Tajemnica Olmeków
DAVID HATCHER
CHILDRESS
Przekład PRZEMYSŁAW BIELIŃSKi
Spis treści
1. Tajemnica pochodzenia Olmeków
Tajemnica zagłady Olmeków
Tajemnica Quizuo
Tajemnica handlu transoceanicznego
Tajemnica deformowania czaszek przez Olmeków
Tajemnica pisma Olmeków
Tajemnica Olmeków nadal nierozwiązana
Bibliografia
1
Tajemnica pochodzenia Olmeków
Możemy prześledzić rozwój człowieka w Meksyku, nie napotykając w tym okresie (1000-
650p.n.e.) żadnych konkretnych wpływów Starego Świata oprócz silnego pierwiastka
negroidalnego, powiązanego z magami (najwyższymi kapłanami).
Frederick Petersem Ancient Mexico (Starożytny Meksyk) 1959
Dziwny świat Olmeków
Najstarszą i prawdopodobnie największą tajemnicą wczesnego Meksyku i Ameryki Północnej są
Olmekowie. Obecnie archeolodzy z kręgów akademickich często określają ich jako Protomajów lub
Olkanów, ponieważ zamieszkiwali Olkan - taks nazwę nadano teraz krainie Olmeków. Każdemu,
kto zobaczy tajemnicze rysunki naskalne oraz olbrzymie głowy Olmeków, o twarzach wyrażających
agresję i wojowniczość, z charakterystycznie zmarszczonym czołem, natychmiast nasuwa się
pytanie: „Kim są te przedziwne istoty?"
Nieodgadniony jak dotąd świat Olmeków jest odtwarzany powoli, fragment po fragmencie. Ich
dzieła - posągi i inne wytwory sztuki - przedstawiają ludzi w skórzanych hełmach, mających
szerokie twarze, grube, wywinięte wargi (oraz spłaszczone nosy) i robiących groźne miny.
Wyglądają niczym drużyna rozwścieczonych afrykańskich rugbistów z Nigerii albo Tanzanii. I
chociaż wywodzący się z głównego nurtu nauki archeolodzy zapewniają, że Afrykanie nigdy nie
skolonizowali Meksyku ani Ameryki Środkowej, niefachowiec, który ogląda te posągi i głowy, dziwi
się, jak uczeni mogą trwać w tak rażąco błędnym, tak zdumiewająco nienaukowym
przeświadczeniu. Zgodnie z tradycją akademiccy uczeni przekonują rzesze turystów i studentów,
że to nie są Afrykanie. Czyżby ci uczeni byli ślepcami lub szaleńcami albo jednym i drugim?
Owa enigmatyczna cywilizacja fascynuje nas pozostawionymi przez nią wizerunkami jej
przedstawicieli. Nie wszyscy mają negroidalne rysy twarzy. Wiele artefaktów prezentuje osobników
o rysach orientalnych lub europejskich. Dlatego interesujące będzie zwrócenie bacznej uwagi na
to, jak te postaci są ukazane - jaki noszą strój, jakie nakrycie głowy; jaki kształt mają ich oczy, nos,
uszy i usta; jak trzymają ręce; jaki jest wyraz ich twarzy. Dzieła sztuki Olmeków są doskonałe pod
względem artystycznym. Ich ekspresja i symbolika ukazanych w tych dziełach obiektów świadczy o
wysokim poziomie wyrafinowania twórców i o podobieństwie ikonografii. Co to wszystko znaczy?
Kim są ci ludzie? Czy byli mieszkańcami odizolowanych osad, czy przybyszami z dalekich stron?
Jak odkryto Olmeków
Do lat 30. XX wieku powszechnie uważano, że najstarszą cywilizacją Ameryki byli Majowie.
Mnogość majańskich pomników, stel, ceramiki, posągów i innych artefaktów odkrytych na
Jukatanie, w Gwatemali i nad Zatoką Meksykańską przekonała archeologów, że Majowie to
pierwsza cywilizacja Ameryki Środkowej.
Jednak niektóre artefakty utożsamiane z Majami różniły się nieco od pozostałych, między
innymi tym, że pewne rzeźby przedstawiały ogromne głowy o twarzach mających rysy afrykańskie.
Malowidła i rzeźby Majów są dość zróżnicowane, jednak afrykańskie rysy twarzy wyraźnie nie były
majańskie. Twarze owych wielkich głów często miały przesadnie zmarszczone brwi, były zakryte
maską lub przedstawiały oblicze pół człowieka, pół jaguara. Ten powtarzający się motyw nie
pasował do innych znalezisk związanych z Majami.
W 1929 roku Marshall H. Saville, dyrektor Muzeum Indian Amerykańskich w Nowym Jorku,
zaklasyfikował te dzieła jako wytwory odrębnej kultury, niewywodzącej się z dziedzictwa Majów.
Nazwał tę kulturę - nie w pełni tramie - olmecką, co znaczy „kauczukowi ludzie" w języku nahuatl,
którym posługiwali się mieszkańcy Meksyku - Aztekowie, (pierwszy raz nazwy „Olmekowie" użyto
w 1927 roku). Większość wczesnych znalezisk z kręgu owej kultury pochodziła ze stanów Tabasco
i Veracruz w południowym Meksyku. Jest to pokryty bagnami rejon, w którym wydobywa się gaz
ziemny, natomiast w starożytności stanowił on ośrodek uzyskiwania kauczuku. Starożytni
Mezoamerykanie, od Olmeków po Azteków, otrzymywali kauczuk z rosnącego tam drzewa o
nazwie kastylka sprężysta (Castilla elasticd). Kauczuk mieszano z sokiem miejscowego pnącza
Ipomoea alba i wytwarzano gumę już w 1600 roku p.n.e. (być może nawet wcześniej).
„Olmekowie" było azteckim określeniem ludu, który zamieszkiwał ów obszar w dużo późniejszych
czasach panowania tam Azteków.
Obecnie uważa się, że to Olmekowie wynaleźli grę zwaną pelotą, która odgrywa tak znaczącą
rolę we wszystkich mezoamerykańskich cywilizacjach, oraz używane w niej gumowe piłki. Jednak
gra może być starsza niż Olmekowie. Obszar, na którym owa gra zyskała popularność, rozciągał
się od obecnych stanów Arizona i Utah w Ameryce Północnej po Kostarykę i Panamę w Ameryce
Południowej.
Zdaniem uznanego meksykańskiego archeologa Ignacio Bernala olmecką sztukę po raz
pierwszy zauważono już w 1869 roku, jednak, jak wspomniałem już, terminu „Olmekowie", czyli
„kauczukowi ludzie", użyto dopiero w 1927 roku. Oczywiście, znaleźli się i tacy prominentni
archeolodzy - w tym Erie Thompson, mający udział w rozszyfrowaniu kalendarza Majów - którzy
nie chcieli uznać, że ta nowa kultura, zwana olmecką, może być starsza od kultury Majów. Dopiero
na spotkaniu archeologów w mieście Meksyk w 1942 roku przyjęto, że Olmekowie byli
poprzednikami Majów. Jednak data powstania olmeckiej kultury nadal pozostawała tematem
gorących dyskusji.
Bernal tak opisuje ten ciekawy epizod badań archeologicznych wksiążce A History of Mexican
Archeology (Historia archeologii meksykańskiej):
Dzisiaj trudno wręcz uwierzyć, że - z wyjątkiem kilku pojedynczych wzmianek,
opracowań niewielkich znalezisk czy ekspedycji odbytych przez Bloma i La Farge'a
(1925) oraz Weyerstalla (1937) - kultura ludu zwanego obecnie Olmekami była
całkowicie nieznana. Dopiero w 1938 roku Smithsonian Institution i Narodowe
Towarzystwo Geograficzne zainicjowały w tym regionie badania, którymi z
entuzjazmem kierował Matthew Stirling. W ciągu kilku lat uzyskano sensacyjne
rezultaty dzięki eksploracji, chociaż niekompletnej, Tres Zapotes i La Venta. Niezwykłe
monolity znalezione w tych miastach i w innych miejscach w owym regionie
(uzupełnione wkrótce przez Stirlinga o równie wspaniałe znaleziska z Cerro de las
Mesas - lokacji, która nie jest olmecką, chociaż znaleziska, o których piszę) wywołały
wielkie poruszenie w kręgach archeologów. Stały się również źródłem wielu
problemów, których rozwiązanie ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia
przeszłości.
Pierwszy pojawił się problem następujący: jak datować tę kulturę? Czy istniała ona w
okresie wciąż nazywanym wtedy archaicznym? Czy jest prekursorką kultury Majów i
innych ludów, a przez to macierzystą kulturą całej Mezoameryki? Czy też mamy tu do
czynienia z późną miejscową kulturą, współistniejącą z „historycznymi" Olmekami,
znanymi ze źródeł pisanych? Na każde z tych bez wątpienia powiązanych ze sobą
pytań padała inna odpowiedź. Erie Thompson, najwybitniejszy badacz Majów, i liczni
inni naukowcy z dużą dozą sceptycyzmu odnosili się do opinii, że Olmekowie są ludem
starożytnym. Thompson swoje stanowisko opierał głównie na nieuznawaniu za zgodne
z prawdą bardzo wczesnego datowania kamiennych inskrypcji, takich jak na steli C w
Tres Zapotes, ani tego, że mogą one być starsze od kalendarza Majów. Zasadniczą
zmianę w archeologicznym datowaniu spowodowało odkrycie, że kalendarz
Majów nie jest wyłącznie ich dziełem i że stosowano go przed powstaniem pierwszych
inskrypcji w Uaxactun. Majowie więc jedynie go rozwinęli i udoskonalili. Pierwsza data
wyryta na steli C była przedmiotem szerokiej dyskusji, teraz jednak nie budzi prawie
żadnych wątpliwości. Teoria Stirlinga, sformułowana jeszcze przed odkryciem drugiej
połowy steli, jest zgodna z prawdą. Sterling nie tylko prawidłowo uznał datę powstania
steli za bardzo wczesną- obecnie uważa się, że jest nawet nieco wcześniejsza, niż
zakładał - ale także twierdził, że cała kultura Olmeków jest starsza od kultury Majów. W
tamtym czasie takie poglądy były obłożone anatemą akademików, ponieważ niemal
wszystkie przedsięwzięcia podjęte przez Carnegie i inne instytucje, zwłaszcza w
Ameryce Północnej, ukierunkowano na badanie Majów. Panowała zgodna opinia, że
najstarsza jest kultura Majów i że wszystkie inne kultury Mezoameryki z niej właśnie
wyrosły. Na głośnym spotkaniu, zwołanym pod egidą Sociedad Mexicana de
Antropologia w 1942 roku w celu omówienia zagadnienia Olmeków, zwanym Mesa
Redonta de Tuxtla, archeolodzy na czele z Caso, Covarrubiasem i Noguerą, a także
Stirling, jednogłośnie stwierdzili, że Olmekowie przynależą do okresu archaicznego.
Caso uważał, że „kultura olmecka jest bez żadnej wątpliwości kulturą matką innych
kultur, takich jak Majów, Teotilitiacin i z El Tajin". Covarrubias utrzymywał, że „inne
zespoły kulturowe mają wspólne cechy »olmeckie«, natomiast styl olmecki nie
wykazuje cech ani elementów zapożyczonych z innych kultur, chyba że ze znanych
jako archaiczne". Jeden z naukowców z Ameryki Północnej wykazał się odwagą,
popierając te teorie, a zrobił to, ponieważ w trakcie badań na Centralnej Wyżynie
Meksykańskiej, których wyniki sąjuż nam znane, natknął się na archaiczne figurki
wykazujące niewątpliwe pokrewieństwo z olmeckimi. Z kolei Erie Thompson uważał, że
Olmekowie byli późną kulturą w okresie, który obecnie nazywamy postklasycznym.
Nazwa „Olmekowie", po raz pierwszy użyta przez Beyera w 1927 roku na określenie
tego konkretnego stylu sztuki, utrzymała się jednak aż do dzisiaj, choć może być
niewłaściwa. Jest przyczyną nieporozumień, ponieważ zaczerpnięto ją ze źródeł
historycznych określających terminem „Olmekowie" ludy o wiele późniejsze. W 1942
roku Jimenez Moreno wyjaśnił nieco tę kwestię, wykazując, że nazwa „Olmekowie"
odnosi się do mieszkańców obszarów występowania kauczukodajnej kastylki
sprężystej, mimo to należy rozróżniać stosunkowo niedawnych nosicieli tego miana i
lud zwany Olmekami archeologicznymi. Dlatego zaproponował, by tych drugich
nazywać „ludem z La Venta" dla unikania niejasności. Miano przydane im na „chrzcie"
przylgnęło jednak mocno i jest używane do dziś. Na Mesa Redonda de Tuxtla w 1942
roku ustalono prowizoryczną datę pojawienia się Olmeków na około 300 roku p.n.e.
Jednak nieco późniejsze prace w San Lorenzo, przeprowadzone z wykorzystaniem
datowania węglem
l4
C, wykazały, że bardziej realistyczną datą jest 1200 rok p.n.e.
Pasuje ona doskonale do wszystkiego, co odkrywano w całej Mezoameryce. Badacze
XIX-wieczni często proponowali fantastycznie wczesne datowania ludów
prekolumbijskich, co wywołało w następnym stuleciu żywiołowy sprzeciw. W jego
wyniku datowania owe zbyt drastycznie zawężono. Jednak po 1950 roku trudność tę
zaczęto przezwyciężać dzięki wykorzystywaniu technik datowania, które nie są ściśle
archeologiczne. Wiele problemów dotyczących kultury Olmeków wciąż pozostaje
nierozwiązanych, ale jej istnienie i znaczenie nie ulegają już żadnej kwestii. Prace
prowadzone na licznych stanowiskach poza określonymi rejonami, o których już
wspominałem, przyczyniły się do poważnej dyskusji o mezoamerykańskiej archeologii.
Uwaga badaczy skupiała się głównie na architekturze, rzeźbie i ceramice; z zasady nie
przywiązywali oni wagi do wątków pobocznych, które moglibyśmy nazwać
etnologicznymi. Mimo wszystko rezultaty owych prac były wyjątkowe i już w 1950 roku
na opracowanie czekała olbrzymia ilość materiałów.
Olmekowie zostali odkryci. Odkrycie to jednak nasunęło więcej pytań niż gotowych odpowiedzi.
Podało w wątpliwość wiele dawnych założeń dotyczących prehistorii Ameryki. Nagle pojawił się
odmienny od innych lud, który z imponującą biegłością rzeźbił monumentalne posągi, „wynalazł"
cyfry i system pisma hieroglificznego używany przez Majów, grę w piłkę wykonaną z gumy, a
nawet znał koło (o czym świadczą olmeckie zabawki na kółkach).
Największa zagadka do rozwiązania przypadła archeologom - kim byli Olmekowie?
Kim byli Olmekowie
Bernal kontynuował badania nad Olmekami - twórcami wczesnej środkowoamerykańskiej
kultury - i napisał jedyne liczące się opracowanie na ich temat, wydane w 1969 roku The Olmec
World (Świat Olmeków). Omówił tam zaliczone do olmeckich ciekawe znaleziska z całego
południowego Meksyku i Ameryki Środkowej, aż po Guanacaste w Nikaragui. Nie udało mu się
jednak ustalić pochodzenia owego dziwnego i wyróżniającego się spośród innych ludu, który w
dziełach sztuki utrwalił wizerunki brodatych mężczyzn, wyrzeźbił negroidalne głowy i wyrył
niedające się odczytać hieroglify. Nawet miejsca słynnych znalezisk związanych z Majami, jak
Uaxactun i El Mirador, według Bernala wcześniej były zamieszkiwane przez Olmeków.
Ajednak ortodoksyjni archeolodzy, w tym znany brytyjski pisarz i archeolog Nigel Davies,
utrzymują, że Olmekowie nie mogli pojawić się na kontynencie amerykańskim w rezultacie
wędrówek poprzez oceany. Davies twierdzi:
Pominąwszy romantyczne koncepcje migracji Olmeków drogą morską, pozostawała wątpliwość
co do tego, w której części Meksyku pojawili się najpierw, by później rozprzestrzenić się w całym
regionie. Problem ten był przedmiotem gorącej debaty; Miguel Covarrubias uznał, że cywilizacja
olmecka rozkwitła najpierw w meksykańskim stanie Guerrero, nad Oceanem Spokojnym, jego
pogląd nie zyskał jednak większego poparcia. Inni z równą mocą przekonywali, że Olmekowie
pochodzili z meksykańskich wyżyn. Obecnie jednak naukowcy utrzymują dość zgodnie, że ich
matecznikiem była kraina kauczuku w południowych stanach Veracruz i Tabasco.
Davies twierdzi, że Olmekowie mogli pochodzić z Monte Alban na wyżynach Oaxaca, z
Oxtotitlan lub Juxtlahuaca w pobliżu Acapulco nad Oceanem Spokojnym albo -
najprawdopodobniej - z Tres Zapotes i La Venta na bagnach ciągnących się wzdłuż atlantyckiego
wybrzeża nad Zatoką Meksykańską. We wszystkich tych miejscach znaleziono artefakty olmeckie.
Pogląd, że owe dziwne negroidalne głowy mogą być świadectwem wczesnej eksploracji owego
regionu przez Afrykanów, jest całkowicie obcy historykom i archeologom, którzy mają decydujący
wpływ na archeologię Ameryki. Choć odkryto wizerunki rozmaitych władców, królów, podróżników,
magów i nie wiadomo kogo jeszcze, wyglądających na Afrykanów, Chińczyków, brodatych
Europejczyków czy innych cudzoziemców, większość kadry profesorskiej wykładającej na
największych amerykańskich uniwersytetach twierdzi, że nie dowodzi to pojawienia się w tym
regionie prekolumbijskich eksploratorów. Przyznają jednak, że widz może odnieść takie wrażenie -
ich zdaniem mylne - po „powierzchownym" obejrzeniu tych posągów i płaskorzeźb.
A więc nawet dla historyków głównego nurtu nauki początki Olmeków są owiane tajemnicą. W
kręgu historii alternatywnej sformułowano jednak wiele teorii mówiących o tym, jak negroidzi dotarli
do Ameryki Środkowej. Jedna z nich łączy ich z Atlantydą - należeli do klasy wojowników
istniejącej w tej cywilizacji, byli więc twardzi i nieustępliwi. Mogli też stanowić część egipskiej
kolonii w Ameryce Środkowej albo pochodzić z jakiegoś innego, nieznanego afrykańskiego
imperium. Inni badacze sugerują, że Olmekowie przypłynęli przez Ocean Spokojny z zaginionego
kontynentu Mu lub jako najemnicy Chińczyków z epoki Szang. Niektórzy dopatrują się związku
między „magami" (czyli szamanami czarownikami, stosującymi w magicznych praktykach grzyby i
inne środki halucynogenne) a wieloma olmeckimi posągami - czyżby wizerunkami magów z Afryki,
Chin lub nawet Atlantydy?
Czy Olmekowie to cudzoziemscy kolonizatorzy
zza oceanów?
Nie wiemy, jak starożytni Olmekowie nazywali samych siebie; późniejsze mezoamerykańskie
źródła określają ich jako Tamoanchan. Przyjmuje się, że klasyczny okres cywilizacji Olmeków to
lata 1200-400 p.n.e. Uważa się, że wczesne główne artefakty olmeckie pochodzą z 1500 roku
p.n.e. lub są nawet starsze.
Nikt nie wie, skąd Olmekowie się wzięli; oto dwie główne teorie:
Byli rdzennymi Amerykanami, wywodzącymi się z tych samych syberyjskich plemion, co
pozostali, i przypadkiem tylko uzewnętrznił się negroidalny materiał genetyczny, „uśpiony" w ich
genach.
Byli przybyszami, którzy dotarli do krainy Olman drogą morską, zapewne jako marynarze lub
pasażerowie łodzi odbywający podróże przez oceany, co czynili prawdopodobnie przez stulecia.
W centrum debaty o pochodzeniu Olmeków leży klasyczny spór między izolacjonistami
(uważającymi, że człowiek starożytny nie był zdolny do transoceanicznych podróży i, co za tym
idzie, niemal każda starożytna kultura rozwinęła się niezależnie od pozostałych) a dyfuzjonistami
(którzy uważają, że człowiek starożytny potrafił przemierzać oceany, co tłumaczy podobieństwa
łączące szeroko rozrzucone po całym globie kultury). W tradycyjnym środowisku akademickim jest
niewielu dyfuzjonistów. Ivan Van Sertima z Uniwersytetu Rutgera w New Jersey aktywnie
propaguje dyfuzjonisryczną teorię, że człowiek starożytny pokonał zarówno Atlantyk, jak i Ocean
Spokojny i że kontakty nawiązywane poprzez oceany były długotrwałe. Jego książki African
Presence in Early America (Obecność Afrykanów we wczesnej Ameryce) oraz African Presence in
Early Asia (Obecność Afrykanów we wczesnej Azji) zawierają artykuły i zdjęcia wykazujące ponad
wszelką wątpliwość, że ludy czarnoskóre żyły, dosłownie, na całym świecie, w tym w starożytnej
Ameryce. Van Sertima nie ucieka się do takich nieortodoksyjnych teorii jak Atlantyda czy zaginiony
kontynent na Oceanie Spokojnym, bez wątpienia jednak uważa, że czarnoskórzy w starożytności
stworzyli wiele rozwiniętych cywilizacji i zamieszkiwali całą kulę ziemską.
Niestety, większość autorów z kręgów akademickich wspiera teorie izolacjoni-styczne, co
praktycznie eliminuje dyfuzjonistów.
W niedawno wydanej książce Richarda A. Diehla The Olmecs: American's First Civilization
(Olmekowie: pierwsza cywilizacja Ameryki) autor poświęca temu tematowi zaledwie jeden akapit:
Początki kultury Olmeków intrygowały zarówno specjalistów, jak i laików, odkąd w
stanie Veracruz 140 lat temu odkryto olbrzymią ludzką głowę nr 1 z Tres Zapotes, o
nieco negroidalnych rysach twarzy. Od tamtej pory kulturę i sztukę Olmeków
przypisywano żeglującym przez oceany Afrykanom, Egipcjanom, Nubijczykom,
Fenicjanom, Atlantydom, Japończykom, Chińczykom i innym starożytnym
podróżnikom. Jak to często bywa, prawda jest nieskończenie bardziej racjonalna, choć
mniej romantyczna: Olmekowie byli rdzennymi Amerykanami, którzy stworzyli jedyną w
swoim rodzaju kulturę na przesmyku Tehuantepec w południowym Meksyku.
Archeolodzy łączą pochodzenie Olmeków z przedolmeckimi kulturami tego regionu i
nie ma żadnych wiarygodnych dowodów na większe wpływy z zewnątrz. Co więcej, ani
jeden bona fide (w dobrej wierze uznany za taki) artefakt Starego Świata nie pojawił się
w żadnym z archeologicznych stanowisk olmeckich ani też, skoro już o tym mowa, ni-
gdzie w całej Mezoameryce.
Tym krótkim akapitem Diehl rozprawia się ze wszystkimi teoriami i dowodami przemawiającymi
za kontaktami transoceanicznymi. Nie wiemy, czym byłby artefakt bona fide, ponieważ obiekty ze
Starego Świata i Nowego Świata często niczym się nie różniły, o czym dalej w tej książce będzie
mowa. Poza tym nie przedstawiono żadnych więcej informacji o przedolmeckich kulturach, z
których Olmekowie mieliby się wywodzić.
Gdyby Olmekowie naprawdę byli Afrykanami - a nie tylko na takich wyglądali - musieliby niemal
na pewno przybyć do przesmyku Tehuantepec drogą morską. Ponieważ możliwość morskich
podróży jest jednak od razu odrzucana i nie dopuszcza się żadnej dyskusji na ten temat,
Olmekowie po prostu muszą być tutejsi - niemal od zawsze. Bardzo dawno temu, w zamierzchłej
prehistorii, ich przodkowie wkroczyli na obszar olmeckiego matecznika.
Według Diehla Olmekowie byli na swoim terenie grupą odizolowaną, prawie niekontaktującą się
z innymi plemionami żyjącymi na przesmyku Tehuantepec:
Nie wiemy, jak ów lud siebie nazywał ani czy w ogóle miał nazwę dla wszystkich
mieszkańców Olmanu. Nie ma żadnych dowodów, że tworzył grupę jednorodną
etnicznie, a niemal na pewno żaden Olmek nie uważał ludzi mieszkających dalej niż o
kilka godzin marszu za członków swojej społeczności. Mimo to liczne niezależne
miejscowe kultury były do siebie tak podobne, że współcześni naukowcy uważają je za
jedną całościową kulturę.
To zdecydowane stwierdzenie należy powtórzyć: „(...) niemal na pewno żaden Olmek nie
uważał ludzi mieszkających dalej niż o kilka godzin marszu za i członków swojej społeczności".
Skoro Olmekowie byli odizolowani od sąsiadów mieszkających o kilka godzin marszu od nich, z
całą pewnością nie utrzymywali kontaktów z ludami za oceanem. Koniec, kropka. W dalszej części
książki zbadamy, na ile prawdziwe jest to stwierdzenie - akceptowane powszechnie na wielu
dzisiejszych uniwersytetach.
Według Diehla olmeckie osady powstały na określonym obszarze Mezoameryki niezależnie od
wszelkich innych kultur. Ich mieszkańcy wszyscy nagle zaczęli stawiać monumentalne posągi z
bazaltu (jednego z najtwardszych i najtrudniejszych w obróbce kamieni) oraz wznosić wielkie
budowle o skomplikowanych systemach odwadniających. Ale początkowo nie utrzymywali
kontaktów ze swoimi sąsiadami. Do rozprzestrzenienia się olmeckich artefaktów doszło później,
kiedy olmeckie „style" zostały wykorzystane przez inne, bardziej rozprzestrzenione kultury.
Teorii Diehla zadało kłam odkrycie w styczniu 2007 roku olmeckiego miasta Zazacatla w
okolicach Cuernavaca, setki kilometrów od terytorium Olmeków nad Zatoką Meksykańską.
Archeolodzy donieśli, że znaleziono miasto sprzed 2500 lat, noszące ślady wpływów Olmeków,
których kulturę często nazywa się kulturą matką dla całej Mezoameryki, położone setki kilometrów
od terytorium Olmeków znajdującego się na wybrzeżu nad Zatoką Meksykańską- podaje. Więcej
informacji na ten temat zawiera ostatni rozdział tej książki
Archeolodzy doszli do wniosku, że Olmekowie zamieszkiwali bardzo duży obszar południowego
Meksyku, o wiele większy niż przypuszczano. Odkrycie to nie jest całkowitym zaskoczeniem, gdyż
olmeckie miasto Chalcatzingo w pobliżu miasta Meksyk odkryto i opisano już w latach 70. XX
wieku.
Liczne znaleziska dowodzą, że Olmekowie wiedzieli o istnieniu innych osad w bliskim
sąsiedztwie, a także o miastach i ludach daleko od nich. Czy wiedzieli też o cywilizacjach
oddzielonych oceanami?
Książka Diehla, już nieaktualna, choć wydana w 2004 roku, jest interesująca, mimo że porusza
dość wąski krąg zagadnień. Diehl nie omawia kwestii negroidalnych rysów twarzy w sztuce
Olmeków i kontaktów transoceanicznych ani - nie licząc jednej krótkiej wzmianki (przytoczonej
poniżej) - deformowania czaszek -jednego z ciekawszych zwyczajów Olmeków i Majów,
występującego także w wielu innych kulturach na całym świecie.
Olmekowie wykazywali wiele niezwykłych podobieństw do Majów i do innych kultur
oddzielonych od nich oceanami, w tym upodobanie do jadeitu i piór egzotycznych ptaków,
używanie halucynogennych grzybów i innych psychodelicznych narkotyków oraz stosowanie
hieroglifów na kamiennych stelach jako znaczników.
Diehl tak opisuje artefakty znalezione w grobowcu olmeckim w Tlatilco:
Jedna kobieta zajmująca wysoką pozycję społeczną została złożona do grobu z 15
naczyniami, 20 glinianymi figurkami, 2 kawałkami pomalowanego na czerwono jasnego
jadeitu, mogącego być częścią bransoletki, plakietką z hematytu, fragmentem kości z
pozostałościami malowidła al fresco i rozmaitymi kamieniami. W kolejnym grobowcu
znajdowały się szczątki mężczyzny, któremu w niemowlęctwie umyślnie zniekształcono
czaszkę, a już dorosłemu spiłowano zęby w geometryczne wzory. Mógł być
szamanem, ponieważ wszystkie przedmioty wraz z nim złożone do grobu
prawdopodobnie stanowiły zawartość świętego zawiniątka. Były wśród nich małe
metates do ucierania halucynogennych grzybów, ulepione z gliny grzyby, kwarc, grafit,
smoła i inne materiały, które mogły mieć zastosowanie w rytuałach związanych z
leczeniem. Na wspaniałej ceramicznej butli umieszczonej w jego grobie widnieje
wizerunek akrobaty, leżącego na brzuchu z rękami pod brodą i nogami wygiętymi tak,
że stopy stykają się z głową. Czy jest to wizerunek pochowanego tam człowieka?
Diehl jest wręcz zafascynowany Olmekami. Czyżby jednak naprawdę byli pozostającymi pod
wpływem środków halucynogennych szamanami - wyznawcami kultu jaguara, którzy rzeźbili
monumentalne głowy dla zabicia czasu?
Olmekowie z całą pewnością są fantastycznym, wyjątkowym, trudnym do zrozumienia,
przedziwnym ludem. Nie wiemy, skąd przybyli. Nie wiemy, jak się znaleźli tam, gdzie odkryto ich
ślady. Nie wiemy, na czym polegała ich „misja". Krótko mówiąc, wiemy o nich bardzo mało. Wiemy
tylko to, że są ludem żyjącym dawno temu i niepodobnym do innych.
Łatwo ich uznać za Protomajów i mieszkańców Olmanu (bez względu na wielkość tej krainy),
ale powinniśmy także rozważyć, czy nie mogliby być Protomezoamerykanami, których początki
okryte są tajemnicą. A wtedy można snuć fantastyczne przypuszczenia, że są przybyłymi z
kosmosu, Obcymi posługującymi się laserem do wyciosywania w blokach bazaltu gigantycznych
głów; uchodźcami z Atlantydy, osiadłymi w Tabasco; pochodzącymi ze wschodniej Afryki lub z
Melanezji chińskimi najemnikami z epoki Szang, wyszkolonymi przez Chińczyków do zarządzania
pacyficznymi (a później i atlantyckimi) portami przesmyku Tehuantepec; a może przybyszami zza
Atlantyku, czarnoskórymi żołnierzami z Egiptu lub Afryki Zachodniej, którzy znaleźli się w Ameryce
około 1500 roku p.n.e. Możliwości jest dużo.
Tak więc z otwartym umysłem zagłębmy się w tajemnice Olmeków, ich fantastyczną sztukę,
rozwiniętą technologię, niezwykły system liczb i pisma oraz w ich zwyczaje. To, co odkryjemy, być
może nas zaskoczy. Prawdopodobnie okaże się, że Olmekowie byli geniuszami, ale pamiętajmy,
że wiele innych kultur miało podobne osiągnięcia.
Olman: kraina Olmeków
Olmekowie zamieszkiwali krainę Olman. Tak Aztekowie nazywali porośnięte dżunglą pobliskie
wybrzeże. Tradycyjna definicja Olmeków określa ich jako starożytny prekolumbijski lud
zamieszkujący tropikalne niziny południowo-środkowego Meksyku, mniej więcej na terenie
obecnych stanów Veracruz i Tabasco na przesmyku Tehuantepec. Bezpośredni wpływ Olmeków
sięgał jednak o wiele dalej - wytwory ich sztuki znajdowano nawet w Salwadorze i Kostaryce.
Za matecznik Olmeków uważa się rejon nadbrzeżnej równiny nad Zatoką Meksykańską w
Veracruz i Tabasco, dlatego że tam właśnie odkryto największą liczbę olmeckich pomników oraz
najwięcej olmeckich osiedli. Jest on uważany za północny kraniec kraju Majów - Comacalco to
najdalej na północ wysunięte majańskie miasto wzdłuż pasa brzegowego zatoki na przesmyku
Tehuantepec.
Ten rejon ma około 200 kilometrów długości i 80 kilometrów szerokości; przez jego środek
płynie rzeka Coatzacoalcos. Jego charakterystyczną cechą są bagniste niziny przetykane niskimi
pasmami wzgórz i wulkanami. Góry Tuxtla wznoszą się gwałtownie na północy, wzdłuż zatoki
Campeche. Tutaj Olmekowie wybudowali zespoły miejsko-świątynne w kilku miejscach: San
Lorenzo Tenochtitlśn (zwykle nazywanym po prostu San Lorenzo), Laguna de los Cerros, Tres
Zapotes, La Mojarra i La Venta.
Ich wpływy sięgały poza ten rejon: od Chalcatzingo na wyżynach meksykańskich do Izapa na
wybrzeżu pacyficznym w pobliżu dzisiejszej Gwatemali. W całej Mezoameryce znajdowano
olmeckie przedmioty z tego okresu, w tym w Salwadorze i Kostaryce na wybrzeżu pacyficznym.
Ziemie Olmeków rozciągały się od gór Tuxtla na zachodzie do nizin Chontalpa na wschodzie -
to obszar bardzo zróżnicowany geologicznie i ekologicznie. Ponad 170 olmeckich monumentów
znaleziono w tym właśnie rejonie; na 80% z nich natra-fiono w trzech największych ośrodkach
Olmeków: La Venta w stanie Tabasco (38%), San Lorenzo w stanie Veracruz (30%) i Laguna de
los Cerros, również w stanie Vera-cruz(12%).
Te trzy najważniejsze ośrodki Olmeków rozmieszczone są - w kierunku od zachodu na wschód -
tak, że każdy z nich mógł wykorzystywać, kontrolować i dostarczać określone zasoby naturalne
ważne dla całości olmeckiej gospodarki. La Venta, ośrodek wschodni, leżący w pobliżu bogatych w
surowce ujść rzek na wybrzeżu, mógł dostarczać kakao, kauczuk i sól. San Lorenzo, w centrum
ziem Olmeków, kontrolował rozległą równinę zalewową zlewiska Coatzacoalcos i rzeczne szlaki
handlowe.
Laguna de los Cerros, przylegająca do gór Tuxtla, leży blisko ważnych źródeł bazaltu - kamienia
potrzebnego do wytwarzania manos, metates i posągów. Strategiczne związki między olmeckimi
ośrodkami ułatwiały zapewne utrzymywanie sieci wymiany handlowej.
Przesmyk Tehuantepec
Serce krainy Olmeków to najwęższy skrawek lądu w Meksyku - teren o wyjątkowym znaczeniu,
gdyby poprowadzić tam szlak handlowy łączący oba oceany. Ten fragment południowego Meksyku
znany jest jako przesmyk Tehuantepec i stanowi najkrótszą drogę z Zatoki Meksykańskiej do
Oceanu Spokojnego. Jego nazwa pochodzi od miasta Santo Domingo Tehuantepec w stanie
Oaxaca, zaś nazwa miasta wywodzi się z języka nahuatl - od tecnani-tepec (wzgórze jaguarów).
Jeśli wpisze się hasło „przesmyk Tehuantepec" do wyszukiwarki Google, można się dowiedzieć,
że:
(...) obejmuje on część Meksyku położoną między 94 i 96 południkiem szerokości
geograficznej zachodniej albo południowo-wschodnie części stanów Veracruz i Oaxaca
oraz niewielki obszar stanów Chiapas i Tabasco. Przesmyk ma 200 kilometrów
szerokości w najwęższym miejscu od zatoki do zatoki albo 192 kilometrów do Laguna
Superior na wybrzeżu pacyficznym. Góry Sierra Mądre przechodzą w tym miejscu w
szeroki, przypominający płaskowyż grzbiet, którego wysokość, w najwyższym punkcie
osiągniętym przez linię kolejową poprowadzoną przez przesmyk Tehuantepec
(przełęcz Chivela), wynosi 224 metry n.p.m. Północny brzeg przesmyku jest bagnisty i
gęsto porośnięty dżunglą stanowiącą o wiele większą przeszkodą w budowie linii
kolejowej niż stromizny gór.
Według Wikipedii cały rejon przesmyku Tehuantepec jest:
(...) gorący i malaryczny, z wyjątkiem otwartych, wyżej położonych terenów, gdzie
dzięki wiatrom wiejącym od Oceanu Spokojnego klimat jest stosunkowo chłodny i
zdrowy. Roczne opady deszczu po stronie atlantyckiej, czyli północnej, wynoszą 3960
milimetrów, a maksymalna temperatura - około 35°C w cieniu. Po Stronie pacyficznej
opady są mniejsze, a klimat bardziej suchy. Niewielka szerokość przesmyku i
miejscowe silne obniżenie terenu w paśmie Sierra Mądre powodują że pasaty
docierają do Oceanu Spokojnego. Co więcej, ukształtowanie gór zwiększa prędkość
wiatru. Często wieje on z siłą huraganu, zwłaszcza w zimie po przejściu silnego,
zimnego frontu atmosferycznego na północ. Zatoka Tehuantepec, od strony Oceanu
Spokojnego, znana jest wśród żeglarzy z częstych sztormów.
Od czasów Hernanda Cortesa przesmyk Tehuantepec uważano za najdogodniejszą
lokalizację najpierw dla kanału łączącego oceany, zaś od XIX wieku - linii kolejowej.
