TaraPammi
DomwSanFrancisco
Tłumaczenie
NataliaWiśniewska
PROLOG
–Możeumrzećwkażdejminuciekażdegodniaalbodożyćsetki.Inicniemożna
natoporadzić.
NathanielRamirezwpatrywałsięwośnieżonewierzchołkigór.Ztrudemnabrał
powietrza,kiedysłowawypowiedzianeprzezlekarzyjegomatkiwielelatwcześniej
nanoworozbrzmiaływjegogłowie.Zimnepowietrzewypełniłomupłuca.
Czytobędzietendzień?
Skierowałtwarzkuniebu,kiedysercezaczęłoznówbićnormalnymrytmem.Zro-
zumiał,żeniezdołaukończyćwspinaczki.Możebyłpoprostuwycieńczony,amoże
zmęczyłagotrwającaoddwunastulatzabawawberkaześmiercią.Odponadde-
kady nieustannie podróżował, nigdzie nie zapuszczał korzeni, nigdy nie wracał do
domu,aprzyokazjizarabiałmilionywkażdymzakątkuświata,doktóregozawitał.
Oczami wyobraźni ujrzał czerwone róże w ogrodzie swojej matki, w Kalifornii,
i poczuł ukłucie w sercu. Pot zrosił mu czoło. Powoli ruszył w dół po oblodzonym
zboczu,kierującsiędochaty,wktórejspędziłostatniepółroku.
Dotarłodoniego,żeklatka,wktórejsamsięzamknął,zaczynagomiażdżyć.Czuł
sięsamotny,brakowałomutowarzystwa.Potrzebowałnowegozajęcia.Musiałzna-
leźć sobie następne wyzwanie zawodowe albo zorganizować wyprawę w kolejny
niedostępnyzakątekświata.Naszczęścieglobziemskiobfitowałwwyzwania,więc
nie musiał się martwić, że zostanie zmuszony do bezczynności. Gdyby się zatrzy-
mał,musiałbysięzmierzyćztęsknotązatym,czegoniemógłmieć.
Właśniewyszedłspodprysznica,kiedyrozległsiędźwiękjegotelefonusatelitar-
nego. Jedynie garstka ludzi znała ten numer. Przeczesując włosy palcami, zerknął
na ekran aparatu. Imię, które się na nim wyświetliło, przywołało uśmiech na jego
twarz.Odebrałwięcbezwahania.CiepłygłosMarii,gosposi,którawspierałagopo
śmiercimatki,podziałałniczymkojącybalsamnajegoudręczoneserce.
–Nathan?
–Jaksięmasz,Mario?
Uśmiechnął się, gdy kobieta zwróciła się do niego pieszczotliwie po hiszpańsku,
jakbynadalbyłmałymchłopcem.
–Musiszwrócićdodomu,Nathanie.Twójojciec…Zbytdługocięniewidział.
KiedyNatewidziałojcaporazostatni,tenwniczymnieprzypominałpogrążone-
gowżałobiewdowcaanipełnegowspółczuciaojca.Byłdraniem,któryniezasługi-
wałnatroskęsyna.
–Znowuchoruje?
–Nie.Doszedłjużdosiebiepotamtymzapaleniupłuc.Córkatejkobietydobrze
sięnimzajmowała.
Nathanspochmurniałnawspomnieniecórkikochankiojca.Doskonalezapamiętał
pewien sierpniowy dzień, kiedy słońce opromieniało cały świat, jakby nie zważało
nato,żejegoświatległwgruzach.Kwiatyzachwycałybarwamiiróżnorodnością,
skoro ogrodnicy nigdy nie przestali ich pielęgnować, a jego krew zatruwały żal
istrach.Przerażałagomyśl,żewkażdejchwilimożepaśćbeztchu,dokładnietak
samo jak jego matka. W pewnej chwili jak spod ziemi wyrosła mała dziewczynka.
Stałaprzydrzwiachgarażu,przestępującznoginanogę,iwmilczeniuobserwowa-
ła,jaktłumionyszlochwstrząsajegociałem.
– Bardzo mi przykro z powodu śmierci twojej mamy. Jeśli chcesz, podzielę się
ztobąswoją–odezwałasięcicho.
Zamiastodpowiedzieć,popchnąłjąmocnoiuciekł.
–Onsiężeni–oświadczyłaMaria,przywołującgodorzeczywistości.–Ztąkobie-
tą–dodałapochwili,celowounikającimieniaJacquelineSpear.–Wkońcudostanie
to, czego zawsze chciała. Jedenaście bezwstydnych lat mieszkania po jednym da-
chem…
Nathanskrzywiłsię,gdypoczułgorycznamyślokochanceojca,którapojawiła
sięwichżyciujeszczeprzedśmierciąmatki.
–Tojegożycie,Mario.Mapraworobićznim,comusiężywniepodoba.
–Toprawda,Nathanie.Aletodomtwojejmatki.Aonachcegosprzedać.Dwadni
temukazałamiposprzątaćpokójtwojejmatkiidodała,żemogęwziąć,cozechcę.
Przecież tak nie można. Mnóstwo tam pamiątek i biżuterii. A ona zachowuje się
tak,jakbywszystkobyłonasprzedaż.Nieoszczędziniczego.
Każdyprzedmiot,któryjegomatkazgromadziłazogromnąpieczołowitościąimi-
łością,trafiłwręcekobiety,którabyłajejprzeciwieństwem.
–Jeśliniewrócisz,wszystkoprzepadnie.
Nathan zamknął oczy, przywołując we wspomnieniach obraz swojego domu ro-
dzinnego.Ogarniętyzłościąpoprzysiągłsobie,żenieoddabezwalkitego,comusię
prawowicie należy. Po latach spędzonych w samotności mógł stwierdzić z pełnym
przekonaniem,żetajednarzeczłączyłagojeszczezdawnymżyciem.Iniezamie-
rzałjejstracić.
–Onaniemadotegoprawa.
Przezmomentwsłuchawcepanowałacisza.
–Onjejpodarowałtoprawo,Nathanie.
Poczuł,jakżołądekpodchodzimudogardła.Najwyraźniejojciecniczegosięnie
nauczył.Niedość,żeprzyczyniłsiędośmierciswojejżony,ponieważwolałdzielić
życiezinnąkobietą,tojeszczeterazzamierzałzbezcześcićjejpamięć.Posunąłsię
zdecydowaniezadaleko.Nathanścisnąłtelefontakmocno,żepobielałymupalce.
–Dałjejdommojejmatkiwprezencieślubnym?
– Nie jej, Nathanie, tylko Riyi, córce tej kobiety z pierwszego małżeństwa. Nie
wiem,czykiedykolwiekjąwidziałeś.Twójojciecprzekazałjejposiadłośćkilkamie-
sięcytemu,kiedybyłobłożniechory.
Nathanspochmurniał.CórkaJackiezamierzałaspieniężyćmiejsce,wktórymdo-
rastał. Bezsilność, która zawładnęła nim kilka godzin wcześniej, ustąpiła miejsca
gwałtownejdeterminacji.Niemógłpozwolić,żebydomjegomatkiznalazłsięwrę-
kachkogośobcego.
PożegnałsięMarią,poczymwłączyłlaptop.Połączyłsięzeswoimmenedżerem,
Jacobem, któremu polecił zająć się sprawami związanymi z chatą, zarezerwować
biletylotniczedoSanFranciscoizdobyćinformacjenatematcórkikochankijego
ojca.
ROZDZIAŁPIERWSZY
„Słyszałem,żeinwestorzysprzedalifirmęjakiemuśekscentrycznemumiliardero-
wi”.
„KtośzdziałuHRpowiedział,żeinteresujegowyłącznieopatentowaneprzezfir-
męoprogramowanie.Dlategozamierzazwolnićmnóstwoludzi”.
„Niesądziłam,żemożezainteresowaćsięnamiktośtaki”.
RiyaMathurpotarłaskronie,jednocześniezakrywającuszydłońmi,żebychoćna
moment odciąć się od szumu plotek i spekulacji rozsiewanych wokół niej. Chociaż
razemzDrewzałożyłatęfirmęponaddwalatatemu,dopieroostatniopozwoliłaso-
bienakilkadniwolnego.Inajwyraźniejniewyniknęłoztegonicdobrego.
Spojrzałanaekranswojegokomputerawchwili,kiedywokienkuwewnętrznego
komunikatorapojawiłasięwiadomośćodwspólnika:„Przyjdźdomojegobiura”.Od
razupoczułaskurczżołądka.
Ostatnie sześć miesięcy nie były dla niej szczęśliwe. Stosunki z Drew uległy
znacznemuochłodzeniu,aonaniewiedziała,jaktemuzaradzić.Ostatecznieuznała,
żenajlepiejbędziesięniewychylaćirobićswoje.
Wyszła ze swojej klitki oddzielonej od ogromnej sali pełnej rozgorączkowanych
pracowników jedynie regałem, który w każdej chwili można było usunąć, po czym
ruszyłaprostodogabinetudyrektora.Najejwidokzapanowałagłuchacisza.Dzie-
siątkiparszerokootwartychoczuśledziłojąuważnie,kiedyprzystanęłaprzedza-
mkniętymidrzwiami,żebywytrzećspoconedłonieoswojebojówki.
Zapukała energicznie i nie czekając na zaproszenie, weszła do środka. Od razu
spojrzałanaDrew,któryotworzyłusta,jakbyzamierzałcośpowiedzieć,aleszybko
je zamknął. Atmosfera była niezwykle napięta. Mimo to Riya zdołała sklecić kilka
zdań.
–Całebiurohuczyodplotek…–Podeszładoswojegowspólnika.–Bezwzględu
naosobisteanimozjetonadaljestnaszafirma,Drew.Prowadzimyjąrazem…
–Byławasza,dopókinieprzyjęliściekapitałunarozwójfirmyodinwestora–ode-
zwałsięktośstojącyzajejplecami.
Riyaodwróciłasięgwałtownie,wkierunkuogromnegostołu,naktóregoszczycie
siedziałobcymężczyzna.Widziałajedyniezarysjegosylwetki,ponieważwybrałza-
cienione miejsce, do którego nie docierały promienie słońca wpadające do środka
przezdużeokna.Mimowszystkozdawałasobiesprawę,żebaczniejąobserwuje.
–Jużmyślałem,żeniedoczekamsiętegospotkania,pannoMathur–odezwałsię
tonem,którynatychmiastjązaalarmował.–Jedynieniezwykłyumysłmógłstworzyć
oprogramowanie,którenapędzacałąfirmę–dodałuprzejmie,choćraczejchłodno.
Riya czuła, że nie powiedział wszystkiego. Poza tym odniosła wrażenie, że wie-
dział o niej znacznie więcej, niż by sobie tego życzyła. Potrafił nawet prawidłowo
wymówićjejnazwisko,czegonierobiłnawetDrew,zktórympoznałasięjeszczena
studiach.
Przesunęłasię,żebysięlepiejprzyjrzećnieznajomemu.Znarastającymuczuciem
niepokoju powiodła wzrokiem po jego ogorzałej twarzy o nieprawdopodobnie nie-
bieskichoczach.Jegoelektryzującespojrzeniewydawałosięznajome,chociażRiya
niemiałapojęcia,skądmogłabyjepamiętać.
Ciemneblondwłosygdzieniegdziepoprzeplatanemiedzianymipasemkamiokalały
nieogoloną twarz. Bardziej przypominał podróżnika niż biznesmena, zwłaszcza że
byłubranywwygodny,sportowystrój,idealnydowspinaczkigórskiej.
–Kimpanjest?–zapytałaRiyasekundęprzedtym,jakodżyływniejwspomnie-
nia.
–NazywamsięNathanielRamirez.
Riyaszerokootworzyłausta,aprzedoczamistanęłojejzdjęciezpewnegoarty-
kułu,któryczytałakilkamiesięcywcześniej.Zatytułowanogo:„Podróżnikpotentat.
Wirtualnyprzedsiębiorca.Miliardersamotnik”.
NathanielaRamirezanazywanowizjonerem.Każdainwestycjazapewniałamumi-
lionydochodu.Wróżnychzakątkachświatastworzyłsiećhoteli,którebyłyprzyja-
znenietylkodlaśrodowiska,aletakżedlabogatychklientówchcącychwypoczywać
zdalaodwścibskichspojrzeń.
Tojednaknietłumaczyło,dlaczegopojawiłsięwSanFrancisco,wsiedzibieTra-
velogue.
RyiazerknęłaprzezramięnaDrew,którysiedziałnieruchomoniczymgłaz.Poru-
szałysięjedyniejegooczy,którerazskupiałysięnaniej,araznapanuRamirezie.
–Cosprawiło,żeprzerwałpanswojąniekończącąsiępodróżpoświecieizagościł
wprogachnaszejmałejfirmyturystycznej?–zapytałapodejrzliwie.–Idlaczegosie-
dzipannakrześleDrew?
Intensywność jego spojrzenia nie była dla Riyi niczym nowym. Mężczyźni nie-
ustanniesięnaniągapili.Tymniemniejonanigdynienauczyłasięradzićsobiezza-
interesowaniem, które wzbudzała. Nie potrafiła się nim cieszyć tak jak jej matka,
Jackie.
Ramirezpochyliłsięnieznaczniewjejstronę.
–ZeszłejnocykupiłempakietkontrolnyTravelogue,pannoMathur.
Zamrugała,żebypowstrzymaćłzy,którewywołałyjegosarkastycznesłowa.Nie
zamierzałapokazać,jakbardzosięboi.
–Przyznajęjednak,żeniebyłototakieproste–dodał,wstajączniewygodnego
krzesła.Całygabinetbyłmałofunkcjonalnyizagracony.Wszędzie,gdziesięobró-
cił,napotykałbiurko,stertęksiążekalboregał.Czułsięwięctak,jakbygozamknię-
towpudełku.
Obszedłstółistanąłnaprzeciwkoniej.Musiałprzyznać,żeRiyaMathurbyłanaj-
piękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Poza tym wiele wskazywało na to,
żemogłasiępochwalićbystrymumysłemitalentemdodyrygowaniamężczyznami,
oczymświadczyłoślepezauroczenieDrewAndersona.
Ichociażnapozórbardzoprzypominałamatkę,wrzeczywistościogromniesięod
niejróżniła.PodczasgdyJacquelinepodkreślałaswojeatutywkażdymożliwyspo-
sób,jejcórkazdawałasięignorowaćolśniewającąurodę,którąponiejodziedziczy-
ła. Tymczasem inteligencja tylko dodawała charakteru jej pięknej twarzy, a ozię-
błość, z którą się obnosiła, sprawiała, że każdy przedstawiciel męskiego gatunku
był gotowy na wszystko, byle tylko roztopić ten lód i rozpalić skrywany pod nim
ogień.
Niezwykłebrązoweoczywkształciemigdałówchowałazaszkłamiokularów.Do
tegomiaławysokieczoło,prostykształtnynosiwydatneusta.Gładkąceręwkolo-
rze karmelu zawdzięczała genom swojego hinduskiego ojca. Ponadto ubierała się
tak,jakbypróbowałaukryćzgrabneciało,którymzapewnemogłasiępochwalić.
Odpierwszejchwiliprzyglądałamusiębacznieinieufnie,dlategozałożył,żeprę-
dzejczypóźniejgorozpozna.Oczywiściezmieniłnazwiskoiwniczymnieprzypomi-
nałzapłakanegosiedemnastolatka,któregomiałaokazjępoznać,aleprawdamusia-
ławyjśćnajaw.Wiedział,żepowinienbyłjejwszystkowyjaśnić,alezjakiegośpo-
woduniemiałnatoochoty.
–Musiałemwyświadczyćwieleprzysług,żebyodnaleźćwaszychinwestorów.Ale
gdy tylko poznali moje zamiary, z radością dobili ze mną targu. Najwyraźniej nie
bylizadowolenizwaszychwyników.
– Ma pan na myśli wiadra pieniędzy, które chcieli dzięki nam zarobić? – rzuciła
gniewnie,ściągającbrwi.
Takjakplanował,zdołałwytrącićjązrównowagi.
–Acowtymzłego,pannoMathur?Dlaczegopanizdanieminwestorzywspierają
start-upy?Zdobrociserca?
–Oczywiście,żenie.Alekażdainwestycjawiążesięzryzykiem.–Nabrałapowie-
trza,zanimdodała:–Askoropanuzależynaprofitach,topoconaspanwykupił?
–Powiedzmy,żetakimiałemkaprys.
–Mytuwalczymyoprzetrwanie,apanopowiadatylkoonocnychzakupachispeł-
nianiu zachcianek. Może życie z dala od cywilizacji, w odosobnieniu, bez żadnych
więzi…
–Uspokójsię,Riya…–odezwałsięcichoDrew.
–…sprawiło,żewidzipanwyłącznieliczby,aledlanasważnyjesttakżeczynnik
ludzki–dokończyła,czując,jakstrachchwytajązagardło.
–Uważamniepanizasamotnegowilka,pannoMathur?
–Aniejestnimpan?–Zamknęłaoczy,zcałejsiłypróbującodzyskaćkontrolęnad
emocjami. – Proszę posłuchać. Obchodzi mnie wyłącznie to, co zrobi pan z firmą.
Znami.
Jegotwarzspochmurniała.
–Proszęzostawićnassamych,panieAnderson.
–Nie–zaprotestowałaRiya,gdyNathanielRamirezzmniejszyłdzielącąichodle-
głość.–Drewmożeusłyszećwszystko,cochcemipanpowiedzieć.
Drewpodszedłdoniejispojrzałnaniązrezygnacją.
–Poradzimysobie,Drew–zwróciłasiędoniego.–Jesteśmywłaścicielamipaten-
tu…
–Naprawdęnieliczysiędlaciebienicpozatącholernąfirmą?Posągisąbardziej
uczucioweodciebie.
Każdejegosłowoociekałogorycząizadawałoogromnyból.
–Ale…
–Mamtegodosyć,Riya–powiedział,zanimoparłręcenajejramionachipocało-
wałjąwpoliczek.Potemodwróciłsiędodrugiegomężczyzny:–Omówięcośztwo-
imasystentem,Nathanie.
Chwilępóźniejjużgoniebyło.Zostawiłjąsamąztymniebezpiecznym,jaksięjej
zdawało,mężczyzną.Przeszyłjązimnydreszcz.
–CoDrewmiałnamyśli?
–PanAndersonpostanowiłwycofaćsięzTravelogue.
Riyapoczułasiętak,jakbyuderzyłjąprostowbrzuch.Nigdywżyciunieczułasię
bardziejzraniona.
– Za kogo pan się uważa? Nie może go pan tak po prostu stąd wyrzucić. Drew
ija…
–Drewsprzedałmiswojeudziały.Posiadamwięcterazsiedemdziesiątpięćpro-
cent twojej firmy. Jestem twoim nowym partnerem, Riya. A może raczej szefem…
Właściwienaróżnesposobymożnaokreślićnaszerelacje.
ROZDZIAŁDRUGI
Wchwili,gdywypowiedziałjejimię,głębokoskrywanewspomnieniewypłynęłona
powierzchnię.„Onanieżyje.Umarłazeświadomością,żetwojapuszczalskamatka
tylko czeka, by zająć jej miejsce. Mam nadzieję, że obie zgnijecie w piekle”. Te
okrutnesłowananoworozbrzmiaływuszachRiyi.
ŻonaRobertanazywałasięAnna.AnnaRamirez.
Gdyugięłysiępodniąnogi,objęłasięrękami,jakbypoczułachłód.
–NazywaszsięNathanKeys.JesteśsynemRoberta.Czytałamotobie,alenigdy
nieprzyszłomidogłowy…
Kiedyskinąłgłową,gwałtownienabrałapowietrza.
Awięcjejmałekłamstwozadziałało.OszukałaMarięwsprawiesprzedażyposia-
dłościwnadziei,żewtensposóbsprowadzigododomu.Wefekcieprzyszłośćjej
firmystanęłapodznakiemzapytania,awszystkozpowodusynamężczyzny,który
byłjejbliższyodwłasnegoojca.
Zaśmiałasięhisterycznie.
TymczasemNathanoparłsięościanę,obserwującjązuśmiechem.
–Nieprzywitaszsięzczłowiekiem,któryladamomentzostanietwoimprzybra-
nymbratem?
–Chybasobieżartujesz…–Ztrudemłapałapowietrze.–Wchodzisztutajjakdo
siebie,pozbywaszsięmojegowspólnika,machaszmiprzednosempakietemwięk-
szościowymiliczysznaciepłepowitanie?
Przezmomentprzyglądałjejsięwmilczeniu,cotylkopodsyciłojejstrach.
–Jeślitozemstazaromansmojejmatkiztwoimojcem,tomusiszwiedzieć…
–Niedbamotwojąmatkęaniomojegoojca–przerwałjejbeznamiętnymgłosem.
–Więcpocotowszystko?
–Odrzuciłaśkażdąofertękupnaposiadłości,którązłożylimoiprawnicy.
PrzerażonaRiyaopadłanakrzesłoiukryłatwarzwdłoniach.Tenmężczyznaku-
piłjejfirmę,ponieważniechciałasprzedaćmutego,czegochciał.Jakdalekosiępo-
sunie,kiedywyjaśnimu,żetaknaprawdęnigdyniezamierzałasprzedaćposiadło-
ści?
Nathan nie mógł oderwać oczu od ciemnobrązowych włosów, które okrywały
dziewczynę niczym płaszcz. Chociaż zniecierpliwienie kazało mu działać, stał jak
zahipnotyzowany.ZkażdąkolejnąminutąbyłpodcorazwiększymwrażeniemRiyi.
Musiałprzyznać,żebardzogozaskoczyła.Nietylkonienosiłamakijażuipróbo-
wała maskować niezwykłą urodę okularami i luźnym strojem, ale także wydawała
się niezwykle inteligentna, zaradna i szczera. Niczego nie próbowała przed nim
ukrywać.Dlategokiedyjejramionazadrżałygwałtownie,niemalpożałowałswojej
decyzji.
–Zależymiwyłącznienarodzinnejposiadłości,alebezwzględunato,jakwysoką
proponowałemkwotę,tyodmawiałaś.Iniechciałaśpodaćpowodu.
Spojrzałananiegowilgotnymioczami.
–Zatempostanowiłeśwykorzystaćmojąfirmę?
–Tak.Zdobyłemkartęprzetargową.Uwierzmi,żechociażtwojeoprogramowa-
niejestniezwykleinnowacyjne,nieuczynizciebiepotentatki.Alejeślipodpiszesz
przygotowanąprzezemnieumowę,stanieszsiębogatąkobietą.Pozwolęcinawet
prowadzić tę nudną firemkę. Oczywiście w ciągu dwóch lat doprowadzisz ją do
upadku,aleskoronieczułyzemniedrań,topozwolęcinato.
–Acozpieniędzmi,którenaniąwydasz?
–Totylkokroplawmorzupotrzeb.Jestempewien,żezadwalatamojeudziały
stracąwartość.
Riyę zabolały jego słowa, ale nie zamierzała się tym teraz przejmować. Miała
innesprawynagłowie.
–Nieprzyjęłamtwoichofert,bonigdynieplanowałamsprzedaćposiadłości.Ina-
dalniemamtakiegozamiaru.
–DlaczegowięcMariauznała,że…
Jegotwarzstężała,aoczybłysnęłygniewnie.Oparłsięoblat,wstałiścisnąłgo
mocno, jakby próbował nad sobą zapanować. Ostatecznie jednak wolno odwrócił
głowęwjejstronę.Ichociażjegospojrzenienadalwyrażałowściekłość,skrywało
takżeuznanie.
–Zmanipulowałaśjąimnie.–Wolnoruszyłwjejstronę.–Znalazłaśsposób,żeby
mnietutajściągnąć.
–Tak.
–Wiedziałaś,jakważnajestdlamnierodzinnaposiadłość.Iwykorzystałaśtęwie-
dzę.
Riyazaśmiałasięnerwowo,wstajączkrzesła.
–WłaściwiewykorzystałamtwojąnienawiśćdomnieidoJackie.–Ponieważcisza
tylkopotwierdziłajejsłowa,kontynuowała:–Niebyłampewna,czymójplansiępo-
wiedzie.Marialedwomnietoleruje.Niemogłamjejwięcpodpytać,czywspomniała
ciosprzedażydomu.
Potrząsającgłową,zrobiłkrokwjejstronę,aonanatychmiastsięcofnęła.
–Nieumniejszajswojegosukcesu.Dobrzewiedziałaś,corobisz.
Riyęzapiekłypoliczki.
–Nodobrze.KilkamiesięcywcześniejMariapowiedziałacoś,comniezaciekawi-
ło. Zasugerowała, że być może wróciłbyś do domu, gdybyśmy się wyniosły razem
z Jackie. Dodała, że nie rozumie, jak Robert mógł oddać mi to miejsce, które tak
bardzokochasz.Ioczywiścienazwałamniezłodziejką.
–Dlategopostanowiłaśwydusićzemniemożliwiejaknajwięcejpieniędzy.
– To nieprawda. Czułam się winna. Nigdy nie prosiłam Roberta o taki prezent.
Wiem,żenienależy…
–Mamprzeztorozumieć,żewyrzutysumieniadająciprawodopogrywaniaze
mną?
Chociaż Riya wielokrotnie powtarzała sobie, że była za młoda, by cokolwiek
zmienić, nie potrafiła zapomnieć o jego pełnych żalu słowach. Chciała coś powie-
dzieć,alegdyspojrzaławteniebieskieoczy,niepotrafiłazebraćmyśli.
Gdy Nathan pochylił się nad nią, każdy mięsień w jej ciele napiął się do granic
możliwości.Czuładzikiebicieswojegoserca.
–Dlaczegotozrobiłaś?
– Nie było cię przez jedenaście lat. W tym czasie ja pomagałam Robertowi
w sprawach administracyjnych związanych z posiadłością, utrzymaniem pracowni-
ków i we wszystkim innym. Kiedy ty robiłeś nie wiadomo co, ja ślęczałam nad ra-
chunkami,próbowałamciąćkosztyiznosiłamnienawistnespojrzenialudzipracują-
cychdlawaszejrodziny.Robiłam,comogłam,żebyposiadłośćniepodupadła.–Pró-
bowałabyćidealnącórką.DoglądałaRoberta,kiedyzachorował.Alenicniezdołało
usunąćbóluzjegospojrzenia.
–Więcotochodzi?Zaproponowałemzamałopieniędzy?–zapytał,napierającna
nią.–Wtakimraziepodajswojącenę.
– Nie chcę pieniędzy. Próbowałam ci wytłumaczyć, jak wiele znaczy dla mnie ta
posiadłość.
– To czego, do diabła, chcesz? Jak śmiesz manipulować mną po tym, jak twoja
matkazamieniłaostatniedniżyciamojejwpiekło?
Ztrudemtrzymałasięnanogach.
–Chcę,żebyśsięspotkałzRobertem.
Atmosferastałasiętaknapięta,żeRiyaniemalczuła,jaksięwokółniejzaciska.
Nathanzmarszczyłczołoiszerokootworzyłoczy.
–Nie.
Zaciskającpięści,Riyaztrudemwytrzymałasiłęjegospojrzenia.
–Wtakimrazieniczegoniepodpiszę.
Wnapięciuobserwował,jakmierzyjąwzrokiem.Wyglądałtak,jakbyjązobaczył
pierwszyrazwżyciu.
– Nie strać tego, co osiągnęłaś, próbując ulżyć sumieniu. Nie zmuszaj mnie do
zrobienia czegoś, na co nie mam ochoty. Ta posiadłość to jedyna rzecz na całym
świecie,któracośdlamnieznaczy.
Doskonale go rozumiała, ponieważ ona też kochała miejsce, o którym mówił.
Mimo wszystko nie mogła się wycofać na ostatniej prostej, kiedy w końcu zdołała
ściągnąćgodoSanFrancisco,takbliskoRoberta.
–Jużpodjęłamdecyzję.
Przeczesałpalcamidługiewłosy,którezdecydowaniewymagałystrzyżenia.
– Przeciągnę cię po wszystkich znanych mi sądach – powiedział ochrypłym gło-
sem.–Rozniosętwojąfirmęwpył.Czytojesttegowarte?
Riya zachwiała się pod ciężarem gróźb. Wszystko, na co tak ciężko pracowała,
mogłozniknąćwjednejsekundzie.
–Tojacięoszukałam.Moipracownicyniemająztymnicwspólnego.Czynapraw-
dęjesteśażtakbezduszny,żebypozbawićichpracy?
Przezkilkasekundtylkopatrzylisobiewoczy.
–Tak–odezwałsięwkońculedwiesłyszalnie.
Riyamusiałastoczyćwewnętrznąbitwę.Firmabyładlaniejwszystkim.Alegdyby
niewsparcie,Robertanigdynieułożyłabysobieżycie.
–Wporządku.Posiadłośćnależysiętobie,przynajmniejmoimzdaniem.Ipewnie
wkońcująodzyskasz.Alewalkamiędzynamipotrwawielelat.Robertpowiedział,
żejegoprawnicytakskonstruowaliumowędarowizny,byniktniemógłjejpodwa-
żyć.
–Bochcemiodebraćnawetto?
