Greene Jennifer Marzycielka

background image

JENNIFER GREENE

MARZYCIELKA

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Widok, który miała przed sobą, obrażał

jej poczucie estetyki. Czarna, posępna noc,

szalejąca nad miastem burza - czy może
być coś bardziej banalnego? Nagle ja-

skrawa błyskawica przeszywa niebo, a na
jej tle wyłania się z ciemności wielka,

szpetna rezydencja, która wygląda jak
scenografia

do

tandetnego

hollywoodzkiego filmu.

Najgorsze jest to, że niczym bohaterka

kiepskiego filmu zamierza się włamać do
pogrążonej w mroku rezydencji.

Rebeka Fortune pisała powieści

background image

kryminalne. Umieszczała swe bohaterki w

najbardziej niebezpiecznych sytuacjach,
jakie tylko zdołała wymyślić, a wyobraźnię

miała wyjątkowo bujną. Ale prędzej by
wyrzuciła na śmietnik komputer, niż kazała

bohaterce włamywać się po ciemku do
ogromnej,, zamkniętej na cztery spusty re-

zydencji, w której zostało popełnione
morderstwo.

Deszcz padał na jej rude loki, ciekł po

szyi, spływał po powiekach i rzęsach.

Drżała na całym ciele, od czubka nosa po
czubki palców w przemoczonych

tenisówkach. Zazwyczaj w marcu
panowała w Minnesocie temperatura

background image

około zera, ale tego dnia od samego rana

było nadspodziewanie ciepło i słonecznie,
prawie wiosennie.

Przed wyjściem z domu Rebeka

obejrzała w telewizji prognozę pogody;

zapowiadano w nocy burzę. Gdyby miała
czarny płaszcz od deszczu, pewnie by go z

sobą wzięła, ale miała jaskrawożółty, w
kolorze całkiem nieodpowiednim dla

włamywacza, więc włożyła grubą czarną
bluzę oraz czarne dżinsy. Obie rzeczy lepiły

się jej do skóry.

Przypuszczalnie kiedyś w życiu czuła

się bardziej nieszczęśliwa niż teraz, lecz
nie pamiętała tej chwili. Miała bogate

background image

doświadczenie

w

dziedzinie

kryminalistyki, znała dziesiątki metod
używanych przez włamywaczy, jednakże

całą swą wiedzę zdobyła w ciepłym, ładnie
urządzonym gabinecie, szperając w

książkach i korzystając z Internetu.
Praktyka okazała się odrobinę bardziej

skomplikowana od teorii.

Rezydencję otaczało wysokie

ogrodzenie z kutego żelaza. Zamknięta
brama nie stanowiła problemu; na

ogrodzenie można się było wdrapać i
zeskoczyć z niego po drugiej stronie. Tuż

po zabójstwie Moniki Malone po terenie
kręciło się mnóstwo policji. Teraz ryzyko

background image

natknięcia się na kogokolwiek było

znikome. Zarówno dom, jak i ogród
opustoszały dawno temu; od wielu tygodni

nikt tu nie zaglądał.

Do samej rezydencji prowadziło pięć

par drzwi: frontowe, boczne, kuchenne,
tylne i piwniczne. Rebeka próbowała je

kolejno otworzyć - bez powodzenia. Z kata-
logu dla pisarzy powieści kryminalnych

zamówiła klucz uniwersalny. Okazało się,
że wcale nie był tak uniwersalny, jak go

reklamowano. W plecaku, z którym wyru-
szyła na włamanie, miała również łom -

zawsze przydawał się jej bohaterkom. Ona
jednak nie była stworzoną przez siebie

background image

postacią i, w przeciwieństwie do nich, z ło-

mem kiepsko sobie radziła. Obeszła cały
dom, dokładnie sprawdzając okna na

parterze. Ani jedno nie było zabite
deskami, ale wszystkie były szczelnie

zamknięte. Jedyne, co zdołała łomem
dokonać, to zdrapać z kilku framug farbę.

Poza łomem i wytrychem do plecaka

zapakowała pełno innych narzędzi. Jako

autorka kryminałów, która przed
przystąpieniem do pracy zawsze starannie

się przygotowuje, miała ogromną wiedzę
na temat przestępstw i sposobów ich

popełniania. Na razie jednak żadne z
narzędzi nie znalazło zastosowania, a

background image

plecak, który ważył z tonę, wpijał się jej w

łopatki.

Ciężkie deszczowe chmury kłębiły się

na nocnym niebie, a od łoskotu piorunów
trzęsła się ziemia. A może nic się nie

trzęsło, może to tylko ona, Rebeka, tak
mocno dygotała.

Każda zdrowa na umyśle kobieta już

dawno by się poddała, a ty co? - spytała

sama siebie.

Otóż Rebeka Fortune różniła się od

innych kobiet. Nigdy się nie poddawała,
zwłaszcza gdy na czymś jej zależało.

Niektórzy twierdzili, że cechuje ją upór
osła. Ona broniła się, mówiąc, że

background image

stanowczość i determinację odziedziczyła

po matce, Kate Fortune, której nigdy nie
brakowało siły ani odwagi, aby dążyć do

wytyczonego celu.

Cel, który Rebeka sobie wyznaczyła, był

niezwykle ważny. Wiele osób starało się
oczyścić Jake'a z zarzutu morderstwa, lecz

czas mijał, a jakoś nikt nie znajdował
dowodów, które mogłyby potwierdzić jego

niewinność.

Rebeka sama postanowiła się tym

zająć, tym bardziej że - pomijając członków
rodziny - reszta ludzi podejrzewała, iż to

właśnie Jake był winien śmierci Moniki.

Zacisnęła z determinacją usta i nie

background image

zwracając uwagi na mokrą trawę pod

nogami, jeszcze raz okrążyła dom. Musi być
jakiś sposób, żeby dostać się do środka.

Musi!

Srogi, porywisty wiatr targał jej włosy.

Gdy podniosła rękę, by odgarnąć z twarzy
burzę rudych loków, w świetle błyskawicy,

która przebiła mrok, zamigotała złota bran-
soleta. Widok obwieszonej ozdóbkami

bransolety należącej kiedyś do Kate
sprawił, że Rebekę opadły dziesiątki

bolesnych wspomnień.

Prawie straciła ukochaną matkę.

Wszyscy sądzili, że Kate Fortune zginęła w
katastrofie samolotu; nikt nie wiedział, że

background image

w samolocie był jeszcze porywacz, że Kate

z nim walczyła, że podczas zderzenia
maszyny z ziemią wypadła przez otwarte

drzwi na zewnątrz, w gęste zarośla, i że
przez wiele miesięcy odzyskiwała w

dżungli zdrowie. Rebeka nadal czuła ucisk
w sercu na myśl o rozpaczy, w jakiej

pogrążyła się rodzina, o ilości wylanych łez
oraz o spotkaniu u Sterlinga Fostera,

doradcy prawnego rodziny, kiedy to oczom
zebranych niespodziewanie ukazała się

Kate.

Tego dnia, gdy po raz pierwszy od lat

Kate nie pojawiła się w pracy, złota
bransoleta obwieszona drobnymi

background image

ozdóbkami, które świętej pamięci Ben

Fortune ofiarowywał żonie przy okazji
narodzin kolejnych dzieci i wnuków, tkwiła

na zakończonym ręką alabastrowym
ramieniu ustawionym w gabinecie

seniorki rodu. Dla Rebeki, podobnie jak i
dla innych, bransoleta stanowiła wyraz

miłości, rodziny, tradycji. Nie mogąc się
oprzeć, przywłaszczyła ją sobie;

potrzebowała chociażby takiego kontaktu
z matką. Po odczytaniu testamentu każdy

członek rodziny dostał na pamiątkę
serduszko, podkowę, różę czy inną

ozdóbkę, którą doczepiono do bransolety
w dniu jego narodzin. Przez pewien czas

background image

Rebeka nosiła pustą bransoletę bez

pobrzękujących ozdób, ale potem
zawiesiła na niej własne maleńkie

wisiorki - symbole szczęścia.

Powróciwszy na łono rodziny, Kate

prosiła córkę, aby chwilę dłużej
zaopiekowała się bransoletą. Rebeka

ucieszyła się. Traktowała bransoletę jak
talizman, a jej złote ogniwa jak symbol

nierozerwalności uczuć rodzinnych.

Potarła je palcem. Owszem, Kate

stworzyła jedną z największych dynastii
finansowych w Stanach Zjednoczonych,

ale najbardziej w świecie kochała swoje
dzieci; rodzina zawsze była dla niej

background image

najważniejsza. Te wartości - lojalność,

przywiązanie do najbliższych, konieczność
wspierania się w potrzebie - przekazała

swym potomkom.

Swoim synom i córkom...

Nie była to najbardziej odpowiednia

chwila, aby rozmyślać o dzieciach, ale

Rebeka miała trzydzieści trzy lata, marzyła
o własnym maleństwie, a w ostatnim

okresie to pragnienie stało się tak silne, że
nawiedzało ją o każdej porze dnia i nocy.

Nie liczyło się to, że żyła samotnie, że żaden
królewicz nie kręcił się na horyzoncie. Po

prostu jej zegar biologiczny głośno tykał,
zagłuszając wszelkie inne argumenty.

background image

Chciała mieć dziecko i już!

Zastanawiając się nad przyszłością,

zawsze widziała siebie w roli szczęśliwej

żony i matki. W przeciwieństwie do swych
braci, sióstr, kuzynów, którzy szukali w

życiu przygód czy nowych wyzwań, ona
była beznadziejną romantyczką i

domatorką. Jednak mimo że szczęście
utożsamiała z posiadaniem męża i dzieci,

była jedyną osobą z klanu Fortune'ów,
która nie założyła rodziny. Boże, nawet jej

bratanice wydały już na świat potomstwo!

Chociaż nie miała w tym większej

wprawy, potrafiła ukołysać do snu
niemowlę, natomiast zupełnie nie potrafiła

background image

włamać się do cudzego domu. Psiakrew!

Przeszył ją dreszcz przerażenia. Nie bała

się burzy z piorunami. I na pewno nie bała

się ogromnego, pustego domu, w którym
popełniono morderstwo.

Bała się porażki. Kochała brata, chciała

mu pomóc, znaleźć dowód potwierdzający

jego niewinność, i robiło się jej słabo na
myśl, że może nie podołać. Ale nie! Gdzieś

w tej wielkiej chałupie muszą być jakieś
informacje, ślady czy znaki, które policja

przeoczyła, a które oczyszczą Jake'a z
ciążących na nim zarzutów. Dziesiątki

osób, w tym co najmniej kilku Fortune'ów,
miały powód, aby zabić tę starą jędzę.

background image

Monica była okrutną, zachłanną egoistką,

która od niemal dwóch pokoleń starała się
zniszczyć Bena i Kate. Przysporzyła sobie

mnóstwo wrogów; nawet dwuletnie
dziecko bez trudu mogłoby wskazać parę

osób, które chętnie by się jej pozbyły.

Problem w tym, że na skutek działań

Moniki Malone Jake omal nie stracił tego
wszystkiego, na czym mu najbardziej w

życiu zależało, a zatem miał doskonały mo-
tyw, żeby ją zamordować. W dodatku w

wieczór, gdy Monica zginęła, był na
miejscu zbrodni i tysiące dowodów, takich

jak odciski palców, wskazywały na jego
winę. Ani policja, ani wynajęci przez

background image

rodzinę detektywi nie zdołali wpaść na

trop jakiegokolwiek innego podejrzanego.
Zespół obrońców również robił, co mógł,

lecz sprawa wyglądała beznadziejnie. Nikt
nie uronił łzy nad losem, jaki spotkał

dawną hollywoodzką gwiazdę, ale też nikt
nie wierzył w niewinność Jake'a.

Rebeka wiedziała ponad wszelką

wątpliwość, że jej brat nie mógłby nikogo

zabić, bez względu na to, jak bardzo ta
osoba zalazłaby mu za skórę. Bała się

jednak, że nie mając innych podejrzanych,
sąd uwierzy oskarżycielowi i skaże Jake'a

na wieloletnie więzienie.

Mimo że krążyła wokół domu i

background image

usiłowała dostać się do środka, żaden

alarm się nie włączył. Wszystkie drzwi były
zamknięte, okna także. Zresztą okna na

parterze miały specjalnie wzmocnione
szyby. Okna na piętrze wyglądały na

łatwiejsze do sforsowania, ale nie
wiedziała, jak do nich dotrzeć. Treliaż, po

którym pięły się róże, raczej nie wchodził w
rachubę. Wprawdzie ważyła niewiele,

zaledwie pięćdziesiąt kilogramów, ale
podejrzewała, że chwiejna drewniana

konstrukcja nie utrzyma ciężaru jej ciała.
W ogrodzie rósł wielki rozłożysty dąb, jed-

nakże gałęzie nie sięgały na tyle blisko
domu, by mogła przeskoczyć z którejś na

background image

dach - chyba że wyrosłyby jej skrzydła, a na

to się nie zanosiło.

W ostateczności zamierzała

zaryzykować wspinaczkę po kracie z
różami, ale najpierw postanowiła jeszcze

raz obejść dom. Tak też zrobiła, tym razem
na czworakach. Przedzierała się przez

krzaki rosnące pod domem i kolejno
świeciła latarką we wszystkie okna

prowadzące do pomieszczeń w piwnicy.

Od czasu do czasu kolce - wyobrażała

sobie, że to szpony niewidocznej wiedźmy -
czepiały się jej włosów i ubrania, wbijały

się jej w skórę, drapały ją po ciele. W
tenisówkach chlupotało błoto. Na jednej

background image

okiennej framudze złamała paznokieć.

Kiedy usiłowała podważyć inną, drzazga
weszła jej w palec, a z palca popłynęła

krew.

Deszcz przestał padać, ale ponieważ

była przemoczona do suchej nitki,
zmarznięta i nieszczęśliwa, nawet nie

miała siły się z tego cieszyć.

Wreszcie promień latarki oświetlił

ramę okienną, która była krzywa i
pęknięta. Odgarnąwszy na bok gałęzie

kwitnącego bzu, Rebeka przysunęła się
bliżej i zaczęła sprawdzać szybę. Okno nie

było zamknięte, a jedynie zaklejone farbą.

Otwierało się na zewnątrz. Trochę

background image

niewygodnie, ale trudno. Gorzej było z

wielkością. Może przez niewielką szparę
zdołałby się przecisnąć chudy

dziesięciolatek, ale nie dorosła kobieta...

Uznała, że warto spróbować; pewnie nie

znajdzie lepszego wejścia. Sięgnęła do
plecaka po łom. Dwa razy usiłowała

podważyć okno. Bezskutecznie. W ciasnej
przestrzeni miała małą swobodę ruchów,

łom ślizgał się po mokrym błocie, nie było
go o co oprzeć. Na szczęście za trzecim

razem się udało. Wepchnęła łom pod
dolną krawędź ramy; rozległ się koszmarny

zgrzyt, a po chwili między gruntem a
oknem pojawiła się szpara.

background image

Oddychając ciężko, Rebeka przysiadła

na piętach i podrapała się po brodzie. W
porządku. Sukces. Czuła się jednak tak,

jakby trzymała w dłoni zwycięski kupon
loteryjny, lecz nie miała jak ani gdzie

odebrać nagrody. Okno faktycznie
otwierało się na zewnątrz, lecz otwór był o

wiele mniejszy, niż się spodziewała.
Wszyscy zawsze twierdzili, że jest chuda

jak patyk, ale żeby wśliznąć się do środka,
musiałaby zgubić jeszcze parę kilo.

Powoli zbliżyła latarkę do otworu. Nigdy

nie potrafiła dobrze oceniać odległości,

ale miała wrażenie, że od twardej
betonowej podłogi dzieli ją co najmniej

background image

trzydzieści metrów. W dole nie było

żadnych poduszek, materacy czy choćby
dywanu, który mógłby złagodzić upadek.

Spoglądając przez otwór, pomyślała sobie,
że Stephen King mógłby śmiało umieścić

akcję kolejnej swojej powieści w takich
mrocznych, ponurych wnętrzach.

Podejrzewała, że jeśli nawet zdoła

przecisnąć się przez otwór, to zabije się,

spadając w dół. Z drugiej strony, tylko tędy
może dostać się do środka. Innego wejścia

nie znalazła, a poddawać się nie miała
zamiaru.

No trudno, po prostu musi wciągnąć

brzuch, wypuścić powietrze, skurczyć się.

background image

Bo cóż innego jej pozostało?

Zgasiwszy latarkę, schowała ją do

plecaka, a plecak wrzuciła do środka. Przez

chwilę panowała cisza; potem usłyszała
głośne plaśnięcie. Plecak wylądował na

podłodze.

Przełknęła ślinę. Strach dławił ją za

gardło. Położywszy się na plecach,
wepchnęła stopy w otwór, następnie

poruszając barkami i nie zwracając uwagi
na to, że pod bluzą zbiera się błoto,

przysuwała się coraz bliżej otworu. Po
chwili łydki miała po drugiej stronie,

kolana, uda, pośladki, biodra... I wtedy
zaczęły się kłopoty. Utknęła. Nie była w

background image

stanie ruszyć się ani w przód, ani w tył.

Boże! Tyle razy marzyła o tym, aby mieć

nieco pełniejsze kształty. Tyle razy

zazdrościła innym kobietom, że dżinsy tak
ładnie opinają im biodra. Teraz ogarnęła ją

złość na samą siebie. Może gdyby w
zeszłym tygodniu nie zjadła tych pięciu

wysokokalorycznych ciastek, zdołałaby się
przecisnąć albo w jedną, albo w drugą

stronę. A tak... Cholera! Nogi sterczały jej
wysoko nad podłogą piwnicy, tułów leżał w

błocie przed domem, biodra i pośladki
tkwiły zaklinowane. Sytuacja była

poważna.

Korciło ją, żeby wybuchnąć płaczem.

background image

Chociaż nie, wcale nie miała ochoty

płakać. Po prostu chciała znaleźć się we
własnym domu i zrobić sobie gorącą

kąpiel: napełnić wannę, wlać do wody
odrobinę olejku różanego, potem

wyciągnąć się i wymoczyć, popijając
kieliszek chablis, przeglądając plik

informacji, jakie zgromadziła na temat
banków spermy, i marząc o dziecku.

Uwielbiała snuć fantazje o dzieciach.

Było to kuszące, choć w tym momencie nie

bardzo praktyczne. Czuła się jak kretynka.
Nie mogła wykonać żadnego ruchu; ilekroć

próbowała, bolały ją stawy, z kolei gdy
leżała nieruchomo, protestował jej

background image

kręgosłup. Bądź co bądź, gdyby potrafiła

wyginać ciało na wszystkie strony, może
zatrudniłaby się jako akrobatka w cyrku.

Miło by było, gdyby nagle pojawił się
przystojny rycerz na białym koniu i wy-

bawił ją z kłopotów, ale było to mało
prawdopodobne. Prędzej oblezą ją

dżdżownice. Myśl o glistach, które wy-
chodzą z ziemi po deszczu i suną w jej

stronę, podziałała na nią mobilizująco.

Wciągnęła powietrze i z całej siły się

odepchnęła.

Udało się! Odniosła sukces... chyba. W

każdym razie żyła, kiedy wylądowała na
twardej podłodze. Zanim jednak to się

background image

stało, rozbiła głowę o ramę okienną, a

także boleśnie zgniotła i otarła piersi.
Upadając zaś, stłukła sobie kość biodrową

oraz skręciła nadgarstek.

Na dole było ciemno jak w grobowcu. W

powietrzu unosił się duszny, stęchły
zapach. Oczywiście nie robiłoby jej różnicy,

gdyby znajdowała się teraz w pięknym,
jasnym Tadż Mahalu; była zbyt obolała, aby

czymkolwiek się przejmować. Świat
wirował jej przed oczami. Nie była pewna,

czy można sobie złamać pośladki - nigdy
nie widziała, aby ktoś nosił na biodrach

gips albo leżał z pupą na wyciągu - bała się
jednak, że ona tego dokonała.

background image

Nagle oślepił ją ostry promień światła.

Jaskrawy blask pochodził z łysej

żarówki zawieszonej na środku sufitu.

Najgorsze było to, że mężczyzna, który stał
w drzwiach, z ręką na kontakcie, i kręcił z

niedowierzaniem głową, nie wyglądał na
obcego. A kiedy otworzył usta, jego niski,

ochrypły głos też brzmiał znajomo.

- Sądziłem, że banda złożona co

najmniej z tuzina nastolatków usiłuje się
włamać do środka. Narobiłaś tyle hałasu,

jakbyś zmarłych chciała pobudzić.
Powinienem był się domyślić, że to ty.

Chryste, Ruda, wyjaśnij mi, co u licha tu
robisz?

background image

Zacisnęła powieki.

- W tej chwili siedzę na podłodze w

piwnicy i roztkliwiam się nad sobą, bo

mam z pięćdziesiąt połamanych kości.
Boże kochany, spraw, żeby to był zły sen.

Żebym się obudziła i zobaczyła, że ten
człowiek z ręką na kontakcie to ktoś inny,

niż mi się wydaje. Niech to będzie rosyjski
szpieg. Niech to będzie seryjny morderca.

Niech to będzie ktokolwiek, byle nie
Gabriel Devereax.

Czekała z zamkniętymi oczami, aż zjawa

zniknie, ale niestety niski, ochrypły głos

przybliżał się.

- Nie wygłupiaj się, Ruda. Ja

background image

przynajmniej mam powód, żeby być w tym

domu, ale ty? Chyba całkiem postradałaś
zmysły. Mogłaś się zabić... albo ktoś

mógłby cię zabić. Co ci strzeliło do łba?
Swoją drogą, wyglądasz jak bezpańska

kotka po przegranej walce na śmietniku.

- Ale jesteś miły! Ja tu leżę połamana,

umieram z bólu, a ty na mnie krzyczysz!

- Krzyczałbym o wiele głośniej, gdybym

wierzył, że to cokolwiek da. Tylko spójrz na
siebie! Jesteś cała mokra, oblepiona

błotem, z włosów wystają ci jakieś patyki.
Nie powiesz mi chyba, że masz wszystko

normalnie poukładane w głowie?
Psiakrew, przestań machać ręką! Chcę

background image

tylko sprawdzić, gdzie cię boli.

- Wszędzie - warknęła.
I faktycznie, wszystko sobie poobijała,

ale najbardziej ucierpiała jej duma.

Gabe kucnął obok. Wciąż miała

zamknięte oczy; póki na niego nie patrzyła,
mogła udawać, że to nie on. Kiedy jednak

poczuła, jak jego silne dłonie zaczynają ją
obmacywać, natychmiast podniosła

powieki.

Kiedy indziej nie miałaby nic przeciwko

temu, aby dotykał jej przystojny facet,
mógłby to nawet być detektyw, ale

życzyłaby sobie, by okazywał trochę więcej
delikatności. Na miłość boską, nie jest

background image

workiem kartofli!

Bezlitosne łapy wędrowały po jej ciele,

ściskały jej stopy, kostki, łydki, sprawdzały

stawy kolanowe, podnosiły i opuszczały jej
ramiona, zginały i prostowały nadgarstki.

Kilka razy jęknęła z bólu. Gabe albo był tak
zaaferowany tym, co robi, że nic nie słyszał,

albo jej niedowierzał.

A ona... cóż, przypuszczalnie

odczuwałaby mniejsze upokorzenie i złość,
gdyby facet nie był tak piekielnie

przystojny.

Nie wiedziała, jakim cudem dostał się

do domu, ale nie dziwiła się, że tu jest. Był
inteligentny, przedsiębiorczy, po prostu

background image

najlepszy w swojej branży. Dlatego prze-

konała Jake'a, aby zlecił mu dochodzenie w
sprawie katastrofy, w której - według

policji brazylijskiej - zginęła Kate. Chociaż
tej zagadki nie udało mu się rozwikłać,

dokonał parę innych ważnych dla rodziny
odkryć.

Wracając jednak do teraźniejszości...

Kiedy tak siedziała w piwnicy na

betonowej podłodze, wyglądała jak półtora
nieszczęścia. On zaś był elegancki,

uczesany, świeżo ogolony. Ubranie miał
czyste, bez ani jednej plamki czy rozdarcia.

Jasne dżinsy, granatowa koszula starannie
wpuszczona w spodnie, buty z cholewami.

background image

Nawet one nie nosiły śladów błota.

Nie znała go zbyt dobrze. Zresztą nie

była pewna, czy kogoś takiego jak Gabe

Devereax jakakolwiek kobieta może
dogłębnie poznać. W każdym razie od

czasu do czasu wpadali na siebie i zwykle
kończyło się to potężną scysją. Kilka osób z

rodziny zauważyło, że żrą się jak pies z
kotem. Wprawdzie to ona, Rebeka, zebrała

informacje o różnych agencjach
detektywistycznych i namówiła rodzinę, by

zatrudniła właśnie Gabe'a. To ona najlepiej
spośród wszystkich wiedziała, jak

doskonałą Gabe cieszy się opinią i jak
świetne osiąga wyniki. Darzyła go

background image

szacunkiem. Ale kiedy w grę wchodziło

życie najbliższych, nie potrafiła przekazać
steru w obce ręce, choćby były najbardziej

kompetentne.

Gabe zaś nie znosił, kiedy ktoś go

pouczał albo wtrącał mu się do pracy. Coś,
co ona określała mianem pomocy, on

traktował jak niepotrzebną ingerencję.
Ona uważała, że powinien zrozumieć, co nią

kieruje: miłość, przywiązanie, lojalność.
Jednakże nie była w stanie mu tego wy-

tłumaczyć; prędzej udałoby się jej
wywiercić palcem dziurę w granitowym

bloku.

Mimo że ciągle mieli z sobą na pieńku,

background image

Rebeka nie była ślepa. Może i Gabe

Devereax jest upartym osłem, ale tak
przystojnego osła rzadko się widuje. Liczył

trzydzieści osiem lat i na tyle wyglądał.
Zdecydowany zarys szczęki, blizna na

prawej skroni, zmarszczki wokół oczu i przy
ustach - wszystko to świadczyło o tym, że

człowiek ten wiele w życiu przeszedł.

Gabe nie oszczędzał się. Był mężczyzną,

nie chłopcem. Mężczyzną, który emanował
silą i energią. Mężczyzną, z którego twarzy

można było wyczytać determinację, upór w
dążeniu do celu, wolę zwycięstwa.

W głębi duszy Rebeka wierzyła, że tylko

kobieta, która ma nie całkiem po kolei w

background image

głowie, mogłaby chcieć się zadawać z

człowiekiem tak zatwardziałym i zamknię-
tym w sobie. Z drugiej strony Gabe

Devereax miał najpiękniejsze oczy, o
najbardziej zmysłowym spojrzeniu, jakie

kiedykolwiek widziała. W dodatku nie
mogła ich zignorować, przynajmniej na

razie, bo uporczywie się w nią wpatrywały.
Właściciel tych oczu trzymał ją za brodę i z

takim skupieniem, jakby badał pod
mikroskopem robaka, oglądał jej policzki,

czoło, nos, sprawdzając, czy są w jednym
kawałku.

- Chyba przeżyjesz - oznajmił w końcu. -

Chociaż pewności nie mam, bo trudno

background image

cokolwiek dojrzeć pod tą warstwą brudu.

Ponieważ patrzył jej prosto w twarz, nie

od razu się zorientowała, co robi. On zaś,

jak gdyby nigdy nic, wsunął prawą rękę
pod jej bluzę i lekko naciskał żebra.

Przeszył ją dreszcz.
- Hej!

Oburzona, usiłowała go odepchnąć. Nie

dała rady.

- Nie denerwuj się, Ruda. Gdybym

chciał cię poderwać, znalazłbym inny

sposób. - Uśmiechnął się. - O seksie myślę
tylko dwadzieścia godzin na dobę, a nie

dwadzieścia cztery. - Na moment zamilkł. -
Masz paskudnie rozciętą skórę, tu na

background image

boku... Spokojnie, nie zamierzam

sprawdzać, dokąd sięga rana. A teraz bądź
tak miła i odkaszlnij.

- Mam kasłać? Po co?
- Jeśli wolisz, możemy podjechać do

szpitala i zrobić ci prześwietlenie. Aha!
Spodziewałem się, że nie będziesz chciała.

No więc jeśli zakaszlesz i jeśli nic cię
wtedy bardziej nie zaboli, może...

powtarzam: może uwierzę, że żebra masz
nie połamane. Ale oczywiście jeśli wolisz

prześwietlenie...

Zakaszlała najgłośniej jak potrafiła.

- Na pewno nic cię nie zabolało?
- Na sto procent. I przestań mi grozić

background image

szpitalem. Nie dałabyś rady mnie nigdzie

zawieźć, nawet gdybyś miał pułk żołnierzy
do pomocy. Czuję się świetnie. Po prostu

upadek lekko mnie oszołomił i tyle.

- Tak? - Zabrał rękę, którą uciskał jej

żebra, ale sam się nie cofnął. - Na czole
wyrósł ci guz wielkości śliwki, ciało masz

podrapane do krwi i jesteś cała mokra. Tyl-
ko patrzeć, jak nabawisz się zapalenia

płuc. Rany możemy obmyć, bo wody w
domu nie wyłączono, ale nie wiem, czy

znajdziemy coś suchego, żebyś nie
musiała siedzieć w tym ubraniu. Jak czoło?

Bardzo boli? Nie kręci ci się przypadkiem
w głowie? A może widzisz podwójnie?

background image

Co za paskudny typ! Gdyby był odrobinę

lepiej wychowany, zamilkłby na chwilę i
dał jej szansę odpowiedzieć. On jednak nie

miał zamiaru wierzyć jej na słowo, bo
ponownie ujął ją za brodę i obrócił twarzą

do siebie. Drugą ręką delikatnie odgarnął
jej włosy z czoła. Dopiero gdy skończył

zabawę w lekarza, napotkał jej wzrok.

I wtedy... Nie, nie umiałaby powiedzieć,

co się wtedy stało. Wpatrywał się w nią
zaledwie parę sekund, ale grymas

niezadowolenia znikł z jego twarzy. Wyraz
oczu zmienił się. Ujrzała w nich coś... coś

innego. Nie złość, nie zniechęcenie, nie
obsesyjną potrzebę usuwania ze swojej

background image

drogi wszelkich przeszkód, nie irytację, że

ktoś wtrąca się do jego pracy.

Z całą pewnością nie przedstawiała

ładnego obrazka. Była mokra, brudna,
rozczochrana; podejrzewała, że ofiara

wypadku drogowego wyglądałaby
atrakcyjniej. Ale ciemne oczy detektywa

wpatrywały się w nią tak intensywnie, z
taką fascynacją, że nagle poczuła, jak wali

jej serce.

Jeśli Gabe kiedykolwiek wcześniej

dostrzegł w niej kobietę, nigdy nie dał tego
po sobie poznać. On sam był energicznym,

niezwykle pociągającym mężczyzną i póki
nie zwracał na nią większej uwagi, lubiła

background image

się z nim przekomarzać i droczyć. Nigdy go

jednak nie kokietowała ani z nim nie
flirtowała; takie kobiece gierki były jej ob-

ce. Upadek musiał jej coś pomieszać w
głowie, sprawić, że pękła jakaś tama.

Nigdy dotąd bliskość Gabe'a nie

wywoływała w niej takiego drżenia.

Przecież to absurd, żeby akurat teraz, w
środku deszczowej nocy, w piwnicy

cudzego domu, ogarnęło ją... Przestań! -
zganiła się. Masz majaki i tyle!

Serce biło jej niemal tak głośno jak

dzwon na wieży kościelnej, kiedy wyraz

oczu Gabe'a ponownie się zmienił. Na
twarzy znów pojawił się grymas, jeszcze

background image

bardziej ponury niż ten przed chwilą.

Zmarszczywszy czoło, odchylił się, po czym
wstał i wyprostował.

- Może nie potrzebujesz lekarza - rzekł -

ale zobaczmy, jak się będziesz czuła, kiedy

dźwigniesz się z podłogi.

- Na miłość boską, nie przesadzaj.

Naprawdę nic mi nie jest.

Ignorując wyciągniętą rękę, poderwała

się na nogi.

To był błąd. Duży błąd. Ból rozsadzał jej

głowę, piersi ją piekły, nadgarstki
szczypały, a pośladki... Tak, nie miała już

żadnych wątpliwości, że złamała sobie
pupę. Strugała jednak chojraka. Nawet

background image

gdyby ktoś jej zagroził, że zginie marnie,

jeśli nie powie prawdy, nie przyznałaby się,
że kolana ma jak z waty.

- A ty? Jak się tu dostałeś? - spytała.
- Normalnie. Legalnie. Drzwiami - odparł

z lekką ironią w głosie. - Prędzej czy
później dom trafi na rynek nieruchomości,

ale na razie stoi zamknięty. Dopóki nie
skończy się postępowanie spadkowe, nie

można go sprzedać. Zadzwoniłem do
prawnika Moniki Malone, przedstawiłem

się, wytłumaczyłem, że moim zdaniem w
domu muszą być jakieś ślady, które policja

przeoczyła, i spytałem, czy mógłbym się
rozejrzeć. Zgodził się i dał mi klucz.

background image

- Tak po prostu? Zadzwoniłeś i już? To

wystarczyło? Wydało się jej to bardzo
niesprawiedliwe.

- Wiesz, Rebeko, nie każdego natura

obdarzyła bujną wyobraźnią oraz

skłonnością do dramaturgii. Niektórzy z
nas żyją zwyczajnie, można powiedzieć, że

nudnie. A w życiu kierują się zwykłą logiką
i zdrowym rozsądkiem.

- Niesamowite. Gotowa byłabym

przysiąc, że odbyliśmy kiedyś identyczną

rozmowę.

- Bo istotnie odbyliśmy. Wtedy też nic

do ciebie nie trafiało. - Okrążył ją i zamknął
otwarte okno. - No dobrze, chodźmy na

background image

górę. Przemyjemy ci rany, a potem wrócisz

do domu.

- Mylisz się, koteczku. Nie po to

ryzykowałam zdrowie i życie, żeby teraz
potulnie spełniać twoje polecenia.

Była pewna, że żadna klientka nie

odważyła się zwrócić per „koteczku” do

detektywa Gabriela Devereax. W pierwszej
chwili określenie go zaskoczyło, potem

rozbawiło. Może i Gabe był władczym,
aroganckim macho, który nie dawał się

przerobić na grzecznego baranka, ale
zawsze miał duże poczucie humoru i

potrafił się śmiać z samego siebie.

- Oj, Ruda, Ruda. Nie jestem tutaj dla

background image

własnej przyjemności. Może ci się to

wydać dziwne i całkiem niedorzeczne, ale
twoja rodzina mi ufa. Wierzy, że zrobię

wszystko, co w mojej mocy, aby oczyścić
Jake'a z ciążących na nim zarzutów.

Wyobrażasz to sobie? Inni mają zaufanie
do moich umiejętności zawodowych i

ponad dziesięcioletniego doświadczenia.

Rebeka schyliła się po plecak z

narzędziami. Boże, ależ facet ma tupet! Co
za bezczelność! Gdyby nie to, że dobro

Jake'a leżało jej na sercu, pewnie by
ryknęła śmiechem.

- Ja też ci ufam, panie Sherlock -

oznajmiła z powagą. - Jesteś doskonałym

background image

detektywem. Ale to nie twojego brata

policja oskarżyła o morderstwo, tylko
mojego. Kocham Jake'a. Później, kiedy

zostanie uniewinniony, mogę siedzieć w
domu i robić na drutach. A na razie...

Powiedz, znalazłeś coś?

- Jeszcze nie miałem okazji się

rozejrzeć. Ledwo przekręciłem klucz w
zamku, kiedy z dołu doleciał mnie straszny

hurgot. Jakoś od razu pomyślałem o tobie.
Ciekawe dlaczego? - Twarz miał w cieniu;

znużonym gestem podniósł do niej rękę i
podrapał się po brodzie. - Rebeko,

posłuchaj.

- Słucham. - W jej głosie można było

background image

wyczuć irytację.

- Jak dobrze wiesz, zajmuję się tą

sprawą od dnia, kiedy aresztowano

twojego brata. Byłem tu wtedy, kiedy
policja szukała odcisków palców. Potem

zaś, kiedy zdjęto żółtą taśmę, którą
otoczono posiadłość panny Malone,

dokładnie przeczesałem cały teren. Dziś
przyjechałem po raz trzeci. Na razie

wszystkie dowody wskazują na Jake'a.

- Wiem.

Westchnęła głośno. Wiedziała, że Jake

jest jedynym podejrzanym, ale wiedziała

również, że nikogo nie zabił.

- Miłość i bezstronność nie idą w parze.

background image

Zdaję sobie sprawę, że chcesz pomóc

bratu. Rozumiem to. I kiedy mówię, że
powinnaś wrócić do domu i zająć się

robótką na drutach, kieruje mną wyłącznie
troska o ciebie. Nie chcę, żeby spotkała cię

krzywda.

Wpatrując się w miejsce pod ścianą,

gdzie nie docierało światło żarówki,
Rebeka ujrzała jakiś piec czy grzejnik oraz

plątaninę rur, a także drewniane stopnie i
balustradę. Po chwili skojarzyła, że to

schody prowadzące na górę, do kuchni,
salonu i innych pomieszczeń. Słyszała głos

Gabe'a, ale słowa, które wypowiadał, coraz
bardziej utwierdzały ją w przekonaniu, że

background image

powinna polegać głównie na sobie. Nie

wątpiła

w

jego

zdolności

detektywistyczne. Ani w to, że sumiennie

wykonuje powierzone mu zadanie.
Problem polegał na tym, że Gabe, podobnie

jak policja, nie wierzył w niewinność
Jake'a.

Przez chwilę stała bez ruchu, po czym,

odgarniając z twarzy mokre strąki, ruszyła

w kierunku schodów.

- Masz rację, że nie jestem bezstronna.

Bezstronność w ogóle mnie nie interesuje.
Nie wiem, czy pamiętasz, Gabe, ale to ja

wyszukałam dla rodziny twoją agencję,
kiedy otrzymaliśmy wiadomość o

background image

katastrofie, w której zginęła moja matka.

- Oczywiście, że pamiętam.
- Dobrze. - Skinęła głową. - Nikt nie

wierzył, że Kate przeżyła. Wszystkim
wydawało się to niemożliwe. A ja

nalegałam, żeby Jake skorzystał z usług
twojej agencji, ponieważ jesteś najlepszy i

ponieważ miałam świadomość, że
potrafisz robić rzeczy, na których ja się

zupełnie nie znam. Przyjąłeś zlecenie, ale
tak jak inni nie wierzyłeś, że Kate mogła

ocaleć. I kto miał rację? Ja czy ty?

- Ty. Ale to była całkiem inna sytuacja...

Tak energicznie potrząsnęła głową, że

niewiele brakowało, aby guz odpadł jej z

background image

czoła. Przynajmniej takie miała wrażenie.

- Dokładnie taka sama! Ty kierujesz się

rozumem, ja sercem. Tobie rozum mówi, że

coś jest czarne, a mnie serce, że pod
czernią tkwi biel. Bardzo mocno kocham

brata i właśnie dlatego wiem, że nie
zamordował Moniki, mimo że była podła i

starała się go zniszczyć.

Gabe westchnął. Zezłościła się. Było to

bowiem typowo samcze westchnienie
wyrażające politowanie i wielowiekową

wyższość płci męskiej nad żeńską.

- Mam kilka zastrzeżeń do twojego toku

rozumowania, ale mniejsza z tym.
Chciałbym zwrócić ci uwagę na inną

background image

sprawę. Otóż jeśli wierzysz, że twój brat

jest niewinny i wszystkie dotychczasowe
dowody świadczące przeciwko niemu są

wytworem czyjejś chorej wyobraźni, to
znaczy, że prawdziwy morderca chodzi

sobie po świecie. A więc tym bardziej
powinnaś wrócić do domu. Zrozum, osoba

niedoświadczona, nie potrafiąca gasić
ognia, nie powinna bawić się zapałkami,

bo może wyrządzić sobie krzywdę.

- Na miłość boską, Gabe! Po to tu

jestem! Nie żeby bawić się zapałkami, tylko
żeby je odnaleźć.

- Czuję się, jakbym gadał do ściany. Nic

do ciebie nie dociera, prawda? - Ponownie

background image

podniósł rękę do twarzy i potarł brodę. -

Czyli nie zdołam cię przekonać, żebyś
wróciła do domu i położyła się lulu?

- No, nareszcie mówisz do rzeczy. -

Przyjaznym gestem poklepała go po

ramieniu. - Zobaczysz, Gabe, pomogę ci.
Jeszcze będziesz mi wdzięczny.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Rebeka była równie pomocna jak

tornado. Z dwojga złego Gabe wolałby

naturalną trąbę powietrzną; łatwiej by
sobie z nią poradził. Opanowanie

krnąbrnego rudzielca było ponad jego siły.

Ponownie zamoczył ściereczkę w

zimnej wodzie, wyżął ją, po czym przyłożył
do guza na czole Rebeki. Deszcz walił w

okna niczym kanonada z dział. W Min-
nesocie zdarzały się potężne burze z

piorunami, ale zazwyczaj później, nie w
marcu. Trudno, pomyślał; nie ma sensu

narzekać. Lepszy deszcz niż śnieżyca.

background image

Błyskawice rozwidniały niebo, ściany

domu trzęsły się od grzmotów; za każdym
razem gdy strzelał piorun, światła

migotały, jakby lada moment miały
zgasnąć.

Oczywiście nic strasznego by się nie

stało. Gabe'owi nie przeszkadzałby brak

elektryczności. Detektyw Devereax był
człowiekiem zaradnym. Spędził kilka lat w

Siłach Specjalnych, codziennie w
najtrudniejszych sytuacjach wykazując

się inteligencją, pomysłowością i odwagą.
Niebezpieczeństwo nie stanowiło dla

niego przeszkody. Przeciwności losu też
nie. Ilekroć natykał się na problem, który

background image

należało rozwiązać, zawsze liczył na siebie,

na swój spryt, przedsiębiorczość i
doświadczenie, nigdy zaś na łut szczęścia

czy pomoc boską.

Podejrzewał jednak, że po paru

godzinach spędzonych w towarzystwie
Rebeki nawet najbardziej zatwardziały

poganin mógłby zacząć odprawiać modły,
błagając Boga o zmiłowanie.

- Au! Brałeś lekcje u inkwizycji, czy co?

Zostaw mnie, potworze jeden!

Nie przerwał zabiegów, nawet nie

podniósł głowy.

Rebeka siedziała na kuchennym blacie

z twarzą zwróconą w stronę lampki

background image

przymocowanej do szafki nad zlewem. Na

czole miała wielkiego guza, obok
paskudne rozcięcie, oprócz tego mnóstwo

zadrapań na całym ciele, które należało
oczyścić, ale bez przerwy się wierciła.

- Siedź spokojnie! Jeśli cię boli, to

wyłącznie twoja wina! Masz pełno śmieci

w ranie na czole; sądzę, że to drobiny farby
z ramy okiennej. Trzeba je usunąć. Gdybyś

przestała się wiercić, już dawno bym
skończył, a tak... Moim zdaniem nie

obejdzie się bez paru szwów.

Na reakcję nie musiał długo czekać.

- Nie!
- A ponieważ nie wiadomo, o jakie

background image

jeszcze brudy się ocierałaś, myślę, że

warto byłoby zrobić zastrzyk
przeciwtężcowy.

Reakcja była jeszcze szybsza niż

poprzednia.

- Miałam robiony kilka tygodni temu.
- No jasne. A koty pływają kraulem.

Masz niezwykle płodną wyobraźnię. To
dobrze, pisz dalej te swoje książki, bo nie

wydaje mi się, abyś mogła odnieść sukces
jako włamywaczka. Sądząc po dzisiejszej

próbce, nie masz w tym kierunku zbyt
dużych zdolności.

- Przestań się wymądrzać, Devereax. I

nie denerwuj mnie. Jestem tu z powodu

background image

mojego brata. Nawet gdybym miała

poharatać sobie wszystkie członki, dla
niego włamałabym się po raz drugi i trzeci.

Wierzył, że tak by było. I to go

przerażało.

Większości ludzi daje się przemówić do

rozsądku. Z kolei większość kobiet ceni

sobie bezpieczeństwo, nie lubi się
niepotrzebnie narażać, wie, jak wystrzegać

się ryzyka. Dla Rebeki poczucie
bezpieczeństwa było pojęciem obcym,

abstrakcyjnym. Kiedy on wspominał o ry-
zyku, ona wytrzeszczała oczy, jakby

opowiadał jej o życiu na Marsie.

Odłożył na moment mokrą ściereczkę i

background image

obrócił twarz Rebeki w stronę światła, żeby

mieć lepszy widok na rozcięte czoło. No,
chyba wreszcie udało mu się oczyścić

ranę z drobinek farby. Na myśl o tym, że tak
brzydka rana szpeci jej gładką skórę, zrobił

się zły. Na nią, Rebekę.

Przysunął palec do jej czoła. Fala

gorąca, która go uderzyła, sprawiła, że
zrobił się jeszcze bardziej zły. Na siebie.

Kiedy mężczyzna stoi pomiędzy

rozwartymi udami kobiety, jest rzeczą

naturalną, i chyba nieuniknioną, że
zaczyna odczuwać podniecenie. Nie

dziwiła go reakcja własnego ciała. W
końcu raz na trzysta sześćdziesiąt pięć dni

background image

mężczyzna ma prawo przez kilka minut

płonąć nieokiełznaną żądzą.

Ale z powodu tej żądzy ogarnęła go

wściekłość.

Kiedy cofnął się o krok, Rebeka -

uznawszy, że skończył zabiegi lekarskie,
odepchnęła się - zamierzając zeskoczyć z

szafki.

- Nie waż się stąd ruszyć - oznajmił

tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Trzeba
nakleić plaster.

- Nie przesadzaj. To tylko drobne

rozcięcie.

- Które może pozostawić paskudną

bliznę.

background image

- Mój brat siedzi w więzieniu oskarżony

o morderstwo, a ja mam się przejmować
głupią blizną? Już dość czasu

zmarnowaliśmy na te...

- Jeszcze minuta i pozwolę ci zejść.

Ponownie wsunął się między jej uda.

Nie miał wyboru. W przeciwnym razie na

pewno zeskoczyłaby na ziemię i pognała
szukać dowodów niewinności tego brata.

W jednej z szafek dojrzał starą apteczkę, a
w niej kilka plastrów i bandaży.

Znów poczuł, jak ogarnia go

podniecenie. Psiakość!

Wiedząc, że nic z tego nie będzie, starał

się zignorować problem i skupić na czole

background image

Rebeki.

Od śmierci Moniki dom stał pusty i nikt

w nim niczego nie ruszał. Z tego też

powodu szafki, półki i szuflady były pełne
różnych rzeczy. Gabe bez trudu znalazł

potrzebne mu przybory: ściereczkę,
ręcznik, apteczkę, suche ubranie. Na

jednej z górnych półek zauważył butelkę
trzydziestoletniej whisky. Łyk szkockiej...

Hm, kuszące.

- Skończyłeś? - spytała z nadzieją w

głosie Rebeka.

- Tak.

- Dzięki. Wiesz, Gabe, nie zdawałam

sobie sprawy, że to rozcięcie jest tak

background image

głębokie. Gdybym wiedziała, może bym

była bardziej potulna...

Ona? Bardziej potulna? Jakoś trudno

było mu sobie to wyobrazić. Jednakże w
przeciwieństwie do wielu kobiet, z którymi

się stykał, nie była próżna ani samolubna.
Biorąc zaś pod uwagę pozycję oraz

bogactwo Fortune'ów, nikt by się nie
zdziwił, gdyby zadzierała nosa.

Dorastała otoczona rodziną, niczego jej

nie brakowało, nie znała biedy. Może

dlatego patrzyła na świat przez różowe
okulary. Była idealistką, która wiodła

uprzywilejowane życie. Odznaczała się
inteligencją, ale pod wieloma względami

background image

była naiwna jak nowo narodzone dziecię. O

nic nigdy nie musiała walczyć, niczego nie
musiała zdobywać. Obce jej były ciemne,

ponure aspekty życia. Wierzyła w miłość, w
dobroć i sprawiedliwość, w to, że z opresji

wybawi ją rycerz na białym koniu. Nie
miała pojęcia, że po ulicach miasta kręcą

się różne wredne typy, które mogą
wyrządzić jej krzywdę.

Najgorsze było to, że ponieważ napisała

kilka powieści kryminalnych, wyobrażała

sobie, że jest żeńskim Sherlockiem
Holmesem.

Szukając

dowodów

niewinności brata, mogła niechcący
zatrzeć inne ślady. Na samą myśl o tym

background image

Gabe miał ochotę ją udusić.

Kiedy zsunęła się z blatu, odruchowo

powiódł wzrokiem po jej koronkowym

staniku wystającym spod dekoltu swetra.
Próbował ją namówić, żeby zdjęła mokrą,

zabłoconą bluzę. Odmówiła. Zgodziła się
dopiero wtedy, kiedy przyniósł z góry

czarny sweterek z dużym dekoltem. Pewnie
należał do Moniki Malone.

Do świętej pamięci Moniki, która - jak

wiele hollywoodzkich gwiazd świecących

triumfy przed wieloma laty - miała dość
pokaźny biust. Przypuszczalnie sweter

ciasno opinał jej kształty, lecz kształtów
Rebeki nie opinał. Przeciwnie, w luźnym

background image

swetrze Rebeka wyglądała jak biedna,

mała sierotka, która włożyła ubranie
starszej i grubszej koleżanki.

Sweter co prawda był obszerny, lecz za

to czarne dżinsy były idealnie

dopasowane; podkreślały długie, szczupłe
nogi i drobne pośladki. Ponieważ nie

potrafiła usiedzieć w miejscu,
podejrzewał, że dość boleśnie musiała

poobijać sobie tyłek, ale duma nie
pozwalała się jej do tego przyznać. Tak, ona

ma więcej dumy niż rozumu, pomyślał,
patrząc w jej lśniące zielone oczy.

Oczy... duże o powłóczystym spojrzeniu,

twarz w kształcie serca, szersza u góry,

background image

zwężająca się ku brodzie, cera jasna, może

zbyt blada, usta pełne, mięsiste, nosek
śmiesznie zadarty. Wzrost... pewnie metr

sześćdziesiąt pięć, ani za niska, ani za
wysoka, choć gdy stała przy nim, wydawała

się maleńka. W myślach właśnie tak ją
nazywał: mała.

Włosy miała kręcone, barwy ciemnego

cynamonu, długości do ramion. I

straszliwie potargane. On widział ją jednak
nie po raz pierwszy w życiu i wiedział, że

grzebień czy szczotka niewiele by
pomogły. Jeśli chodzi o fryzurę, zawsze

wyglądała tak, jakby dopiero wstała z łóżka
po upojnej nocy w ramionach kochanka.

background image

Jako że należała do rodu Fortune'ów, nie

ulegało wątpliwości, że gdyby chciała,
stać by ją było na najdroższych fryzjerów w

mieście. A zatem szopa, którą nosiła na
głowie, wynikała z jej lenistwa lub

nonszalancji. Zresztą postrzyżyny nic by
pewnie nie dały. Nawet obcięta na zapałkę

i ubrana w bezkształtny wór, wciąż byłaby
szczupła, zgrabna, seksowna i... cholera,

jakaś taka krucha.

