POLSKA
| COTYGODNIOWY DODATEK DL A MENEDŻERÓW
PIĄTEK 25 STYCZNIA 2008 | NR 50
B
W TYM WYDANIU
Powodem kryzysu
zarobki bankierów
Wszystkie premie oraz część pensji
wyższych menedżerów instytucji fi-
nansowych powinno się wypłacać
w akcjach zastrzeżonych, wymienial-
nych w ratach najlepiej w ciągu
dziesięciu lat, a co najmniej pięciu.
CZYTAJ strona
2
Pracownicy
z polecenia
W wielu firmach rekomendacja pracowni-
ka to popularna metoda przyciągania
„świeżej krwi”. Jest tańsza od innych spo-
sobów rekrutacji, ma także tę zaletę, że
wiąże się z zaangażowaniem personelu,
czego w innej sytuacji trudno oczekiwać.
CZYTAJ strona
4
Ralf Atkins
Europejski Bank Centralny
jasno oznajmił, że nie ugnie
się łatwo wobec nacisków na
rzecz obniżenia stóp procen-
towych w strefie euro – mi-
mo że z najświeższych da-
nych wynika, że jej gospodar-
ka traci rozpęd.
Jean-Claude Trichet, prezes
EBC, podkreślił we środę
znaczenie, jakie bank przy-
wiązuje do walki z inflacją,
wyrażając przekonanie, że
tempo wzrostu gospodar-
czego utrzyma się na solid-
nym poziomie. Jego uwagi
ujawniają narastające roz-
bieżności między EBC a ryn-
kami finansowymi, które
uwzględniają już w cenach
kilka obniżek stóp procento-
wych w tym roku. Wypo-
wiedź prezesa Tricheta
zwraca też uwagę na różni-
ce podejścia EBC i amery-
kańskiej Rezerwy Federal-
nej, która we wtorek obniży-
ła stopy procentowe w USA
o 0,75 proc. – W okresach
zaburzeń na rynkach finan-
sowych obowiązkiem banku
centralnego jest solidne za-
panowanie nad oczekiwa-
niami inflacyjnymi, żeby
uniknąć powodowania
większych wahań na i tak
już bardzo wahliwych ryn-
kach – mówił Jean-Claude
Trichet w Parlamencie Euro-
pejskim. Stwierdził, że nie
widzi powodu do zmiany
bazowego scenariusza EBC,
który przewiduje wprawdzie
spowolnienie gospodarcze,
ale nie w dramatycznej ska-
li. Potwierdził jednak, że do-
strzega zagrożenia wzrostu
gospodarczego, których
urzeczywistnienie odbiłoby
się wyraźnie na trendach in-
flacji. Obecnie jej wskaźnik
wynosi w strefie euro 3,1
proc., odbiegając znacznie
od celu inflacyjnego EBC
(nieco poniżej 2 proc.),
a jeszcze dwa tygodnie temu
prezes Trichet ostrzegał
przed możliwością „wyprze-
dzającej” podwyżki stóp
procentowych w celu zapo-
bieżenia inflacyjnym pod-
wyżkom płac w toczących
się właśnie negocjacjach
zbiorowych.
EUROPEJSKA PERSPEKTYWA
Sektor technologiczny
może liczyć na popyt
Rozmowa z Glennem Hutchinsem, współdyrekto-
rem Silver Lake: Jestem zupełnie pewien, że w roz-
wijającym się świecie sprzedaż różnych rodzajów
produktów sektora technologii będzie nadal ro-
snąć, bez względu na to, w jakiej fazie cyklu znaj-
duje się gospodarka krajów uprzemysłowionych.
CZYTAJ strona
3
CZYTAJ strona
2
Henny Sender
P
aństwowe fundusze
majątkowe stają się
nagle dostarczycielem
kapitału dla niedomagają-
cych instytucji finansowych
w USA. Ostatnio zainwesto-
wały prawie 30 mld dolarów
w największe banki i firmy
maklerskie z Wall Street,
m.in. w Citigroup, Merril
Lynch i Morgan Stanley.
Pod wieloma względami
są wymarzonymi inwestora-
mi: nie tylko opływają w pie-
niądze, ale – jak to ujmuje
Mark Bradley z banku Mor-
gan Stanley – są „masywne,
pasywne i spokojne”. Innymi
słowy – nie mają motywacji
do domagania się szybkich,
radykalnych zamian.
Pojawienie się tych „pa-
sywnych” inwestorów skła-
nia jednak do pytania: czy
obecność państwowych fun-
duszy majątkowych (SWF)
jest dobra dla gospodarki
amerykańskiej?
Bierni inwestorzy
Niektórzy obserwatorzy
zaczynają się obawiać, że ich
pasywność – która Wall Stre-
et wydaje się błogosławień-
stwem – może mieć także
negatywną stronę. Może bo-
wiem oznaczać, że niewiel-
ka będzie presja na rzeczy-
wiste zmiany w instytucjach,
które po stratach poniesio-
nych na kryzysie słabo za-
bezpieczonych kredytów hi-
potecznych naprawdę po-
trzebują zreformowania.
– Gospodarka USA jest
tak silna między innymi dla-
tego, że zawsze sama apliko-
wała sobie środki zaradcze.
Dokonywaliśmy konsolidacji
poprzez bankructwa. Gdy
w przeszłości firmy miały
straty w tej skali, nie prze-
trwałyby jako niezależne
jednostki. Teraz jednak nie
możemy wykluczać dodat-
kowych możliwości – mówi
Larry Fink, założyciel i szef
firmy BlackRock, która jest
jednym z
największych
w świecie inwestorów i za-
rządza 1 300 mld dol.
Wall Street traktuje tę
kwestię szczególnie emocjo-
nalnie, ponieważ amerykań-
skiemu kapitalizmowi przy-
świecało w ostatnich deka-
dach przekonanie, że jego
potęga może kwitnąć jedy-
nie wtedy, gdy istnieje przy-
zwolenie na usuwanie z ryn-
ku słabszych. To przywiąza-
nie do hasła „twórczej de-
strukcji” – według słynnego
określenia ekonomisty Jose-
pha Schumpetera – kontra-
stuje z innymi, łagodniejszy-
mi modelami ekonomiczny-
mi, np. z japońskim, gdzie
naturalny odruch stanowi
ratowanie pogrążonych
w kłopotach firm.
