Ukryte tajemnice Osho

background image
background image

OSHO

UKRY​TE

TA​JEM​NI​CE

Wy​daw​nic​two KOS, 2004

Wer​sja elek​tro​nicz​na: HB

background image

NOTA ME​DYCZ​NA

Wszel​kie po​ra​dy lub na​uki po​da​ne w ni​niej​szej książ​ce nie mają na celu za​stę​po​wa​nia

usług le​ka​rzy, psy​cho​te​ra​peu​tów i psy​chia​trów, nie sta​no​wią też al​ter​na​ty​wy dla pro​fe​‐
sjo​nal​ne​go le​cze​nia me​dycz​ne​go. Ni​niej​sza pu​bli​ka​cja nie po​da​je dia​gnoz ani form te​ra​‐
pii, nie roz​wią​zu​je żad​nych pro​ble​mów me​dycz​nych lub psy​cho​lo​gicz​nych. Przed wy​‐
ko​na​niem in​ten​syw​nych ćwi​czeń, ja​kie są czę​ścią nie​któ​rych me​dy​ta​cji, za​się​gnij po​ra​‐
dy le​ka​rza.

background image

Był czas, kie​dy świą​ty​nie, miej​sca piel​grzy​mek, no​sze​nie zna​ków na czo​le, czcze​nie boż​‐

ków, po​słu​gi​wa​nie się ró​żań​cem, za​klę​cia i cza​ry, świę​te tek​sty, ry​tu​ały, astro​lo​gia, wia​ra
w do​bry i zły omen – wszyst​ko to mia​ło ja​kiś sens. Obec​nie prze​sta​ło to mieć więk​sze zna​‐
cze​nie. Czy mógł​byś nam to wy​tłu​ma​czyć?

Chcie​li​by​śmy tak​że wie​dzieć, czy były to je​dy​nie ze​wnętrz​ne prze​ja​wy du​cho​wej dys​cy​pli​‐

ny – dzia​ła​nia ma​ją​ce na celu po​bu​dze​nie pa​mię​ci, któ​rych zna​cze​nie ule​gło z cza​sem za​‐
po​mnie​niu, czy może mia​ło to ja​kąś głęb​szą war​tość?

I czy na​dej​dą cza​sy, gdy znów zo​sta​nie to wy​ko​rzy​sta​ne?

background image

Roz​dział 1

Tajemne znaczenie świątyń

Przy​pu​ść​my, że mamy w rę​kach klucz. Po sa​mym klu​czu nie moż​na zro​zu​mieć jego

prze​zna​cze​nia, nie moż​na też za​ło​żyć, że ja​kiś „wiel​ki skarb” ma szcze​gól​ną ocho​tę
ujaw​nić się przy jego uży​ciu. W klu​czu nie ma żad​nych wska​zó​wek co do skar​bu, klucz
sam w so​bie jest two​rem za​mknię​tym. Je​śli na​wet go zła​mie​my lub po​tnie​my na ka​wał​‐
ki, może uda się nam okre​ślić, z ja​kie​go me​ta​lu zo​stał wy​ko​na​ny, ale nie do​wie​my się ni​‐
cze​go o ukry​tym skar​bie, do ujaw​nie​nia któ​re​go ten klucz może po​słu​żyć. Ile​kroć taki
klucz, bez żad​nych wska​zó​wek co do skar​bu, jest prze​cho​wy​wa​ny przez dłuż​szy czas,
sta​je się cię​ża​rem.

Dys​po​nu​je​my wie​lo​ma ta​ki​mi klu​cza​mi, któ​re mo​gły​by otwo​rzyć drzwi skarb​ca na​‐

wet dziś, ale, nie​ste​ty, nie wie​my ni​cze​go ani o tych skar​bach, ani o zam​kach, któ​re
moż​na by otwo​rzyć. Gdy nie wie​my ni​cze​go ani o skar​bach, ani o zam​kach, trud​no na​‐
zwać „klu​czem” to coś, co zo​sta​je w na​szych rę​kach. Klu​czem jest to tyl​ko wte​dy, gdy
otwie​ra ja​kiś za​mek. Ten sam klucz ja​kiś czas temu mógł ujaw​nić skar​by, ale je​śli dziś
ni​cze​go nie moż​na nim otwo​rzyć, jest tyl​ko cię​ża​rem. Mimo to ja​kimś zrzą​dze​niem losu
nie mamy za​mia​ru się go po​zby​wać.

Ten klucz po​zo​sta​wił swo​isty trwa​ły ślad w nie​świa​do​mym umy​śle czło​wie​ka. Może

ty​sią​ce lat temu otwie​rał zam​ki i od​kry​wa​no ja​kieś skar​by? Wspo​mnie​nia tego, za​war​te
w nie​świa​do​mej war​stwie umy​słu spra​wia, że po dziś dzień no​si​my ten cię​żar, ten
klucz. Bez wzglę​du na to, jak bar​dzo je​ste​śmy prze​ko​ny​wa​ni o jego bez​u​ży​tecz​no​ści, nie
mo​że​my zdo​być się na od​wa​gę i go wy​rzu​cić. Gdzieś w nie​zna​nych nam głę​bi​nach ser​ca
wciąż jest na​dzie​ja, że pew​ne​go dnia otwo​rzy​my nim ja​kiś za​mek.

Dla przy​kła​du świą​ty​nie... Nie ma rasy na Zie​mi, któ​ra by nie zbu​do​wa​ła cze​goś na

po​do​bień​stwo świą​tyń, czy to jest ma​sjid, ko​ściół czy gu​ru​dwa​ra. Dziś mo​że​my uczyć się
od in​nych ras, lecz kie​dyś nie zda​wa​no so​bie na​wet spra​wy z ich ist​nie​nia, nie było więc
mowy o ucze​niu się od nich.

Świą​ty​nia nie jest ja​kimś dziw​nym two​rem wy​obraź​ni kil​ku eks​cen​try​ków, ko​rze​nie

świą​tyń się​ga​ją w głę​bi​ny we​wnętrz​nej świa​do​mo​ści czło​wie​ka.

Czło​wiek tam​tych cza​sów mógł za​miesz​ki​wać od​le​głe lasy, góry, ja​ski​nie czy brze​gi

rzek, mógł żyć gdzie​kol​wiek, ale wszę​dzie wzno​sił coś w ro​dza​ju świą​tyń, coś, co wy​pły​‐
wa​ło z głę​bin jego świa​do​mo​ści. Nie ma w tym śle​pe​go na​śla​dow​nic​twa, nie bu​do​wa​no
ich dla​te​go, że czło​wiek za​pa​trzył się na inne świą​ty​nie. Stąd też każ​da świą​ty​nia ma
inny kształt, każ​dą sta​wia​no we​dług in​ne​go wzor​ca. Świą​ty​nie ist​nia​ły jed​nak od za​‐
wsze.

Jest wiel​ka róż​ni​ca mię​dzy zwy​kłą świą​ty​nią i bu​dow​lą zwa​ną ma​sjid; wy​strój wnę​‐

trza i cała kon​struk​cja są zu​peł​nie od​mien​ne. Pod wzglę​dem in​ten​cji, a może ra​czej we​‐
wnętrz​nych bodź​ców, nie ma jed​nak mię​dzy ludź​mi żad​nych róż​nic. Nie​za​leż​nie od po​‐
cho​dze​nia i swo​iste​go od​dzie​le​nia od in​nych lu​dzi, czło​wiek za​wsze ma w głę​bi​nach

background image

swej świa​do​mo​ści ukry​ty ten sam za​lą​żek.

Cie​ka​we jest też to, że mimo ty​się​cy lat, ja​kie upły​nę​ły, i mimo tego, że nie mamy po​‐

ję​cia o zam​kach czy ukry​tych skar​bach, wciąż prze​cho​wu​je​my te dziw​ne klu​cze, jak​by​‐
śmy pod​le​ga​li wpły​wo​wi sil​nie utrwa​lo​nych wspo​mnień. Po​mi​mo roz​ma​itych ata​ków
– ro​zum usi​łu​je roz​bić to za wszel​ką cenę, a tak zwa​ny współ​cze​sny in​te​lek​tu​ali​sta
w ogó​le cze​goś ta​kie​go nie ak​cep​tu​je – ludz​kie ser​ce wciąż trak​tu​je te klu​cze jak cen​ny
skarb i jest nimi za​fa​scy​no​wa​ne. Po​win​ni​śmy więc pa​mię​tać, że choć dzi​siaj zu​peł​nie
nie wia​do​mo, co z nimi zro​bić, gdzieś w na​szej pod​świa​do​mo​ści roz​brzmie​wa echo cza​‐
sów, kie​dy otwie​ra​no nimi ja​kieś zam​ki.

Dla​cze​go tkwi to w na​szej pa​mię​ci? Dla​te​go, że nikt z nas nie jest tu​taj nowy. Wszy​scy

ro​dzi​my się raz po raz i ni​g​dy nie było tak, że nie ist​nie​li​śmy. To, co zna​li​śmy w prze​‐
szło​ści, za​pa​dło nam dziś w nie​świa​do​mość, za​grze​ba​ne pod ty​sią​ca​mi warstw nie​świa​‐
do​mo​ści. Je​śli zna​li​śmy kie​dyś zna​cze​nie i se​kre​ty ja​kiejś świą​ty​ni czy do​zna​li​śmy
otwo​rze​nia ja​kichś we​wnętrz​nych drzwi, gdzieś w za​ka​mar​kach nie​świa​do​mo​ści to
wspo​mnie​nie wciąż drze​mie. In​te​lekt może za​prze​czać jego ist​nie​niu, lecz in​te​lekt nie
się​ga głę​bi, w któ​rej owo wspo​mnie​nie jest prze​cho​wy​wa​ne.

Mimo wszel​kich prze​ci​wieństw i po​zor​nej bez​sen​sow​no​ści, jest to coś, co trwa, cze​go

nie spo​sób usu​nąć. Może przyj​mo​wać nowe for​my, lecz trwa. Jest to moż​li​we tyl​ko dla​‐
te​go, że na nie​skoń​cze​nie dłu​giej dro​dze ko​lej​nych na​ro​dzin i śmier​ci po​zna​wa​li​śmy to
nie​zli​czo​ną ilość razy – choć dziś może tego nie pa​mię​ta​my.

Poza uży​tecz​no​ścią ze​wnętrz​ną, jako śro​dek wio​dą​cy do celu, wszyst​ko to ma też

głęb​sze zna​cze​nie i głęb​szy sens.

Wszech​obec​ny bo​dziec skła​nia​ją​cy nas do wzno​sze​nia świą​tyń jest ce​chą ty​po​wą tyl​‐

ko dla czło​wie​ka. Zwie​rzę​ta bu​du​ją le​go​wi​ska, pta​ki wiją gniaz​da – ale nie bu​du​ją świą​‐
tyń. Jed​ną z naj​waż​niej​szych cech od​róż​nia​ją​cych czło​wie​ka od zwie​rząt jest to, że czło​‐
wiek wzno​si świą​ty​nie, żad​ne zwie​rzę tego nie robi. Za​pew​nie​nie so​bie schro​nie​nia jest
czymś na​tu​ral​nym, ro​bią to wszyst​kie stwo​rze​nia – pta​ki i zwie​rzę​ta, na​wet drob​ne
owa​dy; wzno​sze​nie domu dla tego, co bo​skie, jest jed​nak cha​rak​te​ry​stycz​ne tyl​ko dla lu​‐
dzi.

Gdy​by czło​wiek nie miał głę​bo​kiej świa​do​mo​ści tego, co bo​skie, świą​ty​nia nie mo​gła​‐

by po​wstać. Na​wet je​śli ta świa​do​mość po​tem za​gi​nie, świą​ty​nia po​zo​sta​je; nie ma jed​‐
nak wąt​pli​wo​ści, że bu​do​wa​no ją w opar​ciu o głę​bo​kie do​świad​cze​nie bo​sko​ści.

Urzą​dza​my w swych do​mach po​ko​je go​ścin​ne, gdyż go​ście przy​cho​dzą do nas z wi​zy​‐

tą. Gdy​by nie było go​ści, nie tra​ci​li​by​śmy pie​nię​dzy na wy​strój po​ko​jów go​ścin​nych.
A je​śli na​wet go​ści nie ma w tej chwi​li, na ich przy​ję​cie po​kój jest za​wsze go​to​wy. Idea
bu​do​wa​nia świą​tyń czy ka​pli​czek dla tego, co bo​skie, mu​sia​ła zro​dzić się wte​dy, gdy bo​‐
skość nie była tyl​ko kwe​stią wy​obraź​ni, lecz sta​no​wi​ła żywe do​świad​cze​nie. In​kar​na​cja
na Zie​mi uczy​ni​ła ko​niecz​nym wy​szu​ka​nie w każ​dym za​kąt​ku pla​ne​ty miejsc, któ​re
mo​gły​by słu​żyć bo​skim go​ściom za sie​dzi​bę. Aby ko​goś od​po​wied​nio ugo​ścić, trze​ba
po​czy​nić ku temu od​po​wied​nie sta​ra​nia.

Moż​na to zro​zu​mieć i na ta​kim przy​kła​dzie: wo​kół nas roz​cho​dzą się fale ra​dio​we,

choć nie moż​na ich wy​chwy​cić, nie ma​jąc ra​dio​od​bior​ni​ka. Gdy​by ju​tro wy​bu​chła trze​‐

background image

cia woj​na świa​to​wa i znisz​cze​niu ule​gły wszyst​kie urzą​dze​nia tech​nicz​ne, a oca​la​ło​by
je​dy​nie małe ra​dio, na pew​no nie chciał​byś się go po​zbyć. Wie​dząc, że nie na​mie​rzysz
żad​nej sta​cji i pro​gra​mu, i że nie znaj​dziesz ni​ko​go, kto umiał​by je na​pra​wić, nie wy​rzu​‐
cisz go.

Kil​ka po​ko​leń póź​niej za​py​tasz w koń​cu ko​goś, jak moż​na uru​cho​mić to ra​dio, ale

nikt z ży​ją​cych człon​ków ro​dzi​ny nie udzie​li ci od​po​wie​dzi. Po​wie​dzą tyl​ko, że ich oj​co​‐
wie i pra​oj​co​wie do​ma​ga​li się za​cho​wa​nia tego przed​mio​tu, więc speł​nia​ją ich wolę.
Przod​ko​wie nie po​wie​dzie​li, do cze​go ten przed​miot słu​żył, więc oni nie mają o tym po​‐
ję​cia – i po​zo​sta​je on bez​u​ży​tecz​ny. Gdy​by na​wet ro​ze​bra​no ra​dio na czę​ści, ni​cze​go
o nim nie da się do​wie​dzieć. Otwie​ra​jąc je, nie wiesz, że kie​dyś do​bie​ga​ła z nie​go mu​zy​ka
i sły​chać było głos. Ra​dio dzia​ła​ło kie​dyś jako od​bior​nik zda​rzeń za​cho​dzą​cych zu​peł​nie
gdzie in​dziej; wy​ła​py​wa​ło pew​ne fale i dzia​ła​ło jak me​dium prze​ka​zu​ją​ce dźwię​ki słu​‐
cha​ją​cym.

Do​kład​nie tak samo, jako in​stru​men​ty od​bior​cze, dzia​ła​ły kie​dyś świą​ty​nie. Choć bo​‐

skość jest wszę​dzie i lu​dzie tak​że są wszę​dzie, tyl​ko w pew​nych oko​licz​no​ściach ze​stra​‐
ja​my się we​wnętrz​nie z tą bo​sko​ścią. Świą​ty​nie słu​ży​ły więc jako ośrod​ki od​bior​cze do
od​czu​cia przez nas bo​sko​ści i – w wy​ni​ku tego – roz​wo​ju du​cho​we​go. Cała kon​struk​cja
świą​tyń była po​my​śla​na w tym wła​śnie celu.

Róż​ne typy lu​dzi two​rzy​ły róż​ne kon​cep​cje, ale nie jest to istot​ne. Nie ma prze​cież zna​‐

cze​nia to, że róż​ne fa​bry​ki pro​du​ku​ją ra​dio​od​bior​ni​ki we​dług swo​ich pro​ce​dur, wzo​rów
i kształ​tów ty​po​wych dla sie​bie – cel koń​co​wy jest taki sam.

Świą​ty​nie w In​diach bu​do​wa​no w opar​ciu o je​den z trzech czy czte​rech wzor​ców,

inne bu​dow​le były tyl​ko ich ko​pią. Skle​pie​nia świą​tyń bu​do​wa​no na wzór skle​pie​nia
nie​bios. Mia​ło to pe​wien ukry​ty cel: je​śli usią​dę na otwar​tym te​re​nie i za​in​to​nu​ję aum,
głos ule​ci w prze​stwo​rza i umilk​nie, gdyż ogrom nie​ba wchło​nie ludz​ki głos. Nie usły​szę
fali od​bi​tej, echa mo​ich śpie​wów, cała mo​dli​twa znik​nie w prze​stwo​rzach.

Skle​pie​nia wy​ko​ny​wa​no w taki spo​sób, by re​zo​nans wy​wo​ła​ny mo​dli​twą wra​cał do

nas. Ko​pu​ła świą​ty​ni to po pro​stu mała, pół​ku​li​sta ko​pia nie​ba. Ma taki sam kształt jak
prze​stwo​rza ota​cza​ją​ce Zie​mię z czte​rech stron. Mo​dli​twy i śpie​wy pod ta​kim skle​pie​‐
niem nie giną w bez​mia​rze nie​bios, gdyż jego kształt od​bi​ja je do mo​dlą​ce​go się czło​wie​‐
ka. Im bar​dziej okrą​głe skle​pie​nie, tym ła​twiej dźwięk wra​ca echem. Po ja​kimś cza​sie
prze​ko​na​no się też, że ka​mień może zwięk​szyć na​tę​że​nie od​bi​tej fali dźwię​ko​wej.

W gro​tach Ajan​ty jest bud​dyj​ska sala mo​dli​tew​na, gdzie ka​mie​nie od​bi​ja​ją dźwięk

z taką samą in​ten​syw​no​ścią, jak przy grze na hin​du​skim in​stru​men​cie zwa​nym ta​bla.
Ude​rze​nie w ska​ły z siłą taką samą, ja​kiej wy​ma​ga gra na ta​bla, po​wo​du​je po​wsta​nie
tego sa​me​go dźwię​ku. Zwy​kłe ka​mie​nie uży​wa​ne do bu​do​wy skle​pień świą​tyń nie mają
tej wła​ści​wo​ści od​bi​ja​nia pew​nych sub​tel​nych dźwię​ków, po​słu​żo​no się więc ka​mie​nia​‐
mi spe​cjal​ne​go ro​dza​ju.

Cze​mu to wszyst​ko słu​ży? Gdy wszy​scy za​in​to​nu​ją aum z wiel​ką siłą, skle​pie​nie świą​‐

ty​ni od​bi​je dźwięk, two​rząc krąg od​bi​tych fal dźwię​ko​wych. Skle​pie​nie świą​ty​ni swym
kształ​tem po​ma​ga stwo​rzyć taki krąg. Ten dźwięk umoż​li​wia do​zna​nie sta​nu szczę​śli​‐
wo​ści. Aum in​to​no​wa​ne na wol​nej prze​strze​ni nie po​wo​du​je po​wsta​nia krę​gu dźwię​ku

background image

– do​zna​nie sta​nu szczę​śli​wo​ści nie jest moż​li​we.

Gdy po​wsta​je ten krąg, prze​sta​jesz być po​kor​nym czci​cie​lem w ob​li​czu tego, co nie​‐

biań​skie – sta​jesz się od​bior​cą, tym, któ​re​go mo​dli​twy zo​sta​ły wy​słu​cha​ne. Na​stę​pu​je
re​zo​nans i bo​skość za​czy​na w cie​bie wstę​po​wać. Dźwięk wy​twa​rza​ny w in​to​no​wa​niu
jest dzie​łem ludz​kim, od​bi​ty i zwie​lo​krot​nio​ny na​bie​ra jed​nak​że no​wej mocy i jest pe​łen
świe​żej ener​gii.

Świą​tyn​ne bu​dow​le w kształ​cie ko​puł mia​ły two​rzyć krąg dźwię​ku pod​czas in​to​no​‐

wa​nia mantr. Je​śli ktoś in​to​no​wał man​trę, sie​dząc w ab​so​lut​nej ci​szy i spo​ko​ju, tuż po
ufor​mo​wa​niu się zo​gni​sko​wa​ne​go dźwię​ku my​śli za​mie​ra​ły. Z jed​nej stro​ny po​wsta​je
krąg, z dru​giej – usta​ją my​śli. Krąg ener​gii for​mu​je się na​wet pod​czas zbli​że​nia męż​czy​‐
zny i ko​bie​ty; a gdy do​cho​dzi do jego po​wsta​nia, w tej chwi​li do​ko​nu​je się prze​skok
w nad​świa​do​mość.

Po​są​gi Bud​dy i Ma​ha​wi​ry w po​zy​cji pad​ma​sa​ny lub sid​dha​sa​ny wska​zu​ją na ist​nie​nie

in​nych me​tod two​rze​nia tego ro​dza​ju krę​gów. Gdy sia​da​my ze złą​czo​ny​mi sto​pa​mi
i dłoń​mi umiesz​czo​ny​mi na no​gach, całe cia​ło za​czy​na dzia​łać jak krąg. Elek​trycz​ność
krą​żą​ca w cie​le nie może wy​do​stać się na ze​wnątrz, po​wsta​je ob​wód za​mknię​ty.
W chwi​li za​mknię​cia ta​kie​go ob​wo​du zni​ka​ją wszyst​kie my​śli. Mó​wiąc ję​zy​kiem elek​‐
try​ków: obec​ność za​kłó​ceń my​ślo​wych jest skut​kiem bra​ku we​wnętrz​ne​go ob​wo​du
elek​trycz​ne​go. Je​śli stwo​rzy​my taki ob​wód, we​wnętrz​na ener​gia ule​ga zrów​no​wa​że​niu
i wy​ci​sze​niu. Wzbu​dza​nie ener​ge​tycz​ne​go krę​gu za po​mo​cą świą​tyń z ko​pu​ła​mi było
więc pro​ce​sem o okre​ślo​nym celu i na​praw​dę wiel​kim zna​cze​niu.

Przy wej​ściu do świą​ty​ni znaj​du​ją się wiel​kie dzwo​ny lub gon​gi, słu​żą​ce temu sa​me​‐

mu ce​lo​wi. Gdy in​to​nu​jesz aum, na​wet ci​cho, ale two​ja uwa​ga jest gdzie in​dziej, ude​rze​‐
nia dzwo​nu przy​wra​ca​ją cię do krę​gu wi​bra​cji dźwię​ku. Przy​po​mi​na to wrzu​ce​nie ka​‐
my​ka do sta​wu: na po​wierz​chi wody roz​cho​dzą się kon​cen​trycz​ne fale.

W świą​ty​niach Ty​be​tu za​miast dzwo​nu lub gon​gu usta​wia się wy​ko​na​ne z me​ta​lu

na​czy​nie w kształ​cie misy, ob​ra​ca się w nim sie​dem razy drew​nia​ny drą​żek, po czym raz
ude​rza się w misę. Wi​bra​cje wzbu​dzo​ne w ta​kim „młyn​ku” brzmią jak aum mani pad​me
hum
, sły​chać całą man​trę. Mły​nek od​bi​ja dźwięk aum mani pad​me hum nie raz, ale sie​‐
dem razy. Za​kręć sil​nie młyn​kiem sie​dem razy, uderz, wy​cią​gnij drą​żek i usły​szysz sied​‐
mio​krot​ne echo man​try aum mani pad​me hum. Dźwięk bę​dzie co​raz cich​szy, ale usły​‐
szysz go sie​dem razy.

In​to​nu​jąc man​trę aum mani pad​me hum w świą​ty​ni, pod ko​pu​łą wy​wo​ła​my po​dob​ny

efekt od​bi​cia. Wi​bra​cje do​trą do każ​dej ko​mór​ki cia​ła i wró​cą na głęb​szym po​zio​mie. Po
chwi​li nie bę​dzie ani cie​bie, ani świą​ty​ni – po​zo​sta​ną tyl​ko krę​gi ener​gii.

Dźwięk jest sub​tel​ną for​mą elek​trycz​no​ści, co obec​nie po​twier​dza na​wet na​uka.

W grun​cie rze​czy wszyst​ko jest pew​ną for​mą elek​trycz​no​ści. Hin​du​scy mę​dr​cy idą jed​‐
nak krok da​lej i twier​dzą, że elek​trycz​ność jest pew​ną for​mą dźwię​ku, dźwięk sta​no​wi
tu​taj pod​sta​wę, nie elek​trycz​ność. Dla​te​go na​zy​wa​ją byt do​sko​na​ły shab​da-brah​ma, czy​‐
li „Bóg jest dźwię​kiem”.

Wi​dać dziś po​do​bień​stwo po​dejść wschod​nich my​śli​cie​li i współ​cze​snych uczo​nych,

róż​nią się tym, co jest pier​wot​ne. We​dług uczo​nych elek​trycz​ność jest pod​sta​wą, zaś

background image

mę​dr​cy Wscho​du po​wia​da​ją, iż to za​gęsz​czo​ny dźwięk wy​twa​rza elek​trycz​ność. Za​pew​‐
ne w naj​bliż​szej przy​szło​ści na​uka bę​dzie mu​sia​ła wej​rzeć nie​co głę​biej w na​tu​rę shab​‐
da-brah​ma
, dźwię​ku, rze​czy​wi​sto​ści osta​tecz​nej.

Twier​dze​nia mę​dr​ców wy​ni​ka​ją z do​świad​czeń z dźwię​kiem wy​twa​rza​nym pod skle​‐

pie​niem świą​tyń. Gdy me​dy​tu​ją​cy in​to​nu​je aum, od​czu​wa, że nie ma ani jego, ani świą​‐
ty​ni, po​zo​sta​je tyl​ko elek​trycz​ność. Do ta​kich wnio​sków nie do​cho​dzo​no w la​bo​ra​to​‐
riach; ci, któ​rzy je wy​po​wia​da​li, nie mie​li żad​nych la​bo​ra​to​riów, za​stę​po​wa​ły im je
świą​ty​nie. W nich prze​ko​ny​wa​li się, że dźwięk prze​cho​dzi w swo​istą „elek​trycz​ność”.

Świą​ty​nie z ko​pu​ła​mi two​rzo​no, by do​świad​czyć ta​kiej trans​for​ma​cji dźwię​ku. Gdy

lu​dzie z Za​cho​du uj​rze​li hin​du​skie świą​ty​nie, uzna​li je za bar​dzo nie​hi​gie​nicz​ne. Zbu​do​‐
wa​no je tak, że nie mia​ły wie​lu drzwi czy okien. Było tyl​ko jed​no wej​ście, i to nie​wiel​kie.
Cho​dzi​ło w tym o to, by krąg dźwię​ku wy​two​rzo​ny w świą​ty​ni nie ule​gał roz​pro​sze​niu.
Nic dziw​ne​go, że lu​dzie z Za​cho​du od​cho​dzi​li, uzna​jąc świą​ty​nie za ob​skur​ne, mrocz​ne
i od​ra​ża​ją​ce, bez świe​że​go po​wie​trza. Ich ko​ścio​ły były nie​mal kli​ma​ty​zo​wa​ne, czy​ste,
z wie​lo​ma drzwia​mi i okna​mi, świa​tło i świe​że po​wie​trze ła​two do nich wni​ka​ły, za​cho​‐
wu​jąc w nich hi​gie​nę.

Mó​wi​łem już, że gdy se​kret uży​wa​nia klu​cza po​pad​nie w za​po​mnie​nie, po​ja​wia​ją się

trud​no​ści. Obec​nie nikt w In​diach nie po​wie wam, dla​cze​go świą​ty​nie nie mają wie​lu
okien. Wo​bec bra​ku wy​ja​śnie​nia, uzna​je​my hin​du​skie świą​ty​nie za nie​hi​gie​nicz​ne.
Nikt nie uwie​rzy, że w tych świą​ty​niach miesz​ka​li naj​zdrow​si spo​śród lu​dzi, żad​na cho​‐
ro​ba nie mia​ła tam do​stę​pu. Ci, któ​rzy mo​dli​li się i od​pra​wia​li ry​tu​ały w tych świą​ty​‐
niach, byli naj​zdrow​szy​mi ludź​mi – w do​słow​nym tego sło​wa zna​cze​niu.

Skąd to się wzię​ło? Stop​nio​wo za​czę​to so​bie uświa​da​miać, że dźwięk wy​twa​rza​ny

przy in​to​na​cji aum ma nie​po​wta​rzal​ny wpływ oczysz​cza​ją​cy. Są dźwię​ki oczysz​cza​ją​ce,
są też ta​kie, któ​re za​nie​czysz​cza​ją. Nie​któ​re dźwię​ki od​py​cha​ją cho​ro​by, inne je wręcz
przy​cią​ga​ją. Na​uka o dźwię​ku zo​sta​ła już jed​nak za​po​mnia​na.

Ci, któ​rzy twier​dzi​li, że dźwięk jest by​tem ab​so​lut​nym, po​wie​dzie​li już wszyst​ko. Nie

ma więk​sze​go do​zna​nia niż do​zna​nie ab​so​lu​tu – nie zna​no środ​ku wy​ra​zu głęb​sze​go od
dźwię​ku.

Wszyst​kie me​lo​die, tony i ich mo​dy​fi​ka​cje na​ro​dzi​ły się na Wscho​dzie. Sta​no​wią one

wy​raz do​zna​nia bytu ab​so​lut​ne​go w for​mie dźwię​ku. Kom​po​zy​cje mu​zycz​ne i wszel​kie
for​my ta​necz​ne po​ja​wi​ły się naj​pierw w świą​ty​niach, do​pie​ro póź​niej przy​ję​ły po​stać
od​ręb​nej dzie​dzi​ny sztu​ki. Tyl​ko w świą​ty​ni czło​wiek od​da​ny ak​tom czci do​świad​czał
na so​bie dźwię​ku w naj​roz​ma​it​szych for​mach, zresz​tą było ich tyle, że nie spo​sób
wszyst​kich zli​czyć.

Przed 40 laty w Va​ra​na​si miesz​kał pu​stel​nik zwa​ny Vi​shud​dha​nan​da. Prze​pro​wa​dził

tam set​ki po​ka​zów, by udo​wod​nić, że moż​na za​bi​jać za po​mo​cą dźwię​ków. Sia​dał pod
skle​pie​niem świą​ty​ni, któ​ra we​dług za​chod​nich norm była cał​ko​wi​cie nie​hi​gie​nicz​na.
Eks​pe​ry​ment prze​pro​wa​dzo​no w obec​no​ści trzech le​ka​rzy z An​glii, któ​rzy przy​nie​śli
wró​bla. Vi​shud​dha​nan​da wy​dał z sie​bie dźwięk... wró​bel za​trze​po​tał skrzy​dła​mi i padł
mar​twy na zie​mię. Le​ka​rze zba​da​li go i stwier​dzi​li jego śmierć. Vi​shud​dha​nan​da za​in​to​‐
no​wał inne dźwię​ki... wró​bel zo​stał przy​wró​co​ny do ży​cia, po​fru​nął. Uświa​do​mio​no so​‐

background image

bie wte​dy, że okre​ślo​ne dźwię​ki mogą mieć bar​dzo róż​ne skut​ki.

Obec​nie z ła​two​ścią przyj​mu​je​my, że dźwię​ki wy​wo​łu​ją okre​ślo​ne skut​ki, gdyż udo​‐

wod​nio​no to na​uko​wo. Je​ste​śmy zgod​ni co do tego, że je​śli ja​kieś pro​mie​nie pad​ną na
na​sze cia​ło, wy​wo​ła to wia​do​me skut​ki; je​że​li poda się pa​cjen​to​wi le​kar​stwo, wy​wo​ła
ono kon​kret​ny sku​tek; na​świe​tle​nie fa​la​mi o okre​ślo​nej bar​wie rów​nież spo​wo​du​je pe​‐
wien efekt. Dla​cze​go więc dźwięk nie miał​by po​wo​do​wać okre​ślo​nych skut​ków?

Kil​ka la​bo​ra​to​riów na Za​cho​dzie ak​tyw​nie an​ga​żu​je się w ba​da​nia wza​jem​nej re​la​cji

dźwię​ku i ży​cia; nie​któ​re do​szły już do nie​zwy​kle waż​nych wnio​sków. W dwóch przy​‐
pad​kach uda​ło się udo​wod​nić, że u kar​mią​cych ma​tek pew​ne dźwię​ki mogą po​bu​dzać
wy​dzie​la​nie mle​ka. Dzię​ki okre​ślo​nym dźwię​kom ro​śli​ny za​kwi​ta​ją po dwóch mie​sią​‐
cach za​miast sze​ściu; kro​wy dają wię​cej mle​ka, słu​cha​jąc ła​god​nej mu​zy​ki... W Ro​sji sto​‐
su​je się tę ostat​nią me​to​dę na sze​ro​ką ska​lę. Nie​da​le​ki jest czas, gdy owo​ce i wa​rzy​wa
będą upra​wia​ne za po​mo​cą spe​cjal​nych dźwię​ków. Od​po​wied​nie po​ka​zy już pro​wa​dzo​‐
no w la​bo​ra​to​riach, ma​so​we wy​ko​rzy​sta​nie tych zja​wisk jest te​raz tyl​ko kwe​stią cza​su.
Je​że​li dźwięk wpły​wa na wa​rzy​wa, owo​ce i mle​ko, cze​mu nie miał​by wpły​wać i na nas?

Cho​ro​ba i zdro​wie za​le​żą od okre​ślo​nych fal dźwię​ku; w daw​nych cza​sach lu​dzie sta​‐

ra​li się do​ko​nać w świą​ty​niach zmian, któ​re nie da​dzą się spro​wa​dzić tyl​ko do świe​że​go
po​wie​trza i spe​cy​ficz​nej at​mos​fe​ry. Nie uwa​ża​li, by obec​ność świe​że​go po​wie​trza mo​‐
gła za​pew​nić zdro​wie, bo prze​cież w cią​gu 5.000 lat ktoś mu​siał​by wy​my​ślić od​po​wied​‐
nią wen​ty​la​cję dla świą​tyń.

Hin​du​ski pu​stel​nik zwy​kle żyje w ja​ski​ni, do któ​rej świa​tło i świe​że po​wie​trze nie

mają do​stę​pu, albo prze​by​wa w świą​ty​ni, do któ​rej pro​wa​dzą drzwi tak małe, że wcho​‐
dząc, trze​ba się schy​lić. Ist​nie​ją i ta​kie świą​ty​nie, do któ​rych moż​na wejść, tyl​ko peł​za​‐
jąc. Mimo tego nie wy​wie​ra​ją one zgub​ne​go wpły​wu na zdro​wie prze​by​wa​ją​cych
w nich lu​dzi. W In​diach wie​my o tym od wie​lu ty​się​cy lat. Za​czę​li​śmy w koń​cu w to
wąt​pić, po​sze​rzy​li​śmy drzwi i za​in​sta​lo​wa​li​śmy okna. Świą​ty​nie ule​gły mo​der​ni​za​cji,
jed​nak zmie​ni​ło je to w zwy​czaj​ne bu​dow​le. Cel ich ist​nie​nia – by​cie klu​czem do cze​goś
wyż​sze​go – zo​stał cał​ko​wi​cie za​tra​co​ny.

Aku​sty​ka świą​ty​ni wią​że się ści​śle z jej ar​chi​tek​tu​rą. W grun​cie rze​czy wszyst​ko spro​‐

wa​dza się do na​uki o dźwię​ku. Moż​na po​dać okre​ślo​ny kąt, pod ja​kim na​le​ży wy​dać
dany dźwięk. Ina​czej wy​da​je się dźwięk sto​jąc, ina​czej sie​dząc. Nie​któ​re dźwię​ki wy​da​je
się wy​łącz​nie w po​zy​cji le​żą​cej, gdyż dźwięk wy​wo​łu​je kon​kret​ny efekt, gdy jest wy​da​‐
wa​ny w po​zy​cji sto​ją​cej i zmie​nia się on zu​peł​nie, je​śli wy​da​je​my go, sie​dząc. Wia​do​mo
też, ja​kie dźwię​ki na​le​ży ze sobą łą​czyć, a któ​re od sie​bie od​dzie​lać, by otrzy​mać prze​wi​‐
dy​wal​ny re​zul​tat. Cie​ka​we jest więc po​zna​nie przy​czyn za​mie​sza​nia wy​ni​kłe​go z tłu​ma​‐
cze​nia li​te​ra​tu​ry we​dyj​skiej na ję​zy​ki za​chod​nie.

Ję​zy​ki za​chod​nie kła​dą na​cisk głów​nie na stro​nę lin​gwi​stycz​ną, nie na fo​ne​ty​kę, zaś

po​dej​ście we​dyj​skie pod​kre​śla nie tyle zna​cze​nia przy​pi​sy​wa​ne da​ne​mu sło​wu, na​pi​sa​‐
ne​mu lub wy​po​wie​dzia​ne​mu, co ra​czej jego spe​cjal​ne​mu brzmie​niu, a tak​że sa​mej kom​‐
po​zy​cji tego dźwię​ku. San​skryt jest więc ję​zy​kiem fo​ne​tycz​nym, nie lin​gwi​stycz​nym –
na​cisk jest po​ło​żo​ny bar​dziej na dźwięk niż na sło​wa. Przez ty​sią​ce lat uwa​ża​no więc, że
tych war​to​ścio​wych tek​stów nie na​le​ży spi​sy​wać, gdyż po spi​sa​niu dźwięk prze​sta​je od​‐
gry​wać za​sad​ni​czą rolę. Zwra​ca​no uwa​gę na to, by prze​kaz wie​dzy od​by​wał się ust​nie,

background image

nie na pi​śmie, gdyż za​pi​sa​ne sło​wa sta​ją się nie​wie​le war​te, a sub​tel​no​ści naj​roz​ma​it​‐
szych dźwię​ków prze​sta​ją być wy​chwy​ty​wa​ne i wszyst​ko tra​ci swój sens.

Je​śli za​pi​sze​my sło​wo Rama, ci, któ​rzy je prze​czy​ta​ją, zro​bią to na wie​le róż​nych spo​‐

so​bów. Ktoś po​ło​ży więk​szy na​cisk na r, ktoś inny na a, ktoś inny na m. Wszyst​ko za​le​ży
od czy​tel​ni​ka. Gdy sło​wo zo​sta​je za​pi​sa​ne, gi​nie efekt sa​me​go dźwię​ku. By zro​zu​mieć
jego efekt, na​le​ży przejść przez cały ze​staw ćwi​czeń od​ko​do​wu​ją​cych dźwięk, aby uzy​‐
skać od​po​wied​nią wy​mo​wę.

Tak więc przez ty​sią​ce lat na​le​ga​no, by nie spi​sy​wać świę​tych tek​stów; sta​ro​żyt​ni mę​‐

dr​cy nie chcie​li tra​cić ich fo​ne​tycz​nej isto​ty. Prze​ka​zy​wa​no je ust​nie, a pi​sma zna​ne były
jako shru​ti, czy​li „to, cze​go uczy​my się, słu​cha​jąc”. Tego, co prze​ka​zy​wa​no w po​sta​ci
ksiąg, ni​g​dy nie uzna​wa​no za świę​ty tekst.

Wszyst​ko to opie​ra​ło się na na​uko​wych pod​sta​wach, na od​po​wied​niej aran​ża​cji

dźwię​ku. W nie​któ​rych miej​scach dźwięk musi być ci​chy, w in​nych gło​śny. Trud​no
było za​pi​sać te dźwię​ki li​te​ra​mi. W chwi​li, gdy świę​te dźwię​ki zo​sta​ły spro​wa​dzo​ne do
tek​stów pi​sa​nych, to, co sta​no​wi ich esen​cję, co jest in​te​gral​ną czę​ścią dźwię​ku – ory​gi​‐
nal​na, we​wnętrz​na struk​tu​ra – zo​sta​ło za​tra​co​ne. Ro​zu​mie​nie po​przez słu​cha​nie prze​‐
sta​ło być ko​niecz​ne. Mo​żesz czy​tać te pi​sma, są ogól​nie do​stęp​ne. I nie mają żad​ne​go
związ​ku, żad​ne​go punk​tu od​nie​sie​nia do sa​me​go dźwię​ku.

In​te​re​su​ją​ce jest to, że pi​sma ni​g​dy nie były ce​nio​ne ze wzglę​du na treść. Ich sens stał

się waż​ny póź​niej, gdy spro​wa​dzo​no je do tek​stów pi​sa​nych. Gdy coś zo​sta​ło za​pi​sa​ne,
nie ma żad​ne​go sen​su, wy​glą​da na to​tal​ną bzdu​rę – sło​wu pi​sa​ne​mu na​le​ży bo​wiem za​‐
wsze nadać ja​kieś zna​cze​nie. Wciąż jed​nak w tek​stach we​dyj​skich moż​na spo​tkać frag​‐
men​ty, któ​rych sen​su nie spo​sób od​czy​tać. To praw​dzi​we ich frag​men​ty, gdyż są one
cał​ko​wi​cie fo​ne​tycz​ne, nie prze​ka​zu​ją żad​nych tre​ści.

Nie ma sen​su do​szu​ki​wać się sen​su ty​be​tań​skiej man​try aum mani pad​me hum, gdyż

jej sens jest ab​so​lut​nie fo​ne​tycz​ny. Po​dob​nie nie ma mowy o ja​kim​kol​wiek sen​sie man​‐
try aum – dzia​ła ona jed​nak jak dźwię​ko​wy ta​ran, któ​ry wy​wo​łu​je spe​cjal​ny efekt. Gdy
me​dy​tu​ją​cy cią​gle po​wta​rza aum mani pad​me hum, ten dźwięk wpły​wa na po​szcze​gól​ne
cza​kry i je uak​tyw​nia. Nie cho​dzi tu o zna​cze​nie, waż​ne są same dźwię​ki. Waż​ne jest
więc to, że sta​re świę​te tek​sty w ża​den spo​sób nie pod​kre​śla​ją sen​su, a ra​czej uży​tecz​‐
ność – czy​li cel, dla któ​re​go mo​gły być wy​ko​rzy​sta​ne, i do​bro​czyn​ne skut​ki, ja​kich moż​‐
na było dzię​ki nim do​świad​czyć.

Za​py​ta​no Bud​dę, czym jest praw​da. Praw​da jest tym, czym moż​na się po​słu​żyć – od​parł.

De​fi​ni​cja praw​dy brzmi więc: to, czym moż​na się po​słu​żyć. Na​uka tak samo de​fi​niu​je
praw​dę. Jej de​fi​ni​cja jest bar​dzo prag​ma​tycz​na: praw​da jest tym, co moż​na wy​ko​rzy​stać
w ży​ciu i w pe​wien spo​sób udo​wod​nić.

Gdy mó​wi​my, że woda po​wsta​je z po​łą​cze​nia wo​do​ru i tle​nu, nie przej​mu​je​my się,

czy to zda​nie jest praw​dzi​we, czy nie. Je​śli tyl​ko mo​że​my sami prze​ko​nać się, że woda
po​wsta​je z po​łą​cze​nia wo​do​ru i tle​nu, jest to praw​da, w prze​ciw​nym wy​pad​ku – nie.
Samo to stwier​dze​nie nie jest istot​ne, li​czy się jego uży​tecz​ność. Je​że​li w ten spo​sób moż​‐
na stwo​rzyć wodę, trze​ba to wy​ka​zać. Obec​nie na​uka prze​ję​ła tę de​fi​ni​cję praw​dy, któ​rą
re​li​gia za​ak​cep​to​wa​ła 5.000 lat temu. W świe​cie re​li​gii uży​tecz​ność za​wsze była te​stem

background image

praw​dy.

Man​tra aum nie ma żad​nej tre​ści, lecz ma pew​ną uży​tecz​ność, świą​ty​nia też nie ma

żad​ne​go „sen​su”, lecz ma pew​ną uży​tecz​ność. Ich wy​ko​rzy​sta​nie jest sztu​ką, a w każ​dej
dzie​dzi​nie sztu​ki moż​na zna​leźć taki we​wnętrz​ny nurt, któ​re​go nie spo​sób na​uczać, lecz
któ​ry moż​na i na​le​ży wchło​nąć.

Pół​to​ra ty​sią​ca lat temu żył ce​sarz Chin, któ​ry uwiel​biał mię​so do tego stop​nia, że kro​‐

wę czy byka trze​ba było za​rzy​nać na jego oczach. Przez 15 lat co rano ten sam rzeź​nik za​‐
bi​jał jed​ną sztu​kę by​dła. Kie​dyś ce​sarz za​py​tał: „Nie za​uwa​ży​łem, byś przez te 15 lat choć
raz ostrzył swój to​pór. Czyż jego ostrze się nie stę​pia?”.

Rzeź​nik od​parł: „Nie, Wa​sza Wy​so​kość, nie stę​pia się. Dzie​je się tak tyl​ko wte​dy, gdy

rzeź​nik jest eks​per​tem i wie, jak ma ude​rzać. Rzeź​nik musi wie​dzieć, gdzie są ko​ści,
a gdzie sta​wy, za jed​nym za​ma​chem może wte​dy prze​ciąć zwie​rzę wpół. Ta sztu​ka jest
prze​ka​zy​wa​na z po​ko​le​nia na po​ko​le​nie. Ostrze nie tyl​ko nie tępi się, lecz z każ​dym cio​‐
sem jesz​cze bar​dziej się na​ostrza”.

Ce​sarz po​pro​sił rzeź​ni​ka, by ten na​uczył go owej sztu​ki. Rzeź​nik stwier​dził jed​nak:

„To bę​dzie bar​dzo trud​ne. Nie wy​uczy​łem się tej sztu​ki, lecz zła​pa​łem, o co w tym cho​‐
dzi, ob​ser​wu​jąc mego ojca już kie​dy by​łem dziec​kiem. Nikt mnie tego nie uczył, wchło​‐
ną​łem ar​ka​na tej sztu​ki, ob​ser​wu​jąc ojca do​słow​nie każ​de​go dnia. Przy​no​si​łem ojcu to​‐
pór albo ćwiar​to​wa​łem koń​czy​ny mar​twych zwie​rząt. Tak po​zna​wa​łem tę sztu​kę. Je​że​li
je​steś go​tów, aby po​stę​po​wać iden​tycz​nie – stać przy mnie, po​da​wać mi cza​sem to​pór,
od​kła​dać go na bok lub po pro​stu sie​dzieć i pa​trzeć – może wte​dy uchwy​cisz, na czym
po​le​ga ta sztu​ka. Ja jed​nak cię tego nie na​uczę”.

Moż​na na​uczać ja​kiejś ga​łę​zi tak zwa​nej wie​dzy czy na​uki, lecz sztu​kę na​le​ży sa​mo​‐

dziel​nie pod​chwy​cić i wchło​nąć.

Man​try nie mają zna​cze​nia, mają jed​nak prag​ma​tycz​ną war​tość, a my po​zwa​la​my na​‐

szym dzie​ciom wchła​niać ją od naj​młod​szych lat. Uczą się one ko​rzy​sta​nia ze świą​tyń,
na​wet nie zda​jąc so​bie z tego spra​wy. Uczą się sztu​ki wcho​dze​nia do świą​ty​ni, sie​dze​nia,
ko​rzy​sta​nia z sank​tu​arium. Ile​kroć po​ja​wia​ją się nie​bez​pie​czeń​stwo lub trud​no​ści, lu​‐
dzie pę​dzą do świą​ty​ni i wra​ca​ją do domu, od​zy​skaw​szy rów​no​wa​gę i po​czu​cie bez​pie​‐
czeń​stwa. Co rano uda​ją się do świą​tyń, gdyż tego, co tam znaj​du​ją, nie moż​na zna​leźć
ni​g​dzie in​dziej. Wszyst​kie​go tego ich nie na​uczo​no, na​by​li to we wcze​snym dzie​ciń​‐
stwie. Nie na​uczo​no ich tego, zo​sta​ło im to wsz​cze​pio​ne. Gdy po​ja​wia się sztu​ka, nie
moż​na jej na​uczyć.

Efekt dzia​ła​nia dźwię​ku w świą​ty​ni i sama świą​ty​nia były bez​po​śred​nio po​wią​za​ne

z eks​pe​ry​men​tem. Do​pó​ki efekt brzmie​nia da​ne​go sło​wa nie zo​stał zro​zu​mia​ny, cały
eks​pe​ry​ment był po​zba​wio​ny sen​su. Przy​kła​do​wo: przy​ję​ło się, że man​trę może ucznio​‐
wi dać je​dy​nie mistrz. Pod​kre​śla​no zna​cze​nie wy​re​cy​to​wa​nia man​try przez mi​strza
wprost do ucha ucznia. Tę man​trę mo​głeś znać już od daw​na, ale mistrz mu​siał wy​szep​‐
tać ją do ucha.

Moż​na za​py​tać: „Co w tym no​we​go? Nie mo​gło​by się obejść bez mi​strza? Każ​dy wie,

jak po​wta​rzać man​trę, a mimo to mistrz musi mi ją wy​szep​tać, jak​by to był ja​kiś wiel​ki
se​kret!”.

background image

Trze​ba zro​zu​mieć i to, że gdy mistrz mówi coś do ucha ucznio​wi, robi to w szcze​gól​‐

ny spo​sób, kła​dąc na​cisk na pew​ne dźwię​ki, na coś, co w ogó​le nie jest zna​ne. Ist​nie​je bo​‐
wiem wie​le od​mian sło​wa „Rama”, wy​wo​łu​ją​cych od​mien​ne skut​ki.

Zna​my opo​wieść o mę​dr​cu Val​mi​ki: dziś utra​ci​ła ona sens i wy​glą​da dzie​cin​nie. Po​‐

dob​no Val​mi​ki był anal​fa​be​tą i czło​wie​kiem pry​mi​tyw​nym. Mistrz ka​zał mu po​wta​rzać
man​trę „Rama, Rama”, a on po pew​nym cza​sie za​po​mniał po​le​ce​nia mi​strza i za​czął wy​‐
ma​wiać ją na od​wrót: „Mara, Mara”... i do​stą​pił oświe​ce​nia.

Gdy zgu​bi się praw​dzi​wy klucz do tego ro​dza​ju ta​jem​nic, mno​żą się pro​ble​my. Fak​‐

tem jest, że in​to​nu​jąc „Rama, Rama”, po pew​nym cza​sie au​to​ma​tycz​nie po​wta​rza się
„Mara, Mara”, za​my​ka​jąc w ten spo​sób krąg. „Rama, Rama” szyb​ko prze​cho​dzi w „Mara,
Mara” – ma to wła​ści​wy wy​miar fo​ne​tycz​ny. W koń​cu do​cho​dzisz do cze​goś nie​zwy​kłe​‐
go, wy​jąt​ko​we​go: zni​kasz, nie ma cię, w tej wła​śnie chwi​li, gdy zni​kasz lub umie​rasz dla
tego, z czym się iden​ty​fi​ko​wa​łeś, man​tra sta​je się peł​ną. Jest to chwi​la praw​dzi​we​go
prze​ży​cia – ty znik​ną​łeś, umar​ło two​je ego.

War​to zwró​cić uwa​gę na to, że je​śli wła​ści​wie do​pro​wa​dzisz ten pro​ces do koń​ca, za​‐

czy​na​jąc od po​wta​rza​nia „Rama, Rama”, do​cho​dząc do po​wta​rza​nia „Mara, Mara”, na​‐
wet gdy​byś chciał po​wie​dzieć „Rama”, nie bę​dziesz w sta​nie tego zro​bić. Całe two​je ist​‐
nie​nie bę​dzie po​wta​rzać „Mara, Mara”. W ta​kiej chwi​li umie​rasz jako „ja” i jest to pierw​‐
szy krok w me​dy​ta​cji. Gdy ta śmierć jest to​tal​na, od​kry​wasz, że „Mara, Mara” pro​wa​dzi
cię na po​wrót do „Rama, Rama”. Gdy „Rama, Rama” za​cznie wy​cho​dzić z two​ich głę​bi,
nie bę​dziesz tego ro​bił, ale na​praw​dę do​świad​czysz „Rama”, rze​czy​wi​sto​ści osta​tecz​nej.
Po dro​dze ko​niecz​ne jest jed​nak przej​ście przez etap „Mary”.

Ta man​tra ma więc trzy czę​ści. Za​czy​nasz od „Rama”, tra​cisz swą toż​sa​mość przy

„Mara” i man​tra roz​wi​ja się do „Rama”. Dru​gi krok – „Mara” – jest naj​waż​niej​szy w tym
pro​ce​sie; je​że​li nie bę​dzie tej czę​ści środ​ko​wej, to praw​dzi​we, osta​tecz​ne do​świad​cze​nie
„Rama”, krok trze​ci, w ogó​le nie na​stą​pi. Je​śli znasz wła​ści​wą wy​mo​wę i od​po​wied​nio
wy​ma​wiasz te sło​wa, kła​dąc ak​cent na „ra”, mniej pod​kre​śla​jąc „ma”, „Rama” prze​cho​‐
dzi w „Mara”. Gdy ak​cent na „ma” jest mniej​szy, sta​je się ono do​li​ną, zaś „ra” sta​je się naj​‐
wyż​szym szczy​tem. Po​wta​rza​jąc „ma” w „Rama” z mniej​szym ak​cen​tem, do​pro​wa​dzisz
do trans​for​ma​cji i wkrót​ce „ma” sta​je się szczy​tem, a „Ra” do​li​ną. Po​wta​rzasz wte​dy
„Mara, Mara” – „śmierć, śmierć” – nie zda​jąc so​bie na​wet z tego spra​wy.

Jak fale na oce​anie, po każ​dym wzno​sze​niu się na​stę​pu​je opa​da​nie. Tak jak oce​an,

dźwięk też roz​cho​dzi się fa​la​mi; jak w mu​zy​ce cre​scen​do i di​mi​nu​en​do. Do​pó​ki nie je​‐
steś świa​do​my od​po​wied​niej wy​mo​wy, mo​żesz po​wta​rzać man​try, ale efek​tu nie bę​‐
dzie.

Kto​kol​wiek wy​my​ślił tę opo​wieść, że Val​mi​ki po​wta​rzał „Mara, Mara”, bo był nie​wy​‐

kształ​co​nym igno​ran​tem, jest bar​dzo da​le​ki od praw​dy. Ow​szem, Val​mi​ki był anal​fa​be​‐
tą i czło​wie​kiem nie​okrze​sa​nym, ale je​śli cho​dzi o tę kon​kret​ną spra​wę, był adep​tem.
Do​sko​na​le wie​dział, jak in​to​no​wać „Rama”, by uzy​skać dźwięk „Mara”. Do​pie​ro wte​dy
po​wsta​je praw​dzi​we „Rama”. To „Rama” nie bę​dzie przez cie​bie wy​ma​wia​ne, gdyż
w dru​gim eta​pie „Mara” ty po pro​stu zni​kasz. Kto miał​by to po​wta​rzać? Praw​dzi​we
„Rama”, ro​dzą​ce się w to​bie pod ko​niec dru​gie​go eta​pu, nie jest przez cie​bie wy​ma​wia​‐
ne, zda​rza się samo, nie​ja​ko wbrew to​bie. Do​cho​dzi do tego au​to​ma​tycz​nie i nie ma to

background image

nic wspól​ne​go z po​wta​rza​niem.

War​tość shru​ti, tek​stów, któ​rych się słu​cha, po​le​ga na fo​ne​ty​ce. Tyl​ko ten, kto zna fo​‐

ne​ty​kę, może zgłę​bić wie​dzę za​war​tą w shru​ti, i tyl​ko dla ta​kie​go ko​goś będą one po​mo​‐
cą. W prze​ciw​nym wy​pad​ku sło​wa sta​ną się zwy​kłą książ​ką, każ​dy może je prze​czy​tać,
lecz cała na​uka po​zo​sta​nie w ta​jem​ni​cy. Ta na​uka o dźwię​ku, jego bar​wie, gło​śno​ści, to​‐
nach wy​so​kich i ni​skich, prze​rwach po​mię​dzy dźwię​ka​mi – oto cała ta​jem​ni​ca.

Ist​nia​ły kie​dyś kom​plet​ne ze​sta​wy mantr, świą​ty​nie słu​ży​ły jako la​bo​ra​to​ria, w któ​‐

rych je te​sto​wa​no. Dla po​szu​ku​ją​ce​go mia​ło to war​tość we​wnętrz​ną i głę​bo​ki sens. Za​‐
wsze wię​cej lu​dzi do​świad​cza​ło sa​mo​re​ali​za​cji w ob​rę​bie świą​ty​ni niż ci, któ​rzy do​zna​‐
wa​li jej poza jej mu​ra​mi. Tak jest, mimo że bo​skość jest obec​na i we​wnątrz i na ze​wnątrz
świą​tyń. Dziś trud​no o tego ro​dza​ju do​zna​nia na​wet w sa​mym środ​ku świą​tyń.

Lu​dzie, tacy jak Ma​ha​wi​ra, któ​rzy mu​sie​li eks​pe​ry​men​to​wać bez świą​tyń, od​kry​wa​li

inne me​to​dy, bar​dziej uciąż​li​we niż te sto​so​wa​ne w świą​ty​niach. Ma​ha​wi​ra mu​siał spę​‐
dzić wie​le lat, opa​no​wu​jąc roz​ma​ite po​sta​wy umoż​li​wia​ją​ce stwo​rze​nie we​wnątrz cia​ła
za​mknię​te​go ob​wo​du ener​ge​tycz​ne​go. Nie chciał ko​rzy​stać z po​mo​cy świą​tyń, lecz al​‐
ter​na​ty​wą był dłu​gi pro​ces skom​pli​ko​wa​nych prak​tyk zaj​mu​ją​cych całe lata; prak​tyk,
któ​re do​pro​wa​dzić do koń​ca mógł tyl​ko czło​wiek o że​la​znej woli Ma​ha​wi​ry.

Bud​da tak​że osią​gnął oświe​ce​nie bez po​mo​cy świą​tyń. Po śmier​ci ich obu trze​ba było

wznieść świą​ty​nie, gdyż tego, co świą​ty​nia może dać zwy​kłe​mu czło​wie​ko​wi, nie da ani
Bud​da, ani Ma​ha​wi​ra – ich prak​ty​ki nie za​wsze są wy​ko​nal​ne dla prze​cięt​ne​go czło​wie​‐
ka.

Obec​nie, je​śli w peł​ni zro​zu​mie​my na​ukę o two​rze​niu dźwię​ko​wych krę​gów mocy,

mo​że​my skon​stru​ować in​stru​men​ty lep​sze od świą​tyń. Pod​ję​to ba​da​nia w tym kie​run​‐
ku i na pew​no uda się stwo​rzyć ta​kie in​stru​men​ty, choć​by dla​te​go, że do​brze po​zna​li​‐
śmy elek​trycz​ność. Ta​kie eks​pe​ry​men​ty mogą też być nie​bez​piecz​ne. Je​śli jed​nak prze​‐
pro​wa​dzi się je w spo​sób prze​my​śla​ny, to, co kie​dyś da​wa​ły świą​ty​nie, bę​dzie do​stęp​ne
dzię​ki na​uko​wej tech​no​lo​gii – krąg ener​gii two​rzo​ny w świą​ty​ni moż​na wzbu​dzić in​ny​‐
mi me​to​da​mi. Wło​żysz do kie​sze​ni przy​rząd ma​ją​cy uak​tyw​nić ob​wód bio​elek​trycz​ny,
może bę​dziesz mógł dzię​ki nie​mu od​twa​rzać dźwię​ki po​zwa​la​ją​ce na wy​two​rze​nie
w to​bie ta​kie​go ob​wo​du.

Ba​da​nia pod​ję​to w Ame​ry​ce, gdzie kil​ku uczo​nych jest za​an​ga​żo​wa​nych w fa​scy​nu​ją​‐

ce ba​da​nia, ma​ją​ce na celu wy​ka​za​nie, że wszel​kie do​zna​nia roz​ko​szy i bólu moż​na spro​‐
wa​dzić do bio​elek​trycz​nych prą​dów pły​ną​cych przez okre​ślo​ne punk​ty cia​ła.

Gdy na​kłu​wa​my cia​ło, w nie​któ​rych punk​tach nie czu​je się bólu. Są w cie​le „mar​twe

punk​ty”, w któ​rych nie czu​jesz nic. Z tu​zi​na wy​bra​nych punk​tów na ple​cach, trzy lub
czte​ry nic nie czu​ją. Jest też 5-10 punk​tów o nie​zwy​kle du​żej wraż​li​wo​ści, gdzie naj​‐
mniej​sze ukłu​cie po​wo​du​je nie​zno​śny ból.

Na gło​wie mamy wie​le ta​kich punk​tów. Mózg to mi​lio​ny ko​mó​rek, każ​da o okre​ślo​‐

nej wraż​li​wo​ści. Gdy mó​wisz, że je​steś szczę​śli​wy, elek​trycz​ność pły​nie przez od​po​wied​‐
ni ośro​dek, bu​dząc wra​że​nie szczę​ścia. Sie​dzisz tuż obok uko​cha​nej oso​by, trzy​masz jej
dłoń i mó​wisz, że czu​jesz się szczę​śli​wy. Co to jest? Gdy​by uczo​ny miał opi​sać to zja​wi​‐
sko, po​wie​dział​by, że elek​trycz​ność pły​nie przez od​po​wied​ni ośro​dek w mó​zgu i daw​ne

background image

men​tal​ne sko​ja​rze​nia od​no​szą​ce się do tej oso​by czy​nią cię w jej obec​no​ści szczę​śli​wym.
Tego ro​dza​ju szczę​ścia mo​żesz nie czuć po 2-3 mie​sią​cach, gdyż uży​wa​jąc zbyt czę​sto
da​ne​go ośrod​ka, prze​pusz​cza​jąc przez nie​go zbyt dużo ener​gii, po​wo​du​jesz znacz​ny spa​‐
dek jego wraż​li​wo​ści.

Je​śli bę​dziesz czę​sto na​kłu​wał ja​kiś punkt na sto​pie, ból bę​dzie się stop​nio​wo zmniej​‐

szać. Ju​tro bę​dzie mniej​szy niż dziś, a po​ju​trze jesz​cze mniej​szy. Po​stę​pu​jąc tak, stwo​‐
rzysz ob​szar zu​peł​nej nie​wraż​li​wo​ści na ból. Lu​dzie gra​ją​cy na si​tar mają skó​rę pal​ców
nie​wraż​li​wą na ból, sil​ne ude​rze​nia w stru​ny nie ro​bią na nich żad​ne​go wra​że​nia, a pal​‐
ce nie od​czu​wa​ją żad​ne​go bólu.

Gdy po 3-4 mie​sią​cach czu​jesz, że mi​łość zga​sła lub zmniej​szy​ła się, nie zna​czy to, że

była nie​peł​na, ale że „od​wraż​li​wie​niu” uległ ten punkt w to​bie, w któ​rym ob​ja​wia​ło się
uczu​cie szczę​ścia, gdyż był zbyt czę​sto uży​wa​ny, Je​śli uko​cha​na oso​ba wy​je​dzie na kil​ka
mie​się​cy, po jej po​wro​cie znów od​czu​jesz ra​dość.

Istot​ne oka​za​ły się tu eks​pe​ry​men​ty pro​wa​dzo​ne na szczu​rach. W mó​zgu szczu​ra za​‐

in​sta​lo​wa​no „okien​ko” do ob​ser​wa​cji tego, co dzie​je się, gdy szczur od​by​wa sto​su​nek
sek​su​al​ny. Wy​kry​to punkt, przez któ​ry w mo​men​cie wy​try​sku prze​pły​wa elek​trycz​‐
ność. Pod​pię​to elek​tro​dę, „okien​ko” za​mknię​to, a prze​wód pod​łą​czo​no do urzą​dze​nia
ste​ru​ją​ce​go prą​dem. Za​in​sta​lo​wa​no przy​cisk wy​zwa​la​ją​cy prze​pływ prą​du pro​por​cjo​‐
nal​nie do pa​ra​me​trów za​re​je​stro​wa​nych pod​czas wy​try​sku szczu​rze​go na​sie​nia.

Na​uczo​no szczu​ra ob​słu​gi​wać ten przy​cisk; przy każ​dym jego na​ci​śnię​ciu urzą​dze​nie

ge​ne​ro​wa​ło okre​ślo​ną daw​kę prą​du, ak​ty​wu​jąc punkt w mó​zgu, do któ​re​go pod​pię​to
elek​tro​dę – co wy​wo​ły​wa​ło od​czu​cie przy​jem​no​ści uzy​ski​wa​ne pod​czas sto​sun​ku.
Szczur po na​ci​śnię​ciu przy​ci​sku był za​do​wo​lo​ny do tego stop​nia, że ro​bił to raz po raz.
Przez naj​bliż​sze 24 go​dzi​ny nie ro​bił nic in​ne​go, tyl​ko na​ci​skał gu​zik, ty​sią​ce razy. Prze​‐
stał in​te​re​so​wać się je​dze​niem, pi​ciem i spa​niem; na​ci​skał przy​cisk, aż padł wy​czer​pa​ny.

Uczo​ny pro​wa​dzą​cy ten eks​pe​ry​ment stwier​dził, że szczur za​an​ga​żo​wał się w przy​‐

jem​no​ści sek​su​al​ne o wie​le bar​dziej niż pod​czas zwy​kłe​go sto​sun​ku, choć tak na​praw​dę
w ogó​le nie od​był sto​sun​ku sek​su​al​ne​go, je​dy​nie do​zna​wał przy​jem​no​ści wy​wo​ła​nej
prze​pły​wem prą​du przez mózg. Jego zda​niem to do​zna​nie szyb​ko stra​ci​ło urok i za​czę​ło
być czymś zwy​czaj​nym.

Gdy kie​dyś pod​łą​czy​my ludz​ki mózg do elek​tro​dy kie​ru​ją​cej od​po​wied​nią daw​kę

elek​trycz​no​ści w okre​ślo​ny punkt, nikt nie bę​dzie chciał zaj​mo​wać się czymś ta​kim jak
seks – prak​tycz​nie rzecz bio​rąc, nie ma z tego żad​nych ko​rzy​ści, a tra​ci się mnó​stwo
ener​gii. Bę​dzie​my no​sić w kie​sze​ni mi​nia​tu​ro​we urzą​dze​nie i gdy tyl​ko ze​chce​my, po​‐
bu​dzi​my so​bie ośro​dek sek​su, do​zna​jąc tej sa​mej przy​jem​no​ści co pod​czas sto​sun​ku.

Ma to jed​nak i nie​bez​piecz​ne stro​ny. Gdy moż​li​we bę​dzie zlo​ka​li​zo​wa​nie roz​ma​itych

ośrod​ków w mó​zgu, ta​kich jak „ośro​dek zwąt​pie​nia” czy „ośro​dek gnie​wu”, moż​na je
bę​dzie chi​rur​gicz​nie usu​wać. Odłą​czy się ko​muś ośro​dek od​po​wie​dzial​ny za bun​tow​ni​‐
czość i sta​nie się on po​tul​ny i ule​gły. Rzą​dy mogą po​słu​gi​wać się ta​ki​mi no​win​ka​mi,
nad​uży​wa​jąc ich.

Ucze​ni nie zda​ją so​bie z tego spra​wy, ale za po​mo​cą na​uko​wych in​stru​men​tów moż​‐

na wy​two​rzyć at​mos​fe​rę pa​nu​ją​cą w świą​ty​niach. Eks​pe​ry​men​ty z dźwię​kiem, trwa​ją​‐

background image

ce w świą​ty​ni go​dzi​ny, mie​sią​ce czy lata, moż​na prze​pro​wa​dzić o wie​le ła​twiej z wy​ko​‐
rzy​sta​niem no​wo​cze​snych tech​no​lo​gii. Świą​ty​nie bu​do​wa​no więc na pod​sta​wach na​‐
uko​wych, dźwię​kiem wzbu​dza​jąc uczu​cia ra​do​ści, spo​ko​ju, mi​ło​ści i szczę​ścia. Obec​‐
ność ta​kich od​czuć po​zwa​la prze​cież zmie​nić całe na​sta​wie​nie do ży​cia.

Z dru​giej stro​ny, do​ko​na​nia na​uko​we na​po​ty​ka​ją na wiel​kie nie​bez​pie​czeń​stwa.

Głów​nym jest to, że dzia​ła​nia na​uko​we są je​dy​nie tech​no​lo​gicz​ne, świa​do​mość nie od​‐
gry​wa tu żad​nej roli. Wy​ko​rzy​stu​jąc elek​tro​ni​kę, moż​na do​pro​wa​dzić czło​wie​ka do
mniej wię​cej tego sa​me​go sta​nu, jaki osią​ga się w świą​ty​niach, jed​nak au​ten​tycz​na
trans​for​ma​cja świa​do​mo​ści nie na​stą​pi. Wy​ży​ny świa​do​mo​ści i trans​for​ma​cja ener​gii
nie zo​sta​ną w ten spo​sób osią​gnię​te; efekt na​ci​śnię​cia ja​kie​goś przy​ci​sku nie wy​wo​ła
żad​nej istot​nej prze​mia​ny. Ta​kie urzą​dze​nia nie za​stą​pią więc świą​tyń.

Moż​na się za​sta​na​wiać, czy w dzi​siej​szych cza​sach da​ło​by się ja​koś sko​rzy​stać ze

świą​tyń. Ow​szem, jest to moż​li​we, lecz or​to​dok​syj​ny ka​płan za​sia​da​ją​cy we współ​cze​‐
snej świą​ty​ni nie wy​tłu​ma​czy, co i jak dzia​ło się w świą​ty​niach w daw​nych cza​sach.
Wciąż ma on ten klucz, ale nie ma po​ję​cia o drze​mią​cych w ukry​ciu ta​jem​ni​cach. Fi​lo​zo​‐
fia i na​uka zwią​za​ne z obec​no​ścią świą​tyń mogą być wy​ko​rzy​sta​ne, mo​że​my zbu​do​wać
lep​sze świą​ty​nie, gdyż dys​po​nu​je​my do​sko​nal​szy​mi ma​te​ria​ła​mi bu​dow​la​ny​mi. Mo​że​‐
my tak za​aran​żo​wać prze​strzeń, by dźwięk zo​stał zwie​lo​krot​nio​ny ty​sią​ce razy. Mo​że​‐
my ścia​ny tak przy​go​to​wać, by jed​no za​in​to​no​wa​ne aum od​bi​ja​ło się echem ty​sią​ce
razy. Mamy o wie​le lep​sze in​stru​men​ty, lecz naj​pierw mu​si​my po​znać klucz, któ​ry
otwie​ra skar​biec se​kre​tów na​sze​go bytu.

Daw​niej świą​ty​nia mu​sia​ła mieć przy​naj​mniej jed​ne drzwi, te​raz mo​że​my zbu​do​wać

świą​ty​nię bez drzwi. Daw​niej lu​dzie, któ​rzy bu​do​wa​li świą​ty​nie, miesz​ka​li w do​mach
z gli​ny i kro​wie​go łaj​na. Ro​bi​li to, na co było ich stać, a ich dzie​ła są wiel​kie. Dziś mamy
wspa​nia​łe tech​no​lo​gie, lecz nie ma z nich żad​ne​go po​żyt​ku.

Oma​wia​li​śmy do​tąd ko​rzy​ści dla osób wcho​dzą​cych do świą​tyń. Świą​ty​nie mają też

war​tość ze​wnętrz​ną, pod tym wzglę​dem też są uży​tecz​ne. Mó​wi​li​śmy, że me​dy​tu​ją​cy
wcho​dzi​li do środ​ka świą​ty​ni i po​grą​ża​li się w me​dy​ta​cji i mo​dli​twie. Na​wet ktoś, kto
prze​cho​dził obok świą​ty​ni, mógł od​czuć jej ko​rzyst​ny wpływ. Dziś nie ma o tym mowy,
na​wet ci, któ​rzy wcho​dzą do środ​ka, wy​cho​dzą z ni​czym. W daw​nych cza​sach świą​ty​‐
nie mo​gły jed​nak po​móc na​wet tym, któ​rzy prze​cho​dzi​li w po​bli​żu, gdyż lu​dzie we​‐
wnątrz świą​ty​ni na​praw​dę coś ro​bi​li. Set​ki me​dy​tu​ją​cych uak​tyw​nia​ło spe​cjal​ne wi​bra​‐
cje dźwię​ko​we, dzię​ki któ​rym cała at​mos​fe​ra wo​kół świą​ty​ni ule​ga​ła na​ła​do​wa​niu. Wi​‐
bra​cje nie ogra​ni​cza​ły się tyl​ko do wnę​trza świą​ty​ni, ona też wy​sy​ła​ła na ze​wnątrz sub​‐
tel​ne fale. Oży​wia​ło to całe oto​cze​nie, gdyż w ten spo​sób świą​ty​nia „żyła”.

Ta​kie było zna​cze​nie „ży​wej świą​ty​ni”. Zwrot „żywa rzeź​ba” wska​zu​je na to samo; te

miej​sca wy​wie​ra​ły wpływ tak​że na tych, któ​rzy nie przy​cho​dzi​li tam w kon​kret​nym
celu. Świą​ty​nia może być na​zwa​na żywą tyl​ko wte​dy, gdy ktoś prze​cho​dzą​cy przy​pad​‐
ko​wo obok niej od​czu​wa na​głą zmia​nę – cała at​mos​fe​ra ule​ga prze​mia​nie, cho​ciaż ten
ktoś mógł nie wie​dzieć, że w oko​li​cy znaj​du​je się ja​kaś świą​ty​nia.

Idziesz dro​gą, jest ciem​na noc, mi​jasz świą​ty​nię i coś się w to​bie na​gle zmie​nia. My​śla​‐

łeś o zro​bie​niu cze​goś nie​wła​ści​we​go i zmie​niasz zda​nie. Mia​łeś za​miar ko​goś za​bić,
a te​raz je​steś pe​łen współ​czu​cia. Może to stać się tyl​ko wte​dy, gdy świą​ty​nia jest na​ła​do​‐

background image

wa​na, każ​da jej ce​gła, ka​mień, drzwi i okna, wszyst​ko. Wte​dy sta​je się ona świą​ty​nią ży​‐
wych wi​bra​cji.

Wy​jąt​ko​wą me​to​dę sto​so​wa​no do ła​do​wa​nia dzwo​nu wi​szą​ce​go u wej​ścia do świą​ty​‐

ni: wcho​dzą​cy do środ​ka musi ude​rzyć w dzwon. Robi to z peł​ną świa​do​mo​ścią, nie
w sta​nie śpią​ce​go umy​słu. Gdy ude​rza​my w dzwon świą​ty​ni nie na wpół śpią​cy, lecz
czuj​ni, two​rzy się w my​ślach nie​cią​głość, prze​rwa w łań​cu​chu my​śli; uświa​da​mia​my
so​bie zmia​nę w at​mos​fe​rze. Dźwięk dzwo​nu po​dob​ny jest do brzmie​nia aum. Dźwięk
dzwo​nu „ła​du​je” świą​ty​nię przez cały dzień, po​dob​nie jak dźwięk aum.

Wie​le ta​kich zja​wisk zna​la​zło za​sto​so​wa​nie w świą​ty​niach: lam​pa wy​peł​nio​na ghee,

pa​lą​ce się ka​dzi​dło, pa​sta z drew​na san​da​ło​we​go, kwia​ty, aro​ma​ty, wszyst​ko się z tym
wią​że. Nie cho​dzi o to, że ja​kieś bó​stwo lubi kon​kret​ny kwiat, ra​czej istot​na jest har​mo​‐
nia świą​ty​ni. O do​bo​rze dźwię​ku i za​pa​chu w har​mo​nii z daną świą​ty​nią de​cy​do​wa​ło
do​świad​cze​nie. Sto​so​wa​no więc okre​ślo​ne kwia​ty o spe​cy​ficz​nym za​pa​chu, inne były
za​bro​nio​ne.

W me​cze​cie jako ka​dzi​dło uży​wa​ny jest tyl​ko lo​bhan, pach​ną​ca ży​wi​ca, w hin​du​skiej

świą​ty​ni zaś dho​op i agar​bat​ti. Wszyst​kie są zwią​za​ne z dźwię​kiem. Dźwięk Al​lah jest
w we​wnętrz​nej har​mo​nii z za​pa​chem lo​bhan. Te po​wią​za​nia od​kry​to pod​czas we​‐
wnętrz​nych po​szu​ki​wań Osta​tecz​ne​go, nie mia​ło to nic wspól​ne​go z pro​ce​sem my​ślo​‐
wym. Opo​wiem, jak tego do​ko​na​no.

Mo​żesz usiąść w po​ko​ju, w któ​rym nie za​pa​lo​no lo​bhan, po​wta​rza​jąc Al​lah – ale nie

samo Al​lah, lecz Al​la​hu, kła​dąc szcze​gól​ny ak​cent na hu. Wkrót​ce za​uwa​żysz, że dźwięk
Al​lah zni​ka i po​wta​rza​ne jest tyl​ko samo hu. Gdy do tego do​cho​dzi, od​kry​wasz, że cały
po​kój wy​peł​nia się za​pa​chem lo​bhan. Za​uwa​żo​no, że lo​bhan przy​po​mi​na sub​stan​cję
ema​nu​ją​cą z na​sze​go cia​ła. Lo​bhan pali się więc w me​cze​tach, aby po​móc lu​dziom w po​‐
wta​rza​niu man​try hu. Pro​ces ten od​by​wa się na dwóch płasz​czy​znach: ema​na​cja tego
aro​ma​tu z da​nej oso​by może za​jąć nie​co cza​su, lecz na po​cząt​ku moż​na go do​star​czyć
z ze​wnątrz, w me​cze​cie. Po​wta​rza​nie aum nie wy​wo​ła za​pa​chu lo​bhan, gdyż ten dźwięk
po​bu​dza inny ośro​dek, nie wy​twa​rza​ją​cy tego aro​ma​tu.

W na​szym cie​le mamy okre​ślo​ne ob​sza​ry za​pa​cho​we po​wią​za​ne z my​śla​mi i od​czu​‐

cia​mi. Dla​te​go dżi​ni​ści wie​rzą, że cia​ło Ma​ha​wi​ry nie wy​dzie​la​ło żad​nych nie​przy​jem​‐
nych za​pa​chów. Jego cia​ło ema​no​wa​ło aro​mat, po któ​rym moż​na roz​po​znać tir​than​ka​‐
, dżi​nij​skie​go oświe​co​ne​go mi​strza. W cza​sach Ma​ha​wi​ry osiem in​nych osób przy​zna​‐
ło się do by​cia tir​than​ka​rą, lecz nie wy​dzie​la​li oni tego za​pa​chu. Ża​den nie był uboż​szy
w wie​dzę wzglę​dem Ma​ha​wi​ry, du​cho​wo byli na tym sa​mym po​zio​mie, lecz nie prak​ty​‐
ko​wa​li tego sys​te​mu du​cho​wej dys​cy​pli​ny, któ​ry ge​ne​ru​je tego ro​dza​ju aro​mat, od​rzu​‐
co​no więc ich oświad​cze​nia.

Bud​da też nie był w ża​den spo​sób gor​szy od Ma​ha​wi​ry. Był po​sta​cią tego sa​me​go ka​li​‐

bru co Ma​ha​wi​ra, je​śli cho​dzi o stan świa​do​mo​ści, nie sto​so​wał jed​nak tej sa​mej me​to​dy
i jego cia​ło nie emi​to​wa​ło ta​kie​go aro​ma​tu. Po​dob​ny aro​mat ota​czał Par​sh​wa​na​tha, tir​‐
than​ka​rę
, któ​ry zmarł na dłu​go przed Ma​ha​wi​rą. Współ​cze​śni mu lu​dzie wciąż jed​nak
żyli i uzna​li, że aro​mat wy​dzie​la​ny przez Ma​ha​wi​rę przy​po​mi​na Par​sh​wa​na​tha. Ten
szcze​gól​ny za​pach był wy​ni​kiem po​wta​rza​nia okre​ślo​nej man​try.

background image

To po​dej​ście opar​te na źró​dłach pa​mię​cio​wych po​zwa​la​ło stwier​dzić au​ten​tycz​ność

tir​than​ka​ry. Choć więc Ma​ha​wi​ra ni​g​dy nie twier​dził, że jest tir​than​ka​rą, zo​stał ta​ko​‐
wym ogło​szo​ny. Z dru​giej stro​ny, Mak​kha​li Go​shal ogło​sił się tir​than​ka​rą, lecz nie po​‐
tra​fił tego do​wieść. Może dziw​ne jest, dla​cze​go za​pach uczy​nio​no kry​te​rium roz​po​zna​‐
nia; test mu​siał być tak su​ro​wy, gdyż nie do​wie​rza​no sło​wom. Dana oso​ba mu​sia​ła ema​‐
no​wać spe​cjal​ny aro​mat wska​zu​ją​cy na we​wnętrz​ny roz​kwit, kul​mi​na​cję pro​ce​su wy​‐
wo​ła​ne​go man​trą – coś, z cze​go po​wsta​je stan tir​than​ka​ry.

Mak​kha​li Go​shal, Ajit Ke​sh​kam​bal i San​jay Vi​le​thi​pu​tra – wiel​cy mę​dr​cy po​kro​ju Ma​‐

ha​wi​ry – każ​dy z nich miał ty​sią​ce zwo​len​ni​ków uwa​ża​ją​cych swe​go mi​strza za tir​than​‐
ka​rę.
Wszy​scy ode​szli w nie​pa​mięć. Ma​ha​wi​ra w ogó​le o tym nie mó​wił, sam ni​g​dy ni​‐
cze​go nie ogła​szał. W koń​cu jed​nak po​sta​no​wio​no, że tyl​ko ten, kto ema​nu​je spe​cy​ficz​‐
ny aro​mat, jest tir​than​ka​rą.

Każ​da man​tra two​rzy wła​sny aro​mat. Po​wta​rza​ją​cy aum po​zna​li pe​wien za​pach. Każ​‐

da man​tra wzbu​dza też okre​ślo​ne we​wnętrz​ne świa​tło. Ilość świa​tła w świą​ty​ni za​le​ża​ła
od tego we​wnętrz​ne​go świa​tła, nie mo​gło go być ani za dużo, ani za mało. Nie​wie​dza lu​‐
dzi sie​dzą​cych w świą​ty​niach w świe​tle ja​rze​nió​wek jest zdu​mie​wa​ją​ca. Lam​py w ogó​le
nie są po​trzeb​ne, wy​star​czy tyle świa​tła, ile ma we​wnętrz​ne nie​bo – to bar​dzo de​li​kat​ne,
ła​god​ne świa​tło. Uży​wa się lamp z ghee, gdyż ich świa​tło jest ła​god​ne i nie razi oczu.

Zro​zu​mie​nie róż​ni​cy mię​dzy świa​tłem lam​py naf​to​wej i lamp​ki, w któ​rej pa​li​wem

jest ghee, nie jest ła​twe, je​śli ni​g​dy nie eks​pe​ry​men​to​wa​łeś z taką me​dy​ta​cją. Za​pal lam​pę
naf​to​wą i kon​cen​truj się na pło​mie​niu przez go​dzi​nę: oczy za​czną cię piec, bo​leć, będą
zmę​czo​ne. Za​pal lamp​kę wy​peł​nio​ną ghee i kon​cen​truj się przez go​dzi​nę na jej pło​mie​‐
niu – oczy będą chłod​niej​sze, spo​koj​niej​sze. Wszyst​ko to po​zna​no dzię​ki we​wnętrz​nym
do​świad​cze​niom ty​się​cy lu​dzi i zna​le​zio​no od​po​wied​ni​ki, któ​re są ze​wnętrz​ną po​mo​cą.
Oczy​wi​ście nie da się zna​leźć lam​py o pło​mie​niu do​kład​nie od​po​wia​da​ją​cym świa​tłu
we​wnętrz​ne​mu, moż​na mó​wić tyl​ko o pew​nym po​do​bień​stwie. Za​pach po​wsta​ją​cy
w to​bie przy po​wta​rza​niu okre​ślo​nej man​try nie ist​nie​je w świe​cie ze​wnętrz​nym, mu​si​‐
my więc za​do​wo​lić się czymś mu bli​skim.

Pa​stę z drew​na san​da​ło​we​go sto​su​je się we wszyst​kich świą​ty​niach. Miej​sce na czo​le,

gdzie na​kła​da się pa​stę, zwa​ne jest w jo​dze agya cha​kra. Prak​ty​ka pew​nych mantr wy​‐
wo​łu​je we​wnętrz​ne do​zna​nie za​pa​chu drew​na san​da​ło​we​go, lecz źró​dłem tego za​pa​chu
jest agya cha​kra. Każ​de po​bu​dze​nie trze​cie​go oka in​ten​sy​fi​ku​je ema​na​cję tego za​pa​chu,
za​tem aro​mat drew​na san​da​ło​we​go stał się sym​bo​lem tego ro​dza​ju do​znań i dla​te​go na​‐
kła​da​my tę pa​stę na czo​ło. Gdy agya cha​kra ema​nu​je ten aro​mat, od​czu​wa się pe​wien
chłód, jak​by do trze​cie​go oka przy​ło​żo​no ka​wa​łek lodu. Jest jed​nak róż​ni​ca mię​dzy
ochło​dze​niem a uspo​ko​je​niem, do​kład​nie taka, jak mię​dzy lam​pą naf​to​wą i lamp​ką na​‐
peł​nio​ną ghee.

Lód chło​dzi, nie uspo​ka​ja ani nie wy​ci​sza. Wra​że​nie schło​dze​nia trwa krót​ką chwi​lę,

po czym od​czu​wa się cie​pło. Lód jest zim​ny, lecz nie wy​ci​sza, nie ła​go​dzi. W koń​cu wra​‐
ca od​czu​cie cie​pła, na​wet więk​sze​go niż wcze​śniej. Pa​sta z drew​na san​da​ło​we​go ła​go​dzi,
lecz nie chło​dzi – uspo​ka​ja. Jej „chłód” ma swo​istą głę​bię. Lód przy​ło​żo​ny do agya cha​kra
ochło​dzi tyl​ko po​wierzch​nię skó​ry. Pa​sta z drew​na san​da​ło​we​go spo​wo​du​je wy​ci​sze​nie
się​ga​ją​ce głęb​szych warstw, pod po​wierzch​nią skó​ry. To od​czu​cie do​cie​ra aż do rze​czy​‐

background image

wi​ste​go miej​sca trze​cie​go oka. Ci, któ​rzy do​zna​li dzia​ła​nia agya cha​kra i po​zna​li to​wa​‐
rzy​szą​cy temu ła​go​dzą​cy efekt, szu​ka​li ja​kie​goś od​po​wied​ni​ka i zna​leź​li drew​no san​da​‐
ło​we. Ma ono ten sam za​pach, jaki ema​nu​je z na​sze​go wnę​trza.

Wszyst​kie te ze​wnętrz​ne środ​ki po​moc​ni​cze są ta​ki​mi od​po​wied​ni​ka​mi. Gdy umie​ści

się je w świą​ty​ni, zo​sta​je ona na​ła​do​wa​na. Jest na przy​kład re​gu​ła za​ka​zu​ją​ca wej​ścia do
świą​ty​ni bez uprzed​niej ką​pie​li. Zim​na ką​piel uwal​nia od me​cha​nicz​no​ści i sko​ja​rzeń
my​ślo​wych. Nie po​zwa​la​no też ni​ko​mu wejść do świą​ty​ni bez ude​rze​nia w dzwon. I nikt
nie mógł tam wejść w sta​rych czy brud​nych ubra​niach, na​le​ża​ło wło​żyć je​dwab​ną sza​tę,
gdyż je​dwab po​ma​ga w two​rze​niu i za​cho​wa​niu bio​elek​trycz​no​ści. Dla​te​go je​dwab​ne
sza​ty za​wsze wy​glą​da​ją jak nowe, bez wzglę​du jak czę​sto są no​szo​ne.