Nigdy nie pociągały go małe, kruche,

wrażliwe kobietki potrzebujące męskiego
wsparcia, nie wiedział więc, dlaczego

obecność Rebeki działa na niego tak
podniecająco. I wolał się nad tym nie

background image

zastanawiać. Zatrudniono go, aby wykonał

konkretne zadanie i zamierzał się z tego
wywiązać. Owszem, czasem popełniał w

życiu błędy i teraz intuicyjnie czuł, że
bliższa znajomość z Rebeką byłaby właśnie

błędem. Nie był niewiniątkiem; w wieku
trzydziestu ośmiu lat miał całkiem spore

doświadczenie z kobietami. Doskonale się
orientował, kiedy warto ryzykować, a kiedy

lepiej sobie odpuścić. Lubił ryzyko i nie
brakowało mu odwagi, ale na pewno nie

był kamikadze.

- Rebeko... - Patrząc za jej oddalającą

się sylwetką, potarł z namysłem brodę. -
Dokąd tak pędzisz?

background image

- Wszędzie. Nigdzie. Boże, nie wiem.

Pomyślałam sobie, że najpierw rzucę
okiem na miejsce zbrodni. To było w

salonie, prawda? A potem udam się na
górę do sypialni panny Malone i tam się

trochę rozejrzę.

- Do salonu prowadzą drzwi z prawej.

Tymi z lewej dojdziesz do spiżarni i
pomieszczeń zajmowanych przez lokaja.

Tylko pamiętaj o jednym, Sherlocku
Holmesie. Zostawiamy po sobie porządek.

Niczego nie zabieramy. Tak z ręką na sercu,
to wolałbym, abyś bez porozumienia ze

mną niczego nie dotykała...

- Spokojna głowa, Gabe. Przeczytałam

background image

dziesiątki książek o metodach pracy

policji. Wiem, co mam robić. Jeśli zauważę
cokolwiek, co uznam za dowód czy choćby

trop, będę bardzo ostrożna. Nie denerwuj
się.

- Sam fakt, że przeczytałaś dziesiątki

książek jakoś nie rozprasza moich obaw.

Uśmiech miała porażający.
- Wiem, koteczku, wiem. Nic na to nie

możesz poradzić, prawda? Po prostu jesteś
władczym, autorytatywnym typem, który

lubi mieć wszystko pod kontrolą. I który
nie cierpi, kiedy kobieta wykazuje

odrobinę inicjatywy. Boże, zupełnie nie
wyobrażam sobie ciebie w roli ojca. Swoją

background image

żonę i córkę doprowadzałbyś do szału.

- Zagalopowałaś się, Ruda. Jaką córkę?

Nie planuję być ojcem. Dzieci to ostatnia

rzecz, o jakiej marzę.

- I tu się różnimy. Choć muszę przyznać,

że jakoś to mnie nie dziwi. Gdyby nie
zarzuty ciążące na moim bracie, dziecko

byłoby dla mnie priorytetem. Boże, żebyś
widział te góry materiałów, jakie

zgromadziłam na temat banków spermy.

- Banków spermy? - zdumiał się. -

Chyba nie mówisz tego poważnie?

- Jak najpoważniej. Na temat dzieci

nigdy nie żartuję - rzekła, uśmiechając się
od ucha do ucha. - Nie mogłam się oprzeć,

background image

kotku. Specjalnie wspomniałam o

bankach spermy, bo chciałam zobaczyć
wyraz, jaki pojawi się na twojej twarzy. No,

ale bierzmy się do roboty...

Tak, pomyślał Gabe, na razie zbrodnia

bardziej ją pociąga. Swoją drogą nie znał
nikogo, kto potrafiłby z równą łatwością

przeskakiwać z tematu na temat.

Nie zamierzał krążyć za nią z pokoju do

pokoju. Miał do wykonania konkretne
zadanie. Do jego obowiązków nie należała

opieka nad obarczonymi bujną
wyobraźnią, rudowłosymi uparciuchami,

nawet jeśli te rudowłose uparciuchy były
blisko spokrewnione z człowiekiem, który

background image

płacił mu honorarium.

Skierował się do gabinetu zmarłej

aktorki. Wiedział, że w rezydencji istnieje

takie pomieszczenie, ponieważ odkrył je
podczas swojej poprzedniej wizyty.

Dziwnie się w nim czuł: ściany pokrywała
jedwabna tapeta, w oknach wisiały

zasłony, które bardziej pasowały do dam-
skiej sypialni, przy biurku stał fotel obity

brokatem. Żaden mężczyzna na pewno
nigdy by w czymś takim nie urzędował,

Monica przypuszczalnie też rzadko tu
zaglądała. Podejrzewał, że nigdy sama nie

wystawiała czeków, a jeśli nawet to robiła,
to nie przychodziła w tym celu do gabinetu.

background image

Tak jak się spodziewał, albo policja,

albo prawnicy zabrali z biurka wszelkie
rachunki i wyciągi bankowe. Mimo to

zapalił światło - wielki ozdobny żyrandol -
po czym zaczął wyciągać szuflady.

Liczył na to, że mogli coś przeoczyć.

Zwykle tak jest, że koncentrując się na

jednym, nie dostrzega się czegoś innego.
Policja zdołała zgromadzić już całkiem

sporo informacji i dowodów w sprawie
morderstwa aktorki, ale wciąż było

mnóstwo pytań bez odpowiedzi.

Przystąpił do pracy; wszystko

dokładnie sprawdzał, każdy przedmiot,
każdą notatkę, każdy skrawek papieru.

background image

Pracował w skupieniu przez mniej więcej

dwadzieścia minut.

Nagle zdał sobie sprawę z ciszy

panującej w całym domu. Zupełnie jakby
poza nim jednym na terenie rezydencji nie

było żywego ducha.

Teoretycznie miał wymarzone warunki

do pracy, nic mu nie przeszkadzało, żaden
najmniejszy hałas. Tyle że właśnie z

powodu tej ciszy nie mógł się
skoncentrować.

Bez przerwy myślał o Rebece: usiłował

odgadnąć, gdzie w tym momencie

przebywa i co robi. Miał jej za złe, że
określiła go mianem władczego,

background image

autorytarnego typa. Wcale nie był władczy

i nikomu nie lubił nic narzucać. Jeśli
zachowywał się autorytarnie, to dlatego, że

po swoich poprzednich kontaktach z
Rebeką wiedział, że jest ona osobą

impulsywną, która mimo najlepszych
chęci potrafi przysporzyć mnóstwo

problemów. A kiedy człowiek znajduje się
w tym samym domu co reaktor jądrowy,

chyba ma prawo odczuwać lekki niepokój.

Wyszedł z gabinetu. Rebekę odnalazł w

salonie; siedziała skulona w fotelu i
wpatrywała się w marmurowy kominek.

Usłyszawszy kroki, skierowała na Gabe'a
wzrok.

background image

- Usiłuję sobie to wszystko wyobrazić -

powiedziała cicho. - Ona tutaj zginęła,
prawda?

- Tak.
- Wiemy, że Jake ją odwiedził. I że był

pijany. Wiemy też, że się kłócili i że doszło
do rękoczynów. Jake twierdzi, że Monica”

go podrapała, a potem rzuciła się na niego
z nożem do listów. Pokazywał nam ranę,

jaką mu zadała w ramię. Przyznał, że pchnął
Monikę, że poleciała na kominek i rąbnęła

głową o marmurową półkę.

- Wszędzie były odciski palców twojego

brata i Moniki - zauważył. Nie musiał
dodawać, że żadnych innych odcisków nie

background image

znaleziono.

Rebeka zacisnęła nerwowo dłonie.
- Zgadza się - przyznała. - Ale Jake

przysięga, że Monica żyła, kiedy opuszczał
jej dom. Wkrótce potem widziała go jego

córka, Natalie. Wszyscy z nim
rozmawialiśmy. Mówił, że pchnął Monicę,

ponieważ go zaatakowała. Nie miał
powodu nas okłamywać i twierdzić, że żyła,

jeśli faktycznie nie żyła. Przecież śmiało
mógł powiedzieć, że w obronie własnej

pchnął ją tak nieszczęśliwie, że uderzyła
się w głowę i poniosła śmierć na miejscu.

Moim zdaniem, albo w domu był ktoś trzeci,
albo pojawił się tuż po wyjściu Jake'a. Mój

background image

brat nikogo nie zabił.

Gabe przeszedł na drugi koniec salonu

do barku urządzonego w stylu art déco.

Żaden ze stojących tam trunków nie
dorównywał trzydziestoletniej whisky,

którą widział w kuchni, ale w tym
momencie zadowoliłby go zwykły bimber.

Nie, nie chodziło mu o siebie. Wprawdzie
przebywając w towarzystwie Rebeki, miał

ochotę czymś zagłuszyć zmysły, głównie
jednak myślał o niej: siedziała tak

przeraźliwie smutna, że nie mógł tego
wytrzymać.

Sięgnął po pierwszą z brzegu butelkę,

wlał do kryształowej szklanki trochę

background image

złocistego płynu i podał ją Rebece.

Podniosła szklankę do nosa.

- Fuj!

- Nie wybrzydzaj, mała. No, śmiało. Do

dna.

- Jak mnie jeszcze raz nazwiesz „mała”...

- zaczęła, ale nie dokończyła.

To było doprawdy niezwykłe; zamiast

się zjeżyć i wszcząć awanturę, posłusznie

przechyliła szklankę i opróżniła ją w trzech
haustach. Po chwili wzdrygnęła się z

obrzydzeniem i przetarła dłonią załzawione
oczy.

- Osobiście wyznaję zasadę głoszoną

przez Mary Poppins, słynną filmową

background image

opiekunkę do dzieci, że każde lekarstwo

lepiej smakuje z łyżeczką cukru.

Teraz on się wzdrygnął z obrzydzeniem.

Whisky z cukrem? Ohyda! Ale przynajmniej
osiągnął swój cel. Rebeka nie była już tak

trupioblada, przestała też nerwowo
wykręcać palce. Teraz albo nigdy, uznał.

Musi przemówić jej do rozumu, sprawić,
aby wreszcie przejrzała na oczy.

- Posłuchaj, Rebeko. W całej tej

sprawie nie ma innych podejrzanych.

Podczas śledztwa nie wypłynęło ja-
kiekolwiek inne nazwisko. Nie znaleziono

innych odcisków palców. Wszystkie tropy
prowadzą do Jake'a. Który w dodatku miał

background image

świetny powód, aby zabić Monicę.

- Tak, wiem. Ona go szantażowała.

Odkąd odkryła, że Jake pochodzi z

nieprawego łoża, postanowiła tanim
kosztem zgromadzić jak najwięcej akcji

Fortune Industries. Groziła Jake'owi, że
ujawni prawdę, on zaś bał się, że wtedy

straci wszystko. Znam rodzinne tajemnice,
Gabe. Tajemnice, czy może raczej brudy. I

wiem, że mój brat popełnił w życiu wiele
błędów. Okazał się słaby. Za dużo pił,

zaniedbywał się w pracy. Stres i napięcie,
które mu nieustannie towarzyszyły,

wpłynęły na rozpad jego małżeństwa i
sprawiły, że zwrócił się przeciwko Nate'o-

background image

wi. Ale to nie oznacza, że jest mordercą.

W życiu Gabe'a zawsze dotąd dwa plus

dwa równało się cztery, wzruszała go

jednak tak wielka miłość i lojalność
siostry w stosunku do brata.

- Zamierzałem ci tylko uświadomić, jak

kiepsko to wszystko wygląda - powiedział

łagodnie.

Zerwała się z fotela; złość nie pozwalała

jej na bezczynne siedzenie.

- A wiesz, co sama sobie

uświadomiłam? Że od dwóch pokoleń
Monica Malone na różne sposoby starała

się zniszczyć moją rodzinę. Teraz wredne
babsko nie żyje, ale machina zła, którą

background image

puściła w ruch, wciąż się kręci. Nawet nie

wyobrażasz sobie, ile ta wiedźma ma na su-
mieniu: porwanie, sabotaż, cudzołóstwo,

kradzieże, włamania, szantaż. I pewnie
dziesiątki innych przewinień. Odkąd przed

wieloma laty wdała się w romans z moim
ojcem, próbuje się na nim, a zatem i na nas

wszystkich, zemścić. Ale na szczęście ktoś
ją pozbawił życia. Więcej krzywd już nam

nie wyrządzi. Tak, ten koszmar musi się
wreszcie skończyć.

- Rebeko, wróć do domu. Proszę cię.
- Nie.

- Może masz rację. Może faktycznie ktoś

przyszedł tu po wyjściu twojego brata i

background image

zamordował Monicę. Jeżeli istnieje w tym

domu choćby najmniejszy dowód wska-
zujący na winę trzeciej osoby, na pewno go

znajdę. Przysięgam.

- Nie wątpię, że zrobisz wszystko, co w

twojej mocy. I wiem, że cieszysz się
doskonałą opinią. Ale nie jesteś kobietą,

Gabe. Kobiety potrafią dojrzeć szczegóły,
na które normalny mężczyzna nie

zwróciłby uwagi. Może uda mi się zobaczyć
coś, co ty byś przeoczył.

Potarł ręką twarz. Na wszystko miała

gotową odpowiedź. Postanowił zajść ją od

nieco innej strony.

- Słuchaj, Ruda. Jest pewna drobna

background image

rzecz, którą pomijasz. Nawet jeśli

znajdziesz dowód na to, że ktoś inny
zamordował Monicę, to wcale nie musi

oznaczać, że skończą się twoje kłopoty.
Dobrze wiem, jak bardzo Monica naraziła

się Fortune'om. Ile mieliście przez nią
zmartwień. I tu dochodzimy do sedna.

Jeżeli Jake nie zabił Moniki, niewykluczone,
że zrobił to inny członek twojej rodziny.

Motywów nikomu z was nie brakuje.

- Mordercą nie jest żaden z Fortune'ów -

oznajmiła stanowczo Rebeka.

- Myślę, że nie przekonałabyś sądu.

Ławnicy prędzej by uwierzyli, że przemawia
przez ciebie solidarność rodzinna niż

background image

rozsądek i obiektywizm.

- Byliby w błędzie. To wredne babsko...

Zrozum, Gabe, ona od wczesnej młodości

była obłudną, pazerną egoistką. Przez te
wszystkie lata narobiła sobie tysiące

wrogów. Nie tylko my poznaliśmy jej
prawdziwą naturę. W dodatku... zresztą

mniejsza z tym. Już dość czasu straciliśmy
na gadanie. Idę się rozejrzeć.

Ruszyła w stronę drzwi i zanim się

zorientował, co chce zrobić, zniknęła mu z

oczu. Nie miał zamiaru jej powstrzymywać.
Równie dobrze mógłby starać się prze-

mówić do rozsądku osłowi. Popatrzył z
tęsknotą na butelkę whisky.

background image

Nie bardzo wierzył, że Rebeka znajdzie

dowody, które mogłyby oczyścić jej brata,
ale drobna szansa jednak istniała. Nawet

jeśli prawdopodobieństwo, że Jake jest
niewinny, wynosi jeden do tysiąca,

oznacza to, że faktyczny morderca chodzi
bezkarnie po mieście. Człowiek, który z

zimną krwią popełnił morderstwo, na
pewno nie życzyłby sobie, aby ktokolwiek

krążył po miejscu zbrodni, szukając
dowodów niewinności głównego

podejrzanego. Dotychczas Gabe nie
wspominał Rebece o tym, że może jej

grozić niebezpieczeństwo, ale nagle
przyszło mu do głowy, że lepiej, aby ktoś

background image

miał ją na oku.

Oczywiście nie należało to do jego

obowiązków. W razie czego zawsze mógł

się zwrócić o pomoc do seniorki rodu. Kate
Fortune jednym spojrzeniem potrafiła

wymóc posłuch na każdym. Podejrzewał, że
batalion piechoty morskiej grzecznie

wykonywałby wszystkie jej polecenia. Na
szczęście tylko przez tę jedną noc Rebeka

znajdowała się pod jego opieką. Marzyła
mu się szklaneczka whisky, ale wiedział, że

będzie mógł sobie na nią pozwolić dopiero
później, kiedy wróci do domu. Bo na razie w

obecności Rudej musi zachować
całkowitą trzeźwość i przytomność

background image

umysłu.

Rebeka oparła ręce na biodrach. Nie

zdziwiła się na widok wyposażenia

sypialni. Kobieta tak próżna jak Monica
Malone, tak łasa na splendory i pieniądze,

nie mogłaby spać w jakichkolwiek innych
warunkach.

Świat Moniki obracał się wokół niej

samej. Była jego najważniejszą postacią.

Świadczyły o tym choćby dwa obrazy
olejne, na których została uwieczniona. W

ogromnej garderobie wisiały dziesiątki
sukien z dekoltami do pępka; obok stały

buty - ich liczby mogłaby śmiało po-
zazdrościć Monice słynna miłośniczka

background image

butów, Imelda Marcos. Zasłane aksamitną

pościelą łóżko w kształcie serca - czy może
być coś bardziej kiczowatego? - miało

obite aksamitem wezgłowie. Zarówno w
szafie, jak i na krześle przy łóżku leżały

gorsety; starzejąca się gwiazda
najwyraźniej lubiła niektóre części ciała

chować i upychać, a inne eksponować i
wypychać. Blatu toaletki nie było widać

spod setek słoiczków, fiolek, tubek i
buteleczek - takich ilości nie zdołałaby

wyprodukować żadna firma kosmetyczna,
o czym Rebeka doskonale wiedziała.

Minuty płynęły. Przejrzała już wszystkie

szuflady i półki w szafie. Sprawdziwszy

background image

zawartość szafek w luksusowej łazience

utrzymanej w zielonej kolorystyce, po-
stanowiła skorzystać z okazji, że jest z dala

od świdrujących oczu detektywa, i
ściągnęła dżinsy, ciekawa, dlaczego tak

strasznie boli ją pupa. W licznych lustrach
bez trudu zobaczyła siniaka wielkości piłki

nożnej, który zdążył przybrać intensywną
barwę fioletu.

Psiakość. Paskudne rozcięcie na czole,

fioletowe pośladki, długa rana ciągnąca

się od żeber przez klatkę piersiową i
oczywiście dziesiątki drobnych zadrapań...

Wszystko bolące.

No cóż, po powrocie do domu wymoczy

background image

się w wannie i od razu się lepiej poczuje.

Teraz nie miała czasu się nad sobą użalać.
Nawet nie przyjmowała do świadomości

tego, że jest zmęczona, a przecież jest już
trzecia rano i wszyscy dawno śpią. Na

zewnątrz znów rozległ się huk piorunu.
Popatrzyła w lustro. Grymas, który ujrzała

na swojej twarzy, był równie ponury, jak
burza za oknem.

Gabe nie wierzył, że w rezydencji

Moniki można znaleźć jakiekolwiek

dowody poza tymi, które odkryli policjanci.
W dodatku jasno dał jej do zrozumienia, że

wolałby, aby wróciła do domu i nie
przeszkadzała mu w pracy. W pewnym

background image

momencie sama zaczęła się zastanawiać,

czy słusznie zrobiła, przychodząc tu. Ale
szklanka whisky, którą wypiła, rozgrzała ją

i dodała nowych sił.

To śmieszne, ale przez chwilę miała

nadzieję, że może zdoła przekonać Gabe'a o
niewinności Jake'a. Nie udało się jednak.

Pod tym względem nie różnił się od innych.
Nie po raz pierwszy w życiu poczuła się

osamotniona.

Rozglądając się uważnie po sypialni,

odruchowo zaczęła pocierać złotą
bransoletę. Ten piękny symbol miłości

rodzinnej zawsze podtrzymywał ją na
duchu. Chociaż Fortune'owie różnili się

background image

między sobą, Rebeka odstawała od

wszystkich. Wyznawała własne poglądy i
nigdy nie starała się do nikogo

dopasować. Ale to nie miało znaczenia.
Rodzina oznaczała dla niej wierność. Przy-

wiązanie. Cudowne i nierozerwalne więzy
krwi. Dlatego zamierzała oczyścić brata z

zarzutów, przywrócić mu dobre imię.
Wiedziała, że nie spocznie, póki tego nie

dokona.

Przenosząc wzrok z toaletki na łóżko, z

łóżka na fotel i szafki, raz po raz pocierała
bransoletę. Zastanawiała się, czy Gabe ma

rodzinę, a jeśli tak, to jak liczną. Nigdy nic
nie mówił o braciach i siostrach ani

background image

jakichkolwiek kuzynach. Żona i dzieci

wyraźnie nie figurowały na liście jego
priorytetów. Sprawiał wrażenie człowieka,

który nie szuka towarzystwa, lecz gdzieś w
głębi duszy Rebeka podejrzewała, że to

tylko pozory; że w rzeczywistości dokucza
mu samotność.

Pewnie potwornie by się oburzył, gdyby

powiedziała mu coś takiego, może nawet...

I nagle zapomniała o Gabrielu. Wbiła oczy
w bransoletę, którą się bawiła, po czym

szybko powiodła wzrokiem po sypialni.
Biżuteria. Monica Malone musiała mieć jej

całe tony. Przypuszczalnie drogocenne
broszki, naszyjniki czy pierścionki wciąż

background image

tkwią w sejfie bankowym. Albo w sejfach

prawników, którzy zajmowali się masą
spadkową. Ale Monica zawsze chodziła

obwieszona świecidełkami. Chyba na
żadnym zdjęciu Rebeka nie widziała jej bez

błyszczących ozdób, a to wielkich
kolczyków, a to wisiorków, a to po-

brzękujących bransolet. Gdzieś tu muszą
być jakieś szkatułki, w których trzymała

swoje skarby.

Znalazła dwie pod ścianą w garderobie.

Obie były załadowane po brzegi.
Kucnąwszy, zaczęła wyciągać szufladki,

grzebać wśród dziesiątków metrów
bieżących lśniących pasków, bransolet,

background image

błyskotek.

Czuła narastające podniecenie. Nie

wiedziała, gdzie powinna szukać dowodów

niewinności Jake'a, na co powinna
zwracać szczególną uwagę i czy w ogóle

jakiekolwiek dowody istnieją. Ale intuicja
mówiła jej, że jeśli Monica miała jakieś

tajemnice, które pragnęła ukryć przed
światem, należy ich szukać właśnie tu, w

sypialni. O ile facet zwykle chowa rzeczy w
samochodzie lub w biurku, dla kobiety

takim sekretnym schowkiem jest jej
sypialnia.

W czwartej szufladzie, którą

wyciągnęła, przypadkiem coś wyczuła.

background image

Jakieś wybrzuszenie. Sprawdziła je jeszcze

raz. Tak, nie pomyliła się. Obróciła szufladę
do góry nogami, wyrzucając świecidełka

na białą wykładzinę podłogową, po czym
przysunęła szufladę do światła. W at-

łasowym obiciu ujrzała wyraźne
wzniesienie.

Jednym ruchem ręki zerwała atłas.
Jej oczom ukazało się kilka kartek

papieru. Wyjęła tę z wierzchu. Był to
telegram na papierze pożółkłym ze

starości i tak kruchym, że wyglądał jak
pomięta serwetka - telegram zawierający

wyznanie miłosne. Rebeka odłożyła go na
bok i sięgnęła po kolejną kartkę. Okazało

background image

się, że jest to list miłosny od następnego

wielbiciela, podpisany: „Twój wiemy
kundel”. Już zamierzała rzucić go tam,

gdzie wcześniej rzuciła telegram, ale
raptem zawahała się. List był sprzed

dziesięciu laty, czyli raczej nie miał
związku z morderstwem, lecz skoro Monica

go zatrzymała, musiała przywiązywać do
niego wagę. Na wszelki wypadek Rebeka

wsunęła go pod kolano.

Większość kartek to były nic nie

znaczące skrawki papieru, jakieś bilety,
zaproszenia, po prostu pamiątki. Nagle

Rebekę ogarnęła wściekłość. Wśród tej
bezwartościowej makulatury znalazła

background image

kolejne dowody perfidii Moniki, rzeczy

jednoznacznie wskazujące, że to ona stała
za próbą kradzieży receptury kremu

młodości, nad którym pracowano w
Fortune Cosmetics, że to ona zachęcała do

działania faceta, który prześladował Allie,
że to ona opłaciła ludzi, którzy włamali się

do laboratorium, i że to ona usiłowała
doprowadzić do deportacji ze Stanów

Zjednoczonych naukowca Nicka Valkova.
Groźba deportacji wpłynęła na decyzję o

małżeństwie Nicka z Caroline Fortune,
najstarszą córką Jake'a. To małżeństwo z

rozsądku okazało się bardzo szczęśliwe. Po
nim ruszyła lawina kolejnych małżeństw w

background image

rodzinie.

No dobrze, pomyślała Rebeka, ale to

wszystko nie ma związku z Jakiem i

ciążących na nim zarzutach.

Podniosła następny list. Zaczęła czytać

i nagle zakręciło się jej w głowie.
Przeczytała go po raz drugi. Serce zaczęło

walić jej młotem.

List był pisany przez kalkę - nie do

Moniki, lecz przez Monicę. Datowany
dziesięć dni przed jej śmiercią, zawierał

zaledwie kilka zdań, ale nie były to
niewinne zdania o pogodzie. W liście

Monica groziła niejakiej Tammy Diller:
jeśli Tammy nie pojawi się w umówionym

background image

terminie, to gorzko tego pożałuje.

Oho! Strzał w dziesiątkę!
Rebekę przebiegł dreszcz podniecenia.

Nazwisko adresatki wydało jej się
znajome, ale nie mogła sobie przypomnieć,

kiedy i gdzie mogła spotkać Tammy Diller.
Na razie nie miało to większego znaczenia.

Ważny był sam list. Może nie dowodził
niewinności Jake'a. Ani nie świadczył o

jakiejkolwiek winie Tammy Diller. Wskazy-
wał jednak na to, że tuż przed śmiercią

Monica zamierzała się z kimś spotkać i że
relacje, jakie łączyły ją z Tammy,

zdecydowanie nie należały do
przyjacielskich.

background image

Zapominając o siniakach i

potłuczeniach, poderwała się na nogi.
Trzymała list delikatnie, jakby był cenną

porcelanową filiżanką. Wybiegłszy z
sypialni do holu, zaczęła wydzierać się na

całe gardło, wołając Gabe'a.

Zobaczyła, jak sadzi na górę,

przeskakując po trzy stopnie naraz.
Dopiero później pomyślała sobie, że może

jej krzyk go wystraszył; może uznał, że o
mało się nie zabiła i dlatego wrzeszczy

wniebogłosy. Ona zaś czuła jedynie
podniecenie, ulgę i radość, że znalazła

namacalny dowód na to, iż ktoś inny poza
Jakiem miał kontakt z Monica niedługo

background image

przed jej śmiercią.

Kiedy Gabe wbiegł na górę, rzuciła mu

się naprzeciw.

Zareagowała najnormalniej w świecie.

Oplotła ręce wokół jego szyi. Był to zdrowy

ludzki odruch. Każda kobieta zrozumiałaby
jej zachowanie.

Gabe jednak nie był kobietą.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Widząc, jak Rebeka pędzi w jego stronę,

tylko jedno przyszło mu do głowy: że gonią

ją demony, potwory... lub morderca.
Wprawdzie w Siłach Specjalnych nie służył

już od siedmiu lat, ale pewne reakcje miał
zakodowane w pamięci i po prostu działał

instynktownie. Wyciągnął rękę. Zamierzał
chwycić Rebekę, odsunąć za siebie i

własnym ciałem bronić ją przed
niebezpieczeństwem. Gotów był przyjąć na

siebie ciosy, stawić czoło zagrożeniu.

Gotów był na wszystko, tylko nie na to,

że ta kretynka rzuci mu się w ramiona.

background image

Zapewne chciała go cmoknąć w policzek,

ale nie trafiła. Wpiła się ustami w jego
usta, i to z całej siły. Miał wrażenie, jakby

trafił go pocisk.

Dwukrotnie w życiu był postrzelony.

Jest to doświadczenie, którego nigdy się
nie zapomina. On też nie zapomniał, mimo

że ani za pierwszym, ani za drugim razem
nie czuł bólu, przynajmniej nie w chwili

uderzenia. Raczej czuł ostre pieczenie,
jakby ktoś skierował ku niemu gorący

palnik. Lecz kule były niczym w
porównaniu z Rebeką.

Od dawna wiedział, że bliższy kontakt z

tą rudowłosą diablicą oznacza kłopoty.

background image

Instynkt mu mówił, że tylko trzymając się

od niej z daleka, może im zapobiec.
Chwycił ją, bo działał odruchowo, wierząc,

iż grozi jej niebezpieczeństwo. W pierwszej
chwili czuł niesamowity przypływ

adrenaliny. Sekundę później do głosu
doszedł testosteron.

Hol był długi, pogrążony w mroku i

pusty. W tej ciszy i pustce Gabe'owi

wydawało się, że słyszy bicie własnego
serca. Że każde uderzenie odbija się od

ścian niczym echo w górach. Nie domyślał
się, dlaczego Rebeka rzuciła mu się w

ramiona. Po paru sekundach odchyliła do
tyłu głowę i wbiła w niego swoje zielone

background image

ślepia. Wielki radosny uśmiech zadrżał na

jej wargach, po czym znikł. Nie cofnęła się,
nie opuściła rąk, którymi oplotła mu szyję,

nie zachowała się jak normalna, rozsądna,
trzeźwo myśląca kobieta. Wspięła się na

palce i pocałowała go znowu.

Miała smak świeżego wiosennego

wiatru. Smak niewinności. Smak, jakiego
od dłuższego czasu Gabe nie kosztował. Za

jakim nie tęsknił i o jakim, psiakość, wcale
nie marzył. Aż do tej chwili. Zamknął oczy.

Jej usta były miękkie, gorące, skóra
pachnąca, gładka jak jedwab. W jednej

ręce coś chyba trzymała, bo poczuł lekkie
draśnięcie w szyję. Coś jakby kawałek

background image

papieru. Drugą zaś... tak, w drugą chwyciła

garść jego włosów i przywarła do niego
całym ciałem, zapierając mu dech.

Wszystko w porządku, nic się nie dzieje,

powtarzał w myślach Gabe. Nic a nic. To

tylko testosteron. Od dłuższego czasu żył
jak mnich, w celibacie, a bardzo tego nie

lubił. Rebeka zaś, choć doprowadzała go
do białej gorączki, była atrakcyjną kobietą.

Żądza, jaką w nim wzbudziła, była czymś
zupełnie naturalnym. Ot, biologia.

Tak to już jest, że mężczyzna reaguje

podnieceniem na kontakt fizyczny z ładną

kobietą.

Wsunął palce w potargane rude loki i

background image

wpił się w jej usta. Oboje zapomnieli o

bożym świecie. Byli tylko oni, on i ona,
mężczyzna i kobieta. Całowała go

namiętnie, z uczuciem, bez jakichkolwiek
hamulców. Była jak dziecko, które po raz

pierwszy wsiada na karuzelę i zachwycone
pragnie, by ta chwila szczęścia trwała jak

najdłużej.

Tak, trzymając w objęciach Rebekę,

mężczyzna łatwo mógł stracić głowę. Gabe
jednak nie mógł sobie na to pozwolić.

Oderwał usta od jej warg, po czym
wciągnął w płuca powietrze. Pomogło, ale

na krótko. Parę sekund później wziął
kolejny oddech. Znów nie osiągnął

background image

zamierzonego celu. Postanowił wykonać

bardziej inteligentny ruch: opuścił dłonie i
zaklął pod nosem. To zadziałało.

Rebeka otworzyła oczy. Przez moment

wpatrywała się w niego niepewnie, jakby

wolno wyłaniał się z mlecznych oparów.
Wreszcie zabrała ręce, ale wciąż stała na

palcach. Miał wrażenie, że minął rok lub
dwa, zanim opadła z powrotem na pięty.

- No, no - mruknęła.
Nie podobał mu się jej ton: na wpół

drwiący, na wpół żartobliwy. Potem uniosła
z rozbawieniem brwi. Spojrzenie, jakim go

obrzuciła, też mu się nie podobało.

- Oj, koteczku, gdybym wiedziała, że tak

background image

wspaniale całujesz, wcześniej bym

poprosiła o próbkę twoich umiejętności.

Boże, miej litość nade mną, pomyślał

Gabe.

- Przepraszam. Nie... nie planowałem

tego.

- Wiem.

- Więcej to się nie powtórzy.
- Aż dziw, że w ogóle się zdarzyło -

powiedziała. - Dotychczas ilekroć
przebywaliśmy razem w jednym

pomieszczeniu, zawsze wydawało mi się, że
prędzej mnie udusisz niż pocałujesz.

- Bo to prawda. Ale coś się między nami

zaiskrzyło. Wprawdzie ty żyjesz w swoim

background image

własnym świecie, wpatrzona w komputer, i

nie wiesz, co się wkoło dzieje, ja
natomiast... Nieważne. Po prostu lepiej nie

budzić licha. Tam, skąd ja pochodzę, obcy
ludzie, którzy nic do siebie nie czują, nie

padają sobie w ramiona i nie całują się. A
teraz mów. Bo zakładam, że musiałaś mieć

jakiś powód, żeby mnie wołać, prawda?

- Co? Powód?

Miała taką minę, jakby nie wiedziała, o

co mu chodzi. Ale w wypadku Rebeki

wszystko było możliwe. Przez chwilę jej
piękne zielone oczy błądziły po jego

twarzy, badały ją, jakby chciały zapamiętać
każdy szczegół.

background image

Nagle zamrugała i w tym momencie

ocknęła się. Podniosła rękę, w której
trzymała kartkę. Dopiero teraz sobie o niej

przypomniała.

- Jasne, że miałam powód! I to jaki!

Boże, Gabe, nie uwierzysz, co znalazłam!

Wepchnęła mu list do ręki i

przestępując niecierpliwie z nogi na nogę,
czekała, aż go przeczyta. Potem zapro-

wadziła detektywa do sypialni Moniki.
Wskazała mu garderobę aktorki oraz

wybebeszoną szkatułkę, w której trafiła na
pisany przez kalkę list do Tammy Diller.

Parę minut później, kiedy zeszli do salonu,
wciąż roznosiła ją energia. Oczywiście nie

background image

mogła oprzeć się pokusie, aby wytknąć

Gabe'owi jego brak wiary w jej zdolności
śledcze.

- A nie mówiłam, że coś znajdę? Że

kobiety bywają bardziej spostrzegawcze

od mężczyzn? Nie mówiłam?

- Posłuchaj, mała. Za bardzo się

podniecasz. Ten list o niczym nie
przesądza. Wcale nie musi nic oznaczać...

- Jak to? Stanowi dowód, że motywem

zabójstwa mogło być coś całkiem innego.

Że ktoś inny poza moim bratem miał w tym
czasie na pieńku z Monicą.

Tak, to prawda. Chcąc nie chcąc,

musiał przyznać jej rację. I bardzo mu

background image

przeszkadzało, że idealistka, marzycielka,

pisarka żyjąca w świecie fantazji zdołała
znaleźć coś, co on przeoczył. A przecież to

on jest detektywem, w dodatku trzy razy
przeczesywał całą rezydencję, i za każdym

razem wychodził z niczym.

Ponieważ jednak był starym wygą, wziął

od Rebeki list, złożył go starannie i, jak
gdyby nigdy nic, schował do kieszeni. U

góry strony figurował adres Tammy Diller;
Rebeka z pewnością go zauważyła, ale -

miał nadzieję - nie zapamiętała.

Zaczął obmyślać kolejne kroki, układać

plan działania. Natychmiast po powrocie
do domu wprowadzi dane do komputera.

background image

Może pojawią się jakieś informacje na te-

mat Tammy Diller? Jeśli tak, czeka go
podróż do Los Angeles.

Ale najpierw musi pozbyć się Rebeki.

Nie mieściło mu się w głowie, jak można

być tak rześkim w środku nocy. Wciąż
roznosiła ją energia, mimo że wyglądała,

jakby w ciemnej alejce stoczyła zacięty
bój z bandą chuliganów. Twarz miała białą

niczym suknia ślubna dziewicy, a osłonięty
plastrem guz na czole stawał się coraz

większy.

- A nie mówiłam? Nie wierzyłeś, że

cokolwiek znajdę, prawda? Tak jak
dawniej nie wierzyłeś mi, kiedy upierałam

background image

się, że moja mama żyje. Rozum, kotku, nie

zawsze ma przewagę nad intuicją. Kobieta
i mężczyzna po prostu inaczej myślą. Ich

umysły inaczej funkcjonują. Nawet
gdybym nie przeczytała setek książek o

prowadzeniu śledztwa i rozwiązywaniu
zagadek kryminalnych, może jako kobieta

zdołałabym dojrzeć pewne szczegóły...

Nie dawała mu dojść do słowa.

Skorzystał z okazji, kiedy na moment
zamilkła, żeby złapać oddech.

- No dobrze - wtrącił. - Przyznaję, że

spisałaś się na medal. Ale zbliża się

czwarta rano i myślę, że czas najwyższy
zakończyć rewizję...

background image

- I co? Udać się do domu? - spytała

zdumiona. Pomysł opuszczenia rezydencji
wyraźnie nie przypadł jej do gustu.

- Jestem skonany. - Gabe ziewnął

szeroko. - Chętnie pozamykałbym tu

wszystko i położył się wreszcie spać, ale
nie zamierzam zostawiać cię samej. Miałaś

świetnego nosa, szukając wskazówek w
sypialni - dodał szybko, bojąc się, że jeśli

jeszcze raz jej nie pochwali, Rebeka znów
zacznie wiercić mu dziurę w brzuchu. Jej

przechwałki wychodziły mu bokiem. - A
teraz proponuję, żeby każde z nas ruszyło w

swoją stronę. Prześpię się kilka godzin i
zaraz potem spróbuję dowiedzieć się cze-

background image

goś o adresatce tego listu.

- Jeśli jesteś skonany, to faktycznie jedź

do domu i się prześpij. Ja mogłabym sobie

dalej tu poszperać. Niewykluczone, że
Monica miała inne skrytki czy kryjówki...

- Owszem, niewykluczone. Ale pamiętaj,

że policja kilkakrotnie przeczesała cały

dom. Szukanie kolejnej kryjówki, którą
wszyscy przeoczyli, to jak szukanie igły w

stogu siana. Zresztą mamy list Moniki do
jakiejś Tammy Diller i tym się teraz trzeba

zająć, a nie dalszym szperaniem. Szperamy
od paru godzin...

- Ale ja nie jestem zmęczona -

zapewniła go Rebeka, marszcząc butnie

background image

czoło.

On swoje też zmarszczył. Groźnie.

Zwykle to skutkowało, gdy miał do

czynienia z malkontentem czy wojowniczo
nastawionym uparciuchem.

- Kogo próbujesz oszukać, co?

Wyglądasz jak kocica z naderwanym

uchem, która przegrała walkę z bandą ko-
curów na śmietniku. Nie wierzę, że te

wszystkie siniaki i potłuczenia nie bolą.
Masz guza wielkości... już nawet nie śliwki,

ale gruszki. Gdzie zaparkowałaś
samochód?

Stanowczy ton i groźna mina nie

wystraszyły jej, lecz pytanie o samochód

background image

zbiło ją z tropu.

- Mniej więcej półtora kilometra od

głównej bramy - odparła. - Pomyślałam

sobie, że jak zostawię wóz tak daleko i
resztę drogi pokonam pieszo, wtedy nikt

nie skojarzy osoby przełażącej przez
ogrodzenie z...

- Starczy! Nie chcę słuchać o tym, jak

się włamywałaś do cudzego domu.

Dopóki nie poznał Rebeki, uważał się za

stosunkowo młodego człowieka. Młodego

ciałem i duchem. Miał trzydzieści osiem
lat i kruczoczarne włosy. Kiedy służył w

Siłach Specjalnych, stykał się ze śmiercią,
z destrukcją, z atakami terrorystów. Ale

background image

dopiero znajomość z Rebeką sprawiła, że

pojawiły mu się na głowie pierwsze siwe
włosy.

- Ja zaparkowałem przed domem, więc

podwiozę cię te półtora kilometra, żebyś

nie musiała drałować na piechotę. A gdzie
zostawiłaś swoją mokrą bluzę?

- W kuchni.
Zerknęła na czarny sweter, który miała

na sobie, i odruchowo zasłoniła ręką
dekolt. Diabli wiedzą po co. Wielokrotnie

dzisiejszego wieczoru widział jej stanik
oraz wgłębienie między piersiami. I za

każdym razem ten widok go podniecał.

- Przebiorę się... Tylko nie wiem, gdzie

background image

mam odłożyć pożyczony sweter?

- Nigdzie. Kiedyś odbiorę go od ciebie i

zwrócę. Paradowanie w mokrej bluzie w

zimną marcową noc nie jest najlepszym
pomysłem. Po prostu weź swoje rzeczy i

idziemy.

- Za moment, dobrze? Chyba

zostawiłam na górze włączone światło.
Poza tym muszę sprzątnąć bałagan w

garderobie. No i trzeba umyć szklankę po
whisky...

Dlatego Gabe zawsze pracował sam,

bez pomocników. Miał w agencji świetny

zespół ludzi, którzy do różnych zadań
przystępowali w grupach dwu - lub

background image

trzyosobowych. Ale nie on. Nie lubił być

zależny od kogokolwiek. Wolał działać
szybko, sprawnie i polegać wyłącznie na

sobie.

Moment” Rebeki trwał przeraźliwie

długo. Zanim była gotowa do wyjścia, Gabe
zdążyłby ze sto razy odmówić pacierz.

Niecierpliwym gestem wskazał w końcu
drzwi. Przekręciwszy klucz w zamku,

skierował się do stojącego przed domem
luksusowego, starego morgana o typowym

dla tych samochodów niskim zawieszeniu.
Na widok auta Rebeka zagwizdała

przeciągle.

- Ale cudo!

background image

- Prawda? Rocznik pięćdziesiąty piąty.

Za to bardzo niewielki przebieg. Przez te
wszystkie lata służył głównie jako

eksponat.

- A jak się coś zepsuje? Wciąż można

zdobyć części?

- Można, choć z trudem. I oczywiście

kosztują majątek. Nawet wśród dealerów
wyspecjalizowanych w starych autach

mało jest takich, którzy znają się na tej
marce.

- Ale tobie to nie przeszkadza, bo

kochasz ten wóz i jesteś gotów do

najwyższych poświęceń?

- Zgadza się - przyznał.

background image

Nie spodziewał się, że Rebeka to

zrozumie.

Otworzył drzwi od strony pasażera i

patrzył, jak pod piękną, długą tablicą
rozdzielczą znikają piękne, długie nogi.

Przemknęło mu przez myśl, że rudowłosa,
zielonooka Rebeka i jego wymuskany

morgan idealnie do siebie pasują.

Chyba z niewyspania przychodzą mu do

głowy takie głupoty. Zatrzasnął drzwi i
okrążył auto, by zająć miejsce za

kierownicą. Po chwili silnik zamruczał.

- Ależ wspaniałe maleństwo - szepnęła

z zachwytem Rebeka.

Na dźwięk słowa „maleństwo” Gabe

background image

natychmiast przypomniał sobie to, co

mówiła wcześniej o dzieciach i bankach
spermy. Czym prędzej ugryzł się w język. To

była jej sprawa; nie powinien się wtrącać.
Z drugiej strony, pomysł sztucznego

zapłodnienia wydał mu się tak
niedorzeczny...

Przez kilka minut w samochodzie

panowało milczenie. Burza oddaliła się,

ale deszcz wciąż siąpił. Rosnąca wzdłuż
podjazdu trawa i drzewa połyskiwały

srebrzyście w blasku reflektorów, Gabe
zatrzymał się przed bramą, wysiadł,

otworzył zamek kluczem, przejechał kilka
metrów, znów stanął i wrócił zamknąć

background image

bramę. Wokół było pusto. Wszyscy spali.

Nigdzie nie paliło się światło, a ciszę
zakłócał jedynie szelest liści i szmer

deszczu.

Odnalezienie samochodu Rebeki

okazało się nad wyraz łatwe. Było to jedyne
auto zaparkowane przy krawężniku.

Samochody mieszkających wkoło ludzi
stały w garażach lub na podjazdach.

Podjechawszy do czerwonej ciery, Gabe

zerknął na swoją pasażerkę. Głośno

zachwycała się jego morganem.
Pochodziła z bogatej rodziny; gdyby

chciała, stać by ją było na tuzin morganów.
Zamiast tego wybrała porządny, solidny

background image

samochód. Czterodrzwiowy. Odpowiedni

dla osoby mającej dużą rodzinę.
Oczywiście nie kryła, że takie jest jej

marzenie: mieć kochającego męża i
gromadkę dzieci. A jeśli męża nie znajdzie,

to przynajmniej gromadkę dzieci.

Sprawa ta nie dawała Gabe'owi

spokoju.

- Chyba nie mówiłaś serio o bankach

spermy? - spytał w końcu.

- Dlaczego nie? - Schyliła się po leżący

na podłodze plecak i wilgotną bluzę.

- Bo zazwyczaj kiedy kobieta chce mieć

dziecko, to kocha się z mężem. A jeśli nie
ma męża, rozgląda się za jakimś

background image

kandydatem albo na męża, albo na ojca

dziecka.

- Zazwyczaj tak - przyznała kwaśno. - Ja

też się rozglądałam. I nadal się rozglądam.
Jednakże przynależność do rodu

Fortune'ów,

oprócz

pewnych

niezaprzeczalnych plusów, ma również

minusy. Wielu mężczyzn wykazuje większe
zainteresowanie majątkiem mojej rodziny

niż mną samą. Poza tym, jak człowiek siedzi
w domu i pisze książki, to nie ma zbyt dużo

okazji do nawiązywania znajomości. Wierz
mi, kotku, wcale nie tak łatwo spotkać

królewicza z bajki. Przynajmniej mnie to
jakoś nie wychodzi, a mój zegar

background image

biologiczny tyka coraz głośniej.

- Nie wątpię, że trafiło ci się paru

łowców posagu, ale daj sobie jeszcze

szansę. Wciąż jesteś młoda...

- Młoda i niemłoda. Trzydzieści trzy lata

to idealny wiek na zajście w ciążę. Na
szczęście żyjemy w latach

dziewięćdziesiątych. Nikt nie wytyka
palcem samotnych matek. A ja nie widzę

powodu, żeby dłużej zwlekać. Jestem
zdrowa, finansowo niezależna i o niczym

bardziej nie marzę niż o dziecku.
Najchętniej miałabym szóstkę.

Szóstkę? Z trudem przełknął ślinę.
- Nie sądzisz, że poddanie się

background image

sztucznemu zapłodnieniu to trochę...

drastyczne rozwiązanie?

- Nie. Drastycznym rozwiązaniem byłoby

małżeństwo za wszelką cenę. Poślubienie
pierwszego z brzegu mężczyzny tylko po to,

żeby dziecko miało ojca. Jestem
romantyczką, kotku. Wierzę w miłość do

grobowej deski i namiastka małżeństwa
mnie nie interesuje. Ale bardzo pragnę

mieć dzieci, które mogłabym kochać i
otaczać opieką. Oczywiście lepiej byłoby,

żeby dzieci chowały się w pełnej rodzinie,
lecz jeśli mąż nie jest mi pisany, czy

również muszę rezygnować z potomstwa?

- Rozmawiałaś o tym ze swoją mamą?

background image

- Z Kate? - Uśmiechnęła się, wyraźnie

rozbawiona. - A co, myślisz, że wybiłaby mi
pomysł z głowy?

Tak, do licha! Banki spermy? Na miłość

boską, to powinna być ostateczność!

- Rozczaruję cię, kotku. Jestem pewna,

że mama by mi przyklasnęła. Zawsze we

wszystkim starała się mnie wspierać.
Odkąd pojawiłam się na świecie, za-

chęcała mnie, abym szła własną drogą, nie
oglądając się na innych. Ludziom wydaje

się, że jesteśmy całkiem do siebie
niepodobne. Ona stąpa twardo po ziemi,

jest osobą rzeczową, kochającą pracę i
sukcesy. Nic dziwnego, że stoi na czele

background image

wielkiego finansowego imperium. Ja

jestem jej przeciwieństwem. Ale to ona
pchnęła mnie do pisania, to ona

zachęcała, abym żyła po swojemu, to ona
przekonywała, żebym nigdy nie

rezygnowała z marzeń i nie poddawała się
presji otoczenia. Wierz mi, Gabe, Kate całe

życie mnie wspierała. Teraz też służyłaby
mi wsparciem.

Gabe nie był do końca przekonany.

Podejrzewał, że starsza pani bardzo by

chciała, żeby Rebeka zakochała się i
wyszła za mąż, najlepiej za faceta, który nie

dałby się jej owinąć wokół palca, tylko
sam potrafiłby utrzymać ją w sensownych

background image

ryzach. Tak, Kate znacznie bardziej wo-

lałaby, aby jej wnuki miały prawdziwego
tatusia, a nie anonimowego dawcę

nasienia.

Rebeka uważnie mu się przypatrywała.

Poczuł się nieswojo.

- A w tobie nie tyka żaden zegar? -

spytała wreszcie. - Nie chcesz mieć syna,
córki, rodziny, do której mógłbyś wracać

po ciężkim dniu pracy? Nie kusi cię
przedłużenie rodu?

- Bynajmniej - odparł krótko. - Obawiam

się, że nie podzielam twoich

idealistycznych poglądów. Szczęśliwe
rodziny istnieją tylko w filmach dla dzieci.

background image

- Straszny z ciebie cynik, kotku.

- Realista, mała. Realista.
Nagle pochylił się i wyciągnąwszy rękę,

pchnął drzwi od strony Rebeki. Rozmowa
stawała się zbyt osobista; należało ją czym

prędzej zakończyć.

- No dobra, wyskakuj. Nalej sobie

gorącej wody do wanny, wymocz się, a
potem kładź się spać. Nie myśl o liście,

który znalazłaś. Ja się wszystkim zajmę.
Odtąd, Rebeko, masz się trzymać z dala od

śledztwa.

- Proszę, proszę! Od kiedy to jesteś

moim szefem? Było wpół do piątej rano, a
ona wciąż miała energię, żeby się z nim

background image

kłócić.

- Posłuchaj. Spisałaś się dziś

znakomicie. Wpadłaś na trop, który może

okazać się ważny. Uczyniłaś dla swojego
brata więcej niż ktokolwiek inny. Ale ten

list zmienia całą postać rzeczy. Być może
Jake przestanie być jedynym podejrzanym.

Być może policja zainteresuje się panią
Diller.

- O co ci chodzi?
- O to, że jeśli Jake jest niewinny,

mordercą może okazać się Tammy Diller.

- Rozumiem.

- Nawet jeśli Tammy Diller nie

zamordowała Moniki Malone, to jednak

background image

czymś się jej naraziła. Nie wydaje mi się,

żeby to była miła osoba. Dlatego wolałbym,
żebyś trzymała się od niej z daleka.

Słyszysz, Ruda, co mówię?

- Słyszę, kotku.

Wysiadła z samochodu, zamiast jednak

zatrzasnąć za sobą drzwi, schyliła się,

wsunęła głowę do ciemnego wnętrza i
przez kilka sekund stała bez słowa, patrząc

Gabe'owi w oczy. Po jej wargach błąkał się
uśmiech, trochę drwiący, trochę

łobuzerski. Może dlatego Gabe nie był
pewien, na ile Rebeka sobie z niego

żartuje, a na ile przyznaje mu rację.

Nagle uśmiech zniknął z jej twarzy.

background image

Gabe'a przeszył dreszcz. Mierzyła go

dziwnym spojrzeniem, ciepłym, a zarazem
natarczywym. Przez moment bał się, że

zaraz znów rzuci mu się na szyję. Nie, tym
razem na pewno nie czuł podniecenia -

czuł strach.

- Wiem, że mi nie wierzysz - rzekła

szeptem - ale naprawdę jestem dużą
dziewczynką i potrafię się o siebie

troszczyć. Dobranoc, Gabe. Ty też się
wyśpij. A o mnie się nie martw.

