2
Tom Stoppard
ROSENCRANTZ I GUILDENSTERN
NIE ŻYJĄ
SZTUKA W III AKTACH
Przełożył Gustaw Gottesman
digitalised by CRANKY
3
OSOBY:
ROSENCRANTZ
GUILDENSTERN
PIERWSZY AKTOR
ALFRED
AKTORZY
KLAUDIUSZ
GERTRUDA
POLONIUSZ
HAMLET
OFELIA
Ż
OŁNIERZ
I POSEŁ
II POSEŁ
4
AKT I
Miejsce bliżej nieokreślone. Dwaj panowie w elżbietańskich strojach. Ubrani dostatnio —
każdy ma pokaźną skórzaną sakiewkę. Sakiewka Guildensterna jest prawie pusta.
Rosencrantza natomiast prawie pełna. A to z następującego powodu: grają w orła i reszkę.
Guildenstern wyjmuje monetę ze swojej sakiewki i podrzuca ją do góry. Gdy moneta pada,
Rosencrantz sprawdza wynik, mówi orzeł — bo tak jest rzeczywiście — i wkłada monetę do
swojej sakiewki. Powtarza się to wielokrotnie, przy czym widać, że gra toczy się już od
dłuższego czasu. Ciąg orłów jest nieprawdopodobny; mimo to Rosencrantz nie wyraża
zdziwienia: zresztą nawet go nie odczuwa. Jest on jednak wyraźnie zażenowany tym, że
pozbawia przyjaciela tak znacznej sumy. Niech to świadczy o jego charakterze. Guildenstern
żywo reaguje na niezwykłość sytuacji. Niepokoi go nie strata pieniędzy, ale tylko skutek, jaki
stąd płynie. Jest on więc świadomy faktów, ale nie wprawiają go one w zakłopotanie. Niech z
kolei to świadczy o jego charakterze. Guildenstern siedzi, Rosencrantz stoi, a kiedy trzeba —
robi parę kroków i podnosi monetę. Guildenstern podrzuca monetę.
ROSENCRANTZ
(sprawdziwszy) Orzeł. (podnosi monetę i wkłada ja do swojej sakiewki. Po chwili to samo:
Guildenstern podrzuca monetę, Rosencrantz sprawdza — czy orzeł czy reszka. Powtarza się
to kilkakrotnie) Orzeł. Jeszcze raz orzeł. Jeszcze raz orzeł. I jeszcze raz orzeł.
GUILDENSTERN
(podrzucając monetę) Cała sztuka w tym, aby wzmagać napięcie.
ROSENCRANTZ
Orzeł.
GUILDENSTERN
(znowu podrzuca monetę) Chociaż można to osiągnąć przez czysty przypadek.
ROSENCRANTZ
Orzeł.
GUILDENSTERN
Jeśli to jest właściwe określenie.
ROSENCRANTZ
(spogląda na Guildensterna) Siedemdziesiąt sześć — do zera. (Guildenstern wstaje, ale nie
ma dokąd iść. Znowu podrzuca monetę — tym razem za siebie, nawet nie patrząc. Jest jak
gdyby skupiony na tym, co się wokół niego dzieje — czy też zdziwiony, że nic się nie dzieje)
Orzeł.
GUILDENSTERN
Gdyby człowiek był słabszy, to byłby może zachwiany w swej wierze, przynajmniej jeśli
chodzi o prawo prawdopodobieństwa. (od niechcenia rzuca monetę za siebie, idąc w głąb
sceny)
ROSENCRANTZ
5
Orzeł.
Guildenstern ogląda scenę; rzuca za siebie jeszcze dwie monety, jedną po drugiej.
Rosencrantz za każdym razem komunikuje wynik: orzeł.
GUILDENSTERN
(z zadumą) Prawo prawdopodobieństwa... Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli na przykład, sześć
koron (sam jest tym zaskoczony) ...jeśli sześć koron...
ROSENCRANTZ
Grasz dalej?
GUILDENSTERN
O co?
ROSENCRANTZ
O koronę.
GUILDENSTERN
Tak (rzuca monetę) Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa — jeśli to dobrze
zrozumiałem — jeśli sześć koron rzucić do góry dostateczną ilość razy, to tyleż razy padną
komuś pod nogi, co nie spadną mu z głowy.
ROSENCRANTZ
(podnosi monetę) Orzeł.
GUILDENSTERN
Co jednak na pierwszy rzut oka nie wydaje się szczególnie płodną spekulacją — niezależnie
od tego, czy korona spadnie komu z głowy, czy padnie mu pod nogi. Chcę powiedzieć, że dla
ciebie to nie ma znaczenia. A raczej, że znaczenie korony dla ciebie... (rzuca monetę)
ROSENCRANTZ
Orzeł.
GUILDENSTERN
Ma dla ciebie znaczenie? (rzuca monetę)
ROSENCRANTZ
Orzeł. Orzeł. (patrzy na Guildensterna, śmieje się zakłopotany) To zaczyna być trochę nudne,
nie?
GUILDENSTERN
(chłodno) Nudne?
ROSENCRANTZ
No...
GUILDENSTERN
A napięcie?
ROSENCRANTZ
6
(naiwnie) Jakie napięcie?
Krótka pauza.
GUILDENSTERN
To musi być prawo malejących zysków... Czuję, że passa odmieni się lada moment, (stara się
dodać sobie otuchy. Wyjmuje monetę, podrzuca wysoko w górę, łapie ją, kładzie na grzbiecie
dłoni, przygląda się jej, rzuca ją Rosencrantzowi. Cala jego energia opada. Siada) Cóż... jeśli
dobrze obliczyłem... szanse były jednakowe.
ROSENCRANTZ
Osiemdziesiąt pięć razy z rzędu — rekord pobity!
GUILDENSTERN
Pleciesz!
ROSENCRANTZ
Jasne, że pobity.
GUILDENSTERN
(zły) A więc o to tylko chodzi? Tylko o to?
ROSENCRANTZ
O co?
GUILDENSTERN
Ż
eby ustanowić rekord? To wszystko, co masz do powiedzenia?
ROSENCRANTZ
No...
GUILDENSTERN
Ż
adnych problemów? Żadnych wątpliwości?
ROSENCRANTZ
Przecież sam je rzucałeś.
GUILDENSTERN
Ani cienia wątpliwości?
ROSENCRANTZ
(rozżalony) Wygrałem, nie?
GUILDENSTERN
(podchodzi do niego, spokojnie) A gdybyś przegrał? Gdyby za każdym razem wynik był na
twoją niekorzyść: osiemdziesiąt pięć razy, raz po razie, bez pudła?
ROSENCRANTZ
(nieśmiało) Osiemdziesiąt pięć razy z rzędu — — reszka?
GUILDENSTERN
7
Tak! Co byś powiedział?
ROSENCRANTZ
(niepewny) Hmm... (żartobliwie) Cóż, po pierwsze obejrzałbym dokładnie twoje monety!
GUILDENSTERN
Kamień spadł mi z serca. Więc jest jakiś czynnik, który da się przewidzieć: dbałość o własny
interes... Przypuszczam, że ten czynnik pozostanie zawsze. Twoja ślepa wiara skłaniała mnie
już do niepewności. (zwraca się raptem w jego stronę, wyciąga dłoń) Ręka. (Rosencrantz
ściska mu dłoń. Guildenstern przyciąga go do siebie. Po chwili znów z większym przejęciem)
Graliśmy w orła i reszkę od... (odtrąca go od siebie gwałtownie) Nie pierwszy raz gramy!
ROSENCRANTZ
O, nie! Odkąd pamiętam, gramy w orła i reszkę.
GUILDENSTERN
To znaczy — od kiedy?
ROSENCRANTZ
Nie wiem. Pomyśl tylko — osiemdziesiąt pięć razy!
GUILDENSTERN
Naprawdę?
ROSENCRANTZ
Myślę, że trudno o lepszy wynik, co?
GUILDENSTERN
O tym tylko myślisz? Wyłącznie o tym? A strach?
ROSENCRANTZ
Strach?
GUILDENSTERN
(wściekły, ciska monetę na ziemię) Tak, strach! Może by ci się od tego rozjaśniło we łbie!
ROSENCRANTZ
Orzeł... (dokłada monetę do swojej sakiewki) Guildenstern siada, zgnębiony. Wyjmuje
monetę, podrzuca ją, spada mu pod nogi. Sprawdza ją, podnosi i rzuca Rosencrantzowi, który
chowa ją do sakiewki. Guildenstern wyjmuje jeszcze jedną monetę, podrzuca ją. łapie,
przekłada do drugiej ręki, sprawdza i rzuca Rosencrantzowi, który wkłada ją do sakiewki.
Guildenstern wyjmuje trzecią monetę, podrzuca ją, łapie prawą ręką, kładzie na przegub
lewej ręki, podrzuca w górę, łapie lewą ręką, podnosi lewą nogę, rzuca monetę pod lewą
nogą, łapie ją i kładzie sobie na głowie. Podchodzi Rosencrantz, sprawdza i wkłada ją do
sakiewki.)
ROSENCRANTZ
Zdaje mi się...
GUILDENSTERN
8
Mnie również.
ROSENCRANTZ
Zdaje mi się. że to nie jest twój szczęśliwy dzień.
GUILDENSTERN
Zdaje mi się. że jednak...
Krótka pauza.
ROSENCRANTZ
Osiemdziesiąt dziewięć.
GUILDENSTERN
To musi coś znaczyć, poza nowym podziałem dóbr. (zastanawia się) Rozpatrzmy różne
możliwości. Po pierwsze — sam jestem za tym. W głębi duszy sam ze sobą gram w orła i
reszkę, przy czym monety mają po obu stronach orła i sam gram przeciwko sobie, żeby
odpokutować za winy popełnione w zapomnianej przeszłości. (rzuca monetę Rosencrantzowi)
ROSENCRANTZ
Orzeł.
GUILDENSTERN
Po drugie: czas stanął w miejscu i fakt podrzucenia monety powtarza się dziewięćdziesiąt
razy... (rzuca monetę, sprawdza, rzuca ją Rosencrantzowi) Raczej mało prawdopodobne. Po
trzecie, interwencja niebios okazujących łaskawość jemu, patrz dzieci Izraela, lub zsyłających
karę na mnie, patrz żona Lota. Po czwarte: efektowne przypomnienie zasady, że w każdym
pojedynczym przypadku moneta podrzucona do góry (podrzuca monetę) z takim samym
prawdopodobieństwem może paść na orła, jak na reszkę, a zatem — nie powinno to nikogo
dziwić, jeśli tak się dzieje, (podrzuca monetę, rzuca ją Rosencrantzowi)
ROSENCRANTZ
Nigdy jeszcze nie widziałem czegoś podobnego.
GUILDENSTERN
Więc oto sylogizm: Przesłanka pierwsza — on nigdy jeszcze nie widział czegoś podobnego.
Druga — on nigdy jeszcze o czymś podobnym nie napisał do domu. Wniosek: nie warto o
tym pisać do domu... Dom... Jaka pierwsza rzecz przychodzi ci do głowy?
ROSENCRANTZ
Zaraz, czekaj... Masz na myśli pierwszą rzecz, którą pamiętam?
GUILDENSTERN
Nie — pierwsza rzecz, która ci przychodzi do głowy.
ROSENCRANTZ
Aha. (pauza) Nie mogę sobie przypomnieć. Pustka w głowie. To już było tak dawno.
GUILDENSTERN
(lekko zniecierpliwiony) Nie rozumiesz, o co mi chodzi. Jaka pierwsza rzecz przychodzi ci do
głowy — po wszystkich rzeczach, których zapomniałeś?
9
ROSENCRANTZ
Aha. rozumiem. (pauza) Zapomniałem pytania.
GUILDENSTERN
Od kiedy to pamięć zaczęła cię zawodzić?
ROSENCRANTZ
Nie pamiętam.
Guildenstern chodzi tam i sam.
GUILDENSTERN
Szczęśliwy jesteś?
ROSENCRANTZ
Co?
GUILDENSTERN
Zadowolony? Odprężony?
ROSENCRANTZ
Chyba tak.
GUILDENSTERN
Co chcesz robić?
ROSENCRANTZ
Nie wiem. A ty?
GUILDENSTERN
Nie mam na nic ochoty. Na nic. (zatrzymuje się) Był jakiś posłaniec... Tak. Wezwano nas.
(zwraca się do Rosencrantza, mówi bardzo szybko) Sylogizm drugi: Przesłanka pierwsza —
prawdopodobieństwo to czynnik działający w orbicie sił przyrodzonych. Przesłanka druga —
prawdopodobieństwo nie jest czynnikiem działającym. Wniosek: jesteśmy w orbicie sił
przyrodzonych, nadprzyrodzonych lub nieprzyrodzonych. Przystępujemy do dyskusji.
(Rosencrantz jest zaskoczony, Guildenstern dorzuca cierpko) Tylko się nie zapalaj.
ROSENCRANTZ
Przepraszam, że... Co z tobą?
GUILDENSTERN
Naukowe podejście do badania zjawisk stanowi obronę przed poczuciem strachu Nie wolno
tracić panowania nad sobą: uszy do góry, póki się da. Teraz przeciwnie niż w sylogizmie
poprzednim: — trochę to skomplikowane, więc uważaj, to cię może podnieść na duchu. Jeśli
zakładamy, jak to właśnie zrobiliśmy, że w orbicie sił przyrodzonych, nadprzyrodzonych lub
nieprzyrodzonych jest rzeczą prawdopodobną, że prawo prawdopodobieństwa nie będzie
czynnikiem działającym, to musimy przyjąć, że prawdopodobieństwo części pierwszej też nie
będzie czynnikiem działającym, w którym to przypadku prawo prawdopodobieństwa będzie
działało jako czynnik w orbicie sił przyrodzonych. nadprzyrodzonych lub nieprzyrodzonych.
Skoro zaś, jak widać, tak się nie dzieje, to wnioskujemy, że mimo wszystko nie jesteśmy w
10
orbicie sił przyrodzonych, nadprzyrodzonych lub nieprzyrodzonych. To znaczy — według
wszelkiego prawdopodobieństwa. Co ja osobiście przyjmuję z wielką ulgą. (krótka pauza)
Wszystko to pięknie, ale... (mówi dalej w podnieceniu graniczącym z histerią, mimo to
panując nad sobą) Gramy w orła i reszkę odkąd cię pamiętam i przez cały ten czas (jeżeli to
jest cały czas) żaden z nas chyba nie wygrał ani przegrał więcej niż dwie sztuki złota, Mam
nadzieję, że nie ma w tym nic zaskakującego, ponieważ brak zaskoczenia jest właśnie tym. co
staram się wyrazić. Spokój ducha przeciętnego gracza zależy od prawa, albo raczej tendencji,
albo — powiedzmy — prawdopodobieństwa, a w każdym razie — od szansy, która da się
matematycznie obliczyć i która sprawia, że gracz nie traci panowania nad sobą kiedy za dużo
przegrywa, ani nie zdenerwuje swojego przeciwnika, kiedy zbyt często wygrywa. To tworzy
pewien rodzaj harmonii i zaufania, łączy to, co przypadkowe, z tym. co wynika z ustalonego
porządku rzeczy — i w ten sposób powstaje ów sensowny związek, który nazywamy
przyrodą. Na długą metę, słońce wschodzi równie często, jak zachodzi, a moneta równie
często pada na orła, jak na reszkę. Ale nagle zjawia się posłaniec. Wzywa się nas. Poza tym
nic się nie dzieje. Dziewięćdziesiąt dwie monety rzucone kolejno padły dziewięćdziesiąt dwa
razy na orła... a w ciągu ostatnich trzech minut słyszę, jak w bezwietrzny dzień wiatr przynosi
dźwięki bębnów i fletu...
ROSENCRANTZ
(obcinając sobie paznokcie) Innym ciekawym naukowym zjawiskiem jest fakt, że paznokcie
rosną po śmierci. Broda też.
GUILDENSTERN
Co?
ROSENCRANTZ
(głośno) Broda!
GUILDENSTERN
Przecież ty żyjesz!
ROSENCRANTZ
(zirytowany) Nie powiedziałem, że zaczynają rosnąć po śmierci! (pauza, spokojniej)
Paznokcie rosną również przed urodzeniem, a broda nie.
GUILDENSTERN
Co?
ROSENCRANTZ
(krzyczy) Broda! Co z tobą? (refleksyjnie) Natomiast paznokcie u nóg nie rosną w ogóle.
GUILDENSTERN
(rozbawiony) Paznokcie u nóg nie rosną w ogóle?
ROSENCRANTZ
A bo co — rosną? Dziwna rzecz — stale obcinam sobie paznokcie, a kiedykolwiek myślę o
tym, że należałoby je obciąć, rzeczywiście trzeba je obciąć. Na przykład teraz. Natomiast jeśli
idzie o paznokcie u nóg, to o ile mi wiadomo, nie obcinam ich nigdy. Powinny już były
zwinąć mi się w kłębek pod stopy, a jednak nie. Nigdy o nich nie myślę. Może obcinam je
bezwiednie, kiedy myślę o czym innym.
11
GUILDENSTERN
(podenerwowany tą gadaniną) Pamiętasz pierwszą rzecz, która się dzisiaj zdarzyła?
ROSENCRANTZ
(szybko) Chyba to, że się zbudziłem. (nagle sobie przypominając) Aha — już wiem — ten
typ, jakiś cudzoziemiec, który nas obudził.
GUILDENSTERN
To był posłaniec. (uspokaja się, siada)
ROSENCRANTZ
Właśnie. Niebo jaśniało przed świtem, ten człowiek stał w siodle, łomotał w okiennice,
krzyczał... Co to za hałas?! Zmykaj stąd! — Ale potem zawołał nas po imieniu. Pamiętasz —
ten człowiek nas obudził.
GUILDENSTERN
Tak.
ROSENCRANTZ
Wezwano nas.
GUILDENSTERN
Tak.
ROSENCRANTZ
Dlatego tu jesteśmy. (niepewnie rozgląda się wokół, potem tonem wyjaśnienia) W podróży.
GUILDENSTERN
Tak.
ROSENCRANTZ
(z przejęciem) Pilna sprawa — najwyższy pośpiech — król was wzywa. Powiedział
dosłownie: taki jest rozkaz, żadnych pytań. Światła na dziedzińcu, siodłanie koni i w drogę,
na przełaj, co koń wyskoczy. Wyprzedzając naszych przewodników pędziliśmy na złamanie
karku, by spełnić nasz obowiązek! Baliśmy się, że będzie za późno!
Krótka pauza.
GUILDENSTERN
Za późno na co?
ROSENCRANTZ
A skąd mogę wiedzieć? Jeszcześmy tam nie dotarli.
GUILDENSTERN
W takim razie — co tu robimy?
ROSENCRANTZ
Naprawdę o to pytasz?
12
GUILDENSTERN
Powinniśmy iść dalej.
ROSENCRANTZ
Naprawdę tak myślisz?
GUILDENSTERN
(bez większego przekonania) Ruszajmy.
ROSENCRANTZ
(z ożywieniem) Słusznie! (pauza) Tylko dokąd?
GUILDENSTERN
Naprzód!
ROSENCRANTZ
(z przodu przy rampie) Ach. (waha się) To znaczy — którędy? (odwraca się do tylu) Z której
strony przyszliśmy?
GUILDENSTERN
Praktycznie rzecz biorąc zaczynamy od początku... Budzimy się: człowiek, który stoi w
siodle, który łomocze w okiennice, woła nas po imieniu... Wiadomość, wezwanie...
Ustanawiamy nowy rekord w grze w orła i reszkę. Nie po to zostaliśmy... wybrani... aby nas
porzucono... abyśmy rzuceni na los, sami odnaleźli drogę... Mamy prawo oczekiwać jakichś
wskazówek... Tak mi się wydaje.
ROSENCRANTZ
(nasłuchując) Słuchaj... słuchaj!
GUILDENSTERN
Co takiego?
ROSENCRANTZ
Zdaje mi się, że słyszę... muzykę.
Guildenstern wstaje.
GUILDENSTERN
Co takiego?
ROSENCRANTZ
Jakby orkiestra. (rozgląda się wokół, śmieje się zażenowany, mówi nieśmiało) Brzmiało jak
orkiestra. Kotły.
GUILDENSTERN
Tak?
ROSENCRANTZ
(uspokaja się) Chyba tylko mi się zdawało.
GUILDENSTERN
13
„Kolor czerwony, niebieski i zielony są rzeczywiste. Kolor żółty jest mistycznym przeżyciem,
dostępnym dla każdego”. — Nieważne.
ROSENCRANTZ
To na pewno był grzmot. Jakby kotły...
Pod koniec następnej kwestii słychać daleką orkiestrę.
GUILDENSTERN
Człowiek przerywający swą podróż między jednym miejscem a drugim, w miejscu trzecim —
nie nazwanym, nie zamieszkałym i niczym się nie wyróżniającym — widzi jednorożca, który
przecina mu drogę i znika. Już to samo jest zadziwiające, lecz zdarzają się tajemnicze
spotkania różnego rodzaju, albo — mówiąc bez ogródek — istnieje zespół doświadczeń
powstałych w wyobraźni. Mój Boże — mówi kto inny — musiałem chyba śnić, zdawało mi
się, że widziałem jednorożca. — W tym punkcie dochodzi nowy wymiar, który czyni to
doświadczenie niesłychanie niepokojącym. Trzeci świadek, rozumiesz, nie dodaje nowego
wymiaru, ale rozkłada go cieniej, a czwarty jeszcze cieniej — i im więcej świadków, tym
cieńszy staje się ten wymiar, i tym bardziej prawdopodobny, aż jest tak cienki jak
rzeczywistość, którą to nazwą obdarzamy zwykłe doświadczenie... Patrz, patrz! — skanduje
tłum. — Koń ze strzałą w głowie! Wzięto go zapewne za sarnę!
ROSENCRANTZ
(z ożywieniem) Od razu wiedziałem, że to orkiestra.
GUILDENSTERN
(znużony) Od razu wiedział, że to orkiestra.
ROSENCRANTZ
Idą!
GUILDENSTERN
(tuż przed ich wejściem, ze smutkiem) Szkoda, że nie był to jednorożec. Byłoby przyjemnie
mieć jednorożca.
Aktorów jest sześciu, włączając w to małego chłopca — Alfreda. Dwaj ciągną i pchają wózek
załadowany rekwizytami i tobołami. Jest tam również dobosz, grający na rogu i flecista.
Pierwszy Aktor nie ma instrumentu — kroczy na końcu. Pierwszy Aktor zauważa
Rosencrantza i Guildensterna.
PIERWSZY AKTOR
Stój! (trupa zatrzymuje się, robi w tył zwrot. Wesoło) Mamy widzów. (Rosencrantz i
Guildenstern na pół się podnoszą) Nie ruszajcie się! (opadają z powrotem. Pierwszy Aktor
przygląda im się z lubością) Doskonale! Szczęście, żeśmy tu trafili.
ROSENCRANTZ
Dla nas?
PIERWSZY AKTOR
Miejmy nadzieję. Ale spotkać dwóch dżentelmenów na drodze — choć trudno spotkać ich na
bezdrożu...
ROSENCRANTZ
Rzeczywiście?
14
PIERWSZY AKTOR
W samą porę — i to co do minuty.
ROSENCRANTZ
A to dlaczego?
PIERWSZY AKTOR
No, bo niewiele brakowało, abyśmy o was zapomnieli — i w ostatniej chwili nam się
zjawiacie. Jutro o tej porze moglibyśmy już nie pamiętać o niczym, co umieliśmy
kiedykolwiek. Coś w tym jest, nie? (śmieje się) Bylibyśmy w tym samym punkcie, gdzie
zaczynaliśmy — improwizując.
ROSENCRANTZ
Cyrkowcy z was, co?
PIERWSZY AKTOR
Możemy wam urządzić cyrk. jeśli macie na to ochotę, a w takich czasach jak nasze... Ale tak
naprawdę, to za parę groszy możemy dać wybór z mrożących krew w żyłach opowieści,
pełnych finezyjnych kadencji i trupów, a wszystko to ściągnięte od włoskich autorów — i
wcale się nie drożymy, aby was zadowolić. Nawet jedna sztuka złota wydaje śliczny dźwięk.
(wszyscy śmieją się i kłaniają) Jesteśmy aktorzy, do usług.
Rosencrantz i Guildenstern wstają.
ROSENCRANTZ
Nazywam się Guildenstern, a to jest Rosencrantz.
Guildenstern szybko coś mówi do niego.
ROSENCRANTZ
(bez śladu zażenowania) Przepraszam to on jest Guildenstern. a ja — Rosencrantz.
PIERWSZY AKTOR
Miło nam poznać panów. Grywaliśmy przed większym audytorium. rzecz prosta, lecz ilość
nieraz ustępuje jakości. Z miejsca rozpoznałem panów...
ROSENCRANTZ
Kimże jesteśmy?
PIERWSZY AKTOR
...jako braci artystów.
ROSENCRANTZ
Dotychczas sądziłem, że jesteśmy panami.
PIERWSZY AKTOR
Dla jednych najuważniejszą rzeczą jest sztuka, dla innych — patronat nad sztuką. To dwie
strony togo samego medalu, albo skoro jest nas tak wielu — ta sama strona dwóch medali.
ROSENCRANTZ
Jaki uprawiacie rodzaj?
15
PIERWSZY AKTOR
Tragedie, panie. Śmierć i demaskatorstwo. Ogólne i poszczególne, — rozwiązania niechybne
i niespodziewane zarazem, krwawy melodramat, nader sugestywny. Przenosimy was w świat
intryg i aluzji. Jako błazny — a jeśli sobie życzycie, mordercy. Możemy stanąć przed wami w
charakterze duchów, bohaterów, kochanków, łotrów i przedstawić wam opowieści w stylu
poetyckim... Możemy zagrać gwałcicieli albo zgwałconych, albo jednych i drugich, niewierne
ż
ony i gwałcone dziewice — schwytane na gorącym spoczynku — za niewielką opłatą, ale to
już jest realizm i kosztuje drożej. Ciepło, co?
ROSENCRANTZ
Hm, nie jestem pewien...
PIERWSZY AKTOR
Trzeba wybulić parę groszy, żeby to oglądać i nieco więcej, by wziąć udział w akcji, jeśli się
ma na to ochotę — w czasach, w jakich żyjemy.
ROSENCRANTZ
To znaczy — w jakich?
PIERWSZY AKTOR
W nijakich!
ROSENCRANTZ
Złe to czasy?
