'URJDGRZHZQĚWU]QHM
UyZQRZDJLF]\OLMDNZ\OX]RZDþ
LSR]E\þVLĚVWUHVX
,GĨGR
3U]\NáDGRZ\
UR]G]LDá
6SLVWUHĞFL
1RZRĞFL
%HVWHVOOHU\
=DPyZGUXNRZDQ\
NDWDORJ
'RGDMGRNRV]\ND
=DPyZFHQQLN
=DPyZLQIRUPDFMH
RQRZRĞFLDFK
:\GDZQLFWZR+HOLRQ6$
*OLZLFH
WHO
HPDLOVHQVXV#VHQVXVSO
.DWDORJNVLąĪHN
7ZyMNRV]\N
&HQQLNLLQIRUPDFMH
$XWRU$JQLHV]ND2UQDWRZVND%RJXVãDZ6WĚSLHĝ
,6%1
)RUPDW$VWURQ
3R]QDMGURJĚGRX]\VNDQLDZHZQĚWU]QHMUyZQRZDJL
1DXF]VLĚ]DU]ėG]DþVZRLPLHPRFMDPL
6SUDZE\NDĦG\7ZyMG]LHĝE\ãUDGRVQ\LSR]EDZLRQ\VWUHVX
=DVWRVXMZSUDNW\FHPHWRG\LWHFKQLNLRSLVDQHZNVLėĦFH
ē\MHV]ZVWUHVLH"1LHSRWUDILV]VLĚZ\OX]RZDþ"0DU]\V]RFKZLOLVSRNRMX"
3UyERZDãHġMXĦSUDZLHZV]\VWNLHJRĦHE\Z\UZDþVLĚ]WHJR]DNOĚWHJRNUĚJX"
7ZRMDFRG]LHQQRġþZFLėĦ&LĚMHGQDNSU]\WãDF]D"&RUD]F]ĚġFLHMSRSDGDV]ZSDQLNĚ
NRPELQXMėFMDNZUHV]FLH]ãDSDþFKZLOĚRGGHFKX"1LHPDVHQVXZ\REUDĦDþVRELH
EH]WURVNLHJRĦ\FLDQDUDMVNLHMZ\VSLHDQLPDU]\þRGQLDFKZ\SHãQLRQ\FKUHODNVHP
ġPLHFKHPLSU\ZDWQ\PLPDVDĦ\VWNDPLJRWRZ\PLXOĦ\þ&LZNDĦG\PRĦOLZ\VSRVyE
5DF]HM&LWRQLHSRPRĦHDPRĦHVSUDZLþĦHSRZUyWGRFRG]LHQQRġFLEĚG]LHMHV]F]H
WUXGQLHMV]\$OHF]\WRR]QDF]DĦH]RVWDãHġVND]DQ\QDĦ\FLHZZLHF]Q\PVWUHVLH"
1LFSRGREQHJR-HVWOHSLHMQLĦSU]\SXV]F]DV]³PRĦHV]SR]E\þVLĚQDSLĚFLD
L]UHODNVRZDþEH]Z]JOĚGXQDWRJG]LHMHVWHġLFRURELV]
5HZROXF\MQD%H8QLW\0HWKRGSRZVWDãDSRWRĦHE\SRPyF&LRGQDOHĥþ7ZRMėZãDVQė
GURJĚ6NRU]\VWDM]ZLHG]\]G]LHG]LQ\SV\FKRORJLL1/3ILOR]RILL:VFKRGX³KXQ\
WDRRUD]RVRELVW\FKGRġZLDGF]HĝĦ\FLRZ\FKDXWRUyZ%H8QLW\0HWKRGRSLHUDVLĚ
QDIXQGDPHQWDOQHMZDUWRġFL]NWyUėPRĦQDVLĚVSRWNDþZHZV]\VWNLFKV\VWHPDFK
SRPDJDMėF\FKOXG]LRPZRGQDOH]LHQLXUyĦQ\FKGUyJUR]ZRMX³-('12Ď&,
ZV]HURNLPWHJRVãRZD]QDF]HQLX³RUD]QDRWZDUFLXXP\VãXQDFKZLOĚNWyUDWUZD
WXLWHUD]DE\RVLėJQėþZHZQĚWU]Q\VSRNyM'RZLHG]VLĚF]HJRWDNQDSUDZGĚFKFHV]
LSRGHMPLMGHF\]MĚR]PLDQLHMDNRġFLVZRMHJRĦ\FLD
1DSUDZGĚU]DGNRPRĦQDVSRWNDþWDNFLHSãėLRWZDUWėRVREĚMDN$JQLHV]ND
1DOHĦ\GRJUXS\OXG]LNWyU]\QDSUDZGĚSRWUDILėVãXFKDþ:LHOXZW\PUyZQLHĦ
LMD]DZG]LĚF]DMHMRGQDOH]LHQLHVZRMHMZDUWRġFLZHZQĚWU]QHJRSLĚNQDLZãDVQHM
GURJL0RĦQDRQLHMSRZLHG]LHþĦHRSUyF]WHJRĦHMHVWġZLHWQ\PSV\FKRORJLHP
LMHGQ\P]QDMEDUG]LHMJHQLDOQ\FKWUHQHUyZ1/3Z3ROVFHWRMHVWMHV]F]HZVSDQLDã\P
SU]\MDFLHOHPLF]ãRZLHNLHP&RZLĚFHMPDXQLNDOQėXPLHMĚWQRġþSU]HND]\ZDQLDVZRMHM
ZLHG]\ZSURVW\L]UR]XPLDã\VSRVyE
%RJXVãDZ6WĚSLHĝ
