Kirył Bułyczow
SPOTKANIE TYRANÓW
POD RÓWNEM
2003
Suus szedł z przodu.
Był w długiej, białej burce generała Skobielewa, spod której wystawał, zaczepiając o trawę,
czubek kozackiej szabli. Suus pogwizdywał marsz konnych grenadierów. Humor miał
doskonały. Bo jaki może mieć humor dyplomant szkoły desantowej, któremu udało się uciec z
mechaniki kwantowej, właśnie w taki jasny wiosenny dzień?
Hil tupał z tyłu, kręcił ostrym nosem, jak lufą blastera, podejrzewał, że przebiegli
Śniadolicy zastawili pułapkę. Na szyi dyndał mu wycięty z plastyku, pokryty tuszem Krzyż
Żelazny.
- Miejcie się na baczności, wredni Turcy! -zaryczał Suus i zaczął z rozmachem rąbać szablą
twarde, proste łodygi grutisu. Żółte kwiaty hojnie padały na burą wiosenną trawę.
Cień orbitalnej stacji Sztuk Powszechnych na sekundę zasłonił słońce. Było widać, jak na
tle oślepiająco niebieskiego nieba leciały ku niej kropkiflaerów ipitekorów . Za godzinę
zacznie się koncert symfoniczny harmonijnej doskonałości.
- Ale nuda! –powiedział nagleSuus . – Wszystko zrobione, ustalone i zatwierdzone. Żebyśmy
już stąd wreszcie odlecieli… I do roboty.
- Wiesz, co czeka nas dziś po wysokokalorycznej kolacji? -uśmiechnął sięHil .
-Coś strasznego?
- Będziemy rozpatrywać fatalny postępek dwóch wyrostków z sekcji przygotowawczej,
którzy podeptali klomb przedwideoteką .
- I tym samym naruszyli ekologiczny bilans naszego ogródka – z przesadnym obrzydzeniem
w głosie wyjęczałSuus .
Usiedli na skraju opuszczonej szosy. W szczelinach pomiędzy betonowymi płytami
przebijały się miękkie igłyriusy .
- Dobrze, że w Galaktyce jest jeszcze tyle do zrobienia. –odezwał sięHil . - Wystarczy dla nas.
- Wyobraź sobie -Suus rozłożył na trawie białą burkę i położył się na niej, patrząc w niebo –
nasze spotkanie po jakichś czterdziestu, pięćdziesięciu latach. Wilki kosmiczne.
- Władcy.
- Niosący sprawiedliwość...
- Wyższą sprawiedliwość
- Harmonię wszechświata.
- Obdarzeni tajną świadomością wyższego celu.
I obaj zaczęli chichotać i okładać się pięściami, przy szumie motorów zbyt nisko lecącego
modułukapsułowego “Równik - Biegun”.
1.
Trzeci dzień lał deszcz.
Krople zrywały się z liści siny, a one, uwolnione od ciężaru chłodnej wody, drgały i
prostowały się.
Na leśnym lotnisku nie było już partyzantów. Gdy skończyli oczyszczać pole i ubijać
kretowiska, pod konwojem desantowej grupy SMERSZ, zaprowadzono ich w głąb lasu. Tam,
w ziemiankach, mieli czekać. Może jeszcze będą potrzebni.
O 23:40, z dwuminutowym opóźnieniem, rozległ się warkot motorów.
Żołnierze, skuleni pod pelerynami, czatowali przy ogniskach. Na sygnał latarki, która
rozbłysła pod gałęziami starego świerku, chlusnęli benzyną na drewno i rozpalili ogniska.
“Douglas” pojawił się ponad wierzchołkami i zaczął schodzić do lądowania.
Jeszcze przez minutę czy dwie słychać było buczenie osłaniających go myśliwców.
Śmigła “Douglasa” obracały się jeszcze, gdy na polanę wbiegły cienie żołnierzy z grupy
specjalnej.
Luk “Douglasa” otworzył się, z samolotu na mokrą trawę padł owal słabego, żółtego
światła. Trap brzęknął o okrągłą burtę, przygniatając trawę. Człowiek, który pojawił się w
2
luku za pilotem, zatrzymał się, wpatrując się w ciemność.
- Wszystko w porządku – odezwał się major.
Jego słowa zagłuszył trzask motoru niemieckiej zdobycznej tankietki.
W tankietce było zimno i trzęsło. Bardzo trzęsło. Stalin dłuższy czas próbował rozpalić
fajkę, ale zapałki gasły.
Siedzący obok major, bardzo uważając, aby nie dotknąć ramienia Stalina, podał mu
zapalniczkę, zrobioną z naboju karabinowego.
