SallaSimukka
CZERWONEJAKKREW
przełożyłSebastianMusielak
Pewnegorazuwśrodkuzimy,gdyzniebaspadałynaziemięmiękkiejak
puchpłatkiśniegu,królowasiedziałaprzyokniezczarnegohebanuiszyła.
I gdy tak szyła, patrząc przez okno, ukłuła się igłą w palec. Na śnieg
upadły trzy kropelki krwi. Czerwone plamki wyglądały tak ślicznie na
białymtle,żekrólowapomyślałasobie:„Och,gdybymtakmiaładziecko
oskórzebiałejjakśnieg,wargachczerwonychjakkrew,włosachczarnych
jakhebanowedrzewo!”.
28lutego
NIEDZIELA
1
Ziemia skrzyła się bielą. Piętnaście minut wcześniej stary śnieg pokryła warstwa świeżego,
czystegopuchu.Piętnaścieminutwcześniejjeszczewszystkobyłomożliwe.Światwydawał
się piękny, a rysująca się przed nią jaśniejsza przyszłość tchnęła spokojem i wolnością.
Przyszłość, dla której warto podjąć szalone ryzyko, postawić wszystko na jedną kartę
ispróbowaćsięwyrwaćraznazawsze,zapierwszympodejściem.
Piętnaście minut wcześniej prósząca z nieba biel rozścieliła się puszystym dywanem na
brudnymśnieguiwtemprzestałopadaćtaknagle,jakzaczęło,aspomiędzychmurwyjrzało
słońce.Równiepięknegodnianiebyłochybaodpoczątkuzimy.
Na tej nieskazitelnej bieli z każdą chwilą przybywało czerwieni. Rozszerzała się,
rozprzestrzeniała i barwiąc po drodze kryształki śniegu, przepływała na kolejne. Trochę
czerwieniprysnęłodalej.Byłatakjaskrawa,żegdybymiałagłos,musiałabykrzyczeć.
NataliaSmirnowawpatrywałasięwsplamionyczerwieniąśniegbrązowymi,niewidzącymi
oczami.Niemyślałaoniczym.Niczegoniechciała.Niczegosięniebała.
DziesięćminutwcześniejNataliachciałatakdużoibałasiętakbardzo,jakjeszczenigdy
wżyciu.Drżącymidłońmiupychałabanknotydoswojejtorby,oryginalnegolouisavuittona.
Wytężałasłuch,łowiłanajmniejszyszmer.Uspokajałasamąsiebie,tłumaczyłasobiewduchu,
żeniemasięczegobać.Przecieżwszystkozaplanowała.Wiedziałajednak,żeniemaplanów
całkowiciepewnych.Wystarczyłbylepodmuch,żebyzawalićwznoszonyodmiesięcydomek
zkart.
WtorebcemiałapaszportibiletnasamolotdoMoskwy.Nicwięcejzesobąniezabrała.Na
lotnisku w Moskwie spotka się z bratem. Wynajętym samochodem zawiezie ją kilkaset
kilometrówdodomkuletniskowego,októregoistnieniuwiedziałozaledwieparęosób.Tam
będąjużnaniączekaćmatkaijejtrzyletniacóreczkaOlga.Natalianiewidziałajejodponad
roku. Czy dziewczynka ją pamięta? Będą miały dość czasu, aby od nowa się poznać, bo
zaszyją się w daczy przez miesiąc lub dwa. Dopóki Natalia nie uwierzy, że wreszcie jest
bezpieczna.Dopókioniejwkońcuniezapomną.
Uciszyławmyślachnatrętnygłos,któryuparciekrakał,żenigdyniezapomną.Niepozwolą
jej zniknąć. Wmawiała sobie, że nie jest przecież nikim ważnym i bez trudu znajdą na jej
miejscekogośinnego.Nieopłaciimsięszukać.
Od czasu do czasu ludzie przepadali. Razem z forsą. Specyfika branży, skalkulowane
ryzyko, nieuniknione ubytki inwentarza, jak w warzywniaku – owoce się psują i trzeba je
wyrzucać.
Natalianieliczyłapieniędzy.Upychałapoprostubanknotydotorebki,bylewięcej.Trochę
siępogniotą,alecoztego?Zmiętepięćseteurowartejesttylesamocogładkie.Zajedentaki
papierek można kupić jedzenia na trzy miesiące, a gdy ma się głowę na karku i węża
wkieszeni–nawetnacztery.Pięćseteuromożenadługozamknąćczłowiekowiusta.Todla
wielubardzodobracenazatrzymaniejęzykazazębami.
Natalia Smirnowa, lat dwadzieścia, leżała na brzuchu z twarzą zanurzoną w lodowatej
bieli. Jej policzki były nieczułe na palący ziąb. Jej odkrytych uszu nie szczypał siarczysty
mróz.
Wtymobcymkrajuzimnewiosnysą,
Natalio,tymarzniesz…
Mężczyzna nucił chrapliwie i fałszował. Natalia nigdy nie lubiła tej piosenki. Zmarznięta
NataliazfińskiegoprzebojubyłaprzecieżUkrainką,aonaRosjanką.Podobałojejsięjednak,
żemężczyznaśpiewadlaniejigłaszczejąpowłosach.Starałasięniewsłuchiwaćwsłowa.Na
szczęście nie było to wcale trudne. Poznała już trochę fiński i dużo więcej rozumiała, niż
samaumiałapowiedzieć,alegdyprzestałasięwysilać,obcesłowatraciłyznaczenieizlewały
sięwzwykłezbitkidźwięków,spływającecichozustmężczyznynajejnagąszyję.
PięćminutwcześniejNataliamyślałaoinnymmężczyźnieiojegonieporadnychdłoniach.
Czy będzie za nią tęsknił? Może trochę. Odrobinkę. Niedługo, bo naprawdę jej nie kochał.
Gdybyfaktyczniekochał,załatwiłbyjejsprawy,cotylerazyobiecywał.Wkońcudziewczyna
musiałasamawziąćwszystkowswojeręce.
DwieminutywcześniejNataliaztrudemdomknęłatorbę,którapękaławszwach.Szybko
zatarłaśladyswojejobecnościiwholuzerknęłajeszczewlustro.Utlenionewłosy,brązowe
oczy,cienkiebrwiijaskrawoczerwoneusta.Byłablada.Podoczamikręgiponieprzespanej
nocy.Poraiść.Wustachczułasmakwolnościilęku.Smakżelaza.
Dwie minuty wcześniej zatrzymała spojrzenie na swoich oczach w lustrze i uniosła
podbródek.Niemożeprzepuścićtakiejokazji.Czemuionaniemogłabyczegośztegomieć?
Wtedy usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Zamarła. Jedne kroki, potem drugie, i jeszcze
trzecie.Trojka.Dośrodkaweszłatrojka.Pozostałajejtylkoucieczka.
MinutęwcześniejNataliawbiegładokuchniidopadładrzwinazewnątrz.Niemogłaich
otworzyćtrzęsącymisiędłońmi.JednakjakimścudemklamkaustąpiłaiNataliawybiegłana
ośnieżonytaras,apotemdoogrodu.Kozakigrzęzływśniegu,alebiegła,nieoglądającsięza
siebie.Nicniesłyszała.Zdążyłanawetpomyśleć,żemożewyjdzieztegocało,żejejsięuda,
ucieknieiwygraznimi.
Trzydzieści sekund wcześniej rozległo się tępe mlaśnięcie. Kula wystrzelona z pistoletu
z tłumikiem przeszyła płaszcz Natalii Smirnowej i wbiła się w plecy, otarła o kręgosłup
i rozszarpała wnętrzności, niszcząc na końcu rączkę torebki, którą Natalia przyciskała do
brzucha.Kobietaupadławczysty,dziewiczyśnieg.
Kałuża pod nią rozlewała się na wszystkie strony, pożerając biały puch. Czerwień była
jeszczenienasyconaiciepła,leczzsekundynasekundęstygłacorazbardziej.Ciężkiekroki
zbliżałysiępowoli.AleNataliaichniesłyszała.
29lutego
PONIEDZIAŁEK
popółnocy
2
Całatrójkaprzepychałasięwdrzwiach.Każdychciałpierwszywejśćdośrodka.
–Ej,zróbcietrochęmiejsca,niemogętrafićdozamka.
–Tynietylkodozamkaniemożesztrafić.
Śmiech,psykanie,śmiech.
–Zaczekajciechwilę.Zarazwampokażę,jaktosięrobi.Najpierwklucz.Przekręcamgo
powoli.Bardzopowoli.Wow.Niesamowite.Wpalesięniemieści,żejednymprzekręceniem
klucza można otworzyć drzwi. Że ktoś wymyślił taki system. Trzynasty cud świata, mówię
wam.
–Zamknijsięwreszcieiotwieraj.
Jednocześnie pchnęli drzwi i zaczęli się cisnąć do środka. Dziewczyna omal nie upadła.
Jeden chłopak wydawał z siebie ciche, piskliwe odgłosy i słysząc ich echo w pustej
przestrzeni,głośnozachichotał.Drugizezmarszczonymczołemwstukiwałmozolniekodna
panelusystemuantywłamanigo.
–Jeden…siedem…trzy…dwa.Japierdolę,udałosię!Czternastycudświata!Wstukujesz
cyferki i alarm się wyłącza. Ja pierdolę. Teraz już wiem, kim zostanę, kiedy dorosnę.
Ślusarzem.Jesttakizawód,nonie?Ktośchybamusizarabiaćnażyciedorabianiemkluczy,
co?Albolepiejzostanęochroniarzem.
Tamci jednak go nie słuchali. Biegali po pustych, ciemnych korytarzach, krzycząc
irechocząc.Wkońcutrzeciedołączyłodoreszty.Śmiechodbijałsięodścianiwybrzmiewał
echemnaschodach.
–Jesteśmynajlepsi!
Najlepsi.Ajlepsi.Jlepsi.Lepsi.Epsi.Psi.Si.I.
–Iwpytębogaci!
Wpadalirozmyślnienasiebieiupadali.Tarzalisiępoziemi,parskającśmiechem.Robili
orłynakamiennychposadzkach.Wkońcuktośsobieprzypomniał.
–Jesteśmybogaci,tylkopieniądzemamybrudne.
–Takjakmówisz.Dirrrtymoney.
–Mieliśmyiśćdociemni.Pototuprzyszliśmy.
Żebytakjeszczesobieprzypomnieć,cobyłowcześniej.Wszystkoginęłowemgle,wktórej
przebłyskiwałyjakieśobrazy.Ktośrzyga.Resztapławisięnagowbasenie.Drzwizamknięte
naklucz,choćmiałybyćotwarte.Rozbitykryształowywazoniodłamki,ktośzrozciętąnogą.
Krew.Zagłośna,pulsującamuzyka.Oops,Ididitagain. Zapomniany hit, który jakiś baran
puszczanaokrągło.Iplayedwithyourheart,gotlostinthegame.Jakaśdziewczynazanosisię
żałosnym płaczem, ale niczego nie chce. Podłoga śliska od rozlanego rumu. Cierpko-słodki
smród.
Tylko że te obrazy nie chciały się ułożyć w żaden sensowny film. Kto przyniósł worek?
Kiedy?Ktogorozwiązał,ktowłożyłdośrodkadłoń,apotemoblizałpalce?Kiedyzrozumieli?
Musiałacośłyknąć.Jaknajszybciej.Natychmiast.
–Zostałowamtrochę?Chcęjeszcze.
–Jamam.
Trzypigułki.Pojednejnagłowę.Jednocześniepołożylijesobienajęzyku.
–Tamamoc.Ohyeah.Jestmoc.
Ciemnia.Ciemność.Potemktośpstryknąłwłącznik.
–Niechsięstanieświatłość.Istałasięświatłość.
Woreknastół.Banknoty.
–Japierdolę,aleśmierdzi.
–Pieniądzenieśmierdzą.Pieniądzepachną.
–Mamytuwpytękasy.
–Ipodzielimyjąrówno.
–Poprostuniemogę!Chybaśnię!Kochamwas.Kochamcałyświat.
–Tylkobezcałowania.Koncentracjamisiądzieizacznęmyślećwyłącznieoseksie.
–Niewidzęprzeszkód,choćbyzaraz.
–Alejawidzę.Bierzmysiędomycia.
Wodadokuwet.Banknotydowody.Umytenasznurki.
–Tosięnazywapraniebrudnychpieniędzy.Patrzcieisięuczcie.
29lutego
PONIEDZIAŁEK
3
Pobudka!Otwierajoczy!Wstawaj!Zapomnijodrzemce!
BębenkiLumikkiAnderssonomalniepękłyodtegowrzasku.Znajomegodoznudzenia.Jej
własnegogłosu.Nagrałagoiprzypisaławkomórcedosygnałupobudki,bouznała,żenicjej
lepiejniewygonizciepłejpościeli.Działało.Odrzemcefaktyczniezapominałaodrazu.
Usiadła rozespana na brzegu łóżka i spojrzała na ścienny kalendarz z Muminkami.
Poniedziałek, 29 lutego. Dzień dodany. Najbardziej zbędna data w historii. Nie mogli go
ogłosićmiędzynarodowymdniemwolnym?Przecieżitakbyłnadprogramowy.Chybaludzie
moglibychoćraznierobićnicsensownegoizapomniećoproduktywności?
Lumikki wsunęła stopy w niebieskie jeżyki i szurając nogami, powlokła się do kuchni.
Nalaławodydokawiarkiinasypałakawy.Tegorankaniewstaniezmartwychbezmocnego
espresso. Było jeszcze ciemno, zdecydowanie za ciemno na rozpoczynanie dnia. Wysokie
zaspy niewiele rozjaśniały mrok. Szaruga nie ustąpi jeszcze długo. Będzie trzymać Krainę
Północywswoichposępnychszponachpewniedokońcamarca.
Lumikkiniecierpiałatejfazyzimy.Śniegimróz.Zadużojednegoidrugiego.Awiosna
bynajmniej nie za pasem. Mrozy ciągnęły się bez końca, odbierając resztki nadziei,
spowalniająciprzytępiającwszystkoswymlodowatymtchem.Lumikkimarzławdomu,na
dworze i w szkole. Niekiedy łapała się na paradoksalnej myśli, że tylko w przerębli nie
odczuwa zimna, lecz przecież nie mogła codziennie kąpać się w jeziorze. Wciągnęła na
grzbiet szary, obszerny sweter i nalała sobie kawy do filiżanki. Poszła do jedynego
prawdziwegopokojuswojejkawalerki,gdzienasiedemnastumetrachkwadratowychmogła
sięczućjakpaninawłościach.Skuliłasięwwytartymfotelu,żebysiętrochęogrzać.Odokna
bezprzerwyciągnęło,choćjesieniąokleiłaramydodatkowąpianką.
Kawa smakowała kawą. I Lumikki nie wymagała niczego więcej. Nie znosiła tych
obrzydliwie słodkich, przekombinowanych czekoladowo-orzechowo-waniliowych kaw
z jakimś kardamonem czy innym wynalazkiem. Kawa to kawa, ma być czarna i mocna.
Asprawatosprawa,stancjatostancja.Liczysiękonkret.
Matka znowu była w szoku, gdy ostatnio odwiedziła Lumikki. „Czy ty w ogóle nie
zamierzasz się tu jakoś urządzić? Stworzyć tu sobie namiastki domu?”. Nie zamierzała.
Mieszkała sama w kawalerce od półtora roku. Za łóżko służył leżący na podłodze gruby
materac,pozatymmiałabiurko,laptopifotel.Nicwięcej.Wpierwszychmiesiącachmatka
nalegała,żekupijejłóżkoiregałnaksiążki,aleLumikkistanowczosięsprzeciwiała.Książki
staływkilkustosachnapodłodze.Jedynymukłonemwstronę„namiastki”byłwiszącyna
ścianieczarno-białykalendarzzMuminkami.Pocotracićczasnajakieświciegniazdka?Nie
przyjechałatuprzecieżbawićsięwIkeę.Stancjętraktowaławyłączniejakolokumnaczas
nauki. Nie zamierzała zapuszczać korzeni. Chciała mieć wolną rękę po skończeniu szkoły.
Mócwyjechać,dokądkolwiekzechce,inietęsknićzanikiminiczym.
ZresztąurodzicówwRiihimäkitoteżniebyłdom.Ostatnimiczasyczułasiętamobco.
Rzeczy i sprzęty przypominały jej sprawy, które wolałaby wymazać z pamięci. I bez tego
częstowracałydoniejwmyślach,snachczykoszmarach.
Reakcjerodzicównajejwyprowadzkęzdomuwydawałysiędziwniesprzeczne.Niekiedy
miała wrażenie, jak gdyby im ulżyło. To prawda, że w domu często panowała napięta
atmosfera, ale tak było od zawsze. W każdym razie odkąd Lumikki sięgała pamięcią. Nie
zdołała ustalić źródła tych napięć, bo nigdy nie widziała, aby rodzice się kłócili, a i ona
głośno się nie buntowała. Gdy zbliżał się dzień wyjazdu do szkoły, matka i ojciec czasem
długo ją tulili w ramionach. Było to równie dziwne, co irytujące, bo nie mieli wcześniej
takiegozwyczaju.
Jeszcze potem matka brała jej twarz w dłonie i wpatrywała się w nią dziwnie długo
ibadawczo.
–Mamytylkociebie.Tylkociebie.
Powtarzała to w kółko z taką miną, jakby z trudem powstrzymywała łzy. Pod koniec
wakacji Lumikki zaczęło to już męczyć. Gdy z pomocą rodziców przewiozła do Tampere
wszystkieswojerzeczyiporazpierwszywreszciezamknęłazanimidrzwikawalerki,miała
wrażenie,żektośzdjąłjejzramionciężar,októregoistnieniunawetniewiedziała.
–Napewnoporadziszsobiesama?
Matkawciążjąotopytała.Ojciecpodchodziłdosprawybardziejrzeczowo.
–Flickanblirsnartmyndig.Honmåstejuklarasig
.
ILumikkisobieradziła.Zkażdymdniemcorazlepiej.
Tegorankazlustrawłaziencespoglądałananiązmęczonadziewczyna.Kofeinazaczynała
już działać, ale za wolno. Lumikki umyła twarz zimną wodą i spięła kasztanowe włosy
w koński ogon. Rodzice wydumali dla niej imię, które nijak się miało do bajkowej
rzeczywistości. Śnieżka Andersson. Włosy nie były czarne jak hebanowe drzewo, cera nie
lśniłabielą,ustaniebiłypooczachczerwienią.Farbadowłosówimakijażupodobniłybyją
dobajkowejimienniczki,tylkopoco?Lumikkiwzupełnościwystarczyłojejwłasneodbicie
wlustrze,azopiniiotoczenianiewielesobierobiła.
Przez trzy sekundy rozważała, w co się ubrać do szkoły. Postanowiła zostać w szarym
swetrze,nanogiwciągnęładżinsy.Glany,nasweterczarnypłaszcz,zielonyszaliłapawice,
szaraczapka.NaramięplecakFjällrävena.
W żołądku poczuła ukłucie głodu. Lodówka nie powitała jej nawet światłem. Żarówka
przepaliła się dwa tygodnie temu, ale Lumikki nie chciało się jej zmienić. Będzie musiała
kupićwszkolnejkafejcekanapkęalbodwie.Ikonieczniedrugąkawę.
Wdrzwiachliceumuderzyłwniąznajomy,chaotycznygwar.Wszystkimsięgdzieśspieszyło
i każdy głośno to komunikował. Błyskotliwa, inteligentna i wybitnie kreatywna młodzież
zliceumartystycznego.Lumikkiwiedziała,żeironizuje,aleniekiedypowejściudoszkołyjej
tolerancjanakrzykliwestrojeidramatycznegestyspadałaponiżejnormy.Narozsadzające
ramy obowiązującej w szkole niepisanej umowy wszelkie warianty osobowości
iindywidualności.Jednakżepodirytacjąkryłasięwdzięczność.Żemożechodzićwłaśniedo
tejszkoły.ŻeniemusijużmieszkaćwRiihimäki.Bozłożyłapapierydoliceumartystycznego
w Tampere, żeby uciec z rodzinnego miasteczka. Rodzice pewnie nie zaakceptowaliby jej
wyjazdu, gdyby nie chodziło właśnie o tę elitarną szkołę. W pierwszych miesiącach nauki
Lumikkimiaławrażenie,żetrafiładoraju.Euforiapowolisięwypaliła,gdyżycielicealistki
w Tampere spowszedniało i za fasadą wesołych uśmiechów Lumikki zaczęła dostrzegać
zazdrość,pretensjonalność,grę,egotyzminiepewność.
Naszczęściewszkolebyłonietylkogłośno,aleteżciepłoiskostniałekończynyLumikki
powolibudziłysiędożycia.Jeszczechwilaipoczujetostrasznemrowienie,gdykrewdotrze
ponowniedopalcówstópidłoni.Trzebabyłowłożyćdwieparygrubychskarpetek.Wszatni
Lumikki rzuciła płaszcz na wieszak i zbiegła po schodach do stołówki, przy której
funkcjonowałaszkolnakawiarenka.
–Dzisiajzzieleninączybez?–Kucharkawiedziałajuż,ocojąpytać.
–Najlepiejobiewersje–odrzekłaLumikki.–Idużąkawę.
– Do pełna i bez mleka. – Kobieta roześmiała się, nalewając kawę po sam brzeg
papierowegokubka.
Lumikkiusiadłaprzystolikuiczekała,ażciepłopowolirozpłyniesiępokończynach.Au,
au,au.Mrowieniajednakniesposóbuniknąć.Chwilętrzymaładłoniesplecionewokółkubka,
potem ugryzła kęs kanapki. Bezmięsna była duża i smaczna, pomidor dojrzały, a papryka
jędrna. Lumikki wyznawała wegetarianizm ekonomiczny. Nie kupowała mięsa za własne
pieniądze, ale gdy płacił lub częstował ktoś inny, jadła chętnie. Może i obłudne, ale
praktyczne. Sąsiedni stolik okupowały trzy dziewczyny. Blondyna, ciemna i czerwona.
Pierwszafalowałapiórami,drugaczochrałasiępokrótkichodrostach,trzeciamięłanerwowo
końcówki.StołówkązawładnąłzapachBabyDollLaurenta,FantasyBritneySpearsiMissDior
Chérie.
–Padnę,jeślidziśznówbędziemnietraktowałjakpowietrze.Nabalangachgostekniema
żadnych zahamowań, a w szkole nawet cześć nie powie. Trudno uwierzyć, że skończył
osiemnaścielat.
–Japadnęibeztego.Trzebabyłosobieodpuścićteostatniedrinki.Niewiemnawet,co
wnichbyło.
–Dajspokój,tobyłyzwykłedrinki.
Minysztucznegoprzerażenia.Wytrzeszczoneoczy.
–Niemówiszchybapoważnie…?
– No to chyba byłaś ślepa, jeśli nie widziałaś źrenic Elisy. I nie słyszałaś tych jej
poronionychtekstów.
–Onamazawszeporonioneteksty.
–Aleterazbyłydosetnejpotęgi.
Ukradkowe spojrzenia. Trzy głowy zbliżyły się do siebie. Szepty. Lumikki dopiła kawę
i spojrzała na zegarek. Dziesięć minut do lekcji. Wstała, zabierając nieruszoną kanapkę
zmasłem.Niemogłajużzdzierżyćwynurzeńtychtrzechzkosmetycznejmafii,apozatym
smródperfumstawałsięniedozniesienia.
Dziewczynyzobsesjąnapunkcieswojegowyglądu,którebędąpotemzdawaćnaprawo
iekonomię.Poszłydoliceumartystycznego,botrzebamiećwysokąśrednią,apozatym–
„masiętękreatywność,conie?”.
Wielkie artystki i jeszcze więksi intelektualiści, dla których szkoła była sposobem na
zaistnienie.
Matematycznigeniusze,którzysprawialiwrażenietrochęzagubionych.
Zwyczajni i przeciętni uczniowie, którzy wypełniali korytarze i tłoczyli się na schodach,
wystawali w długich kolejkach w stołówce i nie odróżniali się od reszty szarej masy ani
wyglądem,anizapachem,anisposobemmówienia.Zaparęlatniktniebędziepamiętałich
imioninazwisk.Jużterazniktniepamięta.
Oczywiściezdarzalisiętakżeludziefajniipoukładani.ALumikkizazwyczajprzynikimnie
zadzierałanosa.Wiedziała,żewieluznichgra,zakładaszkolnąmaskę,abyłatwiejodnaleźć
swojemiejscepośródsetekrówieśników.ILumikkiniemiałaotodonichpretensji.Sama
jednakjużpierwszegodnianaukipostanowiła,żeniepozwolisięzaszufladkowaćiprzypisać
dożadnejgrupy,abyniedawaćnikomupodstawdouproszczonychocen.
Na powstające podziały, frakcje i kliki patrzyła z umiarkowanym zainteresowaniem
i odrobiną rozbawienia. Sama trzymała się na uboczu, pozostawała autsajderką. Nie była
jednaksamotnąświruskąprzemykającąpodścianamiwczarnychłachach.Wszyscypamiętali,
jaksięnazywa.
LumikkiAndersson.TaSzwedofinkazRiihimäki.
Ta,któramagotowezdanienakażdytemat.
Ta,którazbieradziesiątkiizfizyki,izfilozofii.
KtóratakzagrałaOfelię,żedwienauczycielkisięwkurzyły,aresztawzruszyładołez.
Któraniebierzeudziałuwżadnychszkolnychakcjachaniwydarzeniach.
Która zawsze je sama, choć nigdy nie wygląda na osamotnioną. Jak puzzel z innej
układanki–niepasowałanigdzie,bywtopićsięwkażdetło.
Niebyłatakajakreszta.Byładokładnietakajakreszta.
Lumikki stanęła przed drzwiami pracowni fotograficznej i rozejrzała się. Nikogo na
horyzoncie.Weszładośrodkaizamknęłazasobądrzwi.Przedsionekpracownipogrążyłsię
wmroku.Wprawnym,zdecydowanymruchemotworzyładrzwiciemni.Rękaznaławszystkie
odległości. Nieprzenikniony mrok. Cisza. Spokój. Jej chwila tylko dla siebie przed
rozpoczęciemlekcji.Reset.Ładowaniebaterii.Codziennyrytuał,októrymniktniewiedział.
Który łączył teraźniejszość z przeszłością. Lumikki przez wiele lat musiała się chować,
ponieważsiębała.Sztukawynajdywaniatajnychskrytekibezpiecznychprzystanistanowiła
warunek przeżycia. Teraz w grę nie wchodził już strach, lecz chęć znalezienia własnego
miejsca także w przestrzeni dostępnej dla ogółu. Ciemnia była dla niej wolną strefą, gdzie
mogła pobyć chociażby kilka minut w ciszy przed zanurzeniem się w chaosie rozmów,
głosów,opiniiiemocji.
Lumikki oparła się o ścianę i wpatrywała w mrok. Powoli opróżniała umysł z myśli.
Najłatwiej ustępowały powszednie i przeważnie jałowe rozmyślania orbitujące po stałych
trajektoriach: kolejna lekcja matematyki, ewentualne zakupy po szkole, wieczorem może
combat. Tym razem nie mogła sobie poradzić nawet z tym banalnym szumem mentalnym.
Cośjejniepozwalało.Cośprzeszkadzało.
Zapach.
Ciemnia pachniała inaczej niż zwykle. Lumikki nie potrafiła nazwać tego zapachu.
Postąpiłakrokprzedsiebie.Cośmusnęłojądelikatniepopoliczku,odskoczyłajakoparzona
dodrzwiizapaliłaczerwonąlampę.
Pięćseteurowybanknot.
Dziesiątki mokrych pięćseteurowych banknotów wiszących na sznurkach w ciemni.
Prawdziwe? Lumikki dotknęła palcami pierwszego z brzegu. Papier wydał się autentyczny.
Sprawdziła,czywkuwetachniemaodbitek,izapaliłazwykłąlampę.
Banknotpodświatło.Znakwodnynaswoimmiejscu,cyfrynominałuwcałości.Niebrakło
równieżhologramuinitkizabezpieczającej.Jeślipieniądzeniebyłyprawdziwe,tooglądała
właśniedoskonałefałszywki.
Cieczwkuwetachmiałalekkobrunatnyodcień.Lumikkizanurzyłaczubkipalców.Woda.
Na podłodze dostrzegła rdzawe plamy. Spojrzała jeszcze raz na banknot, narożnik miał
dokładnietakisamrdzawykolor.Iwtedyjąolśniło.Jużwiedziała,cojejdzisiajtakbardzo
przeszkadzawciemni.
Odórstęchłejkrwi.
4
Lumikkipatrzyłanapokrytepołyskującąszadziądrzewaimałe,starenagrobki.Pocztówkowy
pejzażwbielibynajmniejjejnieinteresował.Poprostuwidokzaoknemmniejmęczyłoczy
niżwypisanenatablicyrównaniacałkowe,boniemyślałaterazwcaleomatematyce.
Zostawiłabanknotywciemni.Wyszłazpracowni,zamknęłazasobądrzwiiudałasięna
lekcję.Oswoimznaleziskunikomuniewspomniałaanisłowem.Miałacałąmatematykęna
przemyślenie,coztymfantemzrobić.
Najlepiejniewnikać.ŻyciowemottoLumikki.Niewnikać,niekomplikować,niewtykać
nosa w cudze sprawy. Kto siedzi cicho i otwiera usta tylko wtedy, gdy to naprawdę
konieczne,tenmaświętyspokój.WięciterazLumikkinajchętniejzapomniałabyotym,co
zobaczyławciemni.Oociekającychrozwodnionąkrwiąbanknotach.Niestety.Wiedziałajuż,
żetoniewchodziwrachubę.Wspomnienieniedawałojejspokojuaninachwilę,podobnie
jak tamten smród. I te pieniądze nie przestaną jej nurtować, zanim nie spróbuje jakoś
wyjaśnićichtajemnicy.
Trzeba na pewno powiedzieć dyrektorowi. Sprawa nabierze wtedy własnego biegu
iLumikkiprzestanieoniejmyśleć.Niemogłaprzecieżwykluczyć,żesuszącesięwciemni
pięćseteurówkisączęściąjakiegośprojektuartystycznego.Wtakimrazieniebędąoczywiście
prawdziwe. Tylko dlaczego ktoś zadawałby sobie aż tyle trudu ze zwykłymi rekwizytami?
Banknotybyłytakłudzącopodobnedoprawdziwych,żepolicjabezdwóchzdańuznałabyje
zafałszywki.Afałszerstwojestprzestępstwem.
Albopieniądzesąprawdziwe.
Lumikkinieznalazłasensownejodpowiedzinapytanie,dlaczegoktośpostanowiłwyprać
taką fortunę w licealnej ciemni. I przede wszystkim – dlaczego ją tam zostawił,
w niezamykanym na klucz pomieszczeniu. Kompletny absurd. Na próżno wytężała mózg,
szukając logicznego wyjaśnienia. Zamknęła oczy i pod powiekami zobaczyła wiszące na
sznurkach banknoty. Miała wrażenie, że w tym obrazie brakuje czegoś istotnego,
decydującego czynnika, który naprowadziłby ją na właściwą odpowiedź. Nie była jednak
Sherlockiem Holmesem, który w mig oceniłby sytuację i na podstawie ostatniego ogniwa,
czylisuszącychsięwciemnipięćseteurówek,bezbłędnieodtworzyłcałyłańcuchzdarzeń.
Lumikki uznała, że trzeba o wszystkim powiedzieć dyrektorowi. Zejdzie do ciemni po
pieniądzeizaniesiejedogabinetu.Amożelepiejichnieruszać?
Słońce napierało bezlitośnie na gałęzie drzew, które broniły się gniewnym, oślepiającym
lśnieniem.Siarczystymrózpromieniowałażdociepłejsali.Lumikkiprzeszłyciarki.Duchota
jąotępiała,myślimozoliłysięwtedyjakmuchywsmole.
Postanowiła.
Lumikkizmierzałapowoliwstronępracownifotograficznej.Chciałasprawdzić,czyjejsięnie
przywidziało.Scenawciemnibyłatakabsurdalna,żemogłająsobiepoprostuwyobrazić.
Alboczegośnieogarnęła.Możetylkojedenbanknotbyłprawdziwy,aresztatorekwizyty.
Nigdyniewyciągajpochopnychwniosków,brzmiałodrugieżyciowemottoLumikki.
No,możemówienieomottachtrąciłotrochępatosem.Wgręwchodziłyraczejzasadyczy
przemyślenia, które z czasem okazały się pożyteczne i przydatne w praktyce. A niekiedy
wręczratowałyjejskórę.
Lumikki się wzdrygnęła, bo zza rogu korytarza wyszedł nagle Tuukka. Osiemnastolatek,
syndyrektora,początkującyaktoriwewłasnymmniemaniupierwszypoBogu.Zabawnebyło
patrzeć, jak gładko nauczyciele przełykają jego pyszałkowatość, pogardliwe uwagi
i chroniczne spóźnialstwo. Teraz też najwyraźniej gdzieś pędził. I na pewno potrąciłby
Lumikkiłokciemlubplecakiem,gdybyniewykonałauniku.
Nauczyłasiętorobićwsposóbniezauważalny.Czasmusiałbyćidealnieobliczony,aruch
wyglądać naturalnie, jak gdyby nie miał związku z mijaną osobą. Lumikki musiała się
nauczyćtejsztuczki,abynikogonierozdrażnić,ajednocześnieniezniżyćsiędoustępowania
zdrogi.
Tuukkaprawiebiegł.Pewniejejnawetniezauważył.MimotoLumikkipostanowiłachwilę
odczekać i weszła do pracowni, dopiero gdy chłopak zniknął z pola widzenia. Otworzyła
drzwi,zamknęłajezasobą,poczymweszładociemniizapaliłaczerwonąlampę.
Zamrugaładwarazy.
Widoksięjednakniezmienił.Banknotyzniknęły.
Lumikkizaklęłapodnosem.Taktojest,jeślisięniedziałaodrazu.Icoteraz?Pójśćdo
dyrektoraipowiedzieć,żewidziaławciemnisuszącesiępieniądze,aleniemanatożadnych
dowodów? Poczekać, aż ktoś zapyta ją wprost o te banknoty, i dopiero się przyznać?
Zapomniećosprawieizrzucićwszystkonakarbzwidówwywołanychporannymotępieniem?
Oparłasięościanęizamknęłaoczy.Znówcośtubyłonietak.Wyjątekodreguły,jakaś
osobliwość.Jejmózgcośzarejestrowałiwłaśniepróbowałustalić,cowobraziecałościnie
pasujedoreszty.NagleLumikkiotworzyłaoczy.Bingo.
Plecak.
Tuukkanigdyniechodziłzplecakiem.Nosiłczarną,skórzanątorbęMarimekko,wktórej
zledwościąupychałniezbędnepodręczniki.Agdyczasemktóryśsięniezmieścił,zostawiał
go po prostu w domu. Płócienne, kolorowe torby Marimekko należały do podstawowego
wyposażeniastudentów,aleskórzanąwersjęLumikkiwidziałatylkouTuukki.Pasowałotodo
niego–byćzasadniczowzgodziezmodą,leczwyróżniaćsięwtłumie.Świadomiepłynąć
z prądem, ale po swojemu. A dziś Tuukka niósł na ramieniu znoszony, szary plecak
o wystrzępionych brzegach i uświnionych rogach. Absolutnie rujnujący jego image istoty
boskiej,którazniżyłasiędozstąpieniamiędzyśmiertelników.Pozatymplecakwyglądałna
wypełnionyiniespecjalnieciężki.
TakierównaniaLumikkirozwiązywałabłyskawicznie.
CoffeeHousenaplacuCentralnymprezentowałtypowydlawczesnegoprzedpołudniaskład
mieszany: matki niemowląt pochłonięte słoiczkami i niekończącymi się opowieściami
orytmachspania,studentkirujnująceswójmiesięcznybudżetnalatte,przyktórychuczyły
sięrzekomodoegzaminów,awrzeczywistościzajmowałysięgłówniesnuciemmarzeń,oraz
kilku gości w garniturach z laptopami, którzy zamiast analizować prezentacje przeglądali
Facebooka albo grali w Angry Birds. Szumiały i gulgotały ekspresy do kawy. W powietrzu
unosiła się woń orzechów laskowych i cappuccino. Ciastka lepiej wyglądały, niż później
smakowały.WzimowympłaszczuLumikkiodrazupoczuła,żezaczynasiępocić.
Siedziaławrogutyłemdokawiarni,piłaherbatęiwertowałagazetę.Tuukkę,ElisęiKaspra
miałaniemalnawyciągnięcieręki.
Kiedy Lumikki zrozumiała, że banknoty są teraz w plecaku Tuukki, natychmiast
postanowiła śledzić chłopaka. W przelocie porwała z szatni swój płaszcz, szal i łapawice.
Wyskoczyła przed szkołę, omal nie wywinęła orła na wyślizganym kąciku dla palaczy, po
czym dobiegła do parku przy kościele i zlustrowała teren. Szary plecak był już na końcu
alejki, przy samej ulicy Hämeenkatu. Znów puściła się pędem, zapominając o rwanych
lodowatym powietrzem płucach, i dopiero po chwili zwolniła najpierw do spokojnego
truchtu, a potem do szybkiego marszu. Utrzymywała odpowiedni dystans. Widzieć, ale nie
byćwidzianą.Miećobiektwzasięguwzroku.
Lumikkidostałazadyszki,arzęsyiwymykającesięspodczapkiwłosypokryłysięigiełkami
lodu.Przytakiejtemperaturzewszyscywyglądalinaprzedwcześnieposiwiałych.
Tuukka zniknął w Coffee House. Lumikki odczekała kilka minut i weszła do środka.
Siedziałjużprzystoliku,pochłoniętyrozmowązElisąiKasprem.
Teraz Lumikki musiała stać się niewidzialna. Niezauważalna. Na szczęście umiała się
przeistaczać. Od razu po wejściu do kawiarni skierowała się do toalety, zdjęła płaszcz
isweter,rozpuściławłosyisplotłajewluźnybocznywarkocz,jakiegonigdynienosiła.Nie
zamówiła kawy, tylko herbatę. Wzięła do stolika czasopismo dla kobiet, choć normalnie
chwyciłabyzagazetęsportowąalbo„Image”.Siedziałainaczejniżzwykle,inaczejukładała
ramiona,inaczejpochylałagłowę.
Ludziesądzą,żerozpoznająznajomychzdalekapoubraniulubwłosach.Wrzeczywistości
rozpoznawanietoprocesznaczniebardziejskomplikowany,zależnyodsetek,jeślinietysięcy
przeróżnych czynników. Od wzrostu, postawy, chodu, gestów, proporcji tułowia i głowy,
mimiki czy wręcz przelotnych mikroruchów twarzy, których człowiek nie jest w stanie
świadomiezarejestrować.Dlategotaktrudnostaćsięinnąosobą.Niektórzytwierdząnawet,
żeniejesttomożliwebezprzeszczeputwarzyidługichlatpraktyki.
Jednak już zaskakująco drobną korektą wyglądu i zachowania można się pozbyć swoich
najbardziejcharakterystycznychcech–wystarczyrobićtozgłową.Naturalnie,jeślibyktoś
wiedział, że Lumikki jest w Coffee House, z pewnością by ją rozpoznał. Natomiast gdyby
zajrzałprzypadkowodośrodkaipowiódłspojrzeniempostolikach,wydałabymusięubraną
pohipisowskunastolatką,któraczytawierszeprzyherbatcezrumianku.Dziewczyną,której
niemożeznać.
Dlatego Tuukka, Elisa i Kasper nie zwracali na nią uwagi, chociaż siedzieli tuż obok.
Zresztąmieliteraznagłowieznacznieważniejszesprawy.Mieliproblem.
–Coznimizrobimy?–Elisaspytałachłopców.
Lumikki już w drzwiach kawiarni spostrzegła, że Elisa wygląda okropnie. Jej jasna cera
była teraz szara. Podkrążone oczy, makijaż zmyty niestarannie albo starty na chybcika.
Z głowy zwisające żałośnie utlenione, nieumyte włosy. Rzeczy nie tworzyły eleganckiej
całości,leczsprawiaływrażenie,jakgdybydziewczynaranowkładałanasiebiecopopadnie.
Nigdy nie pokazałaby się tak w szkole. Aż dziw, że odważyła się wyjść do kawiarni bez
makijażu.
Elisa była jedną z najpiękniejszych dziewcząt w liceum. I tak się zachowywała, karmiąc
szkolny mit o swojej nadzwyczajnej urodzie. Widząc ją w takim stanie, zmęczoną
i przestraszoną, Lumikki nie miała wątpliwości, że piękność jest misterną maską, której
najważniejszymelementemniejestwcaleszminkawodpowiednimkolorzeczyprofesjonalne
cieniowanie,alekońskadawkapewnościsiebieikokieterii.WystarczyłjedenuśmiechElisy,
bychłopcomodrazumigotałyprzedsionkiipociłysiędłonie.
Lumikkiwciążniepotrafiłarozgryźć,ocotaknaprawdęchodziwrelacjiElisyiTuukki.
Kiedyśzesobąchodzili,potemsięrozeszli,alepozostaliprzyjaciółmi.Natyledobrymi,żeod
czasudoczasurazemimprezowali–wtymsamymłóżku.IchoćElisaokręciłasobienieliczną
męską populację liceum wokół małego palca, a uważany za przedstawiciela elit Tuukka
stanowiłobiektwestchnieńwieludziewcząt,tychdwojezjakiegośpowoduwciążdosiebie
lgnęło.Możeuważalisięzajedyneosobnikialfawcałejszkoleidlatego,przezwzglądna
swojeszalonepowodzenieupłciprzeciwnej,niemoglisięzniżyćdogłębszejrelacjiznikim.
– Co zrobimy? Prosta sprawa: zatrzymamy je dla siebie. I nikomu ani mru-mru –
odpowiedziałKasper.
Lumikkidotejporyniewiedziała,jakimcudemKasperdostałsiędoliceumartystycznego.
Chłopaksumienniejwagarował,niżchodziłdoszkoły.Pokorytarzachkrążyłysłuchy,żejeśli
sięniepoprawi,zostaniewydalony.Ubierałsięnaczarnoinosiłwielkie,rzucającesięwoczy
kolczyki.Zapomocąsporejdawkiżeluzaczesywałwłosydotyłuinajwyraźniejuważałsięza
ikonęblinguikrólarapu,choćjegowystępywzbudzaływpublicznościwięcejwspółczucia
niż uznania. Kasper był osobliwym gościem i Lumikki nie potrafiła rozstrzygnąć, czy to
jeszczebłazen,czyjużmłodocianyprzestępca.Oddawnazachodziławgłowę,dlaczegoElisa
iTuukkazadająsięztymtypem.
Elisarozejrzałasięizniżyłagłos.
–Przecieżniemożemyichzatrzymać–rzekła.
Głosjejdrżałodpanicznegostrachu.
–Tocozamierzaszzrobić?–spytałTuukka.–Zadzwonićnapolicję?
Kasper zarżał. Ojciec Elisy pracował w policji. Dziewczynie robiono z tego powodu to
żartobliwe,toznówbardziejzłośliweuwagi.
–Nienależądonas.Trafiływnaszeręceprzypadkiem.Ktośnapewnozacznieichszukać,
awtedymamyprzesrane.–Elisapróbowałaprzekonaćkolegów.
–Pomyśl.Anibycoinnegomożemyzrobić?Jakwytłumaczyćtowszystko,żebysięnie
wkopać?Trzebabyłodziałaćodrazu,jużwnocy–skomentowałTuukka.
–Noizadziałaliśmy–zarechotałKasper.
–Aha.Cholerniemądrzeżeśmyzadziałali–Elisawestchnęła.
– W nocy wydawało się to wszystko całkiem logiczne – stwierdził Tuukka. – Ale wiesz
chyba, co mam na myśli? Jeśli o tym wszystkim powiemy, będziemy musieli powiedzieć
wszystko.Niewiemjakwy,alejaniemogęsobienatopozwolić.
–Anija–dodałKasper.
Elisanerwowozabębniłapaznokciamiwblat.
–Mojewspomnieniasązabardzorozmyte,więcniemogępowiedziećnicnapewno.Nie
jarzę,coikiedysięstało.Docieradomnietylkoto,żeranowdomumiałamarmagedon.Nie
chceciewiedzieć,gdzieludzierzygali–rzekławkońcudziewczyna.
–Pewnomusiałaśsięnieźlenaszorować,żebytatkonieskumał,żewcaleniezakuwałaś
grzeczniefizykiprzezcalutkiweekend.
Kasperzrozbawionąminąrozparłsięnakrześle.
– Zwariowałeś? Na szczęście dzisiaj przychodzi sprzątaczka. Właśnie lata z mopem
i sprząta. Obiecałam jej podwójną stawkę, jeśli uwinie się z robotą dwa razy szybciej niż
zwykle.Żebymtaktylkopamiętała,tomożebym…
–Wpuściłanaswczarnyicholerniegłębokikanał?Brzmipoprostujedwabiście.
WgłosieTuukkizabrzmiałatwarda,groźnanuta.
Elisa chwilę milczała. Siedzący przy sąsiednim stoliku facet w garniturze głośno wyraził
zadowoleniezprzejścianakolejnypoziomAngryBirds.
– Okej – zgodziła się w końcu Elisa. – Wobec tego nikomu ani mru-mru. Na razie.
Zobaczymy,jaksiędalejsprawarozwinie.Alepowiemwamszczerze,żemamnaprawdęzłe
przeczucia.
–Możedyszkanadrobnewydatkipoprawicihumor–rzuciłTuukka.
–Co?Nie,niechcę.Serio.
–Oczywiście,żechcesz.Rozdzieliłemjużkasęnatrzyworki.Podyszcenagłowę.Jedziemy
najednymwózku.
Lumikki usłyszała szelest i chrobot suwaka, gdy Tuukka pod stolikiem rozpiął plecak.
Obróciła nieznacznie głowę i kątem oka dostrzegła, jak dwa worki z czarnej,
nieprzezroczystejfoliiznikająwtorbachElisyiKaspra.
Elisaukryłatwarzwdłoniachijęknęła:
–Japierdolę.Atakąmiałamnadziejędziśrano,żetobyłtylkokoszmarnysen.
–Niktcięniewidział?–KasperzwróciłsiędoTuukki.
–Nie.
–Niktniewchodziłdociemni?–wypytywałKasper.
–Izostawiłjegrzecznienasznurkach?Szczerzewątpię.
W śmiechu Tuukki zabrzmiała jednak napięta struna. Nieoczekiwanie wstał
izakomenderował:
–Naradaskończona.Możeciesięrozejść.