Nie martw się. Łatwo powiedzieć,

pomyślał, patrząc, jak idzie te kilka kroków

do czerwonej ciery. Po drodze upuściła
plecak; podnosząc go, potknęła się i o

background image

mało nie zwaliła z nóg. Wreszcie wsiadła

do samochodu, który - jak zauważył
właściwie bez zdziwienia - pozostawiła

otwarty. Zatrzasnęła drzwi, ale ich nie
zablokowała.

Tak, Rebeka Fortune wierzy w miłość do

grobowej deski i królewiczów z bajki.

Wierzy w sprawiedliwość, w to, że dobro
zwycięży, a jej samej nie może stać się

krzywda.

I jak tu się o głupią nie martwić?

Zaparkowała wynajętego forda taurusa

na jedynym wolnym miejscu, jakie znalazła

w promieniu trzech kwartałów, po czym
rozglądając się wkoło, wzięła głęboki

background image

oddech. Czuła się trochę niepewnie; nie

znała tej części Los Angeles.
Popołudniowe słońce oświetlało tabliczkę

z nazwą ulicy: Randolph. W porządku.
Chodziło jej o dom przy Randolph 12970,

kilka przecznic dalej. Nigdzie bliżej jednak
nie mogła zaparkować. No cóż,

postanowiła, że zostawi tu samochód i
pokona ten kawałek na piechotę.

Okolica nie wyglądała zbyt

zachęcająco. Na rogu stała grupka

wytatuowanych skinów. W bramach
domów kręciły się dzieciaki w różnym

wieku. Na najbliższym murze widniało
wykonane kolorowym sprayem graffiti

background image

oferujące darmową edukację seksualną.

Jakiś mężczyzna leżał wyciągnięty na
chodniku; nie wiadomo, czy martwy, czy

pijany. Z pordzewiałych koszy wysypywały
się zwały cuchnących śmieci. Sądząc po

wizerunkach na koszulach wygolonych
młodzieńców podpierających ściany, ulica

należała do Gangu Tygrysa.

Zebrawszy się na odwagę, Rebeka

wysiadła z samochodu, pamiętając o
zablokowaniu okien i drzwi. Przemknęło jej

przez myśl, że dziesiątki razy opisywała
takie sceny w książkach, ale sama nigdy w

podobnej nie uczestniczyła. Podejrzewała,
że gdyby Gabe wiedział, czym się

background image

zajmowała, odkąd pożegnali się nad

ranem, i gdzie obecnie przebywa, dostałby
zawału.

Ale oczywiście nie wiedział. Bo skąd

mógł wiedzieć, że przed oddaniem mu listu

zapamiętała adres Tammy i że tuż po
otwarciu biur podróży zarezerwowała bilet

na najbliższy lot do Los Angeles?

Mały Latynos, na oko dwunastoletni,

zagwizdał przeciągle, kiedy go mijała. Hm,
byłby z niego świetny ojciec, pomyślała.

Nie, nie gwiżdżący chłopaczek, tylko Gabe
Devereax.

Z całej siły usiłowała się skupić na

wynajętym przez rodzinę detektywie i nie

background image

patrzeć, jak stojący nieopodal młodzian o

tępym, zamglonym spojrzeniu bawi się no-
żem sprężynowym.

Gabe był cierpliwym, opiekuńczym

człowiekiem z zasadami - właśnie takie

cechy powinien mieć ojciec jej dziecka.
Nie pozwoliłby jakiemukolwiek łowcy

posagów - ani skinowi - zbliżyć się do swej
żony lub córki. Jego samego nie

interesowały pieniądze; w identyczny
sposób traktował bogaczy i biedaków.

Swoje dzieci na pewno nauczyłby
odróżniać dobro od zła. Nie wyobrażała

sobie, aby kiedykolwiek mógł wpaść w
furię, urządzić dziką awanturę. Jedyną

background image

rzeczą... a raczej osobą, która go de-

nerwowała, była ona - Rebeka.

Ich pocałunek mocno odcisnął się w

jej pamięci. Był niesamowity: pełen żaru,
seksu, namiętności. Zawsze marzyła o

pocałunkach, które zwalają z nóg, które po-
wodują, że zapomina się o całym świecie,

ale nigdy dotąd jej marzenie się nie
spełniło. Może dlatego, że dotychczas

całowała się albo z żabami, czyli
osobnikami udającymi zakochanych, a

myślącymi wyłącznie o stanie jej konta,
albo z miłymi facetami, którzy najbardziej

lubili kąpiel w letniej wodzie - i takie też
wzbudzali uczucia.

background image

Gabe nie mieścił się ani w jednej, ani w

drugiej kategorii. Był inny, cudownie
zblazowany, niebezpieczny, nonszalancki, a

zarazem wyjątkowo troskliwy. Nie zdradził
jej, dlaczego jest tak przeciwny pomysłowi

założenia rodziny. Niestety, zbyt słabo się
znali, by mogła go o to spytać wprost.

Ciekawe, czy równie przeciwny byłby

odegraniu roli kochanka. Jej kochanka.

Zastanawiała się, jaki jest w łóżku: czy
równie sumienny i dokładny jak w pracy?

Skoro jednym pocałunkiem potrafił
wzniecić w niej ogień namiętności,

sprawić, by przeniosła się w inny świat, co
by było, gdyby się kochali? Do jakiego

background image

stanu podniecenia doprowadziłyby ją jego

pieszczoty, uciskanie czułych miejsc...

Nagle tknęło ją, że chyba całkiem

zwariowała - jest w obcym mieście, w
obskurnej dzielnicy, rozmyśla o Gabrielu i

seksie, a z naprzeciwka nadchodzi sześciu
twardzieli w koszulach z rysunkiem

tygrysa. Z odległości dwudziestu metrów
widziała ich pogardliwe spojrzenia,

posuwisty krok, zadziorne miny.

Nie spuszczali z niej wzroku. Ci wszyscy

zaś, którzy zaledwie kilka sekund
wcześniej stali w grupkach, podpierając

ściany, rozpierzchli się jak stado kur na
widok jastrzębia.

background image

W jedwabnej zielonej sukience i

butach na wysokich obcasach Rebeka
była zapewne niestosownie ubrana do

okoliczności, ale cóż, nie wiedziała
zawczasu, po jakiej dzielnicy będzie

musiała spacerować. Tammy Diller znała
Monicę Malone. A jej, Rebece, nigdy nie

przyszło do głowy, że jakakolwiek znajoma
uwielbiającej luksusy Moniki może

mieszkać w tak obskurnej części miasta.

Przed wyjściem z domu uznała, że idąc z

wizytą, nawet niezapowiedzianą, wypada
się ładnie ubrać. Teraz żałowała, że

zamiast szpilek nie włożyła tenisówek, a
zamiast krótkiej zwiewnej sukienki -

background image

kamizelki kuloodpornej. Pamiątkowa

bransoleta połyskiwała w kalifornijskim
słońcu. Złoty naszyjnik pewnie też rzucał

się w oczy.

Coraz mniejsza odległość dzieliła

Rebekę od sześciu członków Gangu
Tygrysa. Jeden z młodzieńców wpatrywał

się w jej szyję, drugi nie odrywał oczu od
jej długich nóg.

Wiedziała, że nie zdoła ich wyminąć.

Tworzyli mur. Może powinna

zwymiotować? Czy wymiotująca ofiara
potrafi zniechęcić złodzieja lub mordercę?

Nie była pewna, nawet nie orientowała się,
czy kiedykolwiek robiono taki sondaż

background image

wśród niedoszłych ofiar. W każdym razie

Rebeka, gdy ogarniał ją paniczny strach,
natychmiast zwracała posiłek.

Najwyższy z Tygrysów, o czarnych

włosach wygolonych po bokach, a na

czubku głowy postawionych w szpic,
powiedział coś do idącego po swojej

prawej ręce kolesia. Coś na jej temat, bo
cała grupa wybuchnęła rubasznym

śmiechem. Strach ścisnął ją za gardło.
Dystans zmniejszył się do ośmiu metrów.

Siedmiu. Sześciu. Mur powoli zamieniał się
w półkole. Przełknęła ślinę.

Zdobywając się na odwagę, wbiła oczy

w twarz najwyższego i uśmiechnęła się

background image

promiennie.

- Cześć - oznajmiła przyjaznym tonem. -

Słuchaj, może mógłbyś mi pomóc...

Może nikt się nigdy nie zwracał do

niego z taką prośbą. Może żadnego z

szóstki nikt nigdy nie prosił o pomoc, bo
przez moment patrzyli na Rebekę zbyt

oszołomieni, aby w jakikolwiek sposób
zareagować. Wreszcie chudy dryblas

wysunął do przodu nogę i zahaczył kciuki o
pasek spodni.

- Jasne, lalunia, że mogę ci pomóc -

powiedział niskim, ochrypłym głosem.

Słysząc to, jego koledzy zarechotali

grubiańsko.

background image

Gdyby miała na nogach czerwone

sportowe buty, może spróbowałaby
ucieczki, ale w szpilkach daleko by nie

dobiegła. Zdawała sobie sprawę, że
tupetem też wiele nie osiągnie, nie bardzo

jednak wiedziała, co innego może robić.

- To świetnie! - ucieszyła się. -

Przypadkiem nie znasz kobiety o nazwisku
Tammy Diller? Mieszka tu niedaleko... -

Pochyliwszy głowę, sięgnęła do torebki po
kartkę z adresem. - O, mam. Przy Randolph,

pod numerem 12970. To chyba za kolejnym
skrzyżowaniem, prawda?

- Przykro mi, lalunia, żadnej Tammy nie

znam. Ale ciebie chętnie poznam. Blisko,

background image

dogłębnie...

Wyciągnął rękę, na której połyskiwało

kilka sygnetów w kształcie węży, i wolno

zaczął pocierać szyję Rebeki.

To wystarczyło, by opuściły ją resztki

udawanej odwagi. Wiedziała, że lada
moment zwymiotuje; nie zdoła temu

zapobiec...

Nagle jednak dryblas opuścił rękę i

cofnął się o krok, a lubieżny uśmieszek
znikł z jego twarzy. Pozostali członkowie

Gangu Tygrysa też przestali szczerzyć zęby.
I też cofnęli się o krok.

Odruchowo Rebeka obejrzała się przez

ramię.

background image

Nie wierzyła własnym oczom. Gabe?

Skąd, u diabła, się tu wziął? Promieniowała
od niego wściekłość. Był jak chmura

brzemienna piorunami. Sprawiał wrażenie,
jakby wzrokiem potrafił nieść śmierć.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

- Wyjechali z dnia na dzień, ona z tym

swoim facetem. Nawet nie zapłacili za

ostatni miesiąc. Następnym razem nie
będę taki ufny, na pewno nie. Z niego... nie

pamiętam, jak miał na imię; Wayne,
Dwayne, jakoś tak... był całkiem przystojny

gość, ale intelektem to zbytnio nie
grzeszył. Natomiast Tammy... och, to

dopiero była kobitka! Każdego potrafiła
owinąć sobie wokół palca. Ładna figura,

ładne oczy, zawsze ładnie ubrana. Może nie
pierwszej młodości, ale kto by się tym

przejmował. Dałem się nabrać na ich

background image

wygląd, na sposób ubierania się. Po prostu

uwierzyłem, że chwilowo znaleźli się w
dołku finansowym. Bo tacy jak oni,

eleganccy, kulturalni ludzie zazwyczaj nie
szukają mieszkania w tej dzielnicy...

Gabe postanowił przerwać długi,

monotonny wywód. Właściciel domu

przypominał z wyglądu smutnego oposa o
wydłużonym pysku i wyłupiastych oczach,

ale był gadatliwy jak sroka.

- Czyli Tammy Diller wyjechała, nie

płacąc panu za ostatni miesiąc, tak? A jej
narzeczony, ten Dwayne lub Wayne...

- No właśnie, nawet nie wiem, jak się

gość nazywał. To ona zawsze regulowała

background image

czynsz, a ponieważ płaciła gotówką, nie

zwracałem uwagi na takie drobiazgi jak
imię jej faceta. Swoją drogą, nie bardzo mi

się ten narzeczony podobał. Za szeroko się
uśmiechał. Nie można ufać takim, co to

ciągle szczerzą zęby.

- Kiedy ostatni raz pan ich widział?

- Bo ja wiem? Pewnie ze dwa tygodnie

temu. Wie pan, dbam o dom, dość często tu

bywam, ale przecież nie codziennie.
Najemcy nie daliby mi spokoju. Ciągle

mają jakieś pretensje i żądania, a to kran
cieknie, a to wyłącznik światła nie działa...

Gabe pokiwał współczująco głową.
- Cóż, każdy lubi pomarudzić... Czyli co,

background image

nie widział pan Tammy i jej narzeczonego

co najmniej od dwóch tygodni i nie wie
pan, dokąd mogli wyjechać?

- Gdybym wiedział, pojechałbym za nimi

i odebrał forsę, którą są mi winni. Może

zdradzili swoje plany któremuś z sąsiadów,
ale kiedy ich pytałem, wszyscy zgodnie

twierdzili, że o niczym nie mają pojęcia.
Oczywiście mieszkańcy tej dzielnicy

niechętnie udzielają informacji...

Właściciel domu wyraźnie należał do

wyjątków. Ale póki mówił na temat Tammy
Diller, Gabe gotów był zacisnąć zęby i nie

okazywać zniecierpliwienia. To się rap-
townie zmieniło, kiedy ni stąd, ni zowąd

background image

sięgnął za siebie, spodziewając się trafić

na rękę Rebeki. Trafił na ścianę.

Zapominając o swoim rozmówcy,

obrócił się na pięcie. Zaledwie ułamek
sekundy temu Rebeka stała tuż obok, na

wyciągnięcie ręki. Teraz jej nie było.
Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu.

Obiecał sobie, że kiedy następnym

razem będą sami, zabije ją. Udusi

własnymi rękami. Ciągle pakuje się w
kłopoty, a on ciągle wybawia ją z opresji.

Jeżeli znów ktoś jej grozi... Nie, psiakość,
chciał mieć pierwszeństwo! To oznaczało,

że musi się o nią troszczyć, dopóki nie
nadarzy się odpowiednia okazja. Troszczyć,

background image

czyli nie spuszczać z oczu, zwłaszcza tutaj,

w dzielnicy rządzonej przez gangi.

Pożegnał się szybko z gadatliwym

właścicielem domu i ruszył pędem w
stronę siatkowych drzwi. Zatrzasnęły się z

hukiem. Dlaczego nie mogła zaczekać w
środku? Tu przynajmniej była bezpieczna.

Wiedział dlaczego: bo ta idiotka nie ma

za grosz rozumu! Ani instynktu

samozachowawczego!

Na zewnątrz było duszno i gorąco.

Powietrze zdawało się stać w miejscu.
Przez kilka sekund Gabe tkwił bez ruchu,

rozglądając się w prawo i lewo; szukał
kobiety z burzą rudych włosów. Gdyby była

background image

w zasięgu wzroku, na pewno by ją zauważył.

Na rogu prostytutka w obcisłej skórzanej
spódnicy oferowała chętnym swoje usługi,

parę metrów dalej handlarz sprzedawał
narkotyki. Koło Gabe'a przemknął chudy

nastolatek, przyciskając do piersi pismo
ze zdjęciami pornograficznymi, którego

wyzywał od parszywców i złodziei
zgarbiony, pomarszczony sklepikarz.

Kiedy tego popołudnia Gabe przyleciał

z Minnesoty - dumny, że tak szybko udało

mu się zdobyć bilet na lot do Los Angeles -
dokładnie wiedział, gdzie powinien się

udać i jak będzie wyglądała ulica, przy
której mieszka Tammy Diller. Jego

background image

przypuszczenia się potwierdziły, zobaczył

obdrapane domy, graffiti na murach,
snujących się wyrostków, ale jedno go

zaskoczyło - widok przerażonej Rebeki
otoczonej bandą łobuzów. Ilekroć o tym

myślał, od nowa wstępowała w niego furia.

Jeżeli ta wariatka znów wpakuje się w

kłopoty, naprawdę ją zabije! Cholera, żeby
tylko nic się jej nie stało. Gdzie, do diabła,

mogła poleźć?

O tam!

Po drugiej stronie ulicy dojrzał gęstą,

kasztanową czuprynę, która lśniła

ogniście w blasku zachodzącego słońca.
Przez moment widział tylko włosy - ją samą

background image

przysłaniała postać Murzyna co najmniej

dwumetrowego wzrostu, ubranego w
bawełnianą koszulkę ciasno opinającą

umięśniony tors. Mężczyzna miał ramiona
pokryte tatuażami, na głowie zaś wygolony

pojedynczy inicjał. Rebeka prowadziła z
nim ożywioną rozmowę, zupełnie jakby byli

starymi przyjaciółmi.

Obserwując ich, Gabe zauważył, że w

tylnej kieszeni spodni olbrzyma tkwi nóż o
piętnastocentymetrowym ostrzu. Rebeka

postąpiła krok do przodu. Teraz widział ją
jak na dłoni: potargana fryzura, plaster na

czole, kretyńskie buty na wysokich,
cienkich obcasach, krótka, zwiewna

background image

sukienka, złota biżuteria połyskująca na

rękach i szyi. Olbrzym spojrzał w bok.
Oczom Gabe'a ukazała się długa szrama

ciągnąca się przez cały policzek.

I wtem Murzyn podniósł rękę.

Gabe ruszył do akcji. Nawet nie zaklął,

żeby nie tracić czasu. Zdarzało mu się biec

szybciej, ale na pewno nie w tym
dziesięcioleciu. Zbyt dużo ludzi kręciło się

po chodnikach i ulicy, aby mógł zwiększyć
tempo, ale ci, którzy w porę dostrzegli

wyraz determinacji i gniewu malujący się
na jego twarzy, sami czym prędzej usuwali

się z drogi. Ruda głowa to znikała, to znów
się pojawiała, ale towarzyszący jej czarny

background image

wielkolud przez cały czas był doskonale

widoczny.

Kiedy Gabe ich dogonił, sapał jak

miech kowalski; w głowie mu huczało, czuł
kłucie w płucach. Niewiele się

zastanawiając, chwycił olbrzyma za ramię.
Ten obrócił się, warcząc groźnie:

- Co, do jasnej...
Spostrzegłszy detektywa, Rebeka

uśmiechnęła się od ucha do ucha.

- Gabe! Zgadnij, czego się

dowiedziałam?! - zawołała radośnie.

W tym momencie uświadomił sobie

własną pomyłkę. Wielkolud wcale nie miał
zamiaru skrzywdzić Rebeki; podniósł rękę,

background image

by na pożegnanie uścisnąć jej dłoń.

Gabe puścił olbrzyma i starał się

uspokoić. Oczywiście Rebeka nie

wiedziałaby, że coś jej grozi, nawet gdyby
wrzucono ją do klatki z lwami, ale - z

jakichś niezrozumiałych powodów - akurat
tym razem nic jej nie zagrażało.

Szczebiocząc wesoło, przedstawiła
Gabe'owi swojego czarnoskórego

przyjaciela Snarka. Czy on, Gabe, daje
wiarę? Snark zna Tammy Diller! Kiedy

ostatni raz się z nią widział, wybierała się z
narzeczonym do Las Vegas; podobno mieli

tam załatwić jakieś interesy.

Snark popatrzył na detektywa równie

background image

przyjaźnie, jak kobra na jaszczurkę - nie

miał cienia wątpliwości, dlaczego ten
chwycił go za ramię. Rebeka niczego nie

zauważyła. Szczebiotała dalej, jak gdyby
nigdy nic.

Po chwili Snark powściągnął złość, a

Gabe opanował bicie serca. Parę minut

później umięśniony, czarnoskóry olbrzym
oddalił się dostojnym krokiem,

zostawiając swoją nową rudowłosą
przyjaciółkę z jej troskliwym, trochę zbyt

nerwowym opiekunem.

- Czyli nie zastaliśmy ich w Los Angeles

- trajlowała Rebeka - ale przynajmniej
mamy wskazówkę, dokąd mogli się udać. A

background image

tobie jak poszło? Zdobyłeś jakieś

informacje?

- Nie - odparł krótko.

- No cóż... - Pokiwała współczująco

głową. - Czasem kobiecie łatwiej jest

nawiązać z obcymi rozmowę, pociągnąć
ich za język. Chyba dobrze, że tu przyjecha-

łam, prawda?

Istotnie. Zdobyła wskazówkę, której

jemu nie udało się uzyskać. Lecz to, że jej
metody nie są bezpieczne i że ktoś mógłby

ją zgwałcić lub ukatrupić, po prostu nie
przyszło jej do głowy. Swoim strojem i

wyglądem przyciągała spojrzenia
wszystkich mężczyzn w promieniu kilkuset

background image

metrów, ale z tego też nie zdawała sobie

sprawy.

- Gdzie zostawiłaś samochód?

- Dwie przecznice stąd.
Lewą ręką wykonała jakiś nieokreślony

ruch. Gabe zauważył z satysfakcją, że nie
próbowała uwolnić prawej ręki z jego

dłoni. Jej policzki niespodziewanie
przybrały barwę róży.

- Odprowadzę cię - oznajmił tonem nie

znoszącym sprzeciwu. - W którym hotelu

się zatrzymałaś?

- Co? W żadnym. Nie zdążyłam zrobić

rezerwacji. Ledwo udało mi się zdobyć
bilet na samolot. Pomyślałam sobie, że po

background image

przylocie na miejsce zajmę się sprawą

noclegu, a jeśli nie zdołam nic znaleźć,
wtedy zacznę się martwić.

Podejrzewał, że tak prozaiczna sprawa

jak brak noclegu na pewno nie

przysporzyłaby jej zmartwień. Po raz nie
wiadomo który z rzędu próbował sobie

wytłumaczyć, że to nie jej wina - żyła dotąd
otoczona troską i miłością, w świecie, w

którym nic jej nie zagrażało. Nic dziwnego,
że nie myślała o żadnych bandytach czy

gwałcicielach. Ale oni istnieli, żyli obok
niej.

Gabe westchnął, świadom, że

zapewnienie bezpieczeństwa tak żarliwej

background image

idealistce wymaga niemało wysiłku.

- Znasz to miasto? Nie zgubisz się?
- Och, byłam w Los Angeles

wielokrotnie. - Nagle zawahała się. - Choć
prawdę mówiąc, w tej dzielnicy jestem po

raz pierwszy. Ale mam mapę, więc...

- Powiem ci, jak zrobimy. Podwieziesz

mnie swoim samochodem do mojego
wozu, a potem ruszysz za mną. Razem

znajdziemy ci jakiś w miarę przyzwoity
pokój, dobrze?

Hotelowi „Shelton Arms” daleko było do

„Ritza”, ale Rebeka nie narzekała.

Rozglądając się po pokoju o ścianach
barwy przydymionego błękitu, uznała, że

background image

można trafić dużo gorzej. Dostarczony na

górę stek nie pozostawiał nic do życzenia.
Był olbrzymi i wyśmienity. Olbrzymie były

też fotele; można było wygodnie się w nich
zwinąć i urządzić sobie drzemkę.

Rebeka zjadła z apetytem całą porcję:

mięso, wielkiego pieczonego ziemniaka,

sałatkę, po czym uniosła pokrywkę, która
chroniła przed wystygnięciem kolację

Gabe'a.

- Jeśli nie chcesz swoich żeberek...

- Nie ruszaj! Już kończę.
- Kończysz? Zanim jeszcze zaczęliśmy?

No, no. Gabe wzniósł oczy do nieba.

- Oj, Ruda, Ruda. - Westchnął głośno. -

background image

Dziwne masz poczucie humoru. Hej, co ci

mówiłem? Wara od żeberek!

- No dobra. Myślałam, że

skoncentrowany na pracy nie zauważysz,
jak sobie kawałek skubnę.

Na długo przed pojawieniem się

kelnera z kolacją Gabe ustawił na biurku

swego laptopa. Obserwując go, Rebeka
pomyślała z rozbawieniem, że nie ma już

detektywów w prochowcach, którzy
zdzierają sobie podeszwy, wydeptując

dziesiątki ścieżek, by zdobyć
najdrobniejszą informację. Gabe nigdzie

nie musiał chodzić, nawet nie musiał
szperać w książce telefonicznej;

background image

wystarczyło wcisnąć parę klawiszy i

informacje same ukazywały się na
ekranie.

- I co? Odkryłeś, czy nasza kochana

Tammy kręci się po Las Vegas?

- Tak. I za wszystko płaci kartą. Tylko nie

wiem, czy jest sama, czy z narzeczonym.

Może limit na jego karcie został dawno
wyczerpany? A może postanowiła rzucić

kochasia? Wydaje mi się, że Tammy Diller
nie jest jej prawdziwym imieniem i

nazwiskiem. Widoczna tu lista płatności i
zakupów jest podejrzanie krótka. Fałszywe

dokumenty okazują się bardzo przydatne,
kiedy przekracza się limit i występuje o

background image

kolejną kartę. Ma się czyste konto, żadnych

zadłużeń...

- No i kogoś takiego, kto się posługuje

fikcyjnym nazwiskiem, trudniej odszukać -
wtrąciła Rebeka. - A czy na podstawie

płaconych przez nią rachunków jesteś w
stanie odkryć, gdzie się zatrzymała?

- Tak - odparł, ale nie powiedział gdzie.

Wstał od komputera i przeciągnął się, po

czym przeszedł do stołu, na którym stała
taca. - Zjadłaś całą swoją porcję? To była

fura jedzenia!

- Mam teorię na temat cholesterolu i

kalorii. Jak grzeszyć, to na całego.

- Ale tego musu czekoladowego na

background image

pewno nie zmieścisz.

Oczy lśniły jej wesoło.
- Oj, kotku. Zupełnie, ale to zupełnie

mnie nie znasz. Czekolada to mój
przysmak. Nic, ani żadne tornado, ani

wojna światowa, ani wezwanie z urzędu
podatkowego, nie zdoła mnie powstrzymać

przed zjedzeniem tego musu.

Już wcześniej zdjęła buty; teraz

rozsiadła się wygodniej w fotelu,
podwinęła nogi pod siebie i z błogim wes-

tchnieniem przystąpiła do konsumpcji
deseru.

Gabe przysunął do siebie talerz z

mięsem. Jadł w podobny sposób, w jaki

background image

robił wszystko: sprawnie, dokładnie, nie

tracąc czasu na delektowanie się
smakiem czy zapachem. Najwyraźniej

uważał jedzenie za czynność potrzebną do
prawidłowego funkcjonowania organizmu.

Paliwo dla ciała.

Opróżniając talerz, cały czas bacznie

obserwował Rebekę. Jakby bał się, że jeśli
na moment spuści z niej wzrok, ona zacznie

się huśtać na żyrandolu - chociaż w pokoju
były tylko kinkiety. Pokój, który wynajął dla

niej, mieścił się na drugim końcu
korytarza. Tam też nie było żyrandoli.

Przywiózł Rebekę do hotelu, w którym

zarezerwował dla siebie nocleg. Poprosił w

background image

recepcji o przydzielenie im pokojów na

tym samym piętrze. Następnie
zaproponował wspólną kolację. Tak, u

niego w pokoju. Gdyby z taką propozycją
wyszedł ktokolwiek inny, Rebeka zawa-

hałaby się. Podejrzewałaby swojego
towarzysza o niecne zamiary.

Gabe natomiast zachowywał się tak,

jakby nie pamiętał ich namiętnego

pocałunku. Traktował ją jak krnąbrną
młodszą siostrę, w dodatku chorą na ospę.

Skończywszy posiłek, podszedł do

zamkniętego barku przy łóżku, przekręcił

klucz i wyjął malutką butelkę whisky.

- Masz na coś ochotę? - spytał Rebekę.

background image

- Jeśli jest tam wino, to chętnie wypiję

kieliszek.

- Mus czekoladowy popity kieliszkiem

wina? Zwariowałaś?

- Mam strusi żołądek. A boję się, że

gdybym zamówiła kawę, nie spałabym do
rana. Jeżeli jednak nie ma wina...

- Jest. - Pogrzebał w barku; chwilę

później wydobył niedużą butelkę,

mieszczącą najwyżej dwa kieliszki. - Nie
mam pojęcia, czy nadaje się do picia...

- Nie szkodzi. Ludzie myślą, że jak

człowiek pochodzi z Fortune'ów, to zna się

na winach, a przynajmniej odróżnia dobrą
markę od sikacza. A mnie po prostu al-

background image

kohol usypia i tyle. - Na moment zamilkła. -

Gabe, jak myślisz, co mogło łączyć Monicę
z Tammy?

- Nie wiem - przyznał. - Wszystko i nic.

Monica nigdy nie przebierała w środkach.

To, na czym jej zależało, zdobywała
wszelkimi sposobami, legalnymi i nie-

legalnymi. Podejrzewam, że ich znajomość
mogła mieć związek z twoją rodziną.

Rebeka zmarszczyła czoło.
- Dlaczego tak sądzisz?

- Monica od dawna żyła tylko jedną

myślą: żeby się zemścić na Fortune'ach. Od

lat miała obsesję na punkcie twojego ojca,
do tego stopnia, że kiedy okazało się, że nie

background image

może mieć z nim dziecka, porwała jego

syna. To ona stała za próbą kradzieży
receptury kremu młodości; wiemy, że

wynajęła ludzi, którzy włamali się do
laboratorium i którzy prześladowali Allie.

To była osoba chora psychicznie, opętana
zazdrością i chęcią wyrządzenia krzywdy

twojej rodzinie, może nawet zniszczenia
jej.

Potem ktoś zabija Monicę, twój brat

trafia do więzienia oskarżony o

morderstwo... i nagle wypływa nazwisko
Tammy, do której Monika zaledwie kilka

dni przed śmiercią wysłała list z
pogróżkami. Dziwny zbieg okoliczności,

background image

prawda? Z informacji, jakie dotychczas

zdobyłem, wynika, że Tammy lubi żyć na
bakier z prawem. Nigdzie nie pracuje, nie

ma stałego miejsca zamieszkania, za to
regularnie otrzymuje duże zastrzyki

gotówki, zaciąga kredyty. Wygląda mi to
dość podejrzanie. Zazwyczaj tak

funkcjonują różni oszuści.

- Masz rację. - Rebeka pokiwała z

namysłem głową. - I to, co mówisz,
pasowałoby do treści listu, Monica była

wyraźnie wściekła. Może Tammy coś
odkryła i próbowała ją szantażować?

Cholera. Tammy... Tammy Diller... To imię i
nazwisko nie dają mi spokoju. Mam wra-

background image

żenie, że już je kiedyś słyszałam, ale nie

mogę sobie przypomnieć gdzie.

- Cierpliwości. Poznamy przeszłość

panny Diller. Tego możesz być pewna.
Kazałem swoim ludziom w biurze w

Minneapolis zebrać o niej informacje.
Wszystkie nieczyste sprawki, jakie ma na

sumieniu, prędzej czy później wypłyną. To
tylko kwestia czasu.

Niestety, czas był jedyną rzeczą, jakiej

im brakowało. Rebeka odstawiła pustą

salaterkę na tacę, wzięła kieliszek wina i
ponownie rozsiadła się w fotelu.

- To kiedy lecimy do Las Vegas? -

spytała.

background image

- My? My w ogóle nie lecimy. Ja lecę.

- Chyba żartujesz! - oburzyła się. - Kto

znalazł list Moniki do Tammy? Kto odkrył,

dokąd się Tammy wyniosła, kiedy
porzuciła mieszkanie na Randolph? No,

kto? Czyżby uszło twojej uwadze, że jednak
na coś się przydaję? Ale nie przejmuj się,

kotku. Jak wolisz podróżować w pojedynkę,
proszę bardzo. Jestem dużą dziewczynką,

potrafię kupić sobie bilet, dotrzeć na
lotnisko i zapiąć pasy. Po prostu wydawało

mi się logiczne, że skoro zajmujemy się tą
samą sprawą, możemy połączyć siły...

Nie odrywając oczu od twarzy Rebeki,

Gabe nalał do szklanki whisky i wypił

background image

jednym haustem.

- Posłuchaj, mała. Być może Tammy

Diller nie jest notowana na policji, ale jeśli

tak jest, to tylko dlatego, że szczęście jej
sprzyja, a nie dlatego, że wiedzie uczciwe

życie. To cwana bestia, która po trupach
dąży do celu.

- Tak? To dobrze. Bardzo dobrze. Mimo

że nie mamy żadnych konkretnych

dowodów, wszystko coraz bardziej
wskazuje na to, że może być zamieszana w

morderstwo Moniki. Więc o co ci chodzi?

- O to, że powinnaś wrócić do domu -

odparł Gabe, usiłując zachować
cierpliwość. - Jeżeli Tammy istotnie jest

background image

zamieszana w zabójstwo Moniki i jeżeli

dowie się, że ktoś ją śledzi albo próbuje
zdobyć o niej informacje, na pewno nie

przyjmie tego wzruszeniem ramion. Wo-
lałbym, żebyś wróciła do Minneapolis,

skupiła na pisaniu książek i robieniu
dzieci.

- O niczym bardziej nie marzę.

Natychmiast bym cię posłuchała, gdyby

mój brat nie tkwił w więzieniu.

Odstawiła kieliszek. Oczywiście

spodziewała się wykładu. Wiedziała, że
Gabe czuje się w obowiązku ostrzec ją

przed

czyhającym

wokół

niebezpieczeństwem. Wciągając głęboko

background image

powietrze, postanowiła jeszcze raz przed-

stawić mu swój punkt widzenia. Zależało
jej na tym, aby ją zrozumiał.

- Dziś po południu byłam naprawdę

przerażona. Wszystkiego się bałam. I tych

wytatuowanych wyrostków snujących się
po Randolph. I Snarka. Owszem, olbrzym

okazał się całkiem pomocny, ale nawet
sobie nie wyobrażasz, jak się ucieszyłam,

kiedy do nas podszedłeś. Nie przywykłam
do takich miejsc i takich ludzi.

- Psiakość, Ruda! Przecież cały czas

próbuję ci to wytłumaczyć.

Skinęła głową, po czym kontynuowała

cicho:

background image

- Wiem. Ale Jake to mój brat, więc nie

zamierzam się przejmować własnym
strachem. Będę gmerać, szperać,

rozmawiać ze wszystkimi, dopóki nie
oczyszczę jego imienia. Nikt i nic mnie nie

powstrzyma.

Gabe słuchał uważnie. Słuchał, ale nic

do niego nie docierało. Przyglądając mu
się, Rebeka poczuła dziwne kłucie w sercu.

Polubiła tego człowieka. Jej sympatia nie
miała nic wspólnego z tym, że pomagał jej

szukać dowodów niewinności Jake'a, że
kilka razy wybawił ją z opresji, że...

Mniejsza o to. Żałowała, że nie zna go
lepiej; że ich znajomość ogranicza się

background image

niemal wyłącznie do spraw służbowych.

Widziała, że jest skonany. Zawsze, gdy

ogarniało go zmęczenie, jego ciemne oczy

obramowane długimi ciemnymi rzęsami
stawały się czarne. Siedział w fotelu, lekko

potargany, z zarostem ocieniającym
policzki. Mimo znużenia szykował się do

kolejnego ataku. Nie zamierzał popuścić;
uważał, że koniecznie powinna zaszyć się w

domu i czekać, aż sprawy się same
wyjaśnią.

Ale ona nie miała zamiaru patrzeć, jak

sąd skazuje Jake'a za morderstwo, którego

nie popełnił.

Postanowiła zajść go od innej strony.

background image

Zresztą i tak chciała dowiedzieć się czegoś

o jego życiu prywatnym.

- Słuchaj, a ty nie masz brata? Albo

rodziny? Kogoś, za kogo dałbyś się
poćwiartować?

Wzruszył ramionami.
- Owszem, mam rodzinę. Tyle że

dorastałem w innym świecie niż ty. W
Nowym Orleanie, ale nie wśród luksusów.

Moi rodzice ciągle skakali sobie do oczu.
Najstarszy brat dość wcześnie wszedł na

drogę przestępstwa. Środkowy brat jako
nastolatek uciekł z domu i więcej się nie

pojawił. Ja uciekłem do wojska. Na
podstawie własnych doświadczeń i

background image

obserwacji mogę powiedzieć, że ludzie,

którzy twierdzą, że się kochają, wyrządzają
sobie nawzajem więcej szkód niż żołnierze

swoim wrogom podczas walki. A w para
potyczkach brałem udział. Więc wracając

do twojego pytania... Nie, nie mam nikogo
takiego, za kogo dałbym się poćwiartować.

- Współczuję ci - powiedziała cicho.

Zdumiała go jej reakcja.

- Niepotrzebnie - rzekł.
Ona jednak była przeciwnego zdania.

Często w obecności Gabe'a mówiła o
dzieciach i rodzinie, wiedząc, że będzie się

krzywił i oburzał. Od samego początku ona
była niepoprawną idealistką, on zaś do

background image

wszystkiego podchodził trzeźwo i

rzeczowo. Lubiła się z nim drażnić,
wyrzucać mu cynizm... ale wcześniej nic

nie wiedziała o jego pochodzeniu, o tym, w
jakich warunkach był wychowywany. Z

tego, co mówił, wynikało, że dorastał w
domu pozbawionym ciepła i miłości. Jakie

to smutne.

Rebeka zawsze ponad wszystko

stawiała miłość, rodzinę, dzieci. Wierzyła w
to, że ludzie rodzą się dobrzy. Nigdy nie

uważała się za osobę mającą idealistyczne
lub altruistyczne poglądy. Jej zdaniem, bez

miłości i rodziny życie nie miało sensu.
Było jej żal Gabe'a, że nie miał okazji, aby

background image

się o tym przekonać.

- Co mi się tak przyglądasz? - spytał

podejrzliwym tonem. - Ubrudziłem się czy

co?

- Nie - odparła. - Po prostu się

zastanawiam. Czy naprawdę nigdy nie
poznałeś smaku miłości...

- Poznałem, mała, poznałem. Tyle że nie

patrzę na świat przez różowe okulary. Jak

kocham, to nie wmawiam w siebie, że to
miłość do grobowej deski. Życie całkiem

dobrze się ze mną obchodzi. Nie potrzebuję
złudzeń, żeby czuć się szczęśliwy. - Nagle

zmarszczył czoło, zaskoczony kierunkiem,
w jakim potoczyła się ich rozmowa. - Ale

background image

wracając do tematu... Chciałbym, żebyś

mnie posłuchała i jutro pierwszym lotem,
jaki...

Spuściła nogi z fotela i wstała. Ją też

dopadło zmęczenie. Obfita kolacja i

kieliszek wina podziałały na nią jak
proszek nasenny. Zresztą nic dziwnego; w

ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin
prawie w ogóle nie zmrużyła oka. W

dodatku napięcie i siniaki sprawiały, że
czuła się jak zbity pies.

- Ależ z ciebie, kotku, uparciuch -

powiedziała lekkim tonem. - Nie złość się,

proszę, ale nie zamierzam nigdzie lecieć
żadnym pierwszym lotem. Podejrzewam, że

background image

jak tylko przyłożę głowę do poduszki, zasnę

kamiennym snem i przez najbliższych
dwanaście godzin nie dam się zbudzić.

On też wstał z fotela, a właściwie

poderwał się tak szybko i ochoczo, jakby

nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie
zostanie sam.

- To świetny pomysł. Sen dobrze ci

zrobi. Wyglądasz jak ostatnie nieszczęście.

- Och, przestań. Jeszcze jeden taki

komplement i zacznę zadzierać nosa.

Wyszczerzył zęby. Nawet nie udawał

skruszonego.

- Nie chciałem cię urazić.
- Chcesz czy nie, robisz to bez przerwy -

background image

burknęła.

- Naprawdę wyglądasz tak, jakbyś

dawno nie spała. Gdzie masz buty? I gdzie

położyłaś klucz?

- Jedno i drugie gdzieś tu jest.

Rozejrzała się po pokoju, ale po chwili

podniosła wzrok i zaczęła uważnie

wpatrywać się w twarz Gabe'a. Jak to
możliwe, że samotność, która czaiła się w

jego oczach, brała przedtem za chłód i
obojętność? Gabe nie był zimnym

draniem. Może nie wierzył w miłość,
wierzył za to w honor i odpowiedzialność.

Był człowiekiem sumiennym, troskliwym,
pracowitym. Wyznawał nieco inne

background image

wartości niż ona, na co innego kładł w

życiu nacisk, szkoda tylko, że nie dane mu
było zaznać prawdziwej miłości.

Zamierzała schylić się po buty, lecz

zamiast tego uniosła ręce i oplotła je

wokół szyi Gabe'a. Może gdyby stał dalej,
nie zrobiłaby tego. Ale on, znalazłszy na

stoliku klucz, podszedł bliżej, żeby go jej
wręczyć. Po prostu był pod ręką, a ona

czuła nieprzepartą pokusę, żeby przytulić
się do niego. Oczywiście natychmiast

wymyśliła sobie dziesiątki pretekstów.
Biedak miał takie podłe dzieciństwo.

Dorastał w domu bez miłości, we wrogim
otoczeniu.

Samotny,

szukający

background image

zrozumienia... Nawet jeśli głoszone przez

niego opinie doprowadzały ją do szału,
nawet jeśli buntowała się przeciwko jego

wrodzonej skłonności do rządzenia i
dyrygowania, to jednak była mu wdzięczna

za pomoc, za to, że tyle razy wybawił ją z
opresji. Poza tym...

Poza tym oszukiwała samą siebie.

Wszystkie powody były ważne, ale - co tu

dużo mówić! - po prostu chciała się
przytulić i już.

Dwie sekundy po tym, gdy przytuliła do

Gabe'a, klimatyzacja w pokoju się zacięła.

Zamiast chłodzić powietrze, grzała je.
Temperatura skoczyła o jakieś

background image

dwadzieścia stopni. Żar tropików był

niczym w porównaniu z ciepłem, które oni
wytwarzali. A przecież zaczęło się tak nie-

winnie.

Z chwilą, gdy Gabe przywarł wargami do

jej ust, niewinne myśli uleciały niczym
drobinki pyłu na wietrze. Rzecz niewinna

nie może być tak kusząca. Ani tak pod-
niecająca. Czuła na jego ustach smak

whisky - ostry, mocny, gorzkawy. Czuła
goryczkę, czuła pożądanie, czuła

ostrzeżenie. Tak, ostrzegał ją, że jest
mężczyzną z krwi i kości, którego nie

zadowoli niewinne cmoknięcie. Ona zaś
była na tyle dorosła, aby wiedzieć, że nie

background image

można drażnić się z lwem. Nie drażniła się.

Pragnęła go. A on pragnął jej. Był brutalny,
a jednocześnie delikatny, dziki, a zarazem

wrażliwy. Różnił się od wszystkich
mężczyzn, jakich kiedykolwiek znała. Z

żadnym nie czuła się tak jak z nim.

Nigdy nie była cicha, potulna, uległa.

Ale to, czego teraz doświadczała, to nie
była uległość - to było poczucie

przynależności. Byli dla siebie stworzeni,
idealnie dopasowani psychiką, ruchami...

Wargi miała obolałe, szyję zdrętwiałą.

Nie mogła oddychać. Ale wcale nie

chciała. Tak było dobrze. Całe życie
bardziej niż faktom wierzyła intuicji. I w

background image

tym momencie intuicja mówiła jej, że nie

należy się bać. Że wszystko się cudownie
ułoży. Jego ręce błądziły po jej ciele, coraz

szybciej, coraz pewniej. Nagle zacisnął
dłonie na jej biodrach...

Jęknęła, bardziej zaskakując siebie niż

Gabe'a. Ten odgłos jednak nie był wyrazem

sprzeciwu lub niezadowolenia z tempa, w
jakim wszystko się posuwało. Przeciwnie,

tempo całkiem jej odpowiadało. Po prostu
od czasu upadku w domu Moniki miała na

pupie siniaki i kiedy Gabe mocniej ją
przycisnął, nie zdołała powstrzymać

krzyku.

- Sprawiłem ci ból? - spytał,

background image

przerywając pocałunek.

- Nie. Tak. To znaczy... - Doświadczała

tyle wspaniałych wrażeń, że nie była w

stanie się skupić i sensownie
odpowiedzieć. - Nic się nie stało.

Niechcący chwyciłeś za posiniaczoną
część mojego ciała.

- A chcący za mnóstwo innych części. -

Opuścił ręce tak szybko, jakby trzymał je

nad ogniem. Głos miał ochrypły, oddech
przyśpieszony, spojrzenie płomienne. -

Szlag by to trafił, Ruda.

- A nawet dwa szlagi - powiedziała

szeptem. Chciała, by się rozchmurzył,
uśmiechnął. - Całujesz wybornie, kotku.

background image

Więc nie miej mi za złe, że się wciągnęłam.

- Niczego nie mam ci za złe. Żadne z nas

nie spodziewało się takiej chemii. Ale

oboje dobrze wiemy, że nie powinniśmy
pozwolić, aby sprawa wymknęła nam się

spod kontroli. Ani żeby podobna sytuacja
powtórzyła się w przyszłości.

- No tak - mruknęła. - Zbyt wiele nas

dzieli.

- Zgadza się. Pasujemy do siebie jak

osioł do karocy. Ponownie zlokalizował

klucz do drugiego pokoju, wcisnął go
Rebece do prawej ręki, do lewej zaś podał

jej buty.

- Idziemy - powiedział. - Odprowadzę

background image

cię.

Szedł obok niej ciemnym korytarzem,

bez słowa, z nasrożoną miną, która

zniechęcała do rozmowy. Odczekał, aż
Rebeka otworzy drzwi. Kiedy weszła do

środka, ruszył z powrotem do siebie.

Rebeka rzuciła pantofle i klucz na łóżko,

oparła się o zamknięte drzwi i głośno
westchnęła. Gabe miał rację, mówiąc, że

są diametralnie inni. Teraz, gdy wiedziała,
w jakim wyrastał środowisku, nie dziwiła

się, że nie marzył o posiadaniu rodziny, ale
to niczego nie zmieniało. Jej zależało na

dzieciach, na mężu, na miłości. Związek bez
miłości, oparty na pożądaniu, nie

background image

interesował jej. Nie zamierzała wiązać się z

mężczyzną, który nie podzielał jej wartości.

Nie mogła przestać myśleć o

namiętnych pocałunkach. Drżała na całym
ciele, serce waliło jej młotem, nogi miała

jak z waty. Tłumaczyła sobie, że to nie
miłość, tylko pożądanie. Że po raz pierwszy

w życiu spotkała mężczyznę, który wzbudził
w niej tak wielką żądzę. Gabe był z nią

szczery, nie próbował mydlić jej oczu,
kłamać. Prosto z mostu oznajmił, że nie jest

dla niej odpowiednim partnerem.

Miał słuszność. Sama też o tym

wiedziała. Ale co z tego? Trudno się
otrząsnąć i o wszystkim zapomnieć. Naj-

background image

gorsze było to, że dopóki sąd nie uniewinni

Jake'a, dalsze kontakty z Gabe'em będą
nieuniknione.

Dawno nie czuła się taka rozdarta i

zagubiona.

Zdawała sobie sprawę, że musi być

bardzo, bardzo ostrożna, bo tylko krok

dzieli ją od zakochania.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Jak to dziwnie czasem w życiu bywa,

pomyślał Gabe. Chciał, by Rebeka wsiadła

do pierwszego samolotu odlatującego z
Kalifornii do Minnesoty, a zamiast tego

wsiadł on. W dodatku sam. Ona została w
hotelu.

Niebo nad Minneapolis dopiero

zaczynało się rozwidniać, kiedy w podłym

nastroju opuścił lotnisko, niosąc dwie
torby: jedną podróżną, drugą z

komputerem. Nigdy nie potrzebował wiele
snu, toteż parogodzinna drzemka w

samolocie w zupełności mu wystarczyła.

background image

Kiedy uzyskał informację o najbliższym

locie, zastanawiał się, czy nie obudzić
Rebeki. W końcu zrezygnował z pomysłu.

Niech odpocznie. Była tak zmęczona, że
pewnie prześpi cały dzień. A w hotelu nic

jej nie grozi. Przez szparę pod drzwiami
wsunął do pokoju kartkę z wiadomością, że

wyjeżdża. O tym, dokąd się udaje, nie
wspomniał słowem. Nie miał zamiaru się

jej spowiadać. Spowiadać zamierzał się jej
matce.

Odnalazłszy swego czarnego lexusa -

bo starego morgana za nic w świecie nie

zostawiłby na parkingu przed lotniskiem -
ruszył w kierunku centrum. Po drodze zjadł

background image

naprędce śniadanie.

Niecałą godzinę po wylądowaniu w

Minneapolis wkroczył do siedziby Fortune

Cosmetics. Strażnik dokładnie sprawdził
jego dokumenty, zanim pozwolił mu

wsiąść do prywatnej windy, jedynej, która
docierała na najwyższe piętra, gdzie

mieściły się laboratoria chemiczne oraz
gabinet Kate.

Teoretycznie to Jake Fortune płacił

Gabe'owi za jego usługi, ale póki Jake tkwił

za kratkami, czeki podpisywał prawnik
rodziny, Sterling Foster. Gabe miał

obowiązek składania ustnych raportów
obu mężczyznom. I tak też robił. Doskonałe

background image

się jednak orientował, kto w świecie

Fortune'ów naprawdę dzierży władzę i nad
wszystkim sprawuje pieczę.

Kate Fortune życzyła sobie, by

informować ją o każdej najdrobniejszej

rzeczy dotyczącej jej dzieci. Wolała
spotkania w cztery oczy; nie cierpiała

rozmów przez telefon. Za czas, jaki
detektyw tracił na dojazdy do jej biura,

hojnie go wynagradzała. Ale i bez tego
Gabe chętnie spełniałby jej prośbę.

Lubił Kate. Właśnie od niej zaczęła się

jego praca dla rodziny; wynajęli go, by

zbadał okoliczności jej śmierci. Samolot,
który prowadziła, rozbił się w dżungli, kiedy

background image

porywacz usiłował przejąć nad nim

kontrolę. Znaleziono jedno ciało, tak
spalone, że identyfikacja była niemożliwa.

Wszyscy uznali, że to szczątki Kate. Okazało
się jednak, że Kate wypadła z samolotu,

zanim ten stanął w ogniu. Zaopiekowało
się nią indiańskie plemię. Kiedy odzyskała

zdrowie, wróciła do Minneapolis - zdążyła
w porę na otwarcie swego testamentu.

Bała się, że człowiek, który opłacił
porywacza, będzie znów próbował ją zabić -

albo skrzywdzić kogoś z jej rodziny - jeżeli
dowie się, że pierwsza próba zakończyła

się niepowodzeniem.

Dlatego Kate postanowiła nie ujawniać

background image

się; skontaktowała się jedynie ze swoim

starym przyjacielem i wieloletnim doradcą
rodziny, Sterlingiem Fosterem. Przez kilka

lat żyła incognito, z ukrycia obserwowała
najbliższych, od czasu do czasu bawiła się

w swatkę. Ale nie zamierzała stać
bezczynnie i patrzeć, jak jej najstarszy syn

zostaje oskarżony o morderstwo.
Przynajmniej chciała go wesprzeć

duchowo.

Od pierwszego spotkania Gabe darzył ją

szacunkiem i podziwem. Miała wiele
wspólnych cech ze swoją najmłodszą

córką, jednakże w przeciwieństwie do
Rebeki była osobą rozsądną i logiczną. W

background image

nic nie grała, niczego nie udawała, może

dlatego cieszyła się tak powszechną
sympatią.

Nie zdziwił się, że o siódmej rano Kate

pracuje w najlepsze. Zanim jeszcze zdążył

usiąść, nalała mu filiżankę kawy. Po
wyposażeniu gabinetu - nowego, bo w

starym urzędował teraz Nate - trudno było
poznać, że stojąca przy ekspresie kobieta

jest twórcą i właścicielką wielkiego
imperium kosmetycznego. Gabinet

urządzony był w sposób wygodny i
praktyczny. Wprawdzie ściany obito

drewnem tekowym, a na podłodze leżał
orientalny dywan, ale biurko i reszta mebli

background image

mogłyby służyć za wzór prostoty i

funkcjonalności.

