Bittel Dobrzyńska Nadzieja Jak wiedźma Agrypicha znachorstwa mnie uczyła

background image

N

ADZIEJA

B

ITTEL-

D

OBRZYŃSKA

JAK

WIEDŹMA

AGRYPICHA

ZNACHORSTWA

MNIE

UCZYŁA

P

OSŁOWIE:

Z

BIGNIEW

Ż

AKIEWICZ

background image

W

YDANIEPIERWSZE:

OW

G

RAF,

G

DAŃSK1991

©BY

T

OWER

P

RESS,

G

DAŃSK

2000

background image

Odautora

Na Wileńszczyźnie język polski

był bardzo zróżnicowany. W moich
stronach,

między

Wiszniewem,

Krewem a Smorgoniami, na obrzeżu
powiatuoszmiańskiego,okołostu,stu
dwudziestu kilometrów w stronę
Mołodeczna,wlatach1929-1930,w
których przeważnie rozgrywa się
akcja

moich

wspomnień,

były

właściwie trzy odmiany językowe
polszczyzny. Ludzie w niektórych

background image

wsiach mówili między sobą „po
prostu”, czyli mową bardzo zbliżoną
dobiałoruskiej.Cisamiludzie,kiedy
przychodzili do dworów, starali się
mówić po polsku, chociaż dziwny to
był

język,

gęsto

przeplatany

spolszczonymi

wyrazami

białoruskimi.

Brakowało

w

tej

mowie „ą” i „ę”, a zamiast „czy”
mówili„ci”.Wniektórychchutorach,
szczególnie położonych w pobliżu
zaścianków szlacheckich, mówiono
również taką gwarą. W samych
zaściankach i w ich najbliższych
okolicachmowapolskabyłaczystai

background image

poprawna,możeniecoarchaiczna.

Słownik Agrypichy, wiejskiej

znachorki, z którą zetknął mnie los,
był

dużo

bogatszy

niż

innych

wiejskich kobiet. Na określenie
jednejrzeczyużywałasynonimów,na
przykład:nazielemówiła„roślinki”,
„zioła”, „trawki”. Mowa jej zresztą
różniła się zależnie od dnia. W
niektóre

dni

mówiła

całkiem

poprawniepopolsku,winnegwarą,
wtrącając wyrazy białoruskie. Jeden
jednak wyraz wymawiała jakoś
szczególnie

ciepło,

zawsze

po

białorusku:

„dziciataczko”

background image

(dzieciątko).

W

swoich

wspomnieniach,spisanychnakartach
tej książki, starałam się wiernie
odtworzyć język Agrypichy, a także
język jej koleżanki z młodych lat,
Aspazji, która dopowiedziała mi
historię

Agrypichy,

wyjaśniając

jednocześnie, skąd się wzięło jej
zainteresowanieziołami.

Ziołolecznictwo u nas było

bardzo

rozpowszechnione.

Właściwiewkażdejwiejskiejchacie
suszyłysięjakieśzioła.Żadnajednak
zeznanychmikobietniewiedziałao
nichtyle,coAgrypicha.

background image
background image

Ludziemówio...

Agrypichawiedźmaważnajesti

znachorka nie byle jaka, po polach i
po łąkach ciągle chodzi i zioła
zbiera. Jedne zbiera rano ranieńko
przy rosie, drugie w południe, kiedy
południczki

szumią,

inne

nad

wieczorem,kiedycieńsłońcadługi,a
jeszcze inne przy pełni księżyca.
Mówio, w chacie u niej od zapachu
ziół aż w nosie kręci. Na wszystko
zioła ma: i na kaszel, i na ciężki

background image

oddech,nakolkiwbokuinababskie
choroby, a w szczególności na
poruszenie. A jak która dziewczyna
wzajemności nie ma, to i lubczyku u
niejwyprosićczasemmoże.Wszyscy
wiedzo, Wincukowa Agata trzy lata
za Antukiem Jakubowym latała, a on
ani w ta strona, jak to mówio, ani
tudy. Ona i tak, i siak, a on nic. W
końcudoAgrypichyposzła.„Pomóż,
ciotko - prosi - daj lubczyku”.
Agrypicha początkowo wzbraniała
sia, ale potem ulitowała sia i dała.
Mówio, co Agata na wieczorynkach
do kieliszka Antukowego lubczyka

background image

wsypała. Antuk wypił i już cały
wieczór od Agaty odczepić sia nie
mógł.Tylkooczamizaniojakkotza
skwarko wodził i ciągle łapami
obłapiał. Potem do domu, objąwszy
siawpół,poszli,azatrzytygodniew
przyspieszonym

terminie

szlub

wzięli.Tylkoterazmówio,cojobije
i patrzeć na nio nie może. Lubczyk
widaćnidługodziała.Alewszystkosz
Antukniechcączamążjobyłwzioł.

Ważnawiedźma,Agrypicha!
Mówio, co ona na Łysa Góra

razemzinnymiwiedźmaminamiotle
lata. Batraczycha raz nad ranem na

background image

własneoczywidziała,jakAgrypicha
na miotle na dach swego domu
zleciała, po dachu zsunęła sia, a
potem, na boki oglądając sia, z
miotłyzsiadła-widaćzapóźniłasiaz
Łysej Góry wracając, stara już jest.
A tak szybko do składzika swoja
miotławpychaćzaczęła,żebludzijej
ni zobaczyli, co tylko witki po
drzwiachzaskrzeżetali.

Wiadomo,

kużda

wiedźma

swoja miotła ma. Co większa
wiedźma, to i miotła u niej lepsza.
Różne bywajo miotły: i długie, i
krótkie, trzonki do nich zrobione z

background image

drzewa, co na rozstajach rośnie.
Gałęzi w specjalnych wywarach
moczone, żeb mocy czartowskiej
nabrali. Tak, to ni takie sobie
zwyczajnemiotły.

A jak kupałowa noc blisko, to

wiedźmy ciągle na swoich miotłach
po niebie latajo, iskry krzeszo.
Spójrzyszwieczoremwniebo,niebo
odgwiazdiskrzysia,atumig!mignie
światełko,iskroprzeznieboprzeleci
i zgaśnie, znaczy, wiedźma już na
Wiedźmina

Góra

dojechała.

W

kupałowanocdoWiedźminegoŁohu,
co to niedaleko koło nas jest,

background image

wiedźmyzjeżdżajosiazewszystkich
stron. W ogromnych kotłach różne
ziele i żaby gotujo, złe wywary
warzo, tylko gęsta para idzie i cały
Wiedźmin Łoh mgło zasnowa. Ale
jak

wiaterek

powieje

i

mgła

przegarnie, to ognie wyraźnińko
widać. Wiedźmy wkoło nich swoje
wiedźmowskie tańce odprawujo i na
całyWiedźminŁohrahoczo.

Wiedźmy, wiedźmy wiele złego

ludziomzrobićmogo:krowommleko
odjąć, urok na dzieci złymi oczami
rzucić i niemoc w człowieku
wzbudzić.

background image

Agrypicha

z

Nastusiowo

niewiestko pożarła sia o coś, to,
mówio, zaraz jej krowie mleko
odebrała,

ropucha

do

obory

wpuściwszy. Ropucha cała mleko
krowie w nocy odciągała. A raz
Agrypicha

na

Batraczychu

jak

spójrzała

w

złości,

to

zaraz

Batraczychu pod piersiami kolka
sparła, co i odprostować sia nie
mogła.NiedobremaoczyAgrypicha,
oj,niedobre.Wiadomo,wiedźma!

Faktycznie, Agrypicha miała

wygląd może nieco wiedźmowaty.

background image

Zgarbiona,

pomarszczona.

Spod

chustki

wyłaziły

siwe

kosmyki

włosów. Zęby żółte, długie, z gęby
jak

kołki

wystawały.

Oczy

ciemnopiwne

z

czerwonym

poblaskiem. Ręce pożókłe, palce
zgrubiałe,

nieco

zakrzywione.

SpotykałamAgrypichę,kiedyjeszcze
mieszkaliśmy

we

wsi.

Potem

widywałam ją często, ale z daleka,
napolachiłąkach.

Od kiedy zamieszkaliśmy na

odludnymfolwarku,niemiałamzkim
się bawić, więc biegałam po
okolicznych

polach

i

lasach,

background image

przyglądając się wszystkiemu, co
żyje. Osoba Agrypichy zawsze mnie
fascynowała, a zarazem budziła
niepokój.

Często

pytałam

brata,

czy

Agrypichanaprawdęjestwiedźmą.

- Wiedźm nie ma - odpowiadał

brat. - Ona jest zielarką ludową,
znachorką i na pewno wiele wie o
działaniuziół.Dużoodniejmogłabyś
się nauczyć, jeśli, jak mówisz,
naprawdę chcesz zostać lekarzem
(tak

właśnie

postanowiłam

od

piątegorokużycia).Pamiętajjednak,
że znachorzy niechętnie przekazują

background image

swoją

wiedzę

nawet

własnym

dzieciom, ale mogłabyś spróbować.
Jak ją spotkasz, poproś o to. Ona
swoich dzieci nie ma, może więc i
zechceciebieczegośnauczyć.

- Kiedy ja się jej trochę boję.

Tak różnie o niej mówią i ona tak
dziwniewygląda.

-

Ludzie

często

wygadują

głupoty, a co do wyglądu, stara już
jest. Na starość rzadko kiedy
człowiekpięknieje-powiedziałmój
brat.

- Chodziłam więc po polach i

po lasach lub jeździłam na Lady,

background image

mojej

klaczce,

i

o

Agrypisze

myślałam.

background image

Opowiadanie

Justyna

Kiedyś w niedzielę jechałam

koło pola Katarzyny pod lasem,
patrzę na pieńku siedzi zamyślony
Justyn.

-Dzieńdobry,Justyn!
-Dzieńdobry.
- O czym to pan Justyn tak

rozmyśla?

- O wszystkim po trochu.

background image

Wyszedł ja popatrzyć, jak ozimina
rośnie. A kogo to Jadzia po polach
szuka?

-Agrypichy.
- Agrypichy? I nie boi sia

Jadzia?

- Trochę się boję, ale brat

mówi, że to żadna wiedźma, tylko
zielarka.

- Zielarka, pewnie, co zielarka,

ale i wiedźma jest. Siądź, to ci coś
opowiem.

Bardzo byłam ciekawa tej

opowieści,więczeszłamzLadyina
drugimpieńkusiadłam.

background image

- Opowiadał mi mój dziadźka -

zaczął Justyn - co na własne uszy
słyszał, jak Agrypicha z diabłem
hutarka wiodła na tym diabelskim
kamieniu,cotokołonaszejgóryleży.
Kamień ten diabeł gdzieś w łapach
niósł, pazury jego zaboleli, nie
wytrzymał i przed czasem ni tam,
gdzie trzeba, zrzucił. Teraz kara
naznaczona od ichniego Belzebuba,
odsiadywaćnatymkamieniumusiza
to, co rozkazu był nie wykonał. Raz
mój dziadźka podpił sobie trocha u
kuma i zapóźnił sia do domu. Myśli
sobie: Baba będzie zła, pójda

background image

nauprostki,prędzejwchaciebęda-i
poszedł. Idzie, idzie, ciemno, choć
oko wykol - jak w jesieni, a to
jeszcze przed żniwami było. Ale
wiaterekpowiał,chmurkiprzegarnął,
pojaśniało. Akuratnie dziadźka koło
górki w ta pora szedł. Patrzy, aż tu
jakiściecieninadiabelskimkamieniu
siedzo. Myśli sobie: Podejda bliżej,
zobacza, chto to. A co w chodakach
był, chodaki miętkie, nie usłyszeli.
Patrzy,atoAgrypicha,aobokdiabeł.
Siedzo sobie jak dwoje starych
znajomych i spokojniutko pogadujo.
„Nu, co słychać?” - pyta Agrypichu

background image

diabeł.„Anic,comabyćsłychać”-
odpowiada Agrypicha. „Nu, a ludzi.
Jaktamludzi?”-pytadiabeł.„Aco,
ludzi jak ludzi, wiadomo” - mówi
Agrypicha. „Nu, a nie dokuczajo
wam, ciotko?” „E tam, a co oni
dokuczyć mnie mogo, tylko co tymi
językami mielo; w szczególności jak
robotywpolupokończoipochatach
naprzędzenielnulubdarciepiórabo
na kręcenie konopianych wierówek
zbioro sia, to językami plaszczo i
plaszczo.Aoczymmająplaskać,jak
nie o cudzych sprawach? Swoje
głęboko

pod

sienniki

chowajo,

background image

pierzynami obciskajo i pościłko z
wierzchu przykrywajo, żeb nikt ni
kryszki ich spraw ni zobaczył, ale o
innych czemu nie! Jak gnój z
gnojówki wyciągajo! Nawet ni
brzydzo sia łap pobrudzić! A tak
czasem w tym cudzym gównie
przebierajo, co aż hadko!” - i
splunęła Agrypicha. Diabeł głowo
pokiwał i mówi. „Ot, taki już widać
nasznaródjest.Nu,ajaktamsprawy
zwódko?”-pytadiabeł.„E,kiepsko
- mówi Agrypicha. - Póki swój
samogon pędzili, to jakoś tam było,
ale teraz jakiś monopol państwo

background image

zarządziło i kary okrutne na naród
nakładajo, u kogo choć dzbaneczek
mały samogonu znajdo. Kupujcie -
mówio,apodobnoiwgazetachpiszo
- monopolówka kupujcie! A chto by
tam monopolówki nakupować sia
mógł. Droga. Toteż chłopy całkiem
porobili

sia

markotne.

