie jako
urzędowa instytucja), obok bardzo archaicznego wojewody, starosty
(polski "starszy", "godniejszy", także ten czeski z końca XIII w.)
(pierwotnie bardzo wysoki urzędnik króla - "brachium regale"),
sędziego. Intuicyjnie, zgodnie z tradycją stosowane są nazwy "zie-
mia" na określenie jednostki terytorialnej, nieco sztucznie "gród",
kiedy się chce podkreślić znaczenie miejscowości.
Korzenie polskiej organizacji państwowej i społecznej tkwią
zatem dość głęboko w przeszłości. Nasze myślenie określane języ-
kiem stanowi kontynuację procesu i wyobrażeń pochodzących
sprzed stuleci. Kto wie, czy i stosunek do własności społecznej,
państwowej, należącej do jakiegoś "pana", nie jest efektem wyro-
bionego dawniej sposobu myślenia. Niezależnie od faktu przemian
znaczeniowych, dobrze znanego i z innych dziedzin życia, tradycje
naszej państwowości są w ciągłym użyciu, podobnie jak stosowany
aparat pojęciowy. Nie tylko w zastosowaniu do form więzi społecz-
nych. "Dziedzictwo" nie jest niczym innym, jak spadkiem po dzia-
dzie ("ojcowizna" jest terminem nowszym). "Naród" - zbiorem
ludzi jednego rodu - "jedney krwiey"2. Nie sposób tu wyliczać
tych określeń, które stanowią spadek po średniowieczu. Byłby to
zabieg zbyt długi.
Drugi obszar działania tego dziedzictwa dotyczy - jak się wy-
daje - terytorialnego kształtu Polski. W ciągu tysiąca lat istnienia
przechodził on różne przemiany. Był czas, kiedy nasz kraj sięgał od
Odry po Wieprz, od Sali po Styr i od Bałtyku po Nizinę Węgierską.
Czasem obejmował tylko Wielko-i Małopolskę, czasem stanowił
kadłubowy twór w postaci Księstwa Warszawskiego. Dla niektó-
rych, jak np. dla Długosza, polską rzeką był Dniepr, dla pokolenia
międzywojennego Prypeć i górny Dniestr.
Nie ulega jednak wątpliwości, że rdzeń terytorialny państwa
ukształtował się w średniowieczu. Przez wiele wieków Polska - Po-
lonia - była określeniem mającym podwójne znaczenie. Węższy
zakres obejmował kraj Polan, dzisiejszą Wielkopolskę3. Ale już
w czasach Chrobrego znane i stosowane było - być może w wąskim
jeszcze gronie erudytów i dyplomatów - pojęcie szersze, w którym
mieściły się ziemie należące do Polan-Polaków. Należałoby się pew-
nie zgodzić z H. Łowmiańskim, że wojny Bolesława Chrobrego
niezależnie od skutków politycznych, strat terytorialnych i rosnącego
niezadowolenia społecznego stworzyły więź ideologiczną rycerstwa
169
z ziem nad Wisłą i Odrą4. Do tej więzi nawiązywała odbudowa
monarchii w czasach Kazimierza Odnowiciela i to, co zostało scalo-
ne, stanowiło pojęcie terytorialne, które (niezależnie od propagandy
czasów II wojny światowej) funkcjonowało w tzw. Testamencie
Krzywoustego w XII w., u Długosza w XV w. i w podręcznikach
szkolnych okresu międzywojennego. Trzy dzielnice stale miały być
oparciem dla państwa: Wielkopolska, Małopolska i Mazowsze (mo-
żna tu oczywiście dołączyć czwartą - Polski środkowej, od Kujaw
po ziemię Sieradzką); jedna, utracona - Śląsk - należała do nas
niegdyś, o czym pamięć po obu stronach granicy była żywa; jedna
- Pomorze nadwiślańskie - utracona była tylko czasowo na rzecz
Krzyżaków i jej przynależność do Polski nie budziła wątpliwości.
Ten podstawowy zespól ziem, dawne pojęcie Królestwa Pol-
skiego, szczególnie dziś stanowi czynnik łączący czasy współczesne
z odległą przeszłością. Trzeba zresztą dopowiedzieć wyraźnie, że
właśnie średniowiecze pozostawiło po sobie tradycję związku ze
Lwowem od czasów Kazimierza Wielkiego, a także zaczęło tworzyć
nasze pretensje czy, jak kto woli, sentymenty do ziem Litwy. Jeśli
i dziś te sentymenty grają jakąś rolę, to zawdzięczamy to owej
odległej epoce. W niej także pojawiła się świadomość ponadregiona-
lna, świadomość narodowa Polaków.
W tym przypadku czasy Chrobrego na pewno stanowią istotną
cezurę. Weszły do pamięci ludzkiej, chyba nie tylko do tradycji
dworskiej czy kościelnej, jako epos pełen chwały, sławy i bogactwa.
"Złoto było tak pospolite, jak dziś srebro, srebro zaś było tanie jak
dziś słoma"5 zapisze XII-wieczny kronikarz. Po raz pierwszy zbio-
rowość północnolechicka stała się podmiotem działania politycz-
nego we wschodniej Europie. Cesarstwo i Ruś kijowska - dwa
bieguny cywilizacji na wschód od Renu - musiały przyjąć do
wiadomości istnienie silnego, odrębnego kraju na granicy ich wpły-
wów.
Polska dominowała wówczas nad starszymi cywilizacyjnie Cze-
chami, niewiele ustępowała Węgrom św. Stefana. Wspólne wojny,
i zwycięskie, łupieżcze, i obronne, czasem przegrywane, tworzyły
nie tylko braterstwo broni drużynników Chrobrego, ale także dawa-
ły materiał do "historii śpiewanej", "opowiadanej", w której stroną
chwalebną była wspólnota określana mianem Polaków. Być może,
że ta świadomość zbiorowa istniała już pod koniec rządów Bole-
sława, być może, że utrwaliła się w latach kryzysu lat trzydziestych
XI w. Podanie o radosnym powitaniu wypędzonego przedtem Ka-
zimierza gdzieś około 1040 r. wskazywać może na tęsknotę za
porządkiem, spokojem i - niewykluczone - za uzyskaniem zna-
czenia przez ówczesnych możnych w skali nie tylko lokalnej.
170
Druga monarchia niewątpliwie nawiązywała do tradycji pierw-
szej - na pewno terytorialnie, może ustrojowo, ale także chyba
- historycznie. W każdym razie pierwsze trzy koronacje stworzyły
precedens "królestwa", a więc państwa samodzielnego i posiadają-
cego uprawnienia historyczne do samodzielności. Właśnie upraw-
nienia te były czynnikiem, który kształtował świadomość narodową
Polaków. "Prawo polskie" było wyznacznikiem form życia i na
Śląsku, jak to pokazał K. Modzelewski6, i w innych dzielnicach,
także dołączonych do ziemi polańskiej.
W innym miejscu omawiamy więź narodową w średniowieczu.
Na pewno nie była ona pierwszoplanowa, nie obejmowała wszyst-
kich mieszkańców kraju. W czasach Mieszka może trzeba byłoby
liczyć świadomych Polaków na dziesiątki, może na setki. Krąg ich
jednak rósł nieustannie, a niewątpliwym czynnikiem przyspieszają-
cym ten proces było zagrożenie zewnętrzne. Nie chodziło lub nie
tylko chodziło o odrywanie od Królestwa jego ziem i prowincji:
Śląska, Pomorza, Ziemi Lubuskiej. Może nawet ważniejsze było
rosnące niebezpieczeństwo utraty znaczenia dotychczas uznawa-
nych, tradycyjnych wzorów życia, obyczajów, prawa, uprzywilejo-
wanej pozycji. W drugiej połowie XIII w. wzrost świadomości
narodowej był efektem uruchomienia mechanizmów obronnych
społeczeństwa, które chciało znaleźć potwierdzenie swej wartości,
na przekór bogatszym czy bardziej nowoczesnym przybyszom.
Ostateczny sukces Władysława Łokietka, okupiony bardzo cięż-
kimi stratami ludzkimi, terytorialnymi i materialnymi, był możliwy
dlatego, iż przedostatni Piast w drugiej połowie swego burzliwego
życia stał się symbolem wszystkiego co rodzime: obyczaju, języka,
dynastii, własnej tradycji7. Dylemat stawiany przez historiozofię,
czy naród rodził się z odrębności kultury (Niemcy, Włochy), czy
z odrębności państwa (Francja)8 ("Kultumation" i "Staatsnation")
w przypadku Polski chyba może być stawiany mniej ostro. I jeden,
i drugi czynnik grał istotną rolę. Bez własnego państwa z rodzimą
dynastią, z odpowiednio wysokim miejscem w hierarchii prawa,
majątku i prestiżu rodzimych możnych nie utrzymałaby się odręb-
ność kulturalna. Dla komfortu psychicznego rycerzy, duchownych,
urzędników książęcych posiadanie własnego państwa było niezbęd-
ne.
Toka jest wymowa żywota św Stanisława, który w XIII w. stał
się patronem idei zjednoczenia Królestwa "Tak jak pocięte szczątki
Świętego w cudowny sposób zrosły się, tak za Boską pomocą zrośnie
się w jedno ciało Królestwo Polskie"9, taka też wymowa statutów
synodalnych arcybiskupa Jakuba Świnki, nakazujących, by każdy
pleban znał język polski10. Wspomniane zeznania świadków na pro-
171
cesach politycznych wykazują, że przekonanie o polskości ziem,
o prawie do rządów własnej dynastii wyrażali rycerze z Pomorza,
książęta z Kujaw, mieszczanie z Mazowsza i Sandomierza, ducho-
wni z Małopolski11. W pierwszej połowie XIV w. krąg ludzi świa-
domych swej narodowej przynależności był już znaczny. Wzras-
tał też dalej w ciągu XV w. Patriotyzm Jana Długosza (nawet
połączony z pewną megalomanią narodową, z nazywaniem Polską
wszystkiego między Śląskiem a Smoleńszczyzną) nie budzi wątp-
liwości12.
Nie budzi wątpliwości poczuwanie się do "ydioma polonica"
- co jest powodem dumy takich dostojników, jak biskup Tomasz
Strzępiński13. Istnieje przekonanie, że w końcu tego stulecia więź
narodowa zaczęła ustępować przed więzią stanową. Wyzysk chło-
pów, napięcia na obszarach województw ruskich (tam chłopi mieli
pokazywać Tatarom, gdzie ukrywali się polscy panowie) mogłyby
tłumaczyć późniejsze wydarzenia z powstawaniem "narodu szla-
checkiego". Nie jest to chyba pogląd słuszny. Wręcz przeciwnie,
samodzielność Polski i Litwy po śmierci Kazimierza Jagiellończyka.
sprzyjała raczej rozwojowi poczucia narodowego. Więzi stanowe,
obejmujące szlachtę polską, litewska, ruską, niemiecką zaczęły chy-
ba dominować później, pod koniec XVI w. Epoka wczesnonowoży-
tna w Polsce przyniosła raczej regres w procesie kształtowania się
narodu. Nową wartością, która stała się wartością przewodnią po-
czynając od schyłku XVIII w. był naród polski, twórca Konstytucji
3 Maja, Insurekcji, powstań narodowych, od których to wydarzeń
jest już widoczna rozwojowa linia ciągła do dziś. Nawiązywał on
jeśli nie w hasłach, to w treści, do takiej zbiorowości, jaka istniała
w polskim późnym średniowieczu. Tym bardziej że po tej właśnie
epoce mamy jeszcze jedną spuściznę niebagatelną: polskie słowo
pisane, rozkwit nauki i kultury w Polsce złotego wieku. Mistrz Jan
z Czamolasu wiele skorzystał z polszczyzny Żoltarza Jezusowego
Władysława z Gielniowa. A Kochanowski to już język literacki, od
którego wiedzie do dzisiejszego prosta droga.
Czy dziś kultura średniowieczna może być rozpatrywana tylko
jako źródło języka literackiego? Wydaje się, że sztuką chrześcijań-
ską, międzynarodową, która została przyjęta przez całe społeczeńst-
wo, tzn. także przez chłopów (około 75% ludności), był dopiero
późny gotyk. To jego formy akceptowała przytłaczająca większość
Polaków i one stały się symbolem przeżycia religijnego. Może
dlatego, że odwoływały się nie do wyrafinowanych rozważań filozo-
ficznych, ale do najprostszych uczuć ludzkich. Realizm w przed-
stawianiu postaci ułatwiał dodatkowo recepcję przekazywanej tre-
ści: ból matki po śmierci syna - Pięta; umęczony człowiek - Ecce
172
Homo; zmęczony życiem, zadumany Chrystus Frasobliwy - to
symbole powszechnie zrozumiałe. One też dzisiaj reprezentują
sztukę ludową, powtarzając motywy treściowe i formalne z XV w.
Nie jedyny to przypadek, że formy stosowane przez elitę stają się
własnością i znakiem rozpoznawczym mas. Kolędy ludowe czerpały
swoje melodie z polonezów dworskich Władysława IV, a pasiak
łowicki jest podobno pomysłem prymasa Jakuba Uchańskiego, za-
czerpniętym ze wzorów gwardii papieskiej.
Nie należy sądzić, że dotyczy to tylko chłopów. Nie w pełni
można wyjaśnić, dlaczego do początku XVII w. kościoły zarówno
drewniane, jak i murowane budowano według zasad (zmodernizo-
wanych nieco) stylu gotyckiego (tzw. gotyk mazowiecki, którego
dziesiątki przykładów występują od zachodniej Wielkopolski po
Sandomierskie). Czy powodzenie neogotyku w XIX w. nie wy-
pływało z przywiązania do formy, która tradycyjnie wiązała się
z polskim chrześcijaństwem? A może dlatego do czasów po Grun-
waldzie starali się odwoływać polscy posesjonaci, że traktowali je
jako wygodny punkt odniesienia w swym poszukiwaniu historycz-
nych korzeni? W każdym razie żywa jest i obecnie w Polsce forma
gotyku. I nie tylko w sztuce kościelnej. Sieć polskich miast została
ukształtowana w średniowieczu. Pomijając okręgi wielkoprzemys-
łowe Górnego Śląska, Łodzi, Wałbrzycha - powstałe w XIX w.
oraz rozbudowę sieci urbanistycznej w Polsce po II wojnie świato-
wej, mapa miast w naszym kraju trwa niezmieniona od XIII -XIV
w., a w niektórych ośrodkach do dziś da się odczytać ślady starego
rozplanowania14. Do tej pory zadziwia regularna siatka mniejszych
miast na Mazowszu, która funkcjonuje z powodzeniem od wczes-
nego średniowiecza. Pierwotnie były to grody, wokół których sku-
piały się siedziby rzemiosła i usług oraz usytuowane były targi;
później to miasta lokacyjne, z czasem powiatowe, a obecnie także
ośrodki rynków lokalnych.
Nad Wisłą mniej więcej co 30 km sytuowane były grody: Czersk
(zastąpiony gospodarczo przez Górę Kalwarię), Jazdów (Warsza-
wa), Zakroczym, Wyszogród, Płock, Dobrzyń. Na wschód od rzeki
kolejnymi ogniwami tej sieci były: Serock, Pułtusk, Ciechanów,
Płońsk, Sierpc, Rypin; na zachód Grójec, Błonie, Rawa, Socha-
czew. Mniej regularny układ miast był w Wielkopolsce, ale tak jak
i w Małopolsce główne zarysy sieci miejskiej zostały ustalone do XV
stulecia.
Klasycznym przykładem tego stanu rzeczy są rozległe połacie
Śląska, szczególnie Opolskiego i Dolnego, Pomorza Gdańskiego
i Szczecińskiego oraz Warmii. Na tych obszarach miasta funkc-
jonują od XIV w. Wyjątkiem na naszych ziemach są rejony wschod-
173
nie, gdzie mapa osad miejskich kształt dzisiejszy przybrała dopiero
w czasach nowożytnych.
Te informacje należy uzupełnić uwagą dotyczącą generalnie
osadnictwa: zmieniało się ono znacznie w XVI w., po "potopie",
w czasach industrializacji XIX w. i współcześnie. Ale np. sieć
parafialna na obszarach archidiecezji gnieźnieńskiej w najgłówniej-
szych zarysach zbudowana została do przełomu XV i XVI w.15
W połowie naszego stulecia w metropolii gnieźnieńskiej istniało
około 4000 parafii. Znaczne zmiany zaszły dopiero w latach osiem-
dziesiątych naszego wieku, przewyższając stan z początków refor-
macji o 400-450 parafii.
Ten stan rzeczy wiąże się też z uznawaniem roli społeczności
lokalnej oraz regionalnej osad i ze stabilizacją podstawowej sieci
dróg, acz w tym przypadku rozwój kolei żelaznej wprowadził istot-
ne zmiany. Dostrzec należy - rzecz prosta - upadek znaczenia
szlaków wodnych. Jeszcze w 1447 r. przywilej gwarantujący wol-
ność spławu rzecznego wymieniał obok Wisły, Dniepru, Bugu,
Warty także Prosnę, Tyśmienicę, Styr, San, Nidę, Wieprz16. Ale
zmiany w tym względzie wdążą się z przekształceniem krajobrazu
naturalnego. Zmieniał się on szybko i w średniowieczu, np. w
XIII w., kiedy po raz pierwszy człowiek naruszył równowagę
w przyrodzie wkraczając w celach kolonizacyjnych do puszcz17,
i w czasach nowożytnych.
Historyk może dziś jeszcze stwierdzić istnienie śladów dawnych
stosunków osadniczych w Polsce, szczątków granicznych lasów
plemiennych (szczególnie wzdłuż północnej rubieży Mazowsza,
między Śląskiem a Wielkopolską, w Karpatach) bądź linii opartych
na granicach mokradeł (np. między Wielkopolską a Pomorzem).
Szczególnie ważny jest zasób toponomastyczny. Bardzo liczne
nazwy miejscowe pochodzą z odległej przeszłości, przynosząc boga-
te informacje o genezie osady czy warunkach jej powstania. Nazwy
służebne - Szewce, Winiary, Złotnik!; nazwy targowe - Piątek,
Środa; topograficzne i roślinne - Liw, Tarnów, Chełmno; eponi-
miczne z Krakowem, Warszawą, Poznaniem - to nazwy wszyst-
kich niemal większych ośrodków w Polsce oraz wielu mniejszych
z Wólkami i Legotami na czele. Stanowią one spadek po średnio-
wieczu wzbogacający nasz rodowód kulturalny i ukazujący per-
spektywę dziejową rozwoju Polski.
W tym dorobku znajdują się też plany miejskie. Jest pewnego
rodzaju paradoksem, że kraj mało zurbanizowany, zapóźniony w roz-
woju kultury miejskiej, bardzo wcześnie, w XIII -XV w. wytworzył
model przestrzenny, który w Polsce (i nie tylko u nas) uchodzi za
wzorcowy schemat zabudowy miasta. Prostokątny rynek, drugi
174
ważny plac - kościelny, na którym znajdowała się fara miej-
ska, regularna siatka ulic przeznaczonych (teoretycznie) dla róż-
nych zawodów rzemieślniczych, wyraźnie murem i fosą zaznaczone
granice osiedla - te cechy wiążą się z wyobrażeniem miasta "praw-
dziwego" u wielu Polaków (a do XX w. niemal u wszystkich). Jest to
zresztą wyobrażenie typowe nie tylko dla naszego kraju, jako że
teoretycy urbanistyki widzą w miastach polskich rzadki przykład
konsekwentnej realizacji idei zrodzonej w pracowniach architektów
średniowiecznych i8.
Trudno powiedzieć, czy rzeczywiście takie idee miały realne
kształty w postaci projektów urbanistycznych, ale nie ulega wątp-
liwości, że najlepsze warunki do ich ewentualnej realizacji istniały
na obszarach Polski i krajów przyległych. Rzadka sieć osadnicza,
brak tradycji miejskiej zabudowy ułatwiły wraz z recepcją prawa
niemieckiego realizację planów takich, jakie rodziły się w głowach
ówczesnych urbanistów. Nawet nie tak rzadkie przypadki budowy
nowych miast we Francji, w Anglii, we Włoszech nie zawsze miały
równie duże możliwości przestrzenne19.1 miejscowe tradycje, i ko-
szty inwestycji stały temu na przeszkodzie. Natomiast na Śląsku,
w Prusach, na Pomorzu, na Mazowszu, w Krakowskiem można
było wytyczyć plan miasta takiego, jakie chciał mieć właściciel
i zasadźca. W Polsce stare miasta lokacyjne - Warszawa, Poznań,
Opole; Lublin - stanowią dowód ciągłości historycznej, starej,
czcigodnej metryki, symbol dorobku kulturalnego. Ale co ważniej-
sze - te ośrodki, które zaplanowano w XIII w., do dziś, po sied-
miuset latach, pełnią niemal takie funkcje, do jakich były prze-
znaczone. Życie Krakowa nadal w znacznej mierze koncentruje się
na Rynku Głównym, w dalszym ciągu centrum Wrocławia mieści
się na obszarze Starego Miasta, podobnie jest w Toruniu. Pierwsza
stolica państwa krzyżackiego - Chełmno - praktycznie dopiero po
II wojnie światowej wyszła bardziej zdecydowanie poza granice
zakreślone jej w połowie XIII w. Do tych zjawisk wywodzących się ze
średniowiecza, które towarzyszą nam dzisiaj w życiu codziennym,
można by dorzucić garść innych: terminy prawa górniczego sięgające
ustawodawstwa Kazimierza Wielkiego, ciągłość wydobywania soli
w Bochni i Wieliczce, ołowiu koło Olkusza, tradycje solne na Kuja-
wach - słowem pozostałości związane z warunkami naturalnymi.
Pytanie jednak, na które warto poszukać odpowiedzi, brzmi: co
ze średniowiecznej tradycji historycznej tkwi na stałe w świadomo-
ści dzisiejszego Polaka? Jaki odzew można usłyszeć w szkole czy
miejscu pracy na hasło "średniowiecze"? (jak metodą hasła-odzewu
opisywały dzieje Polski poczty królów polskich przeznaczone w
XV w. dla odbiorców o niewygórowanych aspiracjach intelektual-
175
nych, lecz żądnych podstawowych wiadomości20). Na pewno do
nich należeć będzie chrzest Mieszka I - znany jako chrzest Polski
- w 966 r. Jest to nie tyle (a może nie tylko) efekt pamięci zbioro-
wej, ile skutek propagandy kościelnej, szczególnie kształtującej po-
stawy społeczeństwa i jego wiedzę w dobie obchodów Tysiąclecia
Państwa. "Tysiąc lat chrześcijaństwa" to na pewno powód do
satysfakcji, tym bardziej jeśli utożsamia się je z tysiącem lat uznawa-
nia wartości wyższych. Jest to wraz z uwarunkowanym historycznie
przeświadczeniem, że "Polak" to "katolik" ważny czynnik roz-
ładowujący frustracje i kompleksy narodowe. Można tu zresztą
dodać, że problem treści polskiego chrześcijaństwa mimo znacz-
nego postępu badań w tym zakresie czeka na kolejną syntezę.
Czy brak wojen religijnych był - jak chcą niektórzy badacze
- brakiem zaangażowania i żarliwości religijnej Polaków? Czy
rzeczywiście obyczaj pogański dominował na wsi polskiej przynaj-
mniej do schyłku średniowiecza? Jak dalece ośrodki misyjne - za-
konne, miejskie - składały się z duchowieństwa mówiącego obcymi
językami? Te i inne pytania można by mnożyć, a odpowiedź nie
wydaje się prosta. Jeśli przekonanie o słuszności swej wiary mierzyć
wojnami religijnymi, to rzeczywiście może się wydawać, że Polacy
byli dość indyferentni. Jeśli stopień zaangażowania oceniać wedle
liczby pokaźnych fundacji, udziału w pielgrzymkach, wenerowania
miejsc cudownych - to nie bylibyśmy gorsi od ludów sąsiednich.