Transakcja Gadsdena z 1853 roku - zakup przez Stany Zjednoczone części północno-
zachodniego Meksyku - umożliwiała też Stanom Zjednoczonym transport poczty i
towarów przez przesmyk Tehuantepec wozami i koleją. W 1859 roku traktat McLane-
Ocampo, który podpisał Benito Juarez, ale którego nigdy nie ratyfikował Kongres
Stanów Zjednoczonych, dawał Stanom Zjednoczonym prawo transportu tą trasą.
To dowód, jak ważną rolę odgrywał przesmyk w czasach nowożytnych, podobnie jak w
starożytności.
Dyfuzjoniści (którzy propagują teorię transoceanicznych kontaktów między Ameryką Północną i
Ameryką Południową a Europą, Azją oraz wyspami na Oceanie Spokojnym) utrzymują, że
starożytni żeglarze budowali ważne dla nich porty i że każda lądowa droga łącząca porty nad
Oceanem Spokojnym z portami atlantyckimi była dla nich bardzo przydatna. Podobnie jak
europejscy inżynierowie 200 lat temu, starożytne cywilizacje sprzed tysiącleci rozumiały, że
potrzebny im jest kanał przeprowadzony przez jakiś wąski fragment lądu Ameryki Środkowej.
Nawet upatrzone miejsca były te same: wąski Przesmyk Panamski z licznymi bagnami i jeziorami,
Nikaragua z rzeką Rama i wielkimi jeziorami sięgającymi niemal do wybrzeża pacyficznego oraz
przesmyk Tehuantepec.
Wikipedia informuje:
Przesmyk Tehuantepec był przez pewien czas faworytem, ponieważ leży bliżej
międzynarodowych szlaków handlowych niż szlak panamski. Jednak Przesmyk
Panamski jest znacznie od niego węższy. Olbrzymie koszty przekopania kanału przez
przesmyk Tehuantepec zmusiły inżynierów i inwestorów do odstąpienia od tego
pomysłu. James B. Eads zaproponował wtedy poprowadzenie tamtędy szlaku
okrętowo-kolejowego i plan ten przez jakiś czas cieszył się sporą popularnością.
Później powstał projekt przeprowadzenia tylko linii kolejowej. Rząd Meksyku wydał w
związku z tym w latach 1857-1882 kilka koncesji. W roku 1882 Meksykanie postanowili
sami wybudować połączenie kolejowe i rząd podpisał kontrakty ze znaczącym
meksykańskim wykonawcą.
Budowę linii kolejowej rozpoczęto w 1888 roku; w 1893 roku pozostało do położenia 60
kilometrów torów. Oceaniczne wybrzeża połączono ostatecznie w 1894 roku.
Równocześnie przekonano się, że porty krańcowe nie mają odpowiedniej in-
frastruktury, a tory nie są przystosowane do dużego natężenia ruchu. Rząd Meksyku
podpisał umowę z londyńską firmą S. Pearson & Son Ltd. - która już budowała systemy
odwadniające dolinę Meksyku i nowy port w Veracruz - tym razem zlecono jej
przebudowę linii i budowę portów w Coatzacoalcos nad Zatoką Meksykańską i w
Salina Cruz na wybrzeżu pacyficznym. Prace rozpoczęto 10 grudnia 1899 roku i
zakończono w styczniu 1907 roku, kiedy to oficjalnie otwarto trasę dla ruchu.
Tak oto Meksyk połączył ważne porty nad Atlantykiem i Oceanem Spokojnym na przesmyku
Tehuantepec - obszarze zbiegiem okoliczności będącym niegdyś matecznikiem Olmeków. Czy był
to jednak zbieg okoliczności?
Ignacio Bernal w książce The Olmec World pisze:
Na przesmyku Tehuantepec - obszarze zamieszkanym przez Olmeków - znajdują się
depresja Chiapas i dział wodny Oceanu Spokojnego. Ten region przyciągnął Olmeków,
ponieważ nie przecinają go żadne góry, a klimat jest tropikalny. W centralnej depresji i -
ogólnie mówiąc - w całym stanie Chiapas pozostałości olmeckie lub z nimi związane
spotyka się nieustannie, choć -jak w innych regionach Ameryki Środkowej - nie
stanowią podstawy ani większości znalezisk archeologicznych. Mamy do czynienia z
kulturą pokrewną Olmekom, lecz o własnych, odrębnych cechach. Czarna ceramika z
białymi krawędziami lub plamami pojawia się tu dość często. W innych miejscach,
takich jak San Agustin i na wybrzeżu pacyficznym w stanie Chiapas, podczas badań
naukowych znaleziono takie same egzemplarze ceramiki. W Santa Cruz mają one
wyraźne powiązanie z innymi typami ceramiki należącymi do zespołu olmeckiego. W
Mirador wykopano dużą liczbę olmeckich figurek. Jeszcze bardziej olmecka jest stela z
Padre Pietra; widać na niej stojącą męską postać, przed którą klęczy drugi mężczyzna.
W obecnym kształcie stela mierzy 2,15 metra, pierwotnie była jeszcze większa.
Możliwe, że jest wytworem lokalnym. Stela ta być może łączy się z ceramiką
korespondującą z okresami I i II Chiapa de Corzo, podobną do olmeckiej. Relief na
skale w pobliżu Batehaton również wykonano w charakterystycznie olmeckim stylu,
kolejne zaś olmeckie przedmioty znajdowano w licznych miejscach, w tym w Simojovel
i Ocozuacuautla.
Bernal stara się tu dowieść, że Olmekowie zamieszkiwali nie tylko wybrzeże atlantyckie, ale
także pacyficzne w stanie Chiapas. Wiemy, że byli obecni na wybrzeżach Gwatemali i Salwadoru.
Bernal dalej pisze, że osady znad Oceanu Spokojnego mogą być starsze niż te z matecznika
atlantyckiego i że niektóre majańskie osiedla na tym terenie, takie jak Izapa, początkowo były
olmeckie:
Skorelowanie okresów Chiapa de Corzo z olmeckim II nasuwa pewne trudności,
ponieważ Chiapa I wydaje się wcześniejszy od olmeckiego II. Późny okres Chiapa II i
wczesny Chiapa III odpowiadałyby dość dobrze olmeckiemu II. Okresy Chiapa późny
III, IV i V są wiązane z olmeckim III, ale znaleziska nie potwierdzają w pełni tej
zależności. Najważniejsza grupa przedmiotów związanych z naszą dyskusją o
Olmekach składa się z czterech wspaniale rzeźbionych kości znalezionych w grobowcu
nr 1. Grobowiec ten jednak należy do okresu Chiapa VI, datowanego na lata 100-1
p.n.e., czyli dość późno. Nie ma wątpliwości, że styl rzeźbień owych kości przypomina
styl steli w Kaminaljuya i pewnych elementów z Monte Alban I, ale najbardziej rzuca się
w oczy związek z La Venta i Izapa, drugim miastem leżącym w granicach imperialnego
świata Olmeków. Najważniejszym odkryciem było znalezienie w 1961 roku fragmentów
steli w Chiapa de Corzo. Choć stela była rozbita i niekompletna, owe fragmenty
sugerują związek z Izapa i Tres Zapotes; osobiście uważam, że należy je zaliczyć do
okresu olmeckiego III. Interesujący jest zwłaszcza jeden z fragmentów, tak zwana stela
2, ponieważ zawiera inskrypcję Drugiej Rachuby. (...) Stela 2 z Chiapa de Corzo byłaby
najstarszą znalezioną jak dotąd mezoamerykańską inskrypcją o trzy lata i dziewięć
miesięcy starszą niż stela C w Tres Zapotes. Należy ją datować na 7 grudnia 35 roku
p.n.e. według korelacji B, a na 294 rok p.n.e. według korelacji A.
Naukowcy wciąż się spierają, od jakiej daty rozpoczął się kalendarz Olmeków (i Majów). Jedna
z proponowanych dat, według korelacji A, jest wcześniejsza od pozostałych, wskutek czego
olmeckie daty, te już odczytane, też są wcześniejsze. Kalendarz i datowanie Olmeków zostaną
omówione w dalszej części książki.
Olmekowie w południowej Ameryce Środkowej
Wiadomo, że Olmekowie opanowali - a co najmniej mieli tam duże wpływy - rozległe obszary
południowej Ameryki Środkowej, od dzisiejszych Gwatemali i Salwadoru po Nikaraguę i Kostarykę,
a prawdopodobnie jeszcze dalej. Jeden z najsłynniejszych olmeckich posągów w Muzeum
Narodowym w San Jose w Kostaryce przedstawia garbatą postać o wydłużonej czaszce i
orientalnym wykroju oczu. Także z Kostaryki pochodzą enigmatyczne, idealnie okrągłe granitowe
kule niewiadomego przeznaczenia. Czy Olmekowie wyrzeźbili je w podobny sposób jak olbrzymie
głowy?
Jednak zasięg osad uznanych za olmeckie kończy się na Salwadorze. Według Bernala:
Wybrzeże Chiapas jest bardzo wąskie; być może z powodu nieobjęcia badaniami tego
obszaru o jego archeologii wiemy niewiele. Z drugiej strony tam, gdzie wybrzeże jest
szersze, ziemia odsłania pozostałości bardzo ważnej kultury, niemal całkowicie nam
nieznanej. Miejsca znalezisk ciągną się od Tonala w Chiapas po Chualchuapa w
Salwadorze. Niegdyś ów nadmorski region miał ważne powiązania z gwatemalskimi
wyżynami, z centralną depresją Chiapas i z centrum państwa Majów.
Biorąc pod uwagę, że miejsca takie jak Tonala i Izapa były wczesnymi osadami Olmeków,
zajętymi później przez Majów, można założyć, że inne osiedla, takie jak Monte Alban dalej na pół-
noc, w stronę doliny Meksyku (dokładniej: doliny, w której leży miasto Meksyk), również były
najpierw zamieszkane przez Olmeków, a później przez inne kultury.
Odkąd w latach 40. XX wieku Olmeków uznano za najstarszą kulturę Mezoameryki,
zawyrokowano również, że to oni są założycielami wielu tamtejszych starożytnych miast. Ogólnie
mówiąc, jeśli dało się udowodnić, że na stanowisku archeologicznym odkrywano olmecką
ikonografię, założycielami danego miasta musieli być Olmekowie, ponieważ to oni byli kulturą
najstarszą. Chociaż równie dobrze w Mezoameryce mogły istnieć kultury starsze, archeolodzy nie
zidentyfikowali jak dotąd żadnej (a przynajmniej mnie nic o tym nie wiadomo).
Ponieważ uważa się, że najstarsze miasta Majów, takie jak Uaxactun w dżungli Peten na północ
od Tikal, zostały wzniesione przez Olmeków, możliwe jest, że założycielami innych starych miast
Majów są również Olmekowie. Na takiej liście mogłyby znaleźć się między innymi Copan, El
Mirador, Piedras Negras i wiele innych.
Olmekowie w środkowym Meksyku
Archeolodzy sądzili niegdyś, że Olmekowie zamieszkiwali jedynie wąski pas nizin w Veracruz i
Tabasco. Wykopaliska w dalekim Chalcatzingo w latach 60. i 70. XX wieku wykazały jednak, że
było to miasto Olmeków. To ważne stanowisko leży w stanie Morelos, na 93. kilometrze autostrady
Cuernavaca-Cuautla, niedaleko na południe od miasta Meksyk.
Tamtejsze płaskorzeźby, znajdujące się u podnóża Cerro de la Pantera, skalistego wzniesienia
o dwóch wierzchołkach w południowo-wschodniej części Morelos, przedstawiają tematykę
mityczną i religijną związaną z rolnictwem i płodnością. Słowo „Chalcatzingo" pochodzi z języka
nahuatl i może oznaczać „miejsce najwyżej cenione przez Chalcasów", „czczone miejsce świętej
wody" albo „miejsce drogocennych jadeitów" - nikt nie potrafi z całą pewnością stwierdzić, która
wersja jest właściwa.
Pochodzącymi stamtąd kamiennymi reliefami i rzeźbami zainteresowała się w 1934 roku
archeolog Eulalia Guzman. Na terenie tym znajdują się pozostałości rozmaitych kultur, datowanych
na lata od 3000 roku p.n.e. po dzień dzisiejszy, wskazujące na obecność tam przybyszów z
zewnątrz, w tym na wpływy olmeckie, najsilniejsze, jak się uważa, w latach od 700 p.n.e do 500
n.e.
Archeolodzy wysnuli tezę, że Chalcatzingo było placówką olmecką, założoną w celu ułatwienia
kontaktów handlowych. Olmeccy kupcy przywozili ceramikę, płody rolne i surowce z innych
obszarów państwa, a Chalcatzingo stało się centrum handlowym tego regionu.
Znajdują się tam reliefy i rzeźby takie jak Król, Latający Człowiek, Mural Płodności, Procesja,
Puma i Królowa, a także budowle takie jak ołtarz Tlahuica, ołtarz
Olmeków i boisko. Wiele znalezisk opisano w 1984 roku w opracowaniu Davida C. Grove'a
Chalcatzingo: Excavations on the Olmec Frontier (Chalcatzingo: wykopaliska na olmeckim
pograniczu).
W styczniu 2007 roku ogłoszono, że w Zazacatla, niedaleko Chalcatzingo i Cuernavaca,
znaleziono kolejne miasto ze śladami wpływów Olmeków. Czy Ol-mekowie mieli rozległe wpływy w
północnym Meksyku? Czy przyłożyli rękę do wzniesienia tajemniczych piramid w Teotihuacan?
Uważano, że są zbyt oddalone od terenów Olmeków, by mogły być ich dziełem, ale Chalcatzingo i
Zazacatla znajdują się niewiele bliżej!
La Venta i olmecki matecznik
Być może stolicą państwa Olmeków było La Venta, jedno z największych i najsłynniejszych
olmeckich miast. Jego funkcjonowanie zazwyczaj datuje się na lata 1200-400 p.n.e., co osadza
główny etap rozwoju miasta w tak zwanym środkowym okresie formatywnym. Położone na wyspie
na nadbrzeżnych bagnach, nad istniejącą wtedy rzeką Rio Palma, miasto La Venta kontrolowało
obszar między rzekami Mezcalapa i Coatzacoalcos. Dzisiaj Rio Palma to bagniste moczary. Być
może Olmeko-wie w ramach gigantycznych prac ziemnych skierowali strumień wody przez bagna -
stworzyli rzekę, nad którą założyli swoją stolicę.
Samo miasto leży około 28 kilometrów w głąb lądu, na wyspie o powierzchni około 5 kilometrów
kwadratowych. Główną jego część stanowi zespół glinianych budowli rozciągających się na
odcinku 19 kilometrów z północy na południe (dokładnie - na linii oddalonej o 8 stopni na zachód
od kierunku północ-południe). Cały południowy kraniec dawnego miasta obecnie jest zajęty przez
rafinerię ropy naftowej Ta część miasta została w większości zniszczona, przez co prowadzenie
prac wykopaliskowych nastręcza trudności lub jest niemożliwe.
Wiele tamtejszych wspaniałych pomników obecnie wystawiono w muzeum archeologicznym i
parku w mieście Villahermosa w Tabasco, głównym meksykańskim ośrodku wydobywczym ropy
naftowej. Z La Venta i pobliskiego San Lorenzo pochodzą liczne olbrzymie głowy, z których słyną
Olmekowie. W pobliskich górach Tuxtla znajdują się kamieniołomy - źródło bazaltu do owych głów i
pryzmatycznych kamiennych monolitów
Południowy kraniec reprezentacyjnej dzielnicy La Venta wyznacza olbrzymi, piramidalny kopiec.
U jego podnóża stała stela 25/26, przedstawiająca zoomorficzną postać, ulistnioną na szczycie;
uważa się, że reprezentuje ona Drzewo Świata albo axis mundi (środek świata)
Północny kraniec zespołu A to zamknięty dziedziniec z dużym podziemnym złożem serpentynu,
który miał przedstawiać pierwotne wody powstałe w akcie stworzenia.
Pod dziedzińcem była zakopana ofiara nr 4, słynna obecnie ofiara grobowa składająca się z
sześciu jadeitowych toporków i 15 jadeitowych figurek Olmeków z wydłużony mi czaszkami i
skośnymi oczami. Samotna postać, stojąca naprzeciw pozostałych, jest wyrzeźbiona z granitu.
Grupa figurek znajduje się pomiędzy pionowo ustawionymi jadeitowymi toporkami, najwyraźniej
mającymi być miniaturowym odzwierciedleniem wysokich granitowych stel, powszechnie
używanych przez Olmeków i Majów (oraz Egipcjan, Hindusów i inne starożytne kultury).
Chociaż znaczenie tych miniatur nie jest znane, wyraźnie widać koncepcyjne pokrewieństwo
między kształtem toporków i granitowych stel; jadeitowe toporki mają kształt miniaturowych stel, a
jadeitowe figurki stoją wokół nich jakby na ważnym spotkaniu. To wspaniałe znalezisko można
oglądać w Narodowym Muzeum Antropologii w mieście Meksyk; jest jednym z najsłynniejszych
eksponatów działu poświęconego Olmekom.
Dwie wielkie ceglane platformy z suszonej gliny strzegą wejścia na zamknięty dziedziniec. Pod
nimi, na naprzemiennych warstwach kolorowego piasku, ułożono warstwami olbrzymie ilości
serpentynu. Uważa się, że choć zasypane piaskiem niemal natychmiast po ułożeniu, te olbrzymie,
zielone chodniki miały przesycić ziemię „kosmiczną siłą". Co więcej, górne warstwy kamienia pod
obiema platformami są ułożone we wzór kwinkunksu, oznaczającego cztery kąty wszechświata i
mającego oś środkową, czyli axis mundi.
Trzeci chodnik, niemal identyczny jak dwa pierwsze, znajdował się między dwoma równoległymi
kopcami obramowującymi środkowy dziedziniec lub aleję biegnącą od piramidy do zamkniętego
dziedzińca. W przeciwieństwie jednak do dwóch poprzednich na tym były widoczne ślady erozji,
tak jakby nie został zasypany od razu.
Jakby dla podkreślenia znaczenia pierwotnych wód, ukrytych pod powierzchnią zamkniętego
dziedzińca w La Venta, na jego środku, na warstwach serpentynu, spoczywa sarkofag z piaskowca
w kształcie olmeckiego smoka. Chociaż z jego wnętrza wydobyto cenną jadeitową biżuterię, nie
znaleziono żadnych pozostałości ludzkiego szkieletu. Uważa się, że kwasowy charakter gleb w
okolicy jest przyczyną całkowitego rozkładu materii organicznej. Jednak biżuteria ta najpewniej
przyozdabiała kiedyś złożone w sarkofagu ciało jednego z władców La Venta.
Odkryto tam również słynny ołtarz nr 4, prawdopodobnie funkcjonujący jako tron. Ten masywny
blok rzeźbionego bazaltu, ważący wiele ton, przedstawia władcę w ptasim przybraniu głowy,
siedzącego we wnęce. Trzyma on linę opasującą obie strony ołtarza. Na boku ołtarza, który nie
uległ zniszczeniu, widnieje postać siedzącego człowieka z rękami skrępowanymi liną,
wyglądającego na jeńca. Przypuszcza się też, że być może symbolizuje on dziedzictwo przodków.
Nad siedzącym władcą z przodu ołtarza znajduje się olbrzymia otwarta paszcza wielkiego kota -
jaguara. Rozdziawiony pysk jaguara jest chyba metaforycznie powiązany z otwartą wnęką, z której
wyłania się władca.
Chociaż uważa się, że La Venta było stolicą, czyli najważniejszym z miast Olmeków, być może
wcale nie jest to prawda. Wiemy o nich tak niewiele, że nie da się stwierdzić na pewno, jak ważne
było to miasto ani czy Olmekowie nie mieli ważniejszych miast i świętych miejsc.
Na przykład niektóre z nich mogą znajdować się pod powierzchnią Zatoki Meksykańskiej albo
być zalane wodą na bagnach w stanach Tabasco i Veracruz. Najważniejsze siedliska Olmeków
mogą też leżeć w głębi Meksyku, tak jak Chalcatzingo czy niedawno odkryte Zazacatla. Znajdują
się one dość daleko od matecznika Olmeków, co sugeruje, że ich kraina - Olman - była rozległa.
Jak już wspomniano, miejsca takie jak Monte Alban czy Teotihuacan niektórzy archeolodzy
uważają za powiązane z Olmekami i możliwe, że to one właśnie były ich najważniejszymi
ośrodkami.
Im więcej dowiadujemy się o Olmekach, tym głębsza staje się otaczająca ich tajemnica.
Odkrywamy, że żyli wśród nich przedstawiciele niemal wszystkich ras na świecie. Jak to możliwe?
Olmekom przypisuje się wynalezienie koła, gry w piłkę i pisma hieroglificznego, a wiadomo już, że
kontrolowali większą część południowego Meksyku od wybrzeża jednego oceanu do wybrzeża
drugiego. Z punktu widzenia dyfuzjonistów kraina Olman mogła być „środkiem świata", tak jak
byłby nim przesmyk Tehuantepec, gdyby prowadzono handel na szlakach łączących oceany
Spokojny i Atlantycki. Jeśli taki handel i takie podróże statkami rzeczywiście się odbywały,
Olmekowie mogli być kosmopolitycznym centrum, w którym stykały się i mieszały ze sobą kultury
całego świata.
2
Tajemnica zagłady Olmeków
Chociaż to była noc, chociaż to nie był dzień, chociaż nie było światła, zebrali Się, bogowie
naradzali się tam, w Teotihuacan.
Mit w języku nahuatl o końcu czwartego świata
Spisujemy to (...) bo próżno dziś szukać Popol Vuh, księgi znanej pod tym imieniem
(...) Istniała kiedyś pierwsza księga, napisana w dawnych czasach (...). Wspaniały
był to opis i opowieść o tym, jak zakończyło się trwanie całego nieba i ziemi (...).
Popol Vuh. Księga rady narodu Quiche przekład H. Czarnocka i C. Marradan Casas
HUNAB KU ZNISZCZENIE CZWARTEGO ŚWIATA
Według Majów i Azteków uprzednio istniały cztery światy; teraz żyjemy w świecie piątym. Każdy
z poprzednich został zniszczony przez kataklizm: lód, wodę albo ogień. Kiedy jeden świat zostaje
zniszczony, rodzi się następny z nowymi mieszkańcami i nowym porządkiem. Obecny, piąty świat,
również ma ulec zniszczeniu, przypuszczalnie dokonanym przez wodę.
Wszystkie kultury Mezoameryki, a w pewnym stopniu i północnoamerykańskiego południowego
zachodu, wykazywały podobieństwo, miały również wspólne niektóre mity, w tym mit o stworzeniu
świata i o zniszczeniu światów poprzednich. Wersje tych mitów różnią się w zależności od regionu,
a próba ich uporządkowania nie jest łatwa. Często są znajdowane tylko ich fragmenty w
starożytnych ruinach, co również nie ułatwia ich pełnego zrozumienia. Choć mity te są niejasne i w
szczegółach bardzo się różnią, istnieje wątek powtarzający się we wszystkich relacjach.
Nie znamy żadnych legend pochodzących bezpośrednio od Olmeków, ale ślady po ich
społeczeństwie pozostały w późniejszych cywilizacjach (jako motywy w sztuce, pismo i kalendarz),
można więc przypuszczać, że ich mitologia i kosmologia również zostały przejęte przez te
cywilizacje. Tradycyjne przekazy Azteków, Misteków, Majów i innych tamtejszych ludów
opowiadają o czterech światach poprzedzających nasz piąty świat. Natychmiast pojawia się
pytanie związane z Olmekami: czy zostali zniszczeni przez jeden z kataklizmów kończących któryś
z poprzednich światów, czy może przybyli na początku świata piątego; tak twierdzili o sobie
Majowie.
Przyjrzyjmy się azteckiej (najmłodszej) wersji opowieści o zniszczeniu czterech światów.
Francuski archeolog Jacques Soustelle przedstawia dobre wyjaśnienie poprzednich czterech
światów Azteków w książce The Four Suns (Cztery słońca):
Nasz wszechświat według starożytnych ludów Meksyku jest piąty z kolei. Przed nim
istniały cztery słońca. Na azteckim kalendarzu ich hieroglify są wyryte pomiędzy
czterema gałęziami znaku ollin. Nazywają się:
Naui-Ocelotl, Cztero-jaguar. Według tradycyjnych przekazów ludzie zostali pożarci
przez jaguary. Ale dla najstarszych ludów Meksyku ten wielki kot był symbolem
mrocznych sił ziemi, symbolem tajemnicy czającej się „w sercu gór". Dla ludów Mek-
syku z młodszego z okresu tolteko-azteckiego jaguar symbolizował Tezcatlipocę, boga
nocnego nieba, usianego gwiazdami tak jak futro jaguara jest usiane cętkami. Naui-
Eecatl, Cztero-wiatr. Tym razem kres słońcu położyła wichura; magiczna burza, pod
której działaniem ludzie przemienili się w małpy. Symbolem tego świata jest maska
boga wiatru, który z kolei jest jedną z postaci Quetzalcoatla - Pierzastego Węża i
odwiecznego rywala Tezcatlipoki.
Naui-Quiauitl, Cztero-deszcz. Deszcz ognia (tlequauitl) spadł na ten wszechświat i
unicestwił go. Ten kosmiczny okres jest symbolizowany przez Tlaloca, boga do-
broczynnego deszczu, ale też gromu i błyskawic, gór i wulkanów. Naui-Atl, Cztero-
woda. Potop trwał 52 lata. Przeżyła jedna para ludzi, która schroniła się w pniu
olbrzymiego cyprysu. Ponieważ jednak sprzeciwili się rozkazom Tezcatlipoki,
mężczyzna i kobieta, którzy uciekli z czwartego wszechświata, zostali zamienieni w
psy. Pierzasty Wąż musiał zejść do świata podziemnego i oblać oboje własną krwią by
obecna rasa ludzka mogła zbudzić się do życia.
Ponieważ przypuszcza się, że Majowie pochodzą od Olmeków, można zakładać, że to oni
przekazali najdokładniejszą wersję zniszczenia czterech światów. Według Popol Vuh i Chilam
Balam Majów Quiche, najwyższy stwórca bóg Hunab Ku stworzył cztery światy po kolei,
przebudowując ziemię cztery razy po potopach, które spłynęły z paszczy niebiańskiego węża.
Niebo spadło na ziemię, a czterej bogowie, spłodzeni przez Hunab Ku, znani jako Bacab, stoją na
czterech krańcach świata i podtrzymują je, podobnie jak mityczny Atlas.
Na początku, według świętego majańskiego rękopisu Popol Vuh, Hunab Ku był wszystkim, co
istniało. Z badań nad Majami wynika, że Hunab Ku to bóstwo kontrowersyjne. Był największym
bogiem w ich panteonie, ale przetrwało niewiele jego wyobrażeń, ponieważ uważano, że nie ma on
postaci.
Był najwyższym stworzycielem Majów i nazywano go bogiem bogów. Glif oznaczający cyfrę 1
(w języku Majów nazywany hun) to kropka albo małe kółko symbolizujące kropkę i jest związany z
Hunab Ku, ,jedvnvm". ose Arguelles w książce Faktor Majów twierdzi, że istnieje glif Hunab Ku,
którego Arguelles nazywa „kosmicznym motylem".
Na nielicznych znanych wizerunkach tego Doga, na przykład na ceramicznych tacach, Hunab
Ku jest Pierwszą istotą Stworzycielem pod postacią młodego boga kukurydzy, wskrzeszającego się
do nowego życia przez rozszczepienie własnej czaszki i wyjście z niej jako nowy bóg kukurydzy.
Hunab Ku, choć jedyny, był zarazem dwoisty, ponieważ ucieleśniał także swoją żeńską wersję.
Symbol Hunab Ku bardzo przypomina symbol jin-jang i uważa się, że przedstawia kalendarz
słoneczny, dwoistość stworzenia, zrównoważone sny i doskonałość. Przypomina tym koncepcję
niepoznawalnego „tao".
Niektórzy archeolodzy i astrofizycy przypuszczają, że Hunab Ku to według starożytnych Majów
symbol bramy wiodącej do innych galaktyk. Byłby on „bramą gwiazd", podobną do wrót, które
według Egipcjan miały ułatwiać duszom przechodzenie do części nieba zwanej duat. Inni twierdzą,
że Hunab Ku to centrum Galaktyki, rdzeń, wokół którego się ona obraca.
Oprócz czworga potomków znanych jako Baco, rządzących czterema krańcami świata, iunab
Ku spłodził także Itzamnę, znanego jako „syn Hunab Ku". Itzamna jest uważany za założyciela
kultury Majów. Przypisuje mu się wprowadzenie uprawy kukurydzy kakao, a także nauczenie ludzi
pisania, leczenia i używania kalendarza. Jako twórca kultury został państwowym bogiem imperium
Majów. Będąc bogiem księżyca, władał nocą. Itzamna miał także tytuł „pana wiedzy".
Oznaczono go dwoma różnymi hieroglifami. Pierwszy był konwencjonalnym przedstawieniem
iego głowy, w drugim widniał znak dnia Ahau. Ten znak oznacza króla, imperatora, monarchę,
księcia albo wielkiego pana, nadając w ten sposób Itzamnie pozycję przywódcy majanskich bogów
oraz patrona dnia Ahau, ostatniego z 20 ma-jańskich dni. Itzamnę przyrównuje się do azteckiego
boga Ometeotla.
W mitologii Majów Hunab Ku najpierw stworzył ziemię z pomocą siedmiu pomniejszych bogów,
w rym Tepeu i Gucumatza, nazywanych stwórcami, stworzycielami i ojcami. Byli oni dwiema
pierwszymi istotami i byli bardzo mądrzy. Huracan, albo Serce Niebios, również był jednym z
pierwszych bogów, ale nie miał personifikacji, jaką odznaczali się inni bogowie. Huracan działał jak
straszliwa burza i to od jego imienia pochodzi słowo „huragan".
W zaraniu dziejów Tepeu i Gucumatz po naradzie z innymi bogami, takimi jak Huracan,
postanowili, że dla zachowania dziedzictwa muszą stworzyć rasę istot, które będą ich wielbić.
Huracan podjął się dzieła tworzenia, Tepeu i Gucumatz kierowali procesem kreacji. Została
stworzona Ziemia, jednak bogom nie od razu udała się istota, która chciałaby ich wielbić. Najpierw
stworzono zwierzęta, jednak ich piski i wycia nie były oddawaniem czci, dlatego wygnano je na
wieki do lasu.
Potem z gliny ulepiono człowieka, ale ci pierwsi gliniani ludzie okazali się nietrwali - rozpuszczali
się i kruszyli. Wespół z innymi bogami stworzono człowieka z drewna. Owi drewniani ludzie nie
mieli duszy i szybko zapomnieli o swoich stwórcach. Bogowie zniszczyli więc świat, zsyłając na
drewnianych ludzi czarny żywiczny deszcz. Ludzie z drewna uciekli do lasu i stali się małpami.
Bogowie zebrali się znów, w jeszcze większym gronie, i stworzyli nowego człowieka, tym razem
z kukurydzianego ciasta. Według Majów to właśnie dzisiejszy człowiek. Dla nich kukurydza była
nie tylko podstawą pożywienia - stanowiła takie budulec ich ciała. Najstarsze ślady uprawy
kukurydzy odkryto w Olmanie i łączy się je z najstarszymi Protoolmekami. Może takie właśnie są
początki Olmeków, a odniesienia do kukurydzy pochodzą z ich wciąż nieznanych nam legend.
Indianie Hopi z północnej Arizony mają podobne legendy o kolejnych katastrofach światów i
powstawaniu nowych. Wierzą jednak, że obecnie żyjemy w czwartym świecie - którego koniec
niedługo nastąpi! Hopi wierzą także, że różne typy i kolory ziaren kukurydzy przydzielono różnym
ludom, a im, Hopi, dano błękitną.
Powyżej starałem się przedstawić najważniejsze punkty mitu Majów o stworzeniu świata,
przekazanego w Popol Vuh; interpretacja tego mitu nie jest jednolita. Niektórzy uważają, że każda
podejmowana przez bogów próba stworzenia istot, które by ich czciły, kończyła się kataklizmem
(zwierzęta - to pierwszy świat, ludzie z gliny - drugi świat itd.). Popol Vuh jednak mówi o zagładzie
świata dopiero po stworzeniu ludzi z drewna. Starodawne teksty często nie są jednoznaczne albo
nawet zawierają sprzeczne wersje wydarzeń (w Księdze Rodzaju w Biblii są dwie wersje aktu
stworzenia). Naukowcy nie są zgodni, kiedy dochodziło do kolejnych kataklizmów według Majów.
Bez wątpienia wierzyli oni, że poprzednie światy uległy zagładzie zalane przez potop. Popol Vuh
wspomina, że woda lała się z nieba, z paszczy węża rozciągniętego na niebie, ale istnieje też
wersja, że woda wylewała się z misy trzymanej przez Hunab Ku. Po zniszczeniu czwartego świata
nastąpili
Majowie jako ludzie świata piątego. Ale ten też zostanie zniszczony - niektórzy twierdzą, że
zagłada nadejdzie wraz z końcem kalendarza Majów w 2012 roku.
Olmekowie i koniec czwartego świata
Kto został zniszczony podczas końca czwartego świata? Czy byli to Olmekowie - poprzednicy
Majów w Mezoameryce? Kiedy doszło do tego zniszczenia?
Upadek Olmeków, przynajmniej w okolicy miasta La Venta, uważanego za stolicę Olmanu,
nastąpił w latach 400-500 p.n.e. Mniej więcej wtedy cały ten obszar został opuszczony, a olmecka
sztuka zaczęła zanikać. Czy wskutek trzęsienia ziemi rzeki zmieniły bieg, zalewając ten obszar i
zamieniając go w bagno? Czy koniec czwartego świata to zatopienie La Venta?
Richard Diehl w The Olmecs pisze:
Olmecka cywilizacja dobiegła kresu w 400 roku p.n.e. La Venta, San Lorenzo i duże
obszary nadrzecznej niziny wyludniły się, rzemieślnicy nie tworzyli już olmeckich rzeźb,
klejnotów i naczyń, a rozległa sieć handlowa, niegdyś łącząca Olman z resztą
Mezoameryki, przestała działać. Ludzie jednak wciąż zamieszkiwali te tereny i pojawiła
się nowa cywilizacja, nazywana niekiedy Epiolmekami, w Tres Zapotes na północnym
skraju gór Tuxtla.
Co się stało z kulturą Olmeków? Kiedy i dlaczego zniknęła? Po dziesięcioleciach
spekulacji archeolodzy mają wreszcie częściowe odpowiedzi na te pytania. Okres
upadku można zawęzić do V-IV wieku p.n.e. (...). Wielka Piramida z La Venta, a
prawdopodobnie i reszta miasta zostały opuszczone na początku IV wieku p.n.e. San
Lorenzo z fazy Palangana oraz otaczające je liczne wioski i osady opustoszały mniej
więcej w tym samym czasie. Nie było to tymczasowe przemieszczanie się populacji;
obszar dolnej Coatzacoalcos pozostał niezamieszkany przez blisko 1000 lat, a w
okolicach La Venta ludzie osiedlili się dopiero w połowie XX wieku. Ustalono datę
upadku Olmeków, ale co mogłoby go spowodować? Upadek i rozkład kultury to
normalna rzecz w dziejach ludzkości; regularne przemiany dokonują się we wszystkich
cywilizacjach. Jednak bardzo rzadko społeczności rolnicze opuszczają całe regiony na
kilkaset lat; zdarza się to wtedy, gdy coś nie pozwala im wrócić. Archeolodzy zajmujący
się upadkiem Olmeków biorą pod uwagę dwie główne przyczyny: zmiany środowiska i
działanie człowieka. Obecnie materiały archeologiczne wskazują na zmiany
środowiska, ale poważne badania nad tym problemem dopiero się rozpoczęły.
Niedawno przeprowadzone prace meksykańskich geomorfologów wykazały, że rzeki
wokół La Venta i San Lorenzo to układy dynamiczne, które w ciągu ostatnich
4000 lat przechodziły nieustanne zmiany. Upadek San Lorenzo pod koniec wczesnego
okresu formatywnego zbiega się z wyraźnymi zmianami koryta rzeki Coatza-coalcos, to
samo przydarzyło się w La Venta 500 lat wcześniej. Zmiany te nastąpiły w wyniku
naturalnych procesów: wskutek ruchów tektonicznych i cofnięcia się linii wybrzeża
ukształtowała się nowa topografia. Podnoszący się na całym świecie poziom mórz
spowodował zatopienie wybrzeża, zaś muł z popiołem wulkanicznym zatamował nurt
rzek. Muł był zmywany z zajmujących coraz większą powierzchnię pól, popiół pochodził
z erupcji wulkanów na pobliskich wyżynach.
Diehl uznaje ruchy tektoniczne i cofanie się linii wybrzeża za czynniki związane ze zmianami
środowiska, które zmusiły ludzi do opuszczenia obszaru La Venta. Wymienione wyżej procesy
geologiczne przebiegają bardzo powoli, być może miały wpływ na stopniowe zmiany zachodzące
w dynamicznych systemach rzecznych w tym regionie, ale wydaje mi się bardziej prawdopodobne,
że to, co spowodowało exodus ludzi - którzy już nigdy nie wrócili - zaszło gwałtownie.