Same SWF uważają, że
ich cierpliwość i bierność
stanowią raczej zaletę niż
słabość. Uważają się one za
inwestorów bardziej „przyja-
znych” niż zachodnie grupy
kapitału prywatnego, które
– żeby uzyskać żądany przez
inwestorów zwrot z kapitału
– muszą być surowymi wła-
ścicielami. SWF prezentują
się niemal jak przeciwień-
stwo prywatnych grup kapi-
tałowych oraz funduszy
hedgingowych, które tworzą
drugie wielkie źródło kapi-
tału w skali globalnej.
– W odróżnieniu od nich,
SFW nie dążą do wykorzy-
stywania niskich cen akty-
wów i stosowania dźwigni
finansowej – mówi Badar
Sa’ad, szef Kuwait Invest-
ment Authority, która wła-
śnie zainwestowała około
5 mld dol. w Citigroup i Mer-
rill Lynch. Jego zdaniem,
państwowe fundusze są
z natury inwestorami długo-
terminowymi, nienastawio-
nymi na spekulację.
Nie wtrącać się
Ich pasywność wynika
przede wszystkim z tego, że
są coraz bardziej przekona-
ne, iż jako agendy rządowe
nie mogą sobie pozwolić na
wtrącanie się w działalność
firm, bo zaraz budzi to pyta-
nia dotyczące bezpieczeń-
stwa narodowego. Dwa lata
po awanturach związanych
z ofertą przejęcia urządzeń
portowych w USA przez Du-
bai Ports Worlds i ofertą
chińskiej firmy CNOON na
kupno amerykańskiej spółki
energetycznej Unocal, SWF
wyrzekły się aktywnego po-
dejścia do firm, których
udziały przejmują.
Gdy w maju 2007 roku
China Investment Corp po-
dała, że kupuje mniejszo-
ściowy udział w grupie kapi-
tałowej Blackstone, oznajmi-
ła również, że będzie inwe-
storem pasywnym i nie
będzie się ubiegać o miejsce
w zarządzie. Stało się to
wzorem dla następnych
transakcji, dotyczących za-
równo firm w dobrej jak
i w złej kondycji.
Niezależnie jednak od
ograniczeń politycznych,
jest jeszcze powód praktycz-
ny: gdyby nawet SWF chcia-
ły być inwestorami aktywny-
mi, niewiele z nich jest do te-
go zdolnych. Większość do-
piero tworzy zespoły, które
byłyby w stanie zarządzać
zawartością ich szkatuł. Chi-
na Investment Corp nie ma
jeszcze roku (a personelu
poszukuje za pomocą ogło-
szeń w internecie), Qatar In-
vestment Authority jest nie-
wiele starsza. Niewiele pań-
stwowych funduszy mająt-
kowych ma doświadczenie
takie jak Kuwait Investment
Authority czy singapurski
fundusz Temasek.
Dotychczas na te braki nie
zwracano większej uwagi,
ponieważ SWF generalnie
trzymały się z dala od firm
pogrążonych w kłopotach.
To, że zyskały one możliwość
zainwestowania w grupy fi-
nansowe z Wall Street, wyni-
kało z faktu, że ich kierownic-
two albo nie doceniało ryzy-
ka i zobowiązań pozabilanso-
wych, albo też tolerowało je.
Pełne szkatuły
W takich właśnie warun-
kach długo kwitły grupy kapi-
tału prywatnego, szybko wy-
mieniające kierownictwo
firm, które sobie nie radziły.
Wcześniej zresztą próbowały
one zreformować niedoma-
gające grupy finansowe, dzi-
siaj jednak są mało zaintere-
sowane udziałami mniejszo-
ściowymi w pogrążonych
w kłopotach bankach – nie
mają tak przepastnych kiesze-
ni, jak SWF, poza tym, że wo-
lą mieć pełną kontrolę nad
swoją własnością. – Wielkość
tych firm wyklucza możli-
wość uzyskania przez nas
znaczącego udziału w ich
własności. Przy naszych ogra-
niczonych zasobach nie mo-
żemy ich finansować – w ten
sposób o instytucjach takich
jak Citigroup mówił na nie-
dawnej konferencji Stephen
Schwarzman, dyrektor wyko-
nawczy funduszu Blackstone.
Jest on największą w świe-
cie prywatną grupą kapitało-
wą i zarządza aktywami,
których wartość przekracza
100 mld dol. Ale Abu Dhabi
Investment Authority – tylko
jedna, choć największa,
z tamtejszych rządowych
agend inwestycyjnych – dys-
ponuje 1000 mld dolarów,
czyli kwotą większą, niż mają
pod kontrolą wszystkie grupy
kapitału prywatnego (około
700 mld dol.).
EBC broni
się przed
cięciem stóp
DOKOŃCZENIE na stronie
4
Fot. Forum
Zagraniczne państwowe fundusze
ratują amerykańskie banki
Fot. Images Com Corbis
reklama
COTYGODNIOWY DODATEK
POLSKA
PIĄTEK 25 STYCZNIA 2008 | NR 50
B2
Komentarze i analizy
EBC broni
się przed
cięciem stóp
DOKOŃCZENIE ze strony
1
Po wtorkowym cięciu stóp
w USA analitycy dowodzili,
że ewentualne złagodzenie
polityki stanowiska EBC mu-
si najpierw przedyskutować
jego zarząd i że nie stanie się
to przed posiedzeniem wy-
znaczonym na 7 lutego. Nie-
którzy uważali jednak, że
bank może przekazać taki sy-
gnał dość szybko, a nie cze-
kać z nim jak przy zapocząt-
kowaniu serii podwyżek stóp
w 2005 roku. – Gdy w grę
wchodzi obniżka, polityka
pieniężna powinna działać
prędko – mówi Julian Callow
z Barclays Capital. EBC bę-
dzie chyba jednak wolał po-
czekać na dalsze dowody
spowolnienia wzrostu gospo-
darczego i słabnięcia presji
inflacyjnej. Axel Weber, pre-
zes Niemieckiego Bundes-
banku i członek zarządu
EBC, powiedział, że codzien-
nych fluktuacji na giełdach
nie powinno się zbytnio dra-
matyzować. Niektóre z naj-
nowszych danych dowodzą,
że pod koniec roku tempo
wzrostu gospodarczego
w strefie euro było nadal
mocne. Zamówienia w prze-
myśle zwiększyły się w listo-
padzie o 2,7 proc., a gru-
dzień przyniósł 2-procento-
wy wzrost wydatków kon-
sumpcyjnych we Francji.
