CaroleMortimer
Zatańczdlamnie
Tłumaczenie
PiotrArt
ROZDZIAŁPIERWSZY
–Ciekawe,ktoto–zawołałaAndy,spoglądającwstronędrzwieleganckiejrestau-
racjiMidas,wktórejjadłakolacjęwtowarzystwiesiostryKimijejmężaColina.
Trzymająclekkouniesionykieliszekzszampanemprzypatrywałasięmężczyźnie,
który właśnie wszedł do środka. Był wysoki i miał posępną minę. Powoli ściągnął
długi,ciemnypłaszczipodałgokierownikowisali.
Andyoceniła,żeprzybyszmatrzydzieścikilkalatigruboponadmetrosiemdzie-
siątwzrostu.Byłtakprzystojny,żeniepotrafiłaoderwaćodniegowzroku.Miałna
sobieelegancki,czarnygarnitur,czarnąkoszulęiczarnykrawat,adoskonaleskro-
jonyubiórpodkreślałjegomuskularnąsylwetkę.
Włosyteżmiałczarne,falująceilekkozmierzwione.
Ioliwkowącerę…
Aprzytymtenwyraztwarzy…
ImdłużejAndyprzyglądałasięobcemu,tymbardziejutwierdzałasięwprzekona-
niu, że roztacza wokół siebie wyjątkowo ponurą aurę. Zauważyła jego ostre rysy
twarzy,wysokieczoło,zmarszczoneczarnebrwi,wydatnekościpoliczkowe,pełne
wargi i wystający arogancko podbródek. Mężczyzna wywarł na niej elektryzujące
wrażenie.Tak,elektryzujące.Niepotrafiłaznaleźćlepszegookreślenia.
Zuwagąobserwowałanieznajomego,który,nieprzerywająckonwersacjiztowa-
rzyszącym mu mężczyzną, rozejrzał się ze znudzoną miną po restauracji. W pew-
nymmomenciejegowzrokzatrzymałsięnaAndy.Przypuszczała,żeoczyprzybysza
będą równie ciemne i fascynujące, co reszta jego postaci. Okazało się jednak, że
mająprzepięknytopazowyodcień.
Mężczyznawbiłwniąwzrok,awidzącjejzainteresowanie,uniósłlekkobrew.
–Absolutniefantastyczny–westchnęłaKim.
–Cotakiego?–spytałaroztargnionaAndy,niespoglądającnawetnasiostrę.
–Mówięofacecie,odktóregowłaśnieniemożeszoderwaćoczu.Pewnierozbie-
raszgowzrokiem.Wcalesięniedziwię.
–Halo!Twójmążsiedziobok–skarciłjąniezadowolonyColin.
–Kochanie,tojeszczeniepowód,żebymniemogłamusięprzyglądać–odparła
Kimzalotnie.
Andyledwiesłyszałaprzekomarzaniesięsiostryzeszwagrem,boprzezkolejnych
kilkasekund,którewydawałysięwiecznością,nieznajomymierzyłjąwzrokiem,by
nakoniecuśmiechnąćsięlekkoiwrazztowarzyszemruszyćzakierownikiemsali,
podrodzewymieniającukłonyzkilkomaznajomymiosobami.Kiedydotarlidoczte-
roosobowegostolikaprzyoknie,przywitalisięzdwojgiemstarszychludzi,zktóry-
minajwyraźniejbyliumówieni,iprzysiedlisiędonich.
Andy zdała sobie sprawę, że większość gości rzuca im ukradkowe spojrzenia,
szepcząccośmiędzysobą.Byłotootyleintrygujące,żedorestauracjiprzychodzili
głównie ludzie bogaci i sławni, przekonani o własnej wartości, czyli tacy, którzy
znaturyniezwracająuwaginainnych.
Prawdęmówiąc,ona,jejsiostraiszwagierznaleźlisięwtakwykwintnymlokalu
tylkodlatego,żeColinpracowałwlondyńskiejfiliiMidasEnterprises.Dziękitemu
razdorokumógłzaprosićtrzyosobydojednegozlokalinależącychdofirmyisko-
rzystaćzeznacznegorabatu.Winnymprzypadkuniktznichniemógłbysobiepo-
zwolićnakolacjętutaj.
TenprzywilejniedotyczyłjednakklubunocnegoMidas,któryznajdowałsiępię-
tro wyżej i był zarezerwowany wyłącznie dla członków. A żeby zostać członkiem,
trzebabyłouzyskaćzgodęsamychbraciSterne,miliarderówiwłaścicieliMidasEn-
terprises.
Choć Andy nie należała do osób interesujących się życiem sławnych i bogatych,
nawetonawiedziała,kimsąDariusiXanderSterne.Słyszałaodszwagra,żewkro-
czylinascenęwielkiegobiznesudwanaścielattemu.Założyliwtedyserwisspołecz-
nościowy, który po trzech latach odsprzedali za kilka miliardów funtów. Od tego
czasuweszliwposiadaniekilkuznaczącychproducentówsprzętuelektronicznego,
liniilotniczejisiecihoteli,atakżeotwieralinacałymświecieeleganckierestaura-
cjeikluby.
Wydawałosię,żewszystko, czegodotkną,zamieniasię wzłoto.Pewnie dlatego
nazwalifirmęodimieniamitycznegokrólaMidasa.
–Nieprzejmujsię–powiedziałaKim,widzącroztargnionąminęsiostry.–Każdy,
ktowidzibraciSterneporazpierwszy,reagujetaksamo.
–BraciSterne?–Andyotworzyłaszerokooczy.Nicdziwnego,żegościenieodry-
wająodnichwzroku.
–Sąbliźniakami–dodałaKim.
–Nieżartuj!Czytooznacza,żejestdrugitakiegzemplarz?Niemożliwe!–Andy
nieposiadałasięzezdumienia.Mężczyzna,któregoujrzała,byłabsolutniewyjątko-
wypodkażdymwzględem.Ażtrudnosobiewyobrazić,żeistniejejegowiernako-
pia.
OprywatnymżyciubraciSterneAndywiedziałaniewiele.Kiedywkroczylizimpe-
tem w wielki świat, miała trzynaście lat i uczęszczała do szkoły baletowej, której
poświęcałacałąuwagę.Nieinteresowałasięanibiznesem,aniplotkamiobogatych
i sławnych. Co więcej, od czasu wypadku była zbyt pochłonięta powrotem do nor-
malności,byinteresowaćsiężycieminnych.
–Toprawda,kochanie.Tendrugitowłaśniejegobratbliźniak–wyjaśniłaKim.
Andyprzeniosławzroknamężczyznę,którytowarzyszyłobiektowijejzaintereso-
wań. Miał płowe, modnie ostrzyżone włosy, zmysłowy uśmiech i ciepłe spojrzenie.
W innej sytuacji uznałaby go za najprzystojniejszego człowieka na świecie, ale
wporównaniuzbratemodznaczałsiędośćprzeciętnąurodą.
Ciemnowłosybliźniak.Jasnowłosybliźniak.
–Któryjestktóry?–spytałaAndy
–CiachotoXander–odparłaKim.
–Chciałemponowniezauważyć,żewciążtujestem–zażartowałColin.
–Och,misiu,wiesz,żeciękocham,ależadnakobietaprzyzdrowychzmysłachnie
odmówiłabysobiepodziwianiaurodyXanderaSterne’a.–Kimobdarzyłamężanie-
winnymuśmiechem.
Andy nadal ledwie zwracała uwagę na rozmowę siostry ze szwagrem. Głównie
dlatego,żeciemnowłosymężczyznaponowniezerknąłwjejstronę.Anapotykając
spojrzenieAndy,znówuniósłbrew.Szybkospuściławzrokipoczuła,żesięczerwie-
ni.
–…tecudowne,złocistewłosyiuroczyuśmiech.Widać,żejestfantastyczniezbu-
dowany–Kimnadalpiałazzachwytu.
–Idędołazienki.Awyobiemożecieślinićsięnadal–skwitowałjejsłowaColin
iwstałodstolika.
– Xander to ten blondyn? – spytała Andy siostrę, gdy tylko szwagier się oddalił
pozazasięggłosu.
–Oczywiście,tenzabójczy blondyn.Raczejnieśliniłabym sięnawidokDariusa.
Jaknamójgustjestzimnyiniedostępny.Szczerzemówiąc,przerażamnienieco.
Andy przyznała siostrze rację pod tym względem. Darius Sterne rzeczywiście
sprawiałwrażeniedośćposępnego.Alezpewnościąniemógłbyćzimny.Ciekawe,
jakwygląda,kiedysięuśmiecha.Ciekawe,jakczujesięprzynimkobieta,którejza-
daniemjestwywołaćnajegopięknejtwarzyuśmiech…lubwyrazpożądania!
W tym momencie Andy postanowiła ukrócić fantazje. Tacy mężczyźni jak miliar-
der Darius Sterne nie zwracają uwagi na kobiety jej pokroju, które nie pasują do
eleganckichrestauracji,ajużnapewnodoświatabogaczy.
AmimotoDariusspojrzałnanią.Tylkoprzezmoment,aleniewątpliwienawiązał
zniąkontaktwzrokowy.Możedlatego,żewpatrujesięwniegojakdzieckowwy-
marzonązabawkę?Niewykluczone.Ale,gwolisprawiedliwości,wszyscyinniteżsię
naniegogapią.Choćmożenietakpożądliwiejakona.
Pożądliwie?
Tak, rzeczywiście odczuwała mrowienie w okolicach piersi i gorąco w brzuchu.
Tonicinnego,tylkopożądanie,pomyślałaAndy,choćniepamiętała,bykiedykolwiek
wcześniejzareagowaławpodobnysposóbnamężczyznę.
Jeszczewwiekudziewiętnastulatcałeżycieiwszystkieemocjepoświęcałabale-
towi.Niemiałaczasunaromansowanie.Ateraz,podługotrwałejiuciążliwejreha-
bilitacji, skupia się wyłącznie na tym, by zapewnić sobie inną przyszłość. Chociaż
marzenia o karierze primabaleriny rozsypały się w pył, Andy nie poddała się. Nie
miałaochotyużalaćsięnadsobą.Wiedziała,żemaprzedsobącałeżycieimusicoś
znimzrobić.
Zdecydowałasięnaciężkąpracę.Wykorzystałaniemalwszystkiepieniądze,któ-
re odziedziczyła po rodzicach. W trzy lata po podjęciu trudnej decyzji ukończyła
kursdlanauczycielibaletuiotworzyławłasnąszkołędladzieciimłodzieży.Pragnę-
łanadalbyćzwiązanazbaletem.Miałateżnadzieję,żekiedyśodkryjewielkitalent
iwyszkoliprawdziwąsławę.
Ofiarą tych wszystkich wyrzeczeń padło jej życie osobiste. Nigdy nie spotykała
sięzżadnymmężczyzną.Aniprzedwypadkiem,aniponim…
Śmierćukochanychrodzicówbyładlaniejstraszliwymciosem.Andyradziłasobie
zichutratą,poświęcającsiębaletowi.Kilkamiesięcypóźniejjednakuległawypad-
kowi,któryprzekreśliłjejledwiepączkującąkarierę.
Toprawda,żeotrząsnęłasięztejtragediiipoczterechlatachzdołałapowrócić
do normalnego życia, ale blizny na ciele nie znikły i nie znikną już nigdy. Andy
zpewnościąniemiałaochoty,byoglądałjejakiśmężczyzna.Atymbardziejktośtak
przystojnyieleganckijakDariusSterne,któryzpewnościąmożeprzebieraćwnaj-
piękniejszychkobietachświata.
–Czytynaswogólesłuchasz?
Dariusrzuciłjeszczejednopożądliwespojrzeniepięknejblondyncesiedzącejpo
drugiejstroniesaliiudał,żezuwagąprzysłuchujesięrozmowie,którąbratXander
prowadzizmatkąiojczymem.Nadaljednakniemógłprzestaćrozmyślaćoniezna-
jomej.Wchodzącdorestauracji,szybkooceniłsiedzącezniąosoby.Podobieństwo
międzyobiemakobietamiwskazywałowyraźnie,żesąsiostrami,azachowanieto-
warzyszącego im mężczyzny zdradzało, że jest emocjonalnie związany z tą drugą
kobietą.
Razjeszczeprzyjrzałsięnieznajomej.Byłazjawiskowopiękna.Jasneprostewło-
syopadałyjejnaramiona,awielkiezieloneoczybłyszczałynatledelikatnejcery.
Towłaśnieteoczyprzykułyjegouwagęwchwili,gdywszedłdorestauracji.Zasko-
czyłogoto,bowogóleniebyławjegotypie.Wolałkobietyodrobinęstarszeinieco
bardziejwyrafinowaneniżtodziewczę.Takie,którenieoczekiwałyodniegonicze-
gowięcejniżwspólniespędzonejnocy,conajwyżejdwóch.
Alewjejzielonychoczachdostrzegłcoś,cozaprzątnęłojegouwagę.
Może dlatego, że jest w niej coś… znajomego? Sposób, w jaki przekrzywia gło-
wę…gracja…wysublimowaneruchy…
Dariuswiedziałdoskonale,żegdybysięjużwcześniejspotkali,zpewnościąbyją
zapamiętał. Może chodzi o jej smukłą figurę i szczupłe nagie ramiona? A może
o śliczną twarz, otoczone długimi rzęsami oczy, wydatne kości policzkowe, prosty
nos,zmysłowewargi,trójkątnypodbródekipłowewłosywyglądającejakpromienie
księżyca?
Promienieksiężyca?
Dariusaażrozbawiłotoporównanie.Skądtakiepoetyckiemyśli?Todoniegonie-
podobne.Pewniezainteresowałsiętąkobietą,żebyodwrócićuwagęodtego,zjaką
niechęciądziśtuprzyszedł.Takbardzoniemiałochotynatospotkanie,żepraco-
wał do późna i zabrakło mu czasu, by wrócić do domu i przebrać się w smoking.
WcześniejustaliłzXanderem,żepodczasrozmowyzmatkąiojczymempowinniza-
prezentowaćwspólnyfront.
Niezadowolone spojrzenie matki, gdy pochylił się, by cmoknąć ją w policzek,
świadczyło o tym, że zauważyła jego niestosowny ubiór. Xander, podobnie jak oj-
czym,miałnasobieczarnyeleganckismoking.
Prawdęmówiąc,Dariusnieprzejmowałsięzdaniemmatkiodwielulat.Konkret-
nie od dwudziestu. Od śmierci ojca, którego obaj bliźniacy szczerze nienawidzili,
a żona się bała. I do którego Darius był tak podobny. Przynajmniej z wyglądu. To
dlategoCatherineniemogłananiegopatrzeć.Zbytprzypominałjejbyłegomęża.
ChoćDariuspoczęścirozumiałmatkę,czułsięprzezniąodrzucony.Zbiegiemlat
przekonałsię,żenajlepszymsposobemporadzeniasobieztymproblememjestuni-
kanie jej. Nie było to rozwiązanie idealne, ale dość skuteczne. W rezultacie dziś
rzadkozesobąrozmawiali,aspotykalisięjeszczerzadziej.
Xander jak zwykle zabawiał matkę i ojczyma, czyniąc to z ogromnym urokiem
i wytwornymi manierami. Pięćdziesięcioośmioletnia Catherine, wciąż olśniewająco
piękna, zachowywała się przesadnie czarująco, świadoma, że znajdują się w cen-
trum uwagi. Tylko Charles, jej drugi mąż, ignorował napiętą atmosferę przy stole
iprowadziłrozmowęznaturalnąswobodąiżyczliwością.
Nieważne,żeCatherineobchodziładziśurodzinyiwłaśnieztejokazjispotkalisię
wrestauracji.StosunkiDariusazmatkąbyłytakzłe,żezjawiłsiętylkozewzględu
naszacunekisympatię,którymidarzyłCharliego.
–Czaswypićzatwojezdrowie,mamo–powiedział,unosząckieliszekzszampa-
nem.–Niemogęzostaćdługo.Muszędziśjeszczecośzałatwić–dodał,zerkającna
tyłrestauracji,gdziekilkaminuttemuzniknąłtowarzyszintrygującejblondynki.Do-
myśliłsię,żeposzedłdotoalety.
Matkazmarszczyłabrwi.
–Mógłbyśmipoświęcićchoćjedenwieczór–oburzyłasię.
–Niestety,toniemożliwe–odparłDariusbezskruchy.
–Powiedzmucoś!–zażądałaCatherineodmęża.
–Chybasłyszałaś,copowiedział.Madziśjeszczeobowiązkizawodowe–usłysza-
ławodpowiedzi.
SiwowłosyCharlesLatimer,przystojnymężczyznaposześćdziesiątce,bardzoko-
chałżonęichętnieprzychyliłbyjejnieba,alewiedziałdoskonale,żeniemasensu
naciskaćnaDariusa,skoroobwieściłcośtakstanowczo.
–Wcaleniepowiedział,żechodziopracę!
–Aleoniąwłaśniechodzi–przerwałmatceDariustonemnieznającymsprzeciwu.
I tak powinna się cieszyć, że przyszedł na jej urodzinową kolację, choć wcale nie
miałnatoochoty.Znówzerknąłnatyłrestauracjiizrozumiał,nacomaochotę.
–TozaXanderemwodziłaśoczami,prawda?–spytałaKim,spoglądającztroską
namłodsząotrzylatasiostrę.
Andy zwlekała z odpowiedzią. Nie spuszczała wzroku z Dariusa Sterne’a, który
nagle wstał od stołu. Zauważyła, że kobieta, która siedzi przy jego stole, ma rysy
twarzyXandera.Możejestichmatką?Aletodziwne,boDariuswogóleniejestdo
niejpodobny.
Zauważyłateżnapiętąatmosferępanującąprzystolikubliźniaków.Ito,żerozluź-
niłasięonanieco,gdytylkoDariusopuściłtowarzystwo.
–Nie–odpowiedziałasiostrzezroztargnieniem,śledzącwzrokiemSterne’a,któ-
rypochwiliznikłwwykładanymmarmuremkorytarzunatyłachrestauracji.Pomy-
ślała,żeporuszasięjakdrapieżnikczyhającynaofiarę.Jakjaguar,amożetygrys.
Dzikiizabójczy.
– Radzę, byś nie zwracała uwagi na Dariusa Sterne’a. Przyznaję, jest zabójczo
przystojny,aletoniemężczyznadlaciebie,kochanie.Anidlażadnejinnej,zdrowej
naumyślekobiety–powiedziałaKimzatroskanymtonem.
Andymusiałałyknąćszampana,boodsamegopatrzenianaDariusaSterne’azro-
biłojejsięsuchowustach.
–Gazetyrozpisująsięotym,żetotypspodciemnejgwiazdy–dodałaKim,niemo-
gącdoczekaćsięreakcjisiostry.
–Twierdzisz,żezajmujesięczarnąmagią?–spytałaAndyżartobliwie.
–Raczejpowinnaśwyobrazićgosobiewskórzanymmundurzeizpejczemwręku
–odparłasiostra.
Andyomałoniezachłysnęłasięszampanem.
– Kim! – zawołała z niedowierzaniem. – Dlaczego ostatnio wszyscy mają na tym
punkcieobsesję?
–Niemojawina,żekrążąonimtakiehistorie–powiedziałaKimniecospeszona.
–Aletwojawina,żejeczytujesz–skarciłajaAndy.–To,copublikująrynsztokowe
brukowce,niejestplotką,alenajczęściejzwykłymłgarstwemokraszonymsensacyj-
nyminagłówkami,sformułowanymitak,byskusićludzidokupieniagazety.
–Cóż,niemadymubezognia…
–Niepamiętaszsłówmamy?Żesłuchanieplotekniejestanimądre,aniuczciwe?
Żekażdypowinienwyrabiaćsobiewłasneopinieoinnychludziach?–zaprotestowa-
łaAndy.
Nawspomnieniematkiobiesiostryposmutniały.Kiedyrodzicezginęli,Kimmiała
dwadzieścia jeden lat, a Andy osiemnaście. Obie tęskniły za nimi bardzo i często
wracałypamięciądocudownychlatsprzedichśmierci.Dobrze,żechociażzdążyli
byćnaślubieKimzColinemizobaczyćAndywprzedstawieniuGiselle,wtowarzy-
stwienajsłynniejszychangielskichtancerzybaletowych.
Młodszasiostrapokręciłagłowązesmutkiem.
–Niemasięczymmartwić–powiedziała.–Raczejniezobaczęgonigdywięcej.
–Dziewczyny,nieuwierzycie,coprzytrafiłomisięwtoalecie–obwieściłpodeks-
cytowanyColin,którywłaśniepodszedłdostolika.
–Uważasz,żechcemytowiedzieć?–spytałajegożona,unoszącdemonstracyjnie
brew.
– Oj, chcecie, chcecie – odparł. – Kim, przestań! – zawołał, widząc, że uniosła
brew jeszcze wyżej. – Czasami mam wrażenie, że myślami bezustannie tkwisz
wrynsztoku–dodałzprzekąsem.
–Cóż,właśnieonimrozmawiałyśmy–zachichotałaAndyirzuciłasiostrzeznaczą-
ce spojrzenie. – Kim właśnie raczyła mnie soczystymi opowieściami o wyuzdanym
życiubraciStern–dodała,widząckonsternacjęnatwarzyColina.
– Tylko jednego z nich – sprostowała Kim. – Jestem pewna, że Xander jest uro-
czymdżentelmenem,najakiegozresztąwygląda.
–Czymamrozumieć,żeplotkowałyścieoDariusie?–spytałColinpoirytowanym
głosem. – Chyba wiecie, że to mój pracodawca. I że gdyby nie on, nie jedlibyśmy
dziśtukolacji.
Kimzrobiłaniewinnąminę.
–Powtarzałamtylkoto,coprzeczytałamwprasie.
–Masznamyślitepiśmidła,którewjednymtygodniupisząobajkowymzwiązku
parycelebrytów,awnastępnychdonosząoichrozwodzie?–spytałColinironicznie.
–Samawidzisz,siostro–powiedziałaAndyzaczepnymtonem.
– Może w końcu dowiemy się, co zaszło w męskiej toalecie? – spytała urażona
Kim.
–Nowłaśnie–Colinrozpromieniłsięipochyliłniecogłowę.–Suszyłemręce,atu
nagledotoaletywchodzikto?
Andypoczułasuchośćwustach.Doskonalewiedziała,okimszwagiermówi.
–Zgadzasię.DariusSterne!–potwierdziłrozemocjonowanyColin.–Cowięcej,
zagadałdomnie.Pracujędlanichodsiedmiulat,więcznamniezwidzenia,alenig-
dywcześniejniemieliśmyokazjiporozmawiać.
–Icocipowiedział?–spytałaKimznapięciemwgłosie.
–Nieuwierzycie!Samniepotrafięwtouwierzyć.
–Cocipowiedział?–Kimpodniosłagłos.
–Jeśliwciążbędzieszmiprzerywać,niedowieszsięnigdy–odparłColinprzekor-
nie,najwyraźniejzachwyconytym,żeznalazłsięwcentrumzainteresowania.
ROZDZIAŁDRUGI
Darius stał przy szklanej ścianie swojego gabinetu na antresoli i z ponurą miną
obserwował,cosiędziejewklubienocnymMidas.Jakcowieczórbyłownimmnó-
stwogości,ludzibogatychisławnych,zachwyconychtym,żesąbywalcamimodne-
goklubuniedostępnegodlazwykłegośmiertelnika.Lokalodznaczałsiępodobnym
przepychem co restauracja mieszcząca się na parterze. Ściany pokryte były je-
dwabnątapetąwkolorzezłocistym,apodłogawyłożonaczarnymmarmurem,takim
samym jak ten, który zdobił kolumny podtrzymujące antresolę. To było miejsce,
gdziemożnabyłospokojnieporozmawiaćzdalaodgłośniejmuzykilubpoobserwo-
waćinnychgości.Równieżzczarnegomarmuruwykonanebyłyokrągłeblatystoli-
kówotoczonychskórzanymifotelamiisofami.
Na parkiecie smaganym wiązkami kolorowego światła kłębił się tłum ludzi tań-
czącychwrytmgłośnejmuzyki.Barmaniweleganckich,czarnychuniformachpoda-
wali szampana, koktajle i rozmaite inne trunki oblegającym bar gościom. W głębi
saliznajdowałysięlożedlatych,którzypotrzebowaliwięcejciszy.
To właśnie w stronę jednej z tych lóż Darius spoglądał niecierpliwie co moment
jużodpółgodziny.Wciążbyłapusta.
Przygryzłwargę,poirytowanywłasnymrozczarowaniem.Miałnadzieję,żeintry-
gującazielonookablondynkaijejtowarzyszeprzyjmązaproszenie.Żezjawiąsiętu
przynajmniejzciekawości.Szczególniebiorącpoduwagę,że–jaksięokazało–Co-
linFreemanjestjegopracownikiem.
Darius zganił się za naiwność. Owszem, śliczna blondynka przyglądała mu się
zzaciekawieniem,aletooniczymnieświadczy.Pewnienaczytałasięwbrukowcach
straszliwychhistoriionimipostanowiłazmierzyćsięzezłemwcielonym,alenaod-
ległość,siedzącbezpiecznieprzystolikuwrestauracji.Niemiałabyodwagispotkać
sięznimtwarząwtwarz.
NiespodziewanieDariuspoczułmrowienienakarku,jakbyintuicjachciałamucoś
podpowiedzieć,akiedypodniósłoczy,ujrzałzielonookąblondynkęwdrzwiachklu-
bu.
Kiedyrozmawiałzjejszwagrem,tennazwałjąAndy.Cóżzapomysł!Męskieimię
dlatakkobiecejidelikatnejistoty!
Przyglądał się, jak Stephen, jego pracownik, prowadzi całą trójkę do loży. Andy
szłakilkakrokówprzedsiostrąijejmężem,zgłowąpodniesionąwysoko,jakbywy-
zywająco.Byławyższa,niżprzypuszczał.Naokomiałaponadmetrsiedemdziesiąt
wzrostu.Pewniejeszczewięcejwczarnychpantoflachnaniezbytwysokimobcasie,
dośćskromnymwporównaniuzpiętnastocentymetrowymiszpilkaminiektórychin-
nychkobietwklubie.Jejsukienka,bezrękawów,alezatodokolanizbardzonie-
wielkimdekoltem,równieżodróżniałasięodstrojówwiększościpańnaparkiecie,
któreledwiezakrywałypośladki.
Dariuspomyślał,żedziewczynajestjeszczemniejwjegoguście,niżpoczątkowo
myślał.
–Andytomęskieimię.
Słyszącpociągającomatowymęskigłosdobiegającyzzajejpleców,Andyzacisnę-
łapalcenanóżcekieliszkazszampanem.Doskonalewiedziała,dokogonależy.
NieznałatunikogopozaKimiColinem,którzyakuratwyginalisięnaparkiecie.
Ipewniewciążsiękłócili,boKimwcaleniemiałaochotynawieczórwklubienoc-
nym,choćwkońcuuległamężowi,aledopiero,kiedyColinużyłargumentu,żebyło-
bynieuprzejmieodrzucićzaproszenieszefa.Andynieuczestniczyławsporze,głów-
niedlatego,żesamaniewiedziała,cootymsądzić.Poczęścichciałaspotkaćpo-
nownieDariusa,apoczęścimiałanadzieję,żegotuniebędzie.
Nagłepojawieniesięwłaściciela,takszybkopozniknięciuColinaiKim,sprawiło,
żezaczęłasięzastanawiać,czyrzeczywiścitrafilitudlatego,żejejszwagierpracu-
jewMidasEnterprises…
Jużkiedywchodzilidośrodka,miaławrażenie,żejestobserwowana.Rozejrzała
się wtedy po klubie, ale dostrzegła jedynie przelotne spojrzenia kilku mężczyzn.
Mimoto,podchodzącdostolika,czułaciarkinaplecach.Podobniejakteraz.
Wyprostowała się, próbując opanować drżenie rąk. Przybrała obojętny wyraz
twarzy i spojrzała na Dariusa. W półmroku sprawiał wrażenie bardzo wysokiego
igroźnieposępnego.Andypoczułasięnieswojo,patrzącmuprostowoczy.Musiała
zwilżyćwargijęzykiem,bymócwydusićzsiebieodpowiedź.
–TozdrobnienieodimieniaMiranda.
Darius pokiwał głową, napawając się jej lekko zachrypniętym głosem i brzmie-
niemimieniaMiranda.Bardzokobiece.
Toimię,któremężczyznamożewyszeptaćnamiętniewtulonywszyjękobietytuż
przedorgazmem…
StałtakbliskoMirandy,żemógłbydotknąćjejjedwabistychwłosów,bladejipro-
mieniejącejskóry.Zauważył,żewjejszmaragdowychoczachprzebłyskujązłociste
ibłękitnetony.Uznał,żetoniespotykaniepiękneoczy.Takpiękne,jakjejgłos.Wy-
obraziłsobie,żeMirandależypodnimidrżączrozkoszy,wykrzykujetymgłosem
jegoimię.