–Niedopiłamczaju–rzekłaElisaurażonymtonem.
–Natwoimmiejscuniekręciłbymsiępomieściewtakimstaniedłużejniżtoabsolutnie
konieczne–poradziłjejTuukka.–Bezobrazy,bejbi.
–Mądrysięznalazł.Lepiejspójrznasiebie–odcięłasięElisa,alewstałazkrzesła.
Lumikkiodczekała,ażcałatrójkasięzwinieipodjęłakolejnąpróbędopiciaswojejherbaty.
Uch,cozapaskudztwo.Naprawdęsątacy,copijątensyfzwłasnej,nieprzymuszonejwoli?
Ona nie da rady, mimo że mocno przepłaciła za te popłuczyny. Po upływie bezpiecznego
czasuubrałasięiwyszłanasiarczystymróz.
Pomyśliwdrodzedodomu.
5
Po moście na Hämeentie hulał lodowaty wiatr, Lumikki przyspieszyła kroku. Analizowała
podsłuchane informacje. Pieniądze trafiły w ręce Tuukki, Elisy i Kaspra tej nocy. W jakich
okolicznościach,niewiedziała.Dokogonależały?Czyonisamiwiedzieli?Możliwe,żenie.
Prawdopodobnienie.Sprawialiwrażeniemniejniżzwykleświadomychprzebieguwydarzeń
poprzedniegowieczora.
Raczej na pewno banknoty były zakrwawione i ekipa Elisy wpadła na genialny pomysł,
żeby je wyczyścić w szkolnej ciemni. Tego Lumikki nie potrafiła już zupełnie pojąć. Komu
strzeliłobydogłowy,żebywśrodkunocyiśćdoszkołymyćpieniądze?
Dajspokój,tobyłyzwykłedrinki.
WuszachLumikkirozbrzmiałoechorozmowydziewczynzkosmetycznejmafii.Aha,więc
uczestnicy wczorajszej balangi raczyli się nie tylko alkoholem. W każdym razie niektórzy.
Może właśnie Elisa, Tuukka i Kasper? Co tłumaczyło, dlaczego wybrali tak absurdalne
rozwiązanie.Idlaczegoniemoglinikomupowiedziećotym,cosięwydarzyło.
Córkapolicjanta.Syndyrektora.Schemattakklasyczny,żepoplecachLumikkiprzebiegł
dreszcz.Buntdziecizdobrychdomów?Sięganieponiebezpiecznezabawy,bostarerozrywki
przestałydawaćkopa?Czynajzwyklejszachęć,żebysięporządniewstawić?
Na światłach przy dworcowym skrzyżowaniu zrobiła się ślizgawka. Nawet najlepsze
żwirowanie nie mogło zapewnić przyczepności w miejscu szlifowanym każdego dnia przez
tysiącebutów.Trzebatambyłomocniejwbijaćobcasywziemię.
Sytuacjaznaczącosięskomplikowała.Lumikkiniezamierzałaiśćztymdodyrektora.Ani
na policję. Nie chciała się mieszać do całej sprawy, choć z nikim z tamtej trójki się nie
kumplowała. Elisa, Tuukka i Kasper byli jej zupełnie obojętni. Nie pragnęła jednak
negatywnejpopularności,jakasiłąrzeczystałabysięjejudziałem,gdybyichwydała.
Anonim na policję? Niewątpliwie opcja do rozważenia. Tylko czy potraktowaliby to
poważnie? Prawdopodobnie tak, jeśli przedstawiłaby sprawę jako, powiedzmy, kradzież
trzydziestu tysięcy euro. A jeśliby zignorowali anonim, to już nie jej zmartwienie. Ona
spełniłabyswójobowiązek.
GdyzbliżałasiędoTammeli,poczuławdołkudziwneukłucie.Stancjatoniedom,jasne,
czyżbywięczaczęłamiećsłabośćdoswojejdzielnicy?Myślwydałasięjejzabawna.Kaszanka
i mleko na ryneczku. Huczący od dopingu stadion piłkarski TPV. Kwintesencja życia
wTampere.KlimatycznastaraTammelazparomaostatnimidomamizdrewnaiprawdziwa
perła w koronie – ceglany budynek dawnej fabryki obuwia Aaltonen. Uniesienia zupełnie
niepodobnedoLumikkiAndersson,któranieznosiławylewności.Ajednakzjakiegośpowodu
czuła tutaj więcej swobody i ciepła niż gdzie indziej. W jej słowniku nie było pojęcia
„patriotyzmu lokalnego”, ale lubić swoją dzielnicę to chyba jeszcze nie koniec świata.
Dlaczego Lumikki nie mogłaby się poczuć na Tammeli jak w domu? Dlaczego nie uznać
pobliskichpodwórekzaswojesalony?Zresztą,chybasięjużtakniepostrzeżeniestało,choć
Lumikkiniechciałasięprzywiązywaćdomiejsc.
Ze szkolnego boiska dobiegły ją krzyki, śmiechy i piski. Spojrzała w tamtą stronę.
Czerwone od mrozu dzieciaki biegały, skakały, huśtały się i wspinały po drabinkach
wobłokach pary.W grubych,watowanych kombinezonach wyglądałyjak pulchne, barwne
bałwanki.Lumikkiszukałaspojrzeniemdzieciosamotnionych,pozostawionychsamymsobie
na obrzeżach boiska. Wytężyła słuch, aby wyłowić z rozgwaru krzyki komunikujące nie
radość, ale prawdziwy strach. Wiedziała, że dla niektórych boisko nie jest placem zabaw
skrzącymsięwzimowymsłońcu,leczimperiumgrozy,gdziednisądługieiczarnejaknoc.
Pod ścianą piaskowożółtego, secesyjnego budynku dostrzegła samotną dziewczynkę.
Stąpałapowoli,zespuszczonągłową.Lumikkizatrzymałananiejwzrok.Czyoglądasięza
siebie na każdym rogu? Wzdraga co chwila strachliwie? Czy w jej wbitym w ziemię
spojrzeniu czai się udręka? Nie. Gdy Lumikki zobaczyła w końcu twarz dziewczynki,
dostrzegła na niej uśmiech, który jaśniał także w oczach. Usta dziewczynki poruszały się
bezgłośnie.Pewniepowtarzałasobiepodnosemswojąopowieść.
Niejesttakajakjawjejwieku,pomyślałaLumikki.Naszczęście.
Wtedypoczuła,żecośjestnietak.Wniewłaściwymmiejscu.Ktośznalazłsięzablisko.
Poczułatozapóźno.
Mocne ramiona wciągnęły ją w mrok pobliskiej bramy i przyparły mocno do ściany.
PoliczekLumikkirozpłaszczyłsięnalodowatymkamieniu.Niespodziewanyatakpozbawiłją
siływrękach,którenapastnikwykręciłjejboleśniezaplecami.Ztrudemprzełknęłakrzyk.
Rozpoznałagopozapachu,zanimzdążyłsięodezwać.
Tuukka.
–Nietylkotypotrafiszśledzić.
Słowa chłopaka nieprzyjemnie parzyły skórę policzka. Jeszcze śmierdziały niedawno
wypitą kawą i wypalonym przed chwilą papierosem. Lumikki najchętniej walnęłaby się
pięścią w czoło. Jak mogła popełnić tak kardynalny błąd? Jak to się stało, że po wyjściu
zkawiarninaśmierćzapomniałaozachowaniuczujności?
Nigdynieprzeceniajwłasnegosprytu.Nigdyniezakładaj,żejesteścałkiembezpieczna.Już
dawnopowinnatosobieprzyswoić.ZapuściłasięwTampere,boniemusiałajużcodziennie
miećsięnabaczności.
– Wypatrzyłem cię w kawiarni. Czy raczej nie tyle ciebie, ile ten twój plecak. I wtedy
zajarzyłem,żezderzyliśmysięprawienakorytarzuniedalekopracownifotograficznej.Cóżza
niewiarygodnyzbiegokoliczności–powiedziałTuukka,ściskającjejnadgarstek.
Lumikkiwmgnieniuokaoceniłasytuację.
Niewykluczone, że nagłym szarpnięciem zdołałaby się wyrwać. Manewr jednak nie
gwarantował powodzenia. Poza tym Tuukka był szybki i natychmiast by ją dogonił.
Rozsądniejzatemsięnieszarpać,nietracićniepotrzebniesiłiwysłuchać,cochłopakmado
powiedzenia.
–Cowidziałaś?Cowiesz?–spytał.
–Widziałampieniądzewciemni.Isłyszałamwasząrozmowęwkawiarni.Towszystko–
odpowiedziałaspokojnieLumikki.
Uznała,żelepiejgoteraznieprowokować.
–Kurwamać!–zakląłTuukka.–Tosięniemożeroznieść.
Lumikkinieodpowiedziała.Lodowata,chropowataścianatarłajejskórę,starałasięwięc
niewykonywaćniepotrzebnychruchów.
–Mordawkubeł.Nikomuanisłowa.Oniczymniewiesz.Zresztąitakniktcinieuwierzy.
Tuukkausiłowałprzybraćgroźnyton,leczgłosmiałniepewny.Lumikkinadalmilczała.
–Słyszałaś?
Chłopakpodniósłgłos,któryzabrzmiałjeszczemniejpewnieniżprzedchwilą.Bałsię.Bał
siędużobardziejniżona.
–Słyszałam–przyznała.
Tuukkasięzamyślił.
–Okej.Ilechcesz?–spytałpochwili.
Tongłosubyłteraznieomalbłagalny.Bardzomusiałdrżećoswojąreputację.
–Nic–odpowiedziałaLumikki.–Aterazpuszczaj.
Niebyłatoprośbaanirozkaz,bardziejzabrzmiałojakstwierdzenie.Konstatacjafaktu.Nie
dawajalternatyw,tylkojasneinstrukcje.Nieprośinieżądaj,stwierdzajfakty.Bijącazjej
słówpewnośćwywarłapożądanyskutek.TuukkarozluźniłuchwytiLumikkisięodwróciła,
rozcierającobolałenadgarstki.
–Powiemci,jakzrobimy–odezwałasię,patrzącchłopakowiprostowoczy.–Niemam
najmniejszej ochoty się do tego mieszać. Niczego nie widziałam i niczego nie słyszałam.
Chybażektośzapytamniewprost.Niedonoszę,aleteżniekłamię.Jestemprzekonana,że
będzieciejeszczemiećprzeztokłopoty,aleniezamierzamwasodnichwybawiać.
Tuukka spojrzał na nią z wahaniem. Uszy miał czerwone od mrozu. Nie włożył czapki.
Widać próżność wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Chwilę rozważał słowa Lumikki,
oceniałryzykoimożliwości.
–Okej.Umowastoi–rzekłwkońcuiwyciągnąłdłoń.
Lumikkinieodwzajemniłagestu.Tuukkapogładziłwłosyiparsknąłśmiechem.
–Twardazciebiesztuka.Chybaciętrochęniedoceniałem.
Jakwieluinnych,pomyślałaLumikki.
Tuukkapróbowałodzyskaćprzewagęibezczelnymruchemodgarnąłjejwłosyztwarzy.
– Wiesz co? Byłabyś naprawdę całkiem do rzeczy laską, tylko musiałabyś zmienić tę
masakrycznąfryzurę,kolorwłosówitełachyekoaktywistki.Noinauczyćsięmalować–rzekł
zprzekąsem.
Lumikkiuśmiechnęłasięrówniesarkastycznie.
–Atywieszco?Byłbyśmożecałkiemfajnymdorzeczygościem,tylkomusiałbyśzmienić
tenswójpaskudnycharaktercałkowicieiraznazawsze–odcięłasię.
Inieczekającnaewentualnąodpowiedź,ruszyładodomu.Nieodwróciłasię.Wiedziała,że
zaniąniepójdzie.
W domu obejrzała policzek w łazienkowym lustrze. Był zaczerwieniony i piekł, ślad
zostanieprzynajmniejdojutra.Drobnostka.Bywałoznaczniegorzej.Napiłasięzimnejwody
zkranuizdecydowała,żenastępnegodniazrobisobiewolne.Razmożeposiedziećwdomu.
Agdywszystkowrócidonormy,pójdzieznówdoszkoły.Izapomniobanknotach.
Niebędziesięwogólemieszaćdotejsprawy.
1marca
WTOREK
6
Była3.45rano.
Borys Sokołow gapił się w swoją komórkę jak w przerośniętego karalucha, którym
najchętniejcisnąłbyościanę.Wyrywaćgozesnu.Kłamać.Grozić.Zbudzeniewśrodkunocy
potrafiłjeszczeznieść.Kłamstwawywołaływnimtylkoobrzydzenie.Aledoprowadzałogodo
szewskiejpasji,gdyktośzaczynałmugrozić.Zwłaszczagdytenktośniepowiniennawetmieć
takiejmożliwości.
Boryszmieniłkartęwtelefonieiwystukałnumer.
Estończyk odebrał po trzecim sygnale. On też najwyraźniej jeszcze przed chwilą spał.
Posklejane słowa zdawały się dobiegać z drugiego końca świata, choć jego rozmówca
mieszkałzaledwiedwakilometryodniego.
–No?
Sokołowprzeszedłnarosyjski.
–Zadzwoniłdomnie.Twierdzi,żeniedostałkasy.
– Co on bredzi? – Estończyk zdziwił się. – Przecież tym razem zorganizowaliśmy nawet
dostawędodomu,jaknigdy.
Borys wstał i podszedł do okna sypialni. Parkiet był zimny. Trzeba jednak założyć
wykładzinę. Co z tego, że się szybko zabrudzi. Wymieniałoby się co dwa lata. Światło
księżycanieprzyjemnieraziłogowoczy.Przezpodwórzebiegłynakrzyżtropydwóchzajęcy.
ŚladywogrodzieuprzątnęlizEstończykami,wyżłobiliłopatąnaturalniewyglądającąścieżkę
dosamegopłotu.Usunęlidokładniewszelkiśnieg,któryniebyłidealniebiały.
–Rzekomoczekałcałąnoc.Tęnoc.
–Co?!Przecieżgozawiadomiliśmy,żeonormalnymczasie,tylkowinnymmiejscu.
Estończykzacząłsięnadobreprzebudzać.
–Pieprzyłcośojakimśnieporozumieniu.Żejestrokprzestępnyiżetowczorajbyłostatni
dzieńmiesiąca–warknąłBorys.
Zabębniłpalcamiwparapet.Czyżbyzającepodgryzałymujabłoń?Chybatrzebaowinąć
pieńsiatką.Albozaczaićsięktórejśnocyiprzerobićzającenatuszki.Miałbycowsadzićdo
zamrażarki.Tymrazemdowłasnej.
–Nibytak.Tylkożedwudziestyósmyniezmienisięnaglewdwudziestydziewiąty,borok
jestprzestępny.Ipocomiałbyczekaćtejnocy,skorokasędostarczyliśmymupoprzedniej?
–Właśnie.No,aleonsięupiera,żeforsyniedostał.Żenigdziejejniema.Zapadłasiępod
ziemię.
Estończykprzezchwilęnicniemówił.Boryswtymczasiezastanawiałsię,czyrozmówca
dojdziedotegosamegownioskucoon.
–Próbujenaswyrolować.Forsędostał.Skumał,cosięstało.Iterazpróbujegraćnieczysto.
Zgadzasię,wniosektensam.
–Swołoczzacząłgrozić.Żenassypnie.
Borys poczuł, że znów zalewa go fala gniewu na sam dźwięk tych słów. Ścisnął mocno
komórkę.Wyobraziłsobiechrzęszczącywpięścichitynowypancerz.
–Skurwiel!Niezrobitego!
Estończykteżsięwściekł.Dobrze.Awięcstojątwardopotejsamejstronie.Dwiedezercje
to sporo jak na ostatnie trzydzieści osiem godzin. Zdecydowanie za dużo. O sto procent.
Dopracowanawkażdymszczególe,sprawniefunkcjonującamaszynanielubiutratytrybików
pozaharmonogramemwymianyczęści.
–Niezrobi.Jużmysięotopostaramy.
Wypowiedziałtesłowazlubością.Niktniebędziemugroziłbezkarnie.Niktniebędziego
rolował i sądził, że ujdzie mu to na sucho. Worek zakrwawionych banknotów miał być
wymownymostrzeżeniem.
WidocznieBoryssiępomylił.
Aleionipotrafiągraćnieczysto.Ztądrobnąróżnicą,żeoniwygrywają.
TerhoVäisänenwiedział,żetejnocyjużniezaśnie.Leżałnaswojejpołowiełóżka,choćmógł
sięprzecieżrozłożyćnacałości.Miałwrażenie,żektośpodgryzałpodnimmateraciżelada
chwilasięzapadnie,przebijającpodłogę.Cośsięsypało.Cośtakiego,codotejporyuważałza
trwałe.
Terho Väisänen nie powiedziałby, że jest z siebie dumny. Czasami rano nie miał ochoty
spojrzeć sobie w oczy, zazwyczaj jednak uczucie to słabło w komendzie, kiedy sobie
przypominał, ile dobrego zdziałał przez te ostatnie dziesięć lat. Ile spraw zamknięto
wyłączniedziękiniemu.Miałotoswojącenę,alepalsześć.
Naciągnął kołdrę po szyję, wionął od niej świeży zapach pościeli. Chciałby teraz kogoś
objąć,trzymaćmocnowramionachczyjeściepłeciało.
Kolejnyrazwybrałnumer.Sygnałbuczałwnieskończoność,aleniktnieodbierał.Terho
poczuł, że gdzieś w okolicach przepony zagnieździł się na dobre nieokreślony lęk. Coś mu
mówiło,żeodtejnocywszystkobędzieinaczej.
7
Byłasobieraznoc,którasięnigdyniekończyła.Wjejmrocznejpaszczyprzepadłosłońce,
a zimne, czarne łapska rozczapierzone nad światem zdławiły wszystkie promienie światła.
Nocnazawszezakleiłaludziomoczy,spaliwięcterazgłębiejimielidziwaczniejszesny,niż
kiedyś,azatraciwszysięwnichipostradawszypamięć,błądzilimiędzyśnionymiprzezsiebie
istotami. Noc malowała na ścianach domów swoje najpotworniejsze obrazy, z których
pouciekaływszelkiekolory.Jejzimny,duszącyoddechwnikałdopłucśpiącychiprzemieniał
jewczarnąpulpę.
Lumikkiłapczywienabrałapowietrzaiotworzyłaoczy.Byłazlanapotemiczuła,żesiędusi.
Musiała zrzucić z siebie kołdrę i wstać z łóżka. Wsunąć stopy w jeżyki. Podejść do okna
i spojrzeć na park, utopić kamienny ciężar koszmaru w nieokreślonej, majaczącej pustce.
Księżyc oświetlał zaspy, dachy, huśtawki i drabinki na placu zabaw, pokrywając wszystko
srebrnąfolią.Cienieleżałynieruchomojakpostaciwymalowanewęglemnaśniegu.
Woknachdwóchróżnychmieszkańpaliłosięświatło.NietylkoLumikkiniespałao3.45
nadranem.Absurdalnaporanałażenie,przeciwnaludzkiejnaturze.Otejgodziniepoulicach
krążą jedynie koszmary, których czuwający człowiek nie umie odróżnić od czarnych cieni.
Mróz przyozdobił dolną krawędź szyby koronkowym wzorem. Lumikki instynktownie
dotknęłazimnegoszkła,choćdobrzewiedziała,żeigiełkilodusąpodrugiejstronie.Ciepło
dłoni ich nie roztopi. Z nieszczelnego okna wionął na palce lodowaty powiew. Lumikki
przeszłyciarki,cofnęłarękę.
Dawniejbudziłasięwśrodkunocyznadzieją,żesłońcejużnigdyniewstanie.Śniławtedy
owiecznejnocy,śniłaswójsenwyzwolenia.Teraztamtensenbyłdlaniejkoszmarem.Wiele
się zmieniło. Wtedy wstawała rano rozczarowana, że trzeba wyjść z łóżka i zmierzyć się
zdniem,któryprawdopodobnienieprzyniesiejejnicdobrego,aledużozłego–więcej,niż
mógłbyznieśćnormalnyczłowiek.Onajednakwytrzymywała,wytrzymywałalatami.Może
więcbyłanienormalna,jakjejmówili.
Lumikkiwróciłapodkołdrędociepłegołóżka.Zmęczeniezaciążyłonapowiekachidorana
nieśniłojejsięjużnicstrasznego.Wogólenicjejsięnieśniło,awkażdymrazieniczegonie
pamiętała.
Obudziłasię,gdyjużmocnoświeciłosłońce.Podziesiątej.Byładziwniewypoczętairześka.
Takchybapowinienczućsięranoczłowiek,aniejakwielokrotniezmartwychwstałyzombi.
Lumikki nie aprobowała wagarowania, tym razem jednak uznała ten pomysł za całkiem
dobry.NiechciałajeszczeoglądaćTuukkiitejjegominysamouwielbienia.
Przeciągnęła się na materacu. Co będzie robić tego dnia? Może pójdzie na salę? Ciotka
Kaisadałajejnagwiazdkęrocznykarnetdoklubufitness.CzasemLumikkiczułasięnieswojo
pomiędzyenergiczniećwiczącymidziewczynami,alelubiłasięspocić,apozatymchciałabyć
silniejsza.Tuukkazdołałjązaskoczyćidlategozyskałchwilowąprzewagę.GdybyLumikki
miaławięcejzaufaniadoswoichmięśni,łatwobymusięwyrwała,awtedytoonmiałbyteraz
śladpootarciupoliczkaolodowatymur.
Niezbierajsił,abysięmścić.Zbierajsiły,abyuniknąćsytuacji,poktórejmogłabyśszukać
zemsty.Bardzoszlachetnie.Wjęzykufaktówoznaczałotyle,żeLumikkiniechciałajużnigdy
nikomuulec.
Niechciałamyślećotym,cobyłowczoraj.Chciałamyślećtylkootym,cobędziedzisiaj.
Wjejdniu.
Matkazciotkązanudzałyjąteoriamiotym,żekobietapowinnamiećczasemswójdzień.
Swójdzieńwypełniałyrozrywki,czylizakupy,czekolada,kąpielwpianie,kobiecemagazyny
ilakierowaniepaznokci.Lumikkiażdreszczprzebiegłpoplecach.Dlaniejpodobnerozrywki
byłybymęczącąpretensjonalnością.
Ona przez rozrywkę rozumiała komiksy, salmiaki, intensywny sport, warzywne curry,
anadewszystkosamotność.Matkazawszesiędziwiła,żejejcórkalubiprzebywaćsama.Czy
nigdysięjejnienudzi?Lumikkiniemiałaochotytłumaczyć,żeprędzejnudząjąludzieiich
próżna gadanina. Znacznie lepiej czuła się sama niż w kiepskim towarzystwie. Kiedy była
sama,byławpełnisobą.Wolna.Niktodniejniczegonieżądał.Niktsiędoniejnieodzywał,
gdypotrzebowałaciszy.Niktjejniedotykał,gdychciałabyćwyłączniesamazesobą.
Lumikkiuwielbiaławystawysztuki.Przeznaczałananiekilkadobrychgodzin,wgrywała
do komórki odpowiednią porcję muzyki, najchętniej Massive Attack, i szła do galerii bez
wyrobionegozdania,nieczytającprzedtemaniotwórcy,aniotemaciewystawy.Płaciłaza
wstęp i ze spojrzeniem wbitym w ziemię i słuchawkami w uszach szła do pierwszej sali,
włączała muzykę w komórce i zamykała oczy. Opróżniała głowę z myśli i napełniała się
muzyką.Siedziaławskupieniu,oddychającspokojnieirówno,dopókitętnoniespadłoniemal
dowartościspoczynkowej.Gdyzeświadomościwyparowałyjużostatnieśladycodzienności,
otwierałaoczyizatapiałasięwkontemplacjipierwszegoobrazu.
Lumikkipotrafiłanawystawiezatracićpoczucieczasu.Obrazy,kolory,nastroje,wrażenie
ruchu na płótnie, papierze czy zdjęciu, złudzenie głębi, nierówności i tekstura powierzchni
wciągałyjąbezresztydoodmiennegoświata,któregotakdokońcanieznałainierozumiała,
a przecież czuła, że jest u siebie. Że to jest jej jezioro i jej las, krajobraz jej duszy. Sztuki
plastyczneprzemawiałydoniejjęzykiem,któryprzeradzałsięwmuzykęiwytyczałścieżki–
wmrokalbodoświatła.Motywyrzadkobyłydlaniejważne.Niemiałoznaczenia,coobraz
przedstawiaiczywogólemaprzedstawiaćcokolwiek.Liczyłsiętylkonastrój.
Lumikki rzadko wychodziła z wystawy z poczuciem, że nic z niej nie wyniosła. Kiedy
jednaktaksięzdarzało,zazwyczajpowodembyłjakiśczynnikzewnętrzny,naprzykładgłód,
zmęczenie czy stres. Albo hałaśliwi zwiedzający, których głosów nie zdołała zagłuszyć
muzyką. Niektóre wystawy przypominały tornada, z których wychodziła na nogach jak
z waty, łykając łapczywie powietrze. Inne odczuwała jeszcze długo jako przyjemne ciepło.
Albosłyszałajewmyślach.Nasiatkówkachutrzymywałysiębarwnepowidoki,nadającjej
snomnoweodcienie.Pokażdejtakiejwystawiebyłajużkimśinnym.
Tym razem jednak Lumikki nie zamierzała urządzać sobie dnia sztuki, bo widziała już
wszystkiewystawyczasowewMuzeumSztuki,wMuzeumSaryHildéniwHaliSztukiTR1.
Zazwyczajwybierałasięnaniewmiaręwcześnie,choćnieodrazuwpierwszymtygodniu.
Szła na wystawę wtedy, gdy przez muzeum przeszła już fala największych entuzjastów,
aspóźnialscyjeszczespali.
Ostre słońce rozmigotało kwiatki mrozu na szybie. Lumikki pomyślała, że może zdąży
przedśniadaniemtrochępobiegać.Spojrzałanatermometr,dwadzieściapięćstopniponiżej
zera.Dzięki,możejednaknie.Takimrózzabardzoobciążapłuca.
Naglezadzwoniłakomórka.Lumikkiwzięłajądoręki.Nieznanynumer.
Nie odbieraj połączeń z numerów, których nie znasz. Nigdy. Dawniej wyznawała taką
zasadę,aleterazjużnie.Terazmieszkasamaisamadbaoswojesprawy,musiwięcmieć
odwagęodbieraćtakżetelefonyodnieznajomych.
–LumikkiAndersson–rzekłaoficjalnie.
–TuElisa,cześć.
Elisa?Ataczegochce?
–Tuukkamipowiedział,żewiesz–dodałaszybkodziewczyna.
Lumikkiwestchnęła.Terazpewniebędziemusiałaijązapewniać,żenikomuoniczymnie
powie.
–Niewiem,dokogoinnegomogłabymzadzwonić.Chłopakiniechcąotymrozmawiać.
Jestemkompletnierozwalona.Musiszdomnieprzyjechać.Niewytrzymamtusama.Bojęsię.
Pomóżmi.
Elisamówiłapiskliwym,przerażonymgłosem.Byławyraźniespanikowana.
–Janie…–zaczęłaLumikki,aleniezdążyłapowiedziećnicwięcej,boElisawybuchnęła
płaczem.
Lumikki utkwiła wzrok w kwiatkach mrozu na szybie. A gdyby tak po prostu wcisnąć
czerwony przycisk na telefonie? A potem zupełnie wyłączyć komórkę? Nie wnikaj. Nie
mieszaj się. Pilnuj wyłącznie swoich spraw. Skąd nagle taki problem z zastosowaniem
własnychzasad?Możestąd,żeElisasięrozpłakała.Możestąd,żeniktnigdyniepoprosiłją
opomoctakszczerzeibezpośrednio.
–Dobra,przyjadę–usłyszaławłasnygłos.
Notonacieszyłasięswoimdniem.
Elisa mieszkała na Pyynikki, na ulicy Palomäentie. W najdroższej części Tampere. Przed
furtkąLumikkipoczuła,żewswoimznoszonymzimowympłaszczuzupełnieniepasujedo
tego miejsca. Dużą, wyniesioną działkę odgradzał od ulicy kamienny mur. Za domem
zaczynał się już las i ścieżki biegowe na zboczach Pyynikinrinne. Jasny, piękny budynek
porażał rozmiarami. Lumikki zawsze sądziła, że podobne giganty zamieszkują co najmniej
dwie rodziny, jednak ten dom najwyraźniej nie był wielorodzinny, choć nigdzie nie było
widaćtabliczekznazwiskami.MieszkańcyPyynikkinieżyczylisobie,byskrzynkipocztowe
idrzwidomówrozgłaszaływszemwobec,ktogdziemieszka.
Lumikki sprawdziła jeszcze z esemesem. Tak, to tu, adres się zgadza. Po obu stronach
wyciętegowwysokimogrodzeniuwejściasiedziałynakamiennychpłytachdwalwyzbrązu.
Każdytrzymałopiekuńczołapęnabrązowejkuli.Tutajpilnujemymy.
Wcisnęładzwonek.ChwilępotemotworzyłysiędrzwiwejścioweinadwórwybiegłaElisa
wczymśróżowymprzypominającymniecodziecięceśpioszki.Lumikkimiałanasobiestare,
zmechacone i powycierane znaleziska z lumpeksu, ale na szczęście jeszcze nie wyglądała
wnichtak,jakbyuciekłazpsychiatryka.ElisaotworzyłafurtkęirzuciłasięLumikkinaszyję,
zanimtazdążyłazrobićunik.
– Cudownie, że przyszłaś! Nie byłam pewna, bo nie znamy się za dobrze – powitała ją
wylewnieElisa.
Pachniała czymś różanym i drogim. Lumikki nie używała perfum, ale nauczyła się je
rozpoznawać. Doszła w tym do perfekcji. Zidentyfikowanie konkretnej osoby z daleka,
wyłącznie po zapachu, dawało jej niegdyś kilka dodatkowych, rozstrzygających sekund
przewagiiumożliwiałoucieczkę.
–JoyJeanPatou–oznajmiła,uwalniającsięszybkozobjęćElisy.
Plagę przytulania obcych Lumikki uważała za paskudną mutację, podobną do mutacji
grypy,naktórąnależałojaknajszybciejwynaleźćjakieśantidotum.
Elisaspojrzałananiązezdumieniem.
–Niewiedziałam,żeznaszsięnaperfumach.Dostałamnagwiazdkęodtatusia.Podobnoto
najdroższeperfumynaświecie.
–Dokładnie.
Lumikkiniemiałaochotynajałowepogaduszkioperfumachiprezentachgwiazdkowych.
Smalltalkjejnieinteresował.PrzyjechałanaPyynikki,boElisabyłaspanikowanaipłakała
przeztelefon.Jeślijednakmaodgrywaćrolępieskadoprzytulania,tonajlepiejzrobi,gdyod
razuwrócidosiebie.Zdążyjeszczenacombat.
Elisapodskakiwałajaknakręconyróżowykróliczek.Chybadopieroterazpoczułasiarczysty
mróz,któryszczypałjeobiecorazmocniej.
–Dalej,chodźdośrodka–ponagliła.
Lumikkiskinęłagłową.
Wewnątrzdombyłjeszczebardziejpowalający,niżodzewnątrz.Wysokiepokoje,wykusze,
białe powierzchnie, meble warte zdecydowanie więcej niż całoroczny czynsz Lumikki za
stancję, i mnóstwo naturalnego światła, w którym kąpały się posadzki i blaty nieskażone
najmniejszym nawet pyłkiem. Sprzątaczka wspomniana przez Elisę w kawiarni wykonała
naprawdędobrąrobotę.
–Nadolejestsaunaibasen–poinformowałaElisa,gdyLumikkizdjęłaglanyipłaszcz,
cisnąwszynapółkęłapawice,szaliczapkę.
–Nieprzyszłamtupływać–odrzekłakrótkoLumikki.
Elisasięzmieszała.
–Nie,nojasne.Sorry.Chceszcoś?Cappuccino,mochaccino,latte?
–Najzwyklejsząkawę.Czarną.
– Okej, zaraz przyniosę. Możesz w tym czasie zaczekać na górze w moim pokoju –
powiedziałaElisa.
Lumikki weszła na schody. Z lustra na półpiętrze zerknęła na nią dziewczyna, która
pasowaładotegomiejscajakpięśćdonosa.Coonarobiwtymdomu,niepotrafiłaznaleźć
odpowiedniegoargumentu.Popełniłabłąd,zjawiającsiętutaj.Czuła,żewbrewsobiepakuje
sięwpasztet,któryzchwilinachwilęwyglądacorazgorzej.
PokójElisywyglądałjakpoeksplozjiróżowo-czarnejbombyodłamkowej.Tedwakolory
rządziłytamniepodzielnie–oddywanu,przezścianyizasłonypolaptop.Pachniałotomocno
przedłużonąfaząksiężniczki,którazostaławmiędzyczasiezagorzałąfankąrocka.Pokójbył
dwukrotniewiększyodkawalerkiLumikki.Miałteżwyjścienaniewielkibalkon.
Niewyobrażalne ilości biżuterii i kosmetyków. Półka uginająca się od horrorów
iromantycznychkomedii.Lumikkiszukałaspojrzeniemjakiejśrysy.Pokójkażdegoczłowieka
maprzynajmniejjedenelement,którygryziesięzcałością,przeczyłatwympodsumowaniom.
PokójElisymiałdwietakierysy.
Na najniższej półce regału Lumikki dostrzegła imponującą kolekcję książek z zakresu
astronomii.Elisaupchnęłajetampewniewobawieprzedciekawskimispojrzeniami,niemniej
zbiórbyłtakpokaźny,żerzucałsięwoczy,idlategoniemógłbyćanidziełemprzypadku,ani
kolekcją nietrafionych prezentów. Lumikki przypomniała sobie, że Elisa chodziła do klasy
oprofilumatematyczno-fizycznym.
Drugarysatodrutyipokaźnykłąbwełny.Zdrutówspływałpoczątekjakiejśrobótki.Elisa
wcaleniechciałamiećtylkokupnychrzeczy.
Interesujące. Choć bez praktycznego znaczenia, bo Lumikki nie odczuwała pragnienia
zacieśniania więzi z Elisą. Niemniej przyzwyczajenie okazało się silniejsze i Lumikki
zanotowałasobieobierysywpamięci.
–Blackcoffee!–zawołałaodproguElisaipodałajejkubek.
Czarny. Filiżanka Elisy była różowa. Spostrzeżenie rozbawiło Lumikki, ale zaraz
spoważniała.Socjologicznebadaniaterenowelepiejodłożyćnapóźniej.
–Pocomniezaprosiłaś?–spytała.
Elisaprzysiadłanałóżkuiwestchnęła:
–Jestempoprostuprzerażonainiewiem,corobić.
–Copamiętaszzwaszejimprezy?
–Niewiele.Toznaczypamiętamróżnesceny,aletrudnomijezesobąpowiązać.
–Opowiedzodsamegopoczątkuizeszczegółami,copamiętaszzimprezy,cosięnaniej
wydarzyłoijaktepieniądzetrafiływwaszeręce–zaproponowałaLumikki.–Apotemrazem
zastanowimysięnadnajlepsząstrategiądziałania.
Brzydziłasiętymbelferskimtonem,aleakuratterazdoElisynależałomówićjakdomałego
dziecka.Dłoniedziewczynydrżały,mimożemocnozaciskałajenafiliżance.
Elisazaczęłaopowiadaćpowoli,nieskładnieiczęstogęstozbaczającztematu.Rodziców
miało nie być w niedzielę w domu, postanowiła więc zorganizować balety. Jej matka już
wsobotęwyjechaławtygodniowąpodróżsłużbową,aojcieczapowiedział,żezostanienanoc
wpracy.Elisadługorozwodziłasięnadtym,jaktoniemogłasięzdecydować,kogozaprosić
oraz co przygotować do jedzenia i picia. Do rzeczy, ponaglała w myślach Lumikki. Ze
szczegółami,alebezprzesady.NaploteczkiElisapowinnazaprosićkogośinnego.
–Chciałam,żebytymrazemwięcejsiędziało.NowięcpoprosiłamKaspra,byzorganizował
trochępigułekdlamnieidlaTuukki.Kiedyśłykaliśmyjerazemwetrójkę.Czujęsięponich
dużolepiejniżpoalkoholu.Zawszejakzadużowypiję,topotemchcemisięrzygać.
Lumikki rozbawiła zniesmaczona mina Elisy. A kto nie rzyga z przepicia? Czy
wywoływanienudnościnienależydopodstawowychwłaściwościalkoholu?
–SkądKasperjebierze?–spytała.
–Niewiem.Iniechcęwiedzieć.Kasperobracasięwtrochęszemranymtowarzystwie,od
któregolepiejtrzymaćsięzdaleka.–Znównutkaprzyzwoitościwgłosie.Elisachybasobie
przypomniała,żejestcórkąpolicjanta.
–Inniteżłykali?
–Chybanie.Kasperbardzoostrożniedobierasobieklientelę.Niechcewpaść.
Wiadomo. Lumikki mogłaby dodać, że kosmetyczna mafia wydawała się jednak dobrze
zorientowanawsytuacjiiwiedziała,żekilkaosóbnaimprezienietankujewcalepaliwana
baziealkoholu.
–Większaczęśćekipyrozeszłasięzarazpopółnocy.Wiesz,jakjest,grzecznilicealiścinie
chcąbyćwszkolezabardzoskacowani.–Elisaroześmiałasię.
Lumikkinawetsięnieuśmiechnęła.Elisaodrazuspoważniała.
–Okej,wsumietojateżpowinnambyłapołożyćsięwcześniejspać.Ci,cozostali,byli
nieźlenawaleni.Mnieteżsięostrokręciłowgłowie.Pamiętamjakprzezmgłę,cosiędziało.
Paręosóbtrochęprzegięło,widziałam,jakrzygająpokątach.Ktośrozbiłkryształowywazon
izraniłsięodłamkiem.Wchaciezrobiłsięsajgon.ChybapoprosiłamTuukkę,żebywywaliłza
drzwidwóchkompletnienawalonychdebili.
Elisa odstawiła filiżankę na biurko i zaczęła skubać paznokcie. Jaskraworóżowy lakier
wykruszyłsięjużzczubków.Dłoniejeszczetrochęjejdrżały.Lumikkisiedziałacicho.Lepiej,
żebyElisaopowiadałasama,bezpytańpomocniczych.Wspomnieniasąbardziejwiarygodne,
gdyniktniepróbujenimisterowaćwedługwłasnychzałożeń.
– O drugiej nie było już w domu nikogo poza Tuukką i Kasprem. Siedzieliśmy głównie
wmoimpokoju,tańczyliśmyiwygłupialiśmysię.Niemusieliśmyjużprzednikimudawać,że
tylkodrinkujemy.Noitobyłowtedy.Kołotrzeciej.
Elisanagleumilkła.Chwilęprzełykałaślinę.Zmarszczyłabrwi.
–Napewnowyszłamnabalkonnaćmika–podjęłaopowieść.–Towiemnastoprocent.
I wtedy zobaczyłam w ogródku jakiś dziwny worek. Leżał tam maks trzydzieści minut, bo
wychodziłam zajarać co pół godziny. Normalnie nie palę, ale na imprezach zawsze mi się
chce.
Znów nutka przyzwoitości w głosie i zmiana maski. Lumikki pochyliłaby czoło przed
kunsztem Elisy, gdyby zachowanie dziewczyny w tych okolicznościach tak bardzo jej nie
drażniło.
–Noicowtedyzrobiłaś?–spytałaLumikki.
Elisazaczęłasiębawićzłotymserduszkiemodsuwakaswojegoróżowegowdzianka.Dwie
sekundy w dół, dwie sekundy w górę. Zip, zip. Zip, zip. Lumikki pociągnęła łyk kawy.
Masakrycznalura.
–Tenworekmnienieziemskorozbawił.Wyglądałwtymśniegupoprostuprzekomicznie.
Nie umiem tego wytłumaczyć. Musiałam być wtedy nieźle zamroczona. Zostawiłam
chłopakówizeszłamnadół.Rozwiązałamgodopierowśrodku,wholunadole.
Elisaznówprzełknęłaślinę.
–Zpoczątkuniezaglądałamdośrodka.Myślałam,żetojakieśpapieroweśmieci.Alewtedy
wyjęłam jeden papier i zobaczyłam, że to banknot. Cały we krwi. W worku było pełno
zakrwawionych banknotów, same pięćseteurówki. Ubabrałam sobie krwią obie ręce.
Niedobrzemiteraznasamąmyśl.Alewtedypłakałamześmiechu.Całasprawawydawałami
siępoprostuniesamowiciezabawna.
Elisa wbiła spojrzenie w różowy dywan na czarnej podłodze. Obrzydzenie na jej twarzy
mieszałosięzniechęcią,wstydzestrachem.
– Nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego te banknoty są zakrwawione. Zawołałam
chłopaków.Oniteżsięśmiali.Ipowtarzaliwkółko,żeterazjesteśmywpytębogaci.Wtedy
jeszcze nie przeliczyliśmy kasy, ale w tym worku było trzydzieści tysięcy euro. Mieliśmy
w zasadzie wyłączone myślenie. Jeśli myśleliśmy, to tylko o tym, żeby jakoś te pieniądze
oczyścić.
Zgodnie ustalili, że nie mogą tego zrobić w domu, bo nie zdołają ukryć schnących
banknotów.WtedyTuukka,którychodziłnakursfotograficzny,wpadłnapomysłzciemnią.
Bowswoimczasiebezwiedzyojcaskopiowałjegokluczodwejściadoszkoły.Iznałkod
alarmu.
– Byliśmy wtedy pewni, że to najgenialniejszy pomysł na świecie – wyjaśniła Elisa
ispojrzałabłagalnienaLumikki.–Potrafiszwtouwierzyć?
Nie,odrzekławmyślachLumikki,nagłosjednakpowiedziałacoinnego:
–IdlategoranoTuukkapopędziłdociemni,żebyzabraćosuszonebanknoty?
–Jakdlamnie,tomógłjetamzostawić.Niechciałamichjużnawetdotykać.Niemogę
przestaćmyśleć,skądwzięłasięnanichtakrew.Czytoludzkakrew?Idlaczegotenworek
był na naszej działce? Kto go tam zostawił? Kurwa, już nigdy w życiu nie łyknę żadnej
pigułki.Gdybymbyłatrzeźwa,możezauważyłabymczłowieka,którytopodrzucił.
Elisaraptowniewstałaizaczęłanerwowoprzechadzaćsiępopokoju.
Lumikkiteżwstała,podeszładodrzwibalkonowychiotworzyłaje.Dośrodkanatychmiast
wtargnęłomroźnepowietrze.Wyszłanazewnątrzispojrzaławdół.
–Czyfurtkanadolebyławnocyzamknięta?–spytała.
–Tak–odrzekłaElisa.–Sprawdziłamwtedyjeszczeraz,okołodrugiejwnocy.
Lumikki zmierzyła spojrzeniem odległość działki od ulicy. Silne ramię bez trudu
przerzuciłobyworekprzezkamiennymur.
–Maciemonitoringnaulicy?
Elisapokręciłagłową.
–Tylkowideofonprzyfurtceiprzydrzwiach,naulicyniema.
Lumikki zamyśliła się. Mróz szczypał ją w palce, ale nie schowała ich. Pobudzał ją do
myślenia.
Ktoś podrzucił nocą plastikowy worek z zakrwawionymi banknotami na działkę Elisy.
Suma wskazywałaby, że to zapłata. Krew natomiast, że to ostrzeżenie. A zatem – czy
pieniądzebyłygroźbączypodziękowaniem?Idlakogo?Czyworekwylądowałnawłaściwej
działce?
Sąsiednidompoprawejstronie,patrzącodulicy,wyglądałzupełnieinaczejniżdomElisy,
aniskieogrodzeniebiegłowzdłużchodnika.NawysokościdziałkiElisyulicalekkoskręcała,
oddalającsięniecoodposesji.
–Ktotammieszka?–spytałaLumikki,wskazującdompoprawej.
– Dwie rodziny z dziećmi. Obie kobiety są chyba prawniczkami. Mąż jednej jest jakimś
artystą,adrugiejpracujewbiurze.Dzieciakiniechodząjeszczedoszkoły.
Lumikkipowiodłaspojrzeniemposąsiedniejdziałce.Wydawałosięmałoprawdopodobne,
żeby ktoś pomylił ją z działką Elisy. Natomiast po drugiej stronie domu stał budynek co
prawdawyraźnieodniegonowszy,alerozmiarami,formąijasnąelewacjąłudzącopodobny.
Nawet mur od ulicy stanowił przedłużenie muru biegnącego wzdłuż domu Elisy i poziom
gruntunaobudziałkachbyłtakisam.Bezwątpieniaistniałoryzykopomyłki.
–Atam?
Elisastanęłaobokniejnabalkonie,dygoczączzimna.
– Taki jeden świr. Ma jakieś czterdzieści lat, ale udaje młodszego. I najwyraźniej żyje
wjakimśprywatnymZmierzchu,bołaziwdługichpłaszczachzeskóryipróbujeodgrywać
królawampirów.Ataknaprawdęwyglądanazmęczonegożyciemiżalmigościa.Niemam
bladego pojęcia, czym się zajmuje. Pewnie ma jakąś robotę, bo codziennie rano wychodzi
iwracadopierowieczorem.Mieszkasamwtymogromnymdomuinigdyniewidziałam,żeby
ktośgoodwiedzał.Nawetniemówidzieńdobry,kiedysięmijamynaulicy.
LumikkispojrzałanaElisę,którapatrzyłananiąszerokootwartymioczami.
–Takasabyłanapewnodlaniego!Wylądowałatylkonaniewłaściwejdziałce!Gostekna
stoprocentkręcijakieśleweinteresyalbourządzarytuałyofiarne.
WgłosieElisyzabrzmiałaniemalradość.
–Tojednazmożliwości–przyznałaLumikki.–Aleniejedyna.
Bojeślikasawylądowałajednaknawłaściwejdziałce,toadresatembyłaElisa,jejojciec
albomatka.
Lumikki raz jeszcze zerknęła na dzwoniącą zębami Elisę. Dziewczyna przypominała
marznącego pluszaka po utracie sporej części wypełnienia. Trudno sobie wyobrazić, aby
mogłasięwplątaćwcoś,zacodająwrozliczeniutrzydzieścitysięcyeuro.Choćnigdynie
wiadomo.Lumikkiwierzyła,żemaponadprzeciętnązdolnośćwyczuwanianieszczerości.Elisa
niewyglądałajejnablagierkę.Ajeślinawetcośkręciła,tonieażtakdobrze,żebydałaradę
zamydlić jej oczy. Lumikki słyszała w życiu tyle kłamstw, że przeciętnego łgarza
rozpoznawałapogłosieimimice.