Dzię​ki tym środ​kom świą​ty​nia zo​sta​je na​ła​do​wa​na i wpły​wa ener​ge​tycz​nie na każ​de​‐

go, na​wet przy​pad​ko​we​go prze​chod​nia.

Mówi się o Ma​ha​wi​rze, że w pew​nej od​le​gło​ści wo​ko​ło nie​go, gdzie​kol​wiek by się

znaj​do​wał, nie mógł być do​ko​na​ny ża​den akt prze​mo​cy. To jego pole ener​ge​tycz​ne spra​‐
wia​ło, że prze​moc była nie​moż​li​wa. Przy​po​mi​nał on wę​dru​ją​cą świą​ty​nię, w któ​rej za​‐
się​gu wszyst​ko ule​ga​ło prze​mia​nie. Na​zy​wa się to efek​tem noo-sfe​ry.

Te​il​hard de Char​din stwo​rzył sło​wo noo-sfe​ra, za​stę​pu​jąc nim „at​mos​fe​rę”. At​mos​fe​‐

ra ozna​cza wa​run​ki ze​wnętrz​ne. Noo-sfe​ra jest kli​ma​tem men​tal​nym, psy​cho​lo​gicz​‐
nym, w któ​re​go ob​rę​bie pew​ne​go ro​dza​ju zda​rze​nia w ogó​le nie mają miej​sca.

W daw​nych cza​sach le​śne ash​ra​my za​kła​da​li i pro​wa​dzi​li mę​dr​cy. At​mos​fe​ra wo​kół

ash​ra​mu była uwa​ża​na za czy​stą, po​zba​wio​ną wszel​kiej prze​mo​cy. Je​śli coś złe​go przy​‐
tra​fi​ło się uczniom, mę​drzec wy​mie​rzał karę so​bie, nie im, gdyż ozna​cza​ło to za​kłó​ce​nie
ochron​ne​go pola ener​gii – trud​no było wi​nić za to uczniów. Na​ga​ny były nie na miej​scu;
przy​kre zda​rze​nia ozna​cza​ły, że pole stra​ci​ło swe wła​ści​wo​ści, świę​tość. Mistrz sam pod​‐
da​wał się umar​twia​niu, po​dej​mu​jąc post i od​pra​wia​jąc oczysz​cza​ją​ce ry​tu​ały.

Gan​dhi błęd​nie to ro​zu​miał. Sa​mo​oczysz​cze​nie nie mia​ło na celu prze​ko​ny​wa​nia ko​‐

go​kol​wiek do cze​go​kol​wiek, nie cho​dzi​ło o wy​wie​ra​nie na ko​goś na​ci​sku. Nie cho​dzi​ło
o tor​tu​ro​wa​nie sie​bie, po​szcze​nie do śmier​ci, by wy​wo​łać zmia​ny w czy​imś su​mie​niu
czy ser​cu. Gan​dhi tego nie ro​zu​miał. Mę​drzec nie oczysz​czał sie​bie, by zmie​nić ko​goś in​‐
ne​go, ro​bił to, chcąc po​now​nie na​ła​do​wać swo​je pole ener​ge​tycz​ne i ota​cza​ją​cą go prze​‐
strzeń. Je​śli zmie​nia się to pole, kli​mat men​tal​ny, czło​wiek znaj​du​ją​cy się pod jego wpły​‐
wem rów​nież ule​ga zmia​nie. Nie było mowy o zmia​nach w czy​imś su​mie​niu, lecz
o zmia​nie wła​sne​go pola ma​gne​tycz​ne​go.

Każ​dy czło​wiek urze​czy​wist​nio​ny uży​wa tego ro​dza​ju „stre​fy wpły​wu”. Lu​dzie w ro​‐

dza​ju Ma​ha​wi​ry przy​po​mi​na​li wę​dru​ją​ce świą​ty​nie. Nie ocze​ki​wa​no, że po​zo​sta​ną
w jed​nym miej​scu, po​trze​ba więc było cze​goś in​ne​go, sta​bil​niej​sze​go, co mo​gło​by sta​no​‐
wić cen​trum sił ży​cio​wych dla ca​łe​go mia​sta – coś, wo​kół cze​go ludz​kie ży​cie ule​ga​ło​by
cią​głym prze​mia​nom.

Po​trze​bu​je​my ta​kie​go miej​sca, świą​ty​ni, gdzie mo​gli​by​śmy skła​dać co​dzien​ne ofia​ry

i otrzy​mać coś w za​mian. Może nie bę​dzie​my zda​wać so​bie spra​wy z tego, co się dzie​je;
wszyst​ko bę​dzie się dzia​ło samo z sie​bie. Kto tyl​ko prze​cho​dził obok świą​ty​ni, ten do​sta​‐
wał coś war​to​ścio​we​go. Stwo​rzo​no wo​kół świą​tyń ogrom​ne pole ma​gne​tycz​ne i tak jak

background image

opił​ki że​la​za są przy​cią​ga​ne przez ma​gnes dzię​ki obec​no​ści ta​kie​go pola, każ​dy prze​cho​‐
dzą​cy w po​bli​żu świą​ty​ni jest przy​cią​ga​ny i ule​ga wpły​wo​wi jej ener​gii. Ta​kie były pola
ener​ge​tycz​ne wo​kół świą​tyń.

Mówi się o Moj​że​szu, że gdy udał się na szczyt góry, uj​rzał nie​biań​ski pło​mień. Pło​nął

cały krzak, lecz w jego środ​ku roz​kwi​ta​ły kwia​ty i zie​le​ni​ły się li​ście. Moj​żesz po​szu​ki​‐
wał Boga. Gdy skie​ro​wał swe kro​ki w kie​run​ku krza​ka, usły​szał do​bie​ga​ją​cy z nie​go głos:
„Głup​cze! Zo​staw buty na ze​wnątrz!”. Nie było żad​nej li​nii, więc Moj​żesz szedł, szu​ka​jąc
„pro​gu”, na któ​rym mo​gły zo​sta​wić buty. Do​tarł do punk​tu, w któ​rym od​czuł zmia​nę,
po​czuł, jak w nim sa​mym coś się zmie​nia, do​ko​nu​je się we​wnętrz​na trans​for​ma​cja –
tam zo​sta​wił san​da​ły. Do​szedł do pro​gu pola ener​ge​tycz​ne​go. Wszedł do środ​ka i od​dał
się mo​dli​twie, by zy​skać prze​ba​cze​nie za zbez​czesz​cze​nie świę​te​go miej​sca.

Świą​ty​nia wy​twa​rza na​ła​do​wa​ne pole sil​nie wi​bru​ją​cej ener​gii, któ​re ma ko​rzyst​ny

wpływ na całą wio​skę. To nie fik​cja, to rze​czy​wi​ście dzia​ła​ło. Cha​rak​te​ry​stycz​na pro​sto​‐
ta, nie​win​ność i czy​stość hin​du​skich wio​sek zna​ne od ty​się​cy lat, wy​ni​ka​ły ra​czej z na​ła​‐
do​wa​ne​go pola ener​ge​tycz​ne​go ich świą​tyń, niż z sa​mych wio​sek. Na​wet w naj​uboż​‐
szych wio​skach świą​ty​nia była ab​so​lut​ną ko​niecz​no​ścią, bez niej wszyst​ko by​ło​by cha​‐
otycz​ne, bez ryt​mu.

Od ty​się​cy lat wio​ski mia​ły pew​ne​go ro​dza​ju świę​tość, po​cho​dzą​cą z wiel​kie​go, nie​‐

wi​dzial​ne​go źró​dła. Naj​gor​sze, co moż​na było zro​bić, by znisz​czyć kul​tu​rę Wscho​du,
było znisz​cze​nie na​ła​do​wa​nych pól ener​ge​tycz​nych tych świą​tyń. Wraz ze znisz​cze​‐
niem tych wi​bru​ją​cych ener​gią świą​tyń pa​dła kul​tu​ra Wscho​du.

To dla​te​go współ​cze​śni lu​dzie są tak scep​tycz​nie na​sta​wie​ni do świą​tyń. Kto cho​dził

do szko​ły i uczył się ję​zy​ka lo​gi​ki, roz​wi​ja​jąc tyl​ko in​te​lekt i za​my​ka​jąc się na po​trze​by
ser​ca, ni​g​dy nie do​świad​czył ży​wej świą​ty​ni, nie wi​dzi w niej więc żad​ne​go sen​su. Świą​‐
ty​nie stop​nio​wo utra​ci​ły więc swo​je zna​cze​nie.

In​die nie będą In​dia​mi, je​śli te świą​ty​nie nie zo​sta​ną na po​wrót oży​wio​ne. Cała al​che​‐

mia opra​co​wa​na w In​diach opie​ra się na obec​no​ści świą​tyń, wszyst​ko, do cze​go Hin​du​si
do​szli, za​wdzię​cza​ją świą​ty​niom. Nie​gdyś wszyst​ko w ży​ciu da​nej oso​by to​czy​ło się wo​‐
kół świą​ty​ni. Czło​wiek cho​ry uda​wał się do świą​ty​ni, nie​szczę​śli​wy też biegł do świą​ty​‐
ni, na​wet szczę​śli​wy szedł do świą​ty​ni, by zło​żyć dzięk​czyn​ne mo​dły. Gdy coś do​bre​go
zda​rzy​ło się w ro​dzi​nie, szedł do świą​ty​ni z owo​ca​mi i kwia​ta​mi; gdy po​ja​wi​ły się pro​‐
ble​my, szedł się mo​dlić. Świą​ty​nia była dla nie​go do​słow​nie wszyst​kim. Wszel​kie na​‐
dzie​je, tę​sk​no​ty i aspi​ra​cje krą​ży​ły wo​kół świą​ty​ni. Nie​za​leż​nie od swo​je​go ubó​stwa, za​‐
wsze znaj​do​wał czas na ude​ko​ro​wa​nie świą​ty​ni zło​tem, sre​brem i in​ny​mi kosz​tow​no​‐
ścia​mi.

Dziś, gdy lu​dzie umie​ra​ją z gło​du, ta​kie eks​tra​wa​gan​cje w od​nie​sie​niu do świą​tyń wy​‐

glą​da​ją na czy​ste sza​leń​stwo. „Zbu​rzyć świą​ty​nie! Po​sta​wić w ich miej​sce szpi​ta​le, otwo​‐
rzyć szko​ły – niech sta​ną się schro​nie​niem dla bez​dom​nych, niech​że się wresz​cie na coś
przy​da​dzą!”. Świą​ty​nie sta​ły się bez​u​ży​tecz​ne, gdyż za​po​mnie​li​śmy, do cze​go słu​żą. My​‐
śli​my: „Po co gro​ma​dzić w tych świą​ty​niach zło​to, sre​bro i klej​no​ty, sko​ro lu​dzie umie​‐
ra​ją z gło​du?”.

Pa​mię​taj​my, że to wła​śnie ci gło​du​ją​cy ofia​ro​wu​ją świą​ty​niom zło​to, dia​men​ty, co

background image

tyl​ko mają naj​cen​niej​sze​go – dla​te​go, że to, co war​to​ścio​we w ich ży​ciu, po​cho​dzi ze
świą​tyń. Nic in​ne​go nie może roz​wiać ich wąt​pli​wo​ści, dają więc to, co mają. I to nie są
bła​he po​wo​dy. Gdy​by to nie mia​ło sen​sow​nych pod​staw, nie prze​trwa​ło​by ty​się​cy lat.
Wciąż do​sta​je​my nie​wi​dzial​ne „owo​ce” po​cho​dzą​ce ze świą​tyń. Prze​by​wa​nie w ich po​‐
bli​żu za​wsze było ko​rzyst​ne.

Czło​wiek wciąż za​po​mi​na. Za​po​mi​na​my o tym, co jest wznio​słe i war​to​ścio​we, ale

umie​my 24 go​dzi​ny na dobę pa​mię​tać o tym, co ba​nal​ne, przy​ziem​ne i po​spo​li​te. Wspo​‐
mnie​nie Boga wy​ma​ga nie lada wy​sił​ku, ale o na​szych pra​gnie​niach i na​mięt​no​ściach
nie mu​si​my pa​mię​tać, są z nami cały czas. Ła​two jest scho​dzić w dół, wspi​nacz​ka za​‐
wsze bywa uciąż​li​wa.

Świą​ty​nię sta​wia​no w cen​trum wio​sek, by moż​na było do niej wejść, kie​dy tyl​ko się

za​pra​gnie. Dzię​ki temu świą​ty​nia żyła. Nie​licz​ni spo​śród nas mają na​tu​ral​ną skłon​ność
do po​szu​ki​wań, więk​szość czu​je się za​in​spi​ro​wa​na do​pie​ro wte​dy, gdy zo​ba​czy coś na
wła​sne oczy. Gdy nie było sa​mo​lo​tów, nie bu​dzi​ła się w czło​wie​ku chęć po​dró​ży „sta​lo​‐
wym pta​kiem”. Lu​dzie, tacy jak bra​cia Wri​ght, ma​rzy​li o la​ta​niu, wy​my​śli​li sa​mo​lot, ale
prze​cięt​ny czło​wiek nie my​ślał o tym, do​pó​ki nie uj​rzał sa​mo​lo​tu na wła​sne oczy.

Gdy wi​dzi​my bo​skość uoso​bio​ną w for​mie świą​tyń, coś z tej bo​sko​ści za​pa​da w na​‐

szym umy​śle. Do​ty​czy to zwłasz​cza tych, któ​rzy nie po​tra​fią wy​obra​zić so​bie bo​sko​ści
nie​prze​ja​wio​nej. Kto po​tra​fi tego do​ko​nać, temu nie po​trze​ba świą​tyń. Tacy lu​dzie wy​‐
rzą​dzi​li wiel​ką krzyw​dę świą​ty​niom, mó​wiąc, że nie ma z nich żad​ne​go po​żyt​ku i na​le​‐
ży z nich zre​zy​gno​wać. Ja też kie​dyś mó​wi​łem: „Świą​ty​nie są bez​u​ży​tecz​ne, skończ​my
z tym”. Stop​nio​wo jed​nak zro​zu​mia​łem, że je​śli świą​ty​nie zo​sta​ną znisz​czo​ne, ci, któ​rzy
nie po​tra​fią wy​obra​zić so​bie nie​prze​ja​wio​nej for​my bo​sko​ści, nie zdo​ła​ją na​wet o niej
po​my​śleć. Z tego punk​tu wi​dze​nia wi​dać na​ra​sta​ją​ce trud​no​ści. Gdy​by ktoś taki jak Ma​‐
ha​wi​ra, któ​ry w ogó​le nie po​trze​bo​wał świą​ty​ni, prze​ma​wiał ze swe​go po​zio​mu świa​‐
do​mo​ści, mógł​by chcieć zbu​rze​nia świą​tyń, lecz je​śli po​my​śli on o wa​szych po​trze​bach,
prze​sta​nie w ten spo​sób mó​wić.

Świą​ty​nia jest źró​dłem in​spi​ra​cji 24 go​dzi​ny na dobę. Dzię​ki niej pa​mię​tasz, że

w twym ży​ciu są jesz​cze jed​ne wro​ta, inne niż sklep czy dom, nie​za​leż​ne od żony, pie​nię​‐
dzy... to wy​miar, któ​ry nie ma nic wspól​ne​go z tar​go​wi​skiem tego świa​ta ani z pra​gnie​‐
nia​mi. Nie przy​nie​sie ci ani bo​gac​twa, ani sła​wy, nie za​spo​koi żądz – świą​ty​nia sta​le ci
o tym przy​po​mi​na. Są bo​wiem w ży​ciu chwi​le, gdy masz już dość tego jar​mar​ku, nu​dzi
cię ro​dzi​na – w tych chwi​lach mo​żesz od​na​leźć har​mo​nię w świą​ty​ni.

Je​śli świą​ty​nia zo​sta​nie znisz​czo​na, nie bę​dzie żad​nej al​ter​na​ty​wy. Gdy masz dość ja​‐

da​nia w domu, idziesz do baru lub re​stau​ra​cji, ale gdy masz dość tar​go​wi​ska tego świa​‐
ta, do​kąd pój​dziesz? Świą​ty​nia ma inny wy​miar, od​bie​ga​ją​cy od świa​ta da​wa​nia i bra​‐
nia. Dla​te​go ci, któ​rzy bu​du​ją świą​ty​nie na po​do​bień​stwo tar​go​wisk, po pro​stu je nisz​‐
czą. Świą​ty​nia to nie miej​sce za​wie​ra​nia trans​ak​cji, ale miej​sce od​po​czyn​ku i od​prę​że​‐
nia; zmę​czo​ny i wy​czer​pa​ny do​cze​sno​ścią, mo​żesz tu zna​leźć ulgę i spo​kój. Przy wej​ściu
do świą​ty​ni nie sta​wia się wa​run​ków w ro​dza​ju: mo​żesz wejść, je​śli masz okre​ślo​ną
sumę pie​nię​dzy, okre​ślo​ne wy​kształ​ce​nie albo pre​stiż. Świą​ty​nia ak​cep​tu​je cię ta​kim,
jaki je​steś. To jest miej​sce tak szcze​gól​ne w swej pro​sto​cie, że ak​cep​tu​je cię ta​kim, jaki je​‐
steś.

background image

Wie​le razy umę​czy​łeś się tym sty​lem ży​cia. Mo​głeś wte​dy po​czuć otwie​ra​nie się bra​‐

my do świa​ta mo​dli​twy. Gdy na​stą​pi to choć raz, mo​żesz otwo​rzyć ją wszę​dzie. Gdy ze​‐
chcesz, w do​wol​nej chwi​li znaj​dziesz się u tych drzwi. Nie trze​ba iść na piel​grzym​kę
w po​szu​ki​wa​niu Bud​dy czy Ma​ha​wi​ry. Te chwi​le trwa​ją zbyt krót​ko. Po​win​no być
w oko​li​cy ja​kieś miej​sce, do któ​re​go mógł​byś wejść.

Wspo​mnie​nia z dzie​ciń​stwa od​gry​wa​ją wiel​ką rolę. Ucze​ni twier​dzą, że w siód​mym

roku ży​cia dziec​ko ma do dys​po​zy​cji wszyst​kie wy​uczo​ne wcze​śniej fun​da​men​ty, na ja​‐
kich sta​nie kie​dyś gmach zwa​ny jego wie​dzą. Doj​dzie bar​dzo nie​wie​le no​wych rze​czy,
pod​sta​wa jest już kom​plet​na. Je​że​li do siód​me​go roku ży​cia nie stwo​rzy​my w umy​śle
dziec​ka sko​ja​rze​nia ze świą​ty​nią, po​tem bę​dzie to trud​ne, a na​wet nie​moż​li​we. Wy​ma​‐
gać może ol​brzy​mie​go wy​sił​ku, a i tak oka​że się w koń​cu bar​dzo po​wierz​chow​ne.

To dla​te​go chce​my, by pierw​szym wspo​mnie​niem po przyj​ściu dziec​ka na świat była

świą​ty​nia. Wszyst​ko pla​nu​je się tak, by wzra​sta​ło ono w po​bli​żu świą​ty​ni, stop​nio​wo ją
po​zna​jąc i wchła​nia​jąc do swe​go ży​cia. Świą​ty​nia sta​je się in​te​gral​ną cząst​ką jego bytu.
Gdy wkra​cza ono w świa​to​we ży​cie, świą​ty​nia ma w nim swo​je miej​sce, gdyż to wła​śnie
ona za​pew​ni mu schro​nie​nie w wie​ku doj​rza​łym. Świą​ty​nia po​win​na więc zna​leźć się
w umy​śle dziec​ka od sa​mych na​ro​dzin. Póź​niej bę​dzie o wie​le trud​niej.

W umy​śle każ​de​go, kto miesz​kał w po​bli​żu świą​ty​ni, jest pe​wien jej ob​raz, tak głę​bo​‐

ko w pod​świa​do​mo​ści, że prze​sta​je być ideą, sta​je się frag​men​tem bytu. Kształ​ty i for​my
świą​tyń na ca​łym świę​cie mogą być róż​ne, lecz świą​ty​nia jako taka jest czymś nie​pod​‐
wa​żal​nym. W świe​cie współ​cze​snym świą​ty​nia prze​sta​je być czymś nie​pod​wa​żal​nym,
inne rze​czy zaj​mu​ją jej miej​sce – szko​ły, szpi​ta​le, bi​blio​te​ki. Wszyst​ko to od​no​si się jed​‐
nak tyl​ko do tego, co ma​te​rial​ne, nie ma związ​ku z tym, co jest „poza”. Po​trzeb​ne jest
coś, co wska​zu​je na trans​cen​den​tal​ność. Gdy bu​dzi​my się rano, po​win​ni​śmy sły​szeć
dzwon świą​ty​ni, uda​jąc się na spo​czy​nek, po​win​ni​śmy sły​szeć re​li​gij​ne śpie​wy do​cie​ra​‐
ją​ce ze świą​tyń.

Jest taki in​cy​dent w ży​ciu Ma​ha​wi​ry. Zło​dziej le​żał na łożu śmier​ci, a jego syn po​pro​sił

go o ostat​nią po​ra​dę, któ​ra po​mo​gła​by mu w pra​cy. Zło​dziej rzekł: „Uni​kaj jak ognia
czło​wie​ka o imie​niu Ma​ha​wi​ra. Je​śli do​wiesz się, że jest on w two​jej wio​sce, ucie​kaj
stam​tąd. Gdy go spo​tkasz, ukryj się. A je​śli zu​peł​nie przy​pad​kiem znaj​dziesz się tam,
skąd moż​na usły​szeć jego sło​wa, na​tych​miast za​mknij oczy, za​kryj uszy dłoń​mi. Strzeż
się go!”.

Syn za​py​tał, dla​cze​go tak bar​dzo po​wi​nien oba​wiać się Ma​ha​wi​ry. Oj​ciec na​ka​zał mu

nie spie​rać się: „Po pro​stu po​słu​chaj tego, co mó​wię. Je​śli zbli​żysz się do tego czło​wie​ka,
na​sze in​te​re​sy będą za​gro​żo​ne, a ro​dzi​na za​cznie przy​mie​rać gło​dem”.

Syn tego zło​dzie​ja za​wsze uni​kał Ma​ha​wi​ry, lecz pew​ne​go dnia po​peł​nił błąd. Ma​ha​‐

wi​ra sie​dział ci​cho w man​go​wym gaju. Nie​świa​do​my tego syn zło​dzie​ja udał się w tę
stro​nę. Na​gle Ma​ha​wi​ra prze​mó​wił. Zło​dziej usły​szał pół zda​nia, za​krył uszy dłoń​mi
i uciekł. Wpadł jed​nak w ta​ra​pa​ty. Szu​ka​ła go po​li​cja, cała sta​no​wa po​li​cja ści​ga​ła go za
kra​dzie​że, po kil​ku ty​go​dniach zo​stał więc zła​pa​ny.

Jego ro​dzi​na spe​cja​li​zo​wa​ła się w kra​dzie​żach, więc był eks​per​tem. Był tak prze​bie​gły,

że nie zo​sta​wiał żad​nych śla​dów. Wia​do​mo było, że jest zło​dzie​jem i po​peł​nił mnó​stwo

background image

prze​stępstw; wszy​scy to wie​dzie​li, ale nie było na to do​wo​du. Nie było in​nej moż​li​wo​ści,
jak tyl​ko zmu​sić go do przy​zna​nia się do winy.

Upi​to go do nie​przy​tom​no​ści i utrzy​my​wa​no w tym sta​nie przez kil​ka dni. Gdy otwo​‐

rzył oczy, był na wpół świa​do​my. Wo​kół nie​go były pięk​ne ko​bie​ty. Za​py​tał, gdzie się
znaj​du​je. Po​wie​dzia​no mu, że umarł i przy​go​to​wu​je się go albo do nie​ba, albo do pie​kła,
ocze​ku​jąc chwi​li, gdy od​zy​ska przy​tom​ność, by mógł wy​znać grze​chy. Je​śli to zro​bi, zo​‐
sta​nie za​bra​ny do nie​ba, ina​czej pój​dzie do pie​kła. W każ​dym ra​zie wy​zna​nie praw​dy go
ura​tu​je.

Po​czuł, że po​wi​nien po​wie​dzieć praw​dę, nie prze​ga​pić oka​zji uda​nia się do nie​ba –

sko​ro umarł, nie było cze​go się bać. Przy​po​mniał so​bie jed​nak pół zda​nia, któ​re usły​szał
od Ma​ha​wi​ry. Ma​ha​wi​ra mó​wił o bo​gach i du​chach, wspo​mi​nał też o yama​do​ot, któ​rzy
za​bie​ra​ją lu​dzi w kra​inę poza śmier​cią. Zło​dziej usły​szał, że yama​do​ot mają od​wró​co​ne
pal​ce stóp. Otwo​rzył oczy, zo​ba​czył, że sto​py sto​ją​cych przy nim lu​dzi są nor​mal​ne, stał
się czuj​ny.

Zro​zu​miał, że nie musi do ni​cze​go się przy​zna​wać. Przej​rzał na wy​lot tę sztucz​kę i po​‐

wie​dział ze​bra​nym, że nie po​peł​nił żad​ne​go grze​chu... Z cze​go miał​by się spo​wia​dać? Je​‐
śli chcą, mogą za​brać go do pie​kła. Lecz sko​ro nie po​peł​nił nic grzesz​ne​go, jak mie​li to
zro​bić? Mu​sie​li go wy​pu​ścić.

Zło​dziej po​biegł na​tych​miast do Ma​ha​wi​ry i padł do jego stóp, pro​sząc o uzu​peł​nie​nie

za​sły​sza​ne​go zda​nia, któ​re go ura​to​wa​ło. Je​śli ura​to​wa​ło go pół zda​nia wy​po​wie​dzia​ne​‐
go przez Ma​ha​wi​rę, o ileż więk​szą ko​rzyść przy​nio​sło​by całe zda​nie! Oznaj​mił Ma​ha​wi​‐
rze, iż po​wie​rza mu się cał​ko​wi​cie.

Wie​dział, że wcze​śniej czy póź​niej go zła​pią i po​wie​szą, lecz je​śli usły​szy resz​tę zda​nia,

może zo​stać ura​to​wa​ny. Oto dla​cze​go Ma​ha​wi​ra zwykł był ma​wiać, że je​śli na​wet usły​‐
szy się po​ło​wę zda​nia wy​po​wie​dzia​ne​go przez czło​wie​ka prze​bu​dzo​ne​go, może się to
pew​ne​go dnia przy​dać. Tak samo i czło​wiek mi​ja​ją​cy świą​ty​nię lub przy​pad​kiem bę​dą​‐
cy w po​bli​żu, sły​szy wi​bra​cje do​cie​ra​ją​ce ze świą​ty​ni, wy​czu​wa aro​mat tego miej​sca...
na​wet to może po​móc.

background image

Roz​dział 2

Po​są​gi, piel​grzym​ki i świę​te miej​sca

Na Oce​anie Spo​koj​nym leży nie​wiel​ka wy​spa zwa​na Wy​spą Wiel​ka​noc​ną, sły​ną​ca

z ty​sią​ca ka​mien​nych po​są​gów o wy​so​ko​ści oko​ło sze​ściu me​trów. Wy​spa ma obec​nie
za​le​d​wie 200 miesz​kań​ców. Kie​dy od​kry​to ją po raz pierw​szy, stwier​dzo​no, że jest tak
mała, że może za​pew​nić po​ży​wie​nie nie wię​cej niż 200 lu​dziom; to z ko​lei su​ge​ro​wa​ło,
że po​pu​la​cja wy​spy ni​g​dy nie była więk​sza. Sko​ro może ją za​miesz​ki​wać tyl​ko 200 osób,
ab​so​lut​nie nie​ocze​ki​wa​nym od​kry​ciem były ogrom​ne, ka​mien​ne po​są​gi, i przy tym
było ich aż ty​siąc! Pięć po​są​gów na oso​bę! Ci lu​dzie nie by​li​by w sta​nie wznieść tak mo​‐
nu​men​tal​nych rzeźb na​wet gdy​by chcie​li, gdyż ich ży​cie spro​wa​dza się do za​spo​ko​je​nia
swo​ich co​dzien​nych po​trzeb. Jaki za​tem jest cel tych rzeźb? Kto je zro​bił i po co? Wie​le
ta​kich py​tań za​da​ją so​bie hi​sto​ry​cy.

W Azji Środ​ko​wej znaj​du​je się rów​nie za​gad​ko​we miej​sce. Moż​na było je wy​ko​rzy​sty​‐

wać jako lot​ni​sko, ale w cza​sach po​wsta​nia tego miej​sca sa​mo​lo​ty były nie​zna​ne, to​też
ta hi​po​te​za ry​chło upa​dła. Zbu​do​wa​no je za​pew​ne oko​ło 15-20 ty​się​cy lat temu. Do​pie​ro
po wy​na​le​zie​niu sa​mo​lo​tu stwier​dzo​no, że to miej​sce w Azji Środ​ko​wej mo​gło kie​dyś
słu​żyć jako... lot​ni​sko.

Mó​wię o tym, by uświa​do​mić wam, że nie zro​zu​mie​my zna​cze​nia ta​kich miejsc piel​‐

grzy​mek, do​pó​ki sami nie bę​dzie​my mieć ta​kich po​trzeb.

Gdy po​są​gi Wy​spy Wiel​ka​noc​nej sfo​to​gra​fo​wa​no z po​wie​trza, oka​za​ło się, że po​sta​‐

wio​no je w okre​ślo​nych punk​tach, w taki spo​sób, że w nie​któ​re noce są wi​docz​ne z Księ​‐
ży​ca. Ba​da​cze tych spraw uwa​ża​ją, że czło​wiek współ​cze​sny nie jest je​dy​nym, któ​ry szu​‐
kał ży​cia na in​nych pla​ne​tach. Wcze​śniej po​dej​mo​wa​no wie​le ta​kich prób i eks​pe​ry​‐
men​tów dla zna​le​zie​nia ży​wych istot lub ja​kichś form ży​cia na in​nych pla​ne​tach i dla
na​wią​za​nia z nimi kon​tak​tu. Stwo​rzo​no wów​czas licz​ne za​szy​fro​wa​ne sys​te​my umoż​li​‐
wia​ją​ce isto​tom po​za​ziem​skim kon​takt z Zie​mią.

Te sze​ścio​me​tro​we po​są​gi same w so​bie nie mają żad​ne​go zna​cze​nia, lecz gdy wzór,

w jaki są usta​wio​ne, oglą​da się z ko​smo​su, wi​dać roz​ma​ite zna​ki i ta​jem​ne prze​sła​nia.
Tego ro​dza​ju zna​ki moż​na od​czy​tać z Księ​ży​ca. Do​pó​ki jed​nak nie przyj​rze​li​śmy się im
z ko​smo​su, nie by​li​śmy w sta​nie po​jąć, cze​mu mogą słu​żyć – były to tyl​ko po​są​gi. Na na​‐
szej pla​ne​cie jest wie​le ta​kich rze​czy nie​wia​do​me​go prze​zna​cze​nia i ta sy​tu​acja po​zo​sta​‐
nie, do​pó​ki cy​wi​li​za​cja nie osią​gnie eta​pu, w któ​rym znów na​stą​pi po​dob​na sy​tu​acja.

Mó​wi​łem kie​dyś o że​la​znym pu​dle zna​le​zio​nym w Te​he​ra​nie. Trzy​ma​no je przez wie​‐

le lat w Bri​tish Mu​seum. Obec​nie stwier​dzo​no, że jest to pew​ne​go ro​dza​ju ba​te​ria uży​‐
wa​na w Te​he​ra​nie 2.000 lat temu. Jest to nie​wy​obra​żal​ne, by taka ba​te​ria mo​gła ist​nieć
w Te​he​ra​nie 2.000 lat temu. Ten fakt stwier​dzo​no jed​nak na​uko​wo. Gdy​by​śmy nie wy​‐
na​leź​li aku​mu​la​to​ra, nie przy​szło​by nam na​wet na myśl, że ta​kie pu​dło może być ba​te​‐
rią.

Tir​tha, świę​te miej​sce piel​grzy​mek, to coś je​dy​ne​go w swo​im ro​dza​ju, głę​bo​ko sym​‐

background image

bo​licz​ne dzie​ło sta​ro​żyt​nej cy​wi​li​za​cji. Współ​cze​sna cy​wi​li​za​cja za​tra​ci​ła wie​dzę o zna​‐
cze​niu ta​kich miejsc. Od​wie​dza​nie miejsc piel​grzy​mek jest dziś dla nas mar​twym ry​tu​‐
ałem. To​le​ru​je​my to, nie wie​dząc dla​cze​go po​wsta​wa​ły miej​sca piel​grzy​mek, ja​kie było
ich prze​zna​cze​nie i kto je two​rzył.

To, co wi​dać na pierw​szy rzut oka, nie jest wszyst​kim; ma też ukry​te zna​cze​nie, nie​‐

do​strze​gal​ne z ze​wnątrz.

Przede wszyst​kim trze​ba zro​zu​mieć, że cel i prze​zna​cze​nie świę​tych miejsc piel​grzy​‐

mek są dla na​szej cy​wi​li​za​cji stra​co​ne. Współ​cze​śni lu​dzie uda​ją​cy się na piel​grzym​kę
tra​cą czas. Prze​ciw​ni​cy tej idei tak​że tra​cą czas, choć​by wy​da​wa​li się mieć ra​cję, gdyż
nic nie wie​dzą o tych miej​scach. Ani lu​dzie od​wie​dza​ją​cy miej​sca piel​grzy​mek, ani ich
prze​ciw​ni​cy nie mają po​ję​cia o ich prze​zna​cze​niu. Spró​buj​my zro​zu​mieć, na czym to
wszyst​ko po​le​ga.

Dżi​ni mają słyn​ne miej​sce piel​grzy​mek zna​ne jako Sa​mved Shi​khar. 22 z 24 dżi​nij​‐

skich tir​than​ka​rów tam wła​śnie zmar​ło. Wy​glą​da na to, że zo​sta​ło to już wcze​śniej usta​‐
lo​ne; ina​czej ra​czej nie jest moż​li​we, by 22 na 24 tir​than​ka​rom przy​tra​fi​ło się umrzeć
w tym sa​mym miej​scu, choć​by z ra​cji bar​dzo dłu​gie​go okre​su cza​su, jaki ich dzie​lił. Gdy​‐
by wie​rzyć dżi​ni​stom, pierw​sze​go tir​than​ka​rę od dwu​dzie​ste​go czwar​te​go dzie​li sto ty​‐
się​cy lat! Za​sta​na​wia​ją​ce jest, że 22 z nich zmar​ło w tym sa​mym miej​scu.

Dla ma​ho​me​tan miej​scem piel​grzy​mek jest Ka​aba. Do cza​sów Ma​ho​me​ta w Ka​abie

znaj​do​wa​ło się 365 po​są​gów, po jed​nym na każ​dy dzień roku. Wszyst​kie rzeź​by zo​sta​ły
usu​nię​te bądź znisz​czo​ne, lecz cen​tral​ny ka​mień świą​ty​ni po​zo​stał. Ka​aba jest o wie​le
star​sza od re​li​gii mu​zuł​mań​skiej. Hi​sto​ria is​la​mu to ja​kieś 1.400 lat, na​to​miast czar​ny
ka​mień w Ka​abie li​czy so​bie set​ki ty​się​cy lat.

In​te​re​su​ją​ce jest też to, że ka​mień ra​czej nie po​cho​dzi z na​szej pla​ne​ty. Skąd wziął się

na Zie​mi? Je​dy​na hi​po​te​za gło​si, że jest to część me​te​ory​tu. Ile​kroć roz​pa​da się me​te​oryt,
ty​sią​ce jego odłam​ków spa​da​ją na Zie​mię. Wie​le z nich spa​la się, nim do​trą do po​‐
wierzch​ni pla​ne​ty. Gdy nocą wi​dzi​my spa​da​ją​ce gwiaz​dy, nie są to gwiaz​dy, ale me​te​‐
ory​ty. Cza​sem ogrom​ne gła​zy do​cie​ra​ją jed​nak do po​wierzch​ni Zie​mi. Skład che​micz​ny
tych ka​mie​ni róż​ni się od skła​du ka​mie​ni spo​ty​ka​nych na Zie​mi – tak wła​śnie jest z ka​‐
mie​niem z Ka​aby.

Lu​dzie, któ​rzy za​głę​bi​li się w tym zja​wi​sku, uwa​ża​ją, że tak wiel​kie ka​mie​nie mo​gły

być spro​wa​dzo​ne na Zie​mię, po​dob​nie jak nasi astro​nau​ci zo​sta​wi​li na Księ​ży​cu parę
przed​mio​tów po​cho​dzą​cych z Zie​mi. To, co po​zo​sta​wio​no na Księ​ży​cu, prze​trwa bez​‐
piecz​nie, na​wet je​śli wy​buch​nie woj​na nu​kle​ar​na i ży​cie na Zie​mi zgi​nie. Je​śli przed​sta​‐
wi​cie​le ja​kiejś cy​wi​li​za​cji do​trą na Księ​życ, za​sko​czy ich wi​dok tego, co tam zo​sta​wi​li​‐
śmy.

Ka​mień z Ka​aby może nie jest czę​ścią me​te​ory​tu, może po​zo​sta​wi​li go miesz​kań​cy in​‐

nych pla​net. Może kie​dyś ist​nia​ła moż​li​wość na​wią​za​nia z nimi kon​tak​tu za po​mo​cą
tego ka​mie​nia, a dziś po​zo​sta​ły nam tyl​ko akty czci. Wie​dza o sto​so​wa​niu tego ka​mie​‐
nia jako środ​ka ko​mu​ni​ka​cji zo​sta​ła za​po​mnia​na.

Bez​za​ło​go​wy ro​syj​ski sta​tek ko​smicz​ny za​gi​nął w ko​smo​sie, gdy łącz​ność ra​dio​wa

z Zie​mią zo​sta​ła prze​rwa​na i nie moż​na było śle​dzić jego lotu. Czy uległ spa​le​niu, zo​stał

background image

znisz​czo​ny, czy może wciąż jesz​cze jest w prze​strze​ni ko​smicz​nej – nie wia​do​mo. Je​śli
wy​lą​do​wał na ja​kiejś pla​ne​cie i jej miesz​kań​cy na​pra​wią jego ra​dio, kon​takt z Zie​mią
może zo​stać przy​wró​co​ny. Mogą go też roz​mon​to​wać lub po​sta​wić w mu​zeum... Mogą
na​wet bać się go, może bu​dzić w nich prze​ra​że​nie albo za​czną go czcić. Ka​mień z Ka​aby
może być in​stru​men​tem wy​sła​nym przez ko​smo​nau​tów z in​nej pla​ne​ty, któ​ry miał na
celu na​wią​za​nie kon​tak​tu z Zie​mia​na​mi.

Mó​wię o tym, by ja​koś wy​tłu​ma​czyć, że świę​te miej​sca piel​grzy​mek były kie​dyś łącz​‐

ni​kiem, dzię​ki któ​re​mu moż​na było na​wią​zać kon​takt, tyle że nie z isto​ta​mi z ko​smo​su,
a z oświe​co​ny​mi du​sza​mi tych, któ​rzy nie​gdyś żyli na tej pla​ne​cie.

Opusz​cza​jąc swe cia​ła w Sa​mved Shi​khar, 22 tir​than​ka​rów prze​pro​wa​dzi​ło zna​czą​cy

eks​pe​ry​ment. Na tej gó​rze spró​bo​wa​li zwie​lo​krot​nić wi​bra​cje swej roz​wi​nię​tej świa​do​‐
mo​ści, by dzię​ki temu ła​twiej było się z nimi ko​mu​ni​ko​wać. Uwa​ża​no bo​wiem, że je​śli
tyle dusz o ta​kiej świa​do​mo​ści opu​ści cia​ło w tym sa​mym miej​scu, po​wsta​je ścież​ka łą​‐
czą​ca to miej​sce z in​nym pla​nem ist​nie​nia. Taka ścież​ka rze​czy​wi​ście ist​nie​je.

Desz​cze nie pa​da​ją wszę​dzie tak samo, mamy ob​sza​ry sil​nych desz​czy, gdzie rocz​ny

po​ziom opa​dów wy​no​si 12.000 li​trów/m

2

, i ob​sza​ry pu​styn​ne, gdzie deszcz pada bar​dzo

rzad​ko lub ni​g​dy. Są też miej​sca, gdzie jest bar​dzo zim​no, sam śnieg, i są te​re​ny tak go​rą​‐
ce, że nie spo​sób tam cze​go​kol​wiek za​mro​zić. Są tak​że na Zie​mi miej​sca o wy​so​kiej
świa​do​mo​ści i ta​kie o ni​skiej świa​do​mo​ści. Po​dej​mo​wa​no pró​by stwo​rze​nia spe​cjal​‐
nych ob​sza​rów wy​so​kiej świa​do​mo​ści, pól na​ła​do​wa​nych ludz​ką świa​do​mo​ścią. Nie
dzie​je się to au​to​ma​tycz​nie, lecz wy​ma​ga świa​do​me​go wy​sił​ku roz​wi​nię​tych istot.

22 tir​than​ka​rów wę​dru​ją​cych na tę górę, wcho​dzą​cych tam w sa​ma​dhi i opusz​cza​ją​‐

cych swe cia​ła, wy​two​rzy​ło w Sa​mved Si​khar sil​nie na​ła​do​wa​ne pole świa​do​mo​ści. Cho​‐
dzi​ło o to, że je​śli ktoś tam usią​dzie, in​to​na​cja od​po​wied​nich mantr po​zo​sta​wio​nych
przez tych 22 tir​than​ka​rów po​zwo​li na nie​mal na​tych​mia​sto​we do​zna​nie zja​wisk spo​za
cia​ła. Eks​pe​ry​ment ten ma rów​nie na​uko​we po​dej​ście, jak każ​de ba​da​nia pro​wa​dzo​ne
w la​bo​ra​to​rium.

Je​dy​nym po​wo​dem two​rze​nia miejsc piel​grzy​mek było eks​pe​ry​men​to​wa​nie z two​‐

rze​niem po​tęż​ne​go pola świa​do​mych ener​gii, by każ​dy mógł bez wy​sił​ku roz​po​cząć po​‐
dróż w głąb sie​bie.

Łódź moż​na wpra​wić w ruch na dwa spo​so​by. Pierw​szy to po​sta​wie​nie ża​gli o od​po​‐

wied​niej po​rze i do​pa​so​wa​nie ich do kie​run​ku wia​tru; dru​gi to uży​cie wio​seł, bez sta​‐
wia​nia ża​gli. W miej​scach piel​grzy​mek stru​mień świa​do​mo​ści pły​nie au​to​ma​tycz​nie:
wy​star​czy sta​nąć w środ​ku tego stru​mie​nia z po​sta​wio​ny​mi ża​gla​mi świa​do​mo​ści i po​‐
dróż się za​czy​na. W ta​kich miej​scach po​ru​szasz się ła​twiej i szyb​ciej niż gdzie​kol​wiek
in​dziej, a do tego je​steś sam. Gdzieś in​dziej mo​żesz nie​świa​do​mie zna​leźć się pod wpły​‐
wem ne​ga​tyw​nych ener​gii i po​sta​wić ża​gle w nie​wła​ści​wym kie​run​ku; efek​tem może
być odej​ście od celu wę​drów​ki i za​gu​bie​nie.

Je​śli usią​dziesz do me​dy​ta​cji w miej​scu peł​nym ne​ga​tyw​nych emo​cji, choć​by tam,

gdzie przez cały dzień rzeź​ni​cy za​bi​ja​ją zwie​rzę​ta, w two​im umy​śle po​wsta​nie wal​ka
i kon​flikt. W me​dy​ta​cji sta​jesz się bar​dzo re​cep​tyw​ny, otwar​ty i wraż​li​wy; wchła​niasz
to, co dzie​je się wo​kół cie​bie. Me​dy​tu​jąc, na​le​ży za​wsze tak do​brać miej​sce, by nie da​wa​‐

background image

ło ono złe​go na​sta​wie​nia. Gdy w cza​sie me​dy​ta​cji po​ja​wia​ją się roz​pra​sza​ją​ce my​śli lub
trud​no jest się wy​ci​szyć, opuść ta​kie miej​sce. Oczy​wi​ście moż​na me​dy​to​wać na​wet
w wię​zie​niu, ale wy​ma​ga to bar​dzo sil​nych cech in​dy​wi​du​al​nych. Me​dy​ta​cja w wię​zie​‐
niu wy​ma​ga zu​peł​nie in​nych me​tod: trze​ba stwo​rzyć gra​ni​cę, któ​rej nie prze​kro​czą ne​‐
ga​tyw​ne siły.

W tir​tha, świę​tym miej​scu piel​grzy​mek, ta li​nia nie jest po​trzeb​na. Po​trze​bu​jesz tam

tyl​ko tech​ni​ki, któ​ra po​mo​że ci nie sta​wiać opo​ru i otwo​rzyć wszyst​kie drzwi i okna.
Po​zy​tyw​na ener​gia pły​nie tam w nad​mia​rze. Set​ki lu​dzi ru​szy​ło stam​tąd w po​dróż
w nie​zna​ne, two​rząc w ten spo​sób „ścież​kę”. Tak, na​le​ży to na​zwać ścież​ką. Przy​po​mi​na
to ścię​cie drzew i wy​rwa​nie krza​ków ta​ra​su​ją​cych dro​gę, dzię​ki cze​mu lu​dziom wę​dru​‐
ją​cym ich śla​da​mi jest dużo ła​twiej. Na re​li​gij​nej ścież​ce wyż​sza, sil​niej​sza świa​do​mość
po​dej​mu​je wy​sił​ki, by po​móc słab​szym. Miej​sce piel​grzy​mek było ta​kim wła​śnie wiel​‐
kim eks​pe​ry​men​tem. W miej​scu piel​grzy​mek prąd pły​nie od cia​ła do du​cha, cała at​mos​‐
fe​ra jest na​ła​do​wa​na; lu​dzie osią​ga​ją tam sa​ma​dhi, od stu​le​ci w ta​kim miej​scu na​stę​pu​ją
oświe​ce​nia. Jest ono więc na​ła​do​wa​ne w spo​sób szcze​gól​ny. Je​śli po​sta​wisz tam swo​je
ża​gle, nie ro​biąc nic wię​cej, roz​po​czy​nasz po​dróż.

Wszyst​kie re​li​gie mają ta​kie miej​sca piel​grzy​mek. Uczy​ni​ły to na​wet te spo​śród re​li​‐

gii, któ​re wy​stę​pu​ją prze​ciw​ko wzno​sze​niu świą​tyń. Zdu​mie​wa​ją​ce, że re​li​gie prze​ciw​‐
ne czcze​niu ido​li i wzno​sze​niu świą​tyń mają miej​sca piel​grzy​mek. Ła​two moż​na obejść
się bez po​są​gów, ale miej​scom piel​grzy​mek nie moż​na od​mó​wić pra​wa bytu, gdyż mają
one tak ogrom​ną war​tość, że żad​na re​li​gia nie może jej za​prze​czyć ani się prze​ciw​sta​‐
wiać.

Dżi​ni wła​ści​wie nie czczą boż​ków, nie czy​nią tego też ma​ho​me​ta​nie, si​kho​wie czy

bud​dy​ści. Po​cząt​ko​wo bud​dy​ści w ogó​le nie mie​li z tym nic wspól​ne​go. Wszy​scy oni
usta​li​li świę​te miej​sca piel​grzy​mek. Mu​sie​li to zro​bić, bez ta​kich miejsc re​li​gia nie ma
sen​su. Gdy​by ich nie było, wszyst​ko by​ło​by dzie​łem jed​no​stek, a w ta​kim przy​pad​ku re​‐
li​gij​na ko​mu​na nie ma sen​su.

Sło​wo tir​tha ozna​cza coś w ro​dza​ju tram​po​li​ny, z któ​rej moż​na sko​czyć do bez​kre​sne​‐

go oce​anu. Sło​wo tir​than​ka​ra ozna​cza twór​cę ta​kie​go tir​tha, miej​sca piel​grzy​mek. Daną
oso​bę moż​na na​zwać tir​than​ka​rą tyl​ko wte​dy, gdy na​ła​do​wa​ła pe​wien ob​szar, w któ​ry
może wejść zwy​kły czło​wiek, może się tam otwo​rzyć i roz​po​cząć we​wnętrz​ne po​szu​ki​‐
wa​nia. Dżi​ni nie na​zy​wa​ją ta​kich istot bo​ski​mi in​kar​na​cja​mi, lecz tir​than​ka​ra​mi. Tir​‐
than​ka​ra
to coś więk​sze​go niż bo​ska in​kar​na​cja, bo do​brze jest, gdy coś nie​biań​skie​go
przyj​mu​je ludz​ką po​stać, ale gdy czło​wiek two​rzy miej​sce, w któ​rym inni mogą wejść
w to, co nie​biań​skie, mamy do czy​nie​nia z wy​da​rze​niem o wie​le więk​szym.

Dżi​nizm nie wie​rzy w Boga, wie​rzy na​to​miast w ludz​kie moż​li​wo​ści. Dla​te​go dżi​ni

od​nie​śli więk​szą ko​rzyść z tirth i tir​than​ka​rów niż wy​znaw​cy in​nych re​li​gii. W re​li​gii
dżi​nów nie ma kon​cep​cji „ła​ski bo​żej” czy „bo​że​go mi​ło​sier​dzia”. Dżi​ni nie uwa​ża​ją, że
Bóg może udzie​lić nam po​mo​cy; po​szu​ku​ją​cy jest sam i musi wę​dro​wać, ko​rzy​sta​jąc
z wła​snych sta​rań i ener​gii.

Po​ja​wia​ją się dwie dro​gi, któ​ry​mi moż​na wę​dro​wać. Na pierw​szej każ​dy musi mieć

wła​sną łódź i musi uży​wać siły swo​ich ra​mion, do po​ru​sza​nia wio​seł. Nie​licz​nym uda​je
się uwień​czyć suk​ce​sem swe wy​sił​ki. Na dru​giej moż​na otrzy​mać po​moc wia​tru i po​sta​‐

background image

wić ża​gle, by po​dró​żo​wać szyb​ciej i ła​twiej.

Czy ta​kie du​cho​we wia​try w ogó​le ist​nie​ją? Ow​szem, to jest wła​śnie sens miejsc piel​‐

grzy​mek. Czy jest moż​li​we, że gdy po​ja​wia się ktoś taki jak Ma​ha​wi​ra, wo​kół nie​go uno​‐
si się stru​mień ener​gii skie​ro​wa​ny ku nie​zna​nym wy​mia​rom? Czy może on wy​two​rzyć
stru​mień ener​gii zo​rien​to​wa​ny na kon​kret​ny wy​miar, tak że gdy ktoś znaj​dzie się
w jego za​się​gu, zo​sta​nie prze​zeń unie​sio​ny i osią​gnie swo​je osta​tecz​ne prze​zna​cze​nie?
Świę​te miej​sce piel​grzy​mek to ob​szar, w któ​rym pły​nie taki wła​śnie stru​mień.

Na Zie​mi są tyl​ko fi​zycz​ne zna​ki ta​kich miejsc piel​grzy​mek, lecz w mia​rę upły​wu cza​‐

su te zna​ki mogą za​nik​nąć. Usil​nie sta​ra​no się je więc chro​nić, bu​du​jąc świą​ty​nie lub
wzno​sząc po​są​gi po​świę​co​ne wiel​kim wi​zjo​ne​rom. Miej​sca te przez ty​sią​ce lat ota​cza​no
wiel​ką opie​ką, aby nie na​stą​pi​ło na​wet mi​ni​mal​ne prze​su​nię​cie miej​sca, w któ​rym kie​‐
dyś na​stą​pi​ło waż​ne zda​rze​nie.

Na​wet dziś szu​ka się wiel​kich skar​bów ukry​tych pod zie​mią. Trwa​ją po​szu​ki​wa​nia

naj​więk​sze​go z ziem​skich skar​bów, skar​bu ostat​nie​go ro​syj​skie​go cara, któ​ry za​ko​pa​no
gdzieś w Ame​ry​ce. Jego ist​nie​nie uwa​ża się za pew​nik, jako że car zo​stał zde​tro​ni​zo​wa​‐
ny w roku 1917 i ist​nie​ją wia​ry​god​ne prze​ka​zy na jego te​mat. Pre​cy​zyj​ne po​ło​że​nie zo​‐
sta​ło ozna​czo​ne na ma​pie, ale nie moż​na od​czy​tać opi​su. Tak samo jest w przy​pad​ku
skar​bu kró​lew​skiej ro​dzi​ny z Gwa​lior.

Jest mapa, ale nie spo​sób roz​szy​fro​wać do​kład​ne​go po​ło​że​nia skar​bu. Ta​kie mapy wy​‐

ko​nu​je się przy uży​ciu taj​ne​go szy​fru, by nie wpa​dły w nie​po​wo​ła​ne ręce.

Po​ło​że​nie miejsc piel​grzy​mek jest rów​nie do​brze ozna​czo​ne, ale pre​cy​zyj​na lo​ka​li​za​‐

cja miej​sca, w któ​rym na​stą​pi​ło du​cho​we zda​rze​nie może nie być zna​na. Ta​kie miej​sca
ukry​wa się przed ogó​łem lu​dzi. Może wy​dać się to czymś zdu​mie​wa​ją​cym. Uda​jesz się
tam, gdzie po​dob​no Ma​ha​wi​ra osią​gnął nir​wa​nę, lecz naj​pew​niej to miej​sce jest nie​co
od​da​lo​ne od tego, któ​re po​ka​zu​je się wszyst​kim. Praw​dzi​we po​ło​że​nie po​da​je się tyl​ko
tym, któ​rzy są po​szu​ki​wa​cza​mi au​ten​tycz​ny​mi i za​słu​gu​ją​cy​mi na to wy​róż​nie​nie.
Zwy​kli lu​dzie pa​da​ją na ko​la​na w nie​wła​ści​wym miej​scu i wra​ca​ją do do​mów. Praw​dzi​‐
we miej​sca trzy​ma się w ukry​ciu dla tych, któ​rzy przy​by​wa​ją tam na au​ten​tycz​ne du​‐
cho​we po​szu​ki​wa​nia i po​trze​bu​ją tej po​mo​cy, by móc w koń​cu wy​ko​nać skok.

Wie​le jest ta​kich miejsc. W Ara​bii znaj​du​je się mała wio​ska zwa​na Al​ku​fa, gdzie nie

po​zwa​la się wejść żad​ne​mu ob​ce​mu. Do​tar​li​śmy już na Księ​życ, ale żad​ne​mu po​dróż​ni​‐
ko​wi nie uda​ło się wejść do tej ma​łej wio​ski. W grun​cie rze​czy aż do​tąd nie​moż​li​we było
usta​le​nie jej po​ło​że​nia. Nie ma wąt​pli​wo​ści co do jej ist​nie​nia, gdyż hi​sto​rycz​ne
wzmian​ki o tej wio​sce zna​ne są od ty​się​cy lat, mamy też od​po​wied​nie mapy. Jed​nak jej
po​ło​że​nie ukry​wa się ze szcze​gól​ne​go po​wo​du. Gdy sufi osią​ga w me​dy​ta​cji stan głę​bo​‐
kiej świa​do​mo​ści, znaj​du​je klu​cze wio​dą​ce ku ścież​ce; może wów​czas do​ko​nać wi​zu​ali​‐
za​cji ca​łej Al​ku​fy. Poza tym, wszyst​kie do​stęp​ne mapy są fał​szy​we, mają na celu wpro​‐
wa​dze​nie lu​dzi w błąd.

Przez ostat​nich 300 lat set​ki po​dróż​ni​ków z Eu​ro​py pró​bo​wa​ło do​trzeć do Al​ku​fy.

Wie​lu zmar​ło po dro​dze. Ci, któ​rzy wró​ci​li, nie do​tar​li do wio​ski, krą​ży​li w kół​ko. Moż​na
tam do​trzeć tyl​ko dzię​ki spe​cjal​nej me​dy​ta​cji, pod​czas któ​rej Al​ku​fa uka​zu​je się na​szym
oczom. Gdy tyl​ko do​strze​że się to miej​sce, na​stę​pu​je prze​błysk me​dy​ta​cji i sufi uda​je się

background image

w jego kie​run​ku. Al​ku​fa to ta​jem​ne, świę​te miej​sce, o wie​le star​sze niż is​lam. Miej​sca
piel​grzy​mek, któ​re są do​brze zna​ne i może je od​wie​dzić każ​dy piel​grzym, nie są praw​‐
dzi​we. Te praw​dzi​we znaj​du​ją się w po​bli​żu, lecz są do​brze ukry​te.

Cie​ka​wy in​cy​dent... Gdy Vi​no​ba Bha​ve, głów​ny uczeń Gan​dhie​go, udał się wraz z ha​ri​‐

jans (przed​sta​wi​cie​la​mi naj​niż​szej z hin​du​skich kast) do świą​ty​ni Vi​sh​wa​nath w Va​ra​‐
na​si, Kar​pa​tri, or​to​dok​syj​ny uczo​ny bra​min, po​wie​dział: „Mo​żesz wejść, ale mu​si​my
zbu​do​wać ko​lej​ną świą​ty​nię, gdyż ta zo​sta​ła zbez​czesz​czo​na”.

I fak​tycz​nie, za​czę​to bu​do​wać na​stęp​ną świą​ty​nię, gdyż ta sta​ra była bez​u​ży​tecz​na.

Po​wierz​chow​nie na to pa​trząc, Vi​no​ba wy​da​je się mieć wię​cej zro​zu​mie​nia niż Kar​pa​tri.
Kar​pa​tri był czło​wie​kiem sza​le​nie tra​dy​cyj​nym i zu​peł​nie nie​świa​do​mym współ​cze​‐
snych tren​dów i no​wo​cze​snej wie​dzy. Je​śli cho​dzi o głę​bo​ki se​kret, dla któ​re​go usi​ło​wał
być osto​ją, jest on le​piej od nas po​in​for​mo​wa​ny.

Świą​ty​nia Vi​sh​wa​nath nie jest praw​dzi​wą świą​ty​nią; ta, któ​rą Kar​pa​tri chciał zbu​do​‐

wać za​miast tam​tej, rów​nież nie bę​dzie praw​dzi​wa. Praw​dzi​wa świą​ty​nia to ta trze​cia,
utrzy​my​wa​na w ukry​ciu, aby ja​kiś so​cjo​re​li​gij​ny re​for​ma​tor jej nie zbez​cze​ścił. Obec​na
świą​ty​nia Vi​sh​wa​nath już zo​sta​ła zbez​czesz​czo​na. Każ​da na​stęp​na świą​ty​nia wznie​sio​‐
na w tym miej​scu bę​dzie fał​szy​wa, ale te fał​szy​we świą​ty​nie mu​szą ist​nieć, by ta praw​‐
dzi​wa po​zo​sta​ła ukry​ta.

Ist​nie​ją se​kret​ne klu​cze, man​try, dzię​ki któ​rym moż​na wejść do świą​ty​ni Vi​sh​wa​‐

nath, tak jak w przy​pad​ku Al​ku​fy. Tyl​ko przy​pad​ko​wo ja​kiś me​dy​tu​ją​cy może tam tra​‐
fić. Zwy​czaj​ny czło​wiek ni​g​dy tam nie tra​fi. Na​wet nie każ​dy z me​dy​tu​ją​cych uzy​sku​je
po​zwo​le​nie wej​ścia, jest to praw​dzi​wa rzad​kość. Świą​ty​nię utrzy​mu​je się w ukry​ciu
przy uży​ciu wszel​kich moż​li​wych środ​ków. Ist​nie​ją man​try otwie​ra​ją​ce bra​my świą​ty​‐
ni; nie ma in​nej dro​gi – nie moż​na jej po​znać, nie moż​na na​wet so​bie jej wy​obra​zić. Piel​‐
grzy​mi uda​ją się do fał​szy​wych świą​tyń, od​da​ją akty czci i wra​ca​ją do domu. Po ty​sią​‐
cach lat i te świą​ty​nie na​bra​ły pew​nej świę​to​ści, choć są fał​szy​we, po​nie​waż lu​dzie od
daw​na wie​rzą, że są one praw​dzi​we.

Wszyst​kie re​li​gie sta​ra​ją się za​po​biec wej​ściu przed​sta​wi​cie​li in​nych re​li​gii do swych

świą​tyń lub miejsc piel​grzy​mek. Dla​cze​go? Ci, któ​rzy usta​no​wi​li te pra​wa, zna​li za​gro​‐
że​nia pły​ną​ce z ta​kich od​wie​dzin. Przy​po​mi​na to jak​by ostrze​gaw​czą ta​blicz​kę nad wej​‐
ściem do la​bo​ra​to​rium pra​cu​ją​ce​go nad ener​gią ją​dro​wą: „Wej​ście tyl​ko dla fi​zy​ków ją​‐
dro​wych”. Zga​dza​my się na ko​niecz​ność ta​kich re​stryk​cji, oso​by nie​za​trud​nio​ne, wcho​‐
dząc do środ​ka, na​ra​ża​ją się na nie​bez​pie​czeń​stwo. Nie go​dzi​my się jed​nak z ta​ki​mi sa​‐
my​mi ogra​ni​cze​nia​mi w świą​ty​niach lub miej​scach piel​grzy​mek. Nie zda​je​my so​bie
spra​wy z tego, że ta​kie miej​sca też są prze​zna​czo​ne dla swo​istych „uczo​nych”. Świą​ty​nie
i miej​sca piel​grzy​mek są na​praw​dę prze​zna​czo​ne tyl​ko dla okre​ślo​nych lu​dzi.

Przy​po​mi​na to kon​sy​lium le​ka​rzy sto​ją​cych nad pa​cjen​tem, oma​wia​ją​cych jego cho​‐

ro​bę. Pa​cjent słu​cha, lecz nic nie ro​zu​mie, gdyż le​ka​rze po​słu​gu​ją się spe​cjal​nym me​‐
dycz​nym słow​nic​twem, uży​wa​ją zwro​tów po​cho​dze​nia grec​kie​go i ła​ciń​skie​go. W in​te​‐
re​sie pa​cjen​ta leży, by nie ro​zu​miał tych słów. Tak samo wszyst​kie re​li​gie opra​co​wa​ły
wła​sne za​szy​fro​wa​ne ję​zy​ki. Mają se​kret​ne świę​te miej​sca, se​kret​ne ję​zy​ki i se​kret​ne pi​‐
sma. Za​tem to, co uwa​ża​my za miej​sca piel​grzy​mek, to nie​mal na pew​no nie są te wła​‐
ści​we miej​sca. Tak wiel​kie tra​dy​cje mu​szą być chro​nio​ne, bo je​śli wpad​ną w nie​po​wo​ła​‐

background image

ne ręce, mogą być nie​wła​ści​wie wy​ko​rzy​sta​ne. Zwy​czaj​ny czło​wiek wpad​nie w po​waż​‐
ne kło​po​ty i nic nie zy​ska.

Po​wia​da​ją, że je​śli dane ci bę​dzie wejść do wio​ski su​fich, Al​ku​fy, zwa​riu​jesz. Po​dob​no

każ​dy, kto przy​pad​ko​wo się w niej znaj​dzie, opu​ści ją z obłę​dem w oczach, gdyż Al​ku​fa
po​wsta​ła dzię​ki wi​bra​cjom, któ​rych zwy​czaj​ny umysł nie może znieść. Le​piej nie wcho​‐
dzić do tej wio​ski bez przy​go​to​wań i prak​tyk.

Zro​zu​mie​nie kil​ku spraw zwią​za​nych z Al​ku​fą po​mo​że uchwy​cić to, co do​ty​czy po​zo​‐

sta​łych miejsc piel​grzy​mek. Po​dob​no w Al​ku​fie nie moż​na za​snąć, nic więc dziw​ne​go,
że ci, któ​rzy nie eks​pe​ry​men​to​wa​li nad za​cho​wa​niem czuj​no​ści, po pro​stu osza​le​ją.

Naj​więk​szym do​ko​na​niem su​fich jest noc​ne czu​wa​nie; po​wstrzy​mu​ją się oni od snu

przez całą noc. Je​śli ktoś nie je przez 90 dni, jest bar​dzo sła​by, lecz nie umrze i nie zwa​riu​‐
je. Prze​cięt​ny zdro​wy czło​wiek może bez tru​du po​ścić 90 dni, lecz nie może nie spać
przez 21 dni. Moż​na się obejść bez je​dze​nia przez trzy mie​sią​ce, ale nie moż​na nie spać
trzy ty​go​dnie. Trzy ty​go​dnie to bar​dzo dłu​gi okres cza​su, trud​no prze​trwać bez snu na​‐
wet je​den ty​dzień – tym​cza​sem w Al​ku​fie w ogó​le nie da się spać.

Ktoś ze Sri Lan​ki przy​słał do mnie bud​dyj​skie​go mni​cha. Przez trzy lata nie mógł on

za​snąć. Przez cały ten czas jego dło​nie i sto​py drża​ły, dy​go​tał, był wy​trą​co​ny z rów​no​wa​‐
gi. Lę​kał się zro​bić na​wet je​den krok, utra​cił wia​rę w swe siły. Zna​lazł się na skra​ju cha​‐
osu. Sil​ne środ​ki usy​pia​ją​ce nie po​ma​ga​ły mu za​snąć, le​żał nie​spo​koj​nie, wciąż był
w sta​nie czu​wa​nia.

Za​py​ta​łem, czy prak​ty​ko​wał za​le​ca​ną przez Bud​dę ana​pa​na​sa​ti jogę – dla bud​dy​sty to

pod​sta​wa. Po​twier​dził. Do​ra​dzi​łem mu, by za​po​mniał o śnie, bo ana​pa​na​sa​ti joga jest
prak​ty​ką unie​moż​li​wia​ją​cą spa​nie. To tyl​ko krok wstęp​ny – gdy sen oka​że się nie​moż​li​‐
wy, na​le​ży na​tych​miast zro​bić dru​gi krok. Gdy tkwisz w pierw​szej fa​zie prak​ty​ki, nie
prze​cho​dząc do stop​nia dru​gie​go, or​ga​nizm ule​ga osła​bie​niu – moż​na osza​leć, a na​wet
umrzeć.

Gdy sen zo​sta​nie zli​kwi​do​wa​ny od we​wnątrz, świa​do​mość ule​ga zmia​nie ja​ko​ścio​‐

wej, moż​li​wy jest jej dal​szy roz​wój. Za​py​ta​łem mni​cha, czy zna dru​gą fazę tej prak​ty​ki.
Od​parł, że nikt mu o tym nie wspo​mniał. O dru​gim eta​pie nie pi​szą żad​ne księ​gi, zaś pi​‐
sa​nie tyl​ko o pierw​szym jest bar​dzo groź​ne, gdyż ten, kto kro​czy tą ścież​ką, nie zdo​ła już
za​snąć. Te spra​wy trzy​ma​no więc w ta​jem​ni​cy, aby ni​ko​mu nie szko​dzi​ły. Cho​dzi​ło o to,
by pro​wa​dzi​ły tych, któ​rzy po​trze​bu​ją po​mo​cy w du​cho​wych po​szu​ki​wa​niach.

To dla​te​go miej​sca piel​grzy​mek są ko​niecz​ne, choć te praw​dzi​we utrzy​mu​je się w głę​‐

bo​kiej ta​jem​ni​cy. Fał​szy​we stwo​rzo​no po to, by trzy​mać cię z dala od ścież​ki – do cza​su,
gdy bę​dziesz go​tów uj​rzeć praw​dzi​we świą​ty​nie. Nie​wła​ści​wa oso​ba nie może do​trzeć
do au​ten​tycz​ne​go miej​sca, ale wła​ści​wa za​wsze je znaj​dzie.

Do każ​de​go miej​sca piel​grzy​mek jest osob​ny klucz. Je​śli chcesz zna​leźć miej​sce piel​‐

grzy​mek su​fich, nie uda ci się, gdy masz klucz dżi​nów; a dżi​nij​skie​go miej​sca piel​grzy​‐
mek nie od​naj​dziesz z po​mo​cą klu​cza su​fich. Każ​da re​li​gia ma wła​sne klu​cze. Po​wiem
tu​taj o jed​nym z klu​czy do miej​sca piel​grzy​mek.

Ty​be​tań​czy​cy mają spe​cjal​ne mi​stycz​ne dia​gra​my, yan​try. To wła​śnie są klu​cze. Hin​‐

du​si też mają tego typu przy​rzą​dy, ty​sią​ce ich... W do​mach mają za​pi​sa​ne sło​wa ta​kie

background image

jak la​bha-shu​bha, po​myśl​ność i do​bro, a pod nimi parę liczb. Nie wie​dzą, dla​cze​go to ro​‐
bią. Taka do​mo​wa yan​tra może być klu​czem do miej​sca piel​grzy​mek. Nie mają po​ję​cia
o tym, co za​pi​sa​li, lecz ro​bią to dla​te​go, że tak po​stę​po​wa​li ich przod​ko​wie.

Każ​da po​stać ze​wnętrz​na wy​twa​rza od​bi​cie w głę​bi świa​do​mo​ści. Je​śli przez kil​ka mi​‐

nut po​pa​trzysz w okno i za​mkniesz oczy, uj​rzysz po​wi​dok ramy okna. Je​śli w me​dy​ta​cji
skon​cen​tru​jesz się na yan​trze, wy​two​rzysz w umy​śle po​wi​dok tej fi​gu​ry i za​war​tych
w niej cyfr. Umysł może zo​ba​czyć to dzię​ki spe​cjal​nym prak​ty​kom me​dy​ta​cyj​nym. Je​śli
wte​dy, gdy yan​tra po​ja​wia się w to​bie, wy​po​wiesz pew​ne za​klę​cia, two​ja piel​grzym​ka
ku du​cho​wej rze​czy​wi​sto​ści roz​pocz​nie się nie​mal od razu.

Mul​le Na​srud​di​no​wi za​gi​nął kie​dyś osio​łek. Był to je​dy​ny jego do​by​tek, szu​kał go więc

po ca​łej wio​sce. Wszy​scy miesz​kań​cy przy​łą​czy​li się do po​szu​ki​wań, lecz bez skut​ku.
Stwier​dzi​li w koń​cu, że sko​ro jest to świę​ty mie​siąc i przy​by​ło wie​lu piel​grzy​mów, może
osio​łek ru​szył za nimi. Prze​szu​ka​no prze​cież całą oko​li​cę i nic to nie dało, niech za​tem
Na​srud​din po​go​dzi się z za​gi​nię​ciem osioł​ka.

Na​srud​din po​sta​no​wił pod​jąć jesz​cze jed​ną pró​bę od​na​le​zie​nia osła. Sta​nął nie​ru​cho​‐

mo, za​mknął oczy, schy​lił się i za​czął cho​dzić na czwo​ra​kach. Okrą​żył dom, ogród i w
koń​cu do​tarł do wiel​kiej jamy, do któ​rej wpadł jego osio​łek. Przy​ja​cie​le Na​srud​di​na byli
za​sko​cze​ni i spy​ta​li go, na czym po​le​ga ta sztucz​ka.

Na​srud​din od​parł: „Po​my​śla​łem, że sko​ro czło​wiek nie po​tra​fi od​na​leźć osła, to klucz

do tej spra​wy nie leży w jego rę​kach; aby od​na​leźć osła, mu​szę stać się osłem. Gdy za​czą​‐
łem od​czu​wać wszyst​ko tak jak osioł, po​my​śla​łem, że sko​ro ja jako osioł szu​kam in​ne​go
osła, gdzie mam zaj​rzeć? Gdy za​czą​łem my​śleć w ten spo​sób, za​czą​łem po​ru​szać się jak
osioł na czwo​ra​kach. Nie mam po​ję​cia, jak zna​la​złem to miej​sce, ale gdy otwo​rzy​łem
oczy, uj​rza​łem jamę – a w niej był mój osioł”.

Na​srud​din to su​fic​ki świę​ty. Każ​dy może prze​czy​tać tę hi​sto​ryj​kę i śmiać się z niej, jak

z do​bre​go dow​ci​pu, lecz jest w niej ukry​ty pe​wien klucz. To klucz słu​żą​cy po​szu​ki​wa​‐
niom. W du​cho​wym sen​sie tyl​ko tak moż​na cze​goś szu​kać. Każ​de miej​sce piel​grzy​mek
ma swo​je klu​cze, yan​try. Pod​sta​wo​wym po​wo​dem ist​nie​nia ta​kich miejsc jest to, że
„wrzu​ca​ją cię” one w sam śro​dek na​ła​do​wa​ne​go stru​mie​nia, z któ​rym pły​niesz da​lej.

Waż​ne jest też to, że wszyst​ko w na​szym ży​ciu oprócz świa​do​mo​ści skła​da się z ma​te​‐

rii. Nie wie​my jed​nak, czym jest ta we​wnętrz​na świa​do​mość – zna​my tyl​ko na​sze cia​ła,
a cia​ło jest pod każ​dym wzglę​dem zwią​za​ne ze świa​tem ma​te​rii.

Spró​buj​my zro​zu​mieć coś z al​che​mii, by móc po​jąć dru​gie zna​cze​nie miejsc piel​grzy​‐

mek.

Pro​ce​sy al​che​micz​ne są pro​ce​sa​mi ist​nie​ją​cy​mi w re​li​gii. Al​che​mi​cy mó​wią, że je​śli

wodę za​mie​ni​my w parę, a po​tem parę na po​wrót za​mie​ni​my w wodę i znów wodę
wpro​wa​dzi​my w stan pary i zro​bi​my to wie​lo​krot​nie, ty​sią​ce razy – ta woda zy​ska ce​‐
chy, któ​rych ni​g​dy nie znaj​dziesz w zwy​kłej wo​dzie. Daw​niej tego ro​dza​ju stwier​dze​nia
uzna​ne by​ły​by za żart: Jak może zmie​nić się ja​kość wody? Je​śli kil​ka razy pod​dasz wodę
pro​ce​so​wi de​sty​la​cji, co się zmie​ni? Woda da​lej bę​dzie wodą, tyle że de​sty​lo​wa​ną. Obec​‐
nie na​uka go​dzi się z tym, że ja​kość ta​kiej wody ule​ga zmia​nie, choć nie bar​dzo wia​do​‐
mo, jak to się dzie​je. Nie ma jed​nak wąt​pli​wo​ści co do tego, że na​stę​pu​je zmia​na ja​ko​‐

background image

ścio​wa i wie​lo​krot​ne po​wtó​rze​nie tego dzia​ła​nia daje wodę o lep​szej ja​ko​ści.

Może nie wiesz, ale 70% cia​ła to woda. Jej skład przy​po​mi​na wodę mor​ską. Je​śli nie

jesz wy​star​cza​ją​cej ilo​ści soli, jej za​war​tość w or​ga​ni​zmie zmniej​szy się. Gdy zmia​nie
ule​ga skład pro​cen​to​wy pier​wiast​ków w ludz​kim cie​le, do​cho​dzi do zmian w świa​do​‐
mo​ści. Gdy​byś pił wodę przede​sty​lo​wa​ną sto ty​się​cy razy, zmie​ni​ło​by to wie​le two​ich
pra​gnień, całą ży​cio​wą po​sta​wę. Al​che​mi​cy pro​wa​dzi​li ta​kie eks​pe​ry​men​ty. Ktoś go​to​‐
wał i stu​dził wodę, dzień po dniu. De​sty​la​cja pro​wa​dzo​na set​ki ty​się​cy razy mo​gła za​jąć
wie​le lat, lecz al​che​mi​cy tym wła​śnie się zaj​mo​wa​li; do​pro​wa​dza​li wodę do wrze​nia
i skra​pla​li, dzień po dniu.

Pro​wa​dzi to do dwo​ja​kie​go ro​dza​ju zmian. Pierw​sza jest w umy​śle eks​pe​ry​men​ta​to​‐

ra. Po​wta​rza​nie czyn​no​ści może znu​dzić się po kil​ku dniach. Je​śli czło​wiek znu​dzo​ny
prze​rwie ten pro​ces, wró​ci do sta​re​go sta​nu umy​słu, mo​ment znu​dze​nia sta​no​wi jed​nak
punkt zwrot​ny. Je​śli mimo nudy bę​dzie kon​ty​nu​ował czyn​no​ści, na​ro​dzi się w nim
nowa świa​do​mość.

Je​śli cho​dzisz spać o go​dzi​nie 22, do​kład​nie o tej po​rze bę​dziesz śpią​cy. Kie​dy po​sta​no​‐

wisz nie spać i za​cho​wasz świa​do​mość, po pół​go​dzi​nie po​wi​nie​neś być bar​dziej śpią​cy,
a tym​cza​sem je​steś śwież​szy niż o po​ran​ku. Dzie​sią​ta wie​czór to był punkt zwrot​ny; za​‐
sy​pia​nie o tej po​rze było two​im na​wy​kiem. Gdy zi​gno​ru​jesz ten na​wyk, prze​ła​mu​jesz
au​to​ma​tycz​ny wzo​rzec za​ko​do​wa​ny w cie​le, cia​ło uświa​da​mia so​bie, że musi po​zo​stać
w sta​nie czu​wa​nia, uwal​nia więc ze swych ma​ga​zy​nów świe​żą daw​kę ener​gii trzy​ma​ną
na taką oko​licz​ność. W efek​cie czu​jesz się świe​żej niż przed​tem.

Czło​wiek, któ​ry przede​sty​lo​wał wodę ty​siąc razy, za​czy​na się nu​dzić, lecz mistrz

mówi mu, by ro​bił to jesz​cze, może na​wet przez 10 czy 15 lat. Przy​cho​dzi w koń​cu chwi​‐
la, gdy czu​je on, że je​śli zro​bi to jesz​cze raz, nie wy​trzy​ma i pad​nie mar​twy! Mistrz na​le​‐
ga na kon​ty​nu​owa​nie pro​ce​su, bez wzglę​du na skut​ki. Z jed​nej stro​ny zmie​nia się więc
ja​kość de​sty​lo​wa​nej wody, z dru​giej stop​nio​we​mu prze​kształ​ce​niu ule​ga tak​że świa​do​‐
mość. Uży​cie tej spe​cjal​nie przy​go​to​wa​nej wody pro​wa​dzi do prze​mia​ny świa​do​mo​ści
oso​by pro​wa​dzą​cej ten pro​ces.

Po​dob​nie jest z wodą w Gan​ge​sie. Jak do​tąd ucze​ni nie po​tra​fią wy​ja​śnić, cze​mu jego

wody mają wła​ści​wo​ści nie​spo​ty​ka​ne w in​nych rze​kach świa​ta. Na​wet rze​ki wy​pły​wa​‐
ją​ce z tej sa​mej góry co Gan​ges nie mają jego cech. Góra ta sama, chmu​ry te same, lo​dow​‐
ce z tych sa​mych szczy​tów to​pią się i spły​wa​ją do rzek, lecz ich wody róż​nią się ja​ko​ścią.
Trud​no bę​dzie tego do​wieść – są rze​czy, któ​re na​praw​dę trud​no jest udo​wod​nić, ale cała
woda Gan​ge​su sta​no​wi eks​pe​ry​ment al​che​micz​ny. Wie​le rze​czy z tego, co mó​wię, trud​‐
no bę​dzie udo​wod​nić, lecz Gan​ges nie jest zwy​czaj​ną rze​ką. Po​dej​mo​wa​no pró​by pod​da​‐
nia ca​łej tej rze​ki pro​ce​som al​che​micz​nym. To dla​te​go Hin​du​si umiesz​cza​ją swo​je świę​‐
te miej​sca piel​grzy​mek nad brze​ga​mi Gan​ge​su.

Nada​nie spe​cjal​nych cech wo​dom Gan​ge​su było wiel​kim eks​pe​ry​men​tem. Che​mi​cy

i inni ucze​ni zga​dza​ją się, że jego wody są wy​jąt​ko​we. Gdy na​bie​rzesz wody z in​nej rze​ki,
po ja​kimś cza​sie zmęt​nie​je i bę​dzie ją czuć stę​chli​zną, ale woda z Gan​ge​su za​cho​wu​je ten
sam wy​gląd nie​za​leż​nie od cza​su prze​cho​wy​wa​nia. Moż​na ją trzy​mać la​ta​mi i nie ule​‐
gnie zmia​nom, a woda z in​nych rzek sta​nie się zu​peł​nie męt​na już po paru ty​go​dniach.
Wody Gan​ge​su la​ta​mi za​cho​wu​ją czy​stość i nie ule​ga​ją zmia​nie.

background image

Gdy​byś wrzu​cał zwło​ki do in​nych rzek, zo​sta​ły​by ska​żo​ne i za​czę​ły​by cuch​nąć, ale

Gan​ges przyj​mu​je ty​sią​ce mar​twych ciał i nie cuch​nie. I jesz​cze jed​no zdu​mie​wa​ją​ce zja​‐
wi​sko: w zwy​kłych wa​run​kach ko​ści nie roz​pusz​cza​ją się w wo​dzie, roz​pusz​cza​ją się za
to w wo​dach Gan​ge​su – nie po​zo​sta​je nic. Wszyst​ko w Gan​ge​sie ule​ga szyb​kie​mu roz​kła​‐
do​wi, wra​ca do pier​wot​nej po​sta​ci. Stąd na​cisk na to, by wrzu​cać zwło​ki do wód Gan​ge​‐
su, gdyż w każ​dej in​nej rze​ce czy przy uży​ciu in​nych me​tod po​zby​cie się zwłok i ludz​‐
kich ko​ści zaj​mu​je całe lata. Gan​ges robi to bły​ska​wicz​nie, to al​che​micz​ne dzia​ła​nie i w
ta​kim wła​śnie celu zo​stał on stwo​rzo​ny.

Gan​ges nie pły​nie jak każ​da zwy​kła rze​ka – z gór. Gan​go​tri, miej​sce, w któ​rym po​dob​‐

no Gan​ges ma źró​dło, to tyl​ko punkt na ma​pie, nie praw​dzi​we źró​dło Gan​ge​su. To, co
praw​dzi​we, za​wsze musi być chro​nio​ne, skry​wa​ne. Tam​to miej​sce to tyl​ko fa​sa​da. Cho​‐
dzą tam piel​grzy​mi, od​da​ją cześć i wra​ca​ją do do​mów. Praw​dzi​we Gan​go​tri od ty​się​cy
lat ukry​wa​no i chro​nio​no. Nie jest moż​li​we do​tar​cie tam za po​mo​cą zwy​kłych środ​ków,
tyl​ko po​dróż astral​na to umoż​li​wia. Nie da się do​trzeć tam w cie​le fi​zycz​nym.

Mó​wi​łem wcze​śniej o Al​ku​fie, wio​sce su​fich. Moż​na tam zna​leźć się fi​zycz​nie, na​wet

nie​chcą​cy. Uda​jąc się na jej po​szu​ki​wa​nie, moż​na do​stać złą mapę, ale gdy nie na​sta​wi​‐
łeś się na to po​szu​ki​wa​nie, mo​żesz tam tra​fić przy​pad​kiem. Moż​na więc na​tknąć się na
Al​ku​fę, ale do praw​dzi​we​go Gan​go​tri nie moż​na do​trzeć w cie​le fi​zycz​nym, tyl​ko
w astral​nym. Praw​dzi​we Gan​go​tri nie jest do​strze​gal​ne za po​mo​cą oczu fi​zycz​nych.
W me​dy​ta​cji trze​ba opu​ścić cia​ło fi​zycz​ne – wów​czas cia​ło astral​ne może po​wę​dro​wać
do Gan​go​tri. Wte​dy i tyl​ko wte​dy moż​na po​jąć se​kret spe​cjal​nych wła​ści​wo​ści wód Gan​‐
ge​su. Dla​te​go mó​wię, że nie moż​na tego udo​wod​nić. U swych źró​deł wody Gan​ge​su zo​‐
sta​ły pod​da​ne prze​mia​nie al​che​micz​nej. W tym miej​scu, po obu brze​gach rze​ki, Hin​du​si
mają swo​je miej​sca piel​grzy​mek.

Moż​na się za​sta​na​wiać, dla​cze​go wszyst​kie hin​du​skie miej​sca piel​grzy​mek znaj​du​ją

się nad brze​ga​mi rzek, a dżi​nij​skie po​ło​żo​ne są na szczy​tach wzgórz. Dżi​ni​ści umiesz​cza​‐
ją swo​je miej​sca piel​grzy​mek tyl​ko na wzgó​rzach, na pust​ko​wiu bez zie​le​ni. Góry po​kry​‐
te ro​śli​na​mi i drze​wa​mi zu​peł​nie ich nie in​te​re​su​ją; igno​ru​ją na​wet tak pięk​ne góry jak
Hi​ma​la​je. Sko​ro wy​star​czy im nagi szczyt, nic nie po​win​no rów​nać się Hi​ma​la​jom. Dżi​‐
ni​ści in​te​re​su​ją się jed​nak tyl​ko zu​peł​ny​mi pust​ko​wia​mi, otwar​ty​mi na dzia​ła​nie Słoń​‐
ca, po​zba​wio​ny​mi ro​ślin i, przede wszyst​kim, wody! Po​wo​dem jest to, że al​che​micz​ne
zmia​ny, nad któ​ry​mi oni pra​cu​ją, zwią​za​ne są z ży​wio​łem ognia w cie​le. Al​che​mia Hin​‐
du​sów wią​że się na​to​miast ści​śle z ży​wio​łem wody.

Oba nur​ty po​słu​gu​ją się od​mien​ny​mi klu​cza​mi. Hin​du​si nie po​my​śle​li​by o tir​tha

znaj​du​ją​cym się z dala od wody pły​ną​cej w po​bli​żu rze​ki ubar​wio​nej wspa​nia​łą sza​tą ro​‐
śli​ną. Eks​pe​ry​men​to​wa​li oni z ży​wio​łem wody i wszyst​kie ich miej​sca piel​grzy​mek
zwią​za​ne są z wodą, na​to​miast dżi​ni​ści pra​cu​ją nad ży​wio​łem ognia, za​le​ży im więc
bar​dziej na ge​ne​ro​wa​niu tap – cie​pła w ludz​kim cie​le.

Hin​du​skie pi​sma i mni​si pod​kre​śla​ją zna​cze​nie wody, dla​te​go aby utrzy​mać okre​ślo​‐

ny po​ziom wil​go​ci w cie​le, hin​du​ski san​ny​asin spo​ży​wa od​po​wied​nią ilość mle​ka, sera
i oczysz​czo​ne​go ma​sła. Bez do​sta​tecz​nej wil​go​ci hin​du​ski klucz nie dzia​ła. Wy​si​łek dżi​‐
nij​skich sa​dhu po​le​ga na wy​two​rze​niu we​wnętrz​nej su​cho​ści, dżi​nij​scy mni​si na​wet się
więc nie ką​pią. Są brud​ni, cuch​ną, ale nie umie​ją wy​tłu​ma​czyć, dla​cze​go się nie ką​pią.

background image

Dla​cze​go tyl​ko w wy​jąt​ko​wych przy​pad​kach prze​my​wa​ją się wodą? Otóż dla nich nie
woda jest klu​czem, lecz ogień; ży​wioł ognia jest dla nich su​ro​wą prak​ty​ką i me​to​dą wy​‐
rze​cze​nia. Cho​dzi im o to, by na wszel​kie spo​so​by obu​dzić w cie​le we​wnętrz​ny ogień.
Gdy​by ob​la​li swe cia​ła wodą, mo​gła​by ona ten ogień osła​bić. Dla​te​go mni​si dżi​nij​scy
żyją na opu​sto​sza​łych, wy​schnię​tych ska​łach, bez ro​ślin i wody, gdzie wszyst​ko spa​la się
w pro​mie​niach Słoń​ca, a wo​kół czło​wie​ka są same ka​mie​nie.