–Mogęsiędosiąść?–spytał,gdykelnerkaprzyniosłaczwartykieliszekszampana
ipostawiłagonastoliku.
Mirandauniosłabrwiispojrzałaznacząconaczwartykieliszek.
–Mamwrażenie,żejużsięprzysiadłeś–powiedziała.
–Owszem–przyznałDariusistanąłwlożytak,żezasłoniłMirandziewidokna
salę.
–Czytobiezawdzięczamyszampana?–spytała,sięgającpokieliszek.
Dariusskinąłgłową.
–Totensamszampan,którypiliściewcześniejpokolacji.
Mirandazmarszczyłabrwi.
–Zauważyłeśztakiejodległości?
– Nie. Wychodząc z restauracji spytałem sommeliera, co pijecie – przyznał bez
skrępowaniaiusiadłnaprzeciwkoAndy,którapoczuła,żepaląjąpoliczki.
–Mamyokazjędoświętowania–powiedziała.
–Cotozaokazja?
–Dziśsąmojeurodziny.
Dariuszmrużyłoczy.Cóżzaniezwykłyzbiegokoliczności,żejejurodzinyprzypa-
dajątegosamegodniacojegomatki…
–Skończyłamdwadzieściatrzylata–dodała,byprzerwaćnieznośnąciszę.
Czyli jest o dziesięć lat młodsza ode mnie, pomyślał Darius. A to oznacza prze-
paśćwkwestiidoświadczeniażyciowego.Kolejnypowód,bynatychmiastwstać,od-
wrócićsięnapięcieiodejść.
–Maszochotęzatańczyć?–usłyszałwłasnygłos.
–Nie,dziękuję.
–Cóżzastanowczaodmowa!–zakpiłDarius.
– Nie lubię tańczyć w miejscach publicznych – odpowiedziała Andy, spoglądając
muprostowoczy.
Dariusbeztruduzauważył,żemaspiętemięśnieramionimocnozaciskapalcena
kieliszku.Tooczywiściemogłooznaczać,żenieczułasięswobodniewjegotowa-
rzystwie,alejegozdaniemświadczyłooczymśinnym.
–Dlaczego?–spytał.
–Możenieumiemtańczyć?
–Ajakijestprawdziwypowód?
Andy poczuła się nieswojo. Umiejętność skutecznego unikania niepotrzebnych
słówiwydobywaniazrozmówcytego,cochcesięonimwiedzieć,todoskonałace-
cha,bardzocennawinteresach,alewsytuacjitowarzyskiejdziałaraczejdeprymu-
jąco.
Prawdęmówiąc,deprymowałojąwnimwszystko–doskonałykrójgarnituru,sze-
rokiebarki,muskularneramiona,długienogi,zmysłowerysytwarzyijasnobrązowe
oczywpatrującesięwniątakuważnie.
Andyzmusiłasiędouśmiechu.
–Wiesz,jakmamnaimię,ipijeszzemnąszampana,alewciążsięnieprzedstawi-
łeś–stwierdziłaironicznie.
–Pocotagra?Doskonalewiesz,kimjestem.
Owszem,wiedziała.Aleniemiałapojęcia,dlaczegoDariusSternezniąrozmawia
inajwyraźniejflirtuje.Jegoostrerysytwarzyisposób,wjakitrzymałgłowę,mówi-
ły wystarczająco dużo. To nie mężczyzna, który obdarzałby kobietę kwiecistymi
komplementami i uroczym uśmiechem, by ją zdobyć. Jest tak świadom własnej
atrakcyjności,żeniemusisiędotegouciekać.
Alezpewnościązniąflirtuje.
Andyczułatokażdymnerwem.Niemiałanatomiastpojęcia,dlaczegoSternezaj-
muje się nią, skoro wokół jest tyle wspaniałych kobiet, które zrobiłyby dla niego
wszystko.
–Oczywiście–przyznała.–Bardzodziękuję,żezaprosiłeśColinaijegorodzinę
doswojegoklubu…
–Chybajużpowiedziałem,żetagramnieniebawi–przerwałjejDariuswyzywa-
jąco.
Spojrzałananiegozezdziwieniem.
–Niewiem,comasznamyśli.
– Oboje wiemy, że zaprosiłem ciebie, żebyśmy mogli się spotkać. Twoja siostra
iszwagierznaleźlisiętuprzypadkowo.
Andymilczała.Czułasięcorazbardziejnieswojo,rozmawiajączmężczyzną,któ-
ryniepotrafiłodwzajemnićjejuprzejmości.
–Wciążnieodpowiedziałaśmi,dlaczegonielubisztańczyćwmiejscupublicznym.
NaglewyzywającaminaznikłazobliczaDariusa.
–Notak.Terazrozumiem,dlaczegowcześniejwydałaśmisięznajoma–wycedził.
–JesteśMirandaJacobs.Baletnica.
Andyzrozumiała,żeDariusjużwieoniejprawiewszystko.Alenaszczęścienie
wszystko…
–Jużniejestembaletnicą–odparłasucho.–Przepraszam,muszępójśćdołazien-
ki–dodała.Podniosłasięzkanapyichwyciłatorebkę.Chciałauciecodtejniezręcz-
nejsytuacji.Dariusbłyskawiczniepochyliłsięnadstołemizłapałjąmocnozanad-
garstek. Słowa protestu uwięzły jej w gardle pod jego stanowczym spojrzeniem.
Zrozumiała,żeDariusSternejestmężczyzną,którywydajerozkazy,aniewykonu-
je.
–Proszęmniepuścić–jęknęładrżącymgłosem.
Niezwolniłuścisku.
–Mirando,byłemtamczterylatatemu–powiedział,czującpodkciukiemjejszyb-
kipulsiwidzącbólwturkusowychoczach.–Byłemwteatrze,kiedymiałaśwypa-
dek.
–Nie!
– Tak. – Pokiwał smutno głową, wspominając jak w zwolnionym tempie moment,
wktórymmłodatancerkapotknęłasię,zamachałarękami,próbujączachowaćrów-
nowagę,poczymspadłazesceny.Pamiętał,żenamomentzapanowałagrobowaci-
sza.
Teraz zrozumiał zachowanie Mirandy, młodej, doskonale zapowiadającej się ba-
letnicy,którejmarzeniaokarierzeskończyłysięwjednejchwili,kiedywroliOdetty
tańczyławinscenizacjiJeziorałabędziego. To również tłumaczyło, dlaczego poru-
szałasię,siadała,wstawała,anawetpodnosiłakieliszekdoustztakągracją.Iból
wjejspojrzeniu.Przecieżporuszyłtemat,któryzpewnościąsprawiałjejcierpienie.
Nic dziwnego. Zaledwie cztery lata temu Miranda Jacobs została okrzyknięta
nowąMargotFonteyn.Podkreślałytonastępnegodniawszystkiegazety,donosząc
owypadku,którymógłzniszczyćkarieręmłodej,doskonalezapowiadającejsięba-
leriny.
Dariuswstałgwałtowniei,niepuszczającjejręki,obszedłstolik.
–Zatańczmy–powiedział.
–Nie!
–Czyjesttoniewskazanezewzględówmedycznych?
–Niejestemkaleką.Aleniepotrafięjużtańczyćprofesjonalnie.
–Wtakimraziezatańczymy–powiedziałstanowczo.Puściłjejrękę,objąłjąwpa-
sieipoprowadziłnaparkiet,agdynapotkałwzrokDJ-a,kiwnąłukradkowogłową.
Wkilkasekundpóźniejzgłośnikówpopłynęławolnamuzyka.
–Cóżzazbiegokoliczności–zadrwiłaMiranda.
–Szczerzemówiąc,byłotozaplanowane–odparłDariusbezogródek,próbując
zapanować nad gonitwą myśli. To wszystko było do niego niepodobne. Stosunki
zmatkąnauczyłygo,żekobietysązmienneiwyrachowaneorazżeniemożnaim
ufać.Dlategonigdyniespotykałsięzżadną,którabyłaskomplikowanalubzranio-
na, jak Miranda Jacobs. Sam musiał dźwigać bagaż emocjonalny, nie tylko własny,
alecałejrodziny,więcniepotrzebowałdodatkowegobalastu.Prawdęmówiąc,spo-
tykałsięzkobietamitylkowjednymcelu–seksualnym.Terazwyraźniezagalopo-
wałsię,zapraszającMirandędotańca.Alejużzapóźno.
Kiedytańczyli,czułkruchośćjejciała.Bałsię,żejązmiażdży,jeśliprzytulimoc-
niej.Niemówiącjużotym,jakmógłbyjąskrzywdzić,uprawiajączniąseks.Tyleże
otymniebyłojużmowy.Nie,kiedywiedział,kimonajestikimbyła,ijakbardzo
była zraniona emocjonalnie. Zatańczą i na tym koniec. Odprowadzi ją do stolika
iwrócidogabinetu.
Tak.Właśnietakpostąpi.
Poczułcytrusowąwońjejperfumiwciągnąłjągłębokowpłuca.Wywołałotore-
akcjęjegociała,którejMirandaniemogłaniezauważyć.
Tańczącwmiejscupublicznym,początkowoczułasięzbytnieswojo,byodbierać
jakiekolwiekbodźce,jednakkiedypochwiliodprężyłasięnieco,zaczęłająprzytła-
czaćobecnościtańczącegozniąmężczyzny.
Byławysokaimiałabutynaobcasie,aleitakwyższyogłowępartnerspoglądał
naniązgóry.Podpalcamiwyczuwałamuskulaturęjegopleców.Todowód,żeDa-
riusniepoświęcałcałychdninaliczeniemiliardówzabiurkiem.Pewnietraciłmnó-
stwoenergii,ćwiczącwsypiali.Wpozycjihoryzontalnej!
WjegotowarzystwieAndyprzestałazważaćnato,żetańczywmiejscupublicz-
nym.Gorączkoworozmyślała,żepewnieDariussypiaztakwielomakobietami,że
niemaczasu,bypokażdejzmienićczarnąjedwabnąpościel.
Aleskądwie,żesypiawczarnejjedwabnejpościeli?Czyżbyzaczęłaonimfanta-
zjować? Czyżby dopuszczała do siebie myśl, że trafi z nim do łóżka? Przecież ten
człowiekpożrejąkawałekpokawałku!
Przeszył ją dreszcz oczekiwania. Tęsknoty. Pragnienia tego, co Darius może jej
dać.
Bez wątpienia wiele innych kobiet byłoby szczęśliwych, że zwróciły na siebie
uwagęDariusaSterne’a.Tymbardziej,wiedząc,żewyreżyserowałspotkanie,byje
poznać. Natomiast Andy nie stać na romans z mężczyzną tak niebezpiecznym jak
on.Romans,którymógłbysięskończyćdlaniejtylkowjedensposób.
Gdypiosenkasięskończyła,AndywyrwałasięzramionDariusa.
–Razjeszczedziękujęzazaproszenieizaszampana–powiedziałazudanymen-
tuzjazmem.–Aterazmuszęcięprzeprosić,bowidzę,żesiostraiszwagierczekają
namnie.Pewniechcąjużwracaćdodomu.
Dariuszmarszczyłbrwi.
–Nocjestjeszczemłoda–powiedział.
–Byćmożedlaciebie.Niektórzymusząwstaćwcześnieranodopracy.
–Jakiejpracy?
–Prowadzęszkołębaletowądladzieciimłodzieży.Wyobraźsobie!–żachnęłasię,
widzączaskoczeniewoczachDariusa.–Klasycznyprzykład.Ci,którzyniepotrafią
czegośdobrzerobić,biorąsięzauczenie!–dodałazprzekąsem.–Aterazchciała-
bymsiępożegnać.
–Nie!
–Nie?
CoprawdaDariuspostanowiłwcześniejdaćspokójMirandzie,alefakt,żetoona
dałamukosza,dotknąłgodożywego.Aleczynaprawdęjestażtakzadufanywso-
bie,żeniepotrafizgodnościąprzyjąćdowiadomości,żekobietaniejestnimzain-
teresowana?
Owszem,jest.Inicwtymzłego!
Zwłaszcza kiedy widział, że Miranda wcale nie jest zupełnie niezainteresowana
jegoosobą.Zmysłowenapięciemiędzynimidałosięwyczućjużwrestauracji,ate-
raz,gdyporozmawiali,anawetpotańczyli,osiągnęłoniemalstanwrzenia.
–Zapraszamcięjutronakolację–powiedział,kładącdłońnajejramieniu.
–Cotakiego?Niemamowy!–zawołałakompletniespeszona.
–Dlaczegonie?
–Jakjużpowiedziałam,dziękujęzadzisiejszezaproszeniedoklubu.Bardzomiły
gest.Alenielicznanicwięcej.Tobezsensu.
–Jatylkoproszę,żebyśzjadłazemnąkolację.Nieoto,żebyśzostałamatkąmo-
ichdzieci–stwierdziłDariusironicznie.
Andymiaławrażenie,żesięrumieni.
–Akiedyostatniozaprosiłeśkobietęnakolację,nieoczekując,żejeszczetegosa-
megowieczorutrafiztobądołóżka?–Zrobiławyzywającąminę.
–Askądwiesz,żetakwłaśnienieskończysięnaszakolacja?–spytałDariuszza-
lotnymuśmiechem.
Owszem,łatwobyłobypaśćwramionaDariusa,ulecjegozniewalającemuuroko-
wi, arogancji i męskiej sile. Ale skończyłoby się to błyskawicznie, gdy tylko zoba-
czyłbyjejblizny.Skazynajejciele,któremogąwzbudzaćjedynielitośćiobrzydze-
nie.
–Nie,niezjemyrazemkolacji.Anijutro,aniwżadeninnydzień–powiedziała,od-
suwającsięodDariusa.–Wybacz,aleczasnamnie–dodałaiodeszłazdecydowa-
nymkrokiem,wiedząc,żeuciekaprzedmężczyzną,któryjestwstaniezdobyćjej
sercewmgnieniuoka,bynastępnierównieszybkojezłamać.
ROZDZIAŁTRZECI
–Czekałem,ażuczniowiewyjdą.
Słysząc głos Dariusa Sterne’a, który rozbrzmiał echem w przestronnej sali ćwi-
czeń,Andyznieruchomiała.Podniosławzrokizobaczyławlustrzejegoodbicie.Od
czasu, gdy pożegnali się w klubie nocnym, minął tydzień i Andy wydawało się, że
zdążyłajużzapomniećoDariusie.
Coontutajrobił?Ijaktrafiłdojejszkoły?Niepamiętała,bypodawałamuadres.
Cóż,madoczynieniazDariusemSterne’em,ajeślionchciałwiedzieć,gdzieznaj-
dujesięjejszkoła,tożadnasiłanatymświecienieprzeszkodziłabymuwznalezie-
niuadresu.
Pozostawałojednakpytanie:wjakimcelutuprzyszedł?
PrzezostatnitydzieńAndystarałasięnierozmyślaćotymniepokojącymczłowie-
ku. Z sukcesem, głównie dzięki temu, że spędzała dużo czasu z Kim i Colinem,
sprzątałamieszkanieioddawałasiępracy.
Wystarczyłojednak,żeusłyszałajegogłosizobaczyłagowlustrze,ajużwiedzia-
ła,żewszystkietestaraniaposzłynamarne.
–Coturobisz?–spytałaDariusa,któryztrudempowstrzymałnagłąpotrzebę,by
dopaśćMirandyizedrzećzniejubranie.Ktobyprzypuszczał,żekobietamożewy-
glądaćtakpociągającowtrykocieirajstopach…
Choć Darius zatrudniał szofera, do szkoły przyjechał sam. Dotarł pod nią przed
kwadransem, ale widząc mnóstwo samochodów na parkingu, zorientował się, że
pewniejeszczetrwajązajęcia,więcpoczekałnaichzakończenie.TerazpożerałMi-
randęwzrokiem,samniewierzącwto,jaknajejwidokreagujejegociało.Podob-
niezresztąjaknakażdąmyśloniejprzezostatnitydzień.Nawetwśrodkuspotka-
niasłużbowego,podprysznicem,wpustymłóżku.
Miranda Jacobs była symbolem wszystkiego, czego świadomie unikał w kobie-
tach.Dlategoprzezostatnitydzieńspotykałsięzrozmaitymidziewczynami,alekie-
dy przychodziło co do czego, wspomnienie smukłej tancerki o płowych włosach
sprawiało,żetraciłzainteresowanie.
Nie miał ochoty dopuścić, by dręczące myśli o Mirandzie zrujnowały mu życie.
Musiał coś na to poradzić. A jedyne rozwiązanie, jakie przychodziło mu do głowy,
byłoproste:przespaćsięznią,apotemwyrzucićzpamięci.Tak,tylkotomożezro-
bić, by nie oszaleć. Będzie musiał przez jakiś czas romansować z Mirandą, by ją
uwieść.Nawetjeśliwbrewwłasnymprzekonaniom.
–Podobnojużnietańczyszwbalecie.Pococitrykot?–spytałzprzekąsem.
–Poto,bymóczademonstrowaćuczniomruchy.Adotegomuszęsięubraćwtry-
kot–odparłaAndyzulgą,żegrubebiałerajstopyzasłaniająlicznebliznynapra-
wymbiodrzeiudzie.–Czydowiemsię,jakijestceltwojejwizyty?
–Chciałemciępoprosić,żebyśmitowarzyszyławsobotęnakolacji.Toimpreza,
zktórejdochódprzeznaczonyjestnaceledobroczynne.
Andyomałosięnieprzewróciłazwrażenia.
Prawdęmówiąc,zdążyłajużwyszukaćwinternecieinformacjeoDariusie.Dowie-
działasię,żenigdyniebyłaniżonaty,anizaręczony.Nieznalazłanawetdoniesień
o jakichkolwiek poważnych związkach. Większość dostępnych informacji mówiła
ojegosukcesachwbiznesie.AndyznalazłateżwielezdjęćprzedstawiającychDa-
riusaiXanderawrozmaitychegzotycznychmiejscachświata,wotoczeniupięknych
kobiet.Przeważniebyłytowysokiebrunetkiozmysłowychkształtach.
Dowiedziałasięteż,żeukończyłOksford,apotemwrazzbratembliźniakiemza-
łożyłinternetowyserwisspołecznościowy.Byłonpoczątkiemimperiumbiznesowe-
go,którymbraciazarządzalioddwunastulat.Ponadtotrafiłanainformację,żeich
ojcieczmarł,kiedymielipotrzynaścielat,awrokpóźniejmatkawyszłaponownie
zamąż.Towszystko.AndyniedowiedziałasięnicoDariusiejakooczłowiekuani
teżojegostosunkachzrodziną.Iwbrewtemu,cotwierdziłaKim,nieznalazłażad-
nychplotekojegożyciuosobistym.
Cóż,nicdziwnego,żebraktakichplotek.Wkońcuwieleświatowychmediówjest
własnościąDariusa.Andywyczytałateż,żemieszkaongłówniewluksusowymlon-
dyńskim apartamencie, ale ma też domy w kilku wielkich miastach świata, takich
jak Nowy Jork, Hongkong i Paryż. Po przeczytaniu tych wszystkich informacji
utwierdziłasięwprzekonaniu,żezpewnościąniemożebyćwtypietegoczłowieka.
AmimotoDariusstałterazprzedniąizapraszałnakolację.
–Wjakimcelu?–Sięgnęłaporęcznikiowinęłagosobiewokółspoconejszyiira-
mion,takbyzakryłpiersi.PodeszładoDariusa,zulgązauważając,żenieutyka,co
czasami się jej zdarzało, kiedy była zmęczona. Chociaż owinięta ręcznikiem, pod
wzrokiemprzybyszaczułasiękompletnienaga.
–Sobotajestpojutrze.Czyżbyprzyjaciółka,któramiałacitowarzyszyć,wystawi-
łaciędowiatruiposzukujeszzastępstwa?
– Nie zaprosiłem nikogo innego – odparł ze zdziwioną miną. – Wiem, że zapra-
szamwostatniejchwili,aledopierodziśranowróciłemzdługiejpodróżywintere-
sach.
–Izpewnościąodrazupomyślałeśomnie–zadrwiłaAndy.
–Dlaczegouważasz,żewogóleprzestałemotobiemyśleć?–zapytałDariusbez
ogródek.
Andy wątpiła, by choć raz jej osoba przyszła mu do głowy od czasu spotkania
wklubie.
–Skądwróciłeś?
–ZChin.
–Czyżbyniemielitamtelefonów?
Słyszącironięwjejgłosie,Dariuszacisnąłzęby.
–Niepodałaśmianinumerutelefonu,aniadresumejlowego.
–Niepodałamciteżadresumojejszkoły,ajednakniemiałeśproblemu,byjązna-
leźć–odparowałaAndy.
–Uznałem,żebędziecimilej,jeśliprzyjdęizaproszęcięosobiście–wyjaśnił.
–Czyżby?Amożeuznałeś,żewtedytrudniejbędziemiodmówić?
PrzezostatnitydzieńDariusprzekonywałsię,żeMirandaniemożebyćwrzeczy-
wistościtakkrnąbrna,jakzaprezentowałasięwtrakciepierwszegospotkania.Że
możeudajetrudnądozdobycia,bywzbudzićwiększezainteresowanie.Alewystar-
czyłopięćminut,bystraciłzłudzenia.Niebyłprzyzwyczajonydotego,bymuktoś
odmawiał.Itodwarazyzrzędu!
Wsunął dłonie do kieszeni spodni, by powstrzymać nagłe pragnienie dotknięcia
Mirandy.
–Wzeszłymtygodniuniemiałaśnajmniejszegoproblemuztym,bymiodmówić–
zauważył.
–Atorodzipytanie:pocosiętufatygowałeś,skoroznaszodpowiedź?
Darius westchnął nerwowo i zacisnął pięści w kieszeniach. Miał ochotę chwycić
Mirandęimocnoniąpotrząsnąć.
–Pomyślałem,żebędzieszzainteresowanaimpreządobroczynną–wydusił.
Andy przyjrzała mu się uważnie, wyczuwając napięcie Dariusa, który stał teraz
zaledwiekrokprzednią.Pokręciłagłowąznamysłem.
–Pocotorobisz?–spytałacicho.–Czegomożeszoczekiwaćodniespełnionejba-
letnicy,któraokazałasiężyciowymnieudacznikiem?
–Nieudacznikiem?Wcaleniejesteśnieudacznikiem!–zawołałrozzłoszczonyDa-
rius.
Gdybybyłanieudacznikiem,niewalczyłabyoto,bypolicznychoperacjachznów
chodzić.Niestudiowałabypilnie,żebyzdobyćkwalifikacjedonauczaniabaletu.Nie
przeznaczyłaby niemal całego spadku po rodzicach na rozkręcenie własnej szkoły
baletu.
Ciekawe,jakwieleinformacjimożnaznaleźćwinternecie…
Choć nie wszystkie. Darius miał jednak sposoby, by dowiedzieć się tego, czego
chciał.AgdypoznałMirandę,pragnąłwiedziećoniejwszystko.
–Wątpię,żebyśmogłastwierdzić,żecokolwiekciwżyciuniewyszło–dodał.
–Typewnienazwałbyśtomodyfikacjamiwplanachdotyczącychkarieryzawodo-
wej–zakpiła.
–Wolałbymtonazwaćelastycznymdostosowaniemsiędoaktualnejsytuacji–od-
parowałDarius,niemającochotyspieraćsięzMirandą.–Wróćmydotematu.Czy
pozwoliszsięzaprosićnasobotniąkolację?
–Wspomniałeś,żetoimprezacharytatywna…
Dariusniedałposobiepoznaćuczuciatriumfu.
–Narzeczdzieciniepełnosprawnychizbiednychrodzin.
Andy musiała niechętnie przyznać, że to sprawa, która jest jej bliska. Sama raz
wtygodniuprowadziłabezpłatnezajęciadlatakichwłaśniedzieci.
CzyżbyDariusjużotymwiedział?Tojasnejaksłońce.
–Wiesz,chciałemzałatwićsprawęwmiłysposób–obwieściłnagle.
–Comasznamyśli?–Spojrzałananiegozniepokojem.
–Jeślizgodziszsiętowarzyszyćmipodczastejkolacji,tobędzietojużnieaktual-
ne–odparł,wzruszającramionami.
NiepokójAndytylkosiępogłębił.
–Czymatocokolwiekwspólnegozfaktem,żemójszwagierpracujewtwojejfir-
mie?
Trudnobyłouwierzyć,żeposunąłbysiędoczegośtakobrzydliwego!
–Nietylkopiękna,aleibystra!–zawołałDarius.–Owszem,wtymtygodniuwraz
zbratemwzięliśmyudziałwkilkuspotkaniach,podczasktórychnasidyrektorzytłu-
maczyli,dlaczegojużniepotrzebujemyrozbudowanychdziałówinformatykinaca-
łymświecie,aszczególniewLondynie.Obawiamsię,żezwolnieniasąnieuniknione.
Pozostajenamtylkoustalić,ktojestniezastąpiony,aktonie.
Obojewiedzieli,żeColinpracujewdzialeinformatykiMidasEnterprises.
–Toobrzydliwe!–zawołałaAndy.
–Wiem–zakpiłDarius.–Mamokropnewyrzutysumienia.
Andyniewiedziała,czypowinnazadaćmuciosprostownos,czytylkogospolicz-
kować.Takczyinaczejwiedziała,żesprawiłobyjejtotylkochwilowąprzyjemność.
IprzypieczętowałolosColina.
–Colinjestczłowiekiem,aniezabawką–syknęłaAndy.
Dariuswzruszyłramionami.
–Wtakimrazieprzestaństawaćokoniem.
Andyspojrzałananiegozpogardą.
–Czynaprawdęjesteśtakzdesperowany,żebyposuwaćsiędoszantażu?–spyta-
ła.
–Wcaleniejestemzdesperowany!–żachnąłsię,boraptemstraciłdobrynastrój.
–Poprostuchcęsięztobąumówić.
–Dlategożew zeszłymtygodniupowiedziałam„nie”? Dlategożeżadnakobieta
niemaprawaodmówićwielkiemuDariusowiSterne’owi?Czyżbyśbyłażtakzadu-
fanywsobie,ażtakprzeświadczonyowłasnejwielkości,że…
Zamilkła,bonagleDariusprzyciągnąłjądosiebieiprzerwałjejgorącympocałun-
kiem.
Niebyłtozwykłypocałunek.DariusdosłowniepożerałwargiAndy,przyciskając
jąmocnodomuskularnegotorsuiud.Zaskoczonapoddałasięfalipodniecenia,któ-
reogarnęłojąwułamkusekundy.ChwyciłaDariusazaramiona,bypochwiliprze-
sunąćdłoniewyżej,wsuwającpalcewgęstwinęjegojedwabistychwłosówtużnad
karkiem.Byłaabsolutnieświadomatego,jakgwałtowniewyostrzyłysięjejzmysły,
jakstwardniałesutkiocierająsięoszorstkimateriałtrykotu.
Dyszącciężko,Dariusoderwałustaodjejwarg.
–Właśniedlategoposunęsięnawetdoszantażu,żebyśtylkozgodziłasiępójśćze
mnąwsobotęnakolację–obwieściłbeznamiętnymtonem.
Andyzakręciłosięwgłowie.Topewniedlatego,żewczasiepocałunku,niechcąc,
bykiedykolwieksięskończył,wstrzymałaoddech.
Cosięzniądzieje?Przecieżodmomentu,gdysiępoznali,Dariuszachowujesię
arogancko.Aterazjąszantażuje.Cowięcej,Andynieczuładoniegonawetcienia
sympatii. Czy to jednak konieczne, by ją podniecał? Sądząc po tym, jak drżały jej
łydki,najwyraźniejnie.
–Czybędzietamprasa?–spytałazudawanąobojętnością.
–Cotakiego?–Dariusniemiałpojęcia,ocoMirandziechodzi.
Prawdę mówiąc, nie miał nawet pojęcia, jaki jest dzień tygodnia. Żar pocałunku
przekroczyłjegooczekiwania.Czegośpodobnegoniedoświadczyłzżadnąinnąko-
bietą.
–Spytałam,czywsobotęnakolacjibędądziennikarze.
–Ach…tak.Aletylkokilkuzaproszonychprzezmojąmatkę.
–Twojąmatkę?
DariusniechętniewypuściłMirandęzobjęćicofnąłsięnieco.
–Organizatoremkolacjijestjednazorganizacjidobroczynnychmojejmatki.Jest
jejprezesem.
Andyuznała,żesytuacjajestwręczsurrealistyczna.Począwszyodniespodziewa-
negopojawieniasięDariusawjejszkoleizaproszenianakolację,ażposzantaż,by
wymusićnaniejtowarzyszeniemu,orazto,żeorganizatoremwydarzeniajestjego
matka.
– Czy nie uważasz, że przedstawianie mnie twojej uroczej matce jest trochę na
wyrost? – spytała Andy, próbując ukryć drżenie nóg. W głębi duszy wiedziała jed-
nak,żejużsięzgodziłanapropozycjęDariusa.