Obrzędy ludowe aż po XV w. (i dalej) nawiązywały do przedchrześ-
cijańskich obyczajów. Ale kalendarz chrześcijański był przyjęty
bardzo szybko, i to wśród pospolitego ludu. Jeśli już w XI/XII w.
używano miejscowych nazw, pochodzących od nazw dni tygod-
nia chrześcijańskiego, to znaczy że były one w powszechnym uży-
ciu.
Może nie w skali powszechnej, ale na pewno wśród szerokich
rzesz miłośników historii i tych, którzy interesowali się problemami
kościelnymi, dużą rolę grają żywoty świętych patronów Królestwa
Polskiego, Wojciecha i Stanisława. Wiedza o tym pierwszym nie
jest zbyt obszerna. Nie obejmuje ani czeskiego pochodzenia biskupa
Pragi, ani jego stosunków z cesarzem. Wiadomo, że zginął zabity
przez Prusów (jakich? kim oni byli? - to już pokrywa mrok niewie-
dzy)! - co jest zasługą XI I w. - historia j ego jest przedstawiona na
drzwiach katedry w Gnieźnie, gdzie też znajdują się jego zwłoki.
Natomiast sprawa św. Stanisława pasjonuje większe grono, nie-
rzadko rekrutujące się spośród mieszkańców wsi i miasteczek. Jak
napisał Antoni Gołubiew, "pradawny konflikt sprzed dziewięciu
wieków jest tak żywy, że rozstrzygnięcie go zostałoby powitane jako
aktualna sensacja"21. Znajomość realiów historycznych też jest tu
176
niewielka, ale konflikt między dwiema głównymi postaciami dra-
matu nie jest Polakom obcy.
Kolejne wydarzenia polskiego średniowiecza są raczej w Polsce
mało znane22. Funkcjonują imiona własne - Bolesław Chrobry,
Bolesław Krzywousty - trochę na równi z Popiciem i Piastem,
Lechem i Krakiem czy zgoła Wandą i smokiem wawelskim. Czasem
jeszcze gdzieniegdzie w świadomości ludzkiej tkwi jakiś związek
między Krzywoustym a legendarną bitwą na Psim Polu. W każdym
razie zdobywca Pomorza kojarzy się raczej ze zwycięstwem nad
Niemcami i mieści się w ciągu bohaterów narodowych broniących
naszej zachodniej granicy. Więcej już wiadomości obiega o ostat-
nich Piastach, co zawdzięczać należy literackiej popularyzacji wie-
dzy historycznej rozbudzonej w XIX w., a także potrzebom infor-
macji turystycznej.
W grotach Ojcowa chować się miał Łokietek, ruiny zamku w Bo-
chotnicy pamiętać mają romans Kazimierza Wielkiego z Esterką.
Obaj ostami Piastowie są znani też dzięki różnym skojarzeniom: król
chłopów zostawił Polskę murowaną, budowniczy oglądanych za-
mków - to o Kazimierzu. Z Łokietkiem potoczna wiedza historycz-
na łączy (poza małym wzrostem króla) zwycięstwo pod Płowcami.
Niezbyt to wiele, nie inaczej niż w kronikach XV w. Nazwy ulic
i szkół w całej Polsce też przypominają ostatnich Piastów na tronie.
Nie oddały dobrej usługi wiedzy historycznej meandry szkolnych
programów nauczania. Kazimierz Wielki w pierwszych latach po II
wojnie był przykładem błędnej polityki zagranicznej. Rezygnacja
z Pomorza i ze Śląska wystawiała mu złe świadectwo, jeszcze gorsze
ekspansja na Ruś halicko-włodzimierską. Częściową rehabilitację
zapewniono mu po 1956 r., przy czym jego prawdziwy tryumf
pośmiertny - jako budowniczego drugiej Polski - miał miejsce
w dekadzie lat siedemdziesiątych XX w. Oficjalna wykładnia chyba
obrzydziła nieco tę postać, do czego jeszcze przyjdzie powrócić23.
Trudno sobie natomiast wyobrazić świadomość historyczną Po-
laków bez okresu panowania Jagiełły. Wśród postaci wkraczających
do panteonu narodowego znajdują się - obok króla Władysława
- Jadwiga, Władysław Warneńczyk, gdzieś niedaleko wielki książę
Witold niekiedy niesłusznie utożsamiany z polskim bohaterem na-
rodowym, a spoza grona władców - Zawisza Czarny, acz jego
sylwetka nierzadko mieści się poza czasem i poza przestrzenią.
Trzy wydarzenia też kojarzą się ze schyłkiem średniowiecza:
związek z Litwą (w tym także chrzest Litwy), bitwa pod Grunwal-
dem i w mniejszym chyba stopniu bitwa pod Warną. Pierwsze
wydarzenie (mimo niedawnej okrągłej rocznicy 500-lecia) nie jest
zbyt dobrze znane. Wiąże się raczej z pamięcią o "złotym wieku"
u 177
w dziejach Polski, o naszej potędze (niegdyś, nieco poza czasem),
sukcesach politycznych. Nie mniej tradycje, bardzo żywe, dotyczą-
ce dawnych Kresów Wschodnich, pamięć o Wilnie, Nowogródku,
a także o Lwowie, Krzemieńcu - nawiązujące do niedawnego
okresu międzywojennego, dodatkowo ożywiają, niekiedy mitologi-
zując, wspomnienia i wiadomości zasłyszane.
Nieco inaczej mają się sprawy z Grunwaldem. Bitwa ta, niewąt-
pliwy sukces Polski na miarę europejską, od razu w XV w. stała się
legitymacją znaczenia domu Jagiellonowego. Przez przynajmniej
200 lat jej rocznicę obchodzono jako polskie pierwsze święto państ-
wowe, stąd też jej tradycja wrosła bardzo silnie w świadomość
społeczną. Zdobienie domów, uroczystości dworskie, rozdawnict-
wo prezentów, uroczyste nabożeństwa - wszystko to ułatwiało
recepcję wiedzy o Grunwaldzie24. Powieści historyczne, przede
wszystkim Krzyżacy H. Sienkiewicza, dodatkowo spopularyzowa-
ły Grunwald jako wielki sukces Polaków, mogący się równać z wik-
torią wiedeńską. Aktualne wydarzenia polityczne na pewno przy-
czyniały się do szerokiego przyswojenia hasła Grunwald. Do Grun-
waldu nawiązywali Polacy walczący z niebezpieczeństwem wynara-
dawiania Wielkopolski. W kwietniu 1900 r. przed Matejkowskim
obrazem bitwy Sienkiewicz odczytał swe dzieło, w którym przed-
stawiał naszą wielka przeszłość i hart ducha Polaków, którzy stracili
wprawdzie byt niezależny, ale zdolni byli i są nadal do największych
czynów. Nawiązywano także, jak już wspominaliśmy, do związków
z Litwą. Grunwald stał się szczególnie po II wojnie światowej
symblem ogólnonarodowym, w którym mieszczą się rozumiane czy
odczuwane przez każdego Polaka hasła i treści patriotyczne.
Wreszcie bitwa pod Warną i śmierć króla Władysława. Trudno
dociec, jak dalece na wiedzy o niej zaważyły wiadomości szkolne,
przekazywane tradycyjnie od kilku pokoleń, a w jakim stopniu
turystyka nad brzegi Morza Czarnego, masowo uprawiana w ostat-
nich dziesięcioleciach. Ponadto Grunwald i Warna stanowią te
wydarzenia, do których łatwo jest nawiązywać we współczesnej
sytuacji Europy środkowej.
Na tym w gruncie rzeczy kończy się rejestr haseł z polskiego
średniowiecza, znanych i wyzyskiwanych w wystąpieniach publicz-
nych czy argumentacji politycznej. Nie jest to wiele, acz - poza
czasami najnowszymi - w ogóle mało jest skojarzeń historycznych
bliskich wszystkim członkom naszej zbiorowości narodowej. Może
nie wszyscy zdają sobie sprawę, że część tych łączących nas haseł
pochodzi z pierwszych 500 lat naszych dziejów: przecież ciepły
stosunek uczuciowy do Krakowa i Sandomierza, do Piastów (rodu),
do Jadwigi z Jagiełłą, do Grunwaldu, niechęć do Krzyżaków - sta-
178
nowią część nie tak licznych odwołań do wspólnej przeszłości łączą-
cych Polaków w kraju i za granicą.
Nie oznacza to, rzecz prosta, głębszej znajomości nawet XV w.
Jego dzieje zajmują raczej erudytów, którzy piszą dla niezbyt szero-
kiego kręgu miłośników historii. Dramatyczne wydarzenia wojny
13-letniej, jej bohaterowie, sylwetki królewskich synów Kazimierza
Jagiellończyka, wojny dynastyczne i tragiczny przebieg wyprawy
mołdawskiej, początki parlamentaryzmu polskiego, przebudowa
gospodarki polskiej, rozkwit jej kultury - są to wszystko tematy,
które praktycznie nie istnieją w potocznej wiedzy Polaków. Mało
prawdopodobne, by niefachowiec mógł wymienić jakiegoś uczone-
go profesora Akademii Krakowskiej, by wiedział cokolwiek o udzia-
le i znaczeniu delegacji polskich na soborach powszechnych, o roli
dworu krakowskiego w wojnach husyckich czy w walkach stron-
nictw za maloletności Władysława Warneńczyka.
Statystyka dotycząca świadomości społecznej jest zawsze więcej
niż wątpliwa. Można jednak spróbować - z dużą dozą tolerancji
- zabawić się z nią. Ankieta przeprowadzona wśród 100 maturzys-
tów z województwa stołecznego nie wybierających się na historię
dala interesujące wyniki. Ankietowani mieli wymienić do 10 wyda-
rzeń ważnych w historii Polski bądź osób, które odegrały istotną
rolę w naszych dziejach. Ponieważ odpowiedzi niejednokrotnie
pokrywały się, uzyskano ich łącznie około 200:
Okres Liczba Procent
Średniowiecze 11 5,5
XVI - połowa XVIII w. 41 20,5
Połowa XVIII-XIX w. 23 11,5
Wiek XX (od 1914 r.) 125 62,5
Razem 200 100,0
Trudno wysnuwać z tego materiału dalej idące wnioski. Można
jednak zaryzykować dość ogólnikowe stwierdzenie, że pierwsze pół
tysiąca lat naszych dziejów jest obecne w świadomości historycznej
Polaków, ale odgrywa w niej bardzo niewielką rolę.
Inaczej rzecz wygląda, jeśli pod uwagę weźmiemy średniowie-
cze jako składnicę materiałów służących mitom, także i dziś trak-
towanych z powagą jako wykładnia prawdziwej nauki. Była już
mowa o tym, że ta odległa epoka przynosić ma uzasadnienie granic
terytorialnych dzisiejszej Polski. Jej prawa historyczne tradycyjnie
zaś kojarzone są z dynastią Piastów. Stąd też dziwolągi w rodzaju
"odzyskania Pisza" (nigdy nie był w Polsce, leżał jedynie przez 200
lat na obszarze lennym), "powrotu Kłodzka do macierzy" (miasto
to przez około 10 lat było lennem książąt śląskich, a na pewno
179
macierzą jego były Czechy) czy "zamku piastowskiego w Szczeci-
nie" (Gryfici pomorscy byli co najwyżej z Piastami skoligaceni).
Nie ulega wątpliwości, że obecne granice są najbardziej zbliżone do
posiadanych przez monarchię Chrobrego czy władztwo Krzywous-
tego. Jest to słuszna konstatacja ogólna i wystarczająca. Nie ma
potrzeby naginać do niej wszystkich przykładów dotyczących
kształtu obecnego terytorium państwowego na zachodzie, północy,
wschodzie. Generalne założenie często zostanie bowiem podważone
przez szczegółowe przykłady.
Ten mit geograficzno-historyczny jednak opiera się na podsta-
wach wywodzących się z konkretów dziejowych, a wsparty jest
realiami politycznymi. Czarna i biała legenda niemiecka w znacznie
mniejszym stopniu korzysta z badań nad przeszłością, natomiast
znacznie bardziej wywodzi się z potrzeb bieżących różnych pokoleń
Polaków. Zapewne pierwsze kontakty Mieszka i Chrobrego nie
sprzyjały dobrym stosunkom między Polską i granicznymi mar-
chiami cesarstwa. Nawet - już była o tym mowa - wojny z Hen-
rykiem II najpewniej stały się jednym z fundamentów, na których
budowana była świadomość państwowa i narodowa Polaków,
a "Psie Pole" z 1109 r. stało się trwałym składnikiem samowiedzy
kształtującej poczucie własnej wartości. Ale nie należałoby tu wi-
dzieć tylko jednej strony medalu. Mieszko I był "przyjacielem
i sprzymierzeńcem" cesarza, korzystając z tej pozycji w walce z Po-
morzanami i później z Czechami. Bolesław Chrobry podczas krót-
kiego panowania Ottona III był chyba najpewniejszym sprzymie-
rzeńcem cesarza. Nie ulega wątpliwości, że restytucja władzy Kazi-
mierza Odnowiciela i budowa drugiej monarchii piastowskiej była
możliwa dzięki zbrojnej i dyplomatycznej pomocy niemieckiej.
Mieszanie się władców Rzeszy - Konrada III i Fryderyka Bar-
barossy - do wewnętrznych spraw polskich i ich interwencja na
rzecz wypędzonego Władysława nie odbiegały od naszych podob-
nych działań zmierzających do osadzenia na tronie ościennym wy-
godnego kandydata.
Poważne konflikty zaczęły się w XIII w., chyba dopiero w dru-
giej jego połowie, wraz z napływem osadników niemieckich na nasze
ziemie. Nowy układ sił z udziałem bogatszych i bardziej uprzywile-
jowanych (przez piastowskich książąt) przybyszów groził ograni-
czeniem pozycji włodyków, chłopów, drobniejszych rycerzy. Moż-
nowładcy poczuli się zagrożeni przez patrycjat dużych miast, włą-
czający się do rozgrywek o tron krakowski. Ponadto - co na pewno
nie było bez znaczenia - świadomość własnej wartości kazała
przedstawicielom "narodu politycznego" skupić się wokół idei za-
chowania własnych wzorców postępowania i własnych wartości,
180
w tym języka, prawa i tradycji. Rzeczywiście germanofobia przy-
brała duże rozmiary, a pogłębiały ją niewątpliwie niepowodzenia
w polityce zagranicznej. Utrata pogranicznych grodów Wielkopol-
ski, Ziemi Lubuskiej, a następnie upokarzające okoliczności zaboru
Pomorza przez Krzyżaków zjednoczyły w niechęci do Niemców
(zakonników z krzyżem, i Niemców na dworze Jana Luksembur-
skiego) znaczną liczbę polskich rycerzy. Rejzy krzyżackie na Wiel-
kopolskę, wojny z Brandenburgią pogłębiały ten stan rzeczy.
Z okresu jednoczenia Królestwa, z przełomu XIII i XIV w.
pochodzą opinie o Niemcach jako głównych, najgorszych, zniena-
widzonych wrogach Polski i Polaków. Te stereotypy wróciły dopie-
ro w XVII/XVIII w. Od schyłku średniowiecza aż po wiek XVIII
rzeczywiste układy stosunków pozostawały odmienne. Oczywiście
miały miejsce walki z Niemcami. Wojny 13-lemia i "popia", w XVI
w. ostatnia wojna z Krzyżakami (1519-1521), konflikty zbrojne
z Maksymilianem towarzyszyły napięciom narodowym na terenie
wielkich miast. Sprawa Jędrzeja Tęczyńskiego, zamordowanego
przez mieszczan krakowskich, późniejsze konflikty z Gdańskiem
wzmagały niechęć wobec Niemców - bogatych mieszczan.
Ale była to zupełnie inna sytuacja niż w czasach Łokietka. Polska
prowadziła najróżniejsze wojny - z Mołdawią, z Tatarami, z Węg-
rami, Litwą, od końca XV w. zaczęła odczuwać zagrożenie przez
Rosję. Podczas wojen z Krzyżakami znaczna część mieszkańców
państwa zakonnego mówiąca po niemiecku stanowiła najpewniejsze
oparcie króla Polski. Nie bariery językowe były tu ważne, tylko
różne interesy państwowe. I tu należy podkreślić podstawową róż-
nicę, której niedostrzeganie niejednokrotnie paczy obraz polskiego
średniowiecza.
Polska XV w., pogrunwaldzka, była krajem, który poziomem
wiedzy, organizacją, prawem, obszarem, zaludnieniem zbliżał się
do najsilniejszych w Europie. To już nie był zbiór nie powiązanych
z sobą księstw, które obok języka łączyła tylko przynależność do
wspólnej metropolii i - na ogół - skłócona między sobą ta sama
dynastia "polskich panów przyrodzonych". Nie była to także zjed-
noczona Polska Kazimierza Wielkiego, kraj silny, dość bogaty,
o ustabilizowanej władzy, ale na pewno ustępujący państwom sąsie-
dnim: krzyżackiemu, czeskiemu, węgierskiemu, a w sensie teryto-
rialnym także ogromnej Litwie. Jeśli w XIII w. Polska stanowiła
odległe peryferie polityczne i kulturalne Europy, to w XIV w.
awansowała na miejsce pozwalające jej grać liczącą się rolę w gronie
średnich państw wschodniej części naszego kontynentu.
W wieku XV dwór jagielloński należał do tych ośrodków, bez
których nie można było podjąć niemal żadnej decyzji w zakresie
181
podstawowych, głównych kierunków europejskiej polityki zagrani-
cznej. Spraw rewolucji husyckiej, bytu państwa zakonnego nad
Bałtykiem, inwazji Turków na obszary Europy, obsadzania tronów,
reform kościelnych i walk między zwolennikami soboru i stronnika-
mi papieża nie sposób było rozwiązać bez uwzględnienia w więk-
szym lub mniejszym stopniu stanowiska Krakowa25.
Gdy Wenecjanin Marino Sanuto w drugiej połowie XV w.
opisywał możliwości militarne państw chrześcijańskich wobec po-
tęgi muzułmańskiej, ocenianej przez niego na ponad 600 tyś. żoł-
nierzy zdolnych do ataku na Europę, siły króla polskiego szacował
na 50 tyś. rycerzy i 25 tyś. zdolnych do ruszenia poza granice kraju,
czyli na większe niż potęga króla Anglii (mogącej wysłać poza
granice 15 tyś.) czy króla Francji, dysponującego taką siłą jak
Anglia26. Sądząc z jego innych obliczeń, powyższy sąd nie wy-
pływał z solidnej wiedzy autora, ale niezależnie od rzeczywistych
możliwości mobilizacyjnych Polska w oczach Zachodu uchodzić
zaczęła za państwo pierwszoplanowe, przynajmniej na obszarze
Europy wschodniej
Wobec izolacji Czech po wojnach husyckich, zagrożenia ture-
ckiego na Węgrzech, nie odbudowanej jedności Rusi i kryzysu
trapiącego państwo krzyżackie, Polska rzeczywiście stała się w poli-
tyce i gospodarce tej części kontynentu pozycją pierwszą27. Świado-
mość Lego stanu rzeczy pozbawiła panów polskich kompleksu niż-
szości, złagodziła ich ksenofobię. Więcej nawet: schyłek średnio-
wiecza polskiego, poczynając od lat czterdziestych XIV w. łączy się
chronologicznie z okresem budowy silnej i wielojęzycznej Polski.
Od 1340 r. w granicach państwa znajdowali się mieszkańcy ludnej
i bogatej Rusi, mówiący inaczej, piszący własnym alfabetem i żyjący
według obrządku prawosławnego. Od 1454 r. w Polsce znalazło się
jeszcze więcej Niemców niż dotychczas, tworzących na Warmii,
w województwie malborskim, w Gdańsku zwarte obszary niemiec-
kojęzyczne. Rozkwit Królestwa powodował napływ (w XIV-XV
w.) licznych grup etnicznie obcych: Żydów, Ormian, Wołochów,
w mniejszym stopniu Włochów, od 1412 r. Węgrów i Słowaków ze
Spiszu, Holendrów, Litwinów, Greków, Tatarów. Pomyślność go-
spodarcza Polski była w znacznym stopniu uzależniona od akcep-
tacji odmiennych języków, obcych obyczajów, praw, nawet od-
miennych religii lub, jak w przypadku prawosławia, innych rytów.
Dziedzictwem średniowiecza była zatem tolerancja, akceptowa-
nie różnych wzorów życiowych, byle tylko mieściły się one w kon-
wencji "państwa nierównoprawnych stanów"28. Aż do zagrożeń
państwowości przez Królestwo Prus w XVIII w. stosunek do Nie-
mców jako nacji na pewno nie wyróżniał się wrogością. Wręcz prze-
182
ciwnie, w XVII w., podczas klęsk "potopu" jedynym realnym
sprzymierzeńcem Polski był cesarz, co prawda rzymski, ale narodu
niemieckiego. Ożywienie wspomnień z XIII w. nastąpiło dopiero
sto lat później. Co innego, że wobec nowych fal kolonizacyjnych,
wobec szykan pruskich był to proces łatwy i szybki.
Generalnie jednak odwoływanie się do średniowiecza w zakresie
stosunków międzynarodowych stanowi poczynając od XVI w. po
dziś dzień formę zaklęcia, które uwierzytelnia przedstawianą tezę.
"Dawno" czy "bardzo dawno", zatem w średniowieczu, stanowiło
argument, że słusznie i sprawiedliwie. Jest w tym jakiś element
tradycji, która opiera się na przesłance, iż jeśli coś istnieje od
wieków, "zawsze", to znaczy iż zgodne jest z prawem naturalnym.
A wiadomo, że prawo naturalne i obyczaj stanowią mocniejszy
fundament porządku niż statuty, przywileje, ustawy nadane przez
ziemską władzę. Na średniowiecze powoływali się prawnicy odwo-
łujący się do wolności szlacheckich, a także politycy widzący korze-
nie zła, które doprowadziło kraj do zguby. W świadomości społecz-
nej do dziś jeszcze sprowadzenie Żydów przypisuje się Kazimierzo-
wi Wielkiemu i jego zgubnej uległości wobec Esterki:,,... jej łagod-
nymi słowy tę szkaradę prawa ... uknować kazał" - jak pisał
w XVII w. Przecław Mojecki29.
Opinia powszechna, wsparta różnymi wizjami literackimi, wy-
obraża sobie napływ do Polski ubogiej ludności przypominającej
XIX-wiecznych Litwaków. Rrzeczywistość miała bardzo niewielki
związek z tym wyobrażeniem. Ludność żydowska przybywała do
naszego kraju przynajmniej już w początkach XI w. W7 XIII wieku
skupiona była w kilkunastu koloniach rozsianych po większych
miastach: Krakowie, Wrocławiu, Płocku, Gnieźnie. Składały się
one z ludzi zamożnych, należących do górnych warstw mieszczan
i związanych z dworami książęcymi. Byli wśród nich mincerze
książęcy i bankierzy, i nawet właściciele ziemscy, których kariera
majątkowa opierała się na działalności kredytowej. Wzorem idącym
z Czech, Węgier, Niemiec Bolesław Pobożny, książę wielkopolski,
uznając korzyści płynące z ich działalności dla skarbu, nadał im
w 1264 r. wielki przywilej, zapewniający możliwość wykonywania
zawodu, własną jurysdykcję oraz opiekę księcia30.
Trzeba stwierdzić, że Żydzi w Polsce byli bardziej uprzywilejo-
wani niż w krajach ościennych: nie tylko ich najwyższym zwierzch-
nikiem sądowym miał być najwyższy urzędnik - wojewoda, ale
także karze podlegać mieli ci, którzy nie udzielili im pomocy w przy-
padku potrzeby. Taki stan trwał do połowy XIV w. (1364), kiedy to
rzeczywiście Kazimierz Wielki potwierdził i rozszerzył przywileje
Bolesława, dając takie uprawnienia Żydom krakowskim, że aż rada
183
miejska skarżyła się w 1369 r. na opanowanie przez nich miasta31.