Trzęsienia ziemi również zmieniają bieg rzek - szybko i radykalnie. W latach i 1812 seria
wstrząsów zakołysała północnoamerykańskim środkowym zachodem, kiedy uaktywnił się uskok
Nowy Madryt. Największe trzęsienie ziemi 7 lutego roku miało epicentrum w południowym stanie
Missouri, ale było odczuwane tysiące kilometrów dalej w Bostonie (gdzie rozdzwoniły się kościelne
dzwony!). Koryto wielkiej rzeki Missisipi zostało trwale zmienione, a przez kilka dni jej wody płynęły
w drugą stronę. Czy podobny scenariusz mógł się rozegrać w okolicach La Venta? Aktywność
sejsmiczna może wzbudzić aktywność wulkaniczną, a w Meksyku wulkanów jest pod dostatkiem.
Jeśli takie kataklizmy wystąpiły łącznie i rzeczywiście spowodowały wyludnienie olmeckiego
matecznika, mogły się jawić końcem świata, a na pewno były końcem dotychczasowego życia.
Może ludzie będący świadkami zniszczenia swoich rodzinnych okolic myśleli, że to zemsta bogów
- gniew Hunab Ku na koniec czwartego świata. Czy jest sprawą przypadku, że rozkwit kultury
Majów zbiegł się z upadkiem miast Olmeków? Wiemy, że Majowie przejęli miasta, takie jak Piedras
Ne-gras, Uaxactun, Izapa i Comalcalco, uprzednio zamieszkiwane przez Olmeków. Ale innych
olmeckich miast już po prostu nie było. To jeden z niewielu faktów dotyczących Olmeków, jakie
znamy: część olmeckiego świata została zniszczona, ich posągi zagrzebane w ziemi, ich ziemie
opuszczone, a pamięć o nich zatarta. Dopiero współcześnie prowadzone prace poszukiwawcze
ropy naftowej i badania archeologiczne wydobyły ten zapomniany lud na światło dzienne.
Ekscytujące znaleziska olbrzymich głów w latach 30. i 40. XX wieku oznaczały odkrycie
zaginionego świata - świata, który najwyraźniej został zniszczony przez jakiś kataklizm! Dalsze
prace wokół La Venta z pewnością rzucą więcej światła na ten temat.
Próbując zrozumieć, czym były kolejne światy Majów i innych plemion rdzennych Amerykanów,
zacznijmy od rozpatrzenia rozmaitych kataklizmów, które powalały kolejne cywilizacje. Były to
erupcje wulkanów, fale tsunami, trzęsienia ziemi, mrozy i susze, najazdy sąsiednich plemion.
Wszystko to zdarzyło się w Meksyku i w jego sąsiedztwie. Czy któraś z tych katastrof była częścią
„końca jednego świata i początku następnego"? Byłoby chyba logiczne założenie, że tak
gwałtowne wydarzenia kojarzone są z następstwem światów.
Zniszczenie jednego z tych światów mógł spowodować kataklizm, który zakończył ostatnią
epokę około 12 000 lat temu. Koniec epoki lodowcowej przyniósł olbrzymie zniszczenia na
pacyficznym północnym zachodzie, kiedy wielkie jeziora w stanach Montana, Dakota i prowincji
Alberta przełamały lodową tamę i wylały się na zachód, do Oceanu Spokojnego. Podobne wielkie
jezioro w stanach Utah i Wyoming przelało się przez północną Arizonę, być może tworząc Wielki
Kanion (geolodzy spekulują że Wielki Kanion powstał szybko, w ciągu kilku tysięcy lat, a nie
milionów). Wyginięcie mamutów i innych wielkich zwierząt dokonało się właśnie wtedy.
W latach od 500 p.n.e. do 250 n.e. w centralnej dolinie Meksyku panowała spora aktywność
wulkaniczna i pod koniec tego okresu zniszczeniu uległa jeszcze jedna olmecka cytadela.
Tajemnicza okrągła piramida w Cuicuilco została zalana lawą. Dzisiaj Cuicuilco jest otoczone
wioską olimpijską w mieście Meksyk. Piramida ma 17 metrów wysokości i 100 metrów średnicy.
Większą jej część pokrywa zastygła lawa z pobliskiego wulkanu Xitle.
Cuicuilco zostało odkopane po raz pierwszy przez meksykańskiego archeologa
Manuela Gamio w 1917 roku, kiedy natknął się on na spore wzniesienie przy głównej
drodze na południe od miasta. Okazało się, że jest to ścięta piramida lub stożek. Ma
cztery galerie i centralne schody prowadzące na szczyt. Uważa się, że Cuicuilco jest
jedną z najstarszych budowli w dolinie Meksyku.
Uważa się także, że to jedna z najstarszych budowli w całej Mezoameryce, datowana
na około 700 roku p.n.e. Wiąże się ją również z Olmekami. Według Wikipedii:
Cuicuilco było starożytnym miastem na Centralnej Wyżynie Meksykańskiej, leżącym na
południowym brzegu jeziora Texcoco w południowo-wschodniej części Meksyku.
Dzisiaj to ważne miejsce wykopalisk, zamieszkane w średnim i późnym
mezoamerykańskim okresie formatywnym (od około 700 roku p.n.e. do 150 roku n.e.).
Zgodnie z tym datowaniem Cuicuilco może być uznane za najstarsze miasto w dolinie
Meksyku; istniało mniej więcej w czasach Olmeków zamieszkujących niziny nad
Zatoką Meksykańską w obecnych stanach Veracruz i Tabasco (matecznik Olmeków), a
może utrzymywało z nimi kontakty. Cuicuilco powstało jako rolnicza wioska; są tam
ślady wczesnych praktyk religijnych, w tym ofiar z kamieni, a także używania ceramiki
jako wyposażenia grobów. Miasto rozwinęło się wokół dużego ośrodka ceremonialnego
z piramidami oraz przyległego terenu miejskiego z placami i alejami biegnącymi nad
ciągiem małych, płytkich stawów. Stawy te zasilała woda spływająca z pobliskich
wzgórz Zacayuca i Zacaltepetl. Liczebność populacji miasta w szczytowym okresie roz-
woju ocenia się na 20 000 osób. Na obszarze wykopalisk występują tarasy, różne
budynki, umocnienia oraz rowy i kanały irygacyjne.
Archeolodzy uważają, że Cuicuilco było najważniejszym ośrodkiem miejskim przed
rozwinięciem się Teotihuacan; sześć niewielkich osad, które złożyły się ostatecznie na
to drugie miasto, zostało założonych i wykazywało oznaki niewielkiego rozwoju wtedy,
gdy w Cuicuilco powstawały piramidy i publiczne pomniki. Miasto zostało opuszczone
w latach 150-200 n.e. po wybuchu pobliskiego wulkanu Xitle, chociaż tereny te zostały
dużo później ponownie zasiedlone. Ceramika i inne znaleziska sugerują, że uchodźcy
z wulkanicznej katastrofy wywędrowali na północ i zmieszali się z populacją
Teotihuacan, niedaleko północnego brzegu jeziora Texcoco.
Jak bardzo datowanie starożytnych monumentów może być kontrowersyjne i mylne, świadczy
to, że dawniejsi geolodzy sądzili, iż zastygła lawa pokrywająca większą część piramidy w Cuicuilco
ma ponad 7000 lat (a więc piramida byłaby jeszcze starsza!). Taką informację zamieszczono w
prestiżowym czasopiśmie „National Geographic" w 1923 roku. W 1922 roku autor artykułu,
archeolog Byron Cummings, zainteresował się Cuicuilco, kiedy dowiedział się, że geolog George
E. Hyde ocenił wiek lawy pokrywającej piramidę (nazywanej wtedy lawą Pedregal, teraz - lawą
Xitle) na 7000 lat. Cummings wspomina o dziwnym niebieskim świetle, które pojawiło się na
wierzchołku piramidy, kiedy zaczęto ją odkopywać. Robotnikom dodało to werwy, ponieważ uznali
je za znak, iż w głębi musi się kryć aztecki skarb.
Niedawne badania metodą węgla
14
C wskazują na datę około 245 roku n.e. Nieważne, jak stare
jest Cuicuilco. Jest to starożytne miasto, będące zaskakującym odkryciem dla archeologów. Bernal
w książce A History of Mexican Archeology pisze:
W 1917 roku Gamio rozpoczął wykopaliska pod zastygłą lawą w rejonie Copilco i kazał
w tym celu wydrążyć tunele. Znaleziska były sensacyjne: odkryto pozostałości
budynków i grobowców, kamienne narzędzia i liczne egzemplarze ceramiki, bardzo
podobnej do znalezionej w Potzalco, co wskazywało, że pochodzi z okresu
archaicznego.
Jeśli La Venta zostało zniszczone w 400 roku p.n.e., czy pozbawieni domów uchodźcy
przenieśli się do doliny Meksyku, do już zamieszkanych osad, takich jak Cuicuilco i Teotihuacan?
Tajemnica Teotihuacan
Azteckie mity w języku nahuatl głoszą, że bogowie zebrali się w Teotihuacan pod koniec świata
czwartego i na początku piątego:
Chociaż to była noc,
Chociaż to nie był dzień,
Chociaż nie było światła,
Zebrali się,
Bogowie naradzali się
Tam, w Teotihuacan.
Według mitologii Azteków Teotihuacan już istniało, kiedy kataklizm zmienił dzień w noc i słońce
nie wzeszło. Mieszkańcy, lub „bogowie", w Teotihuacanie musieli uratować świat i sprawić, by
słońce wróciło na niebo.
Michael Coe w książce Mexico (Meksyk) z 1962 roku pisze: „Najpokorniejszy z nich wszystkich,
Nanahuatzin (Wrzodowaty, pokryty wrzodami) rzucił się w płomienie i stał się słońcem. Ale ciała
niebieskie się nie ruszyły, więc wszyscy bogowie poświęcili się dla rodzaju ludzkiego. W końcu
ustanowiono rządy: władcami Teotihuacan zostali »mędrcy, znawcy rzeczy magicznych, dziedzice
tradycji«. Po ich śmierci budowano nad ich grobami piramidy. Największe z nich, piramidy Słońca i
Księżyca, miały być zbudowane przez olbrzymów, którzy w tamtych czasach istnieli".
Ten mit ma biblijną paralelę - o kataklizmie, po którym słońce nie chciało wzejść, oraz że „w
owych czasach byli na ziemi giganci" (Rdz 6,14).
Czy ci „mędrcy, znawcy rzeczy magicznych, dziedzice tradycji" byli Olmekami, wędrującymi w
głąb lądu po „zniszczeniu ojczyzny"? Byliby więc „dziedzicami tradycji".
Uważa się, że początki Teotihuacan sięgają czasów, gdy Cuicuilco również było zamieszkane;
najwcześniejsze budynki datuje się na około 200 roku p.n.e., a ukończenie największej piramidy,
Piramidy Słońca, na 100 rok p.n.e.
W latach 50. XX wieku słynny archeolog M. Covarrubias z niedowierzaniem Przyznał, że
datowanie węglem radioaktywnym ustaliło datę powstania tego miejsca
n
a „niemal niemożliwy rok
900 p.n.e." (Indian art of Mexico and Central America -Indiańska sztuka Meksyku i Ameryki
Środkowej). Kolejne badania przesunęły ją na 1474 rok p.n.e., a dziś niektórzy archeolodzy
przyjmują datę około 1400 roku p.n.e. Jeśli daty te są prawdziwe, wiek Teotihuacan przesunąłby
się o 1000 lat wstecz, do czasów, kiedy Olmekowie rzeźbili swoje gigantyczne głowy.
Datowanie stanowisk archeologicznych zawsze jest trudne: wiek znalezisk można ustalać dzięki
datowaniu materiału organicznego, na przykład kości lub drewna, albo przy użyciu innych metod -
datowania ceramiki - ale kamienne budowle mogą być setki lat starsze niż materiał organiczny. W
przypadku Teotihuacan wiadomo, że było opuszczane i zaludniane kilka razy. Zważywszy na
datowanie wskazujące na starożytność tego miejsca, jest bardzo możliwe, że Olmekowie
przenieśli się tu po zniszczeniu La Venta.
Jeden z powodów, dla których Piramidę Słońca w Teotihuacan wzniesiono tam, gdzie stoi,
odkryto w 1971 roku. Natrafiono na niezwykłą jaskinię pod piramidą, stanowiącą naturalne ujście
lawy, powiększone w starożytności. Biegnie ona 100 metrów w kierunku wschodnim na głębokości
6 metrów pod tą budowlą, od schodów na jej głównej osi, i kończy się kilkoma komorami w
układzie przypominającym czterolistną koniczynę.
Michael Coe pisze:
Należy przypomnieć, że według azteckiej tradycji stworzenie słońca i księżyca, a nawet
obecnego wszechświata, odbyło się w Teotihuacan. Starożytni wykorzystywali jaskinie
w czasach poprzedzających wzniesienie piramidy; po jej zbudowaniu dalej
pozostawały one ośrodkiem kultu. Niestety, wyniki prowadzonych w nich oficjalnych
wykopalisk nigdy nie zostały opublikowane. Naukowcy Doris Heyden i profesor Milion
piszą, że w Meksyku przed konkwistą takie groty uważano za symboliczne łona, z
których w mitologicznej przeszłości wyłonili się bogowie, tacy jak słońce i księżyc, oraz
przodkowie ludzi. Chociaż w jaskini nie było źródła, znaleziono kanaliki drenów w
kształcie litery U (przypominające prototypy olmeckie), a więc prawdopodobnie
doprowadzano tam wodę. To święte miejsce zostało niegdyś splądrowane i
zapieczętowane, ale pamięć o nim mogła przetrwać aż do czasów Azteków.
Coe zwraca uwagę, że wyników wykopalisk nie opublikowano. Można się zastanawiać, cóż tak
ważnego znaleziono w podziemnych kryptach, że postanowiono tego nie rozgłaszać. Przecież
odkrycie starożytnego systemu komór pod najważniejszą piramidą Meksyku jest czymś, czego
archeolodzy nie lekceważą. Musiano odkryć coś radykalnie zmieniającego przyjęte poglądy na
starożytny Meksyk. Mógł to być datowany radioaktywnym węglem materiał organiczny sprzed
dziesiątków tysięcy lat albo coś bardziej znaczącego, na przykład wyraźnie identyfikowalne obiekty
z Bliskiego Wschodu albo innych dalekich stron.
Ciekawe, że wiele piramid w Mezoameryce zbudowano nad naturalnymi jaskiniami. Pod
znanymi piramidami Ameryki Północnej może być więcej takich naturalnych grot, które oczekują na
odkrycie, ale prawdopodobnie nigdy odkryte nie zostaną.
W trakcie pierwszych wykopalisk wokół Piramidy Księżyca w Teotihuacan, rozpoczętych dopiero
w 2004 roku, znaleziono kości dorosłych mężczyzn. Jak doniósł londyński „Guardian" 6 grudnia
2004 roku, okazało się, że 10 z tych mężczyzn zostało ściętych, a wszystkich najwyraźniej złożono
w ofierze bogom. Podczas wkopywania się głębiej w ziemno-kamienną budowlę znaleziono
jeszcze szczątki trzech ofiar ludzkich.
Według meksykańskiego archeologa Rubena Cabrery, w zbiorowym grobie złożono dwóch
mężczyzn o wysokim statusie, przyozdobionych między innymi naszyjnikami z muszli, mającymi
kształt żuchwy, typowymi dla mezoamerykańskich wojowników. Obaj mężczyźni, prawdopodobnie
uśmierceni ciosami małych jadeitowych sztyletów, leżeli w otoczeniu 10 bezgłowych dorosłych ze
spętanymi rękami i nogami. Kości pum, jaguarów, kojotów, wilków, orłów i węży wypełniały
wszystkie wolne miejsca; oprócz tego znaleziono cenne misternie wykonane przedmioty, w tym
obsydianowe noże ofiarne.
Cabrera stwierdził, że niedługo po wybudowaniu Piramidy Słońca (około 300 roku n.e.)
Teotihuacan zajmowało obszar 20 kilometrów kwadratowych i liczyło około 150 000 mieszkańców.
Trzysta lat później zniknęło, według jednej z teorii, w rezultacie powstania ludowego wywołanego
nieurodzajem. Dzisiaj Teotihuacan jest jednym z najintensywniej badanych miast cywilizacji
prekolumbijskich, mimo to jednym z najmniej znanych.
W czasach świetności Teotihuacan, około VI wieku n.e., mieszkało tam 200 000 osób. Według
Michaela Coe było szóstym pod względem wielkości miastem na świecie w tym czasie.
Teotihuacan było wtedy miastem Tolteków. Uważa się, że Toltekowie przejęli już istniejący
zespół piramid. Jego budowniczych określa się często po prostu kulturą Teotihuacan. Była ona
powiązana z Olmekami i wiadomo, że pozostawała pod wpływem Epiolmeków. Po odkryciach w
Chalcatzingo w latach 60. i 70. XX wieku i niedawnym odkryciu nowego olmeckiego ośrodka w
Zazacatla niedaleko miasta Xochitepec silny wpływ Olmeków w rejonie doliny Meksyku i jeziora
Texcoco uważa się za pewnik.
Przez wiele wieków Teotihuacan było największym miastem Mezoameryki, handlującym z
Kostaryką na południu i Arizoną na północy. Słynęło z produkowanych w nim narzędzi, broni i
przedmiotów z obsydianu, a jego kulturalne i religijne wpływy sięgały bardzo daleko. Toltekowie
prowadzili wojny nawet w rejonie Peten i Jukatanu. Potem, nagle, Teotihuacan zostało opuszczone
i stało się wymarłym miastem bogów.
Uważa się powszechnie, że opuszczenie Teotihuacan zbiegło się w czasie z rozwojem nowej
tolteckiej stolicy, Tollan (obecnie Tulą), 80 kilometrów na północ od Teotihuacan. Toltekowie
najwyraźniej zbudowali ją na wzór Teotihuacan, choć w niniejszej skali.
Teotihuacan: miasto na wodzie
Ostatnie znaleziska wykazują, że Teotihuacan było miastem zaprojektowanym przez
uzdolnionych inżynierów, którzy zaplanowali zespół piramid jako miasto na wodzie, ze sztucznymi
kanałami i jeziorami. Archeolodzy sądzili dawniej, że są to ulice i place; nie przychodziło im do
głowy, że miasto leżało na wodzie.
Jak pięknie musiało wyglądać: olbrzymie piramidy odbijające się w taflach wody, pływające
ogrody pełne kolorowych lilii i innych kwiatów, łodzie zacumowane u stopni licznych świątyń i
piramid. Przez wiele lat Teotihuacan rozkwitało jako jedno z największych i najpiękniejszych miast
na świecie.
Zechariah Sitchin, autor książek o astronautach w starożytności, twierdzi, że system tuneli pod
Piramidą Słońca i w jej wnętrzu był swego rodzaju wodociągiem: „O tym, że pierwotna jaskinia
została w jakimś celu umyślnie przekształcona, świadczy to, iż sklepienie jest wykonane z ciężkich
kamiennych bloków, a ściany tunelu otynkowano (...) przy użyciu najróżniejszych materiałów;
podłogi, ułożone segmentami, są dziełem rąk ludzkich; rury odwadniające zamontowano w dziś
nieznanym celu (być może prowadziły do wyschniętego obecnie podziemnego źródła). Tunel
kończy się pod czwartym stopniem piramidy w wydrążeniu w kształcie liścia koniczyny, podpartym
kolumnami z cegieł adobe i bazaltowymi głazami".
Sitchin tak opisuje długą Aleję Zmarłych, biegnącą przez miasto:
Wzdłuż alei stoją mury i niskie budowle, składające się na kompleks sześciu częściowo
zagłębionych w gruncie otwartych zbiorników. Prostopadłe ściany są wyposażone w
śluzy na poziomie podłogi. Całość sprawia wrażenie, jakby kompleks miał służyć
kierowaniu wody spływającej aleją. Nurt mógł brać początek przy Piramidzie Księżyca
(gdzie znaleziono okrążający ją podziemny tunel) i łączyć się w jakiś sposób z
podziemnym tunelem Piramidy Słońca. Kolejne zbiorniki zatrzymywały i wypuszczały
wodę, która w końcu docierała do kanału rzeki San Juan. Czy to dzięki owym
sztucznym kaskadom i uregulowanemu przez człowieka nurtowi wód fasadę świątyni
Quetzalcoatla udekorowano wizerunkiem falistych wód - w głębi lądu, setki kilometrów
od morza?
Wygląda na to, że Teotihuacan zostało zaplanowane i zbudowane jako wielki ciąg wodny. Czy
miało to służyć jakimś procesom technologicznym? Teorię tę wspiera odkrycie pokładów miki
wokół Piramidy Słońca.
Sitchin konkluduje:
W trzecim segmencie licząc od Piramidy Słońca, podczas odkopywania ciągu
połączonych podziemnych komór odkryto, że w niektórych podłogę wyłożono warstwą
grubych płatów miki - krzemianu odpornego na wodę, temperaturę i prąd elektryczny.
Mika służy od dawna jako izolator w różnych procesach chemicznych, ma też
zastosowanie w urządzeniach elektrycznych i elektronicznych, w ostatnich zaś czasach
w technologii jądrowej i kosmicznej. Właściwości miki zależą do pewnego stopnia od
zawartości w niej pierwiastków śladowych i - co za tym idzie - od położenia
geograficznego złoża. Zdaniem ekspertów mika znaleziona w Teotihuacan występuje
tylko w odległej Brazylii. Ślady tej miki znaleziono także na pozostałościach stopni
Piramidy Słońca, gdy odkopywano ją na początku XX wieku. Do czego miał służyć ten
izolujący materiał w Teotihuacan?
Odnoszę wrażenie, że (...) pochyła aleja, ciąg budowli, podziemne komory i tunele, kanał
rzeczny, częściowo zagłębione w ziemi zbiorniki ze śluzami oraz podziemne pomieszczenia
wyłożone miką- wszystko to było elementami umiejętnie zaprojektowanego urządzenia służącego
oddzielaniu, rafinowaniu lub oczyszczaniu substancji mineralnych.
Mamy więc coraz więcej dowodów, że Teotihuacan było miastem, przez które przepływały
wielkie ilości wody; być może stanowiło ono ogromną rafinerię złota lub innych metali. Sitchin
utrzymuje także, że ruiny Tiahuanaco w Boliwii świadczą, iż w tamtym mieście również znajdowały
się podziemne kanały mogące pomieścić dużo wody. Interesujące jest podobieństwo nazw owych
dwóch starożytnych i potężnych miast. Gdyby mika używana w Teotihuacan rzeczywiście
pochodziła z Brazylii, powinniśmy zmienić nasze poglądy na handel między Ameryką Północną a
Ameryką Południową.
Do czego były potrzebne płaty miki? Oczywiście, musiano je przywozić łodziami, ale dlaczego w
ogóle je przywożono? Czy mika była wykorzystywana w procesach technologicznych, na przykład
do wypłukiwania rud metali, jak twierdzi Sitchin? A może miała służyć zmianie ładunku
elektrycznego wody w mieście i wokół niego albo -jako minerał połyskliwy - być dobrze widoczna z
daleka?
Ostatnie odkrycia w Teotihuacan wykazały, że wśród ofiar znalezionych w Piramidzie Księżyca
byli ludzie sprowadzeni z odległych miejsc. Podobnie jak inne nowe dowody, wskazuje to, że
Mezoamerykanie, w tym Olmekowie, odbywali dalekie wyprawy. Choć ofiary znalezione w
Teotihuacan pochodziły z późniejszego okresu długiej historii miasta, świadczą, że w starożytnej
Mezoameryce ludzie pokonywali duże odległości.
Agencja Reutera donosi 11 kwietnia 2007 z miasta Meksyk:
Starożytni Meksykanie przez wieki sprowadzali ludzi z ziem odległych o setki
kilometrów, by złożona z nich ofiara uświęciła piramidę w najstarszym mieście Ameryki
Północnej - stwierdził jeden z archeologów.
Testy DNA szkieletów ponad 50 ofiar odkrytych w 2004 roku w Piramidzie Księżyca w
ruinach Teotihuacan wykazały, że ludzie ci wywodzili się z Majów, żyjących na
odległych wybrzeżach pacyficznym i atlantyckim. Ciała, z których wiele było
zdekapitowanych, datowano na lata 50-500 roku n.e. Ludzi tych zabijano przy okazji
święcenia kolejnych etapów budowy piramidy na północ od miasta Meksyk.
„Ofiary były prawdopodobnie jeńcami wojennymi albo pozyskiwano je w wyniku
pertraktacji", powiedział archeolog Ruben Cabrera, kierujący wykopaliskami wokół
piramidy. Piramida Księżyca i większa od niej Piramida Słońca są dwiema głównymi
piramidami Teotihuacan, zamieszkiwanego u szczytu potęgi, około 500 roku n.e., przez
200 000 osób.
„W Teotihuacan mogła istnieć tradycja chwytania jeńców na ofiary", oznajmił Cabrera.
Aztekowie i inne ludy z kręgu starożytnych meksykańskich cywilizacji składały ludzi w
ofierze, wyjmując im z rozciętych piersi bijące jeszcze serca; badacze nie są jednak
pewni, jak zabijano ofiary w Teotihuacan.
Niewiele wiadomo, jaki lud zamieszkiwał to miasto ani jakim językiem mówił. To miasto,
najstarsze z odkrytych w Meksyku, było czczone przez późniejsze cywilizacje
Mezoameryki, w tym przez Azteków, którzy nadali mu obecną nazwę, oznaczającą w
języku nahuatl „miejsce, gdzie rodzą się bogowie".
A oto kolejna tajemnica - dlaczego nie znaleziono żadnego królewskiego pochówku ani nawet
jego śladów? W zawalonych gruzem tunelach piramid znajdowano szczątki ludzi złożonych w
ofierze, ale nic nie wskazuje, by te piramidy wzniesiono jako królewskie grobowce.
Jeśli nimi nie były - a większość archeologów uważa, że w tym właśnie celu budowano piramidy
- czemu miały służyć? Były jedynie ośrodkami ceremonialnymi? A może miały jakieś inne
zastosowanie? Piramidy spotykamy na całym świecie, od Chin, Egiptu i wysp Oceanu Spokojnego
po Amerykę Północną i Południową. Wiele z nich, podobnie jak ta w Teotihuacan, ma związek z
wodą i sztucznymi zbiornikami, na przykład piramidy w Gizie, niedaleko których rozciągało się
niegdyś duże jezioro Moeris. Na jego środku również stała piramida, tak jak w Teotihuacan. La
Venta także zbudowano na sztucznej wyspie na środku rzeki o zmienionym biegu.
Moim zdaniem jest oczywiste, że podobieństwo budowli w olmeckim mateczniku i w centralnej
dolinie Meksyku nie może być dziełem przypadku. Upadek La
Venta około 400 roku p.n.e. wstrząsnął hierarchiczną strukturą olmeckiego imperium i sprawił,
że Olmekowie się rozproszyli. Duże ich grupy wyruszyły do rozwijających się osad, takich jak
Cuicuilco czy Teotihuacan. Upadek ten mógł być końcem czwartego świata, o którym opowiadają
Majowie. Zaczęli oni wtedy przejmować palmę pierwszeństwa w Mezoameryce piątego świata.
Wpływ Epiolmeków stopniowo malał i pewne plemiona mogły się przeciw nim buntować. Niektóre
miasta ulegały zagładzie wskutek dalej zachodzących zmian geologicznych. Olmekowie, którzy
początkowo panowali nad przesmykiem Tehuantepec, a ich wpływy sięgały o wiele dalej, popadli w
zapomnienie. Wskrzesili ich po wiekach archeolodzy.
Chociaż lepiej już rozumiemy przyczyny upadku Olmeków, ich prawdziwa tożsamość wciąż jest
zagadką. Przyjrzyjmy się dokładniej ich obyczajom, w tym stosowaniu quizuo i deformowaniu
czaszki, i przeanalizujmy ich pismo, a może zaczniemy lepiej dostrzegać, kim byli naprawdę.
3
Tajemnica Quizuo
Tym, co rozstrzyga o obecności Afrykanów, są ich czaszki i szkielety znalezione w ruinach
olmeckich siedzib.
Doktor Ivan Van Sertima African Presence in Early America (Obecność Afrykanów we wczesnej
Ameryce) 1987
W POSZUKIWANIU QUIZUO
W środowisku akademickim interesującym się Olmekami trwa wielka debata, czy w kulturze
olmeckiej da się wykazać wpływy zewnętrzne - ludów oddzielonych oceanami. Jednym z
dowodów, na które powołują się niektórzy uczeni, jest przedstawianie przez olmeckich artystów
ludzi w niezwykłej klęczącej postawie, znanej jako quizuo.
Do propagatorów dyfuzjonizmu w tradycyjnym systemie uniwersyteckim należy doktor Ivan Van
Sertima z Uniwersytetu Rutgera w New Jersey. Ivan Van Sertima urodził się w Kitty Village w
Gujanie 26 stycznia 1935 roku. Kształcił się na Wydziale Orientalistyki i Afrykanistyki na
Uniwersytecie Londyńskim, który ukończył z wyróżnieniem. Był oficerem prasowym w Gujańskich
Służbach Informacyjnych w latach 1957-1959. Do Stanów Zjednoczonych przyjechał w 1970 roku i
ukończył studia doktoranckie na Uniwersytecie Rutgera. W 1972 roku Van Sertima rozpoczął tam
karierę nauczyciela akademickiego jako wykładowca, a teraz jest profesorem na Wydziale
Afrykanistyki i redaktorem naczelnym „The Journal of African Studies".
Van Sertima propaguje dyfuzjonistyczną teorię, że ludzie starożytni przepływali oceany
Atlantycki i Spokojny i utrzymywali trwałe kontakty transoceaniczne. Jego książki African Presence
in Early America, African Presence in Early Asia oraz They Came Before Columbus (Byli tam przed
Kolumbem) zawierają artykuły i zdjęcia dowodzące, że rasa czarnoskóra zamieszkiwała cały glob,
w tym starożytną Amerykę.
Van Sertima ukazuje liczne paralele między posągami olmeckimi a posągami ze starożytnego
Egiptu, Indii, Chin i wysp Oceanu Spokojnego - paralele, które, jak utrzymuje, nie mogą być
przypadkowe. Jedną z cech figur z tych wszystkich zakątków świata jest pozycja quizuo. Van
Sertima, przede wszystkim lingwista, choć mający dokonania i w innych dziedzinach nauki,
podziela ciekawy pogląd archeologa Wayne'a B. Chandlera, że przedstawianie postaci w pozycji
quizuo jest spotykane na całym świecie.
Postaci w postawie quizuo klęczą z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, z dłońmi na kolanach
albo złączonymi przed tułowiem. Twarz na ogół jest skierowana do przodu, ale bywa także
skierowana w dół albo lekko do góry. Te charakterystyczne figurki, najwyraźniej przedstawiające
ludzi w kornej postawie przed królem, kapłanem czy innym władcą, znajdowano w tak odległych od
siebie miejscach, jak Wyspa Wielkanocna, Chiny, Pakistan, Egipt i wiele olmeckich ruin w Ameryce
Środkowej.
W monografii z 1986 roku Trait-influences in Meso-America: the African-Asian Connection
(Ślady wpływów w Mezoameryce: kontakty z Afryką i Azją), włączonej do książki Van Sertimy
African Presence in Early America, Wayne B. Chandler twierdzi, że pozycja quizuo była znana w
Chinach w czasach dynastii Szang, a więc w latach 1300-1100 p.n.e., o czym świadczą posążki
datowane na ten okres. Pokazuje też jadeitową olmecką figurkę w pozycji quizuo, pochodzącą z
doliny Lima Ulua w Hondurasie i datowaną na około 1150 roku p.n.e.
Chandler dowodzi, że niektóre posążki z czasów dynastii Szang (1600-1028 p.n.e.)
przedstawiały ludzi klęczących w pozycji quizuo i mających fryzury, które teraz powszechnie są
znane jako irokezy. Jedna ze słynnych figurek z La Venta przedstawia identyczną postać - w
pozycji quizuo z irokezem na głowie. Podobieństwo między statuetkami jest zdumiewające.
Chandler twierdzi, że ta fryzura, noszona przez Olmeków, Kolumbijczyków, Azteków,
Mohawków znad Rzeki Świętego Wawrzyńca, a także Chińczyków z epoki Szang - i nadal
spotykana - pochodzi od starożytnych chińskich czarowników! Według Chandlera:
Występowanie tej fryzury w kulturze Szang, a potem u Olmeków, świadczy o
przekazaniu charakterystycznej cechy. Taka fryzura początkowo była znana tylko u
Chińczyków Szang i Olmeków, później jednak przyjęła ją pozostająca pod wpływem
Chin z epoki Szang kultura San Agustin w Kolumbii. Potwierdzają to niemal wszystkie
ich kamienne rzeźby (...). Dowody świadczą, że fryzurę tę nosili pierwotnie tylko
szamani i czarownicy Chińczyków Szang i Olmeków, tak jak dredy nosili początkowo
tylko najwyżsi kapłani i sadhu w Indiach.
Tajemnica quizuo jest ciągle nierozwiązana. Czemu ci ludzie klęczą w tej dziwnej pozycji, z
rękami na kolanach?
Powiązania z czarownikami Szangów i irokezy przydają wiarygodności teorii, że część
Olmeków to chińscy admirałowie i ambasadorowie, w wielu przypadkach będący eunuchami. O
tych specjalnie wyszkolonych eunuchach, którzy rozumieliby koncepcję quizuo, będzie mowa w
jednym z następnych rozdziałów.
Chandler zauważa, że irokezy noszą zazwyczaj postaci w pozycji quizuo, choć większość
figurek nie ma takiej fryzury. Posążki quizuo z całego świata mają na głowie turbany albo skórzane
czapki, jakieś inne fryzury, są łyse albo czaszki ich są wydłużone. U posążków olmeckich na
skórzanych czapkach widnieją hieroglify, być może oznaczające tożsamość albo status tej osoby.
Człowiek trzymający obie dłonie płasko na kolanach znajduje się w pozycji, która wyraża
całkowitą podległość. To gest podobny do uścisku dłoni albo machania otwartą ręką na znak, że
się nie trzyma w niej broni. Właśnie całkowita bezbronność dominuje w pozycji quizuo. Człowiek w
tej pozycji, bezbronny i podległy drugiemu, dosłownie nadstawia karku w oczekiwaniu nagrody
bądź kary. Przypomina kogoś, kto ma zostać ścięty albo - przeciwnie - pasowany na rycerza.
Słynna jest opowieść o spotkaniu królowej Elżbiety I z Francisem Drakiem po jego powrocie z
wyprawy dookoła świata, drugim admirałem, który opłynął świat (tak naprawdę był pierwszym, bo
Magellan poniósł śmierć na Filipinach). Drake'a, gdy powróci! w 1581 roku, zaszczyciła
odwiedzinami na pokładzie jego okrętu „Golden Hind" królowa angielska. Chciała usłyszeć od
niego wyjaśnienie, dlaczego napada na hiszpańskie kolonie w Ameryce Południowej. Rozkazała,
by przed nią uklęknął, i wydobyła ostry miecz z pochwy. Po wysłuchaniu admirała, uniosła miecz
do góry, tak jakby chciała ściąć mu głowę. Czy Drake trzymał wtedy dłonie na kolanach,
pogodzony z losem? Królowa Elżbieta łagodnie opuściła miecz na jego ramiona i nadała mu
szlachectwo.
Gdy Krzysztof Kolumb wyruszał z Hiszpanii w 1492 roku w podróż morską do Indii, został w
podobny sposób pasowany na sługę królestwa; klęknął w pozycji quizuo przed królową Izabelą i
otrzymał pozwolenie na wyprawę i eksplorowanie nowych ziem.
Klęczenie w pozycji quizuo - geście poddania - to tradycja kontynuowana do dzisiaj między
innymi na dworze brytyjskim. Paul McCartney, Mick Jagger i Richard Branson, otrzymując tytuły
szlacheckie od królowej Elżbiety II, też klęknęli, choć na krótko, w tej postawie.
Rzeźby dowodzą, że w pozycji quizuo nie przedstawiano królów i władców. Wydaje się, że
ukazywano w niej szamanów, dygnitarzy wysokiego szczebla, ambasadorów, generałów,
admirałów i innych funkcjonariuszy państwa. Być może figurki te przedstawiają ważnych
urzędników lub dyplomatów w trakcie zaprzysięgania na urząd. Byłaby to więc pozycja wyrażająca
zarazem podporządkowanie i pełnienie władzy!
Quizuo jest kojarzone z Olmekami zdecydowanie bardziej niż z jakąkolwiek inną kulturą. Choć
posążki ludzi w tej pozycji znajdowano na całym świecie, wiadomo że występowały w dużej
obfitości właśnie w osadach olmeckich. Czy Olman - obszar obejmujący przesmyk Tehuantepec -
był, jak dzisiejsza Panama z Kanałem Panamskim krajem, w którym przebywali rozmaici
ambasadorowie, dyplomaci, admirałowie i żeglarze, centrum portowym, rynkowym, handlowym, w
którym można było spotkać również podejrzane typy? Czy taki był dawny Olman?
Statuetki w pozycji quizuo można znaleźć w różnych miejscach na kuli ziemskiej - w Egipcie, na
Wyspie Wielkanocnej, w Mohendżo Daro (Indie), Chinach, Tiahuanaco, Mezoameryce i wielu
innych. Ponieważ quizuo staje się coraz lepiej znane archeologom i historykom, czy dostrzegą, że
jest jednym z dowodów jednolitości kultur na całym świecie.
Związki Olmeków z Afryką
Według Van Sertimy przekłuwanie przez Olmeków nosa jadeitowymi kolczykami, tatuaż,
zdobienie twarzy, dziwne fryzury oraz szczególna mowa ciała to kolejne dowody, że ich kultura
pozostawała pod wpływem innych.
