Alkohol, prochy i ja Barbara Rosiek

background image
background image

BARBARA ROSIEK

ALKOHOL, PROCHY I JA

CZĘŚĆ I

PIJANE ŻYCIE

rano budzę się z kacem życia pragnę
odejść

znam kilku potencjalnych samobójców

to nic Panie Boże -

mawiam

przecież bywa i tak

background image

że nas ratują

kiedy śnimy o miłości

która nie może się spełnić

i wtedy powoli chlejemy wódę ćpamy
wieszamy się

tak zwyczajnie na rurach w łazience

a później nas odcinaj ą jak pępowinę

i już możemy modlić się do Boga
którego zabrakło

jak życia jak wódy czy narkotyku

nie chcę pani Alicjo być psychotyczna

background image

ale nie mam już wyboru

schizo to też życie

a

jutro

od

nowa

się

uchleję

codziennością

i obudzę się z kacem życia

amen

7 lipca 2002 roku

czerwiec 2002

W ciągu ostatnich jedenastu lat byłam
około trzydziestu pięciu razy w szpitalu

psychiatrycznym

u

doktora

Mirka

background image

Sternalskiego w Częstochowie, ale o
tym będzie inna

książka.

Pomiędzy

szpitalami

musiałam

funkcjonować samodzielnie, to jest nie
świrować, nie

halucynować.

To było bardzo trudne.

Musiały wystarczyć jedynie niskie
dawki prochów, ale to było niemożliwe.
Na

trzeźwo, no prawie na trzeźwo, nie
radziłam sobie ze światem. Czyli z sobą

background image

i tym, co

przeżywam.

Ogoniasty

czuwał

i

namawiał umie do samobójstwa, a
przecież nie mogłam cały

czas siedzieć za szpitalnymi kratami. To
było zbyt trudne, kiedy czułam, że
oddział mnie

drażni i męczy, oznaczało to powrót do
domu, ale zawsze okazywało się, że dom
też był nie

do uniesienia z Ogoniastym na karku,
więc zabierałam go w podróż po całym
świecie albo

zapijałam prochy alkoholem, wtedy

background image

Ogoniasty był łaskawy i nie kazał na
przykład wieszać

się na linach w łazience.

Niedawno wyszła „Kokaina”, pisałam ją
w bardzo dziwnym stanie psychicznym
po to,

by przeżyć wbrew sobie i Bogu, na
nieszczęście mnie samej, a komu na
szczęście jeszcze nie

wiem.

Jest upalnie, Tata już nie żyje, Mama
gdzieś wyszła, wczoraj miałam dół i
napisałam

background image

list do pani Alicji, a wcześniej byłam u
doktora Marka w przychodni. Ucieszył
go nowy

wiersz, mówił, że przebiłam Wojaczka,
a ja na to, by nie mówił mi takich rzeczy,
bo

Ogoniasty od razu podsunie w domu
pętlę, więc postanowiłam wytrzeźwieć i
przyśniła mi się

ta książka.

Dzisiaj jeszcze nie wzięłam prochów, a
byłam przez ostatnie dwa tygodnie w
ciągu

alkoholowym

z

prochami,

które

background image

wywołują przyjemne wrażenie, że nie
istniejesz tu i teraz,

jakby nie było rur w łazience czy
halucynacji, ale Ogoniasty jest zawsze, a
poza tym nie mam

zamiaru się go pozbywać.

Kiedy mam nakaz samobójstwa, kiedy
przestaję kontrolować, ile prochów
wzięłam i

zapiłam wódą, kiedy wydaje mi się, że
mogę skończyć, podświadomość robi mi
brzydki

kawał i zsyła nowy pomysł na książkę.
Nie wiem, kto jest tak okrutny, Bóg czy

background image

ja sama? Tak

naprawdę jeszcze się tam nie wybieram.

Mam już wiernych czytelników, którzy
wespół ze mną zamartwiają się i
przeżywają

moje

słowa

wydrukowane

przez

życzliwych wydawców. Sława powoli
mnie osacza, ale

przecież

zawsze

można

wziąć

dodatkowego psychotropa i zapić.
Wtedy świat nie istnieje.

Życie bez obowiązków i przeszłości
zaczyna mi się podobać, ale nie podoba
się mojej

background image

wątrobie, sercu i mózgowi. Nagle
stwierdziłam, że miewam zaburzenia
świadomości, inni

mówią

o

sytuacjach,

w

których

uczestniczyłam, a tego nie pamiętam.
Przecież wszyscy nie

mogą

kłamać...

Trochę

się

tego

wystraszyłam,

zmniejszyłam

ilość

prochów o połowę i

wytrzeźwiałam, przestając chlać. I w
końcu pojechałam na XXX Noc Poetów
do Krakowa, a

nie widzieli mnie tam chyba ze cztery
lata. Nie wiem, czy dobrze robiłam,
odzyskując na tę

background image

noc

trzeźwość,

czas

pokaże,

ale

przynajmniej zaistniałam jako poetka, i
choć sława nie była

mi potrzebna. Na szczęście w swoim
mieście byłam na ulicy anonimowa, nikt
nie znał mojej

twarzy z telewizji, bo nie zgadzałam się
na jej odkrycie. Odrzucałam wszelkie
propozycje

wystąpienia na forum publicum. Co za
ulga, mogłam po prostu wyłączyć telefon
i nie

odpowiadać na listy.

Moja epopeja psychiatryczna, która

background image

zaczęła się jedenaście lat temu, chyba
się

skończyła, ale była niemożliwa bez
wódy i prochów.

Gdzie było moje ja, tego nie wiem.
Chyba przy maszynie do pisania.

Czasami

byłam

Bogiem.

Nie

odpowiadał mi jednak stan nieustannej
wszechmocy,

wolałam być Basią, która pisze o
swoich fantazjach i marzeniach.

Pani Alicja próbowała ze mnie zrobić
kobietę. Mam nadzieję, że do tego nie
dojrzeję,

background image

choć przecież u łóżku z facetem
stawałam się kobietą, a może, na czas
ożywczego orgazmu,

dzikim zwierzęciem. Byłam uzależniona
od chwili narodzin.

Od urodzenia byłam z Ogoniastym, który
namawiał mnie do samobójstwa.

Dzisiaj sen przyjemnie mnie zaskoczył,
zastanawiałam się, jak przeżyć do
wieczora

bez prochów, a tu proszę, jest wyzwanie
skłaniające do trzeźwości, okrutnej
trzeźwości, bo

przecież wolałabym walnąć sobie

background image

kielonka i zawisnąć w uczuciach do
świata.

Jak błogo jest po prochach, oczywiście
do chwili, kiedy nie rozpada się
wątroba. Bez

wątroby żyje się siedemdziesiąt dwie
godziny, tak przynajmniej uczono na
studiach

psychologicznych.

Teraz,

na

szczęście,

mam

zakaz

wykonywania zawodu psychologa i
bardzo dobrze,

przynajmniej nikogo nie skrzywdzę
swoimi koncepcjami na temat życia.

background image

Książkę można przeczytać lub nie,
słowo rzucone w twarz niekiedy zabija i
nie

pozostawia cienia szansy na odcięcie
pętli.

Przestałam ostatnio pisać dziennik, a
przecież

dzięki

niemu

powstały

„Pamiętnik

narkomanki”

i

”Schizofreniczka”.

Zatarły się granice między tym, co
pisane, a tym, co

przeżywane.

Przez ostatnie dziesięć lat byliśmy z Tatą
najlepszymi kumplami, bardzo cierpiał,

background image

kiedy odchodziłam do psychiatryka, ale
zawsze był, teraz nagle...

Jeszcze nie potrafię o tym mówić czy
pisać, to na razie nikomu niepotrzebne.
Piszę za

to tomik Jemu poświęcony. Tylko On
zawsze był ze mnie dumny... Płakać mi
się chce.

Nie wiem, doprawdy nie wiem, ale
czuję, że muszę pisać, zanim rozwali się
wątroba.

Przez te lata w moim życiu zaistniało
wiele

osób,

ważnych

osób,

ale

przyjaciele woleli

background image

moje książki niż mnie. Może kogoś
krzywdzę, bo pani Alicja zdecydowanie
wolała usłyszeć,

niż przeczytać. I Bożena się o mnie
modli. Nie ma już naszego Michałka.
Bóg tak chciał.

Udało mi się przeżyć gruźlicę płuc, ale
to nic nie oznacza, może jedynie to, że
należę

do wybrańców Boga. Zaczęło się od
uratowania mnie z próby samobójczej,
na tyle poważnej,

że prawie udanej, ale nie liczyłam się z
siłami współczesnej medycyny, a także
Boga. Może

background image

przede

wszystkim

Jego.

Sama

wyznaczyłam sobie datę śmierci wbrew
Jego zamysłom.

Dostałam od psychiatry ożywcze prochy
i nakaz życia, mając jedynie zapał do
pisania.

Przez trzy, cztery miesiące męczyłam się
na wolności, by kolejne trzy spędzić w

szpitalu psychiatrycznym. I tak przez
dziesięć lat. Wolność była zmorą, którą
trzeba było

przetrwać. Chcę umrzeć, wyznaczam
kolejne kresy swego bytowania na
ziemi. W końcu

background image

zrozumiałam, że nie zależy to ode mnie,
więc zamiast zawisnąć, usiadłam jak
zwykle do

maszyny do pisania.

„Kokaina” jest w księgarniach w całej
Polsce.

Dziesięć lat temu postanowiłam, że w
ciągu dziesięciu lat napiszę dziesięć
książek,

choćbym

miała

pakt

z

diabłem.

Napisałam je bardziej z boską pomocą.
Nie pamiętam, co

czułam

pisząc

„Kokainę”,

za

to

doskonale pamiętam, co czułam pisząc

background image

„Schizofreniczkę”.

Tej nocy, po zmniejszeniu dawki
prochów, przyśniła mi się ta książka
wraz z trafnym

tytułem. Muszę jedynie nie dać się
wciągnąć w rozmyślania o innych,
skupić się na tekście,

gdy

inni

zmuszają

mnie,

bym

uczestniczyła w jakiś sposób w ich
życiu.

Jestem gotowa na twórczą izolację,
dopóki nie skończę. Inni jak zwykle
pewnie tego

nie

zrozumieją,

ale

to

mi

nie

background image

przeszkadza. Któż zrozumie kobietę, w
dodatku poetkę.

Zagłuszałam lęk.

Znany mi filozof ma inną koncepcję
powstawania lęku, ale zapominam o
tym, bo kto

by się przejmował wyznaniem chorego
na nienawiść psychopaty.

To lato należy tylko do mnie.

Po powrocie z psychiatryka poczułam,
że

jeden

z

psychotropów

ma

niesamowite

działanie na tę część mego umysłu, która

background image

pozwala na samodręczenie. W końcu się

wyzwoliłam. Tak było po kokainie, ale
teraz czułam, że świat należy do mnie.

Książki sprzedawały się jak dziwki i
miałam kasę na swobodne przetrwanie.

Domagano

się

spotkań

autorskich,

wywiadów, były recenzje, o których
nawet nie

wiedziałam.

Dziennikarskie

hieny

pozwalały sobie na zbyt wiele, na
spotkaniach autorskich

padały dziwne pytania, na które nie
miałam ochoty odpowiadać.

background image

W końcu z tym skończyłam. Mają
książki, niech się żywią. Status poetki i
pisarki

zadziwiał także mnie. Na początku nie
mogłam pojąć, jakim fenomenem jest
sława. Leży ona

w naturze ludzkiej, jako psycholog
powinnam się wcześniej zorientować.
Tylko rodzina mnie

nie uznawała, dla nich byłam wciąż
biedną

Basią,

którą

trzeba

się

opiekować, ratować z

tarapatów, kiedy zaćpała czy zapiła.
Moje pobyty w psychiatryku były dla
nich kompletnie

background image

niezrozumiałe, ale nikt nie pytał o
przyczynę. W naszej rodzinie istniała
zmowa milczenia,

tylko

ja,

poprzez

swe

książki,

ujawniałam tajemnicę rodziny. Ale i o
tym się nie mówiło.

Nawet moi przyjaciele nie pytali. Pytali
za to czytelnicy, ale nie miałam ochoty

opowiadać.

Spotkanie

z

drugim

człowiekiem

było

kaźnią,

mogłam

jedynie rozmawiać z

doktorem Markiem i panią Alicją.
Pisywałam listy do różnych osób, ale
nigdy ich nie

background image

wysyłałam.

Pisywałam scenariusze mego istnienia,
które,

ku

memu

zdziwieniu,

się

sprawdzały.

Na ziemię sprowadzali mnie terapeuci.

Przecież dla innych pisywałam listy,
wiersze,

poematy,

o

których

dowiadywali się

zwykle

z

książek.

Najczęściej

spotykaliśmy się w dniu moich imienin.
Ale i to rozwiązałam.

Nie pytajcie, w jaki sposób. Jestem
tylko człowiekiem. Po prochach i
wódzie byłam za szybą.

background image

Mogłam teraz zamienić szkodliwe nałogi
w nałóg pisania. To zdecydowanie

zdrowsze,

ale

zabiera

przyjaciół

przyjaciół sen.

Wybacz, Jerzy, ale teraz nie mogę
odpisać na Twój list. Jesteś wspaniałym

człowiekiem i poetą, podobnie się
zapętlamy,

tylko

że

ja

czasami

zdrowieję.

Psychotropa trzeba było przyjmować
coraz więcej, ale zdobywałam go
legalnie,

przepisywali go lekarze w dobrej
wierze i dzięki nim jeszcze żyję.

background image

Nie,

nie

oszukiwałam.

Pragnęłam

pomocy,

bo

znowu

przekraczałam

granicę.

Z doktorem Markiem gadałam o
Ogoniastym, psychiatrii, psychologii,
filozofii i

poezji. I przemówiłam do pani Alicji.
Nie wiem, być może za duży ciężar na
nią kładę. A

poza

tym

jeszcze

nie

napisałam

testamentu.

Próbowałam go napisać, nawet doktor
Marek dał mi zaświadczenie, że w
danym dniu

background image

jestem

poczytalna,

ale

żaden

z

notariuszy, do których poszłam, nie
podjął ryzyka. Po prostu

nie potrafiłam go napisać.

Teraz, kiedy jestem trzeźwa, na pewno
bym tego nie zrobiła.

Dlaczego? Bo chcę żyć!

Dopuszczam do siebie nieznane dotąd
emocje, lecz wiem, że w moim pokoju

narkotyki, prochy i wóda. Ale to nic nie
znaczy.

Jest także maszyna do pisania. Świat

background image

przepływał przez moje ramiona. Cóż,
mogłam

się

ratować

sama

lub

zostać

ubezwłasnowolniona. Od dziecka sama
decydowałam o swoim

losie. Bóg się tylko przyglądał.

Dziesięć lat, dziesięć książek, sława i
potępienie. Musiało starczyć na kolejny
krok w

życie.

Niestety,

bywałam

bardzo

nieodpowiedzialna, ale to Ogoniasty
testował moją

background image

wytrzymałość. Chyba nigdy go nie
zawiodłam. Kiedyś za dużo wypiłam,
leżałam na torach

tramwajowych i zastanawiałam się, co
będzie gorsze, powrót do domu czy
śmierć pod

tramwajem. W końcu ktoś się ulitował i
mnie podniósł...

Powroty do Mego Królestwa też bywały
niebezpieczne. Czy trzeźwość jest w
ogóle do

wytrzymania? Na początku dobierałam
po trzy prochy i stawałam się boska dla
siebie i ludzi.

background image

Ale gdy ich działanie mijało, mogłam
jedynie zawisnąć.

Ogoniasty czuwał.

Minęło dziesięć lat, a ja się znowu
zapętliłam.

Łapie mnie dół, to normalne po wyżu, w
jakim byłam kilka dni temu w Krakowie,
ale

trzeba przełamać myślenie ćpuna i
alkoholika i napisać, że nie wszystko
jest jeszcze do dupy.

Nad poetami przeklętymi mam tę
przewagę, że żyję.

background image

Jak na zawodowego psychologa wiem
za dużo, ale od czego są prochy i wóda.
Jesień

powitam w nowym wcieleniu.

Mam nadzieję, że zboczeńcy nie
podniecają się „Kokainą”.

Odszedł

jedyny

mężczyzna,

który

naprawdę mnie kochał. Hm, trzeba się
na trzeźwo

rozejrzeć.

Ale jeszcze nie teraz. Całe życie
tęskniłam

w

niepokoju.

Bywam

normalna, ale nie

background image

można

mi

zaufać.

To

bardzo

niebezpieczne.

Mam niesamowitą broń w rękach -
znajomość duszy drugiego człowieka.
Dlatego

lepiej dla świata, kiedy piszę kolejną
książkę, bo wtedy staję się bezbronna.

Czasem myślę, że kiedyś coś walnie w
naszą planetę i będzie po wszystkim. A
moja

Mama jako fizyk i astronom to
potwierdza.

Bardzo chcę, by przeczytała tę książkę.

background image

Jerzy,

poeta

warszawski,

twórca

Hybryd,

przejmował

mnie

swoim

widzeniem świata i

poetycką bezsilnością, ale nie mogłam
mu

już

pomóc.

Każdy

odchodzi

samotnie, a on się tam

powoli wybiera. Zawsze jednak mogę
go przytulić w wierszu.

Nie jestem teraz w stanie spotykać się z
kimkolwiek. Oprócz wtorku i czwartku.

Przede mną długi weekend, więc nie
zawracajcie

mi

głowy

jakimiś

głupstwami typu jedzenie

czy rozmowa telefoniczna.

background image

Żyję, umieram, zmartwychwstaję. Memu
spowiednikowi by się to nie spodobało.
Tyle

razy Bóg mnie rzucał na kolana, a ja
zawsze odchodzę od konfesjonału z
niepokorną duszą.

Może kiedyś, kiedy utracę wszystko jak
Sted, zastanowię się nad tym.

Ciemność przecież dopiero przede mną.

Już tam byłam, ale to historia z innej
książki. Czasami wydaje się, że za dużo

przeżyłam, poznałam, ale zawsze chodzi
o jedno. Domyśl się, Czytelniku.

background image

„Pamiętnik narkomanki” żył swoim
życiem, wznawiany, poszerzany, budził

przerażenie i zachwyt. Byli i tacy, którzy
nazywali branie gównem, ale gówno
było w nich

samych.

Tym

sposobem

zostałam

etatową

narkomanką kraju. Chyba teraz zostanę
prostytutką,

ale to się nie wyklucza. Żyję po kawałku
w różnych ludziach i zdaje się, że to
właśnie

oznacza wieczność.

background image

Podczas Nocy Poetów w Krakowie
chyba się zakochałam. A mówiłam ci,
Rosiek, byś

nie opuszczała miasta.

Jestem w ”Who is Who”, ale miasto o
tym jeszcze nie wie. Zżarłoby ich.
Docenił mnie

Cambridge. To sława na cały świat.
Próbowano nakręcić o mnie film
dokumentalny, ale się

nie zgodziłam.

Teraz, gdy mam za sobą śmierci
kliniczne, samozagłady w książkach,
kiedy istnieję

background image

inaczej, chociaż w otchłani nałogu, mogę
powiedzieć, że nie warto się zabijać, ale
dla mnie

śmierć była wszystkim.

Być może pójdę do piekła, ale to mi
wcale nie przeszkadza, lubię ciepło.

Prochy wzmacniały chory umysł, alkohol
poszerzał

granice

zwątpienia,

ale

jeszcze

miałam dłuższe okresy trzeźwości. To
groziło samobójstwem.

Trudno. Mam ochotę się napić.

Czy

znowu

pragnę

sama

siebie

background image

przekonać do życia?

Prochy są na wyciągnięcie ręki. To nic.
Chodzi o myśl.

Jestem w odmiennym stanie ducha, to
pozwala tworzyć, ale stałam się
całkowicie

aspołeczna. Kiedy trzeźwiałam, świat
zewnętrzny bywał moim wrogiem.
Zamykano mnie w

szpitalach i przeprowadzano testy, ale
nigdy się nie poddałam.

Co takiego wydarzyło się przez ostatnie
dziesięć lat, co mnie tu zatrzymało?

background image

Ogoniasty ostatnio chlał ze mną i ćpał.
Przeraziłam się, że i jego utracę. Ale nie
jest

źle,

trochę

nikczemnie,

trochę

niezwyczajnie. Do czwartku jeszcze
dużo czasu, by stąd wyjść

i wrócić, nie zaliczając po drodze
knajpy.

Jak piłam w jednej dłużej, to później w
drugiej witano mnie słowami, że dawno
mnie

tu nie było. Ale zawsze pamiętano, co
piję i w jakich ilościach. Miłe.

Doskonale poznałam reakcję swego

background image

organizmu

na

wszelkie

trucizny.

Wiedziałam, co

się wydarzy i jak się zachowam, by
zdążyć uciec. Aż do momentu, kiedy
dwa lata temu

straciłam kontrolę. Musiałam od nowa
eksperymentować albo wytrzeźwieć.
Jedno i drugie

było groźne. Mogłam wziąć dwieście
tabletek psychotropów i zasnąć, ale też
mogłam wziąć

zdecydowanie mniej innego leku i nie
przeżyć. To mnie w końcu zastanowiło.
Jestem chora,

background image

uzależniona od wódy, psychotropów,
samobójstw i innych rzeczy, których
jeszcze w sobie nie

odkryłam. A jednak twierdzę, że
trzeźwość też może być potęgą. Co to
oznacza? Jeszcze nie

wiem.

Za kilka dni skończę czterdzieści trzy
lata.

Często przez mój mózg przebiega
złowroga myśl, by tak zwyczajnie, po
prostu odejść,

nie kończąc tej książki, ale chyba wtedy
straszyłabym z zaświatów. Kiedyś

background image

obiecałam

doktorowi Markowi, że będę straszyć.

której, przecież przez siedemnaście lat
wszystko się może zmienić. Zmusza to
jednak

do życia, bo ja staram się dotrzymywać
słowa.

Kolego Sidor, nie klękaj przede mną
przy pomniku Mickiewicza w Krakowie,

mówiąc, że jestem wielka. Jeszcze żyję,
a na cokół mamy czas. Razem z
Ogoniastym.

Dziesiąta strona maszynopisu dzisiaj.

background image

Niedługo odpocznę... Jak zniszczyć ciało

Rosiek? Teraz kiedy jest takie kobiece,
łaknące pożądania i przytulenia. A
jednak wzbraniam

się przed tym. Boję się, że bez wódy i
prochów poznam smak innej miłości,
która na razie

mnie przerasta. Kiedy piszę, udaje mi
się połączyć rozum z sercem i jest to
mieszanka

wybuchowa. Mówicie, że igram z
ogniem, to nie ogień, to bomba
wodorowa.

Dlaczego, Boże, dopuściłeś do tego,

background image

bym łączyła w sobie sprzeczności. Jak

powstrzymać umysł przed następnym
truciem się?

Alkoholikami

były

przecież

dwie

najważniejsze dla mnie osoby, więc
może to jakiś

mechanizm obronny lub lęk przed
całkowitym upadkiem.

- Wybawieniem będzie śmierć -
powiedziałam

kiedyś

Markowi

Kotańskiemu. Nie

uwierzył, ale ja wiem swoje. Już to
przerabiałam.

Żyję

w

nierealnych

światach, tylko prochy i

background image

wóda są realne. Czy żałuję? Może na to
pytanie odpowiem za siedemnaście lat.

Już nie wierzę, że po napisaniu kolejnej
książki pojmę to wszystko, bo co tu
pojąć,

kiedy

sam

wszechświat

jest

niepoznawalny. To, do czego już
doszłam, to i tak za wiele. Aby

nie myśleć, prochowałam się przez te
lata, to trzymało obłęd w ryzach, ale nie
do końca.

Ostatecznie

wypuszczano

mnie

z

psychiatryka. Najbardziej się bałam, że
zabiję drugiego

background image

człowieka, tak po prostu fizycznie
uderzę. To niebezpieczne myślenie, więc
zakończę ten

temat. Dałam się oszukać złodziejowi i
jeszcze go za to przeprosiłam. Nie lubię
być

oszukiwana, ale inni oszukiwali mnie
dla tak zwanego mojego dobra. To chyba
jedyna rzecz,

której nienawidzę. Przestałam ufać
najbliższym, a inni mnie nie obchodzili.

Zależy mi na innych ludziach, tylko nie
potrafię

niekiedy

ocenić,

kto

przyjacielem, a

background image

kto wrogiem. Poza tym mam silne
zaburzenia pamięci i nie pojmuję,
dlaczego nagle inni

przestają się do mnie odzywać. Sama
dla siebie jestem zagadką, nawet nie
jestem pewna tego,

czy tej nocy po prostu się nie powieszę.

Ile zbrodni popełniłam w zamysłach
szatana? Hm, Ogoniasty się śmieje, a
mógłby

czasami na mnie krzyknąć jak doktor
Marek, gdy miał mnie za dużo w swoich
emocjach po

kolejnym truciu się czy wieszaniu. Ale

background image

to inna historia.

Tak

naprawdę

Na

sześćdziesiąte

urodziny umówiłam się z przyjaciółmi w
knajpie na

wódkę.

Nie

wiem

jeszcze

w

dokopywałam

najbardziej

sobie.

Autodestrukcja była od dziecka

wpisana w mój życiorys. Alkohol,
prochy, samobójstwa. Jednak wolałam
żyć, inaczej bym

nie podejmowała walki.

Jedna z moich pacjentek zarzuciła mi
pychę. Nie odezwałam się do niej, kiedy

background image

próbowała to załagodzić. Po prostu mój
czas w jej życiu się skończył. Wtedy też

zrozumiałam, że nie mogę dłużej być
psychologiem i przyspieszyło to decyzję
o wyjściu z

piekła. Piekła innych. Moje piekło
zupełnie wystarczało.

Ostatnio przegoniłam Marzenkę, nie
byłam w stanie dłużej unosić ciężaru jej
obłędu,

zwłaszcza że pojawiała się tu co drugi
dzień. Musiałam j ą zostawić, inaczej
zrobiłabym jej

krzywdę.

background image

Lubię lato, włóczenia się od knajpy do
knajpy i powroty do domu z głową w
coraz to

innym obłędzie, co już przestała
dostrzegać Mama, żyjąca w swoim
świecie po śmierci Taty.

A miałam Im wyprawić pięćdziesiątą
rocznicę ślubu. Zabrakło dwóch lat. Tak
jak mnie

zawsze brakowało chwili, by zaistnieć
inaczej.

Jedenaście lat temu naprochowano mnie
i wysłano do domu. Wtedy była jeszcze
przy

background image

mnie Mirka i spędziłyśmy razem
wakacje. A potem zostałam z prochami,
Ogoniastym, wódą i

Moim Królestwem.