Czydlatego,żejązaszantażował?
Amożezwyczajniemiałaochotęnatakiespotkanie?
Cóż, pozostało jej czterdzieści osiem godzin, by rozważyć, jaka jest prawdziwa
przyczyna.Choćraczejjużtowiedziała.Tenmężczyznahipnotyzowałjąodmomen-
tu,kiedytydzieńtemuporazpierwszyspotkalisięwzrokiemwrestauracji.Imimo
starańnicniemożenatoporadzić.
– Moja matka wcale nie jest urocza! – zawołał Darius niespodziewanie. Andy
przyjrzałamusięuważnie,zaskoczonatymnagłymwybuchememocji,alezobaczyła
jużtylkotwarzpokerzysty.
–Widzę,żesamniemaszochotynatękolację,więcpocosięnaniąwybierasz?
Dariusodwróciłwzrok.Oddychałszybko,wyobrażającsobie,jakkochasięzMi-
randąwtejsaliispoglądanaichodbiciawlustrachpokrywającychściany.Wyobra-
ziłsobie,żestoizaniąprzedjednymznich.IżeMirandajęczyzrozkoszy,aonpie-
ścijejsutkiipłaskibrzuch,bywkońcuzsunąćdłonieniżej,międzyuda.Wyobraził
sobie,jakdoprowadzajądoorgazmu,najpierwpalcami,apotem,klęknąwszyprzed
nią, językiem. I jak w końcu kładzie ją na podłodze, by wejść w nią i sprawiać jej
rozkosztakdługo,jaktylkobędziemiałaochotę.
Niechętnieprzerwałfantazję.
–Akuratnatejimpreziemuszębyć.Obowiązkirodzinne–wyjaśnił.
–Doprawdy?Niesprawiłeśnamniewrażeniaczłowieka,któryprzejmujesiętym,
cosądząoniminni.
–Bowcalenieprzejmujęsię.Chodzioto,żematkaorganizujetakąkolacjęraz
dorokuzokazjiswoichurodzin–wyjaśniłdośćniecierpliwie.–Ztejsamejokazji
byliśmywrestauracjiwzeszływtorek.
Czy to oznacza, że Catherine Latimer obchodzi urodziny tego samego dnia co
Andy?
Dariuszerknąłnazłotyzegarek.
–Mamzachwilęspotkanie.Przyjadępociebiewsobotęowpółdoósmej.
Andyzrozumiała,żetobardziejstwierdzenieniżpropozycja.Alewgruncierze-
czymiałaochotęnatęimprezę.Jejciekawośćpogłębiłasięponamiętnympocałun-
ku.Dotegostopnia,żezapragnęłasobotniegospotkania.
–Tylkopamiętaj,żetonieoznacza,żepozwolęsięzmusićszantażemdoczegoś
więcej–powiedziaławyzywająco.–Bardzokochamszwagra,aleniezgodzęsięna
nicpozakolacją.
Dariusuniósłbrew.
–Amożewcaleniebędęmusiałcięszantażować?
–Raczejniebędzieszmiałokazjisięprzekonać,boposobociejużmnieniezoba-
czysz–stwierdziłaniewinnymgłosikiem.
Zarumieniła się, słysząc głośny śmiech Dariusa. To niesłychane, ale okazuje się,
żemożewyglądaćjeszczeatrakcyjniej.Naprzykładkiedysięśmieje.
Niestety,śmiechszybkoprzeszedłwszyderczyuśmiech.
–Byćmożeposobocieniebędziejużpotrzebycięzmuszaćdokolejnychspotkań
zemną–powiedział.
–Amożeposobocieniebędzieszmiałochotynanastępnespotkania?–odparo-
wałaAndy.
Dariusspoważniał.
–Radzę,żebyśniepróbowałamnieskompromitować.
Andyzrobiłaniewinnąminę.
–Nieznamcięnatyledobrze,bywiedzieć,jakmogłabymcięskompromitować.
–Wtejchwilinicnieprzychodzimidogłowy–zadrwiłDarius.
–Takprzypuszczałam–odparła,niedającsięzbićztropu.–Mieszkamnadszko-
łą.Alepewniejużtowiesz.Czyliwidzimysięwsobotęowpółdoósmejwieczorem.
–Doskonale–odparłDarius,pochyliłsięicmoknąłMirandęwusta.–Niezapo-
mnijzamknąćzamnądrzwi–dodał,odchodząc.
Niepamiętał,kiedyjakaśkobietazdołałagorozbawić.Wogóleniepamiętał,by
kiedykolwiekroześmiałsiędziękijakiejśkobiecie.
Właściwieniepotrafiłsobieprzypomnieć,kiedywogóleostatniosięśmiał.
ROZDZIAŁCZWARTY
– Po prostu uśmiechaj się. Mówić będę ja – uprzejmie polecił Darius Mirandzie
wsobotęwieczorem,kiedyobojepowoliprzesuwalisięwkolejceeleganckichgości
przybyłychdohoteluLondonMidasnakolacjęcharytatywną.
–Czykażdatwojakobietamusiprzeztoprzejść?–spytałaAndy,słabokryjąciry-
tację.
Dariusobdarzyłjąwyrozumiałymspojrzeniem.
–Udam,żetegonieusłyszałem,izłożęnakarbtwojegozdenerwowania.
Toprawda.Andybyłazdenerwowana.Cogrosza,stresnarastał,imbardziejzbli-
żalisiędomiejsca,wktórymmatkaiojczymDariusawrazzinnymiczłonkamikomi-
tetu dobroczynnego osobiście witali wszystkich gości. Wcześniej Andy przez kilka
godzin rozważała, czy powinna się spotkać z Dariusem, szczególnie biorąc pod
uwagę,jakzmysłowonaniądziałał.Zaśuwzględniającbrakwłasnegodoświadcze-
nia z mężczyznami, powinna najpierw zamoczyć stopy w wodzie, zamiast wskaki-
waćdobasenuzrekinami.
KiedyniecałągodzinętemuAndyotworzyładrzwi,ujrzałaDariusa,którywyglą-
dałtakzabójczo,żeażzaparłojejdech.Zamykającdrzwinazamek,ztrudempano-
wałanaddrżeniemrąk.
Na szczęście podczas jazdy do hotelu zdołała prowadzić niezobowiązującą roz-
mowę,mimożeodurzałająjegomęskawońwymieszanazwodąkolońskąocytry-
nowejnuciezapachowej.
Teraz,stojącwśródinnychgości,zaczęłarozważać,jaksiębędzieczuławśrod-
ku.Dawniejzdarzałojejsiębywaćwśródsławnychibogatych,wtrakciebankietów
po przedstawieniach galowych, ale wtedy miała inną rolę. Reprezentowała zespół
baletowy,aniesiebiesamą.TymrazemstanowiłajedyniedodatekdoDariusaSter-
ne’a,cobyłoniecokrępujące,zwłaszczagdydostrzegałaukradkowespojrzenia,ja-
kierzucalijejinnigoście.
Podobnie,jakkrępującebyłoto,żeDariusjużwwejściudohotelupołożyłzabor-
czodłońnajejbiodrze.
Andy długo nie mogła zdecydować, w co się ubrać. Przewróciła garderobę do
górynogami.Wkońcuwybrałaprostą,długątunikęwczarnymkolorze,odośćkla-
sycznym, ponadczasowym stylu. Miała ona rozcięcie z jednej strony, ale tylko na
wysokość kolana, starannie zasłaniając blizny na udzie, nawet kiedy siedziała. Od
czasuwypadkutakiwarunekmusiałyspełniaćwszystkiejejstroje.
Upięławłosy,takbylekkoopadałynakark,izrobiłasubtelnymakijaż,używając
tylkocieniaituszudorzęsorazciemnobrzoskwiniowejszminki.
Kiedy w domu spoglądała na efekt końcowy, była nim zachwycona, ale teraz,
wśródtakwielueleganckichkobiet,zktórychniejednarzucałaDariusowipożądli-
wespojrzenia,poczułasięmniejpewnasiebie.
–Niebyłabymzdenerwowana,gdybyśniezmusiłmniedoprzyjściatutajszanta-
żem–powiedziała,silącsięnaironicznyton.
–Zamierzaszpowtarzaćtoprzezcaływieczór?–spytałDarius.
–Możeszbyćpewien!
Wzruszyłramionami.
– Zawsze wykorzystuję takie środki, jakie w danym momencie uważam za sku-
teczne–stwierdziłbezogródek.
–Żebydopiąćswego?
–Zgadzasię–odparłbezwstydnie.
–Czytwójbratteżsiępojawi?–spytałaAndy,postanawiajączmienićtemat,za-
nimzacznąsiępubliczniekłócić.Toznaczy,zanimonawybuchnie.BopoDariusie
trudnobyłobyoczekiwaćwybuchuemocji.
–Dlaczegopytasz?
–Bezszczególnegopowodu.–Słyszącwjegogłosiezniecierpliwienie,Andyotwo-
rzyłaszerokooczy.–Poprostuchciałamzmienićtematrozmowynamniejkontro-
wersyjny.
Dariuszrozumiał,żezachowujesięirracjonalnie,jakzazdrośnik.PrzecieżMiran-
da zadała uprzejme pytanie. Nie było powodu, by reagować jak neandertalczyk.
Pewniesękwtym,żewyglądaładziśtakpięknie.Miałanasobiesuknię,którabyć
możesprawiaławrażenieprostejwporównaniuzkreacjaminiektórychobecnychtu
dziśpań,alebyłaniezwykleelegancka.Niezałożyłażadnejbiżuterii,amakijażzro-
biła bardzo subtelny. Dzięki temu wyglądała jak pełen gracji łabędź w otoczeniu
krzykliwychpawi.
Kiedy wchodzili do hotelu, niejeden mężczyzna odwrócił za Mirandą głowę. Co
najmniej kilku wręcz pożerało ją wzrokiem, do tego stopnia, że Darius musiał ich
upominać znaczącymi spojrzeniami. Na szczęście Miranda nie dostrzegała zainte-
resowania,którewzbudzała.Cowięcej,najwyraźniejniebyłaświadomatego,jaka
jestpiękna.AtodlaDariusabyłocośzupełnienowego.Niezdarzyłomusięjeszcze
spotkaćpięknejkobiety,któraniebyłabywpełniświadomaswojejurodyitego,co
dziękiniejmożezyskać.
–Xanderpewniejestjużwśrodku–powiedziałDarius.–Wodróżnieniuodemnie
przejmujesięobsesjąnaszejmatkinapunkciespóźnień.
Mirandaspojrzałananiegobadawczo.
–Musiszmikiedyśopowiedziećoswoimproblemiezmatką,bonajwyraźniejtaki
istnieje–przerwałagwałtownieizarumieniłasię,ponieważzdałasobiesprawę,że
sugerujetomożliwośćdalszychspotkań.
–Bądźpewna,aniołku,żenieopowiem–odparłkpiąco.
–Notak.Pewnienieopowiesz.–Andypoczułasięniezręcznieijeszczebardziej
sięzarumieniła.Dlaczegopowiedziałdoniej„aniołku”?Amożewtensposóbzwra-
casiędowszystkichkobiet,zktórymisięspotyka?Tocałkiemwygodnewsytuacji,
kiedyrzadkopamiętasięichimiona.
Dariuszerknąłnaniązzaciekawieniem.
–Czypowiedziałaśsiostrzeiszwagrowi,żespotykaszsiędziśzemną?–spytał.–
Oczywiście,żenie–dodał,widzącrumieńcenajejpoliczkach.
–Niewiedziałabym,jakwytłumaczyćfakt,żemamzamiarspędzićwieczórztobą
–odparłalekkopoirytowana.
Gdyby przyznała się siostrze, z pewnością usłyszałaby od niej kolejny wykład.
Agdybynadodatekwyjawiła,żeDariusjązaszantażował,wykorzystujączatrudnie-
nieColinawMidasEnterprises,wtedyKimstanowczozabroniłabyjejspotykaćsię
zeSterne’em.Zarównodziś,jakikiedykolwiekwprzyszłości.
–Gdybymimpowiedziała,bezwątpienianiepomyślelibydobrzeotobie–wydusi-
łazsiebieAndy.
Dariusuniósłbrwi.
–Czyżbyśodniosłazgruntubłędnewrażenie,żewogólebymsiętymprzejął?–
spytałwyzywająco.
–Zpewnościąnie–odpowiedziałaAndy,anitrochęniekryjączniecierpliwienia.
Czycośznimjestniewporządku?Zrobiłato,czegozażądał,iposzłaznimnakola-
cję,więcskądtaagresja?–Zawszeprzychodzisznakolacjewydawaneprzezmat-
kęwtowarzystwiekobiet?–spytała,uznając,żeatakjestwtymmomencienajlep-
szątaktyką.Wgłębisercawiedziała,żeKimmiałabyrację,przestrzegającjąprzed
Dariusem.Rzeczywiściejestniebezpieczny.Aprzynajmniejstanowizagrożeniedla
spokojnego, uporządkowanego życia, jakie zdołała sobie stworzyć przez ostatnie
czterylata.
–Nigdy.
–Naprawdę?
–Naprawdę–potwierdził.
Koszmar!Andynietylkozjawiłasiętuwtowarzystwienajbardziejatrakcyjnego
mężczyzny w okolicy i zostanie zaraz przedstawiona jego rodzicom, ale i okazuje
się, że on zazwyczaj przychodzi na tego typu imprezy sam. Nic dziwnego, że tak
wielugościprzyglądaimsięzzainteresowaniem.
–Dlaczegotymrazemzmieniłeśzwyczaje?–Rzuciłamupodejrzliwespojrzenie.
–Tozłepytanie,Mirando–wyszeptałjejdoucha.–Powinnaśspytać,dlaczegoza-
prosiłemciebie,aniedlaczegotymrazempostąpiłeminaczej.
Toprawda.Dlaczegozaprosiłwłaśnieją?Miałaochotęzadaćtopytanienagłos,
alewłaśniestanęlitwarząwtwarzzgospodarzamiwydarzenia.
–CatherineiCharlesLatimerowie.MirandaJacobs–przedstawiłichDariuslako-
nicznie.
PrzezchwilęCatherinesprawiaławrażeniezbitejztropu.Marszczącbrwi,spoj-
rzałanaMirandę,apotemnasyna.
–Niewiedziałam,Darius,żekupiłeśdwabiletynadzisiejszywieczór–powiedzia-
ła.
–Ajaniewiedziałem,żemuszęuzyskaćnatotwojązgodę–odparłzaczepnie.
–Miłociępoznać–CharlesLatimerprzywitałAndyserdecznie,przerywającnie-
zręcznąsytuacjęmiędzymatkąisynem.Widaćbyło,żejestprzyzwyczajonydotego
typuinterwencji.–Idziękujemyserdecznie,żewspierasznasząsłusznąsprawę.
–O,tak.Bardzomiłoztwojejstrony–Catherineprzypomniałasobieodobrych
manierachiuśmiechnęłasięsztucznie.
Andyzrozumiała,żenapięciemiędzymatkąasynemprzekładasięrównieżnanią
samą.
–Mamnadzieję,żebędzietodlapaniorganizacjibardzoudanywieczór,paniLa-
timer–powiedziała.
–Jarównieżmamtakąnadzieję–odparłaCatherine.
Choć z bliska widać było wyraźnie drobne zmarszczki wokół jej oczu i ust, była
wciążbardzopięknąkobietą.Wczarnejsukniwieczorowejodznanegoprojektanta
wyglądałabardzoelegancko.Ażtrudnouwierzyć,żetomatkatrzydziestokilkulet-
nichsynów.
–CzyXanderjużdotarł?–spytałnagleDarius.
– Jeszcze nie – odpowiedziała Christine Latimer, najwyraźniej niezadowolona. -
Zawszejestpunktualny.Mamnadzieję,żenieprzytrafiłomusięniczłego.
Dariuswydąłwargi.
–Mamo,todużychłopiec.Prędzejczypóźniejtudotrze–powiedział.Nieczeka-
jącnaodpowiedźmatki,chwyciłAndyzałokiećipociągnąłzasobąwgłąbsaliban-
kietowej.
–Zachowałeśsięwyjątkowonieuprzejmie–wydusiłazsiebieMiranda,gdytylko
znaleźlisiępozazasięgiemsłuchupaństwaLatimer.
Dariusznówwzruszyłramionami.
–Jużdawnopowinnaśsięzorientować,żejestemwyjątkowoniekulturalnymczło-
wiekiem–powiedział.
Andy pomyślała, że to nieprawda. Arogancki? Tak. Apodyktyczny? Jak najbar-
dziej. Bezceremonialny? Przeraźliwie. Bezwzględny? Cóż, dowodzi tego fakt, że
uciekł się do szantażu, by zmusić Andy do przyjścia tutaj. Ale niekulturalny? Nie
przyszłobyjejdogłowy,bytakgookreślić.Choćtrzebaprzyznać,żewobecmatki
zachowałsiędośćnieuprzejmie.Widaćbyło,żestosunkimiędzynimisąwyjątkowo
napięte.AleDariusstwierdził,żezpewnościąnieopowieAndyoprzyczynach.Czy
dlatego, że ufa wyłącznie bratu bliźniakowi? Wspólnie prowadzą interesy, więc
pewniemożnaprzyjąć,żelubiąsięiumiejązesobąwspółpracować.
–Czyjestpowód,dlaktóregonieobecnośćXanderapowinnamartwićtwojąmat-
kę?–spytała.
Dariusobdarzyłjąchłodnymspojrzeniem.
–Nie.Problemleżywtym,żejestwobecniegonadopiekuńcza,itowobsesyjny
sposób.
Przed oczami Andy stanęła twarz drugiego bliźniaka. Przystojnego mężczyzny
ozłocistychwłosachiroześmianychoczach.
–Czyżbyuważała,żenależygoprzedczymśchronić?–Andyniedawałazawy-
graną.
Dariuswestchnąłniecierpliwie.
–Przesadniemartwiszsięojegonieobecność–powiedział.
–Bynajmniej.
–Nie?
–Nie.
WidzącpoirytowanąminęDariusa,Andyuznała,żeczaszmienićtematrozmowy.
–Ciekawajestem,ilekosztowałbiletnakolację–powiedziała.
W sali bankietowej było przynajmniej pięciuset elegancko ubranych gości, męż-
czyznwsmokingachikobietwdługichwieczorowychsukniach.Teostatniemiałyna
sobietakdużobiżuteriilśniącejwświetleżyrandoli,żeAndymusiałachwilamimru-
żyćoczy,bynieoślepnąć.
Darius zatrzymał kelnera roznoszącego szampana, chwycił dwa kieliszki z tacy
ipodałjedenznichAndy.
–Czymatojakiekolwiekznaczenie?–spytał.
–Chciałamwiedzieć,czyjestsensproponowaćcizwrotpieniędzy–odparłaina-
tychmiast pożałowała, że nie ugryzła się w język. Miała świadomość, że bilety na
tegotypuimprezypotrafiąkosztowaćpokilkatysięcyfuntów.Atakolacjazpewno-
ściąnienależaładonajtańszych.
– Nie ma najmniejszego sensu. I to nie tylko z przyczyn finansowych. Byłoby to
całkowicie niedorzeczne. To ja cię zaprosiłem. Nie przyszłabyś tu przecież z wła-
snejwoli.
Andyzmrużyłaoczy.
–Obojewiemy,żenieprzyszłamzwłasnejwoli.
Dariuswestchnąłciężko.
–Jakwidzę,nieżartowałaś,mówiłaś,żepostaraszsięzepsućmitenwieczór…
–Owszem–przyznałabezogródek.–Czyżbyśwyobrażałsobie…
–Andy,czytoty?Wielkienieba,tonaprawdęty!
Była przekonana, że z pewnością nie spotka tu nikogo znajomego, ale kiedy od-
wróciła się, ujrzała smukłą brunetkę w czerwonej sukience, która kończyła się
przynajmniejpiętnaściecentymetrównadjejkształtnymikolanami.Miałapaznokcie
pomalowane ogniście czerwonym lakierem i szminkę w podobnym kolorze na
ustach.Wyglądałatak,jakwiększośćkobiet,zktórymimożnazobaczyćDariusana
zdjęciachwinternecie.ChwyciładłońAndyiuśmiechnęłasięwwymuszonysposób.
AndyzprzerażeniemrozpoznaławniejTięBellamy,baletnicęzzespołu,wktórym
samawystępowałaponadczterylatatemu.Tiabyłaodniejodwalatastarszainig-
dysięspecjalnienielubiły.Zpewnościąnietraktowałajejwtakmiłysposób,kiedy
jeszczerazemtańczyły.
–Cześć,Tio–przywitałająAndyoschle.–Jaksięmiewasz?
Tiauśmiechnęłasięznacząco.
–MampróbydogłównejroliwGiselle–obwieściłaznieukrywanąsatysfakcją.
–Gratuluję–powiedziałaAndy,nieprzestającsięuśmiechać.Nieśledziłapoczy-
nańkoleżanek,alewiedziała,żeTiaodnosisukcesy,októrychonasamamożejuż
tylkopomarzyć.
–Wyglądaszolśniewająco–zawołałaTianieszczerze.–Alezdrugiejstronyza-
wszewyglądałaśświetniewtejsukience–dodałaizerknęłaznacząconanogiAndy.
–Cóż,raczejjużniemaszwyboru.Musisznosićtakiedokostek.
Jakwidać,Tianadaljesttoksycznaizłośliwa.WidziałaAndywtejsukiencetylko
raz,czterylatatemu.Tylkoraz!I,oczywiście,musiałateżwspomniećowypadku.
– Ktoś… nie pamiętam kto… wspomniał, że ponieważ nie możesz już tańczyć,
otworzyłaśjakąśszkółkę.–JadnieprzestawałsączyćsięzustTii.
–Owszem–potwierdziłaAndy,zastanawiającsię,pocowogólekontynuujeroz-
mowę,skoromarzyotym,byodwrócićsięnapięcieiodejśćbezsłowa,zanimpo-
wiecoś,czegobędzieżałowała.
–Jakciidzie?–spytałaTia,ajejtonbezbłędniezdradzał,żeniejesttymwogóle
zainteresowana.
–Dziękuję,doskonale.
–Cieszęsię,naprawdę–powiedziałaTiaiobdarzyłaDariusapowabnymspojrze-
niem.–Nieprzedstawiszmnietowarzyszowi?
Gdyby Andy miała wybór, odmówiłaby bez zastanowienia. Nie miała ochoty
przedstawiaćichsobie.Wogóleniemiałaochotynajejtowarzystwo.Tymbardziej
że sposób, w jaki Tia wpatrywała się w Dariusa, zdradzał powód, dla którego
wogólepodeszładoAndy.
–TiaBellamy…DariusSterne.
– Bardzo miło pana poznać, panie Sterne – zamruczała Tia jak kotka w sposób
wyraźniedowodzący,żeodpoczątkuwiedziała,zkimmadoczynienia.
Dariusdomyśliłsię,żekiedyśtańczyłyrazem.IżeTiaBellamynadalwystępuje
nascenie.Doszedłteżdowniosku,żepannaBellamyjestosobąwyjątkowopodłą,
skoro bez ogródek przypomina Mirandzie wypadek. Było dla niego oczywiste, są-
dzącposztywnymzachowaniuMirandy,bladościjejpoliczkówilekkimdrżeniupal-
ców, którymi trzymała kieliszek szampana, że to niespodziewane spotkanie z Tią
Bellamyniejestdlaniejwżadnejmierzeprzyjemne.
Dariusniebyłzainteresowanytym,żekobietapożeragowzrokiem.Niebyłato
dlaniegowżadnymwypadkunowość.Bogactwo,zktóregobyłznany,prowokowało
takiezachowaniawśródosóbpewnegopokroju.Uważałjednak,żedowodzitowy-
jątkowo złego smaku, szczególnie w stosunku do mężczyzny, któremu towarzyszy
innakobieta.TymbardziejżeTiaBellamyudajedobrąkoleżankęMirandy.
Żadna szczera przyjaciółka Mirandy nie rozpoczęłaby rozmowy od pochwalenia
sięgłównąroląwGiselle.Aniniewypowiadałabysiętakpogardliwieoszkoleprzez
niąotwartej.
Zastanowiło go jednak, co Tia miała na myśli, wspominając, że Andy nie ma już
wyboru i musi nosić długie sukienki. Czyżby wypadek, który wydarzył się cztery
latatemu,pozostawiłMirandzienietylkoemocjonalneblizny?
–Niechcemypanizatrzymywać.–DariusnieuścisnąłwyciągniętejdłoniTii,aza
toobjąłMirandęopiekuńczowtalii.Zacisnąłzęby,czując,żedrży.Niewiedział,czy
tozgniewu,czyzupokorzenia.–Widzę,żepanipartnerjużsięniecierpliwi–dodał,
spoglądającznacząconamężczyznęwśrednimwieku,którystałwpobliżuibacz-
nieichobserwował.
–Och,totylkoJohnny,LordJohnSmythe.Niejestmoimmężem.–Tiaodwróciła
głowęiobdarzyłamężczyznęprzesadniesłodkimuśmiechem.–Jestkochanyiwciąż
misięoświadcza,aleniezamierzamzaniegowychodzić–dodałazuwodzicielską
minąświadczącąotym,żeoświadczynyDariusaprzyjęłabybezzastanowienia.
Podobniejakkażdąinnąpropozycjęzjegostrony.
TyleżeDariusniemiałnajmniejszejochotyjejskładać.Irzeczniewtym,żenie
podobało mu się sposób, w jaki potraktowała Mirandę. Tia Bellamy okazała się
jeszczejednąkobietą,któradostrzegaławnimtylkogrubyportfel.
–Proszęnamwybaczyć,właśnieprzyszedłmójbrat–skwitowałzalotyTiiDarius.
–Idziemy,aniołku?–rzekł,spoglądajączuśmiechemnaMirandę,którejminawyra-
żaładobitnie,comyśliokoleżance.
–Miłobyłocięzobaczyć–pożegnałaTięzesztucznąuprzejmością.
– Domyślam się, że nie byłaś zachwycona jej widokiem – powiedział Darius, gdy
znaleźlisiępozazasięgiemsłuchuTii.
Andywestchnęłaciężko.Zdawałasobiesprawę,żeDariusjestzbytinteligentny,
by nie wychwycić napięcia w jej głosie podczas rozmowy z nielubianą koleżanką.
Cóż za ironia losu. To jej pierwszy wieczór w większym towarzystwie od bardzo
dawnaimusiałatrafićakuratnakogoś,kogomiałanadziejęniespotkaćjużnigdy
wżyciu!Choć,oczywiście,niebyłotospotkanieczystoprzypadkowe.Tianiestara-
łasięukryć,żezależałojejnapoznaniuDariusaSterne’a.
–Cośwtymguście–odpowiedziałaAndywymijająco.
–Chciałabyśotymporozmawiać?
–Nie.Podobnochceszsięprzywitaćzbratem.
Dariuschwyciłjejkieliszekiodstawiłgonapobliskistolik,poczymznówobjąłją
wtaliiipoprowadziłprzezzatłoczonąigłośnąsalębankietowądowyjścia,apotem
do pustego korytarza z mnóstwem drzwi. Bez słowa próbował otworzyć kolejne
znich,ażznalazłtakie,któreniebyłyzamkniętenaklucz.Okazałosię,żeprowa-
dzą do małej salki konferencyjnej. Wepchnął Andy do środka i zamknął za sobą
drzwi.
Wśrodkupanowałaabsolutnacisza.Słychaćbyłotylkociężkieoddechyichoboj-
ga.
–Skłamałem,mówiąc,żezauważyłemXandera–wyznałDarius,opierającsięple-
camiodrzwi.NiemógłoderwaćwzrokuodAndy.
–Mamwrażenie,żezdarzacisiętodośćczęsto–stwierdziłazprzekąsem.
–Wręczprzeciwnie.Zazwyczajjestembrutalnieszczery.KimjesttaTiaBellamy
idlaczegotakbardzowytrąciłacięzrównowagi?
Faktycznie,brutalnieszczery,pomyślałaAndy,niemającochotyzaspokajaćcieka-
wościDariusa.
–Powinniśmywrócićdopozostałychgości–zauważyła.
–Nie,niepowinniśmy–odparłniskim,zmysłowymgłosemizrobiłkrokwjejstro-
nę.–Niewyjdziemystąd,dopókinieodpowieszminapytanie.
–Naktóre?–spytała,podnoszącwyzywającogłowę.
–Wydajemisię,żeodpowiedźnaobabędziepodobna.
–Niestety,nie–westchnęłaAndyzrezygnacjąiodeszławstronęstołukonferen-
cyjnego.SądzącpostanowczejminieDariusa,niewypuścijejstąd,dopókinieuzna
tegozastosowne.–Jakłatwosiędomyślić,Tiajestbaletnicą.Dziwięsię,żeniesły-
szałeśoniej–powiedziała.Choćunikaławszelkichdoniesieńprasowychoświecie
baletu, wiedziała doskonale, że Tia zyskała sławę jednej z najlepszych angielskich
primabalerin.