Kate miała na sobie biały fartuch.

- Od ilu godzin jesteś na nogach? -

spytał. - O której zaczynasz pracę?

Wybuchnęła śmiechem.
- To nie praca, Gabe. To przyjemność. A

jestem tu od piątej rano. Uwielbiam tę
porę. Nikt nie dzwoni, nikt nie przeszkadza.

W ciągu dnia niczego sensownego nie
można zrobić. - Wsunęła na nos okulary w

cienkich złotych oprawkach. Jak zwykle,
nie traciła czasu. - No dobrze. Zamieniam

się w słuch.

Opowiedział jej wszystko po kolei,

background image

zarówno o ślepych zaułkach, po których

błądził nadaremnie, jak i o sukcesach,
które udało mu się odnieść. Zmarszczyła z

namysłem czoło, kiedy podał jej kopię listu
Moniki do Tammy Diller. Przeczytanie go

zajęło Kate najwyżej dziesięć sekund.
Wykorzystał ten czas, by się jej dokładnie

przyjrzeć.

Uderzyło

go

niesamowite

podobieństwo między matką a córką. Kate
dość późno urodziła swe najmłodsze

dziecko. Teraz pewnie zbliżała się już do
siedemdziesiątki. I matka, i córka były

szczupłe, drobnej budowy, o regularnych
rysach twarzy i wydatnych kościach

background image

policzkowych. Obie miały duże piękne oczy

i gęste kasztanoworude włosy, z tą różnicą,
że włosy Kate były poprzetykane siwymi

nitkami i, jak przystało na kobietę
interesów, starannie upięte w kok.

Przypuszczalnie Kate stosowała

wytwarzane przez własną firmę kosmetyki,

ale na pewno ich nie nadużywała. Miała
niewiele zmarszczek, co doskonale było

widać w świetle poranka, lecz nigdy nie
próbowała ich ukryć pod grubą warstwą

pudru. Odznaczała się siłą, zde-
cydowaniem. Nie bawiła się w sentymenty.

Była inteligentna, rzeczowa, czasem
apodyktyczna, ale właśnie to się Gabe'owi

background image

spodobało. Twardo broniła swoich zasad,

nigdy nie spuszczała z tonu. I miała
wspaniałe poczucie humoru.

Obserwując matkę, bez przerwy myślał

o córce. Były podobne, a jednak tak różne. Z

Kate dawało się normalnie porozmawiać.
W przeciwieństwie do Rebeki nie bujała w

obłokach. Była realistką. Rebeka pewnie
nawet nie wiedziała, co to słowo oznacza.

Przeczytawszy list, Kate oddała go

Gabe'owi.

- Prawdę mówiąc, liczyłam na coś

więcej - rzekła.

- Obawiam się, że zawarte w liście

pogróżki Moniki pod adresem Tammy to za

background image

mało, żeby przekonać sąd o niewinności

Jake'a.

- Wiem. Ale trudno znaleźć coś, co być

może nie istnieje.

Kate westchnęła głośno, po czym,

oparłszy łokcie o biurko, popatrzyła
swemu rozmówcy prosto w oczy.

- Słuchaj, nie mogę przysiąc, że mój syn

nie zabił Moniki. Od początku ci to

mówiłam. Ale chcę znać prawdę, całą
prawdę, bez względu na to, jaka by ona

była. Lada moment rozpocznie się proces.
Czas nagli, Gabe. Jeżeli Jake jest niewinny,

nie chcę, żeby trafił do więzienia. A na to
się zanosi. - Zamilkła. Przez dłuższą chwilę

background image

siedziała z wzrokiem utkwionym w okno.

Wreszcie ponownie przeniosła spojrzenie
na Gabe'a. - Tammy Diller... To nazwisko nie

daje mi spokoju.

- Zauważyłem to po twojej minie, kiedy

czytałaś list - powiedział. - Miałem
nadzieję, że je rozpoznasz.

- Nie. Nigdy nie spotkałam żadnej

Tammy Diller. Uderzyło mnie jednak, że ma

takie same inicjały jak Tracey Ducet. -
Wzruszyła ramionami. - Pewnie to przy-

padkowa zbieżność. Zwykły zbieg
okoliczności. A ja, przejęta losem Jake'a,

jestem jak tonący, który chwyta się
brzytwy. Chociaż trudno się dziwić, że

background image

pomyślałam sobie o Tracey. Pojawiła się

ni stąd, ni zowąd, namieszała, narobiła
pełno kłopotów, a potem zniknęła, zanim

ktokolwiek zdążył jej udowodnić kłamstwo.
Słyszałeś o tej sprawie?

- Tak. Nawet próbowałem dowiedzieć

się czegoś o przeszłości panny Ducet.

Twierdziła, że należy się jej część spadku
po tobie. Ale ponieważ nie potrafiła przed-

stawić żadnych dowodów świadczących o
pokrewieństwie z Fortune'ami i dość

szybko zniknęła z pola widzenia,
przestałem się nią interesować. Może byś

mi zdradziła, o co w tym wszystkim
chodziło?

background image

Kate wstała i zaczęła przemierzać

gabinet. Podobnie jak Rebekę, roznosiła ją
energia.

- Jak wiesz, zbudowałam potężne

imperium kosmetyczne. Niestety, zawsze

znajdą się pijawki i pasożyty podszywające
się pod członków rodziny w nadziei na to,

że kapnie im trochę forsy. Każdy, kto
posiada choć trochę większy majątek,

musi się z tym liczyć. Tracey Ducet była
właśnie taką pijawką. Oszustką

wykorzystującą ludzką naiwność... - Kate
zawahała się. - Nie wiem, czy jest sens,

żebym ci o niej opowiadała. Nie sądzę, aby
istniał jakikolwiek związek pomiędzy

background image

Tammy Diller a Tracey Ducet.

- Może nie istnieje. Ale najpierw

opowiedz mi o Tracey - zaproponował Gabe

- a potem wspólnie zastanowimy się, czy
coś z tego wynika, czy nie.

Kate skinęła głową.
- No dobrze. Jak wiesz, dawno temu

urodziłam bliźnięta. Jedno dziecko zostało
porwane. Prasa tak szeroko się o tym

rozpisywała, że mimo upływu lat co jakiś
czas ktoś się do nas zgłasza, twierdząc, że

jest porwanym bliźniakiem. Tak też było z
Tracey; uznała, że poda się za siostrę

Lindsay. Pewnie wpadła na ten pomysł,
kiedy zobaczyła jej zdjęcie. Rzeczywiście

background image

podobieństwo między nią a Lindsay jest

uderzające. Gdyby kazano jej wypluć gumę
do żucia i porządnie ją ubrano, trudno

byłoby je rozróżnić.

- Ale ty nie miałaś wątpliwości? - spytał

Gabe.

- Najmniejszych. W tamtym czasie, gdy

nastąpiło porwanie, FBI starało się nie
ujawniać szczegółów śledztwa. Liczyliśmy

na to, że może uda się złapać kidnaperów.
Prasy nigdy nie poinformowano, jakiej płci

było porwane dziecko. A był to chłopiec,
Brandon. Czyli Tracey chciała osiągnąć

rzecz niemożliwą. Może innych zdołałaby
przekonać, ale ze mną by nie wygrała.

background image

Reszta rodziny nie wiedziała o Brandonie.

Kiedy wróciłam z Lindsay ze szpitala,
zamknęłam się w sobie. Nie potrafiłam

mówić o tym koszmarze, który mi się
przydarzył. A potem, zanim do

czegokolwiek doszło, Tracey rozpłynęła się
w powietrzu. Po prostu zniknęła. Nie było o

co jej oskarżyć. W końcu nie popełniła
żadnego przestępstwa. Naprawdę mogła

działać w dobrej wierze. Mogła zobaczyć w
gazecie zdjęcie Lindsay i uznać, że jeść jej

zaginioną siostrą bliźniaczką.

- Z twojego opisu panna Ducet jakoś nie

wydaje mi się słodkim niewiniątkiem -
oznajmił Gabe.

background image

- To przebiegła cwaniara - skwitowała

Kate.

- Poszukam czegoś o niej w

komputerze, ale nie nastawiaj się na żadne
rewelacje. Jest raczej mało

prawdopodobne, aby obie te kobiety miały
cokolwiek wspólnego z morderstwem

Moniki Malone.

- Też tak myślę.

Gabe podrapał się po brodzie.
- Tracey Ducet coś musiała wywęszyć. -

Zamyślił się. - Jeżeli odkryła, że Monica
stała za porwaniem twojego dziecka,

mogła dojść do wniosku, że zamiast prze-
konywać wszystkich, że w jej żyłach płynie

background image

krew Fortune'ów, szybciej zdobędzie

pieniądze szantażem.

W Kate wstąpiła nadzieja. Ale tylko na

moment.

- Takie rozumowanie nazywa się

pobożnym życzeniem, Gabe. Zresztą nawet
gdyby ta cwaniara szantażowała Monicę,

to nie znaczy, że ją zabiła. Musiałaby mieć
sposobność i motyw, a my musielibyśmy

przedstawić niezbite dowody, aby sąd nam
uwierzył i uniewinnił Jake'a... Swoją drogą,

to nagle zniknięcie Tracey wydało mi się
dość podejrzane. Pamiętasz tamten seans

spirytystyczny, na którym wystąpiłam w
roli ducha? Zrobiłam to ze względu na nią.

background image

Któryś z sąsiadów Moniki opisał policji

osobę, którą widział koło domu
zamordowanej. Osoba ta była z wyglądu

podobna do Lindsay. Chciałam zwrócić
wam na to uwagę. Ale potem w całym

zamęcie, jaki towarzyszył mojemu
„zmartwychwstaniu”, Tracey Ducet

całkiem wyleciała mi z głowy.

Widział troskę malującą się na jej

twarzy.

- Posłuchaj, Kate - rzekł. - Wcale nie

musimy udowadniać w sądzie, kto zabił
Monicę. Wystarczy, jeżeli w umysłach

ławników zasiejemy wątpliwości. Jeżeli
pokażemy, że ktoś inny, poza Jakiem, mógł

background image

to zrobić. A na moje oko Tammy Diller

można uznać za podejrzaną. Niewiele o niej
wiemy, umiejętnie zaciera ślady, ale mamy

kopię listu, jaki Monica do niej wysłała, i
wiemy, gdzie obecnie przebywa. Zaraz po

wyjściu stąd lecę do Las Vegas. Jeżeli
Tammy ma cokolwiek na sumieniu, na

pewno to odkryję. - Zawahał się. - Jest
jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym z

tobą omówić.

Pokiwała głową, jakby domyślała się, o

co zamierza ją poprosić.

- Chodzi ci o transport, tak? Firmowym

samolotem szybciej dolecisz na miejsce.
Powinnam była sama ci to zaproponować...

background image

- Nie, mylisz się. Z transportem sobie

poradzę. Zresztą już kupiłem bilety.
Sprawa, którą chcę poruszyć, dotyczy

Rebeki.

- Rebeki? - Przyjrzała mu się znad

złotych oprawek. - Na miłość boską, co ma
piernik do wiatraka?

Podobała mu się bezpośredniość Kate.

Sam nigdy nie grzeszył nadmiernym

taktem i przy Kate mógł być sobą; nie
musiał niczego owijać w bawełnę, udawać

lepszego niż jest ani bić pokłonów.

- Ano ma. Twoja najmłodsza córka

włamuje się do cudzych domów i w
dzielnicach zamieszkanych przez

background image

bandziorów prowadzi pogaduszki z

członkami młodzieżowych gangów. Gotowa
jest na wszystko, żeby zdobyć dowody

niewinności Jake'a.

Kate, która ponownie zaczęła

wydeptywać ścieżkę w dywanie, stanęła w
pół kroku. Obróciwszy się, przez moment

uważnie wpatrywała się w Gabe'a. Coś w
jego podkrążonych oczach i zachmurzonej

twarzy wzbudziło jej czujność. Jake, jej
pierworodny syn, znajdował się w

strasznych tarapatach i głównie o nim
myślała, ale to nie znaczyło, że reszta

dzieci się dla niej nie liczyła. Wszystkie
darzyła miłością. Jednak szczególne

background image

miejsce w jej sercu zajmowała Rebeka;

chociaż nikt nie zdawał sobie z tego
sprawy, właśnie najmłodsza córka najbar-

dziej się w nią wdała.

- Lojalność to jedna z naszych gorszych

cech - oświadczyła. - I obawiam się, że u
Rebeki jest ona silniej rozwinięta niż u

pozostałych.

- Silniej? To mało powiedziane. Rebece

się wydaje, że potrafi na własną rękę
prowadzić śledztwo. W dodatku uważa, że

powinna czynnie uczestniczyć w szukaniu
dowodów wskazujących na winę osób

trzecich. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale
twoja córka nie ma za grosz instynktu

background image

samozachowawczego.

Łatwiej

powstrzymać erupcję wulkanu niż Rebekę,
kiedy uprze się, żeby coś zrobić. - Poderwał

się na równe nogi, zupełnie jakby użądliła
go osa. - Pomyślałem sobie, że jeśli

ktokolwiek ma nad nią władzę, to tylko ty.
Przywołaj ją do porządku, Kate.

- Ojej - szepnęła starsza pani, nie

odrywając oczu od twarzy Gabe'a. - Ona

nigdy mnie nie słuchała. Ani mnie, ani
nikogo.

- Najwyższy czas, żeby ktoś przemówił

jej do rozsądku. - Gabe wydobył z kieszeni

klucze i zacisnął wokół nich palce. - Nie
zdradziłem jej, w którym hotelu Tammy

background image

zatrzymała się w Las Vegas, ale

podejrzewam, że poleci tam i zacznie
szukać. Nie gniewaj się, Kate, ale moim

zdaniem zwykła mysz polna ma więcej
rozumu niż twoja córka.

- No tak, widzę, że przysparza ci

problemów.

Kate przybrała współczującą minę,

bądź co bądź nie wypadało się jej

roześmiać. Od kilku lat obserwowała z
ukrycia poczynania Gabe'a. Widziała go w

różnych kryzysowych sytuacjach, patrzyła,
jak reaguje na stres, napięcie,

niebezpieczeństwo. Za każdym razem
przyjmował wszystko ze stoickim

background image

spokojem, nad wszystkim miał kontrolę. A

tu nagle okazuje się, że z równowagi wy-
prowadza go Rebeka, najmłodsza z jej

córek, o najsłodszym usposobieniu i
największym sercu.

Ciekawe...
- Nie spotyka się przypadkiem z jakimś

miłym, kulturalnym młodzieńcem? - drążył
Gabe. - Z kimś, kto by na nią wpłynął? Kogo

by posłuchała?

- Zna wielu, jak to mówisz, miłych,

kulturalnych młodzieńców, ale trzyma ich
na dystans. Nie pozwala im się do siebie

zbliżyć. Obawiam się, że ci mili i kulturalni
po prostu ją nudzą. Wszystkie moje dzieci

background image

dawno pożeniły się, powychodziły za mąż,

tylko ona wiedzie samotny żywot. Marzę o
tym, żeby wreszcie się ustatkowała, ale

niestety, Rebeka jest...

Kiedy zamilkła, szukając odpowiednich

słów, Gabe ochoczo podrzucił jej kilka
propozycji.

- Wybredna? Humorzastą? Przekorna?

Uparta jak osioł?

- Hm, widzę, że dość dobrze ją poznałeś.

Gabe...? Ściskając klucze, powoli kierował

się ku drzwiom.

- Słucham?

Na twarzy Kate malowała się powaga.
- Nie obchodzi mnie, jakich będziesz

background image

musiał użyć metod. Ale proszę cię, pilnuj

jej. Nie pozwól, żeby spotkało ją cokolwiek
złego. Liczę na ciebie.

Świetnie, pomyślał. Jazda w dół

szybkobieżną windą sprawiła, że żołądek

podszedł mu do gardła. Oczywiście istnieje
szansa, że Rebeka zachowa się jak mądra,

rozsądna osoba i nie pojedzie do Las
Vegas. Idąc do Kate, miał nadzieję, że

znajdzie w niej sprzymierzeńca; skończyło
się na tym, że przybył mu kolejny

obowiązek.

Dotychczas śledztwo w sprawie

morderstwa Moniki Malone przypominało
wielką łamigłówkę, której nie dawało się

background image

ułożyć w całość. Opowieść Kate o Tracey

Ducet uzmysłowiła mu, że kobieta
podająca się za porwaną przed laty

bliźniaczkę może być kolejnym wrogiem
Fortune'ów, z drugiej jednak strony

wszyscy bogacze mają wrogów, ludzi,
którzy im zazdroszczą pozycji, władzy i

pieniędzy. Na razie chciał odkryć, co
łączyło Tammy Diller z Monicą i przekonać

się, czy maczała palce w jej zabójstwie. Z
listu wynikało, że Tammy szantażowała

Monicę, natomiast informacje, jakie zdobył
przez komputer, świadczyły o tym, że

zawsze starannie zaciera za sobą ślady. To
zaś oznaczało jedno: że ma coś do ukrycia.

background image

Pachniało to kłopotami, a tam, gdzie

pojawiały się kłopoty, często pojawiało się
niebezpieczeństwo.

Wiedział, że pilnowanie Rebeki

dodatkowo skomplikuje mu pracę, która i

bez tego była wystarczająco skom-
plikowana. Ale nawet gdyby Kate nie

poprosiła go o ochronę córki, i tak
strzegłby jej jak oka w głowie.

Strzec przed bandziorami to jedno,

strzec przed nim, Gabrielem Devereax, to

całkiem co innego. Czy podoła? Kiedy
obejmowała go za szyję, najzwyczajniej w

świecie tracił rozum. Hormony w nim
buzowały, przestawał logicznie myśleć...

background image

Z drugiej strony, nie należał do ludzi,

którzy lubią gdybać lub wyobrażać sobie
nie istniejące problemy. Może Rebeka jest

żarliwą idealistką, ale chyba ma odrobinę
oleju w głowie. A jeśli tak, to jest teraz w

drodze do domu, a nie w drodze do jaskini
hazardu.

Ledwo zeszła po schodkach z samolotu

w Las Vegas, a już doleciał ją szczęk i brzęk

automatów do gry. Zmęczeni podróżą
pasażerowie żwawym krokiem skierowali

się w ich stronę; na widok maszyn do
hazardu wstąpiła w nich energia.

Rebekę korciło, aby wydobyć bilon z

portmonetki i spróbować szczęścia.

background image

Hazard miała we krwi. Fortune'owie zawsze

w interesach grali o wysokie stawki. Jej
matka uważała, że tylko ryzykując, można

coś osiągnąć. Tchórzom sukces nie
sprzyja.

Ale po chwili namysłu uznała, że

prawdziwym wyzwaniem są nie automaty

do gry, ruletka i hazard, lecz Gabriel
Devereax. Tajemnicza, mroczna postać.

Ogromne ryzyko, wysoka stawka, niepewna
nagroda.

Przestań! - zganiła się w myślach. W

brzuchu jej burczało, głowa pękała z bólu.

Była rozczochrana, ubrana w pomiętą
flanelową bluzę. Wyglądała jak straszydło.

background image

Powtarzała sobie, że musi się skupić na

Jake'u, a nie na Gabrielu czy kimkolwiek
innym. Tak czy owak, zamierza odszukać

Tammy Diller. Najpierw jednak musi coś
zjeść, najlepiej wielkiego hamburgera z

frytkami, i porządnie się wyspać. Była na
nogach, odkąd Gabe wsunął jej pod

drzwiami kartkę. Tak ją zezłościł, że nie
zdołała później już zmrużyć oka.

Napisał, że wyjeżdża. Akurat ta

wiadomość jej nie zaskoczyła; poza tym

mógł zniknąć bez słowa, a więc to, że
poinformował ją o swoim zamiarze,

całkiem dobrze o nim świadczyło.
Zirytowało ją co innego. Jakim prawem

background image

cokolwiek ten człowiek jej rozkazuje?

Pisał, by wróciła do Minneapolis. I jeszcze
coś - pismo miał dość nieczytelne - o

niebezpieczeństwie, które może jej grozić.
Wcale by się nie zdziwiła, gdyby ten uparty,

nadopiekuńczy neandertalczyk, ten
twardogłową zagorzały jaskiniowiec,

napuścił na nią Kate.

O Boże! Jeżeli śmiał niepokoić Kate,

ona, Rebeka, chyba go zabije! Myśl o
okrutnej zemście, jaką mu zgotuje,

ogromnie ją ożywiła. Podobnie jak jazda
przez miasto taksówką.

Znała Paryż, Szwajcarię, prawie całe

Stany zwiedziła z rodziną podczas wakacji i

background image

podróży służbowych, ale po raz pierwszy

była w Las Vegas. Miasto miało swój włas-
ny, niepowtarzalny klimat - ulice

rozjarzone barwnymi neonami, migoczące
reklamy, zgiełk, wszędzie pełno barw,

ludzie w różnych strojach, jedni ubrani
wieczorowo, inni w podarte dżinsy. Plakaty

na latarniach zachęcały do odwiedzania
burdeli, które w Newadzie działały

legalnie.

Patrzyła przez okno szeroko otwartymi

oczami, zachwycona i oszołomiona jak
wszyscy przyjeżdżający do Las Vegas

turyści.

- W którym hotelu ma pani rezerwację?

background image

- spytał taksówkarz.

- W żadnym. - Psiakość! Powinna

myśleć o takich rzeczach. - Sądzi pan, że

może być z tym problem?

- Wątpię. To miasto żyje z turystów i

hazardu. - Chwilę wcześniej zatrzymał się
przed McDonaldem. Wychodził z założenia,

że jeśli pasażer ma ochotę siedzieć w
taksówce, jedząc hamburgera, wolno mu.

Licznik i tak tyka. - Ale dobrze by było,
gdybym znał pani preferencje - dodał. -

Woli być pani w centrum wydarzeń, przy
głównej ulicy, czy w miejscu trochę

bardziej cichym i ustronnym?

Zanim wysadził ją przed „Circus

background image

Circus”, znała już całą historię jego życia.

Był rozwiedziony, miał dwójkę dzieci.
Starszy syn wpakował się w nie lada

tarapaty - romansował z dziewczyną, która
nie dość, że okazała się niepełnoletnia, to

jeszcze zaszła z nim w ciążę. Rozmawiali na
różne tematy. Najlepsze centrum

handlowe? Niedaleko. Można przejść na
piechotę. Tammy Diller? Nie, nigdy nie

obiło mu się o uszy to nazwisko. Jedzenie?
Lokali jest od groma. Swoją drogą powinna

koniecznie zajrzeć do restauracji jego
kuzyna; jeśli powie, z kim jechała z

lotniska, Harry na pewno da jej zniżkę.

Na pożegnanie serdecznie uścisnęła

background image

swego nowego przyjaciela, po czym

wręczyła mu banknot dwudziestodolarowy.

Na szczęście w „Circus Circus” mieli

wolne pokoje. Był to też chyba jedyny hotel
w mieście, do którego wpuszczano gości z

małymi dziećmi. Właśnie dlatego go wy-
brała. Hotel, w którym nie krzywiono się na

dzieci, wydał się jej najbardziej... ludzki.
Oczywiście nie łudziła się, że znajdzie tu

Tammy Diller. Zresztą na razie wcale nie
zamierzała jej szukać. Chciała wyspać się,

wykąpać, przebrać w czyste ubranie.
Według tego, co mówił taksówkarz, miasto

zaczynało żyć dopiero po zachodzie słońca.
Poważni gracze rzadko pojawiali się przy

background image

stołach przed zapadnięciem zmroku.

Przekręciwszy klucz w zamku, weszła do

różowo - białego pokoju. Rzuciła torbę na

podłogę, następnie położyła się na łóżku,
żeby sprawdzić miękkość materaca. Obu-

dziła się po czterech godzinach. Sen
dobrze jej zrobił; czuła się świeża,

wypoczęta. Zamówiła do pokoju mleko oraz
kanapkę z masłem orzechowym, po czym

otworzyła walizkę.

Dobrze. Czas na kąpiel i decyzję. W

drodze z lotniska do hotelu przekonała się,
że w Las Vegas nie obowiązują żadne

reguły dotyczące stroju; równie dobrze
mogła wyjść na miasto w spodniach i

background image

flanelowej koszuli. Ale chciała odszukać

Tammy Diller, oszustkę i dziwkę, czyli
powinna się ubrać podobnie do niej, też

jak dziwka i oszustka.

Nie wzięła z sobą żadnej sukni

przetykanej złotem. Nawet takiej nie miała.
Lecz ponieważ należała do bogatej rodziny,

zawsze mogła błysnąć jakąś biżuterią.
Umyła się, wytarła do sucha; mokrym

grzebieniem zwilżyła włosy, żeby nadać
fryzurze kształt. Używając rodzinnych

kosmetyków, wykonała staranny makijaż
oczu, następnie wciągnęła czarne

pończochy ze szwem i skropiła się
perfumami. Nie odrywając wzroku od sukni

background image

koktajlowej, zasiadła do kolacji. Kanapka z

masłem orzechowym popita mlekiem -
pyszne.

Suknia była czarna jak noc i zdawała

się zachęcać do grzechu. Obcisła, o

długich rękawach, z przodu wyglądała
skromnie, za to z tyłu... właściwie w ogóle

nie miała żadnego tyłu. Rebeka ubrała się,
włożyła szpilki, wszędzie, gdzie można było,

obwiesiła się biżuterią.

Przed wyjściem zerknęła do lustra. Nie

całkiem wygląda jak kobieta lekkich
obyczajów, ale niewiele brakuje.

W windzie dwóch facetów zaczęło

składać jej niedwuznaczne propozycje.

background image

Ucieszyła się, bo to znaczyło, że przebranie

dobrze spełnia swoją funkcję. Kiedy tylko
drzwi się rozsunęły i wysiadła na parterze,

natychmiast zapomniała o zaczepkach.

Postanowiła, że zanim wyruszy na

poszukiwanie Tammy, powinna lepiej
poznać klimat miasta. Przez jakiś czas

spacerowała bez celu. Ulica tętniła życiem,
lokale też. Wszędzie panowała atmosfera

podniecenia, radości, oczekiwania; gdzie
się nie spojrzało, migotały kolorowe neo-

ny, gasnące i zapalające się światła
układały się we wzory i napisy. Kelnerki

krążyły między graczami, oferując dar-
mowe drinki. Co chwila z automatów

background image

sypały się z głośnym brzękiem monety.

Przy stołach do ruletki i blackjacka było
nieco ciszej i dostojniej, ale w powietrzu

wyczuwało się głód zwycięstwa. Oczy
graczy lśniły gorączkowo, jednym z

przejęcia, innym z rozpaczy.

Rozglądała się wokół z

zafascynowaniem. Jako pisarka lubiła
obserwować ludzi, badać ich reakcje;

wiedziała, że nieprędko nadarzy się jej
okazja, aby z tak bliska patrzeć na euforię

zwycięzców, smutek przegranych, ner-
wowe podniecenie gapiów.

W którymś momencie zawędrowała na

pierwsze piętro. Słyszała dobiegający zza

background image

drzwi głośny śmiech dzieci i postanowiła

sprawdzić, co się tam dzieje - uchylić
drzwi, wsunąć głowę do środka, a zaraz

potem zejść z powrotem na dół. Atmosfera
na piętrze była całkiem inna niż na dole.

Dzieciaki skakały, chichotały, ganiały się,
niektóre oglądały popisy klownów i

akrobatów, inne bawiły się w
przygotowane dla nich gry.

Dziesięć minut po przyjściu na górę

Rebeka wygrała pluszowego zwierzaka;

podarowała go małemu blondasowi, który
płakał z powodu stłuczonego kolana.

Wieść, że Rebeka celnie rzuca piłką w
przesuwającą się kaczkę i rozdaje swe

background image

nagrody, szybko się rozniosła; po chwili

zebrał się wokół niej tłum małych widzów.
Pracownik przy stanowisku z kaczką

zdawał sobie sprawę, że nie powinien
pozwolić jej grać, bądź co bądź już dawno

skończyła osiemnaście lat, ale ponieważ
jego praca polegała na tym, by dzieci były

zadowolone, postanowił przymknąć oko na
reguły.

Odwróciła się, żeby jakiemuś małemu

urwisowi wręczyć białego jednorożca,

kiedy nagłe spostrzegła skórzane buty.
Męskie, nie dziecięce. Duże męskie buty.

Na nich opierały się nogawki czarnych
eleganckich spodni. Powoli przesuwała

background image

wzrok, coraz wyżej i wyżej, minęła zamek

błyskawiczny, doszła do umięśnionego
torsu okrytego białą koszulą, zauważyła

ręce skrzyżowane na piersi...

Z trudem przełknęła ślinę i zmusiła się,

by spojrzeć wyżej, na twarz mężczyzny.
Psiakość. Gabe!

Serce waliło jej mocniej niż wtedy, gdy

była małą dziewczynką i bała się, że pod

łóżkiem czyha na nią groźny krokodyl. Gabe
nie był krokodylem - w eleganckim

czarnym garniturze uosabiał siłę,
męskość, zmysłowość - ale patrzył groźnie,

jakby miał ochotę ją rozszarpać.

Dzieciaki rozbiegły się. Gdyby była

background image

niższa, starałaby się wtopić w tłum i uciec

razem z nimi.

Przez dobrą minutę Gabe nic nie mówił,

jedynie mierzył ją wzrokiem: ogarnął
spojrzeniem rude loki, potem obcisłą

czarną suknię, na końcu nogi w czarnych
pończochach. Coś błysnęło w jego oczach.

Ogień. Tak, z całą pewnością żar. Ale raczej
wywołany wściekłością niż pożądaniem.

- Cześć - powiedziała wesoło, choć

wcale nie było jej do śmiechu. - Skąd się tu

wziąłeś? Szukałeś mnie?

- Ja? Broń Boże! Wiedziałem, że jako

mądra, inteligentna osoba wrócisz do
Minneapolis. Wiedziałem, że posłuchasz

background image

głosu rozsądku i zrozumiesz, że dalsza

zabawa w Sherlocka Holmesa może się źle
skończyć. Tłumaczyłem sobie, że nie

muszę się o ciebie bać. Mówiłem: nie
martw się, Gabe; ta kobieta ma więcej

rozumu, niż sądzisz; na pewno zrobi z niego
użytek i...

- Proszę, kotku, uspokój się - przerwała

mu. - Bo jeżeli zaczniesz na mnie krzyczeć

w miejscu publicznym, huknę cię w nos, a
to zdenerwuje wszystkie dzieci. Jeśli

chcesz wiedzieć, posłuchałam głosu
rozsądku. Tyle że ty i ja co innego uważamy

za rozsądne. Poza tym dobrze wiesz, że to ja
znalazłam list Moniki i ja odkryłam, dokąd

background image

Tammy wyjechała. Chyba udowodniłam, że

potrafię się na coś przydać...

Nie, nie tędy droga, uznała. Grymas na

twarzy Gabe'a pogłębił się, przybierając
gigantyczne rozmiary. Oczy ziały furią.

Może lepiej zmienić temat? Sprowadzić
rozmowę na inne tory?

- Jakim cudem mnie znalazłeś? -

spytała.

- To akurat nie było trudne. Większość

hoteli, restauracji i kasyn w Las Vegas

nastawiona jest na dorosłych turystów. Na
palcach jednej ręki można policzyć

miejsca, gdzie wolno przebywać z dziećmi.
Wiedziałem, że właśnie tam należy cię

background image

szukać. A teraz wyjaśnij mi, mała, gdzie

podziałaś buty?

- Buty?

Spojrzała na nogi. Faktycznie, była

boso. Nie pamiętała, kiedy zdjęła szpilki,

ale pamiętała, jak strasznie bolał ją
kręgosłup.

- Buty? - powtórzyła. - Nie wiem. Gdzieś

tu muszą być.

- No dobrze, Ruda. Poszukamy ich, a

potem odbędziemy poważną rozmowę.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Chciał rozmawiać, ale nie

zaproponował, żeby poszli do niego lub do

niej, gdzie nikt by im nie przeszkadzał. No
tak, pomyślała, woli nie ryzykować, że znów

mu się rzucę na szyję. Tchórz. Z
rozbawieniem zauważyła, że trzyma się od

niej na dystans, jakby była groźnym dra-
pieżnikiem, po którym nie wiadomo czego

się spodziewać.

Ponownie zsunęła buty z nóg. Po co ma

się męczyć? Zresztą nikomu to nie robi
różnicy. Każdy tu nosi, co chce, i pewnie

gdyby wyszła z hotelu nago, nikt poza

background image

Gabe'em nie wyciągnąłby z tego żadnych

radykalnych wniosków.

Wokół kasyn było zatrzęsienie

najróżniejszych barów, ale Gabe wybrał
lokal na uboczu, stosunkowo pusty i cichy,

po czym zaprowadził ją do stolika w
najdalszym kącie sali. Nad barem zapalały

się kolejne numery losowane w jakiejś
loterii, ale poza tym nic nie wskazywało na

to, że znajdują się w stolicy hazardu. Błysk
świateł, zgiełk i wrzawę zostawili daleko za

sobą. Rebeka rozejrzała się z
zaciekawieniem: ciemna boazeria na

ścianach, fotele obite czerwonym atłasem,
miękkie dywany. Długi granatowy obrus

background image

zakrywał jej gołe stopy. Na każdym stole

paliła się świeczka.

Gabe zamówił dla siebie kufel piwa i z

westchnieniem spojrzał w sufit, kiedy ona
poprosiła o szklankę mleka. Rebeka

odetchnęła z ulgą. Przynajmniej złość mu
minęła. Szczerze mówiąc, wolałaby

kieliszek brandy, lepiej by się jej spało, ale
trudno. Na twarzy Gabe'a, odkąd tylko

pojawił się w sali zabaw, malowało się
niezadowolenie. Dopiero kiedy kelnerka

postawiła na stoliku zamówione napoje i
gdy wypił parę łyków, trochę się odprężył.

Przedstawił jej wszystkie informacje,

jakie zdołał zebrać na temat Tammy. Nawet

background image

się zdziwiła, że jest taki szczery i niczego

nie próbuje zataić. Później jednak zro-
zumiała, o co mu chodzi. Ten spryciarz

wcale nie chce dzielić się informacjami.
Chce ją nastraszyć, pokazać, że Tammy jest

niebezpieczna i zwłaszcza ktoś, kto pija w
barze mleko, powinien się jej wystrzegać

jak ognia.

Rebeka słuchała uważnie, majtając pod

stołem nogą, bardziej zainteresowana
wiadomościami, jakie jej przekazywał, niż

jego nieudolną próbą zasiania w niej
strachu.

- W porządku - powiedziała, kiedy

skończył. - Podsumujmy: wiemy, że używa

background image

fałszywych dokumentów. Że wraz z

narzeczonym przenosi się z miejsca na
miejsce. Że ma około trzydziestu pięciu lat

i jest w miarę atrakcyjna. Lubi obracać się
wśród ludzi z gotówką, lubi robić zakupy w

najdroższych sklepach, a także nocować w
najlepszych hotelach. Rachunek na ogół

reguluje kartą; zaciąga kredyt, którego nie
spłaca. Z rachunku hotelowego wiemy, że

była w Minneapolis w tym czasie, kiedy
zamordowano Monicę. Nie znaczy to, że

sama ją zadźgała. Ale przynajmniej miała
sposobność. Musimy tylko znaleźć dowody

jej winy. Wiemy też, że nigdy nie pracowała
i nie ma stałego źródła utrzymania, które

background image

pozwalałoby jej żyć na poziomie, do

jakiego przywykła. Niczego nie
pominęłam?

- Nie. To wszystko.
- Do jasnej cholery, Gabe! Jesteśmy tak

blisko! Nie mam żadnych wątpliwości, że to
ona zabiła Monicę. Po prostu czuję to.

Gdybyśmy tylko mogli się jej przyjrzeć,
zamienić z nią parę słów, na pewno

odkrylibyśmy, co ją łączyło z Monicą...
Powiedziałeś, że w którym hotelu się

zatrzymała?

- Tracisz czas, mała. Nie podałem ci

nazwy hotelu i nie mam zamiaru tego
robić. A informacjami podzieliłem się z

background image

tobą wyłącznie z jednego powodu...

- Wiem. Nie jestem głupia. Chciałeś

mnie przekonać, po raz nie wiadomo który,

abym nie mieszała się do śledztwa. -
Zniżyła głos o trzy oktawy i naśladując

chropawy baryton Gabriela, kontynuowała:
- Jeszcze nie wszystko wiem o pannie

Diller, ale wydaje mi się, że to osoba, która
nie przebiera w środkach i po trupach do-

chodzi do celu. Jeżeli istnieje choć cień
szansy, że maczała palce w zabójstwie

Moniki, wpadnie w złość, kiedy usłyszy, że
dwoje ludzi zbiera o niej informacje. To ją

może sprowokować do działania. A wierz
mi, Ruda, lepiej nie prowokować osoby,

background image

która nie cofa się przed morderstwem.

Będzie bezpieczniej, jak wrócisz do domu i
zaczniesz piec ciasteczka. Czekoladowe, z

rodzynkami, z makiem, z siakiem...

- Widzę, że nie muszę już nic mówić -

stwierdził Gabe. - Wyjęłaś mi te słowa z ust.
Chociaż ja bym nie wspomniał o

ciasteczkach. Aż tak bym się nie narażał!

- Wcale nie - zaprotestowała. -

Uwielbiam piec ciastka. Mogę ci obiecać,
że kiedy sąd uniewinni mojego brata,

natychmiast wrócę do domu i zajmę się
wypiekami...

Właściwie straciła już wiarę, że Gabe

kiedykolwiek zrozumie jej punkt widzenia.

background image

Miała jednak nadzieję przekonać go, że w

kwestii pomocy Jake'owi na pewno nie
zmieni zdania; nie będzie siedziała

grzecznie w domu, podczas gdy jej brat
gnije za kratkami.

Gabe odchrząknął.
- Jak się będziesz rozbierać w

miejscach publicznych, sama wylądujesz
w ciupie.

Na moment zamilkła stropiona, po czym

wybuchnęła śmiechem.

- Na razie niczego poza butami nie

zdjęłam. Ale ta biżuteria doprowadza mnie

do szału. Ciężkie toto. I potwornie uwiera.

Odpięła naszyjnik i rzuciła na stos

background image

błyskotek na stole, wśród których leżała

już broszka, pierścionek i para długich
klipsów. Jedyną rzeczą z biżuterii, jaką

lubiła nosić, była pamiątkowa bransoleta z
ozdóbkami.

Klejnoty lśniły w blasku świecy.

Podobnie jak oczy Gabe'a. Nagle Rebeka

uświadomiła sobie, że w niczyim innym
towarzystwie nie siedziałaby boso, nie

zdejmowałaby swoich cennych
świecidełek, nie czułaby się tak dobrze i

swobodnie. Od samego początku ufała mu;
ani razu nie wkładała przy nim żadnych

masek, po prostu była sobą. On przeciwnie
- ciągle zdawał się spięty, zdenerwowany.

background image

Biedaczek! Teraz znów potarł ręką czoło.

- Mogłabyś to schować do torebki? -

poprosił, wskazując na powiększający się

stosik. - Zanim zlecą się wszyscy złodzieje i
oszuści w mieście?

- Nie wzięłam torebki. Zresztą to

sztuczna biżuteria, tyle że dobrej jakości.

Jak chcesz, sam ją schowaj.

Czym prędzej zgarnął precjoza ze stołu,

żeby nikogo nie kłuły w oczy.

- Skoro nie wzięłaś torebki, gdzie

wsadziłaś klucz do pokoju? - spytał.

- Do buta. - Sięgnęła po szklankę mleka.

- Razem z monetą ćwierćdolarową. Kiedy
skończyłam cztery latka, wytłumaczono mi,

background image

że zawsze powinnam mieć przy sobie kilka

centów na telefon do domu. To mi już
zostało.

Pewnie

jako

dziewięćdziesięcioletnia staruszka wciąż
będę nosić w kieszeni drobniaki... -

Zamyśliła się. - Wiesz co? Jutro wybiorę się
do jednego z tutejszych burdeli.

Z wrażenia aż się zachłysnął.
- Słucham?

- Nie widziałeś ogłoszeń? W Newadzie

prostytucja jest legalna.

- Wiem, że jest legalna. Ale... Pewnie od

brzęku tych wszystkich automatów do gry

trochę ogłuchłem, bo usłyszałem coś
dziwnego. Że chcesz się wybrać do

background image

burdelu. Ale to niemożliwe. Nie

powiedziałabyś czegoś tak głupiego,
prawda?

- Czyste masz uszka, czyste. Boże, Gabe,

to miasto jest istną kopalnią wiedzy dla

autorki powieści kryminalnych. Mogę tu
zebrać informacje do kilku następnych

książek. Nigdy na własne oczy nie
widziałam nałogowego hazardzisty. Ani

prostytutki z prawdziwego zdarzenia. No i
nigdy nie miałam okazji zwiedzić burdelu...

- Jeszcze chwila, a dostanę przez ciebie

zawału!

- A ty miałeś? Pytam z ciekawości.
- Czy co miałem? Zawał?

background image

- Nie, głuptasie. Okazję wybrać się do

burdelu. - Uniosła rękę, nie dopuszczając
go do słowa. - Och, wiem, co mi powiesz. Że

nie musisz płacić za seks. Słusznie. Jesteś
przystojny, dobrze zbudowany, ale jesteś

również facetem z krwi i kości. Nigdy nie
pociągał cię seks dla seksu? Z

doświadczoną, wyuzdaną... Co ci jest,
kotku? Boli cię głowa?

Natychmiast przestał pocierać czoło.
- Jeszcze nie, ale za chwilę rozboli. Ta

rozmowa każdego może przyprawić o
migrenę. Jakoś nie spodziewałem się tego

rodzaju pytań od osoby, która pija mleko.
Często wypytujesz facetów, których ledwo

background image

znasz, o ich życie erotyczne?

Bez biżuterii, w czarnej sukni pod szyję,

wyglądała od przodu skromnie jak

zakonnica.

- Pewnie chodziłeś do tej samej szkoły

co mój ojciec. Tata zawsze tłumaczył mi, że
dama nigdy nie porusza w rozmowie trzech

tematów: seksu, polityki i religii. Obawiam
się, że jego nauki trafiły na niepodatny

grunt. Akurat te trzy tematy ogromnie mnie
fascynują. No i jestem pisarką. Nigdy

niczego bym się nie dowiedziała, gdybym
nie zadawała ludziom pytań. Na tym polega

moja praca.

- Na wścibstwie? Uśmiechnęła się.

background image

- Między innymi. Ale twoja też, więc nie

udawaj świętego. Poza tym chciałam
zauważyć, że bardzo sprytnie próbujesz

wymigać się od odpowiedzi. A przecież
często się zdarza

,

że ojciec prowadzi syna

do panienki lekkich obyczajów, aby z nią
stracił dziewictwo. Traktuje to jako

pewnego rodzaju rytuał inicjacyjny...

- Rany boskie, pchła na psie nie jest tak

namolna jak ty! Kiedy wreszcie zakończysz
ten temat?

- Kiedy dasz mi odpowiedź.
- No dobrze. Brzmi: nie. Z żadną dziwką

nie przechodziłem rytuału inicjacyjnego
ani w ogóle nic.

background image

- Więc z kim straciłeś dziewictwo?

- Z trzydziestotrzyletnią mężatką, która

uwiodła mnie, kiedy miałem czternaście

lat. I co? Jesteś zadowolona, że
wyciągnęłaś to ze mnie?

- Boże! Zupełnie jak na filmie

„Absolwent”. Tyle że Dustin Hoffman był

trochę starszy. - Odstawiła na środek stołu
szklankę z resztką niedopitego mleka. - To

seksualne wykorzystywanie dzieci!

- To stara historia, która nie ma

większego znaczenia.

- Mylisz się, Gabe. Nikt nie zapomina

swego pierwszego razu. Od tego, jakie to
było doświadczenie, miłe, przykre, bolesne

background image

czy nijakie, w dużym stopniu zależy nasz

stosunek do płci przeciwnej, podejście do
spraw miłości, seksu...

- Przystopuj, Ruda. Mój „pierwszy raz”

nie zasługuje na żadną głębszą analizę.

Babka miała ognisty temperament, a
pojęcie moralności było jej obce. Uznała,

że czternastoletni smarkacz będzie pełen
chęci i wigoru. Nie pomyliła się. Kiedy

dowiedziałem się, że ma męża, przestałem
ją odwiedzać. Koniec historii. Długo

jeszcze będziesz siedzieć nad tą szklanką
mleka? - W jego głosie pobrzmiewała

lekka ironia.

- Jeszcze trochę.

background image

Zauważyła, że się rozluźnił. Wyciągnął

nogi, rozpiął pod szyją koszulę. Wyglądał
zupełnie inaczej niż pół godziny temu.

Kiedy tu weszli, był spięty. Teraz, nawet
jeśli gorszyła go rozmowa o seksie,

siedział wyraźnie odprężony. Widać było,
że jej towarzystwo sprawia mu przy-

jemność. Ciekawa była, czy zdaje sobie z
tego sprawę.

- Wiesz, kotku, te pytania o prostytutki

mają głębszy sens - dodała po chwili. -

Cały czas myślę o tym, gdzie można
odnaleźć Tammy Diller.

- Tak? - Uśmiechnął się od ucha do

ucha. - I do jakich doszłaś wniosków?

background image

Zamieniam się w słuch.

Podparła brodę na dłoni i przyjrzała mu

się z powagą.

- Wiemy, że Tammy jest hochsztaplerką.

Kimś, kto zarabia na życie oszustwem,

naciąganiem, szantażem. Kimś, kto w
pogardzie ma zarówno moralność, jak i

prawo. Podejrzewam, że ona kocha ryzyko i
wyzwanie, że możliwość uczciwej pracy

nigdy jej nie pociągała. Woli knuć, kraść,
obmyślać intrygi; to znacznie bardziej pod-

niecające. Cały czas oczy ma szeroko
otwarte. Szuka frajera, bogatego frajera,

którego mogłaby usidlić albo przynajmniej
porządnie oskubać.

background image

Gabe pokręcił z niedowierzaniem

głową.

- Wymyśliłaś to na podstawie tych para

informacji, których ci udzieliłem? Muszę
przyznać, że masz niezłą intuicję. Podobnie

odbieram Tammy, ale nadał nie wiem, do
czego zmierzasz.

- Usiłuję ją rozgryźć. Jeżeli jest w Vegas,

jakimi drogami chadza? Z kim się zadaje?

W jakim towarzystwie się obraca? Pewnie
szuka bogatego starca... chociaż

niekoniecznie starca, po prostu bogacza,
którego mogłaby wycyckać. Nie

żartowałam, mówiąc o tym burdelu...

- Żartowałaś. Nie wybierzesz się i już.

background image

- Niby nie mam powodu sądzić, że jest

prostytutką - kontynuowała Rebeka jak
gdyby nigdy nic - ale ma mentalność

prostytutki. Prostytutka ciałem zarabia na
życie, Tammy z kolei wykorzystuje swój

wygląd, aby zwabić do siebie ofiarę.
Cholera, mam wrażenie, że już kiedyś się z

nią zetknęłam, ale nie mogę sobie
przypomnieć kiedy ani gdzie...

- Pewnie stworzyłaś taką postać w

którejś z książek. Bo jakoś nie wydaje mi

się, żebyś obracała się wśród dziwek i
oszustek.

Czasem lubił sobie z niej pokpić, z jej

uprzywilejowanego życia i nieznajomości

background image

prawdziwego świata. Tym razem puściła to

mimo uszu.

- Masz rację, nie obracam się. Stąd

pomysł wizyty w burdelu. Bo znalezienie
Tammy to pestka. Trudniej będzie znaleźć

sposób na to, żeby ją przechytrzyć. Przecież
sama niczego nam nie zdradzi. Więc

pomyślałam sobie, że gdybym pogadała z
panienkami lekkich obyczajów, może

potrafiłabym lepiej zrozumieć...

- Rebeko, posłuchaj. Po pierwsze, nikt

cię nie wpuści do burdelu. Jesteś kobietą.
Ich interesują mężczyźni. A po drugie,

jeżeli chociaż zbliżysz się do któregoś z
tych przybytków rozkoszy, uduszę cię

background image

własnymi rękami. Przysięgam.

- Gabe?
- Co?

- Wierzę, że masz porywczy charakter.

Wierzę też, że poradziłbyś sobie w bójce na

pięści, gdyby napadnięto cię w ciemnej
alejce. Ale nie wierzę, abyś w największym

nawet szale wyrządził mi jakąkolwiek
krzywdę.

Siedział bez słowa, z grymasem

niezadowolenia na twarzy, zły, że odgadła

prawdę. Obdarzyła go promiennym
uśmiechem, po czym schyliła się, znikając

mu z pola widzenia. Po chwili wyłoniła się,
trzymając w ręku szpilki.

background image

- Wiesz, kotku, któregoś dnia muszę cię

wziąć na spytki, dowiedzieć, skąd się
wzięła ta twoja nadmierna opiekuńczość.

Ale to już nie dziś. Oczy mam na zapałki.
Pora uderzyć w kimono.

- Jeszcze nie skończyliśmy rozmowy.
- Wiem. Spotkajmy się jutro koło

południa. Na dole przy recepcji.

- W porządku.

Wstała, nie mogąc powstrzymać

ziewnięcia. Na twarzy Gabe'a malowały się

różne emocje. Frustracja - jakoś zawsze ją
w nim wywoływała. Ulga - jakby zmęczyło

go jej towarzystwo i cieszył się, że
wreszcie zostanie sam.

background image

Ale widziała coś jeszcze, tylko nie była

pewna co.

Prześliznął po niej wzrokiem - trwało to

ułamek sekundy. Po jej skłębionych
rudych włosach, po twarzy lekko

opromienionej złocistym blaskiem świecy,
po figurze opiętej lśniącym czarnym

materiałem. Wcześniej nie było w jego
spojrzeniu cienia pożądania. Przeciwnie,

patrzył na nią z dystansem, jak na kogoś,
kto trzyma w ręku dynamit. Ale teraz... tak,

teraz wyraźnie dostrzegła żądzę, a po
chwili - przerażenie.

Przerażenie pojawiło się, kiedy

podeszła krok bliżej i pochyliła się.

background image

- Dobranoc, pchły na noc.

Siedział sztywno, bez ruchu, jakby

wykuty z kamienia, kiedy niewiele się

namyślając, cmoknęła go w czoło.
Pocałunek był lekki jak muśnięcie

piórkiem, krótki jak mgnienie. Mimo to
serce zaczęło jej walić. Bo ten kamień był

gorący, jakby w jego głębi szalał ogień.

Wyprostowała się, unikając jego oczu i

trzymając buty za paski, przewiesiła je
przez ramię.

- Nie martw się, kotku. Wspólnymi

siłami poradzimy sobie z Tammy -

oznajmiła.

Skierowała się do wyjścia, zanim zdążył

background image

cokolwiek odpowiedzieć. Pięć minut

później wjechała windą na górę i ruszyła
korytarzem do swego pokoju. Sześć minut

później zamknęła za sobą drzwi. Uff,
wreszcie jest sama i bezpieczna.

Rzuciwszy buty na podłogę, opadła na

łóżko i przez chwilę wpatrywała się tępo w

sufit. Nagle oczami wyobraźni ujrzała twarz
Jake'a. Pięćdziesięcioczteroletni Jake był

od niej starszy o dwadzieścia jeden lat.
Ostatni raz spotkali się w pokoju widzeń

pod okiem strażnika. Zawsze uważała brata
za przystojnego, niezwykle dys-

tyngowanego mężczyznę, w więzieniu
jednak wydawał się jakiś wychudzony,

background image

wymizerowany. Kraty oraz ciążące na nim

zarzuty zupełnie pozbawiły go energii i
woli życia. Był cieniem dawnego siebie.