Przyjdo

wieczorynki, jak te aniołki chodzo.
Pokręco sia. Potańczo. Jedna, druga
dziewczyna podszczypno i nic. Do
bijatyki próbujo wziąć sia, jeden
drugiegopodszczuwa,alebezwódki
nijak ni wychodzi. Ani to człowieku
wzębydać,anijaknależynożempod

background image

żebro zajechać! Nóż jakby ni z
żelaza, ale z masła był, po żebrach
ześlizguji sia, bez wódki w ręce
nijakiej siły do tej bijatyki ni ma.
Antuk, wiesz, ten Adasiowy, chciał
Fiedźce na ostatniej wieczorynce
zęby wybić, podskoczył do niego,
kułakiem w morda zajechał, morda
Fiedźceskrzywiłasia,azębynic,jak
siedzieli,takisiedzo,mocneijakser
białe. Otworzył szeroko oczy Antuk,
na swój kułak i na Fiedźki gęba
popatrzył i splunoł. Potem zawrócił
sia i poszedł. Nu, jak tu bez wódki
bićsia!”„Nidobrze-mówidiabeł.-

background image

Trzebabycośwymyślić”.

„A co ty wymyślisz?” - mówi

Agrypicha. „Może im pieniędzy w
garnkuprzymiedzypostawić?Będzie
któryorał,wyorzeinamonopolówka
będzie miał”. „Ależ ty durny - mówi
Agrypicha - gdzież ty wszystkim
garnków nastawisz sia. Zaraz to
ludziom

podpadnie.

Powiedzo,

diabelska sprawka, i pieniędzy ni
ruszo. Ty całkiem już zdurniał” -
rugała Agrypicha diabła. „Nu, ale
coś przecie trzeba zrobić - mówi
diabeł. - Chłopy bić sia na
wieczorynkach

ze

wszystkim

background image

przestano, żadnego nawet do piekła
nie wyprawio i co my wtedy robić
będzim? Na parobków iść będzi
trzeba,cico?Itakcorazgorszeczasy
nanasnastajo.Zewsządnaskursztajo
- wyżalał się diabeł. - Na błotach
tych, wiesz, co to od Berezyny
ciągnęli sia, a my tam swoje
królestwo mieli, jakaści melioracja
rząd robić zamyślił. Chłopów całe
stada pozganiali, harszynów nanieśli
i dawaj tymi harszynami błoty
mierzyć a rozmierzać. Rozmierzyli
błota na równińkie zagony wzdłuż i
w poprzek rozmierzyli, i zaczęli

background image

rowykopać.Mywtastronapociśnim
sia, a oni jutro już tu wymierzać
zaczynajo. My w tamta, a oni tam
chłopów z łopatami pędzo. Zostało
siadlanasbłotaniwięcejjaknatrzy
staja, i to łozino i brzezino
porosszego.Ajaktawodadorowów
chlusnęła, tak błota coraz niżej
opadać

zaczęli,

a

trzęsawiska

całkiem siedli - już ani chłopa, ani
krowy ni wciągniesz. Co mówia:
dziciatka małego ni ma gdzie
wciągnoć”-żaliłsiędiabeł.„Cóżty
tak od tematu zeszedł - mówi do
diabła Agrypicha. - Przecież trzeba

background image

coś w sprawie tej wódki radzić”.
Poskrobał sia diabeł za swoim
kosmatym uchem, podparł łapo
głowa i zamyślił sia smutno. Widać
szkoda Agrypisie diabła zrobiło sia.
„Nu, już nie martw sia - pociesza
diabła. - jakoś to będzie, jutro coś
wymyślim” - i rozeszli sia, ona w
swoja, a on w swoja strona. Ciarki
mi przeszły po plecach. Justyn wstał
z pieńka i zaczął się żegnać, ja
wskoczyłam na Lady i szybciutko
pognałam w stronę domu, oglądając
się często za siebie, czy mnie jakiś
diabełniegoni.

background image

A jednak Agrypicha wiedźma

jest-myślałam.-Zdiabłemtrzyma...

background image

Dzikiegruszki

Dzikie

grusze

rosły

na

wszystkich miedzach. Owoce miały
cierpkie, ściągające - niejadalne.
Wiadomo, dziczki. Starsi jedli te
gruszki,kiedyjesieniąniecopoleżały
i już przegniły. Nazywano je wtedy
zgniłkami.Alejaopychałamsięnimi,
gdy jeszcze były całkiem zielone, bo
dobrychowocówniemieliśmy.

- Nie źryj tyle tych dziczek -

przestrzegał mnie Pawluk, nasz

background image

pastuch - bo będzie z tobo jak z tym
diabłemAgrypichy.

- Z diabłem Agrypichy?! Jak to

było?

Opowiedz,

Pawluczku,

opowiedz! Krowy tobie w samo
południepaśćpomogę.

Trzeba wiedzieć, że niełatwo

paść krowy, kiedy z nieba leje się
największy żar. Gile i gzy tną aż
strach, krowy ogon podnoszą i
zaczynają po polu biegać, czyli
gilować, ani je zgonić. Ale w
nadwieczerzu

najedzone

krowy

pokładają się i zaczynają żuć
żwaczkę.

Wtedy

jest

czas

na

background image

opowiadanie bajek. Umiał Pawluk
tych bajek co niemiara, od dziadka
swojego, który w sąsiedniej wiosce
obok Agrypichy mieszkał. Pawluk
jednak

za

darmo

bajek

nie

opowiadał. Za każdą musiałam za
niego przez kilka godzin w samo
południepaśćkrowyimamiemojejo
tymniemówić.

- Pawluczku, jak z tym diabłem

Agrypichybyło?-prosiłam.

- Nu, to słuchaj! Ale to nie jest

żadna bajka, a najprawdziwsza
prawda-powiedziałPawluk.

Był to rok nieurodzaju. Słońce

background image

tak smażyło, tak paliło, a deszczu ni
byłoanikropelki.Żytozżółkło,zanim
wykłosiło sia. Owsy tylko mało od
ziemi odrośli. Ziemniaczana nać już
zawczasusczerniała,kiedyziemniaki
byli jeszcze wielkości kukułczego
jaja.

Ludzie

na

przednówku

głodowali,atuipożniwachmałoco
było do gęby włożyć. Jak ludziom
głodno, to i złym, czyli diabłom, ni
przelewa sia, bo i skąd mogo co
wziąć.Amieszkałsobiejedendiabeł
kołostarejosiki,cotonaniejKiryła
był powiesiwszy sia. Mieszkał ten
diabeł, bo mu tam Lucyper mieszkać

background image

kazał i tej osiny jak ich świętego
miejsca pilnować. Nu i pilnował.
Diabły w rocznica powieszenia
Kiryły do osiny z procesjami jak na
odpust

zbierali

sia.

Wiadomo,

osiczyna po wisielcu - diabla rzecz.
Jakbyłytediableprocesje,tonawet
diabłuwiasołobyło.Ztym,ztamtym
pogada, a co z samego piekła diabły
przychodzili, to i dowiedzieć sia
było można, co tam na dole przy ich
Belzebubie

słychać.

Jakie

szachrajstwa,ajakiepodszczuwania.
Bo wiadomo, co u diabłów, jak i u
ludzi, czym bliżej najważniejszego,

background image

tym więcej tych podszczuwań... Tak
to było, ale jak nie szli z tymi
procesjami, nudno było diabłu koło
osinytakciąglesiedzieć.Atujeszcze
tegorokugłodno:anigdziecoukraść
i do gęby włożyć. Raz diabeł chciał
jajko od kury podebrać u Jurczychy,
co na chutorze przy lesie mieszkała.
Podkradłsia,łapapodkurawsadził,
już miał za jajeczko złapać, nachilił
sia, a kura jak ni stuknie jego
dziobem w oko, ledwo oka nie
wybiła. Siedzi sobie diabeł, siedzi
podosiną,awbrzuchujemuzgłodu
burczy, co strach! Myśli: Co by tu

background image

zeźreć, żeb ni burczało. I tak go to
burczenie nerwuje, i tak nerwuje, aż
przypomniałsobie,conabrzegulasu
gruszka rośnie, a na niej gruszki
zgniłki. Myśli: Pójda sobie, trocha
tych gruszek pojem, może mnie
burczeć przestanie. I poszedł. A już
zrobiła sia późna jesień. Przyszedł,
patrzy, a pod gruszko na dwa cale
gruszek napadanych leży. Wziął
delikatnie w palce jedna gruszka,
posmakował - całkiem niczego,
wziołdrugagruszka,dobra-zjadł,a
potemtojużcałymigarściamizaczoł
tegruszkidogębypchać.Takiegodo

background image

nichsmakunabrał,cojadłijadłbez
opamiętania.Nidlatego,cotakiłasy
był, ale wygłodniały. Najadł sia i ni
odchodząc

daleko,

pod

gruszo

położył

sia.

Brzuch

okrągły,

dokumentnie wypchany, i w brzuchu
cicho.Dobrze.Aleniprzeszłoiparu
pacierzy, jak ni zaczno te zgniłki po
kiszkachjemujeździć!Towjedna,to
wdrugastronaprzelewaćsia!Jakni
zaczniewkiszkachdiabłarżnąć!Nii
popędziło! Oj - myśli diabeł - dolaż
ty moja, dola diabelska. Był głodny,
burczało, najadł sia, pędzi, a jak
pędzi! I znowu przysiadł. I tak

background image

pewnie z dziesięć razy przysiadał,
zanim

dwa

ojczenasz

przeszło.

Nidobrze. Co tu robić? - myśli
diabeł. - Może by jakiego lekarstwa
poszukać?Nalekarstwachdiabełnie
znał sia, ale widział, jak baby i
wiedźmy różne trawy na łąkach i w
lesiedopodołkówzbierali,amiędzy
sobą mówili, co to od kolki, a to od
boleści dobre. Tylko jakie trawy na
co, diabeł ni zapamiętał, ale myśli
sobie:spróbuja!

Pobiegłszybcińkonałąka,coto

pod lasem była, i dalej trawa źreć.
Zeżarł garść jednej trawy i słucha:

background image

nic, cicho. Może i pomoże? Ale za
minutka jak ni zarżnie w brzuchu, aż
skręcił sia. Oj, pewnie to była ni ta
trawa - i dawaj innej trawy szukać i
przypominać,ojakiejtotrawiebaby
mówili,coodboleściżołądkadobra.
Aniruszniemógłsobieprzypomnieć.
Możeztegopędzeniatakmupamięć
odjęło, a może w ogóle nie był
mocnynagłowa?Niwiadomo,dość,
co znowu na chybił trafił jakaści
trawa chwycił i zeżarł. I znowu
słucha. Bur, bur, bur, po kiszkach
przeleciało i ucichło. A potem
drystawkajakgoniechwyci,idzie,a

background image

spod ogona mu tylko strzela... No -
myślidiabeł,terazjużzemnokoniec,
co tu robić? Aż przypomniał sobie,
co niedaleko jest dobra znachorka,
Agrypicha.Myśli:Nieinaczej,pójda
do niej. Za chłopa odmienia sia i
pójda. I odmienił sia za starego,
starego chłopa. W łapciach idzie i
kuleje na lewa noga, a za brzuch
ciągle sia trzyma. Już prawie pod
wioskobył,kiedyopamiętałsia.Taki
jestem stary, starych ludzi wszyscy
naokoło znajo, a o mnie nikt ni
słyszał. Nidobrze. Trzeba inaczej. I
w ostatniej chwili skóra młodego

background image

parobka na siebie wzioł, ale ogon
niezbytdobrzeschował,tak,cojemu
kończyk

z

kałoszy

wystawał.

Zachodzi do Agrypichy i pyta: „Ci
znachorka

w

domu?”

Sama

Agrypicha w drzwiach stała i
dopytuji sia: „A w czym rzecz, w
czymmogapomóc?”-bodobrabyła
Agrypicha.

Wszystkim

lubiła

pomagać.Alecidiabłu,niwiadomo?
Przecież co to był diabeł, nie
wiedziała,boiskądmogławiedzieć,
ogonek tylko kryszku wyglądał, to
pewnie ni zobaczyła. Diabeł jej
swoja

choroba

rozpowiedział.

background image

Agrypicha do chaty poszła, pryharść
zielaprzyniosłaimówi:„Zaparzycie
sobieipićbędziecie”.Alegdzie,na
czym i w czym diabeł zioła ma
parzyć, kiedy nie ma ani garnka, ani
pieca, ani ognia - nic. Nu, z ogniem
to jeszcze by sobie poradził, bo w
lesie hubka jest, krzemienia znaleźć
można i kawałek stali gdzie po
drodzeteż,alereszta...

