JEAN VANIER, SERCE ARKI - Duchowość na każdy dzień,
VERBINUM Wydawnictwo Księży Werbistów, Warszawa 1996
WPROWADZENIE
W sierpniu 1964 r. zainspirowany i zachęcony przez dominikanina o. Tomasza Philippe zacząłem dzielić
moje życie z Rafałem Simi i Filipem Seux. Mieszkanie razem z tymi dwoma upośledzonymi umysłowo
mężczyznami oraz z innymi, którzy podobnie jak ci dwaj, cierpią z powodu upośledzeń, przemieniło moje życie.
Zanim ich spotkałem, kierowałem się w życiu głównie głową i poczuciem obowiązku. Stworzyłem wewnętrzne
bariery, aby się zabezpieczyć przed lękami i ukryć moje słabości. W Arce zacząłem się uczyć, jak żyć sercem.
Pomimo niektórych trudnych chwil te trzydzieści lat przyniosło mi wielką radość. Moje serce otworzyło się,
wzrosło moje zrozumienie. Nauczyłem się wiele o sercu ludzkim i o ludzkiej potrzebie serca, jak też o obawie
przed sercem, o relacjach miłości i o wspólnocie z innymi. Nauczyłem się wiele o Ewangelii, o życiu i osobie
Jezusa. Arka była szkołą miłości.
Społeczeństwo traktuje ludzi z upośledzeniami jako „nieudaczników" czy „podludzi". Narodziny dziecka z
upośledzeniem uważa się za tragedię dla rodziny. Natomiast w Arce odkrywamy, że ci ludzie posiadają ogromną
otwartość serca i zdolność do miłości. Oni wydają się objawiać, co jest najbardziej podstawowe w nas wszystkich.
Przebywanie z nimi we wspólnocie może być trudne, ale również przemienia i uczy, co naprawdę liczy się w życiu.
Być może przychodzimy do Arki, aby pomóc słabym, ale wkrótce uświadamiamy sobie, że w istocie to oni nam
pomagają!
Życie w Arce jest wymagające i zmusza do pewnej ofiary. Ci, którzy przychodzą, aby żyć w Arce, muszą
zgodzić się na ograniczone wynagrodzenie, dłuższe godziny pracy i utratę niektórych przyjaźni czy kulturalnych
rozrywek. Ale w tym samym czasie zyskujemy wiele: życie we wspólnocie, poczucie bycia kochanym, nowe
odczucie znaczenia i celu w życiu oraz bardziej zintegrowany sposób życia, w którym spotyka się nasza wiara,
talenty i umiejętności. Arka jest miejscem, gdzie możemy się rozwijać i pogłębiać zarówno nasze
człowieczeństwo, jak i naszą duchowość.
Bóg dał Arkę jako dar w tym szczególnym momencie historii. Dzisiaj tak wielki nacisk kładzie się na
technologię i naukową wiedzę, że ludzie zapominają, jak ważne jest serce i jak ważna jest osoba ludzka; bywa, że
pogrążają się w zniechęceniu i rozpaczy. Społeczeństwo często usiłuje wykluczyć ludzi słabych zanim się urodzą
albo przez eutanazję, argumentując, że słabi są utrapieniem i kosztują zbyt wiele. Poprzez Arkę Bóg przypomina
nam o istotnym celu ludzkiego życia: zostaliśmy stworzeni z miłości i dla miłości, aby zużyć wszystkie nasze
moce i talenty, aby stworzyć bardziej sprawiedliwe i kochające społeczeństwo, w którym jest miejsce dla każdej
osoby.
Nasze wspólnoty chcą zaświadczyć wobec Kościoła i świata, że Bóg zna każdą osobę w jej najgłębszym
bycie i kochają w jej upadku. Bóg jest miłością. Bóg jest dobrocią, współczuciem i przebaczeniem. Arka nie jest
zwykłym rozwiązaniem problemu społecznego, ale jest też znakiem, iż miłość jest możliwa, że nie jesteśmy
skazani na życie w stanie wojny i konfliktu, gdzie silny gnębi słabego. Każda osoba jest niepowtarzalna, cenna i
święta.
Arka jest rodziną stworzoną i podtrzymywaną przez Boga. Być rodziną, znaczy podzielać tego samego
ducha, tę samą wizję i duchowość. Jest to szczególnie prawdziwe w odniesieniu do rodziny stworzonej jako
odpowiedź na Boże wezwanie, niezależnie od naturalnych więzów ciała i krwi. Duchowość jest sposobem życia,
który zakłada z góry pewne decyzje i szczególne przyporządkowanie priorytetów. Każda religia posiada
duchowość, sposób życia i rozwoju w zjednoczeniu z Bogiem. Ewangelia jest źródłem chrześcijańskiej
duchowości, ale istnieje wiele sposobów przeżywania Ewangelii.
Poprzez całą historię Duch Święty powoływał mężczyzn i kobiety, aby zgodnie z zapotrzebowaniem
poszczególnych czasów czy kultur stwarzali nowe rodziny, które by świadczyły o Bożej miłości, o
zmartwychwstaniu Jezusa i o darze Ducha Świętego. Zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie, już w początkach
Kościoła byli ojcowie pustyni i podstawy dla rodzin monastycznych. Oni rozwinęli duchowość skupioną na życiu
modlitwy, życiu wspólnotowym, posłuszeństwie i liturgii. Znacznie później zaistniały rodziny franciszkańskie.
Żyły one życiem ubóstwa i wiary w obecność Boga w naturze i w ubogich. Inne rodzaje duchowości, które
rozwinęły się, podkreślały "'ważność integracji i poświęcenia dla społeczeństwa. Istnieją rodzaje duchowości
stosowane dla małżeństwa jak i dla innych stanów życia. Każda z nich posiada te same podstawy: Ewangelię i
życie Jezusa. Każda z nich oferuje sposób wzrostu w miłości i uwalniania się od strachu, ukazuje ścieżkę do
zjednoczenia z Jezusem i z innymi ludźmi.
Duch Święty stworzył Arkę za pośrednictwem o. Tomasza Philippe, aby w tym wieku, zapatrzonym w różne
osiągnięcia, objawić, iż wartość każdej osoby polega nie na inteligencji, lecz jest zawarta w sercu. Bóg postanowił
objawić się w szczególny sposób przez ludzi z upośledzeniami, poprzez ich słabość i prostotę ich serc.
W tej książce chcę mówić o pewnych istotnych elementach naszej duchowości, według której żyjemy z dnia
na dzień w naszych wspólnotach rozsianych w całym świecie. Piszę na podstawie własnego doświadczenia w
moim własnym języku i zachowując moją własną wrażliwość. Inni w Arce mogliby pisać całkiem odmiennie albo
też podkreślać inne aspekty. Ta książka opisuje szlak ku jedności, pokojowi, przebaczeniu i wolności, szlak, który
ludzie z upośledzeniami ukazali Arce. Inni chrześcijanie poznają ten szlak w miarę, jak dzielą swoje życie z
ludźmi, którzy są słabi i zależni w różny sposób: starzejący się, umierający, ludzie z chorobą AIDS, ludzie
cierpiący z powodu chorób umysłowych itd. Wspólnoty Arki kształtują nową rodzinę w ramach większej
chrześcijańskiej rodziny, Ludu Bożego.
Niektóre wspólnoty Arki są międzyreligijne. W Indiach np. nasze wspólnoty otwierają się na hindusów, mu-
zułmanów i chrześcijan. Każda osoba jest wkorzeniona w swoją tradycję religijną. W pewnym sensie duchowość
Gandhiego była podobna do duchowości Arki. On również znalazł Boga w ubogich, cierpiących i odrzuconych. On
uświadomił sobie, że im bardziej zbliżamy się do ubogich i wchodzimy w przymierze miłości z nimi, tym bardziej
zbliżamy się do Boga. Ta książka jednakże zajmuje się głównie biblijnymi podstawami duchowości Arki. Jest to
życie i przesłanie Jezusa, przekazane nam przez Ewangelię.
Kwestia języka
Język rozwinął się znacznie w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Ludzie zwykli mówić o „umysłowo
opóźnionych" albo o „umysłowo niedorozwiniętych". Dzisiaj używamy innych terminów: „ludzie z trudnościami w
uczeniu się" albo: „ludzie postawieni wobec specjalnych wymagań umysłowych". Język rozwija się według
wymagań kultury, kraju i czasu. Poza zmianami w języku kryje się pragnienie potwierdzenia faktu, że osoba z
upośledzeniem umysłowym jest przede wszystkim osobą, która zasługuje na szacunek i w miarę możliwości
powinna aktualizować swoje szczególne uzdolnienia.
W tej książce używałem określenia: „osoba z umysłowym upośledzeniem" albo: „ludzie z umysłowymi
upośledzeniami". Naprawdę są to ludzie ze wszystkimi implikacjami tego słowa. Każda osoba jest unikalna i
ważna. Niemniej jednak istnieją różnice. Niektórzy ludzie przychodzą do Arki z powodu swego upośledzenia, inni
natomiast dokonują wolnego wyboru: przychodzą by żyć we wspólnocie z upośledzonymi. Ważną sprawą w
używaniu języka jest to, by jasno określić różnicą, a jednocześnie szanować osobę.
Czasami ludzie dzisiejsi mają trudności ze słowami „ubogi" i „słaby". Ewangeliczne przesłanie mówi o
„ubogich", co często interpretuje się jako „ekonomicznie biednych". Ale osoba bez pracy i rodzice, którzy stracili
dziecko, są również „ubodzy". Uboga osoba to taka, która znajduje się w potrzebie, która rozpoznaje swoją
potrzebę i woła o pomoc. Słabość często jest traktowana jako wada. Ale czyż my wszyscy nie jesteśmy w jakiś
sposób słabi i w potrzebie? My wszyscy mamy słabe miejsca, nasze ograniczenia i upośledzenia. W momencie gdy
rozpoznajemy nasze słabości i jesteśmy w stanie prosić o pomoc, możemy pracować razem. Słaby potrzebuje
silnego, ale, jak my to odkrywamy w Arce, silny również potrzebuje słabego. W tej książce używamy słów „ubogi"
i „słaby", nawet jeśli te słowa sprzeciwiają się pewnym normom kulturowym, które wymagają, żeby każdy był
silny.
Specjalne dzięki
Dziękuję Klarze de Miribel, której wiedza o duchowości Arki uczyniła ten tekst jaśniejszym i bardziej precy-
zyjnym.
Moje szczególne podziękowania kieruję do Małgorzaty Parnham, która pracowała ciężko przy udoskonaleniu
tekstu w języku angielskim i w ostatniej chwili przygotowała maszynopis.
W styczniu 1995
Jean Vanier
I
T
AJEMNICA
JEZUSA
Chrześcijańska duchowość ma swój fundament w osobie Jezusa. My, w Arce, jesteśmy wezwani,
aby przeżywać w szczególny sposób tajemnicę ubóstwa i słabości Jezusa, który przyszedł, aby być z
ubogimi i słabymi, Jezus przyszedł, aby nieść Dobrą Nowinę ubogim. Ustanowił tę misję, gdy będąc w
synagodze w Nazarecie, zastosował do siebie słowa proroka Izajasza:
Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi. (Łk 4,18)
Dzięki Arce zacząłem rozumieć, czym dla ubogich jest Dobra Nowina.
W czasach Jezusa było wiele ludzi ubogich, uciskanych, niewidomych i odrzuconych. Wielu
trędowatych cierpiało nie tylko z powodu odrzucenia. Byli traktowani jako „niedotykalni", a ci, którzy
byli w jakiś sposób związani z nimi, stawali się nieczystymi. Ich choroba była widziana jako kara
pochodząca od Boga.
Ludzie tacy jak oni byli wykluczeni, uwięzieni w przekonaniu o swej bezużyteczności, w poczuciu
nędzy i winy. Nie mieli ani przyszłości, ani nadziei.
W tym samym czasie inni żyli w luksusie. Mieli władzę, prestiż i przywileje. Żyli w błogim
samozadowoleniu. Ich powodzenie i dobrobyt były uważane za znaki Bożego błogosławieństwa i
przywilejów. Te dwa światy były oddzielone murem: bogaci, generalnie pogardzający ubogimi, i ubodzy,
zamknięci w sobie z poczuciem odrzucenia i smutku. Jezus opisał te dwa światy w jednej ze swych
przypowieści:
Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy
jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza;
nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł takie
bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i
Łazarza na jego tonie. I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego
palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu". Lecz Abraham odrzekł: „
Wspomnij, synu, ze za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a
ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak ze nikt, choćby chciał, stąd do was
przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać". (Łk6,19-26).
Jezus jadał z ludźmi bogatymi, jak Szymon faryzeusz i Zacheusz. Wzywał ich do przemiany, aby
dzielili się swoimi dobrami z ludźmi potrzebującymi, zamiast nimi pogardzać. Nie upierał się, żeby
sprzedawali swoje domy, ale wzywał ich, by otwarli swe serca dla ubogich. Po spotkaniu z Jezusem
Zacheusz postanowił oddać połowę swego majątku ubogim. Jezus bardzo wyraźnie stwierdza, że:
Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z
powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo
wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście
syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać
będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym
prorokom. (Łk 6,20-26)
Jezus nie przyszedł, aby sądzić i potępiać, ale aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. (J
11,52) On przyszedł zburzyć mur dzielący biednych i bogatych, silnych i słabych, zdrowych i chorych,
tak żeby wszyscy mogli się pojednać i uświadomić sobie, że wszyscy są częścią tego samego ciała.
Kiedy Jezus przemierzał drogi Galilei, ludzie słabi, chorzy i ubodzy wyczuwali Jego dobroć i
współczucie. On ich kochał. Uzdrawiał chorych, dawał siłę i nadzieję każdej napotkanej osobie.
Wchodził nawet do miejsc o wątpliwej reputacji. Był blisko tych, co sami siebie uważali za religijne
wyrzutki. Przemawiał do nich ukazując łagodnie Bożą dobroć i miłosierdzie. Nie chciał przemieniać
struktur organizacyjnych społeczeństwa siłą czy nowymi surowymi prawami, ale poprzez przyjaźń z
bezsilnymi, ukazywanie drogi ku pokorze i wspólnocie serc.
Żydzi byli uciśnieni i upokarzani. W warunkach rzymskiej okupacji żyli pod jarzmem obcych
żołnierzy i brutalnej władzy przedstawiciela rzymskiego cesarza. Pomiędzy Żydami i Rzymianami stał
mur przesądów i nienawiści.
Jezus nie ubiegał się o władzę królewską dla stworzenia nowego sprawiedliwego społeczeństwa, w
którym każda osoba byłaby darzona szacunkiem. Zamiast tego wkroczył na szlak wiodący ku pokorze,
aby się utożsamić ze zranionymi. Paweł zapraszał swych uczniów w Filippach, aby weszli na ten sam
szlak:
To dążenie niech was ożywia; ono też byto w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał
ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się
podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniży t samego siebie, stawszy się
posłusznym aż do śmierci -i to śmierci krzyżowej. (Flp 2,5-8)
Jezus zaprasza swych uczniów, aby nie szukali znaczenia czy władzy nawet za cenę czynienia
dobrze innym, ale raczej, by zajęli najniższą pozycję w celu służby na wzór niewolników. Bóg strąca
władców z tronu, a wywyższa pokornych, mówi Maryja w swym Magnificat (Łkl,52).
Jezus przedstawia całkowicie nową wizję. Bóg nie jest po prostu sprawiedliwym, łagodnym i
współczującym bytem, który czuwa nad biednymi i nawołuje bogatych, by się dzielili z ubogimi. Ten
sposób widzenia Boga znajduje się, na przykład, u Izajasza:
Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwinąć więzy niewoli, wypuścić wolno
uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy,
nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i
szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwata Pańska iść będzie za tobą.
Wtedy zawołasz, a Pan odpowie,wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: „Oto jestem!"