O wpływach afrykańskich pisze on w They Came Before Columbus:
Wskutek zagłady afrykańskich rozwiniętych kultur spowodowanej długotrwałymi i
niszczącymi najazdami Europejczyków wielu Afrykanów przetrwało na peryferiach
tego, co było najlepsze w cywilizacjach afrykańskich. Nowe fakty narzucające taki
obraz wydarzeń budzą tak wielką konsternację i niedowierzanie, że niektórzy
najbardziej szanowani członkowie establishmentu naukowego rozpętują pełną emocji
kampanię, mającą interpretować nowe dane. Przenikanie wpływów dynastycznego
Egiptu poza Afrykę nagle przestano rozpatrywać. Niedawne odkrycia archeologiczne
potwierdzają to, co głoszą mity. Coraz większe fragmenty historii Afryki są
rekonstruowane na podstawie niezbitych obiektywnych faktów, a nie na egoistycznych
spekulacjach i rasistowskich teoriach o czarnych dzikusach.
(...) Indianie z Haiti (Hispanioli) mówili, że na wyspę przybyli czarni ludzie, którzy mieli
włócznie o grotach z metalu zwanego przez nich gua-nin; [Kolumb] wysłał te włócznie
do Hiszpanii, by tam oceniono, co to za metal. Stwierdzono, że spośród 32
egzemplarzy 18 było ze złota, 6 ze srebra i 8 z miedzi. Pochodzenie wyrazu gua-nin
można wywieść z języków grupy mande z Afryki Zachodniej: mandingo, kabunga,
toronka, kankanka, bambara, mande i vei. W języku vei istnieje forma wyrazu ka-ni, co
po transliteracji na miejscową fonetykę dałoby gua-nin.
Van Sertima, który jest znawcą języków afrykańskich, podaje liczne przykłady, że nazwy, kultury
i rytuały Afrykanów są zbieżne z nazwami, kulturami i rytuałami starożytnej Ameryki. Dla badań
nad Olmekami istotne jest jego stwierdzenie, że kult wilkołaka u ludu Bambara, którego naczelnik
zwany jest amantigi (głowa wiary), występuje w meksykańskich rytuałach pod nazwą amanteca.
Obrzędy towarzyszące tym rytuałom, pisze Van Sertima, są zbyt podobne, by powstały niezależnie
u ludów niemających wcześniej ze sobą żadnych kontaktów. Określenie „mówiący diabeł" w
mandingo brzmi hore, w karaibskim haure - to tylko jeden z przykładów. W aztecko-misteckim
języku nahuatl przepaska biodrowa to maxtli; w afrykańskim malinkę taka przepaska nazywa się
masiti. Przepaska kobieca to w Meksyku nagua; w zachodnioafrykańskim języku mande - nagba.
Van Sertima dowodzi:
(...) W języku malinkę słowa znaczące „palić" to dyamba i dyemba. U ludów po-
łudniowoamerykańskich słowa mające takie samo znaczenie to dema - w guipi-navi,
iema - w traiana, jema - w maypures, sema - w guahiba, scema - w caberi, djeema - w
baniva i tak dalej. Słowo duli w języku mandingo („palić"), występujące w tej samej
formie w językach toma i bambara, i w formach nduli i luli w mendę, można znaleźć w
amerykańskich językach karaibskim, arawak, chavantes, baniva, acroamirin i goajiro.
Afrykańska nazwa banana również występuje w tych językach (...)
Van Sertima wspomina, że pierwsi podróżnicy spotykali wioski zamieszkane w całości przez
czarnoskórych:
W 1513 roku Vasco Nunez de Balboa, hiszpański uzurpator, ujrzał grupę afrykańskich
jeńców wojennych w indiańskiej osadzie. Powiedziano mu, że czarni mieszkają
niedaleko i bez przerwy toczą z Indianami wojny. Ksiądz, ojciec Gregoria Garcia, opisał
inne spotkanie w książce, do której rozpowszechnienia nie dopuściła inkwizycja:
„Znaleźliśmy tu sługi Pana, Negrów - byli pierwszymi ludźmi, jakich nasi ujrzeli w
Indiach".
Van Sertima jest szanowanym członkiem społeczności akademickiej, więc izolacjoniści są
zmuszeni do uwzględniania jego teorii, ale zazwyczaj omawiająje z lekceważeniem w kilku
zdaniach i nigdy tak naprawdę nie biorą poważnie jego twierdzeń. Szero-kie rozprzestrzenienie
quizuo, w tym u Olmeków, po prostu pomija się milczeniem. Van Sertima jest nazywany
„afrocentrystą" przez oponentów; ich zdaniem myli się, sądząc, że wszystkie amerykańskie kultury,
w tym meksykańska, wywodzą się z Afryki. Van Sertima wcale tak nie twierdzi, ale w ten sposób
pomniejsza się znaczenie jego badań.
Współczesna archeologia, zdominowana przez izolacjonistyczne teorie głoszące, że oceany to
bariery, a nie szlaki komunikacyjne, miała spore kłopoty z wytłumaczeniem, skąd wzięły się na
kontynencie amerykańskim artefakty o negroidalnych rysach twarzy, wyraźnie różniące się od
tradycyjnego wizerunku amerykańskiego Indianina. Poradzono sobie z tym, między innymi
głosząc, że to wcale nie są negroidalne rysy twarzy, lecz stylizowane przedstawienia syberyjskich
myśliwych, od których wywodzą się wszystkie plemiona Amazonii, Andów, Ameryki Środkowej i
Ameryki Północnej.
Innym unikiem było przyznanie, że to rzeczywiście są negroidalne rysy twarzy, lecz z
zastrzeżeniem, że Murzyni również musieli przedostać się do Ameryki przez Cieśninę Beringa
podczas ostatniej epoki lodowcowej. Głównonurtowy argument o Murzynach, którzy przebyli
cieśninę z syberyjskimi myśliwymi około 12 000 lat temu, jest szeroko omówiony w książce The
Ancient Kingdoms of Mexico (Starożytne królestwa Meksyku) brytyjskiego archeologa Nigela
Daviesa, krytyka teorii zakładających możliwość żeglowania przez oceany w czasach
starożytnych. Davies odrzuca wszelkie teorie, że Fenicjanie, Egipcjanie, Chińczycy, wikingowie,
Afrykanie czy ktokolwiek inny kiedykolwiek dotarli do Meksyku łodziami. Mimo to, w
przeciwieństwie do niektórych historyków, przyznaje otwarcie, że Olmekowie to ludzie rasy czarnej.
Jego wytłumaczenie obecności czarnoskórych w Meksyku jest interesujące.
We wspomnianej wyżej książce Davies pisze:
Co się tyczy negroidalnych rysów twarzy w sztuce prekolumbijskiej, istnieje z
pewnością bardziej logiczne wytłumaczenie, nieopierające się na wymysłach o
afrykańskich żeglarzach. Wielorakie ludy negroidalne można znaleźć w Azji tak samo
jak w Afryce i nie ma powodu, dla którego kilka z nich nie miałoby przyłączyć się do
wędrujących grup, które przekroczyły most Beringa łączący północno-wschodnią Azję z
północno-zachodnią Ameryką przez tyle tysiącleci. Niewielkiego wzrostu ludzie o
negroidalnych rysach twarzy byli pierwotnymi mieszkańcami wielu ziem nad Oceanem
Indyjskim, w tym Indii, Półwyspu Ma-lajskiego, a także Filipin, gdzie żyją do dziś. Nie
trzeba wychodzić daleko poza międzynarodowy port lotniczy w Manili, żeby znaleźć
dowody ich istnienia. Niedaleko lotniska znajduje się Muzeum Filipińskich Kultur
Tradycyjnych; w nim na wprost wejścia wiszą na ścianie zdjęcia „nieznajomych
twarzy". W wyraźnym kontraście do dzisiejszych Filipińczyków, w większości typu
azjatyckiego, wiele z nich to ciemnoskórzy aborygeni, znani jako „Negritos", którzy
obecnie są rozrzuceni wzdłuż wschodniego brzegu największej wyspy Luzon;
większość z nich ma grube wargi i czarną skórę. Weddowie z Cejlonu są kolejnym
przykładem negroidalnych grup aborygeńskich. Nie powinno więc dziwić, że
przedstawiciele takich grup mogli dołączyć do dawnych wędrowców, którzy
przekroczyli most Beringa, zanim ten zniknął pod falami; wydaje się to logiczniejszym
wytłumaczeniem negroidalnych rysów twarzy niż jakiekolwiek inne.
Tak więc nawet przyjmując niepewne założenie, że olmecka sztuka oparta jest na
portretowaniu prawdziwych negroidów, nie pozwala ono na wniosek, że ludzie ci byli
Afrykanami. W dzisiejszym stanie Tabasco bez trudu można znaleźć osobników o
twarzach podobnych do twarzy olbrzymich głów, a jednocześnie rysach
przypominających wielkie kamienne rzeźby kultury Czarnów w Kambodży, kolejnego
kraju, w którym wciąż żyje negroidalna populacja aborygenów.
Choć argument ten brzmi rozsądnie - być może ludzie o najróżniejszych kolorach skóry
rzeczywiście wędrowali po wszystkich kontynentach w zamierzchłych czasach - na pewno nie
wystarczy, by uznać, że kolonizacji nie można było dokonać (z obu kierunków) drogą morską.
Uwaga Daviesa, że „w dzisiejszym stanie Tabasco bez trudu można znaleźć osobników o
twarzach podobnych do twarzy olbrzymich głów", tak naprawdę niczego nie dowodzi. Jeśli
negroidzi skolonizowali Tabasco po dotarciu tam lądem lub morzem, to normalną koleją rzeczy
mieli potomstwo - które oczywiście było podobne do swoich przodków.
Dlaczego archeolodzy głównego nurtu nauki nie są w stanie przyznać, że starożytni mogli
odbywać podróże łodziami i statkami? Jak, według Daviesa, negroidzi dostali się na Wyspy
Filipińskie? Jakim cudem Murzyni, wszyscy wywodzący się z Afryki, dotarli do tak odległych od
Afryki zachodnich wysp Oceanu Spokojnego jak Nowa Gwinea, Wyspy Salomona, Vanuatu, Nowa
Kaledonia i Fidżi. To wciąż zagadka historii.
Czy Davies przypuszcza, że tysiące wysp na Oceanie Spokojnym zaludnili wędrowcy
przekraczający starożytne lądowe mosty? Chociaż jego pokroju „eksperci" są zmuszeni przyznać,
że Polinezyjczycy i Mikronezyjczycy skolonizowali odległe wyspy Oceanu Spokojnego - maleńkie
skrawki lądu tysiące kilometrów od jakiegokolwiek kontynentu - nie chcą przyznać, że żeglarze w
starożytności mogli podobnie odkryć olbrzymie kontynenty, takie jak Ameryka Północna i Ameryka
Południowa! Przyjmuje się, że Madagaskar został skolonizowany przez Malajów, docierających
Przez cały Ocean Indyjski do odległego zakątka południowo-wschodniej Afryki, ale odrzuca się
teorię, że starożytni dysponujący wielką flotą: Chińczycy, Egipcjanie, Hindusi czy Fenicjanie, mogli
powtórzyć taki wyczyn!
By ominąć powyższe kwestie, dzisiejsi izolacjoniści wymyślili nowy chwyt: każdego, kto
dopuszcza możliwości transoceanicznych wędrówek przez Atlantyk i Ocean Spokojny, nazywają
"rasistą". Metodę tę zastosowali z powodzeniem majaniści, którzy twierdzą, że rasizmem jest
sugerowanie, iż mieszkańcy Ameryki Środkowej nie mogli stworzyć własnej kultury i że byli pod
wpływem rozmaitych innych kultur.
Nie jest przy tym rasizmem utrzymywanie, że inne kultury nie potrafiły budować statków i
pokonywać oceanów, tak jak zrobili to Europejczycy tysiące lat później. Spróbujcie powiedzieć
afroamerykańskiemu profesorowi historii, który jest zwolennikiem teorii zakładającej kontakty
transoceaniczne, że jest rasistą, bo uważa, że Afrykanie pokonywali kiedyś Atlantyk i stworzyli
imperium w Ameryce Środkowej!
Przed wszystkimi archeologami stoi zadanie wyjaśnienia zagadki: dlaczego tak dużo olmeckich
posągów tak bardzo przypomina Afrykanów? Jak to możliwe, że postaci tak wyraźnie afrykańskie
nie mają nic wspólnego z Afryką? Archeolodzy tacy jak Van Sertima twierdzą, że Olmekowie są
podobni do Afrykanów, ponieważ są Afrykanami. Izolacjoniści muszą szukać innych wyjaśnień;
mówią, że niektórzy amerykańscy Indianie są podobni do Afrykanów, ponieważ w tajemniczy
sposób ujawniły się u nich pewne cechy genetyczne. Wszelkie podobieństwo Olmeków do
Afrykanów lub negroidów przybywających do Ameryki przez Azję i wyspy Oceanu Spokojnego (na
przykład Melanezję, Andamany) jest czysto przypadkowe. Quizuo to też sprawa przypadku i
chociaż jest spotykane na całym świecie, znalezione figurki postaci w tej pozycji nie muszą być ze
sobą powiązane. Quizuo jest ignorowane przede wszystkim przez badaczy głównonurtowych,
ponieważ badania nad nim nie przysłużyłyby się izolacjonistycznemu punktowi widzenia.
Jeśli zacznie się akceptować pogląd, że Olmekowie stanowili część imperium morskiego w
czasach, gdy po oceanach pływały wielkie floty - gdy starożytni władcy mórz panowali i na lądzie -
można zaakceptować i to, że quizuo również było elementem tej sieci, podobnie jak zwyczaj
deformowania czaszki. Zacznijmy od omówienia transoceanicznych kontaktów Olmeków z innymi
ludami.
4
Tajemnica handlu transoceanicznego
Zdumienie budzi fakt, że we wszystkich częściach Meksyku, od Campeche
na wschodzie po południowe wybrzeże Guerrero, i od Chiapas przy granicy
z Gwatemalą po rzekę Panuco w regionie Huasteca (na północ od Veracruz),
natrafiano na znaleziska archeologiczne przedstawiające Murzynów
bądź ludzi o cechach negroidalnych, zwłaszcza pochodzące z okresów
archaicznego i preklasycznego.
Alexander von Wuthenau Unexpected Faces in Ancient America (Niespodziewane twarze w
starożytnej Ameryce) 1986
Tajemnica handlu transoceanicznego
Zaczynamy rozumieć, że zawężając się do poglądu, iż Olmekowie byli odizolowani od innych
kultur mezoamerykańskich i nie mieli kontaktów z ludami, od których dzieliły ich oceany, nigdy nie
rozwikłamy związanych z nimi tajemnic. Dokładne rozpoznanie możliwości i dowodów na istnienie
kontaktów transoceanicznych - przez Ocean Spokojny i Atlantyk - pozwoli nam dowiedzieć się, kim
są Olmekowie.
Aby wyjaśnić choćby częściowo tajemnicę handlu transoceanicznego, przyjrzyjmy się
starożytnemu miastu Comalcalco - to najbardziej wysunięta na zachód znana osada Majów w
Meksyku. Kilka majańskich osad odkryto na półwyspie Jukatan, wrzynającym się w Zatokę
Meksykańską, na wschód od kontynentu, natomiast Comalcalco leży niedaleko kontynentalnego
wybrzeża zatoki, kilka kilometrów na zachód od delty rzeki Usumacinta. Ta ważna rzeka prowadzi
do majańskich miast leżących głęboko w gwatemalskim regionie Peten.
Comalcalco było głównym majańskim miastem portowym, które rozkwitało w latach między 700
a 900 n.e. Jak większość miast Majów, pochodzi bez wątpienia z czasów wcześniejszych niż
majański okres klasyczny, a po niedawnych odkryciach w Nakbe w Peten może być datowane
nawet na 1000 rok p.n.e. albo wcześniej. Comalcalco, jak wiele innych miast Majów, było - jak się
uważa - początkowo zamieszkane przez Olmeków. Miasta portowe są często zatapiane w czasie
huraganów i Comalcalco mogło być odbudowywane wiele razy w ciągu setek czy nawet tysięcy lat.
W okresie hiszpańskiej konkwisty wciąż było kwitnącym majańskim portem, ale niedługo potem
popadło w ruinę.
Comalcalco jest wyjątkowe z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ w okolicy nie ma
kamieni, zbudowano je z cegieł wykonanych z mułu. Majowie wznieśli z nich olbrzymie budowle,
jedyne w majańskim świecie. Po drugie, na wielu z tych cegieł znajdują się inskrypcje. W latach
1977 i 1978 pracownicy Narodowego Instytutu Antropologii i Historii odkopali Comalcalco i odkryli,
że zbudowano je w całości z wypalanych cegieł. Odkryto, że na około 3% cegieł znalezionych w
ruinach są inskrypcje.
Podczas badań przeprowadzonych przez meksykańskiego archeologa Neila Steede'a dla
Narodowego Instytutu Antropologii i Historii ustalono, że 3671 cegieł ma inskrypcje. Z tych cegieł
na 2129 (58%) są majańskie hieroglify. Inskrypcje ze Starego Świata pojawiły się na 499 cegłach
(13,6%) w językach takich jak arabski, fenicki, libijski, egipski, ogam, tifinag, chiński, birmański i
palibirmański. Naprawdę inskrypcje ze Starego Świata były na 640 cegłach (17,3%), ale jeśli na
cegle były majańskie hieroglify z dodanymi inskrypcjami ze Starego Świata, umieszczano ją w
kategorii „majańskie". Inne cegły miały rysunki (753, 20%), a 308 (8,4%) było z inskrypcjami i
hieroglifami lub nie zostało zidentyfikowane.
Steede informuje, że komplet fotografii cegieł zawieziono do Towarzystwa Epigraficznego w San
Diego w Kalifornii, gdzie przebadali je lingwiści. Tam właśnie zidentyfikowano wymienione wyżej
języki. Na niektórych z cegieł znajdowały się wizerunki słoni. Jak już wspomniano, kilka miało
inskrypcje majańskie i w innych językach; najczęściej były to tłumaczenia tekstów majańskich.
Doktor Barry Feli z Towarzystwa Epigraficznego wyraził opinię, że cegły pochodziły ze szkoły
językowej w Comalcalco, gdzie uczniowie, poznający różne języki, ćwiczyli pisanie, używając do
tego mokrych i miękkich cegieł. Później cegły te służyły za materiał budowlany. Cegły z
inskrypcjami zostały znalezione przez meksykańskich archeologów jako zwykłe cegły budowlane,
położone tak, że nie było widać napisów. Napisy odkryto dopiero podczas rozbiórki budynków w
trakcie prac wykopaliskowych prowadzonych na zlecenie rządu.
Steede słusznie zauważa, że są problemy z datowaniem, ponieważ języki występujące na
cegłach pochodzą z okresu mniej więcej 0-400 n.e., a Comalcalco na ogół datuje się na lata 700-
900 n.e. Steede podkreśla, że być może cegły wzięto z innych budowli i wykorzystano przy
budowie kolejnych!
Steede sądzi, że skoro do tej pory zbadano zaledwie pół procent cegieł, istnieje możliwość, iż w
Comalcalco na odkrycie czeka wciąż ponad 1 000 000 zapisanych cegieł. Ma on bardzo
interesującą opinię o obecnie przyjętej korelacji datowania majańskiego:
(...) wydaje się, że daty mieszczą się w ramach przyjętego okresu klasycznego (lata
700-900 n.e.). Sugerowałoby to, że nasza korelacja kalendarza Majów jest przesunięta
o 300-400 lat. Obecna korelacja jest zasadniczo autorstwa Thompsona. Korelacja
Goodmana-Martineza-Thompsona (GMT) wykorzystywała trzy podstawowe czynniki
jako wyznaczniki początków okresu klasycznego. Były to łuk, ceramika
polichromowana i datowanie węglem
14
C. Wszystkie trzy przesunięto w czasie do tyłu o
około 300 lat od daty ustalonej w obecnej korelacji, ale samej korelacji nie zmieniono.
W Comalcalco mamy bardzo wyraźne wskazówki, by to zrobić. Zachowując
ostrożność, można powiedzieć, że korelacja Spindena, przesuwająca wszystkie daty o
260 lat w tył, byłaby bardziej poprawna.
Steede pisze dalej, że jak dotąd lingwiści uważają, iż na cegłach z Comalcalco widnieją różne
obce języki, natomiast archeolodzy nie zgadzają się z ich opinią tylko dlatego, że to, co mówią
lingwiści, „po prostu nie może być prawdą". Nie jest to, ośmielę się twierdzić, w pełni naukowy
argument ze strony archeologów.
Chciałbym także przypomnieć czytelnikowi, że ruiny Comalcalco i pokryte napisami cegły
odnalazł uznany zespół naukowców z Narodowego Instytutu Antropologii i Historii Meksyku.
Jednak izolacjoniści niechętnie opuszczają pozycje, na których się okopali. Prawdopodobnie
pominą milczeniem odkrycia z Comalcalco i mało który student archeologii na jakimkolwiek
uniwersytecie w ogóle dowie się o kontrowersjach wokół tamtejszych cegieł.
Egipcjanie i handel poprzez Ocean Spokojny
W książce z 1923 roku The Children of the Sun (Dzieci słońca) archeolog z Uniwersytetu
Manchesterskiego WJ. Perry starał się wykazać, że dualistyczny system Egipcjan i Hindusów
rozprzestrzenił się na Oceanie Spokojnym i dotarł do Tonga, Tahiti, Hawajów i Wyspy
Wielkanocnej. Perry przedstawił dowody, że wysłannicy starożytnych królestw Słońca - Egiptu i
Indii - docierali do Indonezji i podróżowali po Oceanie Spokojnym około 1500 roku p.n.e.,
rozprzestrzeniając swoją wysoko rozwiniętą kulturę. Perry śledzi pojawianie się megalitycznych
budowli - od miejsca ich narodzin w Egipcie przez Indonezję i Ocean Spokojny aż do Ameryki. Ci
starożytni żeglarze, pokonujący oceany, poszukiwali złota, obsydianu i pereł, płynąc od wyspy do
wyspy. Perry twierdzi, że nazywano ich dziećmi słońca!
Zgodnie z jedną z teorii biblijna opowieść o krainie Ofir może odnosić się do kontaktów
transpacyficznych. Biblia mówi, że około 1000 roku p.n.e. fenickie statki króla Salomona wyruszyły
w trzyletnią podróż do krainy złota, zwanej Ofirem. Sformułowano teorię następującą: w 4000 roku
p.n.e., a prawdopodobnie dużo wcześniej, Egipcjanie żeglowali przez Ocean Indyjski do Sumatry,
Australii i Nowej Gwinei. Wydobywali złoto i handlowali z Indonezyjczykami, badali Australię i
czerpali z jej olbrzymich bogactw co tylko mogli. Wyruszyli dalej, przez Ocean Spokojny, wspólnie
z Hindusami, by kolonizować i komercjalizować obszar Oceanu Spokojnego i nawiązali w końcu
stosunki handlowe z rozwiniętymi kulturami Ameryki Północnej i Ameryki Południowej. Statki króla
Salomona popłynęły wyznaczonymi szlakami, by przywieźć skarby opisane w Biblii.
Ceramikę Lapita znajdowaną na Salomonach, w Nowej Kaledonii, Vanuatu, a nawet na Fidżi,
Tonga i Samoa datuje się na 4000 lat. Istniejąca bez wątpienia sieć połączeń handlowych w 2000
roku p.n.e. może mieć związek z egipskimi kupcami i ich dalekimi podróżami do odległej krainy,
którą nazywali Puntem. Historycy tacy jak Barry Feli z Harvardu uważają, że główną rolę w długich
podróżach morskich w starożytności odegrała wyspa Sumatra.
Feli twierdzi, że podróżnicy wypływali z portów Morza Czerwonego i północno-wschodniego
wybrzeża Afryki w kierunku Cejlonu, Sumatry, wschodniej Indonezji, Nowej Gwinei i dalej na
Ocean Spokojny. Załogę statków stanowili ludzie biali typu kaukaskiego i Murzyni. Feli uważa, że
ci podróżnicy, podczas trwającej rok wyprawy do przesmyku Tehuantepec (albo Peru), wpływali na
Ocean Spokojny, omijając od północy bądź południa Nową Gwineę, a potem płynęli wzdłuż wysp
takich jak Nowa Brytania, Nowa Irlandia, Wyspy Salomona i Vanuatu, by przybyć w końcu do Fidżi,
Tonga i Samoa. Tonga i Samoa stały się głównymi ośrodkami na Oceanie Spokojnym.
Piramidy i inne megalityczne budowle znajdowane na tych wyspach, takie jak kamienny łuk
Ha'amonga na Tonga, przydają tej tezie wiarygodności. Kupcy przywozili ze sobą ceramikę Lapita.
Tahiti i Hawaje zostały zasiedlone później, a Rai'tea niedaleko Tahiti stało się wschodnią stolicą.
Stąd zostały skolonizowane takie wyspy jak Markizy, Rapa Iti i Wyspa Wielkanocna. Feli
przypuszcza, że starożytni żeglarze docierali do Meksyku, Ameryki Środkowej, Ekwadoru i Peru,
wyruszając z tych właśnie lądowych baz.
Na całym Oceanie Spokojnym w nazwach wielu wysp występuje człon „Ra" -egipskie imię boga
słońca. Poza tym na wielu posągach z Wyspy Wielkanocnej widnieje egipski znak ankh
umieszczony u podstawy tylnej strony tułowia. Każdy z posągów ustawionych przez Thora
Heyerdahla na plaży Anakena ma wyrzeźbiony na plecach duży znak ankh. Umiejscowienie tych
znaków u podstawy kręgosłupa ma, być może, symbolizować moc kundalini kryjącą się - według
starożytnych - w kręgosłupie.
Egipcjanie budowali statki bez użycia gwoździ. Dużo starożytnych statków, w tym bez gwoździ,
znaleziono na wybrzeżach Australii. Dwa statki, długości 12 metrów i szerokości 3 metrów,
zbudowane bez użycia gwoździ, znaleziono niedaleko Perth w zachodniej Australii, kolejny,
częściowo przysypany wydmą, w Wollon-gong w Nowej Południowej Walii.
W dolinie Rzeki Księcia Regenta w górach Kimberley w zachodniej Australii znajduje się
malowidło jaskiniowe, przedstawiające mężczyznę z brodą i w wysokiej czapce; wygląda on jak
Egipcjanin albo mieszkaniec Bliskiego Wschodu. Wokół niego stoją trzy kobiety z długimi włosami
związanymi na końcu. Kobiety te zidentyfikowano jako egipskie tancerki z ciężarkami
przywiązanymi na końcach włosów. Długie, obciążone włosy odgrywały istotną rolę w ich tańcu.
Chociaż to australijscy Aborygeni słyną z używania bumerangów, mało kto wie, że używali ich
również Egipcjanie. Regularnie używali ich do polowań na kaczki na bagnach Nilu, a także w
różnych grach. Jest archeologicznym faktem (choć mało nagłośnionym), że w 1924 roku archeolog
Howard Carter, po otwarciu grobowca króla Tutanchamona, znalazł skrzynię pełną bumerangów.
Wiele z nich, wykładanych złotem i lapis-lazuli, można obejrzeć w sali poświęconej
Tutanchamonowi w Muzeum Egipskim w Kairze. Obok nich dla porównania leży bumerang
australijski.
Bumerangów używano także w południowym Meksyku, Teksasie, Arizonie i Kalifornii. Jest
prawdopodobne, że używali ich również Olmekowie; bumerangi można zobaczyć na ekspozycji w
Narodowym Muzeum Antropologii w mieście Meksyk. To interesujący pogląd - że australijscy
Aborygeni, tak jak plemiona północnoamerykańskiego południowego zachodu, nauczyli się
posługiwania prostymi, ale zmyślnymi bumerangami od Egipcjan!
Francuscy badacze Luis Pauwels i Jacques Bergier piszą w książce Eternal Man (Wieczny
człowiek):
W 1963 roku z Australii dotarła do nas niezwykła informacja. W ziemi osłoniętej skałami
znaleziono stos egipskich monet, zakopanych tam około 4000 lat temu. Czytelnicy,
którzy podali nam tę informację, odwoływali się do publikacji raczej mało znanych, gdyż
o znalezisku nie było wzmianki w żadnych pismach archeologicznych. Tylko poczytne
radzieckie pismo „Technika Młodzieży", poświęcające regularnie kolumnę
niewyjaśnionym faktom komentowanym przez ekspertów, podjęło ten temat.
Opublikowało nawet zdjęcia wykopanego skarbu.
Antropolog Elizabeth Goud Davis donosi w książce The First Sex (Pierwsza płeć): Australii
znaleziono wisiorek z minerału zwanego zieleńcem, rzeźbiony w kształt celtyckiego krzyża, będący
dokładną repliką amuletu znalezionego w Egipcie w Tell el-Amarna, mieście, w którym 3500 lat
temu rządzili Nefertiti i faraon Echnaton".
Okres panowania Echnatona i Nefertiti (około 1200 roku p.n.e.) jest również okresem ceramiki
Lapita (około 1100 roku p.n.e.) i chińskiej dynastii Szang (1600— -1028 rok p.n.e.). Na okres ten
często datuje się także początki Olmeków.
Istnieje jedno wyraźne ogniwo łączące Australię i Egipt - mieszkańcy wysp Cieśniny Torresa,
między Nową Gwineą a północnym Queenslandem, stosują interesującą praktykę mumifikowania
zmarłych. W Muzeum Macleaya uniwersytetu w Sydney znajdują się zmumifikowane zwłoki
mieszkańca Wyspy Darnleya (Cieśnina Torresa); użyta w mumifikacji metoda jest podobna do
stosowanej w Egipcie w latach 1090-945 p.n.e.
W 1875 roku uczestnicy wyprawa Sheverta odkryli podobieństwo łodzi z Wyspy Darnleya do
starożytnych łodzi nilowych. Z wyspy wyprawiano w morze zmarłych łodziami, które osiadały na
rafie koralowej. Egipcjanie przewozili zmarłych łodziami przez Nil bądź wzdłuż niego, by pochować
ich na pustyni.
Kenneth Gordon Mclntyre zauważył w książce The Secret Discovery of Australia (Sekretne
odkrycie Australii), że nazwa wyspy Mir w Cieśninie Torresa to egipski wyraz oznaczający
piramidę, a nawet że nazwa samego Egiptu to „Misr". Kolejne podobieństwo łączące mieszkańców
wysp cieśniny (a także Wysp Salomona, Fidżi i Polinezji) ze starożytnymi Egipcjanami to używanie
do spania drewnianej poduszki. Rzeźbiony kawałek drewna służył jako podkładka pod głowę, a
śpiący leżał na plecach. Ten wyjątkowy zwyczaj występował w starożytnym Egipcie i jest
spotykany na niektórych wyspach Oceanu Spokojnego wokół Nowej Gwinei.
ŚWIAT STAROŻYTNYCH KRÓLÓW MÓRZ
Wyobraźmy sobie świat, w którym oceany były autostradami dla starożytnego człowieka.
Wyobraźmy sobie, że co kilkaset lat podejmowano wytrwałe wysiłki, by dotrzeć do dalekich
brzegów i zdobyć cenne towary. Załóżmy, że istniała komunikacja przez Atlantyk dzięki statkom
większym od okrętów Kolumba. Wyobraźmy sobie podróże morskie w wielkich łodziach, jednych z
trzciny, innych - z drewna.
Ci ludzie poszukiwali egzotycznych towarów, w tym jadeitu, złota, rzadkich ptasich piór, środków
halucynogennych, ziół i mnóstwa innych drogocennych przedmiotów. Uważa się, że uczestnicy
tych wypraw byli grupą starożytnych żeglarzy rozmaitego pochodzenia, zaciąganych w portach od
Hiszpanii i Maroka po Egipt, Etiopię, Oman, Keralę, Cejlon i wyspy indonezyjskie, takie jak
Sumatra, Jawa i Bali.
To właśnie byli starożytni królowie mórz; zwie się ich rozmaicie - Ligą Atlantydzką, Hetytami z
Byblos, Fenicjanami albo Khyberami. Budowali wielkie statki towarowe, przewożące setki
pasażerów i załogi oraz tony ładunku, i dowodzili nimi. Łodzie zwane tongaraki, używane przez
królów Tonga na środkowym Oceanie Spokojnym, mogły pomieścić 300 osób. Kapitanowie tych
statków byli arystokracją i znali się na gwiazdach oraz zasadach nawigacji, tak jak dzisiejsi
Polinezyjczycy.
Kapitanowie z Oceanu Indyjskiego, z Omanu albo z Morza Czerwonego sprzymierzali się z
hinduskimi żeglarzami z południowego Oceanu Indyjskiego, którzy pochodzili z Indii, Malediwów,
Cejlonu i Indonezji. Płynąc na wschód z Indonezji, napotykali górzyste i dzikie wyspy Nowej Gwinei
i Wyspy Salomona. Za nimi otwiera się przestwór Oceanu Spokojnego. Mijali takie archipelagi jak
Fidżi, Tonga, Tahiti i Markizy, zanim lądowali na wybrzeżu Ameryki Północnej, przypuszczalnie w
okolicach Zatoki Kalifornijskiej. Stamtąd kierowali się na południe do pacyficznych portów w
pobliżu ośrodków takich jak Monte Alban w Oaxaca w Meksyku.
Ci starożytni królowie mórz byli grupą niejednolitą- w jej skład wchodzili brodaci i wąsaci
przedstawiciele typu kaukaskiego, a także ludzie o afrykańskich, orientalnych i klasycznych
„chińskich" rysach twarzy. Spotykano też wśród nich karły i garbatych (uważano, że przynoszą
szczęście), często pełniących rolę muzyków i gawędziarzy dla rozrywki załogi. Nikt nie był na
statku niewolnikiem, choć panowała ścisła hierarchia. Wszyscy mogli świętować w portach
docelowych i wszyscy mieli udział w zdobyczach. Żeglarz, który odbył kilka podróży, mógł
prowadzić dostatnie życie.
Na każdym statku, oprócz kapitana i bosmanów, był zapewne również kapłan, szaman albo
czarownik. To on rozmawiał z lokalnymi ekspertami od roślin i pozyskiwał odpowiednie zioła oraz
środki halucynogenne. Kapłani prawdopodobnie nosili spiczaste czapki i postępowali tak, jak
można tego oczekiwać po starożytnym czarowniku.
Chińscy eunuchowie i podróże dookoła świata
Ostatnimi czasy ukazały się popularne i pozytywnie recenzowane książki opisujące historyczne
fakty o wczesnych podróżach Chińczyków dookoła świata. W bestsellerze 1421: Rok, w którym
Chińczycy odkryli Amerykę i opłynęli świat autor Gavin Menzies utrzymuje, że 8 marca tego roku w
morze wyruszyła wielka flota dżonek długości prawie 150 metrów. Flotą dowodzili admirałowie-
eunuchowie, poddani cesarza Zhu Di; mieli popłynąć na krańce świata, by zebrać daniny od
barbarzyńców; dotrzeć do najdalszych mórz i zjednoczyć świat w konfucjańskiej harmonii. Podróż
trwała dwa lata, a flota opłynęła cały świat, twierdzi Menzies.
W innej książce o chińskich prekolumbijskich wyprawach, When China Ruled the Seas (Kiedy
Chiny rządziły morzami) autorka Louise Levathes twierdzi, że Chińczycy z epoki Szang żeglowali
do Ameryki około 1000 roku p.n.e. Choć nie utrzymuje ona, że
w kontaktach Chińczyków z Meksykiem
pośredniczyli Olmekowie, tak właśnie twierdzą inni archeolodzy i historycy, w tym związani z prestiżową
Smithsonian Institution.
Smithsonian Institution wydała w 1974 roku monografię zatytułowaną The Trans-pacific Origin
of Mesoamerican Cmlization (Transpacyficzne początki cywilizacji mezoamerykańskiej) autorstwa
Berty J. Meggers, archeolog, w 2007 roku zatrudnionej w tej instytucji. W monografii tak pisze:
Antropolodzy generalnie zakładają, że cywilizacje na wschodniej i zachodniej półkuli
rozwijały się niezależnie od siebie. Badanie cech wyróżniających kulturę
mezoamerykańskich Olmeków spośród poprzedzających ich kultur rolniczych osad
wykazuje jednak, że wiele z tych cech występuje we wcześniejszej cywilizacji Chin z
okresu dynastii Szang. Jeśli cywilizacja Olmeków narodziła się pod wpływem czynnika
zza Oceanu Spokojnego, wynikają z tego ważne implikacje zarówno dla rekonstrukcji
rozwoju kulturowego Nowego Świata, jak i dla sformułowania aktualnej teorii ewolucji
cywilizacji.
Nie licząc teorii ewolucji kulturowej, żadna teoria nie wywołała gwałtowniejszej dyskusji
wśród antropologów niż teoria kontaktu zwanego transpacyficznym. Te dwa tematy
pierwsi dyfuzjoniści uznali za powiązane ze sobą. Przekonywali oni, że źródłem
cywilizacji Indian amerykańskich był Stary Świat: Egipt, Fenicja, Izrael, Atlantyda i Mu.
Dla kontrastu dzisiejsi teoretycy biorą za pewnik, że cywilizacje rozwijały się kolejno, a
przynajmniej niezależnie w Starym i Nowym Świecie. (...) Niniejszy artykuł zajmie się
kontekstem i cechami charakterystycznymi najwcześniejszej cywilizacji Mezoameryki,
znanej jako olmecka, i porównaniem ich z cywilizacją Szang w Chinach. Dyskusja o
znaczeniu wielu uderzających podobieństw unaoczni niektóre problemy teoretyczne,
które trzeba rozwiązać, zanim da się położyć wiarygodne podwaliny pod teorię
narodzin cywilizacji.
