Rebecca Winters
Żona dla księcia
- 1 -
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Alex, ze względu na zamieszki studenckie nie możemy bagatelizować
tego, co stało się dzisiaj. Bezpieczniej będzie, jeśli przeniesiesz się z rodziną do
którejś z górskich rezydencji, a przynajmniej zamkniesz zamek dla zwiedzają-
cych. Studenccy radykałowie chcą obalić monarchię i wykorzystają każdy
pretekst, żeby wywołać zamęt.
- A co się stało, Leo? - Alex spojrzał uważnie na swojego rozmówcę. -
Jesteśmy na tych ziemiach od wieków i nie pozwolę się zastraszyć. To
społeczny margines. Wzmocnię ochronę, a od ludzi się nie odetnę.
Alex został królem retoromańskiego kantonu Valleder sześć lat temu, a
Leo, czterdziestoletni wdowiec, który, zanim został szefem ochrony, był jednym
z najlepszych agentów Interpolu, czuwał nad bezpieczeństwem państwa. Leo
był też przyjacielem Aleksa.
- Dziś rano wraz z grupą turystów zwiedzała zamek pewna bardzo
atrakcyjna Amerykanka. Na koniec powiedziała przewodnikowi, że musi
zobaczyć się z królem. Kiedy usłyszała, że król nie udziela prywatnych
audiencji, oznajmiła, że chce ci zwrócić coś cennego. Przewodnik wezwał
ochronę. Kobietę zawieziono na policję. Przesłuchałem ją osobiście. Twierdzi,
że ma pierścień, który chciałbyś odzyskać.
- Jaki pierścień? - Alex pokręcił głową. - Ciekawe, skąd się biorą ci
narwańcy? Jedyny pierścień, jaki mam, dał mi sześć lat temu ojciec, tuż przed
swoją śmiercią. Spójrz.
Leo splótł ramiona.
- Wszystko jasne. Sprowokowała incydent, żeby zobaczyć, co się stanie. I
zobaczyła. Przeszukaliśmy ją i zatrzymaliśmy jej paszport. Poprosiłem też, żeby
pokazała pierścień, ale odparła, że nie ma go ze sobą. Podobno jest zbyt cenny.
Miała tylko jego zdjęcia.
R S
- 2 -
Alex cmoknął z niedowierzaniem.
- Wiedziała, że ją zatrzymamy i przesłuchamy. Jestem pewien, że chciała
rozpracować system ochrony zamku. Ostatnio demonstranci próbowali
sforsować północną bramę. Na pewno obmyślają jakiś nowy plan. Chcą zwrócić
na siebie uwagę kantonu, a na nas ściągnąć kłopoty. Nie podoba mi się to.
Zwłaszcza że za trzy tygodnie twój ślub.
- Mnie też się to nie podoba - przyznał ponuro Alex. Nigdy by sobie nie
wybaczył, gdyby przez jego niedopatrzenie ucierpiał ktokolwiek z jego rodziny.
Na szczęście Leo panował nad wszystkim.
- Czego się o niej dowiedziałeś?
- Nazywa się Darrell Collier, mieszka w Aurora, w Kolorado.
- W Kolorado?
Alex znał Kolorado. W młodości przez pewien czas przebywał w
Ameryce.
- Podróżuje z nowym amerykańskim paszportem. To jej pierwszy
paszport. Przyleciała do Zurychu wczoraj wieczorem prosto z Denver. Na
pytanie celnika o powód wizyty odpowiedziała, że ma wakacje. Wynajęła auto i
przyjechała tutaj. Zatrzymała się w hotelu Otter. Rano dołączyła do
zwiedzających. Pracuje w Stanach, w liniach lotniczych Gold, dział rezerwacji.
W kartotece policyjnej nie figuruje. Podejrzewam, że pracuje dla bojówkarzy,
którzy szukają słabych punktów w ochronie zamku. Sam zresztą powiedz, ilu
indywidualnych turystów zwiedza u nas tylko zamek? Ta kobieta jest bardzo
opanowana, na wszystkie pytania odpowiadała spokojnie.
- Krótko mówiąc, poświęca się dla sprawy - mruknął Alex.
Leo spojrzał na króla z szacunkiem.
- Wiedziała, że nie popełniła żadnego przestępstwa. Musieliśmy ją
wypuścić. Została odwieziona na lotnisko w Zurychu. Daliśmy znać
amerykańskim władzom. Będą ją mieli na oku. To wszystko. Najbardziej jednak
martwię się o ciebie i twoją rodzinę.
R S
- 3 -
Leo już po raz drugi w ciągu kilku minut wspomniał rodzinę Aleksa. Nic
dziwnego, od dawna interesował się kuzynką króla, Evelyn, która po stracie
męża zamieszkała na terenie królewskiej posiadłości. Wprawdzie Alex po cichu
sprzyjał tej parze, ale Evelyn należała do królewskiego rodu, więc Leo nie śmiał
nawet myśleć o małżeństwie.
- Radzę wzmocnić ochronę.
- Dobrze, Leo. Zdwoimy ochronę na całym terenie. Nie zaszkodzi też,
jeśli będziesz towarzyszył Evelyn podczas konnych przejażdżek czy na
zakupach. Niech ona i jej chłopcy zachowają ostrożność. Twoje zalecenia
potraktuje bardziej serio niż moje.
- To dla mnie zaszczyt - odpowiedział na pozór bez emocji Leo, lecz Alex
zauważył w jego oczach błysk zadowolenia. - Natychmiast się tym zajmę. -
Wstając, położył na biurku przed Aleksem kopertę. - Tu są zdjęcia pierścienia.
Mogła go kupić w każdym sklepie z pamiątkami. Na obrączce jest grawerunek
w języku retoromańskim. Moi ludzie rozmawiają teraz z jubilerem. Uważam, że
ta kobieta przyjechała do zamku w konkretnym celu.
Leo wyszedł z gabinetu.
Alex sięgnął po kopertę, której zawartość przypomniała mu o zaręczynach
z Izabellą. Wkrótce zostanie jej mężem. Dłużej nie można już tego odkładać.
Izabella od dawna naciskała na ślub. W dodatku mariaż z księżniczką San Ri-
vano we Włoszech będzie bardzo korzystny dla wymiany handlowej, jaką
nawiązał jego ojciec z królem San Rivano, kiedy Alex był jeszcze nastolatkiem.
Na łożu śmierci ojciec powiedział mu:
- Królowi potrzebna jest żona, a twojej matce wnuki. Izabella jest
inteligentną, piękną kobietą i da ci dzieci, z których będziesz dumny.
Rzeczywiście, czarnowłosa Izabella mogła zawrócić w głowie. O
dziewięć lat młodsza od Aleksa, z pewnością będzie posłuszną, doskonałą
małżonką. Nie powinno być żadnych niespodzianek. Wszyscy ekscytowali się
królewskimi zaślubinami. Wszyscy, poza Aleksem...
R S
- 4 -
Szybkim ruchem wytrząsnął na biurko cztery zdjęcia męskiego, złotego
pierścienia, zrobione z czterech różnych ujęć.
Według Lea herb Valleder zdobił większość wyrobów jubilerskich
kupowanych przez turystów na pamiątkę wyprawy do serca Alp, ale jedna z
fotografii przedstawiała wnętrze obrączki z inskrypcją w dialekcie Puter.
„Więcej niż kuzyn" - Alex odczytał napis.
I nagle powróciło bolesne wspomnienie. Dostał ten pierścień na szesnaste
urodziny od tragicznie zmarłego przyjaciela.
Natychmiast powróciły też inne wspomnienia.
Mieli wtedy z Chazem po dwadzieścia lat i spędzali wakacje w Kolorado.
Chaz zaproponował, żeby choć na trochę zapomnieli o swoim arystokratycznym
pochodzeniu i zachowywali się jak zwykli ludzie.
Alex zerwał się z fotela. Jeśli zatrzymana dziś kobieta, była tą samą
dziewczyną, której dał wtedy pierścień...
Niewiele pamiętał, ale fotografie były dowodem, że w czasie tamtej
upojnej nocy coś jednak się wydarzyło. Zapewne chodzi o próbę wymuszenia, a
to wcale mu się nie podobało.
Zadzwonił do Lea.
- Tak, Alex?
- Dobra robota, przyjacielu. To mój pierścień. Dałem go komuś dawno
temu, ledwie pamiętam okoliczności.
Od czasu tamtej przygody dokładał wszelkich starań, by być dobrym
królem. Zgodził się nawet na zaaranżowane małżeństwo z księżniczką, którą
wybrali mu rodzice, unikał skandali. A teraz, kiedy do ślubu pozostał niecały
miesiąc...
- Kiedy dokładnie to było? - dopytywał się Leo.
- Trzynaście lat temu w Kolorado spędziliśmy z Chazem szaloną noc.
Alkohol, panienki. Sprawy wymknęły się spod kontroli. Przypomniałem sobie o
tym, kiedy zobaczyłem zdjęcia.
R S
- 5 -
- To do ciebie niepodobne.
- Daj spokój. Spiliśmy się w trupa. Przyjaciel odchrząknął.
- Takie sprawy potrafią odbić się rykoszetem nawet po wielu latach.
- Obawiam się, że tego, co się stało, odwrócić niepodobna.
Ta kobieta może mieć złe zamiary, może skrzywdzić jego i tych, których
kochał, a na to nie mógł pozwolić.
W słuchawce zapadło wymowne milczenie.
- Na razie nad wszystkim panujemy... - zaczął Leo.
- Posłuchaj - przerwał Alex. - Postaw na nogi najbardziej zaufanych ludzi.
Za godzinę mają się stawić na pokładzie odrzutowca. Dyskretnie. Kiedy samolot
z tą kobietą wystartuje, chcę o tym wiedzieć.
Podczas lotu do Denver Darrell wypłakała chyba wszystkie łzy. Nie udało
się jej spotkać z ojcem jej adoptowanego syna. Filip może nigdy nie poznać
mężczyzny, który spędził z jej siostrą jedną noc, a następnie na zawsze zniknął z
jej życia.
Darrell kochała dziecko z całego serca, ale chłopak, dorastający bez ojca,
był rozżalony na cały świat i miała z nim coraz większe problemy. Potrzebowała
fachowej pomocy.
Ostatnio zupełnie sobie nie radziła. Czuła się dużo bardziej bezradna niż
dwanaście lat temu, kiedy Melissa zmarła zaraz po porodzie, zostawiając jej
ślicznego chłopczyka o ciemnoblond włosach.
A przecież ona i Filip mieli tylko siebie. I jak widać, tak będzie już
zawsze.
Mogła mieć tylko nadzieję, że z czasem rozżalenie chłopca minie.
Wprawdzie starała się zapewnić mu wszystko, ale Filip uważał brak ojca za
straszną niesprawiedliwość i buntował się.
Tak bardzo przypominał w tym swoją biologiczną matkę, Melissę. Ona
czuła się tak samo pokrzywdzona, kiedy rodzice zginęli w wypadku
samochodowym.
R S
- 6 -
Bardzo cierpiała i pewnie dlatego wyrosła na upartą i porywczą
nastolatkę. Babcia zupełnie sobie z nią nie radziła. Jeśli Darrell nie pomoże
Filipowi, nim będzie za późno, historia może się powtórzyć.
Lepiej mieć jakiś plan, niż nie mieć go w ogóle, mówiła sobie, odbierając
bagaże. Opuściła lotnisko i szybkim krokiem poszła na parking. Tak bardzo
tęskniła za Filipem. Nie widziała go już trzy dni.
Podeszła do swojego samochodu, a kiedy wkładała walizkę do bagażnika,
jak spod ziemi wyrosło obok niej dwóch mężczyzn. Byli bez marynarek, tylko w
koszulach i szortach.
- Pani Collier?
Choć było dopiero wczesne popołudnie i wokół kręciło się sporo ludzi,
Darrell wystraszyła się.
Mężczyźni pomachali jakimiś legitymacjami. Czyżby byli z FBI?
- Pojedzie pani z nami. Na prywatne spotkanie z królem Valleder.
Darrell myślała, że śni albo ma omamy. Po umiarkowanej pogodzie w
Szwajcarii, upalny i parny lipiec w Denver dawał się jej we znaki.
Jeden z agentów podał jej kopertę z fotografiami, które zostawiła na
policji w stolicy Bris.
Zatem król rozpoznał pierścień. A ona straciła już wszelką nadzieję! Nie
mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Oszołomiona, powoli zamknęła
bagażnik.
- Król jest w Denver?
- Tak. Czeka na panią. Potem odwieziemy panią z powrotem na parking.
Gdy usiadła na tylnym siedzeniu nieoznakowanego auta, nie wiedziała, co
się z nią dzieje. Jeden agent zajął miejsce obok niej, drugi zasiadł za kierownicą.
Skręcili z lotniska na płatną drogę wiodącą na pasy dla prywatnych
samolotów i po chwili podjechali do błyszczącego, białego odrzutowca z
herbem Valleder na boku. Trap był spuszczony, a dookoła stało mnóstwo
ochroniarzy.
R S
- 7 -
- Jego Wysokość jest w środku.
Darrell wspinała się po schodkach jak w transie.
- Och! - krzyknęła, kiedy z wnętrza samolotu wyszedł nienagannie ubrany
mężczyzna, bardzo podobny do Filipa.
Niemiłosierne promienie popołudniowego słońca mieniły się w jego
falistych, ciemnoblond włosach.
Internetowe fotografie króla Valleder nie oddawały męskiej szorstkości
jego zgrabnej sylwetki ani intensywnego spojrzenia niezwykłych oczu.
Mężczyzna obrzucił ją uważnym spojrzeniem, zatrzymując na chwilę
wzrok na spuchniętych od płaczu, fiołkowych oczach. No tak, dwanaście godzin
bez makijażu. Opadające na ramiona blond włosy potrzebowały szamponu, a
turkusowa bluzka i spódniczka wyglądały nieświeżo. I Darrell tak właśnie się
czuła.
Stała przed człowiekiem, o spotkanie z którym zabiegała, tak wiele
ryzykując i nie mogła zebrać myśli. Czuła się skrępowana. Mierzył wzrokiem
jej kobiece kształty, a jej robiło się gorąco. Na dodatek nie mogła oderwać oczu
od białej, sportowej koszuli, okrywającej świetnie sklepioną klatkę piersiową i
od workowatych spodni, pod którymi prężyły się mocne łydki i twarde uda.
Nagle uprzytomniła sobie, że pewnego dnia jej tyczkowaty syn upodobni
się do swojego, jakże atrakcyjnego ojca.
- Pani Collier, jak mniemam?
- Przepraszam... pan jest królem, nie wiem, jak się do pana zwracać -
wyjąkała zaskoczona, że przeleciał za nią taki kawał świata.
- Rozumiem, że sytuacja nie jest dla pani zwyczajna. Zważywszy
okoliczności, proszę mówić do mnie Alex. Wygląda na to, że mamy do
omówienia coś ważnego. Proszę wejść. - Mówił doskonałym angielskim, bez
śladu obcego akcentu.
R S
- 8 -
Darrell przestąpiła próg i znalazła się w innym świecie - w krainie
wybrańców losu i ich podniebnych eskapad. W każdym razie klimatyzacja była
niebiańska.
Alex zaprowadził ją do eleganckiego saloniku, a gdy przycupnęła na
brzegu białej, luksusowej kanapy, pojawił się steward z tacą i napojami.
Darrell wybrała colę, ale nie umiała się rozluźnić.
Alex usiadł na fotelu naprzeciw niej i w nader wyszukany sposób popijał
kawę.
- Zacznijmy od tego, że opowiesz mi, jak zdobyłaś ten pierścień.
Serce biło jej tak mocno, że była pewna, że on musi to słyszeć.
- Powierzyła mi go moja siostra.
Alex odstawił filiżankę na podręczny stolik i pochylił się do przodu.
- Jak jej na imię?
Darrell czuła się bardzo dziwnie, rozmawiając o siostrze z mężczyzną,
który rozkochał ją w sobie do tego stopnia, że zrobiłaby dla niego wszystko. No
i zrobiła.
- Melissa Collier. Jej imię coś ci mówi?
Alex przyglądał się jej z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Przykro mi, ale nic.
Nie zdziwiła się. Ilu mężczyzn na jego miejscu pamiętałoby po trzynastu
latach dziewczynę, z którą spędzili tylko jedną noc? Zresztą Melissa najpewniej
wymyśliła sobie jakieś imię, żeby uniknąć kłopotów w pracy.
Alex potarł usta kciukiem.
- Dlaczego twoja siostra nie przyleciała do Bris? Darrell westchnęła.
- Zmarła dwanaście lat temu. Jego piękna twarz spoważniała.
- Przykro mi - szepnął, zaskakująco szczerze.
- Mnie też - powiedziała drżącym głosem.
- Jak umarła?
R S
- 9 -
Dziwna rzecz, Darrell codziennie modliła się o tę chwilę, a teraz nie
wiedziała, jak zacząć. To, co miała do powiedzenia, na zawsze zmieni życie
Aleksa. Dla każdego mężczyzny byłby to szok, a co dopiero dla króla.
Zrozumiała, że nie może mu tego zrobić.
- To nie ma znaczenia. Wiem tylko, że chciała, bym oddała ci pierścień.
- Pierścieniem zwróciłaś na siebie uwagę. W jakim celu? Darrell poczuła
się źle.
- Ja... popełniłam błąd, lecąc do Szwajcarii. A ty nigdy nie popełniłeś
błędu? - krzyknęła histerycznie. - Oddam ci pierścień, wrócisz do domu i
zapomnimy o wszystkim. Proszę...
- Obawiam się, że to niemożliwe. Darrell rozpłakała się.
- Nie chcę cię skrzywdzić. Nie chcę, by komukolwiek stała się krzywda.
Wstała i zamierzała wyjść, ale nim doszła do drzwi, Alex powstrzymał ją,
mówiąc:
- Najłatwiej mnie skrzywdzisz, robiąc scenę w obecności moich ludzi.
Usiądź zatem, proszę, i opowiedz mi o swojej siostrze.
Darrell zrozumiała, że on nie ustąpi, dopóki nie dowie się prawdy.
- Dwa dni po urodzeniu czterokilowego chłopca moja siostra zmarła na
tętniaka mózgu - odpowiedziała, ocierając łzy.
W kabinie zapanowała cisza.
Alex nie poruszył się, ale na dnie jego oczu Darrell dostrzegła
wzburzenie.
- Masz przy sobie ich fotografie?
Spodziewała się, że zaprzeczy, że to jego syn, ale nic podobnego. Zamiast
tego zadał jej tak bezpośrednie pytanie, że osłupiała.
- Mam w torebce fotografię Melissy z lat szkolnych i zdjęcia mojego
syna, które robiłam we wszystkie jego urodziny na wypadek, gdybym
kiedykolwiek odnalazła jego ojca i gdyby on chciał je zobaczyć.
- Twojego syna? - Alex uniósł brwi.
R S
- 10 -
- Adoptowałam go.
- Nie wyszłaś za mąż?
- Nie.
Drżącymi rękami otworzyła torebkę i wyjęła fotografie. Alex podniósł się
i sięgnął po nie. Podobieństwo syna i ojca było niepodważalne.
- Kiedy się urodził?
- Dwudziestego siódmego lutego. Za pół roku skończy trzynaście lat.
Alex bardzo długo przyglądał się fotografiom.
- Jak ma na imię? - Schrypnięty głos zdradzał, że był głęboko poruszony,
czym jeszcze bardziej zaskoczył Darrell.
- Kiedy w czasie badania USG Melissa dowiedziała się, że urodzi
chłopczyka, postanowiła dać mu imię po tobie.
- Mam wiele imion. Darrell zaschło w ustach.
- Wiem. Widziałam w Internecie długą listę. Jej przedstawiłeś się jako Fil
z Nowego Jorku. Dała dziecku na imię Filip.
Na twarzy Aleksa malowała się taka udręka, że wyglądał teraz na więcej
niż trzydzieści trzy lata.
- Tak, trzynaście lat temu byłem na ranczu w Kolorado. Pracowała tam
pewna studentka. Była trochę niższa od ciebie i miała trochę ciemniejsze włosy.
- To była Melissa. Pracowała tam latem przy gościach, ale nie była
studentką. Miała dopiero siedemnaście lat i został jej rok do skończenia szkoły
średniej.
Alex zacisnął usta.
- Nie martw się - mruknęła Darrell. - Na pewno skłamała, że jest starsza. I
wyglądała na starszą. Mówiła, że najpierw piliście, a potem spaliście w jednym
śpiworze, pod gwiazdami. Wtedy dałeś jej pierścień. Była zachwycona.
Następnego dnia poszła do pracy, a ty znikłeś bez śladu. Został jej tylko ten
pierścień. Dała mi go przed śmiercią i błagała, żebym cię odnalazła. Po
pogrzebie schowałam pierścień. Myślałam, że Melissa zmyśliła sobie całą tę
R S
- 11 -
historię, ale dwa tygodnie temu odwiedziłam eksperta heraldyki i on rozpoznał
herb twojej rodziny. Wtedy uwierzyłam.
- Na pewno mną gardzisz - powiedział zgnębionym głosem. - Dlaczego
nie powiedziałaś tego policji? Miałaś świetną okazję, by mnie pogrążyć.
Zaskoczył ją. Zachował się z godnością. Nie wypierał się ani nie
tłumaczył. Nie spodziewała się, że facet, który pośrednio przyczynił się do
przedwczesnej śmierci jej siostry, wzbudzi w niej współczucie.
- Ani mi w głowie wywoływanie skandalu. Wasz przypadek to nic
niezwykłego. Tyle tylko, że nie każde dziecko jest królewskim synem. Nawet
sobie nie wyobrażasz, jak bardzo Filip potrzebuje teraz ojca. Złości go, że nie
wie, gdzie mieszkasz, a ty nie wiesz o jego istnieniu. Bardzo pragnie mieć tatę,
tak jak jego koledzy. Jest strasznie rozżalony. Dlatego cię szukałam, ale teraz
zrozumiałam, że to był błąd. Nie mam prawa rujnować ci życia. Wprawdzie mój
syn cierpi, ale przecież nie on jeden dorasta bez ojca. - Spojrzała na niego z
błyskiem w oczach. - Są w życiu sprawy, które lepiej zostawić w spokoju. To
jest właśnie taka sprawa.
- Jak możesz tak mówić? - spytał cicho Alex. - Jestem za to
odpowiedzialny. Żałuję, że od początku nie wiedziałem o istnieniu Filipa.
- To by tylko skomplikowało ci życie. Kiedy byłam w Szwajcarii,
dowiedziałam się, że wkrótce odbędzie się twój ślub. Podobno żenisz się z jakąś
księżniczką o imieniu Izabela? Na pewno się kochacie. Wiesz, kiedy usłyszałam
o ślubie, poczułam ulgę, że nie pozwolono mi spotkać się z tobą. Zapewniam, że
ani ty, ani twoja narzeczona więcej o mnie nie usłyszycie.
Alex uczynił ruch, jakby chciał coś powiedzieć, ale Darrell mówiła dalej:
- Jeżeli poczekasz z odlotem do Bris, pojadę do domu i poproszę któregoś
z twoich ludzi, żeby odwiózł ci pierścień. - Wstała. - Przykro mi, że fatygowałeś
się aż do Stanów - szepnęła i wyszła z samolotu.
- Podrzuć mnie na parking, do mojego samochodu, a potem jedź za mną
do mojego domu. Przekażę ci coś, co oddasz królowi - powiedziała do agenta.
R S
- 12 -
Pół godziny później, wciąż roztrzęsiona, podjechała pod swoje
mieszkanie. Samochód agenta zatrzymał się za nią. Wpadła do domu i pognała
schodami do garderoby.
Tam, w kieszeni starego zimowego płaszcza, przechowywała w woreczku
pierścień.
Po chwili wybiegła na zewnątrz i przez otwarte okno samochodu podała
woreczek agentowi. Mężczyzna skinął głową i odjechał, zabierając ze sobą
jedyny obciążający króla dowód. W tej samej chwili Darrell zorientowała się, że
zostawiła w samolocie zdjęcia Melissy i Filipa. Nie szkodzi, pomyślała. Miała
przecież odbitki.
A zatem... już po wszystkim. Ojciec Filipa pozostanie Filem z Nowego
Jorku. Koniec historii.
- Wasza Wysokość, w każdej chwili możemy startować - odezwał się
pilot.
Alex ściskał w dłoni pierścień, który przed chwilą wręczył mu agent.
- Dziękuję. Dam ci znać.
Rozłożył na stoliku fotografie, zapomniane przez Darrell. Oglądał je
uważnie i zdawało mu się, że słyszy głos ojca upominającego go zza grobu:
„Pamiętaj, pewnego dnia będziesz królem".
Właśnie. Tymczasem pewnej nocy, trzynaście lat temu, zapomniał i oto
rezultaty.
Ma syna o imieniu Filip i jest ojcem!
Miałby teraz wrócić do Szwajcarii zadowolony, że tajemnica nie wyjdzie
na jaw, bo pani Collier obiecała dyskrecję? A Filip nigdy nie dowie się, czyim
jest synem? Wierzył tej dziewczynie, ale nigdy nie odwróci się od własnego
potomka. Bez względu na osobiste i polityczne komplikacje. Świadomość, że
ma w Denver syna, przejmowała go do głębi. Filip nie był niczemu winien. A
Darrell Collier, zastępując mu matkę i ojca, dokonała cudu.
R S
- 13 -
Dwanaście lat bez ojca. Alex nie umiał sobie tego wyobrazić, zwłaszcza
że jego własny ojciec tak bardzo dominował w jego życiu.
Bez chwili wahania połączył się z pilotem i polecił mu, by był w
pogotowiu, a następnie zadzwonił do agenta, który przywiózł mu pierścień.
- Przygotujcie się. Złożę pani Collier wizytę w jej domu.
- Tak, Wasza Wysokość.
ROZDZIAŁ DRUGI
Darrell wsiadła do samochodu i pojechała do Holbrooków po Filipa. Po
drodze zadzwoniła do chłopca, żeby na nią czekał.
Przed domem Holbrooków zatrąbiła i po chwili wyszedł Filip ze swoim
workiem marynarskim i śpiworem.
Od roku już się do niej nie tulił tak jak kiedyś, ale tym razem ją objął, co
bardzo wzruszyło Darrell.
Nie było jej zaledwie trzy dni, ale była to najdłuższa rozłąka w ich życiu.
Rok w rok, korzystając z przywilejów pracowniczych, latała z synem na
wakacje na Hawaje łub w inne miejsca, ale do Bris musiała polecieć sama. Na te
trzy dni Filip został u swojego najlepszego przyjaciela, Ryana. - I jak było,
kiedy mnie nie było?
- W porządku.
- A co z zawodami pływackimi?
- Tak sobie.
Filip zwykle wygrywał, więc pewnie mało trenował.
- No i dobrze. Zawsze jest następny raz.
- Dlaczego nie wzięłaś mnie do Chicago? Darrell wzięła głęboki oddech.
R S
- 14 -
- Nie mogłam. To była męcząca podróż w interesach. Ale mam pomysł.
Wrócimy do domu, trochę się odświeżę i zjemy kolację na mieście. Wybierz
jakieś miejsce.
- Musimy wychodzić? Nie możemy zostać w domu?
Darrell ze smutkiem stwierdziła, że Filip był dziś w dużo gorszym
nastroju niż zwykle. Uścisnęła go za ramię.
- Jasne. Zrobię nasze ulubione taco. Chłopiec nie odpowiedział, więc
dodała:
- Mówiłam ci? Danice przeniosła się do Waszyngtonu i pojutrze zaprasza
nas do siebie, na Dzień Niepodległości. Popływamy statkiem po Potomacu,
obejrzymy sztuczne ognie. Będzie fajnie. Co ty na to?
- Wolałbym nie.
- Dlaczego?
- Bo nie znoszę, kiedy Danice traktuje mnie jak małe dziecko.
Danice była przyjaciółką Darrell. Ostatnio Filip chyba przestał ją lubić, co
bardzo martwiło Darrell. Widocznie jego depresja się pogłębiała.
Kiedy dojechali do domu i Darrell sięgnęła po walizkę, zauważyła
nalepkę z Zurychu. Zerwała ją pospiesznie i ukradkiem wsunęła do torebki.
Była pewna, że Filip stracił humor, bo wszyscy nazywali ojca Rayana Pan
Tata. Boże, los jest taki okrutny.
Darrell nie miała więcej rodzeństwa. Po śmierci babci została zupełnie
sama, tylko z Filipem. Czasem spotykała się z mężczyznami. Na początku tego
roku była nawet skłonna wyjść za mąż za swojego szefa, ale okazał się zbyt
miękki dla Filipa. A chłopiec potrzebował silnej ręki. Ograniczyła więc kontakty
z szefem do spraw służbowych i odtąd nie umawiała się już z nikim.
- Filip? - zawołała. - Idę na górę. Przebiorę się i zaraz zejdę. Zrobię coś do
jedzenia.
- W porządku.
R S
- 15 -
W domu było jak w piecu i Darrell po drodze do łazienki włączyła
klimatyzację.
Wzięła prysznic, szybko umyła włosy i wysuszyła je suszarką, aż miękko
opadły na ramiona.
Nie chciała, żeby chłopiec za długo czekał, więc szybko pociągnęła
szminką usta, wskoczyła w białe szorty i marynarski podkoszulek. Butów już
nie włożyła, tylko boso zbiegła po schodach. Musiała jak najszybciej
porozmawiać z synem.
Zwykle dyskutowali o wszystkim, ale od jakiegoś czasu Filip sprowadzał
każdą rozmowę do jednego tematu - ojca. Nienawidził go za to, że go z nim nie
było.
Darrell przeszła z kuchni do salonu. Filip znów grał w grę komputerową.
Nie znosiła, kiedy to robił. Wlepiał wtedy oczy w ekran i nic do niego nie
docierało. Na szczęście tego lata częściej zajmował się sportem.
- Zetrzesz ser i pokroisz pomidory?
Chłopiec wstał i bez słowa poszedł za matką do kuchni. Był
wysportowany i świetnie wyglądał w starych, obciętych dżinsach i podkoszulku.
Kiedyś będzie bardzo przystojny, jak... jego ojciec. Darrell w życiu nie widziała
równie przystojnego mężczyzny. Przypomniała sobie, jak stał w drzwiach
odrzutowca i patrzył na nią zniewalająco pięknymi oczami. Nawet teraz, kiedy
zajęta była przygotowaniem kolacji, czuła na sobie jego wzrok.
Wreszcie usiedli do jedzenia. Na szczęście ponury nastrój Filipa nie miał
wpływu na jego apetyt. Dobre i to, pomyślała Darrell.
- Kochanie - zaczęła, kiedy syn skończył trzecie taco. - Wiesz, że bardzo
cię kocham i jest mi przykro, kiedy jesteś smutny. Niestety, nic nie poradzisz na
to, że twój ojciec nie wie o twoim istnieniu. To boli, ale jeśli się z tym nie upo-
rasz, zmarnujesz sobie życie. Złość i poczucie krzywdy tylko ograniczą twoje
możliwości. Obiecałam twojej matce, że zawsze będę cię kochać i opiekować
się tobą. Myślę, że powinieneś porozmawiać z psychologiem.
R S
- 16 -
- Nie ma mowy! - krzyknął chłopiec, zrywając się z krzesła ze łzami w
oczach. - Nie jestem wariatem!
- Oczywiście, że nie, jednak psycholog może ci pomóc w sprawach, w
których ja nie potrafię.
Twarz Filipa stężała.
- Nie zmusisz mnie, żebym poszedł do jakiegoś konowała - odburknął i
wypadł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Darrell siedziała oszołomiona. Wzburzony Filip bardzo przypominał jej
Melissę.