Zamyślił

sia

diabeł

i

zmarkotniał. Agrypicha, która miała
miętkie serce na ludzka bieda, pyta,
ci ma jaki kłopot? Na to diabeł jej
tłumaczy, co za parobka służy, a

background image

wiadomo, jaka parobcza dola. Chto
tam będzie jemu ziele parzyć!
PoprosiłatedyAgrypichaparobkado
chaty. Posadziła na ławie, a sama
szybko w piecu rozpaliła, garneczek
z wodo nastawiła. Diabeł siedzi i
czeka.Wbrzuchujemuprzelewasia,
burczy.Boisia,cozastodołabędzie
musiał lecieć, a tu ogon jeszcze chto
zobaczy. Trzymał, trzymał i ni
wytrzymał - za stodoła wyskoczył i
już ni oglądając sia, przysiadł. Ni
wiadomo, ci jego kto tam zobaczył i
jego ogon, ci nie. Ale pewnie ktoś
zobaczył, bo i skąd by było

background image

wiadomo, co to diabeł? Tymczasem
wodazagotowałasia,Agrypichaziele
zaparzyła,

trocha

poczekawszy

przecedziła, potem przestudziła i
parobku podała: „Pijcie”. Wypił
diabeł, skrzywił sia, niesmaczne, ale
pobrzuchurozeszłosiaciepłoioczy
kleić sia zaczęli. Wcale jemu z tej
chaty ruszać sia ni chciało. Nu, ale
cóż, tak za długo bez interesu nijako
siedzieć. Podzińkował diabeł i chce
wychodzić.AAgrypichamówi:„Jak
by znowu bolało, niech jutro nad
wieczorkiem

przyjdzie,

to

ziół

jeszcze zaparzy”. Nu i poszedł

background image

diabeł. Brzuch jemu prawie całkiem
boleć przestał, może tylko co nieco
gówno miał rzadsze. Myśli sobie:
Może by jeszcze tych ziół wypić? I
nad

wieczorem

do

Agrypichy

posunoł sia. Znowu naparzyła jemu
ziela - wypił, posiedział, trocha z
Agrypicho pogadał i poszedł. Na
trzeci dzień, choć i brzuch jego ni
bolał i gówno miał jak kiełbasa
twarde, do chaty Agrypichy jego
ciągnęło. Tam tak ciepło i ziołami
pachnie! Agrypicha baba przyjemna,
zęby białe jak ser, oczy czarne,
ognisteityłekwidaćjeszczetwardy.

background image

Upodobał

widać

diabeł

Agrypichu, bo wtedy, mówio, co
Agrypicha jeszcze ładna była. Jak
tylkościemniaćzaczynałosia,takon
jużijest.Aciąglepostękuje:tojego
dziś w boku kolnęło, jutro w dołku
zabolało, a wszystko, żeb do
przychodzenia

przyczyna

jaka

znaleźć. I tak dzień w dzień, mówio,
w nadwieczerzu diabeł za parobka
przebranydoAgrypichyłazićzaczoł.
Ot, tak przez te gruszki zaczęła sia
Agrypichyzdiabłemznajomstwa...

Siedziałam

zasłuchana

i

myślałam, czy to, co opowiada

background image

Pawluk, jest prawdziwe. Niby nie
wierzyłam,alejednak...

-Ajatobiemówia,nieźryjtyle

tych dziczek - dodał na zakończenie
Pawluk.

background image

Diabły

Minęła jesień, a mnie nie udało

się spotkać z Agrypichą. Przyszła
zima,azniąprzędzenielnu,kręcenie
konopianych

powrozów,

darcie

pierzaibajki,bajki.Ozłychduchach
w

nietoperzy

zamienionych,

o

kościołach przeklętych, gdzie o
północy odprawia się msza, a zły w
postaci konia wyłaził z trumny na
chórzestojącejirżałnacałykościół,
o diable, który na starość okulał, bo

background image

mu kopyto się rozszczepiło i sto
dukatówkowalowidałzato,żebymu
to kopyto złotą podkową podkuł.
Najwięcej

tych

bajek

było

o

wiedźmach,strachachidiabłach.

-Trzebawamwidzieć,coróżne

diabły na świecie bywajo - mówił
Kaziuk. - Wodziciele, co to ludzi po
rozstajnychdrogach,porojstachipo
różnych

przeklętych

miejscach

wodzo, straszyciele, przewoźniki,
smolarze,

pilnowacze

skarbów,

chytre, pokuśne diabły i diabluczki
szutniki, ale jest też i biedny diabli
naród,cotozaparobkówsłużyćmusi

background image

i o nich to mówi przysłowie, co ni
taki diabeł straszny, jak jego malujo.
Nu, tak - mówi Kaziuk - opowiem
wambajka,jaktotakidiabliparobek
uczciwości

małżeńskiej

baba

nauczył...

Byłwpieklejedendiabeł:silny,

robotny i dobrze sobie podjeść
lubiący, ale trocha durnowaty, co to
ani jakim sposobem diabelskiej
sztuki nauczyć sia nie mógł. Co
zrobił, to wszystko ni po diabelsku.
AżrozezłułsiananiegosamLucyper
imówi:

-Naostatniapróbajaciebiana

background image

ziemia

wyszła.

Pójdzisz

do

gospodarza za parobka służyć, co to
jego baba, mówio, z piekła rodem
jest, cob ty jo na zatracenie wieczne
do piekła przyprowadził. O, widzisz
ta chata - przez okienka naziemna
Lucyper jedna gospodarska obejścia
pokazał.

-Ajakjamamtozrobić?-pyta

diabeł, podrapawszy sia za lewym
uchem. Lucyper tylko brwi ze złości
zmarszczył,kopytemtupnołimówi:

- Na to sam głowa masz, cob

wiedział,jakniokręcić.

Nu, tak i zaczęło sia jego

background image

parobkowanie. Całymi dniami z
gospodarzem

w

polu

pracuji,

wieczorem przy obejściu robi, a do
chaty przyjdzi, baba im zaliwajka i
postna bulba na stół wystawia i
jeszczenaniegokrzyczy:

-

Co

stoisz,

gęba

rozdziawiwszy, za robota bierz sia:
krowy napoić trzeba, z pola już
przyszli, pokrzywy narwać, porąbać,
z otrębami i osypko pomieszawszy,
świniom

dać,

kury

pod

piec

zapędzić!

Diabłu z tych jejnych rozkazów

ażskóranakarkucierpłaijedzeniez

background image

łaskidawaneniwsmakjemubyło.A
igospodarznielekkadolamiał.

- Skwarki tam jakiej ni masz? -

pytarazgospodarz.

- Ni ma, kochanińki. Słonina

skończyłasia.

- Mogłaby ty choć raz piroga

upiec.

- Kiedy mąki ni ma, do młyna

pszenicatrzebawieźć-łżebaba.

Gospodarz,

bywa,

pomarkotnieje,ciężkowestchnieina
łóżko spać powali sia, a diabeł na
ławiezbokunabokprzewracasia,z
głodu jemu w brzuchu burczy, a na

background image

baba coraz większa złość jego
bierze.

- Już ja ciebie w sam środek

piekła zaciongna - odgraża sia w
duchu.

Nu, ale dzień od dnia schodzi.

Roboty pełne ręcy, co i czasu ni ma
nad

sposobem

pomyśleć.

Do

gospodarza diabeł przywykł, bo
dobry to był człowiek, nie tylko co
poplecz

z

parobkiem

równo

pracował, ale i ostatnio łusto chleba
sprawiedliwie dzielił sia. Baby
diabeł

nie

cierpiał,

bo

była

krzykliwa, hultajowata i na jedzenie

background image

skąpa,oj,jakskąpa!

Aż raz wydało sia parobku, co

kum-sąsiad za bardzosz koło baby
gospodarza kręci sia: to przez płot
pogaduji, to niby coś pożyczyć
przylatuji.Aleniebyłdiabełpewny.
Myśli: Musza podpilnować. A tu
akuratnie

nadarzyła

sia

okazja.

Gospodarz miał swoje pole w kilku
kawałkach

w

różnych

stronach

rozrzucone,wiadomo,jaktounasna
wiosce. Jedno pole miał aż za trzy
wiorsty. Na ten czas wybrał sia
gospodarz z parobkiem te dalekie
poleobrabiaćimówidobaby:

background image

- Uszykuj nam jedzenia na trzy

dni,bonanocnibędzimwracaćsia.

Baba zrobiła sia jakaś rada,

nawet

sera

białego

między

deszczułkami w skaracz zawiązała i
pojechali. Wieczorem parobek mówi
dogospodarza:Dochatymusza.

-Poco?
-Okucianaorczykuobluzowała

sia - łże parobek. - Trzeba orczyk
wymienić.

-Nu,toidź-mówigospodarz.
Podchodzi parobek pod chata.

W oknach światło. Patrzy, a tu stół
serweto biało, bialińko wybielono,

background image

zasłany, w misie wieraszczaka ze
skwarkamidymi,aobokblinówcała
góra, pieróg biały na pół stoła i coś
jeszcze w brytfance, golonka, ci co?
A przy stole młody sąsiad - kum
siedzi i do gospodyni zęby szczerzy.
Jakniechwyciparobkazłość,ażjego
wbrzuchuztejzłościzakręciło.

- Widzisz ty jo, nam to suchi

chleb i zaliwajka z postno bulbo,
nawiet

ni

przyskwarzono,

daji,

czekaj, jaż tobie pokaża! - kułakiem
pociemkubabiewygrażaistuk,stuk
dodrzwi.

-Chtotam?-pytagospodynia.

background image

- To ja - mówi parobek. Baba

dokumaszepnęła:

- Schowaj sia prędzińko pod

pierzyna - i kum szmyrg! wlazł do
łóżka,cotozaszafostało.Parobekto
wszystko

przez

okno

widział.

Gospodyni

drzwi

otworzyła,

a

parobekdołóżkaprościńkonamierza
sia:

-

Poduszki

jemu

(niby

gospodarzu) zachciało sia, biednego
parobkaponocygania-takklnie.

Baba

podskoczyła,

sama

poduszkachciaładać,aleparobekjo
nabokodsunołinałóżkowlazł.Jak

background image

ni zaczoł butami podkutymi po łóżku
miesić,

jak

ni

zaczoł

kuma

przygniatać, co z niego ledwo duch
niewyszedł.

- Co ty tam tak długo robisz? -

pytanispokojniebaba.

- A, poduszka co miękczejsza

wybieram.Wreszciewybrałinastół
spójrzawszymówi:

- Widza, gospodyni taka dobra,

jedzenianamnajutrouszykowali.To
i dobrze, zabiora dziś, ni będziecie
musieli jutro fatygować sia - wziął
koszyk, włożywszy do niego i
golonka smażona, i pieróg, i bliny z

background image

wieraszczako. Daleko nie odszedł,
stanoł pod oknem, patrzy i słucha.
Gospodyni kuma spod pierzyny
wyciągnęłaiobłapiła.

- Mój ty kochanińki - i na

parobkaklnie.Akumstęka:

- Ale mnie wymiesił, ledwo ni

zadeptał.

Jużzastółkumniesiadł,boina

stolenicnizostało,ababazaprasza:

- Przyjdź jutro, kochanińki,

przyjdź,

to

sobie

spokojniutko

posiedzim.

Kum w strona drzwi pokwapił

sia, a diabeł od okna odskoczył i w

background image

ciemności przepadł. Wrócił parobek
napole-gospodarzjeszczeniespał.

- Gospodynia wam poduszka

przysyłaidojedzeniagolonka,bliny
zwieraszczakoipieróg.

Zdziwił sia gospodarz, co jego

baba zrobiła sia taka troskliwa, ale
comocnozmęczywszysiabył,długo
ni myślał, trocha podjadłszy, zaraz
zasnął.Najutrocałydzieńgospodarz
z parobkiem pole orali, golonki
smażonej sobie podjedli, blinkami i
pierogiem

zakąsili,

i

dobrze.

Wieczoremparobekmówi:

-Psiakrew,rzemieńodchomąta

background image

urwałsia,nibędziejakchomątajutro
ściągnąć.

Do

chaty

musza

podskoczyć,nowyrzemieńprzynieść.

- Gdzież ty po nocy po nowy

rzemyk będziesz taki świat latać?! -
mówi gospodarz, bo dobry to był
człowiek. - Jakoś jutro ten stary
zwiążymibędzidobrze.

Ale parobek mówi, co rzemień

ze wszystkim sparciały i do niczego
ninadajisia.

- Nu, jak chcesz - mówi

gospodarz i parobek wybrał sia w
droga.