–Bojęsię,żektośbędziechciałtepieniądzeodzyskać.Itojaknajszybciej–wyszeptała
Elisa.
Lumikkinieznalazłażadnychsłówpociechy.
Byłabowiemdokładnietegosamegozdania.
8
ViivoTammdygotał.Niepamiętał,kiedyostatniobyłomutakzimno.Próbowałpodskakiwać,
abysięrozgrzać,leczzesztywniałenamrozieudaodmówiływspółpracy.
DyżurowałwwyznaczonymmiejscuprzyścieżcebiegowejnaPyynikkidopieroodgodziny,
ajużczuł,żejestukresuwytrzymałości.Miałnasobieciepłąkurtkępuchową,grubysweter
i nasuniętą głęboko na oczy czapkę z thinsulatem, ale mróz i tak przenikał przez ubranie.
Wdzierał się pod odzież przez najmniejszą szczelinę i każdą dziurkę po igle, bezlitośnie
atakując ciało, które z trudem już utrzymywało temperaturę niezbędną dla podtrzymania
funkcjiżyciowych.ViivoTammpostanowiłzadzwonić.
Zesztywniałymipalcamizacząłnieporadniedźgaćrówniezesztywniałąklawiaturękomórki.
Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby zdjąć skórzane, ocieplane rękawiczki. Pięć minut
zajęło mu wyszukanie w spisie kontaktów właściwego numeru. Wreszcie nacisnął przycisk
zzielonąikonką.
–Noi?–Usłyszałwsłuchawcezniecierpliwionygłos.
–Aniśladu.Niewystojętuzadługo.Zamarznęnaśmierć.
–Niemaszwyjścia–warknąłBorysSokołow,zanimsięrozłączył.
Viivo Tamm z zaciśniętymi zębami wpatrywał się w telefon. Sokołow siedział sobie
zLinnartemKaskiemwdostawczakunaPalomäentie.Łatwomubyłorozkazywać.
A jeśli dziewczyna w ogóle nie wyjdzie tego dnia z domu? Albo wyjdzie, ale za kilka
godzin?Wszyscytrzejwiedzieli,żeniemogączatowaćgodzinami.Wzbudząwkońcuczyjeś
podejrzenia,ktośzapamiętasamochód.Zajarzy,żewtakimrózraczejsięniezamawiausług
firmy wodno-kanalizacyjnej. Wymiana tablic rejestracyjnych i folii na budzie auta to
dodatkowekosztyiprzedewszystkimczas,apozatymżadenznichniemiałochotysięwto
bawićbezabsolutnejkonieczności.
Niech to cholera. Byli przekonani, że krew wystarczy. Okazało się jednak, że Fin ma
mocniejsze nerwy. I próbuje grać o stawki, na które nie może sobie pozwolić.
W rzeczywistości nie może sobie nawet pozwolić na wejście do gry. Nikt z nich nie mógł.
NawetBorysSokołow,choćchętniezgrywałprzedinnymiwielkiegobosa.Biegałnarównie
krótkiejsmyczy,jakcałareszta.Obrożatoobroża,choćbynawetnabijanadiamentami.
MożeFinowiniezależałowcaleażtakbardzo,jaksądzili.Możetylkoudawał.Porwanie
córkiszybkowyleczygozpoczuciawyższości.
Lumikkiniemogłaoderwaćspojrzeniaodtalerzazszaro-beżowymmakaronemwsłonejbrei,
którypostawiłaprzedniąElisa.Niekłamała,żenieumiegotować.Podobnowzamrażalniku
miała niezły wybór obiadów przygotowanych przez matkę, ale ich odgrzanie było „tak
kłopotliwe”,żenajchętniejjadłamakaronztorebki.Lumikkiwzięładoustkilkasflaczałych
tasiemek. Postanowiła wytrzymać. W zasadzie to nie ona postanowiła, tylko jej burczący
głośnobrzuch.
Była potwornie głodna. Czas płynął, zrobiło się popołudnie i Lumikki myślała wyłącznie
opowrociedodomu.Jednakgdytylkozaczynałasięzbierać,Elisawymyślałajakiśpretekst,
żebyjąjeszczezatrzymać.Dziewczynarzeczywiściebałasięzostaćsamawdomu.
Rozmowasięniekleiła.Wyczerpałytematpieniędzy.Przedyskutowałyhipotezę,żeworek
miałtrafićdosąsiadawskórzanympłaszczu.Elisaświęciewtowierzyła.
–Moirodziceniemogąbyćzamieszaniwtakiehistorie.Touczciwiiporządniludzie.
Lumikki nie wykluczała jednak i tej możliwości, że pieniądze miały trafić do rodziców
Elisy.Dlategospytała,czymzajmujesięjejmatka.Pracowaławjakiejśfirmiekosmetycznej,
w zespole odpowiedzialnym za kontakty zagraniczne. Nie była wielką szychą, ale według
Elisyzarabiałaprzyzwoicie.
– Jest w delegacjach prawie sześć miesięcy w roku – dodała, odwracając oczy w stronę
okna.
Lumikkidostrzegławjejtwarzyirytacjęiprzygnębienie.
–Naszczęścietatuśjestprawiezawszewdomu–podjęłapochwiliElisazuśmiechem.–
Jeślinieliczyćakurattegoweekendu.
„Tatuś”pracowałwpolicji.
–Wktórymwydziale?–spytałaLumikki.
ZażenowanaElisaspuściławzrok.
–Antynarkotykowym–odrzekła.
Podlatarniąnajciemniejitakdalej.Możebyłobytonawetśmieszne,gdybyniepowalająca
głupotaElisy.Córkapolicjantazwydziałuantynarkotykowegobawisięzakazanąchemią.Kto
by pomyślał, że akurat ją może ciągnąć do tak ryzykownych zabaw. Lumikki zachowała
komentarzdlasiebie,aleElisacałkiemtrafniezinterpretowałajejmilczenie.
– Wyluzuj, przecież tylko sporadycznie, na imprezach! – Dziewczyna przyjęła postawę
obronną.–Niejestemżadnąnarkomanką.Doskonalewiem,gdzieleżygranica.Apozatym
jużmówiłam,żeniezamierzamnigdywięcejniczegołykać.Zostanęświętąabstynentką.
– Zapytaj kiedyś ojca, ile takich sporadycznie łykających jakieś pigułki spieprzyło sobie
życie,itotakżewTampere.Alenieprzyszłamcięuświadamiać,tylkowyjaśnićsprawętych
pieniędzy.
– Przecież nie mogę wspomnieć o nich tatusiowi, jeśli się wkręcił w jakąś szemraną
historię. – Elisa westchnęła po raz dziesiąty. – W co oczywiście nie wierzę. No, ale gdyby
jednak… Nie mogłabym mu ufać. Mógłby mi wtedy wcisnąć każdy kit. Ale nie mogę też
powiedziećnikomuzpolicji,botowkońcujestmójtatuś.Choćbysięnawetwcośwpakował,
niemogęgozdradzić.Pozatymtomożebyćteżjakaśtajnaoperacjapolicyjna.Ach,głowami
zarazpęknie!
–Októrejwrócidzisiajdodomu?–spytałaLumikki.
–Zadwiegodziny.
–Wczorajzachowywałsięnormalnie?
– Moim zdaniem tak. Z drugiej strony tak się denerwowałam, żeby się nie wygadać, że
urządziłamwdomubalangę,amojaszafakryjewsobietajemnicęwielkościsłonia,żepewnie
bymnawetniezauważyła,gdybyzatańczyłtrepakazuszamiMyszkiMikinagłowie.
–Obserwujgo.Porozmawiajznim.Niepytajwprost,alezobacz,czyniezdradzigowyraz
twarzyalbogest.Ludziekomunikująnieprawdopodobniewiele,nawetgdynicniemówią–
pouczyłająLumikki.–Miejteżnaokutegosąsiada.Jeślipieniądzemiałybyćdlaniego,to
ichniedostał,ifacetnapewnozaczniesięzachowywaćwpodejrzanysposób.
ElisaspojrzałanaLumikki,wstałazzastołuipodeszładoniej.
–Dziękuję–powiedziałaiszybkojąobjęła.
Odziwo,tymrazemjejuściskniewydałsięjużLumikkitakodpychający.Elisausiadłaza
stołem i wróciła do przerwanego posiłku. Wsysała makaron, wciągając policzki i siorbiąc.
Wyglądałajakmaładziewczynka.
– Pogadam z tatusiem. I będę obserwować sąsiada. Może znajdę jakieś logiczne
wytłumaczenie dla tej historii. A potem pomyślę, co zrobić z pieniędzmi. Tuukka i Kasper
raczejniezechcąrozstaćsięzeswojądolą,alejużjaznajdęnanichsposób–odparłaElisa
zuśmiechem.
Jejpewnośćsiebiemiaławsobiecośrozbrajającego.
–Ciąglesięboisz?–spytałaLumikki.
–Jużnietakbardzo,jakwcześniej.
–Okej.Wtakimrazieidędodomu.
Elisapróbowałazrobićminęurażonegoszczeniaka,tymrazemjednakLumikkipozostała
nieugięta.Wystarczynadziśzabawywnajlepszekumpelki.Onajużswojezrobiła.Włożyła
płaszcz,ściągnęłamocnosznurowadłaglanówiszczelnieowinęłaszyjęszalem.Zpółkinad
wieszakamisięgnęłapołapawice,czapkapotoczyłasięgdzieśdalej.Lumikkiwspięłasięna
palceizłapałabrzegmateriału.Pociągnęłaenergicznieiusłyszałazłowieszczytrzask.
–Ojej!–wykrzyknęłazżalemElisa,patrzącnarozdartączapkęLumikki.–Leżytamciągle
ztyłunieprzykręconywieszak.Mnieteżpodarłjużdwieczapki.
–Nicto,naciągnęsobieszalnauszy–rzekłaLumikki.
–Nie,cośty,pożyczęcimoją.Mamichażzadużo–powiedziałaElisaiwłożyłanagłowę
Lumikkiczerwonączapkęzwełny.–Atwojąnaprawięalbozrobięcinadrutachnową.
–Niechbędzie.Dzięki.
W holu Lumikki zatrzymała się na chwilę. Miała niejasne wrażenie, że powinna jakoś
podtrzymaćElisęnaduchu.
–Nodobra,totrzymajsię–rzuciławkońcu,niemogącsięzdecydować,copowiedzieć.
Nieleżałajejrolaempatycznejkoleżanki.
–Spoko–odrzekłaElisa.–Jakchcesz,tomożeszwyjśćtylnymwyjściem.Schodyodulicy
sądiabelnieśliskie.
Przygryzławargę,jakbychciałacośjeszczedodać,alesięnieodezwała.Lumikkiniepytała,
codalej.Miałanieprzyjemneuczucie,żetoniejestjejostatniawizytauElisy.
Popełniłabłąd,przychodzącdoniej.
9
BorysSokołowodebrał,zanimkomórkazdążyławygraćdokońcapierwsząnutęYouOnlyLive
Twice.
–Noi?
– Dziewczyna właśnie wyszła z domu tylnym wyjściem. Idzie w stronę zbocza –
poinformowałobolałyzzimnaViivoTamm.
SokołowskinąłgłowąsiedzącemuobokEstończykowi,żebyuruchomiłsilnik.
–Czytojestwłaściwadziewczyna?–upewniłsięjeszczeBorys.
–Napewno.Matakąsamączerwonączapkę,cowcześniej–odrzekłTamm.
–Kiedypodjedziemy,złapieszją.Tylkoniespartol.Musisięudaćzapierwszympodejściem
–rozkazałSokołowisięrozłączył.
Borysrozcierałzgrabiałedłonie.Trzebabłyskawiczniewciągnąćdziewczynędosamochodu
przez tylne drzwi. Nikt nie może ich zauważyć. Im mniej ona zobaczy, tym lepiej. I bez
zbędnej brutalności. Dziewczyna ma być cała i zdrowa. Oczywiście kilka siniaków nie
zawadzi.Żebyniemyślała,żetotylkozabawa.
Choćwsumietobędziezabawa.Tylkotrochęinna,niżmogłabysądzić.Złapiąjąiwyślą
filmik na komórkę tatusia. Borys byłby bardzo zdziwiony, gdyby to ostatecznie nie
przywołałoglinydoporządku.Napewnoodrazuspokorniejeiprzeprosi,żepróbowałograć
chłopakówtrochęlepszychodsiebie.Obieca,żeodterazbędziejużgrzeczny.Iwramach
rekompensatyzapomnionastępnejwypłacie.Przysięgnie,żezrobiwszystko,czegozażądają.
Itoimwystarczy.
Wtedywypuszcządziewczynęzsamochoduipojadązmienićfolięitablicerejestracyjne.
Niemałainwestycjajaknajednozastraszenie,alewtymprzypadkuopłacalna.BorysSokołow
dostałdokładneinstrukcjeiobietnicępokryciawszystkichkosztów,zesporąnawiązką.Nie
moglisobiepozwolićnato,żebystracićtakcennąwtykę.PrzedewszystkimjednakFinnie
mógłsobiepozwolićnato,żebyichstracić.
Dziewczyna oczywiście od razu pobiegnie przerażona do domu i naskarży tatusiowi, że
porwalijąbandyci.Ojciecudazaskoczonegoiwstrząśniętego,zaczniewypytywaćoszczegóły
iznakirozpoznawczeporywaczy,apotemobiecakochanejcóreczce,żezajmiesięsprawą,
abandycizostanąszybkoujęciiukarani.
Nie, nie będzie musiała składać żadnych zeznań. Wystarczy, że jemu wszystko opowie.
Tatuś doskonale wie, jak traumatyczne są takie wydarzenia, i dlatego oszczędzi córeczce
męczącychproceduriprzesłuchańprowadzonychprzezobcychludzi.
Borysniemalparsknąłśmiechem,gdywyobraziłsobietłumionąwściekłośćtatusia.Bonie
będziemógłpisnąćnikomuanisłowa.
Taktojużjest.Jaksobiepościelesz,taksięwyśpisz.
Lumikki postanowiła nadłożyć trochę drogi i zejść zboczem przez Pyynikinharju. Głowa ją
rozbolałaodperfumElisyinazbytwielupytań.Sytuacjibynajmniejniepoprawiałfakt,że
czerwona czapka mocno przesiąknęła wonią tych samych substancji. Niemniej chodzenie
wtakimrózzgołągłowąszybkoskończyłobysięodmrożeniemuszu.
Przypomniałasobie,jakpółtorarokuwcześniej,tużpoprzeprowadzcedoTampere,poraz
pierwszy pobiegła na Pyynikinharju. Odurzona wolnością pokonała długie, wyczerpujące
podejście aż do wieży widokowej, biegnąc ile sił w nogach. Na górze uda jej się trzęsły,
apachnące,świeżepieczywowkawiarencekrzyczałodonośnymgłosem,żebydałajużsobie
spokójztymtreningiemiprzysiadłanachwilęprzyczarnejkawieipączku.Lumikkijednak
nie zatrzymała się przy wieży, tylko spokojnym już tempem zbiegła ścieżką w dół zbocza.
Drżeniemięśniminęłoizkażdymkrokiemwracałaradośćbiegania.
ŚcieżkawiodłaznówtrochępodgóręinaglepolewejstronieoczomLumikkiukazałsię
niesamowitywidoknajezioroPyhäjärvi.Dalekowdole,zadawnąceglanąfabrykąSuomen
TrikoonaPyynikki,sierpniowesłońcemuskałopieszczotliwietaflęwody.Zeszłaześcieżkina
skałę,abychwilępopatrzeć.Zanurzyłasięwzielonościizapachachpóźnegolata.Patrzyłana
jezioro,nacypelJalkasaari,narysującąsięnadrugimbrzeguHärmälę,iporazpierwszyod
dawna poczuła, że jest bezgranicznie szczęśliwa. Że to początek samodzielnego życia.
Początekwolności.
Terazszczęścieiwolnośćbyłydlaniejpustymipojęciami.Lumikkistarałasięotymnie
myśleć,botylkogoniławpiętkę.Żadnegorozwiązania,żadnegowyjściazsytuacji.
Jeślinieliczyćtegojednego.Tegonajprostszegoinajbardziejoczywistego.Pójśćnapolicję
iwszystkopowiedzieć.Nieprzejmowaćsiętym,żeElisabędziemiećpotemkłopoty.Albojej
rodzina.Cojątoobchodzi?Byłtylkojedenproblem:Elisajejzaufała.ILumikkiwiedziała,że
niemożetegozaufaniazawieść.Ślepauliczka.
Doszła do ulicy Näkötornintie, która wiodła pod górę do wieży widokowej. Niebo
przesłoniły chmury. Pociemniało. Drzewa wyciągały swoje białe, oszronione gałęzie na
wszystkie strony. Wyobraźnia podpowiadała Lumikki, że jeśli lesisty stok wygląda jak
żywcemprzeniesionyzeświatabaśni,towcieniachdrzewmusząsięczaićnajstraszniejsze
potwory.Zrodzonezlękumary,którezakradająsięodtyłuiwciągająpodśnieg,dozimnego
grobu.Albojeszczegorzej–przemieniajączłowiekawżywąrzeźbęzlodu,niezdolnąmówić
anisięporuszać.Nawiekijużżywą.Inawiekimartwą.
Oddech parował. Lumikki wydychała zbędne myśli, próbowała osiągnąć twórczą pustkę,
w której mógłby powstać jakiś świeży pomysł. Już prawie jej się udało, gdy zdała sobie
sprawę,żektośjąśledzi.Znowu.Niemusiałasięnawetoglądać,abymiećpewność.
Mimotozerknęłaprzezramię.Idącyzaniąmężczyznamiałczapkęnaciągniętągłębokona
oczy, a usta i nos zasłonił sobie szalem. Dostrzegła też podjeżdżający powoli pod górę
samochóddostawczy,któryzrównałsięjużprawiezidącym.
Bez zastanowienia rzuciła się do ucieczki. Usłyszała, że mężczyzna także zaczął biec.
Samochódprzyspieszył.
Lodowatepowietrzeszarpałopłuca.Glanyślizgałysięnaoblodzonymchodniku.Spojrzała
za siebie, w samochodzie siedziało dwóch mężczyzn. Oni również mieli zasłonięte twarze,
widziała tylko ich oczy. Jednej sroce spod ogona wyskoczyli? Nigdzie żywej duszy. Nawet
gdybykrzyknęła,niktbynieusłyszał.
Gnałajakjeszczenigdywżyciu.Biegnącyzaniąmężczyznazostałwtyle,alesamochód
wmigjądogonił.Otworzyłysiędrzwiszoferkiipasażerpróbowałjązłapać.Omaływłos.
Lumikki usłyszała trzask dartego materiału, gdy zaczepiony na agrafce odblask wyrwał się
razemzkawałkiempłaszcza.Uskoczyławbokinagledałanurazchodnikawlas.
Przeskakiwała skały i kamienie, przemykała pomiędzy drzewami, nie przejmując się
chłoszczącymi twarz gałęziami. Zdążyła jeszcze usłyszeć, że dostawczak zahamował.
Mężczyźniwbiegliwlas.Słyszała,żecośkrzyczą,chybaporosyjsku.Wiedziała,żeszybko
otrząsną się z zaskoczenia wywołanego jej niespodziewanym manewrem. I jeśli zdołają ją
otoczyć,będziepowszystkim.Miałazaledwiekilkasekundprzewagi.
Musiałająwykorzystaćbezpudła.
Takaszansajużsięniepowtórzy.
ViivoTammzaklął,nogaznówsięzapadławgłębokimśniegu.Dziewczynaśmigałajakzając,
zgrabnieomijałanajgłębsze,najbardziejkopnezaspy.Naszczęścieśladyzdradzały,którędy
pobiegła,choćmożeistraciłjąnachwilęzoczu.
–Łapją!–krzyczałgdzieśztyłuBorysSokołow.
Samjąsobiełap,grubasie,odciąłsięwmyślachViivoTamm.Przyspieszył.Mięśnienóg
powolisięrozgrzewałyizkażdymkrokiemsłuchałygocorazbardziej.Złapietęmałądziwkę.
Możesobieuciekać,alesięnieukryje.Bieganiepośnieguijąwkońcuzmęczy.ViivoTamm
nie jest może najszybszy na świecie, ale na pewno wytrzymały. Znikła mu z oczu. Ślady
wiodłyzgęstwinynaoświetlonąścieżkę.Pewnieliczyła,żenatrafinaspóźnionegobiegacza,
którywybawijązopresji.Możesobiemarzyć.Wtakimrózniktozdrowychzmysłachnie
biega.ViivoTammrozejrzałsię.
Nigdziejejniewidać.Niechtojasnyszlag.
Wtedykawałekdalejnaścieżcedostrzegłcośczerwonego.Czapka.
Zgubiła czapkę, zostawiła ślad. Oj, biedny Czerwony Kapturku. Na twoim miejscu nie
pomagałbym dużym, złym wilkom. Właśnie z lasu wypadli na ścieżkę Sokołow z Kaskiem.
Tamm ruszył w stronę czapki i krzyknął, żeby biegli za nim. Dziewczyna nie mogła uciec
daleko.
PrzyklejonadopniaLumikkipatrzyłazgałęzi,jakcałatrójkapobiegławprzeciwnąstronę.
Wpadłanaścieżkęchwilęprzednimiiwparudługichsusach,żebyzostawiaćjaknajmniej
śladów, doskoczyła do drzewa i wspięła się na wysoką gałąź. A potem cisnęła czapkę na
ścieżkę,jaknajdalejprzedsiebie.
Podziałało.Alenapewnonienadługo.
Lumikki zeskoczyła z gałęzi, nie przejmując się bolesnym uderzeniem stóp o ziemię,
iruszyłapędemprzedsiebie.Mroźnepowietrzepaliłoteraznietylkopłuca,aletakżeuszy.
Nawettegonieczuła.
Byle dalej. Byle prędzej. Z powrotem do Näkötornintie, gdzie stał dostawczak. Na boku
miał napis „Instalacje wod.-kan. Mäkinen”. Lumikki mogłaby się założyć, że żaden z tych
trzech nie nazywa się Mäkinen. Zapamiętała też numer rejestracyjny, choć była prawie
pewna,żenicjejztegonieprzyjdzie.
Wuszachsłyszałałomotanieserca.
Z Näkötornintie na Pyynikintie. Tutaj było już widać samochody i ludzi. Reflektory
nadjeżdżającego autobusu wydały się Lumikki najpiękniejszym widokiem na świecie. Już
zdalekamachnęłakierowcy,któryulitowałsięnadzmarzniętąbiegaczkąizatrzymałautobus
kawałekprzedprzystankiem.Zdyszanaweszładośrodka,zapłaciłazaprzejazdiosunęłasię
napierwszewolnesiedzenie.
Nogijejsiętrzęsły.Oddechpalił.Gdyciepłepowietrzewtargnęłodościśniętychmrozem
płuc,Lumikkidostałaatakukaszlu.
Siedzącanaprzeciwstarszapanispojrzałanadziewczynęzewspółczuciem,aległosmiała
surowy.
– W taką pogodę naprawdę trzeba zakładać coś na głowę – pouczyła ją. – Jeszcze się
nabawiszśmiertelnejchoroby.
WodpowiedziLumikkitylkozakaszlała.Wuszachpowoliwracałoczucie,więczaczęłyją
piecikłuć.Przyłożyładonichdłonie,abyjeogrzać.Cotowszystkowłaściwiemiałoznaczyć,
do jasnej ciasnej? Dlaczego ktoś chciał ją wciągnąć do dostawczaka? Gdyby to była próba
gwałtu,faceciniegonilibyjejztakmaniackimuporem.Tomusiałosięjakoświązaćztymi
pieniędzmi.Aledlaczegochcielizłapaćją,osobępostronną,którawplątałasięwtęsprawę
przeznieszczęśliwyzbiegokoliczności?
–Czapkabyłabynajlepsza–babcianiedawałazawygraną.
Czapka. Czerwona czapka. Lumikki olśniło. Mężczyźni nie gonili jej, gonili dziewczynę
wczerwonejczapce.Aczyjatobyłaczapka?Otóżto.ChcieliporwaćElisę.Tojużmiałoręce
inogi.Iwyjaśniało,żepieniądzetrafiłynawłaściwądziałkę.Niestety.Wątpliwościrozwiał
ostatecznie pościg za dziewczyną w czerwonej czapce, którą porywacze wzięli za Elisę.
A gdyby to Elisa wyszła z domu? Lumikki pojęła to w lot i poczuła, jakby ktoś ją walnął
prostowbrzuch.Elisabyimnieuciekła.Leżałabyterazwtamtymdostawczaku,związana,
bezbronna, zdana na łaskę tych trzech oprychów. Lumikki szybko wysupłała komórkę
iwystukałaesemesadoElisy:
Podżadnympozoremniewychodźzdomu.Zamknijodśrodkawszystkiedrzwi.Nikomunie
otwieraj.
2marca
ŚRODA
Byłasobierazdziewczynka,którasięniebała.
Biegałatak,jakbiegająludzie,którzyniebojąsięupaść.Jejzwinneimocnenóżkiśmigały
przezkamienieipnie.Czułapodstopamimiękkiemchy,ciepłyodsłońcapiasek,kłująceigły
świerków, mokrą od rosy trawę. Wierzyła, że nogi poniosą ją wszędzie, gdzie zapragnie
pobiec.
Śmiałasiętak,jakśmiejąsięludzie,którychjeszczenieośmieszono.Jejśmiechdobywałsię
z głębi brzucha. Wypełniał klatkę piersiową, bulgotał w gardle, łaskotał język. Na koniec,
rozedrgany,roznosiłsięnazewnątrznawszystkiestronyidosięgałjabłoni,któreokrywałysię
nagle kwieciem, strzelając pąkami. Od tego śmiechu całe otoczenie zdawało się jaśniejsze
icieplejsze.Częstokończyłsięczkawką,aledziewczyncetonieprzeszkadzało,boczkawka
wywoływałakolejnywybuchśmiechu.
Ufała tak, jak ufają ludzie, którzy nigdy nie stracili gruntu pod stopami, którzy nigdy nie
zostaliprzeznikogozdradzeni.Zwieszałasięufniegłowąwdół.Wierzyła,żechoćbynawet
zaczęłaspadać,ktośjąnapewnozdążyzłapać.
Byłasobierazdziewczynka,któranauczyłasiębać.
Bajkitaksięniezaczynają.Takzaczynająsięinne,mroczniejszeopowieści.
10
Lumikkiznowubyładziewczynką.Miaładziewięćlat.Albodziesięć.Albodwanaście.Wtym
pieklelatazlewałysięzesobąwjedną,czarnąpulpę.Niebyławstaniesobieprzypomnieć,co
się kiedy wydarzyło. Nie była w stanie odróżnić prawdy od koszmaru. Co do jednego nie
miaławątpliwości.Nigdyniebałasiębezpowodu.
Siedziała zwinięta w kłębek i nasłuchiwała. Potrafiła się schować w niewiarygodnie
ciasnych skrytkach. Mieściła się w szafie, mieściła się w mrocznym, zagraconym kącie
garderoby, mieściła się na płask w miejscach, gdzie nikomu nie przyszłoby do głowy jej
szukać.Potrafiłasiedziećtakcicho,żezwyczajnyoddechbrzmiałbyprzyniejjakwiertarka
zudarem.
Z nosa jej ciekło. Nie zwracała na to uwagi. Stłumiła przemożną chęć wciągnięcia
powietrza przez nos albo wytarcia smarków rękawem. Wodnisty gil spływał na wargi. Nie
oblizałago.Ściekałpowolinabrodęiskapywałnakolana.Nieważne.Dżinsyitakbyłyjuż
brudne.Mamabędziesięwdomudziwić.AleLumikkinicniepowie.
Byłytakiesprawy,októrychnajlepiejmilczeć.Takiesprawy,któreodmówieniatylkosię
pogarszały.
Lumikki nasłuchiwała. Słyszała zbliżające się kroki. Skupiła się na tym, aby zachować
spokój.Jeśliulegniestrachowi,niewytrzymawabsolutnejciszy.Zamknęłaoczyiwyobraziła
sobie biały, dziewiczy puch. I siniejący zmierzch. I zająca, który przebiegł przez śniegową
czapę,wyciskającwniejrówne,piękneślady.Dwamałekółkajednozadrugim,apotemdwa
wydłużonetropyoboksiebie.Teśladyjąuspokajały.
Niczłegoniemożesięwydarzyć,gdyzająckicasobiespokojnieprzezśnieg.
Nic złego nie może się wydarzyć, gdy zmierzch gęstnieje w noc i na niebie zapalają się
pierwszegwiazdy.KwadratPegaza.
Niczłegoniemożesięwydarzyć,gdyzupełniebliskowidaćdomekilampęnadschodami.
Lumikkisłyszała,jakkrokisięoddalają.Mogławreszcieoddychaćtrochęswobodniej.
Zdołałasięukryć.Nieznalazłyjej.
Jakbytobyłoniebaćsiękażdegodnia?
Lumikkiniezbudziłasięnagle.Przechodziłastopniowozesnudojawy,czuła,jaknogiiręce
zaczynają rosnąć, jak dziecinne ciało staje się kobiece, kłębek się rozwija i plecy prostują.
Uzmysłowiłasobielata,którejądzieliłyodLumikkizesnu.Niebyłajużmałądziewczynką.
Miałasiedemnaścielat.Ijużoddawnaniemusiałasiębaćkażdegodnia.
Ażdoteraz.Bowmieszałasięwnieswojesprawy.
Rozhisteryzowana Elisa wydzwaniała do niej cały wieczór, skakała pod sufit od
najcichszego skrzypnięcia i trzaśnięcia mrozu, wymuszała na Lumikki zapewnienia, że
wszystko jest w porządku. Wpadła w panikę, kiedy jej ojciec nie wrócił do domu na czas.
Wczasiejednejztychrozmównaglewrzasnęła.Lumikkisłyszaławsłuchawce,żeElisagdzieś
biegnie,zatrzaskujezasobądrzwiiprzekręcarygielwzamku.
–Ktośwłaśniewszedłdodomu–wychrypiaładotelefonu.
–Dobra.Gdziejesteś?
–Zamknęłamsięwłazience.
Lumikki domyśliła się tego po odgłosach. Elisa nie opanowała sztuki bezgłośnego
poruszaniasię.Niemusiała.Gdybydojejdomuwdarłsiępłatnyzabójca,odrazubywiedział,
gdziejejszukać.Pozatymzamkniętaodśrodkałazienkastanowiłachybanajgorsząkryjówkę,
jakątylkomożnasobiewyobrazić.TamElisabyłabydlazabójcyjakzafoliowanyobiadekdo
odgrzania w mikrofali. Wystarczyło rozerwać opakowanie i jednym kłapnięciem pochłonąć
zawartość.Itobezpodgrzewania.
–Wyłamałdrzwi?–spytałaLumikki.
–Nie,miałklucz.
Lumikki miała wielką ochotę się rozłączyć. Zdążyła bowiem przewidzieć kolejne słowa
Elisy,zanimtaotworzyłausta.
–Uff.Tojednaktatuś.Wołamniewłaśniezdołu–szepnęłaElisadotelefonu.
NoshitSherlock.
–Dobra.Notonara–wypaliłaLumikkizwięźle.
–Nie!Najpierwmusiszmiobiecać,żejutroznowuprzyjdziesz.Niemogębyćtusamainie
mogęnigdziewyjść.
WgłosieElisyzabrzmiałaniespodziewanasiła.
Lumikki chciała odmówić. Chciała uwolnić się od tego bałaganu teraz, zaraz, póki to
jeszczemożliwe.Porywaczeniewidzielijejzbytdobrze.Mogłaumyćręce.Przecieżniebyły
brudne. To nie ona grzebała w worku pełnym zakrwawionych banknotów. A jednak po
skończonej rozmowie Lumikki miała ochotę walnąć głową w ścianę. Bo obiecała Elisie.
Znowu.
BorysSokołowbębniłpalcamiwkufel.Piwobyłomdłeipaskudne.Doskonalepasowałodo
jego nastroju. Spragnione chmielu ranne ptaszki zdążyły się już pozlatywać z okolicznych
podwórek i obsiąść swoje poidła w mrocznym barze. Borys zarezerwował dla siebie
i Estończyków ogrodzony stolik, którego nikt nie raczył jeszcze zetrzeć po wieczornej
zmianie.Boipoco?Toidealniepasowałodojegonastroju.
Spartolilisprawę.„Ruskarobota”,jakpowiedzielibysiedzącydokołaFinowie,itymrazem
Borysniemógłbypolemizować.Planporwaniadziewczynytrzebabyłozarzucić.Mielijedną
szansę, jedną możliwość, którą zaprzepaścili. Borys otrzymał już esemesa z lakonicznym
stwierdzeniem,żeterazmasamzałatwićtęsprawę.Ijestzaniąosobiścieodpowiedzialny.
Musiwięcwymyślićinnysposób,żebypostraszyćglinęiprzywołaćgodoporządku.
–Możesięniepokapował,żeNatalianieżyje?–podrzuciłViivoTamm,kończącprzemowę
długimigłośnymsiorbnięciemzkufla.
–Niemógłsięniepokapować.Czyjainnakrewmogłabyćnabanknotach?–odparłBorys.
Viivo wzruszył ramionami. Linnart Kask milczał. Niekiedy Sokołow podejrzewał, że jego
drugiEstończykjestjeszczegłupszy,niżwygląda.
Borys rozważał słowa Tamma. Może coś w tym jest? Może jednak Fin rzeczywiście nie
skapował,żejegoukochanejNataliijużniema?Możemuniepowiedziałaoswoimplanie
ucieczki z forsą? Wtedy glina byłby oczywiście wkurzony, że dostał zababrane banknoty.
Idlategoimwmawia,żeniedostałichwcale.
Boryssądził,żeFiniNatalianaprawdęcośdlasiebieznaczą.Byłprzekonany,żerazem
opracowaliplanjejucieczki.BorysniedoceniłNatalii,niewierzył,żetapotrafipodejmować
samodzielnedecyzje.Amożedodziewczynywreszciedotarło,żelepiejnikomunieufaćinikt
jejnieuratuje?WpewnymsensieBorysrozumiałjejwybór.
Nigdyjejtegoniepowiedział,aleniekiedymyślałoniejjakocórce,którejlosmuposkąpił.
Głos serca szeptał mu na ucho, żeby pozwolił Natalii uciec. Ale głos rozsądku krzyczał, że
narobisobietylkowielkichkłopotów.MusiałwięcuciszyćserceizamiastNataliizobaczyć
uciekającegopośnieguzająca,namolnegoszkodnika.Wtedyjużmógłnacisnąćspust.
I choć przypuszczalnie glina rzeczywiście nie wiedział o planie Natalii, nie zmieniało to
istoty problemu. Swołocz próbował go szantażować. Należało z tym skończyć, i to jak
najszybciej.
Borys miał swój sposób na uspokojenie nerwów – przeglądał kalendarz w komórce.
Zazwyczajdziałałbezpudła.
Tymrazemkalendarzpodsunąłmupewnąmyśl.
– Coś mi się zdaje, że Natalia wyśle glinie zaproszenie na imprezę – powiedział
zuśmiechem.
Estończycyspojrzelinaniegozezdumieniem.Barany.Borysmiałwrażenie,żejestjedynym
mózgiemcałejtrójki.Naszczęścienienajgorszym.Zostawiłniedopitąluręwkufluiposzedł
dobaruzamówićpodwójnąwhisky.Zasłużyłsobie.
GdyLumikkizobaczyławholudwieparyznajomychbutów,miałaochotęodwrócićsięna
pięcieiwyjść.Rozmiary41i43.ChybanieobiecywałaElisie,żeprzyjdzienaspotkanieklubu
dyskusyjnego?
–Możemipowiesz,cojatuwłaściwierobię,skorozaprosiłaśtakżeTuukkęiKaspra?–
zwróciłasiędoElisy,którazawstydzonawbiłaspojrzeniewziemię.
Nanogachmiałaróżoweskarpetyzczarnymiprążkami.Coinnegomogłabymieć.
– No bo… tylko ty możesz to wszystko rozgryźć. Jesteś taka inteligentna – zaczęła
tłumaczyćElisa.
Wazelinaiprzymilnygłoswzmocnionyobrzydliwiesłodkimuśmiechemdziałałymożena
chłopaków,alenienaLumikki.Zaczęławciągaćglanyzpowrotemnanogi.
– Przyjechałam do ciebie, ponieważ twierdzisz, że boisz się być sama w domu. Nie,
przyjechałamdociebie,ponieważzażądałaśtegoodemnie.Botypoprostuniemożeszbyć
samawdomu.Alejakwidzę,niejesteśtusama.Zmywamsię.
ElisawepchnęłasięmiędzyLumikkiidrzwi.
–Nie,nieidź.TuukkaiKaspersamisiętuwprosili,kiedysięzorientowali,żenieposzłam
do szkoły. Nie uwierzyli, że mam migrenę. Nie przeżyję tego bez ciebie – wyrzuciła Elisa
błagalnie.
Lumikkibawiłasięchwilęsznurówkamibutów.
Obiecałasobie,żejużnigdyniebędziesiębać.Myślaławtedytylkoosobie.Nieprzyszło
jejnawetdogłowy,żemogłabysiębaćokogośinnego.Gdybyterazwyszłaizamknęłaza
sobą drzwi, uwolniłaby się może od całej tej sprawy. Ale nie od lęku. Mogłaby przestać
odpisywaćnaesemesyinieodbieraćtelefonów.Mogłabynawetzastrzecnumer.Mogłabynie
dostrzegaćElisywszkole.Traktowaćjąjakpowietrze.
Alenieprzestałabymyśleć.Nieprzestałabysięzastanawiać,cosięstaniezElisą,jeślijej
niedoszliporywaczezrealizująswójzamiar.Bałabysięonią.Ategoniechciała.
Lumikkizdałasobiesprawę,żewdepnęławtojużbardzogłęboko,pocholewyglanów.Co
zaróżnica,czyzapadniesiępokolana,popasczyposzyję?
Bagno.Potrzask.Zniewolenie.Lumikkinienawidziłatakichsytuacji.Nicniemogłanato
poradzić.
Zciężkimwestchnieniemzaczęłaściągaćbutyznóg.
– Zostanę. Ale ostrzegam, że jeśli tylko Tuukka znowu zacznie zgrywać twardziela,
natychmiastzadzwonięnapolicjęiwpakujęwaswtakisyfilis,żelepiejniemówić.
Elisa z zachwytu aż zaklaskała. Plaśnięcia zabrzmiały w uszach Lumikki bardziej
złowróżbnieniżżałobnedzwony.
11
Dowiedziałaś się czegoś od ojca? – zapytał Tuukka, kiedy Elisa przyniosła im do swojego
pokojudużeszklankicoli.
Kasperpoprosiłowzmocnioną,lecznawidokminyElisyszybkospuściłztonu.
LumikkispojrzałanaTuukkę.Awięcwszystkoimwypaplała.Pleciuga.Alemożetolepiej.
Łatwiejmówić,gdywszyscywiedzą,naczymstoimy.
– Mózg mi w ogóle nie pracował, bo wpadłam w histerię przez tych facetów, co gonili
Lumikki.Toznaczygoniliją,alemyśleli,żetoja.Wtakimstanienieprzejawiamwiększej
kreatywności w wymyślaniu rozsądnych, podchwytliwych pytań. Dobrze, że sama nie
chlapnęłamnicgłupiego.
Elisa postawiła tacę z colą na stoliku. Kostki lodu zadzwoniły o szkło. Dziewczyna
sprawiała wrażenie jeszcze bardziej zmęczonej niż poprzedniego dnia. Oczy miała
podkrążone, włosy nieumyte, twarz nieumalowaną. Swoim wyglądem kalała nieskazitelny
obraz stylowego, jasnego pokoju, w którym unosił się czysty duch Boknäsa i Arteka. Pod
sufitemduży,drewnianyżyrandolOcto.Skandynawskiekontury,płynnabezpretensjonalność.
Lumikki znów nie mogła opędzić się od myśli, jakim cudem policjant i przedstawicielka
firmykosmetycznejmoglisobienatowszystkopozwolić.Wydziałantynarkotykowyniepłacił
przecieżswoimpracownikommilionów.AipensjamatkiElisyniemogłabyćażtakdobra.
Spadek?Możliwe.
Albocoś,comiałozwiązekzworkiempełnymzakrwawionychbanknotów.
–Okej.Wnastępnejkolejnościsprawdzimykomputerytwoichstarych–oznajmiłKasper
rozkazującymtonemmłodocianegoprzestępcy.
–Mamazabrałalaptopawdelegację,alekomputertatusiastoiuniegowgabinecie.Alenie
wiem…
Elisaniezdążyładokończyćzdania,boKasperjużsiępodniósł.
–Jasprawdzękompa,awyprzejrzyjciesegregatoryiresztę–zarządził.
Lumikki,TuukkaiElisaposzlizanim.
– To chyba nie do końca zgodne z prawem, co? – spytała Elisa, szperając w szufladach
biurka.
–Jakośniezauważyłem,żebyniezgodnośćzprawemstanowiładlaciebieprzeszkodę.–
Tuukkaroześmiałsię.
–Możepowinna–westchnęłaElisa.
Lumikki była tego samego zdania. Nie wypowiedziała go jednak na głos. Wyraziła za to
wątpliwość:
–Raczejnieznajdziemytuniczego,comajakikolwiekzwiązekzpracątwojegoojca.Na
pewno obowiązują go bardzo precyzyjne wytyczne, jakie dokumenty może przynosić do
domu. Prawdopodobnie żadne. A komp jest domowy. Wszystkie sprawy zawodowe będą
najegokomputerzewpracy.
–Prawda.Dlaczegonieprzyszłomitodogłowy?
– Mimo to sprawdźmy – upierał się Tuukka. – Przecież dowodów swojej przestępczej
działalnościniebędzietrzymałwkomendzie.Glintamtyle,żeażstrachsiębać.
Mordercze spojrzenie Elisy zamroziło uśmiech Tuukki, gdy chłopak akurat unosił kąciki
ust.Szukaliwmilczeniu.Bezrezultatu.Zrewizjigabinetuwyłoniłimsięobrazdobregoojca
i uczciwego obywatela, który ma porządek w dokumentach podatkowych, polisach
ubezpieczeniowychirachunkachorazzupełnieczystekatalogiwkomputerze.
–Niewchodziłnawetnastronyporno–warknąłpoirytowanyKasper.
–Fuj!Oczywiście,żenie.
Elisaażsięwzdrygnęła.
–Aletytak–zarżałTuukka.–Zdążyłemcitrochęposzperaćwkompie.
– Może raz przypadkiem. Kumpela podesłała mi link, w który niechcący kliknęłam –
wyjaśniłaElisa.
Lumikkiniemogłasłuchaćtychjałowychtekstów.Szczególniedenerwowałyjąkomentarze
Elisy, które w towarzystwie chłopaków stawały się głupsze niż zwykle, a głos robił się
bardziejpiskliwy.Lumikkiznałatozjawisko.Jegonarodzinyobserwowałazezdumieniemjuż
wpodstawówce.Napoczątkusiódmejklasyczęśćdziewczynprzyszładoszkołypowakacjach
w takim stanie, jak gdyby latem potopiła w jeziorach połowę mózgu. Jej koleżanki, które
wszóstejklasiebyłyjeszczecałkiembystre,przestałynaglerozumiećnajprostszerównania
matematycznealboniemogłyprzebiecstumetrówbez„padania”.
„Trzymajciemnie,bopadnę!”
Piszczały tak i wykrzykiwały wielokrotnie w ciągu dnia, to z zachwytem, to z udawaną
bezradnością.Wytrzeszczałyoczyiżułygumę.Lumikkinieodrazuzorientowałasię,żeto
zwykłyspektaklidziewczętapoprostugrająprzedchłopcamigłupiutkiepanienki.Dająimdo
zrozumienia, że są małe, słodkie i niegroźne. I przynajmniej dla niektórych chłopaków
seksownewtenokreślonysposób.
A wszystko po to, aby najwięksi przystojniacy z klasy zyskali przy nich poczucie, że są
bystrzejsi, silniejsi i umieją więcej niż w rzeczywistości. Lumikki zachodziła w głowę, czy
chłopcynaprawdętegoniewidzą.Czynieurażatoichdumy,żedziewczynymusząudawać,
abypołechtaćichego?Częśćzdawałasobieztegosprawę,aletoniedlanichbyłtenteatr.Ci
bystrzejsiniebyliprzecieżseksowni.
Z niewiadomych względów w ostatnich trzech klasach podstawówki bystrość umysłu
absolutnieniebyłasexy.Jeśliktośchciałbyćseksowny,musiałunikaćjejjakzarazy.„Bystry”
znaczyłotyleconudny,męczący,wkurzającyijeśliniebrzydki,townajlepszymrazienijaki.
Lumikki sądziła, że w liceum to się zmieni. Owszem, ale tylko częściowo. Bo widywała
teraz nawet dorosłe i inteligentne kobiety, które udawały w męskim towarzystwie głupsze,
niżustawaprzewiduje.Żenującywidok.Lumikkichciaławierzyć,żeElisajeszczejednąnogą
tkwiwpodstawówceitymnależytłumaczyćjejzachowanie,anieułomnościącharakteruczy
utrwalonymiwzorcamizachowania.
–Dajmijeszczesprawdzićtenkomputer–poprosiła.
Kasperłypnąłnaniąpodejrzliwie,zpogardą.
–Nicwnimniema–stwierdził.
– Mimo to pozwól mi zerknąć – odparła Lumikki spokojnie, ale z naciskiem. – Niektóre
kompymająbogatszeżyciewewnętrzne,niżmożnazpozorusądzić.
–Uuu,naszapanisuperdetektywokazujesiętakżezajebistymhakerem–zadrwiłTuukka.
–Takjakmówisz.JestemnieślubnącórkąHerkulesaPoirotaiLisbethSalander–odcięła
się Lumikki z kamienną twarzą i usiadła przed komputerem na obrotowym krześle
zwolnionymłaskawieprzezKaspra.
Całatrójkastanęłajejzaplecami.Lumikkiniecierpiałatakichzgromadzeń.
–CzylinazywaszsięLumikkiPoisander?–Kasperpróbowałjeszczeżartować.
Niktsięniezaśmiał.
–Lumikki,Lumikki…
Kaspersmakowałjejimięznabożnąminą,przeciągającsylaby.
–Napewnojestjakieśzdrobnienie?–spytałwkońcu.
