14
DROBIAZGI ŻYCIA
Nikołaj Iljicz Bielajew, petersburski kamienicznik, grywający często na wyścigach,
człowiek młody, trzydziestodwuletni, dobrze odżywiony i różowy, wpadł pewnego wieczoru
do pani Irninej, Olgi Iwanowny, z którą utrzymywał bliskie stosunki, czy, jak się sam wyrażał,
ciągnął nudny i długi romans. Pierwsze strony tego romansu, ciekawe i natchnione, dawno już
zostały przeczytane; w chwili obecnej zaś ciągnęły się jedna za drugą, nie wnosząc nic
nowego i interesującego.
Nie zastawszy Olgi Iwanowny w domu, mój bohater wyciągnął się w salonie na sofie i
postanowił zaczekać.
Dobry wieczór, Nikołaju Iljiczu!
usłyszał dziecięcy głos.
Mama zaraz wróci. Poszła z
Sonią do krawcowej.
W tym samym salonie leżał na wersalce syn Olgi Iwanowny, Alosza, ośmioletni chłopiec,
zgrabny, zadbany, ubrany jak z obrazka w aksamitną kurteczkę i długie czarne pończochy.
Leżał na atłasowej poduszce i, chyba naśladując akrobatę, którego widział niedawno w cyrku,
podnosił do góry raz jedną, raz drugą nogę. Kiedy jego zgrabne nogi się męczyły, używał rąk
albo gwałtownie podnosił się i stawał na czworakach, próbując później stanąć na głowie.
Wykonywał to wszystko strasznie zasapany i z taką poważną miną jakby jego samego
męczyło ruchliwe ciało, jakim obdarzył go Bóg.
A, witam, przyjacielu!
rzekł Bielajew.
To ty? Byłbym nie zauważył. Mama zdrowa?
Alosza chwycił prawą ręką czubek lewej nogi i przybierając bardzo niewygodną pozę
przewrócił się, zerwał i popatrzył się na Bielajewa zza dużego włochatego klosza.
Jak by to panu powiedzieć?
wzruszył ramionami.
Mama w zasadzie nigdy nie bywa
zdrowa. Przecież to kobieta, a u kobiet, Nikołaju Iljiczu, zawsze coś boli.
Bielajew z nudów zaczął przypatrywać się twarzy Aloszy. Przez cały czas znajomości z
Olgą Iwanowną ani razu nie zwrócił uwagi na chłopca i absolutnie nie zauważał jego
istnienia: sterczy przed oczami jakiś chłopak, a co on tu robi, jaką rolę odgrywa
nawet
zastanawiać się nad tym jakoś nie chciało.
W zmierzchu twarz Aloszy z jego jasnym czołem i czarnymi, nieruchomymi oczami
przypomniała nagle Bielajewowi Olgę Iwanowną, jaką była na pierwszych stronach ich
romansu. I zachciało mu się przygarnąć chłopca.
Chodź tu, mały!
powiedział.
Daj ci się lepiej przyjrzeć.
Chłopiec zeskoczył z wersalki i podbiegł do Bielajewa.
No?
zaczął Nikołaj Iljicz kładąc rękę na jego chudym ramieniu.
Co u ciebie? Jak
leci?
Jak by to panu powiedzieć? Przedtem lepiej się żyło.
Czemuż to?
A tak! Przedtem mieliśmy z Sonią tylko muzykę i czytanie, a teraz jeszcze wiersze po
francusku zadają. A pan niedawno się strzygł?
Tak, niedawno.
Widzę właśnie. Bródkę ma pan krótszą. Mogę pociągnąć za nią? Nie boli?
Nie, nie boli.
Dlaczego tak jest, że kiedy za jeden włos ciągniesz, to boli, a kiedy ciągniesz za pęk, ani
trochę? Ha, ha! Wie pan co? Musi pan bokobrody zapuścić. O, tu zgolić, a po bokach...o tu,
zostawić włosy...
Chłopiec przytulił się do Bielajewa i zaczął bawić się jego łańcuszkiem.
Kiedy będę w gimnazjum
mówił
mama mi zegarek kupi. Poproszę ją, żeby taki
łańcuszek mi kupiła... Ale
eż medalion! Tatuś taki sam ma, tylko u pana paseczki, a u niego
literki... A w środku portret mamy. Tatuś teraz inny łańcuszek ma, nie kółeczka, a tasiemka.