Jakąonasamateżkiedyśmiałanadziejęzostać.
– Jestem tak zajęty interesami, że od kilku lat nie miałem czasu, by pójść na
przedstawienie baletowe. Ale wyjaśnij mi, dlaczego tak bardzo poruszyło cię spo-
tkanieznią–zażądałDariusstanowczo.
Andywzruszyłaramionamiiodwróciłagłowę,byuniknąćjegowzroku.
–Tochybanaturalne,żejestmitrochęsmutno,kiedywidzękoleżankęzdawnych
lat.Przypomniałomisię,żejużnigdyniebędętańczyłazawodowo–powiedziała.
–Aterazpodajprawdziwypowód.
Andy zorientowała się, że Darius stoi tuż za nią. Poczuła na karku jego oddech
anawetbijąceodniegociepłoizniewalającymęskizapach.
–Odpowiedz–poprosiłniskim,lekkozachrypniętymgłosem.
Andy potrząsnęła głową, próbując obronić się przed uwodzicielskim czarem Da-
riusa.
– Wyjaw mi prawdziwy powód, dla którego jesteś załamana po spotkaniu z Tią
Bellamy–poprosiłstanowczo.
Andyzacisnęłapięści.
–Jużwyjawiłam–powiedziała.
–Nie.
–Tak.
Andyodwróciłasięwjegostronęinatychmiastzrozumiała,żepopełniłabłąd.Da-
riuschwyciłjągwałtowniewramionaiprzycisnąłdosiebie.Przezułameksekundy
usiłowałasiębronić,alegdypoczuła,jakmocnojąobejmuje,natychmiastskapitulo-
wałazwestchnieniemioparłaczołoojegomuskularnytors.
–Opowiedzmiotym–poprosił,muskającjejwłosypoliczkiem.
Andy nie mogła tego zrobić. Nigdy nikomu o tym nie opowie. Cztery lata temu
próbowała wyjaśnić innym, co naprawdę stało się feralnego wieczoru w teatrze,
kiedyspadłazesceny,łamiącprawąkośćbiodrowąiudową,atymsamymniwecząc
szanse na karierę baletową. Nikt jej nie uwierzył. Nikt nie chciał o tym słyszeć.
WkońcuAndysamaprzestaławtowierzyć.
W tym czasie Tia była jej dublerką w roli Odetty i Odylii w Jeziorze łabędzim,
apowypadkunatychmiastjązastąpiła.Aleprzecieżniemogłaświadomiepopchnąć
Andy,bydotegodoprowadzić.Tochybaniedorzeczne?
WciąguwielumiesięcyleczeniaipowrotudozdrowiaAndyprzekonywałasamą
siebie, że wydarzenia tamtego wieczoru najpewniej pozacierały się w jej pamięci.
Cierpienieisilnelekiprzeciwbólowewywołałyrodzajdelirium,ajegoskutkiembyły
koszmarysenne,którezczasemzaczęłabraćzajawę.
JednaktriumfalizmTii,zjakimobwieściładziś,żeotrzymałagłównąrolęwbale-
cieGiselle,jejzłośliweuwaginatematwygląduiubioruAndyorazpogardliwyton,
zjakimwspomniałaojejszkole,odniosłypewienskutek.Andyzaczęłasięzastana-
wiać, czy przypadkiem koszmary senne sprzed czterech lat nie były prawdziwymi
wspomnieniami.
ROZDZIAŁPIĄTY
ZanimAndyodpowiedziałaDariusowi,musiałazwilżyćjęzykiemwysuszonewargi.
– Zawrzyjmy układ – zaproponowała cicho. – Wyjaśnię ci wszystko pod warun-
kiem,żepowieszmi,dlaczegomasztakniedobrestosunkizmatką.
Dariuswestchnąłzrezygnacją.ByćmożespotkaniezTiąBellamywyprowadziło
Mirandęzrównowagi,alenienatyle,byprzestałamyślećlogicznie.
–Obojewiemy,żetoniemożliwe–odparłłagodnymtonem.
Andywzruszyłalekkoramionami.
–Wtakimraziejateżniemogęciodpowiedzieć.
Dariusodsunąłniecogłowę,bymócspojrzećAndyprostowoczy.
–Jesteśbardzoniebezpiecznądamą–wyszeptałzpodziwem.
WoczachMirandypojawiłysięwesołeogniki.
–Nieprzypominamsobie,byktośpostawiłmikiedyśpodobnyzarzut–zażarto-
wała.
Darius nie potrafił oderwać wzroku od jej pięknej twarzy – ciepłych zielonych
oczu, lekko zarumienionych policzków, pełnych i zmysłowych warg. Owszem, dla
niego,przynajmniejwtymmomencie,byłaniebezpieczna.
– Może dlatego, że nikt dotychczas nie był równie zdeterminowany, by cię po-
znać?
–Obawiamsię,żeproblemtkwiwsposobie,wjakidotegodążysz–odparłaAndy
zesmutkiemwgłosie.
Dariusuniósłbrew.
–Jestażtakfatalnie?–spytałpoważnie.
Nie było fatalnie. Po prostu pragnienie, które Andy dostrzegała teraz w jego
oczach,przerażałojąśmiertelnie.Niepomagałoteżto,żeDariusobejmujejąwtak
intymnysposób.Anito,żesąsamiwpustympomieszczeniu.Ani,przedewszystkim,
pożądanie,którenajwyraźniejodbierałoimobojgurozsądek.
–ComiałanamyśliTiaBellamy,mówiącodługichsukniach,któremusisznosić?–
spytałDariusniespodziewanie.
Takniespodziewanie,żeAndypoczuła,jakkrewodpływajejzgłowy.
–Niepowinieneśsiętyminteresować–powiedziałastanowczo.
–Amożepowinienem?–Dariusniedawałzawygraną.
Andypokręciłagłową.
–Musimywracać–stwierdziła.
–Niezgadzamsię.
–Nieobchodzimnieto.
–Aczyjeśliprzestanęzadawaćniewygodnepytania,zgodziszsiępobyćtuzemną
jeszczeprzezchwilę?–Dariusoparłsięostółkonferencyjny,poczymwyjąłtorebkę
z ręki Andy i odłożył ją na blat. Przyciągnął dziewczynę do siebie, tak, że stanęła
międzyjegorozstawionyminogami.Objąłjąlekkoizacząłcałowaćposzyi.
ChoćAndywiedziała,żeniepowinnaprzebywaćtuznimsamnasamaniminuty
dłużej,niepragnęłaniczegowięcej.Iniedlatego,żeniemiałaochotyznówwpaść
na Tię Bellamy lub wdać się w rozmowę z rodziną Dariusa. Darius działał na nią
zmysłowo od momentu, kiedy przyjechał po nią do domu. Co gorsza, podniecenie
Andywciążnarastało,kiedyjechalisamochodemikiedyprzywejściudohoteluza-
borczoobjąłjąwtalii.
Aterazbylisamnasamwpustejsali.Dariuspieściłjągorącymiwargamiposzyi.
Niepotrafiłaoprzećsiępożądaniu,któreobejmowałocałeciałogorącymprądem.
JejwrażliwesutkiocierałysięomarynarkęDariusa,abiodramiprzylegaładojego
ud,wyczuwającjegosilnepodniecenie.
–Jakąmaszbieliznę?–spytałDariuszmysłowymgłosemiprzesunąłustaniżej,na
jejprawąpierś.
–Tylkofigi…–wyszeptałaAndywstydliwie.
–Iniezałożyłaśbiustonosza.Takmyślałem…–wymruczałwodpowiedzi,patrząc
jejprostowoczy.Pochwilijednakopuściłgłowęichwyciłwargamijejprawysutek
przezmateriałsukienki.
Andyodchyliłagłowędotyłu,wpychającsutekjeszczegłębiejwgorąceustaDa-
riusa.Miaławrażenie,żezachwilęstraciprzytomność.
– Nie możemy tego robić – wyszeptała, ale ten protest zabrzmiał słabo nawet
wjejwłasnychuszach.
–Muszęcięposmakować–jęknąłDarius,unoszącgłowę.–Jaksięrozpinatęsu-
kienkę?
–Naramieniujest haftka,ale…–jęknęła bezbronnie,gdyDarius błyskawicznie
poradziłsobiezzapięciemisukienkaopadła,odsłaniającjejciałodopasa.
WzrokDariusastałsięjeszczebardziejpalący,gdyujrzałjejnagiepiersi.Chwycił
jewdłonieizacząłpieścićsutkikciukami,sprawiającjejnajsłodsząrozkosz.Poję-
kująccicho,AndyobjęłaDariusa,przerażona,żenogijejnieutrzymają.
–Cudowne…–wymruczałcicho.
Andynieodrywaławzrokuodjegodługichczarnychrzęsimęskiegozarysutwa-
rzy. Była w stanie tylko jęczeć i przyglądać się, jak pieści jeden z sutków ustami,
adrugiwtymsamymrytmiedłonią.Iraptemdotarłodoniej,żetoprzyglądaniesię
Dariusowijest,jakdotąd,najsilniejszymerotyczniedoświadczeniemwjejżyciu.
Chciaławięcej,potrzebowaławięcej.Czując,jakjegosztywneprzyrodzenieocie-
rasięonią,jęknęłagłośno.Jejcałeciałopulsowałożądząipragnęłospełnienia.
NiespodziewanieDariusuniósłgłowę,wyprostowałsięispojrzałnaAndyztajem-
nicząminą.
– Tak bardzo chciałbym dokończyć, ale chyba nie jest to doby pomysł. Przynaj-
mniej tutaj – westchnął z żalem. Chwycił obie jej piersi, pochylił głowę i złożył na
każdejdelikatnypocałunek.NakoniecpodciągnąłsukienkęAndyizapiąłją.
–Darius…
–Najpierwobowiązki,potemprzyjemność–obiecałzmysłowymgłosem.–Cosię
dzieje?–spytał,widząc,żeAndyunikajegowzroku.
Aonanigdywżyciunieczułasiętakupokorzona.Itakbezwolna.
Niemiałacieniawątpliwości,żegdybyDariusnieprzerwałwtymmomencie,po-
zwoliłabymu,anawetbłagała,bypołożyłjąnastole,apotemkochałsięznią.Bli-
zny…Niechtoszlag!
–Aniołku?–spytałstanowczymgłosem.
Przyglądałjejsięzezmarszczonymczołemtakdługo,ażwkońcupodniosławsty-
dliwiewzrok.DlaDariusatotylkokolejneigraszkizkobietą,którąmaochotęza-
ciągnąćdołóżka.Natomiastdlaniej…
Dlaniejbyłbytopierwszykontaktintymnyzmężczyzną.
Byławciążdziewicą,botakkiedyśpostanowiła.Wszkolebaletowejniemiałaani
czasu, ani okazji. A potem nie było w jej życiu żadnych mężczyzn, ponieważ nie
chciała,żebyktośzobaczyłjejblizny.Wątpiła,byDariusmiałochotęuczyćjakąkol-
wiekkobietęuprawianiaseksu.Atymbardziejprzerażonąioszpeconądziewicę.
Obdarzyłagowymuszonymuśmiechem.
–Oczywiście,maszrację–powiedziałanienaturalnielekkimtonem.
Dariuspowstrzymałsięprzedkomentarzem.OtworzyłMirandziedrzwi,anako-
rytarzuchwyciłjąlekkozarękęipomaszerowałujejbokuwstronęsalibankieto-
wej.Minęmiałnietęgą,próbującułożyćsobiewgłowieto,cowłaśniesięwydarzy-
ło.
Zabrałjądosalikonferencyjnej,bymogładojśćdosiebie,ponieważnajwyraźniej
byłaroztrzęsionaponiefortunnymspotkaniuzTiąBellamy.
Pocałowałją,żebysięodprężyła.
Spodobałmusiętenpocałunek.
Zabardzo.
Zacząłjąpieścić.
Ispodobałomusię.
Zabardzo.
Podobałomusię,jakjąsmakujeisłuchajejcichychjękówrozkoszy.
Zdecydowaniezabardzo!
Skóra Amandy była tak jedwabiście miękka. Jej piersi niewielkie, ale doskonale
kształtne.Asutki,kiedyjeodsłonił,cudowniejędrne.
Tam, w sali konferencyjnej, Darius tak bardzo dał się ponieść namiętności, że
mógłbysmakowaćAndyprzezcaływieczór.Jejpiersi.Wzgórkamiędzyudami.Każ-
degoskrawkajejciałaodgłowypoślicznepaluszkistóp.
Takbardzo,żenieomalkochałsięzniąwmiejscupublicznym,wewłasnymhote-
lu!
Tobyłodoniegozupełnieniepodobne.Zawszeceniłwsobieto,żepotrafisiękon-
trolowaćwkażdejsytuacji.
–Cześć,braciszku!
Darius zobaczył Xandera, który wreszcie dotarł do hotelu i maszerował właśnie
wstronęsalibankietowej.
–Muszęcięostrzec.Matkajestwściekła,żesięspóźniłeś–powiedział.
Xanderwzruszyłramionamiiuśmiechnąłsiębeztrosko.
–Bądźpewien,żemiwybaczy–odparł,bacznielustrującprzytymMirandę,któ-
ra,milcząc,stałaobokDariusa.Aten,widzącoczywistezainteresowaniebrata,za-
borczoobjąłtowarzyszkęwpasie.
– Nie wątpię. Matka wybaczyłaby ci nawet, gdybyś przyznał się do popełnienia
morderstwa–skwitowałjegosłowaDarius.
Andyniemogłasiępowstrzymaćprzedporównaniembraci.
Darius miał ciemne włosy, oczy i cerę. Xander przypominał skandynawskie bó-
stwo.Bardzocywilizowaneiprzystojnebóstwo,szczególniewczarnymsmokingu,
zezłocistymiwłosamidotykającymikołnierzykamarynarki.
ObserwującXandera,Andydostrzegła,żeoczymupociemniały,auśmiechzastygł
natwarzy.
–Miejmynadzieję,żenigdydotegoniedojdzie–odparł,wyraźnieunikającwzro-
ku brata. A kiedy spojrzał ponownie na Andy, w jego oczach pojawiły się zalotne
ogniki.
–Możeprzedstawiszmnietejpięknejdamie?
–MirandaJacobs,mójbratXander.
–Twójbratbliźniak–poprawiłagoAndyżartobliwie,świadomiewyzwalającsię
zzaborczegouściskuDariusa,bypodaćdłońXanderowi,któryrzuciłbraturozba-
wionespojrzenie.
–Oczywiścietojajestemtenprzystojniejszy–powiedział,ochoczochwytającjej
rękęiniesprawiającwrażenia,żemazamiarjąpuścić.
–Och,rzeczjasna!–zawołałaAndywesoło,uznając,żewoliurokliwybrakpowa-
giXanderaodchmurnejminyjegobrata.Ponadtoucieszyłasię,żecośodciągająod
myślionamiętności,któraprzedmomentemwybuchłamiędzyniąaDariusem.
–Xander,możeszjużpuścićjejrękę–zauważyłDariusgłosem,wktórymbrzmia-
ła wyraźna nuta wrogości, zupełnie niezrozumiała dla Andy. Czyżby chodziło mu
orzecztakbłahąjakto,żeXanderniecozbytdługościskajejdłoń?NieznałaDa-
riusanatyle,bymócodpowiedziećnatopytanie.
Natomiastjegobratniemiałwątpliwości,wczymleżyproblem.
–Jesteśokropniezaborczy–powiedziałwyraźnierozbawiony.
–Anitrochę–żachnąłsięDarius.Nigdywżyciuniebyłzaborczywobeckobiet,
atymbardziejwobecnościbrata.
Alejakwytłumaczyćjegodziwnewzburzenie,kiedyMirandaspytała,czyXander
też pojawi się na bankiecie? I dlaczego jest wściekły, że teraz brat gawędzi z nią
miło?Takwściekły,żemiałbyochotęuderzyćXandera.
Dariusnierozumiałtychemocjiiczułsięznimifatalnie.Przecieżnigdydotądnie
byłzaborczy.Taksamo,jaknigdyniewdawałsięwzwiązkiemocjonalne.
A Mirandy pożądał, pragnął się z nią kochać, szczególnie teraz, kiedy nadal był
podniecony ich pieszczotami. Choć jednego był pewien: gdy tylko wreszcie zacią-
gniejądołóżka,jegozainteresowanieulotnisię,rozpłyniewpowietrzu.Podobnie
jakwprzypadkuinnychkobiet,zktórymisięspotykał.
–Naprawdępowinieneśjużpójśćdomatkiiprzeprosićją–stwierdziłDariussta-
nowczymgłosem.
–NaszczęściemamyCharlesa,prawda?–Xanderuśmiechnąłsiężartobliwie.–
Jestempewien,żezdołałbyudobruchaćmatkęnawetwnajgorszejsytuacji.
–Bojąkocha–przyznałDarius.
WoczachXanderapojawiłsięniepokojącybłysk.
–Wpełninatozasługujepoczternastulatachmałżeństwaztymbydlakiem,na-
szymojcem.
–Xander,bacznasłowa!–upomniałgoDariusstanowczo.Żadenznichnigdynie
mówiłpublicznieotym,jakimbrutalnymdraniembyłichojciec,któryzmarł,kiedy
bylinastolatkami.Cowięcej,nigdynierozmawialiotymzesobą.SkoroXanderczy-
niłtoteraz,itoprzedkimś,kogodopieropoznał,Dariusmiałprawopodejrzewać,
żezjegobratemdziejesięcośzłego.Cośbardzozłego.
WciąguostatniegotygodniaDariusbyłcałkowiciepochłoniętymyślamioMiran-
dzie.Terazżałował,żeniepoświęciłwięcejuwagibratu.OdkilkumiesięcyXander
bawiłsięnacałego.MimoopaleniznyponiedawnympobycienaBahamachsprawiał
wrażeniebladego,awjegospojrzeniubyłocośniepokojącego.Natyleniepokojące-
go,bywzbudzićzatroskanieDariusa.
– Przyszedłeś dziś sam? – spytał brata pojednawczo, zdając sobie sprawę, że
przedchwilązareagowałzbytostro.
– Tak. Jestem skazany na towarzystwo nieznanej mi kobiety, obok której matka
postanowiłamnieposadzić–odparłXander,ztrudemkryjącirytację.
–Możezamienimysięmiejscami?–zaproponowałDarius,natychmiastżałująctej
propozycji.
–Niekłopoczsię.Itakniezamierzamsiedziećtudługo–odparłXander.–Mam
jednaknadzieję,żejeszczezobaczęciędzisiaj,Mirando–dodałczarującymgłosem,
narażając się na kolejne groźne spojrzenie Dariusa, po czym ruszył w stronę sali
bankietowej.Imatki.
Andypoczułasięnieswojo,akiedyzostalisamizDariusem,poznałapojegominie,
żejestzaniepokojonydziwnymzachowaniembrata.Ztego,coczytaławinternecie,
dowiedziałasię,żeXanderbyłuważanyzasympatyczniejszegozbraciSterne.Za-
wszeuprzejmego,zrelaksowanego,uroczegoplayboya.
Dziśniesprawiałwrażeniazrelaksowanego.Kiedywspomniałdrugie,szczęśliwe
małżeństwo matki po latach koszmaru, w jego głosie słychać było napięcie. Andy
wiedziała, że Lomax Sterne był najmłodszym synem bogatej rodziny, i że poślubił
CatherineFostertrzydzieściczterylatatemu.Wrokpóźniejurodziłyimsiębliźnię-
ta. Zmarł trzynaście lat później, w wieku czterdziestu dwóch lat, po upadku ze
schodówwichlondyńskimdomu.
Nigdzie nie trafiła jednak na wzmiankę o jakichkolwiek konfliktach w małżeń-
stwiepaństwaSterne’ów.
–Cośnajwyraźniejbardzowzburzyłotwojegobrata–zauważyła.–Pewniemusisz
znimporozmawiać.Nieprzejmujsięmną,wezwętaksówkęiwrócędodomu.
–Niemamowy–żachnąłsięDariusirzuciłjejstanowczespojrzenie.
W głębi duszy Andy miała nadzieję, że będzie to doskonała wymówka, by wy-
mknąćsięzbankietu.PomijającsprawęXandera,niemiałapojęcia,jakmasięza-
chowaćteraz,kiedymiędzyniąaDariusemdoszłodochwilizapomnienia.
–Gotowa?–spytałDariusipodniósłramię,bymogławziąćgopodrękę.
Andywiedziała,żeniejestgotowa.Nigdyniebędziegotowanatakiegomężczy-
znęjakDarius.Jestzbytniedoświadczona,byporadzićsobiezkimśtegopokroju.
Pragnęłastąduciec,wybieczhotelu,pognaćdodomuischowaćsięwnimprzedca-
łymświatem.
Amimotowzięłagłębokioddechizdobyłasięnaodwagę.
–Jesteśpewien,żeniechceszsięnimzająć?–spytała.
Dariusskinąłgłową.
–Absolutniepewien–odparł.
WtejsytuacjiAndychwyciłagopodrękęipozwoliłazaprowadzićsiędosaliban-
kietowej.
Gdytakkroczyli,czuła,jakdelikatnymateriałsukienkipocierajejnadalpodraż-
nionesutki.IwciążprzywoływaławpamięciobrazDariusapieszczącegojeustami.
Zaledwiekilkaminuttemu…
–Niebyłotakźle,prawda?–zwróciłsięDariusdoMirandy,kiedypokolacjiza-
czętowynosićstolikizparkietu.
Większość zaproszonych poszła się odświeżyć lub krążyła po sali, rozmawiając
zinnymigośćmi,azespółmuzycznyprzygotowywałsiędotanecznejczęściimprezy.
–Jedzeniebyłowyborne–odparłaMirandawymijająco.
–Wodróżnieniuodtowarzystwa,prawda?–Dariuswydąłznaczącowargi.–Po
razkolejnyzmasakrowałaśmojeego!
Andypoczułagorącnapoliczkach.
–Niechodziłomioto…
–Oczywiście,żeotochodziło–zaśmiałsięDarius.–Przyznajsię.Maszdoskona-
łązabawęztego,żerobiszminazłość.
Prawda. Ale tylko po to, by stłumić pożądanie, które ją opanowało. Choć teraz,
kiedyzostałajużwykorzystanaprzezDariusa,niemaoczymwięcejmarzyć.Każda
myślotychkilkuupojnychchwilachsprawiała,żeczułasięupokorzona.Siedzenie
obokniegowczasiekolacjiiudawanie,żewszystkojestwporządku,byłoprawdzi-
wąkatorgą.
NatomiastDariuswydawałsięcałkowicienieporuszonyjejobecnościąlubwcze-
śniejszymzachowaniembrata.Zeswobodąprzedstawiłjąsiedzącymprzyichstole
gościom,którychwszystkichnajwyraźniejznał.Starałsię,byuczestniczyławroz-
mowie,atakżepilnował,byniczegojejniezabrakło.
Najwyraźniej tylko Andy przejmowała się tym, co zaszło w sali konferencyjnej.
I czymś jeszcze. Wcześniej zauważyła z konsternacją, że Xander siedzi obok Tii.
BezwątpieniaCatherineLatimerwiedziała,żeTiajestjednąznajlepszychbaletnic
wkraju.Triumfalnespojrzenie,któreTiaposłałaAndy,równieżniewpłynęłodobrze
najejsamopoczucie.Przedewszystkimjednakprzejmowałasiętym,żezespółstroi
jużinstrumenty,przygotowującsiędotańców.Awtychniemiałaochotybraćudzia-
łu.
–Wolałabymjużpójść.Czujęsięzmęczona,aty,mimożezaprzeczasz,napewno
chciałbyśporozmawiaćzbratem.
Darius ani przez chwilę nie uwierzył w zmęczenie Mirandy. Wiedział, że chce
uniknąćsytuacji,kiedyonzaprosijądotańca.Itonietylkowmiejscupublicznym,
ale i przed byłą koleżanką z zespołu baletowego. Choć wcześniej Miranda nie
chciała rozmawiać o Tii, Darius widział doskonale, że między kobietami musiało
zajśćcośnieprzyjemnego.Imiałzamiardowiedziećsię,ocochodzi.
–Xanderniemanastrojudorozmowy.Iniewyjdziemystąd,dopókizemnąnieza-
tańczysz–obwieściłgłosemnieznoszącymsprzeciwu.
–Niemamowy.
–Ależzatańczysz,czytegochcesz,czynie!
Andyniecopobladła.
–Niezmusiszmniedotego,żebymwyszłaztobąnaparkiet–powiedziała.
Dariusuniósłbrew.
–Nie?
–Nie!
–Widzę,braciszku,żetwójwątpliwyuroknieprzynosirezultatów–zażartował
Xander,któryniespodziewaniestanąłprzyichstoliku.–Możejabędęmiałwięcej
szczęścia?
SpojrzałnaMirandężyczliwieiwesoło.Widaćbyło,żeopuściłgozłynastrój.
–Czyuczyniszmizaszczytizatańczyszzemnątenpierwszytaniec?–spytałza-
lotnie.Wtymmomencierozległysiędźwiękimuzyki,anaparkietwkroczyłypierw-
szeeleganckiepary.
AndymiałaochotęprzystaćnapropozycjęXandera,poczęści,bydaćDariusowi
prztyczekwnoszajegoarogancję.Jednakzdrowyrozsądeknakazałjejodmówić.
Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie miała ochoty tańczyć, i to z żadnym z braci
Sterne. Po drugie, wyzywające spojrzenie Dariusa nie wróżyło nic dobrego. Wie-
działa,żejeśliodmówijemu,aprzyjmiezaproszenieXandera,będziemusiałazato
słonozapłacić.
DlategoobdarzyłaXanderaciepłymuśmiechemiodpowiedziała:
–Dziękuję,alenie.
–Itylezdziałałeśswoimniewątpliwymurokiem–zakpiłDarius.
– Cóż, przynajmniej spróbowałem – odparł niezrażony Xander, przystawił sobie
krzesłoiusiadł.–Niemampojęcia,kimbyłakobietasiedzącaobokmnieprzykola-
cji,alewciążpaplałaotobie,Mirando.Uświadomiłemtosobiedopieropokilkumi-
nutach,bonazywałacięAndy.
–Pełnymimieniemnazywamnietylkotwójbrat–odparłazprzekąsem.
– To ciekawe – zauważył Xander, rzucając Dariusowi dziwne spojrzenie. – Nie-
ważne.Chodzioto,żetakobietamacośdociebie,Mirando–powiedział,spogląda-
jącnaniąprzenikliwie.
Andywzruszyłaramionami.
–Kiedyśtańczyłyśmywjednymzespole.
Xanderuśmiechnąłsięznacząco.
–Domyślamsię,żeniebyłatoharmonijnawspółpraca–powiedział.
–Stareczasy–odparłaAndywymijająco.
–Cowcalenieutemperowałojejżalów.
WAndynarastałaciekawość,cotakiegoTianaopowiadałaoniejXanderowiSter-
ne’owi,alewolałatejciekawościniezaspokajaćwobecnościDariusa,którybacz-
nieprzysłuchiwałsięrozmowie.Przecieżjużwcześniejmiałochotędowiedziećsię
więcejojejdoświadczeniachzTią.
–Odrobinazdrowejrywalizacji,towszystko–powiedziała.
–Odniosłemwrażenie,żesłowo„zdrowa”wżadnejmierzeniepasujedotejsytu-
acji–zauważyłXander,poczymzwróciłsiędoDariusa:–Natwoimmiejscuuważał-
bym, żeby ktoś nie wbił Mirandzie noża w plecy. Choć tamta kobieta próbuje to
ukryć,majakiśpoważnyproblem.
–Jużtozauważyłem,kiedywcześniejzniąrozmawiałem–odparłDarius.–Dlate-
gojedynąosobą,któraprzezkilkanastępnychgodzinzbliżysiędoplecówMirandy,
będęja!–dodał,rzucającAndywyzywającespojrzenie.
–Twojauwagabyłacałkowicienienamiejscu–oburzyłasięAndy,czując,żepie-
kąjąpoliczki.
–Aleodzwierciedlaprawdę–odparłDariuszirytującąpewnościąsiebie.
–Znaciesięoddawna?–spytałXander,obserwującichzrozbawionąminą.
–Zdecydowaniezadługo!
–Odkilkudni.
Andy i Darius odpowiedzieli jednocześnie, Andy z irytacją, a Darius z rozbawie-
niempodobnymdotego,któremalowałosięnatwarzyXandera.
–Byćmożewydajecisię,żedługo,aletozaledwiekilkadni,mojadrogaMirando
–dodałDarius.
– Cóż, chyba wiesz, co oznacza moje postrzeganie tego czasu, tak odmienne od
twojego: nie zapraszaj mnie już nigdy więcej – odparowała cierpko, prowokując
śmiechXandera.
