Jaka emerytura dla kobiet? Jaka dla mężczyzn?
Polskie kobiety i polscy mężczyźni nie chcą rezygnować z prawa
do szybkiego przechodzenia na emerytury
Andrzej Dryszel
Jedną z najwyższych wartości dla każdego prawdziwego Polaka i Polki jest możliwość jak
najwcześniejszego przechodzenia na emeryturę. Nie bez powodu mamy najmłodszych emerytów
nowoczesnej Europy, trafiających na „zasłużony odpoczynek” już w wieku 57,7 lat, oraz
najmniejszy odsetek osób pracujących po ukończeniu 55. roku życia (tabelka). Chociaż w tym
jesteśmy liderami Starego Kontynentu.
Pracownicy i związkowcy wszystkich branż zjednoczyli się w braterskim, skutecznym boju przeciw
emeryturom pomostowym, które miały zastąpić dotychczasowe wcześniejsze emerytury i bardzo
ograniczyć rzeszę objętych nimi osób. Dzielni górnicy już wcześniej ruszyli na Warszawę i w
prawdziwej walce z policją na zawsze wyrąbali kilofami utrzymanie uprawnień dla swych
najmłodszych emerytów świata. Na zawsze, bo jakakolwiek próba ograniczenia ich przywilejów
oznaczałaby chyba wojnę domową.
Wiadomo, że wczesnych emerytur będziemy bronić jak niepodległości. Można to zrozumieć.
Minione 18 lat zmusiło Polaków do tak obcej nam pracowitości, że poczuliśmy się zmęczeni
fizycznie i psychicznie. „Aby do emerytury! Wytrzymać jeszcze te parę lat”, to najczęstsze hasło
towarzyszące nam w myślach na stanowisku pracy.
Im wcześniej tym lepiej
W sondażu CBOS przeprowadzonym jesienią 2007 r. aż 72% rodaków uznało, że należy obniżyć
obecny wiek emerytalny. Tylko 1% badanych uważa, że na emerytury powinni później niż w tej
chwili odchodzić mężczyźni, tylko 4% – że kobiety. Reszta jest zdania, iż nie trzeba nic zmieniać.
Powszechnie uważamy też za sprawiedliwe (zdaniem 80% Polaków), że panie o pięć lat wcześniej
niż panowie odchodzą na emeryturę.
Z nader głębokim niepokojem przyjmowane są więc w społeczeństwie wszelkie sugestie
ewentualnego podniesienia wieku emerytalnego kobiet. Precedens już jest, panie prowadzące
działalność gospodarczą nabywają prawo do emerytury, gdy mają 65 lat. Latem ubiegłego roku
gruchnęła fałszywa informacja, iż dyrektywa Parlamentu Europejskiego nakazuje krajom
członkowskim podniesienie wieku emerytalnego kobiet do poziomu takiego jak u mężczyzn.
Zdumiewającą niekompetencją wykazała się wtedy znana kancelaria prawnicza Cameron
McKenna, której polska przedstawicielka zapewniała, iż Polska musi najpóźniej do 15 sierpnia tego
roku zrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn. Szybko okazało się, że to nieprawda, bo
dyrektywa europarlamentu obejmuje tylko dobrowolne, prywatne ubezpieczenia z III filara, w
odniesieniu do I i II filara jest zaś jedynie niezobowiązującym zaleceniem bez określonego terminu.
Dla dobra pań
W październiku 2007 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis różnicujący uprawnienia kobiet i
mężczyzn do wcześniejszej emerytury jest sprzeczny z ustawą zasadniczą. Dziś bowiem panie
przechodzą na taką emeryturę w wieku 55 lat, jeśli przepracowały 30, a panowie w wieku 60 lat, i
to pod warunkiem całkowitej niezdolności do pracy. Tysiące polskich mężczyzn natychmiast po
wyroku TK złożyło więc wnioski o wcześniejsze emerytury. Pośpieszyli się jednak, bo choć stary
przepis został uznany za niekonstytucyjny, to jeszcze nie powstał nowy, na podstawie którego ZUS
mógłby powszechnie wypłacać wcześniejsze emerytury mężczyznom 55-letnim z 30-letnim stażem
pracy (oczywiście nie dotyczy to górników oraz pracowników rozmaitych innych branż i służb,
mogących iść na emeryturę nawet w okolicach czterdziestki). Parę dni temu minister pracy Jolanta
Fedak zapowiedziała, że wkrótce stosowny projekt trafi do parlamentu. Posłowie LiD przygotowali
już ustawę o prawie do emerytury w wieku 60 lat.
Obniżenie emerytur męskich do poziomu „kobiecego” wywołuje wyłącznie aprobatę obywateli.
Wcześniej, pod koniec listopada, minister stwierdziła jednak, że kobiety generalnie powinny
odchodzić na emerytury później (choć nie określiła, w jakim wieku). Rzecznik praw obywatelskich
uznał zaś, że należy zrównać wiek przechodzenia obu płci nie tylko na wcześniejsze, ale i na
normalne emerytury, i że dla dobra praw obywatelskich pań dobrze będzie, jeśli przepracują one do
65. roku życia. A to już zainteresowanym nie mogło się podobać.
