Lisa Renee Jones Vampire Wardens 01 Hot Vampire Kiss PL

background image
background image

L

L

i

i

s

s

a

a

R

R

e

e

n

n

e

e

e

e

J

J

o

o

n

n

e

e

s

s

-

-

V

V

a

a

m

m

p

p

i

i

r

r

e

e

W

W

a

a

r

r

d

d

e

e

n

n

s

s

0

0

1

1

-

-

H

H

o

o

t

t

V

V

a

a

m

m

p

p

i

i

r

r

e

e

K

K

i

i

s

s

s

s

Tłumaczenie dla: Translations_Club

Tłumacz: neweta

Korekta: noir16

Korekta całości: Isiorek

background image

Rozdział 1

Pragnienie przeszywało Evana Brooksa – głód daleko bogatszy,

daleko bardziej wymagający niż cokolwiek, co stali bywalcy baru

kiedykolwiek doświadczyli. Ta szarpiąca potrzeba nie miała nic

wspólnego z alkoholem, ale wszystko z krwią. Jej krwią – drobnej

blondynki, która przeszła przez drzwi teksaskiego baru „Shooters” w

Temple, wraz z powiewem gorącego wiatru, który połączył się z jej

zapachem i trafił do wnętrza jego nozdrzy. Pachniała jaśminem i

niewinnością, pokusą, której nie ośmieliłby się poddać. I postawiłby na to

ostatni oddech w swoich płucach, że smakowałaby jak miód i brzmiała

jak anioł.

Patrzył, jak rzucała ukradkowe spojrzenia po sali, oceniając tłumy

zgromadzone przy drewnianych stołach w piątkową noc, zasnute dymem

i otoczone gwarem, łączącym się z jazgotliwą muzyką Hanka Williamsa.

Jej włosy były ułożone w niedbały kok na głowie, zamaszystym gestem

odsunęła kosmyk, który wypadł spod zapięcia – nerwowe drżenie jej ręki

potwierdzało to, co podejrzewał. Samotne przyjście do baru było dla niej

nowym, nieznanym doświadczeniem.

Nagle ruszyła po podłodze z twardego drewna ku odludnemu

krańcowi baru, gdzie znajdowało się sześć pustych krzeseł z wysokim

oparciem z ciemnego dębu pasującym do boazerii. Była skupiona na

swoim celu, jakby miała to być jakaś forma ucieczki. Gdyby spojrzała w

prawo, gdzie stał Evan, mogłaby rozważyć możliwość poszukania

odosobnionego miejsca, gdzie byłaby tylko ona i duży, przytłaczający

facet z długimi włosami w kolorze kruczych piór i oczami ciemnymi jak

północ tlącymi się... żądzą. Nie. Jego mała blondynka kierowała się

prosto na niego. Ta kobieta żyła niebezpiecznie i nawet nie zdawała sobie

z tego sprawy.

background image

– Tutaj dwa piwa więcej – dobiegło wezwanie z drugiego końca

kontuaru.

Przerwa była jednocześnie irytująca, i być może konieczna. Evan

nie pragnął zobaczyć, jak ta kobieta odchodzi, chociaż powinien tego

chcieć. Nie miał czasu na zakłócenia. Był Strażnikiem, wampirem, który

ścigał te, które polowały na ludzi. W tym przypadku, na wilkołaka.

Niestety, wilk zdążył zabić pięć kobiet w Houston, zanim Rada

Wampirów dostała sygnał i wysłała Evana oraz jego braci, by wytropili go

w południowym Teksasie, w małym mieście Temple.

Jak dotąd, pomimo zajmowania się interesem, Evan błądził

tęsknym spojrzeniem po kołyszących się kobiecych biodrach chwilę przed

tym,

jak

wyciągnął

dwa

Buds'y

z

lodówki i

posłał

je

trzydziestokilkuletniemu facetowi w dalekim końcu lady, który, tak jak

kobieta, nosił zielony uniform szpitalny. Większość z tego tłumu to byli

pracownicy lub odwiedzający ze „Scott and White Hospital“ znajdującego

się po drugiej stronie ulicy.

„Shooters“ było miejscem, gdzie pracownicy mogli się wymknąć,

gdzie przychodzili zapić cokolwiek, co im dolegało, a czego nie była w

stanie wyleczyć współczesna medycyna. Tutaj mówiło się o tym, co

wydarzyło się w szpitalu, i to był powód, dla którego Evan musiał tu być.

Wilk miał coś do młodych dziewcząt, ich sióstr i przyjaciółek. Im

wcześniej Evan wiedział o ofierze, tym większa szansa, że ocali kolejną.

Evan postawił piwo przed mężczyzną i pozwolił mu pić. Mijał

tydzień, odkąd właściciel rzucił okiem na onieśmielającą wielkość Evana

nie zadzieraj ze mną albo wytrę tobą ten bar – i zatrudnił go. Evan

zdążył już poznać tych facetów, jako stałych klientów. Przy odrobinie

szczęścia, nie spędzi tu aż tak wiele czasu, by dowiedzieć się o nich czegoś

więcej, albo o kimkolwiek w tym barze – z wyjątkiem, być może,

background image

blondynki. Ją chciał poznać. Ale kiedy znajdzie swoją zdobycz, odejdzie, i

na litość, niech to będzie wkrótce.

Jego spojrzenie ponownie powędrowało ku kobiecie, drapieżność

dudniła w jego żyłach, kiedy przechodził przez całą długość kontuaru

tam, gdzie wzywała go pokusa. Znalazła miejsce i usiadła sztywno przy

barze, palce złączyła razem. Pragnął, by zacisnęły się na jego fiucie, jej

nogi wokół jego bioder, cała ta pruderia topniejąca w szalonym

zapamiętaniu.

Zatrzymał się tuż przed nią i położył serwetkę na ladzie.

– Czym mogę pani służyć?

Zamrugała cudownymi, jasnoniebieskimi oczami – przyciemnione

oświetlenie nie ukrywało niczego przed jego wampirzym wzrokiem – jej

wargi rozchyliły się w cichym sapnięciu.

– Jesteś... barmanem?

– Czyżbym nie spełniał twoich oczekiwań?

– Ja... – zaczerwieniła się. – Nie chodzi o ciebie. To... – Pochyliła

nieznacznie głowę, wydając się zbierać się na odwagę, by mówić bez

ogródek. – Mówiąc szczerze, przechodziłam obok tego miejsca kilka razy

w ciągu miesiąca i zawsze wydawało się dość spokojne. Jedno z tych słabo

uczęszczanych miejsc, gdzie spędzasz czas przy barze, pijesz i zanudzasz

przyjacielskiego barmana swoimi kłopotami. Ale to miejsce nie jest słabo

uczęszczane, a ty jesteś... cóż... ty jesteś...

Uniósł brew.

– Jestem?

– Nie jesteś niski i łysy, jak to sobie wyobrażałam, to całą

pewnością – powiedziała szybko.

background image

– Niski i łysy – powtórzył, jego wargi drgnęły, co groziło

uśmiechem. Nie było to coś, co przypominał sobie, że czuł wiele w całym

cholernym minionym wieku, ale coś w tej zdenerwowanej, chaotycznej

kobiecie całkowicie go oczarowało. Był przygotowany na uwiedzenie, nie

oczarowanie. Sądził, że robiła zarówno jedno jak i drugie.

– Tak – powiedziała, falując palcami. – Ale w porządku. Sądzę, że

zrobisz się niższy, kiedy zacznę pić.

Oparł ręce na barze, pochylając się bliżej i wdychając jej subtelny

zapach.

– Myślałem, że dzieje się wręcz przeciwnie? Mężczyźni stają się

wyżsi i przystojniejsi, kiedy kobieta zaczyna pić.

– Nie sądzę, żeby to było możliwe w twoim przypadku – odparła

na sekundę przed tym, jak jej oczy się rozszerzyły, kiedy uświadomiła

sobie z całą jasnością, że przyznała się właśnie do tego, że uważała go za

przystojnego. – Nie mówię, że sądzę, że jesteś... – westchnęła. –

Potrzebuję dużego, owocowego drinka, proszę. Ponieważ normalnie nie

piję, wezmę cokolwiek zaproponujesz.

Evan zaproponowałby przyjemnego, długiego drinka z samego

siebie, ale zdecydował, że lepiej, by ta rozmowa przebiegała bez takich

podtekstów. Na razie. Prawdopodobnie na zawsze, pomyślał z żalem.

– Jestem pewien, że mogę przynieść ci coś, co sprawi ci

przyjemność – zapewnił ją, nie próbując nawet być subtelnym, jego

spojrzenie przytrzymało jej na pełen namiętności moment, nim przeszedł

w głąb baru.

Po szybkim wypełnieniu innych obowiązków, Evan zmieszał sok

kahlua ze śmietanką, słabym alkoholem i postawił całość przez ślicznym,

kuszącym aniołem.

background image

Wzięła długi łyk.

– Idealne – powiedziała. – Ledwie mogę wyczuć alkohol.

Dziękuję... barmanie.

– Evan – poinformował ją, odkrywając, że ponownie był

rozbawiony.

– Evan – powtórzyła powoli. – Pasuje do ciebie znacznie lepiej niż

„barman”. – Sięgnęła poprzez ladę i podała mu dłoń. – Jestem Marissa.

Jego spojrzenie złączyło się z jej, jego długie palce przesunęły się

po jej szczuplutkich, pochłaniając je w taki sam sposób, w jaki chciał

pochłonąć ją. Jego spojrzenie przytrzymywało jej, nagle wzrosło

seksualne napięcie. Co mu pasowało, bo należał do niej. I cholernie chciał

się dowiedzieć jak bardzo. Dowiedzieć się, jak słodka mogłaby być naga i

delikatna w jego ramionach.

Zabrał dłoń niechętnie.

– Ciężka noc?

– Ciężki miesiąc – odparła. – Tak długo pracuję na ostrym

dyżurze. Widzisz, ja... – przerwała z machnięciem ręki. – Nie chcesz tego

słuchać. Nawet mnie nie znasz.

– Ale chciałbym – powiedział miękko. Każdy cholerny jej cal.

Jej rzęsy zatrzepotały i uniosły się.

– Chciałbyś?

Cholera, ależ ta kobieta była rozkoszna.

– Bardzo – zapewnił ją. – Opowiedz mi o swoim dyżurze. Co cię tu

sprowadziło?

Pochyliła się do przodu, popijając drinka. Kiedy poprawiła się na

krześle, jej koszulka rozchyliła się nieco, ukazując krzywiznę piersi, sutki

background image

ściągnęły się pod cienkim materiałem, przyciągając jego spojrzenie i

zagęszczając jego krew.

– A zatem w porządku – powiedziała. – Tylko pamiętaj. Dałam ci

szansę odwrotu.

– Założę się, że uciekniesz dużo szybciej niż ja – powiedział.

Jej policzki pokryły się pięknym różem.

– Będziemy wiedzieli, kiedy wysłuchasz mojej paplaniny. A więc.

Chciałeś wiedzieć, co mnie zmusiło, by przyjść tu dziś w nocy. Jak

wspomniałam, pracuję w szpitalu od miesiąca. Przedtem byłam

sekretarką. Żadnej krwi, żadnego bólu, sama nuda. Tylko proste sprawy,

te same sprawy, codziennie. To było przygnębiające. Więc dwa lata temu,

kiedy skończyłam dwadzieścia pięć lat i miałam całe to rozważanie:

co-zrobić-ze-swoim-życiem-poza-przepisywaniem-notatek-dla-mojego-

szefa. Moja mama nie żyje i nie mam nikogo innego, więc nic mnie nie

powstrzymywało. W rezultacie zdecydowałam zdmuchnąć swoje

urodzinowe świeczki i zrobić coś, by następny rok miał jakieś znaczenie.

Poszłam do szkoły i skończyłam jako pielęgniarka w „Scott and White“. –

Skrzyżowała ramiona przed sobą i zadrżała. – I wtedy zaczęło się piekło.

Krew. Przerażenie. Tragedia. Wiesz, co się zdarzyło mojej pierwszej nocy

w pracy? – Nie czekała na odpowiedź, położyła ręce płasko na blacie,

jakby potrzebowała dodatkowego oparcia. – Musiałam powiedzieć dwóm

siostrom, że ich rodzice zginęli w wypadku samochodowym. A dzisiaj,

musiałam powiedzieć jednej siostrze, że druga została okaleczona i zabita

przez dzikie zwierzę. Musiałam odwieźć tę biedną kobietę do domu w

czasie mojej przerwy. Nie miał kto po nią przyjechać.

Reakcja Evana była natychmiastowa, instynktowna. Nakrył jej

dłoń swoją, utworzył fizyczne połączenie, które wzmocniło jego nakazy do

jej umysłu.

background image

– Potrzebuję adresu siostry, Marissa – rozkazał.

Zamrugała.

– Znam go. Zapisałam go. Maple Avenue trzydzieści trzy.

– Dobrze – powiedział cicho, nim usunął jej pamięć o tym. –

Wybacz mi, skarbie. Muszę szybko gdzieś zatelefonować. Zaraz wrócę i

będziesz mogła dokończyć swoją opowieść, którą bardzo chcę usłyszeć.

Jej oczy złagodniały, z własnej woli dotknęła jego ręki.

– Wracaj szybko. – W jej głosie była miękka gotowość.

– Wrócę – obiecał, życząc sobie jak diabli, by nie było to z

niewłaściwych powodów.

Dzisiejszej nocy Marissa zrobiła więcej, niż tylko zwróciła na siebie

uwagę wampira. Sama stanęła na drodze zabójczego wilkołaka.

background image

Rozdział 2

Jak tylko Evan puścił jej dłoń, Marissa wzięła duży, chłodny łyk

swojego drinka. Płonęła. Co było zarówno niespodziewane jak i, jak

przypuszczała, było dokładnie tym, co zaleciłby lekarz. Przyszła do

„Shooters“ dla rozrywki, dla ucieczki od krwawego piekła dzisiejszej nocy,

a Evan był nią i czymś więcej.

Z westchnieniem przyglądała się, jak odchodził, długie czarne

włosy układały się falami na plecach między szerokimi ramionami. Och,

jak łatwo mogła go sobie wyobrazić dzikiego z namiętności, nagiego... na

niej, te długie, czarne włosy wokół jego ramion. Przygryzła wargę.

Mężczyzna był gorętszy niż teksańskie słońce i to było cholernie niezłe

przypalanie. Typ mężczyzny, o jakim fantazjują kobiety, ale którzy tak

naprawdę nie istnieją.

1

Zwłaszcza, że nie miała mężczyzny w swoim życiu i łóżku od

dobrych sześciu miesięcy, od czasu oficera policji z Austin, który miał

zahamowania w kwestii poddaństwa i uznał to za odrażające, nie

seksowne.

Nie zaufałaby temu mężczyźnie, by dać mu się związać. Cholera,

jeśli już o to chodzi, to nie pozwoliłaby mu nawet dotknąć jej ulubionego

kubka ze Snoopy'm. Oczywiście, to był szczególny kubek, podarunek od

jej byłej najlepszej przyjaciółki ze szkoły średniej. Byłej przyjaciółki,

ponieważ nazwała jej męża sukinsynem i oszustem, kiedy ją zdradził. I

tak skończyła się przyjaźń. Ale kubek wciąż przywoływał wspomnienia

długiej przyjaźni, która wciąż, coś dla niej znaczyła, wciąż zajmowała

miejsce w jej sercu. A jeśli facet nie był godny trzymać nawet jej kubka,

mógł być cholernie pewny, że nie pozwoli mu przykuć się kajdankami do

łóżka i zabrać ją na dziką jazdę.


1 A szkoda :( na szczęście możemy sobie o takich egzemplarzach poczytać :DDD

background image

Ale Evan – to już była inna historia. Miała to nagłe pragnienie pod

tytułem chcę-stać-się-grzeszna-i-dzika z mężczyzną, który zapominał o

ostrożności. A ona lubiła być ostrożna. Lubiła planować i organizować.

Zwykle chciała poznać lepiej faceta, zanim się przed nim rozebrała. Niby

to wszystko fakt, ale nie z Evanem.

Fantazja o byciu nagą z Evanem, wywietrzała nagle z jej głowy,

kiedy jej spojrzenie zatrzymało się na telewizorze wiszącym ponad ladą,

gdzie pokazywano wiadomości ze szpitala i domu, dokąd dziś odwiozła

siostrę ofiary. Napisy u dołu ekranu mówiły o makabrycznym ataku

zwierzęcia. Przez chwilę pokazano twarz Ellen, ocalałą siostrę

wyglądającą na bladą i zbolałą, wszystko to sprawiło, że Marissa

pociągnęła przez słomkę kolejny długi łyk swojego drinka. A potem

jeszcze jeden.

Głowa zaczęła jej pękać, realia życia i tego dnia spowodowały

głośniejszy hałas w jej głowie. Nie miała żadnej rodziny, nikogo, kogo

mogłaby stracić – jej matka zmarła, gdy była dzieckiem, ojciec był

pijakiem, który wyrzucił ją z domu, kiedy miała szesnaście lat. Ale Ellen,

biedactwo... miała cudowną rodzinę – rodzinę godną zazdrości, – która

została zniszczona w przeciągu kilku tygodni. Marissa chciała pomóc

Ellen. Chciała pomagać ludziom, uczynić swoje życie znaczącym. Ale to,

co zobaczyła w ciągu ostatniego miesiąca – ból, cierpienie i stratę –

zżerało ją żywcem. Nie wiedziała, jak się od tego odciąć i dręczyło ją przez

to poczucie winy.

– Może jeszcze jednego? – Spytał Evan, pojawiając się przed nią

niespodziewanie. Nawet nie zauważyła, kiedy podszedł. Co wiele mówiło

o tym, jak bardzo się zamyśliła – Evan był trudny do przegapienia.

Pociągnęła łyk przez słomkę i opróżniła szklankę, po czym pchnęła

ją do niego.

background image

– Zważywszy na to, że jestem już wstawiona – powiedziała, myśląc

że jego usta są jeszcze bardziej seksowne, kiedy alkohol ogrzał jej krew –

to prawdopodobnie zły pomysł. Planowałam wrócić do domu taksówką,

ale nie jestem pewna, czy teraz znajdę jakąś taryfę.

– Jak sądzę, nie żartowałaś o tym, że nie pijesz alkoholu. – Ciemne

oczy oceniały ją z przeszywającą intymnością, widział więcej niż by

chciała.

Potrząsnęła głową.

– Tu chodzi o kontrolę – powiedziała, – przez co ostry dyżur nie

jest dla mnie właściwym miejscem. Tam niczego nie kontroluję. Niczego.

Dzieją się okropne rzeczy – zdarza się śmierć – a ja nie mogę zrobić nic,

żeby to powstrzymać.

– Skupiasz się na stracie – stwierdził. – Nie na ratowaniu życia.

– Wiem – odparła. – Logiczna część mojego umysłu wie, że to ma

sens. Ale wracam do domu i myślę o tych życiach, które straciliśmy albo o

ludziach, którzy nigdy już nie będą chodzić, mówić czy widzieć. Ci ludzie

prześladują mnie w snach. Zostawiłam Austin, by przyjechać tutaj i

myślę..., że to był błąd.

– Znajdziesz jakieś ujście dla złych emocji – zapewnił ją. – To

zajmuje trochę czasu.

– A jeśli nie?

– Znajdziesz.

Powiedział to z taką pewnością, że wzbudziło to jej ciekawość.

– To brzmi tak, jakbyś mówił z własnego doświadczenia.

Jego wargi uniosły się, ale uśmiech nie pojawił się w jego oczach,

gdzie smutek tańczył pośród cieni.

background image

– Przyniosę ci drinka.

– Nie! – Zaprotestowała, wiedząc doskonale, że jej język już

poruszał się tak, jakby w jej głowie było zbyt dużo puszystych rzeczy

2

.

Bardziej prawdopodobne, że jej stopy zaczną potykać się o siebie. –

Lepiej już skończę. Ucieczka brzmi wspaniale, gdy głowa zaczyna mi

pękać.

Pochylił się do przodu, jego ręce przesunęły się po kontuarze po

obu jej stronach.

– Upewnię się, że dotarłaś bezpiecznie do domu, Marissa.

Przełknęła ciężko. Było coś w sposobie, w jaki powiedział

„Marissa” i w jego gorącym spojrzeniu, które spowodowało szybsze bicie

serca w jej piersi. Czy on miał na myśli, że... zabierze ją do jej domu, czy

tylko, że wsadzi ją do taksówki?

Marissa nie miewała jednonocnych przygód, pierwszorandkowego

seksu, ani nie piła samotnie w barze. Nie normalnie. Ale dzisiejszej nocy

nic w jej świecie nie było takie jak zwykle. Przeszukała swoją torebkę i

położyła na blacie swoje klucze.