Z trudem opanowując zdenerwowanie, podeszła do okna. Chłopiec
odjeżdżał właśnie na swoim brudnym rowerze. Był już w połowie ulicy.
Nigdy dotąd tak nie wybuchał, pomyślała Darrell przerażona. Szybko
złapała torebkę, zbiegła do garażu i wyprowadziła samochód.
Wyjechała na ulicę i ruszyła w kierunku, gdzie zniknął Filip. Po
dziesięciu minutach bezowocnego krążenia po okolicy pomyślała, że pewnie
zaszył się gdzieś w samotności.
Zawróciła w stronę domu, po drodze wydzwaniając do kolegów syna. W
końcu macocha Steve'a powiedziała jej, że chłopcy pojechali popływać. Mieli
wrócić za godzinę.
Darrell poczuła ulgę. Miała nadzieję, że Filip ochłonie i będą mogli
spokojnie porozmawiać.
Kiedy sprzątała kuchnię, usłyszała dzwonek do drzwi. To pewnie Filip,
pomyślała i pobiegła do drzwi.
- Filip, kochanie! - krzyknęła i otworzyła, gotowa objąć go, czy tego
chciał, czy nie, ale zamiast wojowniczego dwunastolatka ujrzała w progu
Aleksa. Za jego szerokimi ramionami dostrzegła parkującą przed domem
limuzynę z przyciemnionymi szybami.
- Witam ponownie, Darrell Collier. Przypominam, że na imię mam Alex.
R S
- 17 -
Zaniemówiła. Od jego głębokiego męskiego głosu zakręciło się jej w
głowie. Oparła się o framugę.
- Wybacz, Al... Alex - wyjąkała. - Nie myślałam, że znowu cię zobaczę.
Przyglądał się jej przez chwilę.
- Kiedy się rozstawaliśmy, nie zostawiłaś mi co do tego żadnych złudzeń.
- Nie dostałeś pierścienia? - spytała z bijącym sercem.
Alex spojrzał na nią z tajemniczym błyskiem w oku.
- Mam go w kieszeni.
- Nie rozumiem. Jeżeli przyjechałeś tu, żeby mi zapłacić za milczenie, czy
coś w tym rodzaju, to uprzedzam, nie wezmę żadnych pieniędzy. Przysięgam na
Boga, że nie skrzywdzę ani ciebie, ani nikogo z twoich bliskich.
Alex nie odpowiedział.
Darrell pokręciła głową, rozrzucając na ramionach złociste pukle.
- Nie powinieneś tu przyjeżdżać - powiedziała drżącym głosem. -
Niedługo wróci Filip. Kiedy zobaczy limuzynę, zacznie zadawać pytania.
Natychmiast zauważy wasze podobieństwo.
Niespodziewany gość wyprostował się. Był bardzo wysoki.
- Wobec tego powinienem wykorzystać sposobność. Poza tym musimy
omówić kilka spraw. Mogę wejść?
Darrell odwróciła wzrok. Nie była w stanie wytrzymać jego wnikliwego
spojrzenia.
- N...nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Tak się składa, że się z tobą nie zgadzam - odrzekł nieznoszącym
sprzeciwu tonem. - Ale jeśli wolisz, porozmawiajmy w samochodzie.
- Nie - wyrwało się jej.
Z gołymi nogami, boso, sam na sam... Za dużo intymności.
- Życzysz sobie, żeby król cię błagał? Nie nawykłem do takich sytuacji.
Poruszało ją wszystko, co mówił lub robił, a przecież nie powinna w
ogóle niczego odczuwać! Nerwowo oblizała wargi.
R S
- 18 -
- Nie chciałam być nieuprzejma. Proszę, wejdź.
- Skoro tak serdecznie mnie zapraszasz, myślę, że wejdę. Jego usta
zadrgały, zdradzając groźny urok. Nic dziwnego, że Melissa mu uległa.
Kiedy opowiadała siostrze, jak leżała w jego ramionach w świetle gwiazd,
Darrell słuchała bez entuzjazmu, lecz widok kochanka Melissy był jak
słoneczny rozbłysk, który palił ciało i budził dziwną zazdrość. Przystojny książę
oczarował młodziutką Melissę, a ona urodziła jego syna.
Wprowadziła gościa do niewielkiego, tradycyjnie urządzonego saloniku.
- Rozgość się, ja zaraz wrócę.
Wbiegała po schodach, czując na nogach jego taksujące spojrzenie. W
sypialni szybko włożyła białe, marynarskie spodnie z zaszewkami i skórzane
sandały. Od razu poczuła się lepiej.
Zeszła do saloniku i zobaczyła Aleksa studiującego w zamyśleniu
rodzinne zdjęcia.
Kiedy zorientował się, że wróciła, odstawił fotografię Filipa i podniósł
głowę. Przesunął wzrokiem po jej sylwetce, w milczeniu konstatując zmianę w
ubiorze.
- Czy po powrocie widziałaś już Filipa?
Darrell otarła spocone dłonie o biodra, co nie uszło uwadze Aleksa.
- Widziałam, ale w czasie obiadu powiedziałam coś, co go zdenerwowało.
Wskoczył na rower i odjechał. Kiedy zadzwoniłeś do drzwi, myślałam, że to on
wrócił.
Alex zmarszczył brwi.
- Nie za bardzo się przejmujesz? On często tak wybucha?
Alex mówił jak zatroskany ojciec i Darrell nie wiedziała już zupełnie, co
myśleć o tym przystojnym facecie zza oceanu.
- Powiedziałam coś, co go wystraszyło.
- Czyli co? - nie ustępował Alex.
R S
- 19 -
- Po trzech dniach nieobecności zauważyłam, że jest jeszcze bardziej
przygnębiony. Już w samolocie zdecydowałam, że pójdę z nim do psychologa,
bo sama nie potrafię mu pomóc. Powiedziałam mu to. Krzyknął, że nie jest
wariatem i wybiegł. Buntuje się, ale ja muszę coś zrobić. Prawdę mówiąc, już
dawno powinnam była pójść z nim do lekarza. Ostatnio swoim zachowaniem tak
bardzo przypomina mi Melissę.
Alex przysunął się bliżej i wpatrywał się w nią uważnie.
- Opowiedz mi o swojej rodzinie.
- Rodzice poznali się na uniwersytecie w Denver. Matka miała zostać
nauczycielką, a ojciec studiował geologię.
Oboje zginęli w wypadku samochodowym. Melissa miała wtedy dwa
latka. Naszym wychowaniem zajęła się babcia. To była wspaniała kobieta.
Uwielbiałyśmy ją. Ale Melissa była trudnym dzieckiem. Bardzo tęskniła za
rodzicami, chociaż ich nie pamiętała. Dorastała z poczuciem krzywdy i
pretensjami do całego świata. Babcia, która podupadła na zdrowiu, miała z nią
coraz większe kłopoty.
Kiedy nadarzyła się okazja, Melissa podjęła pracę na ranczu wczasowym
u przyjaciół naszej rodziny. Wiedziała, że znani ludzie spędzają tam wakacje.
Ubzdurała sobie, że pozna mężczyznę, który otworzy przed nią nowe życie i
wynagrodzi jej wszystkie krzywdy.
Alex wciąż przyglądał się jej bardzo uważnie.
- A co z tobą? Jak sobie poradziłaś?
- Pracowałam nocami w domu przy rezerwacjach dla linii lotniczych. W
końcu byłam w stanie pójść na studia i zrobić licencjat z komunikacji.
Awansowałam, sprzedałam dom po babci i kupiłam to mieszkanie, bliżej pracy.
Ogólnie było nieźle, ale nie dla Filipa.
Oczy Darrell zwilgotniały.
- Co za ironia losu, że Melissa spotkała ciebie, prawdziwego księcia. Tak
się spełniają marzenia... - jej głos się łamał.
R S
- 20 -
Alex pochwycił jej wzrok.
- Dla twojej siostry nic już nie mogę zrobić, ale jeśli chodzi o Filipa,
jeszcze nie jest za późno.
Darrell miała w głowie mętlik.
- Naprawdę się przejąłeś - powiedziała bezbarwnym głosem.
- Filip jest moim synem. Najwyższy czas, żebyśmy się poznali.
- Nie mówisz poważnie! - krzyknęła przerażona. - To zmieni całe twoje
życie.
- Tak to już jest. Dzieci przychodzą na świat i zmieniają życie rodziców.
Syn jest bezcennym darem.
- Ale ty jesteś królem! Nie wyobrażasz sobie, jak skomplikuje się twoje
życie. Media nie zostawią na tobie suchej nitki.
- Nic nowego. Darrell, przede wszystkim jestem mężczyzną. Nie byłem
królem, kiedy spłodziłem Filipa. Już i tak straciłem dwanaście lat z jego życia.
Moja matka ciągle powtarza, że chce być babcią. Kiedy minie pierwszy szok, na
pewno będzie zachwycona.
Darrell bała się mu uwierzyć, ale kiedy spojrzała głębiej w jego oczy,
zrozumiała, że był pewien tego, co mówił. Przełknęła ślinę.
- Jeszcze go nie znasz. To bardzo specyficzny chłopiec.
- Chcesz powiedzieć, że czasem jest taki, że trudno z nim wytrzymać, a
czasem do rany przyłóż?
- Właśnie - odrzekła łamiącym się głosem. Alex oparł ręce na biodrach.
- Prawdziwy Valleder. Geny nie kłamią. Kiedy się spotkamy, może mnie
nie polubić, ale płynie w nas ta sama krew. Biorę go w ciemno.
- A co ze ślubem? Twoja narzeczona będzie zszokowana. To nie fair.
Alex popatrzył przed siebie.
- Wiadomość, że mam syna, zelektryzuje cały kanton, ale Filip jest dla
mnie najważniejszy i tylko on mnie interesuje. Ty zajmowałaś się nim przez
dwanaście lat, teraz moja kolej.
R S
- 21 -
Darrell przygryzła wargi.
- On na pewno się zmieni, kiedy się dowie, że ma ojca, z którym będzie
mógł od czasu do czasu porozmawiać przez telefon.
- Mam nadzieję, ale najpierw musimy pokonać największą przeszkodę.
Przez wiele lat byłem marnotrawnym ojcem. Zmiana wymaga czasu. - Spojrzał
na zegarek. - Robi się ciemno. Jak myślisz, gdzie on może być?
- Dzwoniłam do jego przyjaciół. Jest z kolegą na basenie.
- Więc jedźmy tam twoim samochodem i znajdźmy go. Powiem mu, że
jestem dawnym przyjacielem jego matki. Od tego zaczniemy.
Serce Darrell biło szybko.
- Nie wiem, Alex. Lepiej się zastanów. Bo kiedy ruszysz jeden kamień,
lawina...
Cień przemknął po jego twarzy.
- A czy nie dlatego przyjechałaś do Bris?
- Tak, jednak kiedy dowiedziałam się, że się żenisz, ulżyło mi, że nie
doszło do audiencji. Moja babcia zmarła, kiedy Filip miał dziewięć miesięcy.
Chciała, żebym go adoptowała, ale radziła, żebym cię nie szukała, jeżeli nie
będę gotowa na konsekwencje. Dopóki Filip nie był tak trudnym chłopcem,
trzymałam się tej rady.
Alex wpatrywał się w nią bardzo uważnie.
- To niesamowite, że kobieta może tak kochać dziecko, którego nie
urodziła, że jest w stanie wszystko dla niego poświęcić. Mój syn miał
nieprawdopodobne szczęście - powiedział schrypniętym głosem. - Nie wiem,
jak zdołam ci się odwdzięczyć, Darrell.
- Wcale się nie poświęcałam. Filip był najcudowniejszym dzieckiem na
świecie. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Jest całym moim
życiem!
R S
- 22 -
- Teraz i ja czuję to samo - zapewnił z powagą. - A może zadzwonisz do
mojego syna? Już nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę nie tylko na
fotografii.
On nie udaje, takich uczuć nie sposób udawać, pomyślała Darrell, ale
denerwowała się coraz bardziej.
- Dobrze.
Kiedy zaczęła wybierać numer, usłyszeli, że ktoś otworzył frontowe
drzwi.
- Mamo? Co robi przed domem ta czarna limuzyna?
Darrell spojrzała niespokojnie na Aleksa i odłożyła słuchawkę. Po chwili
do pokoju wszedł Filip. Wyglądał na starszego od swoich rówieśników i
piękniał z każdym dniem. Darrell zawsze uważała, że jej syn jest najprzystoj-
niejszy, ale teraz poczuła ból w sercu.
Filip zobaczył Aleksa i zbladł. Spojrzał na matkę.
- Czy to jest ten psycholog?
- Nie, kochanie - odpowiedziała zdziwiona. - Ten pan... - szukała
odpowiednich słów - to...
- Twoja matka chce ci powiedzieć, że jestem Fil.
Filip zesztywniał. Atmosfera zrobiła się napięta. Chłopak stał bez ruchu i
patrzył badawczo na Aleksa tak długo, jakby wpadł w katatonię.
- Jesteś moim ojcem - wymamrotał, kiedy w końcu rozpoznał w
olśniewającym, obcym mężczyźnie cząstkę siebie.
- Przykro mi, że dopiero teraz się spotykamy.
- Nienawidzę cię - wyrzucił z siebie Filip.
- Filip... - Darrell przeraziła się.
- Nie mam ci tego za złe - odpowiedział Alex ze spokojem, którego mogła
mu tylko pozazdrościć. - Na twoim miejscu czułbym to samo. Musisz jednak
coś wiedzieć. Kiedy trzynaście lat temu byłem w Kolorado z moim kuzynem
Chazem, dowiedziałem się, że brat mojego ojca miał wypadek. Lekarze nie
R S
- 23 -
wiedzieli, czy przeżyje... Musieliśmy wracać do domu. Na szczęście wszystko
dobrze się skończyło. Zamierzałem wrócić do Kolorado, lecz mój ojciec miał
względem mnie inne plany. Chciałem skontaktować się z twoją matką
telefonicznie, ale nastała jesień i ona już nie pracowała na ranczu. Nikt nie umiał
udzielić mi o niej żadnej informacji. Obawiam się, że czas i okoliczności roz-
dzieliły nas bez niczyjej winy.
W trakcie tych tłumaczeń Filip zaciskał pięści. Nagle wybiegł z pokoju.
Darrell słyszała, jak pędzi po schodach, a potem zatrzaskuje się w swoim
pokoju.
Pokręciła głową.
- Nie mogę uwierzyć, że to powiedział.
- Po tym wszystkim, co myślał o mnie całe lata, dziwiłbym się, gdyby
zareagował inaczej.
- Ostatnio bardzo się zmienił. Już nie jest tym małym, kochanym
urwisem, co kiedyś. - Ściskało ją w gardle. - Zajrzę do niego.
- Poradzi sobie. Przed chwilą doznał ogromnego wstrząsu. Ochłonie i
zejdzie.
No tak, Alex patrzył na sprawę z męskiej perspektywy.
Darrell przyjrzała się mu ukradkiem. Chociaż nie dał tego po sobie
poznać, był również poruszony. Przed chwilą spotkał przecież syna, o którego
istnieniu dowiedział się zaledwie kilka godzin temu.
Darrell poczuła do niego sympatię za sposób, w jaki wyjaśnił synowi
okoliczności swojej nieobecności. Widziała też rozjaśnione oczy Filipa. Nadal
jednak nie ufała Aleksowi, nie wierzyła, że aby odzyskać syna, gotów jest
zaryzykować skandal. Media nie dadzą mu spokoju, a kryształowa reputacja
władcy kantonu zostanie narażona na szwank.
Ucierpi też kobieta, z którą jest zaręczony. A jego matka? Kiedy dowie
się, że jest już babcią, przeżyje szok. Czy tak powinno być?
Darrell bała się o Aleksa.
R S
- 24 -
Tymczasem on, widząc jej niepokój, powiedział:
- Spokojnie, Darrell. Wiem, co robię. A teraz, skoro i tak czekamy na
Filipa, może byś nakarmiła głodnego wędrowca?
W takiej chwili chciało mu się jeść? - pomyślała Darrell i w tym samym
momencie uświadomiła sobie, że w sytuacjach krytycznych Filip też zawsze coś
jadł. Kolejny dowód więzi łączących ojca z synem.
- Odgrzeję taco z obiadu. Chcesz?
- Świetnie. Mogę ci pomóc?
- W szafce jest kawa.
- Zaparzę. Jestem w tym dobry.
O, z pewnością. Ten facet był dobry w tak wielu rzeczach, że Darrell
poważnie obawiała się utraty dystansu.
Zakrzątnęli się sprawnie i wkrótce siedzieli przy stole jak dwoje zwykłych
ludzi, choć cała ta sytuacja do zwykłych nie należała.
Darrell cały czas myślała o Filipie. Popijała kawę, nie zwracając uwagi na
smak.
Alex z wilczym z apetytem pochłonął sześć taco, wypił kilka kubków
gorącej kawy, a kiedy skończył, pochwalił panią domu:
- Kanton Valleder słynie ze świetnej kuchni, ale muszę przyznać, że
czegoś tak dobrego tam nie podają.
Darrell, aby niczego nie popsuć, powinna teraz podtrzymać lekką
rozmowę.
- Ależ podają. W hotelu w Szwajcarii jadłam na obiad pyszne fondue
bourguignonne. Jednak to prawda, prawdziwe meksykańskie jedzenie jest na
świecie rzadkością. Co innego w Stanach.
Nagle zadzwonił telefon. Darrell zerwała się na równe nogi i czym
prędzej wyjęła komórkę z torebki leżącej na parapecie. Na ekranie wyświetliło
się imię Danice, ale Darrell nie mogła teraz rozmawiać.
Alex zaniósł talerze do zlewu.
R S
- 25 -
- Jeżeli potrzebujesz prywatności, by porozmawiać ze swoim mężczyzną,
chętnie przejdę do saloniku.
- Nie mam żadnego mężczyzny, ale dziękuję. Spojrzał na nią przelotnie.
- Dobre wychowanie dziecka to praca na cały etat, prawda?
- Filip nigdy przedtem nie był tak niegrzeczny, więc nie wiem, czy dobrze
go wychowuję.
- Moja kuzynka, Evelyn, jest samotną matką dwóch chłopców i niemal
pada na nos.
Wzmianka o jego prywatnym życiu zaciekawiła ją.
- A co się stało z jej mężem? Alex posmutniał.
- Chaz leciał awionetką nad Alpami. Nagle pogoda się popsuła i samolot
się rozbił.
- To straszne - szepnęła poruszona Darrell.
- Tak, to była jedna z najgorszych chwil w moim życiu - wyznał Alex z
bólem.
- Ile lat mają dzieci?
- Dziewięć i dziesięć.
- Trudny wiek. Współczuję im z całego serca.
W kuchni zapadła dłuższa cisza, którą przerwał dopiero głos Filipa.
- Jak im na imię?
Oboje odwrócili się w jego stronę.
Alex miał rację, by zostawić chłopca samego. Zaciekawienie ojcem
wzięło górę. Nie wiadomo, jak długo Filip stał za drzwiami. Darrell wstrzymała
oddech.
- Jules i Vito.
- Jeden koleś z lekcji francuskiego ma na imię Vito. Wszyscy musieliśmy
wybrać sobie francuskie imiona.
- A ty, jakie wybrałeś? - spytał Alex, odkładając ścierkę.
- Philippe.
R S
- 26 -
- To imię twojego dziadka.
- Myślałem, że twoje.
- Tak, to także jedno z moich imion. Ale moja matka i przyjaciele
nazywają mnie Alex.
Filip podszedł krok bliżej.
- Czy dziadek jeszcze żyje?
- Zmarł sześć lat temu. Ale twoja babcia trzyma się dobrze. Ma na imię
Katerina.
- Skoro straciłeś kontakt z moją matką, to skąd wiesz o mnie?
- To ja odnalazłam twojego ojca - przyznała Darrell. Filip spojrzał na nią
pytająco.
- Myślałem, że nic o nim nie wiesz.
- Nie wiedziałam. Ale zostawił twojej mamie pewien pierścień, o którym
niedawno sobie przypomniałam.
Kłamała. Pierścień intrygował ją całe lata, jednak z pewnością wciąż
leżałby w kieszeni starego płaszcza, gdyby Filip tak bardzo nie cierpiał.
- Postanowiłam go zbadać i... odnalazłam twojego ojca.
- Kiedy? - nastawał Filip.
- Wczoraj.
Zdumiony chłopiec popatrzył na Aleksa.
- Jesteś z Chicago? Słyszałem, że z Nowego Jorku. Darrell pokręciła
głową.
- Nie, kochanie. Nie byłam ani w Nowym Jorku, ani w Chicago.
- Nie rozumiem.
- Może to ci pomoże. - Alex wyjął pierścień z kieszeni i podał go
Filipowi, który zaczął mu się badawczo przyglądać.
- To tutaj, to tarcza?
R S
- 27 -
- Tarcza rycerska - potwierdził Alex. - Chaz dał mi go na szesnaste
urodziny. To on kazał wygrawerować słowa: Więcej niż kuzyn. Na tarczy jest
herb naszej rodziny.
Filip uniósł głowę.
- Gdzie w końcu mieszkasz?
- W Szwajcarii.
Na twarzy Filipa pojawiły się zdumienie i zachwyt.
- Tam rozmawiają czterema różnymi językami. Uczyłem się o tym na
lekcjach francuskiego. A ty, jakim mówisz?
- Wszystkimi - odpowiedział Alex.
- Nawet tym śmiesznym retoromańskim?
Alex uśmiechnął się szeroko, sprawiając, że serce Darrell omal nie
zamarło.
- Zwłaszcza tym. Mój dom jest w Bris, w sercu kantonu retoromańskiego.
Ale wróćmy do pierścienia. Przed odlotem do Szwajcarii dałem go twojej
matce, żeby pamiętała o mnie. To cenna rodzinna pamiątka. Teraz jest twój,
Filipie. Nikt, kto nie nazywa się Valleder, nie ma prawa go nosić.
- Valleder?
- Tak. Gdyby twoja mama wyszła za mnie, oficjalnie nazywałbyś się
Phillip Collier Valleder.
- A ty jak się oficjalnie nazywasz?
- Alexandre Rainier Juliani Phillip Vittorio Valleder.
- Phh! - Filip parsknął śmiechem. Darrell dawno nie widziała chłopca tak
rozpogodzonego. Zaraz jednak spoważniał.
- Masz żonę albo dzieci?
- Jesteś moim jedynym dzieckiem - odrzekł Alex, przymykając oczy.
- A pod koniec miesiąca Alex żeni się z kobietą o imieniu Izabella -
dodała Darrell, żeby uniknąć niedopowiedzeń.
- Czy ty kochasz moją mamę? - zapytał cicho Filip.
R S
- 28 -
ROZDZIAŁ TRZECI
Alex położył dłonie na ramionach syna.
- Znamy się za krótko, żeby mówić o głębszych uczuciach. Jesteśmy
jednak wystarczająco sobą zainteresowani, żeby spędzić razem trochę czasu.
Żałuję, że nie poznałem was wcześniej. - Jego niski głos przejął Darrell do głębi.
- Możesz mi wierzyć albo nie, ale wiadomość, że mam syna, wstrząsnęła mną.
To najbardziej przejmujący moment w moim życiu. Przyjechałem tu tak szybko,
jak mogłem. Kocham cię, Filipie - powiedział najnaturalniej na świecie.
Po pełnej napięcia chwili Filip wyszeptał:
- Przepraszam, że wcześniej tak się do ciebie odezwałem. Ja... też cię
kocham.
Padli sobie w objęcia i długo trwali w uścisku. Darrell miała łzy w
oczach.
- Powiedz, czego sobie życzysz? - spytał Alex, puszczając syna.
Filip patrzył na niego rozpromieniony.
- Czy mógłbyś mnie czasami odwiedzać?
- Oczywiście.
- A czy ja też mógłbym od czasu do czasu pojechać do ciebie?
- Kiedy tylko zechcesz. To zależy wyłącznie od twojej matki.
Filip zerknął na Darrell i znów przeniósł wzrok na ojca.
- Jak długo zamierzasz zostać w Denver?
- Jeszcze dziś w nocy muszę wracać do Szwajcarii. Darrell zrobiło się
przykro za Filipa, kiedy Alex nieoczekiwanie dodał:
- A co ty na to, żeby lecieć ze mną? Zobaczysz, gdzie mieszkam.
Zaproszenie obejmuje również twoją mamę. Zapraszam cię do siebie na tak
długo, jak zechcesz.
- Mamo...?
R S
- 29 -
Filip niemal skakał z radości, ale dla Darrell wszystko działo się zbyt
szybko.
- Kochanie, obawiam się, że nie możesz lecieć natychmiast. Po pierwsze,
nie masz paszportu.
Alex spojrzał jej prosto w oczy.
- To żaden problem. Zaufaj mi.
Jasne. Żaden problem. Był królem i mógł zapraszać do swojego
królestwa, kogo chciał, a chciał syna.
- A po drugie? - Alex nie ustępował.
Dobrze znał jej zastrzeżenia! Wieść o Filipie byłaby dla jego kraju niczym
trzęsienie ziemi. Nie może przecież bez uprzedzenia przywieźć dziecka, o
którym nikt wcześniej nie słyszał. Powinien przygotować rodzinę, a zwłaszcza
narzeczoną...
Darrell wyobraziła sobie, jak czułaby się na jej miejscu. Na pewno
przeżyłaby wstrząs. To przekreśliłoby jej marzenia o stworzeniu własnej
rodziny.
- Filip? Pamiętasz, że Danice zaprasza nas do siebie na Dzień
Niepodległości?
- Mówiłem ci, że nie chcę jechać. Alex spojrzał badawczo.
- Macie inne plany?
- Jeszcze nie. Ten telefon... to właśnie Danice. - Darrell czuła na sobie
spojrzenia dwóch par oczu, ale nie padło ani jedno słowo. Ojciec i syn byli
solidarni.
Wszystko spadło na nią. Jeśli zabroni Filipowi jechać, chłopiec nie
zrozumie. W końcu to ona odnalazła w Szwajcarii jego ojca. Ale teraz, kiedy już
osiągnęła cel, pojawiły się problemy. Zaczynała się ich obawiać i Alex to
widział.
R S
- 30 -
- Filipie, poczekam w samochodzie. Będziecie mogli spokojnie
porozmawiać - odezwał się, jakby czytał w jej myślach. - Kiedy podejmiecie
decyzję, wyjdziecie do mnie.
- Dzięki, Alex.
- Ale mamo...
Alex wyszedł, a chłopiec patrzył na matkę złowrogo, najwyraźniej gotów
do sprzeczki.
- Młody człowieku, nim coś powiesz, zadam ci jedno pytanie - odezwała
się.
Filip żachnął się.
- Co jeszcze mówiła wam nauczycielka francuskiego o retoromańskim
kantonie?
Wzruszył ramionami.
- Nie pamiętam.
- Rządzi tam król.
- Nieźle.
- A czy nauczycielka mówiła wam przypadkiem, jak się ten kanton
nazywa?
- Nie. Darrell wzięła głęboki oddech.
- Kanton Valleder.
Filip przechylił głowę na bok.
- To nazwisko ojca.
- Racja. Twój ojciec jest... królem Valleder. Filip parsknął śmiechem.
- On?
Podobnie zareagowała Darrell, kiedy odszukała informacje o Aleksie w
Internecie.
- W porządku. Twój ojciec czeka na nas. Szybko, pakujemy się. - Ruszyła
na schody, a Filip tuż za nią.
- Mamo, ty żartujesz?! Nie zatrzymała się.
R S
- 31 -
- Mamo?
Wyjęła walizki ze ściennej szafy w korytarzu, wpadła do pokoju syna i
otworzyła szuflady.
- Niektórzy ojcowie prowadzą autobusy, inni są inżynierami lub
biznesmenami, a ledwie kilku na całym globie rządzi własnym królestwem.
Sądzę, że powinieneś o tym wiedzieć, zanim wyjdziesz do niego i powiesz mu,
że jedziemy. A na lotnisku nie dziw się, że jego ludzie i ochrona będą zwracać
się do niego: Wasza Wysokość.
Pięć minut później Filip jak na skrzydłach biegł do ojca. Był tak do niego
podobny, że Alex poczuł ból w sercu. Stracił dwanaście lat ojcostwa! Dopiero
teraz potrafił zrozumieć radość Chaza, kiedy urodził się Vito.
Niewiarygodne. W końcu miał własne, cudowne dziecko. Filip był jego
synem! Mógł otworzyć przed nim świat i możliwości, o jakich chłopiec nawet
nie marzył.
- Jedziemy z tobą! Mama prosi o dwadzieścia minut - krzyknął w
podnieceniu Filip.
- Damy jej tyle czasu, ile potrzebuje. Filip spojrzał na ojca badawczo.
- Mama powiedziała mi coś jeszcze, ale ja jej nie wierzę, chociaż...
Jego syn mówił dokładnie tak jak młody Jules. To dlatego, że w żyłach
ich obu płynęła krew Vallederów.
- Ja też nie wierzyłem, kiedy mój umierający ojciec powiedział mi: „Alex,
obiecaj mi, że zaopiekujesz się matką i będziesz dobrym królem".
W oczach Filipa pojawiły się dziwne iskierki.
- Rajcowało cię, kiedy zostałeś królem?
Filip był tak podobny do Chaza w tym, co mówił, że Alex oniemiał. Nie
spodziewał się, że kopia przyjaciela odżyje w jego własnym synu.
- Nie mów tego nikomu, ale nadal mnie to rajcuje.
- Masz pewnie sporo problemów, terroryzm, te rzeczy, co?
Jak na dwunastolatka Filip rozumiał aż za dużo.
R S
- 32 -
- Taka robota, Filipie, ale źle nie jest, to jasne. Filip nadal go badał.
- Mama mówiła mi, że żenisz się z jakąś księżniczką - powiedział, a po
chwili wahania dodał: - Wolałbym, żeby moja mama żyła.
Alex zaczynał rozumieć bezradność Darrell. Poświęciła chłopcu całe
życie, ale nie była w stanie zastąpić mu prawdziwych rodziców. Kiedy
zdecydowała się pojechać do Szwajcarii, ryzykowała wszystko.
- I mnie jest przykro, ale spójrz na to tak: masz szczęście, bo masz dwie
prawdziwe mamy, Filipie. Twoja druga matka odnalazła mnie z miłości do
ciebie. Pomyśl, jak bardzo uszczęśliwiła nas obu, a przecież nic nie musiała
robić. Gdyby była inna, mogłaby nie poświęcać tyle czasu i ciężko zarobionych
pieniędzy na spełnienie twoich pragnień - rzekł Alex i chcąc dać synowi czas na
zastanowienie, dodał: - Może zobacz, czy nie trzeba jej pomóc. Ma za sobą
dwie długie podróże, do Szwajcarii i z powrotem, z pewnością jest wyczerpana.
Filip wyglądał na przygaszonego, ale skinął głową i pobiegł do domu.
Kiedy zniknął za drzwiami, Alex wyjął komórkę i powiadomił pilota i
ochronę, że jest gotów do drogi z panią Collier i jej synem. Następnie
zatelefonował do Carla, osobistego sekretarza:
- Będę w domu rano. Bądź tak uprzejmy i poleć służbie, by do mojego
przylotu do Bris Apartament Saksoński był gotowy.
- Natychmiast tego dopilnuję, Wasza Wysokość. Księżniczka Izabella
preferuje żonkile. Mam się tym zająć?
Alex mocniej ścisnął słuchawkę.
- Nie zrozumiałeś mnie, Carl. Przywożę ze sobą mojego dwunastoletniego
syna i jego matkę. Przybierz salon białymi różami, a dla Filipa ma być pod
dostatkiem soków owocowych i przekąsek.
- Dla Filipa? - wyszeptał Carl niepewnie.