Jeśli u siebie usuniesz jarzmo,przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie,
jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną,
wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem.
Pan cię zawsze prowadzić będzie,nasyci duszę twoją na pustkowiach.
Odmłodzi twoje kości,tak że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie. (Iz 58,6-11)
Jezus nie służy ubogim. On staje się jednym z nich. Słowo staje się ciałem: Wszechmogący staje się
bezbronnym dzieckiem, które wzbudza odruch miłości. Jego słowa, czyny, całokształt Jego sposobu
bycia niepokoi ludzi, a przede wszystkim niepokoi ludzi możnych. Oni odmawiają słuchania czy
zaakceptowania Go. Szukają nawet sposobów, by Go zabić. Ostatecznie przekazują Go w ręce władz
cywilnych, przywódców rzymskich. Jezus zostaje skazany na śmierć i umiera w całkowitym opuszczeniu.
Wszyscy się z Niego wyśmiewają. On, człowiek współczujący, staje się tym, który potrzebuje
współczucia, biednym, ubogim człowiekiem. Jezus przywraca ustanowiony porządek: przynagla ludzi,
aby nie tylko czynili dobrze ubogim, ale aby odkryli Boga ukrywającego się w ubogich, aby odkryli, że
ubodzy posiadają moc uzdrawiania i uwalniania ludzi.
II
DUCHOWOŚĆ SKUPIONA WOKÓŁ TAJEMNICY UBOGIEGO
Dwa światy dzisiaj
Dwa światy, które istniały w czasach Jezusa, wciąż istnieją dzisiaj w każdym kraju, mieście i w
każdym ludzkim sercu. Z jednej strony są bogaci, którzy, przekonani o samowystarczalności, nie
rozpoznają własnej potrzeby miłości i bliskości innych ludzi. W każdym z nas jest coś z człowieka
bogatego. Są ludzie bogaci materialnie, kulturalnie, a nawet duchowo, którzy żyją w samozadowoleniu i
luksusie, uwikłani w sidła dóbr, władzy i przywilejów. Oni posiadają więcej, niż potrzebują, a mimo to
wciąż pragną jeszcze więcej! To oni pogardzają ludźmi odmiennymi i słabymi.
Zawsze też są ubodzy, wielka rzesza ludzi żyjących w ubóstwie i nędzy, niezaradnych życiowo:
bezdomnych, bezrobotnych, pokrzywdzonych, cierpiących z powodu choroby umysłowej, z powodu
upośledzeń umysłowych czy fizycznych. Są ludzie starzy, żyjący w samotności i zapomnieniu, ludzie
umysłowo niezrównoważeni, ludzie tkwiący w sidłach zniekształconych wyobrażeń o sobie samych. Są
cierpiący z niedożywienia i głodu, uchodźcy ukrywający się przed nienawiścią, gwałtem i wojną.
Jezusowe przesłanie dzisiaj jest takie jak zawsze: On przychodzi, by zgromadzić w jedno wszystkie
rozproszone dzieci Boże i dać im pełnię życia. Pragnie położyć kres nienawiści, uprzedzeniom i lękom,
które wyobcowują ludzi i grupy społeczne. Pragnie stworzyć w tym podzielonym świecie miejsce
jedności, pojednania i pokoju, zapraszając bogatych, by umieli się dzielić, a ubogich, by podtrzymywali
nadzieję. Posłannictwem Arki, a także innych wspólnot jest zburzenie ścian dzielących słabych i silnych,
tak że wspólnie mogliby oni uświadomić sobie, jak bardzo potrzebują się nawzajem, i w ten sposób
zjednoczyć się. To jest Dobra Nowina.
Społeczeństwo rywalizacji
Ponieważ nasze zachodnie społeczeństwa są społeczeństwami konsumpcyjnymi, które popierają
indywidualizm, są one również społeczeństwami rywalizacji. Już w szkole uczy się dzieci, że powinny się
wysilać, aby być pierwszymi na mecie, że muszą zwyciężać, jeśli chcą być podziwiane, że tylko wtedy,
gdy jako młodzi ludzie wykażą się sukcesami, mogą mieć nadzieję na zdobycie szanowanego,
wpływowego i dobrze płatnego stanowiska w przyszłości. Praktycznie na każdej drodze życia ludzie
usiłują się wspinać po drabinie sukcesów, aby mieć więcej: więcej pieniędzy, większe wpływy, więcej
uznania.
Są pewne pozytywne elementy zawarte we współzawodnictwie. Pozwala ono ludziom rozwijać
talenty i ujawniać w sobie to, co najlepsze. Bez współzawodnictwa czy bez pragnienia sławy lub podziwu
postęp ludzkości w wielu dziedzinach byłby wolniejszy. Ubieganie się o doskonałość rozwija
doskonałość. Ale współzawodnictwo posiada również swoją złą stronę. W każdym wypadku, gdy ktoś
zwycięża, wielu innych przegrywa, czują się zniechęceni i przestają rozwijać swoje talenty. Niezdolni do
wspinania się po drabinie sukcesu, spadają w przepaść i tracą pewność siebie, zaś ludzie sukcesu,
osiągając wyższy szczebel drabiny społecznej, są skłonni nimi pogardzać.
Ja byłem częścią tego świata rywalizacji. Chciałem być „na szczycie". Dostrzegałem znikomą
wartość tych, co byli „na dnie", nawet jeśli od czasu do czasu usiłowałem pomóc im w potrzebie, czyniąc,
co w mojej mocy, aby podciągnąć ich w górę, zachęcając do szukania sukcesu i lepszego poziomu życia.
W 1963 roku dzięki o. Tomaszowi Philippe odkryłem świat tych ludzi. Odwiedzając zakłady,
schroniska i szpitale psychiatryczne poznałem zupełnie nowy świat ludzi chorych i upośledzonych
umysłowo. To był świat rozpaczy i szaleństwa. Ci ludzie byli ukryci przed oczami społeczeństwa, tak
aby nie przypominali o swoim istnieniu. Zamknięci razem w pokojach, snuli się z kąta w kąt przez cały
dzień, gdyż nie mieli nic lepszego do zrobienia. Niektóre sypialnie były nawet dobrze zorganizowane,
ale nie było w nich absolutnie nic osobistego.
Pracownicy tych instytucji to często ludzie o dobrym sercu, ale nie mający czasu, by poświęcić go
każdemu pacjentowi z osobna. Stąd też mężczyźni i kobiety cierpiący z powodu upośledzeń umysłowych
bywali zaniedbani, pozostawieni samym sobie, a czasem nawet źle traktowani. Gdy usiłowali się
zbuntować - a mieli do tego poważne powody - karano ich bardzo surowo. W ten sposób nie tylko
tłumiono ich agresywność, ale również nadzieję.
Byłoby rzeczą pochopną potępiać personel pracujący w tych instytucjach, jak też ludzi, którzy je
stworzyli. Byli oni po prostu produktem kultury, która traktowała osoby z ograniczoną inteligencją jako
żałosne stworzenia, niezdolne do rzeczywistego odczuwania cierpienia. Wprawdzie niektóre instytucje
troszczyły się o swoich podopiecznych i traktowały ich z miłością, uczuciem i szacunkiem, niemniej
jednak i tu nikt nie wierzył, że ludzie z upośledzeniami umysłowymi mogą się rozwijać, stawać się
bardziej samodzielnymi czy ofiarować cokolwiek innym.
Spotkałem Rafała i Filipa w schronisku niedaleko Paryża, gdzie byli zamknięci za wysokimi
murami, pozbawieni - tak jak wszyscy tam -jakichkolwiek zajęć. To było miejsce godne pożałowania,
wypełnione krzykami gwałtu i rozpaczy. Rafał jako dziecko chorował na zapalenie opon mózgowych, w
wyniku czego utracił zmysł równowagi i zdolność mówienia. Podobny los spotkał Filipa. Obaj zostali
przysłani do tego schroniska po śmierci rodziców.
Kupiłem mały, odrapany dom w Trosły, wiosce na północy Francji, i zaprosiłem ich, aby
zamieszkali ze mną. Tak się zaczęła przygoda Arki.
Przygoda Arki
Z chwilą gdy zamieszkaliśmy razem z Filipem i Rafałem, pierwszym moim odkryciem była głębia
ich bólu; bólu, gdyż byli przyczyną niezadowolenia swoich rodziców i innych ludzi. Można zrozumieć
reakcję rodziców na ich upośledzenie. Jacyż rodzice nie byliby zniechęceni i rozgoryczeni faktem, że ich
dziecko prawdopodobnie nie będzie mogło mówić, chodzić czy żyć podobnie jak inne dzieci? Ale same
dzieci z upośledzeniami również cierpią i to bardzo głęboko. Rafał i Filip mieli niewiarygodnie wrażliwe
serca. Obaj byli głęboko zranieni przez odrzucenie, przez brak zainteresowania ze strony otoczenia.
Dlatego niekiedy wybuchali gniewem albo uciekali w świat snów i marzeń. Jasne było, że tkwiła w nich
potrzeba przyjaźni i zaufania, wyrażenia swoich potrzeb wobec kogoś, kto rzeczywiście potrafi słuchać.
Zbyt długo nikt nie był zainteresowany słuchaniem ich. Nikt nie pomagał im w dokonywaniu wyborów i
stawaniu się bardziej odpowiedzialnymi za własne życie. W istocie ich potrzeby były dokładnie takie jak
moje własne: być kochanym i kochać, dokonywać wyborów i rozwijać swoje zdolności.
W miarę jak nasza przyjaźń utrwalała się i pogłębiała, coraz bardziej uświadamiałem sobie, jak
okrutne są nasze społeczeństwa, które popierają silnych i odrzucają słabych. To odrzucenie wydaje się
być głęboko zakorzenione w naszych kulturach i instytucjach. Nawet Kościół często nie umie rozpoznać
wartości ludzi z upośledzeniami. To jest tak, jakby nasze społeczeństwo nie potrafiło przyznać się, że ci
ludzie są w pełni ludźmi, że straszliwie cierpią z powodu odrzucenia i pogardy. Bez wątpienia Kościół i
społeczeństwo uznają, że ważne jest, by „zrobić coś" dla nich i dla ich rozgoryczonych rodziców, ale
rzadko dostrzegają, że właśnie ci ludzie mają coś do zaoferowania w zamian.
Być znakiem wyzwania dla kultury
Z upływem lat zdałem sobie sprawę, jak dalece mieszkanie razem z ludźmi cierpiącymi z powodu
upośledzeń umysłowych jest wyzwaniem dla kultury. Wkrótce po zaistnieniu Arki natrafiłem na fragment
Ewangelii Łukaszowej, w którym Jezus mówi:
Gdy wydajesz obiad albo wieczerze, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani
zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie,
zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się
odwdzięczyć... (Łk 14,12-14)
Słyszałem ten tekst wielokrotnie, ale nigdy przedtem nie odczułem w pełni jego mocy.
Uświadomiłem sobie nagle, że ten fragment opisywał tę rzeczywistość, w której my żyliśmy w Arce,
zasiadając do jednego stołu z Rafałem, Filipem i innymi. Zasiadanie przy jednym stole oznaczało
nawiązanie z nimi przyjaźni i stworzenie rodziny. To był sposób życia całkowicie przeciwny wartościom
społeczeństwa hierarchicznego i konkurencyjnego, w którym słabi są spychani na margines. Zacząłem
sobie zdawać sprawę, jak dalece Dobra Nowina Jezusa przeciwstawia się stereotypom kultury.
Niektórzy rodzice naszych ochotników, będąc dobrymi chrześcijanami, byli jednak zmartwieni, że
ich synowie czy córki decydują się na życie w Arce. Gdyby ich dzieci wybrały życie księdza albo siostry
zakonnej, byliby z nich dumni. Ale decyzja dzieci, by mieszkać z „takimi ludźmi", przekraczała ich
możliwości zrozumienia. Niektórzy mówili: „To taka strata, że mój syn jest w Arce. Mógłby zrobić coś
naprawdę pożytecznego ze swym życiem!"
Jakkolwiek nasz sposób życia był taki przeciwny stereotypom kultury, to jednak byłem podniesiony
na duchu przez o. Tomasza i przez wielu psychiatrów, a także ludzi zaangażowanych z rządu
francuskiego i służb społecznych. Oni doceniali, jak ważne jest traktowanie upośledzonych umysłowo
przede wszystkim jako ludzi, pomaganie im w podejmowaniu decyzji i zapewnienie im ciepłego i bez-
piecznego domu, który byłby w pełni zintegrowany z miastem czy wsią, gdzie z kolei mogliby nawiązać
przyjaźnie z sąsiadami i miejscową wspólnotą. Oni również uważali, że należy unikać wielkich instytucji,
które przypominały więzienie. Większość upośledzonych umysłowo to nie chorzy wymagający stałej
opieki medycznej. Oni pragną, by ich otoczenie było przystosowane do ich potrzeb, tak by mogli się
rozwijać i odnajdować sens życia. Byłem zaskoczony faktem, że nauki humanistyczne doszły do tych
samych wniosków co Ewangelia. Społeczeństwo rywalizujące, indywidualistyczne i materialistyczne
odchodzi od humanizmu. Przesłanie Jezusa jest głęboko humanistyczne.
Przyjaźń z ubogimi dokonuje przebudzenia i przemiany serca
Przyjaźń z Rafałem i Filipem oraz przeżywanie razem z nimi przymierza - świętego związku -
zakładało ogromną zmianę w moim podejściu do życia. Moje wykształcenie nauczyło mnie, jak być
szybkim i efektywnym w podejmowaniu decyzji. Byłem przede wszystkim bardziej człowiekiem czynu
niż człowiekiem słuchającym. W służbie marynarskiej miałem co prawda kolegów, ale nie prawdziwych
przyjaciół. Otwarcie się na przyjaźń oznacza podatność na zranienie, ryzyko ściągnięcia masek i
usunięcia barier, abyśmy byli zdolni do zaakceptowania ludzi takimi jakimi są, uwzględniając zarówno
całe ich piękno i talenty', jak słabości i wewnętrzne okaleczenia. To oznacza płakanie, gdy oni płaczą, i
śmiech, gdy oni się śmieją. Ja stwarzałem bariery wokół mojego serca, by je zabezpieczyć przed
cierpieniem. W Arce już się nie wspinałem po drabinie ludzkiego uznania i nie stawałem się bardziej
efektywnym i ważnym. Zacząłem „zstępować", „marnować czas" razem z ludźmi z umysłowymi
upośledzeniami, tak że byliśmy w stanie tworzyć wspólnoty, środowiska oparte na przymierzu i komunii.
Oczywiście, musiałem uczynić coś dla Rafała i Filipa. Oni potrzebowali pomocy, by stać się
bardziej samodzielnymi, by uczyć się podejmowania decyzji i przejmowania w większym stopniu
odpowiedzialności za swe życie. To jednak nie było najważniejsze. Oni przede wszystkim potrzebowali
wyzwolenia od poczucia izolacji, by nabyć poczucie przynależności do wspólnoty przyjaciół, do two-
rzenia więzów miłości i komunii. Musiałem uczyć się, co w rzeczywistości znaczy zaangażowanie się we
wspólnotę z tymi ludźmi. Kochać kogoś oznacza oczywiście wolę, by zrobić coś dla nich, ale o wiele
bardziej oznacza to bycie dla nich, pomaganie im, by dostrzegli swe własne piękno i wartości, by
uwierzyli w siebie. Miłość wymaga takiej otwartości, aby inni mogli widzieć nasze własne ubóstwo.
Miłość domaga się, bym zostawił innym wolną przestrzeń, w której oni mogliby mnie kochać. Znaleźć
przyjaciół to było szczególnie ważne dla Rafała i Filipa, gdyż doświadczyli tak wiele odrzucenia i mieli
bardzo negatywny obraz samych siebie. Byli przekonani, że „są nic niewarci", że są tylko przyczyną
cierpienia i kłopotów dla swoich rodzin i wszystkich innych. Musiałem walczyć z tymi przekonaniami
poprzez ukazywanie im radości, jaką odczuwałem dzięki ich istnieniu i dzieleniu mego życia z nimi.