Wszyst​kie re​li​gie sto​su​ją post, ale nie​licz​ne poza dżi​ni​zmem za​ka​zu​ją pi​cia wody pod​‐

czas po​stu. Dżi​ni​stom pro​wa​dzą​cym zwy​kłe ży​cie świec​kie ra​dzi się, że je​śli nie mogą
obejść się bez wody za dnia, przy​naj​mniej nocą po​win​ni jej uni​kać. Uwa​ża się po​wszech​‐
nie, że nocą mo​gli​by nie​świa​do​mie za​bić wie​le nie​wi​docz​nych go​łym okiem ży​ją​tek, ale
te re​gu​ły mają tak na​praw​dę na celu zin​ten​sy​fi​ko​wa​nie ży​wio​łu ognia. In​te​re​su​ją​ce jest
to, że je​śli męż​czy​zna pije wodę w mi​ni​mal​nych ilo​ściach, tak jak Ma​ha​wi​ra, po​ma​ga to
za​cho​wać ce​li​bat, gdyż na​sie​nie za​czy​na wy​sy​chać. Na​wet odro​bi​na wil​go​ci sprzy​ja wy​‐
pły​wa​niu mę​skie​go na​sie​nia.

Wszyst​kie au​ten​tycz​ne dżi​nij​skie miej​sca piel​grzy​mek znaj​du​ją się na wzgó​rzach, za​‐

wsze z dala od wszel​kich źró​deł wody. W póź​niej​szym okre​sie, na za​sa​dzie imi​ta​cji, dżi​‐
ni​ści stwo​rzy​li kil​ka świę​tych miejsc w po​bli​żu wody, lecz zu​peł​nie nie mają one zna​cze​‐
nia, nie są au​ten​tycz​ne. Au​ten​tycz​ne hin​du​skie tir​tha znaj​du​je się nad brze​giem rze​ki,
w pięk​nym, peł​nym zie​le​ni za​kąt​ku. Góry ce​nio​ne przez dżi​ni​stów są okrop​ne, gdyż całe
ich pięk​no bled​nie wo​bec cał​ko​wi​te​go bra​ku ro​ślin​no​ści.

Dżi​nij​scy mni​si nie ką​pią się i nie myją zę​bów, po co im te parę kro​pel wody nie​zbęd​‐

nych do my​cia zę​bów? Za​sa​da wy​su​sza​nia musi być wła​ści​wie ro​zu​mia​na, je​śli chcesz
stu​dio​wać ich świę​te tek​sty. Te su​ro​we prak​ty​ki mają po​bu​dzić we​wnętrz​ny ogień. Je​śli
cał​ko​wi​cie ze​rwiesz z wodą, przy​cią​ga​ny jest ogień.

Wszyst​kie ży​wio​ły w nas są w rów​no​wa​dze: je​że​li chcesz iść du​cho​wą ścież​ką, ko​rzy​‐

sta​jąc z jed​ne​go z ży​wio​łów, rów​no​wa​ga musi ulec za​kłó​ce​niu, bo prze​ciw​ny ży​wioł zo​‐
sta​nie od​rzu​co​ny. Je​śli kon​cen​tru​jesz się na ży​wio​le ognia, woda bę​dzie two​im wro​‐
giem, im bo​wiem mniej jej w cie​le, tym sil​niej​szy ogień wy​zwo​lisz.

Gan​ges to głę​bo​ki che​micz​ny i al​che​micz​ny eks​pe​ry​ment, po ką​pie​li w jego wo​dach

wcho​dzisz w tir​thę. Tuż po za​nu​rze​niu się w Gan​ge​sie prze​mia​nie ule​ga ży​wioł wody
w ludz​kim cie​le. Taka prze​mia​na trwa bar​dzo krót​ko, lecz je​śli eks​pe​ry​ment jest od​po​‐
wied​nio pro​wa​dzo​ny, za​czy​na się du​cho​wa po​dróż. Pa​mię​taj, że gdy ktoś, kto za​czął żyć
wodą z Gan​ge​su, uży​je in​nej wody, nie wyj​dzie mu to na do​bre, przy​spo​rzy to tyl​ko kło​‐
po​tów.

Po​dej​mo​wa​no pró​by prze​nie​sie​nia cech Gan​ge​su w inne miej​sca, do in​nych rzek, lecz

za​koń​czy​ły się one fia​skiem, gdyż utra​co​no klucz, któ​ry to umoż​li​wia. Ką​piel w Gan​ge​‐
sie, po​łą​czo​na z mo​dli​twą lub in​nym ak​tem re​li​gij​ne​go od​da​nia, wej​ściem do świą​ty​ni
lub miej​sca mocy, to tyl​ko spo​sób wy​ko​rzy​sta​nia w we​wnętrz​nej, du​cho​wej po​dró​ży
tego, co jest na ze​wnątrz. W miej​scach piel​grzy​mek po​słu​gi​wa​no się też wie​lo​ma in​ny​‐
mi po​mo​ca​mi, któ​re two​rzo​no z wiel​ką pie​czo​ło​wi​to​ścią.

Egip​skie pi​ra​mi​dy to tir​thy pra​daw​nej, za​gi​nio​nej cy​wi​li​za​cji. Cie​ka​we w pi​ra​mi​dach

jest to, że pa​nu​je w nich zu​peł​na ciem​ność. Ucze​ni są​dzą, że elek​trycz​ność nie mo​gła ist​‐

background image

nieć w cza​sach, gdy bu​do​wa​no pi​ra​mi​dy – nie​któ​re po​wsta​ły prze​cież 10.000 lat temu,
inne mają 20.000 lat. Może lu​dzie wcho​dzi​li do środ​ka z po​chod​nia​mi, ale ani na ścia​‐
nach, ani na su​fi​tach ko​ry​ta​rzy nie ma po tym naj​mniej​sze​go śla​du. Ko​ry​ta​rze są bar​dzo
dłu​gie, mają mnó​stwo za​krę​tów, od​nóg, a wszę​dzie pa​nu​je mrok. O elek​trycz​no​ści nie
mo​gło być mowy, bo nie zna​le​zio​no śla​du prze​wo​dów czy źró​deł za​si​la​nia. Po​chod​nie
z oli​wą czy ghee zo​sta​wi​ły​by na ścia​nach smo​li​ste śla​dy. Mamy pro​blem: jak lu​dzie po​ru​‐
sza​li się w pi​ra​mi​dach? Nie​któ​rzy su​ge​ru​ją, że nikt do środ​ka nie wcho​dził – ale po co
wy​ku​to tyle ko​ry​ta​rzy? Scho​dy, drzwi, we​wnętrz​ne okna, miej​sca, w któ​rych moż​na
usiąść albo się oprzeć... po co to? Ta za​gad​ka po​zo​sta​je nie​roz​wią​za​na. Ni​g​dy się to nie
wy​ja​śni, je​że​li bę​dzie​my prze​ko​na​ni, że pi​ra​mi​dy zbu​do​wa​no jako gro​bow​ce dla fa​ra​‐
onów.

Tak na​praw​dę są to tir​thy. Gdy od​po​wied​nio eks​pe​ry​men​tu​jesz z ogniem we​wnętrz​‐

nym, cia​ło emi​tu​je świa​tło. Ci lu​dzie mie​li pra​wo wejść do pi​ra​mi​dy. Nie po​trze​bo​wa​li
elek​trycz​no​ści ani po​chod​ni; świa​tło ich ciał wy​star​czy​ło do swo​bod​ne​go po​ru​sza​nia się
po pi​ra​mi​dzie. Ta​kie świa​tło jest jed​nak wy​twa​rza​ne dzię​ki spe​cjal​nym prak​ty​kom me​‐
dy​ta​cyj​nym zwią​za​nym z ży​wio​łem ognia. Wy​two​rze​nie go sta​no​wi​ło pró​bę upraw​nia​‐
ją​cą do wej​ścia do środ​ka pi​ra​mid.

Na po​cząt​ku XIX wie​ku, gdy roz​po​czę​to ba​da​nia nad pi​ra​mi​da​mi, je​den z asy​sten​tów

ar​che​olo​gów za​gi​nął bez wie​ści. Szu​ka​no go wszę​dzie, lecz on znikł. Do​pie​ro po 24 go​‐
dzi​nach, o dru​giej w nocy, wy​biegł wprost na nich, bar​dzo po​ru​szo​ny. „Wy​czu​łem dro​‐
gę w ciem​no​ściach i na​gle uświa​do​mi​łem so​bie ist​nie​nie przej​ścia – po​wie​dział. – Wsze​‐
dłem do środ​ka i za​raz po tym drzwi za​trza​snę​ły się za mną. Spoj​rza​łem za sie​bie, były
za​mknię​te na do​bre. Prze​cież gdy po raz pierw​szy się do nich zbli​ży​łem, przej​ście było
otwar​te, nie było wi​dać żad​nych drzwi. Jak tyl​ko prze​kro​czy​łem próg, drzwi się za​‐
mknę​ły; spadł skądś wiel​ki głaz blo​ku​ją​cy przej​ście. Krzy​cza​łem, ale nikt nie od​po​wia​‐
dał. Nie mia​łem wy​bo​ru, mu​sia​łem iść na​przód, a to, co wi​dzia​łem... trud​no bę​dzie opi​‐
sać!”.

Nie było go przez 24 go​dzi​ny, gdy w koń​cu go zna​le​zio​no, był na wpół osza​la​ły; ale to,

co opi​sy​wał, było nie​wia​ry​god​ne. Cała gru​pa usi​ło​wa​ła po​tem zna​leźć te drzwi – bez
skut​ku. On też nie zdo​łał ich wska​zać, ani po​ka​zać, jak uda​ło mu się wy​do​stać, uzna​no
więc, że mu​siał stra​cić świa​do​mość albo za​snął i wszyst​ko to mu się przy​śni​ło. Za​no​to​‐
wa​no jed​nak to, o czym mó​wił.

Ja​kiś czas póź​niej, pod​czas prac ba​daw​czych, zna​le​zio​no ma​nu​skrypt, któ​ry opi​sy​wał

rze​czy bar​dzo po​dob​ne do opo​wie​ści tam​te​go czło​wie​ka. Do​da​ło to ta​jem​ni​czo​ści ca​łej
spra​wie. Uzna​no, że wszyst​ko znaj​du​je się w ja​kiejś ukry​tej sali, otwie​ra​ją​cej się tyl​ko
dla ko​goś znaj​du​ją​ce​go się w od​po​wied​nim sta​nie psy​chicz​nym. Może dojść do tego
przy​pad​ko​wo, zbie​giem oko​licz​no​ści: po​bu​dzo​ny sta​nem men​tal​nym, czło​wiek może
nie​świa​do​mie „ze​stro​ić się”, wcho​dząc w stan, w któ​rym do​cho​dzi do otwar​cia drzwi.
Mu​sia​ło to być coś ta​kie​go, bo choć ten męż​czy​zna nie umiał do​wieść tego, cze​go do​‐
świad​czył, drzwi otwo​rzy​ły się i zo​stał uwol​nio​ny.

Ta​jem​ne miej​sca, o któ​rych mó​wię, mają swo​je „drzwi” i są spo​so​by, by do​stać się do

środ​ka, lecz trze​ba mieć spe​cjal​ne ezo​te​rycz​ne klu​cze. Tir​thy tak zbu​do​wa​no, że wy​wie​‐
ra​ją sil​ny wpływ na świa​do​mość. Wszyst​kie ko​ry​ta​rze i kom​na​ty pi​ra​mid, ich wy​mia​ry

background image

i cała prze​strzeń... Może po​czu​łeś kie​dyś, że gdy su​fit jest sto​sun​ko​wo ni​sko, czu​jesz, jak
coś w to​bie się kur​czy, ści​ska, choć su​fit cię bez​po​śred​nio nie do​ty​ka. Nic cię nie uci​ska,
ale w środ​ku czu​jesz ucisk. Gdy wcho​dzisz do po​miesz​cze​nia, w któ​rym su​fit jest bar​dzo
wy​so​ko, czu​jesz, jak coś w to​bie roz​sze​rza się. Po​kój moż​na więc tak zbu​do​wać, by jego
wy​mia​ry za​chę​ca​ły do me​dy​ta​cji.

Do​kład​ne wy​mia​ry po​ko​ju, w któ​rym me​dy​ta​cja jest naj​ła​twiej​sza, od​kry​to eks​pe​ry​‐

men​tal​nie. Ar​chi​tek​tu​ry wnę​trza moż​na użyć do po​sze​rze​nia albo za​wę​że​nia świa​do​‐
mo​ści. Do​bór ko​lo​rów, na ze​wnątrz i we​wnątrz po​ko​ju, za​pach w nim pa​nu​ją​cy i pa​ra​‐
me​try aku​stycz​ne – wszyst​kie​go moż​na użyć jako po​mo​cy w me​dy​ta​cji.

Wszyst​kie tir​thy mają swo​ją wła​sną mu​zy​kę. Tak na​praw​dę mu​zy​ka na​ro​dzi​ła się

w ta​kich wła​śnie miej​scach, jest bo​wiem dzie​łem lu​dzi od​da​nych me​dy​ta​cji. Nie tyl​ko
mu​zy​ka, ale tak​że i ta​niec na​ro​dził się w świą​ty​niach. Za​pa​chy też naj​pierw te​sto​wa​no
w świą​ty​niach. Gdy uświa​do​mio​no so​bie, że moż​na do​trzeć do bo​sko​ści za po​mo​cą mu​‐
zy​ki, stwier​dzo​no, że mu​zy​ka po​zwa​la też iść w kie​run​ku prze​ciw​nym. Sko​ro pew​ne za​‐
pa​chy mogą po​móc w osią​gnię​ciu sta​nu bo​sko​ści, inne mogą po​cią​gnąć nas ku zmy​sło​‐
wo​ści. Je​śli w ja​kimś po​miesz​cze​niu ła​twiej wcho​dzi​my w me​dy​ta​cję, moż​na tak
wszyst​ko za​aran​żo​wać, by ją unie​moż​li​wić.

W Chi​nach stwo​rzo​no spe​cjal​ne po​miesz​cze​nia, w któ​rych więź​niów pod​da​wa​no

pra​niu mó​zgu. Ich wy​mia​ry są do​kład​nie usta​lo​ne i ja​kie​kol​wiek zmia​ny utrud​ni​ły​by
uzy​ska​nie po​żą​da​ne​go efek​tu. Po wie​lu eks​pe​ry​men​tach okre​ślo​no do​kład​ną wy​so​kość,
sze​ro​kość i dłu​gość ta​kiej sali, a umiesz​cze​nie więź​nia w ta​kim po​miesz​cze​niu au​to​ma​‐
tycz​nie wpły​wa na jego umysł. Okre​ślo​no też z wiel​ką do​kład​no​ścią, ile cza​su zaj​mu​je
do​pro​wa​dze​nie umy​słu ska​zań​ca do sta​nu obłę​du. Dla przy​spie​sze​nia tego pro​ce​su po​‐
słu​żo​no się dźwię​kiem, a gdy do tego do​łą​czy się ude​rze​nia w okre​ślo​ny punkt na jego
gło​wie, pro​ces roz​kła​du prze​bie​ga bły​ska​wicz​nie.

Za​wie​sza się nad gło​wą więź​nia wia​dro z wodą: kro​pla po kro​pli, woda opa​da ze ści​śle

okre​ślo​ną czę​sto​tli​wo​ścią. Przez 24 go​dzi​ny kro​ple wody ude​rzać będą w ten sam punkt
na gło​wie. Wię​zień nie może zmie​nić po​zy​cji i usiąść, musi stać. Po pół​go​dzi​nie jest
śmier​tel​nie znu​żo​ny, dźwięk opa​da​ją​cej wody jest co​raz gło​śniej​szy, sta​je się do tego
stop​nia nie​zno​śny, że ma on wra​że​nie, jak​by góra spa​da​ła mu na gło​wę. Po 24 go​dzi​‐
nach ten po​wta​rzal​ny dźwięk w tym kon​kret​nym po​miesz​cze​niu wy​wo​łu​je w umy​śle
kom​plet​ną ru​inę; po wyj​ściu ten czło​wiek nie bę​dzie już sobą. Ta tech​ni​ka po​wo​du​je
kom​plet​ne zła​ma​nie czło​wie​ka.

Wszyst​kie me​to​dy po​moc​ne po​szu​ku​ją​cym od​kry​to w tir​thach i świą​ty​niach. Dzwo​‐

ny u wej​ścia, wy​twa​rza​ne przez nie dźwię​ki, za​pach ka​dzi​deł i kwia​tów – wszyst​ko było
spe​cjal​nie przy​go​to​wa​ne, by za​pew​nić har​mo​nię trwa​ją​cą nie​prze​rwa​nie dzień i noc.

Arti, ry​tu​ał z za​pa​lo​ną lam​pą, robi się za​wsze o okre​ślo​nej po​rze: ran​kiem trwa on ści​‐

śle okre​ślo​ny czas, uży​wa się prze​wi​dzia​nej do tego man​try. W środ​ku dnia trwa on tak​‐
że ści​śle okre​ślo​ny czas i wy​ko​rzy​stu​je się od​po​wied​nią man​trę. Wie​czo​rem jest po​dob​‐
nie: od​po​wied​ni czas trwa​nia, od​po​wied​nia dla tej pory man​tra. Fale dźwię​ko​we roz​‐
cho​dzą się w po​miesz​cze​niu – nowa po​ja​wia się, za​nim po​przed​nia za​nik​nie. Tak trwa
ten ry​tu​ał, w okre​ślo​nych prze​dzia​łach cza​so​wych, rok za ro​kiem, przez ty​sią​ce lat.

background image

Po​dob​nie jak w przy​kła​dzie z wodą, któ​ra pod​da​na pro​ce​so​wi cią​głej de​sty​la​cji zmie​‐

nia swo​je ce​chy ja​ko​ścio​we. Je​śli w pew​nym po​miesz​cze​niu wy​twa​rza​my ja​kiś dźwięk
ty​sią​ce razy, zmie​nia​ją się w nim wi​bra​cje, za​cho​dzi zmia​na ja​ko​ścio​wa. Je​śli do ta​kie​go
po​ko​ju wpro​wa​dzi​my po​szu​ku​ją​ce​go, po​mo​że mu on w pro​ce​sie prze​mia​ny. Po​nie​waż
czło​wiek zbu​do​wa​ny jest z ma​te​rii, zmia​ny wpro​wa​dza​ne w ma​te​rii wy​wie​ra​ją na nas
sil​ny wpływ. Czło​wiek jest tak eks​tra​wer​tycz​ny, że ła​twiej zmie​nić go z ze​wnątrz (we​‐
wnętrz​ne zmia​ny są na po​cząt​ku bar​dzo trud​ne), wpro​wa​dzo​no więc sys​tem po​zwa​la​ją​‐
cy na ta​kie aran​żo​wa​nie ota​cza​ją​cej nas ma​te​rii, któ​re po​ma​ga w prze​mia​nie na po​zio​‐
mie psy​chicz​nym.

Jesz​cze jed​no na​le​ży do​brze zro​zu​mieć. Zwy​kle ule​ga​my ilu​zji, że sta​no​wi​my od​dziel​‐

ne jed​nost​ki. Tak nie jest. Wie​lu nas sie​dzi np. w ja​kimś lo​ka​lu, lecz je​śli wszy​scy sią​dzie​‐
my w ci​szy, znik​ną od​dziel​ne isto​ty i po​zo​sta​nie jed​ność. Po​zo​sta​nie tyl​ko ci​sza, po​‐
szcze​gól​ne ogni​ska świa​do​mo​ści za​czną ra​zem wi​bro​wać, zle​wa​jąc się ze sobą.

Tir​tha to eks​pe​ry​ment w ska​li ma​so​wej. W pe​wien dzień roku zbie​ra​ją się w tir​tha

set​ki ty​się​cy lu​dzi ma​ją​cych wspól​ne pra​gnie​nie. Przy​by​wa​ją z od​le​głych miejsc, by po​‐
łą​czyć się o okre​ślo​nej po​rze, pod od​po​wied​nią kon​ste​la​cją gwiazd. Gdy jest tylu lu​dzi
owład​nię​tych jed​ną ideą, ma​ją​cych je​den cel, po​grą​żo​nych we wspól​nej mo​dli​twie, po​‐
wsta​je po​tęż​ny wir świa​do​mo​ści. Zni​ka​ją wów​czas gra​ni​ce po​mię​dzy po​szcze​gól​ny​mi
oso​ba​mi.

Je​śli przyj​rzy​my się ta​kie​mu zgro​ma​dze​niu lu​dzi pod​czas fe​sti​wa​lu Kum​bha Mela,

nie wi​dać tam jed​no​stek, wi​dzi​my tyl​ko tłum bez twa​rzy. W tej ogrom​nej zbio​ro​wo​ści
nie znaj​dziesz od​dziel​nych twa​rzy, jest to po​zba​wio​ny ob​li​cza tłum zło​żo​ny z mi​lio​nów
lu​dzi. Gdy zbie​rze się dzie​sięć mi​lio​nów lu​dzi, od​kry​wa​nie kto jest kim nie ma sen​su.
Kto jest bied​ny, kto bo​ga​ty, kto jest kró​lem, a kto że​bra​kiem? Ta​kie po​dzia​ły nie mają
żad​ne​go sen​su. Każ​dy tra​ci swą twarz, a jego świa​do​mość roz​pły​wa się w świa​do​mo​ści
in​nych lu​dzi. Gdy​by ze​spo​lić tę świa​do​mość dzie​się​ciu mi​lio​nów lu​dzi, gdy​by sta​li się
oni jed​ną zin​te​gro​wa​ną świa​do​mo​ścią, ła​twiej by​ło​by temu, co nie​biań​skie, wejść w tę
zbio​ro​wą świa​do​mość, niż zstę​po​wać do każ​de​go od​dziel​nie. Daje to szer​sze pole kon​‐
tak​tu.

Nie​tz​sche na​pi​sał kie​dyś, że spa​ce​ro​wał po ogro​dzie i sto​pą do​tknął du​że​go ro​ba​ka,

któ​ry na​tych​miast zwi​nął się i umknął. Nie​tz​sche był za​sko​czo​ny tym za​cho​wa​niem.
Do​szedł do wnio​sku, że ów ro​bak chciał zmniej​szyć pole kon​tak​tu i za​po​biec zra​nie​niu.
Wiel​ki ro​bak ła​twiej może być roz​dep​ta​ny, gdyż zaj​mu​je więk​szy ob​szar. Zwi​ja​jąc się
i zmniej​sza​jąc pole kon​tak​tu, chro​ni sie​bie. Im szyb​ciej ro​bak się zwi​ja, tym ma więk​szą
szan​sę na prze​ży​cie.

Gdy więc ludz​ka świa​do​mość ufor​mu​je więk​sze pole kon​tak​tu, więk​sza jest moż​li​‐

wość zstą​pie​nia w nią tego, co bo​skie. Zstą​pie​nie nie​bios to wiel​kie wy​da​rze​nie, a im
więk​sze szy​ku​je się wy​da​rze​nie, tym wię​cej po​trze​ba na nie miej​sca.

Mo​dli​twa w pier​wot​nej for​mie była na​sta​wio​na na gru​pę, mo​dli​twa in​dy​wi​du​al​na

po​ja​wi​ła się póź​niej, gdy jed​nost​ki sta​ły się bar​dziej ego​istycz​ne i trud​no im było ze​spo​‐
lić się z in​ny​mi. Od cza​sów po​ja​wie​nia się na świe​cie mo​dli​twy in​dy​wi​du​al​nej, za​ni​kły
ko​rzy​ści pły​ną​ce z mo​dli​twy. Mo​dli​twa nie może być in​dy​wi​du​al​na. Gdy wzy​wa​my tak
wiel​ką po​tę​gę, jaką nie​wąt​pli​wie jest po​tę​ga nie​bios, im więk​sze mamy pole kon​tak​tu,

background image

tym ła​twiej jest tej sile zstą​pić.

Tir​thy dają więc duże pole kon​tak​tu. Gdy ta​kie pole jest two​rzo​ne w kon​kret​nej chwi​‐

li, kon​kret​ne​go dnia, pod wpły​wem okre​ślo​nej kon​ste​la​cji gwiazd, w okre​ślo​nym miej​‐
scu, szan​se są dużo więk​sze. To za​wsze były me​to​dy pew​ne. O tej sa​mej po​rze, pod tymi
sa​my​mi gwiaz​da​mi szu​ka​no kon​tak​tu w prze​szło​ści. A prze​cież ży​cie jest pro​ce​sem cy​‐
klicz​nym. To były na​praw​dę pew​ne me​to​dy. Ta sama go​dzi​na, te same gwiaz​dy... i cy​‐
klicz​ność ży​cia.

Ży​cie ce​chu​je się pew​ną okre​so​wo​ścią. Pora mon​su​no​wa roz​po​czy​na się w kon​kret​‐

nym cza​sie. Je​śli tak nie jest, wy​ni​ka to tyl​ko z na​szej dzia​łal​no​ści. Kie​dyś wszyst​ko od​‐
by​wa​ło się z cza​ro​dziej​ską wręcz pre​cy​zją, co do dnia i go​dzi​ny. Wio​sna, lato, zima przy​‐
cho​dzi​ły o od​po​wied​niej po​rze. Na​wet na​sze cia​ła funk​cjo​nu​ją w ten spo​sób. Cykl men​‐
stru​acyj​ny u ko​biet jest zwią​za​ny z ak​tyw​no​ścią Księ​ży​ca. W zdro​wym cie​le mie​siącz​ka
po​ja​wia się co 28 dni. Zmia​ny w cy​klu wska​zu​ją na ja​kieś za​bu​rze​nia.

Wszyst​kie wy​da​rze​nia cy​klicz​ne są po​wta​rzal​ne. Je​śli zstą​pie​nie nie​bios na​stą​pi​ło

w kon​kret​nym mo​men​cie, dniu i mie​sią​cu, za rok o tej sa​mej po​rze mo​że​my znów się go
spo​dzie​wać. Mamy więk​sze szan​se. Ta chwi​la zo​sta​ła wy​róż​nio​na, je​śli się po​wtó​rzy –
znów po​pły​nie nie​biań​ska ener​gia. Rok po roku, przez set​ki lat lu​dzie zbie​ra​li się ra​zem
w tir​thach, cze​ka​jąc... Je​śli zda​rzy​ło się to wie​le, wie​le razy, jest bar​dziej praw​do​po​dob​ne,
nie​mal pew​ne, że w tym wła​śnie cza​sie to wy​da​rze​nie się po​wtó​rzy.

W cza​sie fe​sti​wa​lu Kum​bha Mela jest wie​le spo​rów i dys​put o to, kto ma pierw​szy za​‐

nu​rzyć się w wo​dach Gan​ge​su, gdyż nie jest moż​li​we, aby set​ki ty​się​cy lu​dzi jed​no​cze​‐
śnie wsko​czy​ło do rze​ki. Ten szcze​gól​ny mo​ment jest ści​śle okre​ślo​ny, to coś bar​dzo sub​‐
tel​ne​go, krót​ko​trwa​łe​go. Kto więc za​nu​rzy się pierw​szy w od​po​wied​niej chwi​li? Tra​dy​‐
cja mówi, że pierw​si będą ci, któ​rzy szu​ka​li i od​kry​li ten wła​śnie mo​ment.

Cza​sem ta chwi​la zo​sta​je prze​ga​pio​na, do​słow​nie o uła​mek se​kun​dy. Gdy to, co nie​‐

biań​skie, zstę​pu​je na zie​mię, przy​po​mi​na bły​ska​wi​cę. Bły​śnie i zni​ka. Je​śli je​steś zu​peł​‐
nie otwar​ty, w peł​ni świa​dom tej chwi​li, do​świad​czysz tego. Je​śli je​steś śpią​cy, po​grą​żo​‐
ny w nie​świa​do​mo​ści, mi​niesz się z tym zu​peł​nie.

Trze​cie wy​ko​rzy​sta​nie tir​thy to do​świad​cze​nie gru​po​we: nie​bio​sa były za​pra​sza​ne do

zstą​pie​nia na zie​mię w ska​li ma​kro. W cza​sach, gdy lu​dzie byli pro​ści i nie​win​ni, było to
bar​dzo ła​twe.

Kie​dyś, nie tak jak dziś, tir​thy mia​ły wiel​kie zna​cze​nie – nikt nie wra​cał z pu​sty​mi rę​‐

ka​mi. Współ​cze​sny piel​grzym nie na​po​ty​ka tego, musi więc iść po​now​nie... i jesz​cze
raz... W daw​nych cza​sach lu​dzie wra​ca​li prze​mie​nie​ni. Tego ro​dza​ju zda​rze​nia były
skut​kiem ist​nie​nia bar​dzo pro​stych, nie​win​nych spo​łecz​no​ści. Im prost​sza struk​tu​ra
spo​łecz​no​ści, tym mniej lu​dzie są „świa​do​mi” swej in​dy​wi​du​al​nej oso​bo​wo​ści i ła​twiej​‐
sze jest prze​ży​cie gru​po​we.

Zna​my pry​mi​tyw​ne ple​mio​na, w któ​rych jed​nost​ka jest zu​peł​nie nie​świa​do​ma swej

oso​bo​wo​ści. Waż​niej​sze tam jest „my” niż „ja”. Są i ple​mio​na, gdzie sło​wo „ja” nie ist​nie​‐
je. Po​słu​gu​ją się one ję​zy​kiem „my”. Kon​cep​cja „ja” jest u nich nie​obec​na na​wet w ję​zy​‐
ku, po​nie​waż ich ży​cie jest zo​rien​to​wa​ne na spo​łecz​ność. Ma to cza​sem za​ska​ku​ją​ce kon​‐
se​kwen​cje.

background image

Lu​dzie z Za​cho​du wy​lą​do​wa​li kie​dyś na wy​spie w po​bli​żu Sin​ga​pu​ru. Wódz za​miesz​‐

ku​ją​ce​go wy​spę ple​mie​nia po​ja​wił się na brze​gu i po​wie​dział na​jeźdź​com, że jego lu​dzie
są nie​uzbro​je​ni, lecz nie da się z nich zro​bić nie​wol​ni​ków. Oczy​wi​ście po​sta​no​wio​no
wy​bić im to z gło​wy. Tu​byl​cy od​mó​wi​li wal​ki, twier​dząc, że wie​dzą, jak na​le​ży umrzeć.
Na​jeźdź​cy nie uwie​rzy​li, są​dząc, że nikt nie zde​cy​du​je się na śmierć. Do​szło jed​nak do
cze​goś nie​ocze​ki​wa​ne​go. Pię​ciu​set tu​byl​ców zgro​ma​dzi​ło się na pla​ży. Trud​no było w to
uwie​rzyć: naj​pierw upadł na zie​mię i sko​nał wódz tego ple​mie​nia. Po nim, bez jed​ne​go
wy​strza​łu, pa​dli i do​ko​na​li ży​wo​ta po​zo​sta​li, wy​wo​łu​jąc tym pio​ru​nu​ją​ce wra​że​nie. Po​‐
cząt​ko​wo na​jeźdź​cy my​śle​li, że tu​byl​cy pa​dli na zie​mię ze stra​chu, ale wkrót​ce oka​za​ło
się, że nie żyją. Do dziś nie wia​do​mo, jak to się sta​ło.

Je​śli prze​wa​ża po​czu​cie „my”, śmierć może być za​raź​li​wa. Gdy umrze je​den czło​wiek,

śmierć się roz​prze​strze​nia. Tak umie​ra​ją nie​któ​re zwie​rzę​ta. Gdy umie​ra jed​na owca,
śmierć obej​mu​je całe sta​do. Owce nie mają po​czu​cia „ja”, zna​ją tyl​ko „my”. Sta​do owiec
wy​glą​da tak, jak​by owce były ze sobą po​łą​czo​ne, jak​by na​pę​dza​ła je jed​na siła. Gdy umie​‐
ra jed​na owca, inne też chcą umrzeć, we​wnętrz​ne po​czu​cie śmier​ci roz​cho​dzi się bar​dzo
sze​ro​ko.

Za​tem gdy spo​łe​czeń​stwo było bar​dziej roz​wi​nię​te na od​czu​wa​nie „my”, z nie​wiel​ką

świa​do​mo​ścią „ja”, tir​thy dzia​ła​ły bar​dzo sku​tecz​nie. Sku​tecz​ność ta​kich miejsc jest od​‐
wrot​nie pro​por​cjo​nal​na do świa​do​mo​ści in​dy​wi​du​al​ne​go „ja”.

Cie​ka​we w tir​thach są też akty sym​bo​licz​ne. Ktoś przy​cho​dzi do Je​zu​sa i wy​zna​je swo​‐

je grze​chy. Je​zus kła​dzie dłoń na gło​wie tej oso​by i mówi: „Idź, two​je grze​chy są ci prze​‐
ba​czo​ne”. Jak Je​zus może prze​ba​czyć grze​chy, kła​dąc dłoń na gło​wie grzesz​ni​ka? I kim
w ogó​le jest Je​zus, by prze​ba​czać cu​dze grze​chy? Je​śli ktoś po​peł​nił mor​der​stwo, czy
moż​na mu to prze​ba​czyć? W In​diach mówi się, że ką​piel w Gan​ge​sie uwal​nia cię od
grze​chów, bez wzglę​du na ich wagę. Jak ktoś, kto kradł, oszu​ki​wał, za​bił, może uwol​nić
się od grze​chu, ką​piąc się w Gan​ge​sie?

Na​le​ży tu zro​zu​mieć dwie kwe​stie. Praw​dzi​wy pro​blem nie tkwi w grze​chu, ale w pa​‐

mię​ci o nim. Nie grzech czy grzesz​ny czyn zo​sta​je z tobą, lecz pa​mięć o nim. Je​śli ko​goś
za​bi​łeś, wspo​mnie​nie tego bę​dzie cię ści​gać przez całe ży​cie jak kosz​mar. Ci, któ​rzy zna​ją
się na spra​wach we​wnętrz​nych, po​wia​da​ją, że nie​waż​ne jest to, czy zo​sta​ło po​peł​nio​ne
ja​kieś mor​der​stwo czy nie – to tyl​ko część dra​ma​tu. Nikt nie umie​ra i nikt nie może być
za​bi​ty. Na ser​cu cią​ży jed​nak pa​mięć o mor​der​stwie. Akt zo​stał po​peł​nio​ny i roz​pły​nął
się w nie​skoń​czo​no​ści. Wszel​kie czy​ny za​wie​ra​ją się w nie​skoń​czo​no​ści; nie​po​trzeb​nie
cię to więc po​ru​sza. Je​śli do​pu​ści​łeś się kra​dzie​ży, to nie​skoń​czo​ność do​ko​na​ła tego, po​‐
słu​gu​jąc się tobą. Je​śli ko​goś za​bi​łeś, do​ko​na​ła tego nie​skoń​czo​ność za two​im po​śred​nic​‐
twem. Nie​po​trzeb​nie sta​wiasz temu opór swo​im wspo​mnie​niem, pa​mięć o tym bar​dzo
na to​bie cią​ży.

Je​zus ma​wiał: „Ża​łuj, a uwol​nię cię od twych grze​chów” – i ten, kto ufa Je​zu​so​wi, wra​‐

ca do domu od​cią​żo​ny, oczysz​czo​ny. Je​zus nie uwal​nia cię jed​nak od grze​chów, ale od
pa​mię​ci o nich. To o tę pa​mięć cho​dzi i ją wła​śnie Je​zus usu​wa. Gan​ges też nie uwal​nia
cię od grze​chów, ale od pa​mię​ci o nich. Je​śli grzesz​nik za​ufa Gan​ge​so​wi, wie​rzy, że bio​‐
rąc ką​piel w jego wo​dach zo​sta​nie uwol​nio​ny od grze​chów, je​śli zbio​ro​wa nie​świa​do​‐
mość, two​rzo​na ty​sią​ce lat wes​prze tę jego wia​rę, a spo​łe​czeń​stwo po​twier​dzi jej moc –

background image

zo​sta​nie on uwol​nio​ny. Ką​piel nie uwol​ni od grze​chu, gdyż już zo​stał on po​peł​nio​ny. Nic
nie da się zro​bić z kra​dzie​żą, któ​ra zo​sta​ła do​ko​na​na, albo z mor​der​stwem, ale kie​dy oso​‐
ba o ta​kiej wie​rze wy​nu​rzy się z Gan​ge​su, jej uf​ność w czy​stość i moc tych wód uwol​ni ją
od po​czu​cia winy, choć sama ką​piel jest tyl​ko ak​tem sym​bo​licz​nym.

Jak dłu​go Je​zus może żyć na Zie​mi? Ilu grzesz​ni​ków może spo​tkać? Ilu z nich zdo​bę​‐

dzie się na żal za grze​chy? Cza​su jest nie​wie​le, co się sta​nie, gdy Je​zu​sa za​brak​nie? Hin​‐
du​si wy​na​leź​li coś trwal​sze​go, łą​cząc wy​zna​nie win z rze​ką, a nie z oso​bą. Rze​ka wciąż
przyj​mu​je skru​szo​nych grzesz​ni​ków i im wy​ba​cza. Pły​nie bez koń​ca, jest czymś trwa​‐
łym. Jak dłu​go Je​zus bę​dzie żył? Dzia​łał za​le​d​wie trzy lata, od 30. do 33. roku ży​cia. Ilu
grzesz​ni​ków mo​gło się wy​spo​wia​dać przez te trzy lata? Ilu grzesz​ni​ków w ogó​le do nie​‐
go do​tar​ło? Na ilu gło​wach mógł po​ło​żyć swą dłoń? Hin​du​scy mę​dr​cy po​łą​czy​li to zja​wi​‐
sko z bez​oso​bo​wą rze​ką, nie z kon​kret​ną oso​bą.

Je​śli ktoś uda​je się do tir​thy, wró​ci wol​ny, od​cią​żo​ny, wol​ny od wspo​mnie​nia swych

grze​chów. To pa​mięć o nich sta​je się nie​wo​lą. Wina jest cie​niem grze​chu, któ​ry idzie za
tobą. Uwol​nie​nie od niej jest moż​li​we, lecz ist​nie​je pe​wien wa​ru​nek. Naj​waż​niej​sze, że
mu​sisz mieć ab​so​lut​ną wia​rę – wia​rę w to, że zo​sta​niesz uwol​nio​ny od grze​chów. Jak
taka wia​ra może się w to​bie zro​dzić? Doj​dzie do tego tyl​ko wte​dy, gdy wiesz, że od ty​się​‐
cy lat tak się dzie​je. Nie może być ina​czej, wła​śnie tak to wy​glą​da od ty​się​cy lat.

Jest kil​ka tirth, któ​re są wiecz​ne, Ka​shi to jed​no z nich. Od za​wsze Ka​shi w Va​ra​na​si

jest tir​thą. To naj​star​sze z miejsc piel​grzy​mek, ma więc wiel​ką war​tość z uwa​gi na dłu​gi
stru​mień świa​do​mo​ści. Tylu lu​dzi zo​sta​ło wy​zwo​lo​nych, do​zna​ło spo​ko​ju i świę​to​ści
tego miej​sca, z tylu grze​chów ob​my​to lu​dzi, to dłu​gi, dłu​gi łań​cuch, dzię​ki któ​re​mu idea
uwol​nie​nia od grze​chów wni​ka głę​bo​ko w świa​do​mość. Ta idea prze​two​rzo​na przez
pro​sty umysł sta​je się wia​rą. Przy tak głę​bo​kiej wie​rze świę​te miej​sce sta​je się sku​tecz​ne;
ina​czej nie przy​da​ło​by się na nic. Bez two​je​go współ​dzia​ła​nia tir​tha ci nie po​mo​że. Moż​‐
na so​bie na nie po​zwo​lić, gdy miej​sce świę​te ma za sobą pew​ną cią​głość, wiel​ką hi​sto​rię.

Hin​du​si po​wia​da​ją, że Ka​shi, mia​sto Shi​vy, nie na​le​ży do Zie​mi, lecz jest od​dziel​nym

miej​scem, od​gro​dzo​nym od wszyst​kie​go, nie​znisz​czal​nym. Wie​le miast bu​do​wa​no
i nisz​czo​no, lecz Ka​shi po​zo​sta​nie na za​wsze, co jest zdu​mie​wa​ją​ce, bo​wiem lu​dzie po​ja​‐
wia​ją się i zni​ka​ją... Bud​da udał się do Ka​shi, dżi​nij​scy tir​than​ka​rzy na​ro​dzi​li się w Ka​shi,
do Ka​shi za​wi​tał Shan​ka​ra​cha​rya, w Ka​shi miesz​kał Ka​bir, Ka​shi wi​dzia​ło więc tir​than​‐
ka​rów, ava​ta​rów
i świę​tych, choć ich już nie ma. Poza Ka​shi nie prze​trwał ża​den z nich.
Świą​to​bli​wość tych lu​dzi, ich du​cho​wa doj​rza​łość, prą​dy ży​cio​we, zbio​ro​wy aro​mat zo​‐
sta​ły wchło​nię​te przez Ka​shi i wciąż daje się to wy​czuć. To wszyst​ko czy​ni Ka​shi miej​‐
scem wy​dzie​lo​nym na tej pla​ne​cie, przy​naj​mniej z me​ta​fi​zycz​ne​go punk​tu wi​dze​nia.
Zde​cy​do​wa​nie się ono wy​róż​nia, osią​gnę​ło wła​sną wiecz​ną for​mę, do​ro​bi​ło się pew​ne​‐
go ro​dza​ju oso​bo​wo​ści.

Bud​da prze​cha​dzał się uli​ca​mi tego mia​sta, a Ka​bir gło​sił re​li​gij​ne mowy w jego za​uł​‐

kach. Wszyst​ko to sta​ło się czę​ścią hi​sto​rii, snem, ale Ka​shi to w sie​bie przy​swo​iło
i wciąż jest to żywe. Je​śli wej​dziesz do tego mia​sta pe​łen ab​so​lut​nej uf​no​ści i głę​bo​kiej
wia​ry, uj​rzysz spa​ce​ru​ją​ce​go Bud​dę, two​im oczom uka​że się Par​shva​nath, zo​ba​czysz też
Tul​si​da​sa i Ka​bi​ra. Je​śli po​dej​dziesz do Ka​shi z sym​pa​tią, prze​sta​nie ono być zwy​kłym
mia​stem jak Bom​baj czy Lon​dyn, przy​bie​rze nie​po​wta​rzal​ną po​stać du​cho​wą. Drze​mią​‐

background image

ca w nim świa​do​mość jest pra​daw​na i wiecz​na. Hi​sto​ria świa​ta zo​sta​nie za​po​mnia​na,
cy​wi​li​za​cje na​ro​dzą się i znik​ną z po​wierzch​ni pla​ne​ty, lecz w Ka​shi wciąż bę​dzie pły​nąć
stru​mień we​wnętrz​ne​go ży​cia. Spa​ce​ru​jąc jego ulicz​ka​mi, ką​piąc się w prze​pły​wa​ją​cym
przez nie Gan​ge​sie, sia​da​jąc do me​dy​ta​cji w Ka​shi, sta​jesz się czę​ścią tego we​wnętrz​ne​go
stru​mie​nia. Nie myśl: „Mogę to zro​bić sam”. Nie​biań​ska po​moc przyj​mu​je roz​ma​ite for​‐
my. Po​moc ze stro​ny Ka​shi prze​ja​wia się w jego świą​ty​niach i świę​tych miej​scach. Dla
tego wła​śnie celu zo​sta​ły one zbu​do​wa​ne.

Tłu​ma​cząc zja​wi​sko zwa​ne tir​tha, opo​wie​dzia​łem o czymś, co ła​two moż​na zro​zu​‐

mieć, in​te​lekt przy​swoi je bez tru​du, lecz to mało. Z ta​ki​mi miej​sca​mi wią​żą się też spra​‐
wy, któ​rych nie moż​na zro​zu​mieć, choć zda​rza​ją się one fak​tycz​nie. Nie moż​na ich
ogar​nąć in​te​lek​tem ani wy​ja​śnić za po​mo​cą ma​te​ma​tycz​nych rów​nań – jed​nak zda​rza​ją
się. Opo​wiem o paru ta​kich przy​pad​kach.

Je​śli usią​dziesz gdzieś, aby od​dać się me​dy​ta​cji, nie​zbyt chciał​byś od​czu​wać tam obec​‐

ność du​chów... W tir​tha do​świad​cze​nie tej obec​no​ści może być bar​dzo sil​ne. Może na​wet
wła​sną obec​ność bę​dziesz od​czu​wać sła​biej niż obec​ność in​nych istot.

Ka​ilash to świę​te miej​sce dla hin​du​istów i bud​dy​stów ty​be​tań​skich. Ka​ilash to zu​peł​‐

ne od​lu​dzie, bez do​mów i lu​dzi – nie ma tam czci​cie​li, nie ma ka​pła​nów. Kto usią​dzie do
me​dy​ta​cji w Ka​ilash, ten od​kry​je, że jest ono peł​ne miesz​kań​ców. Od wej​ścia do nie​go,
je​śli je​steś w sta​nie być w me​dy​ta​cji, stwier​dzasz, że miesz​ka tam wie​le dusz, tak​że i tych
cu​dow​nych. Gdy jed​nak udasz się tam i nie umiesz me​dy​to​wać, Ka​ilash bę​dzie zwy​kłym
pust​ko​wiem.

Ucze​ni twier​dzą, że na Księ​ży​cu nie za​miesz​ku​ją żad​ne isto​ty. Ten, kto był w Ka​ilash,

nie zgo​dzi się z tym. Astro​nau​ci nie znaj​du​ją tam śla​dów czy​jejś obec​no​ści, ale nie​ko​‐
niecz​nie tak jest, że nie ma tam ni​ko​go – to astro​nau​ci nie po​tra​fią ni​ko​go od​na​leźć.

W dżi​nij​skich księ​gach są szcze​gó​ło​we opi​sy bo​gów za​miesz​ku​ją​cych Księ​życ. Od​kąd

astro​nau​ci do​nie​śli, że nie ma ży​cia na Księ​ży​cu, świą​to​bli​wi mni​si dżi​nij​scy są za​kło​po​‐
ta​ni. Mogą tyl​ko po​wie​dzieć w swej igno​ran​cji, że astro​nau​ci nie do​tar​li do praw​dzi​we​‐
go Księ​ży​ca, albo mu​sie​li​by przy​znać, że ich świę​te tek​sty za​wie​ra​ją błęd​ny prze​kaz.

Po​dob​no ja​kiś dżi​nij​ski mnich gro​ma​dzi fun​du​sze, by udo​wod​nić, że astro​nau​ci nie

do​tar​li do praw​dzi​we​go Księ​ży​ca. Nie moż​na tego udo​wod​nić. Astro​nau​ci wy​lą​do​wa​li
na praw​dzi​wym Księ​ży​cu, pro​blem jed​nak, że dżi​nij​skie księ​gi gło​szą, iż żyją tam bo​go​‐
wie. Dżi​nij​scy mni​si nie mają o tym po​ję​cia. Uży​wa​jąc po​spo​li​tej in​te​li​gen​cji, twier​dzą
więc, że astro​nau​ci nie do​tar​li do praw​dzi​we​go Księ​ży​ca, po​nie​waż ich pi​sma nie mogą
się my​lić. Ja​kiś inny mnich dżi​nij​ski oznaj​mił, że astro​nau​ci wy​lą​do​wa​li na ogrom​nym
sa​te​li​cie znaj​du​ją​cym się w po​bli​żu Księ​ży​ca, nie na Księ​ży​cu. Wszyst​ko to jest śmiesz​‐
ne, to oczy​wi​sty prze​jaw sza​leń​stwa – ale w tym sza​leń​stwie jest me​to​da. Dżi​ni​ści od po​‐
nad 20.000 lat wie​rzą, że na Księ​ży​cu jest ży​cie, nie wie​dzą jed​nak ja​kie​go ro​dza​ju. Ta
for​ma ży​cia przy​po​mi​na na​to​miast Ka​ilash lub ja​kieś inne tir​tha.

Gdy wy​sia​dasz z po​cią​gu na sta​cji w Ka​shi, wi​dzisz po​spo​li​tą for​mę Ka​shi z mułu i ka​‐

mie​nia. Każ​dy tu​ry​sta może tam do​trzeć, po czym... szyb​ko za​wra​ca. Ist​nie​je tak​że du​‐
cho​wa for​ma Ka​shi, do​strze​gal​na tyl​ko dla tych, któ​rzy po​tra​fią za​głę​bić się w so​bie, po​‐
tra​fią wejść głę​bo​ko w me​dy​ta​cję. Dla nich Ka​shi jest zu​peł​nie inne, bar​dzo pięk​ne, wy​‐

background image

kra​cza​ją​ce poza wszel​kie wy​obra​że​nia, zaś ziem​skie Ka​shi jest brud​niej​sze i bar​dziej
cuch​ną​ce od wszel​kich in​nych miast – ale to tyl​ko wi​dzial​na po​stać Ka​shi.

Nie​któ​rzy twier​dzą, że to dru​gie Ka​shi, to pięk​ne, ist​nie​je tyl​ko w wy​obraź​ni po​etów –

ale ono na​praw​dę ist​nie​je. Ziem​skie Ka​shi to tyl​ko punkt kon​tak​to​wy z nie​wi​dzial​nym
Ka​shi. Kto przy​jeż​dża tu po​cią​giem, wra​ca do domu po zwie​dze​niu zwy​czaj​ne​go Ka​shi,
ale ten, kto ko​rzy​sta z me​dy​ta​cji, może na​wią​zać kon​takt z du​cho​wą for​mą Ka​shi. Ten,
kto do​cie​ra tam w me​dy​ta​cji, znaj​dzie się w du​cho​wym Ka​shi: na krań​cach tego zwy​‐
czaj​ne​go Ka​shi może spo​tkać lu​dzi, któ​rych na​wet nie śni​ło mu się uj​rzeć.

Na gó​rze zwa​nej Ka​ilash znaj​du​je się po​za​ziem​ska for​ma ży​cia. Wia​do​mo, że jest tam

oko​ło 500 bud​dyj​skich sid​dhów; 500 istot bę​dą​cych oświe​co​ny​mi bud​da​mi za​wsze prze​‐
by​wa w Ka​ilash. Je​śli jed​na z tych istot ma udać się w po​dróż, musi po​cze​kać na przy​by​‐
cie ko​lej​ne​go bud​dy. Co naj​mniej 500 oświe​co​nych bud​dów musi za​wsze tam prze​by​‐
wać, by Ka​ilash był tir​thą.

In​te​lekt tego nie poj​mie, ni​g​dy więc o tym nie mó​wi​łem. Ka​shi ma okre​ślo​ną licz​bę

oświe​co​nych, któ​rzy za​wsze tam prze​by​wa​ją. Każ​dy z nich może opu​ścić to miej​sce tyl​‐
ko wte​dy, gdy znaj​dzie się jego za​stęp​ca. To oni sta​no​wią praw​dzi​we tir​tha – do tir​tha
wcho​dzi się tak na​praw​dę tyl​ko wte​dy, gdy ich się spo​ty​ka.

Moż​li​wość spo​tka​nia ich za​le​ży od do​kład​nej lo​ka​li​za​cji fi​zycz​nej; bo gdzie masz szu​‐

kać i jak spo​tkać te bez​cie​le​sne du​sze? Ka​shi jest więc miej​scem, gdzie mo​żesz siąść do
me​dy​ta​cji i wejść w świat we​wnętrz​ny, gdzie mo​żesz na​wią​zać łącz​ność z ta​ki​mi du​sza​‐
mi.

Nie moż​na po​jąć tir​tha in​te​lek​tu​al​nie, gdyż nie ma ono nic wspól​ne​go z in​te​lek​tem.

Praw​dzi​we tir​tha ukry​te jest w po​bli​żu swych fi​zycz​nych oznak.

Waż​ne jest też to, że gdy czło​wiek oświe​co​ny opusz​cza cia​ło fi​zycz​ne, współ​czu​cie

skła​nia go do po​zo​sta​wie​nia po so​bie ja​kichś fi​zycz​nych śla​dów, by po​móc tym, któ​rzy
szli wraz z nim, czy​ni​li wszyst​ko zgod​nie z jego za​le​ce​nia​mi i pod​ję​li wie​le wy​sił​ku dla
osią​gnię​cia oświe​ce​nia, lecz jesz​cze im się to nie uda​ło. Trze​ba po​zo​sta​wić im wska​zów​‐
ki i sym​bo​le, aby w ra​zie po​trze​by mo​gli na​wią​zać kon​takt. W tym świe​cie, choć giną
cia​ła fi​zycz​ne, żad​na du​sza nie gi​nie, ko​niecz​ne jest więc po​zo​sta​wie​nie klu​czy, aby
moż​na było na​wią​zać kon​takt z du​sza​mi bez​cie​le​sny​mi.

Tir​thy peł​nią taką rolę jak współ​cze​sny ra​dar; ra​dar do​cie​ra tam, gdzie oczy do​trzeć

nie mogą. Gwiaz​dy, któ​rych nie spo​sób doj​rzeć go​łym okiem, moż​na wy​kryć za po​mo​cą
fal elek​tro​ma​gne​tycz​nych. Tir​thy to ta​kie du​cho​we ra​da​ry; dzię​ki tir​thom moż​na stwo​‐
rzyć kon​takt mię​dzy tymi, któ​rzy nie są już w swo​ich cia​łach, i tymi, któ​rzy wciąż tu
żyją. Tir​thy są dzie​łem tych, któ​rzy ode​szli, prze​zna​czo​nym dla tych, któ​rzy wciąż jesz​‐
cze znaj​du​ją się na ścież​ce, nie do​tar​li do celu i wciąż mogą po​błą​dzić. Ci, któ​rzy zo​sta​ją
nie​co w tyle, mogą kie​dyś chcieć o coś za​py​tać, do​wie​dzieć się cze​goś, co może oka​zać
się nie​zbęd​ne dla ich dal​sze​go roz​wo​ju, bez zna​jo​mo​ści cze​go mo​gli​by po​błą​dzić. Nie
wie​dzą, co cze​ka ich w przy​szło​ści, nie zna​ją dro​gi, dla ta​kich po​szu​ku​ją​cych bę​dą​cych
w po​trze​bie po​czy​nio​no spe​cjal​ne przy​go​to​wa​nia, ta​kie jak tir​tha, świą​ty​nie, man​try,
po​są​gi itp. Wszyst​ko to wy​glą​da na ry​tu​ały, lecz to tyl​ko ści​śle okre​ślo​ne pro​ce​sy, przez
któ​re trze​ba przejść.

background image

Gdy​by abo​ry​gen zo​ba​czył, jak wsta​jesz z krze​sła, pod​cho​dzisz do ścia​ny, na​ci​skasz gu​‐

zik i po​ja​wia się świa​tło – nie do​my​ślił​by się, że w ścia​nie bie​gnie prze​wód łą​czą​cy kon​‐
takt z ża​rów​ką. Prę​dzej po​my​śli, że kry​je się w tym ma​gia i całe to wsta​wa​nie, pod​cho​‐
dze​nie do ścia​ny i na​ci​ska​nie gu​zi​ka to tyl​ko ry​tu​ał. Włą​cze​nie pierw​sze​go przy​ci​sku za​‐
pa​la świa​tło, dru​gi przy​cisk uru​cha​mia wen​ty​la​tor, trze​ci – ra​dio, to nie jest przy​pa​dek.
On nie zna elek​trycz​no​ści, po​my​śli więc, że przy ścia​nie od​pra​wiasz ma​gicz​ny ry​tu​ał.

Przy​pu​ść​my, że pew​ne​go dnia, gdy nie bę​dzie cię w domu, brak​nie prą​du, a ten pry​‐

mi​tyw​ny czło​wiek po​dej​dzie do ścia​ny i prze​pro​wa​dzi ry​tu​ał na​ci​ska​nia wy​łącz​ni​ka.
Stwier​dzi, że świa​tła nie ma, nie włą​czy się ani ra​dio, ani wen​ty​la​tor. Po​my​śli, że po​peł​‐
nił ja​kiś błąd w ry​tu​ale, nie zro​bił wła​ści​wej licz​by kro​ków mię​dzy krze​słem i ścia​ną
albo nie po​sta​wił naj​pierw pra​wej sto​py na zie​mi... A może in​to​no​wa​łeś ja​kąś man​trę,
na​ci​ska​jąc wy​łącz​nik? Nie zro​zu​mie tego, a o sie​ci elek​trycz​nej nie ma po​ję​cia.

Po​dob​nie jest z re​li​gią. Re​li​gij​ne ry​tu​ały to ze​wnętrz​ne dzia​ła​nia. Kto nie zna ich ezo​‐

te​rycz​nej struk​tu​ry, do​ko​nu​je tyl​ko tych dzia​łań. Gdy coś się dzie​je, zda​je się nam, że ry​‐
tu​ał oka​zał się po​moc​ny. Gdy nic się nie dzie​je, są​dzi​my, że wcze​śniej​sze suk​ce​sy mu​sia​‐
ły być przy​pad​ko​we, gdyż wła​ści​wie prze​pro​wa​dzo​ny ry​tu​ał za​wsze po​wi​nien da​wać
re​zul​tat. To, cze​go nie ro​zu​mie​my, wy​da​je się więc być je​dy​nie ry​tu​ałem – je​śli pa​trzy​‐
my na to z ze​wnątrz. Przy​tra​fia się to na​wet lu​dziom o wy​so​kim po​zio​mie in​te​lek​tu​al​‐
nym, gdyż in​te​lekt jest nie​co dzie​cin​ny, in​te​lek​tu​ali​sta jest w pew​nym sen​sie mło​dzia​‐
nem. In​te​lekt nie po​tra​fi się​gnąć zbyt głę​bo​ko.

Po​nad sto lat temu we Fran​cji zbu​do​wa​no je​den z pierw​szych na świe​cie gra​mo​fo​‐

nów. Pe​wien mą​dry czło​wiek wy​my​ślił to urzą​dze​nie, a Fran​cu​ska Aka​de​mia Nauk po​‐
sta​no​wi​ła spraw​dzić jego dzia​ła​nie. Wy​na​laz​ca roz​po​czął po​kaz od za​in​sta​lo​wa​nia pły​‐
ty gra​mo​fo​no​wej. Pre​zes sza​cow​nej in​sty​tu​cji ob​ser​wo​wał to z uwa​gą, po czym chwy​cił
wy​na​laz​cę za gar​dło! My​ślał pew​nie, że ten czło​wiek stroi so​bie żar​ty i ko​rzy​sta ze swych
zdol​no​ści brzu​cho​mów​czych. Jak bo​wiem głos ludz​ki może do​by​wać się z tej ma​chi​ny?
Ści​snął gar​dło nie​szczę​śni​ka jesz​cze moc​niej, ale głos wciąż było sły​chać. Wy​na​laz​ca nie
spo​dzie​wał się tego i prze​stra​szo​ny po​pro​sił pre​ze​sa o wy​ja​śnie​nie tego za​cho​wa​nia. Nie
było mowy o sztucz​kach, po​sta​no​wił ra​zem z nim opu​ścić salę, w któ​rej pro​wa​dzo​no
ten eks​pe​ry​ment. Głos z gra​mo​fo​nu wciąż było sły​chać. Po​zo​sta​li ucze​ni zgod​nie za​pro​‐
te​sto​wa​li, ich zda​niem kry​ła się za tym ja​kaś sztucz​ka, a w naj​lep​szym ra​zie była to
spraw​ka dia​bła. No bo jak pły​ta może ga​dać? Dzi​siaj się z tego śmie​je​my, bo wie​my, jak
dzia​ła gra​mo​fon. Gdy​by​śmy tego nie wie​dzie​li, pew​nie za​re​ago​wa​li​by​śmy po​dob​nie.

Je​śli pew​ne​go dnia woj​na nu​kle​ar​na znisz​czy na​szą cy​wi​li​za​cję, po​zo​sta​wia​jąc tyl​ko

od​twa​rzacz płyt kom​pak​to​wych, któ​ry wpad​nie w ręce ja​kie​goś abo​ry​ge​na, i je​śli on
przy​pad​kiem włą​czy to urzą​dze​nie, po​zo​sta​li człon​ko​wie ple​mie​nia pew​nie go za​mor​‐
du​ją, bo nie bę​dzie umiał wy​tłu​ma​czyć im, jak to coś dzia​ła. Nie każ​dy z nas umie wy​tłu​‐
ma​czyć, jak coś ta​kie​go dzia​ła.

In​te​re​su​ją​ce, że wszyst​kie cy​wi​li​za​cje dzia​ła​ją na za​sa​dzie po​wszech​nie obo​wią​zu​ją​‐

cych wie​rzeń. Kil​ka osób ma klucz, resz​ta za​do​wa​la się wia​rą. Na​ci​skasz wy​łącz​nik i po​‐
ja​wia się świa​tło, ro​bisz to co​dzien​nie, ale czy po​tra​fisz wy​ja​śnić, jak to się dzie​je? Le​d​‐
wie kil​ka osób ma klu​cze do na​szej cy​wi​li​za​cji, po​zo​sta​li z tego ko​rzy​sta​ją. Gdy te klu​cze
zo​sta​ną zgu​bio​ne, ci, któ​rzy z nich ko​rzy​sta​ją, stra​cą pew​ność sie​bie. Pew​ne​go dnia na​‐

background image

tkną się na pro​blem nie​za​pa​lo​nej ża​rów​ki...

Tir​tha i świą​ty​nie rzą​dzą się wła​sny​mi pra​wa​mi; na​uka, któ​ra za tym stoi, po​tra​fi

wy​tłu​ma​czyć cały ten pro​ces. Za pierw​szym kro​kiem idzie dru​gi, po dru​gim na​stę​pu​je
trze​ci, je​że​li za​brak​nie choć jed​ne​go kro​ku, nie osią​gnie​my za​mie​rzo​nych re​zul​ta​tów.

Na​le​ży pa​mię​tać, że gdy cy​wi​li​za​cja osią​ga wy​so​ki sto​pień roz​wo​ju, gdy na​uka osią​ga

wy​so​ki po​ziom, jej wy​two​ry ule​ga​ją znacz​ne​mu uprosz​cze​niu. Do​pó​ki tech​no​lo​gia nie
jest na​le​ży​cie roz​wi​nię​ta, wszyst​kie pro​ce​sy są skom​pli​ko​wa​ne. Czy może być coś prost​‐
sze​go od na​ci​śnię​cia przy​ci​sku dla za​pa​le​nia świa​tła? Ale czy po​dob​nie ła​two ro​bi​li to ci,
któ​rzy po raz pierw​szy kon​stru​owa​li te urzą​dze​nia? Cóż może być prost​sze​go i ła​twiej​‐
sze​go od za​re​je​stro​wa​nia mo​je​go gło​su na ta​śmie? Nie​wie​le to kosz​tu​je, ale czy ła​two
było wy​my​ślić ma​gne​to​fon? Gdy​by mnie ktoś za​py​tał, jak ma​gne​to​fon re​je​stru​je ludz​ką
mowę, od​po​wiem, że wy​star​czy mó​wić i głos sam się za​re​je​stru​je. Skon​stru​owa​nie ma​‐
gne​to​fo​nu za​ję​ło jed​nak mnó​stwo cza​su. Te​raz wszyst​ko jest pro​ste, przez te lata ule​gło
uprosz​cze​niu – i cała tech​no​lo​gia tra​fi​ła do rąk zwy​kłe​go czło​wie​ka. Ma on do​stęp tyl​ko
do efek​tu koń​co​we​go tych dzia​łań.

Re​li​gia też tak dzia​ła. Gdy Ma​ha​wi​ra za​jął się re​li​gią, po​świę​cił jej całe ży​cie. Ty po​zna​‐

jesz ten pro​ces bez tru​dów. Jest on tak pro​sty jak na​ci​śnię​cie przy​ci​sku. W tym kry​je się
cały pro​blem: wy​na​laz​ca znikł, masz te​raz tyl​ko wtycz​kę, mo​żesz nie umieć wy​ja​śnić,
na czym po​le​ga ak​ty​wa​cja tego pro​ce​su i jego dzia​ła​nie.

Ame​ry​kań​scy i ro​syj​scy ucze​ni in​ten​syw​nie pra​cu​ją nad te​le​pa​tycz​ną łącz​no​ścią

z astro​nau​ta​mi. Sta​tek ko​smicz​ny Łuna za​gi​nął w bez​mia​rze ko​smo​su, gdy jego ra​dio
prze​sta​ło dzia​łać. Ucze​ni zda​ją so​bie spra​wę z nie​bez​pie​czeń​stwa zbyt​nie​go za​ufa​nia do
tech​ni​ki. Gdy kon​takt ra​dio​wy zo​sta​nie ze​rwa​ny, astro​nau​ci są zgu​bie​ni, mo​że​my już
ni​g​dy nie na​wią​zać kon​tak​tu. Prze​by​wa​jąc w prze​strze​ni ko​smicz​nej, mogą od​kryć coś,
co chcie​li​by przy​wieźć na Zie​mię, ale mogą nie być w sta​nie na​wią​zać z nami kon​tak​tu.
Po​trzeb​na jest al​ter​na​ty​wa, któ​ra na​wet przy uszko​dze​niu ca​łej apa​ra​tu​ry po​zwo​li na
prze​kaz my​śli. Dla​te​go ame​ry​kań​scy i ro​syj​scy ucze​ni pra​cu​ją nad tech​ni​ka​mi te​le​pa​‐
tycz​ny​mi.

Ame​ry​ka​nie po​wo​ła​li ko​mi​sję gro​ma​dzą​cą całą wie​dzę świa​ta w ja​ki​kol​wiek spo​sób

zwią​za​ną z te​le​pa​tią. Po kil​ku la​tach ko​mi​sja stwier​dzi​ła, że łącz​ność te​le​pa​tycz​na jest
moż​li​wa, jed​nak ci, któ​rzy się nią po​słu​gu​ją, nie umie​ją wy​ja​śnić, jak to dzia​ła.

W spra​woz​da​niu ko​mi​sja mówi o pew​nym ama​zoń​skim ple​mie​niu. W każ​dej jego

wio​sce ro​śnie drze​wo, za po​mo​cą któ​re​go prze​sy​ła​ne są wie​ści mię​dzy miesz​kań​ca​mi.
Je​śli ja​kiś miesz​ka​niec po​szedł do są​sied​niej wio​ski po coś dla domu, a jego żona za​po​‐
mnia​ła go o coś po​pro​sić, uda​je się do drze​wa, za po​śred​nic​twem któ​re​go zwra​ca się do
męża: „Słu​chaj, nie za​po​mnij przy​nieść...” – i mąż otrzy​mu​je tę wia​do​mość. Wie​czo​rem
przy​no​si do domu to, co po​trzeb​ne. Człon​ko​wie ko​mi​sji ob​ser​wo​wa​li to i byli nie​zmier​‐
nie zdu​mie​ni.

Gdy roz​ma​wia​my z kimś przez te​le​fon, czło​wiek pry​mi​tyw​ny jest zdu​mio​ny – my

nie, bo zna​my ten sys​tem. Gdy słu​cha​my ra​dia, nie ma w tym nic dziw​ne​go, gdyż wie​‐
my, co to jest. Zdu​mie​wa​ją nas jed​nak lu​dzie prze​sy​ła​ją​cy wia​do​mo​ści za po​mo​cą drze​‐
wa.

background image

Człon​ko​wie ko​mi​sji prze​by​wa​li w tym ama​zoń​skim ple​mie​niu przez kil​ka dni, prze​‐

pro​wa​dza​jąc eks​pe​ry​men​ty. Roz​ma​wia​li z miesz​kań​ca​mi, ale ża​den nie umiał wy​ja​śnić,
jak my​śli są prze​ka​zy​wa​ne. Stwier​dzi​li, że tak jest od za​wsze. Pil​no​wa​li tyl​ko, by drze​wo
nie zwię​dło, od​ci​na​nie ga​łą​zek po​trzeb​nych do prze​szcze​pie​nia sta​no​wi​ło ry​tu​ał. Ich
przod​ko​wie za​wsze po​słu​gi​wa​li się tym drze​wem do prze​sy​ła​nia in​for​ma​cji, ale nie
mie​li po​ję​cia, jak to dzia​ła, gdyż zna​ją tyl​ko efekt ca​łe​go pro​ce​su. Ener​gia ży​cio​wa drze​‐
wa zo​sta​ła za​sto​so​wa​na w te​le​pa​tii, ale tu​byl​cy nie wie​dzie​li, jak to wszyst​ko się za​czę​ło.
Klucz zo​stał z tymi, któ​rzy od​kry​li to zja​wi​sko, my zaś dziś tyl​ko prze​szcze​pia​my drze​‐
wo, wy​ko​rzy​stu​je​my jego zdu​mie​wa​ją​ce wła​ści​wo​ści.

Bud​dy​ści nie po​zwa​la​ją, by zwię​dło ory​gi​nal​ne drze​wo bo​dhi, to, pod któ​rym Bud​da

do​stą​pił oświe​ce​nia. To oczy​wi​ste. Gdy za​czę​ło więd​nąć ory​gi​nal​ne drze​wo, król Asho​ka
po​słał jed​ną z jego ga​łą​zek na Sri Lan​kę. Roz​kwi​tła ona w drze​wo i wciąż tam ro​śnie. Ga​‐
łąz​ka tego drze​wa zo​sta​ła znów spro​wa​dzo​na do In​dii i za​szcze​pio​na w Bo​dh​gaya. To
samo drze​wo utrzy​mu​je się przez stu​le​cia. Tir​tha w Bo​dh​gaya ma war​tość wła​śnie dzię​‐
ki temu drze​wu.

Gdy Bud​da do​stą​pił oświe​ce​nia, drze​wo mu​sia​ło wchło​nąć coś ze świa​do​mo​ści Bud​dy.

Do​zna​nie oświe​ce​nia, ja​kie przy​tra​fi​ło się Bud​dzie, było zda​rze​niem nie​zwy​kłym, bez
pre​ce​den​su. Je​śli w drze​wo ude​rza bły​ska​wi​ca, zo​sta​je ono spa​lo​ne, nie​trud​no wy​obra​‐
zić więc so​bie, że gdy Bud​dę do​się​gła bły​ska​wi​ca świa​do​mo​ści, drze​wo rów​nież w pe​‐
wien spo​sób zo​sta​ło oświe​co​ne.

Bud​da po​zo​sta​wił se​kret​ne in​struk​cje, co trze​ba zro​bić, by to drze​wo nie zwię​dło. Po​‐

wie​dział: „Nie czcij​cie mnie, wy​star​czy, że bę​dzie​cie czcić to drze​wo”. To dla​te​go przez
500 lat po jego oświe​ce​niu nie po​wsta​ła ani jed​na rzeź​ba przed​sta​wia​ją​ca jego po​stać.
Drze​wo bo​dhi było czczo​ne jako bó​stwo. Na ob​ra​zach bud​dyj​skich świą​tyń z tam​tych
cza​sów wi​dać tyl​ko drze​wo bo​dhi i aurę Bud​dy, nie ma na nich wi​ze​run​ku sa​me​go Bud​‐
dy. Drze​wo mia​ło wła​sne do​zna​nie oświe​ce​nia i zo​sta​ło nim na​ła​do​wa​ne. Ci, któ​rzy wie​‐
dzą, do na​wią​za​nia kon​tak​tu z Bud​dą ko​rzy​sta​ją z tego drze​wa.

Za​tem zna​cze​nie ma nie mia​sto Bo​dh​gaya, ale drze​wo bo​dhi. Bud​da prze​cha​dzał się

pod tym drze​wem, żył w jego cie​niu, na dłu​go przed oświe​ce​niem, śla​dy jego stóp są tam
za​cho​wa​ne. Gdy Bud​da był zmę​czo​ny me​dy​ta​cja​mi, go​dzi​na​mi cho​dził wo​kół tego drze​‐
wa, z ni​kim nie żył tak dłu​go, jak z tym drze​wem. Z żad​nym czło​wie​kiem nie miesz​kał
tak ła​two, za​cho​wu​jąc taką nie​win​ność, jak z tym drze​wem. Spał pod nim, sie​dział przy
nim i cho​dził wo​kół nie​go, mu​siał też z nim roz​ma​wiać. Cała ener​gia ży​cio​wa tego drze​‐
wa zo​sta​ła na​peł​nio​na, prze​sy​co​na i na​ła​do​wa​na Bud​dą.

Gdy król Asho​ka po​sy​łał swe​go syna, Ma​hen​drę, na Sri Lan​kę, za​py​tał on: „Co mam

wziąć jako dar?”. Asho​ka od​parł, że mają tyl​ko je​den dar, bo na ca​łym świe​cie nie ma nic
lep​sze​go od drze​wa bo​dhi, więc może jako dar za​brać ga​łąz​kę tego drze​wa. Za​bra​no ją na
Sri Lan​kę. Ża​den inny król nie po​da​ro​wał ni​ko​mu ga​łąz​ki drze​wa. Czy moż​na to na​zwać
da​rem? Cała Sri Lan​ka zna​la​zła się pod wpły​wem ener​gii wi​bru​ją​cej z ga​łąz​ki drze​wa bo​‐
dhi.

Mówi się, że Ma​hen​dra na​wró​cił Sri Lan​kę na bud​dyzm, ale to nie​praw​da. Na​wró​ce​nie

Sri Lan​ki za​wdzię​cza​my ga​łąz​ce drze​wa bo​dhi, ona skie​ro​wa​ła lu​dzi ku bud​dy​zmo​wi.
Bud​da zo​sta​wił se​kret​ne prze​sła​nie, by ga​łąz​kę drze​wa po​słać na Sri Lan​kę, z tym, że na​‐

background image

le​ża​ło po​cze​kać na wła​ści​wą porę i wła​ści​wą oso​bę do jej prze​nie​sie​nia. Gdy po​ja​wi​ła się
wła​ści​wa oso​ba, ga​łąz​kę wy​sła​no.

Ma​hen​dra i San​gha​mi​tra byli bud​dyj​ski​mi mni​cha​mi ży​ją​cy​mi za cza​sów Bud​dy.

Drze​wo bo​dhi nie mo​gło być wy​sła​ne na Sri Lan​kę przez byle kogo. Mógł tego do​ko​nać
tyl​ko ten, kto żył u boku Bud​dy, znał Bud​dę i kto wió​zł​by tę ga​łąz​kę nie jak coś zwy​kłe​go,
ale jako ży​we​go Bud​dę. Kie​dyś, dzię​ki ko​muś in​ne​mu, zo​sta​nie ono spro​wa​dzo​ne zno​wu
do In​dii, prze​szcze​pio​ne z tam​te​go drze​wa.

War​to bę​dzie kie​dyś opo​wie​dzieć wię​cej o ezo​te​rycz​nej hi​sto​rii, któ​ra sta​no​wi ukry​tą

prze​słan​kę do tego, co po​wszech​nie uwa​ża​my za hi​sto​rię świa​ta. Głęb​sza war​stwa hi​sto​‐
rii to ta, w któ​rej na​praw​dę znaj​du​ją się ko​rze​nie, bije pier​wot​ne źró​dło. Zwy​kle mamy
do czy​nie​nia z siat​ką zda​rzeń dzie​ją​cych się na po​wierzch​ni, opi​sy​wa​nych w ga​ze​tach
i książ​kach. To jed​nak nie jest praw​dzi​wa hi​sto​ria. Gdy zdo​ła​my skon​cen​tro​wać się na
praw​dzi​wej hi​sto​rii, ła​twiej bę​dzie zro​zu​mieć wszyst​kie te se​kre​ty.

background image

Roz​dział 3

Trze​cie oko

Za​nim opo​wiem o na​no​sze​niu cy​no​bro​we​go zna​ku z drew​na san​da​ło​we​go na czo​ło,

wspo​mnę o dwóch zda​rze​niach. Dzię​ki temu le​piej wszyst​ko zro​zu​miesz, gdyż oba są
fak​ta​mi hi​sto​rycz​ny​mi.

W roku 1888 na po​łu​dniu In​dii, w ubo​giej bra​miń​skiej ro​dzi​nie, uro​dził się czło​wiek

o imie​niu Ra​ma​nu​dża. Zo​stał on póź​niej sław​nym ma​te​ma​ty​kiem. Nie stu​dio​wał tej
dzie​dzi​ny na​uki, ale jego ma​te​ma​tycz​ny ge​niusz był czymś zdu​mie​wa​ją​cym. Wie​lu
uzna​nych ma​te​ma​ty​ków zy​ska​ło do​bre imię dzię​ki ćwi​cze​niom i wska​zów​kom udzie​la​‐
nym la​ta​mi przez in​nych. Ra​ma​nu​dża nie miał na​wet ma​tu​ry i u ni​ko​go się nie uczył,
nie miał żad​ne​go na​uczy​cie​la. Nic dziw​ne​go, że znaw​cy ma​te​ma​ty​ki po​wia​da​ją, iż nie
było więk​sze​go ge​niu​sza ma​te​ma​tycz​ne​go niż Ra​ma​nu​dża.

Z tru​dem do​stał po​sa​dę w biu​rze, ale wkrót​ce ro​ze​szła się wieść o jego zdu​mie​wa​ją​‐

cym ta​len​cie do ma​te​ma​ty​ki. Ktoś po​ra​dził mu, aby na​pi​sał o swo​im ta​len​cie do sław​ne​‐
go pro​fe​so​ra Har​dy'ego z Uni​wer​sy​te​tu w Cam​brid​ge, naj​lep​sze​go ma​te​ma​ty​ka tych
cza​sów. Ra​ma​nu​dża za​miast li​stu udo​wod​nił dwa twier​dze​nia z geo​me​trii i po​słał je
pro​fe​so​ro​wi Har​dy’emu. Har​dy był tym zdu​mio​ny, nie mógł uwie​rzyć, że ktoś tak mło​‐
dy mógł prze​pro​wa​dzić do​wód bar​dzo skom​pli​ko​wa​nych twier​dzeń. Na​tych​miast od​pi​‐
sał Ra​ma​nu​dży, za​pro​sił go do An​glii. Gdy spo​tka​li się, Har​dy po​czuł się przy Ra​ma​nu​‐
dży jak dziec​ko, je​śli cho​dzi o ma​te​ma​ty​kę. Ge​niusz i wiel​kie moż​li​wo​ści Ra​ma​nu​dży
były ta​kie, że u ich pod​staw nie mo​gły tkwić siły men​tal​ne, gdyż in​te​lekt jest bar​dzo
wol​ny, my​śle​nie wy​ma​ga cza​su, a od​po​wia​da​nie na py​ta​nia Har​dy'ego nie zaj​mo​wa​ło
Ra​ma​nu​dży ani chwi​li. Na​tych​miast po za​pi​sa​niu za​da​nia na ta​bli​cy lub słow​nym omó​‐
wie​niu, Ra​ma​nu​dża za​czy​nał od​po​wia​dać, bez chwi​li prze​rwy na my​śle​nie. Trud​no było
wiel​kim ma​te​ma​ty​kom tam​tych cza​sów zro​zu​mieć, jak to się dzie​je. Za​da​nie, któ​re​go
roz​wią​za​nie zaj​mo​wa​ło wy​bit​ne​mu ma​te​ma​ty​ko​wi sześć go​dzin, i tak nie bę​dąc pew​‐
nym po​praw​no​ści swe​go ro​zu​mo​wa​nia – Ra​ma​nu​dża roz​wią​zy​wał bły​ska​wicz​nie i bez​‐
błęd​nie.

Do​wo​dzi​ło to, że Ra​ma​nu​dża nie od​po​wia​dał za po​śred​nic​twem umy​słu. Nie miał

spe​cjal​ne​go wy​kształ​ce​nia, zresz​tą pró​ba zda​nia ma​tu​ry skoń​czy​ła się u nie​go fia​skiem
i nie wi​dać było in​nych oznak in​te​lek​tu​al​nych zdol​no​ści, ale w ma​te​ma​ty​ce był wręcz
nad​ludz​ki. Dzia​ło się coś, co prze​kra​cza​ło ludz​kie po​ję​cie.

Ra​ma​nu​dża umarł na gruź​li​cę w wie​ku 36 lat. Gdy był w szpi​ta​lu, Har​dy ra​zem z kil​‐

ko​ma przy​ja​ciół​mi, rów​nież ma​te​ma​ty​ka​mi, po​szedł do nie​go. Har​dy za​par​ko​wał sa​‐
mo​chód w ta​kim miej​scu, że Ra​ma​nu​dża mógł zo​ba​czyć jego nu​me​ry re​je​stra​cyj​ne. Gdy
Har​dy wszedł do sali, Ra​ma​nu​dża po​wie​dział mu, że ten nu​mer jest na​praw​dę wy​jąt​ko​‐
wy: moż​na mó​wić o ist​nie​niu czte​rech wy​jąt​ko​wych jego aspek​tów... po czym sko​nał.

Sześć mie​się​cy za​ję​ło Har​dy'emu zro​zu​mie​nie, co Ra​ma​nu​dża miał na my​śli, ale zdo​‐

łał od​kryć za​le​d​wie trzy z czte​rech aspek​tów. Na łożu śmier​ci spi​sał swą ostat​nią wolę,

background image

zgod​nie z któ​rą na​le​ża​ło kon​ty​nu​ować pra​ce nad tym nu​me​rem i od​kryć czwar​ty
aspekt. Ra​ma​nu​dża po​wie​dział, że są czte​ry, więc z pew​no​ścią tak wła​śnie jest. Dwa​dzie​‐
ścia dwa lata po śmier​ci Har​dy'ego od​kry​to ten czwar​ty aspekt. Ra​ma​nu​dża miał ra​cję.

Ile​kroć brał się on za roz​wią​za​nie ja​kie​goś za​da​nia ma​te​ma​tycz​ne​go, coś za​czy​na​ło

się u nie​go dziać w ob​sza​rze mię​dzy brwia​mi. Gał​ki oczne ob​ra​ca​ły się ku gó​rze i sku​pia​‐
ły się na tym miej​scu. Miej​sce to na​zy​wa​ne jest w jo​dze trze​cim okiem. Na​zwa ta po​cho​‐
dzi stąd, że uak​tyw​nie​nie tego „oka” umoż​li​wia ca​ło​ścio​we po​strze​ga​nie zda​rzeń i ob​ra​‐
zów z in​nych pla​nów rze​czy​wi​sto​ści. Przy​po​mi​na to wy​glą​da​nie z domu przez dziur​kę
od klu​cza, gdy na​gle... otwie​ra​ją się drzwi i wi​dzisz całe nie​bo. Mię​dzy brwia​mi znaj​du​je
się ob​szar, któ​re​go cha​rak​te​ry​stycz​nym miej​scem jest nie​wiel​ka szcze​lin​ka, któ​ra cza​sa​‐
mi się otwie​ra – jak w przy​pad​ku Ra​ma​nu​dży. Jego oczy zwra​ca​ły się ku trze​cie​mu oku,
gdy roz​wią​zy​wał za​da​nia. Har​dy nie mógł tego po​jąć, ża​den inny ma​te​ma​tyk za​chod​ni
nie zro​zu​mie tego w naj​bliż​szym cza​sie.

Inny przy​pa​dek, rów​nież zwią​za​ny z cy​no​bro​wym zna​kiem, też po​mo​że zro​zu​mieć

jego zwią​zek z trze​cim okiem.

Ed​gar Cay​ce umarł w 1945 roku. 40 lat wcze​śniej, w 1905 roku, za​cho​ro​wał, stra​cił

przy​tom​ność i za​padł w śpiącz​kę trwa​ją​cą trzy dni. Le​ka​rze stra​ci​li wszel​ką na​dzie​ję
i oznaj​mi​li, że nie wi​dzą żad​ne​go spo​so​bu przy​wró​ce​nia mu świa​do​mo​ści. Stwier​dzi​li,
że do tego stop​nia wszedł w nie​świa​do​me war​stwy umy​słu, iż może już nie wyjść z tego.
Pró​bo​wa​no naj​roz​ma​it​szych le​ków, lecz nie było żad​nych oznak od​zy​ski​wa​nia świa​do​‐
mo​ści.

Pod wie​czór trze​cie​go dnia le​ka​rze oświad​czy​li, że nic wię​cej nie da się zro​bić i że zo​‐

sta​ło mu 4-6 go​dzin ży​cia; gdy​by jed​nak ja​kimś cu​dem prze​żył, bę​dzie miał uszko​dzo​ny
mózg (co by​ło​by gor​sze od śmier​ci, gdyż w mia​rę upły​wu cza​su de​li​kat​ne żył​ki i ko​mór​‐
ki mó​zgo​we ule​ga​ją roz​kła​do​wi). Bę​dą​cy w śpiącz​ce Cay​ce na​głe za​czął mó​wić. Le​ka​rze
nie wie​rzy​li wła​snym oczom: cia​ło Cay​ce’a było po​grą​żo​ne w nie​świa​do​mo​ści, a on
prze​ma​wiał cał​kiem wy​raź​nie. Stwier​dził, że spadł z drze​wa i uszko​dził so​bie krę​go​słup:
taka była bez​po​śred​nia przy​czy​na śpiącz​ki. Do​dał, że gdy​by nie pod​ję​to le​cze​nia w cią​gu
pierw​szych sze​ściu go​dzin, mózg zo​stał​by na​ru​szo​ny tak, że na​stą​pi​ła​by śmierć. Za​su​‐
ge​ro​wał po​da​nie pew​nych ziół, któ​rych wy​pi​cie przy​wró​ci go do zdro​wia w cią​gu 12
go​dzin.

Zio​ła, któ​rych za​żą​dał, nie po​win​ny być Ed​ga​ro​wi Cay​ce'owi zna​ne na​wet z na​zwy.

Le​ka​rze po​my​śle​li więc, że te sło​wa to też sku​tek uszko​dzeń mó​zgu, zresz​tą ni​g​dy nie
sto​so​wa​no sub​stan​cji tych ro​ślin do le​cze​nia ta​kie​go ro​dza​ju przy​pa​dło​ści. Sko​ro sam
Cay​ce zwró​cił na nie uwa​gę, pod​ję​to jed​nak tę pró​bę. Zdo​by​to zio​ła, po​da​no je Cay​‐
ce'owi, któ​ry po 12 go​dzi​nach wró​cił do zdro​wia.

Gdy po od​zy​ska​niu świa​do​mo​ści zre​la​cjo​no​wa​no mu to, Cay​ce nie mógł so​bie przy​‐

po​mnieć, że sam za​pro​po​no​wał uży​cie ziół; nie znał też ich nazw ani nie umiał ich roz​‐
po​znać. Wy​pa​dek ten za​po​cząt​ko​wał jed​nak w ży​ciu Ed​ga​ra Cay​ce'a se​rię nie​zwy​kłych
zda​rzeń. Stał się on eks​per​tem w prze​pi​sy​wa​niu le​ków na po​zor​nie nie​ule​czal​ne cho​ro​‐
by – uda​ło mu się wy​le​czyć oko​ło 30.000 osób. Każ​dy prze​pis oka​zał się wła​ści​wy, wy​le​‐
czo​ny zo​stał każ​dy pa​cjent, któ​ry za​sto​so​wał się do wska​zó​wek Cay​ce’a. Sam Cay​ce nie
umiał tego wy​ja​śnić. Stwier​dził tyl​ko, że gdy za​my​ka oczy, szu​ka​jąc le​kar​stwa, ob​ra​ca​ją

background image

się one ku gó​rze, jak​by były przy​cią​ga​ne przez punkt mię​dzy brwia​mi. Na​stęp​nie oczy
nie​ru​cho​mie​ją, on o wszyst​kim za​po​mi​na; pa​mię​ta tyl​ko, że po pew​nym cza​sie prze​sta​‐
je od​bie​rać sy​gna​ły do​cie​ra​ją​ce z oto​cze​nia i do​pie​ro po chwi​li może po​da​wać prze​pi​sy.
Uda​ło mu się „stwo​rzyć” kil​ka cu​dow​nych le​ków, z któ​rych dwa war​te są głęb​sze​go po​‐
zna​nia.