Kilka tygodni temu rozmawiała z

Adamem, najstarszym synem Jake'a. Bał

się, że jeśli ojciec zostanie skazany, nie
przetrwa w więzieniu nawet roku.

Rebeka, choć się do tego nie

przyznawała, żywiła te same obawy.

Wiedziała, co Gabe myśli: że urządziła

sobie zabawę w detektywa. Ale to

nieprawda. W nic się nie bawi. Podchodzi
do śledztwa z najwyższą powagą. A że

czasem zdarza jej się zażartować? Po
prostu w ten sposób rozładowuje napięcie.

background image

Rodzina dawno temu nadała jej przydomek

„Nieustraszona”, bo zawsze brała za rogi
każdy problem i niczego się nie bała.

Teraz jednak bała się - tego, że może

zawieść brata.

A także uczuć, jakie wzniecał w niej

Gabe. Wystarczy zwykły pocałunek -

przyjacielski, w czoło! - by serce łomotało
jej jak opętane. Zawsze ufała swojemu

instynktowi. Zawsze też słuchała głosu
serca, ale nawet taka niepoprawna

optymistka i miłośniczka ryzyka jak ona
zdawała

sobie

sprawę

z

niebezpieczeństwa.

Pragnęła Gabe'a jak zbłąkany

background image

wędrowiec przemierzający pustynię

pragnie deszczu. Kiedy jej dotykał, znikało
poczucie osamotnienia. Wszystko stawało

się inne, piękniejsze, bardziej wyostrzone,
naładowane elektrycznością.

W pewnym sensie Gabe przypominał

jej Jake'a. Nie dlatego, że darzyła go

braterskim uczuciem. Co to, to nie! Ale
dlatego, że - podobnie jak on - żył w izolacji,

odcięty od świata. Różne bywają formy
odosobnienia. Jake tkwi w małej,

zamkniętej celi, z której nie ma wyjścia,
Gabe zaś za kratami, którymi odgradza się

od miłości.

A ona, głupia i naiwna, myślała, że może

background image

je złamać albo się między nimi przecisnąć.

Gabe nie chce jej pocałunków. Ostatnim
razem wyraźnie dał jej to do zrozumienia.

Nie marzy o rodzinie, nie przepada za
dziećmi. Podejrzewała, że nic tego nie

zmieni.

Pragnęła pomóc im obu, i bratu, i

Gabe'owi. Ulżyć ich niedoli. Bała się
jednak, że jeśli popełni błąd, obaj jeszcze

bardziej na tym ucierpią.

Nie stać jej było na pomyłki.

Jake jest jednak najważniejszy. Nie

może sprawić mu zawodu. Ale Gabe... Tak

niewiele brakowało, by straciła dla niego
głowę. Musi uważać, powściągnąć swe

background image

pragnienia, nim będzie za późno.

Nerwowo podrzucając w kieszeni

drobne, przemierzał hol tam i z powrotem.

Po chwili wyciągnął rękę z kieszeni i znów
spojrzał na zegarek. Trzecia. A dokładniej:

druga pięćdziesiąt sześć. Właściwie na
jedno wychodzi.

Gabe nigdy nie wpadał w panikę. Bez

względu na okoliczności, zawsze potrafił

panować nad nerwami. Kiedy służył w
Siłach Specjalnych, dwukrotnie został od-

znaczony - za to, że w krytycznej sytuacji
nie stracił zimnej krwi.

Teraz jednak był bliski obłędu. Do

jasnej cholery, gdzie się podziewa ten

background image

nieznośny, uparty rudzielec?

Nie wierzył jej, że zgodnie z obietnicą o

dwunastej zjawi się na dole przy recepcji.

Znając ją, wiedział, że pomiędzy wstaniem
a dwunastą zdążyłaby wywołać kilka

wojen. Dlatego o dziewiątej zadzwonił do
niej do pokoju. Nikt nie podniósł

słuchawki. Godzinę później zadzwonił po
raz drugi. Po raz trzeci wykręcił numer o je-

denastej. O dwunastej zszedł na dół do
holu i przez kilka minut krążył, czekając. O

pierwszej zszedł ponownie. A potem znów o
drugiej.

Coraz bardziej zniecierpliwiony pchnął

oszklone drzwi; stojąc przed hotelem,

background image

rozglądał się w prawo i w lewo. Jaskrawe

słońce raziło go w oczy. Zmrużył powieki.
Taksówki trąbiły, dziesiątki turystów

krążyły po ulicach i chodnikach, ale
nigdzie nie było widać mierzącej metr

sześćdziesiąt pięć rudowłosej piękności.

Wróciwszy do środka, przeczesał ręką

czuprynę, po czym znów spojrzał na
zegarek. Druga pięćdziesiąt dziewięć.

Minęły zaledwie trzy minuty, odkąd
poprzedni raz sprawdzał czas. Psiakrew!

Zabije ją, kiedy wreszcie się pojawi. A jeśli
jest ranna albo wpakowała się w kłopoty,

zabije ją z tym większą furią.

Tylko jedna rzecz pozwalała mu

background image

zachować

resztki

opanowania:

świadomość, że Rebeka nie wpadła na trop
Tammy Diller i jej narzeczonego.

Wprawdzie obiecał Kate, że dopilnuje, aby
jej córki nie spotkało żadne nieszczęście,

ale - do licha! - nie jest niańką. Ma do wy-
konania poważne zadanie. I wykonał je:

odkrył, gdzie panna Diller urzęduje.

Okazało się, że wynajęła z narzeczonym

skromną chałupę poza granicami miasta.
Postanowił złożyć im wizytę. Pojechał tam

wynajętym samochodem, pukał do
różnych drzwi, rozmawiał z sąsiadami.

Tammy i jej gacha nie było w domu, ale
wszyscy potwierdzili, że taka para tu

background image

mieszka.

Nie spieszyło mu się. Ważne, że wie,

gdzie ich szukać; reszta może poczekać.

Co innego Rebeka. Ją chciał odnaleźć

jak najszybciej.

Przecież to niemożliwe, przekonywał

sam siebie, aby jednak wybrała się do

burdelu. Nie mówiła tego serio. Lubiła się z
nim drażnić, prowokować go...

Prowokowała sposobem, w jaki mówiła

do niego „kotku” - cicho i ponętnie.

Prowokowała spojrzeniem, zachowaniem,
ubiorem. Strojem, który wczoraj miała na

sobie, mogłaby skusić do grzechu nawet
mnicha. Tak, wczoraj Rebeka Fortune dała

background image

prawdziwy popis swoich umiejętności

uwodzicielskich. Czarna suknia, gołe
plecy, długie nogi, jedwabista cera, włosy

w seksownym nieładzie, szelmowski błysk
w oku... Niełatwo było się jej oprzeć. Kiedyś

zastanawiał się, czy istnieje na świecie
kobieta, która potrafiłaby zburzyć jego

opanowanie, doprowadzić go do białej
gorączki. Teraz chyba już znał odpowiedź.

Rozejrzawszy się po holu, jeszcze raz

przeczesał ręką włosy, po czym gniewnym

krokiem skierował się do aparatów
telefonicznych. Zadzwoni do niej do

pokoju. Ostatni raz. Jeżeli nie odbierze,
wtedy... Sam nie wiedział. Może zacznie

background image

obdzwaniać szpitale, może poprosi o po-

moc policję, wojsko albo Kate...

Chociaż podejrzewał, że nikt - ani Kate,

ani policja - nie zdoła przemówić tej rudej
wariatce do rozumu.

Akurat podniósł słuchawkę, kiedy

kątem oka ujrzał przemieszczającą się

holem barwną plamę. Odłożył słuchawkę
na miejsce. Strach, który od paru godzin w

nim narastał, powoli zaczął ustępować.
Rebeka nie jest ranna. Nie wpakowała się

w żadne kłopoty.

Ubrana w obszerną bawełnianą bluzkę z

rysunkiem Myszki Miki, obcisłe dżinsy i
tenisówki

z

jaskrawozielonymi

background image

sznurowadłami, gnała przed siebie tak

szybko, że chyba prościej byłoby zatrzymać
rozpędzony pociąg. Rude włosy jak zwykłe

miała w nieładzie. Gdyby nie wiedział, że to
ona, z odległości kilkunastu metrów

wziąłby ją za dwunastolatkę.

Tymczasem nie była to żadna

dwunastolatka. To była kobieta z krwi i
kości, która powinna się nazywać Udręka,

bo ciągle tego przez nią doświadczał.
Diabli wiedzą, dlaczego wystroiła się w

Myszkę Miki, ale przynajmniej pusty, nudny
hol nabrał koloru i życia.

No i żyje. Świetnie! Doskonale!
Będzie mógł ją udusić!

background image

Wreszcie go spostrzegła.

- Gabe! - zawołała. Wymijając ludzi i

walizki, rzuciła się w jego kierunku.

Uśmiech, który wykwitł na jej twarzy, był
jaśniejszy niż słońce. - Zgadnij, co

zrobiłam!

Oczywiście nie miała pojęcia, co on

zamierza z nią zrobić. Była tak przejęta, tak
podniecona, że uwiesiła mu się na szyi.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Spóźniłaś się.
Chciał ryknąć, wyrazić oburzenie, ale

coś się stało z jego głosem. Przez kilka
chwil, kiedy obejmowała go za szyję, ledwo

nad sobą panował. Jej włosy pachniały jak
świeże truskawki, usta miała rozchylone,

skórę miękką, aksamitną.

Poczuł okropną suchość w gardle.

Wiedział, że uścisk Rebeki nic nie znaczy,
że jest to spontaniczny odruch; że w ten

sposób Ruda daje wyraz radości, która ją
rozpiera. Nigdy nie potrafiła ukrywać

emocji.

background image

W przeciwieństwie do niego. Nie był

przyzwyczajony, by ktokolwiek okazywał
mu uczucie. Ani tego nie oczekiwał, ani o to

nie prosił. I nigdy nie sądził, że kiedyś
będzie mu brakowało ciepła,

serdeczności. To się zmieniło, kiedy poznał
Rebekę.

- Wiem. Przepraszam. Strasznie mi

głupio. Ale nie mogłam się wcześniej

wyrwać.

Napotkała jego oczy zaledwie na

ułamek sekundy, ale to wystarczyło.
Powoli opuściła ręce i cofnęła się o krok. A

potem zaczęła trajkotać jak najęta.

- Byłam w jednej z salek na zapleczu.

background image

Tam, gdzie toczy się gra w pokera. Nawet

sobie nie wyobrażasz, jak wielka może być
pula! W każdym razie towarzystwo

szemrane, ostra rywalizacja... Nie bardzo
mi wypadało nagle wstać i wyjść.

Zdawałam sobie sprawę, że robi się coraz
później, ale kiedy człowiek wygrywa, musi

zostać do końca, a przynajmniej dopóki
szczęście się od niego nie odwróci.

Oczywiście mogłabym specjalnie źle
zagrać, kilka razy stracić forsę, ale tak

wiele rzeczy się w trakcie dowiadywałam,
że...

- Poczekaj. Zwolnij. Gdzie byłaś? W

salce na zapleczu z największymi,

background image

najbardziej zatwardziałymi hazardzistami?

Może się przesłyszał. Miał nadzieję, że

się przesłyszał.

- Tak. Właśnie dlatego włożyłam

koszulkę z Myszką Miki. - Uśmiechając się

szeroko, wskazała na duże czarne uszy
znajdujące się mniej więcej na wysokości

jej piersi. - Uznałam, że faceci wezmą mnie
za naiwną frajerkę. Za nadzianą babę, która

nie zna się na pokerze, ale którą hazard
podnieca. Chodziło mi o to, żeby nie

wzbudzić ich podejrzeń. Chciałam
pociągnąć ich za języki, no i udało się! Bo

wiesz, pomyślałam sobie, że pewnie
Tammy bywa w takich miejscach. No i

background image

miałam rację. Okazało się, że jeden z

graczy ją zna, mnóstwo mi o niej
opowiedział. O niej i tym jej przyjacielu...

Słuchaj no, Gabe. Czuję, że spada mi
poziom cukru. Muszę koniecznie zjeść coś

słodkiego. Jest tu gdzieś lodziarnia?

Wcale nie miała ochoty na lody, wolała

znacznie zdrowszy mrożony jogurt,
najlepiej o smaku malinowym. Trochę

trwało, zanim znaleźli lokal, w którym
mogła coś takiego kupić. Zapłaciwszy,

wyszli na zewnątrz. Ponieważ dość się
nasiedziała podczas gry w pokera, teraz

chciała pochodzić.

Na ulicy panował straszliwy skwar,

background image

słońce raziło w oczy, jogurt topniał, ciekł

po waflu, po palcach. Zgrabnie wymijając
przechodniów, Rebeka zlizywała, co się

dało i z przejęciem dzieliła się zdobytymi
informacjami.

- Najczęściej Tammy odwiedza

„Caesar's Palace” i ,,O'Henry's”. Z tych

dwóch zdaje się, że woli „O'Henry's”.
Oczywiście nie gra tam gdzie wszyscy.

Dwudolarowe stawki jej nie interesują.
Lubi duże zakłady i duże wygrane, jakie

padają w salkach na zapleczu. Facet, który
mi o niej opowiadał... oczywiście to nie

musi być prawda, może się tylko
przechwalał, w każdym razie dał mi do

background image

zrozumienia, że spali ze sobą. Wyobrażasz

to sobie?

- Wiesz, mała, nie mam zbyt wysokiego

mniemania o naszej tajemniczej
przyjaciółce. Nie jest to osoba, która

przywiązuje wagę do dziesięciorga
przykazań.

Wyciągnął z kieszeni kolejną

chusteczkę. Jak to dobrze, pomyślał, że

wziął z sobą zapas. Rebeka nadstawiła
ubrudzoną jogurtem brodę.

- Nic nie kapujesz! Byli w trójkę. Ona, jej

narzeczony i ten facet. Przynajmniej tak mi

się wydaje. Nie powiedział tego wprost,
ale...

background image

Gabe kontynuował swe rozważania.

Może nic dziwnego, że Rebeka tak bardzo
go fascynuje. Nigdy dotąd nie spotkał

kobiety, która nosi brylanty i pija w barach
mleko. I która idąc ulicą i liżąc lody,

opowiada o trójkącie erotycznym.

- Powiedz mi, jak to się stało, że obcy

człowiek zaczął ci opowiadać o swoich
przygodach łóżkowych?

- Wcale nie zaczął! Graliśmy w pokera, a

po jakimś czasie napomknęłam, że szukam

swojej starej szkolnej kumpelki. Ledwo
wymieniłam imię i nazwisko Tammy Diller,

facetowi oczy się zaświeciły. Mrugnął
porozumiewawczo do siedzącego z prawej

background image

gościa, tego z lewej trącił łokciem i

dopiero wtedy opowiedział nam o swojej
przygodzie z Tammy. Ale nie mówił wprost.

Mówił półsłówkami, rzucał aluzje, obrzyd-
liwe dwuznaczniki. Wstrętny typ. Nie do

końca mu wierzę z tym trójkątem,
podejrzewam, że raczej się przechwalał, w

każdym razie opisał Tammy. Brunetka o
piwnych oczach, szczupła, średniego

wzrostu... Myślałam, że nie wytrzymam i
parsknę śmiechem. Połowa kobiet w mojej

rodzinie tak wygląda. Tyle że potem
przeszedł do opisu bardziej, że tak powiem,

intymnego. Rany boskie, znali się zaledwie
godzinę! Nie wierzę, żeby jakakolwiek

background image

kobieta...

Bał się, że będzie ciągnęła rozmowę o

trójkącie w nieskończoność. Gorzej, że

będzie chciała podzielić się z nim każdym
pasjonującym szczegółem. Postanawiając

odwrócić jej uwagę od tego jakże
interesującego tematu, skorzystał z chwili,

gdy na moment zamilkła, i sam zaczął
opowiadać o tym, czego się dziś

dowiedział: jak narzeczony Tammy ma na
imię (Dwayne), gdzie mieszkają (w nędznej

chałupie za miastem) i gdzie panna Diller
zostawia najwięcej pieniędzy.

Nowe informacje faktycznie odciągnęły

uwagę Rebeki od trójkątów i seksu.

background image

- Dwayne, powiadasz? Mogłabym

przysiąc, że już gdzieś słyszałam to imię.
Tak, na pewno. Tylko nie pamiętam, kiedy i

gdzie. Mam dziwne poczucie, jakbym znała
Tammy i Dwayne'a. Jakbyśmy się kiedyś

spotkali...

- Znów ta twoja słynna kobieca

intuicja? Dokończyła loda, oblizała ze
smakiem palce i uśmiechnęła się od ucha

do ucha.

- Straszny z ciebie sceptyk, kotku!

Wciąż się ze mnie wyśmiewasz, ale zauważ,
że posuwamy się naprzód nie tylko dzięki

twojej chłodnej logice. Naprawdę
tworzymy świetny tandem. Co dwie głowy,

background image

to niejedna! Więc jak? Wybierzemy się

wieczorem do ,,O'Henry's”?

Wczoraj też twierdziła, że tworzą razem

zgrany zespół. Gdyby nie wymknęła się w
nocy i nie zdobyła nowych informacji,

pewnie na jej pytanie odparłby: „Po moim
trupie!” Ale teraz się zawahał.

Chociaż wcale się z tego nie cieszył,

trudno mu było zaprzeczyć, że Rebeka

całkiem sporo wnosi do śledztwa.
Oczywiście w znacznej mierze jest to

zasługa przypadku. Szczęścia. Przez
przypadek znalazła w szkatułce na bi-

żuterię kopię listu Moniki do Tammy. I
przez przypadek spotkała faceta, który znał

background image

Tammy. Owszem, ma dobrego nosa i choć

kieruje się intuicją, a nie logiką, osiąga
niezłe rezultaty. Ale nie zamierzał tworzyć z

nią żadnego zespołu. On pracuje w
pojedynkę. Tak jest lepiej; szybciej

zdobywa się wiadomości, szybciej osiąga
wyniki.

Poza wszystkim innym nie mógł

pozwolić, żeby Rebeka narażała się na

niebezpieczeństwo. Nigdy by sobie nie
wybaczył, gdyby coś się jej stało.

Niestety, powoli dochodził do przykrego

wniosku, że na pannę Idealistkę Fortune

nie ma mocnych. Robi, co chce, nie
słuchając innych. Omal nie połamała

background image

sobie kości, włamując się po ciemku do

rezydencji aktorki. Dwukrotnie ruszyła na
drugi koniec kontynentu, nie zastana-

wiając się nad konsekwencjami. A osoby, z
którymi wdaje się w pogawędki! Na

przykład czarnoskóry olbrzym w Los
Angeles albo kretyn pokerzysta chwalący

się podbojami erotycznymi! Na samą myśl
o tych typach Gabe poczuł, jak go

przechodzą ciarki.

- Gabe, słyszałeś, co mówiłam? Nie

sądzisz, że warto byłoby zajrzeć wieczorem
do ,,O'Henry's”?

Boże, co za kobieta! Nie może mu dać

nawet pięciu sekund, żeby zastanowił się

background image

nad odpowiedzią! Ale czy myślenie

rozwiąże problem? Nie, bo tu nie ma
żadnych dobrych rozwiązań. A co do

Rebeki, to lepiej nie spuszczać jej z oka.
Przynajmniej wtedy będzie wiedział, że nic

jej nie grozi.

- W porządku - odparł. - Pójdziemy do

„Caesar's”, potem wstąpimy do ,,O'Henry's”.
Obejdziemy wszystkie kasyna, gdzie toczy

się gra o prawdziwe pieniądze. Ale
najpierw, mała, musimy ustalić kilka

zasad.

- Jak chcesz.

- Trzymamy się razem. Nie ma tak, że

nagle odchodzisz sobie sama do jakiejś

background image

salki na zapleczu.

- Dobrze - zgodziła się.
- Naszym głównym celem jest

zlokalizowanie Tammy. Najpierw musimy
poznać teren, po którym się porusza, a

dopiero potem zastanowimy się, jak ją
podejść.

- Dobrze - powtórzyła.
- Wolałbym, aby nie wiedziała, że

pochodzisz z Fortune'ów. Że masz
cokolwiek wspólnego z Jakiem lub Monicą.

Czyli umawiamy się, że nic nie mówisz. Z
nikim nie wdajesz się w rozmowy. Kiedy

odnajdziemy Tammy, usuniesz się w cień.
Zostawisz wszystko w moich rękach. Czy to

background image

jasne?

Ściągnęła brwi. Nastawił się

psychicznie na to, że zacznie się z nim

wykłócać. Serce zabiło mu mocniej, kiedy
podniosła rękę i poufałym gestem

poprawiła mu kołnierzyk u koszuli.

- Nie martw się o mnie, Gabe -

powiedziała łagodnie. - Proszę cię. Nie
jestem dzieckiem. Od wielu lat żyję sama,

na własnym garnuszku, i doskonale sobie
radzę.

Akurat! - pomyślał, ale nie

zaprotestował. Bał się, że cokolwiek powie,

może zabrzmieć protekcjonalnie. A
przecież nie wątpił w siłę Rebeki, w jej

background image

intuicję ani zdolności intelektualne.

Przeszkadzało mu co innego: jej idealizm.
Rebeka Fortune wierzy w miłość. Wierzy w

królewiczów z bajki, w to, że dobro zawsze
zwycięża zło, że nie spotka jej żadna

krzywda. Ponieważ od urodzenia żyje w
świecie Fortune'ów i nie styka się ze ziem,

nie dziwił się jej romantycznym ideałom.
Tyle że były one nieprawdziwe.

Ufność i naiwność czyniły z niej

łatwiejszy łup.

Nagle przyszło mu do głowy, że nie

chciałby, aby się kiedykolwiek zmieniła.

Chociaż utrudniało to jego zadanie, bo
prościej pilnować realistki, która sama

background image

zdaje sobie sprawę z zagrożeń, wolał, żeby

Rebeka pozostała taka, jaka jest, żeby
nadal wierzyła w miłość, szlachetność i

dobro.

Na samą myśl o tym, że mogłoby się jej

przydarzyć coś złego, przeszył go piekący
ból. Zupełnie jakby ktoś wbił mu w nóż w

serce.

Hm. Do tej pory sądził, że wszelkie

uczucia, jakimi ją darzył, rodzą się w nim
pod wpływem hormonów.

Oby dalej tak było.
Z żądzą umiał sobie radzić, z miłością

nie. A Rebeka należy do kobiet, od których
dzieli go przepaść. Do kobiet, których nie

background image

może, nie chce i nie powinien kochać.

- Szlag by to trafił! Najchętniej

wybiłabym dziurę w ścianie, cisnęła na

podłogę bezcenną porcelanową filiżankę,
rozkwasiła komuś nos...

- Wybacz, że ci przerwę. Ale czy

mogłabyś na moment pohamować swój

napad złego humoru i odszukać klucz do
pokoju? - zapytał Gabe, ledwo

powstrzymując radość.

Wcisnęła mu go do ręki.

- Grrr, czuję się taka sfrustrowana...
- Serio?

- Chodź. Wypij ze mną drinka i przestań

być taki irytujący. Zawsze jesteś tak

background image

cholernie opanowany? Nigdy nie tracisz

cierpliwości? Nie masz ochoty tupnąć
nogą, wrzasnąć, poryczeć się?

- Poryczeć się? Nie - odparł z lekką

ironią w głosie. Od powrotu do hotelu

zachowywał się jak dżentelmen:

odprowadził ją na górę, otworzył drzwi,

ale zaproszenia na drinka wyraźnie nie
chciał przyjąć.

- Słuchaj, już dawno minęła północ.

Myślę, że o tej porze...

- Tylko nie mów, że oczy ci się kleją, bo

nie uwierzę. Jesteś tak samo rozbudzony

jak ja. Ale nie obawiaj się. - Uśmiechnęła
się. - Proponując drinka, wcale nie miałam

background image

na myśli mleka. Wszędzie wożę z sobą

metalową piersioweczkę. Nie pamiętam,
co do niej wlałam, whisky czy koniak, ale

na pewno coś z procentami.

Wszedł do środka, by wyjąć klucz z

zamka. Nadal jednak miał wątpliwości, czy
powinien zostawać na drinka.

Zatrzasnąwszy drzwi, Rebeka ruchem

głowy wskazała mu stół stojący w rogu

pokoju i dwa fotele. Skierował się w ich
stronę. Postanowił nie wchodzić jej w

drogę.

Ściągnęła buty, rzuciła torebkę na

łóżko, przyniosła z łazienki dwie szklanki, a
następnie zaczęła grzebać w walizce.

background image

Najpierw wydobyła piersiówkę, potem

spore opakowanie ciastek, paczkę
krakersów oraz ogromną torebkę

kolorowych M&M - sów. Po chwili wstała z
klęczek i cisnęła przysmaki przez pokój.

Gabe złapał je w locie. Usiadłszy w

fotelu, wyciągnął przed siebie nogi i

zarechotał pod nosem.

- Zawsze podróżujesz ze spiżarnią?

- Zawsze - odparła. - Nie ma to jak

smaczne, pożywne jedzenie. Wiesz, jakie

są posiłki w restauracjach: ładnie podane,
ale czy można się nimi najeść? - Na mo-

ment urwała. - Psiakość! Gdziekolwiek
poszliśmy, oni przed chwilą zdążyli wyjść.

background image

Gdybyśmy pojawili się pół minuty

wcześniej, a oni wyszli pół minuty później,
prawdopodobnie byśmy się na nich

natknęli. To niesamowite, że się tak
mijaliśmy.

- Przynajmniej wiemy, że na pewno tu

są. I że nie próbują się ukrywać.

- Ale być tak blisko celu i nie móc go

dosięgnąć! - Nie potrafiła przejść nad tym

do porządku dziennego.

- A ty, dlaczego jesteś taki spokojny?

Dlaczego się nie wściekasz?

- Moim zdaniem dobrze się stało, że

panna Diller cię nie widziała. Posłuchaj,
mała. Sporo się dziś dowiedzieliśmy.

background image

Myślę, że jutro na pewno dojdzie do

konfrontacji.

Faktycznie, sporo się dziś dowiedzieli,

przyznała w duchu Rebeka. Usiadła na
drugim fotelu; po chwili wyciągnęła nogi i

oparła je na łóżku. Niewiele to pomogło.
Potrafiła zmusić ciało do bezruchu, ale nie

potrafiła powstrzymać gonitwy myśli.

Gabe wyjął z kieszeni garść lśniącej

biżuterii - zapomniał ją zwrócić
wczorajszego wieczoru. Rebeka też nie

pamiętała o swoich błyskotkach.

Spojrzała na materiał opinający jej

uda. Przydałaby się jakaś biżuteria, żeby
ożywić czarną sukienkę, którą miała na

background image

sobie. Wcześniej, kiedy zeszła na dół do

holu, Gabe omal nie dostał zawału. Sądził,
że ona paraduje w halce.

Oczywiście nie była to halka, tylko

przeraźliwie droga sukienka na cienkich

ramiączkach sięgająca do połowy uda.
Problem w tym, że nie dawało się jej nosić

ze stanikiem.

Wyruszając z domu, Rebeka nie zabrała

wieczorowych kreacji. Po prostu nie
przyszło jej do głowy, że mogą się przydać.

Przed wyjściem z Gabe'em do kasyna miała
zaledwie kilka minut na kupno

odpowiedniego stroju. Cieszyła się, że w
ogóle znalazła coś w swoim rozmiarze.

background image

Pamiątkowa bransoleta zawieszona

ozdóbkami zabrzęczała. Rebeka wysypała z
torebki garść czekoladowych drażetek i

zaczęła segregować je według kolorów.

Podobno Tammy Diller, tym razem

ufarbowana na jasny blond, też krąży po
mieście bez stanika. Z tego, co opowiadali

ludzie, którzy ją widzieli, lubi intensywne
barwy. Usta miała pociągnięte szkarłatną

szminką, ubrana zaś była w czerwoną
suknię rozciętą z przodu i z tyłu, która jeśli

nawet wszystkiego nie odsłaniała, to
niewiele zostawiała wyobraźni.

Przyjaciel Tammy, Dwayne, chudy

blondynek obdarzony chłopięcym

background image

wdziękiem, który najbardziej uwidaczniał

się, gdy zalecał się do pulchnych wdów,
miał na sobie wytworny smoking.

Wyglądali jak para bogaczy, która nie musi
liczyć się z groszem. Każdego, z kim roz-

mawiali, usiłowali namówić do
zainwestowania pieniędzy we wspaniałą

nieruchomość, która... I tu następował
opis.

Mieli wystarczająco dużo gotówki, aby

mogli sobie pograć. I grali, ale tylko

chwilę. Byli za sprytni na to, aby ryzykować
kapitał. Pieniądze służyły im za maskę, za

parawan.

- Nie bardzo przestrzegałaś zasad -

background image

powiedział nagle Gabe. - Mieliśmy się

trzymać razem, a ty się ciągle oddalałaś.

- Pewnie, że się oddalałam. Niczego

byśmy nie odkryli, gdybyśmy wszędzie
chodzili jak papużki nierozłączki. Inaczej

ludzie rozmawiają z mężczyzną, inaczej z
kobietą. - Wsunęła garść zielonych M&M -

sów do ust. - Pamiętasz tę blondynkę w
„Caesar's”? Miała ochotę rzucić się na

ciebie, nie przejmując się obecnymi na
sali ludźmi. Wykazałeś, kotku, niezwykłe

opanowanie. Bo była bardzo seksowna...

Ale nikt nie był tak seksowny, tak

pociągający jak on sam, pomyślała.
Wszędzie zwracał na siebie uwagę. Teraz

background image

siedział bez marynarki, z rozpiętą pod szyją

koszulą, twarz pokrywał mu ciemny zarost.
Lecz to niczego nie zmieniało. Śnieżna biel

koszuli kontrastującej z opaloną skórą,
wysoki wzrost, umięśnione ciało, ciemne

oczy o przenikliwym spojrzeniu... to
wystarcza, by każdą kobietę przebiegały

dreszcze.

Teraz te ciemne oczy wpatrywały się w

Rebekę.

- Zaczynasz wreszcie dochodzić do

siebie? Uspokajać się?

- Bo jest druga nad ranem? Nie. -

Potarła palcami skronie. - Zrozum, Gabe;
muszę pomóc Jake'owi. Data procesu

background image

zbliża się szybciej niż tornado. Nie

interesuje mnie szukanie dowodów w
lipcu. Potrzebuję ich dziś, jutro. Chcę, żeby

mój brat wyszedł z więzienia. Chcę, żeby
przywrócono mu jego dobre imię.

- Nie denerwuj się, Ruda. - Otworzył

piersiówkę, przysunął do nosa, powąchał

jej zawartość, po czym wlał trochę do
dwóch szklanek, sobie o połowę mniej niż

Rebece. - Posłuchaj. Moi pracownicy cały
czas trzymają rękę na pulsie, sprawdzają

stare informacje, zbierają nowe. W każdej
chwili może pojawić się kolejne nazwisko,

na które dotąd nie wpadliśmy. Ostatnio
twoja mama podała mi jedno, które

background image

zamierzam sprawdzić. Wiemy, że Monica

miała mnóstwo wrogów. Zainteresowałem
się Tammy, bo list Moniki pisany był kilka

dni przed jej śmiercią. Ale to nie znaczy, że
Tammy ją zabiła. Może tak, może nie.

Pamiętaj o jednym. Niczego nie musimy
udowadniać. Wystarczy jeśli pokażemy, że

przebywała w Minneapolis w dniu
zabójstwa i że mogła mieć powód, aby

pozbyć się Moniki. Wystarczy jeśli
zasiejemy w ławnikach wątpliwości. Bo

żeby skazać twojego brata, muszą być
absolutnie przekonani o jego winie.

- To za mało, Gabe. Mnie to nie

satysfakcjonuje. Jake nikogo nie

background image

zamordował. Chcę, żeby osoba winna

zawisła na szubienicy. Mój brat musi
zostać oczyszczony z zarzutów, całkowicie

uniewinniony. Nienawidzę tego uczucia
bezsilności! Tak strasznie chcę mu

pomóc...

- Pomagasz, mała. Naprawdę -

powiedział cicho. - Dowiedzieliśmy się dziś
wszystkiego, co trzeba. Może miło byłoby

zobaczyć, jak Tammy z Dwayne'em wyglą-
dają, ale to nie takie istotne. Chodziło nam

o poznanie ich zamiarów, i poznaliśmy.
Informacja, że naciągają ludzi na kupno

jakiejś lipnej nieruchomości, pomoże mi
opracować plan działania. Będę wiedział,

background image

jak ich podejść, jak z nimi rozmawiać. Więc

nie narzekaj, że nic dziś nie osiągnęliśmy,
bo osiągnęliśmy wiele.

Pociągnęła kolejny łyk whisky. Nie

lubiła tego smaku, ale przynajmniej

alkohol ją rozgrzewał, koił nerwy. Powoli
opuszczała ją złość i rozdrażnienie.

Oczywiście nadal niepokoiła się o los
brata, ale dzięki Gabe'owi potrafiła

spojrzeć na sytuację z nieco większego
dystansu. Może Gabe nie wierzył w

niewinność Jake'a, wiedziała jednak, że nic
- żadne tornado czy trzęsienie ziemi - nie

przeszkodzi w wykonaniu powierzonej mu
pracy. Jest solidny, dokładny, nieustępliwy

background image

i - chwała Bogu - uparty jak osioł.

- Masz rację - przyznała po chwili. -

Odwaliliśmy kawał dobrej roboty.

Skinął głową.
Zobaczyła w jego oczach wahanie,

może rozterkę - nie była pewna. Gabe
rozejrzał się po małym, ciasnym pokoju.

- Całkiem tu przytulnie - powiedział,

chcąc zmienić temat. - Ale podejrzewam,

że dom masz urządzony w zupełnie innym
stylu.

- Jakbyś zgadł!
Ponieważ patrzył na nią wyczekująco,

dodała:

- Najwięcej czasu spędzam w gabinecie

background image

i tam panuje największy bałagan. Po

prostu wszędzie walają się stosy książek,
na podłodze, na krzesłach, na biurku.

Ledwo komputer się mieści. Większość
mebli przywiozłam od mamy. Stały na

strychu i nikt ich nie chciał. Nic do niczego
nie pasuje, każda rzecz jest jakby z innej

parafii. Pełen eklektyzm. Ale ja to
uwielbiam. W łazience z kolei... Boże,

chybabyś zemdlał na widok tych
wszystkich kosmetyków. Cóż, po

znajomości dostaję z firmy każdy produkt,
zanim jeszcze trafi na rynek. W ogóle cały

dom jest potwornie zagracony. Pewnie po
godzinie zacząłbyś się w nim dusić. -

background image

Roześmiała się. - Mam jeden wolny pokój,

prawie pusty, który zamierzam kiedyś
przeznaczyć na pokój dla dziecka.

Temat dzieci omijał z daleka, jakby to

była zaraza.

- Twoja mama nie nalegała, żebyś

została z nią? - spytał. - Żebyś nie

wyprowadzała się?

- Nie. - Potrząsnęła głową. - Wiedziała,

że to nic nie da. Dwie uparte kobiety żyjące
pod jednym dachem? Ciągle byśmy się

żarły. Mama oczywiście miała bzika na
punkcie mojego bezpieczeństwa, ale to

zrozumiałe.

Chociaż nie byłam związana z

background image

rodzinnym interesem, nosiłam nazwisko

Fortune. Nigdy jednak nie ograniczała
mojej swobody. Kochałam oboje rodziców,

a po śmierci ojca matka stała mi się
jeszcze bliższa. Ale miałam własne życie,

własną pracę. Nie wyobrażam sobie, abym
w moim wieku nadal mogła mieszkać z

matką. A ty? Jaki jest twój dom?

- Mój? Nic szczególnego. Ot, cztery

ściany, a w nich różne sprzęty ułatwiające
życie. Zresztą większość czasu i tak

spędzam w pracy. Cztery lata temu
kupiłem do biura rozkładaną kanapę.

Niekiedy prościej się na niej przespać, niż
wracać po nocy na drugi koniec miasta.

background image

Rebeka zamyśliła się. Królestwo Gabe'a

wydawało się jej puste, zimne,
bezosobowe. Nie było to miejsce, w którym

człowiek odpręża się długim męczącym
dniu pracy.

- Wiesz - powiedziała z zadumą - kiedy

cię poznałam, uważałam cię za

aroganckiego, apodyktycznego szowinistę.
Myliłam się.

- Miło mi to słyszeć.
- Lubisz nad wszystkim mieć kontrolę,

ale nie narzucasz innym swojego zdania.
Apodyktyczny i arogancki stajesz się

dopiero wtedy, kiedy się o kogoś martwisz.
Wynika to z twojego poczucia

background image

odpowiedzialności.

- Pani psycholog zamierza

przeprowadzić gruntowną analizę mojej

osobowości? - spytał.

- Nie. - Uśmiechnęła się. - Po prostu

zastanawiam się, skąd to się bierze. Ta
twoja potrzeba osłaniania innych,

zapewniania im ochrony.

- Diabli wiedzą. Zresztą co za różnica?

- Pomyśl. Proszę cię. Jak mi odpowiesz,

przestanę cię nękać.

- Oho! Już to widzę! Ty, Ruda, będziesz

wścibska do grobowej deski.

Przyglądała mu się uważnie. Czy skusi

go łapówka, którą mu zaoferowała? Chyba

background image

nie.

Przez moment nie odzywał się, jakby

dumał nad tym, czy warto zaspokajać

cudzą ciekawość.

- No dobrze - oznajmił wreszcie. - Może

rzeczywiście bywam nadmiernie
opiekuńczy. Kiedy dorastałem, brakowało

mi poczucia bezpieczeństwa. W domu
ciągłe wybuchały kłótnie, awantury. Bez

względu na to, co robiłem, nie byłem w
stanie im zapobiec. Okoliczne dzieciaki

ginęły w przypadkowych strzelaninach na
ulicy, brały narkotyki, wdawały się w bójki

na noże, przyłączały do gangów. To byli moi
koledzy. Nie mogłem ich zmienić, nie

background image

mogłem ochronić.

Rebeka słyszała zarówno słowa, które

wypowiadał na głos, jak i to, co się za nimi

kryło. Gabe był człowiekiem zamkniętym w
sobie; otwierał się tylko wtedy, gdy chciał

przekazać konkretną wiadomość, na
przykład taką, że pochodzą z dwóch

różnych światów i zupełnie do siebie nie
pasują.

- Czy... czy dlatego, że czułeś się taki

bezradny, zdecydowałeś się wstąpić do

wojska?

- Służba w wojsku stanowiła dla mnie

jedyną możliwość ucieczki. Siły Specjalne,
do których wstąpiłem, pozwalały mi się

background image

wyrwać z tego piekielnego kręgu. Nie tylko

nauczyłem się, jak chronić podległych mi
ludzi, ale również wielokrotnie miałem

okazję to czynić.

W wojsku liczy się odpowiedzialność,

obowiązkowość, honor. Niestety, liczą się
także siła, refleks, wytrwałość, a przede

wszystkim młodość. Kiedy odszedłem z Sił
Specjalnych... praca detektywa wydała mi

się naturalną kontynuacją tego, co
robiłem wcześniej.

- Fakty, zasady, porządek. Sprawowanie

kontroli. Planowanie. Trzymanie ręki na

pulsie. Hm...

- Ty natomiast nie lubisz niczego

background image

planować, wolisz podejmować decyzję w

locie, działać spontanicznie. Mój sposób
musi wydawać ci się straszliwie nudny.

- Mylisz się, Gabe. Nie miałeś wyjścia.

To całkiem zrozumiałe, że ktoś, kto przez

całe dzieciństwo patrzy bezradnie na
otaczający go chaos, wybiera później tak

zwaną „nudę”, czyli życie ustabilizowane,
bez niespodzianek. W porównaniu z twoim,

moje dzieciństwo to istna sielanka.

Wiedziała, że jest z nią szczery, choć nie

otworzył się do końca. Na pewno nie
kłamał, opowiadając o swojej przeszłości,

ale też i nie wszystko mówił. Jakby się bał.
Ilekroć ona zdradzała najmniejszy ślad

background image

zainteresowania nim jako mężczyzną,

ilekroć okazywała troskę, sympatię, on
natychmiast ostrzegał ją, aby nie robiła

sobie nadziei, bo dzieli ich przepaść nie do
pokonania.

Zdawała sobie sprawę z różnic. Miała

też świadomość, że pokochanie człowieka,

który nie pragnie dzieci i nie wierzy w sens
rodziny, stanowi ryzykowny krok. Ale była

gotowa podjąć to ryzyko. Uczuć, jakimi
darzyła Gabe'a, nie umiała powstrzymać.

Równie dobrze ktoś mógłby jej kazać
powstrzymać deszcz.

Tak, z każdą minutą kochała go coraz

mocniej.

background image

- Każdy dźwiga jakiś krzyż - rzekł po

chwili. - Twoje dzieciństwo pewnie też nie
przebiegało bezproblemowo. Myślę, że

niełatwo się dorasta wśród Fortune'ów.

- Bo ja wiem? Może niełatwo, ale na

pewno ciekawie. Byłam jednak zawsze
otoczona miłością. Nigdy nie czułam się

odsunięta na boczny tor.

- Otoczona miłością... Miłość, moja

droga, to zużyta waluta.

Kiedy indziej błyskawicznie by

zareagowała, ale teraz... Zawsze lubił się z
nią drażnić; udając cynika, lubił

wyśmiewać się z jej idealistycznego
podejścia do świata. Potyczki słowne

background image

obojgu im sprawiały przyjemność. Teraz

jednak zadumała się; ciekawa była, czy
Gabe kiedykolwiek wyzwoli się z

przeszłości, czy kiedykolwiek będzie w
stanie spojrzeć optymistycznie w

przyszłość.

- Przestań - powiedział.

Nagle pojawiło się w nim napięcie. A

przecież nic nie zrobiła, jedynie spuściła

nogi na podłogę i wstała. Widząc zaś
przerażenie w jego oczach, można by

sądzić, że rozebrała się do naga w miejscu
publicznym.

- Ten drink to był doskonały pomysł.

Pomógł mi się odprężyć, ale teraz

background image

powinienem już ruszać do siebie.

- Tak, powinieneś - zgodziła się.
Zauważyła, że nie zaprotestował, kiedy

wpadła na kolejny doskonały pomysł i
usiadła mu na kolanach.

- Oj, mała, lepiej nie.
- Zdecydowanie lepiej nie.

- Do tej pory świetnie sobie dawaliśmy

radę.

- Wiem.
- Trzeba dalej ignorować to wzajemne

przyciąganie.

Nie zwracając na nie uwagi, nie

wpakujemy się w kłopoty.

- Teoretycznie masz rację - przyznała -

background image

ale przymykanie oczu nie zawsze odnosi

pożądany skutek. Ilekroć jesteśmy razem,
między nami aż iskrzy. A przynajmniej we

mnie się iskrzy. Nogi mam jak waty. Serce
mi łomocze. Dlaczego tak się dzieje, kiedy

jesteś przy mnie? Dlaczego nigdy
wcześniej tego nie czułam? Nie cierpię

pytań, na które nie znam odpowiedzi.
Męczą mnie. Nie cierpię też niejasnych

sytuacji.

- No dobrze, ale to jeszcze nie powód,

żebyś siedziała mi na kolanach.

- To mnie zrzuć.

Nie chciał tego zrobić, i nie umiał.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Chwycił ją wpół. Nagle, brutalnie. Jakby

był rozbitkiem na środku ciemnego,

wzburzonego morza, który ratując się
przed topielą, chwyta boję.

Znieruchomiała.

Nie

miała

najmniejszego zamiaru uciekać. I wtem

poczuła na wargach miażdżący ucisk jego
warg. Czegoś takiego jeszcze nigdy w życiu

nie zaznała. To było jak erupcja wulkanu.
Pierwszy pocałunek, dziki, szalony,

niebezpieczny, był tylko wstępem. Przy-
miarką. Potem potoczyła się lawina.

Świat przestał istnieć. Byli tylko oni.

background image

Ona i Gabriel. Żaden mężczyzna nie

wzbudzał w niej takiego pożądania. Z
żadnym nie było jej tak dobrze. Mimo

różnic i przepaści byli dla siebie stworzeni.

Wysunął rękę z jej gęstych włosów.

Odrzuciła w tył głowę. Drobnymi
pocałunkami okrywał jej szyję, kość

obojczyka, dekolt. Delikatnie ujął w zęby
ramiączko sukni. Po chwili ujął w dłoń jej

nagą pierś.

Był dobrym człowiekiem. Chociaż tak

wiele ich dzieliło, czuła, że po raz pierwszy
w życiu spotyka człowieka tej miary co on.

Wspaniałego, szlachetnego. Ale teraz nie
był dobry ani szlachetny. Teraz co innego

background image

było mu w głowie.

Ostrym zarostem drapał jej skórę.

Ustami i językiem doprowadzał do

szaleństwa. Oczy mieli zamknięte, oddechy
przyśpieszone. Jeszcze nigdy nikogo tak

nie pragnęła, nigdy sama nie czuła się tak
pożądana. Rozpięła Gabe'owi koszulę.

Pachniał ciepłem, czystością, seksem.

Jak ktoś zbyt długo trzymany w

zamknięciu, zdawał się łaknąć
towarzystwa, słońca, piękna. A ona tym

wszystkim była. To wszystko dla niego
uosabiała. Była jego słońcem, jego

światem. Trzymała w ręku klucz otwiera-
jący drzwi celi. Tak, tylko ona mogła go

background image

wypuścić, uwolnić. Potrzebował jej.

Podobnie jak on, jeszcze nigdy nie

czuła się tak naga. Ale nie wstydziła się

okazywać emocji, głodu, samotności,
pożądania. Obróciwszy się twarzą do

Gabe'a, trochę niezdarnie objęła go w
pasie udami. Podciągnął wyżej jej

sukienkę, po czym zacisnął dłonie na jej
pośladkach.

- Rebeko... - szepnął.
I w tym momencie zadzwonił telefon.

Ostry przenikliwy terkot zaskoczył ich
oboje.

Przez kilka sekund Rebeka tkwiła bez

ruchu, wpatrując się w Gabe'a

background image

nieprzytomnym wzrokiem. Dopiero po

chwili skojarzyła, że jest pokoju
hotelowym i że gdzieś w tym pokoju jest

również telefon, który wydaje przeraźliwe
dźwięki. Znajdował się daleko, na stoliku

po drugiej stronie łóżka. Nie chciała go
odbierać, ale nie miała wyboru: Gabe

zepchnął ją z kolan.

-

Kiedy

indziej,

mała,

zaproponowałbym, żebyśmy wyrwali sznur
ze ściany. Ale obawiam się, że jak ktoś

dzwoni w środku nocy, sprawa może być
poważna. Lepiej podnieś słuchawkę.

To, co mówił, brzmiało logicznie, tyle że

do niej ta logika docierała jakoś

background image

wyjątkowo powoli i opornie.

Potykając się o buty, Rebeka obeszła

łóżko i chwyciła słuchawkę, zanim głośne

brzęczenie ponownie zdążyło wypełnić
pokój.

- Halo?
- Rebeka Fortune?

- Tak, słucham.
Nie rozpoznała głosu osoby dzwoniącej,

ale akurat w takim momencie, kiedy
dosłownie przed chwilą rozkoszowała się

pieszczotami Gabe'a, prawdopodobnie nie
rozpoznałaby głosu własnej matki. W

myślach wciąż siedziała u Gabe'a na
kolanach, skupiona na jego dłoniach,

background image

wargach, ramionach. Jeszcze minuta, może

dwie, najwyżej pięć, a wylądowaliby w
łóżku, kochaliby się... Nie potrafiła

skoncentrować się na niczym innym.

- Mówi Tammy. Tammy Diller.

Imię i nazwisko rozmówczyni

podziałało na nią jak kubeł zimnej wody.

Zniknęło pożądanie, zniknęły myśli o
miłosnych igraszkach. Wciągając

gwałtownie powietrze, Rebeka usiadła na
łóżku.

- Nie - sprzeciwił się stanowczo Gabe. -

Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie spotkasz się z

tą kobietą. Absolutnie wykluczone. Wybij
to sobie z głowy.

background image

- Uspokój się, kotku. Mnie też się ten

pomysł nie bardzo podoba, ale nie mam
wyboru. Po prostu muszę.

- Po moim trupie! - zawołał. - Zrozum,

Ruda. Naprawdę nie musisz. Diabli wiedzą,

o co jej chodzi.

- Ciekawe, jak mnie znalazła...

- To nie było trudne. Szukałaś jej po

całym mieście, ba! po dwóch miastach, bo

wcześniej w Los Angeles. Jak gdyby nigdy
nic wypytywałaś o kobietę, która być może

jest morderczynią. Cholera jasna,
powinienem był cię zakneblować! Teraz

panna Diller wie, jak się nazywasz i w
którym hotelu mieszkasz. Wrzodów się

background image

przez ciebie nabawię! - W jego głosie

zabrzmiała złość. - No dobra, pakujesz się i
wracasz do domu. Tym razem to rozkaz, a

nie prośba.

- Przestań się na mnie wydzierać, bo to

nic nie da. Zostaję tu i już.

- Wyjeżdżasz!

- Gabe, wiem, że się niepokoisz. Ja też

się boję. Ale nareszcie mam szansę, żeby

pomóc Jake'owi. I nikt mnie nie
powstrzyma.

Powiedziała to cicho i łagodnie, lecz z

taką stanowczością, że miał ochotę ją

udusić.

Zaczęli przemierzać ciasny pokój; on

background image

chodził od ściany do ściany po jednej

stronie łóżka, ona po drugiej. Przy każdym
nawrocie ich spojrzenia się krzyżowały.

Nigdy dotąd nie walczył z kobietą. Nigdy

też na żadną nie podnosił głosu. Było to

sprzeczne z jego naturą. Po prostu tak nie
zachowuje się mężczyzna wobec kobiety.

Dręczyły go wyrzuty sumienia. Wyrzuty

z powodu podniesionego głosu nie były

jeszcze najgorsze. Westchnął głośno.
Cholera, jest uparta jak kozioł. Jeżeli okaże

się, że musi ją związać i zakneblować, by
ocalić jej życie, zrobi to bez najmniejszych

skrupułów. O ileż mniejszym wysiłkiem
wymuszał posłuszeństwo na podległych

background image

mu żołnierzach! A tego przeklętego

rudzielca nic nie jest w stanie zastraszyć
czy spłoszyć. Nie świadczy to o jej

odwadze, przeciwnie stanowi dowód
głupoty i lekkomyślności. Nawet nie

zdawała sobie sprawy z grożącego jej
niebezpieczeństwa!

Na razie ani prośbą, ani krzykiem nie

zdołał przemówić jej do rozumu, lecz nie

zamierzał się poddać. W razie czego gotów
był użyć siły. W tym wypadku cel uświęca

środki.

Ale targały nim również innego rodzaju

wyrzuty sumienia, i te było mu o wiele
trudniej zaakceptować - wyrzuty z powodu

background image

żądzy, jaka w nim wrzała.

Jedno z cienkich ramiączek wisiało

oderwane. Tylko wypukłość piersi

powstrzymywała sukienkę przed
osunięciem się niżej. Rebeka wzięła

głęboki oddech. Usta miała czerwone,
nabrzmiałe od pocałunków, włosy

rozczochrane, skórę gładką, zaróżowioną z
podniecenia.

Ilekroć patrzył na stojące pomiędzy

nimi łóżko, uświadamiał sobie, jak

niewiele brakowało, aby się w nim znaleźli.
I jak bardzo tego nadal pragnął - porwać

Rebekę w ramiona, pieścić ją, tulić,
całować.

background image

Mężczyzna ma prawo pożądać kobiety.