Oprócz Mirki nikt jeszcze wtedy nie
wiedział. Ludzie byli na mnie obrażeni,
więc

zabrałam się do pisania, które zawsze
pozwalało mi przetrwać. Omijałam
niebezpieczne

sytuacje do czasu, gdy pojawiał się
kolejny atak psychozy. Wtedy wracałam
do szpitala. A

pomiędzy

szpitalami

wirowałam,

background image

skamlałam, chlałam, grałam twórcę
przed tymi, którzy

chcieli poznać mnie od podszewki. Ale
nie byłam zużytym futrem. Byłam
Barbarą Rosiek,

która pisała trochę inaczej niż inni.
Niektórym to się bardzo podobało, inni
mnie potępiali.

Rodzina milczała.

Młodzież była trochę zaskoczona moim
widzeniem świata, ale przecież pisałam
o ich

tajnym ja, o walce z autorytetami i
słabościami. Nawet Mama w końcu

background image

przyznała, że raz w

życiu myślała o samobójstwie.

Nastolatek jest biedny w naszym
systemie

kultury.

Ma

milczeć

i

wybaczać. Później

wchodzi w dorosłość albo spokojnie
przewartościowując swój świat, albo
bijąc głową w mur,

by przetrzymać samego siebie. I
nadchodzi wiek dojrzały, w którym
najbardziej zdeklarowani

hipisi się odnajdywali. Nie licząc
twórców, alkoholików i samobójców.

background image

Jestem wiecznym dzieckiem. Nie można
mnie zmusić do wejścia w świat ludzi

dojrzałych, a przecież rozwijam się w
pisaniu i rzadkich kontaktach z ludźmi.
Zdecydowanie

wolę piekło, ale nie mogę brać
odpowiedzialności za innych, każdy sam
musi umrzeć.

Niedługo będę mogła wziąć prochy na
noc, ale nie gwarantuję, że będę śniła.
W snach

obnażam

się

do

własnego

nieprawdopodobieństwa.

Po prochach i wódce odchodzi się

background image

wcześniej niż po samym alkoholu. Ale
nie załatwia

on pewnych problemów. Prochy niszczą
skuteczniej.

Boję się, że mogę dojrzeć. Boże, chroń
mnie.

Chroń mnie przed filozofami. I teoriami
osobowości. To tak, jakby jakiś geniusz

kłamał, że poznał tajemnicę istnienia.
Trzeba żyć w zgodzie z naturą i nie być
ludzkim

zwierzęciem.

Mam brata i bratową, ale nie będę o

background image

nich pisać, bo musiałabym zacząć
oskarżać. Nie

mnie

sądzić

innych.

Wystarczy

potępienie siebie.

Nie trzeźwiałam. Prochy brałam trzy
razy dziennie, mniej piłam i stawało się

Królestwo Moje. Nie chciałam, by inni
w jakiś sposób ingerowali w moje
życie, ale po

prochach

obojętniałam

na

uczucia

innych. Teraz wiem, że to było zabójcze,
ale czasu nie

można cofnąć. Niekiedy, w przypływach
rozpaczy, pragnęłam powrotu.

background image

Stawałam

się

coraz

sławniejsza.

Jeździłam na spotkania autorskie po
całej Polsce,

poznawałam przeróżnych ludzi, ale
wracałam

nieustannie

samotnym

pociągiem. Pewnego

dnia

wystraszyłam

się,

kiedy

uświadomiłam sobie, że ludzie mnie nie
rozumieją. To jeszcze

nic. Mój organizm buntował się przeciw
truciźnie

we

krwi,

musiał

się

oczyszczać, a okresy

trzeźwości miewałam coraz krótsze.

Gdy ukazywała się kolejna książka,

background image

potrafiłam się nią cieszyć kilka chwil.
Potem

następowało zwątpienie, które trzeba
było zapić, zaprochować. Za dużo ode
mnie wymagano.

A ile wymagałam od siebie? Nie
mogłam nawet być półbogiem jak
Herkules, bo to nie ta

bajka. Przykro mi, że się powoli
uśmiercam. Nie wiem, czy jestem w
stanie wyzdrowieć,

dojrzeć, pokochać, inaczej postrzegać
rzeczywistość,

wspaniałomyślność

Boga.

background image

Ogoniasty wszędzie ze mną był i
wracałam w głąb siebie. Nie ma
lekarstwa na chorą

duszę. W końcu to zrozumiałam.

Przepraszam tych, co mnie kochają, ale
jeszcze nie potrafię... Na ile starczy sił?

Jerzy, jeszcze się tam nie wybieraj.
Może znowu wyślę do Ciebie list...

Kilka dni temu przeczytałam „Kokainę”.
Przestraszyłam się. Teraz już tak nie
szokuje,

zwłaszcza po „Schizofreniczce”, ale
nadal są osoby, które padają przy
„Narkomance”.

background image

Kwestia stylu życia. Nie potrafiłam już
egzystować bez prochów, zapijanie ich
wódą

odkryłam

nieco

później,

chociaż

wiedziałam

od

moich

pacjentów

alkoholików, że tak to

wygląda na pewnym etapie nałogu. Są
alkoholicy, którzy się staczają do końca,
i ci, którzy

popełniają samobójstwo. Pogodziłam w
sobie ćpuna i alkoholika.

Przerabiałam już to wszystko, łącznie z
opiatami, ale teraz topiłam się inaczej,
bo w

background image

całkowitej

samotności,

idealnie

zachowując pozory normalnego życia, w
dodatku

wypełnionego

twórczością.

Tylko

nieliczni wyczytywali z mojej twarzy
chorobę.

Byli także ludzie, którzy się mnie bali,
gdy byłam po prochach. Ale ich
nauczyłam się

omijać.

Pisywało do mnie wiele małolatów
próbujących pokonać własne problemy,
nawet raz

przyszła do domu piętnastolatka, bym jej

background image

dała narkotyk. Miałam ochotę kopnąć ją
w dupę, ale

spokojnie wytłumaczyłam. Teraz, w
całkowitej izolacji, problemy innych
zniknęły, choć nie

do końca. Co jakiś czas następowała
lawina telefonów, także anonimowych,
ale nie

przejmowałam się tym.

Zdradzała mnie bełkotliwa mowa, która
rozdzierała Matkę, ale krzyki, prośby
czy

zamykanie w szpitalu niewiele dawały.
Jeszcze walczyłam, ale nie mogłam

background image

odejść od butelki,

aż nie pokazało się dno. Jednak ciągle
potrafiłam się od niego odbić.

Rury w łazience czekają. Jeszcze nigdy
nie powiesiłam się w domu. Kiedyś

zapomniałam, że ma przyjść pacjent i
sobie

dołożyłam.

Chciał

wzywać

pogotowie. Nie

mogłam więcej do tego dopuścić.
Skończyłam z psychoterapią innych.

Na szczęście ludzie powoli o mnie
zapominali, bo oprócz książek nie było
mnie

background image

nigdzie.

Znowu dzisiaj śniła mi się odwykówka,
na której przebywałam wbrew sobie.
Nie

mogą mnie już zamknąć gdziekolwiek.

Oczywiście to największe oszustwo,
jakie popełniam wobec samej siebie, że
potrafię

kontrolować nałóg.

Umiałam się dogadać jedynie z tymi,
którzy akceptowali mnie całkowicie.
Niewielu

ich było, ale zawsze znalazła się dobra

background image

dusza, która choć na jakiś czas
wytrzymywała mój

obłęd. Potem odchodziła jak inni.

Byłam i jestem nie do wytrzymania.
Nawet Mama dostała zawału serca. A
Tata po

prostu umarł. Była jeszcze Danuśka,
siostra Mamy, która kochała mnie bez
względu na to, co

uczyniłam. Sądzę, że gdy one odejdą, i
ja się pożegnam z Moim Królestwem.

I Danuśka kiedyś wyznała, że po prostu
odejdzie, zapijając prochy wódą, ale
sądzę, że

background image

o tym zapomniała.

Nigdzie mi się nie spieszy.

Zmieniano mi leki, ich konfiguracje, na
które uodporniał się mój organizm. By

przetrwać,

dochodziłam

do

niewyobrażalnych

dawek.

Gdy

po

alkoholu uspokajała się dusza i

pojawiały się łzy, czułam, że mogę
zdążyć kogoś pokochać, zanim rozpadnie
się wątroba.

Ale przecież tego nie chciałam.

Jest jeszcze moja staruszka kotka -
Koziołek - cała czarna. Danuśka się jej

background image

boi, nazywa

ją Diabeł. Koziołek choruje na depresję.

Czasami o świcie budzi mnie jej płacz.
Nie pozwala się przytulić, może wie to,
co i ja,

że

jedno

przytulenie

może

być

niebezpieczne dla chorego umysłu.
Kocham Koziołka, i to

chyba jedyne prawdziwe uczucie we
mnie.

Kochałam mego męża, który umarł w
dniu naszego ślubu. Ze szczęścia

przedawkował, wiedziałam, że niedługo

background image

umrze, ale chciałam z Nim pobyć, nim
skończy, ale

Bóg ponownie mnie zaskoczył. Na
schodach

kościoła.

Chyba

go

pochowałam.

Wiele lat później napisałam tomik
poetycki „Wdowa”, ale to był już inny
czas.

„Wdowa” bardzo się podoba moim
fanom. Mnie też zaskakuje.

Kiedyś policjant powiedział do mnie, że
jak tak wcześnie wszystko przeżyję, to

później życie nie będzie ciekawe.

background image

Ale Bóg widzi to inaczej. Może na łożu
śmierci powiem przepraszam, ale i tego
nie

jestem pewna.

Gdybym mogła… No właśnie, co?

Życie fantazjami bywa niekiedy takie
realne.

Jako

psycholog

potrafię

przewidzieć

postępowanie innych, wciągnąć w grę.

Gram zazwyczaj o życie.

Kiedyś trenowałam karate. Teraz nie
wychodzę po zmierzchu z domu, chyba
że do

background image

mojego stomatologa. Mogłabym za
mocno

uderzyć

ewentualnego

napastnika, a kiedy wypiję,

cios uderza ze zwielokrotnioną siłą. Z
knajpy na placu Daszyńskiego z reguły
wychodzę w

miarę trzeźwa. Można mnie tam czasami
spotkać, oprócz czwartków. Tylko ja
piję tam

jedyny w swoim rodzaju drink z rumem.
Lekarz, który mnie leczy na gruźlicę,
stwierdził, że

jestem w średnim wieku. Trzeba się z
tym powoli oswoić.

background image

Od pięciu lat nie palę papierosów.
Ciekawe, czy Mirka jeszcze pali.

Mój

dentysta,

doktor

Michał,

z

największym spokojem ratował moje
uzębienie, które

w jakimś calu zachowałam do dzisiaj.
To prawdziwy romantyk, nie poddaje
się, wierzy, że

trzeba walczyć do końca. Gdybym ja
miała takie zdanie o życiu, pewnie nie
zawisłabym w

różnych miejscach w chwilach rozpaczy.
Nigdy nie utraciłam ducha wojownika,
chociaż w

background image

snach walczyłam w Dojo. I zawsze
wygrywałam.

Kontroluję prochy, bo niestety wiem, że
po

ich

połączeniu

z

alkoholem

mogłabym się

nie obudzić.

Ostatnio czytam mniej książek, nie
potrafię się już skupić na słowie
pisanym, a i

książki innych przeszkadzają w widzeniu
własnego świata. Oczywiście czytuję
nadal poetów

przeklętych i filozofów, ale wolę własne
wnętrze. Nie jestem samowystarczalna,

background image

nikt nie jest,

ale teraz, kiedy to inni się na mnie
wzorują, bywa niebezpiecznie. Nie
wolno im iść za mną w

topiel.

Pomiędzy

pobytami

w

szpitalu

opiekowałam się Rodzicami, chodziłam
do T.Z. po

leki, ale i na rozmowy o mnie czy
filozofii. T.Z. lubił moje pisanie, a nasze
pogaduszki

schodziły czasami na dziwne ścieżki.
Miał jakąś koncepcję mojej postaci, ale
przecież nie

background image

wiedział,

co

naprawdę

ukrywam.

Lubiłam go szantażować. Domagałam
się leku, grożąc, że

nie wyjdę z gabinetu. Wypisywał
zawsze. Był przyjacielem.

T.Z. znał mnie od dawna, był moim
lekarzem rodzinnym, jak to się teraz
ładnie

nazywa. Zwykle pakowałam się do
gabinetu bez kolejki i siedziałam u niego
dłuższy czas, aż

oboje stwierdzaliśmy, że zlinczuje mnie
kolejka. Nieraz tak głośno się śmialiśmy,
że nawet

background image

nie wiem, co inni w poczekalni o tym
myśleli. Zawsze wiedział, kiedy jestem
po wódzie czy

prochach, a ja mu rzucałam prosto w
twarz wyznanie. Ale jeszcze nie chciał
wypisać karty

zgonu.

T.Z. wytrzymywał ze mną wszystko -
szantaż, psychozę, picie, lęki, obsesje i
moje

wiersze. Czasami prosił, bym piła
szlachetniejsze trunki, bo zwykła wóda
szybciej wykańcza.

Wtedy przerzuciłam się na spirytus.

background image

Robiłam sobie drinki. Słabsze alkohole
na mnie nie

działały. Doktor Marek prosił, bym nie
piła do lustra, ale przecież nie byłam
sama. Ogoniasty

zawsze był po drugiej stronie. T.Z.
powtarzał, że przy tych prochach, które
biorę, nie mogę

chlać, ale to mnie nie przekonywało.
Brałam też leki nasercowe, które
obniżały ciśnienie, i

czasami chodziłam po świecie na
granicy

zapaści

krążeniowo

-

oddechowej.

background image

T.Z. był wciągany w gry. Ufałam mu i
zwierzałam się. Zależało mu, bym żyła,
byśmy

się spotykali i gadali o medycynie i
poezji. Jego gabinet jest wyspą, na
której się nie oszukuje.

Jestem bardzo zmęczona. Od choroby
Taty nie miałam wypoczynku, Mama
namawia

mnie na wyjazd na wakacje, ale nigdzie
nie pojadę. Byłam już we wszystkich
miejscach,

które

chciałam

zobaczyć.

Teraz

pozostało miasto.

background image

Kocham mojego brata, ale od dziesięciu
lat nie możemy się porozumieć. Gdybym

mogła choć na godzinę wyjąć mózg z
czaszki i nie słyszeć siebie w myślach...
Odpoczywam

w kolejnych śmierciach klinicznych.
Miasto jeszcze mnie ratuje, gdy wzywam
pogotowie

ratunkowe, zawsze przyjeżdża karetka
reanimacyjna na sygnale.

Kocham moich powierników. Jestem z
nimi szczera aż do jakiegoś koszmarnego
bólu.

I wierzę, że mnie nie zostawią.

background image

Gdybym miała takiego pacjenta jak ja,
moglibyśmy

od

razu

skoczyć

z

dziesiątego

piętra.

Zawsze wracałam do domu, nawet spod
autobusu,

który

mnie

przejechał.

Czasami

wydaje się, że te wszystkie książki, moje
dzieci z potępionego łona, mogłyby nie
powstać i

niczego to by nie zmieniło. Może w
innej czasoprzestrzeni, ale nie wierzę w
reinkarnację.

Wierzę za to w powielanie życiorysów.

background image

Są ludzie wyjątkowi. Ale nagle okazuje
się, że pojawia się w ich życiu ktoś
zupełnie

inny,

jeszcze

bardziej

wyjątkowy.

Przecież nie można wymienić Małego
Księcia. Ale zawsze

można wziąć niebiański narkotyk i
polecieć do niego, kiedy wróci na swoją
planetę. Lekarze

mnie

ratowali,

odwiedzała

mnie

Danuśka, po kolejnym szaleństwie
łudzono się, że był to

ostatni raz.

Starzeję się, czuję to bardzo wyraźnie.

background image

Ogoniastego nie wpuszczą nawet do
czyśćca.

To nic, przerabiamy go tutaj.

Przeważnie pod koniec pisania kolejnej
książki chcę skończyć z sobą, ale jakaś

wszechpotężna siła powstrzymuje przed
ciosem w siebie i później mogę zapić,
zaćpać,

pochlastać się, wbić nóż w trzewia,
wyzdrowieć i iść donikąd. Byłam
dzisiaj na mszy w

kościele, kazanie było o wierności
Bogu, Ogoniasty jak zwykle usiłował
zawładnąć myślą.

background image

Kiedyś zawierzyłam Bogu do końca i
udało się. Więc dlaczego teraz nie chcę

spróbować?

Nie mogłam stale być dyspozycyjna,
nawet w pisaniu. Ale to jest silniejsze.

Wiesz, Jerzy, nie chcę, by takie
głupstwa, o których piszesz w ostatnim
liście,

ponownie nas rozłączyły. Pieniądze. Nie
jestem dobra w interesach, a forsę od
razu

przepuszczam. Wybacz, Jerzy, na razie
zamilknę.

background image

Dwudziesty pierwszy wiek okazuje się
dobrym czasem na szaleństwo. Zdarza
się, że

oglądam TV. Jak człowiek perfekcyjnie
niszczy człowieka. Słabnę w takie upały.
Byłam na

cmentarzu u Taty i prosiłam Go o
protekcję u Boga.

Od trzech dni nie chleję. Ale prochy,
prochy

płyną

zatrutą

krwią

na

maszynopis.

Nie potrafię, już nie potrafię unieść
siebie trzeźwej, więc po co śnię o
odwyku. To coś

background image

symbolicznego.

Podjęłam

decyzję.

Podświadomość jak zwykle przyniosła
rozwiązanie. Teraz

jestem trzeźwa. Czekam na noc, kiedy
będę mogła odpocząć. Nie wiem, co to
normalne życie.

Po prostu nie wiem. Jak straszny opór
stawiałam kiedyś psychiatrom, by nie
wypłynąć rzeką

ze snów, rojeń i marzeń. Kiedy mocniej
się naprochowałam, chodziłam po
mieście

bełkocząca, bez pamięci zdarzeń. Na
noc przeważnie wracałam. Tylko mówić
nie mogłam.

background image

Dlaczego? To dobre pytanie.

Znam odpowiedzi na wiele pytań, znam
różne prawdy, przekłamania, wyznania,
sny,

losy człowiecze, drogi potępionych i
ścieżki Boga. Wyczuwam nieszczęście,
chorobę, śmierć.

Tylko swego losu nie jestem w stanie
przeniknąć. Czasem zdaje mi się, że już
wiem,

znalazłam spokój, pochyliłam się nad
niepoznawalnym i właśnie wtedy czuję,
że trzeba się

powiesić. Czasami idę za daleko.

background image

Granica jest ściśle określona przez Boga
i rozhuśtana przez

szatana. Stąpam po obu ścieżkach. Takie
schizofreniczne rozszczepienie. Serce
pragnie, a

mózg hamuje rozwój uczucia. Jak to
zespolić?

Chowałam

flaszki

w

przeróżnych miejscach,

by Mama ich nie znalazła, ale w
przypływie

obłędu

wszystko

się

wydawało. No i co z tego?

Jeszcze walczyłam z prochami, byłam
zła, że muszę je brać, lecz gdy
przerywałam,

background image

powracały

halucynacje,

głosy

namawiające

do

samobójstwa,

do

totalnej zagłady. Wolałam

usnąć, niż przeżywać koszmary.

Żyłam

chwilą,

bez

poznawania

konsekwencji swoich czynów. Jedni się
na mnie

wściekali,

inni

widzieli

miecz

sprawiedliwości.

Gadałam różne rzeczy na spotkaniach
autorskich aż do momentu, gdy dostałam
brawa

na stojąco z okrzykiem „Kochamy cię”.
Miałam dosyć.

background image

Już żadna siła nie zaciągnie mnie na
spotkanie z czytelnikami.

W końcu „Pamiętnik narkomanki” stał
się lekturą obowiązkową w szkole. Ale
teatr

narkomanii już się trochę zmienił. Nie
chodzi

o

szczegóły,

podstawy

zniewolenia będą takie

same do końca ludzkości.

Zaczęły się podróże. Postanowiłam
zwiedzić Europę Zachodnią.

To też było jakieś wyjście, chociaż na
krótko.

background image

Prochy zabierałam z sobą, alkohol
podawano w hotelach.

Ogoniasty miał wszystko za darmo.

Świadomość, że miałam wrócić do
kraju, zawsze mnie trzymała w ryzach.
Tylko raz

było inaczej, ale o tym później. Na samo
wspomnienie przechodzą mnie ciarki po
całym ciele

i mam ochotę to zapić.

Zaczęłam się spotykać z poetami z
miasta. Ale szybko zrozumiałam, że
odchodzę

background image

najtrzeźwiejsza od stolika. Poza tym w
mieście mnie nie uznawano, budziłam
sprzeciw w ich

pijackich sercach, w zamysłach samców,
w sławach na małą skalę.

W końcu pojęłam, że trzeba z tym
skończyć i kupić własną flaszkę.

Już wtedy pojawiały się pierwsze
oznaki izolacji, częściej odmawiałam

dziennikarzom, nie chciałam gadać z
ludźmi. Nie miałam takiej potrzeby.

Po jedenastu latach zrozumiałam, że
trzeba się ponownie ratować, tak
zupełnie na

background image

serio,

bo

mogłoby

się

zdarzyć

nieszczęście...

Wymodliłam panią Alicję. Już jest
bezpieczniej.

Mam wybór, zawsze jest wybór, nawet
w więzieniu. Ale dusza nie mogła iść do

piekła. Nie jestem pewna, gdy to piszę,
pojawiają się kolejne wątpliwości co
do mojej

egzystencji tutaj, ale wiem, że raz w
tygodniu przez godzinę mogę zapłakać...

Czasami zaskakiwały recenzje moich
książek, doprawdy nie widziałam tego,
co

background image

krytycy sądzili o mojej twórczości.
Niech im będzie.

Co poeta miał na myśli... Sama czasami
nie wiem, czytając swój wiersz.

Od trzech dni piszę ten tekst, trzecią
dobę śnię odwyk. Może pisanie jest
moim

lekarstwem?

Jeszcze wyruszałam z Mego Królestwa,
bywałam na wakacjach z Mirką, ale nie

potrafiłyśmy się dogadywać. Mirka w
końcu założyła rodzinę, urodziła dzieci i
dzięki Bogu

background image

przerwała pasmo nieszczęść, tylko może
czasami bywała za agresywna, a ja
bardzo się boję

agresji u najbliższych. Poza tym Mirka
nie przeczuwała tych zmian we mnie,
które

następowały, zgodnie zresztą z prawami
medycyny,

ale

tego

jej

nie

komunikowałam i w

końcu przestałyśmy się rozumieć. Mirka
jest po trochu moim biografem, ma te
wiersze i

teksty, które ja dawno wyrzuciłam do
spalenia. Co jakiś czas robię porządek
w papierach i

background image

tym sposobem pozbyłam się nawet
gwarancji na komputer i umowy na
telefon komórkowy.

Nie wiem, jak teraz wyobraża sobie
mnie Mirka, ale na pewno dalekie to jest
od

oryginału. Mirka nie wie, że się topię,
nie mam zamiaru jej tym obarczać, niech
żyje

szczęśliwie w rodzinie.

Inni też nie wiedzieli do końca. Czy całe
życie można ukrywać nałóg?

Podziwiam i szanuję Mirkę, tylko niech
już nie pisze bolesnych listów.

background image

Jestem odcięta od świata. Pragnę mieć
przyjaciela... Znowu o tym piszę jak w

”Kokainie”. Jeżeli mnie samą katuje
moja dusza, niech inni już zamilkną.
Niech cały świat

zamilknie. Cisza jest jedynym ratunkiem.

Zaistniałam w wielu osobach, lecz
odchodziłam, kiedy pojęłam, że dalej
mogę tylko

niszczyć.

Na terapii byłam prawdziwa. Muzyka.

Stale mam włączoną wieżę.

background image

Po pogrzebach Michałka i Taty zaczęłam
chodzić na pogrzeby innych.

Byłam

jak

mumia,

dokładnie

naprochowana, manekin psychiatryczny.
Czy już jestem

zgubiona? W każdej książce uśmiercam
się i powracam do realnego świata,
który nie jest

moim światem. Chodzę po mieście,
zaliczając knajpy, przedłużając powrót
do domu...

Bożena po tragedii stała się świętą. Nie
da się każdego przekonać do własnej
śmierci.

background image

Żyjemy

z

Bożeną

modlitwą

i

wspomnieniami. Ale jeszcze nie da się
wspominać,

zrozumiałam to po śmierci Tary.

Fundowałam

innym

niesamowite

przeżywanie tego świata, gdy mój świat
był zupełnie

gdzie indziej.

Dwa lata temu przerwałam grę. Stałam
się człowiekiem, zaczęłam dojrzewać,
być do

granic wytrzymałości szczera. Dlatego
milczę w towarzystwie innych ludzi. Z
Koziołkiem nie

background image

da się pogadać, poluje na myszy i ptaki.
Zdążyłam przeprosić Urszulę, ale wtedy
nie

potrafiłam dla niej inaczej zaistnieć.
Topiel pochłonęła widzenie świata
rzeczywistego.

Urszula mi wybaczyła. Może jednak
mam przyjaciela. T.Z. nadał nie chciał
wypisać aktu

zgonu.

Robienie za gwiazdę i idola małolatów
bardzo męczyło, dlatego w końcu
przestałam

wychodzić z pokoju. A gdy i tutaj było

background image

źle, chowałam się w szpitalu.

Alkohol, prochy i ja. Czasami zgłaszała
się jakaś matka z prośbą, by ratować jej

dziecko

z

narkomanii.

Czasami

próbowałam, ale powracająca fala była
zbyt trudna do

przeżycia. W nałóg wpisana jest
całkowita samotność.

Czasami zastanawiałam się, czy się nie
ujawnić, ale status psychotyka był dla
mnie

bezpieczniejszy. Wolałam rzygać w
samotności. Jako psycholog przerobiłam
na sobie całą

background image

psychiatrię, psychologię kliniczną i
neurologię.

Ostatnio

zajęłam

się

kardiologią. Nikt nie

mógł mnie przebić, każde kalectwo
psychiczne przerabiałam na sobie.

Już na studiach koledzy pytali, skąd
wiem o różnych patologiach aż tak
wiele.

Najczęściej

odpowiadałam,

że

z

książek.

Ponad rok temu, gdy miałam jechać do
Elbląga na setne przedstawienie

„Narkomanki”, dostałam zawału serca.

background image

Dziesięć lat żyłam w topieli. Teraz,
kiedy zrozumiałam, że być może sięgam
kresu,

zaczęłam się ratować. W końcu. Mój
organizm się starzał i powrót z
zaświatów stawał się

coraz trudniejszy.

A jednak Ogoniasty podsuwa myśli o
odejściu.

Przestałam się bać, przeszły myśli o
mordzie Filozofa, przestałam być ofiarą.

Rozumiałam moich pacjentów jak nikt
inny, ale to do niczego nie prowadziło.
Kiedyś Basia z

background image

gór odwiedziła mnie w mieście. Od razu
wiedziałam, że przyszła pogadać przed

zaplanowanym samobójstwem. Zrobiłam
jej pranie mózgu i na drugi dzień
przyznała, że już

miała upatrzone miejsce w górach, z
którego chciała skoczyć.

Uratowałam jej życie, a ona rzygnęła w
liście agresją na rodzica. Obiecałam
sobie

wtedy, że nie będę już odcinać pętli.
Niech inni sami odpowiadają za swoje
szaleństwo.