PIERWSZY AKTOR
Nikczemne! Ale czym możemy służyć panowie? (do aktorów) Koledzy, proszę zająć miejsca.
(aktorzy ustawiają się w szeregu) Więc jak, panowie? Na co macie ochotę?
ROSENCRANTZ
(niezdecydowany, naiwnie) A co oni potrafią?
PIERWSZY AKTOR
Proszę puścić wodze fantazji. Nic nie może ich zadziwić.
ROSENCRANTZ
A ile to kosztuje?
PIERWSZY AKTOR
Z wzięciem udziału?
ROSENCRANTZ
Za samą obecność.
PIERWSZY AKTOR
Obecność na czym?
ROSENCRANTZ
Na prywatnym przedstawieniu.
16
PIERWSZY AKTOR
Prywatnym — do jakiego stopnia?
ROSENCRANTZ
Cóż. jest nas tylko dwóch. Wystarczy?
PIERWSZY AKTOR
Jak na publiczność, to nie warte zachodu. Jak na prywatkę, może być.
ROSENCRANTZ
Jaka jest różnica?
PIERWSZY AKTOR
Dziesięć guldenów.
ROSENCRANTZ
(przerażony) Dziesięć guldenów.
PIERWSZY AKTOR
Chciałem powiedzieć — osiem.
ROSENCRANTZ
Za obu?
PIERWSZY AKTOR
Od każdego. Pan zdaje się nie rozumie...
ROSENCRANTZ
Coś powiedział?
PIERWSZY AKTOR
Powiedziałem — siedem.
ROSENCRANTZ
Skąd wyście się tu wzięli?
PIERWSZY AKTOR
Byliśmy w okolicy. Smarkacze jacyś... Wylęgło się to stado dzieci. Ci są w modzie teraz.
Zdobywają poklask w mieście. Ale nie mogą dorównać naszemu repertuarowi. Pokażemy
wszystko, na co macie ochotę... (patrzy porozumiewawczo na Rosencrantza, ale ten ciągle nie
reaguje)
ROSENCRANTZ
Dzieci podrastają...
PIERWSZY AKTOR
(rezygnując) Tak. co minuta rodzi się nowe. (do aktorów) W drogę!
Aktorzy zbierają swe toboły i ruszają.
17
GUILDENSTERN
Dokąd idziecie?
PIERWSZY AKTOR
Stać! (aktorzy zatrzymują się i robią w tył zwrot. Do Guildensterna) Do domu. panie.
GUILDENSTERN
Skąd jesteście?
PIERWSZY AKTOR
Z domu. Jesteśmy trupą wędrowną, gramy gdzie wypadnie.
GUILDENSTERN
Więc tak wam wypadło?
PIERWSZY AKTOR
Co?
GUILDENSTERN
Ż
eście nas znaleźli.
PIERWSZY AKTOR
Ależ oczywiście.
GUILDENSTERN
Szukaliście nas?
PIERWSZY AKTOR
Ależ nic podobnego.
GUILDENSTERN
Tylko tak wam wypadło?
PIERWSZY AKTOR
Może tak było pisane.
GUILDENSTERN
Pisane? Wam czy nam?
PIERWSZY AKTOR
To na jedno wychodzi.
GUILDENSTERN
Więc tak było pisane.
PIERWSZY AKTOR
Tak. Nie mamy na to wpływu. Dzisiaj gramy przed królem. Albo jutro. Albo gramy w
zajeździe. Albo w ogóle nie gramy.
GUILDENSTERN
18
Mógłbym może wykorzystać swoje stosunki.
PIERWSZY AKTOR
W zajeździe?
GUILDENSTERN
Na dworze królewskim. Mógłbym tam użyć swoich wpływów.
PIERWSZY AKTOR
Mógłbyś. panie?
GUILDENSTERN
Mogę ich użyć.
PIERWSZY AKTOR
Czego możesz użyć, panie?
Guildenstern gwałtownie chwyta Pierwszego Aktora.
GUILDENSTERN
Wpływów! (Aktor nie broni się. Guildenstern puszcza go wolno. Spokojniej) Mówiłeś o...
możliwości wzięcia udziału.
PIERWSZY AKTOR
(wesoło, uwolniwszy się z uścisku) Mówiłem, a jakże! Jesteś bystrzejszy panie, niż twój
przyjaciel... (zwierzając się) Za parę guldenów możemy dać prywatne, niecenzurowane
przedstawienie „Porwanie Sabinek” — a raczej kobiety — a właściwie Alfreda. (do Alfreda)
Włóż spódnicę, Alfred... (chłopak zaczyna wciągać kobiecą tunikę) ...a za osiem guldenów
możecie wziąć w tym udział... (Guildenstern cofa się. Pierwszy Aktor idzie za nim) grając
jedną z ról... (Guildenstern cofa się jeszcze bardziej) ...lub obie role za dziesięć. (Guildenstern
usiłuje się wyrwać. Pierwszy Aktor chwyta go za rękaw) A na bis... za darmo. (Guildenstern
uderza Pierwszego Aktora w twarz. Ten zasłania się ręką. Guildenstern stoi dygocąc.
Pierwszy Aktor zrezygnowany i spokojny) Ściągaj spódnicę, Alfred...
Alfred zaczyna zdejmować tunikę, którą był już na wpół włożył.
GUILDENSTERN
(drżąc z wściekłości i strachu) Gdyby to był zbłąkany ptak, zrzucający mi na ramię kolorowe
piórko... Gdyby to był karzeł z obciętym językiem, stojący przy drodze i wskazujący
kierunek... Byłem przygotowany na wszystko. Ale to!? Nic zagadkowego, nic wzniosłego, nic
klasycznego, nic złowróżbnego, tylko komik kupczący pornografią i targowisko prostytutek...
PIERWSZY AKTOR
(potakująco, nisko i zamaszyście kłaniając się Guildensternowi) Gdybyśmy się spotkali w
innych czasach... Wtedy byliśmy purystami. (prostuje się) W drogę!
Aktorzy zabierają się do odejścia.
ROSENCRANTZ
(zmienionym głosem) Chwileczkę!
PIERWSZY AKTOR
Stój! (zatrzymują się) Alfred!
19
Alfred podejmuje znów swoje zmagania z garderobą. Pierwszy Aktor wysuwa się do przodu.
ROSENCRANTZ
Hm, czy to znaczy, że nie jesteście jedynie aktorami?
PIERWSZY AKTOR
Jesteśmy aktorami, panie. Również.
ROSENCRANTZ
Więc dajecie pokazy?
PIERWSZY AKTOR
Przedstawienia, panie.
ROSENCRANTZ
Tak, oczywiście. To się bardziej opłaca, co?
PIERWSZY AKTOR
Jest większy popyt, panie.
ROSENCRANTZ
W takich czasach, jak nasze.
PIERWSZY AKTOR
Tak jest.
ROSENCRANTZ
Nijakich.
PIERWSZY AKTOR
Całkowicie.
ROSENCRANTZ
Wiesz, nie miałem pojęcia...
PIERWSZY AKTOR
Rozumiem.
ROSENCRANTZ
To znaczy — słyszałem kiedyś, ale nigdy naprawdę nie...
PIERWSZY AKTOR
Rozumiem.
ROSENCRANTZ
Chcę powiedzieć... Co wy właściwie robicie, co?
PIERWSZY AKTOR
20
Cóż, wykonujemy mniej więcej nasz zwykły repertuar, tylko na odwyrtkę. Pokazujemy na
scenie rzeczy, które powinny się dziać poza sceną... Co na swój sposób jest rzetelne, jeśli na
każde wyjście spojrzeć jako na wejście dokąd indziej...
ROSENCRANTZ
(głośno, nerwowo) Cóż, nie jestem wcale typem człowieka, który... Nie, nie śpiesz się, siadaj,
powiedz nam co nieco o tym, czego ludzie od was chcą, żeby...
Pierwszy Aktor odwraca się, odchodząc.
PIERWSZY AKTOR
W drogę!
ROSENCRANTZ
Chwileczkę! (aktorzy odwracają się do niego i patrzą na niego bez wyrazu) No więc zgoda,
nie miałbym nic przeciwko temu, żeby... po prostu się zorientować... (odważnie) Co jesteście
gotowi pokazać za guldena? (rzuca monetę pomiędzy aktorów)
Pierwszy Aktor, z miejsca w którym stoi, pluje na tę monetę.
PIERWSZY AKTOR
(do Rosencrantza, pogardliwie) Może pan go tam zostawić! Jeśli będziemy tędy wracać, to
policzymy panu o guldena mniej. (aktorzy protestują, rzucają się na monetę, ale Pierwszy
Aktor kopie ich i rozpędza) W drogę! (Alfred jest jeszcze tylko na pół ubrany. Pierwszy Aktor
popędza go. okładając go kułakami. Do Alfreda) Co ty wyprawiasz?
Rosencrantz wpada w wściekłość.
ROSENCRANTZ
Obrzydliwość! To wstrętne! Oh, znam ja was, znam te świństwa, którymi kupczycie! Doniosę
na was do władz, zboczeńcy! Znam wasze sztuczki! Obrzydliwość!
Aktorzy zbierają się do odejścia. Guildenstern stoi nieporuszony. Mówi od niechcenia.
GUILDENSTERN
(do Pierwszego Aktora) Chciałbyś się o coś założyć?
PIERWSZY AKTOR
Stój! (aktorzy zdradzają zainteresowanie. Pierwszy Aktor wychodzi do przodu) O co?
Guildenstern podchodzi do niego, nakrywa butem monetę.
GUILDENSTERN
O tego guldena. Jak zgadniesz, to dostaniesz dwa.
PIERWSZY AKTOR
Dobra... Orzeł.
Guildenstern podnosi nogę. Pierwszy Aktor schyla się. Pozostali aktorzy skupiają się wokół
niego. Westchnienie ulgi. Pierwszy Aktor podnosi pieniądz i chowa go do kieszeni.
Guildenstern rzuca mu drugą monetę.
GUILDENSTERN
Jeszcze raz?
Niektórzy aktorzy wyrażają sprzeciw, Inni są za zakładem. Pierwszy Aktor przytakuje
skinieniem głowy i podrzuca monetę.
21
GUILDENSTERN
Orzeł. (wygrał. Podnosi monetę) Jeszcze raz.
Guildenstern podrzuca monetę.
PIERWSZY AKTOR
Orzeł.
Wygrał. Pierwszy Aktor podnosi monetę. Znowu ma dwie monety. Podrzuca jedną.
GUILDENSTERN
Orzeł.
Wygrał, Guildenstern podnosi monetę i natychmiast ją podrzuca.
PIERWSZY AKTOR
(waha się chwilę) Reszka.
Przegrał. Guildenstern podnosi monetę. Pierwszy Aktor rzuca mu swoja drugą monetę,
spłacając w ten sposób dług i odwraca się plecami. Guildenstern ni podnosi monety;
przykrywa ją butem.
GUILDENSTERN
Orzeł.
PIERWSZY AKTOR
Nie! (pauza. Aktorzy protestują. Tłumacząc się) Nie zgadzają się na ten zakład.
GUILDENSTERN
Po sześciu orłach z rzędu? Szansa jest raczej po twojej stronie.
PIERWSZY AKTOR
Nie.
GUILDENSTERN
(podnosi nogę, przysiada, podnosi pieniądz, patrzy w górę) Miałeś rację — orzeł. (podrzuca
monetę, przykrywa ją dłonią na podłodze) Jeśli orzeł, to wygrywam.
PIERWSZY AKTOR
Nie.
GUILDENSTERN
(odsłania monetę) Znowu orzeł. (powtarza) Jeśli orzeł, to wygrywam.
PIERWSZY AKTOR
Nie.
GUILDENSTERN
(odsłania monetę) Znowu orzeł. (powtarza) Jeśli orzeł, to wygrywam.
PIERWSZY AKTOR
Nie.
22
GUILDENSTERN
(odsłania monetę) Jeszcze raz zgadłem. (powtarza) Jeśli orzeł, wygrywam.
PIERWSZY AKTOR
Nie!
Odwraca się, aktorzy również. Guildenstern wstaje, podchodzi do Pierwszego Aktora.
GUILDENSTERN
Nie do wiary! (odchodzi, uspokaja się, uśmiecha się) Załóżmy się, że mój rok urodzenia,
podwojony, daje liczbę nieparzystą.
PIERWSZY AKTOR
Pański rok urodzenia...
GUILDENSTERN
Jeśli mi nie ufasz, to się nie zakładaj.
PIERWSZY AKTOR
A pan by mi zaufał?
GUILDENSTERN
Więc załóż się...
PIERWSZY AKTOR
O mój rok urodzenia?
GUILDENSTERN
Jeśli nieparzysta, ty wygrywasz.
PIERWSZY AKTOR
Dobra.
Aktorzy zbliżają się.
GUILDENSTERN
A zatem, rok twego urodzenia... Podwój tę liczbę. Jeśli parzysta, to wygrywam; jeśli
nieparzysta — przegrywam.
Cisza. Nagle, gdy aktorzy sobie uświadamiają, że każda cyfra podwojona jest parzysta, robi
się straszliwy zgiełk. Aktorzy protestują, po czym znów zapada cisza.
PIERWSZY AKTOR
Nie mamy pieniędzy.
Guildenstern zwraca się ku niemu.
GUILDENSTERN
Ach tak. A co macie? (Pierwszy Aktor milcząco przyprowadza Alfreda. Guildenstern
przygląda mu się lekceważąco) Więc graliście o to?
PIERWSZY AKTOR
To najlepsze, co mamy.
23
GUILDENSTERN
(patrzy w górę i wokół) W takim razie, istotnie, czasy są ciężkie. (Pierwszy Aktor chce coś
powiedzieć, zaprotestować, ale Guildenstern zwraca się do niego ze. złością) Nawet
powietrze tutaj śmierdzi.
Pierwszy Aktor wycofuje się. Guildenstern podchodzi do rampy, potem robi w tył zwrot.
GUILDENSTERN
Chodź no tu, Alfredzie. (Alfred podchodzi, wystraszony, skulony. Łagodnie) Często
przegrywasz?
ALFRED
Tak, panie.
GUILDENSTERN
Więc co jeszcze możesz przegrać?
ALFRED
Nic, panie.
Pauza. Guildenstern przygląda mu się.
GUILDENSTERN
Lubisz być... aktorem?
ALFRED
Nie, panie.
Guildenstern rozgląda się wokół, patrzy w stronę widowni.
GUILDENSTERN
Ty i ja, Alfred, moglibyśmy tu stworzyć dramatyczny precedens. (Alfred, bliski płaczu,
zaczyna ciągnąć nosem) No, no, Alfred, w ten sposób nie przyciągniesz europejskich widzów
teatralnych. (Pierwszy Aktor zbliża się, żeby pouczyć Alfreda. Guildenstern znowu mu
przerywa. Zaczepnie) Znasz jakieś dobre sztuki?
PIERWSZY AKTOR
Sztuki?
ROSENCRANTZ
(wychodzi do przodu, jąka się wstydliwie) Pokazy...
GUILDENSTERN
Zdawało mi się, że jesteście aktorami.
PIERWSZY AKTOR
(zaczyna rozumieć) Aha, tak. No, jesteśmy. Jesteśmy. Ale ostatnio mało kto żądał...
GUILDENSTERN
Przegrałeś. A więc... może któryś z Greków, co? Orientujecie się chyba w antycznej tragedii.
Wielka klasyka — krwawe mordy! Marti, patri, fratri, sorrori, uxori — i jest rzeczą
zrozumiałą, że...
24
ROSENCRANTZ
To pikantne...
GUILDENSTERN
...prawiczki popełniają samobójstwo. Dziewice pragną Boga.
ROSENCRANTZ
I na odwrót.
GUILDENSTERN
Takie rzeczy gracie, co?
PIERWSZY AKTOR
No, nie. tego bym nie powiedział. Należymy raczej do szkoły, która krew. miłość i retorykę
wynosi ponad wszystko.
GUILDENSTERN
Dobrze, więc pozostawiam ci wybór, jeśli jest w ogóle w czym wybierać.
PIERWSZY AKTOR
Trudno te rzeczy rozdzielić, panie. Cóż, mógłbym dać krew i miłość bez retoryki, albo krew i
retorykę bez miłości — i mógłbym równocześnie dać wszystkie trzy. albo dać je po kolei, ale
nie mogę dać miłości i retoryki bez krwi. Krew jest obowiązkowa — wszystko jest krwią, wie
pan.
GUILDENSTERN
I to jest to, czego ludzie chcą?
PIERWSZY AKTOR
To gramy i już. (krótka pauza. Odwraca się)
Guildenstern kładzie rękę na ramieniu Alfreda.
GUILDENSTERN
(powściągliwie, ale łagodnie) Dzięki: damy wam znać.
Pierwszy Aktor przeszedł do przodu. Alfred idzie za nim.
PIERWSZY AKTOR
(do aktorów) Numer trzydzieści osiem!
ROSENCRANTZ
(podchodzi, zafascynowany, zaciekawiony) Figura?
PIERWSZY AKTOR
Co, panie?
ROSENCRANTZ
To jeden z waszych żywych obrazów?
PIERWSZY AKTOR
Nie. panie.
25
ROSENCRANTZ
Ach nie?
PIERWSZY AKTOR
(do aktorów, odciągających już wraz z wózkiem i rekwizytami) Wejście tu i tam. (wskazuje
głąb sceny)
Pierwszy Aktor nie zmienił w ogóle pozycji w czasie, gdy padają ostatnie cztery kwestie.
Guildenstern czeka.
GUILDENSTERN
I co? Nie zmieniasz kostiumu?
PIERWSZY AKTOR
Nigdy go nie zmieniam, panie.
GUILDENSTERN
Nie wychodzisz z roli.
PIERWSZY AKTOR
Tak jest. panie.
Pauza.
GUILDENSTERN
Nie masz zamiaru się zabrać?
PIERWSZY AKTOR
Jestem w drodze.
GUILDENSTERN
Ale jak jesteś w drodze, to nie możesz się zabrać!
PIERWSZY AKTOR
Dopiero zaczynam.
GUILDENSTERN
Ale jeszcze się nie zaczęło. No, jazda. Będziemy cię oczekiwać.
PIERWSZY AKTOR
Dam panu znak.
Nie rusza się. Jego pozycja staje się niepokojąca a nawet żenująca. Pauza. Rosencrantz
podchodzi do niego; stają twarzą w twarz.
ROSENCRANTZ
Przepraszam. (pauza. Pierwszy Aktor podnosi nogę, którą przykrywał monetę Guildensterna.
Rosencrantz stawia swoją stopę na tej monecie Śmieje się) Dziękuję.
Pierwszy Aktor odwraca się. odchodzi. Rosencrantz schyla się po monetę.
GUILDENSTERN
(oddalając się) Chodźmy.
26
ROSENCRANTZ
Wiesz, miałeś szczęście.
GUILDENSTERN
(odwracając się) Bo co?
ROSENCRANTZ
Była reszka.
Rzuca monetę Guildensternowi, który łapie ją w powietrzu. Jednocześnie zaznacza się
błyskawiczna zmiana, której zewnętrzne cechy przechodzą w wewnętrzne, ale powoli. Na
scenę w popłochu, wbiega Ofelia przytrzymując spódnicę — za nią Hamlet.
Uwaga: Podobieństwo Hamleta z Pierwszym Aktorem jest powierzchowne, ale zauważalne.
Ofelia szyła i trzyma w ręce jakąś suknię. Żadne z nich się nie odzywa. Hamlet, którego żakiet
jest rozpięty, jest bez nakrycia głowy, nie ma podwiązek, pończochy opadają mu aż do kostek,
jest blady jak śmierć, kolana mu drżą. Z żałosnym wyrazem twarzy bierze Ofelię za rękę i
trzyma ją mocno, później odsuwa się na długość ramienia i drugą rękę trzymając przy skroni,
uważnie przygląda się Ofelii, jak gdyby chciał zapamiętać jej twarz. W końcu, poruszając
nieco ramieniem i trzykrotnie kiwnąwszy głową, tak żałośnie i głęboko wzdycha, że wydaje
się, jakby to westchnienie rozsadziło go całego i że nagle dokończy żywota. Po czym Hamlet
pozwala jej odejść, a sam wychodzi z głową odwróconą do tyłu, nie spuszczając z niej oka...
Ofelia wybiega w przeciwną stronę. Rosencrantz i Guildenstern stoją oniemiali. Guildenstern
ocknął się pierwszy, podbiegł do Rosencrantza.
GUILDENSTERN
Chodźmy!
Fanfara — wchodzą Klaudiusz i Gertruda, w otoczeniu dworu.
KLAUDIUSZ
Witaj, Rosencrantz... witaj Guildenstern.
Dłonią podniesioną pozdrawia Rosencrantza. Podczas gdy Guildenstern kłania się nisko,
Rosencrantz nie zdążył się jeszcze wyprostować. Potem Rosencrantz kłania się znowu, nisko
schylając głowę, zerka w stronę Guildensterna, który właśnie się wyprostowuje.
Nie sama tylko chęć widzenia panów była przyczyną, ale i potrzeba waszej pomocy.
Rosencrantz i Guildenstern pośpiesznie poprawiają na sobie stroje.
Wiecie już o dziwnym
Przeistoczeniu się Hamleta, mówię
Przeistoczeniu, bo nic w nim tak wewnątrz.
Jak i na zewnątrz nie jest tym, czym było.
Co by innego jak śmierć ojca mogło
Do tego stopnia wywieść go za obręb
Jego natury, nie pojmuję wcale.
Proszę was przeto, was, coście z nim wzrośli
I z bliska z jego wiekiem i myślami
Sąsiadujecie, abyście czas jakiś
Raczyli u nas zostać, by Hamleta
Trochę rozerwać, a przy tej okazji
Zbadać powody obcego nam smutku.
Na który, gdyby stał się nam wiadomym.
Znaleźlibyśmy może jaki środek.
27
GERTRUDA
Czcigodni (pauza) panowie...
Obaj kłaniają się.
Często on was wspominał, panowie,
I wiem, że nie ma na świecie dwóch ludzi
Bardziej mu niż wy miłych. Jeśli w dowód
Ż
yczliwych chęci i uczuć uprzejmych
Zechcecie trochę czasu tu przepędzić
I wesprzeć nasze nadzieje, możecie
Liczyć na taką wdzięczność z naszej strony,
Jaka przystoi monarchom.
ROSENCRANTZ
Obojgu
Waszym królewskim mościom służy prawo.
Z mocy najwyższej ich władzy nad nami,
Wolę swą w rozkaz przyoblekać raczej
Niż w prośbę.
GUILDENSTERN
Będziem jednakże posłuszni
I dobrowolnie na rozkazy waszych
Królewskich mości u stóp ich składamy
Nasze usługi.
KLAUDIUSZ
Dzięki ci za to, Rosencrantz, (zwracając się do Rosencrantza, który nie był na to
przygotowany, podczas gdy Guildenstern zgięty jest w ukłonie) i tobie kochany
Guildensternie. (zwraca się do Guildensterna kłaniającego się nisko)
GERTRUDA
(poprawiając) Dzięki ci za to, Guildensternie, (zwracając się do Rosencrantza, ten kłania się
rzucając okiem na Guildensterna, który pozostaje zgięty we dwoje, aby znowu się ukłonić, po
czym obaj kłaniają się nisko, patrząc na siebie spod oka) i tobie, kochany Rosencrantz.
(zwracając się do Guildensterna, w momencie gdy obaj są już wyprostowani. Guildenstern
znowu zaczyna się kłaniać)
Zaklinam was idźcie natychmiast do mego tak
Odmienionego syna. Niech tam który wskaże
Tym panom, gdzie jest Hamlet,
Dwaj dworzanie wycofują się tyłem, gestem pokazując Rosencrantzowi i Guildensternowi, by
poszli za nimi.
GUILDENSTERN
Oby nieba nie uczyniły naszych usiłowań bezowocnymi.
GERTRUDA
Daj to dobry Boże!
Rosencrantz i Guildenstern posuwają się do przodu sceny, lecz zanim tam dochodzą, zjawia
się Poloniusz. Przystają i kłaniają mu się. On odpowiada skinieniem głowy i spieszy w głąb
sceny, do króla. Oni oglądają się za nim, lecz po chwili przestaje ich to interesować i idą w
28
stronę rampy. Tymczasem Poloniusz głośno wykrzykuje przed królem.
POLONIUSZ
Panie! Wysłane do Norwegii posły
Szczęśliwie są już w tej chwili z powrotem.
KLAUDIUSZ
Zawsześ był waćpan ojcem dobrych nowin.
POLONIUSZ
Byłem zaiste, mój panie?
Bądź przekonany, miłościwy panie,
Ż
e obowiązki moje względem Boga
I mego władcy, tak samo jak duszę
Trzymam w porządku. Jakoż zdaje mi się
Jeżeli tylko ten mózg nie zszedł na bok
Z drogi trafności, którą zwykł był kroczyć,
Ż
e ostatecznie nie jest mi już obcym,
Skąd bierze źródło szaleństwo Hamleta.
Wychodzą — zostawiając Rosencrantza i Guildensterna.
ROSENCRANTZ
Ja chcę do domu.
GUILDENSTERN
Nie daj się zwariować.
ROSENCRANTZ
Nie dla mnie to wszystko.
GUILDENSTERN
Wkrótce będziemy w domu. Komu do domu, temu czas.
ROSENCRANTZ
Nie na moją to głowę.
GUILDENSTERN
Będziesz głową domu.
ROSENCRANTZ
Im bardziej nad tym się głowię...
GUILDENSTERN
Masz czas! Głowa do góry!
ROSENCRANTZ
(załamując się, piskliwie) Ach, głowa mi pęka! Powiadam ci, już nie mam do niczego głowy.
Dom i srom i prom...
GUILDENSTERN
29
(w roli pielęgniarki) No, cicho... Zaraz będziemy w domu... w domu i po kryjomu...
(raptownie) Czy zdarzyło ci się kiedyś, żebyś nagie i bez żadnego powodu nie umiał
ortograficznie napisać „żona” albo „zupa”, bo kiedy już napisał te słowa, to ci się wydaje, żeś
nigdy nie widział liter ułożonych w tej kolejności.
ROSENCRANTZ
Pamiętam że ...
GUILDENSTERN
Co?
ROSENCRANTZ
Był czas, gdy nie stawiano pytań.
GUILDENSTERN
Zawsze stawiano pytania. Tylko, że wymienia się jeden zestaw pytań na drugi.
ROSENCRANTZ
Odpowiedzi, owszem. Odpowiedzi były na wszystko.
GUILDENSTERN
Zapomniałeś chyba.