W swojej monografii Meggers podaje archeologiczne dowody, że Olmekowie są
najwcześniejszą cywilizacją Mezoameryki, omawia ich piramidy, pomniki, sztukę, kalendarz,
handel i religię. Potem opisuje różne cechy cywilizacji Szang. Do podobieństw łączących te
społeczności zalicza styl pisania, szerokie wykorzystanie i dalekosiężny handel jadeitem, używanie
pałek jako symboli rangi, schematy osiedli oraz style architektoniczne, sprowadzanie luksusowych
dóbr z wielkich odległości, czczenie bóstw mających postać wielkich kotów (jaguar) i stosowanie
deformacji czaszki.
Chociaż przyznaje, że zadanie jest trudne, Meggers dochodzi do wniosku, że podobieństwa
między Olmekami a Szangami można wykorzystać jako dowód albo niezależnego rozwoju, albo
kulturowej dyfuzji. Podstawową trudnością, jaką napotykamy, pisze, jest to, że poszukiwanie
początków kultur hamują nieuświadomione uprzedzenia i ograniczona ilość danych.
Jeden z uczniów Meggers, Vincent H. Malmstrom, w monografii Izapa: Cultural Hearth of the
Olmecs (Izapa: kulturowa kuźnia Olmeków), wydanej przez Darthrnouth College dostępnej w
M6.pdf, również podaje, że starożytne
miasto Izapa, w pobliżu pacyficznego wybrzeża przesmyku Tehuantepec, było dużym portem
morskim utrzymującym kontakty z Ekwadorem oraz, prawdopodobnie, z Chinami epoki Szang.
Malmstrom twierdzi:
Blisko krańca nadbrzeżnej równiny nad Oceanem Spokojnym, w południowo--
wschodnim zakątku stanu Chiapas w Meksyku leży duży, prekolumbijski ośrodek
ceremonialny znany jako Izapa. Położone na tarasie niewielkiego dopływu Rio
Suchiate, rzeki granicznej między Meksykiem i Gwatemalą, miasto składa się z ponad
130 kopców rozrzuconych na kilku hektarach porośniętej bujnie tropikalnej niziny u
podnóża wulkanu Tacana, drugiej najwyższej góry (4094 metrów) w Ameryce
Środkowej. Choć jak dotąd odrestaurowano zaledwie pół tuzina obłożonych
otoczakami kopców i piramid, jest jasne, że wchodziły kiedyś w skład rozbudowanego,
dobrze zaplanowanego kompleksu znacznej wielkości. Na ile ów kompleks był ważny,
dopiero badamy.
Archeolodzy ostrożnie datują Izapa na okres późny formatywny (odpowiadający z
grubsza okresowi 600-100 p.n.e.), głównie na podstawie dowodów stylistycznych.
Mamy jednak powód sądzić, że Izapa jest o wiele starsze, niż wskazywałyby tego
rodzaju dowody. Bernal zgadza się, że Izapa może być rówieśnikiem najstarszych
znanych olmeckich miast w San Lorenzo i La Venta. Wykazano na przykład, że osiadły,
wiejski tryb życia istniał w rejonie Izapa być może już w 1500 roku p.n.e., sądząc po
wynikach datowania węglem radioaktywnym znalezisk z Ocós, na wybrzeżu
Gwatemali, zaledwie 45 kilometrów dalej. Dodatkowe dowody, choć poszlakowe,
pojawiły się ostatnio jako wynik zidentyfikowania przez autora właśnie Izapa jako
miejsca narodzin mezoamerykańskich systemów kalendarzowych i wiedzy o
magnetyzmie wśród prekolumbijskich kultur tego regionu. (...) Mimo to, jeśli hipotezy
autora są słuszne, da się ustalić dwa astronomiczne stałe punkty, w odniesieniu do
których można sprawdzić jedyną dokładną datę, którą zostawili nam majańscy
chronologowie - oraz, przypuszczalnie, Olmekowie przed nimi. To data uznana za
początek systemu Długiej Rachuby, wyznaczona na 13 sierpnia 3113 roku p.n.e. przez
korelację Goodmana-Martineza-Thompsona. W innym miejscu (w prasie) autor
wyjaśnią jak ustalił, że system Długiej Rachuby - połączenie 260-dniowego kalendarza
religijnego i 365-dniowego kalendarza świeckiego - sprawia wrażenie, jakby
zapoczątkowano go w 235 roku p.n.e., którą to datę proponował już w 1930 roku
Teeple, ale która została odrzucona przez Thompsona.
Mając świadomość, że niezależnie doszedł do tego samego wniosku co wcześniejszy
naukowiec, którego Thompson wychwalał za matematyczny „geniusz" przy innej okazji,
autor użył komputera, by „cofnąć" oba kalendarze do punktu startowego. W przypadku
kalendarza świeckiego oznaczało to, że dzień znany Majom jako „0 Pop" powinien
przypaść na letnie przesilenie, natomiast w przypadku kalendarza religijnego dzień „/
/wir" powinien przypaść na 13 sierpnia. W wyniku tej operacji autor wykazał, że świecki
kalendarz rozpoczął się prawdopodobnie 21 czerwca 1323 roku p.n.e., a religijny - 13
sierpnia 1358 roku p.n.e.
Co ważne, obie daty zgadzają się całkowicie z wynikami badań węglem radioak-
tywnym, przeprowadzonych w rejonie Ocós na południe od Izapa oraz z rejonu San
Lorenzo w stanie Veracruz, przypuszczalnie jednego z pierwszych miast Olmeków, w
których „zadomowiły się" kalendarze. Gdyby Izapa było tylko miejscem narodzin
mezoamerykańskich kalendarzy, wystarczyłoby to, by uznać je za główny ośrodek
kulturalny Olmeków. Jednak co najmniej na jednym jeszcze polu wiedzy Izapa przoduje
w olmeckiej nauce - chodzi mianowicie o ziemski magnetyzm. Przez jakiś czas
badacze sądzili, że Majowie go znali, najwyraźniej stosując go do ustawiania swoich
budowli w głównych ośrodkach ceremonialnych.
Potem, w 1973 roku, Coe odkrył niewielką sztabkę wypolerowanego hematytu w San
Lorenzo i uznał, że mogła służyć jako część kompasu. Znaleziono ją w warstwie da-
towanej na około 1000 roku p.n.e., co sugeruje, że Olmekowie wiedzieli o magnety-
zmie ziemskim prawie na 1000 lat przed Chińczykami. Jednak podczas prac polowych
w Izapa w styczniu 1975 roku autor znalazł dowody, że mieszkańcy tego miasta nie
tylko znali magnetyzm, ale także kojarzyli go z instynktem odnajdywania drogi przez
żółwie morskie. Taki wniosek wynika z faktu, że około 30 metrów na południowy
wschód od głównej piramidy znaleziono dużą rzeźbę głowy żółwia, wykonaną z bazaltu
bogatego w magnetyczne żelazo i wykończoną z taką precyzją, że wszystkie
magnetyczne linie siły zbiegają się na pysku żółwia. Chociaż w Izapa nie znaleziono
więcej magnetycznych kamieni, są tam przynajmniej dwa inne wizerunki żółwia.
Jednym z nich jest rzeźba niedaleko wschodniej ściany głównej piramidy, mająca
kształt odwróconej żółwiowej skorupy, która - napełniona wodą podczas pory
deszczowej - mogła stanowić pozbawioną tarcia powierzchnię, na której unosiłaby się
swobodnie igła magnetytowa. Drugim jest wielki ołtarz w formie żółwia na zachodnim
końcu ceremonialnego boiska, na którego północnej ścianie znajduje się płaskorzeźba
brodatego mężczyzny stojącego w łodzi unoszącej się na falach. O tym, że Izapanie
byli żeglarzami i przez długi czas utrzymywali stosunkowo regularne kontakty z
miejscami tak odległymi jak Ekwador, świadczą podobieństwa ceramiki znajdowanej w
tych dwóch rejonach.
Trudno sobie wyobrazić, że nie zauważyliby podczas takich podróży wielkich migracji
żółwia czarnego, wędrującego między wybrzeżem Gwatemali i wyspami Galapagos.
Nie trzeba też wielkiej wyobraźni, by przypuszczać, że pewność nawigacji żółwi zrobiła
na nich wrażenie i że porównali ją z właściwościami magnetytu ułatwiającymi
nawigację. Czy morskie kontakty Izapa obejmowały podróże przez Ocean Spokojny, w
tym momencie nie da się wykazać, chociaż Meggers - między innymi - wykazała
uderzające podobieństwa między Olmekami a Chińczykami dynastii Szang. Tak czy
inaczej, wygląda na to, że Izapa było głównym ośrodkiem kulturowego rozwoju w
Mezoameryce, czy to jako przyczółek dla wpływów zza Oceanu Spokojnego czy jako
ośrodek rozwijający się samodzielnie.
Izapa mogło więc być głównym portem olmecko-chińskim na Oceanie Spokojnym. Jeśli tak,
zbiegałyby się tam liczne lądowe drogi z Oaxaca i innych obszarów. Towary z atlantyckiej strony
przesmyku również przywożono by lądem i bardzo możliwe, że tony jadeitu, złota,
halucynogennych grzybów, ziaren kakaowca i innych cennych dóbr wysyłano z Izapa z powrotem
przez Ocean Spokojny - w części bez wątpienia do Chin. W późniejszych czasach Hiszpania
prowadziła zyskowny handel, wykorzystując porty w Manili i Acapulco.
W artykule w „US News & World Report" z 4 listopada 1996 roku doniesiono, że chiński
językoznawca Han Ping Chen zbadał słynne olmeckie figurki i towarzyszące im jadeitowe toporki
znalezione w La Venta, obecnie przechowywane w Narodowym Muzeum Antropologii. Według
czasopisma, po przestudiowaniu niektórych „napisów" na toporkach Chińczyk oznajmił, że
„najwyraźniej są to chińskie znaki". Meggers też miała udział w tym ważnym odkryciu
(dokładniejszy jego opis jest w rozdziale 6).
A więc należy sądzić, że dzieci o twarzach wykrzywionych dziwnymi minami, pozbawione
genitaliów, to tak naprawdę chińscy eunuchowie? Nieszczęśliwi, bo usunięto im genitalia albo
dlatego że ich ojczyzna w Chinach została zrujnowana i nie mają dokąd wracać?
Czy wyjaśnia to nam, czemu negroidalne posążki mają również orientalne cechy? Czy negroidzi
wywiezieni z Afryki lub Melanezji byli wojownikami utrzymywanymi przez chińskich podróżników
jako armia?
Wyobraźmy sobie następującą sytuację: chłopcy zrodzeni z matek Chinek są kastrowani w
młodym wieku i szkoleni w sztuce wojennej, żeglarstwie i dyplomacji. To żołnierze potężnej
postury, dobrze uzbrojeni i zdyscyplinowani. Mając przy sobie niewielką grupę takich ludzi,
chińsko-olmecki generał był w stanie pokonać przeciwnika na odległej wyspie czy kontynencie.
Specjalnie wyszkoleni chińscy eunuchowie byli królami mórz i oceanów, wzbudzającymi respekt
wszędzie, gdzie się pojawili. Wielbiono ich, stawiano im pomniki. Byli wspaniałymi wojownikami, a
niektórzy z nich czarownikami.
Ale byli eunuchami i nie mogli uprawiać seksu dla przyjemności. Rozkosz znajdowali w jedzeniu
i piciu. Jako dygnitarze i dworacy musieli być traktowani po królewsku i prawdopodobnie
pochłaniali ogromne ilości jedzenia i pili halucynogenne trunki. Ci chińsko-olmeccy eunuchowie
mogli też być traktowani jako ludzie-jaguary, gdyż obcowali z lokalnymi duchami i zwierzętami
totemicznymi.
Tak więc kraina Olman to nie tylko wybrzeża pacyficzne. Przesmyk Tehuantepec jest tak wąski,
że po krótkiej podróży lądem można było znaleźć się w portach, także nad Atlantykiem. Nic nie
napędza sukcesu tak jak sukces. Jeśli Olmekowie potrafili rozwinąć sieć handlowana przesmyku,
mogli też stać się dominującą kulturą w regionie.
5
Tajemnica deformowania czaszek przez Olmeków
Wydłużamy głowy naszych dzieci, ponieważ to nasza tradycja,
a wywodzi się ona z podstawowych wierzeń naszego ludu.
Uważamy także, że ludzie z wydłużonymi głowami są piękniejsi,
a poza tym długie głowy są oznaką mądrości.
Opinia mieszkańców południowego wybrzeża wyspy Malekula w Oceanii
OLMEKOWIE I DEFORMOWANIE CZASZEK
Wśród wielu dziwnych rzeczy związanych z Olmekami deformowanie czaszek jest chyba
najdziwniejsze. Deformowanie głowy to praktyka wspólna dla ludów Peru, niektórych wysp Oceanu
Spokojnego, plemion Afryki, irackich Kurdów i Egipcjan, a także wielu innych kultur. Ten niezwykły
zwyczaj łączy przeciwległe brzegi obu oceanów: Atlantyckiego i Spokojnego.
Dla niewtajemniczonych widok zdeformowanych czaszek jest dość wstrząsający. Czaszki te
mają najróżniejszy kształt i rozmiary, niektóre są skrajnie wydłużone, spiczaste, inne - raczej
kanciaste. Kim dokładnie byli ci ludzie, czemu zmieniali kształt swoich głów i jak dokonywali tych
dziwnych modyfikacji - pozostaje nadal tajemnicą. Proponuje się różne wyjaśnienia.
W antropologii istnieje naukowy termin „dolichocefalia", co znaczy długogłowość. Tak się
nazywa kształt głowy ludzkiej wydłużony ku tyłowi. Laicy i popkulturowe media mówią o takich
ludzkich prześmiewczo "jajogłowi". Wielu Amerykanów pamięta serial telewizyjny w Sarurday Night
Live, w którym występował Dan Akroyd i inni jako cudaczna rodzina Jajogłowych. Serial zdobył
taką popularność, że powstał pełnometrażowy film pod takim właśnie tytułem. Członkowie rodziny
komicznych dziwolągów mieli długie, łyse głowy, dwa razy dłuższe od normalnych, do tego
spiczasto zakończone. Swoją odmienność usprawiedliwiali tym, że przyjechali z Francji, ale było
jasne, że są kosmitami, badającymi Ziemian. Czy komediowy serial przypadkiem nie naprowadza
na trop wiodący do początków zwyczaju deformowania czaszki?
Specjaliści od dawna wiedzą, że deformacji czaszki u człowieka można dokonać tylko w okresie
niemowlęctwa. Głowę niemowlęcia wkłada się między deszczułki i obwiązuje mocno sznurkiem
albo silnie się bandażuje, wskutek czego czaszka, rozrastając się, staje się nienaturalnie
wydłużona.
Czaszka jest obwiązywana, kiedy jej kości u dziecka jeszcze się nie zrosły; siłę ucisku zmienia
się w miarę upływu czasu. Po kilku latach takiego krępowania głowa dziecka zaczyna wyraźnie się
wydłużać, a kiedy dziecko osiąga osiem czy dziewięć lat (czasami wcześniej!), czaszka jest już
nieodwracalnie uformowana i nie trzeba jej nadal obwiązywać.
Wiadomo że u Olmeków i Majów z Ameryki Środkowej często się spotyka dolichocefalicznie
zdeformowane czaszki. W tropikach znaleziska szkieletowe są rzadkie ze względu na szybki
rozkład materii organicznej, znajdowano jednak przypisywane Olmekom jadeitowe figurki
przedstawiające ludzi z wydłużonymi głowami, wiemy więc, że ta dziwna „moda" była szeroko
rozprzestrzeniona; napotykamy ją od Andów przez dżungle Panamy, Kostarykę, Nikaraguę, po
wybrzeża i góry Meksyku. Dotarła nawet do północnego zachodu Stanów Zjednoczonych.
Największy słodkowodny zbiornik na zachód od Missisipi to jezioro Flathead w zachodniej
Montanie, nazywane tak, ponieważ miejscowi rdzenni Amerykanie nazywali siebie Indianami
Flatheads - Płaskogłowymi. I rzeczywiście mieli dziwnie wydłużone i spłaszczone głowy w wyniku
deformowania czaszek.
Kiedy pierwsi europejscy eksploratorzy dotarli w pobliże obecnego Seattle na północnym
zachodzie Stanów Zjednoczonych, stwierdzili, że Indianie z miejscowych plemion Chinooków mają
wydłużone i spłaszczone głowy. Rosyjscy, hiszpańscy i angielscy podróżnicy, którzy tam przybyli,
udokumentowali obce dla nich zwyczaje; istnieje wykonany przez nich rysunek kobiety z
dolichocefaliczną głową, trzymającej na kolanach dziecko w drewnianej „kołysce deformacyjnej".
Co ciekawe, na skórze tej kobiety jest widoczny przypominający pismo tatuaż i ma ona niezwykle
małe stopy; być może, kiedy była niemowlęciem, stopy również jej obwiązywano, tak jak głowę.
Wiadomo także, że władcy starożytnego Egiptu - Echnaton, Nefertiti, Tutanchamon, Meritaton i
inni - mieli głowy dolichocefaliczne. Nefertiti nie była Egipcjanką, pochodziła z Mittani, obszaru
północnego Iraku uważanego za powiązany z Hetytami i starożytnymi Indiami (dzisiaj to terytorium
Kurdów). Chociaż szkieletów Echnatona, Nefertiti i ich dzieci jak dotąd nie odnaleziono, na
przedstawiających ich malowidłach i rzeźbach rzeczywiście mają wydłużone czaszki. Głowa mumii
Tutanchamona też jest dolichocefaliczna.
Istnieje więc zastanawiający związek między Egipcjanami z okresu Atona (około 1200 roku
p.n.e.) a Olmekami - praktyka obwiązywania głów i zniekształcania czaszek. Dysponujemy
dowodami praktykowania tego zwyczaju w tak odległych od siebie miejscach jak Malta, Egipt, Irak,
wyspy Oceanu Spokojnego i obie Ameryki, nasuwa się więc pytanie: czy we wszystkich tych
kulturach pojawił się samorzutnie - a jeśli tak, dlaczego? Archeolodzy głównonurtowi, jako
zwolennicy izolacjonizmu, utrzymują, że zwyczaj deformowania czaszki w większości miejsc na
świecie powstał samorzutnie.
Wiadomo że Olmekowie byli prekursorami tej praktyki, przynajmniej w Mezoameryce. Ale
zdaniem konserwatywnych autorytetów -jest to stwierdzenie zbyt daleko idące. Jak wspomniano w
rozdziale 1, archeolog z Uniwersytetu stanu Alabama Richard Diehl twierdzi, że Olmekowie byli w
swoim regionie grupą odizolowaną, utrzymującą słabe kontakty z innymi plemionami, nawet
żyjącymi na przesmyku Tehuantepec:
Nie ma żadnych dowodów, że ów lud tworzył grupę jednorodną etnicznie, a niemal na
pewno żaden Olmek nie uważał ludzi mieszkających dalej niż o kilka godzin marszu za
członków swojej społeczności. Mimo to liczne niezależne miejscowe kultury były do
siebie tak podobne, że współcześni naukowcy uważają je za jedną całościową kulturę.
A więc według Diehla „liczne niezależne miejscowe kultury" mieszkające o kilka godzin marszu
od siebie, wszystkie - nie znając jedna drugiej - postanowiły deformować w podobny sposób głowy
swoich dzieci.
Diehl wspomina o deformacjach czaszki jedynie mimochodem, przy okazji opisu olmeckiego
pochówku w Tlatilco:
(...) W kolejnym grobowcu znajdowały się szczątki mężczyzny, któremu w nie-
mowlęctwie umyślnie zniekształcono czaszkę, a już dorosłemu spiłowano zęby w
geometryczne wzory. Mógł być szamanem, ponieważ wszystkie przedmioty wraz z nim
złożone do grobu prawdopodobnie stanowiły zawartość świętego zawiniątka. Były
wśród nich małe metates do ucierania halucynogennych grzybów, ulepione z gliny
grzyby, kwarc, grafit, smoła i inne materiały, które mogły mieć zastosowanie w
rytuałach związanych z leczeniem.
Być może niepodejmowanie dyskusji o deformacjach czaszek to tak naprawdę ucieczka od
tematu. Chociaż niewiele o tym zwyczaju wiadomo - poza samą metodą deformowania - jest on
ciekawym elementem kultury Olmeków i Majów, z którego byli znani, tak jak starożytni
Peruwiańczycy z pustynnego wybrzeża, zwłaszcza okolic Paracas, Ica i Nazca, na południe od
Limy. Praktykowano go także w Tiahuanaco, Wysoko w Andach. Tak dziwna praktyka powinna
budzić ciekawość i stać się tematem spekulacji, ale skoro Olmekowie mają być odizolowaną
grupą, wzmianka o deformacjach czaszek mogłaby sprowokować dyskusję o szeroko
rozpowszechnionym stosowaniu tej metody. Jednak w książce promującej izolacjonistyczny punkt
widzenia nie wolno do tego dopuścić.
Deformowanie czaszki, metoda niezwykła, ale spotykana na całym świecie, świadczy wyraźnie
o istnieniu kontaktów transoceanicznych. Stosowano ją nie tylko w Ameryce, ale i w innych
częściach globu. Taka popularność dość osobliwego zwyczaju dowodzi przenikania kultur, a nie ich
odizolowania.
PO CO DEFORMOWANO CZASZKI?
Najważniejsze pytanie brzmi: po co od starożytności niektóre cywilizacje, aż do czasów
europejskiego osadnictwa na pacyficznym wybrzeżu północnego zachodu Ameryki Północnej,
praktykowały deformowanie głowy?
Sformułowano rozmaite teorie: ludzie stosujący tę metodę uważali, iż większa głowa to oznaka
większej mądrości; była to próba upodobnienia się do „przybyszy", którzy mieli wydłużone głowy;
był to element praktyk religijnych; miało służyć wyróżnieniu elity, do której należeli kapłani i
królowie.
„Technologia" deformacji czaszki była stosunkowo prosta. Zastosować ją mogła każda rodzina,
w której przyszło na świat dziecko, wystarczyło kilka kawałków drewna i sznurek. Reszta była
kwestią cierpliwości i czasu. Ale raz jeszcze musimy zadać sobie pytanie - skąd się wziął ten
zwyczaj?
Dla wypracowania jednolitej teorii tłumaczącej deformowanie czaszki ważne jest, że ów zwyczaj
znano w najdalszych zakątkach kuli ziemskiej. Wydaje się, że kraina Olman na przesmyku
Tehuantepec stanowiła centrum, z którego się zaczął rozprzestrzeniać. Czy tysiące lat temu
wszyscy kapłani na całym świecie mieli wydłużone czaszki? Chyba tak, jak się dalej przekonamy.
Deformowanie czaszek było tysiące lat temu najwyraźniej powszechnie praktykowane aż po czasy
nowożytne, a Olmekowie również je stosowali.
Czy chcieli wyglądać jak istoty z natury mające wydłużone czaszki? Moim zdaniem powinno się
przyjąć następującą hipotezę: obwiązywanie głowy w celu jej wydłużenia ściśle przylegającymi
opaskami - zwyczaj spotykany na całym świecie - było praktykowane po to, by się upodobnić
wyglądem do długogłowej rasy z zamierzchłej przeszłości, która przekazała wiedzę i mądrość
naszym przodkom. Do dziś żyją na Ziemi ludy wciąż praktykujące takie obwiązywanie głowy (na
przykład mieszkańcy Vanuatu). Twierdzą, że czynią tak, bo chcą być podobni do inteligentnej obcej
rasy, która niegdyś tam przybyła.
Obwiązywanie głów w Afryce i na Vanuatu
Obwiązywanie głowy i deformowanie czaszki praktykowano aż po czasy nowożytne w wielu
miejscach globu: w niektórych częściach Afryki, na Vanuatu, wśród Kurdów w północnym Iraku. W
odległych zakątkach Vanuafu (dawniej Nowych Hebrydów) stosowano obwiązywanie głów aż do
czasów II wojny światowej. Według strony internetowej Muzeum Australii, z herosem Ambat są
łączone początki ścisłego krępowania czaszek w pewnych rejonach południowego wybrzeża
wyspy Malekula, będącej częścią Vanuatu. Sam Ambat miał wydłużoną głowę i wąski, długi nos.
Kształt wydłużonych czaszek różni się nieco na zróżnicowanych językowo i kulturowo obszarach
południowego Malekula. Najdłuższe głowy występują na obszarze języka nahai na wyspie
Tomman oraz na południowo-zachodnim wybrzeżu Malekula. Osoba o wydłużonej głowie jest
uważana za bardziej od innych inteligentną, mającą wyższy status społeczny i bliższą światu
duchów. Do dzisiaj na Vanuatu określenie w bislama/angielskim pidżinie longfala hed (długa
głowa) jest synonimem inteligencji.
Według muzeum w rejonach tych zaczynano obwiązywać głowę jednomiesięcznemu
niemowlęciu. Głowę dziecka codziennie smarowano maścią sporządzoną z orzechów zwanych
tam navanai-molo, by zapobiec podrażnieniu skóry i wysypce. Głowę następnie obwiązywano
miękkim bandażem z wewnętrznej części kory pewnego rodzaju bananowca. Na zabandażowaną
głowę wkładano koszyk upleciony z rośliny nazywanej nibirip, ten zaś obwiązywano sznurkiem z
włókien. Czynności te powtarzano codziennie przez około pół roku, by osiągnąć wymagany kształt
głowy.
Tubylcy praktykowali deformację głów, bo wierzyli, że ludzie długogłowi są bardziej inteligentni.
Tacy najwyraźniej byli dawni herosi o wydłużonych głowach, tak bardzo podziwiani. Muzeum cytuje
wypowiedź jednego z mieszkańców Vanuatu: „Wydłużamy głowy naszych dzieci, ponieważ jest to
u nas tradycja, a wywodzi się ona z podstawowych wierzeń duchowych naszego ludu. Uważamy
także, że ludzie z wydłużonymi głowami są piękniejsi, a poza tym takie długie głowy są oznaką
mądrości".
Muzeum informuje też, że w opinii zamieszkującego Borneo ludu Bintulu Malanus z grupy
Dajaków płaskie czoło to oznaka urody. Rozpłaszczanie głowy rozpoczynano w pierwszym
miesiącu życia dziecka za pomocą narzędzia zwanego tadal. Na czole dziecka umieszczano
poduszkę z opaskami obejmującymi całą głowę. Sznurki regulujące opaski zawiązywano tak, by
dziecku nie przeszkadzały. W pierwszych etapach rozpłaszczania głowy stosowano bardzo lekki
ucisk, stopniowo go jednak zwiększano.
Strona internetowa wspomnianego muzeum podaje także, że lud Mangbetu z północnej
Demokratycznej Republiki Konga również praktykował wydłużanie głów. Upragniony kształt
osiągano, owijając główkę dzieci materiałem. Dorośli, by osiągnąć lepszy efekt, upinali włosy wokół
koszyka plecionego tak, by głowa wydawała się jeszcze dłuższa.
Na stronie internetowej muzeum informuje także, że aż do końca XIX wieku wydłużanie głowy
praktykowano w niektórych częściach Europy, zwłaszcza we Francji. W rejonie Deux-Sevres głowy
dzieci owijano ciasno bandażem na okres dwóch, czterech miesięcy, potem zaś bandaż
zastępowano dopasowanym koszykiem. Kiedy dziecko było starsze, kosz wzmacniano drutem.
Wydaje się że jednym z celów ścisłego obwiązywania głowy było jak największe wydłużenie
części ciemieniowej czaszki. Człowiek z tak wydłużoną głową sprawiał wrażenie wyższego,
zwiększała się u niego objętość mózgu oraz, nie trzeba dodawać, wyróżniał się spośród innych
wyglądem. Im dokładniej zapoznajemy się ze zwyczajem deformacji czaszek, tym bardziej staje
się on zagadkowy i nie nasuwają się żadne proste wytłumaczenia tego fenomenu. Być może
właśnie dlatego większość archeologów unika tego tematu, szybko bowiem prowadzi on w
grzęzawisko pytań, na które lepiej będzie nie szukać odpowiedzi, jeśli teoria izolacjonizmu ma
nadal obowiązywać. Dlaczego taki zwyczaj w ogóle powstał? Dlaczego niezależne kultury -
rzekomo nieutrzymujące ze sobą żadnych kontaktów - praktykowały taki zwyczaj? Czy ludzie z
wydłużonymi głowami stanowili arystokrację w każdym z tych społeczeństw? Czy starożytna
chirurgia mózgu i trepanacje czaszki wywodzą się z praktyk deformacji czaszki?
Deformowanie czaszek przez Olmeków i nacięcie w kształcie litery v
W nielicznych książkach, jakie w ogóle poświęcono Olmekom, o deformacji czaszki napisano
niewiele, poza tym że była stosowana. Wielu autorów ignoruje ten temat, zamieszcza jednak
zdjęcia wielu olmeckich figurek z wyraźnie zniekształconymi głowami; inni pobieżnie go
wspominają.
Ignacio Bernal poświęca temu zagadnieniu dwie strony w książce z 1969 roku The Olmec
World. Opisując jadeitowe figurki z La Venta, twierdzi:
Deformacje (rzeczywiste lub tylko symboliczne), którym Olmekowie poddawali własne
ciała, są wyraźniej widoczne na małych figurkach niż na dużych kamiennych
pomnikach.
Głowę deformowano przez przywiązanie małej deski do czoła noworodka i pozo-
stawienie jej tam dotąd, aż siła nacisku nadała elastycznej czaszce pożądany kształt.
Dokonywano także deformacji mających na celu nadanie czaszce baniastego kształtu.
Sugeruje się w związku z tym, że hełmy widoczne na olbrzymich głowach i na głowach
posągów to formy używane do osiągania celu. Jedną z najbardziej
charakterystycznych zniekształcających cech jest nacięcie w kształcie litery V w górnej
części głowy, czasem tak głębokie, że staje się szczelinowatym otworem. Ponieważ
pojawia się także w figurkach jaguarów, może oznaczać wgłębienie na szczycie
czaszki tego zwierzęcia. Poprzednio uważano, że tego rodzaju nacięcie w posążkach
ludzi oznacza deformację czaszki zwaną bilobe, którą jak sądzono, pewne grupy
praktykowały. Potem jednak wykazano, że deformacja taka jest anatomicznie nie-
możliwa i nie mogła być stosowana przez Olmeków ani przez nikogo innego. Nacięcie,
być może odzwierciedlające jakąś rzeczywistą cechę, przekształciło się w element
stylistyczny, który stracił znaczenie nawet dla swoich twórców, choć przedstawiali go
jeszcze przez długi czas w figurkach i toporkach. Posążki z Teotihuacan II miewają ten
element. Z drugiej strony nie występuje on w Monte Al-ban, mimo, że można tam
zaobserwować wiele artefaktów Olmeków, zwłaszcza wizerunki jaguara. Stąd moje
przekonanie, że jeśli nacięcie zaistniało jako przedstawienie otworu nadoczodołowego
jaguara, związek ten zanikł w czasach, gdy rzeźbiono figurki tego zwierzęcia w Monte
Alban, gdzie - jeśli przedstawione zwierzę jest odpowiednikiem olmeckiego jaguara -
na figurkach nie ma nacięcia w kształcie V. Nacięcie to bywa ukazywane jako
zmarszczka przecinająca głowę, tak jak na małej rzeźbie znalezionej w El Tejar, ale
stanowisko to znajduje się poza olmecką jednostką metropolitalną. Inne posążki mają
głowy wygolone lub tylko z pasemkiem włosów biegnącym przez środek głowy.
Interesująca uwaga Bernala, że nacięcie jest próbą, upodobnienia czaszki człowieka do czaszki
jaguara, może być kolejnym wytłumaczeniem zwyczaju deformowania czaszek, choć wydaje się,
że Bernal nie wiedział, iż zwyczaj ten jest tak szeroko rozpowszechniony.
Bernal w przypisie wspomina, że Michael Coe napisał mu w prywatnym liście: „To nacięcie od
dawna mnie zastanawiało. Zgodziłbym się teraz z Tobą, że to naturalna cecha żywego jaguara, bo
podczas niedawnych wizyt w zoo w Regent's Park i w Waszyngtonie zauważyłem, że dorosłe
samce jaguarów mają wyraźną bruzdę na szczycie łba, gdzie dość luźna skóra układa się prawie
w fałdę".
Pogląd, że deformacja czaszki i nacięcie w kształcie V miały kogoś bardziej upodobnić do
jaguara, brzmi logicznie, przynajmniej w odniesieniu do Olmeków. Wiadomo że panował u nich kult
jaguara, nosili maski jaguara i widzieli w tym zwierzęciu symbol potęgi.
Natomiast przypuszczenie, że niektórzy z nich faktycznie mieli na głowie głębokie nacięcie, jest
raczej niedorzeczne - i Bernal szybko je odrzuca. Wydaje się jednak, że nie wszystko jest do
końca wyjaśnione. Nacięcie takie może mieć związek z krępowaniem głów i deformacjami
czaszek, tak popularnymi wśród Olmeków.
Czy rodzice tych dzieci - na wizerunkach ludzie o marsowym czole - rzeczywiście dokonywali
na głowie własnego dziecka głębokiego nacięcia w kształcie V, a potem głowę ściśle obwiązywali
opaską? Jeśli tak, czy powodowało to ucisk części mózgu, przez co Olmekowie stawali się
gwałtowni i wojowniczy? Bernal wspomina o tym, ale tematu nie rozwija. Czy Olmekowie starali się
upodobnić do jaguarów przez opiłowywanie zębów, blizny na twarzy, tatuaż, przekłuwanie nosa i
uszu oraz jeszcze inne zdobienie ciała, by nabrać „cech jaguara"?
Jeśli czytelnikowi wydaje się, że jest to pomysł zbyt niedorzeczny, odsyłam go do dzisiejszych
ludzi-kotów. Taki jest mieszkający w Seattle Dennis Avner, lat 47, znany jako człowiek-kot
(Catman), który przeszedł serię operacji plastycznych, by upodobnić się wyglądem do kota.
„Seattle Times" pisał o nim 16 sierpnia 2005 roku: „Avner, który jako rdzenny Amerykanin na co
dzień posługuje się imieniem Zaczajony Kot, znany jest na świecie jako Catman. Przez ostatnich
25 lat Zaczajony Kot przeszedł tyle operacji chirurgicznych i plastycznych, że sam stracił już
rachubę. I twierdzi, że wszystkie - tatuaż całej twarzy, sztuczne kły, wszczepienie stalowych
implantów do instalowania odpinanych „wąsów" - zostały wykonane, by zjednoczył się z tym, kogo
uważa za swój totem - tygrysem".
Kwaśny charakter gleby wokół olmeckich rejonów nad Zatoką Meksykańską sprawiał, że
czaszki i inne kości zachowały się tylko w nielicznych grobowcach, dlatego olmeckie
przedstawienia zniekształceń dotrwały do naszych czasów w formie posągów i figurek. Na nich zaś
wyraźnie widać, że wielu Olmeków miało zdeformowane czaszki, a niektórzy - nacięcie w kształcie
V na szczycie głowy. Czy figurki te mogły przedstawiać prawdziwych ludzi? Bernal i większość
archeologów uważa, że nie.
Wiele dziwnych i ekstremalnie wydłużonych czaszek można zobaczyć w muzeach
rozmieszczonych wzdłuż pustynnych wybrzeży Peru i Chile, tam gdzie dobrze się zachowały. Na
żadnej z nich nie ma nacięcia w kształcie V. Figurki z takim nacięciem mogły więc przedstawiać
innego rodzaju deformację, polegającą na obwiązywaniu głowy dziecka tak, by ją spłaszczyć i
poszerzyć, w wyniku czego na szczycie głowy powstaje niewielkie wgłębienie w kształcie V.
Gdy omawia się zniekształcenia czaszek i temat ludzi-jaguarów, warto zadać pytanie, czy nie
wiąże się z tym handel halucynogennymi grzybami. Rytuały z ich użyciem są dobrze znane w
olmeckiej kulturze, nasuwa się więc pytanie, czy kapłani olmeccy, przypuszczalnie ludzie mający
zdeformowane głowy, spożywali magiczne grzyby i „przemieniali się" w jaguary, gdy osiągali
odmienny stan świadomości. Wydaje się, że taki był przebieg rytualnych obrzędów w krainie
Olman.
Ty, ja i jajogłowi
Sprawy dotyczące deformacji czaszki stają się coraz bardziej zagadkowe w miarę zagłębienia
się w ten temat. Niedawno moją uwagę zwrócił fakt, że słynne posągi moai z Wyspy Wielkanocnej
również są jajogłowe; większość z nich bez wątpienia przedstawia osoby z wydłużonymi
czaszkami, takimi jakie mieli Olmekowie czy starożytni Peruwiańczycy.
W książce z 1969 roku More Things (Więcej „czegoś") zoolog Ivan T. Sanderson omawia list,
który otrzymał od sapera stacjonującego na aleuckiej wyspie Shemya podczas II wojny światowej.
W trakcie budowy pasa startowego oddział, którego ów saper był członkiem, zniwelował kilka
pagórków, odkrywając kilka warstw ludzkich kości, głównie czaszek i długich kości nóg. Wyglądało
to na cmentarzysko. Czaszki miały długość 55-60 centymetrów od podstawy do wierzchołka. Były
bardzo długie, zbyt długie jak na proporcjonalnie zbudowanych ludzi, mniej więcej dwa razy
dłuższe od normalnych. Co więcej, każda czaszka nosiła ślady umiejętnie przeprowadzonej
trepanacji!