W miarę jak dotykałem kruchości ludzi z upośledzeniami umysłowymi i bólu odczuwanego przez
nich, i w miarę jak rosła ich ufność ku mnie, we mnie wytryskiwały nowe źródła wrażliwości. Kochałem
ich i byłem szczęśliwy z nimi. Obudzili we mnie tę część mojej istoty, która dotąd była niedorozwinięta,
uśpiona. Z ich pomocą nowy świat stanął przede mną otworem. Nie był to świat wydajności, rywalizacji,
sukcesu i władzy, ale świat serca, słabości i duchowej łączności. Oni wprowadzali mnie na szlak wiodący
ku uzdrowieniu i całościowej integracji.
Bycie przyjacielem ubogich ma swoje wymagania. Zakotwiczają nas oni w rzeczywistości bólu;
sprawiają, że niemożliwa jest dla nas ucieczka w świat idei i snów. Ich przejmujące wołanie o solidarność
zobowiązuje nas do dokonywania wyborów, pogłębiania naszego życia wewnętrznego i skoncentrowania
się na miłości w życiu codziennym. Dzięki temu dokonuje się nasza przemiana.
W miarę wzrastania w przyjaźń z ubogimi ujawniają się nasze wewnętrzne konflikty. Łatwo jest
próbować ucieczki od wymagań przyjaźni i pozwolić uwieść się własnej aktywności czy osobistym,
bardziej naglącym, planom czy też jakimś rozrywkom. Wszystko to osłabi naszą solidarność z ubogimi.
Prowadzić życie prawdziwie chrześcijańskie - to znaczy wychodzić naprzeciw ubogim, przeżywać
duchowość Arki - oznacza rzeczywiste zmaganie. Nie możemy być wierni w tym zmaganiu, o ile nie
otrzymamy daru Ducha Świętego w chwilach cichej modlitwy, gdy spoczywamy w miłości Jezusowej.
Wzrastając w przyjaźni z ludźmi słabymi i bezbronnymi zaczynam odkrywać w nich zalety serca,
które niezbyt często są widoczne w ludziach poświęcających swą energię osiąganiu sukcesów.
Oczywiście, nie powinienem uogólniać. Każda osoba jest niepowtarzalna i ma własne dary i okaleczenia.
Jednak ludzie, których przyjęliśmy w Arce, posiadają wspaniały dar prostoty we wzajemnych kontaktach.
Nie rządzą nimi społeczne konwencje. Witają gości z radością i nie czynią żadnych różnic pomiędzy
ważnymi w oczach świata a niepozornymi. Nie są zainteresowani zawodem czy pozycją kogokolwiek, ale
są bardziej spostrzegawczy, gdy chodzi o ludzkie serca. Nie nakładają masek, wyrażają zarówno radość
jak i gniew w sposób naturalny. Oni żyją w chwili obecnej i nie są usidleni przez tęsknotę za przeszłością
albo przez sny o przyszłości. Dzięki temu łatwiej przychodzi im przebaczać i czynić pokój. Wszystkie te
zalety sprawiają, że ci mężczyźni i kobiety są życzliwi, umieją świętować i wchodzić we wzajemne
związki. Wielu z nich, będąc wolnymi od żądzy współzawodnictwa i sukcesu, promieniuje radością.
Radość ich nie jest zaciemniona przez minione zranienia, ale wydaje się wypływać z ich wnętrza. Wydaje
się, że są bardziej całościowo zintegrowani niż wielu ludzi, utalentowanych intelektualnie i posiadających
zmysł praktyczny. Wskazują nam szlak ku miłości, prostocie i radości.
Odsłanianie moich własnych ran
Czasami niektórzy ludzie z upośledzeniami budzili we mnie nową wrażliwość i to była radość
przebywania z nimi. Ale w innym czasie niektórzy budzili mój gniew i niechęć. Przerażała mnie
możliwość, że dotkną mnie w moich słabych punktach. Czułem się przy nich roztrzęsiony i nieswój.
Było to dalekie od uczuć pokoju i otwartości, których potrzebowałem, aby być obecnym dla nich.
Trudno jest przyznać się do ciemności, lęków, udręk, zamętu i psychicznej nienawiści we własnym
sercu, do wszystkiego, co ukrywa się w naszych zabliźnionych ranach i ujawnia naszą niezdolność do
miłości. Jeśli kochamy tylko tych, którzy nas kochają i afirmują, czyż to jest miłość? Czyż nie jest to
zwykłe samolubstwo? Jak możemy się uczyć wychodzenia z siebie i bycia otwartymi wobec tych,
którzy wykrzykują swoją udrękę, którzy potrzebują miłości, ale denerwują nas i rozbudzają nasze
własne udręki? Dla ludzi, którzy, podobnie jak ja, zawsze mogli robić to, co lubią, i zawsze odnosili
sukcesy, jest to trudne; jednocześnie odkrywanie naszego ubóstwa i bezsilności, konfrontacja z własną
klęską może być rzeczywistym źródłem zbawienia.
Musiałem zaakceptować moje osobiste trudności i ubóstwo oraz wołać o pomoc. Postawiony
wobec własnego gniewu i niezdolności kochania, spotkałem w sobie moje własne człowieczeństwo i
stałem się pokorniejszy. Odkryłem, że moje ciemne strony przerażały mnie, że zawsze chciałem
odnosić sukcesy, być podziwiany i mieć na wszystko gotowe odpowiedzi. Ukrywałem swoje ubóstwo.
Łatwo dostrzegać wady w innych i osądzać ich. O wiele trudniej jest przyznać się do własnych wad.
Jakże szybko usiłujemy usprawiedliwić siebie i obwiniać innych zamiast pokornie przyznawać się do
naszych własnych słabości i win.
Czyż możemy być pełni miłości i współczujący wobec Rafała i Filipa, zaakceptować ich ubóstwo i
słabość, jeśli nie potrafimy zaakceptować samych siebie? Fakt, że mieszkarny razem z ludźmi
upośledzonymi i stajemy się ich przyjaciółmi, zmusza nas do zejścia z piedestałów i rozpoznania
własnego pospolitego człowieczeństwa wraz z trudnościami jakie mamy w pokochaniu innych,
Uświadomiłem sobie, że aby stać się przyjacielem ludzi w potrzebie, musiałem się modlić i
pracować nad sobą z pomocą Ducha Świętego i dobrego duchowego towarzysza - kogoś zdolnego do
wspólnego wędrowania i dzielenia ze mną życia. Musiałem zaakceptować siebie samego bez żadnych
złudzeń. Musiałem odkryć, jak przebaczać i jak przyjąć przebaczenie. Krok po kroku ludzie słabi i
bezsilni pomogli mi zaakceptować moje własne ubóstwo, stać się pełniejszym człowiekiem i wzrastać
w wewnętrznym scaleniu.
Być uważnym
Przebywając z ludźmi cierpiącymi z powodu umyslowych upośledzeń nie można się śpieszyć.
Słuchanie i zrozumienie ich wymaga czasu. Efektywność nie jest silną stroną! Swoje szczęście znajdują
oni poprzez obecność i wzajemny kontakt. Ich rytm jest wyznaczany rytmem serca. Zobowiązują nas,
żeby zwolnić tempo i wejść w ten wzajemny kontakt.
Umiejętność słuchania jest przede wszystkim postawą. Usiłujemy zrozumieć ból, pragnienie i
nadzieje innych osób bez osądzania ich. Słuchając uważnie dajemy im poczucie wartości i pomagamy
wzrastać w wierze we własne siły. Wiele ludzi cierpi, gdy tylko wyczują, że inni nie chcą ich
zrozumieć. Natomiast gdy ktoś poświęca im czas, aby uważnie słuchać, zaczynają się otwierać.
Umiejętność słuchania nie ogranicza się tylko do słuchania słów. Ważny jest również
pozasłowny język ciała. Rafał w ogóle mało co mówił. Musiałem uczyć się jego języka, uczyć się
znaczeń tych kilku słów, które był zdolny wypowiedzieć. Musiałem się nauczyć odczytywać język jego
ciała, jego łez, uśmiechów, dotyków, jego krzyku gniewu wypływającego z frustracji. Ludzie z
upośledzeniami umysłowymi wypowiadają się raczej za pomocą ciała niż słów. Musimy być bardzo
wyczuleni na ten prosty, konkretny język, aby uchwycić głębię bólu i problemów, a także pragnień,
które się za tym kryją.
Pomoc w kąpieli jest najbardziej znaczącym doświadczeniem w Arce. Osoba, która jest wtedy
naga, on czy ona, jest szczególnie wrażliwa. Każdy musi być wtedy wyczulony na reakcje ciała, aby
zapewnić, że ta osoba osiągnie największy możliwy pożytek w tym szczególnym momencie wzajemnego
kontaktu. Ogromny szacunek i delikatność są tu niezbędne. Nigdy przedtem, zanim przyszedłem do Arki,
nie pomagałem nikomu w kąpieli. Kiedy miałem to uczynić pierwszy raz, przypomniałem sobie słowa
św. Pawła: Czyi nie wiecie, że ciało wasze jest świątynia Ducha Świętego, który w was jest? (l Kor 6, 19).
To niepozorne, ułomne, nagie ciało jest miejscem Bożego zamieszkania. Moje własne ciało jest również
miejscem Bożego zamieszkania.
Jeśli będę zbyt egocentryczny lub będę próbował zawsze wykazać swą wartość, to wysłuchanie
innych będzie dla mnie bardzo trudne. Wysłuchanie słów albo język ciała innej osoby zakłada umieranie
mojego „ja", zakłada otwarcie na przyjęcie tego, co on czy ona chce dać: czasem ciemność i bunt, ale
również i wewnętrzne piękno.
W Arce nauczyłem się, co znaczy słuchanie bez uprzednich warunków. Gdy ktoś jest gwałtowny,
głęboko zdenerwowany czy zniechęcony, wtedy pomocnicy konsultują się z zespołem lekarzy usiłując
zrozumieć, co się dzieje w życiu tej osoby, co on lub ona chce powiedzieć przez swoje gwałtowne
zachowanie. Zrozumienie pozwala pomóc tym ludziom w podejmowaniu wyborów i wyjściu ze świata
ciemności.
W miarę jak uczę się słuchać, uczę się również nie osądzać ludzi według zasad „normalności".
Przeciwnie, staram się ustalić źródło ich bólu i pomóc im w przezwyciężeniu siebie. Jeśli będziemy
wymagać od kogoś zbyt wiele, on czy ona poczuje się obezwładniony i prawdopodobnie winny. Jeśli
będziemy od nich wymagać zbyt mało, nie będą się rozwijać. Umiejętność słuchania pomogła mi również
w szybkim wykrywaniu pozorów, które przybierają ludzie uważani za „normalnych", aby zamaskować
swe ograniczenia, rany i wewnętrzne cierpienia. Umiejętność słuchania bez wydawania sądów pomogła
mi doceniać ludzi o odmiennej tradycji religijnej czy kulturowej. Kiedy inni wyczuwają, że chcesz ich
zrozumieć i być blisko ich serca, oni również usuwają bariery i zaczynają ci ufać.
Ty wcale nie znaczy, że zawsze jest łatwo wysłuchiwać i być blisko innej osoby. Ona może
zakwestionować wartości, w które my wierzymy. Wysłuchać innych uważnie oznacza zaprosić ich do
własnego serca, zrozumieć i kochać ich. To oznacza podjęcie ryzyka przyglądania się z bliska zarówno
chwastom jak i dobrym ziarnom na roli ich życia i nazywanie ich po imieniu bez pogłębiania poczucia
winy. Oznacza to również szacunek i zaufanie do nich. Czasami, gdy przesadnie podkreślamy wagę
wartości moralnych, norm społecznych i zwyczajów, przekonujemy się, że trudno jest zbliżyć się do
ludzi, którzy ich z różnych powodów nie przestrzegają. Gdy natomiast słuchamy ludzi uzależnionych od
narkotyków, odbywających wyroki w więzieniu, zaczynamy rozumieć ich wewnętrzne okaleczenia i ból,
a także ich trudności w przestrzeganiu tych norm czy szacunku dla wartości. Podobnie, gdy nawiązując
przyjaźń z nowymi imigrantami zyskujemy wgląd w ich cierpienie, odczuwane w momencie zetknięcia
się z nową kulturą i językiem. Boli nas, gdy inni osądzają i potępiają tych ludzi nie podejmując żadnego
wysiłku, by ich zrozumieć. Analogicznie mają się sprawy z ludźmi z urnysłowymi upośledzeniami: w
miarę jak stajemy się im bliscy, nasz system wartości również ulega zmianie. Otwiera się przed nami
nowy świat, w którym dobroć, delikatność i współczucie mają pierwszeństwo przed sukcesami i władzą.
Duchowość Arki w sposób nieunikniony zmienia nasze postawy: stajemy się pokorniejsi i bardziej
otwarci . Życie wspólnotowe odnosi ten sam skutek,
Ubodzy wybrani przez Boga
Gdy z otwartym sercem, bez uprzedzeń, słuchamy głosu biednych, odkrywamy, że mogą oni
spełniać funkcję prorocką. Ludzie cierpiący z powodu upośledzeń umysłowych nie poznają Boga w
sposób intelektualny, abstrakcyjny, ale mają zdolność wyczuwania, że są kochani. Kiedy dzieci wiedzą,
ze są kochane, wtedy są spokojne. Kiedy czują, że są niechciane, odczuwają ból. One uczą się przez
kontakt z sercem, ciałem, zmysłami. Czyż nie odnosi się to do wszystkich nas, a już zwłaszcza do ludzi z
poważnymi upośledzeniami umysłowymi, którzy mają niewiele zdolności i nikt ich nie podziwia za
osiągnięcia?
W mojej wspólnocie przyjęliśmy Eryka, młodego człowieka, który był niewidomy i niesłyszący.
Nie potrafił mówić ani samodzielnie jeść i chodzić. Przyszedł do nas ze szpitala psychiatrycznego, gdzie
cierpiał z powodu rozdzielenia z matką, która kochała go bardzo, ale nie była w stanie się nim opiekować.
Ucierpiał też z powodu przechodzenia z rąk do rąk, które dotykały go, obsługiwały, często bez miłości
czy jakiejkolwiek troski. Rozwinął w sobie bardzo negatywny obraz samego siebie. Kiedy przybył do
Arki, naszym zadaniem było znalezienie sposobu, żeby przekonać go, iż zasługuje na miłość taki, jaki
jest, że jesteśmy szczęśliwi z jego powodu. Eryk zwykł przychodzić z nami do kaplicy. Ludzie będący
blisko niego w czasie Eucharystii zauważyli, jak spokojna była jego twarz. Skąd wiedział, że był w
kaplicy, w domu Boga? Tylko poprzez wyczuwanie obecności Boga, przez wewnętrzny pokój, udzielony
mu. Tajemnica wcielenia polega na tym, że Bóg przychodzi do nas i objawia nam szerokość i głębokość
miłości w Trójcy Świętej; Bóg w nas żyje i kocha nas. Boża obecność jest objawiona naszym sercom
poprzez dar Ducha Świętego. Jako dzieci Boże jesteśmy wezwani do przyjęcia tego daru obecności i do
otwarcia naszych serc na tę miłość. Ludzie o wysokich zdolnościach intelektualnych często usiłują
dotrzeć do Boga za pomocą umysłu i myśli. Ludzie z ograniczonymi zdolnościami umysłu są bardziej
otwarci na prostą obecność, na serdeczny związek wspólnoty i miłości. Przyjmują Boga w spokoju serc,
chociaż nie są w stanie wyrazić swego doświadczenia w słowach. Gdyby Eryk mógł opisać, co przeżywał
podczas Eucharystii, prawdopodobnie powiedziałby: „Byłem wypełniony głębokim pokojem i radością",
Czasami trudno jest ludziom intelektualnie utalentowanym zrozumieć ten rodzaj wiedzy
pochodzącej z serca Uważają, że mało się ona liczy, gdyż jest zbyt emocjonalna. Zapominają, że to jest
najbardziej podstawowa forma wiedzy w każdym z nas: fakt, iż czuliśmy się kochani lub odrzuceni
przez naszych rodziców, formował podstawy naszej psychiki. Doświadczenie zakochania, zarówno jak i
radość płynąca ze świadomości, że jesteśmy kochani lub kochamy innych, wypływają z poznania
mającego źródło w sercu,
Nie oznacza to, że ludzie z upośledzeniami nie potrzebują uczenia się. Ono ma swoje miejsce.