Alex uśmiechnął się. Często zastanawiał się, czy cokolwiek jest w stanie
wyprowadzić z równowagi staruszka, który wcześniej był sekretarzem jego ojca.
Tym razem niewiele brakowało.
R S
- 33 -
To dopiero początek, ale nic już nie mogło go powstrzymać. Filip
potrzebował ojca. Alex zrozumiał, że nie zniósłby, gdyby jakiś inny mężczyzna
przejął tę rolę.
- Dopóki nie powiem o tym mojej matce, Carl, wiem, że mogę liczyć na
twoją dyskrecję.
- Oczywiście, Wasza Wysokość.
Alex rozłączył się i wykonał ostatni tego wieczoru telefon.
- Leo? Przepraszam, że cię budzę, ale myślę, że chciałbyś to wiedzieć.
Kryzys został zażegnany.
- To znaczy, że ona nie stanowi zagrożenia?
- Nie - skłamał Alex.
- Dzięki Bogu.
- Okazało się, że Darrell Collier jest matką mojego syna. Bardzo się
zmieniła od tamtego czasu. To właśnie jej dałem ten pierścień pewnej
gwieździstej nocy w górach Kolorado. Ale jak ci mówiłem, sporo wtedy
wypiliśmy i nie wszystko pamiętam. Podróżowałem incognito, więc nie
wiedziała, kim byłem, dlatego po moim wyjeździe już się nie spotkaliśmy.
Odnalazła mnie ze względu na Filipa.
- I ty nazywasz to zażegnaniem kryzysu? - Leo był naprawdę przerażony.
- Co ty wyprawiasz? Przecież to bardzo poważna sprawa.
- Owszem, też byłem w szoku, dopóki nie zobaczyłem Filipa. On jest
żywym cudem, Leo. Przywożę go dzisiaj razem z matką.
- Co?
- Jestem jego ojcem. On nigdy nie stracił nadziei, że kiedyś będzie ze
mną.
- Tak, tak, a pani Collier też nigdy cię nie zapomniała, inaczej z
pewnością wyszłaby za mąż.
Alex puścił przytyk mimo uszu. Nie chciał teraz tłumaczyć wszystkich
zawiłości tej historii, wyjaśniać, kim była Melissa i jak poświęciła się Darrell. Z
R S
- 34 -
różnych powodów nikt nie powinien za wcześnie poznać prawdy. Oficjalnie
Darrell była matką Filipa.
Była mu potrzebna przede wszystkim po to, by pomóc mu ułożyć relacje z
synem.
- To chyba naturalne, że chłopiec chce zobaczyć, gdzie mieszkam i
spędzić ze mną trochę czasu. Musimy się bliżej poznać, a ja nie mogę zostać
dłużej w Denver. Muszę wracać do Bris.
- Alex, ty nie myślisz jak król, który za trzy tygodnie bierze ślub. Weź
pod uwagę konsekwencje.
Alex wszystko to wiedział, ale teraz liczyła się tylko radość z tego, że
Filip dał upust swojemu bólowi i go uścisnął. Należeli do siebie. Był za to
Darrell bezgranicznie wdzięczny.
- Kto jeszcze o tym wie?
- Carl. Ale on jest chodzącą dyskrecją.
- Jak bardzo Filip jest do ciebie podobny?
- Kiedy go zobaczysz, nie będziesz miał żadnych wątpliwości, że to mój
syn.
W słuchawce zapadła cisza. Alex cierpliwie czekał, aż Leo oswoi się z
nowiną.
- Zapewnię im szczególną ochronę - powiedział w końcu przyjaciel.
- Dzięki, Leo.
- Alex, posłuchaj mnie, nie jako szefa ochrony, ale jako przyjaciela. Nie
przywoź ich do Bris przed ślubem. Daj sprawom dojrzeć albo prasa rozedrze cię
na strzępy.
Nie tylko prasa, pomyślał Alex. Wuj Vittorio, drugi po królu człowiek w
królestwie, nastawi przeciwko niemu rząd, zmuszając do abdykacji. Na
szczęście na razie przebywa w Grecji, na jachcie z ciotką Aleksa, Renatą.
R S
- 35 -
Matka też przeżyje szok. Wierzył jednak, że pogodzi się z faktami. Miał
również plan, jak poradzić sobie z rodzicami Izabelli, która najpewniej się
załamie. Cóż, na jej reakcję nie miał wpływu i na razie wolał o tym nie myśleć.
Filip stał się dla niego najważniejszy na świecie.
- Gdybym tak postąpił, Filip potraktowałby to jak odrzucenie, a to nie
wchodzi w grę. Jest zbyt wrażliwy.
Po dwunastu latach nieobecności w życiu dziecka Alex musiał działać
natychmiast albo porzucić nadzieję na zbudowanie więzi z odzyskanym synem.
- Przecież Izabella o wszystkim się dowie.
- Sam powiem jej prawdę, zanim usłyszy ją od innych.
- To przerażające, Alex.
Leo się mylił. Przerażające było to, że przez tyle lat Alex nie miał pojęcia
o istnieniu Filipa.
- Chcę już zawsze z nim być, Leo. Ja go kocham.
- Rozumiem - wyszeptał w końcu przyjaciel. - Ale jesteś królem. Przede
wszystkim chcę chronić ciebie. Do diabła. Przepraszam, że tak na ciebie
najeżdżam. Nie mam prawa.
- Masz prawo. Żaden mężczyzna nie ma lepszego przyjaciela. Gdyby coś
podobnego przydarzyło się tobie, też bym się martwił.
- Jak chcesz to wszystko rozegrać? W domu zgasły światła.
- Spokojnie, krok po kroku. - Alex potrzebował czasu, by oswoić się z
cudem ojcostwa. Wszystko trzeba starannie zaplanować. - Porozmawiamy,
kiedy przylecę - zakończył rozmowę.
Ucieszył się, widząc, że Filip niesie dwie torby. Jak widać, pierwsza
ojcowska rozmowa Aleksa z synem przyniosła rezultaty. Jego serce rosło z
dumy.
A kiedy popatrzył na idącą do samochodu Darrell, zachwycił się
złocistym blaskiem jej włosów podkreślonym poświatą ulicznych latarni.
Przyglądając się zarysom jej pięknej twarzy, jej zgrabnej figurze, czuł, jak jego
R S
- 36 -
puls przyspiesza, tak samo jak wtedy, kiedy wchodziła po schodkach do
samolotu. Teraz nawet był szybszy.
Przy Izabelli nigdy nie czuł podobnych emocji. To chyba powinien być
problem, ale, o dziwo, nie zamierzał go rozwiązywać.
Co, u licha, się dzieje?
W samolocie, z kabiny zajmowanej zwykle przez matkę, Alex urządził
dwie sypialnie. Kiedy Filip zażartował na temat podwójnego łoża, noszącego
imię babci Aleksa, ten parsknął śmiechem.
Chociaż pobłażał synowi i cieszył się każdym jego słowem, Darrell
obawiała się, czy Filip, zuchwały z natury, kiedyś nie przesadzi. Nie wiedziała,
skąd u niego takie skłonności. Ani Melissa, ani Alex tacy nie byli.
Chłopiec przebrał się do spania, wszedł pod kołdrę, popatrzył na matkę i
oświadczył:
- Tata jest fantastyczny.
Po oczach widać było, że uwielbiał swojego ojca, którego przez godzinę
zarzucał kolejnymi skandalicznymi pytaniami, aż oboje, Darrell i Alex,
pokładali się ze śmiechu.
- Zgadzam się.
- Moi kumple zwariują, kiedy się dowiedzą, że jest królem Valleder.
- Masz rację, ale pamiętaj, na razie to tajemnica, a my jesteśmy po prostu
jego gośćmi. Kobieta, z którą wkrótce żeni się twój ojciec, jeszcze nic o tobie
nie wie. Dopiero kiedy on jej wszystko powie, będziesz mógł się do niego
przyznać.
- Myślisz, że ona mnie polubi? Macocha Stevena lubi go. Darrell szukała
właściwych słów.
- Jestem pewna, że Izabella cię pokocha. W swoim czasie. Teraz jeszcze
nie wie, że jej przyszły mąż ma syna i na początku na pewno przeżyje szok.
Dla Darrell wszystko było szokiem. W dodatku wciąż prześladował ja
obraz Aleksa. A skoro wyobrażała sobie intymne sceny z królem, który kiedyś
R S
- 37 -
spał z jej siostrą, to może coś z nią było nie tak? Bzdura, to wszystko nie miało
sensu.
Filip zamyślił się.
- Myślisz, że tata wolałby, żebyś go nie odnalazła?
- Nie - odpowiedziała bez wahania. - Gdyby tak było, nie leciałbyś teraz
tym samolotem.
Chłopiec westchnął.
- Tata cieszy się, że uczę się francuskiego.
- Oczywiście. Przed tobą jeszcze nauka włoskiego, niemieckiego,
retoromańskiego.
- Tata jest bardzo mądry. O co go nie zapytam, wszystko wie.
Darrell przytaknęła.
- Od dzieciństwa miał najlepszych nauczycieli. Ojcowanie dziecku,
którego się nie znało, może przerosnąć każdego, nie tylko króla. Darrell
przeczuwała, że Aleksa dużo to będzie kosztować i ta myśl ją przerażała.
- Kiedyś będę tak mądry jak on.
- Wcale bym się nie zdziwiła. W końcu jesteś jego synem. Może zacznij
od poważniejszego traktowania zadanych lekcji?
- Wiem.
Darrell zgasiła światło.
- Pójdę powiedzieć twojemu tacie dobranoc i zaraz wracam.
- Dobrze.
Była tak przejęta całą sytuacją, że musiała wyjść z kabiny do saloniku, w
którym wcześniej we trójkę rozmawiali. Alex akurat wychodził. Zderzyliby się,
ale on miał dobry refleks i przytrzymał ją za ramiona.
Zdziwiona, krzyknęła cicho.
- Niewiele brakowało - mruknął, nie cofając rąk.
- Tak - wykrztusiła, bojąc się spojrzeć na niego.
R S
- 38 -
Mimo że w samolocie nie byli sami, w ciemnym przejściu zdawało się jej,
że cała świta jest gdzieś daleko, tak silnie działało na nią męskie ciepło
połączone z cierpkim zapachem mydła.
Coś podobnego musiała poczuć kiedyś Melissa. Alkohol pewnie
spotęgował wrażenie, więc nic dziwnego, że jej siostra uległa. Nagle Darrell
robiło się wstyd, że nie potrafi opanować pociągu do mężczyzny, który był
ojcem dziecka Melissy.
Gdyby Alex był normalnym facetem i ożenił się z jej siostrą, byłby jej
szwagrem i choć tak się nie stało, to teraz jest zaręczony z kobietą z rodziny
królewskiej. Darrell powinna o tym pamiętać. On był i zawsze będzie dla niej
nieosiągalny.
Cofnęła się w poczuciu winy, zmuszając go do opuszczenia rąk.
- Wiem, że jest późno - odezwała się stłumionym głosem. - Filip leży już
w łóżku, a jest coś, o czym musimy porozmawiać.
- Jeżeli chodzi o naszego syna, to wydawało mi się, że on czuje się
dobrze.
- Tak, ale denerwuję się. Filip się zmienia, nasze relacje się zmieniają,
między nami nie jest już tak, jak było w Denver. - Odchyliła głowę, a jej oczy w
półmroku przybrały odcień głębokiego fioletu. - Nie wiem, w co my się paku-
jemy? Ja się boję...
Alex zacisnął wargi.
- O co naprawdę ci chodzi, Darrell? Chcesz, żebym kazał pilotowi
zawrócić?
- Nie... tak... - krzyknęła i zasłoniła ręką usta. - To zniszczy twoje życie...
- Spójrz na mnie - przerwał jej. Odciągnął jej dłoń od ust i przytrzymał w
swojej.
Bała się, ale był tak poważny, że uniosła głowę. Spojrzał jej badawczo w
oczy.
R S
- 39 -
- Filip jest ważniejszy niż wszelkie królewskie przysięgi i przywileje.
Tak, wszystko się zmieni, ale przyrzekam ci, że nie pozwolę, żeby jemu stała się
jakakolwiek krzywda.
Darrell uwolniła rękę.
- Wiem, że go kochasz i nie pozwolisz go skrzywdzić, ale nie jestem
naiwna. Przeczytałam wystarczająco dużo historycznych książek, żeby
wiedzieć, że dwory królewskie żyją własnym życiem. Dlatego się boję. Za nas
wszystkich. Za ciebie też! I za twoją narzeczoną. Dzień waszego ślubu powinien
być radosny i szczęśliwy. Jeśli ucierpi monarchia, ja będę się czuła za to
odpowiedzialna. Dlatego błagam cię, żebyś jeszcze raz przemyślał swoje
postępowanie. Jeszcze nie jest za późno, żeby zawrócić do Denver i dać
sprawom nieco więcej czasu.
Alex spoglądał na nią spod zmrużonych powiek.
- Za późno było już wtedy, kiedy zobaczyłem zdjęcie pierścienia. To ja
trzynaście lat temu nadałem sprawom bieg, więc ty nie ponosisz żadnej
odpowiedzialności. Bo nie ty jesteś mi coś winna. To ja jestem twoim
dłużnikiem. Zwróciłaś mi syna. Być może będzie jedynym moim synem,
jedynym dzieckiem... Co do reszty... bądźmy dobrej myśli.
Bądźmy dobrej myśli? Darrell była raczej przerażona.
- Z lotniska w Zurychu polecimy helikopterem do zamku. Tam, na drugim
piętrze, czeka przygotowany dla ciebie i Filipa apartament. Jeżeli czegokolwiek
będziecie potrzebowali, czy jedzenia, czy świeżych ręczników, wystarczy
podnieść słuchawkę i wybrać drugą linię. Rudy będzie do waszej dyspozycji i
weźmie was na poranną wycieczkę po mieście. To da Filipowi pojęcie o
okolicy. Kontakt ze mną macie zapewniony przez linię pierwszą. Carl, mój
osobisty sekretarz, da, mi natychmiast znać. Ja dołączę do was wczesnym
popołudniem na basenie, a potem zjemy razem obiad.
- A gdzie będziesz do tego czasu? Muszę powiedzieć Filipowi.
Patrzyła, jak jego szeroka pierś wznosi się i opada.
R S
- 40 -
- W San Rivano.
- To tam mieszka księżniczka?
- Tak. Jutro przed południem sam powiem jej prawdę.
- Och, Alex... - krzyknęła. - I nic cię nie powstrzyma?
- Nic.
Darrell jęknęła. Czuła, jak Alex zamyka się niczym w zbroi, którą
widziała w zamku, w starej zbrojowni. Jego twarz zakryła przyłbica.
- Pani Collier, wszystko zostało już ustalone.
W mgnieniu oka oddzielił się od niej barierą nie do pokonania. Darrell
poczuła złowieszczy chłód. Prosiła go jak człowieka... Nie powinna zapominać,
że on jest królem.
- Dobranoc, Wasza Wysokość.
Uciekła do sypialni. Otumaniona brakiem snu i wrażeniami, rozebrała się
i ostrożnie wsunęła pod koc, starając się nie budzić Filipa. Po chwili zapadła w
nicość.
Nad ranem obudziła się zlana zimnym potem, z koszmarnym
przeczuciem, że bajka o księciu i Melissie nie zakończy się zwyczajnie.
Śniło się jej, że podczas ślubu Aleksa wmieszała się w tłum na ulicy.
Zbulwersowani poddani wygwizdywali króla i jego amerykańskiego bękarta
siedzącego w karecie między ojcem a zapłakaną królową.
Szybko, zanim Filip obudzi się i spyta, dlaczego jej twarz jest cała mokra,
pobiegła do łazienki.
Kiedy po kilku minutach wyszła, chłopiec już nie spał. Służący zdążył
przynieść tacę ze śniadaniem, ale Filip nie tknął jedzenia.
- Dlaczego nic nie jesz? - spytała, wyjmując ze swojej walizki
dwuczęściowy, błękitny kostium.
- Nie jestem głodny.
- Więc weź prysznic.
Filip spuścił nogi na podłogę.
R S
- 41 -
- Nie mogę się doczekać taty.
- Jestem pewna, że on czuje to samo, ale jest bardzo zapracowany. Musisz
być cierpliwy.
Niestety, cierpliwość nie była mocną stroną Filipa. Alex miał doskonałe
wyczucie. Dobrze, że zaproponował wycieczkę po mieście. Jedynym sposobem
na okiełznanie energii Filipa, było zajęcie go czymś. A Darrell była zadowolona,
że nie będzie miała czasu myśleć o tym, co dzieje się w San Rivano.
Wzdrygnęła się, wyobrażając sobie księżniczkę, która pewnie je w tej
chwili śniadanie, nie wiedząc, że wkrótce cały jej świat legnie w gruzach.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- O rany, mamo! - krzyknął Filip na widok średniowiecznego zamku
wznoszącego się nad jeziorem Bris.
Królewski helikopter lądował właśnie na gładkim, zielonym polu na
wschód od masywnej, kamiennej budowli.
W czasie lotu z Zurychu ochroniarze cierpliwie wszystko im objaśniali.
Darrell jak w cudownym śnie oglądała posiadłość z lotu paka: zamek, stajnie,
korty tenisowe i basen. Tylko z góry można było docenić potęgę i splendor tej
siedziby, której początki sięgały czasów średniowiecza, kiedy pierwsi królowie
Valleder zbudowali twierdzę, by powstrzymać najazdy wrogów.
W czasie pierwszego pobytu w zamku Darrell musiała stać w kolejce jak
inni turyści. Zresztą niewiele zapamiętała ze zwiedzania. Cały czas myślała
jedynie o spotkaniu z ojcem Filipa.
Tego ranka było inaczej. Filip wszystkiego był ciekaw. No i było to jego
dziedzictwo.
Zamek ujawniał swe prawdziwe piękno dopiero w pokojach na piętrze,
niedostępnych dla publiczności. Wspomniany wcześniej Rudy, który służył u
R S
- 42 -
Aleksa od lat, czekał na gości przy wielkich schodach. Prowadząc ich do aparta-
mentu, pokrótce opowiadał o mijanych salach.
Filip i Darrell podziwiali ogromną salę rycerską i sekretne, kręte przejścia
między komnatami, gotyckie okna, ozdobioną pięknymi freskami kaplicę... Całe
tygodnie zwiedzania!
- Wielka Kuchnia - wyjaśniał Rudy. - Zachowany jest oryginalny,
drewniany sufit i cztery dębowe słupy z roku 1270.
Rudy pokazał im Komnatę Plessur, z oryginalną dekoracją z ptaków i
wstęg z 1580 r. W rozległej Sali Rycerskiej, wypełnionej tarczami herbowymi
kolejnych Vallederów, Filip wpadł w taki zachwyt, że nie chciał się stamtąd
ruszyć
W Komnacie Królewskiej przystanęli przed trzynastowiecznymi
malowidłami ściennymi przedstawiającymi scenki rodzajowe ze zwierzętami na
łące i św. Jerzym walczącym z bestią. Potem przyszła kolej na Wielką Salę
Księcia Bris, z ośmiokątnym stołem i gobelinami.
Na koniec Rudy zaprowadził ich do Komnat Saksońskich, gdzie mieli się
zatrzymać. Apartament składał się z dwóch, połączonych rzeźbionymi
drzwiami, sypialni.
- Niesamowite! - krzyknął Filip na widok ogromnego łoża z
baldachimem, a Darrell wprost oniemiała z zachwytu.
Czarne, marmurowe pilastry na przemian z migotliwą szachownicą,
tworzyły rytm ścian podtrzymujących czternastowieczny, kasetonowy sufit.
Oczarowały ją dwa okna we wnękach, wychodzące na jezioro. Nad łukami
okien rozkwitał bajeczny rysunek koniczyny.
Podobnie było w mniejszym, przyległym pokoju.
- Mamo, chodź tutaj! Twój pokój ma balkon! Kamienny, rzeźbiony
balkon, jak dla Romea i Julii, również wychodził na jezioro, a widok Alp na
drugim brzegu zapierał dech w piersiach.
R S
- 43 -
- Jego Wysokość prosił mnie, bym wziął was na wycieczkę po mieście.
Przyjdę za dwadzieścia minut. Wasze bagaże są już wniesione.
Kiedy Rudy wyszedł, podniecony Filip zaczął oglądać swój pokój i
znalazł małą lodówkę z napojami i smakołykami.
- Tata jest najlepszy na świecie! Szkoda, że musiał wyjść.
- Wiesz, dlaczego.
- Tak... Nie mogę się na niego doczekać!
Darrell czuła to samo, ale nie powiedziała o tym synowi.
Kiedy wrócili z miasta, poszli na basen. Darrell, ubrana w dżinsowe
szorty i biały trykot, położyła się na leżaku. W pewnej chwili padł na nią cień.
Pomyślała, że to zapewne Filip. Otworzyła oczy i napotkała ożywione
spojrzenie Aleksa. Przyglądał się jej z wyraźnym zainteresowaniem, a ona
poczuła, jak jej puls przyspiesza. Zaraz jednak przypomniała sobie, że właśnie
wrócił od Izabelli i westchnęła.
Nie potrafiła ocenić, czy był przejęty, czy nie, za to odnotowała błękitną,
cejlońską koszulę i beżowe spodnie. Bojąc się patrzeć na twarde, męskie rysy
twarzy, czym prędzej wstała z leżaka i zasłoniła się ręcznikiem. Miała na sobie
skromny strój, a mimo to poczuła się tak, jakby jego łakome oczy, wędrujące po
jej ciele i szczupłych nogach, całkowicie ją obnażały.
Zanim odzyskała rezon, powiedział:
- Wybacz, że zjawiam się tak późno, ale nic nie mogłem poradzić. Gdzie
jest nasz syn?
Gdyby ktoś ich słyszał, pomyślałby, że są mężem i żoną.
- Zgłodniał i poszedł do apartamentu.
- Podoba ci się apartament?
Darrell zaniepokoiła się. Alex wyraźnie unikał rozmowy o Izabelli.
- Z pewnością znasz odpowiedź. Pierwszy raz mieszkam w tak pięknych
pokojach. Czuję się jak dama ze średniowiecznego gobelinu. Bez wątpienia
R S
- 44 -
jakaś twoja prababka stawała na tym balkonie, wypatrując powracającego z bi-
twy rycerza. Zanim wyjadę, chciałabym jeszcze trochę pozwiedzać.
Radość zabłysła w jego oczach.
- A jak Filip?
- Och, chodzi, ogląda i pieje z podziwu. Na nieszczęście zdążył już mi
powiedzieć, jaka by to była jazda, przywiązać do balkonu linę i opuścić się
prosto w tę granatową głębinę, która ma pewnie kilkadziesiąt metrów.
- Znam kogoś, kto kiedyś już tak zrobił i popadł w poważne tarapaty.
Wielkie umysły myślą podobnie - powiedział Alex z tajemniczym uśmiechem.
- Alex, proszę, nie trzymaj mnie w niepewności. Chcę wiedzieć, co dzisiaj
się wydarzyło!
Wytrzymał jej błagalne spojrzenie.
- Księżniczka przyjechała ze mną do Bris. Darrell nie wierzyła własnym
uszom.
- Jest tutaj? W zamku?
- Tak. Chce poznać Filipa. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zobaczy się z
nim, zanim zostanie przedstawiona tobie.
Darrell zacisnęła dłonie na ręczniku. Przecież nie mogła być zazdrosna o
kobietę, z którą on miał się ożenić. Po prostu nie mogła!
- Oczywiście.
Wiedziała, że tak będzie najlepiej, ale bolało ją to. Czuła, że Filip oddala
się od niej. Dziwiła się sobie, że jest taka zaborcza, ale jej instynkt macierzyński
nigdy nie był wystawiony na podobną próbę.
Filip był także synem Aleksa, a ona musi nauczyć się nim dzielić. Jednak
było jej przykro, że dziś wieczorem oni obaj będą się cieszyć sobą w obecności
Izabelli.
- Za godzinę poznają się na wczesnej kolacji. A teraz odprowadzę cię do
apartamentu.
R S
- 45 -
Skoro Izabella chciała poznać Filipa, to znaczyło tylko jedno - kochała
Aleksa nieprzytomnie i żeby zostać jego żoną, była gotowa na wszystko. Cóż, w
tych okolicznościach, wobec zbliżającego się ślubu, dla Aleksa była to wia-
domość najlepsza z możliwych.
- Musi być wspaniałą kobietą. Skinął głową.
- O tak, jest niezwykła - odparł, myśląc jednocześnie, że nigdy nie powie
Darrell, ile łez wylała jego narzeczona, nim postanowiła stawić czoło faktom.
Rzeczywiście, pokazała królewskie opanowanie, a on mógł ją tylko podziwiać.
- Mam nadzieję, że Filip zrobi dobre wrażenie. - Głos Darrell drżał. - Ty i
ja kochamy go, ale wiesz przecież, że potrafi być nieobliczalny.
- To jedna z jego najbardziej ujmujących cech - stwierdził rzeczowo Alex.
- Zaintryguje Izabellę.
Mówił jak ojciec, który akceptuje syna bez zastrzeżeń.
Fakt, że tak bardzo go kochał, sprawiał Darrell ogromną przyjemność.
Dawał mu jednak macochę, a to już nie było miłe. Izabelli z Filipem tak łatwo
nie pójdzie.
- O czym myślisz? - spytał Alex, kiedy w milczeniu szli do zamku.
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę - westchnęła
Darrell. - Jeszcze kilka dni temu byłam tu jako turystka. Nie miałam pojęcia, co
się wydarzy, kiedy rozpoznasz pierścień. - Jej głos drżał.
- Mój świat się zmienił. Ja się zmieniłem. Darrell, czy ty wiesz, że
wychowałaś zadziwiająco niezepsute dziecko?
- Nie wiem, ale Filip to oryginalny myśliciel. Kiedy zobaczy, że Izabella
jest młodsza niż matki jego kolegów, spodoba mu się to. Czy ona ma
rodzeństwo?
- Brata, o dwa lata starszego.
- Czyli dostała w dzieciństwie szkołę.
Usta Aleksa uniosły się w lekkim uśmiechu.
- Z pewnością.
R S
- 46 -
- Filipa to zainteresuje. Będzie chciał poznać tego człowieka. No wiesz.
Sensacje z pierwszej ręki na temat, jak to jest z siostrą-księżniczką.
Alex zaśmiał się cicho, tak jak lubiła.
- Przy nim nie ma mowy o nudzie. Darrell uśmiechnęła się bezwiednie.
- Słowo nuda faktycznie do niego nie pasuje. Alex otworzył drzwi.
- Zazdroszczę ci tych lat, które z nim spędziłaś.
- Nie wiem, czy mi kiedykolwiek wybaczy, że nie szukałam cię
wcześniej.
- Na szczęście w końcu to zrobiłaś. Jesteś niewiarygodnie odważna i
przedsiębiorcza. Gdyby żył mój ojciec, powiedziałby, że jesteś jedną z tych
rzadkich, walecznych kobiet, którym przyszłe generacje zawdzięczają mężnych
synów.
Darrell nie wzięła tych słów serio, choć wątpiła, czy jakakolwiek kobieta
była kiedykolwiek komplementowana w tak wyszukany sposób.
Przechodząc w zamyśleniu obok Aleksa, niechcący otarła się ramieniem o
jego pierś. Poczuła ciarki. Szybko weszła na schody, by ukryć, jak bardzo ją to
poruszyło.
Nawet jeśli miała tu spać tylko jedną noc, Alex był kochankiem jej
siostry.
Bardzo dobrze, że nie będzie na dzisiejszej kolacji. Coraz trudniej
przychodziło jej ukrywanie, jak bardzo ten mężczyzna na nią działa. Tym
bardziej byłoby jej trudno ukryć to przed Izabellą. Zakochana kobieta zawsze
wyczuje, kiedy inna kobieta interesuje się jej wybranym.
Ale księżniczka Izabella nie musiała się martwić. Alex był jej
przeznaczony. Ich małżeństwo zostało zaplanowane wiele lat temu. Darrell
byłaby idiotką, gdyby na coś liczyła.
- Filip? - krzyknęła, wchodząc do apartamentu. - Ojciec wrócił!
Ponieważ chłopiec nie odpowiadał, pobiegła do mniejszego pokoju, gdzie
miał zamiar spać.
R S
- 47 -
- Nie ma go tutaj. - Odwróciła się do Aleksa. - Nie wiem, gdzie może być.
Na twarzy Aleksa pojawił się uśmiech.
- Zważywszy, że to nasz syn, możliwości jest mnóstwo. Ale nie martw
się. Jest z nim ochroniarz.
Wyjął telefon komórkowy, a Darrell poszła do szafy, gdzie jedna z
pokojówek powiesiła ubrania Filipa. Wyjęła marynarski blezer i spodnie khaki,
które zazwyczaj zakładał, kiedy szedł do kościoła. Alex wprawdzie uprzedził, że
kolacja nie jest oficjalna, ale wolała, żeby przed Izabellą zaprezentował się jak
najlepiej. Wyjęła jeszcze białą koszulę i krawat i położyła wszystko na łóżku.
Alex rozmawiał po retoromańsku, więc nic nie rozumiała. Czekała, aż
skończy.
- I gdzie on się podział?
- Najpierw zwiedził loch, a potem poszedł do biura Carla. Gawędzą sobie.
- No nie, czy Carl wie, że Filip...
- Tak - przerwał jej Alex, bez trudu czytając w jej myślach.
- Teraz wiedzą już wszyscy. Jesteście tak do siebie podobni, że nikt nie da
się zwieść.
Alex uniósł ciemne brwi.
- Tak, podobieństwo rodzinne jest wyraźne. Jak słusznie zauważyłaś, stało
się. I nie ma odwrotu.
Jęknęła.
- Stawiasz sprawy jasno, ale ja uważam, że powinieneś obawiać się
reakcji innych.
- Nie masz racji, Darrell. Moje największe zmartwienie polega na tym, że
kiedy minie pierwszy zachwyt, Filip będzie wolał wrócić do domu.
Darrell nie mogła uwierzyć, że to powiedział.
- Alex, on już się z tobą związał. To niesamowite, jak dobrze wam się
układa i jak doskonale go rozumiesz.
- Dlatego że przypomina mi Chaza, który też nie był zbyt uległy.
R S
- 48 -
- Tym bardziej będzie chciał spędzać z tobą jak najwięcej czasu.
Alex spochmurniał.
- Trafiłaś w sedno. Jestem jego ojcem, ale jestem też królem. To
niekoniecznie współgra.
Niespokojnie spojrzała mu w oczy.
- Czy ty i twój ojciec byliście sobie bliscy?
- Jeśli pytasz o wzajemną miłość i szacunek, to tak. Ale ojciec był królem.
Należał do każdego. Ja zaś byłem typowym, egoistycznym chłopcem, który
chciał go mieć tylko dla siebie. Odnaleźliśmy się z Filipem, ale boję się, żeby
mój syn nie poczuł się oszukany. Może mu się nie spodobać ciągłe czekanie, aż
będę miał dla niego czas. Nie daje mi to spokoju.
Darrell też się martwiła, ale nie z powodu Filipa. Chodziło jej o Aleksa.
Właśnie wyjawił tajemnicę swoich dziecięcych rozterek. Nigdy by nie
przypuszczała...
- Przecież on wie, że przyjechałeś do niego natychmiast, kiedy się o nim
dowiedziałeś i nie przeszkodziły ci w tym twoje królewskie obowiązki. Przed
nikim go nie ukrywasz. Filip czuje się kochany.
- Przysięgam na Boga, że to prawda - szepnął.
- Wiem, i Filip właśnie tego chce. Spróbuj się go pozbyć, to się
przekonasz - zażartowała, żeby ukryć wzruszenie.