Sanderson starał się zdobyć więcej informacji i w końcu dostał list od innego członka oddziału,
który potwierdził informację o znalezisku. Autorzy obu listów twierdzili, że szczątki zostały zabrane
przez pracowników Smithsonian Institution, ale słuch o nich zaginął. Sanderson jest przekonany,
że nie było to fałszerstwo, ale zastanawia się, czemu instytut nie upublicznił znaleziska. Pisze: „(...)
czy ci ludzie nie potrafią zmierzyć się z wyzwaniem napisania na nowo wszystkich podręczników?"
Nie są dokładnie znane szczegóły związane z tym znaleziskiem; nie mamy pewności, czy
czaszki były poddane deformacji, to znaczy nieproporcjonalnie długie w stosunku do długości
innych kości szkieletu. Inne dziwne czaszki, na ogół wydłużone, a czasem z podwójnymi rzędami
zębów, znajdowano w różnych częściach Ameryki Północnej. W 1833 roku żołnierze kopiący dół
pod prochownię w Lompock Rancho w Kalifornii przekuli się przez warstwę scementowanego
żwiru i natknęli się na szkielet człowieka o wzroście ponad 3,5 metra. Szkielet otaczały rzeźbione
muszle, wielkie kamienne topory i bloki porfiru, pokryte nieczytelnymi symbolami. Poza tym
olbrzym miał podwójne rzędy zębów górnych i dolnych. Kiedy miejscowi Indianie zaczęli
przypisywać szkieletowi i artefaktom znaczenie religijne, władze rozkazały w tajemnicy szkielet
pochować i tak znalezisko zostało stracone dla nauki.
W latach 80. XIX wieku w czasopismach „Minnesota Geological Survey", „Pioneer" i „Globe" z
St. Paul opisano pewną liczbę dziwnych odkryć w kopcach na terenie Minnesoty. W Chatfield
znaleziono sześć olbrzymich szkieletów. W Clearwater - siedem. Według doniesień prasowych
szkielety były ułożone w pozycji pionowej głową w dół; czaszki miały cofnięte czoło i pełny
podwójny zestaw uzębienia. Cofnięte czoło to cecha charakterystyczna „płaskogłowych" i
Jajogłowych".
Kapłani-węże z Malty
W bardzo interesującym artykule Adriana Forgionego, opublikowanym w piśmie „Hera",
wspomina się, że pewną liczbę dolichocefalicznych czaszek znaleziono w starożytnych
podziemnych świątyniach na śródziemnomorskich wyspach Malcie i Gozo. Według Forgionego:
Wiadomo że do 1985 roku pewna liczba czaszek, znalezionych w prehistorycznych
maltańskich świątyniach w Taxien, Ggantja i Hal Saflieni, była wystawiona w Muzeum
Archeologicznym w La Valletcie. Jednak kilka lat temu wycofano je z wystawy i
schowano w magazynie. Od tamtej pory nie pokazywano ich publicznie. Jedynie
zdjęcia maltańskiego badacza doktora Antona Mifsuda i jego kolegi doktora Charlesa
Savony Ventury dokumentują istnienie czaszek i są dowodem ich anomalii. Książki
pióra tych dwóch maltańskich naukowców, którzy od pierwszego dnia naszego pobytu
na Malcie życzliwie udostępniali nam dokumentację potrzebną do badań, zawierają
ilustracje zbioru czaszek wykazujących ciekawe anomalie i/lub patologie. Zaliczyć do
nich można brak szwów w mózgoczaszce, nadmiernie rozrośnięte kości skroniowe,
nawiercone naroślą kostne świadczące o przebytych urazach; najciekawsza jest
dziwna, wydłużona czaszka, większa i bardziej odmienna od innych, też pozbawiona
szwów. To znalezisko nasuwa kilka hipotez. Podobieństwo do innych tego typu cza-
szek, od Egiptu po Amerykę Południową szczególne zniekształcenie, wyjątkowe na tle
medycznych patologii z tak odległych czasów (mniej więcej 3000 lat p.n.e.) może
oznaczać, że to bardzo znaczące odkrycie. Czy ta czaszka to rezultat krzyżowania się
różnych ras zamieszkujących w starożytności wyspę?
To ogromnie interesujące znalezisko - ludzka wydłużona czaszka bez szwów między kośćmi?
Forgione twierdzi, że wyspy Malta i Gozo były bardzo ważnymi ośrodkami od czasów
prehistorycznych, miejscem, gdzie dokonywano magicznych uzdrowień, zasięgano rady wyroczni i
spotykano się rytualnie z kapłanami bogini. Istniały tam liczne sanktuaria, gdzie kapłani otaczali
kultem boginię uzdrawiania. Forgione przypomina, że powszechnie wiadomo, iż w starożytności
wąż był atrybutem bogini i że kojarzono go z umiejętnością leczenia. Wąż przynależy także do
świata podziemnego. Dlatego też hypogeum - miejsce poświęcone bogini - było właściwym
miejscem dla grupy określanej w większości starożytnych kultur jako „kapłani-węże".
Forgione:
Być może czaszki znalezione w hypogeum i przebadane podczas naszego pobytu na
Malcie rzeczywiście należały do owych kapłanów. Jak wspomniano wcześniej, prze-
jawiają one znaczną dolichocefalię, która nas szczególnie interesuje. Długa głowa i
zwężony zarys twarzy musiały nadawać człowiekowi wężowego wyglądu; skóra na
jego głowie i wokół oczu była napięta. Nie dysponując dolną częścią [szkieletu],
możemy jedynie spekulować, ale nie może być daleka od prawdy hipoteza, że (...)
takie zniekształcenia z pewnością powodowały trudności z chodzeniem, co zmuszało
człowieka do pełzania! Brak szwu w puszce mózgowej, i co za tym idzie, niemożność
równomiernego rozwoju mózgu w całej puszce [sprawiły], że mózg rozwijał się w po-
tylicznej części móżdżku; zniekształcało to mózgoczaszkę tak, że od części czołowej
do potylicznej wyglądała jak pojedyncza pokrywa. Z pewnością taka czaszka przyspa-
rzała temu człowiekowi straszliwych cierpień od niemowlęctwa, ale prawdopodobnie
doznawał on spotęgowanych wizji, co uważano za dowód więzi z boginią.
Czaszki innej rasy?
Wydłużone czaszki z Malty mogą należeć do człowieka rasy różniącej się od gatunku Homo
sapiens. Forgione zauważa: „Nawet inne czaszki, które badaliśmy, miały dziwne anomalie.
Niektóre mniej odbiegały od normy niż opisana czaszka, która najmocniej przykuła naszą uwagę,
ale też wykazywały naturalną dolichocefalię i mogliśmy założyć, bez obaw o nieuznanie tej tezy, że
to cecha wyróżniająca odrębną rasę człowieka, innego niż rdzenni mieszkańcy Malty i Gozo".
Możliwość taką potwierdzili maltańscy archeolodzy, Antonio Buonnano i Marco Antonio Mifsud,
którzy powiedzieli Forgionemu: „To odrębna rasa, choć badań DNA czy
14
C jeszcze nie
przeprowadzono. Być może osobnicy ci pochodzili z Sycylii".
Forgione pisze dalej:
Spora część 7000 szkieletów wykopanych w hypogeum Hal Saflieni i przebadanych
przez Temistoklesa Zammita w 1921 roku wykazywała specjalnie wywołane
zniekształcenia. Jeden ze szkieletów z tej grupy, wykopany przez archeologa
Brochtorffa Circle'a, nosi wyraźne ślady umyślnej deformacji przez krępowanie.
Zniekształceń takich dokonywano z różnych okazji: inicjacji, małżeństw, rytuałów
słonecznych, kary za przestępstwa i wykroczenia. Stosowany przez plemię zestaw
deformacji ciała - nacięć, perforacji, częściowych lub całościowych amputacji,
kauteryzacji, otarć, umieszczania ciał obcych w mięśniach - oraz modyfikacje ciała do
celów magicznych, medycznych czy kosmetycznych były praktykami okrutnymi, lecz
przeprowadzanymi „w najlepszej intencji", dla dobra społeczności. Skąd taka
zawziętość w dręczeniu własnego ciała? Czy istniał jakiś związek między plemiennymi
rytuałami a ludźmi o wydłużonych czaszkach? Czy to możliwe, że i tu - tak jak w innych
kulturach - kolejne populacje zniekształcały głowy niemowląt, by upodobnić je do rasy
„kapłanów--węży"? Na Malcie wszystko to praktykowała tajemnicza cywilizacja, która
wzniosła gigantyczne świątynie bogini matki w latach 4100-2500 p.n.e. Czaszki te
mogą należeć do ostatnich przedstawicieli kasty kapłanów, której początki sięgają w
głąb starożytności. Wznosiła ona megalityczne świątynie i nigdy nie mieszała się z
lokalną populacją. Przez tysiąclecia związki małżeńskie zawierano tylko w obrębie
kasty (jak to miały w zwyczaju elity). W konsekwencji doszło do zubożenia jej materiału
genetycznego, aż zaczęły się przejawiać nieuniknione patologie i cała kasta wyginęła.
Forgione przedstawia bardzo interesujący scenariusz zdarzeń prowadzących do powstania
zjawiska deformacji. Megalityczne ruiny na Malcie naukowcy głównego nurtu uważają za
najstarsze na świecie - czyż jest lepsze miejsce, by szukać początków nierozwikłanej
antropologicznej zagadki?
Inne deformacje
Wiadomo że istniał również zwyczaj krępowania kobietom stóp, co stosowali Chińczycy z
kontynentu azjatyckiego aż do lat 40. XX wieku. W starożytności (i współcześnie) w Chinach
panowało przekonanie, że kobiety o małych, zdeformowanych stopach są bardziej pociągające niż
kobiety mające stopy normalne; zwyczaj krępowania stóp był niestety dość powszechny.
Poddawano tej deformacji zwłaszcza konkubiny i kobiety z wyższych klas w obrębie społeczności
mandaryńskiej.
W 1976 roku udzielił mi gościny tajwański minister skarbu, generał Yi. Jego żona miała stopy
zniekształcone stosunkowo nieznacznie, ale i tak nie mogła normalnie chodzić. Gdy była
dziewczynką palce stóp pozakładano jej jeden na drugi, tak by stopa zmieściła się w bardzo
wąskim i małym pantofelku. Konkubiny, którym stopy krępowano i podwijano palce stóp całkowicie
do wewnątrz, nie mogły chodzić w ogóle i służba musiała je nosić do łoża ich pana na
cotygodniowe igraszki.
Wiemy, że Majowie uważali kobiety zezowate za seksowniejsze od kobiet bez tej wady wzroku.
Wieszali więc małą glinianą lub kamienną kulkę przed oczami niemowlęcia-dziewczynki,
zmuszając ją do patrzenia na kulkę. Po pewnym czasie dziewczynka nabywała trwałego zeza. W
tym czasie być może także obwiązywano jej głowę.
Widzimy więc, że celowe zniekształcanie czaszki, stóp i oczu może być kulturowym fetyszem i
wyrazem odmiennego pojmowania piękna.
Chińscy eunuchowie a zwyczaj obwiązywania głów
Z usług eunuchów korzystano w Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Chinach aż do czasów nam
współczesnych. Chińscy eunuchowie na ogół mieli usunięte genitalia w całości i oddawali mocz jak
kobiety. W Chinach i innych krajach byli wysoko opłacanymi urzędnikami państwowymi, często
zaufanymi cesarza. Admirał Zhang, słynny żeglarz, który poprowadził chińską flotę do Nowego
Świata, jak opisano to w bestsellerze 1421, też był eunuchem.
Bernal w The Olmec World również wspomina o eunuchach, pokrótce omawiając deformacje
ludzkiego ciała przedstawiane w sztuce Olmeków:
Kolejną transformację twarzy, tym razem tylko stylistyczną, widać w różnych
zastawieniach człowiek-jaguar, a często - dziecko-jaguar. W tych przypadkach widać
dążenie do nadania ludzkiej twarzy kocich rysów; zazwyczaj jest to twarz człowieka z
wargami jaguara.
Opisałem już wcześniej charakterystyczne cechy (być może rzeczywiste) całych
postaci; choć niemal zawsze były to postacie mężczyzn nagich, żaden nie miał
genitaliów. Nie sądzę, by kierowano się tu względami skromności; być może miało to
jakiś związek z intrygująco konsekwentnym przedstawieniem w sztuce olmeckiej
postaci ludzi przejawiających cechy patologiczne. Być może te figury to eunuchowie.
Znane są również figurki karłów i ludzi garbatych oraz w pełni realistyczne
przedstawienia osób chorych, być może trędowatych albo ludzi cierpiących na
kretynizm z powodu niedoczynności tarczycy, a także ludzi bardzo otyłych w wyniku
zaburzeń równowagi hormonalnej.
Wiele przemawia za tym, że powodem braku genitaliów w tylu posągach Olmeków jest właśnie
to, że przedstawiają one eunuchów! Wyjaśniałoby to wiele dziwnych zachowań i scen
wyobrażonych w olmeckiej sztuce. Ale czemu z książąt, kapłanów czy władców Olmeków miano by
czynić eunuchów? W Chinach i na Bliskim Wschodzie eunuchami byli nie tylko strażnicy haremu
cesarza, ale także cesarscy dyplomaci i wysłannicy. Powszechnie uważano, że eunuchowie,
pozbawieni popędu seksualnego cechującego normalnego mężczyznę, to doskonali nauczyciele
młodych władców i ludzie, którym można zaufać.
Czyżby postaci o charakterystycznie skrzywionej dziecięcej twarzy i nienaturalnie długiej głowie,
przedstawiane w rzeźbach (poza tym niemające genitaliów) to, jak przypuszcza Bernal,
eunuchowie? Czy dawni olmeccy zarządcy pochodzili z Chin epoki Szang i zatrudniali eunuchów?
Z jakiego by innego powodu Olmekowie kastrowali małe dzieci? Czy w niekontaktującej się z
resztą świata cywilizacji Olmeków eunuchowie pełniliby tę samą rolę, co w Chinach - strażników
królewskiego haremu?
Współcześni archeolodzy stanęli przed zagadką, którą są Olmekowie, ich wygląd i zachowania.
Olmeckie figurki, z ich tak rozmaitymi formami głowy i ciała, są pod wieloma względami intrygujące
dla naukowców.
Trepanacja czaszki
Z drugiej strony należy zauważyć, że w wyniku wydłużającej czaszkę deformacji niemal
podwaja się objętość puszki mózgowej, wskutek czego mózg może rozwinąć się do o wiele
większych rozmiarów niż bez tej ingerencji. Czy to oznacza, że ludzie wykazujący dolichocefalię
mieli większe mózgi, byli więc mądrzejsi lub odznaczali się bardziej złożoną psychiką od
pozostałych? To interesujące założenie, zważywszy że zdaniem badaczy człowiek i tak nie
wykorzystuje całego potencjału mózgu. Ktoś mający większą czaszkę i większy mózg mógłby mieć
dzięki temu przewagę nad ludźmi o mózgach normalnych rozmiarów.
Pojawia się kolejna intrygująca kwestia - archeolodzy znajdują na całym świecie czaszki, w
których są widoczne celowo wywiercone otwory. Przeprowadzanie operacji na kościach czaszki,
polegającej na wywierceniu lub wypiłowaniu w nich otworów, nazywa się trepanacją. Ślady takich
zabiegów znajdowano na czaszkach zarówno wydłużonych, jak i normalnych. Wynikiem trepanacji
może być otwór okrągły lub kwadratowy, zrobiony czterema nacięciami piły. O tym, że ludzie
przeżywali tę starożytną „neurochirurgię", świadczą ślady później powstałych zwapnień wokół
otworów. I znów nasuwa się pytanie, po co czyniono te otwory.
Badacze z głównego nurtu nauki głoszą teorię, że trepanację przeprowadzano w starożytności
u ludzi z problemami umysłowymi. Różne kultury, które stosowały tę praktykę, wierzyły, że człowiek
z zaburzeniami psychicznymi, które dziś nazywa się schizofrenią, albo „słyszący głosy" jest
opętany przez złe duchy. Dzięki wycięciu otworu w głowie chorego można było spowodować
wydostanie się ich na zewnątrz, co dawało nadzieję, że stan chorego się polepszy.
Istnieje również dość intrygujący pogląd, że przez wywiercenie otworu w kościach czaszki
można uzyskać u człowieka zwiększenie zdolności psychicznych. Z tego, co wiem, w literaturze
popularnej po raz pierwszy przedstawił go brytyjski autor T. Lobsang Rampa w książce z 1960 roku
The Third Eye (Trzecie oko). Opisuje w niej, jakoby autentyczną, historię swojego życia. W latach
20. XX wieku. Rampa, wówczas młody człowiek, szkolił się jako lekarz w klasztorze tybetańskim.
Twierdzi, że wywiercono mu otwór w kości czołowej, by wyzwolić u niego uśpione moce
psychiczne.
Zabieg przeprowadzono, używając prymitywnego ręcznego świdra. Wykonano nim w czaszce
Rampy pięciocentymetrowej średnicy otwór. Potem zatkano go kawałkiem specjalnego drewna, a
zoperowane miejsce posmarowano ziołową maścią. Rampa pisze, że było to doświadczenie
traumatyczne, uważa jednak, że potem na przykład wyraźniej dostrzegał u swoich pacjentów
eteryczną aurę. Chociaż opowieści Rampy nie można bez zastrzeżeń przyjąć za w pełni au-
tentyczną, jest to mimo wszystko interesujące doniesienie.
Takiego rodzaju operacjom poddało się w latach 60. XX wieku w Wielkiej Brytanii i Holandii kilku
ekscentryków. Wierzyli, że dzięki wywierceniu otworu na czubku głowy uzyskują stan
permanentnego „haju" i, jak zakładali, rozbudzą w sobie moc psychiczną. Brytyjski autor John
Michell opisuje niektóre z tych przypadków w książce z 1984 roku, Eccentric Lives and Peculiar
Notions (Ekscentryczne żywoty i dziwaczne pomysły) w rozdziale pod tytułem The people with
holes in their heads (Ludzie z otworem w głowie).
Według Michella założycielem współczesnego ruchu trepanatorów jest doktor Bart Hughes z
Holandii. Hughes w 1962 roku doszedł do wniosku, że stan umysłowy i stopień świadomości
zależą od ilości krwi w mózgu. Uznał, że przyjęcie w toku ewolucji postawy wyprostowanej
przyniosło gatunkowi ludzkiemu pewne korzyści, ale też spowodowało, że mózgowi zaczęło
brakować tlenu z powodu działania grawitacji i trudności z dostarczaniem do niego wystarczającej
ilości krwi. Zrównoważyć niedobór można na różne sposoby, między innymi stawaniem na głowie,
braniem naprzemiennych kąpieli w gorącej i zimnej wodzie, a także przez używanie narkotyków;
jednak poszerzenie świadomości, tak uzyskane, jest tylko chwilowe. Hughes uważał, że po
wywierceniu w głowie otworu nieodwracalnie zwiększy się ilość krwi dopływającej do jego mózgu,
co pozwoli mu pokonać działanie siły ciążenia.
W 1965 roku londyńczyk Joseph Mellen zetknął się z Hughesem na hiszpańskiej wyspie Ibizie i
stał się jego zagorzałym zwolennikiem. Również on poddał się zabiegowi trepanacji czaszki, po
kilku zaś latach opisał swoje doświadczenia w książce Bore Hole (Wywiercona dziura). Z inną
ekscentryczną mieszkanką Londynu, Amandą Feilding, Mellen zamieszkał. Idąc w jego ślady,
przeprowadziła na samej sobie taką operację i nawet utrwaliła jej przebieg na filmie zatytułowanym
Heartbeat in the Brain (Bicie serca w mózgu). Widać na nim, jak Feilding, po zgoleniu włosów na
głowie, przewierca świdrem kości czaszki, a krew tryska strumieniem.
Choć cała ta historia brzmi dość makabrycznie, oboje, Mellen i Feilding, przeżyli te zabiegi
przeprowadzane na własnej głowie, a nawet spotkałem ich oboje na przyjęciu w Londynie parę lat
temu. Sprawiali wrażenie całkowicie normalnych.
Olmekowie, istoty pozaziemskie i Atlantyda
W ostatnich kilku latach głównonurtowi archeolodzy zauważyli, że Olmekowie stali się modnym
obiektem rozważań na temat „starożytnych astronautów". Kiedy Ignacio Bernal, pod koniec lat 60.
XX wieku, publikował swoje uwagi na temat Olmeków, hipoteza o starożytnych astronautach nie
stała się jeszcze częścią popkultury. Ale już wkrótce zaczęto spekulować, że olbrzymie głowy o
afrykańskim wyglądzie mogą poświadczać, iż niektórzy ze starożytnych bogów byli w rze-
czywistości kosmonautami. Pisarze George Hunt Williamson, Robert Charroux, Erich von Daniken,
Zechariah Sitchin i inni zaczęli łączyć starożytnych Sumerów (i nie tylko) z Olmekami i istotami
pozaziemskimi.
Teoria ta, mówiąc ogólnie, zakłada, że na naszą planetę przybyli kiedyś kosmici, którzy
przyczynili się do ukształtowania starożytnych cywilizacji. Przybysze z kosmosu mieli wydłużone
głowy i orientalne rysy (wąskie skośne oczy).
Posągi i inne figurki znajdowane w starożytnych sumeryjskich miastach na terenie obecnego
Iraku przedstawiają istoty o wydłużonych czaszkach i wypukłych skośnych, przymkniętych oczach.
Wygląd ich głowy przywodzi na myśl głowę gada; obecnie archeolodzy nadali im nazwę
„kapłanów-węży" albo Jaszczurów". Czy to byli ludzie, czy kosmici?
Teoria o przybyszach z kosmosu przypisuje im rolę władców prymitywnych społeczności na
Ziemi (być może kosmici przeprowadzali na tych ludziach zabiegi z zakresu inżynierii genetycznej).
Poddani im ludzie oddawali władcom cześć, rozmaicie okazując uwielbienie. Gdy kosmici powrócili
na planety, skąd przybyli, ludzie, którym przekazali władzę, postanowili upodobnić się wyglądem
do tych pierwszych władców, mających wydłużone głowy i różniących się wyraźnie od Ziemian.
Dlatego ludzie z kręgu elity zaczęli deformować czaszki, by wyglądać jak pozaziemscy władcy,
którzy niegdyś tu rządzili.
Podobna teoria dotycząca Olmeków i ich zdeformowanych czaszek głosi, że Olmekowie to
ostatni przedstawiciele ludów zamieszkujących zaginiony kontynent Atlantydy. Atlantydzi, z
nieznanych powodów, nadawali głowie wydłużony, stożkowaty kształt, być może dla zwiększenia w
sobie mocy psychicznej. Atlantydę zamieszkiwało wiele różnych ras, podobnie jak teraz Stany
Zjednoczone czy nieco wcześniej krainę Olman.
Uważa się, że Atlantydzi, podróżując po świecie, wzbudzali w ludziach innych kultur podziw
zaawansowaniem cywilizacyjnym, naukową wiedzą, znajomością psychiki. W kolonizowanych
przez Atlantydów miejscach - w Meksyku, Peru i Egipcie - zaczęto naśladować ich niezwykłe
zwyczaje, takie jak między innymi obwiązywanie głów.
Tłumaczyłoby to, czemu deformacje czaszek są spotykane tak powszechnie w starożytnej
Sumerii, w Kurdystanie, a także wśród egipskiej arystokracji. Pasuje to także do teorii, że
Olmekowie, kultura Tiahuanaco znad jeziora Titicaca oraz ludy na płaskowyżu peruwiańskim
(gdzie również praktykowano zniekształcanie głów) miały kontakt z niedobitkami cywilizacji
Atlantydy. Jednym ze znaków szczególnych królów mórz było noszenie turbanu, co może mieć
związek z obwiązywaniem głowy. Właśnie - czy turban to ostatnia pozostałość tego starożytnego
obyczaju?
6
Tajemnica pisma Olmeków
Wiele elementów sztuki Majów widać już w stylu z Izapa, który rozkwitał
w południowej Gwatemali mniej więcej na początku ery chrześcijaństwa.
Pismo i skomplikowany kalendarz były w użyciu na kilka wieków
przed ich pojawieniem się na nizinnych terenach Majów.
Betty J. Meggers Prehistorie America (Prehistoryczna Ameryka) 1972
Tajemnica olmeckich hieroglifów
Kwestia pisma w Ameryce zawsze budziła kontrowersje. Według większości archeologów w
Ameryce Południowej pisma nie znano. Dlaczego uważają oni, że starożytni Peruwiańczycy
potrafili wznosić doskonale zaprojektowane megalityczne budowle i mury, ale z jakiegoś powodu
nigdy nie wynaleźli pisma - to sprawa, nad którą warto się zastanowić.
Pismo w różnych postaciach było jednak używane w Ameryce Północnej, a za najstarsze uważa
się pismo Olmeków. Pismo Epiolmeków (postolmeckie) jest znane także jako pismo istmijskie. Ze
względu na długą inskrypcję na steli nr 1 z La Mojarra, określa sie je również jako pismo z La
Mojarra. Wiadomo że stela pochodzi co najmniej z 650 roku p.n.e.
Nieodczytane pismo Olmeków mogło być ich własnym wynalazkiem - a może pochodziło od
jakiejś jeszcze starszej od nich cywilizacji? Cywilizacji leżącej za oceanem?
Najwcześniejsze glify olmeckie pochodzą z 1000 roku p.n.e. lub wcześniej, ale nie występują w
formie tekstu. Nie znamy żadnych ksiąg olmeckich. Konkwistę przetrwały tylko cztery księgi Majów.
Ignacio Bernal w krótkim omówieniu olmeckiego pisma w The Olmec World twierdzi:
Na terytorium Olmeków istnieją inne inskrypcje, które, choć nie kalendarzowe, mają
glify ukazujące wykorzystanie pewnego typu pisma. Stąd też na posągu nr 13 z La
Venta można zobaczyć różne hieroglify, wśród nich przedstawiający stopę - glif, który
powtarzał się w późniejszych epokach. Człowiek na posągu nr 10 z San Lorenzo ma
glif na piersi. Na innych rzeźbach widnieją znaki, które również funkcjonują jako glify,
na przykład X oznaczający cętki na skórze jaguara. Podobnie część ciała jaguara -
pazur albo paszcza - oznacza całe zwierzę. Konwencja ta miała stać się powszechna
w piśmie Mezoameryki. Inne elementy są jedynie dekoracyjne, ale niektóre mogły stać
się hieroglifami w czasach późniejszych, ponieważ taką funkcję pełnią w kulturze
olmekoidalnej i następnych. Na przykład V z wywiniętymi końcówkami staje się glifem
C w Monte Alban. Drucker sugerował, że Olmekowie stworzyli glify rozbudowane
później przez Majów, na przykład kwadraty z zaokrąglonymi rogami, zazwyczaj puste u
Olmeków, ale wypełnione różnymi motywami w sztuce majańskiej. Wszystko to bez
wątpienia wskazuje na istnienie pisma na terytorium Olmeków, jak również istnienie
kalendarza będącego prototypem w Mezoameryce.
Monument nr 13 z La Venta zawiera być może najstarsze hieroglify w Ameryce. Przedstawia on
brodatego mężczyznę w turbanie i przepasce biodrowej. Mężczyzna trzyma w lewej ręce
proporzec albo kosę. Za nim znajduje się hieroglif stopy, a przed nim trzy inne: górny to koło, które
być może miało zostać wypełnione, ale nie zostało. Środkowy wygląda jak Myszka Miki, a dolny
przypomina głowę ptaka, być może papugi. Wszystkie trzy przypuszczalnie tworzą imię
mężczyzny.
Co ciekawe, monument nr 13 z La Venta jest często pomijany w książkach dotyczących
Olmeków. Nie znalazłem żadnej wzmianki o nim w książce Diehla The Olmecs (Olmekowie) ani u
Davida C. Grove'a w Chalcatzingo. Wydaje się to dość intrygujące, ponieważ znaleziono go w La
Venta i być może zawiera on najstarsze hieroglify Olmeków i całej Mezoameryki. Czy nie omawiają
monumentu nr 13, bo widniejąca tam postać ma dość ciekawe cechy rasowe? Chociaż
przyzwyczailiśmy się, że Olmekowie wyglądają jak Afrykanie lub Chińczycy, ten człowiek wygląda
zupełnie inaczej. Wydaje się pochodzić z rejonu Morza Śródziemnego - ma gęstą brodę i wąsy,
niczym żeglarz fenicki czy libijski. Jest wyraźnym dowodem kosmopolitycznej natury Olmeków -
mogli wyglądać jak Afrykanie, Fenicjanie, Chińczycy lub Indianie. Posągi czy figurki z tego samego
miejsca wykopalisk często bardzo się różnią rysami twarzy i strojem.
Archeolodzy uważają, że Olmekowie używali prostych hieroglifów przez setki lat i że w końcu
hieroglify te rozwinęły się w powszechnie tam spotykaną postać pisma, zwaną pismem
epiolmeckim. W przeciwieństwie do pisma Majów, choć podobne, pismo epiolmeckie i
wcześniejsze hieroglify Olmeków sprawiały kłopot archeologom przez dziesięciolecia. Choć na
jadeitowych ozdobach i kamiennych posągach widnieją dziwaczne znaki i glify pisma
epiolmeckiego, znamy bardzo nieliczne teksty w nim zapisane.
Epiolmekowie przetrwali, jak się uważa, do 500-300 roku p.n.e. Około 300 roku .n.e. powstało
pismo Majów. Istnieją cztery ważne epiolmeckie teksty, każdy z nich ość pokaźny: stela nr 1 z La
Mojarra, statuetka z gór Tuxtla, stela C z Tres Zapotes maska w stylu Teotihuacan (obecnie w
prywatnej kolekcji).
STATUETKA Z GÓR TUXTLA I PISMO EPIOLMECKIE
Mającą ważne znaczenie statuetkę z Tuxtla znalazł w 1902 roku rolnik orzący pole niedaleko La
Mojarra u zachodniego podnóża gór Tuxtla w stanie Veracruz. W górach Tuxtla znajdują się także
kamieniołomy, w których wykuwano głazy na słynne olbrzymie głowy. Ze względu na pismo na
statuetce sprzedano ją na czarnym rynku i przemycono do Nowego Jorku ukrytą w ładunku tytoniu.
Smithsonian Institution zakupiła ją niedługo potem za niewyjawioną sumę.
Statuetka z gór Tuxtla jest niewielkim (16 centymetrów), zaokrąglonym kawałkiem nefrytu
(zielonego kamienia, podobnego do jadeitu, ale nie tak twardego), wyrzeźbionym na kształt
krępego człowieka z kaczym dziobem i skrzydłami. Widnieje na niej 75 glifów wyciętych w piśmie
epiolmeckim. Statuetka z Tuxtla jest jednym z nielicznych znanych przykładów tego pisma i jako
taka jest bezcenna.
Ludzka głowa wyrzeźbiona z kamienia jest łysa, oczy mają wykrój orientalny, w uszach tkwią
duże okrągłe kolczyki. Najbardziej rzuca się w oczy to, że zamiast ust ma długi dziób, opadający
na piersi. Dziób ten zidentyfikowano jako należący do rakojada, ptaka masowo występującego na
wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej w Tabasco i południowym Veracruz. Skrzydła niczym peleryna
spowijają ciało, stopy stanowią część podstawy statuetki. Można by nazwać ten posążek
„skrzydlatym kaczodziobym Olmekiem". Zdarzają się przedstawienia Olmeków w trakcie lotu,
zazwyczaj zwane „latającymi Olmekami".
Statuetka z gór Tuxtla zwraca również uwagę tym, że w glifach pojawia się mezoamerykańska
Długa Rachuba z datą marca 162 roku n.e., która w 1902 roku była najstarszą z dotąd odkrytych.
Amerykański archeolog i epigrafik Sylvanus Morley sugerował, podobnie jak inni, że datę wyryto
po upływie długiego czasu od wykonania posążka. Może więc on pochodzić z 500 roku p.n.e. lub
być jeszcze starszy.
Statuetka z Tuxtla jest obecnie przechowywana w Dumbarton Oaks w Waszyngtonie jako część
większej kolekcji Smithsonian Institution. Można się zastanawiać, czy epiolmeckie pismo na tej
figurce jest rodzajem zaklęcia lub magicznej inkantacji. Innym ciekawym przedmiotem z kolekcji w
Dumbarton Oaks jest pektorał w stylu
Izapa ukazujący siedzącą postać z hieroglificznym tekstem. Czy statuetka z Tuxtla była
magicznym talizmanem, noszonym przez właściciela dla ochrony?
Od czasu jej odkrycia znaleziono inne epiolmeckie glify, takie jak te na czterech dość
zniszczonych stelach z Cerro de las Mesas w stanie Veracruz. Cerro de las Mesas uważa się za
miasto olmeckie; znajdują się tam setki sztucznych kopców, wiele zgrupowanych wokół sztucznie
stworzonej laguny. W rejonie tym znaleziono pewną liczbę steli zawierających przykłady
epiolmeckiego pisma.
Ciąg glifów widnieje na odłamku ceramiki z Chiapa de Corzo, rdzennej stolicy stanu Chiapas.
Tutaj na skorupie wyryto datę Długiej Rachuby, 36 rok p.n.e. oraz kilka epiolmeckich glifów.
Olmecki system liczb, a przypuszczalnie też ich kalendarz, były takie same jak u Majów.
W 1997 roku archeologowie epigraficy John S. Justeson i Terrence Kaufman ogłosili, że odkryli
kolumnę hieroglificznego tekstu na steli nr 1 z La Mojarra. Bardzo wytarta kolumna znaków została
odkryta w listopadzie 1995 roku na boku steli nr 1 z La Mojarra w południowej części stanu
Veracruz w Meksyku. Justeson i Kaufman twierdzą, że większość znaków w kolumnie
zidentyfikowano podczas nocnych badań przy sztucznym świetle, co umożliwiło niemal kompletną
transkrypcję i tłumaczenie. Powiedzieli, że dane te powiększają skromny zbiór epiolmeckich
tekstów hieroglificznych i potwierdzają rozmaite aspekty odszyfrowywania pisma Epiolmeków.
Justeson i Kaufman twierdzili, że dzięki nowemu hieroglificznemu tekstowi ze steli nr 1
odszyfrowali pismo epiolmeckie i w pracy z 1997 roku przedstawili odczytanie języka istmijskiego,
umiejscawiając go w rodzinie języków mixe-zoque.
Jednak w następnym roku ich interpretacja została podważona przez Stephena Houstona i
Michaela D. Coe. Bezskutecznie próbowali oni zastosować system Justesona i Kaufmana do
maski O’Boyle'a, czyli maski Teo, kamiennej maski nieznanego pochodzenia z prywatnej kolekcji.
Na masce O’Boyle'a znajduje się około 23 glifów. To kamienna maska, której przypisuje się styl
Teotihuacan. Nie ma chyba wątpliwości, że zarówno ona, jak i glify są autentyczne. Ale co znaczą-
pozostaje tajemnicą, tak jak wszystkie olmeckie i epiolmeckie inskrypcje.
Według doniesień z „Desert News" z 26 stycznia 2004 roku archeolog z Uniwersytetu Brighama
Younga, Stephen Houston, oraz jego kolega z Uniwersytetu Yale, Michael D. Coe, powiedzieli, że
ich badania nad maską Teo obalają wcześniejsze twierdzenia, iż język ten został odczytany przez
Justesona i Kaufmana.
W artykule stwierdzono:
Dwaj badacze - John S. Justeson z Uniwersytetu Stanu Nowy Jork z Albany i Terrence Kaufman
z Uniwersytetu Pittsburgha, obaj profesorowie antropologii - donieśli w piśmie „Science", że
odszyfrowali ten język pisany.
Kaufman i Justeson nazywają to pismo „epiolmeckim". Jednak Houston i Coe określają
je jako „istmijskie", ponieważ używali go ludzie mieszkający na meksykańskim
przesmyku Tehuantepec i dokoła niego. Datują je na 500 lat p.n.e. i 500 lat n.e.
Kaufman i Justeson powiedzieli, że odczytali to pismo na podstawie semantycznych
śladów powiązanych ze znanymi praktykami kulturowymi i podobieństwa hieroglifów do
innych pism z tego regionu, które już odczytano. Twierdzili, że są w stanie przeczytać
najstarsze znane zapisy z Ameryki Północnej - inskrypcje na wielkich kamiennych
rzeźbach, zwanych stelami, znalezionych w Veracruz w Meksyku. Daty na kamieniach,
dodali, to 159 rok n.e. i 162 rok n.e. Wiadomość ta trafiła na pierwsze strony gazet na
całym świecie. Ale Houston i Coe wątpią, by ktokolwiek był w stanie odczytać to pismo.
(...) W swojej najnowszej pracy przyznają, że Justeson i Kaufman to szanowani
naukowcy, ale nie zgadzają się, że pismo zostało odczytane.
Jest ono „ogromnie złożone. To znaczy -jest dobrze rozwinięte i ma dużą liczbę
znaków", powiedział Houston dziennikarzowi „Desert Morning News". „Gdyby
naprawdę można było je odczytać", ciągnął, „otworzyłoby się okno na wielkie
fragmenty przeszłości".
Maska pojawiła się około 15 lat temu. Duża liczba widniejących na niej symboli
oznacza, że to ważny element wąskiego kanonu tekstów będących przykładem tego
pisma. Do pozostającej w prywatnej kolekcji maski doprowadził Houstona i Coe ich
kolega.