Ro​th​schil​do​wie to bar​dzo bo​ga​ta ame​ry​kań​ska ro​dzi​na. Pew​na ko​bie​ta z tego rodu

cho​ro​wa​ła przez dłuż​szy czas i nie po​ma​ga​ło jej żad​ne le​kar​stwo. W koń​cu przy​pro​wa​‐
dzo​no ją do Ed​ga​ra Cay​ce'a, a on w sta​nie głę​bo​kiej nie​świa​do​mo​ści po​le​cił jej pe​wien
lek. Mu​si​my ten stan na​zwać nie​świa​do​mo​ścią, choć ci, któ​rzy coś wie​dzą o tym ta​jem​‐
ni​czym zda​rze​niu, po​wie​dzą, że Cay​ce był w tym cza​sie w peł​ni świa​do​my. Nie​świa​do​‐
mość ist​nie​je, do​pó​ki głę​bia na​sze​go po​zna​nia nie się​gnie po​zio​mu trze​cie​go oka.

Ro​th​schild był mi​lio​ne​rem, stać go więc było na „prze​szu​ka​nie” ca​łej Ame​ry​ki, aby

zdo​być lek. Nie​ste​ty, nie przy​nio​sło to efek​tu. Nikt na​wet nie wie​dział, czy taki lek ist​‐
nie​je. Za​miesz​czo​no ogło​sze​nia w ga​ze​tach ca​łe​go świa​ta. Po pra​wie trzech ty​go​dniach
przy​szedł list od pew​ne​go Szwe​da, któ​ry pi​sał, że ten spe​cy​fik for​mal​nie nie ist​nie​je,
choć przed 20 laty jego oj​ciec opa​ten​to​wał lek pod taką wła​śnie na​zwą; ni​g​dy nie wszedł
on jed​nak do pro​duk​cji. Oj​ciec tego Szwe​da nie żył, lecz sama re​cep​tu​ra była do dys​po​zy​‐
cji. Spo​rzą​dzo​no lek, po​da​no go cho​rej, a ta wy​zdro​wia​ła. W jaki spo​sób Cay​ce do​wie​‐
dział się o ist​nie​niu leku, któ​re​go w ogó​le nie było na ryn​ku?

In​nym ra​zem Cay​ce znów za​su​ge​ro​wał cho​re​mu lek, któ​re​go nie moż​na było zna​leźć

na ca​łym świe​cie. Do​pie​ro po roku w ga​ze​cie po​ja​wi​ło się ogło​sze​nie, w któ​rym pi​sa​no,
że „lek o ta​kiej na​zwie jest obec​nie do​stęp​ny”. Przez ten czas był on te​sto​wa​ny w la​bo​ra​‐
to​riach; nie nada​no mu jesz​cze na​zwy, ale Cay​ce do​sko​na​le o tym wie​dział. W koń​cu lek
po​da​no pa​cjen​to​wi i cho​ro​ba ustą​pi​ła.

Zda​rza​ło się Cay​ce’owi za​pro​po​no​wać lek, któ​re​go nie spo​sób było zna​leźć, więc pa​‐

cjen​ci zmar​li. Gdy go o to spy​ta​no, stwier​dził, że jest bez​rad​ny. „Nie mam po​ję​cia – mó​‐
wił – kto to wi​dzi i kto mówi, gdy po​grą​żam się w nie​świa​do​mo​ści, nie mam żad​ne​go
związ​ku z tą oso​bą”. Jed​no było pew​ne: gdy prze​ma​wiał, znaj​du​jąc się w tym sta​nie, jego
oczy były zwró​co​ne ku gó​rze.

Gdy za​pa​da​my w głę​bo​ki sen, oczy zwra​ca​ją się do góry, za​leż​nie od tego, w jak głę​bo​‐

kim śnie je​ste​śmy. Psy​cho​lo​dzy pro​wa​dzą wie​le eks​pe​ry​men​tów ze snem. W im głęb​szy
sen za​pa​dasz, tym wy​żej pod​no​szą się oczy; im ni​żej się znaj​du​ją, tym szyb​ciej po​ru​sza​ją
się gał​ki oczne. Je​śli po​ru​sza​ją się pod po​wie​ka​mi bar​dzo szyb​ko, masz bar​dzo płyt​ki
sen. Do​wie​dzio​no na​uko​wo w eks​pe​ry​men​tach, że szyb​kie ru​chy ga​łek ocznych, zwa​ne
REM, wska​zu​ją na szyb​ko zmie​nia​ją​ce się ma​rze​nia sen​ne. Im ni​żej są oczy, tym szyb​sze
REM, gdy gał​ki pod​no​szą się w górę, REM słab​nie. Gdy REM osią​ga war​tość zero, za​pa​da​‐
my w naj​głęb​szy sen. W tej chwi​li oczy są nie​ru​cho​me i sku​pio​ne na punk​cie mię​dzy
brwia​mi.

We​dług jogi w głę​bo​kim śnie wcho​dzi​my na ten sam po​ziom, co w sa​ma​dhi, sta​nie

głę​bo​kiej me​dy​ta​cji. Miej​sce sku​pie​nia oczu jest w przy​pad​ku snu głę​bo​kie​go ta​kie
samo, jak w sa​ma​dhi.

Opo​wie​dzia​łem o tych fak​tach, by pod​kre​ślić, że jest punkt mię​dzy brwia​mi, w któ​‐

background image

rym za​ni​ka ży​cie tego świa​ta i za​czy​na się zu​peł​nie inny świat. Ten punkt jest bra​mą.
Z jed​nej jej stro​ny roz​kwi​ta nasz świat, po dru​giej stro​nie – nie​zna​ny świat nad​na​tu​ral​‐
ny.

Ti​lak, czer​wo​ny, cy​no​bro​wy znak, wpro​wa​dzo​no jako wskaź​nik i sym​bol tego nie​‐

zna​ne​go świa​ta. Nie moż​na go na​ło​żyć byle gdzie. Tyl​ko ten, kto po​tra​fi od​na​leźć wła​‐
ści​wy punkt, może po​wie​dzieć, gdzie masz na​ło​żyć ti​lak. Na​kła​da​nie ti​lak w do​wol​nym
miej​scu nie daje ko​rzy​ści, gdyż punkt ten jest w róż​nych miej​scach u róż​nych lu​dzi,
u więk​szo​ści gdzieś nad punk​tem le​żą​cym w po​ło​wie od​le​gło​ści mię​dzy brwia​mi. Je​śli
ktoś w po​przed​nich ży​wo​tach dłu​go me​dy​to​wał i miał nie​wiel​ki prze​błysk sa​ma​dhi,
jego trze​cie oko jest nie​co ob​ni​żo​ne. Gdy nie me​dy​to​wał, to miej​sce jest po​ło​żo​ne wy​żej
na czo​le. Po​ło​że​nie tego punk​tu wska​zu​je sta​dium me​dy​ta​cji osią​gnię​te w po​przed​nim
ży​ciu, wska​zu​je ja​sno, czy w po​przed​nim ży​ciu do​stą​pi​łeś sta​nu sa​ma​dhi. Je​śli tak było,
punkt ten bę​dzie po​ło​żo​ny ni​sko, na po​zio​mie oczu – ni​żej być nie może. Je​śli ten punkt
jest na wy​so​ko​ści oczu, na​wet naj​drob​niej​sze zda​rze​nie może wpro​wa​dzić cię w sa​ma​‐
dhi.
Może to być coś tak drob​ne​go, że wyda się zu​peł​nie nie​istot​nym. Bar​dzo czę​sto za​‐
ska​ku​je nas, gdy ktoś wcho​dzi w sa​ma​dhi bez ja​kiejś wi​docz​nej przy​czy​ny.

Jest taka opo​wieść o mnisz​ce zen... Wra​ca​ła do klasz​to​ru, nio​sąc wia​dro na​peł​nio​ne

po brze​gi wodą. Wia​dro spa​dło na​gle na zie​mię i ko​bie​ta, wi​dząc to, osią​gnę​ła sa​ma​dhi,
sta​ła się oświe​co​na. Całe to zda​rze​nie wy​da​je się być zu​peł​nie bła​he: wia​dro spa​da, roz​bi​‐
ja się i zda​rza się sa​ma​dhi. Nie ma tu lo​gicz​ne​go związ​ku.

Ko​lej​ny przy​kład, tym ra​zem z ży​cia Lao Tzu. Sie​dział on pod drze​wem, je​sie​nią, a po​‐

żół​kłe li​ście opa​da​ły z drze​wa. Ob​ser​wu​jąc je, Lao Tzu do​stą​pił oświe​ce​nia.

Nie ma żad​ne​go związ​ku mię​dzy oświe​ce​niem i opa​da​ją​cy​mi li​ść​mi, ale ta​kie rze​czy

mają miej​sce, gdy wsku​tek wy​sił​ków w po​przed​nich ży​wo​tach two​ja du​cho​wa po​dróż
jest nie​mal ukoń​czo​na i punkt trze​cie​go oka ob​ni​żył się na wy​so​kość oczu. Wte​dy naj​‐
drob​niej​sza rzecz może prze​wa​żyć sza​lę, na​praw​dę co​kol​wiek.

Cy​no​bro​wy lub spo​rzą​dzo​ny z pa​sty drew​na san​da​ło​we​go znak na​nie​sio​ny na od​po​‐

wied​ni punkt wska​zu​je kil​ka kwe​stii. Po pierw​sze, je​śli mistrz na​ka​zał ci no​sić ti​lak
w okre​ślo​nym miej​scu, za​czniesz tam cze​goś do​zna​wać. Kie​dy sie​dzisz z za​mknię​ty​mi
ocza​mi, a ktoś skie​ru​je pa​lec w punkt mię​dzy twy​mi ocza​mi, po​czu​jesz to. Taka jest per​‐
cep​cja trze​cie​go oka.

Je​śli ti​lak ma taki sam roz​miar, co trze​cie oko i zo​stał na​nie​sio​ny we wła​ści​wym miej​‐

scu, bę​dziesz pa​mię​tać o nim 24 go​dzi​ny na dobę i za​po​mnisz o resz​cie cia​ła. Ta pa​mięć
uczy​ni cię bar​dziej świa​do​mym ti​la​ka, a mniej resz​ty cia​ła. Na​dej​dzie chwi​la, że bę​‐
dziesz pa​mię​tał tyl​ko ti​lak. Gdy to na​stą​pi, mo​żesz otwo​rzyć swe trze​cie oko. W tej prak​‐
ty​ce, gdy za​po​mi​nasz o cie​le i pa​mię​tasz tyl​ko ti​lak, cała świa​do​mość zo​sta​je skry​sta​li​‐
zo​wa​na i ogni​sku​je się na trze​cim oku. Klu​czem otwie​ra​ją​cym trze​cie oko jest zo​gni​sko​‐
wa​na świa​do​mość. Przy​po​mi​na to sku​pia​nie pro​mie​ni Słoń​ca na ka​wał​ku pa​pie​ru przy
uży​ciu so​czew​ki: two​rzy się cie​pło wy​star​cza​ją​ce do za​pa​le​nia pa​pie​ru. Skon​cen​tro​wa​‐
na wiąz​ka pro​mie​ni wy​twa​rza ogień. Gdy świa​do​mość roz​prze​strze​nia się po ca​łym cie​‐
le, ży​jesz zwy​kłym ży​ciem. Gdy jed​nak zo​sta​nie w peł​ni sku​pio​na na trze​cim oku, prze​ła​‐
ma​na bę​dzie ba​rie​ra unie​moż​li​wia​ją​ca wi​dze​nie trze​cim okiem i otwo​rzą się wro​ta do
we​wnętrz​ne​go świa​ta.

background image

Za​tem pierw​sze za​sto​so​wa​nie ti​lak po​le​ga na wska​za​niu od​po​wied​nie​go miej​sca na

cie​le, byś pa​mię​tał o nim 24 go​dzi​ny na dobę. In​nym za​sto​so​wa​niem jest to, by mistrz
mógł ła​two oce​nić twój roz​wój bez przy​kła​da​nia ręki do czo​ła – bo gdy to miej​sce ob​ni​ża
się, prze​su​wasz ti​lak. Każ​de​go dnia wy​czu​wasz to miej​sce i prze​su​wasz ti​lak tam, gdzie
czu​jesz obec​ność trze​cie​go oka.

Mistrz może mieć ty​sią​ce uczniów. Gdy któ​ryś skła​da mu po​kłon, mistrz wi​dzi, w któ​‐

rym miej​scu ma ti​lak i nie musi za​da​wać py​tań co do po​stę​pów. Ti​lak wska​zu​je, czy
uczeń czy​ni po​stę​py, czy jego roz​wój zo​stał za​ha​mo​wa​ny. Je​śli uczeń nie umie wy​czuć
ru​chu tego punk​tu, jego świa​do​mość nie jest w peł​ni sku​pio​na. Je​śli na​ło​ży ti​lak w nie​‐
wła​ści​wym miej​scu, nie zna do​kład​ne​go po​ło​że​nia tego punk​tu.

Gdy ten punkt ob​ni​ża się, trze​ba zmie​nić me​to​dy me​dy​ta​cji. Dla mi​strza ti​lak jest jak

szpi​tal​na kar​ta cho​ro​bo​wa dla le​ka​rza. Pie​lę​gniar​ka no​tu​je tem​pe​ra​tu​rę, ci​śnie​nie krwi,
tęt​no. Wy​star​czy, że le​karz zo​ba​czy kar​tę i może oce​nić stan zdro​wia pa​cjen​ta.

Ti​lak to wiel​ki eks​pe​ry​ment, ma​ją​cy okre​ślać stan ucznia. Mistrz nie musi o nic py​tać,

wie, jaka po​moc jest po​trzeb​na i ja​kich zmian na​le​ży do​ko​nać. Ta​kie jest zna​cze​nie ti​lak:
wskaź​nik zmian ko​niecz​nych pod​czas me​dy​ta​cji.

Trze​cie oko sta​no​wi też ośro​dek woli i mocy. W jo​dze zwa​ne jest agya cha​kra. Na​zy​‐

wa​my je tak, gdyż każ​da dys​cy​pli​na w ży​ciu pod​le​ga za​rzą​dza​niu z tego miej​sca; każ​dy
po​rzą​dek i har​mo​nia wy​ra​sta​ją na ba​zie tego punk​tu.

Spró​buj​my to zro​zu​mieć. Wszy​scy mamy ośro​dek sek​su. Ła​twiej nam bę​dzie użyć tej

ana​lo​gii, gdyż każ​dy jest świa​do​my ośrod​ka sek​su, a cza​kry trze​cie​go oka nie je​ste​śmy
zbyt świa​do​mi. Wszyst​kie ży​cio​we pra​gnie​nia po​wsta​ją w ośrod​ku sek​su. Do​pó​ki nie
zo​sta​nie on uak​tyw​nio​ny, nie ma pra​gnień sek​su​al​nych. Każ​de dziec​ko ro​dzi się jed​nak
z wro​dzo​ną sek​su​al​no​ścią i me​cha​ni​zmem ma​ją​cym na celu speł​nia​nie sek​su​al​nych
pra​gnień.

Ko​bie​ty ro​dzą się ze wszyst​ki​mi ko​mór​ka​mi ja​jo​wy​mi, któ​rych będą po​trze​bo​wać

w okre​sie roz​rod​czym. Ani jed​no ja​jecz​ko nie zo​sta​nie wy​two​rzo​ne póź​niej. Od pierw​‐
sze​go dnia ży​cia ko​bie​ty licz​ba ja​je​czek wska​zu​je na po​ten​cjal​ną licz​bę dzie​ci, któ​re
może ona uro​dzić. Po osią​gnię​ciu doj​rza​ło​ści płcio​wej, raz w mie​sią​cu jed​no ja​jecz​ko zo​‐
sta​je uwol​nio​ne z jaj​ni​ka. Je​śli po​łą​czy się z plem​ni​kiem z mę​skie​go na​sie​nia, po​czę​te zo​‐
sta​nie dziec​ko. Ja​jecz​ka nie będą wte​dy uwal​nia​ne aż do roz​wo​ju em​brio​nu, po​ro​du
i osią​gnię​cia przez no​wo​rod​ka wie​ku kil​ku mie​się​cy.

Jed​nak pra​gnie​nie sek​su po​wsta​nie do​pie​ro, gdy ośro​dek sek​su zo​sta​nie uak​tyw​nio​‐

ny. Do​pó​ki jest nie​ak​tyw​ny, po​mi​mo obec​no​ści wszel​kich na​rzą​dów sek​su​al​nych, pra​‐
gnie​nia sek​su​al​ne nie będą się po​ja​wiać. Gdy osią​ga​my wiek 13-14 lat, ośro​dek ten zo​‐
sta​je uak​tyw​nio​ny. Wie​my to, gdyż nie my go uak​tyw​nia​my, ale Na​tu​ra. Gdy​by było
ina​czej, nie​licz​ni lu​dzie zda​wa​li​by so​bie spra​wę z obec​no​ści tego ośrod​ka. Czy za​sta​na​‐
wia​łeś się nad tym, że wy​star​czy myśl o sek​sie i już uak​tyw​nia się cały sys​tem roz​rod​‐
czy? Jak to jest? Myśl ro​dzi się w umy​śle, da​le​ko od ośrod​ka sek​su, ale na​tych​miast uak​‐
tyw​nia ona ośro​dek sek​su. Do​wol​na myśl o sek​sie ścią​ga uwa​gę tego ośrod​ka. Każ​da
myśl jest przy​cią​ga​na przez od​po​wia​da​ją​cy jej ośro​dek, tak jak woda opa​da​ją​ca na naj​‐
niż​szy po​ziom.

background image

Ośro​dek zwa​ny trze​cim okiem to cen​trum siły woli. Spró​buj​my zro​zu​mieć, na czym

po​le​ga jego dzia​ła​nie.

Lu​dzie, u któ​rych agya cha​kra w tym ży​ciu nie jest uak​tyw​nio​na, po​zo​sta​ją pod wie​‐

lo​ma wzglę​da​mi nie​wol​ni​ka​mi. Bez tego ośrod​ka nie ma mowy o wol​no​ści. Wol​no​ści
po​li​tycz​ne i eko​no​micz​ne nie są praw​dzi​we, gdyż czło​wiek bez siły woli, z agya cha​krą
nie​ak​tyw​ną, w taki czy inny spo​sób po​zo​sta​nie nie​wol​ni​kiem. Wy​rwie się z jed​nej nie​‐
wo​li, sta​nie się nie​wol​ni​kiem cze​goś in​ne​go, bo nie ma ośrod​ka woli, któ​ry uczy​nił​by go
pa​nem, w ogó​le nie ma cze​goś ta​kie​go jak wola. Nie ma wła​dzy nad sobą, rzą​dzą nim
cia​ło i zmy​sły. Gdy jego żo​łą​dek daje sy​gnał gło​du, jest on głod​ny. Gdy jego cia​ło stwier​‐
dza obec​ność cho​ro​by, cho​ru​je. Gdy jego ośro​dek sek​su wy​ra​ża po​trze​bę sek​su, po​ja​wia​‐
ją się pra​gnie​nia sek​su​al​ne. Gdy cia​ło daje znać, że jest sta​re, sta​rze​je się. Cia​ło roz​ka​zu​je,
a czło​wiek po​słusz​nie wy​ko​nu​je roz​ka​zy.

Wraz z uak​tyw​nie​niem ośrod​ka woli cia​ło prze​sta​je wy​da​wać roz​ka​zy i za​czy​na być

po​słusz​ne; od​wró​co​ny zo​sta​je cały do​tych​cza​so​wy po​rzą​dek. Je​śli taka oso​ba na​ka​że
swej krwi, by prze​sta​ła pły​nąć, tak się sta​nie; je​śli za​żą​da od ser​ca, by prze​sta​ło bić – prze​‐
sta​nie. Może też zwol​nić tęt​no siłą woli. Taki czło​wiek sta​je się pa​nem swe​go cia​ła, umy​‐
słu i zmy​słów. Jed​nak bez ak​ty​wa​cji agya cha​kry nie jest to moż​li​we. Im bar​dziej pa​mię​‐
tasz o tym ośrod​ku, tym bar​dziej sta​jesz się pa​nem sa​me​go sie​bie.

W jo​dze pro​wa​dzo​no wie​le eks​pe​ry​men​tów dla prze​bu​dze​nia tego ośrod​ka. Na​kła​da​‐

nie ti​lak jest jed​nym z nich. Je​śli ktoś chce pa​mię​tać o tym ośrod​ku w każ​dej chwi​li,
efek​ty będą ogrom​ne. Po na​ło​że​niu ti​lak uwa​ga jest sta​le przy​cią​ga​na do tego miej​sca.
Ti​lak ozna​cza od​dzie​le​nie tego punk​tu od resz​ty cia​ła. Sta​je się on bar​dzo wraż​li​wym
miej​scem i je​śli ti​lak na​ło​żo​no pra​wi​dło​wo, bę​dziesz o nim pa​mię​tać. Może jest to naj​‐
wraż​liw​szy punkt w ca​łym cie​le. Ti​lak był bo​wiem pró​bą wy​ko​rzy​sta​nia tej wraż​li​wo​‐
ści.

Ist​nie​ją okre​ślo​ne me​to​dy ozna​cza​nia tego wraż​li​we​go miej​sca. Po set​kach eks​pe​ry​‐

men​tów wy​bra​no pa​stę z drew​na san​da​ło​we​go. Jest ona w pe​wien spo​sób po​wią​za​na
z wraż​li​wo​ścią agya cha​kry – na​ło​żo​na na ten punkt po​głę​bia jego wraż​li​wość. Nie moż​‐
na sto​so​wać każ​dej sub​stan​cji, są bo​wiem i ta​kie, któ​re mogą osła​bić wraż​li​wość tego
punk​tu.

Ko​bie​ty przy​kle​ja​ją do czo​ła ko​lo​ro​wą, pla​sti​ko​wą krop​kę, ale tika ku​pio​ne na tar​go​‐

wi​sku ni​cze​mu nie słu​ży, nie ma nic wspól​ne​go z jogą i może za​szko​dzić wraż​li​wo​ści
trze​cie​go oka. Cho​dzi o to, by dana sub​stan​cja zwięk​szy​ła wraż​li​wość tego punk​tu, a nie
ją osła​bi​ła. Je​śli zwięk​sza, to do​brze, w prze​ciw​nym wy​pad​ku jest to szko​dli​we. W tym
świe​cie na​wet naj​drob​niej​sza rzecz może mieć po​waż​ne kon​se​kwen​cje, wszyst​ko ma
bo​wiem spe​cy​ficz​ny efekt dzia​ła​nia. Ma​jąc to na uwa​dze, opra​co​wa​no sze​reg po​ży​tecz​‐
nych rze​czy. Je​śli agya cha​kra sta​nie się wraż​li​wa i ak​tyw​na, spo​wo​du​je to więk​sze zin​‐
te​gro​wa​nie czło​wie​ka, nie​ja​ko przy​bę​dzie mu do​sto​jeń​stwa. Bę​dzie bar​dziej zin​te​gro​‐
wa​ny, peł​ny; wszyst​ko w nim prze​sta​nie być czymś roz​bi​tym, sta​nie się on ca​ło​ścią.

Mię​dzy uży​ciem tika i ti​lak ist​nie​je nie​wiel​ka róż​ni​ca. Tika prze​zna​czo​no głów​nie dla

ko​biet, po​nie​waż u ko​biet agya cha​kra jest bar​dzo sła​ba – tak być musi, gdyż cała oso​bo​‐
wość ko​bie​ty jest na​sta​wio​na na po​wie​rza​nie się, jej pięk​no tkwi w od​da​niu. Gdy​by jej
agya cha​kra wzmoc​ni​ła się, po​wie​rze​nie się by​ło​by dla niej nie​zmier​nie trud​ne. Ten cza​‐

background image

kram jest sła​by, o wie​le słab​szy niż u męż​czy​zny. Dla​te​go ko​bie​ta za​wsze po​trze​bu​je czy​‐
jejś po​mo​cy, w taki czy inny spo​sób. Za​zwy​czaj nie od​wa​ża się sta​nąć na wła​snych no​‐
gach, szu​ka po​moc​nej dło​ni, czy​je​goś ra​mie​nia; ko​goś, kto ją po​pro​wa​dzi. Lubi, gdy ktoś
mówi jej, co ma ro​bić, a jej skłon​ność do kro​cze​nia czy​imiś śla​da​mi czy​ni ją szczę​śli​wą.

In​die to je​dy​ny kraj, w któ​rym pod​ję​to pró​bę uak​tyw​nie​nia ko​bie​cej agya cha​kry. Wy​‐

ni​ka​ło to z tego, że wy​czu​wa​no, iż do​pó​ki agya cha​kra nie zo​sta​nie uak​tyw​nio​na, ko​bie​‐
ta nie zdo​ła zro​bić zna​czą​cych po​stę​pów w ży​ciu du​cho​wym; nie ru​szy z miej​sca
w prak​ty​kach me​dy​ta​cyj​nych bez siły woli – ten ośro​dek musi być sta​bil​ny i sil​ny. Ko​‐
niecz​ne było jed​nak wzmoc​nie​nie agya cha​kry ina​czej niż u męż​czyzn, gdyż do​pro​wa​‐
dzi​ło​by to do za​ni​ku ko​bie​co​ści i u ko​bie​ty za​czę​ły​by roz​wi​jać się ce​chy mę​skie.

Tika jest więc ści​śle zwią​za​na z mę​żem da​nej ko​bie​ty. Ta​kie po​łą​cze​nie było ko​niecz​‐

ne; ina​czej zwięk​szo​no by nie​za​leż​ność ko​bie​ty, co uczy​ni​ło​by z niej isto​tę sa​mo​wy​star​‐
czal​ną. Im bar​dziej ko​bie​ta jest nie​za​leż​na, w tym więk​szym stop​niu jej de​li​kat​ność,
pięk​no i ela​stycz​ność ule​ga​ją znisz​cze​niu. Jej po​szu​ki​wa​nie po​mo​cy u in​nych za​wie​ra
pew​ną czu​łość i sub​tel​ną mięk​kość, gdy​by sta​ła się zu​peł​nie nie​za​leż​na, mu​sia​ła​by stać
się twar​da i su​ro​wa. Po​my​śla​no więc, że bez​po​śred​nie wzmoc​nie​nie ko​bie​ty ozna​cza​ło​‐
by uni​ce​stwie​nie jej ko​bie​co​ści, po​sta​wi​ło​by pod zna​kiem za​py​ta​nia jej ma​cie​rzyń​stwo,
utrud​ni​ło​by po​wie​rza​nie się. Pod​ję​to więc wy​sił​ki zmie​rza​ją​ce do po​łą​cze​nia jej woli
z wolą męża. Oka​za​ło się to po​moc​ne na dwa spo​so​by – nie wy​war​ło nisz​czą​ce​go wpły​‐
wu na jej ko​bie​cość, a jej ośro​dek woli zo​stał uak​tyw​nio​ny.

Spró​buj​my to zro​zu​mieć: cza​kram trze​cie​go oka nie może dzia​łać prze​ciw​ko oso​bie,

z któ​rą jest sko​ja​rzo​ny. Je​że​li po​wią​za​ny zo​stał z re​li​gij​nym mi​strzem, nie może mu się
sprze​ci​wiać. Je​śli wią​że się z mę​żem da​nej ko​bie​ty, ona ni​g​dy prze​ciw​ko nie​mu nie wy​‐
stą​pi. Gdy tika zo​sta​nie na​ło​żo​ny na od​po​wied​ni punkt na czo​le ko​bie​ty, w po​łą​cze​niu
z jej mę​żem, ko​bie​ta bę​dzie szła za nim jak cień, a jed​no​cze​śnie na​bie​rze mocy w re​la​cji
z resz​tą świa​ta.

Je​że​li ro​zu​mie​cie zja​wi​sko hip​no​zy, zro​zu​mie​cie sko​ja​rze​nia. Gdy hip​no​ty​zer ko​goś

hip​no​ty​zu​je, ta oso​ba sły​szy tyl​ko jego głos. Usły​szy ci​chy roz​kaz z jego stro​ny, ale nie
za​re​agu​je na dźwię​ki in​nych osób. Po​dob​nie jest, gdy hin​du​ska na​kła​da tika: czy​ni ją to
głę​bo​ko po​dat​ną na pew​ne su​ge​stie. Oso​ba za​hip​no​ty​zo​wa​na jest otwar​ta tyl​ko na hip​‐
no​ty​ze​ra, za​mknię​ta na wszyst​kich in​nych. Je​śli hip​no​ty​zer szep​nie jej, by wsta​ła, wsta​‐
nie, nie usły​szy na​to​miast żad​nych gło​śnych roz​ka​zów ze stro​ny in​nych lu​dzi. Świa​do​‐
mość ta​kiej oso​by jest otwar​ta tyl​ko w jed​nym kie​run​ku, ku hip​no​ty​ze​ro​wi, jej trze​cie
oko zo​sta​ło bo​wiem po​wią​za​ne wy​łącz​nie z nim.

W po​wią​za​niu z ko​bie​cym tika jest sto​so​wa​na man​tra. Ko​bie​ta pój​dzie za swym mę​‐

żem i odda się tyl​ko jemu. Za​cho​wa swo​ją wol​ność i nie​za​leż​ność w sto​sun​ku do resz​ty
świa​ta, lecz nie bę​dzie pro​ble​mu z jej ko​bie​co​ścią; jej na​tu​ra zo​sta​nie za​cho​wa​na, żeń​‐
skie ce​chy po​zo​sta​ną nie​tknię​te. Gdy mąż umie​ra, tika na​le​ży usu​nąć, gdyż nie ma ona
już za kim po​dą​żać. Lu​dzie nie zna​ją na​uko​wych pod​staw tika; my​ślą, że tika jest usu​‐
wa​ne, bo ko​bie​ta zo​sta​ła wdo​wą. Jest jed​nak inny po​wód: przez resz​tę swe​go ży​cia bę​‐
dzie ona mu​sia​ła żyć jak męż​czy​zna i im bar​dziej nie​za​leż​ną się sta​nie, tym le​piej. Na​wet
naj​drob​niej​szy ślad wraż​li​wo​ści i od​da​nia, któ​ry mógł​by spra​wić, że pój​dzie za kimś in​‐
nym, musi być usu​nię​ty.

background image

Eks​pe​ry​ment z tika był bar​dzo głę​bo​ki. Tika musi zna​leźć się na wła​ści​wym miej​scu

i być spo​rzą​dzo​ne z od​po​wied​niej sub​stan​cji, na​le​ży na​ło​żyć je w ści​śle okre​ślo​ny spo​‐
sób, ina​czej nie da efek​tu. Tika jako ozdo​ba nie ma war​to​ści, to tyl​ko for​mal​ność. Gdy
więc tika jest na​kła​da​ne ko​bie​cie po raz pierw​szy, jest to cała ce​re​mo​nia, ry​tu​ał przy​po​‐
mi​na​ją​cy na​kła​da​nie przez mi​strza ti​lak na czo​le ucznia. Tyl​ko wte​dy jest to sku​tecz​ne.

Obec​nie wszyst​ko utra​ci​ło swój sens, gdyż znik​nę​ła cała na​uko​wa pod​sta​wa ta​kich

prak​tyk. Sta​ło się to pu​stym ry​tu​ałem, wciąż sto​so​wa​nym, ale bez ja​kie​go​kol​wiek celu
i czu​cia.

Opo​wiem o in​nych przy​dat​nych spra​wach zwią​za​nych z cza​krą trze​cie​go oka. Li​nia

po​pro​wa​dzo​na z trze​cie​go oka w górę dzie​li mózg na dwie pół​ku​le: pra​wą i lewą. Ta li​‐
nia wy​zna​cza po​ło​że​nie mó​zgu. Stwier​dzo​no, że po​ło​wa mó​zgu nie jest wy​ko​rzy​sty​wa​‐
na; naj​in​te​li​gent​niej​si spo​śród nas, tak zwa​ni ge​niu​sze, tak​że ko​rzy​sta​ją z jed​nej pół​ku​li,
dru​ga nie jest wy​ko​rzy​sty​wa​na, roz​wi​ja​na. Ucze​ni i psy​cho​lo​dzy są zdu​mie​ni tym fak​‐
tem. Gdy​by na​wet chi​rur​gicz​nie usu​nąć tę część mó​zgu, wszyst​ko bę​dzie funk​cjo​no​wać
nor​mal​nie, czło​wiek na​wet nie za​uwa​ży, że usu​nię​to mu pół mó​zgu. Na​ukow​cy wie​dzą,
że na​tu​ra nic nie two​rzy nie​po​trzeb​nie. Moż​na po​peł​nić błąd w przy​pad​ku jed​nej oso​by,
ale nie w od​nie​sie​niu do mó​zgów wszyst​kich lu​dzi – u wszyst​kich po​ło​wa mó​zgu jest
nie​wy​ko​rzy​sta​na, nie​ak​tyw​na.

Joga utrzy​mu​je, że ta po​ło​wa mó​zgu zo​sta​je uak​tyw​nio​na po prze​bu​dze​niu cza​kry

trze​cie​go oka. Po​ło​wa mó​zgu jest po​łą​czo​na z ośrod​ka​mi po​ni​żej cza​kry trze​cie​go oka,
na​to​miast dru​ga po​ło​wa łą​czy się z ośrod​ka​mi po​ło​żo​ny​mi nad trze​cim okiem. Gdy pra​‐
cu​ją ośrod​ki umiesz​czo​ne po​ni​żej, wy​ko​rzy​sty​wa​na jest lewa stro​na mó​zgu, a gdy za​‐
czy​na​ją funk​cjo​no​wać ośrod​ki po​ło​żo​ne wy​żej, uak​tyw​nio​na zo​sta​je pra​wa stro​na. Do​‐
pó​ki nie do​świad​czy się uak​tyw​nie​nia tej dru​giej po​ło​wy mó​zgu, nie ma mowy o two​‐
rze​niu kon​cep​cji od​no​szą​cych się do tego zja​wi​ska.

W Szwe​cji pe​wien czło​wiek wy​padł kie​dyś z po​cią​gu. Gdy za​bra​no go do szpi​ta​la, za​‐

czął sły​szeć au​dy​cje nada​wa​ne przez sta​cje ra​dio​we znaj​du​ją​ce się w od​le​gło​ści 15 km.
Po​cząt​ko​wo są​dzo​no, że do​szło u nie​go do uszko​dze​nia mó​zgu, gdyż opi​sy​wał on te
dźwię​ki jako sil​ny szum w uszach. Po dwóch ty​go​dniach za​czął wy​raź​nie od​bie​rać au​‐
dy​cje ra​dio​we, prze​stra​szył się i po​szedł do le​ka​rza. Opo​wie​dział, że sły​szy pro​gra​my ra​‐
dio​we tak wy​raź​nie, jak po przy​ło​że​niu ra​dio​od​bior​ni​ka do ucha. Le​karz po​pro​sił go
o opi​sa​nie, co sły​szy w tym mo​men​cie. Po​wtó​rzył on frag​ment me​lo​dii, któ​rą le​karz sły​‐
szał przed wyj​ściem z domu, a za​raz po​tem udał się do szpi​ta​la. Gdy au​dy​cję wzno​wio​no,
po​rów​na​no to, co sły​szy pa​cjent, z tym, co było nada​wa​ne. Stwier​dzo​no, że uszy tego
czło​wie​ka dzia​ła​ją jak prze​twor​ni​ki ra​dio​we. Trze​ba było w koń​cu prze​pro​wa​dzić ope​‐
ra​cję, gdyż temu czło​wie​ko​wi gro​ził obłęd – nie umiał „wy​łą​czyć” tych au​dy​cji. Sły​szał je
cały czas, czy tego chciał, czy nie.

Ten in​cy​dent po​ka​zał, że ucho ma ogrom​ne moż​li​wo​ści. Za​pew​ne za kil​ka​dzie​siąt lat

bę​dzie moż​li​we bez​po​śred​nie „słu​cha​nie” au​dy​cji ra​dio​wych. Uszy będą dzia​łać jak ra​‐
dio​od​bior​nik, wy​star​czy do​dać wy​łącz​nik. Wszyst​ko to bę​dzie​my za​wdzię​czać ka​ta​‐
stro​fie ko​le​jo​wej! Wie​le na​uko​wych od​kryć, no​wych idei i per​spek​tyw po​ja​wia się przy​‐
pad​ko​wo. Opie​ra​jąc się na do​tych​cza​so​wej wie​dzy, nie po​my​śle​li​by​śmy o tym, że pew​‐
ne​go dnia uszy będą dzia​łać jak prze​twor​ni​ki fal elek​tro​ma​gne​tycz​nych. Ucho i ra​dio​od​‐

background image

bior​nik mają ten sam cel: są de​tek​to​ra​mi. Ra​dio po​wsta​ło jed​nak o wie​le póź​niej, ucho
po​słu​ży​ło za jego mo​del – ra​dio ma sens tyl​ko dzię​ki ist​nie​niu ucha. Inne moż​li​wo​ści
uszu po​zna​my do​pie​ro wte​dy, gdy przy​pad​ko​wo się z nimi ze​tknie​my.

Po​dob​ny in​cy​dent zda​rzył się pod​czas II woj​ny świa​to​wej. Pe​wien czło​wiek zo​stał po​‐

strze​lo​ny w gło​wę i stra​cił przy​tom​ność. Gdy od​zy​skał świa​do​mość, za​czął wi​dzieć
gwiaz​dy na nie​bie – tyle że za dnia! Gwiaz​dy ist​nie​ją cały czas, lecz pro​mie​nie Słoń​ca
unie​moż​li​wia​ją ich po​strze​ga​nie – są one zbyt od​le​głe od nas.

Ist​nie​ją gwiaz​dy set​ki, ty​sią​ce razy więk​sze i ja​śniej​sze od Słoń​ca, lecz znaj​du​ją się

w ogrom​nej od​le​gło​ści od Zie​mi. Pro​mie​nie sło​necz​ne do​cie​ra​ją na Zie​mię po pra​wie
dzie​wię​ciu mi​nu​tach, świa​tło z naj​bliż​szej gwiaz​dy po​trze​bu​je na to aż czte​rech lat.
Świa​tło po​ru​sza się z pręd​ko​ścią oko​ło 300.000 km/s. Na​wet przy tej pręd​ko​ści trze​ba
dzie​wię​ciu mi​nut, by ze Słoń​ca do​tar​ło na Zie​mię, a czte​rech lat, by do​tar​ło tu z naj​bliż​‐
szej gwiaz​dy. A są prze​cież gwiaz​dy tak od​le​głe, że ich świa​tłu po​trze​ba 4.000, 400.000,
40 mi​lio​nów, a na​wet 4 mi​liar​dów lat, aby do​tar​ło na Zie​mię. Nie​któ​rzy ucze​ni mó​wią,
że pew​ne gwiaz​dy wy​sła​ły swe pro​mie​nie w kie​run​ku Zie​mi, za​nim jesz​cze ona po​wsta​‐
ła, i do​trą tu, gdy Zie​mi już nie bę​dzie. Pro​mie​nie z tych gwiazd ni​g​dy nie spo​tka​ją się
z Zie​mią.

Pro​mie​nie z gwiazd, któ​re uj​rzał ów czło​wiek ran​ny w gło​wę, do​cie​ra​ją na Zie​mię za

dnia, lecz nie moż​na ich do​strzec. On jed​nak je wi​dział! Co sta​ło się z jego ocza​mi? Roz​wi​‐
nę​ła się w nich nie​zwy​kła wła​ści​wość: ten wy​pa​dek wska​zu​je ogrom​ne moż​li​wo​ści
wzro​ku, wiel​ki po​ten​cjał, któ​re​go nie je​ste​śmy na​wet świa​do​mi. We wszyst​kich na​‐
szych zmy​słach drze​mią ta​kie moce. Co nam wy​da​je się cu​dem, jest tyl​ko na​głym prze​‐
bu​dze​niem ukry​tych moż​li​wo​ści. To ża​den cud, ta​kich cu​dów jest w nas wie​le, lecz nie
wszyst​kie się ob​ja​wia​ją, po​zo​sta​ją one „za za​mknię​ty​mi drzwia​mi”.

Zwy​kle po​ło​wa mó​zgu jest nie​wy​ko​rzy​sta​na, jej ak​tyw​ność po​zo​sta​je w ści​słym

związ​ku z ak​tyw​no​ścią cza​kra​mu trze​cie​go oka. Tak twier​dzi joga. Te twier​dze​nia nie
wy​ni​ka​ją z naj​now​szych do​świad​czeń, zna​ne są od co naj​mniej 20.000 lat. Trud​no opie​‐
rać się na stwier​dze​niach na​uki, gdyż to, co uwa​ża ona dzi​siaj za praw​dzi​we, za pół roku
może być uzna​ne za cał​ko​wi​cie błęd​ne.

Za tymi gło​szo​ny​mi przez jogę stwier​dze​nia​mi stoi co naj​mniej 20.000 lat do​świad​‐

czeń. Ży​je​my ilu​zją, że na​sza cy​wi​li​za​cja była pierw​szą na tej pla​ne​cie. Ta​kich cy​wi​li​za​‐
cji było tu wię​cej, po​ja​wi​ły się i znik​nę​ły. Wie​le razy osią​ga​no wy​ży​ny na​uko​we​go roz​‐
wo​ju, w koń​cu te cy​wi​li​za​cje ule​ga​ły jed​nak za​gła​dzie.

W 1924 roku po​wstał w Niem​czech ośro​dek ba​dań nad ener​gią ato​mo​wą. Pew​ne​go

po​ran​ka nie​ja​ki Fal​ka​ne​li wszedł do ośrod​ka i wrę​czył kie​row​nic​twu pi​sem​ne oświad​‐
cze​nie: „Ja i jesz​cze parę in​nych osób wie​my co nie​co o ener​gii nu​kle​ar​nej i jej na​uko​‐
wych pod​sta​wach, ostrze​ga​my was więc, by​ście za​nie​cha​li ba​dań w tej dzie​dzi​nie, al​bo​‐
wiem wie​le in​nych cy​wi​li​za​cji po​prze​dza​ją​cych na​szą ule​gło sa​mo​za​gła​dzie w ato​mo​‐
wym wy​bu​chu. Le​piej za​prze​stać dal​szych ba​dań”. Czy​nio​no póź​niej wie​le sta​rań, by
od​na​leźć au​to​ra li​stu – bez​sku​tecz​nie.

W roku 1940 Wer​ner Carl He​isen​berg, wiel​ki nie​miec​ki uczo​ny, za​an​ga​żo​wał się

w pra​ce nad ener​gią nu​kle​ar​ną. I znów ten sam... Fal​ka​ne​li po​ja​wił się w jego domu, wrę​‐

background image

czył słu​żą​ce​mu list i od​szedł. W li​ście była ta sama wia​do​mość, au​tor znów znik​nął bez
śla​du.

W roku 1945, gdy zrzu​co​no bom​bę ato​mo​wą na Hi​ro​szi​mę, każ​dy z 12 uczo​nych,

któ​rzy przy​czy​ni​li się do jej po​wsta​nia, do​stał od Fal​ka​ne​le​go po​dob​ny list, po​now​nie
ostrze​ga​ją​cy, że na​wet te​raz nie jest za póź​no na prze​rwa​nie prac, w prze​ciw​nym ra​zie,
sko​ro pierw​szy krok ku za​gła​dzie już zro​bio​no, ostat​ni nie jest od​le​gły. Ja​cob Ro​bert Op​‐
pen​he​imer, je​den z naj​więk​szych ame​ry​kań​skich fi​zy​ków nu​kle​ar​nych, któ​ry zna​czą​co
przy​czy​nił się do opra​co​wa​nia bom​by ato​mo​wej, po otrzy​ma​niu li​stu zre​zy​gno​wał
z udzia​łu w dal​szych ba​da​niach, mó​wiąc: „Zgrze​szy​li​śmy”. Fal​ka​ne​le​go nie uda​ło się od​‐
na​leźć. Jego sło​wa są praw​do​po​dob​ne: po​przed​nie cy​wi​li​za​cje igra​ły z ener​gią ato​mo​wą
i do​pro​wa​dzi​ły do sa​mo​za​gła​dy.

W In​diach, w cza​sach woj​ny opi​sa​nej w Ma​ha​bha​ra​cie, tak​że ba​wi​li​śmy się ener​gią

ją​dro​wą i sami sie​bie znisz​czy​li​śmy. Sy​tu​acja jest taka: dziec​ko sta​je się mło​dzień​cem
i po​peł​nia te same błę​dy, co jego oj​ciec. Oj​ciec, któ​ry się już ze​sta​rzał, ostrze​ga go;
w daw​nych cza​sach i on był ostrze​ga​ny przez swe​go ojca, lecz mło​dzi po​peł​nia​ją błę​dy
po​mi​mo ostrze​żeń star​szych. Cy​wi​li​za​cje giną, po​peł​nia​jąc błę​dy przod​ków, bo i cy​wi​li​‐
za​cje prze​cho​dzą eta​py dzie​ciń​stwa i mło​do​ści, po czym sta​rze​ją się i umie​ra​ją.

Twier​dze​nia jogi mają za sobą po​nad 20.000 lat do​świad​czeń; hi​sto​rycz​nie rzecz bio​‐

rąc, po​da​wa​nie ta​kich liczb wy​glą​da na ma​gię. Je​śli jed​nak pra​gnie się po​znać czy​jąś
mło​dość, czę​sto trze​ba się​gać wstecz, bo to, co jest praw​dzi​we dla jed​ne​go, może nie
spraw​dzić się do wszyst​kich. Ana​li​za jed​nej oso​by i zda​rze​nia nie pro​wa​dzi do ja​kich​‐
kol​wiek istot​nych wnio​sków. Dla​te​go po​wia​dam, że ob​raz ostat​nich 20.000 lat przy​po​‐
mi​na ma​gię.

Przez te 20.000 lat joga utrzy​my​wa​ła, że je​śli chcesz po​znać to, co kry​je się poza „świa​‐

to​wym” ży​ciem, mu​sisz uak​tyw​nić dru​gą po​ło​wę mó​zgu, po​łą​czo​ną z trze​cim okiem,
or​ga​nem uśpio​nym, nie​ak​tyw​nym. Gdy chcesz do​wie​dzieć się o ab​so​lu​cie, któ​ry się​ga
po​nad ma​te​rię, mu​sisz uak​tyw​nić dru​gą po​ło​wę mó​zgu. Bra​mą do tej dru​giej po​ło​wy –
trze​cim okiem – jest miej​sce, na któ​re na​kła​da​my ti​lak. Punkt ten po​ło​żo​ny jest na ze​‐
wnątrz cia​ła i od​po​wia​da we​wnętrz​ne​mu ośrod​ko​wi, któ​ry znaj​du​je się po​środ​ku czo​ła,
na głę​bo​ko​ści oko​ło 4 cm. Ten we​wnętrz​ny ośro​dek funk​cjo​nu​je jak bra​ma do trans​cen​‐
den​tal​ne​go świa​ta poza ma​te​rią.

Po​dob​nie jak w In​diach, gdzie wpro​wa​dzo​no ti​lak, w Ty​be​cie opra​co​wa​no me​to​dy

nie​mal „chi​rur​gicz​nej ope​ra​cji” dla roz​wi​nię​cia agya cha​kry. Ty​be​tań​czy​cy po​czy​ni​li
mnó​stwo wy​sił​ków dla od​kry​cia trze​cie​go oka, wię​cej niż ja​ka​kol​wiek inna cy​wi​li​za​cja.
Cała na​uka i zro​zu​mie​nie ży​cia w jego naj​róż​niej​szych aspek​tach roz​wi​nię​te w Ty​be​cie
są po​chod​ną po​zna​nia i zro​zu​mie​nia trze​cie​go oka.

Mó​wi​łem o Ed​ga​rze Cay​ce, po​da​ją​cym w tran​sie re​cep​tu​ry le​ków. W Ame​ry​ce był to

przy​pa​dek od​osob​nio​ny, a w Ty​be​cie lu​dzie szu​ka​li po​rad le​kar​skich tyl​ko u tych, któ​‐
rzy po​sie​dli umie​jęt​ność wcho​dze​nia w trans, sa​ma​dhi. Ty​be​tań​czy​cy usi​ło​wa​li do​trzeć
do trze​cie​go oka na dro​dze chi​rur​gicz​nej, otwie​ra​jąc je od ze​wnątrz. Ope​ra​cyj​ne do​tar​‐
cie do tego miej​sca róż​ni się od tech​nik we​wnętrz​nych, wy​wo​dzą​cych się z jogi i sto​so​‐
wa​nych w In​diach. Gdy po​ło​wa mó​zgu zo​sta​je uak​tyw​nio​na we​wnętrz​nie wsku​tek
prak​tyk jogi, od​by​wa się to na ba​zie roz​wo​ju świa​do​mo​ści. Otwie​ra​nie tego ośrod​ka

background image

z ze​wnątrz, bez oczysz​cze​nia i wy​sub​tel​nie​nia świa​do​mo​ści, ro​dzi ry​zy​ko nie​wła​ści​we​‐
go uży​cia mocy uak​tyw​nio​nej pół​ku​li mó​zgu, gdyż czło​wiek po​zo​sta​je taki sam, jego
świa​do​mość nie ule​gła prze​mia​nie w me​dy​ta​cji. W tym wy​pad​ku po​trzeb​na jest zmia​na
w świa​do​mo​ści – wła​śnie dzię​ki me​dy​ta​cji.

Je​śli ta pół​ku​la mó​zgu zo​sta​nie uak​tyw​nio​na bez we​wnętrz​nej prze​mia​ny, ktoś, kto

po​tra​fi wi​dzieć przez ścia​ny, może nie ura​to​wać ko​goś, kto wpadł do stud​ni, gdyż za​in​‐
te​re​su​ją go ukry​te głę​biej skar​by... A je​śli taki ktoś od​kry​je, że lu​dzie są mu po​słusz​ni,
może im na​ka​zać wszyst​ko, co tyl​ko ze​chce.

Ope​ra​cje chi​rur​gicz​ne moż​na było pro​wa​dzić i w In​diach, lecz Hin​du​si ni​g​dy tego nie

pró​bo​wa​li, gdyż prak​ty​cy jogi do​sko​na​le wie​dzie​li, że je​śli świa​do​mość nie zo​sta​nie
zmie​nio​na od we​wnątrz, uak​tyw​nia​nie tych mocy i od​da​nie ich w ręce tych, któ​rzy
mogą je nie​wła​ści​wie wy​ko​rzy​stać, jest bar​dzo nie​bez​piecz​ne. To tak, jak​by ktoś dał
dziec​ku miecz. Może ono nie tyl​ko po​za​bi​jać in​nych, ale tak​że za​szko​dzić so​bie. Za​tem
prze​mia​na świa​do​mo​ści jest ab​so​lut​nie nie​zbęd​na przed uak​tyw​nie​niem tych no​wych
mocy.

W Ty​be​cie pró​bo​wa​no wier​cić otwór w miej​scu, na któ​re na​kła​da​my ti​lak. Ty​be​tań​‐

czy​cy po​zna​li więc i do​świad​czy​li wie​lu po​tęg uśpio​ne​go umy​słu, lecz je​śli cho​dzi o dys​‐
cy​pli​nę du​cho​wą, Ty​bet nie stał się wiel​ki. Za​ska​ku​ją​ce, że choć Ty​be​tań​czy​cy po​świę​ci​‐
li temu mnó​stwo sta​rań, nie uda​ło się im do​pro​wa​dzić do prze​bu​dze​nia bud​dy. Roz​wi​‐
nę​li wie​le mocy, po​zna​li rze​czy nie​zwy​kłe, jed​nak wy​ko​rzy​sty​wa​li je dla zu​peł​nie nie​‐
istot​nych spraw.

In​die nie eks​pe​ry​men​to​wa​ły z na​rzę​dzia​mi, skon​cen​tro​wa​ły całą ener​gię na agya cha​‐

krze od we​wnątrz, aby trze​cie oko otwar​ło się dzię​ki obec​no​ści ener​gii. Do​pro​wa​dze​nie
stru​mie​nia świa​do​mo​ści aż do trze​cie​go oka wy​ma​ga wiel​kiej dys​cy​pli​ny; umysł musi
być tym sa​mym pod​nie​sio​ny na bar​dzo wy​so​ki po​ziom. W zwy​kłych wa​run​kach umysł
pod​le​ga sile gra​wi​ta​cji ścią​ga​ją​cej go w dół – na​sze umy​sły kie​ru​ją się zwy​kle ku ośrod​‐
ko​wi sek​su. Co​kol​wiek by​śmy nie ro​bi​li – za​ra​bia​li pie​nią​dze, dba​li o sta​tus spo​łecz​ny –
wszyst​ko to w nie​zwy​kle sub​tel​ny spo​sób jest pra​gnie​niem sek​su​al​nym sta​no​wią​cym
mo​ty​wa​cję do dzia​ła​nia. Je​śli za​ra​bia​my pie​nią​dze, to dla​te​go, że mamy na​dzie​ję, iż za
nie ku​pi​my seks. Szu​ka​my wyż​szej po​zy​cji w spo​łe​czeń​stwie, by być wy​star​cza​ją​co po​‐
tęż​nym dla wy​bie​ra​nia i chro​nie​nia swo​ich part​ne​rów sek​su​al​nych.

Dla​te​go w mi​nio​nych cza​sach licz​ba kró​lo​wych świad​czy​ła o wiel​ko​ści kró​la. Jest to

zresz​tą wła​ści​we kry​te​rium, bo jaka jest war​tość wła​dzy? Wła​dza, sta​tus spo​łecz​ny i pie​‐
nią​dze są tyl​ko środ​kiem słu​żą​cym za​spo​ka​ja​niu pod​sta​wo​wych pra​gnień sek​su​al​nych.
Do​pó​ki ener​gia pły​nie w dół, ku ośrod​ko​wi sek​su, jest praw​do​po​dob​ne, że bę​dziesz du​‐
cho​wo nie​zdy​scy​pli​no​wa​ny.

Je​śli chcesz skie​ro​wać swą ener​gię ku wyż​szym pla​nom, mu​sisz od​wró​cić kie​ru​nek

ru​chu ener​gii sek​su​al​nej. Ten stru​mień trze​ba skie​ro​wać gdzie in​dziej. Mu​sisz zdo​być
się na prze​nie​sie​nie ca​łej uwa​gi ku gó​rze. Ko​niecz​ny jest ruch w górę, co ozna​cza wiel​ką
du​cho​wą dys​cy​pli​nę. Na każ​dym kro​ku cze​ka​ją cię wy​zwa​nia i po​świę​ce​nia. Bę​dziesz
mu​siał stra​cić wszyst​ko to, co niż​sze, nie​oczysz​czo​ne, by w koń​cu zy​skać to, co wiel​kie
i czy​ste. Taką cenę trze​ba za​pła​cić. A gdy osią​gniesz ta​kim kosz​tem wyż​sze moce, jak
miał​byś po​zwo​lić so​bie na nie​wła​ści​we ich uży​wa​nie? Nie ma mowy o tym, gdyż kto

background image

jest zdol​ny do złe​go ko​rzy​sta​nia z tych mocy, ten zgi​nie na dłu​go przed osią​gnię​ciem
swe​go celu.

Z tej przy​czy​ny czar​na ma​gia na​ro​dzi​ła się w Ty​be​cie, dzię​ki tym ze​wnętrz​nym ope​‐

ra​cjom. To​wa​rzy​szył temu mi​ni​mal​ny roz​wój du​cho​wy i roz​ma​ite złe prak​ty​ki mo​gły
roz​kwi​tać dzię​ki po​wszech​nie do​stęp​nym po​tęż​nym mo​com.

Sufi przy​ta​cza​ją hi​sto​rię z ży​cia Je​zu​sa. Wśród chrze​ści​jan nie ma o niej ani sło​wa,

lecz sufi zna​ją mnó​stwo ta​kich opo​wie​ści, zu​peł​nie nie​zna​nych chrze​ści​ja​nom. Na​wet
mu​zuł​ma​nie zna​ją kil​ka waż​nych fak​tów z ży​cia Je​zu​sa, o któ​rych chrze​ści​ja​nie nie
mają po​ję​cia. Ta opo​wieść wy​wo​dzi się z krę​gów su​fich.

Je​zus miał trzech uczniów. Mó​wi​li mu, że sły​sze​li, ja​ko​by po​sia​dał on moc przy​wra​ca​‐

nia zmar​łych do ży​cia. Nie chcie​li zba​wie​nia ani kró​le​stwa bo​że​go, cho​dzi​ło im tyl​ko
o se​kret wskrze​sza​nia zmar​łych, by i oni po​sie​dli tę moc. Je​zus po​wie​dział im, że ni​g​dy
nie będą w sta​nie spraw​dzić owe​go za​klę​cia na so​bie, bo na cóż zda im się ta wie​dza, gdy
umrą? I cóż do​bre​go przy​nie​sie wskrze​sza​nie in​nych? Po​wie​dział im, że za​miast tego
po​ka​że im, jak w ogó​le nie umie​rać. Jed​nak ucznio​wie stwier​dzi​li, że nie lę​ka​ją się wła​‐
snej śmier​ci, cho​dzi im tyl​ko o sztu​kę oży​wia​nia zmar​łych.

W koń​cu Je​zus miał ich dość i po​ka​zał tę me​to​dę. Cała trój​ka na​tych​miast go opu​ści​ła,

wy​ru​szyw​szy na po​szu​ki​wa​nie zwłok, aby wy​pró​bo​wać za​klę​cie, za​nim za​po​mną lub
coś im się po​my​li. Nie​ste​ty, w pierw​szej wio​sce, do ja​kiej do​tar​li, nie było zwłok, uda​li
się więc do na​stęp​nej; po dro​dze na​tra​fi​li na szkie​let. Nie zna​leź​li mar​twe​go cia​ła, po​sta​‐
no​wi​li więc wy​pró​bo​wać za​klę​cie na szkie​le​cie, szkie​le​cie lwa. Za​dzia​ła​ło bły​ska​wicz​‐
nie, lew sta​nął na nogi, ryk​nął, sko​czył na nich i roz​szar​pał wszyst​kich.

Sufi po​wia​da​ją, że tyl​ko taki może być sku​tek: cie​ka​wość umy​słu po​zba​wio​ne​go

skru​pu​łów pro​wa​dzi na skraj nie​bez​piecz​nej ot​chła​ni. Wie​le se​kre​tów utrzy​my​wa​no
w ta​jem​ni​cy, by nie tra​fi​ły w nie​po​wo​ła​ne ręce. Zwy​kły czło​wiek do​sta​wał na​uki tyl​ko
tak, że do​cho​dził do ich zro​zu​mie​nia tyl​ko wte​dy, gdy na to za​słu​gi​wał.

Mo​żesz dzi​wić się, cze​mu opo​wia​dam o tym w związ​ku z ti​lak. Ti​lak na​kła​da​no na

czo​ło dziec​ka, gdy nic ono jesz​cze nie ro​zu​mia​ło. Gdy uro​sło i za​czę​ło ro​zu​mieć, mo​gło
zgłę​biać ta​jem​ni​cę ti​lak. Wy​star​czy​ło tyl​ko do​tknąć od​po​wied​nie​go punk​tu. Gdy świa​‐
do​mość dziec​ka doj​rze​je, bę​dzie mo​gło ko​rzy​stać z tego zna​ku. I nie ma zna​cze​nia, je​śli
na sto osób tyl​ko jed​nej uda się z nie​go sko​rzy​stać; ta jed​na oso​ba wy​star​czy. Je​śli ti​lak
uczy​nił choć jed​ną oso​bę świa​do​mą ośrod​ka trze​cie​go oka, speł​nił swój cel.

Ti​lak przy​pi​su​je się taką war​tość, że na​kła​da się go z oka​zji róż​nych spe​cjal​nych wy​‐

da​rzeń, jak mał​żeń​stwo czy suk​ces woj​sko​wy. Czy za​sta​na​wia​łeś się, dla​cze​go ti​lak na​‐
kła​da się przy każ​dej oka​zji jako wy​raz sza​cun​ku i ho​no​ru? Jest to sku​tek sko​ja​rzeń.
Umysł dzia​ła in​te​re​su​ją​co: chce za​po​mnieć chwi​le nie​do​li i pa​mię​tać chwi​le szczę​ścia.
Dla​te​go umysł za​po​mi​na o wszyst​kich zda​rze​niach, któ​re za​koń​czy​ły się nie​po​wo​dze​‐
niem, pa​mię​ta​jąc tyl​ko chwi​le, któ​re były szczę​śli​we. Za​wsze mamy więc wra​że​nie, że
szczę​ście spo​ty​ka​ło nas tyl​ko w prze​szło​ści. Sta​rzec za​wsze uwa​ża, że w dzie​ciń​stwie był
szczę​śli​wy. Wy​ni​ka to z tego, że umysł od​rzu​ca bo​le​sne wspo​mnie​nia i za​cho​wu​je wy​‐
łącz​nie przy​jem​ne. Gdy ktoś się​ga więc pa​mię​cią wstecz, wi​dzi samo szczę​ście. Wszel​kie
nie​szczę​śli​we zda​rze​nia po​mię​dzy chwi​la​mi szczę​ścia zo​sta​ją wy​ma​za​ne z pa​mię​ci.

background image

Żad​ne dziec​ko nie przy​zna się, że mia​ło szczę​śli​we dzie​ciń​stwo. Dzie​ci chcą jak naj​‐

szyb​ciej wy​do​ro​śleć, to star​sze oso​by mó​wią, że mia​ły szczę​śli​we dzie​ciń​stwo. To ja​kieś
nie​po​ro​zu​mie​nie. Dziec​ko za​py​ta​ne, kim chce zo​stać, od​po​wie, że chce być do​ro​słe. Sta​‐
rzec po​wie, że chciał​by wró​cić do dzie​ciń​stwa. Dziec​ko za​wsze chce wy​glą​dać jak do​ro​‐
sły, po​sta​rza się. Za​czy​na pa​lić pa​pie​ro​sy, gdyż pa​le​nie jest dla nie​go sym​bo​lem do​ro​sło​‐
ści. Psy​cho​lo​dzy twier​dzą, że 70% dzie​ci za​czy​na pa​lić, gdyż jest to sym​bol pew​ne​go pre​‐
sti​żu. Uwa​ża​ją one bo​wiem, że palą tyl​ko waż​ni i sil​ni lu​dzie suk​ce​su. Dziec​ko pa​lą​ce
przyj​mu​je więc po​sta​wę wy​pro​sto​wa​ną i czu​je, że jest kimś waż​nym, nie ja​kąś tam zwy​‐
kłą oso​bą.

Je​śli film jest ozna​czo​ny „tyl​ko dla do​ro​słych”, chłop​cy przy​kle​ją so​bie wąsy, aby tyl​‐

ko byli na nie​go wpusz​cze​ni. Dla​cze​go? Dziec​ko ma pra​gnie​nie jak naj​szyb​sze​go wy​do​‐
ro​śle​nia. Mimo to lu​dzie star​si wie​kiem mó​wią, że ich dzie​ciń​stwo było bar​dzo szczę​śli​‐
we. Dla​cze​go? Po​wo​dem jest to, że umysł spra​wia, iż za​po​mi​na​my o chwi​lach nie​szczę​‐
śli​wych, nie​szczę​ścia nie są war​te pa​mię​ta​nia.

Psy​cho​log Jean Pia​get eks​pe​ry​men​to​wał z dzieć​mi przez 40 lat. Od​krył, że wspo​mnie​‐

nia pierw​szych pię​ciu lat ży​cia są bar​dzo ni​kłe, nie​mal żad​ne, bo te lata są tak nie​szczę​‐
śli​we, że dziec​ko nie chce ich pa​mię​tać. Je​śli spró​bu​jesz przy​po​mnieć so​bie wcze​sne
dzie​ciń​stwo, we​dług Pia​ge​ta doj​dziesz do wie​ku pię​ciu, naj​da​lej czte​rech lat. Czyż​by
wcze​śniej nie for​mo​wa​ły się struk​tu​ry pa​mię​ci? Nie​praw​da. Czyż​by nic się nie dzia​ło aż
do ukoń​cze​nia pią​te​go roku ży​cia? Też nie​praw​da. Czy w tam​tych la​tach nikt cię nie
wy​ko​rzy​sty​wał? Nikt cię nie ko​chał? Wszyst​ko to mia​ło miej​sce. Dla​cze​go więc nie pa​‐
mię​ta​my tych pierw​szych czte​rech-pię​ciu lat?

Pia​get twier​dzi, że dni wcze​sne​go dzie​ciń​stwa były peł​ne nie​szczę​śli​wych zda​rzeń;

dziec​ko czu​ło się sła​be, bez​rad​ne i tak uza​leż​nio​ne, że stłu​mi​ło w so​bie pa​mięć, wy​rzu​ci​‐
ło te lata z pa​mię​ci. Gdy​by je za​py​tać, po​wie: „Nie pa​mię​tam nic sprzed czwar​te​go roku
ży​cia”, bo gdy oj​ciec ka​zał mu wstać, mu​sia​ło być po​słusz​ne, gdy mat​ka ka​za​ła mu
usiąść, mu​sia​ło wy​ko​nać jej po​le​ce​nie. Wszy​scy wo​ko​ło byli sil​niej​si, nie mo​gło ni​cze​‐
mu się sprze​ci​wiać, było bez​rad​ne jak ze​schnię​ty liść tar​ga​ny wia​trem. Mu​sia​ło ro​bić, co
mu ka​za​no, we wszyst​kim było za​leż​ne od in​nych. Wy​star​czył błysk gnie​wu w oczach
in​ne​go czło​wie​ka i dziec​ko już za​czy​na​ło się bać.

Za​mknę​ło się więc w so​bie i za​po​mnia​ło, że mia​ło ja​kie​kol​wiek ży​cie przed ukoń​cze​‐

niem czwar​te​go roku. Gdy​by je za​hip​no​ty​zo​wać i po​pro​sić o przy​po​mnie​nie so​bie tam​‐
tych zda​rzeń, na​wet z cza​su po​by​tu w ło​nie mat​ki, przy​po​mni je so​bie i do​kład​nie opi​‐
sze. Gdy pod​czas cią​ży mat​ka po​tknę​ła się i upa​dła, dziec​ko w sta​nie hip​no​zy przy​po​mni
so​bie szok to​wa​rzy​szą​cy temu zda​rze​niu. Na zwy​kłym po​zio​mie świa​do​mo​ści nie spo​‐
sób przy​wo​łać ta​kich wspo​mnień.

Jest waż​ny po​wód, dla któ​re​go łą​czy się ti​lak z chwi​la​mi szczę​ścia. Ile​kroć przy​tra​fia

się coś ra​do​sne​go, niech na czo​ło zo​sta​nie ci na​ło​żo​ny ti​lak. Za​rów​no ti​lak, jak i ra​do​sne
zda​rze​nie zo​sta​ną za​pa​mię​ta​ne na za​sa​dzie sko​ja​rzeń. War​to więc do​wie​dzieć się co nie​‐
co o pra​wie sko​ja​rzeń.

Ro​syj​ski uczo​ny Iwan Paw​łow prze​pro​wa​dził w tym za​kre​sie wie​le eks​pe​ry​men​tów.

Stwier​dził, że w na​szym ży​ciu moż​na łą​czyć wszyst​ko ze wszyst​kim, jest ono bo​wiem
sumą wszyst​kich na​szych sko​ja​rzeń. Je​den z jego eks​pe​ry​men​tów jest bar​dzo zna​ny: po​‐

background image

da​wa​nie psu je​dze​nia. Paw​łow sta​wiał mi​skę z je​dze​niem w pew​nej od​le​gło​ści, by pies
na jego wi​dok za​czął wy​dzie​lać śli​nę. Na​stęp​nie dzwo​nił dzwo​necz​kiem. Nie ma żad​ne​‐
go związ​ku mię​dzy dzwon​kiem i wy​dzie​la​niem śli​ny, lecz ile​kroć psu po​da​wa​no je​dze​‐
nie, za​czy​na​ło się wy​dzie​la​nie śli​ny – a Paw​łow dzwo​nił. Ro​bił to przez 15 dni i przez ten
czas utrwa​li​ło się men​tal​ne sko​ja​rze​nie dzwon​ka i śli​ny. Szes​na​ste​go dnia nie po​da​no je​‐
dze​nia, a gdy za​dzwo​nił dzwo​nek, pies za​czął wy​dzie​lać śli​nę. Dźwięk dzwon​ka uak​tyw​‐
nił z psiej pa​mię​ci wspo​mnie​nie po​kar​mu: dzwo​nek stał się swo​istym sym​bo​lem.

Pra​wo sko​ja​rzeń ma za​sto​so​wa​nie do ti​lak: po​łą​czo​no ten znak ze szczę​ściem. Gdy

zda​rza się coś ra​do​sne​go, na​kła​da się ti​lak. Ti​lak i szczę​ście stop​nio​wo za​czy​na​ją się ko​‐
ja​rzyć, tak bar​dzo, że nie za​po​mnisz o ti​lak. Gdy je​steś szczę​śli​wy, przy​po​mi​na ci się cza​‐
kra trze​cie​go oka. Lu​bi​my wspo​mi​nać szczę​śli​we chwi​le, ży​je​my ra​do​sny​mi wspo​mnie​‐
nia​mi, czy by​li​śmy szczę​śli​wi, czy nie. Naj​drob​niej​sze okru​chy szczę​ścia są prze​sa​dza​ne,
wy​ol​brzy​mia​my szczę​śli​we zda​rze​nia, mi​ni​ma​li​zu​je​my nie​szczę​śli​we.

Gdy pierw​szy raz spo​tka​łeś uko​cha​ną oso​bę, by​łeś taki szczę​śli​wy! Gdy o tym dziś my​‐

ślisz, po​strze​gasz to jako wiel​kie zda​rze​nie. Gdy fak​tycz​nie się spo​ty​ka​cie, szczę​ście zda​‐
je się przy​ga​sać. W cią​gu naj​bliż​szych 24 go​dzin ono znów w to​bie ro​śnie. W ży​ciu jest
bo​wiem tyle nie​szczę​ścia, że gdy​by​śmy nie po​mna​ża​li i nie wy​ol​brzy​mia​li szczę​śli​wych
chwil, trud​no by nam było prze​żyć.

Sko​ro ti​lak ko​ja​rzy się ze szczę​ściem, z po​więk​sza​niem szczę​ścia po​więk​sza się i ti​lak.

Gdy do​cho​dzi do tego czę​sto, szczę​ście ko​ja​rzy się z cza​krą trze​cie​go oka. W koń​cu za​‐
uwa​ża​my, jak uży​wa​my szczę​ścia do otwar​cia trze​cie​go oka. Stru​mień szczę​ścia może
uak​tyw​nić cza​krę trze​cie​go oka. Im czę​ściej uak​tyw​nia​my ją róż​ny​mi spo​so​ba​mi, tym
bar​dziej oka​zu​je się nam po​moc​na.

Kra​je, w któ​rych nie uży​wa​no zna​ku ti​lak, nie wie​dzą, czym jest trze​cie oko. Te zaś,

któ​re mia​ły choć naj​mniej​szy prze​błysk trze​cie​go oka, sko​rzy​sta​ły z tego. Tam, gdzie nie
ist​nia​ła kon​cep​cja trze​cie​go oka, nie moż​na było wpro​wa​dzić zna​ku ti​lak; nie było ku
temu żad​nych pod​staw. Lu​dzie nie wpa​da​ją zu​peł​nie bez po​wo​du na po​mysł na​kła​da​nia
ti​lak na czo​ło. Na​kła​da​nie ti​lak na pierw​szy lep​szy punkt na cie​le nie ma sen​su. Nie ma
tu żad​nej przy​pad​ko​wo​ści, tego ro​dza​ju prak​ty​ki mogą prze​trwać tyl​ko wte​dy, gdy ist​‐
nie​ją głę​bo​kie po​wo​dy ich sto​so​wa​nia.

Po​wiem jesz​cze coś o trze​cim oku. Może za​uwa​ży​łeś, że gdy od​czu​wasz nie​po​kój, po​‐

ja​wia się na​cisk w trze​cim oku. Z tego po​wo​du czo​ło się marsz​czy i for​mu​ją się bruz​dy –
te na​pię​cia po​wsta​ją wła​śnie w tym miej​scu, gdzie na​le​ży umie​ścić ti​lak. Ten, kto żyje
w cią​głym na​pię​ciu, sta​le roz​my​śla​jąc, może wska​zać miej​sce tego punk​tu dzię​ki od​czu​‐
wa​ne​mu uci​sko​wi.

Lu​dzie, któ​rzy w po​przed​nich ży​wo​tach pra​co​wa​li nad trze​cim okiem, w chwi​li na​ro​‐

dzin mają na czo​le, do​kład​nie w punk​cie od​po​wia​da​ją​cym trze​cie​mu oku, coś w ro​dza​ju
zna​ku ti​lak. Punkt ten jest de​li​kat​nie za​zna​czo​ny, jak​by znaj​do​wał się tam ti​lak. Je​śli do​‐
tkniesz go pal​cem, po​czu​jesz ma​leń​ką opu​chli​znę do​kład​nie w tym miej​scu, gdzie w po​‐
przed​nich ży​wo​tach na​no​szo​no ti​lak. Tuż za ti​lak lub tika znaj​du​je się trze​cie oko.

Hip​no​ty​ze​rzy prze​pro​wa​dzi​li eks​pe​ry​ment. Jean Mar​tin Char​cot był wiel​kim fran​cu​‐

skim psy​cho​lo​giem, zaj​mu​ją​cym się wpły​wem na czło​wie​ka przez sku​pia​nie wzro​ku na

background image

jego czo​le. Skup nie​ru​cho​my wzrok na czy​imś czo​le, a ta oso​ba bę​dzie roz​gnie​wa​na i nie
po​zwo​li ci kon​ty​nu​ować tego eks​pe​ry​men​tu. Uzna​je się to za po​stę​po​wa​nie nie​etycz​ne.
Cza​kra trze​cie​go oka znaj​du​je się w głę​bi czo​ła, oko​ło 4 cm od po​wierzch​ni, czy​li bar​dzo
bli​sko. Gdy ktoś idzie przed tobą, a ty pa​trzysz nie​ru​cho​mym wzro​kiem na tył jego gło​‐
wy, tak na po​zio​mie trze​cie​go oka, po paru se​kun​dach czło​wiek od​wró​ci się, ro​zej​rzy się
wo​ko​ło. Kon​ty​nu​ując eks​pe​ry​ment przez kil​ka dni, po​da​jąc ko​muś men​tal​ne su​ge​stie,
za​uwa​żysz, że je od​bie​rze.

Je​śli przez kil​ka se​kund sku​piasz nie​ru​cho​my wzrok na tyle gło​wy tej oso​by, nie mru​‐

ga​jąc po​wie​ka​mi, ten czło​wiek obej​rzy się za sie​bie. W tej chwi​li moż​na men​tal​nie na​ka​‐
zać mu zro​bie​nie cze​goś. Je​śli ka​żesz mu skrę​cić w lewo, zro​bi to, choć bę​dzie od​czu​wał
za​kło​po​ta​nie, być może miał za​miar skrę​cić w pra​wo. Pro​wadź ten eks​pe​ry​ment przez
ja​kiś czas, a jego efek​ty cię za​sko​czą. Od​le​głość mię​dzy tyl​ną czę​ścią gło​wy a trze​cim
okiem jest więk​sza niż od​le​głość trze​cie​go oka do po​wierzch​ni czo​ła. Gdy​by zro​bić ten
eks​pe​ry​ment z przo​du, efek​ty by​ły​by jesz​cze cie​kaw​sze...

Lu​dzie prak​ty​ku​ją​cy fał​szy​wy shak​ti​pat, prze​kaz ener​gii, są w sta​nie do​ko​nać tego

po​przez cza​krę trze​cie​go oka. Je​śli usią​dziesz z za​mknię​ty​mi ocza​mi przed ja​kimś świą​‐
to​bli​wym czło​wie​kiem czy mni​chem, my​ślisz, że on na​praw​dę coś robi, on zaś tyl​ko
sku​pia wzrok na tym punk​cie two​je​go czo​ła i men​tal​nie po​da​je ci su​ge​stię. Je​śli po​wie:
„Po​ja​wia się w to​bie ja​sne świa​tło”, po​czu​jesz w so​bie obec​ność świa​tła. To świa​tło nie
zo​sta​nie z tobą, jak tyl​ko się roz​sta​nie​cie, znik​nie. Nie​kie​dy ta ilu​zja świa​tła może trwać
dwa-trzy dni, po czym ga​śnie. To nie jest pra​dzi​wy shak​ti​pat, ale nic nie zna​czą​ce ćwi​‐
cze​nie cza​kry trze​cie​go oka.

Trze​cie oko to uni​kal​ny dar i moż​na go wy​ko​rzy​stać na nie​zli​czo​ną ilość spo​so​bów.

Gdy chrze​ści​jań​scy mi​sjo​na​rze przy​by​li na po​łu​dnie In​dii, nie​któ​rzy z nich za​czę​li na​‐

kła​dać so​bie ti​lak. Oko​ło ty​sią​ca lat temu wa​ty​kań​ski sąd za​żą​dał więc od tych mi​sjo​na​‐
rzy wy​ja​śnień. Kil​ku za​czę​ło no​sić świę​tą nić, paru na​ło​ży​ło ti​lak, nie​któ​rzy mie​li na​wet
na no​gach drew​nia​ne san​da​ły, żyli jak hin​du​scy san​ny​asi​ni.

Wa​ty​kań​ski sąd uznał, że mi​sjo​na​rze po​stę​pu​ją nie​wła​ści​wie. Ci twier​dzi​li, że na​kła​‐

da​jąc ti​lak, nie sta​li się hin​du​sa​mi, po​zna​li dzię​ki temu se​kret. Po​dob​nie no​sze​nie drew​‐
nia​nych san​da​łów nie uczy​ni​ło ich hin​du​sa​mi: do​wie​dzie​li się, że drew​nia​ne san​da​ły za​‐
po​bie​ga​ją roz​pra​sza​niu ener​gii w me​dy​ta​cji, więc to, co bez san​da​łów za​ję​ło​by im mie​‐
sią​ce, na​stę​po​wa​ło bar​dzo szyb​ko. Do​da​li na ko​niec, że je​śli hin​du​si po​zna​li se​kre​ty, to
chrze​ści​jań​scy mi​sjo​na​rze oka​za​li​by się głup​ca​mi, gdy​by z tego nie sko​rzy​sta​li.

Hin​du​si zna​ją wie​le se​kre​tów; by​ło​by zdu​mie​wa​ją​ce, gdy​by ich nie zna​li, pa​ra​jąc się

re​li​gią od 20.000 lat. Od 20.000 lat naj​in​te​li​gent​niej​si i naj​mą​drzej​si spo​śród nich po​‐
świę​ca​li ży​cie jed​ne​mu ce​lo​wi: po​szu​ki​wa​niu praw​dy. Byli owład​nię​ci jed​nym pra​gnie​‐
niem: po​zna​nia praw​dy poza ra​ma​mi eg​zy​sten​cji, uj​rze​nia nie​wi​dzial​ne​go, spo​tka​nia
bez​fo​rem​ne​go. By​ło​by zdu​mie​wa​ją​ce, gdy​by nie wie​dzie​li nic, po​świę​ciw​szy całą in​te​li​‐
gen​cję tyl​ko jed​nej kwe​stii – do tego przez całe 20.000 lat. Na​tu​ral​ne, że do cze​goś do​szli.
Jed​nak przez ostat​nich 200 lat za​szły zda​rze​nia bar​dzo nie​po​ko​ją​ce.

Ten kraj prze​żył set​ki na​jaz​dów, ale ża​den z na​jeźdź​ców nie na​ru​szył jego ży​we​go

rdze​nia. Nie​któ​rzy szu​ka​li bo​gactw, inni ku​si​li się na oku​pa​cję, jesz​cze inni chcie​li pa​ła​‐

background image

ców i zam​ków, ale nikt nie zdo​łał za​ata​ko​wać In​dii od we​wnątrz – uwa​gi na​jeźdź​ców
nic ta​kie​go nie przy​cią​ga​ło. W koń​cu, po raz pierw​szy w hi​sto​rii, za​chod​nia cy​wi​li​za​cja
przy​pu​ści​ła atak na we​wnętrz​ne ży​cie tego kra​ju. Naj​prost​szą me​to​dą było odłą​cze​nie
go od jego dłu​giej hi​sto​rii i znisz​cze​nie ca​łej prze​szło​ści. Stwo​rzo​no prze​paść mię​dzy
ludź​mi a ich hi​sto​rią. Tak po​zba​wio​no lu​dzi ko​rze​ni i uczy​nio​no ich bez​sil​ny​mi.

Gdy​by cy​wi​li​za​cja Za​cho​du mia​ła być dziś znisz​czo​na, nie trze​ba by​ło​by uni​ce​stwiać

jej bu​dow​li, kin, te​atrów czy ho​te​li. Wy​star​czy​ło​by znisz​czyć pięć naj​słyn​niej​szych uni​‐
wer​sy​te​tów i kul​tu​ra Za​cho​du od​cho​dzi w nie​pa​mięć, gdyż nie opie​ra się na ki​nach, ho​‐
te​lach czy ni​ght clu​bach. Nie ma zna​cze​nia, czy ta​kie rze​czy prze​trwa​ją. Je​śli jed​nak
znisz​cze​niu ule​gnie kil​ka zna​mie​ni​tych uni​wer​sy​te​tów, cy​wi​li​za​cja Za​cho​du za​cznie
po​wo​li umie​rać i w koń​cu roz​pad​nie się w pył. Fak​tycz​ną pod​sta​wą wszyst​kich kul​tur
są źró​dła ich wie​dzy. Ko​rze​nie da​nej cy​wi​li​za​cji wy​ra​sta​ją z łań​cu​cha gro​ma​dzo​nej
przez po​ko​le​nia wie​dzy. Wy​rwij z dzie​jów hi​sto​rię tyl​ko dwóch po​ko​leń, a kraj zo​sta​nie
po​zba​wio​ny moż​li​wo​ści dal​sze​go roz​wo​ju.

Taka jest róż​ni​ca mię​dzy ludź​mi i zwie​rzę​ta​mi. Zwie​rzę​ta nie mogą się roz​wi​jać, gdyż

nie mają szkół. Nie po​tra​fią prze​ka​zy​wać wie​dzy z po​ko​le​nia na po​ko​le​nie. Od uro​dze​‐
nia zwie​rzę, tak jak jego ro​dzi​ce, jego po​tom​stwo, bę​dzie żyć iden​tycz​nie. Lu​dzie mogą
po​móc swo​im dzie​ciom, wła​śnie dzię​ki edu​ka​cji, aby swe ży​cie roz​po​czy​na​ły od miej​‐
sca, do któ​re​go do​szli ich ro​dzi​ce. Mamy więc pew​ną cią​głość wie​dzy. Cały roz​wój ludz​‐
kiej cy​wi​li​za​cji opie​ra się na prze​ka​zie wie​dzy gro​ma​dzo​nej z po​ko​le​nia na po​ko​le​nie.

Gdy​by wszy​scy do​ro​śli po​sta​no​wi​li przez naj​bliż​sze 20 lat nie uczyć swych dzie​ci,

utra​ci​li​by​śmy nie tyl​ko wie​dzę 20 lat, prze​pa​dła​by wie​dza gro​ma​dzo​na przez po​nad
20.000 lat! Nie moż​na tego na​pra​wić w cią​gu na​stęp​nych 20 lat, po​trze​ba na to 20.000
lat. Ta​kie są skut​ki nie​cią​gło​ści w prze​ka​zie na​gro​ma​dzo​nej wie​dzy.

Tak wła​śnie 200 lat bry​tyj​skiej do​mi​na​cji w In​diach stwo​rzy​ło ogrom​ną prze​paść.

Prze​rwa​niu ule​gło wie​le po​łą​czeń ze sta​ro​żyt​ną wie​dzą i mą​dro​ścią. In​die mu​sia​ły się
utoż​sa​mić z zu​peł​nie inną cy​wi​li​za​cją i kul​tu​rą, z któ​rą sta​ro​żyt​ni nie mie​li nic wspól​‐
ne​go. Hin​du​si my​ślą, że ich cy​wi​li​za​cja jest bar​dzo sta​ra, lecz są w błę​dzie, sta​no​wią za​‐
le​d​wie 200-let​nią spo​łecz​ność. Bry​tyj​czy​cy są dziś o wie​le star​si niż Hin​du​si. Wie​dza,
któ​ra dziś do​stęp​na jest w In​diach, to zwy​czaj​ne śmie​ci, zresz​tą po​zo​sta​wio​ne przez in​‐
nych. Całą wie​dzę In​dii sta​no​wi to, co Za​chód po​sta​no​wi dać In​diom. To, co In​die zna​ły
wcze​śniej, utra​co​no za jed​nym po​cią​gnię​ciem.

Gdy zła​mie się drze​wo wie​dzy, lu​dzie są jak sta​do głup​ców. Je​śli wyj​dziesz na uli​cę

z tika na​ło​żo​nym na czo​ło i ktoś cię za​py​ta, cze​mu to no​sisz, czu​jesz wstyd, bo nie masz
od​po​wie​dzi. Mo​żesz stwier​dzić: „Ot, tak. Oj​ciec tego chce, więc no​szę. Co mam ro​bić?
Coś prze​cież trze​ba na sie​bie na​rzu​cić”. Tak więc obec​nie no​sze​nie tika z ra​do​ścią jest
trud​ne, je​śli nie nie​moż​li​we. Oczy​wi​ście ktoś się sku​si, kto nie boi się in​nych lu​dzi. Robi
to nie dla​te​go, że wie, o co tu cho​dzi, ale dla​te​go, że ktoś kie​dyś mu to do​ra​dził.

Gdy po​wią​za​nia z praw​dzi​wą wie​dzą są ze​rwa​ne, trud​no uży​wać sym​bo​li ze​wnętrz​‐

nych. Do​cho​dzi do tra​ge​dii: lu​dzie in​te​li​gent​ni trzy​ma​ją się od tego z da​le​ka, a prze​cież
coś ma sens tyl​ko wte​dy, gdy an​ga​żu​ją się w to lu​dzie in​te​li​gent​ni.

In​te​re​su​ją​ce jest, że kie​dy ta​kie nie​szczę​ście spa​da na daną cy​wi​li​za​cję, kie​dy tra​ci ona

background image

więź z wie​dzą lat mi​nio​nych, in​te​lek​tu​ali​ści od​su​wa​ją się jak naj​da​lej, gdyż nie chcą
wyjść na głup​ców. Nie​świa​do​me masy pró​bu​ją za​cho​wać sym​bo​le i prze​strze​gać okre​‐
ślo​nych ry​tu​ałów, to​też sym​bo​le i ry​tu​ały trwa​ją przez ja​kiś czas, po czym umie​ra​ją
śmier​cią na​tu​ral​ną.