Podszedł pod dom, a tu w

background image

chacie jasno, jaśnińko, szkło w
lampie wyczyszczone, aż poblask
idzie. Stół białym obrusem nakryty,
na stole kaczka, ci co, smażona w
brytfance na deneczku stoi, obok
pieróg biały, bialińki i samogonu
butelka. Kum za stołem siedzi,
rozparłszy sia i tylko pochrząkuji.
Złośćparobkawzięła,myśli:Mytam
haruim z gospodarzem od rana do
nocy,aonatuzkumembzdyczysia,i
w drzwi kułakiem łomot! Gospodyni
zerwałasiajakoparzona.

-Chtotam?-pyta.
- To ja - mówi parobek. Baba

background image

dokumawoła:

-Właźpodpiec!
Wlazł kum, a parobek przez

oknotowidzi.Kołki,cotopodchato
poskładane byli, wzioł i stoi. Baba
drzwiotwiera,aparobekklnie.

- Niech jego cholera weźmie,

tego gospodarza, po nocy biednego
parobka gania! Kołki kazał do chaty
poznosić i pod piec powrzucać, bo
jego w kościach łami i deszczu
spodziewa.

- To już ni fatyguj sia - mówi

słodzińko do parobka gospodynia. -
Tylko znieś, a ja sama je pod piec

background image

powrzucam.

Ale parobek klnie, a kołek po

kołkuzrozmachempodpiecwrzuca.
To po łbie, to po boku, to po tyłku
kołkiemkumatłucze-ciemnopopod
piecem, nic ni widać. Wreszcie
skończył, odprostował sia, na stół
spojrzałimówi:

-

Dobra

z

was

żona

i

gospodynia, co drugiej takiej i ni
znaleźć, jeszcze, widza, dziś i
półlitrówka

samogonu

nam

uszykowaliście.

I znowu kaczka z brytfanki

wyciągnąwszy, między dwie duże

background image

łusty chleba włożył, butelka z
samogonem za pazucha schował i
wyszedł. Pod oknem stanął, patrzy i
słucha.

Jak ni zacznie baba kołki

spopod pieca wyciągać, aż zrobiła
siaczerwona!

- Aj, kumaczku ty mój miły,

najmilejszy, ci ty żyisz? - pyta sia
drżącymgłosikiem.

-Ażyja!-natokumodpowiada

słabieńko.Iwylazł:okopodbite,cały
posiniaczony.Parobekomałogłośno
ni zaśmiał sia, ale kułakiem gęba w
czaszatkał.

background image

-Jutrojużdociebieniprzyjda-

mówicichińkokum.

- Dobrze - zgadza sia baba. -

Nu,ajakmyspotkamysia?-pyta.

- Jutro ja swoje pole daleko

orać będą, co to koło waszego za
górkoleży,przyjdźdomnie.

-Ajakjapoznamzdaleka,coto

tyorzesz?-pytadalej.

- Zwyczajnie, u mnie koni

kasztanowatejakiuwas,tylkojeden
łysinabiałama;potympoznasz.

- Dobrze - zgodziła sia baba i

kumdowyjściazbierasia.

Odskoczyłparobekizawęgłem

background image

schował

sia,

potem

sikiera

z

drywutni

wzioł

i

szybko

do

gospodarzawrócił.

-Nuico-pytagospodarz-city

znalazłnowyrzemiń?

-Nowy,ninowy-łżeparobek-

ale jakiś tam przyniósł. Gospodynia
kaczka smażona wam przysyła,
pierógisamogonubuteleczka.

Znowuzdziwiłsiagospodarz:
-Babuodmieniło,cico?

Pojedli

kaczki,

pierogiem

zakonsiliiposzlispać.Najutroorzo
pole, orzo, a parobek niespokojnie

background image

kręci sia. Tak około południa
wyciągnoł biała chustka z kieszeni i
kasztanu, co od prawej, na głowie
zawiązał.

- Wincuk, co ty robisz? - pyta

gospodarz.-Cityzdurniał,cico?

- A nic, muchi jemu w oczy

bardzosz lazo, tak może mniej leźć
będo.

I dalej orzo, orzo. A baba cały

koszyk dobrości nałożyła i butelka
monopolowej

wzięła,

skaraczem

bialińkimkoszykprzykryłainapole,
podkasawszy

spódnica,

leci.

Zobaczyłazdaleka,ktośorze-jeden

background image

koń cały kasztanowaty, drugi biała
łysinama.Myślisobie:Znaczysia,to
kum orze, i prościńko na gospodarza
zmierza. Parobek, jak to zobaczył,
niby odsikać sia za górka poszedł, a
do kuma, co za górko orał,
podskoczyłimówi:

-Oj,nidobrze,wszystkowydało

sia,gospodarzzłyażstrach,siekiera
chwyciłilecidowas!Uciekajcie,po
dobrociwamradza!

Alekumzadufanywsobiebyłi

nibardzowierzył.

-Zobaczymy.
Parobek zza górki biegiem

background image

biegnieikrzyczy:

- Gospodarzu, ratujcie, bierzcie

szybkosikiera,usąsiadakońzaplątał
sia w rzemieni, jeszcze gotów sia
udusić. Gospodarz sikiera chwycił i,
ile tylko sił w nogach ma, biegnie,
wiadomo, na ratunek. Kum spójrzał:
już tu ni żarty, gospodarz zza góry
wyskoczył i siekiero wymachuji, a
jak leci, mało co nóg ni połamie -
leci. Tylko mu poły od kapoty
fruwajo.Kum,niewielemyśląc,pług
rzucił i w nogi. Dobiegł gospodarz
do jego koni - konie spokojniutko
stojo. Nic nie rozumie. Co ten

background image

parobek zmyślił? Ale czemu ten kum
tak ucieka? Myśli gospodarz i
domyślić sia ni może. Tymczasem
baba

do

gospodarzowych

koni

zbliżać sia zaczęła. Parobek mach!
zdjoł biała chustka ze łba kasztana i
do kieszeni schował. Baba patrzy,
obydwa koni ciemne łby majo. Ci to
mnieprzywidziałosia,cico?-myśli
baba.-Tożjawyraźnińkoukasztana
łysina biała widziała. Ale zawracać
jużnimajak.

-Pałudzieńjawamprzyniosła-

mówi, na koszyk pokazując. Parobek
ni słucha, tylko do niej podskoczył i

background image

mówi:

- Gospodynia, a, gospodynia,

wszystko wydało sia. Gospodarz
siekiera chwycił i przez górka do
kuma pobiegł. „Zabija jego, zabija!”
-krzyczał.-Patrzajcie,jeszczeiwas
gotowy zabić. Lećcie, do nóg jemu
padnijcieinakolanachjegoproście,
możewamprzebaczy.

Baba zrobiła sia biała jak

płótno. Tymczasem gospodarz, nic
nie rozumiejąc, z powrotem z
siekierą idzie, kroku przyśpiesza i z
daleka do parobka coś krzyczy, ale
co krzyczy, nie słychać. Zobaczyła

background image

baba siekiera w ręku męża i w
lament,nakolanaprzednimpadła,za
nogi jego obłapiła i ze wszystkiego
dokumentnie wyspowiadała sia, a
pobożywszysia,poprawaobiecała.

Dobrzetobie,babo-cieszyłsia

wmyślidiabeł-parobek-nibędziesz
ty mnie i gospodarza zaliwajko
karmić, a kuma golonko i pirogami
podpasać.

Dopiero teraz, w czym rzecz,

gospodarz połapał sia, a co tam
jeszcze do niczego gorszego ni
doszło,toinibardzodosercasobie
wzioł-alesrogaminazrobiłiswoja

background image

baba ni tylko puho po dupie, ale
puhawiszczemjaknależywyściobałi
do

opamiętania

przygadując,

przyprowadził. Babu od tego czasu
jakby odmieniło. Po gospodarsku
koło swojego, a i koło parobka
chodzić zaczęła, strawa, jak należy,
przyskwarzała, nirzadko i większa
skwarka do zupy wkrajała, a przy
sobocie to i półlitrówka czasem
postawiła. Mówio, co do śmierci
wierna swemu mężu została sia.
Kontentyztakiegoobrotusprawybył
gospodarz, a i diabłu nawet to
parobkowanie do gustu przypadać

background image

zaczęło. Aż którejś nocy, kiedy
gospodarz z gospodynio na łóżku
zgodnie pochrapywali, a diabeł na
ławie wywaliwszy sia, najadłszy sia
blinów

z

tłusto

wieraszczako,

smacznie spał, pogwizdując, jak ni
załomoczy coś w kominie i ktoś za
kapotaparobkatarmosi.Przetarłoczy
kułakiem diabeł-parobek i na ławie
zły siadł. Patrzy, a tu sam Lucyper
przednimstoiizębamiskrzeżetając,
syczy.

- To ty tak moja diabelska

nakazania spełniasz?! Żeb baba do
niewierności

podjudzać

i

na

background image

zatracenia wieczna doprowadzić, to
ty co zrobił? Patrzaj, jaka cichińka
zrobiła sia, do śmierci już na kuma
ani żadnego innego mużyka ni
spójrzy!

Lucyper kosmatym palcem na

swoim łbie kółko kręci, znaczy sia,
co parobek-diabeł ze wszystkim
durnowaty. Oczy Lucypera brzydkim
ogniem świeco sia i do diabła-
parobka

posuwa

sia,

gęba

wykrzywiwszy:

- Nu, widza, co tobie nadtoż to

parobkowanie spodobało sia. Tak
dobrze, do końca swoich dniów za

background image

kara parobkiem zostanisz sia i
śmiertelno

śmiercio

umierać

będziesz, a co potem, zobaczym - to
powiedziawszy,

Lucyper

iskrami

sypnołiprzezkominwyleciał.

Parobek za prawym uchem

poczochrał sia i pomyślał: - Robota
tu ni gorsza, czym w piekle, jeść
gospodynia teraz dobrze daji, a ta
śmierć pewnie też ni taka straszna,
kiedywszystkieludzinanioumierajo
- i na drugi bok przewróciwszy sia,
zasnoł.

background image

Chłopidiabełspod

WiedźminegoŁohu

Od czasu do czasu chodziłam

zbieraćziołaniedalekoWiedźminego
Łohu.

Pewnego

dnia

Pawluk

przestrzegłmnie:

-Niełaźtam,botamstraszy.
- Pawluczku, kiedy ja strachów

się nie boję - odpowiedziałam
rezolutnie.

- Nu, tam ni strachy, ale diabeł.

background image

Mówio, co nie jest to diabeł zły ani
mściwy, trocha durnowaty, stary,
nidowidziinidosłyszy.Dziadekmnie
opowiadał, co Kaziuk z naszej
wioski był z nim spotkawszy sia. A
byłototak:

Mieszkał w naszej wiosce

Kaziuk,chłopchytryi,jaktomówio,
na cztery nogi kuty. Lubił Kaziuk
groch prażony gryźć. Zęby miał
mocne, równe i jak rzepa białe.
Ciągle te zęby szczerzył, bo wesoły
chłop był z niego. Bywało, żonka
jegopyta:

-Cotobie,Kaziuczku,wpoleze

background image

sobądać?

- Daj chleba łusta ze skwarko i

grochuprażonego.

Orze

Kaziuk,

orze,

groch

prażony pogryzając. Jego zagon
niedalego

osiczyny

był,

koło

WiedźminegoŁohu,cototamstraszy.
Ale Kaziuk chłop niestrachliwy.
Czasem, kiedy z pola zapóźnił sia,
babamówiła:

-Złegotyniboiszsia,cotakdo

nocyorzesz.Kaziukśmiałsia:

-Kiedyjanigdyjegonispotkał.
Pewnie to diabeł usłyszał i

myśli,

czekaj,

jeszcze

ciebie

background image

postrasza.WyszedłKaziukoraćswój
zagon, a pogoda piękna. Słoneczko
przygrzało,

jakaś

miękkość

i

leniwość w kości Kaziuku wchodzić
zaczęła. Orze, orze, co skiba
przepędzi, koni postawi i groch
prażony pogryza. A diabeł tego dnia
okrutnie głodny był, bo jemu nic do
żarcia nie udało sia ukraść. Śliny
jemupełnagębanaszłaiostraszeniu
zapomniał. Co on tam tak smacznie
żuji? - myśli diabeł. A Kaziuka
senność do miedzy ciągnie, oj,
ciągnie. E - myśli - odpoczna
kryszku. Konia postawił, a sam na

background image

miedza wywrócił sia i zdrzemnął.
Diabeł tylko na to czekał. Cichińko
podkradł sia, ogon podtuliwszy, i
łapa kosmata do torby z grochem
wsadził. Wyciągnął garść grochu, do
gęby wrzucił i żuć zaczoł. Dobre!
Cała

garść

zgryzł,

a

Kaziuk

pochrapuje. Diabeł znowu do torby
łapawsadził,garśćgrochuwyciągnoł
i zeżarł. Ale za trzecim razem
kosmatasierśćnałapiezaczepiłasia
zasprzączkaodtorby.Kaziukobudził
siaiłaps!diabłazałapa.