Jednakże najistotniejsza wiedza pochodzi bezpośrednio z serdecznego związku z Jezusem, który pozwala
im odczuć, jak bardzo są kochani i powołani do wzrostu w miłości. Posługując się słowem Bożym i
milczeniem, używając świec i muzyki stwarzamy atmosferę, która pomaga każdemu w znalezieniu
spokoju i otwarciu się na tę obecność Jezusa w sercu.
Kilka lat temu wszyscy domownicy spędzili dwa dni na rekolekcjach. Kiedy zapytałem Didiera, co
najbardziej wzruszyło go w czasie rekolekcji, odpowiedział: „Kiedy ksiądz głosił nauki, moje serce
pałało". Jestem przekonany, że nie byłby zdolny powiedzieć dokładnie, o czym ksiądz mówił. Natomiast
melodia jego głosu i słów, wypełnione miłością Jezusa, stały się kanałami, przez które Duch Święty
dotknął serca Didiera, udzielając mu głębokiego poczucia pokoju i radości.
Niektórym ludziom trudno uwierzyć w wartość tego rodzaju poznania, płynącego z serca: może się
ono wydawać zbyt dziecinne i sentymentalne. Możliwe, że im samym brakuje wiary. Możliwe też, że są
zakłopotani paradoksem dostrzeganym w upośledzonych umysłowo: nawet jeśli mogą być oni znakiem
proroczym, to wciąż zachowują się w dziwny sposób, niekiedy bardzo szkodliwy dla nich samych.
Zapominamy, że Bóg przychodzi do nas w najgłębszej warstwie naszego bytu, poprzez źródło naszego
życia, w najbardziej wewnętrznym sercu, ukryty poza dostrzegalnymi zranieniami i barierami
psychologicznymi.
Paweł uświadomił sobie tę tajemnicę pisząc do Koryntian, że Bóg wybrał właśnie to, co głupie w
oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest
szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone... (l Kor 1,27-28)
Jezus dotyka tej samej tajemnicy opowiadając o królu, który wydaje ucztę weselną dla swego syna
(por. Mt 22). „Dobrzy", dobrze urządzeni ludzie odrzucają jego zaproszenie. Oni mają inne rzeczy do
zrobienia; są zbyt zajęci. Toteż król posyła sługi na drogi i rozdroża, aby zapraszali ubogich, ułomnych,
chorych i niewidomych-czyli wszystkich tych, którzy zazwyczaj są wykluczeni ze społeczeństwa z
powodu swojej niepełnosprawności. W ten sposób sala zapełniła się biesiadnikami. (Mt 22,10) Ubodzy
są otwarci na miłość: ich największe pragnienie to miłość.
Kiedy Jezus powiedział na górze nad Morzem Tyberiadzkim: Błogosławieni ubodzy..., to dał
wskazówkę życia, ustanowił Kartę. Ludzie obdarzeni inteligencją i wiedzą są zaproszeni, by wybrać tę
drogę życia. Ludzie słabsi szczególnie cierpiący z powodu upośledzeń umysłowych nie mają wyboru.
Oni są ubodzy w duchu: wielu jest pokornych i delikatnych; płaczą, gdyż znają ból; pragną
sprawiedliwości, częściowo dla siebie samych; wielu ma czyste serca; wielu jest prześladowanych i może
się stać narzędziem pokoju. Samo ich istnienie objawia obecność Jezusa ubogiego i upokorzonego. Taka
jest rzeczywistość ich stanu życia. Oni mogą wybrać; albo pogodzić się z tym. albo paść ofiarą tego
stanu: na tym polega misterium ich wolności.
Sam fakt, ze posiadają otwarte, spontaniczne serca, nie oznacza jeszcze, że ludzie z upośledzeniami
nie muszą się w życiu borykać i podejmować rzeczywistych wysiłków, Oni potrzebują pomocy, formacji
i właściwego wsparcia, by móc w pełni zaakceptować siebie takimi, jakimi są, wzrastać w wierze i żyć
nie tyle w świecie wyobrażeń, lecz w rzeczywistości. Podczas rekolekcji i pogadanek wychowawczych,
które organizujemy w Arce i we wspólnotach Wiara i Światło, pomagamy ludziom z umysłowymi
upośledzeniami rozważyć pewne podstawowe tematy: upośledzenie umysłowe, seksualność, śmierć,
obecność Boga. Te pogadanki przynoszą niektórym z nich rzeczywistą wolność i wewnętrzną dojrzałość,
Jezus obecny w ubogich
Jezus mówi nam: Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie,
przyjmuje Tego który Mnie posłał. (Łk 9,48) Małe dziecko symbolizuje wszystkich, którzy nie potrafią
radzić sobie sami, którzy przez cały czas potrzebują kogoś, kto byłby z nimi i pomagał im. Jezus
utożsamia się z wyrzutkami, z „obcymi", z głodnymi, spragnionymi, nagimi, chorymi, uwięzionymi, gdy
mówi: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. (Mt 25,
40) Cóż to za tajemnica wiary! Jak może Jezus, Słowo Boże, być obecny w Eryku, w całym jego
ubóstwie? Czyż naprawdę jest to możliwe że będąc w łączności z Erykiem jesteśmy w łączności z
Bogiem?
Jezusowe utożsamianie się z ubogimi pozostaje jedną z największych i niepojętych tajemnic
Ewangelii. Jak może Bóg, będąc wszechmocny, przepiękny i chwalebny, stać się tak bezsilny, tak
niepozorny, tak słaby? Logika miłości całkowicie różna od logiki rozumu i władzy. Kiedy kochasz jakąś
osobę, wtedy używasz jej języka, aby być bliżej niej. Kiedy kochasz dziecko, wtedy mówisz i bawisz się
z nim jakbyś sam był dzieckiem. W ten sposób i Bóg odnosi się do nas. Bóg staje się mały, żebyśmy nie
byli przerażeni, żebyśmy nawiązywali serdeczne więzi miłości i komunii.
Słowo stało się ciałem, aby objawić, co jest najbardziej cenne w każdym z nas: nasze serca, nasze
pragnienie, by być kochanymi, i naszą zdolność kochania innych, by być uprzejmymi i współczującymi,
by poświęcić życia dla innych. Co jest najbardziej istotne, to nie nasza wiedza czy wpływy, ale ukryta w
naszych sercach miłość, która pozwala nam użyć naszej wiedzy i darów na służbę innym poświęcić życie
i budować wiemy związek przymierza. Dlatego Jezus utożsamia się ze słabymi, którzy płaczą z powodu
braku miłości i wzywają ludzi do komunii. Tajemnica polega na tym, że nasz Bóg jest Bogiem
ukrywającym się. Nasz Bóg nie jest Bogiem zasad, regulacji i zobowiązań czy też mistrzem chcącym
narzucić drogę zbawiema. Nasz Bóg jest Bogiem miłości i komunii, jest Sercem pragnącym przekazać
innemu sercu tę radość i uniesienie miłości i komunii, które istnieją między Ojcem, Synem i Duchem
Świętym.
Loic często siadał na mych kolanach podczas wieczornej modlitwy w La Forestiera. Ten
niepozorny, słaby mężczyzna, który nie umiał mówić mimo swych 40 lat, potrafił siedzieć bardzo
spokojnie. On patrzył na mnie, ja patrzyłem na niego. To był głęboki moment wspólnoty jednego
człowieka z drugim. Opowiada się, że św. Jan Vianney, proboszcz z Ars, zauważył starego rolnika, który
zwykł przesiadywać godzinami w kościele. Kiedy święty zapytał go, co tu robi tak długo, rolnik odparł:
„On patrzy na mnie, ja patrzę na Niego". My też mamy chwile podobne do tej, obcując z ludźmi
podobnie jak Loic głęboko upośledzonymi; chwile kontemplacji, wypełnione pokojem i ciszą, w których
„on patrzy na mnie i ja patrzę na niego", uzdrawiające chwile, które jednoczą nasze serca i umysły.
Poprzez utożsamianie się z ubogimi i słabymi Jezus przypomina nam, że On utożsamia się ze
wszystkim, co jest słabe i ubogie w każdym z nas. Jesteśmy wezwani, żeby stać się bardziej otwarci i
ufni, podobni dzieciom, wypełnieni zdumieniem. Każda osoba jest święta. Nieważna jest płeć, kultura,
religia, upośledzenie czy ułomność. Każda osoba jest stworzona na obraz Boży; każdy posiada serce,
zdolność kochania i pragnienie bycia kochanym.
Uświęcenie
Poprzez wieki Kościoły chrześcijańskie, jak i inne wielkie religie, zawsze ceniły powołanie
niektórych ludzi do całkowitego poświęcenia życia Bogu. Ci ludzie zawsze byli uważani za
uprzywilejowanych świadków albo znaki Boga. To eremici, mężczyźni i kobiety żyjący w klasztorach
kontemplacyjnych, oddający całkowicie swe życie Jezusowi; kapłani, zakonnicy i zakonnice, a także
ludzie świeccy, którzy przeżywają swój celibat jako dar w Jego imię. Ich celibat zwiastuje wieczną ucztę
weselną, zaślubiny Boga z całą ludzkością. W Starym Testamencie prorocy mówią o Bogu jako
Małżonku, a o Ludzie Bożym jako „Zaślubionej". W Nowym Testamencie Jan Chrzciciel Jezusa nazywa
Oblubieńcem".
Poprzez chrzest serce każdej osoby należy do Boga. Niektórzy ludzie jednak są wezwani, aby ten
dar przynależności manifestować w specjalny sposób, szczególną drogą życia. Ewangelie wydają się
objawiać nam inny aspekt uświęcenia: tajemnica ubogich, uświęconych dla Boga poprzez sakralne
„namaszczenie" cierpieniem, odrzuceniem i słabością. Gdy Paweł mówi, że Bóg wybrał „słabych, głupich
i odrzuconych" albo gdy Jezus w Ewangelii Mateusza opisuje królestwo Boże jako ucztę weselną, na
którą zaproszeni są „chromi, chorzy i niewidomi„ to potwierdzają, że słabi mają specjalne miejsce w
sercu Boga. Sam Jezus był odrzucony i wykluczony, toteż utożsamia się z odrzuconymi i wykluczonymi.
Czyż nie oznacza to, że nowy porządek Ewangelii zastępuje stary? My w Arce zaczynamy dotykać
czegoś z tajemnicy, którą uchwycili ludzie tacy, jak św. Wincenty a Paulo, mówiąc: „Ubodzy są naszymi
nauczycielami."
Nie znaczy to, że wykluczenie czy odrzucenie są zgodne z wolą Bożą. Przeciwnie! To są owoce
grzechu i zatwardziałego serca. Ewangelia ukazuje jednak, że Bóg w specjalny sposób przygarnia tych,
których społeczeństwo odrzuca.
Tajemnica cierpienia
Posiłek przy jednym stole z cierpiącymi i odrzuconymi może być bolesny. W naszej wspólnocie w
Santo Domingo przyjęliśmy Luisito. Urodził się z poważnym upośledzeniem umysłowym. Jego matka
żyła w ubogim miasteczku, w niewielkim szałasie, zbudowanym z odpadków drewna. 'Zwykła przynosić
Luisito przed kościół, gdzie żebrała na /utrzymanie. Luisito nie mógł chodzić ani mówić. Kiedy jego
matka zmarła, ludzie w parafii zajęli się nim myjąc go, dając jedzenie. Próbowali znaleźć dla niego dom.
Słyszeli o Arce i modlili się, aby w ich parafii powstała wspólnota Arki. Kiedy otworzono wspólnotę w
Santo Domingo, Luisito był pierwszą osobą, którą przyjęliśmy.
Nie jest jednak łatwo żyć dzień w dzień z kimś takim Luisito, który jest pełen gniewu, ciemności i
depresji ludzie, których odrzucono, mają skłonność do zamykania się w sobie i odmawiają
porozumiewania się. Postrzegają siebie samych jako ofiary, kryją się w swoim własnym bólu i w świecie
marzeń. Gdy przychodzą do Arki, zapraszamy ich, by się otwarli, nawiązywali kontakty z innymi,
wyzwalali się ze swych mechanizmów obronnych. Nie jest to łatwe do osiągnięcia. Na początku ubodzy
będą się sprzeciwiać wszelkiej zmianie; będą gwałtownie wykrzykiwać swoje udręki i gniew. W
pierwszych dniach pobytu u nas Luisito odmawiał jedzenia razem z innymi przy stole; zwykł siadać na
podłodze i jeść palcami. Nigdy przedtem nie robił nic samodzielnie, zawsze ktoś mu pomagał. Wspólnota
podjęła wysiłek, żeby pomóc mu w stawaniu się niezależnym i bardziej odpowiedzialnym za siebie
samego. Każdy dzień był zmaganiem się między siłą naszej nadziei, a mocą jego zwątpienia w siebie.
Luisito przebywa z nami od dziesięciu lat. Chociaż nie poczynił większych postępów, to jednak
znalazł rodzinę i przyjaciół. Zaczął chodzić i pracować nieco w warsztacie. Rozumiemy go lepiej,
jakkolwiek nasze wzajemne relacje są wciąż kruche. Nawet jeśli otworzył się nieco, wciąż pozostaje
bardzo zraniony. W głębi jego serca ciągle tkwi wiele gniewu i smutku. Trzeba niemało wysiłku z jego
strony, by się nie zniechęcać, ale wstać każdego ranka, chodzić, pracować i żyć z innymi. Żyć z Luisito,
znosić jego gniew, próbować zrozumieć jego zmienne nastroje to bardzo trudne zadanie. Arka dała mu
dom i nowe życie, ale ból i wyzwanie trwania z nim dzień w dzień i znoszenia jego udręk pozostaje.
Żyć z ubogimi i jeść przy jednym stole to nie sielanka. Wiążą się z tym konflikty i zmagania.
Ludzie cierpiący z powodu upośledzeń umysłowych potrafią być bardzo egocentryczni. Musimy się
zmagać ze wszystkim, co powoduje ich zamknięcie się w sobie, wspierać ich w otwarciu się, aby nie
rządził nimi strach i przygnębienie. Te zmagania są bolesne. Pomaga nam w tym nasze życie
wspólnotowe, jak i profesjonaliści z zewnątrz.
W sierpniu, kilka lat temu, udałem się na wakacje razem z grupą piętnastu mieszkańców z Arki.
Nasze wspólne życie było bardzo proste, ale mimo to niełatwe. Niektórzy mężczyźni i kobiety w grupie
mieli poważne upośledzenia, musieliśmy więc podjąć się gotowania, sprzątania, jak również ich obsługi.
Ponieważ zwykłem wstawać bardzo wcześnie, opuszczałem dom i szedłem na modlitwy poranne do
pobliskiego klasztoru. Był to dla mnie pokoju i milczenia. Potem mnisi częstowali mnie śniadaniem.
