Adamović Ivan Johnny Erotic

background image

Ivan Adamović

Johnny

Erotic

background image

background image

Murzynka przy wejściu podciągnęła wytrenowanym ruchem

spódnicę i wypięła w moją stronę potężne, lśniące pośladki.

- No, wsadź mi to, kochanie - zanuciła głosowym implantem

Elvisa Presleya.

Wsunąłem jej do szpary kartę kredytową. Musiała mieć w

środku porządny hardware, karta wysunęła się z powrotem

niemal natychmiast, bez tych długich dialogów z bankiem,

które prowadzą automaty uliczne.

- Dużo już ci nie zostało, kochanie. - Wyszczerzyła do

mnie wyrównany rządek zębów z czarnego winylu, podczas gdy

ja wycierałem kartę o koszulkę.

- W każdym razie mnie nic nigdzie nie brakuje, kochanie.

Prześlizgnąłem się koło niej, zanim zdążyła się

zastanowić, czy była to aluzja do modyfikacji jej organów.

Ale miała rację. Byłem już prawie na dnie i gdyby się

płaciło także za wyjście z tej budy, musiałbym się wcześniej

przez dłuższy czas przyjaźnić ze zmywarką albo miotłą. Ale

jeżeli Larry nie narobi w portki ze strachu i dotrze tu

zgodnie z umową, może wyjdę stąd jako Wielki Bogacz, a

rozkrok tej czarnej odźwiernej, spragniony każdego kredytu,

podskoczy do mnie jak magnes.

Spotkanie mieliśmy umówione w znanej kawiarni. Mój

pomysł. Uwielbiam stylowe wnętrza, a to najbardziej

odpowiadało naszemu interesowi.

Wszedłem obiema nogami na miękką podłogę i zaczekałem

chwilę, żeby mnie obwąchała i zapamiętała zapach moich

feromonów. Krótkim, pełnym ekstazy falowaniem dała mi do
zrozumienia, że jest zadowolona i że mogę iść dalej. Gdy

podłoga uginała się pode mną jak żywa, a gdzieniegdzie z jej

gładkiej powierzchni wysuwała się nibynóżka, wijąc się przez

chwilę w krótkim poczuciu swobody, żeby potem zostać

pochłonięta przez kolektywną decyzję pozostałych komórek,

robiło mi się niedobrze. Niektórzy lubią takie ekstremalne

przypadki, ale ja nigdy nie mogłem się przyzwyczaić do

biopomocników.

Było wczesne popołudnie, sala udekorowana w stylu secesji

dopiero zaczynała się zapełniać. Żaluzje w oknie wystawowym

kroiły światło słoneczne na wąskie paski i rzucały je na

blaty stołów z czarnego, polerowanego marmuru i na ornamenty

w najlepszym belgijskim stylu. Cała sala była od podłogi do

sufitu napchana art nouveau. Wszechobecną atmosferę

dekadencji dopełniały ekrany, na których non stop leciały

filmy hard core z końca ubiegłego stulecia. Nawet w

kopulacyjnych ruchach pulchnych dziewczyn było coś z

secesyjnego zeitgeistu.

Larry siedział na końcu sali, popijał kawę i z niesmakiem

obserwował figle migle na ekranie. Larry nie należał

bynajmniej do kompletnych zer w świecie wirtualnych

programów pornograficznych i nie znosił, kiedy ktoś go

przyłapał na zadowoleniu z cudzego towaru. Co nie znaczyło,

że te właśnie filmy nie mogłyby zostać wyprodukowane w

którejś z podłączonych pod Larry'ego wytwórni.

Tak więc przysiadłem się do niego. Towarzyszył mi Mój

Problem. Dowcip polegał na tym, jak zrobić z Mojego Problemu

Nasz Interes. Ale najpierw obmacałem dłońmi spodnią stronę

blatu naszego stolika. Nie byłbym pewien, kto dałby się

nabrać na numer ze zdalnie sterowanym neuroparalizatorem

przymocowanym po mojej stronie, gdyby Larry'emu z jakichś

background image

powodów się przywidziało, że w Naszym Interesie coś

śmierdzi.