Spis treĂci
O autorach 5
Dlaczego warto przeczytaÊ tÚ ksiÈĝkÚ 7
Jak nabraÊ dystansu do swoich problemów
— otwórz oczy 17
Jak pozbyÊ siÚ wewnÚtrznego krytyka
— mów i sïuchaj 27
Jak szybko siÚ uspokoiÊ i pozbyÊ lÚków
— odkryj wewnÚtrznÈ harmoniÚ 41
Bïyskawiczne i wolniejsze metody zarzÈdzania
emocjami — po prostu siÚ zrelaksuj 53
Jak utrzymaÊ spokój niezaleĝnie od otoczenia
— uĂmiechnij siÚ do ludzi 65
Maïe drobne przyjemnoĂci
— znajdě radoĂÊ ĝycia 79
KsiÈĝki, które byïy naszÈ inspiracjÈ 95
Jak szybko si(
uspokoi* i pozby*
l(ków — odkryj
wewn(trzn2 harmoni(
W tym rozdziale dowiesz si!:
jak szybko i skutecznie uspokoi# si$ nawet
przy bardzo silnych emocjach.
Agnes przebieg&a mi(dzy blokami, ale znikn-& jej
z oczu. Rozgl-da&a si( dooko&a. Musia& si( gdzie3
schowa5, nie zd-6y&by przebiec na drug- stron( ulicy,
na pewno by go zauwa6y&a. Musi go przecie6 odna-
le85, zanim Zoe pope&ni jakie3 g&upstwo. Bez wzgl(du
na to, czy to by& tylko sen, czy mo6e jaka3 projekcja
jej wyobra8ni, gdzie3 wewn(trznie czu&a, 6e to dla niej
cholernie wa6ne i 6e nie mo6e jej pozwoli5 odda5
si( w r(ce, jak to nazwa&a, Kontroli.
42 D
R O G A D O W E W N 7 T R Z N E J R Ó W N O W A G I
Co3 mign(&o pomi(dzy krzakami i w oddali zobaczy&a skulon- po-
sta5 przebiegaj-c- przez ulic(. „To on”. Bieg& w stron( starego ko3cio&a.
Ruszy&a za nim.
Buuuuuu!!! — us&ysza&a tu6 obok siebie klakson samochodu.
— Jak je8dzisz, baranie! — krzykn(&a. — Teren zabudowany, ulicz-
ka osiedlowa, dwadzie3cia na godzin(, o3le — stan(&a i wymownie po-
kaza&a kierowcy 3rodkowy palec lewej r(ki, a potem pobieg&a dalej.
Zobaczy&a, jak ch&opak zmierza do ogrodzenia ko3cio&a. Kiedy dotar&a
na miejsce, okaza&o si(, 6e… znikn-&.
— Cholera, zgubi&am go! — by&a z&a.
Sta&a na wprost muru okalaj-cego star- drewnian- 3wi-tyni(, otwie-
ran- tylko w okresie wakacyjnym — jako jedyna atrakcja turystyczna
w okolicy. Zreszt- te6 nie wiadomo po co, bo chyba tak naprawd( nikt
tutaj nie przychodzi&. Wej3cie znajdowa&o si( od po&udnia, a ona sta&a
od strony zachodniej. Na prawo i na lewo roztacza& si( poro3ni(ty
rzadkimi krzakami wysoki 3redniowieczny mur.