ROSENCRANTZ
(wybucha) Nie zapomniałem! Świetnie pamiętałem swoje imię — i twoje, tak jest!
Gdziekolwiek człowiek spojrzał, była odpowiedź. Nie było wątpliwości — każdy wiedział,
kto ja jestem, a jeśli nie wiedział, to pytał — i mówiłem mu.
GUILDENSTERN
Mówiłeś, owszem, tylko szkopuł w tym, że wszystko jest... prawdopodobne, ale nie można
tego wyczuć. Całe życie jesteś tak blisko prawdy, ja gdyby wzrok zachodził ci mgłą i — jeśli
coś z zewnątrz działa tak, że mgła się rozwiewa i nagle widzisz ostro, to masz wrażenie, że to
jakaś groteska. Ten człowiek, na pół rzeczywisty, stał w siodle, o świcie na pół realnym, i
walił w okiennice wołając nas po imieniu. Był to pewnie tylko płaszcz i kapelusz lewitujący
w szarej smudze oddechu. Ale kiedy zawołał, tośmy przyszli. Tyle jest pewne, że
przyszliśmy.
ROSENCRANTZ
Ja w każdym razie mam tego wszystkiego po uszy. To mnie nic a nic nie obchodzi. Więc
może byś wreszcie zdecydował się na coś?
GUILDENSTERN
Powzięcie jakiejś decyzji to prawie akt samowoli. I nie po to przebyliśmy taki szmat drogi,
ż
eby po prostu przyjść na chrzciny. Wszystko to już było. Ale nam się jeszcze upiekło.
Mogłoby być tak. że musielibyśmy przeorać cały obszar ludzkich nazw, jak dwaj ślepcy
wdzierający się do fotografa, żeby ukraść swoje własne zdjęcia... Mamy przynajmniej jakąś
alternatywę...
ROSENCRANTZ
W ten sposób teraz...
30
GUILDENSTERN
...choć nie mamy wyboru.
ROSENCRANTZ
Ośmieszyłeś mnie całkowicie.
GUILDENSTERN
I sam się ośmieszyłem.
ROSENCRANTZ
(z bólem) Ja tylko chcę, żebyś był konsekwentny!
GUILDENSTERN
(rzeczowo, półgłosem) Najlepszy rym do „konsekwentny” — mętny.
ROSENCRANTZ
(żałośnie) Ja chcę do domu. (robi parę kroków) Z której strony przyszliśmy? Straciłem
orientację.
GUILDENSTERN
Jedyny początek to narodziny, a jedyny koniec to śmierć. Jeśli nie można liczyć na to, to na
co można liczyć?
Podchodzą jeden do drugiego.
ROSENCRANTZ
Nikomu nic nie zawdzięczamy.
GUILDENSTERN
Dopadli nas. Każda twoja czynność, choćby najmniejsza, wywołuje inną. w innym miejscu, a
ta z kolei wywołuje następną. Miej oczy otwarte, słuchaj uważnie. Poruszaj się ostrożnie,
ś
ciśle trzymaj się wskazówek. Wszystko będzie dobrze.
ROSENCRANTZ
Na jak długo?
GUILDENSTERN
Aż rzeczy dobiegną swego kresu. Jest w tym wszystkim jakaś logika. Wszystko to się robi dla
ciebie, nie martw się. Korzystaj z tego. Odpoczywaj. Kiedy ktoś bierze cię za rękę i prowadzi,
jakbyś znowu był dzieckiem, choć już straciłeś niewinność... to tak jakbyś dostał nagrodę,
jakby ci dali dodatkową porcję dzieciństwa — i to w chwili, kiedy najmniej mogłeś się tego
spodziewać. Jakbyś dostał nagrodę za to, że jesteś dobry, albo za to. że nigdy nie miałeś
dzieciństwa... Jako wyrównanie. Czy w tym, co mówię, jest jakaś sprzeczność?
ROSENCRANTZ
Nie pamiętam... Na czym opieramy to wszystko?
GUILDENSTERN
Zostaliśmy wtajemniczeni. Metamorfoza Hamleta. Pamiętasz jeszcze?
31
ROSENCRANTZ
Tak. zmienił się, prawda. Zewnętrznie i wewnętrznie człowiek ten nie przypomina...
GUILDENSTERN
Rozerwijcie go trochę... Zbadajcie powody jego smutku...
ROSENCRANTZ
Coś więcej aniżeli śmierć jego ojca.
GUILDENSTERN
Ciągle o nas mówi, jest zwariowany na naszym punkcie. O nikim tyle nie myśli, co o nas.
ROSENCRANTZ
Bawimy go, rozweselamy... Dowiadujemy się, jakie są powody...
GUILDENSTERN
Właśnie, cała sztuka w tym, aby zadawać odpowiednie pytania, ale z niczym się nie
zdradzając. Trzeba umieć w to grać.
ROSENCRANTZ
A potem będziemy wolni?
GUILDENSTERN
Tak jest — i szczodrze obdarowani, bo król nigdy nie zapomina.
ROSENCRANTZ
To mi się podoba. Jak myślisz, co to znaczy, że nie zapomina?
GUILDENSTERN
To znaczy, że nie zapomina swoich przyjaciół.
ROSENCRANTZ
Ale mniej więcej...
GUILDENSTERN
Trudno powiedzieć. Są królowie, którzy cierpią na dziury w pamięci... a inni. przypuszczam,
cierpią na coś wręcz przeciwnego — choć co to może być, nie mam pojęcia.
ROSENCRANTZ
Tak... ale...
GUILDENSTERN
Można mieć taką pamięć, jak słoń...
ROSENCRANTZ
Nie pytam: jak długo, pytam: ile?
GUILDENSTERN
Można pamiętać tylko, ile kto jest winien...
32
ROSENCRANTZ
Co to za aluzje?
GUILDENSTERN
Słowa, słowa. To wszystko, na co możemy liczyć.
Pauza.
ROSENCRANTZ
Czy nie należałoby czegoś zrobić? Czegoś konstruktywnego?
GUILDENSTERN
Zbudować niewielką, płaską piramidę z ludzkich ciał?
ROSENCRANTZ
Moglibyśmy czymś się zająć.
GUILDENSTERN
Czym?
ROSENCRANTZ
Nim!
GUILDENSTERN
Po co? Mają nas na oku. Jak zaczniemy tu się kręcić, to całą noc będziemy chodzić sobie po
piętach.
Każdy idzie w inną stronę.
ROSENCRANTZ
(przy rampie) Dziwne! (odwraca się) Czuję się jak widz. Straszna sytuacja! Można to znieść
tylko wtedy, gdy człowiek wierzy z całych sił. że za chwilę zjawi się ktoś interesujący...
GUILDENSTERN
Widzisz kogoś?
ROSENCRANTZ
Nie. A ty?
GUILDENSTERN
Nie. (przy rampie) Jakaż to wyrafinowana tortura — stale wzbudzać czyjąś ciekawość, nigdy
jej nie zaspokajając... (pauza) Dotychczas nie mieliśmy wprawy.
ROSENCRANTZ
Moglibyśmy się bawić w pytania.
GUILDENSTERN
Co by nam z tego przyszło?
ROSENCRANTZ
Wprawa!
33
GUILDENSTERN
To nie było pytanie. Jeden do zera.
ROSENCRANTZ
To oszustwo!
GUILDENSTERN
Bo co?
ROSENCRANTZ
Jeszcze nie zacząłem.
GUILDENSTERN
To też nie było pytanie. Dwa do zera.
ROSENCRANTZ
To się liczy?
GUILDENSTERN
Co?
ROSENCRANTZ
To się liczy?
GUILDENSTERN
Faul! Nie wolno powtarzać. Trzy do zera. Punkt.
ROSENCRANTZ
Nie będę grał, jeśli nie przestaniesz.
GUILDENSTERN
Czyj serw?
ROSENCRANTZ
Hm.
GUILDENSTERN
Faul. Nie wolno chrząkać. Jeden do zera.
ROSENCRANTZ
Kto teraz?
GUILDENSTERN
Czemu?
ROSENCRANTZ
Czemu nie?
GUILDENSTERN
Po co?
34
ROSENCRANTZ
Faul! Nie wolno używać synonimów. Jeden — jeden.
GUILDENSTERN
Co tu się dzieje do jasnej cholery?
ROSENCRANTZ
Faul! Nie wolno zadawać retorycznych pytań. Dwa do jednego.
GUILDENSTERN
I do czego to wszystko prowadzi?
ROSENCRANTZ
Nie możesz się domyślić?
GUILDENSTERN
Do mnie mówisz?
ROSENCRANTZ
A czy ktoś tu jeszcze jest?
GUILDENSTERN
Kto?
ROSENCRANTZ
Skąd mogę wiedzieć?
GUILDENSTERN
Dlaczego pytasz?
ROSENCRANTZ
Mówisz poważnie?
GUILDENSTERN
Czy to nie było retoryczne pytanie?
ROSENCRANTZ
Nie.
GUILDENSTERN
Więc to nie było pytanie? Dwa — dwa. Po punkcie.
ROSENCRANTZ
Co z tobą dzisiaj?
GUILDENSTERN
Kiedy?
ROSENCRANTZ
35
Co?
GUILDENSTERN
Ogłuchłeś?
ROSENCRANTZ
Czy spuchłem?
GUILDENSTERN
Tak, czy nie?
ROSENCRANTZ
I ja mam w to wierzyć?
GUILDENSTERN
A w Boga wierzysz?
ROSENCRANTZ
Faul! Nie wolno wyciągać fałszywych wniosków. Trzy do dwóch.
GUILDENSTERN
(poważnie) Jak się nazywasz?
ROSENCRANTZ
A ty?
GUILDENSTERN
Ja pytałem pierwszy.
ROSENCRANTZ
To nie było pytanie. Jeden do zera.
GUILDENSTERN
Jak wołają na ciebie w domu?
ROSENCRANTZ
A na ciebie?
GUILDENSTERN
W domu?
ROSENCRANTZ
W domu na ciebie wołają inaczej?
GUILDENSTERN
W jakim domu?
ROSENCRANTZ
Nie masz domu?
36
GUILDENSTERN
Dlaczego pytasz?
ROSENCRANTZ
Czego ty chcesz?
GUILDENSTERN
(z naciskiem) Jak się nazywasz?
ROSENCRANTZ
To już było. Dwa do zera. Jeden punkt dla mnie.
GUILDENSTERN
(chwyta go gwałtownie) Co ty sobie myślisz?!
ROSENCRANTZ
Retoryczne pytanie! Punkt i mecz. (pauza)
Jak się to wszystko skończy?
GUILDENSTERN
Oto jest pytanie.
ROSENCRANTZ
To pytanie nad pytaniami.
GUILDENSTERN
Myślisz, że to jakaś różnica?
ROSENCRANTZ
A dla ciebie nie ma różnicy?
GUILDENSTERN
Jaka ma być różnica?
ROSENCRANTZ
Co za różnica, jaka ma być różnica?
GUILDENSTERN
(z lekką kpiną) Czy nie ma różnicy, jaka ma być różnica?
ROSENCRANTZ
(chwyta go gwałtownie) Co ty sobie myślisz?
Pauza.
GUILDENSTERN
To bez różnicy.
ROSENCRANTZ
(jako wołający na puszczy) Po co ta cała gra?
37
GUILDENSTERN
Jakie są reguły gry? (z tyłu wchodzi Hamlet, przechodzi przez scenę czytając książkę.
Guildenstern spostrzega go dopiero w chwili, gdy Hamlet wychodzi. Ostro) Rosencrantz!
ROSENCRANTZ
(zrywa się) Co?
Hamlet wychodzi. Rosencrantz i Guildenstern uśmiechają się triumfująco.
GUILDENSTERN
No? Jak to było?
ROSENCRANTZ
Spryciarz z ciebie.
GUILDENSTERN
Wyglądało naturalnie?
ROSENCRANTZ
Ż
ywiołowo.
GUILDENSTERN
Teraz kapujesz?
ROSENCRANTZ
Moje uznanie.
GUILDENSTERN
Łapa,
Podają sobie ręce.
ROSENCRANTZ
Teraz ja wypróbuję ciebie... Guil!
GUILDENSTERN
Chwileczkę! Działaj przez zaskoczenie.
ROSENCRANTZ
Dobra! (każdy idzie w inną stronę. Pauza. Na stronie) Gotowy?
GUILDENSTERN
(wybucha) Nie bądź idiotą.
ROSENCRANTZ
Przepraszam.
Pauza.
GUILDENSTERN
(znienacka) Guildenstern!
ROSENCRANTZ
38
(zrywa się) Co? (ale peszy się zaraz)
Guildenstern jest zdegustowany.
GUILDENSTERN
Ja tylko chcę, żebyś był konsekwentny!
ROSENCRANTZ
(cicho) A ja łaknę tylko nieśmiertelności.
GUILDENSTERN
(prawie szeptem) Najlepszy rym do „nieśmiertelności” — to mdłości.
Słychać kroki.
ROSENCRANTZ
Kto to?
GUILDENSTERN
Nie znasz go?
ROSENCRANTZ
On mnie nie zna.
GUILDENSTERN
Nie widział cię.
ROSENCRANTZ
Nie widziałem go.
GUILDENSTERN
Zobaczymy. Ledwo go poznałem, tak się zmienił.
ROSENCRANTZ
To takie widoczne?
GUILDENSTERN
To nie ten sam człowiek.
ROSENCRANTZ
Skąd wiesz?
GUILDENSTERN
Zewnętrznie i wewnętrznie.
ROSENCRANTZ
Rozumiem.
GUILDENSTERN
Nie jest już sobą.
ROSENCRANTZ
39
Zmienił się.
GUILDENSTERN
Zauważyłem. (słychać kroki) Zgadnij co go gnębi?
ROSENCRANTZ
Ja?
GUILDENSTERN
Jego.
ROSENCRANTZ
Jak?
GUILDENSTERN
Trzeba zadawać pytania, żeby otrzymywać odpowiedzi.
ROSENCRANTZ
Jest zgnębiony.
GUILDENSTERN
Ty pytaj, ja będę odpowiadał.
ROSENCRANTZ
Nie Jest już sobą, wiesz.
GUILDENSTERN
To ja jestem nim.
Pauza.
ROSENCRANTZ
Więc kim ja jestem?
GUILDENSTERN
Ty jesteś sobą.
ROSENCRANTZ
A on jest tobą?
GUILDENSTERN
Nic podobnego.
ROSENCRANTZ
Jesteś zgnębiony?
GUILDENSTERN
O to idzie. Jesteś gotowy?
ROSENCRANTZ
Cofnijmy się nieco.
40
GUILDENSTERN
Jestem zgnębiony.
ROSENCRANTZ
Rozumiem.
GUILDENSTERN
Zgadnij co mnie gnębi.
ROSENCRANTZ
Dobra.
GUILDENSTERN
Ty pytaj, ja będę odpowiadał.
ROSENCRANTZ
Jak mam zacząć?
GUILDENSTERN
Przemów do mnie.
ROSENCRANTZ
Kochany Guildenstern!
GUILDENSTERN
(cicho) Zapomniałeś, co?
ROSENCRANTZ
Kochany Rosencrantz!
GUILDENSTERN
(z trudem się opanowując) Zdaje mi się, żeś nie całkiem zrozumiał. To, co tu zakładamy, to
hipoteza, że ja odpowiadam za niego, podczas gdy ty zadajesz mi pytania.
ROSENCRANTZ
Aha. Gotowy?
GUILDENSTERN
Wiesz co masz robić?
ROSENCRANTZ
Co?
GUILDENSTERN
Głupiś?
ROSENCRANTZ
Co, proszę?
41
GUILDENSTERN
Ogłuchłeś?
ROSENCRANTZ
Mówiłeś coś?
GUILDENSTERN
(ostrzegawczo) Nie teraz...
ROSENCRANTZ
To nie jest pytanie.
GUILDENSTERN
(krzyczy) Nie teraz! (pauza) Jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości lub raczej nadzieje, to
teraz się rozwiały. Co my. poza naszą sytuacją mamy ze sobą wspólnego? (każdy idzie w inną
stronę, siadają) A może on wróci tędy?
ROSENCRANTZ
Mamy odejść?
GUILDENSTERN
Dlaczego?
Pauza.
ROSENCRANTZ
(robi parę kroków. Strzela palcami) Aha! Chcesz powiedzieć, że będziesz udawał, że ty jesteś
nim, a ja mam ci zadawać pytania!
GUILDENSTERN
(z flegmą służącego) Tak jest, proszę pana.
ROSENCRANTZ
Bo zbiłeś mnie z pantałyku.
GUILDENSTERN
Owszem, to widać.
ROSENCRANTZ
Więc jak mam zacząć?
GUILDENSTERN
Przemów do mnie.
Stojąc naprzeciwko siebie, przyjmują odpowiednią pozę.
ROSENCRANTZ
Mości Książę.
GUILDENSTERN Słucham cię. drogi Rosencrantz!
Pauza.
42
ROSENCRANTZ
Więc mam udawać, że jestem tobą?
GUILDENSTERN
Nic podobnego! Ale rób jak chcesz. Gramy dalej?
ROSENCRANTZ
W pytania i odpowiedzi.
GUILDENSTERN
Dobra.
ROSENCRANTZ
Dobra. Wasza Książęca Mość?
GUILDENSTERN
Słucham cię, mój przyjacielu!
ROSENCRANTZ
Jak się Wasza Książęca Mość miewa?
GUILDENSTERN
Jestem zgnębiony.
ROSENCRANTZ
Czyżby? A to czemu?
GUILDENSTERN
Jestem odmieniony.
ROSENCRANTZ
Od wewnątrz czy od zewnątrz?
GUILDENSTERN
I od wewnątrz i od zewnątrz.
ROSENCRANTZ
Rozumiem. (pauza) No, to nic nowego.
GUILDENSTERN
Pytaj o szczegóły. Wnikaj we wszystko. Badaj przeszłość, określij sytuację.
ROSENCRANTZ
A więc... stryj Waszej Książęcej Mości jest królem Danii?!
GUILDENSTERN
Tak jest. A przed nim byt mój ojciec.
ROSENCRANTZ
Jego ojciec?
43
GUILDENSTERN
Nie. mój ojciec.
ROSENCRANTZ
Jak to?...
GUILDENSTERN
Pytaj dalej.
ROSENCRANTZ
Zaraz, niech ja sobie to uprzytomnię... Ojciec był królem. Wasza Książęca Mość był jedynym
synem. Ojciec umarł. Wasza Książęca Mość był pełnoletni. Królem został stryj.
GUILDENSTERN
Tak jest.
ROSENCRANTZ
To niezgodne z procedurą.
GUILDENSTERN
Wyzuł mnie z dziedzictwa.
ROSENCRANTZ
Jasne. Gdzie Wasza Książęca Mość wtedy przebywał?
GUILDENSTERN
W Niemczech.
ROSENCRANTZ
Więc jest uzurpatorem.
GUILDENSTERN
Wtranżolił się.
ROSENCRANTZ
Ale, ale...
GUILDENSTERN
No?
ROSENCRANTZ
Nie chciałbym być niedelikatny.
GUILDENSTERN
Wróble o tym ćwierkają na dachu.
ROSENCRANTZ
Matka Waszej Książęcej Mości wyszła za niego za mąż.
44
GUILDENSTERN
Wtranżolił się.
Słychać kroki.
ROSENCRANTZ
(ponuro) Ciało ojca było jeszcze ciepłe.
GUILDENSTERN
Jej ciało też.
ROSENCRANTZ
To nieprawdopodobne.
GUILDENSTERN
Nieprzyzwoite.
ROSENCRANTZ
Ten pośpiech...
GUILDENSTERN
Podejrzane.
ROSENCRANTZ
Daje do myślenia.
GUILDENSTERN
Nie myśl. że o tym nie myślałem.
ROSENCRANTZ
Z bratem własnego męża!
GUILDENSTERN
Byli sobie bliscy.
ROSENCRANTZ
Ona go chciała...
GUILDENSTERN
Zanadto.
ROSENCRANTZ
...jako pocieszyciela.
GUILDENSTERN
Brzydka sprawa.
ROSENCRANTZ
Na to wygląda.
GUILDENSTERN
45
Zdrada małżeńska plus kazirodztwo.
ROSENCRANTZ
Czy Wasza Książęca Mość posunąłby się tak daleko?
GUILDENSTERN
Nigdy.
ROSENCRANTZ
Reasumując: ojciec, którego Wasza Książęca Mość kocha, umiera. Wasza Książęca Mość jest
następcą tronu, wraca do kraju, żeby się dowiedzieć, że trup jeszcze nie ostygł, a młodszy brat
króla już wskoczył na tron i do jego łóżka, gwałcąc nie tylko prawo, ale również... No,
mniejsza o to. Ale czemu Wasza Książęca Mość tak dziwnie się zachowuje?
GUILDENSTERN
Nie mam pojęcia! (pauza) Ale wszystko to jest znane. A jednak wezwał nas. A myśmy
przyszli.
ROSENCRANTZ
(czujny, nadstawia ucha) Uważaj! Słyszałem muzykę...
GUILDENSTERN
I tu jesteśmy.
ROSENCRANTZ
...jakby orkiestrę. Zdawało mi się, że słyszę orkiestrę.
GUILDENSTERN
Rosencrantz...
ROSENCRANTZ
(roztargniony, ciągle nasłuchując) Co?
Pauza.
GUILDENSTERN
(ścichapęk) Guildenstern...
ROSENTKRANTZ
(ze złością) Co?
GUILDENSTERN
Czy ty w ogóle nie rozróżniasz?
ROSENCRANTZ
(odwracając się) Co?
Pauza.
GUILDENSTERN
Idź, zobacz, czy on tam jest.
46
ROSENCRANTZ
Kto?
GUILDENSTERN
Tam.
Rosencrantz idzie w głąb sceny, rozgląda się, wraca, melduje.
ROSENCRANTZ
Tak jest.
GUILDENSTERN
Co robi?
Rosencrantz powtarza tę samą scenę mimiczną.
ROSENCRANTZ
Mówi.
GUILDENSTERN
Sam do siebie? (Rosencrantz znowu chce pójść w głąb sceny. Guildenstern zatrzymuje go
niecierpliwie) Jest sam?
ROSENCRANTZ
Nie.
GUILDENSTERN
Wiec nie mówi sam do siebie?
ROSENCRANTZ
Nie jest sam... Zdaje się że idzie tutaj. (niepewnie) Czy mamy odejść?
GUILDENSTERN
Odejść? Nie mamy odwrotu.
Wchodzi Hamlet, tyłem, mówiąc. Za nim, to głębi sceny, Poloniusz. Rosencrantz i
Guildenstern stają z boku, na pierwszym planie, każdy z innej strony.
HAMLET
...bo waszmość sam, stałbyś się pewnie, jak ja starym, gdybyś mógł jak rak w tył kroczyć.
POLONIUSZ
(na stronie) Chociaż to wariacja, nie jest jednakże bez metody. Może byś chciał zejść, Mości
Książę?
HAMLET
Z tego świata?
POLONIUSZ
W rzeczy samej, byłoby to zejściem. (Hamlet idzie w głąb sceny. Poloniusz zrazu coś mruczy,
aż mówi wyraźnie) Miłościwy Książę, pozwolisz, że pozbawię cię mojej obecności.
HAMLET
47
Nie możesz mnie, mój panie, pozbawić niczego, czego bym chętniej się nie wyrzekł:
wyjąwszy życia, wyjąwszy życia, wyjąwszy życia...
POLONIUSZ
(idzie na plan pierwszy) Żegnam cię mój łaskawy Książę. (do Rosencrantza) Szukacie
panowie księcia Hamleta? Oto jest.
ROSENCRANTZ
(do Poloniusza) Bogu cię polecamy, panie.
Poloniusz wychodzi.
GUILDENSTERN
(zwraca się w głąb sceny do Hamleta) Miłościwy Książę!
ROSENCRANTZ
Drogi nasz Książę!
Hamlet to głębi sceny, staje w środku, zwraca się ku nim.
HAMLET
Kochani, dobrzy przyjaciele! Jak się masz Guildensternie? (idzie na plan pierwszy z ręką
wyciągniętą do Rosencrantza, Guildenstern kłania się, Hamlet poprawia swą omyłkę. Ciągle
do Rosencrantza) A, Rosencrantz! (śmieją się dobrodusznie z owej omyłki. Spotykają się
wszyscy na drugim planie, razem idą w głąb sceny — Hamlet w środku, obejmując obu
ramieniem) Jak mi się macie, moi chłopcy?
Ściemnienie.
48
AKT II
Hamlet, Rosencrantz i Guildenstern rozmawiają — ciąg dalszy sceny poprzedniej. Ich
rozmowa, podczas gdy chodzą, jest z początku niezrozumiała. Pierwszą słyszalną kwestią są
słowa Hamleta, wzięte z krótkiego monologu z „Hamleta” akt II, scena 2.
HAMLET
Do licha, musi w tym być coś nadnaturalnego. Gdyby to filozofia mogła wytłumaczyć.
Słychać trąby aktorskie.
GUILDENSTERN
Zapewne to aktorowie.
HAMLET
Koledzy, miłymiście gośćmi w Elsynorze. Podajcie mi dłonie. Do orszaku gościnności należy
etykieta i ceremonie; winienem was przeto podjąć tym trybem; inaczej, moje obejście się z
aktorami, które, uprzedzam was, będzie się musiało okazać uprzejme, wydawałoby się
gościnniejsze niż z wami. Zostaliście przyjęci z otwartymi rękami, ale mój stryj — ojciec i
moja matka — stryjenka zostali oszukani.
GUILDENSTERN
Jakim sposobem, drogi Książę?
HAMLET
Szalony jestem tylko przy wietrze północno — zachodnim; kiedy z południa wieje, umiem
odróżnić jastrzębia od czapli.
Wchodzi Poloniusz, Guildenstern się odwraca.
POLONIUSZ
Dobre nowiny, panowie.
HAMLET
(do Rosencrantza) Słuchaj go, Guildensternie. (niepewnie do Guildensterna) I ty także:
Słuchajcie z całą uwagą. Ten wielki dzieciuch nie wyszedł jeszcze z pieluch... (bierze pod
ramię Rosencrantza, idzie w głąb sceny, rozmawiają)
POLONIUSZ
Mości Książę! Mam ci oznajmić coś nowego.
HAMLET
(puszcza ramię Rosencrantza, przedrzeźniając) Mości panie, mam ci oznajmić coś nowego...
Gdy Roscjusz w Rzymie był aktorem.
Rosencrantz odchodzi i staje obok Guildensterna.