–Nie.Źlegooceniasz.Sądził,żeumrze.Chciałoszczędzićwszystkimzamiesza-
niazdzieleniemspadku.Miałnauwadzedobropracownikówipamięćtwojejmatki.
Nathanzacisnąłmocnoszczęki.
–Niemaszprawaoniejmówić.
Pierwszy raz w życiu Riya pożałowała, że bardziej nie przypomina beztroskiej
Jackie,któramiałanauwadzewyłączniewłasneszczęście.Żałowała,żeniepotrafi
zignorowaćtegomężczyzny,któryzagrażajejfirmie,anizachowaćobojętnościna
goryczsączącąsięwserceRoberta.
–Toprawda.Alejestemprzekonana,żenawetonaniechciałaby,byśdokońcaży-
ciażywiłdoojcanienawiść.Wszyscywciążmówiątylkootym,jakabyłaszczodra
idobra…
Skrzywiłsiętak,jakbyzadałamuból.
–Niemaszpojęcia,czegobychciała.–Podszedłdooknaiomiótłwzrokiemszczy-
ty wieżowców. Przypominał wulkan, który lada chwila może wybuchnąć. – Wyjdź
stąd.Niemamcinicwięcejdopowiedzenia.
Riyausłuchała.Nadrżącychnogachruszyładodrzwi,apochwilizamknęłajeci-
cho za sobą. Panika ściskała ją za gardło, gdy próbowała odpowiedzieć sobie na
dręczące ją pytania. Czy to naprawdę koniec Travelogue? I czy zdoła przekonać
NathanielaRamireza,żekierowałyniąsłusznepobudki?Wkońcuzrobiłatowszyst-
kodlaRoberta.
Nathan patrzył na zamknięte drzwi, próbując okiełznać szalejące emocje. Wy-
starczyłokilkaminutsamnasamzdrobną,kruchąkobietą,żebywyprowadzićgo
zrównowagi.
Potrzebowałwielulat,byprzebolećśmierćmatkiipogodzićsięzprawdąostanie
swojegozdrowia.Byłprzerażonyisamotnyiobwiniałzatocałyświat.Ostatecznie
jednak nie tylko zaakceptował rzeczywistość, ale także tak urządził swoje życie,
żebystrachniedyktowałkażdegojegoruchu.Dołożyłstarań,żebyznikimniena-
wiązaćbliższychrelacji,ponieważtobygotylkoosłabiło.Jużnigdyniechciałczuć
siętakjakpostracieukochanejmatki.
Zacząłczerpaćzżyciagarściami.Celebrowałkażdydzień.Pozbyłsięswoichsła-
bości;aprzynajmniejtaksądziłażdodzisiaj,kiedystanąłokowokozmanipulant-
ką.Chociażzagrałamunanosie,byłowniejcośtakiego,cogozaintrygowało.Po-
kazała,ileznaczydlaniejjegoojciec.Byłamuoddanadotegostopnia,żepostano-
wiłazaryzykowaćwszystko,comiała.Nigdynieprzypuszczał,żektokolwiekmógł-
byzdobyćsięnatakigestdlaczłowieka,którymongardził.
Takczyinaczej,zależałomuwyłącznienarodzinnejposiadłości,aniemiałczasu,
żebywalczyćoniąwsądzie.MusiałwięcprzekonaćRiyę,żebyposzłamunarękę.
Wiedział, że to będzie największe wyzwanie w jego życiu, tym bardziej że nie za-
mierzałtakpoprostuzniszczyćjejfirmyipozbawićwieluludziźródładochodu.
Naszczęściedowiedziałsięwystarczającootejmądrejślicznotce,żebywpaśćna
pewienpomysł.Tamyślprzywróciłamuspokój.Przekonywaniejejdozmianyzdania
mogłosięokazaćcałkiemprzyjemne.
ROZDZIAŁTRZECI
KiedyRiyaminęłabramęiwjechałanażwirowypodjazd,nadalniemiałapojęcia,
copowiedziećJackieanijakporuszyćtematNathana.Opuściłaszybęizaczerpnęła
powietrzaprzesyconegozapachemigiełsosnowychorazróż.Widokdomuwyłania-
jącegosięzzadrzewzawszepoprawiałjejnastrój.Tobyłjejdom.
Wjechaładogarażu,zaparkowała,poczymoparłagłowęokierownicę.Czułasię
rozgoryczona i wściekła. Nathan nie kochał posiadłości tak jak ona. Przepadł na
wielelatiwcalesięoniąnietroszczył.Gdybyjąodzyskał,prawdopodobniewyko-
pałby Riyę za próg bez zastanowienia. Wtedy musiałaby się pożegnać z tym miej-
scemnazawsze.Nasamąmyślogarniałjąniewysłowionyból.
Chwyciwszy torbę z laptopem, wysiadła z samochodu. Marzyła o ciepłej kąpieli
idługimśnie.Problemamimogłasięzająćpóźniej.
Najciszej jak mogła, zakradła się tylnymi drzwiami do przestronnej kuchni. Nie
zrobiłajednaknawetdwóchkroków,kiedyzawołałająJackie.Ubranawkremowy
jedwabny kostium wyglądała idealnie jak zawsze. Ale jej czoło znaczyły głębokie
bruzdy.
–Riya!Wydzwaniamdociebieodkilkugodzin.Mogłabyśczasemodebrać.–Jej
umalowaneustazadrżały.–Ontujest.Wyrósłjakspodziemipotylulatach…
Riyaznieruchomiała,omiatającwzrokiemotoczenie.Musiałazapanowaćnadna-
rastającąwniejpaniką,ponieważtozawszedojejzadańnależałouspokajanienaj-
bliższych.
–Mamo–powiedziałagłośno–zróbgłębokiwdechipowiedzmi,cosiędokładnie
wydarzyło.
–Nathanieltujest–wyjaśniłaprzerażonamatka.–Iwyglądanato,żezostałbar-
dzowpływowymmiliarderem,którymożezrujnowaćnaswokamgnieniu.
–Takcipowiedział?
–Oczywiście,żenie.Nawetnamnieniepatrzy.Zachowujesiętak,jakbymbyła
powietrzem.TosłowatejwiedźmyMarii.Pozatymonbardzosięzmienił.Jesttaki
chłodnyiarogancki.Isprawiawrażeniezabiedzonego.
Riyaskinęłagłową,zdumiona,żeJackieteżzwróciłanatouwagę.Pozatymzain-
trygowałojącośjeszcze.Odniosławrażenie,żeNathanaodgradzaodświatagruba
warstwalodu,takabyniktinicniemogłogodotknąć.
–NawetMarianiepoznałagoodrazu.Awiesz,żeonnawetniezapytałoRober-
ta? Stał tam tylko i rozglądał się tak, jakby to wszystko należało do niego. – Riya
z trudem powstrzymała się od komentarza, że posiadłość rzeczywiście należy do
niego.–Przyjechałdwiegodzinytemuiwywołałogromnezamieszaniewśródpra-
cowników.Wszyscypłakali,śmialisięiwiwatowali.
–Gdziejestteraz?Powiedział,czegochce?
–Obszedłcałąposiadłość,zajrzałdokażdegokątaiwróciłpółgodzinytemu.Ma-
ria twierdzi, że chce się z tobą widzieć. – Matka spojrzała na nią podejrzliwie. –
Dlaczegomiałbycięszukać?
–Cześć,Riya.
Zakażdymrazem,kiedywypowiadałjejimię,wszystkosięwniejkotłowało,ana
cielewystępowałagęsiaskórka.Odwróciłasięwjegostronęinatychmiastdostrze-
głaróżnicęwwyglądzieNathana.Zdążyłzamienićpomiętysportowystrójnaśnież-
nobiałą koszulę i marynarkę, a jego wilgotne włosy nabrały ciemniejszej barwy.
Prezentowałsiętakdobrze,żeażzaparłojejdechwpiersi.
–Niewróciłaśdobiuraaninieodbierałaśtelefonu–kontynuowałzespokojem.
–Niesądziłam,żemaszochotęmnieusłyszećanitymbardziejzobaczyć–odpar-
ła, nieufnie obserwując jego uśmiechniętą twarz. Właściwie czuła się lepiej, kiedy
miałdoniejpretensjeijejgroził.–Pozatymmamwłasneżycie.
Uśmiechnąłsięjeszczeszerzej,prezentującidealnierówne,białezęby,którekon-
trastowały z mocną opalenizną. Miał piękne usta, stworzone do sprawiania przy-
jemności,aleRiyaniezamierzałaonichmyśleć.
–Odtejporywszystkobędziesiękręciłowokółmnie–oświadczył,rozpościerając
ręce.
–Marzenieściętejgłowy–odparłazaniepokojona.
–Mamdlaciebiepropozycję.–Jegooczybłysnęły.–Chybażetchórzysz.
–Niezawarliśmyżadnejumowy–rzuciłalodowatymtonem.
–Myliszsię.Przekonałaśmnie,żebymdałciszansę.
Jackiejęknęłacicho,zanimodezwałasiędocórki.
–Riya,jakmogłaśzataićprzedemną…
Zamilkła,gdytylkoNathanzmroziłjąwzrokiem.Byćmożebyłjedynymczłowie-
kiemnaświecie,któremuudałosięzamknąćjejusta.Riyapodejrzewałajednak,że
zrównąłatwościąporadziłbysobiezkażdym,kogobymuwskazała.
–Chodź–zwróciłsiędoniejtakimgłosem,jakbyrozmawiałzniesfornymdziec-
kiem.Gdysięnieruszyła,chwyciłjązanadgarstekipociągnął.
Dotykjegoszorstkichpalcówzrobiłnaniejtakiewrażenie,żepozwoliłasięwy-
prowadzićzkuchni,gdziezostałajejpobladłamatka.Nieprotestowała,kiedymijali
skonsternowany personel zgromadzony w ogromnej jadalni ani kiedy wyszli do
ogrodu.
Zimnabryzarozwiałajejwłosy,więcRiyawygładziłajeręką.Nocneniebomiało
kolor atramentu, a ciągnącą się przed nimi ścieżkę oświetlały jedynie dyskretnie
umieszczonelatarnieiksiężyc.
W mroku jego bliskość wydawała się jeszcze bardziej niepokojąca, dlatego też
śledziłakażdyjegoruch.Takbardzopochłaniałajątaczynność,żedopiero,gdydo-
tarlidomałejaltankiwpołudniowymroguposiadłości,dotarłodoniej,żenadalzaci-
skapalcewokółjejnadgarstka.
Czym prędzej wyswobodziła się z uścisku Nathana, odsuwając się od niego. Ze-
wsząddocierałydoniej:cichyszmerwodytańczącejwfontannie,cykanieniezmor-
dowanychcykadiodurzającekwiatowearomaty.Jedynemiejsce,wktórymodnaj-
dowała spokój, zaczęło rozpadać się na kawałki z powodu mężczyzny, który bawił
sięzniąwkotkaimyszkę–amożenawetwcośjeszczegorszego.
Opanowawszystrach,warknęłananiego:
–Niemogłeśdaćmichociażjednegowieczórnapozbieraniemyśli?
–Wyszłaśbezsłowa.Czytakwłaśnieprowadziszfirmę?
–Towłaśnietęfirmęzamierzaszrozerwaćnastrzępy–wypaliławściekle–więc
pocomamsięstarać?Pozatymsamkazałeśmiwyjść.
–Bozaczęłaśmnieszantażować.
Wściekłośćkryjącasięwjegosłowachnieuszłajejuwadze.
– Nic podobnego – zaprotestowała. – A jeśli istotnie zamierzasz rozparcelować
mojąfirmęisprzedaćjąkawałekpokawałku,damcidobrąradę.Będzieszpotrze-
bowałchoćkilkupracowników,żebyprzetrwaćnajbliższemiesiące,więcpolecam
ciSamaHawkinsa.Jestznamiodpoczątku,podobniejakMarthaGomez.Onabar-
dzopotrzebujetejpracyijestnieocenionaw…
Panika na moment odebrała jej głos, kiedy Nathan zmniejszył dzielącą ich odle-
głość.
–Niepamiętam,żebymcięzwolnił.Czytoznaczy,żerezygnujesz?
Riya sięgnęła za siebie i chwyciła drewnianą kolumnę. Nie miała dokąd uciec,
aonstałzdecydowaniezablisko.Latarnieotaczającealtankęrzucałydługiecienie
na trawę. Dopiero w tym słabym świetle dostrzegła różne odcienie niebieskiego
przeplatającesięwjegooczach.Pozatympoczułajegozapach,którysilnienanią
działał.
Nigdywcześniejnieczułasiętakdziwnie,jakbytrawiłajągorączka,którajednak
zamiastosłabiaćorganizm,tylkododawałaenergii.Kiedyspojrzałnajejusta,zaci-
snęłapięści,żebyzapanowaćnaddrżeniemrąk.
–Jeszczeniezrezygnowałam,aletyniezostawiaszmiwyboru.
Gdy napięcie stało się nie do zniesienia nawet dla niego, odsunął się i oparł
odrewnianąkonstrukcję.
–Ledwieuszedłemzżyciem,kiedytwoipracownicyzaczęliobrzucaćmniemor-
derczymispojrzeniami.Musiałemsięjakośratować,więcwyjaśniłemim,żemiałaś
napadzłości.
Riyagłośnowypuściławstrzymywanepowietrze.
–Podsycanieichnadzieizakrawanaokrucieństwo.Czytonicdlaciebieniezna-
czy?
–Nie.–Jegoodpowiedźbyłapozbawionaemocji,aleprzynajmniejzgodnazpraw-
dą. Najwyraźniej nie widział sensu, żeby ją oszukiwać. – Dam twojej firmie jedną
szansę.Możeszudowodnić,żeTraveloguejestwartetego,bystaćsięczęściąRu-
nAwayInternational.
Powstrzymującsięodpodziękowań,któremiałanakońcujęzyka,Riyaspojrzała
naniegopodejrzliwie.Niemiałapojęcia,doczegozmierzał.
–Niechcędlaciebiepracować.
–Czemunie?
–Naprawdęmusiszotopytać?–Odsunęłasięodniego,żebyodzyskaćkontrolę
nadwłasnymciałem.–Łączynashistoria,wdodatkuniezbytszczęśliwa.Cokolwiek
omniemyślisz,powinieneświedzieć,żeskłamałam…
Posłałjejtakiespojrzenie,żezamilkła.
–Nodobrze.ZmanipulowałamMarięiciebie,alemiałamdobrezamiary–popra-
wiłasiępochwili.–Tymczasemtyrobisztowszystkozchęcizemsty.Chceszmnie
torturować,podsycaćwemniepoczuciewiny,apotem…
Uśmiechnąłsięszeroko,ajegooczyzalśniły.Natenwidokugięłysiępodniąkola-
na.
–Zawszemiałaśtakąskłonnośćdodramatyzowaniaczytomożejataknaciebie
działam?
Chociaż najchętniej przekonałaby go, że pozostaje całkowicie obojętna na jego
urok,nieznosiłakłamać.Postanowiławięcskupićsięnawalce.
–Wtakimrazieskądtanagłazmianapodejścia?
–Silnepoczucieobowiązkuwobecrodziny?Szczeradobroć?
Przewracającoczami,przeklęłagowduchu.Ontymczasemująłjejdłoń.Zasko-
czonadelikatnieporuszyłapalcami,czującpodopuszkamijegoszorstkąskórę.Do-
pieropokilkusekundachodzyskałarozsądekicofnęłarękę.
Niemogłauwierzyćwto,cowłaśniezrobiła.Wcześniejżadenmężczyznaniewy-
prowadził jej z równowagi z taką łatwością. Pocierając czoło, spróbowała przypo-
mniećsobie,oczymrozmawiali.
–Mamprzeztorozumieć,żespotkaszsięzRobertem?
–Jeślipodaszmiterazdatęprzekazaniamiposiadłości.
– Zostań w San Francisco do ich ślubu. Spotkaj się z Robertem, wysłuchaj go.
Wzamianjapodpiszęodpowiednidokumentdzieńpoceremonii.Cowięcej,musisz
mi zagwarantować, że żaden z moich pracowników nie zostanie bez pracy. Kiedy
będziepowszystkim,maszzostawićTraveloguewspokoju.Nazawsze.
–Tozależyodtego,jakdługowytrwaTravelogue.
–Jeślidasznamszansę,jestempewna,żesobieporadzimy.
–Masztupet,skorostawiaszmiwarunki,żebymmógłodkupićodciebiedommo-
jejmatki.
–Jesteśmiliarderemiswoimwłasnymszefem,ijeślidobrzerozumiem,wtwoim
życiuniemanikogo,przedkimmusiałbyśsiętłumaczyć.Wtejsytuacjidwamiesią-
ceniezrobiącichybawiększejróżnicy.Mamrację,Nathanie?
–Niemogłabyśsięmylićbardziej.–Uśmiechnąłsięponuro.–Totwojaostatnia
szansa,żebyodpuścić.
–Niezmienięzdania–odparłabezzastanowienia.–Robert,on…Zrobiędlanie-
gowszystko.
Zapadłacisza,którazaniepokoiłaRiyęizjakiegośpowoduprzywołałajejnamyśl
historię,którąpróbowałopowiedziećjejkiedyśojciec.Byłaokróliku,którywszedł
dojaskinilwa,żebyodwieśćgoodzjadaniajednegozwierzęciadziennie.
Niepoznałazakończenia,ponieważzakryłauszyrękamiibłagała,żebyprzestał,
akilkadnipóźniejJackieodeszłaodniego,zabierającjązesobą.Nigdywięcejnie
spotkałasięzojcem,nierozmawiałaznimaniniedostałaodniegochoćbykartki
urodzinowej.
Przezlatazastanawiałasię,czyczasemoniejmyśli,żywiłanadzieję,żekiedyśdo
niejnapiszealbozadzwoni.Aleniespotkałojejnicpróczrozczarowania.Wkońcu
nawetjegotwarzzaczęłasięzacieraćwjejwspomnieniach.
Potemdługopodróżowały.NocamiJackieczęstopłakała,ponieważniewiedziała,
coprzyniesiekolejnydzień.Żyływniepewnościdodnia,gdyspotkałyRoberta,któ-
ryprzyjąłjepodswójdach.TylkodziękiniemuRiyaodzyskałapoczuciebezpieczeń-
stwa.Iwłaśniedlategoniemogłasięterazwycofać.Byłamutowinna.
–Wporządku.Przyjdźdopracywponiedziałekrano.–Spojrzałnaniądziwnie,
jakbyrzucałjejwyzwanie.–Zostanędwamiesiące.Nawetzatańczęztobąnawe-
selu.
–Niechcęztobątańczyć.
–Tytozaczęłaś,Riya,ajazamierzamdoprowadzićdokońca.
Wciągnęła w płuca chłodne powietrze, gdy na niebie zamajaczył niewyraźny
kształtśmigłowca.
– Przestań powtarzać moje imię w ten sposób – odezwała się, zanim zdążyła
ugryźćsięwjęzyk.
Marszczącczoło,podszedłdoniej.
–Źlejewymawiam?
Ponowniepojawiłosięmiędzynimitodziwnenapięcie.
–Nie,jatylko…my…
Grzmot śmigieł helikoptera przybierał na sile, dlatego pochylił się w jej stronę,
żebynieuroniłażadnegosłowa.Znalazłsiętakblisko,żeczułajegociepłyoddech.
Jakbytegobyłomało,oparłrękęnajejbiodrze.
–Dozobaczeniawponiedziałekwpracy.–Potychsłowachsięcofnął.–Ipamię-
taj,żejestemwymagającymszefem.
Kiedy Riya wróciła do domu, doskwierały jej: głód, zmęczenie i ból głowy. Lecz
chociażburczałojejwbrzuchu,marzyłatylkootym,żebyzasnąćizapomniećotym
strasznym dniu. Nie mogła uwierzyć, że Drew ją sprzedał. Ale najbardziej trapiło
ją,dlaczegotaksilniereagowałanakażdesłowoikażdydotykNathana,tymbar-
dziejżeonbezwątpieniaprowadziłzniąjakąśpokrętnągrę.
Przystanęłagwałtownie,gdyrozbłysłazawieszonanadjejgłowąlampa.Zamruga-
ła,zanimujrzałaJackie.Twarzmatkiwyrażałastrachiwściekłość.
–Skorowiedziałaś,żezamierzasiętutajpojawić,todlaczegogoniepowstrzyma-
łaś?
Uginającsiępodciężaremwyrzutówsumienia,Riyawestchnęła.
–Mieszkamywjegodomu.Wszyscydobrzewiedzieliśmy,żepewnegodniawróci.
–KiedyRobertwkońcuzgodziłsięnaślubi…
Riyaniemiałaochotywysłuchiwałutyskiwańmatki.
–Robertzradościąsięznimspotka.Pozatymnawetgdybymchciała,niemogła-
bymgotakpoprostuodesłaćzkwitkiem.
Jackieobeszłaolbrzymistół.
–Czegoodciebiechce?
–Zamierzaodzyskaćposiadłość.
–Niemamowy–zaprotestowałaJackiepiskliwymgłosem.–Jeślimująoddasz,
napewnonaswyrzuci.Niemożesz…
Chociażpragnęła,żebymatkachoćrazpomyślałaojejuczuciach,Riyazachowała
łagodnyton.
–Niemogęodmówićmutego,codoniegonależy,Jackie.
Jackie wbiła wzrok w jakiś odległy punkt. Riya doskonale znała to spojrzenie.
Oznaczało,żenic,copowie,niedotrzedomatki.
–Nieobchodzimnie,comusiszzrobić.Dopilnuj,żebynieodzyskałdomu.Zróbto,
comusisz,żebygostądprzepędzić.
–Niemogęgospławić–powtórzyłaRiya.–Jeśliwypowiemmuwojnę,spotkamy
sięwsądzie.Niemamwyboru.
–Oczywiście,żemasz.Robertstaniepotwojejstronie.Nigdyniepozwoli,żeby
Nathanodebrałcidom.Niemożeszgostracić,Riya.Niezniosętejniepewnościani
takiegostresu.
Riyapoczułagorycz,alezignorowałająjakzawsze.
–Robertsiętobązaopiekuje,Jackie.Nicciniegrozi.
–Czyprzyszłocidogłowy,żemożetoociebiesięmartwię?
–Tobyłbyprecedens.
Jackiezbladła,wzdychającgłośno.
– Przez lata ciężko harowałaś, troszcząc się o to miejsce. Gdzie był wtedy Na-
than?Zrób,comusisz,żebyzatrzymaćtendom.Maszdoniegotakiesamoprawo
jakon,amożenawetwiększe.
RiyapomyślałaopropozycjiNathana.OferowałTravelogueszansę,októrejnigdy
nawet nie śniła. Ale kiedy to robił, dostrzegła w jego oczach coś, co jej się nie
spodobało.
Pozatymzachowywałsiętak,jakbydobrzejąznał–jakbypotrafiłwejrzećwgłąb
jejduszy,gdzieskrywaławszystkieobawyiwątpliwości.Byćmożezamierzałjewy-
korzystaćprzeciwkoniej.Aleczymkolwiekzamierzałjązaatakować,Riyamusiała
stawićmuczoło.Iwiedziała,żepotrafisięobronić.Byłabypoważniezagrożonatyl-
kowtedy,gdybynaprawdęsięniązainteresował,atoniewchodziłowgrę.Nathan
byłobieżyświatem,którynikomuniepozwalałsiędosiebiezbliżyć.Gdytylkoosią-
gniecel,znikniezjejżycia,iniebędziepierwszy.
Jużdawnozrozumiała,żeojciecniechcemiećzniąnicwspólnego.Jackiepotrze-
bowałajejtylkopoto,bymiećsięnakimwesprzeć,aRobertpróbowałuciszyćwy-
rzutysumienia,ofiarującjejto,copowinienbyłdaćNathanowi.Oczywiścieogrom-
niedoceniaławszystko,cootrzymałaodlosu,aleprawdabyłataka,żenikomutak
dokońcananiejniezależało.Niktnietroszczyłsięojejszczęście.INathanzpew-
nościąniestanowiłwyjątku.
ROZDZIAŁCZWARTY
Kiedy Riya dotarła do pracy w poniedziałek rano, zastała Nathana opartego
ościanębudynkuzczerwonejcegły,wktórymmieściłosięjejbiuro.Sprawiałwra-
żeniecałkowiciepochłoniętegotym,cowidziałnaekranieswojegotabletu.
Wstrzymując oddech, zapanowała nad nerwami i przypomniała sobie, że sama
jestsobiewinna.Wkońcutoonawprawiławruchtępotężnąmachinę.Jedyne,co
mogłazrobićwtejsytuacji,todopilnować,żebyRobertzyskałswojąszansę,ajej
firmanatymnieucierpiała.
Mijającegokobietyposyłałymuzaciekawionespojrzenia,aleonniezwracałna
nie uwagi. Ubrany w szarą koszulkę i jasnoniebieskie dżinsy prezentował się nie-
zwykle seksownie. I chociaż nie zdążyła wypić porannej kawy, emanujący z niego
testosteronzdołałpodnieśćjejciśnienie.
–Marnujeszczasmojegopilota–odezwałsię,nieodrywającwzrokuodelektro-
nicznegourządzenia.
– Jakiego pilota? O czym ty mówisz? – Poczuła, że się czerwieni, więc pochyliła
głowę,udając,żeszukaczegośwtorebce.
Pierwszyrazoddwóchlat,kiedytorazemzDrewzałożyłaTravelogue,nieode-
brała mejli. Czuła się głupio, ponieważ najwyraźniej nie odczytała jakiejś ważnej
wiadomości.
–Jeszczedosiebieniedoszłaś?Musiałaśwcześniesiędzisiajulotnić?
– Potrzebuję kawy, żeby móc z tobą współpracować – mruknęła. – Przez cały
weekendanirazunieprzejrzałampoczty.
Ledwie skończyła zdanie, gdy szofer Nathana pojawił się u jej boku z kubkiem
kawy.Wypiłakilkałyków,czującnasobieuważnespojrzenieswojegonowegoszefa.
Zaskakiwałagojegoprzenikliwość.Mimotoniezamierzałamusięzwierzać.
–Sądziłem,żetyrasznon-stop,byutrzymaćTraveloguenapowierzchni,awwol-
nym czasie zajmujesz się sprawami związanymi z posiadłością. Jesteś wzorem
wszelkichcnót,jeślinieliczyćtej„małejwpadki”zpanemAndersonem.
Riyazachłysnęłasię,aondoniejpodbiegł.Cofnęłasięgwałtownie,kiedypoczuła
naplecachjegorękę.
–Poprostupowiedzmi,comamydzisiajwplanach.
Uśmiechnąłsiędrapieżnie.
–LecimynaBrytyjskieWyspyDziewicze.
–Razem?
–Tak.
–Poco?
Gdytylkosiędoniejprzysunął,poczułapalącąpotrzebę,żebyodniegouciec.
–Realizujętampewienprojekt,którywymagamojejobecności.Przyokazjibędę
mógłsprawdzić,cojesteściewarcityitwójwspaniałyzespół.Uznaj,żetotest.
–WycieczkanaWyspyDziewicze,żebynassprawdzić,wydajesięlekkąekstra-
wagancją.Wolałabym…
– Chyba źle mnie zrozumiałaś. Pozwól więc, że przypomnę. Znajdujesz się na
okresiepróbnym–powiedziałarogancko.–Twójzredukowanydominimumzespół
będziesięzajmowałprowadzeniemstronyisprzedażą,kiedynasniebędzie.
Chciałazaprotestować,alewiedziała,żetoniczegoniezmieni.Jedyne,comogła
terazzrobić,toudowodnićmu,ilejestwarta.Otworzyłakalendarz,żebysprawdzić
swójgrafik,zanimponownienaniegospojrzała.
–Robertwracadziświeczorem.Mamgouprzedzić,żesięznimspotkasz?
Nathanuśmiechnąłsiędrwiąco.
–Wyjeżdżamynakilkadni.
–Niewidzępotrzeby…
–Zaczynamrozumieć,dlaczegotwoiinwestorzyztakimentuzjazmemopuścilipo-
kład.Tyniechceszzarabiaćpieniędzyaniniesłuchasz,cosiędociebiemówi.Ży-
jeszipracujesztak,jakcisiępodoba.
–Tonieprawda.Ja…
Krzyżującręcenapiersi,uniósłjednąbrew.Icośwwyraziejegotwarzykazało
jej zamilknąć. W końcu nie chciała dać mu powodu do zerwania umowy, którą za-
warli.
–Wporządku.Jestemgotowa.
Przezmomentrozważała,czysięniewycofać.Mogłabyprzecieżzwrócićmupo-
siadłośćipozbyćsięgoraznazawszezeswojegożycia.Ibyćmożetakwłaśnieby
zrobiła,gdybyniereakcjaRobertanawieśćopowrociesyna.„Czegokolwiekchce,
dajmuto,Riya.Chcęsięznimspotkać”,zwróciłsiędoniejgłosempełnymnadziei
ibólu.Nigdywcześniejonicjejnieprosił,dlategowiedziała,jakietobyłodlaniego
ważne.
Nathanpoprowadziłjąwzdłużobskurnej,wąskiejuliczki,przyktórejmieściłasię
jejfirma.Kiedyzetknęlisięudami,przeszyłjądreszcz.