I w Małopolsce, i na Śląsku należeli oni do najbogatszych miesz-
czan. Stosunki te uległy zmianie w wieku XV. Wielki napływ
Żydów do zniszczonych przez Tatarów miasteczek Wielkiego Księ-
stwa Litewskiego, szczególnie po wielkich przywilejach Witolda,
a także masowa imigracja uboższych osadników uchodzących z Eu-
ropy zachodniej, stworzyły początki zapalnego układu, w którym
bankierzy, lichwiarze, kupcy i rzemieślnicy żydowscy, wyróżniają-
cy się religią, językiem i prawem, stali się widocznym symbolem
wyzysku. Znowu jednak, by nie wpadać w przesadę - wyzysku
przede wszystkim wobec warstw niższych. Książęta i możnowładcy
świeccy zbyt wiele korzystali z usług żydowskich, by zwalczać
swych kredytodawców. Doprowadziło to, ale dopiero w samym
końcu XV i w XVI w., kiedy zaczęły bardzo szybko rozwijać się
gminy żydowskie w miastach i miasteczkach, do konfliktów społe-
cznych, w których z jednej strony brali udział "panowie" i Żydzi
popierani przez możnowładztwo, z drugiej - pozostałe grupy spo-
łeczne32.
Wśród legend pozostawionych po średniowieczu wiele funk-
cjonuje dzięki tradycji literackiej. W Bochni do dziś wiadomo (a do
niedawna wiadome było w całej Polsce), że sól została tam znalezio-
na wraz z pierścionkiem bl. Kingi wrzuconym do kopalni węgier-
skiej (tak głosiły żywoty Kingi wykorzystane przez późniejszych
historyków). Na pewno jądrem historycznym wspierającym ten
przekaz był przywilej Bolesława Wstydliwego, małżonka Kingi,
przyznający prawo miejskie Bochni w 1253 r. i drugi wcześniejszy
z 1250 r. dotyczący przywileju na dziesięcinę od wydobywanej
soli33. Legenda o królowej Jadwidze, która jakoby własnoręcznie
wręczała ochrzczonym Litwinom białe szaty, wywodzi się z tenden-
cji hagiograficznych w polskiej literaturze i z faktu, iż chrzest
Wielkiego Księstwa w świadomości ludzkiej wiązał się (słusznie)
z małżeństwem zawartym przez Jagiełłę z polską królową. W rze-
czywistości najpewniej nigdy nie odwiedziła ona ziem Litwy. Różne
wersje dotyczące przebiegu sporu króla Bolesława z biskupem kra-
kowskim powstawały pod wyraźnym wpływem bieżących wydarzeń
politycznych i sporów ideologicznych. Wyzyskiwano je bądź jako
przykład walki o realizację celów wyższych, o sprzeciwianie się złej
władzy, bądź też jako ilustracje prób wzmocnienia państwa wobec
rosnącej anarchii możnowładczej.
Do legend, których przesłanie jest czytelnie podkreślone, należą
też te, które mówią o śmierci Władysława III pod Warną, co
traktowane było jako kara Boża za krzywoprzysięstwo, a także
realność unii Polski z Litwą, w rzeczywistości stanowiącej długi
184
parusetletni proces zbliżania się obu państw w sferach struktury
społecznej, ustroju i kultury. Przykłady można by mnożyć. Nie
omawiając wszystkich, dwa tytułem przykładu, tym bardziej chara-
kterystyczne, że jak najściślej powiązane z literaturą piękną. Żyją
bowiem po dziś dzień dwie sylwetki niejako modelowych postaci:
Zawisza Czarny i Konrad Wallenrod.
Ten pierwszy stanowi rodzimy przykład prawdomówności, ho-
noru, cnót rycerskich. Wbrew poglądom o prostym pochodzeniu,
Zawisza należał do grona szlachty urzędniczej, wchodzącej na ogół
w koligacje z dostojnikami i magnatami Królestwa, stanowiącej
rezerwuar kadrowy monarchii w latach burzliwych przemian XV w.
Syn "pana konarskiego" ziemi sieradzkiej, siostrzeniec wojewodzi-
ny mazowieckiej, mąż bratanicy biskupa krakowskiego - Zawisza
Czarny z Garbowa herbu Sulima rozpoczął karierę w służbie Zyg-
munta Luksemburskiego wraz z licznymi rycerzami polskimi
- bratem Janem Farurejem, Domaratem z Kobylan, Zawisza
z Oleśnicy, Skarbkiem z Góry, Dobiesławem Puchałą, Januszem
Brzozogłowym i innymi34. Szukał zatem szczęścia i kariery w służ-
bie u tych monarchów, którzy prowadzili wojny (a więc w rzemioś-
le, do którego był wdrożony) i mogli odpowiednio wynagrodzić
wierną służbę. Na rodzinnym Garbowie osiadł bowiem trzeci brat
- Piotr Kruczek. (Wbrew rycerskiej legendzie wywodzącej przy-
domek Zawiszy od koloru zbroi wydaje się, że oba przezwiska braci
świadczą raczej o ich ciemnej karnacji). Zdaje się, że w warunkach
przemian społecznych, widocznych także przez pryzmat przywile-
jów gospodarczych szlachty, deklasacja groziła licznym herbowym:
Sulimom, Wieniawitom, Grzymałom, Habdankom. Ich ruchliwość
społeczna, obecność na różnych dworach od Maroka po Litwę jest
dobrze znana. Zawisza spośród swych rycerskich konfratrów mu-
siał wyróżniać się przynajmniej dwiema cechami: był znakomitym
wojownikiem, o czym świadczą jego przewagi turniejowe (m.in.
zwycięstwo nad słynnym Janem z Aragonii na turnieju w Perpignan
w 1418 r.) oraz zapewne wybitniejsza inteligencja niż jego towarzy-
szy broni. Albowiem - tak jak bywało w licznych przypadkach
rycerzy francuskich, burgundzkich, angielskich - używany był do
posług dyplomatycznych, i to tak z ramienia Jagiełły, jak i Zygmun-
ta Luksemburskiego. Posłował w sprawach krzyżackich, husyckich,
układów polsko-węgierskich, negocjacji matrymonialnych Jagiełły
- z różnym powodzeniem, ale zdobywając coraz więcej znajomości
i nawiązując pożyteczne kontakty. Brał udział w wojnach toczonych
przez Zygmunta z Czechami i Turkami, w wojnach Jagiełły z Krzy-
żakami, niekiedy zasługując na pochlebne wzmianki u kronikarzy,
niekiedy wpadając w niewolę.
185
Taki był zwykły los rycerzy szukających szczęścia i majątku
w walce. Na pewno należał do postaci znanych w Europie. Towa-
rzyszył jako delegat Polski papieżowi Marcinowi, zabierał głos
w obronie Jana Husa w Konstancji. Nadrabianie dystansu kultural-
nego dzielącego nasz kraj od Zachodu wymagało wprowadzenia do
propagandy, do świadomości cywilizowanej Europy postaci, które
by mogły uosabiać awans Polski w hierarchii politycznej państw.
W dobie "jesieni średniowiecza" Zawisza nadawał się jak mało
który polski rycerz do wyniesienia na pomnik rycerstwa chrze-
ścijańskiego. Znakomity wojownik, zaufany monarchów, a ponadto
ten, który zginął w walce z niewiernymi. W 1428 r. walcząc w szere-
gach wojsk Zygmunta pod Gołubcem został wzięty do niewoli
i zginął zamordowany podczas sprzeczki o jego osobę między dwo-
ma Turkami. Długosz przekazał też legendę, która nie bardzo
wytrzymuje krytyki historycznej: cesarz przysłał po niego łódź
z drugiej, bezpiecznej strony Dunaju, ale Zawisza wolał zginąć jako
dobry rycerz, nie opuszczając w potrzebie swoich towarzyszy broni.
W rzeczywistości sam cesarz ledwo uratował się ucieczką i jest mało
prawdopodobne, by historia z łodzią była prawdziwa. Ale legenda
podtrzymywana przez kondolencyjne pisma cesarza Zygmunta,
skierowane m. in. do wielkiego księcia Witolda, w których Zawisza
określany jest jako "najdzielniejszy rycerz", co "było całemu światu
wiadome", utrwaliła inny obraz. Jan Długosz, szczególnie wyczulo-
ny na chrześcijańskie cechy swych bohaterów, stworzył postać,
która - jak pisze - zasłużyła nawet na homerycką pochwałę. Oto
Polak - patriota, chrześcijanin walczący i o całe chrześcijaństwo
pod wodzą cesarza, i o swą ojczyznę pod Grunwaldem. Posiada on
wszystkie cenione cechy rycerza: jest prawdomówny, wierny swym
panom i swym towarzyszom, waleczny i odważny. Otoczony przez
Turków nie korzysta z pomocy cesarza. Jest to - może i świadomie
- przeniesiona do XV-wiecznej rzeczywistości wersja najświet-
niejszego rycerza - Rolanda. Ów także zadął w róg, by wezwać
swego cesarza, gdy śmierć jego była już przesądzona. Zawisza nieraz
wpadał, jak wszyscy niemal jego towarzysze broni, w ręce wroga.
Było to ryzyko zawodowe, opłacalne wówczas, gdy samemu zdoby-
wało się większą liczbę jeńców. Legenda uczyniła i z tego cnotę,
gdyż - znowu według Długosza - nie godziło się rycerzowi
uciekać z pola walki. Walczący do końca, otoczony przez przeważa-
jących wrogów, dla swego honoru narażał się na niewolę i związane
z nią koszty. Dla Zawiszowych towarzyszy, dla grunwaldowego
pokolenia Polaków postać Zawiszy nobilitowała cały naród. Bohater
polski, znany i ceniony na arenie międzynarodowej, był symbolem
cnót zawodu rycerskiego stawianego najwyżej w hierarchii prestiżu.
186
Czy to dziwne, że Zawisza od XV w. wiąże się z pojęciem honoru
w języku polskim? Jego XIX-wieczny biograf. Antoni Prochaska,
słusznie napisał, że "podniosła go szlachetna duma narodu, który go
wydał, na szczyt sławy, postawiła w rzędzie swych bohaterów,
a imię... przeszło w krew narodu już jako przysłowie [dodajmy:
zastosowane i w prawie harcerskim] - już jako wzniosła pieśń
poetów"35. Mało mamy takich postaci w czasach późniejszych, bo
większość z nich to bohaterowie tylko polscy, a nie powszechni.
Inne nieco losy miała niepolska, ale legendą z Polską związana
postać Konrada Wallenroda36, wielkiego mistrza krzyżackiego. Jest
on też, dzięki Mickiewiczowi, symbolem postawy zrodzonej w
XIX w. - zwalczania śmiertelnego wroga zdradą, wślizgnięciem
się w jego szeregi, zajęciem najwyższej godności i doprowadzeniem
do zagłady. Rzecz prosta, że taka - nie tylko polska, ale uniwersal-
na walka z wrogiem nie miała żadnego związku z XIV-wieczną
rzeczywistością. Wiemy natomiast, że wielki mistrz krzyżacki Kon-
rad był opisywany przez sobie współczesnych w najczarniejszych
barwach. Nastąpiło tu ciekawe nałożenie się różnych wątków. Ka-
riera Konrada von Wallenroda była u Krzyżaków karierą typową.
Przybysz z Frankonii (jak Jungingenowie i wielu innych) stopniowo
wspinał się po szczeblach kariery zakonnej; wybrano go na wiel-
kiego mistrza w 1391 r. Jego krótkie, dwuletnie panowanie przypa-
dło na czasy szczególne: chrzest Litwy stawiał Krzyżaków w trud-
nej sytuacji i głównym ich celem było przekonanie Zachodu o pozor-
ności chrztu oraz rozbicie czy osłabienie Polski jako jedynego moż-
liwego sprzymierzeńca Litwy.
I w jednej, i w drugiej kwestii rządy Konrada miały pewne
osiągnięcia. Próby poróżnienia Jagiełły i Witolda, spiski z Włady-
sławem Opolskim, przymierze z książętami śląskimi i pierwsze znane
w historii plany rozbiorów Polski, rejzy na Wilno z udziałem licznych
przybyszów z Zachodu, coraz większe wpływy gospodarcze na Ma-
zowszu, połączone z brutalnym egzekwowaniem siłą kontroli zakon-
nej nad Narwią - szły w parze z rozwojem krzyżackiego handlu
i przygotowywaniem dalszych zdobyczy terytorialnych. Nieudana
wyprawa w 1391 r. (może nie tak bardzo nieudana, jak chcą niektórzy
kronikarze, bo celem jej było zapewne także zdobycie jeńców) nie
stanowiła militarnej katastrofy. Natomiast chyba niepowodzeniem
zakończyły się próby ograniczania - i tak niewielkiej roli - kleru
w państwie krzyżackim.
Wallenrod, jak się wydaje, dążył do zapewnienia monopolu wła-
dzy rycerzom przybyłym do zakonu. Był to program nie tylko jego,
ale i licznych przybyszów z rodzin rycerskich. Wywołał on jednak
ostre reakcje miejscowego duchowieństwa i chyba także społeczeńst-
187
wa, dla których dostęp do stanowisk kościelnych był jednym ze źró-
deł awansu i kariery. Spisane przez Jana z Kwidzynia wizje św.
Doroty, mistyczki z Motowów, czynią aluzje do zaprzedania się
Konrada szatanowi i prorokują straszliwe męczarnie, jakie czekaj^
go po śmierci. Radość niektórych kronikarzy z powodu śmierci
wielkiego mistrza, nazywanego tyranem dyszącym wojną i dlatego
pokaranym przedwczesną śmiercią37, też wynikała z ich powiązań
z Kościołem.
Zdaje się, że Konrad trzymał mocno w swym ręku cugle władzy,
usuwał ewentualnych rywali, rozciągnął patronat zakonu nad dzia-
łalnością polityczną rad miejskich i wzmacniał kontrolę ich po-
czynań gospodarczych. W ten sposób konkluzja sprawy Konrada
Wallenroda brzmiałaby następująco: próby przystosowania państ-
wa zakonnego do sytuacji powstałej po chrzcie Litwy na schyłku
stulecia wykazały, że model tego tworu kościelnego nie był refor-
mowalny, a przynajmniej nie w takim stopniu, by mógł on zmienić
swój charakter. Konflikty kleru świeckiego i zakonnego z rycerzami
krzyżackimi przyczyniły się do naszkicowania sylwetki kontrower-
syjnej, co umożliwiło wykreowanie literackiej postaci Konrada
Wallenroda.
Należy zadać sobie pytanie, jakie jest miejsce wieków średnich
w świadomości innych narodów europejskich? Próbują odpowie-
dzieć na to pytanie historycy francuscy, czescy, angielscy, szwajcar-
scy i włoscy38. Opierając się na ich badaniach można by przyjąć, że
istnieje dwojaka funkcja średniowiecza. Po pierwsze dostarcza ono
ilustracji do legend i stereotypów: "Yankes na dworze króla Ar-
tura" pióra Marka Twaina stanowi między innymi przykład korzy-
stania ze sztafażu historycznego (lub raczej pseudohistorycznego)
do ukazania problemów aktualnych dla autora. Ale książka ta korzy-
sta z wiedzy potocznej lub raczej systemu haseł, imion, pojęć zako-
rzenionego wśród Anglosasów jeszcze i dziś.
Na nieco innym popularnym poziomie wyzyskują motywy śred-
niowieczne różne filmy i seriale o łodziach wikingów, przeklętych
królach czy Wilhelmie Zdobywcy. Jest w tym nieco powtórzeń
z wizji XIX w., który odwoływał się do wyidealizowanej przeszło-
ści. Na pewno różne romanse Waltera Scotta czy Wiktora Hugo
stworzyły obraz przeszłości - taki jak u nas powieści Sienkiewicza
czy Kraszewskiego - w której ludzie działali i myśleli na sposób
całkiem nowoczesny.
Nie należy tego obrazu lekceważyć. Do niedawna, niekiedy do
dziś, stanowił uproszczony system porozumiewania się: Roland był
i jest we Francji symbolem rycerza, podobnie jak Cyd w Hiszpanii.
Ten system znaków stanowi swego rodzaju mit. Dzięki niemu
188
ludzie znajdują wspólny język. Po drugie średniowiecze tkwi
w świadomości mieszkańców Europy, niekiedy może podświado-
mie, ale mocno wpływając na ich potrzeby, działalność, sposób
myślenia. Odmiennym przykładem są Włochy. Tam dzieje poto-
czyły się inaczej: średniowiecze skończyło się wcześnie i okres od
XII do XVI w. podobnie mocno tkwi w świadomości ludzi jako
epoka znana, bliska, w której nastąpił rozkwit kultury i gospodarki.
Średniowiecze ma tam konotację złą, ale obejmuje zaledwie część
epoki. Pozostałe kraje wywodzą swe początki, swe obyczaje, a nawet
prawa (Anglia) z wieków średnich. Ponadto Anglik ma Wielką
Kartę Wolności i słyszał o Ryszardzie Lwie Serce. Francuz wie, że
była bitwa pod Bouvines i nadal czci Joannę d'Arc. W miarę wy-
kształcony Niemiec wie, że historyczny hymn "Niemcy, Niemcy
ponad wszystko" nawiązał swymi słowami do pieśni z XIII w.
Waltera von der Vogelweide. Na pewno wiedza o średniowieczu nie
jest duża. Ale znajomość historii na Zachodzie jest w ogóle ograni-
czona. Jeśli jednak mówi się dziś o "korzeniach Europy", o zjed-
noczonej Europie rozumiejąc pod tym państwa EWG, to chcąc nie
chcąc nawiązuje się do przeszłości, do państwa Karola Wielkiego,
tworzącego obszar - rzecz prosta z dodatkami - którego gos-
podarka i kultura mają stanowić model dla nowożytnego świata.
VIII ^>
DZIEDZICTWO ŚREDNIOWIECZA
O W SKALI SZERSZEJ, EUROPEJSKIEJ CZY ŚWIATOWEJ PO-
zostawiło po sobie średniowiecze, o którym pisano tak
wiele dobrego i tak wiele złego? Sądzić można, że -
jak o każdej epoce - pisano słusznie i w jednym,
i w drugim przypadku. Niemniej przy próbie jego
oceny wyjść można z konstatacji podstawowej: korzenie współczes-
ności tkwią w średniowieczu. Nie chodzi nawet wyłącznie o Europę,
chodzi o cały nasz glob. Nie w antyku, z którego oczywiście wiele
czerpiemy, nie w dobie nowożytnej, która coraz szybciej zmieni
kształt świata, ale właśnie w średniowieczu narodziły się zalążki
układów politycznych, gospodarczych, kulturalnych, które towa-
rzyszą nam do dziś.
Antyk to wiele światów, wzajem rzadko się kontaktujących,
dzielących się na dwa podstawowe człony: cywilizowany i barba-
rzyński. Średniowiecze skomplikowało te podziały. Oczywiście wów-
czas także istniały główne ośrodki cywilizacji i dalekie ich peryferie,
ale nie budowano ani wałów Hadriana, ani muru chińskiego. Przez
tysiąc lat kształtowała się jednolita kultura, niekiedy szybko roz-
szerzająca się, niekiedy kurcząca, ale w gruncie rzeczy trwał nieus-
tannie proces unifikacji życia społeczeństw przy zachowaniu róż-
nych odrębności. Wtedy też powstała Europa1.
Może to być określenie mylące, niemniej istotne i ważne dla
późniejszych losów świata i jego cywilizacyjnego kształtu. Z chaosu
powstałego po runięciu cesarstwa rzymskiego - ściślej zachodniej
części - ukształtowała się nowa jakość polityczno-kulturalna, obej-
mująca Zachód naszego kontynentu. Na pewno nie była to cała
Europa zachodnia - co też jest określeniem mylącym. Chodzi
bowiem bądź o obszar "między Loarą a Renem" - jak opisuje ją
Ph. Wolff2, o dawne imperium karolińskie, jak chcą inni badacze,
lub - co wydaje się najbardziej uzasadnione - o obszar, na którym
rozwinął się kapitalizm. Między Yorkiem na północy i Neapolem na
południu, sięgając po Barcelonę na zachodzie i Inflanty (a może
tylko Wisłę?) na wschodzie rozciągał się pas ziem, na którym poja-
192
wiły się struktury państw i miast samorządnych, posiadających
obywateli, którzy tworzyli różne korporacje w myśl zasady "quod
omnes tangit ab omnibus aprobari debet".
Pod wpływem starej śródziemnomorskiej cywilizacji grecko-
-rzymskiej, przemieszanej z tradycją wolnych członków wspólnot
plemiennych, pojawiły się, przy wszystkich ograniczeniach, pojęcia
polityczne, które dotyczyły obywateli jako podmiotu działania.
Przecież w tej właśnie epoce narodziły się początki parlamentaryz-
mu, rozumianego jako prawo grup społecznych według zasady "nic
o nas bez nas" ("co wszystkich dotyczy, ma być przez wszystkich
akceptowane" lub "nic nowego bez zgody powszechnej")3. Różne
były stopnie samodzielności prawnej. Niemniej nawet w sądach
ławniczych wsi, gdzie sołtys, sędzia, wyrokował wspólnie "ze swy-
mi ławnikami", powstały dwa ważne zjawiska: działanie kolektywne
na zasadach zbiorowości mniej lub bardziej demokratycznych oraz
samodzielność w podejmowaniu decyzji (choćby mało ważnych),
wiążąca się z ponoszeniem odpowiedzialności za sprawy publiczne.
Te właśnie zjawiska kształtowały aktywną postawę ludzi i pozwalały
na szukanie coraz lepszych dróg działania.
W efekcie na tych obszarach narodziły się formy społeczne -
nakład, wolny najem, różnorakie usługi - które ukształtowały
kapitalizm4. Tam też, szukając dróg wyjścia z kryzysu, który
wstrząsnął Europą wypraw krzyżowych, pojawiły się formy nazy-
wane pierwotną akumulacją kapitału: w Anglii, po klęskach czarnej
śmierci, lordowie zaczęli ogradzać gminne pola, zakładać na nich
hodowle owiec, a mieszkańcy wsi, chłopi oderwani od swej ziemi,
przenosili się do Londynu lub na statki w portach angielskich,
tworząc pierwszą kadrę najemnych robotników. W Niderlandach
odrywanie się od ziemi przebiegało inaczej i rosła specjalizacja
chłopskich warsztatów, uzależnianych gospodarczo od kupców -
organizatorów warsztatów manufaktur. Była już mowa o tym, jak
szlachta portugalska wsiadła na statki szukając szczęścia za Ocea-
nem.
Kapitalizm to nie tylko ustrój społeczny i gospodarczy, to także
sposób myślenia. To, co zaczęło się dziać w Europie w XIV w., stało
się po dalszym półtysiącu lat modelem ogólnoświatowym tak w za-
kresie gospodarki, jak i kultury5. Ekonomia świata, a także kultura
świata współczesnego mimo wszelkich odmienności, różnic regio-
nalnych, lokalnych i kontynentalnych, zaczęły kształtować się
w średniowieczu. Model wykształcony w Europie przyjął się, prak-
tycznie rzecz biorąc, wszędzie, adaptując wartości powstałe gdzie
indziej: w świecie arabskim, japońskim, hinduskim.
Do tego modelu życia dołączyły też - jeszcze w Europie - róż-
13
193
ne ludy, które aż do końca pierwszego tysiąclecia naszej ery pozo-
stawały poza sferą cywilizowaną. To już nie byli starożytni Mar-
komanowie czy Teutonowie, ale Frankowie, Burgundowie, Goci,
Bawarowie, Sasi, których większość po różnorakich przekszatłce-
niach dotrwała do dziś. Obok nich do historii wkroczyli Skan-
dynawowie, Słowianie, Bałtowie, pojawili się, tworząc samodzielne
grupy kulturotwórcze, Celtowie: Irlandczycy, Szkoci. Jeśli szukać
będziemy historycznych odniesień współczesnej Europy, musimy
cofnąć się do średniowiecza. Wówczas bowiem formowały się osta-
tecznie wspólnoty etniczne i kształtowały granice do dziś grające
istotną rolę6.