Inne istotne wskaźniki po-
twierdzają jednak, że nad-
chodzą gorsze czasy. Wartość
styczniowego indeksu mene-
dżerów zaopatrzenia jest naj-
mniejsza od ponad dwóch
lat: od grudnia spadła z 53,3
do 52,7 pkt. Szczególnie sła-
bo kształtują się nowe zamó-
wienia, co zapowiada, że na-
leży oczekiwać dalszego
spadku tego wskaźnika. Spo-
wolnienie tempa przyrostu
zamówień zaznacza się głów-
nie w usługach. W przemyśle
zamówienia rosły w styczniu
szybciej niż w grudniu. – Nie
widać źródeł przyszłego oży-
wienia, coraz większe jest za-
tem ryzyko spowolnienia go-
spodarczego w połowie roku
– mówi Jacques Cailloux
z Royal Bank of Scotland. Je-
go zdaniem w drugim kwar-
tale skłoni to EBC do obniżki
stóp, choć nie wykluczone,
że sytuacja na rynkach finan-
sowych wcześniej wymusi ta-
ką decyzję.
■
Tłum. A.G.
Martin Wolf
W
łaściwie nie lubi
pan bankierów, nie-
prawdaż? – To
pytanie zadane przez spotka-
nego w zeszłym tygodniu by-
łego bankiera zaskoczyło
mnie. – Wcale nie. Niektórzy
z moich najlepszych przyja-
ciół to bankierzy – odpowie-
działem. To prawda, ale nie
cała. Bo choć lubię wielu ban-
kierów, to raczej nie lubię
banków. Uznaję ich niezbęd-
ność, ale obawiam się ich bra-
ku odpowiedzialności. Co
gorsza, są one nieodpowie-
dzialne częściowo dlatego, że
mają świadomość swojej nie-
zbędności.
Mój stosunek do branży
bankowej nie wynika z uprze-
dzeń, lecz z doświadczeń.
Niekontrolowaną działalność
banków po raz pierwszy ob-
serwowałem, gdy w sposób
nieodpowiedzialny pożycza-
ły krajom rozwijającym się,
co doprowadziło do niszczą-
cego kryzysu zadłużeniowe-
go lat 80. XX wieku.
W ciągu minionych 30 lat
na świecie zdarzyło się ponad
100 istotnych kryzysów ban-
kowych. W tym samym okre-
sie władze czterokrotnie mu-
siały nawet ratować istotne
fragmenty amerykańskiego
systemu finansowego, najle-
piej rozwiniętego na świecie.
W latach 80. chodziło o kry-
zys zadłużeniowy Trzeciego
Świata oraz załamanie kas
oszczędnościowo-pożyczko-
wych, na początku lat 90. –
o kryzys nieruchomości ko-
mercyjnych, a w latach 2007-
2008 – o kryzys słabo zabez-
pieczonych kredytów hipo-
tecznych i załamanie powią-
zanych z nimi papierów
wartościowych.
Żadnej innej branży nie ce-
chuje podobny talent do pry-
watyzacji zysków i uspołecz-
niania strat. W żadnej branży
nie pojawia się tyle złości na
władze – zwłaszcza na banki
centralne – że nie spieszą jej
z natychmiastową pomocą,
gdy wpadnie w kłopoty (cał-
kiem zresztą zasłużone).
To oczekiwanie przez ban-
ki ratunku jest zresztą uza-
sadnione. Dobrze przecież
wiedzą, że dopóki wspólnie –
jako „solidne banki” – popeł-
niają te same pomyłki, dopó-
ty sektor rządowy musi je ra-
tować. Bankierzy są w stanie
traktować gospodarkę i wy-
borców jako zakładników.
Rządy nie mają wyjścia – mu-
szą na to reagować.
Konflikt interesów
W przedsiębiorstwach
funkcjonujących jako spółki
z ograniczoną odpowiedzial-
nością z natury rzeczy poja-
wiają się konflikty interesów
– między menedżerami i ak-
cjonariuszami, między kie-
rownictwem i pozostałymi
pracownikami, między firmą
a klientami oraz między
przedsiębiorstwem a organa-
mi regulacyjnymi. Konflikta-
mi interesów, jakie wywołują
wielkie instytucje finansowe,
jest znacznie trudniej zarzą-
dzać niż konfliktami w in-
nych dziedzinach.
Wynika to z trzech zasad-
niczych powodów: po pierw-
sze, to jedyne firmy, będące
w stanie zrujnować całą go-
spodarkę; po drugie, w żad-
nej innej branży nie panuje
taki stopień niepewności; po
trzecie wreszcie – w żadnej
innej branży ocena jakości
procesu podejmowania decy-
zji nie nastręcza ludziom z ze-
wnątrz tylu problemów
(przynajmniej na krótką me-
tę) co w bankowości. W kon-
sekwencji jest to branża
szczególna, zarówno jeśli
idzie o regulacje, jak i o sub-
sydiowanie. To połączenie
trudno poczytywać za suk-
ces. Świadczy o tym obecny
kryzys najbardziej rozwinię-
tego systemu finansowego
świata.
Obawiam się nawet, że
kruchość systemu finansowe-
go (w połączeniu z faktem, że
sowicie wynagradza on swo-
ich uczestników) może do-
prowadzić do zniszczenia na
świecie czegoś znacznie istot-
niejszego -politycznej legity-
mizacji gospodarki rynkowej.
Tak więc przyszła pora, żeby
zacząć w zdecydowany spo-
sób myśleć o rozwiązaniu
tych problemów.
Dotychczas wysiłki czyn-
ników oficjalnych dotyczyły
kombinacji wsparcia z regu-
lacjami: wskaźników kapita-
łowych, systemów zarządza-
nia ryzykiem i tak dalej. Sam
opowiadałem się za wyższy-
mi wymogami kapitałowymi.