Rzecznik argumentował, że wiek emerytalny na poziomie 60 lat pozbawia panie szansy
kontynuowania działalności zawodowej na równi z mężczyznami i pogarsza ich status materialny
po przejściu na emeryturę. Skoro bowiem pracują one o pięć lat krócej niż mężczyźni, to
wypracowują mniejsze świadczenie. W dodatku ich średnia długość życia liczona od sześćdziesiątki
jest znacznie dłuższa niż mężczyzn, więc świadczenie rozkładane jest na więcej lat, co dodatkowo
obniża miesięczne wypłaty. Wielu naukowców uważa to rozwiązanie za bzdurę i dyskryminację. –
Czy ludzie z wyższym wykształceniem i niepalący też powinni mieć niższe emerytury, bo żyją
dłużej niż gorzej wykształceni i palacze? – pyta prof. Tadeusz Szumlicz.
W rezultacie kobieta odchodząca na emeryturę w wieku 60 lat uzyskuje zaledwie 66% emerytury
mężczyzny – uważa rzecznik. Podobnie sądzą i ludzie zorientowani w temacie. – Nigdy nie
rozumiałem pędu do wcześniejszej emerytury. Przejście do stanu nieaktywności zawodowej jest
przecież niewątpliwym szokiem negatywnym. Mężczyźni i kobiety powinni przechodzić na pełną
emeryturę w wieku 65 lat. W końcu sami sobie powinni wypracować tę emeryturę – twierdzi prof.
Jan Winiecki.
Mężczyźni wiedzą lepiej
Zdaniem profesorów Wojciecha Otty i Mariana Wiśniewskiego, niższy wiek emerytalny staje się
barierą dyskryminacyjną uniemożliwiającą kobietom osiągnięcie znacznie wyższych emerytur,
oferowanych osobom kończącym pracę w wieku o kilka lat wyższym. Obaj naukowcy zdają sobie
jednak sprawę, że „propozycja zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn wywołuje wrogie
reakcje części opinii publicznej”. Warto dodać, że ogromnej części tej opinii. Problem bowiem w
tym, że Polki jakoś nie mają świadomości strasznej dyskryminacji, jakiej doznają, pracując o pięć
lat krócej niż mężczyźni. Przeciwnie, uznają one, że konieczność dopracowania jeszcze pięciu lat
byłaby wielką i niezasłużoną krzywdą. Ciekawe też, że o tym, jakim dobrodziejstwem byłaby dla
nich konieczność pracowania o pięć lat dłużej, mówią głównie nasi specjaliści płci męskiej.
Wprawdzie minister Fedak wspomniała o podniesieniu wieku emerytalnego pań, nie uważała
jednak tego za jakieś dobrodziejstwo, lecz za zerwanie z zasadą uznaną u nas od lat. Jej
poprzedniczka, Anna Kalata, twierdziła zaś, że za tym, by kobiety nie pracowały dłużej, przemawia
polska specyfika i instytucja babci, niepomiernie ważniejsza niż w innych państwach Unii. Jeśli
więc kobiety chcą być z wnuczkami, nie powinniśmy zmuszać ich, by dłużej pracowały.
Szef „Solidarności”, Janusz Śniadek, do którego docierają sygnały od kobiet zaniepokojonych
możliwością wydłużenia wieku emerytalnego, mówi, że to zróżnicowanie jest powszechnie
akceptowane, zgodne z przyzwyczajeniami i ocenami społecznymi. – Jesteśmy przeciwni
obligatoryjnemu przedłużaniu wieku emerytalnego kobiet – mówi. Niech będzie zachowana
możliwość przejścia na emeryturę w wieku lat 60, z tą różnicą, że kobieta powinna mieć prawo
wyboru, czy chce z tej możliwości skorzystać, czy też woli jeszcze popracować.
Nie każcie pracować dłużej
Polki doskonale wiedzą, że konieczność pracowania o pięć lat dłużej oznacza dla nich stąpanie po
polu minowym. W każdej chwili mogą zostać zwolnione przez pracodawcę robiącego miejsce
młodszym, przed emeryturą nigdzie nie znajdą posady. Zajmowanie się wnukami czy sensowne
spędzanie czasu wolnego jest zaś znacznie fajniejsze niż zasuwanie ponad siły ze strachem w
oczach. – Dla ludzi przede wszystkim liczy się bezpieczeństwo pracy, chcą wiedzieć, że nic nie
stracą. Emerytalna urawniłowka nie byłaby korzystna. Państwo powinno sprzyjać, by ludzie chcieli
dłużej pracować, ale nie wprowadzajmy rozwiązań obowiązkowych – twierdzi Jan Guz, szef OPZZ.