–Naktórąwyspęlecimy?–zapytała,próbującstłumićdręczącejąwątpliwości.
–Namoją.
Wsiadładolimuzyny,aonzająłmiejscenaprzeciwkoniej.
–KupiłeśjednązWyspDziewiczych?
–Tak.
–Aletynawetniemaszdomu.
–Naczytałaśsięzadużonamójtemat–skwitowałzrozbawieniem.
Wzruszyłaramionami,próbującmuudowodnić,żewcalenieprzekopałasięprzez
przepastneczeluścieinternetu,żebywyszukaćkażdyochłapnatematNathanaRa-
mireza.
–Niebyłotegozawiele.
–Czegochciałaśsiędowiedzieć?
–Niczego,comiałobyzwiązekztwoimmajątkiem–powiedziała,wspominającar-
tykułonajmłodszychmiliarderachświata,któryzamieszczonow„Forbsie”.Musiała
przyznać, że ten człowiek był genialnym inwestorem i najwyraźniej także jednym
z największych filantropów swojego pokolenia. Każdego roku przeznaczał grube
milionynaceledobroczynne.
–Czegośbardziejosobistego.
Spojrzałnaniązaskoczony.
–Dlaczego?
–JackieprzekazałaRobertowi,żewróciłeś,aonzasypałmniepytaniaminatwój
temat.Niewiedziałam,comupowiedzieć,pozatym,żejesteśobrzydliwiebogatym
aroganckim,bezdusznym…
Zmrużyłoczy,więcwestchnęłacicho.Obrażaniegowniczymjejniepomagało.
–Więctwojezainteresowaniemoimżyciemosobistymwynikawyłącznieztroski
owspaniałegoRoberta?
Wolałabyskoczyćztrzynastegopiętra,niżprzyznaćmurację.Dlategopochyliła
głowę,żebyprzeczytaćmejlodklienta.
–Tacałapodróżtotylkowybieg,żeby…
– Żeby co? – przerwał jej gniewnie. Pochyli się do przodu, opierając ręce na
udach.Riyapoczułasięjakwpotrzasku,chociażjegospojrzeniapieściłyjejskórę
niczymnajczulszydotyk.
–Wkażdejchwilimożeszpodpisaćdokumentyiodejść.Wtedyjazrobiętosamo.
Riyaodwróciłagłowę,próbującprzerwaćdziałającenaniązaklęcie.Niepotrafiła
sobieznimporadzić,nażadnympoziomie.
Wkrótce wjechali na płytę lotniska, gdzie czekał na nich odrzutowiec Learjet
z logo RunAwayInternational wymalowanym po bokach. Kiedy wsiedli na pokład,
Riyaztrudemzamknęłaszerokootwarteusta.Przyszłojejdogłowy,żenigdynie
czułasiętakniedopasowana,wswoichbrązowychspodniachigniecionejbeżowej
tunice, jak w luksusowym wnętrzu tej nowoczesnej maszyny. Podczas gdy Nathan
poszedłporozmawiaćzpilotem,urządziłasobiekrótkiezwiedzanie.Sypialniaznaj-
dującasięwdalszejczęściokazałasięwiększaodjejpokoju.
ZoszołomieniaomalniezapomniałazadzwonićdoJackieiRoberta,żebypoinfor-
mowaćonagłejzmianieplanów.Potemspróbowałasięuspokoićiodzyskaćrówno-
wagę,którejNathanztakąłatwościąjąpozbawiał.
–Robertpoprosił,żebymciprzekazała,żeniemożenaciebieczekać–poinfor-
mowałago,kiedywróciłzkabinypilota.
Chociaż mięśnie jego twarzy napięły się na krótką chwilę, nie skomentował jej
słów.
–Opowiedzmi,cosięwydarzyłomiędzytobąapanemAndersonem–rzuciłwład-
czymgłosem,całkowiciejązaskakując.
–Tonietwoja…
Westchnęłaciężko.Niemiałaochotyopowiadaćmuosobie,alemusiałajakośdo
niegodotrzeć.SkoroniepotrafiłznieśćnawetdźwiękuimieniaRoberta,jakzare-
aguje na jego widok? Jeśli ceną za jego obłaskawienie było udzielenie odpowiedzi
nakilkaosobistychpytań,mogłajązapłacić.
–Nictakiego.PrzezwiększośćczasułączyłymniezDrewstosunkizawodowe.–
Uznała,żenadeszłajejkolejnaatak.–Dokądsięudałeś,kiedyprzedlatyuciekłeś
zdomu?
Spojrzał na nią w taki sposób, jakby chciał ją zapewnić, że zapłaci za swoją zu-
chwałość.
–DoNowegoJorku,apotempodróżowałempoEuropie.–Sekundępóźniejpadł
kolejnystrzał:–WięcpanAndersonbyłzaangażowanymkandydatem,któregozwo-
dziłaśdlaswoichcelów?
–Porazostatnipowtarzam,żenigdygoniezwodziłam.Nawetnieumówiłamsię
znimnarandkę.
–Słyszałemcoinnego.
–NiemamzamiaruupokarzaćsiebieaniDrew,żebyśmógłnastawićnasprzeciw-
kosobie.
Nathanrozsiadłsięwygodnie.
–Świetnieradziłaśsobiewpojedynkę.Przejrzałemraportyzzeszłegokwartału,
więcwiem,żeontylkoszkodziłwaszejfirmie.Biorącpoduwagę,żetazakochana
ofiaradalejbujałabywobłokach,atynadalprowadziłabyśbezpiecznąpolitykęwol-
nąodwszelkiegoryzyka,Traveloguenieprzetrwałbykolejnegoroku.
Znała Drew od dłuższego czasu i zawsze traktowała go jako przyjaciela, ale
wostatnichmiesiącachsprawyprzybrałyzłyobrót.
–Nawetprzezmyślminieprzeszło,żemniesprzeda.
–Tobyłojegonajmądrzejszeposunięcie.Wostatnimkwartalefirmanieodnoto-
wałaspektakularnegowzrostu.Drewzwolniłkażdego,ktomiałdobrepomysły.Na
przykładtegospecjalistęodmarketingu.
Riyawypiłałykwodygazowanej,którądlaniejzamówił.
–Jegostrategiamiałapolegaćnazwiększeniukosztówczłonkostwaklientów,któ-
rzybyliznamiodpoczątku,iobniżeniukosztówjednodniowychpromocjipakietów
wakacyjnych.Kupowałyunasśredniozamożnerodziny,aniewłaścicieleodrzutow-
ców,którzykażdegodniakupująiniszcząprzedsiębiorstwaniczymmalcyswojeza-
bawki.
TwarzNathanapozostałabezwyrazu.
– Właśnie takiej strategii potrzebujesz. Kilkuwarstwowe członkostwo sprawdza
się doskonale. Członkostwo umożliwiające decydowanie o przyszłości firmy, które
więcej kosztuje, gwarantuje nowe możliwości. Istnieje mnóstwo klientów, których
Traveloguepominął.Jeślisięnierozwijasz,prędzejczypóźniejwypadnieszzrynku.
–Toogromneryzyko,któremożeoddalićnasodnaszychobecnychklientów.
–Istotnie.Ajajestemgotówjepodjąć.
Włosyzjeżyłyjejsięnakarku.Nawetjeślitoonzaryzykuje,onabędziemusiała
zmierzyćsięzkonsekwencjami.
–Nigdycisiętonienudzi?
–Cotakiego?
–Szastanieswojąwładząiarogancją?
Roześmiał się głośno, a Riya poczuła coś dziwnego w głębi serca. Wiedziała, że
powinnatozignorować,aleniepotrafiła.Nierozumiałatylko,dlaczegotaknanią
działał.Oczywiściemiałapewnepodejrzenia,alewyłącznietakie,którejejsięnie
podobały.
–Cozrobisz,kiedyprzepiszęposiadłośćnaciebie?WyrzuciszRobertaiJackie?
– Może tak, a może wszyscy razem będziemy żyć pod jednym dachem niczym
szczęśliwarodzina.Czytouspokoiłobytwojesumienie?
Spojrzałananiegozszokowana.
– Przerażająca wizja, prawda? Ja i ty, ja i twoja matka, ja i Robert, każdy taki
układzakończyłbysięfiaskiem.
–Dlaciebietowszystkojesttakiezabawneitrywialne,jakbywogólecięnieob-
chodziło…–Zamilkła,żebynabraćpowietrza.–Maszgórępieniędzyitencholerny
samolot,aprzezlataanirazunieodwiedziłeśRoberta.
–Tojużniejestwetzawet,Riya.
Podsunąłjejplikkartekopatrzonychwytłuszczonymnagłówkiem„Sankcjedyscy-
plinarne”.Naichwidoknamomentprzestałaoddychać.
–Cotojest?–zapytałaspanikowana.
–Sądzącposposobiezarządzaniafirmą,któregotrzymałsięDrewprzezostatnie
miesiące,wnioskuję,żezwasdwojgatoonbyłnajsłabszymogniwem.Coniezna-
czy, że ty nie ponosisz za to odpowiedzialności. Muszę wiedzieć, na czym polegał
waszproblem.
–Żebyzdobyćamunicję,którauczynizemnienajsłabszeogniwo?
–Dokładamwszelkichstarań,żebywszystkobyłoodpowiednioudokumentowane.
Tostandardowapolitykawgrupiemoichfirm.
Nathanoparłsięnasiedzeniu,próbującrozwiązaćłamigłówkę,którąbyładlanie-
goRiyaMathur.Jedenzjegopracownikówprzyznał,żestworzyłaniezwykleskom-
plikowaneoprogramowanie.Mimotoniewykorzystałajegopełnegopotencjałudo
rozszerzeniabazyklientów,copozwoliłobyjejrozwinąćskrzydła.
–Totwojaszansa,żebywszystkowyjaśnić–powiedziałłagodnie.Chociażniena-
ginał zasad, był bardzo ciekaw, co zaszło między nią a jej byłym współpracowni-
kiem.
–Wzeszłymroku,potym,jakpozyskaliśmypółmilionaczłonków,wyprawiliśmy
przyjęcienoworoczne.Drewsięupił,ajawypiłamtylkokieliszekbiałegowina.Kie-
dywybiłapółnoc,staliśmyoboksiebie.Pocałowałmnienaoczachwszystkichpra-
cowników. – Uciekła od niego wzrokiem, ale uwadze Nathana nie uszedł drobny
dreszcz,którywstrząsnąłjejciałem.–Odwzajemniłamjegopocałunek…chybaza-
nimodzyskałamzdrowyrozsądek.
–Chyba?Toniejestfizykatermojądrowa,żebymiećwątpliwości.
Spojrzałananiegogniewnie,zgarniającwłosydotyłu.
–Niewiem,cosięstałoanijak.Wiemtylkotyle,żetobyłanajgłupszarzecz,jaką
w życiu zrobiłam. Na swoją obronę muszę dodać, że tamtego dnia dowiedziałam
się,żeżyciuRobertajużnicniezagraża,aTravelogueosiągnęłosukces…–Uniosła
drżąceręcedotwarzy.–Wciążniemogęsobiewybaczyć,żetakmnieponiosło.Nie
chciałam,żeby…
–Tenpocałuneksprawiłciprzyjemność?
– To też. Nie dość, że zachowałam się nieprofesjonalnie, to jeszcze wywołałam
niezręczną atmosferę. Nie chcę się z nikim wiązać. Teraz najważniejsze jest dla
mniekariera.
Nathanzmarszczyłczoło,obserwującjejtwarz,którapróczzażenowaniawyra-
żałacośjeszcze.Podziwiałjejzaangażowaniewpracęirozumiał,jaktowpływana
życie osobiste. I wszystko wydawałoby się proste, gdyby nie smutek wyzierający
zjejoczu.
Zakażdymrazem,kiedyzniąrozmawiał,zdumiewałagojejniewinność.OdMarii
dowiedziałsię,żetakruchadziewczynazawszebardzociężkopracowałainawet
jakodzieckopraktyczniesamasięosiebietroszczyła.Podobnopomagałajegoojcu,
jaktylkopotrafiła.
Wiodła poukładane życie, które kręciło się wokół Travelogue, posiadłości, jego
ojcaiswojejmatki,akażdanajmniejszaturbulencjawytrącałająrównowagi.
–Maszplanynaprzyszłość?–zapytałzaciekawiony.
Riyaporuszyłasięniespokojnienasiedzeniu.
– Właściwie to tak… Drew jest zbyt niezrównoważony. Nie można na nim pole-
gać.Kiedyzakilkalatbędęgotowanapoważnyzwiązek,wybioręmężczyznę,który
będzietrwałumojegobokudokońcażycia,będziedobrymmężemiojcem.Alete-
razniemogęsięrozpraszać.
Poczuł,jakogarniagozłość.
– Wygląda na to, że pozwalasz sobie na wszystko prócz cieszenia się życiem. –
Kiedynaniegospojrzała,rozluźniłpięści.Musiałsięuspokoić.Wkońcucogoob-
chodziło,czytanaiwniaczkazamierzałapoświęcićżycienaciężkąpracę?–Sporzą-
dziłaś grafik, który uwzględnia, kiedy poznasz tego idealnego przedstawiciela ro-
dzajumęskiego?
Jejoczybłysnęłygroźnie.
–Mojesprawyosobisteniepowinnycięinteresować.Gdybyniełączącenasinte-
resy,wcalebymcionichnieopowiedziała.
–Aleśmieszwypytywaćmnieomojepodróżeioto,gdziespędziłemostatnielata.
–Ponieważoddawnawidzę,jakzadajeszbólRobertowi.Chociażusilniepróbuję,
niepotrafięzrozumieć,jakiczłowieknieoglądasięzasiebieprzezlata.Niepojawi-
łeśsięnawetnapogrzebiewłasnejmatki.Przezponaddziesięćlatnieinteresowa-
łeśsięlosemojca.Nieprzyjechałeś,kiedyMaria…
–Dosyć.–Spojrzałnaniąwtakisposób,bydaćjejdozrozumienia,żeprzekro-
czyłagranicę.–Chcę,żebyśzatrzytygodnieprzedstawiłamimodelnowegoopro-
gramowania,któreprzetestujemypotemnagrupiebeta.
Riyazrobiłazaskoczonąminę.
–Niedamradyzrobićtegowtrzytygodnie.Muszęprzeprojektowaćcałeopro-
gramowanie,amyniemamydodyspozycjizespołubadawczo-rozwojowego,bonig-
dyżadnegoniezatrudniłam.Dotądzawszepracowałamwpojedynkę.
–Więcwyjdźzcienia.Pracujmądrzejinauczsięufaćinnym.Wykorzystajswój
personel. A kiedy następnym razem jeden z twoich współpracowników będzie cię
nagabywał,natychmiastzawiadomotymdziałHR.
Uderzyładłońmiwoddzielającyichstolik.
–Jakdługobędzieszmnienienawidziłzato,cozrobiłamojamatka?
–Nieprzeceniajsiebie,Riya–wycedziłprzezzaciśniętezęby.–Chociażzpowo-
dutwoichmanipulacjiistotniejestemtrochęrozdrażniony.
–Więcjakdługobędziemniekarałzakłamstwo?
–Karałcię?
–Tak.Dyktujeszmiwarunki,wyciągasznaświatłodzienne,wyznaczaszcele,któ-
rezapewniąmójkoniec.
Wstał.
–Jaknakogoś,ktożyjewedleustalonegoscenariusza,maszniezwyklebujnąwy-
obraźnię.Zawarliśmyumowę,bosamaotoprosiłaś.Aterazwściekaszsię,bopró-
bujęjązrealizować?
Mimo że mówił spokojnie, jej złość przybierała na sile. Odczuwała perwersyjne
pragnienie,żebyprzebićsięprzezlodowatąpowłokę,którąodgrodziłsięodświata.
Chciała, żeby wpadł w złość, pokazał, że cierpi, okazał emocje. I to przerażało ją
bardziejniżcokolwiekinnego.
–Amożetotymaszzemnąjakiśproblem?
Wstała,żebysięodniegoodsunąć.
–Niemampojęcia,oczymmówisz.
Chwyciłjązaramięiprzyciągnąłdosiebie.
–Jeślidecydujemysięnacałkowitąszczerość,musimyustalić,naczymstoimy.
Zdjęta paniką Riya pomyślała o elektryzujących spojrzeniach, które wymieniali,
ijegoznaczącychuśmiechach.
–Niczegonietrzebaustalać.–Spróbowaławyszarpnąćrękę,aleNathantrzymał
mocno.Pochylającsię,posadziłjąnafotelu,apotempowiódłwzrokiempojejtwa-
rzy.Słyszałatylkoichoddechy.PodczasgdypocałunkiDrewbyłybardzoprzyjemne,
podwpływemdotykuNathanaczułasiętak,jakbyrozpadałasięnatysiącekawał-
ków.–Nate,puśćmnie,proszę.
Uśmiechnąłsięzadowolonyzsiebie,spoglądającnajejusta.
–Napewnonigdysięniezastanawiałaś,cobybyło,gdybymwróciłitwojeżycie
postawił do góry nogami. Nie spodziewałaś się, że połączy nas tak silna chemia.
Pewniewięcniemaszplanu,jakzachowaćsięwtejpokręconejsytuacji?
Każdejegosłowoociekałoemocjami,którychtakbardzoodniegochciała,ponie-
ważpragnąłtegorówniemocnojakona.
–Nadaluważasz,żecałkowiciekontrolujeszswojeżycie?
–Towszystkotwojawina.
–Uwierzmi,żepostępowałbymcałkieminaczej,gdybyśniebyłanajpiękniejszym,
najbardziej irytującym i najdziwniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek pozna-
łem.
Jęknęła cicho, a on ją puścił. Jego spojrzenie znów stało się chłodne, jakby nic
międzyniminiezaszło.
–Totystanowiszproblem,Riya,nieja.Drżysz,kiedydociebiepodchodzę.Wal-
czysz z tym, doszukując się motywów, które rzekomo mną kierują. Obiecaj, że
sprzedaszmiposiadłość,akażępilotowizawrócić.Przyznaj,żemaszdość.
–Dlaczegotaksięstawiasz?–zapytałazdesperowanymgłosem.–Czemuniemo-
żesz poświęcić pięciu minut na rozmowę z Robertem? Czy ty zamiast serca masz
kamień?
Tenatakogromniegozaskoczył,ostateczniejednakzdołałnadsobązapanować.
–Janiemamserca,aprzynajmniejtakiego,któredziałasprawnie.Nigdyniewy-
baczę mu tego, jak potraktował moją matkę. Zawiódł ją, kiedy go potrzebowała.
RozgrywałswójromanszJackienajejoczach.Samamyślotymwywołujewemnie
złośćiprzypominamiowłasnychsłabościach.
ROZDZIAŁPIĄTY
Kiedy podchodzili do lądowania, Riya wyprostowała się na skórzanym fotelu.
Przez większość lotu wpatrywała się w ekran laptopa albo rzucała Nathanowi
ukradkowespojrzenia.Onzkoleiwyglądałtak,jakbywogólesięniąnieprzejmo-
wał.
Próbowałaprzygotowaćszkicnowegooprogramowania,aleniepotrafiłasięsku-
pić.Chociażtenirytującymężczyznadoprowadzałjądoszału,musiałaprzyznaćmu
rację. Ostatnie lata całkowicie poświęciła pracy. Myślała wyłącznie o posiadłości,
RobercieiJackie–nigdyosobie.Pozatymsądziła,żeniemasensuzapraszaćniko-
godoswojegożycia,skoronakońcuitakspotkająjąwyłączniebólirozczarowa-
nie.Wystarczyłjedendrobnybłąd,żebyDrewsięodniejodsunął.Aletoitakbyło
lepszeodcierpienia,któremusiałabyznosić,gdybypozwoliłasobienazaangażowa-
nie.
Zamiast rozdrapywać stare rany i zastanawiać się, dlaczego ojciec tak łatwo
z niej zrezygnował albo dlaczego nie wystarczała jej Jackie, wolała skupić się na
swojej karierze. Na polu zawodowym przynajmniej wiedziała, czego się spodzie-
wać. Niestety w efekcie była całkowicie nieprzygotowana na zauroczenie Natha-
nem. Nie potrafiła poradzić sobie z natłokiem emocji ani z tym, jak reagowało jej
ciało,ilekroćtenmężczyznaznalazłsięwpobliżu.Najbłahszedrobiazgiwytrącały
jązrównowagi,takiejakdotykjegoszorstkichdłoniczyjegozapach.Wciążmusia-
łatoczyćwewnętrznąbitwęmiędzychęciąulegnięciapokusieastrachem,żestraci
nadsobąkontrolę.
Kiedy schodziła za nim po schodkach samolotu, przystanęła na moment, oczaro-
wanapięknymkrajobrazem.Wyspaokazałasięprawdziwymrajemizapewnemiała
przynieśćNathanowikolejnedziesiątkimilionów.
Przywitałichzespółinżynierówiprogramistów.Wszyscybyliubranibardzoswo-
bodnie,przeważniewszortyiT-shirty.
–Soniajeszczepracuje?–zapytałiotrzymałodpowiedźtwierdzącą.
TymczasemRiyajakzahipnotyzowanapodziwiałagoprzypracy.Jużwcześniejza-
uważyła,żeprzywiązywałwagędoszczegółówizadawałtrafnepytania.Właściwie
zachowywałsięniczymżywykomputer.
Wkrótce dowiedziała się, że wyspa miała być wynajmowana sławom marzącym
okawałkunieba,wktórymmogłybyznaleźćodrobinęciszyispokojuzaporażającą
kwotępółmilionadolarówzadzień.Podczaswycieczkimałymisamochodamitere-
nowyminieustanniekrzyczałazzachwytu.
Na sześciuset akrach ziemi wzniesiono sześć domów w balijskim stylu z myślą
o gościach, którzy będą tam kiedyś wypoczywać. Do ich dyspozycji pozostawiono
takżełódźpodwodną,napokładziektórejmożnabyłopodziwiaćdziewicząrafęko-
ralową,jacuzzimogącepomieścićdwanaścieosóbnaraziinneliczneatrakcje.Na
wyspieznajdowałysiętakżeprywatneplaże,basentypuinfinityzujściemdooce-
anu,kortytenisoweibudynkigospodarczepełnesprzętuniezbędnegodouprawia-
niasportówwodnych.
Nathanstworzyłnawetzespółnaukowców,którzymielizgłębićinformacjenate-
matzagrożonegogatunkugekona,wywodzącegosięztejwyspy.ImwięcejRiyawi-
działa,tymbardziejczułasięoszołomionaizagubiona.
Chociażposiadałtakwiele,zależałomunaniedużejposiadłości.Zaakceptowałjej
warunki,mimożemógłzrobićzjejfirmąwszystko,comusiężywniepodobało.Tak
niezachowywałsiębezdusznyczłowiek.
Poza tym nie mogła zapomnieć o jego słowach: „Sama myśl o tym wywołuje we
mnie złość i przypomina mi o własnych słabościach”. Po części je rozumiała. Wie-
działa,żeAnnazmarłazpowoduniewydolnościserca.AledlaczegoRobertmiałby
przypominaćmuowłasnychsłabościach?
Kiedy patrzyła, jak rozmawia z pracownikami, jak się śmieje i planuje, widziała
zdrowego, wspaniałego człowieka o nieprzeciętnym umyśle, który uczynił z niego
miliardera.
Wkrótce po przyjeździe przebrał się w oliwkowe szorty i bawełnianą koszulkę.
Promienie słońca pieściły jego twarz, rozjaśniały brodę i wydobywały błękit jego
oczu.Napotkałjejspojrzenie,gdypodziwiałajegosilneramiona.
Jedliwybornylunchnazadaszonymtarasiejednejzjegowilli.Wdolewodaspły-
wałakaskadądoogromnegobasenu.Wykonanyzmiejscowegokamieniaibrazylij-
skiegodrewnabudynekmieściłdziesięćsypialniiurzekałarchitektonicznymwyczu-
ciem.Wnętrzaurządzonobezcennymiantykami,dywanamiwindyjskiewzory,dzie-
łamisztukiibambusowymimeblamiprostozBali,azokienrozciągałsięzapierają-
cydechwpiersiwidok.
Suflet czekoladowy, którym właśnie zachwycała się Riya, dosłownie rozpuszczał
sięwustach.
–Ijakcisiępodoba?–zapytałNathan,siadającnakrześleobokniej.Jegowspół-
pracownicyzamilkli,jakbyudzielenieprzezniąodpowiedziwymagałoabsolutnejci-
szy.
Riyaspojrzałananiego.
–Wszystkojestwspaniałe–odparła.–AleniepotrzebujeszTravelogue,żebyzna-
leźćbogatychklientów.
Wiedziała,żezabrałjątutajjedyniepoto,bywprawićjąwzakłopotanie.Mimoto
ogarnęło ją rozczarowanie. Na kilka godzin całkiem zapomniała o ich umowie
iczerpałaprzyjemnośćzpracywzespole.Przyokazjizrozumiała,jakwieletraciła,
wiodącpustelniczeżycie.
–DlaTravelogueplanujęcośinnego.Nawyspiebędziemytestowaćróżnerozwią-
zania.Pozatymcorokuprzeztrzymiesiącebędziemyoferowalinaszewillepowy-
jątkowoniskiejcenie,żebymniejzamożniśmiertelnicyteżmoglizakosztowaćnie-
ba.
– A dochód z tych trzech miesięcy przeznaczysz na cele dobroczynne. Mam ra-
cję?
DobrzeznaładokonaniaFundacjiAnnyRamirez.
–Tak.
–Niewiem,copowiedzieć,Nathanie.
–Niemusisznicmówić.Wystarczy,żezrobiszswoje.Chcę,żebyśstworzyłanowy
serweridodatkowoprocesorczołowyłączącygozoprogramowaniem,którezapro-
jektujesz.Ibędziemypotrzebowali…
– Różnych pułapów cenowych, pakietów, a nawet portali logowania dla różnych
członków–dokończyłazaniego,dającsięponieśćekscytacji.
Przypuszczała, że wielu rzeczy wciąż nie wiedziała o tym człowieku, a mimo to
oceniłagoprzezpryzmatcierpieniaRoberta.To,czegomogłasięonimdowiedzieć
wnadchodzącychtygodniach,przerażałojąipociągałojednocześnie.Kierującanią
ciekawośćbyłataksilna,żezanicbysięterazniewycofała.
– Odpocznij trochę. Upał panujący na wyspie bywa nie do zniesienia dla nowo
przybyłych.
Riyaskinęłagłową,poczymzrozczarowaniempatrzyła,jakodniejodchodzi.
Nathanpodpisywałplikdokumentów,kiedydotarłydoniegostłumioneokrzykiin-
żynierów.Zdumionyuniósłgłowęispojrzałwichstronę.Wszyscyspoglądaliwkie-
runku stromego podejścia, które właśnie pokonywała Riya. Ubrana w obcisły top
opinający jej kształtne piersi i krótkie dżinsy prezentowała się zjawiskowo. Nie
mógłmiećpretensjidoswojejekipy,żeniepozostałaobojętnanajejurok.
Wpromieniachsłońcajejskórawydawałasięzłota.Nathanzdążyłsięprzekonać,
żewdotykuprzypominałaczystyjedwab.Chociażpróbowałsięopanować,powiódł
wzrokiempowybujałymkształciejejpiersi.Przystanęłanamomentirozejrzałasię
zuśmiechem,którytylkododałjejseksapilu.
Wułamkusekundyzapragnąłzanurzyćpalcewjejwłosach,którezwiązaławkoń-
skiogon,irozpuścićje,żebyspłynęłygęstymifalaminajejramiona.Chciałwstrzą-
snąćjejmałym,sterylnymświatem,którysobiestworzyła,irozbudzićjejpotencjał
wkażdymożliwysposób.
Przypominałapięknegomotyla,któryniechceopuścićkokonu,aonzamierzałją
zniegowypłoszyć.Przeklinającpodnosem,gwałtowniepodniósłsięzkrzesła.Od-
wróciłsięodpokusy,którąucieleśniała.Przypomniałsobie,żepokonałprzeszkody
ilękiznaczniebardziejniebezpieczneodtej.
Sytuacja między nimi była już wystarczająco skomplikowana, a historia z Drew
wyraźnie pokazywała, że Riya nie umiałaby sobie poradzić, gdyby postanowił ją
uwieśćizostawić.Innegorozwiązanianiemógłjejzaproponować.Kobietakurczo-
wotrzymającasięzgóryustalonegoplanubyłamupotrzebawtakimsamymstop-
niujakatakserca.Właściwieprzyszłomunawetdogłowy,żepowinienwsadzićją
do samolotu i zapomnieć o umowie, którą zawarli. Ostatecznie powstrzymała go
przedtymciekawość.