Przestałam ratować samobójców.

background image

Basia

próbowała

się

później

skontaktować ze mną w jakiś sposób,
ale jej gra mnie

drażniła. Nie wytrzymywałam naporu jej
myśli.

Biedna jest teraz moja Mama. Pełny
regres po śmierci Taty. Nie bardzo
umiem Jej

pomóc, Jej łzy mnie osaczają.

Może nie powinnam pisać, tylko zająć
się ogródkiem? Każdy i tak powiela
błędy, w

sposób mniej lub bardziej dramatyczny.
Nie jestem przewodnikiem po ściernisku

background image

dusz, od

tego jest Biblia. Zapominałam o Bogu. A
jednak udało się Mamie przekonać mnie
do

sakramentu bierzmowania i jestem Jej
wdzięczna. Chociaż to teraz trudniejsze.
Ogoniasty

miesza w niedzielnej modlitwie, a ja nie
zawierzam Bogu. Może dlatego, że nie
potrafię

wyrzec się piekła. Co poza nim
mogłabym czynić? Byłam w nim od
urodzenia, a nawet od

poczęcia. Niekiedy przebaczałam. Ale

background image

częściej wolałam odejść. Boli, bardzo
boli.

To było takie proste, wziąć lek,
zagłuszyć jęk potworności duszy, zapić
krew, zaplątać

się w niepoznawalne. Ale ryzyko było
zawsze nie do przewidzenia. Plan
działania mógł

zawieść, a kto mógłby wtedy odciąć mój
ą pętlę?

Pewien tak zwany poeta kiedyś w
pijanym widzie stwierdził w mieście, że
mnie

zniszczy. Gdy dowiedziałam się, że

background image

ganiał

innego

poetę

z

siekierą,

zrozumiałam. Żadna

słowna siekiera nie mogła już mnie
dopaść.

Czasami

jeszcze

występowałam

publicznie, nawet w swoim mieście.
Zaczęto

wystawiać „Narkomankę” w różnych
miastach

w

Polsce,

także

tutaj.

Obcowanie z

dyrektorem teatru, Henrykiem Talarem,
było

interesujące.

„Narkomanka”

doczekała się

setnego przedstawienia, ja zaliczałam

background image

kolejne pobyty w szpitalu. Ale bywałam
na spektaklach

i obserwowałam reakcje widzów. Talar
umieścił przedstawienie w piwnicy,
sceneria

niesamowita. Dobrze, że nie mam
klaustrofobii. Doktor Marek nie obejrzał
spektaklu premie-

rowego, bo w drodze popsuł się
samochód, poza tym nie uważałam tego
za konieczne.

Pani reżyser podrywała mnie, a czasami
też z nią chlałam. Pisywano przeróżne

recenzje, których nie czytałam, ale

background image

lubiłam bywać w teatrze za kulisami.
Sezon na

„Narkomankę” trwał i trwał, aż mi było
niedobrze. A moje wiersze? Najpierw
spektakl wysta-

wił Olsztyn, później Bielsko - Biała, już
pod dyrekcją Henryka Talara, następnie
Elbląg i

Zielona Góra. Niedawno wyczytałam w
internecie, że był pokaz w Wiedniu,
szkoda, że mnie

nie zabrano. Wiedeń bardzo się podoba
mojej duszy. Nigdy nie wiem, co się
dzieje z moimi

background image

książkami, ale tak chcę. Raz w roku w
przypływie świadomości pisałam list
pieniaczy do

ZAIKS - u. W końcu przestali
odpowiadać na moje zarzuty. Ale to nie
ma większego

znaczenia.

Spektakle zachwycały, przejmowały,
zwłaszcza młodzież. Kiedyś w Bielsku
byli na

sali narkomani z pobliskiej odwykówki.
Nie dotrwali do końca sztuki. Jeżeli
„Narkomanka”

tak działa, co będzie z ”Kokainą”?

background image

Sądzę, że stopniowo dawkuję ludziom
własną tragedię.

„Schizofreniczka” za to gdzieś się
rozmywała, widocznie i ona czeka na
swój czas. Sarah

Kane popełniła samobójstwo po piątej
książce. Ale ja wyprzedzałam ją myślą o
całe dziesięć

lat. Ją zauważono dopiero po śmierci.
Nie będę z tego robiła analogii do
swego życia.

Truciznę trzeba dawkować umiejętnie,
inaczej ginie od razu cały organizm. Nie
wiem, czego

background image

jeszcze można się po mnie spodziewać,
ale na szczęście są ludzie, którzy mi
ufają i wierzą we

mnie. „Kokainy” Mama nie może
przeczytać, chociaż już się trochę
oswoiła z takim tytułem i

faktem jej druku.

Zdarzało się i tak, że nie wpuszczano
mnie do knajpy. Dlatego chodziłam do
takich,

gdzie podawano alkohol bez cienia
wątpliwości. Zaprzyjaźniałam się z
barmanami i szefami

lokalu. Plac Daszyńskiego ma wiele do

background image

zaoferowania w różnych porach dnia.
Na placu był

autobus, który zawsze odwoził mnie pod
dom. Pisanie to jak dni wycięte z
życiorysu.

Stan ekstazy twórczej bywa nie do
wytrzymania. Ale za kilka godzin będę
mogła

wziąć procha i usnąć.

Chcę

zostać

sama

podczas

aktu

tworzenia, ale inni nie potrafią tego
zrozumieć. W ten

sposób dogadałam się z Januszem
Yaniną Iwańskim. Podobnie postrzega

background image

świat. Śpiewał na

„Narkomance” w Bielsku. Jego teksty
wyrażają to, czego jeszcze nie poznałam.

Życie poza szpitalem zmuszało do
mówienia.

Ale

później

sobie

halucynowałam tak

jak dzisiaj w nocy. Gorzej jest z
urojeniami, ale nimi obarczam doktora
Marka. Jest zawsze

gotowy na wysłuchanie Boga lub
szatana.

Zawsze to było jakieś wyjście przed
samobójstwem. Nawet doktor Marek
woli, bym

background image

chlała, niż się wieszała.

Dobrze, że ich mam, tych, którzy ze mną
jeszcze wytrzymują. Na przykład Mamę,
ale

Ona żyje w kompletnej nieświadomości.
Nie musi wiedzieć, chyba że jakiś
życzliwy Jej

doniesie. Ale jestem pewna, że nie
wysłuchałaby tego. Teraz Mama jest pod
moją szczególną

opieką.

Życie na haju jest możliwe do pewnego
etapu, po opiatach się po prostu umiera.
Tutaj

background image

miewa się inne odloty, w których się
topisz wraz z innymi. Chyba że pijesz do
lustra jak ja.

Może chociaż umrę na trzeźwo. Proszę
włożyć do trumny prochy i flaszkę.
Inaczej

naprawdę będę straszyć. Mam już
przygotowany grobowiec.

Znając siebie, pewnie zrobię jakiś
kawał i zniknę bez śladu, tak po prostu
wyparuję.

Może coś mnie zeżre.

Co roku piętnastego sierpnia, jeżeli nie
byłam w szpitalu, szłam na pole

background image

namiotowe

pod Jasną Górę i wypalałam fajkę z
haszem z hipisami. Ksiądz Szpak starzał
się i brakowało

mu

werwy,

ale

przecież

minęło

dwadzieścia lat, ponad dwadzieścia lat.
Ale i tak go

podziwiam. Czy jego modlitwy o
ratowanie ćpuna bywały wysłuchane?

Na polu namiotowym zawsze wracały
wspomnienia, zwłaszcza że bywała na
nich

Sylvia. Sylvia była człowiekiem, który
mnie kochał przyjaźnie, bez żadnych

background image

ograniczeń czy

wymagań. Dlatego Sylvia przetrwała do
dzisiaj w moim sercu. Poznałam ją
listownie, bo

kiedyś

jeszcze

zdarzało

mi

się

odpisywać na listy. Mogłabym przegapić
Sylvię, ale doktor

Marek na wieść o takim liście prosił,
bym odpisała.

Moja przyjaciółka prowadzi zajęcia z
psychologii klinicznej na naszej wyższej

uczelni. Dorota i jej mąż Arek przeżyli
ze mną różne dziwne chwile, tak po
prostu nie godząc

background image

się na moje odejście z tego świata. I
studenci wypytywali doktor Dorotę o
mnie, czy się

puszczałam, czy ćpałam, czy jestem
chora psychicznie. Czasami udało jej się
namówić mnie

na wykład dla studentów. Jedna ze
studentek zapytała, co robić, by spełniło
się życie.

Odpowiedziałam, że wystarczy kochać
własne dziecko.

Moi bliscy skutecznie wyciągali mnie z
zaświatów, by móc się spotkać przy
dobrej

background image

muzyce, poczytać moje książki, dać
uczucie.

Kiedy nie wiedziałam, jak wybrnąć z
jakiejś sytuacji, odwiedzałam Kasię,
która

kiedyś

uczyła

mnie

angielskiego.

Czasami pozwalało to na przetrwanie.
Kasia odwiedzała

mnie w psychiatryku. Jest doskonałym
pedagogiem. Zawsze porusza mnie jej
widzenie świata

i Boga przede wszystkim. Kasia zawsze
opowiadała o Bogu w kontekście życia
codziennego.

background image

Hm, nagle się okazuje, że tyle jest
ważnych osób w moim życiu. A ja im
uciekałam na

samotne wyspy. Moi przyjaciele zawsze
sprawdzali

się

w

warunkach

ekstremalnych i na co

dzień. Teraz odkrywam to od nowa.

Cieszę

się,

że

większość

moich

przyjaciół odnalazła swe miejsce w
życiu. Są

normalni, ale to niezwykłe postacie. Od
nich mogłam się uczyć, jak wyznać ból i
miłość.

Otaczali mnie szczególną opieką, starali

background image

się, a ja ich oszukiwałam, prochując się
czy

zapijając. Nie mówiłam im tego. Topiel
była we mnie.

lekarzami,

psychologami,

prawnikami. Ja też kiedyś byłam
psychologiem.

Ofiarowywałam im taki czas, że na
moment zapominali, co się wydarzyło.

Anka nie potrafiła. Żyjąc przeszłością,
Anka niszczyła także siebie. Nie mogłam
już

jej pomóc, zresztą już nie chciałam.

background image

Może to i dobrze, że Anka nie założyła
rodziny, jest bardzo toksyczna.

Wulkan ożył po dziesięciu latach.

Danuśka uratowała jako chirurg setki
dzieci. Nigdy nie umarło jej dziecko pod

skalpelem. Ale to ja chorowałam, nie
Anka. To niewybaczalne.

Śmieszą mnie ludzie, którzy mówią, że
nigdy mi nie wybaczą. Są bardziej
chorzy ode

mnie.

Prochy. Od dziecka się z nimi
zapoznawałam, by zostać w końcu

background image

ekspertem od trucia

się.

To, że kiedyś ładowałam w kanał herę,
było tylko pewnym etapem, środkiem na

własną niemoc. Miałam dużo szczęścia,
wtedy nie było AIDS.

Zaczęła się krucjata ćpunów z plusem.
Niektórzy nie rezygnowali z walki o
siebie,

studiowali i pracowali, byli neofitami.
Przyglądałam się im chwilę, pracując w
Powrocie z

”U”.

background image

Pewnego razu przestałam kontaktować i
podziękowano

mi.

Podstępem

wprowadzono

drugiego terapeutę na dyżur, by mnie
kontrolował.

Świństwo straszne. Przestałam tam
chodzić. Jedna ekipa, towarzystwo
wzajemnej

adoracji. Lubili mnie tam, kiedy już nie
pracowałam, a i zawsze można było się
mną

pochwalić.

Mogłam być łachem, ćpunką, pisarką i
poetką

schizofreniczką,

ale

nie

background image

terapeutą.

Wiem, że musiałam przestać pracować,
ale... Wielu ćpunów z tego okresu już nie
żyje.

Matko Boska Częstochowska, cuda,
cuda w tym mieście... To, co świat
wyrabia z

odmieńcami, zawsze mnie zaskakuje,
ułożone w język fachowców - filozofów,
socjologów -

nie tłumaczyło niczego. Ale przecież nie
można

światu

ogłosić

całkowitej

bezradności czy

bezsilności. Nawet ja trzeźwiałam.

background image

Mama wyszła do kościoła, flaszki puste,
niepokój twórczy narasta. Za godzinę
mogę

wziąć procha. Jutro moje urodziny,
wypiję z Mamą szampana, a także z
Ryszardem. Ryszard

opiekuje się nami od choroby Taty.
Czyni

to

dyskretnie,

stał

się

domownikiem, a Mama ma

mężczyznę do karmienia.

Już nie pamiętam, jak to dokładnie
narastało, po kolejnych upadkach brałam
się za

mordę i funkcjonowałam. Nikt nie mógł

background image

poznać stanu mego umysłu.

Noce po zaprochowaniu były dla Mamy
krytyczne. Nie wiedziałam, co robię, nie

pamiętam, co się działo, czasami
chciałam nago wyjść na ulicę, co
szczególnie bawiło

doktora Marka. W końcu usypiałam, a
rano odnajdywałam kolejne prochy. I
wytrzymałość

Mamy się kończyła. Prosiła mnie, bym
poszła do szpitala, ja jednak wolałam
prochy i alkohol

zamiast psychozy.

background image

To jakiś horror, a ja ciągle dopisuję
kolejne scenariusze. Raz w tygodniu
jestem

prawdziwa, odarta z maski normalnego
człowieka, z różnymi oporami, ale
czująca

rzeczywistość. Leki na halucynacje i
urojenia stawały się wrogiem. Od roku
inaczej to wyglą-

da, ale topiel zawsze jest najbliżej.
Koszmar.

Godzina. Można przecież wytrzymać
następną. Tylko jak to się robi? Nigdy
nie byłam

background image

normalna i nie wiem, jak to jest.
Przerastał mnie ból istnienia. Gdzie
jesteś, Basiu?

Bóg nakazał właśnie tę epokę, a
potrafiłam bywać zupełnie gdzie indziej.

Żałość mnie jakaś nachodzi, brak mi sił
do dalszego przeżywania świata, ale

trzeźwieję i mogę przestać być ofiarą. W
ciągu

tygodnia

jedna

godzina

prawdziwej rozpaczy.

Za mało. Dużo zależy ode mnie, ale
granat w kieszeni już odbezpieczony i
muszę się

spieszyć.

background image

Mam umrzeć l marca, ale nie wiem,
którego roku, taką informację dostałam
od Boga

na kartce we śnie. Muszę odejść od
maszyny do pisania.

Dzisiaj są moje urodziny. Zadzwoniłam
do Bożeny. Bożena uczy mnie miłości,
która

wszystko

przetrwa,

która

jest

wszechogarniająca. Po rozmowie z nią
czuję się lepszym

człowiekiem. Daje tyle wiary, że aż
czasami i ja chcę iść do nieba. Tam już
Tata z Michałem

background image

prowadzają się pod rękę.

Trzeźwa, czuję się niezbyt pewnie na
tym świecie. No cóż, trzeba w końcu
dokonać

jakiegoś wyboru, czy się leczyć,
walczyć ze zmorą, czy już do końca
chodzić naćpana. A

wtedy pojawia się pytanie, ile zostało.

To tak jakby zadzwonić do przyjaciela,
powiedzieć mu, że się wieszasz i niech

przyjedzie odciąć zwłoki. I takich
znałam,

którzy

tak

skończyli.

Okrucieństwo.

background image

Wczoraj widziałam w TV program o
zespole poaborcyjnym, nie wiem, na
jakim etapie

jest teraz moja dusza, ale niestety dla
mnie jest to sytuacja bez wyjścia. Dla
tych kobiet, które

zamordowały własne dzieci, nie mam
wytłumaczenia i przebaczenia. Tego nie
da się

odreagować, nie dały swemu dziecku
żadnej szansy.

Ja

przynajmniej

sama

mogłam

zadecydować o samobójstwie.

Może ktoś powiedzieć, że zabijanie

background image

rodzica jest podobne. Nie. Rodzic
zawsze może

się obronić.

Tak więc zatruwam się, może w końcu
skutecznie.

Czy wybieram życie, czy piekło? Na
piekło jestem gotowa, gdy tak chodzę po
ulicach

miasta, przyglądam się ludziom i
zastanawiam, dlaczego życie doczesne
jest taką wartością.

Wszystkie religie obiecują wieczne
zbawienie, a jednak - jak to mówi moja
ciotka -

background image

jakoś nikomu się tam nie spieszy. Mnie
się bardzo spieszyło. A tu się walczy o
każdą sekundę

istnienia, próbując przebłagać bóstwa,
los czy to, w co kto wierzy.

Gdyby nie archetypy, które we mnie
ożyły, zastanawiałabym się, czy jest tam
coś

jeszcze. Mam mieszane uczucia, inaczej
przeżywałam śmierci kliniczne, było się
nad czym

zastanowić,

by

poczuć

Wielką

Kosmiczną Czarną Dziurę. To mnie
najbardziej chyba

background image

przytłacza. A może to jest właśnie
piekło?

Takie

lewitowanie

w

ciemnościach, bez oparcia,

bez jakiejkolwiek powłoki czy kształtu,
kara za narodziny w kosmosie.

Może i ja kiedyś prześpię noc bez
prochów i będę wiedziała, gdzie jestem,
co robię i

czuję. Tylko że teraz gadam sama z sobą,
a może ze swoim sumieniem?

Tej książki jeszcze Mama nie może
przeczytać, może następną...

Ułańska fantazja. Tak nazywano moje
wychodzenie z nałogów. Nie mogę

background image

dopuścić do

tego, by zostały mi siedemdziesiąt dwie
godziny. Cokolwiek to oznacza, dla mnie
to jedno -

zdrowienie.

Na odwyku dostajesz środki zastępcze.
Ja funduję sobie detoks na jawie i
wolności.

Ale

już

czuję

pierwsze

objawy

niepokoju psychicznego i nadmiar myśli,
ale jeżeli ma

to być przetworzone na język literatury,
niech się toczy. „Kokaina” powstała w
psychozie,

background image

„Schizofreniczka”

w

czasie

wychodzenia

z

psychozy,

znowu

musiałam wytrzeźwieć.

Denerwuję się, złoszczę na siebie.
Wszystko wyłazi.

Po jedenastu latach w samo południe
jestem trzeźwa i nie mów mi, Ogoniasty,
że

może by inaczej. Ogarnia mnie smutek,
ale nie mam zamiaru się poddawać.

Depresja bez prochów aktywizujących.
Nie ma rur w łazience, nie teraz.

Teraz mamy z Mamą tylko siebie. I niech
tak jak najdłużej zostanie. Zawsze się

background image

kimś

opiekowałam. No właśnie, Baśka. List
od Ani z Bieszczad, tylko ona pamiętała
o moich

urodzinach, oprócz rodziny oczywiście.
Danuśka jak zwykle obsypała mnie
złotem.

Dla Ani z Bieszczad jestem Anną. Co za
odpowiedzialność.

Wiesz, Aniu, postaram się napisać list i
go wysłać.

Można przecież kochać cudze dzieci.
Nie chcę zostać sama. Tylko kiedy piszę
i

background image

słucham muzyki. Pić można od czasu do
czasu z przyjacielem, pamiętając o
powrocie do

domu.

Mamo, przepraszam już za tę książkę,
ale może zdążę napisać tę następną, w
której

godzę się ze światem i wyznaję Boga
jako

mego

przewodnika.

Ułańska

fantazja jest

pozytywna. Dużo jest we mnie złości
twórczej.

Urszula powiedziała, bym nie zmieniała
tytułu tej książki, bo to jest dar i znak od

background image

Boga i tak musi pozostać.

Obiecałam jej, że jak już będę bogata,
zamieszkamy razem w wielkiej chałupie
i

będzie mogła żyć w końcu tylko swoim
życiem.

Kurwica bierze mnie straszna od dwóch
dni,

zagrożony

jest

mój

spokój.

Przyjechała

kuzynka Mamy na kilka dni i tępi mnie
okrutnie, bo do tej pory to ona robiła za
artystę w

naszej rodzinie, a teraz ma rywalkę. I to
ja jestem w internecie, a nie ona. Gdy

background image

przeczytała

„Wdowę”, znalazła w niej jedynie błędy
drukarskie. Wypieranie pewnych emocji
całkowicie

ogłupia.

Trzeba to przetrwać. Inaczej może się to
skończyć szpitalem.

Niektórzy ludzie zupełnie nie mają
wyczucia sytuacji, Tata dopiero odszedł,
a ona się

tu wpakowała, bez przerwy gada i
wszystko wie najlepiej. Trocheja ścięło,
kiedy nie

background image

pozwoliłam jej „mieszać w garach”. Za
to

ja

zaczęłam

odreagowywać

i

podpuszczam ją na

tematy

religijne.

Głoszę

wszelkie

herezje, włącznie z teoriami na temat
piekła i chyba sobie z

tym za bardzo nie radzi.

Wybieram się do piekła, ale dopóki żyje
Mama, chodzę do kościoła. Czuję, że

ponownie narasta we mnie jakiś bunt,
ale nie biorę procha, chociaż to strasznie
męczy. Kiedy

za dużo czuję, mam wrażenie, jakbym
była pokonana przez własny umysł.

background image

Nie śpię drugą noc. Mam kryzys wiary
w pisanie i samo życie w ogóle. Od
kilku

miesięcy panowała tutaj taka cisza, a
teraz jakby jakiś kat stał nade mną.

Prochy nie pomagają na tak silny stres,
ale przecież nie mogę się poddać przez
jakąś

nawiedzoną ciotkę.

Gdybym miała męża i dzieci, inaczej by
to wyglądało. A tak wydaje się im, że
ciągle

trzeba mnie wychowywać.

background image

Zawsze sama się wychowywałam, od
dziecka, nikt nie potrafił zmieniać moich

decyzji, chociaż właziłam w topiel.
Porażające chwile po prochach i
alkoholu zmiatały mnie z

powierzchni ziemi, bym powróciła z
jeszcze większą siłą samozagłady.

Samozagłada jest wpisana w nałóg.

Jestem udręczona wódą i prochami. By z
tym skończyć, trzeba jedynie pokochać
stan

trzeźwości i zaistnieć inaczej. Nie wiem
jeszcze, w jakiej postaci, z jakimi
myślami czy

background image

poglądami na życie. Ale nigdy się tego
nie dowiem, dopóki nie spróbuję.
Żadnych ludzi na

sto metrów od Mego Królestwa. Inaczej
ogarnia mnie całkowity obłęd.

Jest ścisłe grono osób, z którymi mogę
czasami przebywać.

Szanujemy swój czas. Poza tym bycie z
przyjaciółmi w niektórych momentach
ma

szczególny wymiar, pomaga przeżywać
ból istnienia. Prochy sterowały mną jak
bombą na

odległość.

background image

Wystarczył

niewielki,

przypadkowy

impuls

i

następowała

we

mnie

eksplozja, w którą

włączałam otoczenie.

Szaleństwo narastało powoli, lecz
systematycznie, po okresie względnej
stabilizacji.

Oprócz Mamy nikt nie mógł ze mną
wytrzymać. I oprócz doktora Marka, ale
o tym w

innej książce. Z Tatą dogadywaliśmy się
bezbłędnie. Kochał mnie zaborczo i jak
każdy ojciec

przeganiał każdego faceta.

background image

Moja maszyna do pisania też mnie
wkurza, spadła na ziemię i robi dziwne
psikusy.

Ale musi ze mną wytrwać do końca
tekstu.

Gdy

jeszcze

bywałam

aktywna

medialnie, śmieszyły mnie pytania
dziennikarzy,

którym wydawało się, że mnie pojmują,
że wiedzą coś o uzależnieniach.
Pisywali głupoty, nie

dając mi tekstu do autoryzacji. Nic sobie
z tego nie robiłam, wiedziałam swoje, i
to zupełnie

background image

wystarczało. Podróże po Polsce w roli
etatowej narkomanki kraju też miały
swoje uroki.

Szokowałam

wyznaniami,

zrozumiałam, że każdy ma swoją historię
i każdy mógł zasiąść

na moim miejscu. Inni nie mieli jednak
tego czegoś, co wzbudzało takie emocje
i szarpnięcia

duszy. Na spotkaniach starałam się być
trzeźwa.

Raz dostałam stypendium z miasta, ale
wystarczyło na wydanie jednego tomiku

wierszy. Za to udzieliłam wywiadu

background image

regionalnej telewizji.

Kolejna książka stała się wyzwaniem.
Dla najbliższych i mnie samej. Mogłam
więcej

chlać i się prochować, by uciec od
rzeczywistości.

Powroty

do

domu

bywały coraz

trudniejsze. Kochałam ten niezwykły ból
istnienia, który mi wmawiano, ale
czułam inaczej i

nie można było mnie oszukać. Może
jedynie mówiłam o tym memu kotu.
Lubię marzyć,

właściwie cały czas marzę i przekładam

background image

to na papier. Dzisiaj się dowiedziałam,
że „Kokaina”

jest

prawdą

w

osiemdziesięciu

procentach.

Nie

zaprzeczyłam.

To

sprawa osobistego odbioru.

Niekiedy i ja wierzyłam, że to jest
możliwe. Marzę o flaszce i prochach,
lecz tak je

schowałam, że lepiej nie szukać.

Nie, zwykła maszyna do pisania
zupełnie się do tego nie nadaje. Ale
kiedy naprawię

tamtą... No co, dlaczego teraz mam nie
zaćpać, kiedy mam doskonały pretekst.

background image

Alkoholik pije

dwa razy do roku, kiedy pada deszcz lub
kiedy nie pada. Chcę już umrzeć. Ale
muszę

skończyć

jeszcze

trzy

książki.

Okrucieństwo.

Dosyć rozczulania się, depresja i tak nie
minie, a wena twórcza jest zatruta
bzykającą

nad uchem ciotką. Zaraz zwariuję.

A poza tym słucham dobrej muzyki.
Amen.

Oj, Tato, dlaczego Cię już nie ma...

background image

Opiekowałam się Tobą do końca, do
ostatniego

oddechu, na trzeźwo, bym poczuła odlot
Twojej duszy.

Tak namacalnie to odczułam, tak realnie
wypłynęła z Ciebie, a teraz przychodzi
w

snach, trochę gniewna, bo złościsz się,
że się truję.

Już jest napis na grobowcu. Nie płaczę,
to tylko żal wymieszany z cząsteczkami
bólu,

które pozwalają nie zapomnieć.

background image

Miłość

jako

spełnienie

życia

doczesnego.

Powoli się staczałam, chociaż inni tego
nie widzieli, nie odczuwali.

Dzisiaj już nie śnił mi się odwyk.

Nie mówcie o Bogu. Proszę, już nie.
Coraz trudniej się idzie do kościoła na
mszę,

przyjmowanie

Chrystusa,

kiedy

to

Ogoniasty miesza w modlitwie. Czuję,
że jestem gotowa

na

wszystko.