- Skąd ty się wzięłaś, Darrell Collier? - spytał poważnie. Jej serce zabiło
tak mocno, że niemal zaczęła się dusić.
- A ja się zastanawiam, skąd ty się wziąłeś? Szanse, by drogi twoje i
Melissy się zeszły, były zerowe, a jednak tak się stało.
Pierś Aleksa unosiła się i opadała.
- Uczciwie mówiąc, niewiele pamiętam z tamtej nocy i gdyby nie zdjęcia
pierścienia, mógłbym niczego sobie nie przypomnieć.
- Więc to, co powiedziałeś Filipowi, nie było prawdą. Alex potarł dłonią
usta.
R S
- 49 -
- Ty była tylko jedna noc. Nie miałem zamiaru tego ciągnąć, ale Filip nie
musi o tym wiedzieć.
Darrell zgadzała się z nim całkowicie.
- Masz rację.
- Z twoją siostrą umówił mnie Chaz. Poszliśmy do baru i zaczęliśmy pić.
Jedno prowadzi do drugiego. Nie jestem dumny ze swojego postępku, Darrell. Z
mojej strony był to mały bunt przeciwko pozłacanej klatce. Następnego dnia,
przez cały lot do Szwajcarii, miałem takiego kaca, że poprzysiągłem sobie, że
nigdy już nie postawię ani siebie, ani żadnej kobiety w podobnej sytuacji. Masz
prawo mnie nienawidzić.
- Nie nienawidzę cię. W końcu z twojego młodzieńczego buntu urodził się
cudowny chłopiec. On jest całym moim życiem! - głos jej zadrżał.
Wiadomość, że Melissa nie była miłością życia Aleksa, dała Darrell dużo
do myślenia. A Izabella... też raczej nie. W końcu została jego narzeczoną, kiedy
miała zaledwie trzynaście lat.
Alex chrząknął, przywracając ją do rzeczywistości.
- Filip stał się także moim życiem. Te słowa przejęły Darrell do głębi.
- On czuje to samo do ciebie, Alex.
Zapadło pełne napięcia milczenie, które przerwał Filip. - Mamo?
- Jestem w twojej sypialni, kochanie!
- Słyszałem, że tata wrócił. - Chłopiec wbiegł do pokoju. - Tato...
Alex wyszedł mu naprzeciw i uścisnął syna.
- Jesteś już wolny? Możemy coś razem porobić?
- Niezupełnie. Przywiozłem księżniczkę Izabellę. Filip zmarkotniał.
- Ona chce cię poznać.
- Denerwuje się?
- Myślę, że trochę się boi, że jej nie polubisz.
R S
- 50 -
- Dlaczego mam jej nie polubić? Będzie twoją żoną. Filip nigdy nie mówił
tak dojrzale, a żadne inne słowa nie sprawiłyby jego ojcu większej
przyjemności, tym bardziej że chłopiec mówił szczerze.
- Nie jesteś głodny, synu? - spytał Alex tubalnym głosem.
- Trochę.
- To dobrze, bo za chwilę spotkamy się z Izabellą na kolacji, w małej
jadalni na dole.
- Położyłam twoje ubranie na łóżku - odezwała się Darrell.
- Zaraz się przebiorę.
Alex i Darrell przeszli do drugiego pokoju.
- Tobie podadzą kolację tutaj.
- Dziękuję.
- Darrell, mam nadzieję, że rozumiesz, dlaczego tym razem nie możesz
dołączyć do nas.
Przygryzła wargi, chcąc ukryć rozczarowanie.
- Rozumiem i nawet się cieszę. Filip będzie się czuł swobodniej. Nie
będzie musiał się zastanawiać, co ja myślę. Jestem pewna, że także Izabella
będzie czuła się lepiej. Żadnej kobiecie nie byłoby łatwo w podobnej sytuacji.
Alex przyglądał się jej dłuższą chwilę.
- Dziękuję ci, że jesteś tak bezinteresowna. Och, Alex. Gdybyś znał
prawdę, pomyślała.
- Nie dziękuj. Ja... ja wiem, jak ważne jest to pierwsze spotkanie - jąkała
się. - Jeszcze zdążę ją poznać. Ponieważ jednak muszę wkrótce wracać do
Denver, do pracy, proszę, zastanówcie się z Izabellą, co dla Filipa będzie
najlepsze, i jutro dajcie mi znać. Tego lata zapisałam go na pływalnię, tenis i
baseball. On ci tego nie powie, ale chcę, żebyś wiedział, że jeśli wróci ze mną
do domu, będzie miał mnóstwo zajęć - rozgadała się i nic nie mogła na to
poradzić. - Najważniejsze, żeby wasz ślub odbył się bez przeszkód. Możecie
liczyć na moją pomoc.
R S
- 51 -
- Jestem gotowy - oznajmił Filip.
- Ładny blezer. - Alex odwrócił wzrok od Darrell.
- Dzięki. Pomożesz mi zawiązać krawat? Nie znoszę tego.
- Ja też - mruknął ojciec.
Zwykle krawat wiązała Darrell, ale teraz chłopiec miał przecież ojca.
Darrell mrugnęła do syna.
- Wyglądasz jak prawdziwy król.
- Kiepski żart, mamo.
- Wiem, ale nie mogłam się opanować.
Szerokie plecy Aleksa zatrzęsły się w bezgłośnym śmiechu.
- Wszystko będzie dobrze - zawołała Darrell, kiedy wychodzili z pokoju.
- Ty nie idziesz? - Chłopiec przystanął.
- Nie tym razem. Muszę zadzwonić do Denver, inaczej stracę pracę.
- Nie ma obawy. Jack mi powiedział, że w końcu zmienisz zdanie i
wyjdziesz za niego.
- Kto to jest Jack? - zapytał Alex.
- Mamy szef - odpowiedział Filip, zanim zamknęli za sobą drzwi.
Do tej pory Darrell zdawało się, że to Izabelli będzie trudno dzielić się
Aleksem z Filipem, lecz kiedy została sama, poczuła ból. Środek świata Filipa
przesunął się w stronę Aleksa, a ona stawała się zazdrosna.
Nie powinna się tak przejmować, przecież obaj usilnie nadrabiali stracony
czas. Sama tego chciała!
Wzięła prysznic, zjadła kolację, umyła zęby, zgasiła światło, skuliła się i
usnęła, zapłakana i śmiertelnie zmęczona.
Obudził ją hałas.
- Filip?
- Nie - usłyszała głęboki, wibrujący męski głos.
R S
- 52 -
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Alex? - Darrell usiadła na łóżku. - Która godzina?
- Północ. Przepraszam, że cię budzę. Filip i ja musieliśmy porozmawiać.
Teraz on już śpi.
Darrell odgarnęła włosy z twarzy. Alex stał dwa kroki od łóżka i każdy,
kto by zajrzał teraz do jej sypialni, byłby zgorszony, ale przecież to wszystko, co
ostatnio się wydarzyło, wielu ludziom mogło wydawać się gorszące.
- Coś się stało? Alex westchnął.
- Nasz syn zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Ledwie go
poznawałem.
Darrell dobrze wiedziała, co miał na myśli.
- On bardzo cię kocha i nie śmiałby zrobić niczego, co sprawiłoby ci
przykrość.
- Izabella też nie była sobą, chociaż się starała,
- Krótko mówiąc, katastrofa - dokończyła za niego Darrell.
- W pewnym sensie - odparł Alex, chichocząc.
- Nie ma się z czego śmiać - powiedziała Darrell. - A jak myślisz, polubili
się?
- Myślę, że się polubią, kiedy minie zaskoczenie. Wiedzieć o sobie to
jedno, ale zupełnie czymś innym jest siedzieć przy jednym stole, twarzą w
twarz.
Darrell wyprostowała się.
- Na pewno ci lżej, że macie to już za sobą. Jutro będzie lepiej.
- Izabella rano wyjeżdża. A to dopiero nowina!
- Filip na pewno jest niezadowolony, że jutro lecisz z nią do San Rivano.
Nie martw się, porozmawiam z nim.
R S
- 53 -
- Dziękuję, ale to nie będzie konieczne. Izabella chce porozmawiać ze
swoimi rodzicami bez świadków. Kiedy będzie trzeba, przyśle po mnie.
Darrell zaniepokoiła się.
- To oni jeszcze nie wiedzą?
- Izabella uważała, że lepiej będzie, jeśli najpierw pozna Filipa.
Darrell ukryła twarz w dłoniach.
- Zaczyna się robić strasznie, prawda?
- To się okaże.
- Żal mi jej, Alex.
- Mnie też. Jej rodzice to bardzo porządni ludzie. Dla nich to będzie
trudne.
W oczach Darrell pojawiły się łzy.
- Myślisz, że Filip ma pojęcie, jak bardzo ważny był to wieczór?
- Tak - odparł Alex schrypniętym głosem. - Dlatego tak długo
rozmawialiśmy. Dowiedziałem się wszystkiego o Stevie i jego rozwiedzionych
rodzicach. Rozmawialiśmy o tym, jak się czuje jego przyjaciel, mając dwa domy
i dwie mamy. Nasz syn jest o wiele lepiej przygotowany do tej sytuacji, niż się
spodziewałem.
- Bardzo dużo o tym myśli. Za dużo - mruknęła ze smutkiem Darrell.
- Nasz syn jest wspaniały. Dobrze o tym wiesz.
- Wiem - przytaknęła i otarła łzy. - Miejmy nadzieję, że Izabella i jej
rodzice jakoś to przeżyją. A nie lepiej odłożyć ślub, na tydzień lub dwa? Dać im
więcej czasu?
- Między innymi rozważaliśmy i taką możliwość.
- Jakimi innymi?
- Rodzice Izabelli zapewne pogodzą się z sytuacją, jeżeli Filip nie
zostanie dopuszczony do sukcesji.
- Filip miałby zostać... królem? - wyrwało się Darrell. Gdyby Alex nie
poruszył tego tematu, podobna myśl w ogóle nie przyszłaby jej do głowy. - Nie
R S
- 54 -
zapewniłeś jej, że Filip jest ostatnią osobą na świecie, która chciałaby kiedyś
korony?
Alex długo milczał, zanim powiedział:
- Kto wie, co jest pisane naszemu synowi?
- A więc oświadczam ci, że nigdy do tego nie dojdzie! - krzyknęła
zdenerwowana.
Alex przestąpił z nogi na nogę.
- Nie wspominałem ci, że zapytał mnie, czy teraz jest księciem?
Darrell aż się zakrztusiła.
- Alex, przecież go znasz. On żartuje. Izabella nie musi się niczego
obawiać. Wasze dzieci będą z urodzenia królewskimi potomkami. Mam
nadzieję, że wyjaśniłeś to Filipowi. A jeśli nie, ja mu wyjaśnię.
- Odłóżmy to. Nie pojeździłabyś konno jutro po śniadaniu?
Za szybko zmienił temat.
- Jestem pewna, że Filipowi spodoba się ten pomysł.
- Zauważyłaś zapewne, że zapraszam ciebie - odpowiedział nieznoszącym
sprzeciwu głosem.
- Izabella by tego nie pochwaliła, niezależnie od tego, jak bardzo się stara
być dzielna, więc...
- Bądź gotowa na dziewiątą - przerwał jej. - Śpij dobrze - powiedział i
szybko wyszedł z pokoju.
Sytuacja komplikowała się coraz bardziej. Drżąca Darrell wsunęła się pod
koc, ale nie mogła zasnąć. I to nie tylko z powodu rozmowy. Ona chciała, żeby
Alex został... To było silniejsze od niej.
Wściekła na siebie, zaczęła walić w poduszkę. To szaleństwo musi
wreszcie się skończyć. Powinna natychmiast opuścić Szwajcarię. Musi tylko
omówić z królem kwestię widzeń z dzieckiem.
Już sama myśl o rozstaniu z synem była dla niej nie do zniesienia.
Ale co czułby Filip, gdyby musiał opuścić ojca?
R S
- 55 -
Darrell rozpłakała się.
Co ona narobiła?
Alex odprowadzał smutną Izabellę do helikoptera, kiedy zadzwoniła jego
matka, prosząc, by przyszedł do jej apartamentu.
Skrzywił się. Dworska poczta pantoflowa działała bez zakłóceń.
- Czy to prawda? - usłyszał, kiedy tylko wszedł do komnaty.
Tego ranka matka miała na sobie zwykłą, żółtą sukienkę, pasującą do jej
ciemnych włosów. Była gotowa do codziennego spaceru z dwoma psami, które
po śmierci męża były jej wielką pociechą.
Alex przyglądał się jej przez chwilę. Zamierzał powiedzieć jej całą
prawdę, ale troska o spokój rodziny wymuszała na nim tymczasowe zachowanie
pewnych informacji dla siebie.
- To zależy od tego, co słyszałaś. - Ucałował ją w policzek. - Gdybym
mógł powiedzieć ci wcześniej, powiedziałbym, ale Izabella zasługiwała na to,
by poznać prawdę jako pierwsza. Teraz jest w drodze powrotnej do San Rivano.
Ciemne oczy matki wpatrywały się w niego z bólem.
- A zatem to prawda?
- To, że mam dwunastoletniego syna, Filipa? - Alex pochwycił jej
spojrzenie. - Tak.
Matka zapadła się w fotelu, bezwiednie głaszcząc psy.
- Od kiedy o tym wiesz?
- Trzy dni temu Leo przyszedł do mnie i opowiedział mi historię o pewnej
kobiecie i pierścieniu.
Matka jęknęła.
- Mogłabym się spodziewać czegoś takiego po każdym, ale nie po moim
jedynym synu - powiedziała drżącym głosem. - Zrobić coś takiego Izabelli... -
Jej oczy wypełniły się łzami. - Jak do tego doszło, Alex? Wiesz, o co pytam.
Zrobił krok naprzód. Chociaż przygotował się na tę konfrontację, z
trudem znosił cierpienie matki.
R S
- 56 -
Opowiedział całą historię o pijaństwie, dziewczynie, pierścieniu i Filipie,
zatajając tylko prawdę o Darrell.
Twarz matki wykrzywił ból.
- Cóż, zrobiła, co zrobiła.
Na ostry ton jej głosu psy zareagowały skowytem.
- Każdego dnia po śmierci twojego ojca pytałam, dlaczego zabrano go
nam tak wcześnie. Teraz wiem. By oszczędzić mu wstydu. - Wzięła płytki
oddech. - Zawsze byłeś taki roztropny, Alex. Co cię opętało, żeby przywozić ich
do zamku?
- Mój syn zasługuje na najlepsze traktowanie, niezależnie od mojego
nieodpowiedzialnego zachowania. On potrzebuje miłości. Izabella rozumie to i
wie, dlaczego go nie ukrywam jak jakiegoś bękarta. Wie wszystko i poznała go
wczoraj przy kolacji.
Wstrząśnięta matka wstała.
- Zastanawiałeś się choć przez chwilę, jak zareagują Ernesto i Tatia?
Alex zmarszczył brwi.
- Rodzice Izabelli nie mają wyboru. Matka świdrowała go wzrokiem.
- Mieliby, gdybyś tego nie ujawniał. Mogłeś zająć się matką i chłopcem
dyskretnie.
Leo sugerował podobne rozwiązanie.
- Mogłem. - Alex splótł ramiona. - Ale kiedy poznasz Filipa, zrozumiesz,
dlaczego nie chciałem.
Matka pokręciła głową w bezgranicznym zdumieniu.
- Sprowadzenie byłej kochanki do naszego domu to polityczne
samobójstwo, a względem Izabelli okrucieństwo. Nie pojmuję twoich kalkulacji
- mówiła, próbując zachować spokój.
- Darrell Collier jest matką Filipa. Miałbym rozdzielić go z matką ze
względu na innych?
R S
- 57 -
- Nie musiałeś sprowadzać ich tutaj - powtórzyła matka. - Popełniłeś
poważny błąd.
- Ten chłopiec jest moim synem, mamo. Potrzebuje mnie i... ja go
potrzebuję.
Matka znów pokręciła głową.
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć.
- Uwierzysz, kiedy go zobaczysz. Jest wspaniały. Na pewno go
pokochasz. - Podszedł do niej bliżej. - Kiedy Darrell pojawiła się w zamku,
prosząc o audiencję, Leo zrobił wszystko, by sprawę wyciszyć, ale plotka i tak
się rozniosła. Wiesz równie dobrze jak ja, że najlepszy sposób na opanowanie
tak poważnej sytuacji to ujawnienie prawdy.
- Z jakim skutkiem? - spytała ostro matka.
- Nikomu nie stanie się krzywda, zwłaszcza Filipowi, który nic nie
zawinił. Kocham go i chcę mieć go przy sobie.
- Kosztem monarchii? - nie ustępowała matka. - Przecież on nie może
zostać twoim prawowitym dziedzicem.
Alex starał się opanować złość.
- Dlaczego nie? Potrafisz to uzasadnić? Matka była tak wzburzona, że
zaczęła krzyczeć.
- Ponieważ nikt z gminu nie może dziedziczyć tytułu. Znasz prawo.
- Prawo można zmienić.
- Byłbyś pierwszym od tysiąca lat królem Valleder, który by to zrobił.
- Sama widzisz, że to anachronizm. Wytrzymał wzrok matki.
- Ale tego nie zrobisz?
- Nie, mamo.
Wydawało się, że jego odpowiedź uspokoiła ją, ale nadal wpijała w niego
stalowe oczy, jakby widziała go po raz pierwszy.
- Nie tyle chodzi tu o twojego syna, ile o tę kobietę. Coś mi mówi, że nie
był to tylko epizod, bo dlaczego dałeś jej pierścień, który tak łatwo można
R S
- 58 -
zidentyfikować? To wyjaśnia twoją irracjonalną decyzję umieszczenia jej w
Apartamencie Saksońskim. Nic dziwnego, że przełożyłeś ślub z Izabellą.
- Mylisz się, mamo.
- Nie mylę się. Pokojówka powiedziała mi, że ta kobieta jest uroczą
blondynką i nie nosi obrączki. Moim zdaniem, jest bardzo sprytna. Przyjechała
tuż przed twoim ślubem, z owocem waszej namiętności, spodziewając się, że
dwunastoletni syn tak cię zawojuje, że zlekceważysz swoje królewskie
obowiązki.
- Mamo, nie wiesz wszystkiego...
- Nie jestem ślepa, Alex. - Głos matki drżał. - Wiem, że nie kochasz
Izabelli i nigdy jej nie kochałeś, ale miałam nadzieję, że po ślubie, kiedy
pojawią się dzieci, przyjdzie przywiązanie i miłość. Tak było z twoim ojcem i ze
mną.
- Ja też mam taką nadzieję - oświadczył Alex. A przynajmniej ją miałem,
pomyślał, zanim pojawiła się Darrell. Im dłużej przebywał w jej towarzystwie,
tym bardziej mu się podobała.
Matka pokręciła głową.
- W twoim życiu jest inna kobieta!
Miała rację. Nikt nie wiedział tego lepiej od niego.
- Pani Collier nie ma ani wstydu, ani krzty przyzwoitości. Myśl, że
oddałeś swoje serce takiej osobie, boli mnie nie mniej niż śmierć twojego ojca.
Alex zacisnął zęby.
- Wrócimy do tej rozmowy później, mamo, teraz chciałbym cię o coś
poprosić. To ważne. - Spojrzał na zegarek.
- Za chwilę idę z Filipem na konie, a ty wychodzisz z psami. Mogłabyś
przejść koło stajni za mniej więcej trzy godziny? Wasze pierwsze spotkanie
byłoby wówczas spontaniczne i nieoficjalne, dzięki czemu Filip nie będzie taki
onieśmielony.
Matka nie dała po sobie poznać, co czuje.
R S
- 59 -
- Prosisz jako król czy jako mój syn?
- Jako król i jako syn. I przysięgam na grób mego ojca, że jeśli
przychylisz się do mojej prośby, wiele spraw się wyjaśni i przestaniesz mną
gardzić.
Matka spuściła głowę, a Alex wyszedł z komnaty.
Znał swoją matkę i wiedział, że kiedy zobaczy Filipa, jej serce zmięknie.
Sama będzie chciała, żeby został w Bris jako pełnoprawny członek rodziny. A
wtedy zaakceptuje i Darrell.
Na tyłach królewskiego zamku, po drugiej stronie jeziora, wznosiło się
strome wzgórze. Na jego zielonych stokach, piętrzących się nad wspaniałą
doliną Renu, znajdowały się winnice. Tam właśnie zsiedli z koni na krótki
odpoczynek.
Darrell od lat nie jeździła konno i już czuła się obolała, ale nie żałowała.
Przejażdżka była fantastyczna.
Filip nie miał takich problemów, szczęśliwy chłopak.
- Tato? Wspinałeś się kiedyś na tamtą górę?
- Nie raz.
- Z moim dziadkiem?
- Nie. On był zawsze za bardzo zajęty.
- Jak mógł być taki niedobry?
- Nie był niedobry, ale miał zobowiązania względem kraju.
Reprezentował parlament Valleder, który od wieków sprawuje rządy w
kantonie. Ojciec ani na chwilę nie zaniedbywał swoich obowiązków.
Darrell widziała, z jaką uwagą Filip chłonie słowa ojca.
- Jak długo był królem?
- Trzydzieści lat. Zmarł nagle, na atak serca.
- Na pewno bardzo za nim tęsknisz.
- Jak cała nasza rodzina.
Filip spojrzał na ojca z błyskiem w oku.
R S
- 60 -
- O co się założysz, że wejdę na ten szczyt i zejdę w ciągu pół godziny?
- Ja potrzebowałem dwudziestu minut - odpowiedział Alex ze śmiertelną
powagą.
- Stoi! - Chłopiec przybił z ojcem piątkę i po chwili zniknął między
sosnami.
Alex postawił stopę na zwalonym pniu i odwrócił się do Darrell.
Wyglądał fantastycznie. Żaden mężczyzna nie mógł się z nim równać.
Darrell wcale się nie dziwiła, że zrobił na Melissie tak ogromne wrażenie. Żadna
kobieta nie odrzuciłaby zaproszenia do jego śpiwora.
- Nie wyobrażam sobie ciebie inaczej niż tylko jako króla, ale ciekawi
mnie, czy zastanawiałeś się, co byś robił, gdybyś się urodził jako... Alex Smith.
- To proste. Pracowałbym w kontrwywiadzie nad szyframi, których nikt
nie potrafiłby złamać.
- Fascynujące! Przypomina mi się historia o Indianach Nawaho, których
zatrudniano w armii w czasie wojny Nazywano ich „rozmawiającymi z
wiatrem". Nikt nie potrafił ich rozszyfrować.
- No właśnie. W Szwajcarii posługujemy się wieloma językami, zależnie
od regionu. Język retoromański jest złożony i intrygujący, tak jak język
Nawahów.
- Filip musi się dużo nauczyć.
- Na szczęście on tego chce. Nasz język zginie, jeśli nie będziemy go
pielęgnować. Dlatego redaguję własny słownik. Kiedy chodzę po górach,
zawsze mam ze sobą notes, na wypadek, gdybym spotkał autochtona, który
mógłby mi podać jakieś słowo.
- Jesteś bardzo mądrym człowiekiem. Filip cię podziwia.
- Mój ojciec był mądry. To on wprowadził na uniwersytecie w Bris
program ochrony języka, którego celem jest pozyskiwanie informacji od
starszych obywateli. Kiedy oni wymrą, cała ich wiedza odejdzie wraz z nimi.
Nie chciałbym, żeby język retoromański zginął. - Alex przysunął się do niej. -
R S
- 61 -
Pojechałem do Arizony głównie dlatego, żeby zwiedzić rezerwat Nawahów i
poznać ich metody ochrony języka. - Skupił wzrok na jej twarzy. - A ty? Co byś
robiła, gdyby nie było Filipa?
- Moja babcia często chorowała, więc myślałam o studiach medycznych.
Może zostałabym internistką. Ale cóż, podobnie jak ty, mam obowiązki.
- Przypuszczam, że kiedy twoja siostra podjęła pracę na ranczu, ty
zostałaś w domu z babcią.
- Byłam zadowolona, że Melissa mogła wyrwać się z domu i zająć się
czymś, co jej odpowiadało. Wujek jej najlepszej przyjaciółki miał konie, więc
świetnie jeździła. Ranczo turystyczne było dla niej wymarzonym miejscem. I w
dodatku dobrze płacili - powiedziała Darrell, a w myślach dodała: Ale spotkała
ciebie i wszystko się skończyło.
Tylko że teraz już nie dziwiła się siostrze. Ona też nie mogłaby
zapomnieć kogoś takiego jak Alex. Przebywanie w jego obecności i udawanie,
że jej nie pociąga, było i śmieszne, i nie do zniesienia. Niestety, był dla niej nie-
osiągalny. Musiała się od niego oddalić.
Wstała i podeszła do konia.
Alex podbiegł do niej natychmiast.
- Co ty robisz?
- Sprawdzę, czy pobiję was stąd do stajni. Jego twarz stężała.
- Dlaczego?
Nie zadawaj mi tego pytania, pomyślała.
- Nasz syn kocha współzawodnictwo. Niech trochę powalczy.
- Chcesz skręcić kark? Skrzywiła się.
- Uważasz, że słabo jeżdżę?
- Dopóki jesteś moim gościem, muszę czuwać nad twoim
bezpieczeństwem - mówiąc to, jednym ruchem ściągnął ją z siodła.
Jego ciało i płonący wzrok obezwładniły ją.
R S
- 62 -
- Alex... - szepnęła, a w odpowiedzi usłyszała tylko jęk i poczuła jego usta
na swoich wargach.
To niemożliwe, myślała, ale nagle wszystko straciło znaczenie.
Darrell szalała z pożądania, a jej stęsknione, rozpalone ręce błądziły po
jego ciele. Modliła się tylko o to, by ta ekstaza nigdy się nie skończyła.
- Jestem! - usłyszeli nagle radosny krzyk Filipa i oboje jęknęli.
- Widział nas? - Przerażona Darrell odsunęła się tak gwałtownie, aż się
zatoczyła.
Alex przytrzymał ją.
- Wszystko w porządku? - wyszeptał.
- T...tak. Idź do niego.
Przynajmniej zyskała czas, by ochłonąć i kiedy Alex z Filipem podeszli,
siedziała już na koniu gotowa do drogi. Choć wciąż była roztrzęsiona, udawała,
że nic się nie stało.
- Jak na pierwszy raz jedenaście i pół minuty to całkiem nieźle - Alex
pochwalił syna, mierzwiąc mu włosy i dodał:
- Jestem głodny.
- Ja też - oświadczył Filip.
Dosiedli więc koni i ruszyli w drogę powrotną.
Filip rozgadał się.
Nie miał pojęcia, że miasto Bris założyli Rzymianie cztery tysiące lat
temu. Dobrze, że rozmawiał z ojcem. Dzięki temu nie zauważył zamyślenia
matki.
Darrell trzymała się z tyłu. W głowie miała okropny zamęt. Dziś
przekroczyła granicę i choć nie mogła odwrócić tego, co się stało, mogła nie
dopuścić, by się powtórzyło.
Ale dlaczego Alex stracił głowę? Przez sentyment? Nie, wprawdzie były z
Melissą dość podobne, ale on twierdził przecież, że nie pamięta tamtej nocy.
R S
- 63 -
Kiedy wyszli ze stajni, Darrell zobaczyła uroczego chłopca biegnącego w
stronę Aleksa i wołającego coś po romańsku.
- Mów po angielsku, Jules - powiedział Alex, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Gdzie jest Vito?
- Z ciocią Kateriną.
- Jules - zaczął ostrożnie Alex. - Chciałbym, żebyś poznał swojego
kuzyna z Kolorado. Myślę, że zostaniecie przyjaciółmi.
- Nie wiedziałem, że mam krewnych w Ameryce.
- Jednego. Ma na imię Filip i jest moim synem. Niebieskie oczy chłopca
zaokrągliły się ze zdziwienia.
- To on?
Dla Darrell było to jak deja vu. Filip zareagował identycznie, kiedy
powiedziała mu, że jego ojciec jest królem. Nie do wiary, jak wiele wspólnego
mieli ze sobą ci chłopcy.
Jules był zdezorientowany.
- Ile masz lat?
- Prawie trzynaście.
- Izabella nie jest twoją matką - oświadczył Jules.
- Nie - wtrąciła Darrell, nie zważając na Aleksa. - Ja jestem. Nazywam się
Darrell Collier. Miło mi cię poznać, Jules.
- Wyciągnęła rękę, a Jules przywitał się i popatrzył na Aleksa.
- To dlaczego żenisz się z Izabellą? Darrell spodziewała się tego pytania.
- Ponieważ ona jest księżniczką i oboje bardzo się kochają.
- Izabella jest spoko - wtrącił Filip.
- Co to znaczy „spoko"? - zapytał zaintrygowany Jules. To znaczyło, że
dla Filipa Izabella była prawdziwą pięknością. Darrell poczuła się tak, jakby
wbito jej nóż w serce.
- Filip chce powiedzieć, że Izabella jest śliczną kobietą. Jasnobłękitne
oczy wpatrywały się to w nią, to w Filipa.
R S
- 64 -
- Idziesz ze mną obejrzeć psy cioci Kateriny?
- Jasne. Jaka to rasa? Jules spojrzał na Aleksa.
- W Anglii ta rasa nazywa się złoty retriever. Trzymaj się mojego syna,
Jules, a twój angielski rozkwitnie.
- Idź z nim - Darrell zachęciła Filipa. - Ja się pomoczę w wannie.
- Całkiem nieźle ci szło z tym koniem, mamo - uśmiechnął się.
- Wielkie dzięki - odparła ze śmiechem.
- Tato, chodź.
Uff, co za ulga. Darrell nie śmiałaby zostać teraz z Aleksem sam na sam.
Żadnych powtórek.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła ścieżką między drzewami, żeby nie
spotkać matki Aleksa.
Pewnego dnia na pewno się poznają, ale jeszcze nie teraz, kiedy wciąż
czuła na ustach pocałunki, które zachwiały jej światem.
R S
- 65 -
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Alex zostawił chłopców w apartamencie matki, która zaprosiła ich
wszystkich na lunch, a sam wymknął się, żeby odebrać telefon od Izabelli.
Rodzice narzeczonej oczekiwali go na kolacji. Do startu helikoptera miał
jeszcze trzy godziny na rozmowę z Darrell.
Domyślił się, że zabarykadowała się przed nim w apartamencie. Nie
odbierała nawet telefonów. Wiedział, dlaczego. On też był wciąż poruszony
dzisiejszym przypływem namiętności. Nie poznawał sam siebie.
Zapukał do jej pokoju, ale nie odezwała się. Zza drzwi nie dobiegał żaden
dźwięk. Pewnie postanowiła nikomu nie otwierać, nawet królowi.
Ale Alex był też mężczyzną. Lina, którą Chaz przymocował kiedyś do
balkonu Apartamentu Saksońskiego, nadal tam była i zwisała aż do pierwszego
piętra.
Alex, gnany pragnieniem, którego nie mógł opanować, zbiegł po
schodach. Otworzył okno i sprawdził wytrzymałość liny, a następnie stanął na
parapecie, chwycił linę i zaczął się wspinać.
Nie szło mu tak łatwo jak kiedyś. Gdyby Chaz go teraz widział, pękałby
ze śmiechu.
Jeszcze trochę wysiłku...
- Darrell Collier? - krzyknął. - Ostrzegam! Idę do ciebie!
W odpowiedzi usłyszał krzyk, który na szczęście stłumiły grube mury.
- Już prawie jestem na balkonie! Musimy porozmawiać. - Podciągnął się
na rękach.
Darrell stała na balkonie owinięta w pled.
- Zwariowałeś?
W jej fiołkowych oczach widoczny był lęk.
- To zależy od definicji... Tupnęła niecierpliwie.
R S
- 66 -
- Spadniesz!