Też zamówiłem kawę, a potem wszystko Larry'emu

opowiedziałem. Prawdę mówiąc, nie zamierzałem niczego

ukrywać. Więc po pierwsze, że nielegalnie usiłowałem

nagrywać z sieci publicznej oferowane programy

rzeczywistości wirtualnej. Potem, jak nagle zobaczyłem

lecącego po niebie słonia i zrozumiałem, że połknąłem

przynętę razem z haczykiem. Tą przynętą był wirus,

neutralizowany za pomocą specjalnego dekodera, kupowanego

przez klienta razem z programem. No i teraz ten wirus siedzi

w środku mojej pamięci, szczerzy się i od czasu do czasu

przypomina o sobie jakimś szaleństwem, niezbyt pasującym do

tej rzeczywistości, którą od dzieciństwa pamiętam. Prędzej

czy później popełnię jakiś błąd, dzięki któremu systemowa

policja bez trudu mnie zidentyfikuje.

Larry miał znudzoną minę. Nawet gdybym miał głowę tak

zawirusowaną, że by mi huczała, a wirusy wysypywałyby mi się

przez uszy, nie przejąłby się tym ani trochę bardziej niż

wirtualnym pożarem przedszkola.

- Antywirus? - zapytał.

Skinąłem głową. Mój jedyny ratunek.

- Ma pan szczęście. Przypadkiem mam ten najnowszy. Dałoby

się coś załatwić. Ile płacisz? - Jak na Larry'ego był to

niezwykle długi monolog. Wyraźnie zainteresował się. Prawie

na pewno znał moje dzieła.

- Wymiana - powiedziałem. - Oryginalny program virtual

reality za antywirus i tysiąc kredytów.

Przez chwilę obserwował w milczeniu, jak podłoga

absorbuje zrzucone okruchy tortu.

- Te tysiąc dopłaci pan?

- Nie, pan. - Musiałem być od początku nieustępliwy, żeby

Larry zrozumiał, że ma do czynienia z profesjonalistą.

Trochę mu bruździłem w interesie. Konstruowałem programy

rzeczywistości wirtualnej, zazwyczaj tylko początki

przestrzeni i podstawy akcji, a potem sprzedawałem większym

firmom, które je dorabiały i sprzedawały jako własne.

Larry skrzywił się.

- Pańska bezczelność zaczyna mi się podobać. - W tym

momencie jego oczy wypadły z oczodołów i huśtały się przez

chwilę na żyłkach i włóknach nerwowych. Nareszcie

odpadły i rozprysnęły się na podłodze z cichym "plop". Nie

dałem po sobie nic poznać. Wirus potrafił mi płatać gorsze

figle. Po pięciu sekundach twarz Larry'ego była znów w

porządku.

- Jak się ten pański program nazywa?

- "Markiz de Sade i istoty Cthulhu" - wypaliłem.

Zadziałało.

- Ma pan to przy sobie?

Skinąłem głową.

- Dobra. Rzućmy na to okiem.

Pilotem pośrodku stołu zlikwidowałem secesyjne piękności

i wsunąłem mikrochip w marmurowy blat.

- Chodzi tylko o demonstrację, w dodatku dwuwymiarową.

Bez hełmu to tylko popłuczyny...

Larry niecierpliwie machnął ręką. Na wszelki wypadek

przyciszyłem dźwięk i włączyłem program.

Był to montaż najlepszych i najmocniejszych scen. Markiz

przyzywa na pomoc istoty z międzygwiezdnych przepaści i z

innych wymiarów, które mogą zobaczyć tylko martwi i

szaleńcy, a potem kontynuuje swoją sadomasochistyczną

background image

kawalkadę. Skoncentrowana ohyda, oceany śluzu, dziewczyny

gwałcone na najbardziej niewiarygodne sposoby i rodzące

potem nową, jeszcze bardziej odrażającą generację monstrów.

Kątem oka dostrzegłem, że jedna z kelnerek zatrzymała się

z tacą w ręku obok naszego stołu i z szeroko otwartymi

ustami gapi się w ekran jak zahipnotyzowana. Przy sąsiednim

stole młoda para, która miała takiego pecha, że też widziała

to, co się działo na naszym ekranie, szybko zapłaciła i

wyszła.

A potem... nie wierzyłem własnym uszom.

Larry MLASNĄŁ z zadowoleniem.

- Biorę - powiedział tylko. - Dostanie pan swój

antywirus.

- I tysiąc. - Nie zamierzałem okazać słabości.

Twarz Larry'ego zachmurzyła się i zbliżyła do mojej.
- Młody człowieku, przekracza pan granicę dopuszczalnej

bezczelności. Mnóstwo ludzi oszalałoby z radości, gdyby

mogli mi swój program ofiarować za darmo!

Nie odpowiedziałem.

- Antywirus i pięćset - burknął.

- Antywirus i siedemset - ja na to.