„To jeden z bardzo niewielu dobrze zachowanych egzemplarzy tego pisma, który
wyszedł na światło dzienne", stwierdził Houston.
Znalezisko pozwoliło naukowcom sprawdzić rzekome znaczenia hieroglifów
opublikowane przez Justesona i Kaufrnana. Coe wyróżnił czynniki, które muszą się
zgadzać, zanim starożytne pismo będzie można przekonująco odczytać. Powinno być
dostępne jakiegoś rodzaju pismo równoległe. Nieznane pismo powinno reprezentować
język dobrze rozumiany, z odniesieniami do ikonografii pozwalającymi naukowcom
sprawdzać znaczenia.
„Sęk w tym, że w proponowanej metodzie odczytu żaden z tych warunków nie był
spełniony", to słowa Houstona.
Olbrzymi problem, według niego, polega na tym, że znamy niewiele przykładów tego
pisma. Liczba przykładów pisma Majów osiąga około 10 000. W tym przypadku jednak
znamy nieco ponad 10 przykładów.
Kiedy do maski uzyskano dostęp, można było ocenić twierdzenia Kaufrnana i
Justesona.
„Mikę i ja bardzo dokładnie wprowadziliśmy wartości" przypisane hieroglifom we
wcześniejszych badaniach, dalej mówił Houston. Rezultaty? Przekaz byłby dziwnym
ciągiem słów takich jak „Krew... usta... brać on brać..."
Houston i Coe piszą w swojej pracy, że „odczytanie" symboli na masce ,,nie mówi nam
nic nowego, niespodziewanego ani nawet spodziewanego o tym istmijskim tekście i
masce, na którym go wyryto. Wprowadzone wartości dają semantyczną sieczkę".
Rzekome odczytanie pisma przez Justesona i Kaufmana ,jest, naszym zdaniem, raczej
nieprawidłowe", zakończyli naukowcy.
Mimo licznych prób skontaktowania się z nimi przez telefon lub pocztą elektroniczną
Justeson i Kaufman nie zgodzili się na rozmowę.
Justeson wysłał jednak e-mailem jedno zdanie komentarza na temat pracy Houstona i
Coe'a: „Ich argumenty przeciw naszej metodzie i wynikom łatwo odeprzeć, i
odpowiemy na nie w stosownym naukowym piśmie". Stwierdzenie to jest podpisane
przez Justesona i Kaufmana.
Zdaniem Houstona zdecydowany sposób, w jaki opublikowano pierwotne ustalenia,
hamował możliwość naukowej dyskusji. Sprawił, że „trudniej było o tym dyskutować,
ponieważ teraz sprawa stała się jeszcze bardziej nieprzyjemna, skoro nie zgadzamy
się z tymi dwoma panami", stwierdził.
„Naprawdę jestem przekonany, że przy obecnym stanie wiedzy niemożliwe jest
odczytanie tego pisma", podsumował Houston. „Brakuje nam zbyt wielu kawałków
układanki".
Chęć ogłoszenia, że odczytano pismo Epiolmeków, wydaje się jedynym powodem, dla którego
nieznaną przedtem maskę pokazano opinii publicznej. Cały ten epizod, w którego centrum leży
jeden z nielicznych artefaktów świata z epiolmeckirn pismem, wskazuje, ile podobnych artefaktów
może być wciąż ukrytych w prywatnych kolekcjach - ich cenny wkład w poznanie Olmeków może
nigdy nie zostać wniesiony.
Twierdzenia Kaufmana i Justesona wciąż pozostają niezweryfikowane, choć bitwa toczy się
dalej w monografiach i e-mailach autorstwa tych, dla których są to sprawy ważne.
Może być prawdą, że język epiolmecki należy do rodziny języków mixe-zoque, ale co nam to
mówi? Skąd pochodzi to pismo? Z Chin epoki Szang? Czy zostało stworzone niezależnie przez
Olmeków? Czy ma związek z językiem fenickim czy innymi językami, jak te znalezione w
Comalcalco?
Pismo Zapoteków, Epiolmeków i Majów
Wczesne olmeckie hieroglify i późniejsze epiolmeckie pismo skłoniły współczesnych
archeologów do dokładnego przyjrzenia się kwestii, gdzie w Ameryce Północnej powstało pismo.
Trwa debata, choć pewne bardzo świeże ustalenia (opisane dalej
w tym rozdziale) rzucają na ów temat zupełnie nowe światło. Choć pismo epiolmeckie jest
badane dokładnie dopiero od 20 lat, większość archeologów uważa, że pierwszym pismem były
wczesne olmeckie hieroglify takie jak na monumencie nr 13 z La Venta.
Języki majański i epiolmecki mogły się rozdzielić dość wcześnie, a z całą pewnością majańskie
pismo okazało się najtrwalsze. Około 200 roku p.n.e. istniały co najmniej trzy systemy pisma:
zapotecki, epiolmecki i majański. W mezoamerykańskim okresie klasycznym (lata 300-900 n.e.)
było ich więcej; większość wywodziła się z pisma Zapoteków, tak jak teotihuanacki, nuine,
xochicalco, mistecki, mistecko-puebloski i aztecki. Przyjmuje się powszechnie, że wszystkie pisma
Mezoameryki można podzielić na dwie grupy: południowo-wschodnią i oaxakańską. Do grupy
południowo-wschodniej należą pisma Majów i Epiolmeków.
Epigrafik Lawrence Lo, programista z San Francisco prowadzący portal internetowy
, pisze o piśmie Epiolmeków:
Niewiele wiadomo [o piśmie epiolmeckim], ponieważ jesteśmy na wczesnym etapie
jego odczytywania. Można jednak powiedzieć, że jest to pismo zdecydowanie
logofonetyczne, wykorzystujące znaki zarówno fonetyczne, jak i logograficzne, i że
przedstawia ono starożytny język z rodziny mixe-zoque. Wykorzystuje także Długą
Rachubę do datowania ważnych wydarzeń, a zakładając, że epiolmecka Długa
Rachuba ma tę samą datę startową co Rachuba Majów, epiolmecka sięga od I wieku
p.n.e. do VI wieku n.e., choć jest prawdopodobne, że zaczęła się dużo wcześniej.
(...) Justeson i Kaufman zasugerowali, że językiem, który utrwalało to pismo, był pre-
proto-zoque, należący do niewielkiej rodziny językowej mixe-zoque. Językami z tej
rodziny mówi się do dziś w okolicach przesmyku Tehuantepec. Czemu mixe-zoque?
Czemu nie mąjańska czy jakakolwiek inna rodzina? Cóż, powstały teorie, że mówiący
językami mixe-zoque mieszkali w rejonie przesmyku Tehuantepec od okresu
preklasycznego, a wieloma językami z tej rodziny mówi się tam do dziś. Po drugie, w
innych językach mezoamerykańskich jest dużo słów zapożyczonych z rodziny mixe-
zoque, na przykład pom, czyli kadzidło żywiczne, bardzo istotny składnik wielu rytuałów
(nawet dziś), oraz kakawa, czyli ziarna kakaowca, używane do przygotowywania
rytualnych napojów, a także funkcjonujące jako waluta. Jest prawdopodobne, że
Olmekowie mówili językiem mixe--zoque, ponieważ wymagania środowiskowe tych
roślin pasują do wybrzeża Zatoki Meksykańskiej. Kaufman przekonywał, że w miarę jak
Olmekowie przekazywali swoje rytuały, rozprzestrzeniały się słowa z nimi związane.
Jest również prawdopodobne, że ludy zamieszkujące kolejno te same tereny co
Olmekowie były ich dziedzicami i mówiły językiem mixe-zoque. Co za tym idzie, ich
pismo utrwalałoby również język mixe-zoque.
Nie jest to oczywiście teoria bez wad. Wciąż jest za mało informacji, by mieć pewność,
że na przesmyku nie było ludności napływowej, która wyparłaby poprzednich
mieszkańców. Poza tym fundamentalne założenie, że Olmekowie mówili językiem
mixe-zoque, wciąż jest przedmiotem dyskusji. Poprawność odczytania przez Justesona
i Kaufmana została zakwestionowana wraz z odkryciem nowej maski. Kiedy
doświadczeni epigraficy Stephen Houston i Michael Coe podłożyli wartości
zaproponowane przez Justesona i Kaufmana pod teksty z maski, wynik uznali za
całkowicie niezadowalający.
Oaxacańskie Monte Alban, miasto położone na szczycie góry (całkowicie zniwelowanym w
wyniku szeroko zakrojonych gigantycznych prac ziemnych, prowadzonych najwyraźniej przez
Olmeków), jest miejscem, w którym przejawia się aktywność zarówno Olmeków, jak i Zapoteków.
Znaleziono tam wczesne olmeckie glify i cyfry; rozsądnie byłoby więc założyć, że Zapotekowie
czerpali zapożyczenia z wczesnego olmeckiego języka i pisma. Przez jakiś czas dyskutowano, czy
twórcami mezoamery-kańskiego pisma byli Zapotekowie, czy Olmekowie. Na szczęście nowych
odkryć dotyczących pisma olmeckiego i epiolmeckiego dokonuje się niemal corocznie.
Najwcześniejsze olmeckie pismo datowane na 900 rok p.n.e.
Kiedy archeolodzy kopiący w pobliżu Veracruz nad Zatoką Meksykańską odkryli
najwcześniejszy znany przykład pisma Olmeków w Nowym Świecie, ogłoszono, że odkrycie to
przesuwa datę pojawienia się tego kulturowego wynalazku o co najmniej 350 lat do tyłu do około
650 roku p.n.e.
Znalezisko opisano w „Los Angeles Times" z 6 grudnia 2002 roku:
Co ważniejsze, odkrycie pieczęci z inskrypcją i fragmentów tabliczki sugeruje, że pismo
zostało opracowane przez cywilizację Olmeków, a nie Zapoteków, twórców
najstarszego znanego dotychczas pisma, ani Majów, którzy rozwinęli je do
najwyższego poziomu zaawansowania (...). Nowe znalezisko jest potwierdzeniem
kontrowersyjnej teorii „kultury matki", głoszącej, że Olmekowie są twórcami większości
idei i przekazali je kolejnym cywilizacjom, podobnie jak Grecy - twórcy kultury
europejskiej.
Jednak data 650 roku p.n.e. została cofnięta jeszcze bardziej, kiedy ogłoszono, że tabliczka jest
w rzeczywistości o setki lat starsza. Znaleziono ją w 1999 roku. Wtedy to robotnicy w
meksykańskim kamieniołomie odkryli trzycentymetrowej grubości kamienną tabliczkę z
niezwykłymi nacięciami na wierzchu i uświadomili sobie, że w ręce wpadło im coś niezwykłego.
Skontaktowali się z miejscowymi archeologami, którzy nazwali tabliczkę „tablicą z Cascajal" od
nazwy wsi obok miejsca znaleziska i przechowywali ją, bez nadawania rozgłosu, w meksykańskim
stanie Veracruz.
W marcu 2006 roku Stephen Houston, profesor antropologii na Uniwersytecie Browna w
Providence, stan Rhode Island, oraz jego zespół dowiedzieli się o jej istnieniu. Wraz z kilkoma
archeologami z innych uczelni Houston przyjechał do Vera-cruz i z podnieceniem stwierdził, że
mają do czynienia z najstarszym znanym przykładem pisma z obszaru półkuli zachodniej.
W artykule napisano, że po analizie ceramicznych skorup i glinianych figurek wykopanych w
tym samym kamieniołomie datowano je na około 900 roku p.n.e. -a więc powstały one 3000 lat
temu. Data ta o cztery wieki wyprzedza to, co uważano dotąd za najstarszy przykład pisma na tej
półkuli: badacze są przekonani, że tablica z Cascajal została wyrzeźbiona przez Olmeków.
Jest to prostokątna tablica wielkości mniej więcej kartki A4, ma 13 centymetrów grubości i waży
aż 12 kilogramów. Zawiera 62 znaki, w tym 28 unikatowych. Niektóre wydają się przedstawiać
warzywa, kwiaty, muszle czy owady, inne - figury geometryczne takie jak sześciany czy bryły.
Znaki na tablicy ułożone są w poziome rzędy, czego się nie spotyka w mezo-amerykańskich
pismach, gdzie z reguły stosuje się rzędy pionowe. Są pogrupowane w pary i kręte ciągi,
zawierające do 10 znaków.
Według oświadczenia prasowego na temat tej tablicy w „National Geographic News Service" z
14 września 2006 roku:
„Tablica, datowana na 900 roku p.n.e., pochodzi ze starożytnego kopca, gdzie
miejscowi robotnicy wydobywali kamienie do utwardzenia pobliskiej drogi. W 1999
roku, kiedy znaleźli tabliczkę, właściciel terenu od razu stwierdził, że jest to niezwykły
kamień", poinformował Houston.
Właściciel zaalarmował miejscowe władze, które wezwały dwóch archeologów, Marię
del Carmen Rodriguez Martinez z meksykańskiego Narodowego Instytutu Antropologii i
Historii oraz Ponciano Ortiza Ceballosa z Uniwersytetu Veracruz. Z pomocą Houstona
z Uniwersytetu Browna i czwórki innych archeologów zespół przeanalizował pismo na
tablicy. Badacze przyjrzeli się patynie - warstwie substancji chemicznych osiadających
na powierzchni przedmiotów w miarę ich starzenia. Zbadali też ceramikę znalezioną w
tym samym kopcu. Większość artefaktów pochodzi z okresu 1200-900 p.n.e., kiedy
wpływy Olmeków były tu największe.
Kilka sąsiadujących kultur stworzyło później własne pisma, ale aż do tej pory nikt nie
znalazł przykładu pisma Olmeków.
„To była czarna dziura", wyznał Karl Taube, archeolog z Uniwersytetu Stanu Kalifornia
w Riverside, również zaangażowany w prace nad tablicą. „Znaliśmy niewiarygodnie
rozwiniętą cywilizację, mającą kontakty z całą Mezoameryką i dysponującą olbrzymią
bazą gospodarczą. Ale gdzie jest jej pismo?" Na biżuterii, figurkach i kilku kawałkach
ceramiki widniały pojedyncze symbole, które mogły być pismem olmeckim. Ale tablica
to pierwszy wyraźny dowód, że kultura ta używała pisma mającego formę znaków o
konkretnym znaczeniu oraz stylizowanych rysunków zdobiących monumenty i posągi z
tego obszaru. „Cała ikonografia bardzo silnie kojarzy się z Olmekami", ocenił Taube.
(...) Archeolog Christopher Pool z Uniwersytetu Stanu Kentucky w Lexington wiedział o
istnieniu tablicy od paru lat.
„Odnosiłem się do niej ze sceptycznym", wyznał. „Po pierwsze, jest jedynym takim
znaleziskiem", ciągnął, „i co istotne, kiedy Rodriguez i Ortiz zaczęli badać tę tablicę,
była już wyjęta z ziemi, z oryginalnego kontekstu archeologicznego". Houston z
Uniwersytetu Browna ma jednak nadzieję, że odkrycie to ściągnie uwagę na ów rejon,
co doprowadzi do znalezienia kolejnych przykładów pisma. Archeolog Mary Pohl z
Uniwersytetu Stanu Floryda w Tallahassee zgadza się z nim. Tablica to „wielkie
odkrycie", stwierdziła. „Podejrzewam, że nastąpią kolejne".
Dzięki temu zamieszaniu wokół tablicy z Cascajal Olmekowie zyskali ponownie 15 minut sławy
w głównonurtowych mediach. Datowanie na 900 rok p.n.e. dowodzi, że olmeckie pismo istniało od
tysięcy lat i że musi być o wiele więcej jego przykładów, wciąż czekających na znalezienie.
Jak mówi Mary Pohl, prawdopodobnie nastąpią kolejne odkrycia, zwiększające naszą wiedzę o
piśmie Olmeków, w tym być może odkrycie jeszcze starszych tekstów, datowanych na 1100 rok
p.n.e.
Starożytne znaki z Chin epoki Szang: ostateczne rozwiązanie?
Do nowych odkryć i doniesień dotyczących olmeckich hieroglifów i pisma dojdzie bez wątpienia
w ciągu najbliższej dekady. Być może jednak najważniejsze odkrycie już zostało dokonane.
Według chińskich naukowców pomysł, by z normalnych mężczyzn czynić eunuchów, powstał w
epoce panowania dynastii Szang (lata 1600-1028 p.n.e.). Na tamten okres datuje się także
wynalezienie pisma, przynajmniej przez Chińczyków. Najwcześniejsze znaki chińskie odkryto na
kościach wróżebnych wykonanych w tamtym czasie. Są podobne do znaków olmeckich.
W artykule w „U.S. News & World Report" z 4 listopada 1996 roku doniesiono, że chiński
językoznawca Han Ping Chen zbadał olmeckie figurki i jadeitowe toporki znalezione w La Venta,
obecnie przechowywane w Narodowym Muzeum Antropologii, i po zakończeniu badania
niektórych „napisów" na toporkach oznajmił, że „są to najwyraźniej znaki chińskie":
Dla dyfuzjonistów sztuka olmecka jest kuszącą areną spekulacji. Datowanie radio-
aktywnym węglem umiejscawia erę Olmeków w latach między 1000 a 1200 p.n.e., co
nakłada się na upadek dynastii Szang w Chinach. Amerykańscy i meksykańscy
archeolodzy odkryli w 1955 roku grupową rzeźbę. Gdy oglądali znalezisko wystawione
w Galerii Narodowej wraz z innymi olmeckimi artefaktami, zauważyli ich wyraźne
podobieństwo do artefaktów chińskich. I rzeczywiście, archeolodzy początkowo uznali
pierwsze olmeckie figurki znalezione na przełomie wieków za wytwory chińskie.
Migracja z Azji przez lądowy most 10 000-15 000 lat temu mogłaby częściowo
tłumaczyć orientalne cechy tych figurek, takie jak skośne oczy, ale skąd wzięły się u
nich stylizowane usta i pozycje charakterystyczne dla sztuki chińskiej rozwijającej się w
ostatnich tysiącleciach?
Dopóki Chen nie zawędrował do meksykańskiego muzeum, żaden badacz z Chin
epoki Szang nie zajął się Olmekami. Naukowiec wyszedł z wystawy z gotową teorią.
Kiedy armia Szangów została rozbita, a cesarz zginął - zasugerował Chen - część jego
zwolenników mogła dopłynąć Żółtą Rzeką do oceanu. Tam, być może, podryfowali z
prądem, który omija wybrzeże Japonii, kieruje się do Kalifornii i wygasa niedaleko
Ekwadoru. Betty Meggers, słynna archeolog ze Smithsonian Institution, która połączyła
ekwadorską ceramikę z ceramiką z rozbitego przed 5000 lat japońskiego statku,
twierdzi, że pomysł ten jest „sensowny", ponieważ starożytni azjatyccy żeglarze byli o
wiele sprawniejsi, niż się to im przypisuje.
Ale identyfikacja przez Chena znaków na toporkach jeszcze bardziej zaognia kon-
trowersje wokół ich powstania. Mezoamerykanista Michael Coe z uniwersytetu Yale
nazywa poszukiwania chińskich znaków przez Chena uwłaczającymi rdzennym ludom
Meksyku. Na całym świecie żyje zaledwie około tuzina ekspertów od pisma Szangów,
nieczytelnego dla ludzi posługujących się współczesną chińszczyzną. Kiedy Mike Xu,
profesor historii Chin z Uniwersytetu Środkowej Oklahomy, pojechał do Pekinu, by
poprosić Chena o zbadanie indeksu 146 znaków z prekolumbijskich znalezisk, Chen
odmówił, twierdząc, że nie interesuje go nic oprócz Chin. Uległ, dopiero kiedy namówił
go kolega znający prace Xu. Obejrzał indeks i odkrył, że wszystkie oprócz trzech
obiektów Xu mogły pochodzić z Chin. Xu stał obok Chena w Galerii Narodowej, kiedy
specjalista od Szangów przeczytał tekst na olmeckim toporku napisany po chińsku i
przetłumaczył: „Władca i jego wodzowie założyli podwaliny królestwa". Chen znalazł
każdy ze znaków na toporku w trzech wytartych chińskich słownikach, które miał przy
sobie.
Dwa z nich występujące obok siebie odczytuje się zazwyczaj jako „pan i poddani", ale
Chen uznał, że w tym kontekście mogą oznaczać „władcę i jego wodzów". W znaku w
linii poniżej rozpoznał symbol „królestwa" albo „kraju" - dwa szczyty to wzgórza, krzywa
linia pod nimi - to rzeka. Następny znak, powiedział, sugeruje ptaka, ale oznacza
„wodospad", co uzupełnia opis. Dolny znak odczytał jako „podstawa" albo „ustanowić",
co sugerowało akt ustanowienia czegoś ważnego. Jeśli Chen ma rację, toporek
zawiera nie tylko najstarszy tekst Nowego Świata, ale oznacza założenie tam chińskiej
osady ponad 3000 lat temu.
Dalej cytowana jest wypowiedź Betty Meggers z Smithsonian Institution: „Pisma są zbyt
przypadkowe i złożone. Nie można ich odtworzyć niezależnie".
Artykuł kończy się stwierdzeniem, że przetrwało ponad 5000 znaków Szangów, mimo że
żołnierze, którzy rozbili ich armię, mordowali uczonych i palili lub zakopywali wszystko, na czym
widniało pismo. Podczas niedawnych wykopalisk w stolicy Szangów, Anjang, archeolodzy znaleźli
przysypaną ziemią bibliotekę, którą stanowiły skorupy żółwie pokryte pismem. U wejścia leżał
szkielet bibliotekarza, zamordowanego ciosem w plecy, przyciskającego do piersi pisma.
Olmeckie figurki i toporki, których ułożenie w ziemi nie było przypadkowe, zakopano w białym
piasku, pokrytym naprzemiennie warstwami piasku brązowego i rudobrązowego, Chen uważa, że
być może ukryto je przed prześladowcami, usiłującymi wymazać wszelką pamięć o Szangach.
Interesująca jest myśl, że rozkwit cywilizacji Olmeków mógł mieć coś wspólnego z upadkiem
stolicy w Chinach. Los wielu dalekich kolonii wiązał się z wydarzeniami w kraju. Ciekawie byłoby
zbadanie tego, co uważamy za „tajemniczy" rozwój i upadek niektórych cywilizacji, i sprawdzenie,
czy istnieją korelacje między losami kultur, które uważano za niezwiązane ze sobą.
Możliwe jest więc, że wskutek upadku cywilizacji Szang ustały coroczne odwiedziny
Chińczyków w portach na Oceanie Spokojnym, należących do krainy Olman. Olmekowie używali
przez jakiś czas wróżebnego pisma Szangów, rozwinęło się ono jednak i zmieniło w pismo
epiolmeckie, a może i majańskie. Comalcalco mogło być odpowiednikiem kampusu
uniwersyteckiego, gdzie w starożytności żeglarze i tubylcy uczyli się obcych języków.
W tym czasie na wybrzeżu atlantyckim dominował już język Majów, w głębi lądu zaś i na
wybrzeżu Oceanu Spokojnego -język Zapoteków. Wyjątek stanowiły Izapa i osady rozmieszczone
wzdłuż pacyficznego wybrzeża Gwatemali, należące do majańskiej sfery wpływów.
Widzimy więc, że w miarę upływu czasu kraina Olman podzieliła się na wiele krain, a pismo i
język Olmeków - na różne pisma i liczne języki.
7
Tajemnica Olmeków nadal nierozwiązana
Badania archeologiczne postępują tak szybko, że nawet ogólne podsumowanie
jest narażone na szybką utratę aktualności. Dochodzi do tego problem błędnych
informacji (...). Kiedy dowodów jest w bród, często są wzajemnie sprzeczne,
a przyjęcie bądź odrzucenie alternatywy zależy
od zastosowanej podstawy teoretycznej.
Betty J. Meggers Prehistorie America, 1972
Zaginione kopalnie Olmeków
Co roku dokonuje się nowych odkryć na temat Olmeków. Udowadnia się, że żyli w starszych
epokach i zajmowali większe obszary, niż ktokolwiek sądził. Im więcej o nich wiemy, tym bardziej
doceniamy ich geniusz, kosmopolityczną kulturę, zdumiewającą sztukę, umiejętność tworzenia
skomplikowanych systemów wodno-kanalizacyjnych w miastach i wiele innych osiągnięć. Wielkie
dawne cywilizacje nie tylko wznosiły budowle z ogromnych bloków kamienia, nie tylko
doprowadzały do swoich siedzib czystą wodę i miały kanalizację, nie tylko tworzyły sieć wymiany
handlowej. Robiły także użytek z niezbędnych im metali.
Jedną z tajemnic Mezoameryki jest starożytne górnictwo. Źródła jadeitu, szmaragdów, złota i
innych metali wciąż nie zostały w pełni zlokalizowane. W Ameryce Południowej odkryto dużo
metalowych artefaktów i starożytnych kopalni, ale w Ameryce Północnej liczba wykonywanych
niegdyś przedmiotów z metalu i miejsce jego wydobycia nadal są zagadkową sprawą. Zdobyte w
Ameryce Północnej przedmioty ze złota i innych metali Hiszpanie uznali za skarb i wysłali do
Hiszpanii na początku konkwisty, a później obiektów metalowych znaleziono już niewiele. Kopalnie
jadeitu również prawie nie istniały, a jedynym jego źródłem znanym archeologom były kopalnie
niedaleko Quirigua w Gwatemali. Gdzie mieściły się starożytne olmeckie kopalnie jadeitu i metali?
Czy Olmekowie w ogóle znali metale i ich używali? Dziś wiemy, że tak, ale dawniej archeolodzy nie
mieli takiej pewności.
Bogate złoża minerałów można znaleźć w całym Meksyku i Ameryce Środkowej. Wiadomo że
Toltekowie i Aztekowie znali się na wydobyciu i wytapianiu złota i srebra i używali tych metali do
wytwarzania ozdób, tarcz i przedmiotów domowego użytku.
Kiedy pierwsi hiszpańscy odkrywcy dotarli do Peru, Ameryki Środkowej i Meksyku, łakomym
okiem oglądali złote, srebrne i miedziane ozdoby, popularne wśród tamtejszych mieszkańców.
W latach 40. i 50. XX wieku dwoma kontrowersyjnymi tematami w meksykańskiej archeologii
byli Olmekowie i kwestia, jak szerokie było w Mezoameryce rozpowszechnienie metalurgii.
Archeolodzy doszli do wniosku, że w czasach starożytnych znano jedynie podstawy wytopu złota.
Uważano, że różne kultury nie potrafiły obrabiać metali aż do czasów Azteków i ich imperium
(1200 rok n.e.). Choć trudno w to uwierzyć, obróbka metalu rozwinęła się w Ameryce Południowej
już w 1200 roku p.n.e., ale umiejętność ta nie dotarła do Meksyku jeszcze przez 1000 lat.
Meksyk w 1519 roku znajdował się, zdaniem archeologa CA. Burlanda, na etapie rozwoju, takim
jak „Sumeria i Egipt w 3500 roku p.n.e.". Innymi słowy, głównonurtowi archeolodzy twierdzą, że
kultury Ameryki Środkowej miały wielotysiącletnie opóźnienie w rozwoju w stosunku do cywilizacji
Azji, Europy i Afryki. Kultury Ameryki Południowej takie jak Tiwanaku (Tiahuanaco) i późniejsi
Inkowie miały rozwinięte górnictwo i hutnictwo na 1000 lat przed Meksykiem, ale wciąż jakoby nie
znały koła i pisma.
Von Hagen i inni głównonurtowi archeolodzy twierdzą, że żadna z wczesnych meksykańskich
kultur nie obrabiała metalu i że umiejętność ta napływała z Ameryki Południowej powoli, etapami,
poprzez pośredni handel. W książce z 1958 roku The Aztec: Man and Tribe (Aztekowie: człowiek i
plemię) napisał: „Nie pojawia się ona w Teotihuacan, które było już wspomnieniem, kiedy
technologia obróbki złota i miedzi dotarła do Meksyku. Była nieznana pierwszym Majom, a olmecki
rzemieślnik zadowalał się wyrabianiem diademów z jadeitu. W Meksyku nie używano jej zbyt
często przed XI wiekiem".
Założenie, że obróbka metali nie istniała w Meksyku aż do czasów poprzedzających konkwistę
o 400 lat, wydaje się dość intrygujące. Jest prawdopodobne, że metalurgia w Meksyku, tak jak w
Starym Świecie i Ameryce Południowej, była znana od tysięcy lat.
W artykule w „Boston Globe" z 1995 roku Davida L. Chandlera zatytułowanym Ancient
mariners: strong evidence of Andean-Mexican seagoing trade as early as 600 AD (Starożytni
żeglarze: przekonujące dowody istnienia andyjsko-meksykańskiego handlu morskiego już w 600
roku n.e.) autor powtarza głównonurtową myśl o braku metali w Meksyku i pisze: „Zaawansowane i
unikatowe technologie obróbki metali, rozwinięte w Ameryce Południowej już w 1200 roku p.n.e.,
pojawiły się nagle w zachodnim Meksyku około 600 roku n.e. - bez pozostawiania śladów nigdzie
po drodze. Jedynym rozsądnym wyjaśnieniem, według archeolog Dorothy Hosler, jest handel
morski".
Omawiając pracę Hosler, Chandler pisze: „Setki lat po ich pojawieniu się w Ameryce
Południowej metalowe przedmioty pojawiły się nagle na zachodnim wybrzeżu Meksyku. Ale brak
jakichkolwiek metalowych artefaktów z tego okresu w całej Ameryce Środkowej pomiędzy tymi
dwoma obszarami, czy to w interiorze, czy na wschodnim wybrzeżu Meksyku, oznacza, że metody
odlewu, stopy i wzory nie mogły tam trafić szlakami lądowymi (...). W przeciwieństwie do
wykorzystywania metali w całym świecie starożytnym, gdzie skupiano się głównie na broni i
narzędziach rolniczych, metalurdzy meksykańscy i indyjscy kładli nacisk na przedmioty ozdobne i
ceremonialne, takie jak dzwony i biżuteria, oraz małe narzędzia, takie jak igły i szczypczyki".
Chandler wspomina dalej, że w Kolumbii i Meksyku stosowano metodę wosku traconego.
Przeprowadzona przez Hosler szczegółowa analiza metali z Ameryki Północnej i Ameryki
Południowej wykazała, że niemal wszystkie przedmioty znalezione w Meksyku zostały wykonane z
meksykańskich rud, a nie przywiezione z południa, a więc przedmiotem importu musiała być
technologia. By przekazać taką wiedzę, konkluduje Hosler, wizyty musiały trwać o wiele dłużej, niż
wymagałaby tego zwykła wymiana towarów.
Na końcu artykułu Chandler cytuje Hosler: „Jednym z aspektów bardzo interesujących
archeologów jest to, że sądzimy, iż te dwie wielkie cywilizacje [meksykańska i andyjska] rozwinęły
się bez większych wzajemnych wpływów (...). [Umiejętność obróbki metalu] jest dość
niejednoznacznym dowodem, że dochodziło między nimi do większej interakcji, niż dotychczas
uważano".
A więc widać już spore rysy w dogmacie głównonurtowej archeologii twierdzącej, że metalurgia
dotarła do Meksyku bardzo późno. Choć w 1958 roku uważano, że metale pojawiły się tam dopiero
w XI wieku, teraz panuje przekonanie, że były tam powszechne już w VII wieku, co moim zdaniem
wciąż jest datą stosunkowo późną. Problem z większością metalowych artefaktów polega na tym,
że jeśli są wystawione na działanie wody, wiatru, powietrza, ognia, korodują i niszczeją. W parnej
dżungli porastającej większą część omawianych terenów proces korozji zachodziłby bardzo
szybko. Z kolei złoto jest niezniszczalne, ale często przetapiano je na sztabki lub przekuwano w
inne przedmioty. Cortes dostał złote sztabki od wysłanników Montezumy, kiedy wylądował w
Veracruz po podróży z Kuby w 1519 roku.
Ale czy prawdą jest, że Majowie i Olmekowie nie znali metali? Mormońscy archeolodzy,
szukając dowodów, że Księga Mormona podaje właściwą wersję mezoamerykańskiej historii - w
tym omówienie dawnej metalurgii - zauważyli, że z badań nad językiem wynika, iż obróbka metali
była stosowana w meksykańskiej odległej starożytności. Naukowcy zajmujący się Majami i
Olmekami, którzy rekonstruowali część kilku mezoamerykańskich języków, ze zdumieniem odkryli,
że słowo oznaczające „metal" istniało już w 1000 roku p.n.e., a w języku Olmeków - nawet w 1500
roku p.n.e. (John L. Sorenson An Ancient American Settingfor the Book of Mormon [Starożytna
Ameryka tłem Księgi Mormona]).
Co ważniejsze, w Mezoameryce znajdowano metale pochodzące sprzed 600 roku n.e.
Ceramiczne naczynie datowane na około 300 roku n.e. (wspominane przez Sorensona) mogło być
używane do wytopu. Metaliczna masa w jego wnętrzu zawierała miedź i żelazo. Archeolog, który
dokonał tego odkrycia, znalazł także w starożytnym mezoamerykańskim grobowcu kawałek
oczyszczonego żelaza.
O wiele starsze są tony żelaza, które najwyraźniej wydobyli Olmekowie. W 1996 roku archeolog
doktor Anne Cyphers, niezwiązana z mormonami, zapewniła, że „ogółem 10 ton żelaza znaleziono
w San Lorenzo, w kilku potężnych stosach, z których największy ważył 4 tony. Do tej pory
wiadomo było jedynie o kilku kawałkach żelaza. Znaleziono je przy użyciu wykrywaczy metali
(William J. Hamblin Talk on the Olmecs by Cyphers [Cyphers mówi o Olmekach]).
Christopher Pool w książce Olmec Archaeology andEarly Mesoamerica (Olmeckie znaleziska i
wczesna Mezoameryka) pisze:
Olmekowie uczestniczyli także w bardzo dużym stopniu w wymianie prestiżowych dóbr.
Dosłownie tony rudy żelaza w postaci perforowanych żelaznych sześcianów i
polerowanych luster importowano z Chiapas i Oaxaca do San Lorenzo, później zaś
lustra żelaza umieszczono w grobach wysoko postawionych osób w La Venta.
Importowany jadeit i serpentyn ze źródeł na gwatemalskich i być może meksykańskich
wyżynach składano jako ofiary w Laguna Manati przed 1500 rokiem p.n.e.
Wykorzystywanie tak egzotycznych kamieni osiągnęło poziom ekstrawagancji w
środkowym formatywnym okresie La Venta, gdzie tysiące ton bloków serpentynu
zakopywano jako ofiary.
Wydobycie takich bloków to skomplikowana czynność i podobnie jak pozyskiwanie kamienia,
przemieszczanie i rzeźbienie olbrzymich głów wskazuje na wysoko rozwiniętą kulturę, podobną do
starożytnego Egiptu, Indii, Sumerii czy Chin. Ale gdzie się te wszystkie materiały podziały? Czy
część wywieziono z Mezoameryki do innych rejonów Ameryki? Czy część żelaza, jadeitu, zieleńca
i szmaragdów popłynęła za ocean?
Złoto Olmeków - złoto Azteków?
Początki i stosowanie obróbki metali w Meksyku, jak widzimy, budzą wiele kontrowersji. Jak
wiele datowań w archeologii, datę początków wykorzystania metali w Meksyku cofa się nieustannie
w coraz dawniejsze czasy, aż do punktu, w którym zrówna się z datą początków metalurgii w
Ameryce Południowej. Wygląda na to, że możemy przypisać Olmekom wynalezienie niemal
wszystkiego w Mezoameryce, od gry w pelotę, kauczukowych piłek i pisma po wydobycie metali i
drogocennych kamieni.
Złoto jest zasadniczo niezniszczalne. Całe złoto z olmeckich czasów istnieje do dziś. Cała złota
biżuteria ze starożytnego Egiptu, Chin, Mezoameryki i innych miejsc wciąż istnieje, przetopiona na
złote sztabki i monety lub wystawiona jako artefakty w muzeach i prywatnych kolekcjach. Jadeit
jest w dużej mierze również niezniszczalny -to bardzo twardy kamień. Można go jednak pokruszyć
i zemleć, wskutek czego pozostają jedynie pojedyncze fragmenty oryginalnych dzieł.
Dla naszych rozważań interesujące jest to, że późniejsze mezoamerykańskie cywilizacje, takie
jak Aztekowie, dysponowały złotem, srebrem, miedzią i innymi metalami, a także przypuszczalnie
miały kopalnie. Ale część ich złota mogła pochodzić od wcześniejszych cywilizacji, takich jak
Olmekowie, azteckie kopalnie zaś mogły być pierwotnie kopalniami olmeckimi lub epiolmeckimi.
Von Hagen twierdzi, że kopalnictwo Azteków stało na poziomie podstawowym: „Złoto
wymywano lub zbierano jako nugaty; srebro, które w naturze rzadko znajduje się w czystej postaci,
stanowiło większy problem i rzadziej go używano. Złoto jest metalem o wysokiej ciągliwości - z 65
mg złota można wyciągnąć drut długości 150 m. Aztekowie obrabiali je za pomocą najprostszych
technik. Złoto topiono w piecach, podgrzewano na węglu drzewnym, a przepływ powietrza zapew-
niał człowiek dmuchający przez rurę w rozżarzone węgle. Złoto obrabiano przez wyklepywanie,
wytłaczanie, walcowanie, szlifowanie i polerowanie".