Jutro znajdzie sens w tym bezsensie. Będzie odpowiedzialna,

rozgryzie to wszystko. Ale dzisiejszej nocy potrzebowała ucieczki. Może tą

ucieczką będzie oszroniały, zimny drink. Może będzie nią Evan. Nie

wiedziała. Nie obchodziło jej to.


2 Czyli tak zwana pomroczność jasna :P

background image

Trzy godziny później bar został zamknięty, ale Evan upewnił się, że

Marissa została na swoim miejscu, z drinkiem przed nią. Nie mógł

pozwolić, by wyszła bez niego i nie tylko z powodu wilka chciał mieć ją na

oku. Nie – było coś więcej w tym, że pragnął, by Marissa trzymała się

blisko. Jasno i prosto: pragnął jej i to nie tylko fizycznie – nie ulegało

jednak kwestii, że czyniła go gorącym i twardym. W końcu był przecież

mężczyzną, samcem wampira, z podstawowymi, seksualnymi

instynktami, przez które wyobrażał sobie wszystkie niecne sposoby, przez

które mógł sprawić, aby krzyczała jego imię. Ale tym, co naprawdę go

wzięło, to nie pragnienie, które w nim wzbudziła, ale sposób, w jaki go

rozśmieszała, kiedy mógłby przysiąc, że to niemożliwe. Sposób, w jaki

sprawiała, że się uśmiechał, choć był pewien, że nie ma ku temu żadnego

powodu. Sposób, w jaki uświadomiła mu, jak puste było jego życie przez

cały wiek polowań i chciał wiedzieć dlaczego i jak to robiła kobieta, którą

ledwie znał. To jednak nie był czas, by dokonywać takich odkryć, w łóżku

czy poza nim.

Wytarł ladę, zmierzając do zamknięcia baru, skupiony na

bezpieczeństwie Marissy. Aby się upewnić, że nie znalazła się na

celowniku wilka, jak zwykle działo się z przyjaciółkami i znajomymi

poprzednich ofiar.

Prawie już skończył z obowiązkami nocnego barmana i rzucił

Marissie szybkie, uwodzicielskie spojrzenie, nie próbując nawet

powstrzymać pierwotnego gorąca w swoim wzroku. Ona nie jest dla

niego, mówił sobie po cichu. Była typem życzliwej dziewczyny, a nie było

życzliwości w niczym, co mógłby jej dać. Niemniej jednak, kiedy

uśmiechnęła się do niego nieśmiało, jego pachwina napięła się, a fiut

zesztywniał pod rozporkiem – i wiedział już, że nie pozwoli jej odejść bez

pieprzenia jej w każdy sposób, w jaki tylko będzie w stanie go wziąć.

background image

Cisnął szmatę w dół i okrążył bar, eliminując ladę, która oddzielała

go od niej przez cały wieczór, aż stanął obok niej i położył dłoń na oparciu

jej krzesła. Obróciła się ku niemu, jej zapach podrażnił jego nozdrza, jego

ramiona stworzyły intymną przestrzeń, chwytając ją w pułapkę między

ladą a jego ciałem. Była jego w tym momencie i ta myśl przemawiała do

niego daleko bardziej niż powinna. Wystarczyłoby tylko pochylić głowę i

jego zęby mogłyby dotknąć tej delikatnej, jasnej szyi. Jego wargi – jej

warg. Jego ciało – jej ciała.

Spojrzała w górę na niego, jej długie, ciemne rzęsy zatrzepotały w

połączeniu niepewności i pragnienia, jej źrenice były rozszerzone z

powodu alkoholu, który spożyła.

– Jesteś naprawdę... wysoki – szepnęła.

– A ty – powiedział, muskając palcem jej podbródek – jesteś

naprawdę piękna. – I niewinna. Zbyt niewinna i doskonała dla osobnika

jego pokroju.

Zadrżała.

– Wysoki i słodkousty, myślę, że powinnam się bać. – Jej dłoń

ześliznęła się z lady. – Auć! – Wyciągnęła dłoń do przodu, czerwień

zebrała się na jej palcu wskazującym, drewniana drzazga wystawała z

zaczerwienionego centrum.

Żądza błyskawicznie zapłonęła w Evanie, kiedy skorzystał z okazji i

wyrwał drzazgę, nim wciągnął jej palec do swoich ust. Słodki smak jej

krwi eksplodował na jego kubkach smakowych, napełniając go żądzą,

pragnieniem – podsycając seksualną stronę jego wampirzej natury, kiedy

już pragnął tej kobiety w rozżarzonym do białości żądaniu. Jego dziąsła

zamrowiły, kły groziły wysunięciem.

background image

Jego oczy napotkały jej – zapach jej pobudzenia, smak jej krwi

przesączały się przez niego z żądaniem, by ją posiąść, posiąść do

zaspokojenia. Gdzieś z tyłu baru trzasnęły drzwi. Dźwięk wstrząsnął

Evanem wystarczająco, by przywrócić go do rzeczywistości i uciszyć

bestię wewnątrz niego, grożącą że przejmie kontrolę nad nim i nad nią.

Jego język zawirował dookoła jej palca, po czym uwolnił go,

badając obszar, gdzie tkwiła drzazga.

– Wszystko w porządku – uznał.

Wyglądała na nieco ogłuszoną.

– Miałam rację – szepnęła.

Ściągnął brwi.

– Rację?

– Kiedy powiedziałam, że powinnam się ciebie obawiać –

wyjaśniła. – Ponieważ sposób, w jaki to właśnie zrobiłeś, powinien mnie

zaniepokoić, ale...

Pochylił się bliżej, jego twarz znalazła się tuż obok jej, jego wargi

blisko jej ucha, jego usta zbyt blisko żyły, którą pragnął przekłuć – dla

własnego dobra – z pewnością dla jej dobra. A jednak zapytał.

– Podnieciło cię to?

Wciągnęła oddech.

– Tak.

– Mnie też – zapewnił ją i zastanowił się, że może to on powinien

obawiać się jej, ponieważ to ona pozbawiała go rezerwy, ostrożności.

Kontroli. Odchylił się w tył, oferując swoją dłoń, by pomóc jej wstać. –

Nie gryzę – zapewnił. – Nie, chyba, że poprosisz. – I jak cholera pragnął,

by tego chciała, tak jak on chciał ją przekonać, że powinna to zrobić.

background image

Zaśmiała się nerwowo.

– Nigdy w życiu nie poprosiłam mężczyzny, by mnie ugryzł –

powiedziała, naciskając swoją dłonią na jego.

Uniósł jej palce do swoich ust.

– Więc ja będę pierwszym.

Jej oczy rozszerzyły się.

– By mnie ugryźć?

– W bardzo przyjemny sposób – zapewnił ją.

Zarumieniła się.

– Muszę być pijana – stwierdziła, – ponieważ ci wierzę. To

prawdopodobnie znak, żebym poszła do domu.

– Odwiozę cię do domu – zaoferował się. – Będziesz miała

samochód na jutro.

Zastanawiała się przez chwilę.

– Powinnam powiedzieć „nie”.

– Ale zamierzasz powiedzieć „tak”.

– Tak – zgodziła się i uśmiechnęła. – I rano będę za to winić

alkohol.

Jego dłonie otoczyły ją w talii.

– Wina oznacza żal – powiedział. – A ja nie zamierzam pozwolić ci

na żaden żal.

– Jesteś całkiem pewny siebie, prawda?

Chwycił ją za rękę.

– Bardzo.

background image

Pewny, że dzisiejsza noc będzie piekłem. Pewny, że obojętnie jak

bardzo tętniące pragnienie będzie ponaglać go, by znalazł łóżko, by

zerwał z niej ubrania i by zatopił się w niej, to nie będzie działał wedle

tych pragnień. Nie, kiedy była wstawiona.

– Możesz znaleźć swój samochód, prawda? – Spytał przekornie,

kiedy przekręcił klucz w głównych drzwiach i skinął kierownikowi, by za

nim zamknął.

Roześmiała się.

– Jasne, wiem, że jestem zbyt pijana by prowadzić, ale przecież

samochód jest wystarczająco duży, żebym mogła go znaleźć.

Pchnął drzwi, wychodząc na zewnątrz wraz z przypływem

świadomości. Napięcie wystrzeliło przez jego zakończenia nerwowe, jego

wampirze zmysły krzyczały o obecności wilka. Miał jednak przewagę.

Mógł wyczuć wilka, jednak jako wampir był w zasadzie martwy, więc wilk

nie mógł go wyczuć ani po zapachu, ani po emocjach. Ale na wolnej

przestrzeni jak teraz, wilk mógł go zobaczyć i nie wyczuć w nim niczego

ludzkiego. Innymi słowy, wilk dowiedziałby się, że Evan jest wampirem,

Strażnikiem, który na niego poluje. To zaś znaczyło, że piłka znajduje się

po stronie wilka. Uciec czy atakować. A odkąd większość Strażników

pracowała w pojedynkę – on i jego bracia stanowili wyjątek – wilk może

być wystarczająco pewny siebie, by zaatakować.

– Zostawiłem kurtkę w środku – powiedział Evan, zawracając do

wejścia do baru. Jeden z jego braci mógł zostać z Ellen, ale potrzebował

drugiego tutaj, gotowego zdjąć wilka, podczas gdy on chroniłby Marissę.

Evan zapukał do drzwi.

– Nosisz kurtkę w taki upał? – Spytała Marissa; wilgotna i duszna

teksańska noc była niemożliwa do zignorowania.

background image

– Nakaz mody – powiedział jej. – A kiedy mój portfel jest w

kieszeni kurtki, raczej ważny nakaz.

Kierownik spojrzał przez podwójne szklane drzwi i otworzył je.

– Zapomniałeś czegoś?

Evan skinął głową.

– Taa, pospieszę się.

Wciągnął Marissę do środka, stwierdzając, że czule odgarnia jej

włosy sprzed oczu i zastanawiając się, co takiego jest w tej kobiecie, że

wywołuje w nim takie reakcje. Był myśliwym, zabójcą, mężczyzną, który

nie był już człowiekiem.

– Nie ruszaj się – poinstruował ją szorstko. Więcej skupienia na

chronieniu jej, zamiast na pieprzeniu.

3

– Zaraz wrócę.

Zachwiała się i chwyciła za jego ramię.

– Ups. Domyślam się, że się poruszyłam. Podłoga jest niestabilna.

– Podłoga – powiedział, jego usta zadrgały, uśmiech próbował

zapanować nad rozpaczliwą potrzebą oddzielenia Strażnika polującego na

wilkołaka i Strażnika polującego na tę kobietę. Była zachwycająca,

czarownica, która rzuciła na niego urok. – Oczywiście – zaprowadził ją do

stolika i posadził na krześle, przykucając obok niej. – Tym razem mówię

poważnie. Nie ruszaj się.

Rzuciła mu krzywy uśmiech i szkliste spojrzenie.

– Powiedziałabym, że to całkiem spore ryzyko, i że nie będę

wstawała bez twojej pomocy.

– Dobrze – powiedział, pieszcząc lewą stronę jej nogi. – Nie chcę,

żebyś szła gdziekolwiek beze mnie.


3 Powodzenia i krzyżyk na drogę :P ups, był srebrny...

background image

Marissa obserwowała Evana, jak odchodzi tym swoim dumnym

krokiem, zostawiając ją samą w przedniej części baru, i cichy jęk

wymknął się spomiędzy jej warg. Potężny mężczyzna, niesamowity.

Mogła poczuć ból między udami, znajome mrowienie w sutkach. Ależ

była z niej rozwiązła latawica! Och, dobry Boże. Nie chodziło o to, czy była

pijana czy trzeźwa. Nie chciała tego, dokądkolwiek to prowadziło, –

dokąd to prowadziło z tym mężczyzną. Nie chciała czuć się gorzej z

powodu swoich życiowych wyborów, a czucie się jak latawica było na

szczycie tej listy. Nie chciała przejść przez życie w pojedynkę z powodu

podejmowania nieodpowiedzialnych albo irracjonalnych decyzji. Ale z

drugiej strony, Evan był naprawdę gorący i może powinna pamiętać o tej

rozwiązłej części niej. Zachichotała. Nie była chichotką, nigdy nie lubiła

chichotek i była wręcz przerażona myślą, że stała się nagle jedną z nich.

Kolejny chichot wyśliznął się niekontrolowanie spomiędzy jej warg.

Stanęła na własnych stopach, a jej żołądek natychmiast się

przewrócił. Och, pięknie, pomyślała, chwytając drewniane oparcie

krzesła.

– Chyba będę wymiotować – wyszeptała.

Gorący mężczyzna, noc bez-cholernych-zahamowań, a ona była na

krawędzi wymiotowania. Czyż nie była to historia jej życia?

Kolejne kołysanie w żołądku i Marissa wiedziała, że ma kłopot. W

desperacji, by uciec nim sama siebie postawi w krępującej sytuacji,

rzuciła się ku drzwiom, dziękując dobremu Panu, że klucz wciąż tkwił w

zamku. Jakimś sposobem zdołała przekręcić klucz i popchnąć drzwi, by

się otworzyły. Przepłynęła przez nią fala ulgi. Była bezpieczna od

background image

zażenowania samej siebie przed Evanem. Albo będzie, jeśli powstrzyma

swój żołądek wystarczająco długo, by dotrzeć na drugą stronę budynku.

background image

Rozdział 3

Marissa potknęła się lekko, ale była zadowolona, że wciąż była w

stanie przemknąć do alejki, gdzie nikt nie mógł jej zobaczyć. Jej torebka

zwisała wokół jej ramienia, chociaż Marissa nie miała pojęcia, jak się tam

znalazła. Ani o sekundę za wcześnie okrążyła bok budynku i znalazła azyl

w ciemnej alejce. Okropny ból żołądka zgiął ją w pół i sekundy zmieniły

się w minuty, kiedy choroba ją pokonała

4

.

Gdy w końcu się wyprostowała, wiedziała, że fantastyczny romans

tej nocy się skończył. Nie tylko czuła się jak gówno, ale i musiała tak

wyglądać. Modliła się, by w jej torebce znalazł się choć listek gumy do

żucia. Zaplątała się w skórzany pasek, starając się odsunąć zamek, kiedy

przepłynął przez nią nagły podmuch lodowatego przeczucia. Marissa

zamarła, uświadomiwszy sobie natychmiast, że ciemna choć oko wykol

alejka jest niebezpiecznym miejscem – nie azylem. Przez złe przeczucie

jej oddech utkwił w gardle, a instynkt nakazał jej nie poruszać się, nie

ośmielać się nawet mrugnąć. Ktoś ukrywał się za ścianą ciemności,

otaczając ją i uświadamiała sobie to każdą komórką swojego jestestwa.

Wysilała wzrok, by zobaczyć cokolwiek, ale nie udało się. Wtedy –

dźwięk – lekkie skrobanie o chodnik. Jej serce uderzyło mocniej,

odwróciła się by stanąć twarzą w twarz z parą jarzących się na czerwono

oczu. Warczenie przeniknęło powietrze w tym samym momencie, co

krzyk Marissy.

Chwilę później, potężna siła poderwała ją i rzuciła mocno na

ziemię. Jej kości i zęby zagrzechotały od uderzenia, a żwir wbił się w jej

plecy. Strach był jednak silniejszy niż ból i Marissa próbowała wstać,

próbowała uciekać. Uniosła się w górę na rękach, gdy ciężkie ciało spadło

na nią od góry. Gorący, paskudny oddech spłynął na jej twarz wśród


4 Czyli pojechała do Rygi. Ekspresem. :P

background image

warkotów. A więc dobrze, wiedziała już, że miała wielkie kłopoty

5

. To nie

był człowiek – to było coś znacznie gorszego. To było dzikie zwierzę,

wielkie dzikie zwierzę.

Otworzyła usta, żeby znowu krzyknąć, kiedy zęby wbiły się w jej

ramię. Marissa zachłysnęła się, kiedy rozdzierał jej ciało, miażdżył

ścięgna i kości. Jej ciało szarpało się, jakby nerwy reagowały na

uszkodzenia. Próbowała krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jej

ust. To bolało... Boże, tak okropnie bolało. Siłą woli zmuszała się, by

walczyć, ruszyć się, przeżyć – przeklinając alkohol, który uczynił ją

słabszą, który sprawił, że kręciło się jej w głowie, a jej kończyny

odmawiały posłuszeństwa. Stała się bezwładna, jak szmaciana lalka

rozrywana na strzępy. Wszystko, co mogła zrobić, to zacisnąć powieki i

modlić się.

W tym samym momencie, w którym krzyk przeszył powietrze,

Evan wypadł przez podwójne drzwi baru, smakując strach Marissy tak

wyraźnie, jak smakował słodycz jej krwi ledwie kilka chwil temu.

Błyskawicznie znalazł się w ciemnej alejce, wdzięczny za możliwość

widzenia w ciemności, pomimo przerażającej sceny przed nim. Marissa

na ziemi, i wilk unoszący się ponad jej leżącym ciałem.

Wilk uniósł głowę natychmiast, kiedy wyczuł obecność Evana,

krew skapywała z jego warg. Evan z wampirzą szybkością znalazł się za


5 Jaka inteligentna :P widać, co nadmiar alkoholu robi z człowiekiem...

background image

bestią. Mocno rzucił wilkiem w dumpstera, gniewem karmiąc swoją siłę.

Wilk uderzył w metal z ogłuszającym wstrząsem, po czym spadł na

ziemię.

Evan przykucnął obok nieprzytomnej Marissy; krew tryskała z

szarpanej rany biegnącej od szyi do ramienia, gdzie zęby przebiły się aż

do kości. Jego spojrzenie wpiło się w wilka, który stawał na nogi z

rozdrażnionym warczeniem. Evan i żółtooka bestia wymienili spojrzenia,

wzrok wilka promieniował agresją.

– Chodź tu i złap mnie, wilku! – Krzyknął Evan.

Wilk obnażył ostre kły z warknięciem, zniżył swoje

siedmiostopowe ciało do przodu, ustawiając się do ataku. Evan zerwał się

na nogi, stając w gotowości.

Minęło kilka pełnych napięcia sekund całkowitego impasu, aż

nagle wilk warknął, a następnie zniknął, lekkim skokiem lądując na

dachu baru. Evan zawahał się na moment. Wilk uciekał, potencjalnie

mając na celu więcej ludzi, jednak, jeśli nie zajmie się Marissą, z

pewnością wykrwawi się ona na śmierć.

Evan oderwał spojrzenie od miejsca, w którym zniknął wilk i

skupił się na Marissie; jego pierś zacisnęła się na widok jej bladej twarzy,

wyraźnej dla niego w ciemności. Pochylił się nad nią, podnosząc ją tak, by

opierała się o niego, zdając sobie sprawę, że wedle praw Rady był

zobowiązany ją zabić. Została ugryziona przez wilka zainfekowanego

wirusem podobnym do wścieklizny, niepozwalającego zachować

zwierzęciu nietkniętą, zdrową psychikę. Wirus, który zakaziłby Marissę,

zmieniając ją w ten sam typ potwora. Wszystko w nim krzyczało z tej

niesprawiedliwości, z poczucia winy za zostawienie jej samej. Reagował z

zaborczością, opiekuńczością wobec tej kobiety, które przeczyły ich

krótkiej znajomości. Właśnie dlatego zwykle ograniczał znajomość z

background image

kobietami do sypialni. Nie chciał ich poznawać, nie chciał się nimi

przejmować. Ponieważ przejmowanie się wcale mu nie pomagało, nie

pozwalało wykonywać obowiązków Strażnika.

Nie dając sobie czasu na myślenie o konsekwencjach swoich

czynów – naprawdę, w cholerę, nie dając – ugryzł własny nadgarstek i

pozwolił sączyć się jego krwi do jej ust, podając jej substancję, która ją

uzdrowi. Mógł ją uratować. Chciał ją uratować.

Zabrało tylko kilka sekund, kiedy Marissa zareagowała na krew,

pozwalając działać prymitywnej potrzebie przetrwania, instynktownemu

zrozumieniu tego, czego potrzebowała, by dalej żyć. Pozwolił jej brać,

czego potrzebowała; rany na jej szyi i ramieniu zaczęły się zasklepiać, tak

jak chciał. Nie mógł jednak pozwolić, by wzięła zbyt dużo, nie bez ryzyka

uczynienia go zbyt słabym, by ją bronić, gdyby wrócił wilk. Nie, jeśli nie

mógł się pożywić, a w tej chwili nie było takiej możliwości.

– Wystarczy – polecił cicho, rozkazując jej umysłowi. – Śpij.

