Maria Valtorta - Ewangelia, jaka została mi objawiona (Księga
IV.209
Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana
Maria Valtorta
Księga IV - Trzeci
rok życia publicznego
–
POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA –
209. JEZUS W
RUINACH ZNISZCZONEJ WIOSKI
Napisane 12 października 1946. A,
9312-9317
Nie znam miejsca, w którym
znajduje się Jezus. Z pewnością jest w górach
i w miejscu opuszczonym wskutek zniszczenia z powodu jakiejś katastrofy
lub
działań wojennych. Wydaje mi się,
że ten ostatni powód jest najbardziej prawdopodobny.
Ruiny bowiem domów ukazują ślady płomieni na stropach,
chroniących przed deszczem. Wskazuje również
na to plątanina jeżyn, bluszczu i pasożytniczych
pnączy, które rozrosły się wszędzie w
zaułkach. Szerokie włochate liście jakiejś
rośliny, której nie znam, lecz którą
widziałam także we Włoszech, pokrywają
całkowicie ruiny, które wyglądają jak
stromy pagórek. Dalej jakiś stojący i całkiem
samotny mur kontempluje ruiny zwalonego domu, porośnięte
kaparami i pomurnikami. Z podziurawionego parapetu,
który był tarasem, zwisają pnącza
powojnika i kołyszą się na wietrze jak nie uczesane włosy. Inny dom,
którego wnętrze jest zwalone, lecz ściany
zewnętrzne jeszcze stoją, przypomina
ogromną wazę z kwiatami, która ma w
miejscu łodyg roślin – drzewa. Wyrosły
one spontanicznie na tym miejscu, gdzie wcześniej
było mieszkanie. Inny dom, który ocalał w
części, gdzie były schody,
przypomina ołtarz przygotowany na ceremonię i cały przyozdobiony
zielenią.
Ponad tą ruiną – czarna topola, delikatna i prosta,
zdaje się pytać niebo o przyczynę podobnego nieszczęścia. I od domu
do domu, od ruiny od ruiny – uparte drzewa owocowe,
zdziczałe albo zduszone przez inne rośliny,
albo górujące nad nimi, zrodzone z upadłych
owoców, powykręcane lub proste,
płożące się lub wychodzące z dziury w murze,
z wyschniętego zbiornika, przywodzą na myśl
zaczarowany las. Ptaki i gołębie wychodząc
z pęknięć w ruinach rzucają się łapczywie na miejsca, w których z
pewnością
były wcześniej uprawne pola. Teraz jest to
gmatwanina twardej wyki wysuszonej przez słońce,
otwierającej swe strąki. Rośnie tu też kąkol
i życica. Rozsiewają swe nasiona,
aby wzeszły wiosną. Gołębie przeganiają
okrutnymi uderzeniami skrzydeł mniejsze ptaszki,
szukające jakiegoś ziarna prosa lub konopi, wyrosłego z nasienia
przyniesionego nie wiadomo skąd, które
przez lata przemieszczało się po nie uprawianych polach i zasiewało się
samorzutnie. Ptaki, a zwłaszcza kłótliwe
wróble, mszczą się wyrywając maleńkie kłosy
nędznego prosa, żeby je zanieść do swych
gniazd. Odfruwają z trudem przygniecione ciężarem przeszkadzającego im
kłosa.
Z Jezusem są nie
tylko apostołowie,
ale również duża grupa uczniów, wśród
nich Kleofas i Hermas z Emaus, syn starego
przewodniczącego synagogi Kleofasa i Szczepan.
Są też inni mężczyźni i niewiasty. Być
może przybyli z jakiejś wioski, chcąc
zaprosić Jezusa do siebie lub szli za Nim po Jego przejściu przez ich
wioskę.
Jezus przechodząc przez miejsce całe w ruinach staje często,
żeby popatrzeć, a w końcu zatrzymuje się,
gdy z miejsca bardziej wzniesionego może górować nad tym splotem ruin i
roślin.
Życie reprezentują tu jedynie gołębie, z
pewnością niegdyś łagodne i oswojone, a teraz – dzikie i okrutne.
Jezus – ze skrzyżowanymi ramionami i z nieco
pochyloną głową – patrzy, a im bardziej
się przygląda, tym bardziej staje się
blady i smutny.