Nie mają średniowiecznej metryki państwowej nieliczne orga-
nizmy: Belgia i Holandia, Estonia, Łotwa, Finlandia, Malta, Al-
bania, ale i one zaczynają swoje dzieje przed XVI w. Oczywiście,
granice, nazwy, funkcje spotykane w polityce i gospodarce ulegały
zasadniczym często zmianom. Jugosławia jest tworem nowym, ale
składającym się z członów ukształtowanych niekiedy przed ponad
tysiącem lat. Trudno zrozumieć kształt życia w Estonii i Łotwie bez
wiedzy o państwie zakonnym nad Zatokami Fińską i Ryską. I Bel-
gia, i Holandia skomponowane są z prowincji średniowiecznych,
Czechosłowacja nawiązuje do historycznych Czech, i do spadku po
Wielkich Morawach. Longobardowie wyznaczyli granicę między
południem a północą Italii, istniejącą do połowy XIX w. w polityce,
a do naszych czasów w kulturze i gospodarce.
Bez znajomości wieków średnich nie do zrozumienia jest mapa
współczesnej Europy. Nie chodzi jednak tylko o granice polityczne.
Strukturę pojęć Polaków można wywieść z czasów wielkości nasze-
go państwa, a więc z okresu zapoczątkowanego związkiem z Litwą.
Widoczna po dziś dzień granica na Łabie, dzieląca dwie części
gospodarcze Europy, stanowi też pozostałość z późnych wieków
średnich. Nie sposób oceniać szans rozwoju i uwarunkowań psychi-
cznych ludzi dzisiejszej Europy bez uwzględnienia jej średniowie-
cznej przeszłości. To wówczas rodziły się narody7.
Raz jeszcze trzeba stwierdzić: są to wspólnoty europejskie, które
mogą, ale nie muszą, stać się tak istotnymi formami więzi w Afryce,
Azji czy Ameryce, jak na starym kontynencie. Być może ich struk-
tura średniowieczna różniła się od tej, jaką światu przyniosła rewo-
lucja francuska. Na pewno ich miejsce w hierarchii ważności związ-
ków międzyludzkich było inne, niższe, mniej ważne. Ale po pierw-
sze, wówczas rodziły się wspólne poczucia więzi takich zbiorowości,
które moglibyśmy nazwać narodowymi, a po drugie świadomość
narodowa naszych dni opiera się w znacznym stopniu na poczuciu
wspólnej historii, i to sięgającej średniowiecza.
194
j?
Rzecz ciekawa: historia narodów europejskich nie odwołuje się
obecnie do starożytności nawet wówczas, gdy ma ku temu pod-
stawy. Historie "Włochów" obejmują czas mieszczący się między
upadkiem cesarstwa rzymskiego a współczesnością. Dla Greków
poczucie wspólnoty obecnej kojarzy się dopiero z VI-VII wie-
kiem. Nawet te narody, które swoim własnym głosem przemówiły
w literaturze dopiero w XX w., odwołują się do okresu sprzed
tysiąca lat. Słowacy do Świętopełka, Finowie korzystają z Kalewali,
Bretończycy wyłuskują folklor celtycki z legend średniowiecza.
Naród w swym kształcie współczesnym skończył się formować
niedawno. Ale swą świadomość zbiorową kształtuje w nawiązaniu
do rzeczywistych lub urojonych początków ze średniowiecza.
W tym procesie kształtowania świadomości zbiorowej brane były
pod uwagę różne czynniki - także negatywne.
Współczesna ideologia też korzystała z tworzywa średniowiecz-
nego. I ta, która odwoływała się do idei ludowładztwa, i ta, która
- jak hitleryzm - opierała się na rasizmie. Teorie "Wielkiej
Rzeszy" sięgały do czasów dynastii saskiej czy Staufów8. Zupełnie
wyraźnie występuje odwoływanie się do przeszłości w wypadku
młodszych grup etnicznych, tworzących narody: Polski, Rosji, Wę-
gier - słowem Europy wschodniej. Jeśli zatem dziś rzeczywistość
polityczna tworzy pojęcie Europy od Uralu po Atlantyk, to owa
jedność - postulowana czy rzeczywista - odnosi się w swej prze-
szłości do średniowiecza. W nim tkwią korzenie cywilizacji współ-
czesnej, jej zagrożeń i osiągnięć.
Nie ulega wątpliwości, że do filarów, na których się ona opiera,
należą zdobycze epok odległych. Do nich należy etyka chrześcijań-
ska, która ukształtowała się jeszcze w czasach antycznych, ale która
stała się własnością mas chłopskich w późnym średniowieczu9. Nie
jest ważne, jak dalece była i jest ona realizowana w praktyce. Istotny
dla dzisiejszych rozważań jest fakt, że wartości wyższe, głoszone
przez chrześcijaństwo, zostały upowszechnione i przyjęte za swoje
przez przeważającą część społeczności europejskiej. Tak dalece
nawet, że w definicji naszego kontynentu mieszczą się też określenia
więzi religijnej, właśnie chrześcijańskiej. Obyczaj ten stał się wspól-
nym dziedzictwem średniowiecza, we Francji od XII, w Polsce od
XIV w., na Litwie od XV/XVI w.
Druga cecha charakteryzująca współczesną cywilizację wiązała
się z otrząsaniem się Europy z przeżywanego wielkiego kryzysu10.
Naruszanie równowagi ekologicznej, wyniszczanie flory i fauny szły
w parze z pandemiami na skalę niespotykaną. Nie ulega kwestii, że
straty demograficzne ponoszone przez Europę przewyższały pro-
porcjonalnie do wielkości zaludnienia to wszystko, co zdarzyło się
195
w innych epokach, łącznie z II wojną światową. Trudno ocenić
straty w VI czy VII w. Ubytki zaludnienia w wieku XIV szacuje się
na 1/3 mieszkańców kontynentu (a więc około 20 min ludzi!). Skutki
czarnej śmierci Francja i zachodnie kraje Rzeszy nadrobiły dopiero
w początkach XVI w., Włochy i Rosja w drugiej połowie tego
stulecia, a Norwegia w wieku XVIII.
W wiekach średnich pojawił się problem miast: nie tylko jako
rezydencji władcy i możnych czy ośrodków rzemiosła, handlu
i usług, ale także jako zbiorowości ludzkich, w których zaczęto żyć
inaczej niż dotychczas. Przede wszystkim w grę wchodziły nowe,
a do dziś istniejące formy życia społecznego i samorząd miejski. Ale
miasta stały się również tyglami, do których spływały setki ludzi
luźnych, poprzedników nowożytnego proletariatu, ludzi nie miesz-
czących się w tradycyjnych normach życia, nazywanych w literatu-
rze przedmiotu marginesem społecznym11. Z tego marginesu wy-
wodzili się bandyci, złodzieje, żebracy, różni oszuści, z nim były
związane prostytutki, ale w nim mieścili się też ludzie luźni, węd-
rowcy, od czasu do czasu sprzedający swą siłę roboczą, swe umiejęt-
ności, gotowi do wielu działań nie przewidzianych przez oficjalne
ustawodawstwo.
Inny też był rytm życia w mieście. Dzień się wydłużał w porów-
naniu 7 dniem na wsi. mniej był uzależniony od pory roku, od cyklu
produkcyjnego wsi. Życie w mieście tworzyło sytuacje nowe, nie
powtarzające się cyklicznie; przynajmniej nie w takim stopniu jak
w działaniach rolnika czy hodowcy12. Stawiało przed ludźmi coraz
nowsze, inne wymagania, tworzyło potrzebę podejmowania decyzji
wobec wielości możliwych działań. Ich trafność była warunkiem
awansu i sukcesu ludzi. Tym samym zmienił się sposób ludzkiego
myślenia. Poprzednio opierano formy życia zbiorowego na kumulacji
doświadczeń przodków. Wiedza starców była niezastąpiona, oni bo-
wiem znali najróżniejsze precedensy, korzystali z wielu doświadczeń.
Ta praktyczna znajomość życia zawodziła wówczas, gdy warun-
ki zmieniały się radykalnie. Okazało się to wielokrotnie w dziejach
i na ogół prowadziło do bardzo ciężkich załamań gospodarki, polity-
ki, kultury. Czasem - i to właśnie obserwujemy w XV w. - podej-
mowano poszukiwanie nowych, nie znanych przedtem form działa-
nia. W tym właśnie czasie do katalogu zalet ludzkich niemal na stałe
został wprowadzony duch odkrywczy, umiejętność podejmowania
nowych rozwiązań. Nie ten odnosił największe sukcesy, kto naj-
więcej pamiętał, lecz ten, kto potrafił sprostać wymogom nowej
sytuacji. W pewnym sensie wymyślono wówczas kapitalizm13 ze
wszystkimi jego skutkami w gospodarce i kulturze. Stanowiło to
kolejny wkład średniowiecza do nowożytnej cywilizacji.
196
Wiąże się z tym "wynalazek" kolejny. Miasta istniały w ludzkim
świecie od czasów neolitu. W Europie gęstą siecią pokrywały i staro-
żytną Grecję, i cesarstwo rzymskie. Ale na zachodzie kontynentu
przestały istnieć w VI-VII w. Ich pojawienie się w X-XII w.
przyniosło nowe, nie znane przedtem zjawisko: odrębności ustrojo-
wej i stanowej samorządności, nierzadko antagonistycznej w stosu-
nku do władzy terytorialnej. Pojawił się "model europejski" miasta,
stanowiący niejako opozycję i do "miasta państwowego" ("azjatyc-
kiego"), i do zamku możnowładcy14. Skutki tego zjawiska dla roz-
padu starych struktur były bardzo znaczące, nie mówiąc już, że ten
właśnie model zaczął dominować w skali światowej. Pojawił się on
w średniowieczu. Spadkiem po tej epoce jest miasto dzisiejsze,
oczywiście przekształcone. Od tamtych czasów istnieje kontynuacja
widoczna nie tylko w działaniu instytucji, lecz także w nazwach,
funkcjach gospodarczych, tradycjach kulturalnych. Stosunkowo
mało (w skali całej Europy) jest miast, które swymi początkami nie
sięgają średniowiecza15. Tym samym i mapa urbanistyczna, i sieć
drożna jej podporządkowana stanowią efekt przemian Europy
w IX-XIV w. W miastach powstawały nowe formy aktywności
ludzkiej. Umożliwiały one wykorzystanie różnych cech indywidua-
lnych16.
Wbrew zaś różnym mniemaniom w historii techniki średnio-
wiecze odgrywa istotną rolę. Formułowane są nawet poglądy'7, że
to okres między rokiem 1000 a 1500 był decydujący w historii
zastosowań sił przyrody na potrzeby człowieka. Rzecz ciekawa, że
koń jako siła pociągowa, narzędzie walki, środek transportu, a nawet
jako wyznacznik pozycji społecznej został wykorzystany dopiero
w średniowieczu18. Nowożytna trakcja konna wraz z wprowadze-
niem chomąta została upowszechniona w XII-XIII w. Walka
z konia stanowić miała istotę przewagi panów feudalnych, acz za-
częła ona grać istotną rolę od IV w. (od inwazji Gotów i ich
zwycięstwa pod Adrianopolem w 378 r.), "Starożytność wymyśliła
centaura, wczesne średniowiecze uczyniło go panem Europy"19.
Dodajmy - nie całej i tylko do XIV w.
Już piesza milicja mieszczan flandryjskich dała radę feudalnej
kawalerii francuskiej pod Courtrai (1302), a zwycięstwa Anglików
w wojnie 100-letniej (Grecy 1346) stanowiły tego procesu ciąg
dalszy. Koń brał też udział w rewolucji rolnej wczesnego średnio-
wiecza, acz ustępował tu pierwszeństwa wołom. Ta rewolucja, bez
której żaden postęp nie byłby możliwy, wiązała się z wprowadze-
niem trójpolówki, systemu, który działał na obszarze praktycznie
całego kontynentu - od Wielkiej Brytanii po Sardynię i Finlandię.
Stosowanie upraw ozimych i jarych, konsekwentne nawożenie
197
pól rozwinęło się szczególnie od XI - XIV w. w bardzo szerokiej
skali przestrzennej. Średniowiecze, a nie starożytność, było okre-
sem eksploracji siły mechanicznej i tworzenia pierwszych maszyn
poruszanych siłą wody bądź wiatru20. Koło wodne było co prawda
znane przynajmniej od II wieku p.n.e. w królestwie Pontu, ale nie
upowszechniło się jednak szeroko. Triumfalny pochód rozpoczęło
w VII w. w królestwie Franków, sięgając w XI w. do Niemiec,
w XII/XIII w. do Polski. Nie obsługiwało ono wyłącznie młynów.
Poruszało obok żaren mielących ziarno na mąkę różne folusze zbija-
jące korę dębową (na garbnik), sukno (do XII w. we Flandrii
ubijane nogami), miazgę papierową, wprawiało również w ruch
młoty kowalskie, miechy w hutach metalu i szkła.
Wielość zastosowań kół wodnych była równie imponująca, jak
liczba ich różnych form. Stosowano koła nadsiębierne i podsiębier-
ne, poruszane sztucznie spiętrzoną wodą, naturalnym prądem rze-
ki, umieszczane "na palach", "na łodziach", "na przekopach". Pod
koniec XV w. już stosowano turbinę skonstruowaną na osi piono-
wej. Jeden młyn mógł mieć kilka kół, każde służące innym po-
trzebom przemysłowym. Poczynając od XIII w. stanowiły one
- często wraz ze sztucznymi stawami - stały składnik krajobrazu
gospodarki europejskiej. W samej Małopolsce znamy w XV w.
blisko 400 młynów21.
Niemal jednocześnie stosowano mechaniczne mielenie przez dwa
inne rodzaje młynów: kieraty poruszane siłą zwierzęcą i wiatraki. Te
ostatnie, znane również w starożytności, w Europie zrobiły karierę
mniej więcej w tym samym czasie co młyny wodne. Pod koniec
średniowiecza znane były dwa typy: duży wiatrak, na ogół murowa-
ny, z obracającą się głowicą (u nas zwany "holenderskim"), i mały,
drewniany, osadzony na osi, tak aby mógł być przestawiany pod wiatr
siłą ludzką (zwany u nas "koźlakiem")22. Na wielu obszarach Europy
działały dziesiątki wiatraków (Flandria, Nadrenia, u nas okolice
Warszawy). Młynarze, przedsiębiorcy, należeli we wszystkich kra-
jach do elity ludności chłopskiej lub nawet drobnorycerskiej.
Wiatr był wyzyskiwany i do innych celów, przede wszystkim do
żeglugi morskiej. Starożytność pozostawiła po sobie jako typowy
statek galerę poruszaną wiosłami (chociaż żagle dobrze były znane
od pradawnych czasów). Średniowiecze po okresie dominacji łodzi
wikińskiej zdecydowanie postawiło na żagle23. Kogi, holki, karawe-
le były jednostkami poruszanymi siłą wiatru, szczególnie od czasu,
gdy wprowadzono w życie "żagiel łaciński", umożliwiający manew-
rowanie przy bocznym wietrze i zastosowano na szerszą skalę buso-
lę. Stało się to możliwe u schyłku XIII w., gdy dzięki kontaktom
z Dalekim Wschodem poznano kompas okrętowy.
198
Kontakty te przyniosły także znajomość prochu. Czy rzeczywiś-
cie artylerię do Chin w 1276 r.24 wprowadził rzemieślnik niemiecki
- trudno stwierdzić. Proch był znany i używany do robienia pe-
tard, do puszczania zasłon dymnych na długo przed tym rokiem. Na
pewno natomiast od XIV w. coraz większe znaczenie miała ar-
tyleria. Armaty znalazły zastosowanie pod Crecy, w bitwach pod
Aijubarottą i pod Grunwaldem. Ich znaczenie w polu polegało
prawdopodobnie na sianiu strachu, natomiast większą rolę speł-
niały podczas oblężenia twierdz i burzeniu - początkowo słabszych
odcinków - murów25. Przełom dokonał się w połowie XV w.
Turecka artyleria rozbiła mury Konstantynopola (1453 r.), roty
piesze zawodowych żołnierzy coraz powszechniej uzbrajane były
w broń palną. Od schyłku stulecia broń palna zaczęła decydować
o sile bojowej wojska.
Wynalazkiem, którego znaczenie na pewno nie było mniejsze od
wynalazku broni palnej, był druk czy ściślej - ruchoma czcionka,
wprowadzona około 1450 r. przez Jana Gutenberga. Umożliwiła
ona, już u schyłku epoki, wielkie przyśpieszenie w rozpowszech-
nianiu wiadomości, idei, myśli, bez którego zapewne i reformacja,
i odrodzenie na północ od Alp nie miałyby takiego zasięgu2". Można
by jeszcze wyliczać wiele technicznych wynalazków zmieniających
w istotny sposób życie ludzkie w Europie. Od XIV w. np. nastąpił
rozwój mierzenia czasu za pomocą mechanicznego zegara2 . Fizyk
i astronom Giovanni de Dondi w 1348 r. skonstruował zegarek na
rękę. Upowszechnienie tego wynalazku, wprowadzenie wielkich
zegarów na wieże ratuszowe czy kościelne zmieniły sposób reago-
wania na mijające chwile, m.in. wprowadzające liczenie ich wartości
i pozwalając dokładnie określać godziny pracy, wypoczynku, nabo-
* ' 7 R
zenstw .
Nie miejsce tu jednak na encyklopedię wynalazków technicz-
nych średniowiecza. Ich wartość, poza ułatwianiem, przyśpiesza-
niem i ulepszaniem działalności człowieka polegała na stworzeniu
nowego sposobu myślenia o świecie i jego zjawiskach. Była mowa
o pracy intelektualnej. Do niewątpliwych trwałych wartości odzie-
dziczonych po średniowieczu należała działalność uczonych, "za-
wodowych intelektualistów", szczególnie od czasu, kiedy uniwer-
sytety stały się trwałym składnikiem życia umysłowego Europy. Ich
wydziały - teologii i filozofii, prawa i medycyny, katedry sztuk
wyzwolonych, z biegiem czasu, między XIII a XV w., stały się
pracowniami naukowymi, które i uczyły, i prowadziły do osiągnięć
ważnych dla działalności praktycznej29. Te ostatnie wywodziły się
nie tylko z gabinetów uczonych. Średniowiecze upowszechniło
w Europie cyfry arabskie, zastosowane po raz pierwszy na początku
199
XIII w. przez Leonarda Fibonacciego. Z trudem, ale skutecznie
torowały sobie drogę przez całą Europę, dochodząc w XV w. także
do Polski. Pozwalały one na olbrzymie przyśpieszenie obliczeń, tym
bardziej że wraz z ich użyciem wprowadzono system dziesiętny.
Dziś trudno nam zrozumieć, jak można było przeprowadzać w pa-
mięci skomplikowane działania mnożenia i dzielenia, i to szybko, na
targu czy w sklepie, za pomocą cyfr rzymskich. Pozostawały one
w użyciu do czasów nowożytnych, ale rozwój rachunkowości, której
podstawą były cyfry arabskie, już w XIII-XV w. ułatwiał różne
międzynarodowe i lokalne operacje30.
W XIII w. zmienił się zdecydowanie charakter pracy kupieckiej.
"Negociatores", "mercatores" - oczywiście ci najwięksi, decydu-
jący o kształcie dalekiej wymiany - przestali jeździć ze swoimi
towarami. Stali się przedsiębiorcami rezydującymi w kantorach
i organizującymi różnorodne transakcje31. Wiedza o ich zapisie
stała się nieodzowną częścią zawodu kupieckiego. Rozwój rachun-
kowości szedł w parze z wprowadzaniem i rozpowszechnianiem
weksli prostych, weksli z indosem, czeków, różnych części dokume-
ntacji handlowej (dziennik, "podręcznik", księga główna, przycho-
dy, rozchody) i coraz bardziej skomplikowanego zapisu. W drugiej
połowie XV w. B. Pegolotti w swym podręczniku {La pratica delia
mercatura32') dał przykłady rachunkowości podwójnej, która miała
się stać jedną z podstawowych form zapisu przynajmniej do począt-
ków naszego stulecia.
Schyłek wieków średnich przyniósł też uformowanie się no-
wożytnych banków. Nie jest tu istotne, czy ich geneza wiązała się
z potrzebami rynku pieniężnego i uzupełnianiem obiegu papierów
wartościowych, czy (jak do niedawna sądzono) z rozwojem dzia-
łalności kantorów wymiany. Ważniejsza jest konstatacja, że poja-
wiły się instytucje, które grały istotną rolę w gospodarce czasów
nowożytnych33. Już w XIII-wiecznej Pizie i w Sienie działa-
ły banki, które zajmowały się przyjmowaniem pieniędzy w depozyt,
finansowały inwestycje przynoszące im i ich klientom dochód
(głównie pożyczki na procent) oraz zajmowały się różnymi usłu-
gami finansowymi, m.in. wymianą pieniędzy - z niewielką prowi-
zją.
W XIV w. prym przejęła Florencja (domy bankierskie Bardich,
Peruzzich, Acciaiuolich) i mimo pierwszego wielkiego krachu
w 1348 r., spowodowanego niewypłacalnością koronowanych dłuż-
ników, utrzymała swą pozycję w XV w., stając się - poprzez
działalność firm Medici, Strozzi, Pitti - stolicą operacji banko-
wych, chociaż głównym ośrodkiem przeliczeń różnorodnych monet
była do połowy XV w. Wenecja.
200
Schyłek stulecia przyniósł tu istotną zmianę. Coraz większą rolę
zaczęły grać przedsiębiorstwa południowoniemieckie Fuggerów,
Welserów, Stromerów34. Szczególnie Fuggerowie, łączący wielkie
konsorcja przemysłowe (huty, kopalnie) i bankowe, wywierali zna-
czny wpływ na politykę światową. Jeśli w państwie Karola V "słoń-
ce nigdy nie zachodziło", to bodaj z równą słusznością można
odnieść tę konstatację do domu Fuggerów. Oni to np. sfinansowali
wybór Karola V na cesarza. W dobę nowożytną Europa wkraczała
z kapitałem bankowym i z wielką polityką bankierów, co cechować
miało przecież czasy nowożytne.
Wartość pracy podnoszona dawniej na niższych poziomach ma-
jątkowych zaczęła być widoczna na wysokich szczeblach prestiżu
społecznego. Cimabue i Giotto, mistrzowie Ouatrocenta i Szkoły
Gandawskiej, Adam Kraft i Wit Stosz, mistrz Bertram i bracia
Limbourg byli zarazem rzemieślnikami i artystami. Ich miejsce
w hierarchii prestiżu społecznego było niekiedy bardzo wysokie,
podobnie jak niekiedy ich dochody.
Może nie urodziła się (czy odrodziła) wtedy koncepcja mecena-
tu, ale przybrała kształty dobrze nam znane z czasów później-
szych35. Sztuka miała służyć propagandzie dworskiej, państwowej
czy kościelnej, podobnie jak w wielu przypadkach działalność bu-
dowlana czy rzemieślnicza. Dobra praca przynosić miała korzyści
i uznanie. Ta konstatacja jest też pomysłem wieków średnich. Tak-
że v. Polsce36.
Można natomiast zauważyć pogardę dla pracy w czasach nowo-
żytnych. W średniowieczu "verbum mercantiie" (słowo kupieckie)
było synonimem rękojmi, tak jak "verbum nobile" (słowo szlachec-
kie). Ale i rękodzielnicy mogli być (teoretycznie musieli) uczciwi,
sławetni, wiarygodni (honesti, probi, providi, fidedigni). General-
nie rzecz biorąc poczynając od XII-wiecznej Flandrii czy jeszcze
wcześniej od Włoch, pojawiła się kultura "człowieka pracy". "Ho-
mo faber"37 stanowił nie nazywany tak, ale uznawany model życia.
Moralność reformacji i nauki Kalwina, Lutra czy Melanchtona
wyrosły z gleby doświadczeń średniowiecza. Wtedy ukształtowały
się związki łączące ludzi jednakowego zawodu i powstały normy
moralne, obyczajowe określające etos rzemieślnika i kupca38. Nie
jest nawet ważne, jak dalece był on zgodny z rzeczywistością. Jego
reguły określające stan idealny, podobnie jak formy organizacyjne
(cechy rzemieślnicze, bractwa religijne, gildie kupieckie, najróż-
niejszego typu spółki handlowe) przetrwały nie byle jaką próbę
czasu. Dominowały do lat rewolucji przemysłowej, później ustąpiły
miejsca normom kapitalizmu, ale do dziś stanowią ważny składnik
form życia społecznego.