Skąd wiesz? Widujesz się z tatusiem?
Ja? Hmm...nie! Ja...
Alosza się zaczerwienił, okropnie się zmieszał przyłapany na kłamstwie i zaczął starannie
drapać paznokciem medalion. Bielajew uważnie popatrzył mu w twarz i zapytał:
Widujesz się z tatusiem?
N...nie!..
O nie, szczerze powiedz, z całego serca... Po twarzy widzę, że kłamiesz. Jak już się
wygadałeś, to nie kręć teraz. Mów, widujesz się? No, po przyjacielsku!
Alosza zamyślił się.
A pan mamie nie powie?
spytał.
Skądże!
Słowo honoru?
Słowo honoru.
Niech pan przysięgnie!
Ależ ty jesteś! Za kogo mnie bierzesz!
Alosza rozejrzał się dookoła, zrobił wielkie oczy i wyszeptał:
Tylko błagam, niech pan mamie nie mówi... W ogóle nikomu, bo to tajemnica. Broń
Boże, żeby mama się dowiedziała, wtedy i ja, i Sonia, i Pelagia oberwie... No to, niech pan
słucha. Widujemy się z tatusiem razem z Sonią w każdy wtorek i piątek. Kiedy Pelagia
prowadzi nas przed obiadem na spacer, zachodzimy do cukierni Apfela, a tam już tatuś na nas
czeka... Zawsze w osobnym pokoiku siedzi, gdzie, wie pan, stół taki z marmuru i popielniczka
w kształcie gęsi bez grzbietu...
I co tam robicie?
Nic! Najpierw się witamy, potem siadamy przy stoliku i tatuś częstuje nas kawą i
pierożkami. Sonia lubi pierożki z mięsem, a ja nie cierpię! Lubię z kapustą i jajkami. Tak się
najadamy, że później przy obiedzie, żeby mama nie zauważyła, próbujemy jeść jak najwięcej.
A o czym rozmawiacie?
Z tatusiem? O wszystkim. Całuje nas, przytula, opowiada różne śmieszne historie. Wie
pan co, on mówi, że kiedy wyrośniemy, zabierze nas do siebie. Sonia nie chce, a ja owszem.
Będę, oczywiście, tęsknił za mamą, ale przecież będę do niej pisał! Dziwnie to będzie
wyglądało, ale można będzie nawet w święta do niej przychodzić
nieprawdaż? Tatuś jeszcze
mówi, że kupi mi konia. Dobry z niego człowiek! Nie wiem czemu mama zabrania nam się
widywać i nie zgadza się, żeby z nami zamieszkał. Przecież on bardzo mamę lubi. Zawsze
pyta nas, jak się czuje i co robi. Kiedy była chora, za głowę się chwycił, o tak, i...i cały czas
biegał, biegał. Ciągle nas prosi, żebyśmy były grzeczne i szanowały ją. Prawda, że jesteśmy
nieszczęsne?
Hm... Czemuż to?
Tatuś tak mówi. Mówi, nieszczęsne dzieci. Dziwne. Wy, mówi, nieszczęsne, ja
nieszczęsny i mama nieszczęsna. Módlcie się, mówi, za siebie i za nią.
Alosza zatrzymał swój wzrok na wypchanym ptaku i zamyślił się.
Ta
ak...
wymamrotał Bielajew.
To wy tak, wychodzi. W cukierni zjazdy urządzacie. I
mama o niczym nie wie?
Nie
e... Skąd? Przecież Pelagia za nic w świecie by jej nie powiedziała. A przedwczoraj
tatuś gruszkami nas częstował. Słodkie jak konfitury! Dwie zjadłem.
Hm... Tego... a o mnie tatuś nic nie mówi?
O panu? Jakby to powiedzieć?
Alosza badawczo popatrzył się w twarz Bielajewa i wzruszył ramionami.
Nic ciekawego.
Co, na przykład?
Nie obrazi się pan?
Ależ skąd? A co, coś złego o mnie mówi?
Nie, ale, wie pan... gniewa się na pana. Mówi, że przez pana właśnie mama cierpi i że
pan... mamę zgubił. Dziwny jakiś! Tłumaczyłem mu, że pan jest dobry i nigdy na mamę nie
krzyczy, a on tylko głową kiwa.