- A ty, złodziejskie nasienie! -

jakniekrzyknie.

background image

Diabeł aż na zadku przysiadł.

Przykro jemu zrobiło sia ni o to, co
kradł, ale co na kradzieży przyłapać
sia dał. Wiadomo, diabeł, to i
diabelska uczciwość miał. Chciał
diabełwyrwaćsia,aleKaziukmocno
łapa trzyma i po rusku hadko klnie.
Widzi diabeł, co sprawa kiepska,
myśli,

trzeba

coś

powiedzieć,

załagodzić.Przysiadłnamiedzyobok
Kaziukaimówi:

-Cotakgniewaszsiazatamała

żmieńka tego, co to tam masz, jakby
to złoto, nie miarkując, było. Lepiej
bytymnie,cotojest,powiedział.

background image

Kaziuku

zaraz

w

głowie

chytrośćzrodziłasia:

-Acomabyć.Żwirnabaranim

łojusmażony-mówiKaziuk.

- Żwir? - pyta jeszcze raz dla

upewnieniasiadiabeł.

- A żwir. - A co zagon Kaziuka

żwirowate pole miał, garść żwiru
Kaziuk spod miedzy zagarnoł, z ręki
dorękiprzesypał,piasekwydmuchał
i mówi: - Teraz tylko ze dwie, trzy
łyżki topionego łoju na patelni
rozpuśćidobrzeprzysmaż.

Ucieszył

sia

diabeł,

podzińkował Kaziuku i poszedł

background image

patelni i łoju szukać. Ale niłatwo
patelnia gdzieś ukraść. Aż w lesie
blaszanka zardzewiała znalazł i
myśli: I w blaszance można żwir
podsmażyć. Nu, ale skąd tu łoju
wziąć? Nieraz łojowy zapach z
pobliskiego chutoru aż do osiczyny
zalatywał. Jakżesz tu do tego łoju
dostać sia, psy tam okrutne. Aż raz
poszczęściło sia diabłu. Para dni
poczekawszy,parobekztegochutoru
pod lasem orał. Patrzy diabeł, a tu
Alimpa coś w węzełku niesie.
Zapachodtegotakismakowity,coaż
w

nosie

kręci.

Myśli

diabeł:

background image

Podkradne sia i zobacza, co ona tam
niesie. Ale skaracz zawiązany, ni
zobaczysz. Usiadł parobek pod
krzaczkiem obok Alimpy. Skaracz
rozwiązali. Patrzy diabeł: misa
gliniana wieczkiem przykryta, a na
wieczkumałygarczek.Cinizłojem?
- myśli diabeł, i zgadł. Wieczko z
misy glinianej zdjęli, a tam bliny
pachniące, świeże, świeżyńkie, a w
mniejszym

garczku

łój

topiony.

Diabeł z drugiej strony krzaka
przysiadł i miarkuje, jak by tu
garczekzłojemchwycić,aleAlimpa
jegowrękutrzymaidrewnianołyżko

background image

łój na gorońce bliny wykłada.
Parobku aż ślina ciecze po brodzie,
jak te bliny tłuste je, a biednemu
diabłu tylko w brzuchu burczy.
Skończył parobek jeść, Alimpa
garczekzłojemnabokodstawiłaiz
parobkiem pogaduji. Tylko na to
diabeł i czekał. Łapa zza krzaka
wyciągnoł, cap! za garczek, i tyle
jego widzieli. Wstała Alimpa, miska
doskaraczawłożyła,załojemogląda
sia, gdzież on? Zaczęli szukać.
Szukali, szukali - ni ma. Pewnie
diabeł ogonem jego przykrył. Ale
diabeł już daleko. Żwiru z pola

background image

Kaziukowego do blaszanki nabrał i
suche gałązki zbiera. Niedługo i
wieczór przyszedł. Położył diabeł
gałązki między kamieniami, ognia
skrzesał i podpalił. Do blaszanki
dobry kawał łoju wrzucił i smaży.
Zapachpolesierozszedłsia,oj,jaki
zapach! Myśli diabeł: Nareszcie
sobie

pojem.

Obsmażył

żwir,

patykiemwymieszałiodstawił,coby
przestygł, a sam cieszy sia. Mało
wiele czasu nie przeszło, żwir
przestygł.Diabełpełnogarśćjegodo
gęby wsypał i żuć zaczoł, aż po
zębach zaskrzeżetało. Skrzywił sia

background image

diabeł, zęby jego zaboleli, ale
jeszcze raz żwir zgryźć próbuje. I
twardy,ismakjakiśnietaki,pewnie
za mocno jego przesmażył - myśli
diabeł.Alecobardzobyłgłodny,bez
gryzienia

zaczoł

ten

smacznie

pachniącyżwirłykać.Całablaszanka
jegozeżarł,ażjemuciężkowbrzuchu
zrobiło sia i pod krzaczkiem sia
położył.Coto?Jaknizaczniediabła
we wnętrznościach drzeć, jak ni
zacznie kiszki rwać, aż skręcił sia.
Do samego rana miejsca sobie
znaleźć nie mógł! A gówno to takie
ostre miał, co mu aż krew w kiszce

background image

odchodowej pokazała sia. Na pysku
jego przez ta cała noc całkiem
ściągnęło.

Rano Kaziuk bronować pole

przyjechał, a tu przez pole diabeł
sunisia,azły!Kaziukkułakiemsobie
gęba zatkał, co by ni roześmiać sia.
AlediabełKaziukujużzdalekałapo
wygraża,

podchodzi

i,

pysk

wykrzywiwszy,mówi:

-Cotymnienałgał?
Kaziukminaniewinnazrobił:
- Co ja miał nałgać? Uczciwy

przepis tobie ja dał. Zrób tu diabłu

background image

przysługa, to tobie jeszcze łapami
wygrażać

będzie!

Diabelska

wdzięczność!

Ale diabeł niprzychylnie gęba

wykrzywia i do Kaziuka bokiem
przysuwasia.MyśliKaziuk,źle.Ale
cochytrzejszyoddiabłabył,mówi:

- Lepiej siadaj i po porządku

mnieopowiedz,jakztymsmażeniem
było. Diabeł, choć ociągając sia,
siadłiopowiadaćzaczoł.

- A skąd patelnia wziął? -

przerwałmuKaziuk.

- Ja w blaszance usmażył -

mówidiabeł.

background image

- W blaszance? A blaszanka

czasemnibyłazardzewiała?

-Była.
Jak ni zacznie Kaziuk na diabła

krzyczeć!Jaknizaczniewyzywać!

-Durnyty,durny!Tożtycałkiem

mógł sia zatruć. Rdzy smażonej
nażarłsiaijeszczemniewygraża!

Diabeł smutno głowa zwiesił,

całkiem markotny zrobił sia, co taki
głupi jest. Aż Kaziuku zrobiło sia
jegoszkoda.

-Nu,jużdobrze,dobrze-mówi.

- Na drugi raz bardziej kiemny
będziesz. Masz, pojedz sobie - i

background image

wyciągnoł z torby garść grochu, ale
diabeł już na prażony groch patrzeć
nie mógł, podzińkował i poszedł do
lasu, więcej jego już Kaziuk i ni
widział.

background image

Początekmojej

znachorskiejedukacji

Nasłuchałam się tych bajek w

zimie co niemiara, kiedy wiec
przyszła

wczesna

wiosna,

nie

wychylałam nosa poza nasz ogród.
Bałam się, że spotkam gdzieś
jakiegoś diabła z Pawlukowych
opowieści. Ale ciągnęły mnie lasy i
pola, więc niedługo znowu zaczęłam
włóczyć

się

po

wertepach,

background image

uroczyskachipasiekach-najczęściej
konno. Pewnego razu w lesie
spostrzegłam piękne kwiatki, których
nie widziałam nigdy dotąd. Miały
małe, różowe, jakby woskowane
pyszczki przyczepione do gałązek,
drobne,trochęsztywnelistki,zebrane
wpęczeknaczubkułodygi.Pachniały
cierpko, przedziwnie. Raptem coś
zaszeleściło z prawej strony, patrzę,
a to Agrypicha wyszła zza krzaków.
Jakoś tak nieswojo mi się zrobiło,
wiedziałamprzecież,żetowiedźma,
nic jednak po sobie nie dałam
poznać.Uśmiechnęłamsięimówię:

background image

-Dzieńdobry,ciotko!
- Dzień dobry, panienaczka. To

tyJałgowszczynkazPerłowejGóry.

-Jadźkamniewołają.
-Wiem,wiem,acotyturobisz?

-zainteresowałasięAgrypicha.

-Przyglądamsiętymkwiatkom,

takiesąniezwykłe.

-Aniezwykłe,niezwykłe,boteż

to i so kwiatki niezwykłe. To
trujziele jest, nie bierz ich do gęby,
bo na miejscu śmierć być może -
pouczała.

-Aleonetakieładne,ciotko.
- To nic, nie wszystko jest

background image

dobre, co ładne - i zaśmiała się
dlaczegoś.

- Ciotko, wy tak na wszelkich

trawkach się znacie i ja też bym
chciała. Tak bym chciała wszystkie
rośliny znać, może kiedyś ludziom
pomagać bym mogła. Skoro Bóg
stworzył choroby, to na pewno i
lekarstwa na nie stworzył, tylko
trzebajeznać,prawda,ciotko?

(Byłam

bowiem

święcie

przekonana,żeniemanieuleczalnych
chorób.)

Agrypichasłuchałaipatrzyłana

mnie uważnie swoimi czarnymi,

background image

błyszczącymioczyma.

- Ładnie o trawkach mówisz -

powiedziała.

-Nauczciemnie,ciotko,proszę.
- A jak ja ciebie mam uczyć, ty

panienka,ajaprostababazewsi.

- Oj, ciotko, ciotko, co wy za

głupstwa mówicie, jaka ja tam
panienka,ot,zwykładziewczynka,co
tożadnychkoleżanekniemaiswoimi
drogamichodzi,adotegopółsierota.

Ja cały świat kocham, ciotko, a

w szczególności kwiatki, trawki i
drzewa. I ludzi ziołami, tak jak wy,

background image

chciałabymleczyć.

Agrypicha popatrzyła na mnie

jeszcze raz, jakby na wskroś mnie
przejrzećchciała.

- Dobrze - zgodziła się. - Dam

tobie znać, kiedy zaczniemy - i
poszła.

Mijały dni i tygodnie, a ja

nigdzie nie mogłam jej spotkać.
Pewnego razu jechałam na Lady
polną dróżką, a tu jak spod ziemi
wyrosłaprzedemnąAgrypicha.

-Dzieńdobry,ciotko!
- A dzień dobry, nie odechciało

background image

siatobietrawkirozpoznawać?-pyta.

-Nie,ciotko.
- Nu, to od rannych ziół

zaczniemy. Przyjedź jutro rano,
ledwo świt, tuż przed wschodem
słońca, na uroczysko pod chutorem,
przy takim dużym pniu po prawej
stronie.Będanaciebieczekać.

Szczęśliwa

pożegnałam

Agrypichę, wsiadłam na konia i
pojechałam.

Bałam się, że zaśpię, i tej nocy

spałam

niespokojnie.

Słyszałam

pianiepierwszychkurówidrugich,a
kiedy tylko zapiał trzeci, wstałam

background image

cichuteńko, żeby nie obudzić mamy i
wymknęłam się z domu. Wszyscy
spali. Obywatelka - nasza psica,
zaczęła skomleć. Uspokajałam ją,
jednocześnie

wyprowadzając

ze

stajni

Lady,

która

była

przyzwyczajonadowyjazdówzemną
oróżnejporze.Wskoczyłamnaoklep
i pojechałam. Zjechałam z góry koło
pasieki,przezłączkę,przezbrzozowy
lasek teren zaczął się zniżać, i
znalazłam

się

na

uroczysku.

Pachniało ranną rosą, było dość
chłodno i wietrznie, jak to zwykle
przed wschodem słońca. Agrypicha

background image

siedziała na pniu i jakby pacierze
szeptała.

-Dzieńdobry,ciotko.
- A dzień dobry. Widzę, co ty

nie zaspała. Czy ty czujesz, jak
słońcebędziewschodzić?

-Czuję,ciotko.
-Aczyczujesz,jakimzapachem

trawypachno?

-Czuję.
- Inny jest zapach niż we dnie,

inny. Nu, zaraz będziem trawki
zbierać.Puśćkobyłka,niechpasisia.

Zawiązałam

na

szyi

Lady

rzemieńoduzdyipuściłamnatrawę.

background image

Agrypichasiępodniosła.

-Rosajest,nogiprzemoczysz.
-Głupstwo,rosysięnieboję.
-Todobrze,borosazdrowa.
Przeszłyśmy może parę kroków,

kiedy nagle Agrypicha schyliła się i
pokazaładrobnązielonątrawkę.