Wtedy, około godziny ósmej, gdy spacerem wracałem do domu, czułem ciężar w sercu. Zakosztowawszy
spokoju w monasterze, wracałem do codziennej rutyny: przygotowanie śniadania, budzenie Loica,
kąpanie go, budzenie innych pomocników. W miarę jak dzień mijał, coraz bardziej odczuwałem
wewnętrzny ciężar i smutek. A przecież z mnichami było mi tak dobrze! Uświadomiłem sobie, że muszę
zastanowić się nad moim własnym powołaniem i pełniej je zaakceptować, nie żyć w świecie marzeń i
wewnętrznych konfliktów. Raz jeszcze powiedzieć sobie, że Jezus nie powołał mnie do życia
monastycznego według reguły św. Benedykta, ale do odnalezienia Go w ubogich, w moich ludziach, w
życiu, które składa się z codziennych małych aktów miłości i służby. Bóg powołał mnie do Arki.
W miarę jak dzielimy nasze życie z bezsilnymi, musimy porzucić własne teorię o świecie, porzucić
marzenia i wspaniałe myśli o Bogu, aby zakotwiczyć się w rzeczywistości, która potrafi być całkiem
przykra. To właśnie w niej spotykamy Boga. Boga, który jest Emanuelem, Bogiem z nami. Tu Bóg jest
obecny, ukryty w zranionej ludzkości, ukryty w bólu naszych własnych serc.
Ubodzy: tajemnica wiary
Łatwo jest zrozumieć potrzebę bycia wspaniałomyślnym, walki o sprawiedliwość, sprzeciwiania się
dyskryminacji i ubóstwu. Musimy czynić wszystko, co w naszej mocy, aby ludziom z upośledzeniami
pomóc w uczeniu się i w pełnym włączeniu się w życie. Powinniśmy również sami uczyć się, jak kroczyć
razem z tymi, którzy nigdy nie będą uzdrowieni, którzy pozostają w kajdanach własnej udręki i słabości.
Potrzebują oni przyjaźni i wspólnoty. Potrzebują, żebyśmy objawili im ich własne piękno i drogocenną
wartość. Ewangelia uczy nas czegoś zupełnie nowego: poprzez swoje cierpienie i ubóstwo ci ludzie mają
coś szczególnego do zaoferowania. Oni bowiem przez sam fakt istnienia noszą w sobie znaki Boga i
obecności Jezusa. (Mt 25)
Duchowość Arki nie polega na czynieniu czegoś dla ubogich, ale na wsłuchiwaniu się w ich głos, na
przyjmowaniu ich i na życiu razem z nimi w przymierzu - wzajemnym związku wierności, zakorzenionej
w Jezusowej wierności wobec ubogich - aby pomóc im w odkrywaniu sensu i celu ich życia.
Ubodzy ukazują ludziom przebywającym z nimi, jak można żyć współczująco, na poziomie serca.
Oni ewangelizują nas. Ukazują nam drogę błogosławieństw. Stopniowa przemiana dokonuje się w
sercach ludzi, którzy przychodzą żyć z nimi. Odkrywają oni swe własne ubóstwo. Odkrywają, że Dobra
Nowina Jezusa została ogłoszona nie tym, którzy służą ubogim, ale bezpośrednio samym ubogim.
Ubodzy są dla nich przewodnikami od wielkoduszności do współczucia i pomagają im wziąć do serca
słowa Jezusa: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest milosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni;
nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. (Łk 6,36-37)
Stopniowo odkrywamy, że ludzie cierpiący z powodu upośledzeń umysłowych i wszyscy na samym
dole drabiny społecznej stawiają nas wobec paradoksu. Z punktu widzenia wiary ci usunięci na margines
i uważani za nieudaczników mają moc przywrócić równowagę w naszym świecie. Powiedziano o Jezusie:
... ten kamień, który odrzucili budowniczowie, stal się głowicą węgla, (l P 2,7) Podobnie, jeśli
przyjmiemy tych, co zostali odrzuceni, zostaniemy przemienieni przez nich. Na tym polega Ewangelia i
nowy porządek ustanowiony przez Jezusa. Aby radykalnie się przemienić i żyć w duchu nowej miłości,
potrzebujemy daru Ducha Świętego, oczu wiary, nadziei i miłości płynącej z Serca Jezusa, który
stopniowo przemienia nasze serca. Przemiana naszych serc jak i naszej postawy wobec ubogich jest
powolna, lecz piękna. Dokonuje się ona w miarę naszego angażowania się w życie wspólnotowe.
III
DUCHOWOŚĆ
PRZEŻYWANA WE WSPÓLNOCIE
Wspólnota jest ciałem
Celem Arki jest stwarzanie wspólnot, w których ludzie cierpiący z powodu upośledzeń mogą żyć
razem z ludźmi powołanymi, aby być ich przyjaciółmi. Wyzwanie naszych wspólnot polega na
stworzenie jedności ludzi silnych i utalentowanych z ludźmi ubogimi i zepchniętymi na margines.
W Liście do Efezjan św. Paweł pisze:
[Jezus] jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je
mur - wrogość. (...) aby z dwóch [rodzajów ludzi]stworzyć w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając
pokój, i [w ten sposób] jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem, w jednym Ciele przez krzyż, w sobie
zadawszy śmierć wrogości. A przyszedłszy zwiastował pokój... (Ef 2,14-17)
Zadaniem Jezusa jest zburzyć bariery, uprzedzenia i strach, które oddzielają ludzi upośledzonych od
„normalnych" i w ten sposób zjednoczyć ich w jedno ciało. Jest to zupełne odwrócenie społeczeństwa
hierarchicznego, w którym możni, wpływowi i uprzywilejowani są wynoszeni w górę, a słabi i ubodzy są
poniżani. Najsłabsi znajdują się w samym sercu tego ciała ustanowionego przez Jezusa, w którym nie ma
już miejsca na rywalizację. Tutaj każda osoba ma swoje miejsce: nikt nie jest wyższy od pozostałych.
Każdy jest niepowtarzalny i niezbędny.
W swym pierwszym Liście do Koryntian Paweł opisuje ciało, którym faktycznie jest Kościół i
każda wspólnota chrześcijańska, w którym każda osoba ma specjalną funkcję do spełnienia;
Lecz Bóg, tak jak chciał, stworzył [różne] członki umieszczając każdy z nich w ciele. Gdyby całość była
jednym członkiem, gdzież byłoby ciało? Tymczasem zaś wprawdzie liczne są członki, ale jedno ciało. Nie może więc
oko powiedzieć ręce: „Nie jesteś mi potrzebna,,, albo głowa nogom: „Nie potrzebuję was,,. Raczej nawet
niezbędne są dla ciała te członki, które uchodzą za słabsze; a te, które uważamy za mato godne szacunku, tym
większym obdarzamy poszanowaniem. Tak przeto szczególnie się troszczymy o przyzwoitość wstydliwych członków
ciała, a te, które nie należą do wstydliwych, tego nie potrzebują. Lecz Bóg tak ukształtował nasze ciało, że zyskały
więcej szacunku członki z natury mato godne czci. (l Kor 12,18-24).
Nie wiemy, kogo Paweł miał na myśli mówiąc o „członkach uważanych za mniej godnych
szacunku", które każdy ukrywa, czy też mówiąc na początku tego listu o „głupich, niemocnych i
wyzutych". Prawdą jest, że ludzie z upośledzeniami umysłowymi doskonale spełniają te kryteria. Tak
często poprzez wieki oni właśnie byli ukrywani. Paweł powiada, że są oni niezbędni dla ciała i że oni
powinni być traktowani ze specjalnym szacunkiem. Oni są ważni: mają swoją funkcję do spełnienia w
naszych wspólnotach i w Kościele. Arka zmierza do tego, by być ciałem, w którym jednoczą się słabi i
mocni.
Wiele wspólnot różnego typu kieruje swą aktywność na zewnątrz siebie. Ich członkowie nauczają,
opiekują się chorymi, podejmują kampanie na rzecz czegoś, ogłaszają Dobrą Nowinę. W monasterach
życie koncentruje się wokół modlitwy i liturgii. Natomiast w Arce główny nacisk kładzie się na
przyjmowanie ludzi, troskę o nich, pracę i życie we wspólnocie z ludźmi cierpiącymi z powodu
upośledzeń, ludźmi stanowiącymi integralną część wspólnoty. Ten rodzaj życia, przeżywanego w
komunii z ludźmi słabymi, jest źródłem uzdrowienia i wyzwolenia zarówno dla pomocników, jak i dla
upośledzonych.
Poprzez codzienne życie z ubogimi Jezus uzdalnia nas do uczestnictwa w komunii, którą On się
cieszy wraz z Ojcem. W miarę jak dzielimy ten sam stół i stajemy się przyjaciółmi dla ludzi, którzy
cierpią z powodu upośledzeń umysłowych, którzy odczuli zepchnięcie na margines, osiągamy jedność,
pojednanie i pokój. Wzrastamy w Bożej delikatności. Odkrywamy przebaczenie Jezusa i stajemy się
symbolem uczty weselnej w niebie.
Dlatego jedność jest tak ważna we wspólnocie Arki. W duchowości Arki odbijają się echem słowa
św. Pawła do wspólnoty w Filippach. Każda osoba jest wezwana, żeby być narzędziem jedności, bez
której wszystko się rozpada:
Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli -jakaś moc przekonująca Milości, jeśli jakiś udział w
Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie - dopełnijcie mojej radości przez to, ze będziecie mieli te same dążenia:
tę samą mitość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego
współzawodnictwa ani dla próżnej chwaty, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie.
Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale tez i drugich! (Flp 2,1-4).
Idealna wspólnota, w której nie ma rywalizacji, a każdy znajduje swoje miejsce, nie jest czymś, co
można osiągnąć raz na zawsze. Ona domaga się codziennego zmagania. Trudności w relacjach, zazdrość,
gniew i strach - to wszystko bardzo szybko wypływa na powierzchnię w życiu wspólnotowym. Zdarza
nam się nie dostrzegać pewnych ludzi; można żyć razem pod jednym dachem, a mimo to mijać się
nawzajem jak statki nocą.
Nie jest łatwo zaangażować się w życie wspólnoty, gdy byliśmy wdrażani do współzawodnictwa,
gdy zostaliśmy wychowani, aby być najlepszymi, osiągać coraz lepsze rezultaty, wykazać się i być
podziwianymi. Ludzie często rozbudzają w sobie potrzebę błyszczenia i zyskiwania podziwu jako sposób
ukojenia udręk i ukrycia braku szacunku dla siebie samych. Jednak skłonność do błyszczenia sprzeciwia
się duchowi współpracy i komunii, który jest w sercu życia wspólnotowego. Zaangażowanie się w ten
sposób życia pociąga za sobą smutek rezygnacji. Od nikogo nie wymaga się rezygnacji z życia czy
osobistych opinii, ale każdy powinien być gotowy słuchać innych, szukać jedności i nie narzucać swych
poglądów. Życie wspólnotowe wymaga współpracy z innymi i wspólnego podejmowania decyzji. To zaś
oznacza spędzanie czasu na zebraniach, które wydają się być długie i wyczerpujące. Niektórym może się
wydawać, że byłoby o wiele łatwiej i skuteczniej, gdyby przewodnicy domowi samodzielnie
podejmowali decyzje. Gdyby jednak tak było, byłby to brak szacunku wobec innych, szczególnie tych
najpokomiejszych. Życie we wspólnocie oznacza usilne dążenie do pomocy każdej osobie w
podejmowaniu odpowiedzialności za siebie. Narady pozwalają wszystkim wyrazić siebie samych i
wsłuchiwać się w innych. Dają one sposobność do rozwijania jedności.
Życie wspólnotowe i poszukiwanie jedności wymagają stałego wysiłku, żeby być uważnym i
pełnym szacunku dla innych, szczególnie dla tych, z którymi trudniej nam się zgodzić; żeby
zaakceptować różnice i żyć codziennie w duchu przebaczenia.
Poszukiwanie jedności okazuje się trudniejsze w Arce z powodu krańcowej różnorodności
wszystkich jej członków. Wspólnota Arki to ludzie znajdujący się w drodze. Wśród nich są ci z
umysłowymi upośledzeniami i tacy, którzy sami zdecydowali się im towarzyszyć; żyjący w celibacie i
niezdecydowani co do celibatu; żyjący "' w małżeństwie; mieszkający w domach i spełniający inne role
we wspólnocie: w warsztatach czy administracji; oddani adoracji, żyjący we wspólnotowym domu
modlitwy;
członkowie zarządu i przyjaciele, którzy przychodzą nam z pomocą. Oprócz tego istnieją wszystkie
różnice wypływające z wieku, wykształcenia, kultury, talentów i zdolności. Ludzie są ograniczeni czy
upośledzeni w różny sposób, znajdują się na różnych etapach w swojej pielgrzymce wiary; w końcu
istnieją też różnice wywodzące się z długości czasu spędzonego we wspólnocie.
Jedność w tej różnorodności realizuje się dzięki ludziom upośledzonym. Oni znajdują się w centrum
wspólnoty. Ich pragnienie miłości i akceptacji, głębia ich zaufania płynącego ze słabości sprawiają, że
ludzie jednoczą się wokół nich i tak znajdują zasadniczy sens życia i wspólnoty. Jedność jest osiągana
poprzez wiarę i zaufanie Bogu, poprzez miłość płynącą z serca Trójcy Świętej, która otwiera serca
wszystkich i udziela im nowej mocy do przezwyciężenia samolubstwa i działania na rzecz jedności,
pokoju i pojednania.
Miłość wyrażana w małych rzeczach
Wielu pomocników spędziwszy jakiś czas w Arce przyznaje, że proste życie wśród ludzi z
upośledzeniami dokonało w nich przemiany. Bardzo często dorastali oni w świecie konfliktów i
rywalizacji, w którym musieli nakładać maski i wyzbyć się wrażliwości. W Arce uczą się, jak pozbyć się
mechanizmów obronnych, być otwartym, być sobą. Praktyczne życie w bliskości z innymi, jakkolwiek
jest ono wymagające, wydaje się czynić ich szczęśliwymi. Niekiedy jednak ci sami pomocnicy, którzy
mówią, że Arka dokonała w nich przemiany, mówią również, że nie potrafią w niej pozostać. Pamiętam
pomocnika, który spędził w Arce dwa lata; powiedział mi, że choć nigdy przedtem nie był tak szczęśliwy,
to jednak musi opuścić Arkę. Fakt, że wielu ludzi reaguje podobnie, dowodzi, że wspólnotowe życie,
chociaż piękne, pociąga za sobą walkę wewnętrzną i żal. Środki przekazu - zwłaszcza telewizja -
podsycają pogoń za nowością, silnymi doznaniami, wielkimi gestami. Toteż pozostawanie wiernym w
małych rzeczach bez uprzedniego osiągnięcia sukcesu wydaje się być zacofaniem.
Tak wiele małżeństw rozpada się dzisiaj. Czyż dzieje się tak dlatego, że ludzie obawiają się
powszedniej nudy i rutyny? Często są po prostu zestresowani pospiesznymi i rozpraszającymi
elementami życia - przejazdami, powierzchownymi przyjaźniami, nieustannym jazgotem telewizora - i
niezdolnością do poradzenia sobie z udręką i trudnościami napotykanymi we wzajemnych stosunkach.
Nie wiedzą już, jak odnaleźć radość w małych rzeczach. Codzienność, na którą składają się posiłki,
zmywanie, praca na działce i zwyczajne przyjaźnie, wydaje się im zbyt ponura i nieproduktywna. Tak jest
i w Arce. Kto zamierza pozostać w niej i żyć w ten sposób nie tylko przez kilka miesięcy czy lat, ale
przez cale życie, ten musi odkryć duchowość polegającą na miłości w małych rzeczach.
Życie wspólnotowe w Arce, wśród ludzi słabych, jest zakorzenione w prostych, materialnych
rzeczach: gotowaniu posiłków, spędzaniu czasu razem przy stole, zmywaniu naczyń, praniu i sprzątaniu,
pomocy, by zebrania przebiegały bez zgrzytów, organizacji domu, żeby stał się miejscem szczęśliwym i
otwartym - tysiące małych rzeczy, które wymagają czasu. To również oznacza zaspokajanie potrzeb ludzi
słabszych: kąpiel, obcinanie paznokci, pomoc w kupowaniu odzieży i pilnowanie ich pieniędzy. W
ogrodzie czy warsztatach oznacza to wykorzystanie jak najlepiej wszystkich możliwych środków.