Nie walczyła z przymusem jak niektórzy ludzie, nie wymagała

dodatkowego mentalnego nacisku. Po prostu zemdlała – wiotki,

delikatny kwiat kobiecości – i wiedział na jakimś poziomie, że mu

zaufała.

– Powiedz mi, że ratując ją masz dobry powód, możliwy do

zaakceptowania przez radę.

Spojrzenie Evana uniosło się, przebijając ciemność, aż znalazło

Aidena, starszego z jego dwóch młodszych braci, opierającego się o ścianę

z jedną stopą opartą o drugą. Evan wziął Marissę w ramiona i wstał.

– Wystarczający powód – powiedział. – Ale nie taki, który

zaakceptują.

Aiden zaklął.

background image

– Zabiją ciebie, a jeśli nie oni, to ona. Wirus zrobi z niej potwora.

– Nie, jeśli zabiję wilka, a razem z nim wirusa, przed pełnią

księżyca.

– Wirus doprowadzi ją do szaleństwa na długo przez nastaniem

pełni.

– Tak się nie stanie. – Zaczął iść, zamierzając wyminąć swojego

brata i skierować się na parking.

Aiden chwycił go za ramię, zanim brat go ominął.

– Tak będzie – upierał się.

– Ona nie oszaleje – wycedził Evan przez zaciśnięte zęby,

wyszarpując ramię z uścisku i ruszył naprzód.

Aiden zaklął miękko i zrównał krok z Evanem. Napięcie płynące w

jego bracie powiedziało Evanowi, że Aiden domyśla się, dlaczego Evan był

tak pewny swoich słów i że nie jest tym zachwycony.

Ledwie minutę później Evan z Marissą w ramionach wśliznął się

na tylne siedzenie escalade Aidena. Aiden usiadł za kierownicą i

natychmiast obrócił się twarzą do Evana.

– Wymieniłeś z nią krew?

Evan wolno skinął głową.

– Kurwa! – Zaklął Aiden, uderzając w kierownicę i zwracając

czarne, płomienne spojrzenie na Evana. – Cholera jasna, Evan, chcesz

dać się zabić? O to chodzi? Jesteś zmęczony życiem i szukasz sposobu,

żeby powiedzieć „do widzenia”? Teraz nie możesz wymazać jej pamięci.

Dowie się o nas. Będzie dla nas zagrożeniem, niezależnie od tego, co

stanie się z wilkiem.

Evan zdawał sobie sprawę z tego, co więź stworzyła między nimi.

background image

– Zajmę się kobietą.

– Jest zarażona, Evan – wycedził Aiden przez wysunięte z powodu

gniewu kły. – Zmieni się w potwora. I ten potwór będzie dzielił z tobą

mentalne połączenie, co pozwoli jej wytropić cię i zabić. I cokolwiek

myślisz, że do niej czujesz – zakładam, że musisz coś czuć, inaczej nie

wpakowałbyś się w to gówno

6

– cóż, ona nie poczuje tego do ciebie.

Będzie chciała widzieć cię martwym.

– Nie, jeśli zabiję wilka.

Aiden wpatrywał się w Evana przez kilka długich sekund, nim

zapytał:

– A jeśli twoja krew i więź, którą z nią utworzyłeś, nie wystarczy,

by powstrzymać ją przed popadnięciem w szaleństwo?

Obaj wiedzieli, że będzie się zmagała z prymitywnymi popędami,

które musiały być kontrolowane.

– Powiedziałem, że zajmę się kobietą.

Aiden wpatrywał się w niego przez kolejnych kilka minut, po czym

odwrócił się bez słowa i odpalił ciężarówkę, w ciszy i ciemności,

wypełnionych ukrytym znaczeniem.

Przez wszystkie dni, które przeżyli jako Strażnicy, jako wampiry,

żaden z nich nigdy nie popełnił błędu przy tworzeniu więzi krwi z ludźmi,

błędu, który mógłby ujawnić istnienie ich rasy. Można to było naprawić

na dwa sposoby – poprzez śmierć lub przemianę w wampira. Ślubował

nigdy nie skazywać innego człowieka na taką egzystencję. Nigdy nie

przerwał ludzkiego życia przemianą w wampira, tak samo jego bracia –

wykończyli takiego w swoim miasteczku podczas burzliwego, nocnego,


6 Przyjemniaczek z tego Aidena – ale to trylogia, więc prędzej czy później dostanie za swoje

:P

background image

krwawego ucztowania. Ale on nie pozwoli Marissie być powodem, dla

którego jego bracia mogliby zostać wytropieni i zabici.

background image

Rozdział 4

Marissa podniosła się na łóżku z gwałtownym wdechem, powietrze

w jej piersi rozprzestrzeniło się z taką siłą, jakby umarła i z powrotem

wróciła do życia. Doznanie było intensywne, a jej pierś uniosła się

kilkakrotnie przy głębokim wciąganiu powietrza – do i z płuc. Jej serce

waliło, kiedy zmagała się z uczuciem dezorientacji. Jej spojrzenie

przemknęło gorączkowo przez pokój – jej pokój – w jej własnym domu.

Było dobrze. Bezpiecznie. Chociaż nie była pewna, dlaczego sądziła, że nie

była bezpieczna. Była jakaś przyczyna – coś, co znajdowało się tuż poza

zasięgiem jej pamięci.

Pokój był słabo oświetlony, światło pochodziło z czerwono

zacienionej lampy na nocnym stoliku; jej spojrzenie zatrzymało się na

cyfrowym zegarze, który pokazywał czwartą rano.

Jej nozdrza rozszerzyły się na nagłe wyczucie znajomego zapachu;

zaciągnęła się nim tak łatwo, jakby został wyemitowany chwilę wcześniej,

delektując się nim – cholernie bliska smakowania go. Zaczęła się ślinić, i

co dziwne, jej skóra ogrzała się. Czy kiedykolwiek w jej życiu cokolwiek

pachniało tak przepysznie? O bogatej fakturze, wielobarwnie, w sposób,

w jaki nie czuła nigdy przedtem żadnego zapachu. Sięgnął w głąb niej i

rozkwitł.

Zrobiła jeszcze jeden wdech, złakniona większych ilości tej woni,

chętna by zidentyfikować jej źródło. Pikantny i męski, uświadomiła sobie.

Przebłyski obrazów przemknęły przez jej umysł – obrazów wysokiego,

mrocznego, przystojnego Pana-Gorącego-Na-Jedną-Noc z długimi,

czarnymi włosami i tlącą się zmysłowością. Była zdenerwowana z powodu

śmierci pacjentki, z powodu tego, że musiała poinformować siostrę

pacjentki o stracie. Bar i drinki były zaraz za tym.

background image

Evan. Pamiętała go. Zagubiła się w tych jego ciemnych oczach i

zrobiła to, co robiła większość ludzi, otwierając usta do barmana –

opowiedziała mu historię swojego życia. I w jakiś sposób zbliżyła się do

niego wystarczająco, by poznać jego zapach. Z pewnością pamiętała

większość głupot, flirtowanie z mężczyzną i decyzję, by odrzucić

ostrożność i zapomnieć o wszystkim z wyjątkiem nocy – i mężczyzny. Ale

potem nic.

Wszystko inne stanowiło białą kartę.

Uniosła swoje ramię do nosa, jego zapach znajdował się na jej

skórze – odruchowo ścisnęła uda, kiedy poczuła między nimi gorący

płomień. Mogła wyczuć mężczyznę na całym swoim ciele, na całym łóżku,

w pokoju, co musiało oznaczać, że mieli seks. Pozostała całkowicie cicho,

jej dłoń ściskała prześcieradło.

Jedwabna tkanina pieściła jej nagą, nadwrażliwą skórę,

dostarczając wstrząs zrozumienia. Była naga i miała jakiś rodzaj super

wrażliwości na seks, ale nie była w stanie przypomnieć sobie choć jednej

przyjemnej chwili z tego!

Marissa uniosła prześcieradło, co potwierdziło, że była w negliżu,

więc szybko narzuciła prześcieradło z powrotem. Jak to się stało? Raz w

życiu, kiedy pozwoliła sobie na namiętną przygodę i nie pamiętała

niczego.

Nieoczekiwany dźwięk w drugim pokoju spowodował, że drżenie

przebiegło przez jej ciało – tak cichy, że ledwie słyszalny. Więc dlaczego

drżenie promieniowało przez jej ciało niczym fala uderzeniowa? Lub jak

dmuchnięcie w róg

7

? Dlaczego jej zęby były zaciśnięte, a w uszach jej

dzwoniło? Kac, uznała. To było jedyne wyjaśnienie. Mój Boże, jak bardzo

musiała się upić, by znaleźć się w takim stanie?


7 Durnowate porównanie – chyba chodzi o drgania powstałe przy dużym natężeniu dźwięku

background image

Frontowe drzwi otworzyły się i zamknęły, po cichu. Tak cicho, że

nawet nie powinna tego usłyszeć – nie, kiedy drzwi sypialni były wciąż

zamknięte, – ale usłyszała. Wszystko, włączając w to jej panikę,

wyczuwała jako wzmocnione. Sięgnęła po telefon, ale strąciła go z

nocnego stolika. Próbując go odzyskać, zmagała się z okryciem, materiał

wydawał się dziwnie szorstki w dotyku, bardziej jak papier ścierny.

Jej spojrzenie prześliznęło się gorączkowo po pokoju w

poszukiwaniu ubrań. Uniosła się na kolana, próbując zobaczyć podłogę –

chłodne powietrze na jej tyłku przypominało jej tylko o tym, jak bardzo

była narażona z kimś obcym w jej domu.

Kroki odbijały się echem w przedpokoju, a ona skuliła się, jakby

dźwięk huczał wokół jej głowy. Jej skronie pulsowały, przed oczami miała

rozmazaną plamę. Nagle jej umysł przejął kontrolę i nie była już we

własnym łóżku. Jej umysł przetransportował ją do ciemnej alejki, do

chwili strachu, kiedy zobaczyła w ciemnościach czerwone oczy. Jej pierś

zacisnęła się. Nie. Nie. To nie było rzeczywiste. To nie mogło być

rzeczywiste. Potrząsnęła głową odmawiając temu, co pamiętała.

– Obudziłaś się.

Głos wyrwał ją z własnego umysłu, jej spojrzenie poszybowało za

whisky bogatym, znajomym głosem. Evan. To Evan tam stał. On był

prawdziwy. Czerwone oczy nie były prawdziwe. Jej dłoń zacisnęła się na

prześcieradle, przyciągając je do piersi. Chłonęła widok Evana,

pozwalając mu – potrzebując go – by po prostu zabrał ją z zasięgu

przerażających obrazów pojawiających się w jej umyśle. Stał w wejściu –

przy drzwiach, nie słyszała, kiedy je otworzył, pomimo tego, że słyszała

we wzmocnieniu wszystko inne, ale nie pozwalała sobie zastanawiać się

nad tym.

background image

Zamiast tego skupiła się na tym, jak dobrze wyglądał Evan, jaki był

całkowicie męski, jak zdumiewająco seksowny. Miała ochotę uciec,

odpuścić, uciszyć panikę rosnącą w niej pod wpływem wizji z alejki,

tamtych oczu. Był większy niż zapamiętała, bardziej barczysty,

wypłowiałe dżinsy i czarna koszulka opinały szczupłą masę zdrowo

wyglądających mięśni. I jego włosy – te długie włosy w kolorze kruczych

piór, opadające na jego ramiona, już niezwiązane dłużej na jego karku.

Boże, uwielbiała jego włosy. Rzeczywiste wrażenie, że miała już to ciało

ponad swoim, ale nie pamiętała tego, było zbyt trudne do uwierzenia. Nie

mogło się zdarzyć. Po prostu nie mogło. Jednak ciepło rozszerzające się

na jej skórze, ciężkość jej piersi, twardość sutków, mówiły coś innego.

– Ja... – zaczęła. – Nie, ty... mam na myśli. Czy my... nie, nie co...

– Uniosła dłoń do twarzy w geście przygnębienia i jęknęła. – Och, po

prostu mi to powiedz. – Opuściła dłoń. – Czy my...?

Ostatnia część jej pytania zamarła, kiedy zdała sobie sprawę, że

Evan ponownie bezgłośnie się poruszył. Nie tylko zmniejszył dystans

między nimi, ale górował nad nią, jego gorące spojrzenie przesunęło się z

jej twarzy do jej gołego tyłka. Marissa szybko zmieniła pozycję i okryła

się, czując się więcej niż trochę zakłopotana – i pobudzona – przez tę

inspekcję. Jej nogi zacisnęły się, mrowiące uczucie było tam tak

intensywne, że niemal sapnęła. Jej skóra także drżała, a jej sutki bolały.

Nawet jej włosy, ocierające się o jej ramiona, wysyłały dreszcze w dół jej

kręgosłupa. Nawet mimo erotyzmu Evana coś nie było normalne w tym,

co odczuwała. Na pewno nie działo się tak po alkoholu.

Evan usiadł obok niej, jego oczy migotały figlarnie, jedna czarna

brew wygięła się w łuk.

– Próbujesz spytać, czy byliśmy ze sobą intymnie, Marisso?

background image

Intymnie. Przełknęła ślinę czując nagłą suchość w gardle i

erotyczne, bardzo szczegółowe obrazy, które przyszły jej do głowy.

Szalenie erotyczne obrazy ich dwojga zapłonęły w je umyśle. Pamięć czy

tylko fantazja?

Skinęła głową, zbyt zaskoczona, by wydobyć z siebie głos.

– Jestem ubrana w prześcieradło i nic poza tym.

– Miałaś krew na ubraniu i nalegałaś, żeby je zdjąć. – Jego wargi

drgnęły. – Odwróciłem się.

– Nie odwróciłeś się, kiedy chwilę temu opadło mi prześcieradło. –

Przerwała ogłuszona, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co powiedział. – I

tak po prostu zdjęłam ubranie? To do mnie nie pasuje.

– Byłaś pijana – przypomniał jej, – dlatego wtedy się odwróciłem,

a teraz już nie.

Przypatrywała się badawczo jego przystojnej twarzy. Miał wysoko

zarysowane kości policzkowe. Jego szczęka była mocna i kwadratowa.

Utrzymał jej spojrzenie, wytrzymał analizę bez mrugnięcia okiem.

Wzdrygnęła się na prawdę widoczną w jego oczach.

– Więc morał z tej historii jest taki, że nie jestem dobrym

pijakiem. Czekaj. – Zamrugała. – Jaka krew? – Czerwone oczy błysnęły w

jej umyśle. – Krew... Ja... – Jej żołądek zacisnął się, jej umysł walczył, by

pokazać jej obraz, którego nie chciała widzieć. Opuściła głowę na jedną

rękę, druga wciąż trzymała prześcieradło.

Evan nagle znalazł się przy niej, jego dłoń objęła jej twarz, jego

dotyk zakłócił działanie jej zmysłów. Pragnęła go. Boże, tak bardzo go

pragnęła, jak jeszcze niczego w całym swoim życiu.

– Pocałuj mnie – rozkazała, choć nigdy nie była aż tak śmiała. –

Chcę, żebyś mnie pocałował.

background image

– A ja chcę, żebyś pamiętała, Marisso.

Potrząsnęła głową.

– Nie. Nie, ja...

Pochylił się do przodu, jego ręce znalazły się obok jej bioder. Fala

gorąca przedarła się przez nią wraz z jego bliskością. Jego zapach – teraz

mocniejszy, bogatszy, bardziej męski – ogarnął jej zmysły, wzbudzając w

niej coś nieznanego. Coś, co sprawiło, że odrzuciła tremę, strach i

zahamowania. To pragnienie, ten płomień, by go całować wzrosła w niej

ponownie. Chciała odrzucić prześcieradło, zedrzeć z niego ubrania i

poczuć jego skórę na swojej.

– Musisz pamiętać – powiedział jej, polecenie w jego głosie było

jak jedwabny dotyk między jej udami.

Puściła prześcieradło, ramiona owinęła wokół jego szyi. Jej sutki

ściągnęły się, sztywne wierzchołki otarły się o jego pierś. Jęknęła.

– Pocałuj mnie. – Nadal jej nie dotykał, nadal jego dłonie

znajdowały się na materacu. – Pocałuj mnie, do cholery.

– Nie, dopóki nie opowiesz mi o ostatniej nocy

8

.

– Już ci powiedziałam, że nie pamiętam. – Przycisnęła swoje usta

do jego warg, dzika i swawolna, w sposób, w jaki nigdy przedtem się nie

czuła, ale nie obchodziło jej to. Czuła to teraz, i pragnęła poczuć jego –

całkowicie – obok niej, w niej, na niej, za nią. Jej język nacisnął na jego

wargi.

Jęknął, a potem dał jej to, jego usta zamknęły się na jej, jedna ręka

zanurzyła się w jej włosach, druga przygarnęła ją bliżej. Jego język


8 Twardy zawodnik – pewnie aż go skręca w środku, żeby się na nią rzucić, ale nie –

odstawia bohatera :P

background image

pogłaskał jej, niegodziwie gorący, i zniknął. Przycisnął ją do materaca,

jego nogi na jej biodrach, jego ręce trzymały jej ponad jej głową.

– Jeszcze nie. – Jego gorące spojrzenie musnęło jej sutki, błądziło

po jej piersiach, nim powróciło do jej ust, a w końcu do jej oczu. –

Opowiedz mi o zeszłej nocy.

– Dlaczego chcesz rozmawiać, skoro możesz być wewnątrz mnie

9

?

Jego spojrzenie omiotło jej piersi, dokuczając jej pieszczotą, która

sprawiała, że się wiła, w jego mrocznym spojrzeniu był głód, kiedy

ponownie wrócił do jej oczu.

– Pragniesz mnie z powodu tego, co wydarzyło się ostatniej nocy,

dlatego chcę, żebyś to sobie przypomniała.

– To nieprawda. Chciałam cię, jak tylko cię zobaczyłam.

Pragnęłam cię zanim... – Jej pierś zacisnęła się, a jej oczy zamknęły,

próbując zablokować to, co chciał, by pamiętała.

– Zanim co, Marisso?

Przepłynął przez nią ogień. Było jej gorąco, jej umysł ścigał ją

obrazami, które próbowała odrzucić, jej uda bolały z powodu pustki,

której nie mogła wypełnić. Jeśli tylko on byłby wewnątrz niej, mogłaby

uciec... uciec przed czymś... nie była pewna, przed czym. Była szalona,

szalona z potrzeby, zdesperowana, by poczuć go zatopionego wewnątrz

niej, biorącego ją, wypełniającego ją. Sięgnęła do jego ust. Cofnął się.

– Bądź przeklęty – prawie krzyknęła na niego.

– Zostałem przeklęty bardzo dawno temu – odparł, jego palce

zawinęły się wokół jej szczęki. – Ale ty nie. Jeszcze nie. Nie, jeśli będę

miał cokolwiek do powiedzenia w tej sprawie. Powiedz mi, co wydarzyło

się ostatniej nocy.


9 Oto jest pytanie :DDD

background image

– Pieprz mnie albo pozwól mi wstać

10

. – Ledwie znała takie śmiałe

polecenia, ale jej ciało tak. Jej ciało wiedziało, że potrzebowała go

wewnątrz siebie, jak gdyby był jej liną ratunkową, lekiem, bez którego nie

mogłaby przeżyć.

Jego ciemne oczy migotały czymś niebezpiecznie prymitywnym, co

sprawiło tylko, że chciała go bardziej.

– Będę cię pieprzył, kiedy powiesz mi to, co chcę wiedzieć –

odpowiedział uparcie. – Kiedy będę wiedział, że jesteś świadoma tego, co

ci się przydarzyło.

– Byłeś tam – powiedziała. – Wiesz, co mi się przydarzyło.

– Chcę wiedzieć to, co ty wiesz

11

. Mów.

Przypływ adrenaliny sprawił, że walcząc mogła się uwolnić, kiedy

wcale nie chciała być wolna – nie od niego. Nie od Evana. Był dla niej za

silny, zbyt duży, by z nim walczyć. Więc zamiast tego, wygięła się pod

nim, próbując go dotknąć, próbując znaleźć ulgę, którą mógłby jej dać.

Desperacja wiła się wewnątrz niej, aż wykrzyczała jego imię. Cierpiała –

za nim, za czuciem go, za byciem z nim.

Słyszała jego odpowiedź, ale nie zrozumiała, co powiedział.

– Chcę... – Jej wzrok zamglił się i Marissa nie miała pojęcia, co ją

ogarnęło, co się jej zdarzyło w tamtym momencie. Zatopiła zęby w

ramieniu Evana.

Sekundę później poczuła, jak jego zęby wbijają się w jej szyję.