201
Nie dotyczy to zresztą tylko form organizacyjnych, początków
techniki czy uznawania wartości pracy. Ogólnie można powiedzieć,
że w dzisiejszej świadomości Europejczyka wiele jest składników
rodem ze średniowiecza39. Należą do nich różne pojęcia z epoki
rycerskiej: eksponowanie prawości, honoru, wierności. Liryka do
dziś przyjmuje wzory stanowiące motywy przewodnie romansów,
ukazujących potężną silę namiętności ludzkich. Nie do pomyślenia
byłby kształt świadomości zbiorowej Francuzów bez wzoru Joanny
d'Arc, Niemców bez Barbarossy, obu nacji bez Karola Wielkiego,
Polaków bez Chrobrego czy Rosjan bez Dymitra Dońskiego. Rów-
nie ważną rolę odgrywają dzieła stworzone w owej epoce, a stano-
wiące dziś nasz dowód tożsamości narodowej czy państwowej. Wa-
wel, katedry w Reims czy w Yorku, sobór św. Zofii w Kijowie,
wielkie bazyliki Rzymu, stare miasta w Ratyzbonie, Pradze, Lube-
ce, Poznaniu - przykładów podobnych można by mnożyć bez liku
- stanowią dorobek cywilizacji żywy do dziś.
Żywy poprzez niesioną przez nie tradycję, poprzez wzory pięk-
na, poprzez różnorakie treści patriotyczne, religijne, estetyczne.
Nie jest celem tych uwag rejestracja choćby tylko ważniejszych
osiągnięć sztuki wieków średnich. Kościół karoliński, baptysterium
z IV w., resztki kaplicy na Ostrowie Lednickim podobnie jak zasoby
skarbca w Monzy, Akwizgranie czy Gnieźnie dają wrażenia es-
tetyczne i przeżycia historyczne, bez których nie sposób ani po-
znawać przeszłości, ani czerpać z tego satysfakcji. Obrazy van
Eycka, Fra Angelica, rzeźby Stosza, Riemenschneidera czy Dona-
tella stanowią dorobek ludzki, z którego stale korzystają wszyscy
wrażliwi na piękno.
Czy z literatury średniowiecznej korzystać może tylko facho-
wiec, czy możemy osiągać estetyczną satysfakcję z lektury przecież
nieco przestarzałej? Dzieła Dantego, Chaucera, Villona, podobnie
jak legendy heroiczne o Karolu Wielkim, Attyli40, jak kroniki kruc-
jat, wojen, dzieła znamienitych mężów do dziś są czytywane także
dla przyjemności, którą daje lektura dzieł wybitnych lub przygodo-
wych. Tym samym średniowiecze jest obecne w dzisiejszej kul-
turze.
A jakie było ono naprawdę? Uwagi niniejsze nie mają w zamie-
rzeniu być panegirykiem na część dawno minionej epoki. Była to
bowiem - jak i inne - epoka, w której można doszukać się głębo-
kich pokładów okrucieństwa ludzkiego, nietolerancji, głupoty,
zbrodni, nieszczęść, nędznej wegetacji. Ale można patrzeć na dzieje
powszechne z perspektywy dzisiejszej.
Wówczas średniowiecze jawić się nam musi jako epoka, w której
początek wzięły problemy nadal aktualne: wspólnot narodowych
202
i ich stosunku do wartości uniwersalnych, kształtu parlamentaryz-
mu, czy ogólniej - władzy, spór o idee, na których oparte być mogą
zasady życia zbiorowego. Można powiedzieć nawet, że w epoce tej
zrodził się problem Europy jako wspólnoty kulturalnej. Jeśli dziś
marzymy o zjednoczonym kontynencie równoprawnych narodów,
to odwołujemy się do wizji stworzonej po raz pierwszy w wiekach
średnich.
PRZYPISY rozdział 2
1. H. Pirenne, Histoire economigue de 1'Occident Medieval, Paris 1951, s. 193.
2. Zientara, Świt narodów, s. 359.
3. Por. W. Krogmann, Unwersitdt und Partikularitdt des Mittelalters im Spiegel
der Sprache, w: Unwersalismus und Panikularismus im Mittelalter, wyd. P.
Wilpen, Berlin 1968, s. 145.
4. Huizinga, Jesień średniowiecza, s. 402.
5. A. Borst, Der Turmbau von Babel. Geschichte der Meinungen iiber Ursprung und
Yielfalt der Sprachen und Vólker, t. I-IV, Stuttgart 1957- 1963, szczeg., t. II,
2, s. 835; Wolff, Les origines, s. 20.
6. J. l}sewi]ti,MitteSa!terliche Latein und Humanistenlatein,w. Die Rezeption
der
Antke. Zum Problem der Kontinuitdt zwischen Mittelalter und Renaissance, wyd.
A. Buch, Hamburg 1981, s. 71, 81.
7. F. Vercauteren, Die spdtantike Civitas im fruhen Mittelalter, "Blatter fur
deutsche Landesgeschichte", 98, 1962.
8. Por. K. Buczek, Zagadnienie wiarygodności regestu "Dagome Iudex", "Studia
Żródloznawcze", 10, 1965.
9. A. Gieysztor, Kasztelanowie flandryjscy a polscy. Zagadnienie porównawcze,
w: Księga jubileuszowa ... S. Arnolda, Warszawa 1965, s. 97.
10. Zbiór ogólny przywilejów i spominków mazowieckich, wyd. J. K. Kochanowski,
Warszawa 1919, nr 362.
11. K. Buczek, O tak zwanym "rittermessig mań" i o gościu" w najstarszym spisie
55
prawa polskiego, "Czasopismo Prawno-Historyczne", XII, 1960, l, s. 150; S.
Russocki, Kilka uwag o tzw. "rittermessig mań" Księgi elbląskiej, "Przegląd
Historyczny", 1957, z. 4, s. 769.
12. A. Bogucki, "Rittermessig mań" v) najstarszym zwodzie prawa polskiego,
"Prze-
gląd Historyczny", 1978, z. l, s. 121.
13. E. Perroy, Les barrieres de 1'Europe orientale au Moyen Agę, w. Etudes
d'histoire
mediwale, Paris 1979, s. 3; P. Moraw, Uber Entwicklungesunterschiede und
Entwicklungsausgleich im deutschen und europaischen Mittelalter, w: Hochfinans,
Wirtschaftsraum, Innovationen, Trier 1987, II, s. 583; K. Zernack, Der euro-
pdische Norden als Stddtelandschaft der Friihzeit, w: Beitrage żur Stadt- und
Regionalgeschichte Ost- und Nordeuropas, Wiesbaden 1971, s. 13; Kloczowski,
Europa słowiańska, s, 8.
14. A. D. von Brincken, "... ut describetur unwersus orbis". Żur Unwersalkartog-
raphie des Mittelalters, w: Methoden m Wissenschaft und Kunst des Mittelalter,
wyd. A. Zimmermann, Berlin 1970, s. 255.
15. G. Wolff, Unwersales Kaisertum und nationales Konigtum im Zeitalters Pried-
rich II, w: Unwersalismus, s. 243; H. Mitteis, Der Staat des hohen Mittelalters,
Weimar 1948 (3 wyd.), gL s. 247; Voss, .Da.s.Mitt^afaer, s. 262; Beumann, .ZMr
Nationenbildung; s.22;O.BT\innei,Adeliges Landleben und europdischer Geist,
Miinchen 1949, s. 62; B. Schneidmuller, Nomen Patriae. Die Entstehung a
Frankreichs in der politisch-geographischen Terminologiae (10-13 Jh.), "Natio--|
nes" VII, Sigmaringen 1987, s. 53,140,209,253; Raił, Zeitgeschichtiiche Zuge, a
s. 241; J. Baszkiewicz, Państwo suwerenne w feudalnej doktrynie politycznej do
''
pocz. XIV w.. Warszawa 1964, s. 13, 54, 303, 356 im.
16. S ch n e i de m u 11 e r, Nomen Patriae, s. 229,253; J. Dąbrowski, Korona
Króle-
stwa Polskiego w XIV w., Wrocław 1956. ;-
17. Raił, Zeitgeschichtiiche Zuge, s. 241.
18. J. Wyrozumski, Kazimier?, Wielki, Wrocław 1982. s. 172. Por. T. Basz-
kiewicz, Mysi polityczna wieków średnich. Warszawa 1970, s. 227.
19. Por. Wolff, Unwersales Kaisertum, s. 250.
20. Anonim tzw. Gal l, Kronika polska,pnel. R. Gródecki, opr. M. Plezia, Wrocław
1965, s. 11, 150.
21. W. Kolnie l, "Freiheit-Gleichheit-Unfreiheit" in der soziale Theorie des
spaleń Mittelalters, w: Soziale Ordungen im Selbswerstdndniss des Mittelalters,
wyd. A. Zimmermann, t. II, Berlin 1980, s.389.
22. R. Gródecki, Wole i Igoty. Przyczynek do dziejów osadnictwa w
średniowiecznej
Polsce, w: Studia z historii społecznej i gospodarczej poświęcone prof. dr.
Francisz-
kowi Bujakowi, Lwów 1931, s. 45.
23. H. Strahm, Stadtluft machtfrei. Das Problem der Freiheit in der deutschen
und
schweizerischen Geschichte, w: Vortrage und Forschungen, t. II, Sigmaringen
1970, s. 105.
24. K. }-laiaes,Attitudes and impediments to Pacifism in medieval Europę,
"Joumal
of Medieval History", 7, 1981, nr 4, s. 369.
25. Baszkiewicz, Mysi polityczna, s. 75; Wolff, Unwersales Kaisertum, s. 24.
26. E. J. Buschmann, Rex inquantum rex. Versuch ilber der Sinngehalt und Ge-
schichtiichen Stellenwert eines Topos in "de regimene principium" des Engelbert
van
Admont, w: Methoden m Wissenschaft, s. 302 nn.; D. Byrne, Rex imago Dei:
Charles V of France and the "Livre des proprietes des choses", "Joumal of
Medieval History", 7, 1981, nr l, s. 97.
27. B. \Vidmei,Heilsordnungund Zeitgeschehen inder Mystik Hildegardyon Brin-
gen, Basel 1955, s. 15; P. Th. Hofmann, Der mittelalter liche Mensch. Gesehen
aus Welt und Umwelt Notkers des Deutschen, Leipzig 1937, s. 139.
56
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53
F. Ohiy, Vom geistigen Sinn des Wortes im Mittelalter, Darmstadt 1966, pass.
W. Justus, Diefruhe Entwicklung des sdkularen Friedensbegriffs in der mittelal-
terlichen Chronistik, Koln 1975, s. l, 104, 145; Haines, Attitudes, s. 375;
Brunner, Abendlandische Geschichtsdenken, s. 438; E. Bernheim, Politische
Begriffe des Mittelalter im Lichte der Anschaungen Augustins, w: Ideologie und
Herrschaft im Mittelalter, wyd. M. Kerner, Darmstadt 1982, s. 59;M.Kerner,
Einieitung zum Ideologieproblem im Mittelalter, tamże, s. l; H. K. Schulte,
Medidmstik und Begriffsgeschichte, "Festschrift fur Helmut Beumann", Sig-
maringen 1977, s, 388 nn.
D. E. Luscombe, Conceptions of Hierarchy before the Thirteenth Century, w:
Soziale Ordungen, t. I, Berlin 1979, s. l nn.; Widmer, Heilsordnung, s. 39.
Bernheim, Politische Begriffe, s. 63.
Justus, Diefruhe Entwicklung, s. 53, 145.
W. Lammers, Żur Volksfrómmigkeit im 12. Jh. nórdlich der Elbę, "Sitzungs-
bericht des Wiss. Gesch. an der Johann-Goethe Univ. Frankfurt/Main, t. XIX,
nr 2, Wiesbaden 1982.
5. Piekarczyk, Barbarzyńcy i chrześcijaństwo. Warszawa 1968, s. 315 nn.; J.
Le Goff, L'imaginaire medieval, Paris 1985, s. 68; A. Gurević, Kategorie
kultury średniowiecznej, Warszawa 1976, s. 5 nn.
Tak S. Piekarczyk, Średniowieczny model świata, "Przegląd Humanistyczny"
6. 1977, s. 143.
H. K. Schulze, Heiligenverehrung und Reliquienkult in Mitteldeutschland
"Festschrift fur F. v. Zahn", Koln-Graz 1968, s. 294.
A. Witkowska, Kulty pąmicze piętnastowiecznego Krakowa, Lublin 1984, s.
186; H. Samso-nowicz, Późne średniowiecze miast nadbałtyckich. Warszawa
1968, s. 294.
K. Bosi, Die germanische Kontinuitat im deutschen Mittelalter (Adel-KS-
nig-Kirche), w: Antike und Orient im Mittelalter, wyd. P. Wilpert, Berlin 1962,
s. i.
H. Łowmiański, Początki Polski, t. IV, Warszawa 1970, s. 260.
Le Goff, Kultura, s. 10.
Luscombe, Conceptions, s. 8.
Holi, Wissenschafts- und Handlungstheoretische uberlegungen żur Funktion von
Familien- und Organismusmodell m der Staatsphilosophie, w: Soziale Ordungen
(I), s. 122; T. Struve, Bedeutung und Funktion des Organismusvergleichs in den
mittelalterlichen Theorien von Staat und Gesellschaft, tamże, s. 144.
W. S t urnę r, Die Gesellschaftsstruktur und ihre Begriindung bei Johannes von
Salisbury, Thomas von Aquin und Marsilius von Padua, tamże, s. 162.
P. Michaud-Quantin, Unwersitas. Expressions du mouyement communotaire
dans le Moyen-Age latin, Paris 1970, s. 18.
Wolff, Les origines, s. 99; A. Borst, Der Turmbau, t. II, l, Stuttgart 1958,
s. 522.
Wolff, Les origines, s. 134.
Tamże, s. 154 nn.
Por. rozdział V.
A. Borst, Der Turmbau, t. II, 2, Stuttgart 1959, s. 835.
M. Szymczak, Nazwy stopni pokrewieństwa i powinowactwa rodzinnego w his-
torii i dialektach języka polskiego. Warszawa 1966.
Por. H. Samsonowicz, La Familie noble et la familie bourgeoise en Polegnę aux
XIir-XV s., w: Familie etparente dans 1'occident medieval, Rome 1977, s. 309.
Historia Mazowsza, pod red. A. Gieysztora, t. I pod red. H. Samsonowicza (w
druku).
G r a u s, Nationale Deutungsmuster, s. 42; W. Schlesinger, Die Antstehung der
57
Nationen, w: Aspekte der Nationenbildung, "Nationen" I, s. 59; K. H. Rexroth
Vo!kssprache wid werdendes Volksbewusstsein im Ostfrdnkischen Reich, tamże,
s. 275.
Por. Schlesiiiger,DieEntstehung,s. 11 nn., u nas - Z i en ta r a. Świt, s. 11
nn,|
Por. J. S ziics, Nation und Geschichte,Budapest 1981; Gi;Si\ls,DieNationenbil-f
dung, s. 11. |
Graus, Die Nationenbildung, s. 211; Gieysztor, Więź narodowa, s. 20. g
Schlesinger, Die Entstehung, s. 51; H. D. Katil, Einige Beobachtungen sumf
Sprachgebrauch von natio im mittelalterlichen Latein mit Ausbiicken auf daSt.
neuhochdeutsche Fremdwort Nation, w: Aspekte der Nationenbildung, "Natio-H
nen" I, s. 63; Zientara, Świt, s. 19 nn. if|
A. D. v. den Brincken, Die "Nationes Christianorum Orientalium" im Vers^i
tdndnis der Lateinischen Historiographie, Koln 1973, s. 131. ?'.
B. Schneidemiiller, Franzósische Sonderbewusstsein in der politisch-geogra-1
phischen Terminologie des 10. Jh., w: Beitrage żur Bildung der framosischem
Nation im Friih- md Hochmittelalter, wyd. H. Beumann, Sigmaringen 1983,?
s. 63. ?
Rexroth, Volkssprache, s. 312.
Beumann, Die Bedeutung, s. 327.
Monumenta Poloniae Historica, dalej MPH, t. III, s. 133.
M. Richter, Mittelalterliche Nationalismus. Wales im 13 Jh., w: Aspekte der
Nationenbildung, "Nationen" I, s. 465.
Graus, Natoniale Deutungsmuster, s. 39.
H.Chlopocka, Procesy Polski z Zakonem Krzyżackim w X IV w., Poznań 1967,.;
s. 235; J. Baszkiewicz, Polska czasów Łokietka, Warszawa 1968, s. 186.
Lites ac res gestae inter Polonos ordinemque cruciferorum, Poznań 1890, s. 94
nn.
Kronika polska Mistrza Wincentego^ tłum K Abgarowicz i B. Kurbis, opr. B.
Kurbis, Warszawa 1974, s. 78 nn.
B. Guenee, Histoire et culture historique dans 1'Occident medimal, Paris 1980,
30.
Zientara, Świt, s. 341.
M. Plezia, List biskupa Mateusza do sw. Bernarda, w. Prace z dziejów Polski
feudalnej. Warszawa 1960, s. 127.
Wg. G. Tellenbach, Mentalitdt, s. 385.
Por. Mentalitat und Alltag im Spdtmittelalter, wyd. C. Meckseper, E. Schraut,
Góttingen 1985, s. 5 nn.; Kerner, Einieitung, s. 15.
F. Graus, Mentalitdt - Yersuch einer Begriffsbestimmg und Methoden der
Untersuchung, w: Mentalitdten im Mittelalter, wyd. F. Graus, Vortrage und
Forschungen XXXV, Sigmaringen 1987, s. 48.
N. C o h n. La fanatiques de 1'apocalypse. Millenairistes revolutionnairs et
anar-
chistes mystiques au Moyen-Age, Paris 1983.
J. Baltrusaitis, Le Moyen-Age fantastigue. Antiquites et exotisme dans l'an
gothique, Paris 1955, s. 7, 15, 42.
M. Bur, A propos de la Chronigue de Mamon. Architecture et liturgie d Reims au
temps d'Adalheron (vers 976), "Cahiers de Civilisation Medievale", XXVII, nr
4, 1984, s. 302.
R. A. Goldtwhite, The Building of Renaissance Florence. Ań Economic and
Sozial Hisiory, Baltimore 1980; A. E s c h, Uber den, Zusammenhang von Kunst
und Winschaft in der italienischen Renaissance, "Zeitschrift fur Historische
Forschung",t.VIII, 1981, z. 2, s. 179. Por. M. D y go. Nowe spojrzenie na zamek
w Malborku, "Komunikaty Mazursko-Warmińskie", nr 4, 1983, i rec. z S.
Skibińskiego, Kaplica na Zamku Wysokim w Malborku, Seria Historii Sztuki
UAM, 14, Poznań 1982.
58
77. H. Roeder, Saints and their Attributes, London 1955.
78. Brincken, Die ,^Iationes...", s. l; W. Salmen, Musizierende Engel in der
westfalischen Literatur und Kunst des Mittelalters, w: Festschrift fur H. Aubin,
t.
II, Wiesbaden 1965, s. 674; L. Schmugge, Die Anfange des organisierten
Pilgerverkehrs im Mittelalter, "Quellen und Forschungen aus italienischen
Archiven und Bibliotheken", t. LXIV, 1984, s. 62.
79. H. Preus s, Die Vorstellungen vom Antichrist im spateren Mittelalter, bei
Luther
und in der konfesionellen Polemik, Leipzig 1906, s. 44.
80. Z. P i ech, Pieczęć Leszka Czarnego z przedstawieniem śiv. Stanisława,
"Analecta
Cracoviensia", XV, 1983.
81. A. Mac K a y, Ritual and Propaganda in XV11' cent. Castiiie, Past and
Present"
107, 185, s. 53.
82. P. Dobrowolski, Dwór Lancasterów (w druku).
83. M. del Treppo, A. Leone, Amalfi medievale, Napoli 1977, s. 309.
84. P. Lehmann, Die Parodie im Mittelalter, Stuttgart 1963, s. 19 nn.
85. Za J. Baszkiewicz, Młodość uniwersytetu. Warszawa 1968, s. 220.
86. Lehmann, Die Parodie, s. 32.
87. Tamże, s. 130.
88. H. 'Wundet,Der dumne und der schlane Bauer, w: Mentalitdt und Alltag, s. 34.
PRZYPISY rozdział 3
1. Huizinga, Jesień średniowiecza, s. 89. Por. uwagi: M. Ossowskiej, Ethos
rycerski i jego odmiany. Warszawa 1973, s. 97.
2. J.Fleckenstein, Die Rechtfertigung der geistlichen Ritterorden nach der
Schrift
"De Lawie novae militiae" Bernhards von Clairvaux, w: Die geistliche Ritterorden
Ewopas, Yortrage und Forschungen XXVI, Sigmaringen 1980, s. 9.
3. Wg. Ossowskiej, Ethos, s. 112.
4. S.Piekarczyk, Ethos rycerski - samookreślenie i wyróżnienie, "Kwartalnik
Historyczny" 82, 1975, s, 135.
5. Ossowska, Ethos, s. 114, 191.
6. Obszerne rozważania na ten temat przynoszą m.in. Allegory, Myth and Symbol,
wyd. M. W. Bloomfieid, Cambridge Mass. 1981; A. Gary Wright, J. D.
Dirks, Myth as erwironmental message, "Ethnos", vol. 48, III-IV, 1983, s.
160;R.Borthes,Aft!znafe,Warszawal970,s.25;J.L.Henderson,^ltri^e
acros time. The role of myths in history, London 1975, G. Dumeził, Mythe et
epopee, Paris 1977. Por. też K. Pomian, Przeszłość jako przedmiot wiary,
Warszawa 1968, s. 61.
7. F. Graus, Nationale Deutungsmuster der Yergangenheit in Spatmittelalterlichen
Chroniker, w: Nationalismus in Vorindnstriellen Zeit, wyd. O. Dann, Munchen
1986; J. Tazbir, Dzieje polskiej tolerancji. Warszawa 1973; tenże. Polskie
przedmurze chrześcijańskiej Europy. Mity a rzeczywistość historyczna, Warszawa
1987; Malicki, Mity.
8. M. E 11 a d e, Mythes, reves et mysteres, Paris 1957, s. 22. Por. te g o ż,
Le Sacre et le
Profane, Paris 1965, s. 60.
9. Eliade, Le Sacre, s. 61. Inaczej Borthes, Mit, s. 26.
10. Na ten temat J. Topolski,0 pojęciu teorii w badaniu historycznym. Teoria a
mit,
w: Pamiętnik XIII Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, t. I, Wrocław
1986, s. 210. Por. W. Czapliński, Mity i prawda, "Sprawozdania Wrocław-
skiego Towarzystwa Naukowego, 1964, t. 17A, s. 138.
11. Topolski, O pojęciu, s. 219.
12. Tamże, s. 228.
13. Por. artykuły z Beitrdge sum Berufsbewusstsein des mittelalterlichen
Menschen,
wyd. P. Willpert, Berlin 1964: P. Willpert, Einieitung, s. VII; P. Mi-
chaud-Quantin, La conscience d'etre membre d'une unwersitas, s. l; J. Le
G o f f, Quelle conscience l'universite medievale a-t-elle eu d'elle meme?, s.
17;
tenże, Metier etprofession d'apres les manuels de confesseurs au Moyen Agę, s.
56;
S. Ciassen, Die Armut als Beruf: Franziskus von Assisi, s. 73; E. Maschke,
Berufsbewusstsein des mittelalterlichen Kauffmanns, s. 307; Pomian, Przeszłość,
s. 139. A także rozprawy w zbiorze Mentalitdten, F. Grausa, O. G. Oexle, J.
Miethke, R. SprandeFa, s. 9, 65, 157, 207.
14. S. Piekarczyk, W średniowiecznej rzeczywistości. Warszawa 1987; tenże,
Funkcje społeczne religii a moralność bogów skandynawskich, "Euhemer" 1963, l,
s. 10; Mentalitdt, s. 48.