–Ależ,Mirando,nieskarżęsię.–Dariuspołożyłdłońnajejręce.–Wręczprze-
ciwnie–dodał.
–Zaczynamczućsiętutajjakpiątekołouwozu–stwierdziłXander.
Dariusrzuciłmuznaczącespojrzenie.
–Wtakimrazieodszukajswojątowarzyszkęipowiedzjej,żebynawetniepróbo-
wała mnie podrywać. Nie ma cienia szansy – powiedział i nagle zobaczył coś, co
sprawiło,żestraciłhumor.–Cotomaznaczyć?Jakaśkonferencjarodzinna?Poco
matkaidzietudonas?
–Dlamnietoznak,żepowinienemsięulotnić.–Xandergwałtowniepodniósłsię
zkrzesła.
–Widzę,żenamatkętwójurokteżdzisiajniezadziałał–zakpiłDarius.
–Nienatyle,bymmiałochotęnakolejnepołajankizaspóźnienie–skrzywiłsię
Xander.–Bardzomiłobyłociępoznać,Mirando–dodałżyczliwie.
–Wzajemnie–zdążyłaodpowiedzieć,zanimodwróciłsięnapięcieizniknąłnaza-
tłoczonymparkiecie.
Kiedymatkapodeszładostołu,Dariuswstałuprzejmienajejpowitanie.
–Cozaszkoda.PrzedchwiląbyłtuXander,alewłaśnieodszedł–powiedział.
Catherinezmarszczyłabrwi.
–NiezXanderemchciałamporozmawiać.
–Nie?Szkoda.Mirandaijawłaśniewychodzimy.
Andyrzuciłamukarcącespojrzenie.Przecieżzaledwiekilkaminuttemuzapew-
niał,żeniepozwolijejwyjśćzbankietu,dopókiniezatańczą.Najwyraźniejprzyby-
cie matki zdziałało cuda. Jednak Catherine Latimer nie miała zamiaru rozmawiać
zsynem.ZwróciłasiędoAndy.
–Bardzoprzepraszam,żenierozpoznałampaniwcześniej–powiedziała,uśmie-
chającsięczarująco.–Niemogłamsobieprzypomnieć,dopieroCharlesuświadomił
mi,żetopani.Musiałamprzyjśćipogratulowaćtalentu.WidziałampaniąwGiselle
cztery…amożepięćlattemu.
Dariuszauważył,żeMirandapobladła.
–Tobyłoczteryipółrokutemu–odparła.
–Oczywiście!–zawołałaCatherina.–Cóżzatalent.Takobiecujący.Itakatrage-
dia.Paniwypadek…
–Mamo…
–Alewidzę,żenaszczęściewróciłapanidozdrowia–kontynuowałarozpromie-
nionaCatherine.–Wprzyszłymmiesiącuorganizujęgaloweprzedstawienie,zktó-
regozyskbędzieprzeznaczonynaceledobroczynne.Wiem,żepozostałoniewiele
czasu,alemożezgodziłabysiępanizatańczyćwnim?MożecośzJeziorałabędzie-
go?
–Mamo!
–Darius,nieprzerywajmi,kiedyrozmawiamzpaniąJacobs.
Matkarzuciłamupoirytowanespojrzenie,poczymwróciładorozmowyzAndy.
–Wszyscybylibyzachwyceni!–dodała.
– Mamo, przestań! – zagrzmiał Darius, widząc, że Andy jest blada jak upiór,
awjejszerokootwartychoczachczaisięrozpacz.–Mirandaniezatańczynatwo-
imprzedstawieniuaniwprzyszłymtygodniu,aninigdy.
PociągnąłAndyzarękę,bywstała,iobjąłjąopiekuńczowtalii.
– Jesteś niewybaczalnie despotyczny, mój synu – Catherine zmarszczyła czoło. –
PaniJacobszpewnościąjestwstaniewypowiadaćsięwewłasnymimieniu.
Akuratwtymmomencieniebyłotoprawdą.Dariuswręczmiałwrażenie,żejeśli
wciąguminutyniezabierzeMirandysprzedobliczamatki,tobiedaczkazrobijed-
ną z dwóch rzeczy: albo zachowa się wyjątkowo nieuprzejmie wobec Catherine,
czego, oczywiście będzie później żałować, albo zemdleje, czego również będzie
późniejżałować.Przecieżostatnim,naczymMirandziemogłozależeć,byłozwró-
cenie na siebie uwagi. Z pewnością nie chciała, by rozpoznało ją więcej ludzi niż
jegomatkaiojczymorazTiaBellamy.BezwątpieniaMirandaniechciałarobićscen
naoczachTii.
Dariuszacisnąłmocnozęby.
–Jakjużpowiedziałem,mamo,Mirandaijawychodzimy.
–Ależ…
DariusposłałCatherinespojrzenie,któresprawiło,żezamilkławpółsłowa.
–Zadzwoniędociebiejutro,mamo–obiecałzdawkowoi,nieczekającnaodpo-
wiedź, wyprowadził Mirandę z zatłoczonej i głośnej sali bankietowej. Kiedy szedł
kołoniej,miałświadomość,żejestbladaicaładrży.
Miałteżświadomość,żetoonzmusiłjąszantażem,bydziświeczorempojawiła
sięwtymgnieździeżmij.
ROZDZIAŁSZÓSTY
DariusbłyskawiczniewyprowadziłMirandęzhotelu,agdytylkoprzyprowadzono
samochód,usadziłjąwfotelupasażeraizatrzasnąłdrzwi.
PrzezkilkaminutjechalizatłoczonymiulicamiLondynuwabsolutnymmilczeniu.
Widaćbyło,żeMirandajestwciążwstrząśniętarozmowązCatherine,aDariusnie
przestawałobwiniaćsięzato,żezaciągnąłjąnabankiet,podczasktóregodwukrot-
nieznalazłasięwwielcekrępującejsytuacji:pierwszyrazspotkawszyTięBellamy,
adrugirazpodczasrozmowyzjegomatką.
Cojejprzyszłodogłowy,bypodejśćdoMirandyiprosić,bywystąpiłanaorgani-
zowanymprzezniąprzedstawieniu?Nie,niebędziewiniłmatkizato,coprzytrafiło
sięMirandzie.Toonsamponosiodpowiedzialność.Mirandawogóleniechciałaiść
znimnatękolację.Zmusiłjądotego.Natomiastrozmowazmatkąniezepsuławie-
czoru,atylkodopełniłaczarygoryczy.Atmosferazaczęłasiępsućodmomentuspo-
tkaniazTiąBellamy.
–Przepraszam.
Andybyłatakpochłoniętamyślami,żeminęłokilkachwil,zanimdotarłydoniejte
słowa. Otworzyła szeroko oczy. Czyżby arogancki Darius Sterne wydusił z siebie
przeprosiny?Ajeślitak,tozacodokładnie?Bożeprzeprosićpowinien,niemiała
wątpliwości.Caływieczórokazałsięjednąwielkąkatastrofą.Obecnośćnakolacji
była męczarnią. Poznanie jego rodziców – wyjątkowo stresujące. Spotkanie z Tią
Bellamyjeszczebardziej.Wspomnienietego,doczegodoszłowsalikonferencyjnej,
natychmiastwywoływałouAndyrumieniecnatwarzy.RozmowazXanderemprzed
kolacjąokazałasiędośćszczególna,ujawniając,żemaonbardziejskomplikowaną
osobowość,niżmożnabywywnioskowaćzdoniesieńprasowych.ApropozycjaCa-
therine Latimer, by zatańczyła na organizowanym przez nią koncercie galowym,
była wręcz szokująca. Choć, co Andy musiała przyznać, również dość intrygująca.
Doskonalewiedziała,żeniemaszans,byznówtańczyćwbalecie.Kościbiodrowa
iudowasąjednaknatylesilne,żeniezaszkodząimanicodziennezajęcia,animało
forsownetańczeniewszkole.Toprawda,żeAndyniejestjużwstaniesprostaćwy-
mogomkarierybaletowej,alenieoznaczato,żewogóleniemożetańczyć.Popro-
stumusiałabyograniczyćczasnascenie.Trwającypięćlubdziesięćminutwystęp
wcelachdobroczynnychbyłnietylkomożliwy,leczrównieżkuszący.Bardzokuszą-
cy.
CzyżbypoważnierozważałapropozycjęCatherineLatimer?
Wciążniewiedziała,zacokonkretnieprzepraszałjąDarius,skorocaływieczór
wypełnionybyłrozmaityminiefortunnymizdarzeniami.Dotegostopnia,żeAndyna-
glepoczułarozbawienie,anawetchęć,byroześmiaćsięhisterycznie.Ażtylekosz-
marnych sytuacji miało miejsce w ciągu zaledwie kilku godzin. Trudno sobie wy-
obrazić,bymogłobyćgorzej.ChybażenabankieciepojawiłabysięKim,wyrażając
głośnodezaprobatędlaDariusaSterne’a.
Andynieprzypuszczała,żebyzapraszającjąnakolację,Dariusmógłprzewidzieć
taką huśtawkę emocji. Prychnęła głośno, próbując zapanować nad histerycznym
śmiechem,którypróbowałwyrwaćsięnawolność.Napróżno.
–Cosiędzieje?–spytałDariuszniepokojemwgłosie,słyszącdziwneodgłosydo-
chodzącezzamkniętychustAndy.–Błagam,niepłacz!–jęknął,nerwoworozgląda-
jącsięzabocznąuliczką,wktórąmógłbyskręcićizaparkować,anastępnieprzytu-
lićMirandę.
Andyzasłoniłatwarzrękami,ztrudempróbujączdusićkwilenie.
–Cholerajasna!–wymamrotałpodnosem,nieczekającjużnato,ażznajdziedo-
godnemiejscedozaparkowania.Włączyłkierunkowskaz,byzmienićpas,iskręcił
kierownicę.
Gestem dłoni przeprosił paru kierowców, którzy zareagowali na jego nagły ma-
newr,wciskającklakson.Zdawałsobiesprawę,żewymusiłnanichprzyhamowanie,
alewtymmomencieliczyłasiędlaniegotylkoMiranda.
Udałomusięskręcićwwąskąuliczkę.Zatrzymałbentleyaprzychodniku,wyłą-
czyłsilnikiwziąłMirandęwramiona.
–Przepraszam,żenaraziłemciędzisiajnatyleprzykrości–powiedziałcicho,zlu-
bościąwdychajączapachjejwłosów.
Andynadalzasłaniałatwarzdłońmi,usiłującpowstrzymaćdygotanieramion.Da-
riusniewiedział,jakzareagowaćnałzykobiety.AszczególnienałzyMirandy.Był
przyzwyczajonydotego,żepięknedamy,zktórymisięspotykał,dąsająsię,bycoś
natymzyskać.Cowięcej,przezlatazdążyłsięuodpornićnamanipulacjeemocjo-
nalnematki.
AleMirandanienależaładotegotypukobiet.Byłazbytprostolinijna,bystosować
szantażigraćnauczuciachmężczyzny.
–Mirando…
Zamilkł,boopuściładłonieipodniosłananiegowzrok.Zniedowierzaniemzauwa-
żył,żecoprawdapojejpoliczkachspływająłzy,aleMirandapłacze…ześmiechu.
Widzącjegozaskoczonąminę,Andypokręciłagłową.
–Przyznaj,żedlaciebierównieżbyłtowyjątkowokoszmarnywieczór–wydusiła
zsiebie,próbujączapanowaćnadśmiechem.–Niemogłobyćgorzej.No,chybaże
zabrałabymnabankietmojąstarszą,wiecznieniezadowolonąsiostrę.
Darius wypuścił ją z objęć i powoli oparł się o fotel. Przyglądał się Mirandzie
zniedowierzaniem.Zjegodoświadczeniawynikało,żekażdainnakobietastarałaby
sięwykorzystaćpodobnąsytuację,obarczającgoodpowiedzialnościąipróbującjak
najwięcejugrać.AlenieMiranda.Mirandapokładasięześmiechu.
Cowięcej,porazpierwszyDariusmiałokazjęzobaczyć,jakMirandaśmiejesię
szczerze.Wyglądamłodoiradośnie.Atakżeniesłychaniepięknie.
ZdrugiejstronyDariusniebyłnastoprocentpewien,jakmarozumiećjejsłowa.
Czyżby oznaczały, że oceniała czas spędzony wspólnie w sali konferencyjnej jako
koszmar?
–Dajspokój!–zawołała,widzączmarszczoneczołoDariusa.–Musiszprzyznać,
żebyłostrasznie.Takstrasznie,żemożnasiętylkośmiać.–Otarłałzychusteczką
wyciągniętąztorebki.
–Możeimaszrację–burknąłDariusniechętnie.
–Miałamwrażenie,żejestemwfilmiekatastroficznym–zażartowałaAndy.
Spojrzałnaniązirytacją.
–Niewszystkowtrakciewieczorubyłokatastrofą–stwierdziłzprzekąsem.
Andyudała,żezastanawiasięnadjegosłowami,mającnadzieję,żewpółmroku
Dariusniezauważyjejrumieńców.Aświadczyłyoneotym,żedoskonalewie,oco
muchodzi.
–Cóż,raczejnie–przyznałamuwkońcurację.–Naprzykładspotkanieztwoim
bratemokazałosiębardzomiłe.
Dariusposłałjejkarcącespojrzenie.
–Niewiem,czyniewolałemcię,zanimodkryłaś,żejednakmaszpoczuciehumo-
ru.
Słysząctęuwagę,Andyspoważniała.
To prawda, ostatnie lata były smutne. Być może rzeczywiście straciła poczucie
humoru…Alejeślitakbyłofaktycznie,tozpewnościąwłaśniejeodzyskała.Ibar-
dzosięztegocieszyła.Mogłaalbosięśmiać,alboużalaćnadsobązespuszczoną
głową.Aletegodrugiegoniezamierzałarobić.Jużnigdywięcej.
–Mojauwaganiemiałanicwspólnegozhumorem.Xanderjestwyjątkowoprzy-
stojnymmężczyzną,akiedyrozmawialiśmypokolacji,byłwręczczarujący.
–Wodróżnieniu…?
–Xanderjestwyjątkowoprzystojnyiczarujący–powtórzyłaAndylakonicznie.
–Chybaniechceszpowiedzieć,żeXanderbyłczarujący,kiedywszedłdohotelu–
zaprotestowałDarius.
–Przyznaję,byłczymśprzygnębiony,aleszybkodoszedłdosiebie.
–Cochceszprzeztopowiedzieć?
Andywzruszyłaramionami.
–Nawetprzedkolacjąbyłowidać,żetoniejestjegotypowysposóbbyciaiżena
codzieńniejestponurakiem.
–Wodróżnieniuodinnych?
Andyzrobiłaniewinnąminkę.
–Jakjużpowiedziałam,uważam,żejestwyjątkowoprzystojnyiczarujący.
Dariusnadarmopróbowałzapanowaćnadrozweseleniem.
–Naprawdęuparłaśsię,żebyzniszczyćmojeego–zaśmiałsięgłośno.
–Uważam,żeodrobinapokorykażdemusięprzyda–odparłaAndyzadziornie.
Dariuszdałsobiesprawę,żecorazbardziejpodziwiailubitękobietę.Mimobar-
dzomłodegowiekutakwielejużprzeszła.Aleporadziłasobie.Niejestosobą,któ-
rałatwodajesiępokonać.Znalazłainnysposóbspełnieniazawodowego,aterazod-
zyskała umiejętność śmiania się, zarówno z samej siebie, jak i z innych. Nawet
mimoprzykrości,którychdoznaładziświeczorem.
–Zjeszjutrozemnąlunch?–spytałDarius,niedającsobieczasunazastanowie-
nie,czyjesttorozsądnapropozycja.Zrozumiał,żeMirandazdołałasięprzedrzeć
przezmur,którymwielelattemuotoczyłwłasneemocje.Cowięcej,uświadomiłso-
bie,żenietylkopożądaMirandy,aleipragniesięniąopiekować.Niechciał,byktoś
jązranił.TakjakTiaBellamy,którastanęłanagłowie,byjąponiżyć.Jakjegowła-
snamatka,która,coprawda,niemiałazłychzamiarów,alesprawiłajejprzykrość.
ADariusnicchciałoglądaćMirandynieszczęśliwej.Zażadneskarby.
Andyspojrzałananiegozpowagą,aleiprzyjaźnie.
–Wjakimcelu?–spytała.
–Możepoprostuchciałbymzjeśćztobąlunch?
–Aletoniedziela.
–Icowzwiązkuztym?
Wzruszyłaramionami.
–Niedzielatodzień,któryspędzasięzrodziną,jedzącpieczeń,oglądającstare
filmywtelewizji…tegotypurzeczy.
–Towłaśnieplanujesznajutro?
–Nie–odparłaAndyznamysłem.–Aletylkodlatego,żeKimiColinwybierająsię
dojegorodziców.
Dariuspokiwałgłową.
– Brzmi to bardzo idyllicznie, ale moja matka ani razu w życiu nie przyrządziła
wniedzielępieczenidlarodziny.Inigdynieoglądaliśmyrazemstarychfilmówwte-
lewizji–przyznałsmutno.
Andyzrobiłosięprzykro.
Kiedy jej rodzice jeszcze żyli, i kiedy czas pozwalał, Andy zawsze spędzała nie-
dzielęzrodziną.Zazwyczajpomagałamamiewgotowaniu,apotemwszyscy,obje-
dzeni,rozsiadalisięnakanapieioglądalirazemdobrefilmy.
W odróżnieniu od niej, Darius był multimiliarderem. Mógł sobie pozwolić na
wszystko,oczymtylkozamarzył,miałpewniesłużbęikucharza,mógłjadaćwnaj-
droższych restauracjach świata, ale nigdy nie zaznał przyjemności spędzenia nie-
dzielnegopopołudniaprzydomowymobiedziezrodziną.
–Niemamochotywychodzićnalunch,alejeślichceszprzyjśćdomniejutrokoło
wpół do pierwszej, to możemy razem zjeść. I nie zamierzam skłaniać cię do tego
szantażem–dodałasarkastycznie.
Poczymnatychmiastskarciłasięwduchuzato,żewogólegozaprosiła.Topraw-
da,wieczórbyłnatylekoszmarny,żeażśmieszny,aleniemożeuciekaćodfaktu,że
Dariuscałowałjąipieściłintymniejniżjakikolwiekinnymężczyznawjejżyciu.Iże
zapraszając go jutro do siebie, bez względu na powód, prosi, by to powtórzył.
Wręcztegożąda.
–Twojemuszwagrowinicniegrozi–powiedziałDarius.–Okazałosię,żejestnaj-
lepszym informatykiem spośród tych, których zatrudniamy we wszystkich oddzia-
łachMidasEnterprisesnaświecie.–Spojrzałnaniązprzekorą.
–Cieszęsię.Alezaproszenienaniedzielęwciążjestaktualneimamnadzieję,że
zniegoskorzystasz.Wartospróbowaćczegośnowego–dodała.
Niewiadomodlaczego,Dariuszrobiłpoirytowanąminę.
–Niejesteśmojąmatką!–burknął.
Andy zrobiła wielkie oczy. Biorąc pod uwagę okoliczności, jego reakcja była nie
tylkoniezrozumiała,alewręczżenująca.
–Chybaobojewiemyotymdoskonale–odparłazprzekąsem.
–Ajazapewniamcię,żenieczujęsięnieszczęśliwyztegopowodu,żemojamat-
kanigdynieprzyrządzaławniedzielępieczeni.
Oczywiście,żenieczujesięnieszczęśliwy.JestDariusemSterne’em,miliarderem
ibiznesmenem.Człowiekiem,którymadomywrozmaitychzakątkachświata.Który
jestwłaścicielemprywatnegoodrzutowca.Któryzapłaciłtysiącefuntówzadwabi-
letynabankietdobroczynny.Coonasobiemyślała,zapraszającgowniedzielęna
domowyposiłek?
Westchnęłaciężko.
–Cóż,chciałambyćmiłaiodwdzięczyćsięzatwojezaproszenie.
–Dotegonieuciekającsiędoszantażu–skwitowałjejsłowaironicznie.
–Potraktujtozaproszeniejakoniebyłe.
–Obraziłemcię?
–Niełatwomnieobrazić–odparłanaburmuszona.
–Lunchuciebie,topomysł…
–Nudny.Przyziemny.–Andypokiwałagłowązrezygnacją.–Zapomnijmy,żecię
zaprosiłam.
– Nie, prawdę mówiąc, pomysł jest… – Darius przerwał, nie wiedząc co powie-
dzieć.
WizytauMirandywdomuiposiłekprzezniąprzygotowanytowgruncierzeczy
perspektywa spędzenia miłego dnia. W intymnej atmosferze. Choć równocześnie
coś, czego Darius zazwyczaj unikał w kontaktach z kobietami. Co nie znaczy, że
którakolwiekzmodelekicelebrytek,zktórymispotykałsięwprzeszłości,wogóle
wpadłanatakipomysł.
–Bardzomiodpowiadatwojezaproszenie.Dziękuję–skończyłszybko.–Przynio-
sęwino,dobrze?
Andyniepoprawiłotospecjalnienastroju.Poważniewątpiła,byDariuskiedykol-
wiekmiałokazjęzjeśćposiłekugotowanyprzezkobietę,zktórąsięspotykał.Nie
uważała, by został przez to pozbawiony czegoś ważnego w życiu, choć sama nie
chciałabyjadaćprzezcałeżyciewyłącznietego,coprzyrządzikucharzwdomulub
wekskluzywnejrestauracji.
Możebyciemiliarderemjednakmapewnesłabestrony?
Niewątpiłaprzytym,żebrakproblemówfinansowychjestwspaniały.Pozostaje
jednakjeszczekwestiaprostych,życiowychprzyjemności.Takichjakrodzinnepo-
siłkiiwspólnespędzanieczasu.Spacerypolesie.Cieszeniesięwmilczeniuobecno-
ściąkogośbliskiego,ktoakuratzajętyjestlekturąksiążki.Czypieniądzepotrafią
toDariusowizastąpić?
Choćmożewtymprzypadkumazastosowaniezasada,żeczłowiekowiniemoże
brakować czegoś, czego nigdy nie zaznał? Tak czy inaczej, lunch w jej skromnym
mieszkankubędziedlaDariusanowymdoświadczeniem.
–Butelkadobregoczerwonegowinatodobrypomysł–odparła,postanawiając,że
przyrządzitypowąniedzielnąpieczeńzewszystkimitradycyjnymidodatkami.–Inie
musiszsięstroić–dodała.
DotejporywidywałaDariusawyłącznieweleganckimubraniu,szytymnamiarę
garniturzelubsmokingu.Ciekawe,jakwyglądawbawełnianejkoszulceopinającej
muskularnytorsispranychdżinsach…
Nasamąmyślpoczułaniespodziewanepodniecenie.Iuświadomiłasobie,żetego
typumyślijedyniezaostrzająproblem,którymazDariusem.Choćtrudnouwierzyć,
żemożnagozaostrzyćjeszczebardziej.
–Czymógłbyśodwieźćmniedodomu?Wieczórbyłpełenwrażeń.Czujęsięzmę-
czona–powiedziała.
PrzezkilkadługichsekundDariusprzyglądałsięuważnieMirandzie,dostrzegając
uroczerumieńcenajejpoliczkach,błyskwzielonychoczachiwydatnewargi.Ma-
rzyłotym,byznówmócjepocałować,posmakowaćMirandyiprzytulićjątak,jak
przytulałparęgodzintemu.
Ogromnymwysiłkiemwoliprzekręcił kluczykwstacyjcei ruszyłwstronę domu
Mirandy,milcząciniespoglądającnaniąanirazu.Mimotobyłwpełniświadomyjej
obecności, promieniującego od niej ciepła, woni, którą już kojarzył z jej osobą.
Obecności,aletakiej,którapomimomilczenianiejestniezręczna,aprzyjazna.
Intymna.
Choćto,conajwyraźniejzaistniałomiędzynimi,stawałosiędlaniegozbytintym-
ne.
Zbytintymne,bostanowiącezagrożeniedlajegoosobistejwygody.
KiedynastępnegodniaDariuspojawiłsięwmieszkaniuMirandy,poczułfizyczny
dyskomfort.Otworzyłamudrzwiwobcisłychdżinsachizbytdużejzielonejkoszul-
ce. Włosy spięła w koński ogon, a na twarzy nie miała ani śladu makijażu. Była
boso.
Jejcałkowicienaturalnaurodasprawiła,żenachwilęodebrałomumowęinatych-
miastwyobraziłsobie,jakbierzejąpożądliwiewramionaizasypujepocałunkami.
Ale to ostatnie, co Darius byłby gotów zrobić, biorąc pod uwagę, że nie spał całą
noc,aranomiałochotęzadzwonićdoMirandyiodwołaćspotkanie.Niechciałjed-
nak, by się domyśliła, co jest jego prawdziwym motywem, czyli świadoma próba
zdystansowaniasięodniej.
Zabardzozbliżalisiędosiebie.
Wstopniuwręczniebezpiecznym.
Choćzdrugiejstronywgłębiduszypragnąłmiećjąjaknajbliżej.
Chciałbydowiedziećsięoniejwszystkiego.Colubijadać.Jakijestjejulubionyko-
lor. Jakie filmy najchętniej ogląda. Kim są jej przyjaciele. Czego się spodziewa po
swojejszkole.Jaksobiewyobrażadalszeżycie.
I czego oczekuje od mężczyzny, którego pokocha. Tego pragnął dowiedzieć się
najbardziej.
Jednocześnie pragnął, by Miranda dowiedziała się tego samego o nim. To dość
ciekawe, bo nigdy dotąd nie chciał, by jakakolwiek kobieta poznała go aż tak do-
brze.
WystarczyłojednospojrzenienaMirandę,adoszedłdowniosku,żepowinienbył
słuchaćgłosurozsądkuiodwołaćspotkanie.
StojącawdrzwiachAndyprzyjrzałasięDariusowiuważnie.
–Wciążniejestzapóźnonato,bysięwycofać–powiedziała.
Dariusżachnąłsiępoirytowany.Czyżbymiałwszystkiemyśliwypisanenatwarzy?
Byćmoże.Nigdynieumiałdobrzeukrywaćemocjiiprzedewszystkimdlategosta-
rałsięusilnie,byichunikać.
–Wejdzieszdośrodka,czywoliszstaćnaschodach?Zaręczam,żeniebędziecitu
wygodniejeść,alewybórnależydociebie–zażartowałaAndy.
Dariusniewiedział,czyspowodowałtoapetycznyzapachdolatującyzkuchni,czy
teżsłowaMirandy,alebłyskawiczniepodałjejbutelkęwinaiwszedłdośrodka.Był
ciekaw,jakwyglądajejmieszkanie.
Okazało się, że to loft bez ścian działowych, o tej samej powierzchni co szkoła
piętro niżej. Ściany zewnętrzne były ceglane, a pod sufitem widać było ciemne,
drewnianebelki.Całośćpodzielononastrefy.Wkącieznajdowałasiękuchniawru-
stykalnym stylu, z wyspą służącą też za stół, przy której Andy postawiła już dwa
krzesła.Sofaifoteleprzykominkusprawiaływrażeniebardziejwygodnychniżsty-
lowych, a na podłodze leżały różnokolorowe dywaniki. Dominowały jednak barwy
natury–żółty,zielonyirdzawy.NaścianachwisiałyreprodukcjeobrazówDegasa
przedstawiającychbaletnice.Kilkaschodówprowadziłonaantresolę,któramieści-
ła,jakdomyśliłsięDarius,sypialnięiłazienkę.
Pomieszczenie było zaprzeczeniem każdego z jego ultranowoczesnych aparta-
mentówwróżnychczęściachświata,zLondynemwłącznie,urządzonychprzezzna-
nycharchitektówwnętrz.Wodróżnieniuodichsterylnego,chłodnegostylu,miesz-
kanieMirandybyłociepłe,wygodneiniezwykleprzyjazne.Panowaławnimatmos-
feraspokoju,sprzyjającarelaksowizdalaodzgiełkuświatazewnętrznego.
Rozglądającsiępownętrzu,Dariusmiałtakobojętnywyraztwarzy,żeAndynie
potrafiłaodgadnąć,oczymmyśli.Miałatylkonadzieję,żejejminateżnicniewyja-
wia,bo,prawdęmówiąc,rozbierałaDariusawzrokiem.Napawałasięjegomusku-
larnymi nogami w obcisłych dżinsach oraz masywnymi ramionami i barkami, któ-
rychzarysdoskonalebyłwidocznypodczarnąkoszulką.Włosymiałznówlekkopo-
targane,zupełniejakbyumyłjetużprzedwyjściemzdomuiniezdążyłułożyć.Wy-
glądałimponująco.Dotegostopnia,żeAndypoczuładrżeniekolan.