10 To lubię, zdecydowana kobitka :P
11 Ja wiem, że ty wiesz, że ja nie wiem, że ty wiesz to, co ja wiem, że wiesz :P mniej więcej ;)

background image

Rozdział 5

Jej krew zalała jego usta tak samo, jak jego krew jej usta. To było

słodkie, gorące i erotyczne. Była kobietą pomiędzy światami – rozdarta

między człowiekiem, wilkiem i wampirem. Kobietą, nad którą zapanują

pierwotne instynkty, które ją zniszczą, gdyby im na to pozwolił. Wymiana

krwi chwilowo osłabiła wilczy wirus, tak samo, jak związała ich ciała,

uwalniając pierwotny seksualny popęd. Wiedział o tym, jednak opierał

się. Chciał, żeby zrozumiała, chciał, żeby wiedziała, że jej nie użył, że jej

nie wykorzystał. Że jej pomagał. Nie można było zawrócić czasu, nie było

bezpośredniego sposobu, by zniszczyć wilczego wirusa niszczącego jej

ciało i umysł. Żadnego sposobu, by namówić ją, by pojęła implikacje tego

wszystkiego bez ujarzmienia bestii wewnątrz niej. Pieprzenie jej było

najlepszą rzeczą, jaką mógł na razie dla niej zrobić i zdawał sobie z tego

sprawę.

– Och, Boże, jestem... – Wygięła się pod nim w łuk, mógł poczuć

zapach jej pobudzenia; był cholernie blisko posmakowania orgazmu,

który jego ugryzienie wzbudziło w jej krwi. Ostrożnie wysunął zęby z jej

szyi, przesuwając językiem po punktowych śladach zamykając je, jego

ręce gładziły jej piersi, palce szczypały sutki.

Ściągnął koszulę przez głowę i odrzucił ją na bok. Przycisnął swoje

usta do jej, aż się uspokoiła, pochłaniając jej ciężki oddech delikatnym,

zmysłowym pocałunkiem. Mógł posmakować swojej krwi na jej języku i

nigdy w życiu nie czuł niczego tak erotycznego i pobudzającego.

– Ugryzłam cię – szepnęła w jego usta, jakby również reagowała

na te same rzeczy co on.

– Ja też cię ugryzłem – przypomniał jej, zdejmując buty i skopując

je na podłogę. – Smakujesz jak słodki, soczysty miód. – Skubnął jej wargi.

– A ja jak smakuję?

background image

– Jak sen na jawie – odparła – erotyczny, cudowny sen.

Zamarł, jego usta zawisły ponad jej. Cholera, ciągle zaprzeczała.

Musiała zaakceptować rzeczywistość. Evan podniósł się z łóżka nie

marnując czasu, by uwolnić się z dżinsów i bokserek, postanawiając, że

ona odnajdzie to raczej w marzeniu niż w koszmarze, ale tak czy owak, to

zdarzy się teraz, dzisiaj.

Schowała stopy pod siebie, głaszcząc swoje piersi, kiedy patrzyła

na niego. Jej wzrok podążył do jego sterczącego fiuta, grubego i

pulsującego z podniecenia.

– Jesteś naprawdę gorącym, wymarzonym człowiekiem.

Evan skorzystał z jej otwartości i przeczołgał się na kolanach po

łóżku, aż jego palce szorstko wplątały się w jej włosy. Był szorstki,

ponieważ tego chciała, potrzebowała, tego żądał wilk od niego i od niej.

Jego usta zawisły ponad jej wargami.

– Nie człowiekiem, Marisso – powiedział. Obnażając swoje nadal

wysunięte kły, dodał: – Wampirem. – I wtedy dał jej namiętny

pocałunek, wampirzy pocałunek, jego zęby lekko gryzące jej język, jej

krew rozlewająca się w jej ustach. Umieścił swojego fiuta pomiędzy jej

nogami. Była gorąca i ociekała wilgocią, jej uda zacisnęły się wokół niego,

starając się go posiąść.

– Evan – gwałtownie chwytała powietrze, sięgając między ich

ciała, starając się wcisnąć go w siebie.

Chwycił jej przegub.

– Wampir. Powiedz to.

– Nie – wydyszała. – Nie, ja...

background image

– Nie będę cię pieprzył, póki nie będę pewien, że wiesz, czym

jestem. Nim zaakceptujesz to, czym jestem

12

.

– Nie...

Pocałował ją, zaatakował z furią jej usta, po czym obnażył kły w

żądaniu.

– Czym jestem, Marisso?

Dotknęła jego ust.

– Wampirem.

To słowo w jej ustach doprowadziło go do dzikiej potrzeby, ale

wciąż na nią naciskał.

– Jeszcze raz.

– Wampir. Jesteś wampirem.

Wsunął swojego fiuta do jej wnętrza, jęknął wraz z nią z uczucia

ich połączonych w końcu ciał, z otaczającego go jej wilgotnego gorąca.

Zacisnął ręce na jej bujnym tyłku, ona owinęła ramiona wokół jego

szyi, jej sutki ściągnęły się przy jego piersi, jej nogi otoczyły jego biodra.

– Powiedz to jeszcze raz – polecił.

– Wampir – powtórzyła, tym razem bez wahania, i stracił

panowanie nad sobą. Dzikość wybuchła w nim i w niej. Chciała być

wypieprzona i ten wampir zamierzał ją wypieprzyć.


12 Szantaż, szantaż! To nie fair!

background image

Był idealny. Był wampirem. I był wewnątrz niej, tam gdzie go

pragnęła mieć. Popchnęła go na plecy, przetaczając się wraz z nim,

unosząc się, by go ujeżdżać. Marissa nigdy nie czuła niczego takiego jak

teraz, kompletnie nieskrępowaną żądzę. Dotykała go, dotykała siebie.

Oblizywała się i szczypała. Obserwowała go, kiedy patrzył na nią, jak go

ujeżdżała i to była najbardziej namiętna, najbardziej erotyczna rzecz, jaką

kiedykolwiek zrobiła. Nie zamknęła oczu, a jej policzki wypełniły się

rumieńcem zażenowania. Och, byli nieźle rozgrzani, namiętni od

widocznego w jego oczach pragnienia, czystego głodu wypełniającego jego

oczy, widocznego spod długich, ciemnych rzęs.

Pochyliła się i pocałowała go, przyciskając jego ręce do swoich

piersi, kołysząc się wraz z nim. Doszła z pośpiesznymi, głębokimi

uderzeniami jego fiuta, tylko po to, by znaleźć się blisko następnego

orgazmu.

Głębiej, mocniej, szybciej. Kolejny orgazm, kiedy jęknął z

własnego uwolnienia. Ścisnął jej biodra i twardo pchnął do góry. Potem

przetoczył ją na plecy i wypełnił swoją dłoń jej piersią. Wciąż był twardy.

– Jak długo może wampir?

– A jak długo byś chciała

13

?

Jego długie włosy opadały dziko wokół jego ramion; owinęła nogi

wokół jego łydek.

– Całą noc.

– Już rano.

– Więc, jak sądzę, nie buchniesz płomieniami?

– Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – zapewnił ją, pochylając się,

by possać jej sutek.


13 Tu się załamałam :P z żalu, ża takie coś to tylko w książkach...chlip...

background image

Wzdychała na erotyczne doznania, jej ciało zacisnęło się wokół

jego fiuta, jej biodra wygięły się pod nim.

– Obiecujesz?

Jego spojrzenie uniosło się, by napotkać jej wzrok.

– Obiecuję.

Lizał wrażliwy szczyt, a następnie ugryzł, jego zęby zatonęły we

wrażliwym ciele. Marissa krzyknęła zarówno z bólu jak i przyjemności.

Orgazm pędził przez nią z taką siłą, że obawiała się, że może tego nie

przeżyć.

Kiedy w końcu to uczucie zblakło i pocałował ją, pompując w nią,

zastanowiła się przez moment, dlaczego jej pierś i szyja nie krwawiły. To

nie miało znaczenia, póki kontynuował ujeżdżanie i posuwanie jej.

Używał tego dużego, mocnego ciała by sprawić jej przyjemność, chroniąc

ją przed pamiętaniem tamtej alejki, tamtych czerwonych oczu... wilka.

Wilk. Ugryzł ją wilk.

Niespodziewanie, Evan pocałował ją, jego ciało zwolniło ruch, jego

fiut pieścił ją w zmysłowym rytmie.

– Jesteś pod moją ochroną – wyszeptał między pocałunkami,

jakby wiedział, o czym myślała. – On cię nie dotknie. – Jego dłoń

ześliznęła się na jej tyłek i uniosła ją, przez co jego fiut zagłębił się

mocniej w niej. – Tylko ja mogę to zrobić.

Jego słowa przyniosły jej ulgę, jego ciało przynosiło zaspokojenie.

Na długie minuty zapomniała o wszystkim poza nim i powolnych,

zmysłowych ruchach ich ciał. Zagubiła samą siebie w jego pocałunkach,

bardziej zmysłowych niż erotycznych. Tym razem, kiedy spadła w

satysfakcję, a jej ciało zacisnęło się wokół niego, on spadł razem z nią.

background image

Poczuła ciepło jego nasienia, które w niej rozlał, ciężar jego ciała, kiedy

był, tak jak ona, pełen spokojnego bezruchu, całkowicie zaspokojony.

Przez krótki czas leżeli tak, jakby obydwoje obawiali się poruszyć,

jakby obydwoje wiedzieli, że rzeczywistość znajdowała się tuż poza tym

kokonem ciszy. Wiedziała. Boże, wiedziała. Pamiętała wszystko z

przerażającą jasnością, aż do momentu, w którym zwierzę z alejki ją

ugryzło.

Obrócił się wolno na plecy i przyciągnął ją w zagłębienie swojego

ramienia. Zanurzyła rękę w ciemnych, sprężystych włosach na jego piersi.

– Jesteś wampirem.

– Tak – powiedział po długiej chwili milczenia.

– A... a to coś, co ugryzło mnie w alejce? – Spytała, wstrzymując

oddech, kiedy czekała na odpowiedź.

– Wilkołak.

Drgnęła i spojrzała w górę na niego, znając pytania, które chciała

zadać, ale wiedząc, że odpowiedź jej się nie spodoba. Nie chciała tego.

Była inna. Zmieniała się.

– Czym mnie to czyni?

Wziął ją za rękę.

– Jesteś pod moją opieką, Marisso.

background image

Rozdział 6

Niechętnie, Evan pozwolił Marissie odsunąć się od niego, patrząc

jak chwyciła poduszkę, by ścisnąć ją w objęciach. Tak bardzo jak chciał

przyciągnąć ją bliżej, brać jej ciało pod nim, całować ją – i niech Pan

będzie łaskaw dla nich obojga, tak samo chciał okłamać ją i powiedzieć,

że wszystko będzie w porządku. Ponieważ nie był pewien, że będzie. Nie

był pewien, dlaczego zaangażował się w tę zabawę ze śmiercią, na równi z

nią. Ale, cholera, było w tej kobiecie coś, za co warto było umrzeć.

– Spokojnie, kochanie – powiedział, podnosząc się na jedno

kolano, prześcieradłem okrywając dolną cześć ciała. – Jest w porządku.

Porozmawiajmy o tym, co się wydarzyło i o tym, co musi zdarzyć się

teraz.

– Zostałam zaatakowana przez wilkołaka. – Przyjrzała się

badawczo swojemu ramieniu, dotknęła szyi. – Nie mam żadnych śladów

na ramieniu i szyi. To nie ma sensu. Nic z tego nie rozumiem.

– Krew wampira uzdrawia – powiedział. – Dlatego nakarmiłem

cię moją krwią, kiedy cię znalazłem w alejce.

Oddychała powoli, jakby rozważała jego słowa.

– Więc odpowiedz na moje pytanie, którego wyraźnie unikałeś.

Czym mnie to czyni?

– Człowiekiem.

Potrząsnęła głową, odmawiając uznania tej odpowiedzi.

– Piłam twoją krew i podobało mi się.

– Wampirza krew jest jak narkotyk – wyjaśnił. – Uzdrawia.

Wzmacnia zmysły. Jest afrodyzjakiem. To naturalne, by jej łaknąć,

background image

szczególnie tuż po tak poważnym zranieniu. Byłaś o krok od śmierci,

Marisso.

– Więc nie jestem wampirem?

– Nie. Zwyczajne podzielenie się ze mną krwią nie zmieni cię w

wampira. – Nie zamierzał dzielić się makabrycznymi szczegółami. –

Przemiana nie może być dokonana pochopnie, trzeba złożyć wniosek i

uzyskać zgodę naszego rządu.

– Więc złożyłeś podanie, by zostać wampirem

14

?

– Nie, nie wybrałem tego życia, ani nie chcę do niego zmuszać

kogokolwiek innego. – Chociaż w końcu, raczej wcześniej niż później,

chciałby tego dokonać z Marissą. – Ja, tak samo jak moi dwaj młodsi

bracia, Aiden i Troy, których wkrótce spotkasz, zostaliśmy zaatakowani

przez wampira, nad którym kontrolę przejęła żądza krwi. – Ponieważ

obawiał się jej dzikiego umysłu, wyjaśnił. – Żądza krwi zdarza się

wówczas, kiedy zabijamy karmiąc się. Chcę, żebyś wiedziała, że jest to

karane śmiercią. Nie zabijamy podczas pożywiania się. Ale ta wampirzyca

to robiła, zabijając większość mieszkańców naszego małego miasteczka,

kiedy próbowaliśmy ją zniszczyć. Nawet nas trzech, młodych myśliwych,

gotowych na śmierć, nie miało szans z tak dobrze odżywionym

wampirem. Jedynym powodem, dla którego przetrwaliśmy, był Strażnik,

członek naszej rasy egzekwujący prawo. Uratował nas i zrekrutował do

pracy dla niego.

Jej twarz była blada.

– Och, Boże, Evan, nawet nie wiem, co powiedzieć.


14 Taa, w trzech kopiach i z opłatą skarbową :PPP

background image

– To było dawno temu – powiedział, odwracając wzrok i próbując

odsunąć od siebie obraz wiotkiego ciała ich dziesięcioletniej siostry

porzuconego na werandzie ich domu. – To stara rana.

– Jak dawno to było?

– W zeszłym miesiącu minęło sto lat.

Gapiła się na niego, bez żadnej reakcji, ale obserwował jej jasne

oczy, obserwował jak drobiny żółtego rozpuszczają się w nich z emocji.

– A ty wciąż pamiętasz, jakby to było wczoraj.

Był wstrząśnięty z jej dokładnego zrozumienia jego uczuć, jej

zdolności użycia więzi tak łatwo, nawet bez jej zrozumienia.

– Tak – potwierdził, czując się dziwnie lekko z faktem, że ona zna

jego przeszłość, wie to, czym nigdy przedtem nie dzielił się z nikim. –

Wciąż pamiętam wszystko, jakby zdarzyło się wczoraj. Tak samo jak

pamiętam moment, w którym upolowałem tę sukę i przebiłem jej serce.

– Też bym tak zrobiła – powiedziała gwałtownie.

Uśmiechnął się do niej.

– Nie skrzywdziłabyś nawet muchy.

– Gdybym miała takie szczęście, by mieć kogoś, kogo kochałam –

odparowała – i ta osoba zostałaby mi odebrana... możesz być pewien, że

bym to zrobiła.

Gdyby miała takie szczęście, by kogoś kochać, – ale nie miała

nikogo. To właśnie usłyszał, i zrozumiał. Jednakże nie była pełna goryczy

i samotna. Była pielęgniarką, kimś, kto troszczył się o innych. Kimś, kto

wybrał pomaganie ludziom w ich najczarniejszych chwilach i to czyniło ją

pełną odwagi. Zdał sobie sprawę, że to część tego, co go do niej

przyciągało. Widział w niej wojowniczkę, uzdrowicielkę. A teraz chciał,

background image

żeby walczyła o siebie. Chciał być jej uzdrowicielem. To była rola, jakiej

nigdy dla siebie nie przewidywał; to na nim polegano, był jednak kimś,

kto może zawieść kogoś, na kim mu zależało, jak kiedyś zawiódł swoją

rodzinę. Ale było na to za późno. Był z nią związany, uratował ją. A teraz

byłby przeklęty, gdyby zawiódł i ją.

Przysunął się do niej, ostrożnie wyjął poduszkę z jej rąk i rzucił

obok. Przyciągnęła kolana do swojej piersi, a on przesunął się tak, że jego

dłoń spoczęła na jej dłoniach, a jego kolano dotykało jej kolan.

– Marisso, nie ma żadnego łatwego sposobu, by wyjaśnić ci to

wszystko, więc po prostu ci to powiem, a potem możemy zająć się tym

razem. Świat wilkołaków znajduje w samym środku trwającej od wieku

wojny domowej, zostawiając wampirom zajmowanie się ich samotnikami.

Przybyłem do Temple, by zapolować na wilka, który cię zaatakował. Wilki

rodzą się w sposób naturalny bądź zostają stworzone przez wirusa

podobnego do wścieklizny. Jeśli zostaniesz ugryziona, zostajesz zarażona.

– Och – zachłysnęła się powietrzem. – Ja... masz na myśli...

– Wszystko w porządku – powiedział, obejmując ręką jej szyję. –

Wszystko będzie dobrze. Ale tak, zostałaś zarażona wirusem i tak samo

jak u człowieka ugryzionego przez wściekłe zwierzę są tego skutki. Ale

ponieważ wymieniliśmy się krwią, mogę pomóc ci powstrzymać działanie

wirusa, nim znajdziemy trwałe lekarstwo.

– Jakie działanie i jakie trwałe lekarstwo?

– Muszę zabić wilka w ciągu następnych trzynastu dni, przed

następną pełnią księżyca.

Jej oczy rozszerzyły się.

– W jaki sposób zabicie wilka zabije wirusa wewnątrz mnie?

background image

– Nie wiemy – odparł. – Mamy zespół naukowców, którzy pracują

nad tym odkąd tu jestem. Pełnia księżyca wywołuje przemianę u

zmiennokształtnych. Jeśli zmiana nie następuje, wirus umiera w ciele

zarażonej osoby. A osoba ta nie zmienia się, jeśli wilk, który ją

zainfekował umiera zanim to nastąpi. To wszystko, co wiemy na pewno.

– Więc kiedy nadejdzie pełnia księżyca, zmienię się w to... to

coś

15

?!

Objął jej twarz swoimi dłońmi.

– Nie pozwolę na to.

– A co jeśli go nie zabijesz?

– Zabiję. – Mógł usłyszeć jak jej serce przyspiesza i wyczuć

rosnącego w niej wilka.

– Ale...

Pocałował ją głębokim, namiętnym, złaknionym pocałunkiem.

Wbiła paznokcie w jego plecy i przywarła do niego. Mógł posmakować jej

pasji, mógł ją wyczuć. Oderwała od niego swoje usta.

– Dlaczego czuję się, jakbym miała wyjść ze skóry? Dlaczego czuję

się, jak jakieś zwierzę?

– Emocje karmią wirusa – powiedział. – Wilk – twój wilk – stara

się poznać siebie. Potrzebujesz ujścia dla tej energii. – Ugryzł własny

nadgarstek i przysunął do jej ust. – I potrzebujesz tego, by rozcieńczyć

wirusa. Pij.

– Nie chcę pić – powiedziała przez zęby, po czym ukryła twarz w

jego piersi, jej usta i zęby otarły się o jego sutek, zanim odchyliła głowę z

powrotem i wrzasnęła gniewnie: – Nie chcę tego... czegoś w moim


15 Taa, i dopiero zaczną się problemy z depilacją :P

background image

wnętrzu. – Uniosła kolana i pchnęła go. – Dlaczego mnie się to

przydarzyło? Dlaczego pozwoliłeś, żeby mi się to przytrafiło?

Te pytania szarpały jego wnętrzności i wzbudzały jego gniew. Nie

na nią, – ale na niego, za to, że zostawił ją samą w tym barze. Przewrócił

ją na plecy, ignorując jej protesty; jego krew tryskała na białe

prześcieradła, na ich ciała. Jej wilk nie mógł równać się z jego wampirem,

ani teraz, ani kiedykolwiek. Jedną ręką przytrzymał jej ręce ponad jej

głową, a następnie pozwolił, by krew z jego nadgarstka kapała do jej ust.

W chwili, w której krew dotknęła jej warg, jej język natychmiast ją zlizał.

Kilka sekund później, przyciskała jego przegub do swoich ust z własnej

woli, pijąc łapczywie.