„Nie móg& znikn-5, musi gdzie3 tutaj by5”. Podesz&a bli6ej, przygl--
daj-c si( krzewom. S&oIce schowa&o si( ju6 prawie ca&kiem za hory-
zont i na ulicy zap&on(&y latarnie. W blasku sodowego 3wiat&a zauwa-
6y&a g&(boki cieI w dolnej cz(3ci muru za krzewami. Podesz&a bli6ej,
delikatnie rozchyli&a ga&(zie. Jej oczom ukaza&a si( ma&a, lekko uchylona
furtka.
— Kurde! — przekl(&a pod nosem.
Chodzenie po cmentarzach czy ko3cio&ach po zmroku nie nale6a&o
do jej ulubionych zaj(5. Zawaha&a si(. Poczu&a, jak strach parali6uje jej
cia&o, jak z sekundy na sekund( traci motywacj(.
Wzi(&a g&(boki oddech i zrobi&a krok wstecz, wyobra6aj-c sobie jed-
nocze3nie, 6e wychodzi ze swojego cia&a i patrzy na siebie, dalej stoj-c-
przed wej3ciem. Napi(cie spad&o. U3cisk w gardle zel6a&. Zrobi&a jeszcze
jeden krok. Tym razem patrzy&a na siebie patrz-c- na siebie. Strach
odszed& ca&kiem, nie pozostawiaj-c 3ladu w jej ciele.
„Zoe” — pomy3la&a i szybko ruszy&a w kierunku furtki, omijaj-c
dwa swoje wyobra6one wcielenia.
Jak szybko si$ uspokoi& i pozby& l$ków — odkryj wewn$trzn, harmoni$
43
Uchyli&a drzwi i wesz&a do 3rodka. Musia&a chwil( posta5, zanim
oczy przyzwyczai&y si( do zmroku. Robi&o si( ju6 naprawd( ciemno.
Niebo mia&o kolor ciemnego granatu. „Starzy mnie zabij-, jak wróc(
do domu”. Ruszy&a powoli w kierunku ko3cio&a. By& stary i drewniany.
Troch( inny ni6 te, które widzia&a do tej pory. Ca&y pokryty ciemnymi
deskami. Nie mia& 6adnych zdobieI ani ornamentów, ot taka wi(ksza
szopa z malutkim krzy6em i cienk- dzwonnic- wyrastaj-c- na 3rodku
dachu. W pó&mroku wygl-da& niepokoj-co. W jednym z okien przy ziemi
pali&o si( 3wiat&o.
Przeskoczy&a szybko przez podwórze, omijaj-c kilka sporych g&azów
i kupek wyschni(tych li3ci. Przywar&a do 3ciany obok okna. Wygl-da&o
na to, 6e jest tu sama. „Gdzie ten gówniarz, no przecie6 jak go dorw(,
to normalnie udusz(!”. Kucn(&a i zajrza&a przez szyb( o3wietlonego
okna. Nie&atwo by&o cokolwiek dojrze5 z powodu brudu, jaki zd-6y& si(
ju6 od&o6y5 na nigdy niemytych szybach.
— Ku ku!!!
Kto3 krzykn-& jej ko&o ucha. Serce o ma&o nie wyskoczy&o jej z piersi.
Chcia&a odskoczy5, ale potkn(&a si( i wy&o6y&a jak d&uga wzd&u6 3ciany.
— Ha ha ha ha ha. Wystraszy&a3 si(? — to by& jego g&os. Militarnego
Owira.
Zerwa&a si( i chwyci&a go za ko&nierz. Otworzy& szeroko oczy, jakby
znów by& zaskoczony jej reakcj-.
— No co? Wyg&upiam si( — powiedzia&, jakby na wyt&umaczenie.
— Medalion! Gdzie jest medalion?!
— Nie mam.
— Jak to nie masz, przecie6 mia& by5 dla mnie — jedn- r(k- zacz(&a
przeszukiwa5 jego kieszenie. Rzeczywi3cie, nie znalaz&a nic oprócz zasmar-
kanej chusteczki i czerwonego wielofunkcyjnego scyzoryka swiss knife.
— Gdzie jest medalion?
— Pu35 mnie, nie mam 6adnego medalionu.
— Nic z tego, ju6 mia&am za tob- sprint na 1000 metrów, nie mam
zamiaru ci( drugi raz goni5 — wzi(&a scyzoryk i schowa&a do kieszeni. —
Oci-gaj buty!
44 D
R O G A D O W E W N 7 T R Z N E J R Ó W N O W A G I
— Co?
— Oci-gaj buty.
Patrzy& na ni- os&upia&y, ale pos&usznie zsun-& buty, zaczepiaj-c je-
den o drugi.