Przeszłość

ostatnich

jedenastu lat zlewa się z czasem
obecnym.

background image

Wiesz, Tato, chcę do Konrada, ale
wiem, że nie spodobałby się Tobie. Nie
pamiętani

tego momentu, kiedy poczułam, że
zapicie prochów wódą jest zbawcze na
dwie godziny.

Trzeźwienia wolę nie wspominać, w
oczach mam błaganie o zwalczenie
nałogu.

Raz się okazało, że prochy i wóda nie
dają wyciszenia i chyba musiałabym się
otruć,

by wreszcie coś poczuć.

Jeszcze wtedy wybierałam - albo

background image

prochy, albo wóda. Nie pamiętam, kiedy
się zatarły

granice samokontroli. Kiedy przestałam
nad tym panować. I nagle Wielki
Eksperyment.

Dlaczego tak chcę ratować własną
wątrobę. Przez tyle lat się regenerowała,
a teraz czuję, że

jestem blisko siedemdziesięciu dwóch
godzin.

Doktorze, walczysz o moje życie, dając
wolny wybór, tylko czy można mieć do
mnie

aż takie zaufanie. Pogubiłam się. Wolę

background image

sięgnąć po procha, niż poczuć. Co wtedy
mogłabym

odkryć?

Osobę

o

ogromnej

wrażliwości,

pomagającą w cierpieniu, umiejącą
przytulić i

pokochać? Umiejącą poddać się uczuciu
w sytuacjach intymnych? Mężczyzna
wciąż jest dla

mnie fantazją. A ja bywam nie do
zdobycia. Skamielina.

Kiedyś wydawało mi się, że można
kontrolować takie stany, szczególnie
agresji i

background image

rozdrażnienia. Bywało tak, że w końcu
sama dochodziłam do siebie, lecz teraz
nie potrafię

wyjść poza zaklęty krąg i męczę siebie.
Powoli tracę do siebie zaufanie i
zaufanie do tych,

którzy mnie znają i kochają.

Ale wreszcie Bóg zesłał powiernika i
staję się człowiekiem bez maski.
Jedynie z nieco

zalęknionym sercem (nigdy tak o sobie
nie mówiłam). Czy to się uda?

Chcesz, Basiu, tak szybko załatwić
zatrucie umysłu i duszy. Nie zapieram

background image

się,

nazywam rzeczy po imieniu i mówię,
mówię. Nie chcę tak umierać.

Nie wiem, do czego jeszcze jestem
zdolna, jaki pokrętny jest mój umysł.
Gdy chlam i

ćpam, to aż do katastrofy życiowej.
Picie i prochy dają absolutne odłączenie
od życia

doczesnego

i

odbierają

odpowiedzialność za wszystko. Nałóg
jest bardzo destrukcyjny,

zarówno dla uzależnionego, jak i ludzi z
j ego otoczenia.

background image

W

stanie

całkowitego

upojenia

wszelkimi dostępnymi środkami czuje
się lęk przed

powrotem do domu, a jak dzisiaj
powiedziała przez telefon doktor Dorota
- to okrucieństwo,

kiedy lęk nie pozwala wrócić do domu,
jedynego bezpiecznego miejsca. Jest
jeszcze inne

rozwiązanie,

można

z

domu

nie

wychodzić! Może trzeba w końcu zrobić
zestawienie.

Bez prochów wytrzymuję dobę. Później
wyję i spokojnie mogę iść do szpitala,
za

background image

kraty, w pasy, zniewolona przez
społeczeństwo i różnych mądrych ludzi.

Jeszcze nie wyczuwam własnej śmierci.
Jest już poza moim zasięgiem, nie robię
za

stwórcę. Jestem na głodzie.

Papierosy rzuciłam pięć lat temu, od
razu i bezboleśnie, nie miałam żadnych
sensacji,

głodów, zażerania się, żucia gumy itd.
Po prostu pewnego dnia przestałam
palić, a papieros

przestał istnieć. Z resztą bywa gorzej.

background image

Zmowa milczenia w mojej rodzinie
prowadziła do wielu katastrof. Mogę
odejść

choćby dzisiaj, ale jeszcze trochę
poczekam, to za proste.

Krzyk jest blisko nawet, nawet jeśli nie
jest to krzyk po narodzinach, a jedynie
rozpacz

po czymś utraconym.

Pisywali do mnie różni ludzie, otwierali
się jak przed spowiednikiem, ale
wówczas nie

potrafiłam unieść rozpaczy drugiego
człowieka.

background image

Napięcie rosło jak w najlepszym
dramacie.

Przyłapywałam

się

na

pokrętnym myśleniu

ćpuna, który zawsze znajdzie pretekst,
by zmienić stan umysłu.

Doktor Marek zawsze czuwał, bym nie
zawisła,

ale

ja

czułam,

że

to

przedłużanie

agonii.

Dopiero

przy

łóżku

Taty

zrozumiałam, jak walczy się do końca.

Ale życie sobie zafundowałam. Wokoło
byli sami uzależnieni - Anka od seksu,

Danuśka od pracy, Mama od pomagania
innym, kiedy ja już nie dawałam sobie

background image

pomóc.

Mój brat był uzależniony od żony, Tata
od papierosów.

Mnie prześladowały książki, które
rodziły

się

podczas

snu,

i

nie

wiedziałam, którą

najpierw pisać.

Te jedenaście lat we mnie jest obłędem
prochowo

-

alkoholowym

i

samobójczym.

Kiedy leżysz na torach, jest ci zupełnie
obojętne, co dalej może się wydarzyć.

Kurwa, znów popsuła się maszyna. Musi

background image

wystarczyć do skończenia tej książki.

Kiedy przestaję się kontrolować, lubię
usiąść w fotelu i godzinami słuchać
muzyki.

Przy muzyce łagodnieję albo wpadam na
kolejny genialny pomysł.

Tylko dlaczego teraz czuję się tak
parszywie. Wokół brakuje tlenu. Proszę,
zostawcie

mnie

w

spokoju,

nie

wygłoszę

pogadanki na temat narkomanii. Nie
chcę już siedzieć w tej

szufladce. Jestem przecież po prostu
poetką. Narkoman w końcu, kiedy się

background image

topi, sam dochodzi

prawdy o sobie. I jego rodzina także.

Ludzie nie mają wyobraźni. Nie
opowiadam już o narkomanii. Są
książki, niech

czytają. Wiem, że kontakt z legendą
bywa interesujący, ale nie ze mną te
numery.

Próbowałam się ratować. Dostawałam
jakąś kasę książki i szalałam po świecie.
Na

zaproszenie przyjaciółki z Monachium
bawiłam

u

niej

ponad

tydzień.

Małgorzata jest

background image

uosobieniem

zdrowego

psychologa,

ugościła

mnie,

pokazała

miasto,

pojeździłam sobie

metrem, widziałam wioskę olimpijską i
wiele ciekawych rzeczy.

Miasto

bogate,

nastawione

na

obywatela,

nie

utrudnia,

pozwala

zapomnieć o polskiej

szarpaninie. Jeszcze wtedy paliłam i
wydawałam po pięć marek na papierosy.
Było mi tam

dobrze. Prochy brałam tylko na noc, nie
piłam, czułam, że Małgosia jest bliska
mego

background image

przeżywania świata. Ale musiałam
pożegnać letnie Monachium, miasto
spokoju i względnej

tolerancji dla odmieńców, i wrócić do
kraju. System leczenia w jej klinice
psychiatrycznej

bardzo mi się spodobał.

Nie tak jak u nas, kiedy lekarze i
terapeuci znikali w piątek, by objawić
się w

poniedziałek. Tam terapeuta czuwał całą
dobę. Jeżeli pacjent miał lęki o drugiej
w nocy,

terapeuta był przy nim. A u nas na

background image

nocnym dyżurze lekarz po prostu śpi i
przez telefon

ewentualnie

zleca

pielęgniarkom

podanie

tabletki.

W

kombinatach

psychiatrycznych od razu

zakładają kaftan bezpieczeństwa, o nic
nie pytając.

Zawsze byłam na głodzie polekowym.
Ale można to po prostu przegadać, a nie

pacyfikować.

Więcej

zdarzeń

nie

pamiętam.

Głód

polekowy

doprowadza

do

skrajnego rozdrażnienia umysłu i serca.
Masz ochotę

background image

zabić.

Kiedy zaczęłam należeć do ZLP - u w
Krakowie, moje życie trochę się
odmieniło.

Bywałam tu i tam, wychodziły kolejne
książki, ale dla mego miasta nadal byłam
trędowata.

W końcu zniknęłam, jeżdżąc czasami do
Krakowa na Noce Poetów, gdzie
czytałam swoje

wiersze. Ale to mnie wyczerpywało.

Jeszcze potrafiłam odmówić kolejnego
kieliszka wódy, chyba że piło się z
gwinta. W

background image

Krakowie są inni ludzie. Do Warszawy
przestałam jeździć, to miasto j miało za
dużo

przykrych i tragicznych wspomnień.

Bałam się czasami, że i Kraków
zbezczeszczę, ale zawsze w porę go
opuszczałam.

Pęd do wędrowania pozwalał na wyjazd
z miasta. Przeważnie jeździłam sama na

wczasy w siodle. Galop mnie uspokajał
i nie popadałam w depresję. Samotne
wyjazdy dawały

pełną anonimowość.

background image

Znano mnie już w Polsce z ”Pamiętnika
narkomanki”, który nadal wzbudzał tyle

emocji. Nauczyła mnie go odczytywać
Mirka. Zawsze dostrzegała w moim
pisaniu więcej i

pełniej. Lubiłam jej recenzje. Raz się
tylko zdenerwowałam, przy interpretacji

„Schizofreniczki”. Ona nie podlegała
żadnym dyskusjom filologa.

Tak, nie inaczej, musiał powstać ten
tekst, to nie powieść, to wyznanie bólu,

przetwarzanie

emocji

na

skraju

przepaści. Taki film nie podlega
cenzurze.

background image

Przechodzili przez moje życie różni
ludzie, niektórzy w bezczelny sposób
domagali

się pomocy, jakbym była ich światem. W
końcu całkowicie zrezygnowałam z
pomagania

ludziom twarzą w twarz. Tylko czasami
odpisuję

na

listy.

Psychologia

praktyczna przestała

być moim zajęciem. Była jedynie
potrzebna do pisania książek, pomagała
poznać psychikę

drugiego człowieka. Na coś w końcu te
studia się przydały. Miałam wyczucie,
ale prochy i

background image

alkohol powoli otępiały. Nawet T.Z.
mówił, że nie wykorzystałam swoich
możliwości. To nie

tak, wykorzystałam je w pisaniu książek.
Do pracy nie były potrzebne, państwo w
swej

dobroci zakazało mi wykonywania
zawodu psychologa do końca życia, nie
mogło być

większej ulgi.

Wiem, że Mama z tego powodu
cierpiała, ale to nie był stracony czas.
Nigdy nie było

straconego czasu.

background image

Przyjaciele po ukazaniu się kolejnej
książki gadali ze mną, cieszyli się
kolejnym moim

sukcesem. Podziwiali i nie pamiętali
„Dziewczynki z zapałkami”.

Moim

jedynym

prawdziwym

powołaniem jest świat poetów, nie
psychologów. Pani

Alicjo, opowiem Pani, jak się topię.

Nie wiem, co z tego wyniknie, ale może
Bóg zmieni moją datę śmierci.

Mam tylu sprawdzonych przyjaciół,
którzy spokojnie przyjmują każde moje

background image

powieszenie.

Mirka

kiedyś

nie

wytrzymała i mi nagadała. Powiedziała
trochę za dużo i za

boleśnie. Płakałam.

Sądzę, że teraz nie ma dla niej
większego znaczenia, jak żyję i kiedy
planuję kolejne

samobójstwo.

W moje szaleństwo jest wpisane
samobójstwo i niewiele można na to
poradzić. Chyba

że teraz zmienię kolej rzeczy i nie
zapiję, nie zaćpam. Już jest inaczej,
tylko niech na razie

background image

inni zostawią mnie w spokoju. Wyjście z
matni uczuć własnych. Jakie zadanie
sobie

stwarzam. Nie wiem, czy podołam, nie
zawisając.

Walka o siebie jest zdecydowanie
trudniejsza niż zadzierzgnięcie pętli. Ale
dopiero

teraz to sobie uświadomiłam. Mocne
postanowienie ćpuna i alkoholika. Sama
bym w to nie

uwierzyła.

Kiedyś

powiedziałam

doktorowi Markowi, że z narkomanii nie
ma wyjścia. Nie

background image

zgodził się ze mną, zna wielu neofitów,
ja znałam tych, co już odeszli.

Marlena miała dwadzieścia trzy lata,
kiedy się skutecznie się powiesiła. Nie
mogłam

już jej pomóc, tak się zapętliła. Jej
rodzice zrobili piękny grobowiec. I
pytali Boga, dlaczego

Marlena, a nie ja. Pokrętne myślenie,
niczego nie tłumaczyłam, musiałabym
dokopać

rodzicowi. Marlenka była fanką moich
książek, ale to jej nie uleczyło, miała
własną topiel. To

background image

był inny układ w kosmosie. Marlenka
była z tej strony lustra, widziała w nim
jedynie łach i

obrzydzenie do siebie. Nie była
zakłamana. Jej szczerość nie pomagała,
oprócz doktora

Marka i mnie nikt jej nie słuchał, nikt nie
ujrzał śmierci w jej oczach. Ja to
wiedziałam na

czterdzieści osiem godzin przed datą
zgonu. I nic nie mogłam uczynić.

Marlena czasami przynosiła wódkę na
oddział. Wypijałam ją w samotności.
Nie

background image

umiałam walczyć z piractwem, ale się
tym przeważnie nie przejmowałam.
Żyłam dwutorowo,

jako poetka lub jako świr. Dlatego nie
miałam już żadnych oporów, by dać się
wchłonąć

przez siły nieczyste. Ale zawsze miałam
poczucie, że zawadzam. Nawet Danuśka
nie potrafiła

mnie wysłuchać, Mama przypłacała to
bólem serca, więc zrezygnowałam.
Wiem, sprawdzali

się w sytuacjach ekstremalnych, ale nikt
nie wiedział, co przeżywam. Dla
rodziny miałam

background image

maskę uśmiechu. Mieli wszystko, mieli
książki. Za to moi czytelnicy święcie
wierzyli w

zapisane słowo.

A jednak w końcu się otworzyłam i
nagle okazało się, że mam tyle
problemów. Chcę

już powrócić do swego wnętrza, ale to
jest za proste. Na treningach karate
walczyłam tak, by

pokonać przeciwnika w ciągu jednej
minuty. Dłuższe walki mnie męczyły.

Bardzo pragnę odejść. Codziennie rano
budzę się z kacem życia.

background image

Moje kochane małolaty. Możecie mnie
lubić, kochać, podziwiać, szanować,
tępić,

wyzywać,

gardzić

mną,

opluwać,

zabijać słowem, ale nigdy nie przestanę
Was kochać. Jestem

Waszą przyjaciółką. Bo zaczyna się od
jednej tabletki przeciwbólowej, za
przyzwoleniem

rodziców i całego społeczeństwa. Te
reklamy

w

TV

środków

przeciwbólowych to straszna

granda.

Potrafię teraz wziąć dwieście tabletek

background image

psychotropów i po prostu na chwilę
zasnąć. Dla

zwykłego

człowieka,

człowieka

nieuzależnionego, ta dawka byłaby
śmiertelna.

Nie da się już tak zwyczajnie uchlać
codziennością.

Faszerowano

mnie

tabletkami jak

kaczkę przeznaczoną na śmierć. Później
zaczęłam to robić sama.

I przychodzi taki moment, że nie
potrafisz dojść do knajpy, więc pijesz w
domu do

lustra.

background image

Musiałam się odnaleźć w tym świecie.

Już nie potrafiłam. To było nie do
wytrzymania.

Czujności

tych,

co

kochają, nie da się

uśpić. Ale każdy uzależniony ma tysiące
sposobów, by to ukryć. Tylko już
czasami nie

potrafią o to zapytać, przyklepując
gówno. Nie mam pretensji do lekarzy,
bo mnie ratowali,

wzbudzali nadzieję, leczyli z choroby.
To ja kiedyś nie wytrzymałam...

Gdyby nie leki - muszę być do końca
szczera - już by mnie nie było. Czasami

background image

pewnych rzeczy najlepiej nie wiedzieć.
Ale to, co piszę teraz, nie jest
usprawiedliwieniem.

Mogłam przecież brać leki na chorobę, a
nie powoli zwiększać ich dawki,
zapijając wódą.

lipiec 2002

Doktor Marek uważa, że znów wyjdę z
otchłani jak zawsze. Byłam u niego
wczoraj.

Oboje byliśmy zmęczeni. Zapytałam, czy
mi wierzy, czy na tyle mi ufa, że przeżyję
do

następnego spotkania. Za tydzień jadę z

background image

kotką do lekarza na kontrolę. Nie mogę
jej zawieść.

Przyszło potwierdzenie z Cambridge
Anglia, że już szykują mi srebrny medal,
a poza tym

dostałam zaproszenie na kongres do
Londynu na spotkanie wybranych z
tysięcy wybranych

do „Who is Who”. Wybrana z
wybranych z całego świata. Ale się
narobiło. Oczywiście do

Londynu nie pojadę.

Kiedy ostatnio jechałam do Londynu,
autokarem, mieliśmy postój we Francji

background image

przed

wjazdem na prom. Oddaliłam się od
grupy, a byłam tak nawalona prochami,
że zgubiłam

autokar i nie potrafiłam odnaleźć
terminalu, z którego był odprawiany.
Chodziłam od

terminalu do terminalu i mówiłam, że
zgubiłam

„my

bus”.

W

końcu

przysiadłam na rozdrożu

i zaczęłam się modlić. Miałam przy
sobie tylko paszport. Gdy dotarłam po
modlitwie na

właściwe miejsce i powiedziałam „I

background image

lost my bus”, okazało się, że już
pojechał na prom.

Wtedy francuski policjant wziął mnie do
swego wozu i jadąc na sygnale,
zdążyliśmy ich

dogonić. Cała wycieczka była na mnie
zła, ale i szczęśliwa, że się odnalazłam.
Na promie

trochę mi dokuczano, że nie powinnam
jeździć sama, a byli to ludzie, którzy po
odprawie w

Anglii zniknęli. W drodze powrotnej
brakowało dwóch trzecich pasażerów.

W

Londynie

byłam

grzeczna.

background image

Zwiedzałam, byłam bardzo punktualna i
po powrocie do

hotelu do rana oglądałam TV. Czasami
żałuję, że tam nie zostałam na zawsze.

Francuski policjant był zaskoczony
moimi podziękowaniami. To zdarzenie
jeszcze do

dzisiaj budzi we mnie lęk i powoduje
falę drżenia wzdłuż kręgosłupa. Mama
nie dowiedziała

się o tym nigdy.

Bardzo często śnię, że jestem w Anglii i
rozmawiam po angielsku. Nawet nieźle
mi

background image

idzie. Jak miło zamawia się drinka w
knajpie, którą odwiedzał sam Dickens.
Tam czas nie

istniał, miałam ochotę bawić się
świetnie i to robiłam, bez lęku, bez
niepokoju, bez

wspomnień. Londyn, czasami tak mi się
wydaje, to moje miejsce na świecie. A
teraz

rezygnuję z takiej frajdy.

Zapytałam ciotkę, dlaczego Pan Bóg
stworzył dinozaury przed człowiekiem.
Chyba

się na niej odegrałam.

background image

Jestem nadal zagadką, dla samej siebie
też.

Kto tu rządzi?

Mniej piję. Z prochami bywa różnie.

Sprawę z Cambridge przesuwam w
nieznany czas, a oni uparcie ślą listy z

gratulacjami. Obłęd.

Rozdygotanie, drżączka, gonitwa myśli,
otchłań,

myśli

samobójcze,

utrata

zdrowia

fizycznego i psychicznego...

Pomyśl o tym, Czytelniku, gdy zaboli

background image

Cię głowa i weźmiesz tabletkę. Chyba
że jest to

poważniejsza

choroba,

wtedy

ważniejsza

jest

walka

z

bólem.

Rozumiem to.

„Kokaina” dociera do różnych ludzi i
nawet niektórzy wprost pytają, czy
dawałam

dupy. Ja nazywam dawaniem dupy
wszelką głupotę.

Już nie zaprzeczam, nie potwierdzam.

Świat mnie przerasta. Nie mogę wyjść z
domu,

by

nie

dostać

rozstroju

nerwowego, a

background image

oni każą mi jechać do Londynu na
kongres, gotowa na wszelkie możliwe
pytania, na

ekskluzywne życie, ból nieznanego i dla
mnie niepotrzebnego.

Gdy zabraknie Mamy, kto pójdzie po
chleb? Przepraszam, ale chyba zupełnie

zdziczałam.

Moje Królestwo jest w porządku, tutaj
mam wszystko, czego mi potrzeba. To
nie ja

wysyłam książki do druku, ja je tylko
piszę. Więcej grzechów nie pamiętam.

background image

To chyba ostatnie stadium niemocy, ale
jeszcze

podchodzę

do

telefonu,

odpowiadam

na listy z Anglii, chyba na większe
potępienie siebie. Może w moich
książkach jest to coś,

czego sama nie chcę wyczytać.

Ogoniasty siedzi w fotelu, zabrania mi
kontaktować się z doktorem Markiem.
Jest o

niego zazdrosny?

Przepraszam, muszę wziąć prochy. Żeby
pozmywać naczynia po obiedzie. Chyba
w

background image

końcu nauczę się milczeć.

Moje

wnętrze

jest

porażające.

Powiedziałam doktorowi Markowi, że
zapracowałam na

piekło, a on na to, że są okoliczności
łagodzące.

Z każdą książką palę jakiś most za sobą.
Teraz nawet Bóg mi przeszkadza.

Jest mi naprawdę przykro, że to się tak
potoczyło. Wiedziałam, że kiedyś utracę

kontrolę, ale do końca w to nie
wierzyłam.

Wczoraj, przechodząc obok zakładu

background image

fryzjerskiego, miałam ochotę do niego
wejść i

ochlastać się na łyso. To czasami
pomagało.

Tak długo nie byłam w stanie śmierci
klinicznej, całe dwa lata.

Bardzo pragnę, by mnie już nie drażniło
życie.

Przestałam się odzywać w domu, to
znaczy paplać, bo to drażni Mamę. Dla
rodziny

nie mam problemów, to znaczy nie mam
prawa ich mieć.

background image

A rozważania, czy się powiesić, czy się
nie powiesić, to czysta filozofia.

Tak więc zostałam zupełnie sama, nie
licząc przyjaciół, których mam. Dla
nich,

oprócz Urszuli, jestem OK.

Siedzę sobie w domu, słucham muzyki,
jakiś wiersz popełnię, bez zobowiązań,
na

luzie. Nawet jak testują moją barwę
głosu przez telefon, stwierdzają, że
chyba u mnie

wszystko dobrze. Potwierdzam. Wczoraj
wzięłam za dużo prochów i ogarnęło

background image

mnie to

niesamowite wyczucie śmierci, ale nie
byłam pewna, swojej czy Mamy. Jedni
mnie traktują

jak osobę zupełnie zdrową, inni jak
kompletnego świra. Prawda bywa
zawsze gdzieś

pośrodku.

Tylko co z tego, kiedy moje emocje
wobec świata i ludzi zmieniają się co
pięć minut.

Sama nie wytrzymuję tej huśtawki i idę
do lekarza po następne prochy. Śnię.
Tylko moje

background image

marzenia tak dziwnie się kurczą. Teraz
marzę, by skończyć te trzy książki, które
właśnie

zaczęłam. Ważny jest tomik dedykowany
Tacie.

Jestem, mówiąc fachowo, w głębokiej
depresji.

Czy napisanie kolejnych trzech książek
wystarczy, by przeżyć ten tydzień, do

czwartku? Bo w czwartki mam godzinę
luzu dla swoich obsesji.

Na razie nie będę się kontaktować z
doktorem Markiem. Wiem, co mam
robić. Może

background image

zajrzę do niego po wakacjach.

Linia życia powoli się załamywała.
Wystarczyło lustro, prochy i flaszka.

Pisałam wtedy różne rzeczy, które być
może zostaną odkryte dopiero po mojej

śmierci. A Mirka twardo milczy, co ja
jej takiego zrobiłam?

Przechlałyśmy sporo wina i szampana, a
najwięcej piwa. Teraz gust mi się
zmienił,

wolę wódę, koniaki, ewentualnie rum.

W knajpie dyskretnie łykam garść
prochów, popijając alkoholem.

background image

Doktor Marek ma do tego zdrowe
podejście. Daje mi całkowicie wolny
wybór.

Pozbyłam się telefonu komórkowego. To
też jakiś sposób, by nie komunikować
się ze

światem.

Listy drażnią, ale jeszcze je czytam, bym
na przykład nie przegapiła takiej Sylvii.

Kiedy idę przez miasto, skręca mnie w
różne zakątki, gdzie są knajpy, jedna
ładniejsza

od drugiej, z ludźmi pijącymi na luzie,
trującymi się papierosami. Jeżeli akurat

background image

kontaktuję,

coś do nich mówię. Pytam na przykład,
czy nie szkoda zdrowia na papierosa. I
jeszcze za to w

pysk nie dostałam. Teraz przestałam
pytać,

przestało

mnie

to

nagle

interesować.

Może, jak w ”Kokainie”, przeczuwam
kres?

Kiedyś moi przyjaciele wypijali ze mną
drinka, do czasu aż zrozumieli, że dla
nich to

tylko drink, dla mnie skok w przepaść
głową w dół.

background image

Już nie ma kto ze mną pić, może czasami
Danuśka. Ale ją staram się przed sobą

chronić.

Są wrażliwi ludzie, jest ich całe
mnóstwo,

ale

psychopaci

depczą

nadwrażliwców,

oszukują, znęcają się nad nimi.

Ludzie pracujący z uzależnionymi w
ogóle nie wiedzą, o co tu chodzi.
Zarzucano

Markowi Kotańskiemu, że nie może
pomagać ćpunom, bo sam nigdy nie brał
narkotyków.

background image

Przy

charyzmie

Kolana

i

jego

umiejętności wczuwania się w dusze
innych... Ale takich

Kotańskich jest niewielu, może tylko
on...

Wtedy

nie

umieliśmy

się

porozumieć, ale

przyczyna tkwiła we mnie.

Tylko doktor Marek widzi okoliczności
łagodzące i nie zgadza się ze mną, że
mam

potworną duszę.

Już bym wolała, by na mnie nakrzyczał
jak na małą dziewczynkę.

background image

Ale i w jego oczach dorosłam. Czasami
czuję się za bardzo skomplikowana dla
samej

siebie.

Tato, teraz już wiesz bez słów, czujesz
to, ale się do Ciebie nie wybieram,
kocham

piekło.

Rodzina i moi fani na pewno się
postarają godnie mnie pochować w
poświęconej

ziemi.

Kopa w żyłach po wódzie poznałam,

background image

mając czternaście lat. Od tego czasu
stałam się

inną Basią. I wreszcie renta z prochami i
piciem.