- Nie pierwszy raz.
- Bądź poważny - powiedziała błagalnie.
- Nigdy nie byłem bardziej poważny. Lecę dzisiaj do Włoch, więc ciebie i
Filipa zobaczę dopiero jutro.
Była blada i dygotała na całym ciele.
- Mogłeś do mnie zadzwonić.
- Próbowałem. Pukałem, dzwoniłem i nic. Przygryzła usta.
- Ja... spałam.
- Na balkonie?
Jej policzki powoli odzyskiwały naturalną barwę.
- To wcale nie jest zabawne, Alex. Mogłeś się zabić. Proszę, wejdź do
ośrodka.
- Jesteś pewna? Nie chcę zostać oskarżony o wykorzystywanie sytuacji.
- Tak, jestem pewna! - niemal krzyknęła.
- Skoro tak uprzejmie zapraszasz, chyba wejdę. Zwinnym ruchem
wskoczył na balkon. Darrell cofnęła się wystraszona.
- Nie zamierzam cię przepraszać za dzisiejszy pocałunek, ponieważ
sprawił mi on ogromną przyjemność. Jesteś piękną kobietą, a to był
niewiarygodnie piękny poranek, nie mogłem się oprzeć... Nie usprawiedliwiam
się i lepiej nie potrafię tego wyjaśnić. Przysięgam, że dopóki jestem zaręczony z
Izabellą, to się nie powtórzy. Przyszedłem ci to powiedzieć. Proszę, zaufaj mi.
Jeżeli stracimy do siebie zaufanie, stracimy wszystko.
- Zgadzam się. Oboje jesteśmy winni. Oczywiście, że ci ufam. Myślę, że
trochę się pogubiliśmy z powodu sytuacji z Filipem, ale na tym koniec.
Filip z pewnością nic do tego nie ma, to czysta chemia, rozumował w
duchu Alex, ale na głos nic nie powiedział. Nie miał najmniejszych wątpliwości,
że Darrell go pożąda. Pożądali się nawzajem.
- Mówisz, jakby ci przeszło.
R S
- 67 -
- Bo przeszło - zapewniła go, zaczerpnęła powietrza i spytała: - A gdzie
jest teraz Filip?
- Z moją matką i z kuzynami. Ona nie jest jeszcze gotowa, żeby się do
tego przyznać, ale jest bardzo szczęśliwa, że poznała wnuka. A chłopcy... Vito
wyraźnie się ożywił, a Jules jest wprost zachwycony kuzynem zza Atlantyku.
- Zza Atlantyku. - Darrell uśmiechnęła się.
- Darrell... - zaczął Alex. - Wiem, że sytuacja jest dla ciebie trudna. Nie
oczekuję, że zgodzisz się trwać w tym stanie zawieszenia. Daj mi czas do jutra.
Po spotkaniu z Izabellą będę wiedział więcej.
Skinęła głową.
- W porządku. Dogadałam się z Jackiem. Ustaliliśmy, że mam teraz
wakacje.
Alex zacisnął pięści. To pewne, że Jack liczy godziny do jej powrotu. Co
za głupiec z tego faceta. Spuścić z oczu taką dziewczynę!
- Czy mogę coś dla ciebie zrobić? Potrzebujesz czegoś?
Pokręciła głową.
- Wciąż mi się wydaje, że śnię. Jak mogłabym chcieć czegoś jeszcze?
Rzeczywiście, jak?
- Skontaktuję się z tobą rano. Bądź tak uprzejma i odbierz telefon, żebym
już nie musiał ryzykować życiem.
- Przepraszam. Przyrzekam, że odbiorę.
Alex błyskawicznie zeskoczył z balkonu. Gdyby tego nie zrobił, złamałby
daną przed chwilą obietnicę i poranna sytuacja na pewno by się powtórzyła.
- Alex...
Nie odpowiedział.
- Mamo?
- Tak, kochanie?
- Przyszli ze mną Jules i Vito.
- Ty jesteś Vito. Tak się cieszę, że mogę cię poznać.
R S
- 68 -
- Dzień dobry, pani Collier.
- Mów jej Darrell - podpowiedział kuzynowi Filip. Darrell wyciągnęła do
chłopca rękę, a jego ciemnoniebieskie oczy patrzyły na nią ciekawie.
- Jules i ja idziemy do dentysty, potem na zakupy. Czy Filip może iść z
nami? Nasza mama mówi, że może. Wrócimy po kolacji.
- Chcesz iść? - Darrell spytała Filipa.
- Skoro tata wyjechał, tak.
- Więc ja nie mam nic przeciwko temu. - Popatrzyła na chłopców. -
Podziękujcie swojej mamie.
Kiedy wychodzili, usłyszała, jak Jules powiedział:
- Masz szczęście. W tym apartamencie nikt nigdy nie mieszka.
- Dlaczego?
- Nie wiemy. Mama mówi, że to tajemnica - wyjaśniał Jules. - Najlepiej
zapytaj twojego tatę.
- Zapytam, kiedy wróci z Włoch.
Darrell zdawało się, że zanim zamknęli za sobą drzwi, Jules powiedział
słowo „spoko".
Obeszła pokój, w którym unosił się zapach wspaniałych, białych róż.
A więc nawet Izabella tu nie spała?
Jak by nie było, dla Filipa Alex łamał zasady. Cóż, w końcu był królem.
Takich mężczyzn jak on nie spotyka się często. Izabella ma naprawdę wielkie
szczęście.
Darrell zadzwoniła do Rudy'ego z prośbą o samochód. Postanowiła
wybrać się do słynnej galerii sztuki w centrum handlowym. Musiała się czymś
zająć, żeby oderwać myśli od Aleksa. Świadomość, że on wkrótce spotka się z
Izabellą, obejmie ją... Nie, to było nie do zniesienia.
Złapała torebkę i wybiegła z pokoju.
Alex się golił, kiedy zadzwoniła jego komórka.
- Tak, mamo?
R S
- 69 -
- Właśnie do ciebie idę. Nie możesz lecieć do San Rivano, zanim nie
porozmawiamy - oświadczyła matka i rozłączyła się.
Zjawiła się, ledwie zdążył się ubrać.
- Och, Alex, on jest taki podobny do ciebie, kiedy byłeś w jego wieku, że
trudno uwierzyć! - mówiła ze łzami; w oczach.
Podszedł do niej, uradowany.
- Widzę w nim i ciebie, i ojca. I Chaza... Matka skinęła głową.
- Tak. Swoim zachowaniem przypomina twojego kuzyna. A chłopcy
mogliby być jego braćmi.
- Teraz wiesz, dlaczego musiałem go tu przywieźć.
- Ja to rozumiem - szepnęła. - Ale twój wuj nie zrozumie. Alex
zesztywniał.
- Dzięki Bogu wuj Vittorio i ciotka Renata są w podróży. Gdyby
dowiedział się, co się wydarzyło w czasie tamtych wakacji w Kolorado,
dostałby szału. Dlatego muszę ogłosić, że jestem ojcem, zanim oni wrócą z
rejsu.
Matka przyglądała się mu w zamyśleniu.
- Tak, ale to zagraża bezpieczeństwu monarchii - przyznała niepewnym
głosem i długo nie odwracała od niego załzawionego spojrzenia.
Alex spochmurniał.
- Kocham Filipa. Matka westchnęła ciężko.
- Jak mógłbyś go nie kochać? Ale nie możesz oczekiwać, że Izabella też
go pokocha.
Ujął jej dłonie.
- Ona bardzo się stara. Matka wzdrygnęła się.
- Naprawdę nie wiem, jak ona sobie z tym poradzi, Alex. I nie chodzi o
Filipa. Przywiozłeś ze sobą również jego matkę. Wyobrażasz sobie, że Izabella
zniesie pod naszym dachem twoją byłą kochankę?
Alex puścił jej dłonie i potarł zadraśnięcie po goleniu.
R S
- 70 -
- Dużo od niej wymagam, to prawda, ale na razie sobie radzi. Dzisiaj się
spotkamy, więc będę wiedział więcej. - Spojrzał na zegarek. - Muszę już iść.
- Zaczekaj.
- Tak?
- Jesteś pewien, że z panią Collier nie będzie kłopotów? Jest matką Filipa,
dotarła aż tutaj...
Spodziewał się tego pytania.
- Gdyby miała złe zamiary, nie czekałaby tak długo. Zresztą, kiedy w
zeszłym tygodniu tu - jak mówisz - dotarła, nie wspomniała, że mam syna. O
Filipie dowiedziałem się dopiero wtedy, kiedy sam poleciałem do Kolorado.
Poza tym ona nie chciała, żebym to ujawniał. Także tu, na miejscu, prosiła mnie,
żebym zmienił plany. Boi się tego, co się może stać i cierpi z tego powodu. Ba,
jest po stronie Izabelli. Poznałem ją na tyle, by wiedzieć, że z jej strony niczego
nie musisz się obawiać.
- Ty jej bronisz! - Głos matki drżał. - Omotała cię tak jak wtedy, kiedy
dałeś jej pierścień. Teraz cię odnalazła i znowu próbuje cię w sobie rozkochać.
Nie musi próbować, pomyślał Alex. Na wspomnienie jej oddanych,
gorących ust, zamierało w nim serce.
- Twoja gotowość do uznania Filipa pozwala jej wierzyć, że wszystko jest
możliwe! - krzyknęła matka. - Im więcej słyszę o tej kobiecie, tym bardziej jej
nie ufam.
- Ale ja wiem o niej coś, czego ty jeszcze nie wiesz, dlatego jej ufam.
- A co tu może być jeszcze do dodania? Nadszedł moment prawdy.
- Rodzona matka Filipa nazywała się Melissa Collier - zaczął Alex, a
matka, słysząc te słowa, zamarła. W głębokiej zadumie wysłuchała opowieści o
chorobie Melissy i poświęceniu Darrell dla Filipa.
- Dlatego - kończył Alex - powinnaś jeszcze raz przemyśleć swoją opinię
o niej. Ona naprawdę nie ma wobec mnie złych zamiarów.
R S
- 71 -
W rzeczywistości miała powody, żeby nim gardzić, dlatego to, co stało się
w górach, było jeszcze bardziej niezwykłe.
- Niewiarygodne. - Matka była w szoku.
- Ale prawdziwe. I musisz przyznać, że Darrell dokonała czegoś
wspaniałego, wychowując syna swojej siostry.
- To dobry chłopiec, ale z tego, co powiedziałeś, wynika, że ta kobieta jest
dla ciebie ważna. Ja to czuję i bardzo mnie to niepokoi.
Nie na darmo była jego matką.
- Przyznaję, że ją podziwiam - przyznał Alex, myśląc jednocześnie, że
chciałby, żeby to było wszystko, co do niej czuł.
- Była młodziutką dziewczyną, kiedy umarła Melissa. Poświęciła swoje
życie dla Filipa. Nie oddała go do adopcji. Stworzyła mu prawdziwy dom. Filip
jest inteligentny, utalentowany... Matka nie ukrywała rozpaczy.
- Czy Izabella wie, że on został adoptowany? Czy wie, że pani Collier nie
jest jego rodzoną matką?
Alex zacisnął usta.
- Jeszcze nie, ale jeśli za mnie wyjdzie, wszystko jej powiem. Mam
nadzieję, że poczuje ulgę, kiedy się dowie, że Darrell i mnie nigdy nic nie
łączyło. Na razie tylko ty i Filip znacie prawdę. Nie chcę, żeby z tego powodu
spotkała go jakaś przykrość. Pamiętaj. - Wyprostował się. - Darrell jest jego
prawdziwą matką. To jej oczy zobaczył, kiedy przyszedł na świat. -
Najpiękniejsze oczy, jakie Alex kiedykolwiek widział. Niczym najrzadsza
fiołkowa poświata na porannym niebie. - Wiesz, co mam na myśli... - Otworzył
drzwi. - Na mnie już czas. Izabella i jej rodzice czekają.
Kiedy Filip i chłopcy usłyszeli warkot helikoptera, pognali do pokoju
Darrell. Chcieli z balkonu oglądać lądowanie.
- Tata wrócił!
- Filip, zaczekaj... - mitygowała syna Darrell.
- Dlaczego?
R S
- 72 -
- Twój ojciec najpierw musi się zająć ważnymi sprawami.
- Mama też tak mówi - mruknął Jules, a Vito przytaknął. Chłopcy
uwielbiali Aleksa, ale szanowali go jako króla.
Z Filipem było inaczej. Dla niego Alex był ojcem. I kropka.
- Powiedział, że zadzwoni do ciebie, jak tylko będzie mógł, kochanie.
- Ale już minęło południe.
Darrell wiedziała, że jeśli nie pomoże Filipowi przystosować się do trybu
życia ojca, będą musieli wrócić do domu znacznie wcześniej. Namówiła go więc
na długi spacer, a potem poszli z chłopcami na basen. Doskonałą zabawę
przerwała dopiero burza. Po pierwszej błyskawicy Darrell zarządziła powrót pod
dach. Co za szczęście, że Alex zdążył wylądować, nim lunęło, pomyślała, kiedy
znaleźli się w apartamencie.
Nagle rozległ się dzwonek telefonu.
- Odbiorę - krzyknął Filip. Serce Darrell zabiło mocno.
Po krótkiej rozmowie Filip odłożył słuchawkę i spojrzał na matkę
rozentuzjazmowany.
- Tata czeka na nas w swoim biurze. Mówi, że ma świetny pomysł. Ty też
masz przyjść, mamo, bo potem idziemy na kolację do cioci Evelyn.
Darrell jeszcze nie poznała matki chłopców, ale Filip już nazywał ją
ciocią.
- Hura! - krzyknął radośnie Jules.
W tej sytuacji Darrell nie mogła odmówić. Założy swoje ulubione,
jasnobrązowe spodnie i dopasowaną fioletową bluzkę. Ani za elegancko, ani za
bardzo zwyczajnie.
Chłopcy znali drogę na pamięć. Zeszli ozdobioną marmurowymi
rzeźbami klatką schodową na pierwsze piętro i przez wspaniale sklepiony
korytarz, którego ściany ozdobione były malowidłami i gobelinami, dotarli do
gabinetu króla.
- Widzisz tę flagę? - spytał Vito.
R S
- 73 -
- Tak.
- Jeżeli flaga Valleder jest wywieszona, to znak, że wuj Alex jest w
mieście.
- To bardzo ciekawe. Dziękuję, że mi powiedziałeś.
- Bardzo proszę.
W tej samej chwili, w ogromnych podwójnych drzwiach gabinetu stanął
król, ubrany w czarny golf i dżinsy. Puls Darrell oszalał.
Chłopcy rzucili się do wuja, on głaskał ich po ciemnoblond włosach.
Jeszcze wczoraj ona też czuła te silne dłonie na swoim ciele. Ale teraz...
Przecież on spędził ostatnią noc z Izabellą. Pewnie dlatego teraz zachowuje się z
taką rezerwą. A więc ślub się odbędzie i Izabella będzie miała prawo do jego
uczuć. Na zawsze.
Darrell nie mogła tego znieść.
- Mamo? - Filip wyrwał ją z zadumy, szarpiąc za rękę. Alex patrzył na nią
badawczo.
- W czasie burzy błąka się po zamku duch rycerza. Chaz i ja widzieliśmy
kiedyś jego plecy. Myślę, że powinniśmy zejść teraz na dół i spróbować go
poszukać. Co wy na to?
Darrell nie mogła wyjść z podziwu. Alex był wspaniały pod każdym
względem. Któż inny wymyśliłby taką zabawę dla trzech zuchwałych chłopców
w ciemne, ponure popołudnie na zamku?
- Świetnie, będę mógł tutaj powęszyć - odparł Filip.
- Zatem chodźmy. - Alex uśmiechnął się i trzymając w ręku latarkę,
ruszył przodem.
- Mamo, powiedz, że trochę się boisz.
Tak, bała się, ale nie tego, o czym myślał Filip.
Starożytna część zamku zaczynała się za ciężkimi, drewnianymi drzwiami
na końcu długiego korytarza. Kręte, kamienne tysiącletnie schodki prowadziły
R S
- 74 -
w dół. Jedyne światło dochodziło przez dość gęsto rozmieszczone szpary
okienne. Deszcz dudnił o szyby.
Na dole panowały kompletne ciemności.
Alex omiótł snopem światła ogromną pieczarę z labiryntem słupów. Z
wilgotnych, omszałych murów kapała woda, a o mury zamku uderzały
wzburzone fale jeziora. Darrell zadrżała.
- O rany... - wyszeptał Filip.
Jules przylgnął do wuja. Tylko dzielny Vito stał osobno.
- Trzymajcie się mnie - ostrzegł Alex. Przeszli kilka kroków.
- Co to za łańcuchy? - spytał Jules, wskazując żelazne okowy przy jednym
ze słupów.
Darrell też je zauważyła.
- Kiedy pogoda jest dobra, rycerz jest nimi skuty...
- Przestań, tato...
- Cii. Chyba go słyszę - szepnął Alex i podał Filipowi latarkę. - Idź dalej z
chłopcami. Zobaczymy, co znajdziecie.
- Chodźcie, chłopaki. Tata się z nas nabija.
Alex stanął tuż obok Darrell, jakby wyczuwał jej niepokój. Czuła jego
ciepło, choć się nie dotykali. Wiedziała też, że się uśmiechał.
- Pewnie ty i Chaz bawiliście się tu jako dzieci.
- Ciągle.
- Wasi rodzice wiedzieli o tym?
- Chyba nie. Umieliśmy przechytrzyć straże.
- Twój syn jest nieustraszony. Miałeś świetny pomysł. Filip na pewno
chciałby przyjechać tu ze swoimi przyjaciółmi. - Natychmiast zrozumiała, że
popełniła błąd. - Nie powinnam tego mówić. Przepraszam.
- Za co? - Między nimi pojawiło się napięcie.
R S
- 75 -
- Ja... myślałam o tobie i Izabelli. Filip czuje twoją miłość i jest w stanie
ułożyć swoje życie tak, by móc się z tobą widywać. Trzeba tylko zrobić plan
odwiedzin odpowiadający Izabelli. To ocali wasze małżeństwo.
- Darrell, nie trzeba robić żadnego planu odwiedzin. Chcę, żebyś
przeprowadziła się do Bris.
Jej serce załomotało.
- Jak to? Na stałe?
- Dziwisz się? To by rozwiązało mnóstwo problemów.
Twoich i twojego syna, ale nie moich, nie księżniczki i nie monarchii,
pomyślała.
- Jak mam to zrobić? Moje życie jest w Denver. Ty wkrótce zakładasz
rodzinę. Po ślubie uporządkujesz swoje sprawy i Filip będzie mógł do ciebie
przyjeżdżać. W międzyczasie możecie rozmawiać przez telefon. Wszystko się
ułoży. - Odczekała chwilę i dodała: - Chłodno tu. Poczekam na was na górze.
Odwróciła się i uderzyła stopą o kamienny schodek. Krzyknęła, ale nie z
bólu. Nagle poczuła dłonie Aleksa na swoich biodrach i natychmiast zapragnęła,
żeby zagarnął ją w ramiona i całował tak, jakby należał tylko do niej.
On jednak należał do kogoś innego. Musiała się cofnąć.
- Nic ci się nie stało? - spytał zaniepokojony.
Sposób, w jaki jego ręce prześlizgnęły się po jej ramionach, zanim ją
puścił, był znakiem, że nie zapomniał wczorajszego incydentu. Tego, o którym
ona też nie potrafiła zapomnieć, choć próbowała.
- Nie... nic mi nie jest, dziękuję.
Wystraszona swoją słabością, rozpoczęła długą, krętą wspinaczkę,
wiedząc, że Alex musi czekać na chłopców.
Dotarła na górę, a ku jej zdziwieniu, cała reszta nadeszła wkrótce po niej.
Stanęli w oświetlonym korytarzu.
- Nie wiedziałem, że się przestraszysz, mamo.
- Nie przestraszyłam się - jej głos drżał.
R S
- 76 -
- Widziałeś ducha? - spytała Julesa.
- Nie, ale coś słyszeliśmy.
- To był szczur - stwierdził Vito, a Darrell skuliła się.
- Może następnym razem - mruknął Alex, biorąc od Filipa latarkę. -
Wygląda na to, że burza przechodzi. Teraz biegiem do mamy, chłopcy. Założę
się, że przyrządziła dla was sznycle po wiedeńsku.
Darrell nie miała nastroju do wizyt. To, co się stało w ciemnościach, za
bardzo nią wstrząsnęło. Dłonie Aleksa wędrujące po jej ciele, jego gardłowy
jęk...
Zastanawiała się, skąd to wzajemne pożądanie? Czy dlatego, że jedno
było dla drugiego jak zakazany owoc? A może Alex chciał się z nią zabawić jak
kiedyś z jej siostrą? Tyle tylko że Melissa od niego nie uciekała.
Nieważne. On i tak na pewno uważał panny Collier za łatwe dziewczyny,
ale Darrell położy temu kres.
R S
- 77 -
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Kiedy szłam po schodach, poczułam zawroty głowy - skarżyła się
Darrell tak głośno, by wszyscy słyszeli. - Muszę odpocząć. Powiedzcie, proszę,
Evelyn, że bardzo mi przykro, ale spotkamy się następnym razem.
- Mnie też się kręciło w głowie - pisnął Jules. Alex prowadził ich długim
korytarzem.
- Filip, idź z chłopcami przodem. Ja odprowadzę twoją mamę do
apartamentu i przyjdę do was.
Nie!
- Alex, chciałabym, żeby Filip poszedł ze mną.
W jej głosie było coś takiego, że Alex i Filip nie oponowali.
- Jasne, mamo. Rzeczywiście nie wyglądasz dobrze.
- Kiedy poczuję się lepiej, dołączymy do nich. Chłopcy byli wyraźnie
rozczarowani, a na Aleksa Darrell nie śmiała nawet zerknąć.
Całą wieczność trwało, zanim pokonała schody i hol prowadzący do ich
apartamentu. Filip wszedł za nią do sypialni i zamknął drzwi.
Darrell zsunęła sandały i położyła się na łóżku. Filip usiadł obok niej.
- Nie lubisz taty, co?
- Dlaczego tak uważasz, kochanie?
- Nie lubisz jego towarzystwa. Wiem, to dlatego, że skrzywdził moją
rodzoną mamę. Ale on tego nie chciał.
- To nieprawda, że go nie lubię. Twój tata jest naprawdę wspaniałym
człowiekiem.
- Więc dlaczego jesteś dla niego taka niedobra? Darrell uniosła głowę i
spojrzała na syna.
- Niedobra?
R S
- 78 -
- No tak. Robi dla nas te wszystkie fajne rzeczy, a ty zawsze chcesz zostać
w pokoju.
O Boże!
- Bo chcę, żebyście mieli czas wyłącznie dla siebie.
- Ale tata woli, żebyś była z nami.
- Tak powiedział?
- Nie, ale ja to wiem. Spróbuj być dla niego trochę milsza. Och, gdyby
Filip znał prawdę!
Na szczęście nie znał!
- Oczywiście, kochanie.
- Dzięki.
Po chwili dodał:
- Wolałbym, żeby się nie żenił. Chciałbym... Darrell usiadła.
- Wiesz, o czym myślę? - przerwała mu.
- O czym?
- Jutro powinniśmy wrócić do domu i pozwolić mu się ożenić. Jestem
pewna, że kiedy minie miesiąc miodowy, tata będzie chciał, żebyś przyjechał do
niego na resztę wakacji.
A teraz muszą wyjechać. Ona musi uciec stąd jak najdalej.
- Ale ty nie chcesz tu być.
- Ja nie. Mój dom jest w Denver, ale ty masz teraz dwa domy.
- Nie chcę dwóch domów. Steve tego nienawidzi.
- Nigdy mi tego nie mówiłeś - odpowiedziała i usiadła na brzegu łóżka. -
Nieważne, jak, ale w końcu jesteś razem z ojcem. Jeszcze tydzień temu nawet
go nie znałeś i nic o nim nie wiedziałeś.
- Wiem - odpowiedział chłopiec, przełykając łzy.
- Lubisz to miejsce, Filip?
- Kocham je. A ty?
Filip umiał być dociekliwy.
R S
- 79 -
- Kto by nie kochał Szwajcarii?
- Tata jest fajny. Nie chcę wyjeżdżać i nie chcę, żebyś ty wyjeżdżała. -
Łzy ciekły mu po policzkach. Ukrył głowę w ramionach.
- Kochanie, ja muszę jechać do domu. Pociągnął nosem.
- Pojadę z tobą. Izabella nie zechce mnie tutaj w czasie tego ich ślubu.
Darrell było przykro, że Filip przeżywa tak poważne rozterki.
- Wiesz co? Czuję się już lepiej, więc spędźmy resztę dnia z twoim ojcem.
- Naprawdę?
- Tak.
Skoro Filip podjął decyzję o wyjeździe, mogła sobie na to pozwolić,
zwłaszcza że nie będą sami.
- Wieczorem, kiedy nas odprowadzi, powiesz mu, że wracamy do domu,
jak tylko zarezerwujemy bilety, dobrze?
- W porządku.
- Będziesz miał co opowiadać kolegom. Pokażesz fotografie, a upominki,
które im wczoraj z chłopcami kupiłeś, są bardzo fajne. Zwłaszcza szwajcarska
czekolada.
Ustalili plan działania, odświeżyli się i wyszli. Filip znał drogę do
jasnożółtego pałacu, położonego pośród wielkich drzew w zachodniej części
posiadłości jak ukryty klejnot.
- Wiesz, że dziadkowie Vito i Julesa mieszkają tutaj razem z nimi?
- Ich ojciec nie żyje, ale przynajmniej dziadków mają blisko.
- Jules mówi, że dziadek Vittorio jest tak zły, że nawet Vito się go boi.
To nie brzmiało najlepiej.
Filip zapukał do drzwi.
Weszli do eleganckiego foyer. Darrell olśniły bliźniacze schody,
wznoszące się po obu stronach aż do drugiego piętra, niczym łabędzie szyje.
- Zawsze kochałem ten pałac - z tyłu rozległ się głęboki głos Aleksa.
R S
- 80 -
Darrell odwróciła się i ujrzała go stojącego obok bardzo ładnej, na oko
trzydziestoletniej brunetki.
- Evelyn i Darrell, pora byście się poznały.
- Dzień dobry - pierwsza odezwała się Darrell i wyciągnęła dłoń. -
Dziękujemy za zaproszenie. Nie mogłam się doczekać, kiedy cię poznam. Twoi
synowie są czarujący.
Evelyn uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Tak jak i Filip. Nie przypuszczałam, że w tej rodzinie wydarzą się takie
ciekawe rzeczy. Wejdźcie i rozgośćcie się.
Weszli do nowocześnie urządzonego salonu. Darrell usiadła na
najbliższym krześle, a Alex czekał, aż Evelyn zajmie miejsce na kanapie
naprzeciw.
- W każdej chwili oczekujemy cioci Kateriny. Mam nadzieję, że czujesz
się już lepiej.
Wprawdzie Darrell wolałaby uniknąć spotkania z matką
Aleksa, ale przynajmniej będzie to mieć za sobą. W końcu to babcia
Filipa.
- Czuję się znacznie lepiej, dziękuję. Poznać matkę Aleksa to dla mnie
zaszczyt.
Evelyn przechyliła filuternie głowę.
- Nie mogę uwierzyć, że Alex namówił cię na wycieczkę do podziemi.
Charles nigdy mnie tam nie zaprowadził.
- Cóż, gdybym z nimi nie zeszła, Filip miałby mi za złe.
- Zrobiłaś na Julesie duże wrażenie. Chłopcy po raz pierwszy szukali
duchów. Jules powiedział mi, że następnym razem muszę iść z nimi.
Alex zachichotał.
- Proszę panie o wybaczenie, ale zdaje się, nadchodzi moja matka.
Gdy wyszedł z pokoju, Evelyn zwierzyła się Darrell:
R S
- 81 -
- Pod wpływem nowego kuzyna życie moich chłopców bardzo się
zmieniło. W dodatku są tak do siebie podobni, że mogliby być rodzonymi
braćmi.
Darrell przytaknęła.
- To prawda. - Darrell spojrzała na kredens przy ścianie. - Czy to
fotografia twojego męża?
- Tak, to Charles.
- Tak mi przykro...
- Co zrobić... - głos Evelyn zadrżał.
- Mogę się przyjrzeć?
- Oczywiście. - Evelyn wstała i podała jej fotografię. - To zdjęcie naszej
czwórki zrobione na kilka miesięcy przed katastrofą.
- Nie wiem, jak przez to przeszłaś - szepnęła Darrell, powstrzymując łzy.
- Nigdy się z tym nie pogodziłam.
Darrell oglądała fotografię, po raz kolejny odnajdując ogromne
podobieństwo, tym razem Aleksa i Chaza oraz Chaza i Filipa.
- Darrell?
Spojrzała w stronę drzwi, niemal upuszczając zdjęcie.
- Chciałbym cię przedstawić mojej matce, Katerinie Valleder.
Urocza, ciemnowłosa kobieta zachowała styl i grację dawnej królowej.
Darrell wystarczył rzut oka, by zauważyć, że Alex swą królewską postawę
odziedziczył po matce. Herb rodzinny na krawacie tylko potwierdzał jego
królewską godność.
Wstała.
- To dla mnie zaszczyt, pani Valleder.
Podały sobie ręce. Darrell wiedziała, że do matki Aleksa mówiono
„Wasza Wysokość", widocznie jednak on nie chciał, by czuła się skrępowana.
Wszystko jej ułatwiał i... ani z pamięci, ani z serca jego wizerunku już nie
wymaże.
R S
- 82 -
- Miło mi poznać matkę mojego wnuka. - Oczy matki Aleksa świdrowały
ją wnikliwie.
- Dziękuję. Filip zawsze chciał mieć babcię. Starsza pani uśmiechnęła się.
- Widzę, że oglądasz fotografię rodzinną Evelyn.
- Tak. Właśnie mówiłyśmy o przewadze genów Vallederów.
Katerina skinęła głową.
- Tak, nie mam wątpliwości, że Filip łączy w sobie cechy wszystkich
mężczyzn naszej rodziny.
Do Darrell dopiero teraz dotarło, że jej syn pochodzi z wielkiego rodu.
Zwróciła Evelyn fotografię.
- A teraz, skoro wszyscy już są, zapraszam na kolację.
Alex poprowadził matkę przez foyer do uroczego pokoju stołowego. Jules
wyprzedził ich i pomógł babci usiąść na krześle przy drugim miejscu za stołem.
Vito towarzyszył matce.
Filip wykazał się refleksem i poprowadził Darrell na miejsce naprzeciw
Evelyn. Alex rzucił Darrell wesołe, porozumiewawcze spojrzenie, po czym
usiadł na głównym miejscu i wskazał Filipowi krzesło po swojej prawej stronie.
Stół, nakryty lnianym, ozdobionym koronkami obrusem, oświetlony
świecami, zastawiony był chińską porcelaną i srebrem.
- Kto chce odmówić modlitwę?
Darrell ledwie powstrzymała się od śmiechu na widok konsternacji na
twarzach chłopców.
- Może Filip by zechciał - zasugerowała Katerina.
- Oczywiście, babciu.
Chłopiec złożył ręce, przymknął oczy i odmówił modlitwę, której
nauczyła go Darrell.
Po wspólnym „amen" Alex podziękował wszystkim i dwaj służący zaczęli
podawać do stołu.
R S
- 83 -
Darrell był dumna z Filipa. Chociaż był jak nieoszlifowany diament,
potrafił czasem olśnić.
Czułe spojrzenie Aleksa na syna zupełnie ją rozbroiło.
Naraz zadzwoniła komórka Aleksa. Darrell zauważyła, że zanim wstał od
stołu, sprawdził, kto dzwoni.
- Przepraszam na chwilę.