–Niema–odrzekłaLumikki,nieodwracającsięodmonitora.
–Lumi?
–Nie.
–Lumia?
–Czyżby?
–Okej,możerzeczywiścienie.Mikki?
Lumikki cofnęła krzesło tak gwałtownie, że trąciła go oparciem, i obróciła się w jego
stronę.
–Au,uważaj!–Kasperzezłościąrozcierałobolałekolano.
–Możeciesięrozejść.Zejdziemitutrochę–rzekłaLumikki,spoglądającznacząconaElisę.
Naszczęściemózgdziewczynyczasempracował.
–Chodźciedomojegopokoju,dopijemycolę–rzekłaElisa.–Krzycz,jeślicośznajdziesz.
Lumikkikiwnęłagłową,patrzącjużwekrankomputera.Chwilępóźniejusłyszałazasobą
odgłoszamykanychdrzwi.Błogosławionacisza.
Musiaładziałaćszybko.Tenspokójdługoniepotrwa.
12
TerhoVäisänenpostawiłkołnierzpłaszczainaciągnąłnaustazielonyszal,któryzrobiłamu
córka. Gdy tylko wyszedł z komendy, mróz ostrymi pazurami wpił mu się w nieosłoniętą
skórę.Przezchwilęrozważał,czyniewziąćsamochodu,wkońcujednakpostanowiłiśćdo
domu na piechotę. Może ten ziąb pobudzi wreszcie do myślenia jego szare komórki, które
skandalicznieleniłysięjużdrugidzień.
TerhaVäisänenanurtowałydwapytania.
Gdziesiępodziałajegoforsa?
GdziesiępodziałaNatalia?
Czynapewnowtejkolejności?Oczywiście,żenie,aleNataliapotrafiłanieodzywaćsię
przezwieledni,aczasemnawettygodni.Niezawszemiałaczasodebraćtelefonalboodpisać
naesemesaczymejla.Przyzwyczaiłsiędotego.Tojeszczeoniczymnieświadczyło.Alegdy
Terhospytał,cozjegoforsą,BorysSokołowtaksięwściekł,żeomaływłosniewylazłmu
ztelefonu.Bopieniądzepodobnozostałydostarczone.
Awłaśnie,żenie.
AlboSokołowkłamałjemu,alboEstończycykłamaliSokołowowi.Bardziejprawdopodobne
wydawałosiętodrugie.Terhadziwiło,żejużoddawnaniktniepróbowałsięwyłamać,nie
zrobiłskokunakasęiniewyrolowałgościa.Sądził,żetagodnapodziwukarnośćwszeregach
tozasługaSokołowa,botrzymaEstończykównakrótkiejsmyczy.NiktniechciałRosjaninowi
podpaść.AleiSokołowrobił,comukazali.Hierarchiastrachuiwładzy.Toonautrzymywała
całąstrukturęwryzach.
Doteraz.Bonajwyraźniejktośpostanowiłdaćsobiemałąpremię.
Terhabawiłamyśl,żetaksprawniedziałającamachinazaczynasięzacinać.Swojąrobotę
wykonywałzawszebezszemrania.Wszedłwtowyłączniedlapieniędzy,którychpotrzebował
bezustannie, nawet teraz. Jeśli zakręcą mu teraz kurek, będzie krucho. Nie odłożył nic na
czarnągodzinę,chociażpowinien.Oszczędnościmiałmizerne.Wodweciemógłbyoczywiście
wsypać Sokołowa i spółkę, ale podciąłby tylko gałąź, na której sam siedział. Jego życie
ległobywgruzach.
Niemógłdotegodopuścić.
Ponieważ negocjacje z Sokołowem nie przyniosły rezultatu, musi się dogadać z samym
Białym Niedźwiedziem. A to niełatwa sprawa. Ten bowiem grał według własnych reguł,
a jeśli komuś przestawały się podobać, Niedźwiedź najzwyczajniej w świecie usuwał
delikwentazgry.
Terhoszedłwzdłużdwupasmówkiiprzeklinałwduchu,żewogólesięwtozaangażował.
Wukładyzprzestępcami,wmoralnebagno.Botobyłobagno,choćtylerazyrano,gdy
żonaicórkajeszczespały,gapiłsiętępymwzrokiemprzezoknoiprzekonywałsamsiebie,że
te układy mają swoje plusy. Dla policji i dla społeczeństwa. Sokołow przekazywał mu
informacje, dzięki którym jego wydział wyłapywał dilerów i przemytników. I tak
zdziesiątkowałpodziemnyświatekTampere,żejegogrupazbierałapochwałynanajwyższych
szczeblach.Terhoprzypominałtosobie,patrzącnabudzącesiędomysąsiadów.Tylkopowoli
wstającesłońceplułomuprostowtwarz.Odwracałwtedyspojrzenieodokna,dolewałmleka
dokawyipowtarzałwmyślachodnowatesamekłamstwa.
Wtedy, lata temu, przyjęcie oferty wydawało się jedynym możliwym rozwiązaniem.
Terhowiciążyłykarcianedługiiniespłaconekredyty.Nawetniewie,jakikiedyrozkręciłtę
spiralęhazardu.Zpoczątkugrabyładlaniegoprostymsposobemnaodreagowanie,resetem
pociężkimdniupracy,jednakzczasemprzerodziłasięwuzależnienie.Internetowyhazard
stałsięzdecydowaniezbytdostępny.Aonmusiałgraćnapieniądze,abycokolwiekpoczuć,
dostaćtakpotrzebnyzastrzykadrenaliny.Pozatymżonamiaławyszukanygust,awtamtym
czasieTerhobyłgotówjeszczeprzychylićjejnieba.Noimiałcórkę,którąkochałnadżycie.
Nawetnieprzypuszczał,żemożnakogośkochaćtakmocno.
DlaElisy.Robiłtowszystkotakżedlaniej.Żebyjegocórkaniemusiałanigdywstydzićsię
anidomu,anirzeczy.Lubteżmartwić,czyrodzicówbędziestaćnatoczytamto.Onsam
wdzieciństwieimłodościzdecydowaniezbytczęstomusiałkłamać,żedżinsyztargowiskato
sklepowenówki,akurtkępokuzynierodziceprzywieźlimuzzagranicy.Niezarabializresztą
najgorzej, tylko że ojciec wszystko przepijał. Tego Terho wstydził się najbardziej. Przez to
zostałabstynentem,apotemwstąpiłdopolicji,dowydziałuantynarkotykowego.Bonaten
jedenjedynylegalnyaśmiertelnynarkotykonazwie„alkohol”nieznalazłsposobu.
Najwidoczniej jednak podatność na uzależnienia przeszła z ojca na syna. Przemożna
potrzeba,żebydostaćporządnegokopa,szybkoibezoglądaniasięnacokolwiek.AleTerho
zawsze dbał o to, aby hazard w żaden sposób nie niszczył życia żony i córki. Był jego
prywatnym,osobistymgrzechem.Ichoćzdołałsięograniczyćwporównaniuztym,doczego
byłzdolnywlatachnajgorszegouzależnienia,nieznaczyłotobynajmniej,żeniepotrzebował
regularnychdawek.
W ostatnim roku ciągnął współpracę z Sokołowem także z powodu Natalii. Zakochał się
w tej młodej kobiecie bez pamięci, po uszy, jak nastolatek. Od początku wiedział, że to
wariactwo, zabawa niebezpieczna i beznadziejna, ale nie potrafił oprzeć się uśmiechowi
iogromnym,niewinnymoczomRosjanki.Nigdybynieprzypuszczał,żekobieta,któratyle
wżyciuwidziała,możemiećtakieoczy.Jużterazubolewał,żeprędzejczypóźniejbędzie
musiałzapomniećoNatalii,ojejjedwabistejskórzeidołeczkachwpoliczkach.Botosięmusi
skończyć. Ich związek nie mógł trwać, chyba że Terho poświęciłby małżeństwo, rodzinę
inajprawdopodobniejtakżekarieręwpolicji.Aon,mimowszystko,niebyłnatogotowy,
choć raz w chwili słabości rzeczywiście powiedział dziewczynie, że zostawi dla niej żonę
i zamieszkają razem. Głupoty. Obietnice zakochanego mężczyzny, deklaracje bez pokrycia.
Nataliatorozumiała.Mądradziewczyna,mądrzejsza,niżsięzpozorumogłowydawać.
Terhochciałjednakzałatwićjejsprawy.Przynajmniejtylebyłjejwinien.Zasługiwałana
coś więcej niż tylko praca dla Sokołowa. Terho jeszcze nie wiedział, jak to załatwi, ale
wierzył, że coś wymyśli. Nie mógł więc teraz dopuścić do rozsypki całego układu tylko
dlatego,żeEstończykówzaczęłynagleświerzbićręce.
Wparkunatarłnaniegolodowatywicherznadjeziora.Terhozacząłżałować,żeniewziął
samochodu.ZtakupiornymzimnemprzegrywałanawetnajnowszakurtkaHaglöfsa.
Odwołano jedną naradę i w rozkładzie dnia pojawiło się ponadgodzinne okienko. Terho
postanowił,żeskoczydodomuizrobiobiaddlasiebieiElisy,którąmęczyłamigrenaalbo
jakieśkobiecesprawy.Amożezwykłelenistwo.Sobiemógłtopowiedziećwprost.Byłajego
oczkiemwgłowie,dziewczynąślicznąilubianą,aledoorłównienależała.Możeliceumto
rzeczywiścieniejestszkoładlaniej.
Terhowróciłdoobmyślaniaplanu.TrzebasięskontaktowaćzBiałymNiedźwiedziem.Było
tomożliwetylkodrogąelektroniczną.Amejlamógłwysłaćtylkozdomu,boniezamierzał
ryzykowaćinieużywałdotegosłużbowegosprzętuaniprzeglądarkiwkomórce.
Przy okazji wyśle kolejną wiadomość do Natalii i spyta o powód jej przedłużającego się
milczenia.Zżerałagotęsknota.Przeszywaładoszpikukości,boleśniejniżlodowatywicher.
Brązoweoczy.Utlenionewłosy,przezktóreprześwitywałyciemneodrosty.Tuiówdziekilka
jaśniejszychpasemek.Wyskubanewkreskębrwi.Ustachybateżpoprawione,alemogłyibyć
naturalniepełne.
Wiek:odsiedemnastudodwudziestupięciulat.
Prawie na wszystkich zdjęciach kobieta miała poważną minę i lekko rozchylone wargi.
Tylko na jednym się uśmiechała, ukazując głębokie dołki w policzkach. Z uśmiechem na
twarzy wyglądała na młodszą i sympatyczną. Na tym samym zdjęciu był też mężczyzna
wśrednimwieku–miałdokładnietakisamnosjakElisa.Kobietawdrogichciuchach,po
którychodrazubyłowidać,żesądrogie.Tasamadwójkaznalazłasięteżnainnymzdjęciu,
w zbliżeniu, które prawdopodobnie sami zrobili komórką. Uśmiechnięci, całują się
iwyglądająnabezwstydnieszczęśliwych.
Patrzącnatefotografie,ukrytewkomputerzeraczejpoamatorsku,Lumikkiczułasięjak
podglądaczka.Przedtemodkryłajeszczeloginihasłodoanonimowegokontainternetowego.
Skrzynka odbiorcza była jednak pusta. Ojciec Elisy albo z niego nie korzystał, albo – co
wydawałosiębardziejprawdopodobne–kasowałwiadomościzarazpoprzeczytaniu.
–Elisa!–zawołałaLumikki.
Dziewczyna stanęła w drzwiach. Tuukkę i Kaspra na szczęście pochłonęła bez reszty
konsolaNintendo.
–Zamknijdrzwi–poprosiłaLumikki.IgdyElisaposłuszniejezamknęła,zwróciłasiędo
niej:
–Zakładam,żekobietanatychzdjęciachniejesttwojąmatką.
13
Elisa objęła się ramionami. Nagle zrobiło jej się zimno. Najchętniej zamknęłaby oczy i nie
oglądała tych zdjęć, ale było już za późno. Obrazy zdążyły wryć się jej głęboko w pamięć
igdywieczoremzamknieoczy,byzasnąć,podpowiekamiwyświetlisięjejpełnometrażowy
filmwkolorze.
Jaktatuśmógłjejtozrobić?Imamie?
Elisaniebyłagłupia.Jużoddawnazdawałasobiesprawę,żezwiązkurodzicówniemożna
nazwaćromantycznymisązesobąraczejzprzyzwyczajeniaiwygody.Mimotonigdynie
przyszłojejdogłowy,żetatuśmógłbyzdradzićmamę.Onnienależałdotakichmężczyzn.
Byłuczciwyiporządny,godnyzaufania.Najpierwbysięrozwiódłidopieropotemrozglądał
zainnąkobietą.Mamyniebyłajużtakapewna.Niezdziwiłobyjąwcale,gdybysięokazało,
że nie wszystkie noce na delegacjach spędza sama. Elisa uważała to nawet za całkiem
prawdopodobne.
Tatuś. Z młodą kobietą, ledwo starszą od własnej córki. Na samą myśl Elisie zrobiło się
niedobrze. Jednak bardziej od samego romansu bolały ją kłamstwa i zatajanie, utrata
zaufania. Jeśli w ogóle doszło do jakiegokolwiek romansu. Przecież mogła to być taka…
Tylkopocotatuśtrzymałbywtedytezdjęciawkomputerze?Musiałybyćważne,skorochciał
jemiećpodręką,chciałjeoglądać.
–Może…
GłosLumikkidocierałdoElisyjakprzezgęstąmgłę.Możetotylkosen,któryskończysię
właśnieteraz…
DrzwigabinetuotwarłysięgwałtownieidośrodkawpadliTuukkazKasprem.
–Cotozaszeptaniepokątach?Czyżbynaszmagikodkomputerówcośznalazł…Łohoł!
Lumikkiczułasięnieswojo,gdyElisa,KasperiTuukkastalizaniąipatrzylinazdjęcia.
GłówniezpowoduElisy,bonawetnieoglądającsięzasiebie,wyczuwałajejzażenowanie.
–Możetotylkojakaś…Możetatuśtylko…–Dziewczynapróbowałaubraćwsłowajakieś
wytłumaczenie.
–Let’sfaceit
–przerwałjejKasper.–Twójstaryposuwanabokujakąśmłodąfoczkę.
Wszystkieichmyśliwypowiedzianenagłos.Możeniedosłownie,alewtreścizgodne.
–Tezdjęciamogąmiećjakieśinnewyjaśnienie–sprzeciwiłasięapatycznieElisa.
Wiedziała,żeKaspermarację.Lumikkiusłyszałatowjejgłosie.
– Bez dwóch zdań to się jakoś wiąże z tą forsą – wyraził pogląd Tuukka. – Dwie takie
tajemnicejednocześnieniemogąbyćzbiegiemokoliczności.
–Alejak?–spytałaElisa.
–WyglądanaRosjankę,nie?–poddałKasper.–Możetodziw…przepraszam,prostytutka?
Możetwójstarywszedłwhandelżywymtowarem?
Elisa pokręciła głową. Lumikki spojrzała na nią wreszcie i zdała sobie sprawę, że
dziewczynapołykałzy.
–Albomoże…–zacząłspekulowaćTuukka.
Wtedy komputer delikatnym brzęknięciem obwieścił nadejście wiadomości. Lumikki nie
zamknęła odnalezionej skrzynki anonimowego konta, w razie gdyby w międzyczasie
wydarzyłosiętamcośinteresującego.
Noistrzałwdziesiątkę.
Nadawca wiadomości również miał anonimowe konto pocztowe. „Beautifulrose”
imiędzynarodowanazwadomenyniemówiłyzbytwiele.Lumikkiodczytaławiadomośćna
głos.Byłapoangielsku.
Mylove,
Ihadtocreateanothere-mailaddress.Justtobecareful.WhiteBearishavingapartyonFriday.
Wantsyoutobethere.AndsodoI:-).Therewillbeablackcarpickingyouupat8pm.Because
thethemeisfairytalesandbecauseIknowwhatyoulike,I’mgoingastheSnowQueen.I’vegot
somethingimportanttotellyou.
Kisses,
N
p.s.Pleasedeletethismessagerightafterreadingasalways.Wehavetobeextracareful.
Tuukka,KasperiElisaspojrzeliposobiezezdumieniem.
–Cotomanibyznaczyć?–spytałaElisa.
– White Bear, White Bear… – powtarzał Kasper. – Ja pierdolę. Biały Niedźwiedź. Twój
starydostałzaproszenienaprzyjęciedoNiedźwiedzia.
–Żenibygdzie?Dokogo?
–DoBiałegoNiedźwiedzia!–krzyknąłKasper.–Przecieżtolegenda.Samwiemtylkotyle,
żetojakiświelkibonzo,zktórymgeneralniewszyscysięliczą.Krążąsłuchy,żefacetkręci
milionlegalnychinielegalnychbiznesów,ageneralnieniktgonaoczyniewidział.Otych
jegoprzyjęciachkrążązupełnieodjechaneopowieści.Zdajesię,żeBiałyNiedźwiedźmajakiś
pałac czy dwór, gdzie urządza naprawdę zajebiste balangi. Są na nich wszyscy. To znaczy
wszyscyważniibogaci.
–JaksięnazywatenBiałyNiedźwiedź?–spytałaLumikki.
Kasperspojrzałnaniązrozbawieniem.
–Tegoniewiem.Żebytowiedzieć,trzebabynależećdojegonajbliższegokręgu.
–Czytojakiśgangster?
Elisainstynktownieściszyłagłos.
Kasperrozłożyłramiona.
–No,napewnoniewszystkiejegobiznesysąkrystalicznieczyste.Choleragowie.Alefacet
jesttakbogatyisprytny,żegoniezłapią.Onniebrudzisobierąk.
–Atyskądtowszystkowiesz?–zdziwiłsięTuukka.
UstaKasprawykrzywiłuśmiech.Chłopakmógłchoćrazpoczućsięnajważniejszyzcałej
trójki.
–Mamswojeźródła.Jaksięczłowiekobracawodpowiednichkręgach,tosięnasłuchatego
i owego. Nie pytajcie za dużo. Macie ode mnie pigułki i informacje. That’s all you need to
know.
Lumikkizdążyławmiędzyczasiespisaćsłowoposłowietreśćwiadomościnakartkę,którą
wsunęłasobiedokieszenispodni.
– Tak czy owak, mejla trzeba usunąć – poinformowała. – Bo niestety widać, że był
otwierany,itwójojciecodrazuzajarzy,żektośzaglądałdoskrzynki.
Lumikkinajechałakursoremnaprzyciskkasowania.
TerhoVäisänenstałpoddrzwiamidomu.Dłoniezupełniemuzgrabiały,choćrękawicemiały
rzekomowszystkiemożliwewindstopperyispecjalnewarstwyzatrzymująceciepło.Próbował
rozruszaćpalce,żebymócprzekręcićkluczwzamku.
Przypomniałmusięgrudzień.Kiedybyłyzaledwiedwastopniemrozuiprószyłdrobny,
puszystyśnieżek.StalizNataliąpodrzeźbąświetlnąnaTampelli.Konstrukcjajarzyłasięna
niebiesko,nadająctwarzydziewczynyauręnierealności.
Wyszliwłaśniezkawiarni.Noweosiedlewybudowanenadawnychterenachfabrycznych
byłostosunkowobezpieczne.Terhoniemiałtamznajomych,ajegożonażadnychpowodów,
abytamzachodzić,podobniejakElisa.Międzyblokamichodziligłówniemieszkańcy,przez
osiedle nie wiódł żaden skrót do centrum. Nie było tam sklepów ani restauracji, które
zachęcałydowejściawosiedle.Kawiarnialedwomogławyżyćzdrobniaków,zostawianych
przez bywalców z okolicy. Na Tampelli Terho i Natalia nie bali się pokazywać publicznie.
Chociażryzykoistniałozawsze.
Kiedyśjednakmusielisięodważyć.Pozatymgroźbawpadkibyłaekscytująca.Terhomiał
oczywiście przygotowaną bajeczkę, w razie gdyby zobaczył ich razem jakiś znajomy albo
znajomyznajomego.Wspomniałbyopracy,koniecznościpozyskiwaniakontaktówitajemnicy
służbowej. Dałby do zrozumienia, że Natalia jest jego informatorką, więc nie może, rzecz
jasna, powiedzieć nic więcej. Pst! Terho cieszył się jednak, że jeszcze nigdy nie musiał
nikomusprzedaćtejhistorii.
Nataliazapomniałarękawiczek.Chuchaławswojedrobnepiąstki.Terhowziąłjewdłonie
iogrzał.Nataliasięuśmiechnęła.Najejwłosachosiadłokilkapłatkówśniegu.Wnichtakże
odbijało się niebieskie światło rzeźby. Dziewczyna była w białym płaszczu i białych
kozaczkach.Jeszczenigdyniewyglądałatakpięknie.
– Królowa Śniegu – szepnął jej na ucho. Nagle poczuł przemożną potrzebę, aby ją całą
ogrzać,przyłożyćswojepalącedłoniedojejchłodnejskóry,roztopićnaniejwszystkiepłatki
śniegu.
– Idziemy – wychrypiał i pociągnął Natalię ze sobą, przyspieszając kroku. Pięć minut
późniejdotarlidorecepcjihoteluTammer.Wzięlipokój.Terhozadzwoniłdożonyioznajmił
krótko, że nadgodziny przeciągną się do nocy. Potem spojrzał na Natalię, której żółte,
hoteloweświatłopozbawiłojużauryistotybaśniowej.Nieprzeszkadzałomuto.Wyobraźnia
rozpaliławnimpożądanie.Zagarnąłdziewczynęwramionaizamknąłoczy.
Terho wrócił do teraźniejszości, w której jego zgrabiałe palce wciąż jeszcze zmagały się
zkluczem.Zakląłsiarczyściepodnosem.
Lumikkipierwszausłyszałastukiicichopoinformowałaresztę:
–Ktośidzie.
Elisaażpodskoczyła.
–Tociporywacze!Albomordercy!
Lumikkiztrudempowstrzymałasię,żebyniezakryćElisieustdłonią.Czytadziewczyna
mogła mieć aż tak słabo rozwinięty instynkt samozachowawczy? Czy od przebywania
wróżowo-czarnympokojuzlasowałjejsięmózgiograniczyłprocesmyślenia?
–Zachowujemyterazabsolutnąciszęispokój.Zdajesię,żenaszgośćmakluczoddomu.
Zakładam, że to twój ojciec. Czyli teraz najważniejsze to nie hałasować, żeby się nie
zorientował,żebuszujemywjegogabinecie.
Wypowiadając te słowa, Lumikki bez wahania skasowała wiadomość, wylogowała się
z konta, zamknęła ukryty katalog ze zdjęciami i przeglądarkę oraz wyłączyła komputer.
Każda czynność niemiłosiernie się przeciągała. Lumikki wiedziała jednak, że to tylko
złudzenie.Wrzeczywistościwszystkotrwałonajwyżejkilkasekund.
Jednak w ciągu tych kilku sekund niezidentyfikowany przybysz zdołał wsunąć klucz do
zamka.Drzwiwejściowezgrzytnęły.
–Teraz.Nagórę–szepnęłaLumikki.
Elisa,TuukkaiKasperchyłkiemczmychnęlizgabinetuiwbieglinaschody.Samizapewne
sądzili, że poruszają się bezszelestnie, ale Lumikki miała wrażenie, że stado gnu usłyszało
właśnieryknięcielwa.
Wyłączsię.Dalej.
Komputer długo mielił, monitor ciągle pokazywał komunikat o zamykaniu systemu.
Lumikkipodejrzewała,żemożeznimbyćtensamproblem,cozjejlaptopem:częstoniema
najmniejszejochotysięwyłączyć.
Usłyszałaotwierającesiędrzwiwejściowe.Naszczęściezprogudomuniebyłowidać,co
dzieje się w gabinecie. Sprawnym ruchem ktoś przedostał się do środka. Osoba o sporej
masie.Mężczyzna.
Lumikki uspokoiła oddech. Skupiła się na spowolnieniu tętna. Zdecydowanym ruchem
wcisnęławłączniknaobudowieichwilęprzytrzymała.Przynastępnymrozruchukomputer
pewnie zatrąbi, że system nie został poprawnie zamknięty, co może wzbudzić podejrzenia
ojcaElisy,aleLumikkiniemiałajużinnegowyjściaimusiałazaryzykować.Prawdopodobnie
mężczyzna zareaguje identycznie jak większość ludzi, czyli chwilę zaduma się nad
komunikatem,poczymwzruszyramionamiiuzna,żechybaczaspomyślećozakupienowego
sprzętu.
Wyłączsię.
Monitorzgasł.
– Elisa! Wpadłem do domu na godzinkę! Mogę ci zrobić coś do jedzenia! – krzyknął
mężczyzna.
Dobranasza.Lumikkimiałarację.
Pocichutkustanęłazaotwartymidrzwiamiwnadziei,żemężczyznaniewejdzieodrazu
dogabinetu.
Usłyszałaszelestzdejmowanejkurtki.Izbliżającesiękroki.
Niewchodźtu.
Zdawało się jej, że ojciec Elisy zmierza do kuchni, jednak w ostatniej chwili zawrócił
iwszedłdogabinetu.Lumikkiwstrzymałaoddech.Stałasiępłaska.Bezzapachowa.Przestała
istnieć.
Niesiadajnakrześle.Siedziskobędziejeszczeciepłe,niezdążyłoostygnąć.
Nie usiadł. Stanął przy biurku i zaczął przeglądać pocztę. Lumikki nadal nie oddychała.
Jeślizachowaspokój,wytrzymanabezdechuprzynajmniejdwieminuty.Mężczyznarzuciłna
blatkilkakopert,pewniejakieśrachunki.Potemposzedłdokuchni.
–Nacomaszochotę?Makaron?Amożerosółnaostro?Trzebazjeśćcośrozgrzewającego,
nadworzetakiziąb,żezmarzłemnakość.
Otworzyłdrzwilodówki.
Teraz. Lumikki wyszła zza drzwi gabinetu, rozpędziła się i po nienaturalnie gładkim
parkiecieprześlizgnęłabezgłośniewskarpetkachdoschodównapiętro.Ipopędziłanagórę
bezszelestniejaklewpodkradającysiędostadagnu.WeszładopokojuElisyniepostrzeżenie
iwystraszyłacałątrójkę.
– Kuźwa, o mały włos nie dostałam zawału – szepnęła Elisa. – A teraz migiem do
garderoby.
–Poco?–Lumikkiniepojęłatokurozumowaniakoleżanki.
TuukkaiKaspersiedzielirozwaleninasofieiniezdradzalinajmniejszejochotydozabawy
wchowanego.
Naschodachrozległysięciężkiekroki.
–Późniejciwyjaśnię–szepnęłaElisa,wepchnęłaLumikkidogarderobyiszybkozamknęła
drzwi.
–Jestktośuciebie?–ZeszczytuschodówdobiegłichgłosojcaElisy.
–Tak,wpadliTuukkaiKasper!–odkrzyknęłaprzesadnieożywionymgłosem,któryjużna
kilometrbrzmiałfałszywie.
– Podobno miałaś migrenę? – Mężczyzna stał się podejrzliwy. – A wy, chłopaki, nie
wszkole?
–Właśniemiprzeszła.
–Odwołalimatmę,bopanizachorowała.
ElisaiTuukkaodpowiedzielijednocześnie.
Przez szczelinę w drzwiach garderoby Lumikki widziała, jak ojciec Elisy mierzy
spojrzeniem całą trójkę. Miał krótkie blond włosy i tułów ciężarowca. W garderobie było
ciemno,aleprzestronnie.Pachniałodziewczyną.GarderobaLumikkinigdyniemogłabymieć
takiegozapachu.
Znówsięukrywała.Znówunikałaspojrzeń.
Zamknęłaoczy.
Nieuciekniesz.Znajdziemycięwszędzie.Akiedycięznajdziemy,tokoniecztobą.
Koniec.
Ztobą.
14
Samonieprzyjdzietulato,
gdyniktniepopędzigoznas,
inieporadzicośnato,
bypąkibyłynaczas.
Każęzakwitnąćwięckwiatom,
zielenićsięłąkompobrzeg.
Iprzyszłowreszcietolato,
boroztopiłamdziśśnieg.
Ijeszczewodziewstrumyku,
kazałampląsaćilśnić…
Drzewko świętojańskie. Balony, balony, mnóstwo balonów, niektóre rozbiegły się już po
błękitnymniebie.NajpiękniejszywieczórwMaarianhaminie,chylącysięjużkunocy,awciąż
jasnyjakdzień.Całarodzinataty.Zapachlata,odległenawoływaniamew,krzykijaskółek.
Lumikkiwbiałejsukience,nagłowiewianekzmleczów,zrobionyprzezmamę.ŚpiewaLetnią
piosenkęIdyAstridLindgren.Niemaładnegogłosu,alenikomutonieprzeszkadza.
NaglewyrastaprzedniąkuzynkaEmma,starszaorok.Lumikkipróbujejąwyminąć.Idzie
popatrzeć na drzewko. Ona też chce dostać balon. Wujek Erik napełnia je helem i rozdaje
dzieciom. Czerwony. Albo niebieski. W żadnym wypadku nie żółty. Najchętniej właśnie
czerwony.
–Pobawimysię?–pytaposzwedzkuEmma.
Lumikkiwzruszaramionami.
–Pobawimysiętak,żetyzostanieszmojąniewolnicąibędzieszmusiałarobićwszystko,co
cikażę,okej?
Lumikkikręcigłową.
–Tojabędękrólową,atymoimkoniem.
–Nie–odpowiadaLumikki.
–Musisz.Mogęcirozkazywać,botonaszdomijestemodciebiestarsza.
Lumikkizbierasięnapłacz.Alepowtarzajeszcze:
–Nie.
WtedypodchodządonichciociaAnna,matkaEmmy,imamaLumikki.
–Lumikkiniechcesięzemnąbawić.Cowymyślę,toonamówiciągle„nie”!–skarżysię
Emmaswojejmatce.–Wcaleniejesttakafajnajak…
–Ciii…
CiociaAnnagłaszczeEmmępopłowychwłosach.
–Lumikkijestmożetrochęnieśmiała–mówi.–Chodź,pójdziemypobalondlaciebie.
CiociaAnnabierzecórkęzarękę.PoparukrokachEmmaobracasiędoLumikkiipokazuje
jejjęzyk.Kobietyniczegoniezauważają.MamaLumikkipatrzywmorze.Słonywiatrmusiał
podrażnićjejoczy,bowierzchemdłoniocierałzy.Pochwiliwzdychaiodzywasiędocórki
pofińsku:
– Nie warto ciągle mówić „nie”. Jeśli będziesz trochę częściej odpowiadać „tak”, może
znajdzieszprzyjaciół.
Przyjaciół?CzyLumikkichceichmieć?Czymiećprzyjaciółznaczy,żetrzebasiępotem
godzićnawszystko?
Iniebopięknewieczorempomalowałamnaróż.SłowapiosenkiniechcąjużprzejśćLumikki
przezgardło.
Nie.
Lumikkistarałasięprzybraćton,któryutniedalsząjałowądyskusję.
Elisa spojrzała na nią wielkimi oczami. Tylko że spojrzenie Bambi, który właśnie stracił
mamę,niedziałałonaLumikki.
–Aleniktinnyznasniemoże–próbowałjeszczeargumentowaćTuukka.–Jesteśjedyną
osobą,którejojciecElisynigdyniewidział.
–Takiezabawywdetektywówmogąbyćcałkiemfajne,alewpodstawówce.Terazjużnie.
Lumikkiotworzyłabalkoniwpuściładopokojumroźnepowietrze.KiedyElisaichłopcy
wcinalinadolerosołektatusia,onamusiałasiękisićwsłodkichoparachgarderoby.Mogła
wyjśćdopiero,gdyojciecElisywróciłdopracy.
Lumikkizaciągnęłasięrześkimpowietrzem.Płucatrochęzabolały,aletonic.
–Wtensposóbmoglibyśmyconiecowyjaśnić.–Kasperprzyłączyłsiędogrupynacisku.
–Albopoprostuskończyćtębłazenadęipójśćnapolicję–odparłaLumikki.
Nie,nie,nie.Bobalanga.Bonarkotyki.Bowłamaniedoszkoły.Bopieniądze.Boojciec
Elisyjestpolicjantem,apozatymktoimuwierzy,noipowinnimiećcoświęcejpozaparoma
fotkamiiskasowanymmejlem.
–Dlawastopewnienicwielkiegowagarowaćkilkadnizrzędu,alejaniemamzamiaru
zawalićżadnegoprzedmiotu.
Lumikki zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę schodów na parter. Elisa, Tuukka
i Kasper podążali za nią krok w krok jak szczenięta. Do pełnego obrazu brakowało tylko
wywieszonychjęzyków.
– Przecież jutro masz tylko dwie fizy i dwa wuefy – powiedziała Elisa. – A nawet nie
zaczęłaśsięzbliżaćdolimitównieobecnościztychprzedmiotów.
LumikkizerknęłanaElisę.Czyżbydziewczynazadałasobietrudprzestudiowaniajejplanu
lekcjiifrekwencji?Niezłyruch.Zaskakujący.
– Jeśli zrobisz dla mnie jeszcze to, przyrzekam na wszystkie świętości, że już więcej cię
onicniepoproszę.
SpojrzenieElisybyłoszczere.
Lumikkiniedałaposobiepoznać,żepomysłjestkuszący.Nęciłajązarównoperspektywa
uwolnieniasięwreszcieodcałejtrójki,jakisamozadanie.Wiedziała,żedoskonalesiędo
niegonadaje.Żejestdobrawbyciuniewidzialnąiniezauważalną.Dobrawniebyciu.
–Zgoda.Aleterazidędoszkoły.Zdążęjeszczenaplastykę.
Elisarozpromieniłasięodrazu,gdyzdałasobiesprawę,żeLumikkinaprawdęsięzgodziła.
Spontaniczniewzięłająwramiona,wktórychtaczułasięrównienaturalniejakwuścisku
węża boa. Należało dać Elisie odpór już przy pierwszym niespodziewanym ataku
zniedźwiadka.AtakLumikkidałasięwkręcićwspiralęuścisków,bezszansnaucieczkę.
–Dzięki,dzięki,dzięki–powtarzaławkółkoElisa.
Lumikkiwywinęłasięzjejobjęć.
–Tylkoniezróbnicgłupiego.
Oparty o poręcz Tuukka stał kilka stopni wyżej z kpiącym uśmieszkiem na ustach.
Wyobrażał sobie zapewne, że ten grymas czyni z niego seksownego przystojniaka,
wrzeczywistościjednakwyglądałpoprostugłupio.
NadworzeLumikkispojrzałanawyświetlaczkomórki.Była12.35.WrócipoddomElisyza
siedemnaściegodzin.
NapastnikusiłowałtrafićLumikkizprawejstrony.Wyprowadziładwaprostenanosizaraz
potem dwa prawe haki na podbródek. I powtórzyła serię. Dwa proste, dwa haki. Prosty,
prosty,hak,hak.Tętnowprzedziale175.
Przeciwniksięzachwiał,alenieupadł,podjąłwięckolejnąpróbę.Lumikkiwbiłamuprawy
łokieć w klatkę piersiową, po czym błyskawicznie odwinęła w górę prawe przedramię,
trafiając go pięścią w szczękę. Zakończyła serię energicznym, wznoszącym kopnięciem
bocznym.
Napastnikzostałpowalony.Plecy,udaitwarzLumikkiociekałypotem.
Leżącyusiłowałwstać,aleLumikkiprzyparłagolewąrękąmocnodopodłogi.
Nawetniepróbuj,skurwielu.
Izaczęłagozcałejsiłyboksować.Prawapięśćlądowałanatułowiuitwarzy.Ciosybyły
zpoczątkupowolne,mierzone,pewne.Aletempozkażdąchwiląrosło,ażwreszcieLumikki
tłukłanaoślep.
Nawetniebłagajolitość.Toniesalkakatechetyczna,tuprzebaczenianiebędzie.
Słonypotspływałjejpoczole,oczyszczypały.Zamrugała,potemmocnozacisnęłapowieki.
Niemusiaławidzieć.Zbytdobrzeznałatwarzswojegowroga.
Inyourface.Inyourface.
Już.Nigdy.Nie.Wstaniesz.
– Super! I teraz to samo na lewą stronę. Schemat macie już opanowany. Jedziemy od
początku,inamaksa.
Lumikkiodeszłaparękrokównabok,chwyciłaręcznikiwytarłaoczyorazczoło.Chwilę
później sala znów zadrżała od dudniącej muzyki i czterdziestka młodych kobiet i kilka
starszych, w średnim wieku, oraz trzech mężczyzn zaczęło wykonywać identyczne ruchy
niczymdobrzewyregulowanetrybikiwmaszynie.
Lumikki kontrolowała w dużym ściennym lustrze, czy odpowiednio mocno ugina kolana
iczyręceustawionedoblokusąwystarczającowysoko,przedczerwonązwysiłkutwarzą.
Z tyłu i trochę z boku niej ćwiczyła dziewczyna w zielonej koszulce i włosach upiętych
w krótkie kitki, która się na niej wzorowała. Lumikki wiedziała, że należy do najlepszych
wcałejgrupie.Uderzałazcałejsiłydosamegokońca.Miaładobrątechnikę.
Technikę aerobiku. Bo w gruncie rzeczy był to aerobik. Serie ruchów wykonywanych
w rytm przebojowej muzyki tanecznej, doprawione klimatem sportów walki. Dobrana,
nieskomplikowana choreografia, w której przy dopingu instruktorki prowadziło się
wyobrażonewalkizwyobrażonymiprzeciwnikami.Aerobik,tylkotrochębardziejagresywny.
Lumikki to lubiła. W combacie łatwo osiągała upragniony stan pobudzenia, a po zajęciach
byłazlanapotemiporządniezmęczona.Niemyślałanawetotym,żebytrenowaćprawdziwe
sztukiwalkilubboks.Doskonaleznałatouczucie,gdypakujesiędrugiemuczłowiekowipięść
w brzuch. Gdy rozbija mu się nos i czuje na rękach dziwne ciepło cudzej krwi. Ciepło
stygnącejkonfitury.Lumikkiniepragnęła,abyjejciosydosięgałykonkretnego,żywegocelu.
Nazbytdobrzepamiętała,jaksięczuła,bijącprawdziwegoczłowieka,choćodtamtejpory
minęły już ponad dwa lata. Zapadający nad szkolnym boiskiem siny zmierzch wypalił się
w jej pamięci na zawsze. Kiedy wracała do niego myślami, czuła w ustach kwaśny smak,
awnosiesłodkizapachperfum.Miałwsobieróżę,wanilięinutęsandałowca.
Letitrainoverme.
Lumikkiniepotrzebowaładeszczu,jejczarnakoszulkabezrękawówbyłamokraodpotu.
Siedziałapozajęciachwszatniiczekała,ażoddechwrócidonormy.Wtedyzaczęłaściągać
opaski.Nacombacieowijałosięnadgarstkiipięści,abyjewzmocnićizatrzymaćpot.Nade
wszystko jednak stanowiło to kolejny element zabawy, rekwizyt do roli nieokiełznanej
wojowniczki,wktórąnajchętniejwcielałysięnazajęciachgrzecznelicealistki.Lumikkinie
była wyjątkiem. Nazywało się je nawet opaskami mocy – jedne dziewczyny mówiły to
zprzymrużeniemoka,innezbłyskiemwoczach.
–Tennowyukładjestdobry.Cięższyodpoprzedniego.
Lumikkispojrzaławstronę,zktórejdobiegłgłos.Nadrugimkońcuławki,ściągającopaskę,
siedziaładziewczynastarszaodniejojakieśdwalata.Niebyłowątpliwości,żemówiłado
Lumikki. Długie, rude włosy wysoko upięte w kitkę. Twarz i ramiona upstrzone piegami.
Czarne, luźne spodnie i czarny, obcisły top – taki sam combatowy uniform, jaki wkładała
Lumikki.Zauważyłająnazajęciachinasiłownijużwcześniej.Iwiedziała,żetakżezostała
zauważona.Czułanasobiejejspojrzenie,dziewczynaśledziłajejruchy.Inietylkoruchy,lecz
także zaokrąglenia tułowia, zarysy mięśni. Lumikki przeczuwała, że prędzej czy później
dziewczynadoniejzagada.
–Ujdzie–odpowiedziała.
Swobodnym,naturalnymruchemrudaprzysunęłasiębliżejLumikki.Spodzapachupotu
wybiłyCalvinKleinOneigrejpfrutowyżelpodprysznic.Dziewczynawróciładoodwijania
opaski.Jejbicepszbiłsięwjędrnąkulę.Namięśniumiałasiedempiegów,któreukładałysię
jakgwiazdywBliźniętach.
Lumikkinagledopadływspomnienia.Byłjeszczektoś,ktoużywałCKOne.Ktomiałnaszyi
wytatuowanygwiazdozbiórBliźniąt.Przypomniałasobietouczucie,gdyzbliżyładonichusta
izaczęłamuskaćkolejnegwiazdy.Kastoraprzytrzymaławargaminiecodłużej.Odgadła,że
przyPolluksieniewytrzyma,odwrócisię,uwięzijejnadgarstkiwswoichdłoniachipocałuje
wusta.
Czytonaprawdębyłoubiegłegolata?Ajakbystolattemu.
Lumikki chwyciła butelkę z wodą i pociągnęła kilka długich łyków. Dziewczyna
najwyraźniej czekała, aż Lumikki coś powie, jakoś potwierdzi, że warto było się do niej
przysiąść. Wyjdzie z inicjatywą. Lumikki wiedziała aż za dobrze, co będzie dalej. Kolejne
pogaduszki w szatni, uśmiechy, nieśmiałe zaproszenie na kawę i wreszcie ta nieuchronna,
nieuniknionasytuacja,wktórejwypowietebrutalnesłowa.
Tonieprzezciebie,toprzezemnie.
Nieteraz,jeszczenie,możenigdy.
Pozostańmykumpelkami.Iobiebędąwiedziały,cotooznacza–żeodtejporybędąunikać
spotkaniajakognia.Lumikkiniemogłabyjejnigdypowiedzieć,żewszystkoprzezto,żetwój
zapachprzypomniałmikogośinnego.Iwłaśniedlategoniemożemydłużejbyćrazem.Nie
byłaby z nią szczera. Musiałaby kłamać od samego początku, a to skończyłoby się jedynie
wstydem,mdłymżalem,tępąirytacją.
Ipoco?Lumikkipostanowiłaoszczędzićimobuczasu,adziewczyniełez.Nieodrywałaust
od butelki. Milczenie przeciągnęło się poza granicę niezręczności. Ruda poruszyła się
niespokojnie,poprawiławłosyipowiedziała:
–Dobra.Tonarazie.
Lumikkiuniosłanieznacznierękęnapożegnanie.Dziewczynawzięłatorbęiprzesiadłasię
na ławkę w innej części szatni. Lumikki wypuściła cicho powietrze z płuc. Powysiłkowa
euforiaminęła.Przepoconystrójprzykleiłsiędoskóryizaczynałziębić.
Isurrender.
Pogłowietłukłsięjejirytującoostatniprzebójtreningu.Wpewnychsprawach
wolałasobieodpuścić,nawetniepróbować.Czasemtakbyłolepiejdlawszystkich.
W saunie Lumikki siedziała sama, jak nigdy. Z początku nie polewała kamieni wodą,
czekała,ażskórasamasięogrzejeiznówpokryjepotem,któryzaczniepowoliściekaćzkarku
po plecach. Ale razem z potem na powierzchnię wybijały wspomnienia lata i jesieni, choć
próbowałajezatrzymać,botoniebyłdobrymoment.Któryzresztąjestdobrynatęsknotę
imelancholię?Onejednakdopadłyjązewszystkichstroniścisnęłyżołądek,ażsięzgarbiła.
Przeszywającejąbłękitneoczy.Apotemszybkoumykającewbok.Gdzieśdaleko.
–Lepiej,żebyśmysięjużniespotykali.
–Wogóle?
–Napewnoprzezjakiśczas.Chybasamarozumiesz,żechcętowszystkoprzetrawićbez
świadków.Niebyłobyuczciwe,gdybyśmusiałasięmęczyćzemną.
Lumikki miała ochotę krzyczeć, przekonywać. Jakim prawem ktoś określa granice jej
wytrzymałości i formułuje wnioski, co dla niej jest uczciwe, a co nie? Doskonale umiała
zatroszczyćsięosiebie.Rozzłościłająłatwość,zjakązostaławykluczonazżyciaiproblemów
drugiegoczłowieka.Jakgdybybyłamałym,wrażliwymdzieckiem,naktórewszyscychuchają
idmuchają.Miałaochotęsyknąć,żeprzerabiałajużznaczniecięższetematyinietrzebajej
trzymaćpodkloszem.
Rozumiałajednak,żekrzyknictuniepomoże.Klamkazapadła.RolaLumikkiograniczała
siędopogodzeniasięzfaktami.Takąjejrozpisanowtymakcieprzedstawienia.
–Coznaczy„przezjakiśczas”?Chybabędęmogładociebiedzwonić?
Lumikki brzydziła się tą błagalną, podwyższoną nutą swojego głosu. Czuła, że w gardle
rośniejejklucha,iwiedziała,żeniebędziewstaniejejzsiebiewypłakać.Całelataminęły,
odkądzatraciłazdolnośćwylewaniałez.Tamtegolatazaczęłamyśleć,żemożejąodzyska,ale
podczas tej rozmowy zrozumiała, że musi żyć z tą kluchą w gardle, przełykać ją i mieć
nadzieję,żektóregośdniawkońcusięrozpuści.
Żadnych telefonów, mejli, wiadomości na Facebooku, listów, nocnych sygnałów morsem
latarką, znaków dymnych nadawanych parującym oddechem w jesienny wieczór, ani
intensywnych,rozpalonychmyśli,któreprzenikałyprzezmgłę,ścianyidrzwi.Nic.Absolutna
ciszaweterze.Jakgdybyczłowieknaglezapadłsiępodziemię.Awkażdymraziezdniana
dzieńzniknąłzżyciaLumikki.Taksamoniespodzianieibezczelnie,jaksięwnimpojawił.