Ma prawo się z nią kochać, zwłaszcza jeśli
ona również tego chce. Ale w tym wypadku

kobietą jest Rebeka, która marzy o dzie-
ciach, o wielkiej miłości, o rodzinie. O

stabilizacji.

To zaś w ogóle jego nie kusiło.

Co innego seks, co innego

zaangażowanie emocjonalne. Żadnej

kobiety świadomie dotąd nie skrzywdził;
zawsze wybierał takie, którym

odpowiadały te same reguły gry.

Nigdy też nie zdarzyło się, aby

ktokolwiek - kobieta, mężczyzna, dziecko -
przeszkodził mu w pracy.

background image

- Psiakrew! - mruknął pod nosem. -

Sytuacja całkiem wymknęła mi się spod
kontroli. Tammy nie powinna była

domyślić się twojego nazwiska.

- Gdyby go nie odkryła, nigdy by się ze

mną nie skontaktowała - stwierdziła
Rebeka. - Zresztą przez telefon brzmiała

bardzo sympatycznie. Najpierw przepro-
siła, że dzwoni tak późno. A potem

powiedziała, iż słyszała od znajomych, że
jej szukam. Wprawdzie nie wie po co, ale

jeżeli zależy mi na spotkaniu, to jutro ma
trochę wolnego czasu.

Gabe wywrócił oczami.
- A ty od razu musiałaś się zgodzić?!

background image

- Musiałam i chciałam. Na miłość

boską, przecież po to tu jesteśmy. Żeby z
nią porozmawiać. A ona sama to

zaproponowała.

- No właśnie. Jaka miła! A jakie miłe

miejsce wybrała. Ciche, puste,
odosobnione. Kanion Red Rock. Zrozum,

Tammy Diller nie jest żadną miłośniczką
przyrody. Jeśli wybrała miejsce z dala od

cywilizacji, to na pewno nie dlatego, że
chce tam z tobą pomedytować.

- Ależ ty jesteś podejrzliwy! - zirytowała

się Rebeka. - Skąd wiesz, że ona coś knuje?

Że chce mi wyrządzić krzywdę? Nic nie
wiemy i niczego się nie dowiemy, dopóki

background image

się z nią nie spotkam.

- Nie puszczę cię samej.
- Gabe, ona chce rozmawiać ze mną, nie

z tobą. Proszę cię, przestań myśleć jak
troskliwy tatuś małolaty, która wybiera się

na pierwszą randkę, i skup się na moment.
Pojadę do tego kanionu. Sama. Kobieta

inaczej rozmawia z kobietą, a inaczej z
mężczyzną. Zobaczę, co mi powie, a co

pominie milczeniem. Wiele można wy-
czytać między wierszami, a jeszcze więcej z

wyrazu oczu. Ty byś wszystko sknocił.
Owszem, jesteś przystojny i mógłbyś jej

zawrócić w głowie, ale czasem masz skłon-
ności do krzyku. A poza tym zupełnie nie

background image

potrafisz być subtelny.

- Ja mówię o bezpieczeństwie, a ty o

moich manierach? Kogo to obchodzi, czy

jestem subtelny, czy nie?

Posłała mu szelmowski uśmiech.

- Nie dyskutujmy, kotku. Jadę na to

spotkanie i już.

- Jestem przeciwny.
- Wiem.

- Bardzo mi się to nie podoba.
- Wiem.

W końcu poddał się. Niechętnie i

wbrew sobie. Gdyby wierzył, że to

cokolwiek da, zadzwoniłby do Kate i po-
prosił ją, by natychmiast zamknęła córkę

background image

w klasztorze. Podejrzewał jednak, że Kate,

choć niezwykle prężna i stanowcza w
interesach, nie ma nad Rebeką żadnej

władzy.

Rebeka nikogo nie słuchała. Uważała,

że wszystko wie najlepiej. Musiał coś z tym
fantem zrobić.

Najgorsze było to, że nie miał do niej za

grosz zaufania. Już kilka razy coś

obiecywała, a potem bezczelnie łamała
reguły. Mógłby ją odwieźć na lotnisko,

wsadzić do samolotu, ale nie miał żadnej
pewności, czy nie sterroryzowałaby załogi

i nie zmusiła kapitana do wylądowania w
Red Rock. Niemal gotów był się założyć, że

background image

związana i poćwiartowana też dotarłaby na

spotkanie z Tammy.

Dlatego się poddał, lecz postawił kilka

warunków. On pierwszy się uda do kanionu
- oddzielnym samochodem. Nie będzie go

widziała - bo gdzieś się ukryje. Ona ma
uważnie słuchać wszystkiego, co Tammy

mówi; wolno jej zadawać pytania, ale
absolutnie nie wolno wspominać o

śmierci Moniki. Niech sobie wymyśli, co
chce, dowolną bajeczkę, by wyjaśnić

Tammy, dlaczego próbowała się z nią
skontaktować, lecz niech unika wszelkich

niebezpiecznych tematów.

Rebeka bez wahania przystała na

background image

wszystkie warunki.

Gabe pominął dwa drobne szczegóły: że

na wyznaczone miejsce zamierza przybyć

uzbrojony i dopiero wtedy zdecyduje, czy
cały czas pozostanie w ukryciu, czy jednak

się ujawni.

Rebeka o nic go nie zapytała. Po chwili

głośno ziewnęła. Przeciągnąwszy się,
przetarła oczy i uśmiechnęła się

bezradnie.

- Strasznie męczące są te kłótnie z tobą.

- Spojrzała na zegarek. - O rety! Wiesz,
która jest godzina?

Nie miał pojęcia, lecz kiedy sprawdził,

natychmiast sięgnął po marynarkę.

background image

- Słuchaj, omówimy wszystko jeszcze

raz, zanim ruszysz jutro w drogę. Jeśli
macie się spotkać p drugiej, może zjemy

wczesny lunch o... na przykład o
jedenastej. Przyjdę po ciebie na górę.

- Dla kogo lunch, dla tego lunch. Dla

mnie to pewnie będzie śniadanie. Przed

dziesiątą nie wstanę.

- Świetnie. Wyśpij się.

Podejrzewał, że on sam nie zdoła

zmrużyć oka. Miał mnóstwo spraw do

załatwienia przed jutrzejszym spotkaniem,
choćby wynajęcie drugiego wozu czy

dokładne obejrzenie kanionu. Skierował
się pośpiesznie ku drzwiom. Nagle stanął

background image

w pół kroku.

- Mała...
Nie był pewien, co chce powiedzieć,

jedynie czuł, że powinien coś powiedzieć.
Nie wypada wybiec bez słowa. Całowali

się, pieścili. Telefon od Tammy zburzył
intymny nastrój; podziałał jak zimny

prysznic. Ale przecież te pocałunki były
prawdziwe, pieszczoty nie dokończone...

- Zamierzasz przeprosić za to, do czego

prawie między nami doszło? - spytała

cicho.

- Przeprosić? Nie. - Potarł ręką brodę. -

A właściwie tak. Chcę cię przeprosić.

- To nie była twoja wina, Gabe.

background image

Grzecznie sobie siedziałeś, a ja ci się

wpakowałam na kolana. - Też potarła ręką
twarz, jakby ten gest był zaraźliwy. -

Powinnam cały czas myśleć o Jake'u. To z
jego powodu tu przyleciałam. Kiedy

Tammy zadzwoniła, myślami byłam gdzie
indziej. Mam

i

tego powodu wyrzuty

sumienia.

- Niepotrzebnie. Szukanie dowodów

niewinności Jake'a to moja praca, nie
twoja. Wiem, że go kochasz i chcesz mu

pomóc, ale ty żyjesz w innym świecie. Nie
jesteś przyzwyczajona do krętactw ani

łajdactw, do śledzenia podejrzanych
typów, do rozmów z ludźmi z marginesu. -

background image

Wsunął ręce do kieszeni. - Poza tym

martwisz się o brata. Kiedy żyje się w
stresie, wszystko się inaczej postrzega.

Inaczej reaguje się na rzeczywistość.
Wewnętrzne napięcie wypacza nasz

sposób myślenia, czucia...

- Moje myślenie czy czucie wcale nie

jest wypaczone. - Popatrzyła mu prosto w
oczy. - Jedynie wybrałam nieodpowiedni

moment. I tego żałuję. Ale niczego poza
tym. Rozumiesz?

- Dobra, dobra. Kiedy wrócisz do

Minneapolis, znów będziesz marzyła o

domku na wsi, z huśtawką w ogrodzie. O
dzieciach. I o mężczyźnie, który ci je da.

background image

Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale

po chwili je zamknęła. W jej dużych
zielonych oczach Gabe dojrzał smutek i

ból. Ból, który sam zadał, odbierając jej na-
dzieję.

Skinąwszy na pożegnanie głową,

wyszedł z pokoju.

Korytarz był pusty. Gabe ruszył przed

siebie. Cisza dzwoniła mu w uszach. Miał

wrażenie, że słyszy stukot własnego serca.

W rozmowie z Rebeką był szczery. Nie

chciał sprawiać jej przykrości, ale nie
chciał też, by nastawiała się na coś, co nie

ma szansy się spełnić. Jest romantyczką,
która buja w obłokach i wierzy w

background image

królewiczów z bajki. Gdyby związała się z

nim, przeżyłaby bolesne rozczarowanie.
Bezwzględna uczciwość - to jedyne, co

mógł jej zaofiarować, mimo to czuł się jak
ostatni drań.

Była tym, o czym marzył jako mały

chłopiec - blaskiem księżyca, promykiem

słońca. Bał się takich wielkich słów jak
miłość, ale nie ukrywał, że darzy ją uczu-

ciem. Wcale nie chciał, żeby się zmieniła.
Ma prawo być altruistką, wierzyć w bajki,

dążyć do spełnienia marzeń.

Dlatego musi ją chronić. Nie przed

niebezpieczeństwem z zewnątrz. Przed nim
samym, Gabrielem Devereax.

background image

Zdawał sobie sprawę, że nie jest

mężczyzną, jakiego Rebeka potrzebuje, a
tym bardziej pragnie.

Nóż był jej ulubionym narzędziem

zbrodni. Kilka osób uśmierciła za pomocą

trucizny, jedną czy dwie zastrzeliła,
używając starego brytyjskiego stena, parę

utopiła, kilka innych zrzuciła ze skał. W
komputerze miała na ukończeniu kolejną

powieść kryminalną: główny złoczyńca
posługuje się srebrnym sztyletem. Śmierć

zadana tą metodą jest znacznie
okrutniejsza, wymaga większej odwagi,

bezpośredniego kontaktu z ofiarą. A
Rebece sprawiała to dużo większą

background image

przyjemność.

Pamiętała jedną recenzję. Krytyk

pochwalił ją za drapieżną wyobraźnię i

zabójcze poczucie humoru. Czuła się mile
połechtana. Ale tak ochoczo i tak lekką

ręką mordowała jedynie postaci fikcyjne -
swoich książkowych bohaterów. W życiu

natomiast miała wyrzuty sumienia, kiedy
zabijała komara. Nigdy też nie marzyła o

spotkaniu w cztery oczy w osobą, która
może być mordercą.

Zapięła guziki jasnej bawełnianej

koszuli, wsunęła poły do beżowych

sportowych spodni, po czym włożyła
tenisówki. W głowie jej szumiało, w

background image

żołądku czuła dziwny ucisk. Jasna koszula i

beżowe spodnie były trzecim strojem,
który przymierzyła po wstaniu, co najlepiej

świadczyło o stanie jej nerwów. Dziesiątki
godzin poświęcała na tworzenie

bezdusznych morderców, a nie miała
najmniejszego pojęcia, jak się ubrać na

spotkanie z prawdziwym potencjalnym
zabójcą.

Poranne słońce wpadało przez okno do

pokoju. Nie zwracając uwagi na pogodę,

Rebeka chwyciła szczotkę do włosów.
Włosy jak zwykle sterczały jej na wszystkie

strony. Przez moment zastanawiała się, czy
nie spiąć ich klamerkami, potem

background image

zrezygnowała z tego pomysłu. Na miłość

boską, przecież nie idzie na rozmowę w
sprawie pracy!

To, że Monica Malone zginęła dźgnięta

nożem do korespondencji, nie znaczy, że

Tammy - adresatka jednego z listów -
pozbawiła ją życia. Nie ma żadnych

dowodów na to, że w dniu morderstwa
Tammy przebywała w domu Moniki. Na

nożu nie było śladów jej palców. Jednakże
od chwili znalezienia listu Rebeka miała

silne, choć niczym nie uzasadnione
przeczucie, że pomiędzy Tammy Diller a

rodziną Fortune'ów istnieje jakiś
tajemniczy związek. Z drugiej strony, Gabe

background image

bez przerwy powtarzał jej, że ma zbyt bujną

wyobraźnię.

Podejrzewała, że gdyby naprawdę

wierzył w winę Tammy, stanąłby na głowie,
aby nie dopuścić do ich spotkania. On

natomiast uważał, że Tammy jest typową
oszustką i naciągaczką, osobą o

koszmarnej opinii i brudnych rękach,
mającą jakieś powiązania z Monicą, które

mogą rzucić światło na śledztwo i
przyczynić się do zwolnienia Jake'a. W

niewinność Jake'a nie bardzo wierzył.
Tylko rodzina obstawała przy tym, że Jake

nie mógł zabić Moniki. Ale rodzina
wynajęła najlepszych prawników i im

background image

zostawiła obronę Jake'a.

Ona, Rebeka, wolała nie ryzykować;

bądź co bądź chodziło o jej brata.

Jake był niezdolny - psychicznie,

emocjonalnie, moralnie - do popełnienia

jakiejkolwiek zbrodni. Rebeka nie miała co
do tego cienia wątpliwości. Ale ktoś

zasztyletował aktorkę. I tą osobą mogła
być Tammy, która mniej więcej w tym

czasie kontaktowała się z Monicą.

Rebeka spojrzała na zegarek. Do

spotkania w kanionie zostały równe trzy
godziny.

Rzuciła szczotkę na łóżko, pomalowała

usta, pociągnęła różem policzki. Zapinając

background image

pamiątkową bransoletę - dziś bez swojego

talizmanu nie zamierzała wychodzić -
zastanawiała się, czy zdąży zwymiotować.

Denerwowała się. Sama myśl o spotkaniu z
Tammy przyprawiała ją o mdłości. Ale lada

moment powinien nadejść Gabe. Jest już
dwie minuty spóźniony.

Zastukał do drzwi, zanim uporała się z

bransoletą. Kiedy mu otworzyła, przyjrzał

się jej z zatroskaniem, jakby wyruszała w
długą podróż za ocean.

- Jak się czujesz? Spałaś dobrze? Nie

zmieniłaś zdania?

- Czuję się świetnie i rwę się do

działania - odparła.

background image

Okazało się, że wcale nie musi go

okłamywać. Albowiem z chwilą, gdy się
pojawił, ogarnął ją błogi spokój - mdłości

minęły, choć serce waliło, jakby dopiero
skończyła bieg na setkę.

Ubrany był na sportowo: koszula w

kratkę, dżinsy, cienka kurtka. Zauważyła, że

bez względu na to, co Gabe ma na sobie,
dres czy smoking, zawsze wygląda bardziej

dystyngowanie od niej. Poły koszuli tkwią
mu w spodniach, włosy nie sterczą na

wszystkie strony. Był ogolony, ale oczy
miał wyraźnie podkrążone. Nie mógł spać,

pomyślała. Podobnie jak ona, pewnie leżał,
dumając o tym, co robili, zanim przerwał im

background image

telefon.

Wcześniej zastanawiała się, czy

przypadkiem nie zakochała się w Gabie.

Teraz już wiedziała. Z jednej strony,
pociągał ją fizycznie, a z drugiej... Tak, z

drugiej strony serce jej łomotało, kolana
miała jak z waty, dłonie wilgotne.

- Wciąż nie jestem pewien, czy

powinienem ci pozwolić na to spotkanie -

rzekł ponuro:

- Dam ci dobrą radę, kotku. W

dzisiejszych czasach lepiej nie używaj w
rozmowie z kobietą takich słów jak „czy

powinienem ci pozwolić”, bo możesz
zarobić guza.

background image

Oparł się o framugę drzwi.

- Z innymi kobietami na pewno bym nie

użył. Tu nie chodzi o płeć, mała, lecz o

charakter. Jedni mają wojowniczą naturę,
inni łagodną jak baranek. Ty do końca

życia będziesz barankiem.

- Może. Ale jeśli się zastanowisz,

zrozumiesz, że bycie barankiem ma kilka
niezaprzeczalnych korzyści. - Chwyciła z

łóżka torebkę oraz kartkę z podyktowaną
jej przez Tammy instrukcją dojazdu do

kanionu, po czym wyszła na korytarz i
skierowała się do windy. - Naprawdę

możesz się o mnie nie martwić. Jestem
straszliwym tchórzem. Jeśli myślisz, że

background image

uczynię coś, co by mogło rozgniewać czy

sprowokować pannę Diller, to się mylisz.

Gabe przekręcił klucz w zamku i

pośpieszył za Rebeką. Oboje jednocześnie
wyciągnęli ręce, żeby wcisnąć guzik

przywołujący windę.

- Ty tchórzem? Prędzej uwierzę w

obietnice wyborcze naszych polityków.
Odkąd cię poznałem, podejmujesz ryzyko

za ryzykiem. Żyjesz po to, żeby ryzykować.
Ale dziś, Ruda, musisz zagrać bezpiecznie.

To ważne. Pamiętasz, o czym
rozmawialiśmy wczoraj? Jeżeli poczujesz,

że coś jest nie tak, jeżeli cokolwiek wyda ci
się dziwne lub podejrzane, masz

background image

natychmiast wsiąść do samochodu i

odjechać.

Drzwi windy rozsunęły się z cichym

sykiem. Weszli do środka. W oczach
Rebeki pojawiły się wesołe iskierki.

- Ależ, Gabe! Co ty mówisz? Czyżbyś

zaczął wierzyć w przeczucia, w intuicję?

Westchnął głośno.
- Mam nadzieję, że wrócisz do hotelu

cała i zdrowa. Po chwili, gwoli
przypomnienia, powtórzył jej to, co

uzgodnili wczoraj: jadą dwoma
samochodami, on pozostaje w ukryciu,

potem spotykają się w ustalonym miejscu
o ustalonej porze. Wręczył jej mapkę z

background image

zaznaczoną flamastrem trasą. Rebeka

domyśliła się, że zamiast próbować w nocy
zasnąć, udał się do kanionu i dokładnie

obejrzał teren.

Wysiedli z windy. Zbliżali się do

restauracji, kiedy Gabe skończył litanię
rozkazów, próśb i żądań. Zanim pchnął

szklane drzwi, wcisnął Rebece do ręki
klucz.

- Co to? - spytała.
- Wynająłem ci wóz. Czarną mazdę RX -

7. Uniosła brwi.

- Wystarczyłby chevy.

- Może. Wziąłem mazdę na wypadek,

gdyby pojawił się jakiś problem i

background image

chciałabyś szybko zwiać.

Do tej pory Rebeka grzecznie słuchała.

Nawet nie próbowała nic dodać od siebie.

Bądź co bądź chirurgowi w trakcie operacji
nie przerywa się. Widziała, że Gabe jest w

swoim żywiole; wszystko dokładnie
sprawdził, zaplanował, przygotował. Bez

niego na pewno by sobie nie poradziła. Ale
ostatniej uwagi nie mogła puścić bez

komentarza.

Delikatnie ujęła go za łokieć, po czym

oznajmiła cicho: - Nie uciekam przed
problemami, Gabe. Czasem ogarnia mnie

strach, czasem z nerwów wymiotuję, cza-
sem robię nie to, co trzeba. Ale nie

background image

uciekam. Tego możesz być pewien.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Chociaż odległość z Las Vegas do

kanionu Red Rock wynosiła tylko

dwadzieścia pięć kilometrów, Gabe miał
wrażenie, jakby nagle znalazł się na innej

planecie. Zgiełk ucichł, światła wygasły,
domy zniknęły - miasto zostało w tyle.

Najpierw pojawiła się pustynia, a parę
kilometrów dalej dziki, kamienisty

krajobraz.

Dla turysty, któremu znudziło się

przegrywanie forsy w kasynach, wycieczka
do kanionu mogła stanowić miłą odmianę.

Gabe jednak podejrzewał, że Tammy

background image

wybrała to pustkowie z całkiem innych

powodów.

Podrapał się po brodzie. Kilka minut

temu panna Diller przybyła na miejsce
jasnożółtym cadillakiem. Nie swoim -

wynajętym. Miał okazję dokładnie się jej
przyjrzeć. I to, co ujrzał, bardzo mu się nie

podobało.

Leżał na skraju półki skalnej, około

dziesięć metrów nad dnem kanionu.
Trudno byłoby o lepszy punkt ob-

serwacyjny; widział wszystko jak na dłoni.
Liczył na to, że może uda mu się również

śledzić przebieg rozmowy - o ile wcześniej
nie roztopi się w słońcu.

background image

Tammy zaproponowała spotkanie przy

stołach piknikowych w parku na terenie
kanionu. Teoretycznie było to idealne

miejsce na rozmowę, ciche, spokojne. W
parku - a zatem wśród ludzi. Tyle że ludzie

przyjeżdżali do kanionu w soboty i w
niedziele. W środku tygodnia panowała tu

pustka. Słońce prażyło niemiłosiernie,
promienie odbijały się o łyse skały,

powietrze stało nieruchomo. I w promieniu
wielu kilometrów nie było widać żywej

duszy - ptaka, jaszczurki, a tym bardziej
człowieka.

Gabe miał przy sobie menażkę z wodą,

ale bał się wyciągnąć ją z kieszeni i

background image

podnieść do ust, by hałas nie zdradził jego

obecności. Dla geologa okolica ta pewnie
była rajem; tu i ówdzie rosło parę

poskręcanych topoli rzucających
zbawienny cień na stoliki piknikowe, dalej

jednak ciągnęły się różowopomarańczowe
formacje skalne, które przyjmowały

dziwne strzeliste kształty.

Gabe nie był geologiem; nie

interesowały go formacje skalne ani
surowe piękno krajobrazu. Samochód

zostawił daleko od parku. Pokonując drogę
piechotą, cały czas denerwował się, że

miejsce wybrane przez Tammy jest tak
ustronne. Tak na uboczu. Mogła tu zrobić

background image

wszystko i nikt by niczego nie widział.

To, że przybyła dwadzieścia minut przed

czasem, wydało mu się podejrzane i

natychmiast wzmogło jego czujność. Ale
dzięki temu miał okazję dobrze się jej

przyjrzeć. Najbardziej rzucała się w oczy
fryzura - Tammy miała włosy do ramion,

dość puszyste, a może natapirowane.

Pewnie uważała, że ma na głowie

artystyczny nieład. Gabe zaś uważał, że
czesała się koszmarnie. Kiczowato.

Tak samo się malowała. W myśl zasady,

że im więcej koloru na powiekach i tuszu

na rzęsach, tym lepiej. Nogi - długie i
zgrabne. Bluzka, pełna falbanek i koronek,

background image

opinała obfity biust. Przypuszczalnie dzięki

tym koronkom Tammy Diller chciała
sprawiać wrażenie osoby niewinnej i

godnej zaufania, a sprawiała wrażenie
zdziry. Lafiryndy. Nie chodziło o ubranie, bo

to, co miała na sobie, musiało sporo
kosztować. Chodziło raczej o sposób, w

jaki je nosiła, i o sposób, w jaki się
poruszała.

Spojrzenie miała zimne, przebiegłe.

Twarz całkiem ładną, gdyby nie makijaż. I

gdyby nie wyraz okrucieństwa, sprytu i
wyrachowania, którego nic nie było w sta-

nie ukryć. Była wyraźnie spięta; co rusz
podskakiwała nerwowo i oglądała się za

background image

siebie, jakby coś słyszała. A słyszeć nic nie

mogła, bo on nie czynił najmniejszego
szmeru.

Wreszcie z oddali dobiegł ich cichy

warkot silnika. Rebeka. Gabe poczuł, jak

mięśnie mu się napinają, nie oderwał
jednak oczu od Tammy. Kobieta rzuciła

papierosa na ziemię, zgniotła go butem,
wypluła gumę do żucia, zawiązała na

głowie cienką chusteczkę, włożyła na nos
wielkie okulary słoneczne i czym prędzej

przybrała wyraz spokoju i powagi.

Rebeka zatrzymała czarną mazdę tuż

obok cadillaca i wysiadła. No dobrze, mała.
Bądź grzeczna, prosił ją w myślach Gabe.

background image

Zachowuj się tak, jak uzgodniliśmy.

Rozmawiaj, ale nie wspominaj słowem o
Monice, o Jake'u i o morderstwie. Jutro

możesz sobie ryzykować, ile chcesz.
Przysięgam, że nie będę na ciebie krzyczał,

ale dziś błagam, bądź ostrożna.

Spostrzegłszy Tammy, Rebeka

skierowała się w jej stronę. W porównaniu
z nią, była jak powiew wiatru, jak promień

słońca - czysta, naturalna, świeża.

- Panna Diller?

Coś jest nie tak. Gabe wyraźnie to

widział. Znał Rebekę, jej sposób chodzenia

i stania. Ktoś inny pewnie niczego by nie
zauważył, ale on od razu spostrzegł nie-

background image

naturalną sztywność w jej ruchach oraz

przylepiony do warg uśmiech - szeroki,
promienny, lecz wymuszony.

Natychmiast rozdzwoniły się w nim

dzwonki alarmowe. Maksymalnie wytężył

wzrok, wzmógł czujność. Wczesnym
rankiem postanowił zajrzeć do komputera,

zobaczyć, czy nie pojawiło się więcej
informacji o Tammy lub o jakimś innym

podejrzanym, o którym dotąd było cicho.
Monica nie narzekała na brak wrogów.

Pracownicy agencji dokładnie sprawdzili
każde nazwisko otrzymane od Kate i Jake'a

Fortune'ów. Wygrzebali mnóstwo
ciekawych informacji, ale nic, co mogłoby

background image

się przydać w śledztwie. Gabe uznał, że nie

ma powodu zakazywać Rebece spotkania z
Tammy, skoro tak bardzo jej na tym zależy.

Teraz żałował swej decyzji. Trzeba było

zakazać i już. Skoro Rebeka jest tak

poruszona samym widokiem Tammy,
znaczy to jedno: że istnieje coś, o czym on

nie wie. Tak w ogóle to lubił niespodzianki,
ale nie wtedy, gdy dotyczyły Rebeki, a

szczególnie jej bezpieczeństwa.

Obserwował ją uważnie. Po chwili

nienaturalna sztywność zniknęła. Rebeka
wyciągnęła na powitanie rękę i - jak to ona

- ćwierkając wesoło, rzekła:

- Dziękuję, że chciała się pani ze mną

background image

spotkać. - Rozejrzała się dookoła. - Boże,

jak tu pięknie!

Tammy uścisnęła jej dłoń, szczerząc

zęby w fałszywym uśmiechu.

- Prawda? Uwielbiam to miejsce. Cisza,

spokój, można się odprężyć, swobodnie
porozmawiać. Zwłaszcza tu, w Vegas,

człowiek potrzebuje chwili wytchnienia. -
Mówiła z południowym akcentem, którego

chyba nie udawała, głosem ociekającym
słodyczą, która niewątpliwie prawdziwa

nie była.

- No tak. Po wrażeniach w kasynie...

Nie wszystko docierało do jego uszu.

Tammy stała zwrócona tyłem; przyglądał

background image

się jej więc bez obawy, że go dostrzeże. Z

początku tylko na to liczył: że znajdzie
kryjówkę na tyle blisko, by mógł śledzić

obie kobiety, a gdyby co do czego doszło,
rzucić się Rebece na ratunek. To, że w

czystym powietrzu i panującej wokół
niezmąconej ciszy głos niósł się tak

dobrze, było miłą niespodzianką.
Najmniejszy ruch powodował jednak, że

głosy się zlewały. A kobiety, wiadomo, nie
potrafią ustać w miejscu.

Gabe wstrzymał oddech. Starał się

zignorować swędzenie w okolicy karku,

zapomnieć o żarze lejącym się z nieba, nie
zwracać uwagi na ostre odłamki wpijające

background image

mu się w tors.

Sądząc po twarzy Rebeki, nie mówiły o

niczym ważnym; po prostu prowadziły

uprzejmą, zdawkową rozmowę. Rebeka
uśmiechała się, potakiwała, co pewien

czas entuzjastycznie przyznawała swej
rozmówczyni rację.

Brawo, Ruda, pochwalił ją w myślach.

Świetnie się spisujesz.

Podeszły nieco bliżej skały, na której

leżał. Po chwili Tammy, uznawszy, że nie

przyjechała tu, by rozprawiać o urodzie
kanionu, przystąpiła do sedna.

- Gdziekolwiek się wczoraj pojawiłam,

ktoś mówił, że pani mnie szuka. Ponieważ

background image

nie znamy się, nigdy się nawet nie

widziałyśmy, zastanawiałam się, o co może
chodzić...

- Jeśli mogę być z panią szczera...
Szczera? Gabe poczuł dreszcz trwogi.

Mógł się tego spodziewać. Wczoraj
wyraźnie mu powiedziała, że nie ma

zwyczaju uciekać przed problemami.
Zresztą sam to doskonale wiedział.

Wielokrotnie udowodniła swoim za-
chowaniem, że gotowa jest uczynić

wszystko, żeby pomóc bratu. Żadne
problemy nie były jej straszne. Nie myślała

o ryzyku czy zagrożeniu. Miał tego
najlepszy przykład wczorajszej nocy, kiedy

background image

o mało nie wylądowała z nim w łóżku.

Każdy dotyk, każda pieszczota i

pocałunek odżyły w jego pamięci. Miotany

paniczną trwogą, usiłował telepatycznie
przekazać Rebece swe myśli, przypomnieć

jej, co ustalili.

- Ależ, moja droga! Oczywiście, że tak -

zapewniła ją Tammy.

- Pewnie czytała pani w gazecie o

morderstwie Moniki Malone? No więc mój
brat Jake został oskarżony o tę zbrodnię. W

rzeczach Moniki znalazłam kopię listu,
który napisała do pani kilka dni przed

śmiercią. Nie wiem, co panią łączyło z
Monicą, ale miałam nadzieję, że zdoła mi

background image

pani jakoś pomóc. Szukam jakichś śladów,

informacji, czegokolwiek, co by mogło
oczyścić dobre imię mojego brata.

Serce Gabe'a zamarło. W ustach mu

zaschło, jakby godzinami wędrował po

pustyni. Psiakrew! Tyle razy jej tłumaczył, a
ona kiwała głową na znak, że się zgadza i

rozumie! Przecież uzgodnili, że nie wolno
jej słowem wspomnieć o śmierci Moniki.

Jeżeli tak zrobi, wówczas Tammy dostrzeże
w niej wroga. Zagrożenie.

Cholera, Ruda! Zamknij się, ani słowa

więcej!

Przez moment nie widział twarzy

Tammy Diller, widział jedynie, że uniosła

background image

ręce, jakby wyznanie Rebeki ogromnie ją

zdziwiło.

- Tak, oczywiście, że słyszałam o

morderstwie. Monika Malone była sławną
aktorką i wszystkie gazety pisały o jej

śmierci. Ale nie znałam jej osobiście...

- No a list? - spytała Rebeka. - Napisała

do pani zaledwie kilka dni przed śmiercią...

Serce Gabe'a znów zaczęło bić. A raczej

walić młotem. Przez chwilę zastanawiał
się, co ma zrobić, kiedy wreszcie dorwie tę

rudowłosą kretynkę. Czy ma ją usmażyć na
skwierczącym tłuszczu, przywiązać do

słupa na środku termitiery, czy utopić?
Wszystkie trzy rozwiązania były tak

background image

kuszące, że nie potrafił się zdecydować. No

cóż, później nad tym pomyśli, a na razie
przygwoździł wzrokiem Tammy Diller. Nie

zamierzał spuszczać z niej oczu - nawet na
moment, żeby mrugnąć.

- Tak, to prawda - przyznała Tammy. -

Byłam zaskoczona. Jak się pani zapewne

domyśla - wykonała ręką nieokreślony
gest, jakby wskazywała na swoją twarz i fi-

gurę - jestem modelką. Uznałam, że pani
Malone chce mi zaoferować pracę.

Czytałam kiedyś, że jest związana z firmą
kosmetyczną należącą do pani rodziny.

Akurat byłam między zleceniami... Ale
sama nie wiem. Wkrótce zaproponowano

background image

mi ciekawe zajęcie, a potem... Nie zdążyłam

odpowiedzieć na list pani Malone ani
dowiedzieć się, o co jej chodziło.

- Szkoda. - Rebeka westchnęła. -

Liczyłam na coś więcej. Że podsunie mi

pani jakiś trop, na przykład nazwisko
osoby, która mogła źle Monice życzyć...

- Przykro mi, kochana. Nigdy w życiu nie

spotkałam pani Malone. Rzecz jasna,

byłam przerażona, kiedy przeczytałam o jej
morderstwie. To straszne! Stara holly-

woodzka aktorka ginie zasztyletowana
ozdobnym nożem do listów. Zupełnie jak na

filmie, no nie? Po prostu wierzyć się nie
chce, że ktoś mógłby popełnić tak ohydną

background image

zbrodnię.

Cholera! Znów coś jest nie tak! Rebeka

pokiwała głową, mruknęła, że tak, to

straszne, ale Gabe zauważył, że krew
odpłynęła jej z twarzy. Zauważył też, że z

całej siły zaciska dłonie. Choć robiła to
dyskretnie, w sposób ledwo widoczny,

pamiątkowa bransoleta głośno zabrzę-
czała.

Tammy, starając się uciec od tematu

Moniki, pochwaliła bransoletę i po chwili

rozmowa zeszła na biżuterię. Obie kobiety
przestępowały nerwowo z nogi na nogę.

Były wyraźnie spięte. Obie wyjęły z torebki
kluczyki samochodowe. Podrzucając je w

background image

dłoni, kontynuowały rozmowę. Nie chciały

przedłużać spotkania, ale żadna nie umiała
go zakończyć.

Gabe z ulgą wypuścił z pluć powietrze.

Uznał, że nic groźnego się już nie wydarzy.

Gdyby Tammy chciała wyrządzić Rebece
krzywdę, miała aż nadto czasu. Być może

była zadowolona ze spotkania. Może
stwierdziła, że poszło po jej myśli. Bo

przecież osiągnęła cel: zdołała zamydlić
Rebece oczy, wcisnąć jej trochę kitu, a przy

okazji dowiedzieć się, czego Rebeka od
niej oczekuje.

Niestety, Gabe nie wierzył w szczęśliwe

zakończenia. Trafiały się jedynie w

background image

bajkach i czasem w filmach.

Leżenie bez ruchu doprowadzało go do

szału. Miał ochotę zejść ze skały, wrócić do

samochodu i odjechać, zanim Tammy
wsiądzie do swojego cadillaca. Ale to nie

wchodziło w grę. Każdy najlżejszy szmer
mógł zdradzić jego obecność. Musiał

uzbroić się w cierpliwość, poczekać, aż
Tammy ruszy w drogę. Dziesiątki myśli

kłębiły się w jego głowie. Nawet jeżeli
będzie miała kilka minut wyprzedzenia, bez

trudu powinien ją dogonić. Niewiele dróg
prowadzi do kanionu, a żółty cadillac łatwo

da się zauważyć na autostradzie.

Nie wiedział, dokąd Tammy planuje się

background image

stąd udać, instynkt jednak podpowiadał

mu, że należy to koniecznie sprawdzić.
Siedząc ją, zorientuje się, czy rozmowa z

Rebeką wytrąciła ją z równowagi i co z
tego dalej wynika.

Rudą zajmie się później.
Ręce Rebeki, wilgotne ze

zdenerwowania i podniecenia, ślizgały się
po kierownicy. Czarna mazda pruła w

kierunku Las Vegas z prędkością około stu
czterdziestu kilometrów na godzinę.

Rebeka wreszcie zreflektowała się, jak
mocno naciska pedał gazu. Ale tak jak

jeździec nie może spowolnić konia
podczas wyścigu, tak ona nie potrafiła

background image

zmusić się do wolniejszej jazdy.

Czarny pojazd wyrywał się do przodu.

Spieszyło mu się. Jej też. Na widok Tammy

omal nie dostała ataku serca. Chociaż
kobieta starała się zmienić swój wygląd,

podobieństwo między nią a starszą siostrą
Rebeki, Lindsay, było uderzające. Kiedy

Rebeka to sobie uświadomiła, dziesiątki
porozrzucanych części łamigłówki nagle

zaczęły układać się w całość.

Tammy Diller i Tracey Ducet to jedna i

ta sama osoba. Od początku imię i
nazwisko adresatki listu wydawało jej się

znajome, nie mogła sobie jednak przypo-
mnieć, gdzie się z nim zetknęła. Oczywiście

background image

nigdzie się z nim nie zetknęła. Po prostu

było dziwnie zbieżne z nazwiskiem Tracey
Ducet. Rebeka oczywiście słyszała opo-

wieść o kobiecie, która mniej więcej rok
temu usiłowała się podać za porwaną w

dzieciństwie bliźniaczkę Lindsay. Cała
rodzina żyła tą historią. Ale nie powiązała

Tracey z Tammy, dopóki nie stanęła z nią
twarzą w twarz.

Tracey - Tammy ma niebywały tupet,

decydując się na spotkanie z członkiem

rodziny Fortune'ów. Żadna ilość makijażu
ani żadne przebranie nie jest w stanie

zmienić człowieka tak, by go nie
rozpoznano.

background image

Rebeka nie dość, że prawie zemdlała na

widok Tracey - Tammy, to potem omal nie
dostała drugiego ataku serca, kiedy ta

wspomniała o śmierci Moniki przez za-
sztyletowanie. Ani w poważnych gazetach,

ani w prasie brukowej nie podano
narzędzia zbrodni. Policja strzegła tej

informacji niczym sztabek złota.
Oficerowie prowadzący śledztwo mieli

wystarczającą ilość dowodów, by oskarżyć
Jake'a o morderstwo, ale wiele pytań wciąż

pozostawało bez odpowiedzi, na przykład:
kto jeszcze dotykał zdobionego

kamieniami noża do listów? Do kogo
należały zamazane odciski palców?

background image

Ponieważ oskarżony był członkiem jednej z

najbogatszych rodzin w Stanach,
oczekiwano, że proces stanie się głośny.

Wszyscy bali się popełnić jakikolwiek
błąd. Dlatego do informacji mogących

mieć bezpośredni wpływ na wynik procesu
nie dopuszczano prasy.

Tammy jednak wiedziała, jak Monica

zginęła. Wspomniała zarówno o

zasztyletowaniu, jak i o ozdobnym nożu.

To ostatecznie przekonało Rebekę, że

dawna Tracey Ducet, a obecna Tammy
Diller zabiła aktorkę. Dalsza rozmowa z nią

stanowiła prawdziwą udrękę. Nie chciała
rozmawiać, chciała jak najszybciej

background image

pożegnać się, wrócić do hotelu, podzielić

się wiadomością z Gabrielem i policją.
Niech policja aresztuje prawdziwego

mordercę, czy raczej morderczynię, i
zwolni niesłusznie przetrzymywanego w

areszcie Jake'a.

Autostrada była stosunkowo pusta,

dopiero pod miastem ruch się nasilił.
Rebeka, która przez cały czas rozmyślała o

swoim odkryciu, kilka razy skręciła nie
tam, gdzie trzeba. Trudno było zgubić się w

Las Vegas - główne hotele z daleka rzucały
się w oczy, ich nazwy migotały na tle nieba

- jej się jednak udało.

Wreszcie zlokalizowała „Circus Circus”.

background image

Była wściekła na siebie, że straciła tyle

czasu, a przecież tak bardzo się jej
spieszyło. Skierowała wóz na

wielopoziomowy parking. Przy wjeździe
zwolniła, by wziąć z automatu kwit z

godziną, od której liczy się czas postoju.
Oślepiające słońce pozostało na zewnątrz;

w środku panował chłodny półmrok.
Umówiła się z Gabe'em w swym pokoju.

Ponieważ błądziła, było całkiem
prawdopodobne, że już na nią czekał.

Ciekawa była jego reakcji, kiedy

przekaże mu wiadomość o Tracey.

Wiedziała, że wysłucha jej w skupieniu, bo
do pracy zawsze podchodził z powagą. I że

background image

w jego oczach pojawi się błysk zawiści lub

urażonej dumy - biedak nie znosił, kiedy to
ona coś odkrywała albo wpadała na trop,

który jemu uniknął. W sumie jednak
ucieszy się i pogratuluje jej sukcesu. Może

z radości nawet zapomni o tym, że
zignorowała jego polecenia dotyczące

przebiegu spotkania w kanionie.

Zdążył ją poznać dość dobrze, powinien

zatem wiedzieć, z kim ma do czynienia: z
osobą, która nie lubi, jak ktoś jej coś każe

czy czegoś zabrania. Poczuła ukłucie w
sercu. Zawsze gdy jej na kimś zależało,

robiła wszystko na opak, łamała wszelkie
zasady, ale jeszcze nigdy tylu nie złamała

background image

co teraz, przy Gabie.

Na razie jednak nie miała czasu się nad

tym zastanawiać. Na pierwszym poziomie

wszystkie miejsca były zajęte, więc
wjechała na drugi. Przez chwilę krążyła,

rozglądając się na boki; wreszcie dojrzała
puste miejsce. Zgasiła silnik, wyciągnęła

ze stacyjki kluczyki, wzięła torebkę. Na
myśl o tym, że zaraz zobaczy Gabe'a i opo-

wie mu o Tammy, zadrżała z podniecenia.

Wysiadłszy z samochodu, sprawdziła,

czy drzwi są zamknięte, po czym odwróciła
się. Wokół było ciemno, pusto, cicho -

betonowe ściany, betonowa podłoga, masy
samochodów. Przez moment stała

background image

zdezorientowana, niepewna, gdzie są

schody lub winda i którędy wiedzie droga
do hotelu.

- Hej!
Na dźwięk męskiego głosu obejrzała

się przez ramię. W pierwszej chwili nawet
się nie zdziwiła, że ktoś do niej woła. Las

Vegas zostało zbudowane z myślą o
turystach, więc obcy ludzie często

zagadywali do siebie. Najpierw zobaczyła
uśmiech na twarzy obcego. Potem

zarejestrowała kilka innych szczegółów: że
mężczyzna

jest

sympatycznie

wyglądającym blondynem w wieku około
trzydziestu pięciu lat, dość wysokim,

background image

ubranym podobnie jak dziesiątki innych

ludzi na ulicach... i nagle doznała
olśnienia.

Tammy Diller miała narzeczonego.

Choćby z tego powodu ona, Rebeka,

powinna była skojarzyć Tammy z Tracey.
Bo Tracey też cały czas towarzyszył

narzeczony, który pomagał jej, gdy
odgrywała rolę odnalezionej siostry

bliźniaczki. Jak on miał na imię? Dwayne,
Wayne, jakoś tak. W głowie jej zaszumiało,

zrozumiała bowiem, że nie jest bezpieczna,
ale było już za późno. Mężczyzna podbiegł

bliżej. Mimo półmroku wyraźnie widziała
jego chłopięcy uśmiech i uprzejmy wyraz

background image

twarzy.

A potem w jego prawej ręce

spostrzegła długie lśniące ostrze.

Podnosząc je, wciąż się uśmiechał.

Wokół nie było żywego ducha. Cisza aż

dudniła w uszach. Rebeka uzmysłowiła
sobie, że jest zdana wyłącznie na siebie.

Chociaż wiedziała, że nikt jej nie usłyszy,
wciągnęła głęboko powietrze, zamierzając

krzyknąć na całe gardło. Tak głośno, by
pobudzić zmarłych.

Nie zdążyła; wydała z siebie jedynie

żałosny kwik. Obcy boleśnie wykręcił jej

do tyłu rękę. W nozdrza uderzył ją duszny
zapach wody kolońskiej. Nie mogła od-

background image

dychać. Do szyi miała przytknięty nóż; jego

srebrne ostrze rzucało fantazyjne refleksy
na ścianę nieopodal.

Czuła narastającą panikę. Nie umiała

się przed nią bronić. Nagle przyszło jej do

głowy imię i nazwisko narzeczonego
Tracey Ducet: Wayne Potts. Niestety, na

niewiele mogło się jej teraz przydać. Coraz
więcej fragmentów łamigłówki układało

się w całość, ale...

Psiakość, Gabe miał rację. Powinna

była bardziej na siebie uważać. Powinna
była też zaufać swojej intuicji, starać się

rozgryźć, kim jest Tammy Diller i jej
tajemniczy towarzysz. No ale nie czas teraz

background image

na gdybanie i robienie sobie wyrzutów, gdy

czubek ostrza kłuł ją w szyję.

- Panna Rebeka Fortune... Spóźniłaś się,

ciziuniu. Spodziewałem się ciebie
dwadzieścia minut temu. Już zaczynałem

się martwić, że coś się stało. Zgubiłaś się,
czy co? W końcu ile czasu trzeba na

pokonanie niecałych trzydziestu
kilometrów?

Chciał rozmawiać? Przytykając jej nóż

do szyi? Nie była w nastroju do rozmowy.

Mogła posikać się ze strachu, wpaść w
histerię, zemdleć, zacząć dygotać jak w fe-

brze - albo wszystko naraz. Ale z nożem przy
szyi nie mogła rozmawiać. Z drugiej strony,

background image

póki on mówi, ona żyje. Póki mówi, nie kroi

jej na kawałki.

- Skąd... skąd znasz moje nazwisko?

- Telefony w samochodach to świetny

wynalazek. Wszystko wiem o tobie. Tracey

nie mogła się doczekać, żeby mi
opowiedzieć o waszym spotkaniu. Muszę

przyznać, że doskonała z ciebie aktorka,
wiesz? Tracey nabrała się na twoją

szczerość i naiwność. Była przekonana, że
uwierzyłaś w każde jej słowo. Ja jednak

dość wcześnie w życiu nauczyłem się
odróżniać prawdę od fałszu.

Wykręcił mocniej jej rękę. W oczach

zapiekły ją łzy. Poprzez zapach wody

background image

kolońskiej przedzierał się odór potu.

Napastnik pocił się z podniecenia. Rebeka
instynktownie pojęła, że podoba mu się

rola agresora i zabawa ostrym nożem.

- To jakaś pomyłka. Nie mam pojęcia, o

co ci chodzi. O czym ty mówisz? Nie znam
żadnej Tracey...

Zarechotał jej prosto w ucho.
- Całkiem nieźle, ciziuniu. Całkiem

nieźle. Ale nie próbuj okłamywać
zawodowca. Od razu rozpoznałaś Tracey,

prawda? Wygląda dokładnie tak samo jak
twoja starsza siostra. Tłumaczyłem jej,

żeby nie dzwoniła do ciebie, że spotkanie z
tobą to głupi pomysł, ale uparła się. To

background image

ważne, mówiła, żebyśmy odkryli, co wiesz.

No i odkryliśmy. Wiesz za dużo...

Nagle rozległ się przeraźliwy pisk opon.

Zaskoczony hałasem Wayne uniósł głowę,
odruchowo przyciskając mocniej nóż.

Rebeka poczuła, jak po szyi cieknie jej
strużka krwi. Bała się drgnąć choćby o

milimetr. Kątem oka dojrzała lśniący biały
dach auta Gabe'a, który właśnie wyłaniał

się zza zakrętu.

Silnik wył, samochód - niczym

odrzutowiec pędzący po pasie startowym -
nabierał coraz większej szybkości,

zupełnie jakby kierowca nie przejmował
się tym, że na jego drodze stoją dwie

background image

osoby: mężczyzna z nożem i skostniała ze

strachu kobieta. Po chwili wóz zniknął z jej
pola widzenia. Ułamek sekundy później

huknął w auto zaparkowane obok mazdy,
którą Rebeka przyjechała. Koła wciąż się

obracały, a silnik warczał, kiedy drzwi się
otworzyły i ze środka wypadł Gabe.

Wszystko trwało zaledwie parę sekund.

Gdyby Wayne miał odrobinę rozumu,

domyśliłby się, że trzyma w ręku asa,
którego absolutnie nie powinien

wypuszczać. On jednak zdał się na instynkt,
a instynkt kazał mu brać nogi za pas i

uciekać.

Ostrze przesunęło się po jej gardle.

background image

Rebeka poczuła piekący ból, po czym

została brutalnie odepchnięta. Uderzyła
brzuchem o maskę stojącego obok wozu.

Jest wolna! Przez chwilę nie mogła złapać
ani oddechu, ani równowagi; miała ochotę

przysiąść na betonowej podłodze, na
przemian głośno śmiać się i płakać - ale

nagle zobaczyła Gabe'a. Przemknął obok,
nie patrząc na nią, z dziką furią w oczach.

- Gabe, on ma nóż! - krzyknęła.
Ale równie dobrze mogłaby wołać do

pilota w odrzutowcu. Do głuchego pilota w
ryczącym odrzutowcu. Rzucił się na wroga

jak wygłodniały tygrys. Obaj przeturlali się
kilka razy. Nóż błysnął w powietrzu, spadł

background image

na beton i zniknął pod najbliżej

zaparkowanym samochodem.

Wayne nie miał szansy. Wył, jęczał,

szlochał, usiłował się wyrwać, uwolnić,
ochronić przed ciosami.

Rebeka stała nieruchomo, z ręką

zaciśniętą na brzuchu, zbyt przerażona i

zdenerwowana, by jasno myśleć. Chciała
pomóc Gabe'owi, ale nie wiedziała jak. Czy

powinna wyciągnąć spod samochodu nóż?
A może wezwać policję? Ale bała się

odejść i zostawić mężczyzn samych.

Wtem usłyszała warkot silnika i po

chwili zza zakrętu wyłonił się inny
samochód. Na przednich fotelach siedziała

background image

para turystów, starsze małżeństwo, które

wybrało ten niefortunny moment na
szukanie miejsca do zaparkowania.

Potykając się, Rebeka wybiegła na środek
drogi i zaczęła machać do kierowcy, by się

zatrzymał. Dwie pary wystraszonych oczu
patrzyły na nią przez szybę.

- Zostawcie tu wóz i wezwijcie policję! -

zawołała do turystów.

Zdjęci przerażeniem, nie ruszyli się z

miejsca.

- Błagam! Biegnijcie do hotelu i

zadzwońcie po policję!

Drzwi się otworzyły i małżonkowie

posłusznie wysiedli. Spoglądając

background image

niepewnie na Rebekę, siwowłosy

mężczyzna zapytał:

- Dobrze się pani czuje?

- Świetnie - zapewniła go, ale ledwo

zniknęli jej z oczu, pomyślała sobie, że

gorzej chyba jeszcze nigdy się nie czuła.

Odwróciwszy się, zobaczyła, jak Gabe

wali Wayne'a pięścią w brzuch.
Potrzebował pomocy. Bała się. Nawet jeśli

Wayne Potts otrzymuje ciosy, to -
podświadomie czuła - Gabe znacznie

bardziej cierpi. Nigdy dotąd nie widziała go
w takim stanie, ani razu czynem,

spojrzeniem czy słowem nie zdradzał
śladu agresji.

background image

- Gabe, nic - mi nie jest! - zawołała,

instynktownie szukając wyjścia z tej
sytuacji. - Nie wyrządził mi krzywdy!

Zero reakcji. Nie była pewna, czy Gabe

ją słyszał, czy zdawał sobie sprawę z jej

obecności. Podbiegła bliżej. Nie wiedziała,
co robić, w jaki sposób może pomóc. Im

mniejszy dzielił ją dystans od Gabe'a, tym
wyraźniej widziała dziką wściekłość

malującą się w jego oczach i twarzy.