Cza​sem pew​ne war​to​ścio​we rze​czy są prze​cho​wy​wa​ne przez lu​dzi nie​wie​dzą​cych

i za​co​fa​nych. Ci, któ​rzy twier​dzą, że coś ro​zu​mie​ją, zni​ka​ją przy pierw​szej spo​sob​no​ści.
Ży​cie jest zło​żo​ne.

Je​śli In​die za​pra​gną przy​wró​cić ze​rwa​ne po​łą​cze​nia z prze​szło​ścią, lu​dzie mu​szą

uważ​nie przyj​rzeć się każ​de​mu ry​tu​ało​wi pro​wa​dza​ne​mu przez po​grą​żo​ne w igno​ran​‐
cji i nie​wy​kształ​co​ne masy. Wszyst​ko, co one ro​bią, nie jest prze​cież po​zba​wio​ne pod​‐
staw. Sym​bo​le, ja​ki​mi się po​słu​gu​ją, są po​wią​za​ne z prze​szło​ścią li​czą​cą 20.000 lat! Ci lu​‐
dzie mogą nie umieć wy​tłu​ma​czyć, dla​cze​go ro​bią pew​ne rze​czy, ale tak już jest. Pew​ne​‐
go dnia może na​wet po​dzię​ku​je​my im za to, że przy​naj​mniej oca​li​li sym​bo​le tej wie​dzy,
sym​bo​le, któ​re trze​ba pod​dać głę​bo​kim ana​li​zom.

Za​tem to, co w dzi​siej​szych In​diach ro​bią nie​wy​kształ​ce​ni lu​dzie, na​le​ży znów po​łą​‐

czyć z wie​dzą, któ​rą mie​li​śmy 200 lat temu. Tyl​ko tak mo​że​my oży​wić i na​tchnąć no​‐
wym ży​ciem głę​bo​kie zro​zu​mie​nie, ja​kie wy​ra​sta​ło tu przez mi​nio​ne 20.000 lat. Wte​dy
prze​ko​na​my się, jak bli​scy by​li​śmy po​peł​nie​nia sa​mo​bój​stwa.

background image

Roz​dział 4

Idole, posągi i rytuały oddawania czci

Dok​tor Frank Ru​dolf spę​dził całe ży​cie na ba​da​niu zdu​mie​wa​ją​ce​go zja​wi​ska. Chcę

o tym po​wie​dzieć, abyś mógł zro​zu​mieć, czym jest czcze​nie boż​ków. Dr Ru​dolf szcze​gó​‐
ło​wo zba​dał tę kwe​stię i do​szedł do za​ska​ku​ją​cych wnio​sków co do pro​ce​su, któ​ry od
daw​na funk​cjo​nu​je w naj​bar​dziej pry​mi​tyw​nych spo​łecz​no​ściach.

Pew​ne ple​mio​na wie​rzą, że za po​mo​cą gli​nia​nej ku​kły re​pre​zen​tu​ją​cej daną oso​bę

moż​na spra​wić, by za​pa​dła ona na ja​kąś cho​ro​bę. Uwa​ża się, że moż​na tak na​wet spro​‐
wa​dzić na ko​goś śmierć. Dr Ru​dolf spę​dził 30 lat, chcąc wy​ja​śnić, jak do​cho​dzi do prze​‐
nie​sie​nia cho​ro​by przez sym​bo​li​zu​ją​cy ko​goś przed​miot. Spę​dził wie​le lat wśród ple​‐
mion Ama​zo​nii i pod​cho​dził do tego bar​dzo scep​tycz​nie, czy​li na​uko​wo, jed​nak set​ki
razy wi​dział na wła​sne oczy prze​sy​ła​nie cho​ro​by, na​wet je​śli dany czło​wiek znaj​do​wał
się w od​le​gło​ści se​tek ki​lo​me​trów.

Wie​lo​let​nie ba​da​nia utwier​dzi​ły go co do praw​dzi​wo​ści ta​kich zda​rzeń. Po wszyst​‐

kich eks​pe​ry​men​tach do​szedł do trzech głów​nych wnio​sków: przede wszyst​kim nie
było ko​niecz​ne, aby gli​nia​na ku​kła do​kład​nie przy​po​mi​na​ła oso​bę, na któ​rą cho​ro​ba lub
śmierć ma być ze​sła​na – spo​rzą​dze​nie ta​kiej ku​kły by​ło​by trud​ne na​wet dla do​świad​czo​‐
ne​go rzeź​bia​rza. Nie ma ta​kiej po​trze​by, waż​ne jest men​tal​ne usta​le​nie kształ​tu i prze​‐
nie​sie​nie go na fi​gur​kę sym​bo​li​zu​ją​cą daną oso​bę. Słu​ży temu pew​na me​to​da... Za​my​ka
się oczy, przy​po​mi​na daną po​stać, po czym men​tal​nie na​rzu​ca jej wła​sną wolę – jest to
waż​ny akt sym​bo​licz​ny.

Mó​wi​łem już o ti​lak i jo​dze, któ​ra od​kry​ła trze​cie oko znaj​du​ją​ce się mię​dzy brwia​mi,

oraz o wiel​kiej mocy w nim zgro​ma​dzo​nej: jest to gi​gan​tycz​ny na​daj​nik. Je​śli po​pro​sisz
syna lub słu​żą​ce​go, by coś zro​bi​li i czu​jesz, że mogą od​mó​wić, zrób eks​pe​ry​ment. Skon​‐
cen​truj swą ener​gię na ośrod​ku mię​dzy ocza​mi i po​wiedz, cze​go od nich chcesz – uda się
to dzie​więć razy na dzie​sięć. Gdy zro​bisz to bez sku​pia​nia się w ten spo​sób, nie da to żad​‐
ne​go efek​tu. Każ​da idea czy myśl na​sy​co​na ener​gią skon​cen​tro​wa​ną mię​dzy ocza​mi wę​‐
dru​je bły​ska​wicz​nie i ma wiel​ką moc.

Je​śli, ko​rzy​sta​jąc z ca​łej ener​gii cza​kra​mu trze​cie​go oka, sku​pisz się na wy​obra​że​niu

da​nej oso​by, a po​tem skie​ru​jesz je na gli​nia​ną ku​kłę, prze​sta​nie być gli​nia​na. Gli​na zo​‐
sta​nie na​ener​ge​ty​zo​wa​na two​ją skon​cen​tro​wa​ną wolą. Je​śli men​tal​nie przez mi​nu​tę bę​‐
dziesz wsą​czać w nią ja​kąś cho​ro​bę, oso​ba sym​bo​li​zo​wa​na przez daną fi​gur​kę za​pad​nie
na nią. Obo​jęt​ne jak da​le​ko ta oso​ba się znaj​du​je, ma to na nią wpływ, może się na​wet
skoń​czyć śmier​cią.

Dr Ru​dolf pi​sze, że pod​czas eks​pe​ry​men​tów dzia​ły się rze​czy nie​wia​ry​god​ne. Na wła​‐

sne oczy wi​dział, jak tu​byl​cy za po​mo​cą re​pli​ki drze​wa spra​wi​li, że rze​czy​wi​ste drze​wo
ze​schło na wiór. Pięk​ne drze​wo, zie​lo​ne i zdro​we, skar​ło​wa​cia​ło, a jego li​ście zwię​dły.
Mimo na​wad​nia​nia w cią​gu mie​sią​ca drze​wo za​cho​ro​wa​ło i zwię​dło. To, co przy​tra​fi​ło
się drze​wu, mo​gło spo​tkać i czło​wie​ka.

background image

Mó​wię o od​kry​ciach dr. Ru​dol​fa, gdyż czcze​nie boż​ków jest po​dob​ne, tyle że dzia​ła

w głęb​szym wy​mia​rze. Sko​ro umie​my da​nej oso​bie prze​słać cho​ro​bę i śmierć, nie ma
po​wo​du, dla któ​re​go nie moż​na na​wią​zać bądź przy​wró​cić kon​tak​tu ze zmar​ły​mi. Nie
ma też po​wo​du, dla któ​re​go nie mie​li​by​śmy do​ko​nać przej​ścia – z po​mo​cą ido​la – ku
wszech​prze​ni​ka​ją​ce​mu i nie​prze​ja​wio​ne​mu.

U pod​staw czcze​nia boż​ków leży zwią​zek mię​dzy umy​słem czło​wie​ka i umy​słem ko​‐

smicz​nym. Po​trzeb​ny jest po​most mię​dzy nimi, a moż​na go zbu​do​wać. Idol jest pró​bą
stwo​rze​nia ta​kie​go po​mo​stu. Tyl​ko coś za​ma​ni​fe​sto​wa​ne​go, jak kształt ido​la, może stać
się po​mo​stem, gdyż nie jest moż​li​we na​wią​za​nie bez​po​śred​nie​go kon​tak​tu z tym, co
bez​fo​rem​ne.

Nie​za​leż​nie od tego, co moż​na po​wie​dzieć o bez​fo​rem​nym i nie-prze​ja​wio​nym, to tyl​‐

ko nic nie wno​szą​ca ga​da​ni​na. Wszyst​kie do​zna​nia umy​słu są do​zna​nia​mi for​my
i kształ​tu, nie mamy żad​ne​go do​zna​nia bez​fo​rem​no​ści, a sło​wa nie mogą obu​dzić tego,
cze​go ni​g​dy nie do​zna​łeś. Ży​jąc for​ma​mi, bę​dziesz da​lej ga​dać o bez​fo​rem​nym. Je​śli
chcesz na​wią​zać kon​takt z bez​fo​rem​nym, mu​sisz stwo​rzyć coś, co ma for​mę i jest bez​fo​‐
rem​ne. Oto se​kret ido​la.

Przed​sta​wię to jesz​cze ina​czej. Z na​sze​go punk​tu wi​dze​nia po​trze​bu​je​my łącz​ni​ka

o wi​dzial​nej po​sta​ci, lecz za​wie​ra​ją​ce​go coś bez​fo​rem​ne​go, z jed​nej stro​ny prze​ja​wio​ne​‐
go, z dru​giej się​ga​ją​ce​go do bo​sko​ści, sta​ją​ce​go się nie​prze​ja​wio​nym. Je​śli idol jest tyl​ko
ido​lem, nie może być po​mo​stem; je​śli jest cał​ko​wi​cie bez​fo​rem​ny, też nie może być łącz​‐
ni​kiem. Idol musi być wi​dzial​ny z na​szej stro​ny i roz​ta​piać się w bez​fo​rem​nym po dru​‐
giej stro​nie.

Okre​śle​nie „czcze​nie boż​ków” jest błęd​ne, zdzi​wi cię to pew​nie, ale jest cał​ko​wi​cie

błęd​ne. Wy​ni​ka to z tego, że dla ko​goś, kto wie, jak skła​dać akty czci, idol nie jest tyl​ko
ido​lem. Ten, kto tyl​ko wi​dzi ido​la, nie ma po​ję​cia, czym jest akt czci i jak na​le​ży go ro​bić.
Po​słu​gu​je​my się tu dwo​ma sło​wa​mi: jed​nym jest idol, bo​żek, dru​gim jest akt czci. Dana
oso​ba nie może jed​no​cze​śnie do​zna​wać obu tych kon​cep​cji. Sło​wo „idol” jest dla tych,
któ​rzy ni​g​dy nie od​da​wa​li się ak​tom czci, a sfor​mu​ło​wa​nie „akt czci” po​cho​dzi od tych,
któ​rzy ni​g​dy nie wi​dzie​li ido​la.

Z in​ne​go punk​tu wi​dze​nia moż​na rzec, że akt czci spra​wia znik​nię​cie ido​la. To sztu​ka

po​wol​ne​go od​rzu​ca​nia prze​ja​wio​ne​go i wkra​cza​nia w nie​prze​ja​wio​ne. For​ma prze​ja​‐
wio​na stop​nio​wo się roz​ta​pia w nie​prze​ja​wio​nym; wraz z po​głę​bia​niem się aktu po​zo​‐
sta​je tyl​ko nie​prze​ja​wio​ne. „Czcze​nie boż​ków” jest więc zwro​tem sprzecz​nym w so​bie.
Kto od​da​je się ak​tom re​li​gij​nej czci, ten jest za​sko​czo​ny, gdzie wła​ści​wie jest idol. Ktoś,
kto ni​g​dy nie za​to​pił się w uwiel​bie​niu, za​sta​na​wia się, co może zdzia​łać ja​kiś ka​mien​ny
idol. Te dwa typy ludz​kie mają od​mien​ne do​zna​nia, mię​dzy któ​ry​mi nie ma żad​nej
wspól​nej płasz​czy​zny.

W świą​ty​ni wi​dzisz tyl​ko ido​la, gdyż nie je​steś w sta​nie zo​ba​czyć sa​me​go aktu uwiel​‐

bie​nia. Me​era, hin​du​ska mi​stycz​ka, któ​ra sta​ła się sym​bo​lem re​li​gij​ne​go od​da​nia, jest
za​to​pio​na w ak​cie uwiel​bie​nia, czci... Dla niej idol nie ist​nie​je. Gdy praw​dzi​wy akt czci
po​głę​bia się, idol roz​pły​wa się w ni​cość. Wi​dzi​my boż​ki, gdyż nie wie​my, czym jest akt
od​da​nia. Im mniej w świe​cie ta​kich ak​tów, tym wię​cej boż​ków. Gdy po​ja​wi się ich mnó​‐
stwo, akty uwiel​bie​nia za​pew​ne znik​ną. Ido​le trze​ba więc znisz​czyć, bo na co się przy​da​‐

background image

dzą? Nie będą mia​ły żad​ne​go zna​cze​nia.

Zwy​kle my​śli​my, że im ktoś jest pry​mi​tyw​niej​szy, tym chęt​niej zo​sta​je czci​cie​lem

boż​ków, a gdy na​bie​ra in​te​li​gen​cji, po​rzu​ca boż​ki. To nie​praw​da. W rze​czy​wi​sto​ści akty
czci mają wła​sne pod​sta​wy na​uko​we. Im je​ste​śmy więk​szy​mi igno​ran​ta​mi, tym trud​‐
niej bę​dzie nam po​jąć, o co w tym cho​dzi.

W związ​ku z tym trze​ba wspo​mnieć o pew​nym zda​rze​niu. My​li​my się są​dząc, że czło​‐

wiek po​czy​nił po​stę​py we wszyst​kich dzie​dzi​nach, że prze​szedł peł​ną ewo​lu​cję. Ludz​kie
ży​cie jest tak ol​brzy​mie, że je​śli zro​bisz je​den krok w ja​kimś kie​run​ku, nie zda​jesz so​bie
spra​wy, jak bar​dzo w tyle zo​sta​jesz w in​nych. Sko​ro na​uka zro​bi​ła wiel​ki krok na​przód,
je​ste​śmy zu​peł​nie za​co​fa​ni w re​li​gii. A kie​dy roz​kwi​ta re​li​gia, na​uka zo​sta​je w tyle. Roz​‐
wi​ja​jąc się w jed​nym kie​run​ku, za​po​mi​na​my zu​peł​nie o in​nych.

W roku 1880 od​kry​to w Eu​ro​pie gro​ty Al​ta​mi​ry. W ja​ski​niach moż​na zna​leźć ko​lo​ro​‐

we ryty na​skal​ne, ma​ją​ce po​noć 20.000 lat, lecz ko​lo​ry tych ry​sun​ków są tak świe​że, jak​‐
by po​wsta​ły wczo​raj. Z tego po​wo​du Don Mar​cel​la​no, od​kryw​cę ja​skiń, kry​ty​ko​wa​no
w ca​łej Eu​ro​pie. Wszy​scy po​są​dza​li go o fał​szer​stwo. Ar​ty​ści, któ​ry wi​dzie​li te ry​sun​ki,
twier​dzi​li, że Don Mar​cel​la​no oszu​ku​je lu​dzi, bo tak świe​że ko​lo​ry nie mogą po​cho​dzić
ze sta​ro​żyt​no​ści.

Ich sło​wa mia​ły nie​co słusz​no​ści, gdyż stu​let​nie ob​ra​zy van Go​gha już są wy​bla​kłe;

ob​ra​zy Pi​cas​sa ma​lo​wa​ne za jego mło​do​ści wy​glą​da​ją tak sta​ro jak on sam u schył​ku ży​‐
cia. Far​by uży​wa​ne przez współ​cze​snych ma​la​rzy nie wy​trzy​mu​ją na​wet stu lat, pło​wie​‐
ją.

Gdy ukoń​czo​no ba​da​nia w ja​ski​niach od​kry​tych przez Don Mar​cel​la​no, do​wie​dzio​no

po​nad wszel​ką wąt​pli​wość, że li​czą one so​bie po​nad 20.000 lat. I oto jest wiel​ka ta​jem​ni​‐
ca, bo wy​da​je się, że lu​dzie, któ​rzy ma​lo​wa​li ry​sun​ki w ja​ski​niach, wie​dzie​li wię​cej o ko​‐
lo​rach niż my obec​nie. Uda​ło nam się do​trzeć na Księ​życ, ale nie umie​my spo​rzą​dzić far​‐
by, któ​ra prze​trwa​ła​by sto lat. Ci, któ​rzy ma​lo​wa​li 20.000 lat temu wie​dzie​li chy​ba o far​‐
bach dużo wię​cej.

Egip​skie mu​mie mają 5.000 lat. Są to cia​ła zmar​łych, po​nie​waż jed​nak do​brze je za​‐

kon​ser​wo​wa​no, wy​glą​da​ją, jak​by ci lu​dzie zmar​li wczo​raj. Nie uda​ło nam się od​kryć
środ​ka uży​wa​ne​go do mu​mi​fi​ka​cji. Jak te cia​ła prze​trwa​ły 5.000 lat? Nie wi​dać po nich
śla​du roz​kła​du, nie wie​my, czym je sku​tecz​nie za​bal​sa​mo​wa​no.

Ogrom​nych gła​zów na szczy​tach pi​ra​mid nie umiesz​cza​no za po​mo​cą dźwi​gów, ja​ki​‐

mi dziś dys​po​nu​je​my. Pod​nie​sie​nie ich na taką wy​so​kość zda​je się prze​kra​czać ludz​kie
moż​li​wo​ści, ale nie każ​de​mu spodo​ba się, że lu​dzie w tam​tych cza​sach mie​li dźwi​gi. Mu​‐
sie​li znać ja​kąś tech​no​lo​gię, o któ​rej mo​że​my tyl​ko snuć do​my​sły, któ​ra po​zwa​la​ła im
dźwi​gać te gła​zy w górę.

Praw​dy ży​cia są wie​lo​wy​mia​ro​we. Daną pra​cę moż​na wy​ko​nać wie​lo​ma me​to​da​mi,

róż​ny​mi tech​ni​ka​mi, gdyż ży​cie jest tak wiel​kie, że dzia​ła​jąc w jed​nym kie​run​ku, za​po​‐
mi​na​my o po​zo​sta​łych.

Ido​le są dzie​łem wy​so​ko roz​wi​nię​tych lu​dzi. To jest cie​ka​we: idol jest po​mo​stem łą​‐

czą​cym czło​wie​ka z ota​cza​ją​cą go ko​smicz​ną siłą, za​tem lu​dzie, któ​rzy roz​wi​nę​li sztu​kę
uży​wa​nia ido​li, po​ło​ży​li pod​wa​li​ny pod zro​zu​mie​nie osta​tecz​nej ta​jem​ni​cy ży​cia.

background image

Twier​dzi​my, że od​kry​li​śmy elek​trycz​ność. Na pew​no je​ste​śmy bar​dziej za​awan​so​wa​‐

ni i po​słu​gu​je​my się bar​dziej zło​żo​ną tech​no​lo​gią w po​rów​na​niu z ist​nie​ją​cy​mi wcze​‐
śniej spo​łecz​no​ścia​mi, któ​re nie mia​ły po​ję​cia o elek​trycz​no​ści. Od​kry​li​śmy fale ra​dio​‐
we, po​tra​fi​my prze​słać wia​do​mość z kra​ju do kra​ju w cią​gu se​kun​dy; je​ste​śmy więc bar​‐
dziej roz​wi​nię​ci niż lu​dzie, któ​rzy po​le​ga​li wy​łącz​nie na sile gło​su da​ją​cej kon​takt za​le​d​‐
wie na kil​ka​dzie​siąt me​trów.

W po​rów​na​niu z tymi, któ​rzy umie​li stwo​rzyć po​most łą​czą​cy ich z naj​po​tęż​niej​‐

szym źró​dłem ży​cia, je​ste​śmy jak dzie​ci. Na​sza elek​trycz​ność, ra​dio i po​dob​ne wy​na​laz​‐
ki to zwy​kłe za​baw​ki. Sztu​kę na​wią​zy​wa​nia kon​tak​tu z osta​tecz​ną ta​jem​ni​cą ży​cia od​‐
kry​li lu​dzie, któ​rzy cięż​ko nad tym pra​co​wa​li.

Jed​nym z aspek​tów ido​la jest to, co może doj​rzeć czło​wiek. Prócz tego otwie​ra on

okien​ko wio​dą​ce poza for​mę, ku bez​fo​rem​no​ści. Okno w domu musi mieć kształt i for​‐
mę, po​dob​nie dom jak i okno nie może być bez​fo​rem​ne. Gdy otwie​rasz okno i pa​trzysz
w nie​bo, wkra​czasz jed​nak w bez​fo​rem​ność. Je​śli ko​muś po​wiem, kto ni​g​dy nie otwie​rał
okna, że po jego otwo​rze​niu zo​ba​czy bez​fo​rem​ne, stwier​dzi, że je​stem sza​lo​ny. Jak moż​‐
na zo​ba​czyć nie​skoń​czo​ne przez tak małe okien​ko? To, co uj​rzysz, bę​dzie naj​wy​żej wiel​‐
ko​ści okna. Lo​gicz​ny wnio​sek. Je​śli ten ktoś nie pa​trzył w nie​bo przez okno, trud​no bę​‐
dzie prze​ko​nać go, że małe okien​ko po​zwa​la uj​rzeć nie​skoń​czo​ne. Okno w ogó​le nie na​‐
rzu​ca ogra​ni​czeń na to, na co się otwie​ra, idol też nie ogra​ni​cza bez​fo​rem​ne​go.

W błę​dzie jest ten, kto uwa​ża, że idol prze​szka​dza po​jąć nie​prze​ja​wio​ne. Kto my​śli, że

roz​bi​cie okna znisz​czy nie​bo, po​ma​ga sze​rzyć głu​po​tę w świe​cie. Kto my​śli, że nisz​cząc
ido​la, for​mę, moż​na znisz​czyć bez​fo​rem​ne, jest sza​lo​ny. Lu​dzie nie ro​zu​mie​ją​cy sztu​ki
re​li​gij​ne​go uwiel​bie​nia, nie ro​zu​mie​ją​cy al​che​mii tego pro​ce​su, po​my​ślą za​pew​ne
o znisz​cze​niu wszyst​kich ido​li.

Akt czci, akt re​li​gij​ne​go uwiel​bie​nia, jest czymś tak we​wnętrz​nym, su​biek​tyw​nym

i oso​bi​stym, że nie moż​na go wy​ra​zić czy po​ka​zać. Nie moż​na po​ka​zać tego, co we​‐
wnętrz​ne i oso​bi​ste w na​szym ży​ciu. Gdy otwo​rzysz moje ser​ce, nie znaj​dziesz tam mi​‐
ło​ści, gnie​wu, nie​na​wi​ści, prze​ba​cze​nia czy współ​czu​cia. Na​tkniesz się tyl​ko na swe​go
ro​dza​ju pom​pę po​ru​sza​ją​cą krew. Je​śli po do​kład​nym zba​da​niu mnie na sto​le ope​ra​cyj​‐
nym chi​rurg za​świad​czy, że ni​g​dy nie czu​łem mi​ło​ści czy nie​na​wi​ści, nie do​wio​dę, że
się myli. Czy chi​rurg uzna moje twier​dze​nie, że ko​cha​łem? Po​wie pew​nie, że ży​łem ilu​‐
zja​mi. Je​śli jed​nak za​py​tam le​ka​rza, czy on miał ja​kieś do​zna​nia mi​ło​ści lub nie​na​wi​ści,
je​śli tyl​ko my​śli lo​gicz​nie i jest uczci​wy, przy​zna, że i jemu zda​rzy​ły się te ilu​zje. Tak czy
ina​czej, ser​ce z punk​tu wi​dze​nia sto​łu ope​ra​cyj​ne​go jest tyl​ko pom​pą po​ru​sza​ją​cą krew
– nie ma ser​ca, któ​re czu​je mi​łość lub nie​na​wiść.

Gdy​by pod​dać ope​ra​cji two​je oczy i do​kład​nie je zba​dać, nie da się udo​wod​nić, że wi​‐

dzia​ły two​je sen​ne ma​rze​nia. Jak z oka otwar​te​go na sto​le ope​ra​cyj​nym masz wnio​sko​‐
wać, że w nocy, gdy oczy są za​mknię​te, po​ja​wia​ją się sny? Wszy​scy śni​my, ale gdzie te
sny się dzie​ją? Mogą być nie​re​al​ne, ale nie spo​sób od​rzu​cić ich ist​nie​nia. Choć​by nie
wiem jak były nie​re​al​ne, drze​mią gdzieś w czło​wie​ku. Je​śli śnisz kosz​mar, po obu​dze​niu
two​je ser​ce bije szyb​ciej, na​wet je​śli sen był nie​re​al​ny; je​śli krzy​cza​łeś we śnie, nad ra​‐
nem bę​dziesz miał wil​got​ne oczy. Coś dzia​ło się w to​bie, ale ze​wnętrz​ne, fi​zycz​ne oczy
tego nie od​zwier​cie​dla​ją. To, co jest we​wnętrz​ne, su​biek​tyw​ne i oso​bi​ste, nie może być

background image

po​strze​ga​ne z ze​wnątrz.

Ido​la moż​na zo​ba​czyć, tak jak ser​ce czy oko, ale akt czci nie jest wi​dzial​ny. Czcze​nie

przy​po​mi​na mi​łość lub sen; dla​te​go wcho​dząc do świą​ty​ni, do​strze​gasz ido​la, ale nie wi​‐
dzisz aktu czci. Je​śli uj​rzysz Me​erę tań​czą​cą przed boż​kiem, po​my​ślisz, że osza​la​ła, gdyż
aktu czci nie moż​na do​strzec. A ona tań​czy przed ka​mie​niem!

Gdy Ra​ma​kri​sh​nę wy​bra​no na ka​pła​na świą​ty​ni Dak​shi​ne​sh​war w Kal​ku​cie, po paru

dniach lu​dzie za​czę​li się na nie​go uskar​żać. Mó​wio​no, że za​nim kwia​ty zo​sta​ną zło​żo​ne
w ofie​rze bo​gi​ni, Ra​ma​kri​sh​na sam je wą​cha, a przed zło​że​niem w ofie​rze po​kar​mu,
sam go kosz​tu​je. Uzna​no to za świę​to​kradz​two.

Ra​ma​kri​sh​nę po​sta​wio​no przed kon​gre​ga​cją ka​pła​nów świą​ty​ni i po​pro​szo​no o wy​‐

ja​śnie​nia. Po​wie​dział, że za​wsze gdy mat​ka po​da​wa​ła mu coś do zje​dze​nia, naj​pierw
sama to pró​bo​wa​ła, by prze​ko​nać się, że jest wy​star​cza​ją​co smacz​ne. Ona de​cy​do​wa​ła,
czy było to war​te po​da​nia mu do zje​dze​nia. Po​dob​nie i on po​stę​po​wał z bo​gi​nią. Jak miał
jej ofia​ro​wać po​karm, któ​re​go sam nie spró​bo​wał? Jak miał ofia​ro​wać kwia​ty, któ​rych
sam nie wą​chał? Ka​pła​ni stwier​dzi​li, że jest to wbrew wszel​kim re​gu​łom ak​tów czci.

Ra​ma​kri​sh​na za​py​tał: „Czy ist​nie​ją ja​kieś re​gu​ły od​pra​wia​nia ak​tów czci? Czy ist​nie​ją

ja​kieś re​gu​ły ko​cha​nia?”.

Gdy stwo​rzy się re​gu​ły, koń​czy się uwiel​bie​nie. Mi​łość umie​ra, gdy po​ja​wia​ją się re​‐

gu​ły. Mi​łość jest ze​wnętrz​nym wy​ra​zem we​wnętrz​nych od​czuć, któ​re są bar​dzo oso​bi​‐
ste i in​dy​wi​du​al​ne. Kry​je się w tym uni​wer​sal​na praw​da, któ​rą trze​ba po​znać. Gdy para
ko​chan​ków ko​cha się, choć ko​cha​ją sie​bie, ko​cha​ją na swój wła​sny spo​sób. Prze​ja​wy mi​‐
ło​ści mogą być dia​me​tral​nie róż​ne, za​pew​ne jed​nak będą mie​li po​dob​ne do​zna​nia. Ich
mi​łość może mieć ce​chy in​dy​wi​du​al​ne, ale od we​wnątrz jest w niej je​den duch.

Ido​la moż​na wi​dzieć, aktu czci nie spo​sób do​strzec, a i tak stwo​rzo​no zu​peł​nie myl​ne

okre​śle​nie „czcze​nie boż​ków”. Akt czci to spo​sób „od​cza​ro​wy​wa​nia” bó​stwa. Naj​pierw
wiel​bią​cy two​rzy ido​la, na​stęp​nie spra​wia, że on zni​ka. W zwy​kłym sen​sie tego sło​wa
spo​rzą​dza ido​la, w sen​sie du​cho​wym – nisz​czy go. Two​rzy go z mułu, a po​zwa​la roz​pły​‐
nąć się w osta​tecz​nym.

Opo​wiem o jesz​cze jed​nym aspek​cie tej kwe​stii. W tym kra​ju od ty​się​cy lat two​rzy​my

boż​ki i za​nu​rza​my je w wo​dzie. Wie​lu uwa​ża, że jest to dziw​ne, py​ta​no mnie więc, dla​‐
cze​go spo​rzą​dza się pięk​ne po​są​gi bo​gi​ni Kali i po paru dniach wrzu​ca do rze​ki. Dla​cze​go
bóg Ga​ne​sha jest ozda​bia​ny i czczo​ny z mi​ło​ścią przez kil​ka dni, a na​stęp​nie lą​du​je
w wo​dzie? Bez sen​su. A jed​nak w to​pie​niu ido​la kry​je się coś pięk​ne​go.

Se​kret ak​tów czci po​le​ga na wy​ko​na​niu ido​la i po​zwo​le​niu, by znikł. Na​da​je​my

kształt i for​mę na​sze​mu wy​obra​że​niu bó​stwa, po czym po​zwa​la​my mu roz​to​pić się
w bez​fo​rem​nym. Wszyst​ko jest sym​bo​licz​ne: two​rzysz ido​la bo​gi​ni Kali, czcisz go, po​‐
tem wrzu​casz do wody. Nie ro​bi​my tego po​praw​nie: spo​rzą​dza​my wi​ze​ru​nek bó​stwa,
ozda​bia​my go, dba​my o nie​go i nie​chęt​nie od​da​je​my ot​chła​ni. Gdy​by​śmy na​praw​dę od​‐
da​wa​li się ak​tom czci w naj​głęb​szym sen​sie, idol roz​to​pił​by się w nas sa​mych, znikł​by
w nas, zo​stał​by przez nas wchło​nię​ty na dłu​go przed wrzu​ce​niem do wody. Gdy​by rze​‐
czy​wi​ście do​szło do aktu czci, nie trze​ba by​ło​by wrzu​cać go do wody; mógł​by po​zo​stać
na swym miej​scu – byle tyl​ko ser​ce tego, kto od​da​je się ak​to​wi czci, roz​to​pi​ło się w eg​zy​‐

background image

sten​cji, w bo​skim. Wte​dy, gdy po​zby​wa​my się ido​la, przy​po​mi​na to wy​rzu​ce​nie łu​ski po
wy​strze​lo​nym po​ci​sku – zro​bi​ła już, co do niej na​le​ża​ło.

Obec​nie, gdy chce​my za​nu​rzyć boż​ka w ot​chła​ni wód, przy​po​mi​na on nie​wy​pał – i ta​‐

kie coś chce​my to​pić. Nic dziw​ne​go, że nas to nie cie​szy. Daw​niej pod​czas 21-dnio​wej ce​‐
le​bra​cji wy​strze​li​wa​no po​cisk, łu​ska opa​da​ła, speł​ni​ła swą rolę; wte​dy do​cho​dzi​ło też do
za​nu​rze​nia lub na​wet znik​nię​cia ido​la.

Akt czci jest ta​kim za​nu​rze​niem. Za​czy​nasz po​dróż od ido​la, któ​ry jest jed​nym z fi​la​‐

rów tego pro​ce​su. Ry​tu​ał re​li​gij​ne​go uwiel​bie​nia jest me​to​dą two​je​go roz​wo​ju. Idąc da​‐
lej, zo​sta​wiasz ido​la za sobą, po​zo​sta​je tyl​ko stan od​da​nia. Je​śli po​prze​sta​niesz na ido​lu,
nie po​znasz aktu uwiel​bie​nia. Je​śli wej​dziesz w po​zna​nie tego aktu, po​znasz jego ko​rze​‐
nie i praw​dzi​wy cel stwo​rze​nia ido​la.

Ja​kie są fun​da​men​tal​ne za​sa​dy uży​cia ido​li i od​da​wa​nia im czci? Przede wszyst​kim,

aby dojść do po​szu​ki​wa​nej praw​dy osta​tecz​nej, po​trze​bu​je​my so​lid​nej pod​sta​wy, od​‐
skocz​ni. Praw​da osta​tecz​na nie po​trze​bu​je tego, ale ty mu​sisz mieć miej​sce pod​par​cia do
tego sko​ku. Mu​sisz się od cze​goś od​bić, by wsko​czyć do oce​anu, a oce​an jest czymś nie​‐
skoń​czo​nym – po​trze​bu​jesz ja​kie​goś brze​gu, z któ​re​go mógł​byś wy​ko​nać skok. Do​pó​ki
nie sko​czysz, mu​sisz mieć ja​kiś brzeg. Gdy sko​czysz, mu​sisz zo​sta​wić to za sobą, ale czy
nie spoj​rzysz wstecz, nie ogląd​niesz się, by po​dzię​ko​wać brze​go​wi, z któ​re​go wy​ko​na​łeś
skok w nie​skoń​czo​ne?

Wy​glą​da to na sprzecz​ność. Jak moż​na sko​czyć z for​my w bez​fo​rem​ne? Ro​zu​mo​wo

oka​że się to bzdu​rą. Jak for​ma ma pro​wa​dzić do bez​fo​rem​ne​go? For​ma po​win​na do​pro​‐
wa​dzić do głęb​szej for​my. Za​py​taj Kri​sh​na​mur​tie​go, a po​wie, że jest to nie​moż​li​we. Jak
masz przejść z for​my w bez​fo​rem​ne? Jak wyjść ze słów i wsko​czyć w bez​słow​ne?

To nie jest tak. Wszyst​kie przej​ścia to prze​sko​ki z for​my w bez​fo​rem​ność, gdyż w głę​‐

bi du​cha for​ma nie jest prze​ciw​na bez​fo​rem​ne​mu, jest jego nie​od​łącz​ną cząst​ką. Ogra​ni​‐
cze​nia na​sze​go wi​dze​nia mogą je roz​dzie​lać, ale for​ma i bez​fo​rem​ne są nie​roz​łącz​ne.

Gdy sta​je​my na brze​gu, wy​da​je nam się, że brzeg i oce​an ist​nie​ją od​dziel​nie. My​śli​my,

że po dru​giej stro​nie jest tak samo. Do​pie​ro gdy prze​szli​by​śmy dnem oce​anu, prze​ko​na​‐
li​by​śmy się, że jego brze​gi łą​czą się.

Z na​uko​we​go punk​tu wi​dze​nia jest to fakt in​te​re​su​ją​cy. Wzdłuż ca​łe​go dna cią​gnie się

war​stwa mułu i pia​sku; kie​dy za​głę​bi​my się w oce​an, znaj​dzie​my pia​sek, a je​śli ko​pie​my
na lą​dzie, do​trze​my do wody. Wy​ra​ża​jąc to na​uko​wo, moż​na po​wie​dzieć, że w oce​anie
jest wię​cej wody i mniej mułu, a na lą​dzie jest wię​cej mułu i mniej wody; róż​ni​ca jest
kwe​stią pro​por​cji, tak na​praw​dę nie są one od sie​bie od​dziel​ne... Wszyst​ko się łą​czy,
wszyst​ko jest jed​nym.

Co​kol​wiek opi​su​je​my jako fo​rem​ne, łą​czy się z bez​fo​rem​nym, bez​fo​rem​ne jest z ko​lei

po​łą​czo​ne z for​mą. Tkwi​my w for​mie, kon​cep​cja ido​la uwzględ​nia fakt, że je​ste​śmy na
eta​pie for​my. Taka jest na​sza sy​tu​acja – na​szą po​dróż mo​że​my roz​po​cząć tyl​ko z miej​‐
sca, w któ​rym je​ste​śmy, nie stąd, do​kąd mamy do​trzeć. Wie​le fi​lo​zo​fii za​czy​na od miej​‐
sca, gdzie po​win​ni​śmy do​trzeć, jak mamy jed​nak za​cząć po​dróż z miej​sca, w któ​rym nas
nie ma? Po​dróż musi się za​cząć stąd, gdzie je​ste​śmy.

A gdzie je​ste​śmy? Ży​je​my w for​mie. Wszyst​kie na​sze do​zna​nia na​le​żą do for​my, czy​li

background image

prze​ja​wio​ne​go. Nie po​zna​li​śmy ni​cze​go nie-prze​ja​wio​ne​go, bez​fo​rem​ne​go. Je​śli ko​cha​‐
li​śmy, ko​cha​li​śmy for​mę, je​śli nie​na​wi​dzi​li​śmy, nie​na​wi​dzi​li​śmy for​mę. Na​sze sym​pa​‐
tie wią​żą się z for​mą, to, co nas od​py​cha, też wią​że się z for​mą. Nasi przy​ja​cie​le i wro​go​‐
wie, wszy​scy mają for​mę; wszyst​kie na​sze czy​ny tak​że mają pew​ną for​mę.

Pier​wot​ne zro​zu​mie​nie re​li​gij​nych po​są​gów i ido​li uzna​je ten fakt. Je​śli więc mamy

ja​koś po​dejść do na​szej po​dró​ży w bez​fo​rem​ne, mu​si​my i bez​fo​rem​ne​mu nadać pew​ną
for​mę. Oczy​wi​ście bę​dzie ona od​po​wia​dać na​szym upodo​ba​niom.

Ktoś do​zna​je bez​fo​rem​ne​go w Ma​ha​wi​rze, ktoś w Krisz​nie, jesz​cze ktoś w Je​zu​sie. Kto

uj​rzał bez​fo​rem​ne w Je​zu​sie, za​glą​da​jąc mu głę​bo​ko w oczy, od​na​lazł bra​mę otwie​ra​ją​cą
przed nim bez​fo​rem​ne nie​bo. Kto trzy​mał Je​zu​sa za rękę, stwier​dza, że nie jest ona jego
ręką, sta​je się ręką nie​skoń​czo​ne​go. Je​że​li ktoś sły​szał sło​wa Je​zu​sa i czuł wi​bra​cje swe​go
ser​ca, nie w od​po​wie​dzi na sło​wa, ale na to, co poza sło​wa​mi, ten stwo​rzył so​bie po​sąg
Je​zu​sa i od​da​je mu cześć. Nie ma prost​szej me​to​dy sko​ku w bez​fo​rem​ne.

Ktoś od​krył bez​fo​rem​ne w Krisz​nie, ktoś w Bud​dzie, ktoś w Ma​ha​wi​rze. Pa​mię​taj:

z po​cząt​ku moż​na do​strze​gać bez​fo​rem​ne, nie​skoń​czo​ne przez pew​ną for​mę, czy​stej
bez​fo​rem​no​ści nie moż​na bez​po​śred​nio doj​rzeć. Nie mamy tej moż​li​wo​ści, bez​fo​rem​ne
musi do nas przyjść uwię​zio​ne w for​mie.

To wła​śnie ozna​cza zwrot „bo​ska in​kar​na​cja”: bez​fo​rem​ne przy​ję​ło pe​wien kształt

i po​stać, nie​skoń​czo​ne zde​cy​do​wa​ło się uka​zać nam wi​dzial​ną, cie​le​sną po​stać. Wy​glą​da
to na sprzecz​ność, ale to wła​śnie jest bo​ska in​kar​na​cja – swo​ista plat​for​ma, z któ​rej mo​‐
żesz uj​rzeć ogrom nie​ba. Bo​ska in​kar​na​cja jest prze​bły​skiem bez​fo​rem​ne​go. Nie moż​na
mieć bez​po​śred​nie​go kon​tak​tu z bez​fo​rem​nym, do​zna​nie tego wy​ma​ga for​my. Gdy do
tego doj​dzie, moż​na z ła​two​ścią po​wta​rzać te do​zna​nia, ko​rzy​sta​jąc z tej for​my.

Każ​dy, kto wi​dział Bud​dę, uj​rzy go ży​we​go wy​cho​dzą​ce​go z wi​ze​run​ku czy ob​ra​zu.

Dla każ​de​go wiel​bi​cie​la Bud​dy jego po​sąg roz​pły​nie się i bę​dzie moż​na od​czuć ży​we​go
Bud​dę. Bud​da, Ma​ha​wi​ra, Krisz​na czy Chry​stus – każ​dy z nich opu​ści „na​rzę​dzie”, dzię​ki
któ​re​mu się z nimi kon​tak​to​wa​no. Dzię​ki tym na​rzę​dziom ich wiel​bi​cie​le mogą w każ​‐
dej chwi​li na​wią​zać z nimi kon​takt, for​ma da​nej rzeź​by jest więc tu bar​dzo waż​na.

Na sztu​kę i na​ukę spo​rzą​dza​nia rzeźb re​li​gij​nych skła​da się mnó​stwo kon​cep​cji i ob​li​‐

czeń. Gdy pa​mię​ta się o tym, wy​ko​nu​jąc rzeź​by, może to wpro​wa​dzić nas głę​biej w me​‐
dy​ta​cję. Wo​bec tego war​to bę​dzie pa​mię​tać o paru spra​wach.

Je​śli wi​dzia​łeś ja​ki​kol​wiek po​sąg Bud​dy, za​uwa​ży​łeś pew​nie, że sym​bo​li​zu​je on bar​‐

dziej pe​wien stan bytu niż kon​kret​ne ce​chy oso​bo​we. Gdy przyj​rzysz się po​są​go​wi Bud​‐
dy, po kil​ku chwi​lach po​czu​jesz, jak spły​wa na cie​bie ogrom​ne współ​czu​cie. Pod​nie​sio​‐
na ręka Bud​dy, na wpół przy​mknię​te oczy, pro​por​cjo​nal​nie wy​rzeź​bio​na twarz, peł​ne
wdzię​ku ru​chy, sub​tel​ny spo​sób sie​dze​nia – to wszyst​ko ma cel, ja​kim jest obu​dze​nie
w to​bie współ​czu​cia.

Za​py​ta​no kie​dyś wiel​kie​go fran​cu​skie​go ma​la​rza Pau​la Cézan​ne'a: „Dla​cze​go pan ma​‐

lu​je?”. Ten od​parł: „Się​gam po pę​dzel, by od​kryć, jaką for​mę przyj​mą na płót​nie emo​cje,
uczu​cia bu​dzą​ce się w moim ser​cu. W pró​bie wy​ra​ża​nia tych od​czuć po​ja​wia się ob​raz”.

Je​śli ktoś me​dy​tu​je nad ta​kim ob​ra​zem, może do​znać tych sa​mych emo​cji, któ​re obec​‐

ne były w ser​cu ma​la​rza.

background image

Gdy pa​trzysz na ob​raz, wi​dzisz tyl​ko for​mę, nie zda​jesz so​bie spra​wy z tego zja​wi​ska.

W ta​kim przy​pad​ku nie zdo​łasz zro​zu​mieć du​szy ma​la​rza. Je​śli ktoś po​sta​no​wił na​nieść
na płót​no krzy​żu​ją​ce się li​nie, to nie są tyl​ko krzy​żu​ją​ce się li​nie. Kon​cen​tru​jąc się na
nich, za​uwa​żysz, że i w to​bie coś się krzy​żu​je – taka jest na​tu​ra umy​słu, że wzbu​dza wi​‐
bra​cje po​dob​ne do tych, któ​re wi​dzi na ze​wnątrz. Je​śli ob​ser​wo​wa​ne li​nie mają pew​ną
har​mo​nię, twój umysł, pa​trząc na nie, tak​że osią​gnie pew​ną har​mo​nię.

Za​pew​ne nie wiesz, że ra​dość od​czu​wa​na, gdy pa​trzysz na kwiat, nie tyle wy​ni​ka

z kwia​tu, co z sy​me​trii jego płat​ków, bu​dzą​cej z ko​lei coś rów​nie sy​me​trycz​ne​go w to​‐
bie. Gdy przy​cią​ga cię pięk​no czy​jejś twa​rzy, przy​czy​na nie tkwi w pięk​nie tej oso​by, ale
w tym, że od​po​wia​da ona two​je​mu we​wnętrz​ne​mu wy​obra​że​niu pięk​na. Pięk​no bu​dzi
się w to​bie na za​sa​dzie re​zo​nan​su, spra​wia​jąc, że od​czu​wasz w so​bie po​dob​ne pięk​no.
Ana​lo​gicz​nie: po​ja​wie​nie się brzyd​kiej twa​rzy wzbu​dza pe​wien dys​kom​fort. Ra​dość
w obec​no​ści ko​goś, kto jest pięk​ny, wy​ni​ka ze stru​mie​nia pięk​na wpły​wa​ją​ce​go w cie​bie
i czy​nią​ce​go cię pięk​niej​szym. Brzy​do​ta ozna​cza, że coś jest po​zba​wio​ne pro​por​cji, or​dy​‐
nar​ne, asy​me​trycz​ne i nie​zrów​no​wa​żo​ne; wy​wo​łu​je w nas to po​czu​cie dys​har​mo​nii, od​‐
py​cha​nia, nie​upo​rząd​ko​wa​nia i dys​kom​for​tu.

Gdy Wa​cław Ni​żyń​ski, sław​ny ro​syj​ski tan​cerz, po​peł​nił sa​mo​bój​stwo, lu​dzie uda​li się

do jego domu, by zo​ba​czyć, co się dzie​je, i wy​szli stam​tąd po 10-15 mi​nu​tach bar​dzo za​‐
nie​po​ko​je​ni. Stwier​dzi​li, że wcho​dze​nie do środ​ka nie było do​bre: kto prze​by​wał​by tam
tyle, co Ni​żyń​ski, też po​peł​nił​by sa​mo​bój​stwo. Co było ta​kie​go w tym domu, że stał się
aż tak od​py​cha​ją​cy? Ni​żyń​ski po​ma​lo​wał ścia​ny i su​fit na czer​wo​no i czar​no – trwa​ło to
dwa lata. Nic dziw​ne​go, że osza​lał, po​peł​nił sa​mo​bój​stwo. Ci, któ​rzy we​szli do środ​ka,
uzna​li zgod​nie, że każ​dy, kto spę​dzi w tym domu dwa lata, zwa​riu​je, a że Ni​żyń​ski wy​‐
trzy​mał aż tyle, świad​czy to, że był bar​dzo od​waż​ny. At​mos​fe​ra w tym domu była prze​‐
raź​li​wie cha​otycz​na.

Wszyst​ko, co wi​dzisz, od​bi​ja się w to​bie echem; w głęb​szym sen​sie sta​jesz się taki, jak

to, co wi​dzisz. Wszyst​kie po​są​gi Bud​dy spo​rzą​dzo​no, by od​zwier​cie​dlać współ​czu​cie,
gdyż to jest we​wnętrz​ne prze​sła​nie Bud​dy. Stwier​dził on, iż współ​czu​cie daje wszyst​ko.
Co jed​nak ozna​cza współ​czu​cie? Nie jest to mi​łość. Mi​łość po​ja​wia się i zni​ka, a współ​‐
czu​cie to taka „mi​łość”, któ​ra jak przyj​dzie, ni​g​dy już nie od​cho​dzi. W zwy​kłej mi​ło​ści
tkwi sub​tel​ne pra​gnie​nie otrzy​ma​nia cze​goś od dru​giej oso​by. Współ​czu​cie spro​wa​dza
się do świa​do​mo​ści tego, że nikt nie ma nic do da​nia; każ​dy jest tak ubo​gi, że nie może ci
nic dać – to dla​te​go ro​dzi się współ​czu​cie. Nie sta​wia ono żad​nych żą​dań. W tym sta​nie
nie ma na​wet pra​gnie​nia da​wa​nia, a efekt współ​czu​cia jest taki, że wszyst​kie bra​my ser​‐
ca zo​sta​ją sze​ro​ko otwar​te i coś spon​ta​nicz​nie za​czy​na być roz​da​wa​ne.

Bud​da po​wie​dział uczniom: „Gdy me​dy​tu​je​cie, od​da​je​cie się ak​tom re​li​gij​ne​go wiel​‐

bie​nia czy mo​dli​twy, pa​mię​taj​cie na​tych​miast roz​da​wać wszyst​ko, co otrzy​ma​cie. Nie
za​trzy​muj​cie tego. Je​śli tak nie po​stą​pi​cie, na​zwę was nie​re​li​gij​ny​mi. Gdy po me​dy​ta​cji
je​ste​ście peł​ni ra​do​ści, zwróć​cie się do bytu naj​wyż​sze​go, by ta ra​dość zo​sta​ła roz​dzie​lo​‐
na wśród tych, któ​rzy jej po​trze​bu​ją. Otwórz​cie bra​my swe​go ser​ca i po​zwól​cie tej ra​do​‐
ści wy​pły​wać stru​mie​niem ku tym, któ​rzy jej po​trze​bu​ją – jak woda, któ​ra spły​wa
z gór”.

To wiel​kie współ​czu​cie Bud​da opi​su​je jako wy​zwo​le​nie osta​tecz​ne. Wszyst​kie po​są​gi

background image

Bud​dy tak rzeź​bio​no, by w ich obec​no​ści od​da​ją​cy się ak​tom re​li​gij​nej czci od​czu​wa​li
w so​bie – na za​sa​dzie re​zo​nan​su – wi​bra​cję współ​czu​cia.

Jak moż​na czcić po​sąg Bud​dy? Sko​rzy​stam z tego przy​kła​du, by to wy​ja​śnić. Je​śli

chcesz czcić po​są​żek Bud​dy, to ser​ce jest ośrod​kiem tego aktu. Je​śli o tym nie wiesz, nie
zro​zu​miesz po​są​gu, gdyż jego isto​tą jest wy​two​rze​nie współ​czu​cia. Ośrod​kiem współ​‐
czu​cia jest ser​ce, więc pod​czas od​da​wa​nia się ak​to​wi czci przed po​są​giem Bud​dy na​le​ży
z jed​nej stro​ny sku​pić uwa​gę na jego ser​cu, z dru​giej zaś – na wła​snym. Trze​ba głę​bo​ko
wejść w uczu​cie, któ​re​go wy​ra​zem jest zgod​ne bi​cie obu serc. Przyj​dzie chwi​la, gdy po​‐
czu​jesz swo​istą nić łą​czą​cą two​je ser​ce z ser​cem po​są​gu Bud​dy. Nie tyl​ko to od​czu​jesz,
ale tak​że zo​ba​czysz na wła​sne oczy pul​so​wa​nie ser​ca po​są​gu. Gdy to na​stą​pi, po​sąg oży​‐
je, ina​czej nie ma w nim ży​cia, cały akt czci nie ma sen​su.

Moż​na do​strzec pul​so​wa​nie ser​ca po​są​gu, je​śli pra​wi​dło​wo me​dy​tu​jesz nad ude​rze​‐

nia​mi swe​go ser​ca, a jed​no​cze​śnie nad ser​cem Bud​dy; usta​la się mię​dzy nimi pe​wien
zwią​zek. Wsku​tek tego two​je ser​ce bę​dzie bić zgod​nym ryt​mem z ser​cem Bud​dy, tak jak
w przy​pad​ku ob​ser​wa​cji od​bi​cia twa​rzy w lu​strze.

Czy za​uwa​ży​łeś w lu​strze, jak bije two​je ser​ce? Zwier​cia​dło to zwier​cia​dło, musi od​bi​‐

jać każ​dy ruch. W głęb​szym sen​sie, re​li​gij​nym sen​sie, idol też może być zwier​cia​dłem.
Two​je ser​ce i ser​ce ido​la będą bić zgod​nym ryt​mem. Do​pó​ki to nie na​stą​pi, akt czci nie
może się roz​po​cząć, gdyż idol jest tyl​ko ka​mie​niem, nie na​brał jesz​cze ży​cia.

Je​śli chcesz me​dy​to​wać nad po​są​giem Bud​dy, ser​ce musi być cen​tral​nym punk​tem

me​dy​ta​cji. Przy me​dy​ta​cji nad po​są​giem Ma​ha​wi​ry bę​dzie to inne cen​trum, w przy​pad​‐
ku Je​zu​sa czy Krisz​ny jesz​cze inne. Każ​da rzeź​ba ma inny ośro​dek. Dana spo​łecz​ność
może czcić ido​la ty​sią​ce lat, a jed​nak nie być świa​do​mą jego ośrod​ka. Je​śli nie znasz tego
ośrod​ka, nie na​wią​żesz kon​tak​tu z po​są​giem. Mo​żesz mu ofia​ro​wać kwia​ty i ka​dzi​dła,
pa​dać przed nim na ko​la​na, ale ro​bisz to przed naj​zwy​klej​szym ka​mie​niem. Pa​mię​taj, że
ka​mień musi być prze​kształ​co​ny w bó​stwo. Rzeź​biarz tego nie zro​bi, ty mu​sisz tego do​‐
ko​nać. Rzeź​biarz na​da​je tyl​ko kształt ido​lo​wi. Kto tchnie w nie​go ży​cie? Od​da​ny wiel​bi​‐
ciel musi to zro​bić. Bez tego mamy tyl​ko ka​mień. Akt czci za​czy​na się do​pie​ro wte​dy,
gdy po​sąg zo​sta​nie oży​wio​ny.

Czym jest więc akt czci? Gdy po​tra​fisz oży​wić po​sąg, czcisz praw​dzi​we, żywe bó​stwo.

Spró​buj to po​jąć: jak coś na​bie​ra ży​cia, for​ma i bez​fo​rem​ne, jed​no i dru​gie, są w tym
obec​ne. Cia​ło to for​ma, ży​cie w nim za​klę​te jest bez​fo​rem​nym. Ży​cie nie ma for​my.

Je​śli ktoś ode​tnie mi rękę, ży​cie nie zo​sta​nie od​cię​te. Gdy​bym zo​stał za​hip​no​ty​zo​wa​‐

ny lub pod​da​ny nar​ko​zie i od​cię​to by moją dłoń, nie po​czuł​bym bólu. Cały mózg moż​na
tak usu​nąć i nie będę świa​dom tego, że nie ma go już we​wnątrz mego cia​ła, po​nie​waż
ży​cie jako ta​kie nie ma kształ​tu ani for​my. Gdzie tyl​ko po​ja​wia się ży​cie, for​ma łą​czy się
z bez​fo​rem​nym.

Ma​te​ria ma for​mę, świa​do​mość – nie. Do​pó​ki idol jest tyl​ko ka​mie​niem, ma kształt

i for​mę. Wiel​bi​ciel daje mu ży​cie. Pa​mię​taj, że czci​ciel, któ​ry nie umie spra​wić, by jego
ser​ce pul​so​wa​ło w po​są​gu, nie do​pro​wa​dzi do tego, by ser​ce osta​tecz​ne​go za​czę​ło w nim
pul​so​wać. To je​dy​ne kry​te​rium. Gdy w ido​lu za​czy​na bić ser​ce wiel​bi​cie​la, idol oży​wa –
z jed​nej stro​ny zy​sku​je for​mę, z dru​giej sta​je się bra​mą ku bez​fo​rem​ne​mu. Po​dróż przez

background image

tę bra​mę to wła​śnie akt czci. Akty czci to po​dróż od for​my do bez​fo​rem​ne​go.

Akt czci spro​wa​dzić moż​na do kil​ku eta​pów, pierw​szym i fun​da​men​tal​nym jest jed​‐

nak zro​zu​mie​nie, że każ​dy czło​wiek jest sku​pio​ny na so​bie. Całe na​sze ży​cie wy​glą​da
tak, jak​by „ja je​stem” było cen​trum świa​ta. „Księ​życ i gwiaz​dy uka​zu​ją się dla mnie, pta​‐
ki fru​wa​ją, by mi spra​wić ra​dość, słoń​ce tak​że daje mi swe świa​tło, cały świat krę​ci się
wo​kół mnie, ja je​stem cen​trum wszech​świa​ta”. Ktoś taki ni​g​dy nie po​zna aktu czci, sko​‐
ro wy​da​je mu się, że to on sta​no​wi cen​trum, a resz​ta świa​ta to tyl​ko pe​ry​fe​ria.

W ak​cie wiel​bie​nia jest coś od​wrot​ne​go: fun​da​men​tal​ne pra​wo brzmi tu: „Ja je​stem

na pe​ry​fe​riach, cen​trum jest gdzie in​dziej”.

Pod​sta​wo​wa fi​lo​zo​fia czło​wie​ka nie​re​li​gij​ne​go po​le​ga na tym, że to on sta​no​wi cen​‐

trum, wszyst​ko inne to pe​ry​fe​ria. Na​wet je​śli Bóg ist​nie​je, jest na obrze​żach: „On ist​nie​je
dla mnie. Je​śli cho​ru​ję, musi mnie ule​czyć. Je​śli mój syn jest bez​ro​bot​ny, musi dać mu
pra​cę. Je​śli mam kło​po​ty, Bóg musi mnie z nich wy​cią​gnąć”.

Tego ro​dza​ju te​izm jest gor​szy od ate​izmu. Taki ktoś w ogó​le nie ro​zu​mie tego,

o czym mówi.

Praw​dzi​we zna​cze​nie aktu czci, mo​dli​twy i re​li​gij​no​ści po​le​ga na zro​zu​mie​niu, że ty

znaj​du​jesz się na obrze​żach, a eg​zy​sten​cja sta​no​wi cen​trum. Gdy ser​ce na​sze​go ido​la
oży​wa i za​czy​na pul​so​wać, jak tyl​ko tego do​zna​my – wkra​cza w nie​go bez​fo​rem​ne. Za​‐
sad​ni​czym fun​da​men​tem aktu czci jest więc prze​ko​na​nie, że: „Ja je​stem na obrze​żach.
Za​tań​czę dla cie​bie, za​śpie​wam, będę żył i od​dy​chał dla cie​bie – wszyst​ko bę​dzie dla cie​‐
bie, bo ty je​steś cen​trum”.

Mę​drzec o imie​niu To​ta​pu​ri prze​by​wał kie​dyś u Ra​ma​kri​sh​ny. Za​py​tał go, jak dłu​go

za​mie​rza mieć ob​se​sję na punk​cie ido​la, bo​wiem w tym cza​sie roz​po​czy​nał on swą po​‐
dróż ku bez​fo​rem​ne​mu. Ra​ma​kri​sh​na od​parł, że jest go​tów do po​dró​ży. Praw​dę mó​‐
wiąc, Ra​ma​kri​sh​na za​wsze był go​tów uczyć się od ko​go​kol​wiek, od każ​de​go, kto ze​‐
chciał go uczyć. Po​pro​sił To​ta​pu​rie​go o chwi​lę zwło​ki, aż uzy​ska po​zwo​le​nie mat​ki.

„Ja​kiej mat​ki?” – spy​tał To​ta​pu​ri.

„Mo​jej mat​ki, bo​gi​ni Kali” – pa​dła od​po​wiedź.

To​ta​pu​ri na to: „O tym mó​wię! Jak dłu​go bę​dziesz opę​ta​ny tym ka​mien​nym ido​lem

Kali? Chcesz roz​ma​wiać z ka​mie​niem?”.

Ra​ma​kri​sh​na od​parł: „Nie da rady ina​czej. Od​kąd za​czą​łem ją czcić, zna​la​zła się w cen​‐

trum, ja wy​lą​do​wa​łem na pe​ry​fe​riach. Sko​ro ja tu nie rzą​dzę, trze​ba jej za​py​tać o po​zwo​‐
le​nie. Wszyst​ko, co ro​bię, ro​bię dla niej. Bez jej po​zwo​le​nia na​wet oświe​ce​nie tra​ci sens;
a je​śli za​żą​da ona, bym udał się do pie​kła, pój​dę tam z ocho​tą. Nic jed​nak nie moż​na zro​‐
bić, nie py​ta​jąc jej o zda​nie”.

To​ta​pu​ri nie mógł zro​zu​mieć. Je​śli Ra​ma​kri​sh​na ma za​py​tać Kali o po​zwo​le​nie na za​‐

prze​sta​nie czcze​nia jej, jak ma ona przy​stać na to? Czy py​ta​my o po​zwo​le​nie ko​goś, kogo
za​mie​rza​my po​rzu​cić? Czy po​zwo​le​nie jest po​trzeb​ne, by się cze​goś po​zbyć?

Tym​cza​sem Ra​ma​kri​sh​na udał się do świą​ty​ni. To​ta​pu​ri ru​szył za nim. Zo​ba​czył łzy

w oczach Ra​ma​kri​sh​ny: w kół​ko bła​gał Kali, by po​zwo​li​ła mu prze​stać sie​bie czcić. Po​‐
wie​dział jej, że To​ta​pu​ri cze​ka na nie​go. Na​gle za​czął tań​czyć z ra​do​ści. To​ta​pu​ri, aku​rat

background image

sto​ją​cy za nim, za​py​tał, co się dzie​je.

Ra​ma​kri​sh​na od​parł: „Dała po​zwo​le​nie! Je​stem te​raz go​tów, aby uczyć się od cie​bie!”.

Sens po​sia​da​nia ko​goś jako na​sze cen​trum spro​wa​dza się do tego, że na​sze ży​cie sta​je

się ży​ciem peł​nym od​da​nia. Akty czci po​cią​ga​ją za sobą ży​cie peł​ne od​da​nia. Czcze​nie
bo​sko​ści ozna​cza ży​cie zgod​ne z pra​gnie​nia​mi bo​skie​go; sie​dze​nie, sta​nie, je​dze​nie, pi​‐
cie, mó​wie​nie, by​cie w ci​szy – wszyst​ko dla tego bo​skie​go.

Gdy bez​fo​rem​ne sta​je się czy​imś cen​trum, za​czy​na pły​nąć ta​jem​ni​czy prąd, roz​po​czy​‐

na się pew​ne​go ro​dza​ju eks​pan​sja. Je​ste​śmy skur​cze​ni, ale gdy zia​ren​ko pęka, sta​je się
drze​wem. Skur​czy​li​śmy się do roz​mia​rów na​sze​go „ja”, lecz gdy ono pęk​nie, kieł​ki wy​‐
do​sta​ną się na ze​wnątrz i roz​po​czy​na się pro​ces eks​pan​sji. Te kieł​ki mogą się na tyle roz​‐
prze​strze​nić, że ogar​ną cały świat.

Re​li​gia jest peł​na nie​spo​dzia​nek, a my nie ro​zu​mie​my, jak coś ta​kie​go mo​gło na​stą​pić,

gdyż od uro​dze​nia wie​rzy​my, że je​ste​śmy pęp​kiem świa​ta. Bud​da ra​dził swym uczniom,
by spę​dzi​li ja​kiś czas na cmen​ta​rzu. Przed ini​cja​cją na mni​cha mie​li tam spę​dzić trzy
mie​sią​ce. Pod​kre​śla​li wpraw​dzie, że przy​szli uczyć się od nie​go, a nie od cmen​ta​rzy, lecz
Bud​da na​le​gał: „Po trzech mie​sią​cach na cmen​ta​rzu wa​sze »ja« po​wie​rzy się zu​peł​nie
i ła​twiej bę​dzie was uczyć. Przez ten czas co​dzien​nie oglą​daj​cie ce​re​mo​nię pa​le​nia zwłok
i przy​naj​mniej raz na te trzy mie​sią​ce po​my​śl​cie, że ten świat nie ist​nie​je tyl​ko dla was.
Gdy was tu nie było, świat ist​niał. Ten, któ​re​go cia​ło wi​dzi​cie na sto​sie, też my​ślał przed
śmier​cią, że świat ist​nie​je dla nie​go. Świat na​wet nie do​my​śla się, że tej oso​by już nie
ma. Oce​an nie za​uwa​ży znik​nię​cia tak ma​łej fali.

Ob​ser​wuj​cie więc i gdy uświa​do​mi​cie so​bie, że świat nie ist​nie​je dla was, przyjdź​cie

do mnie; może roz​pocz​nie​my praw​dzi​wą me​dy​ta​cję. Do​pó​ki je​ste​ście w cen​trum, nie
ma mowy o praw​dzi​wych ak​tach czci, mo​dli​twie czy me​dy​ta​cji, jest tyl​ko głę​bo​ka ilu​‐
zja. Akt re​li​gij​ne​go od​da​nia roz​po​czy​na się wte​dy, gdy zni​ka​ją ilu​zje. Od​dać się ak​tom
czci moż​na wte​dy, gdy od​rzu​co​ne zo​sta​nie »ja«, gdy waż​ne sta​nie się »ty«”.

Za​pa​mię​taj: naj​pierw wiel​bią​cy spra​wia, że po​sąg zni​ka i otwie​ra​ją się bra​my ku bez​‐

fo​rem​ne​mu. Po​tem zni​ka on sam i za​czy​na się akt czci. Jak tyl​ko otwo​rzą się – po​przez
po​sąg – bra​my ku bez​fo​rem​ne​mu, roz​to​pie​nie ego sta​je się ła​twiej​sze. Gdy wiel​bią​cy
uświa​da​mia so​bie w peł​ni, że ka​mien​ny idol może znik​nąć, sta​jąc się bra​mą ku bez​fo​‐
rem​ne​mu, zda​je so​bie spra​wę i z tego, że on tak​że może stać się bra​mą ku bez​fo​rem​ne​‐
mu, że gdy tyl​ko zdo​ła za​po​mnieć o swo​jej jaź​ni, moż​li​wy bę​dzie głęb​szy skok.

Może ist​nieć roz​dział mię​dzy dwie​ma for​ma​mi, lecz nie ma on za​sto​so​wa​nia do bez​‐

fo​rem​ne​go, gdyż bez​fo​rem​ne jest tyl​ko jed​no. Gdy po​sąg sta​je się bez​fo​rem​ny i jego
wiel​bią​cy sta​je się bez​fo​rem​ny, nie ma nic ta​kie​go jak „dwa”. Licz​by nie mają żad​ne​go
zna​cze​nia dla bez​fo​rem​ne​go. Oto pod​sta​wa – ist​nie​je wie​le me​tod i tech​nik jej wy​ko​rzy​‐
sta​nia. War​to zro​zu​mieć więc kil​ka spraw...

Je​że​li cho​dzi o akty czci, sufi przy​kła​da​ją wiel​ką wagę do tań​ca. Wiel​bią​cy – tacy jak

Me​era i Cha​ita​nya – tak​że przy​pi​sy​wa​li ogrom​ną war​tość tań​cu, ma on bo​wiem jako
me​to​da kil​ka cech pro​wa​dzą​cych do roz​ma​itych prze​ja​wów dys​cy​pli​ny od​da​nia.

Pierw​szym efek​tem tań​ca jest to, że do​zna​jesz, o wie​le bar​dziej niż w in​nych sy​tu​‐

acjach, tego, że nie je​steś cia​łem. Szyb​kie ru​chy spra​wia​ją, że czu​jesz, że ty i cia​ło je​ste​‐

background image

ście od sie​bie od​dzie​le​ni. Ist​nie​je pe​wien zwią​zek mię​dzy cia​łem i świa​do​mo​ścią, ale
w co​dzien​nej pra​cy zwią​zek ten ni​g​dy nie zo​sta​je ze​rwa​ny.

Geo​r​gij Gur​dżi​jew ma​wiał, że gdy w po​jem​ni​ku znaj​du​je się wie​le ka​my​ków i po​trzą​‐

śnie​my nim gwał​tow​nie, ich po​ło​że​nie we​wnątrz po​jem​ni​ka zmie​ni się. Ka​myk le​żą​cy
na dnie znaj​dzie się na gó​rze, ten, któ​ry był w środ​ku, prze​su​nie się na bok, a ten, któ​ry
był na gó​rze, znaj​dzie się w środ​ku – całe usta​wie​nie zmie​ni się zu​peł​nie. Je​śli ka​myk zaj​‐
mo​wał pew​ne po​ło​że​nie wzglę​dem in​nych ka​my​ków i iden​ty​fi​ko​wał się z tą po​zy​cją,
jego ego ule​gnie znisz​cze​niu. Po​czu​je: „Nie ma mnie” – był bo​wiem tyl​ko cząst​ką pew​ne​‐
go usta​wie​nia; sche​ma​tu, któ​ry prze​stał ist​nieć.

Za​tem Me​era, Cha​ita​nya i sufi in​ten​syw​nie sto​su​ją ta​niec. Ta​niec der​wi​szy wni​ka

bar​dzo głę​bo​ko. W tań​cu tym cia​ło tan​ce​rza wi​ru​je tak szyb​ko i to​tal​nie, że drga każ​da
ko​mór​ka. Zry​wa to zwią​zek mię​dzy cia​łem i świa​do​mo​ścią, tan​cerz na​gle uświa​da​mia
so​bie, że jest czymś od​dziel​nym od cia​ła. Za​sto​so​wa​nie cia​ła w ak​tach czci jest więc nie​‐
zwy​kle war​to​ścio​we.

Ist​nie​ją dwie chrze​ści​jań​skie sek​ty, jed​na zna​na jako kwa​krzy, dru​ga to Sha​ker​si.

Kwa​krzy na​wet dziś są bar​dzo wpły​wo​wi. Te na​zwy są pla​stycz​ne i wy​mow​ne. Pod​czas
prak​tyk Sha​ker​si ca​ły​mi go​dzi​na​mi po​trzą​sa​ją cia​łem, więc każ​da jego ko​mór​ka za​czy​‐
na drżeć. Prak​ty​ku​ją​cy od​dy​cha cięż​ko i w chwi​li, gdy sil​nie po​trzą​sa cia​łem, do​świad​‐
cza roz​dzia​łu świa​do​mo​ści i cia​ła – wów​czas świa​do​mość prze​cho​dzi w stan mo​dli​twy.

Na​zwa kwa​krzy jest tak​że bar​dzo wy​mow​na: ich cia​ła trzę​są się gwał​tow​nie pod​czas

od​da​wa​nia bo​skiej czci. Po​dob​nie jak pod​czas trzę​sie​nia zie​mi, gdy grunt trzę​sie się tak
sil​nie, że wszyst​ko zo​sta​je zbu​rzo​ne, kwa​krzy pod​da​ją się ta​kim wstrzą​som, że zry​wa​ją
po​łą​cze​nie mię​dzy cia​łem i świa​do​mo​ścią. Wszyst​kie tego ro​dza​ju ru​chy, tań​ce i de​wo​‐
cyj​ne pie​śni sto​so​wa​no do wy​two​rze​nia prze​rwy mię​dzy cia​łem i świa​do​mo​ścią.

Spró​buj​my zro​zu​mieć co nie​co na​uki o dźwię​ku. Na​uka twier​dzi, że ele​men​tar​na

cząst​ka w świe​cie ma​te​rii jest ze swej na​tu​ry ob​da​rzo​na ła​dun​kiem elek​trycz​nym. Mę​‐
dr​cy Wscho​du uwa​ża​ją, że taka pod​sta​wo​wa, ele​men​tar​na cząst​ka spro​wa​dza się do
pew​ne​go dźwię​ku. Zda​niem no​wo​cze​snej fi​zy​ki cała ma​te​ria jest ob​da​rzo​na ła​dun​kiem
elek​trycz​nym; mę​dr​cy Wscho​du przyj​mu​ją, że dźwięk leży u pod​staw wszyst​kie​go.
Praw​da to czy nie, na​le​ży zdać so​bie spra​wę, że ist​nie​je ści​sły zwią​zek mię​dzy elek​trycz​‐
no​ścią i dźwię​kiem. Bar​dzo moż​li​we, że twier​dze​nia uczo​nych i wschod​nich mę​dr​ców
są rów​nie praw​dzi​we.

Je​śli nie dziś, to w naj​bliż​szej przy​szło​ści po​zna​ny zo​sta​nie pod​sta​wo​wy skład​nik

świa​ta ma​te​rii: z jed​nej stro​ny za​cho​wu​je się on jak na​ła​do​wa​na cząst​ka, z dru​giej przy​‐
po​mi​na falę dźwię​ko​wą. Od​kry​cie tego „pra​ato​mu” jest jesz​cze przed nami. Szu​ka​jąc go
od stro​ny aspek​tu re​li​gij​ne​go, mę​dr​cy stwier​dzi​li, że osta​tecz​ną, pier​wot​ną for​mą ma​te​‐
rii jest dźwięk, na​to​miast od stro​ny ma​te​rial​nej ucze​ni do​szli do zja​wi​ska elek​trycz​no​‐
ści. Za​pa​mię​taj​my: mę​drzec szu​kał w so​bie, nie w świe​cie ma​te​rial​nym; do​świad​cze​nie
osta​tecz​nej eg​zy​sten​cji w ob​rę​bie na​szej jaź​ni jest do​świad​cze​niem dźwię​ku. Do​pó​ki je​‐
steś świa​dom sie​bie, ta świa​do​mość jest świa​do​mo​ścią dźwię​ku. Im głę​biej wcho​dzisz
w sie​bie, tym mniej sły​szal​nym sta​je się ów dźwięk, aż w koń​cu prze​cho​dzi w ci​szę. Ta
ci​sza tak​że jest swe​go ro​dza​ju dźwię​kiem, „bez​dź​więcz​nym dźwię​kiem”, któ​ry hin​du​‐
scy mę​dr​cy opi​sa​li jako ana​hat nada, dźwięk nie ude​rza​ją​cy. Dźwięk ten jest dźwię​kiem

background image

osta​tecz​nym, ostat​nim do​zna​niem ludz​kiej świa​do​mo​ści przed wej​ściem w bez​fo​rem​‐
ne. To do​zna​nie spra​wia, że hin​du​scy mę​dr​cy po​wia​da​ją, iż dźwięk jest skład​ni​kiem
pier​wot​nym, osta​tecz​nym.

Uczo​ny dzie​li ma​te​rię na co​raz to mniej​sze czyn​ni​ki i tuż przed jej znik​nię​ciem w bez​‐

fo​rem​nym jest ona po​strze​ga​na jako cząst​ka na​ła​do​wa​na, elek​tron. Po znik​nię​ciu ma​te​‐
rii i przej​ściu w bez​fo​rem​ne po​zo​sta​je więc swo​ista „elek​trycz​ność”.

Na​le​ży zwró​cić uwa​gę, czy naj​mniej​sza, ele​men​tar​na cząst​ka świa​do​mo​ści ist​nie​je

jesz​cze przed naj​mniej​szą cząst​ką świa​ta ma​te​rii. Pew​ne jest, że świa​do​mość jest sub​tel​‐
niej​sza od ma​te​rii, stąd ele​men​tar​na cząst​ka świa​do​mo​ści musi ist​nieć przed po​ja​wie​‐
niem się ma​te​rii. To dla​te​go hin​du​scy mę​dr​cy ob​sta​ją, że dźwięk jest sub​tel​niej​szy niż
elek​trycz​ność, w pew​nym sen​sie ją po​prze​dza i sta​no​wi osta​tecz​ne źró​dło wszyst​kie​go.

Mu​zy​ka, mo​dli​twa i in​to​na​cja mantr po​słu​gu​ją się dźwię​kiem. Każ​dy dźwięk wy​twa​‐

rza okre​ślo​ny stan, nie ma dźwię​ku, któ​ry by tego nie ro​bił. Ucze​ni pro​wa​dzą​cy eks​pe​ry​‐
men​ty z elek​tro​nicz​nym wzbu​dza​niem dźwię​ku wie​dzą dziś, że je​śli za​gra się na pew​‐
nym in​stru​men​cie dla ro​śli​ny, roz​kwit​nie ona na mie​siąc przed spo​dzie​wa​nym ter​mi​‐
nem. Je​śli taki in​stru​ment bę​dzie grał kro​wom, da​dzą wię​cej mle​ka. Jed​nak za​sto​so​wa​‐
nie nie​wła​ści​wych in​stru​men​tów lub gra​nie nie​od​po​wied​nich utwo​rów może spra​wić,
że w ogó​le nie da​dzą ani kro​pli mle​ka.

Dźwięk na​praw​dę do​cie​ra w głąb nas i ude​rza w świa​do​mość. Zwy​kły miecz może ko​‐

muś uciąć szy​ję, a miecz dźwię​ku po​tra​fi roz​ciąć umysł. Miecz dźwię​ku jest ostrzej​szy
i może odłą​czyć umysł od jego uprze​dzeń. Eks​pe​ry​men​to​wa​no z ostrzem dźwię​ku, gdy
dźwięk sto​so​wa​no do roz​ci​na​nia umy​słu czło​wie​ka me​dy​tu​ją​ce​go, wiel​bią​ce​go, od​da​‐
ne​go prak​ty​kom, by moż​na było roz​po​cząć po​dróż ku nie​skoń​czo​no​ści. Wszyst​kie re​li​‐
gie sto​su​ją spe​cjal​ne dźwię​ki i udo​sko​na​la​ją je od ty​się​cy lat ba​dań i eks​pe​ry​men​tów.

Przy​był do mnie ktoś z Ja​po​nii. Przez ostat​nie dwa lata wy​ko​ny​wał ćwi​cze​nie za​le​ca​‐

ne przez szko​łę Soto Zen. Po​le​ga ono na wy​ma​wia​niu dźwię​ku „mu, mu” przez więk​‐
szość dnia. Wy​ma​wia się go bez​u​stan​nie, z wy​jąt​kiem przerw na po​si​łek i od​po​czy​nek.
Czło​wiek ten wsta​wał o trze​ciej rano, brał ką​piel i po​wta​rzał „mu, mu”. Ro​bił tak trzy
dni i jego my​śli za​czę​ły za​ni​kać. Dźwięk „mu, mu” od​bi​jał się w nim echem, two​rząc
swo​isty sztorm we​wnętrz​ny; stał się mie​czem, któ​ry od​ciął cały pro​ces my​ślo​wy.

Po sied​miu dniach nie mu​siał two​rzyć tego dźwię​ku, sam się on w nim ge​ne​ro​wał,

roz​cho​dząc się po ca​łym cie​le. Co​kol​wiek ro​bił, sie​dząc czy cho​dząc, gdzieś w środ​ku
trwa​ło ci​che po​wta​rza​nie „mu, mu”. Każ​da ko​mór​ka wi​bro​wa​ła w tym ryt​mie. Trud​no
było jeść, gdyż dźwięk „mu” wy​raź​nie w tym prze​szka​dzał. Po sied​miu dniach nie dało
się spać, gdyż usta wciąż szep​ta​ły „mu, mu”. Je​śli uda​ło mu się na chwi​lę przy​snąć,
dźwięk jesz​cze się po​głę​biał.

Po 21 dniach za​czął krzy​czeć, wręcz ry​czeć „mu, mu”, ni​czym lew. Zmie​ni​ły się jego

oczy, twarz, całe za​cho​wa​nie. Na​uczy​ciel za​chę​cał go do kon​ty​nu​owa​nia ćwi​cze​nia. Gdy
za​czął ry​czeć, prze​stał jeść, pić i spać. W czwar​tym ty​go​dniu spra​wiał wra​że​nie sza​leń​ca
– był to stan, w któ​rym nie miał świa​do​mo​ści ni​cze​go poza dźwię​kiem „mu, mu”. Za​py​‐
ta​łeś go o imię, a on od​po​wia​dał „mu”. Utra​cił po​czu​cie cia​ła, po​zo​sta​ła tyl​ko świa​do​‐
mość „mu”. Nie wie​dział, kim jest. Trze​ba było na nie​go uwa​żać i go ob​ser​wo​wać, mógł

background image

zro​bić wszyst​ko, pójść gdzie​kol​wiek.

W koń​co​wym sta​dium ry​czał z całą mocą. Wy​glą​da​ło to, jak​by otwar​ła się w nim ja​‐

kaś rana albo opę​tał go duch. Na​gle wszyst​ko uci​chło: ol​brzy​mia fala na oce​anie wzbi​ła
się w górę i opa​dła. Szczyt mi​nął i wszyst​ko w tym czło​wie​ku roz​le​cia​ło się w strzę​py.

Upadł na zie​mię i trwał w bez​ru​chu, ci​chy i spo​koj​ny, przez ja​kieś trzy ty​go​dnie. Gdy

wy​szedł z tego, nie był tą samą oso​bą, stał się no​wym czło​wie​kiem. Sta​ry czło​wiek
umarł: nie było w nim na​wet śla​du cze​go​kol​wiek sta​re​go – gnie​wu, pra​gnień, chci​wo​ści.
Ze​rwa​na zo​sta​ła cią​głość z prze​szło​ścią. Eks​pe​ry​ment z „mu”, eks​plo​zja dźwię​ku, spo​‐
wo​do​wał prze​mia​nę ca​łej świa​do​mo​ści.

„Aum” jest po​dob​nym dźwię​kiem. Wszyst​kie re​li​gie mają wła​sne dźwię​ki, uży​wa​ne

pod​czas ak​tów re​li​gij​ne​go uwiel​bie​nia. Gdy ten akt po​głę​bia się, wpływ dźwię​ków zmie​‐
nia wiel​bią​ce​go. De​wo​cyj​ny śpiew i gra​nie na in​stru​men​tach mu​zycz​nych tak​że wy​‐
wie​ra​ją wpływ dźwię​kiem, dla​te​go po​wta​rza​nie jest tak waż​ne. Je​śli śpie​wasz dziś jed​ną
pieśń, ju​tro dru​gą, in​ne​go dnia trze​cią, nie bę​dzie efek​tu. Trze​ba bez​u​stan​nie ude​rzać
w jed​no okre​ślo​ne cen​trum.

Je​śli ude​rzasz mło​tem w ko​łek, za każ​dym ra​zem w inne miej​sce, nie wbi​jesz go w zie​‐

mię. Je​śli wy​ko​piesz pół​me​tro​wy dół w jed​nym miej​scu, po​dob​ny w dru​gim i jesz​cze je​‐
den w trze​cim, nie bę​dzie stud​ni. Po​dob​nie zmie​nia​jąc ośrod​ki czy miej​sca, nie osią​‐
gniesz żad​ne​go efek​tu. By wy​ko​pać stud​nię, mu​sisz ko​pać w jed​nym miej​scu.

Stąd na​le​ga​nie na po​wta​rza​nie: masz przez cały mie​siąc po​wta​rzać „mu” lub „aum”,

ja​kiś frag​ment pie​śni, cią​gle ten sam, w tym sa​mym ryt​mie. Ist​nie​je ry​zy​ko, że to po​‐
wta​rza​nie sta​nie się me​cha​nicz​ne, ru​ty​no​we – wte​dy jest to cał​kiem bez​u​ży​tecz​ne.

Po​wta​rza​nie musi być kwe​stią ży​cia i śmier​ci, mu​sisz mu po​świę​cić ab​so​lut​nie

wszyst​ko. Każ​dy włos, ko​mór​ka, mię​sień, każ​dy nerw, kość, każ​da cząst​ka cia​ła mu​szą
brać w tym udział. Za​an​ga​żo​wać mu​sisz każ​dą kro​plę krwi. Gdy całe two​je ist​nie​nie sta​‐
nie się dźwię​kiem, po​ja​wią się efek​ty. Wiel​bią​cy musi po​wta​rzać jed​no sło​wo lub wers
da​nej pie​śni, ca​ły​mi la​ta​mi, ze szcze​gól​ne​go po​wo​du: ma to ude​rzać sta​le w je​den punkt,
aby w koń​cu wy​ła​mać drzwi – i to na​stą​pi!

Dźwięk, ta​niec, śpiew i mu​zy​ka – wszyst​ko sto​su​je się w ak​cie re​li​gij​ne​go wiel​bie​nia.

Ro​bio​no to przed ido​lem, pa​mię​taj​my o tym, gdyż ta​niec jako taki to zu​peł​nie inna spra​‐
wa.

Wie​lu lu​dzi tań​czy, lecz nie sta​ją się oświe​co​ny​mi. Je​śli tań​czą dla sa​me​go tań​ca, nie

ma to nic wspól​ne​go z oświe​ce​niem. Za​tem wszyst​ko musi być ro​bio​ne w związ​ku bez​‐
fo​rem​nym, nie​skoń​czo​nym – i dla​te​go z ca​łym od​da​niem wy​ko​ny​wa​no to na żywo
przed ido​lem. Idol cią​gle przy​po​mi​nał, że ta​niec nie słu​ży sa​me​mu tań​co​wi.

Ta​niec jest na pe​ry​fe​riach; w cen​trum tkwi idol, cen​trum znaj​du​je się w by​cie do​sko​‐

na​łym. Wszyst​ko sta​no​wi przy​go​to​wa​nie do sko​ku w osta​tecz​ność. Mamy tan​ce​rzy,
mu​zy​ków i śpie​wa​ków, któ​rzy są do​sko​na​li w swej sztu​ce, lep​si od każ​de​go wiel​bią​ce​go.
Jed​nak nie o to cho​dzi, wiel​bią​cy nie na​le​ga na mu​zy​kę czy pieśń, jego cel jest zu​peł​nie
inny. Cały wy​si​łek spro​wa​dza się do tego, by stać się na tyle owład​nię​tym, że za​tra​ca się
i roz​ta​pia zu​peł​nie – we​wnętrz​ny stru​mień bie​rze górę i wta​pia go w nie​skoń​czo​ne. On
musi zejść na pe​ry​fe​ria, a osta​tecz​ność zaj​mie po​zy​cję cen​tral​ną. Musi więc wy​two​rzyć

background image

w so​bie płyn​ność, by mógł roz​to​pić się i od​pły​nąć.

Czę​sto spo​ty​ka się wiel​bią​ce​go ze łza​mi na po​licz​kach. Nie pła​cze z nie​szczę​ścia, lecz

z ra​do​ści. Łzy pły​ną tyl​ko wte​dy, gdy coś we​wnątrz sta​ło się płyn​ne, cie​kłe – albo na sku​‐
tek nie​szczę​ścia, albo z prze​peł​nia​ją​cej ra​do​ści.

Do​tąd ucze​ni nie zdo​ła​li wy​ja​śnić prze​zna​cze​nia łez. W naj​lep​szym ra​zie od​kry​to, że

łzy mają oczysz​czać oczy z pyłu. Gru​czo​ły wy​dzie​la​ją​ce łzy mają tyl​ko oczysz​czać oczy.
Dla​cze​go jed​nak łzy pły​ną, gdy nas coś boli, gdy je​ste​śmy nie​szczę​śli​wi albo prze​peł​nia
nas ogrom​na ra​dość? Czyż​by kurz wpa​dał nam do oczu w ta​kich tyl​ko chwi​lach i żad​‐
nych in​nych?

Łzy za​czy​na​ją pły​nąć za​wsze, gdy mamy do czy​nie​nia z prze​sy​tem, gdy po​ja​wia się

eks​tre​mal​ny ból lub roz​kosz. Otwie​ra​ją się od​po​wied​nie gru​czo​ły i pły​ną łzy. Wiel​bią​cy
tak​że pła​czą, lecz ich płacz ma zu​peł​nie inną ja​kość. Ktoś, kto nie jest wiel​bią​cym, nie
zro​zu​mie tego. Co spra​wia, że wiel​bią​cy pła​cze? Po​my​ślisz pew​nie, że ma ja​kieś kło​po​ty
i skła​da ręce i pła​cze. Ale ktoś pła​czą​cy na sku​tek pro​ble​mów wciąż sie​bie sta​wia w cen​‐
trum. Nie jest wiel​bią​cym – nie wie, czym jest skła​da​nie ak​tów czci.