Chwila przedłużyła się do dwudziestu minut.
- Bardzo mi przykro, ale wydarzyło się coś ważnego. Muszę natychmiast
wyjechać - oznajmił po powrocie do jadalni.
- Lecisz do San Rivano zobaczyć się z Izabellą? - Filip zadał pytanie, na
które nikt inny by sobie nie pozwolił.
- Tak.
- A kiedy wrócisz?
- Jutro.
Przez twarz Filipa przemknął cień widocznego dla wszystkich
przygnębienia.
- Dziękuję za kolację, Evelyn.
- Było mi miło.
Darrell wiedziała, że wszyscy myśleli teraz o bezpośredniości Filipa. W
końcu odziedziczył tę cechę po ojcu, pomyślała, ale wolała nie patrzeć na
Aleksa.
- Zabiorę Darrell i Filipa do siebie - odezwała się Katerina.
- Dziękuję, mamo. Filipie, zobaczymy się jutro.
- Tak, tato.
Alex rzucił Darrell zagadkowe spojrzenie i wyszedł, pozostawiając ją
pełną niepokoju. Po głowie krążyły jej dziwne myśli. Czy całował Izabellę z
taką samą namiętnością, z jaką całował ją? Czy liczy minuty do spotkania z nią?
To było nie do zniesienia.
R S
- 84 -
Dziesięć minut potem usłyszała warkot helikoptera. Filip miał smutną
twarz, a ona czuła się źle.
- Witam panów.
Za owalnym stołem w gabinecie Aleksa zebrali się członkowie rządu. Leo
skinął mu głową.
- Odkąd zostałem królem, zwołałem tylko dwa posiedzenia w sprawach
bezpieczeństwa. W obu przypadkach chodziło o zagrożenie spowodowane
studenckimi rozruchami. Tym razem sytuacja jest inna. Przed chwilą
przyleciałem z San Rivano. Po kilku dniach głębokiego namysłu księżniczka
Izabella i ja postanowiliśmy odwołać nasz ślub. W gabinecie zapadła grobowa
cisza.
- Przygotowałem oświadczenie dla prasy i przekazałem je Carlowi.
Księżniczka i ja doszliśmy w tej sprawie do porozumienia.
Król umilkł na dłuższą chwilę.
- Jak już wiecie, niedawno okazało się, że mam dwunastoletniego syna,
urodzonego i wychowanego w Kolorado, o czym do tej pory nie wiedziałem...
Król mógłby to zignorować, ale nie mężczyzna. Filip Collier jest moim synem,
kocham go i uznaję... Zdaję sobie sprawę, że nastroje społeczne mogą skierować
się przeciwko mnie. Jeżeli okaże się, że lepiej będzie dla kraju, bym ustąpił,
zrobię to.
Wszyscy, oprócz Leo, pochylili głowy. Oczy przyjaciela pozostały
dziwnie jasne.
- Ojciec wyznał mi kiedyś, że nie ma przyjaciół. To mnie zabolało. Gdy
zapytałem go, dlaczego, odpowiedział: „Taki jest los króla". Wtedy nie
wiedziałem, co miał na myśli. Teraz już wiem. Każda decyzja władcy kogoś
krzywdzi. Śmiem jednak twierdzić, że uznając syna, nie krzywdzę nikogo.
Kiedy zobaczyłem Filipa po raz pierwszy, a on powiedział do mnie: „Jesteś
moim ojcem", wypełniło mnie uczucie nie do opisania. Od tej chwili wiem
R S
- 85 -
jedno, chcę być tym wszystkim, co widzę w jego oczach. - Odchrząknął. -
Dziękuję panom za przybycie. To wszystko.
Kiedy szedł do swojego biura, by zatelefonować do Darrell, drogę zastąpił
mu Carl.
- Wasza Wysokość, podczas konferencji zadzwoniła pani Collier z
informacją, że udała się z synem na parę godzin do miasta, by dokonać pewnych
zakupów.
Alex podziękował Carlowi, ale poczuł się rozczarowany. Zadzwonił do
Rudy'ego.
- Jak dawno pani Collier opuściła zamek?
- Samochód właśnie odjechał.
- Powiadom straże przy zewnętrznej bramie, by nie wypuścili ich poza
teren.
Pospiesznie wyszedł z biura tylnym wyjściem i wezwał kierowcę.
Pojechali do północnej bramy.
Alex poczuł ulgę dopiero wtedy, kiedy między autami ochrony zobaczył
limuzynę z Darrell i Filipem.
- Mamo! Tam jest tata!
Darrell zacisnęła dłonie na oparciu siedzenia. Jakże była naiwna, myśląc,
że pozwoli im się wymknąć.
Kiedy wsiadł do ich samochodu i zajął miejsce obok Filipa, poczuła
pulsowanie krwi w skroniach.
Zatrzymał wzrok na jej twarzy.
- Odebrałem twoją wiadomość. Nie możecie teraz jechać na zakupy, bo
zepsujecie moją niespodziankę.
Samochód ruszył, ale nie pojechał w stronę zamku. Darrell drżała na
całym ciele. Nie wytrzymywała obecności Aleksa, a niespodzianek się bała.
- Spodoba mi się? - zażartował Filip.
- Z pewnością.
R S
- 86 -
- Gdzie jedziemy?
- Zobaczysz.
Limuzyna podjechała do jednej ze stajni.
Podekscytowany Filip spojrzał na matkę. Darrell pomyślała, że pewnie
Alex ma zamiar podarować synowi konia. Jego kuzyni też mieli swoje kucyki.
Alex zwrócił się do syna:
- Wejdź tymi drzwiami do gabinetu weterynarza. Czeka na ciebie.
- Weterynarz?
- Tak. Ja przyjdę za chwilę.
Filip wyskoczył z samochodu i pognał do środka.
- Alex... dobrze, że zostaliśmy sami, ponieważ mam ci coś ważnego do
powiedzenia...
- Izabella odwołała ślub - przerwał jej.
- Och, nie...
Darrell poczuła się tak bardzo winna, że wyskoczyła z samochodu i
ruszyła w stronę zamku najszybciej, jak mogła. Jednak limuzyna bez trudu
zrównała się z nią.
Nie chciała robić scen, więc wsiadła z powrotem.
Po drodze Alex nie odezwał się ani słowem. Kiedy dojechali do zamku,
odprowadził Darrell do apartamentu i wszedł za nią do środka.
Odwróciła zapłakaną twarz.
- Pozwól mi z nią porozmawiać. Mogę to naprawić. Pokręcił głową.
- Tego nie da się naprawić.
- Oczywiście, że się da! Jest zrozpaczona i przerażona. Każda kobieta tak
by się czuła. Nieważne, że jest księżniczką. Zapewnię ją, że ze strony Filipa nic
jej nie grozi.
Przyglądał się jej przez zmrużone powieki.
- Ona nie boi się Filipa.
- Więc czego? - spytała Darrell, wycierając łzy.
R S
- 87 -
- Obawiam się, że nie ma do mnie zaufania.
- Ależ ma. Inaczej już dawno zerwałaby zaręczyny. Proszę, polecę do niej
i ją przekonam.
- To by było jak sypanie soli na świeżą ranę.
- Dlaczego? - krzyknęła przerażona. Alex potarł kark.
- Naprawdę chcesz, żebym ci powiedział?
- Tak!
Spojrzał na nią.
- Według niej zmieniłem się, odkąd wróciłem z Denver. Wyczuwa we
mnie coś, czego wcześniej nie było.
- Przecież to oczywiste. Jesteś inny, bo dowiedziałeś się, że jesteś ojcem.
- Wiem, ale jej nie chodzi o Filipa.
Darrell tego się obawiała. Popatrzyła mu w oczy i nie odwróciła wzroku.
- To o co jej chodzi?
- Izabella i ja nigdy się nie kochaliśmy. Darrell przełknęła ślinę.
- Nigdy nie spaliście ze sobą?
- Nigdy.
Jego wyznanie sprawiło jej niewysłowioną radość, ale nie chciała, by o
tym wiedział.
- Kiedy powiedziałem jej, że mam syna, jej stosunek do mnie się zmienił.
- To stało się trzynaście lat temu! Mówiłeś jej, że Melissa nie żyje, więc
nie ma powodu do obaw?
Nie odpowiedział. Darrell coś tknęło.
- Ona nadal myśli, że to ja jestem matką Filipa?! - Zatrzęsło nią. - Jak
mogłeś jej to zrobić? I mnie! - Uderzyła się w piersi.
- Najpierw opowiem ci pewną historię.
- Nie chcę słuchać żadnych historii! - wściekała się Darrell.
- Tej wysłuchasz. Wyjdźmy na balkon.
R S
- 88 -
Nie miała zamiaru nigdzie z nim iść, ale on czekał. Nie chciała przeciągać
struny.
Wyszła na balkon.
Alex wpatrywał się w spokojną taflę jeziora, które wczoraj pieniło się
podczas burzy.
- Szkoda, że nie poznałaś mojego kuzyna, Chaza. To ja wymyśliłem mu to
imię, ponieważ nie lubił imienia Charles. Byliśmy rówieśnikami. To był
niesamowity człowiek. Fascynował mnie. Kiedy nauczyłem się czytać - ciągnął
- mój ojciec napisał u góry mojego lustra w łazience „Pewnego dnia zostaniesz
królem. Pamiętaj".
Darrell westchnęła. Alex odwrócił się do niej.
- Prawda? To straszne, zrobić coś takiego dziecku. Wuj Vittorio nie był
lepszy. Potrafił być bardzo okrutny. Wierzył, że kary cielesne to najlepszy
środek wychowawczy. Wcale nie dziwiłem się, że Chaz zaczął pić. Kiedy jego
relacje z ojcem pogarszały się, przychodził do mnie, a ja go kryłem. To dlatego
dał mi pierścień.
Darrell poczuła ucisk w dołku. Przypomniała sobie, że Jules nazwał
swojego dziadka złym człowiekiem.
- Wuj jest chorobliwie ambitny i zrobi wszystko, żeby zostać królem. Nie
może przeboleć, że to Chaz zginął, a nie ja.
- To straszne - szepnęła.
- Przyrzekłem ojcu, że poślubię Izabellę. Miałem nadzieję, że ona,
wierząc, że to ty jesteś matką Filipa, pogodzi się z tym i jednak za mnie wyjdzie.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego nie powiedziałeś jej prawdy.
Spojrzał na nią zniecierpliwiony.
- Nie chciałem wszystkiego komplikować. Prawda nie zmienia faktu, że
mam syna z kobietą, z którą romansowałem w przeszłości, a to najbardziej
zabolało Izabellę. Poza tym, kiedy wuj dowie się o istnieniu Filipa i odkryje, że
nie jesteś jego rodzoną matką, będzie cię upokarzał. Ucierpią wszyscy, nie
R S
- 89 -
wyłączając Filipa. Spodziewam się, że wkrótce wuj zwoła posiedzenie gabinetu,
aby wygnać mnie i mojego syna, bękarta. Wtedy nareszcie sam będzie mógł
zostać królem.
Darrell wstrzymała oddech.
- Pozwolisz mu na to?
Alex zasępił się i nie odpowiedział.
- Czy twoja matka wie o odwołaniu ślubu?
- Tak.
- A o Melissie?
- Też.
- Dobrze, że powiedziałeś jej prawdę, choć na pewno nie było jej łatwo
pogodzić się z tym.
- Wiadomość o zerwaniu zaręczyn jej nie uszczęśliwiła, ale wystarczyło,
że spojrzała na Filipa, a natychmiast uznała go za swego wnuka. To chyba
wyjaśnia, przy kim jest jej serce.
Darrell przygryzła wargi.
- Nie ma żadnych szans, żeby Izabella zmieniła zdanie?
- Żadnych. Filip zmienił moje przeznaczenie. Ale nie martw się, Izabella
na pewno znajdzie kiedyś taką miłość, jaką widzi w małżeństwach swoich
przyjaciółek.
Darrell zaczęła mu się przyglądać.
- A co z tobą?
- Jakie to ma znaczenie? Po tym, co ci powiedziałem, masz prawo mnie
nienawidzić.
- Moich uczuć do tego nie mieszaj - żachnęła się. - Chodzi o twój kraj. Jak
ludzie zareagują na zerwanie zaręczyn?
- To się okaże. O piątej po południu ta informacja zostanie ogłoszona
publicznie.
- Tak szybko? - Myśl o możliwej abdykacji dręczyła Darrell.
R S
- 90 -
- Właśnie wróciłem z posiedzenia gabinetu. Wyjaśniłem całą sytuację i
przekazałem wiadomość do prasy. Jeśli to będzie konieczne, ustąpię.
- Co właściwie im powiedziałeś?
Kiedy Alex zrelacjonował przebieg spotkania, Darrell poczuła się
strasznie.
- To wszystko przeze mnie. - Ukryła twarz w dłoniach. - Mój przyjazd do
Bris zrujnował ci życie.
- Dał mi syna, Darrell. - Jego głos drżał. - Żaden mężczyzna nie mógł
otrzymać wspanialszego daru.
Darrell odchyliła głowę do tyłu.
- Ale ty nie jesteś zwykłym mężczyzną. - Rozpłakała się.
- Jesteś królem, który może wszystko stracić.
- Ty dla Filipa poświęciłaś wszystko. Żałujesz tego? - spytał z niezwykłą
pasją.
- Oczywiście, że nie! - krzyknęła.
- A zatem oboje się rozumiemy - powiedział, jakby kończył rozmowę.
W tej samej chwili odezwała się jego komórka. Odebrał i przez kilka
minut rozmawiał w języku retoromańskim, po czym powiedział:
- Coś się wydarzyło. Muszę wracać do biura. Przekaż Filipowi, że
zadzwonię do niego, jak tylko będę wolny.
Darrell została sama. Nie mogła dłużej powstrzymywać łez. Padła na
łóżko i zaczęła szlochać. Po kwadransie usłyszała ożywiony głos syna.
Wstała i odgarnęła włosy z twarzy.
- Jestem, kochanie.
- Nie uwierzysz, co się stało! Tata dał mi psa! To bernardyn z klasztoru w
Alpach. Taki, jakiego widziałem w telewizji. Jest piękny. Zawsze chciałem mieć
takiego psa - krzyczał szczęśliwy Filip, wpadając do sypialni.
Zawsze marzył o bernardynie, ale w ich domu w Denver nie można było
trzymać żadnych psów, nawet małych.
R S
- 91 -
- Wytresuję go, będzie mnie ratować i przynosić mi picie w beczułce.
Darrell była zbyt roztrzęsiona, by cokolwiek odpowiedzieć.
- Jest prawie cały biały i mnisi nie chcieli go sprzedać, ale tacie sprzedali.
Powiedziałem, że wrócimy dopiero po ślubie, więc tata się nim zaopiekuje. Ale
wolałbym, żebyśmy nie musieli nigdzie jechać... Mogę go zatrzymać, mamo?
Proszę.
Darrell milczała.
- Mamo? - spytał niepewnie po chwili. - Ty płakałaś, tak? Mówiłaś tacie,
żeby odesłał psa? To dlatego nie poszłaś do gabinetu weterynarza?
- Nie, kochanie. Pewnie, że możesz go zatrzymać.
- To o co chodzi? Czy wy się kłóciliście? Gdzie jest tata?
- W swoim biurze.
Po odwołaniu królewskiego ślubu, na który czekał cały kraj, próbuje
zapewne ugasić wszystkie pożary za jednym zamachem, dodała w myślach.
- Mogę do niego zadzwonić?
- Twój ojciec ma teraz tyle kłopotów, że z pewnością ucieszy go telefon
od syna.
- Kocham cię, mamo. - Filip uściskał ją mocno i sięgnął po telefon.
R S
- 92 -
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Wasza Wysokość, syn na drugiej linii.
- Dziękuję, Carl. - Alex odłożył dokumenty i podniósł słuchawkę. - Filip?
- Tato... Dzięki za psa. Jest super! Mama się zgodziła. Jesteś najlepszy na
świecie! Kocham cię.
- Ja też cię kocham i uważam, że powinniśmy to uczcić. Przyjdźcie za
godzinę do mojego apartamentu. Zjemy razem kolację.
- Nie mogę się doczekać!
- Ja też. Na razie, synku - powiedział ze ściśniętym gardłem.
Gdy Filip się rozłączył, Alex zadzwonił do kuchni z poleceniami w
sprawie kolacji i przeszedł do swoich pokoi.
Już nie pamiętał, kiedy ostatnio był taki radosny. To najlepszy dowód, że
ślub z Izabellą nie był dobrym pomysłem. Zresztą teraz już w ogóle nie myślał o
byłej narzeczonej.
Polecił służbie, aby nakryto do stołu na tarasie. Filip będzie mógł stamtąd
podziwiać przez lornetkę wspaniałą, zabytkową architekturę miasta.
Naraz zadzwonił telefon.
- Tak, mamo?
- Muszę natychmiast z tobą porozmawiać. Alex ścisnął słuchawkę.
- Coś się stało?
- Przed chwilą zadzwonił Carl. Twój wuj już wie. Przerwał rejs i razem z
ciotką wracają do domu.
Alex nie zdziwił się.
- Jeśli mu się wydaje, że mimo wszystko doprowadzi do mojego ślubu z
Izabellą, to się myli.
- Alex, jemu nie zależy na twoim ślubie z Izabellą. Vittorio w tajemnicy
zwołał członków gabinetu. Buduje koalicję, która ma cię zmusić do poślubienia
R S
- 93 -
Evelyn, dla dobra monarchii. Vittorio oczekuje, że pozbędziesz się Darrell i
twojego syna.
Od lat Alex powściągał gniew, jaki wzbudzał w nim wuj nieustannym
upokarzaniem Chaza, ale próba zamachu stanu oznaczała wojnę. I Alex
przysiągł sobie, że wuj tej wojny nie wygra.
- Chyba postradał zmysły! Nic z tego!
- No cóż, nie może darować twojemu ojcu, że pozbawił go korony.
- Tato? - Alex usłyszał głos Filipa. - Jesteśmy!
- Mamo, wybacz, muszę kończyć. Dziękuję, że mi powiedziałaś. Później
zadzwonię. - Przerwał rozmowę i zawołał: - Chodźcie na taras.
Filip rzucił się do niego z kolejnymi podziękowaniami, a Alex nie
spuszczał oka z Darrell.
Promienie zachodzącego słońca wydobywały z jej olśniewających
włosów każde złociste pasmo. Biała, letnia sukienka, opalona skóra i
ametystowe oczy tworzyły uroczą kombinację.
- Dam mu na imię Brutus. - Syn w końcu zmusił ojca, by ten zwrócił na
niego uwagę.
- To wspaniałe retoromańskie imię.
- Cudowny widok na miasto - szepnęła Darrell. - Zupełnie jak z
helikoptera.
- Spójrz. - Alex podał jej lornetkę, a kwiatowy zapach perfum Darrell
oszołomił go.
Kiedy podnosiła lornetkę do oczu, jej dłonie lekko drżały.
- Niewiarygodne. Filip, chodź, popatrz. - Nie zwracając uwagi na Aleksa,
podała lornetkę synowi.
- O rany, wszystko widać!
- Ten taras był ulubionym miejscem moim i Chaza. Przynosiliśmy tu
teleskop i szpiegowaliśmy ludzi. Pewnego razu mój ojciec nas przyłapał i
zakazał nam tu wchodzić.
R S
- 94 -
Filip roześmiał się.
- Pewnie miałeś niezłe kłopoty.
Darrell nawet nie chciała się domyślać, jaka kara spotkała Chaza.
- Tato, a co to za tajemnica z tym apartamentem, gdzie mieszkamy z
mamą? Jules i Vito mówią, że nikt nigdy tam nie mieszkał.
Nie tylko Filip chciał wiedzieć. Darrell też umierała z ciekawości.
- Od wieków był przeznaczony na noc poślubną dla par z rodziny
królewskiej. Poza tym stoi pusty.
- Czy ty i Izabella będziecie tu spać? To znaczy, po ślubie? Darrell
wstrzymała oddech.
- Nie.
- Dlaczego?
Alex objął syna ramieniem i zaprowadził go do stołu.
- Dlatego, że Izabella i ja postanowiliśmy odwołać ślub. Filip spojrzał na
ojca.
- Przeze mnie, tak?
- Nie.
- Nie musisz kłamać, tato. Izabella mnie nienawidzi. To dlatego z tobą
zerwała.
- Nienawiść to za mocne słowo. Obawiam się, że nie mogła pogodzić się z
faktem, że wcześniej poznałem twoją matkę.
- Nic na to nie poradzisz!
- Masz rację. Zgodziliśmy się z Izabellą, że ona musi być pierwszą i
jedyną kobietą w życiu swojego przyszłego męża.
- Musi ci być strasznie przykro.
- Byłoby, gdybym w głębi duszy nie wiedział, że z kimś innym będzie o
wiele szczęśliwsza.
- Nie będziesz do niej tęsknił?
R S
- 95 -
- Nie tak, jak myślisz. Ja jej nie kocham. Nawet się nie umawialiśmy na
randki, jak na przykład twoja mama z Jackiem.
- Czy to znaczy, że musisz teraz znaleźć sobie inną księżniczkę?
- Niczego nie muszę.
Na twarz Filipa powrócił uśmiech.
- Pewnie, przecież jesteś królem. Alex też się uśmiechnął.
- Już choćby dlatego jestem szczęśliwy - mówiąc to, spojrzał na Darrell z
miną zwycięzcy, ale ona, dla własnego bezpieczeństwa, odwróciła wzrok.
Cała trójka zasiadła za stołem.
- Mamo, mamo, teraz już nie musimy wracać do domu. Czy Brutus może
spać w moim pokoju? Obiecuję, że się nim zajmę.
Darrell rozwinęła swoją serwetkę.
- Później o tym porozmawiamy.
- Myślę, że pora jest odpowiednia - wtrącił Alex. - Kiedy ja mam jakiś
problem, zwołuję rząd i każdy z ministrów przedstawia swój punkt widzenia.
Porozmawiajmy teraz, synu. Powiedz nam, co najbardziej by cię uszczęśliwiło.
Filip odstawił szklankę z mlekiem i spojrzał poważnie na ojca. Z białymi
wąsami po mleku wyglądał wzruszająco.
- Chciałbym zamieszkać tutaj z mamą i z tobą na zawsze. Alex skinął
głową.
- Ja też byłbym bardzo szczęśliwy. Darrell, co ty na to?
Darrell była tak przejęta, że nie mogła ani myśleć, ani nawet jeść.
- Moje życie i praca są w Denver, ale ty możesz zostać z ojcem do końca
wakacji. Będziemy do siebie codziennie pisać e-maile.
- Mogłabyś znaleźć pracę tutaj.
- Na pewno, ale nasza sytuacja nie przypomina sytuacji zwykłych ludzi.
Twój ojciec jest osobą publiczną, musi więc prowadzić nienaganne życie.
- Co masz na myśli?
R S
- 96 -
- Chodzi o to, że nikt go nie będzie szanował, jeśli zamieszka tu matka
jego syna. Ludzie w sprawach, których nie rozumieją, potrafią być okrutni. A
król, którego ludzie nie szanują, nie jest prawdziwym królem. Mówiąc, że nie
mogę tu zamieszkać, mam na myśli zamek, miasto i ten kraj.
Filip z trudem powstrzymywał łzy. Przy stole zapadła nieprzyjemna cisza.
W końcu chłopiec powiedział:
- Nie chce mi się jeść. Darrell też nie miała apetytu.
- Powiem Brutusowi dobranoc, dobrze?
- Idź, ale zaraz wracaj.
Filip wstał, obejmując ich wzrokiem.
- Chciałbym... ach, nieważne - mruknął i wybiegł z pokoju.
- Jeśli ty nie wiesz, co on chciał powiedzieć, ja ci to wytłumaczę - rzekł
powoli Alex.
Darrell miotały najprzeróżniejsze odczucia.
- Ta rozmowa nie ma sensu. Filip wie, że ty musisz mieć żonę z
królewskiego rodu.
- Mylisz się. Powiedziałem mu, że nic nie muszę, bo to prawda. Mogę
wieść takie życie osobiste, jakie mi się podoba. I mieć taką żonę, jaką chcę.
- Ilu królów przed tobą miało żony niższego stanu?
- Żaden. Mieli za to kochanki, ale to nie w moim stylu. Prawo nie
zabrania tak zwanych małżeństw mieszanych, nie zezwala tylko, by dzieci z
takiego związku dziedziczyły tron.
Nasze dzieci?
- Co ty na to, Darrell? Chciałabyś zostać moją żoną? Spojrzała na niego.
- Masz w sobie więcej z Chaza, niż myślałam.
- W końcu byliśmy kuzynami. A skoro moja próba zawarcia małżeństwa
dla dobra monarchii spełzła na niczym, a ty odrzuciłaś oświadczyny Jacka,
dlaczego nie mielibyśmy się pobrać dla najszlachetniejszego z powodów, dla
R S
- 97 -
naszego syna? Moja matka poczuje ulgę, że nie zostanę starym kawalerem, a
przede wszystkim nasz syn będzie szczęśliwy.
Darrell wstała gwałtownie zza stołu.
- Przestań. To nie są żarty. Usidlił ją wzrokiem.
- Wiem. Myślę, że jeśli nawet Filip nie powiedział tego wprost, jego
pomysł jest znakomity. - Alex również wstał i wyprostował się. - Darrell
Collier, czy zechcesz zostać moją żoną i zamieszkać w moim zamku wraz ze
swoim synem, dopóki śmierć nas nie rozłączy?
- To niedorzeczne! - Darrell dygotała tak bardzo, że musiała przytrzymać
się krzesła.
- Wiem od Filipa, że nie za bardzo mnie lubisz. Rozumiem cię. Przecież
skrzywdziłem twoją siostrę. Ale teraz chcę to naprawić. Daj mi szansę.
Darrell jęknęła.
- Ale ja wiem, że nie nienawidzisz mnie - ciągnął dalej z głębokim
przekonaniem w głosie Alex. - Przynajmniej nie za to, co zrobiłem twojej
siostrze. Uważam, że nie wyprowadzałaś Filipa z błędu z całkiem innych
powodów.
Darrell uniosła dumnie brodę.
- Pozwól, że zachowam je dla siebie.
- Oczywiście, co nie znaczy, że nie możemy się pobrać. Stworzymy
Filipowi rodzinę, której tak bardzo pragnie. Im wcześniej weźmiemy ślub, tym
lepiej. Wszyscy uznają, że jesteśmy kochającą się parą, której urodził się syn na
długo przed złożeniem małżeńskiej przysięgi. A Izabella zostanie utwierdzona w
swoich przeczuciach i szybciej dojdzie do siebie, wiedząc, że ożeniłem się z
miłości.
Darrell wolałaby, żeby zamilkł. Nie mogła tego znieść.
- Widząc, że się kochamy, ludzie będą skłonni wybaczyć mi
niezamierzoną krzywdę, jaką wyrządziłem Izabelli. Docenią prawdziwą miłość,
R S
- 98 -
a ślub króla z kobietą z ludu, która ma syna, przypieczętuje przyszłość kraju i
przeniesie nas w dwudziesty pierwszy wiek.
- Albo zwróci wszystkich przeciwko tobie... - odparła, a jej głos drżał.
- Jeżeli sprawy przybiorą zły obrót, abdykuję.
- Nie mówisz poważnie - wykrztusiła. Splótł ramiona.
- Przekonasz się. Kiedyś rozmawiałem o tym z Chazem. Jeśli będę musiał
dokonać wyboru, przeniosę się do Denver, a z syna nie zrezygnuję.
Darrell pokręciła głową.
- Co z ciebie za król?
- Z pewnością nie pasuję do wyobrażeń mojego ojca.
- To są poważne sprawy, więc nie rób ze mnie idiotki.
- Uważasz, że to robię? - odciął się. - Z twoim poczuciem obowiązku
bardziej nadajesz się na królewską małżonkę niż jakakolwiek znana mi
księżniczka. Mój ojciec byłby z ciebie dumny. A może powinienem się odwołać
do twojej szlachetności? Może to jedyny sposób na ciebie?
- Tu nie chodzi o sposób na mnie. W żadnych okolicznościach nie
mogłabym za ciebie wyjść.
- Gdybym przeniósł się do Denver, małżeństwo nie byłoby konieczne.
Kupię sobie górski domek nad Kolorado Springs i kilka koni. Filip będzie
jeździł między naszymi domami, jak jego przyjaciel, Steven.
Darrell opuściła głowę.
- Rozmowa z tobą nie ma sensu.
- Tak uważasz? Możesz stąd wyjechać w każdej chwili, ale zanim to
zrobisz, powiem ci coś jeszcze.
Jej serce tłukło się w piersi.
- Nie chcę tego słuchać. Kiedy tak mówisz, czuję, że wikłam się jeszcze
bardziej.
- Widzę, że ty naprawdę się zadręczasz. Wbiła paznokcie w dłonie.
- Twoja matka nie pozwoli ci na abdykację.
R S
- 99 -
- Pomijając fakt, że moje decyzje stanowią prawo, od fartuszka mamusi
oderwałem się, kiedy byłem w wieku Filipa. Kieruję się własnym sumieniem. -
Wbił w nią wzrok. - Tak jak ty kierowałaś się swoim, kiedy przyjechałaś do
zamku i żądałaś spotkania ze mną - powiedział śmiertelnie poważnie.
Darrell przeraziła się nie na żarty.
- Nie możesz abdykować! To twoje życie. Od ciebie zależy los innych.
- Dobrze. Wobec tego dziś wieczorem weźmiemy ślub w kaplicy
zamkowej.
Zaśmiała się histerycznie.
- Dlaczego dzisiaj?
- Cały czas próbuję ci to wytłumaczyć, ale ty nie słuchasz. Mój wuj
dowiedział się o zerwaniu zaręczyn, przerwał podróż i będzie tutaj przed
świtem. Jest księciem Plessur, drugą po królu osobą w państwie. Jak ci już
mówiłem, dla korony zrobi wszystko. Żeby być bliżej celu, postanowił zmusić
mnie do poślubienia Evelyn. Jeśli zdobędzie przewagę w gabinecie, sprawy
mogą potoczyć się źle.
- Oszalał?
- Powiedzmy. Ślub z tobą dziś wieczorem postawi go przed faktem
dokonanym. Zaszachuję go i jeśli zechce mi zaszkodzić, znajdzie się w
większych kłopotach niż ja.
Darrell przeraziła się nie na żarty.
- Przecież to czysty makiawelizm! Alex zmrużył oczy.
- Witaj w moim świecie.
- Ty nie żartujesz?! I to mnie przeraża.
- Nie żartuję, zwłaszcza w sprawach tak wielkiej wagi. Jeżeli złożymy
przysięgę małżeńską dziś wieczorem, wuj będzie miał twardy orzech do
zgryzienia.
Darrell znowu zadrżała.
R S
- 100 -
- Im wcześniej zaprowadzę cię do ołtarza, tym szybciej będzie po
sensacji. Jeżeli moi przyjaciele się spiszą, wkrótce wszystko wróci do normy.
- W twoim przypadku coś takiego jak normalność nie istnieje - odparła
nieco zjadliwie.
- Jestem normalnym mężczyzną, Darrell, zapewniam cię. I nie zdziw się,
że zechcę mieć moją żonę w moim łóżku.
Jego surowa bezpośredniość usunęła jej ziemię spod stóp.
- Zamierzam być twoim mężem w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie
mów mi, proszę, że wyjdziesz za mnie, jeśli nie możesz być moją żoną. Chcę,
byśmy dali Filipowi rodzeństwo.
- A jeśli ja nie mogę? - spytała piskliwym głosem.
- Mieć dzieci?
- Jeśli nie mogę za ciebie wyjść? Spojrzał na nią wyniośle.