Nie pamiętam, kiedy zaczęłam kojarzyć
wódę z prochami, czy był to Londyn,
Paryż,

Wenecja, Izrael. Ale zawsze udawało mi
się powrócić do domu. Teraz nigdzie się
nie

wybieram, a nałogi pozostały.

Pamiętam lot samolotem do Izraela,
piłam całe cztery godziny. Boję się
śmierci w

background image

katastrofie, więc piłam, by umierać na
wesoło. Ale stres był tak duży, że ciągle
czułam się

trzeźwa. Tam, na górze, nie mogłam się
zapić.

W drodze powrotnej było jeszcze
gorzej, wypiłam wszystkie drinki ku
oburzeniu

pielgrzymki.

Odwiedziłam z Ogoniastym święte
miejsca. Nie potrafiłam zostawić go w
Polsce.

Może dlatego nasz samolot się nie
rozbił.

background image

Oparcie w Bogu? Proszę księdza, ksiądz
zabrał mi ostatnią szansę.

Ale doktor Marek powiedział, że Bóg
bardzo mnie kocha.

Alkohol, prochy i ja. Przez ostatnie
dziesięć lat mego życia stanowiliśmy
jedność.

Książki trochę drażniły, musiałam w
jakiś sposób zapanować nad maszyną do
pisania.

Kiedy Tata na dwa lata przed śmiercią
miał operację dróg żółciowych, Jego
stan był

ciężki. Codziennie pytał, czy syn

background image

przyjdzie do szpitala, a wiedział, że Tata
jest po operacji.

Biedak miał nawet halucynację, że
Janusz był u Niego. A ja powiedziałam
wprost - nie, Tato,

syna nie było.

Ale to już jego sumienie, jeżeli je ma.

Bo nawet mnie, kiedy trzeźwieję,
sumienie wali prosto w twarz. Kiedy
alkohol

przestaje działać, musi być kolejny łyk,
by policzyć ilość prochów, które biorę.

Czasami przedawkowuję. Nie wiem, co

background image

wtedy mówię przez telefon, ale zawsze

przyjeżdża karetka reanimacyjna na
sygnale.

Ciągle mnie pytano o faceta. A kto by ze
mną wytrzymał?

Teraz wszyscy się podniecają, że
młodzież ma tak częsty kontakt z
alkoholem i

papierosami. Wcześniej też tak było,
tylko był to temat tabu. Jako małolata
nigdy nie byłam

na prywatce, na której nie byłoby
alkoholu.

background image

Mam nadzieję, Drogi Czytelniku, że
moje książki nie zwiodą Cię na
manowce, chyba

że na Cudne Manowce Stachury.

Wydaje mi się, że straciłam wszystko,
czyli kontrolę nad swoimi emocjami,
umysłem,

wolną wolą.

Po powrocie z psychiatryka zawsze od
razu dokładałam sobie procha. Nie
miałam

prawa czuć. Pani Alicjo, czy damy radę?

Znowu walka z czasem. Może w końcu

background image

znajdą szczepionkę przeciwko AIDS,
inaczej

trzy czwarte Afryki wymrze.

A co było za zasłoną prochów i
alkoholu? O tym pisałam w innej
książce. Teraz

uzależnienie poszło w innym kierunku.
Miałam przy sobie ukochanego Tatę,
starającą się

utrzymać

dom

Mamę,

miałam

wielbicieli na całym świecie i byłam
porażająco samotna.

Dlatego

trzeba

było

uszkodzić

świadomość. Stan obecny posunął się za

background image

daleko, ale nie wrócę

do psychiatryka.

Nawet Mama po chorobie straciła
czujność, ostatnio nie zauważyła, że
wypiłam Jej

pół butelki spirytusu. Słabsze alkohole
już na mnie nie działały. Były przeróżne
wpadki,

przeprosiny, obietnice - znacie to, żony i
dzieci alkoholików?

Niekiedy byłam okrutna dla moich
pacjentów, to znaczy zostawiałam ich z
ich

background image

problemami

i

odchodziłam

do

psychiatryka. Wiem, że każdemu trzeba
dać szansę, dopóki

żyje... Nigdy nie zabiłam człowieka,
rodzice to inny układ, natomiast własne
dzieci...

Czasami miałam marzenie, by mieć
córkę. Ale oprócz nałogu, co mogłabym
jej

ofiarować?

Kiedy ktoś zwraca się do mnie „pani
magister” - nie czuję tego zupełnie.
Przecież

jestem zatruwającą się poetką.

background image

Może po prostu usnę pewnego dnia przy
maszynie do pisania. Może Bóg, jeżeli
jest,

przyśle mi Anioła Stróża i przepędzi
Ogoniastego. Ale wtedy chyba stałabym
się bardzo

nieszczęśliwa.

O lordzie Paradoksie, przez ostatnie
dziesięć lat uratowałam tyle duszyczek
przed

samobójstwem,

przed

wzięciem

narkotyku, dawałam wiarę i siłę we
własne możliwości.

Tylko sobie nie potrafiłam pomóc.

background image

Poznałam pewną prawdę, by znowu
mącić w sobie.

Czasami wolałabym nie mieć takiej
świadomości,

jak

przy

pisaniu

„Schizofreniczki”.

Jeżeli czasami muszę odczuwać, jak
przy Tacie w szpitalu i podczas Jego
ostatniej

drogi, chcę się dowiedzieć, kim jestem,
ale od razu wpadam w otchłań. Mnie nie
słuchano. W

rodzinie byłam dziwną maskotką, przy
wiezioną z zupełnie innej planety.

Nie zauważano mnie.

background image

Jedynie Matka staruszka troszczyła się,
bym jadła, a moje milczenie budziło Jej

wielkie obawy. Ale nigdy Jej nie
spytałam, dlaczego tak się boi ciszy.
Byłam na rozdrożu,

mówienie było złe, rozmyślania złe,
wyjście z domu na dłużej złe.

Nawet Ryszard powiedział, że bez matki
zginę. Nie wyprowadzałam go z błędu.
Albo

umrę, albo setny raz podniosę się z
popiołów. Tak łatwo traciłam kontakt z
otoczeniem. Ale

pisząc, nawet w swym chaotycznym

background image

stylu, czułam, że Bóg nie zostawi mnie
tak po prostu w

połowie drogi. Muszę jeszcze raz w
Niego uwierzyć. Tylko pani Alicja pyta,
co się dzieje w

moim świecie. Tato, gdzie jesteś?

Przepraszam, ale widzę pętlę w
łazience.

W okolicznych sklepach monopolowych
znano mnie doskonale, kiedyś chciałam

kupić pięćdziesiątkę wódki, jak w
knajpie, a pani powiedziała z karcącym
wzrokiem, że w

background image

sklepie są tylko setki. Musiałam na jakiś
czas zmienić monopolowy.

Musiałam wracać do domu w miarę
przytomna,

inaczej

cała

dzielnica

wiedziała, że

Rosiek znowu zapiła czy zaćpała i, co
gorsza,

mówiono

o

tym

Mamie.

Życzliwość ludzka

zawsze uderza wtedy, kiedy najbardziej
boli serce i kiedy Mama traci oddech.

Wprawdzie na studiach miałam piątkę z
psychologii społecznej i socjologii, ale
już nie

pamiętani, co tam chodziło. Jeżeli ja nie

background image

wchodzę buciorami w życie sąsiadów,
to dlaczego

się czepiają. Może chcą się poczuć
trochę lepsi.

Co ja robię ze swoim ciałem? Gdzie jest
umysł? Duszę już dawno zeżarło.

Człowiek jako istota społeczna -
przypomniało mi się. Jestem aspołeczna.
Nie dla

moich czytelników, ale między mną a
nimi jest przepaść. We mnie jest
przepaść.

Niech w końcu przestaną przychodzić
listy z Cambridge z gratulacjami. Trochę

background image

spokoju.

Gdy Mamy nie było, przygotowywałam
Tacie kolację. Był to jedyny facet,
któremu

szykowałam jedzenie. A później szłam
do Mego Królestwa, ćpałam, piłam i
czuwałam nad

własnym szaleństwem. Czasami tylko
robiłam małą demolkę w swoim pokoju,
czego rano nie

pamiętałam. Długo szukałam różnych
rzeczy, które chowałam sama przed
sobą.

Usypiałam z nadzieją, że już się nie

background image

obudzę. Nie przewidziałam, że dostanę
jeszcze

dziesięć lat życia.

Miałam bardzo silny organizm, a od
dwóch lat to Tata gasł i nic nie mogłam
uczynić,

nawet Boga nie prosiłam o cud,
zalewając pałę.

Jak musiałam siebie nienawidzić, by tak
się staczać, po cichu wprawdzie, ale

systematycznie

i

na

dużą

skalę.

Zaczynało brakować punktów w skali.
Czasami sama na sobie

background image

badałam testami psychologicznymi skalę
lęku i wyżej już się nie dało. To nauka,
życie nie ma

skali.

Byłam za silna na samą siebie. Wiem, że
do czasu. Zabawa się skończyła.

Czasami jeszcze próbowałam zaistnieć
jako psycholog, ale to były klęski.
Chociaż na

początku zdawało się, że leki daj ą
pewne wyciszenie, zamazywały one
obraz patologii u

drugiej osoby. Na szczęście jeszcze nie
zawodziła mnie intuicja. Wiedziałam, że

background image

umrze

Marlena, że kończy się Paweł i wielu
innych.

Miałam nosa, kto mnie skrzywdzi, a kto
wyciągnie pomocną dłoń.

Lecz z czasem te granice się zacierały i
starałam się tak przymulić, by nie
dopadało

mnie własne wnętrze.

Dopiero gdy wtulałam się w silne
ramiona Filipa, na moment czułam, że
istnieję. Filip

mógł mi podarować wszystko, oprócz

background image

własnego życia.

Gdy tak konał na moich rękach, obiecał,
że będzie czekał, a ja tu od dwudziestu
lat

bałamucę. Dobrze by nam było razem.
Ale czy i wtedy Ogoniasty odszedłby z
mego życia?

Od dziesięciu lat próbuję dołączyć do
Filipa, ale On jest w niebie.

Może

spotkamy

się

w

Czasie

Apokalipsy.

Nałóg zabija, życie zabija, miłość
zabija. A może jednak Bóg istnieje?

background image

Starsze panie chodzą codziennie do
kościoła na wieczorną mszę i próbują
przebłagać

Boga. Nie przy nich moje miejsce.

Starzeję się, Filipie, ale jeszcze ani razu
nie wyszedłeś do mnie w tunelu, nadal
nie

mam przewodnika.

Bardzo chcę być sama. Nie mogę
patrzeć na ludzi, mam ludziowstręt tak
jak

narkomani opiatowi mają wodowstręt.
Im to przechodzi.

background image

Jim Morrison miał bezpośredni telefon
do Boga. Dał mu go Andy Warhol. Ale
Jim go

porzucił.

Mnie

telefon

jest

już

niepotrzebny.

Kiedy

wstaję

rano,

najpierw

zastanawiam się, co się tej nocy
przyśniło, następnie

badam swoje ciało, czy istnieje, później
zaczynam czuć nasilający się lęk. Wtedy
daję sobie

pierwszą dawkę prochów i czekam,
leżąc w łóżku. Gdy na oczy nachodzi
mgła, mogę wstać

background image

coś zjeść. W południe ćpam dalej, by
mieć odwagę iść do monopolowego.
Później otwierają

najlepsze knajpy. Zaglądam do pracy do
Urszuli i kończę w ostatniej knajpie.
Potem trochę

trzeźwieję i piszę. Po kilku następnych
godzinach ładuję sobie prochy na noc i
czuję

powiększoną wątrobę. A poza tym
udzielam wywiadów. Przestałam pytać
innych...

W mojej rodzinie są sami lekarze i
pedagodzy. Może rzeczywiście tak
doskonale

background image

umieram, że mój uśmiech na twarzy
wystarcza, by przejść do porządku
dzienno - nocnego.

Spokój ma być wpisany w układ całej
rodziny. Byli na mnie wściekli za to, że
zachorowałam

na gruźlicę płuc. Nawet Małgorzata z
Monachium spytała w liście, jak to się
stało, że jestem

taka mobilna, zamiast zwyczajnie spytać,
jak się czuję.

Całkowicie

zrezygnowałam

z

tak

zwanego życia publicznego, nawet moje
miasto o

background image

mnie zapomniało, ale to za moją
przyczyną. A poza tym, jak zwykle
oprócz marzeń, prochów,

flaszki,

mocnych

postanowień,

że

zostawię Mamy spirytus w spokoju, już
niczego nie

oczekiwałam.

Poza zapisywanymi stronami pozostało
już tylko milczenie.

Wszelkie

spotkania

autorskie

zaskakiwały. Prawda albo poraża, albo
śmieszy. To

mechanizm obronny.

background image

Nie pytajcie już o nic. Nic więcej nie
mam na ten temat do powiedzenia.
Pielgrzymki

wiernych już nawiedzają miasto, będą i
tacy, którzy zapragną mnie zobaczyć. To
po prostu

niemożliwe.

Jak ukryć drżenie całego ciała, maskę
polekową na twarzy, niechęć do
rozmowy.

Proszę, nie przeszkadzajcie już mi się
topić, przecież robię to od urodzenia.

Po alkoholu kocham życie, po prochach
śnię, po alkoholu i prochach bywam

background image

drażliwa

wobec ludzi i siebie.

Dzisiaj we śnie kupowałam czarną
suknię, ale nie wiem, z jakiej okazji.
Wyglądałam

jak anioł śmierci. Ludzie się zmieniają,
uzależnienia od początku ludzkości - nie.
Zawsze

chciałam żyć w innej epoce, ale i to nie
ratowałoby od nałogu.

Nie

miewałam

kochanków,

tylko

czasami mężczyźni proponowali seks
bez ogródek,

background image

jak dziwce. Lubię się kochać, ale
czasami rozum zabiera tę część ekstazy,
która podlega

kontroli. Może dlatego ćpam, by
przestać kontrolować swe uczucia.

Ale do tego powinny wystarczać
halucynacje. Już nie wystarczały. Byłam
osaczona.

Jak na polu walki, przegrywałam
pojedynki

ze

wszystkimi

moimi

wrogami. Dlatego

zamknęłam się w Moim Królestwie nie z
tego świata. Ale i tutaj dopadał mnie
głód miłości.

background image

Kiedyś, tak po prostu, trzeba będzie
odejść.

Czasami tak pragnę wyzdrowieć, że
gniewam się na terapeutów. Uciekam
przed

światem, by nie poznali obłędu na
twarzy, ale to nic nie daje. Wracam do
terapii, chlania,

prochów i poznaję swoje potworne
wnętrze.

W każdej swojej książce pytam, czy nie
uzdrowiłaby mnie miłość. Bóg jeszcze
nie

odpowiedział.

background image

Chyba dlatego się na Niego gniewam. A
może gniewam się na samą siebie, że nie

potrafię wrócić zza drugiej strony tęczy.

Umówiłam się z przyjaciółmi na
spotkanie, ale już w nie nie wierzę.

Śnił mi się Tata, który powiedział, że
ładnie wyglądam w czarnej sukience.

Doktorze Marku, nie wiesz, ja też już nie
wiem... Zamiary Boga bywają proste, to

pokrętna dusza człowieka je komplikuje,
sprzeciwiając się w krzyku rozpaczy.
Czuję w sobie

moc wzięcia porannych tabletek. Wiem,

background image

że doktor Marek już poznał tajemnicę.

Kiedy trzeźwiałam, od razu hormony
pracowały inaczej i bardzo chciałam się
kochać.

Ale wybudzony rozum nie pozwalał na
to.

Chyba rozumiem, dlaczego mężczyźni
gwałcą kobiety.

Przyznałam się T.Z., że w nocy
uprawiam nierząd z Ogoniastym, chciał
znać

szczegóły, ale to nasza tajemnica.

Jeszcze potrafiłam przez te dziesięć lat

background image

trzeźwieć. Ale nie w mieście. Co
jeszcze

ukrywa moja podświadomość? Może
zdążę się dowiedzieć na terapii?

Ostatnie dziesięć lat - wywiady,
spotkania autorskie, odpisywanie na
listy, pisanie

książek, powolne zamykanie się w
sobie, powolne zwiększanie lęku przed
wyjściem z domu,

lęku

przed

czytelnikami,

przed

dziennikarzami,

niemoc

wyciszenia

emocji i myśli inaczej niż

przez prochy.

background image

Na początku alkohol bywał tylko
dodatkiem, gdy miewałam spotkania
autorskie,

troskliwi opiekunowie wspomagali mnie
wódą, a później stało się to warunkiem
wystąpienia

przed publicznością.

W końcu zrozumiałam, że nie jestem w
stanie stanąć z czytelnikiem twarzą w
twarz, a

o telewizji nie było mowy.

Przeczuwam śmierć Mamy. We śnie
przychodzi do mnie Tata. Czekam, co ma
tak

background image

ważnego

do

przekazania.

Może

tłumaczy, że niedługo zostanę sama.

Mama dzisiaj płakała przeze mnie. Nie
skrzywdziłam Jej, ja Jej tylko uciekam.
Jest

zupełnie bezradna, nie bardzo potrafię
Jej dać bezpieczną i spokojną starość.
Ona chce już

dołączyć do Taty.

Czy wtedy zachlam i zaćpam, czy
przywołam własną śmierć?

Moja Mama cierpi. A ja znowu nie
potrafię krzyczeć.

background image

Posprzątam

mieszkanie,

popiszę,

pooglądam

TV,

zaprochuję

się

i

uśmiechnę do

Mamy, przytulę Ją.

Nie zostawię Jej tutaj samej. Ta myśl
trzyma mnie przy życiu, ale jak to
wytłumaczyć

mojej wątrobie czy sercu? Za trzecim
razem pożegluję...

Na razie odejdę od maszyny i pójdę do
pokoju Mamy. Niech się trochę wyciszy.

Nawet podświadomie jest zazdrosna o
pisanie, albo więcej, boi się pisania, bo
zawsze po

background image

kolejnych książkach ładowałam się w
jakieś gówno. Ona się tego boi. Czasami
czujemy tak

samo.

Przepraszam, Mamo. Tak bardzo Cię
kocham. Ale niszczę siebie, zwodzę
przyjaciół,

że jest OK. Czy w Boga można nie
wierzyć?

A jednak jestem w jakiś sposób
naznaczona.

Dokładam wszystkim nagą prawdą, dla
jednych jest to niesamowite, dla innych

background image

porażające, bolesne dla bliskich, a dla
mnie oznacza niebyt.

Prawda wzbudza sprzeciw i odrzucenie.
Może daje fałszywe nadzieje?

A może częściej bywam potępiana za
coś,

co

inni

w

swych

podświadomościach choć

przez chwilę chcieli przeżyć. Nie wiem.

Uspokoiłam Mamę, mogę dalej pisać.

Dla wielu jestem zwierciadłem duszy, a
może się mylę, może spotykam się z

niewłaściwą stroną ludzkości?

background image

Wiesz, Mirko, byłaś przy mnie, kiedy
innych zabrakło, a teraz nic o Tobie nie
wiem.

Gdybanie po prochach nie ma żadnego
sensu. Ludzie tak szybko odchodzą,
możesz nie

zdążyć. Uczucia przytępiają odczuwanie.
Złe uczucia.

Mam poczucie, że gniewasz się za moje
listy, że się próbujesz odkryć, a ja tępię
każdy

Twój gest. To nie tak.

Po prostu nie znasz jeszcze mojej
życiowej klęski i reagujesz jak zdrowa

background image

osoba na

zdrową osobę. Jestem bardzo chora,
Mirko. Umieram.

Porzuć nikotynę, może za zasłoną dymną
ujrzysz inną osobę, tego się boisz?

Może kiedyś przeczytasz ten tekst,
pragnę tego, nie żeby Ci dokopać, ale
żebyś trochę

inaczej spojrzała na chorobę. Nie
potrzebuję Twego gniewu, milczenia,
obrażania się, może

jedynie trochę zrozumienia.

Jesteś filologiem i proszę Cię o jedno,

background image

nie analizuj tego tekstu jak krytyk, ale
jak

przyjaciel. Nadal uważam Cię za
swojego przyjaciela, choć żyję już w
zupełnie innym czasie.

Kiedy jeszcze pijałam z innymi, czasem
udawało się stworzyć wspólnotę z
drugim

człowiekiem. Później weszłam w etap
picia do lustra.

Czasami wyciągałam dłoń do drugiego,
uczestniczyłam w życiu innych, aż
pewnego

dnia zrozumiałam, że wolę być sama.

background image

Daję sygnały, ale inni nie potrafią ich
odczytać.

To

ja

jestem

autorytetem,

spowiednikiem, osobą godną zaufania i
jeszcze nie wiem

kim.

Zmienianie knajp i sklepów z alkoholem
miało jeszcze kiedyś swój sens, teraz się
tym

nie przejmuję. Czasami jestem zła, że
inni dopominają się o moją obecność,
oprócz wiersza

nic już nie potrafię ofiarować.

background image

Nadal jestem poetką, inne sprawy już
utraciłam,

odrzuciłam.

Bardzo

źle

znoszę

pytania innych, oprócz pani Alicji.
Zostawcie mnie w spokoju, proszę.

Najpierw

było

picie,

szalone,

młodzieńcze, potem sygnały usypiające
czujność

podświadomości, by wszystko się
rozkołysało, rozbudziło.

Trochę dokopało. Ale testamentu nadal
nie piszę. Co za przewrotność

podświadomości.

background image

Pierwszy papieros - czternaście lat,
pierwszy alkohol - czternaście lat,
pierwszy

narkotyk - czternaście lat. Pierwsze
prochy - czternaście lat. Pierwszy
facet...

Przez to nie miałam żadnych szans na
rozwój uczuć, tylko intelekt mnie samą

przerastał i zwodził, że wszystko jest
OK.

Nie wiem, kim jestem, bo nie dałam
sobie żadnej szansy, by się poznać,
poczuć,

dorosnąć, dojrzeć do odpowiedzialnej

background image

miłości.

Inni ludzie we mnie za bardzo boleli.
Wolałam się zwierzyć flaszce, psu, kotu,
sobie

samej, w końcu kartce papieru.

Nie potrafię patrzeć na cierpienie
Mamy, więc czasami wychodzę z domu.
Nie można

wszystkich kochać lub nienawidzić.
Odpadam od tej ściany.

Teraz to ja zaglądam do drugiego
pokoju, by sprawdzić, co robi Mama i w
jaki sposób

background image

oddycha. Ona to czyniła przez całe moje
życie.

Pierwszy wiersz - czternaście lat. Do
przyjaciela, którego nie miałam.

- Jakoś to będzie - mawiałam w
krytycznych sytuacjach i żyłam dalej, a
inni po prostu

odchodzili.

Przed śmiercią otwiera się oczy.

Tata umarł z otwartymi oczami. Po
stwierdzeniu zgonu jeszcze ofiarował mi
ostatni

oddech. Potem stężenie pośmiertne

background image

nastąpiło bardzo szybko.

Nie panuję nad emocjami bez prochów,
czy już właśnie po prochach? Zaczepiają
mnie

na ulicy różni ludzie i pytają o coś, nie
rozpoznaję ich i nie wiem, o co im
chodzi. Pytają, czy

pamiętam to czy owo. Nie pamiętam.

A tak kochałam walczyć o wszystko,
czego pragnęłam, i moje marzenia się
spełniały,

jakby je realizowała złota rybka. A
później coś się zaczęło we mnie psuć.

background image

Wiem doskonale, gdzie są prochy,
flaszki, moje ukrzyżowanie, bunt, tylko
serce nie

płacze, bo boli coś innego. Boli mnie
dusza.

Zwiedziłam tyle miast w Europie, tyle
pięknych rzeczy widziałam, cieszyły
mnie

tajemnice innych kultur, świątynie innych
wyznań, po to, by wrócić do Świętego
Miasta

Częstochowy.

Poprzez moje książki rozpętywałam
dyskusje,

gadałam

głupstwa

background image

dziennikarzom,

miałam piękne myśli. Nie czuli oni
jednak symboliki mego życia. Tylko
doktor Marek zawsze

mnie

zaskakiwał.

Dzięki

Mamie

odpowiadano na moje „dzień dobry” w
dzielnicy. Kłaniałam

się wszystkim, bo nie rozpoznawałam
twarzy. Moi pacjenci domagali się
prawdy o sobie,

której nie chcieli poznać. Ja też nie
pragnęłam wiedzieć aż tyle. Ale sny, sny
rozbudzały

namiętności i dopiero poranna dawka

background image

leków trochę je wyciszała.

Ten moment, kiedy brakowało prochów,
a do lekarza mogłam iść dopiero
następnego

dnia, wtedy chciałam się powiesić.
Najczęściej wtedy.

Nie chcę konać tak długo jak Tata.

Może trzeba było odejść te dziesięć lat
temu?

Zostałabym

autorką

jednej

książki.

Teraz inni się na mnie wzorują. Śmierć
za życia też jest jakąś wartością.

Zawsze

można

było

przeszukać

background image

wszystkie torebki, kieszenie, meble, aż
w końcu

znajdowały się zachomikowane prochy.
Ale była radość.

Widzisz, Filipie, muszę jeszcze raz to
przerabiać, zamiast skończyć razem z
Tobą. Już

by nikt nie pamiętał.

Wchodzę

na

niebezpieczne

tory

rozumowania,

trochę

sobie

pohalucynuję.

Kiedyś zapytałam pacjenta chorego na
raka, czy chciałby umierać sam.
Przyznał, że

background image

nigdy o tym nie myślał. Miałam ochotę
mu powiedzieć, że już najwyższy czas to
zrobić.

Filip

musiał

zgasnąć

w

wieku

dwudziestu sześciu lat. Inaczej zabiłby
drugiego

człowieka. Zawsze się bałam, że kiedyś
mogę użyć karate w ten sposób nawet w

samoobronie. Zawsze, gdy uderzam,
czynię to w sposób niemal doskonały.
Jak to jest, kiedy z

twojej ręki ginie człowiek? Dlatego w
końcu odmówiłam posłuszeństwa w
Dojo i musiałam

background image

odejść.

Cierpiałam, że to utraciłam, ale do
dzisiaj pamiętani, że nie wolno uderzyć
mocniej.

Odmówienie posłuszeństwa sensejowi
to jak zdrada ojczyzny. Kara jest jedna -

śmierć. Ale nie poczuwam się do tego,
nie dlatego umieram.

Bolą mnie nerki, one też mogą stanąć.

Trudne to wszystko, ale przecież Bóg nie
twierdzi, że może być fajniej. Nawet w

Betlejem czy Jerozolimie nie modliłam
się o przebłaganie.

background image

Lubię, jak doktor Marek się śmieje z
tego, co powiedziałam.

Już dobrze, Ogoniasty, na razie tam nie
pójdę. Czasami trzeba wiedzieć, kiedy

milczeć. Gdybym mogła dowiedzieć się,
w którym miejscu w kosmosie jestem
teraz, ale do

tego chyba trzeba wytrzeźwieć. Być
może.

Zawsze kochałam jak straceniec. Ale
nikt nie oczekiwał ode mnie takiej
miłości.