Założywszyokulary,Riyarozejrzałasiędookoła.ZaplecamipracownikówNatha-
nadostrzegłaogromnydźwig,któryotaczałoogrodzenietakwysokiejakona.Zbi-
jącym sercem weszła do środka i znieruchomiała. Wysoko nad głową ujrzała plat-
formę z przepiękną balustradą z kutego żelaza, a tuż przed nią stała mała sofa,
sprawiająca wrażenie bardzo wygodnej. Z zaciekawieniem przyjrzała się stolikom
poobujejstronach,naktórychustawionowazonyzegzotycznymiorchideami,dro-
gieczekoladkiiwiaderkazszampanem.Zauważyłatakżeniedużepunktyświetlne
zainstalowanedyskretniewpodłodzeimocowaniapoobustronachsofy.Jużmiała
cośsprawdzić,gdydośrodkawszedłNathanwtowarzystwiewysokiejbrunetki.
–TojestSoniaLopez–powiedział,spoglądającRiyiprostowoczy.–Naszakie-
rowniczkaprojektu.
Nastąpiłachwilaciszy,podczasktórejRiyawpatrywałasięwNathanawyczekują-
co,jakbychciałausłyszećcośjeszcze.
–AtoRiyaMathur.Jesttwórcąoprogramowaniawfirmie,którąniedawnokupi-
łem.
Gdytylkouścisnęłysobieręce,Soniawyszła,zostawiającRiyęsamązNathanem.
Zadrżała,kiedychwyciłjązanadgarstek,mówiąc:
–Chodźmy.
Energiczniepokręciłagłową.
–Niemamowy.Wolępatrzeć,niżskakać.
Spojrzałnaniąztakimuśmiechem,jakimnieobdarzyłjejnigdywcześniej,ażza-
parłojejdechwpiersi.
–Niemaszwyjścia.Jeślichcesz…
Zrobiłakilkakrokówwtył,czymmusiałagozaskoczyć.
–Toniewporządku.Toniemanicwspólnegozmoimiumiejętnościamiprowadze-
niafirmy.
–Życieniejestsprawiedliwe,Riya.Aletrzebazniegokorzystać,kiedytylkosię
da.
–Mówiszjakmałychłopiec,którypierwszyrazwżyciuzamierzausiąśćzakie-
rownicąauta.
Ująłjejdłoń,poczympociągnąłjązasobąnasofę.Chociażjejkolanadrżały,sie-
działanieruchomo,gdyprzypiąłpasamijąisiebie.Pokilkuminutachznaleźlisięna
samymszczyciedźwigu.Riyawydałastłumionyokrzykimocniejścisnęłajegorękę.
Ztejwysokościwidziałacałąwyspę,wille,basen,piękneplaże.Nigdywcześniejnie
było jej dane podziwiać niczego piękniejszego – jeśli nie liczyć mężczyzny u jej
boku.
–Dobrzesięczujesz?–zapytał.
Skinęłagłową,spoglądającmuprostowoczy.
–Terazjużwiem,cocięnakręca.
Siedzieli bardzo blisko siebie, tak że ich uda ocierały się o siebie przy każdym
najmniejszymruchu.
–Szybkomnierozgryzłaś–odparłprzekornie.
– Mam nadzieję, że nie ograniczysz się tylko do tej wyspy – dodała pospiesznie,
unikającjegospojrzenia.–Każdypowinienmócchociażrazprzeżyćcośtakiego.
–NapierwszyogieńwzięliśmyLasVegas,Paryż,Bali,SanPaulo,BombajiLon-
dyn.Gdytylkootrzymamywszystkiepozwolenia,wystartujemyznowympakietem
członkostwapoobniżonejcenie.
Riyakolejnyrazomiotławzrokiemokolicę.
–Jakzamierzasztonazwać?
Wzruszyłramionamizuśmiechem.
–Jeszczeniezdecydowałem.
Potychsłowachrozpiąłpasy.
–Nie,nie,nie.Proszę:nie!–krzyknęła,kiedypociągnąłjąwgórę.
Ignorującprotesty,zaprowadziłjądobalustrady.Riyizakręciłosięwgłowie,więc
przylgnęładoniego,ztrudemłapiącpowietrze.Poczuła,jakjegociałosięnapina,
aleniemiałotodlaniejwiększegoznaczenia.Bałasię.Odprężyłasięniecodopiero
wtedy,gdymocnoobjąłjąwpasie.
–Uspokójsię–szepnął,uśmiechającsiępromiennie.–Niepozwolęcispaść.
I chociaż piękny widok okazał się wart chwili paniki, Riya poczuła ulgę, kiedy
wkońcupozwoliłjejusiąść.Ikiedysiedzielioboksiebiewmilczeniu,zalałająfala
emocji,którejniepotrafiłapowstrzymać.
–Nathanie,bardzocięprzepraszamzawszystko…zacierpienie,któregociprzy-
sporzyłyśmy.Nawetniepotrafięsobiewyobrazić,coczułeś,kiedydowiedziałeśsię
oJackieiomniezarazpośmiercimatki.Takmi…
Otoczyłjąsilnymramieniem,zanimspojrzałnanią,iująłwdłońjejpoliczek.
–Nieoczekujęodciebieprzeprosin.
Próbowałazignorowaćdoznanie,którewywołałdotykjegopalców.
–CzyMariamiałarację?Wróciłbyśwcześniejdodomu,gdybyśmysięzJackiewy-
prowadziły?
–Nie.Toniczegobyniezmieniło.Zostawprzeszłośćwspokoju,Riya.Wyjdźze
swojegokokonuiżyjpełniążycia,motylu.
–To,żecodziennieniewznoszęsiędonieba,bypodziwiaćpięknewidoki,niezna-
czy,żecośmnieomija.
Delikatnie pogładził jej wargi, przysuwając się do niej. Na widok pożądania wy-
zierającegozjegooczu,niątakżezawładnęłopodniecenie.Ledwiekilkacentyme-
trów dzieliło ją od najwspanialszego, najbardziej skomplikowanego mężczyzny, ja-
kiegopoznała.Naglepoczuła,jakcośwniejpęka.
Oparładłońnajegopiersi,żebygoodepchnąć,alegdypoczułapodpalcamigwał-
towniebijąceserce,przestałamyślećrozsądnie.Trawiącyjąogieńprzybrałnasile,
docierającdokażdegozakamarkajejciała.
–Tostraszne,żeniepotrafiszocenić,czypocałuneksprawiłciprzyjemność,ale
jeszczestraszniejszejestto,żeżadenmężczyznaniepokazałci,jaksiępozbyćwąt-
pliwości.
Jegopocałunekwydałjejsięchłodnyigorącyjednocześnie,delikatnyipewny,zu-
chwały i kuszący. Odwzajemniła go, wyrażając długo tłumione emocje i skrywane
marzenia.Zmięławpalcachjegokoszulkę,przyciągającgodosiebie.Oparłagłowę
na skórzanym oparciu sofy, poddając się jego pieszczotom. Kiedy polizał jej górną
wargę,mruknęłaniczymkotka.
Nathan wsunął palce w jej włosy, a ona zarzuciła mu nogę na biodro. Chociaż
wszystkowydawałojejsięnowe,zaufałainstynktowi.Tymczasemoncałowałjątak,
jakbyodtegozależałoichżycie,aonamunatopozwoliła.Rozkoszowałasięjego
pieszczotami,drżałaiwiłasięzpożądania.
Dlatego, kiedy w końcu przestał, chciała krzyczeć, żeby tego nie robił. Całe jej
ciałopłonęło.
–Podobałcisiętenpocałunek,motylu?–zapytał,patrzącjejprostowoczy.
Riyaopadłanasofęiprzycisnęłapalcedodrżącychwarg.Niemogłabysobiewy-
obrazićwspanialszegopocałunku,alejegodrwiącyuśmiechniepozostawiałwątpli-
wościcodotego,żeNathanzwyczajniezniąpogrywał.
– Byłabym zaskoczona, gdybyś doprowadził do innego finału – odparła chłodno.
Chociażjejsercenadalbiłojakoszalałe,apalceściskałyjegokoszulkę,spioruno-
wałagowzrokiem.–Prawdziwyzciebiealtruista–dodaławnadziei,żezaprzeczy.
–Niebezpowodunazywająmniejednymznajwiększychfilantropówswojegopo-
kolenia.
–Wybacz,aleniemamochotyzostaćjednymzadresatówtwojejdziałalnościcha-
rytatywnej.
Riya odwróciła się od niego i przez chwilę wsłuchiwała się w ciszę. W pewnej
chwilipoczuładelikatneszarpnięcieizauważyła,żezaczęlizjeżdżaćnadół.Czuła
sięupokorzonaiwstrząśnięta.Bałasiępomyśleć,jakdalekopozwoliłabysięNatha-
nowiposunąć,gdybyniewystarczyłmujedenpocałunek.
Tymczasemmężczyznasiedzącyobokniejponowniezamieniłsięwgłaz.Riyaza-
pragnęła uciec od niego jak najprędzej. Ale kiedy marszowym krokiem zmierzała
wstronęwilli,zauważyłaNathanawtowarzystwieSonii.Stalibliskosiebie,alesię
nie dotykali. Dało się wyczuć napięcie między nimi, a w oczach kobiety widoczna
byłaprawdziwarozpacz.Wszystkowskazywałonato,żekiedyśbylikochankami.
Ocierając usta wierzchem dłoni, Riya poczuła ukłucie zazdrości. I chociaż nadal
czułajegosmak,musiałausłuchaćgłosurozsądku.Widziałaprzecież,zjakąłatwo-
ściązapanowałnadsobą,gdytylkoprzestałjącałować.Wykorzystałjejnaiwność,
potraktowałjąjakchwilowąrozrywkę.Musiałaotympamiętać.
Przez kilka kolejnych dni Riya unikała Nathana, co nie okazało się szczególnie
trudne, skoro uginała się pod nadmiarem pracy i troski o przyszłość Travelogue.
Mimowszystkoniepotrafiłauporaćsięznatrętnymimyślamiotamtympłomiennym
pocałunku,Soniiijejzbolałejminie.
Jejgniewpodsycałfakt,żeSoniaopuściławyspę.Niemogłauwierzyć,żeNathan
zwyczajniepostanowiłsięjejpozbyć.Czytakibyłnaprawdę?Flirtowałzkolejnymi
kobietami, a gdy mu się nudziły, usuwał je ze swojego życia niczym zbędny szcze-
gół?
Wmawiałasobie,żetojejnieobchodzi,żeNathanjestprzedewszystkimjejpra-
codawcąisynemRoberta.Całaresztaniemiałaznaczenia.
Wkońcupewnegodniazezdumieniemstwierdziła,żedopowrotudoSanFranci-
scozostałtylkojedendzień.Tegopopołudniapracowaławjednejzsypialni,którą
dzieliłazczteremainnymikobietamipracującymiwzespoletechnicznym.
Pomieszczeniebyłoprzestronneibardzojasne,skorowszystkieścianytworzyły
szklanetafle.Dośrodkawpadałaprzyjemnabryza.Riyauśmiechnęłasiędosiebie,
ponieważ w końcu wpadła na rozwiązanie problemu, nad którym głowiła się od
dwóchdni.
Wstała i wypiła kilka łyków napoju owocowego, gdy w drzwiach stanął Nathan.
Chłodnypłynnieostudziłżaru,któryjąogarnąłnawidoktegonieziemskoprzystoj-
negomężczyzny.Ubranywbiałą,bawełnianąkoszulkęijasnoniebieskiedżinsyopi-
nającejegoszczupłenogi,prezentowałsięniezwykleseksownie.Oczyukrywałza
ciemnymiszkłamiokularówprzeciwsłonecznych,więcRiyaniemogłanicznichwy-
czytać.Alenajbardziejzaskoczyłjąbrakbrody.Przezchwilęjakzahipnotyzowana
wpatrywałasięwjegoniezwyklezmysłoweusta.
Zawładnęło nią irracjonalne pragnienie, żeby do niego podbiec i go pocałować.
Zamiasttegozapytałatylko:
–Zapomniałamojakimśspotkaniu?
Spojrzałnakartkipiętrzącesięnajejzamkniętymlaptopie.
–Dlaczegoniepopłynęłaśzresztąnawycieczkęłodziąpodwodną?Niecodzień
zdarzasięokazjapodziwianiaświatapodmorskiego,abiorącpoduwagętwójtryb
życia,miniekolejnadekada,zanimponownieopuściszKalifornię.
Chociażniemijałsięzprawdą,ostatniauwagaogromniejąubodła.
–Musiałamnadczymśpopracować.Dziękitemumamgotowymodel.
–Już?–zapytał,niekryjączdumienia.
–Wziąłeśpodlupępracęcałegomojegożyciaizamierzałeśmnieocenić.Musia-
łamstanąćnawysokościzadania–odparłasłodko,podającmulaptop.
Niepierwszyrazpracaprzyszłajejzpomocą.Jużwdzieciństwienajlepiejczuła
się w towarzystwie cyfr i równań. Rozumiała je, ponieważ były przewidywalne –
całkieminaczejniżludzie.Nierodziłyrozdzierającegobóluaninierozbudzałytęsk-
noty.Niepowodowałymętlikuwgłowieaniniełamałyserca.
Nathan bez słowa wziął od niej komputer i usiadł na skraju łóżka. Po dziesięciu
minutachzamknąłlaptopizadałjejkilkaistotnychpytań.Wkońcuskinąłgłową.
– To jest lepsze, niż się spodziewałem – przyznał. – Prześlij pliki do firmowej
chmury. Chcę, żeby mój główny spec od IT się temu przyjrzał. Travelogue może
zdobyćtenprojekt,wzależnościodtego,jaktwójzespółporadzisobienaetapiete-
stów.Aleniezależnieodtego,tynadajeszsiędopracywRunAway.
Zbyt wiele pytań cisnęło się jej na usta, zarówno tych zawodowych, jak i osobi-
stych.
–Niechcęnowejpracy.Zależymiwyłącznienaodzyskaniuswojejfirmy.
Wstałispojrzałnanią.Odzapachujegowodypogoleniuzakręciłojejsięwgło-
wie.
–Wtakimrazieznajdujeszsięwpołowiedrogidocelu.
–Dopókinieprzypomniszsobie,dlaczegoniechcęprzepisaćnaciebieposiadło-
ści?
–Słucham?
–Chciałabymwiedzieć,cojeszczedlamnieszykujesz,jakdalekosięposuniesz…
–Gdynicniepowiedział,wycedziłaprzezzaciśniętezęby:–Pocałowałeśmnie.
Nathan ściągnął brwi, walcząc z pokusą, żeby zrobić to ponownie. Ale jak na
złośćmógłmyślećtylkootymprzeklętympocałunku.NawetepizodzSoniąnieuga-
siłżaru,któryroznieciławnimRiya.
–Atyodwzajemniłaśpocałunek,więcchybanierozumiem,doczegozmierzasz.
Spojrzałananiegowyzywająco.
–CosięstałozSonią?
Topytaniecałkiemgozaskoczyło.UdręczonespojrzenieSoniiprześladowałogo
odkilkudni.Niechciałjejzranić,alestałosiędokładnienaodwrót.
–Tonietwojasprawa–warknął,odwracającsięodRiyi.
Poczułjejdłońnaswoimramieniu.
–Odpowiedzmi,Nathanie.
–Sądzisz,żejedenpocałunekdajeciprawodorozstawianiamniepokątach?
–Nie.Jatylkopróbujęcięzrozumieć.
–Dlaczego?
–Losmojejfirmyspoczywawtwoichrękach,aleniezamierzamsięzarzynaćdla
kogoś pozbawionego skrupułów, kogoś, kto romansuje z pracownicami, a potem
zwalniaje,kiedymuwygodnie.
–Ładniemniepodsumowałaś–skwitowałześmiechem.
W rzeczywistości wolał nawet oskarżenia Riyi od smutnej prawdy, ponieważ nie
potrafiłsiępogodzićzestratąbliskiejosoby.Przezostatniedziesięćlatmiałtylko
dwóchprzyjaciół:Sonięikierownikaprojektu,Jacoba.
Chociażtrudnobyłomusięzniąrozstać,Sonianiezostawiłamuwyboru.Posta-
wiłamuultimatum:miłośćalbonic.Wystarczyło,żerazzłamałswojezasadyipo-
szedł szukać u niej pocieszenia, by zapomniała, że z wyboru stronił od związków,
byłsamotnikiemizamieniłswojesercewgłaz–żeniemógłpozwolićsobienaemo-
cje,któregoosłabiały.
NatychmiastpowiedziałSonii,żepopełniłbłąd,aletoniczegoniezmieniło.To,co
sięmiędzynimiwydarzyło,niemogłosięwięcejpowtórzyć.Powinienbyłdokońca
trzymaćjąnadystans,aledałsięponieśćchwili.Ponosiłzatopełnąodpowiedzial-
ność.
Cogorsze,uległpokusieipocałowałtęniezwykłąkobietę,którawpatrywałasię
wniegoteraz,czekającnaodpowiedź.Jejtwarzwyrażałazłośćikonsternację.
–Jakmożeszbyćtak…nieczułynacierpienieinnychludzi?
–Masznamyśliją?–RozwścieczonychwyciłpalceRiyitrzymającekurczowojego
koszulę. Nie dość, że wymierzył sobie surową karę, odsyłając Sonię z wyspy, to
jeszczemusiałwysłuchiwaćniesprawiedliwychoskarżeń.–Czysiebieiswójplan?
Tobyłcholerniedobrypocałunek,Riya,aleniepozwól,żebycięrozproszył.
Puściłagonatychmiast.
–Wiem,żejestemdlaciebietylkorozrywką,atenpocałunekjedynieudowodnił,
żemamztobąpoważnyproblem,alewyznaciesięoddziesięciulat…
Nathanstanąłplecamidoniej,zaciskającpięści.
– Nie spotkała jej żadna niesprawiedliwość. Sonia posiada dwadzieścia procent
udziałówwRunAway.Poradzisobie.
–Todlaczegoodeszła?
–Ponieważpoinformowałemją,żeniemajużdlaniejmiejscawmoimżyciu.Szko-
da,bobyłamojąjedynąprzyjaciółką–powiedziałniskimgłosem.
Chociaż na pozór wydawał się obojętny, Riya wyraźnie widziała ból w jego
oczach.
–Dlaczego?
–Przekroczyłajedynągranicę,którąjejwyznaczyłem.
–Niewyobrażamsobie,cotomogłobyć,skorousunąłeśjązeswojegożycia,jak-
byśwykasowywałplik.
Uśmiechnąłsiębezcieniasympatii.
–Zakochałasięwemnie,chociażwiedziała,żemamalergięnapodobnebzdury.
Riyapoczułasiętak,jakbywylałnaniąkubełlodowatejwody.
–Wiedziała,żeniechcęjejmiłości–kontynuowałchłodno.–Zdawałasobiespra-
wę,żetosięnieuda,aleniechciałamniesłuchać.Cenązatenbłądbyłaprzyjaźń,
którapowinnabyłaprzetrwaćdokońcanaszychdni.
WykreśliłSonięzeswojegożycia,chociażtastratasprawiłamuból.Przezdzie-
sięćlatanirazuniezainteresowałsięRobertem.Byłczłowiekiem,którynieogląda
sięzasiebie.Inicgonieusprawiedliwiało.DziękitemuRiyanareszciezrozumiała,
jak wielkie zagrożenie stanowi Nathan, zwłaszcza dla kobiet, które ulegają jego
urokowi.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Przeztrzytygodnie,któreupłynęłyodpowrotudoSanFrancisco,Riyapomieszki-
wała w jednym z pokoi zarezerwowanych dla zespołu Travelogue w śródmiejskim
hotelu. Nathan dał jej dokładnie tyle czasu na przygotowanie pakietu oprogramo-
wania, które mieli zaprezentować podczas konferencji. Wiedziała, że jego zespół
takżenadczymśpracował,aleniezamierzaładaćsiępokonać.Musiałamaksymal-
nie wykorzystać swoją szansę. Dlatego też ograniczyła sen do minimum i każdą
wolną chwilę poświęcała na dopracowanie oprogramowania, przy okazji doprowa-
dzającdoszaleństwawszystkichczłonkówTravelogue.
Nathanrównieżdwoiłsięitroił,żebyuzyskaćjaknajlepszerezultaty.Pracował
dopóźna,udzielałniezbędnychwskazówekidostarczałekspertyzy.Gdynapotykał
problem, głowił się nad nim tak długo, aż znalazł rozwiązanie. Nie tylko miał nie-
spożytąenergią,aletakżepotrafiłdoskonalemotywować.
Ostatecznietestynawersjibetazakończyłysięspektakularnymsukcesemimogli
rozpocząćkolejnyetap.
NiestetymimowzmożonychwysiłkówRiyinieudałosiędoprowadzićdospotkania
Robertazsynem.Dlategogdypewnegowieczoruupewniłasię,żeNathanprzeby-
wawswoimpenthousie,kilkapięternadnią,postanowiłazaryzykowaćkonfronta-
cję.
Wsiadładowindy,którądotarłanasamszczythotelu.Niepewnieweszładoprze-
stronnegoholuwyłożonegoczarno-białymipłytkami.Przezkilkasekundpodziwiała
wieczornąpanoramęSanFranciscowidocznąprzezdrzwibalkonowe.ZnalazłaNa-
thanawsalonie,gdzieubranyjedyniewszarespodniedresowerobiłpompki.Kro-
plepotupołyskiwałynajegoopalonejskórze,akażdymięsieńbyłwyraźniewidocz-
ny.Natenwidokzrobiłojejsięgorąco.Musiałaprzywołaćsiędoporządkuiprzy-
pomniećsobie,pocotuprzyszła.
Jednymwprawnymruchempoderwałsięwgórę,poczymchwyciłbutelkęzwodą.
Riyaszerokootwartymioczamiprzyglądałasięstrużce,którapociekłamupobro-
dzie,gdyzaspakajałpragnienie.Niemiałsylwetkikulturysty,alekażdaczęśćjego
ciała była wyraźnie zarysowana. Ogarnęło ją nieprzemożne pragnienie, żeby po-
dejśćdoniego,oprzećdłonienajegorozgrzanejskórzeipoczućjegozapach.
Drżąc z podniecenia, próbowała się opanować. Już miała chrząknąć, żeby przy-
ciągnąć jego uwagę, kiedy nagle ugięły się pod nim kolana. W ciągu kilku sekund
znalazła się przy nim. Zdążyła ująć go pod ręce, zanim uderzył głową o podłogę.
Zdjętapanikądelikatniepoklepałagopopoliczku.
–Nathan…Nathanie…–Przesunęładłoniepojegoramionachiszyi.–Nate,skar-
bie?Proszę,spójrznamnie.
Poczuła,jakchwytajązaramię,apotemnapotkałajegospojrzenie.Wolnouniósł
głowę,mrugając.
–Przeraziłemcię,motylku?
Zdołałazapanowaćnadstrachem,bopomimotego,cosięwłaśniewydarzyło,on
nadalzachowywałsięrówniearoganckojakzwykle.
–Riya?
–Słucham.
Przesunąłpalcamipojejręceioparłdłońojejnadgarstek.
– Nie wychodź jeszcze – poprosił, a kiedy w milczeniu pokiwała głową, dodał: –
Dobrzesięczujesz?
–Ja?–Nerwowooblizaławargi.–Doskonale.Aletywłaśnieprzedchwilązemdla-
łeś.
Chociażmogłabyprzysiąc,żedostrzegławjegooczachstrach,ontylkowzruszył
ramionami,uśmiechającsiędoniejszeroko.Potemująłjejdłońiprzyciągnąłjąso-
biedopiersi.Poczułarytmicznebicieserca.
– Jak sama możesz się przekonać, wszystko działa idealnie – mruknął, chociaż
Riyaniebyłapewna,cotaknaprawdęmiałnamyśli.
Ichspojrzeniaponowniesięspotkały.Riyabeznamysłuzarzuciłamuręcenaszy-
jęioparłagłowęnajegoramieniu.
–Śmiertelniemnieprzestraszyłeś.
Delikatnie pogłaskał ją po plecach, a potem przytulił tak mocno, że Riya niemal
poczuła,jakpękajejzbroja.
–Jużwszystkodobrze–odezwałsiępochwili,odsuwającjąodsiebie.Ująłwdło-
niejejtwarzispojrzałnaniąwygłodniałymwzrokiem.–Przyznajęjednak,żebędę
potrzebowałodrobinypokrzepienia.
Zębamichwyciłjejdolnąwargę,sprawiającjejniewysłowionąrozkosz.Zadrżała
gwałtownie,opierającręcenajegoramionach.Wtedyonponowniezamknąłjejusta
pocałunkiem.Byłrozgrzany,spoconyioszalałyzpodniecenia,iwłaśnietakiegogo
pragnęła.Wsunąłpalcewjejwłosy,przechylającjejgłowę.
Całowałją,kąsał,lizał,jakbyniepotrafiłprzestać.Popchnąłjąnapodłogęipoło-
żyłsięnaniej.
–Nathanie–szepnęłasłabo,chłonącmagiętejchwiliwszystkimizmysłami.Czuła
siębeztroska,podekscytowana,ajednocześniebezpieczna.
–Proszęcię,Riya,otwórzsięprzedemną.
Taprośbawymówionaniemalbłagalnymtonemkazałajejzapomniećowątpliwo-
ściach.Poddałasięjegopieszczotom.Ichciałazdawałysięidealniedosiebiepaso-
wać.Jejsutkinabrzmiały,agdyprzylgnąłdoniejmocno,poczuła,jakbardzojejpra-
gnie.
Gdyrozsunęłanogi,jęknąłcicho.Ująłwdłoniejejpiersi,jednocześniemuskając
językiemszyję.Podwpływemintensywnychdoznańodchyliłagłowętakgwałtownie,
żeuderzyłaniąopodłogę.
Przeklinając, Nathan pociągnął ją w górę, a potem pospiesznie zaczął oględziny
stłuczonegomiejsca.OszołomionaRiyatylkosięwniegowpatrywała.Byłarozpalo-
na,rozemocjonowanaiobolała.
Wpewnejchwilizaczęłodoniejdocierać,cosięwłaśniewydarzyło.Zrozumiała,
żejeszczedwieminutyikochałabysięznimnapodłodze.Błagałabygo,żebyskoń-
czyłto,cozaczął.
–Popatrznamnie,Riya–powiedziałłagodnie.
Wyrwałasięzjegoobjęćiwpośpiechuzaczęławygładzaćubranieiwłosy,akiedy
spróbowałsiędoniejzbliżyć,wycofałasiędodrzwi.
–Zaczekaj–zawołał,pochmurniejącnatwarzy.–Chcęsiętylkoupewnić,żenie
zrobiłaśsobiekrzywdy.
Pokręciłagłową,ogromniesfrustrowanaiprzerażona.
–Potrzebowałamtegociosu–odparładrżącymgłosem.–Botooczywiste,żena
moment straciłam rozum. Kupiłeś moją firmę, chcesz mi odebrać jedyne miejsce,
któremogęnazywaćdomem,amimotopozwalamcisięcałować…
Ostatniesłowawykrzyczałanacałegardło,dlategozamilkłanamoment,żebysię
uspokoić.
–Wyglądanato,żesprowadzasznamniesamenieszczęścia.Pewniepowinnam
sięciebiebaćalboprzynajmniejcięnienawidzić,alenieczujęnictakiego,iniero-
zumiemdlaczego.
–Tojestnasdwoje.–Nathansprawiałwrażenieniezmierniezadowolonegozjej
oświadczenia.
– Mnie to nie bawi – burknęła gniewnie, po czym wybuchła histerycznym śmie-
chem.
Kiedywkońcusięopanowała,ponownietrzymałjąwramionach.
–Jużdobrze,Riya.Jesteśwszoku.
Przyjemneciepło,twardemięśnie,gładkaskórakusiłyzogromnąmocą.Pozatym
czuła się wspaniale, kiedy ją przytulał, śmiał się z nią i zdawał się przeżywać to
samocoona.Ztymżebyłotegozawielejaknajedenwieczór.
Odsuwającsięodniego,otarłaustarękawem.
–Czymożeszsięubrać?
Chociaż posłał jej dziwne spojrzenie, założył koszulkę. Riya dostrzegła swoją
szansęipospiesznieruszyładodrzwi.Dogoniłjąjednakizablokowałdrogęuciecz-
ki.
–Mocnosięuderzyłaś.Sprawdzę,czynienabiłaśsobieguza.
–Nicminiejest.
Aletoniebyłaprawda.Wystarczyłytrzytygodniewjegofirmie,żebyzapomniała
owszystkichbolesnychdoświadczeniach.Toniezwykłeprzyciąganiemiędzynimion
traktował jako swego rodzaju wyzwanie. Po namiętnych pocałunkach potrzebował
zaledwiekilkuminut,żebyonichzapomnieć,podczasgdyjejświattrząsłsięwpo-
sadach.
–Muszęmiećpewność,żenicciniejest.
– O ile mnie pamięć nie myli, to ty dzisiaj zemdlałeś. Co więcej, nie sprawiałeś
wrażeniazaskoczonegotymfaktem.Niepowinieneśpójśćdolekarza?
KiedyoczyNathanapociemniały,Riyazrozumiała,żeniepowiejejprawdy.
– Musiałem przesadzić z ćwiczeniami. – Potarł policzek. – Ale czuję się dobrze.
Atakwogóletopocodomnieprzyszłaś?
–Słyszałam,żewybieraszsiędoAbuDhabi,aniepowiedziałeśmijeszcze,kiedy
zamierzaszsięspotkaćzRobertem.
Oparłręcenabiodrach.