POLONIUSZ
(idąc obok Hamleta) Aktorowie przybyli, Mości Książę.
HAMLET
49
Ejże? Ejże?
Rosencrantz i Guildenstern zastanawiają się. Żaden nie chce przemówić pierwszy.
GUILDENSTERN
Hm?
ROSENCRANTZ
Tak?
GUILDENSTERN
Co?
ROSENCRANTZ
Zdawało mi się, że ty...
GUILDENSTERN
Nie.
ROSENCRANTZ
Aha.
Pauza.
GUILDENSTERN
Sądzę, że można powiedzieć, że jest pewien postęp.
ROSENCRANTZ
Tak sądzisz?
GUILDENSTERN
Sądzę, że tak można powiedzieć.
ROSENCRANTZ
A ja sądzę, że można powiedzieć, że jesteśmy śmieszni.
GUILDENSTERN
Musieliśmy, oczywiście, być ostrożni.
ROSENCRANTZ
(ironizując) Trzeba zadawać pytania, żeby otrzymywać odpowiedzi! Zrobił z nami co chciał.
GUILDENSTERN
Raz czy może dwa razy przyłapał nas na błędzie, ale sądzę, że zrobiliśmy krok naprzód.
ROSENCRANTZ
(rzeczowo) Rozłożył nas.
GUILDENSTERN
Może miał niewielką przewagę.
ROSENCRANTZ
50
(ze złością) Dwadzieścia siedem do trzech — i uważasz, że to niewielka przewaga?! Rozłożył
nas.
GUILDENSTERN
A nasze wykręty?
ROSENCRANTZ
O tak, nasze wykręty były znakomite. „Czy nie posyłano po was?” — pyta. — „W istocie,
posyłano po nas.” Nie wiedziałem, gdzie się podziać.
GUILDENSTERN
Zadał nam sześć retorycznych pytań...
ROSENCRANTZ
Tak, ładna gra w pytania i odpowiedzi! W ciągu dziesięciu minut wystrzelił dwadzieścia
siedem pytań. a odpowiedział na trzy. Czekałem na ciebie, żebyś go przyparł do muru.
Myślałem: „Kiedyż on zacznie go przypierać do muru?”
GUILDENSTERN
...i dwie powtórki.
ROSENCRANTZ
Ż
aden z nas nie wpadł choćby na jedno pytanie, które by go przygwoździło.
GUILDENSTERN
Ale ustaliliśmy objawy, nie?
ROSENCRANTZ
Z tego, co powiedział, połowa znaczyła co innego, a druga połowa w ogóle nic nie znaczyła.
GUILDENSTERN
Urażona ambicja — poczucie krzywdy, oto co mu dolega.
ROSENCRANTZ
Nie licząc sześciu retorycznych pytań i dwóch powtórek, pozostaje dziewiętnaście pytań, z
których odpowiedzieliśmy na piętnaście. A czego dowiedzieliśmy się w zamian? Że jest
zdeprymowany!... Dania jest więzieniem i wolałby być zamknięty w łupinie orzecha; jakiś
cień snów o istocie ambicji, która nigdy się nie zmierzyła z faktami; i w końcu jedno pytanie
wprost, które mogło do czegoś prowadzić, a doprowadziło tylko do rewelacyjnego odkrycia,
ż
e on umie odróżnić jastrzębia od czapli.
Pauza.
GUILDENSTERN
Kiedy wiatr wieje z południa.
ROSENCRANTZ
I jest pogoda.
GUILDENSTERN
A kiedy nie ma, to nie umie.
51
ROSENCRANTZ
Jest na łasce żywiołów. (ślini palec i podnosi go, stając twarzą do publiczności) Czy wieje z
południa?
Obaj pytająco patrzą na publiczność.
GUILDENSTERN
Nie wygląda na to, aby wiał z południa. Dlaczego tak sądzisz?
ROSENCRANTZ
Nie powiedziałem, że tak sądzę. Jeśli o mnie idzie, mógłby wiać z północy.
GUILDENSTERN
Nie sądzę.
ROSENCRANTZ
No wiesz... Stajesz się dogmatyczny.
GUILDENSTERN
Czekaj... Z grubsza biorąc, na podstawie naszej z grubsza narysowanej mapy, przyszliśmy z
południa.
ROSENCRANTZ
Aha. Z której to było strony? (Guildenstern rozgląda się pewnie) Tak z grubsza...
GUILDENSTERN
(odchrząkuje) Rano słońce byłoby na wschodzie. Co do tego ma chyba wątpliwości.
ROSENCRANTZ
Ż
e jest rano.
GUILDENSTERN
Jeżeli tak, a słońce jest na przykład tam (po jego prawej, stoi twarzą do publiczności) to tu (na
wprost) jest północ. Z drugiej strony jeżeli nie jest rano. a słońce jest tam (po jego lewej)
...to... tu (niepewnie) też byłaby północ. Inaczej mówiąc, jeśli przyszliśmy stąd (na wprost) i
to jest rano, to słońce byłoby tam (po lewej), a jeśli w rzeczywistości jest (po prawej) i ciągłe
jeszcze jest rano, to musieliśmy przyjść stamtąd (z lewej) a jeśli południe jest tam (po lewej) i
słońce rzeczywiście jest tu (na wprost) teraz jest południe. Natomiast jeśli wszystko jest
inaczej...
ROSENCRANTZ
Wiesz, co? Idź i zobacz.
GUILDENSTERN
Praktycyzm?! To wszystko, co mi proponujesz? Widocznie masz pojęcia, w jakiej jesteśmy
sytuacji. Tu nie ma na czym polegać, żadnego kompasu. (pauza) A zresztą, tu na północy
nigdy nie wiadomo — tam pewnie jest ciemno.
ROSENCRANTZ
52
Ja tylko sugeruję, że pozycja słońca, gdyby było widoczne, wskazałaby z grubsza, która
godzina. I odwrotnie — zegar, gdyby chodził, wskazałby z grubsza pozycję słońca. Ale nie
pamiętam, co chcesz ustalić.
GUILDENSTERN
Chcę ustalić kierunek wiatru.
ROSENCRANTZ
Nie ma wiatru. Jest tylko przeciąg.
GUILDENSTERN
No. to w takim razie — skąd? Znajdźmy jego źródło, a to może z grubsza zorientować nas, z
której strony przyszliśmy, co z kolei może z grubsza zorientować nas, gdzie południe.
ROSENCRANTZ
Wieje od podłogi, (przygląda się podłodze) To chyba nie jest południe, co?
GUILDENSTERN
Tu w ogóle nie ma kierunku. Poliż palec u nogi i pomachaj trochę.
Rosencrantz oblicza odległość od nogi do ust.
ROSENCRANTZ
Nie, już lepiej ty go poliż.
Pauza.
GUILDENSTERN
Dajmy spokój temu wszystkiemu.
ROSENCRANTZ
Albo ja poliżę twój.
GUILDENSTERN
Nie, dziękuję.
ROSENCRANTZ
I nawet pomacham twoją nogą.
GUILDENSTERN
(ze złością) Co do cholery z tobą się dzieje?
ROSENCRANTZ
Nic. Po prostu chcę ci pomóc.
GUILDENSTERN
(uspokajając się) Ktoś tu może wejść. Na to przecież liczymy mimo wszystko koniec
końców.
Dłuższa pauza.
ROSENCRANTZ
53
Może oni wszyscy w tym pośpiechu stratowali się na śmierć... wołaj ich. Krzyknij im coś, co
by ich sprowokowało.
GUILDENSTERN
Koła poruszają się wokół kół i mają swoją własną szybkość, na którą my... jesteśmy skazani.
Każdy obrót koła jest funkcją poprzedniego — takie jest znaczenie porządku. Gdybyśmy się
kierowali swoim widzimisię, wszystko by się rozleciało — przynajmniej miejmy nadzieję. Bo
gdybyśmy przypadkowo — całkiem przypadkowo — odkryli, czy choćby tylko domyślili się,
ż
e nasza spontaniczność jest częścią ich porządku, to byśmy wiedzieli, że jesteśmy straceni.
(siada) Pewien Chińczyk, a więc z natury rzeczy filozof, śnił kiedyś, że jest motylem i od tej
chwili nigdy już nie był pewien, czy nie jest motylem, któremu się śni, że jest chińskim
filozofem. Możesz mu pozazdrościć; miał podwójne poczucie bezpieczeństwa.
Dłuższa pauza. Rosencrantz zrywa się i krzyczy w stronę publiczności.
ROSENCRANTZ
Pali się!
Guildenstern zrywa się z miejsca.
GUILDENSTERN
Gdzie?
ROSENCRANTZ
Dobra, chciałem ci tylko pokazać, do czego prowadzi wolność słowa, gdy się jej nadużywa,
ż
eby ci dowieść, że istnieje. (przygląda się publiczności, a w każdym razie patrzy w jej
kierunku, z pogardą. Potem zwraca się w drugą stronę, potem znów patrzy przed siebie) Nie
ruszać mi się! Niech się spalą na popiół!
Rosencrantz wyjmuje z kieszeni monetę, podrzuca ją, łapie, przygląda jej się, wkłada ją z
powrotem do kieszeni.
GUILDENSTERN
Co to było?
ROSENCRANTZ
Co?
GUILDENSTERN
Orzeł czy reszka?
ROSENCRANTZ
Aha, nie zauważyłem.
GUILDENSTERN
Owszem, zauważyłeś.
ROSENCRANTZ
Czyżby? (wyjmuje monetę, przygląda jej się) Masz rację, to mi coś przypomina.
GUILDENSTERN
Co mianowicie?
54
ROSENCRANTZ
Nie życzę sobie, żeby mi to przypominano.
GUILDENSTERN
Nieprzyjaciół kładziemy mostem i palimy mosty za sobą, niczym nie wykazując postępu, jak
tylko zapachem dymu i domniemaniem, że kiedyś mieliśmy łzy w oczach.
Rosencrantz zbliża się do niego radośnie, trzymając monetę między kciukiem a palcem
wskazującym. Przykrywa ją drugą dłonią, potem zaciska pięści i wyciąga je do
Guildensterna. Guildenstern wskazuje lewą pięść, Rosencrantz rozwiera ją: nie ma w niej
monety.
ROSENCRANTZ
Nie. (powtarza to samo. Guildenstern znowu wskazuje lewą pięść. Rosencrantz rozwiera ją:
nie ma to niej monety) Znowu przegrałeś!
Jeszcze raz to samo. Tym razem jednak Guildenstern szybko uderza najpierw w jedną, potem
to drugą pięść i Rosencrantz niechcący odkrywa, że w żadnej nic ma monety. Rosencrantz
śmieje się. Guildenstern idzie w głąb sceny. Rosencrantz nagle przestaje się śmiać, patrzy
sobie pod nogi jakby czegoś szukał, klepie się po kieszeniach, zdziwiony. W głębi wchodzi
Poloniusz, za nim aktorzy i Hamlet.
POLONIUSZ
(wchodząc) Pójdźcie, panowie.
HAMLET
Idźcie z nim, moi przyjaciele; dacie nam jutro jakie przedstawienie. (na stronie do Pierwszego
Aktora, który stoi ostatni) Słuchaj no, stary przyjacielu. Możecie zagrać „Zabójstwo
Gonzagi”?
PIERWSZY AKTOR
Możemy panie.
HAMLET
To grajcie je jutro. Nie mógłżebyś w potrzebie nauczyć się dwunastu do piętnastu wierszy,
które bym napisał i wtrącił do twojej roli?
PIERWSZY AKTOR
Czemu nie, łaskawy panie.
HAMLET
To dobrze. Udaj się za tamtym jegomościem, tylko nie drwij z niego, proszę cię. (Pierwszy
Aktor idzie na plan pierwszy, spostrzega Rosencrantza i Guildensterna. Zatrzymuje się.
Hamlet idąc w głąb sceny zawraca się do nich) Kochani przyjaciele, pozwólcie was pożegnać
do wieczora. Witam was w Elsynorze.
ROSENCRANTZ
Ż
egnamy cię, drogi Książę.
Hamlet wychodzi.
GUILDENSTERN
Więc dogoniłeś nas?
55
PIERWSZY AKTOR
(chłodno) Jeszcze nie, panie.
GUILDENSTERN
Pilnuj swego języka.
ROSENCRANTZ
Bo ci go wyrwiemy.
GUILDENSTERN
I wypatroszymy cię jak ongi słowika na święta.
ROSENCRANTZ
Ś
więte słowa.
GUILDENSTERN
Zabraknie ci słów.
ROSENCRANTZ
Połamiesz sobie język.
GUILDENSTERN
Język kołkiem ci stanie.
ROSENCRANTZ
Zapomnisz języka w gębie.
GUILDENSTERN
Będziesz miał kluski w gębie.
ROSENCRANTZ
Skreślą ci wszystkie kwestie.
GUILDENSTERN
I pauzy też.
ROSENCRANTZ
Zostaną ci jedynie znaki przestankowe.
GUILDENSTERN
Język na nic ci się nie zda.
ROSENCRANTZ
Chyba, żeby zwilżyć usta.
GUILDENSTERN
I poczuć, jak smakują łzy.
ROSENCRANTZ
56
Albo śniadanie.
GUILDENSTERN
Nie odczujesz różnicy.
ROSENCRANTZ
Bo nie będzie różnicy.
GUILDENSTERN
Każde słowo wyjmiemy ci z ust.
ROSENCRANTZ
I będziesz uciekał gdzie pieprz rośnie.
GUILDENSTERN
Więc dogoniłeś nas?
PIERWSZY AKTOR
(głośno) Jeszcze nie! (gorzko) To panowie nas opuścili. (Pierwszy Aktor, który coraz bardziej
się smuci, teraz wybucha) Nie mamy odwagi patrzeć sobie w oczy! (pauza, bardziej
opanowany) Nie rozumiecie tego upokorzenia — być pozbawionym jedynej pewności, która
czyni życie znośnym, że ktoś nas ogląda... Rzecz już się działa, już były dwa trupy, kiedy
nagle spostrzegliśmy, że jesteśmy w pustce, nadzy, tonący w jakiejś studni bez dna.
ROSENCRANTZ
Czy to wasz numer trzydzieści osiem?
PIERWSZY AKTOR
(zagubiony) I oto, jakby nierozumne dzieci, wykonywali jakieś pląsy, w strojach, których nikt
nie nosił i mówiąc słowami, których nikt wcześniej nie używał. Z perukami na głowie,
przysięgaliśmy sobie miłość, śpiewali kuplety, mordowaliśmy się drewnianymi szpadami,
rzucaliśmy na wiatr cne wyznania wiary i wołania o zemstę, a każdy gest, każde słowo ginęło
w pustce na bezludziu. Godność naszą wynosiliśmy ponad chmury, a słuchały nas tylko
nierozumne ptaki. (agresywnie) Czy zdajecie sobie sprawę? Jesteśmy aktorami nie ludźmi!
(aż się wzdrygają. gdy on się uspokaja) Zstąpcie w swe umysły, pomyślcie o tym. co was
najintymniej... najbardziej obchodzi, co jest waszą tajemnicą... o czym nikt nie śmie
wiedzieć... (przygląda im się długo, zarówno jak publiczności. Rosencrantz ma minę bardzo
niewyraźną) No, już? (twardo wybijając słowa) Widzę, żeście o tym myśleli!
Rosencrantz zrywa się z miejsca.
ROSENCRANTZ
Nic podobnego! Łżesz! (opanowuje się, uśmiecha się, siada)
PIERWSZY AKTOR
Jesteśmy aktorami... Czując się bezpiecznie w konwencji naszego zawodu, liczyliśmy z
pewnością, że ludzie na nas patrzą. A potem, stopniowo, wychodziło na jaw, że nie ma
nikogo. Zostaliśmy nabrani. W chwili dopiero, gdy morderca wygłaszał swój monolog,
mogliśmy rzucić okiem na co się dzieje. Zastygli w swoich pozach, widzieliśmy was tylko z
profilu, patrząc najpierw z ufnością, później niepewnie, a wreszcie z rosnącą rozpaczą — w
miarę jak każdy skrawek ziemi, każda chata, każdy zakątek okazywał się pusty podczas gdy
57
król—morderca wyznawał niebu bezmiar swoich win... Zaczęliśmy niepewnie poruszać
głowami, lękliwi niczym jaszczurki, gdy trup niewinnej Rozalindy dawał znaki życia, a król
zaczął się jąkać. I nawet wtedy, siła przyzwyczajenia i niezłomna nadzieja, że publiczność
ogląda nas zza jakiegoś krzaka, zmuszały nasze ciała, żeby brnęły dalej, choć poruszały się
już bez ładu i składu, aż zatrzymały się gdzieś niby wózki, które same się stoczyły. Nikt nie
wyszedł nam naprzeciw. Nikt na nas nie krzyknął. Cisza była całkowita, przygniatająca,
bezwstydna. Zdjęliśmy z głów nasze korony, zdjęliśmy nasze stroje złote, odpasaliśmy
szpady i milcząc ruszyliśmy do Elsynoru.
Milczenie. Po chwili Guildenstern zaczyna bić brawo z wolna, ironicznie.
GUILDENSTERN
Wspaniale odtworzone... Gdybyż moje oczy mogły jeszcze płakać. Może tylko nadużywasz
metafor. Nie krytykuję. To kwestia gustu. Więc przyszliście tutaj jako mściciele... w
przenośni oczywiście... Dobrze, przypuśćmy, żebyśmy naprawili wam krzywdę, bo nie macie
chyba wątpliwości, komu to zawdzięczacie, że występowaliście przed królewiczem.
ROSENCRANTZ
Liczymy na was. że przyniesiecie mu ulgę. To wy przecież stanowicie przyjemność, jaką
mamy mu zapewnić, (chichoce, ale szybko się opanowuje) co nie znaczy, że mam na myśli
wasze zwykłe świństwa. Książęta krwi nie mogą być traktowani jak ludzie mający normalne
perwersje. Oni nic o tym nie wiedzą, a wy nic nie wiecie o nich, dzięki czemu możliwa jest
koegzystencja. Dajcie więc królewiczowi czysty, dobry spektakl, odpowiedni dla całej
rodziny, bo jeśli nie, to będziecie dzisiaj grali w zajeździe.
GUILDENSTERN
Albo jutro.
ROSENCRANTZ
Albo wcale nie.
PIERWSZY AKTOR
Mamy tu prawo wstępu. Zawsze je mieliśmy.
GUILDENSTERN
Graliście już kiedyś dla niego?
PIERWSZY AKTOR
Tak, panie.
ROSENCRANTZ
I co on lubi?
PIERWSZY AKTOR
Klasykę.
ROSENCRANTZ
Sprośności!
GUILDENSTERN
Co zagracie?
58
PIERWSZY AKTOR
„Zabójstwo Gonzagi”.
GUILDENSTERN
Pełno chyba pięknych rymów i trupów.
PIERWSZY AKTOR
Zerżnięte z włoskiego...
ROSENCRANTZ
O czym to?
PIERWSZY AKTOR
O pewnym królu i królowej.
GUILDENSTERN
Ucieczka od rzeczywistości. Co tam jeszcze jest?
PIERWSZY AKTOR
Krew.
GUILDENSTERN
Miłość i krasomówstwo.
PIERWSZY AKTOR
Tak jest. (chce odejść)
GUILDENSTERN
Dokąd idziesz?
PIERWSZY AKTOR
Mam chyba swobodę ruchów, nie?
GUILDENSTERN
Jak widzę, jesteś człowiekiem bywałym.
PIERWSZY AKTOR
Bywałem tu przedtem.
GUILDENSTERN
My ciągle jeszcze jesteśmy w lesie.
PIERWSZY AKTOR
Uważajcie, by nauka nie poszła w las.
GUILDENSTERN
Mówisz z doświadczenia?
PIERWSZY AKTOR
59
Są fakty.
GUILDENSTERN
Byłeś tu przedtem.
PIERWSZY AKTOR
I wiem skąd wieje wiatr.
GUILDENSTERN
Działasz na dwóch płaszczyznach, co?! Spryciarz z ciebie. Oczywiście, jako aktor masz
pewną wprawę. (twarz Pierwszego Aktora nie zdradza niczego. Robi krok, jakby chciał
odejść. Guildenstern zatrzymuje go) Prawdę mówiąc, cenimy sobie wasze towarzystwo w
braku innego. Byliśmy zdani na samych siebie... Po jakimś czasie człowiek jest rad, że
spotyka go niepewność... że jest zdany na innych.
PIERWSZY AKTOR
Niepewność to stan normalny... Panowie nie stanowicie wyjątku.
Pierwszy Aktor znowu chce odejść. Guildenstern się unosi.
GUILDENSTERN
Ale na litość boską — co robić?!
PIERWSZY AKTOR
Panowie, tylko spokój może was uratować. Zachowujcie się jak ludzie. Nie można przy byle
okazji pytać o rzeczy ostateczne.
GUILDENSTERN
Ale nie wiemy, co się dzieje, co mamy z sobą robić! Jak postępować?!
PIERWSZY AKTOR
Zachowujcie się zwyczajnie. Wiecie przynajmniej, po co tu jesteście.
GUILDENSTERN
Wiemy tylko tyle, ile nam się mówi, a to niewiele. I nie wiemy nawet, czy to prawda.
PIERWSZY AKTOR
Tego nie wie nikt. Wszystko trzeba przyjmować na wiarę. Prawdziwe jest tylko to, co się
przyjmuje jako prawdziwe. To jest waluta, za którą się żyje. Może nie mieć żadnego
pokrycia, ale póki jest notowana, to nie ma znaczenia. Zasadą jest tu domniemanie. Jakie jest
domniemanie panów?
ROSENCRANTZ
Hamlet nie jest sobą — ani zewnętrznie, ani wewnętrznie. Musimy zbadać, co go gnębi.
GUILDENSTERN
On nie bardzo daje się zbadać.
PIERWSZY AKTOR
A któż by dał — w dzisiejszych czasach?
60
GUILDENSTERN
Jest melancholijny.
PIERWSZY AKTOR
Melancholijny?
ROSENCRANTZ
Wariat.
PIERWSZY AKTOR
W jakim sensie?
ROSENCRANTZ
No... (do Guildensterna) W jakim sensie?
GUILDENSTERN
Może nie wariat, ale ponury.
PIERWSZY AKTOR
Melancholijny.
GUILDENSTERN
Nastrojowy.
ROSENCRANTZ
Miewa nastroje.
PIERWSZY AKTOR
Ponurości.
GUILDENSTERN
Szaleństwo. A przecież...
ROSENCRANTZ
Właśnie.
GUILDENSTERN
Na przykład.
ROSENCRANTZ
Mówi do siebie. Co może być szaleństwem.
GUILDENSTERN
Jeśli się mówi od rzeczy. Ale on mówi sensownie.
ROSENCRANTZ
Co by oznaczało coś wręcz przeciwnego.
PIERWSZY AKTOR
Niż co?
61
Krótka pauza.
GUILDENSTERN
Już wiem! Człowiek mówiący sensownie do siebie samego nie jest bardziej szalony, niż ten,
który mówi od rzeczy nie do siebie samego.
ROSENCRANTZ
Albo jest równie szalony.
GUILDENSTERN
Albo jest równie szalony.
ROSENCRANTZ
A on robi jedno i drugie.
GUILDENSTERN
Właśnie.
ROSENCRANTZ
Skończony zdrowy byk.
Pauza.
PIERWSZY AKTOR
Dlaczego?
GUILDENSTERN
No... (do Rosencrantza) Dlaczego?
ROSENCRANTZ
Właśnie.
GUILDENSTERN
Właśnie... co?
ROSENCRANTZ
Właśnie, dlaczego?
GUILDENSTERN
Co, dlaczego?
ROSENCRANTZ
Co?
GUILDENSTERN
Dlaczego?
ROSENCRANTZ
Co dlaczego, właśnie?
GUILDENSTERN
62
Dlaczego jest wariatem?
ROSENCRANTZ
Nie mam pojęcia.
Słychać kroki.
PIERWSZY AKTOR
Stary myśli, że on kocha się w córce.
ROSENCRANTZ
(przerażony) O, Boże! To już nie do pojęcia.
PIERWSZY AKTOR
Nie, nie, nie — on nie ma córki — stary myśli, że on kocha się w jego córce.
ROSENCRANTZ
Stary?
PIERWSZY AKTOR
Hamlet. Że kocha się w córce starego. Stary tak myśli.
ROSENCRANTZ
Aha! To zaczyna nabierać sensu. Nie odwzajemniona namiętność.
GUILDENSTERN
(do Pierwszego Aktora) Skąd wiesz?
PIERWSZY AKTOR
Ma się nosa.
GUILDENSTERN
Uważaj, by ci go kto nie utarł. (Pierwszy Aktor chce odejść. Groźnie) Niech nikt się stąd nie
rusza! (po chwili, spuściwszy z tonu) Bez bardzo ważkiego powodu.
PIERWSZY AKTOR
A to dlaczego?
GUILDENSTERN
To ciągłe krzątanie się powoduje bałagan. Przestaję panować sytuacją. Żeby nie było
bałaganu, musi być powód.
PIERWSZY AKTOR
Mam powód...
GUILDENSTERN
Jaki?
PIERWSZY AKTOR
Muszę nauczyć się kilku kwestii.
63
ROSENCRANTZ
To idź!
PIERWSZY AKTOR
Kłaniam się uniżenie.
GUILDENSTERN
Bywaj.
ROSENCRANTZ
Bądź zdrów.
GUILDENSTERN
Do widzenia.
PIERWSZY AKTOR
Sługa.
Pierwszy Aktor wychodzi. Rosencrantz z ręką zwiniętą przy ustach jakby trąbił, woła w
przeciwną stronę.
ROSENCRANTZ
Następny!
Nikt się nie zjawia.
GUILDENSTERN
Czegoś ty się spodziewał?
ROSENCRANTZ
Czegoś... Kogoś... Niczego. (siadają twarzą do widowni) Głodny jesteś?
GUILDENSTERN
Nie, a ty?
ROSENCRANTZ
(zastanawia się) Nie. Pamiętasz tę monetę?
GUILDENSTERN
Nie.
ROSENCRANTZ
Zdaje się, że ją zgubiłem.
GUILDENSTERN
Jaką monetę?
ROSENCRANTZ
Nie pamiętam dokładnie.
Pauza.
GUILDENSTERN
64
Aha, tamtą monetę... Spryciarz z ciebie.
ROSENCRANTZ
Nie pamiętam, jak to zrobiłem,
GUILDENSTERN
Prawdopodobnie przychodzi ci to z łatwością.