15. Wg Ossowskiej, Ethos, s. 99.
16. Statuty, w: Starodawne prawa polskiego pomniki. I, par. 31, 97.
17. Ossowska, Ethos, s. 120.
18. Tamże, s. 186.
19. Dobrowolski, Dwór Lancastrów.
20. J. Tazbir, Od Antemurale do przedmurza: dzieje terminu, "Odrodzenie i Refor-
83
macja w Polsce", 39,1984, s. 167. Por. tegoż. Polskie przedmurze chrześcijańs-
kiej Europy. Mity a rzeczywistość historyczna, Warszawa 1987.
21. Tu i dalej zostały wykorzystane prace: R. H, Fletcher, The Arturian Material
in the Chronicles, przedr. Boston 1906; M.R.Blakeslee, Mithic structures m the
old Prench verse versions of the Tristan Legend, Ann Arbor M. 1979; E. S.
Whittiesey, Symbols and Legends in Western Art, New York 1972; J. Mar-
kale, Le roi Arthw et la societe celtique, Paris 1983. Teksty literackie: por.
Konig
Artus und seine Tafeirunde, "Europaische Dichtung des Mittelalters", wyd. K.
Langosch, W. D. Lange, Stuttgart 1980; L. Alandis (Hibbard) Loomis,
Adventures in the middle ages: a memorial collection of essays and studies, New
York 1962; R. S. Loomis, The grailfrom celtic myth to Christian symbol, New
York 1963; Tamże, The Development ofArthurian romance, London 1969; E.
Koehier, Ideal und Wirklichkeit m den hofischen Epik, Tubingen 1956; E.
'FsiTSi\,Recherchessw lessources litteraires des romans courtais, Paris, 1,1913;
III,
1929; J. M ar x. La legendę arthurienne et ?e Graa?, Paris 1952;M.Pastoureau,
Życie codzienne we Francji i Anglii w czasach rycerzy Okrągłego Stołu
(XII-XIII ni.). Warszawa 1983; J. Banaszkiewicz, Włócznia i chorągiew,
"Kwartalnik Historyczny" 94,1988, nr 4, s. 18. Także O ssowska, Ethos, s. 95,
111.
22. J. Z. Kędzierski, Historia Anglii, t. I, do r. 1485, Londyn 1965, s. 35.
23. Ossowska, Ethos, s. 104.
24. Kronika Wielkopolska, opr. B. Kurbis, Warszawa 1965, s. 125.
25. Jak chce Huizinga, Jesień średniowiecza, s. 146 nn.
26. E. Langlois, Le Roman de la Rosę, t. I, Paris 1914.
27. Huizinga, Jesień średniowiecza, s. 128.
28. Bogucka, Samsonowicz, Dzieje miast, s. 253.
29. P. Raedts, The Chiidren': Crusade nf 1212, "Journal of Medieval History", 3,
1977, s. 279.
30. P. R. Co ss, Aspects ofcultural diffusion m medieval England: The early
romances,
local society and Robin Hood, "Past and Present", 108,1985, s. 35;. D. Crook,
Some further emdence conceming the dating of the origins of the legend of Robin
Hood, "The English Historical Review", 99,1984, nr 392, s. 530; H. Z a r e m s -
k a. Legenda Robin Hooda (w druku).
31. C. Bobińska, Wieś niespokojna. Warszawa 1979, s. 186.
32. Zestawia niektóre - o szlachetnym zbójcy, o bezdomnym bohaterze (królu),
o ojcu poświęcającym dla dobra sprawy swe dzieci, Graus, Lebendige Vergan-
genheit, s. 44, 47, 61 nn.
33. Tamże, s. 61; Beck, Legendę, s. 21.
34. Akta procesu biskupa krakowskiego Jana Muskaty w Monumenta Poloniae
Vaticana, III, nr 121.
35. Graus, Lebendige Vergangenheit, s. 81; Schneidemuller, Nomen patriae, s.
140,167,253; P. Freedmeen, Heroism and the Legendary Origins ofCatalonia,
"Past and Present" 121, 1988, s. 3.
36. Graus, Lebendige Vergangenheit, s. 35, 182, 204; D. Hagermann, Kari der
Grosse oder Charlemagne, Acht Antworten deutscher Geschichtsforscher, Koln
1935; M.W. Serejski,.Mea jedności fearohnsfcig. Warszawa 1937;A. Gieysz-
tor, Władza Karola Wielkiego w opinii współczesnej. Warszawa 1938.
37. J. Banaszkiewicz, Podanie o Lestku I złotniku, "Studia źródłoznawcze",
XXX, 1987, s. 39; tenże, "Gerwazy groźny ręką, jeżykiem Protazy". Wzorzec
bohaterów - dioskurów w "Panu Tadeuszu" Adama Mickiewicza i we wcześniej-
szej tradycji, "Przegląd Humanistyczny", 4, 1987, s. 51.
38. Tenże, Rzidiger von Bechelaren, którego nie chciała Wanda. Przyczynek do
84
kontaktu niemieckiej Heldenepik z polskimi dziejami bajecznymi, "Przegląd
Historyczny", 75, 1984, z. 2, s. 239.
39. Graus, Lebendige Vergangenheit, s. 12.
40. Dzieje Afryki, M. Tymowski, red. (w druku).
41. A. Gieysztor, Uwagi o czasie i świadomości dziejów w Polsce średniowiecznej,
"Miscellanea Historico-Archmstica", t. I, 1985, s. 143.
42. Graus, Lebendige Vergangenheit, s. 6.
43. Tazbir, Od Antemurale, s. 167.
44. P. W. Knoll, Poland as antemwale christianitatis in the late middle ages,
"The
Catholic Historical Review", 60, 1974, nr 3, s. 385 nn.
45. Pommereltisches Urkundenbuch, wyd. M. Peribach, Danzig 1881,1, nr 33, z po-
czątku lat dwudziestych XIII w.
46. Por. H. Samsonowicz, Leszek Biały, w. Poczet królów, s. 114.
47. J. Baszkiewicz, Polska czasów Łokietka, Warszawa 1968, s. 123.
48. Tu J. Tazbir inaczej (Od Antemurale, s. 168).
49. Tamże, s. 169.
50. M. Biskup, K. Górski, Położenie i sytuacja międzynarodowa Polski w 11
połowie XV w; w: Kazimierz Jagiellończyk, Warszawa 1987, s. 138.
51. Za Tazbir, Antemurale, s, 170.
52. Czapliński, Mity, s. 140.
53. Tamże, s. 139.
54. J. Bardach, O dawnej i niedawnej Litwie, Poznań 1988; J. Suchocki, Geneza
litewskiej legendy etnogenetycznej. Aspekty polityczne i narodowe, "Zapiski His-
toryczne" 52, 1987, z. l, s. 27.
55. B. Zientara, Konrad Kędzierzawy i bitwa pod Studnicą, "Przegląd Historycz-
ny" 70, 1979, z. l, s. 27.
PRZYPISY rozdział 4
1. Por. rozdz. II, Luscombe, Conceptions in Hierarchy, s. l.
2. E. F. Otto, Otto von Freising und Friedrich Barbarossa, w: Geschichtsdenken,
s. 270.
3. K. Bosi, Die germanische Kontinuitat, w: Antike und Orient, s. 3.
4. K. Bosi, Die horizontale Mobilitat der europaischen Gesellschaft im
Mittelalter
undihre K.ommunikationsmittel, w: Zwischen Donau undAlpen, Festschrift fur N.
Lieb, "Zeitschrift rur bayerische Landesgeschichte" 35/1, 1972, s. 40; H.
Fichtenau, Soziale Mobilitat in Quellen des 10. undfruhen 11 Jht., w: Wirts-
chafts und Sozialhistorische Beitrdge, Festschrift fur A. Hoffmann, wyd. H.
Knittier, Munchen 1979, s. 11.
5. Bosi, Die germanische Kontinuitat, s. 17; J. Fleckenstein, Ministerialitat
und
Stadtherrschaft, Festschrift fur F. H. Beumann, Sigmaringen 1977, s. 349.
6. H. K. S ch u Iz e, Medimistik und Begriffsgeschichte, w: Festschrift H.
Beumann,
s. 395; H. Samsonowicz, Die Stande im Polen (w druku); S. Russocki,
Narodziny zgromadzeń stanowych, "Przegląd Historyczny" 59,1968, z. 2, s. 214;
tenże, Die mittelalterliche Stande als Kategorie der Gesellschaftschichtung, w:
ActaPo!oniaeHistorica4S, 1983, s. 5; tenże, Stany i ich zgromadzenia w krajach
niemieckich XIII-XVI w., w. Niemcy - Polska w średniowieczu, Poznań 1986,
s. 91; J. 'Bardach, Historia państwa i prawa Polski do połowy X V w.. Warszawa
1957, s. 189; por. Stddte und Standestaat, wyd. B. Tópfer, Berlin 1980, s. 13,
113,195; R. M.o\isnieT,LesHierarchies Socialesde 1450dnosjours,Paris 1969,
s. 19; J. Fleckenstein, Die Entstehung des niederen Adels und das Rittenum,
w: Herrschaft und Stand, wyd. J. Fleckenstein, Góttingen 1977, s. 21;
116
W. Rósener, Ministerialitat und Yasalitat niederadelige Ritterschaft im Her-
rschaftsbereich der Markgrafes von Baden vom 11. bis zum 14. Jh., tamże, s. 40;
G.
Duby, Les trois Ordres ou 1'imaginaire du feudalisme, Paris 1978; tenże, Des
societes medievales, Paris 1977, s. 9, 30; B. Tópfer, Stande und staatliche
Zentralisation in Frankreich und im Reich in der zweiten Halfe des 15. Jh.,
"Jahrbuch fur Geschichte des Feudalismus", l, 1977, s. 258; L. Kofler, Żur
Geschichte der Burgerlichen Gesellschaft, Berlin 1966, s. 498; F. Lousse, La
formation des ordres dans la societe mediwale, w: L'organisation Corporatwe,
II,
Louvain 1937, s. 69; D. Romagnoli, A. Tremo, M. Mazzo, Una discussione
sui trę ordini delta societd feudale, "Studi storici", 4, 1980, s. 761; U.
Arnold,
Standeherrschaft und Stdndekonflikte im Herzogtum Preussen, w: Standetum und
Staatsbildung m Brandenburg Preussen, wyd. P. Baumgart, Berlin 1983, s. 84; K.
Górski, Pierwsze czterdziestolecie Prus Królewskich. Geneza i tlo bezpośrednie
konfederacji stanów pruskich, Toruń 1952; t e n ż e: Początki reprezentacji
rycerst-
wa w stanach państwa krzyżackiego w Prusach w XV w., "Zapiski Historyczne"
33, 1968, z. 2, s. 131; A. Mączak, Rządzący i rządzeni. Warszawa 1986, s. 20;
W. P. Blockmans, A typology of represantatwe institutions m late medieval
history, "Joumal of Medieval History", 4, 1978, s. 189; J. Bardach, Un caso di
tardiva formazione delio stato modernę: La Polonia dal XV al XVIII secolo,
"Ouademi storici delie Marche", Settembre 1967, s. 416; K. Orzechowski,
O typologii zgromadzeń stanowych, "Historyka" 8, 1978, s. 81; F. Hartung,
Herrschaftsvertrage und standischer Dualismus m deutschen Territorien, w: Die
Geschichtiichen Grundlagen der modernen Volksvertretung, wyd. H. Rausch,
Darmstadt 1974, s. 28.
7. C. Levi-Strauss, Smutek tropików. Warszawa 1960, s. 189.
8. J. Dhont, Les "solidarites" medievales, "Annales FSC" 1957, s. 537; tenże,
"Ordres" ou "puissances?" Exemple des etats de Flandre, "Annales Economics,
Societes, Civilisations" 1950, s. 289.
9. S. Russocki, Typologie des assemblees pre-representatwes en Europę, w: XIII''
Congres Intemationale des Sciences Historiques, (Moscou 1970). Etudes
presentees a la Comm. pour 1'hist. assemblees d'etats, Varsovie 1975, s. 32.
10. Kółmer, Freiheit, s. 407.
11. Por. J. Bardach, Recepcja w historii państwa i prawa, "Czasopismo Praw-
no-Historyczne", 39, 1977, z. l; T. Levy-Bruhl, Sociologie du droit, Paris
1961, s. 118.
12. Na podstawie ksiąg sądowych ziemskich i miejskich z XV w. w Archiwum
Głównym Akt Dawnych w Warszawie.
13. M. Mitterauer, Probleme der Stratification m mittelalterlichen
Gesellschafts-
system, w: Theorien in der Praxis des Historikers, wyd. J. Kocka, Góttingen
1977,
s. 18; H. Samsonowicz, Stande und zwischenstdndische Beziehungen m Polen
im 15 Jh., "Jahrbuch fur Geschichte", t. 23, 1981. Podobnie K. Kriiger, Die
stdndischen Yerfassungen in Skandinavien. Modelle einer europaischer Typologie?,
"Zeitschrift fur Historische Forschung", 10, 1983, s. 129.
14. Album Studiosorum Unwersitatis Cracoviensis, wyd. A. Chmiel, t. I, Kraków
1887.
15. Bardach, Historia, s. 188, 366; I. Ihnatowicz, A. Mączak, B. Zientara,
Społeczeństwo polskie od X do XX iv.. Warszawa 1979, s. 109 nn. Por. G.
Schramm, Polen- Bohmen-Ungarn: Ubernationale Gemeinsamkeiten in der
politischen Kultur des spaten Mittelalters und der friihen Neuzeit, "Przegląd
Historyczny" 76, 1985, s. 417.
16. Concilia Poloniae, wyd. J. Sawicki, t. X, Wrocław 1963, 1402.
17. B. Zientara, Działalność lokacyjna jako droga awansu społecznego w Europie
środkowej XII-XIV, "Sobótka", 1981, l; D. Główka, Hospites w polskich
117
źródłach pisanych XII-XV w., "Kwartalnik Historii Kultury Materialnej"
dalej KHKM, 32, 1984, s. 371.
K. Buczek, Prawo rycerskie i powstanie stanu szlacheckiego w Polsce, "Przegląd
Historyczny", t. 69, 1978, s. l.
Kodeks dyplomatyczny Wielkopolski (dalej KdW), t. I, Poznań 1877, nr
122.
Preussisches Urkundenbuch, wyd. Philippi, C. B. Woelky, I, l, Konigsberg 1882,
nr 260. [
Starodawne Prawa Polskiego Pomniki, t. II, wyd. A. Z. Helcel, Warszawa 1856, |
s. 4, 97. |
MPH, t. II (Cronica Joanni de Czarnków), s. 624. |:
J. Bieniak, Knight Cians m medieval Polana, w: Polish Medieval Nobility, red. |
A. Gąsiorowski, Wrocław 1984, s. 123. |
J. Matuszewski, Nagana szlachectwa w Polsce w XV i XVI w., "Zeszyty!;
Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego", S. J, 1971, z. 77; W. S e mko wic z, Naga-1
na i oczyszczenie szlachectwa w Polsce w XIV i XV ni., Lwów 1899. ;'
A. Gąsiorowski,Pozoi'atn) Wielkopolsce w XIV-XV I wieku, Poznań 1965;H.
Samsonowicz,J. Wiesiołowski, Społeczeństwo polskie u progu czasów no-j
wożytnych, w: Pamiętnik XIII Zjazdu Historyków Polskich, Wrocław 1986,
s. 118.
Yolumina Legum, (1732), s. 32.
Tamże, s. 25.
lus Polonicum, wyd. J. W. Bandtkie, Warszawa 1831, s. 287.
lura Masoyiae Terrestria, wyd. J. Sawicki, Warszawa 1972, nr 25,38,39,65,66,
73,114,127. Por. dla stosunków niemieckich Th. Z o t z, Bischófliche Herrschaft,
Adel, Ministerialitdt und Bilrgertum m Stadt und Bistums Worms, w: Herrschaft^
md Stand, s. 114.
. Ihnatowicz i inni. Społeczeństwo, s. 167.
, lura Masoviae, II, nr 153, 164, 168, 178; III, nr 112.
, Bardach, Historia, s. 450; G. Dupeux, L'etude de la mobilite sociale. Quelques
problemes de methode, w: Conjoncture economique, structures sociales, Hommage
a E. Labrousse, Paris 1974, s. 79.
, Wszystkie dane na podstawie ksiąg miejskich Archiwum Głównego Akt Daw-
nych.
. Archiwum Państwowe w Gdańsku 300, 59, 6, 7, 8, 300.42.2.21', 4, 41'. Podobnie
jak w Toruniu, Warszawie czy Krakowie wymienione są już nazwiska i w przy-
padku obcości miejsce pochodzenia. Dla operacji kredytowych mieszczanina
gdańskiego status prawny jego kontrahenta miał mniejsze znaczenie.
. K. Tymieniecki interpretował w ten sposób, że byli to mieszczanie pochodzenia
szlacheckiego: Szlachta-mieszczanie is Wielkopolsce 1400-1475, "Miesięcznik
Heraldyczny", XV-XVI, 1936-1937, s. 168, 182, 184.
. Teki Pawińskiego: Księgi sądowe brzesko-kujawskie, łęczyckie. Warszawa
1899-1903, I, III, IV, V oraz AGAD.
. L. Ł y siak. Statuty Kazimierza Wielkiego w małopolskiej praktyce sądowej
XV w. "Małopolskie Studia Historyczne", XIX, l, 1976, s. 25 nn.
. AGAD; Tymieniecki, Procesy twórcze, s. 43, 118. W Płocku prośba rady do
Torunia o pouczenie (148) ile wynosi główszczyzna za mieszczanina: Zbiór
dokumentów i listów miasta Płocka, wyd. S. M. Szacherska, 1.1, Warszawa 1975,
nr 109.
. Tymieniecki, Szlachta-mieszczanie, s. 162; tenże, Procesy twórcze, s. 76
i inne jego prace; A. Gąsiorowski, Ludność napływowa w strukturze społecznej
późnośredniowiecznego Poznania, "Studia i Materiały do Dziejów Wielkopolski
i Pomorza", 22, 1975, s. 12.
118
40. H. Samsonowicz, Badania nad kapitałem mieszczańskim Gdańska w II poi.
XV w.. Warszawa 1960, s. 105 nn.
41. Zestawia je i omawia S. Gierszewski, Obywatele miast Polski przedrozbioro-
wej, Warszawa 1973, s. 5 nn.
42. K. Kaczmarczyk, Księgi przyjęć do prawa miejskiego w Krakowie 1392-1506,
Kraków 1910; E. Keyser, Die Beyolkerung Danzigs und ihre Herkunft im 13.
und 14 Jh., Danzig 1928; E. Koczorowska-Pielińska, Rzemiosło średnio-
wiecznej Warszawy do 1525 r. (w druku); A. Gilewicz, Przyjęcia do prawa
miejskiego we Lwowie w latach 1405-1604, w: Studia z historii społecznej i gos-
podarczej poświęcone prof. dr. Franciszkowi Bujakowi; T. Ślawski, Studia nad
ludnością Biecza w wiekach XIV-XVII, "Małopolskie Studia Historyczne" l,
1958, z. 3-4; M. Toeppen, Burgerrechtsbuch der Stadt Marienburg, "Alt-
preussische Monatsschrift", t. XXXVIII, 1901.
43. Gąsiorowski, Ludność napływowa, s. 12 nn.
44. H. Samsonoviicz,"Suburbium" in the late middle ages, "Review", New York,
V, l, 1981, s. 311. Tamże literatura.
45. Por. materiały sesji w Monachium z 1986 r. Die Stdnde im Mitteleuropa im
Mittelter, wyd. H. Boockmann (w druku).
46. K. Buczek, Prawo rycerskie i powstanie stanu szlacheckiego, "Przegląd His-
toryczny" 69,1978,z. l, 23 nn.
47. Fleckenstein, Mnisterialitat, s. 361.
48. Raił, Zeitgeschichtiiche Zuge, s. 241; Duby, Les trois ordres, s. 10; J.
Batany,
Les "Trois Fonctions" aux "Trois Etats"^, "Annales ESC" 1963, s. 933; A.
Jouanna,OrdreSociafc,Paris 1977, s. 108; por. P. Lew i s. La France a lafindu
Moyen-Age, Paris 1977, s. 21; O. G. O ex l e, Tria generi hominum. Żur
Geschichte
eines Deutungsschemas der Sozialen Wirklichkeit in Antike und Mittelalter, w:
Institution, Kultur wid Geselschaft im Mittelalter, wyd. L. Fenske, W. Rósener,
Th. Zotz, Sigmaringen 1984, s. 483; Fichtenau, Soziale Mobilitdt, s. 29.
49. A. Buck, Dante und die Ausbildung des italienischen Nationalbewusstsein, w:
Aspekte der Nationalbildung, s. 489.
50. A. Vidmanova, Die mittelalterliche Gesellschaft, s. 323.
51. Lehmann, Die Parodie, s. 68, 86.
52. Wunder, Der dumme und schleue Bauer, s. 34.
53. H. Pirenne, Les villes du Moyen-Age, Bruxelles 1927, s. 103; F. Rorig, Die
ewopaische Stadt, w: Propylaen-Weltgeschichte IV, 1932, s. 280; H. Planitz,
Die deutsche Stadt im Mittelalter von der Romerzeit bis su den Zunftkampfen,
Graz 1954, s. 86; E. Ennen, Die ewopaische Stadt des Mittelalters, Góttingen
1972, s. 105; J. Lestoquy, Les villes de Flandre et d'Italie sous le gowemement
des patriciens (XI'-XVI" s.), Paris 1952, s. 31; G. Luzzato, Les actirites
economiques du patriciat venitien (X'-XIV s.), "Annales d'Histoire Economi-
que et Sociale" IX, 1937, s. 25; K. Tymieniecki, Podgrodzia w północ-
no-zachodniej Slowiańszczyznie i pierwsze lokacje miast na prawie niemieckim,
"Slavia Occidentalis" II 1922, s. 89; B. Zientara, U początków szczecińskiego
patrycjatu, "Przegląd Historyczny" 53, 1962, z. 4, s. 780.
54. H. Samsonowicz, Uwagi nad średniowiecznym patrycjatem miejskim w Euro-
pie, "Przegląd Historyczny" 49,1958, z. 3. Ten temat omawia bogata literatura
przedmiotu, z której tytułem przykładu - tylko dla Polski - wymienić można:
A. Gieysztor, Les origines de la ville slave, w: Settimana di studio del Centra
Italiano di Studi sull'alto medioevo, VI Spoleto 1959; R. Gródecki, Początki
rady miejskiej w Krakowie, "Roczniki Dziejów Społ. i Gosp. 25, 1963; Z.
Kaczmarczyk, Początki miast polskich, zagadnienia prawne, "Czasopismo
Prawno-Historyczne" 13, 1961, z. 2; G. Labuda, Miasta na prawie polskim,
"Studia Historica", Warszawa 1958; W. Kuhn, Die Entstehung der deutscfh-
119
rechtiichen Stadt Płock, "Zeitschrift fur Ostforschung" 13,1964; F.Lenczow-
ski, Ze studiów nad problemami miast śląskich do końca XIV iv., Opole 1965; K.
Maleczyński, Najstarsze targi w Polsce i stosunek ich do miast przed kolonizacja
na prawie niemieckim. Lwów 1926; A. Rutkowska-Plachcińska, Gmina
miejska w początkach XIII wieku w Polsce, "Medium aevum", Warszawa 1962;
A. W ę d z k i. Początki reformy miejskiej w środkowej Europie do połowy XIII
w.,
Warszawa 1974; M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast i mieszczańst-
wa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław 1986; B. Z i e n t a r a, Działalność
lokacyj- |j
na jako droga awansu społecznego w Europie środkowej XII-XIV w., "Sobótka" |
1981, l; tenże. Źródła i geneza "prawa niemieckiego" na tle ruchu osadniczego*^
w Europie zachodniej i środkowej 10 XI-XII w., "Przegląd Historyczny" 69,
1978, z. l. j
55. T. Lalik, Funkcje miast i miasteczek w Polsce późnego średniowiecza, KHKM
1975, z. 4; H. Samsonowicz, Liczba i wielkość miast późnego średniowiecza
Polski, "Kwartalnik Historyczny" 96, 1979, z. 4.