Tak i mówi, że ja ją zgubiłem?
Tak. Proszę się nie obrażać, Nikołaju Iljiczu!
Bielajew podniósł się, postał chwilkę i zaczął przechadzać się po salonie.
I dziwnie i...śmiać się chce!
wymamrotał, wzruszając ramionami i ironicznie się
uśmiechając.
Sam jest wszystkiemu winien, ale to ja ją, wychodzi, zgubiłem, co? Jakie
niewinne jagnię się znalazło. Tak i powiedział, że to ja twoją mamę zgubiłem?
Tak, ale... przecież pan obiecał, że nie będzie się obrażał!
A ja się nie obrażam i... i nie wtrącaj się! No nie, to... to wprost śmieszne! Wpadłem jak
śliwka w kompot i jeszcze winny jestem!
Rozległ się dzwonek. Chłopiec zerwał się z miejsca i wybiegł z pokoju. Za chwilę do
salonu weszła dama z małą dziewczynką. Była to Olga Iwanowna, matka Aloszy. On sam
szedł za nią w podskokach, głośno śpiewając i wymachując rękami. Bielajew kiwnął głową i
przechadzał się dalej.
No tak, kogo teraz winić, jak nie mnie?
mamrotał fukając.
Ma rację! Znieważony
mąż!
O co ci chodzi?
zapytała Olga Iwanowna.
O co?.. Posłuchaj tylko, co twój dostojny małżonek wygaduje! Okazuje się, że jestem
łajdakiem i kanalią i wszystkich zgubiłem. Wszyscy jesteście nieszczęśliwi, tylko ja jeden
ogromnie szczęśliwy! Strasznie, strasznie szczęśliwy!
Nie rozumiem cię, Nikołaju! Co się stało?
Posłuchaj, no, tylko tego młodego człowieka!
powiedział Bielajew i wskazał na
Aloszę.
Alosza zaczerwienił się, potem zbladł i jego twarz skrzywiła się ze strachu.
Nikołaju Iljiczu!
wyszeptał głośno.
Pst!
Olga Iwanowna ze zdumieniem popatrzyła na Aloszę, na Bielajewa, potem znów na
Aloszę.
Jego zapytaj!
mówił Bielajew.
Twoja Pelagia, głupie babsko, prowadza ich do
cukierni i urządza tam spotkania z tatuśkiem. Ale nie o to chodzi, rzecz w tym, że tatusiek
męczennikiem jest, a ja
łotrem i łajdakiem, który życie wam zniszczył...
Nikołaju Iljiczu!
wyjęczał Alosza.
Przecież pan słowo honoru dał!
E tam, odczep się!
machnął Bielajew ręką.
Tutaj poważniejsze sprawy. Mierzi mnie
ta obłuda, zakłamanie!
Nie rozumiem!
powiedziała Olga Iwanowna i łzy ukazały się w jej oczach.
Posłuchaj,
Lelka
zwróciła się do syna
widujesz ojca?
Ale Alosza nic nie słyszał i z przerażeniem patrzył się na Bielajewa.
To niemożliwe!
powiedziała matka.
Pójdę Pelagię wypytam.
Olga Iwanowna wyszła.
Proszę pana, przecież pan słowo honoru dał!
powiedział Alosza, który drżał na całym
ciele.
Bielajew machnął na niego ręką i przechadzał się dalej. Rozpamiętywał swą krzywdę i nie
zwracał już żadnej uwagi na chłopca. Był dorosłym, poważnym człowiekiem i nie chciał
zawracać sobie głowy jakimiś chłopcami. A Alosza usiadł w kącie i z przerażeniem
opowiadał Soni, jak go okłamali. Drżał, jąkał się i płakał; pierwszy raz w życiu, ot tak, bez
osłonek, zetknął się twarzą w twarz z kłamstwem; nie wiedział wcześniej, że prócz słodkich
gruszek, pierożków i drogich zegarków, istnieje na tym świecie wiele innych rzeczy, które nie
mają nazwy w języku dzieci.
KONIEC ROZDZIAŁU
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Drobiazgi2Drobiazgi5Drobiazgi11Drobiazgi8Drobiazgi4drobiazgi ciemnioweDrobiazgi6Drobiazgi12Drobiazgi10więcej podobnych podstron