- Widzisz, to zadusznik jest.

Trawka dobra, kiedy komu na duszy
źleimarkotno,daszkryszkuwywaru
z

niej,

zaraz

poweseleje.

Z

korzonkiem waleriany jo dać też
możesz-uczyła.-Znaszwalerianku?

Walerianę znałam, ponieważ

pokazałamijąkiedyśmama,anasza

background image

kotka pewnego razu wyciągu z
waleriany się napiła i nawet w
serwecie, gdzie krople się rozlały,
dziurę wygryzła; tarzała się potem
jakpijana.

- Rano zadusznik trzeba przed

świtemzbierać-ciągnęłaAgrypicha,
wysłuchawszy mojej odpowiedzi. -
Najlepiej pod koniec czerwca, jak
teraz - schyliła się i zaczęła ziele
zbierać,ajajejpomagałam.-Niedo
samegokorzonkaobrywaj-pouczała
-natrzyczwartenadziemio.Zgrabne
ręce

masz

-

pochwaliła,

zobaczywszy,żewszystkostaramsię

background image

robić według jej wskazówek. Kiedy
nazbierałyśmy dobry pęk zadusznika,
Agrypicha się zasapała i przysiadła
na pieńku. - Stara jestem, to już i
niesilna.

-Aludziemówią-wyrwałomi

się-żeniespożytesiłymacie,ciotko.

- E, ludzie, ludzie. Ludzie

mówio, co im ślina na język
przyniesie, i tyle. Różne rzeczy
mówio - dodała. - Nu, czy nie dość
jużnadzisiaj?-zapytała.

- Pokażcie mi, ciotko, chociaż

jeszczejednąroślinę-prosiłam.Nie
musiałam nawet powtarzać swojej

background image

prośby. Agrypicha chętna dziś była
doodkrywaniaswychtajemnic.

- No to chodź, ale to trzeba na

wzgóreczek podejść. Popatrzyłam na
Lady, która pasła się spokojnie, i
poszłyśmy.

Agrypicha pokazała mi roślinkę

dość

wysoką,

o

żółtych

pięciopłatkowych

jak

gwiazdki

kwiatkach, zebranych po kilka i
kilkanaście na łodydze z drobnymi,
podługowatymiliśćmi.

- To świętojańskie ziele, koło

kupały najlepiej jego zbierać i w
samopołudnie.Innoonomocmawe

background image

dnie, inno rano, inno noco. Inna moc
w łodydze twardej, inna w listkach
miętkich, zielonych, i w kwiatach -
pouczała. - Wygotujesz, inaczej
działa,zaparzysz,inaczej,nastojkęna
wódcezrobisz,toteżinaczej.Tojest
mocne ziele, czarodziejskie ziele.
Dochtory jego nie przyuznajo, a ono
siła wielka ma, oj, jaka siła ma!
Żółczne kamienie wypędza, kiszki
leczy, do innych ziół przy puchlinie
brzusznej jego dodawać trzeba: i na
boleści w prawym boku dobre, i na
gniecenie w dołku, i na piasek
nerkowy,inagorączki...mocneziele,

background image

świętojańskie,

kupałowe

ziele.

Trzeba tylko wiedzieć, jak jego
dawać.Zaparzysznietak-nicztego,
nie pomoże. Ale moc swoja tylko
jeden rok trzyma, potem ta moc z
niego wychodzi i do nieba leci. Po
roku nie ma co jego i w chacie
trzymać,

chyba

że

do

kąpieli

skrofulicznym dzieciom do inszych
ziółdomieszawszy.

Rozgadała się Agrypicha, a ja

chłonęłamkażdejejsłowo.

- Przypatrz się jemu dobrze, bo

do niego podobne w lesie rośnie,
krewniak, widać, jego, ale całkiem

background image

odmienny jest i mocy prawie żadnej
nie ma. Głupi ludzi nieraz jego
zbierajo,zaświętojańskielicząc.Nie
wiem dlaczego - zachichotała. - Nu,
na dzisiaj dość - urwała krótko i
pożegnałyśmy się. - Nie trzeba, żeb
nas

ludzi

razem

widzieli

-

powiedziałanaodchodnym.

Wróciłam do domu, słońce

ładnie wzeszło, ptaki śpiewały
cudnie.PostawiłamLadydostajni,a
sama poszłam do sadzawki, żeby się
obmyć.

Z

przerażeniem

uświadomiłam

sobie,

że

nie

background image

umówiłamsięzAgrypichąnadalsze
spotkania.

Agrypicha widać jednak lepiej

znała moje ścieżki i moje zwyczaje,
niż ja jej. Już zresztą dawniej, kiedy
ją spotykałam na polu, miałam
wrażenie, że mnie obserwuje. Tak
chyba istotnie było, bo kiedy
nazajutrz nad wieczorem jechałam
między

mogilnikiem

a

młodym

laskiem,wktórymzawszebyłopełno
głuszców, znowu zjawiła się nagle
jakspodzieminamojejdrodze.

- Wiedziałam, co ciebie tu

spotkam - powiedziała. - Chodź,

background image

zwyczajno a ważno tobie trawke
pokaża.

Zeskoczyłam z konia. Lady

zarżałaiponiosłabokiem.

-Strachliwatwojakobyłka.
- Tak, bardzo płochliwa -

potwierdziłam.

- Trzeba by jej odstrasznika

trocha dać - powiedziała Agrypicha.
- Czasem to pomaga. Pokaża tobie,
jakjegoznajdziemy.

Nagle schyliła się i zerwała

zwykłepoziomkoweliście.

- Co tak uśmiechasz sia -

zwróciła się do mnie - że to zwykły

background image

poziomnik? Ale to tak jak liści
brzozy, na czyszczenie krwi dobre i
na majowe leczenie dobre, a jagody
suszone i od anemii dziciatko
uratować mogą, bo żelazna moc w
sobie

majo:

czerwonińkie

oni,

czerwona krew w człowieku robio,
to nic, co takie zwyczajne. Jagódki,
jagódki dobrą moc w sobie majo,
kamienie w pęcherzu rozpuszczajo i
od zwapnienia żył na starość dobre.
A

listki

suszyć

w

cieniu

przewiewnym

trzeba.

Przed

kwitnieniem zbierać najlepiej; już
teraz za późno, już w nich moc nie

background image

taka. Jagody, wiadomo, zbierać
trzeba, jak dojrzeją. Korzonki też
leczo, tylko ich późno jesienio
wykopać trzeba i w letnim piecu
pomiotłem

czysto

wymiecionym

suszyć.

- Agrypicha usiadła na pieńku

trochę jakby zmęczona, ale mówiła
dalej: - Wywar z korzonków od
boleści kiszek dobry jest. Zachoruje
maleńkie dziciatko na rozwolnienie,
marchew cukrowo w krynicznej
wodzie ugotuj, trzy razy jo przez
siteczko włosiane przetrzyj, trzema
szczyptkamibiałejsoliosól(bobyła

background image

na wsi i sól bydlęca, zielonkawa,
używana

przez

ludzi

dla

oszczędności)iwywaremkorzonków
pozimkowych zalej, niech smokczy.
Delikatne to lekarstwo. Możesz i
wywaru pięciorniczka dodać, co go
kurzym zielem nazywajo. Też dobre
korzonki, tylko trochę mocniejsze.
Świetliczkamudaj,niechpopijaido
cycka po trochu przystawiaj. U
starszych wywar kobylnika dawać
można,

ale

to

bardzo

mocne

lekarstwo jest. W wojne ludzi od
krwawej

biegunki,

co

to

jo

dyzynterio nazywajo, kobylnikiem

background image

leczyli sia, ale ze wszystkim małym
dzieciom dawać jego nie można, bo
zamocnyjest.

Agrypicha mówiła i mówiła, a

ja to wszystko notowałam w swojej
pamięci. Kiedy stwierdziła, że na
dzisiajdosyć,podniosłasięzpniaka
iposzłyśmywstronędolinki.

-

A

ot,

i

pięciornik

-

powiedziała, nisko schylając się i
pokazując mi niewielką roślinkę z
pięciopalczastymi

postrzępionymi

liśćmi i żółtymi kwiatkami. -
Przypatrz sia jemu dobrze. Korzonki
jego tak jak i korzonki poziomnika

background image

późno jesienio przy pełni księżyca
najlepiej

zbierać,

wtedy

moc

największą

w

sobie

mają.

Zapamiętaj.

Doszłyśmy

do

dolinki

i

pożegnałyśmy

się

pod

młodym

dębem, bo Agrypicha dbała o to, by
niktnasrazemniezobaczył.

background image

Opętanyprzez

diabła,czylinasiona

pinduryndy

- Oj, ludzie moiściewy, ludzie!

Ratujcie! Opętało mojego Antuczka!
Złeopętało!

Wszystkie baby lecą jakby na

pożarwkierunkuzagrodyKatarzyny,
żegnając się po drodze znakiem
krzyżaświętego.

- Zły w niego wstąpił! Wody

background image

święconejdajcie!Wody!

Na podwórzu Katarzyny tłum,

docisnąć się nie można, a w środku
coś się szamoce, wydając dzikie
„kwiki”. Przecisnęłam się między
nogami, bo byłam mała. Patrzę,
Antuczekmiotasięjakoszalały,cały
czerwony jak rak. Oczy zrobiły się
czarne, źrenice ogromne jak u kota.
Byłnieprzytomny.

-Wody,wodyświęconej.
Święconą wodę po rękach

podają, skrapiając nią opętanego
przez

diabła.

Antuczek

jeszcze

bardziejsięrzucaiwyrywa.

background image

-Diabełwodaświęconapoczuł,

to ni w smak jemu - szepcą baby i
dalejAntuczkapolewają.

-Księdzatrzeba!
- Nie, popa! Popa! Niech złego

duchawygoni!

Ktoś skoczył założyć konia.

Opętanedzieckoszaleje,rzucasięna
ludzi,gdzieśbiegnie.

-Todiabeł,cownimsiedzi,od

święconejwodyuciecchce!

Baby znowu krzyżem świętym

potrójnie się żegnają, jedne ruskim,
drugiepolskim.

-MożebyAgrypichupoprosić?

background image

-szepnąłktośnieśmiało.-Anijużz
diabłem trzyma, może jemu rozkaże,
żebzniegowyszedł.

- Tak, tak, Agrypichu dajcie -

odezwało się jednocześnie kilka
głosów. Agrypichy jednak w chacie
niebyło.

- Po polach szwenda sia,

wiedźma czortowska - zaklęła jakaś
baba.

- Cicho, swaci, cicho! Jeszcze

was ten zły, co w Antuczku siedzi,
usłyszyiAgrypisieprzepowie.

Antuczek szamotał się dalej.

Nagle tłum zafalował i na boki

background image

rozstępowaćsięzaczął.

-

Agrypicha,

Agrypicha

-

zaszeptano.

A ona śmiało do opętanego

dzieckapodeszła,popatrzyłaimówi:

-

Biedne

dziciataczko,

durnopianuobjadłosia.

-Co?Co?Durnopianu?
-

Prawda,

prawda,

i

ja

pamiętam-odezwałsięstaryIgnacy.
- Jak ja był dziaciukom, to Wićka
Aleksandrowy

też

tak

szaleł,

durnopianuobjadłszysia.

-Dawajciejegodomojejchaty

background image

-powiedziałaAgrypicha.

Dwaj rośli chłopi chwycili

Antuczka,ztrudnościągoutrzymując,
bo się ciągle wyrywał, i do chaty
Agrypichy powlekli. A tu już i popa
przywieźli.

-No,gdzietenopętany?
-UAgrypichy.
- Aha, u waszej wiedźmy -

śmieje

się

pop,

który,

to

powiedziawszy,

do

Agrypichy

zaszedł.

Posadzili go na ławie pod

obrazami, na poczesnym miejscu.
Tymczasem

Agrypicha

zaparzyła

background image

jakieś zioła i Antuczkowi do gardła
siłą wlała, a pop pod ikoną stanął i
pokłony bije. Mało wiele czasu nie
minęło,diabełAntuczkaopuścił.Nie
wiadomo, czy popa się uląkł, czy
Agrypichy rozkazu usłuchał, dość że
Antuczek całkiem się uspokoił i na
podłogęsięobsunął.

- Połóżcie jego na łóżko -

powiedziałaAgrypicha.

Katarzyna po biały pieróg

skoczyła, baby jajecznicę usmażyły -
uraczylipopajaknależy.Sporypołeć
słoniny i kilka garnców pszenicy do
kałamaszki jemu włożyli i pop

background image

odjechał. A Antuczek cały dzień i
całą noc spał, aż do południa dnia
następnego. Agrypicha przy nim
siedziała,

nie

zmrużywszy

oka.

Zdrowiutki

się

obudził,

oczka

przetarł.

-Gdzieja?-pyta.
- U mnie - mówi Agrypicha. -

Dobrzespałosia?