Spędziła kilka godzin, zastanawiając się, w co powinna się ubrać. Przymierzała
kolejnestroje,rzucającjeniedbalenałóżko.Ostateczniewybórpadłnato,coza-
zwyczajnosiwniedzielę,czyliwygodnedżinsyionumerzadużąkoszulkę.Postano-
wiłazadbaćowłasnykomfort,wiedząc,żekilkanastępnychgodzinwtowarzystwie
Dariusaniebędzienajłatwiejszych.
– Bądź tak miły i otwórz wino, żeby pooddychało, a ja w tym czasie dokończę
przygotowania–zaproponowała,kładąckorkociągnablacie,poczymodwróciłasię
wstronękuchenki,byzamieszaćsos.
Tobyłfatalnypomysł,doszładownioskuporazsetnyodmomentu,kiedyzaprosi-
łaDariusanalunch.Zsamegoranaposzłanazakupy,wciążmającnadzieję,żekie-
dywrócidodomu,znajdziewpoczciegłosowejwiadomośćodDariusaodwołującą
dzisiejsze spotkanie. Wreszcie, wczesnym przedpołudniem, zaakceptowała to, co
nieuniknione: będzie musiała spędzić kilka godzin w towarzystwie Dariusa i zjeść
znimposiłek.
Aletowszystko.Niebędąoglądaćrazemtelewizjirozciągnięciwygodnienaka-
napie. Podobnie jak nie będą się oddawać żadnym innym zajęciom relaksacyjnym,
którewtowarzystwieDariusaoznaczajądlaniejtylkopoważneryzyko.
–Cudo–powiedziałnagleDarius,stająctakbliskoAndy,żepoczułanakarkucie-
płojegooddechu.
–Cóż,prawdziwydom–skwitowałajegosłowa,nieodwracającsięnawetodku-
chenki.
–Niemiałemnamyśliwystrojumieszkania–powiedziałłagodnymtonem.
Niedobrze.
Tonaprawdębyłfatalnypomysł.
Pewnienajgorszywjejżyciu.
Andywzięłagłębokioddech,odwróciłasięinapotkałajegozniewalającespojrze-
nie.
–Chceszpokroićmięsoprzystoleczywolisz,żebympokroiłajeteraziodrazu
nałożyłanatalerze?–spytała,ztrudempanującnaddrżeniemgłosu.
DoDariusaledwiedotarłyjejsłowa.Pożerałwzrokiemjejpełneusta,bezszmin-
ki,ichciałjenatychmiastpocałować.Apotemzerwaćzniejkoszulkęibiustonosz,
by móc znów posmakować tych cudownych piersi. Ściągnąć jej dżinsy i bieliznę.
Jednymsłowem,nareszcieskończyćto,corozpoczęlipoprzedniegowieczoru:cało-
waćjąipieścić,ażdoprowadzidorozkoszy.
Nicztegoniemieściłosięwplanie,któryDariusułożyłsobiewgłowie,zanimtu
przyszedł:zjeśćposiłekzMirandą,podziękowaćjejuprzejmieiwyjść.
Cóżjestwniejtakiego,coodbieramupanowanienadsobą,coniepozwalatrzy-
mać dystans, co sprawia, że władają nim emocje, których nigdy nie doświadczył?
Przecież Miranda w ogóle nie mieści się w jego wyobrażeniu kobiety, a przede
wszystkim,jaknajegogust,jestzbytniewinnainiedoświadczona.Gdybysiędowie-
działa,corobiłzniąwmyślach,kiedyleżałzeszłejnocywłóżku,niemogączasnąć,
pewnieuciekłabyzkrzykiem.
–Darius?
Otrząsnąłsięzmyśliizrobiłkrokdotyłu.
–Będziemimiło,jeślisamapokroisz–odparłwreszcie.
Kiedysięodwrócił,Andywzruszyłaramionami.Jejojcieczawszekroiłpieczeńna
stole, a teraz Colin kontynuuje tę domową tradycję. Ale jest ona przypuszczalnie
zbytprzyziemnadlawyrafinowanegomiliardera.
Przypuszczalnie?
Dariusmatakiepojęcieotym,czymjestprawdziwydom,codzikikotzdżungli.
Ijestrówniegroźny.Nawetporuszasięjakkot,zauważyłaAndy,ukradkiemwodząc
wzrokiemzaDariusem,którypodszedłdościanyioglądałreprodukcjenaścianie.
–Wszystkowporządku?–spytał,odwracającsięwstronękuchni.
–Tak,jaknajbardziej–odparłazakłopotana,żezamiastpodawaćlunch,napawa
wzroksylwetkąDariusa.
Aprzecieżniepowinnazwlekać.Imszybciejgośćzje,tymszybciejwyjdzie.
ROZDZIAŁSIÓDMY
–Nietylkopiękna,aleiświetnakucharka!–DariusspojrzałzuznaniemnaMi-
randę,gdyskończyliwspaniałylunch.
Wspaniałynietylkodlatego,żejedzeniebyłowyjątkowosmakowite.
Kiedyopadłonapięcieiobojezabralisięzapieczeń,rozmowapopłynęławsposób
naturalny, a Darius uzyskał odpowiedzi na kilka pytań, zaspokajając wcześniejszą
ciekawość. Ulubionym kolorem Mirandy był czerwony, ulubioną kuchnią włoska,
aponadtonamiętnieczytywałakryminały.AponieważDariusteżuwielbiałtakąlite-
raturę,rozgorzałamiędzynimigorącadyskusjaorozmaitychautorachiksiążkach.
–Mamwielezalet–odpowiedziałaAndyżartobliwieiwstała,byzebraćtalerze.
WtymmomencieDariuschwyciłjązarękę.
–Zostańidopijwino,ajaposprzątam–zarządził.
–Nietylkoprzystojny,aleipomocny–odwdzięczyłasiękomplementem.
–Pozostańmyprzytympierwszym–zażartowałDarius.
Mirandapomyślałazuznaniem,żeDariuszręczniewybrnąłzsytuacji.
–Czyżbyśniemiałarmiisłużących,którzytakierzeczyrobiązaciebie?–spytała,
niedajączawygraną.
–Dajspokój,niepsujmymiłegodnianiepotrzebnąwymianąsłów–odparłkpiąco,
poczymzmrużyłoczypodejrzliwie.–Amożetakimaszzamiar?
Czydotegowłaśniedąży?Byznówpojawiłsięmiędzynimidystans?Możezacho-
wujesięprowokacyjnie,boniepokoijąto,żeczasupływaimmiło?Dariusodprężył
sięjaknigdywcześniej.Jedząc,rozmawialioksiążkach,teatrzeisztuce.Doskonałe
winoniewątpliwieprzyczyniłosiędotakdobrejatmosfery.
Ale to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, przypomniała sobie stanowczo
Andy.Dariusjest…kimjest.Onasamateż.Pozatymmieszkaniemipozatąchwilą
wiodązupełnieinneżycie.Zbytodmienne,byspotkaćsięrazjeszcze.
NawetjeśliDariustozaproponuje.Czegoniemożnawykluczyć.
–Najwyraźniejmamrację–skwitowałjejmilczenie.–Cozrobiłem,żetakbardzo
minieufasz?Pozazaszantażowaniemcię,żebyśposzłazemnąnabankiet?–spytał
przekornie.
–Atoniewystarczy?–Andypodniosławzrokzrozgniewanąminą.–Normalnilu-
dzienieszantażująinnych,bysięznimispotkali.
–Tylkoponieważuparłaśsięjakosioł,żenieprzyjmieszzaproszenia.
–Itodałociprawo,żebymnieszantażować?
–Dałomiprawoużyciawszelkichkoniecznychśrodków.
–Nie,Darius,niedało.–Pokręciłagłową.
Spojrzałnaniązezniecierpliwieniem.Najwyraźniejrozejmzostałzerwany.
–Sprawdź,czywtelewizjijestcościekawego,ajaprzeztenczaspozmywam–
zaproponowałniespodziewanieDarius.
Andyotworzyłaszerokooczy.
–Niespieszyszsięnigdzie?–spytała.
Toprawda,Dariuspoczątkowozamierzałwymknąćsięzarazpoposiłku.Jednak
towarzystwo Mirandy okazało się dziś wyjątkowo miłe, bardziej autentyczne niż
wszystko,czegodoświadczałodwielulat.Iniemiałnarazieochotyzniegorezy-
gnować.
–Odniosłemwrażenie,żeoglądaniefilmówjestelementemrytuałurodzinnego–
stwierdził.
Andyzamrugałapowiekami.
–Niejesteśdlamnierodziną.
–Możemyudawać,żejestem–odparłżartobliwie.
–Nie,niemożemy.
–Nie?Dlaczego?
Andyniepotrafiłasobiewyobrazićnikogo,ktomniejpasowałbydojejrodziny.Po-
nadtobyłaniecowytrąconazrównowagiplanemDariusa,byzostaćdłużej.Przewi-
dywała,żepodwóch,trzechgodzinachbędziegomiałazgłowy.
–Cozazwyczajrobiszwniedziele?–spytała.
Wzruszyłramionami.
– Zazwyczaj pracuję – odparł, a jego uwadze nie umknęło, że Miranda zrobiła
wielkieoczy.–Bogactwotonietylkoimprezowanieiwakacjenaprywatnymjach-
cie. Oczywiście ma swoje dobre strony, ale Midas Enterprises jest właścicielem
spółeknacałymświecie,którezatrudniajątysiąceludzi.Tozaśoznaczawielkąod-
powiedzialność,zarównozatefirmy,jakiichpracowników.
–Biednybogatychłopiec–zadrwiłaAndy.
–Czasamitak,choćpewnietrudnowtouwierzyć.
Prawdę mówiąc, Andy już zdążyła sobie uświadomić, że wielkie zaszczyty ozna-
czająrówniewielkąodpowiedzialność.Choćpewniemiłobyćtakbogatym,jakDa-
riusiXander,imócsobiepozwolićnawszystko,czegoduszazapragnie,torówno-
cześnie,byprowadzićtylefirmnacałymświecieizapewniaćbytichpracownikom,
trzebabardzociężkopracować.
–Wtakimrazieproponujęzostawićbrudnenaczyniaispalićto,cozjedliśmy.Pój-
dziemy na spacer do parku naprzeciwko. A po powrocie wybierzemy film, który
chcemyobejrzeć.Cotynato?
–Spacerpoparku?
Andyuśmiechnęłasię,ponieważusłyszałanutęzdziwieniawjegogłosie.
–Napewnootymkiedyśsłyszałeś.Stawiasiękolejnekroki…
–Wiem,cotojestspacer,Mirando,alemiałemnamyśliinny,przyjemniejszywysi-
łek–zerknąłnaniąznacząco.
– …i oddycha świeżym powietrzem – kontynuowała Andy z uporem, czując, że
paląjąpoliczki,bodoskonalezrozumiałaaluzjęDariusa.–Podziwiakwiaty,przyglą-
da kaczkom w stawie, ludziom, którzy wyprowadzają psy na spacer i dzieciom na
placuzabaw.Towłaśnieto,comy,mniejuprzywilejowani,robimypoobiedziewcie-
płe,słoneczneniedzielnepopołudnia.
–Bardzozabawne.
Andy zaśmiała się i ściągnęła gumkę spinającą włosy, dzięki czemu swobodnie
opadłyjejnaramiona.
–Przestańkomentowaćichodź!–zarządziłaiwsunęłastopywpantoflestojące
przydrzwiach.
–Jesteśdziśokropnieapodyktyczna.
–Nienarzekaj!Ugotowałamciposiłek.
–Nienarzekam.Kuwłasnemuzaskoczeniuchybapodobamisiętenpomysł–po-
wiedziałDariusipodszedłdoMirandy.–Włóżkuteżrządzisz?
Andypoczuładreszcznaplecachifalęgorącawlędźwiach.
–Jesteśjużgotówdowyjścia?–spytałaniecierpliwie.
Kiedywyszlinaulicę,Dariuswciążśmiałsiępodnosemzjejreakcji,czymspra-
wił,żeAndynaburmuszyłasięlekko,tymbardziejżebezpytaniachwyciłjązadłoń
ipociągnąłwstronęparku.
–Czyterazmożemywreszciezająćsięmojąulubionąformąwysiłku?–spytałDa-
rius,gdyobjąłMirandęzarazpopowrociedodomu.
–Darius…
–Całymigodzinamicierpiałemmęki,oglądająccięwopiętychdżinsachiwyobra-
żającsobietwojepiersipodkoszulką–jęknął.
–Myślę,żetakniewypada.
–Zpewnościązadużomyślisz.–Położyłdłońnajejpoliczkuipogładziłdelikatnie
kciukiem.
–Atyzpewnościązamało–odparowałaAndy.–Dzisiejszespotkanie,lunch,spa-
cer po parku to wszystko, na co możemy sobie pozwolić, więc nie komplikujmy
sprawy–kontynuowałastanowczo.–Obojewiemydoskonale,żeniespotkamysię
jużwięcej.
Dariusowistężałatwarz.
–Niepodobamisięto,comówisz.
–Trudno–skrzywiłasię.
– Teraz się pocałujemy i nie będziesz mnie powstrzymywać – stwierdził Darius
stanowczo.
Nieodrywającwzrokuodjejoczu,pochyliłgłowę,aonarozchyliławargiiwes-
tchnęłacicho,gdydotknąłichustami.Chwyciłagowpasieiwsunęładłoniepodko-
szulkę,dotykającopuszkamipalcówtwardychmięśni.
–O,tak,chcęczućtwojedłonienaciele–wyszeptałDariuszmysłowo.Przesunął
wargamipojejpodbródkuiszyi.–Marzyłemotymodchwili,kiedyzobaczyłemcię
porazpierwszy.Ichcęskończyćto,cozaczęliśmywczoraj.
Andychciałazaprotestować,aleniezdążyła.Dariuschwyciłjąmocnozapośladki
iuniósłnadpodłogę.Zrozumiała,żeichspotkanietakmusisięskończyć.Oplotłago
nogami, a Darius zaniósł ją do kanapy i położył na niej, całując bez opamiętania.
Wsunąłdłoniepodjejkoszulkę,rozpiąłbiustonoszidotknąłpiersi.
CzującdotykDariusa,Andynaprężyłaplecy,agdychwyciłpalcamijejsutek,jęk-
nęłacicho.
– To niepotrzebne. – Darius ściągnął z Mirandy koszulkę i rozpięty biustonosz.
Zlubościąpopatrzyłnajejpiersi,niewielkie,alekształtne.Pogładziłje,rozkoszując
sięjedwabistąmiękkościąskóry, awkońcuprzywarł donichwargami,delikatnie,
ztrudempanującnadsobą,bopostanowiłcieszyćsiękażdymmomentemtegozbli-
żenia.Ipragnąłjejudowodnić,żeistniejemnóstwopowodów,bysięnadalspotykali.
–Chcęwięcej–jęknęłacichoAndy.–Proszę…
Dariuspowoliuniósłgłowę,bynaniąspojrzeć.
–Powiedz,czegopragniesz–zachęciłjąpodnieconymgłosem.
Andydyszałapłytko,wpatrującsięwbłyszcząceoczyDariusa.
–Powiedzmi!–zachęcał.–Chcętousłyszeć.
Zwilżyławargijęzykiem.
–Niewiem…
–Powiedz!–zażądał.
Andyzamknęłaoczy.
–Chcę,żebyśmniedotykał–jęknęła.
–Gdzie?
–Wszędzie.Popiersiach,międzynogami.Wszędzie…–przerwała,boDariuspo-
ciągnąłjązanogiirozpiąłzamekbłyskawicznyjejspodni.
WtymmomencieAndyprzypomniałasobieoczymśichwyciłagozadłonie.
–Wiemobliznach–powiedziałcichoDarius.
Andyzastygłaiwstrzymałaoddech.
–Skądwiesz?–spytałazaskoczona.
–Umiemwyciągaćwnioski–wyjaśnił,ściągajączniejdżinsy.–Słyszałem,żewy-
padekspowodowałpoważneobrażenia.
–Toniebył…–Andyprzerwała,boznównieomalwyrwałojejsięzust,żetowca-
leniebyłwypadek.Dawniejniktjejniewierzył,aterazniechciała,byDariusuznał
jązazgorzkniałąhisteryczkę.
–Iżeoperowanociękilkarazy–dodałzesmutkiemwgłosie.–Awpołączeniu
zgłupimikomentarzamiTiiBellamyosukienkachdokosteknietrudnobyłoodgad-
nąćresztę.
DariusodrzuciłściągniętedżinsyizlustrowałAndyodpasadostóp.Bliznyznajdo-
wały się wysoko na prawym biodrze. Przybladły co prawda mocno przez ostatnie
czterylata,alewciążbyływidoczne.
Andypróbowałazasłonićjedłonią.
–Niepatrz,sąohydne.
–Sączęściąciebie–poprawiłjąDarius.–Jakbliznywyniesionezbitwy–dodał,
anastępniepochyliłgłowęizacząłjepokoleicałować.
–Przestań–zawołałachrapliwymgłosem.
–Wszyscynosimyjakieśblizny,Mirando.Niektóresąwidoczne,innenie,alekaż-
dyznasmajakieśzprzeszłości.
PosępnytonDariusanieumknąłuwadzeAndy.Ciekawe,jakiewłasnebliznymiał
namyśli.Sądzącpowczorajszejrozmowiemiędzybraćmi,pewniechodziłooojca,
któregoXanderbezogródeknazwałbydlakiem.
Jednaktemyśliuleciały,gdypoczuła,żeDariusściągajejbieliznę.Akiedyrozchy-
liłjejnogiiukląkłmiędzynimi,jęknęłacicho.
–Jesteśpiękna–powiedziałniskim,chropowatymgłosem.–Całajesteśpiękna.
–Czujęsięnaga–odparłaAndywstydliwie.
–Natomiastjajestemnadmiernieubrany–odparł,próbujączłagodzićjejzażeno-
wanie,iściągnąłkoszulkę.–Taklepiej?
Kiedy tylko Andy spojrzała na jego nagi tors, zapomniała o wstydzie. Z lubością
wodziławzrokiempomuskularnejpiersi,szerokichramionachiwyrzeźbionychmię-
śniachbrzuchabeznajmniejszegośladutłuszczu.Widaćbyło,żeniespędzacałych
dnizabiurkiem.Lekkizarostpokrywałmupierśodszyiwdółichowałsięzapa-
skiemdżinsów.Pomyślała,żetoDariusjestpiękny.Nieskończenie.
–Chcęcięposmakować–wyszeptał,zsunąłsięniżejipołożyłnakanapie.
–Nie…orany!–jęknęłaAndy,czującniespodziewaniejęzykDariusamiędzyno-
gami.Wsunęłamupalcewewłosyizacisnęłamocno.
– Ty też mnie popieść – wymruczał po chwili Darius i uklęknął. Rozpiął spodnie
iściągnąłjeszybko.
Andywestchnęłazzachwytu,widząc,jakbardzojestpodniecony,imającświado-
mość,żetozajejsprawą.Zawahałasię,aletylkoprzezmoment,poczymchwyciła
twardą męskość, zachwycona miękkością skóry. Instynktownie dostosowała się do
rytmujegobioder,aonpochyliłgłowęizacząłpieścićjęzykiembrzuchipiersiAndy.
–Szybciej!–jęknąłrozpalonydoczerwoności.
Andyzacisnęłamocniejdłoń,czując,żeDariuswsuwapalcemiędzyjejnogi.Pod-
niecenieogarniałojącorazbardziej,grożącwybuchem,ażwkońcueksplodowało
kalejdoskopemdoznań,emocjiikolorów.WtymsamymmomencieDariusrównież
doszedł,przezkilkadługichchwilmiotanydreszczemrozkoszy.
LeżałnaAndydługo,bezsił,dyszącciężkoirozkoszującsiędotykiemjejpalców,
któregładziłyjegowłosy.Nigdywżyciunieprzeżyłseksutakintensywnie,niebę-
dącwstaniekontrolowaćnamiętności.
Najgorszebyłoto,żekochalisięnakanapiejakdwojenastolatków.Pewniebyłby
rozbawionytąmyślą,gdybyniefakt,żeprzeraziłagowłasnareakcja.Zachowałsię
jaknieopierzonymłokos.
Porazpierwszyuprawiałseks,gdymiałkilkanaścielat.Zawszeuważałtozafor-
męrelaksu,rozluźnienia.Jednaktymrazemprzydarzyłomusięcośzupełnieinne-
go. Odczuwał silną więź, emocje tak intensywne, że nie mógł się powstrzymać
przedwytryskiemwjejdłoni.Jakprawiczek.Nawetniezdążyłwniąwejść!
Cotomogłooznaczać?
Lubił Mirandę. A nawet ją podziwiał. Ale czyżby łączyło ich coś więcej? Czy to
wogólemożliwe?
Potrzebowałdystansu.
Natychmiast.
Musiałsięodniejoddalić.
Tyle że nie miał pojęcia, jak oderwać się od jej ciała, nie mówiąc już o wyjściu
zmieszkania.
Do licha! Jest Dariusem Sterne’em, miliarderem znanym z tego, że potrafi trzy-
maćemocjenawodzy.Dotegostopnia,żeniektórekobiety,zktórymibyłwcześniej,
oskarżałygoonieczułośćibezwzględność.
Wkońcudopuściłdosiebiemyśl,żeniemapojęcia,jakuciecodtejsytuacji,nie
sprawiającprzykrościMirandzie.Boprzecieżniemiałzamiarujejranić.Chciałtyl-
kooddalićsięnajakiśczas,bymócprzemyślećto,cozaszło.Spojrzećzperspekty-
wy.Aprzynajmniejjakiejśposzukać!
Tylkojak?
Nieuważałsięzaczłowiekaokrutnegowobeckobiet.Poprostunigdyniezaprzą-
tałyjegomyślipozasypialnią.
Alewiedziałjuż,żeMirandawniczymnieprzypominakobiet,zktórymiwcześniej
umawiałsięnarandki.Niebyłapodobnadomodelekiaktorek,zktórymilądował
włóżku.Aonerzadkooczekiwałyodniegodłuższegozainteresowania.Czyżbyza-
wszewybierałtakie,któreniestanowiłyzagrożeniadlajegolodowategoserca?
Byćmoże.
AleMirandabyłainna.
Byłakobietąniezwyklewrażliwą,zarównoemocjonalnie,jakifizycznie,więcjego
własnebliznyemocjonalneichłodnestosunkizmatkączyniłygoostatnimmężczy-
zną,zktórympowinnasięzadawać.
Dlategomusistądwyjść.
Bezzwłocznie!
Wstał,świadomieodwracającwzrok.Wiedział,żejeślinaniąspojrzy,złamiesię
wjednejchwiliiwrócinakanapę.
–Gdziejestłazienka?–spytał,kiedyjużzałożyłspodnieikoszulkę.
Andy nie miała pojęcia, co Darius zamierza, ale fakt, że ubierając się, unikał jej
wzroku,odzwierciedlałzpewnościąjegomyśli.Choćtodobrze,boteraz,kiedyeu-
foria ustąpiła miejsca krępującej świadomości, że właśnie kochali się na kanapie,
AndyteżwolałaniepatrzećDariusowiprostowoczy.
Nigdywcześniejnieznalazłasięwtakintymnejsytuacjizmężczyzną.Zarumieni-
łasięnawspomnienietego,coprzedchwiląrobili.Ajednakniemogłazapomnieć
ekstazy,którąjejpodarował.Nieprzypuszczała,żetakarozkoszwogóleistnieje,
atymbardziejżejejdoświadczy.ItozasprawąDariusaSterne’a!
Terazbiłodniegochłód,choćjeszczeprzedchwilą,wbrewjejprzewidywaniom,
wcaleniekochałsięzniąmechanicznie.Wrzeczywistościokazałsiębardzoczuły
i opiekuńczy, szanując jej onieśmielenie. Nawet całował blizny, które przez cztery
latastarannieukrywałaprzedświatem!
Jakmogłaoprzećsięmężczyźnie,któryniedostrzegłwnichskazynaurodzie?
Niemogłainiechciała.
Cowięcej,Dariussprawił,żejejpierwszyrazbyłcudowny.
Czyżbysięwnimzakochiwała?
To i tak bez znaczenia. Zachowanie Dariusa w tej chwili świadczyło o tym, że
znówtraktujejązdystansem.
– Ze schodów na prawo – powiedziała, z przykrością zauważając, że Darius od-
wróciłsięnapięcieiodszedł,nawetnaniąniezerknąwszy.
Andyszybkopozbierałarozrzuconeubranie,byzdążyćjezałożyć,zanimDarius
wrócizłazienki.Zorientowałasięjednak,żetoniemożliwe,bonajejudachibrzu-
chuwciążbyłyśladypowytryskuDariusa.
Żenujące!
Możepobiegniedokuchni,chwyciściereczkęi…
Zanimzdążyławstać,Dariuswyszedłzłazienkiizbiegłposchodach,niosącduży
ręcznik kąpielowy. Zakłopotana swoją nagością, założyła nogę na nogę i podparła
głowęłokciem,zasłaniającsięnatyle,nailetomożliwe.
–Proszę.
Dariuspodałjejręcznikzespuszczonągłową.Natychmiastodwróciłsięiwsunął
dłoniedokieszeni,dającjejszansę,bymogłasięwytrzećiubrać.
–Powinniśmytoomówić?
Fakt, że zadał to pytanie, i sposób, w jaki je wypowiedział, uświadomił Andy, że
Dariuswrzeczywistościniechcerozmawiać.Inapewnożałujetego,doczegomię-
dzynimidoszło.Natomiastonaniewiedziałajeszcze,comyślećoichzbliżeniu,ale
miałamnóstwoczasunato,bysiędręczyć.BoprzecieżDariusjużnigdysiędoniej
nieodezwie.Czegoświadomośćubodłająbardziej,niżsięspodziewała.
Dariuspociągałjąjakżadeninnymężczyzna,aleodsamegopoczątkustarałasię
temuoprzeć,wiedząc,jakimożebyćfinał:zostaniesamazezłamanymsercem.
Itaksięstało.Niespodziewaniezdałasobiesprawę,żezaangażowałasięemocjo-
nalnie.Niewiedziała,czytennatłokemocjibyłmiłością,alebyłojasne,żeDarius
stałsięobiektemjejsilnychuczuć.Taksilnych,żepozwoliła,byoglądałjejblizny.
Żeoddałamusięzradością.
Jedyne,comogłaterazzrobić,toocalićresztkigodności.
Wstałazkanapy.
–Cóż…–zamilkła,ponieważzadzwoniłtelefon.Aleniejej.
Darius zaklął pod nosem i wyciągnął aparat z kieszeni, a kiedy sprawdził, kto
dzwoni,zmarszczyłbrwi.
–Przepraszam,muszęodebrać.
Andy pokiwała głową i by zostawić Dariusa samego, ruszyła do kuchni posprzą-
tać.
–Cotakiego?Kiedy…–zawołałwyraźniezdenerwowany.–Zaraztambędę.Pro-
szępowiedziećXanderowi…Nieważne,sammutopowiem–zakończyłrozmowę.–
Przepraszam.Muszęnatychmiastgdzieśpojechać–wyjaśnił.
–Czycośsięstało?Xanderowi?
–Nadranemmiałwypadeksamochodowy–odparłDariusprzezzaciśniętezęby.–
W szpitalu nie wiedzieli, kogo powiadomić. Na szczęście niedawno odzyskał przy-
tomnośćipodałimmójnumer.
Andyzrobiłakrokwjegostronę,alezatrzymałasięwmiejscu,bodotarłodoniej,
żewciąguostatnichparuminutDariusponowniewzniósłwokółsiebieniewidzialny
mur.
–Chybaniestałomusięnicpoważnego–rzekła.
–Miejmynadzieję.Muszęjaknajszybciejpojechaćdoszpitala.
–Tooczywiste–przyznałaAndy.
Dariusitakzamierzałjaknajszybciejwyjść,bymócprzemyślećsytuację,alenie
przewidział,żeprzyjdziemuopuścićMirandęwtakichokolicznościach.
–Chcesz,żebymcięodwiozładoszpitala?–zaproponowała.
Dariusspojrzałnaniązaskoczony.
–Cotakiego?
–Spytałam,czychcesz,żebymcięodwiozładoszpitala.
–Poco?–Dariusbyłnajwyraźniejkompletniezaskoczonypropozycją.
–Przyjacielewspierająsięwtensposób.
–Doprawdy?
–Owszem.Apozatymjesteśzdenerwowany.Wtakimstanieniepowinieneśsia-
daćzakierownicą.
Dariuspokiwałgłową.
–Późniejbędępotrzebowałsamochodu…
– W takim pojedziemy twoim, a ja wrócę taksówką. Posłuchaj, nie pytam cię
ozdanie,tylkoinformuję,żecięodwiozę–powiedziałastanowczo.–Bezzobowią-
zań.
Wiedziała doskonale, że niepotrzebnie dodała te ostatnie słowa. I tak już nigdy
więcejniezobaczyDariusa.