- W takim przypadku przeniosę się do Kolorado i tam urządzę sobie życie.
- Nie możesz się ożenić z jakąś inną księżniczką?
- To pytanie w twoich ustach oznacza, że ja nie wiem, jaka jesteś
naprawdę.
Potrząsnęła głową.
- Sama nie wiem, jaka jestem naprawdę. Wiem tylko, że tracisz
dziedzictwo, do którego zostałeś zrodzony. Kto będzie rządził, jeśli nie ty?
- W zależności od nastrojów społecznych, na przykład moja matka może
zostać regentką do chwili osiągnięcia przez Vito pełnoletności.
Darrell jęknęła. Przysunął się do niej.
- Dzięki Filipowi odkryłem, że ojcostwo jest ważniejsze niż wszystko
inne. Mam nadzieję, że kiedyś spotkam kobietę, która zechce mnie tak bardzo,
jak ja ją. Taką, którą Filip polubi.
O nie, nie było takiej kobiety, która by go nie chciała. Darrell musiała
zostać sama, żeby pomyśleć. Tymczasem ściemniło się.
- Sprawdzę, gdzie jest Filip - powiedziała i poszła w stronę salonu.
R S
- 101 -
Alex nie ruszył się z miejsca.
- Zjawię się za pół godziny po odpowiedź.
Kiedy znikła za drzwiami, sięgnął po komórkę i zadzwonił do matki.
- Dzwonię jako twój syn, który błaga cię o pomoc. Proszę cię, żebyś
zatelefonowała do arcybiskupa i poprosiła, by natychmiast przyjechał do zamku.
On zrobi to dla ciebie.
Matka westchnęła.
- Chcesz się ożenić z Darrell? Przełknął ślinę.
- Jeżeli ona mnie zechce.
- Zaraz zadzwonię - odparła matka po dłuższej chwili milczenia.
Alex poczuł pod powiekami łzy.
- Zawsze cię kochałem. Mogłem ci zaufać, a teraz robisz wielką rzecz.
- Ta też cię kocham. I wierzę w ciebie, Alex.
- Jestem więc szczęśliwym człowiekiem.
- Wezwę najbliższe ci osoby.
- Wielkie dzięki!
Rozłączył się, odchrząknął i zadzwonił do Leo. Przyjaciel odebrał
natychmiast.
- Leo, jesteś mi potrzebny.
- Co mogę dla ciebie zrobić?
- Za chwilę się żenię.
Leo zagwizdał.
- Tylko tak mogę wypełnić moje obowiązki i zatrzymać syna przy sobie.
- Jesteś najodważniejszym człowiekiem, jakiego znam.
- Rodzinę ogarnie szaleństwo, Leo, ale byłbym przeklęty, gdybym
pozwolił wujowi Vittorio na ingerencję. Uwierzysz, że on chce, żebym ożenił
się z Evelyn? Oczywiście nigdy do tego nie dojdzie i obaj wiemy, dlaczego.
R S
- 102 -
Chociaż nigdy o tym nie rozmawiali, Alex wiedział o uczuciu tych
dwojga. Zamierzał im nawet pomóc, ale najpierw musiał się zająć swoim
własnym przeznaczeniem.
Błyskawicznie zapoznał Leo z sytuacją. Ustalili rozmieszczenie
dodatkowych straży, zakaz wstępu do zamku dla wszystkich poza
arcybiskupem, a w szczególności zakaz wpuszczania wuja Vittorio do czasu
zakończenia ceremonii ślubnej.
- Potem wyślę Darrell i Filipa helikopterem do domku w Górnej
Ungandine. Tam będzie nasze prywatne schronienie. Vittorio pomyśli, że
korzystam z poślubnego Apartamentu Saksońskiego. Jeśli tam wtargnie, będę na
niego czekał.
- To może być niebezpieczne.
- Czasem tak trzeba - wychrypiał Alex. - Zaraz podyktuję Carlowi notatkę
dla prasy.
- Jeżeli szybko przeciągniesz ludzi na swoją stronę, to może ci się udać,
Alex.
- Muszę jeszcze przekonać Darrell.
- Jeżeli walczy z tobą, to znaczy, że jest bardziej odważna niż ty. Myślę,
że spotkałeś swoją drugą połowę.
Alex wiedział o tym.
Rozłączył się i ruszył do sypialni, rozpinając po drodze koszulę.
R S
- 103 -
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
„Dzisiaj wieczorem kanton Valleder obiegła wiadomość o odwołaniu
ślubu króla Alexandra Phillipa i włoskiej księżniczki San Rivano, Izabelli.
W przemówieniu wygłoszonym tego dnia przed rządem król stwierdził, że
zerwanie zaręczyn nastąpiło w wyniku porozumienia stron.
Pewne osoby z otoczenia króla obwiniają o rozpad jego związku z
księżniczką piękną jasnowłosą Amerykankę, z którą król miał trzynaście lat
temu romans. Owocem tego romansu jest dwunastoletni syn, Filip.
Wiadomość, że król trwa w namiętnym związku z kobietą z ludu, może
oznaczać koniec jego sześcioletniego panowania".
Darrell wyłączyła telewizor. Nie mogła tego słuchać. Wyszła na balkon. Z
ciężkim sercem utkwiła wzrok w ciemnej, skłębionej toni jeziora.
W nocy zamek wyglądał złowieszczo. Dawniej grube mury broniły
przodków Aleksa przed wrogiem zewnętrznym, dzisiaj niebezpieczeństwo
czyhało w obrębie twierdzy. A wszystko przez nią. Decydując się odszukać ojca
Filipa, uruchomiła lawinę zdarzeń, które naraziły na niebezpieczeństwo
monarchię.
Szkody już nie mogła naprawić, ale mogła schronić się z synem w
Denver. Wtedy Alex mógłby skupić się na obronie swojej pozycji i nie musiałby
martwić się o nich.
Nadal rozbrzmiewało jej w uszach pytanie, które jej zadał: Czy zechcesz
zostać moją żoną?
Nie, to się nie uda. Powinna z tym skończyć.
- Mamo?
Filip wpadł do apartamentu.
- Powinnaś zobaczyć Brutusa. To najfajniejszy pies na świecie!
Darrell wróciła z balkonu do sypialni.
R S
- 104 -
- Dobrze, kochanie, że jesteś. Pakujemy się i wracamy do Denver.
Filip posmutniał.
- Jak to?
- Wszystko ci opowiem w samolocie.
- Ale ja nie chcę zostawiać taty.
- Musimy. - Darrell zaczęła wrzucać rzeczy do walizki. - Każda minuta
naszego pobytu tutaj wywołuje coraz więcej zamieszania. Zrób, proszę, jak
mówię. Pozbieraj swoje rzeczy.
- Ale mamo...
Wyminęła go, otworzyła jego walizkę i zaczęła go pakować. Uwijała się
szybko, chłopiec krążył dookoła oszołomiony.
Kiedy skończyła, zadzwoniła do Rudy'ego i powiedziała mu, żeby
helikopter czekał na nią na płycie.
- Filip, chodź. Czas na nas. - Podniosła walizki i skierowała się do salonu.
- Nie tak szybko. Najpierw chcę poznać odpowiedź na moje oświadczyny.
W drzwiach stanął Alex. Wysoki, męski, olśniewający. Walizki wypadły
z rąk Darrell.
Alex miał na sobie biały strój koronacyjny.
Królewska, błękitna szarfa, przeciągnięta pod epoletem na prawym ra-
mieniu, przecinała pierś, kończąc się złotą rozetą przy lewym boku.
Filip zaniemówił. Alex błysnął do syna uśmiechem, od którego ścisnęło ją
w gardle.
- Filipie, poprosiłem twoją matkę o rękę. W kaplicy na dole czeka
arcybiskup, gotów rozpocząć ceremonię. Wydaje mi się jednak, że mama się
wystraszyła.
Chłopiec popatrzył na matkę zbolałym wzrokiem.
- Ty naprawdę nienawidzisz taty, mamo.
- Nie, kochanie - krzyknęła. - To nie dlatego chcę wyjechać.
R S
- 105 -
- Twoja mama myśli, że jeśli wróci do Denver, Izabella i ja znowu
będziemy razem, ale to niemożliwe.
Filip długo wpatrywał się w Darrell.
- Nie bój się. Moja rodzona mama nie znienawidzi cię, jeśli wyjdziesz za
tatę. Założę się, że ona wiedziała, że go odnajdziesz i zostaniesz jego żoną.
Och, Filipie!
Po policzkach Darrell spłynęły łzy.
- Alex, przepraszam na chwilę. - Zaprowadziła Filipa do jego sypialni i
zamknęła drzwi.
- Chciałbym, żebyś wyszła za niego, ale wiem, że go nie kochasz -
powiedział Filip płaczliwym głosem.
- Kochanie, znamy się zaledwie tydzień!
- Ja pokochałem go tego dnia, kiedy do nas przyjechał.
- Dlatego że to twój ojciec.
- Tak, ale on jest fantastyczny. Założę się, że nauczysz się go kochać,
tylko daj mu szansę. Babcia mówiła mi, że ona i dziadek wcale się nie kochali,
kiedy się pobrali. Potem dziadka zrzucił koń, bo nie był dobrym jeźdźcem.
Złamał nogę, a babcia opiekowała się nim. I powiedziała, że wtedy się w sobie
zakochali.
Darrell nie bardzo wierzyła, że Katerina opowiadała Filipowi o takich
sprawach.
- Ale twój ojciec jest dobrym jeźdźcem - zażartowała, by ukryć
zmieszanie.
- Och, mamo, dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Wiem.
- Bardzo go kocham. On jest najlepszym ojcem na świecie.
- Lepszym od ojca Rayana?
- Tata jest inny. On jest...
- Super?
R S
- 106 -
Załzawione oczy Filipa rozjaśniły się.
- Lepiej! Jest jak ktoś, kto jest za wspaniały, żeby był prawdziwy. Ale on
jest prawdziwy i...
- I kochasz go całym sercem
- Tak. - Chłopiec wytarł oczy. Darrell wstrzymała oddech.
- Jeżeli staniemy się rodziną, Alex prawdopodobnie będzie musiał
zrezygnować z tronu.
- Dlaczego?
Darrell powtórzyła to, co mówili w telewizji.
- Dlatego chcę, żebyśmy wyjechali. Wtedy tata będzie mógł walczyć o
swoje prawa i nie będzie musiał się o nas martwić.
- Ale on nie chce, żebyśmy wyjechali.
Darrell westchnęła ciężko i bezradnie rozejrzała się po pokoju. Gdyby
zgodziła się ,na małżeństwo z Aleksem, tutaj byłby jej dom, a ona wciąż jeszcze
nie potrafiła odnaleźć się w tym obcym świecie.
Alex kochał Filipa tak mocno, że gdyby odrzuciła jego oświadczyny,
wyrzekłby się królestwa, zostawił załamaną matkę, rodzinę, a nawet kraj, który
potrzebuje jego wyjątkowej siły i zdolności.
Jeśli zgodzi się za niego wyjść, Alex stanie do walki o swoje prawa z
przeciwnikiem - jak sam mówił - okrutnym i bezwzględnym. Może dojść do
zamachu stanu.
Jack chciał się z nią ożenić. Odmówiła mu, ponieważ Filip zbyt łatwo nim
manipulował. Ale to był pretekst. Prawda była taka, że Jack nie umiał jej
rozpalić.
Tylko jednemu mężczyźnie to się udało. Kilka fascynujących chwil w
ramionach Aleksa nauczyło ją prawdziwego smaku namiętności. Zrozumiała, że
nigdy nie wyjdzie za mąż, chyba że spotka kogoś, kto zdoła ją podobnie
rozbudzić.
R S
- 107 -
Spojrzała na Filipa. Rozpaczliwie błagalne spojrzenie syna wiodło ją do
zguby. Wzięła głęboki oddech i spytała:
- Powiesz swojemu ojcu, że wyjdę za niego?
Filip krzyknął radośnie i wybiegł do drugiego pokoju. Gdy Darrell
dogoniła go, był już w ramionach ojca.
- Filip! - ponagliła go, tłumiąc w ten sposób własną sekretną radość. -
Pospiesz się. Załóż to, co miałeś na sobie podczas kolacji z Izabellą.
- Pomogę ci - powiedział cicho Alex. Chłopiec ubrał się w dwie minuty i
uniósł głowę.
- Tato, skoro mama już się zgodziła, nie musisz się martwić, że cię
nienawidzi.
Alex zawiązał synowi krawat i odszukał wzrok Darrell, jednak nic nie
potrafił wyczytać z jej oczu.
- Gotowe - powiedział z przejęciem. Darrell nie mogła opanować drżenia.
- Ja... przepraszam was, chyba muszę się przebrać. Alex pokręcił głową.
- Tak jak jest, jest doskonale. - Powoli przesunął po niej wzrokiem, aż
zrobiło się jej gorąco. - W tej sukni wyglądasz na królewską pannę młodą.
Bluzka z prostymi rękawami i długa spódnica - niezbyt to wyszukany
strój dla królewskiej narzeczonej, ale nie było innego wyjścia.
Alex klepnął syna po ramieniu.
- Idziemy?
- Nigdy nie byłem na żadnym ślubie - odrzekł Filip. - Czy mam coś robić?
- Jesteś moim drużbą, więc gdy mama i ja będziemy składać przysięgę
małżeńską, staniesz obok mnie.
- To wszystko?
- Nie. - Alex zatrzymał się. - Kiedy arcybiskup powie, żebym założył
pannie młodej obrączkę, podasz mi to. - Alex sięgnął do kieszeni i wyjął
wysadzaną brylantami obrączkę.
R S
- 108 -
Matka Aleksa czekała na nich przed kaplicą, w białej ceremonialnej sukni
i tiarze.
Uśmiechnęła się ciepło do Darrell. Jej zachowanie przekonałoby każdego,
że ów niekonwencjonalny ślub, zawierany w pośpiechu po zerwanym
narzeczeństwie, uszczęśliwia ją.
Szybkim ruchem wpięła we włosy Darrell białą, koronkową mantylę.
Teraz dziewczyna wyglądała jak prawdziwa panna młoda.
Weszli do słabo oświetlonego wnętrza, o ścianach pokrytych
średniowiecznymi freskami. Darrell miała wrażenie, że cofnęła się w czasie.
- Jesteś pewien, że tylko jeden duch nawiedza to zamczysko? - szepnęła
niespokojnie.
Alex objął ją wpół i poprowadził do środkowej nawy.
- Trzymaj się blisko mnie. Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda -
powiedział po cichu, a przez jej ciało pod wpływem jego dotyku przeszedł
przyjemny dreszcz.
W kaplicy zebrało się kilkadziesiąt osób. Darrell nie odrywała wzroku od
czekającego przy ołtarzu arcybiskupa odzianego w uroczyste szaty liturgiczne.
Kiedy zbliżyli się do stopni ołtarza, arcybiskup uczynił przed Aleksem
znak krzyża.
- Wasza Wysokość.
- Dziękuję za przybycie o tak późnej porze, Wasza Wielebność -
powiedział po angielsku Alex. - Mój syn, Filip, i jego matka, Darrell Collier.
Siedemdziesięcioletni mężczyzna skinął obojgu głową, ale patrzył tylko
na Darrell.
- Wstępując w ten związek, bierzesz na siebie wielką odpowiedzialność.
Będę się modlił do Boga, żebyś temu podołała.
Darrell zaschło w ustach.
- Dziękuję, Wasza Wielebność. Ja też się modlę.
R S
- 109 -
Arcybiskup przyglądał się jej dłuższą chwilę, jakby ważył wiarygodność
jej słów, w końcu powtórnie skinął głową.
Alex uścisnął narzeczoną, dodając jej odwagi.
Arcybiskup polecił Filipowi, by stanął u boku ojca, po czym dał znak
matce Aleksa, by stanęła obok Darrell.
- Pomódlmy się. Darrell pochyliła głowę.
Od tej chwili ceremonia przebiegała w języku retoromańskim. Darrell nie
rozumiała ani słowa, ale to nie miało znaczenia.
- Darrell Collier - kapłan odezwał się nagle po angielsku. - Czy ślubujesz
poświęcić swoje życie Bogu i twemu panu aż do śmierci i na wieki wieków?
- Tak - odpowiedziała cicho.
- Aleksandrze, czy ślubujesz poświęcić swoje życie Bogu, krajowi i twej
wybrance aż do śmierci i na wieki wieków?
- Tak - oświadczył, a jego głęboki głos niósł się echem pod sklepieniem
kaplicy.
- Załóż swojej wybrance obrączkę.
Alex wziął obrączkę od Filipa i wsunął ją na palec Darrell.
- Od tej chwili jesteście przed Bogiem mężem i żoną. Niech błogosławi
wasz związek. Niech chroni was od złego. W imię Ojca i Syna, i Ducha
Świętego, Amen.
- Amen - powtórzyli zebrani.
- Boże, chroń króla - zakończył silnym głosem arcybiskup.
- Boże, chroń króla - powtórzyli jeszcze głośniej zebrani.
Darrell nie orientowała się w protokole ślubów królewskich, ale okazało
się, że i królewski oblubieniec całuje na koniec swoją oblubienicę.
- Czekałem na tę chwilę od tamtego dnia w górach - szepnął Alex i
zamknął jej usta takim pocałunkiem, żeby wszyscy widzieli, że ich małżeństwo
nie było zaaranżowane.
- Witaj w rodzinie, moja droga - odezwała się matka Aleksa.
R S
- 110 -
- Dziękuję, Wasza Wysokość.
- Mów mi Katerina. - Wzięła ją za rękę. - Odmieniłaś mojego syna. -
Starsza kobieta nie spuszczała z niej wzroku. - Chciałabym, żebyś wiedziała, że
jestem po twojej stronie.
- Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
- Kiedy Alex będzie już gotów dzielić się tobą, przyjdź do mnie.
- Obiecuję - zapewniła z radością Darrell i niewiele myśląc, uściskała
matkę Aleksa.
Księżna odwzajemniła uścisk. Filip uśmiechał się radośnie.
- Darrell? - odezwał się Alex. - Obawiam się, że musimy się śpieszyć.
Wszyscy chcą cię poznać, a mamy jeszcze papiery do podpisania.
- Oczywiście.
Przeszli do zakrystii, gdzie na akcie królewskiego ślubu Darrell złożyła
swój podpis obok podpisu Aleksa.
Następnie przyszedł czas na życzenia i gratulacje. Jako pierwsza podeszła
Evelyn z chłopcami.
- Niezwykle wzruszająca ceremonia. Szkoda, że mój mąż nie może tego
widzieć. Taka jestem szczęśliwa, że Alex ożenił się z tobą, a nie z Izabellą -
powiedziała półgłosem Evelyn.
- Dziękuję ci. Tak się cieszę, że mam przyjaciółkę. Filip już cię pokochał.
Evelyn uśmiechnęła się przez łzy.
- Odtąd nasi chłopcy będą nierozłączni.
- Wiem.
- Darrell - Alex ujął żonę za rękę. - Chciałbym przedstawić ci mojego
ministra komunikacji.
To był jeden z trudniejszych punktów uroczystości. Następne minuty
upłynęły jej na przyjmowaniu gratulacji od przyjaciół Aleksa. Poznawała jego
świat i musiała przyznać, że żadna panna młoda nie wstępowała do rodziny
królewskiej gorzej przygotowana.
R S
- 111 -
Poczuła ulgę, kiedy w końcu wyszli z kaplicy.
- Gdzie jest Filip?
- Moja matka zajęła się nim. Spotkamy się przy helikopterze.
Darrell zdziwiła się.
A więc nie spędzą nocy w Apartamencie Saksońskim? Czy dlatego, że
królewska małżonka pochodziła z gminu? Trochę ją to zabolało.
- Lecimy gdzieś? - spytała, udając obojętność.
- To niespodzianka. Polecisz tam teraz z Filipem, a ja wkrótce do was
dołączę.
Wspaniale! Miesiąc miodowy we troje.
Ale czy miała podstawy, żeby spodziewać się czegoś więcej? Alex zwiódł
ją pocałunkami, żeby się z nią ożenić i w ten sposób zatrzymać przy sobie
Filipa.
Nie kochał jej!
W końcu pewnego dnia jego namiętność osłabnie. Darrell musi zachować
czujność, jeśli chce, żeby ich zaaranżowane małżeństwo przetrwało. Ale przede
wszystkim nie wolno jej zdradzać swoich uczuć.
Nagle Alex zatrzymał się i ujął ją dłonią pod brodę.
- Jeżeli do rana do was nie dołączę, nie wpadaj w panikę. Darrell
przestraszyła się.
- Coś ci grozi? Zmarszczył brwi.
- Nic takiego. Mam informację, że za godzinę zjawi się tu wuj Vittorio. Ja
muszę zostać, ale nie chcę, żebyście ty i nasz syn byli w pobliżu. - Pochylił
głowę i wycisnął na jej ustach długi, gorący pocałunek.
Kogo chciał przekonać? Siebie? Ją?
Gdy się wyprostował, zesztywniała, żeby nie zauważył, że traciła dech.
Podeszli do limuzyny i Alex pomógł jej usiąść na tylnym siedzeniu.
- Uważajcie na siebie.
R S
- 112 -
Jeszcze jedno muśnięcie ust i samochód ruszył w ciemność, w stronę
lądowiska.
Darrell pomyślała, że jeśli cokolwiek stałoby się Aleksowi, nie przeżyłaby
tego. Zrozumiała, że jest w nim śmiertelnie zakochana.
Spojrzała na starożytną, wysadzaną brylantami obrączkę, trochę za dużą
na jej wąski, szczupły palec. To nic. Odda mu ją. To tylko pierścień obrzędowy,
do noszenia przy takich okazjach jak dzisiejsza.
Wprawdzie teraz nazywała się Valleder, ale nie miało to dla niej
większego znaczenia. Pragnęła być kochana dla siebie samej, nie przez wzgląd
na Filipa.
Nagle drzwi limuzyny otworzyły się.
- Gdzie tata?
- Cześć, kochanie. Ma kilka spraw do załatwienia. Niedługo do nas
dołączy.
- Dokąd my lecimy?
- Tego tata nie powiedział, ale ponieważ jest twoim ojcem, na pewno nam
się tam spodoba.
- Chciałbym, żeby tata był z nami - narzekał chłopiec, kiedy wsiadali do
helikoptera.
Pilot uśmiechnął się do nich szeroko.
- Wasza Wysokość, gratulacje z okazji ślubu.
- Dziękuję, ale nie musisz tak mnie nazywać. Nie jestem księżniczką.
Jestem Darrell, a to Filip.
- W porządku, Darrell. Alex poprosił mnie, żeby po drodze pokazać wam
Ungandine w świetle księżyca, więc zapnijcie pasy, startujemy.
- Super!
Kiedy znaleźli się w powietrzu, Darrell popatrzyła na malejący zamek i
poczuła w sercu przejmujący ból. Alex został tam w dole, żeby stawić czoło
wujowi.
R S
- 113 -
- Mamo, popatrz, grań, po której jechaliśmy konno.
Entuzjazm Filipa musiał starczyć im obojgu. Alpy Szwajcarskie z całą
pewnością należą do najpiękniejszych miejsc na ziemi, ale dopóki Darrell nie
ujrzy Aleksa i nie przekona się, że wszystko w porządku, nic jej nie uszczęśliwi.
- O, co tutaj się stało? - spytał Filip pilota.
- Lawina błotna.
- Ktoś ucierpiał?
- Na szczęście nie. Ten region nie jest dostępny dla ludzi.
- Jak to?
- To ulubione schronienie górskie twojego ojca.
- O!
- Zaraz lądujemy. Jeden z ludzi króla już tam jest, z waszymi bagażami.
Zajmie się wami.
Darrell znowu poczuła ból. A więc tak wygląda królewski miesiąc
miodowy. Żadnej prywatności.
Wkrótce helikopter wylądował na polance nieopodal małego domku z
bali. Na progu stał mężczyzna, który pozdrowił ich i wprowadził do środka.
Wnętrze było skromnie umeblowane. Drewniana ściana z kominkiem
oddzielała małą sypialnię i łazienkę od kuchni połączonej z salonem. Spękane,
drewniane schodki prowadziły na strych. Filip natychmiast oświadczył, że
będzie tam spał.
Po posiłku złożonym z bułek z szynką i serem, sałaty i owoców Filip
poszedł na górę. Darrell przebrała się i dołączyła do syna.
Zanim się położyła, otworzyła okno, wpuszczając do środka świeże nocne
powietrze. Na czubku świata było zimniej niż w dolinie. Darrell wsunęła się pod
koce obok Filipa i czekała.
Godzina mijała za godziną. Noc się ciągnęła bez końca.
Darrell nie pamiętała, czy spała, czy nie. Dopiero nad ranem usłyszała
warkot helikoptera.
R S
- 114 -
Usiadła na łóżku. Może to Alex!
Filip spał. Darrell z bijącym sercem odrzuciła koce i wstała po cichu, żeby
nie budzić syna. Po chwili znalazła się w uścisku męskich, silnych ramion.
Z przerażeniem zauważyła, że twarz Aleksa była napięta i poszarzała, a
oczy pociemniałe. Domyśliła się, że wydarzyło się coś niedobrego.
Tymczasem obudził się Filip.
- Co się stało, tato?
- Powiedz nam! - krzyknęła Darrell i nerwowo chwyciła Aleksa za ramię.
Kąciki jego ust zadrgały gwałtownie.
- Wuj dostał lekkiego ataku serca.
- Och, Alex! Nie mogę uwierzyć, że do tego doszło. I co z nim?
- Jeżeli nie pojawią się komplikacje, szybko z tego wyjdzie. Zresztą
pewnie już jutro wróci do domu. Obawiam się jednak, że musimy lecieć z
powrotem do Bris. Wszyscy są w szpitalu.
- Oczywiście.
- Tato, sekunda i jestem ubrany. Darrell kiwnęła głową.
- Idę na dół spakować rzeczy.
Alex stanął przed Filipem i wziął żonę pod ramię.
- Miałem nadzieję, że spędzimy tu cały tydzień. Tylko we trójkę. Trudno,
wrócimy za kilka dni.
- Będzie wspaniale, tato. Zawsze chciałem mieć taki domek! - krzyknął
Filip i zaczął taszczyć na dół swoją walizkę.
Alex nabrał tchu.
- Wszystkiego się spodziewałem, ale nie czegoś takiego.
- Przecież wiem. Alex... może jednak polecę z Filipem do Denver na parę
dni? Wiesz, lepiej, jeśli będę trzymała się z dala, kiedy twój wuj będzie
dochodził do zdrowia.
Twarz Aleksa pociemniała. Wziął Darrell za nadgarstek i wzrokiem
poszukał obrączki.
R S
- 115 -
- Jest za duża, więc zdjęłam ją i schowałam do torebki, żeby nie zgubić -
wyjaśniła szybko.
Alex skrzywił się.
- Wczoraj wieczorem przyjęliśmy sakrament małżeństwa. Może nie
uznajesz takiego związku, ale stało się. Jesteśmy mężem i żoną, i tak już będzie
zawsze. Nigdzie nie pojedziesz - oświadczył i zaczął schodzić po schodach.
- Alex... - zawołała za nim, chcąc się wytłumaczyć, ale nie zatrzymał się.
Nic więcej nie mogła zrobić. I na tym właśnie polegał wątpliwy urok
miodowego miesiąca z udziałem więcej niż dwóch osób!
Nie zamierzała go zdenerwować. Źle zrozumiał jej intencje. Ona
naprawdę miała poczucie winy. To przez nią Vittorio znalazł się w szpitalu.
Gdyby nie przyjechała do Bris... Nie, nie powinna ciągle do tego wracać.
Wiedząc, że Alex się niecierpliwi, zeszła szybko na dół. Jeśli mieli
wracać do zamku, powinna założyć coś stosowniejszego. W apartamencie
weźmie prysznic i przebierze się w kostium, w którym pójdzie do szpitala.
- Nawet nie znam twojego wujka. Czy on umrze? - Filip wypytywał ojca,
kiedy lecieli z powrotem do zamku.
- Nie. Musi tylko słuchać lekarzy. Teraz potrzebny mu przede wszystkim
spokój. Co ty na to, żeby przez klika dni chłopcy spali z tobą w Apartamencie
Saksońskim?
- Super! Powiem im, żeby wzięli śpiwory, będziemy biwakować na
balkonie.
- To mi wygląda na niezły plan. W takim razie niech wezmą też teleskop.
Będziecie mogli obserwować zwierzęta pasące się na zboczach nad jeziorem.
- Co ty na to, mamo?
- Twoja mama będzie odtąd spała w moim apartamencie. Jej rzeczy już
tam są.
Alex mówił całkiem logicznie, ale zarazem tak zaborczo, że Darrell
zadrżała.
R S
- 116 -
- Ty też będziesz mógł tam się przenieść, Filipie, jest tam dodatkowa
sypialnia.
Darrell zacisnęła dłonie na torebce. Oczywiście. Chciał mieć Filipa blisko
siebie.
- No, chyba że ty i Brutus wolicie mieć cały Apartament Saksoński dla
siebie.
Filip wybałuszył oczy, a Darrell pochyliła głowę, żeby ukryć zdziwienie.
- Wszystkie pokoje?
- Jeśli chcesz. Byłoby wstyd znowu je zamykać i czekać, aż ktoś z rodziny
będzie się żenić.
- Vito albo Jules, co?
- Albo ty.
- Ale ja nie jestem księciem.
- Jesteś moim synem. I tylko to się liczy.
R S
- 117 -
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Darrell nigdy nie kochała Aleksa tak mocno jak w tej chwili.
Kiedy przylecieli do zamku, Alex poszedł z Filipem do chłopców, a ona
pobiegła do nowego apartamentu.
W przeciwieństwie do Apartamentu Saksońskiego, niemal
niezmienionego od czasów średniowiecza, te pokoje były przez Aleksa
stopniowo modernizowane. Zostały urządzone elegancko, po królewsku, z
wszelkimi współczesnymi wygodami.
W przestronnej łazience Darrell wzięła prysznic i przebrała się w błękitny
kostium. Kiedy wróciła do sypialni, Alex już tam był.
- Jestem gotowa - oświadczyła.
Obrzucił ją uważnym spojrzeniem, a jego wzrok zatrzymał się na
obrączce, którą znów założyła na palec.
- Wyglądasz ślicznie. Idziemy gdzieś? Darrell zdziwiła się.
- Myślałam, że chcesz, żebym poszła z tobą do szpitala, odwiedzić wuja.
- Źle mnie zrozumiałaś. Nie mam zamiaru go oglądać. Wróciłem do
zamku tylko na wypadek, gdybym był potrzebny. Poprosiłem Evelyn, żeby
miała oko na dzieci, dopóki nie usną, więc mamy trochę czasu dla siebie.
Twarz miał zmizerowaną, a mimo to podobał się jej bardziej niż
kiedykolwiek.
- Kiedy ty się ostatnio wyspałeś? Zacisnął wargi.
- Zanim zjawiłaś się tu po raz pierwszy. Opuściła głowę.
- A więc oboje cierpimy na niedobór snu.
- Moje królewskie łoże właśnie na nas czeka - zażartował Alex. Jego
przygnębienie, zdaje się, minęło. - Chciałbym się w nim położyć z moją żoną.
Darrell poczuła pulsowanie krwi w skroniach.
- Nie jesteś głodny?
R S
- 118 -
- Zjadłem coś, zanim po was poleciałem. Chcesz czegoś z kuchni?
- Nie, dziękuję.
- Wobec tego przebiorę się, a i ty załóż coś wygodniejszego - powiedział i
zniknął w sypialni.
Kiedy zamknął za sobą drzwi, Darrell przebrała się w lekki, żółty
szlafroczek.
Alex wrócił po chwili w białym szlafroku. Wystarczył jej jeden rzut oka,
by ogarnęło ją pożądanie.