«Dlaczego się tu
zatrzymujesz,
Nauczycielu? To miejsce Cię zasmuca,
widać to. Nie zatrzymuj się,
żeby się mu przyglądać. Żałuję,
że kazałem Ci iść tędy, ale to krótsza droga» –
tłumaczy się Kleofas z Emaus.
«O! Ja nie patrzę
na to,
co wy widzicie!» [– odpowiada Jezus.]
«Na cóż więc,
Panie?
Być może widzisz, co się zdarzyło w
przeszłości? Z pewnością to było
straszne. To Rzym...» – mówi drugi z Emaus.
«I to powinno
skłaniać do zadumy.
Spójrzcie wszyscy. Tutaj było
nieduże, lecz piękne miasto. Było więcej domostw
bogatych niż biednych. I należały do
bogaczy te miejsca, które teraz są dzikim
lasem. Te żyzne pola należały do nich,
a teraz się stały nieurodzajne, pokryte
kolcami, życicą, pokrzywami...
Wtedy były tu piękne sady i pola porośnięte zbożem.
Domy były piękne, z ogrodami pełnymi
kwiatów, ze źródłami i zbiornikami,
w których kąpały się gołębie i bawiły się dzieci. Wszyscy mieszkańcy
tego miejsca byli szczęśliwi, lecz to szczęście
nie uczyniło ich sprawiedliwymi. Zapomnieli
o Panu i o Jego słowach... I oto [co się
stało]!
Nie ma już domów,
nie ma kwiatów,
nie ma źródeł ani zbóż, ani owoców.
Zostały tylko gołębie i nie są szczęśliwe
jak niegdyś. Zamiast jasnego ziarna i kminku,
jakimi przedtem się karmiły do sytości,
teraz walczą ze sobą o odrobinę twardej wyki lub gorzkiej życicy.
I świętem jest dla nich znalezienie kłosa jęczmienia,
który wyrósł pośród ruin!... A patrząc,
nie widzę już nawet gołębi... tylko twarze, twarze...
z których wiele jeszcze się nie narodziło...
i widzę ruiny, ruiny i ciernie, i dzikie
winorośle, i dziką wykę,
która okrywa ojczystą ziemię... A wszystko to dlatego,
że nie chciano przyjąć Pana. Słyszę płacz
małych wyczerpanych dzieci, bardziej
nieszczęśliwych od tych ptaków, którym Bóg zapewnia jeszcze minimum
pomocy, aby je zachować przy życiu,
gdy tymczasem te maleństwa zostaną pozbawione wszelkiej pomocy.
Będą ofiarami powszechnej kary, umierając
przy wyschłych piersiach matek, umierając
z niedostatku i z boleści, i z potworności
bez imienia. I słyszę lament matek nad
dziećmi umierającymi z głodu na ich łonach. I [słyszę]
lament małżonek, które już nie mają małżonka;
dziewic pojmanych, żeby służyły przyjemnościom
zwycięzców; mężów wysłanych w niewolę
po poznaniu każdej hańby wojny. [Słyszę]
starców, którzy żyli dość długo,
żeby ujrzeć spełnienie się proroctwa Daniela.
I słyszę niestrudzony głos Izajasza w tym tchnieniu wiatru pośród ruin,
w skardze gołębi pośród zwalisk:
„Zaprawdę, cudzoziemskimi słowami i w
obcym języku Pan przemówi do tego ludu, któremu
rzekł: ‘Tutaj jest mój odpoczynek. Dajcie wytchnienie temu,
kto jest zmęczony. To jest moja ulga.’ Ale oni nie chcieli Go słuchać.”
Nie, nie chcieli i Pan nie mógł znaleźć
spoczynku wśród Swego ludu. Ten, kto jest
zmęczony, kto jest wyczerpany przemierzaniem jego krain i nauczaniem,
uzdrawianiem, nawracaniem, pocieszaniem, nie znajduje wypoczynku,
lecz prześladowanie. Nie znajduje ulgi,
lecz zasadzki i zdradę.
Syn stanowi jedno
z Ojcem. Prawda
was pouczyła, że nawet kubek wody dany człowiekowi
będzie miał swą nagrodę. Wszelki bowiem
akt miłosierdzia uczyniony bratu jest uczyniony samemu Bogu.