- Było mi miło - nachmurzył się jeszcze bardziej Larry i

zaczął się podnosić od stolika.

- No dobra, niech będzie pięćset - zatrzymałem go

pośpiesznie, bo uznałem, że jego cierpliwość jest na

wyczerpaniu.

Larry właśnie sięgał do kieszeni na piersi, kiedy drzwi

kawiarni otworzyły się z hukiem i do sali wpadły dwa gazowe

granaty.

- Bomba! - wrzasnął jakiś kobiecy głos.

- Żadna bomba - odpowiedział jej metalowy głos z

megafonu. - Policja obyczajowa. Proszę ustawić się w

kolejkach i pojedynczo poddawać się rewizji przy wyjściu.

Rozejrzałem się po secesyjnej sali. A więc tak wyglądają

ostatnie minuty wolności. Z mikrochipem, który właśnie

pokazałem Larry'emu, nie miałem szansy. Sumienie Larry'ego

też chyba musiało być nie tak czyste jak lilia, bo zbladł, a

na czole pojawiły się krople potu. Piękna scenka, warto by

ją opracować wirtualnie. Było ich dwóch. Jeden bogaty, drugi

biedny. Mimo że dzieliła ich taka przepaść hierarchii, nagle

obaj wylądowali w tym samym gównie. Dobranoc, dzieci.

- Wy dwaj macie miny niby bliźnięta syjamskie pod

skalpelem - rozległo się tuż obok mnie. Jakoś nie

zauważyliśmy, kiedy się do nas dosiadła. Musiała to być ta

sama kelnerka, której przed chwilą opadła szczęka, kiedy

oglądała moje dzieło. Jak wszystkie tutejsze kelnerki była

naga, gładko wygolona, a jej skórę pokrywały secesyjne

ornamenty z niezmywalnych farb. Włosy ściągnęła do tyłu i

spięła spinką z macicy perłowej. Jedynym odzieniem, jakie

miała na sobie, był szeroki pasek z maszynką do zbierania

kredytów na lewym boku i elektryczną pałką nerwową na

prawym. Na skórze przeważała ochra i cynober. Oczy były z

natury pomarańczowe.

- Zakładam, że nie jesteście tą kontrolą szczególnie

zachwyceni. Może mogłabym wam pomóc.

- A dlaczego zwróciłaś na nas uwagę, Armio Zbawienia? -

Nie darował sobie Larry.

- Czuję od was szmal. - Uniosła dwa palce, w których

trzymała kółko z huśtającym się na nim metalowym paseczkiem.

Przy drzwiach zgromadził się tłum i na razie nikt nie

zwracał na nas uwagi. - Klucz od tylnych drzwi.

background image

- Za ile będzie takie wyjście?

- A ile dasz, wujku? - spytała z przewagą swoich

trzynastu lat.

- Pięć tysięcy.

- Czemu nie. A ty? - zwróciła się do mnie.

- Załatwię cię w trzy minuty jednym palcem.

- Fajnie. To wiejemy.

Przeszliśmy między stolikami, potem przez kuchnię i

zatrzymaliśmy się przy tylnym wyjściu. Nasza Armia Zbawienia

otworzyła i wypchnęła nas na zewnątrz. Sama chwyciła zdartą

skórzaną kurtkę nabitą stalowymi ćwiekami, narzuciła ją na

siebie i ostrożnie rozejrzała się dokoła. W tej chwili Larry

zatrzymał się i chwycił się za głowę.

- Cholera. Zostawiłem tam torbę. Mam w niej wszystko.

Forsę i antywirus.

Dziewczyna otworzyła jeszcze raz, nie obeszło się przy tym

bez kilku soczystych uwag pod adresem Larry'ego. Węszyłem

jakiś kant, więc nie spuściłem z Larry'ego oka, idąc dwa

metry za nim na wypadek, gdyby chciał dać nogę. Ale nie dał.

Larry, król pornograficznego nieba, zakończył swoje życie w

marny i niesmaczny sposób kilka kroków przede mną, a ja nie

mogłem nic na to poradzić. W pośpiechu i zdenerwowaniu

zapomniał pozwolić się obwąchać biopodłodze, która go tym

samym zidentyfikowała jako intruza. W dodatku była

rozdrażniona gazem łzawiącym, więc Larry, gdy spostrzegł, co

się dzieje i odwrócił się z twarzą skrzywioną bólem, miał

już nogi do kolan pochłonięte przez białą masę, szybko

pełznącą po jego ciele wzwyż. W niecałe pół minuty zostało z

niego tylko niewielkie wzniesienie na podłodze, a i to

szybko znikło.