Potrafię jednym ciosem przebić żebra aż
do serca. Nie chcę o tym pamiętać.

background image

Poczucie odpowiedzialności w końcu
mnie dopadło, ale nie przeszkodziło
ćpać i

chlać.

Wiele osób zna mnie z innej strony,
jakby było wiele Bas. I tak jest. Nawet
Bożenie

nic nie mówię. Ale się modlę i to jej
wystarcza, musi wystarczyć. Chce iść do
nieba, do

swego Michałka. I pójdzie tam, to
pewne, przynajmniej w moim odczuciu.

Aż do śmierci muszę się bardziej
pilnować, co - jak podpowiada umysł -

background image

jest totalną

bzdurą. Ale zawsze można próbować.

Pewnego dnia wyjdę nago na ulicę.

Szkoda, że Mama musiała obserwować
te

wszystkie

teatralne

gesty

i

zachowania,

kiedy przedawkowałam. Teraz nie ma
mnie kto pilnować, więc pilnuję się
sama. W końcu

widać dno flaszki czy szeleszczące
opakowanie po prochach.

Zawsze się potrafiłam łatwo zapętlić.
Dopiero na reanimacji wracałam do

background image

życia. I

podpisywałam nowy kontrakt na życie z
Panem Bogiem.

Może i sięgałam dna. Być może, nie
pamiętam.

Tak to nazywali czasami inni. Nie wiem,
po co to określać.

Zawsze wracam. Raz, ale tylko raz, nie
zdążę. Wtedy położą mnie w grobowcu z

fińskiego granitu, razem z Rodzicami.

Nie przyłączę się do Filipa. Tym razem
nie.

background image

Wiem, jestem szalona. I bardzo dobrze,
inaczej bym zwariowała. Może nie
brzmi to

zbyt logicznie, ale to mi nie przeszkadza.

Logika w moim przypadku nie bywa
wiarygodna.

Logika...

Po

co

to

wszystko?

Nikt mnie nie traktował poważnie po
przeczytaniu tylu okropności.

Były dwie osoby, które mówiły - „pani
Barbaro” albo „pani magister”. Wtedy
jeszcze

można było się ze mną dogadać.

background image

Kochałam do granic wytrzymałości, do
obłędu, do śmierci. Po co takie
poświęcenie,

kiedy za pięćdziesiąt lat nawet nie
będzie twego grobu.

Bal się kończy.

Co ty, Rosiek, znowu kombinujesz? Nie
umieraj jeszcze, to byłoby nieludzkie.

A jednak nie rozumiem, dlaczego tylu
ludziom zależy na tym, bym żyła. Ance
na

pewno nie zależy.

Wiesz, Anka, właśnie sobie doćpałam.

background image

Memu bratu też na mnie nie zależy, tak
sądzę.

Martwy

poeta

jest

zdecydowanie

bardziej pociągający. Już się nie obroni,
nie

zaprzeczy głupocie, nie wytłumaczy.

Ale do tłumaczenia tutaj nie ma nic.

Ta strona mnie rozwala, jeszcze więcej
narkotyku. Ale opiaty, prochy, wóda to

zdecydowanie o trzy sprawy za dużo.

Właśnie zadzwoniła Sylvia. Może po
wakacjach mnie odwiedzi.

background image

Stęskniłam się za nią, ale nie wyrwało
mnie to nawet na chwilę ze stanu
depresji.

Wysyłała do mnie SMS - y, ale ja
pozbyłam się komórki, trochę przy tym
rozrabiając.

Miłość Sylvii do mnie jest taka piękna,
nawet naćpana to odczułam. Sylvia
wyczuła

mój smutek przez telefon, nie mogłam jej
jednak

nic

powiedzieć,

obarczyć

tajemnicą mego

losu. Może gdy przyjedzie, coś powiem
przytulając. Inaczej prawda bywa nie do
uniesienia.

background image

Bardzo duży kawałek umiera w nas po
śmierci przyjaciela.

Nawet

ćpun,

alkoholik,

chory

psychicznie wciąga w orbitę swego losu
wiele osób,

bliskich osób.

Anka, nie pomożesz Danuśce, ale masz
jeszcze szansę zostać jej przyjacielem.
Pieprz

te wszystkie teorie o uzależnieniach,
liczy się prawdziwe uczucie, czy jeszcze
potrafisz

kochać swoją matkę?

background image

Ja zdążyłam za cenę własnego życia.

Boże, jeżeli istniejesz, przyjmij moje
cierpienie, zaakceptuj je i pozwól się
stoczyć w

otchłań. Nie cierpię za miliony, tylko ze
swego powodu, takie samoudręczenie,
ale to nic,

niech ten los się toczy. Co z tego
wyniknie, nie wiem. Nawet „jakoś”
trzeba umrzeć. Trochę

za bardzo boli, ale kolejny łyk alkoholu
przybliża niebo. Amen.

Tato, co mam uczynić?

background image

Za cztery dni spotkam się z panią Alicją.
Chwila ulgi dla uwięzionego ducha.
Kocham

lato, jest to najmniej sprzyjający czas na
samobójstwo.

Mama

już

się

uspokoiła.

To

niewybaczalne, bym mogła w jakiś
sposób Ją dręczyć.

Nikt nie wie, co się teraz ze mną dzieje.
Nie ma takiej potrzeby, dopiero w
czwartek

cokolwiek wyznam.

Kochałam Cię, Filipie. Oddałam Ci
swoją rękę, złożyłam śluby, że nie

background image

opuszczę Cię

do

śmierci

i

dopiero

teraz

zrozumiałam, że do własnej śmierci.

Doktorze Marku, nie prosiłam Cię o
pomoc, znasz mnie, jeszcze zaistnieje
jako

poetka, pisarka, jako człowiek, który
wbrew otchłani potrafi innego uchronić
przed

samobójstwem. Filip przeczuwał swoją
śmierć, ja jej zaprzeczałam aż do
momentu, kiedy

zamknęłam Mu oczy. Ostatnie spojrzenie
było już martwe.

background image

Ululałam się. O jeden kielonek za dużo,
teraz maska trzeźwości przed Mamą.

Już raz przebiłam nożem trzewia. Ale to
był inny czas w kosmosie.

Mocne

postanowienie

poprawy

wypowiadałam zawsze przymroczona,
nigdy na

trzeźwo. Bo w tym wszystkim chodzi o
to, że nie trzeźwiałam.

Wieczorem zasypiałam przy telewizorze.
Rano trudno było się obudzić do
kolejnego

koszmaru. A jednak jeszcze potrafiłam
się przytulać, uśmiechać. Za pół roku

background image

czeka nas

pierwsza Wigilia bez Taty. Kocham
pana, panie Sułku - tak wyznawałam
miłość doktorowi

Markowi.

Co będzie, kiedy Mama zobaczy, że już
nie ma pół butelki spirytusu? Na razie
się nad

tym nie zastanawiam.

Co się stanie, kiedy skończę tę książkę?
Nie pytam siebie, pytam Boga.

Chcę, by mnie pochowano w dżinsach i
kurtce dżinsowej. Wtedy najlepiej będę

background image

się

czuła.

Nie pojmuję swego ciała, jego pragnień.
Wiem, że trzeba się wykąpać, odpocząć
nocą,

pomarzyć o kochanku, ale najczęściej
zasypiam z odpowiednią dawką trucizny
we krwi.

Moja kotka ma w sobie tyle życia.
Nazywam ją futrzakiem albo pytani
Mamę, gdzie

nasze zwierzę.

Dwadzieścia lat temu przegapiłam

background image

cudzołożenie. Miałam wtedy zasady, ale
teraz

myślę, że trzeba było przespać się z tym
facetem.

Nie

jestem

jeszcze

w

stanie

psychodegradacji, co wmawiano mi w
wieku szesnastu lat.

Jeszcze za dużo czuję.

To tylko przewartościowanie reguł
chrześcijańskiego

spojrzenia

na

moralność.

Wszyscy

grzeszą.

Gdy

w

końcu

przyjaciele zapytają w twarz, powiem
prawdę, że tonę. Na

background image

szczęście na razie nie pytają.

Sława, wóda, brak seksu, odrętwienie,
znieczulenie ciała truciznami, niemoc
złapania

innego oddechu, samobójstwa. Ile, ile
można wytrzymać?

Co za ulga, że nie chodzę do kościoła,
nie oglądam porażającego wzroku
księdza

proboszcza i jego potępienia.

Staczam się, doktorze Marku. Ale to nic,
przecież piekło jest po to, by doskonale
się

background image

bawić, tu czy tam, nie widzę specjalnej
różnicy.

Moc jest ze mną. Nikt na całym świecie
nie jest tak przygotowany na śmierć, jak
ja w

tej chwili.

A może się mylę, gdzieś na świecie są
fanatycy gotowi odejść dla idei.

Religia to też pewien rodzaj ekstazy,
tylko

trochę

zdrowszej,

bo

nie

wyniszczającej

ciała.

Bóg jest największym powiernikiem

background image

świata.

14 lipca 2002

Jestem strasznym draniem, zrobiłam
świństwo doktorowi Markowi. Zapiłam

psychotropy wódą, dołożyłam opiaty i
zadzwoniłam do niego wieczorem.
Prosił, bym

przestała

sobie

dokładać,

bym

zadzwoniła na drugi dzień rano, by
pogadać na trzeźwo. Nie

zadzwoniłam. Bolą mnie nerki i
wątroba.

Spałam dzisiaj do południa i nie mam

background image

odwagi skontaktować się z doktorem
Markiem.

Tonę.

To

wczorajsze

postępowanie

wprowadziło mnie w stan głębokiej
depresji i

obrzydzenia do samej siebie. Kocham
pana,

panie

Sułku!

W

końcu

powiedziałam „dobranoc”

i odłożyłam słuchawkę. Nie wiem,
dlaczego tak postępuję.

Tak bardzo mnie prosił, jak prawdziwy
przyjaciel. Wiem, że muszę brać
psychotropy,

background image

ale teraz chyba przechodzę jakiś straszny
kryzys. I znowu odrzucam pomoc. Czuję
się jak

szmata.

Jest to naturalna kolej rzeczy w nałogu,
takie Zezwierzęcenie i brak zrozumienia
uczuć

przyjaciela. A przecież kocham doktora
Marka. Rano wzięłam leki na chorobę i
na razie

niczego

sobie

nie

dołożyłam.

Świadomość

mnie

dobija,

moja

pokręcona nadwrażliwość

powoduje, że mam ochotę zniszczyć

background image

ciało na rurach w łazience.

Może pragnę dojść do takiego momentu,
kiedy nie ma już odwrotu, kiedy nerki

przestają

funkcjonować.

Wyruszyć

gdzieś przed siebie i skonać na leśnej
polance, wtopić się

w

letnią

trawę,

zatrzymać

błysk

promienia słońca w źrenicy, odetchnąć
głębiej i skonać.

Ogoniasty się cieszy, siedzi w fotelu i
czeka, jaką decyzję podejmę. A ja
zarabiam na

piekło. Co ja powiem pani Alicji?

background image

Prawdę. Boję się wyjść z domu.

Tym sposobem mogę nie zdążyć napisać
tych książek. To nic, to mnie najmniej

obchodzi.

Przez ostatnie dwa lata nałóg topił mnie
coraz bardziej. Jeszcze trzeźwiałam,

spotykałam się z przyjaciółmi, bywałam
wesoła, zawsze mogłam spotkać się z
doktorem

Markiem,

nawet

zadzwonić

do

Warszawy.

Mamo, proszę, niech już nikt nas nie
odwiedza na dłużej niż parę godzin.

background image

Jestem

gotowa

na

wszystko.

Hamulce

przyzwoitości już zawodzą i mogę
zdradzić się słowem, maską

na twarzy, podszeptem szatana.

Nie mogę znowu uciec z domu. Mama by
tego nie przeżyła.

A poza tym Moje Królestwo czeka na
dopełnienie.

Nigdzie się nie wybieram, nawet do
Londynu

na

galę,

na

spotkanie

najwybitniejszych

umysłów świata z królową angielską.

background image

Nie chcę. Żal mnie jakiś dzisiaj ściska,
może zadzwonić

do doktora Marka? Boję się.

Doszłam do takiego stanu, w jakim była
Marlena na dobę przed powieszeniem,
aleja

tego nie zrobię.

Dwa lata temu nie wytrzymałam. Ale o
tym trochę później. Czuję, że tracę
kontakt z

sobą.

Nie mogę teraz zadzwonić do doktora
Marka, właśnie sobie dołożyłam. To

background image

byłoby nie

fair.

Nie

gada

się

z

naćpanym

człowiekiem. Najpierw się go odtruwa.
Ale inaczej na razie nie

potrafię.

W kuchni Mama gotuje obiad w
całkowitej nieświadomości tragedii.
Jestem cała

poraniona, dlatego po wódzie kocham
świat, po prochach obojętnieję^ a gdy to
wszystko

wymieszam jak barman w drinku,\
padam na pysk bez modlitwy w sercu.
Dwa razy Boga )

background image

nie zabrakło, teraz przeginam pałę.

Nawet Danuśka się w końcu odnalazła.
Trzyma w kupie całą rodzinę. Nie czuję

przynależności do rodziny, może przez
Ankę. Zostaw już ją, Basiu, w spokoju.
Niech żyje po

swojemu, nawet z nienawiścią w sercu.
Może gdyby żył Filip... Nie, to nie tak,
gdybanie nic

nie daje. Amen. Mój Koziołek jest
chora. Czy umiera? Może to jej odejście
przeczuwam?

Jakie jest wyjście z takiej sytuacji? Jak
można mnie leczyć, kiedy i tak muszę

background image

przyjmować

psychotropy, ale w dawce leczniczej, a
nie popijając wódą zwiększone dawki,
by nie czuć nic

oprócz rozpaczy. Trzęsą mi się dłonie.

Do śmierci Taty bywało różnie, ale się
sprężyłam i zdążyłam na trzeźwo wyznać
Mu

miłość.

Kiedyś ciało tak zwyczajnie nie
wytrzyma. Może we śnie. To byłoby
dobre, nie

zasłużyłam na takie odejście. Nigdy

background image

dotąd doktor Marek tak o mnie nie
walczył, sprawa musi

być poważna.

Mówił do mnie po imieniu, jak do
zagubionego

dziecka,

i

to

mnie

ucieszyło. Postaram

się wytrzymać do czwartku - z buntem w
sercu, w zaprzeczeniu śmierci, nawet
halucynując,

nie przebiję, jak kiedyś, trzewi nożem.
Byłam

wtedy

bardzo

chora,

ale

przynajmniej

wierzyłam, że jestem kochana. Gdy
przekroczyłam pewien wiek, stałam się

background image

winna i

odpowiedzialna.

Dobrzy

ludzie

wściekają

się

na

mnie

za

„Schizofreniczkę”, „Pamiętnik”,

„Kokainę”, za tę książkę nie wybaczą
już niczego. Ale to nic, teraz obchodzi
mnie, w jaki

sposób odezwać się do pani Alicji czy
doktora Marka.

Chyba

pracuję

na

zespół

psychoorganiczny. Co ja robię, kiedy nie
pamiętam?

Bardzo

interesujące

pytanie,

pani

Barbaro.

background image

Drogę powrotną do domu mam na razie
opanowaną. Nawet kiedyś, gdy wyszłam
ze

śpiączki, sama trafiłam ze szpitala.
Bezbłędnie,

jadąc

w

piżamie

tramwajem. Na szczęście

było ciepło.

Dlaczego byłam w śpiączce - nawet
lekarze nie potrafili tego stwierdzić.

Ja wiedziałam, ale nigdy się do tego nie
przyznam, przynajmniej w tej książce.

Piszę bardzo dużo listów do różnych
ludzi, ale najczęściej ich nie wysyłam.
To

background image

bezpieczne. Dla mnie samej.

Zadzwoniłam do Bożenki. Próbuje coś
zrobić z pokojem śp. Michałka, chyba
trochę

za wcześnie. Dwa lata to za wcześnie?
Dopiero za dwa lata odpowiem sobie na
to pytanie.

Byłam wczoraj u Taty na cmentarzu.
Bardzo długo gadałam i gadałam, ale się
nie

modliłam. Anioł nie przyszedł mi
pomóc.

Nie rozumiem tego, co się stało,
zupełnie nie pojmuję.

background image

Zaraz sobie dołożę jakiejś mikstury i
zapomnę na kilka godzin o bólu.

A jednak trochę szkoda mego umysłu,
zwłaszcza teraz, gdy straciłam duszę.

Ryszarda coś gnębi. Nawet domyślam
się co, ale nie mam prawa o tym pisać.
Ryszard

jest przyjacielem i domownikiem.

Moi drodzy, wiem, ale nie powiem,
dlaczego uzależniony pragnie się zatruć
do końca.

Kiedyś powiem. Na łożu śmierci. Jeżeli
tego dożyję.

background image

sierpień 2002

Jestem trzeźwa.

Wczoraj długo trzeźwiałam, siedząc w
wannie i długo się modliłam, by Bóg
zabrał

chociaż trochę tego cierpienia, które
zmusza mnie do ucieczki w nałogi. I co?
Poszłam spać o

czwartej nad ranem i obudziłam się w
południe

wypoczęta.

Oczywiście

miałam senne

koszmary, ale chyba chciałabym od razu
za dużo. Dzień zaczęłam od modlitwy,
nie od

background image

prochów. To jest cykl. Coś w rodzaju
rytuału. Jak to opisać?

Najpierw zaczyna cię boleć dusza i
cierpienie przesłania inne ważne sprawy
w życiu.

Potem zaczynasz żyć w nierealnym
świecie, biorąc prochy od psychiatry, to
przestaje

pomagać, nocne koszmary bywają nie do
wytrzymania,

stają

się

jawą.

Następnie dokładasz

prochy lub jakiś narkotyk, idziesz do
knajpy, do której bezbłędnie znasz
drogę. Przyjazny

background image

świat barmanów, uśmiechy na twarzach
innych ludzi dają już po pierwszym
drinku poczucie

bezpieczeństwa i akceptacji. A później
następuje przedsionek piekła - musisz
wrócić do

domu. Włączasz telewizor i szukasz
zamaskowanych przed rodziną prochów,
wódy, narko-

tyków. Krąg powoli się zamyka -
popełniasz samobójstwo.

Oczywiście różnym osobom udaje się to
w różny sposób. Mnie reanimowano
średnio

background image

raz w roku. Po zmartwychwstaniu
czujesz

nowe

siły,

masz

solidne

postanowienia,

przysięgasz na wszystko, w co wierzysz,
że to był ostatni raz.

Wracasz do domu z siłą Herkulesa i
zaczynasz odnawiać kontakty z ludźmi,
by po

jakimś czasie zorientować się, że inni są
niepotrzebni, pijesz do lustra i prosisz
Boga o koniec

wszystkiego.

Jesteś

w

głębokiej

depresji.

Nie wiem, czy można przerwać ten

background image

zaklęty krąg, ale zawsze jeszcze można
walczyć.

Masz siedemdziesiąt dwie godziny życia
przed sobą, gdy rozpadnie się wątroba.
Możesz

także

stracić

wzrok

lub

dostać

zbawiennej delirki, po której znowu
lądujesz w szpitalu i

znowu inni podejmują decyzje za ciebie.

W narkomanii opiatowej wszystko to
dzieje się czterysta razy szybciej. A
wtedy

możesz jeszcze pomodlić się o godną
śmierć.

background image

Jesteśmy dziećmi bożymi, ale nie
usprawiedliwia to chęci bycia Bogiem
dla samego

siebie.

Czy uda mi się stamtąd powrócić?

Bardzo tego pragnę, ale tak samo pragnę
umrzeć. Kompletna paranoja. Może już

nigdy się nie dowiem, co mnie zmuszało
do ucieczki. Przez całe życie uciekałam
przed

odpowiedzialnością.

Teraz,

kiedy

zostałyśmy z Mamą same, czuję, że coś
się zmienia,

background image

troszczę się o Nią, chociaż kompletnie
nie wiem, jak to się robi. To Ona przez
całe życie się

mną opiekowała.

Czas na ważne życiowe decyzje.

Czasami czuję się jak świnia, tak się
niszcząc. Nie chcę być w takim stanie,
by modlić

się o to, aby już nikt mnie o nic nie
prosił. Dopada mnie wtedy Ogoniasty,
zmusza do

milczenia, nakłania do odejścia, burząc
moją wiarę w Boga.

background image

W życiu trzeba w coś wierzyć i
przychodzi

taki

moment,

że

stwierdzenie, że jakoś to

będzie - już nie wystarcza. Trzeba
spojrzeć w lustro. Na trzeźwo. Z wielką
determinacją. Z

wiarą w Boga. Ale trzeba to zrobić
samemu.

Trzeba być odpowiedzialnym, co w
moim

przypadku

jest

prawie

niemożliwe, ale

zawsze można pomodlić się albo
zadzwonić do przyjaciela, co też
zrobiłam. Bożena prosiła,

background image

bym przyjęła namaszczenie chorych.
Uczyniłam to i wsłuchałam się w
modlitwę.

Powiedziałam przyjacielowi, że tonę.
Tak, jak tego nie zrobiłam jedenaście lat
temu.

I doszło do ogromnej tragedii.

Piszę to zupełnie trzeźwa i czuję w
sobie wycie demona.

Pomodlę się o spokój duszy Tary, bo On
już o wszystkim wie i musi Mu tam być

bardzo smutno. Przykro mi, Tato, ale
jeszcze trochę powalczę na trzeźwo.

background image

No, wyrzuciłam to w końcu z siebie.
Teraz czas na dalszą prawdę. Pani
Alicja

wyjechała na wczasy sama sobie radzić
z wyciem i gryzieniem ścian.

Trudno, wiem, że jeszcze siebie
oszukuję, czuję się taka zagubiona.

Chyba zaraz popadnę w ekstazę. Tysiące
emocji, a jedna inna od drugiej. Tysiące

myśli, jedna sprzeczna z drugą. Jak to
wytrzymać? I ten lęk przed życiem.

Nie czuję jeszcze wokół siebie Anioła
Śmierci. Był od roku przy Tacie. Na
razie inne

background image

anioły walczą z Ogoniastym. Z kim lub z
czym ja tak walczę? Dobre pytanie.

Chyba przestałam walczyć z Bogiem.
Czy to w moim przypadku możliwe?

Walczyłam o miłość Boga, spalałam się,
ale to nie było konieczne, był zawsze
przy mnie,

przy pierwszym strzale hery w żyłę, przy
gwałcie, przy agonii Taty, na torach
tramwajowych,

to ja nie umiałam Go poczuć, tak
skamieniałam.

Rodzice mówili mi o Bogu, ale ja nie
słuchałam.

background image

Nie słuchałam, co inni mają do
powiedzenia. Nie znaczy to, że od razu
stałam się

innym człowiekiem, ale może w końcu
wsłucham się także w swoje wnętrze,
które zupełnie

oszalało. Może zrozumiem, dlaczego
inni tak mnie potrzebują, czy jeszcze
mam komuś coś

do ofiarowania. Ale jeszcze nie teraz,
czas skończyć z trucizną i cofnąć się o
dwa lata, tylko

to takie trudne i bolesne. Jak wszystko w
moim życiu.

background image

Ale teraz, proszę, nie chcę o niczym
wiedzieć.

Mam przeczucie, że do końca życia będę
obłąkana, ale pewne sprawy można

załatwiać

inaczej.

Wyrzec

się

szaleństwa to tak, jakby złożyć Panu
Bogu ofiarę z siebie. Nie

jestem na to gotowa. Coś za bardzo się
rozkleiłam. To nic, tak dawno nie
płakałam, to było

potrzebne.

Czy zamknęłam krąg? Co dalej?

Czy umarłam i zmartwychwstałam? Nie

background image

wiem, po prostu nie wiem. Sądzę, że nie

założę rodziny, nie będę miała dzieci, to
by mnie od razu spaliło. Wolę całkowitą
samotność.

Nie mam koncepcji na następne dziesięć
lat życia, jeżeli jeszcze w ogóle będę
żyła.

Zastanawiam się.

Jest cudowne lato, chodzę ulicami
miasta i gadam z sobą, w tramwaju czy
autobusie.

Kontroluję to.

Tworzę różne scenariusze, ale nie jestem

background image

w stanie uratować się przed tym co

nieuchronne, z końcem wszystkiego na
ziemi.

Słowa - symbole, słowa - znaki, słowa -
wskazówki.

Zawsze

mnie

intrygowały,

zawsze

poruszały serce, po pijanemu lub na
trzeźwo.

Ze słów powstają zdania, w których
można wyrazić uczucie lub przekląć
dzień, w

którym się urodziłam.

Już nie podkradam Mamie spirytusu.

background image

Ach, co to za drink. Cicho, Ogoniasty,
spirytus

nie istnieje.

To nieważne, że Mama zaraz idzie do
kościoła, znowu ukryła przede mną
spirytus, ale

i tak go odnalazłam. Jednak nic z tego.

Są jeszcze rury w łazience, ale
powiedziałam pani Alicji, że na razie
się nie powieszę.

Sądzę, że Mama czasami rozpoznaje, że
jest coś nie tak, tylko boi się mi o tym

powiedzieć. Ryszard poznaje od razu i

background image

prosi, bym się dalej nie alkoholizowała.

Dlaczego tak mocno pragnę zniszczyć
ciało, dlaczego go nie akceptuję,
dlaczego

wydaje mi się, że umysł pracuje poza
ciałem, dlaczego nie dbam o ciało,
dobrze, że się

jeszcze myję.

W apatii wolę siedzieć w wannie. Albo
w ogóle nie wychodzić z łóżka, dobrze,
że

jeszcze mam jakieś obowiązki. Jeszcze.
I akceptuję to.

background image

Bycie nietrzeźwą zaciera barwy życia,
doprowadza do powolnej agonii i stanu

obrzydzenia do siebie.

Kiedy

pracowałam

na

stażu

z

alkoholikami,

miałam

przekrój

wszystkiego, co tylko

może się dziać, a jednak, jak każdy
nałogowiec, nie odnoszę tego do siebie.

Nowe

zawsze

jest

niepewne.

Samoświadomość też bywa upierdliwa.

Narcyzm duchowy - czy coś takiego
istnieje, czy dopiero ja to odkryłam?

Chociaż w depresji tak trudno o

background image

jakąkolwiek aktywność.

Kiedyś pomagałam innym, zwłaszcza
małolatom, teraz wszystkich odstawiłam
od

piersi.

Zrobiłam siusiu i zamknęłam łazienkę,
tak jest bezpieczniej.

Jeżeli pokocham, to zawsze jest to
miłość potworna.

Klucz od łazienki też schowałam. Chyba
na dzisiaj wystarczy.

Myślę, że dosyć tego masochizmu, także
duchowego. Amen.

background image

W snach także krążę wokół śmierci.
Dzisiaj w nocy miałam być spalona i
było to

samopodpalenie, ale rodzice prosili,
bym tego nie robiła.

Drugi sen - byłam bardzo chora. Jakiś
płyn wylewał się z kręgów kręgosłupa.