Wróciła myślami do tamtego majowego popołudnia. Niewiarygodnie palące
słońcei temperatura, która wspięła się niepostrzeżenie powyżej dwudziestu stopni po raz
pierwszytamtejwiosny.Lumikkiszłaprzezcentrumubranazdecydowaniezagrubonataką
pogodę,więcnabrzeguwodospaduzdjęłapłaszcziprzysiadłanaławce,abypopatrzećna
ciemny,rozpędzonynurtipoczućnatwarzyciepłosłońca.Przyszłojejdogłowy,żedoideału
brakuje jej tylko nuty orzeźwienia. Do budki z lodami miała akurat żabi skok. Przewiesiła
sobie płaszcz przez ramię i stanęła w długiej kolejce. Nie ona jedna poczuła tego dnia
pragnieniezjedzeniaprawdziwegoloda.
W kolejce Lumikki rozmyślała, czy wziąć lukrecję, czy cytrynę. Lukrecja to podstawa.
Zawszejejsmakowała.Aleicytrynabrzmiałainteresująco.Możezasprawąmajowegoświatła
isłońca,któresygnalizowałodługieiupalnelato.Ciągleniepodjęładecyzji,gdyprzyszłajej
kolej.
Spoczęły na niej błękitne oczy sprzedawcy. Już otworzyła usta, ale nie zdążyła złożyć
zamówienia.
– Nic nie mów. Zgadnę. Nie chcesz czekolady ani truskawki. Jak najdalej od wanilii.
Budyniowyteżcięnieinteresuje,podobniejakwszystkienowinki,bototylkooszukiwanie
naiwnych,którzylubiąeksperymentować.Tyjesteślukrecja.Widaćtopotobienakilometr.
Błękitneoczyzaladązwęziłysięnieznacznieispojrzeniestałosiębardziejprzenikliwe.
–Aleterazmaszochotęnacytrynę.Botojużniedokońcawiosna,alejeszczenielato.
Maszochotęnacościerpkiegoiżółtego.Nalodymajowegosłońca.
Lumikkipoprostuzatkało.
–Zamówiszjednągałkę,aleniewwafelku,botozwykłatekturazodrobinącukru.Nałożę
ciwięccytrynkędokubeczka.
Sprzedawcasięgnąłdopojemnikówzlodami.Lumikkizrobiłosięnaglenieznośniegorąco.
Ichoćbyrozebrałasiępodkioskiemdosamejbielizny,nicbytoniedało.Nakładanieloda
trwałostraszniedługo.Lumikkipoczułasięniezręcznie.Wciążniebyławstaniewymówić
słowa.Wreszciesprzedawcaodwróciłsiędoniejiwręczyłpapierowąserwetkęorazkubeczek
zlodem.GdyLumikkizaczęłaodliczaćpieniądze,wniebieskichoczachzapaliłsięuśmiech.
–Dajspokój.Jastawiam.
Lumikki wydusiła z siebie coś na kształt podziękowania, spiekła raka i odwróciła się na
pięcie. Czuła się całkowicie prześwietlona. Uczucie było zarazem bardzo nieprzyjemne
i dziwnie łaskoczące. Dopiero gdy wróciła na ławeczkę przy wodospadzie, zauważyła
wypisanenaserwetcesłowa.
„Zadzwoń.Wiem,żebędzieszchciała.”Inumertelefonu.
Lumikkipokręciłagłową.Bezczelnytyp,pomyślała.Idotegodureń.Wieczoremtrzymała
telefonwspoconejdłoniiwystukiwałanumer.
Samolubny dureń. Słaby tchórz. Żałosny spierdalacz. Po rozstaniu powtarzała to sobie
w kółko podczas długich, bezsennych nocy, ale słowa nie stawały się od tego nic a nic
prawdziwsze.Kochałategodurnia,tchórzaispierdalacza.Rozumiałajegodecyzję,choćnie
chciała rozumieć. Żyła nadzieją, czekała, podskakiwała, gdy komórka zaczynała dzwonić,
siedziałaprzyoknieiwyobrażałasobie,żewidzinadworzeznajomąpostać.Parzyłasobiepo
północymocną,czarnąkawę,bowiedziała,żeitakniezaśnie.Intensywnyzapachpodnosiłją
naduchuitroskliwieotulał.Piłajeszczegorącypłyn,bochciałarozpuścićtkwiącąwgardle
kluchę.
Mijałytygodnieimiesiące,kluchapowolitopniała,atęsknotaodstąpiłaokrok.Znadzieją
Lumikkirozstałasięświadomie.Niemiałazniejżadnegopożytku.Prawdopodobniejużnigdy
sięniespotkają.
Lumikki ujęła chochelkę z wodą. Chlustała raz za razem na rozgrzane kamienie, dopóki
piec nie przestał gniewnie na nią syczeć. Gorąca para wżarła się jej w barki i kark.
Wyprostowałasięipoczuła,żeściskwżołądkuzelżał.Szczypiąceoczyotarładłonią.Tobył
pot,tylkopot.
WieczoremLumikkiwpatrywałasięwbiałąścianęswojejkawalerkiirozmyślałaoobrazie,
który przygotowywała na plastyce. Nie była szczególnie utalentowaną malarką ani
rysowniczką, ale uwielbiała zajęcia malarskie. Nie roiła sobie, że będzie kimś więcej niż
przeciętnąamatorką.Naplastykęchodziładlaprzyjemności,korzystałazokazjidozabawy
irelaksuwpracowni.Późniejwżyciuraczejniebędziejużtakdobrze,żebyzadarmomieć
farby,materiałyimiejscedomalowania,któreszkołazapewniałaimwramachzajęć.
Czerń,czerń,czerń.Tłobyłojużjednolite,aleLumikkiwciążnakładałakolejnewarstwy
farby, żeby uzyskać chropowatą teksturę, by jej dzieło nie pozostało wyłącznie
dwuwymiarowymobrazem.Gdyuznała,żetłojestgotowe,rozłożyłanapodłodzesaligazety
i położyła na nich płótno, po czym weszła na krzesło i zaczęła upuszczać z góry krople
czerwonejfarby.Rozpryskiwałysięnaczarnymtlejakczerwonydeszcz,jakkrew.
NadzisiejszychzajęciachLumikkiprawieskończyłaobraz.
Ijużwiedziała,jakinadamutytuł.„Oprzyjaźnimiędzydziewczętami.”
3marca
CZWARTEK
15
Biały,puszysty,kłębiącysięwoal,pierzynkabitejśmietany.Dalekoicorazdalej,kotłujesię
imiesza.Powolne,rozespanechmury.
Podwieczórdzieńostyga…
Jeszcze nie było chłodno. Największy skwar dopiero zaczynał odpuszczać. Powietrze jak
miódzmlekiem.Pieściłostopy,udairamiona,jakbyktośwodziłpiórkiempoobrysachciała.
Mogła leżeć zupełnie nago na pomoście i obserwować niebo i chmury. Czekać. Tęsknić.
Odczuwaćbrakkogoś,ktosiedzizaledwiekilkakrokówdalej.Uśmiechaćsiędosiebie,czuć
naskórzespojrzenie.
Weźtęsknotęmoichsmukłychramion…
Ciepło powietrza i ciepło wnętrza. Ciepło, które oddala niepotrzebne myśli. Nagląca
powolność,niespiesznypośpiech.Nieskończona,wiekuistaprzemijalnośćlata.Tachwila,gdy
wszystkobyłojeszczedobreibyciezkimślepszeodbyciasamemu.Tamyśl,żemogłobyto
trwaćjeszczedługo,bardzodługo.Żenatymmożnapoprzestać.Ztymczłowiekiembyć.Tę
dłońujmowaćdziesiątki,setki,tysiącerazy.Nicniemówić.Słyszećdwaoddechywybijające
tensammiarowy,spokojnyrytm,któryczasemprzyspieszałwjednymtempie,nadwa.
Gdylatominęłoipodszytylodemwiatrzacząłzrywaćzbrzózpierwszeżółteliście,myśli
zpomostuwydałysięjejsnem.Któryprzyśniłsiękomuśinnemu.
Lumikkiwestchnęłaiprzeniosłaspojrzeniezniebanakomendępolicji.Dużeoknadworca
autobusowegostanowiłyidealnypunktobserwacyjny.Siedziałajużtrzeciągodzinę,czekając,
ażcośsięwydarzy.
Toniemiałosensu.
Na dworze siarczysty mróz, a ona śledzi ojca Elisy od samego domu na Pyynikki aż do
komendynaHatanpää.GdyVäisänenzniknąłwbudynku,Lumikkizajęłazgóryupatrzoną
pozycjęnadworcuautobusowym.Niemiałaochotysiedziećtyleczasuwsiedzibiepolicji.Co
prawda kolejki do wydziału paszportowego słynęły z powolności, ale dziewczyna tkwiąca
godzinamiwholuwpewnymmomenciemogłabywzbudzićczyjeśpodejrzenia.
A tutaj nikt nie zwracał na nią uwagi. Była za dobrze ubrana na bezdomną i za mało
rzucałasięwoczy,abyktokolwiekpóźniejpotrafiłpowiedzieć,czyjąwogóletamwidział.
Niemniej Lumikki czuła, że marnuje tylko swój czas. Przecież było bardziej niż
prawdopodobne,żepanVäisänenprzesiedzisumienniewpracyconajmniejdoczwartejpo
południu i wróci do domu na piechotę, tak samo, jak przyszedł. Zaczepista zabawa
wdetektywa,niemaco.
Piłajużczwartykubekczarnejkawy.Próbowałajakośzmusićsiędoczujności.
Pieniądze. Faceci, którzy chcieli porywać Elisę. Młoda kobieta na zdjęciach. Biały
Niedźwiedź.
Gdziejestwspólnymianownik?
Väisänenbyłkluczemdorozwiązaniatejzagadki.CodotegoLumikkiniemiałażadnych
wątpliwości. Elisa na początku również była tego pewna, choć nie chciała wierzyć, że jej
ojcieczrobiłcośzłego.Późniejniemiałajużwyjścia.Zobaczyłazdjęciaitwarzjejposzarzała.
Coś w niej pękło. Prysła wtedy jakaś dziecinna wiara i część osobowości Elisy na zawsze
odeszławcień.
Lumikkiznałatouczucie.Przypomniałasobie,jakkiedyśpóźnąjesieniąwpierwszejklasie,
niedługo przed gwiazdką, spojrzała na siebie w lustrze i zobaczyła przestraszoną,
zdezorientowanądziewczynkę,któranigdybynieuwierzyła,żemogłobysięjejprzydarzyć
cośtakiego.Żecośtakiegoistnieje.Jatojużnieja.Takwtedymyślała.Ibyłatoprawda.
Stałasiękimśinnym,innąosobą.
Byłasobierazdziewczynka,któranauczyłasiębać.
Lumikki postanowiła dać wytchnienie oczom, zmęczonym wpatrywaniem się w budynek
komendy, i przeniosła spojrzenie na dworcowy hol. Przed paroma laty modernistyczny
budynekprzeszedłgruntownyremontiterazwyglądałpoprostupięknie.Zwielkichokien
spływałydośrodkakaskadyporannegoświatła.Gdypatrzyłosięnanie,odwracającwzrokod
oślepiającejbielinazewnątrz,możnabyłosobiewyobrazić,żejestlato.
Lumikkimiałaochotęrozsiąśćsięwygodniewpoczekalniiprzymknąćpowieki,razjeszcze
przywołaćciepłoiszaleństwolata.Poczućniesionewspomnieniamiszczęścieiżal.
Coonatuwogólerobi,dojasnejciasnej?
ViivoTammrozwiązywałsudokuzpopołudniówki,aleniespuszczałzoczukomendypolicji.
Podejrzewał, że Sokołow upadł na głowę. Komu by się chciało cały dzień czekać, aż glina
wyjdziezpracy.Borysjednaktwierdził,żecośmuniepasuje.Nierozumiał,dlaczegoglina
nieodpowiadanazaproszenieodNatalii.Apodobnośmiałasiękiedyś,żeVäisänenodpisuje,
zanimonazdążywysłaćmumejla.
Sokołow rzekomo przeczuwał, że tego dnia coś się wydarzy. A gdy on miał przeczucie,
lepiejbyłosięznimniekłócić.
Viivospytał,czyniemógłbypoprostupogadaćtrochęzVäisänenem.Uzmysłowićmu,że
lepiej z nimi nie zadzierać. Viivo miał dar przekonywania, że nie warto się wychylać. Że
lepiejsiedziećcicho.Niektórychprzekonałotymtakskutecznie,żeprzestalimówićwogóle,
nazawsze.
Jednak tym razem rzekomo nie wchodziło to w rachubę. Żaden z nich nie mógł się
pokazywaćzgliną,wraziegdybysięznimdogadali.DlategoViivomiałgotylkośledzić.
Sokołowprzekonywał,żeVäisänenprowadziwłasnągrę.Ichciałwiedzieć,czygrasam,
czywzespole.
Co wpisać do tej kratki, dziewiątkę czy siódemkę? Że też nie wybrał łatwego zadania,
z trzema gwiazdkami, tylko to trudne, z pięcioma. Keep it simple.
Viivo nie zamierzał
zostawać mistrzem sudoku. Grał dla zabicia czasu. Przygryzł końcówkę ołówka i zerknął
wstronębudynkukomendy.
Całydzieńdodupy.
Lumikkizaczęławysupływaćkomórkę,żebyzadzwonićdoElisyicofnąćobietnicę.Dośćjuż
zmarnowałażycianatobezowocneśledzenie.
Terho Väisänen zastanawiał się nad otrzymaną w nocy wiadomością. Oczywiście nie
skontaktowałsięznimosobiścieBiałyNiedźwiedź,tylkojedenzjegolicznych„asystentów”,
też zresztą ukryty za pseudonimem. W mejlu znalazł instrukcje: pójść do męskiej toalety
w Pałacu Tampere, wejść do trzeciej kabiny, wyjąć ze spłuczki telefon komórkowy
i zatelefonować z niego pod numer ukryty pod jedynką w funkcji szybkiego wybierania.
Wtedyotrzymadalszepolecenia.Telefonbędziewwyznaczonymmiejscujedyniedziś.
Możejednakpróbowaługryźćtrochęzadużo?
Współpraca z Borysem Sokołowem i Estończykami jeszcze się układała. Byli to prości,
drugoligowi kryminaliści. Sokołow wznosił się ciut nad poziom Estończyków, ale i on
wykonywał jedynie rozkazy z góry. Natomiast Biały Niedźwiedź to już zupełnie inna liga.
Krążyłyonimjedyniepogłoski,nickonkretnego.Terhonieznałnikogo,ktowidziałgona
własneoczy.
Jeślijednakchciałotrzymaćswojądolę,musiałdziałać.Abardzochciał.Musiałdostaćte
pieniądze.Liczyłnanie,zbliżałsięterminspłatyparudługówkarcianych.
Zignorowałburczącyżołądekiwłożyłpłaszcz.Przerwęnalunchwykorzystanaspacerdo
PałacuTampere.
Väisänenwyszedłzkomendy.
ViivoTammożywiłsię.
Lumikkisięożywiła.
Na jej szczęście Tamm był o ułamek sekundy szybszy. Zdążyła zarejestrować, że
mężczyzna,którybezwahaniaporzuciłpopołudniówkęznierozwiązanymsudoku,wygląda
znajomo. Gdy ruszył do wyjścia, rozpoznała go po długości kroku, ruchu ramion i nieco
przygarbionejsylwetce.
Jedenzporywaczy.
Mężczyznaszybkimkrokiemwyszedłzhalidworca.Lumikkipojęławmgnieniuoka,żenie
znaleźlisięwtymsamymmiejscuanitymbardziejniepoderwalijednocześnieprzezzbieg
okoliczności.Cośichłączyło.
Śledzilitegosamegoczłowieka.
Atocholerniekomplikowałozadanie.OdtejporyLumikkimusiałastaćsięniewidzialna
dladwóchmężczyznjednocześnie.
16
LumikkiweszładoholuPałacuTampereistałaprzezchwilęzdezorientowana.
Dotejchwiliwszystkoszłodobrze.OjciecElisybyłtakzajętypodążaniemdosobietylko
znanego celu, a porywacz tak pochłonięty śledzeniem go, że obaj nie zwrócili uwagi na
Lumikki.Utrzymywałaodpowiednidystans,aninachwilęnietracącichzoczu.Widzieć,lecz
niebyćwidzianym.Toumiaładoskonale.
Przeszli przez most, minęli uniwerek, skręcili w ulicę Yliopistonkatu, a potem w stronę
Pałacu.
Wśrodkujednaksprawasięskomplikowała.
TerhoVäisänenprzeszedłzdecydowanymkrokiemwzdłużzdobiącejholPałacuNiebieskiej
prostejKimmaKaivantyizniknąłwmęskiejtoalecie.Porywaczstałchwilęprzeddrzwiami,po
czymrozejrzałsięitakżewszedłdośrodka.
Lumikki zaczęła kalkulować. Z jednej strony mogła zaczekać w holu, gdzie nikt jej nie
zauważy. Z drugiej strony w toalecie mogło dojść do jakiegoś rozstrzygnięcia. Należało się
wręcztegospodziewać.Raczejmałoprawdopodobne,abyojciecElisyprzeszedłtakikawał
drogitylkodlatego,żeznudziłymusiękafelkiwpolicyjnejtoalecieipostanowiłdlaodmiany
wysikać się gdzie indziej. Na pewno istniało inne wytłumaczenie i Lumikki musiała to
wyjaśnić.Niemogłajednakwejśćdomęskiejtoaletyottak,gdyżzwróciłabynasiebieuwagę.
Musiałatamwejśćjakochłopak.
Przemianabyłauderzająca.Zlustrałypałnaniąpodejrzliwienastolatekwnasuniętejna
oczyczapce.
Najważniejszybyłchód.Lumikkizaczęłastawiaćnogiluźniejiszerzej,bardziejeksponując
krocze.Takrozczłapanymkrokiemdoszładodrzwimęskiejtoalety,ujęłaklamkęipociągnęła
jązdecydowanymruchem.
TerhoVäisänenpróbowałunieśćpokrywęspłuczki,alepalcemusięślizgały.Ciężkiewieko
zdumiewająco mocno przylegało. Usiłował wcisnąć paznokcie w szczelinę, ale na próżno.
Musiał znaleźć coś dłuższego. Pogrzebał w kieszeniach. Odblask na nic się nie zda, prawo
jazdy też nie. Na szczęście palce namacały stary, zapomniany kluczyk zapięcia od roweru,
któryzdołałwcisnąćpodpokrywęspłuczki.Potemnajciszejjakumiał,przystąpiłdooperacji
podnoszeniawieka.Wtedyusłyszał,żektośwchodzidosąsiedniejkabiny.
Tojegopieskieszczęście.Człowiekniemachwilispokoju.
Kluczyk wygiął się niebezpiecznie, ale i pokrywa drgnęła, zgrzytając nieprzyjemnie
okrawędźzbiornika.Wcichejtoaleciezabrzmiałotojakhukeksplozji.
Znów ktoś wszedł do środka. Cholera, kolejna para uszu. Facet wybrał drugą sąsiednią
kabinę.Terhopoczułsięosaczony.Trzebauspokoićnerwy,zrobićkilkagłębokichwdechów
i odegnać od siebie paranoiczne myśli. Pałac to miejsce publiczne, w którym są bezpłatne
toalety.Trafchciał,żetrzemfacetomzachciałosięskorzystaćznichakuratwtymsamym
czasieimiejscu.Adokładniejdwóm.BoTerhoniezamierzałnawetsięgaćdorozporka.
Zdjąłpłaszczipodwinąłprawyrękawkoszuli.Zanurzyłrękęwzbiornikuizacząłmacać
dno,aleniczegonieznalazł.Zdjęłogoobrzydzenie,choćwiedział,żewodawspłuczcejest
zupełnieczysta.Czywszedłnapewnodowłaściwejkabiny?Ajeślitelefonktośjużzabrał?
Jeśligooszukano?
Pochwilicośmusnęłodłoń.
Bingo.
Wydobyłzwodyczarne,wodoszczelneetuiiostrożnieotworzył.Wśrodkuznalazłowinięty
folią telefon komórkowy. Wsunął go do kieszeni płaszcza, etui schował do drugiej
i zamontował pokrywę spłuczki. Słyszał, że serce wali mu jak młot. Drżały mu ręce. Nogi
zrobiłysięmiękkiejakzwaty,choćniepowinienmiećprzecieżpowodówdostrachu.
Włożył szybko płaszcz, otworzył drzwi kabiny i podszedł do umywalki. Mocno namydlił
dłonieispłukałraz,potemdrugi.Opanowałchęćwytarciaposobieodcisków.Bezprzesady.
W pozostałych kabinach panowała cisza. Sezon na zatwardzenie, pomyślał, wycierając
starannieręce,poczymszybkimkrokiemwyszedłztoalety.
Lumikki liczyła sekundy. Po wejściu do kabiny zerknęła pod przegrodę i upewniła się, że
obokjestTerhoVäisänen.Facetzczymśsięmocował,prawdopodobniezespłuczką,sądząc
poodgłosach.Kiedyzrobiłswoje,umyłręceiwyszedł.
Porywacz spuścił wodę. Pewnie dla zachowania pozorów. Potem i on wyszedł, nie
zatrzymując się nawet przy umywalkach. Lumikki nie cierpiała zwyczaju niemycia rąk
wtoaletach.Niebyławcalemaniaczkąhigieny,alewkońcutochybapodstawowasprawa.
Pięć,sześć,siedem,osiem…
PodziesięciusekundachLumikkiwyszłazkabiny,umyłaręceipopchnęładrzwitoalety.
ZdążyłazobaczyćopuszczającychwłaśniePałacobumężczyzn.Niebyłoczasudostracenia.
Park przy Pałacu wyglądał jak z bajki. Gałęzie drzew pokryła szadź i fantazyjne,
skomplikowane formy zlodowaciałego śniegu. Każdy kryształ mienił się w słońcu. Skrzyło,
lśniło, łyskało, promieniało. Przez park przejechała saniami Królowa Śniegu. Po jej
rozwianychwłosachifalującympłaszczupozostaływpowietrzumigoczącedrobinkilodu.Jej
oddechpokryłwszystkobaśniowąbielą.
OddechKrólowejŚniegu.Lódimroźnywiatr.
OddechLumikki.Parawodna,któranatychmiastosiadałaszronemnaszaluidelikatnym,
ledwiewidocznymmeszkunapoliczkach.
Podciągałasięnadrążkunaplacykuzprzyrządamidoćwiczeńiuważnienasłuchiwała.Bo
TerhoVäisänenwyciągnąłwłaśniezkieszenipłaszczakomórkę,wybrałjakiśnumeristanął
nabrzegustawuztelefonemprzyuchu.
Porywacz przyczaił się za pobliskim drzewem i udawał, że zapala papierosa. Väisänen
zapewnegoniewidział.PodciągającąsięnadrążkuLumikkimógłjużzauważyć,alenawet
nie przypuszczał, by sapiącego z wysiłku nastolatka interesowała jego rozmowa. Poza tym
sądziłchyba,żedzieliichwystarczającaodległość.Jednakwmroźny,bezwietrznydzieńfale
dźwiękowerozchodząsiębardzodaleko.
Trzy,cztery,pięć…
Lumikkiliczyłapodciągnięciaiczekała,ażojciecElisyzacznierozmawiać.
–Hello?Thisis…okay,youknowwhothisis.
Angielski utrudniał rozumienie. Väisänen stał zwrócony twarzą do stawu i mówił
przyciszonym głosem, więc niektóre słowa umykały Lumikki. Fińskie łatwiej byłoby
dopowiedziećwmyślachiwłaściwiezinterpretować.
Traciłajużsiłęwramionach.Widać,żepodciągałasięostatniozdecydowaniezarzadko.
Alejeszczeniezamierzałakończyć.
Porywaczteżnajwyraźniejwytężałsłuch.
Dwanaście,trzynaście…
–WhiteBear…Alreadyaninvitation?…8pmtomorrow,right.Blacktie.Ifyoucouldjust…
Ostatnie zdanie urwało się w połowie. Chyba ktoś się rozłączył, nie czekając, aż pan
Väisänendokończymyśl.Lumikkiusłyszałajednakwystarczającodużo.AwięcojciecElisy
wybierasięnajutrzejszeprzyjęcieBiałegoNiedźwiedzia.
Ramiona nie wytrzymały. Lumikki gruchnęła o ziemię jak worek ziemniaków. Mięśnie
paliłyidrżałyzwysiłku.
Noidupa.WszystkowtemacieniewidocznościLumikki.
Väisänen i porywacz spojrzeli jednocześnie w jej stronę. Lumikki mogła zapomnieć
o zadaniu. Teraz sprawą kluczową było honorowe dogranie do końca roli młodocianego
fanatykatężyznyfizycznej.
Lumikkiruszyłachłopięcymtruchtemścieżkąwokółstawu.Naoblodzonejalejcezaczęła
się ślizgać. Iluzja prysła jak bańka mydlana. Nawet najbardziej pozytywne myślenie nie
zmieniglanówwzimowebiegówkizkolcami.Pozostałojejjużtylkorobićdobrąminędozłej
gry.
Ot,truchtasobiechłopaczyna,sportowiec.Nicsięniedzieje.
Wystarczy, że okrąży staw, a potem najkrótszą drogą pobiegnie do domu, wypije coś
ciepłegoizrelacjonujewszystkoElisie.
Bardzoszybkozdałasobiesprawę,żetopłonnenadzieje.Zaplecamiusłyszałaciężkiekroki
biegnącegozaniąmężczyzny.
17
Borys Sokołow próbował dodzwonić się do Estończyka, ale Tamm nie odbierał. Pewnie
wyłączył dzwonek w komórce, żeby mu nie przeszkadzała w wykonaniu zadania. Słusznie,
tylkożeśledzenieglinyokazałosięniepotrzebne.BorysdostałwłaśnieesemesaodBiałego
Niedźwiedzia,żeVäisänenskontaktowałsięzjegoludźmiidostałzaproszenienaprzyjęciena
niecopozaregulaminowychzasadach.BorysniezawszerozumiałpostępowanieNiedźwiedzia.
Czasemsięzastanawiał,czytenrzeczywiściemafiołanapunkcieostrożności,czyganialudzi
wteiwewtewyłączniedlazabawy.Wtodrugieuwierzyłbyrówniełatwojakwpierwsze.
Niekiedy Borys miał już szczerze dosyć jego rozkazów i kaprysów. Wiedział, że ma fory
u Białego Niedźwiedzia, a może jest nawet kimś w rodzaju ulubieńca, ale ten
uprzywilejowany status mógł zostać w każdej chwili anulowany. Borys żył w bezustannym
strachu,chodziłzniewidocznąobrożąnaszyi.Niemógłsobiepozwolićnanajmniejszybłąd.
Uznałwięc,żelepiejodwołaćTamma.Niewartoryzykować,anużktośpowiążegozgliną.
AlboTammzrobicośnieprzemyślanego.Estończykbyłzawodowcem,aleczasemgoponosiło.
Awtedystawałsięnaprawdęnieobliczalnyinieopanowany.
Boryswysłałmulakonicznegoesemesazinformacją:„Stop.Konieczadania”.
ViivoTammprzyspieszył.Tymrazemtamaładziwkamuniezwieje.Tymrazempokażejej,
gdzierakizimują.Wtedytobyłwypadekprzypracy.Teraztojużsprawaosobista.Komórka
wibrowałamuwkieszeni,alenietraciłczasu.Byłzajęty.
Viivozpoczątkuniemógłsobieprzypomnieć,kogomuprzypominatenmłodyprzydrążku.
Przyjrzałsięwięcuważniej.Płaszcz.Gdzieśgojużwidział.Agdychłopakzacząłbiec,Viivo
sobieprzypomniał.Towcaleniechłopak,tylkodziewczyna.Którabiegłainaczej,alenieaż
takbardzo,żebyjejnierozpoznał.
AledlaczegoVäisänensięniepołapał?Niepoznałwłasnejcórki?
ChwilępóźniejViivoTammdoznałkolejnegoolśnienia.Towcaleniebyłacórkagliny.To
była jakaś inna laska, która nie wiadomo jak wplątała się w ich sprawę. Ale on się tego
dowie.
Gdy przyspieszyła, Viivo poczuł, że krew go zalewa. Nie będzie mu gówniara grała na
nosie!Przezniąodmroziłsobiewszystkiepalceizamiastzajmowaćsiędilerkąirobićkasę,
straciłmnóstwobezcennegoczasunaczatowaniepozaroślachirozwiązywaniepieprzonego
sudoku na dworcu autobusowym. Panienka w czerwonej czapce najzwyczajniej w świecie
naigrywałasięzniego!
Dorwieją.Wyciśniezniejwszystko.
Oduczyjąwtrącaniasiędozabawdorosłych,którewogóleniepowinnyjejinteresować.
PodgóręścieżkąwzdłużPałacu,nadrugąstronęulicy,wstronęKalevantie.Lód,ślisko,buty
zupełnie nienadające się do biegania. Lodowate powietrze, które rozdziera płuca, i gruby
płaszcz,którykrępujeruchy.Zimowyprzełajtozpewnościąniejejdyscyplina.
Lumikkiobejrzałasięprzezramię.
Porywaczbyłcorazbliżej.
Zaczęłaoddychaćprzezzęby.Świszczeć.Wczasiesuszyszosasucha,wczasiesuszyszosa
sucha.Cozamróz.
NadrugąstronęKalevantie.
Cozamróz,cozamróz.Comizrobisz,jakmniezłapiesz?Comizrobisz,jakmniezłapiesz?
Zdanie łomotało jej nużąco w uszach, gdy usiłowała podjąć jakąś racjonalną decyzję. Biec
dalej tą ulicą? Plusy: ludzie, samochody. Minusy: miejscami lód na chodnikach wyślizgany
niemal na lustro i ryzyko, że kumple porywacza stoją gdzieś na czatach w tym swoim
dostawczakuiwkażdejchwilimogąjązgarnąćnapakę.Odważylibysię?Wbiałydzień?
NaroguulicyHautausmaankatuLumikkipodjęłabłyskawicznądecyzję.Tamchodniknie
byłażtakoblodzony.Skręciławprzecznicęipobiegławstronęcmentarza.
Facetnieodpuszczał.Naszczęścieionmiałproblemyzutrzymaniemrównowagiwtych
najbardziejwyślizganychmiejscach.
Comizrobisz,jakmniezłapiesz?Comizrobisz…
Dosyć.
Lumikkiuznała,żeczaszmienićpłytę.
Runbabyrunbabyrunbabyrun…
SherylCrowmogłabyćjejzbawieniem,aleglanycochwilatraciłyprzyczepność.Lumikki
zaklęławduchu.Odjutrachybazaczniechodzićwbiegówkachzkolcami.Wraziegdyby
znów ktoś postanowił ją gonić. Co w świetle wydarzeń ostatnich dni stawało się nagle
nadzwyczajprawdopodobne.
Wbiegła na cmentarz. Grób Väina Linny po prawej, Juice’a Leskinena po lewej. Niezłe
z nich były agregaty. „I poza życiem nic już nie ma sensu.” A już szczególnie pozbawiona
sensubyłabyterazjejbezsensownaśmierć.Międzygrobami.Cozaironia.
Coraz wyraźniej słyszała za sobą kroki mężczyzny. Wiedziała, że teraz nie warto się
oglądać.Każdyobróttostratakilkubezcennychsekund.Możepobiecdokaplicy?Albodo
punktuwydawaniaurn?Czywśrodkuktośbędzie?Wpuścijądobudynku?
Pocmentarzusięniebiega.
Głos matki. Jej nauki. Sorry, mamo. Nawet ty nie wiesz wszystkiego i nie możesz
owszystkimdecydować.Czasemczłowiekpoprostumusibiec.
A umarłym wszystko jedno. Umarli są umarli. Nie będą się przewracać w grobach tylko
dlatego, że przez cmentarz biegnie dziewczyna, która nie chce jeszcze do nich dołączyć.
Dlatego Lumikki musiała uciekać, choć stopy wpadały w niekontrolowany poślizg przy
każdymkroku,mrózdziurawiłjejpłucagęstymściegiem,apodgrubympłaszczemiswetrem
spływałastrumieniamipotu.
Wysokie świerki na cmentarzu oblane grubą białą polewą. Gałęzie ugięte pod ciężarem
śniegu,pochylonenadgrobamiiludźmi,którzyprzychodziliodwiedzićumarłych.
Umarliiżywi.Żywiiumarli.
Powtórnieprzyjdziesądzić.
Żywychiumarłych.
Lumikkisłyszałajużzasobąsapanieporywacza.Jeszczechwilaichwycijązapłaszcz.
Wtedycośsięstało.Lumikkiusłyszałagłuchetąpnięcie,okrzykbóluiwiązkęestońskich
przekleństw. Nie zrozumiała słów, lecz nie miała wątpliwości co do ich znaczenia. Nie
odwróciłasięnawet.Nadziejadodałajejsiłwnogach.
ViivoTammpoślizgnąłsięiupadł,rozbijającsobielewekolanoolód.Odrazuwiedział,że
jużpozawodach.Niedogonidziewczyny.Dobrze,jeślidaradędokuśtykaćdodomu.
Jakskopanypies.
Jakponiżonykundel.
Znowupoczuł,żewzbierawnimwściekłość.Tymrazemjeszczewiększaniżpoprzednio,
bardziej szalona, omraczająca. Wyprostował się na kolanach i gwałtownym ruchem wyjął
pistolet.
Niemyślał.Czułtylkokażdąkomórkąciała,żetędziewczynętrzebazatrzymać.Zawszelką
cenę.Uniósłbrońiwycelował.
Zanim Lumikki usłyszała głuchy trzask, coś świsnęło obok jej nogi i uderzyło w brzeg
nagrobka,wybijajączniegoodłamekkamienia.
Kula.
Strzeliłdoniej.
PulsLumikkipodskoczyłnatychmiastodwadzieściauderzeńnaminutę.Wydłużyłakrokdo
sprintu,dolotu.Zobojętniałanalódimróz,nalejącysięzniejpot.
Odważyła się spojrzeć za siebie dopiero po długiej chwili. Na głównej alei cmentarza
dostrzegła w oddali zmalałą postać mężczyzny ściskającego kolano. Pochylała się nad nim
jakaśbabcia,dobrasamarytanka.
Lumikkiniedostrzegłapistoletu.Kulejużwięcejnieświszczały.
Pobiegładalej,jakbyuskrzydlona.Wiedziała,żeudałojejsięuciec.
Tymrazem.
Pęknięcianasuficie.Dziwacznedrogidonikąd.Lumikkileżałanałóżku,wpatrywałasięwtę
osobliwą siatkę komunikacyjną i czuła, jak wzbiera w niej gniew. Do brzucha przyciskała
obiemarękamiwytartego,błękitnegozajączkabezucha.Pluszakwyglądałwtymuściskujak
wszczękachimadła.
Po wejściu do domu Lumikki ściągnęła buty, cisnęła płaszcz na oparcie krzesła, zdjęła
przepoconysweterimokrąkoszulkęzdługimrękawem.
Stałapodprysznicempółgodziny.Wodaściekałaponiejjakulewnydeszcz.Umyławłosy
bezzapachowym szamponem, mydło też miała naturalne. Używała wyłącznie produktów
niearomatyzowanych.Niezpowodualergiiczywrażliwościnazapachy,apoprostudlatego,
żeniechciaławydzielaćżadnejcharakterystycznejwoni.
Zbyt łatwo rozpoznaje się człowieka po zapachu jego ulubionego szamponu, mydła
ikremu,niemówiącjużoperfumachczywodziepogoleniu.Nawetosobaoprzytępionym
powonieniu wyczuje w pomieszczeniu zapach owocowego mydła i tylko na tej podstawie
stwierdzi,żebyłwnimprzedchwiląktośznajomy.Większośćludziwmiejscupublicznym
niezidentyfikujenikogopocharakterystycznejwoni,wymagałobytobowiemwytrenowanego
węchu,aleobrzydliwiemdłeczyprzenikliwewyziewyperfumwyłowiwtłumiekażdy,kto
niemaakuratkataru.
Pozatymzapachyuruchamiająwspomnienia.Aromatszamponudziegciowegoprzywołuje
z pamięci letnią noc i ważki lewitujące tuż nad lustrem wody. Piżmowy zapach żelu pod
prysznic kreśli wyraźny obraz muskularnych ramion i pleców z pięknie sklepionymi
łopatkami.PrzypominaLumikkiochwilach,gdyleżeliwtuleniwsiebieiśmialisięzjakiegoś
drobiazgu, w którym nikt inny nie dostrzegłby niczego zabawnego. Przywraca uważne,
badawczespojrzeniebłękitnychoczu,którepeszyłojątakbardzo,żeażkraśniałanatwarzy.
Sercezamierałojejnakrótkąchwilę,anogimiękłyjakwata,gdymijałakogośpachnącego
tymsamymżelem.Choćwidziałaiczułajużzdaleka,żedrogijejzapachniezwiastujeosoby,
zaktórątakbardzotęskni.Takprzemożnybyłwpływzapachównapamięć.
Można nie zapamiętać wyglądu nieznajomego na ulicy, ale gdy w innym miejscu
przypadkiem poczuje się zapach jego wody po goleniu, z pamięci natychmiast wyłania się
krótkoostrzyżony,barczystymężczyznawdżinsachikoszuliwkratę.Naprzykład.Iczłowiek
zarazsobieprzypomina,jakchodziłidokądszedł.Skądwyszedł.
Lumikki tego nie chciała. Nie chciała zostawiać takich śladów w pamięci nieznajomych.
Aninawetniewszystkichznajomych.Chciałabyćjaknajmniejwidzialnaitakbezzapachowa,
jaktylkomożliwe.
Zmyłazsiebiestrachipanikę.Opatrzyłapoobcieranestopy.
Odebrałatelefonodmatki.
–Wporządku.Wszkoledajęradę.Tak,niemartwsię,mamjeszczepieniądze.
Kłamała.Alewsłusznejsprawie.
Kiedyprzestałamówićmatceowszystkim?Gdyposzładoszkoły?Najdalejwtedy,alemoże
wcześniej,bowichdomusięnierozmawiało.Lumikkinigdyniezdołałaustalić,oczymtak
sięunichnierozmawia,aleunoszącesięwpowietrzuniedopowiedzeniabyłygęsteilepkie
jak pajęcze sieci. Każdy pilnował swojego nosa. Te przemilczane sprawy bywały bardzo
osobliweidlapostronnegoobserwatorazupełnieniezrozumiałe.Jakchociażbyówpluszowy
zajączek, którego Lumikki ściska właśnie na brzuchu. Matka przywiozła go do Tampere
podczas ostatniej wizyty, bo rzekomo była to ukochana przytulanka Lumikki z wczesnego
dzieciństwa.Spojrzaławtedywsmoliścieczarneoczkazajączkaiprzypomniałasobienagle,
żektośinnyuwielbiałtegopluszaka.Nieona,choćoczywiścieionasięnimbawiła.Swoje
myśliwypowiedziałanagłos.
–Nie,cościsiępokręciło–odrzekłabezwahaniamatka.–Tobyłtwójukochanyzajączek,
nazwałaśgoOskarem.
Lumikkipokręciłagłową.
–Oskaremnazwałamgopóźniej.PrzedtemmiałnaimięPelle.Możedostałamgoodkogoś
zrodziny?
MatkategonieskomentowałaiLumikkizrozumiała,żetokolejnaztychrozlicznychspraw,
októrychpoprostusięunichnierozmawia.
Pęknięcia na suficie wyglądały jak mapa jakiegoś obcego nieba. Rysy. Lumikki kochała
rysy.Byłyinteresujące.Terazjednakskupiałasięnagniewie,bogniewdodawałsił.Jużdrugi
raz ktoś ją gonił i tym razem jeszcze chciał postrzelić. Można by sądzić, że powinna teraz
bardziejchciećsięwyplątaćzcałejsprawy.Onajednakpragnęłateraztymbardziejdociec
prawdy,wszystkowyjaśnićipostawićkropkęnadi.Doprowadzićprzestępcówprzedoblicze
sprawiedliwości.Niechciałasięjużbać.
Astrachodpuścidopierowtedy,gdywszyscywyłożąnastółswojekarty.
Dlatego Lumikki wiedziała, co zrobi następnego dnia. Gniewnym ruchem odrzuciła
zajączkawkątpokoju,wyciągnęłakomórkęizadzwoniładoElisy.
Viivo Tamm dokuśtykał o kuli do drzwi swojego mieszkania i z trudem przekręcił klucz
wzamku.Trudnezadanie,gdyczłowiekmusisięwspieraćnakuliiuważać,żebyzamocno
nieobciążaćlewejnogi.Viivozachwiałsięiskrzywiłzbólu.
Babcia na cmentarzu okazała się nadopiekuńcza i mimo jego protestów zadzwoniła po
karetkę. O mały włos sama do niej nie wlazła, aby nad wszystkim czuwać osobiście, ale
ratownicyjakośjąprzekonali,żeposzkodowanyjestwnaprawdędobrychrękach.
W szpitalu kolano prześwietlono, a po stwierdzeniu drobnego złamania zapakowano
wgips,zaaplikowanoTammowisilneśrodkiprzeciwbóloweiwręczonokulę.
I Viivo dotarł wreszcie do domu. Chyba jeszcze nigdy jego mała, ciemna i surowa
kawalerkaniewydawałamusiętakprzytulna.Zimnepiwo,parępigułeknaból,możecoś
jeszcze. Mieszanie alkoholu z lekami w najlepszym wydaniu. Potem dopiero oddzwoni do
Sokołowa,któryparęrazyzdążyłjużnagraćswojewrzaskinapoczciegłosowej.
PojebanyRusek.Viivonajchętniejwogólebydoniegoniedzwonił,alewtedymiałbyjak
wbanku,żeSokołowpofatygujesiędoniegoizaczniekopaćwdrzwi.
W przedpokoju powitał go stęchły zaduch. Kiedyś trzeba chyba podejść do tej góry
brudnychnaczyńwkuchni.Stęchliznamiaładziwnąmiętowąnutę.Jakbyktośssałwpokoju
tabletkęnagardło.
Viivo zamknął za sobą drzwi i pokuśtykał do salonu, sypialni i gabinetu w jednym. Nie
zdążyłzapalićświatła.Ktośzrobiłtozaniego.
Wyjaśniłasięzagadkamiętowejnuty.
LudzieBiałegoNiedźwiedzia.
Wystrzałzabrzmiałjaksłabytrzask.ViivoTammupadłnaplecy,azjegousttrysnęłakrew
niczymczerwonafarba.
4marca
PIĄTEK
18
Skórabiałajakśnieg.
TwarzLumikkiomiatałolbrzymipędzeldopudru.ByłabladajakścianaiElisawcalenie
zamierzała tego ukrywać, wręcz odwrotnie. Podkład dała o odcień jaśniejszy od naturalnej
karnacji. Tak samo puder. Granicę makijażu starannie roztarła i ukryła pod szczęką.
Wyrównałakoloriukryładrobneniedoskonałościskóry,którastałasięwręcznienaturalnie
gładka.Lumikkiwyglądałajakporcelanowalalka.
Wargiczerwonejakkrew.
Elisa starannie obrysowała kontur ust Lumikki. Najpierw zarysowała pędzelkiem łuk
Amora, potem lewą i prawą połówkę górnej wargi. I potem dolną, jednym, pewnym
pociągnięciem.Rozmazaniekrawędzidownętrzawarg.Poprawiawrażeniegłębi.
Pierwsza warstwa szminki. Nadmiar czerwieni Elisa zdjęła kawałkiem serwetki. Potem
drugawarstwa.Iczerwonybłyszczykwśrodkowejczęści.Optycznieuwydatniausta.
Włosyczarnejakhebanowedrzewo.
Elisa poprawiła grzywkę Lumikki i spryskała ją lakierem. Resztę przyciętych na pazia
czarnychwłosówułożyładłońmiiutrwaliła.
Farbadowłosówdobrzesięprzyjęła.Lumikkiposzładołazienkiumyćwłosyipatrzącna
białekafelkispływająceniebiesko-czarnymikaskadami,wyobrażałasobie,jakdziwniemusi
wyglądać. Farba układała się na posadzce w piękne wzory, które niknęły szybko w kratce
ściekowej.Ażwreszciewodapłynącazwłosówstałasięzupełnieczysta.
Zdziwienie Lumikki było jeszcze większe, gdy Elisa posadziła ją na krześle, owinęła jej
ramionastarymprześcieradłemiprzystąpiładostrzyżenia.Włosynajpierwsięgałybarków,
potemuszu.Napodłogęleciałyczarnepukle.Lumikkiniemogłauwierzyć,żespadajązjej
głowy.
Czarne, wilgotne pukle. Jak znaki zapytania pozbawione kropek. Cała sytuacja
przypominała jeden wielki znak zapytania. Lumikki bardzo tej kropki brakowało i właśnie
dlategosiedziałateraztutaj.
–Chybanieżałujesz?–spytałaElisawtrakciestrzyżenia.
Lumikkiprawiesięuśmiechnęła.
–Przecieżtotylkoobumarłekomórki.
Elisaażsięwzdrygnęła.
–Nigdyniemogłabymtakonichmyśleć.
Potem przycięła Lumikki grzywkę, wyprostowała włosy i sprawdziła, czy nigdzie nic nie
sterczy.
Na koniec wręczyła jej długą, czerwoną suknię wieczorową, która w zależności od kąta
padaniaświatłamieniłasięróżemluboranżem,purpurąlubburgundem.Krójmiałaprosty,
aramiączkawąskie.Lumikkiwłożyłają,leżałajakulał.
Uniosłaspojrzeniewlustro.
Lustereczko,powiedzprzecie…
Patrzyła na nią nieznajoma, piękna kobieta. Prosta jak struna, o przyciemnionych
makijażem, zagadkowych oczach i wyrazie twarzy, który mógł zwiastować uśmiech lub
pogardę.ToniebyłaLumikki.Takobietabyłakimśinnym.Osobą,którapójdzienaprzyjęcie
BiałegoNiedźwiedzia.
Elisa podskakiwała, wydając przy tym ciche, dziwne piski. Lumikki uznała, że to
pozytywnykomentarz.
– Nie mogę, ale ty jesteś piękna! Naprawdę jestem dobra. Kuźwa, co ja w ogóle robię
wtymliceum?Byłabymświetnąfryzjerkąiwizażystką!
Ażmiłobyłopopatrzećnajejradość.NapoliczkiElisywróciłrumieniec,awspojrzeniunie
ziałajużtakchmurnaiposępnapustka.
–Ijeszczetrochętego–orzekłaElisastanowczo,poczympsiknęłajejnaszyjęperfumy
Joy.
Lumikki wstrzymała oddech, żeby się nie udławić wiszącą w powietrzu ciężką chmurą
związkóweterycznych.Taobcakobietanawetpachniałainaczejniżona.Idobrze.Niktpo
przyjęciu nie będzie jej pamiętał. Co najwyżej osobę przypominającą bajkową Śnieżkę,
roztaczającąwokółsiebiezapachdrogichperfum,lakierudowłosówiluksusowegomydła.