56. Por. H. Samsonowicz, Elita władzy w małych miastach Polski w późnym
średniowieczu, w: Genealogia - kręgi zawodowe i grupy interesu w Polsce
średniowiecznej na tle porównawczym pod red. J. Wroniszewskiego, Toruń
1989, s. 145; A. Gąsiorowski, Członkowie władz Kalisza w pierwszej polowe
XV wieku, "Rocznik Kaliski" 18, 1985, s. 27.
57. Haupttendenzen der europdischen Stadtgeschichte, wyd. E. Uitz, Magdeburg;
1974; A. Gieysztor, Geneza miast polskich i ich dzieje do końca XV w., w:
Miasta polskie w tysiącleciu, Wrocław 1965; Die Stadt am Ausgang des Mittelal-
ters, wyd. W. Rausch, Linz/Donau 1974; Stadt in der Geschichte, Sigmaringen
1980; Stadtische Filhrungsgruppen und Gemeinde in der werdenden Neuzeit,
14.-16.Jh., wyd. W. Ehbrecht, Koln 1980; Untersuchungen żur Gesellschaft-^
lichen Struktur der mittelalterlichen Stddte in Europa, "Vortage und Forschun-
ge" II, Konstanz 1966; J. Wiesiołowski, Socjotopografia późnośredniowiecz-
nemu Poznaniu, Warszawa 1982.
58. Ostatnio D. Główka, Hospites w polskich źródłach pisanych XII-XV w.,
KHKM, 32, 1984, z. 3, s. 371.
59. Ogólnie na ten temat: S.'R'assocki,Kilkauwagotsw. "rinermessig mań" Księgi
elbląskiej, "Przegląd Historyczny" 48,1957;K.Buczek,Ota^.za)aMyw"nttw-
messig mań" Księgi elbląskiej, "Czasopismo Prawno-Historyczne" XII 1960.
60. B. Zientar a. Przełom w rozwoju miast środkowoeuropejskich w pierwszej
połowie
XIII w., "Przegląd Historyczny 67, 1976, z. 2; Wędzki, Początki, s. 53.
61. KdW, nr 290; Zbiór dokumentów i listów miasta Płocka, nr 9; Codex
diplomaticus
Silesiae (dalej skrót CdS), nr 269; Kodeks dyplomatyczny Krakowa, nr l.
62. KdW, lata: 1288, 1299-1311, 1319.
63. ZP, nr 25 z 1338 r., nr 47 z 1381 r.
64. KdW, lata: 1285, 1303, 1319.
65. Zbiór dokumentów małopolskich (dalej skrót ZM) lata 1285, 1292, 1294.
66. KdW lata 1292, 1310, 1312, 1316.
67. Najstarsze księgi i rachunki miasta Krakowa od r. 1300 do 7400, wyd. F.
Piekosiń-
ski i J. Szujski, Kraków 1878.
68. Zientara, Działalność lokacyjna, s. 56.
69. Księga Henrykowska, wyd. R. Gródecki, Poznań 1949,1, 9. 10, s. 285 mi.; Jura
Masoviae, nr 20, 26, 28, 30 i in.
70. S. Vilfan, Stadt und Adel, w: Die Stadt am Ausgang des Mittelalters, wyd. W.
Rausch, Linz 1974, s. 65; K. Bosi, Die gesellschaftliche Struktur Regensburg im
Mittelalter, Festschricht H. Aubin, Wiesbaden 1965, s. 466; tenże, Reichs-
ministerialitdt der Sailer und Staufer, t. I-II, Stutgart 1950- 1951; H. Rabę,
Friihe Stadion der Ratsverfassung in den Reichsiandstadten, w: Beitrdge zum
120
Spdtmittelalterliche Stadtwesen, wyd. B. Diestelkamp, Kółn-Wien 1982, s. 15;
F. Schwind, Beobachtungen żur Lagę der nachstaufischen Reichsministerialitdt
in der Wetterau und am nordlichen Oberrhein, tamże, s. 74, 37; por. też Ch.
Higounet, Die Milites m den Stddten Sudwestfrankreichs vom 11. bis zum 13.
Jh., tamże, s. 95, 99.
71. F. Graus, Chudina mestska v dobę predhusitske, Praha 1949, s. 9; B. Geremek,
Ludzie marginesu w średniowiecznym Paryżu, Wrocław 1971, s. 4 im.
72. Bogucka, Samsonowicz, Dzieje, s. 140, 161.
73. J. Kuliszer, Powszechna historia gospodarcza średniowiecza i czasów nowo-
źytnych,t. I, Warszawa 1961, s. 202; Historia Polski pod red. T. Manteuffla,
1.1,
cz. l. Warszawa 1956, s. 384; P. Kriedte, H. Medick, J. Schlumbohm,
Industrialisierung vor der Industrialisierung, Gottingen 1978, s. 58; K. D.
Bech-
told, Zunftbiirgerschaft und Patriziat. Studien żur Sozialgeschichte der Stadt
Konstanz im 14 u. 15 Jh., Sigmaringen 1981, s. 51; F. Horsch, Die Konstamer
Zunfte in der Zeit der Zunftbewegung bis 1430, Sigmaringen 1979, s. 29; B.
C h e v a l i e r, Corporations, conflits politiques et paix sociale en France
aux XIV et
XV s., "Revue Historique" 268, 1982, s. 23; J. P. Sosson, Die Korperschaften
in den Niederlanden und Nordfrankreich: Neue Forschungsperspektwen, w: Gilde
und Korporation in den Nordeuropaischen Stddte des spdten Mittellaters, wyd. K.
Freidland, Kółn-Wien 1984, s. 74; G. A. Blom, Der Ursprung der Gilden in
Norwegen und ihre Entwicklung in den Stddten des Mittelalters, tamże, s. 5;
H. Zaremska, Bractwa w średniowiecznym Krakowie, Wrocław 1977, s. 112;
Bogucka, Samsonowicz, Dzieje; J. P t a ś n i k. Miasta i mieszczaństwo w daw-
nej Polsce,'Warszawa 1949; Ł. Chat ćwicz ów a. Lwowskie organizacje zawodo-
we za czasów Polski przedrozbiorowej, Lwów 1929; K. Arłamowski, Dzieje
: przemyskich cechów rzemieślniczych w dawnej Polsce, Przemyśl 1931;S.Herbst,
Toruńskie cechy rzemieślnicze, Toruń 1933; M. Bogucka, Gdańsk jako ośrodek
produkcyjny w XIV-XVII w., Warszawa 1962; A. Chmiel, Godła rzemieśl-
nicze i przemysłowe krakowskie od połowy XIV aż do XX w., Kraków 1922;
W. Chotkowski, Rzemiosła i cechy krakowskie w XV w., Kraków 1891;
E. Koczorowska-Pielińska, Rzemiosło starej i nowej Warszawy do 1525 r.,
w: Z dziejów rzemiosła warszawskiego, pod red. B. Grochulskiej i W. Prusa,
Warszawa 1983; K. Maleczyński, Kilka uwag nad procesem powstawania
miejskich cechów na przykładzie miast śląskich, "Przegląd Historyczny" 1957, z.
4; L, Fromm, Studien żur Geschichte der Zunfte. m Striegau, Breslau 1938;
G. Ciune, Medieval Gila. System, London 1934; E. Coornaert, Les Ghildes
medievales (V-XIV s.}, "Revue Historique" 1948, l; G. v. Below, Żur Ges-
chichte des Handwerks md der Gilden, "Historische Zeitschrift" 1911; F. W.
Keutgen, Amter und Zunfte, Jena 1903; K. D. Bechtold, Zunftbwgerschaft
und Patriziat, Sigmaringen 1981; F. Horsch, Die konstanzer Zunfte in der Zeit
der Zunftbewegung bis 1430, Sigmaringen 1979; O. G. Oexle, Die mittelalter-
lichen Gilden und ihr Beitrag żur Formung sozialer Strukturen, w: Soziale Ord-
nungen, s. 203; M. Mitterauer, Żur familienbetrieblichen Struktur im
ziinftischen Handwerk, w: Wirtschafts- und Sozialhistorische Beitrdge, s. 190;
A.
S w anso n, The Illusion of Economic Structure: Craft Guilds in Łatę Medieval
English Town, "Past and Present" 421, 1988; Michaud-Quantin, Univer-
sitas, s. 147, 179 rm.
74. Bogucka, Gdańsk, s. 289; Herbst, Toruńskie cechy, s. 317.
75. Na podstawie Cracovia artificum, wyd. J. Ptaśnik, 1.1 - V, Kraków 1917-1936.
Por. dla Anglii S w anso n, The Illussion, s. 29.
76. Kodeks dyplomatyczny miasta Krakowa, t. II, s. 305.
77. Lalik, Funkcje miast, s. 564; H. Samsonowicz, Soziale und Wirtschafatliche
121
Funktionen der Kleinstadte im Polen des 15 Jh., ,-Jahrbuch fur Geschichte des
Feudalismus", t. 2, 1975, s. 191.
78. A.Gąsiorowski, Pogranicze wielkopolsko-kujawskie w dobie rozwoju gospoda-
rki czynszowej, w: Studia z dziejów ziemi mogileńskiej pod red. C. Łuczaka
Poznań 1978, s. 135; AGAD, księga miejska Warty, Szreńska, Konsystorska
pułtuska l; Dokumenty Miast 3429; (Mstów) 3505, 3506 (Zagórów); S. Pazy-
ra. Geneza i rozwój miast mazowieckich. Warszawa 1959, s. 357.
79. Bogucka, Gdańsk, s. 301.
80. Samsonowicz, Rzemiosło wiejskie, s. 49; A. Gilewicz, Przyjęcia do prawa
miejskiego we Lwowie w latach 1405-1604, w: Studia poświęcone ... Bujakowi
s. 398.
81. G.Heckenast, Forms of Enterprises and their Hierarchy m Hungary's. Industry
m the 14-18"' Cent., 12 Settimana di Studio Istituto Datini, Prato 1980 tv/
druku); S. Szucs, Das Stadtewesen in Ungarn in 15-17Jh., w: La Renaissance
et la Reformation en Polegnę et en Hongrie, Budapest 1963, s. 97; O. R. H a lag
a
Pentapolis-OstsIowakische Stategemeinschaft und ihre Handwerkerbunde, w:
Mestske prrno v 16-18 stoleti w Europę, Praha 1982, s. 48. Por. też uwagi
o różnych cechach nietypowych B echtol d, Zwftburgerschaft, s,51;S.Molt-
ke, Die Leipziger Kramerinnung im 15. u 16. Jh., Leipzig 1901, s. 9; Pischer,
Armut, s. 29; H o r s ch, Die Konstamer Ziinfte, s. 29. Odrębną sprawą byty
cechy
narodowe czy etniczne. E. Hoffmann, Die Schleswiger Knutsgilde als
moglichtes Bindeglied zwischen westmitteleuropaischen md nordischen Gildenwe-
sen, w: Gilde und Korporation, s. 51; Z. Korby, Koniglichddnische Kaufleute,
tamże, s. 41.
82. J.Wyrozumski, Związki czeladnicze w Polsce średniowiecznej, "Przegląd His-
toryczny" 1977, z. l, s. 1-14, tamże literatura; Zaremska, Bractwa, s. 65;
Herbst, Toruńskie cechy, s. 27; M. Zmyślony, Die Briiderschaften in Lubeck
bis żur Reformationen, Kieł 1977, s. 25 nn,; por. F. Kiryk, Bractwo religijne
kowali u Bochni w latach 1462-1599, "Zeszyty Naukowe UJ", 469, Prace
Historyczne, z. 56, 1977, gdzie mowa o funkcjach religijno-spoiecznych bractw
rzemieślniczych. Por. też J. F. Sosson, Corporation etpauperisme aux XIV et
XV s. Le salariat du batiment en Flandre et en Brabant et notamment a Bruges,
"Tijdschrift vor Geschiedenis" 92, 1979, s. 557.
83. Por. C. Leyy-Leboyer, L'ambition professionelle et la mobilite sociale,
Paris
1971, s. 56, 84, nn.
PRZYPISY rozdział 5
l. A. Karłowska-Kamzowa, Malarstwo śląskie 1250-1450, Wrocław 1979,
s. 68; M. Bóbr, Rola malarstwa ściennego wśród innych form nauczania parafial-
nego w XIV i XV w., w: Sprawozdania Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół
Nauk, Wydział Nauk o Sztuce (dalej Sprawozdania), nr l O l, 1983, Poznań 1984,
s. 65.
140
10
11
12-
13
H. Boockmann, Wort wid Bild m der Prommigkeit des spdteren Mittelalters,
"Pirckheimer Jahrbuch" 1985, t. I, Bild und Wort, s. 27.
J. Le Goff, Inteligencja w wiekach średnich. Warszawa 1966.
J. Krzyżaniakowa, Eruditio et scientia w Długoszowych wizerunkach władców
i biskupów, w: Mente et Litteris, Poznań 1984, s. 279.
The Worid of Alfonsa the Learned andJames the Conqueror. Intellect and Force in
the Middle Ages, wyd. R. J. Bums, Princeton NY 1985.
Krzyżaniakowa, Eruditio, s. 273.
B. Kurbis, Refleksja nad szkołą w średniowieczu, w: Sprawozdania, s. 23.
Tamże, s. 31.
E.Wiśniewski, Siec szkół parafialnych w Wielkopolsce i Małopolsce w począt-
kach XVI w; "Roczniki Humanistyczne" 15, 1967, z. 2, s. 85; D. Żołądź,
Szkoły parafialne w średniowiecznej Polsce, w: Sprawozdania, s. 35.
Por. J. Le Goff, Kultura średniowiecznej Europy, Warszawa 1970; G. Duby,
R. Mandrou, Historia kultury francuskiej. Warszawa 1965, s. 115.
L. Kościelak, Wykształcenie synów książąt {wielmożów ruskich w X-XII w.,
w: Sprawozdania, s. 49; S. Franklin, Literacy and Documentation in Early
Medieval Russia, "Speculum", 60, 1985, nr l, s. l nn.
, C. M. Cipolla, Literacy and Development in the West, London 1969, s. 50 nn.
, Tak też R. Engelsing, Analphabetentum und Lekturę, Stuttgart 1973 s. l nn.;
M. B. Parkus, The Literary of the Laity, w: The Medieval Worid, wyd.
D. Daiches, B. Thoriby, Berkeley 1973, s. 555; E. Potkowski, Książka
rękopiśmienna w kulturze Polski średniowiecznej. Warszawa 1984, s. 50 nn.
Por. A. v. Brandt, Geistliche als Kaufmannschreiberpersonel im Mittelalter,
"Zeitschrift des Vereins fur Lubeckische Geschichte und Altertumskunde" 38,
14.
15.
16.
17
1958,s. 164.
W. Korta, Rola kulturalna średniowiecznej kancelarii, w: Studia z dziejów
kultury i ideologii, Wrocław 1968, s. 65.
Tytułem przykładów: I, Sułkowska-Kurasiowa, Polska kancelaria królews-
ka w latach 1447-1506, Wrocław 1967; M. Priedberg, Kancelaria miasta
Krakowa do połowy XVIII w., "Archeion", t. 24, 1955, s. 280; H. Piskorska,
Organizacja władz kancelarii miasta Torunia do 1763, Toruń 1956, s. 45 nn.
Por. m.in. A. Bruckner, Dzieje kultury polskiej, 1.1, Kraków 1930, s. 547 i nn.;
J.Lewański,0 przeznaczeniu, funkcjonowaniu i zasięgu dziel literackich XIV
wieku, w: Sztuka i ideologia XIV w., pod red. P. Skubiszewskiego,Warszawa
1975, s. 135; tenże, Style piśmiennictwa polskiego w XV wieku, w: Sztuka
i ideologia XV wieku, pod red. P. Skubiszewskiego, Warszawa 1978, s. 241;
tenże, Polska pisząca w XIV i X Vw., w: Polska dzielnicowa i zjednoczona, pod
red. A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 504; J. W o r on c żak. Polskość i
europejs-
kośc literatury naszego średniowiecza, w: Problemy literatury staropolskiej.
Ser. I,
pod red. J. Pelca, Wrocław 1972, s. 11 nn. H. Kowalewicz, Zasób, zasięg
terytorialny i chronologia polsko-łaciriskiej liryki średniowiecznej, Poznań
1967; T.
Borcz, Polskie modlitewniki XV i XVI stulecia, "Studia Pelpińskie", I, 1969,
s. 75; tenże. Literatura religijna w Polsce średniowiecznej, t. I-III, Warszawa
1902-1904; J. Łoś, Początki piśmiennictwa polskiego. Lwów 1922; J. Wiesio-
łowski, Społeczeństwo a książka w późnośredniowiecznym mieście polskim. Po-
znań i jego osiedla przedmiejskie w XV w. i na początku XVI w., "Studia
Żródloznawcze" 23,1978, s. 65; Potkowski, Książka rękopiśmienna, s. 45 nn.;
Bruckner, Polska literatura średniowieczna, w: III Powszechny Zjazd His-
toryków Polskich, Sekcja I, Kraków 1900, s. l.
A.Wyczański, Oświata a pozycja społeczna w Polsce XVI stulecia. Próba oceny
umiejętności pisania szlachty województwa krakowskiego w drugiej pół. XVI wie-
ku., w: Społeczeństwo staropolskie, t. I, Warszawa 1976, s. 27.
18
19
141
W. Urban, Umiejętność pisania w Mafopolsce w drugiej połowie XVI w., "Prze-
gląd Historyczny", 68, 1977, z. 2, s. 231.
J. Wiesioiowski, Ambroży Pampowski - starosta Jagiellonów. Z dziejom
awansu społecznego na przełomie średniowiecza i odrodzenia, Wrocław 1975
s. 146, 158, 170.
Archiwum Państwowe w Gdańsku, 300, 52, 604, 617, 689, 691, 1068.
Codex epistolaris saeculis XV, 1.1, wyd. A. Sokolowski, J. Szujski, Kraków 187fi
nr 180,z r. 1460.
Jura Masoviae, s. 23, 24, 29.
Por. przykładowo: Krakowski krąg Mikołaja Kopernika, "Zeszyty Naukowe
UJ" 314, Prace Historyczne 42, Kraków 1973, gdzie rozprawy M. Markow-
skiego, B. Modelskiej-Strzeleckiej, Z. Pawlikowskiej-Brożek, J. Zatheya,
M. Zwiercana.
Potkowski, Książka, s. 137, 167, 179 nn. Por. też: M. Hornowska,
H.Zdzitowiecka-Jasieńska, Zbiory rękopismiennicse w Polsce średniowiecz-
nej, Warszawa 1947.
Epistolae Johannis Diugossii, w: Opera omnia, cura A. Przezdziecki, t. I, Craco-
viae 1887.
Poeci polscy od średniowiecza do baroku, opr. K. Żukowska, Warszawa 1977,
s. 62.
Archiwum Państwowe w Gdańsku 300. R. Fol. F. 4. 300. D. 71, nr 58.
Zbiór dokumentów małopolskich, wyd. J. Sułkowska-Kuraś i S. Kuraś, Wrocław,
nr 212,216,217,218; AGAD, Dokumenty miast, 3522, 3527,3554,6219,3439,
3456, 4053.
J. Dworzaczkowa, Dziejopisarstwo gdańskie do połowy XVI wieku, Gdańsk
1962, s.139.
Por. Biblioteka Polskiej Akademii Nauk w Gdańsku, rkps 600, 604. Por. także
Dworzaczkowa, Dziejopisarstwo, s. 175.
Archiwum Państwowe w Gdańsku 300. 82.2, s. 2; AGAD.
Tamże.
, Briickner, Dzieje kultury, t. I, s. 444.
AGAD, Księga miejska Łodzi l.
, Potkowski, Książka, s. 216.
Archiwum Państwowe w Gdańsku, Dokumenty, 300. W. 7 nr 152-212.
, AGAD. Także Księga ławnicza wyd. J. Smółka, Z. Tymińska, Przemyśl 1936;
Zbiór dokumentów i listów miasta Płocka.
. H. Samsonowicz, Liczba i wielkość miast późnego średniowiecza Polski,
"Kwartalnik Historyczny" 96, 1979, z. 4.
. Tamże na podstawie szacunków. Por. Wiesiołowski, Społeczeństwo, s. 65.
. Potkowski, Książka, s. 210.
, AGAD. Por. L. Zalewski, Chłop bibliofil z XV w., Lublin 1946, s. 5 nn
(proboszcz chłopskiego pochodzenia).
. AGAD. Księga miejska Sieradza I, s. 12, 78.
. E. Wiśniewski, Uwagi o liczebności miejskiego szkolnictwa parafialnego w Pol-
sce i w Czechach u schyłku średniowiecza, w: Kultura elitarna a kultura masowa
w Polsce późnego średniowiecza, Wrocław 1978, s. 207.
. F. Smahel, Piśmienność warstw ludowych vs Czechach u XIV i XV w. tamże,
s. 189;
. Por. Księgę sądową wsi Barycz, Bibl. Ossolineum, rkps 3598; Najstarsza księga
sądowa wsi Trzesniowa, 1419-1609, wyd. M. Polaczkówna, Lwów 1923; Das
Schoffenbuch der Dorfgemeinde Krzemienica 1454-1482, wyd. F. Dóubek,
H. Schmid, Leipzig 1931.
. Wolff, Les origines, s. 99.
142
49. Na ten temat por. S. Czarnowski, Kultura, Warszawa 1948, s. 247.
50. A. Briickner, Traktat Parkoszów ortograficzny, "Prace Filologiczne", t. VI,
s. 645. Por. J. Zarębski, Rola języka polskiego w nauczaniu szkolnym w Polsce
XVI w., Wrocław 1955, s. 16.
51. Por. A. Sołtan, Warszawskie środowisko umysłowe w XV w. i początku XV I, vi:
Warszawa średniowieczna, z. 2, Warszawa 1975, s. 264 nn.
52. Te i dalsze przykłady na podstawie ksiąg sądowych miast.
53. Biblioteka Jagiellońska, rkps 816, fol. l r.
54. Biblioteka Kapitulna w Gnieźnie, rkps. 143 s. 280 r.
55. Wielkopolskie roty sądowe XIV- XV wieku, zebrali i opracowali H. Kowalewicz
i W. Kuraszkiewicz, t. I: Roty poznańskie, Poznań 1959, t. II: Roty pyzdryskie,
Warszawa 1960; Mazowieckie zapiski i roty sądowe, wyd. A. Kuraszkiewicz
i A. Wolff, Warszawa 1950; AGAD, Wyszogrodzkie ziemskie dissoluta.
56. Por. A. Briickner, Polska literatura, s. l; tenże. Drobne zabytki jeżyka
pol-
skiego X V w. Pieśni, modlitwy, glosy, "Rozprawy AU, Wydz. Filologiczny" 25,
1897, s. 206; J. Łoś, Początki piśmiennictwa polskiego, Lwów 1922; J. Lewań-
s k i, Polska pisząca w XIV i XV w; w: Polska dzielnicowa i zjednoczona, pod
red.
A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 504.
57. S. Borowski, Przysięga dowodowa w procesie polskim późniejszego średniowie-
cza, Warszawa 1926, s. 54; Bardach, Historia państwa, s. 553; Potkowski,
Książka, s. 50; tenże, Pismo i społeczeństwo w Polsce późnego średniowiecza
{XIV-XV w.), "Przegląd Humanistyczny" 22, 1978, nr 12, s. 23, 35; 1979, nr
l, s. 41.
PRZYPISY rozdział 6
1. S. Nowakowski, Geografia jako nauka, w: Wielka geografia powszechna. War-
szawa 1937, s. 7.