Tak zginął Larry i moje nadzieje na uzyskanie programu

antywirusowego, który zlikwidowałby to złośliwe coś w mojej

czaszce. Strażnicy przy wejściu zauważyli zamieszanie i

ruszyli w naszym kierunku.

- W nogi. - Kelnerka chwyciła mnie za łokieć i

pociągnęła znowu do tylnego wyjścia.

Wypadliśmy na zewnątrz i w tej samej chwili rozległ się

dźwięk syreny i uliczkę za kawiarnią zagrodził z jednej

strony policyjny ślizgacz.

- Że mi się w ogóle chciało - usłyszałem jej

westchnienie, a potem pobiegliśmy w stronę przeciwną

błyskającym światłom.

- Nazywam się Molly. - Rzuciła kurtkę do kąta i

wyczerpana wyciągnęła się w fotelu. Oboje byliśmy zdyszani

po biegu i oszołomieni od miejskiego smogu. - Mówią mi też

Rdzawa Lady. Lubię ochrę.

- Mnie mówią Johnny. Johnny Erotic.

- Chamstwo.

- Zajmuję się trochę programami VR. Hard core, rozumiesz.

Molly sennie wpatrzyła się w sufit, a jej ręka jakby

mimochodem spoczęła na zdobionym ornamentami łonie.

Westchnęła i popatrzyła na mnie.

- No to co będzie z tą zapłatą?

Przez chwilę nie dotarło do mnie, o co chodzi. Potem

nareszcie przypomniałem sobie o nagrodzie, którą jej

obiecałem za wyjście w kawiarni.

Podsunąłem sobie drugi fotel. Potem podałem jej hełm VR.

Najwyraźniej po raz pierwszy w życiu widziała coś takiego.

Długo z ciekawością go oglądała, zanim nałożyła na głowę.

- Uwielbiam perwersje - mruknęła i zapadła na oparcie.

background image

Jedną nogę przełożyła przez poręcz i zwróciła się w moją

stronę, tak że zapewniła mi cudowny widok. - No to pokaż, co

potrafisz. Jednym palcem w trzy minuty nawet sama sobie tego

nie zrobię.

Jej naiwność mnie wzruszyła.

- Jeden palec, Molly, i trzy klawisze na klawiaturze

wpuszczą ci do głowy więcej rozkoszy niż zaznałaś w ciągu

całego życia.

Nie widziałem jej oczu ukrytych za szybą hełmu, ale

kąciki ust opuściły się z rozczarowaniem.

- A nie wolałbyś zrobić mi tego osobiście?

- Miłość to wirus - odpowiedziałem i uruchomiłem program.

Wybrałem dla niej swój własny, "Niewolniczą galerę".

Na ekranie widziałem, jak siedzi na ławce między

wioślarzami, naga i lśniąca od potu, i z zaskoczeniem ogląda

łańcuchy, które przykuwają ją za kostki do podłogi. Między

Murzynami harującymi przy wiosłach przechadzał się otyły

właściciel łodzi w obszernej szacie, kryjącej jego obwisły

brzuch. Zatrzymał się obok wciąż jeszcze nic nie pojmującej

Molly i wskazał na nią swoim tłustym palcem. Śniady

mężczyzna z mongoidalnymi rysami twarzy, idący za nim,

zbliżył się i dwoma uderzeniami młota i dłuta uwolnił ją z

kajdan. Potem, oszołomioną, odprowadzili ją do kajuty

kapitana. Kapitan osunął się na stos aksamitnych poduszek i

znowu tylko w milczeniu skinął ręką. Molly otoczyli trzej

rośli Murzyni o ostro rzeźbionych rysach twarzy i ze

sznurami muskułów pod lśniącą skórą szczupłych ciał.

Najpierw natarli ją całą wonnym olejkiem, przy czym nie

pominęli ani jednego załamania skóry.

Molly w fotelu obok mnie poruszyła się i odprężyła.

Wtedy jeden z Murzynów podniósł ją jak piórko i pomału

opuścił na swój członek, naprężony jak struna. Potem ją

puścił i utrzymywał w powietrzu tylko dzięki sile mięśni

miednicy.

Z sąsiedniego fotela usłyszałem rozkoszny pomruk.