Z tym wszystkim jest jeden
oczywisty kłopot: dla uzdol-
nionych i mocno umotywo-
wanych ludzi z branży dzie-
cinną zabawę stanowi takie
wykorzystanie regulacji, że-
by działały na ich korzyść.
Wyniki przede wszystkim
Jakie są zatem alternatyw-
ne rozwiązania? Wielu libe-
rałów rynkowych wolałoby
poddać sektor finansowy ry-
gorom wolnego rynku. Histo-
ria dostarcza jednak jasnych
dowodów, że zwykli ludzie
nie byliby w stanie wytrzy-
mać konsekwencji takiego
posunięcia.
Propozycję alternatywną
stanowi „bankowość w wą-
skim zakresie”, plus nieobjęty
regulacjami (ani ochroną)
system finansowy. „Wąsko ro-
zumiane” banki inwestowa-
łyby w rządowe papiery war-
tościowe, obsługiwały system
płatniczy i proponowały lu-
dziom bezpieczne depozyty.
Ten pozornie atrakcyjny po-
mysł ma oczywistą wadę: je-
śli coś nie podlega regula-
cjom, to prawdopodobnie
stanie się niebezpieczne,
a wtedy rządy byłyby ponow-
nie wciągane w uporządko-
wanie bałaganu.
Tak więc jedyny sposób
podejścia do tego wyzwania
polega na identyfikacji naj-
istotniejszych konfliktów,
a jak dowodzi Raghuram Ra-
jan, były główny ekonomista
Międzynarodowego Fundu-
szu Walutowego (pisał o tym
w „FT” z 9 stycznia), główny
konflikt ma miejsce między
pracownikami banków
(przede wszystkim – ich kie-
rownictwem) a wszystkimi
innymi. Wypłacając im
ogromne premie za wyniki
osiągane w krótkim okresie,
banki tworzą gigantyczne za-
chęty, żeby podejmowaniu
ryzyka nadawać pozory two-
rzenia wartości.
Byłoby lepiej, gdybyśmy
przy ocenie wyników posłu-
giwali się „rokiem Jupitera”
(który trwa 12 lat), gdyż
mniej więcej tyle czasu zaj-
muje przekonanie się, na ile
zyskowna okazała się kon-
kretna strategia. Rok jest
przecież zjawiskiem astro-
nomicznym, nie zaś ekono-
micznym (jak kiedyś, gdy
wszystko zależało od żniw).
Musi więc być zapewnione
lepsze powiązanie dużej czę-
ści wynagrodzenia z realia-
mi biznesu: można je wypła-
cać w akcjach zastrzeżonych
z
możliwością realizacji
w ciągu kilku lat.
Konieczna ingerencja
Poszczególne instytucje
nie mogą jednak na własną
rękę zmieniać systemów
wynagrodzeń, narażając
się przy tym na utratę
uzdolnionego personelu na
rzecz konkurencji. Muszą
w to zatem wkroczyć insty-
tucje regulacyjne. Sam po-
mysł takiej urzędowej in-
terwencji wydaje się strasz-
ny, ale jeszcze gorsze jest
rozwiązanie alternatywne,
czyli powtarzające się bez
końca kryzysy.
Dwie kwestie są tu szcze-
gólnie ważne: po pierwsze,
nie możemy udawać, że spo-
sób działania systemu finan-
sowego nie jest sprawą pu-
bliczną – wystarczy przyj-
rzeć się temu, co dzieje się
dziś w USA i w Wielkiej Bry-
tanii; po drugie, jeśli mamy
się z tym problemem upo-
rać, zachęty dla podejmują-
cych decyzje muszą być le-
piej powiązane z ich wyni-
kami.
Kolejne pytanie dotyczy
tego, jaki powinien być za-
sięg tych regulacji. Jestem
przekonany, że powinny one
obejmować wszystkie istot-
ne systemowo instytucje fi-
nansowe. Wyznaczenie linii
podziału nie będzie łatwe,
ale tak jest przecież przy
wszystkich regulacjach. Nie
jest to sprawa nierozwiązy-
walna. Władze musiałyby
sobie postawić proste pyta-
nie: gdyby konkretna insty-
tucja wpadła w kłopoty, to
musielibyśmy interwenio-
wać?
Skoro ze wszystkich kon-
fliktów interesów dominują-
ce znaczenie ma ten, który
rozgrywa się między pracow-
nikami i wszystkimi innymi,
musi być on zakończony.
Wszystkie premie oraz część
pensji wyższych menedże-
rów powinna być wypłacana
w formie akcji zastrzeżonych,
wymienialnych w ratach
w ciągu, powiedzmy, dziesię-
ciu lat, a jeśli instytucje regu-
lacyjne będą szczodre, to
w ciągu pięciu lat.
Rozumiem, że bankierom
nie będzie się to podobać.
Dziś jednak jedno jest cał-
kiem pewne: podobnie woj-
na jest sprawą zbyt poważną,
żeby ją zostawić generałom,
tak bankowość jest dla nas
zbyt ważna, żeby ją zostawić
bankowcom – nawet jeśli ktoś
ich bardzo lubi.
■
Tłum. A.G.
Fot. Images Com Corbis
Powodem kryzysu zarobki bankierów
Żadna inna branża poza bankowością
nie ma podobnego talentu do prywatyzacji zysków
i uspołeczniania strat
■
GP 17/2008
– Dzięki obniżce stóp w USA,
w Polsce kredyty zdrożeją
mniej niż oczekiwano
NA STRONACH GP:
NR 50 |
POLSKA
PIĄTEK 25 STYCZNIA 2008
COTYGODNIOWY DODATEK
Życie biznesu
B3
■
Silver Lake ostatnio zgodzi-
ła się sprzedać 10 proc. udzia-
łów funduszowi Calpers. Dla-
czego?
– Przede wszystkim po to,
aby inwestować ramię w ra-
mię z naszymi inwestorami,
zwiększyć własny udział ka-
pitałowy w transakcjach,
w które zainwestowaliśmy
i agresywnie inwestować we
własną infrastrukturę. Poza
tym, w miarę rozwoju i doj-
rzewania firmy dostęp do
kapitału, umożliwiający
stworzenie kapitałowej bazy
bezpieczeństwa i stabilno-
ści, staje się ważnym powier-
niczym zobowiązaniem wo-
bec pracowników i innych
społeczności istniejących
w przedsiębiorstwie.