Te małe rzeczy często są postrzegane jako nic nie znaczące i bezwartościowe. Ale wszystkie one
mogą stać się gestami miłości pomagającej tworzyć ciepłą atmosferę, w której dojrzewa komunia serc. W
ten sposób życie wspólnotowe staje się szkołą miłości.
W życiu wspólnotowym jest oczywiście niezbędne, by byli w nim kierownicy, wizjonerzy, którzy
podtrzymują jedność wspólnoty. Ale również mniej dostrzegalni ludzie odgrywają istotną rolę: oni
kochają z delikatnością, poświęcają czas na przebywanie z upośledzonymi, kąpią ich, przygotowują im
posiłki. Ponieważ żyją tak blisko tych ludzi, oni są narzędziami miłości.
Wspólnoty Arki usiłują być kochającymi i szczęśliwymi miejscami. Istnieje wielka pokusa, żeby
pozwolić się zwieść przez wielkie rzeczy, bogactwa, sukces, władzę, majętności czy przywileje. Ale
gdybyśmy temu poświęcili naszą energię, łatwo byłoby zapomnieć o istotach ludzkich, o potrzebie
stwarzania miejsc wypełnionych miłością i rzeczywistą przyjaźnią.
W swym Pierwszym Liście do Koryntian Paweł przypomina uczniom, że bez miłości pogoń za
wielkimi rzeczami prowadzi do nikąd.
Gdybym mówit językami ludzi i aniolów, a mitości bym nie miat, stalbym się jak miedź, brzęcząca albo
cymbał brzmiący. Gdybym też mial dar prorokowania i znal wszystkie tajemnice, i posiadat wszelką wiedzę,i
wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a milości bym nie mial, bytbym niczym. I gdybym rozdal na
jałmużnę cala majętność moją, a dato wystawit na spalenie, lecz mitości bym nie mial, nic bym nie zyskal.
Milość cierpliwa jest, laskowa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą;nie dopuszcza
się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawda. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko
przetrzyma... (l Kor 13,1-7)
Odzyskiwanie nadziei
Nasze społeczeństwa stają się coraz bardziej rozproszone. Naturalne skupiska sprzyjające przyjaźni
i wspólnocie, takie jak parafie, wioski, ulegają rozbiciu. Ludzie chodzą swoimi drogami, dążą do
zrealizowania swoich osobistych projektów i rozrywek. Mają swoich przyjaciół, a ich przyjaźnie szybko
przekształcają się w ekskluzywne związki. Ubodzy są z nich wyłączeni.
Czyż nie jest bardzo ważne dzisiaj, żeby stwarzać miejsca jedności, gdzie ludzie rzeczywiście
porozumiewają się i otwierają nawzajem i wspólnie odnajdują sens życia? Zbyt wiele ludzi zagubiło
zaufanie nie tylko do siebie samych, ale także do społeczeństwa i w ogóle do ludzkości. Wojny,
doniesienia o korupcji, zachłanność, nierówność, wszystko to wzmacnia przekonanie, że ludzkie istoty są
złe, że żyjemy w dżungli, gdzie trzeba walczyć o przetrwanie i gdzie trudno jest znaleźć miejsce na
wspaniałomyślność i miłość. Dla wielu ludzi wierność w małżeństwie wydaje się być niemożliwa. Dowo-
dzi tego liczba rozwodów. Niektóre formy feminizmu wydają się potwierdzać, że mężczyźni są istotnie
źli i że niemożliwe jest porozumienie między nimi a kobietami.
Potrzeba nam wszystkim odzyskania nadziei i zaufania: odkrycia na nowo piękna ludzkiego serca i
jego zdolności do kochania. Wspólnoty Arki usiłują dawać świadectwo, że miłość jest możliwa, że jako
jednostki i społeczeństwa nie jesteśmy skazani na samolubstwo. Podobnie jak wszystkie wspólnoty
chrześcijańskie, również wspólnoty Arki chcą dawać świadectwo wierze w miłość, wierze, że ludzie
potrafią odrzucić egoizm i otworzyć się na innych. To jest ich misja w społeczeństwie. Jak lampa nie
powinna być ukryta pod korcem, lecz winna świecić dla każdego w domu (Mt 5), tak nasze wspólnoty
powinny uzdalniać innych do odnajdowania nadziei i życia w miłości, dzielenia się i radowania darem
istnienia. Dlatego wszystkie prawdziwe wspólnoty są wezwane, by integrować się z sąsiedztwem,
wychodzić naprzeciw tym, którzy żyją dookoła, szczególnie naprzeciw ubogim, potrzebującym i
cierpiącym. Ten prosty sposób życia na co dzień, w którym jesteśmy rzeczywiście zjednoczeni z innymi
ludźmi, posiada uniwersalne znaczenie. Pomaga nam odkryć, w jaki sposób wywrzeć wpływ na świat.
Zstępowanie ku pokorze
Jezus wkroczył na szlak pokory. To doprowadziło go do spotkania ludzi ubogich i osamotnionych,
do wejścia w komunię z nimi. Nie usiłował ich uwolnić poprzez zmiany w prawie, ale pomagając im we
wzrastaniu w wierze i ufności. Jeśli ufamy Jezusowi i próbujemy przeżywać komunię z Nim, On
stopniowo uwalnia nas od lęku i samolubstwa, które tkwią wewnątrz nas rządząc naszym życiem.
Jezus powołuje swych uczniów do pójścia w Jego ślady na tym szlaku w dół, ku pokorze. Każdy
bowiem, kto się •^wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. (Łk 14,11) On prosi
nas, abyśmy zajęli najniższe miejsca i stali się pokorni, nie żeby zamknąć nas w negatywnych
wyobrażeniach o sobie samych czy zamienić nas w ofiary niezdolne do odpowiedzialności za naszych
braci i siostry, ale żebyśmy naśladowali Go tak, iżbyśmy mogli odnaleźć Go w najuboższych braciach i
siostrach - w tych, co zawsze znajdują się najniżej. On zaprasza nas, abyśmy jadali z nimi i otwierali
nasze serca przeżywając przymierze z nimi. Dlatego Jezus udziela nam Ducha Świętego, który
przemienia nasze kamienne serca w serca z ciała. On udziela nam nowej mocy, która objawia się w
naszej słabości: Wystarczy ci mojej laski. Moc bowiem w słabości się doskonali. (2 Kor 12,9)
Jezus wie, że mamy skłonność do sięgania po władzę i kontrolę nad innymi. W każdym z nas
ukrywa się mały uśpiony dyktator. Niektórzy rodzice chcą całkowicie kontrolować swe dzieci. Religijni
dyktatorzy uciskają innych w imię prawdy i religii. Ludzie z kręgów władzy często odrzucali proroków
Starego Testamentu. Religijni przywódcy zabili Jezusa. Jezus miał mocne słowa dla ludzi używających
religii dla osiągnięcia osobistej sławy i uciszających ubogich bez wysłuchania ich. Zawsze istnieje nie-I
bezpieczeństwo, że ci, którzy są wspaniałomyślni, popadną w samozadowolenie, że zaangażują się w
pomoc słabszym jedynie po to, żeby mieć władzę nad nimi. Istnieje niebezpieczeństwo, że zapragną być
podziwiani za swoje dobre czyny. Jezus mówił o tym niebezpieczeństwie w jednej z przypowieści:
Dwóch ludzi. przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanąl i tak w
duszy się modlil: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzotożnicy, albo jak i ten
celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam,,. Natomiast celnik stal z
daleka i nie śmiat nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bit się w piersi i mówil: „Boże, miej litość dla mnie,
grzesznika!,,. Powiadam wam:
Ten odszedl do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a
kto się uniża, będzie wywyższony. (Łk 18,10-14)
Wyobraźcie sobie furię przywódców religijnych, gdy słyszeli tę przypowieść. Myśleli, że Jezus
próbuje poderwać ich autorytet, podczas gdy On jedynie pragnął wszystkich zachęcić do rozpoznania
własnego duchowego ubóstwa.
Tego wieczoru, zanim umarł, podczas wieczerzy paschalnej, swej ostatniej wieczerzy, Jezus zdjął
szaty i w tunice, jak niewolnik, zaczął obmywać stopy swoich apostołów. Oni byli zdumieni,
wstrząśnięci. Piotr się sprzeciwiał. Nie potrafił znieść widoku Jezusa, swego mistrza, klęczącego przed
nim jak niewolnik i obmywającego mu stopy.
Włożywszy na powrót szaty, Jezus wyjaśnił, co uczynił. Ustanowił przykład, aby z kolei oni
obmywali stopy innym: Wiedząc to będziecie btogostawieni, gdy wedtug tego będziecie postępować. (J
13,17)
Jezus znał niebezpieczeństwa oczekujące Jego uczniów: pycha religijna i pożądanie duchowej
władzy. Istniało ryzyko, że mogliby rywalizować między sobą w poszukiwaniu władzy. Jedność między
uczniami mogłaby wtedy zostać naruszona. A gdyby ich jedność została zburzona, trudno byłoby
ludziom uwierzyć w prawdę ich przesłania. Wszak Jezus powiedział: Po tym wszyscy poznają, żeście
uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali. (J 13,35) On modlił się, żeby jego uczniowie
stanowili jedno, aby świat mógł uwierzyć w Jego orędzie miłości.
Jezus powołał swych uczniów do pokory i miłości. Wezwał ich, żeby stali się jak małe dzieci, żeby
nie usiłowali udowadniać, iż to oni mają rację, a inni błądzą. Wezwał ich do przebywania z ubogimi, z
tymi bez prawa głosu, a przez nich do życia w komunii z Nim, właśnie jak On żył we wspólnocie z
Ojcem. Pycha burzy wspólnotę, pokora pomaga ją budować. Pokora oznacza zdolność dostrzegania
piękna innych jako daru Bożego; oznacza rozpoznawanie ciemnych stron w nas samych, egoistycznych
pobudek inspirujących nasze dobre uczynki, naszego pragnienia, by zająć pierwsze miejsca. Oznacza to
uświadomienie sobie, że potrzebujemy Jezusa, aby uwolnił nas od tej pychy tkwiącej w każdym z nas.
Pokora oznacza akceptację naszego miejsca w ciele wspólnoty i szacunek dla miejsca innych.
Oznacza to bycie posłusznym wobec innych i służenie im. Pokora oznacza uświadomienie sobie, jak
ważne jest czynienie drobnych rzeczy dla wspólnoty. Pokora oznacza również odwagę przekonań i bycie
w pełni odpowiedzialnym, aby wspólnota stała się bardziej kochająca i prawdziwa.
Poprzez trwanie w komunii z Jezusem, który jest „łagodny i pokorny sercem", możemy zostać
uwolnieni od naszych skłonności do sądzenia i potępiania innych, możemy żyć w pokorze z pokornymi i
budować z nimi miejsca pokoju i miłości, miejsca nadziei w zranionym świecie.
Niedawno pomocnik, który przebywał w Arce długi czas, powiedział mi: „Jestem szczęśliwy, że
jestem zdolny po prostu być w moim domu. Gdyby to zależało tylko ode mnie, dom nie byłby podobny
do tego, ale dzięki temu, że jest jaki jest, mogę przebywać z ludźmi, kąpać ich, bawić się z nimi. Mam
czas na modlitwę, czuję się zupełnie odprężony". To jest znaczenie szlaku w kierunku pokory. Droga
Arki jest drogą pokory.
Życie wspólnotowe: źródło życia
Życie we wspólnocie pociąga za sobą wiele żalu. To jest twarde i wymagające życie, ale przynosi
również głęboką radość i nową wolność. Życie wspólnotowe jest źródłem pożywienia.
Zaangażowanie w życie wspólnotowe oznacza rezygnację ze szczególnego rodzaju niezależności i
osobistego sukcesu. Oznacza ono przyzwolenie, żeby wszystkie mechanizmy obronne upadły i aby
objawiło się to, co jest w nas najbardziej istotne: podatność naszych serc na zranienie i nasza zdolność
do życia w komunii. W miarę jak się to dokonuje, każda osoba odkrywa, że jest kochana za to, kim jest,
ze wszystkimi swymi zaletami i słabościami. Każda osoba może stawać się sobą, bez masek, i odkrywać
stopniowo wewnętrzną jedność. Znalazłszy nasze miejsce przez przynależność do rodziny, odkrywamy
nowe poczucie bezpieczeństwa, które przynosi ze sobą łaskę i wewnętrzny pokój. Odkrywamy naszą
płodność.
We wspólnocie uczymy się przyjmować różnice i żyć duchem przebaczenia. Przeżywamy radość
dawania świadectwa miłości i współczucia. W Arce pomocnicy muszą wiele znieść. Czasami są
zmęczeni - istnieją napięcia. Ale też są momenty odprężenia i świętowania. Nigdy przedtem, zanim
przyszedłem do Arki, nie śmiałem się tak wiele. Istnieje radość przebywania z bardzo prostymi ludźmi,
którzy porozumiewają się poprzez humor i pokój. Istnieje radość przebywania z braćmi i siostrami
kochającymi się wzajemnie i powołującymi się do wzajemnej wierności. Istnieje radość płynąca ze
świadomości, iż jesteśmy kochani przez Boga w tym prostym, powszednim życiu.
IV
ZAUFANIE
BOGU, KTÓRY KROCZY Z NAMI
Dzieło Boga
Kiedy przyjąłem Rafała i Filipa, nie miałem żadnego szczególnego planu ani określonych
pomysłów. Nic nie wiedziałem o ludziach z umysłowymi upośledzeniami, ale wzruszył mnie ich widok w
schroniskach i instytucjach, które odwiedziłem. Chciałem, ze względu na Jezusa i Ewangelię, pomóc im
w znalezieniu bardziej ludzkiego i chrześcijańskiego sposobu życia. Nie miałem pojęcia, jak należałoby
zorganizować wspólnotę Arki. W miarę upływu dni zaczynałem rozumieć potrzeby Rafała i Filipa oraz
odkrywać znaczenie wspólnoty. Myślę, że trudno byłoby znaleźć założyciela mniej nadającego się do
tego zadania niż ja. Próbowałem przeżywać każdy dzień w miarę, jak przychodził. O. Tomasz był zawsze
obecny ze swą radą i zachętą. Byłem naiwny, ale zdeterminowany. Chciałem pracować dla Jezusa i Jego
królestwa. Starałem się być czujny, żeby właściwie odczytać drogę, po której prowadziła mnie
Opatrzność, gdyż naprawdę nie wiedziałem tak dokładnie, do czego zostałem powołany. Jestem coraz
bardziej przekonany, że Bóg wspomagał i prowadził Arkę w ciągu tych lat, aby objawić społeczeństwu i
Kościołowi miejsce i wartość ludzi z umysłowymi upośledzeniami - zwłaszcza obecnie, kiedy ich życie
jest szczególnie zagrożone, gdyż pojawiają się pytania, czy oni w ogóle powinni żyć.
Gdy spoglądam na ziarno zasiane 4 sierpnia 1964 roku i na drzewo, jakim ono się stało od tego
czasu - wspólnoty Arki rozsiane po całym świecie; kiedy widzę piękno i ubłogosławienie tak wielu ludzi
przez ich cierpienia z powodu upośledzeń i tak wielu pomocników, którzy przyszli, aby dzielić swe życie
z nimi, wtedy wiem, że jest to dzieło Boga, które zostało dokonane niezależnie ode mnie. Moją rolą było
przyjmowanie wydarzeń, tak jak nadchodziły, i zgoda na to, by one prowadziły mnie. Później odkryłem,
że moja ignorancja i ubóstwo w początkach Arki bardziej mnie uwrażliwiły na Boga i pozwoliły, aby to
On prowadził mnie dzień po dniu. Gdybym był miał wtedy jasny plan, z pewnością byłbym o wiele mniej
gotowy do przyjęcia Bożego planu.