— Teraz skarpetki! No ju6!
Pos&usznie schyli& si( i 3ci-gn-& jedn- skarpetk(.
— No co ty, zwariowa&a3?
— Druga!
Z grobow- min- chwyci& skarpetk( palcami i wtedy co3 z brz(kiem
upad&o na kamienny chodnik.
— Daj mi to!
— Agnes, ty nic nie rozumiesz, ja to musz( odda5.
— Dawaj, powiedzia&am! My3lisz, 6e filmów nie ogl-dam? Najlepsza
skrytka policjanta to jego skarpetka.
Poda& jej medalion, chwyci&a go i schowa&a do kieszeni.
— Sk-d to masz?
— Ukrad&em!
— Jak to ukrad&e3? Powiedzia&e3, 6e to od kogo3, da&e3 i znowu
ukrad&e3?
— Agnes, ja... to chcia&em dla ciebie — patrzy& zawstydzony. — Ale
jak za&o6y&a3 na siebie, to… to nie mog&em ci( dobudzi5 i dopiero jak
3ci-gn-&em, to si( obudzi&a3. A potem zacz(&a3 mnie goni5.
— Co ty bredzisz? Sk-d to masz?
— St-d — wskaza& na pal-ce si( 3wiat&o.
— Co tam jest?
— Biblioteka, pomagam tu czasami kustoszowi. Rysuj( dla niego wi-
zerunki staro6ytnej broni i zbroi.
— Gwizdn-&e3 zabytek z ko3cio&a?
— To dla ciebie... bo...
Nie mog&a uwierzy5. Takiego adoratora jeszcze nie mia&a.
— Jeste3 nie tylko 3wir, ale do tego jeszcze mocno powalony 3wir.
— Agnes, ja ci( bardzo lubi(...
Jak szybko si$ uspokoi& i pozby& l$ków — odkryj wewn$trzn, harmoni$
45
Patrzy&a na niego i nie mog&a uwierzy5. Sta& tutaj, patrzy& na ni-
mi(towymi oczami i mówi&, 6e j- lubi.
„Owietne wyczucie chwili, ch&opie” — nie mog&a uwierzy5, jak si(
zmieni&: ze z&o3liwego gbura w potulnego baranka. Ale ch&opcy tak maj-,
w szczególno3ci w tym wieku — pod mask- supermacho kryje si( w&a3nie
totalna pierdo&a. Ten, jak wida5, by& nawet na etapie ci-gni(cia dziew-
czynek za warkoczyki.
— Tam kto3 jest — wskaza&a na dó&.
— Eeee, nie, chyba nie o tej porze. Nie powinno tam ju6 nikogo by5.
— A 3wiat&o?
— Zawsze si( 3wieci, chodzi tam taka maszyna do na3wietlania, nie
wiem, o co chodzi.
— Musimy tam wej35.
— Zwariowa&a3?
— Ju6 raz tu co3 dzióbn-&e3, wi(c co za ró6nica? — wygl-da& na
totalnie wystraszonego. — Chod8!
— Nie, ja... nie dam rady! Przedtem to ja po prostu wzi-&em ze sto&u,
ale 6eby si( w&amywa5? — nogi zdr(twia&y mu ca&kowicie i nie móg&
si( nawet ruszy5. Zacz-& coraz szybciej oddycha5, jakby za chwil( mia&
wpa35 w panik(.
— Chcesz mi pomóc?
— Tak, ale... — zawaha& si(.
— Nie ma 6adnego „ale”. Mo6esz si( ba5 tylko tego, co jest przed
tob-, nigdy tego, co jest za tob-, tak?
— No... tak.
— To wyobra8 sobie, 6e pomi(dzy twoimi stopami w przód biegnie
linia, która wyznacza ca&- twoj- przysz&o35. Chc(, 6eby3 umie3ci& na
niej to, co mamy za chwil( zrobi5. Masz?
— No... tak.
— To teraz przejd8 po tej linii, zatrzymuj-c si( du6o dalej w przy-
sz&o3ci, i spójrz wstecz, jakby to ju6 by&o za nami.
Pu3ci&a go.
— No id8!
46 D
R O G A D O W E W N 7 T R Z N E J R Ó W N O W A G I
Ruszy& powolnym krokiem, wida5 by&o, jak napi(cie rysuje si( na jego
twarzy. Zmru6y& oczy i przyspieszy&, po czym zatrzyma& si( kilka kro-
ków dalej.
— I jak? — zapyta&a.
— O, ju6 min(&o. Czuj( si(… ok.