–Słucham?–powiedziałtakaroganckimtonem,żeogarnęłająirytacja.
–Minęłyprawietrzytygodnieodpowrotuzwyspy,atynadalniespełniłeśswojej
obietnicy.Powiedziałeś…
– Ten, kto się z tobą zwiąże, powinien mieć się na baczności. – Pokręcił głową
zrezygnacją.–Spotkamsięznimjutro.Możebyć?Aterazsięzamknijiusiądź.
Zadzwoniłdoszofera,któremukazałprzywieźćlekarza.
–Niepotrzebuję…
–Lekarzalboja.
–Lekarz–odparła,opadającnakanapę.
Chociażnaniegoniepatrzyła,słyszała,jakkrzątasiępomieszkaniu.Zamykając
oczy, oparła głowę i westchnęła. Nie powinna była znać jego zapachu ani smaku
jegoust,awszczególnościniepowinnabyłatakcałkowiciemuulegać.Najchętniej
zerwałabysięteraziuciekła,aleniemiałanatosiły.
Naglewyczułajegoobecność,więcczymprędzejuniosłapowieki.Siedziałobok
niej,trzymającbutelkęwodywwyciągniętejręce.Odsunęłasięodniego.
–Nicniemożesięmiędzynamiwydarzyć,Nathanie.
–Niezdołaszwszystkiegokontrolować.Jateżniechciałem,żebyśmysiędosiebie
zbliżyli,alejużdawnotemuprzekonałemsię,żeniezawszemożnamiećto,czego
sięchce.
–Niemówtakichrzeczy–zażądałazdesperowanymgłosem.–Poprostuniemo-
żemysięnatogodzić.
Nathanwykrzywiłustawgrymasie.
– Czego ode mnie oczekujesz? Mam pomachać czarodziejską różdżką, żeby
wszystkozmienić?Jedynerozwiązanie,któreprzychodzimidogłowy,poleganaza-
ciągnięciusiędosypialniizaspokojeniunaszychpotrzeb.Możepowinniśmytakzro-
bić,żebyoczyścićatmosferę.
–Możetotwójmodusoperandi.Uwieśćdziewczynę,pożegnaćsięiodejść.Aleto
niedlamnie.Tyniejesteśdlamnie.Niemaszserca.Wogóleniepowinnambyłasię
ztobącałować,pragnąćcięani…
Jejspojrzeniemiotałobłyskawice.
–Skoromojaobecnośćźlenaciebiewpływa,tomożepoprostuoddajmitęcho-
lernąposiadłość,azniknęztwojegożyciajeszczedzisiaj.
–Niemogę.
–Niechcięszlag,Riya.NieponosiszodpowiedzialnościzaJackieanizaRoberta.
Kiedyzmarłamojamatka,miałaśtrzynaścielat.
–Robertżałujeswoichbłędów.Wiemotym.ZapewniłmnieiJackiedachnadgło-
wą,kiedywylądowałyśmynaulicy.Nigdynieszczędziłmidobroci.Dziękiniemuod-
zyskałam poczucie bezpieczeństwa. Traktował mnie jak córkę, podczas gdy mój
własnyojciecniezainteresowałsięmnąanirazuwciągudziesięciulat.
–Gdziemieszkatwójojciec?
–Skądmamto,dodiabła,wiedzieć?Nigdyniepróbowałnawiązaćzemnąkontak-
tu.RozwiódłsięzJackie,ponieważuznał,żejestniestabilnaemocjonalnie,amimo
to pozwolił jej mnie zabrać. Nie przeszkadzało mu, że jego niestabilna była żona
będziewpojedynkęzajmowaćsięjegoośmioletniącórką.Bezwzględunajejsłabo-
ścionaprzynajmniejpróbowałasięomnietroszczyć.Towięcejniż…
–Przestańjejbronić.Jackieniewyświadczyłaciprzysługi.Opiekanadtobąbyła
jej obowiązkiem, a ona zawiodła. Postawiła cię w sytuacji, w której musiałaś się
zmagaćzjejlękamiiznosićnienawistnespojrzeniawszystkichpracownikówposia-
dłości.Naprawdęniewidzisz,jaktonaciebiewpłynęło?
– Lubię swoje życie, zwłaszcza odkąd pomogłeś mi rozwinąć skrzydła. Praca
ztobąprzezostatniedniokazałasięwspaniałymdoświadczeniem.Uwielbiamtwoją
energięito,jaksobieradziszzproblemami,ajeśliTravelogue…
– Dzisiaj rano Travelogue otrzymało dziesięć milionów na inwestycje od RunA-
wayInternational.
Riyaniemogławtouwierzyć.Jejmaleńkafirmastałasięczęściąlideranarynku
turystykibutikowej.Dawniejnawetnieśmiałaotymmarzyć.
–PodwojętwojewynagrodzenieiotrzymaszpakietakcjiRunAway.Właśnieroz-
począłem poszukiwania nowego dyrektora generalnego. Sądzę, że znajdziemy ko-
gośodpowiedniego,zanimwyjadę.
Wszystko przebiegało po jej myśli, zgodnie z umową, którą zawarli. Dlaczego
więc wzmianka o jego wyjeździe napawała ją smutkiem? Co takiego się zmieniło
wzaledwietrzytygodnie?
Zzamyśleniawyrwałojąpukaniedodrzwi.Chwilępóźniejzjawiłsięlekarz,który
wykonałrutynowebadanie.Dopierokiedywsiadładolimuzyny,któramiałazawieźć
jądodomu,ponowniezaczęłasięzastanawiać,dlaczegoosiągnięciecelu,któryso-
biewyznaczyła,izaimponowaniebiznesmenowitakiegokalibrujakNathanjejnie
wystarczyło.
Nigdy wcześniej nie poznała takiego mężczyzny. I tylko przy nim odczuwała po-
trzebę,żebyzłamaćzasady,wedługktórychżyła,idaćsięponieśćemocjom,którym
takdługoodmawiałaprawagłosu.
Aledlaniegonicsięnieliczyło:aniprzykredoświadczeniazprzeszłości,anilęk
przed przyszłością. Żył chwilą, w pogardzie mając resztę świata. Właśnie dlatego
musiałazerwaćtęznajomość,nawetjeślinasamąmyślorozstaniuogarniałjąwiel-
kiżal.
Jeszcze długo po wyjściu Riyi Nathan wpatrywał się w drzwi, które za sobą za-
mknęła. Cisza wydawała mu się nieznośna, a wszędzie, gdzie się obejrzał, widział
tylko ją. Wciąż wyobrażał sobie jej piękną twarz i cudowne ciało, kiedy wiła się
wjegoramionachidomagałapieszczot.Pragnąłjejtakbardzo,żeniepotrafiłmy-
ślećoniczyminnym.
Codziwniejsze,chciałnietylkojejudowodnić,jakdobrzemogłobybyćimrazem
wsypialni,aletakżewymusićnaniejwyznanie,żecośdoniegoczuje.Bonibycze-
mumiałbytegonierobić?Obojebylidorośliiwolni,aonniewątpiłwto,żepragnę-
łagorówniemocno,jakonją.
Wiedziałjednak,żetomogłobyjązniszczyć.Znałjejpragnienia,mimożepróbo-
wałaukrywaćjeprzedświatem.Nieporadziłabysobiezrozstaniem,tymbardziej
żewciążnieuporałasięzodrzuceniemprzezojcaiobojętnościąmatki.Nawetod-
daniejegoojcanieuśmierzyłotegobólu.Właśniedlategożyławcieniu,odmawiała
sobie przyjemności i koncentrowała się głównie na sprawach związanych z firmą
iposiadłością.Jużjakodzieckoprzejęłaobowiązki,zktórychpowinnibyliwywiązy-
waćsiędorośli,aostatniozaryzykowaławszystko,żebywywołaćuśmiechnatwa-
rzyRoberta.Byłalojalna,troskliwaisilna.Właśnietakakobietamogłabyurzeczy-
wistnićjegonajwiększykoszmar,gdybytylkojejnatopozwolił.Zdrugiejstrony,nie
potrafiłsobiewyobrazić,żemógłbyodejśćbezuszczknięciaczegośdlasiebie.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Nathankrążyłpogabineciewdomu,któregoniechciałwspominaćlatami.Zupo-
remodgradzałsięodwspomnień,któreatakowałygokażdegodnia.Aledawniejlu-
bił przesiadywać w tym pomieszczeniu pełnym książek ułożonych na regałach cią-
gnącychsięposamsufit.Grubeperskiedywany,którezdobiłypodłogę,byłychlubą
jego matki. Pamiętał, jak bawił się zabawkami, siedząc na nich u jej stóp. Zapach
papieru i skóry przywołał dawno zapomniane ból i strach – emocje, którym nie
chciałsiępoddać.
Doskonalepamiętałwieczory,którespędzalitutajwetroje,przedkominkiem.Oj-
cieczwyklemuczytał,podczasgdymatkadziergałanadrutach.Częstosięwtedy
śmialiiżartowali.Tobyływspaniałeczasy,zanimwizytyulekarzastałysięnormą,
astrachnadobrezagościłwkażdymzakamarkutegobudynku.
Czy upadek jego rodziny zaczął się w dniu, kiedy zemdlał i omal nie umarł pod-
czasmeczufutbolowego?Czymożewtedy,gdystanzdrowiajegomatkizacząłsię
wyraźniepogarszać?Bezwzględunato,kiedydotegodoszło,toitakniemiałojuż
znaczenia.
–Cześć,Nate–odezwałsięłagodniejegoojciec,zamykajączasobądrzwi.
ChociażMariazeszczegółamiopowiedziałamuoprzebieguchorobyRoberta,nic
niemogłogoprzygotowaćnawidokwychudzonegostarca,któryprzednimstanął.
Przygaszoneniebieskieoczyotaczałysinekręgi.
Nate nie chciał niczego czuć, ale Riya go do tego zmusiła. Ta przeklęta kobieta
utrudniałażycienietylkosobie,aletakżejemu.
–Dobrzecięwidzieć,Nate.Riyaopowiedziałamiotwoichpodróżachiogromnym
sukcesie,któryodniosłeś.Jestemzciebiebardzodumny.
Nathan ograniczył się do skinienia głową, ponieważ nie mógł się odezwać. Wy-
starczyło kilka miłych słów z ust ojca, żeby całkowicie stracił nad sobą kontrolę.
Wułamkusekundyogarnęłygogwałtownafuriaipoczuciezdradyitenemocjonalny
zastrzyk przeraził go bardziej niż utrata tchu minionej nocy. Wiedział, że jeśli po-
zwolidojśćdogłosujednejemocji,natychmiastpojawiąsiękolejne,ażostatecznie
wszystkopogrążystrach.Jużitakzbytwielerzeczywymykałomusięzrąk.
–Nieudawajmy,żeprzywiodłociętutajcoświęcejpróczlękówiwyrzutówsumie-
niaczłowieka,któryznalazłsięokrokodśmierci,tato.
Gdyojciecsięskrzywił,Nathanjużniczegoniepoczuł–nawetsatysfakcji,żewy-
mierzyłcelnycios.Leczdooczu,któretakbardzoprzypominałyjegooczy,napłynę-
łyłzy.
–Takbardzomiprzykro,Nathanie,żenieczułeśsiętutajmilewidziany,kiedyjej
zabrakło.
–Trudnomibyłopogodzićsięzjejśmiercią,zwłaszczażewdowolnymmomencie
mogłempodzielićjejlos.Alewiadomośćodrugiejkobiecie…Czymożeszsobiewy-
obrazić,comatkawtedyczuła?
– Popełniłem błąd, Nate, potworny błąd. Nie mogłem patrzeć, jak Anna znika
zmojegożycia.Bałemsię.ItenstrachpopchnąłmniewramionaJackie.Ogromnie
siętegowstydziłem.Atwojamatka…Odrazuwyznałemjejprawdę,aonamiwyba-
czyła.
Natebyłwstrząśnięty.
–Niewierzęci.
Opadłnakanapęiukryłtwarzwdłoniach.Czułuciskwgardleiniepotrafiłsobie
znimporadzić.Słowaojcaporuszyłygodożywego.
JacquelineSpearucieleśniaławszystkoto,czegobrakowałojegomatcewostat-
nimrokużycia.Byłaenergiczna,roześmiana,czarująca.Tonącemumężczyźniemo-
głasięwydawaćostatniądeskąratunku.
Dawniejzałożył,żetoojcieczrezygnowałzmatki.Aleco,jeślistałosiędokładnie
naodwrót?Co,jeślitokapitulacjażonypopchnęłaRobertawstronęinnejkobiety?
Oczywiście nic nie zmieniało tego, że ją zdradził. Jednak Nathan doskonale wie-
dział,costrachpotrafizrobićzczłowiekiem.
Ojciecusiadłobokniego.
– Nie mam do ciebie żalu. Przez te wszystkie lata żałowałem wielu rzeczy, ale
najbardziej tego, że moje tchórzostwo doprowadziło do naszej rozłąki. Tyle razy
wyrzucałemsobie,żepowinienembyłzapewnićciwsparcie.
–Skorogryzłocięsumienie,todlaczegojetutajsprowadziłeś?Jakmogłeśzdep-
taćwtensposóbpamięćmatki?
Otarłszytwarzwierzchemdłoni,ojciecspojrzałmuprostowoczy.
–Postąpiłemwstrętnie,dotegostopnia,żeprzezwielelatniemogłempatrzećna
Jackie,niewspominającomałżeństwieznią.Każdegodniaprzypominałami,cozro-
biłem.AleniemogłemskrzywdzićRiyi.Niemogłemodwrócićsięoddziecka,które
potrzebowało opieki, tym bardziej że Jackie nie pozbierała się jeszcze wtedy po
rozstaniuzmężem.Taknaprawdępołączyłnasstrach.Toonsprawił,żetakdobrze
sięrozumieliśmy.ARiyabyłamojąszansąnaodkupieniewin.Mogłemzająćsięnią
tak,jaknigdyniezająłemsiętobą.
Nathan skinął głową, gdy czysta radość pozwoliła mu zrzucić ogromny ciężar
z serca. Ze wszystkich kłamstw i oszustw wynikło jednak coś dobrego. Ponieważ
tenmężczyzna,którynaniegopatrzyłiktóryzająłsięcórkąinnegomężczyzny,wy-
glądałznajomo.Takiegogozapamiętałzdobrychczasów.
–Dlategoprzekazałeśjejposiadłość?
–Niemiałempojęcia,cosięztobąstało.Niewiedziałem,jaksięztobąskontak-
tować.Akiedyznalazłemsięokrokodśmierci,uznałem,żetaktrzeba.Riyakocha
tendomrówniemocnojakdawniejAnna.
Nathanpokręciłgłową.Powinienbyćlepszymczłowiekiem.Jegomatkęcechowa-
łyszczodrośćidobroć.Napewnoniemiałabynicprzeciwkoprzekazaniuposiadło-
ściRiyi,aleonniemógłtakpoprostuporzucićostatniegomiejscanaziemi,które
przedstawiałodlaniegoemocjonalnąwartość.
– Mogę zaoferować jej w zamian tyle pieniędzy, ile tylko zechce. Ale posiadłość
należydomnie.Jeślipotrafisz,przekonajją,żebyprzestałazemnąpogrywaćipod-
pisałaodpowiedniedokumenty.
Robertspochmurniał.
–Oczymtymówisz?
–Poprosiłem,żebysprzedałamiposiadłość,aonasięzgodziła.Postawiłajednak
warunki.Miałemsięztobąspotkaćispędzićtutajdwamiesiące.
–Och!–Kiedyojcieczapadłsięwkanapę,Nathannatychmiastsięnadnimpochy-
lił.
–Cosięstało?Źlesięczujesz?
– Nie. Ja… – Starszy mężczyzna westchnął ciężko. – Kiedy powiadomiła mnie
o twoim powrocie, nalegałem, żeby nakłoniła cię do pozostania na dłużej. Czy po
tymwszystkimmożeszmiobiecać,żepojawiszsięnaślubie?
Nathan najchętniej zignorowałby błagalne spojrzenie ojca, ale nie potrafił. Po-
trzebowalisięnawzajem,aonniemógłdłużejtemuzaprzeczać.
– To już postanowione – odparł, patrząc na ojca, którego twarz rozpromienił
uśmiech.
–Taksięcieszę–wyznał,ściskającsynazaręce.–Czyzamieszkaszznami?Anna
napewno…
Nathanpokręciłgłową.Żałował,żemusiodmówić,aleniemógłzostać.Chociaż
kochał to miejsce, był pewien, że już zawsze będzie mu przypominało o tym, jak
jego piękna matka zamieniła się we własny cień z powodu trawiącego ją strachu.
Kiedyprzyglądałsię,jakmarniejezkażdymdniem,utwierdzałsięwprzekonaniu,
żeonteżtakskończy.
–Takwieleosiągnąłeś,Nate–odezwałsięRobert,ściskającsynazaramię.–Nie
stanieszsiętakijak…
Nathanzapanowałnadżalem,którypróbowałnimzawładnąć,zanimuśmiechnął
siędoojca.
–Maszrację.Idlategoniemogęzostać.
–Zewszystkimsobieporadzę,Nate.Nigdynie…
–Problemtkwiwemnie,tato–powiedział,przywołującwewspomnieniachtwarz
Riyi. Zrozumiał, jak wielkie stanowiła zagrożenie. To przez nią złamał tak wiele
swoichzasad.Zabardzosięzaangażowałwjejżycie.Niemógłryzykowaćbardziej.
Przez kolejny tydzień Nate spędzał z ojcem każdy wieczór. I mógłby uznać te
wspólnechwilezadoskonałe,gdybynieprzeszkadzałamuwtymRiya.Takbardzo
pragnąłjąujrzeć,alejejnigdyniebyłowpobliżu.Właściwieodniósłwrażenie,że
gounika.
Pewnegodniaprzeszukałnawetcałąposiadłość,przekonany,żeojciecijegopra-
cownicy zwyczajnie go zwodzą. Ale nigdzie jej nie znalazł. Nie zastał jej także
wbiurzeTravelogue,kiedywybrałsiętampodbylepretekstem.
Właściwiepowiniensięcieszyć,żerozwiązałaproblemzaniego,znikajączjego
życia,aleosiągnęłatylkotyle,żemyślałoniejcorazczęściej.Żebytemuzaradzić,
pracowałdopóźna,prowadziłrozmowyzarabskimszejkiemwsprawiezbudowania
ośrodkaturystycznegowjegokrajuićwiczyłwięcej,niżpowinien.Alezawsze,gdy
przekraczałprógswojegoapartamentu,witałgojejobraz.Wyobrażałjąsobiena
podłodze,podnieconąipełnążycia.
Tegowieczoruniebyłoinaczej.Zirytowanyzatrzasnąłwięcswójlaptop,poczym
zerknąłnazegarek.Zapółgodzinypowinienruszyćnalotnisko,skądmiałpolecieć
doAbuDhabi.Riyaznałajegoplany,więcprawdopodobnieczułasiębezpieczna.
Nathandostrzegłswojąszansę.
Znalazł ją w ogrodzie za domem. Klęczała umazana ziemią, przycinając krzewy
różanewzdłużścieżkidoaltanki.BiałyT-shirtbezrękawówkleiłsiędojejspocone-
gociała.Długiewłosymiałazebranewkucyk,akilkakosmykówopadłojejnaczoło.
Doskonalepasowaładotegomiejsca.
Zachwycony Nathan chłonął ten cudowny widok, tak zmysłowy i niewinny zara-
zem. Zaschło mu w ustach, a krew zawrzała w żyłach. Przyjemnie kręciło mu się
wgłowie,asilnykwiatowyaromatdodatkowopotęgowałtenefekt.
Kiedychrząknął,spojrzałananiego.Strużkapotuspłynęłapojejszyiprostomię-
dzypełnepiersi.Wsunąwszyręcedokieszeni,zacisnąłjewpięści,żebyzapanować
nadpodnieceniem.Pragnąłjejdotknąć.Właściwienajchętniejpopchnąłbyjąnagołą
ziemięiposiadłbezzbędnejzwłoki.Marzyłotym,byznówpoczućbiciejejserca.
–Unikaszmnie.
–Byłamzajętaprzygotowaniamidoślubu.Jackietakdługonatoczekałaijesttak
podekscytowana, że nie ma z niej pożytku, a Robert wciąż mówi tylko o tobie.
Iwszystkojestnamojejgłowie.
–Dlaczegoniepoprosiłaśmnieopomoc?–Jejminadałamujasnodozrozumienia,
żenawetniewzięłategopoduwagę.Wtedyuklęknąłobokniej.–Naprawdęuwa-
żasz,żeukrywaniesiępomoże?Podczasceremoniiteżzamierzaszsiętakzachowy-
wać?Chceszuciekaćprzedwszystkim,conaruszatwojeprzeklętezasady?Pewne-
godniasięzestarzejesz,Riya,iwtedyzrozumiesz,żejesteśsamaiprzegrałaśży-
cie.
Sektorwypadłjejzrękiispojrzałananiegotak,jakbyjąuderzył.
–Wynośsię,Nathanie.Niejesteśusiebie.Mogłabymwykorzystaćtęposiadłość
przeciwkotobie,takjaktywykorzystałeśTravelogueprzeciwkomnie.
Roześmiałsię,przysuwającsiędoniej.
–Stałaśsiębezwzględna.
–Amożemamdośćsłuchaniatwoichrozkazów?Tańczyłam,jakmizagrałeś,po-
nieważzależałominafirmieinaRobercie.Terazmogęstawiaćwarunki.Trzymaj
sięodemniezdalekaalbo…
–Alboco?–zapytałznaciskiem.
Westchnęła.
–Nieważne.Takczyinaczej,spotykamsięzkimś.Uznałam,żemójplanistotnie
wymaga modyfikacji. Zaczęłam się więc umawiać z pewnym mężczyzną, którego
znamoddawnaibardzolubię.Dzisiajwieczoremteżwybieramysięnarandkę.
Przyciągnąłjądosiebietakblisko,żeomalniezetknęlisięnosami.Pachniałazie-
mią,potemiróżami.
–Kimonjest?
–PamiętaszsynaMarii,Jose?Jeststajennym.
Zagryzajączęby,Nathanpuściłją.Wszystkosięwnimgotowałozzazdrości.Ja-
kiś Jose miał całować te cudowne usta, kochać się z nią i zdobyć jej zaufanie? Po
prostuniemógłtegoznieść.
–Wybrałaśgo,bouznałaś,żetobezpiecznywybór,aleonpewnegodniazrozu-
mie,żegowykorzystujesz,iznienawidzicięzato.
Spojrzałananiegoprzerażona.
– Nie potrzebuję rady od człowieka, który zerwał kontakt ze swoją najlepszą
przyjaciółką.Aterazwybacz,alemuszęsięwyszykowaćnarandkę.
Nathanpatrzył,jakodchodzi.Próbowałsobiewmówić,żetażałosnakobietanic
gonieobchodzi,aleniepotrafiłprzyglądaćsiębezczynnie,jakpopełnianajwiększy
błądwswoimżyciu.Wiedział,żejeślijąterazzostawi,onanigdynieopuściposia-
dłości,swojejmatkianiRoberta.
Niechciałczućsięzaniąodpowiedzialny,aleniepotrafiłinaczej.Szybkozadzwo-
nił do swojego asystenta, po czym energicznym krokiem ruszył do domu. Musiał
znaleźćJacqueline.Nienawidziłjejprzezostatniedziesięćlat,aprzezostatniety-
godnie zwyczajnie jej unikał. Ale nadszedł czas, żeby ktoś zatroszczył się o Riyę,
idlategomusiałporozmawiaćzJackie.
ROZDZIAŁÓSMY
Dwa dni później Riya stała przed swoją szafą i próbowała przypomnieć sobie,
gdzieschowałabeżowąsukienkę,którąkupiławmałymdesignerskimbutikuwcen-
trumSanFrancisco.Uznała,żewłaśnietakreacjadoskonalenadasięnaprzyjęcie
inauguracyjneTravelogueExpansion.
PoprosiłaJose,żebytowarzyszyłjejtegowieczoru,aleontylkouśmiechnąłsiędo-
brotliwie i cmoknął ją w policzek, zanim odmówił. Wyjaśnił, że chociaż bardzo
schlebiamujejzainteresowanie,niesądzi,bykiedykolwiekmogłomiędzynimiza-
iskrzyć.
Naglerozległosiępukaniedodrzwi,którewyrwałoRiyęzzamyślenia.Obróciła
sięgwałtownieiujrzałaJackie,którasprawiaławrażenieprzerażonej.Kierowana
złymprzeczuciemRiyaobeszłapustekartony,wktórezamierzałasiępóźniejspa-
kować.
–Cosięstało?ChodzioRoberta?
–Nie.Robertczujesiędoskonale.–Drżącąrękąpoprawiłaksiążkistojącenajed-
nejzpółek.
–Jackie?
– Okłamałam cię – wyrzuciła z siebie tak gwałtownie, jakby te słowa od dawna
próbowaływydostaćsięzjejust.
ZaniepokojonaRiyaoparłasięodrewnianąramęłóżka.
–Wjakiejsprawie?
–Wsprawietwojegoojca.
Riyapoczułasiętak,jakbyrunęławbezdennąprzepaść.
–Cokonkretniemasznamyśli?–zapytałasłabymgłosem.
–Oncięnieporzucił.Nieukładałosięmiędzynamioddłuższegoczasu,alepróbo-
waliśmywytrwaćwtymmałżeństwieprzezwzglądnaciebie.Ztymżenicniepo-
magało.Zabardzosięodsiebieróżniliśmy.Pewnejnocyprzyznał,żerozważapo-
wrótdoIndii.Niebyłampewna,czymówiłpoważnie,alespanikowałam.Bałamsię,
żecięstracę.Dlatego,kiedywyjechałnajednązeswoichkonferencji,zabrałamcię
iuciekłam.–Zalewającsięłzami,Jackieopadłanakolana.–Takmiprzykro,Riya.
Nigdyniechciałamtrwalezerwaćznimkontaktu.Powtarzałamsobie,żesięznim
skontaktuję.Alekiedydotarłodomnie,cozrobiłam,przestraszyłamsię,żemicie-
bieodbierze…
Riyazaśmiałasięhisterycznie,czując,jakjejsercerozdzieraprzejmującyból.
–Zniszczyłaśmiżycie,mamo.Przeztewszystkielatapozwoliłaśmiwierzyć,że
munamnieniezależało.
–Przepraszamcię,Riya.Niezniosłabymwtedyrozłąkiztobą.Późniejwielerazy
chciałamciowszystkimpowiedzieć,alebałamsię,żemnieznienawidzisz.
–Ty,ty,ty…Zawszechodziłotylkoociebie.Całemojeżyciekręciłosięwokółcie-
bie.Bałaśsięzostaćsama,więcuciekłaś.Bałaśsię,żecięznienawidzę,więcukry-
łaśprzedemnąprawdę.
Jackiechwyciłajejdłonie,aleRiyaodsunęłasię.
–Tonieprawda.Wiem,żemusiszmnieteraznienawidzić,alezrobiłamtowszyst-
ko,bobyłamprzerażona.Musiszmiuwierzyć.
–Wynośsię–powiedziałaRiyaledwiesłyszalnie.–Niechcęnaciebiepatrzećani
dłużejcięsłuchać.
Kiedymatkaposłusznieopuściłapokój,zamykajączasobądrzwi,dziewczynaosu-
nęła się na podłogę, przyciągnęła kolana do piersi i objęła je rękami. Wszystko,
w co wierzyła, okazało się kłamstwem. Była przekonana, że ojciec ją przekreślił,
idlategootoczyłasięwysokimmurem.Unikałabliskichrelacjizludźmi,ponieważ
bałasię,żekolejnyrazzostaniezraniona.
Nathanmiałrację.Przezcałeżyciewciążtylkouciekała.Cowięcej,trafnieocenił
jej żałosną próbę randkowania z Josem. Targana gniewem i wstydem obiecała so-
bie,żeoddzisiajprzestajesięukrywać.
Przyjęcie inauguracyjne z okazji rozbudowy Travelogue odbyło się w niezwykle
eleganckiej sali bankietowej luksusowego hotelu, w którym Nathan wynajmował
penthouse.Stojącpodścianą,zrękamiwkieszeni,zuśmiechemobserwowałpra-
cownikówRiyi,którzyzniedowierzaniemspoglądalinakryształoweżyrandole,kel-
nerówroznoszącychszampananasrebrnychtacach,lśniącyparkietdotańca.
Chociażcierpliwośćbyłajegomocnąstroną,tegowieczoruniemógłsiędoczekać
chwili, gdy ujrzy Riyę. Wprawił w ruch maszynę, której nie dało się zatrzymać.
Przejrzał Jackie, odkrył jej kłamstwa i zmusił, żeby wyznała prawdę córce. Chciał
pomóc,odwdzięczyćsięzato,żeodzyskałojca.
Wielerazyzastanawiałsię,czykierująnimwłaściwiemotywy,czymożekolejny
razzachowujesięjaknajwiększyegoista.Chwyciłnawetzatelefon,żebyodwołać
to,codlaniejprzygotował,aleostatecznietegoniezrobił.