By​wa​ją ta​kie chwi​le, gdy cała ta za​mro​żo​na, stward​nia​ła struk​tu​ra, któ​ra ze​sta​li​ła się

we​wnątrz nas, za​czy​na top​nieć i świa​do​mość tego, co się dzie​je, spra​wia, że pły​ną łzy. Te
łzy pły​ną jako wy​raz po​dzię​ko​wa​nia i wdzięcz​no​ści dla eg​zy​sten​cji. Ła​sce spły​wa​ją​cej
na nas nie mo​że​my dać nic poza łza​mi. Czu​je​my, że nie za​słu​gu​je​my na to, co do​sta​je​my,
i że nie zdo​ła​my utrzy​mać w so​bie ra​do​ści, któ​ra na nas zstę​pu​je. Ni​g​dy nie ma​rzy​li​śmy
na​wet o ta​kich od​czu​ciach i nie je​ste​śmy w sta​nie wy​ra​zić swej wdzięcz​no​ści. Ani sło​‐
wa, ani nic in​ne​go nie zdo​ła tego wy​ra​zić.

W ta​kich chwi​lach oczy pła​czą ina​czej. Oczy od​da​ne​go wiel​bią​ce​go pła​czą ina​czej niż

oczy ko​cha​ją​ce​go. Ko​cha​ją​cy tak​że pła​cze, lecz ten płacz jest ja​ko​ścio​wo inny. Łzy ko​‐
cha​ją​ce​go są peł​ne drob​nych pra​gnień i ocze​ki​wań, jed​nak nie znaj​dzie​cie ich w oczach
wiel​bią​ce​go. On pła​cze bez po​wo​du, jest bez​rad​ny. Na​wet gdy​by chciał wy​ra​zić ja​koś
swą wdzięcz​ność, sło​wa nie przyj​dą mu na usta, a gdy usta nie mogą mó​wić, oczy za​czy​‐
na​ją prze​ma​wiać tak, jak to po​tra​fią. Do​sko​na​łość, peł​nia aktu czci, tkwi we łzach, w ich
płyn​no​ści, w tym, jak to​czą się po twa​rzy.

Róż​nie wy​ko​rzy​sty​wa​no re​li​gij​ne rzeź​by, by wy​ra​zić eks​ta​zę. Ci, któ​rzy sprze​ci​wia​ją

się temu, nie mają po​ję​cia, czym jest akt re​li​gij​ne​go od​da​nia. Ktoś, kto się na tym nie
zna, może wszyst​ko mó​wić; co​kol​wiek wy​cho​dzi z ust igno​ran​ta, nie ma wiel​kiej war​‐
to​ści. Obec​nie tego ro​dza​ju „na​uki” roz​po​wszech​ni​ły się, gdyż po​zo​sta​li rów​nież nic nie
wie​dzą. Gdy nikt nie wie, co jest czym, nie ma in​ne​go wy​bo​ru – trze​ba wie​rzyć w to, co
się mówi.

Je​śli ktoś po​wie: „nie ma Boga”, ni​cze​go nie musi udo​wad​niać. Kto twier​dzi: „Bóg ist​‐

nie​je”, musi jed​nak tego do​wieść. Za​tem umysł z ła​two​ścią ra​dzi so​bie z tym, co ne​ga​‐
tyw​ne, lecz waha się przed przy​ję​ciem po​zy​tyw​ne​go, gdyż ozna​cza to kło​po​ty z do​wo​‐
dze​niem. Akt czci jest czymś po​zy​tyw​nym, po​zy​tyw​ne są też re​li​gij​ne po​są​gi. Od​rzu​ca​‐
jąc to, nie mamy prze​cież nic do stra​ce​nia.

* * * * *

background image

Iwan Tur​gie​niew na​pi​sał kie​dyś krót​kie opo​wia​da​nie: W mie​ście żył bar​dzo in​te​li​‐

gent​ny czło​wiek, ge​niusz. W tym sa​mym mie​ście żył też kom​plet​ny głu​piec, idio​ta.
Pew​ne​go dnia idio​ta po​szedł do czło​wie​ka in​te​li​gent​ne​go i po​pro​sił o wska​za​nie, jak
mógł​by stać się in​te​li​gent​ny. Ten za​py​tał, czy chce on być in​te​li​gent​ny, czy chce uda​wać
in​te​li​gent​ne​go. By​cie in​te​li​gent​nym to bar​dzo dłu​gi pro​ces, a ilu​zja in​te​li​gen​cji jest bar​‐
dzo ła​twa. Idio​ta od​parł, że chce ła​twiej​szą dro​gę, wy​star​czy, je​śli bę​dzie wy​glą​dał na in​‐
te​li​gent​ne​go, nie ma bo​wiem naj​mniej​szej ocho​ty sta​wać się in​te​li​gent​nym.

In​te​li​gent​ny czło​wiek za​uwa​żył, że sta​jąc się in​te​li​gent​nym, moż​na po​peł​nić błąd,

a wy​glą​da​nie na in​te​li​gent​ne​go jest po​zba​wio​ne błę​dów. Idio​ta znie​cier​pli​wił się i za​żą​‐
dał na​tych​mia​sto​we​go ujaw​nie​nia tej sztucz​ki. Tam​ten szep​nął mu coś do ucha i od tej
chwi​li idio​ta za​czął być zna​ny w mie​ście jako czło​wiek in​te​li​gent​ny.

Miesz​kań​cy za​czę​li się za​sta​na​wiać: Ja​kim cu​dem głu​piec tak na​gle stał się in​te​li​gent​‐

ny? Co mu tam​ten po​wie​dział?

Po​wie​dział mu, by ne​go​wał wszyst​ko, co usły​szy. Je​śli ktoś mó​wił: „Czcze​nie boż​ków

ma sens”, idio​ta miał na​tych​miast twier​dzić, że nic w tym nie ma. Idio​ta za​py​tał jed​nak
in​te​li​gent​ne​go: „Czy mogę mó​wić ta​kie rze​czy, na​wet je​śli nie mam o nich po​ję​cia?”.

In​te​li​gent​ny czło​wiek od​parł: „Nie przej​muj się zna​niem cze​go​kol​wiek, ne​guj wszyst​‐

ko, co się mówi. Je​śli ktoś ci po​wie, że dzie​ła Ka​li​da​sa są wspa​nia​łe, po​wiedz, że to kupa
śmie​ci. Niech ci udo​wod​nią, że jest ina​czej. Gdy ktoś twier​dzi, że mu​zy​ka Beetho​ve​na
jest nie​biań​ska, po​wiedz, że gra​ją to na​wet w pie​kle, i niech ci po​ka​żą, na czym po​le​ga ta
„nie​biań​skość”. Od​rzu​caj wszyst​ko, gdy ktoś ci się prze​ciw​sta​wi, każ mu udo​wod​nić
jego sło​wa”.

Po dwóch ty​go​dniach idio​ta za​sły​nął w mia​stecz​ku ogrom​ną in​te​li​gen​cją. Lu​dzie za​‐

czę​li mó​wić, że jest nie​zwy​kle skom​pli​ko​wa​ny i nie spo​sób go oce​niać czy w ogó​le zro​‐
zu​mieć. Je​śli ktoś stwier​dził, że utwo​ry Szek​spi​ra są prze​pięk​ne, idio​ta po​wia​dał, że to
ża​ło​sne bzde​ty, prze​cięt​ny uczniak może pi​sać coś ta​kie​go. Ta dru​ga oso​ba była wstrzą​‐
śnię​ta, bo trud​no jest do​wieść tego, co się mówi.

* * * * *

Ostat​nie sto lat jest pod pew​nym wzglę​dem okre​sem naj​róż​niej​szych głu​pot. Pod​sta​‐

wą na​szej głu​po​ty jest ne​ga​cja. Przez sto lat od​rzu​ca​my jed​no za dru​gim. Gdy inni nie
umie​ją cze​goś do​wieść, też przy​łą​cza​ją się do fali ne​ga​cji. Pa​mię​taj jed​nak, że im bar​dziej
ne​ga​tyw​ne jest ży​cie, tym bar​dziej tra​ci ono sens i zna​cze​nie.

Nie moż​na po​znać praw​dy bez po​zy​tyw​ne​go na​sta​wie​nia.

Im wię​cej w ży​ciu ne​ga​tyw​no​ści, choć z ze​wnątrz wy​da​je się to in​te​li​gent​ne, od we​‐

wnątrz jest głup​sze. Im bar​dziej jest ne​ga​tyw​ne, tym mniej mamy szans na prze​nik​nię​‐
cie praw​dy, szczę​ścia i pięk​na, gdyż wszyst​kie do​zna​nia uno​szą​ce nas ku temu, co wyż​‐
sze, zda​rza​ją się tyl​ko w po​zy​tyw​nie na​sta​wio​nym umy​śle. Wszyst​kie war​to​ścio​we do​‐
zna​nia za​cho​dzą w umy​śle po​zy​tyw​nym.

Gdy ktoś mówi „nie”, coś w jego umy​śle się za​my​ka. Za​sta​na​wia​łeś się nad wpły​wem

słów? Za​mknij się w po​ko​ju i gło​śno po​wiedz „nie”, a za​uwa​żysz, że two​je ser​ce kur​czy

background image

się i za​my​ka. Je​śli po​wiesz gło​śno „tak”, stwier​dzisz, że ser​ce otwie​ra skrzy​dła i wzla​tu​je
ku nie​bu. Sło​wa nie tyl​ko się ro​dzą, wy​mó​wie​nie ich ge​ne​ru​je od​po​wied​nie zda​rze​nia.
Gdy mó​wisz „nie”, coś się w to​bie kur​czy, a gdy mó​wisz „tak” – coś się we​wnątrz cie​bie
otwie​ra.

Ktoś za​py​tał św. Au​gu​sty​na: „W jaki spo​sób od​da​jesz się ak​tom czci? Czym jest two​ja

mo​dli​twa?”.

Św. Au​gu​styn od​parł: „Tak, tak, po trzy​kroć tak, Pa​nie! Oto cała moja mo​dli​twa, moje

od​da​nie”.

Ten czło​wiek mógł nie zro​zu​mieć, co po​wie​dział św. Au​gu​styn, ale każ​dy mó​wią​cy

ży​ciu to​tal​nie „tak” jest te​istą. Te​izm nie ozna​cza mó​wie​nia „tak” na ist​nie​nie Boga, jest
to zdol​ność do mó​wie​nia „tak”. Ate​ista nie od​rzu​ca ist​nie​nia Boga, ate​ista nie umie mó​‐
wić nic in​ne​go oprócz „nie”. Taka oso​ba bę​dzie wciąż się kur​czyć i ma​leć, aż w koń​cu
znik​nie. Mó​wie​nie „tak” otwie​ra czło​wie​ka i roz​sze​rza go tak, że sta​pia się on z nie​skoń​‐
czo​nym.

Czcze​nie ido​la czy rzeź​by jest me​to​dą po​zy​tyw​ną. Me​dy​tuj, wejdź tak głę​bo​ko w ido​la,

w akt czci, aż w koń​cu wiesz, że nie ma żad​ne​go ido​la, jest tyl​ko akt od​da​nia. Idol ist​nie​je
tyl​ko na po​cząt​ku.

Praw​da, że akt czci jest sam czymś bo​skim, choć w jesz​cze głęb​szym sen​sie ozna​cza on

two​ją prze​mia​nę. Bo​skość jest tyl​ko wy​mów​ką, któ​ra uła​twia prze​mia​nę sie​bie.

Dok​tor Frank Ru​dolf jest twór​cą waż​nej za​sa​dy, któ​rą po​wi​nie​neś po​znać. Gdy ro​dzi

się w umy​śle ja​kaś myśl, musi przejść ner​wy i mię​śnie, całe cia​ło. Je​śli obu​dzi się we
mnie myśl, by cię ko​chać i ująć twą dłoń, ta myśl na​tych​miast musi udać się w po​dróż,
ru​sza​jąc od mó​zgu przez całe cia​ło, aż do ko​niusz​ków pal​ców stóp.

Dr Ru​dolf twier​dzi, że ro​dzą​ca się myśl ma moc stu jed​no​stek, ale gdy do​cie​ra do ko​‐

niusz​ków pal​ców, jej siła wy​no​si 1. 99 jed​no​stek zu​ży​to na trans​mi​sję, za​mia​nę my​śli
w czyn. Z wszyst​kich my​śli wy​cie​ka ży​cie, nim do​trą do ze​wnętrz​nych warstw cia​ła.
Dla​te​go wię​cej szczę​ścia do​zna​je się, two​rząc myśl o wzię​ciu ręki uko​cha​nej oso​by, niż
prze​ży​wa​jąc ten fakt. W prze​ży​ciu czu​jesz, że do​zna​nie nie jest tak speł​nia​ją​ce, jak tego
ocze​ki​wa​łeś. Co się sta​ło? Cze​mu urze​czy​wist​nie​nie my​śli jest mniej speł​nia​ją​ce niż
myśl?

Gdy ktoś my​śli o ko​cha​niu się, czu​je, że ro​śnie, ale po ak​cie po​pa​da w swo​istą de​pre​sję.

Czu​je, że nie było to jed​nak tak wiel​kie. Dla​cze​go? Gdy po​wsta​ła myśl, mia​ła po​ten​cjał
stu jed​no​stek, ale na pe​ry​fe​riach uległ on zmniej​sze​niu do jed​nej jed​nost​ki. Cza​sem ten
po​ten​cjał osią​ga zero albo przyj​mu​je war​to​ści ujem​ne. Je​śli cia​ło jest cho​re lub sła​be,
wie​le ener​gii roz​pra​sza się w dro​dze na pe​ry​fe​ria, w wy​ni​ku cze​go masz ujem​ny po​ten​‐
cjał. Gdy je​steś cho​ry, mo​żesz ocze​ki​wać, że po​czu​jesz się szczę​śli​wy, trzy​ma​jąc w ręku
dłoń uko​cha​nej, ale gdy ta myśl do​cie​ra do ręki, sta​jesz się nie​szczę​śli​wy: do​zna​jesz ne​‐
ga​tyw​nej stro​ny ży​cia. Dr Ru​dolf po​wia​da, że je​śli taka jest praw​da, czło​wiek ni​g​dy nie
bę​dzie szczę​śli​wy.

Czy jest ja​kiś spo​sób, by myśl mo​gła bez​po​śred​nio przejść do umy​słu in​nej oso​by? Re​‐

li​gia mówi, że jest. Set​ki eks​pe​ry​men​tów pro​wa​dzo​nych przez dr. Ru​dol​fa udo​wod​ni​ły,
że myśl może bez​po​śred​nio przejść do in​ne​go umy​słu, bez udzia​łu cia​ła fi​zycz​ne​go. Aby

background image

tego do​ko​nać, za​trzy​mu​ję swą myśl w ośrod​ku trze​cie​go oka, za​my​kam oczy i spra​‐
wiam, że prze​cho​dzi ona wprost do two​je​go trze​cie​go oka. Na tej sztu​ce opie​ra się cała
te​le​pa​tia.

Dr Ru​dolf po​ka​zał to, wy​sy​ła​jąc myśl na od​le​głość pół​to​ra ty​sią​ca ki​lo​me​trów. Ko​lej​‐

ne eks​pe​ry​men​ty na Uni​wer​sy​te​cie Ha​rvar​da w USA, w Ro​sji i w wie​lu in​nych kra​jach
do​wio​dły ist​nie​nia te​le​pa​tii. W ta​kich eks​pe​ry​men​tach kon​cen​tru​je​my myśl w trze​cim
oku, jak​by sta​ła się ona ma​łym słoń​cem wi​ru​ją​cym szyb​ko w umy​śle. To małe słoń​ce zo​‐
sta​je sku​pio​ne i na​ła​do​wa​ne sil​nym po​ten​cja​łem. Nie po​zwa​lasz przejść tej my​śli w inne
re​jo​ny cia​ła, do​pro​wa​dzi​ło​by to bo​wiem do roz​pro​sze​nia ener​gii. Ener​gia musi zgro​ma​‐
dzić się w jed​nym punk​cie, gdzie zo​sta​nie sku​pio​na w for​mie sil​ne​go pro​mie​nia świa​tła.
Gdy po​czu​jesz, że bar​dziej już nie może być sku​pio​na, w tej chwi​li myśl po​win​na do​ko​‐
nać prze​sko​ku. Do​kład​nie w tej chwi​li mu​sisz prze​pro​wa​dzić pro​jek​cję my​śli do umy​słu
tam​tej oso​by. Nie​za​leż​nie od od​le​gło​ści, oso​ba ta musi zna​leźć się w polu twej wy​obraź​‐
ni, mu​sisz wy​obra​zić so​bie, że myśl we​szła do umy​słu tej oso​by przez jej trze​cie oko. Gdy
to na​stą​pi, myśl zo​sta​ła prze​ka​za​na.

Te​le​pa​tia to sztu​ka do​ko​ny​wa​nia pro​jek​cji w umysł in​nej oso​by bez me​dium fi​zycz​‐

ne​go. Nad trze​cim okiem me​dy​to​wa​no na róż​ne spo​so​by w ce​lach re​li​gij​nych. Moż​na je
tak​że sto​so​wać do kon​tak​tu z umy​słem ko​smicz​nym i ludz​kim. Sie​dzisz przed po​są​giem
Ma​ha​wi​ry, jego świa​do​mość zjed​no​czy​ła się z nie​skoń​czo​nym, lecz kon​cen​tru​jąc całą
ener​gię na trze​cim oku i do​ko​nu​jąc pro​jek​cji na gło​wę po​są​gu, prze​ślesz swo​ją myśl do
świa​do​mo​ści Ma​ha​wi​ry. Tak po​moc uzy​ska​ło wie​le osób, któ​re przy​szły po Ma​ha​wi​rze.
Dla ta​kich lu​dzi Bud​da, Ma​ha​wi​ra i Chry​stus nie są mar​twi – żyją oni tu i te​raz. Dla nich
ist​nie​je bez​po​śred​ni kon​takt.

Ten eks​pe​ry​ment moż​na tak​że wy​ko​rzy​stać do do​ko​na​nia bez​po​śred​nie​go prze​sko​ku

w nie​skoń​czo​ne. Jak jed​nak zna​leźć trze​cie oko nie​skoń​czo​ne​go? Na co do​ko​nasz pro​jek​‐
cji ener​gii my​śli? Do​kąd je prze​słać?

Ła​twiej bę​dzie ko​mu​ni​ko​wać się przez ido​la. Bez​po​śred​nia pro​jek​cja my​śli w nie​skoń​‐

czo​ne jest trud​na. Moż​na tego do​ko​nać, ale na​le​ży po​słu​żyć się inną tech​ni​ką. Re​li​gie,
któ​re nie po​słu​gi​wa​ły się ido​la​mi lub po​są​ga​mi re​li​gij​nych po​sta​ci, ko​rzy​sta​ły z tej tech​‐
ni​ki, lecz jest ona bar​dzo trud​na. Na​wet te re​li​gie, któ​re po​cząt​ko​wo nie ko​rzy​sta​ły z ido​‐
li, w koń​cu za​czę​ły się nimi po​słu​gi​wać.

Is​lam nie uży​wa ido​li, ale ido​lem stał się me​czet, czci się też gro​by mu​zuł​mań​skich

świę​tych. Dziś w każ​dej czę​ści świa​ta, gdy mu​zuł​ma​nin od​ma​wia mo​dli​twę, kie​ru​je się
w stro​nę Ka​aby. Kto wie coś o tym, po​słu​gu​je się Ka​abą jak me​dium do wy​sy​ła​nia my​śli
zro​dzo​nej w trze​cim oku. Kto nie ro​zu​mie se​kret​ne​go zna​cze​nia, ten tyl​ko stoi pod​czas
mo​dli​twy ob​ró​co​ny twa​rzą w kie​run​ku Ka​aby.

Nie ma róż​ni​cy, czy do​ko​nu​je się pro​jek​cji na Ka​abę, czy na ido​la. Nie ma róż​ni​cy, czy

ca​łu​je się sto​pę ido​la, czy ka​mień w Ka​abie, to jed​no i to samo. Nie ma fo​to​gra​fii Ma​ho​‐
me​ta, nie ma jego rzeź​by, ale co to za róż​ni​ca? Zro​bio​no coś in​ne​go. Nie po​ja​wi​ła się ani
rzeź​ba, ani ob​raz Ma​ho​me​ta, lecz wiel​bią​cy skła​da​ją kwia​ty w gro​bow​cach mu​zuł​mań​‐
skich świę​tych. Nie zna​le​zio​no od​po​wied​nio zna​czą​ce​go sub​sty​tu​tu Ma​ho​me​ta.

Je​śli więc Kri​sh​na in​stru​uje swych wiel​bią​cych, by pa​da​li do stóp jego wi​ze​run​ku, jest

background image

da​le​ko​wzrocz​ny w ro​zu​mie​niu ich pro​ble​mów. Kri​sh​na wie​dział do​sko​na​le, że czło​wie​‐
ko​wi bę​dzie bar​dzo trud​no unik​nąć po​słu​gi​wa​nia się ido​lem, zro​bie​nie bez​po​śred​nie​go
sko​ku w nie​skoń​czo​ne jest tak trud​ne, że na dzie​się​ciu pró​bu​ją​cych uda​je się to jed​ne​‐
mu. Co z resz​tą? Je​śli nie mają do​stę​pu do po​są​gu Kri​sh​ny, po​słu​żą się ja​kimś ido​lem.

Jaki był efekt za​bro​nie​nia sto​so​wa​nia po​są​gu Ma​ho​me​ta? Gdy mu​zuł​mań​ski fa​kir

umie​ra, wo​kół jego gro​bow​ca gro​ma​dzą się miesz​kań​cy. Nie po​peł​nia​ją tym błę​du, taka
już jest we​wnętrz​na na​tu​ra czło​wie​ka. Moim zda​niem to, co mo​gła​by uczy​nić rzeź​ba
Ma​ho​me​ta, nie uda się gro​bow​co​wi fa​ki​ra. Ma​ho​met miał ra​cję, mó​wiąc, że nie po​trze​‐
ba rzeźb, ale od​no​si się to do jed​ne​go czło​wie​ka na mi​lion. Przy tym taki czło​wiek nie
musi ni​cze​go osią​gać. Nie po​trze​bu​je ido​la, Ka​aby, Ko​ra​nu czy Gity, nie po​trze​bu​je Ma​‐
ho​me​ta, Kri​sh​ny czy Bud​dy. To wszyst​ko nie zda mu się na nic, on może to osią​gnąć bez​‐
po​śred​nio. Ale co z in​ny​mi?

Po​zo​sta​łym po​trze​ba cze​goś naj​lep​sze​go. Le​piej jest, gdy za​miast czcić gro​bo​wiec fa​‐

ki​ra lub po​sąg ja​kie​goś cno​tli​we​go wie​śnia​ka, mamy po​sąg Bud​dy, Kri​sh​ny, Ma​ho​me​ta
czy Ma​ha​wi​ry. Gdy masz prze​być mo​rze, ry​zy​kow​nie by​ło​by wsiąść do łó​decz​ki do​mo​‐
wej ro​bo​ty, le​piej jest po​dró​żo​wać trans​atlan​ty​kiem. Gdy do​stęp​ny jest sta​tek Bud​dy,
głu​po​tą by​ło​by uza​leż​nia​nie się od amu​le​tu ja​kie​goś fa​ki​ra czy gro​bow​ca ko​goś, czy​je
bło​go​sła​wień​stwa po​mo​gły ko​muś w ule​cze​niu cho​rób. Gdy jed​nak nie ma po​są​gu Bud​‐
dy, z we​wnętrz​nej po​trze​by czło​wiek bę​dzie szu​kał ja​kie​goś sub​sty​tu​tu.

Wy​da​je się, że ci, któ​rzy od​mó​wi​li czcze​nia boż​ków i po​są​gów, po​wie​dzie​li coś wiel​‐

kie​go. Jed​nak ci, któ​rzy po​pie​ra​ją czcze​nie boż​ków, mają za sobą ty​sią​ce lat do​świad​czeń
i na tej pod​sta​wie wie​dzą, że czło​wiek po​trze​bu​je ido​la. Więk​szość lu​dzi ma ogra​ni​cze​‐
nia, któ​re unie​moż​li​wia​ją im bez​po​śred​nie osią​gnię​cie bez​fo​rem​ne​go, po​trze​bu​ją ja​kie​‐
goś wy​tchnie​nia po dro​dze – a im pięk​niej​sze i bar​dziej wy​god​ne jest to miej​sce, tym le​‐
piej.

Nie ist​nia​ła na Zie​mi spo​łecz​ność, któ​ra nie czci​ła​by ja​kie​goś ido​la. Nie było ta​kiej

gru​py w żad​nym za​kąt​ku Zie​mi, któ​ra nie po​słu​gi​wa​ła​by się ido​lem w tej czy in​nej po​‐
sta​ci. Wska​zu​je to na fakt, że idol speł​nia ja​kąś we​wnętrz​ną po​trze​bę, nie tyl​ko dla jed​‐
nost​ki, lecz tak​że wo​bec ca​łej ludz​ko​ści. Do​pie​ro w na​szym stu​le​ciu, naj​wy​żej w cią​gu
mi​nio​nych 200 lat, kon​cep​cja ido​la pa​dła. Nie​któ​rzy twier​dzą, że ido​le to zu​peł​nie nie​‐
po​trzeb​ne ob​cią​że​nie, zwy​kłe ka​mie​nie, któ​re na​le​ży usu​nąć. Gdy​by wpierw zro​zu​mia​‐
no kry​ją​cy się za ak​ta​mi czci cel, nie są​dzę, by ja​ki​kol​wiek in​te​li​gent​ny czło​wiek chciał
usu​wać ido​le. Je​śli jed​nak ta ukry​ta za ido​la​mi na​uka nie zo​sta​nie zro​zu​mia​na, ido​le
będą mu​sia​ły znik​nąć, nic ich nie ura​tu​je – za​pew​ne same za​pad​ną się pod zie​mię.

Dziś lu​dzie czczą boż​ki i po​są​gi bez ro​zu​mie​nia, klę​ka​ją przed nimi, nie wie​dząc, dla​‐

cze​go i po co to czy​nią. Nie uczest​ni​czą w tym ich ser​ca, po​zo​sta​ła tyl​ko for​mal​ność.
Tacy lu​dzie będą je​dy​ną przy​czy​ną znisz​cze​nia ido​li, bo mimo od​da​wa​nia się ak​tom czci
przez cały dzień, w ich ży​ciu nie do​cho​dzi do prze​mia​ny, więc cały ten akt jest po​zba​‐
wio​ny sen​su, to próż​ne dzia​ła​nie.

Ktoś czci ido​la przez 40 lat i nic mu się nie zda​rza, po czym idzie do świą​ty​ni swe​go

syna. Gdy syn pyta, że sko​ro oj​ciec nie osią​gnął nic przez 40 lat, po cóż to jego zmu​sza się
do cho​dze​nia do świą​ty​ni – nie ma na to żad​nej od​po​wie​dzi. Gdy​by coś rze​czy​wi​ście zda​‐
rzy​ło się ojcu, nie by​ło​by tego py​ta​nia.

background image

Jest taka ba​jecz​ka Ezo​pa. W le​sie lew pyta każ​de na​po​tka​ne zwie​rzę, czy uwa​ża go za

kró​la lasu. Niedź​wiedź stwier​dził: „Je​steś bez wąt​pie​nia kró​lem”. Pyta lam​par​ta, któ​ry
za​wa​hał się chwi​lę, ale od​parł, że tak, lew jest kró​lem. Na ko​niec tra​fia na sło​nia, któ​ry
bły​ska​wicz​nie owi​ja go trą​bą i od​rzu​ca. Prze​la​tu​jąc nad zie​mią, lew woła do sło​nia:
„Wiel​ka isto​to, je​śli nie zna​łeś od​po​wie​dzi, mo​głeś od razu po​wie​dzieć. Nie mu​sia​łeś
mną rzu​cać, sam bym od​szedł!”. Słoń, dość po​tęż​ny, by pod​nieść i od​rzu​cić lwa, nie musi
si​lić się na od​po​wiedź. Nie po​trze​bu​je udo​wad​niać, kto jest kró​lem.

Kto czci ja​kie​goś boż​ka, nie musi ni​ko​mu nic mó​wić, je​śli na​praw​dę wie, czym jest

akt czci. Jego ży​cie jest od​po​wie​dzią. Jego oczy, spo​sób sie​dze​nia lub mar​szu – oto od​po​‐
wiedź. Ci, któ​rzy nie wie​dzą, czym jest ów akt, i któ​rzy wciąż się temu od​da​ją, od​po​wia​‐
da​ją za spa​dek za​in​te​re​so​wa​nia ido​la​mi. Nie wie​dzą, czym jest praw​dzi​wy akt re​li​gij​nej
czci, choć mają w rę​kach wszyst​kie ido​le.

Wła​śnie z tego po​wo​du mó​wi​łem o ak​tach czci: abyś mógł zro​zu​mieć, że idol jest

pew​ną me​to​dą, ma​ją​cą na celu cał​ko​wi​tą, we​wnętrz​ną prze​mia​nę. Idol jest tu tyl​ko wy​‐
mów​ką.

Przy​po​mi​na to wie​sza​nie płasz​cza na koł​ku. Ko​łek jest po to, by moż​na było po​wie​sić

płaszcz. Gdy​by nie było koł​ka, wie​sza​ło​by się płaszcz na drzwiach, na krze​śle; gdzieś go
trze​ba po​wie​sić. Gdy go w koń​cu po​wie​sisz, ko​łek prze​sta​nie być wi​docz​ny, nie bę​dziesz
więc o nie​go py​tać.

Idol to tyl​ko ko​łek w ścia​nie – rze​czy​wi​sty cel to akt czci.

Czcząc ido​la, nie zwra​casz żad​nej uwa​gi na akty czci, nie wi​dzisz płasz​cza, tyl​ko sam

wie​szak. Masz wra​że​nie, że ten wie​szak znisz​czył całą ścia​nę – i na co to było?

Nic nie wiesz o ak​tach czci. Po​zo​sta​ją tyl​ko boż​ki, cał​ko​wi​cie bez​sil​ne, po​wa​lo​ne na

zie​mię. Mogą tego nie prze​trwać – tyl​ko siła ży​cio​wa za​war​ta w ak​tach czci może je ura​‐
to​wać. To dla​te​go mó​wi​łem o tych ak​tach.

background image

Roz​dział 5

Astro​lo​gia

Astro​lo​gia to naj​star​szy i za​ra​zem naj​bar​dziej igno​ro​wa​ny te​mat. Jest naj​star​sza,

gdyż na jej śla​dy na​tra​fia​my w każ​dej epo​ce prze​szło​ści ro​dza​ju ludz​kie​go. Astro​lo​gicz​‐
ne in​skryp​cje zna​le​zio​no na frag​men​tach ko​ści z cza​sów cy​wi​li​za​cji su​me​ryj​skiej, któ​ra
ist​nia​ła 25.000 lat przed Chry​stu​sem. Wy​ry​to na tych ko​ściach astro​lo​gicz​ne zna​ki, za​‐
zna​czo​no dro​gę Księ​ży​ca na nie​bie.

W In​diach na​uka ta jest o wie​le star​sza. W Ry​gwe​dzie jest opis pew​ne​go ukła​du

gwiazd, któ​ry mógł zda​rzyć się tyl​ko 95.000 lat temu. Z tego po​wo​du Lok​ma​nya Ti​lak
twier​dził, że Wedy są dużo star​sze: kon​ste​la​cje gwiezd​ne po​da​ne w We​dach mo​gły wy​‐
stą​pić tyl​ko w ści​śle okre​ślo​nym mo​men​cie, 95.000 lat temu, za​tem źró​dło, z któ​re​go
czer​pie​my te in​for​ma​cje, musi być jesz​cze star​sze, li​czyć so​bie po​nad 95.000 lat.

To we​dyj​skie źró​dło nie mo​gło być spi​sa​ne póź​niej. Inne, młod​sze po​ko​le​nia nie mia​ły

po​wo​du, by zaj​mo​wać się ukła​da​mi gwiazd sprzed wie​lu, wie​lu lat. Dys​po​nu​je​my dziś
na​uko​wy​mi me​to​da​mi po​zwa​la​ją​cy​mi okre​ślić po​ło​że​nie gwiazd na nie​bie w kon​kret​‐
nym mo​men​cie w za​mierz​chłej prze​szło​ści.

Naj​waż​niej​sze pra​wa rzą​dzą​ce astro​lo​gią od​kry​to w In​diach. To astro​lo​gii za​wdzię​‐

cza​my na​ro​dzi​ny ma​te​ma​ty​ki, gdyż do ob​li​czeń astro​no​micz​nych po​trze​ba zna​jo​mo​ści
ma​te​ma​ty​ki.

Cy​fry sto​so​wa​ne w aryt​me​ty​ce wy​my​ślo​no w In​diach: li​czeb​ni​ki od jed​ne​go do dzie​‐

się​ciu, któ​re moż​na zna​leźć we wszyst​kich ję​zy​kach, są po​cho​dze​nia hin​du​skie​go. Układ
dzie​sięt​ny zo​stał przy​ję​ty na ca​łym świe​cie, na​ro​dził się w In​diach, po czym stop​nio​wo
za​czął się roz​prze​strze​niać. Gdy po an​giel​sku mó​wisz „nine” (dzie​więć), jest to zmo​dy​fi​‐
ko​wa​na for​ma san​skryc​kie​go sło​wa new. An​giel​skie „eight” (osiem) to tyl​ko mo​dy​fi​ka​‐
cja san​skryc​kie​go aht. Li​czeb​ni​ki od jed​ne​go do dzie​wię​ciu nie​mal we wszyst​kich ję​zy​‐
kach za​wdzię​cza​ją ist​nie​nie hin​du​skiej astro​lo​gii.

Pierw​sze in​for​ma​cje o astro​lo​gii do​tar​ły do Su​me​rów z In​dii. 6.000 lat przed Chry​stu​‐

sem Su​me​ro​wie otwar​li bra​my astro​lo​gii dla świa​ta Za​cho​du. Po​ło​ży​li pod​wa​li​ny pod
na​uko​we ba​da​nia kon​ste​la​cji gwiezd​nych. Zbu​do​wa​li gi​gan​tycz​ną wie​żę, wy​so​ką na
po​nad 200 me​trów, z któ​rej su​me​ryj​ski ka​płan ob​ser​wo​wał nie​bo 24 go​dzi​ny na dobę.
Su​me​ryj​scy me​ta​fi​zy​cy wkrót​ce za​uwa​ży​li, że to, co dzie​je się z ludź​mi, jest w ja​kiś spo​‐
sób ści​śle po​wią​za​ne z gwiaz​da​mi – i tam też są źró​dła astro​lo​gii.

6.000 lat przed Chry​stu​sem u Su​me​rów pa​no​wał po​gląd, że epi​de​mie cho​rób mają coś

wspól​ne​go z gwiaz​da​mi. Po​wsta​wa​ły wów​czas na​uko​we pod​sta​wy ta​kich stwier​dzeń.
Ci, któ​rzy obec​nie pa​ra​ją się astro​lo​gią, po​wia​da​ją, że to Su​me​ro​wie za​po​cząt​ko​wa​li hi​‐
sto​rię ro​dza​ju ludz​kie​go.

W 1920 roku ra​dziec​ki uczo​ny Czy​żew​ski zba​dał szcze​gó​ło​wo tę kwe​stię i od​krył, że

co 11 lat do​cho​dzi na Słoń​cu do ol​brzy​miej eks​plo​zji. Raz na 11 lat mamy na Słoń​cu gi​‐
gan​tycz​ną eks​plo​zję nu​kle​ar​ną i gdy to się dzie​je, na Zie​mi wy​bu​cha​ją woj​ny i re​wo​lu​‐

background image

cje. We​dług jego ba​dań w cią​gu ostat​nich 700 lat ta​kim zja​wi​skom na Słoń​cu za​wsze to​‐
wa​rzy​szy​ły ka​ta​kli​zmy na Zie​mi.

Ana​li​zy Czy​żew​skie​go były nie​pod​wa​żal​ne, po​nie​waż jed​nak były sprzecz​ne ze świa​‐

to​po​glą​dem mark​si​stow​skim, Sta​lin na​ka​zał go aresz​to​wać i uwię​zić. Czy​żew​ski od​zy​‐
skał wol​ność do​pie​ro po śmier​ci Sta​li​na, dla któ​re​go cała spra​wa była moc​no po​dej​rza​‐
na. We​dług mark​si​stów i ko​mu​ni​stów re​wo​lu​cje wy​bu​cha​ją​ce na na​szej pla​ne​cie wy​ni​‐
ka​ją bo​wiem z róż​nic eko​no​micz​nych. Czy​żew​ski oznaj​mił zaś, że u przy​czyn re​wo​lu​cji
leżą eks​plo​zje na Słoń​cu.

Ja​kiż mógł ist​nieć zwią​zek mię​dzy wy​bu​cha​mi na Słoń​cu i ubó​stwem lub za​moż​no​‐

ścią lu​dzi? Gdy​by teza Czy​żew​skie​go oka​za​ła się słusz​na, cały sys​tem stwo​rzo​ny przez
Ka​ro​la Mark​sa roz​pa​da się w proch. Ko​niec z tłu​ma​cze​niem re​wo​lu​cji na ba​zie eko​no​mii
i wal​ki kla​so​wej... po​zo​sta​je tyl​ko ja​kaś tam astro​lo​gia.

Nie moż​na go jed​nak było oba​lić. Ob​li​cze​nia się​ga​ją​ce 700 lat wstecz pro​wa​dzo​no

w spo​sób na​uko​wy, usta​lo​no wy​raź​ny zwią​zek mię​dzy eks​plo​zja​mi na Słoń​cu i okre​ślo​‐
ny​mi zja​wi​ska​mi na Zie​mi, więc trud​no by​ło​by temu wszyst​kie​mu prze​czyć. Wy​bra​no
więc prost​sze roz​wią​za​nie w po​sta​ci zsył​ki na Sy​be​rię.

Po śmier​ci Sta​li​na o Czy​żew​skim przy​po​mniał so​bie Ni​ki​ta Chrusz​czów. Sy​be​ria za​‐

bra​ła Czy​żew​skie​mu pra​wie 50 cen​nych lat ży​cia; po uwol​nie​niu żył kil​ka mie​się​cy, lecz
i tak zdo​łał zgro​ma​dzić do​dat​ko​we do​wo​dy na po​par​cie swej tezy. Oka​za​ło się bo​wiem,
że wpły​wom so​lar​nym pod​le​ga​ją też sza​le​ją​ce na Zie​mi epi​de​mie.

Słoń​ce nie jest nie​ru​cho​mą kulą ogni​stą, jak się po​wszech​nie są​dzi, ale nie​zwy​kle oży​‐

wio​nym, dy​na​micz​nym, roz​pa​lo​nym or​ga​ni​zmem. W każ​dej se​kun​dzie zmie​nia wy​‐
gląd. Naj​mniej​sza choć​by zmia​na na Słoń​cu od​bi​ja się na ży​ciu na Zie​mi. Nie dzie​je się
tu nic, cze​mu nie to​wa​rzy​szy​ły​by zmia​ny na Słoń​cu. Przy za​ćmie​niu Słoń​ca pta​ki prze​‐
sta​ją śpie​wać, milk​nie cała pla​ne​ta. Zwie​rzę​ta od​czu​wa​ją lęk, są peł​ne na​pię​cia. Mał​py
scho​dzą z drzew i kry​ją się pod nimi. Zbi​ja​ją się w grup​ki, naj​wy​raź​niej aby się bro​nić.
Za​dzi​wia​ją​ce, że mał​py, któ​re za​wsze ro​bią tyle pi​sku i ha​ła​su, w chwi​li za​ćmie​nia cich​‐
ną tak bar​dzo, że na​wet me​dy​tu​ją​cy czło​wiek jest przy nich gło​śniej​szy.

Czy​żew​ski wy​ja​śnił to, lecz ten tok ro​zu​mo​wa​nia po​ja​wia się już u Su​me​rów. W póź​‐

niej​szym okre​sie szwaj​car​ski le​karz Pa​ra​cel​sus zdo​był wię​cej in​for​ma​cji. Jego od​kry​cie
jest wy​jąt​ko​we, zmie​ni ono całą me​dy​cy​nę, je​śli nie dziś, to ju​tro. Jak na ra​zie nie uzna​je
się tego, gdyż astro​lo​gia jest cał​ko​wi​cie igno​ro​wa​na – naj​star​sza, naj​bar​dziej sza​no​wa​‐
na, a za​ra​zem naj​bar​dziej igno​ro​wa​na z nauk.

W roku 1979 we Fran​cji po​da​no, że 47% po​pu​la​cji uwa​ża astro​lo​gię za ga​łąź na​uki.

W Ame​ry​ce dniem i nocą pra​cu​je 5.000 astro​lo​gów. Mają tylu klien​tów, że nie są w sta​‐
nie pra​co​wać na od​po​wied​nim po​zio​mie, a Ame​ry​ka​nie pła​cą im rocz​nie mi​lio​ny do​la​‐
rów. Oce​nia się, że na ca​łym świe​cie 78% lu​dzi wie​rzy w astro​lo​gię. Te 78% to tak zwa​ni
zwy​czaj​ni lu​dzie. My​śli​cie​lom i in​te​lek​tu​ali​stom na sam dźwięk sło​wa „astro​lo​gia” za​‐
pa​la się w gło​wie ostrze​gaw​cza czer​wo​na lamp​ka.

Carl Gu​staw Jung po​wie​dział, że bra​my uni​wer​sy​te​tów są od trzech stu​le​ci za​mknię​te

przed astro​lo​gią, ale w cią​gu naj​bliż​szych 30 lat zo​sta​ną po​now​nie otwar​te i astro​lo​gia
za​go​ści na wyż​szych uczel​niach. Doj​dzie do tego, po​nie​waż twier​dze​nia gło​szo​ne przez

background image

astro​lo​gię, jesz​cze do nie​daw​na po​zba​wio​ne na​uko​wych pod​staw, obec​nie moż​na udo​‐
wod​nić.

Pa​ra​cel​sus od​krył, że czło​wiek cho​ru​je wte​dy, gdy za​chwia​niu ule​ga har​mo​nij​ny

zwią​zek mię​dzy nim i ukła​dem gwiazd w chwi​li jego na​ro​dzin. Trze​ba to wy​ja​śnić. Na
wie​le lat przed Pa​ra​cel​su​sem, oko​ło 600 lat p.n.e., Pi​ta​go​ras stwo​rzył pod​sta​wy har​mo​‐
nii pla​ne​tar​nej. Za​pre​zen​to​wał Gre​kom tę za​sa​dę po po​wro​cie z Egip​tu i In​dii. In​die znaj​‐
do​wa​ły się wów​czas pod sil​nym wpły​wem idei gło​szo​nych przez Bud​dę i Ma​ha​wi​rę. Pi​‐
ta​go​ras do​łą​czył do swo​ich za​pi​sków wzmian​ki o bud​dyj​skich i dżi​nij​skich mni​chach.
Tych ostat​nich na​zwał „dżi​no​so​fi​sta​mi” i za​zna​czył, że cho​dzą nago.

Pi​ta​go​ras wie​rzył, że każ​da gwiaz​da, pla​ne​ta czy sa​te​li​ta pod​czas swe​go ru​chu po

okre​ślo​nej or​bi​cie wy​sy​ła​ja w prze​strzeń nie​po​wta​rzal​ne wi​bra​cje. Każ​de​mu ru​cho​wi
gwiaz​dy to​wa​rzy​szą okre​ślo​ne drga​nia i każ​dej z gwiazd moż​na przy​pi​sać in​dy​wi​du​al​‐
ny tor ru​chu. Drga​nia tych gwiazd po​łą​czo​ne ze sobą two​rzą pew​ną mu​zycz​ną har​mo​‐
nię, któ​rą na​zwał „har​mo​nią wszech​świa​ta”.

Gdy czło​wiek przy​cho​dzi na świat, me​lo​dia, jaką two​rzą w tym cza​sie gwiaz​dy, od​ci​‐

ska się nie​za​tar​tym pięt​nem na jego umy​śle – jest to świe​ży, de​li​kat​ny i sub​tel​ny stan
zwa​ny na​ro​dzi​na​mi.

Po​wo​du​je to, że w cią​gu na​sze​go ży​cia cie​szy​my się do​brym zdro​wiem lub nie. Gdy

ży​jesz „ze​stro​jo​ny” z pier​wot​ną mu​zycz​ną har​mo​nią z chwi​li two​ich na​ro​dzin, je​steś
zdro​wy. Gdy gu​bisz tę „nutę” pod​sta​wo​wej har​mo​nii, za​czy​nasz cho​ro​wać.

Pa​ra​cel​sus miał w tej sfe​rze zna​czą​ce osią​gnię​cia. Nie za​pi​sy​wał pa​cjen​to​wi le​karstw

bez zaj​rze​nia w kun​da​li, ho​ro​skop uro​dzi​no​wy. Zdu​mie​wa​ją​ce jest, że prze​ana​li​zo​waw​‐
szy te dane, Pa​ra​cel​sus le​czył tych, któ​rzy sta​no​wi​li nie lada pro​blem dla in​nych le​ka​rzy
– tam​ci nie byli w sta​nie ich wy​le​czyć. Ma​wiał: „Do​pó​ki nie po​znam po​zy​cji gwiazd
w mo​men​cie na​ro​dzin czło​wie​ka, nie mogę okre​ślić, ja​kie nuty wy​zna​cza​ją jego we​‐
wnętrz​ną har​mo​nię. A je​śli nie znam struk​tu​ry two​rzą​cej tę har​mo​nię, jak mam uzdra​‐
wiać?”.

Co jed​nak ro​zu​mie się pod po​ję​ciem zdro​wia? Spró​buj​my to zro​zu​mieć. Zwy​kle, gdy

py​ta​my le​ka​rza o de​fi​ni​cję zdro​wia, po​wie nam, że zdro​wie ozna​cza brak cho​rób. Jest to
jed​nak de​fi​ni​cja ne​ga​tyw​na. Nie​szczę​ście po​le​ga na tym, że mu​si​my de​fi​nio​wać zdro​‐
wie, po​słu​gu​jąc się ter​mi​no​lo​gią „cho​ro​bo​wą”. Zdro​wie jest czymś po​zy​tyw​nym, cho​ro​‐
ba jest ne​ga​tyw​na. Zdro​wie to na​sza na​tu​ra, cho​ro​ba jest ata​kiem prze​ciw niej. Dziw​ną
wy​da​je się ko​niecz​ność de​fi​nio​wa​nia zdro​wia za po​mo​cą cho​rób. Okre​śla​nie go​spo​da​‐
rza przy po​mo​cy go​ści wy​da​je się co​kol​wiek na​cią​ga​ne.

Zdro​wie z nami współ​ist​nie​je, cho​ro​ba przy​tra​fia się cza​sa​mi. Zdro​wie to​wa​rzy​szy

nam od uro​dzin, cho​ro​ba jest zja​wi​skiem prze​lot​nym. Je​śli po​pro​si​my le​ka​rza, by zde​fi​‐
nio​wał zdro​wie, po​wie tyl​ko, że zdro​wie jest obec​ne wte​dy, gdy nie ma cho​ro​by.

Pa​ra​cel​sus uwa​żał, że tego ro​dza​ju in​ter​pre​ta​cja jest błęd​na. Kon​cep​cja zdro​wia po​‐

win​na być wy​ra​żo​na w spo​sób po​zy​tyw​ny. Jak jed​nak mamy dojść do ta​kiej po​zy​tyw​nej
de​fi​ni​cji, do twór​czej in​ter​pre​ta​cji zdro​wia?

Pa​ra​cel​sus twier​dził: „Do​pó​ki nie po​zna się sta​nu we​wnętrz​nej har​mo​nii u pa​cjen​ta,

moż​na co naj​wy​żej uwol​nić go od ja​kiejś cho​ro​by – gdyż wła​śnie owa we​wnętrz​na har​‐

background image

mo​nia jest źró​dłem zdro​wia. Gdy zni​ka jed​na z cho​rób, na​tych​miast w jej miej​sce po​ja​‐
wia się inna, gdyż nic nie ro​bi​my z we​wnętrz​ną har​mo​nią. To o nią tu cho​dzi, ona jest
naj​waż​niej​sza”.

Od cza​sów Pa​ra​cel​su​sa mi​nę​ło już 500 lat, jego od​kry​cia ode​szły w nie​pa​mięć. W cią​‐

gu ostat​nich 20 lat astro​lo​gia po​now​nie wy​pły​wa na szer​sze wody. Na​ro​dzi​ła się nowa
ga​łąź na​uki. Przy​bli​żę ją nie​co, abyś mógł ła​twiej, Czy​tel​ni​ku, zro​zu​mieć sta​ro​żyt​ną na​‐
ukę astro​lo​gii.

W roku 1950 po​wsta​ła nowa ga​łąź na​uki na​zwa​na ko​smicz​ną che​mią (astro​che​mią).

Twór​cą jej był Geo​r​gi Giar​di, je​den z naj​wy​bit​niej​szych uczo​nych owych cza​sów. Po nie​‐
zli​czo​nych eks​pe​ry​men​tach la​bo​ra​to​ryj​nych do​wiódł on na​uko​wo, że cały wszech​świat
sta​no​wi je​den or​ga​nizm, cały wszech​świat jest jed​nym or​ga​ni​zmem. Je​śli zra​nię się
w pa​lec, od​czu​je to cały or​ga​nizm. „Or​ga​nizm” ozna​cza, że ża​den frag​ment nie jest od​‐
dziel​ny, wszyst​ko jest ze sobą po​łą​czo​ne. Je​śli zra​nio​ne zo​sta​nie oko, ból do​trze do pal​ca
u nogi. Rana w sto​pie spo​wo​du​je prze​sła​nie in​for​ma​cji do ser​ca. Gdy za​cho​ru​je umysł,
za​kłó​ce​niu ule​gnie pra​ca ca​łe​go cia​ła. A gdy cia​ło zo​sta​nie znisz​czo​ne, trud​no bę​dzie
umy​sło​wi zna​leźć so​bie od​po​wied​nie miej​sce. Cia​ło to or​ga​nicz​na ca​łość: do​tknij jed​nej
jego cząst​ki, a ca​łość za​czy​na drgać, sy​gnał do​cie​ra wszę​dzie.

Astro​che​mia gło​si, że cały ko​smos jest jed​nym cia​łem. Nic nie jest od​dzie​lo​ne, wszyst​‐

ko łą​czy się ze sobą. Nie​waż​ne, w ja​kiej od​le​gło​ści od nas znaj​du​je się dana gwiaz​da, gdy
za​cho​dzą w niej zmia​ny, zmie​nia się rytm na​szych serc. Nie​waż​ne, jak da​le​ko mamy do
Słoń​ca, gdy po​ja​wią się tam ja​kieś za​bu​rze​nia, wpły​ną na krą​że​nie krwi w na​szych or​ga​‐
ni​zmach. Co 11 lat sza​le​ją na Słoń​cu nu​kle​ar​ne sztor​my. Gdy ostat​nio po​ja​wi​ły się po​tęż​‐
ne bu​rze i gi​gan​tycz​ne eks​plo​zje, pe​wien ja​poń​ski le​karz, Ta​mat​to, do​ko​nał zdu​mie​wa​‐
ją​ce​go od​kry​cia. Od 20 lat zaj​mo​wał się on ba​da​niem krwi ko​biet. Ist​nie​je jed​na wła​ści​‐
wość, nie​po​wta​rzal​na, któ​ra od​róż​nia krew ko​bie​cą od mę​skiej. Pod​czas men​stru​acji
krew ko​bie​ty roz​rze​dza się, mę​ska krew za​wsze jest taka sama. Krew ko​bie​ty w cza​sie
mie​siącz​ki sta​je się rzad​sza, po​dob​nie jak w cza​sie cią​ży. We​dług Ta​mat​to jest to pod​sta​‐
wo​wa róż​ni​ca mię​dzy krwią ko​biet i męż​czyzn. Pod​czas gi​gan​tycz​nych nu​kle​ar​nych
eks​plo​zji na Słoń​cu mę​ska krew tak​że się roz​rze​dza. Było to coś no​we​go. Wcze​śniej nie
za​ob​ser​wo​wa​no żad​nych zmian w krwi męż​czyzn, któ​re mia​ły​by zwią​zek z za​kłó​ce​nia​‐
mi na Słoń​cu. Sko​ro z taką ła​two​ścią moż​na wpły​wać na krew, wszyst​ko musi pod​le​gać
owym wpły​wom.

Pe​wien ame​ry​kań​ski my​śli​ciel, prof. Frank Brown, zaj​mu​je się przy​sto​so​wa​niem i od​‐

po​wied​nim za​bez​pie​cze​niem ko​smo​nau​tów prze​by​wa​ją​cych w po​dró​ży ko​smicz​nej.
Po​ło​wę ży​cia po​świę​cił, by lu​dzie uda​ją​cy się w po​dróż ko​smicz​ną nie na​po​ty​ka​li żad​‐
nych trud​no​ści. Naj​po​waż​niej​szą jest kwe​stia wpły​wów, ja​kim pod​le​ga​ją po opusz​cze​‐
niu Zie​mi. Nikt nie wie, ja​kie na​tę​że​nie pro​mie​nio​wa​nia mogą na​po​tkać w ko​smo​sie
i jak ono wpły​nie na ich or​ga​ni​zmy.

Od cza​sów Ary​sto​te​le​sa, przez 2.000 lat uwa​ża​no na Za​cho​dzie, że prze​strzeń ko​‐

smicz​na jest próż​nią, nie ma tam nic. 320 ki​lo​me​trów nad po​wierzch​nią Zie​mi za​ni​ka
at​mos​fe​ra i po​zo​sta​je pust​ka. Jed​nak ba​da​nia pro​wa​dzo​ne przez ko​smo​nau​tów do​wio​‐
dły, że były to błęd​ne po​glą​dy. Ko​smos nie jest próż​nią, jest prze​peł​nio​ny – nie jest ani
pu​sty, ani mar​twy, tęt​ni ży​ciem.

background image

Roz​cią​ga​ją​ca się na wy​so​kość 320 ki​lo​me​trów at​mos​fe​ra ziem​ska chro​ni nas przed

wie​lo​ma szko​dli​wy​mi wpły​wa​mi. W ko​smo​sie wy​stę​pu​ją jed​nak wszel​kie​go ro​dza​ju
od​dzia​ły​wa​nia, któ​rych czło​wiek mógł​by nie znieść.

Pew​nie cię to roz​śmie​szy, ale za​nim wy​sła​no pierw​sze​go czło​wie​ka w ko​smos, Brown

po​słał tam ziem​nia​ka. Po​zwo​lił on so​bie na przy​pusz​cze​nie, że nie​wiel​ka jest róż​ni​ca
mię​dzy czło​wie​kiem i ziem​nia​kiem. Je​śli ziem​niak nie prze​ży​je, czło​wiek też nie prze​‐
trwa, je​śli ziem​niak prze​ży​je, czło​wiek też so​bie po​ra​dzi z ko​smo​sem. Ziem​niak ma gru​‐
bą i twar​dą skó​rę, a czło​wiek jest de​li​kat​ny i wraż​li​wy. Gdy​by ziem​niak nie prze​trwał
w ko​smo​sie, dla czło​wie​ka nie by​ło​by na​dziei. Je​śli ziem​niak wró​ci żywy i za​cznie ro​‐
snąć, czło​wie​ka moż​na bę​dzie śmia​ło wy​słać w ko​smos, choć trze​ba bę​dzie za​dbać o jego
prze​trwa​nie w tych wa​run​kach.

Tym eks​pe​ry​men​tem Brown udo​wod​nił też, że na​sie​nie ziem​nia​ka za​sa​dzo​ne w zie​‐

mi, lub ja​kie​kol​wiek inne na​sie​nie, roz​wi​ja się dzię​ki Słoń​cu. Słoń​ce po​bu​dza je i za​chę​ca
do wzra​sta​nia. Bu​dzi ono w em​brio​nie chęć sta​nia się ro​śli​ną i wy​wo​łu​je jego roz​wój.

Brown pro​wa​dził ba​da​nia rów​nież na in​nym polu. Do dziś nie nada​no im na​zwy, lecz

mówi się o tzw. dzie​dzic​twie pla​ne​tar​nym. Mamy jesz​cze inne okre​śle​nie: ho​ro​skop,
któ​re po​cho​dzi z grec​kie​go ho​ro​sko​pes. Zna​cze​nie tego sło​wa jest na​stę​pu​ją​ce: ob​ser​wu​ję
wy​ła​nia​ją​ce się pla​ne​ty.

W chwi​li na​ro​dzin dziec​ka wie​le gwiazd po​ja​wia się nad ho​ry​zon​tem. Jak Słoń​ce,

wscho​dzą​ce o świ​cie i za​cho​dzą​ce o zmierz​chu, tak i gwiaz​dy wscho​dzą i za​cho​dzą całą
dobę. Je​śli dziec​ko przy​cho​dzi na świat o szó​stej rano, Słoń​ce tak​że wscho​dzi o tej po​rze,
nie​któ​re gwiaz​dy po​ja​wia​ją się nad ho​ry​zon​tem, inne zni​ka​ją. Pew​ne kon​ste​la​cje za​czy​‐
na​ją się wy​ła​niać, inne za​cho​dzą. Dziec​ko ro​dzi się więc w spe​cy​ficz​nym ukła​dzie
gwiazd.

Do tej pory wąt​pio​no, na​wet te​raz znaj​dzie się wie​lu ta​kich, zwłasz​cza wśród nie​zbyt

za​an​ga​żo​wa​nych w te spra​wy, by Księ​życ i gwiaz​dy mia​ły coś wspól​ne​go z czło​wie​‐
kiem. Gdzie​kol​wiek są, ja​kie to ma zna​cze​nie dla dziec​ka ro​dzą​ce​go się w wio​sce? Prze​‐
cież tego sa​me​go dnia pod tym ukła​dem gwiazd ro​dzi się nie jed​no, ale ty​sią​ce dzie​ci.
Spo​śród nich któ​reś zo​sta​nie pre​zy​den​tem, po​zo​sta​łych to jed​nak nie spo​tka. Jed​no
może do​ży​je stu lat, inne mogą umrzeć po dwóch dniach. Jed​no bę​dzie ge​niu​szem, inne
idio​tą. Po​zor​nie na​su​wa się więc py​ta​nie: Jak moż​na dziec​ku przy​pi​sy​wać pe​wien ho​ro​‐
skop tyl​ko dla​te​go, że przy​szło na świat w „okre​ślo​nym ukła​dzie gwiazd i pla​net”?

Lo​gi​ka tego py​ta​nia wy​da​je się być oczy​wi​sta: Dla​cze​go gwiaz​dy mia​ły​by mieć zwią​‐

zek z na​ro​dzi​na​mi dziec​ka? Prze​cież nie​jed​no dziec​ko przy​cho​dzi na świat, pod tymi sa​‐
my​mi gwiaz​da​mi ro​dzi się ich wie​le i wca​le nie są do sie​bie po​dob​ne. Ta​kie ro​zu​mo​wa​‐
nie wska​zu​je, że na​ro​dzi​ny czło​wie​ka nie mają związ​ku z gwiaz​da​mi.

Z ba​dań Brow​na, Pi​car​die​go, Ta​mat​to i in​nych moż​na wy​snuć zdu​mie​wa​ją​cy wnio​‐

sek. Wszy​scy ci ucze​ni są zda​nia, że choć nie moż​na jesz​cze po​ku​sić się o twier​dze​nie, że
dziec​ko jako jed​nost​ka pod​le​ga wpły​wo​wi gwiazd, jed​nak z pew​no​ścią ist​nie​je wpływ
gwiazd na ży​cie trak​to​wa​ne jako ca​łość. Nie mo​że​my po​wie​dzieć, czy dziec​ko jako jed​‐
nost​ka znaj​du​je się pod wpły​wem gwiazd, lecz ży​cie jako ca​łość pod​le​ga temu wpły​wo​‐
wi. A sko​ro ży​cie mu pod​le​ga, rów​nież jed​nost​ki znaj​du​ją się pod wpły​wem gwiazd.

background image

Na jesz​cze jed​ną kwe​stię na​le​ży zwró​cić uwa​gę. Są​dzo​no po​wszech​nie, że astro​lo​gia

jest na​uką, któ​ra nie może się roz​wi​jać, po​nie​waż po​wsta​ła w daw​nych cza​sach. We​dług
mnie sy​tu​acja jest od​wrot​na. Astro​lo​gia była na​uką na bar​dzo wy​so​kim po​zio​mie
w cza​sach ja​kiejś wy​so​ko roz​wi​nię​tej cy​wi​li​za​cji, ale ta cy​wi​li​za​cja zni​kła z po​wierzch​ni
Zie​mi i po​zo​sta​ły nam po niej tyl​ko drob​ne frag​men​ty jej astro​lo​gicz​nych do​ko​nań.

Astro​lo​gia nie jest nową ga​łę​zią na​uki, lecz ga​łę​zią, któ​ra swe​go cza​su była w po​waż​‐

nym stop​niu za​awan​so​wa​na. Cy​wi​li​za​cja, któ​ra ją roz​wi​nę​ła, upa​dła. Cy​wi​li​za​cje wciąż
po​ja​wia​ją się i zni​ka​ją, za​tem pod​sta​wo​we za​sa​dy, twier​dze​nia, fun​da​men​ty tego, co
wcze​śniej opra​co​wa​no, utra​co​no bez​pow​rot​nie. Obec​nie na​uka po​wo​li zbli​ża się do
punk​tu, w któ​rym bę​dzie mu​sia​ła uznać, że ży​cie jako ca​łość pod​le​ga wpły​wo​wi ru​chów
gwiazd.

W mo​men​cie na​ro​dzin stan umy​słu dziec​ka przy​po​mi​na nie​zwy​kle wraż​li​wą bło​nę

fo​to​gra​ficz​ną. Je​śli chce​my zro​zu​mieć, jak ży​cie pod​le​ga wpły​wo​wi gwiazd, trze​ba
uświa​do​mić so​bie parę in​nych kwe​stii. Pa​mię​taj​my, że tyl​ko w przy​pad​ku ist​nie​nia ta​‐
kie​go wpły​wu astro​lo​gia w ogó​le jest moż​li​wa.

Spró​buj​my zro​zu​mieć fe​no​men bliź​niąt. Mamy dwa ro​dza​je bliź​niąt: pierw​sze rze​czy​‐

wi​ście są iden​tycz​ne – to te, któ​re przy​cho​dzą na świat z jed​ne​go ja​jecz​ka; dru​gie to te,
któ​re co praw​da są bliź​nię​ta​mi, lecz po​cho​dzą z dwóch od​dziel​nych ja​je​czek – w ło​nie
mat​ki dwa ja​jecz​ka zo​sta​ły za​płod​nio​ne, ro​dzi się więc dwo​je dzie​ci. Pierw​szy typ jest
zja​wi​skiem o wie​le rzad​szym (dwo​je dzie​ci z jed​ne​go ja​jecz​ka). Jest to za​gad​nie​nie waż​‐
ne z na​uko​we​go punk​tu wi​dze​nia, gdyż bliź​nię​ta po​ja​wia​ją się na świe​cie w tym sa​‐
mym cza​sie. Dzie​ci uro​dzo​ne z dwóch ja​je​czek na​zy​wa​my z ko​niecz​no​ści bliź​nię​ta​mi,
lecz nie​ko​niecz​nie ro​dzą się one jed​no​cze​śnie.

Trze​ba zdać so​bie spra​wę, że na​ro​dzi​ny to zja​wi​sko w pew​nym sen​sie dwu​znacz​ne.

Pierw​szy aspekt przyj​ścia na świat jest zwią​za​ny z po​czę​ciem: rze​czy​wi​ste na​ro​dzi​ny
mają miej​sce w dniu, gdy ja​jecz​ko zo​sta​je za​płod​nio​ne w ło​nie mat​ki. To „praw​dzi​we”
na​ro​dzi​ny. To, co na​zy​wa​my na​ro​dzi​na​mi, to w grun​cie rze​czy dru​gie na​ro​dzi​ny: gdy
dziec​ko opusz​cza łono mat​ki.

Gdy​by​śmy pro​wa​dzi​li szcze​gó​ło​we ba​da​nia astro​lo​gicz​ne, jak ro​bią to Hin​du​si, pro​‐

wa​dzą​cy je na sze​ro​ką ska​lę, nie in​te​re​so​wa​li​by​śmy się tak bar​dzo chwi​lą tak zwa​nych
na​ro​dzin, ale po​cząt​kiem po​dró​ży w mat​czy​nym ło​nie, chwi​lą po​czę​cia – gdyż to są
praw​dzi​we na​ro​dzi​ny. Hin​du​si za​uwa​ży​li, że je​śli okre​ślo​ne​go typu dziec​ko ma przyjść
na świat, na​ro​dzi się, gdy akt sek​su​al​ny i cią​ża prze​bie​ga​ją pod wpły​wem pla​net i kon​‐
ste​la​cji naj​le​piej pa​su​ją​cych do da​ne​go typu. Wy​tłu​ma​czę sze​rzej tę kwe​stię, bo​wiem po​‐
świę​co​no jej wie​le uwa​gi i wy​ja​śni​ło się przy tym wie​le spraw.

Uwa​ża​my, że gdy dziec​ko ro​dzi się o szó​stej rano, układ gwiazd od​gry​wa de​cy​du​ją​cą

rolę. Ci, któ​rzy le​piej zna​ją astro​lo​gię, mó​wią, że gwiaz​dy nie wy​wie​ra​ją wpły​wu na
dziec​ko tyl​ko dla​te​go, że ro​dzi się ono o szó​stej rano. To dziec​ko wy​bie​ra mo​ment na​ro​‐
dzin pod gwiaz​da​mi, któ​rych wpływ jest taki, ja​kie​go ono pra​gnie. To zu​peł​nie inna
spra​wa. Gdy dziec​ko się ro​dzi, wy​bie​ra od​po​wied​ni dla sie​bie układ pla​net i gwiazd. Gdy
wej​dzie​my w to nie​co głę​biej, prze​ko​na​my się, że dziec​ko wy​bie​ra też chwi​lę po​czę​cia.

Każ​da du​sza wy​bie​ra swą porę po​czę​cia, kie​dy tra​fi do da​ne​go łona. Chwi​la po​czę​cia

background image

nie jest bła​ha, jej zna​cze​nie po​le​ga na tym, że nie​zmier​nie waż​ne jest, jak w tej chwi​li
wy​glą​da cały wszech​świat i ja​kie​go ro​dza​ju moż​li​wo​ści mamy przed sobą.

Gdy ja​jecz​ko zo​sta​je za​płod​nio​ne i roz​wi​ja się cią​ża mno​ga, chwi​la po​czę​cia jest taka

sama i ten sam bę​dzie mo​ment na​ro​dzin. In​te​re​su​ją​ce, że ko​le​je losu bliź​niąt, któ​re przy​‐
szły na świat z jed​ne​go ja​jecz​ka, są tak bar​dzo ana​lo​gicz​ne, że trud​no by​ło​by po​wie​dzieć,
że chwi​la na​ro​dzin nie mia​ła na to żad​ne​go wpły​wu. Ilo​ra​zy in​te​li​gen​cji ta​kich dzie​ci są
nie​mal iden​tycz​ne. Znaw​cy po​wie​dzą, że drob​ne od​chy​le​nia miesz​czą się w gra​ni​cach
błę​du po​mia​ru. Na​wet obec​nie nie po​tra​fi​my stwo​rzyć od​po​wied​nich kry​te​riów, dzię​ki
któ​rym mo​gli​by​śmy zmie​rzyć in​te​li​gen​cję.

Je​śli bliź​nię​ta jed​no​ja​jo​we wy​cho​wu​je się od​dziel​nie, ich ilo​raz in​te​li​gen​cji i tak bę​‐

dzie taki sam. Jest tak na​wet, gdy jed​no miesz​ka w In​diach, a dru​gie w Chi​nach i nie wie​‐
dzą o swo​im ist​nie​niu. Zna​ne są przy​pad​ki od​dziel​ne​go do​ra​sta​nia ta​kich dzie​ci. Osią​ga​‐
jąc doj​rza​łość, mia​ły taki sam ilo​raz in​te​li​gen​cji. Zdu​mie​wa, że ilo​raz in​te​li​gen​cji moż​na
łą​czyć z po​ten​cja​łem dziec​ka w chwi​li na​ro​dzin.

Gdy jed​no z bliź​niąt, miesz​ka​ją​ce w Chi​nach, prze​zię​bi się, dru​gie, miesz​ka​ją​ce w In​‐

diach, za​pa​da w tym sa​mym cza​sie na to samo. Ogól​nie jest tak, że bliź​nię​ta jed​no​ja​jo​we
umie​ra​ją w tym sa​mym roku. Umie​ra​ją jed​no po dru​gim w od​stę​pie mi​ni​mum trzech
dni, mak​si​mum – trzech lat. Je​śli umie​ra jed​no z bliź​niąt, moż​na śmia​ło za​ło​żyć, że dru​‐
gie ma przed sobą naj​wy​żej trzy lata ży​cia. Ich po​dej​ście do ży​cia, za​cho​wa​nie i od​czu​cia
są tak po​dob​ne, że wy​glą​da, jak​by żyły one jed​nym ży​ciem. Po​do​bień​stwo jest tu do​‐
strze​gal​ne na wie​lu płasz​czy​znach: każ​de z nich jest jak ko​pia dru​gie​go.

Skó​ra każ​de​go czło​wie​ka jest czymś in​dy​wi​du​al​nym. Je​śli moja ręka zo​sta​nie zra​nio​‐

na i trze​ba do​ko​nać prze​szcze​pu, nie moż​na prze​nieść czy​jejś skó​ry na moją rękę, musi
to być moja skó​ra. Na ca​łej Zie​mi nie znaj​dziesz ni​ko​go, czy​ja skó​ra nada​wa​ła​by się do
prze​szcze​pu na moją rękę. Moje cia​ło na​tych​miast od​rzu​ci prze​szczep, nie za​ak​cep​tu​je
in​nej skó​ry. Jed​nak w przy​pad​ku bliź​niąt jed​no​ja​jo​wych taki prze​szczep jest moż​li​wy –
to sy​tu​acja wy​jąt​ko​wa. Prze​szcze​pio​na skó​ra nie zo​sta​je od​rzu​co​na. Dla​cze​go? Nie może
to wy​ni​kać z fak​tu, że mają tych sa​mych ro​dzi​ców, gdyż skó​ra dzie​ci po​cho​dzą​cych ze
„zwy​kłe​go” ro​dzeń​stwa nie jest „wy​mie​nial​na” . Je​dy​nym wy​jąt​kiem są dzie​ci, któ​re zo​‐
sta​ły po​czę​te w tej sa​mej chwi​li. Na​wet w tym przy​pad​ku nie ma in​ne​go czyn​ni​ka.

Ta​kie ro​dzeń​stwo po​cho​dzi od tej sa​mej mat​ki i tego sa​me​go ojca, a jed​nak trans​plan​‐

ta​cja skó​ry nie jest moż​li​wa – nie moż​na jej prze​szcze​piać. Oj​ciec ten sam, ta sama mat​‐
ka, wszyst​ko to samo – z wy​jąt​kiem chwi​li na​ro​dzin; to jed​nak czy​ni wiel​ką róż​ni​cę,
chwi​la, w któ​rej dzie​ci zo​sta​ły po​czę​te.

Czyż​by chwi​la na​ro​dzin tak bar​dzo de​cy​do​wa​ła, że czas ży​cia jest taki sam, ilo​raz in​‐

te​li​gen​cji jest pra​wie iden​tycz​ny, a ru​chy cia​ła są bar​dzo po​dob​ne? Gdy tacy lu​dzie cho​‐
ru​ją, to na tę samą cho​ro​bę, a gdy zdro​wie​ją – to dzię​ki temu sa​me​mu le​ko​wi? Czy chwi​‐
la na​ro​dzin może wy​wie​rać tak ol​brzy​mi wpływ?

Astro​lo​gia twier​dzi, że ta chwi​la jest jesz​cze waż​niej​sza. Do​tąd na​uka nie zga​dza​ła się

z astro​lo​gią, lecz obec​nie zmie​nia swe sta​no​wi​sko. Po​moc​ne oka​za​ły się tu naj​now​sze
eks​pe​ry​men​ty.

Gdy wy​sła​li​śmy w ko​smos sztucz​ne sa​te​li​ty, od​kry​li​śmy, że Zie​mia jest bez​u​stan​nie

background image

bom​bar​do​wa​na przez ra​dio​ak​tyw​ne cząst​ki do​cie​ra​ją​ce z od​le​głych ga​lak​tyk. Nic nie
ukry​je się przed nimi. Wia​do​mo, że oce​any znaj​du​ją się pod wpły​wem Księ​ży​ca, ale nie
za​sta​na​wia​my się nad tym, że pro​por​cje wody i soli, ja​kie ma woda mor​ska, mamy też
w ludz​kim cie​le. 70% ludz​kie​go cia​ła sta​no​wi woda, a za​war​tość soli w tej wo​dzie jest
taka jak w Mo​rzu Arab​skim. Je​śli akwe​ny wod​ne pod​le​ga​ją wpły​wo​wi Księ​ży​ca, jak mo​‐
gła​by nie pod​le​gać mu woda znaj​du​ją​ca się w ludz​kim cie​le?

Sko​ro tak, trze​ba uświa​do​mić so​bie jesz​cze inne fak​ty, ujaw​nia​ne w obec​nie pro​wa​‐

dzo​nych ba​da​niach. Gdy zbli​ża się peł​nia Księ​ży​ca, wzra​sta licz​ba przy​pad​ków po​pa​da​‐
nia w obłęd, a w ostat​nim dniu 14-dnio​wej fazy „ciem​nej” jest ona naj​mniej​sza. Gdy
Księ​ży​ca przy​by​wa, ro​śnie fala sza​leństw. W dniu peł​ni naj​wię​cej lu​dzi tra​fia do za​kła​‐
dów dla psy​chicz​nie cho​rych, na​to​miast w ostat​nim dniu okre​su uby​wa​nia Księ​ży​ca
naj​wię​cej lu​dzi opusz​cza mury tych za​kła​dów. Mamy ta​kie sta​ty​sty​ki.

Od​po​wied​ni​kiem sło​wa lu​na​tyk jest w hin​di cha​and​ma​ra. Cha​and od​no​si się do Księ​‐

ży​ca, tak jak lu​nar. Cha​and​ma​ra to bar​dzo sta​re sło​wo, a i lu​na​tyk li​czy so​bie ja​kieś
3.000 lat. 3.000 lat temu lu​dzie za​uwa​ży​li, że Księ​życ ma wpływ na lu​dzi obłą​ka​nych. Je​‐
śli wpły​wa na obłą​ka​nych, jak miał​by nie wpły​wać na zdro​wych?

Struk​tu​ra mó​zgu i we​wnętrz​nych or​ga​nów ludz​kie​go cia​ła jest taka sama u wszyst​‐

kich lu​dzi. Księ​życ może o wie​le sil​niej dzia​łać na lu​dzi cho​rych psy​chicz​nie, niż na zdro​‐
wych, ale to tyl​ko róż​ni​ca ilo​ścio​wa. Nie jest moż​li​we, by zdro​wy czło​wiek zu​peł​nie nie
pod​le​gał wpły​wo​wi Księ​ży​ca. Gdy​by tak było, nikt nie mógł​by osza​leć, bo​wiem każ​dy
cho​ry był kie​dyś zdro​wy. Księ​życ mu​siał więc naj​pierw za​dzia​łać na ko​goś, kto był zu​‐
peł​nie zdro​wy.

Prof. Brown pro​wa​dził bar​dzo in​te​re​su​ją​ce ba​da​nia. Nie wie​rzył w astro​lo​gię. Jako

scep​tyk we wcze​śniej​szych pra​cach czę​sto ośmie​szał ją. Mimo scep​ty​cy​zmu uru​cho​mił
pe​wien pro​gram ba​daw​czy: zgro​ma​dził ho​ro​sko​py sław​nych ge​ne​ra​łów, le​ka​rzy
i przed​sta​wi​cie​li in​nych za​wo​dów. Na​ro​bił so​bie tym kło​po​tów, bo​wiem oka​za​ło się, że
przed​sta​wi​cie​le po​szcze​gól​nych pro​fe​sji uro​dzi​li się pod wpły​wem okre​ślo​nej pla​ne​ty
lub kon​ste​la​cji gwiazd. Wśród sław​nych ge​ne​ra​łów wpływ Mar​sa był nie​zwy​kle sil​ny,
lecz nie ma on wpły​wu na lu​dzi zaj​mu​ją​cych się na​uką.

Ba​da​nia, któ​re prof. Brown pro​wa​dził na 50.000 męż​czyzn za​wo​do​wo pa​ra​ją​cych się

woj​sko​wo​ścią, wy​ka​za​ły, że Mars wy​wie​ra nie​zwy​kle sil​ny wpływ na ich ży​cie. Gdy
tego ro​dza​ju oso​bo​wo​ści przy​cho​dzą na świat, Mars za​czy​na się wzno​sić, wę​dro​wać
w górę. Na prze​ciw​nym bie​gu​nie, choć​by prze​ba​dać nie wiem ilu pa​cy​fi​stów, nie znaj​‐
dzie​my ani jed​ne​go, u któ​re​go Mars jest w ascen​den​cie. Gdy​by coś ta​kie​go zda​rza​ło się
spo​ra​dycz​nie, moż​na by​ło​by mó​wić o zbie​gu oko​licz​no​ści, ale nie ma mowy o ty​sią​cach
zbie​gów oko​licz​no​ści. Ma​te​ma​ty​cy przy​cho​dzą na świat w kon​kret​nym ukła​dzie pla​net,
a w ta​kich oko​licz​no​ściach nie ro​dzi się ża​den po​eta. Zda​rza się to tak czę​sto, że zbieg
oko​licz​no​ści nie jest moż​li​wy.

Ist​nie​ją ol​brzy​mie róż​ni​ce w za​cho​wa​niu lu​dzi na​le​żą​cych do róż​nych za​wo​dów

i pro​fe​sji: po​etów, ma​te​ma​ty​ków, han​dla​rzy bro​nią, ge​ne​ra​łów i pa​cy​fi​stów. Z jed​nej
stro​ny mamy ko​goś ta​kie​go jak Ber​trand Rus​sell, któ​ry ma​wiał, że na świe​cie musi
w koń​cu za​pa​no​wać po​kój, a z dru​giej ta​kie​go jak Nie​tz​sche, któ​ry twier​dził, że brak wo​‐
jen ozna​czać bę​dzie, że świat stra​cił sens. Czy jest to in​te​lek​tu​al​na dys​pu​ta mię​dzy ludź​‐

background image

mi, czy może mię​dzy gwiaz​da​mi? Czy jest to je​dy​nie spór na​tu​ry in​te​lek​tu​al​nej, czy
może rze​czy​wi​ście roz​dzie​la ich sam mo​ment na​ro​dzin?

Wraz ze wzro​stem licz​by ob​ser​wa​cji na​uko​wych uświa​do​mio​no so​bie, że w chwi​li

na​ro​dzin ujaw​nia​ją się tak​że u da​nej oso​by tak zwa​ne spe​cjal​ne ta​len​ty. Na​wet ci, któ​rzy
zna​ją astro​lo​gię je​dy​nie po​wierz​chow​nie, przy​zna​ją, że jest tak, bo ktoś uro​dził się pod
szczę​śli​wą gwiaz​dą. Chciał​bym jed​nak po​wie​dzieć, że czło​wiek de​cy​du​je sam, pod jaką
gwiaz​dą przyj​dzie mu się uro​dzić. Przy​cho​dzi na świat w chwi​li od​po​wied​niej do tego,
czym pra​gnie się stać, za​leż​nie od swo​ich po​ten​cjal​nych moż​li​wo​ści, od kształ​tu, jaki
nada​ło mu ostat​nie ży​cie i od świa​do​mej mo​ty​wa​cji. Każ​de dziec​ko, każ​de nowe ży​cie
kła​dzie na​cisk na chwi​lę swych na​ro​dzin. Pra​gnie na​ro​dzić się w okre​ślo​nej chwi​li, pra​‐
gnie być w da​nej chwi​li po​czę​te – to wszyst​ko jest ze sobą ści​śle po​wią​za​ne.

Po​wie​dzia​łem wcze​śniej, że woda mor​ska pod​le​ga okre​ślo​nym wpły​wom. Z wody po​‐

wsta​je wszel​kie ży​cie, bez wody nie ma mowy o ży​ciu. W daw​nej Gre​cji fi​lo​zo​fo​wie gło​‐
si​li, że ży​cie ma po​czą​tek w wo​dzie, woda ozna​cza ży​cie. Znaj​dzie​my to też w mi​to​lo​gii
sta​ro​żyt​nych Hin​du​sów, Chiń​czy​ków i in​nych lu​dów. Współ​cze​śni ewo​lu​cjo​ni​ści ma​‐
wia​ją, że ży​cie po​wsta​ło w oce​anach i tam po​ja​wi​ły się jego pier​wot​ne for​my. Tak wy​‐
glą​da​ły pra​po​cząt​ki ży​cia, co do​pro​wa​dzi​ło w koń​cu do ewo​lu​cji czło​wie​ka.

Woda to naj​bar​dziej ta​jem​ni​czy z ży​wio​łów. Każ​dy wpływ się​ga​ją​cy czło​wie​ka ze

świa​ta, gwiazd i ko​smo​su ko​rzy​sta z wody. Do​pie​ro po do​tar​ciu do wody w ludz​kim cie​‐
le, pro​mie​nio​wa​nie za​czy​na dzia​łać na czło​wie​ka. Woda jest przed​mio​tem wie​lu ba​dań
i co​raz wię​cej ta​jem​nic z nią zwią​za​nych za​czy​na zwra​cać na​szą uwa​gę.

Naj​bar​dziej ta​jem​ni​cza jest nie​sa​mo​wi​ta wraż​li​wość wody, na któ​rą ucze​ni zwra​ca​ją

uwa​gę już od po​nad 30 lat. Każ​de od​dzia​ły​wa​nie na nasz or​ga​nizm tra​fia naj​pierw na
wodę. Woda jest na​szą pierw​szą ba​rie​rą dla czyn​ni​ków ze​wnętrz​nych. Gdy woda ule​‐
gnie da​ne​mu wpły​wo​wi, my też mu się nie oprze​my.

Za​ska​ku​ją​ce jest, że dziec​ko w ło​nie mat​ki pły​wa jak w oce​anie. Uno​szą​ce je wody pło​‐

do​we mają taką samą za​war​tość soli, jak woda mor​ska. Cia​ło mat​ki nie dzia​ła na dziec​‐
ko bez​po​śred​nio, nie ma bez​po​śred​nie​go po​łą​cze​nia mię​dzy mat​ką i dziec​kiem w jej ło​‐
nie. Sub​stan​cją po​śred​ni​czą​cą jest woda, każ​de od​dzia​ły​wa​nie ze stro​ny mat​ki do​cie​ra
do dziec​ka za po​śred​nic​twem wody. Przez całe ży​cie woda w na​szym cie​le za​cho​wu​je się
jak woda mor​ska.

Pro​wa​dzo​no wie​le ba​dań nad stwo​rze​nia​mi ży​ją​cy​mi w oce​anach. Ist​nie​ją ryby, któ​‐

re przy od​pły​wie wy​do​sta​ją się na brzeg i tam skła​da​ją ikrę. Uno​sząc się na fa​lach, skła​‐
da​ją ikrę na pia​sku i wra​ca​ją z od​pły​wem. Po​wra​ca​ją​ca fala za​bie​ra mło​de ryby z po​wro​‐
tem do mo​rza.

Ucze​ni ba​da​ją​cy za​cho​wa​nie tych ryb byli za​sko​cze​ni, gdyż skła​da​ją one ikrę tyl​ko

wte​dy, gdy fala opa​da. Gdy​by ro​bi​ły to przy wzno​szą​cej się fali, ja​jecz​ka zo​sta​ły​by zmy​te
do mo​rza. One jed​nak skła​da​ją ikrę, gdy fala opa​da, więc woda przez ja​kiś czas nie do​cie​‐
ra do tych miejsc.

Zdu​mie​nie wśród uczo​nych bu​dzi to, skąd te ryby wie​dzą, kie​dy po​ja​wi się opa​da​ją​ca

fala? Gdy​by na​stą​pił choć​by naj​mniej​szy błąd w ich prze​wi​dy​wa​niach, ja​jecz​ka zo​sta​ły​‐
by zmy​te do mo​rza. Przez set​ki ty​się​cy lat te ryby nie po​peł​ni​ły jed​nak błę​du. Dzię​ki cze​‐

background image

mu te ryby zna​ją się na mor​skich fa​lach? Jaki or​gan mówi im o przy​pły​wach i od​pły​‐
wach? O okre​ślo​nej po​rze set​ki ty​się​cy ryb zbie​ra się ra​zem na brze​gu mo​rza. Mu​szą
mieć ja​kiś sys​tem sy​gna​li​za​cyj​ny, na​daj​nik. Prze​by​wa​ją ty​sią​ce ki​lo​me​trów, by zło​żyć
ikrę na pla​ży – wszyst​kie o tej sa​mej po​rze.

Ba​da​ją​cy to zja​wi​sko po​wia​da​ją, że źró​dłem in​for​ma​cji może być tyl​ko Księ​życ. Za ry​‐

bią in​tu​icją kry​je się wła​śnie Księ​życ: ryby in​tu​icyj​nie wy​czu​wa​ją, kie​dy na​stę​pu​je od​‐
pływ, a kie​dy przy​pływ. Wpływ Księ​ży​ca zda​je się być je​dy​nym wy​tłu​ma​cze​niem ich
„wie​dzy”.

Za​kła​da​no jesz​cze inne roz​wią​za​nia. Przy​pusz​cza​no, że ryby mogą pod​le​gać ja​kie​muś

od​dzia​ły​wa​niu mor​skich fal. Ucze​ni umie​ści​li je w miej​scu po​zba​wio​nym fal, w zbior​‐
ni​ku wod​nym za​in​sta​lo​wa​nym w nie​oświe​tlo​nym po​ko​ju. Re​zul​tat był za​ska​ku​ją​cy.
Ryby trzy​ma​no w ciem​no​ściach, nie wi​dzia​ły Księ​ży​ca (w ogó​le nie było żad​ne​go źró​dła
świa​tła), ale gdy Księ​życ osią​gnął po​zy​cję, przy któ​rej ryby oce​anicz​ne wy​ru​sza​ły, aby
zło​żyć ikrę na brze​gu, do​kład​nie w tej sa​mej chwi​li skła​da​ły ją ryby w la​bo​ra​to​rium.
O czym to świad​czy? Otóż fale oce​anicz​ne nie mają z tym nic wspól​ne​go.