— To dobrze — wyci-gn(&a scyzoryk i zacz(&a majstrowa5 przy oknie.
— Cholera, ci(6ko otworzy5.
— Daj mi to — ukl(kn-& obok niej. Wsadzi& ostrze z boku, co3
chrupn(&o i rama wyskoczy&a z zawiasów. — Tak to si( robi — by&
z siebie bardzo dumny.
— Niez&e, wchod8 pierwszy.
— Dlaczego ja?
— Webym wiedzia&a, 6e nie zwiejesz.
Popatrzy& jej w oczy z wyrzutem i w3lizgn-& si( do 3rodka.
Wskoczy&a za nim.
W 3rodku by&o w miar( jasno. Pachnia&o star- piwnic-, ple3ni- i wil-
goci-. W powietrzu unosi&o si( sporo kurzu. Pomieszczenie by&o du6o
wi(ksze, ni6 si( spodziewa&a, poprzedzielane korytarzami, które two-
rzy&y pó&ki z ksi-6kami. Pod 3cian- sta&o du6e biurko, po&-czone ze spo-
rym, mocno o3wietlonym sto&em. Pod nim sta& komputer i skaner, a na
przykr(conych do blatu sto&owego statywach wisia&y dwa aparaty foto-
graficzne i co3 jeszcze, ale nie potrafi&a tego nazwa5.
— Jeste3my w tym teraz razem, rozumiesz? — pokiwa& g&ow-. —
Znasz to miejsce? — przytakn-&. — Chc(, 6eby3 znalaz& co3 na temat
medalionu, kontroli, stra6ników i drzewa o imieniu Leila.
— Co? — zapyta& wyra8nie zaskoczony.
— Powtórz!
— Ok. Medalion, kontrola, stra6nicy i Leila. A ty co?
— Ja musz( tam wróci5.
— Gdzie wróci5?
— Niewa6ne. Usi-d( na tym krze3le i za&o6( medalion, nie przeszka-
dzaj mi przez co najmniej pó& godziny. Jakbym do tego czasu si( nie obu-
dzi&a, to 3ci-gnij medalion. Ale chyba ju6 wiem, co robi5, wi(c spox.
Jak szybko si$ uspokoi& i pozby& l$ków — odkryj wewn$trzn, harmoni$
47
*****
Zoe siedzia&a pod drzewem i p&aka&a.
— Leilo, Leilo, co ja teraz zrobi(?
— Decyzja, jak zwykle, nale6y do Ciebie, ale mo6e jest jaka3 szansa.
— S&yszysz mnie? — zapyta&a Agnes.
Zoe wzdrygn(&a si( zaskoczona.
— S&ysz(. Gdzie by&a3? Najpierw pakujesz mnie w tarapaty, a pó8niej
znikasz.
— To nie moja wina, przepraszam. Pó8niej ci wyt&umacz(. S&ysza&am
co3 o jakiej3 szansie, zapytaj je, o co chodzi.
— J-! To drzewo to bogini.
— Ok, ok, j-.
— Leilo, powiedz mi, jaka to szansa.
— Jest jedno miejsce, do którego nie zagl-da nawet Kontrola, i to
bardzo blisko. Kilka godzin drogi st-d. To wyspa. Nazywaj- j- Wyspa
Wszelkich Mo6liwo3ci. Mieszka na niej smoczyca o imieniu Aventia.
Wiele lat temu, kiedy smoki musia&y si( wycofa5, Kontrola obj(&a nad
wi(kszo3ci- w&adz(, a one nie chcia&y si( jej podda5. Aventia ukry&a
jajo, swojego ostatniego potomka. Jego ojciec, Dragon, nie uwierzy& jej
i my3la&, 6e porzuci&a je, uciekaj-c. Wpad& w furi( i zszed& do 3wiata
podziemi. Aventia próbowa&a odzyska5 jajo, ale Kontrola ju6 wsz(dzie
mia&a swoich szpiegów i stra6ników. Pozosta&a wi(c na swojej wyspie.
My3l(, 6e do dzi3 czeka na okazj(, 6eby odzyska5 swoje dziecko.
— No i?
— No i gdyby3 zanios&a jej to jajo, to jestem przekonana, 6e na pew-
no by ci pomog&a.
— Co? Nie ma takiej opcji! — Zoe z&o6y&a r(ce na piersi. — Nie ma
takiej opcji.
— Zoe — krzykn(&a Agnes. — Je3li to jest szansa, to mo6e warto z niej
skorzysta5.
— Nie dam si( po6re5 przez smoka, nie ma mowy. Wol( wi(zienie.