Operację mogłam przejść jedynie w Los
Angeles, inaczej miałam przed sobą
tylko rok życia.

I zobaczyłam moje gnijące ciało na łożu
śmierci.

Los

Angeles

-

Miasto

Aniołów.

Niesamowite.

Ostatnio

gadam

z

background image

aniołami. Nawet w

snach są sprzeczności w myśleniu i
uczuciach. Pierwszy raz dziękowałam,
że mnie

odratowano, przynajmniej we śnie.
Naprawdę chciałam żyć?

Może znowu zamknęłam krąg. Rok
życia, chęć życia. Aż się boję wziąć
prochy, by

tego stanu nie zniszczyć. Kim jestem?
Gdzie

jestem?

Tam

gdzie

każdy

człowiek musi

odpowiedzieć na pytania od Boga.

background image

Mam się nie wyzbywać własnego
szaleństwa, tak powiedział doktor
Marek, gdy

wczoraj, nieco pobudzona, gadałam z
nim przez telefon. Ma rację, ale to nie
powód, by się od

razu zabijać. Odetchnęłam z ulgą,
poczułam się bezpieczniej.

Nikt mi nie odbierze szaleństwa, żadne
wódy, prochy, narkotyki, ja, ja sama.
Będę

pisała dalej, do końca życia. Na tego
konia postawiłam dość dawno, inny koń
to życie, ale

background image

jeszcze nic nie obstawiam.

Umieram na miłość. Trucizna drąży mnie
jak oszalały tajfun. Mama musi

wytrzymywać ze mną wszelkie zmiany
nastroju przez cały dzień. Mam dziwne
poczucie, że

ponownie się mną opiekuje. Nikt inny by
ze mną nie wytrzymał.

Kiedy piszę, to właśnie ona zajmuje się
całym domem, rano robi śniadanie,
kupuje

owoce, które lubię. I jest jeszcze
sałatka. Jej nie mogę się oprzeć nawet
wtedy, gdy głoduję.

background image

To mój najsłabszy punkt w walce z
demonami.

Tak trudno włożyć list do koperty,
zaadresować i wrzucić do skrzynki.
Wiem, że te

osoby na niego czekają, ale jak na razie
jest

to

czynność

niemożliwa

do

spełnienia. Łatwiej mi

iść do knajpy na drinka. Pewne
czynności są niezrozumiałe i nie do
wykonania w nałogu.

Ryszard czyści w kuchni łyżeczki. Rano
kupiłam dla nas lody. Po śmierci Taty to
jest

background image

coś.

Tak bardzo za Nim tęsknię. Coś, Panie
Boże, jest nie tak w tym życiu. A może

odwrotnie, przecież życie jest chwilą,
tylko czasami tego nie zauważamy. Tyle
razy otarłam

się o własną śmierć, że mogłabym
darować sobie ciąg dalszy. Jak każdy
nałogowiec pracuję

na piekło.

Ale to nic, trzeba tylko przełamać lęk.
No właśnie, jak to zrobić.

- Nie bój się - mówi anioł przysłany

background image

przez Boga. On mnie zna i tak naprawdę
czeka

tylko na gest z mojej strony.

Wczoraj go uczyniłam i poczułam życie.

W nocy w snach zabijam, morduję całe
narody, by rano odetchnąć z ulgą.
Dlatego już

od rana chcę się napić.

Ogoniasty dyplomatycznie milczy.

Trochę regresu, Basiu. Doktor Marek
przypomniał, że już w szesnastym roku
życia

background image

mogłam umrzeć, a jednak przetrwałam.

Czasami bardzo żałuję, że wtedy
przeżyłam. Ale czasu nie da się cofnąć.

I dobrze. Bo wtedy mogłoby być jeszcze
gorzej. Trzeba w końcu wybaczyć, sobie

także.

Mój brat boi się, że znowu coś
wykombinuję, ale też boi się ze mną
porozmawiać,

chyba miał trochę przykrości z powodu
moich książek, ale to musi w sobie sam
przerobić.

Woli milczenie i kłamstwo.

background image

Zupełnie

nie

czuję

mego

brata.

Zamaskował się przede mną.

Boi się nawet przytulenia. Na razie nic
na to nie poradzę. Znów może się
obrazić i

milczeć jak Mirka. Mirka nadal się na
mnie obraża. Po wieszaniu się w
Tworkach, po

powrocie do domu, strasznie na mnie
nakrzyczała. To chyba był lęk. Są osoby,
które się boją,

może nie mnie samej, ale tego, co mogę
uczynić.

Mirka

musiała

odreagować.

Ale

background image

dlaczego teraz się boi?

Jest wielką indywidualnością. Może
przyjedzie na mój pogrzeb, chociaż tego
nie

oczekuję. Sama nie wiem dlaczego,
może to ten dół.

Wielkie dramaty zwykle rozgrywają się
w małych mieszkaniach i nawet dobrzy

sąsiedzi tego nie zauważają lub milczą.
Czasami chciałam być niewidzialna i
wchodzić do

takich domów, ale te domy przynoszą do
mnie moi pacjenci. Nie potrafię już tego
udźwignąć

background image

i biorę dodatkowe tabletki lub milczę.
Po czterdziestce tak dziwnie zmienia się
życie. Za duży

bagaż niosłam przez te lata. Zamiast
życia i miłości wybrałam wódę i prochy.
Inaczej już nie

potrafiłam.

W snach termin mojej śmierci oddalił
się o kilka miesięcy.

Stale widzę cierpiących ludzi. W
szpitalach, w których byłam, widziałam
tyle śmierci,

lęku, agonii, smutku i błagań do Boga.

background image

Można zwątpić.

Wiem, że na mojej ulicy jestem jak jajco
na

patelni,

nawet

nie

miałam

świadomości,

że tak o mnie plotkują.

Zabawne, wydaje się, że musieli czytać
moje książki, jeżeli wzbudzam aż takie

zainteresowanie. Przecież oni czytają
tylko gazety z programem TV. A jednak
wiedzą co

nieco i dorabiają różne scenariusze.

Plotka niszczy wszystko i wszystkich na
swojej drodze.

background image

Nawet renty mi zazdroszczą. Paranoja.
Dobrze, że nie wiem więcej.

Można być uznanym za niewinnego i
oczyścić się z zarzutów, ale smród
ciągnie się za

tobą przez całe życie.

Czasami przypominam sobie, że kiedyś
wkładałam w pracy biały fartuch i szłam
na

oddział,

na

którym

pracowałam,

pogadać z moimi pacjentami.

Trochę mi tego brakuje.

Teraz mogłabym kogoś tylko skrzywdzić,

background image

dobrze, że o tym wiem. Boże, dlaczego

właśnie

tak?

Aniołom

to

jakoś

wychodzi.

Doktor Marek jest na urlopie, T.Z.
zagadkowo

milczy,

pani

Alicja

odpoczywa, Mama

ma dosyć moich zmian nastroju, nie
wiem, co gorsze - milczenie czy mania.
Boi się jednego i

drugiego,

a

ja

nie

potrafię

wypośrodkować.

Zostałam z Bogiem, Ogoniastym i
aniołami. To też coś. Amen.

background image

Tata

mnie

zawołał

przed

utratą

przytomności. Kogo ja zawołam?

Czy po mojej śmierci Bóg rozłączy mnie
z Ogoniastym?

Czy otchłań, którą widziałam, pochłonie
mnie całkowicie?

Za dużo pytań, znowu się nakręcę i
skończy się to prochami. Ale nie
potrafię przerwać

pisania, nie mogę się temu oprzeć, to też
jakiś rodzaj nałogu, tyle że trochę mniej
szkodliwy.

Kochanek na jedną noc - obiecałaś,
Baśka, że w tej książce nie będziesz

background image

świntuszyć.

Kiedyś nikt nie był w stanie mi pomóc.
Tylko doktor Marek trwał przy mnie
wiernie,

odcinał pętle, prochował, czasami się
złościł,

czasami

podał

placebo

(wybaczyłam mu to), ale

on po prostu dbał o moją wątrobę. Teraz
nikt nie ma nade mną kontroli.

To może być niebezpieczne, dobrze, że
czasami miewam poczucie winy i trochę

odpowiedzialności. Sumienie też jeszcze
posiadam. Albo Bóg wybaczy, że dla Jej
dobra

background image

okłamuję Mamę, albo zacznę zdrowieć.
To ostatnie jest prawie niemożliwe.
Szaleństwo mam

we krwi, od innych rzeczy uzależniłam
się sama z pomocą szatana.

Wydzwaniam tu i ówdzie, pomiędzy
pisaniem i popełnianiem kolejnego
samobójstwa.

Najbardziej torturuję siebie. Bywa.
Każde zalanie prochów wódą może być
ostatnie.

Kiedyś,

kiedy

pracowałam

na

neurologii, przywieziono alkoholika w
stanie

background image

padaczkowym.

Kiedy

odzyskał

przytomność, powiedziałam mu, że
więcej nie może wypić, a

on na to, że mogłabym zabronić mu
oddychać. Powiedziałam szefowi, że
klient już wszystko

wie. To niesamowite, ale mam teraz
jakieś poczucie wolności.

Niezbyt lubię swój komputer, wkurzam
się na to, co o mnie wypisują w
internecie.

Ale internet to kolejny nałóg.

No właśnie. Internet, że też wcześniej o
tym nie pomyślałam, przecież tyle się

background image

tam o

mnie można dowiedzieć.

Zawsze

piszę

w

takim

napięciu

emocjonalnym,

jakbym

ratowała

samobójcę, i trzeba

to odreagować. Najlepiej zapić.

Mam takie niejasne przeczucie, że dzięki
tej książce znowu w coś wdeptuję.

Moc

jest

ze

mną

i

wszystkimi

obłąkanymi poetami.

Piszę przy grającym radiu, kiedyś
musiała być kompletna cisza. Nie
pamiętam, kiedy

background image

to się zmieniło.

Drogi Czytelniku, obiecuję, że po
śmierci

będę

nawiedzać

oddział

psychiatryczny i

straszyć, w dzień także.

Liczę się z uczuciami Mamy i to mnie
powstrzymuje

od

ostatecznej

samozagłady. Ona

chyba o tym wie. Dlatego chowa przede
mną spirytus.

Nie piję dużych ilości alkoholu,
przetestowałam prochy i narkotyki na
sobie tak, by

background image

wytrzeźwieć podczas drogi powrotnej
do domu. Dlatego chlam na raty, to też
jakiś sposób,

choć nie wiem, do czego to prowadzi.

Czasami mój organizm mnie jeszcze
zaskakuje. Dwa lata temu straciłam nad
nim

całkowitą kontrolę.

Lubię bajki, filmy fantastyczne o
wojnach w kosmosie, wszystko co jest
fantazją.

Lubię zaglądać do piekła, a czasami
bywam

w

tunelu

do

nieba.

Rzeczywistość za bardzo

background image

mnie osacza, męczy, prowokuje do złych
emocji, zabija ciało, kaleczy duszę, chcę
żyć jedynie

w bajce. Ale w tej bajce nie ma już Taty.
Muszę na chwilę stamtąd powrócić, by
nie

przegapić Mamy. Potem niech się dzieje.
Aż sama się tego boję.

Jak ja przez te czterdzieści lat
funkcjonowałam

w

tylu

światach

jednocześnie?

Kiedyś, jeszcze na oddziale, doktor
Agnieszka powiedziała mi, że jestem

niewiarygodna,

tym

samym

background image

potwierdziła, że nie można jej ufać jako
psychiatrze.

Przeprowadziłam test. Pocałowałam
doktor Agnieszkę w rękę, nie cofnęła
się, nie żachnęła,

uznała to za należne jej osobie. Test się
udał. Doktor Agnieszka jest po prostu
głupia.

Wiem trochę więcej na temat psychiatrii,
a to jest nie do zniesienia. Na głupotę
jeszcze

nie ma lekarstwa. I dobrze.

Pacjent

psycholog

z

dużym

doświadczeniem wszelkich patologii

background image

jest dla takich ludzi

ogromnym

zagrożeniem.

Najlepiej

wyeliminować przeciwnika.

Doktor Marek ma klasę, ale on jest
jedyny. A może to był kolejny zły dzień,
jakiś

koszmar

senny.

Musiałam

stamtąd

odejść, wszyscy mieliśmy siebie dosyć,
tak sądzę, może

się mylę. Pani Alicjo, gdzie Pani jest?

Trzeźwiejąc, jak zwykle w wannie, mam
ciekawe pomysły na życie, ale gdy woda
się

background image

już wystudzi, spływają do kanalizacji.

Modlę się, walczę z demonami, płaczę,
gryzę ściany, piszę, popadam w regres,

huśtając się na łóżku, przeklinam, znowu
się modlę, trzeźwieję... Kto to wszystko
przetrzyma,

czy każda książka to odkupienie win?

Kiedy pisałam „Kokainę”, wierzyłam
podświadomie, że nie doczekam jej
druku. Stało

się inaczej, ale wtedy sądziłam, że cały
świat mnie przeklnie i będę gotowa na
bycie

background image

szatanem.

Bóg już tyle razy dawał mi kolejną
szansę, a ja z niej kpiłam.

Widocznie to jeszcze nie moje pięć
minut.

Rodzina

nawet

nie

wierzyła,

że

przeszłam gruźlicę płuc, a chemia
wyniszczyła mi

uzębienie.

Nie gniewam się na nich, mnie samej
trudno się w tym połapać.

Lecz ta najintymniejsza część duszy
schizofrenika nigdy nie została poznana

background image

przez

normalnych. Poznałam ją, ale zabiorę to
do grobu. To taka umowa wszystkich

schizofreników. Prawie jak tajemnica
zmartwychwstania. Może bluźnię.

Dinozaury też wyginęły, schizofreników
uwolniono od kajdan, by zniewolić ich

psychotropowym kaftanem. Osobiście
wolę wyć.

Teraz krzyk mam zaklinowany na
poziomie krtani, uwalnia się tylko w
delirce, ale to

już ostateczna rozgrywka o życie.

background image

Kiedy krzyczę, czuję się wyzwolona.

To psychoza daje taki power, do tego
prochy i wóda, czasami jeszcze jakiś
narkotyk,

maszyna do pisania, bezsenne noce,
głęboki smutek, że nie ma miłości, i
radość, kiedy patrzę

prosto w słońce.

Chyba musiałam zostać sama, by ruszyć
dalej z książką.

Spirytus znowu jest w innym miejscu,
ale mnie to teraz nie interesuje. Nie gada
się z

background image

wariatem, izoluje się go.

Sarah Kane zdążyła się powiesić, zanim
ją obezwładniono.

Przez te jedenaście ostatnich lat tyle się
wydarzyło, że aż się gubiłam, nie

rozróżniałam złych ludzi od dobrych, by
w końcu wyrzec się życia w sławie.

Jestem jak wrzód na dupie.

.

Tak zwana izolacja społeczna w końcu
mnie trochę uspokoiła, ale nadal
dzwonię tu i

background image

ówdzie.

Śniły mi się dzieci, dzieci - szkielety,
kości obciągnięte skórą. Dzieci wracały
do

życia, gdy zaczęłam się nimi opiekować.
Mówiły, chodziły, uczyłam je wielu
rzeczy, a one tę

wiedzę przekazywały dorosłym. W
końcu je zostawiłam, mogły już same
obronić się przed

światem. Był to horror, ale nie bałam
się.

Czy w piekle jest muzyka? Dzień
zaczynam od muzyki. Czasami modlę się

background image

przy

muzyce, to chyba nie grzech. Życie bez
muzyki to największa tortura. I bez
słońca...

Dzisiaj na przystanku tramwajowym
widziałam zniszczonego alkoholika wraz
z może

dziesięcioletnią

dziewczynką.

Przyjechali sprzedać złom, by mieć na
piwo. Facet był już

nieźle narąbany, a dziewczynka się nim
opiekowała, pomagała mu wsiąść do
tramwaju,

wyrzuciła peta, tłumacząc, że w

background image

tramwaju się nie pali. Za kilka minut
widziałam ich przed

delikatesami - on popijał piwo, siedząc
na trawie, a dziewczynka kupiła sobie
słodycze. Ona

jeszcze nie wie, jaką krzywdę wyrządza
jej tata. Jeszcze się nim opiekuje.

Miałam ochotę wezwać policję, opiekę
społeczną, cokolwiek, ale zrozumiałam,
że

zburzyłabym jej świat. Zabrano by ją do
domu dziecka, bez taty.

Sama przekładam życie na język
literacki,

inaczej

bym

tego

nie

background image

wytrzymała. Okazało

się, że wielkie dramaty rozgrywają się
nie tylko w małych mieszkaniach,
zdarzają się także na

ulicy. Ja też kiedyś leżałam na tych
cholernych torach tramwajowych.

Melina to dla takiej dziewczynki
prawdziwy dom. Ja zawsze wracałam
do domu, do

Mego Królestwa, nawet wtedy gdy
najbardziej się tego bałam.

Czasami tylko mam ochotę wyjść nago
na ulicę. Doktor Marek mówi, że nic
takiego

background image

by się nie stało.

Co jeszcze nie jest takie najgorsze, na
studiach, po wiosennym deszczu zawsze

miałam ochotę wytapiać się w kałuży,
wyczochrać w błocie i prawie byłam na
to gotowa, tak

przy ludziach, ale się powstrzymałam.
Niestety, rozum brał górę.

Mnie Tata darował cały świat. I lekcję
modlitwy. Próbuję pogadać z Mamą, ale
nie

może już być moim powiernikiem, nie
wytrzymuje tego emocjonalnie i zawsze
zmienia

background image

temat.

Jesteś kretynką, Baśka. Wyhamuj. Pisz, a
Nią się tylko opiekuj, bez poruszania

drażliwych tematów.

Znowu się nakręciłam, piszę od rana.

Spytałam tylko, czy kiedyś miała
poczucie winy. Nie miała. To bardzo
silna kobieta.

Dzwonią na Anioł Pański.

Powiesiłam misia pandę od doktora
Marka.

Ogoniasty

był

przy

mnie,

kiedy

background image

kupowałam

flaszkę...

Skubany,

podchodzi mnie w

trudnych

chwilach,

kiedy

słabnie

modlitwa pisania na maszynie. I znowu
walka z

demonami...

Chociaż niekoniecznie. To tylko tortura
wyrzekania się zła.

Przez dziesięć ostatnich lat żyłam jak
twórca, pacjent, idol młodzieży, postać

kontrowersyjna dla dziennikarzy.

Całkowity zakaz pracy. We wszelkich
zawodach. Choroba na obłęd daje dużo

background image

wrażeń,

myśli i czynów, które najczęściej są
niezrozumiane przez innych. Ja zaś nie
pojmuję życia

normalnych. Jesteśmy kwita.

Chyba się zakochałam, na Nocy Petów
w Krakowie, i to zupełnie na trzeźwo.
Ale

kocham może zbyt retorycznie. Mam
pecha, znowu żonaty facet z dziećmi.
Ale marzeń nikt

nie zabroni.

Napisano o mojej twórczości już kilka

background image

prac magisterskich. Nie wiem dlaczego,
ale

faceci na początku pytają, czy naprawdę
byłam zgwałcona.

Pieprzył mnie około dwóch godzin.
Później chciał udusić. Nie wiem,
dlaczego

wywalczyłam życie i w jaki sposób to
uczyniłam.

Później

zostało

tylko

prochowanie się.

To wraca, średnio jeden sen na tydzień,
ze wszystkimi szczegółami.

Moje drzewo to cień.

background image

Wtedy nikomu o tym nie mówiłam, za
bardzo bolało, aż się przeniosło na XXI
wiek.

Bardzo mi brakuje treningów karate.
Mam ochotę włożyć kimono, wejść do
Dojo i

strzelić niewinnego faceta w mordę.

Każda książka była wydarzeniem, ludzie
pytali, a ja odpowiadałam. Nikt nie
zauważał

obłędu.

Doświadczony

psychiatra

wiedział od razu, ale nie rodzina.

W końcu Mama zrozumiała, że muszę
chodzić do szpitala.

background image

A doktor Marek był moją muzą, jest nią
nadal.

Wkurwia mnie, kiedy krytycy mówią, że
to już klasyka. Ja zawsze mam
szesnaście lat.

W szpitalu też piłam, moi przyjaciele są
niezawodni, miałam flaszkę na życzenie.

Ładowano we mnie ogromne ilości
prochów.

W

delirce

dostawałam

zastrzyki co pół godziny,

ale

nie

pomagały,

jak

później

opowiadali lekarze.

Teraz sam doktor Marek namawia mnie
do brania prochów, oczywiście w

background image

dawkach

leczniczych. Bo trzeba trochę oszukać
Pana Boga, by tak nie cierpieć.

Jestem cholernie uzależniona.

Pani Alicja też woli prochy zamiast
wieszania się.

Kiedy

przestawałam

zupełnie

kontaktować, leczył mnie normalnie jak
każdego

psychola, ale depresja była zawsze
najgorsza, chyba wszyscy jej się bali.

Na wolności chodziłam po leki do dr
L.W., do przychodni psychiatrycznej.

background image

Był to

zawsze trudny moment, koszmarne ilości
pacjentów, poczekalnia pełna wygasłych

schizofreników. Aż przestałam tam
chodzić. Prochy załatwiałam w inny
sposób.

Chcę posłuchać moich terapeutów i
przyjaciół, obiecać, że nie będę chlała i
dokładała

prochów. Pragnę im to wszystko
ofiarować.

A przede wszystkim sobie. Gdybym tak
mogła spać te kilka godzin, bez
majaczeń i

background image

koszmarów. O to najbardziej się modlę.

We śnie przyszedł Tata, czy On będzie
moim przewodnikiem Tam? Bo bez

przewodnika się odchodzi. Sama tego
doznałam. Po prostu nikt po mnie nie
wyszedł, nie

wziął za rękę. Długo miałam o to żal do
Pana Boga.

Moja

wyobraźnia

jest

nie

do

opanowania. Nie do ogarnięcia. I o to
chodzi. Właśnie

teraz się rozpływam i czas odejść od
maszyny do pisania.

background image

Moja kotka choruje na depresję, ale w
domu czuje się całkowicie bezpieczna.

Zazdroszczę

jej

tego.

Jest

moją

przyjaciółką w chorobie. Jeżeli nie
potrafię kochać ludzi, ją

kocham na pewno.

Mam starszego brata, jest nim Ryszard.
Kupuję mu ulubione soczki, ciasto, lody.
Tak

po prostu. Szkoda, że mój rodzony brat
ode mnie odszedł. Nie rozumie mnie, ale
wystarczy,

by mnie kochał, a nie bał się. Przez te
wszystkie lata miałam mieszane uczucia

background image

wobec niego.

A teraz czuję, że kocham go takim, jaki
jest. Tylko że nigdy mnie nie odwiedził
w szpitalu.

Wiem, że wielu ludzi miało gorsze
życie, na przykład mój Tata, wywieziony
jako

dziecko na Syberię, przeżył horror, ale
się nie poddał i wrócił do kraju. Tę moc
mnie

przekazał. Dzięki, Tato.

W gułagu była epidemia tyfusu, Tatę
uznano za martwego i rzucono na stertę
trupów.

background image

Na mrozie ocknął się i wołał o pomoc.
Usłyszano Go i zabrano z powrotem do
baraku. Tato,

jak to przetrzymałeś? Kim jesteś, Boże,
Tata na Syberii tak strasznie głodował
po to, by

umrzeć śmiercią głodową. Co to znaczy?
Płaczę nad Jego losem, co tam mój
spirytus i

prochy.

Znowu nie wytrzymałam i powiedziałam
coś Mamie.

Stwierdziła, że lepiej nie mówić. Wiesz
to, idiotko, więc dlaczego się szarpiesz?

background image

To

okrutne, kiedy nie można rozmawiać z
matką. Już nie ten czas. Ale czy w ogóle
był taki czas?

Za dwadzieścia trzy dni spotkam się z
panią Alicją. Może wcześniej. Nie
pamiętam,

który dzisiaj jest.

Funkcjonuję na ostatecznych i skrajnych
emocjach, muszę to wyciszyć, inaczej
sen o

rurach w łazience się spełni. Nie, nigdy.
Obiecałaś nie zachlać, nie prochować
się, nie

background image

wieszać. Ale jak to przetrzymać? Boże,
wsłuchaj się w moje wołanie o pomoc,
czy za wiele

pragnę?

Nazywam się Barbara Rosiek i jestem
kompletnie popierdolona.

Gdy ktoś wchodzi do Mego Królestwa,
tracę kontakt z otoczeniem, nawet tutaj.

Później wracam do rzeczywistości (co
to jest?) i piszę książki, które wstrząsają
niektórymi

ludźmi.

Zwłaszcza

„Pamiętnik

narkomanki”.

background image

Różni ludzie proszą mnie o spotkanie,
ale ja się tego boję, bo wydaje się, że
już tu nie

powrócę.

Wczoraj miałam spotkanie, niestety, po
dwudziestu minutach byłam niezdolna do

rozmowy. Zgodziłam się spotkać z
człowiekiem

z

krwi

i

kości,

przypłaciłam to różnymi

emocjami. Teraz już wiem, że nikt tutaj
nie może przyjść.

Kompletna paranoja. Wystarcza lustro,
przez które nie mogę się przebić, ale
moi fani

background image

tego nie rozumieją dla nich muszę być
stale dyspozycyjna.

Więcej tego nie zniosę.

W każdej chwili mogę jedynie być
narąbana. To jest teraz moje życie,
jestem pod stałą

opieką psychiatry.

Jedyną nowością jest to, że już nie
chodzę do szpitala. Czasami gdzieś
telefonuję, ale

telefon to też pępowina.

Psychotropy mam legalnie, leczę się.
Ale czasami przestaję to kontrolować.

background image

Znowu przechodzę jakąś apokalipsę w
sobie. Dzwoniłam kilka razy do
Telefonu

Zaufania, ale nie pamiętam, kim byłam i
co

mówiłam,

wieszając

się

na

słuchawce, mogłam

przetrzymać

rury

w

łazience.

Przepraszam, ale prawie niczego nie
pamiętam.

Już nie będę dzwoniła, za to się dzisiaj
pomodliłam za cały Telefon Zaufania.

Przypomniałam sobie modlitwę.

Wczoraj straciłam kontakt z otoczeniem.
Gdzie są granice szaleństwa? Na rurze, z

background image

nożem wbitym w brzuch, czuję, że tracę
kontrolę nad tym tekstem.

Gdy siedzę przy maszynie i piszę, widzę
żal w Jego oczach, kiedy odmówiłam
pójścia

z Nim na spacer. Spytał mnie, czy jestem
naćpana, byłam tylko po lekach, ale to
wystarczy,

by lewitować. Mamy się spotkać za rok.
Trzymam Go za słowo.

A więc muszę żyć do trzeciego sierpnia
2003 roku. Obiecałam, że tu będę. Serce
tego

nie wytrzymuje, zawał serca już miałam.

background image

A przecież za rok też będzie cudne lato,
kiedy

słońce parzy duszę.

On jeszcze wypiera się Boga. Sądzę, że
gdy mu przejdzie bunt, uklęknie pod
krzyżem.