Su​ge​ro​wa​no, że ten wy​ścig za​czy​na się wte​dy, gdy ryby prze​ka​żą so​bie na​wza​jem

okre​ślo​ny sy​gnał. I ta hi​po​te​za nie wy​trzy​ma​ła pró​by cza​su. Ucze​ni ob​ser​wo​wa​li ryby
od​izo​lo​wa​ne od sie​bie. Pró​bo​wa​li na wszel​kie spo​so​by je zmy​lić. Trzy​ma​li je w za​ciem​‐
nio​nych po​ko​jach, by nie wie​dzia​ły, czy jest dzień, czy noc. Ob​ser​wo​wa​li je tak​że w ja​‐
snym świe​tle, całą dobę, aby zu​peł​nie zdez​o​rien​to​wać je co do pory dnia. Zro​bi​li sztucz​‐
ny Księ​życ, na​tę​że​nie świa​tła, któ​re zmniej​sza​no lub zwięk​sza​no, lecz ryby nie dały się
zmy​lić. Gdy praw​dzi​wy Księ​życ osią​gnął od​po​wied​ni punkt, ryby za​czy​na​ły skła​dać
ikrę; nie​za​leż​nie od tego, gdzie się znaj​do​wa​ły.

Co roku set​ki ty​się​cy pta​ków prze​mie​rza wie​le ty​się​cy ki​lo​me​trów. Zbli​ża się zima,

wkrót​ce spad​nie śnieg, roz​po​czy​na się mi​gra​cja pta​ków z za​gro​żo​nych re​jo​nów. Uda​ją
się do miejsc od​le​głych o ty​sią​ce ki​lo​me​trów, by prze​cze​kać zimę. Pta​ki wy​ru​sza​ją do​‐
kład​nie na mie​siąc przed pierw​szym śnie​giem. Gdy wy​ru​sza​ły, śnie​gu jesz​cze nie było,
za​czął pa​dać do​kład​nie po mie​sią​cu. Skąd te pta​ki zna​ją porę po​ja​wie​nia się pierw​szych
śnie​gów? Nasi syn​op​ty​cy, ma​ją​cy do​sko​na​le wy​po​sa​żo​ne ob​ser​wa​to​ria, nie są w sta​nie
uzy​skać tego ro​dza​ju szcze​gó​ło​wych in​for​ma​cji.

Me​te​oro​log udał się do astro​lo​ga z py​ta​niem: „Jak to bę​dzie dzi​siaj, spad​nie deszcz czy

nie?”.

Pro​gno​zy opra​co​wa​ne przez czło​wie​ka wy​da​ją się być dzie​cin​ne. Pta​ki wie​dzą o na​‐

dej​ściu zimy pół​to​ra, dwa mie​sią​ce wcze​śniej. Po prze​pro​wa​dze​niu ty​się​cy eks​pe​ry​men​‐
tów oka​za​ło się, że dzień od​lo​tu pta​ków jest róż​ny u róż​nych ga​tun​ków. Co roku ta data
jest inna, gdyż śnieg nie po​ja​wia się za​wsze o tej sa​mej po​rze. A jed​nak pta​ki od​la​tu​ją
mie​siąc przed pierw​szym śnie​giem. Gdy​by śnieg miał po​ja​wić się 10 dni póź​niej niż
ostat​nio, mi​gra​cja roz​pocz​nie się 10 dni póź​niej. Gdy​by mia​ło to na​stą​pić 10 dni wcze​‐
śniej, pta​ki wy​ru​szą 10 dni wcze​śniej. Sko​ro nie wia​do​mo, kie​dy spad​nie pierw​szy
śnieg, skąd pta​ki o tym wie​dzą?

W Ja​po​nii żyje ptak, któ​ry od​la​tu​je z mia​sta 24 go​dzi​ny przed trzę​sie​niem zie​mi.

W każ​dym mie​ście jest dużo pta​ków, ale ten opusz​cza mia​sto do​kład​nie na dobę przed

background image

pierw​szym wstrzą​sem. Ucze​ni nie po​tra​fią pre​cy​zyj​nie okre​ślić daty trzę​sie​nia zie​mi,
na​wet z dwu​go​dzin​nym wy​prze​dze​niem. Dwie go​dzi​ny wcze​śniej wciąż nie są tego
pew​ni, mają wąt​pli​wo​ści. To tyl​ko praw​do​po​do​bień​stwo, moż​li​wość trzę​sie​nia zie​mi.
Lu​dzie w Ja​po​nii wie​dzą o tym już na dobę wcze​śniej, bo gdy ten ptak od​la​tu​je, wia​do​‐
mo, że do trzę​sie​nia zie​mi zo​sta​ły 24 go​dzi​ny. Pta​ki od​le​cia​ły, ani je​den nie zo​stał w mie​‐
ście – skąd one to wie​dzą?

Od 10 lat ucze​ni gło​szą coś no​we​go: że każ​dy żywy or​ga​nizm ma ja​kiś we​wnętrz​ny

zmysł, wy​czu​wa​ją​cy ko​smicz​ne od​dzia​ły​wa​nia. Może ma go i czło​wiek, ale nie zda​je so​‐
bie z tego spra​wy, gdyż po​le​ga głów​nie na in​te​lek​cie? Czło​wiek jest je​dy​ną isto​tą w świe​‐
cie, któ​ra dzię​ki in​te​li​gen​cji za​tra​ci​ła wie​le swych uzdol​nień. Ta sama in​te​li​gen​cja spra​‐
wi​ła, że czło​wiek ma dziś wie​le rze​czy, któ​rych wcze​śniej nie miał, w wy​ni​ku cze​go sta​‐
nął w ob​li​czu au​to​de​struk​cji. Za​tra​cił to, co miał, wy​my​ślił to, cze​go nie miał. Naj​drob​‐
niej​sze ży​jąt​ko ma we​wnętrz​ną in​tu​icję. Współ​cze​sne ba​da​nia na​uko​we wska​zu​ją jed​‐
no​znacz​nie na obec​ność tego we​wnętrz​ne​go źró​dła. Od​kry​cie tej we​wnętrz​nej mocy
uświa​da​mia nam, że nie ma na Zie​mi ży​we​go or​ga​ni​zmu, któ​ry był​by od​dzie​lo​ny od
resz​ty – wszyst​ko jest po​łą​czo​ne z ko​smo​sem. Co​kol​wiek by się tam dzia​ło, efek​ty są od​‐
czu​wa​ne tu​taj.

Mó​wi​łem o Pa​ra​cel​su​sie... Współ​cze​śni le​ka​rze tak​że do​cho​dzą do wnio​sku, że gdy na

Słoń​cu po​ja​wia​ją się pla​my, na Zie​mi ro​śnie licz​ba za​cho​ro​wań, a gdy pla​my zni​ka​ją,
licz​ba ta zmniej​sza się. Do​pó​ki ist​nie​ją pla​my na Słoń​cu, do​pó​ty nie po​zbę​dzie​my się
cho​rób. Co 11 lat po​wsta​ją po​waż​ne za​bu​rze​nia i mają miej​sce gi​gan​tycz​ne eks​plo​zje.
Gdy coś ta​kie​go dzie​je się na Słoń​cu, na Zie​mi wy​bu​cha​ją woj​ny, za​miesz​ki i roz​ru​chy.
Na​sze woj​ny pod​le​ga​ją 10-let​nie​mu cy​klo​wi. Epi​de​mie też po​wta​rza​ją się co 10-11 lat.
Re​wo​lu​cje też mają zwią​zek z 10- lub 11-let​nim cy​klem.

Gdy uświa​do​mi​my so​bie, że nie je​ste​śmy od​dzie​le​ni od resz​ty, ale po​łą​cze​ni w je​den

wiel​ki or​ga​nizm, ła​twiej bę​dzie nam zro​zu​mieć astro​lo​gię. To dla​te​go wy​ja​śniam to
wszyst​ko.

W prze​szło​ści są​dzo​no (na​wet te​raz tak się uwa​ża), że astro​lo​gia to prze​sąd, za​bo​bon,

śle​pa wia​ra. Wie​le wska​zu​je, że tak jest. To, na co trud​no nam zna​leźć na​uko​we wy​ja​‐
śnie​nie, wy​da​je się opie​rać wy​łącz​nie na śle​pej wie​rze. Astro​lo​gię ce​chu​je jed​nak bar​dzo
na​uko​we po​dej​ście. Na​uka po​le​ga na wy​ja​śnia​niu związ​ku mię​dzy przy​czy​ną i skut​‐
kiem. Astro​lo​gia twier​dzi, że to, co dzie​je się na Zie​mi, ma ja​kieś przy​czy​ny, choć mo​że​‐
my nie zda​wać so​bie z nich spra​wy. We​dług astro​lo​gii przy​szłość nie może być ode​rwa​‐
na od prze​szło​ści, musi być w ja​kiś spo​sób z nią po​wią​za​na: to, czym sta​niesz się ju​tro,
jest ści​śle zwią​za​ne z tym, czym je​steś dziś, to, czym by​łeś aż do dziś, łą​czy się z tym,
czym bę​dziesz ju​tro.

Astro​lo​gia ro​zu​mu​je bar​dzo na​uko​wo. Utrzy​mu​je, że przy​szłość wy​ła​nia się z prze​‐

szło​ści: two​je dziś po​wsta​ło na ba​zie two​je​go wczo​raj, a two​je ju​tro wy​ło​ni się z two​je​go
dziś. Astro​lo​gia twier​dzi też, że to, co sta​nie się ju​tro, jest w sub​tel​ny spo​sób obec​ne już
dziś. Spró​buj​my się w to odro​bi​nę za​głę​bić.

Na trzy dni przed za​ma​chem Abra​ham Lin​coln miał sen, że zo​stał za​mor​do​wa​ny,

a jego cia​ło umiesz​czo​no w spe​cjal​nym po​ko​ju w Bia​łym Domu. Za​no​to​wał nu​mer tego
po​ko​ju. Sen się urwał i gdy Lin​coln obu​dził się, ro​ze​śmiał się. Po​wie​dział żo​nie: „Śni​ło mi

background image

się, że zo​sta​łem za​mor​do​wa​ny, moje cia​ło zło​żo​no w po​ko​ju o ta​kim to nu​me​rze,
w skrzy​dle Bia​łe​go Domu. Sta​łaś przy mo​jej gło​wie, a wo​kół zgro​ma​dzi​li się lu​dzie...”.

To był żart, spra​wa dla nie​go śmie​chu war​ta. Lin​coln i jego żona za​snę​li. Trzy dni póź​‐

niej do​ko​na​no za​bój​stwa. Cia​ło Lin​col​na zło​żo​no w po​ko​ju pod tym wła​śnie nu​me​rem,
a lu​dzie usta​wi​li się we wska​za​nej ko​lej​no​ści.

Je​śli to, co mia​ło miej​sce trzy dni póź​niej, w pew​nym sen​sie nie zda​rzy​ło się, skąd

wziął się ten sen? Jak sen może aż tak od​zwier​cie​dlać to, co ma się zda​rzyć, i to z ta​ki​mi
szcze​gó​ła​mi? Ten prze​błysk może po​ja​wić się we śnie tyl​ko wte​dy, gdy w ja​kiś spo​sób
ist​nie​je w chwi​li obec​nej. Tyl​ko wte​dy moż​na mieć wgląd w to, co zda​rzy się w przy​szło​‐
ści.

Je​śli otwo​rzy​my bra​mę te​raź​niej​szo​ści, za​uwa​ży​my, że przy​szłość cze​ka na nas bar​‐

dzo bli​sko. Astro​lo​gia sta​wia hi​po​te​zę, że przy​szłość to na​sza nie​wie​dza. Gdy​by​śmy zdo​‐
ła​li ją do​strzec, nie by​ła​by przy​szło​ścią, wie​dzie​li​by​śmy, że jest z nami tu i te​raz.

Pe​wien in​cy​dent z ży​cia Ma​ha​wi​ry wzbu​dził burz​li​wą dys​ku​sję, któ​ra do​pro​wa​dzi​ła

do tego, że gru​pa uczniów odłą​czy​ła się od mi​strza – 500 mni​chów, uczniów Ma​ha​wi​ry,
stwo​rzy​ło od​ręb​ny za​kon. Otóż Ma​ha​wi​ra ma​wiał, że to, co się dzie​je, w pew​nym sen​sie
już się zda​rzy​ło; je​że​li gdzieś idziesz, w pew​nym sen​sie już do​tar​łeś do celu, je​śli za​czy​‐
nasz się sta​rzeć, w pew​nym sen​sie już się ze​sta​rza​łeś. Ma​ha​wi​ra gło​sił, że wszyst​ko, co
się dzie​je, wszyst​ko, co jest pew​nym pro​ce​sem, już się zda​rzy​ło.

Je​den z wie​lo​let​nich uczniów Ma​ha​wi​ry żył z dala od nie​go. Była pora mon​su​no​wa,

a on za​cho​ro​wał, po​pro​sił więc któ​re​goś z no​wi​cju​szy, by roz​wi​nął przed nim matę.
Uczeń za​czął ją roz​wi​jać, mata za​czę​ła to​czyć się po zie​mi, gdy na​gle uczeń Ma​ha​wi​ry
przy​po​mniał so​bie na​uki mi​strza. Krzyk​nął: „Stop! Ma​ha​wi​ra ma​wiał, że to, co się dzie​je,
już się zda​rzy​ło”.

Maty jesz​cze nie roz​wi​nię​to. Nie​ocze​ki​wa​nie uczeń do​szedł do wnio​sku, że Ma​ha​wi​ra

mó​wił bzdu​ry. Mata była na wpół roz​wi​nię​ta, ale jak mia​ła​by być cał​ko​wi​cie roz​wi​nię​‐
ta? Zo​sta​wił ją tam, gdzie była. Gdy usta​ły desz​cze, uczeń udał się do Ma​ha​wi​ry: „My​lisz
się, mó​wiąc, że to, co się dzie​je, już się zda​rzy​ło, gdyż mata leży te​raz na wpół roz​wi​nię​‐
ta. Roz​wi​ja​no ją, ale nie zo​sta​ła roz​wi​nię​ta. Przy​by​łem, by do​wieść, że two​je ro​zu​mo​wa​‐
nie nie jest wła​ści​we”.

Ma​ha​wi​ra za​uwa​żył, że uczeń nie zro​zu​miał, o co mu cho​dzi​ło. Mu​siał mieć bar​dzo

dzie​cin​ny umysł, bo​wiem nie pod​cho​dził​by tak do tego. Od​po​wie​dział ucznio​wi: „Za​‐
trzy​ma​łeś ten pro​ces. To się dzia​ło, lecz ty się wtrą​ci​łeś. Mata, któ​rej roz​wi​nię​ciu za​po​‐
bie​głeś, wła​śnie urze​czy​wist​nia​ła się w pro​ce​sie roz​wi​ja​nia. To i tak już się sta​ło. Wi​‐
dzia​łeś wpraw​dzie matę roz​wi​ja​ną, ale to​wa​rzy​szył temu jesz​cze je​den pro​ces, i to coś
już się do​ko​na​ło. Jak dłu​go two​ja mata bę​dzie zwi​nię​ta? Sta​le się roz​wi​ja i roz​wi​nie się.
Wra​caj...”.

Gdy uczeń wró​cił, zo​ba​czył, że ja​kiś czło​wiek roz​wi​nął matę, po​ło​żył się na niej wy​‐

god​nie – psu​jąc tym wszyst​ko, bo pa​dła cała teo​ria stwo​rzo​na przez nie​go.

Gdy Ma​ha​wi​ra po​wie​dział, że to, co się dzie​je, już się zda​rzy​ło, miał na my​śli, że to, co

się dzie​je, sta​no​wi chwi​lę obec​ną, a to, co może się wy​da​rzyć, to przy​szłość. Pąk kwia​tu,
któ​ry wła​śnie ma roz​kwit​nąć, już roz​kwitł; roz​kwit​nie, sta​nie się kwia​tem. Te​raz jest

background image

w trak​cie roz​kwi​ta​nia, jest tyl​ko pą​kiem, lecz sko​ro już roz​kwi​ta, roz​kwit​nie. To roz​‐
kwi​ta​nie w pew​nym sen​sie już mia​ło miej​sce.

Przyj​rzyj​my się temu pod jesz​cze in​nym ką​tem. Bę​dzie to tro​chę skom​pli​ko​wa​ne. Za​‐

wsze pa​trzy​my na wszyst​ko z punk​tu wi​dze​nia prze​szło​ści. Pąk roz​kwi​ta... na​sze my​śle​‐
nie jest ge​ne​ral​nie zo​rien​to​wa​ne na prze​szłość, jest ucze​pio​ne prze​szło​ści. Mó​wi​my, że
pąk roz​kwi​ta, sta​je się kwia​tem, sta​nie się kwia​tem. Może jed​nak być... do​kład​nie od​‐
wrot​nie. Gdy po​pchnę cię z tyłu, ru​szysz do przo​du. Może też być i tak, że ktoś cię po​cią​‐
gnie z przo​du... Ruch może od​by​wać się w obu kie​run​kach. Po​py​cham cię z tyłu i po​ru​‐
szasz się w przód. Ktoś po​cią​gnie cię z przo​du – nikt nie po​py​cha cię z tyłu, ale ty i tak po​‐
ru​szasz się w przód.

Astro​lo​gia uzna​je nie​kom​plet​ność ro​zu​mo​wa​nia, że prze​szłość jest siłą na​pę​do​wą,

a przy​szłość to tyl​ko sku​tek. Je​śli spoj​rzy​my na to zja​wi​sko to​tal​nie, pod każ​dym ką​tem,
za​uwa​ży​my, że prze​szłość rze​czy​wi​ście jest siłą na​pę​do​wą, jed​nak przy​szłość tak​że wy​‐
wie​ra wpływ na za​sa​dzie przy​cią​ga​nia. Pąk sta​ją​cy się kwia​tem to nie wszyst​ko. Kwiat
nie​ja​ko „za​chę​ca” pąk do sta​nia się kwia​tem, cią​gnie go... Prze​szłość jest z tyłu, przy​‐
szłość jest z przo​du. Mamy te​raz pąk, cała prze​szłość pcha ten pąk do sta​nia się kwia​tem,
a cała przy​szłość cią​gnie go w... tym sa​mym kie​run​ku.

Na​ci​ska​ny z obu kie​run​ków – z prze​szło​ści i z przy​szło​ści – pąk sta​nie się kwia​tem.

Gdy​by nie było przy​szło​ści, sama prze​szłość nie by​ła​by w sta​nie stwo​rzyć kwia​tu, gdyż
przy​szłość musi dać prze​strzeń, w któ​rej pąk sta​je się kwia​tem. W przy​szło​ści po​trzeb​ne
jest miej​sce, tro​chę prze​strze​ni. Tyl​ko wte​dy, gdy przy​szłość za​pew​ni tą prze​strzeń, pąk
roz​wi​nie się w kwiat. Gdy​by nie było przy​szło​ści, nie​za​leż​nie od wy​sił​ków ze stro​ny
prze​szło​ści, od siły jej dzia​ła​nia, wszyst​ko by​ło​by na nic. Choć​bym nie wiem jak moc​no
pchał cię z tyłu, je​śli przed tobą jest ścia​na, nie ru​szysz w przód. Do ta​kie​go ru​chu po​‐
trzeb​na jest prze​strzeń. Je​że​li po​pchnę cię, a prze​strzeń przed tobą za​chę​ci: „chodź, bądź
moim go​ściem”, tyl​ko wte​dy moje dzia​ła​nie bę​dzie mia​ło sens. To dzia​ła​nie wy​ma​ga
pew​nej prze​strze​ni w przy​szło​ści, za​tem prze​szłość do​ko​nu​je głów​ne​go dzia​ła​nia, zaś
przy​szłość za​pew​nia od​po​wied​nią prze​strzeń.

Astro​lo​gia twier​dzi, że pa​trze​nie wy​łącz​nie z punk​tu wi​dze​nia prze​szło​ści jest nie​wy​‐

star​cza​ją​ce i tyl​ko po czę​ści na​uko​we. Przy​szłość sta​le nas wzy​wa, cią​gnie ku so​bie. Nie
wie​my tego, nie zda​je​my so​bie z tego spra​wy. Taka jest na​sza krót​ko​wzrocz​ność: nie po​‐
tra​fi​my po​pa​trzeć nie​co da​lej. O ju​trze nie wie​my nic.

Po​patrz na ho​ro​skop uro​dze​nio​wy Kri​sh​na​mur​tie​go, za​sko​czy cię on. Gdy​by obej​rze​li

go An​nie Be​sant lub Char​les We​bster Le​ad​be​ater, wie​dzie​li​by, że pra​ca z Kri​sh​na​mur​tim
to po​waż​ny błąd, po​nie​waż jego ho​ro​skop wska​zu​je jed​no​znacz​nie, że Kri​sh​na​mur​ti
znisz​czy każ​dą or​ga​ni​za​cję, w któ​rej się znaj​dzie; każ​da or​ga​ni​za​cja ule​gnie dez​in​te​gra​‐
cji, roz​sy​pie się w proch. Be​sant nie była w sta​nie tego za​ak​cep​to​wać. Ni​ko​mu nie przy​‐
szło​by to do gło​wy – ale tak wła​śnie się sta​ło.

Ruch teo​zo​ficz​ny usi​ło​wał wy​cho​wać Kri​sh​na​mur​tie​go na swe​go przy​wód​cę. Teo​zo​‐

fia do​ko​ny​wa​ła tak wiel​kich wy​sił​ków (dla „do​bra” Kri​sh​na​mur​tie​go), że ruch ten znik​‐
nął raz na za​wsze. Be​sant po​wo​ła​ła do ży​cia po​tęż​ną or​ga​ni​za​cję, zwa​ną Gwiaz​da
Wscho​du, tyl​ko z my​ślą o Kri​sh​na​mur​tim. Pew​ne​go dnia Kri​sh​na​mur​ti – bę​dą​cy na​‐
tchnie​niem dla tej or​ga​ni​za​cji – od​szedł. Be​sant po​świę​ci​ła całe ży​cie, by stwo​rzyć tę or​‐

background image

ga​ni​za​cję i wszyst​ko ru​nę​ło. Nie moż​na ob​wi​niać Kri​sh​na​mur​tie​go. Gwiaz​da, pod któ​‐
rej wpły​wem przy​szedł na świat, wska​zu​je ja​sno, że bę​dzie on siłą de​struk​cyj​ną i wy​wo​‐
ła roz​łam w każ​dej or​ga​ni​za​cji.

Przy​szłość nie jest do koń​ca nie​ja​sna. Nie​ja​sna i nie​pew​na jest na​sza wie​dza; igno​ran​‐

cja bar​dzo nam cią​ży. Wy​glą​da na to, że nie mamy do​stę​pu do da​nych od​no​szą​cych się
do przy​szło​ści. Je​ste​śmy śle​pi – nic z przy​szło​ści do nas nie do​cie​ra. Z tego po​wo​du mó​‐
wi​my, że jest ona nie​pew​na. Jed​nak coś z przy​szło​ści bywa nam ob​ja​wio​ne – astro​lo​gia
nie spro​wa​dza się tyl​ko do ba​dań tego, co mó​wią gwiaz​dy i pla​ne​ty, lub do oce​ny zna​‐
cze​nia przy​pi​sy​wa​ne​go ich wpły​wom. To tyl​ko je​den z wy​mia​rów astro​lo​gii.

Ist​nie​ją prze​cież i inne wy​mia​ry po​zna​wa​nia przy​szło​ści. Lu​dzie mają na dło​niach li​‐

nie, po​dob​ne li​nie wy​stę​pu​ją na czo​le i spodniej stro​nie stóp – to wi​dzi​my. W cie​le czło​‐
wie​ka są też cza​kra​my. Każ​dy z nich od​bie​ra okre​ślo​ne sy​gna​ły, wi​bru​je przez cały czas
w nie​po​wta​rzal​ny spo​sób, z od​po​wied​nią czę​sto​tli​wo​ścią. Są spo​so​by spraw​dze​nia tego.
W czło​wie​ku ukry​te więc są roz​ma​ite men​tal​ne im​pre​sje, od​ci​ski, za​ląż​ki z prze​szło​ści.

Ron Hub​bard wy​my​ślił nowe sło​wo i stwo​rzył na Za​cho​dzie nową ga​łąź na​uki, choć

dla Wscho​du jest to coś bar​dzo sta​re​go. Moż​na to na​zwać „ścież​ką cza​su”. Hub​bard uwa​‐
ża, że nie​za​leż​nie od po​sta​ci, jaką przyj​mu​je​my – czło​wie​ka, zwie​rzę​cia, ro​śli​ny czy ka​‐
mie​nia – nie​za​leż​nie od form, ja​kie przyj​mo​wa​li​śmy w nie​zli​czo​nych ży​wo​tach, stru​‐
mień wspo​mnień wciąż w nas tkwi. Moż​na wy​do​być go na po​wierzch​nię i moż​na na​‐
wet do​pro​wa​dzić do tego, by dana oso​ba po​now​nie prze​ży​ła jego za​pi​sy.

W ba​da​niach pro​wa​dzo​nych przez Hub​bar​da jest to jed​no z naj​war​to​ściow​szych od​‐

kryć. Od​no​śnie ście​żek cza​su w czło​wie​ku Hub​bard wpro​wa​dził po​ję​cie „en​gra​mu”.
Z jed​nej stro​ny mamy pa​mięć, dzię​ki któ​rej wspo​mi​na​my to, co sta​ło się wczo​raj lub
wcze​śniej – to na​sza pa​mięć „ro​bo​cza”, uży​wa​na na co dzień. Tak jak każ​dy skle​pi​karz
czy pra​cow​nik biu​ro​wy pro​wa​dzi re​je​stry, tak też dzia​ła na​sza pa​mięć ro​bo​cza. Każ​de​go
dnia dez​ak​tu​ali​zu​je się ona i zni​ka, nie jest trwa​ła. To tyl​ko pa​mięć ro​bo​cza, dzię​ki któ​‐
rej wy​ko​nu​je​my co​dzien​ną pra​cę, po któ​rej zo​sta​je ona usu​nię​ta.

Głęb​sza jest pa​mięć, któ​ra nie słu​ży tyl​ko do co​dzien​nych za​dań, ale ogar​nia całe na​‐

sze ży​cie, gro​ma​dzą​ca na​sze do​świad​cze​nia ży​cio​we, „sed​no” prze​żyć nie​zli​czo​nych ży​‐
wo​tów. Hub​bard na​zwał ją „en​gra​mem”, za​pi​sem ist​nie​ją​cym w nas. Jest on za​mknię​ty,
za​blo​ko​wa​ny w głę​bi nas, w ca​ło​ści, tak jak ka​se​ta ma​gne​to​fo​no​wa wsu​nię​ta w czy​jąś
kie​szeń. Moż​na ją otwo​rzyć, a gdy to na​stą​pi, sta​je się tym, co Ma​ha​wi​ra na​zwał przy​po​‐
mnie​niem prze​szłych ży​wo​tów.

Hub​bard na​zy​wa to ścież​ką cza​su, któ​ra umoż​li​wia nam cof​nię​cie się w prze​szłość.

Od​blo​ko​wa​nie ścież​ki cza​su nie ozna​cza wspo​mi​na​nia, cho​dzi bo​wiem o prze​ży​cie,
a nie o wspo​mi​na​nie.

Gdy ścież​ka cza​su zo​sta​nie uwol​nio​na, nie od​bie​rasz tego jako przy​po​mi​na​nie so​bie

cze​goś, po pro​stu to prze​ży​wasz. Spró​buj to zro​zu​mieć. Je​śli two​ja ścież​ka cza​su zo​sta​nie
od​blo​ko​wa​na, prze​ży​wa​nie nie bę​dzie ni​czym trud​nym. Wła​śnie bez tego astro​lo​gia by​‐
ła​by nie​kom​plet​na. Astro​lo​gia w naj​głęb​szym uję​ciu ozna​cza, że two​ja prze​szłość musi
zo​stać od​blo​ko​wa​na, bo​wiem wraz z uświa​do​mie​niem so​bie ca​łej prze​szło​ści, sta​jesz się
świa​do​my ca​łej przy​szło​ści; przy​szłość wy​ła​nia się z tej wła​śnie prze​szło​ści.

background image

Nie zna​jąc prze​szło​ści, nie po​znasz swej przy​szło​ści, gdyż przy​szłość jest dziec​kiem

two​jej prze​szło​ści, ro​dzi się z niej. Ko​niecz​ne jest więc od​kry​cie ca​łej ścież​ki pa​mię​ci. Je​‐
śli tego do​ko​nasz, a są tech​ni​ki i me​to​dy w tym po​moc​ne, nie myśl, że przy​po​mnisz so​‐
bie, jak oj​ciec ude​rzył cię, gdy mia​łeś sześć lat. Nie bę​dziesz pa​mię​tał, jaki by​łeś w wie​ku
sze​ściu lat – prze​ży​jesz to na nowo. Prze​ży​jesz raz jesz​cze całe zda​rze​nie. Gdy bę​dzie się
to dzia​ło, a ja za​py​tam: „Jak się na​zy​wasz?”, od​po​wiesz „Ju​nior”, nie „Wil​liam Smith Ju​‐
nior” – po​nie​waż od​po​wie​dzi udzie​li sze​ścio​let​nie dziec​ko. Prze​ży​jesz tę chwi​lę, nie bę​‐
dziesz jej pa​mię​tać. Wil​liam Smith Ju​nior nie bę​dzie przy​po​mi​nał so​bie swo​ich sze​ściu
lat. Wil​liam Smith Ju​nior sta​nie się sze​ścio​lat​kiem i od​po​wie „Ju​nior”, zresz​tą każ​da od​‐
po​wiedź bę​dzie od​po​wie​dzią sze​ścio​let​nie​go dziec​ka.

Gdy prze​nie​sio​ny w po​przed​nie ży​cie przy​po​mnisz so​bie, że by​łeś lwem, za​czniesz ry​‐

czeć jak lew. Nie bę​dziesz mó​wił ludz​kim gło​sem. Moż​li​we, że na​wet za​ata​ku​jesz ko​goś
pa​zu​ra​mi. Je​śli przy​po​mnisz so​bie, że by​łeś ka​mie​niem, a ktoś zada ci py​ta​nie – bę​dziesz
mil​czał. Nie po​wiesz na​wet sło​wa, bę​dziesz mil​czał jak głaz.

Hub​bard po​mógł ty​siąc​om lu​dzi. Je​śli czło​wiek nie może mó​wić, Hub​bard uzna, że ta

oso​ba jest za​blo​ko​wa​na wspo​mnie​nia​mi z dzie​ciń​stwa. Cof​nie ją po ścież​ce cza​su i prze​‐
ła​mie en​gram w chwi​li, gdy mia​ła sześć lat, lub w chwi​li, gdy za​blo​ko​wa​ny zo​stał jej
roz​wój. Po po​wro​cie do tego punk​tu wspo​mnie​nia z dzie​ciń​stwa zo​sta​ną roz​pro​szo​ne.
Ta oso​ba znów bę​dzie mieć 30 lat i znik​nie róż​ni​ca 24 lat. Naj​dziw​niej​sze jest to, że ty​‐
sią​ce le​karstw mogą nie po​móc ta​kiej oso​bie, a cof​nię​cie w cza​sie i po​wrót do co​dzien​‐
no​ści spra​wią, że od​zy​ska ona mowę.

Wie​le cho​rób do​się​ga cię tyl​ko wsku​tek dzia​ła​nia ścież​ki cza​su. Mnó​stwo przy​pa​dło​‐

ści mie​ści się w tej ka​te​go​rii: ka​tar sien​ny, ast​ma... Cho​ro​ba po​wra​ca u cier​pią​ce​go na
ka​tar sien​ny o okre​ślo​nej po​rze, co roku w tym sa​mym cza​sie. Nie ma le​kar​stwa na coś
ta​kie​go. Dla​cze​go? Po​nie​waż ka​tar sien​ny nie jest cho​ro​bą cia​ła, ale cho​ro​bą ścież​ki cza​‐
su. Gdzieś zo​sta​ła za​blo​ko​wa​na pa​mięć.

Przy​kła​do​wo: ktoś ma wspo​mnie​nia zwią​za​ne z 12. mie​sią​cem roku, od​po​wia​da​ją​‐

cym po​rze desz​czo​wej. Gdy przy​cho​dzi ten okres, pa​da​ją desz​cze, czło​wiek to od​czu​wa
i boi się tego, co ma na​stą​pić. Ka​tar jest czymś, co ten czło​wiek prze​ży​wa po​wtór​nie na​‐
praw​dę, choć nie jest to cho​ro​ba. On po pro​stu prze​ży​wa coś, co przy​tra​fi​ło mu się w ze​‐
szłym roku. Le​cze​nie nic nie da, gdyż moż​na było go le​czyć rok temu, ale nie te​raz. Szko​‐
da le​ków dla ko​goś, kto żyje te​raz i nie jest tym, kto cho​ro​wał rok temu. Nie ma związ​ku
mię​dzy tymi oso​ba​mi. Każ​dy lek tyl​ko po​gor​szy jego stan, zaś cho​ry stwier​dzi, że nic
mu nie po​mo​że, gdyż przy​go​to​wu​je się na po​wtór​kę tego, co spo​tka​ło go w ze​szłym
roku. 70% cho​rób zwią​za​nych jest ze ścież​ką cza​su. Zo​sta​ły one za​trzy​ma​ne, prze​ży​wa​‐
my je więc raz po raz.

Astro​lo​gia nie po​le​ga na stu​dio​wa​niu gwiazd, choć i tym się zaj​mu​je – bę​dzie​my

o tym jesz​cze mó​wić. Oprócz stu​dio​wa​nia ru​chów gwiazd ist​nie​ją inne, od​mien​ne wy​‐
mia​ry, któ​ry​mi astro​lo​gia się​ga w przy​szłość czło​wie​ka i usi​łu​je ją ja​koś ująć.

Gdy chce​my po​znać przy​szłość, trze​ba uświa​do​mić so​bie prze​szłość. Aby tego w peł​ni

do​ko​nać, na​le​ży od​czy​tać zna​ki na na​szym cie​le i umy​śle. Cia​ło i umysł po​kry​te są ta​ki​‐
mi zna​ka​mi. Od chwi​li, gdy astro​lo​gia po​pa​dła w ob​se​sję na punk​cie zna​ków na cie​le,
za​tra​ci​ła swo​ją głę​bię, gdyż ta​kie zna​ki są bar​dzo po​wierz​chow​ne.

background image

Gdy umysł pod​le​ga prze​mia​nie, zmie​nia​ją się li​nie na dło​niach. Je​śli pod wpły​wem

hip​no​zy zo​sta​niesz prze​ko​na​ny, że po 15 dniach umrzesz, i co​dzien​nie przez te dwa ty​‐
go​dnie bę​dziesz po​zba​wia​ny przy​tom​no​ści i utwier​dza​ny w tym, że umrzesz... nie​za​leż​‐
nie od tego, czy tak się sta​nie, czy nie, li​nia ży​cia na dło​ni zo​sta​nie prze​rwa​na w miej​scu
od​po​wia​da​ją​cym oko​ło 15 dniom. Na li​nii ży​cia po​ja​wi się prze​rwa, cia​ło za​ak​cep​tu​je
nad​cho​dzą​cą śmierć.

Zna​ki na cie​le to zja​wi​sko bar​dzo po​wierz​chow​ne. O wie​le głęb​szy jest nasz umysł.

Jed​nak umysł, któ​ry znasz, nie jest głę​bo​ki, tak​że jest po​wierz​chow​ny. Dużo głę​biej jest
war​stwa umy​słu, któ​rej w ogó​le nie znasz. Ośrod​ki w głę​bi cia​ła, któ​re joga na​zy​wa cza​‐
kra​mi, są for​ma​mi gro​ma​dzo​ny​mi przez wie​le ży​wo​tów. Ci, któ​rzy się na tym zna​ją,
mogą stwier​dzić ak​tyw​ność czakr, przy​kła​da​jąc dłoń. Do​ty​ka​jąc po ko​lei sied​miu czakr
moż​na spraw​dzić, czy kie​dy​kol​wiek ich do​świad​czy​łeś.

Eks​pe​ry​men​to​wa​łem z cza​kra​mi se​tek lu​dzi i ku mo​je​mu za​sko​cze​niu za​uwa​ży​łem,

że co naj​wy​żej jed​na, dwie, rzad​ko trzy cza​kry za​czy​na​ją się uak​tyw​niać, ra​czej po​zo​sta​‐
ją uśpio​ne. Ni​g​dy ich nie uży​wasz, choć sta​no​wią two​ją prze​szłość. Je​śli przyj​dzie do
mnie ktoś, kto ich do​świad​czył, a ja zo​ba​czę, że wszyst​kie sie​dem czakr jest ak​tyw​nych,
moż​na stwier​dzić, że to jest jego ostat​nie ży​cie. Nie bę​dzie ko​lej​ne​go, bo​wiem uak​tyw​‐
nie​nie się sied​miu czakr unie​moż​li​wia ko​lej​ne ży​cie. To ży​cie bę​dzie nir​wa​ną, wy​zwo​le​‐
niem.

Gdy ktoś przy​cho​dził do Ma​ha​wi​ry, ten głów​nie spraw​dzał, ile czakr zo​sta​ło uak​tyw​‐

nio​nych w da​nej oso​bie, ile pra​cy trze​ba jej po​świę​cić, ja​kie są moż​li​wo​ści tej oso​by, czy
i kie​dy ta pra​ca przy​nie​sie efek​ty i ile ży​wo​tów przyj​dzie na to po​cze​kać.

Astro​lo​gia jest pró​bą wnik​nię​cia w przy​szłość wie​lo​ma ścież​ka​mi. Wśród nich naj​‐

czę​ściej wy​ko​rzy​stu​je się ba​da​nie wpły​wu gwiazd i pla​net na los czło​wie​ka. Co dnia
przy​by​wa co​raz wię​cej do​wo​dów na​uko​wych na po​par​cie tych ba​dań. Na ra​zie wie​my,
że ży​cie pod​le​ga ta​kim wpły​wom i nie da się tego unik​nąć. Trud​no okre​ślić, czy każ​dy
pod​le​ga tym wpły​wom in​dy​wi​du​al​nie. Uczo​nych nie​po​koi, czy tak jest, czy może te 6
mi​liar​dów lu​dzi ule​ga im od​dziel​nie... jed​nak w koń​cu będą mu​sie​li uznać, że tak wła​‐
śnie jest.

Dla​cze​go są oni tak tym za​nie​po​ko​je​ni? Na​tu​ra każ​de​mu dała kciuk – uni​kal​ny, wy​‐

jąt​ko​wy i nie​po​wta​rzal​ny. Na​tu​ra dba na​wet, by każ​dy do​stał kciuk je​dy​ny w swo​im ro​‐
dza​ju, któ​re​go od​cisk na​le​ży tyl​ko do da​nej oso​by i ni​ko​go in​ne​go, ani te​raz, ani w przy​‐
szło​ści. Na Zie​mi żyło już parę mi​liar​dów lu​dzi i jesz​cze parę mi​liar​dów się na niej po​ja​‐
wi, ale mój kciuk ni​g​dy się nie po​wtó​rzy. Od​ci​ski kciu​ka są róż​ne na​wet w przy​pad​ku
bliź​niąt jed​no​ja​jo​wych.

Je​śli na​tu​ra ob​da​rza każ​de​go ty​lo​ma ce​cha​mi in​dy​wi​du​al​ny​mi, dba​jąc o coś tak mało

zna​czą​ce​go jak kciuk, co nie wy​da​je się peł​nić ja​kiejś szcze​gól​nej roli, czyż nie może ona
ob​da​rzyć każ​de​go czło​wie​ka nie​po​wta​rzal​nym ży​ciem i du​szą? Nie ma po​wo​du, dla któ​‐
re​go mia​ło​by tak nie być. Na​uka roz​wi​ja się jed​nak bar​dzo wol​no... i do​brze. Ta po​wol​‐
ność w na​uce jest jak naj​bar​dziej wska​za​na. Do​pó​ki nie udo​wod​ni się cze​goś w peł​ni,
gna​nie do przo​du nie wy​da​je się do​brym po​my​słem. Pro​ro​cy po​tra​fią jed​nak prze​wi​‐
dzieć, co sta​nie się za ty​siąc czy na​wet sto ty​się​cy lat.

background image

Na​uka roz​wi​ja się ma​ły​mi krocz​ka​mi. Do​strze​ga tyl​ko fak​ty, któ​re może we​ry​fi​ko​‐

wać eks​pe​ry​men​tal​nie. Śnie​nie jest dla niej zu​peł​nie bez​u​ży​tecz​ne, a pro​ro​cy od​kry​wa​ją
praw​dę na​wet we śnie. Dla nich przy​szłość to nie​co bar​dziej roz​cią​gnię​ta te​raź​niej​szość.

Astro​lo​gia to za​sad​ni​czo ba​da​nie przy​szło​ści. Na​uka jest ba​da​niem prze​szło​ści. Na​uka

szu​ka przy​czyn wszyst​kie​go, co ist​nie​je dziś. Astro​lo​gia bada skut​ki tego, co dziś ist​nie​‐
je. Mię​dzy tymi dwo​ma po​dej​ścia​mi jest ol​brzy​mia luka. Każ​de​go dnia na​uka od​kry​wa
nowe zja​wi​ska i teo​rie, któ​re wy​da​wa​ły się nie​moż​li​we – te​raz za​czy​na​ją być moż​li​we.

Na​uka do​pie​ro nie​daw​no uzna​ła, że każ​dy ro​dzi się z „wbu​do​wa​ny​mi” ce​cha​mi in​dy​‐

wi​du​al​ny​mi. Od daw​na idea ta bu​dzi​ła po​waż​ne opo​ry. Jed​nak astro​lo​gia za​wsze mó​wi​‐
ła o czymś ta​kim.

Weź​my zia​ren​ko owo​cu man​go. Gdy je za​sa​dzi​my, oka​zu​je się, że musi ono mieć ja​kiś

„wbu​do​wa​ny” pro​gram, plan, szkic sy​tu​acyj​ny. Bez nie​go nic nie mo​gło​by się z nim
stać. To zia​ren​ko od ni​ko​go nie uzy​ska po​mo​cy... jak więc roz​wi​ja się z nie​go całe drze​‐
wo? I jesz​cze li​ście i owo​ce... W twar​dym zia​ren​ku musi za​wie​rać się kom​plet​ny pro​‐
gram, in​for​ma​cja o tym, ja​kie to bę​dzie drze​wo. My tego nie wi​dzi​my. Mo​że​my roz​bić to
zia​ren​ko, ale nic nie zo​ba​czy​my. Ten pro​gram musi jed​nak być gdzieś ukry​ty, gdyż ina​‐
czej wy​ro​sło​by z zia​ren​ka man​go zu​peł​nie inne drze​wo.

Nie ma mowy o błę​dach. Wy​ra​sta tyl​ko drze​wo man​go, wszyst​ko na​stę​pu​je w spo​sób

wła​ści​wy. W ma​leń​kim zia​ren​ku za​war​te są wszel​kie in​for​ma​cje o tym, co ma się z nim
stać – jak ma kieł​ko​wać, ja​kie ma mieć li​ście, ile ga​łę​zi, na jaką wy​so​kość wy​ro​snąć, jak
dłu​go bę​dzie ro​sło i czy bę​dzie roz​ło​ży​ste. To wszyst​ko musi za​wie​rać się w zia​ren​ku. Ile
owo​ców, jak słod​kie i czy będą doj​rze​wać... Sko​ro wszyst​ko to za​wie​ra się w zia​ren​ku
man​go, to co za​war​te jest w czło​wie​ku w chwi​li, gdy tra​fia do łona mat​ki?

Ucze​ni zga​dza​ją się, że na​wet na tym eta​pie roz​wo​ju mu​szą być ukry​te in​for​ma​cje

o tym, ja​kie​go ko​lo​ru bę​dziesz mieć oczy, ja​kie będą two​je wło​sy, jaki wzrost osią​gniesz,
jaki bę​dzie stan two​je​go zdro​wia, na ja​kie cho​ro​by bę​dziesz za​pa​dać, a na​wet jaki bę​dzie
twój ilo​raz in​te​li​gen​cji – bo​wiem bez tego wszyst​kie​go nie mógł​byś się roz​wi​jać. Mu​sisz
mieć nie​ja​ko „z góry” wbu​do​wa​ny cały pro​gram. Jak pew​ne ko​ści łą​czą się w dłoń,
a inne for​mu​ją sto​pę? Jed​na część or​ga​ni​zmu wi​dzi, inna od​po​wia​da za sły​sze​nie. Jak to
wszyst​ko ma się więc stać?

Ucze​ni po​wia​da​ją, że to tyl​ko przy​pa​dek, ale sło​wo „przy​pa​dek” jest bar​dzo nie​nau​ko​‐

we, ozna​cza śle​py los. Zrzą​dze​niem losu sto​pa może za​cząć wi​dzieć, a ręka za​cznie sły​‐
szeć – a tu​taj nie ma ta​kiej przy​pad​ko​wo​ści, wszyst​ko jest uło​żo​ne w okre​ślo​nym po​‐
rząd​ku, jak​by z góry za​pla​no​wa​ne.

Astro​lo​gia ma bar​dziej na​uko​we po​dej​ście. Po​wia​da, że zia​ren​ko ma wszyst​ko już go​‐

to​we w so​bie i je​śli je zba​da​my, od​kry​je​my jego „ję​zyk” i zro​zu​mie​my go. Je​śli uda nam
się od​po​wie​dzieć na py​ta​nie: „Co jest two​im za​mia​rem, jaki masz cel?” – zdo​ła​my na​kre​‐
ślić tak​że peł​ny sche​mat ludz​kie​go bytu. Ucze​ni za​czę​li już ro​bić ta​kie szki​ce dla ro​ślin.
Jak do​tąd astro​lo​gia była dla nas ja​kimś prze​są​dem, śle​pą wia​rą. Je​śli jed​nak na​uka na​‐
kre​śli te szki​ce w peł​nej for​mie, sta​nie się... astro​lo​gią – a to już się dzie​je.

Astro​lo​gia twier​dzi, że je​śli dzię​ki ła​sce nie​bios zdo​ła​my po​znać ca​łość, przy​szłość

jako taka prze​sta​nie ist​nieć. Po​nie​waż nie zna​my ca​ło​ści (po​zna​li​śmy je​dy​nie nie​wiel​ki

background image

jej frag​ment), przy​szło​ścią sta​je się to, cze​go nie zna​my. Mu​si​my mó​wić: „może bę​dzie
tak...” – gdyż wie​le jesz​cze po​zo​sta​je za​gad​ką. Gdy​by​śmy zna​li ca​łość, mo​gli​by​śmy rzec:
„bę​dzie tak...” – i tak by było.

Je​śli wszyst​ko jest go​to​we w za​rod​ku czło​wie​ka, po​zo​sta​je tyl​ko pod​ję​cie nad nim ba​‐

dań. To, o czym dziś mó​wię, mu​sia​ło w ja​kiejś po​sta​ci ist​nieć w moim za​rod​ku jako po​‐
ten​cjal​ność; jak ina​czej mógł​bym ro​bić to, co ro​bię? Je​śli pew​ne​go dnia ob​ser​wa​cja ludz​‐
kie​go za​rod​ka sta​nie się moż​li​wa, ba​da​jąc szcze​gó​ło​wo taki za​ro​dek, choć​by mój, bę​dzie
moż​na na​szki​co​wać sche​mat, z któ​re​go da się od​czy​tać to, co po​wiem w tym ży​ciu,
czym się sta​nę, czym się nie sta​nę, do cze​go doj​dę, do cze​go nie doj​dę i co w ogó​le ze mną
bę​dzie. Wszyst​ko to moż​na prze​wi​dzieć. Nikt nie po​wi​nien być za​sko​czo​ny, je​śli dziś
czy ju​tro uda się nam wej​rzeć w ludz​ki za​ro​dek. Pod​ję​to już pierw​sze kro​ki w tym kie​‐
run​ku.

Wy​kre​sy po​ło​że​nia pla​net w dniu na​ro​dzin i ho​ro​sko​py in​dy​wi​du​al​ne to tyl​ko pró​by

wej​rze​nia w te spra​wy. Od ty​się​cy lat tuż po uro​dze​niu dziec​ka usi​łu​je​my okre​ślić, kim
ono bę​dzie. Gdy​by uda​ło się nam do cze​goś dojść, może po​zwo​li​ło​by to pod​jąć pew​ne
kro​ki, aby zwięk​szyć po​ten​cjal​ne moż​li​wo​ści dzie​ci. Za​tem co​kol​wiek mia​ło​by się zda​‐
rzyć – w peł​ni to ak​cep​tu​je​my.

* * * * *

Pod ko​niec ży​cia muł​ła Na​srud​din oznaj​mił, że do tej pory był czło​wie​kiem nie​szczę​‐

śli​wym, lecz oto na​gle spo​tka​ło go szczę​ście. Przez całą wio​skę prze​szła fala zdu​mie​nia:
ten, któ​ry za​wsze po​grą​żo​ny był w smut​ku, wi​dział tyl​ko ciem​ną stro​nę wszyst​kie​go,
nie​ocze​ki​wa​nie try​ska ra​do​ścią. On – wiecz​ny pe​sy​mi​sta, szu​ka​ją​cy sa​mych tyl​ko cier​‐
ni... Był czas, gdy owo​ce w ogro​dzie Na​srud​di​na ob​ro​dzi​ły jak ni​g​dy do​tąd. Po​ja​wi​ło się
tyle ja​błek, że drze​wa nie mo​gły ich utrzy​mać. Ktoś z są​siedz​twa za​py​tał, czy przy​pad​‐
kiem Na​srud​din na coś się nie uskar​ża: „Wspa​nia​łe plo​ny, praw​dzi​wa żyła zło​ta, nie są​‐
dzisz, Na​srud​din?”.

Za​smu​co​ny Na​srud​din rzekł: „Wszyst​ko bar​dzo pięk​nie, ale skąd ja we​zmę zgni​łe jabł​‐

ka dla mo​ich zwie​rza​ków?”.

Taki czło​wiek za​wsze bę​dzie nie​szczę​śli​wy: „Skąd we​zmę zgni​łe jabł​ka dla mo​ich

zwie​rza​ków?”. Owo​ce były jak ma​lo​wa​ne, żad​nych ro​ba​czy​wych – ot i cały kło​pot!

Gdy na​gle uj​rze​li go szczę​śli​wym, za​in​te​re​so​wa​ło to wie​śnia​ków. Za​py​ta​li: „Na​srud​‐

din, ty je​steś szczę​śli​wy? Ja​kim cu​dem?”.

Na​srud​din od​parł: „Na​uczy​łem się współ​pra​co​wać z tym, co nie​unik​nio​ne. Po wie​lu

la​tach zma​gań coś do mnie do​tar​ło. Uwa​żam te​raz, że co ma być, to bę​dzie. Współ​pra​cu​‐
ję z tym, co nie​unik​nio​ne, nie mam po​wo​du być nie​szczę​śli​wym. Je​stem szczę​śli​wy”.

* * * * *

Astro​lo​gia bada wie​le spraw. Po​da​je po​moc​ną dłoń temu, co nie​unik​nio​ne. Nie wal​‐

czy bez po​trze​by z tym, co ma się stać. Nie dąży ku temu, cze​go w ogó​le nie bę​dzie.

background image

Astro​lo​gia była środ​kiem czy​nią​cym czło​wie​ka re​li​gij​nym – pro​wa​dzi​ła go do „ta​ko​‐

ści”, do osta​tecz​nej ak​cep​ta​cji wszyst​kie​go. Ma ona wie​le wy​mia​rów, wie​le aspek​tów.
Omó​wi​my każ​dy z nich. Na ra​zie niech wy​star​czy tyle: wszech​świat to żywy twór, or​ga​‐
nicz​na jed​ność. Nie ma w nim ni​cze​go, co by​ło​by od​izo​lo​wa​ne; wszyst​ko jest ze sobą po​‐
łą​czo​ne. To, co naj​dal​sze, łą​czy się z tym, co znaj​du​je się w po​bli​żu – nic nie jest od​dzie​lo​‐
ne.

Za​tem nie moż​na trwać w złu​dze​niu, że jest się sa​mot​ną, od​le​głą wy​spą, od​dzie​lo​ną

od in​nych. Każ​dy jest po​łą​czo​ny z ca​ło​ścią, cały czas wy​wie​ra​jąc wpływ na każ​de​go, sa​‐
me​mu pod​le​ga​jąc róż​nym wpły​wom. Na​wet gdy prze​cho​dzisz obok ka​mie​nia na dro​‐
dze, wy​sy​ła on w twym kie​run​ku wi​bra​cje. Kwia​ty tak​że wy​sy​ła​ją wi​bra​cje. Ty sam nie
tyl​ko prze​cho​dzisz, ale tak​że wy​sy​łasz w prze​strzeń wła​sne wi​bra​cje.

Po​wie​dzia​łem, że pod​le​ga​my wpły​wom gwiazd i Księ​ży​ca. In​nym przy​kła​dem idei

astro​lo​gii jest to, że Księ​życ i gwiaz​dy pod​le​ga​ją na​szym wpły​wom, gdyż ten wpływ
dzia​ła w obu kie​run​kach. Gdy ktoś taki jak Bud​da ro​dzi się na Zie​mi, Księ​życ może nie
być tego świa​do​my, ale wła​śnie z jego po​wo​du nie sza​le​ją bu​rze ma​gne​tycz​ne – dzię​ki
Bud​dzie te bu​rze cich​ną. Księ​życ pod​le​ga ta​kim wpły​wom i Słoń​ce rów​nież to od​czu​wa.

Gdy po​ja​wia​ją się pla​my i bu​rze ma​gne​tycz​ne na Słoń​cu, na Zie​mi sze​rzą się cho​ro​by.

Gdy ktoś taki jak Bud​da przy​cho​dzi na świat, ema​nu​je falą spo​ko​ju; po​tęż​ny fi​lar świa​‐
do​mo​ści i pięk​no me​dy​ta​cji prze​ni​ka całą pla​ne​tę – co sku​tecz​nie za​po​bie​ga bu​rzom na
Słoń​cu, gdyż wszyst​ko jest ze sobą po​łą​czo​ne.

Wą​tłe źdźbło tra​wy wy​wie​ra wpływ na Słoń​ce, a Słoń​ce od​dzia​łu​je na naj​drob​niej​sze

źdźbło tra​wy. Słoń​ce nie po​wie tej ro​ślin​ce: „Nic mnie nie ob​cho​dzisz” czy też „Co ja
mam z tym źdźbłem tra​wy wspól​ne​go?”. Ży​cie jest wza​jem​nie ze sobą po​wią​za​ne. Nic
nie jest małe, nic nie jest duże, wszyst​ko to or​ga​nicz​na ca​łość.

Ży​cie to ca​łość. Zro​zu​miesz astro​lo​gię, gdy poj​miesz tę ca​ło​ścio​wość – ina​czej nic

z tego nie bę​dzie.

background image

Roz​dział 6

Układ Sło​necz​ny i zja​wi​ska na Zie​mi

Pew​ne spra​wy trze​ba zro​zu​mieć. Z na​uko​we​go punk​tu wi​dze​nia cały Układ Sło​necz​‐

ny na​ro​dził się dzię​ki Słoń​cu. Księ​życ, Jo​wisz, cała resz​ta pla​net wraz z Zie​mią to or​ga​‐
nicz​ne frag​men​ty Słoń​ca. Stop​nio​wo ży​cie po​ja​wi​ło się na Zie​mi, po​cząw​szy od ro​ślin,
a skoń​czyw​szy na czło​wie​ku. Czło​wiek jest or​ga​nicz​ną cząst​ką Zie​mi, Zie​mia jest or​ga​‐
nicz​ną cząst​ką Słoń​ca. Jak mat​ka, któ​ra ma cór​kę tak​że ro​dzą​cą cór​kę – we wszyst​kich
pły​nie ta sama krew. Ich cia​ła two​rzą po​dob​ne ko​mór​ki. Ucze​ni uży​wa​ją okre​śle​nia
„em​pa​tia”, ozna​cza​ją​ce​go wspól​ną wraż​li​wość. To, co po​cho​dzi z tego sa​me​go źró​dła,
ma zbli​żo​ne do​świad​cze​nia we​wnętrz​ne.

Dzię​ki Słoń​cu ro​dzi się Zie​mia, z niej po​wsta​ją na​sze cia​ła, za​tem Słoń​ce jest na​szym

od​le​głym pra​przod​kiem. Co​kol​wiek dzie​je się na Słoń​cu, po​wo​du​je wi​bra​cje w każ​dej
ko​mór​ce na​sze​go cia​ła. Tak być musi, gdyż na​sze ko​mór​ki po​cho​dzą ze Słoń​ca. Słoń​ce
wy​da​je się być czymś bar​dzo od​le​głym, ale tak nie jest. W każ​dej ko​mór​ce krwi i ko​ści
za​war​te są ato​my Słoń​ca. Je​ste​śmy czę​ścią Słoń​ca, nic więc dziw​ne​go, że wy​wie​ra ono
tak sil​ny wpływ na na​sze ży​cie. Ist​nie​je swo​iste po​kre​wień​stwo mię​dzy nami i Słoń​cem.
Je​śli wła​ści​wie zro​zu​mie​my tę em​pa​tię, mo​że​my za​głę​bić się w ko​lej​ny wy​miar astro​lo​‐
gii.

Wcze​śniej mó​wi​łem o bliź​nię​tach. Pew​ne eks​pe​ry​men​ty z em​pa​tią moż​na pro​wa​dzić

z dwoj​giem bliź​niąt jed​no​ja​jo​wych umiesz​czo​nych w od​dziel​nych po​miesz​cze​niach.
W cią​gu ostat​nich 50 lat do​ko​na​no mnó​stwo ta​kich eks​pe​ry​men​tów – bliź​nię​ta umiesz​‐
czo​no w od​dziel​nych po​ko​jach, po sy​gna​le dzwon​ka pro​szo​no je, by na​pi​sa​ły lub na​ma​‐
lo​wa​ły to, co przy​szło im na myśl po usły​sze​niu dzwon​ka. Po​wta​rza​no to kil​ka​dzie​siąt
razy i ze zdu​mie​niem za​ob​ser​wo​wa​no, że 90% ry​sun​ków było po​dob​nych. Stru​mień
my​śli po​wsta​ją​cy w dziec​ku po usły​sze​niu dzwon​ka i ob​raz lub ry​su​nek nim wy​wo​ła​ny
były u oboj​ga bliź​niąt iden​tycz​ne.

To po​do​bień​stwo do​znań ucze​ni opi​su​ją jako prze​jaw em​pa​tii. Mię​dzy bliź​nię​ta​mi

jest tak wiel​kie po​do​bień​stwo, że wy​twa​rza​ją one iden​tycz​ne wi​bra​cje. W cia​łach ta​kich
dzie​ci bu​dzi się pro​ces we​wnętrz​nej ko​mu​ni​ka​cji lub dia​lo​gu, za​cho​dzą​cy ja​ki​miś bli​żej
nie​zna​ny​mi ka​na​ła​mi.

Ta​kie po​mo​sty ist​nie​ją też mię​dzy Słoń​cem i Zie​mią, w każ​dej chwi​li prze​pły​wa​ją

nimi in​for​ma​cje. Ana​lo​gicz​ne po​mo​sty łą​czą Zie​mię i czło​wie​ka. Za​cho​wa​na jest więc
cią​gła więź mię​dzy czło​wie​kiem, Zie​mią i Słoń​cem. Jest ona jed​nak czymś bar​dzo ta​jem​‐
ni​czym, we​wnętrz​nym i nie​zwy​kle sub​tel​nym.

W Sta​nach Zjed​no​czo​nych ist​nie​je ośro​dek ba​daw​czy Tree Ring Re​se​arch Cen​ter, któ​‐

ry od 50 lat pro​wa​dzi in​ten​syw​ne ba​da​nia nad sło​ja​mi drzew. Na prze​kro​ju pnia ścię​te​‐
go drze​wa wi​dać sze​reg pier​ście​ni. Pięk​ne, de​ko​ra​cyj​ne wzo​ry drew​nia​nych me​bli są
efek​tem tych słoi.

Prof. Do​uglas, kie​row​nik ośrod​ka, któ​ry więk​szą część ży​cia po​świę​cił ba​da​niu tych

background image

za​gad​nień, po​czy​nił sze​reg zdu​mie​wa​ją​cych od​kryć. Wszy​scy wie​my, że wiek drze​wa
moż​na oce​nić we​dług licz​by słoi. Co roku przy​by​wa je​den nowy słój, drze​wu przy​ra​sta
nowa war​stwa. Je​śli drze​wo ma 50 lat, prze​ży​ło 50 je​sie​ni, w jego pniu po​wsta​je 50 pier​‐
ście​ni. Za​ska​ku​ją​ce jest to, że dane sło​je wska​zu​ją, ja​kie w da​nych la​tach były wa​run​ki
po​go​do​we. Je​śli było cie​plej lub pa​no​wa​ła wil​got​ność więk​sza niż zwy​kle, sło​je będą
znacz​nie szer​sze. Gdy kli​mat był chłod​ny i su​chy – są węż​sze. Moż​na okre​ślić, w ja​kich
okre​sach pa​da​ły ulew​ne desz​cze, kie​dy była su​sza albo kie​dy pa​no​wał siar​czy​sty mróz.

Gdy​by Bud​da stwier​dził, że da​ne​go roku pa​da​ły ulew​ne desz​cze, drze​wo bo​dhi, pod

któ​rym sie​dział, może to po​twier​dzić. Bud​da może po​peł​nić błąd – drze​wo nie. Sło​je
drze​wa będą szer​sze lub węż​sze, za​leż​nie od kli​ma​tu pa​nu​ją​ce​go w da​nym roku.

Pro​wa​dząc swe ba​da​nia, prof. Do​uglas do​szedł do wnio​sków, któ​re prze​kra​cza​ły jego

naj​śmiel​sze ocze​ki​wa​nia. Za​ob​ser​wo​wał, że co 11 lat sło​je są szer​sze... a prze​cież co 11 lat
przy​pa​da mak​si​mum ak​tyw​no​ści nu​kle​ar​nej na Słoń​cu i za​czy​na ono tęt​nić ży​ciem.
Wy​glą​da na to, że Słoń​ce pod​le​ga pew​nym cy​klicz​nym prze​mia​nom i jego ra​dio​ak​tyw​‐
ność jest wte​dy naj​więk​sza. W ta​kich la​tach drze​wo two​rzy szer​szy pier​ścień. Nie w jed​‐
nym le​sie, miej​scu czy kra​ju, ale na ca​łej Zie​mi drze​wa za​cho​wu​ją się po​dob​nie, by
uchro​nić się przed zwięk​szo​nym pro​mie​nio​wa​niem. Co 11 lat drze​wu wy​ra​sta grub​sza
„skó​ra”, za​bez​pie​cza​ją​ca je przed więk​szą daw​ką pro​mie​nio​wa​nia Słoń​ca.

Zja​wi​sko to spo​wo​do​wa​ło sto​so​wa​nie wśród uczo​nych no​we​go okre​śle​nia: kli​mat

glo​bal​ny. Pory roku wy​glą​da​ją róż​nie w róż​nych miej​scach: pada deszcz, pa​nu​je chłód
albo jest go​rą​co. Idea glo​bal​ne​go kli​ma​tu ni​g​dy wcze​śniej nie zro​dzi​ła się w ludz​kim
umy​śle. Na​wią​zu​jąc do efek​tu 11-let​nie​go cy​klu sło​necz​ne​go, prof. Do​uglas stwo​rzył
okre​śle​nie: kli​mat glo​bal​ny. Choć mo​że​my tego nie do​strze​gać, drze​wa jed​nak na nie​go
re​agu​ją. Po ukoń​cze​niu 11-let​nie​go cy​klu sło​je stop​nio​wo zmniej​sza​ją się, a po pię​ciu la​‐
tach no​we​go cy​klu ich śred​ni​ca znów za​czy​na się zwięk​szać.

Sko​ro drze​wa są tak wraż​li​we, że po​tra​fią pre​cy​zyj​nie re​je​stro​wać zja​wi​ska na Słoń​‐

cu, czyż nie jest moż​li​we, aby i w ludz​kim umy​śle tak​że znaj​do​wa​ły się pew​ne „war​‐
stwy”?... Czy ludz​kie cia​ło jest w ja​kiś sub​tel​ny spo​sób wraż​li​we na ak​tyw​ność Słoń​ca
i wy​twa​rza okre​ślo​ne fale w sfe​rze psy​che? Jak do​tąd ucze​ni nie zna​leź​li jed​no​znacz​nych
do​wo​dów na obec​ność tego ro​dza​ju zja​wisk w cie​le. Wy​da​je się jed​nak nie​moż​li​we, aby
ludz​kie cia​ło nie re​je​stro​wa​ło ta​kich od​dzia​ły​wań.

Astro​lo​gia ozna​cza ba​da​nie moż​li​wo​ści ta​kie​go od​dzia​ły​wa​nia, że wszyst​ko, co dzie​je

się w ko​smo​sie, ma wpływ na czło​wie​ka. Nie​ła​two bada się jed​nak cia​ło czło​wie​ka, nie
moż​na go bo​wiem ciąć tak jak pnie drzew. Po​nie​waż czło​wiek ma umysł, to on, a nie
cia​ło, re​je​stru​je po​szcze​gól​ne zda​rze​nia. Drze​wo nie ma umy​słu, więc zda​rze​nia mu​szą
być re​je​stro​wa​ne przez jego „cia​ło”.

Jesz​cze jed​na cie​ka​wa spra​wa. Ra​dio​ak​tyw​ne bu​rze na Słoń​cu wy​bu​cha​ją co 11 lat, ale

moż​na też za​uwa​żyć cykl 90-let​ni. Po​zna​no to cał​kiem nie​daw​no, lecz jest to fakt na​‐
uko​wy, nie​za​prze​czal​ny, rów​nie zdu​mie​wa​ją​cy co cykl 11-let​ni. Astro​lo​dzy o tym nie
wspo​mi​na​ją, ja mó​wię, abyś mógł zro​zu​mieć, Czy​tel​ni​ku, astro​lo​gię bar​dziej na​uko​wo.
Otóż ist​nie​je do​świad​czal​nie po​twier​dzo​ny cykl 90-let​ni, któ​re​go hi​sto​ria jest na​praw​dę
zdu​mie​wa​ją​ca.

background image

4.000 lat temu egip​ski fa​ra​on na​ka​zał swym uczo​nym re​je​stro​wa​nie, jak czę​sto i o ile

zmie​nia się po​ziom wody w Nilu. Rze​ka ta jest je​dy​ną rze​ką w świe​cie, któ​ra ma „bio​gra​‐
fię” li​czą​cą 4.000 lat. Re​je​stro​wa​no na​wet przy​pad​ki kil​ku​cen​ty​me​tro​we​go wzro​stu lub
spad​ku po​zio​mu wód! Te za​pi​ski pro​wa​dzo​no od cza​sów naj​daw​niej​szych aż do cał​kiem
współ​cze​snych. Wład​ców sta​ro​egip​skich na​zy​wa​no fa​ra​ona​mi – fa​ra​on ozna​czał Słoń​‐
ce. W Egip​cie wie​rzo​no, że Słoń​ce i Nil pro​wa​dzą cią​gły dia​log. Fa​ra​ono​wie, któ​rzy czci​li
Słoń​ce, na​ka​za​li spo​rzą​dza​nie peł​ne​go za​pi​su zda​rzeń na Nilu. Twier​dzi​li: „Nic obec​nie
nie wie​my o Słoń​cu, lecz pew​ne​go dnia bę​dzie ina​czej i te za​pi​ski na coś się przy​da​dzą”.

Przez 4.000 lat no​to​wa​no każ​dą in​for​ma​cję na te​mat Nilu, pod​nie​sie​nie się po​zio​mu

wód, wy​le​wy, okre​sy su​szy. Je​den z egip​skich uczo​nych, Ta​sman, ze​brał te za​pi​ski, two​‐
rząc hi​sto​rię Nilu. Pew​ne spra​wy, nie​zna​ne w cza​sach fa​ra​onów, obec​nie są już zna​ne.
Wszyst​ko, co dzia​ło się nie​gdyś na Nilu, po​rów​na​no ze zja​wi​ska​mi na Słoń​cu, 90-let​ni
cykl wska​zu​je jed​no​znacz​nie na ist​nie​nie ta​kie​go związ​ku. Ten cykl do złu​dze​nia przy​‐
po​mi​na coś, co na​zy​wa​my na​ro​dzi​na​mi i śmier​cią.

Spró​bu​ję przed​sta​wić to tak: Słoń​ce jest mło​de przez 45 lat, po czym za​czy​na słab​nąć,

przez na​stęp​nych 45 lat sta​rze​je się. W cią​gu pierw​szych 45 lat stru​mień ener​gii we​‐
wnątrz Słoń​ca na​si​la się, osią​ga​jąc szczyt „mło​do​ści”. Po tym okre​sie ener​gia opa​da, tak
jak u czło​wie​ka. Do​cho​dząc do wie​ku 90 lat, Słoń​ce jest już bar​dzo sta​re. W dru​gim okre​‐
sie tego cy​klu Zie​mię na​wie​dza​ją trzę​sie​nia zie​mi, któ​re są ści​śle zwią​za​ne z cy​klem 90-
let​nim. Po za​koń​cze​niu cy​klu 90 lat, Słoń​ce znów sta​je się mło​de.

Te zda​rze​nia mają ogrom​ne zna​cze​nie. Na Słoń​cu za​cho​dzą tak ogrom​ne zmia​ny, że

wstrzą​sy na Zie​mi są zu​peł​nie na​tu​ral​ne. Gdy or​ga​nizm tak ogrom​ny jak Zie​mia jest tar​‐
ga​ny wstrzą​sa​mi wy​ni​kły​mi ze zmian za​cho​dzą​cych na Słoń​cu, jak ma​leń​kie cia​ło czło​‐
wie​ka mo​gło​by nie pod​le​gać tym wpły​wom? Astro​lo​dzy za​wsze za​da​ją to py​ta​nie, bo​‐
wiem ich zda​niem nie jest moż​li​we, by nie mia​ło to wpły​wu na ludz​kie cia​ło. Dzie​ci ro​‐
dzą​ce się w cią​gu pierw​szych 45 lat, gdy Słoń​ce wzra​sta i jest w fa​zie mło​dzień​czej, cie​‐
szą się do​sko​na​łym zdro​wiem. Za to dzie​ci, któ​re ro​dzą się pod​czas 45 lat sta​rze​nia się
Słoń​ca, nie mogą być w peł​ni zdro​we.

Wa​run​ki zdro​wot​ne dziec​ka uro​dzo​ne​go w okre​sie „zstę​pu​ją​ce​go Słoń​ca” przy​po​mi​‐

na​ją sta​tek, któ​ry ma pły​nąć na wschód wte​dy, gdy wie​je za​chod​ni wiatr – do po​ru​sza​‐
nia wio​sła​mi po​trze​ba wiel​kie​go wy​sił​ku, ża​gle nie dzia​ła​ją, a ster​nik musi cięż​ko pra​‐
co​wać, zu​peł​nie tak, jak​by pły​nąć pod prąd. Słoń​ce sta​no​wi źró​dło ener​gii ży​cio​wej dla
ca​łe​go Ukła​du Sło​necz​ne​go. Gdy więc słab​nie ono, ten, kto za​cho​wał jesz​cze mło​dzień​cze
siły, musi pły​nąć pod prąd, musi zdo​być się na wiel​ki wy​si​łek.

Gdy zaś Słoń​ce za​czy​na „ro​snąć”, cała sło​necz​na ro​dzi​na pla​net na​peł​nia​na jest ener​‐

gią i dąży do szczy​tu. Kto wte​dy przy​cho​dzi na świat, ten pły​nie z wia​trem. Nie trze​ba
wy​sił​ku, nie trze​ba uży​wać wio​seł ani ste​ru. Wy​star​czy roz​wi​nąć ża​gle i sta​tek ru​sza
z wia​trem. W tym cza​sie na Zie​mi za​pa​dal​ność na cho​ro​by jest naj​mniej​sza. W okre​sie
słab​ną​ce​go Słoń​ca spa​da na nas naj​wię​cej cho​rób. Co 45 lat na Zie​mi na​stę​pu​je wzrost
za​cho​ro​wań, ma​le​ją​cych w na​stęp​nym ta​kim okre​sie. Li​czą​ce 4.000 lat hi​sto​rycz​ne za​‐
pi​ski do​ty​czą​ce Nilu po​ka​zu​ją, że w okre​sach „ro​sną​ce​go” Słoń​ca w Nilu było wię​cej
wody. Gdy Słoń​ce wcho​dzi​ło w fazę zstę​pu​ją​cą, po​ziom wody w Nilu spa​dał i nurt rze​ki
sta​wał się słab​szy, wol​niej​szy.

background image

Naj​lep​sze ze​gar​ki nie wska​zu​ją cza​su tak do​kład​nie jak Zie​mia. Je​den ob​rót wo​kół

wła​snej osi zaj​mu​je Zie​mi 23 go​dzi​ny i 56 mi​nut. Na tej pod​sta​wie wpro​wa​dzo​no 24-go​‐
dzin​ną dobę. Nie stwier​dzo​no, by Zie​mia do​da​ła so​bie lub od​ję​ła choć​by se​kun​dę, ale
wy​ni​ka​ło to z fak​tu, że nie mie​li​śmy do​tąd środ​ków słu​żą​cych do ba​da​nia tego zja​wi​ska,
stać nas więc było tyl​ko na przy​bli​że​nia. Gdy 90-let​ni cykl do​bie​ga kre​su i wszyst​ko jest
go​to​we do no​we​go cy​klu, od​bi​ja się to na ziem​skim ze​ga​rze.

Gdy Słoń​ce jest w okre​sie wzmo​żo​nej ra​dio​ak​tyw​no​ści 11-let​nie​go cy​klu, to tak​że za​‐

kłó​ca pra​cę ziem​skie​go ze​ga​ra. Za​wsze gdy Zie​mia znaj​du​je się pod wpły​wem ta​kich sił
ze​wnętrz​nych, jej we​wnętrz​ny rytm ule​ga za​bu​rze​niu. Każ​dy ko​smicz​ny wpływ w ro​‐
dza​ju me​te​oru, prze​la​tu​ją​cej w po​bli​żu Zie​mi ko​me​ty lub wzro​stu ja​sno​ści gwiaz​dy
zmien​nej tak​że wy​wo​łu​je za​bu​rze​nia. Obiek​ty bar​dzo od sie​bie od​le​głe w ska​li ko​smicz​‐
nej znaj​du​ją się bar​dzo bli​sko, gdyż w nie​wi​dzial​ny spo​sób wszyst​ko jest wza​jem​nie ze
sobą po​wią​za​ne.

Ję​zyk ludz​ki nie po​tra​fi wy​ra​zić tego zja​wi​ska, gdyż mó​wiąc, że ja​kaś gwiaz​da zbli​ży​‐

ła się nie​co do na​sze​go Słoń​ca, wy​obra​ża​my to so​bie w zwy​kły spo​sób, jak zbli​ża​nie się
jed​nej oso​by do dru​giej. Ow​szem, te od​le​gło​ści są ol​brzy​mie; wy​star​czy jed​nak drob​na
zmia​na od​le​gło​ści mię​dzy obiek​ta​mi w ko​smo​sie i oś ziem​ska zo​sta​je na​ra​żo​na na po​‐
waż​ne za​kłó​ce​nia, choć mo​że​my w ogó​le nie zda​wać so​bie z tego spra​wy. Aby za​kłó​cić
ruch tej pla​ne​ty po​trze​ba po​tęż​nych sił. Prze​su​nię​cie osi na​wet o cal wy​ma​ga obec​no​ści
wiel​kich ciał nie​bie​skich w po​bli​żu or​bi​ty Zie​mi.

Gdy wiel​kie cia​ła ko​smicz​ne mi​ja​ją Zie​mię, mi​ja​ją rów​nież nas. Gdy Zie​mia ule​ga

wstrzą​som, ro​sną​ce na niej drze​wa nie mogą tego nie od​czu​wać. Nie jest też moż​li​we, by
nie ule​ga​li tym wpły​wom lu​dzie za​miesz​ku​ją​cy tę pla​ne​tę. Wszyst​ko od​bie​ra te wstrzą​‐
sy, lecz są to od​dzia​ły​wa​nia bar​dzo sub​tel​ne i nie dys​po​nu​je​my obec​nie przy​rzą​da​mi,
któ​ry​mi mo​gli​by​śmy je mie​rzyć. Co praw​da mamy elek​tro​nicz​ne urzą​dze​nia re​je​stru​ją​‐
ce drga​nia o bar​dzo wy​so​kiej czę​sto​tli​wo​ści, lecz wi​bra​cje emi​to​wa​ne przez czło​wie​ka
wciąż wy​my​ka​ją się na​szym urzą​dze​niom. Nie skon​stru​owa​no jesz​cze ta​kich przy​rzą​‐
dów.

Czło​wiek to isto​ta nie​zwy​kle sub​tel​na – taki już jest, ina​czej trud​no by​ło​by mu żyć na

Zie​mi. Gdy​by był w sta​nie w peł​ni do​świad​czać wpły​wu wszyst​kich ota​cza​ją​cych go sił
24 go​dzi​ny na dobę, nie zdo​łał​by prze​żyć. Czło​wiek może prze​żyć tyl​ko dla​te​go, że nie
zda​je so​bie spra​wy z wszyst​kie​go, co się wo​kół nie​go dzie​je.

Obo​wią​zu​ją tu i inne pra​wa. Cho​dzi mia​no​wi​cie o to, że nie umie​my za​re​je​stro​wać

od​dzia​ły​wań wy​kra​cza​ją​cych poza gór​ne lub dol​ne gra​ni​ce okre​ślo​ne​go za​kre​su. Każ​dy
wpływ jest bo​wiem ogra​ni​czo​ny, na przy​kład tem​pe​ra​tu​ra cia​ła czło​wie​ka waha się od
36,6°C (dol​na gra​ni​ca) do 43,3°C (gór​na gra​ni​ca), co ozna​cza, że na​sze ży​cie to​czy się
w prze​dzia​le za​le​d​wie sied​miu stop​ni.

Je​śli tem​pe​ra​tu​ra spad​nie znacz​nie po​ni​żej 36,6°C, gro​zi nam śmierć, gdy pod​nie​sie

się, prze​kra​cza​jąc 43,3°C – po​dob​nie. Tem​pe​ra​tu​ry wy​stę​pu​ją​ce we wszech​świe​cie nie
są jed​nak ogra​ni​czo​ne do tych sied​miu stop​ni, praw​da? Czło​wiek żyje w ta​kim wła​śnie
za​kre​sie, a gdy wyj​dzie poza nie​go, umie​ra. Ten za​kres tem​pe​ra​tur za​pew​nia czło​wie​ko​‐
wi rów​no​wa​gę. W prze​dzia​le 36,6-43,3°C wy​stę​pu​ją wa​ha​nia, jed​nak po​dob​ne za​kre​sy
rów​no​wa​gi ist​nie​ją dla wszyst​kie​go we wszech​świe​cie.

background image

Kie​ru​ję do cie​bie te sło​wa, a ty je sły​szysz. Je​śli będę mó​wił bar​dzo ni​skim gło​sem,

w pew​nej chwi​li prze​sta​niesz sły​szeć co​kol​wiek. Moż​na to zro​zu​mieć – trud​no bę​dzie
na​to​miast wy​obra​zić so​bie, że ist​nie​je ja​kiś gór​ny próg sły​szal​no​ści, poza któ​rym
dźwię​ki prze​sta​ją do nas do​cie​rać. I trud​no też wy​obra​zić so​bie, że prze​sta​ją być sły​szal​‐
ne dźwię​ki o ni​skiej czę​sto​tli​wo​ści.

Ucze​ni po​wia​da​ją, że fale dźwię​ko​we są sły​szal​ne tyl​ko w pew​nym za​kre​sie i nie da się

usły​szeć ni​cze​go, co jak​kol​wiek wy​kra​cza poza ten za​kres. Wszę​dzie wo​kół nas bie​gną
fale, któ​rych nie sły​szy​my. Je​śli ja​kaś gwiaz​da za​pa​da się w so​bie lub ro​dzi się nowa pla​‐
ne​ta, do Zie​mi do​cie​ra​ją po​tęż​ne fale. Gdy​by​śmy mo​gli je usły​szeć, w jed​nej chwi​li stra​‐
ci​li​by​śmy słuch. Je​ste​śmy przed tym za​bez​pie​cze​ni, gdyż na​sze uszy nie re​je​stru​ją tych
fal. Po​ni​żej pew​ne​go po​zio​mu wy​ra​żo​ne​go w de​cy​be​lach lub po​wy​żej pew​nej gór​nej
gra​ni​cy prze​sta​je​my od​bie​rać sy​gna​ły dźwię​ko​we – sły​szy​my tyl​ko to, co mie​ści się
w okre​ślo​nym prze​dzia​le.

Węch rów​nież ma pew​ne ogra​ni​cze​nia. Zmy​sły ludz​kie dzia​ła​ją w okre​ślo​nych prze​‐

dzia​łach. Pies po​tra​fi wy​czuć o wie​le wię​cej niż czło​wiek, gdyż ma szer​szy za​kres od​bie​‐
ra​nych za​pa​chów i wy​czu​wa to, cze​go czło​wiek nie wy​czu​je. Koń usły​szy to, cze​go my
nie sły​szy​my. U ko​nia zmy​sły słu​chu i wę​chu są znacz​nie bar​dziej wy​ostrzo​ne niż
u czło​wie​ka. Koń wy​czu​wa zbli​ża​ją​ce​go się lwa z od​le​gło​ści 2,5 ki​lo​me​tra – na​gle przy​‐
sta​je, choć my nie wie​my dla​cze​go. Koń ma sil​ny zmysł wę​chu. Gdy​by dzia​łał on u nas
z po​dob​ną siłą, wy​czu​wa​li​by​śmy wszyst​ko w na​szym oto​cze​niu i do​pro​wa​dzi​ło​by to
nas do obłę​du. Czło​wiek jest więc za​mknię​ty w swo​istej kap​su​le, ma okre​ślo​ne gra​ni​ce.

Gdy włą​czasz ra​dio, mo​żesz od​bie​rać wie​le róż​nych sta​cji. Jed​nak mu​zy​ka nie za​czy​na

grać do​pie​ro z chwi​lą włą​cze​nia ra​dia. Fale ra​dio​we, mu​zy​ka i sło​wa, sta​le pły​ną w po​‐
wie​trzu, nie​za​leż​nie od tego, czy masz włą​czo​ne ra​dio, czy nie. Jed​nak sły​szysz je tyl​ko
wte​dy, gdy prze​krę​cisz gał​kę. Przez twój po​kój cią​gle prze​pły​wa​ją fale ra​dio​we ze
wszyst​kich sta​cji na świe​cie, lecz sły​szysz je do​pie​ro po włą​cze​niu ra​dia. Te fale prze​pły​‐
wa​ją przez po​kój tak​że przy wy​łą​czo​nym ra​diu, ale ty tego nie sły​szysz.

W tym świe​cie prze​pły​wa wo​kół nas mnó​stwo dźwię​ków, je​den ogrom​ny zgiełk. Nie

sły​szy​my tego wszyst​kie​go, ale nie unik​nie​my jego wpły​wu. Ten zgiełk dzia​ła na nas, na
każ​dy nerw, pra​cę ser​ca i po​szcze​gól​ne mię​śnie. Wpły​wa na nas w spo​sób nie​zau​wa​żal​‐
ny. Za​pa​chy, któ​rych nie umie​my roz​po​znać, tak​że na nas wpły​wa​ją. Je​śli to​wa​rzy​szą
im ja​kieś cho​ro​bo​twór​cze wi​ru​sy, za​czy​na​my cho​ro​wać. Zda​wa​nie so​bie z cze​go​kol​‐
wiek spra​wy lub za​uwa​ża​nie cze​goś nie jest wca​le wa​run​kiem ko​niecz​nym, by to coś
ist​nia​ło.

Astro​lo​gia twier​dzi, że wo​kół nas roz​cią​ga​ją się pola ener​gii, któ​re sta​le na nas wpły​‐

wa​ją. Dziec​ko od sa​mych swo​ich na​ro​dzin pod​le​ga wszyst​kim ist​nie​ją​cym wpły​wom.
W ję​zy​ku na​uki na​ro​dzi​ny moż​na opi​sać jako pro​ces na​świe​tla​nia, przy​po​mi​na​ją​cy na​‐
świe​tla​nie fil​mu w apa​ra​cie fo​to​gra​ficz​nym. Na​ci​skasz mi​gaw​kę, na se​kun​dę „okien​ko”
otwie​ra się, a to, co znaj​du​je się przed obiek​ty​wem, zo​sta​je na​tych​miast za​re​je​stro​wa​ne
na fil​mie. Na​świe​tla się film, w ża​den spo​sób nie na​ru​sza​jąc wcze​śniej​szych na​świe​tlo​‐
nych frag​men​tów. Film utrwa​la więc daną sce​nę nie​ja​ko na za​wsze.

Ana​lo​gicz​nie, gdy w ło​nie mat​ki zo​sta​nie po​czę​te dziec​ko, jest to dla nie​go pierw​sze

na​świe​tle​nie. W dniu na​ro​dzin mamy dru​gie na​świe​tle​nie. Wraż​li​wy umysł dziec​ka re​‐

background image

je​stru​je te dwa akty zu​peł​nie tak samo jak film. Świat taki, jaki jest w da​nej chwi​li, od​bi​‐
ja się w dziec​ku, ro​dzi się w nim więc em​pa​tia wo​bec świa​ta.

90% dzie​ci przy​cho​dzi na świat w nocy. We​dług teo​rii praw​do​po​do​bień​stwa od​se​tek

na​ro​dzin po​wi​nien być mniej wię​cej taki sam dla dnia i nocy. Do​pusz​czal​ne są kil​ku​pro​‐
cen​to​we wa​ha​nia, ale dla​cze​go 90% dzie​ci mia​ło​by ro​dzić się nocą? Naj​wy​żej 10% na​ro​‐
dzin przy​pa​da na dzień! Musi ist​nieć ku temu ja​kiś po​wód – jest ich zresz​tą wie​le. Wy​ja​‐
śnię je...

Gdy dziec​ko przy​cho​dzi na świat nocą, pierw​sze „na​świe​tle​nie” jego umy​słu zwią​za​‐

ne jest nie ze świa​tłem, lecz z ciem​no​ścią. Po​da​ję to jako przy​kład, ale cała spra​wa jest
o wie​le głęb​sza. Aby to zi​lu​stro​wać, mó​wię, że pierw​sze wra​że​nie do​cie​ra​ją​ce do umy​słu
dziec​ka to ciem​ność. Nie ma Słoń​ca, jego ener​gia jest nie​obec​na. Wszyst​ko, cały świat
po​grą​żo​ny jest we śnie – nic się nie bu​dzi. Ta​kie jest pierw​sze wra​że​nie dziec​ka.

Gdy​by​śmy spy​ta​li Bud​dę lub Ma​ha​wi​rę o po​wo​dy tego zja​wi​ska, po​wie​dzie​li​by, że

więk​szość dusz ro​dzi się nocą, gdyż przy​cho​dzą na świat po​grą​żo​ne we śnie. Te du​sze
nie mogą wy​brać so​bie chwi​li na​ro​dzin. Są set​ki in​nych po​wo​dów, ale ten jest na​praw​dę
waż​ny: więk​szość lu​dzi śpi, za​nu​rzo​na w ciem​no​ści i bra​ku dzia​ła​nia.