–Chłopaki,chodźciezobaczyć!
ZsąsiedniegopokojudobiegłrumoridośrodkawpadliTuukkaiKasper.
–Noijak,zrobiłaśjużzniejznośną…Wow!
LumikkiodwróciłasięiTuukkaurwałwpółsłowa.Kasprowiopadłaszczęka.
–Ty…toniebyłaczaseminnabajka?Otejszarejmyszce,cowyrastanasuperlaskę?–
wykrztusiłwreszcieKasper.–Kopciuszekczycuś?
–Przeleciałbym–chlapnąłTuukka,zanimzdążyłpomyśleć.
–Możeszsobiepomarzyć–odcięłasięspokojnieLumikki.
Była 19.20. Lumikki przyszła do Elisy trzy godziny wcześniej. Zastała już u niej Tuukkę
i Kaspra. Z początku nikt się nie odzywał. Wszyscy byli świadomi, że to już nie zabawa.
Przedtemtraktowalicałąsprawędośćlekko,wyobrażalisobie,żejakośpanująnadsytuacją,
że to dreszczowiec z gatunku tych znośnych. Teraz sytuacja się zmieniła. Lumikki została
prawie postrzelona. I jeszcze wyruszała na eskapadę, którą naprawdę mogła przypłacić
życiem.
Lumikkistreściłaimswójplan.
Niebyłsensowny.Niebyłracjonalny.Anibezpieczny.Icoztego?Lumikkiwłaśnieteraz
chciałasięznaleźćwniebezpieczeństwie.Ciągnęłojątam,gdzienajbardziejbałasiępójść.
Gdy dotarła do punktu, w którym spróbuje niepostrzeżenie wejść na przyjęcie od tyłu,
Kasperprzerwałjej:
–Zapomnij.
–Dlaczego?–Elisazdziwiłasię.
–DoBiałegoNiedźwiedzianiemożnatakpoprostusobie„wejśćniepostrzeżenieodtyłu”.
Ztego,cosłyszałem,facetmanaprawdęsolidnąochronę.Mury,strażnicy,chujemujedzikie
węże.
Kasper założył ręce za głowę i rozparł się wygodnie w krześle. Wprost napawał się rolą
dobrzepoinformowanego.
–Okej.Wtakimrazierzeczywiściezapomnijmyocałymplanie–uznałaLumikki.
Kasperodpowiedziałprzebiegłymuśmiechem.
–Zatospokojniewejdzieszdośrodkagłównymidrzwiamiitonaoczachwszystkich.
–Nibyjakimcudem?
–Bokobietymogą.Awkażdymraziemłodekobietyspecyficznegosortu,którezaprasza
sięnaprzyjęciadotowarzystwaidlaefektu.Ochroniarzeniezadająimprzywejściużadnych
pytań,jeślitylkopanienkimająodpowiednistrój,pasującydomotywu.Tymrazemmotywem
będąfairytales,czylibajki.
Tuukkaażparsknął.
– Mówisz poważnie? Chcesz przerobić obecną tu z nami koleżankę o wyglądzie
anarchistycznejekolesbywluksusowąkur…przepraszam,eleganckąpaniądotowarzystwa?
Elisa zmierzyła Lumikki spojrzeniem od stóp do głów i oznajmiła chłopcom, że przez
najbliższedwiegodzinymogąsięzająćoglądaniemfilmówalbograniemnakonsoli.
– Tak się bowiem składa, że opanowałam pewną sztukę, o której nie macie pojęcia –
powiedziałazuśmiechem.–Agdybywmiędzyczasietatuśwróciłdodomu,maciezadbać,
żebysiętrzymałzdalaodmojegopokoju.Powiedzciemu,żeśpięalboćwiczęjogęnago,czy
cotamchcecie.
Była19.45.Lumikkibyłagotowa.Miałanasobieczerwonąsuknięibiałebutynawysokim
obcasie.Chwilęsięprzechadzała,żebypoćwiczyćwłaściwerozkładanieciężaruciałanaobie
nogiistawianiekrokówzupełnieinaczejniżwbutachnapłaskiejpodeszwie.Ostatecznienie
byłotowcaletakietrudne.Wystarczyłowejśćwrolę,dopasowaćruchyciaładoobrazu,jaki
sugerowałstrój.
Lumikkiniepotrafichodzićnormalnie.Jakośtakdziwaczniewleczeteswojekulasy.
Minęło dziesięć lat, odkąd padły tamte słowa. Lumikki doskonale pamiętała tamten ton.
Mimikęigesty.Tocałeprzedrzeźnianie.
Postanowiła wtedy, że nauczy się chodzić na wszystkie możliwe sposoby. Normalnie
inienormalnie,pięknieibrzydko,szybkoiwolno,nauczysięczłapaćiprzemykaćlekkojak
wiatr.Żebyjużnigdywięcejniktniemógłpowiedziećoniejczegośtakiego.Wtedynicjej
ztegonieprzyszło,aleopanowanasztukachodzeniaprzydałasięjejpóźniejwielokrotnie.
Elisa pomogła jej włożyć białe, sztuczne futerko z krótkim rękawem i podała długie,
sięgającedołokciczarnerękawiczki.Imałą,ozdobionąperłamitorebkę.
–Tylkoniezgub.Byłaobrzydliwiedroga–jęknęłabłagalnie.
Z holu dobiegały odgłosy krzątaniny, ojciec Elisy szykował się do wyjścia na przyjęcie.
TuukkaiKaspertakżezeszlinadół,boionimieliniedługowychodzić.Lumikkiotworzyła
torebkę. W środku był puder, krwistoczerwona pomadka w złotej tubce, sto euro oraz coś
różowegoipluszowego.Lumikkichwyciłapluszaka,podmiękkąpowierzchniąwyczułacoś
twardego.Wyjęłaprzedmiotztorebki.Kajdankiwróżowympluszu.
Elisaspiekłarakaipokręciłagłową.
–Nawetniepytaj.Niechcęwspominaćtamtejbalangi.
Lumikkitylkoodrobinęuniosłabrwiischowałakajdankizpowrotemdotorebki.Niejej
sprawa,coizkimElisarobiłanaswojejimprezie.
–Ijeszczeto.
Elisawyciągnęławjejstronędługi,sięgającyażdokostekczarnypłaszczzkapturem.
–Niemampojęcia,comichodziłopogłowie,kiedygokupowałam.Wyglądamwnimjak
wśpiworze.Choćrazsiędoczegośprzyda.
Lumikki włożyła płaszcz. Uciskał ją trochę w ramionach, bo pod spodem miała futerko.
Pozatymjednakstrójbyłperfekcyjny.Zapięłanapypłaszcza,ostrożnienaciągnęłakapturna
głowęirazjeszczeprzejrzałasięwlustrze.
Czarnowłosakuzynkayeti,jakmniemam?
ElisaiLumikkistałychwilęnaprzeciwsiebie.Żadnaniewiedziała,copowiedzieć.Lumikki
najchętniejuścisnęłabyElisęizapewniła,żewszystkobędziedobrze,choćwcaleniebyłatego
pewna. A nigdy nie miała ochoty, by kogoś z własnej woli uścisnąć, jeśli nie liczyć matki
iojcakiedyś,gdybyłajeszczemałądziewczynką.
Elisasiębała.Lumikkiteż.
Elisabyłagotowawykonaćswojezadanie.Lumikkiteż.
Natymetapieniemiałojużsensupytanie,czyElisanapewnochcesiędowiedzieć,czym
zajmuje się jej ojciec. Granica pytań i wątpliwości została przekroczona. Elisa mogła być
rozpieszczoną nastolatką i wyobrażać sobie, że żyje spełnionym marzeniem o najbardziej
pożądanej piękności liceum. Mogła sądzić, że przejdzie przez życie tanecznym krokiem
w markowych ciuchach i z torebkami kupionymi za pieniądze tatusia, urządzając dzikie
balangi,poktórychniebędziemusiałasamasprzątać,łykającdrinkiipigułkidlarozrywki,
okręcającsobiewokółpalcachłopakówimężczyzn.Ukrywającdelikatnośćpodgrubąmaską
makijażu.Udającgłupszą,niżbyławistocie.
Jednak Lumikki widziała prawdziwą Elisę, świadomą, że ten wieczór odmieni wszystko.
Ostatecznie zniweczy jej wizję usłanej różami przyszłości. Wizja ta mocno ucierpiała już
tamtej nocy z niedzieli na poniedziałek, gdy Elisa wyjęła rękę z plastikowego worka i ze
zdziwieniem zobaczyła, że jest brudna i lepka. Jednak brudów, które wypłyną na
powierzchnię tego wieczora, nie da się nigdy wyprać. Spojrzenie Elisy pałało determinacją
i Lumikki pomyślała, że może jednak nie różnią się od siebie aż tak bardzo. Ich światy
zpewnościąnigdyniezejdąsięcałkowicie,alewtakichulotnychchwilachjaktaprzenosiły
siędoczęściwspólnej,gdzieuczuciaimyślibyłytakiesame.
Elisanabrałapowietrzawpłucaizrobiłaspokojnywydech.
–Notoidęodciągnąćtatusia–rzekła.
Lumikkiskinęłagłową.Była19.52.
19
TerhoVäisänenpróbowałzałożyćmuszkę,alepalcesięślizgałynagładkiejsatynie.Dłonie
miałniemiłosierniespocone.Musiałjecochwilaosuszaćpapieremtoaletowym.
Nie wyrabiał się. Powinien już stać przed domem. Kierowca nie będzie na niego czekał.
Iszansaprzepadnie.Wyślizgniemusięzrąkjaktasatynowamuszka.
Strój wieczorowy. Kiedy ostatnio miał na sobie smoking? Całe lata temu, na jakimś
przyjęciuszefajegożony,którebyłomęczącymstroszeniempiórekodpowitalnegotoastuaż
pozamówienietaksówkinadranem.Terhonielubiłtakichoficjalnychspędówdla„lepszego
towarzystwa”.Choćwedługniejednejmiarysamdoniegonależał.
Wreszcie zdołał zapiąć muszkę. Szybko przygładził włosy, choć fryzjerka dopiero co je
ułożyła.Uświadomiłsobie,żeoddawnaniebyłtakizdenerwowany.Przypomniałsobie,że
wybierasięnaprzyjęcietylkozdwóchpowodów.
ChciałprzedewszystkimbezpośredniorozmówićsięzBiałymNiedźwiedziem.
MiałteżnadziejęzobaczyćNatalię.
Dotejporynieodpowiedziałanażadenzjegomejli.Wiedział,żebywałajużwcześniejna
przyjęciachNiedźwiedzia,alenigdyniezdradziłażadnychszczegółów.
Topsecret,mylove.
Wyglądałonato,żeBiałyNiedźwiedźtrzymaludzinaprzeraźliwiekrótkiejsmyczy.Terho
bał się, że nie będzie miał żadnych kart przetargowych w czekającej go rozmowie. Był
wkońcujedyniezwykłymgliniarzem,małymrobaczkiem.Ichoćprzezostatniedziesięćlat
w miarę swoich skromnych możliwości pomagał niejako Niedźwiedziowi w interesach, ten
najprawdopodobniej świetnie dałby sobie radę i bez niego. Mimo to Terho zamierzał
spróbowaćjakośsięznimdogadać.
Nadranempodjąłbowiemważnądecyzję.Wycofujesię.Majużdośćgrynadwafronty.
Przedtem jednak będzie musiał wynegocjować u Białego Niedźwiedzia godziwą odprawę,
żeby choć trochę zrekompensować sobie spadek dochodów w nadchodzących latach. Musi
spłacić długi, ułożyć sprawy Natalii i uporządkować własne podwórko. A wtedy wróci do
normalnego, spokojnego życia, w którym nic człowiekowi nie przyspiesza tętna. Koniec
zprzestępczością,konieczhazardem,konieczNatalią,konieczpieniędzmi.
Terho pojął, że nie wytrzyma dłużej napięcia i lęku. Konspiracja, która w młodości tak
podnosiłamuadrenalinę,terazwysysałazniegowszystkiesiły,wykańczałago.Możedałby
radępociągnąćtojeszczeparęlat,aleodbiłobysiętowkońcunajegozdrowiu,nasercu,na
nerwach.Niesposóbzbytdługooszukiwaćsamegosiebie.
Z łazienkowego lustra patrzył na niego mężczyzna starszy, niż wskazywałaby na to
metryka. Worki pod oczami, podwójny podbródek, obwisły brzuch. Wszystko w nim było
nalane i obwisłe. Ze stresu i poczucia winy, które podżerały go od wielu lat, jadał gdzie
popadło.Zaniedbałzdrowieikondycję,nawetrodzinę,comusiałotwarcieprzyznać.Choćby
tylkoprzedsobą.
Trzeba z tym skończyć. Z Natalią także. Nigdy nie będą parą, która mogłaby otwarcie
pokazywaćsięmiędzyludźmi.Trzebazacząćnowe,uczciweżycie.DlategoTerhobyłgotów
poważyćsięnaprzedsięwzięcie,któremiałonadzwyczajnikłeszansepowodzenia.Zamierzał
bowiemzaszantażowaćBiałegoNiedźwiedzia.
Znów zerknął na zegarek. Najwyższy czas się zbierać. Już miał pędzić do holu, gdy ze
schodówzbiegłaElisa,złapałagozarękęizaczęłaciągnąćwstronępiwnicy.
–Cośważnego?Powinienemjużdawnowyjść–fuknąłTerho.
–Muszęcicośpokazać,tobardzoważne.Dajmiminutkę.
–Nieteraz.Niemogęsięspóźnić.Mamnaprawdęważnespotkanie.
–Jakiespotkaniemożebyćważniejszeodmoichproblemów?
Elisa mocno trzymała ojca za rękę. I patrzyła na niego oskarżycielsko rozszerzonymi
oczami. To nie siedemnastolatka, lecz siedmiolatka, której uczuć Terho za nic nie chciał
urazić.
–Okej.Minutka.
Lumikki cicho zeszła po schodach. Okazało się to zaskakująco trudne w szpilkach
ikrępującymruchyśpiworze.Tuukkaczekałnaniąnazewnątrz,ukrytyprzyfurtce.
–Jeszczenieprzyjechał–szepnął.
–Obytylkosięniespóźnił–odrzekła.
Temperaturanadworzespadładodwudziestuośmiustopniponiżejzeraibyłtorekordtej
zimy.Wszystkodokołapokryłacienkawarstewkabielutkiejszadzi.Domy,drzewa,kamienie,
auta.Ubrania,włosy,policzki,myśli.
–Elisaobiecała,żezatrzymaojcadoczasu,gdydoniejzadzwonię–powiedziałTuukka.
Czekaliwmilczeniu.Lumikkibyłazdziwiona,żeTuukkaniepodkpiwasobiezjejstroju
czarnego yeti albo z propozycji, jakie z pewnością przyjdzie jej wysłuchiwać podczas
przyjęcia. Spojrzała na niego i spostrzegła zaciśnięte mocno szczęki. Tuukka był
zdenerwowany.Możenawetsiębał.Prawdopodobnieporazpierwszywcałymswoimżyciu
byłtakbardzoprzerażony.
Byłsobierazchłopiec,którynauczyłsiębać.
Lumikki za to czuła zdumiewający spokój. Działała już według zaprogramowanego
schematu.Skupiałasięwyłącznienanastępnymkroku.
Była19.58.Wuliczkęwjechałoczarneaudiistanęłoprzeddomem.Tuukkauniósłbrew
ispojrzałnaLumikki.Skinęłagłową.Ruszył.Przeszedłspokojnieobokczarnegowozu,agdy
zniknął już z pola widzenia kierowcy, przykucnął za zaparkowanym dalej samochodem
ipodkradłsięzpowrotemdoaudi.Dotarłwwyznaczonemiejsceiprzywarował.
Teraz przyszła kolej na Kaspra. Chłopak odkleił się od muru na rogu ulicy, podszedł do
czarnegosamochoduiprzedefilowałprzedmaską.Kierowcaniezareagował.WtedyKasper
wyciągnął z kieszeni klucz, przesadnie czytelnym gestem pokazał go kierowcy, po czym
zwyraźnąlubościąprzytknąłgodoblachyiruszył.Mroźnąciszęprzeciąłwizgzdzieranego
lakieru.KierowcaautagapiłsięnaKaspra,jakgdybynierozumiał,cosiędzieje.
Zadowolony Kasper, aby doszczętnie wyprowadzić mężczyznę z równowagi, pokazał mu
jeszcześrodkowypalec.
Wtedy w kierowcę wróciło życie. Ryknął i wyskoczył z samochodu. W tym samym
momencieTuukkaszybkouchyliłklapębagażnika.Kasperjużuciekałzirytującymrżeniem.
Mężczyzna ruszył za nim, odwróciwszy się nieznacznie na chwilę, żeby pilotem zamknąć
samochód.Kasperspecjalnieniebiegłzbytszybko,abyprawiedaćsięzłapać.
Lumikkistałajużprzysamochodzie.Tuukkapomógłjejwgramolićsiędobagażnika.Na
szczęścieniebyłztychnajmniejszych,aleitakmusiałachwilępomyśleć,cozrobićznogami
i rękami, aby zmieścić się do środka. Na koniec przykryła mechanizm zamka bagażnika
skrawkiemjedwabiuiuniosłakciuknaznak,żejestgotowa.
Tuukkaodpowiedziałidentycznymgestemimożliwienajciszejzamknąłklapębagażnika.
ZapanowałaabsolutnaciemnośćiLumikkizmagałasięchwilęzpanicznymlękiem.Leżała
w ciasnej, zatęchłej dziurze, w której na dodatek śmierdziało benzyną. Miała nadzieję, że
jazdaniepotrwadługo.
Usłyszała wracającego kierowcę, mruczał pod nosem jakieś przekleństwa. Piip-piip,
otworzyłysięwszystkiezamki.Mężczyznawsiadłdośrodka,trzasnęłydrzwi.
Lumikkipostanowiłasprawdzić,czydaradęwyciągnąćkomórkęztorebki.Ledwoledwo.
Spojrzałanawyświetlacz.Była20.05.Odrazupoczułasięlepiej,gdyniebieskieświatełkona
chwilęrozświetliłomrok.
Potemusłyszałakroki,ktośnadchodziłodstronydomuElisy.Otworzyłdrzwisamochodu.
–Whattookyousolong?
–warknąłzirytowanykierowca.
–Sorry.Familymatters.
–LumikkirozpoznałagłosTerhaVäisänena.
–WhiteBearhatesitwhenpeoplearelate.
–Let’snotwasteanymoretimethen.
Amen.Lumikkibyładokładnietegosamegozdania.Niezamierzałaspędzićwtłoczonawtę
dziuręanisekundydłużejniżtoabsolutniekonieczne.Warknąłsilnik.
–Youhavecriminalsonthisstreet.
Lumikkiledwieusłyszałasłowakierowcy.Uśmiechnęłasię.Jednakgdysamochódruszył
i przez szczeliny wokół klapy bagażnika zaczęło wiać do środka zimne powietrze,
spoważniała.
Niebyłojużodwrotu.
20
Nieprzeniknionaciemność.Nieustępliwa.Niedoprzejścia.
Jużsięzniejnapewnoniewydostanie.Zachwilęzużyjecałepowietrze.Udusisię.
Żwir wycisnął jej na plecach mozaikowy wzór. Lumikki ściskała kamyczki w garściach,
czułaichostrekanty,drobniejszeprzeciskałysięmiędzypalcami.
–Wypuśćciemniestąd!–krzyknęła.
Krzyknęładziesiąty,setny,tysięcznyraz.Waliłapięściamiwklapę,kopała,przekręciłasię
nabrzuchiusiłowałaunieśćjąplecami.Napróżno.
Na pewno siedziały na klapie, radośnie machały nogami i ssały na zmianę lizaka,
rozkoszującsięjegoesencjonalnymtruskawkowymsmakiem.Nigdziesięniespieszyły.Miały
władzęabsolutną.
Lumikki wypłakała już wszystkie łzy. Zaczęła panikować. Jeśli natychmiast stamtąd nie
wyjdzie,tosięudusi.
Zaczęła wrzeszczeć. Na całe gardło. Pomyślała o skrzeczących mewach i ich otwartych
dziobach.Stałasięmewą.Iwrzeszczałanacałegardło.
A im głośniej wrzeszczała, tym bardziej była żywa. Stała się wrzaskiem. Wściekle
czerwonym,przeszywającym.
Naraz do niej dotarło, że nie jest już ciemno. Klapa skrzyni ze żwirem była uniesiona.
Lumikkiusiadłaiotarłałzy.Policzkimiałaoblepionepiaskiem.Tamtesobieposzły.Znajdą
kolejnąokazję.Wiedziałyrówniedobrzejakona,żetoniebyłostatniraz.
Lumikkidoliczyłapowolidodziesięciu.
Nie mogła teraz spanikować. Nie była już tamtą dziewczynką. Zmieniła się. Nauczyła.
Wytrzymałaby teraz nawet w mysiej dziurze. Bardzo długo. Wszystko poszło zgodnie
zplanem.Prawiewszystko.
Iniechodziłooto,żebyłacałaposiniaczonaoduderzeńościanybagażnikanazakrętach.
Anioto,żesmródbenzynywżarłsięjejwnozdrzachybajużnazawsze.Anioto,żedygotała
zzimnaizmarzłanakośćodpalcówstóppoczubekgłowy.Todrobiazgi.
Samochódjechałtrzydzieścipięćminut,potemzwolniłiwkońcustanąłnadobre.Pierwszy
wysiadłVäisänen.Zarazponimkierowca,któryzamknąłdrzwiiteżsięoddalił.
Lumikkinasłuchiwałaigdyzapadłacisza,odważyłasięzgrabiałądłoniąchwycićskrawek
jedwabiu i ostrożnie go pociągnąć, napierając nogami na klapę. Przytrzaśnięty materiał
powinienodblokowaćrygielzamka,umożliwiającjejwyjściezbagażnika.
Odgłosdartejtkaninybyłnajgorszymdźwiękiem,jakiLumikkiusłyszaławciąguostatnich
parulat.
Tylkobezpaniki.Spokojnie.
Namacałapalcamizamek,żebysprawdzić,wktórymmiejscumateriałsięzerwał,alenie
zdołała się zorientować. Palpację utrudniały rękawiczki, a dojmujące zimno pozbawiło ją
czucia w palcach. Przygryzła zębami prawą rękawiczkę i wyswobodziła dłoń. Wsunęła
zmarzniętepalcewustaidmuchała,dopókiniepoczuła,żewracakrążenie.
Kolejnapróba.
Znównamacałazamekimateriał.Wiedziała,żewilgotnepalcezachwilęznowuzgrabieją.
Tak.O,tak.Materiałuzostałoakurattyle,żemożnagobyłojeszczeuchwycić.Zacisnęła
mocnopalcenatkaninie,wparłanogiwklapębagażnikaipowoli,powolutku,bezszarpania,
zaczęłaciągnąć.
Klapaanidrgnęła.
Lumikkizagryzłazęby,ciągnęłainapierała.Napięłamięśniedogranicwytrzymałości.
Klik.
Zamekustąpił.Udałosię.Lumikkiuchyliłabagażnikodrobinęipoczekała,ażoddechsię
wyrówna.Nadstawiłauszu.Tużobokzajechałjakiśsamochód,ktośzniegowysiadł.
–Mógłbyśposprzątaćwtymswoimwozie–odezwałasiękobieta.–Zobacz,jakwyglądają
mojebuty.Miałybyćróżowe.Iczyste.
–SamachciałaśbyćRóżyczką,choćmoimzdaniembardziejbypasowaładociebierolazłej
macochy.Mogłabyśwtedywłożyćczarnebuty–odciąłsięmężczyzna.
Gniewnegłosyzniknęływoddali.Nastałacisza.
Lumikki powoli uniosła klapę i wyjrzała. Znajdowała się na niewielkim parkingu. Na
szczęścieczarneaudistałozbrzegu,ukrytetrochęwcieniudrzew.Akuratniebyłonikogo
wpoluwidzenia.
Błyskawicznie wyłuskała się z obszernego płaszcza, włożyła z powrotem rękawiczkę,
wygramoliłasięzbagażnikaicichozamknęłaklapę.ŚpiwórElisymusizostawić.Kierowca
audi bardzo się zdziwi, gdy następnym razem otworzy bagażnik. Lumikki dotknęła ręką
włosów. Jakimś cudem fryzura zachowała się w nienaruszonym stanie. Elisa wcale nie
przesadzała,jejlakierrzeczywiściemiałczarodziejskąmoc.
Puder, potem lusterko. Szybka ocena makijażu. Rozmazało się trochę szminki z dolnej
wargi.Poprawka,gotowe.
LumikkiodwróciłasięispojrzałanarezydencjęBiałegoNiedźwiedzia.
Borys Sokołow obejrzał swoje dzieło i pokiwał z zadowoleniem głową. Wykapana Królowa
Śniegu.JeślinajejwidokVäisänennieprzestaniefikać,toonzjedwakilogramykosteklodu.
Naraz.
Odczuwał nieokreślony smutek, ale i zadowolenie. To drugie uczucie miało wyraźną
przyczynę.Spadłmukamieńzserca.RozmówiłsięzBiałymNiedźwiedzieminieżywiłdo
niegourazyzazlikwidowaniejegoEstończyka.
Niedźwiedź wyjaśnił, że jego ludzie widzieli, jak Tamm wymachiwał pistoletem na
cmentarzu, w biały dzień. Czegoś takiego nie można tolerować. Najwyraźniej facet stracił
kontaktzrzeczywistościąizacząłmiećodchyły.Afacetzodchyłaminienadajesięjużdo
niczego,wtejsprawieBiałyNiedźwiedźiBorysbylijednomyślni.
DlategoTammanależałosprzątnąć.Bezżadnychosobistychpobudek.
Borys spojrzał na Natalię, jej otwarte brązowe oczy. Na twarzy zdziwienie, może
zaskoczenie.
Oj, Natalia, dziecino, naprawdę myślałaś, że papcio Borys nie dowie się, co knujesz?
Uciekać,itojeszczezkasą?Przecieżtokradzież.Akradzież,oczymwszyscywiemy,jest
czynemnagannym.Gdybyśpostąpiławłaściwie,wszystkowyglądałobyterazinaczej.
Natalia,Natalia.
KrólowaŚnieguzeszronemnaustach.
Terazmożemyzaczynaćprzyjęcie.
Poufne informacje Kaspra okazały się prawdziwe. Za wysokim, kamiennym murem
w kompletnej głuszy stał duży, dwupiętrowy dom z początku dwudziestego wieku. Do
rezydencjiprowadziłajedyniewąskadrogaprzezlas.
Lumikki podejrzewała, że posiadłości nie ma na żadnej mapie. Były miejsca, których
istnieniechcianozataić.Ibyłynatosposoby.
Ruszyłakubramie,przyktórejwartownicyzatrzymywaliwchodzącychizadawaliimjakieś
pytania. Lumikki starała się jak najbardziej przypominać odgrywaną postać. Płatnej,
luksusowejpanidotowarzystwa.
Gdyprzyszłajejkolejprzybramie,ruszyłapewnie,alepowoliizgodnością.
–Chwila.Stop–rozkazałjedenzdwóchszafowatych.
Lumikkisercepodskoczyłodogardła.Awięctusięwszystkoskończy?
–Komórka.Cellphone–zażądałszafowaty,wyciągającrękę.
Lumikkiściągnęłaustawciup,wyjęłaztorebkikomórkęidemonstracyjnieplasnęłanią
wogromnądłoń.Niechmyślą,żeprzyszłojejsięrozstaćzbezcennymprzedmiotem,anie
starymtelefonem,któryElisajużdawnozmieniłanalepszymodel.Strażnikwsadziłkomórkę
do swojej raportówki. Po odgłosie Lumikki poznała, że nie ona pierwsza zostawiła telefon
przy bramie. Potem mężczyzna bez pytania zabrał jej torebkę, zajrzał do środka i oddał,
mrucząccośpodnosem.
Ledwiezauważalnymskinięciemgłowydałznak,żeLumikkimożeiśćdalej.Musiaławziąć
się mocno w garść, żeby nogi nie dygotały jej z zimna i ulgi. Głowę trzymała wysoko.
Przejściewszpilkachpolodziebyłodrogąprzezmękę,mimożechodnikzasypanostarannie
piaskiem.
Krokpokroku.Spokojnie.
Panującydokołamrokrozpraszałyustawionewzdłużalejkipochodnie.Płomieniełopotały
niespokojnie.Ścieżkakończyłasiędrzwiami.Stałprzynicharchetypowy,staromodnylokaj.
Zaczesane do tyłu włosy i krótkie białe rękawiczki. Język gestów, zarazem wyniosły
iugrzeczniony.Mężczyznaotworzyłprzedniądrzwiilekkosiępokłonił.Lumikkiwkroczyła
dośrodka.
Udałosięjej.
NaprawdęweszłanaprzyjęcieBiałegoNiedźwiedzia.Terazpozostałojużtylkowyjaśnić,
wcowplątałsięojciecElisy.
21
Innyświat.Innarzeczywistość.
Kolory, światła, dźwięki. Niebieski, który w jednej chwili zamieniał się w zieleń i żółć.
Pomarańczowy,któryprzeistaczałsięwfalującezłoto.Fiolet,zktóregowyrastałyposkręcane
pędyburgundu,lilii,fuksji.Muzyka,syreniśpiew,szumlasu,brzękkryształów,zapomniane
echa przepastnych grot, średniowieczne instrumenty, brzęk dzwoneczków, przemykający
gdzieśobok,okrążającyodtyłu,znikającyizachwilęwnetpowracający.
Światbaśni.
W każdej sali dźwięk, światło i dekoracje tworzyły niesamowitą, odrębną rzeczywistość.
Z mrocznego, tajemniczego lasu Lumikki weszła wprost do srebrnej sali tanecznej, której
ścianyzdobiłygirlandyżywychróż.Przeszłaprzezpodwodnekrólestwo.Zajrzałanachwilę
dochatki,wktórejstałytrzykrzesła:małe,średnieiduże.
Iluzja oddziaływała na nią tak intensywnie, że dopiero po pewnej chwili zaczęła
rejestrować szczegóły. Wszędzie kręcili się kelnerzy i kelnerki z tacami. W każdej sali
serwowano napoje stosowne do jej tematu, a wszystkie wyglądały rzeczywiście bajecznie.
Zniektórychunosiłsiędym,inneznówprzydniebyłypurpurowe,anapowierzchnibłękitne.
Napojeroznosililudzieprzebranizapostacizbajeklubzażywe,złoteposągi.
Posalachkrążyligościezkieliszkamiiszklankamiwdłoniach.ZrozgwarugłosówLumikki
wyłowiłafiński,angielski,szwedzkiirosyjski.Ktośmówiłchybapohiszpańsku,aleniemiała
całkowitej pewności. Większość kobiet zbytnio nie różniła się od niej. Były młode,
wypacykowane i sprawiały wrażenie, że nie znają nikogo z obecnych. Kasper miał rację.
Płatnych pań do towarzystwa nie brakło. Grono zaproszonych składało się głównie
z mężczyzn w średnim wieku, z nielicznymi młodszymi i starszymi wyjątkami. Lumikki
dostrzegłateżkilkapar,wtympodstarzałąRóżyczkęzeswoimksięciem.Obojgufaktycznie
dobrzebyzrobiłaodrobinasnu.Możeniecałestolat,alekilkagodzinnapewno.
Niektóre twarze wydawały się Lumikki mgliście znajome. Politycy? Biznesmeni? Trudno
powiedzieć.
Próbowała szybko zorientować się w rozkładzie budynku. Wyglądało na to, że parter
ipierwszepiętroprzerobiononaświatbaśni,nadrugimpiętrzebyłypokojeprzeznaczonena
„odpoczynek”, a w przyziemiu znajdowały się pomieszczenia gospodarcze. Tam w każdym
razieschodzilikelnerzyzpustymitacamiistamtądwracalizdostawąnapojów.
–Chybaniemasensucitegoproponować?
Lumikki obejrzała się. Stał przed nią mężczyzna z dwoma szklaneczkami w dłoniach
i niewątpliwie mówił do niej. Włosy miał lekko przyprószone siwizną, ale według ogólnie
przyjętych standardów można go było zaliczyć do kategorii przystojnych. Ciemne brwi,
brązowe oczy i idealnie skrojony garnitur. Lumikki zdążyła zarejestrować celowo
pozostawionąnarękawienaszywkęznapisemHugoBoss.Facetbyłgotówsłonozapłacićza
elegancję, a wybór marki wskazywał na gust, który lekko trącił myszką. Opakowanie
stosownedozawartości.Gośćmógłbybyćwkońcujejdziadkiem.
Mężczyzna pochylił się ku niej. Lumikki powstrzymała chęć cofnięcia się o krok pod
naporem fetoru cygar i wody po goleniu. Też od Hugo Bossa. Facet odczuwał widać
wzmożonąpotrzebępodkreśleniaswojejbossowatości.
–Botennapójzawierajabłko–dodałcicho,jakgdybyzdradzałjejwielkątajemnicę.–
Zdajesię,żetodlawas,Śnieżek,śmiertelnatrucizna.
Naopalonejtwarzywykwitłuśmieszeksamozadowolenia.Gośćuważałsięnajwyraźniejza
wielkiegotekściarza.
ZeswojegorepertuarumimicznegoLumikkiwybrałatrochęgłupkowaty,zalotnyuśmiech
dziewczynyłasejnapochlebstwa.
– No wiesz, bo my mamy taką lekką alergię na jabłka. Ale jeśli mi znajdziesz coś
zporządnązawartościąprocentówiprzyjemnądawkąsłodyczy,tomożemypogadać.
–Cośnarozgrzewkęwmroźnywieczór?–podsumowałmężczyzna,kładącpieszczotliwie
pomarszczonąrękęnajejodsłoniętymramieniu.
Dłoń była lepka od potu. Lumikki wzdrygnęła się z obrzydzenia, ale stłumiła w sobie
odruch.
–Czytaszwmoichmyślach.
–Twojeżyczeniejestdlamnierozkazem–odrzekłmężczyzna.–Atynigdzienieuciekaj.
–Postaramsięniezgubićwtymlesie.Aniniedaćsięzniewolićsiedmiuniewyrośniętym.
Mężczyznauśmiechnąłsięjeszczeszerzej.
–Jeśliktóryśzałożycizaciasnygorset,obiecujęgozdjąć–powiedział,puszczającdoniej
oko.
No,no,szarapanterapoczytałwdomutrochębraciGrimm.Tylkożezaznajomośćbajek
Lumikkiniedawałapunktów.Aniniczegoinnego.Odprowadziłaspojrzeniemoddalającesię
szerokiebary,poczymruszyłanapiętro.
Terho Väisänen zlustrował spojrzeniem salę w poszukiwaniu Natalii. Muszka uciskała go
nieprzyjemniepodszyją.Trochęjąpoluzował.
Na widok niektórych gości unosił ze zdziwieniem brwi. Ten też tutaj? I ten?
Spostrzeżeniamimożnabyobdzielićobiepopołudniówki,aitakzostałobyjeszczemateriału
dla paru tabloidów. Na własne oczy widział, jak znany polityk ugryzł zakłopotanego
Dzwoneczkawucho.
Zdawał sobie sprawę, że o przyjęciu nie wolno nikomu nawet pisnąć słówkiem. Ludzie
Białego Niedźwiedzia gadatliwych uciszali na zawsze. Podobnie jak ich rodziny, bliższych
i dalszych krewnych oraz przyjaciół. Wszyscy o tym wiedzieli. Nikt nie chciał zostać
przykładnieukarany.
Terhowi mignęła młoda kobieta w przebraniu Śnieżki. Wydała mu się dziwnie znajoma.
Czy Elisa nie ma takiej samej sukni? Najwyraźniej była modna i wcale nie taka
niepowtarzalna,jakgozapewnianowsklepie.Kolejnydowód,żenawetzadużepieniądzenie
zawszedostajesięto,coreklamująnaetykiecie.
Ale i tak za duże pieniądze można było dostać całkiem sporo. I urządzić sobie życie.
DlategowłaśnieTerhopojawiłsięnaprzyjęciu.
Jeśli w salach na parterze wyczarowano piękny, fascynujący świat baśni, na pierwszym
piętrze zamknięto bajkowe potwory. Drzewa wyciągające ku przechodzącym gałęzie jak
szpony.Nimfy,któreśpiewemwabiłynieszczęśnikównabagna.Sny,zktórychniewybudzał
pocałunekksięcia.
Jedna z sal była cała czarna, z trójwymiarową animacją krążących tuż nad głową
izłowieszczokrakającychkruków.Lumikkimusiałasiępochylić,abyktóryśniewczepiłsię
jejszponamiwewłosy.
Salę obsługiwało dwóch ubranych na czarno kelnerów, którzy na srebrnych talerzykach
roznosilimałekieliszkizczarnymnapojem.Mężczyźnirozmawializesobąściszonymgłosem.
Lumikkizbliżyłasiędonich,abyichpodsłuchać.Wyciągnęłarękępodrinka.
–GdziejestBiałyNiedźwiedź?–spytałjedendrugiego.
–Niesłyszałeś,żeprzyjdziedopieroodwunastej?
–Przyjdzie?Myślałem,że…
Umilkł,skarconyspojrzeniemdrugiegokelnera,iwyciągnąłnieznaczniesrebrnytalerzyk
wstronęLumikki.Wzięłaszklaneczkę,uśmiechnęłasięiodwróciłanapięcie.
– Nie słyszałeś instrukcji Niedźwiedzia? Nie wolno o nim mówić inaczej niż w trzeciej
osobieliczbypojedynczej–syknąłdrugikelner.
Lumikki przechyliła szklaneczkę i zwilżyła wargi, zastanawiając się nad tą informacją.
Zerknęła na duży, ozdobny zegar na ścianie. Kwadrans po dziewiątej. Jeszcze prawie trzy
godziny.
Niezrozumiałasłówdrugiegokelnera.DlaczegonibyoBiałymNiedźwiedziumiałobysię
mówić w trzeciej osobie liczby pojedynczej? Dziwne. No, ale wszystko wyjaśni się
prawdopodobniepopółnocy.
PrzyjęciestawiałoBiałegoNiedźwiedziawnaderosobliwymświetle.Facetwykosztowałsię
na niewyobrażalną scenografię tylko na jeden wieczór i jedną noc. Na dodatek większość
gościzpewnościąniepotrafiładocenićjejkunsztu.Dlanichliczyłosiętylkoto,żealkoholu
jestpoddostatkiem,akobietysąpiękneiskoredoigraszek.Nietylkosłownych.
Świniewsmokingach.
Myślą,żegarniturzakilkatysięcyeuroizegarekzakilkadziesiątzastąpiąogładę.Albodają
im prawo robić absolutnie wszystko. Masz pieniądze – jesteś ponad prawem. Jesteś ponad
prawem–jesteśkrólem.
Lumikki aż zemdliło. Najchętniej wróciłaby do domu. Zdjęłaby szpilki i włożyła na nogi
szare wełniane skarpety, zrobione na drutach przez jej babcię. Zaparzyłaby sobie nawet
herbatę,choćnormalniezaliczałajądogatunkuciepłychlur,naktóreniewartotracićczasu.
Tym razem jednak herbata wydała się jej kwintesencją domowego zacisza i przypomniała
upstrzoneróżamitapetyubabciorazjejciepłedłoniezaplatająceLumikkiwarkocz.
Ostrożnie oblizała wargi. Salmiakowa wódka, tak jak przypuszczała. Ostry, słony smak
oddaliłmdłości.
Pamiętaj,żetonietytutajjesteś.Grasztylkoswojąrolę.Ktoinnyprzechodzizsalidosali
w białych butach na wysokim obcasie i w czerwonej sukni. Nic cię tutaj nie rusza,
wnajmniejszymstopniu.
Lumikkiwyprostowałasię.Nieprzyszłatuprzecieżdlazabawy.Miaładowykonaniaważne
zadanie.
22
Natalianieczułazimna.Byłamartwaodstudwudziestuośmiugodzin.Stodwadzieściaosiem
godzintośmieszniekrótkiczaswżyciuczłowieka.Apośmiercijeszczekrótszy.Nataliażyła
dwadzieścia lat, trzy miesiące i dwa dni. I będzie martwa nieskończenie długo. Przy
nieskończonościtestodwadzieściaosiemgodzinnieznacząwzasadzienic.
Gdybyżyła,czychciałabywrócićdotamtejchwiliprzeddwomalaty,kiedyzadzwoniłdo
niejBorysSokołow?JejówczesnychłopakidilernarkotykówDmitrijzaaranżowałjejkilka
spotkańznimiNataliazrozumiała,żeSokołowtowiększaszycha.Wiadomo,żenieżaden
capo di tutti capi, ale zawsze jakiś szef. Facet, który ma władzę i wpływy. Sokołow
zaproponował Natalii, aby dołączyła do jego grupy. Potrzebował młodej kobiety o dobrej
prezencji,którejniepomieszałyjeszczewgłowiealkoholinarkotyki.
Czy chciałaby teraz wybrać inną drogę? Gdyby nie przystała na propozycję Sokołowa,
nigdynieprzyjechałabydoFinlandii,niepoznałaTerha,niepróbowałaucieczpieniędzmi
i nie dostała śmiertelnego postrzału w plecy. Nie leżałaby teraz martwa
w osiemnastostopniowym mrozie, z oczami wpatrzonymi nieruchomo w mrok i lekko
rozchylonymiustami,jakgdybyzamierzałajeszczecośszepnąć.
Gdyby zdawała sobie sprawę z tego wszystkiego, oczywiście odmówiłaby Borysowi.
Wiedziała wówczas jedynie tyle, że nie zamierza wychowywać swojej córki w mieszkaniu,
któregokątyśmierdzągrzybem,aprzezcienkiejakkartonścianysłychaćgłośnekłótnieinie
mniejgłośnepojednaniasąsiadów.Idlategoprzyjęłajegopropozycję.Jeszczewtymsamym
tygodniuSokołowzałatwiłjejlepszemieszkanie,doktóregoprzeniosłasięzmatkąiOlgą.
Minął rok. Natalia zaopatrywała w narkotyki piękną i bogatą moskiewską młodzież
izaczynaławierzyć,żejesttakasamajakoni.Młoda,pięknaibogata.
Życie mogło być fajne. Warte przeżycia. Natalia miała już jednak dziewiętnaście lat
iwiedziałazdoświadczenia,żegdywszystkonibyświetniesięukłada,cośzawszemusito
popsuć. Tym czymś okazał się wyjazd do Finlandii z Sokołowem. Mężczyzna miał
przypilnowaćtaminteresu.Nataliawyobrażałasobie,żezamieszkawHelsinkach,mających
stosunkowodobrepołączenialotniczezMoskwą.AtymczasemwylądowaławTampere,które
od razu zrobiło na niej wrażenie żałośnie małej dziury. Z początku Sokołow mniej więcej
połowęrokuspędzałwMoskwieidrugąpołowęwTampere,alepotemionprzeniósłsięna
stałedoFinlandii.
RozkazBiałegoNiedźwiedzia,takjejpowiedział.WtedyNataliausłyszałatoimięporaz
pierwszy. Później dostała się nawet na przyjęcie Niedźwiedzia i zrozumiała, że jej rólka
uSokołowajesttakepizodyczna,żeażśmieszna.Byłanicnieznaczącymtrybikiemwwielkiej
machinie.Wkażdejchwilimogłazostaćwymieniona.
W Tampere czuła się obco. Źle chodziła i źle się ubierała. Kołnierz z króliczego futra
i kozaki na wysokim obcasie świadczyły tam o złym guście. Ludzie oglądali się za nią na
ulicach. Mężczyźni próbowali wciskać jej pieniądze, ale nie za narkotyki, tylko za seks.
Natalia myślała niekiedy z goryczą, że jeśli w tym mieście nie chciałaby się odróżniać od
tubylców, zimą powinna chodzić w puchowej kurtce, jesienią i na wiosnę w wiatrówce,
alatemsiedziećnaryneczkunaTammeliwpodrobionychcrocsachibaseballówceiwsuwać
kaszankę.
ZcałegoTampereznałatylkoBorysaSokołowaijegoEstończyków.Zpoczątkucowieczór
dzwoniładodomu,słuchałagłosumałejOlgiizasypiała,płaczącztęsknoty.
Czasemprzyglądałasięfińskimlicealistom,którzywydawalisięjeszczedziećmi,choćbyła
odnichzaledwierokstarsza.Próbowałasobiewyobrazić,jakbysięczułanaichmiejscu.Jak
to jest chodzić po szkole do kawiarni, żeby porozmawiać o zachowaniu jakiegoś ładnego
chłopcaipytaniachnasprawdzianzhistorii.Rozważaćróżnewariantystudiówiroztrząsać,
czywartozrobićsobierokprzerwyprzeduniwerkiem.Pomarzyćoprzeprowadzcenaswoje,
o zakupie własnej szczotki do mycia naczyń, o rozłożeniu na swoim łóżku maturalnego
prezentu–pościeliFinlaysona.Doświadczyćkryzysuegzystencjonalnego:niemiećpojęcia,co
taknaprawdęchciałobysięrobićpostudiach.
ApotempoznałaTerha,którybyłzupełnieinnyodSokołowaczyEstończyków,choćBorys
określałgojako„swojego”.Glinazwydziałuantynarkotykowego,zwerbowanywcharakterze
wtyki.
Terhoijegoszorstkiedłonie.Czułość,jakąpoczuładoniegoodpierwszegospotkania.Fin
był tak nieśmiały, tak słodko niepewny, jak do niej mówić i jak ją dotykać. Zupełnie co
innego niż jej poprzedni chłopcy i mężczyźni, którzy wciskali ją od razu w przygotowaną
formę,układaliwulubionejpozycji.
Czy to była miłość? W każdym razie tak to widziała Natalia. Czuła się z Terhem
bezpieczna.Opowiadałjejoswoimdomu,rodzinie,życiunacodzień.Przynimzrozumiała,
że i ona chciałaby mieć takie życie. Skończyć z ukrywaniem, z lękiem, z nadwrażliwością
śluzówki nosa i ze śladami po wkłuciach na udach. Terho obiecał, że załatwi jej sprawy,
pomożesięwycofać.Nataliamuuwierzyła,onjednaknicztymniezrobił.Ontakżerzucał
słowanawiatr,jakwszyscyjejpozostalimężczyźni.
Słowazmieniającesięwkłamstwa,zanimjeszczewybrzmiałydokońca.