Alkohol już nie poprawia nastroju, a
jeżeli tak, to trzeba wypić trochę więcej
niż

zwykle.

Kiedyś pijałam gin z tonikiem, później
koniak z coca - colą, teraz spiryt z
sokiem

background image

pomarańczowym.

Chyba że dotrę do knajpy. Ale nie mogę
tak po prostu wyjść z domu. Muszę
zapewnić

Mamie lepsze samopoczucie i przekonać
Ją, że wrócę do domu.

Dlaczego inni twórcy tak bardzo pragną
być

sławni?

Ja

udzieliłam

paru

wywiadów,

ale teraz dziennikarz to mój największy
wróg. Nikt nie wie, ile dostaję listów i
przeróżnych

dziwnych telefonów. Płacę za to, co
uczyniłam swoimi książkami.

background image

Teraz muszę mówić - nie po to, by
ratować samą siebie. Po prostu tego nie

wytrzymuję.

Czuję, że zaklęty krąg jest znowu
rozpaprany, nie wiem, na jakim etapie
jestem.

Muszę się wyciszyć.

Nauczyłam się odmawiać. Może to
skrajny egoizm, lecz wolę, by mnie
czytano, a nie

widziano. To też sposób na życie.

Wkurza mnie Ogoniasty, plącze myśli,
łazi po kościele, miesza modlitwę.

background image

Jestem

wściekła.

Całkowicie mnie rozwaliło. Znowu
przybliżam się do wspomnień ostatnich
dwóch lat,

ale muszę jeszcze trochę milczeć.

Anioły trochę mnie chronią, inaczej nie
wiem, co by było.

Przetrwałam delirkę, zawał serca,
gruźlicę płuc, niebyt, więc i z tym sobie
poradzę. Z

pomocą Boga i terapeutów. Lecz w tej
chwili mierzę się z Panem Bogiem.

background image

Klęczę.

Ogoniasty znikł. Anioła Śmierci też nie
czuję. Jestem trzeźwa.

Panie Boże, nie, nie jestem jeszcze
gotowa. Przyjmij mnie taką, jaka jestem
teraz.

Powoli zaczynam czuć.

Czuję wielki ból w okolicy serca. Czuję
uczucia innych i nie jest to takie
straszne.

Lecz nie wierzę, że ktoś może mnie
pokochać.

Ile samoudręczenia, ile zostało czasu?

background image

Ilu

ludzi

zawiodę?

Mam

ochotę

obedrzeć się ze skóry, żeby tętniła
świeża krew, aż do

wykrwawienia.

Przez dziesięć lat to czyniłam i
odnawiałam się jak jaszczur. Ciało
mówi stop.

Sama przystanę, odpocznę, pomodlę się
na waszym grobie - o Boże, dlaczego nie

płaczę? Takie mam na grobowcu
epitafium.

Kiedy spotykałam się z bratnią duszą,
prowadziłam ją na cmentarz Rocha i

background image

pokazywałam

grób

Haliny

Poświatowskiej. .

Czy można zaufać osobie w tylu
postaciach.

Dla Boga jestem jedna, tylko która?

Ta zamknięta w swoim Królestwie nie z
tego świata? Ta w lęku przed całym
światem?

Zasłuchana w bicie serca, wyjąca o
spokój - to prawdziwa twarz Barbary
Rosiek.

Tak, Sebastianie, na swoje nieszczęście
nie wyszłam z narkotyków.

background image

Już jest po wszystkim. Boję się.

Lęk to mój jedyny towarzysz, oprócz
Ogoniastego. To uczucie, które nigdy nie

zawiodło. Dochodziło do stanów paniki
i wtedy musiałam uczynić cokolwiek, by
się ratować

przed samą sobą.

Kiedy

powracały

halucynacje

i

zmieniała

się

czasoprzestrzeń,

lęk

wzmagał się i

robiłam sobie kolejną krzywdę.

Lęk towarzyszy wszystkim psycholom i
nałogowcom. Boimy się własnego

background image

cienia, a

co dopiero rzeczywistości.

Do pewnych sytuacji dojrzewa się przez
całe życie albo nigdy. Kiedy tak leżysz
pod

respiratorem i oddycha za ciebie
maszyna, to przejmujące doznanie,
chociaż na jawie tego nie

pamiętasz.

Jest to jakiś rodzaj oczyszczenia, by móc
wrócić do życia, do jakiegokolwiek
życia.

Niech żyje bal.

background image

Lecz nawet bal musi kierować się
pewnymi

zasadami,

nie

da

się

wszystkiego

wytańczyć, potrzebna jest też chwila na
wyciszenie, na skupienie, liczenie się z
uczuciami

innych.

Są ludzie, którzy ufają, pomimo tego
szaleństwa,

rozpaczy

i

nieprzewidywalnych

zdarzeń.

Ile wysiłku kosztuje przytulenie się do
kogoś, przytulenie kogoś.

background image

Czasami inni dzwonili do doktora
Marka, by zapytać, co ze mną mają
uczynić. Ale

doktor Marek, jak zwykle tajemniczy i
dyskretny, zostawiał to, bo wiedział, że
sama

przyczołgam się na oddział, kiedy
uznam, że tak trzeba.

Chorowanie na gruźlicę płuc niczego
mnie nie nauczyło, tak jak ludzie z
rakiem płuc

nie rezygnują z palenia papierosów.

Rzuciłam palenie pięć lat temu.

background image

Kiedy jestem trzeźwa, jestem spokojnym
człowiekiem. Po narąbaniu się wyłazi ta

druga, mroczna natura, siła, która
niszczy wszystko, co żywe.

Pali wszelkie mosty. Picie do lustra lub
skok w przepaść.

A w nocy telefon do doktora Marka,
kiedyś

przesadziłam,

zadzwoniłam

około trzeciej

nad ranem. Reszta to tajemnica.

Życie wymyka się spod kontroli. Gdzie
jest klucz do łazienki? Dłużej tego nie

wytrzymam.

background image

Na trzeźwo poszłam do knajpy i nie
poznałam barmana. To mnie trochę
przeraziło, ale

po

wypiciu

pierwszego

drinka

uspokoiłam się. Tylko zapytałam siebie
w myślach, czy to

początek dna. Ale tak w ogóle to miałam
inne problemy. Zrobiło się jajco i nie
wiem, jak

sobie z tym poradzić. Lecz to tajemnica
dwojga wspaniałych przyjaciół.

Rozmyślam, zastanawiam się, kojarzę
pewne fakty i nic. Wiem, że to brzmi
trochę

background image

zagadkowo, ale nie potrafię sobie z tym
poradzić. Więc zapijam, by nie kojarzyć,
nie szukam

już pretekstu, by chlać i łykać prochy,
robię to, by przeżyć do następnego rana.
Chyba pójdę

do T.Z. po skierowanie na badanie krwi,
tzw. próby wątrobowe, bo wątroba już
tego nie

wytrzymuje.

Czuję się strasznie, jeżeli w ogóle
słowo „strasznie” coś znaczy.

Nie mogę skupić się na tekście, nie
sprzątam, tylko jeszcze wchodzę do

background image

wanny, by

pogadać z Panem Bogiem.

Śniłam, że jestem nad przepaścią, a za
plecami nie było odwrotu. Obudziłam
się o

czwartej rano i głęboko oddychałam, by
poczuć w sobie życie.

To jest tak, że cały świat wali się w
jednej

sekundzie.

Niesamowite,

powinnam się już

do tego przyzwyczaić.

A jednak stale się dziwię, jak każdy
normalny człowiek.

background image

Bezsensowny ból.

Będę musiała do końca życia być w
niepewności. Jeżeli jesteś niepewny
uczuć osoby,

której zaufałeś, a nie możesz poznać
prawdy, co wtedy zrobisz? Jajco. Już
niczego nie

rozumiem.

Jestem

po

detoksie,

byłam

tam

jedenaście dni i wytrzeźwiałam od
wódy i prochów.

Doktor Andrzej warknął na mnie i się
zdecydowałam, już nie potrafiłam sama

background image

wytrzeźwieć.

To

naprawdę

mogło

skończyć się tragicznie. Pierwsze dni
były bardzo trudne.

Mąciło

mi

się

w

głowie,

halucynowałam, chciano mnie odesłać
do psychiatryka. Ale tak w

ogóle to super, sześciu facetów i ja.

I stało się, wytrzeźwiałam w ciągu kilku
dni, prawie to przespałam, panowie

przynosili posiłki do łóżka, pielęgniarki
wspaniałe, lekarze OK, doktor Andrzej
zmienny jak

huragan, ale walczy o tych, którzy chcą
się leczyć. U mnie jest, niestety, problem

background image

leków,

nigdy nie będę czysta. Ale nie muszę
sobie dokładać prochów i zapijać tego
wszystkiego

spirytusem.

Rano miewam stany depresyjne do
czasu, kiedy nie zaczną działać leki. Ale

zdecydowałam

się

na

jedenastotygodniową, codzienną terapię,
cały cykl trwa dwa lata. Jeżeli

oczywiście nie zarwiesz sprawy i nie
zaczniesz od nowa chlać.

Ogrodowa

66,

Święte

Miasto.

background image

Podpisałam regulamin trzeźwości.

No cóż, trzeba się trochę poratować, od
przyszłego tygodnia tam idę, ale cicho,
sza.

Obowiązuje tajemnica. Coś tam czasami
skrobnę, bez szczegółów.

Nie myśl, Drogi Czytelniku, że zrobiłam
to dla tej książki, chociaż już zapewne
tak

myślisz, ja czasami też się o to
podejrzewam, ale nie.

Dłużej bym tego nie zniosła, na detoksie
znalazłam trzy miejsca, na których

background image

mogłabym się skutecznie powiesić. Ale
tego nie zrobiłam.

No i OK, gra. Trzeźwość, badania w
normie,

płuca

czyste,

serce

bije

spokojniej.

Miałam dużo szczęścia, że podjęłam
dwa tygodnie temu taką decyzję.
Wszystko mi

kompletnie zwisało, chciałam jedynie
nigdy nie wytrzeźwieć.

W telewizji reklamy piwa, ale etap piwa
już dawno mam za sobą.

Gorzej było, gdy na filmie pili drinki.

background image

Kotański nauczył mnie, jak się wychodzi
z narkomanii, ale wróciłam do picia,
kiedy

rozsypało się moje życie. Przepraszam,
Marku.

wrzesień 2002

Jestem

po

detoksie

alkoholowym.

Chodzę na siedmiotygodniową terapię.

Pani Alicja wróciła z urlopu, do doktora
Marka wysłałam list, jakby bojąc się
spojrzeć

mu w twarz, a przecież najwięcej
wiedział o moim ostatnim piciu. Później
do niego

background image

zadzwonię.

Byłam

wczoraj

u

T.Z.

Po

leki

nasercowe, boli mnie też wątroba,
trzustka i nerki.

Cztery miesiące w ciągu, zapijanie
psychotropów spirytusem.

Teraz próbuję się pozbierać, poskładać.
Pokochać stan trzeźwości. Jestem na
głodzie.

Dzielnie maszeruję na terapię, odrabiam
lekcje z nauki o własnym piciu.

I śnię, codziennie śnię psychiatryki i
lęki, że zabiorą mi terapię.

background image

Dałam doktorowi Andrzejowi schizo -
zrobiłam to, oswoiłam go w sobie i już
się jego

nie boję, czuję, że rodzi się jakaś cicha
rywalizacja, a może to jedynie moja
chora

wyobraźnia.

Tak sobie myślę, czując, że umieram, że
chcę dokończyć te książki, tak na
przekór

diabłu.

Jaki

marny

bywa

los

człowieka

uzależnionego od chemii, dopóki nie
przestanie

background image

wierzyć, że jest Bogiem. Później rządzi
nim flaszka.

Pragnę mieć spokojniejszy sen, przecież
biorę

psychotropy

w

dawkach

leczniczych,

organizm mam odtruty także od prochów.

Dawno nie byłam taka trzeźwa. Hm.

Od razu poodpisywałam na listy i je
wysłałam,

potrafiłam

zaadresować

kopertę. Nie

mam zaników świadomości, nie gubię
się w tłumie. Jeszcze towarzyszy mi lęk
przed ludźmi i

background image

światem. Ale wezmę leki i depresja,
chęć

samobójstwa

przechodzą.

Musiałam doprowadzić

się do ruiny, by poczuć. Kiedyś bywało
podobnie, ale niczego się nie nauczyłam.

Teraz mogę jedynie wytrzeźwieć lub
umrzeć. Trzydzieści lat trucia się.

T.Z. powiedział, że mam już zespół
organiczny z pewnym otępieniem. On
myśli, że

idę

się

zabawić.

Już

tyle

się

dowiedziałam, chcę być teraz wielką
egoistką i żyć najpierw dla

siebie, bo przeważnie tego nie robiłam.

background image

A więc do dzieła, Basiu. Czas zmierzyć
się z potworem.

listopad 2002

Nie pisałam miesiąc, w tym czasie
dokończyłam tomik zadedykowany śp.
Tacie i

wysłałam do druku zupełnie inny wiersz.

Pamiętam ostatnie cztery miesiące ciągu,
pod koniec, zanim poszłam na detoks,

zapijałam

spirytusem

prawie

sto

psychotropów dziennie. Cóż, można i tak
umierać.

Wcześniej przypominam sobie cztery

background image

doby delirki, był to film, który nie mógł
się

skończyć, a nikt nie potrafił mi pomóc.

Byłam przyćmiona, że się wyrażę jak
moja

Mama.

Gdy

w

szpitalu

doprowadzano

mnie do stanu pozornej używalności,
wypisywałam się na własne żądanie, na
przykład o

czwartej rano. Doktor O. ze szpitala im.
Mickiewicza w moim mieście czynił
wiele, by mnie

ratować, za co mu jestem bardzo
wdzięczna. Nie mógł jedynie ocenić

background image

mego stanu

psychicznego, jak to się fachowo
nazywa. Ja po prostu cały czas nie
kontaktowałam, bo

byłam w delirce, a otoczenie odbierało
mnie jako osobę wiedzącą, co czyni. Nic
nie pamię-

tam. To były cztery doby horroru.

Wcześniej byłam w podobnym stanie,
kiedy

po

prochach

i

wódzie

wędrowałam dwie

doby po mieście, nie mając żadnej
świadomości.

Mogłam

zostać

skrzywdzona, ja mogłam

background image

skrzywdzić, mogłoby mnie już nie być. Z
opowiadań salowej kilka dni później
dowiedziałam

się, że półnaga tańczyłam z kroplówką
na odcinku męskim. Ile czasu trzeba, by
sobie

wybaczyć?

Zostawiłam Tatę samego, Mama wracała
z sanatorium po operacji. Jak mocniej

mogłam ich zranić w czterdziestym
trzecim roku życia? Nie zgodziłam się na
pobyt w

szpitalu psychiatrycznym. Czegoś się
bałam.

background image

Pamiętam, że jak już dochodziłam do
siebie, rozszlochałam się jak małe
dziecko. Jak

wymowny był to płacz. Cała udręka
istnienia. Umiałam się jedynie zabić.

Rodzice znieśli wszystko, nie rozumieli
jedynie, dlaczego tak tonę, nie wiedzieli

prawie nic, prosiłam doktor Marysię ze
szpitala im. Mickiewicza, by nie mówiła
za dużo

Mamie.

Przecież

gdybym

była

świadoma, nigdy bym tak z nimi nie
walczyła. Przeważnie

jestem

bardzo

zdyscyplinowaną

background image

pacjentką i szanuję pracę lekarzy i
pielęgniarek.

Tylko

siebie

nie

szanowałam,

zatruwając się. Życia nie szanowałam.
Boga nie

szanowałam. A przecież dał mi kolejną
szansę,

nie

siódmą,

tylko

siedemdziesiątą siódmą. I to

nie był jeszcze koniec. Ale o tym
dowiedziałam się później.

Potem obraziłam się na Boga i przez
cztery miesiące przekomarzałam się z
nim, czy

mam żyć. Tak jak w ”Kokainie”,

background image

„Pamiętniku

narkomanki”,

„Schizofreniczce”, jak w

wierszach. Czy mi w końcu uwierzysz,
Panie Boże, że zrozumiałam? Ale o tym
będzie innym

razem.

Po

czterech

miesiącach

walki

o

przetrwanie, doczołgałam się na detoks
na Ogrodową

66, nie mogłam iść do doktora Marka,
bo już był na emeryturze, ale wiedział,
co się ze mną

dzieje. Jednak nawet jego nie słuchałam.
Płakałam wewnętrznie.

background image

W

końcu,

szesnastego

sierpnia,

przyczołgałam się do szpitala. Nie
chciałam się

początkowo

zgłosić

na

leczenie,

niewiele pamiętam, Andrzej na mnie
nakrzyczał i się

obraziłam.

W

drodze

do

domu

zastanawiałam się, co ja powiem tej
biednej Matce. Spakowała

mnie i pojechałam taksówką. Andrzej
już na mnie czekał, sam wypisał
skierowanie i zaległam

w łóżku pod kroplówką. Dostawałam co
dwie godziny psychotropy.

background image

Dyżur

przejęła

doktor

Magda,

halucynowałam jej w nocy i chciała
mnie odesłać do

psychiatryka. Nie godziłam się, nie
mówiłam jej wszystkiego, by mnie
zatrzymała. Pierwszą

noc

spędziłam

w

kaftanie

bezpieczeństwa.

Nie rozróżniałam jawy od snu, ale to był
mój naturalny życiowy stan, więc
potrafiłam

zachowywać się pozornie normalnie.
Jednak nie w nocy, w nocy budzą się we
mnie demony,

background image

które niszczą wszystko.

Znalazłam cztery miejsca, w których
mogłam się powiesić.

Andrzej wrócił na dyżur, przyznałam się,
że dzieje się ze mną coś niedobrego, też

chciał mnie odesłać na psychiatrię, ale
Mama przywiozła leki psychotropowe,
które biorę

codziennie, i się trochę uspokoiłam.
Andrzej zostawił mnie na detoksie na
Ogrodowej 66.

Zginął Marek Kotański, mój terapeuta i
przyjaciel, kiedyś zakładaliśmy Monar,
to

background image

przy mnie pojawiła się ta idea, w którą
wielu chyba wątpiło, znając szalone
pomysły Kotana.

Ale dostał dom w Głoskowie i tak się
zaczęło, nigdy nie sadziłam, że Go
przeżyję. Bóg zabrał

Go tak po prostu. Tak jak nagle i
niespodziewanie zabiera narkomana,
którym przecież Kotan

nigdy nie był.

Gdy

miałam

dziewiętnaście

lat,

powiedziałam Mu - wybawieniem
będzie śmierć. A

On

tak

bardzo

chciał

żyć,

tak

background image

niesamowicie cenił życie każdego
człowieka. Ja konałam na

detoksie, a On już był Tam.

I mnie poniekąd uratował, zaszczepił
pierwszy odruch ratowania własnego
życia.

A mnie marzyło się powieszenie. Nie, to
nie tak, głosy nakazywały odejść.
Zapytałam

Mamę, co porabia sama wieczorami
teraz,

gdy

jestem

na

detoksie.

Usłyszałam odpowiedź,

której zupełnie się nie spodziewałam.

background image

- Wyć się chce - powiedziała. W końcu
to usłyszałam.

Myśli samobójcze towarzyszyły mi
stale, jak natrętne osy wokół cudnego
kwiatu

zwanego życiem.

Panowie przynosili mi posiłki do łóżka,
był piękny sierpień, wokół meliny i
nawaleni

alkoholicy.

Tato, proszę, jeszcze tu trochę pobędę.

I zaczęło się dziać, dostałam halucynozy.
Noc, leżę w łóżku, za oknem pijani

background image

ludzie, a

wokół

mnie

chórek

głosów

osądzających za całe życie, coś w
rodzaju Sądu Ostatecznego.

Głosy gadały i gadały, a ja bałam się
ruszyć i tak przez cztery noce. Myślałam,
że już to się

nie skończy. Jednak „na górze” uznano,
że jeszcze mam pozostać. Podczas piątej
doby

usnęłam.

Halucynoza sama w sobie nie jest zła,
jesteś cichutko, wsłuchujesz się w swoje

background image

wnętrze,

które

jest

zewnętrznym

odbiciem

tego,

co

uczyniłeś.

Halucynacja już dalej cię nie

doprowadzi - oszalałeś kompletnie. No,
może oprócz delirki.

Pamiętam dwunastogodzinną delirkę u
doktora Marka. Darłam mordę przez
dwanaście

godzin i żaden lek nie był w stanie mnie
wyciszyć. Prawie cały oddział nie spał
przeze mnie,

bo darłam się od piętnastej do trzeciej
nad ranem. I nie byłam w ogóle
zmęczona,

background image

przywiązana

pasami

do

łóżka

wykrzykiwałam swoją niemoc, czego
nie pamiętam. Szkoda, że

nie filmują takich stanów jako przestrogi
dla innych. Chociaż nie chciałabym być
filmowana.

W

uzależnieniach

osiągnęłam

już

wszystko, oprócz neuropatii i AIDS.
Niedawno

rozmawiałam z doktorem Markiem, co
będzie dalej, i on na to, że HIV wyszedł
już z mody.

Mój zmysł estetyczny chyba by tego nie
wytrzymał, wystarczy, że na tych
cholernych

background image

torach

tramwajowych

leżałam

zaszczana. Gdybym wiedziała, jak
daleko zajdę w nałogach...

Zachorowałam.

Biedna

ta

moja

Matczyna.

Nie

przerobiła tylko wyroku śmierci, bo
śmierci kliniczne i

inne tam sprawy wytrzymywała, aż
dostała podwójnego zawału.

Kocham Ją bardzo, miałam zawsze
komfort chlania i ćpania, bo Rodzice
nigdy nie

wyrzucili mnie z domu. Nigdy bym nie
wyrzuciła

swego

dziecka

na

background image

poniewierkę, by mi

umarło na melinie.

Wsparcie Rodziców w moim przypadku
było zbawieniem. Może to dłużej
trwało, ale

żyję i teraz, gdy jestem sama z Mamą,
nie mogę oczywiście wymagać, by od
razu powtórnie

zaufała, lecz spokojnie całuję Ją na
dobranoc lub dzień dobry bez smrodu
wódy w moich

ustach.

Wyrzucenie z domu kosztem życia?

background image

Który z rodziców by to wytrzymał?

Może bronię własnej przepitej i
przećpanej

duszy,

ale

gdyby

nie

Rodzice, już by mnie

nie było.

Janka, terapeutka z Ogrodowej 66,
namawiała mnie na detoksie na dalszą
terapię.

Zgodziłam

się,

może

bardziej

z

ciekawości

poznawczej

niż

chęci

ratowania życia,

przynajmniej

na

początku

tak

to

wyglądało. Bałam się psychoterapii
grupowej. Zawsze byłam

background image

samotnym wilkiem stepowym i niekiedy
ukłucie ostrokrzewem przypominało, że
należę do

tzw. ludzi stadnych.

Bo przecież „w życiu piękne są tylko
chwile”. Ale dopiero teraz wiem, że
życie jest

całością.

Zło, które zawsze mnie przerastało, teraz
może być dodatkiem do pięknej duszy,
ale o

tym innym razem.

Po detoksie byłam oczyszczona ze

background image

wszelkiej trucizny, siadały mi nerki,
trzustka i

wątroba były zdecydowanie wrogo do
mnie nastawione. Ale po trzydziestu
latach zatruwania

się zachowałam słońce w sercu.

Modliłam się o pragnienie wyjścia z
piekła w jasność. Znowu powiedziałam
Bogu -

nie!

Zawsze obok szatana był chór aniołów.
Bóg znów mnie uratował, więc nie
chciałabym

background image

sprawdzać Go jeszcze raz. Śniłam i
śniłam, aż Andrzej zapytał, czy chodzę
siusiu, a ja nawet

się kąpałam raz dziennie. Mamo, za
bardzo za Tobą tęsknię.

Do śmierci Taty wydawało mi się, że
moim bliskim nic złego nie może się
zdarzyć.

Ostatnia

noc

na

detoksie

minęła

spokojnie.

Cholernie bałam się stamtąd wyjść,
myślałam jedynie o nachlaniu się.
Uważałam, że

nie dam rady na wolności.

background image

Andrzej podał mi rękę. Do zobaczenia
na terapii.

Szanowna Pani Alicjo,

Wytrzeźwiałam, to straszne.

Nie wiem, kim jestem i co mam robić.

Oglądam filmy o aniołach i marzę, by
nawiedził mnie taki anioł. Wystarczy się

pomodlić, ale ja teraz się nie modlę.
Chyba Ogoniasty zabrał mi ten dar. A
może ja sama

znowu się zbuntowałam. Ma Pani rację,
model ze mnie niesamowity, ale i
cierpienia jest w

background image

tym za dużo, za dużo.

Czasami się wydaje, że moje życie to
jedno wielkie jajco. Jak to rozumiem?
Po prostu

jajco. Ale życie codzienne to nie gra, a
mnie się zdaje, że stale kręcą jakiś film z
moim

udziałem. Tylko czasami nie pamiętam
scenariusza.

Jak się będę tak dalej zatruwać, to w
końcu zapomnę o wszystkim. I zamkną
mnie w

jakimś zakładzie.

background image

I dobrze.

Ale życie bywa takie zaskakujące, może
ktoś kiedyś będzie jeszcze potrzebował
mojej

pomocy.

Wszystko

jest

przecież

możliwe.

Trzeźwość bywa obrzydliwa. Życie
złudzeniami jeszcze gorsze. Samotność
jest do

przeżycia w fantazjach. I co dalej? No
właśnie, co dalej?

Chcę odpocząć od siebie, ale to chyba
niemożliwe.

background image

Chyba dopiero po śmierci.

23 lipca 2002

Barbara Rosiek

CZĘŚĆ II

Mam na imię Barbara.

Jestem alkoholiczką i narkomanką.

PS Drugą część napiszę za kilka lat
(jeżeli oczywiście dożyję).

background image

Document Outline

ALKOHOL, PROCHY I JA

część I Pijane życie

czerwiec 2002
lipiec 2002
sierpień 2002
wrzesień 2002
listopad 2002

część II

background image

Table of Contents

ALKOHOL, PROCHY I JA
część I Pijane życie
lipiec 2002
sierpień 2002
wrzesień 2002
listopad 2002
część II


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Alkohol, prochy i ja Barbara Rosiek
Alkohol, prochy i ja Barbara Rosiek
Rosiek Barbara Alkohol, prochy i ja
Rosiek Barbara Alkohol, prochy i ja
Rosiek Barbara Alkohol, prochy i ja(1)
Barbara Rosiek Byłam Mistrzynią Kamuflażu
Barbara Rosiek Byłam mistrzynią kamuflażu
Barbara Rosiek Byłam schizofreniczką
Barbara Rosiek Kokaina
Barbara Rosiek Kokaina Zwierzenia narkomanki(1)
Barbara Rosiek Kokaina
Barbara Rosiek A imię jego Alemalem
Barbara Rosiek Kokaina 2
Barbara Rosiek Kokaina
Barbara Rosiek Kokaina

więcej podobnych podstron