Męskie i kobiece ciała, jedno czarne jak heban, drugie

brzoskwiniowo jasne, osunęły się na miękki dywan, a Murzyn

powolnymi ruchami kontynuował rozpoczęte dzieło. W tym

czasie jego kolega natarł swój przyrząd oliwą i kiedy para

na dywanie przewróciła się i Molly znalazła się na górze,

uważnym, ale pewnym ruchem wszedł w nią od tyłu.

Molly z hełmem na głowie wykrzyknęła i wbiła palce w

poręcze.

Trzecia minuta rzeczywistego czasu dobiegała końca, kiedy

odpoczywającą na dywanie Molly opuścił także trzeci Murzyn,

a kapitan wstał ze swojego łóżka. Murzyni wiedzieli, czego

się od nich żąda i szybko opuścili pokój. Świńskie oczka

kapitana z upodobaniem błądziły po nagim ciele Molly. Potem

grubas ściągnął szatę przez głowę i odrzucił ją jednym

ruchem, tak że stanął przed dziewczyną zupełnie nagi.
Molly na ekranie otworzyła oczy i krzyknęła z odrazą.

I wtedy to się stało. Ekran syknął, stracił ostrość i na

moment pokryły go faliste linie. Moja ręka wystrzeliła w

stronę klawiatury, ale w ciągu ułamka sekundy ekran znów się

rozjaśnił, a ja tylko patrzyłem. Patrzyłem i patrzyłem.

Bo na ekranie była znowu Molly. I znowu w objęciach

trzech śniadych mężczyzn. Bez kapitana. Objechałem myszą

całą kajutę, ale kapitan zniknął.

Przyszło mi do głowy przeszukać resztę statku. Znalazłem

go. Przykutego łańcuchami do ławki, górę sadła sapiącą i

naciskającą na długie wiosło, dokładnie w rytm bębnów.

background image

Co to, to nie.

Wyłączyłem program i zerwałem Molly hełm z głowy. Miała

spoconą twarz, zamknięte oczy, a na wargach zadowolony

uśmiech.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała nie otwierając oczu,

starając się zatrzymać znikający świat.

Potrząsnąłem nią. Dała mi po twarzy. Dobra, nareszcie

doszła do siebie.

- Molly, ty jesteś moim wybawieniem.

- Dlaczego mi dziękujesz? Nie zrobiłam tego za darmo.

- Nie mówię o tamtym. Wiesz, co właśnie zrobiłaś?

Zmieniłaś bieg wirtualnego programu. W zakazany sposób.

Wysłanie kapitana do wioseł przekracza możliwości

"Niewolniczej galery".

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Nic poza tym, że jesteś datafool, binarny idiota!

- Posłuchaj, Johnny, nie mam ci za złe, że jesteś w tych

sprawach otrzaskany, ale nie podoba mi się, kiedy tak do

mnie mówisz...

- Zaczekaj. - Musiałem ją przytrzymać na fotelu. - To nie

obelga, nie wiem, kto tak nazwał tę zdolność, ale to

nie ma nic wspólnego z prawdziwym idiotyzmem.

- No to o co chodzi?

Wytłumaczyłem jej więc wszystko o binarnych idiotach,

którzy mają wrodzoną zdolność do zmieniania rzeczywistości

programów wirtualnych. Wam z pewnością nie muszę tłumaczyć

szczegółów, ale Molly była w tych rzeczach zupełnie zielona.

Do diabła z "Niewolniczą galerą", ale mnie zaświtała

nadzieja, że pozbędę się wirusa i bez programu Larry'ego. W

końcu zgodziła się na połączenie hełmów i zajrzenie mi do

głowy. Z tej Molly to była miła dziewczyna.

Nareszcie zerwał się wiatr i marynarze rozpięli żagle.

Zadarłem głowę i przejechałem wzrokiem wzdłuż głównego

masztu aż do bocianiego gniazda, nad którym wesoło

zatrzepotała nasza flaga. Była to piękna flaga. Biała

czaszka na czarnym tle patrzyła pustymi oczodołami na

horyzont, z którego zaczął się wynurzać niebieskawy pasek

lądu.

Marynarze też wyczuli bliskość ziemi i byli już bardzo

niecierpliwi. Wciąż od nowa czyszczono lufy dział i

prymitywnych karabinów maszynowych, gąbki przy wylotach

miotaczy płomieni starannie nasączano łatwopalnym płynem.