A przecież powinna już dawno to wiedzieć. Nie ufaj nikomu, licz tylko na siebie. Sama
podejmujdecyzjeiponośkonsekwencje.
Dlatego Natalia postanowiła zabrać z domu Sokołowa trzydzieści tysięcy euro
przygotowanych dla Terha i zniknąć. Obmyśliła plan. Niepostrzeżenie ukradła zapasowy
klucz od domu Borysa. Zorganizowała sobie kryjówkę w daczy daleko od Moskwy.
Okolicznościjejsprzyjały–wniedzielęSokołowzEstończykamimielibyćwterenieażdo
wieczora. Wrócili jednak wcześniej. I dlatego Natalia Smirnowa leżała teraz bez życia,
wciemności,nago.
Poniosła konsekwencje, które okazały się dużo bardziej surowe od jej najgorszych
wyobrażeń.
Życie Natalii było ciągiem złych wyborów, których nie mogła uniknąć. Te złe wybory
przedstawianojejjakodobre,podawanonazłotychtacachwpłatkachróż,aonanieumiała
spojrzećpodspód,nieumiaładostrzecbiałegośniegu,naktórytryśniejejkrewjakczerwona
farba.
DlategoNataliaSmirnowależałaterazsama,wzimnie,nieczującwcalechłodu.
Leżałajużtakstodwadzieściaosiemgodzin.
Jednaknawetpośmierciniezaznałaspokoju.BorysSokołowchciałjąjeszczedoczegoś
wykorzystać.
23
Lumikkiszybkozeszładopiwnicy.Odczasudoczasuoglądałasięzasiebie.Czyszarapantera
podążazanią?Naszczęścienie.Zgubiłanatręta.
Jeszczechwilętemustałaprzybufecieuginającymsięodkilkudziesięciuróżnychpotraw,
gdymężczyzna,którywcześniejsięjejnarzucał,zaszedłjąniepostrzeżenieodtyłuizażądał
wyjaśnień,gdziezniknęła.
– Niezbadane są czasem ścieżki kobiety – odparła mu najbardziej zalotnie, jak tylko
potrafiła.
Natręt zaproponował, aby przeszli na piętro, gdzie mogliby zbadać te ścieżki nieco
dogłębniej. Lumikki odrzekła, że najpierw musi coś zjeść. On znów objął ją ręką w pasie
istwierdził,żeniewartopsućobżarstwemtakcudownieszczupłejtalii,nacoodpowiedziała,
że nie jadła nic przez cały dzień i że jemu także na pewno będzie przyjemniej, jeśli jego
Śnieżkaniezemdlejemuwtrakciezosłabienia.Mężczyznasięroześmiał.
–Zmieniaszsiępewniewdzikąkotkę,kiedyjużsięrozgrzejesz.
Gdybyś chciał wiedzieć, wydrapuję oczy, pomyślała Lumikki, zadowoliła się jednak
zmysłowym miauknięciem. Ostatecznie uśpiła jego czujność, prosząc, aby potrzymał jej
talerz, a ona pójdzie na chwilę do toalety przypudrować sobie nosek. Zadowolony natręt
zostałprzybufecie,najwyraźniejprzekonany,żemająterazwgarści,skorotrzymajejtalerz
zjedzeniem,bezktóregoonanieprzeżyje.Idiota.
Lumikki rozejrzała się po piwnicy. Była tu duża kuchnia, która sądząc po odgłosach,
pracowała bez przerwy na najwyższych obrotach. Słyszała syczenie patelni, postukiwanie
noży o deski i krzyki kucharzy. Z uchylanych drzwi wypływał nieprzerwany strumień
kelnerówikelnerekztacami,wazamiimisami.Lumikkiprzyglądałasiętemuzboku,ukryta
przedciekawskimispojrzeniami.
OjciecElisymignąłjejtylkoprzelotniedwarazy,alezawszeznikał,zanimzdążyłazanim
pójść.
A teraz, jak na zamówienie, usłyszała go nagle w piwnicznym korytarzu. Väisänen
rozmawiałzkimśpoangielsku.GłosrozmówcyrównieżwydałsięLumikkiznajomy,alenie
mogłasobieprzypomnieć,skądgozna.
Mężczyźni się zbliżali. Wtedy sobie przypomniała. Ten drugi głos słyszała na Pyynikki,
kiedyjągonili.Rosjanin.
Lumikki sekundę rozważała opcje. Nie ruszać się z miejsca i udać, że trafiła do piwnicy
przez przypadek lub najzwyklejszą ciekawość? Żaden z mężczyzn by jej nie rozpoznał.
Zwróciłaby jednak na siebie uwagę, za bardzo rzucała się w oczy, była w niewłaściwym
miejscu.Atoniewróżyłodobrzenadalszyciągwieczoru.
Nacisnęła klamkę najbliższych drzwi. Otwarte. Zajrzała ostrożnie do środka, ani żywej
duszy. W pomieszczeniu stały tylko duże zamrażarki i kasty z różnymi alkoholami. Jakiś
magazynek. Lumikki wślizgnęła się do środka, zamierzając przeczekać, aż Väisänen
zRosjaninemprzejdą.
Nieprzeszli.Stanęliprzeddrzwiami.
–I’vegotsomethingtoshowyou.
–LumikkiusłyszałagłosRosjanina.
Rozejrzałasięszybko.Innychdrzwibrak.Żadnychkryjówek.Niemadokąduciecanigdzie
sięschować.
Chybażedozamrażarki.
Lumikkiotworzyłapierwszązbrzeguskrzynię,instynktownienabrałapełneustapowietrza
izarazopuściławiekozpowrotem.
Wustachpoczułasmakwymiocin.Ręceinogizaczęłyjejdrżeć.Niemiałajednakczasu
myśleć o tym, co właśnie zobaczyła. Sale urządzono bardzo sugestywnie, ale zawartość
zamrażarki była autentyczna. Lumikki zajrzała do sąsiedniej skrzyni i omal nie westchnęła
z ulgą. Na dnie leżało kilka paczek groszku. Pstryknęła wyłącznik maszyny. Niewiele to
pomoże,aleprzynajmniejtemperaturaciałaniespadniejejzbytgwałtownie,gdyzamrażarka
zacznie pracowicie schładzać pięćdziesiąt pięć kilogramów żywego mięsa do minus
osiemnastustopniCelsjusza.
Klamkadrzwizaczęłaopadać.
Lumikkiweszładoskrzyni,ułożyłasięwmiaręwygodnieiopuściłaklapęakuratwchwili,
gdyVäisäneniRosjaninweszlidośrodka.
Chłódzacząłodrazuszczypaćgołąskórę.Nawetwczterechścianachniemożnabyłosię
uwolnićodtegocholernegomrozu.Przeklętazima.
Terhobyłpoirytowany.AkuratterazniemiałnajmniejszejochotynagierkiSokołowa.Chciał
się skupić na dopracowaniu strategii, dzięki której przekona Białego Niedźwiedzia, że
zasługuje na przyzwoitą odprawę. Słyszał pogłoski, że lepiej go nie szantażować ani nie
grozić.Podobnonikomusiętonigdynieudało,choćwielupróbowało.
Pozostałomuwięcnegocjować.
–WhereisNatalia?
–spytał.
Sokołowobnażyłzęby.Topewniemiałbyćuśmiech.
–Właśniechciałemcijąpokazać–odparłpoangielsku.–TujesttwojaKrólowaŚniegu.
TerhospojrzałzezdumieniemnaSokołowa,któryuniósłklapęzamrażarki.
Lumikkiusłyszałaodgłos,jakgdybyojciecElisysięzakrztusił.Wiedziała,cowłaśniezobaczył.
Widokwypaliłmusięnasiatkówkachpewniedokońcażycia.Gotowymateriałnaprzyszłe
koszmary.
Martwamłodakobieta,naga,wzamrażarce.
Oczy otwarte, twarz szarosina, na wargach trochę ciemnej, zakrzepłej krwi. Duża dziura
wbrzuchu.
–Co…cościejejzrobili?–LumikkiusłyszaładrżącygłosojcaElisy.
–Sądziłem,żewidoktrupatodlaglinychlebpowszedni.
–Ale…dlaczego?
– Chcesz mi wmówić, że nie wiedziałeś? Natalia zamierzała się ulotnić z pieniędzmi.
Twoimi pieniędzmi. Naszymi pieniędzmi. Zatrzymaliśmy ją. Nie domyśliłeś się niby, kiedy
dostałeśworekzakrwawionychbanknotów?
–Niewiem,ojakichbanknotachwkółkoopowiadasz.
–Otwojejwypłacie.
–Żadnejwypłatyniedostałem.
– To już twój problem, nie nasz. Dostawa była 28 lutego, zgodnie z umową. Trzy razy
wroku,wustalonedni.Tymrazemjednaknieukryliśmyichwlesie,tylkoprzynieśliśmyci
podsamedrzwi.Takamiłaniespodzianka.
–To…topotworność.
– To realizm. Nie mogliśmy sobie pozwolić na puszczenie Natalii z takimi pieniędzmi.
Trzydzieścitysięcyeurotojeszczeżadenproblem,aleewentualnyprzeciekjużtak.
–Nie…nie…–OjciecElisyszukałsłów.–Niechcęmiećdoczynieniaztobąaniztwoimi
ludźmi.Nigdy.Jasne?Toniemiałotakbyć.Niktniemiałzginąć.
–Alezginął.NajpierwNatalia,potemViivo.
–ViivoTamm?
–LudzieBiałegoNiedźwiedzia.Nicwielkiego.Takczasembywa.Tobieteżradzępodejść
dotegoprofesjonalnie.Stratywmaterialebyły,sąibędą.Ginietowar,ginąpieniądze,giną
ludzie.Tonormalnewtymbiznesie.
– Profesjonalnie? Profesjonalnie? Kurwa mać, Sokołow, do czegoś takiego nie można
podejśćprofesjonalnie!Zamordowałeśczłowieka!
Väisänenowizałamałsięgłos.Byłnaskrajuhisterii.
Lumikkizaczęłatracićczuciewpalcachrąk.Palcówstópjużnieczuła.Tlenunaszczęście
wskrzyniniebrakowało.Narazie.
–Pozbyłemsiępoprostunieuczciwegopracownika.Idamcidobrąradę,Väisänen.Lepiej
ze mną nie zadzieraj. Bo szybko ci załatwię miejscówkę obok twojej dziwki. Jeśli będzie
trzeba,toosobiście.
OjciecElisyroześmiałsię.Wjegogłosiezabrzmiałanutkabeznadziei.
–Przecieżmniepotrzebujesz.Oddziesięciulat.
– Do tej pory nasza współpraca układała się bez zarzutu. Ty przekazywałeś nam swoje
informacje, a my ujawnialiśmy ci to i owo. Nasz biznes kwitnie, a twój wydział może się
pochwalić pięknymi statystykami. Win-win
. W końcu dzięki mnie dostałeś ten awans. Ale
posłuchaj, Väisänen, nie jesteś mi potrzebny. Znaczysz dla mnie tyle co nic. Wystarczy, że
kiwnępalcemidostanęnowegoczłowiekanatwojemiejsce.
–Zatemświetniesięskłada,bosięwycofuję.
–Tojaotymdecyduję,niety.
–Nie,Sokołow.Sprawawyglądatak,żejasięwycofujęiniemasztunicdogadania.
Lumikki wsłuchiwała się w milczenie, które zapadło między mężczyznami i męcząco
narastało.
–Hmm–mruknąłwkońcuSokołow.–Gdybyśrzeczywiściezrezygnował,skądmógłbym
wiedzieć,żewszystkiegoniewyśpiewasz?
–Musiałbyśmipoprostuzaufać.
– Nie. Wcale bym nie musiał. Mógłbym ci spokojnie uwierzyć na słowo, bo gdybyś je
złamał,pewnegorazuznalazłbyśwzamrażalcewswoimmałymdomkupięknącóreczkę…
–Ożeżty!…
DouszuLumikkidobiegłhałasiodgłosyszarpaniny,najwyraźniejojciecElisyrzuciłsięna
Sokołowazpięściami.Przezchwilęsłyszałasapanie,apotemzapadłacisza.
–Nieżartowałem.Jeślibędzietrzeba,toosobiście–wysapałSokołow.
–Okej,okej,rozumiem.Odłóżto.Przepraszam,poniosłomnie.
–Zapamiętaj.Córeczkawzamrażarce.Zachowajtenobrazprzedoczami,wraziegdyby
wpadło ci kiedyś do łba coś głupiego. Bo w każdej chwili ten koszmar mogę zamienić
wrzeczywistość.Anamoimsłowiemożeszpolegać.
Chwilępóźniejmężczyźniwyszlizmagazynku.
Najwyższyczas.Lumikkizesztywniałazzimna,aoblodzoneściankizamrażarkipaliłyjej
skórę.Jużuniosłarękę,żebypodnieśćklapęskrzyni,gdyusłyszała,żeznówktośwchodzido
pomieszczenia.Krokidwóchosób.Rozmowapofińsku.
–Niejarzę,jakmożeschodzićtylealkoholu.Żłopiągojakwodę.
–Lepiejprzywyknij.Todopieropoczątek.Zobaczysz,cobędziesiędziałopopółnocy.
Kelnerzy,oceniłaszybkoLumikki.
–Czegonamteraznajbardziejpotrzeba?
–Szampana.Napoczątkuzawszeschodzigonajwięcej.Potemchlejąnawyścigiczerwone
i białe wino. Teraz, zimą, czerwonego idzie trochę więcej. Po północy przerzucają się na
mocniejsze,whiskyitympodobne.Zdziwiłbyśsię,ilerumupotrafiąwypić.Noioczywiście
wódy. Niektórzy trzymają się jednego od początku do końca, ale większość lubi sobie
popróbować.
Zabierajciejużtegocholernegoszampanaispadajcie,rozkazałaimwmyślachLumikki.Na
plotyimsięzebrało.
– No, super. Ktoś znowu poustawiał czerwone wino na szampanach. A powtarzałem im,
czerwonenadole,szampanynagórze.Boczerwoneschodzidopieropóźniej.
–Dobra,dajspokój,alemaszproblem…Odstawisięnabokijuż.
–Właśnieżemamproblem.Jaksięolewapodstawowezasady,topotemwszystkobierze
w łeb. Przez całą noc będziemy latać jak kot z pęcherzem. Zrobi się, człowieku, piekło na
ziemi.Będziemyzapierdzielaćzdwomatacaminaraz,atoitakzamało.Szukajsobiewtedy
wtakimburdelurocznikowegokoniaku,kiedyjakiśdebilrozpieprzyłcicałysystem.
–Dobra,jużdobra,bierzmysiędoroboty.
Święte słowa. Lumikki usłyszała, że facet chwycił skrzynkę wina, i podziękowała mu
wmyślachzasłusznąinicjatywę.Brzęknęłybutelki.
–Nienapodłogę.Będąstaływprzejściu.Postawimyjenazamrażarce.
– A jeśli w środku coś jest? I za chwilę będziemy tego potrzebować? Nie mam ochoty
targaćtegocholerstwazmiejscanamiejsce.Ciężkiesąjaknieszczęście.
–Wśrodkusątylkodwiepaczkistarychmrożoneknazupę.Godzinętemusprawdzałem.
–Taknawszelkiwypadek…
Mężczyznazłapałzauchwytklapy.
Tylkojejniepodnoś.Nie,nie,nie.
Nagleoklapęskrzynigruchnęłocościężkiego.
–Ej,zwariowałeś?Mogłeśmiprzytrzasnąćpalce!
–Alenieprzytrzasnąłem.Pomożeszmi,czysammuszętowszystkoprzestawiać?
–Dobra,wyluzuj…
Drugiegruchnięcieoklapę.Trzecie.Czwarte.Czterypełneskrzynkiczerwonegowina.
–Aterazbierzemytegoszampanaispadamy.
Brzęknęłybutelki,kelnerzychwyciliposkrzynceszampanairuszyliwstronędrzwi.
–Ty,zaczekajno–odezwałsięjeden,zawróciłipodszedłdozamrażarki.Lumikkiusłyszała
pstryknięcieiwarkoturuchamianegoagregatu.
–Ktośwyłączył,pewnieprzezprzypadek.Lepiej,żebybyłycałyczaswłączone,nawettylko
z dwoma mrożonkami w środku. Nigdy nie wiadomo, kiedy każą ci wrzucić do środka
stukilowątuszęzjelenia.
Kelner ruszył do wyjścia. Lumikki usłyszała odgłos zamykanych drzwi. Została
wmagazynkusama.
JeślinieliczyćzwłokdziewczynyoimieniuNataliawsąsiedniejskrzyni.
Możliwe,żeniebawembędątudwazamrożonetrupy.
24
Ej,ocokaman?!Spróbujchociaż.Musiszmustrzelićodrazuwłeb,inaczejcięzobaczy.Cały
czastracimypunkty.
–Walsię!Robię,comogę.Samtakieskuchyrobisz,żetrudnomisięskupić.
–Teraz!No,strzelaj,kurwa,nacoczekasz?Strzelaj!
–Yes!Mózgnaścianie!Ijakterazwyglądasz,gościu?
–Jakprzezokno!
Pulsujący ból rozsadzał Elisie skronie i tył głowy. Siedziała przed monitorem swojego
laptopa i wpatrywała się w czerwony punkcik, który już od dłuższego czasu trwał
wbezruchu.Tochybadobrze.CzyliLumikkidojechaładoceluiweszłanaprzyjęcie.Gdyby
niezdołaławydostaćsięzbagażnika,jużdawnobyzadzwoniłaalbowysłałaesemesa.Elisa
niedopuszczaładosiebiemyśli,żekierowcalubktośinnyznalazłLumikkiwbagażnikuitam
terazspoczywajejciało.
Palce powędrowały do ust i Elisa zaczęła obgryzać paznokcie. Różowe żelowe tipsy
zczarnymiwzorkamijużdawnostraciłyfason.Nieważne.Akuratterazpaznokcienajmniejją
obchodziły.
–Czasozdobićścianytegopokojuczerwonymibryzgami.Goahead,makemyday!
Elisaniewytrzymała,pomaszerowaładogniazdkaiwyszarpnęławtyczkękonsoli.Protesty
chłopaków obudziłyby umarłego. Skoro nic innego nie potrafią, niech sobie idą do domu
pograć.Dzieciaki.
–Szliśmynarekord!–lamentowałKasper.–Trupścieliłsięgęsto.
–Moglibyściechociażspróbowaćskupićsięteraznatym?–odparłaElisa,wskazującna
laptop.
–Bejbi,obrazsięniezmieniaoddwóchgodzin.Itakpozostanie,jeżeliwszystkopójdzie
zgodniezplanem.Wtejchwiliniemożemyjejpomócwżadensposób.Amożechcesznam
powiedzieć,żejakbędziemysięwpatrywaćwtenmonitorwszyscywetrójkęwystarczająco
intensywnie,toprześlemyLumikkipozytywnąenergięifalemocy?
Mówiącto,TuukkastanąłzaElisąipołożyłjejdłonienaramionach.Strząsnęłaje.Akurat
terazdotykTuukkiwydawałjejsięwstrętny.Takjakonsam.Niepojęte,żebyłakiedyśwnim
zakochanaijeszczedwadnitemumyślała,żeskoroobojeztylomajużinnymipotwierdzili
swojąatrakcyjnośćiwyjątkowość,możeznowusięzejdą.Boichromanstotakielove story
nowegostulecia,odlot,szałzmysłów.
Gdyby nie było Tuukki, Elisa nie musiałaby teraz wpatrywać się w czerwony punkcik,
któryoznaczałLumikki.Niemusiałabysiębaćanionią,aniotatusia.ToTuukkachciał,żeby
zatrzymalipieniądze.ToTuukkawymyślił,żebypójśćdoszkołyitamjewymyć.Nodobrze,
Elisarozumiała,żejestterazniesprawiedliwainiepowinnaobwiniaćchłopakazaswojego
doła,alełatwiejbyłoczućwstrętdoTuukkiniżdowłasnegoojca.
Ojciec.Tatuś,jakwciążonimmówiłanagłosiwmyślach.Zawszebyłacóreczkątatusia,
tym bardziej że odkąd pamiętała, mama wyjeżdżała na długie delegacje. Wymyślali więc
sobie z tatusiem fajne zabawy, ściągali do salonu wszystkie materace, kołdry i poduszki
zdomuibudowaliznichogromnąfortecę,wktórejczasemnawetzostawalinanoc.Tatuś
smażyłomletywkształciegłowymisiaiśpiewałprzebojePauliKoivuniemi.Niemęczyłygo
nigdyjejdługietyradyiniedenerwowałyjejdziwacznekaprysy.Tojemuwypłakiwałasię
wkoszulępopierwszychmiłosnychzawodach.Minąłdopierorokodichostatniegomaratonu
Gwiezdnych wojen, który kończył się zawsze międzygalaktyczną wojną na popcorn
iniezadowoleniemmamy.
OstatniewydarzeniazabrałyElisietegotatusia,któregojaksięokazuje,wogólenieznała.
Jegomiejscezająłobcyfacet,któryzdradzałmamęzdużomłodsząkobietąiwspółpracował
zgroźnymiprzestępcami.Elisachciałabyspojrzećtemuojcuwoczyispytać:
–Kimpannaprawdęjest,panieVäisänen?
BałasięoLumikki,alebałasięteżusłyszeć,cotazdołaławyjaśnić.Zjejżyciausunięto
najbezpieczniejszy, najpewniejszy punkt oparcia i Elisa chyba by już nie zniosła kolejnych
rewelacji.Choćpewnieitakbędziemusiała.
KasperpoklikałwswojąkomórkęinagleuniósłspojrzenienaElisęiTuukkę.
–Alechujoza.Właśnieprzyszłomicośdogłowy.
SerceElisyznówzabiłomocniej.
–No?
– Przecież nikomu nie pozwolą wejść na przyjęcie z komórką. Podobno Niedźwiedź
skrupulatniepilnujetakichrzeczy–powiedziałKasper.
–Idopieroterazprzyszłocitodogłowy?–parsknąłTuukka.–TojakLumikkipowiadomi
nasosytuacji?
Elisawcalesięnieprzejęła.
–Niewydajemisię,żebytodlaniejjakiśproblem.Jużonacośwymyśliidanamznać,że
wszystkowporządku.
–Cośbardzowniąwierzysz–zauważyłTuukkaispojrzałnaElisębadawczo.
Bardziejniżwwasdwóchrazemwziętych,pomyślałaElisa.Byłaimoczywiściewdzięczna,
żeniemusisiedziećtegowieczorusamawdużymdomu,przyklejonadomonitorazmigającą
kropkąlokalizatora.Postanowiłajednak,żegdybędziepowszystkim,wypowiejednostronnie
umowęprzyjaźnizTuukkąiKasprem.Nastąpikoniecichświętejtrójcy.
Znów wbiła wzrok w czerwony punkcik. Co Lumikki teraz robi? O czym myśli? Elisa
zaczęłamiętosićkosmykwłosów,apochwiliwsunęłasobiekońcówkędoust.Ssaniewłosów
uspokajałojąjużwdzieciństwie.Wiedziała,żetoirytujeTuukkę,alemiałatogdzieś.
–Jeślinasniezawiadomi,żewszystkozniąwporządku…
Kasperniedokończyłiniedopowiedzianezdaniezawisłomiędzynimi.
– Wtedy działamy zgodnie z planem podstawowym – orzekła Elisa, starając się nadać
głosowitonspokojnejpowagi.
–Gdziematenlokalizator?–spytałTuukka.
–Naudzie–odpowiedziałaElisa.–Przypodwiązce.
–Ajeśliktośgozauważy?–Kasperzaniepokoiłsię.–Skądmożemywiedzieć,żeniezdarli
jejtejpodwiązkiiniewyrzucilidokosza,aLumikkizabiliiwcisnęlidojakiegośmagazynku
albojużdawnogdzieśwywieźli?
Elisawstałazkrzesła.NajchętniejwalnęłabyKasprawtwarz,aprzynajmniejpuknęłago
wczoło.
– Przestań natychmiast wygadywać takie bzdury! Takie gadanie nic nie pomoże.
W zasadzie obaj moglibyście trzymać gęby na kłódkę do czasu, aż będziecie mieli coś
sensownego do powiedzenia. Lumikki jest na przyjęciu cała i zdrowa, a wszystko idzie
zgodniezplanem.Gdybyusłyszała,żepanikujemy,napewnoroześmiałabysięnamprosto
wnos.
Wzburzona Elisa pomaszerowała do kuchni. Miała ochotę na coś uspokajającego.
Spojrzenie zatrzymało się na stojaku z butelkami wina. Mama na pewno by się nie
zorientowała, gdyby gdzieś przepadła jedna butelka. A po dwóch kieliszkach czerwonego
winamyśliilękistająsiębardziejmiękkieiłatwiejszedozniesienia…
Elisapieściłajużtęskniepalcamiszyjkębutelki,alezmieniłazdanie.
Nie, musi zachować trzeźwość umysłu. Musi być gotowa, w razie gdyby Lumikki
potrzebowałapomocy.
25
W każdej skrzynce znajdowało się szesnaście butelek czerwonego wina. Cztery skrzynki.
Butelkiopojemności0,75litra.Lumikkiprzypomniałasobieprzeczytanągdzieśinformację,
że taka pusta butelka po winie waży czterysta pięćdziesiąt gramów. Po doliczeniu ciężaru
skrzynek wychodzi, że na klapie zamrażarki spoczywa ładunek o masie niemal
siedemdziesięciusiedmiukilogramów.
Nieszczególnieprzyjemnamyśl.
Kiedyś na siłowni Lumikki wycisnęła na suwnicy setkę. Ale to nie była suwnica. Tylko
zamrażarka.
Lumikkiwyłuskałastopyzeszpilek.Potemmożliwienajwygodniejułożyłalędźwienadnie
skrzyniiwparłastopywklapę.Pchnęła.Zeroreakcji.
Hipotermia.GdyciepłotaciałaspadaponiżejtrzydziestupięciustopniCelsjusza.
Objawy:dreszcze,uczuciezimna,niezbornośćruchów,drżeniemięśni.
Przy dalszym spadku temperatury ciała znika uczucie zimna i mięśnie przestają drżeć,
a zaczynają się zaburzenia świadomości. Tętno i oddech spowalniają. Gdy ciepłota spada
poniżejtrzydziestustopni,znaczącowrastaryzykozaburzeńrytmuserca.
Organizm się broni i przenosi ciepłą krew do najważniejszych organów, a zimną krew
odsyła do kończyn. Dłonie tracą sprawność. Każdy ruch sprawia trudność. Niepotrzebne
poruszenia kończyn mogą spowodować wpompowanie zimnej krwi do głównego obiegu.
Agdytakazimnakrewdocieradoserca,powodujeschłodzeniemięśniasercowego,atomoże
doprowadzićdomigotaniakomór,anawetzgonu.
Lumikkiniebyłoobcenawetsilnewychłodzenie.Jesienią,porozstaniu,zaczęłachodzićdo
saunynadjezioremNäsijärvi,żebypopływaćwzimnejwodzie.Imzimniejsza,tymfajniej.
Akąpielstałasiępoprosturozkoszą,gdyjeziorozamarzłoiLumikkiporazpierwszywżyciu
weszła do przerębli. Zanurzenie w lodowatej wodzie działało na nią jak narkotyk. Gdy
wychodziła z dziury, wykutej w cienkim jeszcze lodzie, czuła, że ciało zalewa fala ciepła,
w żyłach pulsuje endorfina, a w głowie wiruje delikatnie, jakby była na małym gazie.
Niesamowitewrażenie.Ledwowyszła,ajużwyczekiwałanastępnegorazu.
W saunie nad jeziorem Lumikki czuła się jak zjawisko. Morsami byli głównie starsi
mężczyźniikobiety.Większośćsiedziaławczapeczkachnawetwsaunie,gdzietemperatura
pary dochodziła do stu dwudziestu stopni Celsjusza, a wszyscy bez wyjątku chodzili
w przepisowych gumowych pantoflach, których Lumikki nie zdążyła sobie jeszcze kupić.
WsauniemówilioniejpoprostuDziewczynaiLumikkiniemiałaabsolutnienicprzeciwko.
Nigdy nie widziała tam żadnego innego nastolatka. Z rzadka pojawiały się ekipy
trzydziestolatków świętujących wieczór panieński czy kawalerski lub chcących po prostu
trochęzaszaleć.
Przyprzeręblibyłonaogółspokojnie.Stalibywalcywchodzilidolodowatejwodypocichu,
niewydającżadnychodgłosów.Przepłynąwszyparęmetrów,wychodzilinapomostisiadali
pod sauną w obłokach pary unoszącej się ze skóry. Lumikki to uwielbiała. Rzadko
doświadczaławżyciumomentów,któremogłabyzaliczyćdosferysacrum,aletydzieńprzed
Wigiliąposzławieczoremdosaunyigdywpatiomigotałypłomienielamp,naniebieświeciły
gwiazdy, a ona po wyjściu z wody czuła, że każda komórka jej ciała jest całkowicie
rozbudzona, zalała ją dziwna fala wdzięczności zmieszanej z tęsknotą, melancholią
iszczęściem.Byłowtymcośświętego.Patrzącnarozgwieżdżonenieboiciężkieodśniegu
gałęzie dostojnych oraz statecznych świerków, przeżyła chwilę całkowicie prywatnego,
bożonarodzeniowegospokoju.
Pływaniewprzerębliwychodziłoczłowiekowinazdrowie,natomiastleżeniewzamrażarce
miałoskutekwręczodwrotny.Wodaozerowejtemperaturzetozdecydowaniecoinnegoniż
skrzynia,wktórejpanujeosiemnastostopniowymróz.
Lumikkiżałowałateraz,żenazajęciachzwiedzyozdrowiunieuważałabardziej.Odegnała
odsiebiemyśliokonsekwencjachniedotlenienia.Terazmusiałasięskupićnapchaniuklapy
nogami. Choćby nawet oznaczało to niepotrzebne ruchy kończyn i zbyt szybkie zużywanie
tlenuwewnątrzuruchomionejzamrażarki.
Nogijakdwazmarzniętepnie.
Zrobiła głęboki wdech, napięła mięśnie do granic możliwości i zaczęła pchać. Pchała,
pchałaipchała.
Klapanieznaczniedrgnęła.Zamało.Lumikkiopadłazsiłiklapaznówprzywarłaszczelnie
dokrawędziskrzyni.
Łzy cisnęły jej się do oczu, choć w żadnym wypadku nie chciała teraz płakać. Tylko że
sytuacja wydawała się beznadziejna i bezsensowna. To przecież nie może się tak głupio
skończyć.Lumikkiniechciałaumierać.Nieteraz,kiedyjejżyciezaczęłowTampereznów
smakowaćżyciem.
Śnieżkawszklanejtrumnie.Pogrążonawwiekuistymśnie.
Nie,tabajkapotoczysięinaczej.
Lumikkiwspomniaładziewczynkę,którąbyła.Którąjestteraz.Tadziewczynkanigdysię
niepoddawała.Nawetwnajgorszychchwilach.
Zmieniłatrochępozycję.Zacisnęłapowiekiicałąenergięzogniskowaławmięśniachnóg.
Wkońcupocorobiłatewszystkieprzysiadyiwypadyzesztangą,pocowyciskałaciężaryna
suwnicyipodczastreningówbiegowychpędziłapodgóręilesiłwnogach?
Mięśniepalą?Niechpalą!Dobrzeimtozrobi,topożytecznyból.Notojazdaznowąserią!
Imożnaśpiewaćrazemzwokalistką!
Lumikkipchała,pchałaipchała.Nogidygotały.Bólpaliłuda.Podzaciśniętymipowiekami
tańczyłydziwneobrazy.
Poczuła, że klapa powoli się unosi. Nie odpuszczała, nie dawała mięśniom ani sekundy
wytchnienia. Skrzynki szurnęły i po chwili Lumikki usłyszała, że spadają na ziemię.
Rozdzwoniłosięszkło.
Dźwięktłuczonychbutelek,niczymdzwoneczkibaśniowychwróżek.Najmilszydźwiękna
świecie.
Lumikkizdołaławstać,otwierająccałkowicieskrzynięzamrażarki.Caładygotałazzimna
i wyczerpania. Włożyła buty i wygrzebała się z zamrażarki. Podłoga spłynęła winem
irozbitymszkłem,aleszpilkimająjednaktenplus,żestykająsięzpodłożemnabardzomałej
powierzchni. Lumikki ostrożnie podeszła do drzwi, stawiając stopy między odłamkami
rozbitychbutelek.
Dopieroterazzdałasobiesprawę,żemogłaprzecieżzawołaćpopomoc.Prawdopodobnie
ktośbyjąusłyszał.Nieprzyszłojejtodogłowy.Lumikkinigdyniewołałaopomoc.
BorysSokołowobserwowałzbokupowolirozkręcającąsięzabawę.Małymiłykamipopijałze
szklaneczkiulubionegoJackaDaniel’sa.BiałyNiedźwiedźpamiętał.Borysmiałwolne,mógł
więc rozkoszować się trunkiem i podziwiać roztaczające się przed nim widoki. Piękne
kobiety, na które zawsze patrzył z przyjemnością. Choć teraz już z odrobiną smutku, bo
nazbytdobrzezdawałsobiesprawę,żemógłbybyćichojcem.Imógłbymiećkażdąnajedną
noc,ależadnejnadłużej.Jegoczasnazbudowanietrwałego,normalnegozwiązkuprzeminął
dawnotemu.PrzedBorysemrysowałasięperspektywakilkudziesięciulatsamotnegożycia,
którebędziedzieliłzeswoimnajwierniejszymprzyjacielem,Jackiem.
Biały Niedźwiedź nie tolerował na przyjęciach żadnych nielegalnych substancji. Kolejny
środekostrożności,itobardzorozsądny.Gdybypolicjazrobiłaimkiedyśnalot,nieznalazłby
sięanijedenświadekjakiegokolwieknaruszeniaprawa.Naraziejeszczealkoholmożnalać
strumieniamicałkowicielegalnie.
Czasem Borys brzydził się narkotykami. To prawda, że dały mu pracę i życie
w zadowalającym luksusie. Własny dom w Rusko, z dala od sąsiadów. Władzę. I kobiety.
Azdarzałosię,żenieodmawiałsobietakżeparukresekczystegotowaru.Strzykaweknigdy
nieużywał.
Żył jednak w ciągłym stresie. Musiał pilnować, żeby towar trafił do Finlandii. Musiał
organizować dystrybucję, trzymać dilerów w ryzach i pozyskiwać nowych klientów, choć
w każdej chwili mógł go sypnąć ktoś ze starych. Na głowie miał zawsze za dużo. Sprawy
wymykałysięspodkontroli.
Dawniejwystarczyło,żeeliminowałzeswojegorewiruwszelkiejmaściSiergiejów,Juanów,
Mahmudów i Petterich. Teraz musiał walczyć z .com’ami, .nl’ami i @hotmail’ami. Rynek
szturmowały dopalacze i z niektórych niszy zdołały wypchnąć narkotyki. Zamawiało się je
wygodnie przez internet, z domowego komputera, a odbierało na poczcie. Walka z tym
świństwembyłabeznadziejna.
Idea Niedźwiedzia, że ich targetem zostaną elity, w teorii wyglądała pięknie, ale
w praktyce okazała się niemożliwa do zrealizowania. Żeby wyjść na swoje, trzeba było
rozprowadzaćkokstakżeśmieciomzmarginesu,którzypłacilijedyniegotówką.Klienciztej
grupysprzedawaliswojelaptopy,żebymiećnatowar,albopoprostuwymienialisprzętna
działki.Ichkontabyłypodstałąobserwacjąurzędasówzwydziałusprawspołecznych.Nie
mogliwięczamawiaćtowaruprzezinternet.
Gdyby ten biznes nie stał się tak niebezpieczny, Borys nie musiałby zabijać Natalii.
W pewnym sensie troszczył się o nią bardziej, niż był gotów przyznać nawet przed sobą.
Patrzył przecież przez palce na jej spotkania z Väisänenem, choć wiązały się z pewnym
ryzykiem.PozatymBoryskalkulował,żeromanszNataliąokażesiękolejnymgwoździemdo
trumny,którympewnegodniazagrozipanuVäisänenowi.Głupiemuglinie,któremuzachciało
sięnaglewycofać.Tosięjeszczezobaczy.Borysbyłpewny,żezajakiśczasVäisänenwróci
do niego na kolanach i będzie skamlał, żeby przyjął go z powrotem. A on się zgodzi,
wiadomo,aleprzykręcimutrochęśrubę.Chybapozwolilifacetowitrochęzabardzoobrosnąć
wpiórka.CoprawdaFingozaskoczył,bowyglądałnaszczerzezdziwionego,żeniedostał
kasy.Możenawetmówiłprawdę.Możewnocyktośwlazłnajegodziałkęiukradłtenworek.
Borysa mało to obchodziło. Nie płakał po tej forsie, w końcu była przeznaczona dla
Väisänena.Najważniejsze,żeglinachybateżjużprzestałzaniątęsknić.Idobrze,bogdyby
kontynuowaliwspółpracę,panVäisänenniemógłbyjużliczyćnatakhojnewynagrodzenie.
Że też Natalia musiała się wychylać. Miała przecież przed sobą dobrą, zabezpieczoną
przyszłość.Zczasemmogłaawansowaćnajegoprawąrękę.Alewpewnymmomenciestała
sięniespokojna,zaczęłamarzyćnajawie.Borystowyczuwał,widziałtowjejmimice,słyszał
wmelodiisłów.IwystarczyłajednawizytawMoskwie,żebyjejbratwyjawiłmucałyplan,
odAdoZ.
Borys mógł łatwo go storpedować i nie trzymać pieniędzy Väisänena w domu. Chciał
jednak przetestować dziewczynę, wypróbować, zmierzyć jej lojalność. I wskazówka testera
pokazała zero, choć do ostatniej chwili Borys miał nadzieję, że Natalia się opamięta. Ona
jednakniezostawiłamuwyboruimusiałjąwyeliminować.Szkoda.Amiałwielkąnadzieję,
żektojakkto,aleNatalianigdygoniezawiedzie.
Aksamitny płyn przyjemnie rozpalił gardło i Borys musiał przełknąć ślinę. I to nie raz,
adwarazywięcejniżzwykle.
Ciałapozbędziesięnastępnegodnia.Wtakiwieczórmożnazapomniećobrudnejrobocie.
26
Dochodziła dwunasta. Robiło się coraz głośniej i niespokojniej. Huczała muzyka. Zniknęły
szampany,pitomocniejszetrunki.Wychodziłynajawsłabościmakijaży.Mężczyźniluzowali
muszki.
Ajednakniebyłojeszczeprzyzwolenianapełnąhulankę,nieprzyszłajeszczeporałamania
wszelkichzasad,opijaniasiędarmowymalkoholem,braniazaczubyiwymykaniachyłkiem
na drugie piętro. Wszyscy czekali na gwóźdź wieczoru, na punkt kulminacyjny całego
przyjęcia.
PojawieniesięBiałegoNiedźwiedzia.
DlategoLumikkizostała.Pouwolnieniuzzamrażarkiposzładodamskiejtoalety,rozebrała
się, usiadła na sedesie i polewała ciało ciepłą wodą z prysznica, aż wróciło jej czucie
wnogachirękach.Potemosuszyłasiępapierowymiręcznikami,włożyłasuknięipoprawiła
makijaż,choćmusiałaprzyznać,żetrzymałsięzadziwiającodobrze.MożeElisarzeczywiście
powinna rozważyć karierę fryzjerki-wizażystki. Wyczarowała dla Lumikki barwy wojenne
odpornenadziałanieproduktówspożywczychinagłębokiemrożenie.
NawidokstojącychpodtoaletąrozeźlonychkobietLumikkiuniosłatylkospokojniebrwi
ioddaliłasiębezsłowa.
Wzasadziemogłajużiść.Wykonałazadanie.Dowiedziałasię,żeojciecElisypracowałdla
handlarzanarkotykówonazwiskuSokołow.Żezdradzałmupoufneinformacjeikryłgoprzed
policją,zacohandlarzpłaciłgotówką.Lumikkiwiedziała,żewjednejzamrażarcewpiwnicy
leżą zwłoki kobiety o imieniu Natalia i że to Sokołow ją zabił. Zgromadziła
najprawdopodobniejdośćinformacji,abyhandlarzaprzymknęli.Coprawdarazemznimtrafi
zakratkiojciecElisy,aletegoniesposóbjużuniknąć.
Lumikkizostałanaprzyjęciu.Czuła,żejejciekawośćniezostaniezaspokojona,zanimnie
zobaczytajemniczejilegendarnejjużpostaci,októrejmówiłosięjedynieszeptem.Podjęła
więcprzerwanyspacerpoświatachwyobraźni,zdającychsięciągnąćwnieskończoność.
Jedna z sal była cała różowa. Elisie z pewnością spodobałaby się najbardziej. Po paru
sekundach Lumikki uznała, że chyba jednak nie. Z obrzydzeniem spostrzegła, że wszędzie,
pomiędzy słodyczami i różowymi jednorożcami, za pąkami różyczek i falbankami,
poukrywanowszelkiejmaściróżowegadżety,odmałychbiczykówpoogromnedilda.Bajka
dladorosłych,dlakażdegocośmiłego.Lumikkiszybkoposzładalej,bodosaliwtoczyłasię
spleciona ramionami para, która sprawiała wrażenie, że zamierza wypróbować na miejscu
wszystkieprezentowanetutajzabawki.
Tużprzeddwunastąpowietrzenapiętrachażiskrzyłoodemocji.Wszyscyczekali.Wszyscy
byli spragnieni. Dziesięć sekund przed północą zaczęli odliczanie. W wielkiej sali na
pierwszympiętrzezgromadziłsięgęstytłum.
Dziesięć.
Zerkającnaboki,LumikkidostrzegłaTerhaVäisänena,któryobracałnerwowowdłoniach
pustąszklaneczkę.
Dziewięć.
Muzykaprzycichła,apochwilicałkiemzamilkła.
Osiem.
Zgasłyświatła.Gościoświetlałjużjedyniewyświetlanynasuficieobrazrozgwieżdżonego
nieba.
Siedem.Sześć.Pięć.Cztery.Trzy.
Scenawydawałasiętakabsurdalna,żeLumikkiomalniewybuchnęłaśmiechem.Onatutaj.
Zwyczajna licealistka, której życie parę dni wcześniej stanęło na głowie, bo weszła do
szkolnejciemnioniewłaściwejporze.
Dwa.
Goście już nie odliczali bezładnymi krzykami. Skandowali upływające sekundy
jednostajnie,znabożnączcią.
Jeden.
Salęspowiłnieprzeniknionymrok.Wszyscyumilkli.Rozległosiędelikatnedzwonienie,jak
gdyby z oddali nadjeżdżały sanie. Z sufitu zaczęły prószyć płatki, które wyglądały jak
najprawdziwszyśnieg.GdyLumikkizłapałajedennapalec,zamieniłsięwpył.
Wtemśrodeksalizalałoświatłojupiterów.
Dwiekobiety.ObiewstrojachKrólowejŚniegu.Toimiępasowałodonichtysiącrazylepiej
niż do zamrożonej Natalii. Identyczne bliźniaczki. Wyrosły na środku sali jak spod ziemi.
Lumikki nie potrafiła określić ich wieku. Równie dobrze mogły mieć dwadzieścia
i pięćdziesiąt lat. Stała daleko od nich, więc nie widziała ewentualnych zmarszczek na
dłoniachiszyi.
Sala zagrzmiała od żywiołowej owacji. Kobiety dostojnie machały klaszczącym gościom.
Lumikkispostrzegła,żeobiemająnaszyisrebrnenaszyjnikizfigurkąbiałegoniedźwiedzia.
BiałyNiedźwiedź.Niejedenczłowiek,aledwiekobiety.Stanowiącejedność,nierozerwalną
całość.
Kobietyodczekały,ażoklaskiucichną.Potemzaczęłymówićnaprzemian.Wchodziłysobie
wsłowotakpłynnie,żeLumikkiniebyławstaniestwierdzić,któracopowiedziała.
–Zimatoczasbaśniowy.Dlategotymrazempostanowiłamurządzićprzyjęcieotematyce
bajkowej.Sny,marzeniaikoszmary.Toonetworząbaśnie.Znaleźliściesiętutaj,ponieważ
chciałam wam podziękować. Wspólnie wcielamy w życie jedno marzenie. Marzenie
ospołeczeństwie,którefunkcjonujepłynniej,sprawniej,bardziejcelowo.Dlanasgranicesą
po to, aby je łamać, reguły są po to, aby je zmieniać, normy są po to, aby je podważać.
Bawciesię!Zapomnijcienachwilęoreszcieświata,ojegociasnychprzegródkachimiernych
oczekiwaniach.Towszystkojestdlawas.Życiejestdlawas.
Lumikkinieznalazławsłowachkobietżadnegopunktuzaczepienia.Niepowiedziałynic
konkretnego. Mówiły po angielsku bez akcentu. Choćby nawet Lumikki miała ze sobą
dyktafon,nienagrałabynicobciążającego.Jakrozległeinteresyprowadziłytedwiekobiety?
Czy ukryte za kulisami pociągały sznurki, na których tańczyli wszyscy zgromadzeni w sali
ludzie?Wjakimstopniuichdziałalnośćbyłanielegalna?
Wodzącspojrzeniempoklaszczącejpublice,Lumikkizrozumiała,żeprawdopodobnienigdy
się tego nie dowie. Biały Niedźwiedź był jak padający z sufitu sztuczny śnieg. Gdyby go
złapać,zamieniłbysięwpył,rozpłynąłwpowietrzu.
Nie miałaby z Białym Niedźwiedziem żadnych szans. Niewykluczone przecież, że
ibliźniaczkistanowiłyjedynieprzykrywkę.Niemiałananieżadnegohaka.Niemogłaimnic
zrobić.
Ale mogła posłać za kratki Sokołowa. I zamknąć sprawę, która zaczęła się od
zakrwawionychbanknotówwszkolnejciemni.Tojejwystarczy.
Terazchciałajużtylkowrócićdodomu.
27
Ibezlustereczkawidaćwyraźnie,żejesteśnajpiękniejsząkobietątegoprzyjęcia.
Lumikkipoczuławuchugorącyoddechmężczyznyimocnedłonienaswoimpasie.Zaklęła
wduchu.Szarapanteraznówjąznalazłaiunieruchomiłazdumiewającomocnymchwytem
akuratwchwili,gdyzbierałasiędowyjścia.Wyczuła,żefacetwypiłtrochęwięcejniżdwie
lampkikoniaku.Aobcesowabezceremonialność,zjakąjązatrzymał,powiedziałajej,żenie
wartosięterazwyrywać.Zwróciłabytylkonasiebieuwagę.