-Dobrze.
Antuczek Agrypichy trochę się

bał, wiadomo, wiedźma. Ale ta
wiedźma

pieroga

białego

mu

podtyka:

-

Jedz,

synoczku,

jedz

-

background image

zaprasza.

NoijadłAntuczekbiałypieróg

iAgrypichyprzestałsiębać.

- Nigdy durnopianu do ust nie

bierz, synoczku. To trucizna! Na
śmierćodniejumrzećmożesz.

Antuczek

nigdy

więcej

durnopianu do gęby nie brał i innym
dzieciom brać nie pozwalał. Nikogo
więcej w wiosce od tego czasu
diabełnieopętał.

W kilka lat później spytałam

Agrypichę,

jak

wygląda

ten

durnopian.

- Ot, idź i zobacz. Koło

background image

kamienia za stodołą u Katarzyny
rośnie. Krzak do arszyna pewnie
wysoki.

Liście

palczaste,

do

klonowych

podobne,

tylko

co

mięsiste. Między liśćmi a łodygą
szyszkijakkasztanyzieloneikolące.
Wśrodkuwnichdrobnenasionkaw
rządkiustawione.

- A, już wiem, ciotko! Wszyscy

tychnasionpróbowali,świniepasąc,
i ja też. Niezbyt dobre one były,
ciotko.Prędkojewypluwaliśmy,toi
niktsięniezatruł.

-Oj,trującetenasionka,trujące

- mówiła Agrypicha. - Ale każda

background image

trucizna, choćby i najmocniejsza,
lekarstwem być może, tylko trzeba
wiedzieć, jak ją użyć. Nasiona
durnopianu

wódką

zalane

na

smarowanieodłamaniakościdobre.
Liście suszone na krótki dech
pomocne.

Durnopian

różnie

nazywają,

jedni

denderą,

inni

bieluniemlubszalejem,aprzezto,co
i do różnych jeszcze prachtyk służy,
pinduryndananiegomówio.Truciznę
w sobie mocną durnopian ma, ale
jeśli przeciwne jemu dobre zioła w
czas dać, szybko zatrutego odratuji
sia; nie dawszy ich, źle być może!

background image

Tak

długo

człowiekiem

rzucać

będzie,takdługonimtarmosić,cona
śmierćjegozatarmosi!Wielkasiław
tymnasieniu,wielkainiedobramoc!

background image

Wasilki

Byłasobota.Wybiegłamnapole

po świeże kwiaty. Tuż przy miedzy
koło żyta było aż niebiesko od
bławatków.Miałamjużsporybukiet,
kiedy

spostrzegłam

przed

sobą

Agrypichę.

-Widzę,żekwiatkizbierasz?
-Tak,bardzolubiębławatki.
- Ładne to są kwiatki i

pożyteczne,

ale

bławatki

to

nieprawdziwa ich nazwa. To są

background image

wasilki.

-Czemu,ciotko?
-Siadaj,tociopowiem.
Usiadłam

na

miedzy

obok

Agrypichy

i

czekałam

z

niecierpliwościąnaopowieść.

-

Widza,

co

ty

strasznie

ciekawa,nu,tosłuchaj:

Dawno temu, dawno, między

lasami, między borami, w małej
wiosce, wioseczce żył dziad i baba.
Obojewpodeszłychlatachjużbyli,a
dzieckaswegoniemieli.Pragnęlizaś
tegodziecka,ażstrach.Doznachorki,
copodlasemmieszkała,babalatałai

background image

od

rodzilnej

babki

zioła

przenajróżniejsze piła, a dziecka jak
niebyło,takniebyło.Mówirazbaba
dodziada:trzebadoOstrejBramyaż
do Wilna jechać, może by jaka rada
była. No i pojechali. W Ostrej
Bramie pokłonili się Najświętszej
Panience,

świeczkę

z

wosku

pszczelegozapaliliiosynkaprosili.
Mało

wiele

w

tym

Wilnie

zabawiwszy,dochatywracajo,boto
i dobytek na cudzych rękach został.
Jado, jado, droga kręta, wyboista,
między lasami biegnie. Lasy wtedy
były okrutne, bory ciemne, a w nich

background image

źwierzawszelakiegopełno.Nietylko
wilki płowe, dzikie świni, sarny i
zający jak teraz, ale koty drapieżne i
niedźwiedzi bure, na miód łase, i
żubry, wołami leśnymi u nas zwane.
A co ptactwa rozmaitego było!
Samych dzięciołów chyba ze sześć
gatunków: a to dzięcioł czarny
czerwonogłowy,atodzięciołczubaty
zielony, a to raby korniczak, a to
duży, a to muchołapczyk, a to
trójpalczatek... Chat mało jeszcze ze
wszystkimbyło.

JadoztegoWilnadziadzbabą,

jado, a tu już i noc zapadła. Baba

background image

kiwnęła sia raz i drugi i zasnęła. I
dziad zdrzemnął sia, a konik sobie
pomaleńku

z

nogi

na

noga

przestępuji. Jak długo spali, nie
wiadomo.Obudziłasiababa.

-Czemunijedzim?
Adziadśpi.Konikstoi,aprzed

koniem

drzewo

w

poprzek

wywróconeleży.Jechaćdalejniema
jakidroginiewidać,tylkolasilas,
aprzezdrzewaogieniek,nieogieniek
prześwituji. Budzi dziada baba, za
kapotajegotarmosi.

- Wstawaj, ty niedojdo -

krzyczy, choć sama też spała, ale

background image

wiadomo, na chłopa krzyczeć jest
babska rzecz, jeśli chłopa jak trzeba
chce sia mieć. Obudził sia dziad,
oczykułakiemprzetarł.

-Gdziemy?
- A nu, gdzie? - pyta baba. Ale

palcem na prześwitujący ogieniek
pokazuji:-Cośświecisia,ajakjest
ogień, to i ludzi być muszo. Zlazł
dziadzkałamaszki,koniadodrzewa
przywiązałimówi:

-Pójdapopatrzeć,chtotamjest?
Alebabasamazostaćboisia.Z

woza zlazła i pomaleńku w strona
tego poblasku ruszyli. Ido, ido,

background image

gałęzie

ostrożniutko

ręcami

rozgarniajo. Aż patrzo: ogromna
polana, pośrodku na niej ogień jak
słupwielki.Nabrzeżkupolanyjeleń
chodzi dokoła i w stronę ognia
popatruji. Ale niezwyczajny to był
jeleń. Rogi u niego rozłożyste,
złocone, a między rogami krzyżyk
srebrny miga. Zadziwiła sia baba i
dziadzadziwiłsia.Oj,dziwy,dziwy.
Bliżej między drzewami do przodu
przesunęlisia,patrzo,ludzianiśladu.
Ale ich do ognia coś ciągnie a
ciągnie. Spomiędzy drzew wyszli.
Jeleńnaskrajupolanystanąłianinie

background image

ruszy sia. Nagle skądyś ich płacz
dziecka doleciał. Strząchnęli sia
dziad i baba. Słuchajo. Wyraźniutko
płacz

od

strony

ognia

idzie.

Przyśpieszylikroku.Ajeleństoiiani
drgnie.Patrzo,ażtuprzedogniskiem
dziciatko

maleńkie

powijaczem

spowiteleżyiniebieskimiwoczkami
na nich spogląda. Baba dziecko na
ręcechwyciła,powijaczrozpowiła-
chłopczyk!

-CudPański!-szepnąłdziad.
A jeleń na skraju polany stoi i

ani ruszy sia. Przewinęła chłopczyka
baba,dosercaswojegoprzycisnęłai

background image

w strona kałamaszki ruszyli, a jeleń
za nimi. Koń z daleka zarżał, kiedy
ich poczuł, i dobrze, bo nocka była
ciemna,

a

jeszcze

ciemniejsza

wydawała sia, bo od ognia szli.
Dziciatko do piersi baby przytuliło
sia i ścichło. Dziad z babo do
kałamaszki siedli, konia obrócili i
jado. Jado, jado lasem między
drzewami, bo drogi znaleźć nie
mogo, a co oglądno sia, jeleń ze
złocistymi rogami za nimi idzie. Bór
ciemny,

strach,

ale

dzikie

zwierzęta na boki im usuwają sia, a
drzewa jakby z drogi rozstępujo.

background image

Jechali, jechali, świtać zaczęło,
patrzo, a tu już i droga znajoma.
Oglądnęli sia, a jeleń znikł. Wtedy
dziad i baba krzyżem Pańskim
przeżegnali

sia,

za

dziciatko

Najświętszej Panience z Ostrej
Bramy podzińkowali i z pomocą
boskądodomuwrócili.

Zwiedzieli sia niedługo ludzi,

codziadibabasynkamajo,aleskąd
wzięli, nie wiadomo. Nawet zła
ciotka, co to w niezgodzie z babą
żyła,donichsiaprzyciągnęła.

- A jak jego wołajo? - pyta,

palcemnachłopczykapokazując.

background image

-Wasilek.
Minął roczek drugi i trzeci,

podrósł Wasilek. Oczy niebieskie,
niebieścieńkie.

Włoski

jak

pszeniczkazłociste.Pochaciebiega,
szczebiocze. Za babo na podwórko
wybiegnie, kurkom ziarno drobnymi
rączkami sypie. Cieszy sia baba i
dziadcieszysia,alataido.Przybywa
tych lat Wasilku, ale babie i dziadu
nie

ubywa.

Postarzeli

sia

ze

wszystkim dziad i baba. A Wasilek
krowa pasie i świstawki a dudki z
łozinystrugaigra.

-

Skąd

jemu

to

granie

background image

przychodzi?-dziwujosialudzi.

Inni chłopcy w wilka i w

baranówbawiosia,kijamikamienie,
baranamizwane,dodołkazaganiajo,
a on na dudce paluszkami przebiera.
Innichłopcywpikieragrajo,aonna
świstawce

poświstuji.

Przyjdzie

niedziela, kwiatów całe bukiety
nazbierairaniutkodokapliczki,coto
przydrodzestoi,niesi.

- Dziwne dziecko - mówio

ludzi.

Lubili Wasilka nie tylko dziad i

baba, a i cały naród wioskowy,
opróczzłejciotki.Aleonanikogonie

background image

lubiła.

Niedługo coś dziad słabować

zaczoł. Idzie pod mało jako górka, a
już jemu dech robi sia krótki. Rano
na łóżku siądzi i zakaszla sia. Mało
wiele czasu ni przeszło, zmarło sia
dziadu.PosmutniałWasilek.Dochaty
z pola z krowo wróci, tak koło baby
kręci sia, tak na ręce babie pogląda,
w czym by wyręczyć mógł. Dobre
byłodzieckozWasilka.Alebabapo
śmiercidziadaszybkoposunęłasiai
niedługo

też

za

nim

poszła.

Poschodzilisialudzinapogrzebizła
ciotka przyjechała. Pochowali babu.

background image

NiepłakałWasilek,tylkowoczyjego
niebieskie zrobili sia, jakby szklane.
Po pogrzebie pomogli ciotce ludzie
na

dwie

furmanki

dobytek

załadować.

Krasulu

do

wozu

uwiązali,

drzwi

chaty

kołkiem

podparli.

- Właź na wóz, ty znajdo

zatracony! - zła ciotka Wasilku
rozkazuji i kułakiem jego pod bok
szturcha.

Wtedyposypalisiasłonekapliz

woczówWasilka,alecóżmiałrobić?
Musiałzezłociotkojechać,boijak
samodzieckowchaciezostaćmoże?

background image

Oj, ciężkie życie zaczęło sia dla
Wasilka, ciężkie! Zła ciotka do
roboty Wasilka ledwo świt budzi,
jeść jemu ni daji, przyodziewku ni
sprawia,anajgorzej-graćnafujarce
nipozwala.

- Nie piszcz mi tu, ty znajdo!

Tylko by na tym drzewie świstał, a
robotależy.

Od świtu do nocy urobić sia

musiał Wasilek, drobnych rączek już
nie czuł, a ciotce wszystko źle.
Zmarkotniał ze wszystkim, a taki
mizernieńki zrobił sia jak cień.
Smutno,oj,smutno,apożalićsianie

background image

ma komu, chyba tej trawce murawce
na polu, chyba tej wierzbinie
płaczącej nad rzeczko. Nu i żalił sia
Wasilek

trawkom

zielonym

a

kwiatkom modrym. Żalił sia jaskrom
złocistym. Rannej rosie i jasnemu
miesiączkowi żalił sia. Na dudce
żale swoje wypłakiwał. Tak i było.
Dnie za dniami ciągnęli sia, nocki
krótkiemijali.Zewszystkimsłabeńki
zrobił sia chłopczyk. Aż raz kiedyś
Wasilek na rozświcie wstał, obrócił
sia, nogi pod nim zatrzęśli sia i
niechcący dzbanek gliniany, co to na
ławie stał, na podłoga zrzucił.

background image

Rozprysnął sia garnek po glinianym
toku, na sto drobnych kawałeczków
rozprysnąłsia.Awzłujuciotkujakby
diabeł wstąpił. Jak nie chwyci
kaczałka drewniana, jak nie wderzy
przez pół pasa na same nerki
Wasilka!