- Gabe, nic mi nie jest! - powtórzyła. -

Nic mi nie jest. Rozumiesz? Nie skrzywdził
mnie.

Może wreszcie zdołała do niego

przemówić, a może po prostu sam uznał, że

background image

wystarczy. Ciosy ustały. Wayne podniósł

się na czworaki; dyszał ciężko, szlochał,
jęczał. Przez chwilę patrzył osłupiały, nie

wierząc, że już nikt go nie bije. Na wszelki
wypadek wolał nie ruszać się z miejsca.

Raptem otworzyły się metalowe drzwi i

parking zapełnił się ludźmi. Rebeka

zauważyła biegnących w ich stronę
strażników. W oddali słychać było jadące

na sygnale wozy policyjne. Przymknęła na
moment powieki, usiłując złapać oddech.

Kiedy je uniosła, wszędzie panował

straszliwy rozgardiasz. Mnóstwo ludzi

krzyczało, nawoływało się. Ale ona tego nie
widziała - widziała tylko oczy Gabe'a pa-

background image

trzące na nią z odległości trzech metrów,

patrzące tak, jakby byli sami na świecie.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Gabe zastukał do drzwi łazienki.
- Obsługa hotelowa, proszę pani.

Ze środka dobiegł go stłumiony

śmiech.

- Obawiam się, że w tym momencie

obsługa hotelowa zarumieniłaby się po

czubki uszu. Wciąż leżę w wannie, Gabe. Ale
już zaraz wychodzę.

- Nie spiesz się. Im dłużej się

pomoczysz, tym lepiej będziesz się czuła.

Tyle że... hm, rosół wystygnie. Ale mam
pomysł. Weź ręcznik, zawsze dają ich za

dużo, i owiń się, żebym mógł wejść z

background image

kolacją.

- Mam jeść kolację, leżąc w wannie? -

Westchnęła. - Co za wyrafinowana

rozpusta!

- Czy to znaczy, że mam dać ci święty

spokój czy przeciwnie: że czekasz owinięta
ręcznikiem?

- Czekam owinięta. I nie mogę uwierzyć,

że zamówiłeś dla mnie gorący rosołek.

Ostrożnie balansując tacą na jednej

dłoni, drugą ręką nacisnął klamkę.

Wewnątrz unosiły się kłęby pary prze-
siąkniętej słodkim zmysłowym zapachem,

chyba jaśminu. Gabe natychmiast poczuł,
jak skacze mu poziom adrenaliny, ale

background image

starał się zachować skromnie i

przyzwoicie niczym mnich. Trzymał wzrok
utkwiony w twarzy Rebeki.

Gdyby numer z rosołem nie wypalił,

znalazłby inny sposób na dostanie się do

łazienki, ale tego nie zdradził Rudej. Nie
zdradził też, że zamierza pozbawić ją ręcz-

nika.

Powtarzała mu wielokrotnie, że dobrze

się czuje, że Wayne Potts nie wyrządził jej
krzywdy. Oczywiście widział długi, wąski

ślad po cięciu, jakie ten drań zostawił jej
na szyi, ale to wszystko. Wcześniej Rebeka

była ubrana od stóp do głów, więc niczego
więcej nie dało się zauważyć. Miał jednak

background image

świadomość, że prędzej krowa zatańczy

walca, niż Rebeka przyzna się do
otrzymanych ran.

- Ponieważ dopiero terminuję jako

kelner i jeszcze nie opanowałem

wszystkich potrzebnych w tym fachu umie-
jętności - rzekł - mam następującą

propozycję. Jeżeli wyleję rosół do wanny,
możesz nie dawać mi napiwku.

Z wzrokiem wciąż odwróconym od

wyciągniętej w wodzie postaci, postawił

tacę na umywalce, po czym kopnął nogą
drzwi, żeby gęsta, zmysłowo pachnąca

para nie wydostawała się na zewnątrz.

- Najpierw łyżeczka. O, bardzo proszę. A

background image

teraz... ostrożnie... miseczka. Mamy również

elegancką płócienną serwetkę, ale
osobiście uważam, że śmiesznie by wy-

glądało, gdyby ją pani położyła sobie na
kolanach albo zawiązała pod szyją.

Zostawmy ją tu obok, dobrze? Aha, i jeśli
ma pani ochotę głośno siorbać, proszę się

mną nie przejmować.

Zaśmiała się cicho pod nosem, ale

inaczej niż zwykle. Na pewno nie był to jej
normalny śmiech.

Odgrywając rolę kelnera, Gabe ani razu

nie zerknął na przysłonięte ręcznikiem

ciało. Wpatrywał się w twarz Rebeki, od
czasu do czasu w rozcięcie na szyi.

background image

Kiedy zaczęła jeść, przysiadł na

opuszczonej desce sedesowej. Powietrze
było nagrzane, więc udając, że mu gorąco,

schylił się, aby zdjąć buty i skarpetki.
Zrobił to jednak tylko po to, aby móc

dyskretnie i bezkarnie przyjrzeć się
Rebece.

Na skutek wilgoci niesforne rude włosy

jeszcze bardziej się nastroszyły, tworząc

ognistą aureolę. Parę mokrych kosmyków
przylepiło się do karku. Rebeka zawiązała

ręcznik nad biustem, zakrywając
najbardziej intymne części ciała, ale na

szczęście hotelowe ręczniki nie miały
wielkich rozmiarów i co nieco było widać.

background image

Skórę miała białą niczym pierwszy

śnieg. Na widok cienkiej czerwonej pręgi
biegnącej w poprzek szyi Gabe zacisnął

zęby; znów poczuł, jak wszystko się w nim
gotuje. Na zanurzonym w wodzie udzie

dostrzegł wielki fioletowoczarny siniec,
dwa inne - jakby ślady odciśniętych dłoni -

znaczyły jej ramiona. Bydlak się z nią nie
patyczkował!

Ale mogło być gorzej, pocieszył się w

duchu.

Najbardziej boląca rana nie była

jednak widoczna w postaci sińca czy

zadrapania. Ta największa i najdotkliwsza
tkwiła głęboko ukryta, a dostrzec ją można

background image

było, patrząc w zielone oczy Rebeki, zawsze

lśniące i pełne życia, a teraz mętne,
pozbawione blasku.

Jadła zupę z apetytem, ale cały czas

była spięta. Rozglądała się wkoło, jakby

szukała drogi ucieczki. Na niczym dłużej
nie potrafiła zatrzymać wzroku. Po prostu

wciąż czuła strach.

Minęły trzy godziny, odkąd zakuto

Wayne'a w kajdanki i odwieziono do
aresztu. Gabe udzielił policji

szczegółowych odpowiedzi, po czym wziął
Rebekę za rękę i zaprowadził do hotelu. Na

parkingu zachowywała się spokojnie, nie
okazując najmniejszego zdenerwowania.

background image

Nie wiedziała, że gdy człowiek przeżywa

silny wstrząs psychiczny, prędzej czy
później zawsze następuje reakcja.

- Skąd ci w ogóle przyszedł do głowy

pomysł rosołu? - spytała. - Czyżbyś jednak

posiadał typowo ojcowski instynkt
opiekuńczy?

- Ojcowski? Nie żartuj - oburzył się. -

Zupa to jedyne, na co wpadłem. Uznałem,

że normalnego jedzenia nie przełkniesz.

- Słusznie. Nie wyobrażam sobie, abym

mogła zasiąść dziś nad stekiem... Jak
sądzisz, czy policja złapała już Tracey?

Rozmawiali o tym dziesiątki razy, ale

nie dziwił się, że Rebeka wciąż powraca do

background image

tematu.

- Bardzo możliwe - odparł. - Tammy, czy

też Tracey, nie miała powodu się ukrywać;

nie wiedziała, co się przydarzyło jej
narzeczonemu. Przypuszczalnie pojechała

prosto do domu, żeby tam się z nim
spotkać. Myślę, że policjanci bez trudu ją

namierzyli.

- A myślisz, że... że powinnam jeszcze raz

zadzwonić do mamy?

To też już przerabiali.

- Podejrzewam, że Kate wisi na

telefonie, odkąd się z nią pożegnałaś.

Miała dziwne przeczucie w sprawie Tammy
Diller. Coś ją tknęło. Natychmiast

background image

przypomniała sobie Tracey Ducet. Kiedy mi

o niej opowiedziała, postanowiłem
sprawdzić oba nazwiska w komputerze. Ta

kobieta tak często zmienia swój wygląd i
tożsamość, że niełatwo cokolwiek o niej

znaleźć. Zanim mi się udało, spotkałyście
się w kanionie. Dalej wypadki potoczyły się

błyskawicznie. Założę się, że Kate właśnie
obdzwania wszystkich prawników

broniących twojego brata...

- To... to, co się zdarzyło, wpłynie na

wynik procesu, prawda?

- Możesz być spokojna.

- Nie chciałabym kiedykolwiek więcej

mieć do czynienia z Wayne'em i jego

background image

nożem. Ani z Tracey. Ale tego jednego razu

absolutnie nie żałuję. Gdyby nic się nie
zdarzyło, gdyby do niczego nie doszło, wina

Tracey byłaby nie do udowodnienia. Różne
oszustwa czy szachrajstwa, na których

ewentualnie można byłoby ją przyłapać,
nie miałyby związku z zabójstwem Moniki

Malone.

- Fakt - przyznał Gabe.

Tak naprawdę to miał ochotę ją

porządnie zrugać. Za to, że zlekceważyła

jego polecenia, narażając się na ogromne
niebezpieczeństwo. O mało, psiakrew, nie

zginęła! Ale awantura może poczekać. Nie
zamierzał

puścić

Rebece

background image

nieposłuszeństwa płazem, lecz nakrzyczeć

na nią może kiedy indziej. Nie dzisiaj.

Wbiła swoje wielkie smutne oczy w

jego twarz.

- Nadal nie pojmuję, jak to się stało, że

tak szybko mnie odnalazłeś.

O tym również rozmawiali wcześniej,

ale ponieważ sprawa nie dawała jej
spokoju, zaczął cierpliwie tłumaczyć po raz

trzeci z rzędu:

- Jak już mówiłem, zamierzałem jechać

za Tammy - Tracey, bo obserwując was z
półki skalnej, widziałem, że coś cię

poruszyło. Może nawet wystraszyło.
Chciałem przekonać się, dokąd Tammy

background image

pojedzie i co zrobi. I nagle zobaczyłem, jak

sięga w dół, po czym przykłada do ucha
słuchawkę. Uznałem, że jedyną osobą, do

której może dzwonić, to jej wspólnik, a
zarazem przyjaciel. Skoro postanowiła

zdać mu sprawozdanie ze spotkania z tobą,
pomyślałem sobie, że lepiej

skoncentrować się na nim. Ze z jego strony
może ci zagrażać większe niebezpieczeń-

stwo.

Skończywszy jeść, słuchała w

milczeniu. Gabe wstał z deski sedesowej,
wyjął jej z ręki pustą miskę i łyżkę,

odstawi! je na tacę. Rebeka nie spuszczała
z niego wzroku. Od kilku minut uważnie mu

background image

się przyglądała, jakby chciała zapamiętać

każdy centymetr jego twarzy, każdą
zmarszczkę, bruzdę, włosek.

Nie wytrzymał.
- Powiesz mi wreszcie, czy nie? - spytał

wprost.

- Co?

- Żebym to ja wiedział! Wałkujemy

jeden temat w kółko na okrągło. Wszystkie

kwestie poruszyliśmy już co najmniej kilka
razy. Ale mam wrażenie, że coś ukrywasz.

Przełknęła ślinę, po czym wolno

pokiwała głową.

- Bałam się, kiedy biłeś Wayne'a. Bałam

się, że zatłuczesz go na śmierć.

background image

- Próbował cię zabić.

- To był gnojek. Tchórz. Niegodny ciebie

przeciwnik.

- Próbował cię zabić - powtórzył Gabe,

po czym westchnął głośno. Żadnemu

mężczyźnie nie musiałby nic więcej
tłumaczyć, ale Rebeka nie była mężczyzną

ani nie umiała myśleć jak mężczyzna. -
Posłuchaj, Ruda. Jeśli sądzisz, że lubię się

naparzać, to się mylisz. Nienawidzę
przemocy. Praca detektywa w niczym nie

przypomina tego, co się ogląda na filmach
w telewizji. Nie przypomina też tego, co

robiłem w wojsku. Rzadko się zdarza,
żebym rozwiązywał problemy za pomocą

background image

pięści. Zazwyczaj są inne metody. Ale

potrafię się bić. I czasem nie ma innego
wyjścia.

- Chciałeś wyrządzić mu krzywdę...
- Owszem, chciałem. I bez trudu

mógłbym to zrobić. Ale wbrew temu, co ci
się wydaje, miałem nad wszystkim

kontrolę. Wiedziałem, że nie wolno mi
stracić panowania. Że tę parę

cwaniaczków trzeba dostarczyć policji w
jednym kawałku. Najpierw policja musi ich

przesłuchać, a potem sąd. Wiedziałem, jak
wiele od nich zależy. Uwierz mi, nigdy nie

naraziłbym na dłuższy pobyt w więzieniu
twojego brata.

background image

- A gdyby ich pojmanie nie miało

wpływu na sytuację prawną mojego
brata?

Gabe ponownie westchnął.
- Słuchaj, mała, żadna moja odpowiedź

cię nie zadowoli. Rzuciłem się na drania
nie dlatego, że zapraszał cię na randkę, ale

dlatego, że groził ci nożem. Że mógł cię
zabić. Uważasz, że powinienem był pacnąć

go w rękę i powiedzieć: „Puść ją, ty
niedobry!”? Przykro mi, ale to w ogóle nie

wchodziło w grę. Ponieważ nie wiem, jak
Wayne'a

potraktuje

wymiar

sprawiedliwości, chciałem wbić mu do
głowy, aby nigdy więcej nie ważył się do

background image

ciebie zbliżyć. On nie jest miłym chłopcem,

który zbłądził. To dzikie zwierzę, które
zatrzymało się na niższym stopniu rozwoju.

Do dzikiego zwierzęcia nie trafiają żadne
rozsądne argumenty.

- W porządku. Rozumiem. Ale nie mogę

pogodzić się z tym, że przeze mnie

musiałeś uderzyć człowieka.

Nie wiedział, jak zareagować. Zresztą co

innego nie dawało mu spokoju. Rebeka
słuchała, uważnie patrzyła mu w oczy, ale

coś w jej twarzy i spojrzeniu sprawiało, że
czuł rosnące podniecenie.

Chyba zgłupiał! Ostatnia rzecz, o jakiej

powinien teraz myśleć, to seks! Biedna

background image

Rebeka jest roztrzęsiona, ciało ma

fioletowosine, twarz bladą jak kreda, oczy
wielkie i wystraszone. Owszem, jest

piękna, ale kiedy indziej powinien
podziwiać jej delikatną urodę. I kiedy

indziej odczuwać pożądanie, w dodatku tak
silne, że ledwo nad nim panował.

- Gabe?
- Co?

Potarł ręką twarz, usiłując odzyskać

równowagę. Wiedział, skąd się wzięły jego

zdrożne myśli i płomienne uczucia. Kiedy
zobaczył tego sukinsyna z nożem przy-

tkniętym do gardła Rebeki, ogarnął go
przeraźliwy strach. Bał się, że ją straci.

background image

Była tak blisko śmierci. Na szczęście nic

się jej nie stało. Leżała teraz w wannie,
trochę posiniaczona i poobijana, ale cała i

zdrowa.

- Długo ci zajęło, ale wreszcie

uwierzyłeś w niewinność Jake'a, prawda?

- Prawda - przyznał, rad, że może

skoncentrować się na czymś innym. - Ale
moje zdanie nie ma znaczenia. Ważne jest

to, że zdobyliśmy dowody rzucające cień
na inną osobę. Nie wiadomo, czy

prokurator zdoła udowodnić Tracey winę.
W dużej mierze będzie to zależało od tego,

co policja uzyska w trakcie przesłuchania.
Jednakże nasze prawo pozwala skazać

background image

człowieka tylko wtedy, gdy jego wina nie

budzi żadnych wątpliwości. Żeby skazać
Jake'a, ławnicy musieliby być ślepi i głusi.

Rebeka zadumała się.
- Dla mnie twoje zdanie ma ogromne

znaczenie - powiedziała cicho. - Jesteś
pierwszą osobą spoza rodziny, którą udało

mi się przekonać.

- Wiesz, mała, nie każdego natura

obdarzyła taką intuicją jak ciebie.
Większość z nas woli opierać się na

faktach.

Wstał. Czuł się jak lew uwięziony w

klatce. Musiał wyjść, coś zrobić. Im dłużej
patrzył na Rebekę, tym bardziej jego myśli

background image

podążały w zakazane rejony.

- Przejdę do pokoju, a ty wyskakuj z

wanny. Jeżeli jeszcze trochę poleżysz w

wodzie, będziesz pomarszczona jak
suszona śliwka. Niczego nie potrzebujesz?

Piżamy? Szlafroka?

Zauważywszy białe jedwabne kimono

wiszące na drzwiach łazienki, natychmiast
wyobraził sobie w nim Rebekę. Przestań! -

zganił się w myślach.

- Posiedzę z tobą, dopóki nie zaśniesz,

dobrze? Możemy obejrzeć jakiś głupi
serial w telewizji albo zamówić kolację.

Cokolwiek. Po prostu masz się wyciągnąć
wygodnie, odprężyć...

background image

- Nic mi nie jest, Gabe.

Tak twierdziła. Powtarzała to do

znudzenia. Ale nie bardzo jej wierzył.

Znalazłszy się po drugiej stronie drzwi,

natychmiast przystąpił do działania. Okno

było odsłonięte - zaciągnął zasłony; górne
światło się paliło - zgasił je. Zrzucił z łóżka

narzutę, poprawił poduszki, następnie
przeleciał pilotem po kanałach

telewizyjnych, aż trafił na spokojny
program, przy którym nie trzeba wysilać

umysłu; ściszył dźwięk.

Przez cały czas serce głośno mu waliło.

Miał wrażenie, jakby ktoś rytmicznie
wybijał takt na bębnie. W filmach

background image

Hitchcocka dźwięk bębnów zawsze

poprzedzał jakąś tragedię, ale Gabe nie
obawiał się żadnych nieszczęść; wszystkie,

jakie miały się wydarzyć, już się wydarzyły.
Owszem, Rebeka nadal była

zdenerwowana, wciąż nie mogła dojść do
siebie, ale nic jej nie groziło. Podejrzewał,

że po raz pierwszy w życiu zetknęła się z
przemocą, o której wcześniej jedynie

pisała. Nie zdziwiłby się, gdyby tej nocy
śniły jej się koszmary.

Przeczesując ręką włosy, rozejrzał się

po pokoju. Usiądzie w fotelu. W najdalszym

rogu. Tak, by dzieliła ich możliwie
największa odległość. Nie mówił Rudej - bo

background image

i po co? - że zamierza zostać z nią do rana.

Tylko by się złościła. A tak zaśnie, a kiedy
zaczną dręczyć ją koszmary, on będzie przy

niej.

Znów usłyszał w głowie dźwięk bębna -

wolny, ponury, pogański rytm. Nie potrafił
go uciszyć. Zadumał się. Dlaczego serce

mu tak wali? Na pewno nie dlatego, że całe
życie marzył o takiej kobiecie jak Rebeka,

bo to nie jest prawda. Nie dlatego, że wpadł
w szał, kiedy zobaczył Wayne'a z nożem.

Owszem, wpadł, ale to było wiele godzin
temu. I na pewno nie ze strachu, że świat

mu się zawali, jeśli straci Rudą - bo teraz
była już bezpieczna.

background image

Po prostu... po prostu miał za wiele

wrażeń jak na jeden dzień. Zazwyczaj
uwielbiał ryzyko, stres, ten zastrzyk

adrenaliny, który pozwalał mu
funkcjonować na najwyższych obrotach.

Dziś jednak przeszkadzała mu
świadomość, że Rebeka cierpi i nie może

odzyskać spokoju. Niech już wreszcie
wyjdzie z łazienki, położy się, otuli kołdrą i

pogrąży w błogim śnie.

Ale kiedy drzwi łazienki się otworzyły,

Rebeka w narzuconym na nagie ciało
miękkim, jedwabnym kimonie nawet nie

spojrzała na łóżko.

Skierowała się prosto w ramiona

background image

Gabe'a.

- Tak strasznie się bałam.
- Wiem, mała.

- Jeszcze nigdy nie byłam tak

przerażona. Najpierw tam w kanionie,

kiedy rozmawiałam z Tammy. Po raz
pierwszy w życiu widziałam oczy o tak

pustym, lodowatym spojrzeniu. Miałam
wrażenie, że patrzę na robota, a nie na

człowieka. To śmieszne, ale chyba bardziej
bałam się Tammy niż Wayne'a. Kiedy

Wayne przyłożył mi do gardła nóż... Nie
wierzyłam w to, co się dzieje. W to, że chce

mnie zabić. Że tak łatwo można kogoś
okaleczyć lub pozbawić życia...

background image

- Już dobrze, maleńka. Nigdy więcej nie

musisz się z takimi ludźmi spotykać. Ciii...
Już po wszystkim. Teraz nikt cię nie

skrzywdzi. Teraz...

Wychodząc z łazienki, nie spodziewała

się, że zacznie opowiadać Gabe'owi o
swoim strachu. Nie wiedziała, że nagle

zapragnie, aby ją przytulił, pocieszył, wziął
w ramiona.

Potrzebowała Gabe'a, jego obecności,

siły, spokoju.

Zaskoczyła ją jego reakcja. Okazało się

bowiem, że on jej też potrzebuje.

W jego głosie, tak cichym i kojącym,

słyszała ból. Ciekawa była, czy Gabe

background image

świadom jest własnego cierpienia. Twarz

miał poważną, srebrzystą w blasku
migoczącego telewizora, oczy czarne jak

węgiel. Tulił ją mocno do piersi. Nagle
jeszcze bardziej zacisnął ramiona, a słowa

pocieszenia urwały się. Zapadła cisza. Po
chwili wargi Gabe'a przysunęły się; od jej

ust dzieliło je może z pięć centymetrów.

Pragnęła go. Rozpaczliwie pragnęła

znaleźć się w jego objęciach. Ale to
wszystko. O niczym więcej nie myślała.

Napięcie i strach sprawiły, że szukała
bliskości. Przerażała ją samotność.

Wyglądało na to, że jego też.
Przywarł wargami do jej ust. Przedtem

background image

w jego pocałunkach była dzikość i

namiętność, która wzbudzała w niej żądzę.
Teraz była w nich delikatność i czułość,

która dotykała ją znacznie głębiej.

Kiedy uniósł głowę, Rebeka ujrzała w

jego oczach pożądanie, potrzebę bliskości,
zdziwienie. Zdziwienie własnym

zachowaniem. Nie wiedział, że wkrótce
będą się kochać. Ona to już wiedziała.

Nie po raz pierwszy uderzyło Rebekę

podobieństwo między Gabe'em a Jakiem.

Gabriel Devereax też nie potrafił żyć za
kratkami. Uczuć nie sposób tłumić w nie-

skończoność. Nawet gdy człowiek się boi,
że nikt ich nie odwzajemni, że trafią w

background image

pustkę, czasem trzeba zaryzykować.

Chowanie głowy w piasek, udawanie, że
wszystko jest dobrze, nie likwiduje pustki,

nie zasklepia ran.

Zaczęła rozpinać mu pasek u spodni,

guziki u koszuli. Po chwili jedwabne
kimono osunęło się na podłogę.

Gabe wstrzymał oddech. Jest taka

piękna.

- Rebeko...
Jego niski, ochrypły głos podziałał na

nią jak najczulsza pieszczota. Opadli na
łóżko. Oboje zżerała tęsknota i żądza. Świat

przestał istnieć. Liczyli się tylko oni i dziki
ogień, który w nich płonął.

background image

- Poczekaj - szepnął, przytrzymując jej

rękę.

- Nie mogę. Nie chcę.

Ściągnęła z niego resztę ubrania. W

ostatniej chwili zauważyła, jak wyciąga

coś z kieszeni. Prezerwatywę.

Poczuła ostre kłucie w sercu. Marzyła o

tym, by Gabe został ojcem jej dzieci, by
wyrzucił prezerwatywę. Z drugiej strony

wiedziała, że nie może mu tego zapropono-
wać. Byłoby to sprzeczne z jego zasadami.

Nie chciał mieć dzieci, a był człowiekiem
odpowiedzialnym. Takim, na którym

zawsze można polegać. Człowiekiem hono-
rowym, który uważał za swój obowiązek

background image

zapewnienie kobiecie poczucia

bezpieczeństwa.

Tak też zrobił. Najpierw zadbał o jej

bezpieczeństwo, a później o jej
przyjemność. Drażnił się z nią, bawił,

sprawdzał, czy jest gotowa. Wstrzymywał
pieszczoty, przedłużał chwile rozkoszy.

Oplotła nogi wokół jego bioder.

Niecierpliwiła się. Nie chciała czekać ani

się bawić. Chciała się kochać.

- Kocham cię - szepnęła.

Słowa wymknęły się same. Z Gabe'em

czuła się wolna, swobodna,

nieskrępowana. Mogła być sobą, niczego
nie musiała ukrywać. Jeśli chciała wyznać

background image

mu miłość, mogła. Nikt nie miał prawa jej

tego zabraniać.

Było im ze sobą dobrze. Cudownie.

Wspinali się razem na szczyty, razem
szybowali po kwiecistych łąkach, razem

badali nieznane obszary rozkoszy.
Pragnęli, by ta wspaniała podróż trwała jak

najdłużej, by razem dotarli na krańce
świata.

Nagle coś się zmieniło. Z początku

Rebeka nie zorientowała się, o co chodzi.

Po prostu wpadli jakby w inny rytm. Ale
potem zobaczyła trwogę malującą się na

twarzy Gabe'a. Z nich dwojga on pierwszy
się domyślił, co się stało.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Albo nie mógł przestać się ruszać, albo

nie chciał. Rebeka nawet nie próbowała.

Pragnęła obdarować Gabe'a swoją
miłością. To, co ich łączyło, było zbyt

piękne, aby je przerywać. Kiedy było po
wszystkim, uczucie bliskości nadal trwało.

Serca wciąż biły mocno, i jego, i jej. Byli
częścią siebie, jednością. Ona nie mogła

oderwać od niego oczu ani dłoni. Głaskała
go, pieściła, on nie pozostawał jej dłużny.

Leżeli w ciszy, złączeni uściskiem.

Rozmowę prowadzili oczami. W końcu

jednak Gabe szepnął, że musi na moment

background image

wstać. Udał się do łazienki. Nie było go

zaledwie kilka minut. Kiedy wrócił,
wyłączył telewizor, zgasił światło, po czym

wsunął się pod kołdrę.

Przez wąską szparę w zasłonie wpadała

cienka strużka światła, która niewiele w
sumie dawała. W pokoju panował gęsty

mrok. Rebeka nie była w stanie dojrzeć
oczu Gabe'a ani wyrazu jego twarzy. Kiedy

wszedł pod kołdrę, domyśliła się, że
zamierza zostać do rana. Nie był typem

kochanka, który po upojnym seksie wciąga
spodnie i wraca do siebie.

O ile jednak kilka minut temu był

rozgrzany, teraz skórę miał całkiem zimną.

background image

Mięśnie zaś, przed chwilą rozluźnione,

teraz były napięte. Rebeka, która zaczynała
przysypiać, natychmiast się obudziła.

Ogarnął ją dziwny niepokój. Nie wiedziała,
co powiedzieć ani jak się zachować. Miała

wrażenie, że Gabe oddala się od niej z
szybkością światła.

Wtem poczuła w ciemnościach, jak

odgarnia jej z czoła kosmyk włosów.

- Powinienem był przestać - powiedział

cicho. - To moja wina.

Zacisnęła powieki. Mogła się tego

spodziewać: to ta pęknięta prezerwatywa

nie daje mu spokoju. No dobrze, teraz
wszystko zależy od niej. Od tego, jak

background image

zareaguje.

- Nie wydaje mi się, żeby „wina” było

najlepszym słowem. Żadne z nas nie

zawiniło. Zachowaliśmy się jak dorośli
odpowiedzialni ludzie. Statystycznie rzecz

biorąc, ryzyko, że prezerwatywa pęknie,
jest naprawdę minimalna. Nie mogliśmy

tego przewidzieć.

- Niby tak... Ale obiecaj mi, że jeśli

zajdziesz w ciążę, powiesz mi o tym,
dobrze? Że nie będziesz trzymać tego w

tajemnicy i się denerwować. To nasz
wspólny problem. Rozumiesz, mała? Nie

zostawię cię samej. Razem znajdziemy
rozwiązanie.

background image

Zrobiło się jej przykro.

Odpowiedzialność, obowiązkowość, honor.
Wiedziała, jakim Gabe jest człowiekiem,

dobrym i sumiennym, ale w tym momencie
liczyła na inną reakcję. Na odrobinę

uczucia, a nie na ofiarność i poświęcenie.

- Znam twój stosunek do dzieci i rodziny

- rzekła cicho.

- No właśnie. Tym bardziej powinienem

był uważać.

- Nie przesadzaj, kotku. Wypadki

czasem się zdarzają. Nikt nie ponosi winy.

- Zawsze istnieje ryzyko, że

zabezpieczenie nie zadziała. Dlatego nigdy
nie sypiam z kobietami, które mają inny

background image

system wartości niż ja. Które czego innego

oczekują od życia. Ty... byłaś
zdenerwowana spotkaniem z Tammy i

incydentem na parkingu. Podświadomie
szukałaś pomocy. Chciałaś, żebym cię

przytulił, nic więcej. Nie chciałaś się ze
mną kochać.

- Mylisz się. Bardzo chciałam - wtrąciła

szybko, ale nie zamierzał jej słuchać.

- To nie było fair z mojej strony.

Wykorzystałem twoją bezsilność i strach.

Dobrze wiem, jak się czuje człowiek, który
o włos uniknął śmierci. Strach wpływa

zarówno na naszą psychikę, jak i na
funkcje naszego organizmu. Ty tego nie

background image

wiesz, bo skąd masz wiedzieć? W

porządku, może chciałaś się ze mną
przespać, ale podejrzewam, że rano

będziesz żałować swojej decyzji.

- Na pewno nie! - oburzyła się. - Kocham

cię. Przez chwilę nie odzywał się, ale
Rebeka poczuła, jak napina wszystkie

mięśnie.

- Nie twierdzę, że nie kochasz - oznajmił

wreszcie. - Ani że się oszukujesz.
Posłuchaj, mała. Nigdy cię nie okłamałem i

nie zamierzam tego robić teraz. Ja... po pro-
stu inną wagę przykładam do słowa

„miłość”.

Rebeka westchnęła głośno.

background image

- Devereax?

- Słucham?
- Nie wiem, co rozumiesz przez „ryzyko”.

Mój ojciec zawsze powiadał, że człowiek
nie powinien zasiadać do gry, jeśli stawka

jest dla niego zbyt wysoka. Ja inaczej do
tego podchodzę. Uważam, że nie ma sensu

grać, jeśli stawka nie jest warta wygrania.

- Dobra, dobra. W kategorii ryzyka

przyznałbym ci palmę pierwszeństwa, ale
rozmawiamy o czymś całkiem innym. -

Odwrócił ją twarzą do siebie. - Dla ciebie
miłość nie jest grą.

- To prawda. Coś ci powiem, Gabe.

Gdybym szukała kandydata na ojca

background image

mojego dziecka, wybrałabym ciebie.

Znów poczuła, jak Gabe się spina.
- To znaczy, że w ogóle mnie nie znasz.

- Chyba znam. Ale nie dlatego o tym

mówię - rzekła. - Zrozum, nigdy nie

starałabym się zastawić na ciebie pułapki.
Wobec nikogo bym tak nie postąpiła, a tym

bardziej wobec człowieka, którego
kocham. Owszem, pragnę mieć dziecko i

rodzinę. Ale wiem, że ciebie te sprawy nie
interesują. Zwykle zabezpieczam się przed

ciążą. Dziś niczego przy sobie nie miałam,
bo nie wiedziałam, że wylądujemy w łóżku.

Nigdy, przenigdy nie próbowałabym cię
usidlić ani... - urwała.

background image

Odszukał w mroku jej oczy.

- Wiem, Ruda. Jesteś uczciwa aż do

bólu. I masz rację: nie wiedziałaś, że

wylądujemy w łóżku. Dlatego wina leży po
mojej stronie. I dlatego masz mi obiecać,

że gdybyś zaszła w ciążę, natychmiast
mnie o tym powiadomisz. Że nie będziesz

trzymała tego w tajemnicy.

- Przecież to był tylko jeden raz. Szansa

ciąży jest naprawdę znikoma.

Zdawała sobie sprawę, że robi unik. Nie

o to ją Gabe prosił. Ale czuła wewnętrzny
opór przed złożeniem obietnicy, której -

być może - nie potrafiłaby spełnić. Po-
trzebowała więcej czasu do namysłu.

background image

- Co innego chciałam ci powiedzieć -

dodała po chwili.

- Co takiego?

- Mówiąc, że cię kocham, na nic nie

liczyłam. Na pewno nie czekałam, że

odwzajemnisz

się

podobnym

oświadczeniem. - Zrobiło się jej żal

biedaka: był tak piekielnie spięty. - Wolno
mi cię kochać, Devereax. Jestem dorosła i

sama o sobie decyduję.

Ułożyła go na wznak, po czym oparła się

na jego klatce piersiowej. Małymi
pocałunkami zaczęła obsypywać mu twarz.

Przyjmował wszystko z pokorą, jak
przystało na mężczyznę, okazując

background image

wyrozumiałość, cierpliwość, odwagę. I nie

potrafiąc - mimo najlepszych chęci - po-
skromić swej żądzy.

- Powiedz, kotku. Nie chcesz być

kochany? Przymknął oczy.

- Wiedziałem, że będą z tobą kłopoty,

Ruda. Domyśliłem się tego, kiedy tylko...

- Masz więcej prezerwatyw? - spytała,

przerywając mu w pół zdania.

- Po doświadczeniu z pierwszą,

wolałbym ich nie używać - odparł kwaśno.

- Hm, w takim razie musimy wykazać się

inwencją. - Cmoknęła go w czubek brody,

następnie przesunęła się niżej, w stronę
szyi i obojczyka. - Liczę na twoją pomoc,

background image

kotku. Jestem dobra w wymyślaniu

wrednych złoczyńców popełniających
ohydne morderstwa, ale nigdy dotąd nie

musiałam opisywać sceny uwodzenia.
Jeśli jednak dasz mi parę wskazówek...

Uczę się szybko. Zobaczysz, będziesz
zaskoczony.

- Nigdy się nie uspokoisz? Zawsze

musisz ściągać na siebie kłopoty?

- Kłopoty? Bez przesady. Powinieneś

się cieszyć, że ktoś cię kocha i pragnie ci

to okazać. Przyznaj się, kiedy ostatni raz się
tobą troskliwie zajmowano?

- Jestem dorosły. Sam się sobą potrafię

zająć.

background image

- Mylisz się, kotku. - Delikatnie ugryzła

go w szyję. - Każdy czasem potrzebuje
troski i miłości. A teraz zamknij oczy i daj

mi zrobić mały eksperyment. Tylko się nie
denerwuj. Zobaczymy, czy potrafisz

zaakceptować uczucie i nie wpaść w
panikę.

- Rebeko...
Więcej nie był w stanie z siebie

wydusić. Zresztą ona wcale nie miała
zamiaru kontynuować rozmowy.

Poczekalnia na lotnisku pełna była

turystów objuczonych torbami i

pamiątkami z pobytu w stolicy hazardu.
Samolot Rebeki odlatywał o trzeciej po

background image

południu. Mogła pojechać na lotnisko

taksówką, ale Gabe się uparł, że ją
odwiezie. Podejrzewała, że jej nie

dowierza. Że chce się przekonać, czy na
pewno wsiądzie na pokład i wróci do

Minneapolis.

Odstawił na bok jej bagaż podręczny.

Atmosfera na lotnisku była identyczna jak
w dniu, gdy Rebeka wylądowała w Las

Vegas. Jaskrawe promienie słońca
wpadały przez okna; z samolotów wylewały

się tłumy pasażerów rwących się do kart,
kości, ruletki i innych gier; na ścianach

wisiały plakaty reklamujące kasyna oraz
odbywające się w nich przedstawienia;

background image

wszędzie wkoło brzęczały automaty.

Tak, wszystko było takie samo, a

zarazem inne. Różnica między dniem

przylotu a dniem wylotu uderzyła Rebekę z
niespodziewaną siłą.

Sprawa morderstwa Moniki Malone nie

została jeszcze wyjaśniona. Ale to była

kwestia kilku dni. Kiedy sąd uniewinni
Jake'a z ciążących na nim zarzutów,

Fortune'owie zrezygnują z usług
detektywa. Czyli wraz z ustaniem zlecenia

Gabe nie będzie miał powodu dłużej się z
nią widywać.

Poczuła w sercu... nie, nawet nie

niepokój, raczej stopniowo narastający

background image

ból. Nie muszą się przecież rozstawać.

Mogą kontynuować znajomość. Wszystko
zależy od Gabe'a, od jego nastawienia, od

tego, czy potrafi dostrzec i docenić tę
cudowną bliskość, która ich łączy.

Na widok stewardes i pilotów

podążających w stronę płyty lotniska Gabe

zaczął podrzucać bilon w kieszeni. W
przeciwieństwie do Rebeki, która miała na

sobie wygniecioną bluzkę z rysunkiem
Myszki Miki i której fryzurę nieustannie

cechował artystyczny nieład, był starannie
uczesany, a jego koszula wyglądała tak,

jakby przed chwilą skończył ją prasować.
Szkoda, pomyślała Rebeka, Wolała go

background image

potarganego, z rozpiętymi guzikami i

wyciągniętymi połami - och, jaki wtedy był
seksowny! - ale takim widziała go tylko raz

czy dwa razy, w sytuacji intymnej.

Teraz - ogolony, uczesany, ubrany - był

kimś obcym. Ból w jej sercu przybrał na
sile. Wiedziała, że prawdziwy Gabe jest

szlachetny, wrażliwy, skory do poświęceń.
Niestety, prawdziwy Gabe gdzieś się

zapodział. Zniknął.

- Masz pieniądze? - spytał. Zmusiła usta

do uśmiechu.

- Nie noszę gotówki. Ale mam

czterdzieści siedem różnych kart
kredytowych.

background image

- Czy Kate po ciebie wyjdzie?

- Nie. Zostawiłam przed lotniskiem

samochód, więc nie ma powodu, aby

ktokolwiek po mnie wychodził. Z mamą
zobaczę się później.

Zmarszczył niezadowolony czoło.
- Przylatujesz wieczorem. Będzie

ciemno. Czułbym się lepiej, gdyby ktoś cię
odbierał.

- Oj, kotku. Musisz się wyzbyć tych

swoich typowo męskich uprzedzeń. My,

kobiety, nie jesteśmy tak słabe i
bezbronne, jak ci się wydaje.

Równie dobrze mogła mówić do ściany.
- Te ostatnie dni były dla ciebie

background image

stresujące.

- Owszem. Dla ciebie też.
Zapowiedziano lot do Minneapolis.

Rebeka przewiesiła torebkę przez ramię,
po czym schyliła się po bagaż podręczny.

Kiedy wyprostowała się, Gabe wyciągnął
ręce z kieszeni i zacisnął na jej ramionach.

Popatrzyła mu w oczy. Nim się
zorientowała, o co chodzi, przycisnął usta

do jej warg. Był to pocałunek w jego stylu.
Gorący, namiętny. Szalony, upajający.

Kiedy jednak Gabe podniósł głowę, znów
spostrzegła ten dziwny wyraz w jego

oczach. Pocałunek oznaczał pożegnanie.

Zabolało ją to tysiąc razy bardziej niż

background image

ostrze Wayne'a. Z trudem przełknęła ślinę.

- A ty o której wylatujesz? - spytała.
- Jeszcze nie mam rezerwacji. Ale

pewnie jutro po południu. Chcę pogadać z
tutejszymi policjantami. Zobaczyć, czego

się dowiedzieli od Tracey i Wayne'a. I mu-
szę jeszcze sprawdzić parę drobiazgów.

- A potem?
- Potem czeka na mnie fura kolejnych

spraw. Żyję w zupełnie innym świecie niż
ty, Ruda.

Czubkiem palca obrysował zarys jej

policzków i brody. W jego oczach Rebeka

widziała tęsknotę. A także miłość, chociaż
tak bardzo się przed nią bronił. Jednak

background image

Gabe nic nie powiedział. Ani że zadzwoni.

Ani że chciałby się z nią zobaczyć po
powrocie.

Opuścił rękę.
- Zawiadomisz mnie, gdyby pojawił się

jakiś problem?

Powinna była wiedzieć, że przed

rozstaniem znów poruszy temat jej
potencjalnej ciąży. Był przecież rozsąd-

nym, honorowym człowiekiem.

Ale jeśli o niej i dziecku myślał w

kategoriach problemu, nie miała mu nic
więcej do powiedzenia.

Kiedy otworzyła drzwi, ostatnią osobą,

jaką spodziewała się ujrzeć, był Jake.

background image

Minęło pięć tygodni od niezwykłego,

pełnego wrażeń weekendu, który spędziła
z Gabe'em w Las Vegas. Trzy tygodnie temu

zaś wycofano oskarżenia przeciwko
Jake'owi. Wreszcie mógł się cieszyć

wolnością. Nie należał jednak do ludzi,
którzy składają niezapowiedziane wizyty.

Z radosnym śmiechem rzuciła się bratu

w objęcia.

- Jak to miło cię widzieć! No, wejdź! Nie

stój w drzwiach. Czego się napijesz?

Herbaty? Kawy?

- Napiłbym się kawy, ale sądząc po

twoim wyglądzie, chyba ci w czymś
przeszkadzam...

background image

Rebeka spojrzała na swoje bose stopy.

Dzień rozpoczęła starannie ubrana w
czarny golf i miękką sportową spódnicę.

Od czterech godzin siedziała przy biurku,
pisząc na komputerze. W ciągu tych

czterech godzin buty się jej gdzieś
zapodziały, spódnica przekrzywiła, sweter

powyciągał; podejrzewała, że włosy też ma
w nieładzie, jakby od paru dni nie widziały

grzebienia.

Wyszczerzyła w uśmiechu zęby.

- Strasznie się wiercę przy pracy.

Pewnie spalam więcej kalorii niż

sportowcy trenujący na olimpiadę. Ale do-
brze, że wpadłeś. Właśnie zaparzyłam

background image

kawę i miałam zamiar zrobić sobie

przerwę. Rozgość się, a ja zaraz do ciebie
przyjdę.

Po chwili wniosła do swojego gabinetu

dwa kubki ciemnego aromatycznego

płynu. Jake stał na środku pokoju,
rozglądając się z zaciekawieniem.

- Wiesz, siostra, przydałby ci się jakiś

buldożer...

- Jeśli myślisz, że mam bałagan,

powinieneś zobaczyć, jak tu wygląda, kiedy

nie jest posprzątane.

- Chcesz powiedzieć, że sprzątałaś ten

pokój w ciągu ostatniej dekady?

Postawiwszy kubki na biurku, zacisnęła

background image

dłonie w pięści i podskakując jak bokser,

wymierzyła w brata ze dwa ciosy. Kiedy ten,
udając rannego, zaczął się zwijać z bólu,

Rebeka aż popłakała się ze śmiechu.
Wyglądał znakomicie. Móc go oglądać na

wolności - to była prawdziwa uczta dla jej
oczu i serca.

Inni uważali Jake'a za poważnego

człowieka, niekiedy nawet wzbudzającego

strach. Mało kto zdecydowałby się
wymierzyć mu kuksańca lub się z nim

podroczyć. Tylko najmłodsza siostra nie
miała zahamowań.

Ogromna, wynosząca ponad

dwadzieścia lat różnica wieku nigdy im nie

background image

przeszkadzała. Jake był przystojnym

mężczyzną liczącym metr osiemdziesiąt
pięć wzrostu, o ciemnych włosach i

identycznych jak Rebeka zielonych oczach.
Tygodnie spędzone w więzieniu odcisnęły

na nim piętno. Zawsze był szczupły i zawsze
się elegancko ubierał, teraz jednak nawet

w doskonale skrojonym garniturze nie
potrafił ukryć dużego ubytku wagi.

Przybyło mu też siwych włosów.

Wszyscy mieli go za człowieka

opanowanego, ponurego i zamkniętego w
sobie. Ale co innego zamknąć się w sobie,

a co innego być zamkniętym w celi.
Rebeka instynktownie czuła, że pobyt za

background image

kratkami to najgorsza rzecz, jaka mogła się

Jake'owi przydarzyć. Ale nareszcie był
wolny. Nie chciała wracać w rozmowie do

tych przykrych dla niego wspomnień.

- Przyszedłeś, żeby wytknąć mi

bałagan? I wpędzić mnie w kompleksy? -
spytała żartem.

Usiadła przy biurku i zaczęła grzać

dłonie o gorący kubek.

- Nie. Przyświecał mi inny pomysł. - Jake

spojrzał za siebie, szukając jakiegoś

wolnego miejsca. Po chwili zdjął z krzesła
parę kilo papierów i również usiadł. - Już

dawno powinienem był tu wpaść i
osobiście ci podziękować. Gdyby nie ty,

background image

pewnie wciąż gniłbym w pudle.

Potrząsnęła energicznie głową.
- Nie, Jake. Całe śledztwo prowadził

Gabe. Ja tylko pomagałam.

- Widziałem się z nim. Miałem okazję

mu podziękować, jak i reszcie rodziny. -
Kawa stygła. Nawet po nią nie sięgnął. -

Jestem naprawdę wzruszony, że wszyscy
stali za mną murem. Że twardo wierzyli w

moją niewinność. Ale ty jedna uznałaś, że
nie wystarczy wierzyć. Że trzeba również

działać. Nie myśl, że tego nie doceniam.

Wiedziała, że jej wsparcie

podtrzymywało go na duchu i dawało mu
sił, aby wytrwać, ale wyjście z więzienia

background image

zawdzięczał wyłącznie Gabe'owi.

W ciągu ostatnich kilku tygodni

wypadki potoczyły się w zawrotnym

tempie. Gabriel Devereax cały czas był w
kontakcie z policją w Newadzie. O

wszystkim, co dotyczyło Tracey i Wayne'a,
był na bieżąco informowany. Oczywiście, ta

para oszustów potrafiła kłamać po mi-
strzowsku, bądź co bądź z tego się

utrzymywała, ale policyjni detektywi każde
z nich maglowali z osobna. Oboje tak się

wystraszyli więzienia, że zaczęli się plątać,
mylić, sypać. Gabe na własną rękę

posprawdzał wszystkie nieścisłości i
rozbieżności w ich zeznaniach. Skończyło

background image

się na tym, że Tracey została oskarżona o

popełnienie morderstwa, a Wayne o
udzielanie jej pomocy.

Jake'a nie tylko wypuszczono z

więzienia, ale również oczyszczono z

wszelkich zarzutów. Odzyskał dobre imię.
Rebeka wiedziała, jakie to dla niego ważne.

Wolność to coś więcej niż brak krat; to
również poczucie dumy. Dzięki Gabe'owi

Jake mógł chodzić z uniesioną głową.

- Popatrz, jakie to dziwne. - Rebeka

zadumała się.

- Tracey i Monica były do siebie

podobne jak dwie krople wody. Ani jedna,
ani druga nie znała znaczenia słowa

background image

„etyka”. Obie cechowała zachłanność, obie

były fałszywe, zakłamane, gotowe uciec
się do szantażu, kradzieży, oszustwa, żeby

tylko osiągnąć upragniony cel. Nie twier-
dzę, że Monica zasłużyła na śmierć z ręki

Tracey, ale... Sam powiedz, jak często się
zdarza, żeby w świecie zamieszkanym przez

miliony ludzi odnalazły się dwie wiedźmy?

Jake pokiwał głową.

- Tak, to niesamowite, cały ten ciąg

wypadków. Najpierw Tracey odkrywa, że

Monica zaadoptowała Brandona wkrótce
po tym, jak porwano dziecko Kate i Bena

Fortune'ów; zaczyna drążyć, sprawdzać.
Potem w jej podstępnej głowie rodzi się

background image

podejrzenie, że Brandon jest tym

porwanym przed laty niemowlęciem. Idzie
do Moniki. Monica usiłuje na niej wymóc,

żeby nikomu nic nie mówiła. Tracey
dochodzi jednak do wniosku, że...

- Jake urwał. - Dwie zepsute,

diaboliczne baby! Widocznie było im

pisane się spotkać. Ale wiesz co? Wiele
cierpień można byłoby uniknąć, gdyby

rodzina Fortune'ów nie miała tylu
tajemnic.

- To dotyczy również ciebie, prawda? -

spytała łagodnie Rebeka. - Jak po tym

wszystkim sobie radzicie? Córki nie
pozwoliły powiedzieć na ciebie złego

background image

słowa, ale... Jak ci się układa z Ericą? No i z

Adamem?

O ile z Ericą nigdy nie łączyła jej zbyt

wielka zażyłość, o tyle z Adamem, jedynym
synem Jake'a, z którym była mniej więcej w

podobnym wieku, razem się wychowywała.
Wiedziała, że przez ładnych kilka lat

pomiędzy ojcem a synem panowały
napięte stosunki.

- Dobrze. Oczywiście mnóstwo błędów

popełniłem w życiu. Robiłem rzeczy,

których nie powinienem był robić. To
wszystko się na mnie mści... - Zawahał się.

- Moje kontakty z Monicą...

Szantażowała mnie. Nie wiem, skąd

background image

dowiedziała się, że moim biologicznym oj-

cem nie był Ben Fortune. W każdym razie
wpadłem w panikę. Myślałem tak: jeśli

wyjdzie na jaw, że nie jestem prawowitym
spadkobiercą, stracę wszystko. Żonę, dom,

pracę. Nie chodziło mi o majątek. Bałem
się, że stracę wszystko, co w życiu

osiągnąłem. Że stanę się nikim.

Poderwawszy się z krzesła, zaczął

przemierzać tam i z powrotem mały, ciasny
gabinet.

- To właśnie było najgorsze, kiedy

zostałem oskarżony o zamordowanie

Moniki. Znajdowałem się pod wpływem
alkoholu. Pojechałem się z nią rozmówić.

background image

Byłem na nią wściekły. Ale nie miałem

powodu pozbawiać jej życia. Wiem, wiem,
można było odnieść odwrotne wrażenie. Że

mam mnóstwo powodów. Ale ja już
pogodziłem się z faktem, że prawda

powinna wyjść na jaw. Że nie ma sensu
dłużej tego ukrywać. Nie chciałem żyć w

kłamstwie. Ale jak miałem o tym
przekonać innych?

- Obawiam się, że w sądzie prawda nie

zawsze wystarcza. Zwykle musi być

poparta konkretnymi dowodami -
powiedziała cicho Rebeka, pamiętając

spory, jakie toczyła z Gabe'em na temat
faktów i intuicji. Czym prędzej odepchnęła

background image

od siebie te myśli. Na samo wspomnienie

Gabe'a przenikał ją ostry, piekący ból,
którego nic nie potrafiło załagodzić. - Nie

powiedziałeś mi, jak Erica i Adam odnoszą
się do tych rewelacji o twoim poczęciu.

- Normalnie. W ogóle im to nie

przeszkadza. Adama zawsze denerwowało

co innego. Moja nieuczciwość, upieranie
się przy tajemnicach. On jest znacznie

lepszym człowiekiem ode mnie. Bardziej
moralnym.

- Och, ty też nie jesteś taki zły, jak ci się

wydaje - zaprotestowała Rebeka. - Każdy

może zbłądzić...