Stalin wziął ją w milczeniu, ale odechciało mu się palić.
- Długo będziemy jechać? -zapytał .
- Zaraz będzie droga - odpowiedział major.
Tankietka wpełzając na nasyp, zadarła przód do góry i Stalin przygniótł majora. Nie
odezwał się , ale major powiedział:
- Nic nie szkodzi.
- Dają sygnały - powiedział kierowca tankietki.
Tankietka zamarła.
- To oni? -zapytał Stalin.
- Dwa błyski. Jeden. Jeszcze dwa. Oni. -odparł major.
Stalin milcząc przesunął się w stronę luku.
Major pomógł go otworzyć. Chciał coś powiedzieć. Z trudem się powstrzymał.
- Nie denerwujcie się - powiedział Stalin. - Czekajcie, tak jak było ustalone. Będę za dwie
godziny.
Stalin zrobił kilka kroków w stronę ciemnej plamy na szarej, mokrej drodze. Zatrzymał się.
Wyjął z kieszeni płaszcza zapalniczkę, ale znowu nie zapalił. Czuł na plecach wzrok i strach
majora.
Przy niskim, czarnym mercedesie stali ludzie w lśniących, czarnych płaszczach. Połysk
płaszczy sprawiał wrażenie, że są przedłużeniem samochodu.
Jeden z nich zręcznie i nawet elegancko otworzył drzwi. Stalin nie patrzył na ich twarze.
Drzwi zamknęły się. Mercedes ruszył. Stalin odnotował, że resory Mercedesa są lepsze
niżzisowskie .
Jechali około 40 minut. Obok Stalina siedział oficer w lśniącym płaszczu. Duże, ciężkie
dłonie spoczywały na kolanach. Stalin widział cyferblat jego zegarka z zielonkawymi
fosforyzującymi cyframi.
Zatrzymali się raz, przy punkcie kontrolnym. Człowiek obok kierowcy opuścił szybę i od
razu zrobiło się rześko. Podał hasło. Stalin nie słuchał. Gdy dojechali na miejsce, Stalinowi
zdrętwiała noga. Wychodząc z mercedesa omal nie krzyknął z bólu. Zachwiał się. Oficer w
lśniącym płaszczu zdążył podać mu dłoń i Stalin oparł się na niej. Przed jego twarzą znalazły
się naszywki oficera. Lśniące sześciany. Stalin pomyślał, że po powrocie trzeba będzie się
zapoznać z dystynkcjami SS. Zresztą, wątpliwe, żeby ta informacja kiedykolwiek się
przydała.
Hitler powitał go na schodach bunkra.
Drzwi na górze zadźwięczały, wsuwając się w ścianę.
- Nie ma tu nikogo - powiedział Hitler. - Tylko ja i ty. Rozbieraj się, pomogę ci.
Hitler powiesił płaszcz Stalina na wieszaku z jelenich rogów. Ściany były szare. Po środku
długiego, niskiego pokoju bez okien stał stół. Na nim leżała duża mapa.
- MójSzaposznikow oddałby pół życia, za jedno spojrzenie na to – uśmiechnął się Stalin.
Objęli się. Hitler zmienił się przez te miesiące, gdy się nie widzieli. Worki pod oczami,
drgający policzek...
- Ty też nie odmłodniałeś - Hitler odgadł myśli Stalina. - Podejdź tu.
Przeszli do następnego pomieszczenia. Stała tam czarna, skórzana kanapa i kilka krzeseł.
Na niskim stole dziwne zestawienie: butelki z winem i sokiem, i mleko w kryształowej
3
karafce.
- Obsłuż się sam. -powiedział Hitler. - Jest tutaj twoje wino.
- A z ciebie ciągle taki abstynent? -zapytał Stalin.
- Muszę się podleczyć - powiedział Hitler. - Tutaj nie ma lekarzy, sami
znachorzy.Nawiedzeńcy .
- Wytrzymaj.
Nalał pełen kielichkinsmarauli . Ciągle nie mógł się rozgrzać. W bunkrze było ciepło, ale w
kościach czuł jeszcze chłód podróży.
- Jak się tu dostałeś? -zapytał Hitler.
- Normalnie. Nawet się zdrzemnąłem w samolocie.
- Leciałeś “Douglasem”?
- Tak.
- Namierzyli cię - powiedział Hitler. - Zameldowano mi. Dobrze, że zrobili to zanim zaczęli
strzelać.
- Miałem niezłe myśliwce. Asy.
- “Jaki”?
- Tajemnica wojskowa - uśmiechnął się Stalin.
Można już było zapalić.
Hitler skrzywił się.
- Dym z fajki też ci przeszkadza?
- To szkodliwe
- Starzejemy się - powiedział Stalin. - Jak nasi?