Obserwowanie jej wzbudzało w nim głębokie emocje, jakich

jeszcze nigdy nie czuł. Evan zaklął cicho, wściekły, że pozwolił jej wejść do

swojego świata, że zależało mu na niej bardziej z każdą sekundą, którą z

nią spędzał. Ale należała do niego, jak nikt inny kiedykolwiek, nawet

gdyby nigdy go nie poznała, nigdy nie zapragnęła jego czy jego świata. A

nie mógł pozwolić jej umrzeć – bez względu na cenę.

background image

Rozdział 7

Marissa przebudziła się w ciemnym pokoju, mrugając, ale nie

poruszając się. Poduszka pod jej głową była miękka, prześcieradło na jej

ciele również miękkie. Żadnego papieru ściernego, pomyślała z niemym

„dziękuję” za chwilę normalności. To wszystko było snem, koszmarem.

Zrobiła wdech, pikantny zapach Evana rozprzestrzenił się w jej nozdrzach

i zdała sobie sprawę, że to nie był koszmar.

Pomyślała o długich godzinach namiętności, leżeniu razem z nim i

rozmowach o jej lękach związanych z tym, co jej się przydarzyło. Jego

opowieści o jego braciach, o jego świecie i to, jak uspokajała się, słuchając

jego głosu, słuchając jego wyjaśnień. Czuła coś do niego, oczywiście coś,

poza niesamowitą atrakcyjnością, coś, czego nigdy nie czuła do

mężczyzny. Nawet do Kevina – prawnika, z którym była krótko

zaręczona. Nie wierzyła, by stało się to przez krew, albo jakiś syndrom

bohatera. Potrzebowała teraz czegoś rzeczywistego w swoim życiu. Z

Evanem nie czuła się samotna. Ponieważ prawda była taka, że była

samotna. Nie miała nikogo, kto by za nią tęsknił, jeśli to wszystko

skończy się fatalnie.

Emocje zaczęły ściskać jej klatkę piersiową i odepchnęła je,

przestraszona, że wywoła to wizytę jej wewnętrznego wilka, którego

istnieniu chciała zaprzeczyć i nie mając pojęcia, jak dawno temu żywiła

się od Evana.

Dźwięk męskich głosów, jeden z nich należący do Evana, dobiegł

jej uszu, ale nie była w stanie rozróżnić słów. Przekręciła się na plecy,

zauważając ciemność za oknami. Nic dziwnego, że umierała z głodu.

Odrzuciła okrycie i, tak bardzo jak chciała prysznica, to szarpiący głód w

jej żołądku szybko się pogłębiał, i to nie w przyjemny sposób.

Podniosła się do pozycji siedzącej i włączyła światło, ponieważ

background image

nawet nie chciała myśleć o tym, jak dobrze mogła teraz widzieć w

ciemności. Zaprzeczanie nie mogło rozwiązać jej problemów, ale teraz

było jej najlepszym przyjacielem. Tak jak fakt, że dziś był jej dzień wolny

od pracy. O ile spała tylko przez jeden dzień. Och, Boże. Błagała, by spała

tylko jeden dzień. Jeśli po prostu nie pojawi się w pracy, straci zajęcie.

Podeszła do szafy, włożyła różowy, frotowy szlafrok i skierowała

się na korytarz, ku dźwiękom głosów. Zrobiła tylko kilka kroków, kiedy

rozmowa się urwała. Marissa nadal szła naprzód, tylko po to, by

zatrzymać się na widok dwóch mężczyzn wypełniających maleńką

przestrzeń jej niewielkiej kuchni, obydwóch wpatrujących się w nią.

Evan opierał się o jej przestarzałą, żółtą lodówkę, jego włosy były

starannie związane na karku – był tak duży, barczysty i tak wspaniały, że

jej kolana groziły osłabieniem. A poza nim ledwie była świadoma

mężczyzny obok niego, który opierał się o jej tak samo przestarzałą, żółtą

kuchenkę i wyglądał tak samo jak on, jego ciemne włosy były tak samo

związane na karku.

Ale to Evan ją pociągał, Evan, na którym skupiła się jej badawcza

intensywność, mroczna i erotyczna. Evan, który wydawał się

przyjacielem, a został jej kochankiem, który patrzył na nią z błyskiem w

oku, który mówił „moja”. Który był wampirem. Przełknęła mocno na to

słowo, na tę rzeczywistość, i chciała się bać, chciała zachować ostrożność.

Jej ciało się z tym jednak nie zgadzało. Wystarczyło, że spojrzała na

Evana, a jej serce tętniło, a sutki się naprężały. Mógł być wampirem, ale

był cholernie zachwycającym wampirem, i ludzie, to, w jaki sposób

wygodna, czarna koszulka opinała jego pierś, był po prostu grzeszny.

– Usłyszałeś mnie jak idę, zgadłam? – Spytała, próbując

zignorować mrowienie na swojej skórze, które była niemal pewna, że jest

krzykiem o uwagę przeklętego wilka.

background image

– Dlaczego tak sądzisz? – Evan wygiął w łuk jedną, ciemną brew.

– Przestaliście rozmawiać, kiedy nadchodziłam.

– Jesteśmy wampirami – powiedział mężczyzna, który jak założyła

był jednym z jego braci. – Widzimy wszystko i słyszymy wszystko.

Więc miała rację. O czymkolwiek rozmawiali, nie chcieli, by ona to

usłyszała. Evan wskazał na drugiego mężczyznę.

– To jest Aiden. Drugi w kolejności w rodzinie braci Brooks i z

tego względu mój zastępca.

Aiden parsknął.

– W jego snach i miło mi ciebie poznać, Marisso. Ja jestem ten

bystrzejszy z braci.

Marissa zaśmiała się i to ją zaskoczyło. Jak mogła się śmiać, kiedy

zmieniała się we wściekłego wilkołaka?

– Bardziej egocentryk – powiedział Evan, wyciągając jedno z jej

krzeseł z winylu i stali, i stawiając je pośrodku pomieszczenia. – Chodź,

usiądź ze mną. Jak się czujesz?

Jej oczy napotkały jego wzrok i jego spojrzenie powiedziało jej, o

co tak naprawdę pytał. Chciał wiedzieć, czy jej wilk jest pod kontrolą.

Biorąc pod uwagę to, że chciała przewrócić go na stół i pozwolić Aidenowi

patrzeć jak sobie radzi z jego bratem, była całkowicie pewna, że nie była

to odpowiedź, jakiej oczekiwał. Zdecydowała się na:

– Bardziej głodna niż kiedykolwiek w życiu.

– Zamówiliśmy pizzę – zaproponował Aiden, chwytając pudełko z

lodówki, kiedy Marissa usiadła. – Chcesz, to ją podgrzeję.

Potrząsnęła głową.

– Jestem zbyt głodna. Po prostu zjem zimną.

background image

Evan usiadł obok niej, a Aiden naprzeciwko. Chwyciła kawałek

pizzy, nagle świadoma jak intensywnie patrzył na nią Evan i jak wiele

pizzy chciała pochłonąć na jeden kęs. Wstała i złapała pudełko.

– Nie mogę jeść, kiedy wpatrują się we mnie dwa wampiry.

Evan schwycił ją za nadgarstek.

– Więc zjemy z tobą.

Aiden skinął głową.

– Zawsze mogę sprawiedliwie podzielić pizzę

16

.

– Nie sądzę, żebym była w stanie się dzielić. Jestem wyjątkowo

głodna.

Aiden zachichotał. Evan nie.

– To wilk.

Skinęła głową.

– Wiem. Mogę... go poczuć. – Emocje wezbrały w jej piersi i

wiedziała, że to nie była dobra sprawa. – Proszę, pozwól mi odejść i zjeść.

Przyglądał się jej przez chwilę, po czym pozwolił jej pójść.

Skierowała się do salonu, w tej chwili przestraszona – nie z jego powodu,

także nie z powodu drugiego wampira. Z jej powodu, tego, czym się

stawała.

Męskie głosy zabrzmiały w kuchni, ale nie chciała ich słyszeć. Nie

była w stanie zająć się teraz czymkolwiek innym, nie chciała usłyszeć

czegoś, z czym mogłaby sobie nie poradzić.

Chwyciła pilota i zwiększyła głośność w swoim dziesięcioletnim

telewizorze, który ktoś przyciszył. Potem usiadła na swojej wypłowiałej


16

I can always do a pizza justice – rozłożyłam się na tym zdaniu, więc przetłumaczyłam

tak, żeby pasowało do kontekstu, a czy właściwie, to bladego pojęcia nie mam :P

background image

brązowej kanapie i zaczęła jeść pizzę, póki jeszcze była na tyle

człowiekiem, by się tym cieszyć.

– Pomogę ci ją uratować – powiedział Aiden, natychmiast jak

tylko wyszła z pomieszczenia.

– Już mi to mówiłeś.

– Cóż, teraz naprawdę mam to na myśli – odparł Aiden.

Evan uniósł brew.

– I tak jest, ponieważ?

– Ponieważ zależy ci na niej, widzę to w twojej twarzy, kiedy na nią

patrzysz. Spotkałeś ją i coś w niej dostarczyło twojej ludzkiej części

prawdziwych uczuć. Teraz to rozumiem. Powinienem zaoferować ci

pomoc w tej samej chwili, w której usłyszałem, że narażasz dla niej swoje

życie, ale dopiero ją spotkałeś. Dostaniemy tego wilka i będziesz mógł

zabrać ją stąd w diabły i wówczas zdecydować, co robić dalej.

Miał na myśli radę i decyzję o przemianie Marissy dla jej własnego

bezpieczeństwa. Ale nie miało znaczenia, czy przemieni ją czy nie. Koniec

końców, złamał prawo i zostanie za to ukarany. Mógł uratować ją, ale nie

siebie.

– Zawsze jest jakieś wyjście – powiedział Aiden, jakby czytając mu

w myślach. – Powinniśmy byli umrzeć, ale przeżyliśmy. Tak samo jak

background image

ona. Najwyraźniej, nie było jej przeznaczone umrzeć bardziej niż nam.

Jestem zazdrosnym mężczyzną. Masz w żyłach coś więcej niż lód po raz

pierwszy od czasu, kiedy zostaliśmy przemienieni. Te rzeczy, które

robimy stają się mechaniczne. Muszę sobie przypominać, że ratujemy

życia, ale jesteśmy oddzieleni od tych, dla których walczymy i ciężko

pamiętać, dlaczego to jest tak ważne. Może trzymanie się z dala od ludzi

nie jest dobrym wyjściem. Może potrzebujemy coś czuć, by walczyć dalej.

Evan pozwolił tej myśli potoczyć się w jego wnętrzu, pozwolił się

jej zakorzenić. Dopóki Marissa nie weszła do tamtego baru, Evan

17

nie

pamiętał, kiedy ostatni raz poczuł cokolwiek prawdziwego poza przelotną

żądzą. Ogień zemsty wypalił się wieki temu.

Komórka Aidena zadzwoniła i wyciągnął ją ze swoich dżinsów.

– Troy – powiedział. – Nie muszę ci mówić, że on zamierza się tym

zająć ze względu na Sarah.

Sarah, wilk, który próbował go zabić, a w którym był zakochany.

– Wiem – powiedział Evan. – Wierz mi, wiem. – Chociaż Aiden

zawsze był tym, który wolał używać pięści, to wyglądał nieporuszenie

przez przeklętych sto lat walk. Słuchając go, kiedy mówił o Marissie, Evan

zastanawiał się, czy to wszystko nie było grą.

– Mów do mnie, bracie – powiedział Aiden odbierając telefon.

Słuchając, jego spojrzenie niemal natychmiast uniosło się ku Evanowi i

ten wiedział już, że nowiny nie są dobre. Aiden zamknął telefon. – Wilk

kieruje się w tę stronę.


17

W tym miejscu było imię Aiden, ale nijak mi nie pasowało do kontekstu.

background image

Rozdział 8

Marissa zdążyła skończyć – a właściwie pochłonąć – ostatni z

trzech kawałków pizzy, kiedy poczuła przypływ znajomej, potężnej

energii. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła Evana zmierzającego w jej

kierunku.

– Idź się ubrać – powiedział. – Musimy już stąd iść.

– Co? Ja...

– Po prostu to zrób, Marisso – rozkazał. – Teraz.

Przeniknęła ją panika i mogła poczuć, jak jej skóra zaczyna

ponownie mrowić. Odwróciła się do korytarza, z Evanem depczącym jej

po piętach i pobiegła do swojego pokoju.

Odwróciła się ku niemu, wciągając szorty.

– Co się dzieje? – Spytała, wkładając bluzkę przez głowę i

wślizgując się w kedsy. – To wilk?

– Tak – powiedział, chwytając ją za ramię. – To wilk. – Przeszedł

przez całe mieszkanie do tylnych drzwi, gdzie czekało escalade. Drzwi

auta otworzyły się z trzaskiem i ze środka wysiadł Aiden.

– Bierz kierownicę i jedź na północ IH-35.

18

– Już okrążał

ciężarówkę, by dostać się na tylne siedzenie.

Evan skinął na Marissę, by zajęła miejsce pasażera. Marissa

pospieszyła na drugą stronę pojazdu, a Evan sięgnął i pchnął drzwi, by się

otworzyły. Marissa zamarła, kiedy zobaczyła mężczyznę na tylnym

siedzeniu obok Aidena, jego długie blond włosy przykrywały ramię

Aidena, kiedy się nad nim pochylał. Mężczyzna popatrzył na nią i mogła


18

Autostrada międzystanowa

background image

zobaczyć nabiegłe krwią ślady pazurów na jego twarzy, jego srebrzyste

oczy przeszywały ją z czymś, co wyglądało jak nienawiść.

– Wsiadaj, Marisso, do cholery – krzyknął Evan.

– Cześć, Marisso – dobiegł ją męski głos dokładnie zza niej.

Odwróciła się, by odkryć wysokiego, umięśnionego mężczyznę z

ciemnymi włosami wokół twarzy.

– Dobrze się bawiłem z tobą w alejce. Pobawimy się jeszcze raz? –

Jego oczy stały się czerwone.

Zassała powietrze – wilk. To był wilk. Zaledwie to pomyślała,

zaczął się zmieniać, jego twarz wykrzywiła się, zęby wydłużyły. W jakiejś

odległej części swojego umysłu słyszała, jak Evan krzyczał jej imię – i

widziała Aidena, jak wyskoczył z ciężarówki i rzucił się na wilka, ale nie

był wystarczająco szybki. Wilk zatopił zęby w jego ramieniu. Evan

przeskoczył ponad maską ciężarówki i skoczył od tyłu na wpół

zmienionego wilka.

Marissa nie wiedziała, co robić. Odwróciła się, by zobaczyć

zbliżającego się do niej srebrnookiego mężczyznę, broczącego krwią z

ramienia, mężczyznę, który jej nienawidził. Odwróciła się i pobiegła.

Chciał chwycić ją za ramię, ale w jakiś sposób uniknęła jego mocnego

chwytu i zdołała uciec. Biegła w kierunku granicy lasu za jej domem.

Kiedy przekroczyła linię drzew, ciemności jej nie powstrzymały. Jej serce

biło mocno, mrowienie na jej skórze przerodziło się w pożar. Musiała

biec, musiała uciekać. Szybciej i szybciej, parła do przodu, czując

pokaleczone kończyny, ale nie obchodziło jej to. Musiała po prostu biec.

Musiała się ruszać.

– Marissa, zatrzymaj się!

background image

Słyszała ten głos i nasiliła się w niej panika. Wilk po nią szedł. Wilk

chciał ją zabić. Mogła go usłyszeć, była świadoma, jak blisko niej się

znajdował. Potknęła się i upadła ciężko na ręce, ale spróbowała zerwać się

na nogi. Ale był już na niej, wielki ciężar. Szamotała się i obróciła, by

walczyć. Walka była wszystkim, co jej zostało. Nie będzie uciekać.

– Marissa, stój – polecił Evan, unikając jej ciosów i siadając na

niej okrakiem, przytrzymując jej ręce ponad jej głową. – To ja, Marisso.

Stój!

– Evan – wydyszała, jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, jej

oczy były czerwone.

Cholera jasna.

– Tak, to ja.

– Och, Boże – wysapała, jej oczy rozszerzyły się na widok śladów

pazurów na jego szyi. – Krwawisz.

Ugryzł własny nadgarstek, był to najprostszy i najwygodniejszy

sposób dla niej, by wziąć teraz od niego krew.

– Co ty robisz? – Spytała.

– Potrzebujesz krwi i to teraz.

– Nie – powiedziała. – Jesteś ranny. Jesteś...

background image

Wsunął nadgarstek do jej ust, wiedząc, że smak krwi, potrzeba jej

ciała przeważy. Zawahała się tylko sekundę, po czym chwyciła jego ramię

i zaczęła pić. Był osłabiony, ranny, tak samo jak jego bracia. To nie był

byle jaki wilk, z jakimi walczyli wcześniej. Był silniejszy, zręczniejszy.

Evan zmusił się, by się poruszyć, podnosząc Marissę, kiedy piła. Nie

chciał jej powstrzymywać. Nie, kiedy czuł przez skórę, że wirus zmutował

i nie był pewien, co to oznaczało dla niej, ani dla ich zdolności do

uporania się z samotnym wilkiem.

Evan poruszył nadgarstkiem, próbując zmusić Marissę by

przestała pić, zanim będzie zbyt słaby, by zapewnić im bezpieczeństwo.

Nie zareagowała, co oznaczało, że albo więź krwi uodporniła ją na jego

polecenia albo był już zbyt słaby, by je wydawać. Więc pozwolił jej pić.

Nie mógł jej powstrzymać, bez zatrzymywania, więc nie powstrzymywał

jej. Nie, póki miał ją i swoich braci, i do cholery z całą resztą. Wilk uciekł i

także był ranny, ale to nie znaczyło, że będzie się trzymał z daleka.

Wyszedł z lasu i odnalazł czekającą ciężarówkę. Tylne drzwi

otworzyły się, więc zdołał wsiąść razem z Marissą do środka. Ruszyli,

zanim zdążył zatrzasnąć drzwi, które poczuł jakby ważyły dwa tysiące

funtów. Marissa zabrała zbyt wiele jego krwi i to wówczas, kiedy już był

osłabiony.

– Co z nim? – Spytał Evan, przyglądając się Aidenowi, którego

widział w lusterku wstecznym, sadzając Marissę na swoich kolanach,

przez co znalazła się plecami do drzwi.

– Źle – odparł Aiden. – Dałem mu tyle krwi, ile mogłem, ale sam

krwawię jak zarzynane prosię. I nie wygląda na to, żebyś miał żyłę do

odstąpienia

19

. Powstrzymaj ją zanim cię zabije.


19

Zapasowa żyła – spodobało mi się to sformułowanie :D

background image

– Wystarczy – powiedział do niej Evan cicho, przyciskając swoją

głowę do jej i powtarzając głośniej, kiedy nie zareagowała. – Wystarczy.

Wciąż się nie powstrzymała. Zanurzył palce w jej włosach i

odciągnął jej głowę do tyłu tak delikatnie, jak zdołał, żyła zapulsowała na

wiotkiej krzywiźnie jej szyi koloru kości słoniowej.

– Evan? – Wysapała, krew skapywała z jej warg, w jej teraz

niebieskich oczach była dezorientacja.

– Przepraszam, skarbie, ale muszę to zrobić tutaj i teraz.

Zatopił zęby w jej szyi. Zasapała ponownie, a potem jęknęła,

zapach jej pobudzenia rozszerzył jego nozdrza. Smak jej krwi był słodki

jak miód. Mógł poczuć, jak jego rany się zamykały, mógł poczuć moc

płynącą w swoich żyłach. Był świadomy jej palców głaszczących jego

włosy, jego twarz. Im silniejszy się stawał, tym bardziej był świadom

kobiety w swoich ramionach, jej delikatnych pieszczot. Tak bardzo się

bał, że straci ją dzisiaj, i to właśnie wtedy, gdy dopiero zaczął ją

poznawać. Nie chciał stracić ani jej, ani swoich braci. Oderwał wargi od

jej szyi, liżąc ranę, po czym odwzajemnił spojrzenie Aidena w lusterku

wstecznym.

– Zatrzymaj się.

– Nie ma szans – odparł Aiden. – Będziemy wtedy siedzieć i

czekać na wilka jak ranne kaczki.

Jedno spojrzenie na Troya, który całkiem stracił przytomność na

siedzeniu pasażera i Evan odrzucił tę odpowiedź.

– Musimy dać krwi Troyowi. Nie zostało mu wiele czasu.

– Mogę prowadzić – powiedziała Marissa, podnosząc się. – Czuję

się dobrze. Mogę prowadzić. Proszę. Proszę, pozwólcie mi pomóc.

background image

Evan ponownie wymienił w lusterku spojrzenia z Aidenem, który

skinął głową. Evan przeniósł Marissę w pobliże drzwi, nadal rozmawiając

z Aidenem.

– Przenieś Troya do tyłu, więc będziemy musieli się zatrzymać

tylko raz. – Skierował uwagę na Marissę. – Odprowadzę cię do drzwi. Nie

ruszaj się beze mnie.