- Wiem. Na szczęście udało mi się

background image

odnaleźć. Jeśli chodzi o Erice...

postanowiliśmy spróbować jeszcze raz.
Powinno się nam udać. Ona mnie

naprawdę kocha.

- Dziwi cię to? - Rebeka uśmiechnęła

się z wyrozumiałością.

- Myślałem, że kocha syna Bena i Kate.

Spadkobiercę imperium kosmetycznego.
Że kocha luksus, pieniądze, pozycję

społeczną. - Zadumał się. - Starałem się
spełnić jej oczekiwania. Być takim

człowiekiem, jakiego chciała we mnie
widzieć. Zmarnowaliśmy kupę lat, nie

będąc ze sobą szczerzy.

Rozmowę przerwał dzwonek telefonu.

background image

Zarówno aparat telefoniczny, jak i

sekretarka automatyczna stały na stoliku
pod przeciwległą ścianą i były

niewidoczne pod stosem poduszek,
papierów, nici oraz kordonków. W cudzym

domu Jake nigdy nie odebrałby telefonu,
nawet gdyby udało mu się go zlokalizować,

ale uniósł zdziwiony brwi, kiedy po
pierwszym dzwonku Rebeka nie wstała z

fotela.

Nie wstała, bo nie miała zamiaru

podnosić słuchawki. Zacisnęła nerwowo
dłonie. Po drugim dzwonku włączyła się

sekretarka. W ciszy wypełniającej pokój
rozległ się głos Gabe'a. Niski, cichy,

background image

zmysłowy.

- Cześć, mała. Mam nadzieję, że

któregoś pięknego dnia wreszcie cię

zastanę. Muszę z tobą porozmawiać.

To była cała wiadomość, Jake jednak

wyczuł, że coś się dzieje. Przez chwilę w
skupieniu przyglądał się siostrze.

- Wiedziałaś, kto dzwoni, prawda? -

spytał. - Dlaczego nie odebrałaś telefonu?

- Bo ty tu jesteś, a rzadko mam okazję

cię gościć. Oddzwonię później...

- Oj, Rebeko, kiepski z ciebie

kłamczuch. Czy to był Gabe? Może bym

rozpoznał jego glos, gdyby nie docierał
spod stosu poduszek. Powiedz, co się

background image

stało?

- Nic. Wszystko jest w porządku -

oznajmiła ze śmiechem, po czym szybko

wróciła do spraw rodzinnych.

Pół godziny później, kiedy

odprowadzała Jake'a do drzwi, sądziła, że
zapomniał o telefonie. Myliła się. Uścisnął

ją na pożegnanie, a potem delikatnie ujął
za brodę i zmusił, aby popatrzyła mu w

oczy.

- Jeśli kiedykolwiek będziesz

potrzebowała pomocy, wszystko jedno
jakiej, chciałbym, żebyś do mnie przyszła.

Cała rodzina podtrzymywała mnie na
duchu, ale ty, myszko, gotowa byłaś

background image

skoczyć za mną w ogień. Wytrwałem tylko

dzięki tobie. Więc pamiętaj, zawsze możesz
na mnie liczyć. O nic nie będę cię pytał.

- Dzięki, staruszku.
Wiedziała, że brat ma dobre intencje,

ale pewnym sprawom kobieta sama musi
stawić czoło. Po wyjściu Jake'a przyłożyła

rękę do brzucha.

Opakowanie po teście ciążowym leżało

w łazience. Od trzech dni Rebeka znała
jego wynik.

Wolnym krokiem wróciła do gabinetu,

włączyła komputer i otworzyła plik z

powieścią, nad którą pracowała. Gdyby nie
praca, nie wytrzymałaby ostatnich tygodni.

background image

Pisanie ratowało ją przed depresją.

Zazwyczaj kiedy siedziała przy biurku,
myślała tylko o swych bohaterach;

potrafiła zapomnieć o całym świecie, ze
wszystkiego się wyłączyć. Jedna z postaci

znajdowała się w straszliwym
niebezpieczeństwie. Przed wizytą Jake'a

Rebeka nie zdążyła zaradzić jej kłopotom,
uratować ją od śmierci. Powinna to zrobić

teraz. Mijały minuty, kursor mrugał, ale
żadne pomysły nie przychodziły jej do

głowy.

Na prawo od komputera trzymała

ukochaną maskotkę - misia o wielkich
smutnych oczach. Towarzyszył jej od lat i

background image

pomagał, kiedy miała chandrę albo

trudności z pisaniem. Odruchowo
przytuliła go do piersi. Tym razem miś nie

pomógł. Odłożyła go na miejsce i zaczęła
bawić się bransoletą. To też nie pomogło.

Podciągnęła kolana i oparłszy o nie

brodę, zamknęła oczy. Gabe od tygodnia

usiłował się z nią skontaktować.
Udawanie, że nie ma jej w domu, było

zachowaniem dziecinnym i nieuczciwym,
ale nie czuła się na siłach, by odbyć z nim

poważną rozmowę.

Mógł zadzwonić wcześniej. Nie odzywał

się od kilku tygodni i to jego milczenie
najbardziej ją bolało. Nie należała do osób

background image

przykładających zbyt dużą wagę do logiki,

Gabe jednak był miłośnikiem zdrowego
rozsądku. To, że się nagle obudził i zaczął

do niej wydzwaniać, ma konkretny i
logiczny powód. Upłynęło dość czasu, aby

mogła stwierdzić, czy przypadkiem nie jest
w ciąży.

Wkrótce po powrocie do Minneapolis

uznała, że jeśli podczas tamtej cudownej,

niezapomnianej nocy w Las Vegas zaszła w
ciążę, to nie przyzna się Gabe'owi. Od

początku stawiał sprawę jasno: nie
interesuje go małżeństwo ani dzieci.

Ponieważ jednak był człowiekiem ho-
norowym, spodziewała się, że kiedy

background image

usłyszy o ciąży, natychmiast przyleci z

pierścionkiem zaręczynowym. Gorszego
scenariusza nie potrafiła sobie wyobrazić.

Trudno, żeby ludzie się kochali, kiedy
jedno czuje się złapane w pułapkę. Zamiast

miłości, narastają pretensje, nasila się
poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.

Gdyby zadzwonił wcześniej, może

uwierzyłaby, że mają szansę być razem

szczęśliwi. Że sympatia, jaką ją darzył,
może z czasem przerodzić się w coś

głębszego. Ale teraz jest już za późno.
Wiedziała, że nie powoduje nim żadna

sympatia, tylko honor i obowiązkowość.

To nie duma powstrzymywała ją przed

background image

odebraniem telefonu, lecz miłość.

Otworzyła oczy i przez moment

wpatrywała się w widoczne za oknem

gałęzie okryte pączkami. Nigdy dotąd nie
spotkała mężczyzny bardziej spragnionego

miłości niż Gabriel Devereax. On jednak
bał się zaangażowania emocjonalnego.

Miał w sobie ogromne pokłady wrażliwości
i uczucia, ale potrzebował kobiety, która

umiałaby je wyzwolić. Która pokazałaby
mu, że miłość to nie klatka pozbawiająca

swobody, lecz brama otwierająca przed
człowiekiem mnóstwo różnych możliwości.

Odpowiednia kobieta mogłaby odmienić
jego życie, uczynić je o wiele

background image

szczęśliwszym.

Niestety ona, Rebeka Fortune, nie jest

tą kobietą. Przełknęła łzy, które podeszły

jej do gardła. Płacz na niewiele się zda.
Gabe często żartował z niej, że jest

idealistką, że nie potrafi zaakceptować
rzeczywistości.

Teraz ją zaakceptowała. Zrozumiała, że

nie przebije muru, za którym Gabe się

skrywa. Mur jest za wysoki i za gruby, a jej
miłość widocznie za słaba.

Rebeka znała smak porażki. Znała smak

smutku i żalu. Znała też różne odcienie

samotności. Ale jeszcze nigdy nie
cierpiała tak jak teraz.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy sekretarka odszukała ją w

laboratorium, Kate właśnie skończyła

rozmawiać z chemikami. Była w zna-
komitym humorze. Cudowny krem

odmładzający, nad którym od dawna
pracowano w Fortune Cosmetics, a

którego produkcję Monica Malone niemal
od początku sabotowała, wreszcie

przeszedł pomyślnie wszystkie próby i
niedługo pojawi się na rynku. Na wieść, że

Gabriel Devereax czeka w holu na dole,
Kate ucieszyła się. Należała się jej krótka

przerwa w pracy.

background image

Weszła do holu, wyciągając na

powitanie obie ręce.

- Co za miła niespodzianka! Ale

dlaczego nie wjechałeś na górę? - spytała.

- Nie byłem pewien, co w takiej sytuacji

nakazuje savoir - vivre - wyjaśnił. - Chyba
teraz, kiedy już nie jestem twoim

pracownikiem, nie bardzo wypada, żebym
krążył po budynku...

Kate prychnęła pogardliwie.
- Kto by się przejmował tym, co wypada,

a co nie! Stęskniłam się za tobą,
przystojniaku.

Gabe roześmiał się wesoło.
- To dobrze. Bałem się, że możesz mnie

background image

nie lubić. Bądź co bądź pojawiałem się

zawsze wtedy, gdy działo się coś
nieprzyjemnego. A to włamanie, a to

porwanie, a to morderstwo...

Mówił tak samo jak dawniej, z lekką

drwiną w głosie, ale wyglądał jakoś
inaczej. Coś się zmieniło w jego wyglądzie,

w spojrzeniu, w sposobie bycia. Starając
się odgadnąć, co to może być, Kate

skierowała gościa do swojej prywatnej
windy.

- Tak to już jest, kiedy się zarządza

wielkim imperium finansowym. -

Wzruszyła ramionami. - Po prostu bywa się
narażonym na kłopoty. Ale ostatnio

background image

rzeczywiście mieliśmy ich w nadmiarze i

należy nam się chwila spokoju. -
Uśmiechnęła się pogodnie. - Wiesz co?

Brakuje mi rozmów z tobą. Sterlingowi
również.

Gabe tyle samo czasu spędził w

gabinecie Sterlinga, co u niej. Oboje go

szczerze polubili. Kate przyszło do głowy,
że powinna wreszcie powiadomić rodzinę i

przyjaciół, co czuje do wieloletniego
doradcy prawnego Fortune'ów. Na razie

jednak skupiła się na detektywie. Wy-
siadłszy z windy, zapraszającym gestem

wskazała drzwi do swojego gabinetu.

- Powiedz, Gabe, czemu zawdzięczam

background image

twoją wizytę? Czcze pogaduszki nigdy cię

nie pociągały. - Nagle zrobiła przerażoną
minę. - Ojej, mam nadzieję, że czek, który ci

wystawiłam, nie okazał się bez pokrycia?

Błysnął zębami w uśmiechu, ale po

chwili spoważniał.

- Nie. Czek zrealizowałem bez

problemów. Drugi, ten z hojną premią,
również. Nie sądziłem, że jesteś taka roz-

rzutna, Kate.

- Ja? Mylisz się. Mam bardzo mądre

podejście do pieniędzy. Nigdy nie rozdaję
ich bez powodu. Ty, mój drogi, uczciwie na

wszystko zapracowałeś.

Puścił komplement mimo uszu. Nie

background image

usiadł. Wsunął ręce do kieszeni i stał

sztywno, jakby kij połknął.

- Przyszedłem w sprawie osobistej -

wyjaśnił. - Chciałam porozmawiać z tobą o
twojej córce.

- Hm. Jakoś nie wydaje mi się, żebyś

miał na myśli Lindsay. - Kate podeszła do

srebrnej zastawy na stoliku. - Napiłbyś się
kawy, Gabe? Albo herbaty? A może wolisz

coś mocniejszego?

- Obawiam się, że nie będziesz taka

miła, kiedy usłyszysz, co mam do
powiedzenia.

- No, no, to brzmi groźnie.
A właściwie nie tyle groźnie, co

background image

intrygująco, poprawiła się w duchu. Kiedy

ostatni raz rozmawiali, wyczuła, że coś się
stało między Gabe'em a jej najmłodszą po-

ciechą. Wiele o tym później rozmyślała.
Nawet próbowała wyciągnąć coś z Rebeki,

ale ta nabrała wody w usta.

Natomiast sporo jej zdradził sam widok

Gabe'a. Chwilę trwało, zanim się
zorientowała, co się zmieniło w jego

wyglądzie. Otóż podczas swojej
wielomiesięcznej pracy dla Fortune'ów

zawsze prezentował się nienagannie. Był
czysty, schludny, zadbany. Po jego stroju

czy mimice nigdy nie można było niczego
się domyślić.

background image

Teraz zaś... Do fryzjera nie zaglądał co

najmniej od paru tygodni. Włosy miał
rozczochrane, buty zdarte, twarz chudszą

niż przed miesiącem, jakąś wymizerowaną.

Jak zwykle, od razu przeszedł do sedna.

- Od trzech tygodni usiłuję

skontaktować się z Rebeką. Kiedy dzwonię,

nie odbiera telefonu. Ciągle trafiam na
sekretarkę. A kiedy stukam do drzwi, to

albo jej nie ma, albo udaje, że wyszła.

- Hm... - Kate przyjrzała mu się uważnie. -

W trakcie pracy nad powieścią zdarza się
jej żyć jak pustelnik, z nikim się nie

widywać, z nikim nie rozmawiać. Jeśli
chcesz, żebym w twoim imieniu...

background image

- Nie, broń Boże! Sam to muszę załatwić.

- Potarł ręką twarz. - Słuchaj, pewnie się
wściekniesz, kiedy usłyszysz, co

postanowiłem. Uznałem jednak, że zdradzę
ci moje plany, żebyś niepotrzebnie się nie

martwiła. Tajemnice pociągają za sobą
kłopoty, a ty miałaś ich stanowczo za dużo.

- To się robi coraz bardziej fascynujące

- oznajmiła Kate, ale podejrzewała, że Gabe

jej nie słyszy; że nic do niego nie dociera. -
Nie wiem jak ty, ale kusi mnie kieliszek

sherry. Niby pora jest wczesna...

- Mam zamiar porwać twoją córkę.

- Tak?
- Ponieważ unika mnie jak zarazy,

background image

przypuszczalnie nigdzie ze mną nie pójdzie

z własnej nieprzymuszonej woli. Stąd mój
pomysł.

- A dokąd chcesz ją porwać, jeśli wolno

spytać?

- Jeszcze nie wiem. Pewnie na jakąś

wyspę na środku oceanu. Gdzieś, gdzie nie

ma telefonów i skąd trudno uciec. Tylko
nie myśl, Kate, że proszę o twoje pozwo-

lenie. Mówię ci o tym wyłącznie w jednym
celu: żebyś się nie martwiła, kiedy Rebeka

zniknie. Po prostu wiedz, że nic złego się jej
nie stało.

- Nie wierzę! Jestem oburzona.

Zszokowana! - zawołała Kate, po czym

background image

dodała cicho: - Gdybyś nie mógł znaleźć

odpowiedniej wyspy, mogę ci pożyczyć
rodzinny jacht.

- Rebeka... - zaczął Gabe. Nagle się

zreflektował. - Co powiedziałaś?

- Zaoferowałam ci nasz jacht. A może

wolałbyś samolot?

Zamurowało go. Miał taką minę, jakby

nagle ujrzał słonia lub żyrafę. Podejrzenia

Kate, że nic do Gabe'a nie dociera,
potwierdziły się. Najwyraźniej spodziewał

się ostrego sprzeciwu, wybuchu
niezadowolenia.

Bez słowa nalała mu kieliszek sherry.

Przypuszczalnie detektyw Devereax,

background image

twardziel walczący z groźnymi prze-

stępcami, pijał mocniejsze trunki, ale
whisky czy koniaku nie trzymała w barku.

Zresztą, lepsze sherry niż nic. Tym bardziej
że Gabe wciąż wyglądał tak, jakby trwał w

szoku.

Kiedy trochę się odpręży, będzie

bardziej skory do rozmowy, pomyślała
Kate. A nie zamierzała pozwolić mu

opuścić gabinetu, dopóki nie dowie się, co
go łączy z Rebeką.

Wszystkie klony wypuściły już liście.

Żonkile i tulipany też zaczynały kwitnąć.

Trawa zaś miała wspaniały odcień
soczystej zieleni. Ale od zachodu

background image

nadciągały ciężkie deszczowe chmury.

Popołudnie stawało się coraz bardziej
ciemne i ponure.

Kiedy Gabe zajechał pod dom Rebeki,

ulice były wyludnione. Dzieci nie bujały się

na huśtawkach, młodzież nie szalała na
rowerach, nikt nie spacerował, żadne

mamy nie pchały wózków. Błyskawice
rozdzierały niebo, a od grzmotów omal nie

pękały bębenki w uszach.

Otworzył drzwi morgana i używając obu

rąk, postawił lewą nogę na krawężniku. Od
kostki po kolano otaczał ją gips. Z powodu

gipsu był tylko w prawym bucie. Lewa ręka
na temblaku stanowiła dodatkowe

background image

utrudnienie przy poruszaniu się. Powoli,

niezdarnie wysiadł z samochodu.
Wyciągnął zza fotela drewnianą kulę i

oparł się o nią.

W oknie salonu poruszyła się zasłona.

Gabe skrzywił się z bólu. Przystanąwszy

na moment, potarł ręką prawą skroń, na

której widniał duży plaster.

Na ziemię zaczęły padać wielkie grube

krople deszczu; po chwili przeszły w
rzęsistą ulewę. Gabe zadrżał z zimna. Miał

na sobie bluzę i dżinsy rozcięte u dołu, by
można je było wciągnąć na gips. Wiedział,

że zaraz będzie przemoczony do suchej
nitki, ale trudno - wsparty na kuli, nie mógł

background image

rzucić się biegiem pod dach werandy.

Drzwi prowadzące do ciepłego,

suchego wnętrza znajdowały się z siedem

lub osiem metrów od chodnika. Daleko. Na
tyle daleko, że kuśtykając wolno w ich

kierunku, Gabe miał czas odtworzyć w
myślach dziwną rozmowę, jaką odbył z

Kate w jej gabinecie.

Biorąc pod uwagę to, że pochodził z

innych sfer, że nie uczęszczał na
uniwersytet, że nie miał wykwintnych

manier i nigdy w życiu nawet nie widział
garnituru od Armaniego, wciąż nie mógł

zrozumieć, dlaczego Kate nie oburzyła się,
słysząc o tym, że coś go łączy z jej córką.

background image

Nawet nie spytała, czy zamierza się z

Rebeką ożenić.

Zamiast tego nalała mu kieliszek

słodkawego sherry i trochę zmieniła
temat. W ciągu ostatnich dwóch lat, oz-

najmiła, w życiu jej rodziny zapanował
chaos.

- Każde z moich dzieci przeżyło mniejszy

lub większy kryzys emocjonalny. Poza tym,

jak sam wiesz, mieliśmy również do
czynienia z sabotażem oraz z problemami

natury finansowej, które wywarły wpływ na
firmę. Wszyscy wyszli z tych prób

zwycięsko:

silniejsi,

mądrzejsi,

szczęśliwsi. Wszyscy z jednym wyjątkiem.

background image

- Z wyjątkiem Rebeki?

- Zgadłeś. - Sobie także nalała sherry,

ale nawet nie zwilżyła nim ust. - Tylko jej

nie byłam w stanie pomóc. Wszyscy
uważają, że jesteśmy zupełnie do siebie

niepodobne. To nieprawda. Owszem, ja nie
bujam w obłokach, a Rebeka nie ma mojej

głowy do interesów, ale charaktery mamy
identyczne. Tak jak ja, Rebeka kieruje się

w życiu własnymi zasadami i nigdy się nie
waha, kiedy już podejmie decyzję. Pragnę

jej szczęścia. Chcę, żeby się ustatkowała.
Żeby miała dom pełen dzieci, o jakim

marzy. Ale spośród wszystkich mężczyzn, z
którymi się spotykała, żaden nie zalazł jej

background image

za skórę. Żaden jej nie denerwował. Ty

jesteś pierwszy.

Kuśtykając w stronę drzwi, wciąż

usiłował dociec, co Kate miała na myśli.
Czy to dobrze czy źle, że zalazł Rebece za

skórę? Dobrze czy źle, że ją denerwował?

Uznał, że musi się o tym przekonać.

Kilka tygodni temu, kiedy Jake'a

wreszcie wypuszczono do domu, Gabe

odetchnął z ulgą. Skończył pracę dla
Fortune'ów i z zapałem przystąpił do

innych zleceń.

Cieszył się swobodą, wolnością,

brakiem jakichkolwiek ograniczeń.

A potem pojawiły się objawy dziwnej

background image

choroby. Uczucie pustki, ssanie w żołądku,

tęsknota tak silna, że nie mógł jeść ani
spać. Starał się zwalczyć te objawy, wy-

zdrowieć. Bezskutecznie.

Setki razy odtwarzał w pamięci sceny

ze swojego dzieciństwa: oczami wyobraźni
widział rodziców, którzy nieustannie kłócili

się, poszturchiwali i warczeli na siebie,
zamieniając dom w piekło. Pamiętał

awantury, po których następowały ciche
dni, pamiętał gorycz, napięcie, łzy. Każda

zakochana para obiecuje sobie dozgonną
miłość, ale jakoś ta miłość szybko wygasa.

Gabe całe życie był realistą. Jako

realista wierzył, że ludzie się zakochują i

background image

miłość naprawdę istnieje, tyle że jest

nietrwała. Po co się więc łudzić, po co
robić sobie nadzieję, a potem przeżywać

rozczarowanie? Czy nie lepiej być zdanym
wyłącznie na siebie?

I nagle któregoś dnia, w trakcie

największego nasilenia choroby, Gabe

doznał olśnienia. Wojujące pary, które bez
przerwy skakały sobie do oczu, na pewno

wpłynęły na jego filozofię życiową, na
niechęć do zawierania małżeństwa. Ale

przecież on z Rebeką wojowali od samego
początku. W dodatku te zwady i utarczki

sprawiały im autentyczną przyjemność.

Chciał móc toczyć z nią boje tak długo,

background image

jak będzie żył. A nawet i po śmierci.

Wiedział, że Rebeka stale pakuje się w

kłopoty. Ledwo z jednych wybrnie, zaraz

wpada w następne. Rodzina ogromnie ją
kocha, ale nie ma na nią najmniejszego

wpływu. Na pewno nie zdoła uchronić jej
przed żadnym niebezpieczeństwem.

Przypuszczalnie inne kobiety wierzyły w

to samo, co Ruda. W rycerzy i królewiczów z

bajki. W to, że człowiek jest z gruntu
szlachetny, że dobro przezwycięża zło, że

tych, co postępują uczciwie, nie spotka w
życiu żadna krzywda.

Ale Gabe'a nie obchodziły inne kobiety.

Obchodziła go wyłącznie Rebeka. Miała

background image

prawo do swoich marzeń i przekonań. Ktoś

jednak powinien nad nią czuwać. Ktoś, kto
wie, jak cudowną jest osobą. Ktoś na tyle

silny, aby czasem stanąć okoniem i czegoś
jej zabronić. Ktoś, kto nie bałby się jej

gniewu. Ktoś, kto odwzajemniałby jej
uczucia. Ktoś, kto by rozumiał, że Rebeka

potrzebuje wolności, że uwięziona w
sztywnych konwenansach uschnie jak

kwiat pozbawiony wody.

Tak, ktoś powinien stale jej strzec.

Chronić przed krzywdą, cierpieniem, złem.

I raptem uświadomił sobie, że nie ktoś,

tylko on sam.

Kochał Rebekę. Kochał do bólu.

background image

Którejś nocy obudził się zlany potem.

Śniło mu się, że Rebeka jest w ciąży, że
nosi jego dziecko. Ku własnemu

zdumieniu, z całego serca zapragnął
zostać ojcem. Innym niż był jego własny

ojciec. Czułym, troskliwym, kochającym. A
także mężem. Ojcem i mężem.

Przeraził się. Zrozumiał bowiem, że

Rebeka postanowiła zachować ciążę w

tajemnicy przed nim. Mógł się tego
domyślić! W takich sprawach Ruda nie

uznawała kompromisów. Chciała mieć
wszystko albo nic. Wszystko oznaczało

miłość, ślub, domek z ogródkiem.
Połowiczne rozwiązania jej nie

background image

interesowały.

Zasłona w oknie znów się poruszyła.

Tym razem powstała kilkucentymetrowa

szpara.

Gabe ponownie wykrzywił się z bólu.

Wolno, krok po kroku, zbliżał się do
werandy, nie zwracając uwagi na strugi

deszczu lejące mu się na głowę. Nagle
drzwi się otworzyły.

- Gabe! Zauważyłam przez okno jakiś

ruch, ale nawet kiedy wyjrzałam na

zewnątrz i zobaczyłam twoją pochyloną
głowę, nie skojarzyłam, że to ty! Mój Boże!

Co się stało?

- Miałem mały wypadek - odparł.

background image

Na chwilę zapomniał o cierpiętniczej

minie. Po prostu rozkoszował się widokiem
Rudej. Ubrana była w pomiętą białą bluzę,

lekko wystrzępioną u dołu, włosy sterczały
jej na wszystkie strony, nogi miała bose, a

spojrzenie przerażone.

- Mały wypadek? Na miłość boską,

Gabe...

- Wiesz co, mała? Przydałaby mi się

twoja pomoc. Słowo honoru. - Zatrzymał się
przy balustradzie okalającej werandę. -

Muszę się na zaszyć w jakimś cichym
miejscu, żeby odpocząć i zregenerować

siły. Znalazłem taki wymarzony zakątek, ale
trudno mi tam samemu dojechać, nie

background image

mówiąc o wniesieniu do środka toreb z za-

kupami. Kiedy się już zainstaluję, z resztą
rzeczy na pewno sobie poradzę, ale teraz...

Gdybyś mogła mi poświęcić jedno
popołudnie... - Wciągnął powietrze. -

Potrzebuję cię, Ruda.

Jego głos zabrzmiał jakoś ostro i

chrapliwie, ale może nie było w tym nic
dziwnego. Gabe nigdy dotąd nikomu nie

mówił, że go potrzebuje. Bał się, że Rebeka
zarzuci mu kłamstwo. Bo faktycznie, nie był

z nią do końca szczery, jednakże w tej
najważniejszej sprawie nie kłamał.

Przez sekundę czy dwie patrzyła mu

głęboko w oczy; decyzję podjęła

background image

błyskawicznie.

- Tylko wyłączę komputer i wezmę

torebkę.

- Nie zapomnij o butach.
- E tam! Na co komu buty?

Wyszła się jednak w butach i nie tracąc

czasu, pomogła Gabe'owi wsiąść do

samochodu po stronie pasażera. Sama
zajęła miejsce za kierownicą. Wyjaśnił jej,

o co mu chodzi: żeby zawiozła go pod
wskazany adres, przeniosła sprawunki z

bagażnika do domu, wróciła samochodem
do siebie, a po tygodniu przyjechała po

niego. Oczywiście wiedział, że plan nie
trzyma się kupy, ale Rebeka, która

background image

zawodowo trudniła się wymyślaniem róż-

nych mniej lub bardziej fantastycznych
fabuł, niczego nie zakwestionowała.

Ruszyli sprzed domu. Przez całą drogę

dawał wskazówki, którędy najlepiej

jechać. Po godzinie skręcili z autostrady w
węższą szosę stanową. Zamiast podziwiać

wiejski krajobraz, Rebeka raz po raz
spoglądała ukradkiem na swojego

pasażera.

W pewnym momencie zatrzymali się

przed dużym sklepem spożywczym. Rebeka
przeistoczyła się w dyktatora. Pozwoliła

Gabe'owi wejść z nią do środka, ale to
wszystko. Sama wybierała z półek towary,

background image

ignorując wszelkie rady i sugestie, sama

pchała wózek, sama taszczyła torby z
zakupami do samochodu. Kiedy Gabe ni-

czemu się nie sprzeciwiał, nie protestował,
a jedynie potulnie kiwał głową, czym

prędzej przyłożyła rękę do jego czoła.

- Na pewno nie masz gorączki? -

spytała.

- Tylko dlatego, że jestem miły i na

wszystko się zgadzam, myślisz, że mam
gorączkę?

- Nigdy dotąd nie słuchałeś mnie,

kotku. A nawet kameleon tak szybko nie

zmienia barwy. Oczywiście nie wykluczam,
że może być inny powód twojej uległości.

background image

Powiedz, dużo łykasz leków

przeciwbólowych?

W odpowiedzi mruknął coś

niewyraźnie, po czym znów zaczął dawać
wskazówki odnośnie dalszej jazdy.

Skręcali raz w prawo, raz w lewo, zawracali,
ponownie skręcali, aż wreszcie zjechali z

czarnej asfaltowej szosy w wąską
nieutwardzoną drogę, która wiła się

między polami i lasami. Przypuszczalnie
nawet wytrawny podróżnik wyposażony w

świetny kompas miałby totalny mętlik w
głowie.

Pół godziny później zatrzymali się na

porośniętym kępami trawy żwirowanym

background image

podjeździe. Rebeka pierwsza wysiadła z

auta i z rękami wspartymi na biodrach, ro-
zejrzała się wkoło. Na wzgórzu stała chata

zbudowana chyba z drewna cedrowego. Za
nią ciągnął się dziewiczy las. Od frontu

szklane drzwi prowadziły na werandę, z
której rozpościerał się widok na płynący w

dole srebrzysty strumyk.

- Och, Gabe! Ależ tu pięknie! Wynająłeś

ten dom?

- Tak, na tydzień.

- Nie wyobrażam sobie wspanialszego

miejsca na odpoczynek, ale będziesz

strasznie daleko od cywilizacji. Najbliższa
posiadłość znajduje się co najmniej

background image

kilometr stąd.

Wyjęła z samochodu torby z jedzeniem

i rozkazawszy Gabe'owi nie ruszać się z

miejsca, wniosła zakupy do środka. Gabe
oparł się o maskę. Wiedział, co Rebeka

ujrzy wewnątrz. Piękne drewniane podłogi,
kamienny kominek czekający na

rozpalenie, meble w tonacji
rdzawobrązowej; kuchnię z sosnowym

stołem pełnym fantazyjnych sęków,
urządzoną w stylu rustykalnym; oraz

sypialnię z ogromnym oknem
wychodzącym na zbocze, wielkim

małżeńskim łożem i kilkoma komodami.
Żadnych udziwnień. Jedynym luksusem

background image

była przylegająca do łazienki sauna z

drewna sekwojowego.

- Tu jest cudownie - oznajmiła Rebeka,

kiedy wróciła na podjazd przed domem. -
Cicho, sielsko i spokojnie. Nie zauważyłam

telefonu...

- Bo go nie ma.

- Co? Ani telefonu, ani sąsiadów? A

jeżeli upadniesz? A jeżeli będziesz

potrzebował pomocy? - Potrząsnęła głową.
- Nie wiem, czy mogę cię tu zostawić sa-

mego.

- Całe życie mieszkam sam i jakoś daję

sobie radę.

- Tak, ale całe życie nie jesteś kaleką.

background image

- Teraz też nie jestem. Ruda...

Otworzył dłoń, pokazując jej kluczyki,

po czym cisnął je przed siebie. Całkiem

niezły rzut, pomyślał z zadowoleniem.
Wylądowały z pluskiem w strumyku.

Rebeka otworzyła usta ze zdziwienia.
- Nie wierzę własnym oczom! Czyś ty

zwariował? Rany boskie, co ci strzeliło do
łba? Bez kluczyków oboje jesteśmy tu

uwięzieni...

Zanim skończyła mówić, Gabe cisnął w

dół zbocza kulę. Następnie zerwał ze skroni
plaster, wysunął rękę z temblaka, po czym

schylił się i zaczął ściągać z nogi gips.

Wszystko razem zajęło ze trzy minuty.

background image

Kiedy wyprostował się, serce waliło mu

młotem.

Rebeka stała jak zahipnotyzowana. Nie

drgnęła. Nie zmieniła pozycji. Mijały wieki,
a ona wciąż milczała.

Podejrzewał, że go zabije.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Potem wolno, bez słowa, okrążyła go,

uważnie mu się przyglądając. Był trochę

bledszy niż zazwyczaj, ale to wszystko. Z
chwilą gdy pozbył się gipsu, jej oczom

ukazała się zdrowa, włochata łydka.
Żadnych obrzęków czy siniaków się na niej

nie dopatrzyła. Na czole, policzkach czy
nosie też nic nie było, nawet drobnego roz-

cięcia, jakie czasem się zdarzają przy
goleniu. Im dłużej się w niego wpatrywała,

tym bardziej się spinał; był jak dziki kocur
zamknięty w klatce.

- Nie jesteś ranny - oświadczyła.

background image

- Nie jestem - przyznał.

- Nie miałeś żadnego groźnego

wypadku.

- Wczoraj, kiedy chowałem grill, ukąsił

mnie komar. Natomiast ostatni raz

niebezpieczeństwo groziło mi w Las Vegas.
Rebeko...

- Słucham?
- Jakoś nie sprawiasz wrażenia

zaskoczonej.

- Dziwisz się? Przecież cię znam. Gdyby

w ciemnej alejce napadło cię sześciu
zbirów, wszystkim porachowałbyś kości.

Doskonale potrafisz sobie radzić sam. Chy-
ba nie myślałeś, że uwierzę w bajeczkę o

background image

wypadku, co? Że nie zadając żadnych

pytań, pojadę z tobą na jakieś odludzie? Na
miłość boską, jestem pisarką. Wymyślam

fabuły. I z zamkniętymi oczami potrafię
odróżnić prawdę od fałszu.

Wyraźnie zbiła go z tropu. Nie miał

pojęcia, co powiedzieć.

- Ale... mimo to wsiadłaś do samochodu

i przyjechałaś ze mną.

- Oczywiście. Bałam się o ciebie -

rzekła, po czym natychmiast się poprawiła.

- Nadal się boję. Kłamstwa nie są w twoim
stylu, kotku. Coś ważnego musiało się

wydarzyć, skoro nie szczędziłeś zachodu,
żeby mnie tu ściągnąć.

background image

- Owszem, wydarzyło się. Nie odbierasz

telefonu, kiedy dzwonię. Robisz wszystko,
żeby trzymać mnie na dystans. Chcąc nie

chcąc, musiałem wymyślić sposób, żeby
zwrócić twoją uwagę.

- Udało ci się.
Miał rację. Rzeczywiście go unikała,

głównie dlatego, że nie chciała
odpowiadać na pytania o ciążę. Ale pod-

czas długiej jazdy samochodem z
Minneapolis do domku na wzgórzu Gabe

ani razu nie poruszył tego tematu. To jej
dodało sił.

- Chciałeś ze mną porozmawiać? -

spytała.

background image

- Tak. Ale na razie już dość się

nagadałem. Wciąż krążyła wokół niego,
kiedy nagle porwał ją w ramiona. Przytulił

ją mocno - tak mocno, że czuła, jak serce
mu wali - i przywarł ustami do jej ust.

Tego się właśnie obawiała. Że mu

ulegnie. Że będzie chciała tkwić w jego

objęciach i całować się z nim w
nieskończoność. Że jeszcze mocniej go

pokocha.

Ten pierwszy pocałunek nie rozwiał jej

obaw. Gabe był jak zbłąkany wędrowiec
przemierzający pustynię, który wreszcie

znalazł źródło. Źródło, które biło tylko dla
niego. Wiosenny wietrzyk poruszył

background image

gałęziami drzew, strząsając z liści krople

deszczu. W oddali słychać było szum
strumyka, w powietrzu unosił się zapach

sosen.

Rebeka zamknęła oczy. Och, gdyby tylko

marzenia mogły się spełnić...

- Gabe... - Głos miała gruby, ochrypły.

- Wiem, mała, musimy porozmawiać. I

porozmawiamy, obiecuję. Ale najpierw

chcę sprawdzić, czy potrafię cię
zdenerwować.

- Zdenerwować? Dlaczego?
- Diabli wiedzą. Ale to ważne. - Podniósł

ją, a kiedy ona oplotła go nogami w pasie,
ruszył po schodach do domu. - Koniecznie

background image

trzeba nad tym popracować.

- Nad moim stanem psychicznym?
- Tak. Wiesz, dokąd cię niosę? Do

sypialni. Denerwujesz się? Powiedz.

- Nie. A powinnam?

Siatkowe drzwi zatrzasnęły się z

hukiem. Gabe nie odrywał od niej wzroku. I

przez całą drogę obsypywał pocałunkami
jej twarz i włosy.

- Nie będziemy tam grać w warcaby -

oznajmił.

- To dobrze.
Uderzył się o ścianę w holu. Uważaj,

kotku, ostrzegła go w myślach Rebeka, bo
nabijesz sobie guza.

background image

- Nie chodzi o seks - kontynuował po

chwili. - Chodzi o coś całkiem innego. Po
prostu... jesteś mi potrzebna. Każdy dzień

bez ciebie jest dniem spisanym na straty.
Wydawało mi się, że jestem wolnym

człowiekiem. Okazało się, że ta wolność już
mnie nie bawi. Chcę być wolny, ale tylko z

tobą. Czy to, co mówię, niepokoi cię?

- Ani trochę - odparła szeptem.

- Kocham cię, mała. Bardziej niż

kogokolwiek na świecie. Nie sądziłem, że

jestem zdolny do takich uczuć. Do
prawdziwej miłości... Rany boskie, Ruda!

Kiedy się w końcu zdenerwujesz?

Pomyślała, że trzeba tę sprawę jak

background image

najszybciej wyjaśnić. Co on sobie ubzdurał

z tym zdenerwowaniem? Na razie to on się
coraz bardziej denerwował.

Spieszył się do sypialni, pragnął

dotrzeć tam jak najprędzej, ale gdy już

dotarł, nie bardzo wiedział, co ma począć.

- Gabe - szepnęła między jednym

pocałunkiem a drugim. - Puść mnie.
Nigdzie nie ucieknę.

- Nie puszczę - wycharczał, ale po chwili

posłusznie postawił ją na podłodze.

Ściągnęła mu przez głowę bluzę, po

czym pocałowała go w brodę. Następnie

rozpięła mu spodnie i pocałowała w usta.
Wyraz strachu i niepewności nie zniknął z

background image

jego oczu. Kiedy przystąpiła do nieco

śmielszych pieszczot, popatrzył na nią
oskarżycielskim wzrokiem.

- W ogóle nie jesteś zdenerwowana -

powiedział z pretensją w głosie.

- Za to ty jesteś. I dobrze, kotku. Bo ja

bywam baaardzo grrroźna!

Pchnąwszy go na łóżko, szybko zdarła z

siebie ubranie. Koc służący za narzutę, z

ostrej, drapiącej wełny, działał na nią
podniecająco z powodu kontrastu z jedwa-

biście gładką skórą Gabe'a.

Gabe. Twardziel, który wystrzegał się

miłości, a jednak jej uległ. Rebeka słyszała
słowa, których nigdy nie spodziewała się

background image

usłyszeć z jego ust. Ale wyznawał jej

miłość nie tylko słowami - również
dotykiem, pocałunkiem, spojrzeniem.

Wiele musieli sobie jeszcze wyjaśnić,

ale na razie liczyło się tylko to, że się

odnaleźli. Niebo za oknem przybierało
coraz ciemniejszą barwę, lecz oni nie

zwracali uwagi na upływające godziny.
Pochłonięci sobą, wspinali się na szczyty

rozkoszy, ofiarowując jedno drugiemu
wszystko - ciało i duszę.

Rebeka nie pamiętała, kiedy zasnęła.

Ale gdy otworzyła oczy, na zewnątrz

panował nieprzenikniony mrok. Drapiący
wełniany koc znikł. Leżała przykryta

background image

cienką, puszystą kołdrą. Na stoliku nocnym

paliła się lampka.

Gabe leżał obok, w pełni obudzony, z

wyrazem zamyślenia na twarzy. Rebeka
wyciągnęła rękę i delikatnie pogładziła go

po policzku. Bała się odezwać, ale bała się
też milczeć. Postanowiła jednak zaufać

Gabe'owi.

- Będę miała twoje dziecko - oznajmiła

cicho. Myślała, że się zasępi, że okaże
niezadowolenie. Zamiast tego ujrzała błysk

radości w jego oczach.

- Dzięki Bogu. Może jak dom się zapełni

małymi urwisami, nie będziesz miała czasu
na szpiegowskie misje i zabawy w

background image

detektywa.

Uniosła się na łokciu.
- To chyba nie są żadne oświadczyny,

co? Kiedy ostatni raz się widzieliśmy,
byłeś zdecydowanym przeciwnikiem

instytucji małżeństwa. Nie interesowała
cię rodzina, a tym bardziej dzieci.

- Miłość sprawiła, że pewne rzeczy

musiałem sobie przewartościować. Ja... po

prostu bałem się popełnienia błędu. Nie
chcę cię oszukiwać, mała. Wiążąc się ze

mną, ryzykujesz.

- Mylisz się. Ryzykuje się wtedy, kiedy

się nie wie, czego oczekiwać. A ja wiem.
Nie uciekasz przed problemami...

background image

- To prawda.

- Wiem też, że będziemy się spierać. Ale

kto się czubi, ten się lubi.

- No właśnie. Dotąd sądziłem, że kłócą

się tylko ludzie, którzy się nienawidzą. A z

tobą... z tobą uwielbiam toczyć boje. Może
nie zawsze będziemy się zgadzać, Ruda, ale

na pewno nigdy nie będziemy się nudzić.
Nie chcę, żebyś się zmieniała. Kocham cię

taką, jaka jesteś. - Obsypał jej twarz
pocałunkami, po czym przesunął głowę

niżej, do szyi. - Nie przestanę, dopóki nie
usłyszę słowa „tak” - zagroził.

- A wtedy przestaniesz? W takim razie

przez kilka najbliższych godzin zamierzam

background image

milczeć.

- Czy po ślubie też będziesz taka

okrutna i bezwzględna?

- Będę taka aż do śmierci. Sam się o to

prosisz, Devereax. Obyś tylko nie żałował.

- Nie będę - odparł.
Ufała mu. Widziała w jego oczach, że

wyzbył się lęku przed bliskością.

- Tak, kochany - szepnęła. - Tak, tak, tak.

Całe życie marzyłam o takiej miłości, ale
nie wierzyłam, że moje marzenia się

spełnią. Dopóki nie spotkałam ciebie.
Powiedz mi jednak...

- Co?
- Jak, u licha, wrócimy do domu, skoro

background image

wyrzuciłeś kluczyki?

- A może mam drugą parę?
- Jako człowiek logiczny i rozsądny

zapewne masz.

- A wiesz, że ostatnio coraz częściej

polegam na intuicji i instynkcie? Brzmi to
niewiarygodnie... - Na moment zamilkł. -

Chociaż nie. Tobie to się wydaje zupełnie
normalne. Ale...

- Co ale?
- Impulsywne zachowanie niekiedy

pociąga za sobą negatywne
konsekwencje.

- Hm, więc jednak nie masz zapasowych

kluczyków?

background image

- Mam. Ale w domu. Nie tu.

- To znaczy, że jesteśmy zdani wyłącznie

na siebie? - Tak.

- Że ugrzęźliśmy tu na czas

nieograniczony?

- Tak.
- Świetnie - szepnęła i pochyliwszy się

nad nim, wyłączyła lampkę.

background image

EPILOG

Kate rzadko wpadała w złość. Zbyt wiele

w życiu widziała i zbyt wiele doświadczyła,

aby przejmować się drobiazgami.
Katastrofa

samolotowa,

próby

pozbawienia jej życia, sabotaż, knowania
wrogów zazdroszczących jej pozycji oraz

majątku, do którego dochodziła
dziesiątkami lat - to wszystko przetrwała.

Była silna. Byle problem typu kradzież czy
kolejny szantaż nie byłby w stanie jej

załamać.

Jednakże co innego kradzież, a co

innego ślub i wesele.

background image

Stała na tarasie, z którego rozciągał się

wspaniały widok. Mała dziewczynka, która
swoje dzieciństwo spędziła w sierocińcu,

jest teraz właścicielką luksusowej
rezydencji nad jeziorem.

Spoglądała na ogród, sprawdzając, czy

o niczym nie zapomniała. Wzdłuż ścieżki

posypanej białymi płatkami róż, którą
miała iść panna młoda, rosły w donicach

kamelie. Znad jeziora nadciągał lekki
wietrzyk; liście szeleściły, powietrze

wypełniała balsamiczna woń kwiatów.
Powoli zbierali się goście, eleganccy

mężczyźni, kobiety w bieli i pastelach.
Śmiech oraz szmer rozmów niósł się po

background image

całym terenie.

W głosach gromadzących się w

ogrodzie ludzi Kate słyszała radość. Na

wszelki wypadek, jakby nie dowierzając
własnym uszom, obserwowała twarze

gości, upewniając się, czy na pewno są
szczęśliwi. Nick i Caroline, Kyle i

Samantha, Rafe i Allie, Mike z Julią... Przez
chwilę nie mogła doszukać się Luke'a i

Rocky, ale potem ich dojrzała. Trzymając
się za ręce, wracali ze spaceru nad

brzegiem jeziora. Adam i Laura, Zach i Jane,
Rick z Natalie, Grant z Meredith...

Ktoś obcy mógłby się pogubić w tym

tłumie, ale nie Kate. Osoby, na które

background image

patrzyła, dzieci jej dzieci, reprezentowały

kolejne pokolenie Fortune'ów. W ciągu
ostatnich dwóch lat spotykali się na wielu

ślubach, ale ten był najważniejszy,
przynajmniej dla Kate.

Rebeka była jej najmłodszą córką,

jedyną, która dotąd nie znalazła partnera.

Kate powoli traciła nadzieję, czy to się
kiedykolwiek stanie. O Rebekę zawsze

najbardziej się niepokoiła.

Zrobiła, co mogła, żeby był to

najszczęśliwszy dzień w życiu jej córki.
Zamówiła u bogów niebo w kolorze błękitu.

I takie było. Co najmniej ze trzy razy
obeszła stoły, sprawdziła nakrycia,

background image

dekoracje, bukiety kwiatów. Dziesiątki razy

rozmawiała ze służbą. Poprawiała drużbom
krawaty, strzepywała im z ramion

niewidoczne pyłki, druhnom doradzała w
kwestii fryzur, kosmetyków, biżuterii.

Pomogła córce włożyć suknię,

następnie wpięła jej we włosy piękny

welon z delikatnej belgijskiej koronki. Łzy
ścisnęły ją za gardło. Czym prędzej skryła

się w pokoju na piętrze. Potrzebowała para
minut dla siebie, z dala od zgiełku, żeby się

wyciszyć, opanować emocje.

Stojąc na tarasie, usłyszała, jak drzwi

się otwierają. Nie musiała się odwracać -
wiedziała, że wszedł Sterling Foster. Kiedy

background image

objął ją w pasie, poczuła, jak spływa na nią

błogi spokój. Zamknęła oczy i oparła się o
jego klatkę piersiową.

Wkrótce zamierzała powiadomić

rodzinę o własnych planach małżeńskich.

Miała siedemdziesiąt jeden lat. Nigdy nie
spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek

znajdzie miłość, że pokocha jakiegoś
mężczyznę, że zaufa mu i będzie chciała

dzielić z nim życie.

- Jesteś zdenerwowana, Kate? - spytał.

Potrafił wyczuwać jej nastroje.

- Nie, nie zdenerwowana, raczej

wściekła na pana młodego. Chyba mam
prawo dać córce prezent ślubny?

background image

- Rozumiem. A więc Gabe podarł czek?

- Zaproponowałam, że pożyczę im jacht

albo samolot. Niczego nie chce ode mnie

przyjąć. I nie chce mi zdradzić, gdzie
pojadą na miesiąc miodowy.

- Coś podobnego!
- Uścisnął mnie, serdecznie mi za

wszystko podziękował, po czym oznajmił,
że nie potrzebuje pomocy. Że sam potrafi

zaopiekować się Rebeką. Psiakość! I co z
takim zrobić?

Sterling zarechotał pod nosem.
- Człowiek tak dumny i uparty idealnie

nadaje się na męża twojej córki.

- To prawda - przyznała Kate. - Ale nie po

background image

to mam pieniądze, żeby zabrać je z sobą do

grobu. Mógłby mi drań okazać trochę
szacunku i pozwolić nimi poszastać.

- Co się odwlecze, to nie uciecze.

Przecież nikt ci nie zabroni rozpieszczania

wnuków. A coś mi mówi, że pierwsze
maleństwo jest już w drodze.

- Tak myślisz? - Kate nie posiadała się z

radości. Spojrzała w dół na Gabe'a, który

zajął miejsce obok swojego drużby. W
przeciwieństwie do normalnych panów

młodych, którzy nerwowo przestępują z
nogi na nogę, Gabriel Devereax był

spokojny i opanowany. Szeroki uśmiech na
jego twarzy natychmiast podbił serce

background image

Kate. Tak, jej przyszły zięć cieszył się

bardziej niż pirat, który wziął we władanie
statek pełen skarbów.

Niemal gotowa była wybaczyć mu jego

głupi upór i odmowę przyjęcia od niej

pieniędzy.

- Nikomu nie zdradziłaś tajemnicy? -

spytał Sterling, głaszcząc ją czule po
policzku.

- Nie. Pokusa była bardzo silna, ale dziś

jest święto Rebeki i Gabe'a. Nie chcę

odciągać od nich uwagi.

Oczywiście rodzina zdawała sobie

sprawę, że zakończono prace nad
magicznym kremem młodości, jednakże

background image

tylko Kate ze Sterlingiem wiedzieli, że

przeszedł pomyślnie wszystkie testy.
Produkt, któremu poświęcono tyle czasu i

wysiłku, wreszcie miał trafić na rynek.

Nowy produkt, nowa fortuna.

Kate pomacała bransoletę, którą

włożyła na dzisiejszą uroczystość.

Bransoletę, która stanowiła symbol
rodziny, symbol siły, przywiązania i

lojalności.

Przez pewien czas nosiła ją Rebeka.

Dziś rano Kate odebrała córce starą
bransoletę i podarowała jej nową. Rebeka

nie potrzebowała wspomnień; powinna
patrzeć w przyszłość, nie w przeszłość.

background image

- Kate, kochanie... - Sterling ujął ją

delikatnie za łokieć. - Gotowa jesteś wydać
swoją najmłodszą córkę za mąż?

- Absolutnie. - Skinęła głową.
Tak, była gotowa. I nie wypadało, aby

matka panny młodej spóźniła się na ślub.

Na moment zadumała się. Był taki czas

w jej życiu, kiedy całą energię wkładała w
powiększanie majątku, a co za tym idzie -

władzy i wpływów. Ale to było dawno temu.
Teraz liczyło się dla niej co innego.

Liczyło się szczęście jej dzieci. Oraz to,

że rodzina jest razem. Czy może być coś

ważniejszego?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
12 Dzieci Szczęścia Greene Jennifer Marzycielka
Greene Jennifer Marzycielka 2
Dzieci szczęścia 12 Greene Jennifer Marzycielka
Greene Jennifer Duch w roli swata 03 Oszołomiony
D067 Greene Jennifer Jak za dawnych lat
Greene Jennifer Narzeczony dla Czerwonego Kapturka
Greene Jennifer Słodycz czekolady
D212 Greene Jennifer Narzeczony dla Czerwonego Kapturka
176 Greene Jennifer Duch w roli swata 2 Osaczony
Greene Jennifer Błękitna sypialnia
Greene Jennifer Narzeczony dla Czerwonego Kapturka
1 Duch w roli swata Greene Jennifer Oczarowany [169 Harlequin Desire]
237 Greene Jennifer Samotny tata
067 Greene Jennifer Jak za dawnych lat
347 Greene Jennifer Dziecko, on i ta trzecia

więcej podobnych podstron