Tylko Molly czuła zupełnie inne namiętności niż te

związane z bliskim łupem. Odwróciłem się w stronę tylnego

pokładu, gdzie łkała ze szczęścia, ze łzami w oczach

wychylona nad morze i pozwalała poklepywać się po pupie

młodemu Murzynowi, który ją rytmicznie przyciskał do

drewnianej poręczy. W cieniu ozdobnego baldachimu

wypoczywali następni, popijając lekkie wino i posilając się

pieczenią, żeby godnie spełnić dzisiejsze obowiązki.

Wiem, że miłość to wirus, ale przyznaję, że w chwilach

słabości zazdrościłem tym śniadym chłopakom. Dlatego też

przynajmniej przyglądałem się jej opalonemu na brąz ciału,

któremu pobyt w zdrowym morskim powietrzu wyraźnie służył.

To piękna kobieta, ta Molly. Czy mogłem mieć jej za złe, że

nie tylko uwolniła mnie od wirusa, ale też dokładnie sobie

wszystko w mojej głowie przestudiowała i znalazła sposób, by

nas oboje zamknąć w tym wirtualnym świecie tak, żebym już

nigdy nie mógł wyłączyć programu, który w ciągu kilku chwil

spełnił wszystkie jej sekretne marzenia?

background image

Pewnie wyglądam głupio, kiedy tam siedzę obok Molly, z

hełmem na głowie, z ciałem bezwolnym jak szmata, nie mogąc

podnieść ręki i nacisnąć ESCAPE. Niedawno wszystko sobie

wyliczyłem. Molly nastawiła wirtualną szybkość tego

złudzenia rzeczywistości na maksimum, tak że tutejsze lata

odpowiadają godzinom rzeczywistego czasu. Ale i tak będziemy

w końcu musieli się napić, żeby w rzeczywistym świecie nie

umrzeć z pragnienia. A o tym Molly nie pomyślała. A może jej

to nie obchodziło. Czeka nas jeszcze wiele lat, zanim tam,

na zewnątrz upłynie tydzień.

Ja też nie mogę się skarżyć. Pracuję nad przyspieszeniem

rozwoju tej średniowiecznej cywilizacji. Nikt nie może mieć

do mnie pretensji za to, że zacząłem od wojskowości. W tym
świecie pokojowa dyplomacja nie należy do najbardziej

efektywnych środków umożliwiających szybką karierę. Jak

tylko będę miał dość środków, zacznę spokojniejsze życie

szalonego naukowca. Przynajmniej będę miał wszelkie powody

do tego, by czuć się jak prawdziwy komputerowy pirat. Bo

niedługo zamierzam przeprowadzić niewielką komputerowo-

parową rewolucję.

Jeżeli dobrze pójdzie, za dziesięć lat będę już mieć

solidny hardware, z pomocą którego spróbuję podłączyć się do

mojego osobistego komputera, zostawionego tam, na zewnątrz.

Nie żeby mi tu czegoś brakowało, wcale nie, ale czuję się

trochę nieswojo w świecie, w którym nie jestem do końca

panem swojej własnej rzeczywistości. A jeżeli Molly to się

nie spodoba, znajdę jej lepszy program.

Może trafię jeszcze gdzieś na kopię "Markiza de Sade i

istoty Cthulhu". Ale na wszystko będzie czas. Na razie pomału

staję się najlepszym naukowcem na świecie.

Przynajmniej w tym własnym.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Adamowic Ivan Johnny Erotic
Adamowic Ivan Johnny Erotic
Guide To Erotic Massage
Day7 Rules Texting Video Porn Erotica
budet bolno moy eroticheskiy dnevnik
Terry Pratchett Johnny Tylko Ty mozesz uratowaå ludzkoÿå
Samsons Geschichten  Ein Kurs In m市Nchen Teil 1 Sumako (Erotische Geschichten, Xxx, Erotic,
(ebook comic erotic) lolita 2 6FHLPM2CHVIDIUDMZN46T6ZHV52DFJWQ47A4NEA
another complete erotic massage O3KPMFVLS6XL4ZG2M5SO23O7SIFTIDTRIXNVW5I
erotic dreams gra nr 1 dla par
(ebook comic erotic) Lolita 1 IYN3QE64QZMKNBWN6RR2RNKOAKAN6ZUW2VODQCY IYN3QE64QZMKNBWN6RR2RNKOAKAN6Z
Erotic Comic Anime Hentai Manga Honey Pack 3 5
Guide To Erotic Massage
Terry Pratchett Cykl Johnny (3) Johnny i bomba
Gibson, William Johnny Mnemonic
Adresy gwiazd Johnny Depp
Terry Pratchett Johnny Tom III Johnny i Bomba

więcej podobnych podstron