ROSENCRANTZ
Tak. mam pewne zdolności w tym kierunku.
GUILDENSTERN
Zrób to jeszcze raz.
Krótka pauza.
ROSENCRANTZ
Nie stać nas na to.
GUILDENSTERN
Tak, trzeba myśleć o przyszłości.
ROSENCRANTZ
Należałoby.
GUILDENSTERN
Mieć przyszłość. Właściwie cały czas się ją ma... Ma się ją... i znów się ją ma... i znowu...
ROSENCRANTZ
Bez końca. Nie, jednak nie bez końca. (pauza) Czy myślisz kiedy o sobie, że to już koniec, że
leżysz w skrzyni przykrytej wiekiem?
GUILDENSTERN
Nie.
ROSENCRANTZ
Ani ja, tak naprawdę... Głupio tym się przejmować. Wiesz, chcę powiedzieć, że człowiek
myśli o sobie, że leży w skrzyni, jak gdyby żył, a zapomina wziąć pod uwagę, że umarł... Co
oczywiście zmienia wszystko, nie? To znaczy — człowiek przecież by nie wiedział, że leży w
skrzyni. Leżałby tak, jak gdyby spał. Nie, żebym chciał spać w skrzyni, rozumiesz, bez
powietrza — człowiek się budzi i jest trupem. I co robić? Pomijając już to, że się leży w
skrzyni. Prawdę mówiąc, nie bardzo bym chciał... I dlatego o tym nie myślę... (Guildenstern
porusza się niespokojnie, otula się płaszczem) Bo człowiek jest bezbronny, nie? Zapakowany
do skrzyni, to znaczy — na zawsze. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że człowiek nie żyje, nie
jest to radosna myśl. Zwłaszcza, kiedy się nie żyje. No, pomyśl tylko... Jeśli ja cię wręcz
zapytam — że chcę cię teraz zapakować do skrzyni i zapytam, czy wolałbyś żyć, czy nie żyć?
Oczywiście, wolałbyś żyć. Nawet w skrzyni lepiej żyć. niż nie żyć. Mam nadzieję. Człowiek
przynajmniej ma jakąś szansę. Leży sobie i myśli: cóż, w każdym razie żyję! Za chwilę ktoś
zacznie łomotać w wieko i każe ci wyjść. (wali pięściami w podłogę) Hej ty, jak ci tam!
Wyłaź!
65
GUILDENSTERN
(zrywa się wściekły) Nie musisz tak walić, jak gdybyś chciał kogoś ukatrupić!
Pauza.
ROSENCRANTZ
Na twoim miejscu nie myślałbym o tym. Człowiek wpada tylko w depresję! (pauza)
Wieczność to coś przerażającego. No, bo kiedy to się skończy? (pauza, wstaje, wymachuje
rękami) Ale to nikogo nie obchodzi. Człowiek się nie liczy. Można milczeć aż do śmierci, to
jest... chcę powiedzieć... aż po śmierci, aż się człowiek rozpadnie.
GUILDENSTERN
Przepadnie.
ROSENCRANTZ
Nic nie pomoże. (chodzi tam i sam) Kiedy to było gdy człowiek po raz pierwszy dowiedział
się o śmierci? Musiała być taka chwila. Może w dzieciństwie, kiedy człowiekowi przyszło na
myśl, że nie będzie wiecznie żył? To musiał być cios — to musiało wryć się w pamięć. A
jednak zupełnie sobie nie przypominam. To mi nigdy nie przyszło do głowy. Co z tego
wynika? Że widocznie rodzimy się z poczuciem swojej śmiertelności. Zanim jeszcze znamy
to słowo, zanim się dowiadujemy, że istnieją słowa, przychodzimy na świat krwi i z
wrzaskiem, wiedząc, że mimo wszystkich kompasów na świecie kierunek jest tylko jeden, a
jego miarą jest czas. (zastanawia się, po czym gwałtownie) Człowiek jest jak nawóz, nic
więcej! I nie ścierpię tego, zapamiętam to sobie! (w stronę kulisy, jak poprzednio) Nie
wchodzić! Nie wolno! (nikt nie wchodzi. Dysząc ciężko) Tak lepiej...
Nagle z tyłu zjawia się orszak. Pierwszy kroczy Klaudiusz, potem Gertruda, Poloniusz,
Ofelia. Klaudiusz mijając Rosencrantza bierze go za łokieć i wciąga w rozmowę: kontekstem
jest tu „Hamlet” — akt III, scena I. Guildenstern ciągle jeszcze stoi twarzą do widowni:
Klaudiusz, Rosencrantz i inni idą w głąb sceny i zawracają.
GUILDENSTERN
Ś
mierć, a po niej wieczność... Najgorsze, co jest na tym świeci i najgorsze, co jest na tamtym.
Potworne!
Guildenstern podchodzi do Klaudiusza, chwyta jeszcze treść jego rozmowy z Rosencrantzem.
Rosencrantz i Gertruda idą na plan pierwszy.
GERTRUDA
Jakże was przyjął?
ROSENCRANTZ
Bardzo grzecznie.
GUILDENSTERN
(wróciwszy na czas, ażeby włączyć się do rozmowy)
Ale
Nie bez przymusu.
ROSENCRANTZ
(oczywiście łże i wie, że łże i nie stara się tego ukryć, może nawet popisując się przed
Guildensternem)
Skąpy był w pytaniach.
66
A w odpowiedziach odbiegał od rzeczy.
GERTRUDA
Nasunęliście mu jakąś rozrywkę?
ROSENCRANTZ
Traf zrządził, żeśmy spotkali po drodze
Trupę aktorów: wspomnieliśmy o tym
Księciu i to go trochę ucieszyło.
Ci aktorowie już się tu znajdują.
I jak słyszałem, otrzymali rozkaz
Grania mu dzisiaj.
POLONIUSZ
Tak jest w rzeczy samej
I mnie on zlecił prosić najpokorniej
Wasze królewskie moście, by raczyły
Być obecnymi na tym widowisku.
KLAUDIUSZ
Z największą chęcią. Serdeczniem rad, że się
Do tego skłania. Wciąż go utrzymujcie,
Moi panowie, w tym usposobieniu
I podniecajcie w nim gust do takiego
Rodzaju zabaw.
ROSENCRANTZ
Uczynim to panie.
KLAUDIUSZ
Oddal się także, kochana Gertrudo.
Ułożyliśmy rzecz tak, aby Hamlet.
Niby przypadkiem, zszedł się tu z Ofelią.
Król i królowa wychodzą.
ROSENCRANTZ
(opryskliwe) Ani chwili spokoju! Stąd i stamtąd, raz po raz nachodzą nas ze wszystkich stron.
GUILDENSTERN
Nigdy nie jesteś zadowolony.
ROSENCRANTZ
Doganiają nas kiedy im się podoba... Dlaczego nie można przejechać obok nich?
GUILDENSTERN
Jaka różnica?
ROSENCRANTZ
Odchodzę. (Guildenstern nie zwraca na niego uwagi. Rosencrantz idzie niepewnie w głąb
sceny. Patrzy i wraca szybko z powrotem) Idzie.
67
GUILDENSTERN
Co robi?
ROSENCRANTZ
Nic.
GUILDENSTERN
Coś musi robić.
ROSENCRANTZ
Chodzi.
GUILDENSTERN
Na rękach?
ROSENCRANTZ
Nie, na nogach.
GUILDENSTERN
Goły?
ROSENCRANTZ
Ubrany od stóp do głów.
GUILDENSTERN
Sprzedaje coś?
ROSENCRANTZ
Jeśli się nie mylę, to nie.
GUILDENSTERN
A może się mylisz?
ROSENCRANTZ
Wątpię.
Pauza.
GUILDENSTERN
Pojęcia nie mam, jak go wciągnąć w rozmowę.
Hamlet wchodzi na scenę, staje, ważąc za i przeciw jak rozpocząć swą kwestie. Rnsenkrantz i
Guildenstern przypatrują mu się.
ROSENCRANTZ
No cóż, można by powiedzieć, że właśnie trafia się okazja... można by... zaczepić go... Tak. to
rzeczywiście wygląda na okazję... Coś takiego jak bezpośrednie podejście, bez ceregieli... jak
mężczyzna z mężczyzną... bez ogródek... Na przykład... Słuchaj, co to wszystko ma znaczyć...
coś w tym rodzaju. Tak. Trzeba się uczepić czegoś takiego... Moim zdaniem przynajmniej,
tak bym to zrobił. Darowanemu koniowi nie zagląda się... itepe. (zbliża się do Hamleta, lecz
odwaga opuszcza go, odchodzi) Patrzymy w niego jak w tęczę i stąd nasza słabość. Jak
68
przychodzi co do czego, to człowiek gotów paść na kolana. (wchodzi Ofelia z książką do
nabożeństwa. Tworzy coś to rodzaju jednoosobowej procesji)
HAMLET
Piękna Ofelia! — Nimfo w modłach swoich
Pomnij o moich grzechach.
OFELIA
Jakże zdrowie Waszej Książęcej Mości?
HAMLET
Dobre, pokornie dziękuję waćpannie.
Znikają, odchodząc w boczną kulisę.
ROSENCRANTZ
Jakby się mieszkało w parku!
GUILDENSTERN
Bardzo wzruszające. Tak właśnie myślałem, że twoje bezpośrednie podejście, bez ceregieli,
od razu na nich podziała... Jeśli jeszcze wolno mi radzić, to zamknij się i siadaj. Dość tych
twoich finezji.
ROSENCRANTZ
(bliski płaczu) Nie mam zamiaru dłużej tego znosić! (wchodzi postać kobieca,
przypominająca Gertrudę, Rosencrantz idzie w ślad za nią, kładzie dłonie na jej oczach i
mówi z desperacką frywolnością) Kto to?
PIERWSZY AKTOR
(zjawiwszy się w kącie sceny, w głębi) Alfredzie!
Rosencrantz opuszcza ręce, robi szybki zwrot to tył. Obejmował bowiem Alfreda, ubranego w
długą suknię i blond perukę. Pierwszy Aktor ciągle jeszcze stoi w kącie sceny, Rosencrantz
zbliża się do tego miejsca. Aktor nie rusza się. Rosencrantz i Aktor stają blisko siebie, noga
przy nodze.
ROSENCRANTZ
Przepraszam.
Pierwszy Aktor podnosi jedną nogą. Rosencrantz schyla się, kładzie dłoń na ziemi. Pierwszy
Aktor spuszcza nogę. Rosencrantz krzyczy i odskakuje.
PIERWSZY AKTOR
(poważnie) Bardzo przepraszam.
GUILDENSTERN
(do Rosencrantza) Co on zrobił?
PIERWSZY AKTOR
Tupnąłem nogą.
ROSENCRANTZ
Miałem rękę na podłodze!
69
GUILDENSTERN
Podłożyłeś mu się?
ROSENCRANTZ
Ja?
GUILDENSTERN
Po co?
ROSENCRANTZ
Myślałem, że... (chwyta Guildensterna) Nie zostawiaj mnie samego! Próbuje uciec w
kierunku wyjścia. Wchodzi aktor w stroju królewskim. Rosencrantz cofa się, usiłuje uciec w
przeciwną stroną. Wchodzą dwaj aktorzy w pelerynach. Rosencrantz znowu próbuje uciec, ale
wchodzi jeszcze jeden aktor i Rosencrantz wycofuje się na środek sceny. Pierwszy Aktor od
niechcenia klaszcze w dłonie.
PIERWSZY AKTOR
Dobra! Nie mamy dużo czasu.
GUILDENSTERN
Co wy robicie?
PIERWSZY AKTOR
Próba generalna. A teraz, jeśli panowie nie macie nic przeciwko temu, to cofnijcie się
trochę... o tak... dobrze... (do aktorów) Gotowi? I na miłość boską, pamiętajcie co gracie. (do
Rosencrantza i Guildensterna) Używamy mniej więcej tych samych kostiumów, więc
zapominają, kogo gra Alfred, przestań dłubać w nosie. Kiedy królowe muszą to robić, to
zachodzi u nich funkcja mózgowa, którą mają we krwi... Cisza! Zaczynamy!
KRÓL—AKTOR
Trzydzieści razy Feba rumaki obiegły.
Pierwszy Aktor zrywa się ze złością.
PIERWSZY AKTOR
Nie, nie, nie! Zaczyna się od niemej sceny, ty królewska maestrio złamana! (do Rosencrantza
i Guildensterna) Trochę wyszli z wprawy, ale kiedy trzeba umierać, to się podciągają. To ich
wprawia w poetycki nastrój.
GUILDENSTERN
Bardzo ładnie z ich strony.
PIERWSZY AKTOR
Nic nie jest mniej przekonywające niż nieprzekonywająca śmierć.
GUILDENSTERN
Jasne.
Pierwszy Aktor klaszcze w dłonie.
PIERWSZY AKTOR
Akt pierwszy — jedziemy!
70
Pantomima — melodia wygasa, król—aktor i królowa—aktorka obejmują się. Ona klęka i
zaklina go. On podnosi ją z kolan i kładzie głowę na jej szyi. On się kładzie. Ona, widząc, że
on śpi, opuszcza go.
GUILDENSTERN
Co ta niema scena znaczy?
PIERWSZY AKTOR
Cóż. to właściwie tylko chwyt — pomaga w zrozumieniu akcji, która następuje. Mówimy
językiem teatralnym, który niejasnością nadrabia czego mu brak pod względem stylu.
Pantomima trwa dalej. Wchodzi nowy aktor. Zdejmuje z głowy śpiącego koronę i całuje ją.
Przyniósł z sobą małą butelkę z płynem, wlewa truciznę ucha śpiącego i opuszcza go. Śpiący
umiera w drgawkach.
ROSENCRANTZ
Kto to był?
PIERWSZY AKTOR
Brat króla i stryj księcia.
GUILDENSTERN
Nie bardzo to po bratersku.
PIERWSZY AKTOR
Ani po stryjowsku, jak się okaże.
Wraca królowa; widząc, że król nie żyje, odgrywa przejmującą scenę. Truciciel znowu wraca
w towarzystwie dwóch innych mężczyzn w opończach. Truciciel udaje, że pociesza królową.
Wynoszą ciało zmarłego. Truciciel składa przed królową dary i próbuje się do niej zalecać.
Ona z początku okazuje mu niechęć ale w końcu mu ulega. Pod koniec pantomimy słychać
szloch zrozpaczonej kobiety. Wchodzi Ofelia łkając, tuż za nią wzburzony Hamlet; z krzykiem
zatrzymuje ją na środku sceny.
HAMLET
Precz! Precz! nie chcę już patrzeć na to, to mnie we wściekłość wprawia. (Ofelia z płaczem
pada na kolana) Wara odtąd mężczyznom żenić się! (Zniżając glos zwraca się do zastygłych
to bezruchu aktorów) Ci, co się już pożenili (nachyla się do królowej—aktorki i truciciela,
mówi cicho, z hamowaną wściekłością) jednego wyjąwszy, niech żyją zdrowi. (uśmiecha się
do nich niewesoło a potem zabiera się do odejścia; ostatnie słowa mówi znów głosem
podniesionym) Reszta pozostać winna tak, jak jest. (mijając słaniającą się Ofelię, mówi
prosto do ucha krótkie, urywane zdania) Do klasztoru! Idź do klasztoru! Hamlet wychodzi.
Ofelia pada na kolana, jej szloch ledwie słychać. Krótka chwila ciszy.
KRÓL—AKTOR
Trzydzieści razy Feba rumaki!...
Klaudiusz wchodzi z Poloniuszem, zbliża się do Ofelii i podnosi ją z kolan. Aktorzy
pochyliwszy głowy szybko się wycofują.
KLAUDIUSZ
Miłość? Nie takie są jej symptomata.
To co on mówił, choć trochę bez związku,
71
Cechy szaleństwa nie nosiło wcale.
Ponura jego smętność wysiaduje
Coś złowrogiego, co wylęgłe z jajka
Mogłoby stać się zgubne. Pragnąc przeto
Zapobiec złemu, po świeżym namyśle,
Postanowiłem wysłać go niezwłocznie
Do Anglii...
Klaudiusz, Poloniusz, Ofelia w tyle. Pierwszy Aktor wychodzi do przodu klaszcząc w dłonie
prosi o uwagę.
PIERWSZY AKTOR
Panowie! (patrzą na niego) To chyba nie tak. W ten sposób nie da się zrobić. (do
Guildensterna) Jakie to na panu zrobiło wrażenie?
GUILDENSTERN
A jakie miało zrobić wrażenie?
PIERWSZY AKTOR
(do aktorów) Nie przekazujecie myśli.
Rosencrantz robi kilka kroków w stronę Ofelii i zawraca.
ROSENCRANTZ
Dla mnie, to nie wyglądało na miłość,
GUILDENSTERN
Znów zaczynamy od zera...
PIERWSZY AKTOR
(do aktorów) To było do niczego.
ROSENCRANTZ
(do Guildensterna) Ładnie to przedstawienie będzie wyglądać.
GUILDENSTERN
Nie wtrącaj się — jesteśmy tylko widzami.
PIERWSZY AKTOR
Akt drugi! Na miejsca!
GUILDENSTERN
Więc to nie był koniec?
PIERWSZY AKTOR
Pan to nazywa końcem? Gdy prawie jeszcze nie ma trupów? O, nie — chyba że po pańskim
trupie.
GUILDENSTERN
Jak mam to przyjąć?
PIERWSZY AKTOR
72
Na leżąco. (śmieje się i natychmiast poważnieje, jak gdyby się nigdy w życiu nie śmiał) W
sztuce musi być jakiś zamysł, pan chyba o tym wie. Wypadki muszą się toczyć do chwili,
gdy zachodzi estetyczny, moralny i logiczny finał.
GUILDENSTERN
A w tym wypadku jaki jest finał?
PIERWSZY AKTOR
Taki jak zawsze. Zmierzamy do punktu, w którym każdy, kto ma umrzeć — umiera.
GUILDENSTERN
Czy to z góry wiadomo?
PIERWSZY AKTOR
Między „sprawiedliwym rozwiązaniem” a „tragiczną ironią” jest dosyć miejsca na nasz
szczególny talent. Mówiąc ogólnie, sprawy zaszły tak daleko, jak tylko możliwe. Kiedy jest
już tak źle, że gorzej być nie może. (udaje, że się uśmiecha)
GUILDENSTERN
Kto o tym decyduje?
PIERWSZY AKTOR
(przestaje si
ę
ś
mia
ć
)
Decyduje? To jest napisane. (odwraca się tyłem. Guildenstern
chwyta go i obraca go twarzą do siebie. Oschle) A teraz, jeśli będzie pan delikatny, to
miniemy się w ciemności. Jak się tradycyjnie mówi w takich wypadkach. (Guildenstern
puszcza go wolno) Jesteśmy aktorami, rozumie pan. Stosujemy się do wskazań — to nie jest
sprawa wyboru. Źli ludzie kończą nieszczęśliwie, dobrzy — pechowo. To jest sens tragedii.
(woła) Na miejsca! (aktorzy zajęli miejsca, żeby kontynuować pantomimę, która w tym
wypadku przedstawia scenę miłosna, erotyczną i namiętną, między królową a królem—
trucicielem) Zaczynamy! (kochankowie zaczynają. Pierwszy Aktor dodaje szybki komentarz
dla Rosencrantza i Guildensterna) Zamordowawszy brata swego i uwiódłszy jego wdowę,
truciciel wstępuje na tron! Teraz widzimy go jak z królową puszczają wodze niepohamowanej
namiętności! Ona nie zdaje sobie sprawy, że mężczyzna, którego trzyma w objęciach...
ROSENCRANTZ
Och, nie, wykluczone! Nie wypada!
PIERWSZY AKTOR
Czemu?
ROSENCRANTZ
No, uważam, że ludzie chcą mieć rozrywkę, nie przychodzą tu, żeby oglądać ponure i
zbyteczne brudy.
PIERWSZY AKTOR
Myli się pan — tego właśnie chcą! Morderstwo, uwiedzenie, kazirodztwo. A czego pan by
chciał — dowcipów?
ROSENCRANTZ
Chcę. żeby historia miała początek, środek i koniec.
73
PIERWSZY AKTOR
(do Guildensterna) A pan?
GUILDENSTERN
Ja wolę. żeby sztuka była odbiciem życia, jeśli ci to nie sprawia różnicy.
PIERWSZY AKTOR
Dla mnie wszystko jedno, panie. (do obejmujących się kochanków) W porządku, nie
przesadzajcie. (kochankowie wstają. Do Guildensterna) Ja wchodzę za chwilę. Lucjan,
bratanek królewski! (zwraca się do tragików) Dalej! (aktorzy przygotowują się do następnego
fragmentu pantomimy, to którym Pierwszy Aktor przedstawia męczącą udrękę —
choreografia i stylizacja — co jest wprowadzeniem do namiętnej sceny z królową —
(„Hamlet”, akt III, scena IV) — i bardzo stylizowanej rekonstrukcji przeszycia szpadą
Poloniusza stojącego za kotarą. Zamordowany król zastępuje Poloniusza, podczas gdy
Pierwszy Aktor kontynuuje swój komentarz dla Guildensterna i Rosenkrantza) ...Lucjan,
bratanek króla... oszukańczo pozbawiony tronu przez stryja i zdruzgotany przez kazirodcze
małżeństwo matki... traci rozum... wywołując popłoch i zamieszanie na dworze, kiedy na
zmianę miota się między smętną melancholią a dzikim obłędem... ogarnięty raz chęcią
samobójstwa (poza), a raz żądzą zabójstwa (tutaj zabija Poloniusza) ...staje wreszcie przed
swą matką i w scenie pełnej dwuznaczności (na wpół Edypowy uścisk) ...błaga ją, by wyznała
swą winę i prosiła o przebaczenie... (zrywa się, ciągle mówiąc) Król (popycha do przodu
króla—truciciela) zadręczony poczuciem winy, ścigany strachem postanawia wysłać swego
bratanka do Anglii — i porucza to przedsięwzięcie dwom rozradowanym wspólnikom —
przyjaciołom — dworakom — dwom szpiegom — (odwraca się. żeby złączyć w jedną grupę
króla—truciciela i dwu aktorów ubranych w peleryny: ci dwaj przyklękają i przyjmują od
króla zwój) dając im list, ażeby złożyli go na angielskim dworze królewskim! I tak ci
odjeżdżają — na pokładzie okrętu — (dwaj szpiedzy zajmują pozycję po obu stronach
Pierwszego Aktora i cala trójka zgodnie i spokojnie kołysze się, naśladując ruch okrętu:
wtedy Pierwszy Aktor oddala się od nich) — i oni przyjeżdżają — (jeden szpieg przysłania
sobie oczy wpatrując się w horyzont) i wysiadają i stają przed obliczem króla Anglii —
(odwraca się do tyłu. Zmiana dekoracji głowy przemienia aktora, który grał zamordowanego
króla w króla Anglii. Mówi dalej) Lecz gdzie jest książę! Zapewne się dziwicie — spisek
narasta, ironia losu i przebiegłość włożyły im do rąk list, skazujący ich na śmierć! (dwaj
szpiedzy wręczają list królowi Anglii, który czyta go i skazuje ich na śmierć. Szpiedzy wstają,
podczas gdy Pierwszy Aktor zdziera z nich peleryny, jako pierwszy krok do egzekucji)
Zdrajcy, którzy zginęli od własnej broni? Czy też ofiary bogów? — Nigdy się tego nie
dowiemy.
Pantomima jest ciągła i nie przerywana. Teraz jednak Rosencrantz wysuwa się do przodu i
przerywa ją. Powodem jego interwencji jest fakt, że dwaj szpiedzy ubrani są pod pelerynami
tak samo jak Rosencrantz i Guildenstern. Stroje Rosencrantza i Guildensterna są na razie
niewidoczne, ponieważ obaj owinięci są w płaszcze. Jeden szpieg ubrany jest tak, jak
Rosencrantz, drugi jak Guildenstern. Rosencrantz zbliża się do „swego” szpiega, staje blisko
niego i dotyka jego płaszcza...
ROSENCRANTZ
Jak Boga kocham, to przecież jest... Nie, chwileczkę — nic nie mów — gdzie to było? Ach,
to mi przypomina — kiedy to było? Znamy się prawda? Pamiętam każdą twarz (patrzy w
twarz szpiega) ...ale pańskiej chyba nie znam, chociaż... przez chwilę myślałem... nie, nie
znam pana, prawda? Tak obawiam się, że pan się myli. Musiał mnie pan wziąć za kogo
innego. (teraz Guildenstern, głęboko zamyślony, zbliża się do drugiego szpiega)
74
PIERWSZY AKTOR
(do Guildensterna) Zna pan tę sztukę?
GUILDENSTERN
Nie.
PIERWSZY AKTOR
Prawdziwa jatka — osiem trupów. Dajemy z siebie wszystko.
GUILDENSTERN
(coraz bardziej napięty podczas całego komentarza i pantomimy) Co ty wiesz o śmierci ?
PIERWSZY AKTOR
To jest to, co aktorzy grają najlepiej. Muszą dać z siebie wszystko, a talent ich zanika.
Potrafią umierać heroicznie, komicznie, ironicznie, powoli, nagle, wstrętnie, pięknie lub na
koturnach. Mój własny talent jest z innego kruszcu. Wydobywam sens z melodramatu, sens
— którego w rzeczywistości wcale tam nie ma; ale czasem widać spoza tej materii cieniutki
promyk światła, który dojrzany pod właściwym kątem — potrafi przebić skorupę
ś
miertelności.
ROSENCRANTZ
I to wszystko, co potrafią — umierać?
PIERWSZY AKTOR
Ależ nie, pięknie zabijają. W rzeczy samej niektórzy zabijają nawet lepiej, niż umierają.
Reszta umiera lepiej niż zabija. Razem tworzą zespół.
ROSENCRANTZ
Jak ich odróżnić?
PIERWSZY AKTOR
Mała różnica.
GUILDENSTERN
(strach, drwina) Aktorzy! Mechanizm taniego melodramatu! To nie jest śmierć! (ciszej)
Krzyczycie i dławicie się i padacie na kolana, ale to nie wywołuje u nikogo świadomości
ś
mierci — i nie spada na nikogo znienacka i nie budzi w ich mózgach głosu, który szepce: „I
ty kiedyś umrzesz!” (prostuje się) Tyle razy umieracie; jak możecie liczyć na to. że ludzie
uwierzą w waszą śmierć?
PIERWSZY AKTOR
Wprost przeciwnie, to jedyny rodzaj śmierci, w którą wierzą. Są do tego przyzwyczajeni.