■
Dzięki tej inwestycji obec-
nie wycenia się was na pra-
wie 3 mld dolarów. Czy nie
korci was dokonanie pierw-
szej oferty publicznej?
– Wyceny nie podano do
publicznej wiadomości. Nie,
obecnie nie planujemy ofer-
ty publicznej, ale nie wyklu-
czyłbym takiej ewentualno-
ści. Nie chodzi o to, że nie
chcemy albo nie moglibyśmy
tego zrobić – ale na razie bu-
dujemy firmę.
■
Czy w istniejącym środowi-
sku gospodarczym trudno
wam będzie wycofać się
z niektórych inwestycji?
Ludzie często pytają mnie:
– Chcę, by moje dziecko do-
stało się do Harvardu. Jak
mam je wychowywać? – Od-
powiadam: – Patrzysz na
sprawę „od pieca”. Wychowaj
dziecko, o które Harvard bę-
dzie zabiegał. Chcę przez to
powiedzieć, że jeśli buduje się
wielką firmę niezależną od
gospodarczych i finansowych
cykli koniunkturalnych, ma
się też furtki wyjścia z takiej
firmy. W to nie wątpię.
■
Jest pan członkiem rady dy-
rektorów Nasdaq. Czy pana
zdaniem Nasdaq dobrze roz-
grywa swoje karty?
– Nasdaq robi wspaniałą
robotę. Chcę przez to powie-
dzieć, że oczywiście istnieją
pewne kwestie dotyczące
udziału w Londyńskiej Gieł-
dzie Papierów Wartościo-
wych, ale to już mają za so-
bą. Wycofali się z tego bar-
dzo dobrze. Grubo na tym
zarobiliśmy. Wobec tego
z perspektywy czasu można
powiedzieć, że chociaż tak-
tycznie to czy owo można
było rozegrać inaczej, koniec
końców to był duży sukces.
■
Czy możliwe, że w sektorze
technologii zaczyna się deko-
niunktura?
– Jestem zupełnie pe-
wien, że w rozwijającym się
świecie sprzedaż różnych ro-
dzajów produktów sektora
technologii będzie nadal ro-
snąć, bez względu na to,
w jakiej fazie cyklu znajduje
się rozwinięty świat. Co wię-
cej, możliwy jest rosnący
trend technologii bezprze-
wodowej i
komórkowej
i wzrost korzyści globalnych,
bo będzie to kwestia polityki
publicznej. Potencjał gene-
rowania przychodów i ren-
towności w przemyśle tech-
nologii może okazać się
większy niż w przypadku
poprzedniego trendu siecio-
wego i jeszcze wcześniejsze-
go trendu osobistych kom-
puterów. To jest wielka,
ogromna sprawa.
■
Co pan myśli o wycenie ser-
wisu społecznościowego Fa-
cebook na 15 mld dolarów?
Czy zainwestowałby pan na
tym poziomie?
– Nie, to jest cena, za jaką
próbowalibyśmy sprzedać.
Można spekulować, że wy-
cena Facebook jest bardzo
wysoka, ale nie widać skraj-
nych wycen, takich jak
w 2001 roku.
Czy uważa pan, że wchodzi-
my w recesję?
– Od ubiegłego lata po-
wtarzam, że moim zdaniem
prawdopodobieństwo wystą-
pienia recesji jest pół na pół.
■
Czy uważa pan, że to praw-
dopodobieństwo wzrosło?
– Nie jestem pewien, czy
do mnie należy wyrokowa-
nie o tym. Trzeba podjąć
działania – zarówno w sferze
polityki publicznej, jak i za-
rządzania spółkami, których
nie będziemy żałować, gdy-
by się okazało w przyszłym
roku, że mamy recesję.
■
Czy finansowy bodziec fi-
skalny rzędu 100 mld dolarów
wystarczy, aby coś zmienić?
– Według mnie wygląda,
że tak. Pod warunkiem, bę-
dzie skierowany do ludzi,
którzy te pieniądze wydadzą
i że będzie tylko czasowy –
żeby nie zwiększał deficytu
i nie wywołał odwrotnych
do zamierzonego skutku
w sensie stóp procentowych.
■
Kto proponuje najlepszą
politykę gospodarczą?
– No cóż, od 1992 roku
gram w barwach Clintona.
■
I to przechodzi z męża na
żonę?
– Jestem jej gorącym zwo-
lennikiem, osobiście i zawo-
dowo. Uważam, że na swój
sposób jest niesłychanie
sympatyczna. Wśród tych,
którzy pomagali zaprojekto-
wać jej politykę gospodarczą
jest wielu moich przyjaciół –
ludzi, z którymi dobrze mi
się pracowało. Są na swoim
miejscu – i to bardzo.
■
A Mitt Romney, weteran
pańskiej branży?
Podziwiam jego osiągnię-
cia jako biznesmena. Jest
bardzo obrotny, bardzo pra-
cowity, bardzo zdolny.
Mógłby się nam trafić znacz-
nie gorszy prezydent – ale ja
popieram Hillary.
■
Rozmawiali:
CHRYSTIA FREELAND,
JAMES POLITI
Tłum. E.G.
Sektor technologiczny może liczyć na popyt
Rozmowa z Glennem Hutchinsem, współdyrektorem Silver Lake
Fot. Forum
Glenn Hutchins (52 lata) stał się jedną z najwybitniejszych posta-
ci amerykańskiej branży private equity. Silver Lake – firma, którą
współtworzył i w której nadal piastuje stanowisko współdyrekto-
ra naczelnego, w obecnym cyklu koniunkturalnym uczestniczyła –
niekiedy jako lider – w największych i najbardziej spektakular-
nych przejęciach w dziedzinie nowoczesnej techniki, takich jak
wykup grupy technologicznej SunGard i producenta półprzewod-
ników NXP. O rozwoju firmy świadczy choćby niedawna transak-
cja Silver Lake – sprzedaż 9,9 proc. swoich udziałów Calpersowi,
wielkiemu funduszowi emerytalnemu stanu Kalifornia. Podobno
w związku z tym Silver Lake wyceniono na 3 mld dolarów, chociaż
sam Hutchins nie chciał potwierdzić tej kwoty. Za kadencji Billa
Clintona Glenn Hutchins był doradcą w Białym Domu, obecnie zaś
uczestniczy w debacie o amerykańskiej gospodarce. Jest człon-
kiem organu doradczego Hamilton Project – instytutu polityki go-
spodarczej działającego pod egidą waszyngtońskiego centrum
badań i analiz Brookings Institution.