Przeczesującwłosypalcami,zerknąłnagrupętańczącychludziizamarł.Nasa-
mymśrodkuparkietuwtaktmuzykiporuszałasiękobieta,którywyglądałaznajo-
mo, a jednocześnie zupełnie obco. Inne kobiety posyłały jej zazdrosne spojrzenia,
amężczyźnipożeralijąwzrokiem.
Ubranawczerwonąsukienkębezramiączekizłoteszpilkidosłowniekipiałasek-
sem.Skąpakreacjaopinała jejcudownekrągłościi byłatakskandalicznie krótka,
żeNathanprzezmomentpodejrzewałsięohalucynacje.
Ciemnewłosyzaplotławgrubywarkocz,anieskalanązwyklekosmetykamitwarz
ozdobiładelikatnymmakijażem.Jedynieustapodkreśliławyrazistą,krwistoczerwo-
ną szminką. Rozciągała je w pięknym uśmiechu, zmysłowo kołysząc biodrami.
Wszystkowskazywałonato,żemotylwkońcuwydostałsięzkokonu.
Nathanowi zrobiło się gorąco. Nagle ich spojrzenia się spotkały, a on dostrzegł
wjejoczachwyzwanie.Podszedłszybkoizłapałjąmocno.Gdyprzylgnęładoniego
piersiami,gwałtowniewciągnąłpowietrze.Delikatnieująłjejpoliczek.
–Riya,cotywyprawiasz?–zapytałzirytacją.
Na szczęście nie była pijana, a jedynie odrobinę wstawiona. Postanowił spróbo-
waćprzemówićjejdorozsądku.
–Dajeszprzedstawienie,zupełniejakniety.
–Samajużniewiem,kimpowinnambyć–odparłazesmutkiem.–Aletakczyina-
czej, nie zachowuj się jak największy sztywniak na imprezie. Zanim bąbelki prze-
stanąuderzaćmidogłowy,chcęzrobićjednąrzecz,którejnigdydotądniepróbo-
wałam.
Chwyciłjąmocnozaramionaiprzyciągnąłdosiebie.
–Czylicokonkretnie?
–Zamierzamcieszyćsięchwilą,atymiwtymprzeszkadzasz.
Niemógłsięoprzećwrażeniu,żecośposzłonietak.Toprawda,żechciałjąwy-
rwać z letargu. Pragnął, żeby wyzwoliła się ze swoich ograniczeń i zasmakowała
życia.Straciłjednakpewność,czytakierozwiązanieistotniebyłodlaniejnajlepsze.
Zagryzajączęby,zdusiłdręczącegowątpliwości.Byłozapóźnonażal.Jedyne,co
mógł teraz zrobić, to stawić czoło rzeczywistości. Objął ją więc mocno w pasie
isprowadziłzparkietu.
–Nietegochcesz,Riya.
Zacisnęładłonienaklapachjegomarynarki,apotemwspięłasięnapalceiszep-
nęłamudoucha:
–Aczytywiesz,czegochcesz,panieRamirez?
Przytrzymałjątak,żebymócspojrzećjejwtwarz.
– Tak się składa, że wiem to doskonale. – Czuł się jak skończony drań, kiedy ta
pięknadziewczynawpatrywałasięwniegodużymiufnymioczami.–Możelepiejza-
cznijodwyjaśnieniami,cosięwydarzyło.
– Mam ci wytłumaczyć, dlaczego w końcu zachowuję się jak normalna dwudzie-
stotrzylatka?Dlaczegodobrzesiębawię?
–Odwiozęciędodomu.
–Nie.–Zachwiałasięodrobinę,gdypróbowałamusięwyrwać.–Niemamochoty
oglądaćJackie.Niezniosęjejwidoku–syknęłazajadle.–Nienawidzęjej.Niewie-
działamnawet,żemożnakogośtakbardzonienawidzić.
Nathan potarł czoło dłonią, zmagając się z konsekwencjami swoich czynów, po
czymwestchnąłciężko.
–Uwierzmi,żeniejesteśdzisiajsobą.Naprawdębędzienajlepiej,jeślicięteraz
odwiozę–spróbowałrazjeszcze.
Odsunęłasięodniego,wydymającusta.
– Ja tam nie wracam. – Oparła się o kolumnę, zanim dodała: – Zawsze radziłam
sobiesama,dlategojestempewna,żetejnocyteżzdołamsięosiebiezatroszczyć.
Możeszmnietutajzostawić,jeślichcesz.Wnajgorszymrazieobudzęsięzpotwor-
nymkacem,awnajlepszymwramionachjakiegośnieznajomego.
Tesłowapodziałałynaniegojakpłachtanabyka.Zdecydowanymruchemchwycił
jązanadgarstekipociągnąłwstronęwindy.Kiedyjechalinagórę,miałwrażenie,
żewypełniasięjegoprzeznaczenie.Czułsiętak,jakbywszystko,cowydarzyłosię
odichpierwszegospotkania,wiodłodotejchwili.
Gdydotarlidojegoapartamentu,podjąłostatniąpróbęodwołaniasiędojejzdro-
wegorozsądku.
–Wlejęwciebiekawęiodstawiędodomu–oświadczyłbezprzekonania.
Riyasięroześmiała.
–Dodomu?Janiemamdomu,Nathanie.Posiadłośćnależydociebie.Janiemam
nic.
–Niemusitakbyć.Rozumiem,żeprzemawiaprzezciebiezłość.Wiem,coczuje
człowiek,któregozdradziłabliskaosoba…
–Naprawdę?Onamnieoszukała.Praktycznieodebrałamiojca.
Gdybysięrozpłakała,Nathannieczułbysiętakiprzerażony,alejejoczypozosta-
łysuche.
–Wszystko,wcowierzyłam,okazałosiękłamstwem.Sądziłam,żeonmnieporzu-
cił i że mnie nie kocha. Nigdy jej tego nie wybaczę. Pozbawiła mnie dzieciństwa
izrobiłazemnietchórza,którypotrafitylkouciekać.Niktnigdyniezatroszczyłsię
omojeszczęście.
–Jużdobrze,Riya–odezwałsięstanowczo.–Spójrznamnie,motylu.
Usłuchałaiuniosłakuniemutwarz.Jejustadrżały.
–Nieodsyłajmnie,Nathanie.Proszę.Jutroznówbędęsobą.Jutroznówbędęsil-
na.Aledzisiajchcęmyślećwyłącznieosobie.
Comógłjejodpowiedzieć?Dławiłogopoczuciewiny.Podczasgdyonapróbowała
wywołać uśmiech na twarzy jego ojca, on rozpętał dla niej prawdziwe piekło.
Awszystkodlatego,żepragnąłczegoś,czegoniemógłmieć.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
ZarzuciwszyręcenaszyjęNathana,Riyaprzylgnęłaodniegomocno,rozkoszując
sięciepłemjegociała.Trzymałatakkurczowo,jakbynigdyniezamierzałapuścić,
aonjejnatopozwolił.Wziąłjąnaręceizaniósłdosypialni,gdzieusiadłnafotelu
iposadziłjąsobienakolanach.
Niemogłauwierzyć,jakwielewżyciustraciła.Ukrywającsięprzedświatem,nie
pozwalałasobienakomfortbliskościdrugiegoczłowieka.Otoczyłasięwysokimmu-
rem, który miał ją chronić przed cierpieniem, a w rzeczywistości pozbawił ją tak
wieluprzyjemnościirozkoszy.Podczasgdyjejrówieśniczkiumawiałysięnapierw-
szerandkiiprzeżywałapierwszepocałunki,onatkwiłaznosemwksiążkachalbo
pomagałaRobertowiznosićhumoryJackie.
Nathandelikatniepogładziłjąpotwarzy.
–Skądtasukienka?Ipocopiłaś?Dlaczegowybrałaśtędrogę,żebypokazaćswo-
jązłośćiból?
Tymisłowamitrafiłwsedno.
–Chciałamsobieudowodnić,żeniezniszczyłamnieswoimikłamstwami.
–Ijakciposzło?
Oparłagłowęnajegoramieniu,wzdychając.
–Tonietakieproste,prawda?Chowaniesięiunikanieryzykatonawyki,zktóry-
mitrudnomibędziesięrozstać.–Zaśmiałasięgorzko.–Tańczyłamitrochęwypi-
łam,alezrozumiałam,żetoniewystarczy,bysięzmienić.Niemogęzdnianadzień
zrzucićskóryniczymwąż.
–Maszrację,tonietakieproste–odparłzachrypniętymgłosem.–Aleradzę,że-
byśzaczęłaodmałychkroków.
Uśmiechnęłasiędoniegoiskinęłagłową.Nathanwydawałjejsięwłaściwymczło-
wiekiemnawłaściwymmiejscu.Wkońcutoonczerpałzżyciagarściami.Ktolepiej
odniegomógłbyjejpokazać,jaksiębawićiwykorzystywaćwszystkiemożliwości?
Ktomiałbylepiejsprawdzićsięwrolijejprzewodnika?
Wiedziała,żejeśliwybierzewłaśniejego,niebędzierozczarowana,ponieważon
nigdynieobiecajejniczego,czegoniezdołajejzapewnić.Kiedynadejdzieczas,po-
żegnasięiznikniezjejżycia.
– Czy pocałunek jest małym krokiem, Nate? – zapytała, zanim musnęła ustami
jegoszyję.
Natychmiastodsunąłodsiebiejejgłowędelikatnym,leczstanowczymruchem.To
jednaknieostudziłojejzapału.Tymrazemsięniebała.Liczyłasięjedyniesiłado-
znań.Chwyciławięcjegonadgarstekizaczęłacałowaćwnętrzejegodłoni.
–Tobędzietwojaszczęśliwanoc–mruknęłaseksownie.
–Czyżby?–Jegotwarzwyglądałajakwykutazmarmuru.Itylkolśniąceniebie-
skieoczyzdradzały,jakbardzojejpożąda,aonapragnęłasięwnichzatracić.–Nie
składajobietnic,którychniemożeszspełnić.
Riyawyprostowałasięnajegokolanach,aleonchwyciłjązarękęiprzyciągnął
takblisko,żepoczułanatwarzyjegociepłyoddech.
–Robisztozezłychpobudek–wyjaśniłzpowagą.
–Robiętotylkozjednegopowodu–zapewniłagozwymownymuśmiechem.
–Czyli?–szepnąłjejdoucha.
– Bo to bardzo przyjemne. – Zmieniła pozycję i usiadła na nim okrakiem. – Od
pierwszejchwili,gdypojawiłeśsięwmoimżyciu,czujęsięjakopętana.Iwcałym
tymzamęcie,pośródtychwszystkichkłamstw,tojednosięniezmienia.Pragnęcię,
dlategokochajsięzemną,Nate.Chcęrobićtewszystkierzeczy,którychsobieod-
mawiałam.
Nieczekającnajegoreakcję,pocałowałagoprostowustaznadzieją,żetowy-
starczy,bygoprzekonać.Niewahałasię.Byłapewnaswoichuczućionmusiałto
wyczuć,ponieważtymrazemjejnieodtrącił.Gdypolizałajegogórnąwargę,posta-
nowiłprzejąćinicjatywę.
Najpierwjednakująłjejtwarziprzyjrzałsięjejnabrzmiałymustom,płonącympo-
liczkomioczomszerokootwartymzpodniecenia.Wyglądałapięknieizmysłowo.
–Tonicdlamnienieznaczy.Zamierzamsięztobąkochać,bozjakiegośniezro-
zumiałego powodu, działasz na mnie tak bardzo, że odchodzę od zmysłów. – Nie
chciał zostawić miejsca na wątpliwości i domysły. Musiał mieć jasną sytuację. –
Odejdę,kiedyuznam,żenadszedłczas.Jeślichcesztozakończyć,totwojaszansa.
Owszystkimzapomnimy.Tyzajmieszmojełóżko,ajaprześpięsięnakanapie.
Uśmiechnęłasiędoniegopromiennie.
– Miłość pewnie już zawsze będzie dla mnie dużym wyzwaniem, ale w tobie nie
mogłabymsięzakochać.Niemogłabymsobiewyobrazićbardziejniedopasowanych
ludzi.Alewłaśnietoułatwiamisprawę.Idlategochcęspędzićztobątęnoc.
Chociaż poczuł ukłucie w sercu, nie przyznał się do tego. Zamierzał nasycić się
nią,żebypóźniejmóconiejzapomnieć.Chwyciłjejrękęipocałował,apotemprze-
sunąłjęzykpogładkiejskórze,kierującsięwgórę.
Riyazadrżała,gdydotarłdoszyi.Mimożenajchętniejzdarłbyzniejsukienkę,nie
zamierzałsięspieszyć.Kąsałją,muskałustami,ssał,ażzaczęławićsięwjegora-
mionach.
–Nieprzestawaj–jęknęławpewnymmomencie.–Chcęwięcej.
Nathanwziąłjąnaręceipołożyłnadużymłóżku.Potempoluzowałkrawatizdjął
marynarkę.Unoszącbrwi,powiódłwzrokiempojejciele.
–Rozbierzsię–rozkazał.
Uklękła posłusznie i sięgnęła do suwaka sukienki. Z trudem rozsunęła zapięcie
drżącymi palcami, po czym wolno zsunęła skąpy strój. Przycisnęła go jednak do
piersiispojrzałanaNathanazawstydzona.
–Możemyzgasićświatło?
–Niemamowy–odparłzuśmiechem.–Chybażeniechceszsięprzekonać,co
skrywająmojespodnieikoszula.
Unosząc wysoko głowę, rzuciła sukienkę na ziemię. Serce Nathana zabiło moc-
niej.Oddechzamarłmuwgardle.Wszystkiejegofantazjebledływobliczutego,co
ujrzał:cudowniekrągłe,jędrnepiersiociemnychsutkachwidocznychprzezcienki
materiałstanika,płaskibrzuch,idealnebiodraidługie,kształtnenogi.Gdybyjego
serceodmówiłoterazposłuszeństwa,umarłbyszczęśliwy.
Ze zdumieniem stwierdził, że prymitywny głód zdołał zagłuszyć w nim wszelkie
emocje.Niebyłostrachuaniniepewności,ajedynieczystarozkosz.
Nie odrywając od niej wzroku, zaczął rozpinać koszulę. Niespiesznie zsunął ją
zramionipozwoliłopaśćnapodłogę.Następnierozpiąłspodnieipozbyłsięichra-
zemzbokserkami.
Riyaoblizałausta,podziwiającgowpełnejokazałości.Czułaprzyjemnepulsowa-
niemiędzynogamiiciepłorozchodzącesiępocałymciele.Kiedydoniejpodszedł,
odrazuwyciągnęłaręce.
–Niedotykajmnie.Czytojasne?
Marszczącczoło,przechyliłagłowę.
–Dlaczego?
Nieodpowiedział.Zamiasttegopopchnąłjąnaplecyiusiadłnaniej.Zachowywał
się jak drapieżnik osaczający swoją ofiarę, co ogromnie ją podniecało. Czuła jego
ciężariodurzającyzapach,kiedyjąpieścił,całowałibawiłsięjejwłosami.Imimo
żeogarniałająrozkosz,marzyłatylkootym,żebygodotknąć.
Zanim jednak zaczęła się tego domagać, rozpiął jej stanik i polizał jedną pierś.
Jęknęłagłośno,wbijającpaznokciewnarzutęrozłożonąnałóżku.
–Mamprzestać?–zapytał.
–Nie–odparłapospiesznie,odrzucającgłowęwtył.
Wtedychwyciłzębamijejsutek.Ssałgoilizał,ażzaczęłacaładrżeć.Wtedyna
niąspojrzał.Riyapatrzyła,jakwodziwzrokiempojejtwarzy,zanimponowniesku-
piłsięnabiuście.Tachwilabyłatakintymna,żepoczułasięzawstydzona.Poczuła
cośjeszcze.Właściwiezalałyjąwszystkieemocje,którychunikałaprzezcałeżycie.
Natychmiastzrozumiała,żeryzykowałaznaczniebardziej,niżpoczątkowosądziła.
Jakby wyczuwając zmianę w jej nastawieniu, Nathan przesunął się wyżej i odci-
snąłpocałuneknajejskroni.
–Wszystkowporządku,motylu?
Riyaskinęłagłową,zaskoczonatym,jakłatwopotrafiłjąrozszyfrować.
–Wciążzadużomyślisz–dodałpochwili.–Ategoniemogętolerować.Doprowa-
dzaszmniedoszaleństwa,więcchcęcisięodpłacićtymsamym.
Jednym wyprawnym ruchem ściągnął jej majtki, po czym pochylił się między jej
uda.Todoznanieokazałosięobezwładniające.Kiedyjącałowałidotykałjej,kwiliła
jakdziecko,ściskającjegoramiona.Nieminęłowieleczasu,zanimrozpadłasięna
milionykawałeczków.Drżąciwijącsiędziko,całkowiciepoddałasięprzeżywaniu.
Kiedy w końcu otworzyła oczy, ujrzała twarz Nathana, na której malowała się
duma. Pragnęła mu się odwdzięczyć, więc sięgnęła niżej i musnęła tę nabrzmiałą
częśćjegociała,którazdradzała,jakbardzobyłpodniecony.
Wyszeptałjejimię,wysuwającbiodradoprzodu.Zachęconazaczęłasprawdzać,
jaksprawićmurozkosz.Pieściłagoustamiidłońmi,ażzyskałapewność,żespłaciła
swójdług.
Wpewnejchwilichwyciłjązarękę.
–Wystarczy–oświadczyłgłosemnieznoszącymsprzeciwu,zanimodwróciłsięod
niejisięgnąłpoprezerwatywę.
Riyęogarnąłwstyd,żesamaniepomyślałaozabezpieczeniu.Nathanniezostawił
jej jednak wiele czasu na umartwianie się, ponieważ delikatnie rozsunął jej nogi,
oparłręcenajejbiodrachiwszedłwnią.
Chociażnajegotwarzyprzezmomentmalowałasięsatysfakcja,ostateczniepięt-
noodcisnąłnaniejgniew.Wokamgnieniuzamieniłsięwwulkanemocji.
–Wpędziszmniedogrobu,Riya–wycedziłprzezzaciśniętezęby,odwracającjej
uwagęodsłabnącegojużbólu.–Przecieżtyjesteśdziewicą.
Oparł czoło na jej piersi, zarzucając sobie w duchu lekkomyślność. Dlaczego
wcześniejotymniepomyślał?Wkońcuwiedział,jakniewielkiemiaładoświadcze-
niezmężczyznami.Alezachowywałasiętakdzikoinamiętnie,żetenjakżeważny
szczegółcałkowiciemuumknął.Obawiałsię,żeprzyjdziemuzatozapłacićwysoką
cenę.
Ztrudemodzyskałpanowanienadsobąiuniósłgłowę,żebyspojrzećnaswojąko-
chankę.Wpatrywałasięwniegownapięciu.
–Mamprzestać?Powinnaśbyłamnieostrzec…
–Czytobycośzmieniło?–zapytałazachrypniętymgłosem.–Mniejbywtedybo-
lało?
–Nie–przyznałzrezygnacją.Całatasytuacjazabardzosiękomplikowała.–Ale
napewnobardziejbymcisięopierał.
Odrazusięzorientował,żejąuraził.
–Wtakimraziecieszęsię,żetegoniezrobiłam.–Spojrzałamuprostowoczy.–
Wybrałamciebie,bowydawałeśmisięnajlepszymkandydatem.Niezawiedźmnie,
Nate.
Poruszyłabiodrami,zachęcającgododziałania,aonpolizałjejnabrzmiałewargi.
Niczegojużniekontrolował–aniswojegociała,aniserca.
Chwyciłwdłoniejejpośladkiiprzyciągnąłjądosiebie,apotemwolnozacząłsię
poruszać.Szybkodostosowałasiędonarzuconegoprzezniegorytmuinieodrywa-
jącodniegowzroku,wyszeptałajegoimię.Jegosercebiłodziko,aniewysłowiona
rozkoszrozgrzewałajegozmysłydoczerwoności.
Riyadrżałapodnim,wbijałapaznokciewjegoplecyijęczała.Wkrótcegwałtowny
dreszczwstrząsnąłjejciałem,akilkasekundpóźniejtakżeNathanzapukałdobram
raju.Nieliczyłosięnicpróczzmysłowychdoznań.Właściwiepoczułsiętak,jakby
zostałstworzonydlatejchwili.
Przezkilkaminut,którewydawałymusięwiecznością,leżelispleceniwmiłosnym
uścisku.Wkońcupocałowałjądelikatnieispróbowałsięodniejodsunąć.Niepo-
zwoliłamunatoijeszczemocniejobjęłagozaszyję.
–Nate?–szepnęłamudoucha.
–Mhm.
–Zawszetakjest?
–Zodpowiednimpartneremtakwłaśniepowinnobyć–odparłbeznamysłu,spo-
glądającjejwoczy.
Przesunęładłoniąpojegoplecach.
–Och!
Odgarnąłkosmyk,któryopadłjejnatwarz.
–Muszęprzyznać,żemaszdotegotalent.Reagujeszztakąpasją,żekażdymęż-
czyzna…
NasamąmyśloinnymmężczyźnietulącymRiyęogarnęłygomdłości.Przerażony
odsunąłsięodniej,wstałzłóżkairuszyłprostodołazienki,nieoglądającsięzasie-
bie.Odkręciłwodępodprysznicemistanąłwchłodnymstrumieniu.
Dotejporynigdyniepozwoliłżadnejswojejkochancespaćwjegołóżku.Nigdy
niemiałnatoochoty.Wciągupierwszegoroku,któryupłynął,odkądopuściłdom,
wciążtylkobrał,jakbycałyświatsłużyłdosprawianiamuprzyjemności.
Gdypewnegodniaobudziłsięubokudziewczyny,którejimienianigdyniepoznał,
zrobiło mu się niedobrze. Zrozumiał, że prawdy pozostaną niezmienne. Szukanie
pocieszeniawramionachkolejnychkobietnieuczyniłogosilniejszym,mądrzejszym
anizdrowszym,ajedyniesprawiło,żepoczułdosiebieobrzydzenie.
Wtedypostanowiłżyćwedługściśleokreślonychzasad.Niewolnomubyłosięan-
gażować. Nawet seks musiał zachować bezduszny charakter, bez względu na to,
czymusiętopodobało,czyteżnie.
Przytakimtrybieżycia,jakiprowadził,uwzględniającymlicznepodróżeidługie
godziny pracy, przychodziło mu to dość łatwo. Nigdy nie poświęcał nikomu więcej
niżkilkaminutuwagi,ponieważnajczęściejskupiałsięwyłącznienasobie.
Aletymrazemwszystkosięwnimbuntowało.Oparłręcenapłytkachceramicz-
nych,bezsilniezwieszającgłowę.Rozdzierałygouczucia,któredawniejtrzymałna
wodzy. Rozprzestrzeniały się niczym złośliwy wirus, atakujący każdy zakamarek
jegoorganizmu.
Takbardzochciałwrócićdosypialni.Pragnąłjąprzytulić,pocałowaćiwyznać,że
połączyłoichcośwyjątkowego.Nawetjegoskamieniałesercetowiedziało.Kusiło
go,byjejpowiedzieć,żetozaszczytzostaćjejpierwszymkochankiemiżeniemoże
znieśćmyślioinnychmężczyznach,którzymoglibysiępojawićwjejżyciu.
Gdybytojednakuczynił,tylkojeszczebardziejskomplikowałbysytuację.Nikomu
nigdyniepozwoliłpodejśćzbytbliskoiniezamierzałteraztegozmieniać,nawetdla
tejniezwykłejkobiety.
KiedyRiyaotworzyłaoczy,dotknęłapustegomiejscaoboksiebieizrozumiała,że
zostałasama.Podciągnęłakołdrędosamejbrodyizwinęłasięwkłębek,wsłuchując
się w ciszą. Dotknęła palcami wciąż jeszcze opuchniętych ust. Jej ramiona drżały,
audabolałyjakpoprzebiegnięciumaratonu.Nabiodrachmiałasiniakipopalcach
Nathana.Całejejciałonosiłośladymiłosnychuniesień.
Złamała swoje zasady, ale było warto. Czuła się jak nowo narodzona. Poza tym
cieszyłasię,żezdołałagorozzłościć.Botoznaczyło,żedałaradęprzedrzećprzez
grubą warstwę lodu, którą odgradzał się od świata. I nic nie mogło jej tego ode-
brać.
PokilkuminutachspędzonychwstrumieniuchłodnejwodyNathanzrozumiał,że
zachował się okrutnie. Zanim odszedł, mógł chociaż zaoferować jej kilka ciepłych
słów.Zwykłatroskabygoniezabiła.Wkońcutadziewczynawłaśnieprzeżyłaswój
pierwszyraz.
Wściekłynasiebieowinąłsięręcznikiemwokółbioder,poczymruszyłdosypialni.
Widokpustegołóżkaogromnienimwstrząsnął.Poszedłszukaćjejdosalonu,apo-
temwróciłirozejrzałsięuważnie.Zauważył,żezniknęłyjejrzeczy:sukienka,buty
itorebka.
Naglezadzwoniłjegotelefon.Odebrał,trzęsącsięzezłości.Niewiedział,jakso-
bieporadzićztymnatłokiememocji.
–Niekazałemciwyjść–warknął.
–Wiem–odezwałasięcicho–aleuznałam,żetakbędzienajlepiej.Udałomisię
znaleźćtwojegoszofera,aonzgodziłsięodwieźćmniedodomu.
Nathanniemógłwydobyćgłosu.Czułdosiebieobrzydzenie.Właśnieodebrałtej
młodejkobiecieniewinność,apotemnakłoniłjądoucieczki.
–Nate?Powiedzcoś,proszę.–Sprawiaławrażeniezmęczonej.
–Riya,bardzocięprzepraszam.Powinienembył…
–Dziękujęci,Nate–przerwałamustanowczo–zawszystko,codzisiajdlamnie
zrobiłeś.
–Dodiabła,Riya.Niemusiszdziękowaćmizaseks.Janie…
Roześmiałasię,cotylkopogorszyłojegonastrój.Czydlaniejtonaprawdębyłota-
kieproste?Czytoprzezniegotakbardzosięzmieniła?
–Dziękuję,żespędziłeśzemnątęnociżeokazałeśmitylewyrozumiałości.Ty
pierwszy pomyślałeś o tym, czego ja mogę chcieć. Nigdy nie zapomnę tych chwil.
Aseksbyłcudowny,więczaniegotakżejestemciwdzięczna.
Zszokowany Nathan nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Nie zasługiwał na tę
kobietę.
–Dobranoc,Nathanie.
Niezaczekała,ażsięodezwie,tylkoodrazuzakończyłapołączenie.Gdyjejtwarz
zniknęłazekranuaparatu,cisnąłnimościanę.Czułsiętak,jakbyktośpołożyłmu
napiersiogromnyciężar.Opadłnałóżko,którenadalpachniałoRiyą,iukryłtwarz
w dłoniach. Uczucia ścisnęły go za gardło – pierwszy raz od śmierci matki z taką
siłą. Przeklinając głośno, zdusił je. Nie zamierzał się nad sobą użalać. Nie chciał
byćznówtamtymsłabymchłopcem,któryboisięnawetwłasnegocienia.
Przetrwałdziękibezwzględności,adeterminacjauczyniłazniegobogategoczło-
wieka. Taka była jego recepta na życie i żadna kobieta nie mogła tego zmienić.
Ubrałsięwięcizamówiłkawę.Wezwałteżpokojówkę,żebyzmieniłapościel.Nic
niemogłoprzypominaćmuotym,comiędzynimizaszło.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
KolejnedwatygodnieRiyapoświęciłanaprzygotowaniadoślubu.Zaangażowała
się w nie do tego stopnia, że nie miała czasu na nic innego. Kiedy nie pracowała
wsiedzibieTravelogueaniniejeździłapomieście,kontrolującdostawców,skupiała
sięnaunikaniumatki.Wieczoramipadaławyczerpanaiodrazuzasypiałagłęboko.
Nagorzejznosiłatechwile,kiedywidywałaNathana.
–Jaksięczujesz?–zapytałją,kiedyspotkalisięwbiurzepierwszyrazodpamięt-
nejnocy.
Chociażpoczułaznajomeciepło,zdołałazapanowaćnadgłosem.
–Dobrze–odparłaspokojnie.
Wsunął jej kosmyk za ucho i delikatnie pogłaskał policzek, a jej serce zadudniło
wpiersi.Takbardzopragnęłazatrzymaćtęchwilę.Alezanimzdążyłazareagować,
Nathansięodsunął,skinąłgłową,poczymwróciłdopracy.
Riyawzięłazniegoprzykład.Ichociażprzezwiększośćczasuradziłasobiecał-
kiem nieźle, miewała chwile zwątpienia, zwłaszcza gdy dopadały ją podstępne
wspomnienia. Wywoływały je szczegóły, takie jak widok Nathana przygryzającego
zębamidolnąwargę,gdypogrążałsięwmyślach,albomuśnięciejegopalców,gdy
podawałjejdokumenty.
Ale najbardziej brakowało jej mężczyzny, którego poznała, zabawnego, pełnego
energii i niezwykle czułego. To wszystko zniknęło za grubym murem uprzejmości
i chociaż współpraca układała im się bez zarzutu, zachowywali się w stosunku do
siebiejakdwojenieznajomych.