- Prawie nikogo nie widuję - westchnął Hitler. - Miałem depeszę odYamamoto . Nie jest
zadowolony zMcArthura .
- Ledwo odradziłemMaotsouce - powiedział Stalin - uderzenie na Daleki Wschód. On to ma
dziwne pomysły.
- Zastanawiałeś się - powiedział Hitler - jak styl życia, codzienne otoczenie, nas zmienia?
Zaczynamy serio traktować swoje obowiązki.
- Mnie to nie dotyczy - mruknął Stalin.
- Słusznie, niech się tym zajmują analitycy w domu.
- Strasznie się stęskniłem za domem.
- Jeszcze trzy lata - Hitler ostrożnie nalał mleka do szklanki. - Dobre mleko tu mają. Krowy
jedzą leśne trawy.
- Tobie trzy. A mnie, prawdopodobnie dużo więcej. Obawiam się, że całe dziesięć.
- Wrócę i postaram się wyciągnąć ciebie - powiedział Hitler.
Przeszli do większego pokoju, do stołu.
- Nie zgadzam się z centralą - rzekł Stalin. - Dlatego prosiłem cię o spotkanie.
- Domyśliłem się - odpowiedział Hitler. - Podejrzewam nawet, o co będziesz prosił.
Stalin postukał fajką w środek mapy. Na mapę upadła iskra i Hitler szybko strzepnął ją na
podłogę.
- To Stalingrad – odezwał się Stalin. - Nie oddam ci go.
- Ale w centrali uważają, że powinieneś zatrzymać mnie przed Uralem – odparł Hitler.
- A twoim zdaniem?
- Egoistycznie zgadzam się z tobą – odezwał się Hitler - zajęcie Stalingradu przedłuży wojnę
o pół roku. To znaczy, o pół roku później będę w domu. Boję się, że po prostu nie dożyję.
- Egoistycznie - powtórzył Stalin. - Nie mówimy teraz o twoim egoizmie, mały chłopczyku.
- Twoje argumenty?
- Spełniliśmy demograficzne żądania centrali - powiedział Stalin. - Obliczyłem niedawno:
począwszy od 1914 roku Rosja straciła 50 milionów ludzi, prawie połowę ludności.
- Rosjanie szybko się rozmnażają - zauważył Hitler.
4
- Ty też miałeś w to swój wkład.
- Nie dużo więcej, niż było zaplanowane.
- Dobrze im siedzieć przy komputerach - powiedział Stalin z nieoczekiwaną goryczą. - Kraj
doszedł do kresu wytrzymałości! Gdy planujemy zagładę japońskich samurajów i rozrzucamy
nosicieli genetykisamurajstwa - japoński korpus oficerski - po wyspach Oceanu Spokojnego,
żeby wytępić go rękamiMcArthura , wiem, że to słuszne. Gdy katastrofalnie osłabiamy Rosję,
rozumiejąc, że w przeciwnym wypadku stanie się ona zagrożeniem dla dalszego rozwoju
ziemskiej cywilizacji, że pochłonie demokracje Zachodu, idę na to. Gdy podrywamy i
zgniatamy niemiecki militaryzm, organizując pierwszą wojnę światową, popierając faszyzm,
rzucając twoje armie w maszynkę do mięsa, logika centrali jest dla mnie jasna. Ale teraz
doszło do nadwyżki. Zagłada moich armii pod Stalingradem, likwidacja ludności naPowołżu
iZakaukaziu nie dają już efektu progresu. Niewykluczone, że twoje armie dotrą do Uralu i
Azji Środkowej - a przecież właśnie tam odesłaliśmy te mózgi kraju, które przydadzą się w
przyszłości.
- Człowiek nie ma szans w pojedynku z komputerem - powiedział Hitler. - Uczyli nas tego w
szkole, mójSuus . Z wiekiem stałeś się sentymentalny. Obawiam się, że zacząłeś utożsamiać
się z krajem, do którego cię wysłano. Przyznaj się, że od czasu do czasu miło jest być
bożyszczem, żywym bogiem.
- Widziałem niedawno kronikę. Stoisz na trybunie. Dosłownie szalejesz. Ohydne widowisko.
- A widzisz, dopiekłem ci do żywego – uśmiechnął się Hitler. - Napij się mleka. Tutejsze
krowy jedzą leśne trawy.
- Powtarzasz się.
Stalin patrzył na mapę.
- Dziwna i straszna planeta – odezwał się Hitler. – Gdyby to zależało ode mnie, skreśliłbym ją
z listy progresu. Niech się nawzajem pozjadają. Ile wart jest ten chorobliwy kult tyranów! Im
więcej ludzi zabijasz, tym bardziej cię uwielbiają.