Jakaż kara spotka w takim razie tych, którzy
odmawiają Synowi Człowieczemu nawet kamienia, żeby mógł wesprzeć Swą
Głowę
i źródła górskiego, które płynie z
dobroci Stwórcy, i owocu zapomnianego na gałęzi
odsuniętej na bok – bo jest chory lub
niedojrzały – i kłosa, o który się
sprzeczają gołębie? [Jakaż kara spotka]
tych, którzy już przygotowują szubienicę,
żeby zdusić oddech w Jego gardle, a z
oddechem – życie? O! Nieszczęsny Izraelu,
któryś w sobie zniszczył sprawiedliwość i któryś utracił miłosierdzie
Boże!
Oto, oto na nowo
głos Izajasza w
wieczornej bryzie, bardziej przerażający
niż krzyk ptaka śmierci. Budzi on niemal
tak samo grozę jak ten, który się rozległ
w ziemskim Ogrodzie, skazując dwoje winnych.
I – o! rzecz to straszna! – z tym głosem
Proroka nie jest już połączona jak wtedy obietnica przebaczenia! Nie.
Nie ma przebaczenia dla tych, którzy szydzą z
Boga, dla tych, którzy mówią:
„Zawarliśmy przymierze ze Śmiercią,
zawarliśmy przymierze z Piekłem. Kiedy
przyjdą plagi, nie przyjdą na nas, bo my złożyliśmy
naszą ufność w Kłamstwie i ono nas ochroni,
bo jest potężne.” Oto, oto Izajasz, który powtarza to,
co usłyszał od Pana: „Oto Ja kładę na
Syjonie kamień węgielny, dobrany, cenny...
I uczynię z sądu wagę, a ze sprawiedliwości
miarę, a grad zniszczy ufność pokładaną
w kłamstwie, a wody zaleją kryjówki i
zostanie wasze przymierze ze Śmiercią zerwane i już się nie ostoi wasz
układ
z Piekłem. Gdy przejdzie burzliwa chłosta,
powali was za każdym razem i o każdej godzinie i będą tylko kary,
żeby was pouczyć.”
Nieszczęsny
Izrael! Izrael
będzie jak te pola, gdzie przetrwała tylko
sztywna wyka i gorzka życica i gdzie już nie ma zboża. Ziemia,
która nie chciała Boga, nie będzie miała
chleba dla swych dzieci. Jej dzieci, które
nie chciały przyjąć Tego, który był zmęczony,
uderzone, zdziczałe,
jak galernicy przy wiośle, odejdą jako
niewolnicy tych, którymi gardziły jako niższymi.
Zaiste Bóg zwali na ten pyszny lud ciężar Swej sprawiedliwości i złamie
go
międlarką Swego sądu...
Oto co widzę w
tych zgliszczach. Ruiny! Zwaliska!
Na północy, na południu, na
wschodzie i na zachodzie, a zwłaszcza w środku,
w sercu, tam, gdzie grzeszne miasto przemieni się
w cuchnący grób...»
I łzy płyną
powoli po szczupłej, bladej twarzy
Jezusa, który unosi płaszcz dla ukrycia Swej
twarzy. Widać jedynie Jego oczy załzawione
od bolesnej wizji.
I udaje się w
dalszą drogę,
podczas gdy towarzyszący Mu nie ośmielają się mówić,
zmrożeni przerażeniem...
Przekład: "Vox Domini"
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
209 04209 04 (3)04 (131)2006 04 Karty produktów04 Prace przy urzadzeniach i instalacjach energetycznych v1 104 How The Heart Approaches What It Yearnsstr 04 07 maruszewski[W] Badania Operacyjne Zagadnienia transportowe (2009 04 19)Plakat WEGLINIEC Odjazdy wazny od 14 04 27 do 14 06 14MIERNICTWO I SYSTEMY POMIAROWE I0 04 2012 OiOr07 04 ojqz7ezhsgylnmtmxg4rpafsz7zr6cfrij52jhi04 kruchosc odpuszczania rodz2Rozdział 04 System obsługi przerwań sprzętowychwięcej podobnych podstron