ROZDZIAŁÓSMY
KiedyDariusujrzałbrataśpiącegowszpitalnymłóżku,natychmiastzorientował
się,żejegowcześniejszyniepokójbyłcałkowicieuzasadniony.Zawyjątkiemkoloro-
wego siniaka na skroni, którą uderzył o przednią szybę, Xander miał trupio bladą
twarz. Lekarz wziął Dariusa na stronę i poinformował go, że brat doznał wstrzą-
śnienia mózgu, silnego stłuczenia żeber i skomplikowanego złamania nogi, która
wymagałazabieguchirurgicznego.
Xanderztrudemuniósłpowiekiispojrzałnabratazezbolałąminą.
–Cośtynarozrabiał?–krzyknąłDarius.–Zauważyłem,żeostatniojesteśwyjąt-
kowolekkomyślny,alenieprzypuszczałem,żesięprawiezabijesz.
–Darius…–wyszeptałaAndyzlekkąnaganąwgłosie,wiedząc,żejegozłośćjest
wywołanaobawąobrataiżepóźniejbędziejejżałował.
– Nie mam samobójczych zamiarów – odparł Xander z wysiłkiem. – Pojechałem
wieczoremdoklubu…istałosięcośzłego–głosmusięzałamał.–Straciłemkon-
trolę… – jęknął. – Straciłem kontrolę nad sobą, a przecież nigdy nie chciałem być
takijakon!
–On?–spytałDariusniepewnie.
–Naszojciec!–zaperzyłsięXander.–Niechcę…nigdyniechciałembyćtakijak
on.
–Wnajmniejszymstopniuniejesteśtakijakon–zapewniłgoDarius.–Toniemoż-
liwe.
–Ale…
– Nie jesteś taki jak ojciec – rzekł Darius stanowczo. – Jeśli straciłeś nad sobą
kontrolę,tonapewnomiałeśkutemupowód.
Xanderpokręciłgłową.
–Niemadlamnieusprawiedliwienia.
–Musibyć!–obruszyłsięDariusizacisnąłmocnodłonienametalowymszczycie
łóżka.
WyraztwarzyXanderalekkozłagodniał.
–Chciałbym,żebyśtakuważał,ale…
–Posłuchaj,obajprzezniegocierpieliśmy.Tyfizycznie,aja…Czyzdajeszsobie
sprawę,zjakimpoczuciemwinymuszęsięodlatcodzienniemierzyć?
Xandergłośnoprzełknąłślinę.
–Winy?–spytałzaskoczony.
–Tak,ponieważtoniemniekatował!–Dariusodszedłodłóżka,równieblady,jak
jegobrat.–Takwielerazypróbowałemodwrócićjegouwagęodciebie,alebezpo-
wodzenia–westchnąłgłęboko.–Bezkońcazastanawiamsię,czymógłbympostąpić
inaczej.Możegdybym…
–Toniebyłatwojawina–zapewniłgoXander.
–Alezawszemiałemtakiewrażenie.Kiedyuderzyłcięporazostatni,chciałemgo
powstrzymać.
–Wiem–powiedziałXandercicho.–Zawszeotymwiedziałem.Mamateż.Aleni-
gdy nie mieliśmy odwagi, by potwierdzić nasze podejrzenia. Ja poradziłem sobie,
udając, że nic nie miało miejsca, a matka, stosując politykę: „nie pytaj, nie mów”,
którejskutkiemjestto,żeprawiezesobąnierozmawiacie.
–Zczymsobieporadziłeś?–spytałzaskoczonyDarius.
Słuchająctejbardzoosobistejrozmowy,Andypoczułasięwyjątkowoniezręcznie.
Jakintruz.
–Zostawięwassamych–powiedziałacicho.
Bliźniacyspojrzelinaniązaskoczeni,jakbywogólezapomnieliojejobecności.
–Jeśliznajdzieszczas,toproszę,zadzwońidajznać,jakXandersięczuje.–Spoj-
rzała smutno na Dariusa, a następnie przeniosła wzrok na jego brata. – Wracaj
szybkodozdrowia–powiedziała.–Bratbardzociękocha.
Xanderuśmiechnąłsięsłabo.
–Wiem.
–Odprowadzęcię–zaproponowałDarius.
–Nietrzeba,naprawdę.
–Owszem,trzeba–stwierdziłzdecydowanie.–Wracamzakilkaminut–zapewnił
XanderaiwyszedłzaMirandązsali.
–Przykromi,żemusiałaśsięprzysłuchiwaćtejrozmowie–powiedział,kiedywy-
szlinakorytarz.
Andywcaleniebyłoprzykro.Dowiedziałasiętakwieleoobubraciach.Iupewni-
łasięwprzekonaniu,żeizolowaniesięDariusaodotoczenia,atakżejegotrudne
stosunki z Christine, mają źródło w młodości spędzonej przy boku okrutnego ojca
izamkniętejwsobiematki,którapośmiercimężawolałaudawać,żenicsięniesta-
ło.
PołożyładłońnarękuDariusa.
–MusiszporozmawiaćzXanderem.
–Najwyraźniej.–Pokiwałsmutnogłową.–Dziękuję,żemnieprzywiozłaś.Doce-
niamtobardziej,niżprzypuszczasz.Zadzwonię,gdytylkouprzątnętenbałagan.
–Nieprzejmujsięmną–powiedziałaAndy,niechcąc,byuważał,żemaobowią-
zek się z nią kontaktować. – Skup się na tym, by uzdrowić stosunki z Xanderem
imatką.
–Koszmarnasprawa,prawda?
–Skomplikowana,aletylkotymożeszjąrozwikłać.
–Podziwiamtwojąwiaręwmojezdolności–uśmiechnąłsięsmutno.–Najwyraź-
niejtrzebabyłotozrobićwielelattemu.
Andyuścisnęłamudłoń.
–Jeszczejestczas–powiedziała.
–Naprawdęwtowierzysz,prawda?
Uśmiechnęłasię.
–JesteśDariusemSterne’em.Oczywiście,żewierzę.
WodpowiedzichwyciłAndyzaobiedłonie.
–AtyjesteśMirandąJacobs.Ipowinnaśznówtańczyć.
–Cotakiego?–Otworzyłaszerokooczy.
–Powinnaśzatańczyćnagalimojejmatki.
Andyprzełknęłagłośnoślinę.
–Niewydajemisię…–Pokręciłalekkogłową.–Dobrze,pomyślęotym–obieca-
ła.
–Cieszęsię.–Dariusuścisnąłjejdłonierazjeszcze,anastępniepuściłjeizrobił
krokdotyłu.–Zadzwonię–obiecał.
–Mamo,chciałbymztobąporozmawiać…Miranda?
Andy podskoczyła z zaskoczenia. Ręka jej zadrżała i omal nie upuściła filiżanki
zdelikatnejporcelany,którąwłaśnietrzymałaprzyustach.Podniosławzrokispoj-
rzałanaDariusastojącegowdrzwiachdoeleganckiegosalonuCatherineLatimer.
Odczasu,kiedywniedzielęwieczoremzadzwoniłdoniejzwiadomością,żezda-
niem lekarzy Xander odzyska w pełni sprawność, minęło pięć dni. Potem nie ode-
zwałsięanirazu.Nietrudnobyłozgadnąć,dlaczego.Zpewnościąniebyłzadowolo-
ny,żezaciągnąłjądołóżka.Byćmożejejpożądał,alezdawałsobiesprawę,żeona
niejestwjegotypie.
Terazszedłoddrzwizwbitymwniąwzrokiem.
–Miranda?–spytałrazjeszcze,zniedowierzaniem.
Andyodstawiłafiliżankęnastolikiwstałaszybkozsofy,czując,żedrżąjejnogi.
NiespodziewanespotkaniezDariusemwytrąciłojązrównowagi.
Ucieszyłasięwduchu,żenaspotkanie,naktórezaprosiłajądziśCatherineLati-
mer, przyszła ubrana dość formalnie w elegancką, jasnozieloną bluzkę i czarne
spodnie.DziękitemunieodbiegałazbytniostylemodDariusa.
SpojrzałanapaniąLatimer.
–Chybaomówiłyśmyjużwszystko,Catherine,więczostawięwassamych–powie-
działa.
Spojrzeniegospodyniwyrażałonajwyższąsympatię.
–Nieuwierzysz,jakajestemszczęśliwa,żezmieniłaśzdanie–usłyszaławodpo-
wiedzi.
ByćmożeDariusżałowałtego,doczegodoszłomiędzynimiwniedzielę,aletonie
oznaczało,żeAndynieposłuchałajegoradycodokoncertuorganizowanegoprzez
paniąLatimer.Tymbardziejżenajwyraźniejuwierzyłwjejmożliwości.
PonieważAndyuznała,żeniemasensuroztrząsaćsytuacjizDariusembezkońca,
postanowiłaskupićsięnarozmyślaniu,czypowinnaznówwystąpićpublicznie.Czy
jestnatylesilnaemocjonalnieifizycznie?
EfektemtychrozmyślańbyładzisiejszawizytauCatherineLatimer.
TerazspojrzałanarozpromienionegoDariusa.
–Naprawdęmuszęjużiść.Trafiędowyjściasama–powiedziała.
Darius był wciąż tak zaskoczony widokiem Mirandy, że ledwie słyszał, o czym
matka rozmawia z jego… no właśnie, kim? Kochanką? Pomimo tego że świadomie
nie kontaktował się z nią od niedzieli, nie miał już wątpliwości, że jest dla niego
kimśbliskim.
Iostatniąosobą,którąspodziewałsięzastaćdziśwdomumatki.
Byłzaskoczonydotegostopnia,żeniepotrafiłznaleźćsłów,byzatrzymaćMiran-
dę,któraprzemknęłaobokbezszelestnieiwyszłazsalonu.
KiedyAndyznalazłasięprzeddomem,zulgąwciągnęławpłucapachnącewiosną
powietrzeioparłasięodrzwidomuLatimerów.Naglepoczuła,żemamiękkiekola-
na.
NiespodziewałasiędziśspotkaćDariusa.Najwyraźniejonteżbyłzaskoczony.
Andynieomalwpadładownętrzadomu,kiedydrzwizajejplecamiotworzyłysię
gwałtownie.Ztrudemodzyskującrównowagę,ujrzałatwarzDariusa.Natychmiast
przybrałaobojętnąminę.
– Wiem, jak to może dziwnie wyglądać, ale moja wizyta u twojej matki nie ma
ztobąnicwspólnego–powiedziałachłodnymtonem.
Dariusuśmiechnąłsiętak,jakbykamieńspadłmuzserca.
–Nawetnieprzyszłomitodogłowy.
–Nie?–spytała,wciążniecozaczepnie.
Przekrzywiłgłowę.
–Czyżbyśbyłanamniezła?
Otworzyła usta, ale natychmiast je zamknęła, ponieważ uświadomiła sobie, że
faktyczniejestzła.
Wniedzielękochałsięznią,aleodtamtegoczasu,pozabardzokrótkąrozmową
przeztelefonjeszczetegosamegowieczoru,nieraczyłsięodezwać.
Media prześcigały się w doniesieniach o wypadku Xandera Sterne’a, określając
jegoobrażeniajakopoważne.Najwyraźniejmiałyskłonnościdoprzesady,ponieważ
kiedy Andy spytała dziś Catherine o syna, ta zapewniła ją, że Xander wyjdzie ze
szpitalajużzakilkadni.
Jednakgłówniebolałojąnieto,żeDariusnieraczyłsięodniedzieliodezwać,lecz
to,żekiedywreszciezaciągnąłjądołóżka,straciłzainteresowanie.
Nie,wcaleniewmawiałasobie,żesekszniąpowinienznaczyćdlaniegowięcej
niżzzastępamiinnych kobietprzezostatniepiętnaście lat,alenieprzypuszczała,
jakbardzozabolijąfakt,żeniezdobyłsięnawetnakrótkąrozmowęprzeztelefon.
–Muszęjużbiec.Zaniecałągodzinęmamzajęcia.
Dariuszmarszczyłbrwi.Toprawda.Czułtakizamętwgłowie,żepostanowiłnie
dzwonić do Mirandy, dopóki nie przemyśli sytuacji. Nie oznaczało to jednak, że
o niej nie myślał. Że nie wspominał z przyjemnością intymnych chwil na kanapie.
Iżeniezastanawiałsię,oczymtoświadczy…
Dziśrano,pokolejnejbezsennejnocy,wstałzsilnympostanowieniem,żemusiją
znówzobaczyć,pocałowaćiprzytulić.
Aleostatniąrzeczą,którejsięspodziewał,byłoto,żekiedywejdziedodomumat-
ki,spotkatamMirandę.
–Musimyporozmawiać–obwieścił.
–Kiedyindziej–odparłalakonicznieizeszłaposchodach.
Dariusprzyglądałsięzgrobowąminą,jakmijafurtkę,podchodzidosamochodu,
wsiadazakierownicęiodjeżdża.
Nawetnieobejrzałasięzasiebie.
Tonieważne.Dariusmusizniąporozmawiać.Nietylkootym,cousłyszałapod-
czasjegodyskusjizXanderemwszpitalu.
–Totakwyglądatwojaszkółka…
Andyćwiczyławłaśnieprzedlustrempoprzedpołudniowychzajęciach.Zaskoczo-
naczyjąśobecnościąodwróciłasięgwałtownieizobaczyłaTięBellamy,którastała
wdrzwiach.Wyglądałapiękniewobcisłej,czarnejsukienceiwpantoflachnadzie-
sięciocentymetrowym obcasie. Co przypomniało Andy, że sama jest spocona i roz-
czochrana,niemówiącotym,żeznacznieniższawbaletkach.
CzyżbyTiatoprzewidziała?
Andyniemiaławątpliwości,żetak.Chwyciłaręcznik,bywytrzećszyjęiramiona.
–Tak,tomojestudio–odparła.
Tiarozejrzałasięzpogardliwąminą.
–Pewniejesttojakiśsposób,byzarobićnachleb…
– Pewnie jest – powtórzyła po niej Andy z przekąsem. – Co cię sprowadza? Bo
chybanieprzychodziszwcelachtowarzyskich?
–Raczejnie,szczególniebiorącpoduwagę,żenigdysięnieprzyjaźniłyśmy–Tia
nawetniepróbowałaudawać.
Andyprzyjrzałajejsięzuwagą.
–Adlaczegotakbyło?Dlaczegotakbardzomnienienawidziłaśodmomentupo-
znania?
–Niebądźnaiwna.
– Nie jestem. – Andy pokręciła głową. – Naprawdę nie wiem, co ci zrobiłam, że
takmnieniecierpisz.
TiaBellamyzmrużyłaoczy.
–Istniałaś!–wycedziła.
Andywstrzymałaoddech.
–Nierozumiem.
–Tojasne.Byłaśtakaniewinna,żenicnierozumiałaś.Żejestemodciebiestar-
sza,mamwyższąpozycjęwzespoleiżetojapowinnamdostaćgłównąrolęwGisel-
leiwJeziorzełabędzim,zamiastbyćjedynietwojądublerką.
–Toniebyłamojadecyzja–zaprotestowałaAndy.
Tiaprychnęłazpogardą.
– Och, wszyscy całymi miesiącami piali na twój temat. Szefowie zespołu, inne
dziewczyny, publiczność. Okrzyknęli cię kolejną Fonteyn. – Tia wydęła ironicznie
wargi.–Cóżzaszkoda,żenieudałocisięzasłużyćnatęopinię.
–Niezwłasnejwiny.
–Czyżtoniestarajakświatwymówkakażdegonieudacznika,jakiegonositazie-
mia?–Tiazrobiłakilkakrokówwgłąbsali.
Andy przypomniała sobie reakcję Dariusa, kiedy sama nazwała się nieudaczni-
kiem.
– Nie poniosłam klęski. Dostosowałam jedynie karierę zawodową do sytuacji,
wjakiejsięznalazłam–powiedziałastanowczymtonem.
Tiazrobiłaminęzachwyconegokota,którydopadłdomiskiześmietanką.
–Ojakiejsytuacjimówisz?–spytała.
Andywestchnęłazirytacją.
–Niewiem,coturobiszidlaczegotuprzyszłaś,aleznaszejkrótkiejrozmowyja-
snowynika,żeniemamysobienicwięcejdopowiedzenia.
–Bądźtakadobraimówzasiebie–prychnęłaTia.–Jamamcimnóstwodopo-
wiedzenia.Popierwszeżądam,żebyśodmówiławystępunakoncercieorganizowa-
nymprzezCatherinęLatimer.
Andyzamrugałapowiekami.
–Skądwogóleotymwiesz?
–Skąd?Bota idiotkazadzwoniładomnie wczoraj,proponując,żebyśmy oprócz
występówsolozatańczyłyrazemwfinale.Aletojajestemprimabaleriną.Niewy-
stępujęzbyletancereczkami.
–Zapominasz,żetokoncertdobroczynny.
– Co nie oznacza, że powinny w nim występować osoby, które same potrzebują
dobroczynności!
Słysząctenpodłykomentarz,Andybezwiedniezacisnęłapięści.Toprawda,żeze
względunaniespodziewaneprzybycieDariusaniemiałaszansydokończyćrozmo-
wyzCatherineLatimer,alemusiałaprzyznać,żejejpomysł,byobiezatańczyłyra-
zem,jestniedorzeczny.
–Porozmawiamznią–odparła.
–Nieporozmawiaszznią,tylkopowiesz,żeniezatańczyszwogóle–żachnęłasię
Tia.
–Adlaczegotakbardzocinatymzależy?
WciąguostatniegotygodniaAndypoświęciławieleczasunaprzemyślenia.Szcze-
gólnie po intymnym spotkaniu z Dariusem i wypadku Xandera. Potrafiła sobie wy-
obrazićbólirozpaczXandera,alewiedziałarównież,żeskorojestbratembliźnia-
kiem Dariusa, to ma w sobie wystarczająco dużo sił i determinacji, by wrócić do
pełnizdrowia.
Takjakona,natyle,nailebyłotomożliwe,wyleczyłasięzobrażeń,którychdo-
znałaczterylatatemu.
OdkądpoznałaDariusa,anirazuniepotraktowałjejjakkogośgorszegozewzglę-
dunarany,którezakończyłyjejkarieręwbalecie.Wręczprzeciwnie,motywowałją
idowartościowywałprzykażdejokazji.Nalegając,byzatańczyłaznimpierwszego
wieczoru. Zmuszając, by poszła z nim na bankiet, na którym po raz pierwszy od
czterech lat pojawiła się publicznie. Całując jej blizny w niedzielę i mówiąc, że to
śladypobitwie,którąstoczyłaiwygrała.Cobyłowpewnymsensieprawdą.Nawet
jeślinieczekaichwspólnaprzyszłość,Andynigdynieprzestaniebyćmuwdzięczna
za to, że pokłada w niej wiarę i zachęca, by stawiła czoło demonom, strachowi
przedporażką.
To właśnie wiara Dariusa w jej siły przywróciła jej pewność siebie, ufność, że
możeznówzatańczyćprzedpublicznością.Aponieważmatobyćzaledwiedziesię-
ciominutowywystęp,Andyuznała,żejestwstaniepodołaćwyzwaniu.
Ipodoła.
BezoglądaniasięnaTię.
–Chybawiesz,żezawszemogęcizałatwićjeszczejedenwypadek.
Andyzamarła,wstrzymałaoddechizbladła.SpojrzałanaTięzniedowierzaniem.
–Tojednakbyłatwojasprawka–zdołaławkońcuwydusićzsiebie,zrozumiawszy,
żejednakmiałarację.ŻeTiaBellamypotrafiłazrobićcośtakpodłego.
–Oczywiście–powiedziałaTiazeznudzonąminą.–Wprzeciąguzaledwiemiesią-
catobiepowierzonogłównąrolę,ajazostałamtylkotwojądublerką.Atojapowin-
namdostaćtęrolę.Idostałamją,gdytylkosięciebiepozbyłam!–zawołałatrium-
falnie.–Terazjajestemprimabaleriną,atyutknęłaśwtejdziurze.–Machnęłapo-
gardliwieręką.
–Przecieżmogłaśmniezabić!Przezciebiemusiałamzapomniećokarierzebale-
towej!–Andypoczułamdłości,alewzięłasięwgarść.–Myślę,żenaciebiejużczas
–powiedziałachłodnymtonem.
Jak można postąpić tak podle wobec innej osoby? Jak Tia mogła świadomie ze-
pchnąćjązesceny,żebyzająćjejmiejsce?Przecieżtoczystezło!
–ZadzwoniszdoCatherineLatimeripowiadomiszją,żerezygnujesz!–poinstru-
owałająTia.
Czyżby? Czy Andy pozwoli jej zmarnować sobie życie po raz drugi? Czy znajo-
mośćzDariusemniczegojejnienauczyła?
–Wjakimcelumiałabytozrobić?–zapytałostrymtonemDarius,którywłaśnie
stanąłwdrzwiach.–Czyktośmiwyjaśni,cotusiędzieje?
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Darius zauważył obcy samochód przed szkołą, a następnie, kiedy wchodził do
środka,usłyszałpodniesionegłosy.AraczejjedenpodniesionygłosnależącydoTii
Bellamy,idrugiopanowany–Mirandy.
Przyglądałsięterazobukobietom,zauważającbladośćtwarzyMirandyizaczer-
wienione z wściekłości policzki Tii Bellamy. Balerina najwyraźniej dołożyła wszel-
kich starań, by w jednej sekundzie zmienić wyraz twarzy. Rzuciła ostatnie, niena-
wistnespojrzenieMirandzie,poczymzerknęłanaDariusazkuszącymuśmiechem.
–Nicważnego–powiedziałaniewinnymtonem.–Spieszęsięnapróbę,więcpo-
plotkujemysobiezAndyinnymrazem.Corobisz?–spytałazaskoczona,gdyDarius
chwyciłjązaramię,powstrzymującprzedwyjściemzsali.
–Mirando?
Andywestchnęłazrezygnacjąipokręciłagłową.
–Pozwóljejwyjść.
–Napewno?
–Tak–odparłastanowczo.
DariusprzezchwilęzacisnąłpalcemocniejnaramieniuTiiBellamy.
–Radzęcipoważnie,żebyśnigdywięcejtunieprzychodziłainiepsułakrwiMi-
randzie–powiedział.
Tiaposłałamunienawistnespojrzenie,aleczujączdecydowanyuścisk,skinęłapo-
korniegłową.DariuspuściłjejramięipodszedłdoMirandy,niezważającnagłośne
trzaśnięciedrzwiami.
–Wszystkowporządku?–spytałidelikatniepodniósłjejpodbródekpalcem.
Czywszystkowporządku?Tiawłaśniepotwierdziłato,cozawszepodejrzewała:
żeświadomiezepchnęłajązesceny.Cobyłoszokujące,aleprzynajmniejdowiodło,
żeAndyniczegosobieniewyobraziła.Najgorszebyłoto,żeTiawyraziłapoważną,
choćniecozawoalowanągroźbę:żegotowajestskrzywdzićAndyporazdrugi,jeśli
ta nie zrezygnuje z występu. Czy można więc powiedzieć, że wszystko jest w po-
rządku?
Nie!
Drżenie zaczęło się od kolan Andy, by po chwili objąć całe jej ciało. Z trudem
utrzymywałarównowagę.Dariuschwyciłjąwpasieipoprowadziłdojednejzławek
stojącychpodścianą.Następnieusiadłiposadziłjąsobienakolanach.Aonawtym
momencie wybuchnęła płaczem. Ponieważ wreszcie do niej dotarło, że wypadek,
któryzniweczyłjejmarzenia,byłwynikiemświadomego,podłegodziałaniaTii.Po-
nieważlatami,ilekroćprzelatywałajejprzezgłowęmyśl,żektośmógłrozmyślnie
zepchnąćjązesceny,kwestionowaławłasnezdrowiepsychiczne.Ponieważniepo-
trafiłajużzaprzeczać,żezakochałasiębezpamięciinieodwołalniewmężczyźnie,
którynigdynieobdarzyjejuczuciem.Iktóry,cogorsza,tulijąterazwramionach.
Tosięmusiskończyć.Choćpodobałajejsięwizja,wktórejDariuszabijawszyst-
kiesmokistającenajejdrodze,wiedziałajuż,żejestdostateczniesilna.Samapo-
trafiławytłucjecodojednego.
Wzięłagłębokioddechiotarłałzy.
– Przepraszam. Obawiam się, że zareagowałam przesadnie – obwieściła tonem
sugerującym,żewolałabyzamknąćtemat.
Bezrezultatu.
–Chceszotymporozmawiać?–spytałDariusłagodnymtonem.
Andyprzygryzławargę,niewiedząc,ilezdążyłusłyszećzjejrozmowyzTiąoraz
ilechciałabymuwyjawić.
–Coturobisz?–spytała,rozpaczliwieusiłujączepchnąćrozmowęnainnetory.
–Chciałemcięzobaczyć–odparłzpowagą.
–Dlaczego?–zdziwiłasię.
–Przestańzmieniaćtemat–żachnąłsięDarius.–Wostatniąniedzielęodniosłem
wrażenie, że nie jesteście przyjaciółkami, więc wytłumacz mi, co Tia tu robiła?
Idlaczegouznałazastosownedyktowaćci,żemaszniewystępowaćnakoncercie
matki?
–Tonicważnego–wydusiłazsiebieAndy,starannieunikającwzrokuDariusa.
–Owszem,cośważnego,skorodoprowadziłociędołez.Jesteśnajmniejpłaczliwą
kobietą,jakąznam.
Andydługoniepotrafiławydusićzsiebiesłowa.
–Cieszęsię,żetakuważasz–westchnęławkońcu.–Posłuchaj,właśnieskończy-
łamzajęciailejesięzemniepot.Wezmęprysznicnagórze,przebioręsię,apotem
skończymyrozmowęprzykawie.
–Wolę,żebyśmyzostalitutaj.
Spojrzałananiegopytająco.
–Poco?
–Mamtakąfantazję,żebykochaćsięztobątutaj,wśródluster–powiedziałni-
skimgłosemiprzytuliłjąmocniej.
Andyzamilkła,niewiedząc,cootymmyśleć.
Dariusmafantazjeerotyczneotym,jakuprawiająseksmiędzylustrami?Odkie-
dy?Byłwtejsalitylkoraz,kiedyzaprosiłjąnabankietdobroczynny.Czyżbyfanta-
zjowałoniejodtegoczasu?Jegopłomiennespojrzeniedowodziło,żetoprawda!
Andyzwilżyławargijęzykiem.
–Tobrzmi…intrygująco.
–Naprawdę?
–Tak…
Po co zaprzeczać, skoro Darius pewnie już zauważył, że stwardniały jej sutki.
Trudnotegoniedostrzecpodcieniutkimtrykotem.
–Czytoznaczy,żemiwybaczyłaś?Niemaszjużpretensji,żeniezadzwoniłemod
niedzieli?–spytał.
–Toznaczy,żezastanawiamsię,czyciwybaczyć–odparłażartobliwymtonem.
–Iodczegotozależy?
Andyodchyliłaniecogłowę,bymócspojrzećmuwoczy.
–Odtego,czyniezadzwoniłeśdlatego,żeniechciałeś,czydlatego,żetakposta-
nowiłeś,choćwgłębiduszychciałeś.
Chwilaprawdy,pomyślałDarius,niebędącpewnym,czyjestjużnaniągotów.Czy
kiedykolwiekbędziegotów.
Przezdwadzieścialatbudowałwokółsiebiemur,którychroniłgoprzedwszyst-
kimiwszystkimi,pozabratembliźniakiem.Przedwspomnieniembóluzprzeszłości
iprzedchłodem,jakizapanowałmiędzynimamatką.
Chłodem,którymusiałomówićzMirandą,zanimzacznieposzukiwaćodpowiedzi
nainnepytania.
–Cóż,możepowinniśmyjednakpójśćdociebienakawę–westchnął,postawiłMi-
randęnanogiisamwstałzławki.
Andyniewiedziała,cosądzić.PrzedchwiląDariusflirtowałzniąnamiętnie,ate-
razzachowujesięjak wtrakcierozmówbiznesowych. Przestraszyłasię,żemoże
gouraziła,choćniewiedziała,wjakisposób.
–Zgoda.–Skinęłagłową.
Razemposzlidojejmieszkania.
–Włączmuzykę,ajawezmęprysznic–powiedziała,kiedyjużweszlidośrodka,
poczymruszyławkierunkuschodów.
–Mirando?
Odwróciłagłowę.
–Chciałempowiedzieć…ja…toznaczy,my…–Potrząsnąłbezradniegłową.–Je-
steśjedynąkobietąnaświecie,przyktórejjąkamsięjakuczniak!
–Biorętozakomplement–uśmiechnęłasięAndy.
–Alenieotomichodzi.
–Porozmawiamyzachwilę.Atymczasemmożeszsięczućjakusiebiewdomu–
powiedziałaciepłoiwbiegłanaschody.