- Pod tym względem w porównaniu ze mną jesteś malutki.
- Być może. Dlatego nawet trąby głośniej trąbią na twoją cześć.
Stali i patrzyli na mapę.
Potem odezwał się Hitler:
- Czas na ciebie.
- Kiedy się połączysz z centralą? -spytał Stalin.
- Dziś w nocy. Poprę twoją prośbę. Tak bardzo chcę do domu ...
Odprowadził Stalina do schodów.
- Pamiętasz, jak byliśmy chłopcami, marzyliśmy o bitwach i bohaterskich czynach.
- Nie wiedzieliśmy wtedy, jak pachną rzeki krwi - powiedział Stalin.
- Ale służymy wielkiej i szlachetnej sprawie. Kiedyś, gdy ziemska cywilizacja osiągnie
harmonię, będą nas sławić .. Już nie jako tyranów.
- Bywa - mruknął Stalin.
- Poprę twoją prośbę.
Stalin wyszedł na deszcz. Mercedes stał przy wejściu do bunkra. Płaszcz nie zdążył
wyschnąć, było w nim zimno i wstrętnie. Bardzo wysoko, pod niewidocznymi przez chmury
gwiazdami, narastał niewyraźny huk. Lecą “SB”, pomyślał Stalin. Dałem rozkaz nalotu na
Berlin i prawie o tym zapomniałem. A one lecą.
Niemieccy oficerowie zamarli patrząc w niebo.
Już w tankietce, wracając na partyzanckie lotnisko i odwracając się od majora, którego
nagle chwycił atak kaszlu, Stalin pomyślał, że należałoby zwiększyć racje pisarzom,
ewakuowanym do Czystopola. W nawale spraw ciągle o tym zapominał. A zresztą, jeżeli ci
powymierają, znajdą się inni. W gruncie rzeczy to nieistotne.
5
2.
Siedzieli na skraju opuszczonej, zapomnianej szosy. Pomiędzy starymi, betonowymi
płytami rosły krzakiriusy. W promieniach zachodzącego słońca lecący wysokopitekor
rozbłyskiwał niczym iskra.
Suuszerwał źdźbło trawy i zaczął je żuć.
- Wiesz, za czym tęsknię? -powiedział . - Za łykiem gruzińskiego wina.
- Nie mogę podzielić twojej tęsknoty - odparł Hil. Zdrowy tryb życia i kilka udanych operacji
zrobiło swoje. Wydawał się o wiele młodszy niż trzydzieści lat temu, według chrześcijańskiej
rachuby czasu jesienią 1942 roku, w bunkrze podRównem . - Myśl o tej planecie jest dla mnie
wstrętna.
- Wiem czemu -Suus pogładził siwe wąsy. Nawet po powrocie do domu nie mógł z nich
zrezygnować. - Bo poniosłeś klęskę. Pamiętasz, robiłeś mi wyrzuty, że na pewnym etapie
zacząłem utożsamiać się zsocjumem , którym kierowałem?
- Nie chodzi o klęskę. Zawsze wstrętny był mi ustrój, który musiałem stworzyć i maska, którą
nosiłem.
Hilpołożył się na plecach i mrużąc oczy patrzył na niebieskie niebo.
- Możliwe - powiedział po przerwie - że to z powodu strachu. Strachu przed śmiercią w
kwietniu czterdziestego piątego..
- Nasi wyciągnęli cię w ostatniej chwili. -przyznałSuus . - Jakie wiadomości z Ziemi?
- Wiesz przecież.
- Wiem. Ale myślę, że robimy błąd.
- A ja podzielam stanowisko centrali.
- Ale tyle wysiłku! Tyle ofiar! Jeśli się nie mylę, w ciągu tych lat zginęło tam szesnastu
naszych.
- Siedemnastu - poprawiłHil .
- Takie ofiary i wszystko na próżno. Nie trzeba było przerywać kontaktu.
- W naszym wielkim dziele zdarzają się błędy - powiedziałHil . - Jeśli cywilizacja zabrnęła w
ślepą uliczkę, dalsze ofiary nie mają sensu.
- To znaczy, że kiepsko pracowaliśmy.
- Pracowaliśmy dobrze – nie zgodził sięHil . - Oddaliśmy Ziemi najlepsze lata życia.
Staraliśmy się ...
- Kiedy doprowadzą się do zagłady, według obliczeń centrali?
- Za dwadzieścia lat ...
- Do diabła! -wykrzyknął po rosyjskuSuus . - Pół życia za kielichkinsmaraunli !
- Powinieneś pójść do psychiatry – wygłosił mentorskim tonemHil .
KONIEC
6