BIZNESMEN W BARWACH CLINTONÓW
Największe firmy audytorskie liczą na większą swobodę po reformie
Jennifer Hughes
J
eżeli zależy nam na większej
klarowności sprawozdań fi-
nansowych spółek, biegłym
rewidentom i dyrektorom finanso-
wym należy zapewnić szersze
możliwości kierowania się własną
oceną – twierdzi sześć najwięk-
szych na świecie spółek z branży
rachunkowości.
We wspólnym dokumencie sze-
fowie PwC, Deloitte, Ernst
& Young, KPMG, BDO Internatio-
nal i Grant Thornton apelują
o zwrot w kierunku norm rachun-
kowości w większym stopniu
„opartych na zasadach” – czyli
o odwrót od nadmiernie nakazo-
wego systemu – przyznając zara-
zem, że wymagałoby to zmiany
sposobu myślenia zarówno po stro-
nie regulatorów, jak i inwestorów.
Apel pojawił się w związku z nasi-
lającą się krytyką rozmiarów i zło-
żoności sprawozdań finansowych.
Winę za taki stan rzeczy przypisu-
je się, między innymi, skompliko-
wanym przepisom, a także oba-
wom spółek i audytorów, że jeżeli
nie będą przestrzegać reguł co do
litery, mogą narazić się na proces.
Dyrektor naczelny Deloitte Ja-
mes Quigley powiedział: – „Kryty-
ka po fakcie” ze strony organów
regulacyjnych i inwestorów jest
frustrująca – więc jeżeli zależy
nam na bardziej klarownej ra-
chunkowości opartej na zasadach,
trzeba stworzyć ramy, w których
nasze opinie będą respektowane.
Firmy audytorskie utrzymują, że
system, oparty raczej na ogólnych,
szeroko rozumianych zasadach niż
na skomplikowanych przepisach,
pozwoliłby na przygotowywanie
sprawozdań finansowych lepiej od-
zwierciedlających prawdziwe re-
alia gospodarcze przedsiębiorstwa,
niż ma to miejsce w sytuacji, gdy
różne podmioty wtłacza się na siłę
w wąskie ramy określonych przepi-
sami definicji. Przyznają jednak, że
gdy spółki różnie ujmują w spra-
wozdawczości swoją działalność,
porównywanie sprawozdań staje
się trudniejsze.
– To prawda, że wysoce naka-
zowe podejście zapewnia porów-
nywalność. Problem w tym, że
wówczas autorzy sprawozdań fi-
nansowych postępują w sposób
określony przepisami, zamiast za-
stanawiać się, jak najlepiej oddać
realia ekonomiczne – powiedział
James Quigley. – Obowiązuje za-
sada „coś za coś”: ceną za mniej
skomplikowane sprawozdania jest
akceptowalny poziom odmienno-
ści – i jesteśmy gotowi ją zapłacić.
W ramach tej ceny inwestorzy
musieliby się przyzwyczaić do
większej niestabilności w spra-
wozdaniach finansowych. Obser-
wujemy już tendencję do odcho-
dzenia od technik rachunkowości
służących „wygładzaniu” zysków
i innych pozycji na korzyść posłu-
giwania się bieżącymi wartościa-
mi rynkowymi.
W raporcie firm czytamy: „Fak-
tem jest, że ekonomiczna niesta-
bilność należy do realiów rynku.
Inwestorom i wszystkim innym
zainteresowanym w ostatecznym
rachunku wyjdzie na dobre, gdy
zamiast stosować zawiłe przepisy
kamuflujące niestabilność, auto-
rzy sprawozdań przedstawią im
jasne informacje o zmianach.
Firmy audytorskie sugerują, że
większa niestabilność może wręcz
pomóc inwestorom w zmianie
optyki – z „potencjalnie szkodli-
wej” krótkookresowej koncentra-
cji na zyskach, jakie spółka wyka-
że w najbliższym sprawozdaniu,
na korzyść perspektywicznego
spojrzenia na czynniki, leżące
u podstaw jej podstawowych
wskaźników.
Dyskusja w tej sprawie rozpoczy-
na się w chwili, gdy na całym świe-
cie zmieniają się normy rachunko-
wości. Rada Międzynarodowych
Standardów Rachunkowości i jej
amerykański odpowiednik pracują
nad połączeniem tych dwóch syste-
mów w jeden zbiór światowych
norm rachunkowości.
Tłum. E.G.
Szczególne zainteresowanie audytorów budzi dziś
konwergencja międzynarodowych i amerykańskich
standardów rachunkowości
reklama
COTYGODNIOWY DODATEK
POLSKA
PIĄTEK 25 STYCZNIA 2008 | NR 50
B4
Ostatnia strona
Rhymer Rugby
P
racownik firmy Baker
& McKenzie może
całkiem nieźle wyjść
na poleceniu pracodawcy
przyjaciela czy znajomego,
którego on zatrudni.
– Nasz system wynagra-
dza polecających: w przy-
padku pracownika tech-
nicznego (czyli prawnika)
to kwota pięciu tysięcy fun-
tów, a pomocniczego – dwa
tysiące – mówi Martin
Blackburn, dyrektor ds. za-
sobów ludzkich w brytyj-
skiej filii firmy. Tą drogą po-
zyskuje się około 5 proc. no-
wych pracowników i mimo
wypłacanych polecającym
nagród jest to metoda
oszczędniejsza od innych
sposobów rekrutacji.
Jest to popularna w wie-
lu organizacjach metoda
przyciągania „świeżej
krwi”. Nie tylko jest tańsza
od innych sposobów rekru-
tacji, ale ma także inne za-
lety – przede wszystkim tę,
że wiąże się z zaangażowa-
niem personelu, czego
trudno oczekiwać od me-
tod tradycyjnych.