Naszczęścieniemyślałaotym,kiedyzamkniętawswoimpokoju,kończyłaukła-
daćmenunaprzyjęcieweselne.Gdyjużsięzewszystkimuporała,wyłączyłakom-
puter.
–Czymożemyporozmawiać?–usłyszałagłosmatkidobiegającyoddrzwi.
Riyaspojrzaławjejstronę,zanimpoderwałasięzkrzesła.
–Niemamcinicdopowiedzenia.
–Todlaczegotakbardzoangażujeszsięworganizacjęślubu?
– Robię to dla Roberta. – Gdyby nie on już dawno spakowałaby swoje rzeczy
iopuściłaposiadłość.
KiedyJackiesięskrzywiła,Riyapoczułażal.Nadalniepotrafiłazachowaćobojęt-
nościnacierpieniematki. Jednocześnieniepotrafiłajej wybaczyćzdradyi wrócić
dodawnejrelacji.
–Odchwili,gdyprzekroczyłprógtegodomu,wiedziałam,żewszystkozniszczy–
wysyczałajejmatka.
–Oczymtymówisz?
– To Nathan ponosi odpowiedzialność za ten bałagan. Robert wciąż mówi tylko
onim.Chce,żebyśmyopuścilitendom.Niepozwoliłnawetwyprawićtutajwesela.
A kiedy próbowałam protestować, podniósł na mnie głos. Myśli tylko o swoim
synu…
–Itociędziwi?–zapytałaRiyazniedowierzaniem.–Robertmyślał,żejużnigdy
więcejniezobaczyNathana.Niepotrafiszsięcieszyćjegoszczęściem?
Riyabyłazachwycona,żeojciecisynodnaleźlisiępolatach.Właściwienawetim
trochęzazdrościła.OczywiścieRobertnadalsięoniątroszczył,aonawielemuza-
wdzięczała,aleświatło,którepojawiałosięwjegooczach,gdyopowiadałoNatha-
nie,odrobinęjązasmucało.
–Jesteśsilna,Riya.Niekażdytakświetniesobieradziwpojedynkę.Podjęłamzłą
decyzję,conieznaczy,żecięniekocham.Niemożeszzrezygnowaćzposiadłości…
–Czytysobieżartujesz?
– Mówię tylko, jak jest. Bo właśnie to planujesz wkrótce zrobić. Mam rację? –
Przyjrzałasięcórcepodejrzliwie.–KochamRoberta.Irzeczywiścietrochępaniku-
ję,kiedysięnamniewścieka.Takjakspanikowałam,kiedytwójojcieczagroził,że
miciebieodbierze.
Riyazrozumiała,żetoprzedewszystkimbrakpewnościsiebiewpędziłjejmatkę
wtarapaty.Ipróczbezsilnościorazgniewupierwszyrazpoczuładlaniejlitość.
–Robertnieprzestałciękochaćtylkodlatego,żeodzyskałsyna.Totakniedziała.
–Czyżby?Spójrztylko,jakNathannastawiłcięprzeciwkomnie.Przezlatamiały-
śmytylkosiebieiwspierałyśmysięnawzajem,ateraznawetniechcesznamniepa-
trzeć.Dawniej…
– Ty nigdy mnie nie wspierałaś, a jedynie szukałaś u mnie pocieszenia. Jedyne
beztroskiechwilewdzieciństwiezawdzięczamRobertowi,aprawdziwysmakżycia
poznałamwyłączniedziękiNathanowi.Więcwybacz,jeśli…
–Smakżycia?Oczymtymówisz?
–Nietwojasprawa.
Jackiespojrzałazszokowananacórkę.
–Przespałaśsięznim!Jakmogłaśbyćtakgłupia?
Riyaniezamierzałapozwolićmatcezniszczyćnajpiękniejszychwspomnień,jakie
udałojejsięzgromadzić.
–Itomówikobieta,którazakochałasięwżonatymmężczyźnie!–wrzasnęła,nie-
nawidzącJackiezato,żewydobyłazniejnajgorszeemocje.
– Robert przynajmniej wytrwał przy mnie przez te wszystkie lata, a Nathan cię
zostawi.
Chociaż Riya doskonale zdawała sobie z tego sprawę, próbowała nie myśleć
ochwili,wktórejprzyjdzieimsiępożegnać.
–TosprawamiędzymnąaNathanem.Chociażciężkocisięztympogodzić,jateż
mamswojeżycie.Iniccidotego.Niewszystkomusisiękręcićwokółciebie.Poza
tympoślubieitaksięstądwyprowadzę.
Chociażwcześniejmiaławątpliwości,pozbyłasięichostatecznie.
–Terazjużwszystkorozumiem.Wiem,dlaczegotaknalegał.Wszystkosobieza-
planował,żebyśwpadławjegoramiona.
–Cotozabrednie?
–MówięoNathanie.Toonnalegał,żebymwyznałaciprawdęoojcu.Onsięocie-
bienietroszczy.Chciałtylkozaciągnąćciędołóżka.
Riyazacisnęłapięści,żebyzapanowaćnadchęciąspoliczkowaniamatki.
–Nie–zaprotestowałaznaciskiem.–Ontakiniejest.Niechciałodemnienicze-
gopozatym,żebymzrozumiała,żemarnujęsobieżycie.Onpierwszyomniepomy-
ślał.
Wiedziała, że matka nigdy tego nie zrozumie, i musiała się z tym pogodzić. Nie
czułajużdoniejnienawiści,alemusiałasięodniejuwolnićiwreszcieskupićsięna
sobie.
Nieco później poszła poszukać Nathana. Ponieważ nie znalazła go w domu, wy-
szła do ogrodu. Siedział na ławce w altance, z głową odchyloną do tyłu. Miał za-
mknięteoczy.Słońcepieściłomutwarz,aciepływietrzykdelikatnieporuszałwłosa-
mi.
Wciągutychkilkutygodni,którespędziłwSanFrancisco,jegoopaleniznazdąży-
łaodrobinęzblednąć,apodoczamipojawiłysięcienie.Ściągnięteustaprzypomina-
łycienkąkreskę.Sprawiałwrażeniemelancholijnegoiogromniesamotnego.
Riyaodrazuzapragnęłaprzytulićgomocnoipocieszyć.Szybkojednakprzywoła-
łasiędoporządku.Zachowywałasięniedorzecznie.To,żeonaczułasięsamajak
palec,wcalenieoznaczało,żeontakżezmagałsięzpodobnymiuczuciami.
Jakbyjakiśszóstyzmysłostrzegłgoprzednadejściemintruza,spojrzałprostona
nią,apotempochyliłsiędoprzodu,marszczącczoło.
–Czycośsięstało?–zapytał.
Pokręciłagłową,aponieważniemogławydobyćanisłowa,tylkostała,wpatrując
sięwniego.
WkońcuNathanwestchnąłzirytacją.
–Chodźtutaj–powiedział.
Podeszładoniegoiusiadłaoboknaławce.
Byłpiękny,słonecznydzień,apowietrzeprzesycaławońkwiatów.Przezmoment
obojemilczeli,upajającsięprzyjemnąciszą,ażwreszcieRiyazmniejszyładzielącą
ichodległość.Oparłagłowęojegoramięiobjęłagorękąwpasie.Wnapięciucze-
kałanajegoreakcjęizezdumieniemstwierdziła,żejejnieodepchnął.Jejsercebiło
mocnotakjakwtedy,kiedysięprzednimrozbierała.Westchnęłacicho,gdyontak-
żejąobjąłiprzyciągnąłdosiebie.
–Słyszałam,żeniechceszsięzgodzićnawyprawienieweselawdomu–odezwała
sięcicho,niszczącspokojnąatmosferę.
Chociażsięspiął,odpowiedziałjejspokojnymgłosem:
–Toprawda.–Delikatniepotarłkciukiemjejczoło.–Nieczujęzłościdotwojej
matki,alezależyminatym,żebytomiejscepozostałohołdemdlamojej.
Riyaskinęłagłową,czującuciskwgardle.
–Bardzozaniątęsknisz?
Niezachowałabysięokrutniej,gdybyporaziłagoprądem.Topytanieprzywołało
z pamięci nie tylko obraz wykrzywionej strachem twarzy jego matki, ale także
wszystkiejegozłeuczynki.Cogorsza,zadałajejwchwili,gdyrozkoszowałsięjej
bliskością,dotykiemiciepłem.
Dlategoodsunąłsięodniejgwałtownieipoderwałsięzławki,gdystrachzaczął
zatruwaćmukrew.Niczegoniepragnąłbardziejniżzaproponowaćjej,bywyruszy-
ła z nim w podróż i pozwoliła mu odkryć przed nią świat. Nie mógł jej jednak po-
zwolićzdobyćnadnimtakdużejwładzy.Musiałuodpornićsięnajejniezwykłeciało
iserce.Tylkowtensposóbmógłuchronićobojeprzedtragedią.
– Mój asystent znajdzie odpowiednie miejsce. Nie musisz się tym przejmować.
I możesz odpuścić sobie Roberta. Zatrudniłem pielęgniarkę, która będzie go co-
dzienniedoglądać.Zatroszczęsięoniegoiotwojąmatkę.Tyzdecydowaniezadłu-
godźwigałaśtenciężar.
Pomyślał o wszystkim. O każdym szczególe. Najwyraźniej więc zamierzał wyje-
chać.
–Dzięki.Zamierzaszpojawićsięnaślubie?
Roześmiałsiębezcieniahumoru,wsuwającręcedokieszeni.Riyazauważyła,że
celowounikajejspojrzenia.
–Gdybytozależałoodemnie,ruszyłbymwtejsekundzie,aledałemcisłowo.
Te zimne, wyrachowane słowa podziałały na nią jak lodowaty prysznic. Miała
wżyciuniewieluprzyjaciół,ategojednegoniechciałastracićwszczególności.
–Jakokreśliłbyśnaszestosunki?
Gniewniezacisnąłzęby,zanimodpowiedziałoschle:
–Nijak,bonicnasniełączy.
–Dlaczegosiętakzachowujesz?–zapytałazbitaztropu.–Cozrobiłamnietak?
–Tamtejnocybyłomiło.–Uśmiechnąłsięwymownie.–Aledzisiajzaczynaszude-
rzaćwton,naktórymamalergię.
–Bochcę,żebyśmyzostaliprzyjaciółmi?Wiem,żetotyzmusiłeśJackiedowyzna-
niamiprawdy.–Kiedyotworzyłusta,uniosłarękę,żebygouciszyć.–Wiem,żekie-
rowała tobą troska. Nie potrzebuję żadnych wyjaśnień. Pomyślałam po prostu, że
możemyzachowaćdobrerelacjei…
–Zrobiłemtozlitości.
–Zlitości?
–Tak.Zmanipulowałaśmnie,żebymnietutajściągnąć,zaryzykowałaśwszystko,
żeby zbliżyć mnie z ojcem. Dzięki temu odzyskałem spokój. Uznałem więc, że się
odwdzięczęipomogęciprzejrzećnaoczy.Itobybyłonatyle.
Tymrazemjegosłowająrozgniewały.
–Dlaczegozachowujeszsięjakpalant?
–Bopotamtejnocyniemożemysięprzyjaźnić.Kiedywyjadę,niezobaczymysię
nigdywięcej.
Przezmomentmiałaproblemyzoddychaniem.
–Niezamierzaszodwiedzaćmiejsca,októretakzacieklewalczyłeś?Wyrzucisz
nasstądizostawiszdomnapastwęlosu?
–Dokładnietak–przyznał,sprawiającjejból.–Mógłbymskłamać,alenienawi-
dzękłamstw.
Riya wiedziała, że ranił ją umyślnie, ale nie rozumiała dlaczego. Na powrót stał
się tym oziębłym, niedostępnym mężczyzną, którego poznała kilka tygodni wcze-
śniejwsiedzibieTravelogue.
–Nieróbtego,Riya.Nieinteresujsięmnątylkodlatego,żebyłemtwoimpierw-
szymkochankiem.–Patrzyłnaniątakintensywnie,jakbychciałsięnauczyćnapa-
mięćkażdejliniitworzącejjejtwarz.–To,codomnieczujesz,tozwykłezaurocze-
niepodyktowanepotrzebamiciała.
–Maszmniezanaiwną?–obruszyłasię,piorunującgowzrokiem.–Jeślimusisz
wiedzieć,chętniepołasiłabymsięnajeszczejedenztychfantastycznychorgazmów,
któreserwujeszzdesperowanymkobietom.
Riyazsatysfakcjąpatrzyła,jakNathantracinadsobąkontrolę.Chciałagoroz-
wścieczyć.Pragnęła,żebycierpiałrówniemocnojakona.
–Przypuszczam,żeniepotrafiszodróżnićdobregoprzyjacielaodświetnegoko-
chankaimężczyzny,któryzasługujenatwojąmiłość.Jadoskonalesprawdzamsię
tylkowjednejztychról,atobiezwyczajniebrakujedoświadczenia,żebywłaściwie
toocenić.
–Jasne.BoNathanielRamirezwienajlepiej,cojestdlakogonajlepsze.–Odsunę-
łasięodniego,wściekłanasiebie,żetakbardzotęsknizajegodotykiem.–Możesz
wyświadczyćmidwieprzysługi,zanimprzepadnieszjakkamfora?Czymożemaksy-
malniewykorzystałamjużtwojąhojność?
Pobladłisprawiałwrażeniewyczerpanego,jakbyopadłzsił.
–Słucham.
–Możeszustalićmiejscepobytumojegoojca?
–Oczywiście.Powierzękomuśtozadanie.Icojeszczemogędlaciebiezrobić?
–Doślubuzostałtydzień.Sprawiszmiwielkąradość,jeślidotegoczasusiętutaj
niepojawisz.Robertmożesięztobąspotykaćwhotelu.
–Dlaczego?
Zciężkimsercemmusnęłapalcamidrewnianąbalustradę.
–Tobyłmójdomprzezponaddekadę.Tybędzieszsięmógłcieszyćtymmiejscem
dokońcażycia.Mniezostałotylkosiedemdni.Chcęjewykorzystaćmaksymalnie,
ajeślibędzieszwpobliżu,zrujnujeszmojeplany.
Skinąwszygłową,odszedł.PodRiyąugięłysiękolana,więcopadłanaławkę.Za-
piekłyjąoczy.Łzyzawiodłyjąwielerazy,gdypróbowaładaćujściebólowi.Niepły-
nęły,kiedysądziła,żeojciecsięjejwyrzekł,aniwtedy,gdypoznałaprawdęokłam-
stwachJackie.Aletymrazemniemusiaładługoczekać.
Płakała z żalu nad małą zagubioną dziewczynką, którą kiedyś była, nad nieufną
nastolatką,wktórąsięzamieniła,inadkobietąosercuzlodu.NiemyślałaoNatha-
nie.Tymrazemchodziłowyłącznieonią.
Wkońcurozbolałajągłowa.Wtedyotarłapoliczki,zrobiłagłębokiwdechiwsta-
ła.Rozejrzałasiępopięknymogrodzie.Życie,któredotądwiodła,okazałosięnie-
wystarczające, a noc z Nathanem wskazała jej nową drogę. Musiała rozwinąć
skrzydła,chociażnadalniemiałapojęcia,jaktozrobić.Takczyinaczej,wkrótceza-
mierzałaopuścićtomiejsce.Czekałnaniącałyświat.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Dziękiniezwyklesprawnejfirmieeventowej,którązatrudniłNathan,przygotowa-
niadoślubuprzebiegałybezzakłóceń.Jedyne,ocomusiałatroszczyćsięRiya,to
dobre samopoczucie matki. Wiele razy miała ochotę wyjechać jeszcze przed ślu-
bem,aleniechciałasprawićzawoduRobertowi.
Pozatymwyjątkowoprzyjemniespędziłatenczas.Nathandotrzymałsłowainie
pokazywał się w rodzinnej posiadłości, której ona z kolei nie opuszczała. Gdy nie
zajmowałasięsprawamizwiązanymizTravelogueinieślęczałanadlaptopem,że-
gnałasięzkażdymbliskimjejzakamarkiem.
Pewnegopopołudnia,całkiemniespodziewanie,odwiedziłająstylistkazsukniami
niezwykle cenionego projektanta, na które nigdy nie byłoby jej stać. Okazało się
jednak,żezawszystkopłaciłNathan.DlategopoczątkowoRiyanawetniechciała
obejrzećbajecznychstrojów,ażotrzymałakrótkąwiadomośćtekstową:„Płacęza
ślub.Chcępokazaćtacie,żenieżywięurazy”.
Bezzwłocznieodpisała,żesamamożesprawićsobieporządnystrójnatęokazję.
„Mójszeftobezdusznaświnia,aledobrzepłaci”,dodałanakoniec.
Niemusiaładługoczekaćnaodpowiedź.„Wtensposóbchcęciępowitaćwrodzi-
nie.Jeślinieprzyjmieszprezentu,będęzwracaćsiędociebiepersiostra”.
Uśmiechając się pod nosem, Riya pogłaskała ekran telefonu. Po co on to robił?
Przecieżodrzuciłjejprzyjaźń.Niczegoodniejniechciał.Skądwięcpomysł,żeby
cośjejpodarować?Dlaczegotakzniąpogrywał?
W końcu uległa i przyjęła stylistkę. Od pierwszego wejrzenia zakochała się
wzwiewnejkreacjizbeżowegojedwabiu,któramiałaprawietensamodcieńcojej
cera.Materiałszeleściłcicho,kiedysięporuszała,idyskretniepodkreślałwszyst-
kiejejkrągłości.
Ta prosta, lecz elegancka sukienka wyglądała tak, jakby została uszyta właśnie
zmyśląoniej,ibardzoróżniłasięodszaroburych,workowatychubrań,którenosi-
łanacodzień.
Włosyupięławwysokikok,alezmakijażuzrezygnowała.Gotowazeszłanadół,
gdziespotkałasięzJackieiRobertem.Wszyscytrojepojechalilimuzynądohotelu,
wktórymmiałasięodbyćuroczystość.Ichociażserceściskałojejsięzbólunamyśl
o rychłym wyjeździe, wciąż mogła myśleć tylko o tym, jak bardzo pragnie ujrzeć
Nathana–tenostatniraz.
Czekała więc na niego, kiedy ściskała ręce przybyłych gości, przysłuchiwała się
przysięgomiwznoszonymtoastom,tańczyłazRobertemigratulowałamatce.Do-
pierogdyzapadłzmrok,zrozumiała,żeonnieprzyjdzie.
Zagotowałasięzezłości,kiedyJackiedołączyładoniejnakorytarzu.
–Bardzomiprzykro–odezwałasięostrożnie–aletakbędzienajlepiej.Pozwól
muodejść.Toitakniemaztobąnicwspólnego.
Zaskoczonaspostrzegawczościąmatki,przyjrzałajejsięuważnie.
–Proszę,Jackie,tylkoniedzisiaj.Cieszsięswoimszczęściemidajmispokój.
– Potrafię się uczyć na błędach. Nigdy nie zapewniłam ci poczucia bezpieczeń-
stwa,aleprzejmujęsiętobą.Potymwszystkimzasłużyłaśnaszczęście,nakogoś,
ktobędzieciękochałitroszczyłsięociebieprzezdługiczas.DlategoNathannie
nadajesięnatwojegomężczyznę.
Riyiniespodobałsięwyraztwarzymatki.
–Comasznamyśli?
–ChorujenatosamocoAnna.
Wydając stłumiony okrzyk, Riya oparła się o ścianę. Lodowaty dreszcz przeszył
jejciało.Toniemogłabyćprawda.PrzecieżNathanwyglądałjakokazzdrowia.Za-
wszebyłpełenenergii.Wydawałsięniezwyklesilny,niemalniezniszczalny.
Nagleprzypomniałasobietenwieczór,kiedyzemdlał.Miaładowódjaknadłoni,
alegozignorowała.
–Muszęsięznimzobaczyć.
–Riya?Cosięstało?Źlewyglądasz.
NapotkałaspojrzenieRoberta,aleniezdołałaprzywołaćnaustauśmiechu.
–Wiesz,gdziejestNathan?
–Wróciłdodomu.Wyjeżdżazakilkagodzin.
–Ontutajbył?Kiedy?
–Tak.Wyszedł,zanimprzyjechałyścierazemzJackie.Powiedział,żebardzosię
spieszy.
–Och.–Miaławrażenie,żeziemiausuwajejsięspodstóp.–Niepożegnałsięze
mną.Obiecałmi,żetudzisiajbędzie.–Próbowałazapanowaćnadnarastającymbó-
lemistrachem.–Nicztegonierozumiem.Jakmogłamsięniezorientować?Dla-
czegominiepowiedział?
Robert przytulił ją mocno, a ona oparła głowę na jego ramieniu. Jedno pytanie
wciążniedawałojejspokoju.Dlaczegotakbardzojejzależało?Przecieżdałjejja-
snodozrozumienia,żeniełączyichnicwyjątkowego.
–Przykromi,żedotegodoszło,alemusiszwiedzieć,żetoniemanicwspólnego
ztobą.
Riyasięroześmiała,ponieważwszyscywkółkopowtarzalitosamo.
–Naprawdę?–zapytałacicho.Niechciaładłużejwmawiaćsobie,żejestsilnaize
wszystkimsobieporadzi.Miałategodość.–Wszyscytakłatwozemnierezygnują.
Nienawidzęgozato,cozrobił,isiebiezato,żetaksięczuję.Muszębyćnajgłupszą
kobietąnaświecie,skoro…
Robertpokręciłgłowązełzamiwoczach.
–Tojegosposóbnaprzetrwanie.Niezniósłbytego,gdybystałsiętakijakAnna.
–Nieobchodzimnie,conimkierowało.Zasługujęnapożegnanie.
–Nie,Riya.Zaczekaj.
IgnorującniepokójnatwarzyRoberta,szarpnęłarękę,żebysięuwolnić.
–Puśćmnie.Jeśliniezdążę,jużnigdygoniezobaczę.
–Nieutrudniajmutegojeszczebardziej.
–Acozmoimiuczuciami?!–wrzasnęłatakgłośno,żejejgłosponiósłsięechem
poobszernympomieszczeniu,aleczułasiętak,jakbyktośwyrwałjejserce.Czyten
czas,któryspędzilirazem,nicdlaniegonieznaczył?Czyonanicdlaniegoznaczy-
ła?Musiałasiętegodowiedzieć.
–Obiecałeśmitaniec.
Nathanodwróciłsięnadźwiękjejłagodnegogłosu.Niebyłpewien,czyspróbuje
goodnaleźć.Niewiedziałnawet,czymunatymzależy.
Oparłsięościanęiprzyjrzałjejsięuważnie.Wyglądałanieziemsko,niczympięk-
na istota nie z tego świata. Beżowy jedwab idealnie komponował się z jej śniadą
cerą,aciemnewłosyspływałynajednoramięzmisternegosplotunaczubkugłowy.
Ukrywającsięwcieniu,obserwował,jakwysiadazlimuzyny,ichciwiechłonąłjej
piękno.Ztrudemzachowałspokój,kiedywsłuchiwałsięwodgłosyjejkrokówicze-
kał,ażgoznajdzie.
– Jeśli dobrze pamiętam, odparłaś, że nie chcesz ze mną tańczyć – przypomniał
jej,zmuszającsiędouśmiechu.–KazałaśmiwtedyzostawićTraveloguewspokoju
izniknąćzeswojegożycia.
Jejoczyzalśniły.
–Rozmyśliłamsię.Postanowiłam,żewielerzeczywmoimżyciuwymagazmiany.
–Naprzykład?
Wzruszyłaramionami,uciekającodniegowzrokiem.Wyglądałatak,jakbyztru-
demutrzymywałarównowagę.Przyszłomudogłowy,żeprowadzijakąśwewnętrz-
nąwalkę,iodrazuogarnęłogopragnienie,byjejpomóc.
–Cosiędzieje,Riya?
Pokręciłagłową,zanimchwyciłajegodłoń,przyciągnęłajądosiebieipocałowała.
–OdchodzęzTravelogue.
–Cotakiego?
– Znalazłam dla siebie idealną ofertę pracy. Będę pracowała jako programistka
dlafundacjicharytatywnejzsiedzibąnaBali.Podpiszęumowęnasześćmiesięcy.
Spochmurniałzaniepokojonytymirewelacjami.
– Bali? Znasz tam kogoś? Pozwól, że skontaktuje się z kilkoma osobami, które
mogą…
–Nie.Napewnosobieporadzę.Zawszesamasięosiebietroszczyłam.
–DlaczegoBali?PocorzucaszTravelogue?
–Boto,cotutajmam,jużminiewystarcza.Niechcętakiegożycia,jakiedotąd
wiodłam.Pragnęrozwinąćskrzydła.
–Tochybaniejestnajlepszypomysł,żebyśtakpoprostuwszystkorzuciła.
– Posłuchaj, Nathanie – powiedziała, ujmując w dłonie jego twarz. – Jakaś część
mnieoniczymniemarzybardziejniżobeztroskimżyciu,aletadrugapowstrzymu-
jemnieprzedtym,agdzieśpośrodkujesteśty.
Zjejoczuwyzierałopożądanie,gdyoparładłońnajegopiersi.
–Czegochcesz,motylu?
–Tego,comiobiecałeś.
Cofnęłasięokilkakroków,zanimsięgnęładosuwakasukni.Zwielkągracjąwy-
swobodziłasięzdelikatnejtkaniny,któraopadłanaziemię.AleNathanodsunąłsię
od niej. Gdyby został w jej pobliżu, na pewno wkrótce rzuciłby się na nią jak wy-
głodniałezwierzę.
–Niemamowy.
Podeszładoniego,zanimzdążyłzrobićkolejnyoddech.
–Itusięmylisz–odparłaznaciskiem,rozpinającjegokoszulę.–Niczymsięnie
przejmuj,Nate.Dokładniewiem,czegopragnęicodostanę.Ajutroranopożegnam
cięzuśmiechem.
Pochyliłasięiodcisnęłaognistypocałuneknajegopiersi,zanimzaczęławodzićję-
zykiempojegosutkach.Pożądanieeksplodowałownimzwielkąsiłąizrozumiał,że
niechcejejodtrącać.
Możewjejobecnościjużzawszebędziesłaby.Możeciąglebędziemujejmało.
Właśnietegosięobawiał.Właśnieztegopowoduuważałjązatakdużezagrożenie.
Przyniejopuszczałgardę,awszystkiejegozasadytraciłyznaczenie.Wciągukil-
kutygodnipozwoliłamuzapomniećosamotności,któratowarzyszyłamuoddawna,
nauczyłago,czymjestprzebaczenie,ipozwoliłaodzyskaćspokój,atejnocychciała
sprawićmurozkosz.
Dlategojąpocałował,tłumiącjejcichyjęk.Ichjęzykisplotłysięwszalonymtań-
cu, a jej słodycz uderzyła mu do głowy. Otuliła go swoim ciałem, jakby chciała go
wtensposóbnaznaczyć,jakbynależałtylkodoniej.
Wtejchwilizrozumiał,żenigdywięcejniedotknie,niepocałujeaniniezasmakuje
innejkobiety.Ponieważprzeztewszystkiesamotnelatatoniejegosłabesercesta-
nowiłoproblem,leczto,żepragnęłowięcej,niżmogłoznieść.BoprzyRiyiwszyst-
kieskrytemarzenia,którewcześniejtłumił,skuteczniedomagałysięuwagi.
Wszystko,czegoudałomusiędokonać,traciłoznaczeniewporównaniuztąchwi-
lą,gdyniemógłubraćwsłowaswoichnajwiększychpotrzeb.Ilebydał,żebywy-
znaćjejmiłośćipodziękowaćzawszystko,codlaniegozrobiła.Chciałjąchronić,
rozpieszczaćikochać.Marzył,żebysięrazemzniązestarzeć.
Alemiałtylkotęjednąnocizamierzałwykorzystaćjądocna.
Spleceni w miłosnym uścisku opadli na łóżko. Nathan rozsunął nogi swojej ko-
chankiiwsunąłpalcemiędzyjejrozgrzaneuda.Takjakprzypuszczał,pragnęłago
równiemocnojakonjej.Dlategobezdalszejzwłokirozpiąłspodnie,zerwałzniej
bieliznęizanurzyłsięwniej,żebyzaspokoićgłód.
Riyaoplotłagonogamiwpasie,jęczącwuniesieniuiwbijającpaznokciewjego
ramiona.Chwilępóźniejwiłasięjużekstatyczniewmomencieuniesienia.
Przytrzymującjąmocno,Nathanobróciłsięnaplecyiposadziłjąnasobie.Odrzu-
ciłagłowędotyłu,zamykającoczy,aonwsunąłpalcewjejdługiewłosy,któreokry-
wałyobojeniczympłaszcz.Właśnietejkobietypragnęłojegoserce,askoroniemo-
gło jej mieć, nie chciało żadnej innej. Był więc na nią skazany aż do końca swych
dni.
Pociągnąłjądelikatniedosiebie,apotemprzytrzymałiobróciłnabrzuch.Przy-
szłomudogłowy,żemożezaprotestować,aleonatylkospojrzałananiegozpsot-
nymuśmiechem.