Konieczność niepewności
Na początku wszystkie dzieła Boże przynoszą ze sobą poczucie niepewności i ubóstwa, co pozwala
nam na autentyczne otwarcie się na Boże działanie. A wtedy, dzięki Bożej Opatrzności, zaczynają
napływać ludzie i pieniądze. Kiedy jest pełno ludzi i pieniędzy, a struktury są rozbudowane, wtedy
wspólnota znajduje się w niebezpieczeństwie: wówczas łatwo uznać, że Bóg nie jest już wspólnocie tak
bardzo potrzebny, że stała się ona samowystarczalna. Życie staje się wygodne, a entuzjazm się rozwiewa.
Ci, co „wchodzą w drogę", są wykluczeni. Mniej myśli się o innych, więcej o sobie samych.
Taka była historia narodu izraelskiego. Abraham zaufał. Opuścił ziemię ojczystą i wyruszył w
nieznane. Stopniowo naród rozwijał swe własne prawa, struktury i instytucję królewską. Naród zdobył
pewien rozgłos, bogactwa, wiedzę. Wzrastała też wśród narodu izraelskiego pokusa i pragnienie, żeby
stać się wielkim i silnym, podobnie jak otaczające go samowystarczalne narody. Poleganie na Bogu stało
się zbyt niepewne; oni potrzebowali bogactw i wojska, aby czuć się bezpiecznie i móc się obronić.
W Arce unikniemy tego przesunięcia od niepewności w stronę bezpieczeństwa, a potem upadku,
tylko wtedy, gdy pozostaniemy czujni wobec trzech spraw: wierności ubogim, którzy płaczą i niepokoją,
jakości życia wspólnotowego i zaufania Opatrzności. Nie wystarczy mieć jednego założyciela Arki czy
jakiejkolwiek wspólnoty. Każdy lider jest wezwany, aby na nowo tworzyć wspólnotę. Naród Izraela miał
królów i proroków. Potrzebujemy ludzi, którzy zajęliby się sprawami wspólnoty i dobrze ich dopilnowali.
Potrzebujemy również proroków, którzy przypominaliby nam o znaczeniu wspólnoty, o powołaniu
dzisiaj, i przekazywali nowy płomień i zapał do wypełnienia Bożego planu.
Jeśli będziemy wierni swemu powołaniu odpowiadania na potrzeby ubogich i wobec życia
wspólnotowego, pozostaniemy otwarci na prorockie natchnienie Ducha. Ludzie z upośledzeniami
wiedzą, jak nas niepokoić. Oni niepokoją nas zwłaszcza wtedy, gdy wyczuwają brak rzeczywistej uwagi
i prawdy. Niedostatek pieniędzy i pomocników trzyma nas w niepewności i zmusza do otwartości wobec
innych ludzi i Boga. Kryzysy we wspólnocie - rodzące się "'ze strony ludzi z upośledzeniami czy ze
strony pomocników: choroby, wypadki, konflikty - wymagają od nas nie tylko ludzkiej mądrości i
rozwoju właściwych struktur, ale też nieustannej ucieczki do Boga po pomoc. Kryzys jest
nieoczekiwanym ubóstwem, które wzywa nas do odkrywania spraw naprawdę istotnych, odkrywania
ufności i miłości.
Zależność od Boga może sprawić, że czujemy znużenie i lęk. W każdej wspólnocie i w każdej
jednostce są skłonności do zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa, przez zdobywanie posiadłości i
takie formy organizacji, które pozwoliłyby wszystko przewidzieć i kontrolować. Jest też możliwe, że ktoś
w sposób fałszywy zdaje się wszystko składać na Opatrzność, by w ten sposób zwyczajnie ukryć własne
niedociągnięcia, ludzkie wady, brak modlitewnej refleksji i rzeczywistego zawierzenia Bogu.
Arka potrzebuje ludzkiej mądrości i fachowości. Powinniśmy kompetentnie opiekować się naszymi
wspólnotami; potrzebujemy dobrych lekarzy i psychologów. Ale celem tego wszystkiego jest uzdolnienie
nas do lepszego reagowania na płacz ubogich, do zgody na to, by być niepokojonymi przez nich, i do
nieustannego zwiastowania Dobrej Nowiny Jezusa.
Trwanie w otwartości
Natura polegania wspólnoty na Bogu jest określona przez fakt, czy jest to wspólnota młoda i mała,
czy większa i lepiej zorganizowana. Młode i niewielkie wspólnoty są często proroczym znakiem przez
swoje ubóstwo i duchowe potrzeby. Wielkie wspólnoty potrzebują zwrotu ku Bogu, aby pozostać
prorockimi, aby kontynuować wzrost w miłości i aby sprostać wyzwaniom, jakie niesie z sobą płacz
ubogich. Niedawno francuski biskup wyznał mi, jak trudno jest zapoczątkować nowe rzeczy w jego
diecezji. Księża i inni pracownicy kościelni są już przepracowani, a pieniędzy zawsze za mało. Reakcja
jego Rady Diecezjalnej zawsze była taka: „Jak możemy inicjować coś nowego, gdy nie mamy ani ludzi,
ani środków?" Mogę zrozumieć tę reakcję. Roztropność przynagla nas, żeby umocnić to, co już mamy.
Biskup dodał: „Wydaje mi się, że musimy być czujni na głos Ducha Świętego i znaleźć nowe środki,
nowe powołania poprzez nowe inicjatywy".
Powinniśmy odważyć się przejąć inicjatywę i roztropnie zapoczątkować nowe rzeczy. Historia
Kościoła jest historią nieustannej odnowy. Nowe rodziny rozwijają się; pojawiają się nowe rodzaje
duchowości. Ta odnowa jest wyzwaniem dla istniejącego porządku. Nowe idee, nowe wspólnoty i nowe
postawy zawsze wywołują opór. Jak zdobyć pewność, że istniejące sprawy nie absorbują nas na tyle, iż
nie pozostawiają wolnej przestrzeni niczemu, co nowe?
Ewangelia ujawnia absolutne przeciwieństwo między Bogiem a mamoną. We wspólnocie opartej
na wierze albo ktoś akceptuje jakąś formę ubóstwa i niepewność, umożliwiając w ten sposób działanie
Bogu, albo odrzuca tę zależność i szuka środków pozwalających na całkowite kontrolowanie spraw: to
jest mamona.
Izajasz mówi, że otwartość i ufność w Bogu, który nas prowadzi, są istotne w każdej wspólnocie
pragnącej przyjąć ubogich:
Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim! Gdy pójdziesz prze?, wody. Ja
będę z tobą, i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się, i nie strawi
cię płomień. Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg, Święty Izraela, twój Zbawca. (...) Ponieważ drogi jesteś
w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię mituję, (...) Nie lękaj się, bo jestem z tobą. (Iz 43,lc-3a, 4ab-
5a)
Jezus powołuje nas do życia w całkowitej ufności, do zgody, by Bóg nas prowadził:
Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o dato, czym macie się przy-
odziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a dato więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani
zna; nie mają piwnic ani spichrzów, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! (...) Jeśli więc ziele na
polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przy odziewa, o ileż bardziej was, malej wiary! I wy
zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni.(...) Ojciec wasz wie, że tego
potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane. (...) Nie bój się, mata trzódko,
gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. (Łk 12.22-24 ;2 8-32)
Trzeba nam pozwolić, by prowadził nas Bóg, który kroczy wraz z nami w naszej pielgrzymce.
Niektóre dziedziny organizacji Arki wydają się niemożliwe do przyjęcia: życie z ludźmi słabymi i
ubogimi, zgoda na bycie niepokojonym przez nich, tworzenie wspólnoty z nimi. Jakież to szaleństwo!
Przeciwstawiamy się naszemu fundamentalnemu samolubstwu! Miłość jest niemożliwa! Jednak Bóg
objawia swą chwałę przez dokonywanie rzeczy niemożliwych. Poprzez to, co niemożliwe, objawia swą
Boską moc i uzdalnia nas do stania się świadkami zmartwychwstania, Jego ojcowskiej miłości do małych
i słabych.
Dzisiaj wiele wspólnot Arki posiada pieniądze potrzebne do sprawnego działania. Te pieniądze
częściowo pochodzą z darów. Opatrzność troszczy się. Jednak Arka odczuwa brak pomocników.
Pomocnicy, których mamy, są przepracowani do ostatnich granic. Istnieje wielka pokusa, aby zatrudniać
pomocników mających na uwadze raczej zapłatę niż kierujących się autentycznym pragnieniem
przeżywania duchowości Arki. Początkowo myślałem, że powodem braku pomocników jest fakt, iż Arka
jest młodą, mało znaną organizacją. Teraz jestem przekonany, że jest to nieodzowny element naszego
życia. Martwi to nas i zniechęca, ale jednocześnie zmusza, żeby być otwartymi i nieustannie
przyjmującymi. Wspólnota, która przyjmuje ludzi ubogich, będzie zawsze uboga. Chcielibyśmy mieć
poczucie bezpieczeństwa. Ale nigdy tak nie będzie. Nasza słabość jest podobna do słabości narodu
izraelskiego: aby żyć i przeżyć, potrzebujemy nie tylko miłości i wiary, ale też pewnego rodzaju
ubóstwa, które czyni nas zależnymi od Boga. Tylko wtedy będziemy zdolni poradzić sobie w naszej
pielgrzymce, gdy podobni dzieciom będziemy polegać na Bożej miłości, gdy będziemy czekać na Niego,
żeby dał nam wszystko, czego potrzebujemy. Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy
królestwo niebieskie. (Mt 5,3)
V
Duchowość Zakorzeniona w Kościele
Miejsce Arki we wspólnocie Ludu Bożego
Kiedy Pan powołał Mojżesza na Górze Horeb, powiedział do niego:
Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nastuchatem się narzekań jego na ciemięzców,
znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i
przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód (...). Idź przeto teraz, oto posytam cię do faraona, i
wyprowadź lud mój, Izraelitów, z Egiptu. (Wj 3.7-8,10)
Pismo Święte mówi nam, jak bardzo Bóg troszczy się o ludzi. Ono pozwala odczuć miłość Boga
objawioną w Jezusie, Słowie, które się stało ciałem.
Cała historia biblijna - od Księgi Rodzaju przez Abrahama, Mojżesza i wszystkich proroków, aż po
życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa i zesłanie Ducha Świętego na apostołów w początkach Kościoła
- objawia Boga, który czuwa nad ludzkością i pragnie prowadzić nas do wewnętrznej wolności i pokoju.
Ale historia biblijna jest -, też historią ludzi, którzy obawiają się Boga, odwracają się od miłości i mocy,
które Bóg im okazuje po to, aby mogli zostać przemienieni i stali się narzędziami pokoju i miłości.
Jesteśmy wszyscy kochani przez Boga, ale Ewangelia uczy nas, że ubodzy, słabi i zepchnięci na
margines posiadają specjalne miejsce w Bożym sercu. Jak Bóg wezwał Mojżesza, aby uwolnił naród z
niewoli, tak też powołuje i posyła pomocników do Arki, aby przyjęli uciśnionych i odrzuconych z
powodu umysłowych upośledzeń. Bóg otwiera serca pomocników na krzyk i udrękę tych słabych ludzi.
Pozostaje tajemnicą, jak się to dzieje, że ci ludzie, przy całej swej kruchości i słabości, przemieniają
pomocników, ewangelizują ich i przywołują do serca Ewangelii.
Jezus, nowy Mojżesz, przyszedł, aby prowadzić swój lud do Ojca, ukazując mu drogę miłości i
przebaczenia. Przyszedł, aby udzielić swym uczniom Ducha Świętego, Pocieszyciela, Ducha prawdy,
aby uzdolnić ich do zerwania kajdan pychy i samolubstwa i otwarcia serc na powszechną miłość. Aby
jednak otrzymać ten dar miłości i nową moc Ducha Świętego, powinniśmy zdobyć się na ufność. Na tym
polega wiara: zaufanie obietnicom, które Jezus dał swemu Kościołowi.
Od początków Kościoła Duch Święty prowadził Lud Boży. Poprzez wieki Dobra Nowina była
zwiastowana ubogim; nowe życie rozwijało się w ich sercach. Były też wysiłki, żeby wygasić Dobrą
Nowinę i odwrócić Lud Boży od prawdy, która niepokoi ludzi możnych. Ubodzy często byli spychani na
bok.
Duchowość Arki jest zakorzeniona w Kościele, w ciele Chrystusa. Podobnie jak wszyscy
chrześcijanie, i my jesteśmy wezwani do życia nadzieją. Podobnie jak wszyscy uczniowie Chrystusa,
jesteśmy powołani do przyjęcia darów Boga i wzięcia udziału we wspominaniu w Eucharystii śmierci i
zmartwychwstania Jezusa. Jesteśmy powołani do życia słowem Bożym, Ciałem Chrystusa, do życia w
komunii z Jezusem, tak jak On żyje w komunii ze swym Ojcem.
Duchowość Arki jest jednokierunkową drogą zbliżania się do Boga, przeżywania błogosławieństw i
Ewangelii Jezusa. Aby przeżywać tę duchowość w pełni, powinniśmy być zjednoczeni z Ciałem
Chrystusa, z Kościołem i jego pasterzami. Powinniśmy pracować z nimi, żeby całe Ciało Chrystusa
mogło dzielić się darem, który otrzymaliśmy, i żebyśmy mogli przyjąć inne dary. Ciało powinno być
zjednoczone i radować się darami, które Bóg ukazuje, a jednocześnie w pokorze rozpoznawać własne
słabości, natomiast nie osądzać i nie krytykować.
Arka nie może zamykać się w sobie. Ona powinna być częścią całego Kościoła. Obecność księży i
pastorów w naszych wspólnotach jest tego znakiem. Jak łatwo nam zapomnieć o obietnicach Jezusa!
Łatwo przez zaabsorbowanie codzienną rutyną zapomnieć, iż ludzie z upośledzeniami są znakiem Bożej
Opatrzności. Nie pamiętać, że najbardziej istotne to komunia i przymierze dane nam w Jezusie. Nasze
posiadłości i nasze ciała zamiast być narzędziami łaski i komunii z Jezusem, pochłaniają całą naszą
uwagę. Polegamy bardziej na naszej własnej mocy albo stajemy się niewolnikami własnego gniewu i
depresji, niż ufamy Jezusowi. Zamiast budować wspólnotę opartą o ubogich, "i którzy są znakiem Bożej
miłości, tworzymy małe instytucje w poszukiwaniu bezpieczeństwa i uznania. Dzieło Boga może łatwo
zostać zdławione, znaki Boga zatarte. Arka, aby nieść świadectwo Ewangelii, musi pić ze źródła życia
wypływającego z Kościoła.
Nasze wspólnoty powinny oddziaływać na sąsiedztwo, w którym zostały umieszczone, być otwarte
tak wobec przyjaciół, jak i ludzi żyjących dookoła. Powinny być zintegrowane z parafiami i miejscowymi
Kościołami. Parafie . są żyjącymi komórkami ciała, którym jest Kościół. Trzeba | nam ciężko pracować,
by stały się piękne, żywotne, ' przeżywające w pełni bogactwa w nich tkwiące. Trzeba nam zająć nasze
miejsca w pobliskich kościołach, otworzyć się i dzięki naszemu wspólnemu życiu dawać świadectwo, |
że miłość jest możliwa, a osoba cierpiąca z powodu umysłowego upośledzenia posiada dary do
przekazania innym. Trzeba nam przyjąć z podziwem dary innych i trwać w komunii z różnymi
autorytetami religijnymi. |
Chrześcijanie podzieleni, a jednak trwający w komunii
Arka jest chrześcijańską wspólnotą, ale wielu z tych, którzy przychodzą do nas, nie jest zbyt
otwartych na wiarę chrześcijańską. Jedni są wierzący, przywiązani do liturgii, innych regularne
praktyki religijne nie pociągają. Gdy chodzi o religię i komunię z Bogiem, każda osoba jest wezwana
na do znalezienia swej własnej drogi. Wszyscy, niezależnie od etapu swojej pielgrzymki, są zachęcani
do otwarcia się na innych przez przeżywanie braterstwa, dzielenie się, przyjmowanie, wielkoduszność i
przebaczenie. Różnorodność jest skarbem. Najważniejsze, to tworzyć ten rodzaj życia, w którym
wszyscy we własnym tempie mogliby wzrastać w miłości Boga i wewnętrznym pokoju.