Kiedyś miałem aktora, który został skazany na śmierć przez powieszenie za kradzież barana
czy owcy — nie pamiętam. Uzyskałem zezwolenie, aby go powiesić w czasie spektaklu —
musiałem więc nieco zmienić fabułę, ale sądziłem, że będzie to efektowne — nie uwierzycie
mi panowie, ale on nie był przekonywający! Nie sposób było wyzbyć się niewiary — i kiedy
publiczność zaczęła drwić i obrzucać go pomidorami, cała ta historia skończyła się katastrofą!
Nic innego nie robił, tylko krzyczał cały czas, po prostu na przekór konwencji — stał w
miejscu i krzyczał... Nie, nigdy więcej. (w wesołym nastroju zwraca się ku aktorom; dwaj
75
szpiedzy czekają na egzekucję z rąk Pierwszego Aktora, wyjmującego sztylet zza pasa)
Publiczność wie, czego chce i tylko w to gotowa jest uwierzyć. (do szpiegów, podczas gdy ich
sztyletem przebija) Pokażcie!
Szpiedzy umierają powoli i przekonywająco. Światło gaśnie powoli, aż zanika. Podczas gdy
oni umierają, Guildenstern zaczyna mówić.
GUILDENSTERN
Nie, nie, nie... Wszystko się wam pokręciło... nie umiecie zagrać śmierci! Fakt śmierci nie ma
nic wspólnego z tym, jak się ją widzi, jak to się odbywa — to nie jest krzyk, ani krew, ani
słanianie się. Nie to jest istotą śmierci. Po prostu idzie o to, że człowiek się więcej nie pokaże,
to wszystko. Teraz go widzicie, a po chwili go nie ma i tylko to jest prawdziwe, że w tej
chwili jest tutaj, a w następnej znika i nigdy już nie wróci — wyjście ledwo dostrzeżone i nie
zapowiedziane, zniknięcie, które nabiera wagi w miarę jak trwa, aż staje się w końcu ciężkie
jak ołów.
Dwaj szpiedzy leżą spokojnie, ledwie widoczni. Pierwszy Aktor wychodzi do przodu i
przykrywa ciała szpiegów ich własnymi opończami. Rosencrantz zaczyna klaskać.
Ściemnienie
Chwila ciszy, po czym rozgardiasz i głosy: „Król powstaje”... „Przerwać przedstawienie!”...
i okrzyki „Światła, światła, światła”. Kiedy kilka sekund później wraca światło, jest to już
wschód słońca. Scena pusta, z wyjątkiem dwóch postaci w pelerynach leżących na ziemi,
mniej więcej w tej samej pozycji, jaką zajmowali zasztyletowani szpiedzy. Kiedy światło
rozjaśnia scenę, okazuje się, że są to Rosencrantz i Guildenstern, wygodnie wypoczywający.
Rosencrantz unosi się na łokciach, przesłania sobie oczy i patrzy w stronę publiczności.
Wreszcie:
ROSENCRANTZ
Więc to jest wschód. To chyba pewne.
GUILDENSTERN
Nic nie jest pewne.
ROSENCRANTZ
Nie ma kwestii. To słońce. Wschód.
GUILDENSTERN
(patrzy do góry) Gdzie?
ROSENCRANTZ
Widziałem, jak wschodziło.
GUILDENSTERN
Nie... cały czas było jasno, rozumiesz, tylko że otwierałeś oczy bardzo powoli. Gdybyś stał
odwrócony tyłem, to byś przysiągł, że wschód jest tam.
ROSENCRANTZ
(wstając) Niedowiarek z ciebie.
GUILDENSTERN
Nieraz już mnie nabierano.
76
ROSENCRANTZ
(patrzy ponad publiczność) To mi coś przypomina.
GUILDENSTERN
Są ciekawi, co zrobimy.
ROSENCRANTZ
Dobry, stary, wierny wschód.
GUILDENSTERN
Jak się tylko ruszymy, rzucą się na nas ze wszystkich stron wydając mętne rozkazy,
wprowadzając nas w błąd bzdurnymi uwagami, posyłając na wszystkie strony i myląc nasze
nazwiska.
Rosencrantz zaczyna protestować, lecz ledwo otworzył usta:
KLAUDIUSZ
(zza kulis — rozkazująco) Hejże, Guildenstern!
Guildenstern ciągle jeszcze w rozterce. Krótka pauza.
ROSENCRANTZ + GUILDENSTERN
razem
Wzywają cię...
Gdy wchodzą Klaudiusz i Gertruda, Guildenstern zrywa się na równe nogi. Obaj są
przerażeni.
KLAUDIUSZ
Idźcie i weźcie z sobą jeszcze kogo.
Hamlet w szaleństwie zabił Poloniusza
I gdzieś go powlókł z tego tu pokoju.
Idźcie, wynajdźcie go, przemówcie grzecznie
I każcie ciało zanieść do kaplicy.
Spieszcie się, proszę was.
Klaudiusz i Gertruda wychodzą pospiesznie.
Pójdźmy Gertrudo,
Zgromadzisz naszych najlepszych przyjaciół
I odkryjemy im tak to, co zaszło,
Jak to, co czynić zamierzamy...
Znikają. Rosencrantz i Guildenstern stoją nieruchomi.
GUILDENSTERN
Cóż...
ROSENCRANTZ
No, tak.
GUILDENSTERN
Owszem.
77
ROSENCRANTZ
Tak, tak. (przytakuje z przekonaniem) Znajdźcie go. (Pauza) I tak dalej.
GUILDENSTERN
Owszem.
ROSENCRANTZ
Cóż... (krótka pauza) Hm, był to krok we właściwym kierunku.
GUILDENSTERN
Nie spodobał ci się?
ROSENCRANTZ
Kto?
GUILDENSTERN
Na Boga, mam nadzieję, że nam okaże więcej litości...
ROSENCRANTZ
No, to już postęp, nie? Coś pozytywnego. Znajdźcie go. (rozgląda się wokół nie ruszając się z
miejsca) Od czego zacząć...? (robi krok w stronę kulis i zatrzymuje się)
GUILDENSTERN
Cóż, to krok we właściwym kierunku.
ROSENCRANTZ
Tak uważasz? On może być wszędzie.
GUILDENSTERN
Dobra, ty idź tędy, ja pójdę tamtędy.
ROSENCRANTZ
Zgoda. (rozchodzą się w dwie przeciwne strony. Rosencrantz zatrzymuje się) Nie.
(Guildenstern zatrzymuje się) Ty idź tędy, a ja tamtędy.
GUILDENSTERN
Dobra.
Idą ku sobie i mijają się. Rosencrantz zatrzymuje się.
ROSENCRANTZ
Chwileczkę. (Guildenstern zatrzymuje się) Powinniśmy trzymać się kupy. On może być
niebezpieczny.
GUILDENSTERN
Racja. Pójdę z tobą.
Guildenstern podchodzi do Rosencrantza. Robią to tył zwrot, żeby odejść. Rosencrantz
zatrzymuje się.
ROSENCRANTZ
Nie, ja pójdę z tobą.
78
GUILDENSTERN
Dobra.
Odwracają się i idą w stronę przeciwnej kulisy. Rosencrantz zatrzymuje się, Guildenstern
również.
ROSENCRANTZ
Nie, idziesz ze mną w moim kierunku.
GUILDENSTERN
Dobra.
Znowu się odwracają i przechodzą przez scenę. Rosencrantz zatrzymuje się. Guildenstern
również.
ROSENCRANTZ
Myślę właśnie — jeśli obaj pójdziemy, to on może przyjść tu. To by nie miało sensu, nie?
GUILDENSTERN
Dobra. Ja zostanę. Ty idź.
ROSENCRANTZ
Zgoda. (Guildenstern idzie ku środkowi sceny) Chwileczkę. (Guildenstern odwraca się i idzie
tyłem w stronę Rosencrantza, który zaczyna iść na przód sceny. Mijają się. Rosencrantz staje)
Myślę właśnie... (Guildenstern zatrzymuje się) Powinniśmy trzymać się kupy. On może być
niebezpieczny.
GUILDENSTERN
Racja. (Guildenstern idzie w kierunku Rosencrantza. Na chwilę zatrzymują się w swoich
pozycjach wyjściowych) No, wreszcie dokądś idziemy. (pauza) Oczywiście, on może nie
przyjść.
ROSENCRANTZ
(lekko) Och, przyjdzie.
GUILDENSTERN
Musielibyśmy się gęsto tłumaczyć.
ROSENCRANTZ
Przyjdzie. (lekkim krokiem idzie w głąb sceny) Nie martw się możesz mi wierzyć na słowo.
(patrzy za kulisy — przerażony) Idzie!
GUILDENSTERN
Co robi?
ROSENCRANTZ
Chodzi.
GUILDENSTERN
Sam?
79
ROSENCRANTZ
Nie.
GUILDENSTERN
Z kim?
ROSENCRANTZ
Ze starym.
GUILDENSTERN
Chodzą?
ROSENCRANTZ
Nie.
GUILDENSTERN
Nie chodzą?
ROSENCRANTZ
Nie.
GUILDENSTERN
Wspaniała okazja. Lepszej być nie może. (nagle zrywa się do działania) Niech wpadnie w
pułapkę!
ROSENCRANTZ
W jaką pułapkę?
GUILDENSTERN
Ty stań tam! Nie daj mu przejść!
Ustawia go twarzą do miejsca, gdzie powinien wejść Hamlet. Staje obok Rosencrantza, o parę
kroków dalej, tak że obaj zamykają jedną stronę sceny zwróceni twarzą ku stronie przeciwnej.
Guildenstern odpina pas. Rosencrantz czyni to samo. Związują oba pasy i napinają je między
sobą. Rosencrantzowi powoli opadają spodnie. Hamlet wchodzi, powoli, z przeciwnej strony,
ciągnąc za sobą ciało Poloniusza. Idzie w głąb sceny, zatacza mały łuk i wychodzi z tej samej
strony o parę kroków dalej. Rosencrantz i Guildenstern, trzymając pasy, patrzą na niego
osłupiali. Hamlet oddala się ciągnąc za sobą ciało. Pasy opadają im w ręku.
ROSENCRANTZ
Niewiele brakowało.
GUILDENSTERN
Co dwaj mali ludzie mogą na to poradzić?
Rozpinają pasy, Rosencrantz podciąga spodnie.
ROSENCRANTZ
(zaniepokojony robi parę kroków w kierunku, w którym wyszedł Hamlet) On jest trup.
GUILDENSTERN
Oczywiście, że trup!
80
ROSENCRANTZ
(obraca się w stronę Guildensterna) Umarł na śmierć.
GUILDENSTERN
(gniewnie) Śmierć to śmierć, nie? (Rosencrantz milknie. Pauza.) Może będzie wracał tędy.
(Rosencrantz zaczyna zdejmować pas) Nie, nie, nie! Jeśli nawet doświadczenie niczego nas
nie uczy, to co zostaje?
Rosencrantz znowu zakłada pas. Pauza.
ROSENCRANTZ
Zawołaj go.
GUILDENSTERN
Znowu zaczynasz?
ROSENCRANTZ
(woła) Hamlet!
GUILDENSTERN
Nie wygłupiaj się.
ROSENCRANTZ
(woła) Mości książę! (wchodzi Hamlet. Rosencrantz jest lekko zdziwiony) Gdzieś podział
trupa, mości książę?
HAMLET
Złączyłem go z prochem.
Z którym najbliższe miał powinowactwo.
ROSENCRANTZ
Racz nam powiedzieć panie, gdzie on leży. Byśmy go mogli przenieść do kaplicy.
HAMLET
Nie sądźcie tego.
ROSENCRANTZ
Czego, mości książę?
HAMLET
Ażebym umiał być panem waszej tajemnicy, a swojej
Własnej nie umiał. Poza tym kiedy pytanie czyni
Gąbka, jakąż odpowiedź ma dać syn królewski?
ROSENCRANTZ
Masz li mnie, książę, za gąbkę?
HAMLET
Nie inaczej; za gąbkę, która wciąga w siebie królewskie fawory, nagrody i łaski. Ale takie
istoty wyświadczają ostatecznie samemuż królowi przysługę. Trzyma on je w gębie jak małpa
81
i cmoka, aby je połknął potem. Skoro zapotrzebuje tego, co waść zbierzesz, dość mu cię
będzie ścisnąć, a wnet nasiąkła gąbka znowu będzie sucha.
ROSENCRANTZ
Nie rozumiem tego, mości książę.
HAMLET
Tym lepiej. Gdy o łajdactwie mowa, na dobie tępa głowa.
ROSENCRANTZ
Mości książę, trzeba, żebyś nam powiedział koniecznie, gdzie jest ciało i poszedł z nami do
króla.
HAMLET
Ciało jest w posiadaniu króla, ale król nie jest w posiadaniu ciała; król jest czymś.
GUILDENSTERN
Jak to czymś?
HAMLET
Niczym. Prowadźcie mnie do niego.
Hamlet idzie stanowczym krokiem w stronę jednej kulisy. Oni idą za nim. Tuż przed wyjściem
Hamlet zauważywszy widocznie Klaudiusza zbliżającego zza sceny, schyla się w głębokim
pokłonie. Rosencrantz i Guildenstern za jego przykładem również nisko się kłaniają: jedna
stopa wysunięta do przodu, opończe zapięte. Nie jest to zwykły ukłon, lecz głęboki skłon przed
królem. Hamlet zawraca jednak w przeciwną stronę i znika za sceną. Rosencrantz i
Guildenstern, mając głowy nisko pochylone, nie zauważają tego. Nikt się nie zjawia.
Rosencrantz i Guildenstern zerkają ukradkiem w górę i widzą, że kłaniają się pustce.
Klaudiusz nadchodzi od tyłu. Przy pierwszych jego słowa zrywają się i ponownie zginają się
w głębokim ukłonie.
KLAUDIUSZ
I cóż? Jak to się stało?
ROSENCRANTZ
Gdzie złożone ciało.
Wydobyć z niego nie mogliśmy, panie.
KLAUDIUSZ
Gdzież on jest?
ROSENCRANTZ
(chwila wahania)
Czeka na rozkazy Waszej Królewskiej Mości w przyległym pokoju,
Pod strażą.
KLAUDIUSZ
(idąc) Wprowadzić tu księcia.
Uderza to w Rosencrantza jak grom. Po chwili wahania zwraca się do Guildensterna
twardym i stanowczym głosem.
82
ROSENCRANTZ
Hej! Wprowadź tu księcia!
Guildenstern zamiera, otwiera usta i zamyka je. Ale sytuacja jest uratowana. Hamlet wchodzi
pod strażą w chwili gdy wychodzi Klaudiusz, Hamlet i je straż przechodzą przez scenę w
kierunku wskazanym przez Klaudiusza i wychodzą. Rosencrantz i Guildenstern przypatrują
mu się z niepokojem. Pauza.
ROSENCRANTZ
(zamyślony) A więc obłęd.
GUILDENSTERN
Ostre roztargnienie.
ROSENCRANTZ
Skłonność do dziwactw.
GUILDENSTERN
Co może, ale nie musi być udawane.
ROSENCRANTZ
To co innego. Może być normalnym człowiekiem, który udaje wariata, albo wariatem
udającym zdrowego.
GUILDENSTERN
Albo wariatem, który nie wie. że jest wariatem, ale mimo to udaje wariata.
ROSENCRANTZ
To znaczy, że byłby jeszcze większym wariatem, niż sam o tym sądzi.
Pauza.
GUILDENSTERN
Dlaczego?
ROSENCRANTZ
No, cóż. zacznijmy od początku.
GUILDENSTERN
Nie awansował.
ROSENCRANTZ
Po pierwsze.
GUILDENSTERN
Ś
mierć ojca.
ROSENCRANTZ
Po drugie.
GUILDENSTERN
83
Matka tak szybko wyszła za mąż.
ROSENCRANTZ
Za własnego szwagra.
GUILDENSTERN
Trochę za bliskie pokrewieństwo.
ROSENCRANTZ
I trochę za szybko. Kto wie?
GUILDENSTERN
Kto wie — co?
ROSENCRANTZ
Ta dziewczyna. Kochał ją czy nie?
GUILDENSTERN
A ona?
ROSENCRANTZ
Co ona?
GUILDENSTERN
Nie odwzajemniona miłość.
ROSENCRANTZ
Zdawało się, że ona odwzajemnia jego miłość.
GUILDENSTERN
On nie odwzajemniał jej miłości.
ROSENCRANTZ
Chociaż na początku ją kochał.
GUILDENSTERN
Najpierw jedno, a potem drugie.
ROSENCRANTZ
Prawdopodobnie.
GUILDENSTERN
Dodaj to wszystko, a w rezultacie można dostać bzika.
Słychać kroki.
ROSENCRANTZ
(robi ruch, żeby podejść) Zgoda — i co dalej?
GUILDENSTERN
84
(nie rusza się, zamyślony) A jednak to nie wyjaśnia wszystkiego, żeby tak się tym przejąć.
Czy nic więcej? I dlaczego my? Każdy byłby dobry. A myśmy nic nie zrobili.
ROSENCRANTZ
Chwila była ciężka, ale tego już nie odrobimy.
GUILDENSTERN
Czego?
ROSENCRANTZ
Trudno się połapać. Szczerze mówiąc, nie zależy mi na tym. Nie chcą nam powiedzieć, to ich
sprawa. (wędruje w głąb sceny, w stronę wyjścia) Jeśli o mnie idzie, to jestem zadowolony,
ż
eśmy go widzieli po raz ostatni. (zagląda za kulisy i wraca na scenę, jego twarz zdradza fakt.
że Hamlet tam jest)
GUILDENSTERN
Wiedziałem, że nie koniec na tym.
ROSENCRANTZ
(piskliwie) Co jeszcze?!
GUILDENSTERN
Zabieramy go do Anglii. Co on robi?
Rosencrantz idzie w głąb sceny i wraca.
ROSENCRANTZ
Mówi.
GUILDENSTERN
Do siebie? (Rosencrantz chce odejść. Guildenstern zatrzymuje go) Jest sam?
ROSENCRANTZ
Nie, z żołnierzem.
GUILDENSTERN
Więc nie mówi do siebie, tak?
ROSENCRANTZ
Mówi do siebie... Idziemy?
GUILDENSTERN
Dlaczego?
Rosencrantz podnosi głowę, nasłuchuje.
ROSENCRANTZ
Znowu to samo. (boleściwie) Jedyne o czym marze, to żeby uciec stąd.
GUILDENSTERN
Najlepszy rym do „uciec”, to głupiec...
Hamlet zachodzi ich od tyłu, rozmawiając z Żołnierzem w zbroi. Rosencrantz i Guildenstern
85
nie odwracają się.
ROSENCRANTZ
Będą nas tutaj trzymać aż wyciągniemy kopyta. Co najmniej.
A pogoda się zmienia. (patrzy w górę) Wiosna nie może trwać wiecznie.
HAMLET
Czyje to wojska, miły panie?
Ż
OŁNIERZ
Norweskie, panie.
HAMLET
Dokąd one idą?
Ż
OŁNIERZ
Ku granicom Polski.
HAMLET
Kto ma nad nimi dowództwo?
Ż
OŁNIERZ
Synowiec starego króla. Fortynbras.
ROSENCRANTZ
Zmarzniemy. Lato nie potrwa długo.
GUILDENSTERN
Jesień za pasem.
ROSENCRANTZ
(patrząc na ziemię) Nie ma liści.
GUILDENSTERN
Jesień to jeszcze niekoniecznie liście. To jakby brązowy cień o zmierzchu... Wierząj mi, ten
brązowy cień pada na nas, czerwonawobrązowe i mandarynkowe cienie starego złota
rozciągają się na wszystkie zmysły... Głębokie lśniące ochry, opalone umbry i skrawki
przepalonej ziemi odbijają się w sobie i przechodzą przez siebie, sącząc światło. W taką porę.
jak wieść głosi, może gdzieś przypadkowo opadają liście. Wczorajszy dzień był niebieski, jak
dym.
ROSENCRANTZ
(nasłuchuje z głową do góry) Znowu coś słyszę.
Nasłuchują — słabe odgłosy orkiestry aktorów.
HAMLET
Dziękuję ci, panie.
Ż
OŁNIERZ
Bóg z tobą, panie. (wychodzi)
86
Rosencrantz zrywa się i podchodzi do Hamleta.
ROSENCRANTZ
Pójdziemyż dalej, mości książę?
HAMLET
Zaraz. Służyć wam będę. Idźcie trochę naprzód.
Hamlet odwraca się tyłem do widowni. Rosencrantz idzie do przodu. Guildenstern. zwrócony
twarzą do widowni, nie rusza się.
GUILDENSTERN
On tam jest?
ROSENCRANTZ
Tak.
GUILDENSTERN
Co robi?
Rosencrantz patrzy przez ramię.
ROSENCRANTZ
Mówi.
GUILDENSTERN
Do siebie?
ROSENCRANTZ
Tak. (pauza. Rosencrantz chce odejść, zastanawia się, zawraca) Powiedział, że możemy
odejść. Przysięgam.
GUILDENSTERN
Chciałbym wiedzieć, gdzie jestem. Nawet nie wiedząc, gdzie jestem, chciałbym to wiedzieć.
Jeśli pójdziemy, nie dowiemy się nigdy.
ROSENCRANTZ
Czego się nie dowiemy?
GUILDENSTERN
Czy kiedykolwiek tu wrócimy?
ROSENCRANTZ
Wcale nie chcemy tu wracać.
GUILDENSTERN
Być może. Ale czy chcemy stąd odejść?
ROSENCRANTZ
Bezpiecznie byłoby wydostać się stąd.
GUILDENSTERN
87
Nie wiem. Niebo jest wszędzie to samo.
ROSENCRANTZ
(idąc) Cóż. mamy już za sobą szmat drogi. (Guildenstern zaczyna iść za nim) A zresztą
wszystko jeszcze może się zdarzyć.
Wychodzą. Hamlet jest sam, tyłem do widowni.
Ściemnienie
88
AKT III
Całkowita ciemność. Słabe odgłosy morza. Po paru sekundach ciszy, głos z ciemności...
GUILDENSTERN
Jesteś tam?
ROSENCRANTZ
Gdzie?
GUILDENSTERN
(ironicznie) Dobrze się zaczyna...
Pauza.
ROSENCRANTZ
To ty?
GUILDENSTERN
Tak.
ROSENCRANTZ
Skąd wiesz?
GUILDENSTERN
(wybucha) Och, na miłość Boską!
ROSENCRANTZ
Więc nie wykończyli nas jeszcze?
GUILDENSTERN
No, w każdym razie jesteśmy.
ROSENCRANTZ
Jesteśmy? Nie widzę.
GUILDENSTERN
Ale potrafisz jeszcze myśleć, nie?
ROSENCRANTZ
Tak myślę.
GUILDENSTERN
Potrafisz jeszcze mówić.
ROSENCRANTZ
Co mam powiedzieć?
GUILDENSTERN
89
Mniejsza o to. Jeszcze coś czujesz, nie?
ROSENCRANTZ
Czy czuję? I to jak!
GUILDENSTERN
Co mianowicie?
ROSENCRANTZ
Nogę. Tak, zdaje się. że to moja noga.
GUILDENSTERN
Nie wiesz na pewno?
ROSENCRANTZ
Zdrętwiała.
GUILDENSTERN
Zdrętwiała?
ROSENCRANTZ
(w panice) W ogóle nie czuję!
GUILDENSTERN
To się uszczypnij.
ROSENCRANTZ
(krzyczy przeraźliwie, po czym mówi) Przepraszam.
GUILDENSTERN
No, więc mamy to z głowy.
Dłuższa pauza: szum z wolna narasta, aż daje się rozpoznać morze. Okręt trzeszczy, wiatr bije
w olinowanie, okrzyki marynarzy rzucających z różnych stron, z daleka i z bliska, niewyraźne
rozkazy przed podróżą.
Mianowicie:
GŁOSY
Lewa burta w lewo!
Popuść żagle!
Skróć żagle!
To ty bosmanie?
Halo! To ty?
Zwrot w lewo!
Odwróć do wiatru!
Bardziej pod wiatr, chłopaki!
Spuść kotwicę!
Wszystkie żagle w górę!
ROSENCRANTZ
Jesteśmy na statku. (pauza) Ciemno, nie?
90
GUILDENSTERN
Jak na noc, to ujdzie.
ROSENCRANTZ
Nie, nie jak na noc.
GUILDENSTERN
Jak na dzień, to ciemno.
Pauza.
ROSENCRANTZ
Tak, jak na dzień, to ciemno.
GUILDENSTERN
Wzięliśmy chyba kurs na północ.
ROSENCRANTZ
Myślisz, że jest północ?
GUILDENSTERN
W nocy nie widać.
ROSENCRANTZ
Ale jeśli jest dzień? (odgłosy marynarzy. Latarnia zapalona w głębi sceny — przez Hamleta.
Scena powoli i nierówno rozjaśnia się dostatecznie, żeby dojrzeć Rosencrantza i
Guildensterna siedzących na pierwszym planie. Z tyłu niewyraźne cienie żagli itp.) Zdaje się,
ż
e robi się jasno.
GUILDENSTERN
Jak na noc, to nie.
ROSENCRANTZ
Ale jak na północ?
GUILDENSTERN
Jak na północ, to jasno.
ROSENCRANTZ
(pauza) Ciemno. (więcej światła — latarnie? księżyc?... Wśród innych przedmiotów dostrzec
można na pokładzie trzy beczki wielkości człowieka. ustawione pionowo, przykryte wiekiem.
Oddalone są od siebie, ale stoją w jednej linii. Z tylu na podniesieniu — osadzony na drągu
parasol w jaskrawe pasy, przechylony w ten sposób, że nie widać co jest za nim; parasol ma
około 2 metrów średnicy. Rosencrantz i Guildenstern siedzą nieruchomo, twarzą do widowni)
Ale jaśniej niż było. Wkrótce będzie noc. Tak daleko na północ. (żałośnie) Chyba trzeba spać.
(ziewa i przeciąga się)
GUILDENSTERN
Zmęczony?
91
ROSENCRANTZ
Nie... Wątpię, żebym mógł się przyzwyczaić do tego. Całą noc spać, cały dzień nic nie
widzieć... Ci Eskimosi muszą mieć spokojne życie.
GUILDENSTERN
Jacy Eskimosi?
ROSENCRANTZ
Co?
GUILDENSTERN
Zdawało mi się. że... (urywa) Nie stać mnie już nawet na to, żeby nie wierzyć własnym
uszom. Nie mógłbym zdobyć się nawet na najmniejszy sceptycyzm.