Według informacji
z firm, zaangażowani tą
drogą pracownicy z reguły
są wydajniejsi i bardziej lo-
jalni. Poza tym w odróżnie-
niu od osób reagujących na
ogłoszenia mają zwykle do-
bre informacje o firmie.
Choć czasem pracowni-
cy-rekruterzy mogą dostać
nawet 5 tys. funtów, te kwo-
ty znacznie się różnią. Bry-
tyjski bank First Direct pła-
ci rekomendującym znajo-
mych pracownikom od 250
do 500 funtów, a gdy pole-
cana osoba przepracuje
sześć miesięcy – jeszcze 500
funtów. – To bardzo dobry
sposób. Tą drogą trafia do
nas 36 proc. nowych pra-
cowników – mówi przed-
stawiciel banku. Mają oni
lepsze od innych wyniki,
ponieważ znają ludzi, wie-
dzą, jak się pracuje, i chcą
się szybko wykazać.
Tę opinię podziela Leigh
Lafever-Ayer, menedżer d.s.
zasobów ludzkich w firmie
Enterprise Rent-A-Car.
– Nasi pracownicy znają
swoją pracę i wiedzą, co jest
w niej istotne, więc ci, któ-
rych polecają, zwykle zo-
stają u nas dłużej – mówi
pani Lafever-Ayer. Dodaje
też, że nowi pracownicy „z
rekomendacji” mają świa-
domość, że polecający
sprawdza ich postępy. En-
terprise Rent-A-Car płaci za
tę rekomendację do pięciu-
set funtów.
Tę formę zatrudniania
doceniają – dla siebie – na-
wet agencje rekrutacyjne,
choć oznacza to dla nich
utratę zajęcia. Dyrektor
jednej z takich agencji, Rob
Scott, proponuje kandyda-
tom do pracy, którzy pole-
cają innych, zachęty w po-
staci dnia wolnego z opła-
conym przelotem nad Lon-
dynem czy bungee, czyli
skakania na linie. – Ten
program jest we wstępnej
fazie, ale jest dla nas bar-
dzo cenny – te zachęty
kosztują nas zwykle po kil-
kaset funtów, a mamy
z nich korzyść wartą 10 czy
15 razy więcej – mówi dy-
rektor firmy Aaron Wallis.
Wydaje się, że rekomen-
dacje pracownicze są bar-
dziej rozpowszechnione
w USA niż w Europie.
W brytyjskim oddziale Er-
nst & Young tą droga trafia
do firmy 18 proc. nowych
pracowników, w amery-
kańskim – 50 proc. Według
firmy wynika to z faktu, że
w USA bazuje ona – podob-
nie jak wiele tamtejszych
organizacji – na rekrutacji
poprzez stowarzyszenia ab-
solwentów. W Wielkiej Bry-
tanii natomiast często
zwraca się najpierw do firm
pośrednictwa pracy i do
uczelni.
Angela Baron, doradca
w Chartered Institute of
Personnel and Develop-
ment, ma jednak zastrzeże-
nia co do opierania się na
dłuższą metę na tej formie
rekrutacji. – Jej wadę może
stanowić brak zróżnicowa-
nia kandydatów. Trzeba pa-
miętać, że ludzie mają
skłonność do wchodzenia
w
związki towarzyskie
z osobami do nich podob-
nymi. Należy to brać pod
uwagę, zwłaszcza że coraz
więcej firm stara się dosto-
sowywać do swoich klien-
tów albo generalnie do kon-
sumentów – mówi Angela
Baron.
Pani Baron ma również
wątpliwości co do dużych
zachęt finansowych. –
W idealnym świecie firma
powinna być tak dobrym
pracodawcą, że jej personel
polecałby ją nawet bez żad-
nych zachęt.
Rob Scott nalega, żeby
firmy poddawały programy
rekomendacji audytowi
w celu uniknięcia oszustw.
W szpitalu w Atlancie wy-
rzucono z pracy cztery oso-
by, gdyż okazało się, że
z tamtejszego programu re-
komendacji wyłudziły one
prawie 35 tys. dol. Według
Martina Blackburna dąże-
nie do przejrzystości działa-
nia sprawia, że w firmie Ba-
ker & McKenzie w takich
programach nie mogą
uczestniczyć pracownicy
działu personalnego.
Generalnie jednak uwa-
ża on je za wartościowe
i sprzyjające innowacjom.
– Kiedy więc bardzo potrze-
buje sekretarek, za ich
„skaptowanie” można by
płacić podwójną premię.
Takie podejście powodowa-
łoby również większe zain-
teresowanie pracowników
tymi programami – mówi
Martin Blackburn.
■
Tłum. A.G.
§
LEX
Pracownicy z polecenia
WYDAWNICTWO „GAZETA PRAWNA”
Dyrektor:
Dariusz Piekarski, tel. 530 42 42
Dyrektor Marketingu:
Agnieszka Kielichowska, tel. 531 49 65
Dyrektor Biura Reklamy:
Paweł Kossek, tel. 530 44 44
Biuro Konferencji:
tel. 531 49 60
Redaktor naczelny:
Robert Lidke
tel. 530 40 35, robert.lidke@infor.pl
Zastępcy redaktora naczelnego:
Zbigniew Biskupski, tel. 530 40 99, zbigniew.biskupski@infor.pl;
Krzysztof Bień, tel. 530 42 30, krzysztof.bien@infor.pl;
Marek Kutarba, tel. 530 40 23, marek.kutarba@infor.pl;
Małgorzata Jankowska, tel. 530 42 48,
malgorzata.jankowska@infor.pl
Dyrektor artystyczny: Konrad Siuda, konrad.siuda@infor.pl
Wydawca: Grupa Wydawnicza INFOR S.A. Prezes Zarządu: Ryszard Pieńkowski
01-042 Warszawa, ul. Okopowa 58/72, tel. (22) 530 40 35, 530 40 40, fax 530 40 39,
w Internecie: www.gazetaprawna.pl, e-mail:gp@infor.pl
Kierownicy działów: Łukasz Korycki – biznes, tel. 530 42 12 lukasz.korycki@infor.pl; Jakub Kurasz – finanse, tel. 530 44 26, kuba.kurasz@infor.pl; Bogdan Świąder
– podatki, tel. 531 41 42, bogdan.swiader@infor.pl; Bartosz Marczuk – praca, tel. 530 44 49, bartosz.marczuk@infor.pl; Andrzej Jankowski – prawo gospodarcze,
tel. 530 43 27, andrzej.jankowski@infor.pl; Dorota Mandes – internet, tel. 530 42 08, dorota.mandes@infor.pl
Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 530 42 24; Druk: AGORA SA Drukarnia, ul. Daniszewska 27, 03-230 Warszawa
PRZYPOMINAMY: Zakup czasopism Grupy Wydawniczej INFOR stanowi koszt uzyskania przychodu. Zamówienia na prenumeratę przyjmują: Ruch SA, prywatni
kolporterzy (Kolporter, Garmond, HDS Polska, Prasa do Domu, GLM, AS Press) oraz urzędy pocztowe. Informacje o prenumeracie, tel. (0-22) 761 31 27
SPRZEDAŻ NUMERÓW ARCHIWALNYCH: Marki, ul. Okólna 40, tel. (0-22) 761 31 27
Wszelkie prawa do publikowanych utworów zastrzeżone.