Tymczasem on sięgnął po monetę, którą zostawił obok wazonu z co
najmniej trzema tuzinami czerwonych róż.
- Orzeł czy reszka? Wybieraj.
- Po co?
- Kto się pierwszy kładzie. - Rzucił monetę. - Reszka.
- Alex - zaśmiała się nerwowo. - Nie bądź śmieszny.
- Co wybierasz? - naciskał.
- Ani to, ani to - odpowiedziała.
- Tak myślałem.
Zanim zdążyła zareagować, wziął ją na ręce i bez trudu poniósł przez
pokój do drzwi.
- Co ty wyprawiasz? - Jej usta musnęły przypadkiem jego szczękę.
Poczuła dreszcz, jaki wstrząsnął jego mocnym ciałem.
- Alex... - Zmieszana ukryła twarz w jego szyi.
- Dopiero teraz zrozumiałem rytuał przenoszenia przez próg. Rozwiązuje
wielki problem lęku żony przed własnym mężem.
Wniósł ją z powrotem do środka, zamknął drzwi i położył ją na łóżku.
Sam położył się obok niej.
Darrell chciała spojrzeć mu w oczy, ale je zamknął.
- Wiesz, że się ciebie nie boję, ale nie mogę przestać myśleć o twoim
wuju. Dostał ataku przed rozmową z tobą?
R S
- 119 -
- Nie. W trakcie naszej scysji kazał mi rozwieść się z tobą i poślubić
Evelyn. Odmówiłem i... nie wytrzymał.
- Tak mi przykro. - Oczy Darrell zaszły łzami,
- Nic mu nie będzie. A teraz chcę wreszcie zająć się moją żoną. Obejmij
mnie. Czy to tak dużo? Zmęczyły mnie te wszystkie intrygi.
Powiedział to z lekkim uśmiechem, ale w głębi duszy Darrell czuła, że
mówił prawdę. Był wyczerpany.
Położyła głowę na jego ramieniu, a on westchnął głęboko.
- Jak w niebie... - powiedział sennym głosem i zanurzył twarz w jej
miękkich, złotych włosach.
Po chwili spał.
Darrell ostrożnie ułożyła się tak, żeby móc go obserwować.
Miał pięknie sklepioną czaszkę. Wydatny nos i mocny podbródek
nadawały jego twarzy wyraz agresywnej męskości. Poza pięknymi oczami,
najbardziej podobały się jej jego zmysłowe usta. Kilka dni temu te usta porwały
ją w wir namiętności. Teraz znowu tego chciała. Musiała być jednak cierpliwa.
Na razie potrzebował przede wszystkim snu.
W pokoju robiło się chłodno.
Powolutku wysunęła się z jego ramion. Nie chcąc robić hałasu
otwieraniem szaf, przyniosła kołdrę z drugiej sypialni. Niedaleko łóżka stała
kanapa. Przeszła do niej na palcach i położyła się.
Odkąd pierwszy raz przyleciała do Szwajcarii, czuła się jak w dziwnym,
ale cudownym śnie. Teraz jednak ona też powinna się przespać. Gdyby Alex się
obudził, będzie w pobliżu. Może wtedy ich małżeństwo naprawdę się zacznie...
Coś było nie tak. Alex nadal czuł na sobie zapach Darrell, ale kiedy
wyciągnął rękę, nie znalazł ciepłego, jędrnego ciała okrytego skromnym
szlafroczkiem.
Przestraszony otworzył oczy. Pokój pogrążony był w ciemnościach.
R S
- 120 -
Alex usiadł i spojrzał na zegarek. Dziesięć po dziesiątej. Spał niemal
dziesięć godzin!
Gdzie się podziała Darrell? Czyżby zabrała Filipa z powrotem do Denver?
Nie, to do niej niepodobne. Na pewno jest w łazience albo w
Apartamencie Saksońskim.
Sięgnął po słuchawkę i zadzwonił do niej.
Nie odbierała.
Wystraszony zrzucił z siebie kołdrę.
- Darrell...
- Jestem tutaj, na kanapie.
- Co tam robisz, tak daleko ode mnie?
- Chciałam, żebyś się wyspał. Cieszę się, że w końcu się obudziłeś.
On też się cieszył, ale z zupełnie innego powodu... Wstał z łóżka, kiedy
rozległo się łomotanie do drzwi.
- Tato? Mamo?
Alex jęknął, nie wierząc, że Filip wybrał tak nieodpowiedni moment.
Darrell zapaliła światło.
- Zobaczę, czego on chce - rzuciła i w szlafroku, boso, poszła do drzwi.
To z pewnością było coś poważnego, w przeciwnym razie Filip nie
przeszkadzałby im do rana. Alex zawiązywał szlafrok, nasłuchując stłumionych
głosów. Wyglądało na to, że razem z Filipem przyszli też Jules i Vito.
Pierwszy do sypialni wpadł Jules. Szlochając, podbiegł do wujka.
- Tak mi przykro, wujku Aleksie. Nie chciałem go wyrzucić.
- Wyrzucić kogo?
- Brutusa - zachlipał Vito.
Alex spojrzał na Darrell. Rozmawiała z kimś przez telefon, a obok stał
zrozpaczony Filip.
Alex kucnął i położył ręce na ramionach Julesa.
- Weź głęboki oddech i powiedz, co się stało.
R S
- 121 -
- Byliśmy na balkonie i ja trzymałem Brutusa, ale zaczął się kręcić i
wpadł do jeziora.
- Teraz?
- Tak.
Alex spojrzał na Darrell.
Popatrzyła na niego błagalnie, a on nie zastanawiając się, ruszył biegiem
do Apartamentu Saksońskiego, mijając rozstawione na korytarzu straże.
Wszyscy podążyli za nim.
Najkrótsza droga do jeziora prowadziła przez balkon.
Alex zrzucił szlafrok i skoczył. Zanim się zanurzył, usłyszał krzyk
Darrell.
Szczeniak nie mógł być dalej niż kilka metrów od muru.
Noc była ciepła i pogodna, a tafla jeziora lśniła jak szkło, ułatwiając
poszukiwania.
- Tato, widzisz go?
Alex pływał tam i z powrotem, zbliżając się coraz bardziej do murów
zamku. Naraz spostrzegł coś ocierającego się o omszałe kamienie.
Mała lśniąca główka i łapa rozpaczliwie szukająca oparcia.
W kilku ruchach dopłynął do wyczerpanego szczeniaka, który przylgnął
do jego ramienia. W tym czasie jedna z łodzi patrolowych płynęła już w ich
stronę. Dzięki przytomności umysłu Darrell, która wezwała pomoc, szczeniak
miał szansę przeżyć.
Reflektor przeszukiwał wodę. Alex krzyknął i pomachał wolną ręką.
Wkrótce i on, i szczeniak znaleźli się bezpieczni w łodzi.
- Podaj mi ręcznik i daj znać kierowcy, żeby podjechał po mnie na
przystań. Potem zadzwoń do weterynarza i powiedz, że będę z Brutusem w
stajni.
R S
- 122 -
Położył psa na ręczniku i zaczął go wycierać. Zwierzak musiał przeżyć,
nie tyle dla Filipa, ile ze względu na Julesa. Chłopiec był tak wrażliwy jak jego
ojciec. Gdyby Brutus zdechł, nigdy by sobie tego nie wybaczył.
Alex wiedział jedno. Miał już dość wrażeń na dzisiaj.
Czy to tak dużo, że chciał się kochać z legalnie poślubioną żoną? Jak tak
dalej pójdzie, nigdy się nie dowie, czy ona w ogóle chce z nim dzielić łoże!
- Jesteśmy, Wasza Wysokość. - Gdy łódź dobiła do przystani, jeden z
ludzi rzucił mu żółtą, nieprzemakalną kurtkę.
- Dziękuję za pomoc. Bądź łaskaw zadzwonić do mojej żony i powiedz
jej, że spotkamy się w stajni, w gabinecie weterynarza.
Potem wszystko potoczyło się szybko. Wkrótce pięć osób obstąpiło
lekarza, który badał psa.
Alex wpatrywał się w żonę owiniętą kocem narzuconym na szlafrok.
Pocieszała Julesa, który nadal nie mógł opanować płaczu.
Lekarz uniósł głowę.
- Ten malec to prawdziwy bernardyn. Do rana dojdzie do siebie.
Darrell uściskała Julesa.
- Widzisz? Dzięki twojemu wujkowi, nic się nie stało. - Głos jej drżał.
- Tata wszystko robi bardzo dobrze.
Oczy Darrell płonęły niczym dwa ognie. Alex chciał jak najprędzej
znaleźć się z nią z powrotem w łóżku.
- No dobrze, kochani. Na dzisiaj wystarczy. Słyszeliście, co powiedział
doktor. Brutus do rana będzie zdrowy, ale koniec z wyprowadzaniem go na
balkon. Możecie z nim spacerować tylko po ziemi. - Idziemy do domu spać.
- Mogę zostać przy nim, tato? Nie chcę, żeby był sam. Lekarz skinął
głową.
- To zależy od twojej mamy.
- A my możemy zostać? - zapytali chłopcy.
- Tu jest stanowczo za mało miejsca do spania - zauważyła Darrell.
R S
- 123 -
- Nam to nie przeszkadza.
- Mam tu gdzieś jakieś koce - odezwał się lekarz. Alex uznał, że pomysł
jest świetny.
- Zgoda. Rano przyślę po was samochód i zjemy razem śniadanie.
- Hura!
- Chyba powinnam zostać z chłopcami, a ty musisz wziąć gorący prysznic
- powiedziała Darrell i popatrzyła na Aleksa surowo. - Wystraszyłeś mnie tym
skokiem z balkonu. Więcej tego nie rób, bo mnie wpędzisz do grobu.
Przestrach w jej głosie sprawił mu wielką przyjemność.
- To by nie było dobre. Dopiero się poznajemy.
- Ale jeśli zginiesz, w ogóle się nie poznamy - odparła, a potem owinęła
się kocem i wróciła do gabinetu weterynarza.
Może to z powodu oświetlenia Aleksowi zdawało się, że jej twarz była
bledsza niż zwykle. Przynajmniej chciała, żeby żył. Dobre i to.
Ochrona miała dużo radości, widząc króla wracającego do apartamentu
boso i w żółtej kurtce. W ogóle nie wyglądał jak władca, który przeżywa swój
miesiąc miodowy.
Alex wziął prysznic i przebrał się. Zamierzał jak najszybciej wrócić do
Darrell.
Kiedy już był gotowy, rozległ się dzwonek komórki. Ten dźwięk o
trzeciej nad ranem mógł oznaczać jedynie kolejne kłopoty. Chyba że Darrell
chciała z nim rozmawiać.
- Leo?
- Słyszałem, co się stało. Wszystko w porządku?
- To zależy. Darrell mnie nie kocha. Wyszła za mnie, żeby być blisko
syna. Ale powiem ci coś, o czym wie tylko ona i moja matka. Wuj Vittorio
dostał ataku serca, kiedy odrzuciłem jego żądanie, by rozwieść się z Darrell i
ożenić z Evelyn.
- Z Evelyn...?
R S
- 124 -
- To chory człowiek, Leo. Ale mam plan, który raz na zawsze pokrzyżuje
mu szyki. I ty mi pomożesz.
- Jak? - spytał niespokojnie przyjaciel.
- Wuj Vittorio wróci do domu i będzie musiał odpocząć. W tym czasie
wyślę ciebie z Evelyn i z chłopcami do domku w górach. Siedem dni powinno
wam wystarczyć na sprawdzenie waszych uczuć. Nie wyobrażam sobie innego
męża dla Evelyn.
Leo odchrząknął.
- Vittorio nigdy się nie zgodzi, by ktoś, kto nie ma arystokratycznego
pochodzenia, poślubił Evelyn.
- Czasy się zmieniają. Moje małżeństwo stało się precedensem. Wuj
Vittorio nie będzie mógł ci odmówić. W gruncie rzeczy pragnie szczęścia
Evelyn. Przemyśl to i bądź o dziewiątej rano na lądowisku. Będę czekał z Eve-
lyn i chłopcami. Ona pomyśli, że chodzi o ochronę. Nikt nie może wiedzieć,
gdzie lecicie.
- A jeżeli Evelyn nie zechce lecieć?
- Przyjacielu, czas najwyższy dowiedzieć się, co ona naprawdę czuje.
- Do diabła, masz rację, ale po prostu się boję.
- No, to teraz już wiesz, co ja przeszedłem z Darrell.
- Przynajmniej założyłeś jej na palec obrączkę ślubną.
- Chodzi ci o ten relikt rzekomo chroniący związek przed rozpadem? Nie
jesteśmy z tej bajki. Jeszcze nie mieliśmy nawet nocy poślubnej.
- Daj jej trochę czasu, Alex. Znacie się ledwie tydzień.
- Dla mnie wystarczy.
- Mnie też tyle wystarczyło, ale kiedy poznałem Evelyn, ona była
szczęśliwą mężatką.
- To było kiedyś. Teraz wszystko przed wami. Nie pozwolę, żeby wuj
Vittorio zrujnował waszą przyszłość.
R S
- 125 -
Alex rozłączył się i wezwał kierowcę, żeby zawiózł go do stajni.
Najwyższy czas, by miał swoją żonę dla siebie.
Evelyn położyła dłoń na ramieniu Darrell.
- Możemy porozmawiać, zanim wrócisz do zamku?
- Oczywiście. W końcu już świta.
Właśnie położyły chłopców spać i zeszły pałacowymi schodami na parter.
Kiedy Evelyn dowiedziała się o wypadku, przyjechała do stajni i przekonała
wszystkich, by na resztę nocy wrócili do łóżek. Szczeniak usnął, więc nie było
sensu siedzieć na wilgotnej podłodze.
Evelyn zaprowadziła Darrell do salonu obok foyer. Zamknęła drzwi i
powiedziała:
- W czasie waszego ślubu mówiłam, że cieszę się, że wyszłaś za Aleksa.
Naprawdę tak myślę. Wiesz o tym, że on bardzo cię kocha.
Darrell przetarła oczy.
- Nie wydaje mi się. Jest po prostu zadowolony, że znalazł wiarygodny
pretekst, by nie żenić się z Izabellą.
- To prawda, że jej nie kochał, ale gdyby ciebie nie kochał, tak szybko by
się z tobą nie ożenił. Charles zawsze ubolewał, że Alex nigdy nie zazna
prawdziwego szczęścia, ale kiedy Alex przywiózł cię tutaj, w jego oczach
pojawiło się coś zupełnie nowego. Uwierz mi.
- To z powodu Filipa. To jego kocha - oponowała słabo Darrell.
- Oczywiście. Ale ja mówię o tobie. Katerina też zauważyła w nim
niewiarygodną odmianę. Rozmawiałyśmy o tym wieczorem. Powiedziała mi
też, że mój teść miał nadzieję na małżeństwo moje i Aleksa. Absurd. Widocznie
Vittorio zapomniał - ciągnęła - że do małżeństwa trzeba dwojga. A jest ktoś, na
kim mi zależy. Problem polega na tym, że on niczego w tej sprawie nie zrobi,
ponieważ nie pochodzi z królewskiego rodu.
- Kto to?
- Leo.
R S
- 126 -
- To bardzo atrakcyjny mężczyzna - szepnęła Darrell. - Czy jest coś, w
czym Alex albo ja możemy ci pomóc? Leo i Alex są najbliższymi przyjaciółmi.
- Nie. Jeżeli Leo nie jest w stanie o mnie zawalczyć, tak, jak zrobił Alex,
to znaczy, że jego miłość jest zbyt słaba. Darrell, jeśli twoje uczucie dla Aleksa
jest tak głębokie, jak myślę, nie wahaj się. Nie masz pojęcia, jak bardzo Alex
jest przerażony.
- Co masz na myśli?
- Ślub z tobą wtrącił go w pewną izolację.
- Nadal nie rozumiem.
- On dobrze zna wyższe sfery i swoje królewskie obowiązki, ale
małżeństwo z kobietą taką jak ty to teren dla niego nieznany. Nieraz rozmawiali
z Charlesem, jak by to było zakochać się w kobiecie z ludu. Obaj uważali, że na-
wet gdyby to była miłość, koniec mógłby być żałosny. Nieważne, jak silny jest
Alex. On się boi, że nie podołasz wymaganiom dworskiego życia i pewnego
dnia opuścisz go, by wrócić do Kolorado. Łatwo go teraz skrzywdzić.
Uwagi Evelyn przypomniały Darrell o tym, co Alex mówił w zeszłym
tygodniu o Filipie. Ale mylił się wtedy i myli się teraz!
Muszę mu to natychmiast udowodnić, pomyślała Darrell i zerwała się z
kanapy.
- Dziękuję za rozmowę, Evelyn. Pomogłaś mi bardziej, niż myślisz.
Muszę wracać do zamku. Będziesz uprzejma sprawdzić, gdzie jest teraz Alex?
- Oczywiście. Jest w drodze do gabinetu weterynarza - powiedziała po
krótkiej rozmowie z ochroną.
- Świetnie. To daje mi trochę czasu na przygotowanie planu. Pomożesz
mi?
- W czym tylko zechcesz. - Oczy Evelyn zabłysły.
W ciągu kilku minut kierowca Evelyn odwiózł Darrell do zamku. Po
drodze przez jej głowę przewijało się tysiące myśli, które wcześniej nie miałyby
sensu, ale nagle wszystko stało się jasne.
R S
- 127 -
Apartament Saksoński był ulubionym azylem Chaza, a schronieniem
Aleksa - mały, górski domek.
Nic dziwnego, że powiedział jej, że mógłby żyć w takim domku w
Kolorado, gdyby musiał abdykować.
Po rozmowie z Evelyn Darrell zrozumiała, że Alex przyjął królewskie
obowiązki tylko z powodu urodzenia, ale nie było to zgodne z jego prawdziwą
naturą. Chaz od takiej odpowiedzialności uciekał i próbował pociągnąć za sobą
Aleksa. A zatem ona musiała sprawić, by wtedy, kiedy znajdą się sami, tylko we
dwoje, nie czuł się jak król. Filip osiągnął to od razu, będąc po prostu sobą. Ona
potrzebowała trochę więcej czasu.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Alex nie znalazł Darrell u weterynarza, więc pojechał do pałacu Evelyn,
przekonany, że aby uniknąć kontaktu z nim, postanowiła spędzić noc z
chłopcami. Ale tam też jej nie zastał.
Jeżeli nie była gotowa, by z nim spać, da jej tyle czasu, ile będzie
potrzebowała, postanowił.
Wrócił do zamku i poszedł do swojego apartamentu. Przed drzwiami
stanął jak wryty. Ujrzał napisaną po angielsku kartkę.
„Pojechałam na lotnisko w Zurychu. Stosownie do życzeń Waszej
Wysokości, jestem teraz na pokładzie królewskiego odrzutowca. Darrell".
Alex poczuł się tak, jakby otrzymał potężny cios. Wyjął komórkę i
połączył się z pilotem.
- Czy moja żona jest już na pokładzie?
- Tak, Wasza Wysokość. Właśnie przyjechała.
- Nie waż się startować.
- Mówi, że ma pańskie pozwolenie.
R S
- 128 -
- Kłamie. Zapomniałeś, że to ja wydaję ci polecenia?
- Ależ skąd. Przepraszam, myślałem, że wszystko jest w porządku.
- Będę za pół godziny. Nie wypuszczaj jej z samolotu. To rozkaz.
- Tak, Wasza Wysokość.
Alex rozłączył się i wściekły wezwał helikopter. Pięć minut później
wszedł do maszyny. Pilot nie widział Darrell. To oznaczało, że pojechała
samochodem i wyczarterowała helikopter w mieście, niewątpliwie z pomocą
Evelyn, a ochronę nakłoniła do zachowania dyskrecji. Każdego umiała
oczarować, nawet jego najbardziej zaufanych ludzi.
Co ona kombinuje?
Wiedział, że nie poleciałaby do Denver bez omówienia tego z Filipem, a
chłopiec spał. Evelyn też.
Jadąc na lotnisko, cały czas zaciskał zęby. Fakt, że odrzutowiec stał
jeszcze na pasie, graniczył z cudem.
Alex wyskoczył z helikoptera i wbiegł po trapie, przeskakując po trzy
stopnie. I znowu stanął jak wryty. Zobaczył następną kartkę z notatką: „Zgodnie
z zarządzeniem, królom wstęp wzbroniony!".
Co sobie ta intrygantka wyobraża?
Nie chciał walić w drzwi, żeby nie robić widowiska przed ochroniarzami.
Cóż by to był za widok! Król błagający żonę, by mu otworzyła. Wystarczy, że
już w Denver widzieli, jak wyczekiwał przed jej domem.
Znowu wyjął telefon i polecił pilotowi, by go przełączył na jej linię.
Odpowiedziała po czwartym sygnale.
- Alex? Gdzie jesteś? - Udawała zaspaną. Nie dał się nabrać.
- Przed drzwiami samolotu.
- Przykro mi to słyszeć. Dobranoc. Rozłączyła się. Z nim!
Bliski furii skoczył bokiem na drzwi, myśląc, że są zamknięte. Były
otwarte. Mało brakowało, a by się wywrócił.
R S
- 129 -
Klnąc pod nosem, poszedł do swojej kabiny. Była pusta. Wpadł do
sypialni matki. Też pusta.
- Darrell?
- Musisz tak hałasować? Próbuję spać. A więc była w jego sypialni.
Wściekły, otworzył drzwi.
- Chcę wiedzieć, co ma znaczyć ta kartka.
- Która? Pierwszą zostawiłam, żebyś wiedział, gdzie pojechałam.
Zmrużył oczy.
- Przykro mi, że nie zrozumiałeś drugiej. Próbował zachować spokój.
- Myślałem, że się dogadaliśmy - zachrypiał.
- Masz na myśli małżeństwo? Oczywiście, że się dogadaliśmy, ale zamek
jest jak dworzec. Nie da się spać z rodziną, psami, służbą i ochroniarzami
wchodzącymi i wychodzącymi całą noc. A co z nocą poślubną? Dlatego
przyleciałam tutaj. Liczyłam, że mężczyzna, nie król, przyjedzie tu za mną.
Jeżeli ktoś będzie nas szukał, powiemy pilotowi, żeby wystartował.
Alex przełknął ślinę i zapalił światło. Darrell siedziała na łóżku w
jasnoniebieskiej górze od piżamy.
- Dzień dobry, mój drogi mężu. Oto, co powinnam powiedzieć przez
telefon.
Związała lśniące włosy w koński ogon. W jej uśmiechniętych, błękitnych
oczach pojawiło się coś nowego. Odrzuciła koce i wyciągnęła ramiona.
- Chodź - zachęcała przejmującym głosem.
Jak tonący, który nagle czuje piasek pod stopami i idzie do brzegu,
poszedł do niej.
- Darrell - szepnął przy jej ustach. - Kochanie moje...
- Ach, jak bardzo chciałam to usłyszeć - szepnęła, pomagając mu się
rozebrać.
- Czy zadowoliłam Waszą Wysokość?
R S
- 130 -
Po godzinach miłości oboje usnęli. Darrell obudziła się pierwsza i objęła
Aleksa. Zachwycił ją niski jęk, jaki wydostał się z jego gardła.
- Czy to znaczy, że chcesz jeszcze, czy jęczysz, bo jesteś głodny.
- I to, i to - mruknął przy jej szyi, przyprawiając ją o dreszcz.
- Jedzenie może poczekać, a ja nie.
- Ani ja...
Kolejna godzina zachwytu niemal zmieniła Darrell w rozpustnicę.
- Nie wiedziałam, że to może być aż tak... - wyszeptała rozpalona.
- Z nikim nie było mi tak cudownie. Bogu dzięki, że jesteś moją żoną. -
Całował ją, nienasycony. - Pewnie będę musiał rządzić moim królestwem z tego
łoża.
- Ode mnie nie usłyszysz słowa skargi, ale wszyscy inni, którzy cię
kochają, mogliby mieć obiekcje. Ach, zapomniałabym, a jak Brutus?
- Lepiej niż ja - zachichotał w jej miękkie włosy.
- Tak myślałam. Wiesz, jaki jest twój problem? Chcesz być wszystkim dla
wszystkich. I radzisz sobie doskonale. Ale skoro już jesteś moim mężem, chcę,
żebyś po pracy wracał do domu i do mnie, jak każdy normalny facet.
- Możesz mnie o to prosić po tym, co przed chwilą robiliśmy? - Uciszył ją
pocałunkiem.
- Wiesz, o co mi chodzi - odpowiedziała wniebowzięta.
- Wytłumacz mi, kochanie.
- Dobrze. - Pocałowała jego kłującą brodę. - Twój zamek jest jak z bajki.
Brak mi słów, by opisać fantastyczny świat, w którym się urodziłeś. Ale we
mnie jest jakaś cząstka, która chce własnego domu.
- Zgoda! - krzyknął jej do ucha.
- Z podwórkiem, trawnikiem, który kosisz, i z chwastami, które ja pielę.
- Zgoda!
- A kiedy zatka się zlew, ty go naprawisz.
- Zgoda!
R S
- 131 -
Przyglądała się mu zdziwiona.
- Co powiedziałeś?
- Że cię kocham. Powiedziałem, że spełnię wszystkie twoje życzenia.
Jeden z moich domów jest dolinę dalej. Doskonale nadaje się dla rodziny, którą,
mam nadzieję, będziemy powiększać. Od razu wiedziałem, że tam za-
mieszkamy. Kiedy tylko cię zobaczyłem, piękną blondynkę, wchodzącą do mnie
po trapie odrzutowca... Słońce oświetlało twoje niezwykłe, fiołkowe oczy, a ja
ujrzałem w nich ból, troskę, lęk i mądrość. Nie do wiary, ile te oczy powiedziały
mi o tobie. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia.
- Ja też - wyznała.
- Większość ludzi mówi, że to niemożliwe, że trzeba z kimś spędzić całe
lata, zanim można to nazwać miłością. Nie zgadzam się. Miłość może pojawić
się nagle. Kiedy wyszłaś z samolotu, żeby pojechać po pierścień, byłem już in-
nym człowiekiem. Już nie mogłem odlecieć, nie oglądając się wstecz. Musiałem
cię znowu zobaczyć i przekonać się, czy naprawdę oddałem ci serce. Kiedy
czekałem pod twoim domem, wiedziałem, że będziesz moja.
- Och, Alex. - Obsypała go pocałunkami. - Kiedy podgrzewałam tacos,
miałam wrażenie, że jesteśmy małżeństwem, a ja zajmuję się moim wspaniałym
mężem po całym dniu pracy. Nie masz pojęcia - ciągnęła - jak tęskniłam, żeby
gotować i prać dla ciebie, układać twoje skarpetki w szufladzie. Dla innych
jesteś królem, ale dla mnie jesteś miłością. Chcę dać ci dziecko. Poza
obowiązkami żony króla, prywatnie chcę być dla ciebie kimś, kogo nie zna nikt.
I naucz mnie retoromańskiego.
Jego zmysłowy uśmiech rozbroił ją.
- Nauczę cię, ale najpierw...
- Masz apetyt...
- Mam. Na ciebie.
R S
- 132 -
- Kiedy pocałowałeś mnie pierwszy raz, było lepiej niż dobrze - krzyknęła
cicho. - Tego dnia w górach byłam gotowa. Pragnęłam cię. Ale nie chciałam
króla. Chciałam mężczyzny, który należałby tylko do mnie.
Alex nagle spoważniał i przyjrzał się bacznie.
- Rozmawialiśmy z Chazem, jak by to było spotkać odpowiednią kobietę i
ożenić się z nią. Jakimś cudem obu nam udało się spełnić marzenia. Ale ja
jestem zachłanny i chcę jeszcze jednego cudu.
Darrell gładziła palcem jego usta.
- Mam nadzieję, że to już się stało. Nie mogę się doczekać, kiedy poczuję
pierwsze ruchy twojego dziecka.
Alex objął ją i lekko kołysał.
- Martwię się tylko, że twój wuj nie ustąpi. Nadal uważam, że na jakiś
czas powinnam wyjechać z Filipem do Kolorado.
- Jesteśmy małżeństwem, Darrell - przypomniał jej. - Myślisz, że
spuściłbym cię z oczu choćby na sekundę?
- Tylko na jakiś czas. Filip to zrozumie, najdroższy.
- Przysięgałaś przed Bogiem. Czy to dla ciebie nic nie znaczy?
Jej oczy zaszły łzami.
- Znaczy wszystko. Chcę tylko ci pomóc. Jesteś taki cudowny, że żadne
słowa nie wypowiedzą tego, co czuję.
- Więc najlepiej mi pomożesz, kochając mnie tak jak teraz. Nieważne, co
się stanie.
- Rozkaz - zażartowała. Alex nabrał powietrza.
- Nie. Chcę cię u swego boku, w moim łóżku, bo ty tego chcesz. Nie ma
innych powodów.
- Zgoda!
R S
- 133 -
EPILOG
Dwa miesiące później Alex wszedł do sali konferencyjnej, skinął do Leo i
rozejrzał się po zebranych. Tego dnia był z nimi wuj Vittorio.
- Panowie, dziękuję za przybycie. Mam do zakomunikowania kilka spraw.
Przede wszystkim, wuj Vittorio jest już zdrowy, co nas wszystkich bardzo
cieszy.
Obecni zaklaskali.
- On i ciocia Renata będą gospodarzami przyjęcia weselnego księżniczki
Evlyn i naszego czcigodnego przyjaciela Leo.
Filip z własnej inicjatywy odwiedził wuja Vittorio i zaskarbił sobie jego
sympatię, stąd ta nagła zmiana.
- Ogłoszenie terminu ślubu i zaproszenia pozostawiam Leo. Nie muszę
dodawać, że młodzi książęta są zachwyceni, że ich przyszły ojczym był agentem
kontrwywiadu.
Wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem, nawet wuj. Rozległy się gromkie
brawa, a Leo poczuł ogromną ulgę.
- Moja żona i ja spodziewamy się drugiego dziecka - oświadczył
następnie Alex, a cisza, jaka zapadła po tych słowach, była równie wymowna
jak wcześniejszy aplauz.
- Darrell byłaby tu teraz ze mną, ale nie czuję się najlepiej, dlatego została
w domu. Mieliście dwa miesiące na podjęcie decyzji co do mojej abdykacji.
Jestem gotów wysłuchać waszej opinii.
Ku jego zaskoczeniu, wstał wuj Vittorio. Długo wpatrywał się w Aleksa.
- Mój brat zawsze mówił, że będziesz dobrym królem. - Starszy pan,
wychudzony z powodu ścisłej diety, odchrząknął. - Mój brat mylił się.
Alex w napięciu czekał na puentę.
R S
- 134 -
- Upoważniony przez Filipa oświadczam, że jesteś wielkim królem.
Przytoczę jego słowa: Jesteś najmądrzejszym ze znanych mu mężczyzn.
Kochasz ludzi, dzieci, zwierzęta, a przede wszystkim jego matkę. Wobec takich
pochwał, niech wolno mi będzie pierwszemu wypowiedzieć swoje zdanie. Boże,
chroń króla.
Alex stał jak ogłuszony. Inni powtarzali ostatnie słowa i wstali, klaszcząc.
Nagle drzwi otworzyły się i do środka weszła wymizerowana Darrell.
Poranne mdłości tylko przydały jej urodzie eterycznego piękna, które skupiło
spojrzenia obecnych.
Jak wytrzymała lot helikopterem? Serce Aleksa zamarło. Wprawdzie nie
chciał, by tu się pojawiała, ale jednocześnie czuł, że mając ją u swego boku,
będzie w stanie stawić czoło wszelkim przeciwnościom.
- Czy ja mogę coś dodać? Niechaj Bóg błogosławi mego ukochanego
męża.
R S