Kto ro​dzi się po wscho​dzie Słoń​ca, przy​cho​dzi na świat z wiel​ką ener​gią. O zmierz​chu,

w mro​kach nocy, ro​dzą się tyl​ko śpią​ce isto​ty. Na​ro​dzi​ny przy​pa​da​ją​ce na czas wzno​sze​‐
nia się Słoń​ca na nie​bie to na​ro​dzi​ny pod wpły​wem wiel​kiej ener​gii. Na​ro​dzi​ny przy​pa​‐
da​ją​ce po za​cho​dzie Słoń​ca, pod osło​ną ciem​no​ści, to na​ro​dzi​ny pod​le​ga​ją​ce wpły​wo​wi
snu. Inne jest na​świe​tle​nie fil​mu nocą i inne w dzień. Zro​zu​mie​nie spraw zwią​za​nych
z na​świe​tle​niem jest ko​niecz​ne, gdyż astro​lo​gia ści​śle się z tym wszyst​kim wią​że.

Ucze​ni ba​da​ją​cy za​gad​nie​nie „na​świe​tle​nia” w chwi​li na​ro​dzin po​wia​da​ją, że jest to

zda​rze​nie naj​wyż​szej wagi. Bę​dzie ono to​wa​rzy​szyć nam przez całe ży​cie.

Gdy przy​cho​dzi na świat kur​czę, na​tych​miast za​czy​na bie​gać za kurą. Wy​da​je się, że

goni za mat​ką, ale ucze​ni twier​dzą, że nie ma to nic wspól​ne​go z mat​ką, cho​dzi je​dy​nie
o „na​świe​tle​nie” i pe​wien psy​chicz​ny „od​cisk”. Prze​pro​wa​dzo​no set​ki eks​pe​ry​men​tów,
je​den z nich z kur​czę​ta​mi, któ​re mia​ły się do​pie​ro wy​kluć. Pi​sklę​ta wy​klu​wa​ły się z jaj,
a kurę za​stą​pio​no ba​lo​nem umiesz​czo​nym bez​po​śred​nio przed nimi. Gdy kur​cząt​ka
otwo​rzy​ły oczy, zo​ba​czy​ły ba​lon. Za​ko​cha​ły się w nim, jak​by był ich mat​ką. Gdzie​kol​‐
wiek po​gnał go wiatr, pę​dzi​ły za nim. Nie in​te​re​so​wa​ły się mat​ką, za to, ku zdu​mie​niu
uczo​nych, sta​ły się wraż​li​we na ba​lon. Zmę​czo​ne, sia​da​ły wo​kół nie​go. Pró​bo​wa​ły się
przy​tu​lać i dzio​bać go!

Kon​rad Lo​renz, uczo​ny, któ​ry pro​wa​dził wie​le ta​kich ba​dań, twier​dzi, że chwi​la

„pierw​sze​go na​świe​tle​nia” jest w ży​ciu naj​waż​niej​sza. Kur​czę wcho​dzi w sil​ny, emo​cjo​‐
nal​ny zwią​zek z mat​ką wła​śnie dzię​ki temu pierw​sze​mu na​świe​tle​niu. Bie​ga za nią tyl​‐
ko dla​te​go, że ona jako pierw​sza po​ja​wi​ła się w jego ży​ciu.

Obec​nie pro​wa​dzi się sze​reg do​dat​ko​wych eks​pe​ry​men​tów. Nie​mow​lę​ta płci mę​skiej

wy​cho​wy​wa​ne bez udzia​łu mat​ki nie po​tra​fią po​ko​chać żad​nej ko​bie​ty. Za​bra​kło im od​‐
po​wied​nie​go „na​świe​tle​nia”, wi​ze​ru​nek ko​bie​ty nie zo​stał do​sta​tecz​nie od​ci​śnię​ty
w umy​śle dziec​ka. Je​śli na Za​cho​dzie roz​kwi​ta ho​mo​sek​su​alizm, jed​ną z głów​nych przy​‐
czyn tego zja​wi​ska jest nie​wła​ści​we na​świe​tle​nie wzglę​dem jed​ne​go z ro​dzi​ców. Mi​łość

background image

he​te​ro​sek​su​al​na, mię​dzy prze​ciw​ny​mi płcia​mi, stop​nio​wo za​ni​ka w świe​cie Za​cho​du,
ro​śnie za​in​te​re​so​wa​nie przed​sta​wi​cie​la​mi tej sa​mej płci. Cho​ciaż jest to coś nie​na​tu​ral​‐
ne​go, tak być musi.

Sek​su​al​ny po​ciąg męż​czy​zny i ko​bie​ty jest uwa​run​ko​wa​ny tak​że w inny spo​sób. Na​‐

le​ży uwzględ​nić fakt, komu dziec​ko zo​sta​ło naj​pierw po​ka​za​ne. Ko​bie​ta przez całe ży​cie
bę​dzie nie​szczę​śli​wa, je​śli jako nie​mow​lę zo​sta​ła naj​pierw po​ka​za​na mat​ce – po​wi​nien
to być męż​czy​zna. Pierw​sze wra​że​nie w umy​śle dziew​czyn​ki po​win​no wią​zać się z oj​‐
cem, tyl​ko wte​dy bę​dzie ona w sta​nie w peł​ni po​ko​chać męż​czy​znę. Je​śli męż​czyź​ni
prze​wyż​sza​ją we wszyst​kim ko​bie​ty, jest to skut​kiem tego, że za​rów​no chłop​ców, jak
i dziew​czyn​ki po​ka​zu​je się w pierw​szej ko​lej​no​ści mat​ce, a po​tem od​da​je jej na wy​cho​‐
wa​nie. W przy​pad​ku chłop​ców jest to słusz​ne, lecz nie ma sen​su, gdy cho​dzi o dziew​czę​‐
ta.

Do​pó​ki więc nie za​cznie​my po​ka​zy​wać nie​mow​ląt płci żeń​skiej naj​pierw ich oj​com,

rów​ność mię​dzy męż​czy​zna​mi i ko​bie​ta​mi nie bę​dzie moż​li​wa. Po​li​ty​ka, pra​ca czy nie​‐
za​leż​ność fi​nan​so​wa nie zrów​na​ją ko​biet i męż​czyzn, bo​wiem z per​spek​ty​wy psy​cho​lo​‐
gicz​nej po​zo​sta​je w dziew​czyn​ce sła​bość w sa​mej struk​tu​rze jej oso​bo​wo​ści. Tej sła​bo​ści
nie po​ko​na​ła jesz​cze żad​na cy​wi​li​za​cja.

Je​śli ba​lo​nik może wy​wrzeć tak sil​ny wpływ na kur​czę​ta i od​ci​ska się nie​za​tar​tym

pięt​nem na ich umy​słach, na​le​ża​ło​by wy​słu​chać astro​lo​gii, któ​ra twier​dzi, że to, co nas
ota​cza – cały wszech​świat – tak​że nie​ja​ko „wcho​dzi” w na​szą świa​do​mość w chwi​li na​‐
ro​dzin, gdy na​świe​tle​niu ule​ga nasz men​tal​ny film. Tak ro​dzą się na​sze sym​pa​tie i an​ty​‐
pa​tie. Gwiaz​do​zbio​ry ota​cza​ją​ce w tej chwi​li Zie​mię tak​że, i to bar​dzo głę​bo​ko, „od​ci​ska​‐
ją” swój wpływ na kli​szy nowo na​ro​dzo​nej świa​do​mo​ści. Znaj​du​ją się bo​wiem w okre​‐
ślo​nej po​zy​cji: pod​sta​wo​we zna​cze​nie tych gwiaz​do​zbio​rów opie​ra się na wpły​wie emi​‐
to​wa​ne​go przez nie pro​mie​nio​wa​nia ra​dio​ak​tyw​ne​go, do​cie​ra​ją​ce​go do nas w chwi​li
na​ro​dzin.

Ucze​ni są zda​nia, że każ​de cia​ło nie​bie​skie ma wła​sny po​ziom ra​dio​ak​tyw​no​ści. Pla​‐

ne​ta We​nus wy​sy​ła pew​ne pro​mie​nio​wa​nie, zaś Księ​życ emi​tu​je zu​peł​nie inne fale.
Z ko​lei fale do​cie​ra​ją​ce do nas z Jo​wi​sza róż​nią się zde​cy​do​wa​nie od tych, któ​re po​cho​‐
dzą ze Słoń​ca. Róż​ni​ce te wy​ni​ka​ją z fak​tu, że każ​de cia​ło nie​bie​skie znaj​du​je się w in​‐
nych sub​stan​cjach ga​zo​wych, za​tem na Zie​mię do​cie​ra inne pro​mie​nio​wa​nie. Gdy ro​dzi
się dziec​ko, gwiaz​do​zbio​ry, pla​ne​ty i od​le​głe ga​lak​ty​ki wi​ru​ją​ce nad ho​ry​zon​tem wni​‐
ka​ją głę​bo​ko w jego umysł w chwi​li owe​go „na​świe​tle​nia”. Ko​smicz​na sy​tu​acja w da​nej
chwi​li, ze wszyst​ki​mi jej sła​bo​ścia​mi, moż​li​wo​ścia​mi, z całą gi​gan​tycz​ną mocą wy​wie​‐
ra wpływ na ży​cie ta​kie​go dziec​ka.

Przy​po​mi​na to po​zna​wa​nie efek​tu, jaki wy​wo​łać mia​ła eks​plo​zja bom​by ato​mo​wej

na za​lud​nio​nym ob​sza​rze, choć​by w Hi​ro​szi​mie. Za​nim zrzu​co​no bom​bę na Hi​ro​szi​mę,
wia​do​mo było, że zgi​ną set​ki ty​się​cy lu​dzi. Nie wie​dzia​no jed​nak, że wpły​nie to też na
przy​szłe po​ko​le​nia, po pro​stu na wszyst​ko. Dla tych, któ​rzy zgi​nę​li w Hi​ro​szi​mie i Na​ga​‐
sa​ki, było to kwe​stią jed​nej chwi​li. Po​zo​sta​ły jed​nak drze​wa, zwie​rzę​ta, pta​ki, ryby i lu​‐
dzie, któ​rzy prze​ży​li. Wszyst​ko ule​gło trwa​łe​mu uszko​dze​niu, o któ​rym nic nie wie​dzia​‐
no. Peł​ny efekt po​zna​my do​pie​ro po ja​kichś dzie​się​ciu po​ko​le​niach, gdyż po​tęż​ne ra​dio​‐
ak​tyw​ne siły wciąż jesz​cze wy​wie​ra​ją swój wpływ.

background image

Każ​da ko​bie​ta, któ​ra prze​ży​ła wy​buch, mia​ła po​waż​nie za​bu​rzo​ny cykl mie​siącz​ko​‐

wy. Jaj​ni​ki tych ko​biet nie są w sta​nie wy​pro​du​ko​wać ja​je​czek wol​nych od uszko​dzeń,
tak jak było to wcze​śniej, gdy nie były wy​sta​wio​ne na dzia​ła​nie ra​dio​ak​tyw​no​ści. Dziec​‐
ko po​czę​te w ta​kich wa​run​kach bę​dzie głu​che lub nie​wi​do​me, może mieć dwie albo
czte​ry pary oczu, wszyst​ko jest moż​li​we, nie da się nic prze​wi​dzieć. Może mieć cho​ry
mózg albo uro​dzi się ge​niu​szem, o ja​kim świat jesz​cze nie sły​szał. Nie wia​do​mo, jak bę​‐
dzie wy​glą​dać, tak na​praw​dę wie​my tyl​ko, że nie bę​dzie ta​kie jak nor​mal​ny czło​wiek.

Nie​wiel​kiej mocy bom​ba ato​mo​wa może po​wo​do​wać ta​kie szko​dy w ży​ciu na Zie​‐

mi... Uświa​dom so​bie wresz​cie, jaką po​tę​gą dys​po​nu​je Słoń​ce. Przy​po​mi​na ono mi​lio​ny
po​dob​nych bomb ato​mo​wych roz​pa​lo​nych w jed​nym, gi​gan​tycz​nym pło​mie​niu. W Hi​‐
ro​szi​mie i Na​ga​sa​ki bom​by za​bi​ły 120.000 lu​dzi. Po​tra​fisz wy​obra​zić so​bie, jaką moc
pro​mie​nio​wa​nia ma Słoń​ce?

Słoń​ce ogrze​wa Zie​mię od 4 mi​liar​dów lat i ucze​ni twier​dzą, że przez naj​bliż​szych

parę mi​lio​nów lat nie zga​śnie. Każ​de​go dnia z od​le​gło​ści pra​wie 160 mi​lio​nów ki​lo​me​‐
trów wy​sy​ła ono w kie​run​ku Zie​mi gi​gan​tycz​ną daw​kę ener​gii ciepl​nej. Wy​buch w Hi​‐
ro​szi​mie miał za​sięg naj​wy​żej 16 ki​lo​me​trów, a Słoń​ce ogrze​wa nas z od​le​gło​ści 160 mi​‐
lio​nów ki​lo​me​trów, i to jak dłu​go! Wy​da​je się ono być nie​wy​czer​pa​nym źró​dłem ener​‐
gii, a prze​cież w po​rów​na​niu z in​ny​mi gwiaz​da​mi jest za​le​d​wie dro​bin​ką. Gwiaz​dy, któ​‐
re ob​ser​wu​je​my na nie​bie, są o wie​le więk​sze od na​sze​go Słoń​ca, a każ​da z nich wy​sy​ła
wła​sne pro​mie​nio​wa​nie w na​szym kie​run​ku.

Je​den z wiel​kich uczo​nych, Fran​cuz Mi​chel Gau​qu​elin, pro​wa​dził ba​da​nia nad si​ła​mi

dzia​ła​ją​cy​mi w ko​smo​sie. Stwier​dził, że nie je​ste​śmy w sta​nie po​jąć na​wet pro​cen​ta
dzia​ła​nia ob​ser​wo​wa​nych przez nas sił. Od​kąd wy​sy​ła​my w prze​strzeń ko​smicz​ną
sztucz​ne sa​te​li​ty, do​cie​ra do nas taka masa in​for​ma​cji, że bra​ku​je słów, by to wszyst​ko
opi​sać, a na​uka nie po​tra​fi od​czy​tać tych in​for​ma​cji. Nie przy​pusz​cza​li​śmy, że wo​kół
nas jest tyle sił i tyle gi​gan​tycz​nych ener​gii.

W tym kon​tek​ście jesz​cze jed​no: astro​lo​gia nie jest nową, roz​wi​ja​ją​cą się na​uką,

wręcz prze​ciw​nie. Je​śli wi​dzia​łeś Taj Ma​hal, za​uwa​ży​łeś też za​pew​ne wiel​kie ru​iny po
prze​ciw​nej stro​nie rze​ki Yamu​ny. Po​dob​no szach Je​han nie tyl​ko zbu​do​wał mau​zo​leum
Taj Ma​hal pa​mię​ci swej żony Mum​taz, lecz tak​że po​sta​wił dla sie​bie gro​bo​wiec, z tego
sa​me​go mar​mu​ru, z któ​re​go wznie​sio​no Taj Ma​hal. Gro​bo​wiec miał sta​nąć na prze​ciw​‐
nym brze​gu rze​ki, lecz nie uda​ło się ukoń​czyć jego bu​do​wy. Zba​da​li tę spra​wę ar​che​olo​‐
dzy i oka​za​ło się, że ścia​ny spra​wia​ją​ce wra​że​nie nie​do​koń​czo​nych, nie są frag​men​tem
gro​bow​ca, ale ru​ina​mi pa​ła​cu z za​mierz​chłych cza​sów.

Przez ostat​nie 300 lat opo​wia​da​no o nie​kom​plet​nych ścia​nach gro​bow​ca, któ​re​go bu​‐

do​wę roz​po​czął szach Je​han. Ścia​ny nie​do​koń​czo​ne​go gro​bow​ca i ru​iny sta​re​go pa​ła​cu
wy​glą​da​ją jed​nak dość po​dob​nie, trud​no zde​cy​do​wać, z czym mamy tu do czy​nie​nia. Ba​‐
da​nia wska​zu​ją na to, że nie tyl​ko były one nie​gdyś frag​men​tem wiel​kie​go pa​ła​cu, ale
i Taj Ma​hal nie zo​stał zbu​do​wa​ny przez sza​cha Je​ha​na. Prze​kształ​cił on je​dy​nie w gro​bo​‐
wiec pra​sta​ry, hin​du​ski pa​łac. Czę​sto tak jest, że nie wie​rzy​my w coś, co sprze​ci​wia się
sta​rym, po​wta​rza​nym opo​wie​ściom.

Ni​g​dzie na świe​cie nie ma gro​bow​ca przy​po​mi​na​ją​ce​go Taj Ma​hal – tak nie bu​du​je się

gro​bow​ców. Wo​kół Taj Ma​hal znaj​du​ją się wa​row​nie, gdzie ła​two moż​na za​mo​co​wać

background image

wszel​kie​go ro​dza​ju broń pal​ną. To był sta​ry pa​łac, któ​ry prze​bu​do​wa​no. Na dru​gim
brze​gu rze​ki rów​nież ist​niał pa​łac, z któ​re​go zo​sta​ły tyl​ko ścia​ny, nie​mi świad​ko​wie
zda​rzeń.

Astro​lo​gia tak​że przy​po​mi​na ru​iny ja​kiejś ogrom​nej bu​dow​li, któ​ra ist​nia​ła przed

wie​ka​mi. Była to kom​plet​na na​uka, któ​ra za​gi​nę​ła. Nie jest ona nowa, two​rzo​na do​pie​ro
te​raz. Z tego, co po​zo​sta​ło w niej, trud​no osą​dzać, jak wiel​ki był to gmach. Czę​sto do​cho​‐
dzi​my do cze​goś, by póź​niej to utra​cić.

Oko​ło 200 lat przed Chry​stu​sem grec​ki uczo​ny Ary​starch od​krył, że Słoń​ce, a nie Zie​‐

mia, sta​no​wi cen​trum na​sze​go wszech​świa​ta. Ta za​sa​da otrzy​ma​ła na​zwę sys​te​mu he​‐
lio​cen​trycz​ne​go: Słoń​ce w cen​trum. Jed​nak póź​niej, ok. 100 r. n.e., Pto​le​me​usz zmie​nił
wszyst​ko i ogło​sił, że w cen​trum znaj​du​je się Zie​mia. Trze​ba było od​cze​kać po​nad ty​siąc
lat, by Jo​han​nes Ke​pler i Mi​ko​łaj Ko​per​nik przy​wró​ci​li Słoń​cu cen​tral​ną po​zy​cję w na​‐
szym świe​cie. Praw​da od​kry​ta przez Ary​star​cha tak dłu​go po​zo​sta​wa​ła ukry​ta; do​pie​ro
Ko​per​nik się​gnął do sta​rej księ​gi na​pi​sa​nej przez Ary​star​cha i ogło​sił to po​now​nie. Lu​‐
dzie byli na​praw​dę wstrzą​śnię​ci.

Na Za​cho​dzie mówi się, że Krzysz​tof Ko​lumb od​krył Ame​ry​kę. Gdy do Ame​ry​ki przy​‐

był Oskar Wil​de, po​zwo​lił so​bie na żart, któ​rym za​sły​nął na ca​łym świe​cie: po​wie​dział,
że Ame​ry​kę od​krył dużo wcze​śniej ktoś inny. To praw​da: Ame​ry​kę od​kry​wa​no wie​lo​‐
krot​nie, za​po​mi​na​no o niej, gdy za​cie​ra​ły się związ​ki z tym lą​dem. Za​py​ta​no Wil​de'a:
„Je​śli Ko​lumb nie od​krył Ame​ry​ki jako pierw​szy, od​kry​wa​no ją wcze​śniej, dla​cze​go
wciąż ją gu​bio​no?”. Wil​de od​parł: „On wpraw​dzie od​krył Ame​ry​kę, od​kry​wa​no ją prze​‐
cież wie​le razy, ale za każ​dym ra​zem da​wa​no so​bie z tym spo​kój. I trze​ba było sie​dzieć
ci​cho, bo o tak kło​po​tli​wej spra​wie naj​le​piej za​po​mnieć”.

W po​ema​cie „Ma​ha​bha​ra​ta” moż​na zna​leźć wzmian​ki o Ame​ry​ce, gdyż jed​na z żon

Ar​dżu​ny po​cho​dzi​ła z Mek​sy​ku. W Mek​sy​ku znaj​du​ją się sta​ro​żyt​ne świą​ty​nie hin​du​‐
skie z wy​rzeź​bio​ny​mi po​są​ga​mi boga Ga​ne​sha.

Czę​sto tak jest, że od​kry​wa​my praw​dy, któ​re póź​niej zo​sta​ją za​gu​bio​ne. Astro​lo​gia

jest jed​ną z ta​kich Wiel​kich Prawd: kie​dyś coś o niej wie​dzia​no, po​tem ta wie​dza ule​gła
za​po​mnie​niu. Mamy pro​ble​my z po​wtór​nym jej po​zna​niem. Dla​te​go mó​wię o tym
wszyst​kim z róż​nych punk​tów wi​dze​nia.

Moje za​mia​ry mogą być błęd​nie ro​zu​mia​ne. Nie chcę opo​wia​dać o czymś, co moż​na

omó​wić ze zwy​kłym astro​lo​giem. Wy​star​czy mu za​pła​cić i usły​szysz, co cze​ka cię
w przy​szło​ści. Może spo​dzie​wasz się, że będę o czymś ta​kim mó​wił lub ta​kich lu​dzi po​‐
pie​rał. Pod pre​tek​stem astro​lo​gii 99% „astro​lo​gów” opo​wia​da zwy​czaj​ne bzdu​ry. Tyl​ko
je​den pro​cent nie jest do​gma​tycz​nie ucze​pio​ny tego, że dane zda​rze​nie na pew​no bę​dzie
mia​ło miej​sce. Ten je​den pro​cent astro​lo​gów wie, że astro​lo​gia to te​mat-rze​ka, tak
ogrom​ny, że za​nu​rze​nie się w nim bu​dzi na​praw​dę wiel​kie opo​ry.

Gdy mó​wię o astro​lo​gii, chcę, byś miał ob​raz ca​łej tej na​uki, pod róż​ny​mi ką​ta​mi. Mo​‐

żesz wte​dy wejść w nią bez wa​ha​nia i stra​chu. Mó​wiąc o astro​lo​gii, nie mam na my​śli
po​spo​li​tych opo​wia​stek, choć cie​ka​wość prze​cięt​ne​go czło​wie​ka w astro​lo​gii spro​wa​‐
dza się do od​po​wie​dzi na py​ta​nie, czy jego cór​ka wyj​dzie za mąż, czy nie.

Astro​lo​gię moż​na po​dzie​lić na trzy czę​ści. Pierw​sza sta​no​wi sam rdzeń, esen​cję; jest

background image

naj​waż​niej​sza z wszyst​kich trzech i nie moż​na jej zmie​niać. Naj​trud​niej ją przy tym zro​‐
zu​mieć. Dru​ga część to war​stwa środ​ko​wa, w któ​rej moż​na do​ko​ny​wać do​wol​nych
zmian. Jest ona „czę​ścio​wo istot​na”, moż​na ją zmie​niać, je​śli zna się spo​sób po​stę​po​wa​‐
nia – bez nie​go nie ma ta​kiej moż​li​wo​ści. Część trze​cia to naj​bar​dziej ze​wnętrz​na war​‐
stwa, któ​ra jest naj​mniej istot​na, choć wszy​scy je​ste​śmy jej naj​bar​dziej cie​ka​wi.

Na po​czą​tek esen​cja, w któ​rej ni​cze​go nie moż​na zmie​nić. Gdy ją po​zna​jesz, oka​zu​je

się, że mo​żesz je​dy​nie z nią współ​pra​co​wać, współ​dzia​łać. Roz​ma​ite re​li​gie po​słu​gi​wa​ły
się na​rzę​dziem astro​lo​gii dla po​zna​nia i od​czy​ta​nia cen​tral​nych aspek​tów ludz​kie​go
losu. „Czę​ścio​wo istot​na” część astro​lo​gii jest czymś ta​kim, że je​śli ją po​zna​my, mo​że​my
zmie​nić swo​je ży​cie – bez niej nic nie da się zro​bić. Bez zna​jo​mo​ści jej ar​ka​nów sta​nie się
to, co ma się stać. Wraz z wie​dzą po​ja​wia się moż​li​wość wpro​wa​dza​nia roz​wią​zań al​ter​‐
na​tyw​nych. Je​śli do​ko​na​my pra​wi​dło​we​go wy​bo​ru, moż​li​wa jest prze​mia​na. Trze​cia,
nie​istot​na część astro​lo​gii, to tyl​ko pe​ry​fe​ria tej sztu​ki, jej ze​wnętrz​ne, po​wierz​chow​ne
war​stwy. Nie ma w niej nic waż​ne​go, wszyst​ko jest po​wierz​chow​ne i nie​istot​ne.

Czło​wiek wciąż kon​sul​tu​je z astro​lo​ga​mi tyl​ko spra​wy nie​istot​ne. Ktoś idzie do astro​‐

lo​ga i pyta, kie​dy do​sta​nie pra​cę: mię​dzy two​im za​trud​nie​niem i gwiaz​da​mi czy Księ​ży​‐
cem nie ma żad​ne​go związ​ku. Ktoś pyta, czy wstą​pi w zwią​zek mał​żeń​ski, choć moż​li​we
jest spo​łe​czeń​stwo bez mał​żeństw. Ktoś za​sta​na​wia się, czy bę​dzie bied​ny, czy bo​ga​ty:
prze​cież da się stwo​rzyć spo​łe​czeń​stwo so​cja​li​stycz​ne lub ko​mu​ni​stycz​ne, w któ​rym nie
ma bo​ga​tych i bied​nych. Wszyst​kie ta​kie py​ta​nia są nie​istot​ne.

80-let​ni sta​rzec idą​cy dro​gą, po​śli​znął się na skór​ce z ba​na​na. Czy moż​na udać się do

astro​lo​ga, by wy​czy​tał z gwiazd i Księ​ży​ca, na któ​rej dro​dze leży ko​lej​na skór​ka z ba​na​‐
na sta​no​wią​ca za​gro​że​nie dla nas? Ta​kie spra​wy to kom​plet​na głu​po​ta, ale czło​wiek
chciał​by wie​dzieć, czy gro​zi mu po​śliź​nię​cie się na skór​ce z ba​na​na... choć nie ma to nic
wspól​ne​go z na​szym ist​nie​niem czy du​szą. Ta​kie zda​rze​nia wy​stę​pu​ją na co dzień
i astro​lo​gia po​win​na trzy​mać się od nich z dala. Astro​lo​dzy za​wsze jed​nak zaj​mo​wa​li się
ta​ki​mi spra​wa​mi, więc wiel​ki gmach astro​lo​gii w koń​cu ru​nął.

Ża​den in​te​li​gent​ny czło​wiek nie uwie​rzy, że gdy przy​szedł na świat, jego lo​sem było

to, że pew​ne​go dnia w Pci​miu Dol​nym na​dep​nie na skór​kę z ba​na​na i prze​wró​ci się. Ani
upa​dek, ani skór​ka z ba​na​na nie mają nic wspól​ne​go z gwiaz​da​mi. Astro​lo​gia stra​ci​ła
sza​cu​nek u lu​dzi, gdyż za​czę​to ją łą​czyć z ta​ki​mi spra​wa​mi.

Wszy​scy chce​my do​wia​dy​wać się o te spra​wy u astro​lo​gów, ale są one zu​peł​nie nie​‐

istot​ne. Ist​nie​ją też i kwe​stie „czę​ścio​wo waż​ne”, ta​kie jak śmierć i na​ro​dzi​ny da​nej oso​‐
by. Gdy​by​śmy mo​gli po​znać ich szcze​gó​ły, moż​na by​ło​by się ja​koś na nie przy​go​to​wać.
Je​śli jed​nak nie wiesz nic, nic nie mo​żesz zro​bić.

Gdy po​głę​bi​my wie​dzę o dia​gno​zo​wa​niu cho​rób, bę​dzie​my mo​gli wy​dłu​żyć ży​cie, co

już się prze​cież dzie​je. Je​śli na​sze ba​da​nia nad śmier​cio​no​śną bro​nią ma​so​we​go ra​że​nia
za​koń​czą się po​wo​dze​niem, zdo​ła​my za​bić set​ki ty​się​cy lu​dzi za jed​nym ra​zem – to tak​‐
że już się sta​ło. Ten „czę​ścio​wo istot​ny” świat stwa​rza nam moż​li​wość ro​bie​nia pew​‐
nych rze​czy, je​śli wie​my, czym to może się skoń​czyć. W prze​ciw​nym wy​pad​ku nic nie
moż​na zro​bić. Wie​dząc coś wcze​śniej, moż​na wy​brać któ​rąś z moż​li​wo​ści.

Poza tym wszyst​kim roz​cią​ga się świat rze​czy istot​nych: z nim jed​nak nie moż​na zro​‐

background image

bić już nic. Na​sza cie​ka​wość do​ty​czy jed​nak spraw zu​peł​nie nie​waż​nych. Bar​dzo rzad​ko
ktoś chce po​zna​wać to, co jest „czę​ścio​wo istot​ne”. A je​śli cho​dzi o to, co jest na​praw​dę
waż​ne i nie​unik​nio​ne, cze​go nie moż​na zmie​nić na​wet po​znaw​szy to od pod​szew​ki –
tam na​sza cie​ka​wość czy pra​gnie​nie po​zna​nia nie się​ga​ją ni​g​dy.

* * * * *

Wio​ską szedł Ma​ha​wi​ra wraz ze swym uczniem Go​sha​la​kiem (któ​ry póź​niej stał się

jego prze​ciw​ni​kiem). Na​gle zo​ba​czy​li małą ro​śli​nę. Go​sha​lak zwró​cił się do Ma​ha​wi​ry:
„Mamy tu ro​śli​nę. Jak są​dzisz – czy zro​dzi ona kwiat, czy może wcze​śniej zwięd​nie? Jaka
jest jej przy​szłość?”.

Ma​ha​wi​ra za​mknął oczy i usiadł przy ro​śli​nie.

Go​sha​lak prze​bie​gle po​wie​dział: „Nie uni​kaj od​po​wie​dzi. Co ci da za​my​ka​nie oczu?”.

Nie wie​dział, dla​cze​go Ma​ha​wi​ra za​milkł i za​mknął oczy, a on szu​kał esen​cji tej sy​tu​acji.
Ko​niecz​ne było wej​rze​nie w głąb ist​nie​nia, w samo ser​ce ro​śli​ny. Bez tego nie moż​na
było prze​wi​dzieć, co się z nią sta​nie.

„Ta ro​ślin​ka prze​trwa i roz​kwit​nie” – rzekł Ma​ha​wi​ra, otwo​rzyw​szy oczy.

Go​sha​lak bły​ska​wicz​nie wy​rwał ro​ślin​kę z zie​mi, od​rzu​cił da​le​ko i ro​ze​śmiał się. Nie

moż​na było le​piej pod​wa​żyć słów Ma​ha​wi​ry.

Ma​ha​wi​ra nic wię​cej nie po​wie​dział. Go​sha​lak rzu​cił mu wy​zwa​nie, wy​ry​wa​jąc ro​‐

ślin​kę i od​rzu​ca​jąc ją. Go​sha​lak się śmiał, Ma​ha​wi​ra uśmie​chał się, po​szli więc da​lej.

Na​gle za​czął pa​dać ulew​ny deszcz, zro​bi​ło się bu​rzo​wo, a oni przez naj​bliż​szych sie​‐

dem dni nie mo​gli ru​szyć w dro​gę. Gdy deszcz w koń​cu ustał, za​wró​ci​li i wró​ci​li do miej​‐
sca, w któ​rym przed sied​mio​ma dnia​mi Ma​ha​wi​ra za​mknął oczy, by zgłę​bić we​wnętrz​‐
ny byt ro​śli​ny. Uj​rze​li ro​ślin​kę, któ​ra znów za​pu​ści​ła ko​rze​nie w zie​mi zmięk​czo​nej
ulew​nym desz​czem i sil​nym wia​trem.

Ma​ha​wi​ra znów za​mknął oczy, sto​jąc tuż obok ro​ślin​ki. Go​sha​lak nie krył zdu​mie​nia,

prze​cież wy​rwał ją z zie​mi i wy​rzu​cił. Gdy Ma​ha​wi​ra otwo​rzył oczy, Go​sha​lak po​wie​‐
dział: „Je​stem za​sko​czo​ny, prze​cież wy​rwa​łem tę ro​śli​nę, a ona da​lej tu ro​śnie”.

Ma​ha​wi​ra od​parł: „Prze​trwa i roz​kwit​nie. Za​mkną​łem oczy, aby wej​rzeć w samo jej

cen​trum kry​ją​ce się w jej za​ląż​ku: czy zdo​ła po​now​nie za​pu​ścić ko​rze​nie na​wet po wy​‐
rwa​niu z zie​mi, czy też ma skłon​no​ści sa​mo​bój​cze, czy jej in​stynkt ży​cia jest sil​ny, czy
może pra​gnie śmier​ci. Gdy​by była na​sta​wio​na na śmierć, uży​ła​by twej po​mo​cy i zwię​‐
dła. Chcia​łem się prze​ko​nać, czy chce żyć; je​śli tak – bę​dzie żyć. Wie​dzia​łem, że chcesz ją
wy​rwać i wy​rzu​cić”.

„O czym ty mó​wisz?” – zdzi​wił się Go​sha​lak.

Ma​ha​wi​ra rzekł na to: „Gdy za​mkną​łem oczy i wej​rza​łem w we​wnętrz​ny byt tej ro​śli​‐

ny, uj​rza​łem też i cie​bie, sto​ją​ce​go przy niej, go​to​we​go wy​rwać ją z ko​rze​nia​mi. Wie​‐
dzia​łem, że to zro​bisz. Dla​te​go chcia​łem po​znać we​wnętrz​ne moż​li​wo​ści tej ro​śli​ny, ile
w niej jest sa​mo​za​par​cia, woli ży​cia. Gdy​by cze​ka​ła na śmierć i szu​ka​ła wy​mów​ki, był​‐
byś dla niej wy​star​cza​ją​cym po​wo​dem do zwięd​nię​cia; w prze​ciw​nym wy​pad​ku na​wet

background image

ro​śli​na wy​rwa​na z grun​tu po​tra​fi po​now​nie za​pu​ścić swe ko​rze​nie”.

Go​sha​la​ko​wi za​bra​kło od​wa​gi, by raz jesz​cze wy​rwać ro​śli​nę. Oba​wiał się tego. Po​‐

przed​nio Go​sha​lak, śmie​jąc się, za​szedł do po​bli​skiej wio​ski; te​raz uśmiech​nię​ty ru​szył
tam Ma​ha​wi​ra.

Go​sha​lak za​py​tał: „Dla​cze​go się uśmie​chasz?”.

Ma​ha​wi​ra od​parł: „Ob​ser​wu​ję to wszyst​ko i za​sta​na​wiam się nad two​imi moż​li​wo​‐

ścia​mi: czy po​tra​fisz zdo​być się na to, by raz jesz​cze ją wy​rwać, czy już nie”.

„Mógł​byś i to prze​wi​dzieć?” – zdzi​wił się Go​sha​lak.

Ma​ha​wi​ra rzekł: „Nie​waż​ne. Mo​głeś to zro​bić albo nie. Waż​ne, klu​czo​we było to, że ta

ro​śli​na chcia​ła żyć. Całe jej ist​nie​nie, cała wi​tal​ność, pra​gnę​ło ży​cia. Tyl​ko to się li​czy.
Two​je za​cho​wa​nie było zu​peł​nie nie​istot​ne. Do​wio​dłeś, że je​steś słab​szy i mniej zde​ter​‐
mi​no​wa​ny niż ro​śli​na. Zo​sta​łeś po​ko​na​ny”.

* * * * *

Jed​nym z po​wo​dów, dla któ​rych Go​sha​lak miał dość Ma​ha​wi​ry, był ten in​cy​dent z ro​‐

śli​ną.

Astro​lo​gia zaj​mu​je się spra​wa​mi naj​istot​niej​szy​mi, fun​da​men​tal​ny​mi. Two​ja cie​ka​‐

wość się​ga tyl​ko spraw „czę​ścio​wo istot​nych”. Chcesz do​wie​dzieć się, jak dłu​go bę​dziesz
żył, czy umrzesz śmier​cią na​głą, czy nie. Nie bar​dzo in​te​re​su​je cię to, co zro​bisz ze swo​‐
im ży​ciem – jak bę​dziesz żyć. Chcesz do​wie​dzieć się, jak za​koń​czysz ży​cie, gdy przyj​dzie
ten czas, albo czym bę​dziesz wte​dy się zaj​mo​wać. Two​ja cie​ka​wość się​ga tyl​ko zda​rzeń,
nie ich rdze​nia, du​szy. To, że żyję, to tyl​ko zda​rze​nie, ale to, co ro​bię w tym ży​ciu i czym
je​stem – oto samo sed​no. Gdy umrę, bę​dzie to tyl​ko zda​rze​niem, lecz to, jaki będę
w chwi​li śmier​ci, co zro​bię w ta​kim mo​men​cie – to jest pod​sta​wa du​szy. Wszy​scy kie​dyś
umrze​my; zda​rze​nie zwa​ne śmier​cią jest przy​pi​sa​ne każ​de​mu, ale styl opusz​cze​nia tego
świa​ta i sama chwi​la śmier​ci są inne dla każ​de​go czło​wie​ka. Ktoś może na​wet umrzeć ze
śmie​chem na ustach.

* * * * *

W chwi​li śmier​ci muł​ły Na​srud​di​na ktoś za​py​tał go: „Jak są​dzisz muł​ło – gdy lu​dzie

się ro​dzą, skąd się bio​rą?”.

Muł​ła od​parł: „Jak mi wia​do​mo, w chwi​li na​ro​dzin każ​de dziec​ko pła​cze, a od​cho​dząc

z tego świa​ta, też mamy oczy peł​ne łez. Mam wra​że​nie, że lu​dzie nie przy​cho​dzą z miejsc
ani też nie od​cho​dzą w kra​iny, któ​re na​zwa​li​by​śmy «do​bry​mi». Pła​czą, gdy się tu po​ja​‐
wia​ją, i pła​czą, gdy stąd od​cho​dzą!”.

* * * * *

Lecz lu​dzie tacy jak Na​srud​din umie​ra​ją, śmie​jąc się. Śmierć jest zda​rze​niem, lecz to,

co się śmie​je w chwi​li śmier​ci, to wła​śnie du​sza. Uda​jąc się do astro​lo​ga, za​py​taj go więc,

background image

jak umrzesz: szlo​cha​jąc czy śmie​jąc się? O to war​to py​tać – ale wią​że się to z Wiel​ką
Astro​lo​gią. Nikt na tej pla​ne​cie nie za​py​tał jesz​cze astro​lo​ga o to, czy umrze śmie​jąc się,
czy pła​cząc. Py​ta​my, kie​dy spo​tka nas śmierć, jak​by umie​ra​nie mia​ło war​tość. Py​ta​my,
jak dłu​go bę​dzie​my żyć, jak​by li​czył się tyl​ko sam okres zwa​ny ży​ciem.

Dla​cze​go żyję? Po co żyję? Co mam ro​bić i czym sta​nę się w tym ży​ciu? Ta​kich py​tań

nie za​da​je​my. Dla​te​go ru​nę​ła cała mi​ster​na struk​tu​ra astro​lo​gii. Coś zbu​do​wa​ne​go na
mało waż​nych fun​da​men​tach musi się w koń​cu roz​le​cieć. Astro​lo​gia, o któ​rej tu mó​wię,
i to, co ro​zu​miesz pod tym po​ję​ciem, to dwie róż​ne rze​czy. Astro​lo​gia w moim uję​ciu
róż​ni się ja​ko​ścio​wo i jest o wie​le głęb​sza. Przyj​mu​je zu​peł​nie inny wy​miar. Chcę po​wie​‐
dzieć, że to, co sta​no​wi two​ją esen​cję, jest ści​śle po​wią​za​ne z tym, co sta​no​wi esen​cję ca​‐
łe​go wszech​świa​ta; ta więź jest opar​ta na swo​istej har​mo​nii ryt​mów. Współ​uczest​ni​czy
w tym cały świat – nie je​steś sam.

* * * * *

Gdy Bud​da zo​stał oświe​co​nym, zło​żył ręce w dzięk​czyn​nym ge​ście i gło​wą do​tknął

zie​mi. Z nie​ba zstą​pi​li bo​go​wie, aby oka​zać mu sza​cu​nek, zna​lazł bo​wiem praw​dę osta​‐
tecz​ną. Za​sko​czy​ło ich, gdy zo​ba​czy​li go z gło​wą schy​lo​ną do zie​mi. Spy​ta​li, komu tak
się kła​nia, przy​by​li z sa​me​go nie​ba, by go po​zdro​wić, gdyż do​stą​pił oświe​ce​nia, ale nie
wie​dzie​li, że ist​nie​je coś, cze​mu na​wet Bud​da skła​da hołd – prze​cież oświe​ce​nie ucho​dzi
za rzecz osta​tecz​ną.

Bud​da otwo​rzył oczy i rzekł: „Nie je​stem osa​mot​nio​ny w tym, co mi się przy​da​rzy​ło,

świat tak​że w tym uczest​ni​czy. To​też skła​dam ten ni​ski, dzięk​czyn​ny po​kłon ca​łe​mu
świa​tu”.

* * * * *

Mowa tu o tym, co w astro​lo​gii sta​no​wi esen​cję. Dla​te​go Bud​da po​wie​dział uczniom,

że gdzie​kol​wiek osią​gną we​wnętrz​ną szczę​śli​wość, po​win​ni na​tych​miast wy​ra​zić
wdzięcz​ność do ca​łe​go świa​ta, gdyż nie są sami w tym do​zna​niu. Gdy​by Słoń​ce nie wze​‐
szło lub nie po​ja​wił się Księ​życ albo bieg zda​rzeń był nie​co inny, mo​gli​by nie do​stą​pić.
To oni cze​goś do​świad​czy​li, lecz wszyst​ko inne od​gry​wa​ło w tym pew​ną rolę – cały
wszech​świat ma w tym swój udział. Taki wza​jem​ny zwią​zek w ska​li ko​smicz​nej na​zy​‐
wa się astro​lo​gią.

Bud​da ni​g​dy nie po​wie: „Sta​łem się oświe​co​nym”. Stwier​dzi tyl​ko tyle: „Świat do​‐

świad​czył tego prze​ze mnie, zda​rze​nie zwa​ne oświe​ce​niem, ta naj​wyż​sza świa​tłość, do​‐
cie​ra do świa​ta za moim po​śred​nic​twem. Je​stem wy​mów​ką, pre​tek​stem. Ot, sta​no​wię
wę​zeł, w któ​rym spo​ty​ka​ją się wszyst​kie ścież​ki świa​ta”.

Po​my​śla​łeś kie​dyś, że skrzy​żo​wa​nie, choć wy​glą​da na coś waż​ne​go, jest tak na​praw​dę

ni​czym? Gdy​by usu​nąć te czte​ry krzy​żu​ją​ce się ze sobą dro​gi, znik​nie i skrzy​żo​wa​nie.
Wszy​scy je​ste​śmy ta​ki​mi skrzy​żo​wa​nia​mi, gdzie siły świa​ta sty​ka​ją się w pew​nym
punk​cie. W tym punk​cie po​wsta​je jed​nost​ka, ro​dzi się kon​kret​na oso​ba.

Sens i isto​ta astro​lo​gii spro​wa​dza się do tego, że nie je​ste​śmy czymś od​dziel​nym, sta​‐

background image

no​wi​my jed​ność z ca​łym wszech​świa​tem. Nie tyl​ko sta​no​wi​my z nim jed​ność, lecz rów​‐
nież uczest​ni​czy​my w każ​dym wy​da​rze​niu i sy​tu​acji.

Bud​da rzekł, że kła​nia się wszyst​kim bud​dom, któ​rzy po​ja​wi​li się przed nim i tym,

któ​rzy na​dej​dą po nim. Ktoś za​uwa​żył, że zro​zu​mia​ły jest hołd w sto​sun​ku do tych, któ​‐
rzy na​ro​dzi​li się przed nim, al​bo​wiem, świa​do​mie lub nie, Bud​da może im coś za​wdzię​‐
czać; może ich wie​dza oka​za​ła się mu po​moc​ną, ale skła​dać hołd tym, któ​rzy jesz​cze nie
przy​szli na świat? Cóż on dzię​ki nim uzy​skał?

Bud​da od​parł, że otrzy​mał po​moc nie tyl​ko od tych bud​dów, któ​rzy na​ro​dzi​li się przed

nim, lecz tak​że od tych, któ​rzy po​ja​wią się po nim, gdyż w tej chwi​li prze​szłość i przy​‐
szłość spo​tka​ły się ze sobą i sto​pi​ły w jed​no. Ci, któ​rzy ode​szli, spo​tka​li tych, któ​rzy na​‐
dej​dą – do​kład​nie w miej​scu, w któ​rym on wów​czas się zna​lazł. Wschód i za​chód Słoń​ca
spo​tka​ły się w tym wła​śnie punk​cie. Bud​da po​zdro​wił więc tych, któ​rzy do​pie​ro mie​li
się na​ro​dzić, im tak​że wie​le za​wdzię​czał, bo gdy​by nie zo​sta​li prze​nie​sie​ni w przy​szłość,
jego też by nie było.

Nie​ła​two to zro​zu​mieć, jest to bo​wiem zwią​za​ne z tym, co sta​no​wi w astro​lo​gii tak

zwa​ną esen​cję. Nie ist​niał​bym, gdy​by co​kol​wiek z mej prze​szło​ści zo​sta​ło od​rzu​co​ne lub
wy​ma​za​ne; sta​no​wię ogni​wo w dłu​gim łań​cu​chu. Nie​trud​no po​jąć, że gdy​by nie uro​dził
się mój oj​ciec, ja rów​nież nie przy​szedł​bym na świat, gdyż mój oj​ciec sta​no​wi za​sad​ni​‐
cze ogni​wo łań​cu​cha, któ​ry pro​wa​dzi do mnie. Gdy​by nie było mo​je​go dziad​ka, rów​nież
nie mógł​bym się na​ro​dzić, gdyż są to ogni​wa za​sad​ni​cze. Trud​no jest jed​nak po​jąć, że
gdy​by nie ist​nia​ły ogni​wa od​cho​dzą​ce ode mnie w przy​szłość, wów​czas tak​że nie mógł​‐
bym po​ja​wić się na tym świe​cie.

Co mam wspól​ne​go z tymi ogni​wa​mi z przy​szło​ści? Prze​cież już się na​ro​dzi​łem. Lecz

Bud​da po​wie, że gdy​by nie było tu cze​go​kol​wiek, co bę​dzie mia​ło miej​sce w przy​szło​ści,
wte​dy tak​że nie mógł​bym się na​ro​dzić, gdyż je​stem ogni​wem łą​czą​cym prze​szłość
i przy​szłość. Gdy​by w prze​szło​ści lub przy​szło​ści po​ja​wi​ła się choć​by naj​drob​niej​sza
zmia​na, nie był​bym taki, jaki te​raz je​stem. Zo​sta​łem ule​pio​ny z „wczo​raj”, ale ukształ​to​‐
wa​ło mnie też „ju​tro”: oto praw​dzi​wa astro​lo​gia. Nie samo wczo​raj, lecz i ju​tro; nie tyl​ko
to, co już było, lecz i to, co na​dej​dzie; nie tyl​ko Słoń​ce, któ​re wze​szło dziś, ale i Słoń​ce,
któ​re wzej​dzie ju​tro – wszyst​ko gra pew​ną rolę.

Przy​szłe chwi​le tak​że de​ter​mi​nu​ją chwi​lę obec​ną. Ta chwi​la nie ist​nia​ła​by, gdy​by nie

było chwil przy​szłych. Obec​na chwi​la może mieć miej​sce tyl​ko dzię​ki wspar​ciu z ich
stro​ny. Na​sze dło​nie opie​ra​ją się na ra​mio​nach przy​szło​ści; na​sze sto​py spo​czy​wa​ją na
bar​kach prze​szło​ści. Oczy​wi​ste jest, że je​śli ru​nie to, co jest pode mną i na czym się opie​‐
ram, i co umiem do​strzec, runę i ja. Je​śli zaś znik​ną ra​mio​na przy​szło​ści, na któ​rych spo​‐
czy​wa​ją moje wy​cią​gnię​te dło​nie, rów​nież cze​ka mnie upa​dek.

Astro​lo​gię moż​na zro​zu​mieć, od​kryw​szy w so​bie we​wnętrz​ną więź mię​dzy prze​szło​‐

ścią i przy​szło​ścią. Wte​dy astro​lo​gia sta​je się re​li​gią, ozna​cza bo​wiem udu​cho​wie​nie.
W prze​ciw​nym wy​pad​ku po​wią​za​na z nie​istot​nym, sta​je się za​baw​ką w rę​kach pseu​do​‐
prze​po​wia​da​czy przy​szło​ści, tra​cąc wszel​ką war​tość. Na​wet naj​wznio​ślej​sza na​uka roz​‐
pa​da się w proch w rę​kach igno​ran​tów. O jej war​to​ści de​cy​du​je to, w jaki spo​sób wy​ko​‐
rzy​stu​je​my taką wie​dzę.

background image

Usi​łu​ję prze​pchnąć cię przez wie​le bram, ku tej jed​nej... abyś zro​zu​miał, że wszyst​ko

łą​czy się ze sobą, jest wza​jem​nie po​wią​za​ne. Ten wszech​świat przy​po​mi​na ro​dzi​nę, jest
jak je​den or​ga​nizm. Kie​dy od​dy​cham, wpły​wa to na całe moje cia​ło; po​dob​nie od​dy​cha​‐
nie Słoń​ca wy​wo​łu​je zmia​ny na Zie​mi. Na​wet naj​od​le​glej​sze gwiaz​dy mają wpływ na tę
pla​ne​tę. Naj​mniej​sza z ko​mó​rek drga po​łą​czo​na z gi​gan​tycz​ny​mi słoń​ca​mi. Je​śli to zro​‐
zu​miesz, bra​my Wiel​kiej Astro​lo​gii otwo​rzą się przed tobą i nie bę​dzie​my przej​mo​wać
się już bez​u​ży​tecz​no​ścią tego, co nie​istot​ne.

Do​da​li​śmy do astro​lo​gii wy​jąt​ko​we bzdu​ry. Coś, co nie ma żad​nej war​to​ści, ale stwa​‐

rza mnó​stwo pro​ble​mów – wła​śnie przez łą​cze​nie z astro​lo​gią. Umiesz​cza​my w astro​lo​‐
gii py​ta​nie, czy dana oso​ba uro​dzi​ła się w bied​nej ro​dzi​nie, czy może w bo​ga​tej. Do​pó​ki
nie zro​zu​miesz, że to jest nie​istot​ne, bę​dziesz tego szu​kać w astro​lo​gii. Astro​lo​gia sta​nie
się dla cie​bie na​rzę​dziem do​pie​ro wte​dy, gdy od​dzie​lisz to, co zna​czą​ce, od tego, co nie​‐
istot​ne.

Ma​ho​met miał ucznia o imie​niu Ali, któ​ry za​py​tał go raz, czy czło​wiek jest nie​za​leż​ny

i na tyle wol​ny, by móc ro​bić to, na co ma ocho​tę, czy może o wszyst​kim de​cy​du​je prze​‐
zna​cze​nie. „Czy moż​na ro​bić to, co się chce, czy nie?” – spy​tał Ali.

Czło​wiek za​da​je to py​ta​nie od daw​na. „Je​śli czło​wiek nie może czy​nić tego, co za​pra​‐

gnie – rzekł Ali – gło​sze​nie mo​ra​łów w ro​dza​ju: nie krad​nij, nie kłam, nie bądź nie​uczci​‐
wy jest zu​peł​nie bez​u​ży​tecz​ne. A może to prze​zna​cze​nie de​cy​du​je, że ktoś musi na​uczać
in​nych, by nie kra​dli i nie ro​bi​li tego czy tam​te​go?”. Wia​do​mo, że dzię​ki prze​zna​cze​niu
czło​wiek nie​uczci​wy po​zo​sta​nie nie​uczci​wym, zło​dziej bę​dzie zło​dzie​jem, a mor​der​ca
po​zo​sta​nie mor​der​cą. „To ja​kiś ab​surd. Je​śli wszyst​ko jest z góry usta​lo​ne, ta na​uka nie
ma sen​su, na nic wszy​scy pro​ro​cy, świę​ci i na​uczy​cie​le”.

Lu​dzie py​ta​li o to Ma​ha​wi​rę i Bud​dę. Je​śli to, co ma się stać, jest z góry prze​są​dzo​ne, po

co Bud​da i Ma​ha​wi​ra czy​nią tyle sta​rań, tłu​ma​cząc wszyst​kim, co jest do​bre, a co złe? Ali
po​sta​wił Ma​ho​me​to​wi py​ta​nie, co on są​dzi o tej kwe​stii. Gdy​by za​py​tał o to Bud​dę lub
Ma​ha​wi​rę, otrzy​mał​by skom​pli​ko​wa​ną i głę​bo​ką od​po​wiedź. Ma​ho​met udzie​lił mu zaś
od​po​wie​dzi, któ​rą bez tru​du da się zro​zu​mieć. Wie​le od​po​wie​dzi Ma​ho​me​ta ce​cho​wa​ło
się pro​sto​tą i bez​po​śred​nio​ścią.

Zwy​kle od​po​wie​dzi lu​dzi nie​wy​kształ​co​nych lub ma​ją​cych po​waż​ne luki w edu​ka​cji,

pro​stych wie​śnia​ków, tra​fia​ją w samo sed​no. Lu​dzie tacy jak Ka​bir, Na​nak, Ma​ho​met
i Je​zus do ta​kich wła​śnie zwy​kłych lu​dzi na​le​żą. Sło​wa Bud​dy, Ma​ha​wi​ry czy Kri​sh​ny są
zło​żo​ne, bo​wiem Bud​da i Ma​ha​wi​ra to eli​ta prze​bo​ga​tej, wy​so​ko roz​wi​nię​tej cy​wi​li​za​cji.
Sło​wa Je​zu​sa są zaś pro​ste i bez​po​śred​nie, Ka​bir zwykł na przy​kład mó​wić do sie​bie sa​‐
me​go: „Ka​bir stoi na tar​go​wi​sku z mło​tem w ręku, aby cię ude​rzyć”. Gdy ktoś zbli​żał się
do nie​go, on „roz​bi​jał” mu gło​wę, aby usu​nąć śmiet​nik wy​peł​nia​ją​cy ją od we​wnątrz.

Ma​ho​met nie udzie​lił od​po​wie​dzi me​ta​fi​zycz​nej. Po​pro​sił Ale​go o unie​sie​nie nogi. Ali

za​py​tał, czy czło​wiek jest na tyle wol​ny, by móc ro​bić to, na co ma ocho​tę – cze​mu miał​‐
by sta​wać na jed​nej no​dze? Ma​ho​met był nie​ugię​ty: „Naj​pierw stań na jed​nej no​dze!”. Ali
pod​niósł lewą nogę i sta​nął na pra​wej. Ma​ho​met po​pro​sił go wów​czas: „A te​raz pod​nieś
pra​wą nogę”. Zdu​mio​ny Ali za​py​tał, jak ma tego do​ko​nać. Ma​ho​met od​rzekł: „Gdy​byś
wie​dział wcze​śniej, za​czął​byś od pra​wej, te​raz już za póź​no. Czło​wiek za​wsze ma wol​ny
wy​bór przy pierw​szej no​dze – od​no​si się to do wszyst​kie​go, ale jak unie​siesz pierw​szą

background image

nogę, dru​ga zo​sta​je na zie​mi”.

W spra​wach nie​istot​nych w na​szym ży​ciu za​wsze mo​że​my pod​nieść któ​rąś nogę.

Gdy to zro​bi​my, wpę​dza​my w nie​wo​lę to, co jest czyn​ni​kiem istot​nym. Po​dej​mu​je​my
zu​peł​nie nie​istot​ne kro​ki: wią​żą nas one, po czym nie mo​że​my pod​jąć się tego, co na​‐
praw​dę jest waż​ne. Ma​ho​met po​wie​dział Ale​mu, że ma ab​so​lut​ną wol​ność wy​bo​ru pra​‐
wej lub le​wej nogi. Sko​rzy​sta​nie z tej wol​no​ści i pod​nie​sie​nie le​wej nogi po​wo​du​je jed​‐
nak nie​moż​li​wość pod​nie​sie​nia pra​wej. Ist​nie​je więc ogra​ni​czo​na wol​ność, jed​nak poza
tymi gra​ni​ca​mi nie ma żad​nej „wol​no​ści”.

W ludz​kim umy​śle tkwi pe​wien od​wiecz​ny kon​flikt. Je​śli czło​wiek jest nie​wol​ni​kiem

swe​go prze​zna​cze​nia, jak to zwy​kle astro​lo​dzy usi​łu​ją nam wmó​wić, je​śli wszyst​ko jest
z góry usta​lo​ne i nie​unik​nio​ne, każ​da re​li​gia jest bez​u​ży​tecz​na. Je​śli czło​wiek jest wol​ny,
by ro​bić to, na co ma ocho​tę (jak twier​dzą tak zwa​ni ra​cjo​na​li​ści), nic nie jest z góry
usta​lo​ne bądź nie​unik​nio​ne, ży​cie sta​je się tyl​ko cha​osem i anar​chią: moż​li​we by​ło​by to,
że czło​wiek krad​nie i osią​ga wy​zwo​le​nie, za​bi​ja i re​ali​zu​je w so​bie bo​skość. Gdy nic z ni​‐
czym nie jest po​łą​czo​ne, gdy je​den krok nie łą​czy się z in​nym, nie ma żad​nych praw,
wszyst​ko się roz​sy​pu​je w pył.

* * * * *

Muł​ła Na​srud​din prze​cho​dził obok me​cze​tu, gdy na​gle ktoś spadł z mi​na​re​tu, na któ​ry

wspiął się, by od​mó​wić swe mo​dli​twy. Czło​wiek ten wy​lą​do​wał na ra​mio​nach muł​ły
i zła​mał mu krę​go​słup. Muł​łę za​bra​no do szpi​ta​la. Nie​któ​rzy z jego uczniów przy​szli
w od​wie​dzi​ny, a po​nie​waż muł​ła zwy​kle in​ter​pre​to​wał wszyst​kie zda​rze​nia, spy​ta​li:
„Jak to zin​ter​pre​tu​jesz? Co to niby ozna​cza?”.

Muł​ła od​parł: „To ja​sne jak Słoń​ce na nie​bie, że nie ma żad​ne​go związ​ku mię​dzy dzia​‐

ła​niem i jego owo​ca​mi. Ktoś spa​da, a zła​ma​ny zo​sta​je krę​go​słup ko​goś in​ne​go. Od​tąd nie
ży​czę so​bie wspo​mi​na​nia dok​try​ny kar​my. Do​wie​dzio​no, że jed​na oso​ba może spaść, ła​‐
miąc krę​go​słup in​nej. Ten, któ​ry upadł, jest zdro​wy i na​praw​dę sym​pa​tycz​ny. On spa​da
so​bie na mnie, a mnie wali się świat. Prze​cież to nie ja wspią​łem się na mi​na​ret, by od​‐
mó​wić mo​dli​twę, ja wra​ca​łem do domu. Nie mia​łem nic wspól​ne​go z mo​dła​mi, a zo​sta​‐
łem w nie wcią​gnię​ty. Od tej pory ko​niec z ga​da​niem o dok​try​nie kar​my. Wszyst​ko jest
moż​li​we. Pra​wo le​gło w gru​zach, wszę​dzie pa​nu​je anar​chia”. Muł​ła był bar​dzo nie​szczę​‐
śli​wy – to oczy​wi​ste, gdyż jego krę​go​słup zo​stał zu​peł​nie nie​po​trzeb​nie zła​ma​ny.

* * * * *

Na​su​wa​ją się dwie hi​po​te​zy, Z jed​nej stro​ny mamy przy​droż​ne​go astro​lo​ga, py​ta​ne​go

o rze​czy nie​istot​ne. Czy jest astro​lo​giem, że​bra​kiem, mi​ni​strem fi​nan​sów – to żad​na
róż​ni​ca. Wszy​scy astro​lo​dzy zaj​mu​ją​cy się rze​cza​mi nie​istot​ny​mi, tym, czy ktoś wy​gra
wy​bo​ry albo nie, to po​spo​li​ci wróż​bia​rze. Co wy​bo​ry mają wspól​ne​go z Księ​ży​cem
i gwiaz​da​mi? Po​spo​li​ty astro​log, któ​ry twier​dzi: „Wszyst​ko jest z góry usta​lo​ne, nie da
się po​czy​nić ja​kich​kol​wiek, na​wet naj​drob​niej​szych zmian”, mówi nie​praw​dę.

Z dru​giej stro​ny mamy ra​cjo​na​li​stę, któ​ry po​wia​da, że nic nie jest z ni​czym po​wią​za​‐

background image

ne w spo​sób nie​unik​nio​ny. Zda​rze​nia są przy​pad​ko​we, po​wierz​chow​ne, ot, kwe​stia śle​‐
pe​go losu. Nie ma praw, wszyst​ko jest anar​chią. Ten ktoś rów​nież mówi nie​praw​dę.

Ist​nie​je jed​nak pew​na re​gu​ła – ra​cjo​na​li​sta ni​g​dy nie bę​dzie tak szczę​śli​wy i ra​do​sny,

jak Bud​da. Ra​cjo​na​li​sta za po​mo​cą lo​gi​ki od​rzu​ca Boga, du​szę i re​li​gię, lecz ni​g​dy nie
osią​gnie ra​do​ści wi​docz​nej u Ma​ha​wi​ry. Ma​ha​wi​ra mu​siał zro​bić coś, czym za​słu​żył so​‐
bie na tę ra​dość, Bud​da mu​siał uczy​nić coś ta​kie​go, co go wy​zwo​li​ło, zaś Kri​sh​na mu​siał
do​ko​nać cze​goś, co spra​wi​ło, że z jego fle​tu wy​do​by​wa​ły się nie​po​wta​rzal​ne, ma​gicz​ne
dźwię​ki.

Praw​dzi​wa jest trze​cia moż​li​wość, bę​dą​ca kwin​te​sen​cją wszyst​kie​go; na​le​ży ona do

tego, co jest naj​głęb​sze i cał​ko​wi​cie z góry prze​są​dzo​ne. Im bar​dziej zbli​żasz się do swe​go
cen​trum, tym bar​dziej zbli​żasz się do tego, co sta​no​wi esen​cję – cząst​kę „z góry usta​lo​‐
ną”. Kie​ru​jąc się na pe​ry​fe​ria, sta​czasz się w ob​ję​cia przy​pad​ku. Im wię​cej mó​wi​my
o tym, co dzie​je się na ze​wnątrz, tym wię​cej do​strze​ga​my przy​pad​ko​wo​ści. Gdy zaś mó​‐
wi​my o zja​wi​skach we​wnętrz​nych, wszyst​ko za​czy​na wy​glą​dać bar​dzo na​uko​wo, jak​by
opie​ra​ło się na pew​nych pra​wach.

Mię​dzy tymi dwo​ma – esen​cją i pe​ry​fe​ria​mi – roz​cią​ga się prze​strzeń w kształ​cie krę​‐

gu, w któ​rej za​cho​dzą zmia​ny wy​ni​ka​ją​ce z na​szej wol​no​ści wy​bo​ru. Ktoś świa​do​my
do​ko​na wła​ści​we​go wy​bo​ru, a oso​ba po​grą​żo​na w nie​wie​dzy pod​ry​fu​je ku swe​mu prze​‐
zna​cze​niu, po​ty​ka​jąc się o wszyst​ko, co na​po​tka na swej dro​dze.

Ist​nie​ją więc trzy ob​sza​ry ży​cia. W ob​sza​rze, któ​ry sta​no​wi samą esen​cję, rdzeń,

wszyst​ko jest z góry usta​lo​ne. Wie​dza o tym ozna​cza po​zna​nie sen​su i isto​ty astro​lo​gii.
W ob​sza​rze po​ło​żo​nym na pe​ry​fe​riach nie ma nic pew​ne​go. Po​zna​nie tego ob​sza​ru daje
zna​jo​mość co​dzien​ne​go, nie​prze​wi​dy​wal​ne​go świa​ta. Jest jesz​cze je​den ob​szar, któ​ry
znaj​du​je się po​środ​ku. Zna​jąc go, moż​na uchro​nić się przed pró​bą do​ko​na​nia tego, co
nie​moż​li​we; moż​na zro​bić to, co jest do zro​bie​nia.

Je​śli ktoś żyje na pe​ry​fe​riach i w ob​sza​rze środ​ko​wym, ale za​czy​na po​ru​szać się ku

cen​trum, sta​je się re​li​gij​ny. Na​to​miast ży​jąc tak, że ruch do cen​trum nie jest moż​li​wy,
czło​wiek po​zo​sta​je nie​re​li​gij​ny.

Ktoś przy​go​to​wu​je się do kra​dzie​ży. Kra​dzież nie jest z góry usta​lo​na, nie moż​na po​‐

wie​dzieć, że jest nie​unik​nio​na, ra​czej jest kwe​stią wol​nej woli. Kie​dy jed​nak kra​dzież zo​‐
sta​nie do​ko​na​na, jed​na sto​pa już zo​sta​ła unie​sio​na, dru​ga po​zo​sta​ła zaś na zie​mi – nie da
się już tego cof​nąć. Sku​tek kra​dzie​ży wpły​nie na oso​bo​wość da​ne​go czło​wie​ka, jed​nak
do​pó​ki do tego nie do​szło, ist​nie​je i jest moż​li​wa inna al​ter​na​ty​wa.

Umysł waha się mię​dzy tak i nie. Je​śli po​wie kra​dzie​ży „tak”, zo​sta​nie wy​pchnię​ty na

pe​ry​fe​ria, je​śli po​wie „nie”, skie​ru​je się ku cen​trum. W środ​ku ist​nie​je więc pe​wien wy​‐
bór. Je​śli do​ko​nasz złe​go wy​bo​ru, zo​sta​niesz ze​pchnię​ty na pe​ry​fe​ria. Do​ko​nu​jąc wła​ści​‐
we​go wy​bo​ru, kie​ru​jesz się ku cen​trum, w stro​nę tej astro​lo​gii, któ​ra jest w ży​ciu naj​‐
waż​niej​sza.

Po​ru​szy​łem tu kil​ka kwe​stii zwią​za​nych z isto​tą astro​lo​gii. Po​wie​dzia​łem, że je​ste​‐

śmy ra​mio​na​mi Słoń​ca, że Zie​mia na​ro​dzi​ła się ze Słoń​ca, a my na​ro​dzi​li​śmy się z Zie​mi,
że nie je​ste​śmy od​dzie​le​ni, że wszyst​ko jest po​wią​za​ne ze wszyst​kim. Je​ste​śmy ko​na​ra​‐
mi i li​ść​mi wy​ra​sta​ją​cy​mi ze Słoń​ca. To, co dzie​je się w sa​mym środ​ku Słoń​ca, wy​sy​ła

background image

wi​bra​cje roz​cho​dzą​ce się w każ​dej isto​cie za po​śred​nic​twem ko​mó​rek i ner​wów. Je​śli to
zro​zu​miesz, poj​miesz, że je​ste​śmy na tej pla​ne​cie jed​ną ro​dzi​ną. Nie trze​ba żyć uwię​zio​‐
nym w klat​ce ego i dumy.

Naj​więk​szy cios astro​lo​gia za​da​je ego. Je​śli astro​lo​gia ma ra​cję, ego się myli. Albo tak:

je​śli astro​lo​gia się myli, nie po​zo​sta​nie nic prócz ego. Ale je​śli astro​lo​gia ma ra​cję, świat
ma ra​cję – i tyl​ko ja, sa​mot​na wy​sep​ka, je​stem w błę​dzie. Je​stem je​dy​nie drob​ną, mało
zna​czą​cą cząst​ką świa​ta, tak ulot​ną, że nie moż​na mnie po​waż​nie trak​to​wać. Je​śli astro​‐
lo​gia ma ra​cję, mnie nie ma, jest za to ogrom​ny stru​mień, w któ​rym je​stem je​dy​nie małą
falą na ta​fli wody.

Cza​sem, gdy pły​nie​my na wiel​kiej fali, ule​ga​my ilu​zji, że je​ste​śmy czymś szcze​gól​‐

nym i za​po​mi​na​my o fali. Fala żyje w oce​anie, któ​re​go zu​peł​nie nie je​ste​śmy świa​do​mi.
Je​że​li znik​nie znaj​du​ją​cy się pod nią oce​an, znik​nie ta fala i my tak​że znik​nie​my. Zu​peł​‐
nie nie​po​trzeb​nie za​smu​ca nas moż​li​wość na​sze​go znik​nię​cia, i to tyl​ko dla​te​go, że ubz​‐
du​ra​li​śmy so​bie, że wia​ra w na​sze od​dziel​ne ist​nie​nie da nam szczę​ście.

Gdy​by​śmy zro​zu​mie​li, że ist​nie​je tyl​ko Wiel​ka Fala i ogrom​ny oce​an, a nas nie ma,

oraz, że ży​cze​niem oce​anu jest, by​śmy się na nim zja​wi​li, a tak​że na​sza śmierć... Je​śli
utrwa​li się taka po​sta​wa, we​dług któ​rej sta​no​wi​my je​dy​nie drob​ny frag​ment wiel​kie​go
pla​nu eg​zy​sten​cji, nie bę​dzie nie​szczę​ścia. Znik​nie też tak zwa​ne szczę​ście, któ​rym tak
bar​dzo chce​my się cie​szyć.

Nie bę​dzie szczę​ścia zwią​za​ne​go z my​śle​niem w ro​dza​ju: „Zwy​cię​ży​łem... osią​gną​‐

łem...”. Nie bę​dzie też nie​szczę​ścia spo​wo​do​wa​ne​go my​śle​niem: „Umie​ram, ko​niec ze
mną, uto​ną​łem, zo​sta​łem po​ko​na​ny, zo​sta​łem znisz​czo​ny”.

Gdy nie bę​dzie szczę​ścia i nie​szczę​ścia, wkro​czy​my w świat rze​czy​wi​sty – w esen​cję,

w któ​rej pa​nu​je szczę​śli​wość. Astro​lo​gia sta​je się za​tem bra​mą ku szczę​śli​wo​ści i bło​go​‐
ści.

Je​śli spoj​rzy​my na astro​lo​gię w kon​tek​ście sto​pie​nia na​szej dumy lub dez​in​te​gra​cji

na​sze​go „ja”, astro​lo​gia sta​je się re​li​gią. Ale my idzie​my do po​spo​li​te​go astro​lo​ga i, chcąc
uchro​nić na​sze ego, py​ta​my: „Czy gro​zi mi ja​kaś stra​ta? Czy wy​gram na lo​te​rii? Czy po​‐
wie​dzie mi się w in​te​re​sach?”.

Te py​ta​nia mają na celu ura​to​wa​nie na​sze​go „ja”, zaś astro​lo​gia tak na​praw​dę jest

prze​ciw​na ego. Isto​tą astro​lo​gii jest to, że cie​bie nie ma, ale jest wszech​świat; ty nie ist​‐
nie​jesz, ist​nie​je ko​smos. Dzia​ła​ją po​tęż​ne moce, a ty w ogó​le się nie li​czysz.

Moż​na astro​lo​gię po​strze​gać w ta​kim świe​tle, je​śli uznasz sie​bie za in​te​gral​ną cząst​kę

tego wiel​kie​go świa​ta. Dla​te​go opo​wia​da​łem, jak cały ze​spół pla​net two​rzą​cych Układ
Sło​necz​ny zwią​za​ny jest ze Słoń​cem. Je​śli to zro​zu​miesz, zro​zu​miesz też, że na​sze Słoń​ce
jest po​wią​za​ne w wie​lo​ma dużo więk​szy​mi Słoń​ca​mi.

Ucze​ni po​wia​da​ją, że ist​nie​ją czte​ry mi​liar​dy słońc i wszyst​kie one po​cho​dzą z jed​ne​‐

go gi​gan​tycz​ne​go słoń​ca. Nie mamy po​ję​cia, gdzie znaj​du​je się to głów​ne słoń​ce. Nie
wie​my, w jaki spo​sób Zie​mia krę​ci się wo​kół wła​snej osi i obie​ga Słoń​ce; nie wie​my,
gdzie znaj​du​je się to Cen​trum, wo​kół któ​re​go krą​ży na​sze Słoń​ce z całą ro​dzi​ną pla​net.
Ko​smicz​na ka​ru​ze​la wi​ru​je...

background image

W hin​du​istycz​nych świą​ty​niach jest przej​ście zwa​ne pa​ri​kra​ma, okrą​ża​ją​ce wi​ze​ru​‐

nek bó​stwa. Sym​bo​li​zu​je ono fakt, że wszyst​ko krą​ży wo​kół sie​bie i obie​ga coś in​ne​go.
Te dwie rze​czy krą​żą wspól​nie wo​kół trze​ciej, a już jako trzy wo​kół czwar​tej, i tak w nie​‐
skoń​czo​ność. Osta​tecz​ne cen​trum nie​skoń​czo​no​ści jest zwa​ne brah​ma​nem, rze​czy​wi​sto​‐
ścią ab​so​lut​ną. To osta​tecz​ne cen​trum nie krą​ży wo​kół ni​cze​go. To, co samo krą​ży wo​‐
kół sie​bie, w koń​cu za​cznie obie​gać coś in​ne​go, lecz to, co ani nie krą​ży wo​kół sie​bie, ani
nie obie​ga ni​cze​go, jest Osta​tecz​no​ścią. Jest też zna​ne jako naj​do​sko​nal​sza ci​sza lub pust​‐
ka. To po pro​stu oś, naj​waż​niej​szy punkt, wo​kół któ​re​go krą​ży cały wszech​świat, roz​‐
sze​rza​jąc się i kur​cząc.

Hin​du​si uwa​ża​ją, że tak jak pąk sta​je się kwia​tem, po czym więd​nie, tak i wszech​‐

świat ule​ga eks​pan​sji, a na​stęp​nie dez​in​te​gra​cji. Przy​po​mi​na to cykl dni i nocy – wszech​‐
świat rów​nież ma swój dzień i swo​ją noc.

Mamy cy​kle 11-let​nie i cy​kle 90-let​nie. Hin​du​si uwa​ża​ją, że ist​nie​ją też cy​kle trwa​ją​ce

mi​lio​ny czy mi​liar​dy lat. Pod​czas ta​kie​go cy​klu po​wsta​je wszech​świat, prze​cho​dzi przez
okres mło​do​ści, sta​rze​nia się; ro​dzą się pla​ne​ty, sa​te​li​ty i gwiaz​dy roz​rzu​co​ne po ca​łym
ko​smo​sie za​lud​nio​nym mi​lio​na​mi ży​wych ist​nień.

Ta​kie coś dzie​je się nie tyl​ko na Zie​mi – ucze​ni twier​dzą, że pla​net, na któ​rych ist​nie​je

ży​cie, musi być co naj​mniej 50.000. To mi​ni​mum, może ich być znacz​nie wię​cej. W bez​‐
kre​snym ko​smo​sie ży​cie nie mo​gło roz​wi​nąć się tyl​ko na Zie​mi. Ist​nie​je 50.000 pla​net,
ta​kich jak Zie​mia, na któ​rych po​wsta​ło ży​cie – to bez​kre​sna eks​pan​sja. Po​tem wszyst​ko
znów się kur​czy...

Zie​mi na po​cząt​ku nie było, nie bę​dzie też ona trwać do sa​me​go koń​ca. Tak jak ja na​‐

ro​dzi​łem się i kie​dyś prze​sta​nę ist​nieć, ta Zie​mia i to Słoń​ce rów​nież prze​sta​ną ist​nieć.
Przyj​dzie taki czas, gdy wszyst​kie księ​ży​ce, pla​ne​ty i gwiaz​dy prze​sta​ną ist​nieć. Ich koło
bytu i nie​by​tu wciąż się krę​ci. Je​ste​śmy drob​nym pył​kiem krą​żą​cym i wi​ru​ją​cym w tym
ko​smicz​nym kole.

Je​śli są​dzi​my, że je​ste​śmy od​dzie​le​ni od resz​ty ży​cia, przy​po​mi​na​my muł​łę Na​srud​di​‐

na, któ​ry pierw​szy raz po​dró​żo​wał sa​mo​lo​tem. Muł​ła wszedł na po​kład sa​mo​lo​tu, a gdy
ten wy​star​to​wał, za​czął prze​cha​dzać się wzdłuż rzę​du fo​te​li. Chciał szyb​ko do​trzeć do
celu, więc po chwi​li za​czął biec. Je​śli chcesz gdzieś szyb​ko do​trzeć, szyb​ciej do​trzesz tam,
bie​gnąc. Pa​sa​że​ro​wie za​trzy​ma​li muł​łę i za​py​ta​li go, co za​mie​rza uczy​nić. Na​srud​din
od​parł, że spie​szy się.

Pierw​szy raz po​dró​żo​wał sa​mo​lo​tem i po​słu​gi​wał się lo​gi​ką, któ​ra dzia​ła na Zie​mi.

Tam za​wsze szyb​ciej do​cie​rał do celu, szyb​ciej idąc. Nie wie​dział, że na po​kła​dzie le​cą​ce​‐
go sa​mo​lo​tu jest to zbęd​ne. Sa​mo​lot i tak leci, mar​nu​jesz siły, a i tak nie do​le​cisz przez to
szyb​ciej, za to do​tarł​szy na miej​sce, bę​dziesz tak wy​czer​pa​ny, że nie utrzy​masz się na no​‐
gach. Muł​ła po​wi​nien od​po​cząć, za​mknąć oczy i za​cho​wać spo​kój. Ani muł​ła, ani ża​den
inny pun​dit [eks​pert, znaw​ca] nie zgo​dzą się jed​nak z taką radą.

Na​zy​wam re​li​gij​nym tego, kto za​cho​wu​je spo​kój w ca​łym tym ko​smicz​nym krą​że​niu

wszech​świa​ta. Ko​goś, kto wie, że dzia​ła​ją tu siły uni​wer​sal​ne i nie ma gdzie się spie​szyć;
po​śpiech nic nam nie da. Je​śli zdo​ła​my za​cho​wać jed​ność z Uni​wer​sal​ną Har​mo​nią, to
zu​peł​nie wy​star​czy – na tym wła​śnie po​le​ga szczę​ście.

background image

Po​wie​dzia​łem parę rze​czy o astro​lo​gii, je​śli je zro​zu​miesz, astro​lo​gia sta​nie się dla cie​‐

bie bra​mą wio​dą​cą ku wiel​kim du​cho​wym osią​gnię​ciom.

background image

O AUTORZE

Nauk Osho nie moż​na ująć w żad​ne ka​te​go​rie. Obej​mu​ją one wszel​kie te​ma​ty, od in​‐

dy​wi​du​al​ne​go po​szu​ki​wa​nia sen​su po zna​cze​nie więk​szo​ści istot​nych kwe​stii spo​łecz​‐
nych i po​li​tycz​nych, przed któ​ry​mi stoi dziś spo​łe​czeń​stwo. Jego książ​ki nie były pi​sa​ne,
są efek​tem trans​kryp​cji z na​grań au​dio i vi​deo po​nad​cza​so​wych wy​kła​dów wy​gła​sza​‐
nych do słu​cha​czy z ca​łe​go świa​ta w cią​gu po​nad 35 lat. Lon​dyń​ski Sun​day Ti​mes na​‐
zwał Osho jed​nym z „1000 lu​dzi, któ​rzy nada​li kształt XX wie​ko​wi”. Tom Rob​bins, ame​‐
ry​kań​ski au​tor, okre​ślił go jako „naj​nie​bez​piecz​niej​sze​go czło​wie​ka od cza​sów Je​zu​sa
Chry​stu​sa”. Osho mó​wił o swo​im dzie​le, że po​ma​ga stwo​rzyć wa​run​ki na​ro​dzin czło​‐
wie​ka no​we​go ro​dza​ju. Tego czło​wie​ka no​we​go ro​dza​ju czę​sto na​zy​wał „Zor​ba Bud​da” –
po​tra​fią​ce​go cie​szyć się ziem​ski​mi przy​jem​no​ścia​mi ży​cia i mil​czą​cym spo​ko​jem Gau​‐
ta​ma Bud​dy. We wszyst​kich aspek​tach dzie​ła Osho prze​wi​ja się mo​tyw łą​cze​nia bez​cza​‐
so​wej mą​dro​ści Wscho​du z naj​wyż​szym po​ten​cja​łem na​uki i tech​ni​ki Za​cho​du.

Osho zna​ny jest z re​wo​lu​cyj​ne​go wkła​du w na​ukę o we​wnętrz​nej prze​mia​nie czło​wie​‐

ka, z po​dej​ścia do me​dy​ta​cji, któ​re uwzględ​nia przy​spie​szo​ne tem​po współ​cze​sne​go ży​‐
cia. Jego je​dy​ne w swo​im ro​dza​ju me​dy​ta​cje ak​tyw​ne zo​sta​ły stwo​rzo​ne tak, by naj​‐
pierw mo​gły uwol​nić się na​gro​ma​dzo​ne stre​sy cia​ła i umy​słu – po​tem do​świad​cze​nie
bez-my​ślo​we​go i od​prę​żo​ne​go sta​nu me​dy​ta​cji jest ła​twiej​sze.

Wy​da​ne zo​sta​ły dwie au​to​bio​gra​fie au​to​ra:

Au​to​bio​gra​phy of a Spi​ri​tu​al​ly In​cor​rect My​stic („Au​to​bio​gra​fia”, Wy​daw​nic​two KOS,

2006)

Glimp​ses of a Gol​den Chil​dho​od

Wię​cej in​for​ma​cji znaj​dziesz w ser​wi​sie:

www.OSHO.com

Roz​bu​do​wa​ny ser​wis in​ter​ne​to​wy w kil​ku ję​zy​kach, za​wie​ra​ją​cy dzia​ły: cza​so​pi​smo,

książ​ki OSHO, WY​KŁA​DY OSHO w po​sta​ci na​grań au​dio i vi​deo, ar​chi​wum tek​sto​we
OSHO Li​bra​ry w ję​zy​kach an​giel​skim i hin​di oraz ob​szer​ne in​for​ma​cje o Me​dy​ta​cjach
OSHO. Ser​wis za​wie​ra rów​nież pro​gram za​jęć w OSHO Mul​ti​ver​si​ty oraz in​for​ma​cje
o Ku​ror​cie Me​dy​ta​cyj​nym OSHO In​ter​na​tio​nal.

Kon​takt z OSHO In​ter​na​tio​nal Fo​un​da​tion po​przez ser​wis:

www.osho.com/osho​in​ter​na​tio​nal

background image

KURORT MEDYTACYJNY OSHO INTERNATIONAL

Ku​rort Me​dy​ta​cyj​ny Osho In​ter​na​tio​nal to świet​ne miej​sce na wy​po​czy​nek. Moż​na

tu bez​po​śred​nio do​świad​czyć ży​cia w nowy spo​sób, z więk​szą uważ​no​ścią, od​prę​że​‐
niem i ra​do​ścią. Ku​rort znaj​du​je się w Pu​nie (In​dia), oko​ło 160 km na po​łu​dnio​wy
wschód od Mum​ba​ju. W ku​ror​cie ofe​ro​wa​ne są róż​ne pro​gra​my dla ty​się​cy go​ści, któ​‐
rzy przy​by​wa​ją tu co roku z po​nad 100 kra​jów świa​ta. Pier​wot​nie Puna była miej​scem
let​nie​go wy​po​czyn​ku ma​ha​ra​dżów i bo​ga​tych bry​tyj​skich ko​lo​nia​li​stów, dziś jest tęt​‐
nią​cym ży​ciem no​wo​cze​snym mia​stem z licz​ny​mi pla​ców​ka​mi uni​wer​sy​tec​ki​mi i fir​‐
ma​mi z branż high-tech. Ku​rort Me​dy​ta​cyj​ny zaj​mu​je po​nad 40 akrów przed​mie​ścia
o na​zwie Ko​re​ga​on Park. Na te​re​nie ku​ror​tu moż​li​we jest za​kwa​te​ro​wa​nie nie​wiel​kiej
licz​by go​ści w no​wym pen​sjo​na​cie, a w po​bli​żu jest spo​ro róż​nej kla​sy ho​te​li i pry​wat​‐
nych kwa​ter do wy​na​ję​cia na po​by​ty od kil​ku dni do kil​ku mie​się​cy.

Pro​gra​my za​jęć w ku​ror​cie opar​te są na wi​zji Osho no​wej ja​ko​ści czło​wie​ka, któ​ry

umie ko​rzy​stać z co​dzien​ne​go ży​cia i od​prę​żać się w ci​szy i me​dy​ta​cji. Więk​szość pro​‐
gra​mów, pro​wa​dzo​nych w no​wo​cze​snych kli​ma​ty​zo​wa​nych po​miesz​cze​niach, obej​‐
mu​je se​sje in​dy​wi​du​al​ne, kur​sy i warsz​ta​ty, od za​jęć sztuk twór​czych po te​ra​pie ho​li​‐
stycz​ne, pro​gra​my roz​wo​ju oso​bi​ste​go, na​uki ezo​te​rycz​ne, zen w spo​rcie i re​kre​acji, re​‐
la​cje mię​dzy​ludz​kie, aż po istot​ne zda​rze​nia w ży​ciu męż​czy​zny i ko​bie​ty. Se​sje in​dy​wi​‐
du​al​ne i warsz​ta​ty gru​po​we pro​wa​dzo​ne są przez cały rok, rów​no​le​głe z ca​ło​dzien​nym
pla​nem me​dy​ta​cji. Ka​wiar​nie i re​stau​ra​cje na te​re​nie ku​ror​tu po​da​ją za​rów​no tra​dy​cyj​‐
ne in​dyj​skie po​sił​ki, jak i wie​le dań z ca​łe​go świa​ta, a wszyst​ko jest przy​go​to​wy​wa​ne
z wa​rzyw z wła​snej ho​dow​li or​ga​nicz​nej ośrod​ka. Ku​rort ma wła​sne źró​dło bez​piecz​nej,
fil​tro​wa​nej wody.

www.osho.com/re​sort

Wer​sja elek​tro​nicz​na: HB

background image

TableofContents

Stro​naty​tu​ło​wa
Roz​dział1Ta​jem​nezna​cze​nieświą​tyń
Roz​dział2Po​są​gi,piel​grzym​kiiświę​temiej​sca
Roz​dział3Trze​cieoko
Roz​dział4Ido​le,po​są​giiry​tu​ałyod​da​wa​niaczci
Roz​dział5Astro​lo​gia
Roz​dział6UkładSło​necz​nyizja​wi​skanaZie​mi
OAU​TO​RZE
KU​RORTME​DY​TA​CYJ​NYOSHOIN​TER​NA​TIO​NAL


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ukryte tajemnice rozanca Ks Jan Twardowski
Tajemnice ukryte w herbacie (1)
Tajemnice prozdrowotne ukryte w darach trzech Królów
O tajemnicy ukrytej za uzdrawiającą energią kosmiczną (1)
Wokol tajemnicy mojego poczecia
Tajemnice szklanki z wodą 1
Alergeny ukryte Sytuacja prawna w Polsce i na Świecie E Gawrońska Ukleja 2012
Tajemnica ludzkiej psychiki wstep do psychologii
Psychologia i życie Badanie tajemnic psychiki
06 Joga wiedza tajemna
Osho Rajneesh Równowaga Ciała I Umysłu
INNE ŚWIATY Tajemnice Kosmosu cz 5 Jowisz
#01 Wyjawione Tajemnice tyt

więcej podobnych podstron