Rzuciła mu przelotne spojrzenie.

– Nie planowałam tego. Po tym, co wydarzyło się dzisiejszego

wieczora, będziesz mnie pilnował do czasu, gdy będziesz musiał mnie

zabić.

background image

Rozdział 9

Trzydzieści minut później, z Evanem na miejscu pasażera, Marissa

prowadziła ciężarówkę czarną autostradą między Temple a kolejnym

miastem na południe – Waco. Niebo było ciemne, z nadciągającymi

grubymi chmurami burzowymi, docierało już do nich echo grzmotów.

– Zatrzymaj się przy tym motelu, który wygląda jak szczurza nora.

– Evan wskazał jej miejsce po jej prawej, które doskonale pasowało do

jego opisu. – Nie mamy pojęcia, gdzie jest wilk, a potrzebujemy

przegrupować się i odpocząć.

Wymanewrowała i zaparkowała na parkingu. Evan obrzucił lokal

czujnym spojrzeniem.

– To nora, ale przynajmniej nie będziemy musieli wszyscy

przechodzić przez hol krwawiąc.

– I jest blisko drogi, jeśli będziemy musieli uciec cholernym

ukradkiem – skomentował Aiden zza nich. – Dlatego masz moją zgodę.

– Nie pamiętam, żebym prosił cię o zgodę – powiedział Evan,

zerkając przez ramię. – Jeden z was dwóch niech mi podrzuci czystą

koszulę. Nie sądzę, żeby krew, którą jestem pokryty, przysporzyła mi

fanów w biurze. – Ściągnął koszulkę przez głowę i rzucił nią w braci.

Marissa straciła dech na widok naprężonej śniadej skóry ponad

twardymi jak skała mięśniami. I krwi. Krew plamiła jego skórę, jego krew

i prawdopodobnie też trochę jej. Mogła prawie jej posmakować,

posmakować jego. Jego aksamitne, pikantne bogactwo wypełniało ją, jego

krew, jego fiut... Zatrzymała się. Odrzuciła ten tok myślenia, zszokowana

intensywnością swoich myśli.

Jej spojrzenie uniosło się napotykając jego ciemne oczy utkwione

w niej, wyraz jego twarzy był jak lustro, w którym odbijało się wszystko,

background image

co czuła – żądzę, namiętność, głód. Nie zdawała sobie sprawy, że ten

płomień dla Evana był utworzony przez więź krwi albo wilka rosnącego i

formującego się wewnątrz niej. Nie przejmowała się tym. Mogła umrzeć

za trzynaście dni. Nie miała zamiaru spędzić tych trzynastu dni na

analizowaniu tego, dlaczego pragnie Evana. Tutaj i teraz wiedziała, że nie

spędzi ich także w lęku. Będzie walczyć do końca, ale musi stanąć twarzą

twarz z końcem, jeśli nadejdzie.

Koszulka przefrunęła ponad siedzeniami i uderzyła Evana w

głowę, przerywając ich połączenie.

– Oszczędzajcie to do sypialni – zażartował Aiden. – Jesteśmy

gotowi ustąpić wam z tylnego siedzenia.

Marissa poczuła, że jej policzki czerwienieją, zważywszy jednak na

to, jak niespodziewanie stała się rozwiązła, wydawało się to absurdalne.

Evan wciągnął koszulkę przez głowę, po czym użył wody z butelki i

chusteczki, by zetrzeć krew z szyi. Odwróciła się przodem w kierunku

hotelu, nie patrząc. Nie mogłaby patrzeć i zachować kontrolę.

Po kilku sekundach Evan dotknął jej ręki, by przyciągnąć jej uwagę

z powrotem do niego. Fizyczna reakcja na jego dotyk była

natychmiastowa – dreszcze przebiegły po jej skórze, przez jej ramię, aż do

klatki piersiowej.

– Zamknij – polecił łagodnie, kiedy spojrzała na niego, jego głos

był ochrypły, zdradzając jej jego uczucia.

Przez chwilę utrzymywał jej spojrzenie, połączenie między nimi,

bliskość – wszystko właściwe, w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie

doświadczyła. Nie z innym mężczyzną. Nie z rodziną. Nigdy nie poznała

background image

ojca, który umarł zanim jeszcze nauczyła się chodzić

20

. Kochała i straciła

matkę. Miło spędzała czas z przyjaciółmi, a nawet z kilkoma stałymi

towarzyszami płci męskiej, ale żaden z nich nigdy nie sprawił, że czuła się

tak, jak teraz przy Evanie. Marissę wypełnił żal, zastępując zuchwałość, z

jaką kilka minut wcześniej mentalnie celebrowała życie. Czekała ją śmierć

zanim tak naprawdę zaczęła żyć.

– Nie czeka cię śmierć – powiedział Evan cicho, i szybko zniknął,

zatrzaskując za sobą drzwi.

Zamrugała, próbując zrozumieć, skąd wiedział, o czym myślała.

Mógł czytać w jej myślach?

Postukał w okno i wskazał na zamek. Poderwała się i zamknęła

drzwi. I wtedy ją to uderzyło. Została sama z Aidenem i Troyem.

Marissa odetchnęła głęboko, po czym odwróciła się ku tyłowi

pojazdu, a jej spojrzenie zostało zablokowane na już ozdrowiałym, lecz

niewiarygodnie cichym Troyu.

– Jak się masz? – Spytała.

– Podejrzewam, że lepiej niż ty – odparł, skinąwszy głową ku jej

palcom na siedzeniu. – Drżysz.

Wiedziała. Boże, wiedziała.

– Jeśli ktoś ma mnie zabić – wyrzuciła z siebie, zanim będzie za

późno i wróci Evan. – Upewnijcie się, że to wy, nie Evan.

– Nikt nie zamierza cię zabić – powiedział Aiden, siadając prosto,

dzięki czemu mogła widzieć go wyraźniej. – Zamierzamy zabić wilka,

Marisso.


20I zrobił się bałagan:(, ale to wina autorki, nie moja, ponieważ bodaj w rozdziale drugim jest
mowa o tym, że ojciec był pijakiem, który wyrzucił ją z domu, kiedy miała szesnaście lat, a o
matce właśnie, że obumarła ją w dzieciństwie – tak więc nic nie kombinuję, nie poprawiam,
tylko tłumaczę jak leci :P – a z twarzą nie do mnie :)))

background image

Srebrne oczy Troya skierowały się ku niej, niezmienione przez

komentarz jego brata.

– Chcesz wiedzieć, dlaczego mam jasne włosy i srebrne oczy?

Chciała, ale to dziwne pytanie wzięło ją z zaskoczenia i syk

ostrzeżenia rozszerzył się w niej. Nie podobało się jej to, dokąd to

zmierzało.

– Nie – powiedziała ostrożnie. – Dlaczego?

– Wilkołak zaatakował mnie i praktycznie rozerwał mi gardło.

Kiedy wyzdrowiałem, byłem już inny.

Wypełnił ją strach.

– Proszę, nie mów mi, że zaraziłam Evana wirusem.

– Wampiry są odporne na wirusa – powiedział Aiden. – Nie

wiemy, dlaczego atak zmienił Troya. Po prostu tak się stało.

– Tak – potwierdził Troy. – To mnie zmieniło. – Sposób, w jaki to

powiedział, wskazywał, że miał na myśli więcej zmian niż tylko oczy czy

kolor włosów. – A sedno tej historii jest takie, że wiem, iż wilk może

zrobić więcej niż każdy z moich braci. I jeśli dojdzie do wyboru między

tobą a moim bratem – wybiorę mojego brata.

Jej pierś zacisnęła się i mogła niemal poczuć, jak wilk w niej rzucał

się z pazurami, próbując wyjść. Jakby nienawidził Troya, jakby odrzucał

jego deklarację. To, że wiedziała, o czym myśli i czuje ta część niej,

przeraziło ją.

– To nie wystarczy. Jeśli przyjdzie ten najczarniejszy moment i

moje szanse na pozostanie człowiekiem znikną – zabij mnie. I nie pozwól

Evanowi odwieść cię od tego. Wilk we mnie... chce go zabić. Nie

pozwólcie temu – mnie – zabić go. – Po raz pierwszy zdała sobie sprawę z

background image

zamiarów wilka wewnątrz niej, ale nie miała co do tego żadnych

wątpliwości.

Evan zapukał w okno i szybko otworzyła zamki. Drzwi otworzyły

się i szybko odwróciła się do Evana, jak tylko wśliznął się do środka.

– Zawróć do tyłu – powiedział i rzucił spojrzenie przez ramię na

swoich braci. – Pokoje jeden obok drugiego, przylegające do siebie.

– Doskonale – stwierdził Aiden sucho. – Możemy być jedną wielką

szczęśliwą rodziną.

Marissa zrobiła wdech na jego komentarz, mając nadzieję, że nie

zdradzi Evanowi, co im powiedziała i prawie pewna, że to zrobi.

Cholera, cholera, cholera. Kilka minut później weszli jedno za

drugim do jednego z obskurnych pokojów z dwoma podwójnymi łóżkami

i pomarańczowymi kołdrami. Przestrzeń była niewielka, a dodając trzy

duże wampiry, zmniejszyła się do rozmiarów pudełka zapałek. Szybko

skierowała się do drugiego pokoju przez sąsiadujące drzwi, by znaleźć

identyczny pokój, świadoma, że Evan szedł za nią. Mogła wyczuć każdy

ruch wampira, każdy jego oddech.

Odwróciła się twarzą do niego.

– Muszę zadzwonić do mojego szefa.

Jego twarz natychmiast pociemniała.

– I co mu powiesz, Marisso?

– Potrzebuję swojej pracy. Kiedy to się skończy, wciąż będę miała

rachunki, życie. – I nie mogę polegać na nikim, tylko na sobie. Jego

wargi zacisnęły się, nadając jego twarzy ponury wyraz. Cisza przeciągała

się, aż nie mogła jej znieść. – Myślisz, że nie wrócę już do pracy, prawda?

– A wrócisz? – Spytał Troy od drzwi.

background image

To pytanie rozwścieczyło ją i zwróciła się ku niemu.

– Chcę wierzyć, że zdołam pokonać to... to coś rosnącego

wewnątrz mnie. Więc tak, wrócę do pracy. A teraz dzwonię do

pracodawcy, by się upewnić, że jeszcze mam pracę, do której mogę

wrócić. – Ruszyła jak burza do łóżka i chwyciła telefon, ignorując drżenie

rąk, kiedy wykręcała numer. Wprowadziła numer, podniosła wzrok, by

zobaczyć, jak Evan i Troy znikają w drugim pokoju, zamykając za sobą

drzwi.

Odłożyła słuchawkę. Nie miała żadnej wymówki, która

usprawiedliwiłaby ją na następne dwa tygodnie. Jej szef wiedział, że nie

miała żadnej rodziny, nikogo, kto mógł być chory i potrzebowałby jej

pomocy. Jej pracodawcą był jeden z najlepszych szpitali w kraju, więc

badania kontrolne nie były dobrym wytłumaczeniem. Temple było małym

miastem, w którym mogła chodzić do pracy na piechotę, więc kłopoty z

samochodem także odpadały z listy możliwych usprawiedliwień. Krótko i

prosto, nie miała nic więcej, włączając w to także pracę.

Potarła ramiona, nagle zimne i gorące w tym samym czasie. Jej

kolana zaczęły się trząść – dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w tym

samym czasie, co ręce. Zaczęła chodzić, próbując pozbyć się energii, która

rozkwitała wewnątrz niej, mrocznej i głodnej energii, która chciała

pochłonąć i ją i wszystko dokoła niej. Wsunęła palce we włosy, głaszcząc

skórę głowy, podrażniając ją z niepokoju. Nie wiedziała, co się z nią

dzieje. Przestała chodzić i wpatrzyła się w drzwi, próbując zdecydować,

czy powinna wejść do drugiego pokoju i poprosić o pomoc. Nie. Nie. Tam

był Troy, a on mógłby po prostu podejść i ją zabić. Chciał tego.

Wyczuwała to. Nienawidził jej, ponieważ sądził, że jest zagrożeniem dla

jego brata. Wyczytała to w nim, czuła od niego ten zapach falujący w

powietrzu.

background image

Odwróciła się ku drzwiom hotelu. Zapanowała nad nią potrzeba

ucieczki, znacznie silniejsza niż wtedy, gdy wilk zaatakował na tyłach jej

domu. Potrzeba, by pozbyć się energii, nim jej wilk się z niej wydostanie.

To nie był dobry pomysł. Wiedziała o tym. Zmusiła się, by usiąść na

łóżku, mówiąc sobie, żeby nie otwierać drzwi. Nie opuszczać pokoju.

Jej paznokcie wbiły się w jej ramiona, w jej skórę. Nie była w

stanie odwrócić wzroku od drzwi. Głos Evana dochodził echem przez

ścianę, więc robiła wdechy i wydechy, wmawiając sobie, że on za chwilę

wróci. Będzie ją całował, dotykał, pieścił – uspokoi ją. Skupiła się na jego

głosie, nie na drzwiach. Myśl o Evanie. Nie ucieknie. Nie przejdzie przez

te drzwi.

Powoli jej koncentracja, jej zmysł słuchu spotęgował się, słowa

wymawiane w sąsiednim pokoju brzmiały wystarczająco głośno, by zdała

sobie sprawę, co powinna była uprzednio założyć. Rozmawiali o niej i nie

podobało jej się to, co mówili.

Jej spojrzenie powróciło do drzwi. Biegnij. Słowa mruczały w jej

głowie, jak swego rodzaju podkład muzyczny do rozmowy w pokoju obok.

Biegnij.

Wstała.

background image

Rozdział 10

– Do cholery, Troy – burknął Evan, wściekły na brata. – Chcę,

żebyście obaj trzymali się z dala. Załatwię to sam.

– Nigdzie się nie wybieram – odparł Troy. – Nie zabijesz jej, a ktoś

będzie musiał to zrobić. Wiem, dokąd to zmierza. Nie mogłem zabić

Sarah, pamiętasz? A powinienem był to zrobić.

– Nie mieszaj w to Sarah – wycedził Evan, zaciskając pięści. –

Marissa to nie Sarah.

– Jeszcze nie – odparował Troy.

To było to. Evan zawarczał i ruszył na Troya, który uniósł ramiona,

gotów do walki.

– Wystarczy – zażądał Aiden, kładąc rękę na ich klatkach

piersiowych i odpychając ich. – Nikt nie zostanie zabity. Jeśli mamy

kiedykolwiek złapać nasz cel, to kiedy mamy wyruszyć, by go dopaść?

Troy zadrwił.

– Ścigamy tego wilka przez połowę dróg w kraju. Nie dopadliśmy

go przez trzy stany. – Spiorunował wzrokiem Evana. – Ale skoro

kładziesz na szali swoje życie, dorwiemy go w kilka dni.

– Moje życie – odparował Evan. – Moje.

– Evan, jeśli pozwolimy ci to załatwić, i jakimś cudem zdołasz

zabić wilka, twoje problemy się nie skończą. Złamałeś prawo tworząc więź

z człowiekiem. Karą za to jest śmierć. Uratowałeś jej życie i podpisałeś na

siebie wyrok.

– Dlatego właśnie chcę, żebyście trzymali się z dala. To jedyny

sposób, byście mogli zaprzeczyć, że byliście w to zamieszani.

background image

– Jeśli wy dwaj się uciszycie, to chyba wiem, jak z tego wybrnąć –

oznajmił Aiden.

Evan przeniósł spojrzenie na Aidena.

– Jak?

– Wirus mutuje. Musi. Nie ma innego sposobu, by wilk mógł

zmienić się tylko częściowo i wciąż nas atakować, tak jak na tyłach domu

Marissy. Musimy mieć próbkę krwi. – Wskazał podbródkiem w stronę

drugiego pokoju. – Marissa nam to zapewni.

Iskra nadziei przeszyła Evana.

– Będziesz musiał włączyć Marcusa. – Marcus był wampirem,

który ich uratował, a teraz był ich przełożonym. Nikt nie chciał wkurzać

Marcusa.

– Daj mi telefon i pozwól mi to załatwić – powiedział Aiden. – To

jest dobra historyjka. Uratowanie Marissy, by studiować mutację wirusa,

naprawdę może ci uratować życie. I wniosę petycję o przemianę Marissy

w wampira przed pełnią księżyca, co powinno zatrzymać ją przed

przemianą w wilka.

Evan potarł szczękę i odwrócił się, nie myśląc dłużej o walce z

Troyem. Nie chciał narzucać Marissie przemiany. Chciał zabić wilka i dać

jej czas na podjęcie decyzji o przemianie, nawet, jeśli oznaczało to

postawienie siebie samego w niebezpieczeństwie przed radą. Ale chciał

zostawić sobie prawo wyboru, dając sobie i Marissie możliwość przeżycia.

Odwrócił się przodem do braci, i krótko skinął głową Aidenowi.

– Zadzwoń do Marcusa, porozmawiaj z nim. – Spiorunował Troya

spojrzeniem. – A ty idź znaleźć tego cholernego wilka, nie robiąc z siebie

znowu zabawki do gryzienia. Nie wiemy nawet, w którym kierunku się

udał i...

background image

Drzwi w sąsiednim pokoju otworzyły się, a potem zamknęły z

trzaskiem. Evan zaklął, nawet nie zaglądając do tamtego pokoju. Ruszył

ku frontowym drzwiom i otworzył je na deszcz. Marissa była już po

drugiej stronie drogi i kierowała się do lasu. Był zbyt wkurzony na Troya,

by pamiętać o jej wyczulonych zmysłach, jej zdolności do słyszenia przez

drzwi. Ale słyszała. Nie miał wątpliwości. Słyszała i rzuciła się do ucieczki.

– Jest zdenerwowana – powiedział Evan do braci, którzy stanęli

po jego obu stronach. – Więc trzymajcie się z tyłu i upewnijcie się, że wilk

się nie pokaże. – Zaczął biec.

Zabrało mu tylko minutę, by ją dogonić, ale pozwolił jej biec,

mając nadzieję, że spali nieco adrenaliny, którą napędzały jej emocje i

wirus. Minęło dwadzieścia minut, a ona wciąż biegła. Deszcz zmienił się z

lekkiego do ulewnego, ale biegła niepowstrzymanie, póki się nie potknęła

i schwytał ją, zaciskając od tyłu ramiona wokół niej.

Przekręciła się ku niemu, jej ręce na jego piersi, gniew błyszczący

w jej oczach.

– Dlaczego to robisz? Dlaczego położyłeś na szali swoje życie dla

kobiety, którą ledwie znasz? Dlaczego, Evan?

– Ponieważ w tej samej chwili, w której weszłaś do baru, poczułem

się bardziej żywy niż przez całe sto lat i chciałem wiedzieć – chcę

wiedzieć, dlaczego.

Miała zaszokowany wyraz twarzy, na której pojawiły się kropelki

deszczu. Odgarnęła włosy sprzed oczu.

– Nie znasz mnie.

– Więź...

– Pozwoli cię zabić – dokończyła. – Ja żyję, ty umierasz. Nie będę

mogła z tym żyć. – Jej kolana zaczęły się zginać, więc docisnął swoją wagą

background image

jej biodra.

– Trzymam cię – powiedział jej, odgarniając mokre włosy z jej

twarzy. – I nie pozwolę ci odejść, więc możesz to po prostu zaakceptować.

– Ściszył głos, wciąż odgarniając jej włosy. – Wróć ze mną do pokoju.

Potrząsnęła głową.

– Troy mnie nienawidzi. Nie potrafię sobie z nim teraz poradzić.

– On ciebie nie nienawidzi. Po prostu nie chce cię lubić.

– Ponieważ myśli, że może będzie musiał mnie zabić.

– Ponieważ był zakochany w wilkołaczycy, pociągała go. A kiedy ja

i Aiden ścigaliśmy wilka, oni oboje wyjechali. Zostaliśmy sami. – Poczuł

spadek napięcia w jej ciele i pocałował ją. – Wróć ze mną do pokoju.

– Tylko wtedy, gdy się zgodzisz, że jeśli nadejdzie pełnia, a wilk nie

będzie martwy, pozwolisz Troyowi mnie zabić, zanim się zmienię.

Nienawidzi mnie. Wiem, że będzie w stanie to zrobić. A wiem, że ty nie

możesz i nie będziesz chciał.

– Skarbie, mówiłem ci. Troy cię nie nienawidzi. Po prostu nie chce

cię lubić.

– I powiedziałam ci, dlaczego. Ponieważ wie, że będzie musiał

mnie zabić.

– Nie. Ponieważ zakochał się w wilczycy, a ona go zdradziła.

Zaskoczenie pojawiło się na jej twarzy, jej głos stał się szorstki.