Korzyści finansowe z dłuższego pracowania są zdaniem pań mocno iluzoryczne. Na emeryturze
można przecież dorobić, zarówno na szaro, jak i legalnie, pracuje się bez stresów i obaw, emeryt, za
którego już nie trzeba płacić składki, jest cennym nabytkiem dla każdego pracodawcy. Po przejściu
na emeryturę życie zmienia się nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – dostaje się co
miesiąc „państwową” kasę, nikt nie straszy wyrzuceniem z roboty, człowiek pracuje na luzie, jest
szanowany i doceniany, a w razie czego zawsze może wyjechać za granicę, by tam sobie dorobić.
Żyć nie umierać.
Prof. Tadeusz Szumlicz potwierdza, że opłacalność dłuższej pracy jest znikoma. W najbliższych
latach o wysokości emerytury decydować będzie przede wszystkim nasz kapitał początkowy.
Dłuższa praca będzie więc mieć minimalny wpływ na podniesienie świadczenia. – Jeśli kobieta
mająca prawo do emerytury w wieku 55 lat zakończy pracę o rok później, to jej emerytura wzrośnie
zaledwie o 1,2%. Zwłaszcza paniom mniej zarabiającym nie opłaca się dłużej pracować, bo dziś
przechodząc na emeryturę, otrzymują ok. 90% płacy – mówi prof. Szumlicz.
Seniorzy na lodzie
W przyszłości, gdy nasza emerytura w coraz większym stopniu będzie zależeć od wielkości
odkładanych środków, sytuacja zacznie się jednak zmieniać. Celem polskiej reformy emerytalnej,
wprowadzonej za rządów AWS-UW, jest generalne zmniejszenie świadczeń przyszłych seniorów i
doprowadzenie do tego, by emerytury były niższe. Osoby przechodzące na emeryturę już pod
rządami nowego systemu (najwcześniej od 2009 r.) dostaną więc tylko niespełna połowę swej
pensji, podczas gdy dziś dostają średnio ponad 70%. Dłuższa praca pań stanie się wtedy
koniecznością życiową. Jak oblicza prof. Szumlicz, stopa zastąpienia dla kobiety idącej na
emeryturę w wieku 60 lat wyniesie 40%. W wieku 65 lat – już 63%, bo każdy rok spowoduje
wzrost świadczenia o ok. 8%. Żadne państwo europejskie nie zdecydowało się na tak drastyczne
uderzenie w przyszłych emerytów jak Polska. Zrównanie wieku emerytalnego staje się jednak coraz
powszechniejsze i obowiązuje już w wielu krajach (tabelka). Zasadą, która zaczyna obowiązywać w
Europie, jest możliwość łączenia emerytury z pracą bez ograniczeń. Kilka państw wprowadziło
elastyczny wiek przechodzenia na emeryturę, w przedziale kilku lat. Zwolennikiem takiego
rozwiązania jest prof. Szumlicz, który uważa, że w ogóle nie powinno być wyznaczonego wieku
emerytalnego:
– Jeśli ktoś wypracuje obowiązujące świadczenie minimalne, niech ma prawo przejścia na
emeryturę nawet w wieku 50 lat. A jeśli chce, niech pracuje jak najdłużej. Sądzę, że dzisiejsi 20-
latkowie będą przechodzić na emerytury około siedemdziesiątki.
Profesor ma rację. Widmo biedy już wkrótce skutecznie zmusi seniorów obojga płci do jak
najdłuższej pracy. Nie trzeba będzie żadnych przepisów podnoszących wiek emerytalny.
Odsetek zatrudnienia osób w wieku 55-64 lat. Faktyczny średni wiek przejścia na
emeryturę
UE
42,5%
60,7
Bułgaria
34,7%
60,7
Czechy
44,5%
60,0
Dania
59,5%
62,1
Estonia
56,1%
62,3
Finlandia
52,7%
60,5
Francja
37,9%
58,9
Grecja
41,5%
59,5
Hiszpania
43,1%
62,2
Holandia
45,1%
61,1
Litwa
49,2%
60,8
Niemcy
45,4%
61,3
Norwegia
65,5%
62,0
Portugalia
50,5%
62,2
Rumunia
39,4%
59,4
Słowacja
30,3%
58,5
Szwecja
69,4%
62,8
Węgry
33,0%
60,5
Wlk. Brytania 56,9%
62,1
Włochy
31,4%
61,0
POLSKA
27,2%
57,7
Źródło: Eurostat
Urzędowy wiek emerytalny w niektórych państwach Europy
Mężczyźni Kobiety
Austria
65
60
Belgia
65
62-65
Dania
65-67
65-67
Estonia
60
60
Finlandia
65
65
Francja
60
60
Grecja
65
60-65
Hiszpania
65
65
Holandia
65
65
Irlandia
65
65
Niemcy
65
60
Portugalia
65
65
Szwecja
65
65
Wlk. Brytania
65
60
Włochy
57-65
57-65
Źródło: „Gazeta Ubezpieczeniowa”