–Tejnocyjestemtwoja,Nate.Róbzemną,cotylkozechcesz–wychrypiała.
Chwyciłjąwięczabiodraiuniósł,takżebyoparłasięnakolanachirękach,apo-
tem obsypał pocałunkami jej plecy. Poczuł, jak drży. Pochylił się nad jej uchem
iszepnął:
–Mamprzestać?
–Nie,proszę.Nieprzestawaj.
Niemusiałagodłużejnamawiać.Przytrzymującjąwpasie,wszedłwniązdecydo-
wanie.Tymrazemniebyłomiejscanadelikatnośćaniopanowanie.Zależałomuwy-
łącznienazaspokojeniużądzy.
NadaloszołomionapoostatnimorgazmieRiyazadrżała,gdystrachścisnąłjąza
gardło. Nathan nie tylko sprawił jej rozkosz, ale także odcisnął piętno na każdym
skrawkujejciała.
–Skrzywdziłemcię,Riya?–zapytał,tulącjądoswojegospoconegociała.
Czerwieniącsię,pokręciłagłową.
–Spójrznamnie,proszę.
–Nicminiejest.Jatylko…powinnamjużiść.
Ztrudemzapanowałanadnarastającąpaniką.Chciałasięznimpożegnać,żeby
zamknąćpewienrozdziałwswoimżyciu.Sądziła,żejeślijeszczetenjedenrazod-
najdzieszczęściewjegoramionach,odejdziebezżalu,alecałasytuacjatylkobar-
dziejsięskomplikowała.
Mimowszystkotłumaczyłasobie,żeniczegoniemożejużzmienić.Gdybyuległa
pokusieizostałaznimchoćbykilkaminutdłużej,mogłabyuleczłudzeniu,żeznaczy
dlaniegowięcejniżwrzeczywistości.Dlategoodsunęłasięodniego,chwyciłaswo-
jąsuknięipobiegładołazienki.
Ochlapałatwarzzimnąwodąiwzięłakilkagłębokichwdechów,zanimsięubrała
iwróciładopokoju.Nathanstałprzyoknie,wpatrującsięwnocneniebo,szykujące
sięnaprzyjęcieświtu.Spojrzałnanią,kiedychwyciłatorebkę.
– Riya, zanim pójdziesz, chciałbym ci powiedzieć, że znam na Bali kogoś, kto
mógłby…
–Nie.Niechcętwojejpomocy.Aterazmuszęjużiść–odparła,ruszającdodrzwi.
Nieodezwałsięaninieporuszył,ajedyniewpatrywałsięwnią,stojącbezruchu.
–Żegnaj–szepnęła,chwytajączaklamkę.Cośjednakniedawałojejspokoju,dla-
tego odwróciła się do niego. – Czy kiedykolwiek tu wrócisz? Nie pytam przez
wzglądnasiebie,alenaRoberta.
Takbardzochciała,żebyjąokłamał.
–Nie.
Poczułaskurczżołądka,takjakpodczastamtejpodniebnejprzejażdżki,naktórą
Nathanzabrałjąnawyspie.Aletymrazemjejnietrzymał.Właściwieniedbałoto,
czyspadnieiroztrzaskasięnakawałki.
–Tatawie,żeniewrócę.–Zmniejszyłdzielącąichodległość.–Alemójwyjazdnie
manicwspólnegoztobą.Nieutrudniajtegobardziejniżtokonieczne.
Chociażjegosłowabrzmiałyłagodnie,raniłyniczymostrzenoża.PozatymRiya
zyskałapewność,żejegooczywyrażająszczereemocje.Uczepiłasięwięcichni-
czymostatniejdeskiratunku.
–Kiedytosięstałodlaciebietakieproste?Kiedyzamieniłeśsięwtakiegodrania?
Amożezwyczajnieniewidzisz,kimsięstałeś?
–Zawszecięostrzegałem…
–Wiem,żecierpisznazespółdługiegoQT,takjakkiedyśtwojamatka.Wiem,że
kiedymiałeśtrzynaścielat,znalazłeśsięokrokodśmierci.Wiem,żewyrzekłeśsię
uczuć,żebyprzetrwać.–Jejgłossięzałamał,więczrobiłaprzerwę,zanimdodała:–
Alejesteśpewien,żenaprawdęwpełniprzeżywaszswojeżycie?
–Wynośsię.
Riyauśmiechnęłasięprzezłzy.
–Niezrobiętego.Odkryłeśprzedemnąprawdę,kiedywcalejejniechciałam.Za-
dałeśmiból,sprawiłeś,żepierwszyrazwżyciupoczułamtakwiele…
–Alejajużdawnopogodziłemsięzprawdą.Borykamsięzniąodponaddekady.
–Tylkocisięwydaje,żepokonałeśswojesłabości,botaknaprawdęchowaszsię
zanimi.Sądzisz,żemiłośćmożecięosłabić,aletyniejesteśtakijaktwojamatka,
Nathanie.Kiedymyślęotym,coosiągnąłeś,dochodzędowniosku,żepozwoliłeśso-
bienawszystkopróczszczęścia.Wypchnąłeśmniezmojegokokonu,pokazałeśmi,
że poza nim istnieje świat. Kiedy matka opowiedziała mi o tobie, przeraziłam się.
Gdybymwtedymogławymazaćcięzeswojegożycia,najpewniejbymtozrobiła.
Nathan podszedł do niej i pociągnął ją za ręce. Poczuła się, jakby wciągnął ją
wwiremocji.
–Jeślitakbardzociętoprzeraża,todlaczegodomnieprzyszłaś?
–Przyszłamsiępożegnać–odparła,przekonana,żemusisiępoddać.–Pokonałam
strachiprzyszłammimowszystko.–Pocałowałagowpoliczek.–Powiedz,żebym
została.Poproś,żebymruszyłaztobąwpodróż.
Puściwszyjejdłonie,cofnąłsię,aRiyazrozumiała,żepodjąłdecyzję.
– Pewnego dnia podziękujesz mi za to, że nie skorzystałem z twojej propozycji,
motylu.Kiedyznajdzieszmężczyznę,któregopokochaszzcałychsił,będzieszzado-
wolona,żeodszedłem.
ROZDZIAŁDWUNASTY
Trzymiesiącepóźniej
Przeczesującpalcamizdecydowaniezadługiewłosy,Nathanczekałnawynikiba-
dań w gabinecie kardiologa. Chociaż to była rutynowa kontrola, nie mógł wysie-
dziećspokojnieicałyczaswierciłsięnakrześle.
Helikopter czekał na niego na dachu szpitala na pięknej Jawie. Już dawno temu
przestał się umawiać na konsultacje do światowej sławy specjalistów. Pogodził się
ztym,żenicniemoglidlaniegozrobić.
Lekarz,naktóregotrafiłtymrazem,przyglądałmusięprzezmoment.
–Przyznaję,żepanawynikizaskakują,panieRamirez.Sąnadzwyczajdobrejak
nakogośwpańskimstanie–odezwałsięidealnąangielszczyzną,chociażzwyraź-
nym lokalnym akcentem. – Przypuszczam jednak, że pan już to wie. Proszę nie
zmieniaćswoichprzyzwyczajeń,bonajwyraźniejpanusłużą.
Nathanskinąłgłowąipodziękował.
–Nakolejnąkontrolęzapraszamzamiesiąc.
KiedyNathanzacząłzapinaćkoszulę,zadzwoniłjegotelefon.Naekraniepojawiła
siętwarzzaufanegokierownikaprojektu.
–Słucham.
– Dokumenty kolejny raz wróciły niepodpisane – wyjaśnił Jacob zaniepokojonym
głosem.
Nathan zapanował nad gniewem. Jego współpracownik nie był niczemu winien.
Mógłmiećpretensjejedyniedotejprzebiegłejlisicy,któraniedawałaosobiezapo-
mnieć.Wcoznimpogrywała?Dlaczegoniechciałazostawićgowspokoju?
–Skąd?
–ZBali.–Więczagościłatamnadobre.–Cowięcejnasiprawnicyniezdołaliuzy-
skaćodpowiedzinapytanie,naczymjejzależy.
Przez trzy miesiące on wysyłał jej dokumenty, a ona odsyłała je niepodpisane,
wdodatkubezżadnegokomentarza.Wefekcieciągleoniejmyślał,aziejącapust-
kawjegosercustawałasięcorazbardziejuciążliwa.
–Zdobądźdlamniejejnumer.
KilkaminutpóźniejNathannawiązałpołączenie.Wnapięciuwsłuchiwałsięwsy-
gnałwsłuchawce.
–Halo?
Nateukryłsięprzedsłońcemwcieniubudynku,poczymoparłsięościanęina-
brałpowietrza.
– Dlaczego, do diabła, nie chcesz podpisać dokumentów? Czego teraz chcesz,
Riya?
Wciągutychkilkusekund,gdymilczała,wyobraziłsobiejejpięknątwarz.
–Jaksięmasz,Nate?
– Żyję. – Zignorował cichy jęk, który usłyszał mimochodem. – A gdyby stało się
inaczej,dowiedziałabyśsięotymjakopierwsza.
–Drań.
Tymrazemsięroześmiał.
–Przestańzemnąpogrywaćipowiedz,dlaczegoniechceszmioddaćposiadłości.
–Postanowiłam,żejednakjązatrzymam.Niechcęcięzniąrozstawać.
Nathanniemógłuwierzyćwłasnymuszom.Zakląłpodnosem.
–Mamrozumieć,żedałaśsięwkońcuprzekabacićmatce?
–Uznałam,żezwyczajniemisięnależy–odparłabezzająknięcia,jakbywogóle
jejnieobraził.
–Jakdoszłaśdotegowniosku?
–Robert,który,oilemiwiadomo,jestmoimojcem,przekazałmijązwyrazami
miłości.Jestemwystarczającosilna,żebysięztympogodzić.Oczywiściedziękito-
bie.Pozatymnależaładomężczyzny,któregokochamcałymsercem,więcmamdo
niejtymwiększeprawo.
Poczułsiętak,jakbytrafiłagopięściąprostowpierś,iprzezmomentniemógłod-
dychać.
–Chybazwariowałaś–wycedziłprzezzaciśniętezęby.–Kompletnieciodbiło.
– Wręcz przeciwnie. Wreszcie zrozumiałam, że jestem kowalem własnego losu,
amojeszczęściezależywyłącznieodemnie.NieodJackie,nieodRobertaanina-
wetnieodciebie.Muszęuwierzyć,żezasługujęnamiłość,izaryzykować.–Wyda-
wałasięzdeterminowanaistanowcza.–Wiem,żenieodbierzeszmitego,naczym
mizależy.
Jegomotylstałsiębardzowojowniczy.Zamiastzłościćsięztegopowodu,Nathan
rozciągnąłustawuśmiechu.
–Skądtapewność?
–Bowiem,żemniekochasz.–Zrobiłaprzerwę,jakbyczekała,ażdotrzedoniego
jej oświadczenie. – Możesz przede mną uciekać, spalić wszystkie mosty między
namiiunikaćmojegowidoku,aleitakwciążomniemyślisz.Taposiadłość,tatwoja
wielkafortunaitotwojewadliwe,choćszczodresercenależądomnie.
–Jesteśbardzopewnasiebie.
Jejdźwięcznyśmiechprzypominałnajcudowniejsząmelodię.
– Myślę, że znam cię teraz równie dobrze jak siebie samą. Dotarło do mnie, że
nawetjeślinigdywięcejnieprzepracujęanijednegodnia,dokońcażyciabędężyła
jak księżniczka. Bo należę do jednego z najbogatszych i najcudowniejszych męż-
czyznnaświecie.Jakcośtakiegomożeminiedawaćpewności?
Chociażprzemawiałazdecydowanie,aniebutnie,oczamiwyobraźniNathanwi-
działłzylśniącewjejoczachizaciśniętepięści.
–Aleprawdajesttaka,żezaryzykujęwszystko,comam,jeślidziękitemuspędzę
znimchoćbyjeszczejednąchwilę.–Zrobiłagłębokiwdech.–Anigdzieniebędzie
misięczekałotakdobrzejakwnaszejposiadłości.
Każdejejsłowopowodowałozamętwjegogłowie.InagleNathanzrozumiał,że
żyłniczymślepiec,tchórzostwomajączaodwagę.
–Naco?–zapytał,chociażwiedział,żeniepowinien.
–Natwójpowrótdodomu–powiedziałaudręczonymgłosem.–Domnie.
Potychsłowachsięrozpłakała.Płakalirazem,chociażdzieliłyichtysiącekilome-
trów.WkońcuNathanotarłoczy.
–Tosięnigdyniezdarzy,motylu.Marnujesztwójcennyczas.Pragnieszspokojne-
gożyciaubokumężczyzny,którynigdycięniezawiedzie,ajamogęodejśćwkażdej
chwili.
–Nocóż,przyznaję,żezniszczyłeśmojeplanynacałeżycie.Dlategoterazchcę
czegośinnego.
–Naprawdę?Czego?
–Dekady,roku,dniaczychoćbyjeszczejednejchwilizmężczyzną,któregouwiel-
biam.Zmężczyzną,którypokazałmi,jakżyćikochać.Zmężczyzną,któryskradł
mojeserce.–Zamilkłanamoment,zanimdodałacicho:–Kochamcię,Nate.Daw-
niejwszystkiegosiębałam.Stchórzyłamnawettamtejnocyipozwoliłamciodejść,
aletosięniepowtórzy.Zasługujęnaszczęście,zresztątaksamojakty.Mojeżycie
jestpustebezciebie,Nate.
Jak bardzo pragnął jej uwierzyć. Jak bardzo żałował, że brakuje mu odwagi, by
stać się mężczyzną, na którego zasługiwała. Znalazł się dokładnie w tym miejscu,
doktóregonigdyniechciałdotrzeć.Umierałzprzerażenia,żejużnigdywięcejnie
ujrzyRiyi,nieobudzisięujejbokuanijejnieprzytuli.
–Czekamnaciebie,Nate–wyszeptałamiędzykolejnymiszlochami.–Chybajuż
zawszebędęnaciebieczekać.
Riyaopadłanałóżkowswoimpokojuhotelowym,próbujączapanowaćnadodde-
chem. Zmięła w dłoniach brzeg koszulki, którą zabrała Nate’owi tamtej nocy,
iukryławniejtwarz.Wjejuszachwciążrozbrzmiewałjegogłos.Tęskniłazanim
równiemocnojakzajegodotykiemizapachem.
Byłaciekawa,czyonwiedział,żebezniegorozpadałasięnakawałki.Czyzdawał
sobiesprawę,jakwiele kosztowałojąwyznanieprawdy? Takczyinaczej,musiała
zaryzykować,ponieważtylkowtensposóbmogłasprowadzićgozpowrotem.
Musiała walczyć o własne szczęście, a mogła być w pełni szczęśliwa jedynie
zukochanymmężczyznąuboku.
MiesiącpóźniejNathanznalazłjąnaplażywUbud,naBali.Riyasiedziałanata-
rasiejednejzwillinależącychdoRunAway,skądrozciągałsięprzepięknywidokna
zielone wzgórza i doliny, a także szumiącą nieopodal rzekę. To był jego prywatny
rajnaziemi.
KiedyJacobpoinformowałgo,żepewnakobieta,któraprzedstawiłasięjakoRiya
Ramireziutrzymuje,żejestjegobliskąprzyjaciółką,pragniesięwnimrozgościć,
śmiał się głośno przez kilka minut. Nie mógł odmówić jej uporu ani kreatywności
iogromniejązatokochał.
Alekiedyprzyglądałsięjejtwarzywpromieniachzachodzącegosłońca,niemógł
niezauważyćsmutku,któryodcisnąłnaniejswepiętno.Natychmiastpożałował,że
nieodnalazłjejwcześniej.
Potrzebowałjednakdługichtrzechtygodni,żebyzatroszczyćsięointeresy,zna-
leźć odpowiednich ludzi do obsadzenia stanowisk kierowniczych w siedzibach Ru-
nAwayInternational,wróżnychzakątkachświata,ipozbyćsięwątpliwości.
Ostateczniejednakuznał,żewystarczającodługoodmawiałsobieradościżycia.
Igdytylkopodjąłdecyzję,rozpocząłposzukiwania,którekonieckońcówdoprowa-
dziły go donikąd. Może nigdy by jej nie znalazł, gdyby ta niezwykła kobieta sama
niewskazałamudrogi.
Czyrzeczywiścieażtakbardzogokochała?Czynieustałabywwysiłkach,dopóki
bydoniegoniedotarła,nawetgdybyzwodziłjąlatami?Czyonnatozasługiwał?
–Riya–wymówiłjejimię,walczączfaląemocji.
Zerwałasięzkrzesła,zanimzdążyłmrugnąć.Podbiegładoniegoizarzuciłamu
ręcenaszyję.Patrzyłananiegoztakąmiłością,żepragnąłzrobićdlaniejwszyst-
ko.
– Kocham cię, motylu – powiedział, zanim wtulił twarz w jej ramię, wdychając
słodkizapach.
Ścisnęłagotakmocno,żeniemalzacząłsiędusić,akiedywkońcupuściła,powie-
działastanowczo:.
–Nigdywięcejcięniewypuszczę.Jeślitrzebabędzie,przykujęsiędociebiełań-
cuchem.–Zadrżała,jakbyniemogłaznieśćnawetmyśliorozstaniu.–Takbardzo
ciękocham,Nate.Iogromniezatobątęskniłam.Czułamsiętak…
–Jakbyśstraciłaczęśćsiebie?–dokończyłzanią,aonaskinęłagłową.
Pocałowałjąłapczywie,abywtensposóbudowodnić,żenigdziesięniewybiera.
–Wiesz,nacosiępiszesz?–zapytałpochwili,gdyjegoserceznówzaczęłobić
spokojnie.–Umręznaczniewcześniej,jeśli…
Oparłapalecnajegowargach.
– Oczywiście, że się boję, czasami tak bardzo, że nie mogę oddychać. Ale wolę
walczyćztymstrachemkażdegodnia,niżskazywaćsięnasamotność.Jestemnato
gotowa,Nate.Będęcięwspierać.Wzamianproszęciętylkooszansę,żebyśmymo-
glicieszyćsięswojąmiłością,jakdługotobędziemożliwe.Tylkotegopragnę.
Ująłjejdłońirazempodeszlinaskrajtarasu,żebyspojrzećnazielonądolinęroz-
pościerającąsięuichstóp.Potemodwróciłsięwjejstronęiuklęknął.
–Kochamcię,Riya,zkażdymoddechemikażdymbiciemmojegosłabegoserca.
Zanim cię poznałem, doskwierała mi samotność. Sądziłem, że ochronię cię przed
bólem,jeśliodejdę.Alekiedywykazałaśsięodwagąiujęłaśwsłowato,codomnie
czujesz,zrozumiałem,żetaknaprawdęnigdynieżyłempełniążycia.Wiodłemled-
wienędznąegzystencję.Totynauczyłaśmnie,czymjestodwaga,motylu.
Riya pocałowała go, a łzy popłynęły jej po policzkach. Strach mieszał się w niej
z radością. Postawiła wszystko na jedną kartę, zaryzykowała wszystko, co miała,
aleodniosłazwycięstwo.
–Chcęspędzićztobąresztężycia.
Takżejegooczyzaszłymgłą.
–Zostanieszmojążoną?
Riyaskinęłagłową,ignorującniepewnytonjegogłosu.Odnalazłjąiodsłoniłprzed
niąswojewnętrze.Tonieznaczyło,żeuwolniłsięodwątpliwościistrachu,alera-
zemmoglisobieznimiporadzić.
–Tak.
PierwszyrazwżyciuNathanczułsięnaprawdęszczęśliwyispełniony.
EPILOG
Rokpóźniej
Oddechuwiązłmugardle, azniecierpliwieniesięgnęłozenitu, gdyspojrzałw jej
stronę. Riya stała nieruchomo pod łukiem ozdobionym białymi liliami i kremowym
jedwabiem,natlebłękitnegoniebaibiałejpiaszczystejplaży.Kiedyichspojrzenia
sięspotkały,uśmiechnęłasięnieśmiało,jakbyniebyłapewnajegoreakcji.
Krwistoczerwonesarizdobiłojejfantastycznąfiguręwtakzmysłowysposób,że
odrazuzapragnąłjejdotknąć.Kiedytydzieńwcześniejzpowątpiewaniemprzyglą-
dał się beli jedwabiu, cierpliwie wytłumaczyła mu, jak sobie z nim poradzić, i za-
pewniła,żeciotkawszystkiegojąnauczyła.Dodałateż,żerobitodlaniego.
Cieszyłsię,żepodołaławyzwaniu,ponieważprezentowałasięolśniewająco.Tka-
nina spływała po jej lewym ramieniu na plecy, a wiatr rozwiewał jej rozpuszczone
włosy.Jednaktooczyzwróciłyjegonajwiększąuwagę.
Niechciałpamiętać,jakpłakała,kiedyodkryli,żejejojcieczmarłkilkalatwcze-
śniej.Tuliłjącałąnoc,zanimjejbólwkońcuodrobinęzelżał.Naszczęściewkrótce
udałoimsięzlokalizowaćostatniążyjącąkrewnąRiyi,siostręjejojca.
Całejegobogactwoikontaktywkońcusiędoczegośprzydały,ponieważpomogły
muuszczęśliwićkobietę,którąkochał.
I kiedy tak na nią patrzył, wymówił bezgłośnie „kocham cię”, a ona znalazła się
wjegoramionach.
ZbijącymsercemRiyanabrałapowietrzaipotarłaczoło.Niepewnośćkładłasię
cieniem na tym idealnym dniu. U podnóża klifu, na którym wzniesiona została ich
willa,grzmiałogranatowemorze.Liniahoryzontubyłaledwiewidoczna.Niebowy-
glądałonaprawdępięknie.
Ślubnaplażybyłspełnieniemjejmarzeń.WtymszczególnymdniuzaprosiliRo-
berta,Jackie,jejciotkęzestronyojcainajbliższychpracownikówposiadłości.Riya
nigdywcześniejnieczułasiętakbardzokochanaiotoczonaopieką,zwłaszczaże
miałauswegobokuukochanegomężczyznę.
Minęłowieledługichmiesięcy,zanimNathanuwierzył,żeonanaprawdętegopra-
gnie–żesięnierozmyśli,nieprzestaniegokochaćaninieulegnielękowi.Nicnie
mogłozawrócićjejzrazobranejdrogi,bezwzględunato,jakbardzookażesięwy-
boista.
Obejmującsięramionami,pomyślałaotym,czegodowiedziałasięzsamegorana,
ikolejnyrazogarnęła jąekscytacjapodszytastrachem. Odwróciłasię,kiedy usły-
szałajegokroki.Nathanstałopartyozamkniętedrzwisypialni.Miałdzikiespojrze-
nieiRiyazaczęłasięzastanawiać,czysięczegośniedomyślił.Możeniebyłatak
dobrąaktorką,jaksądziła.
–Niechcę,żebyśnosiłasari.
–Słucham?–Wygładziłarękamijedwabnefałdy.–Niepodobacisię?
–Jakotwójmążzabraniamcinosićjepublicznie–dodał,pożerającjąwzrokiem,
czymwywołałjejśmiech.–Chciałemtopowiedzieć,odkądujrzałemcię,jaksiędo
mniezbliżasz.
Chwyciłskrawek,którymiałaprzerzuconyprzezramię,ipociągnął.Miękkatka-
ninarozwinęłasięiopadałajejnabiodra.WtedyporwałRiyęwramiona.
– Wyglądasz oszałamiająco i nieprzyzwoicie seksownie, dlatego nie chcę, żeby
oglądalicięwniminnimężczyźni.
Pocałowałzagłębienienajejramieniu,przesuwającdłoniepojejnagimbrzuchu.
–Nate,zaczekaj.Chcę…
–Czekałemnato,odkądciędzisiajujrzałem,Riya.Proszę,nieodmawiajmiteraz.
Wsunęłapalcewjegowłosyiprzylgnęładoniegocałymciałem.Wyszeptałsłowa,
od których przyspieszył jej puls, a potem zsunął krótką bluzkę, którą nosiła pod
sari.
Mruczącniecierpliwie,rozpiąłhaftkistanikaicisnąłgowkąt.Riyazadrżała,gdy
ująłwdłoniejejpiersi.SzybkimruchempozbyłasięhalkiiotarłasięomęskośćNa-
thana.Chwyciłjąnaręceiposadziłnastole.Roześmiałasięgłośno,gdyjegooczy
pociemniałyzpożądania.
Kochalisięszybko,gwałtownie,dziko,podekscytowanifaktem,żezostalipołącze-
niwęzłemmałżeńskimiobietnicami,któresobiezłożyli.Potzrosiłjegoczoło,aona
oparła głowę na jego piersi, wsłuchując się w rytm serca. Obsypała pocałunkami
umięśnionytors,wdychającznajomyzapach.
–Zawszetorobisz–powiedziałzdyszany.
Riyauniosłagłowęispojrzałapytająconaswojegomęża.
–Cotakiego?
Odgarnąłjejzczołakilkaposklejanychkosmyków.
–Sprawdzaszbiciemojegoserca.Zakażdymrazem,kiedysiękochamy,przytu-
lasztwarzdomojejpiersi,jakbyśchciała…
Kręcącgłową,oparłapalcenajegowargach.
– Przepraszam. Nie zdawałam sobie z tego sprawy. Nie chciałam, żebyś się po-
czuł…
Zamknąłjejustapocałunkiem,spijającznichostatniesłowa.
– Ostatnie miesiące były najszczęśliwszym okresem w moim życiu. Codziennie
dziwięsię,żetakwyglądamojeżycie,iniemogęuwierzyć,żekiedykolwiekmogłem
się przed tym bronić. Gdybyś nie walczyła o mnie, o naszą miłość… – Westchnął
zulgą.–Kochamcię,Riya.
Riya zamrugała, żeby powstrzymać łzy. Jej wspaniały, silny mężczyzna każdego
dnia powtarzał jej, jak bardzo ją kocha. Oboje wciąż jeszcze nie nacieszyli się
wspólnymżyciem.Powielusamotnychlatachnareszciemielisiebie.
WkońcuRiyaoparłagłowęnaramieniumężaizdobyłasięnacichewyznanie:
–Muszęcicośpowiedzieć,Nathanie.
–Słucham,motylu.
–Wczorajsięczegośdowiedziałam…takdużopodróżowaliśmy,żestraciłamra-
chubę…i…
Odsunąłjąodsiebieiprzyjrzałsięjejuważnie.
–Cocięgryzie?
–Dzisiajranozrobiłamtestiokazałosię,żejestemwciąży.
Nathanszerokootworzyłoczyzezdumienia.
–Wiem,żetegonieplanowaliśmyiżetomożesięwydawaćprzerażające…–za-
czął,tulącjądosiebie.–Aletonajpiękniejszyprezent,jakimogłaśmidzisiajzrobić.
Możesznamnieliczyć.Będęwspierałcięwewszystkim.
Riyamocnoucałowałamęża,apotemspojrzałazmiłościąwjegopiękne,niebie-
skieoczy.
– Nathanie, to nasze dzieło. Powstało dzięki naszemu uczuciu. Czy możesz wy-
obrazićsobiecośpiękniejszegonaświecie?Jateżsiętrochęboję,bonigdywcze-
śniej nawet nie rozważałam tego, że mogłabym zostać matką, ale razem możemy
wszystko.Powiedz,żepragniesztegodzieckarówniemocnojakja.
ŁzynapłynęłyNathanowidooczu,gdypochyliłsię,żebypocałowaćjąkolejnyraz.
Tymrazemtoondrżałzemocji,więcRiyaprzytuliłagomocno.
–Pragnętegodzieckaitwojejmiłości.Tylkodziękitobieczuję,żenaprawdężyję.
Tytułoryginału:TheMantoBeReckonedWith
Pierwszewydanie:HarlequinMills&BoonLimited,2015
Redaktorserii:MarzenaCieśla
Opracowanieredakcyjne:MarzenaCieśla
Korekta:AnnaJabłońska
©2015byTaraPammi
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2016
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek for-
mie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A. Wszystkie postacie w tej
książcesąfikcyjne.Jakiekolwiekpodobieństwodoosóbrzeczywistych–żywychiumarłych–jestcałkowicie
przypadkowe.
HarlequiniHarlequinŚwiatoweŻyciesązastrzeżonymiznakaminależącymidoHarlequinEnterprisesLi-
mitedizostałyużytenajegolicencji.HarperCollinsPolskajestzastrzeżonymznakiemnależącymdoHar-
perCollinsPublishers,LLC.Nazwaiznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinsPolskasp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1B,lokal24-25
ISBN978-83-276-2234-1
KonwersjadoformatuMOBI:
LegimiSp.zo.o.
Spistreści
Stronatytułowa
Prolog
Rozdziałpierwszy
Rozdziałdrugi
Rozdziałtrzeci
Rozdziałczwarty
Rozdziałpiąty
Rozdziałszósty
Rozdziałsiódmy
Rozdziałósmy
Rozdziałdziewiąty
Rozdziałdziesiąty
Rozdziałjedenasty
Rozdziałdwunasty
Epilog
Stronaredakcyjna