– I obawia się, że ja zdradzę ciebie. I zrobię to, Evan. Wiem, że

zrobię. Mój wilk absolutnie cię nienawidzi.

Otoczył dłońmi jej twarz.

– Twój wilk nie nienawidzi mnie bardziej, niż Troy nienawidzi

ciebie albo jak bardzo nie chcesz mnie pieprzyć. Po prostu nie rozumiesz

background image

swojej pierwotnej strony wystarczająco dobrze, by rozumieć, co ona ci

mówi.

– Jesteś w błędzie – upierała się. – Nienawidzi cię. I zabije cię,

jeśli przeżyję tę pełnię.

– Nie nienawidzi mnie. Boi się mnie. Taka jest różnica.

– Nieważne, jak chcesz to określać – powiedziała. – Chce twojej

śmierci.

background image

Rozdział 11

Chce twojej śmierci. Włosy na karku Evana uniosły się, a gniew

zapłonął w jego wnętrzu.

– Wiadomość dla twojego wilka – jesteś moja. Nie dostanie cię.

– Oboje wiemy, że już mnie ma – krzyknęła. Deszcz nagle zmienił

się w ulewę.

Pocałował ją, głębokim, namiętnym, dojmującym pocałunkiem,

oznaczając ją jako swoją kobietę. To było piętnowanie. Wilk nie mógł jej

mieć i rada również.

– Nie pozwolę ci odejść – powtórzył tuż przy jej ustach.

– Nie – krzyknęła, starając się go odepchnąć. – Nie. Powinieneś

trzymać się ode mnie z daleka. Tak daleko, żebym nie mogła cię

skrzywdzić.

Zacisnął ręce dokoła niej, trzymając ją uwięzioną.

– Jestem wampirem – powiedział. – Żaden wilk mnie nie

skrzywdzi.

– Powiedz to Troyowi – odparowała.

Podniósł ją, kończąc rozmowę działaniem. Nie chciał słyszeć o

Troyu i Sarah.

Marissa kręciła się w jego ramionach, mokra i śliska, i już

silniejsza z powodu wilka rosnącego w siłę wewnątrz niej.

– Cholera, Evan! Wypuść mnie. Muszę iść.

Zachowywała się niedorzecznie, kopiąc i gryząc, a on nie chciał jej

zranić, co okazało się wyzwaniem. Pośliznął się. Upadł, z nią na nim.

Błoto rozbryznęło się dokoła nich, ale ulewa zmniejszyła się.

background image

Marissa próbowała wstać, ale przewrócił ją na plecy.

– Nie zostaniesz z tym sama, Marisso. Nie będziesz sama.

Przejdziemy przez to. Poradzimy sobie z tym.

– Nie rozumiesz – krzyknęła. – To chce twojej śmierci.

Ponownie zaczęła kręcić się i kopać, ale użył swojego ciała, by ją

uwięzić, z łatwością przytrzymać. Wciąż nie przestawała walczyć.

Przytrzymał jej ręce ponad jej głową, jak już to wcześniej zrobił, i zbliżył

usta do jej ucha, kierując ku niej mentalny przymus, modląc się by

zadziałał. Przestań. Przestań natychmiast.

Posłuchała, wciąż pozostając pod nim, ale on nie był pewny, czy

przestała się pod nim szarpać, ponieważ go posłuchała, czy po prostu była

zmęczona. Niespodziewanie stał się świadom każdej kobiecej krzywizny

pod nim, jej nagich piersi pod mokrą bluzką. Jego fiut stwardniał, jego

jaja się zacisnęły. Jego ręka ześliznęła się na jej pierś, drażniąc sutek.

Jęknęła i wygięła się pod nim.

– Ty i twój wilk pragniecie mnie. – Zacisnął wargi, ocierając

zębami ponad jej koszulką, drażniąc twardy wierzchołek.

– Do cholery z tobą. Nie bądź głupi – syknęła. – Będę cię pieprzyć

i będzie mi się to podobało, tak samo jak Sarah robiła Troyowi. Ale koniec

końców, wciąż będę potworem, który cię zabije, gdy nadejdzie pełnia

księżyca.

Zniżył swoje usta do jej.

– Sarah była naturalnie urodzonym wilkiem. Pracowała dla

buntowników i użyła Troya, by spróbować zinfiltrować Strażników. Nie

była niewinną ofiarą, jak ty.

– Przestałam być niewinna w chwili, w której to coś zaczęło we

mnie rosnąć.

background image

– Być może – ustąpił, – ale pozbędziesz się swojego wilka daleko

łatwiej niż tego tu wampira. – Pocałował ją, głaszcząc jej język swoim,

mówiąc jej w ten sposób, że naprawdę miał na myśli to, co powiedział.

Nie miał pojęcia, dlaczego ta kobieta tak go zawojowała, dlaczego

była kobietą dla niego, – jedyną, jaka istniała. Jęknęła w jego usta, jej

język splątał się z jego. Uwolnił jej ręce i wsunął swoje pod jej koszulkę,

dotykając jej twardych małych pączków. Jego kutas pulsował, jego krew

niemal wrzała. Moja. To słowo echem rozbrzmiewało w jego głowie, w

jego ciele. Żył ponownie z powodu tej kobiety, płonąc żywcem z żądzy i

potrzeby.

Wsunął rękę pod rozluźniony pasek jej szortów, jego palce

pomiędzy jej udami, ponad krótkimi blond włoskami, aż dotarły do jej

wrażliwych fałdek. Wsunął swoje palce w nią, jej mięśnie zacisnęły się na

nim, jej biodra uniosły się.

– Evan – wykrzyknęła. – Ja... – Zachłysnęła się powietrzem, kiedy

skręcił jej obrzmiały gruzełek, a potem wessał sutek między swoje wargi.

Przetoczyła się przez niego zaborczość, jakiej jeszcze nigdy nie

czuł. Chciał sprawić jej przyjemność, chciał jej zrozumienia, że do niego

należy dawanie i branie przyjemności – i do nikogo innego.

Jej paznokcie wbiły się w jego ramiona, jej zęby otarły się o jego

szyję.

– Chcę ciebie wewnątrz mnie. Potrzebuję cię wewnątrz mnie.

Warknął nisko z głębi gardła – prymitywny dźwięk, któremu

żaden wilk nie mógłby sprostać. Był wampirem – nie oddałby tej kobiety

żadnemu cholernemu wilkowi. Obrócił dłoń, głaszcząc kciukiem

łechtaczkę, a palcami pompując w nią. Opadła plecami na ziemię z

background image

odchyloną do tyłu głową, odsłaniając szyję. Jej krew tętniła w żyłach,

kusząc go od momentu, w którym po raz pierwszy ją zobaczył.

Zatopił zęby w jej szyi, a ona natychmiast doszła, jej ciało zacisnęło

się na jego palcach, skręcając się w spazmach. Zaborcze uczucie

przeniknęło go wraz z jej przyjemnością, z jej krwią. Pił z niej, smakował

ją. Mógłby ją uratować już teraz, przemieniając ją. Kończąc to wszystko.

Kończąc z wilkiem. Grzmot przetoczył się ponad ich głowami, przemoczył

ich deszcz, jej oddech stał się chrypliwy. Dla Evana czas się zatrzymał.

Istniała tylko krew Marissy i gwałtowność wampira w nim, który

wiedział, czego on pragnie, co musi zrobić. Żaden człowiek, wilk, czy

członek rady nie mógłby odebrać mu jej, gdyby dokonał jej przemiany.

Poczuł w swoim ciele sygnał ostrzegawczy na ułamek sekundy

przed tym, jak czyjaś ręka złapała go za włosy i odciągnęła jego głowę do

tyłu, krew – krew Marissy ściekała z jego ust.

Potężny mężczyzna przykucnął przed nim, w jego czarnych jak

piekło oczach, czaiła się śmiertelna groźba.

– Wygląda na to, że zjawiłem się w samą porę.

21

21

O rety, mam nadzieję, że to nie wilk! O, zajrzałam do kolejnego rozdziału... ale jestem

złośliwa i nic nie powiem :PPP

background image

Rozdział 12

– Marcus

22

– szepnął Evan.

Wrócił do rzeczywistości, jak tylko zmusił się do skupienia na

swoim przełożonym. Jeszcze przez chwilę przetaczały się przez niego

opary żądzy i pragnienia, szczegóły zlewały się ze sobą. Jakimś odległym

zakątkiem umysłu zauważył brak deszczu, istnienie błota i ziemi tuż pod

sobą – Marissę. Zemdlała, jej skóra była blada, a jej ciało na krawędzi

śmierci. Zaklął i szybko zamknął jej ranę, otwierając własny nadgarstek,

by uzupełnić utraconą przez nią krew.

– To miło, że do nas wróciłeś – odezwał się Marcus, wstając.

Czysta moc w czarnych skórach, wilgotne blond włosy na ramionach.

23

Zabierz ją w bezpieczne miejsce, poza zasięg wilka – powiedział. – Zajmę

się radą, podczas gdy twoi bracia zajmą się wilkiem.

Marissa poruszyła się, a powód, dla którego Evan chciał

przemienić ją tu i teraz uderzył go jak cios prosto w brzuch.

– Nie zabiję jej i zabiję każdego, kto spróbuje.

– Nie dostaniesz szansy, by ją zabić, jeśli zadrzesz z radą –

powiedział. – Kazali mi to zrobić. Jeśli się nie zgodzę, wyślą innego

starożytnego, który wykona robotę, co znaczy, że będę musiał ich zabić,

zanim to zrobią

24

. A chociaż nie lubię większości tych bękartów, jeśli

naprawdę mamy mutację wilczego wirusa, możemy ich potrzebować. –

Sięgnął do kieszeni i rzucił Evanowi strzykawkę. – Przynieś mi próbkę jej

krwi, jak tylko będzie wystarczająco silna. A kiedy mówię, żebyś zabrał ją

w bezpieczne miejsce, mam na myśli również jakieś ładne miejsce.

22

Wejście smoka :P

23

Mrrrraaauuuu! *.*

24

Niewiele z tego zrozumiałam – czy on ma zamiar dobrać się radzie do ich nieumarłych

tyłków?!?

background image

Poważnie, człowieku, jeśli chcesz zjednać sobie damę, to ta szczurza nora

nie jest na to dobrym miejscem.

25

Powiedziawszy to, odszedł, poruszając się tak szybko, że oko nie

było w stanie go dostrzec, talent, który posiadało tylko kilku z ich rodzaju.

Nikt nie znał jego przeszłości, ani jego pochodzenia. Tylko, że on nie był

kimś, kogo kiedykolwiek chciałbyś wkurzyć. Evan był cholernie

zadowolony, że miał Marcusa po stronie swojej i Marissy.

Marissa stała w hotelowej łazience, podczas gdy Evan ją rozbierał.

Było jej zimno, tak bardzo zimno. Tak zimno, że miała wrażenie, jakby jej

kości były z lodu, który w każdej chwili mógł popękać na małe kawałeczki.

Ledwie pamiętała to, co się wydarzyło. Miała tylko jakieś przebłyski –

pobyt samej w pokoju, potrzeba biegania. Walka z Evanem, a potem

pobudka w błocie. Moment, w którym Evan wziął ją na ręce, a ona ułożyła

się przy jego piersi, przyciskając ucho do jego serca, nie odnajdując

jednak jego bicia. Wampir, to słowo przyszło jej na myśl i powtarzało się

w kółko.

– Usiądź na chwilę – nakłonił ją delikatnie, sięgając za zasłonę

prysznicową i odkręcając wodę.

Potem nagle był nagi i wciągnął ją pod prysznic, jego ramiona i

ciepła woda odegnały zimno. Umył jej włosy, namydlił jej ciało. Przynosił

25

Już go lubię :)

background image

jej ulgę swoimi dłońmi, swoimi ustami. Ciepło przenikało w miejsca,

gdzie było jej zimno. Nikt nigdy nie dotykał jej tak delikatnie, z tak wielką

troską i czułością. Zdała sobie wówczas sprawę, że zbudowała wokół

siebie mur, sposób, by pozostać samą na świecie. Jeśli nie wpuszczała

nikogo, nikt nie mógł jej opuścić.

Oparła głowę o jego klatkę piersiową, pozwalając jego mocnemu

ciału podtrzymywać ją, dawać jej siłę.

– Słyszałam – szepnęła w końcu, unosząc brodę, by spojrzeć na

niego. – Słyszałam, co mówili twoi bracia o więzi krwi istniejącej wbrew

waszym prawom.

– Wiem – powiedział z powagą. – Woda robi się zimna. Wyjdźmy

stąd, zanim znowu zaczniesz się trząść. – Zakręcił wodę i szarpnął z

powrotem zasłonkę. Wytarł ją do sucha, otulił ręcznikiem, ale ani razu na

nią nie spojrzał.

Kiedy zawinął ręcznik dokoła swoich bioder, chwyciła go za rękę,

zmuszając do tego, by na nią spojrzał.

– Powiedz mi, co się stało. Pomóż mi zrozumieć.

Wskazał na łóżko.

– Chodźmy usiąść.

Jego zakłopotanie było wyraźnie wyczuwalne. Czuła, że nie

spodoba jej się, cokolwiek miał do powiedzenia. Usiadł na łóżku i

poklepał miejsce obok siebie.

Objęła się ramionami.

– Mów.

Wyglądało na to, że niechętnie, ale zaakceptował dystans między

nimi.

background image

– Wampiry są stosunkowo mało liczebną rasą. I przetrwaliśmy

eksterminację pozostając poza radarem. Jeżeli ujawniliśmy się przed

człowiekiem, jego pamięć była wymazywana.

– Czekaj. Co? Możesz usuwać pamięć?

– Tak.

– Moją? Czy wymazałeś mi pamięć? To dlatego nie mogę sobie

przypomnieć tego, co się zdarzyło wcześniej w nocy?

– Nie. Kiedy zostanie utworzona więź krwi, człowiek jest odporny

na nasze zdolności. I – zawahał się – staje się potencjalnym

niebezpieczeństwem.

Jej szczęka opadła.

– Mówisz mi, że twój rząd mnie zabije? I ciebie również, za

stworzenie więzi? – Jej usta zacisnęły się w wąską linię, a on nie musiał

nic mówić, by wiedziała, że miała rację. – Więc albo ty zabijesz mnie,

ponieważ staję się wilkiem albo oni zabiją nas oboje, ponieważ nie

jestem. – Emocje znowu nad nią zapanowały i zaczęła się trząść. – Nie

umrzesz dla mnie. Teraz pamiętam. Pamiętam, dlaczego biegłam,

dlaczego próbowałam od ciebie uciec. Stanę się przyczyną twojej śmierci.

Wiedziałam to wtedy i wiem to teraz. Nie pozwolę, by to się wydarzyło.

Nie pozwolę.

Evan chwycił ją i wciągnął na łóżko, po czym przetoczył się tak, by

jego noga znalazła się między jej nogami.

– Jest sposób wyjścia z tego bałaganu – przyrzekł. – Sposób,

dzięki któremu oboje przeżyjemy.

– Jaki sposób? – Rozpaczliwie potrzebowała odpowiedzi, która by

sprawiła, że zniknęłoby jej przeczucie i przekonanie, że było jej

przeznaczone zabić Evana.

background image

Słuchała go, gdy opowiadał o zmutowanym, wilczym wirusie, jak

jej krew miała przekonać radę, że jest ważna, że jest warta ocalenia.

Sposób, wedle którego miała zostać przemieniona w wampira przed

nastaniem pełni, o ile uzyska zgodę.

– Nie chcę odbierać ci życia, Marisso – powiedział jej, ocierając

swoimi wargami o jej. – Przysięgam. Chcę ci dać drugą szansę.

– Wiem – odparła, przesuwając palcami przez jego wilgotne

włosy. – Wiem. – I tak było. – Pragnę tej szansy. Chcę poznać ten inny

świat. – Więc dlaczego nie skakała z radości? – Co stanie się teraz, kiedy

zgodziłam się na przemianę?

– Dostarczymy radzie próbki krwi, a następnie znajdziemy

bezpieczne miejsce, by się zaszyć – luksusowy hotel, który sama

wybierzesz. Będziemy tam czekać na jakąś wieść na temat petycji. To da

ci szansę zadać pytania o naszą rasę i uczyć się o tym, czym się staniesz.

W luksusie, którego ci nie zapewniłem, a który chciałbym byś miała.

– A co z wilkiem?

– Troy i Aiden go ścigają. Moim zadaniem jest utrzymać cię

bezpieczną i żywą.

– Miałeś chyba na myśli: „szaloną” i żywą.

26

Uniósł jej pięść do swoich ust.

– Faktycznie. Mam zamiar doprowadzić cię do takiego szaleństwa,

jak tylko potrafię.

Nie pragnęła niczego więcej, by spędzić następne dwanaście dni,

zgodnie z jego sugestią, uciec od świata do ekskluzywnego pokoju

hotelowego, podczas gdy Evan będzie ją doprowadzał da szaleństwa z

26

Gra słów; Evan mówi 'safe and alive', a Marissa 'sane and alive' – bardzo zabawne, swoją

drogą :D

background image

namiętności. To była szansa, by dowiedzieć się, dlaczego czuła się z tym

wampirem tak dobrze – jakby znała go całe życie. Szansa, by dobrze się

zastanowić, jak przyjąć ten nowy zwrot w jej życiu. Tym razem chciała

odcisnąć własne piętno, zrobić więcej, być kimś więcej.

– Nie mam ani pieniędzy, ani pracy – powiedziała.

– Wszystkie nowo stworzone wampiry dostają posag – odparł. – I

jeśli postąpisz tak jak my i mądrze go zainwestujesz, wystarczy ci na

wieczność, tak jak powinien.

To wszystko było zdumiewające, to rozwiązanie, które

wymazywało wszystko co złe, pozostawiając jedynie dobro. To była

optymistyczna wizja przyszłości, w której oboje przetrwają, w której być

może – tylko być może – ona i Evan zostaną czymś więcej niż

kochankami. Nakazała sobie cieszyć się, poczuć ulgę. Tylko wciąż mogła

wyczuć w sobie wilka. Wciąż była świadoma jego nienawiści do Evana,

jego własnego pragnienia przetrwania. Wilk dbał tylko i wyłącznie o

swoje własne szczęście, a nie będzie szczęśliwy, póki Evan nie będzie

martwy.

background image

Rozdział 13

Dziesięć dni później, Evan stał na werandzie domku położonego

nad jeziorem Austin, dokąd zabrał Marissę, wraz z Troyem i Aidenem.

– Powiedzcie mi, że macie trop wilka?

Obaj jego bracia skrzywili się i potrząsnęli głowami.

– Wygląda na to, że po prostu zniknął – powiedział Troy.

– I moglibyśmy uganiać się za przypadkowymi tropami po całym

kraju i donikąd nie trafić – dodał Aiden.

Troy wskazał dom.

– Gdzie jest Marissa? – Spytał.

– Pod prysznicem – odparł Evan. – Jej skóra staje się coraz

bardziej gorąca. Nie pomaga nic prócz lodu i zimnej wody.

– Jest to odpowiedź na moje pytanie, jak sądzę – stwierdził Aiden.

– Które brzmi: jak ona się ma?

– Czuła się świetnie, kiedy tu przyjechaliśmy. Bieganie po lesie

pomagało jej spalić nadmiar adrenaliny. Ale minęły jeszcze tylko dwa dni,

nim zmieniła się w potwora. Naprawdę się zdenerwowała. A w dodatku

Marcus powtarza: jeszcze jedna próbka krwi więcej. Jeśli mutacja, której

istnienie podejrzewamy, już się nie pokaże, to nie będzie dobrze.

Musieliśmy być w błędzie.

– Ryzykując nazwanie cynicznym... – zaczął Troy.

– Ty? – Spytał Aiden kpiąco, krzyżując ramiona na piersi. –

Cyniczny? Nigdy.

Troy zignorował go.

background image

– Rada z łatwością może wysłać zabójcę, by zabił was oboje zanim

się zmieni.

– Dlaczego teraz? – Spytał Aiden – Dlaczego nie dziesięć dni

temu?

– Może naprawdę czekają na próbki jej krwi, poszukując mutacji –

powiedział Troy. – To może być powodem, dla którego ten wilk zmienia

się tylko częściowo, czego nigdy przedtem nie widzieliśmy u żadnego

wilka. Oni to wiedzą.

– Albo być może w ogóle nie zamierzają jej zabijać – powiedział

Evan cicho, wyrażając głośno swój niepokój. – Może chcą, by się

zmieniła, dzięki czemu będą mogli ją badać. – Wyraz twarzy jego braci

zdradził mu, że pomyśleli o tym samym.

– Jeśli zależy ci na niej tak bardzo jak sądzimy, to nie możesz

pozwolić jej na zmianę – powiedział Troy.