Dział łączności z czytelnikami: Monika Burzyńska – tel. 530 40 34, w godz. 9.00–12.00, 13.00–17.00
Biuro Obsługi Klienta 05-270 Marki, ul. Okólna 40, tel. (0 22) 761 30 30, 0801 626 666, e-mail: bok@infor.pl
Fot. BigStock
reklama
Zagraniczne państwowe
fundusze ratują banki w USA
Jako inwestorzy pań-
stwowe fundusze majątko-
we mają jeszcze inne zale-
ty. Na przykład taką, że
przy finansowaniu zakupu
udziałów w firmach nie są
tak bardzo jak prywatne
grupy kapitałowe uzależ-
nione od pożyczonych pie-
niędzy, zatem na spółki,
w które inwestują, nie spa-
da ciężar zadłużenia z tego
tytułu.
Możliwość interwencji
– Państwowe fundusze
majątkowe to pewniejsi
i mniej ryzykowni właścicie-
le niż prywatne grupy kapi-
tałowe, gdyż są w stanie za-
akceptować niższy poziom
zadłużenia i mniejszą stopę
zwrotu z inwestycji – mówi
wyższy rangą bankier z No-
wego Jorku.
Trwające od połowy
2007 roku załamanie na
rynkach kredytowych sta-
nowi dla SWF trafiającą się
raz w życiu możliwość
przejęcia – i to po okazyjnej
cenie – udziałów w wiel-
kich amerykańskich insty-
tucjach finansowych. We-
dług bankiera pracującego
dla grupy, która ma do czy-
nienia zarówno z firmami
kapitału prywatnego, jak
i SWF, te ostatnie cechuje
podejście długoterminowe.
– Są one przekonane, że
w ciągu półtora roku rynki
finansowe wrócą do normy
– mówi ten bankier.
Wiszące jednak obecnie
nad Wall Street „pytanie za
30 mld dolarów” dotyczy te-
go, co może się zdarzyć, je-
śli: poprawa na rynkach nie
nastąpi; banki i firmy ma-
klerskie będą musiały spisy-
wać na straty kolejne kwo-
ty; cena ich akcji będzie na-
dal szła w dół? Innymi sło-
wy: czy SFW byłyby zdolne
zrobić coś więcej niż tylko
przyglądać się własnym
stratom? Jeśli tak, to powin-
ny mieć one wówczas – a na-
wet wcześniej – możliwość
i odwagę, żeby o tym mó-
wić.
■
Tłum. A.G.
DOKOŃCZENIE ze strony
1
Smutne
Forum w Davos
W zeszłym roku Światowe Forum
Ekonomiczne w Davos można by-
ło uznać za uroczyste obchody ku
czci globalnego kapitalizmu.
Uczestnicy tegorocznego zgroma-
dzenia czołowych biznesmenów,
polityków i ludzi kształtujących
opinię publiczną są chyba w bar-
dziej ponurym nastroju.
Ogólnoświatowy wskaźnik akcji
„FT” od października 2007 r.
spadł o 16 proc., a akcje wielu
firm, których szefowie są w Da-
vos – choćby Merrill Lynch czy
Blackstone – ciągle zniżkują. Mo-
że takie spotkanie przyda się, że-
by odsunąć niebezpieczeństwo
światowej recesji? Obecni są tam
przecież prezesi spółek, które re-
prezentują 22 proc. kapitalizacji
światowych giełd, wśród nich –
szefowie głównych banków, au-
torów skomplikowanych produk-
tów finansowych, które wywołały
kryzys kredytowy. Wystarczyłoby
więc zebrać paru guru z prywat-
nych firm kapitałowych, kilku mi-
nistrów i paru przedstawicieli,
i kazać im się zastanowić nad sy-
tuacją. Podczas pięciu dni spo-
tkań i bankietów ci faceci (na li-
ście „najważniejszych z najważ-
niejszych” gości jest zaledwie pa-
rę kobiet) mogą przecież
wszystko dokładnie omówić. Ale
lepiej się z tym wstrzymać.
W Forum w Davos uczestniczy
ponad 2,5 tys. osób, w tym 1370
ludzi biznesu, 250 funkcjonariu-
szy rządowych, tyluż przedstawi-
cieli mediów, 180 uczonych, 450
innych osób – no i jeden Bono.
Trudno ich wszystkich upchnąć
w jednej sali balowej, nie mó-
wiąc już o zorganizowaniu ich
w zespół do ratowania gospodar-
ki światowej. To tego lepiej nada-
ją się mniejsze grupy.
Obiecująco wygląda model Gru-
py Bilderberg. Co roku obraduje
ona w zmiennym zestawie około
100 przywódców biznesu, rzą-
dów i mediów z Europy i z USA,
a o spotkaniach informuje dopie-
ro po ich zakończeniu. Grupa Bil-
derberg zajmuje się przy tym ra-
czej geopolityką niż gospodarką,
a jej tajemniczość budzi zaintere-
sowanie zwolenników teorii spi-
skowych. Tak naprawdę przy or-
ganizacji istotnych spotkań klu-
czowe znaczenie ma mała liczba
uczestników i to, że są one nie-
formalne. Zamiast więc być nikim
w Davos, lepiej przenieść się do
St. Moritz.
■
Tłum. A.G.