Na targach w Meksyku sprzedawano gęsie pióra wypełnione złotym pyłem. Konkwistador
Bernal Diaz widział, jak na targowiskach handluje się powszechnie złotem: „umieszczonym w
cienkich gęsich piórach, tak że prześwitywało". Złotnicy zrzeszali się w cech. Pracujący przy
zdobieniu wielopokojowego pałacu Montezumy nie płacili podatków; otrzymywali zanieczyszczone
złoto i zajmowali się wykonywaniem ozdób dla króla i innych urzędników. Bernal Diaz opowiada o
„obrabiających złoto i srebro (...) a tych była wielka liczba w mieście Atzcapotzalco, pięć kilometrów
od Meksyku [miasta]". Ponieważ złoto sprzedawano na targach, przypuszczalnie każdy
rzemieślnik, którego stać było na zakup gęsich piór ze złotem, mógł przerobić je na biżuterię dla
siebie albo na sprzedaż.
Większość złota wymuszonego przez konkwistadorów od Montezumy, ważącego około 600 000
peso, została przetopiona na sztaby; część przedmiotów Hiszpanie uznali za zbyt piękne, by je
niszczyć, między innymi te otrzymane w Veracruz na początku konkwisty. Według relacji Diaza,
były wśród nich: „koło w kształcie słońca, wielkie jak od wozu, z licznymi obrazkami, całe z
czystego złota; piękny widok (...). Potem przyniesiono drugie, jeszcze większe, ze srebra wielkiej
jasności w kształcie księżyca (...). Potem przyniesiono 20 złotych kaczek, pięknie wykonanych i
bardzo naturalnie wyglądających, i kilka [ozdób] w kształcie psów, i wiele przedmiotów ze złota w
kształtach tygrysów, lwów i małp (...). Dwanaście strzał i łuk z cięciwą (...) wszystko pięknie
wykonane ze szczerego złota".
Wszystkie te skarby wysłano nietknięte królowi hiszpańskiemu Karolowi V. Przebywał on
podówczas we Flandrii, więc statek Cortesa tam wysłano. Król jednak był już wtedy w Brukseli i 12
lipca 1520 roku wysłannicy Cortesa przekazali mu azteckie złoto. Komentarz króla, jakikolwiek był,
nie zachował się dla potomności. Złoto to, jak pozostałe przywiezione z Ameryki, trafiło do tygli i
zostało przetopione na sztaby, by opłacić wojsko konieczne do utrzymania Karola na chwiejnym
tronie Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Na szczęście znalazł się świadek tych wydarzeń, wielki
artysta Albrecht Durer, który opisał swoje wrażenia w pamiętniku. Jako spadkobierca rodu
węgierskich złotników osiadłych w Norymberdze, Durer wiedział, na co patrzy. Zanotował:
Widziałem rzeczy, które przywieziono królowi [Karolowi V] z Nowego Złotego Kraju
[Meksyku]; słońce całe ze złota, szerokie na sążeń; podobny księżyc cały srebrny, tak
samo wielki; tudzież rozmaite ciekawostki z ich broni, zbroi i strzał (...), wszystkie
cieszące oko i zadziwiające (...).
Rzeczy te były tak wspaniałe, że wyceniono je na 100 000 guldenów. Ale nie ujrzałem
przez wszystkie moje dni niczego, co by tak uradowało moje serce jak te skarby. Bo
widziałem wśród nich niesłychane dzieła sztuki i dziwowałem się przemyślności ludzi w
tych dalekich krajach. Nie umiem dość się nachwalić tego, co wtedy przed sobą
zobaczyłem.
To był jedyny komentarz na temat owych dzieł sztuki, wypowiedziany przez kogoś, kogo opinia
cokolwiek znaczyła. Karol V rozkazał, by całe złoto i srebro przywożone z Indii - jak nazywano
ziemie odkryte przez Kolumba - natychmiast przetapiać. Mało co ocalało - z wyjątkiem wspaniałych
opisów pozostawionych przez pierwszych konkwistadorów. W późniejszych czasach znajdowano i
widziano tak niewiele złota, że XVIII-wieczni historycy zaczęli wierzyć, że opowieści zdobywców o
wspaniałych skarbach Azteków były sporą przesadą. Uważali, że choć Aztecy mogli mieć nieco
złotych sztabek i ładnych ozdób, nie było tego tyle, ile na początku twierdzono.
Nieprawdziwość tego przekonania wykazano w 1931 roku, kiedy meksykański archeolog doktor
Alfonso Caso znalazł nietknięty grobowiec meksykańskiego wodza na Monte Alban, na południe
od miasta Meksyk. Grobowiec zawierał wspaniałe naszyjniki, kolczyki i pierścienie. Historycy
zrozumieli, że relacja prostego i szczerego
Bernala Diaza była niepełna i że Montezuma musiał być właścicielem olbrzymiej ilości
metalurgicznych skarbów.
Archeologów zmyliło to, że konkwistadorzy zdobyli na Aztekach fortunę w postaci złota i
klejnotów, ale niedługo potem w kraju Azteków złota i klejnotów już nie było. Skąd więc azteckie
złoto pochodziło - i gdzie się podziało? Czy „skarb Montezumy" naprawdę jest gdzieś ukryty od
czasu, kiedy tubylcy go wywieźli, zdawszy sobie sprawę z prawdziwych motywów zdobywców?
Jadeit, turkusy, obsydian i szmaragdy wydobywane przez olmeków
Olmekowie i inni Mezoamerykanie w złoto i srebro oprawiali kamienie szlachetne. Szlifierze byli
bardzo liczni, a „Montezuma zatrudniał zręcznych rzemieślników". Podstawowym kamieniem był
jadeit. Wydobywano go w południowym Meksyku (obecnie Gwatemala) i ceniono bardziej niż samo
złoto, co ku swojemu zadowoleniu odkrył Bernal Diaz. Podczas pierwszego wycofania się
Hiszpanów z Tenochtitlan zabrał cztery jadeity i „przydały mi się bardzo w leczeniu ran i
zdobywaniu jedzenia".
Jadeit był bardzo cenionym materiałem i glif na jego oznaczenie widnieje w Azteckiej księdze
danin, rzadkim kodeksie. To niesłychane, z jaką zręcznością azteccy rzemieślnicy obrabiali tak
twardy kamień; wymagało to wielkiej cierpliwości. Zachowywano nawet najmniejsze kawałki
„cennej zieleni" i wkładano je w usta zmarłych, by zastąpiły znieruchomiałe serce.
Jadeit był najcenniejszym ze wszystkich kamieni dla starożytnych Chińczyków, 01-meków,
Majów, Zapoteków, Misteków, Tolteków i Azteków. Dotąd nie wiemy, skąd się wzięło jego szerokie
zastosowanie w Mezoameryce. Był najwyraźniej bardzo popularny, a mimo to odkryto tylko jedno
jego źródło - kopalnie w pobliżu Quirigua w Gwatemali. Von Hagen twierdzi, że istnieje
mineralogiczna różnica między jadeitem amerykańskim a dalekowschodnim, co powinno
ostatecznie obalić teorię, że amerykańscy Indianie sprowadzali jadeit z Chin; jest on amerykański.
Mimo to, choć tak popularny, nie wiadomo, gdzie go wydobywano. Jedno z możliwych wyjaśnień
brzmi, że pochodził z południowej Nevady, gdzie istnieją kopalnie jadeitu, ale historycy nie uznają
tego twierdzenia.
Maski na ogół wykonywano z jadeitu, a jeśli ten nie był dostępny, z mniej cenionego zieleńca.
Miały pozbawione wyrazu oczy w formie szparek i wypukłe, duże usta. Taka ich forma była
powszechna u wszystkich mezoamerykańskich kultur. Niektóre maski są wspaniałe i wyjątkowe,
inne - pospolite. Szlifierze różnili się umiejętnościami - duże artefakty bez wątpienia były dziełem
profesjonalistów, ale wiele wykonywali zwykli rzemieślnicy. Kryształ, bardzo twardy kamień, z
trudem poddaje się obróbce, a mimo to Aztekowie wytwarzali z niego nie tylko bardzo małe ozdoby
i przedmioty, ale także naturalnej wielkości kryształowe czaszki. Najpiękniejszy egzemplarz takiej
czaszki, symbolu śmierci, wystawiono obecnie, na tle czarnego aksamitu, w British Museum.
Wiadomo że turkus sprowadzano z północy. Był bardzo poszukiwany i docierał aż do Jukatanu.
Aztekowie zdobywali go jako daninę, według zapisów z 11 miast. Używano go wraz z innymi
materiałami do inkrustowania masek, nadając im formę mozaik; do wysadzania nim noży, a nawet
ścian.
Jednym z powodów, dla których Aztekowie i inne plemiona mezoamerykańskie nie używały
metalu do wyrabiania włóczni i mieczy, jak to czyniono w Starym Świecie, był wysokiej jakości
obsydian pozyskiwany z okolic jeziora Texcoco. Ostrzejsze niż jakikolwiek metal, obsydianowe
szkło było mezoamerykańską specjalnością; eksportowano je jako surowiec oraz jako gotowy
wyrób. Wydobywany niedaleko i będący produktem działania wulkanu obsydian wykorzystywano
do wytwarzania noży, brzytew, kolczyków do warg, polerowanych luster i innych wyjątkowo
pięknych artefaktów.
Według von Hagena szmaragdy (quetzal-itzli) były dla Azteków równie cenne jak dla
Hiszpanów. Jose de Acosta, jeden z pierwszych europejskich przybyszów do Nowego Świata,
napisał: „Królowie Meksyku bardzo je cenili; niektórzy przebijali sobie nozdrza, by je tam umieścić,
na podobieństwo swoich bałwanów". Montezuma po wybraniu go na głównego mówcę od razu
„przekłuł sobie chrząstkę nosową i umocował w niej drogocenny szmaragd".
Von Hagen pisze:
Konkwistadorzy widzieli w nich symbole bogactwa. Hernan Cortes zagarnął bardzo
wiele dla siebie; wiedział, że Kleopatra nosiła szmaragdy i że chrześcijański pielgrzym,
który wrócił dopiero co z Indii, widział je w świątyni Buddy, gdzie „ogień, przez nie
rzucany, widoczny był z 1000 kilometrów w bezchmurną noc". Montezuma nie wiedział,
skąd pochodzą; były z „południa". Rzeczywiście, pochodziły z jednego tylko regionu -
górzystego obszaru w Kolumbii w okolicach Muzo, będącego jedynym źródłem
szmaragdów w tych czasach. W Kolumbii było ich mnóstwo i wymieniano je na
bawełnę i złoty pył. Powszechnie je znano w Panamie i na ogół łączono je ze złotem.
Dla Montezumy pozyskiwali je kupcy poch-teca, docierający aż za Nikaraguę.
Szmaragdy są miękkie i łatwo się kruszą, mimo to jednak Aztekowie wycinali w nich
złożone wzory - kwiaty, ryby i inne wymyślne kształty, wymagające od artysty dużej
zręczności. Cortes dostał szmaragdy bezpośrednio od Montezumy, jeden w kształcie
piramidy, „szeroki jak nasada dłoni", inne tak piękne, że jakoby wzbudziły pożądanie
samego Karola V. Cortes odmówił sprzedania ich w Genui za 400 000 dukatów,
zachowując je dla Dony Juany de Zuniga, swojej narzeczonej, córki książęcego rodu.
Dał jej pięć azteckich szmaragdów,, jeden w kształcie róży, jeden podobny do dzwonka
z perłą zamiast serca, jeden w kształcie ryby, jeden - trąbki i jeden - filiżanki".
Widzimy więc, że Aztekowie stanowili centrum rozległej sieci handlu klejnotami i cennymi
metalami. Szmaragdy sprowadzali z Ameryki Południowej (jak dotąd nie znaleziono ich źródła w
Ameryce Środkowej). Turkus pochodził z amerykańskiego południowego zachodu, jadeit - z
południowej Gwatemali i być może Nevady.
Złoto i srebro pochodziło najwyraźniej z wielu rejonów Mezoameryki, w tym z kopalni na
amerykańskim południowym zachodzie i w północnym Meksyku. Wydaje się, że tak ogromna sieć
handlowa musiała mieć solidne podstawy. Praca Poola z 2007 roku wskazuje, że to Olmekowie
położyli prawdopodobnie podwaliny pod ów handel i brali w nim udział. Wiele kopalni Azteków,
Tolteków, Majów i Zapoteków mogło pierwotnie być kopalniami olmeckimi i o wielu z nich wciąż
niczego nie wiemy. Źródła złota, jadeitu i szmaragdów, którymi handlowano, pozostają do dziś
tajemnicą. Czy w starożytnej krainie zwanej Olmanem czekają na odkrycie kopalnie Olmeków?
Zaginiony świat Olmeków w Gwatemali
Wczesne mapy olmeckich osiedli, takie jak mapa Betty Meggers z wydanej w 1972 roku książki
Prehistorie America, lokalizują olmecki matecznik wokół La Venta i Tres Zapotes. Olmeckie
artefakty sąjednak znajdowane również w centralnej dolinie Meksyku, a Meggers nazywa je
„stylem Teotihuacan", podczas gdy te znalezione wzdłuż pacyficznego wybrzeża Chiapas i
Gwatemali to „styl Izapa".
Wiadomo już, że kraina Olman rozciągała się od centralnej doliny Meksyku do rejonu La Venta i
do pacyficznego wybrzeża przesmyku Tehuantepec, a nawet dalej, przez Gwatemalę do
Salwadoru, Nikaragui i Kostaryki. Rzeczywiście, tajemnicze kostarykańskie kule mogą pochodzić z
epoki wczesnych Olmeków.
Chociaż to w Kostaryce znaleziono niewielkie olmeckie figurki, w Gwatemali odkryto największe
posągi i kamienne głowy. Niektóre z nich dorównują olbrzymom z wybrzeża Zatoki Meksykańskiej
wielkością i wykonaniem.
Christopher Pool o monumentalnych olmeckich rzeźbach tak pisze w książce 01-mec
Archaeology and Early Mesoamerica:
Wśród kultur Mezoameryki okresów wczesnego i średniego formatywnego Olmekowie
z wybrzeża Zatoki Meksykańskiej są wyjątkowi pod kilkoma względami. Ich najbardziej
oczywistym osiągnięciem były monumentalne rzeźby z kamienia. Chociaż kamienne
rzeźby pojawiają się przynajmniej tak samo wcześnie na pacyficznym wybrzeżu
Gwatemali, w miastach takich jak Takalik Akaj i Monte Alto, żadna inna współczesna
kultura nie może się równać z Olmekami co do kunsztu wykonania, wielkości i liczby
posągów. To skupienie olmeckich monumentów w południowym Veracruz i Tabasco
określa Olman jako region kulturowy najbardziej wyraziście.
Choć olmeccy rzeźbiarze stosowali kilka schematów, a style rzeźb na terenie Olma-nu
różnią się w czasie i przestrzeni, zbieżności w sposobie przedstawiania, temacie i
symbolizmie określają spójną olmecką tradycję rzeźbiarską na okres od 1400 do 400
roku p.n.e. Przedstawia się w niej głównie ludzi i istoty będące na pół ludźmi, na pół
zwierzętami ponadnaturalnej wielkości. Dominują harmonijne, łagodne linie oraz
wydęte krzywizny, a także używa się standardowego zestawu symboli przed-
stawiających koncepcje kosmologiczne i siły natury.
Archeolodzy początkowo uznawali posągi znajdowane w Gwatemali za gorsze od olmeckich i
przypisywali ich autorstwo innej niż olmecka kulturze. Okazało się to jednak niesłuszne. Najpierw
rolnicy odkryli zakopane głowy wokół La Venta i Tres Zapotes w Meksyku, a później farmerzy
uprawiający trzcinę cukrową na południe od miasta Gwatemala, niedaleko La Democracia, zaczęli
odkrywać olbrzymie głowy i bazaltowe posągi wyraźnie pochodzenia olmeckiego. Na głównym
placu La Democracia stoją gigantyczne olmeckie posągi ustawione w okrąg. Typowo dla najsłyn-
niejszych olmeckich rzeźb, te olbrzymie bazaltowe głowy i całe postaci często mają negroidalny
wygląd. Spora ich liczba przedstawia wielkich, masywnych mężczyzn o płaskich nosach, grubych
wargach i wytrzeszczonych oczach, z rękami splecionymi na brzuchu. Inne rzeźby to azjatyckie
głowy; jedna ma nakrycie w formie zakręconych w dół rogów barana i dziwne znaki na policzkach.
Wewnątrz miejscowego muzeum znajdują się kolejne olbrzymie głowy, pokryte plamami
porostów. Są tam również kamienne grzyby, wysokości 30-45 centymetrów. Archeolodzy uważają,
że prawdopodobnie przedstawiają halucynogenne gatunki, bardzo cenione. Uważa się, że boską
„somą" starożytnego Egiptu i Indii jest sfermentowany napój z takich właśnie grzybów, być może
pochodzących z Ameryki Środkowej.
W muzeum znajdują się także kamienne słoneczne dyski, jadeitowa maska (najważniejszy
eksponat), bardzo duże kamienne naczynia i maczugi. Chyba najbardziej interesujące eksponaty
są te najmniejsze. W szklanej gablocie przy drzwiach leży kilka kamiennych pieczęci wielkości
około 5 centymetrów. W połowie lat 70. XX wieku mieszkałem na Tajwanie, w Hongkongu i
Chinach, dlatego znam się nieco na chińskich pieczęciach i nawet jestem w posiadaniu kilku.
Nazwisko właściciela jest artystycznie wyryte na podstawie; pieczętuje się nimi przy użyciu laku
bądź atramentu dokumenty, listy itp. W Chinach nazywa się je „chop". Jak nazywały się olmeckie
wersje izapańskie, nie wiadomo, ale są to na pewno pieczęcie.
Niedaleko La Democracia leży duża plantacja trzciny cukrowej i prywatne muzeum znane pod
nazwą Finca el Baul. W muzeum tym znajduje się co najmniej 20-30 megalitycznych figur, również
olmeckich. Przedstawiają brodatych mężczyzn oraz potwory, smoki i ludzi-jaguary. Inne rzeźby to
prostokątne bloki kamienia albo mniejsze czaszki z szeroko otwartymi oczami i wyszczerzonymi
zębami. Jest tam olbrzymia starożytna stela, z dużym glifem, jakoby starożytnym majańskim
oznaczeniem jadeitu; to jedyny możliwy do odczytania znak oprócz kilku majańsko-olmeckich cyfr
z kropek i kresek.
W małym muzeum na farmie znajduje się też duża stela człowieka w masce jaguara, wysokości
2,6 metra, człowiek ów jest przybrany w egipski kołnierz (mam na myśli szeroki kołnierz, zazwyczaj
ze złota albo miedzianych płytek; podobne nosili Majowie) i ukazany w pozie tryumfu nad brodatym
więźniem; w górnej części steli są trzy okrągłe glify. Jeden z nich, w górnym lewym rogu,
przedstawia mężczyznę wychodzącego z chmury. Na dole steli przedstawiono sześciu siedzących
mężczyzn ze skrzyżowanymi nogami i ramionami splecionymi na piersiach.
Kolejnym posągiem jest olbrzymia wysokości metra kamienna głowa brodatego mężczyzny z
egipskim kołnierzem wokół szyi i przybrana również egipskim nakryciem. Następny ukazuje
wielkiego, półtorametrowego granitowego jaguara w pozycji łaszącego się psa. Zwierzę też ma na
szyi szeroki, egipski kołnierz. Być może najbardziej intrygująca z nich wszystkich jest prostokątna
kamienna kolumna wysokości około metra, z idealnie okrągłą kulą na szczycie. Całość
wyrzeźbiona jest z jednego bloku granitu i ma po obu stronach wyryte maltańskie krzyże.
Wszystkie te rzeźby leżały na polach, gdzie znaleźli je robotnicy, którzy oczyszczali teren pod
uprawę trzciny cukrowej. Niedaleko farmy, na małej, rzadko używanej ścieżce przez pola, stoi
Wielka Głowa z El Baul. To potężna, 8-tonowa rzeźba, częściowo zakopana, z haczykowatym
nosem, nakryciem głowy, kolczykami i wielkimi oczami.
Kiedy odwiedziłem to miejsce, znane jako El Castillo (Zamek) w 1990 roku, dwaj mężczyźni
oddawali cześć starożytnemu posągowi. Palili kadzidło według tradycyjnego majańskiego (i
hinduskiego) zwyczaju, a dokoła podstawy rzeźby ustawili pięć zapalonych świec. Tam też złożyli
ofiary z alkoholu i jadeitu.
Posąg jest wyrzeźbiony z wyjątkowo twardego bazaltu i pokrywa go warstwa sadzy i wosku z
poprzednich ofiar ze świec i kadzidła. Wciąż jest zakopany w ziemi po dolną wargę, a część
wystająca ma półtora metra wysokości. Z tyłu rzeźby są żłobienia, przypuszczalnie służące do
mocowania jej do budynku lub innej kamiennej konstrukcji (może była nią reszta ciała).
Drugi megalit znajduje się w pobliżu - 2-metrowa stela całkowicie wystająca nad ziemię, stojąca
pod drzewem. Na niej widnieje wyrzeźbiony mężczyzna z nakryciem głowy, gładko ogolony,
zwrócony w prawo. Jego głowę otacza dziewięć okręgów: sześć po lewej stronie i trzy po prawej.
Trzeci po prawej przedstawia zwierzę w obroży, zwrócone pyskiem do mężczyzny. Wygląda ono
jak byk, choć w tym okresie bydło było w Ameryce nieznane.
Mężczyzna na steli ma na sobie spódniczkę (nosili je starożytni Egipcjanie), a na niej widnieje
kolejny okrąg, tym razem z baranem.
Podczas tamtej wizyty uświadomiłem sobie, że tak jak w przypadku gigantycznych posągów w
La Democracia, tu też musiało być ich więcej. Gdzie są budynki, w których stały kiedyś te rzeźby?
Większość z nich była w części lub w całości zakopana. Olbrzymie posągi z Finca leżały
rozwłóczone po polach i przysypane ziemią, kiedy je znaleziono. Wydało mi się oczywiste, że w
którymś momencie cały pacyficzny rejon Gwatemali był tętniącą życiem megalityczną kulturą. Jak
to mam w zwyczaju, znów pytam: „Gdzie są zaginione miasta?"
Uważam, że gdyby w El Castillo przeprowadzono badania archeologiczne, wykopaliska
odsłoniłyby bez wątpienia kolejne konstrukcje. W okolicy znajdowało się sporo dużych, kanciastych
głazów, które wyglądały na części budowli niegdyś kryjącej rzeźby.
Wiele potężnych posągów z parku w La Democracia pochodziło z niedalekiej piramidy w Monte
Alto. Olmeckie miasto Kaminaljuyu leży setki kilometrów na zachód. Ale czy te miejsca były ze
sobą powiązane? Posągi przedstawiają ludzi rozmaitych ras, od negroidalnych głów, przez typy
azjatyckie po brodatych mężczyzn, podobnych do ras znad Morza Śródziemnego podobieństwo
staje się więc oczywiste. Taka różnorodność ras występuje i w innych miastach Olmeków.
Czy tę fascynującą cywilizację zniszczył jakiś kataklizm? Czy mogła to być katastrofa, którą
opisuje Biblia, teksty Sumerów, legendy Indian Hopi i mitologia Chińczyków? Wydaje mi się to
prawdopodobne.
O Olmekach wciąż się mówi
Niedawno - w styczniu 2007 roku - ogłoszono, że w dolinie Meksyku odkryto kolejne duże
miasto Olmeków lub pozostające pod ich wpływem, na południe od miasta Meksyk. Artykuły
opisujące to odkrycie wyrażały zaskoczenie, że nowe odkryte miasto Olmeków leży nie na
wybrzeżu nad Zatoką Meksykańską, lecz setki kilometrów w głąb lądu.
Dwudziestego szóstego stycznia 2007 roku kilka agencji prasowych podało wiadomość, że
miasto to, znane jako Zazacatla, zostało „oficjalnie odkryte" przez meksykańską archeolog Giselle
Canto w pobliżu miasta Xochitepec, leżącego około 40 kilometrów na południe od miasta Meksyk.
Na konferencji prasowej Canto powiedziała, że dwa posągi i szczegóły architektoniczne
znaleziska wskazują, iż mieszkańcy Zazacatla przyjęli styl Olmeków, kiedy „zmieniali się z
prostego, egalitarnego społeczeństwa w bardziej złożone i hierarchiczne".
„Kiedy ich społeczeństwo się rozwarstwiło, nowi władcy potrzebowali symboli (...)
usprawiedliwiających ich władzę nad ludźmi, którzy dotąd byli im równi", oznajmiła Canto.
Stwierdziła, że mieszkańcy nie musieli być etnicznie Olmekami, ale najwyraźniej uważali tę kulturę
za najbardziej prestiżową.
Wykopaliska w Zazacatla rozpoczęły się w 2006 roku i do końca stycznia 2007 roku
archeolodzy odsłonili sześć budynków i dwie rzeźby, prawdopodobnie przedstawiające olmeckich
kapłanów. Oprócz innych olmeckich symboli posągi mają nakrycia głowy przedstawiające jaguary -
zwierzęta otaczane przez Olmeków czcią - oraz inne olmeckie symbole statusu i władzy.
Archeolodzy ocenili wiek miasta na około 2500 lat, datując je na około 500 roku p.n.e.
Część meksykańskich archeologów, jak również archeolodzy ze Smithsonian Institution
spekulowali, że ślady olmeckich wpływów w Zazacatla i na innych obszarach dalekich od wybrzeża
Zatoki Meksykańskiej mogą sugerować, że są to olmeckie osiedla, miejsca przez Olmeków podbite
lub ośrodki, skąd prowadzili misje. Canto oświadczyła jednak, że najsłynniejszy ośrodek
ceremonialny Olmeków (La Venta), około 400 kilometrów na wschód, jest zbyt odległy jak na
bezpośredni kontakt, choć mogły istnieć szlaki handlowe.
Canto może się mylić, sądząc, że Zazacatla, czy jakikolwiek inny obszar, jest zbyt daleko
położony, by utrzymywać bezpośrednie kontakty ze scentralizowaną kulturą Olmeków. Takie
absurdy wygłaszane przez „ekspertów" przejmują trwogą. Dlaczego Olmekowie nie mogliby
utrzymywać kontaktów z miastami oddalonymi 400 kilometrów od ich centrum? Majowie i
Aztekowie mieli terytoria o wiele większe i budowali łączące je porządne drogi. Aztekowie założyli
sieć handlową sięgającą setki kilometrów na północ, prawie do amerykańskiego południowego
zachodu. Biorąc pod uwagę coraz to nowe archeologiczne odkrycia, nie byłoby zaskoczeniem,
gdybyśmy się dowiedzieli, że Olmekowie położyli podwaliny również pod ten system dróg.
Rzymianie, Chińczycy, Persowie, Inkowie i inni budowali setki kilometrów dróg, a także tunele i
mosty, Canto jednak twierdzi, że Olmekowie tego nie potrafili. I kto tu przedstawia „rasistowskie"
argumenty? Czy rasistowska nie jest teoria głosząca, że cywilizacje w Europie, Afryce i Azji
potrafiły tworzyć sprawnie funkcjonujący system dróg, ale Olmekowie nie byli w stanie tego
osiągnąć?
To, że „nowe" olmeckie miasto Zazacatla, w pobliżu znanego uprzednio olmeckiego
Chalcatzingo, zostało odkryte, nie jest zaskoczeniem. Zaskakujące jest zaskoczenie archeologów.
Skąd się ono bierze?
Być może z faktu, że wielu archeologów, takich jak Coe i Diehl, przekonuje, iż Olmekowie byli
małą, odizolowaną grupą zajmującą niewielki obszar. A mimo to, w jakiś niewytłumaczalny sposób,
ich sztuka i ikonografia rozprzestrzeniały się we wszystkich kierunkach z przesmyku Tehuantepec i
ich „matecznika" La Venta i Tres Zapotes.
Czy to możliwe, że część pacyficznego wybrzeża, jak okolice Izapa w Chiapas i wybrzeże
Gwatemali, to prawdziwe miejsce pochodzenia Olmeków? Niektóre rejony Gwatemali noszą ślady
fal tsunami nadeszłych z Oceanu Spokojnego, co mogło w jednej chwili zniszczyć miasta tego
regionu i pogrzebać pod ziemią wiele kamiennych głów i posągów. Czy pierwszą stolicą Olmeków
było zniszczone obecnie miasto na wybrzeżu Chiapas albo Gwatemali?
Być może ośrodki Olmeków nad Oceanem Spokojnym zostały zburzone przez tsunami około
1000 roku p.n.e. Wtedy palmę pierwszeństwa przejęły La Venta i Tres Zapotes, które upadły 500
lat później. Inne olmeckie miasta rozwinęły się w dolinie Meksyku - Chalcatzingo, Cuicuilco,
Teotihuacan i Zazacatla.
Wydaje się, że tajemnica Olmeków, nie będzie rozwiązana za dzień czy tydzień, ani nawet za
kilka lat. Przetrwa jeszcze długo. Może do zbadania olmeckich glifów zostaną zaproszeni kolejni
chińscy uczeni, którzy rzucą na tę sprawę nowe światło. Może czekające nas jeszcze nowe,
ekscytujące odkrycia całkowicie zmienią nasze wyobrażenia o Olmekach? Archeologia przeżywa
bardzo interesujący okres, przynajmniej jeśli chodzi o naszą wiedzę o Olmekach i, co za tym idzie,
o korzeniach cywilizacji Ameryki Północnej. Jak przytoczono w cytacie na początku tego rozdziału
(Berty Meggers), interpretacja dowodów jest ograniczona przez przyjęte podstawy. Historia nie
zawsze jest politycznie poprawna; nie odnośmy się więc do tego, co wydarzyło się w odległej
przeszłości, z polityczną poprawnością i ugrzecznioną ostrożnością.
Miejmy nadzieję, że w przyszłości zdumiewająca sztuka i kultura kosmopolitycznej cywilizacji
Olmeków doczeka się sprawiedliwej oceny, dokonywanej z większym szacunkiem dla tajemnic
historii.
Bibliografia
Abrams H. Olmec Art of Ancient Mexico, Nowy Jork 1996.
Argiielles J. Faktor Majów, Warszawa 2004.
Baudez C.F. Central America; Archaeological Mundi, Genewa 1970.
Bernal I. A History of Mexican Archaeology, Londyn 1980.
Bernal I. The Olmec World, Berkeley 1969.
Boland C. They All Discovered America, Nowy Jork 1961.
Boland C. They All Discovered America, Nowy Jork 1961.
Bovallius C. Nicaraguan Antiquities, Sztokholm 1886.
Bovallius C. Nicaraguan Antiquity, Sztokholm 1886.
Branigan K. (red.) The Atlas of Archaeology, Nowy Jork 1982.
Brown H.A. Cataclysms of the Earth, Nowy Jork 1967.
Carter G.F. Megalithic Man in America?, Santa Barbara 1991.
Charroux R. Tajemnicza przeszłość, Wrocław 1995.
Childress D.H. Zaginione miasta i pradawne tajemnice Ameryki Południowej, Warszawa 2000.
Childress D.H. Cities of North and Central America, Kempton 1994.
Clements F. Historical Sketch of the Spi-ro Mound, Nowy Jork 1945.
Coe M.D. Mexico, Londyn 1962.
Coe M.D. Mexico: From the Olmecs to the Aztecs, Londyn 2002.
Corliss W. Ancient Man: A Handbook of Puzzling Artifacts, Glen Arm 1978.
Corliss W. Strange Artifacts, Glen Arm 1974.
Davies N. The Ancient Kingdoms of Mexico, Middlesex 1982.
de Landa D. Relacion de las Cosas de Yucatan, 1579 (wydane jako Yucatan Before & After the
Conquest, Baltimore 1937).
Deuel L. Conquistadors Without Swords, Nowy Jork 1967.
Diaz B. The Conquest of New Spain, Londyn 1963.
Diaz del Castillo B. Pamiętnik żołnierza Korteza czyli prawdziwa historia podboju Nowej
Hiszpanii, Łódź 1986.
Diehl R.A. The Olmecs: America s First Civilization, Nowy Jork 2004.
Edwards F. Strange World, Nowy Jork 1964.
Edwards F. Stranger Than Science, Nowy Jork 1959.
Emmerich A. Sweat of the Sun and Tears of the Moon, Seattle 1965.
Fagan B. Elusive Treasure, Nowy Jork 1977.
Fagan B.M. From Black Land to Fifth Sun, Reading 1998.
Fagan B.M. The Great Journey, Nowy Jork 1987.
Fagan B. Men of the Earth, Boston 1974.
Fell B. America BC, Nowy Jork 1976.
Fell B. Bronze Age America, Boston 1982.
Fell B. Saga America, Nowy Jork 1980.
Freidel D., Schele L. A Forest of Kings, Nowy Jork 1990.
Gartn T. Mystery Cities of the Maya, Londyn 1925.
Girard R. La Antropologia Americanista en la Actualidad Vol. 1, Meksyk 1980.
Girard R. La Antropologia Americanista en la Actualidad Fol. 2, Meksyk 1980.
Gladwin H. Men Out of Asia, Nowy Jork 1947.
Gordon C.H. Riddles in History, Nowy Jork 1974.
Gould R. Enigmas, Nowy Jork 1945.
Grant M. Atlas of Ancient History, Londyn 1971.
Grove D.C. Chalcatzingo: Excavations on the Olmec Frontier, Nowy Jork 1984.
Hansen. L.T. The Ancient Atlantic, Amherst 1969.
Hapgood C. The Path of the Pole, Filadelfia 1970.
Hawkes J. Atlas of Ancient Archaeology, Nowy Jork 1974.
Helfritz H. Mexican Cities of the Gods, Nowy Jork 1968.
Heyden D., Villasenor L.F.: The Great Tempie and the Aztec Gods, Meksyk 1984.
Honore P. In Quest of the White God, Londyn 1963.
Honore P. In Search of Quetzalcoatl, Kempton 2006.
Hope O.L. 6000 Years of Seafaring, Gastonia 1983.
Hunter B. A Guide to Ancient Maya Ruins, Norman 1986.
Instituto Nacional de Antropologia e Historia: The Oaxaca Yalley, Meksyk 1973.
Kolosimo P. Timeless Earth, New Jersey 1974.
Lal C. Hindu America?, Bombaj 1960.
Lamb D. i G. Quest For the Lost City, Santa Barbara 1951.
León-Portilla M. Time & Reality in the Thought of the Maya, Norman 1988.
LePlongeon A. Queen Moo & the Egyptian Sphirn, Londyn, Nowy Jork 1900.
LePlongeon A. Sacred Mysteries Among the Mayas & the Quiches, Londyn, Nowy Jork 1886.
Levathes L. When China Ruled the Seas, Nowy Jork 1994.
Meggers B.J. Prehistorie America, Chicago 1972.
Menzies G. 1421: Rok, w którym Chińczycy odkryli Amerykę i opłynęli świat, Warszawa 2002.
Morley S. The Ancient Maya, Palo Alto 1946.
Muzeum Antropologiczne Xalapa: Przewodnik, Xalapa 2004.
National Geographic Society Mysteries of the Ancient World, Waszyngton 1979.
O'Brien T.J. Fair Gods and Feathered Serpents 1997.
Peissel M. The Lost World of Quintana Roo, Nowy Jork 1963.
Peny W. J. The Children of the Sun, Kempton 1923.
Pohl F. Atlantic Crossings Before Columbus, Nowy Jork 1961.
Pool C. Olmec Archaeology and Early Mesoamerica, Nowy Jork 2007.
Popol Vuh, [wyd. pol. Popol Vuh. Księga rady narodu Quiche, przeł. H. Czarnocka. C. Marrodan
Casas, Warszawa 1980]. Nowy Jork 1985.
Portillo J.L. Ouetzalcoatl, Kraków 1978.
Prescott W. Conquest of Mexico, Londyn, Nowy Jork 1843.
Proskouriakoff T. An Album of Maya Architecture, Waszyngton 1946.
Rivet P. Maya Cities, Nowy Jork 1960.
Sabloff J. The Cities of Ancient Mexico, Nowy Jork 1989.
Sanders R. Lost Tribes & Promised Lands, Nowy Jork 1978.
Sanderson I.T. Morę „Things", Nowy Jork 1969.
Savoy G. Antisuyo, The Search For the Lost Cities of theAmazon, Nowy Jork 1970.
Savoy G. Project X: The Search For Immortality, Jamillian 1981.
Schreiber H. i G. Vanished Cities, Nowy Jork 1957 [wyd. pol. Zaginione miasta, przeł. A.
Ligocki, Katowice 1959].
Schroeder D., Ruhl K. Metallurgical Characteristics of North American Prehistorie Copper Work,
„American Antiquity", t. 33, nr 2, 1967
Soustelle J. Los Olmecas, Meksyk 1979
Soustelle J. The Four Suns, Nowy Jork 1970.
Squier E.G. Aboriginal Monuments of the State o/New York, Waszyngton 1850.
Sąuier E.G. Nicaragua, Nowy Jork 1860.
Sąuier E.G., Davis E.H. 105 Ancient Monuments of the Mississippi Valley, Nowy Jork 1848.
Squire E.G. Nicaragua; Its People, Scenery, Monuments, Resources, Condition, and Porposed
Canal, Nowy Jork 1860.
Steede N. Preliminary Catalogue of the Comalcalco Bricks, Meksyk 1984.
Stevens J.L. Incidents of Travel in Central America, Chiapas and Yucatan, Nowy Jork 1841.
Stevens J.L. Incidents of Travel in Yucatan, Nowy Jork 1843.
Stirling M. Early History of the Olmec