Zależało mu na niej jeszcze bardziej. Kochał ją, wszystko w niej.

Od dziwnego zwyczaju jedzenia francuskich frytek z musztardą, do jej

umiejętności nakłonienia go do oglądania Wesleya Snipesa w maratonie

filmowym „Blade'a”, zwłaszcza, że nie oglądał filmów o wampirach. Ale

nie mógł jej tego powiedzieć. Wiedział, co by odpowiedziała. Wiedział, że

odpowiedziałaby, że nie znał jej wystarczająco dobrze, by ją kochać, albo,

że czuje się wobec niej winny, albo odpowiedzialny za nią z powodu ataku

wilka. Chętnie spędziłby całe życie udowadniając jej, że myliła się we

wszystkich tych punktach. Ale najpierw musiał się upewnić, że będzie

miał to życie, i ona również.

Wygiął brew na Troya.

– Sugerujesz, że powinienem zmienić ją w tej chwili?

background image

– To wystawi ich na cel – powiedział Aiden. – Nie takiego życia

pragną.

– Proponuję, żebyś podjął środki ostrożności – ciągnął Troy. –

Bezzwłoczna zmiana lokalizacji, my zostajemy tutaj i czekamy na ich

ruch. Jeśli Marcus da ci sygnał, opieczętowaną i zatwierdzoną petycję,

damy ci znać. Jeśli nie – przemienisz ją przed pełnią księżyca.

Aiden podrapał się po jednodniowym zaroście.

– Nienawidzę tego przyznawać, ale to ma sens. Zrób to, Evan.

Przemień ją. Przemień ją teraz.

– A co z Marcusem? – spytał, Evan. – Będzie wkurzony.

– Jeśli Marcus spiskuje z radą przeciwko tobie, to olać go –

powiedział Troy. – A jeśli nie, to stanie obok nas.

– Nie chcesz wkurwić Marcusa, Troy – ostrzegł go Evan.

– Zajmiemy się Marcusem – zapewnił Aiden, najwyraźniej

pewien, że zdoła załagodzić sprawy między nimi. Prawdę mówiąc,

prawdopodobnie był w stanie to zrobić. Dlatego wcześniej był tak chętny,

by zadzwonić do Marcusa i dlatego był do tego skłonny teraz. Coś się

wydarzyło między Aidenem a Marcusem jakieś dwadzieścia lat temu, i co

dziwne, jak na braci, którzy dzielili się wszystkim, ani Evan ani Troy

nigdy nie zdołali nakłonić Aidena do zdradzenia szczegółów.

Aiden wskazał na domek.

– Po prostu zabierz stąd Marissę w diabły. Resztę zostaw nam.

Evan zawahał się.

– Obaj macie przeżyć.

– To dotyczy także ciebie – odparł Aiden.

background image

Evan wszedł do chaty, by stwierdzić, że Marissa siedzi na kanapie

– dopiero zdążyła wysuszyć włosy, masa jedwabistego blondu spływała

po jej smukłym ramieniu, jej nogi były obnażone pod parą czerwonych

szortów, które kupili przed przyjazdem, jej pełne piersi pod

dopasowanym bezrękawnikiem. Mógł wyczuć promieniujące od niej

napięcie, zobaczyć niepokój w jej ślicznej twarzy w kształcie serca.

Podszedł do niej, przyklęknął na jedno kolano, popieścił jej nagą

łydkę i pocałował kolano. Uwielbiał jej kolana

27

, a szczególnie czułe

miejsce tuż pod nimi.

– Jak się czujesz?

– Słyszałam. Słyszałam to, co mówili Troy i Aiden.

– Jesteś dobra w słyszeniu tego, czego nie powinnaś słyszeć.

– Nie ucieknę – powiedziała. – Nie pozwolę na to, byś był

poszukiwany.

– Marisso...

Pochyliła się i naparła swoimi wargami na jego i pozwalając swoim

ustom błądzić przy jego. Zacisnął ręce wokół jej talii, przysuwając ją

bliżej.

– Co, jeśli mogę oszczędzić nasze życia przez zmianę, przez

pozwolenie im na badanie mnie?

Zaborczy pomruk zabrzmiał w jego gardle.

– Nie. To się nie stanie. To jest poza wszelką dyskusją.

Pogłaskała jego policzek.

– Ten wirus to większy problem, niż każde z nas, większy niż moje

własne życie, Evan. I to jest to, co robisz, jako Strażnik.

27

Bo jeszcze żadnym (kolanem oczywiście) nie oberwał w wiadome miejsce :P po czymś

takim miłość się kończy :D

background image

– Wyjeżdżamy. – Przesunął ramiona pod nią, zamierzając ją

podnieść. – Wyjeżdżamy natychmiast.

– Nie jadę – powiedziała, a w jej słowach była taka lodowata

pewność, że zamarł w miejscu.

– Wyjeżdżamy.

– Nie...

Pocałował ją, pocałował ją tak, jakby całował ją ostatni raz.

Pocałował ją z żądaniem – by poszła z nim, by była z nim, by nie stała się

wilkiem. I by nie umarła. Gniew zapłonął w jego wnętrzu – na wszystko,

co stracił, wszystko, co widział, na życie poświęcone radzie, która teraz go

zawiodła.

– Nie stracę także ciebie – powiedział, tylko na wpół świadomy

ukrytego znaczenia tego „także” dodanego do tej deklaracji. Pocałował ją

ponownie, dotykał ją i pieścił, naznaczając ją. Nigdy jeszcze nie czuł się

tak prymitywnie, tak drapieżnie.

– To jest moja decyzja – zawarczał przy jej ustach. Przygryzł jej

wargę, ściągnął jej koszulkę i ukrył w dłoniach jej piersi. Panował nad

sobą. Chciał jej pokazać, że panuje nad sobą. Chciał to zrobić dobrze.

Żeby zrobiła to, czego pragnął. Widział biel, widział czerń – widział ból.

Miał ją nagą w ciągu kilku sekund, jej szorty zostały odrzucone, jej

plecy opierały się o kanapę, jej nogi zaś na jego ramionach. Zamknął

wokół niej usta, ssąc i liżąc. Jej przyjemność była jego przyjemnością.

Należała do niego. Doszła niemal natychmiast, wilk i wampir, więź krwi,

płomienny afrodyzjak, czego dowiedli raz po raz przez te dwa tygodnie.

Była jak słodki miód rozpuszczający się na jego języku, a nie był nawet

bliski skończenia z nią.

Jego palce wśliznęły się w nią, zbliżając ją do kolejnego orgazmu.

background image

– Potrzebuję cię – wychrypiała. – Potrzebuję cię we mnie.

– To dobrze – odpowiedział jej. – Potrzebujesz mnie tak samo, jak

ja potrzebuję ciebie. Na kolana. – Polizał swoje palce, patrząc jej w oczy,

kiedy to robił. Ściągnął koszulkę przez głowę i wstał, rozpinając spodnie.

Oblizała usta, mała wiedźma, drażniąc się z nim. Jego wargi uniosły się

ponad wysuniętymi kłami.

– Kolana.

– Cokolwiek zechcesz, mój Mistrzu – powiedziała, odnosząc się do

małej zabawy, w którą grali pewnej gorącej nocy.

– To nie jest zabawa. – Kopnął swoje ubrania na bok, jego trzon

był gruby i pulsujący, jaja napięte. Nagle nie chciał jej na kolanach. Chciał

jej zaciśniętej dokoła niego. Chwycił ją, przyciągając z całych sił w swoje

ramiona. – Ja ustalam zasady, Marisso.

Drwina pojawiła się na jej twarzy.

– Nie tym razem, Evan. Nie, jeśli to ma cię kosztować życie.

Cholera, dlaczego go nie słuchała

28

? Uniósł ją, wślizgując się

fiutem do jej wnętrza, jej nogi otaczały jego talię. Zatonął w niej do końca,

po czym usiadł na kanapie, z nią na nim. Jego dłoń zanurzyła się w jej

włosy, odsłaniając jej szyję, ocierając się swoimi zębami o delikatną

skórę.

– Mógłbym cię przemienić tu i teraz i nie byłabyś w stanie mnie

powstrzymać.

– Ale nie zrobisz tego.

Jego palce przesunęły się na jej kark, przyciągając jej spojrzenie do

niego, jego kły były celowo widoczne.

28

Bo cię kocha, dupku :P a miłość ślepa jest :D

background image

– Nie bądź tego taka pewna.

Jej oczy, błękitne niczym kryształ, utrzymały jego spojrzenie.

– Nie przemienisz mnie bez mojej zgody.

– Jesteś moja.

– Tak.

W końcu to przyznała.

– Więc zrobisz to, co mówię.

Otworzyła usta, by mu odpowiedzieć i skądś wiedział, że to by mu

się nie spodobało. Pocałował ją, zaciskając dłonie wokół jej soczystego

tyłka i pompując w nią. Jeśli mógłby znaleźć się wystarczająco głęboko,

wystarczająco blisko, to może ona jakoś zrozumie, dowie się, dlaczego nie

mógł jej stracić. Dlaczego nie mógłby jej stracić. Jeśli tylko mógł pieprzyć

ją wystarczająco mocno. Pozostał spokojny, zanim jego ręce zacisnęły się

wokół niej.

– Co? – Sapnęła, pochylając się, by spojrzeć na niego. – Co to

było?

– Kocham cię – wyznał. – I nie mów mi, że nie miałem czasu, by

się tego dowiedzieć. Miałem sto lat, żeby się o tym przekonać.

Jej oczy zabłysły.

– Też cię kocham. Kocham cię tak bardzo.

– Więc proszę – szepnął, głaszcząc jej włosy. – Chodź ze mną.

Znajdziemy wilka i złapiemy go. Pozwolimy mu być ich świnką morską

29

.

Razem.

– Tak – powiedziała, jej palce otoczyły jego szyję. – Tak.

29

Czyli obiektem badań :P zasłużył, gadzina jedna :P

background image

Rozdział 14

Ledwie godzinę po ich wzajemnej miłosnej deklaracji, Marissa

była po prysznicu i przebrana w dżinsy i jasnoróżową podkoszulkę. Mogła

usłyszeć Evana w salonie, rozmawiającego przez telefon z kimś, kto

brzmiał jak jeden z jego braci. Po jego poirytowanym tonie poznała, że to

był Troy i uśmiechnęła się. Ach, braterska miłość. Zawsze chciała mieć

rodzeństwo, by się z nimi wykłócać

30

. Teraz pożyczyłaby tylko braci

Evana, pomyślała i jej uśmiech poszerzył się. Spodobał jej się ten pomysł.

Była częścią rodziny.

Marissa prawie skończyła z przygotowaniem do wyjazdu

niewielkiej ilości dobytku, który za radą Evana kupili zanim przybyli do

chaty. Te rzeczy były dla niej ważne, stanowiły część wspomnień z tego

miejsca, które na zawsze pozostaną słodko-gorzkie. To znaczy, jeśli było

dla niej jakieś „zawsze”. Chciałaby, żeby było, dla niej i Evana, razem.

Modliła się o to. Musiała wierzyć, że będzie w stanie jakoś przejść przez

tych kilka następnych dni.

Zrobiła tylko jeszcze jedno: szybko rozejrzała się po pokoju i

położyła torbę na łóżku. Wkrótce powinni przybyć Aiden i Troy, by

przejąć domek. Ona i Evan zamierzali udać się do jakiegoś hotelu w

wieżowcu w Austin, mniej niż godzinę drogi stąd, by czekać na

wiadomość w sprawie petycji. Właśnie zamykała torbę na zamek

błyskawiczny, kiedy dreszcz ostrzeżenia prześliznął się po jej kręgosłupie.

Całkiem zamarła, nawet nie oddychając, czekając, choć nie była pewna na

co.

Wilk.

– Evan – wykrzyknęła, okrążając łóżko, pewna swojego

przeczucia, które kazało jej działać.

30

Wszystko jest fajnie, dopóki jest się stroną 'lejącą', a nie 'laną' :PPP

background image

Szkło rozprysnęło się z roztrzaskanego za nią okna, nim zdążyła

zrobić trzy kroki. Odwróciła się w chwili, w której uderzyło w nią wielkie

ciało i przycisnęło ją do podłogi. To było tak, jakby czas się zatrzymał,

cofnął, a potem zaczął się ponownie biec do przodu. Tylko tym razem

mogła widzieć mężczyznę na niej, jedynie jego kły przypominały wilka,

jego ubranie było podarte, a ciało zmierzało ku pełnej zmianie. Nie mogła

się ruszyć, nie mogła walczyć. Był od niej większy, zdolny do rozerwania

jej gardła jednym szarpnięciem tych zębisk.

Zamiast tego próbowała grać na zwłokę, próbowała dać Evanowi

czas, by mógł do niej dotrzeć. Musiał usłyszeć jej krzyk, słyszeć jak pękało

szkło.

– Czego ode mnie chcesz?

Zawarczał tuż obok jej ucha.

– Twojego życia, żebym mógł zachować swoje.

Jego zęby zatopiły się w jej szyi.

Evan rzucił się na wilka ułamek sekundy za późno, po prostu

moment za późno. Wilk rozdarł Marissie gardło.

– Nieeeeeee! – Krzyknął, adrenalina podziałała na niego jak

paliwo rakietowe. Ściągnął wilka z Marissy i cisnął nim w okno.

background image

Evan opadł na kolana obok Marissy, zapomniawszy już o wilku.

Jej szyja była poszarpana, jej oczy zamknięte, jej twarz nienaturalnie

blada. Była martwa, wiedział o tym i miał tylko niewielką szansę, by

osuszyć ją i przywrócić z powrotem. Nie zastanawiał się. Po prostu

działał. Zatopił zęby w jej ramieniu i pił. Warczenie rozległo się za nim i

zesztywniał, przygotowując się na atak.

Wilk wylądował na nim, jego zęby wbiły się w plecy Evana,

szarpiąc i rozrywając. Ale Evan wciąż osłaniał Marissę własnym ciałem,

nie przestając pić.

Za Evanem rozbrzmiały okrzyki – jego bracia, jak sądził. Wilk

został z niego ściągnięty, a za nim nastąpiła erupcja dźwięku. Krwawił z

pleców, może także z szyi, krew lała się z niego – krew, którą musiał

nakarmić Marissę, by ją ocalić. Ból promieniował w jego ciele, ale nie

dbał o to. Nie mógł umrzeć, nim nie poświęci się dla Marissy.

Kiedy w końcu zakończył ten etap przemiany, mógł tylko zerknąć

na pozbawione krwi ciało. Uniósł się i nagryzł nadgarstek, pozwalając

swojej krwi spływać do jej ust.

– Proszę, dziecinko. Wróć do mnie. Proszę. – Głaskał jej szczękę,

jej włosy.

– Pij – rozkazał męski głos.

Marcus nie był jedynym, siedzącym w kucki obok Evana. Otworzył

żyłę, by uzupełnić straconą przez Evana krew.

– Nakarmiłbym ją, zamiast ciebie – powiedział Marcus – ale coś

mi mówi, że to by ci się nie spodobało. Wiem, jak bardzo zaborczy potrafi

być samiec wampira.

Evan chwycił nadgarstek swego przełożonego i ugryzł. Starożytna

krew wlewała się w niego, uzdrawiając jego plecy, jego ramię. Mógł

background image

poczuć moc rozchodzącą się w jego ciele, a przez niego, także w Marissie.

Sekundy minęły niczym godziny, kiedy pił, a ona leżała tam tak obojętnie,

ale w końcu jej szyja zaczęła się uzdrawiać, jej ziemista skóra zaczęła

zabarwiać się na różowo. Zalała go ulga, kiedy chwyciła jego ramię i

zaczęła pić łapczywie. Wypuścił nadgarstek Marcusa, przyciągając

Marissę w swoje ramiona i kołysząc ją.

– Dzięki Bogu – wymamrotał, trzymając ją mocniej niż

prawdopodobnie powinien, ale nie mógł nic na to poradzić. Była żywa i

obiecał sobie tu i teraz, że nigdy nie pozwoli, by cokolwiek jej się znowu

przytrafiło.

Upłynęły długie minuty, nim uwolniła jego nadgarstek i zamrugała

oczami w oszołomieniu i zakłopotaniu, po czym nagle szarpnęła się,

próbując rozejrzeć się wokół siebie.

– Wilk, gdzie jest...

– Spokojnie, skarbie – powiedział, głaszcząc jej włosy. – Troy i

Aiden zajęli się wilkiem. Jesteś bezpieczna. Wszystko jest z tobą w

porządku.

Jej wzrok obniżył się do jej podartej, pokrwawionej koszulki,

niepokój został zastąpiony przez strach.

– Ty... nie, powiedz mi, że nie zrobiłeś tego, co myślę, że zrobiłeś.

Evan...

– Uratowałem ci życie. Zrobiłem, co musiałem. Razem, skarbie,

pamiętasz? Taka była nasza umowa.

Marcus zjawił się przed nimi niemal znikąd. Ponownie przy nich

przykucnął.

– Sądzę, że możesz tego chcieć – powiedział, wskazując na złożony

papier w swojej ręce. – Rada miała nagłą ochotę, by zatwierdzić twoją

background image

petycję

31

. – Uśmiechnął się do Marissy i wręczył jej papier. – Witaj w

świecie krwiopijców, skarbie.

Marissa zamknęła dłoń na zatwierdzonej petycji.

– Nie mogę uwierzyć, że to prawda.

– Co masz na myśli, mówiąc „nagła ochota”? – spytał, Evan

podejrzliwie.

– Wilk znalazł cię tutaj, w domku. I ani ja, ani żaden z twoich braci

nie powiedział mu, gdzie cię znaleźć, co wiem, że nie miało miejsca. Coś

tu się nie zgadza. Jest tylko jedno inne miejsce, gdzie wilk mógł zdobyć

twoją lokalizację.

– Od członka rady – w głosie Evana brzmiało niedowierzanie. –

Nie ma, kurwa, mowy.

– To nie byłby pierwszy raz, kiedy wilki zinfiltrowały wysokie kręgi

wampirzych władz. Podejrzewam też, że ktoś fałszował wyniki badań krwi

Marissy. To by wskazywało na starszych członków rady.

– Jakieś pomysły, kto z nich jest winny? – spytał, Evan.

Marcus ponuro potrząsnął głową.

– To uczyniłoby to zakończenie zbyt doskonałym, prawda

32

? A

doskonałość nie zdarza się w moim świecie. Na koniec zawsze się coś

traci. – Wstał. – Och, a wilk uciekł. W świetle wcześniejszych

doświadczeń Troya z wilczą zdradą, wygląda na to, że jest wyjątkowo

zmotywowany, by go odnaleźć. A Aiden, jak zwykle, będzie próbował

kontrolować Troya. Życie kołem się toczy, jak wiadomo. Zostawiam was

dwoje, byście mogli zrobić cokolwiek, co niedawno związane wampiry

31

Ciekawe, czym Marcus ich postraszył? ;D

32

Prawda. Wspominałam już, że lubię Marcusa?

background image

robią razem i spróbuję nie używać swojej wyobraźni. – Co

powiedziawszy, zniknął.

Marissa rozdziawiła usta.

– Jak on to zrobił

33

?

– To jedna z wielu tajemnic, jeśli chodzi o Marcusa – powiedział

Evan, obracając się ku niej twarzą. – Jak wiele filmów o wampirach będę

musiał obejrzeć, zanim zgodzisz się za mnie wyjść?

Roześmiała się.

– Zrobię listę. – Po czym go pocałowała, i to był ich pierwszy

pocałunek, jaki dzielili jako wampiry.

Gorący Wampirzy Pocałunek

34

.

~KONIEC~

Podziękowania dla noir16 za korektę i dla Is za skład :)

33

Oto jest pytanie :P

34

Dziwne zakończenie :P


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lisa Renee Jones Vampire Wardens 01 Hot Vampire Kiss
Lisa Renee Jones Vampire Wardens 01 Hot Vampire Kiss
Lisa Renee Jones Underground Guardians 01 Protector
Lisa Renee Jones Hot Vampire Seduction
Lisa Renee Jones Hot Vampire Seduction
Lisa Renee Jones Tempting Jason(Extasybooks)
All The Right Spots Lisa Renee Jones
His Secrets Lisa Renee Jones
Lisa Renee Jones Too Close For Comfort
Lisa Renee Jones Manmade Delights
Lisa Renee Jones Office Games Who s on Top ( Ellora s Cave )
Lisa Renee Jones Odkrywając Tajemnice
Daring Sheila Lisa Renee Jones
Lisa Renee Jones A Dangerous Attraction
Lisa Renee Jones Versuchung der Sinne
Lisa Renee Jones Hurt So Good
Lisa Renee Jones Daring Sheila

więcej podobnych podstron