– Bałem się już, że zdążyłaś się ulotnić. Tak nie wypada. Rozmowa urwała nam się
wnajlepszymmomencie–szepnąłnatrętiprzylgnąłswoimdużym,muskularnymciałemdo
jejpleców.
Najmniejdziewięćdziesiątkilogramów,oceniłaLumikki.Rozjuszonymożezaskoczyćsiłą.
Trzebaobraćinnąstrategiędziałania.
–Co,zdążyłaśjużostygnąć?
Naszczęścienie,odrzekławmyślachLumikki.
Odwróciła się i stanęła twarzą twarz z mężczyzną. Oczy miał przekrwione. Gdzieś
zapodział marynarkę. Duże, granatowe plamy potu pod pachami błękitnej koszuli.
Poluzowanykrawat.Lumikkichwyciłazaniegozudawanąpewnościąsiebie,przysunęłausta
douchamężczyznyiwyszeptała:
–Chodźmynagóręsprawdzić,czytabajkaniemogłabysięskończyćjakościekawiej.
Iugryzłagodelikatniewucho,tłumiącwsobieodruchwymiotny.Potrafizagraćitęrolę.
Mężczyznapokraśniałzzadowolenia,oblizałwargi.
–Notonacoczekamy?–spytał.
Na schodach Lumikki czuła jego palące spojrzenie na swoich plecach. Nie warto nawet
próbować ucieczki. Nogi trochę jej drżały, ale zmusiła się do zalotnego kręcenia biodrami.
Jakbytobyło,gdybyszłaposchodachprzedosobą,zktórąrzeczywiściechciałabypójśćdo
pokoiku na drugim piętrze i tam zapomnieć z nim o całym świecie? Zapach rozgrzanej
słońcemskóryikremudoopalania.Drewnianestopniepomostuprzeddomkiem,poktórych
wbiegała ze śmiechem. Odgłos podążających za nią spokojnych kroków, których słuchała
zradosnymoczekiwaniem.
Niewartotegowspominać.Tobyłolatem.Całąwiecznośćtemu.
Terazjestteraz.Dasobieradę.
Lumikkipoprowadziłamężczyznędowolnegopokoju,gdziepośrodkustałoduże,żeliwne
łóżko. Pchnęła go na materac. Najważniejsze, żeby jak najlepiej zagrać pewną siebie
ibezczelnąlaskę.
– Wiedziałem, że jesteś dzika! To lubię. Już ja cię wytresuję. Ale najpierw dajmy się
kotkowitrochępobawić–mamrotałnatrętiniepodnoszącsięzłóżka,zacząłściągaćspodnie.
Lumikkizamknęłaodśrodkadrzwipokojuiprzekręciłakluczwzamku.Podeszładołóżka.
Mężczyznawyciągnąłkuniejswojespoconełapska.
– Hola, hola! Kotek musi się najpierw trochę pobawić – przypomniała mu i przycisnęła
mężczyznęzpowrotemdomateraca.
Wjegoprzymglonychoczachzapłonęłaiskra,którauspokoiłaLumikki.Facetdajejwolną
rękę, przynajmniej na jakiś czas. Usiadła na nim okrakiem. Od razu zaczął obmacywać
łapczywiejejuda.
–Atycotumasz..?–spytał,marszczącsięzezdziwienia.
Kuźwa, ale wtopa. Lumikki szybko chwyciła mężczyznę za nadgarstki i zdecydowanym
ruchemprzeniosłajebliskowezgłowia.
–Terazbądźgrzeczny–szepnęłamudouchaiprzytrzymującjegoręcelewądłonią,prawą
wyjęłaztorebkikawałekróżowegopluszu.
–A,takiezabawylubisz–mruknąłmężczyznazadowolonyzobrotusprawy.
Lumikkiszybkogoskułaiprzyczepiładożeliwnegoprętawezgłowia.
–Niespecjalnie–odrzekła,schodzączniego.–Alemamnadzieję,żetobiesięspodoba.
Chwilętrwało,zanimzorientowałsię,żeLumikkiniemanajmniejszegozamiaruwrócićdo
łóżka.Gdywprzymulonymkoniakiemmózguwreszciezapaliłosięświatełkoifacetryknął
zwściekłości,byłojużzapóźno.Lumikkiprzekręcaławłaśniekluczwzamku,odzewnątrz.
Podeszładooknawkońcukorytarza,otworzyłajeicisnęławśniegobaklucze,odpokoju
ikajdanek.Zapadłysięgłęboko.NatrętchybawkońcuprzestaniejejprzeszkadzaćiLumikki
będziemogłapójśćwreszciedodomu.
TerhoVäisänenpatrzyłprzezwielkieoknowzimowymrok.
Poddałsię.
Zrozumiał,żewżadensposóbniezdołaprzekonaćBiałegoNiedźwiedziadowypłaceniamu
sensownejodprawy.Czyraczej–BiałychNiedźwiedzic.Niewiadomonawet,jaksiędonich
zwracać.Podszedłdojednegozgoryliipoprosiłorozmowęzkobietami.Prośbęodrzucono.
Zacząłtłumaczyć,żedostałindywidualnezaproszenienaspotkaniezBiałymNiedźwiedziem,
alegorylprzerwałmuobcesowo,żetojeszczenicnieznaczy.Wtedystałosięjasne,żeTerho
VäisänenjestdlaNiedźwiedziazerem.
Patrząc na pozostałych gości, zrozumiał to w całej pełni. Był dla tych kobiet zwykłą
pluskwą. A Sokołow – najwyżej muchą. Dwa śmiesznie małe trybiki wielkiej narkotykowej
machiny.
Terhowi pozostało skulić ogon pod siebie i wyjść. Pojechać do domu, przytulić córkę,
napisaćdożony,żezaniątęskni.Zastanowićsię,jakułożyćsobieżyciepoutraciegłównego
źródładochodów.Sytuacjaniebyłabeznadziejna.Coprawdaciążyłymujeszczedługi,ale
miałwciążpracę.Takjakjegożona.Nacodziennychwydatkachmożnasporozaoszczędzić.
Oczywiściezhazardemprzyjdzieskończyć,aletoakuratplanowałoddawna.Niebędąmu
potrzebnepieniądzenazałatwieniesprawNatalii,boNataliijużniema.Nasamąmyśloniej
mdliłogo,aręcezaczynałymudrżeć.Trzebawięcprzestaćoniejmyśleć.Akuratteraznie
mógłsobiepozwolićnaból.Powinienpozostaćracjonalnyirozsądny.Myślećtylkoodniu
powszednim. Elisa nie musi zawsze dostawać samych najdroższych rzeczy. Chyba całej ich
trójcedobrzezrobitrochęwyluzować,uprościćżycie,zacząćspędzaćwspólniewięcejczasu.
Żyćnormalnymżyciemnormalnychludzi.
Normalne życie normalnych ludzi nie polegało na zdradzaniu handlarzom narkotyków,
gdzieikiedyszykujesiękolejnynalot,którzydilerzysypią,któretiryzostanązatrzymanena
granicyijakieakcjeantynarkotykoweplanujepolicja.Normalneżycienormalnychludzinie
polegało także na wykorzystywaniu otrzymanych od przestępców informacji o miejscach
przechowywania narkotyków i o drobnych dilerach, których Sokołow chciał się pozbyć.
Dzięki niemu Terho zamknął przez te lata tyle spraw, że aż wstyd się przyznać. Uważał
jednak,żeobajdobrzewychodząnatejumowie.Sokołowpragnąłbyćkrólemnarkobiznesu
w Tampere, on zaś chciał wyeliminować z gry przede wszystkim najgroźniejszych dilerów,
którzy zamiast autentycznego towaru sprzedawali zanieczyszczone mieszanki czy wręcz
zwyczajnątruciznę,przyczyniającsiędoogromnegowzrostuzgonówwśródswojejklienteli.
Terhouciszałsumienieiwmawiałsobie,żeSokołowdostarczatowargłównietym,którzy
nie popadli w uzależnienie i raczej nigdy nie trafią na intensywną terapię z powodu
przedawkowania,czylibogatymludziombiorącymnarkotyki,jaktosięmówi,dlarozrywki.
Aprzecieżoddawnazdawałsobiesprawę,żetojedynieczęśćprawdy.Sokołowniegardził
nawetgotówką,którąjegouzależnionyklientpowinienraczejwydaćnachlebimleko.Terho
wolałjednakprzymykaćnatooczy.
Takjakteraz.Poczułsięnaglepotworniezmęczony.Czaswracaćdodomu.
Iwtedyspostrzegłmłodąkobietę,naktórejsuknięzwróciłuwagęnapoczątkuprzyjęcia.
Terazzobaczyłtakżejejbiałątorebkę.Terhoniemiałbladegopojęciaodamskichtorebkach,
aleakuratotejwiedziałconieco.ByłatobowiemwartakilkaseteurotorebkaHermèsa.Kupił
takąsamąnaurodzinycórce,ponieważoddawnaoniejmarzyła.
Takasamasukniamogłasięzdarzyć.
Takasamatorebkamogłasięzdarzyć.
Jednakobiewtymsamymczasieimiejscujużniemiałyprawa.
Wkilkususachdopędziłkobietę,złapałjąmocnozarękęizażądałwyjaśnień.
Na widok Väisänena szarpiącego się z jakąś panienką Sokołow się ożywił. Podszedł bliżej.
Znałtrochęfińskiizdołałzrozumieć,żepodobnoglinakupiłjejtorebkęisuknię.Ichybateż
buty.
Borysuśmiechnąłsiępodnosem.Proszę,proszę,panVäisänenlubiłszastaćpieniędzminie
tylko dla Natalii. Na jego miejscu on by z tym skończył i to jak najszybciej. Sokołow już
chciałiśćswojądrogą,gdyzchaotycznejmowywyłowiłgniewnesłowo„córka”.
Borys zamarł. Jego mózg zaczął nagle pracować na przyspieszonych obrotach. Jeśli ta
panienkawczerwonejsuknijestcórkąVäisänena,towiezdecydowaniezadużo.Wie,ktoją
gonił po lesie na Pyynikki. Może nawet wiedzieć o Natalii. O pieniądzach. Bo jak inaczej
wytłumaczyćjejobecnośćnaprzyjęciu?
Sokołow uznał, że trzeba z nią pogadać i upewnić się, czy dziewczyna ma dość oleju
wgłowie,żebymilczećjakgrób,takjakjejtatuś.
Lumikkipróbowałasięwyrwać,aleojciecElisymusiałwiedzieć,jakpostępowaćzopornymi
obywatelami.Uściskmiałjakimadło.
–Odpowiadaj!SkądwzięłaśtorebkęElisy?
Lumikkispostrzegła,żezbliżasiędonichtenSokołow.Spojrzeniemiałprzerażające.
Väisänenteżbyłzdecydowaniezablisko.Powąchałjąiwarknął:
–NawetperfumysąElisy!
Sokołowadzieliłyodnichjużtylkotrzykroki.
Musiałasięjakośwyrwać.
ZcałejsiłypchnęłaVäisänenatorebkąElisyirzekła:
–Bierz.Perfumniestetyniedamradyzwrócić.
Zaskoczonymężczyznazluzowałtrochęuchwyt.Towystarczyło.Lumikkisięwyszarpnęła
irzuciładoucieczki.Słyszała,żeSokołowkrzyknąłcośporosyjsku.
NaschodachwpadłanakelnerkęwprzebraniuAlicjizKrainyCzarów,któraniosłanatacy
szklaneczkizdrinkaminamleku,pewnieWhiteRussian.Przeprosiłająwduchuipotrąciła.
Stopniespłynęłyalkoholemzodłamkamiszkła.Sokołowsiępoślizgnąłigłośnozaklął.
Lumikki zyskała kilka sekund przewagi. Zerwała szpilki z nóg i wmieszała się w tłum,
ściskając buty w dłoniach. Drzwi wyjściowe i już jest na dworze. Wbiegła w aleję między
pochodnie.
Firewalkwithme.CałatahistoriacorazbardziejprzypominałajejTwinPeaks.Brakowało
tylkokarławyskakującegonaglezzawęgła.
Sokołowryknąłdostrażnikówprzybramie:
–Stopher!
Mężczyźni odwrócili się w jej stronę, zatarasowali przejście. Szersi jak wyżsi, nie do
przejścia.
Lumikki gwałtownie skręciła. Sokołow pobiegł za nią. Posesję z każdej strony otaczał
wysokimur.Lumikkipędziławstronęnarożnikaogrodzeniazadomem.Byłociemno.Śnieg
kłułjąwstopyobleczonejedyniecienkimipończochami.
Szybkoobmacałamur.Gładki.Niewspiąłbysięnaniegonawetmakak.Natrafiłajednakna
wąskąszczelinę.Wbiławniąobcasizniemałymwysiłkiempostawiłananimstopę.Najednej
nodzeledwoutrzymywałarównowagę.Sokołowbyłjużprawiepodmurem.
Wbiławścianędrugiobcasiniebeztrudustanęłananimdrugąnogą.Sokołowzłapałjąza
brzegsukni.
Połasięrozdarła.
Butsięzłamał.
Czółenko spadło w śnieg i w murze pozostał jedynie obcas. Lumikki straciła wszystkie
punkty oparcia i zamachała nogami w powietrzu. W ostatniej chwili zdążyła się wczepić
rękomawszczytmuruijakośnaniegowdrapać.Wostatniejchwili,bopalceSokołowajuż
musnęłyjejnogę.
Zeskoczyłazogrodzeniawmiękkązaspę.Sokołownawetniepróbowałwspinaczki,tylko
postanowiłobiecmurprzezbramę.Lumikkiruszyłapędemprzezśnieg.Zapadałasiępołydki.
Połasuknirozdarłasięjeszczemocniejiodsłoniłacałeudo.
Nawet lepiej, pomyślała. Inaczej byłoby mi trudniej się poruszać. Ucieczka przez śnieg
pozbawiałająsił.Mrózkąsałostrymikłami.Lasmroczniałabsolutnączernią.
Sokołowzostałwtyle.Lumikkijeszczeprzyspieszyła.Tojużtrzecirazwciąguostatnich
czterechdni,kiedyjakieśoprychygoniąjąwśnieguimrozie.
Do trzech razy sztuka. Bohaterowie bajek mają zawsze trzy próby. Dwie pierwsze są
nieudane,trzeciazawszetak.Czytooznacza,żetymrazemzwiejeimnadobre?Czyto,że
wkońcujądopadną?
Dotrzechrazysztuka.Trzypróby.Trzypomyłki.Cotymrazem?Próbaczypomyłka?
NagleLumikkipoczułabolesnedrapnięciewnagimudzie.Nieważne.Biegładalej,brnęła
przez śnieg, byle przed siebie. Odgłosy pościgu w końcu umilkły. Pomacała palcami nogę.
Poczułacościepłego.Krew.Sokołowstrzelił,alenaszczęściekulatylkodrasnęłaudo.Jednak
zranyciekłosporokrwi.
Lumikkiniechciałaotymmyśleć.
Biegładalej,byleprzedsiebie.Zapadałasięcorazgłębiejwobjęcialasu,pogrążaławnim
jakwczarnymodmęcie.
AleterazbiednaŚnieżkazostałasamiuteńkawlesie.Byłatakprzerażona,żecoruszzerkałana
drżące liście drzew, i nie wiedziała, gdzie się obrócić. Rzuciła się do ucieczki, biegła przez ostre
kamienieiprzezcierniowekrzewy,adzikiezwierzętaustępowałyjejzdrogiinierobiłykrzywdy.
Śnieżkabiegła,dopókinoginieodmówiłyjejposłuszeństwainiezaczęłosięściemniać.
28
Byłasobierazdziewczynka,którabiegła,dopókinoginieprzestałyjejnieść.Aleonawciąż
biegła – w myślach, we śnie. Szczupłe, mocne i zwinne nogi śmigały nad zaspami, nie
zostawiając na białym śniegu najmniejszego śladu. Dziewczynka uciekała tak, jak uciekają
ludzie,którzywiedzą,żesąwolni,którzywiedzą,żeniktichniezłapie.
Lumikkibalansowałanagranicyświadomości.
Nieczułajużzimna.Tylkociepło.Cośjejmówiło,żetoniedobrze,aleniemiałasiłysię
tymprzejmować.Leżaławśniegunaplecach.
Myślała o krwi wyciekającej z rany. Wyobrażała sobie, że czerwień zaczyna tworzyć
wbiałymśniegupyszneesy-floresy,rozlewasiępowolipięknymornamentem,najpierwna
metr,potemnadwa,wreszciezalewacałyośnieżonylas.
Patrzyłanasiebiezgóry,jakgdybylewitowaławpowietrzu,dziesięćmetrównadziemią.
Aureola czarnych włosów na śniegu. Podarta czerwona suknia, mieniąca się barwami jak
gdybyuszytojązmateriiutkanejzklejnotów.Esy-floresyrozlewającesięcorazdalej,idalej,
idalej.
Piękna.Wcaleniebrzydka.
Brzydka.Gruba.Zachuda.Dziwacznezęby.Wkurzającygłos.Przetłuszczonewłosy.Brudne
buty.Owłosioneramiona.Głupia.Idiotka.Bezmózgowiec.Debilka.Dziwka.
Skądtywytrzasnęłaśtełachy?Chybaześmietnika?
Twoistarzymusząsięcholerniewstydzićpokazywaćztobąnamieście.
Gdybymwyglądałatakjakty,niewychodziłabymwogólezchaty.
Tymusiszbyćadoptowana.
Niktnigdyniebędziechciałciępocałować.
Takiegobrzydactwaniemożnakochać.
Iczegojęczysz?Jakcięboli,topowiedzgłośno.Co,boli?Tozamknijgębę,bojaknieto
dopierobędzieszmiałapowodydopłaczu.
Jesteśtakabrzydka,żewzasadziewyglądaszlepiej,jakktościobijemordę.
Słowa, słowa, słowa, słowa, słowa, słowa, słowa, słowa. Zdania proste, złożone, pytania,
wykrzykniki.Szczypanie,drapanie,bicie,szarpanie,ciągnięcie,popychanie,kopanie.
Niejesteśtymisłowami.Niejesteśkrzykamianiobelgami.Niejesteśdrwinami,którymi
plują w ciebie jak przeżutymi gumami. Nie jesteś pięściami, które na ciebie spadają, ani
siniakami, które po nich zostają. Nie jesteś krwią, która cieknie ci z nosa. Nie oni o tobie
decydują.Nienależyszdonich.
Jest w tobie część, której nikt nie zdoła dotknąć. To jesteś ty. Należysz tylko do siebie
inosiszwsobiecaływszechświat.Możeszbyć,kimtylkozapragniesz.
Niebójsię.Niemusiszsięjużbać.
–Niemuszęsięjużbać–szepnęłaLumikkidosiebie.
Słowazmieniłysięwparę.
Wciążjednakpamiętałaichtwarze.Dziewczęcegłosyiśmiech,któryniósłsięiniósłechem
po korytarzach, choć już dawno wszyscy poszli do domu i budynek szkoły pogrążył się
wciszy.
Szczególniewyraźniepamiętałazapachy.Wpierwszychklasachmdląco-słodkie,sztuczne
zapachy perfumowanych gumek do mazania. Potem cukierki jedzone ukradkiem na
przerwach,wtajemnicyprzednauczycielką,malinowełódeczkiitureckiepieprzyki.Oddech
na jej twarzy, słodki i słony zarazem. Błyszczyki do ust o zapachu toffi, mango i mięty.
Waniliowe perfumy z Bodyshopu, pierwsze, których mamy pozwoliły używać im w szkole.
Potem,wpóźniejszychklasach,jużprawdziweperfumy,zmieniającesięwzależnościoddnia,
nastroju,ubiorówitrendów.SezonowezapachyEscady.
Nauczyłasięrozpoznawaćjeszybkoiprecyzyjnie,wyczuwaćjużzdaleka,wiedzieć,żeza
chwilęwyjdązzarogu.Czasemtopomagałoizdążyłauciec,schowaćsię,uniknąćspotkania.
Najczęściejjednaknie.Wtedypoznałaówobrzydliwysmródperfumzmieszanychzzapachem
potu albo z odorem niemytego pisuaru w chłopięcej toalecie, gdy wepchnęły jej głowę do
środkaikazałylizaćtwardy,zimnyporcelit.
Pamiętałaichimiona.Będziejepamiętaćdokońcażycia.
Anna-SofiaiVanessa.
Trwałotonieprzerwanieodpierwszejdopołowydziewiątejklasy.Zrokunarokstarcia
stawały się twardsze, wyzwiska gorsze, ciosy boleśniejsze. Lumikki nie wiedziała, dlaczego
upatrzyłysobiewłaśnieją.Możesięuśmiechałanietakjaktrzebaalbonieuśmiechałasię
wogóle.Możeodezwałasięwniewłaściwymmomencie,niewłaściwymtonem.Niemiałoto
znaczenia. Lumikki szybko spostrzegła, że żadna zmiana jej wyglądu, charakteru
izachowanianiezadowolidziewczyninigdyniedadząjąspokoju.
Lumikki nikomu nie powiedziała, nigdy. Nie rozpatrywała nawet takiej opcji. Milczenie
było w ich domu chlebem powszednim. Nie pytaj, nie mów. Kiedy się milczy o rzeczach
złych,jestdobrze.Siniaki,zadrapania,zwichniętenadgarstkiipodarterzeczy.Jeślijąpytano,
zawszemiaławytłumaczenie.SzkołabyłateatremwojnyiLumikkiniewiedziała,ktojestjej
przyjacielem, a kto wrogiem. Musiała chytrze obmyślać strategię. Dążyć do minimalizacji
szkód.Naskarżenienauczycielcemogłotylkopogorszyćsytuację.Zresztą,pewnieitakbyjej
nieuwierzyła.Anna-SofiaiVanessaumiałyświetniegraćprzeddorosłymi.Uśmiechałysięjak
niewinneaniołki.
Przemoc, znęcanie się i upokarzanie. Lumikki nie rozpatrywała swoich przeżyć w szkole
w kategorii „molestowania”, bo słowo to kojarzyło się jej z czymś błahym, przemijającym
iniezbytpoważnym.Zniewinnymidocinkami.Głupimitekstami.Ktośjątylkolekkopotrącił.
Samasięprzewróciła.Taktusobietylkożartujemy.
WósmejklasieLumikkizaczęłabiegaćiwtajemnicyćwiczyćzhantlami.Uznała,żetrzeba
zadbaćokondycję,abymiećzawszesiłędoucieczki.Icorazczęściejudawałojejsięuciec,ale
koszmarbynajmniejsięnieskończył.
Ażprzyszedłtamtendzień.Tamtozimowe,późnepopołudnie,gdysłońcezniknęłojużza
horyzontemiboiskoopustoszało.Lumikkiprzywarowałazakubłemzodpadaminakompost,
dopóki nie nabrała pewności, że Vanessa i Anna-Sofia też już poszły do domu. Cierpliwie
znosiłafetorskórekpobananachiresztekgrochówki,którymimomrozubiłodpojemnika
ciepłemrozkładu.Odczekała,ażzrobisięzupełniecicho.Boiskospowiłniebieskiwoalmroku.
Ciszaispokój.
Lumikkiwyszłazzapojemnika.Poruszałasiębezgłośnie,jakciemny,niebieskoszarycień.
Była niewyczuwalnym podmuchem wiatru na rozdeptanym śniegu. Słyszała nawet szum
samochodów dobiegający z ulicy kilka bloków dalej. Słyszała szczekanie psów w odległym
parku.Słyszałagłuchetąpnięciaspadającychzdachuszkołyśniegowychczap.Mimotoich
krokiusłyszałazapóźno.Zapóźnorzuciłasiędoucieczkiichoćczuła,żenogimamocne,sił
jejniestarczyło.VanessaiAnna-Sofiazdołałyzapędzićjąwrógdziedzińcazaszkołą,gdzie
wznosiłsięwysokiceglanymur.Lumikkidobiegładościany,zdejmującwbiegurękawiczki
i wciskając je do kieszeni. Przywarła dłońmi do szorstkich cegieł, szukając punktu
zaczepienia. Nie było na czym postawić stopy. Przemarznięte palce ślizgały się po ścianie.
Wpadławpułapkę.
Odwróciłasię,wparłamocnowmuriczekałanaciosy.Rolębitejofiaryznałanapamięć.
Dawnojużopanowałasztukępasywnejobrony.Wiedziała,wktórymmomencielepiejzrobić
wdech,akiedywydech,kiedynapiąćmięśnie,akiedyjerozluźnić.Miałatylkonadzieję,że
dziśbicieniepotrwazadługo.Zmarzłaimiałapełnypęcherz.Chciałajużbyćwdomu.Zjeść
lekkoprzypaloneprzezojcapaluszkirybne,zabraćsiędolekcjiiniemyślećoniczym.
Dziewczynypodchodziłycorazbliżej.Niemówiłynic.Tomilczeniebyłogorszeodwyzwisk
i gróźb. Przeradzało się w oczekiwanie, które podchodziło do gardła mdlącym smakiem
wymiocin. Vanessa i Anna-Sofia podkradały się do niej miękko jak wilczyce. A przecież
Lumikkiwolałabymiećnaprzeciwsiebiegłodnąirozjuszonąwatahęniżtedwienastolatki
o świecących w ciemności włosach i błyszczących czerwienią ustach. Były to bowiem
drapieżnikiowielebardziejniebezpieczne,gdyżwichpiersiachniebiłyciepłeserca,tylko
tkwiłyzimnegrudylodu,któremroziływszystkodokoła.
Lumikkiodliczałapowoliwmyślachoddziesięciuwdół,czekającnapierwszeprzełamanie
bariery fizycznej. Nie wiedziała, czy będzie to lekkie trącenie w bark, kąśliwe kopnięcie
wbrzuchczyciepła,pachnącamiętągrudkaślinynatwarzy.
Dziesięć,dziewięć,osiem,siedem…
Naglepoczuła,żepęczniejewniejgorącaczerwień.Cośobcego.Jakbyniezniejsiębrało.
Nienawiść.Wściekłość.Pragnienieprzełamanialękutakintensywne,żeoczyzaszłyjejmgłą.
Przestałyistniećliczby,przestałyistniećmyśli,przestałyistniećmiejsceiczas.Kiedybyłojuż
po wszystkim, Lumikki nie potrafiła sobie przypomnieć, jak to się stało. Z obrazu pamięci
wypadłjejjedenpuzzel.Wkontinuumczasowymziałamałaczarnadziura.
SiedziaławśnieguokrakiemnaAnnie-Sofiiiokładałajązcałychsiłpotwarzy.Pięścimiała
umorusane czymś ciepłym i ciemnym. Rozumiała niejasno, że to krew z nosa tamtej.
Przeczułaraczej,niżodczuła,żeVanessapróbujejąściągnąćzkoleżanki.Wbiłajejzcałejsiły
łokiećwbrzuch.Vanessaodskoczyła.
Lumikkiniewiedziała,jakdługobiłaAnnę-Sofię.Miaławrażenie,żepatrzynasiebiegdzieś
z daleka. Na parskającą płaczem dziewczynę, której po policzkach i brodzie spływają
nieprzerwanąstrugąłzyismarki.Którejręceunosząsięiopadajązcorazwiększymtrudem.
Czytonaprawdęona?CzytonaprawdęAnna-Sofiaskamlepodniąizasłaniatwarzrękoma,
czytonaprawdęVanessatrzymasięzabrzuchidrzesięnacałegardło,żebyjużprzestała?
WkońcucośjakbywniejprzeskoczyłoiLumikkipoczułanagle,żeznowujestwswoimciele.
PoczułapodsobązwiotczałytułówupokorzonejAnny-Sofiiiwtejsamejchwiliwściekłość
minęłajakrękąodjął.
Podniosła się. Nogi jej dygotały. Ręce zwisały bezsilnie wzdłuż boków. Mróz szczypał
wpalce.Lumikkiwytarłamokrepoliczki.Anna-Sofiausiadłaizarazzgięłasięwpół,Vanessa
przykucnęłaobokkoleżanki.ŻadnaniespojrzałaLumikkiwoczy.Onaimteżnie.Żadnasię
nieodezwała.Milczeniemówiłowięcejniżtysiącsłów.
NanogachdrżącychimiękkichLumikkipowlokłasięwstronędomu.Niebałasię,żepójdą
zanią,żespróbująsięnaniejodegrać.Niebałasięniczego,niczegonieczuła,oniczymnie
myślała.Wpołowiedrogidodomuzwymiotowałaobokchodnika.Grochówkanatrawniku
wyglądałałudzącopodobniedotej,którądostaławszkolenatalerzu.
W domu przemknęła chyłkiem do łazienki, zanim rodzice zdążyli ją zobaczyć. Z lustra
patrzyła na nią dziewczyna, której Lumikki nie znała. Z krwią na policzkach. Zdumiona
uniosładłońidotknęłatwarzy.Dziewczynawlustrzezrobiłatosamo.Toniebyłajejkrew.
ByłatokrewAnny-Sofii,którąrozmazałasobienapoliczkach.Umyłatwarz,raz,drugi,trzeci,
czwarty, najgorętszą wodą, jaką mogła wytrzymać. Szorowała dłonie mydłem, dopóki nie
zaczęłyszczypać.
Gdy wieczorem wreszcie położyła się do łóżka, zasnęła od razu i przespała całą noc jak
kamień, bez snów. A gdy rano zabuczał ustawiony w komórce alarm, otworzyła oczy
istwierdziła,żejeszczenigdynieczułasiętakźle.Gorzejniżwtamteporankipojednymze
złychdni,gdydziewczynyskopałyjąizbiły.
Lumikkibyłapewna,żenatymsięnieskończy.Anna-SofiaiVanessataktegoniezostawią.
Lumikkizostanieukaranawtakiczyinnysposób–oficjalnylubnieoficjalny.Napewnosię
zemszczą.
Minąłdzień,drugi,trzeci,minąłtydzień,minąłmiesiąc.Nicsięniewydarzyło.Anna-Sofia
iVanessanajzwyczajniejwświeciezostawiłyLumikkiwspokoju.Coprawdaunikanojejjak
trędowatej i nikt nie chciał z nią rozmawiać, jeżeli nie musiał, ale już nikt jej nigdy nie
uderzył.Nierzuciłwjejstronęnawetzłegosłowa.Niewysłałesemesazgroźbą,żejązabije.
Koszmarsięskończył,jakrękąodjął.
WkońcuLumikkiodważyłasięuwierzyć,żetojednakprawda.Zaczęłagłębiejoddychać.
Przyszła wiosna, początek lata, światła było coraz więcej, lekcji coraz mniej. Gdy na
uroczystości zakończenia szkoły słuchała, jak wszyscy śpiewają Letni psalm, poczuła, że
wreszciespadłjejzsercajakiświelki,czarnykamień.Zeświadectwemukończeniadziewiątej
klasywrękuwracałazeszkoływpowodzioślepiającegoświatła,odurzonalatemiwolnością.
Śniegrozjarzyłsięnażółto.Potemnapomarańczowo.Inazielono.Lumikkiwidziałaświatła,
słyszała trzaski. Z nieba spadały złote gwiazdy. Później wykwitły na nim olbrzymie róże,
płatki się otworzyły i zaczęły topnieć, by po chwili zniknąć. Jednorożec prężył się do
księżyca.Planetytańczyłydokołasiebie.
Sztuczneognie.
NacześćBiałegoNiedźwiedzia.
Musiałobyćjużpewniewpółdopierwszej.
Lumikki przypomniała sobie o małym lokalizatorze, przyczepionym na podwiązce do jej
uda. Przypomniała sobie instrukcje, które dała Elisie na wypadek, gdyby nie wróciła
zprzyjęciaalbodopółnocyniedałaznakużycia.
Musiwyjśćprzeddwunastą.
Aleczytoniebyłajużinnabajka?Kopciuszek?
Wciąż huczało. Lumikki kołysała się na falach różnobarwnego światła. Jak dobrze.
Zasypiała.
Gdywieczoremgaśnielampaiprzychodzinoc.
Niebieskisen.
Niebieski,połyskującynaniebieskosen.
Lumikkisłyszałajeszczeprzezchwilętrzaskisztucznychogni.Potemzdałasobiesprawę,że
nagleichniesłychać.Tylkojęksyren.
Białaściana.Sterylnyzapach.Jaskraweświatła.
Tępy, pulsujący ból. Gdzieś daleko. Lumikki nie miała siły się nad nim zastanawiać.
Wustachczułagorzkismakantybiotyku.
Kap,kap,kap.Cośwniąwpływało.Doczegośjąpodłączyli.Pamiętałajakprzezmgłę,że
wszystkieotaczającejąprzedmiotyizjawiskamająswojenazwy.Niemiałajednaksiły,żeby
onichmyśleć.
Przemykającepodświatłopostacie.
Znajometwarze.
Matka.Ojciec.
Odległegłosy,zzaszyby,znadwody,zzaściany.
–Przecieżlekarkapowiedziała,żejestpoprawa.Niepłaczjuż,kochana.Wrócidozdrowia.
Twardazniejsztuka.
–Tylkoniemogęprzestaćmyśleć…Sercebymipękło,gdybyśmyjąteżstracili.
–Niestracimy.Cicho,ciii.
Ją też? Kogo jeszcze stracili jej rodzice? Lumikki chciała o to spytać, ale nie miała siły
ubraćpytaniawsłowa.Otwarcieustwydawałosięnadludzkimwysiłkiem.Chciałatylkospać.
Musipamiętać,żebyichpotemspytać.Kiedyś.Jakjużprześpiteswojestolat.
Aleczytoniebyłaznówjeszczeinnabajka?ŚpiącaKrólewna?
Lumikkipoczuła,żezapadasięwłóżko,pogrążawmiękkości,przelatujeprzezmateracjak
przezchmurynaniebie,iodlatuje.
EPILOG
Czterymiesiącepóźniej
Napocztówcewidniałoczarno-białezdjęcienagiego,muskularnegomężczyzny,którytrzymał
nastrategicznymmiejscumałegokociaczka.Lumikkiniemusiałanawetobracaćkartki,żeby
siędomyślić,ktojąprzysłał.
Siema!
Unaswszystkowporządku.Matkaniejestjużtakimkłębkiemnerwówjakwcześniej,jateż
śpię bez wyskakiwania nagle z łóżka, a po ulicy chodzę bez oglądania się bez przerwy za
siebie.Dobrzemirobitaswoboda.Złożyłampapierydoszkołyfryzjerskiej.Jeślisiędostanę,
tozaczynamjesienią.Wierzę,żetomożebyćcośdlamnie.
Jenna
PSPrzywykłamdoswojegonowegoimienia.Jużsięnieodwracamnaulicy,gdysłyszęgdzieś
poprzednie.
PS2Jeszczeniepojechałamzobaczyćsięztatusiem.Możekiedyś.Narazieniedamrady.
Sama rozumiesz. Nie potrafię nawet napisać o tym nic sensownego, bo zaraz zaczynam
ryczeć.
PS3ZrobiłamCitemitynki.Wyślępocztą.Sorki,żetrochędługototrwało.Wsumieniesą
teraztakbardzopotrzebne,alenajesieńbędzieszmiałajakznalazł.
Lumikki uśmiechnęła się. Elisa, czyli obecnie Jenna, miała rację. Był już koniec czerwca,
wyjątkowoupalnegowtymroku.Wszystkotonęłowkwiatach,pachniałoipromieniało.
Świetnie,żeJenniesięukłada.Jejojciectrafiłdowięzienia,podobniejakBorysSokołow.
Skazanoichwyjątkowoszybko.Policjachciałazapewnejaknajprędzejzamknąćsprawę,żeby
oczyścić swoje dobre imię. Obaj dostali wysokie wyroki. W więzieniu wylądował także
estoński pomocnik Sokołowa, Linnart Kask. Elisa z matką zmieniły imiona i nazwiska.
Wyprowadziły się do innego miasta. W ich sytuacji było to z pewnością najrozsądniejsze
rozwiązanie.PrzedurzędnikamiwydziałuochronyprawdzieciElisaprzysięgałanawszystkie
świętości, że z narkotykami skończyła raz na zawsze. Lumikki wierzyła w te zapewnienia.
Jennaijejmatkamusząterazodzerauczyćsiężyćinanowozbudowaćrodzinę.Możenie
byłotowcaletakiezłe.
Lumikki przeniosła lewą dłoń na kark i pogładziła włosy. Jeszcze nie przywykła do tak
krótkiej fryzury, chociaż czuła się w niej swobodnie i lekko. Jakiś czas temu, gdy pod
czarnym paziem pojawiły się jaśniejsze odrosty i Lumikki zaczęła wyglądać jak łysiejąca
nastolatka,podjęładecyzję.Niechciaławpaśćwbłędnekołowiecznegofarbowania,apoza
tymniewsmakjejbyłooczywisteskojarzenieimieniazkoloremwłosów.Awięcjeżykwe
własnych,naturalnychbarwach.Lumikkibyłazachwyconatakąwygodą.
Pozatymczułasiębezpieczniej,gdyzlustrapatrzyłnaniązupełniektośinnyniżmłoda
kobietazprzyjęciauBiałegoNiedźwiedzia.Iwcalesięniebała,żezostanierozpoznanana
ulicyprzezkogoś,ktoteżtambył.Ludzicechujezdumiewającaślepotanaobrazywyrwane
z pierwotnego kontekstu. Ponieważ nikt nie potrafiłby sobie nawet wyobrazić, aby
nieumalowana dziewczyna w znoszonych glanach i wojskowej parce mogła kiedykolwiek
trafićnazamknięte,luksusoweprzyjęcie,nasuwałsiętylkojedenwniosek:nigdyjejtamnie
było.Takprostyitakgłupipotrafibyćludzkiumysł.Naszczęściedlaniej.
WciąguminionychdwóchmiesięcyElisaprzysłałajejkilkakartekwkopertach.Lumikki
trzymałajewkomodziewswoimdawnympokoju,poddrugimdnemgórnejszuflady.
Tak,znówmieszkaławdomu.WRiihimäki,wdomuswojegodzieciństwa.Pozimowych
wydarzeniach przesłuchiwali ją najpierw śledczy z policji, a potem rodzice. Wszystkim
mówiła tylko to, co konieczne. Rodzice zażądali, aby przeprowadziła się z powrotem do
domu. „Przynajmniej na razie.” Jakoś to zniosła, choć jej dawny pokój wciąż był pełen
przeszłości i w ogóle wydawał się teraz za ciasny. Do szkoły dojeżdżała pociągiem, choć
oznaczałotokoniecznośćwstawaniazłóżkaonieludzkichporach.
Narazie.
Lumikki wierzyła, że latem przekona rodziców, że może czuć się już bezpiecznie sama
wTampere.
Wszkoleniktniepatrzyłnaniądziwnie,boniktoniczymniewiedział.Gdywyszłynajaw
narkobaletyuElisyiwłamaniedoszkoły,KaspraiTuukkęwydalonozliceum.Całąsprawę
rozegranobezrozgłosu.Oczywiścieuczniowieopowiadalisobienajróżniejszeplotki,alenikt
niełączyłichzosobąLumikki.Jednabyłabardziejzwariowanaoddrugiej,ależadnanawet
sięnieotarłaoszaleństwoprawdy.
Terho Väisänen trafił za kratki. Borys Sokołow trafił za kratki. Biały Niedźwiedź jednak
pozostawałnawolności.
Na przesłuchaniach Lumikki przezornie trzymała język za zębami i nie pisnęła o nim
słówka. Dobrze wiedziała, że jeśli zacznie mówić, zaszkodzi co najwyżej sobie. Nie miała
żadnychdowodówprzeciwkobliźniaczkom.Pozatymnawetniemogłabyonichpowiedzieć
niczegokonkretnego.
A śledczy nie pytali. Rezydencja była zapisana na Borysa Sokołowa. On też niby
zorganizował przyjęcie. Oficjalnie żaden Biały Niedźwiedź nie istniał. Nikt go nie widział,
niktonimniesłyszał.
Lumikkipogładziłapalcembrzegpocztówki.Ciekawe,żeElisawolaławysyłaćkartkiniż
mejle.Kolejnarysaianomalia,którauzmysłowiłajejzaskakującyfakt,żejednakjąlubi.To
zmyśląoniejwdolnymroguswojegoobrazu„Oprzyjaźnimiędzydziewczętami”umieściła
maleńką,różowąróżyczkę.Trzebasiębyłodobrzeprzyjrzeć,żebyjąwogóledostrzec.
Odłożyłapocztówkędopozostałych.Poddrugimdnemszufladyleżałatakżekoperta,którą
dostała od razu po wyjściu ze szpitala. W środku znajdowały się dwa pięćseteurowe
banknoty.Tysiąceuro.Takniewielkaczęśćtamtychtrzydziestutysięcy,żeniktnapewnonie
zauważyichbraku.Lumikkiniewiedziała,czyElisa,TuukkaiKasperniezatrzymalisobie
czasemwięcej.Niechciaławiedzieć.
Tysiąceuromieściłowsobiedośćtajemnic.
Lumikkiprzywykładotego,żemaswojetajemnice.Miałajezawsze,większeimniejsze.
Zamknęłaszufladęiprzyszłojejdogłowy,żezamykawniejrównieżtesekrety,poktórych
niepozostałyjejżadnenamacalneślady.
BiałegoNiedźwiedziaito,żegowidziała.
Annę-SofięzVanessąito,cojejrobiłyprzezcałąpodstawówkę.
Ważnąosobę,którąstracilirodziceioktórąLumikkiniepotrafiłaichzapytaćpopowrocie
ze szpitala. W domu wytapetowanym milczeniem nie można ni stąd, ni zowąd zaczynać
generalnegoremontu.
I jeszcze jedną ważną osobę, na której zdjęcie natrafiła jej dłoń. Fotografia stanowiła
oczywiścienamacalnyśladidowód,żetaosobaistniałanaprawdę,nicjednakniezdradzało,
żeLumikkijąkochała.Iżetaosobakochałają.Jeślitobyłaprawda.Lumikkichciaławierzyć,
żetak.
Ostrożnie pogładziła papier kciukiem. Krótkie, jasnobrązowe włosy, które czasem miały
barwępszenicy,aczasemorzechu.Policzek,bark,ramię.Porazkolejnyzatrzymałasięna
oczach, błękitnych i jasnych jak u psa husky. Niektórzy uważali, że patrzą przenikliwie,
wyniośle.Onapotrafiławejrzećgłębiej.Idostrzegałaciepło,niepewność,radość,światło.
Tęsknota ścisnęła ją za brzuch zaskakująco mocno. Lumikki sądziła, że już dawno
odpuściła.Ajednaksięmyliła,itotakbardzo,żebardziejjużniemożna.
Miałajużtoimięnakońcujęzyka,jużjązapiekłonawargach.Imię,któreszeptałaiktóre
krzyczała.Niezdołałagowymówić.Niebyłagotowa.Jeszczenie.Możejużnigdy.
Lumikkizamknęłaszufladęnazamek,choćbyłtozbytekostrożności.Trzymałanadłoni
mały, pociemniały kluczyk. Delikatnie odbijał światło. Skromny, nierzucający się w oczy
kluczyk.
Byłsobierazmałykluczyk,którypasowałdokażdegozamka.
Bajkitaksięniezaczynają.Takzaczynająsięinne,weselszeopowieści.
PODZIĘKOWANIA
Chciałabym szczególnie podziękować czterem osobom, bez których Czerwone jak krew nie
byłobyksiążką,którąjestteraz:
– Mojemu mężowi Karowi, który chwalił, zachęcał i powątpiewał w odpowiednich
proporcjachiodpowiednichchwilach.Jegokomentarze,pomysłyiuściślającepytaniabyły
niezwyklepomocnenakażdymetapieprocesupisaniaksiążki.
– Redaktor Sannie i dyrektorce Saarze z działu literatury dziecięcej i młodzieżowej
wydawnictwa Tammi, które od samego początku wierzyły w mój pomysł i goniły mnie do
pisania.Pracaztakserdecznymiiinteligentnymiprofesjonalistkamitoczystaprzyjemność.
– Mojej przyjaciółce i pisarce Siri, która wysłuchiwała mnie w chwilach niepewności
iwlewałamiwserceufnośćwmojeskrzydła.
Wkrótcebędziepełnoletnia.Musisobieradzić.
NoshitSherlock–„Nogeniusz”
Let’sfaceit–„Spójrzmyprawdziewoczy”
Kochanie,
musiałam utworzyć nowy adres. Tak na wszelki wypadek. Biały Niedźwiedź urządza
w piątek przyjęcie. I chce cię na nim widzieć. Ja też :-) Przyjedzie po ciebie czarny
samochód,oósmejwieczorem.Ponieważmotywemprzewodnimbędąbajkiiznamtwój
gust,przebioręsięzaKrólowąŚniegu.Mamcicośważnegodopowiedzenia.
Całuję,
N.
PSSkasujtęwiadomośćzarazpoprzeczytaniu,jakzawsze.Musimybyćsuperostrożni.
That’sallyouneedtoknow–„Więcejniemusiciewiedzieć”
FragmentpiosenkiIdassommarvisaAstridLindgrenwprzekładzietłumacza.
Inyourface.Inyourface–„Prostowtwarz.Prostowtwarz”.
Letitrainoverme–„Czekamnadeszcz”
Isurrender–„Poddajęsię”
Fragmenty wiersza Dagen svalnar mot kvällen Edith Södergran w przekładzie Leonarda
Neugera.
Keepitsimple.–„Tonapewnoproste”.
Hello?Thisis…okay,youknowwhothisis–„Halo?Mówi…okej,wiecie,ktomówi…”
WhiteBear…Alreadyaninvitation?…8pmtomorrow,right.Blacktie.Ifyoucouldjust…–„Do
Białego Niedźwiedzia… Już zaproszenie?… Ósma wieczorem jutro, w porządku. Strój
wieczorowy.Gdybypanmógłjeszcze…”
Topsecret,mylove–„Tościśletajne,kochanie”
Whattookyousolong?–„Cotakdługo?”
Sorry.Familymatters–„Przepraszam,sprawyrodzinne”
White Bear hates it when people are late – „Biały Niedźwiedź nie cierpi, gdy się ludzie
spóźniają”
Let’snotwasteanymoretimethen–„Notonietraćmyjużwięcejczasu”
Youhavecriminalsonthisstreet–„Macietubandytównaulicy”
I’vegotsomethingtoshowyou–„Chcęcicośpokazać”
WhereisNatalia?–„GdziejestNatalia?”
Win-win–„Sytuacjakorzystnadlaobustron”.
Goahead,makemyday!–„Nodalej,dajmipowóddoradości”.
Stopher!–„Zatrzymaćją!”