Pauza.
ROSENCRANTZ
Może wyciągniemy nogi?
GUILDENSTERN
Nie chce mi się.
ROSENCRANTZ
Mogę je tobie wyciągnąć.
GUILDENSTERN
Nie.
ROSENCRANTZ
Moglibyśmy sobie nawzajem wyciągnąć nogi. Nie musielibyśmy nigdzie chodzić.
GUILDENSTERN
(pauza) Nie, mógłby ktoś przyjść.
ROSENCRANTZ
Gdzie?
GUILDENSTERN
Tam.
ROSENCRANTZ
Tutaj?
GUILDENSTERN
Na pokład.
Rosencrantz ogląda pokład, uderza weń dłonią.
ROSENCRANTZ
Ładna klepka, nie?
GUILDENSTERN
92
Tak, też bardzo lubię statki. Podoba mi się sposób, w jaki są... zawarte w sobie. Człowiek nie
musi się zastanawiać, w którą stronę iść, czy w ogóle iść — nie ma problemu, bo jest się na
statku. Mógłbym całe życie spędzić na statku.
ROSENCRANTZ
Bardzo zdrowo.
Rosencrantz robi głęboki wdech, ale przy wydechu jest jakby zawiedziony. Guildenstern
wstaje i patrzy ponad głowy widzów.
GUILDENSTERN
Na statku człowiek jest wolny. Do czasu. Względnie.
ROSENCRANTZ
Jakie jest morze?
GUILDENSTERN
Burzliwe.
Rosencrantz podchodzi do niego. Obaj patrzą ponad głowy widzów.
ROSENCRANTZ
(powoli) Boję się, że zaraz zacznę wymiotować.
Guildenstern ślini palec, podnosi do góry, sprawdza kierunek.
GUILDENSTERN
Raczej z tamtej strony. (Rosencrantz idzie w głąb sceny. I lepiej byłoby, gdyby małe schodki
prowadziły na wyższy pokład z niższego pokładu na pierwszym planie, przy czym parasol
byłby ustawiony na wyższym pokładzie. Rosencrantz staje przy parasolu i zagląda na drugą
stronę. Guildenstern tymczasem powraca do swego tematu, patrzy ponad głowy widzów.)
Mamy wolność słowa, ruchu, improwizacji, a przecież... Jesteśmy na uwięzi. O naszej
wędrówce decyduje jedna jedyna gwiazda, a całe nasze dryfowanie to tylko nieznaczna
zmiana pozycji w stosunku do niej; możemy wykorzystać chwilę, zakręcić się dokoła podczas
gdy chwile mijają, mały skok tu, wy tam, ale krąg się zamyka i musimy stanąć twarzą w
twarz wobec niezmiennego, jedynego faktu — że my, Rosencrantz i Guildenstern, wieziemy
Hamleta do Anglii.
Tymczasem Rosencrantz powrócił i, stąpając na palcach z ważną miną, z zaciśniętymi ustami,
jak gdyby się bał, że wymknie mu się tajemnica, podchodzi do Guildensterna, ukradkiem
wskazuje za siebie; mówi szeptem.
ROSENCRANTZ
Słuchaj, on jest tam!
GUILDENSTERN
(bez zdziwienia) Co robi?
ROSENCRANTZ
Ś
pi.
GUILDENSTERN
Sam?
93
ROSENCRANTZ
Tak.
GUILDENSTERN
Jemu dobrze.
ROSENCRANTZ
Co?
GUILDENSTERN
Może spać.
ROSENCRANTZ
Jemu dobrze.
GUILDENSTERN
Teraz nas ma.
ROSENCRANTZ
Może spać.
GUILDENSTERN
Wszystko przez niego.
ROSENCRANTZ
Teraz nas ma.
GUILDENSTERN
A my nie mamy nic. (krzyczy) Ja żądam tylko tego, co nam się wspólnie należy!
ROSENCRANTZ
Najlepszy rym do „należy”...
GUILDENSTERN
Pozostaw to młodzieży.
Głuche uderzenie, pauza.
ROSENCRANTZ
(zmienia pozycję, rozgląda się) Co teraz?
GUILDENSTERN
Ż
e niby co?
ROSENCRANTZ
Nic się nie dzieje.
GUILDENSTERN
Jesteśmy na statku.
ROSENCRANTZ
94
Wiem.
GUILDENSTERN
(gniewnie) Więc czego się spodziewasz? (z niechęcią) Mamy skąpe informacje, a musimy
działać... choć ledwo pamiętamy, co nam rozkazano i kierujemy się raczej domysłem.
(Rosencrantz wkłada jedną rękę do sakiewki po czym zakłada obie ręce za siebie, następnie
wyciąga obie pięści przed siebie, Guildenstern uderza w jedną pięść. Rosencrantz rozwiera ją
i pokazuje monetę. Daje ją Guildensternowi. Rosencrantz wkłada rękę do sakiewki, potem
zakłada obie ręce za siebie, następnie wyciąga obie pięści przed siebie. Guildenstern uderza
w jedną pięść, Rosencrantz rozwiera ją i pokazuje monetę. Daje ją Guildensternowi. Ta scena
powtarza się jeszcze dwa razy. Guildenstern zaczyna się denerwować. Za wszelką cenę stara
się przegrać. Jeszcze jedno powtórzenie sceny. Guildenstern najpierw uderza w jedną rękę,
zmienia zdanie, uderza w drugą, a Rosencrantz niechcący wyjawia, że w obu pieścach ma
monety) Miałeś w obu rękach monety.
ROSENCRANTZ
(zakłopotany) Tak.
GUILDENSTERN
Za każdym razem?
ROSENCRANTZ
Tak.
GUILDENSTERN
Jaki to ma sens?
ROSENCRANTZ
(żałośnie) Chciałem sprawić ci przyjemność.
Słychać głuche uderzenie.
GUILDENSTERN
Ile on ci dał?
ROSENCRANTZ
Kto?
GUILDENSTERN
Król. Dał nam trochę pieniędzy.
ROSENCRANTZ
Ile ci dał?
GUILDENSTERN
Ja pytałem pierwszy.
ROSENCRANTZ
Dostałem tyleż co ty.
GUILDENSTERN
95
On by żadnego z nas nie skrzywdził.
ROSENCRANTZ
A ile ty dostałeś?
GUILDENSTERN
To samo.
ROSENCRANTZ
Skąd wiesz?
GUILDENSTERN
Sam mi przecież powiedziałeś. A ty skąd wiesz?
ROSENCRANTZ
On by żadnego z nas nie skrzywdził.
GUILDENSTERN
Nawet, gdyby chciał.
ROSENCRANTZ
Nigdy tego nie chciał.
GUILDENSTERN
Nie mógł nawet wiedzieć, że nas nie odróżnia.
ROSENCRANTZ
Nie wiedząc.
GUILDENSTERN
(ze wściekłością) Ciągle powtarzasz to samo! Dlatego wszystko trwa w martwym punkcie!
ROSENCRANTZ
Nic innego nie potrafię. Jestem tylko do pomocy.
GUILDENSTERN
A ja mam tego dość. Zawsze tylko nadaję ton!
ROSENCRANTZ
(pokornie) Widocznie to twoja silna indywidualność. (prawie we łzach) Och, co z nami
będzie?!
Guildenstern pociesza go, cała jego szorstkość znika.
GUILDENSTERN
Nie płacz... No już... już. Postaram się, żeby było dobrze.
ROSENCRANTZ
Ale co mamy robić? Jesteśmy zdani na własne siły.
GUILDENSTERN
96
Jesteśmy w drodze do Anglii, wieziemy tam Hamleta.
ROSENCRANTZ
Po co?
GUILDENSTERN
Po co? Gdzieżeś ty był?
ROSENCRANTZ
Kiedy? (pauza) Nie wiemy, co robić, kiedy tam wylądujemy.
GUILDENSTERN
Zaprowadzimy go do króla.
ROSENCRANTZ
Król tam będzie?
GUILDENSTERN
Nie, król Anglii.
ROSENCRANTZ
Oczekuje nas?
GUILDENSTERN
Nie.
ROSENCRANTZ
Nie będzie wiedział o co nam idzie. Co mu powiemy?
GUILDENSTERN
Mamy list. List, wiesz?
ROSENCRANTZ
Czy ja wiem?
GUILDENSTERN
W liście jest wszystko wyjaśnione. Możemy na to liczyć.
ROSENCRANTZ
Więc o to idzie?
GUILDENSTERN
O co?
ROSENCRANTZ
Prowadzimy Hamleta do króla Anglii, wręczamy mu list — i co?
GUILDENSTERN
Może w liście jest coś, co przyniesie nam jakąś korzyść.
97
ROSENCRANTZ
A jeśli nie?
GUILDENSTERN
Mówi się trudno.
ROSENCRANTZ
Koniec?
GUILDENSTERN
Tak.
Pauza.
ROSENCRANTZ
A może jest jakiś ratunek? (pauza) Kto jest królem Anglii?
GUILDENSTERN
To zależy kiedy wylądujemy.
ROSENCRANTZ
Jak myślisz, co jest w tym liście?
GUILDENSTERN
Och... ukłony. Zapewnienia lojalności. Prośba o przysługę, przypomnienie zobowiązań.
Mętne obietnice wraz z ukrytymi groźbami... Dyplomacja. Pozdrowienia dla krewnych.
ROSENCRANTZ
I o Hamlecie?
GUILDENSTERN
Oczywiście.
ROSENCRANTZ
I o nas — z wszystkimi szczegółami?
GUILDENSTERN
Ma się rozumieć.
Pauza.
ROSENCRANTZ
Więc mamy list, który wszystko wyjaśnia.
GUILDENSTERN
Masz go w kieszeni. (Rosencrantz klepie się po kieszeniach) Co się stało?
ROSENCRANTZ
List.
GUILDENSTERN
Masz go?
98
ROSENCRANTZ
(coraz bardziej przerażony) Mam? (przeszukuje gorączkowo kieszenie) Gdzie go mogłem
włożyć?
GUILDENSTERN
Nie mogłeś go zgubić.
ROSENCRANTZ
Musiałem go zgubić.
GUILDENSTERN
Dziwne. Wydawało mi się, że on dał go mnie.
Rosencrantz patrzy na niego z nadzieją.
ROSENKRANZ
Może go dał tobie?
GUILDENSTERN
Ale byłeś taki pewny, że to ty go nie masz.
ROSENCRANTZ
(piskliwie) Bo właśnie go nie mam.
GUILDENSTERN
Ale jeśli on dał go mnie, to nie ma najmniejszego powodu, żebyś ty go miał. A w takim razie
nie rozumiem, po co ten cały krzyk, że go nie masz!
ROSENCRANTZ
(pauza) Istotnie, mętna sprawa.
GUILDENSTERN
Wszystko zaczyna wymykać się z rąk... Statek, noc, poczucie osamotnienia i niepewności...
Wszystko to prowadzi do rozproszenia uwagi. Musimy panować nad sytuacją. Wziąć się
mocno w garść. A więc: albo zgubiłeś list albo w ogóle go nie miałeś, w którym to wypadku
król nigdy ci go nie dał. Co z kolei oznacza, że dał go mnie, a w takim razie ja włożyłbym go
do mojej wewnętrznej górnej kieszeni, w którym to wypadku (spokojnie wyciąga list)
...będzie tutaj. (śmieją się jeden do drugiego) Nie wolno nam się dać nabierać w przyszłości.
Pauza. Rosencrantz odbiera mu list.
ROSENCRANTZ
Teraz, skorośmy go już znaleźli, to po cośmy go szukali?
GUILDENSTERN
(zastanawia się) Myśleliśmy, że go nie mamy.
Pauza.
ROSENCRANTZ
Napięcie spadło.
99
GUILDENSTERN
Jakie napięcie?
ROSENCRANTZ
Co ja ostatnio powiedziałem, zanim zmieniliśmy temat?
GUILDENSTERN
Kiedy?
ROSENCRANTZ
(bezradnie) Nie pamiętam.
GUILDENSTERN
(zrywa się z miejsca) To wszystko nie trzyma się kupy! To do niczego nie prowadzi!
ROSENCRANTZ
(ponuro) Nawet nie do Anglii. I tak w to nie wierzę.
GUILDENSTERN
W co?
ROSENCRANTZ
W Anglię.
GUILDENSTERN
Myślisz, że istnieje tylko na mapie?
ROSENCRANTZ
Po prostu w nią nie wierzę! (spokojniej) Nie widzę jej. Staram się wyobrazić sobie, jak
lądujemy... Wyobrażam sobie jakiś mały port... drogę, mieszkańców, którzy wskazują
kierunek... konie na drodze... konną jazdę... jakiś dzień albo dwa tygodnie... a potem pałac i
król Anglii... Taka byłaby logiczna kolej rzeczy. Ale w głowie mam pustkę. Nie.
Ześlizgujemy się z mapy. Mogą tam być nawet smoki.
GUILDENSTERN
Tak... tak... (zbierając myśli) Ty i tak w nic nie wierzysz, aż to się stanie. Ale to wszystko już
się stało. Prawda?
ROSENCRANTZ
Płyniemy w głąb czasu, chwytając się brzytwy. Ale na co tonącemu cegła?
GUILDENSTERN
Trzymaj się, to już niedługo.
ROSENCRANTZ
Już lepsza śmierć. Myślisz, że śmierć to może być statek?
GUILDENSTERN
Nie, nie, nie... Śmierć to nie jest... Śmierci nie ma. Zastanów się. Śmierć to ostateczna
negacja. Niebyt. Nie możesz nie być na statku.
100
ROSENCRANTZ
Nieraz już nie bywałem na statku.
GUILDENSTERN
Nie, nie, nie — tam gdzie nie bywałeś, to nie były statki.
ROSENCRANTZ
Wolałbym śmierć. (mierzy wysokość) Mógłbym skoczyć za burtę. To im pokrzyżuje szyki.
GUILDENSTERN
Chyba, że na to właśnie liczą.
ROSENCRANTZ
Więc zostanę na pokładzie. To im pokrzyżuje szyki. (miota się w bezsilności i gniewie)
Dobra! O nic nie pytamy, o niczym nie wątpimy. Działamy. Ale gdzieś musi być granica — i
chciałbym, aby w protokóle zostało zaznaczone, że nie wierzę w Anglię. Skończyłem.
(zastanawia się) A nawet gdyby istniała, to i tak byłaby klapa.
GUILDENSTERN
Niby dlaczego?
ROSENCRANTZ
(wściekły) Nie będzie wiedział o czym mówimy. Co mu powiemy?
GUILDENSTERN
Powiemy: Wasza Królewska Mość, przyjechaliśmy!
ROSENCRANTZ
(wyniośle) A kto wy jesteście?
GUILDENSTERN
Rosencrantz i Guildenstern.
ROSENCRANTZ
(opryskiwanie) Nie znam.
GUILDENSTERN
Cóż, mali ludzie...
ROSENCRANTZ
(wyniośle i nieprzychylnie) Co was tu sprowadza?
GUILDENSTERN
Mamy rozkazy...
ROSENCRANTZ
Pierwsze słyszę...
GUILDENSTERN
101
(zły) Pozwól mi skończyć. (uniżenie) Przyjechaliśmy z Danii.
ROSENCRANTZ
Czego chcecie?
GUILDENSTERN
Nic, przywieźliśmy Hamleta.
ROSENCRANTZ
Kto to taki?
GUILDENSTERN
(zirytowany) Słyszałeś o nim...
ROSENCRANTZ
O tak, słyszałem i nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
GUILDENSTERN
Ale...
ROSENCRANTZ
Włazisz tu jak do karczmy i myślisz, że przyjmę każdego wariata, którego chcecie się pozbyć
z powodu jakichś nie udowodnionych...
GUILDENSTERN
Mamy list...
Rosencrantz wyrywa mu z ręki list i rozdziera kopertę.
ROSENKRANTZ
(sprawnie) Rozumiem... rozumiem... Cóż, to niby potwierdza waszą historię, tak jak ją
przedstawiacie... Rozkaz króla Danii, z wielu różnych przyczyn wydany, abym dla dobra
Danii, jako też Anglii, po przeczytaniu niniejszego listu niezwłocznie skrócił Hamleta o
głowę! (Guildenstern wyrywa mu list. Rosencrantz wyrywa mu go z powrotem. Guildenstern
puszcza go tylko do połowy. Czytają go wspólnie i rozchodzą się. Pauza. Stoją na pierwszym
planie, patrzą w stronę widowni) Słońce zachodzi. Wkrótce będzie ciemno.
GUILDENSTERN
Tak sądzisz?
ROSENCRANTZ
Mówię, żeby coś powiedzieć. (pauza) Jesteśmy jego przyjaciółmi.
GUILDENSTERN
Skąd wiesz?
ROSENCRANTZ
Razem spędziliśmy młodość.
GUILDENSTERN
Tak tylko pisze w życiorysie.
102
ROSENCRANTZ
Ale na tym właśnie musimy polegać.
GUILDENSTERN
Owszem, ale czasem nie. Trzeba zachować odpowiednią proporcję. Załóżmy, jeśli chcesz, że
mają go zabić. Cóż, jest człowiekiem, jest śmiertelny, wszyscy jesteśmy śmiertelni i tak dalej,
więc i on, wcześniej czy później, musiałby umrzeć. Albo patrząc na to z punktu widzenia
społeczności — to tylko jeden spośród wielu, strata mieści się w granicach rozsądku i
przyzwoitości. A zresztą, czy śmierć jest aż tak straszna! Jak to powiedział filozoficznie
Sokrates: skoro nie wiemy czym jest śmierć, lęk przed śmiercią jest nielogiczny. To może
być... bardzo przyjemne. W każdym razie wyzwala od brzemienia życia, a dla poczciwych to
przystań i nagroda. Albo patrząc na to z innej strony — jesteśmy mali ludzie, nie znamy
podszewki wielu spraw. Jedne koła obracają się wokół innych i tak dalej — i byłoby
zarozumiałością z naszej strony, gdybyśmy chcieli wpływać na koleje losu, czy tylko królów.
Reasumując, uważam, że lepiej się do tego nie mieszać. Złóż list — tak — ładnie — o tak.
Nie zauważą złamanej pieczęci, oczywiście, jeśli zachowasz się jak należy.
ROSENCRANTZ
Ale do czego to prowadzi?
GUILDENSTERN
Nie szukaj logiki.
ROSENCRANTZ
Nic nam nie zrobił.
GUILDENSTERN
Nie szukaj sprawiedliwości.
ROSENCRANTZ
To straszne.
GUILDENSTERN
Ale mogłoby być gorzej. Już mi się nawet zdawało, że jest gorzej. (śmieje się z ulgą)
Zza parasola, w głębi, ukazuje się Hamlet. Światło powoli i nieznacznie słabnie. Hamlet
zbliża się do latarni.
ROSENCRANTZ
A więc sytuacja, jak mi się zdaje, jest następująca: My, Rosencrantz i Guildenstern, od
młodości z nim wychowani, zbudzeni przez człowieka stojącego w siodle, zostaliśmy
wezwani i przyjechaliśmy i otrzymaliśmy rozkaz, aby zbadać powody jego smutku i trochę go
rozerwać, na przykład sztuką, która niestety, jak się okazało, została przerwana wśród
zamieszania, wywołanego tym, że ktoś się o coś obraził, nie wiadomo dlaczego — co między
innymi miało ten skutek, że Hamlet doznał silnego, żeby nie powiedzieć morderczego
wzburzenia — i w konsekwencji eskortujemy go, dla jego własnego dobra, do Anglii. Dobrze.
Mamy to już za sobą. (Hamlet gasi ręczną latarnię. Scena tonie w ciemnościach. Ciemność
ustępuje światłu księżyca, w którym to świetle Hamlet zbliża się do Rosencrantza i
Guildensterna pogrążonych we śnie. Wyjmuje im z kieszeni list i znika za parasolem. Światło
ręcznej latarni przebija przez płótno parasola. Hamlet znowu wyłania się z listem, wkłada go
103
z powrotem do kieszeni Guildensterna i gasząc latarnię, odchodzi. Świta. Rosencrantz patrzy
jak słońce wschodzi — od strony widowni. Za nim widać pogodny obrazek: Pod przechylonym
parasolem, wygodnie rozłożony na leżaku, siedzi Hamlet owinięty w pled; czyta książkę, może
nawet palić papierosa. Rosencrantz przygląda się wschodzącemu słońcu, które teraz wskazuje
południe) Niczego nie jestem pewien. (wstaje, Guildenstern budzi się) Według mnie, sytuacja
wygląda następująco. To jest zachód, chyba żeśmy zboczyli z kursu, a w takim wypadku jest
noc; król dał mnie to samo co tobie, król tobie dał to samo co mnie; król nigdy nie dawał mi
listu, król tobie dał list, nie wiemy, co jest w liście; wieziemy Hamleta do króla Anglii, nie
wiadomo którego, gdyż to zależy od tego, kiedy wylądujemy — i wręczajmy mu list, który
może, ale nie musi, przynieść nam jakąś korzyść, a jak nie przyniesie korzyści, to jesteśmy
wykończeni, jesteśmy w kropce, jeśli oni jeszcze stawiają kropki. Moglibyśmy się znaleźć w
gorszej sytuacji. Nie przegapiliśmy chyba jakiejś okazji. Chociaż nie bardzo nam pomagają...
(znowu siada, po czym obaj kładą się na brzuchu) Gdybyśmy nie oddychali, to byśmy
przepadli. (słychać przytłumione dźwięki z taśmy. Obaj szybko siadają) Zaczyna się. Tak, ale
co? (przysłuchują się muzyce)
GUILDENSTERN
(z przejęciem) Wreszcie coś słychać z tej bezdennej otchłani, podczas gdy na statku i poza
akcją panuje wspaniała, absolutna cisza przerywana tylko leniwą falą morską, a kołyszący się
statek skłania do spekulacji, albo do przypuszczenia, albo do nadziei, że wkrótce coś się
stanie; słychać fujarkę, jeden z marynarzy przyłożył usta do drewnianej piszczałki, jego palce
biegną, powiedzmy, po dziurkach, przez które wchodzi powietrze, powiedzmy, z jego ust, a
piszczałka wygrywa, jak to się mówi, najbardziej urzekającą melodię. Coś takiego mogłoby
zmienić tok wydarzeń. (pauza) Idź, zobacz, co to jest.
ROSENCRANTZ
Ktoś gra na piszczałce.
GUILDENSTERN
Idź, poszukaj go.
ROSENCRANTZ
A potem?
GUILDENSTERN
Nie wiem. Poproś, żeby coś zagrał.
ROSENCRANTZ
Dlaczego?
GUILDENSTERN
Idź, póki nam się czegoś chce.
ROSENCRANTZ
No, nareszcie coś się dzieje! Zupełnie nie zauważyłem! (nasłuchuje, robi krok w stronę
wyjścia, przysłuchuje się uważniej; zmienia kierunek. Guildenstern nie zwraca na niego
uwagi. Rosencrantz rozgląda się, chcąc wybadać skąd dochodzi muzyka. Wreszcie, niezbyt
zadowolony, ustala, że dźwięki wydobywają się ze środkowej beczki. Od tego faktu nie sposób
uciec. Zwraca się do Guildensterna, lecz ten w ogóle nie reaguje. Przez cały ten czas
Rosencrantz nie mówi ani słowa, ale jego twarz i ręce wyrażają zdumienie. Stoi, gapiąc się na
104
środkową beczkę. Z jej wnętrza wydobywają się dźwięki piszczałki. Kopie beczkę — i
piszczałka milknie. Podchodzi znów do Guildensterna — piszczałka znów zaczyna grać.
Zbliża się ostrożnie do beczki, podnosi wieko — muzyka nasila się. Zatrzaskuje wieko —
muzyka słabnie. Zawraca w kierunku Guildensterna. Słychać stłumione uderzenie bębna.
Staje jak wryty. Odwraca się. Przypatruje się beczce po lewej stronie. Z jej wnętrza rozlega
się uderzenie w bęben, któremu po chwili wtóruje flet. Wraca znów do Guildensterna.
Otwiera usta chcąc coś powiedzieć, ale nie wydaje dźwięku. Słychać lutnię. Okrąża trzecią
beczkę. Włączają się inne instrumenty. Wreszcie staje się oczywiste, że w tych trzech beczkach
— podzieleni na grupy — znajdują się aktorzy grający melodię, którą słyszeliśmy już trzy
razy. Rosencrantz siada obok Guildensterna. Patrzą przed siebie, nieruchomo, szeroko
otwartymi oczami. Melodia milknie. Pauza) Zdawało mi się, że słyszałem orkiestrę,
(bojaźliwie) W każdym razie nie można wykluczyć...
GUILDENSTERN
Ż
eby diabły nie umiały mruczeć...
Wieko środkowej beczki podnosi się i wyłania się głowa Pierwszego Aktora.
PIERWSZY AKTOR
Aha! Pijemy z jednej beczki! (wyłazi z beczki i wali pięścią w pozostałe) Wszyscy
wychodzić! (aktorzy jeden po drugim wyłażą z beczek — ze swymi instrumentami, z
tobołkami. Brak tylko Alfreda. Pierwszy Aktor jest w dobrym nastroju — zwraca się do
Rosencrantza) Gdzie jesteśmy?
ROSENCRANTZ
W podróży.
PIERWSZY AKTOR
Oczywiście, jeszcześmy nie dotarli do celu.
ROSENCRANTZ
Czy będziemy odpowiednio wyglądali w Anglii?
PIERWSZY AKTOR
Dla mnie wyglądacie odpowiednio, a w Anglii nie są wybredni. Alfred! (Alfred wyłazi z
beczki Pierwszego Aktora) Sprytny chłopak! Zawsze kryty.
GUILDENSTERN
Co tu robicie?
PIERWSZY AKTOR
Podróżujemy. (do aktorów) Dobra, a teraz zejdźcie na drugi plan. (aktorzy ubrani w kostiumy
z poprzedniej pantomimy. Król z koroną na głowie. Alfred jako królowa, truciciel i dwie
postacie w opończach. Do Guildensterna) Aktorzy! Zbyt obdarci, żeby uchodzić za
pasażerów, zbyt leniwi jak na załogę. Po jego kompanach poznacie go...
AKTORZY
(z niesmakiem) Po jego kompanach poznacie go...
PIERWSZY AKTOR
105
Na drugi plan! (przechodzi wśród aktorów — do truciciela) Ty będziesz steward... (do
Alfreda) Ty — stewardessa... (do innych) Ty pokładowy... Pokładowy... (do króla) Ty jesteś
pretendent. (aktorzy zajmują odpowiednie pozycje. Do Guildensterna) Miło wam, że nas
znowu widzicie? (pauza) Jak na razie, wszyliście z opresji.