2. F. Ohiy, Vom geistigen Sinn des Wortes im Mittelalter, Darmstadt 1966, s. 9.
3. J. Strzelczyk, Goci - rzeczywistość i legenda. Warszawa 1984.
4. Nowakowski, Geografia, s, 46.
5. Pernoud, Pow en finir, s. 59.
6. Krogmann, Unwersitat und Partikularitdt, s. 145.
7. W. Lammers, Żur Volksfrómmigkeit im 12. Jh. nordlich der Elbę, "Sitzungs-
bericht des Wissenschaftliche Geschichte an der Johann-Goethe Universitat
Frankfurt/M., t. XIX, nr 2, Wiesbaden 1982.
8. J. Baltrusaitis, Le Moyen Agę fantastique, Paris 1955, s. 7; C. Kappler,
Monstres, Demons et mermiles a lafin du Moyen-Age, Paris 1980, s. 12, 19 nn.
9. Wg Nowakowski, Geografia, s. 207.
10. P. Lavedan, Representation des villes dam l'art du Moyen-Age, Paris 1954, s.
9.
11. J. V e r do n, Les loisirsen France au Moyen Agę, Paris 1980, A. d. v. d.
Brincken:
"... ut describetur..." s. 277.
12. Por. Z. Ameisenowa, Kodeks Baltasara Behema, Warszawa 1961, ryć. 12.
13. '!i.PiTeane,MahometetCharlemagne,PsLńs 1937.Por.A.Riising, Thefateof
Henri Pirenne theses, Ciassica et Medievalia, w. The Pirenne Thesis, wyd. A. F.
Havighurst, Boston 1958.
14. Por. Nowakowski, Geografia, s. 200 nn.
15. J. Brondsted, Vikingerne, Kobenhayn 1960; G. Jones, A History of the
165
Vikings, London 1968; P. H. Sawyer, The Agę of the Vikings, London 1962;
Nowakowski, Geografia, s. 197.
J. P. Roux, Średniowiecze szuka drogi w świat. Warszawa 1969, s. 16.
A. Dupront, Antropologie du sacre et cultes populaires. Histoire et vie de
pelerinage en Europę Occidentale, w: Miscellanea Historiae Ecdesiaticae, 5,
1974,
s. 235; L. Schmugge, Die Anfange des organisierten Pilgerverkehrs im Mit-
telalter, "Quellen und Forschungen aus italienischen Archiven und Biblio-
theken", t. 64, 1984, s. l nn. Por. Wallfahrt kennt keine Gremen, wyd. L.
Kriss-Rettenbeck, G. Móhler, Munchen-Zlirich 1984.
L. Vazquez de Parga, J. M. Lacarra, J. Uria Riu, Las peregrinaciones
a Santiago de Compostella, 1.1, Madrid 1948; Y. Bottineau, Les chemins de St.
Jacques, Paris 1966.
Schmugge, Die Anfange, s. 83.
Regesten der Liibecker Biirgertestamente des Mittelelters, wyd. A. v. Brandt, t.
I, Lubeck 1964, nr 3, 5.
M. Koskę, Soest und das mittelalterliche Pilgerwesen, "Soester Zeitschrift" 98,
1986, s. 62.
F. K m i et o wic z. Niektóre problemy napływu kruszcu srebrnego na ziemie
polskie
we wczesnym średniowieczu, "Wiadomości Numizmatyczne", 16, 1972, z. 2, s.
65.
H. Samsonowicz, Handel dalekosiężny na siewach polskich w świetle najstar-
szych taryf celnych, w: Społeczeństwo. Gospodarka. Kultura, Warszawa 1974, s.
289.
R. F o ssie r, Enfance de l'Europę X'-XII" s. Aspects economiyues et sociaux, t.
I-II, Paris 1982.
. H. Samsonowicz, Ziemie polskie w opiniach Niemców w średniowieczu, w:
Polska-Niemcy w średniowieczu, Poznań 1986, s. 314.
, B. Zientara, Henryk Brodaty i jego czasy. Warszawa 1975, s. 128.
Kodeks dyplomatyczny miasta Krakowa, wyd. F. Piekosiński, Kraków 1879, nr l.
Roux, Średniowiecze, s. 44, 83.
Tamże; Nowakowski, Geografia, s. 202.
Roux, Średniowiecze, s. 80.
, R. Ch. Schwitiges,Deutsche Universitatsbesucher im 14. und 15. Jh., Stuttgart
1986, s. 495, 619.
. K.Arlamowski, Dzieje przemyskich cechów rzemieślniczych w dawnej Polsce,
Przemyśl 1981, s. 67.
, P. S3Ltdetia,Nouvellesetspeculationesd VemseaudebutduXVIs.,'Pa.ńs 1947,s.
56; H. Samsonowicz, Późne średniowiecze miast nadbałtyckich. Warszawa
1968, s. 220.
Roux, Średniowiecze, s. 95.
, Widmar, Heilsordnung, s. 119.
, Por. rozdz. IV; też Dupeux, L'etude, s. 79.
, Tu por. M. Małowist, Wschód a Zachód Europy w XIII-XVI wieku. War-
szawa 1973.
, B. Z ientara, Kryzys agrarny w Marchii Wkrzanskiej w XIV wieku, Warszawa
1961.
, M. Biskup, G. Labuda, Dzieje Zakonu Krzyżackiego w Prusach, Gdańsk
1986, s. 361; N. Boockmann, Der Deutsche Orden, Munchen 1982, s. 151.
. Małowist, Konkwistadorzy portugalscy. Warszawa 1976.
. Nowakowski,Geo^ra/ia,s.218;J. G. Da Sil v a. Dzieje ekspansji portugalskiej,
Gdańsk 1988.
166
42. V. Magelhaes-Godinho, L'emigration portugaise du XV siecle a nos jours.
Histoire d'une constante structurale, w: Conjwture economique, s. 254.
43. ].'Vielliaid,Pelerinsd'EspagnedlafinduMoyenAge,w.HomenayeaAntonio
Rubió: Lluch, Barcelona 1936, s. l nn.
44. J, Tazbir, Ziemianin-źeglarz-podróźnik morski. Kształtowanie się stereotypów
w kulturze staropolskiej, "Odrod2enie i Refomacja w Polsce", XXII, 1977, s.
124.
PRZYPISY rozdział7
1. A.Gieysztor, Więź narodowa i regionalna w polskim średniowieczu, w: Polska
dzielnicowa i zjednoczona, pod red. A. Gieysztora, Warszawa 1972, s. 26.
2. Por. rozdz. V.
3. O.Balzer. Królestwo Polskie 1295-1370, t. I,Lwów 1919. POT. Dzieje Wielko-
polski, t. I do roku 1793, pod red. J. Topolskiego, Poznań 1969, s. 300, 348.
4. H. Łowmiański, Początki Polski, t. VI, cz. l, warszawa 1985, s. 20, 27.
5. Gali, Kronika Polska, s. 21.
6. K. Modzelewski, Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej, Wrocław 1987,
s.277.
7. Baszkiewicz, Polska czasów Łokietka, s. 190, 196.
8. Schlesinger, Die Entstehung, s. 11; Graus, Die Nationenbildung, s. 14.
9. MPH, t. IV, s. 191.
10. KdW, I nr 361, 551; II nr 1061.
11. Monumenta Poloniae Vaticana, III, nr 121.
12. Joannis Diugossii, Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae, lib. I,
Varsoviae
1964, wyd. J. Dąbrowski, s. 85.
13. Por. rozdz. V, przyp. 23.
189
14. A. Gieysztor, Najstarsze grody przed X wiekiem, układ urbanistyczny w wie-
kach X-XII i początki jego przebudowy iu wieku XIII, w: Sztuka polska
przedromanska i romańska do schyłku XIII w., pod red. M. Walickiego, War-
szawa 1971, s. 68.
15. E. Wiśniewski, Rozwój organizacji parafialnej w Polsce do czasów reformacji,
w: Kościół w Polsce, t. I, Kraków 1964, s. 109; S. Litak, Struktura i funkcje
parafii w Polsce, tamże, t. II, Kraków 1969, s. 276.
16. Yolumina Legum, l, s. 69.
17. T. Dunin-Wąsowicz, Zmiany w topografii osadnictwa wielkich dolin na niżu
środkowoeuropejskim w XIII wieku, Wrocław 1974, s. 140.
18. P. Lavedan, J. Hugueney, L'urbanisme du Moyen Agę, Paris 1974, s. 118.
19. M. Beresford, New Towns ofthe Middle Ages. Towns Plantations m England,
Wales and Gascony, London 1967, s. 142.
20. MPH, t. III, s. 289. Por. J. Banaszkiewicz, Kronika Dzierzwy XIV-wieczne
kompendium historii ojczystej, Wrocław 1979, s. 135.
21. Za A. Gieysztorem,Bolesfaw II Szczodry, w: Poczet królów i książąt polskich,
red. A. Gariicki, Warszawa 1980, s. 57.
22. Te i następne rozważania poczynione są na podstawie wywiadów przeprowadzo-
nych z maturzystami z woj. warszawskiego. Pytania były zadane stu osobom, co
oczywiście nie gwarantuje poprawności wyników.
23. H. Samsonowicz, Dwa modele władzy.
24. Tenże, Bitwa grunwaldzka w świadomości współczesnych Polaków, w: Grunwald
w świadomości Polaków, Warszawa 1981, s. 38.
25. K. Górski, M. Biskup, Położenie i sytuacja międzynarodowa Polski w drugiej
połowie X V w., w. Pamiętnik VIII Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, I,
Warszawa 1958, s. 79; R. Heck, Polska w dziejach politycznych Europy od
pulwy XIV do schyłku XV iu., w: Polska dzielnicowa i zjednoczona, s. 347.
26. Marino Sanuto, Vitae ducum Vene.torv.rn italice scriptae..., wyd.
Muratorius,
Rerum Italicarum Scriptores, t. XXII, s. 960.
27. J. Kłoczowski, Europa słowiańska w XIV-XV wieku. Warszawa 1984, s. 29,
36.
28. A. Gąsiorowski, Monarchia nierównoprawnych stanów, s. 279.
29. H. Samsonowicz, Kazimierz Wielki, s. 45.
30. R. Gródecki, Dzieje Żydów w Polsce do końca XIV w., w. tegoż, Polska
Piastowska, Warszawa 1969, s. 642.
31. Tamże, s. 686.
32. H. Samsonowicz, Początki gmin żydowskich na ziemiach polskich w średnio-
wieczu (w druku).
33. F. Kiryk,.Boc/OTia do połowy XVII w., w: Bochnia, dzieje miasta i regionu,
pod
red. F. Kiryka i Z. Ruty, Kraków 1980, s. 78.
34. Por. tu i dalej A. Prochaska, Zawisza Czarny, w: tegoż Szkice historyczne
w XV w., Kraków 1884, s. 151 nn.
35. Tamże, s. 199.
36. Tamże, szkic Konrad Wallenrod w poezji i w dziejach, s. 3 nn.
37. Tamże, s. 7, 13, 37.
38. Zientara, Świt narodów, s. 152 nn., 225,226; R. Pernoud, Pour enfinir, s. 7;
G. 'Fvilco,Lapolemicasulmedioevo,'FoTiao 1933, s. 23; H. Raił, Zeitgeschicht-
liche Ziige im Yergangenheitsbild mittelalterlicher Schriftssteller, Berlin
1937, s.
11 nn.; Lebendiges Mittelalter. Festgabefur Wolfgang Stammler, Freiburg 1938,
gdzie teksty literackie oraz motywy malarskie i rzeźbiarskie wykorzystywane po
dziś dzień; P. L. Landsberg,.D!'r Welt des Mittelalters und Wir, Bonn 1923, s.
23 nn., praca dość bałamutna, ale zwracająca uwagę na różnorodne problemy
psychiczne człowieka; B e c k. Legendę, s. 13; Mittelalter Rezeption, wyd. J.
190
Kiihnel, H. D. Miick, U. Muller, Stuttgart 1979, s. 7, 40, 80, 213, 675;
H. Schmalenbach, Das Mittelalter. Ein Begrift und Wesen, Leipzig 1926,
s.5;F.Seibt, Revolution m Europa: Ursprung und Wege inner Gewalt, Munchen
1984, s. 16; P. Graus, Nationale Deutungsmuster der Yergangenheit m
spatmittelalterlichen Chroniken, w: Nationalismus in Vorindustriellen Zeit, wyd.
O. Daun, Munchen 1986, s. 35 nn.; tenże, Lebendiges Yergangenheit, Koln
1975,s.VII;tenże, Nationenbildung der Westlander in Mittelalter, Sigmaringen
1980, s. 2; G. Salomon, Das Mittelalter als Ideal in der Romantik, Miinchen
1922, s. 16.
PRZYPISY rozdział 8
1. De cimtate Dei XII 30; w: J. P. Mignę, Patrologiae cursus-completus, Ser.
Latina, Paris 1844, s. 672.
2. Na ten temat - jak i dalej - E. Góssmann, "Antiąui" wid "Moderni" im
Mittelalter, Miinchen 1974, s. 30, 55, 57.
3. H. Grundmann, Die Grundzuge der mittelaherlichen Geschichtsanschauen,
"Archiv fur Kulturgeschichte", t. XXIV, 1934, s. 326. Przedruk w: Geschichts-
denken und Geschichtsbild im Mittelalter, wyd. W. Lammers, Darmstadt 1961, s.
418.
4. J. Voss, Das Mittelalter im historischen Denkens Frankreichs. Untersuchungen
żur. Mittelalterbegriffes und der Mittelalterbewertung von den zweiten Halfte
des
16. bis żur Mitte des 19. Jhs., Miichen 1972, s. 23.
5. J. Huizinga, Geschichte des Begriffes Mittelalter, (1921) w: tenże,
Geschichte
und Kultur, Stuttgart 1954, s. 213; F. Vercauteren, Le Moyen Agę, w: Les
categories en histoire, Bnueelles 1969, s. 29; Voss, Das Mittelalter, s. 40 nn.
Por.
G. Falco, La polemic.a sul medio evo, Torino 1933, s. 5 nn. Ostatnio wszech-
stronnie G. Arnaldi, "Media aetas" fra Decadema e Rinascita, "La Cultura",
X, 1972, s. 93 nn.
6. Zbiera je tom: Żur Frage der Periodengrenze zwischen Altertum und
Mittelalter,
wyd. P. E. Hlibinger, Dannstadt 1969.
7. Z. Kuksewicz, Zarys historii filozofii. Warszawa 1973, s. 13.
8. O. Brunner, Abendlandische Geschichtsdenken w: Neue Wege der Sozial-
geschichte, Góttingen 1956, s. 168 nn.
9. H. L. C. Tristram, Sex aetates mundi: Die Weltzeitalter bei den Angelsachsen
und den Iren. Untersuchungen und Texte, Heidelberg 1985, s. 180; W. Freund,
Modemus und andere Zeitbegriffe des Mittelalters, Koln 1957, s. 41 nn.
10. Voss, Das Mittelalter, s. 23 nn.
11. Por. T. Manteuffel, Średniowiecze powszechne. Warszawa 1958, s. 9; H.
Samsonowicz, Złota jesień polskiego średniowiecza. Warszawa 1972, s. 37.
12. E. Sestan Spatantike und Friihmittelalter. w: Żur Frage der Periodengrenze,
s. 336.
13. Wg. Geschichtsdenken und Geschihtsbild, s. 437.
14. B. Schurmann, Die Rezeption dar Werke Ottos von Freising im 15. undfriihen
16. Jh., Stuttgart 1986, s. 17, 100.
15. L. Varga, DOS Schlogwort vom ,-finsteren Mittelalter", Baden 1932, s. 63.
16. Tamże, s. 68 nn. Tu i dalej wykorzystuję dane zebrane przez tego autora.
17. R. Levao, Renaissance Mind and Their Fictions. Cusanus, Sidney, Shakespeare,
Berkeley 1985, pass.
18. A. B t u c k n e. r. Dzieje kultury polskiej , t. I, Kraków 1930, s. 144.
19. Voss, Das Mittelalter, s. 28.
20. F. Graus, Lebendiges Vergangenheit. Uberlieferung im Mittelalter und m den
Vorstellungen vom Mittelalter, Koln 1975, s. 35,65; J. Mali ck i. Mity narodowe.
Lechiada, Wrocław 1982.
21. Voss, Das Mittelalter, s. 108, 206.
22. Varga, Das Schlagwort, s. 79.
23. Voss, Das Mittelalter, s. 157.
24. Varga, Das Schlagwort, s. 87. Dalsze cytaty z tejże pracy.
25. Tamże, s. 117.
26. Tamże, s. 124.
27. K. Bartkiewicz, Obraz dziejów ojczystych w świadomości historycznej w Polsce
doby Oświecenia, Poznań 1979, s. 18; Malicki, Mity.
28. H. Samsonowicz, Władysław Łokietek, w: Życiorysy historyczne, literackie
i legendarne (t. III, w druku).
29. A. Koludzki, Tron ojczysty abo pałac wieczności w krótkim zebraniu monar-
chów, książąt i królów polskich... od Pierwszego Lecha aż do teraźniejszych
czasów, wyd. 3, Poznań 1727. Por. Bartkiewicz, Obraz, s. 61, 71.
30. H. Samsonowicz, Kazimierz Wielki, w: Życiorysy historyczne, literackie i le-
gendarne, pod red. Z. Stefanowskiej i J. Tazbira, (t. I), Warszawa 1980, s. 39.
31. J. Adamus, O kierunkach polskiej myśli historycznej, Łódź 1964, s. 43.
32. K. H. Halbach, Walther von der Vogelweide, Hoffman von Fallersieben und
Schiller/Holderlin, w. Mittelalter - Rezeption. Gesammelte Vortrage des Salz-
burger Symposions die Rezeption Mittelalterlicher Dichter und ihre Werke in
28
Literatur, bildender Kunst und Musik des 19. und 20. Jhs., wyd. J. Kuhnel, H. D.
Muck, U. Miller, Stuttgart 1979, s. 40; Varga, Das Schlagwort, s. 132.
33. R. Lanson, Le Gout du Moyen Agę au XVIII' s., Paris 1926; H. Raił,
Zeitgeschlitliche Ziige im Yergangenheitsbild mittelalterlicher namentlich
mittel-
lateinischer Schriftsteller, Berlin 1937, s. 13.
34. Brunner, Abendlandische Geschichtsdenken, s. 435.
35. Raił, Zeitgeschichtiiche Ziige, s. 14,
36. Graus, Lebendiges Vergangenheit, s. 48, 103 nn., 240, 264 nn., 290.
37. G. Salomon, Das Mittelalter als Ideal in der Romantik, Mlinchen 1922, s. 32.
38. 'L,.T)enec]!..e,Dasdynamische Konzeptder Briider Grimm,w: Mittelalter-Reze-
ption, s. 66.
39. J. Zink, Żur Vollendung der Kolner und des Speyerer Doms.
Mittelalterrezeption
undfriihe Denkmalpflege, w: Mittelalter-Rezeption. Gesammelte Vortrage des 2.
Salzburger Symposions, wyd. J. Kuhnel, H. D. Muck, Ursula Muller, Ude
Muller, Góppingen 1982, s. 169; H. D. Miick, Das historische Mittelalterbild
Ludwigs II. Die Entwicklung Neuschwansteins von der Burg Lohengrins und
Tannhausers zum Graalstempel Parzwal, tamże, s. 195; Graus s, Lebendiges
Vergangenheit, s. 3.
40. H. Boockmann, Die Deutsche Ordon, Mlinchen 1981, s. 234.
41. F. Kampers, Die Deutsche Kaiseridee in Prophetie und Sagę, Munchen 1969
(przedruk wg 1896), s. 165.
42. J. Jedlicki, Idea postępu z perspektywy naszego czasu, "Kultura i
Społeczeńst-
wo", 1985, nr 4, s. 19.
43. P.Wapnewski, Der Merker und der Mittier. Richard Wagner undsein Mittelal-
ter, w: Mittelalter-Rezeption, (I), s. 7.
44. F. Gtsius,Nationale Deutungsmuster der Vergangenheit in
Spatmittelalterlichen
Chroniken, w: Nationalismus in Yorindustriellen Zeit, wyd. Otto Dann, Munchen
1986, s. 35.
45. Salomon, Das Mittelalter, s. 36.
46. Tamże, s. 32.
47. Wapnewski, Der Merker, s. 25.
48. H. Samsonowicz, Dwa modele władcy: Władysław Łokietek i Kazimierz Wiel-
ki, "Miesięcznik Literacki", 4, 1983.
49. Tenże, Bitwa grunwaldzka w świadomości dawnych pokoleń Polaków, w. M.
Biskup i in., Grunwald w świadomości Polaków, Warszawa 1981, s. 38.
50. B. Zientara, Świt narodów europejskich. Warszawa 1985; J. Burkhardt,
Kultura Odrodzenia we Włoszech, Warszawa 1975; J. Huizinga, Jesień średnio-
wiecza, Warszawa 1961;M.Weber, Gesammelte Aufsatze żur Religionsozologie,
Tlibingen 1920, s. l; O. Brunner, Neue Wege der Verfassung- und Sozialge-
schichte, Góttingen 1968, s. 85.
51. H. Olszewski, Nauka historii w upadku. Warszawa 1982, s. 22 nn.
52. J. Maternicki, Polska dydaktyka historii 1918-1930, Warszawa 1978, s. 108.
53. Tamże, s. 117. Por. tenże, Edukacja historyczna społeczeństwa polskiego
w XIX w.. Warszawa 1981, s. 74, gdzie przykłady popularnych wykładów.
54. Por. Ph. Wolff, Les origines linguistiques de 1'Europe Occidentale, Paris
1971, s.
57; H.Beumann, Die Bedeutung des Kaisertums fur die Entstehung der deutschen
Nation im Spiegel der Bezeichungen von Reich und Herrscher, w: Aspekte der
Nationenbildung im Mittelalter, Nationen I, Sigmaringen 1978, s. 321; J. Kło-
czowski, Europa słowiańska w XIV-XV w.. Warszawa 1984.
55. G. Falco, La sama republica romana, Milano 1954, s. 11.
56. R. Eb.nertyJohanna Spatiala - Zum literarischen Bild derJeanne d'Arc in der,
letzen dreissig Jahren, w: Mittelalter-Rezeption, (II), s. 675.
29
57. Mittelaher-Rezeption, (I), s. 80, 294, 446, 504.
58. Tamże, s. 296.
59. Raił, Zeitgeschichtiiche Ziige, s. 11, 65.
60. L. Kołakowski, Wykłady z filozofii średniowiecza, Warszawa 1956, s. 5 mi.
61. K.Modzelewski, Organizacja gospodarcza państwa piastowskiego "1 X - XIII
wieku, Wrocław 1975.
62. J. Le Goff, Kultura Średniowiecznej Europy, Warszawa 1970.
63. Kłoczowski, Europa, s. 131.
64. I. Wallerstein, The Modern World-System, t. I, New York 1974, t. II, 1980.
65. M. Malowist, Wschód a Zachód Europy w XIII- X VI wieku. Warszawa 1973,
s. 252 nn.
66. R. Pernoud, Pour en finir avec le Moyen-Age, Paris 1977, s. 10, 17.
67. F. G. Gentry, Mittelalterliche Rezeption in den Vereinigten Staaten, w: Mit-
telalter-Rezeption, (II), s. 81.
SPIS TREŚCI
SPORY O ŚREDNIOWIECZe 5
II
POZNAWANIE ŚREDNIOWIECZA
31
III
MITY ŚREDNIOWIECZA
60
IV
SPOŁECZEŃSTWO: STRUKTURY STAŁE CZY ZMIENNE
86
V
PISMO i MOWA
123
VI
RUCHLIWOŚĆ CZY DOMATORSTWO
144
VII
WIEKI ŚREDNIE W ŚWIADOMOŚCI DZISIEJSZEGO POLAKa 168
VIII
DZIEDZICTWO ŚREDNIOWIECZa 192
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Samsonowicz Życie miasta średniowiecznego
Poezja polska średniowiecza
ŚREDNIOWIECZE Psałterz puławski i floriański
mgr Kica,Fizykochemia polimerów średni ciężar cząsteczkowy poliamidu 6
diagno dziedzic 1
! Średniowiecze algoryzm sredniowieczny
więcej podobnych podstron