W 1969 roku wspólnota Arki została założona w Kanadzie przez anglikańską parę małżeńską,
Stefana i Annę Newroth. W 1970 roku powstała w Indiach, w Bangalore, wspólnota założona przez
Gabrielę Einsle, która przyjęła wyznawców hinduizmu i chrześcijaństwa. Bardzo wcześnie Arka
rozwinęła się w wymiarach międzywyznaniowych i międzyreligijnych. Przyjęliśmy ludzi z umysłowymi
upośledzeniami nie dlatego, że należeli do szczególnej religii, ale dlatego, że cierpieli z powodu
odrzucenia. Ta postawa wiodła nas po drodze ekumenizmu i międzyreligijnego dzielenia się wiarą.
Sednem duchowości Arki jest miłość, która szanuje innych, kimkolwiek są, z ich innością i ich
wierzeniami. Oznacza to pomagania ludziom w akceptowaniu samych siebie, własnej historii i w rozwoju
w miłości do Boga i innych.
Ponieważ Arki nie chce się oddzielać od reszty społeczeństwa, wszystkie osoby, zgodnie ze swym
pragnieniem i potencjałem, potrzebują zakorzenienia się w swym własnym Kościele czy tradycji
religijnej.
Kultywując wrażliwość na ludzkie i duchowe potrzeby każdego członka, Arka była coraz bardziej
pociągana przez Boży plan na rzecz jedności wszystkich istot ludzkich i wszystkich chrześcijan. Wielkim
pragnieniem Jezusa jest, żebyśmy stanowili jedno, jak On i Ojciec stanowią jedno.
Podziały prowadzące do ucisku, nienawiści i wojen ranią serce Boga. Ludzie cierpiący z powodu
upośledzeń ukazują nam drogę do jedności, którą jest serdeczne przyjęcie, pojednanie i przebaczenie.
Kiedy wspólnota Arki powstawała na muzułmańskim czy hinduistycznym terenie, uświadomiłem
sobie, że wszędzie łzy i cierpienie matki postawionej wobec ciężko upośledzonego dziecka są takie
same, niezależnie od religii, jaką wyznaje. Uczestniczymy we wspólnej naturze ludzkiej. Wszyscy
jesteśmy ludźmi należącymi do jednego Boga. Wszyscy mamy wrażliwe serca, zdolne do kochania i
bycia kochanymi. Wszyscy możemy rozwijać się w miłości i stopniowo uwalniać się z klatek, które nas
zamykają.
Powołanie do jedności jest trudne. Wymaga ono pewnej dojrzałości serca, aby było zdolne przyjąć
i szanować innych w ich szczególnej podróży wiary, i odkryć, że gdzieś poza granicą różnic - wiele nas
łączy. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy jesteśmy mocno zakotwiczeni w miłości Boga i każde serce
spotykamy z szacunkiem i miłością.
Wzrastanie w miłości
Duchowość Arki jest głęboko ludzka i głęboko Boska. Jest ona jak ziarno zasiane przez Boga w
glebę naszego istnienia. Gleba musi być uprawiana, ziarno potrzebuje nawodnienia i nawozu. Jeśli gleba
jest zbyt twarda, nasiono nie będzie zdolne do rozwoju.
Życie w Arce jest wymagające. Niełatwo opuścić rodzinę i pracę oraz wolność czynienia, co się
lubi. Jeszcze trudniej jest pozostać wiernym przez lata. Jak w każdym chrześcijańskim życiu, jest to
nieustanny wzrost w miłości, dla którego potrzebujemy daru Boga. On domaga się, żebyśmy dążyli do
nieustannego oczyszczenia. W ciągu lat każdy z nas rozwinął mechanizmy obronne i uprzedzenia, dzięki
którym chronimy siebie przed innymi i przed cierpieniem. W najgłębszych pokładach naszego bytu każdy
z nas ukrywa obawy, które, świadomie lub podświadomie, rządzą naszym myśleniem i zachowaniem. W
każdym z nas tkwią bariery, które przeszkadzają nam kochać jednych, a skłaniają do kształtowania
więzów z innymi. Bożym dziełem jest oczyszczenie i unieszkodliwienie tych mechanizmów obronnych,
aby nasze serca mogły być otwarte na Ducha Świętego i Boską miłość. Bożym dziełem jest trwająca
wciąż penetracja naszego podświadomego świata, naszego wewnętrznego świata winy, zamętu i
udręki, aby uwolnić nas, uzdrowić i prowadzić do integracji, do jedności.
Wiele czasu zajmuje odkrywanie jedności w nas samych, żebyśmy mogli być źródłem jedności dla
innych; przyjmowanie własnych ran, żebyśmy mogli przyjąć rany innych. Wiele też czasu wymaga
odrzucenie masek i akceptacja samych siebie takimi, jakimi jesteśmy, ze wszystkimi ograniczeniami,
żebyśmy potrafili akceptować innych. Musimy być gotowi na wezwanie Boga i obietnicę Jezusa, trzeba
nam dokonywać wyborów, które przynoszą ze sobą także pogodzenie się ze stratami w tej drodze, którą
obyśmy zdołali kroczyć do końca.
Niewiele ludzi cierpiących z powodu upośledzeń ^ wybrało Arkę jako miejsce dla siebie. Dla
większości z nich nie było jednak wyboru. Krok po kroku doszli do zgody na wspólnotowe życie, które,
mamy nadzieję, odpowiada ich najgłębszym potrzebom. Niektórzy z nich, jak Michał, wybrali Arkę
dobrowolnie. „Mógłbym nazywać się teraz «Michał Arka» - powiedział Michał pewnego dnia - ponieważ
Arka obdarzyła mnie życiem".
Niektórzy pomocnicy przyszli do Arki w odpowiedzi na wezwanie Boże, żeby zawrzeć przymierze
z upośledzonymi. Inni pojawili się tu na krócej lub dłużej, aby nadać sens swojemu życiu. Stopniowo
odkrywają oni świat łagodności i wiary w Ewangelię: ich serca są poruszone. Przemienieni, opuszczają
Arkę, żeby kontynuować swą podróż gdzie indziej. Ci, których powołaniem jest życie w Arce, odkrywają
w ludziach z upośledzeniami źródło istnienia, skarb delikatności. Jezus porównuje królestwo niebieskie
do skarbu ukrytego w roli. Człowiek znalazłszy ten skarb sprzedaje wszystko, co posiada, aby kupić tę
rolę. Jeśli mamy naprawdę wzrastać w miłości i być wierni Jezusowi ukrytemu w ubogich, a także wierni
powołaniu do jedności, potrzeba nam pewnej dyscypliny. Jak atleci dążący do zwycięstwa, musimy
znaleźć właściwy sposób, żeby troszczyć się o siebie. Nie możemy być wierni, jeśli nie karmimy się
Ewangelią, Ciałem Chrystusa, i nie trwamy w łączności z Nim przez modlitwę. Musimy korzystać z
pomocy, jaką duchowi mistrzowie w ciągu wieków nam ofiarowywali, aby wieść nas ku Bogu. Jest
wiele pułapek po drodze. Potrzebujemy mądrego przewodnika.
Niektórzy pomocnicy czują, że są wezwani do przeżywania swego powołania wspólnie z
towarzyszem czy towarzyszką życia; oni zakładają rodziny. Nie mieszkając z ludźmi cierpiącymi z
powodu upośledzeń, są jednak w pełni członkami wspólnoty. Ich związek małżeński jest wzmocniony i
karmiony przez zjednoczenie z ubogimi we wspólnocie.
Inni pomocnicy Arki czują się powołani do życia w celibacie, aby w ten sposób zjednoczyć się z
Jezusem i upośledzonymi, którzy nigdy nie będą zdolni do małżeństwa. Dzielą swe życie z nimi, jedzą
przy wspólnym stole. Rezygnując z małżeństwa rozwijają swą unię z Jezusem, służą Mu w Arce w
sposób ewangeliczny, poprzez związek z ludźmi słabymi. Ich celibat jest pełen miłości dla ludzi.
Natomiast dla pomocników, którzy nie czują się powołani do celibatu, pozostawanie w bez-żenności jest
bardzo trudne. Oni trwają w solidarności z tymi spośród upośledzonych, dla których życie w celibacie
jest również bardzo trudne.
Każdy pomocnik czy pomocnica posiada swój własny szlak. Każdy jest podtrzymywany przez
obecność ludzi z upośledzeniami i przez tę unię, która ich spaja. Miłość, zaufanie i płacz ubogich to są te
kotwice, które podtrzymują ich wszystkich na drodze miłości.
ZAKOŃCZENIE
Wspólnoty Arki odsłaniają paradoks tkwiący w słabości i ubóstwie: to, co odrzucamy i spychamy na
margines, może stać się źródłem łaski, jedności, wolności i pokoju.
Ludzi pociąga sukces, bogactwo, władza, światła reflektorów - wszystko, co błyszczy i jest wielkie.
Odrzucają to, co brzydkie i ubogie. Wspinając się po drabinie społecznej stają się bardziej samotni i coraz
bardziej potrzebują obrony, ukrywają się i zabezpieczają. Są przestraszeni, ich obawa przed innymi często
wypływa z braku poczucia własnej wartości. Tracą świadomość ludzkiej solidarności i sami odcinają się
od ubogich. To odseparowanie odsłania ciemne strony ich życia, uprzedzenia i wielkie ubóstwo serc. Jeśli
jednak potrafią zadzierzgnąć więzy z ludźmi odrzuconymi, wtedy znajdą się na drodze wiodącej ku
wolności.
Słowo stało się ciałem. Ono ukryło chwałę swego bóstwa i stało się jednym z nas. Ono dzieliło z
nami swe potrzeby, szczególnie potrzebę miłości, i dzieliło z nami cierpienia. Stało się ubogim.
Wkroczyło na ścieżkę w dół i wyzbyto się własnego znaczenia, by ukazać nam drogę komunii i miłości.
W Arce pragniemy postępować za Jezusem na tym szlaku znikomości, pokory i ufności. Jesteśmy
przekonani, że jest to droga ku wyzwoleniu i radości. Duchowość Arki polega na miłości i przyjaźni z
ludźmi ubogimi i słabymi. Jesteśmy wezwani w imię Jezusa, aby żyć z nimi, odkrywamy
błogosławieństwo obiecane przez Jezusa: Lecz, kiedy urządzasz przy'jecie, zaproś ubogich, ulomnych,
chromych i niewidomych. A będziesz, szczęśliwy... (Łk 14,13-14)
W Kościele każda osoba jest powołana, żeby przeżywać część życia Jezusowego. Niektórzy, jak
apostołowie, są wezwani do zwiastowania Dobrej Nowiny w całym świecie, inni do uzdrawiania
chorych, inni do nauczania, jeszcze inni do pasterzowania w Bożej owczarni.
Naszym powołaniem w Arce, podobnie jak Jezusa z Nazaretu, jest życie proste i ubogie, otwarte na
cierpiących i na sąsiadów. Jezus żył w ukryciu przez dwadzieścia osiem lat. Żył pokornie z pokornymi,
jadał przy jednym stole z ubogimi, pracował własnymi rękami. Ten prosty tryb życia dzielili z nim
Maryja i Józef.
W czasie publicznej działalności Jezusa rzadko była obecna Maryja. Jezusa otaczali apostołowie.
Nie było ich jednak z Nim ani w Nazarecie, ani przy krzyżu. To Maryja była wtedy Tą, która była blisko
Jezusa. Kochająca, milcząca, wierna kobieta, która z ogromną delikatnością żyje w komunii z Jezusem.
W Arce jesteśmy wezwani do uczestnictwa w życiu nazaretańskim: mamy być znakami miłości w
rozdartym i cierpiącym świecie. Jesteśmy też powołani do uczestnictwa w misterium Maryjnym:
współczucia z cierpiącym i odrzuconym Jezusem poprzez trwanie w pobliżu ludzi, którzy są
krzyżowani, udręczeni i odrzuceni, którzy nigdy nie będą uzdrowieni.
Podobnie jak Izraelici pielgrzymujący po pustyni, Arka jest ludem w pielgrzymowaniu.
Powinniśmy nieustannie być w marszu, niepokojeni i zadziwiani. Po trzydziestu latach odkryliśmy pewne
aspekty Ewangelii, dotąd zakryte przed nami. Nasza duchowość, nasze przymierze z ubogimi jest
tajemnicą, której nie możemy przestać kontemplować. Powinniśmy wciąż od nowa wyruszać, zgadzając
się, że będzie nas niepokoił brak bezpieczeństwa, że będziemy prowadzeni ku nowym zadziwieniem.
W miarę jak kontynuujemy kroczenie po naszej drodze, czeka nas odkrywanie i przeżywanie coraz
to innych wymiarów tego misterium, misterium Jezusowego wcielenia i komunii z Nim, doświadczanej
dzięki Jego ukrytej obecności w ubogich.
JEAN VANIER
SERCE ARKI
Duchowość na każdy dzień
Przełożył Edward Osiecki SVD
VERBINUM Wydawnictwo Księży Werbistów Warszawa 1996
Tytut oryginału: TheHeart of L'Arche
© Novałis Publishing Inc. Ali Right Reserved. Sale authorized in Poland oniy
© for the Polish Edition by VERBINUM, 1996
Redakcja: Matylda Wiśniewska
Redakcja techniczna: Mirosława Piotrowska
VERBINUM, Wydawnictwo Księży Werbistów
ul. Ostrobramska 98,04-118 Warszawa tel. 610-78-70
Warszawa 1996. Wyd. I. Żarn. nr 20/96
Skład: Verbinum, Warszawa
Druk: Drukarnia Księży Werbistów, Laskowice k. Swiecia
ISBN 83-85762-88-4
SPIS
TREŚCI
WPROWADZENIE ..................................................... 5
I. TAJEMNICA JEZUSA........................................... 13
II. DUCHOWOŚĆ SKUPIONA WOKÓŁ
TAJEMNICY UBOGIEGO
Dwa światy dzisiaj................................................... 21
Społeczeństwo rywalizacji ..................................... 22
Przygoda Arki.......................................................... 25
Być znakiem wyzwania dla kultury ........................ 26
Przyjaźń z ubogimi dokonuje przebudzenia i przemiany serca..................................................... 28
Odsłanianie moich własnych ran............................. 31
Być uważnym.......................................................... 33
Ubodzy wybrani przez Boga................................... 36
Jezus obecny w ubogich.......................................... 41
Uświęcenie .............................................................43
Tajemnica cierpienia .............................................. 44
Ubodzy: tajemnica wiary......................................... 47
III. DUCHOWOŚĆ PRZEŻYWANA
WE WSPÓLNOCIE
Wspólnota jest ciałem.............................................. 51
Miłość wyrażana w małych rzeczach...................... 56
Odzyskiwanie nadziei.............................................. 60
Zstępowanie ku pokorze.......................................... 61
Życie wspólnotowe: źródło życia............................ 65
IV. ZAUFANIE BOGU, KTÓRY KROCZY Z NAMI
Dzieło Boga............................................................. 69
Konieczność niepewności........................................ 70
Trwanie w otwartości.............................................. 73
V. DUCHOWOŚĆ ZAKORZENIONA
W KOŚCIELE
Miejsce Arki we wspólnocie Ludu Bożego ............ 79
Chrześcijanie podzieleni, a jednak trwający w komunii................82
Wzrastanie w miłości.............................................. 84
ZAKOŃCZENIE.........................................89