GUILDENSTERN
A wy?
PIERWSZY AKTOR
W niełasce. Nasza sztuka obraziła króla.
GUILDENSTERN
Tak.
PIERWSZY AKTOR
Cóż, sam jest drugim mężem. Istotnie, to było nietaktowne.
ROSENCRANTZ
Ale mimo to, sztuka niezła.
PIERWSZY AKTOR
Co z tego? Gdy zaczynała być interesująca, przerwano spektakl. (patrzy w stronę Hamleta)
Oto jak należy podróżować...
GUILDENSTERN
Coście tam robili?
PIERWSZY AKTOR
Ukrywaliśmy się. (wskazując na kostiumy) Musieliśmy wiać tak, jak staliśmy.
ROSENCRANTZ
Pasażerowie na gapę.
PIERWSZY AKTOR
Oczywiście. Nie dostaliśmy zapłaty na skutek okoliczności trochę od nas niezależnych, a
nasze własne pieniądze przegraliśmy, stawiając na pewniaki. Życie to hazard, gdzie szanse są
straszliwie nierówne — gdyby to był zakład, nikt by go nie przyjął. Czy wie pan, że każda
podwojona cyfra jest parzysta?
ROSENCRANTZ
Czyżby?
PIERWSZY AKTOR
Codziennie uczymy się czegoś na własnej skórze. Ale my, wędrowni aktorzy, nie
zniechęcamy się. Czy pan wie, co się dzieje ze starymi aktorami?
ROSENCRANTZ
Co?
PIERWSZY AKTOR
106
Nic. Ciągle grają. Pan się dziwi?
GUILDENSTERN
Czemu?
PIERWSZY AKTOR
Ż
e pan nas widzi.
GUILDENSTERN
Wiedziałem, że mnie to jeszcze czeka.
PIERWSZY AKTOR
Całych i zdrowych. Połapał się pan już, o co tu idzie?
GUILDENSTERN
Mamy za mało informacji.
PIERWSZY AKTOR
Może byście z nim pogadali?
ROSENCRANTZ
To możliwe.
GUILDENSTERN
Ale to nic nie da.
ROSENCRANTZ
Ale jest możliwe.
GUILDENSTERN
To nie ma sensu.
ROSENCRANTZ
Ale jest dozwolone.
GUILDENSTERN
Dozwolone, owszem. Korzystamy z pewnej wolności. Nie ma żadnych ograniczeń, żadnych
zakazów. Na razie zapewniliśmy sobie, czy też zmuszono nas do swobody ruchu.
Spontaniczność i kaprys są na porządku dziennym. Inne sprawy tu się dzieją, ale nas to nie
obchodzi. Możemy swobodnie oddychać. Możemy się odprężyć. Możemy robić co chcemy i
mówić co chcemy i z kim chcemy, bez ograniczeń.
ROSENCRANTZ
Oczywiście, do pewnego stopnia.
GUILDENSTERN
Tak, do pewnego stopnia.
Hamlet podchodzi do świateł rampy i przygląda się publiczności. Pozostali obserwują go w
milczeniu. Hamlet głośno odchrząkuje i pluje w stronę publiczności, po czym ociera sobie
twarz i wraca w głąb sceny.
107
ROSENCRANTZ
Jego główną cechą, jeśli wolno mi to tak nazwać, jest obsesja filozoficznej introspekcji, co nie
znaczy, że jest wariatem. I nie znaczy, że nie jest wariatem. Często to w ogóle nic nie znaczy.
W czym można się dopatrzeć szaleństwa, ale niekoniecznie.
GUILDENSTERN
To wszystko sprowadza się do symptomów. Te wieloznaczne odpowiedzi, mistyczne aluzje,
pomyłki co do osób — to, że stara się nas przekonać, że jego ojciec jest jego matką i temu
podobne; że napomyka o samobójstwie. wyrzeka się ćwiczeń cielesnych, traci pogodę ducha,
zdradza oznaki klaustrofobii — żeby nie powiedzieć, że ubrdał sobie, jakoby był więziony;
wywoływanie ducha słoni, kameleonów, kapłonów, wielorybów, wiewiórek, jastrzębi, czapli
— wszystkie te zagadki, wykręty, wymówki; amnezja, paranoja, krótkowzroczność; marzenia
dzienne, halucynacje; sztyletowanie starszych osób, obrażanie rodziców, lżenie kochanki,
pokazywanie się publicznie bez kapelusza, z opadającymi pończochami, to wzdychanie i
szlochanie, jak zakochany uczniak, co w jego wieku jest przesadą.
ROSENCRANTZ
I to gadanie do siebie samego.
GUILDENSTERN
I to gadanie do siebie samego. (jednocześnie każdy idzie w inną stronę) I do czego to
prowadzi?
ROSENCRANTZ
Idzie o aktora.
GUILDENSTERN
Jego sztuka obraziła króla...
ROSENCRANTZ
... obraziła króla...
GUILDENSTERN
... który kazał go aresztować...
ROSENCRANTZ
...kazał go aresztować...
GUILDENSTERN
... więc ucieka do Anglii...
ROSENCRANTZ
... na statku, gdzie spotyka...
GUILDENSTERN
Guildensterna i Rosencrantza, wiozących Hamleta...
ROSENCRANTZ
... który również obraził króla...
108
GUILDENSTERN
... i zabił Poloniusza...
ROSENCRANTZ
... obraził króla na różne sposoby...
GUILDENSTERN
... do Anglii. (pauza) Tak to wygląda.
Rosencrantza aż poderwało.
ROSENCRANTZ
To tylko przypadki! Wszystko tylko przypadki! Mój Boże, czyż nie można mieć choć
odrobinę ciągłości? Jakiejś akcji?
Na te słowa atakują piraci. Zamieszanie, bieganina i okrzyki: „Piraci”. Wszyscy są
przerażeni. Hamlet dobywa miecza i rusza na pierwszy plan. Guildenstern, Rosencrantz i
Aktor dobywają mieczy i biegną w głąb sceny. Zwierają się z napastnikami. Hamlet się
odwraca. Piraci odwracają się. Znowu zwarcie. W głębi sceny panika. Cała czwórka biegnie
tam. Rosencrantz, Guildenstern i Pierwszy Aktor wykrzykują: „Mamy ich! Do broni! Piraci!
Są tam! Tutaj! Do mnie! Bij zabij!” Dobiegłszy, widzą coś, co im się nie podoba, wahają się,
uciekają co tchu na pierwszy plan. Hamlet, który biegnie na czele wskakuje do beczki po
lewej. Aktor — do beczki po prawej. Rosencrantz i Guildenstern — do środkowej. Wszyscy
zamykają za sobą wieka. Światła gasną, odgłosy walki trwają. Hałas zanika. Zapalają się
światła. Brak środkowej beczki z Rosencrantzem i Guildensternem. Wieko prawej beczki
podnosi się z wolna, ukazują się głowy Rosencrantza i Guildensterna. Z kolei podnosi się
wieko drugiej beczki (Hamleta). Pokazuje się głowa Pierwszego Aktora. Wszyscy widzą jeden
drugiego i znowu opuszczają wieka. Pauza. Wieko każdej beczki podnosi się z wolna.
ROSENCRANTZ
(z ulgą) Poszli. (zaczyna wyłazić z beczki) Niewiele brakowało. Nigdy jeszcze moja myśl nie
biegła tak szybko. (cała trójka wylazła już z beczek. Guildenstern zmęczony i napięty.
Rosencrantz w dobrym nastroju. Pierwszy Aktor opanowany. Zauważają brak trzeciej beczki.
Rosencrantz rozgląda się) Gdzie on jest?
Pierwszy Aktor na znak żałoby zdejmuje kapelusz.
PIERWSZY AKTOR
Znowu sami, zdani na własne siły.
GUILDENSTERN
(z niepokojem) Co masz na myśli? Gdzie on jest?
PIERWSZY AKTOR
Zniknął.
GUILDENSTERN
Dokąd?
PIERWSZY AKTOR
Mieliśmy piekielne szczęście, jeśli można tak się wyrazić.
109
ROSENCRANTZ
(nie rozumie) Piekielne?
PIERWSZY AKTOR
Szczęście.
ROSENCRANTZ
(poważnie) Piekielne?
PIERWSZY AKTOR
Kto wie?
GUILDENSTERN
(roztrzęsiony) Nie wróci z piekła?
PIERWSZY AKTOR
Chyba nie.
ROSENCRANTZ
A więc nie żyje. Dla nas — umarł.
PIERWSZY AKTOR
Albo my dla niego. (siada na ziemi z boku) Nie najgorzej, prawda?
GUILDENSTERN
(podenerwowany) Ale on nie miał prawa — musimy — mamy list; jedziemy do Anglii, z
listem do króla.
PIERWSZY AKTOR
Owszem, zgadza się. Winszuję. Wasza sytuacja jest wyjaśniona.
GUILDENSTERN
Ale nie rozumiesz... list zawiera... mieliśmy rozkazy... Bez niego wszystko traci sens.
PIERWSZY AKTOR
Piraci mogą napaść każdego. Po prostu doręczycie list, z Anglii wyślą posłów, którzy sprawę
wyjaśnią...
GUILDENSTERN
(zirytowany) Nie rozumiesz, piraci nas załatwili... załatwili się... to znaczy... załatwili się z
nami, wykończyli nas.
PIERWSZY AKTOR
(pocieszająco) No, no...
GUILDENSTERN
(bliski płaczu)
Nic się nie da zrobić. Bez niego...
PIERWSZY AKTOR
Noo...
110
GUILDENSTERN
Ż
ebyśmy wyszli cało. musimy mieć Hamleta.
PIERWSZY AKTOR
No! No!
GUILDENSTERN
Co robić?
PIERWSZY AKTOR
To. (odwraca się, kładzie się na ziemi) Rosencrantz i Guildenstern stoją osobno.
ROSENCRANTZ
Znowu nam się udało.
GUILDENSTERN
Udało! Po co udawać? Rosencrantz wzdycha.
ROSENCRANTZ
Słońce zachodzi. (pauza) Zaraz będzie ciemno. (pauza) Jeśli to zachód. (pauza) Chyba,
ż
eśmy...
GUILDENSTERN
(krzyczy) Zamknij się! Rzygać się chce od tego wszystkiego! Myślisz, że rozmowa może nam
jakoś pomóc?
ROSENCRANTZ
(urażony, przymilnie) Ja... ja założę się, o co tyko chcesz, że mój rok urodzenia, podwojony,
da liczbę nieparzystą.
GUILDENSTERN
(z jękiem) Nie...
ROSENCRANTZ
Twój rok urodzenia!
Guildenstern zwala go z nóg.
GUILDENSTERN
(złamany) Poszliśmy za daleko i posuwamy się już tylko siłą rozpędu; leniwie kroczymy ku
wieczności, bez możliwości ratunku, ani nadziei na usprawiedliwienie się.
ROSENCRANTZ
Ś
miej się z tego! Jeśli nie potrafisz się śmiać, to na co ci ratunek? (opanowuje się) Wszystko
będzie dobrze. Jedziemy dalej.
GUILDENSTERN
Dokąd?
ROSENCRANTZ
111
Do Anglii.
GUILDENSTERN
Anglia! Ślepy zaułek. A zresztą, nigdy w nią nie wierzyłem.
ROSENCRANTZ
Złożymy meldunek i to wszystko.
GUILDENSTERN
Nie wierzę w to. Wybrzeże, przystań — jak ty to sobie wyobrażasz? Że schodzimy na ląd,
zaczepiamy kogoś i pytamy: gdzie król? A on na to: ot, idziecie prosto, potem skręcacie w
lewo i... (z wściekłością) Nie wierzę! Niemożliwe!
ROSENCRANTZ
Tak, to nie brzmi prawdopodobnie.
GUILDENSTERN
A gdybyśmy nawet stanęli przed królem, to co mu powiemy?
ROSENCRANTZ
Powiemy... Przybyliśmy!
GUILDENSTERN
(majestatycznie) Kto wy jesteście?
ROSENCRANTZ
Guildenstern i Rosencrantz.
GUILDENSTERN
Który jest który?
ROSENCRANTZ
No, ja jestem... ty jesteś...
GUILDENSTERN
Co to wszystko ma znaczyć?
ROSENCRANTZ
Cóż... Wieźliśmy ze sobą Hamleta, ale jacyś piraci...
GUILDENSTERN
Nic nie rozumiem. Kim są ci ludzie, czego chcecie ode mnie. Przychodzicie nie wiadomo
skąd, opowiadacie jakieś niestworzone historie...
ROSENCRANTZ
(wręczając mu list) Mamy list.
GUILDENSTERN
(wyrywa mu list, otwiera go) List... tak... prawda. To już coś. List... (czyta)
Jeśli Anglia szczerze
112
Chce dać Danii dowód hołdowniczej wiary...
Jeśli stosunki między nami mają
Kwitnąć jak palma... i tak dalej... Aby w takim razie
Angielski władca wraz po odczytaniu
I rozpoznaniu treści tego pisma,
Nie namyślając się i ćwierć sekundy,
Oddawców jego, Rosencrantza i Guildensterna
Ze świata sprzątnąć kazał.
Rosencrantz wyrywa mu list. Guildenstern wyrywa mu go z powrotem. Ta sama gra co
poprzednio. Znowu razem czytają, patrzą w górę. Pierwszy Aktor wstaje, zabiera im list,
wraca do swojej beczki, kopie w nią i woła zwracając się do aktorów siedzących wewnątrz.
PIERWSZY AKTOR
Nie ma ich już, wy zakute łby! Już po wszystkim!
Aktorzy — choć to nieprawdopodobne — wyłażą z beczki jeden po drugim i groźnie otaczają
Rosencrantza i Guildensterna. Rosencrantz i Guildenstern dygocą z przerażenia.
ROSENCRANTZ
Więc zastawili na nas pułapkę. Od samego początku. Kto by pomyślał, że jesteśmy tak
ważni?
Guildenstern cały drży, zwraca się do aktorów.
GUILDENSTERN
(krzyczy) Na co czekacie? Czego wytrzeszczacie ślepia? (dygocząc)
ROSENCRANTZ
(łagodnie) Nie płacz... Nie zginęliśmy jeszcze.
GUILDENSTERN
(cicho) Jesteśmy trupami. Tylko śmierć mogła rozproszyć wzbierającą ciemność, która
zaprowadziła nas aż tutaj... (z bólem do Pierwszego Aktora) Ale dlaczego? (cicho, drżąc ze
strachu, ale nagle groźnie) Tak mało wiedzieć... żeby tak skończyć... i jeszcze, w ostatniej
chwili, żeby nam odmówiono wyjaśnień... Czy to naprawdę było tylko po to? Kimże
jesteśmy, żeby tyle się złożyło na naszą mało ważną śmierć?... (do Pierwszego Aktora, z
groźbą, prawie z zapowiedzią zemsty) Tyś wiedział...
PIERWSZY AKTOR
Wiedzieć o śmierci to drobiazg. Doświadczenie uczy, że większość rzeczy kończy się
ś
miercią.
GUILDENSTERN
(ze strachem, mściwie, z gniewem) Wasze doświadczenie! Aktorów! (wyrywa Pierwszemu
Aktorowi sztylet zza pasa i przytyka ostrze do jego gardła: Pierwszy Aktor cofa się,
Guildenstern idzie za nim, mówiąc spokojniej) O śmierci mówię, a tego nie znacie z
doświadczenia. I nie możecie tego zagrać. Tysiące razy umieracie, ale byle jak — bez tej
mocy, która miażdży człowieka — i nikogo nie przerażając. Bo kiedy umieracie, to wiecie, że
wrócicie w innym stroju. Ale nie wstaje się po śmierci — nie ma oklasków, jest tylko cisza i
chowa się człowieka w znoszonym ubraniu — i to jest śmierć! (wbija w niego sztylet aż po
rękojeść. Pierwszy Aktor stoi z wytrzeszczonymi oczyma. Guildenstern wyjmuje sztylet i
Pierwszy Aktor przywiera ręką do rany, cicho łkając pada na kolana, wreszcie pada na ziemię.
113
Podczas gdy Pierwszy Aktor umiera, Guildenstern napięty, niemal że w stanie histerii, rzuca
się gwałtownie w stronę aktorów) Jeśli coś nam było pisane, to jemu też — i jeśli takie było
nasze przeznaczenie, to jego było takie — i jeśli nam nikt nic nie wyjaśnił, to niech i jemu nic
nie będzie wyjaśnione.
Aktorzy obserwują jak Pierwszy Aktor umiera. Patrzą nawet z zainteresowaniem. Pierwszy
Aktor leży nieruchomo. Krótka chwila ciszy, po czym aktorzy zaczynają oklaskiwać go z
prawdziwym podziwem. Pierwszy Aktor wstaje i otrzepuje się.
PIERWSZY AKTOR
(zażenowany) Och, nie, nie panowie, bez pochlebstw. To było tylko poprawne. (aktorzy
jednak składają mu gratulacje. Pierwszy Aktor podchodzi do Guildensterna, który stoi jak
wryty, ze sztyletem w ręku) A pan myślał, że co? (pauza) Taka właśnie jest śmierć, w którą
ludzie wierzą — i jakiej oczekują. (wyciąga rękę po sztylet. Guildenstern powoli przyciska
ostrze sztyletu do dłoni Pierwszego Aktora. Wbija je i... ostrze wsuwa się do rękojeści.
Pierwszy Aktor uśmiecha się, chowa sztylet) Przez chwilę myślał pan, że udawałem.
(Rosencrantz śmieje się nerwowo, chcąc rozładować napięcie)
ROSENCRANTZ
O to bardzo dobre! Bardzo dobre! Nabrał mnie całkowicie — a ciebie nie nabrał? (klaszcze)
Brawo! Bis!
PIERWSZY AKTOR
(z werwą, z rozpostartymi ramionami) Śmierć w każdym wieku i na każdą okazję! Śmierć
przez powieszenie, z wyczerpania, od ran, na skutek egzekucji, uduszenia, z głodu!
Wstrząsająca rzeź, poprzez truciznę, od stali! Śmierć obustronna w pojedynku! Patrzcie!
Patrzcie, jaka jest różnica między starym kabotynem, takim jak ja, a urodzonym geniuszem,
Śmiech i oklaski Rosencrantza trwają, jakby łącząc pozy i pokazy śmierci Pierwszego Aktora.
Alfred, wciąż jeszcze w kostiumie „Królowej”, umiera od trucizny. Pierwszy Aktor przebija
„Króla” szpadą i pojedynkuje się z czwartym aktorem, raniąc go, przy czym jednak sam
zostaje ranny. Dwaj pozostali aktorzy. „Szpiedzy”, ubrani w te same opończe co Rosencrantz
i Guildenstern nie umierają, lecz stają z boku. W czasie tej sceny słychać śmiech
Rosencrantza i tubalny głos Pierwszego Aktora, gdy wymawia „Wstrząsająca rzeź...”
Światło gaśnie powoli, pogrążając zabitych, leżących w głębi sceny w mroku.
PIERWSZY AKTOR
(umierając wśród umierających tragicznie, romantycznie) I tak to się kończy — to jest banał:
ś
wiatło świeci póki jest życie, a wraz z zimową porą twojego życia zmierzch zapada
wcześnie...
GUILDENSTERN
(zmęczony, wyczerpany, ale niecierpliwy) Nie. nie, nie... Nic podobnego... Śmierć nie jest
romantyczna... Śmierć to nie jest... Śmierć jest... nie! To brak obecności, nic więcej.
Nieskończenie długi czas, kiedy się nie wraca... Wyrwa, której się nie dostrzega, a kiedy wiatr
w niej gra, to nic nie słychać...
Światło w głębi sceny gaśnie. Widać tylko Guildensterna i Rosencrantza, który przestał bić
brawo. Pauza.
ROSENCRANTZ
I tak to jest.
114
GUILDENSTERN
Popełniliśmy błąd wsiadając na statek. Statki są niepewne, o tym trzeba było pamiętać.
Oczywiście, na statku ma się swobodę ruchu, można zmieniać kierunek, można chodzić tu i
tam, ale to poruszanie się nie wpływa na ogólny kierunek, w którym płyniemy
nieodwracalnie, podobnie jak fale i prąd... (patrzy w górę, twarz oświetlona gasnącym
światłem) Co to wszystko miało znaczyć? I kiedy to się zaczęło? Czyśmy upadli, czy nas
pchnięto? Czy też było za późno, zanim się zaczęło?...
Rosencrantz oddala się nieco w głąb sceny, w ciemność.
ROSENCRANTZ
Idziesz?
GUILDENSTERN
(wybucha) Nie zrobiliśmy nic złego! Nikomu nie zrobiliśmy krzywdy. Prawda?
ROSENCRANTZ
Nie pamiętam. (zwraca się do widowni i patrzy przed siebie) Słońce zachodzi. Albo ziemia
podchodzi, jak to dzisiaj twierdzi nauka.
GUILDENSTERN
A może po prostu stoimy w miejscu, nie?
ROSENCRANTZ
To i tak nie miałoby żadnego znaczenia.
Rosencrantz idzie w głąb sceny, w ciemność i znika. Guildenstern nie spostrzega tego.
GUILDENSTERN
Chcę powiedzieć: nikt tu nie przyjdzie i nie ściągnie nas stąd. Po prostu będą musieli
poczekać. Jesteśmy jeszcze młodzi... silni... Mamy całe lata przed sobą... (rozgląda się,
spostrzega, że jest sam, zrywa się, krzyczy) Ros —! Guil —! (pauza. Opanowuje się) No,
niech będzie. Mniejsza o to. Mam tego dość. To mi ulżyło. (idzie w głąb sceny) Jeszcze mnie
widzicie a teraz... (znika)
Scena rozświetla się, widać żywy obraz — ostatnią scenę z „Hamleta”. A więc Klaudiusz,
Gertruda, Laertes i Hamlet — martwi, Horacy obejmujący Hamleta. Fortynbras jest obecny,
zarówno jak dwaj Posłowie z Anglii.
POSEŁ
Ten widok
Zbyt jest okropny. Spóźniony nasz przyjazd;
Głuche są uszy tego, który miał nam
Dać posłuchanie, aby się dowiedzieć,
Ż
e zadość stało się jego żądaniu
I że Rosencrantz wespół z Guildensternem
Straceni; któż nam podziękuje za to?
HORACY
Nie on zapewne, chociażby ku temu
Miał odpowiednie warunki żywota;
Nigdy on bowiem ich śmierci nie pragnął.
115
Lecz skoro po tych fatalnych wypadkach
Wy z polskiej wojny, a wy z granic Anglii
Tak bezpośrednio przybywacie, każcież,
Aby te zwłoki wysoko na marach
Na widok były wystawione; mnie zaś
Pozwólcie i wszem wobec i każdemu
Nieświadomemu prawdy opowiedzieć,
Jak się to stało. Przyjdzie wam usłyszeć
O czynach krwawych, wszetecznych, wyrodnych.
O chłostach trafu, przypadkowych mordach,
O śmierciach skutkiem zdrady lub przemocy.
O mężobójczych planach, które spadły
Na wynalazcy głowę. O tym wszystkim
Ja wam dać mogę wieść dokładną.
FORTYNBRAS
Pilno
Nam to usłyszeć, Niechaj się w tym celu
Niezwłocznie zbierze czoło waszych mężów.
Co się mnie tyczy, z boleścią przyjmuję,
Co mi przyjazny los zdarza; mam bowiem
Do tego kraju z dawien dawna prawa,
Które obecnie muszę poprzeć,
HORACY
O tym
Będę miał także coś do powiedzenia
Zgodnie z życzeniem tego, co już nigdy
Nie wyda głosu, ale pierwej muszę
Wypełnić tamto, aby obłęd ludzki
Więcej tymczasem klęsk i niefortunnych
Przygód nie zrządził.
FORTYNBRAS
Niech czterech dowódców
Złoży Hamleta, jako bohatera
Na wywyższeniu, niewątpliwie bowiem
Byłby był wzorem królów się okazał
Dożywszy berła; a gdy orszak ciało
Jego niosący postępować będzie.
Niechaj muzyka i salwy rozgłośnie,
Czym był, zaświadczą. Podnieście te zwłoki,
Bo nie to miejsce, lecz pobojowisko
Godne oglądać takie widowisko.
Każcie dać ognia z dział.
Wychodzą unosząc zwłoki: słychać huk dział. Marsz żałobny zaczyna się i trwa, aż scena jest.
zupełnie pusta, z wyjątkiem dwóch Posłów. Pauza. Idą w kierunku rampy, na pierwszy plan.
Zatrzymują się.
116
I POSEŁ
Cóż...
II POSEŁ
Tak?
I POSEŁ
Co?
II POSEŁ
Zdawało mi się. że pan...
I POSEŁ
Nie.
II POSEŁ
Aha.
Pauza.
I POSEŁ
Ts. Ts.
II POSEŁ
Owszem.
I POSEŁ
Straszna historia.
II POSEŁ
Tragiczna... (patrzy to kierunku, w którym wynoszą zwłoki) ...Cztery...
Jakby nigdy nic.
I POSEŁ
Razem — sześć.
II POSEŁ
Siedem.
I POSEŁ
Nie — sześć.
II POSEŁ
Król, Królowa. Hamlet, Laertes, Rosencrantz, Guildenstern i Poloniusz.
Siedem.
I POSEŁ
Ofelia. Osiem.
II POSEŁ
117
Król, Królowa, Hamlet, Laertes, Rosencrantz, Guildenstern, Poloniusz, Ofelia. Osiem.
(przytakują, kiwają głowami. II Poseł rozgląda się) Cóż... Nie bardzo wiadomo co...
Słychać krzyki i łomotanie z zewnątrz, jakby ktoś na przykład walił pięścią do drzwi i
niewyraźnie wykrzykiwał dwa nazwiska. Posłowie patrzą jeden na drugiego.
I POSEŁ
Idź, zobacz, co się tam dzieje...
II POSEŁ
przytakuje skinieniem głowy. Obaj wychodzą. Z oddali słychać melodię graną przez aktorów.
Scena pusta. Światła na widowni.
Kurtyna
Schopenhauer zanalizował pesymizm, charakterystyczny dla współczesnej umysłowości, ale
ojcem tego pesymizmu był Hamlet. Świat stał się smutny, ponieważ shakespearowska
kukiełka popadła kiedyś w melancholię.
Oscar WILDE