Dariuswłączyłpierwszyalbum,jakiwpadłmuwręce.Zdjąłmarynarkęikrawat,
poczymzacząłkrążyćniespokojniepomieszkaniu.Zjednejstronypragnąłdołączyć
doMirandypodprysznicem,zdrugiejzaświedział,żenajpierwmusząomówićkilka
ważnychspraw.Popierwszechciałsiędowiedzieć,jakibyłprawdziwycelwizytyTii
Bellamy. Po drugie pragnął wyjaśnić Mirandzie do końca, co sprawiło, że między
nimamatkąpanujątakoziębłestosunki,iwjakisposóbwpływatonaXandera.
Cosięstaniepóźniej,trudnoprzewidzieć.Dariusjużwiedział,żejestzbytzaan-
gażowanyuczuciowo,bymócomówićkwestięichewentualnejwspólnejprzyszłości
ztypowądlasiebiechłodnąlogiką.
–JaksięmiewaXander?
Dariusatakbardzopochłonęłymyśli,żeniezauważyłMirandy,którazdążyłajuż
wziąćprysznicizejśćnadół.Włosymiaławilgotne,apoliczkilekkozarumienione.
Miałanasobieobcisłąkoszulkęidżinsy.
Dariusuśmiechnąłsięlekko,widząc,żeznówjestbosa.
–Nieprzepadaszzaobuwiem,prawda?
–Zbytwielelatspędziłamwbaletkach–odparławymijająco.–Zrobićkawy?
–Jeszczenie.
–PytałamoXandera.
–Jaktytorobisz?
NatwarzyAndyodmalowałosięzaskoczenie.
–Corobię?
–Wiesz,oczymakuratmyślę,iodrazudocieraszdosedna.
–Niemiałamzamiaru…–Andyspojrzałapytająco,dostrzegającbladośćjegopo-
liczków i cienie pod oczami. – Dziś przed południem, kiedy rozmawiałam z twoją
matką,powiedziałami,żeniebędzieproblemówzjegopowrotemdozdrowia.
–Jeślichodziostłuczoneżebraizłamanąnogę,toowszem,niebędzie.–Darius
westchnąłciężko.–Niestety,jakjużwiesz,Xandermateżranyemocjonalne,które
niezagojąsięrównieszybko–skrzywiłsię.–Aleotympóźniej.Najpierwchciałbym
siędowiedzieć,czegochciałataBellamyidlaczegotakcięwzburzyła.
–Niewiem,czymamaciprzekazała,żepostanowiłamzatańczyćnaorganizowa-
nymprzezniąkoncercie.
–Tak,przekazała–odparłDariuszwyraźnąnutąaprobatywgłosie.–Aleczeka-
łem,ażsamamitopowiesz.Wiedz,żejestemzciebiebardzodumny.
–Naprawdę?
–Owszem–uśmiechnąłsię.–Dotegostopnia,żepowiedziałemjużmatceiChar-
lesowi,żeusiądęrazemznimiwloży.
Andyzadrżałazradościnasamąmyśl,żekiedyznówzatańczypolatachnasce-
nie,Dariusbędziewśródpubliczności.
–Tiachce,żebymsięwycofała.
Dariuspokręciłgłowązirytacją.
–Aktodałjejprawootoprosić?
–Nieprosiła.Zażądała.–Andyspuściławzrok.
–Nieopowiedziałaśmiwszystkiego,prawda?–spytałDariusznamysłem.
Andyztrudemwzięłaoddech.
–Usiądź,aopowiemciresztę–odparłazrezygnacjąwgłosie.
Darius nie był pewien, czy ma ochotę usiąść, ale spełnił prośbę Mirandy. Skoro
tegopotrzebuje,niebędziesięopierał.Usiadłwięcisłuchał,zaciskająccorazmoc-
niejpięści,kiedyAndyopowiadałamuotym,conaprawdęwydarzyłosięczterylata
temu.JakjejwypadekotwarłTiiBellamydrogędokariery.IżeterazTiazagroziła
Andy,żezrobijejponowniekrzywdę,jeśliniewycofasięzwystępu.
Trudnobyłoniezauważyćgniewu,któryodmalowałsięnatwarzyDariusa,kiedy
wyjawiłamu,żeTiaprzyznałasiędoświadomegozepchnięciajejzesceny.Akiedy
dowiedziałsięopogróżkach,wjegooczachpojawiłsięzłowrogibłysk.
GdytylkoAndyskończyłamówić,Dariusgwałtowniewstał.
–Niezamierzamsięwycofać–zapewniłagopospiesznie.
–Niepozwoliłbymnato–wycedziłprzezzaciśniętezęby.–Boże,kiedysobiepo-
myślę,żemogłacięzabić…!–głosmuzadrżałzemocji.–Musiszpójśćztymnapo-
licję.
–Icoimpowiem?Dobrzewiesz,żeniemamżadnychdowodów.
–Czynierozumiesz,żetakobietaniemasumienia,niemapoczuciawiny,nieod-
różniadobraodzła?–DariuszrobiłkrokwkierunkuAndyichwyciłjązaręce.–
Skorobyławstanieskrzywdzićcięwimięwłasnychambicji,tomożliwe,żezrobiła
toponownie.Albozrobi.Ibyćmożetymrazemnietylkozniszczyczyjeśmarzenia,
alekogośzabije!
Andy musiała przyznać Dariusowi rację. Kobieta, z którą dziś rozmawiała, była
absolutniepozbawionaskrupułówizdolnadokażdejpodłości,byletylkozaspokoić
choreambicje.
–Pójdziemyrazem–zaproponowałDarius.–Bądźpewna,żeuwierząci,jeśliza-
świadczę,żegroziłacidzisiaj.Przynajmniejwezwąjąnaprzesłuchanie.
–Dlaczegochcesztodlamniezrobić?
Znównadeszłachwilaprawdy,pomyślałDarius.
TyleżeniezdążyłjeszczeopowiedziećMirandzieowłasnychproblemach.Ajest
jejtowinien,zanimwogólebędąmogliporuszyćkwestięwspólnejprzyszłości.Nie-
wykluczone,żeMirandaniebędziechciałazadawaćsięzkimś,ktomatakskompli-
kowaneukładyrodzinne.
Postanowił,żejeszczedotegowróci.Naraziebyłzbytzszokowanywyznaniem
Mirandy.Uświadomiłsobie,jakniewielebrakowało,bynigdyjejniepoznał.Bynie
miał szansy jej pocałować. Przytulić. Zakochać się w niej… Bo przez te kilka dni,
kiedy Darius rozpaczliwie powstrzymywał się przed zadzwonieniem do Mirandy,
zdałsobiesprawę,żejąkocha.Najbardziejnaświecie.Bardziejniżwłasnegobra-
ta.Bardziejniżmatkę.
–Mamochotęzadusićjąwłasnymirękami–wycedziłprzezzaciśniętezęby.
–Dajspokój…Ułożyłamsobieżyciezawodowenanowo.Ikochamjetaksamojak
poprzednie–mówiąctesłowa,Andyzrozumiała,żeaninajotęniemijasięzpraw-
dą.Uwielbiałato,corobiła.Ibyłaprzekonana,żektóregośdniaodkryjenowąMar-
gotFonteynlubDarceyBussell.–Pozatymzrozumiałam,żeniemażadnegopowo-
du, żebym nie tańczyła. Nie zostanę już słynną primabaleriną, ale mogę występo-
waćodczasudoczasu,takjaknakoncercietwojejmatki.Oilektośmnieotopo-
prosi.
–Nieobawiajsię.Jużmatkaotozadba!–roześmiałsięDarius.
–Itomiwystarczy–stwierdziłaAndy.
–Naprawdę?–Dariusspojrzałnaniąbadawczo,wiedząc,żesampragniewięcej,
zarównodlaniej,jakidlasiebie.–Mirando,terazczas,żebyśtyusiadłaiposłucha-
ła,cojamamdopowiedzenia.
Nieodrywającodniegowzroku,Andypowolidoszładokanapyiusiadła.Zauwa-
żyła,żeDariusjestbardzozdenerwowany.
– Co chcesz mi powiedzieć? – spytała nerwowo. – Z pewnością nic gorszego niż
to,cousłyszałeśodemnie.
–Byćmożecośznaczniegorszego–skrzywiłsięDarius.–Dotyczytomojejroz-
mowyzXanderem,którejbyłaśświadkiemwszpitalu.Aprzedewszystkimtegoby-
dlaka,mojegoojca.
Andymiałaświadomośćprzykrychzaszłościwichrodzinie.Wiedziała,żeLomax
Sternebyłzłymojcemimężem,alepoczułasięniecozaskoczona,żeDariuschce
otymrozmawiać.Sprawiałnaniejwrażenieczłowieka,któryniedzielisięproble-
mamizeznajomymi.
–WniedzielęposzedłemzatwojąradąiskłoniłemXanderadorozmowy…–Po-
kręciłgłowązrezygnacją.–Chybajednakpowinienemzacząćodpoczątku,anieod
końca – westchnął. – Rodzice poznali się na jakiejś konferencji. On był prezesem
własnejfirmy,aonaasystentkąjednegozuczestników.Zaiskrzyłomiędzynimina-
tychmiast i mieli krótki, tygodniowy romans. Dwa miesiące później matka musiała
pojechaćdoniegoipowiedzieć,żejestwciąży.Ojciecniepoinformowałjejwcze-
śniej, że jest zaręczony z córką bliskiego partnera w interesach, więc nie był za-
chwycony.Zaproponował,żezapłacizaaborcję,alematkaodmówiła.Wtedychciał
dać jej pieniądze w zamian za milczenie. Przypuszczam, że wówczas miał jeszcze
zamiar wziąć ślub z narzeczoną. Tyle że ciąża, a szczególnie bliźniacza, jest wi-
doczna–skrzywiłsięDarius.–Ojciecnarzeczonejbyłdobrymznajomymczłowieka,
uktóregomatkapracowałajakoasystentka.Resztymożeszsiędomyślić.Niedoszły
teść przekonał się, jakiego pokroju mężczyzną jest Lomax Sterne, jego córka ze-
rwałazaręczyny,amójojciecpostanowiłjednakożenićsięzmatką.
Andy dopiero teraz zauważyła, że wstrzymywała oddech. Wciągnęła powietrze
głębokodopłuc.
–Bozrozumiał,żejąkocha?–spytała.
–Nie.Bochciałuczynićżyciejejiichdziecipiekłem.Zato,żejegoplanyspaliły
napanewce.
Andypoczułanagłyskurczżołądka.
–Udałomusię?
– Och, tak. Był strasznym człowiekiem. Zanim matka zrozumiała, że popełniła
błąd,byłajużmężatką.Zbytprzerażonąświadomością,coLomaxmożezrobićdzie-
ciomijejsamej,bygoopuścić.Conajgorsze,jestemfizyczniebardzopodobnydo
niego – dodał ponuro i westchnął ciężko. – Tego wieczoru, którego ojciec zginął,
Xandertrafiłporazkolejnydoszpitala.Miałzłamanyobojczykiwstrząśnieniemó-
zgu,rzekomopoupadkuzkonia.Matkazostałaprzynimnanoc.
Andypoczuła,żedrętwiejąjejkończyny.
–Chceszpowiedzieć,żeXanderwcaleniespadłzkonia?
Dariuspokręciłsmutnogłową.
–Ojciecgoskatował.Byćmoże,gdybykilkarazyzbiłimnie,matkaiXandernie
przeżywalibyciąglepiekła.Ajazchęciąprzyjąłbymnasiebierazy,którespadałyna
brata.Niestety,ponieważbyłemtakpodobnyfizyczniedoojca,uważał,żeprzypo-
minamgowewszystkim.Żeukształtujemnienawłasnąmodłę.
–Aleniezdołał–wtrąciłaAndy.
–Niezdołał–przyznałDariuszponurąminą.–Charakterodziedziczyłempomat-
ce.Takjakonapotrafiękontrolowaćemocjeiudawaćprzedświatemosobęchłodną
iopanowaną.TymczasemXanderjestfizyczniepodobnydomatki,alecharakter…
–SpotkałamXanderatylkodwarazy,itodośćprzelotnie,aletowystarczyło,że-
bymwiedziała,żeniejestokrutnyiniemaskłonnościdoprzemocy.–Andyzmarsz-
czyłabrwi.Niemożliwe,byczarującybratDariusabyłtakimpotworemjakjegooj-
ciec.
– Masz rację. Nie w tym problem. Xander jest święcie przekonany, że wdał się
wojca.Araczejboisię,żestaniesiękimśtakim.
–Przecieżmożeszmutowyperswadować–powiedziałaAndystanowczo.
– Dziękuję, że we mnie wierzysz. – Darius uśmiechnął się lekko. – I zapewniam
cię,żedołożęwszelkichstarań,bymutowyperswadować.
Andyspojrzałananiegonerwowo.
–Toniekoniechistorii,prawda?
Dariuspokiwałgłowąizrobiłgrobowąminę.
–Doczasu,ażXandernieopatrzniewygadałsięwostatniąniedzielę,niezdawa-
łem sobie sprawy z czegoś bardzo ważnego. Przez te wszystkie lata zarówno on,
jak i matka, byli przeświadczeni, że to ja zepchnąłem ojca ze schodów. A prawda
jest taka, że sam się potknął, bo był kompletnie pijany. Choć muszę przyznać, że
wielokrotniemiałemochotęzabićgozato,żekrzywdziłmatkęiXandera–przyznał
zponurymwyrazemtwarzy.–Zawszejednakcośmniepowstrzymywało.
–Boniejesteśtakijakojciec–powiedziałaAndyzprzekonaniemwgłosie.–Bo
niejesteśskłonnydoprzemocy.
Dariusspojrzałjejprostowoczyizobaczyłwnichtylkoszczerość.
–Cieszęsię,żetakmyślisz–powiedziałochrypłymgłosem.
–Nigdywtoniewątpiłam.Toprawda,żedziedziczymygenyporodzicach,alenie
tylkoonestanowiąotym,jacyjesteśmy.Spójrznamnie.Niktwmojejrodzinienigdy
nieinteresowałsiębaletem,anawettańcem.Siostrazostałaksięgową!
–Siostra,któramnienielubi.
–Nieznacię.CzyXanderimatkajużwiedzą,jakbyłonaprawdę?–spytałałagod-
nymtonem.
–Tak,rozmawiałemznimiwtymtygodniu.
–Aczypomogłotozlikwidowaćdystansmiędzytobąamatką?
–Cóż,potrzebajeszczeczasu.Niestety,zbytjesteśmydosiebiepodobni.Oboje
mamy skłonność do odgradzania się emocjonalnie od bliskich. Matka przez dwa-
dzieścialatświadomieniepytałamnieoprawdę,ponieważbałasięjąusłyszeć,co
zkoleispowodowało,żeoddaliliśmysięodsiebie.
–AcozXanderem?Tonaprawdębyłwypadek?
Dariuswziąłgłębokioddech.
–Przynajmniejtaktwierdzi.
–Wierzyszmu?
–Wpewnymstopniu.–Dariuspokiwałgłową.–Prawdęmówiąc,jużodpewnego
czasuniepokojęsięoniego,niewiemdlaczego.Bawisięnacałego,itolekkomyśl-
nie,aoprócztegosiedziwpracypodziesięćgodzindziennie.
–Podobniejakty.
–Tak,podobniejakja.–Dariusuśmiechnąłsięlekko.–Wiesz,zawszeuważałem,
żeXanderijajesteśmysobiebliscy,aleprzeztylelatniewiedziałem,cosiędzieje
wjegogłowie.Żeboisięzostaćtakimpotworemjakojciec.
–Potrzebujekogoś,ktowniegouwierzy.Nietylkociebieimatki.Tosięnieliczy,
boobojekochaciegobezwarunkowo.Xandermusiznaleźćkogośspozarodziny,kto
pokochagoiuwierzywniego.
Dariusspojrzałnaniązpodziwem.
–Skądmaszwsobietylemądrości?–spytałpoważnie.
Andy zastanowiła się. Wiedziała, że to nie mądrość. Po prostu mówiła o czymś,
czegodoświadczyłanawłasnejskórze.PrzezostatnieczterylataKimiColinwspie-
ralijązewszystkichsił.AletodziękiDariusowi,dziękitemu,żewierzyłwjejsiły,
znalazłaodwagę,byznówzatańczyćprzedpublicznością.Jużnigdyniebędzietak
dobrąbaletnicąjakdawniej,ibędziemusiaładużotrenowaćprzezkilkanastępnych
tygodni,bymóczatańczyćnascenie,alebezentuzjazmuDariusanieznalazłabysił
iodwagi,bytozrobić.
Kiedyopowiadałjejorodzicach,okrucieństwieojca,traumatycznymdzieciństwie
iproblemachzmatką,rozbłysnąłwniejmaleńkipłomyczeknadziei.
Nadziei, że Darius opowiedział jej to wszystko, podzielił się z nią najbardziej
skrytymitajemnicaminiebezpowodu…
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
– Skąd ta mina? Pewnie się zastanawiasz, dlaczego obarczam cię nieprzyjemną
historiąrodzinną–powiedziałDarius.
Andynietylkosięzastanawiała.Wgłębokichzakamarkachjejduszy,wktóretak
dawnotemuzepchnęłamarzenia,pojawiłasięiskierkanadziei.
– Prawdę mówiąc, obawiałam się, że potwierdzisz słuchy o twoich dziwnych
upodobaniach do używania pejcza w sypialni – powiedziała, siląc się na poważny
ton.
–Cotakiego?–spytałDariuszniedowierzaniem.
Andyzrobiłaniewinnąminę.
–Twierdzisz,żetonieprawda?
–Oczywiście,żenieprawda!Przyznaj,żartujeszzemnie?–odetchnąłzulgą,wi-
dzącrozbawienienatwarzyMirandy.–Doskonalewiesz,żetotylkoplotkirozpo-
wszechnianeprzezbrukowce.
Andyprzytaknęła,szczęśliwa,żezjegotwarzyznikłonapięcie.
–Jestcośjeszcze,czegojestemciekawa–powiedziała,wstającpowoli,alewciąż
patrzącDariusowiprostowoczy.–Czymaszochotęzejśćnadółispełnićmarzenie
otym,bykochaćsięzemnąwśródluster?
–Co…?–Dariusowiwręczodjęłomowę.
Mirandapodeszładoniegopowoli,kołyszączmysłowobiodrami.
–Powiedziałamjużwcześniej,żetobrzmiintrygująco–przypomniała.
–Faktycznie.–Dariuspomyślał,żeMirandanieprzestajegozaskakiwać.
Właśnieopowiedziałjejkoszmarnąhistorięrodzinną,aona,zamiastuciecprzera-
żona,cowcaleniebyłobydziwne,zbłyszczącymioczamiprzypominamujegowła-
snąfantazjęerotyczną.
Nachwilęzamknąłoczy.
–Czypowiedziałemcijuż,żejesteśwyjątkowocudownąosobą?
NapoliczkachMirandypojawiłsięlekkirumieniec.
–Nie,jeszczenie–odparłacicho.
Dariuschwyciłjązabiodraiprzyciągnąłdosiebie.
–Pewniedlatego,żesłowo„cudowna”wnajmniejszymstopniunieodzwierciedla
tego,comyślęotobieiczujędociebie.Bodziękitobiezdołałemsięwreszciezmie-
rzyćzdemonamiprzeszłości.Imamnadzieję,żezczasemudamisięzasypaćprze-
paśćmiędzymnąamatką.Awszystkoto,ponieważ…–Dariusprzerwał,bookazało
się,żewymówienietychsłówjesttrudniejsze,niżprzypuszczał.
ChoćMirandazasługiwałanato,byjewypowiedział.Itonieraziniedwa.Tyle
razy,iletylkomunatopozwoli.
Wziąłgłębokioddech.
–Wiem,żenieznamysiędługo.Żedlaciebietojeszczezawcześnie.Żeabymóc
oczekiwaćczegokolwiekztwojejstrony,najpierwmuszęzburzyćmuremocjonalny,
którywybudowałemwokółsiebie.Że…
–Darius,czymógłbyśwreszcieprzejśćdorzeczy?
Pokiwałszybkogłową.
–Chodzioto,żezakochałemsięwtobie.Bezwarunkowo.Głęboko.Nazawsze–
powiedział głosem wyrażającym absolutną pewność. – Zrozumiałem, że należę do
ciebie. I wiesz co? Nawet mi to pasuje – dodał z lekkim zdziwieniem. – Po raz
pierwszyczujęsięspełniony.Wiem,czegochcęizkimpragnębyćdokońcażycia.
Ale…
–Darius…
– Musiałem najpierw opowiedzieć ci o mojej rodzinie, a w szczególności o ojcu,
ponieważchcę,żebyświedziała,żeniemamprzedtobążadnychtajemnic…
–Darius,proszę…
–Ponieważciękocham.Bardziej,niżprzypuszczałem,żemożnakochać.I…
–Darius!–Andyprzerwałamulekkooburzona,żeniedopuszczajejdogłosu,ale
przedewszystkimnieskończenieszczęśliwa.
Dariusjąkocha.
Naprawdęjąkocha!
A nie ma wątpliwości, że kiedy Darius Sterne kogoś kocha, to całym sobą. Każ-
dymskrawkiemciałaikażdymzakamarkiemduszy.
–Jateżciękocham–zawołałaradośnie.–Ajeśliuważasz,żetwojarodzinajest
nieco szalona, powinieneś spędzić trochę czasu w towarzystwie mojej siostry i jej
męża. Zacznę od tego, że kolekcjonują stare lustra i mają ich mnóstwo w domu,
a każdy weekend spędzają, włócząc się po bazarach, pchlich targach i wyprzeda-
żach garażowych. Kim jest chyba najgorszą kucharką na świecie, a jeśli chodzi
oColina,to…
–Kochaszmnie?Naprawdę?–spytałDariusniedowierzająco.
– Tak, bardzo cię kocham! Kocham cię, kocham, kocham… – powtarzała, nawet
kiedypołożyłamuobiedłonienaramionachiwspięłasięnapalce,bygopocałować.
Byłtopocałuneknamiętnyiognisty,aleinnyniżte,któredzieliliwcześniej.Ponie-
ważniebyłownimjużniepewnościifrustracji,azatopełnaufnośćimiłość.
–Mirando,czywyjdzieszzamnie?–spytałDariusdużopóźniej,kiedyleżeliwtu-
leniwsiebienakanapie.
ZaskoczonaAndypodniosłagłowę.
–Naprawdęchceszsięzemnąożenić?–spytała.
Dariusroześmiałsięserdecznie.
–Uważasz,żemógłbymniebraćtegopoduwagę?
–Cóż…Wiesz…
–Chybaniemyślałaś,żepozwolę,byśzabrałamniedosalićwiczeń,uwiodłaiwy-
korzystała,apotemzostawiła?
–Hm.Skorojużmówimyouwiedzeniu…
Dariusujrzałskrępowaniewjejzielonychoczachirumieniecnapoliczkach.
–Czyżbyś…Tomożliwe,żejesteś…?–wyjąkał.
–Dziewicą…?Tak.–WtuliłatwarzwpierśDariusa.–Zamierzałamcitopowie-
dzieć.
–Mamnadzieję!
–Otakichrzeczachniemówisięfacetowi,którychce…chcetylko…
–Rozumiem–zamruczałDariuspodnosem,całkowiciezaskoczony,aleizachwy-
cony faktem, że jego narzeczona jest dziewicą. Choć jeszcze nie powinien myśleć
oniejjakoonarzeczonej,boprzecieżnieodpowiedziałanajegooświadczyny.
Zsunąłsięnapodłogę,ukląkłprzedMirandąizuroczystąminąchwyciłjązadło-
nie.
–Mirando,czyuczyniszmitenzaszczytizostanieszmojążoną?–spytałpoważ-
nymgłosem.–Czywyjdzieszzamnie,będzieszumojegobokudokońcażyciaiuro-
dziszmidzieci?
– Oczywiście, że wyjdę za ciebie – odparła wzruszona Andy i rzuciła mu się na
szyję,przewracającgonapodłogę.
Zapadłacisza,przerywanatylkoszeptami,radosnymiwestchnieniamiiodgłosami
rozkoszy.
EPILOG
–Niemartwsię,jestempewna,żeAndyporadzisobiedoskonale.–Kimchwyciła
Dariusa za obie dłonie i ścisnęła je mocno. Siedzieli w loży teatralnej i spoglądali
wnapięciunascenę,czekając,ażpokażesięnaniejMirandaiwykonataniecOdet-
tyzJeziorałabędziego.–Niezdążyłamcijeszczepowiedzieć,aletotwojazasługa.
Andyniezdecydowałabysięnawystęp,gdybynietwojeuczuciaitwojawiarawnią
–dodałaszeptem.–Możeszliczyćnamojądozgonnąwdzięczność.
WciąguostatnichtrzechtygodniDariusiKimzaprzyjaźnilisięserdecznie,głów-
niedlatego,żeobojetakbardzokochaliMirandę.Byłytodotychczastrzynajszczę-
śliwsze tygodnie w życiu Dariusa, wypełnione życzliwością i bliskością. Zauważał
wyraźnie,jakkażdegodniaumacniałysięjegomiłośćdoMirandy,nieskończonepo-
dziwiduma.
Podziw,boznalazłaodwagę,bypójśćznimnapolicjęwsprawieTiiBellamy.Pri-
mabalerinapoczątkowostanowczozaprzeczała.Wkońcujednakzłamałasięiprzy-
znaładowiny,kiedyjąpoinformowano,żekilkainnychosóbrównieżzgłosiłopodob-
nezarzuty.Prawdęmówiąc,osobytewyszukałDariuswtrakciewłasnegośledztwa
inamówiłje,byprzerwałymilczenie.Wrezultaciekierownictwozespołubaletowe-
gopostanowiłozawiesićwystępyTiiBellamydoczasuzakończeniaśledztwa.
Duma,bozniesłychanąwytrwałościąćwiczyładodzisiejszegowystępu,coprze-
cieżniebyłołatwepoczterechlatachprzerwyiwymagałoogromnegowysiłku.Po-
wiedziała,żenierobitegowyłączniedlasiebie,aleidlaniego,ponieważuwierzył
wnią,kiedyonasamatraciłaresztkinadziei.
Dariuszdawałsobiesprawę,żetodziękiniemuMirandazdobyłasięnaodwagę,
by po latach zatańczyć przed publicznością. Nic więc dziwnego, że teraz jest tak
bardzozdenerwowany.Dotegostopnia,żeczujemdłości.
–Będziedobrze,braciszku.–Xanderpoklepałgoporamieniu.Niedoszedłjesz-
czewpełnidosiebieiwciążbyłwgipsie,alezdołałprzykuśtykaćdoteatruoku-
lach.–Zobaczysz,Andyporadzisobiekoncertowo–zapewnił.
Wlożyznalazłasięcałanajbliższarodzina:Xander,KimiColin,CatherineiChar-
les.Tak,stalisięrodziną.PołączonąwielkąmiłościąDariusaiMirandy,którapogłę-
białasięzkażdymdniem,zkażdąchwilą.
–Zaczynasię–wyszeptałXander,widząc,żeświatłagasną.
Gwarwidzówucichł.
Gdy kurtyna zaczęła się unosić, serce Andy zabiło jak oszalałe. Stała na środku
sceny,wsłuchującsięwpierwszetaktymuzyki.Idosłowniezamarła,kiedyujrzała
morzeludzkichgłów.Miaławrażenie,żeniezdoławykonaćanijednegoruchu.Po-
czułauciskwżołądkuibrzęczeniewuszach.Chybaniepodoła…
Alewtedypodniosławzroknalożę,wktórej,jakwiedziała,siedziDariuszrodzi-
ną. I nagle poczuła, że ogarnia ją absolutny spokój, bo dostrzegła jego spojrzenie
pełnemiłości.
Miłościidumy.
Tejsamejmiłościidumy,którąDariusujrzałwoczachMirandy,kiedywyprosto-
wałasięizaczęłatańczyć.Dlaniego.Tylkodlaniego.Byłasubtelnymbiałymłabę-
dziem,unoszącymsięzgracjąnadsceną.
JegoMirandą…
Tytułoryginału:TheRedemptionofDariusSterne
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,2015
Redaktorserii:MarzenaCieśla
Opracowanieredakcyjne:MarzenaCieśla
Korekta:AnnaJabłońska
©2015byCaroleMortimer
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2016
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek for-
mie.
WydanieniniejszezostałoopublikowanewporozumieniuzHarlequinBooksS.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych
iumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
HarlequiniHarlequinŚwiatoweŻyciesązastrzeżonymiznakaminależącymidoHarlequinEnterprisesLi-
mitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa
iznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25
ISBN978-83-276-2232-7
KonwersjadoformatuMOBI:
LegimiSp.zo.o.
Spistreści
Stronatytułowa
Rozdziałpierwszy
Rozdziałdrugi
Rozdziałtrzeci
Rozdziałczwarty
Rozdziałpiąty
Rozdziałszósty
Rozdziałsiódmy
Rozdziałósmy
Rozdziałdziewiąty
Rozdziałdziesiąty
Epilog
Stronaredakcyjna