Zatoczył

sia

biedny

chłopczyk i na ziemia upadł, a zła
ciotka jeszcze jego nogo kopie i od
darmozjadów wyzywa. Przez pole
jakby grzmot zadudnił i ścichł. A to
jeleńzezłocistymirogamijakwicher
przez pola przeleciał. Tętentem
swoimkrólowąłąkzbudził.Wysunoł
sia za próg Wasilek, na nogi ledwo

background image

podniósł sia i na łączka, co to
niedalekożytniegopolazieleniłasia,
chistając pociągnoł sia. Tam dudka
zza pazuchy wyciągnoł i polom
zielonym a borom szumiącym żalić
sia zaczoł. A był to dzień święty,
niedziela boża. Słoneczko jasne ze
snu wstało, a dobre wróżki zapachy
po polach i po łąkach rozsiewały.
Hej, pachniało zapachamiziołowymi,
zapachami kwiatowymi! Zbudzona
królowa łąk na spacer na łączka
sobie wyszła. Słyszy, jak czyjaś
dudka tak żali sia żałośliwie.
Zasmuciła

sia

królowa

łąk,

background image

zasumowała, bo dobra to była pani,
litościwe serce dla ludzkiej biedy
mająca.Onatokiedyśludziomważna
trawka od boleści stawów pokazała,
co to później jej imieniem ją
nazwano.Zasmuciłasiakrólowałąk:

- Chto tak żali sia? Hej, jaskry,

jaskry

złociste,

hej,

maślanki

słoneczne, zwróćcie swoje oczy w
tamta strona i powiedzcie mi, chto
tampłacze?

Pochylili sia kwiatki jedne do

drugich,zaszeptali:„Chtoto,chtoto,
chto?”,aczomberpachniący,cokoło
Wasilka rósł, drobnym kwiatkiem im

background image

odszeptał. „To Wasilek nasz tak
płacze”. Jeszcze bardziej zasmuciła
siakrólowałąkiwposzumzbożowy
zamieniłasia.

-Jakcimampomóc,Wasilku?-

zaszumiała.

Zdziwił sia Wasilek, skąd ten

szept. Słucha. A potem znowu
królowałąkpyta:

-Jakcipomócmam,Wasilku?
- Tak bym kwiatkiem zostać

chciał

-

westchnął

Wasilek

-

niebieścieńkim, modrookim, między
zbożem, tuż przy miedzy róść bym
chciał, żeby ludzi niebieskościo swo

background image

weselić.

-

Niech

się

tak

stanie!

-.zaszumiałzbożowyposzum.

I na skraju poletka żytniego,

przyłączce,pięknykwiatekrozkwitł.
Przyszedł wieczór, Wasilek nie
wraca,złaciotkaklnie.

- Po polach tylko by ciągał sia,

znajdaniewydarzony.

Przyszła nocka - Wasilka nie

ma. Zła ciotka z boku na bok
przewracasia:

- Niech jutro pokaże sia, kości

jemuodskóryodbija-odgrażasia.

Nie pokazał sia Wasilek ani

background image

jutro, ani pojutrze. Szumi żyto
złociste,kłosyciężkiekuziemichyli.
A między zbożem przy miedzy
kwiatek

modry

niebieszczeje.

Chabrowe woczka w niebo patrzą,
bławatne woczka jasnym światłem
radujosia.Przyszliludziezbożeżąći
zadziwili sia. Jak świat światem
takiegokwiatkaniewidzieli.Woczka
ma niebieskie niebieścieńkie jak
Wasilek, co onegdaj przepadł bez
wieści. A kwiatek jakby woczkami
chabrowymizamrugał.Idomyślilisia
ludzi,coWasilkajakaśdobrawróżka
wkwiatekzamieniła...

background image

- Zła ciotka nerki Wasilku

odbiła, to i od chorób nerek w tych
kwiatkach

moc

-

Agrypicha

podniosłasięzmiedzy.

Zrobiło się już późno, od ziemi

ciągnęłowilgocią,ajamogłabymtak
siedzieć

i

słuchać

Agrypichy

godzinami. O zwyczajnych rzeczach
umiałaopowiadaćtakzajmująco.

background image

Zławoda,miedźi

zdatneręce

Niedaleko nas była wioska,

niewioska, stały tam bowiem tylko
trzychaty.Wjednejznichmieszkała
kobieta wielkiej zacności i dobroci.
Nazywano ją Katarzyną. Miała tylko
jednegostarszegosyna.Resztadzieci
jej poumierała. Padało w jej
zagrodzie także i bydło. Ludzie
mówili:„Nieszeńcijej”.

background image

Pewnego razu przechodziłyśmy

z Agrypichą obok chaty Katarzyny.
Obejście było puste, bo niedawno
wyzdychały jej wszystkie prosięta.
Szkoda mi było tych malutkich,
różowych prosiaczków i Katarzyny.
Westchnęłam, a Agrypicha spytała,
dlaczegozrobiłamsiętakamarkotna.

- Żal mi Katarzyny, że tak

wszystkiebiedynanią,niewiadomo
za co, spadają. Agrypicha rzekła
krótko:

-Bojejbudynkinazłejwodzie

stojo.

- Jak to na wodzie, przecież i

background image

chata, i chlew, i odryna na ziemi są
zbudowane?

- ... zła woda jest pod ziemio -

wyjaśniała Agrypicha - zła woda na
człowieka, który nad nio mieszka,
różne choroby sprowadza, dzieci
schno bez nijakiej przyczyny, starych
wkościachłamie,adochtorypomóc
ni mogo, żywioła ni chowa sia, a
poniktóra zła woda i na mózg
ludziom pada. Złej wody ni widać,
bo pod ziemio płynie, ale suszony
owocróżyzarazjopokaże.

Zaczęłamsięśmiać:
- Co też ciotka takie bajki

background image

opowiada, przecież nie jestem już
takamałaigłupia!

Agrypicha

spoważniała,

zza

pazuchy wyjęła jakiś pomarszczony
owoc, zawieszony na lnianej nitce,
wyciągnęłaprzedsiebieirzekła:

- Sama możesz zobaczyć, gdzie

zławodapodziemio.

Rzeczywiście,

jak

tylko

doszłyśmy z prawej strony zagrody
Katarzyny, to owoc tak się rozhuśtał
nanitce,żeażskakał.Niewierzyłam
jednakAgrypisze,myślałam,iżsama
go

rozhuśtała,

więc

koniecznie

chciałam potrzymać nitkę. Agrypicha

background image

przestrzegłamnie:

-Niukażdegoowocchodzi,ale

spróbuj. Wzięłam ostrożnie nitkę do
ręki i starałam się utrzymać ją
nieruchomo, ale pomału i u mnie ten
zasuszony owoc zaczął się huśtać w
tym samym kierunku. Zdatne do tego
maszręce...-stwierdziłaAgrypicha,
spojrzawszynamnie.

- Bywają takie zdatne ręce, co

tonimitylkodochoregodotkniesz,a
jużzdrowieje,iziołaprzyrychtowane
zdatnymi rękami większa siła w
sobiemajo.

-Todziwne,ciotko.

background image

- A tak, dziwna moc majo w

sobiecoponiektóreręce,jakioczy.

- Ale teraz, co trzeba robić,

ciotko, żeby pomóc Katarzynie? Czy
jej dzieci, jeśli zachorują, i bydło
ktoś ma dotykać zdatnymi rękami?
Czyonamaprzenieśćnainnemiejsce
chatęicałeobejście?

- Tak byłoby najlepiej, ale zła

woda miedzi boi sia, jak napotka na
swejdrodzemiedź,choćbystrużynka,
całaswojamoctraci.Trzebapokłaść
po wszystkich kątach, i w chlewie, i
po

całej

zagrodzie

prawdziwe

miedziaki abo jaki poplątany drut

background image

miedziany.Zławodamiedziboisiai
ugryźćczłowiekawtedyniemoże.

- Ciotko, czemu o tym nie

powiecieKatarzynie?

-Czemu?-powtórzyła.-Aboto

mnie

posłucha!

Powie,

jakieś

czortowskie sztuki, i tyle. Zamyśliła
sięAgrypichaijużodniejtegodnia
ani

słóweczka

nie

mogłam

wyciągnąć.

background image

Zębateżyto

Na naszej podgliniastej glebie,

którą nazywano „suglinok”, żyto
rosło dorodne, kłosiaste i czyste, na
jednymzaśpoletku,obokniskiejłąki
tuż przy lesie, zawsze w kłosach
wyrastałyjakieśdziwnezakrzywione
nitopazury,nitoczarneogromnekły.
Wyglądało to niesamowicie. Nie
lubiłamchodzićkołotegopoletka,od
kiedy

Pawluk,

nasz

pastuch,

powiedział mi, że to są zatrute kły

background image

baby-jagi.

-

Oni

specjalno

trucizno

napuszczone i jakby kto ich zjadł, to
na śmierć może umrzeć - tłumaczył
miPawluk.

Niedawałamjednaktemuwiary

ioponowałam:

-

Gdzieżby

baba-jaga

tyle

zębów mogła mieć, przecież tu
prawie w każdym kłosie po jednym
alboidwatakiekłysterczą?

APawluknato:
- U baby-jagi na zawołanie jej

zębyrozmnażajosia,acoonitrujące,
to sama wiesz. Twoja matka przy

background image

żniwach ni pozwala jego z innym
żytem mieszać. Na osobnym miejscu
jegoskładamyiosobnomłócim,cini
tak?

Prawda-takistotniebyło.
- Ale brat mi mówił, że baby-

jagi są tylko w bajkach - nie
dawałamzawygraną.

- Pewnie i w bajkach też

bywajo - powiedział Pawluk - ale i
wgąszczuleśnym,zaszywszysia,też
sia zdarzajo, w nocy wyłażo i na
złośćludziomróżneszkodyrobio,ot,
jaknaprzykładztymżytem.

Nie

bardzo

Pawlukowi

background image

wierzyłam, ale na wszelki wypadek
obchodziłamtenłanzdaleka.Kiedyś
jednak spieszyłam się do domu i
pobiegłam na skróty właśnie obok
tego poletka. Zdumiona spostrzegłam
Agrypichę,którasiedziałanamiedzy
i przesypywała z ręki do ręki zęby
baby-jagi, wydmuchując z nich
plewy.

-Oj,ciotko,niedotykajcietego!

Szybko wyrzućcie! - zawołałam
wystraszona.-Totrującezębybaby-
jagi.Jeszczesięzatrujecie!

Agrypicha

uśmiechnęła

się

jakośtakciepło:

background image

-To,widać,mnietrochażałuisz

- i trzymając nadal pełną garść tych
zębów, pyta: - A chtoż tobie o tych
zębachzbajał?

-APawluk.
- Oj, żulik, widzisz, jak chytrze

to zmyślił, ale prawdu powiedział,
co to jest trucizna, tylko to ni żadne
zęby baby-jagi, a sporysz. I choć on
trujący, ale z niego mocne lekarstwa
wyrabiajo, bo już i dochtory jego
przyznajo, i apteki skupujo. On jest
przeciwkrwotokom,wszczególności
babskim, bądź po połogu, bądź
miesięcznym, kiedy za mocne, bądź

background image

żołądkowym.Prawda,jakbyjegobez
miary zjeść, to można zatruć sia na
śmierć.Lepiejjegonieprobować.

- Ciotko, a ja go kiedyś, zanim

Pawluk opowiedział mi o tych kłach
baby-jagi, spróbowałam i nic mi się
nie

stało.

Co

prawda,

zaraz

wyplułam,bobyłniesmaczny.

- Lepiej do gęby sporyszu nie

bierz - powiedziała Agrypicha - i
samaludziomdawaćtegonimożesz,
bo, jak z kużdo trucizno, kiedy jo na
lekastwo daisz, specjalnie musisz
umieć obchodzić sia i wiedzieć
dobrze, ile jej dać możesz, żeb

background image

chorego

na

tamten

świat

nie

przeleczyć... Pamiętaj, co każdymi
lekarstwami człowieka nizdrowo za
dużonadziewać,bo,wiesz,jakunas
mówio, jak kogo w druga strona
przeleczo: „On choroba przetrzymał,
aleleczenianizdzierżył”.

background image

Pimpinelkaz

serdecznikiem,

dwanaście

naparsteczkówiserce,

cochodzinalewo

Upodnóżagórki,naktórejstały

nasze zabudowania, rozciągała się
trawiasta

łączka,

usłana

różnobarwnym kwieciem, z drugiej
strony otoczona głębokim okopem,
pozostałością wojny. Na nim rosły

background image

krzewy głogu. W bezwietrzne dni
unosiły się nad tą łączką cudowne
zapachy. Lubiłam tam biegać i
zbieraćkwiatkinaniedzielnebukiety
dlamamy.

Byłodusznoiparno,boparędni

temu padał ulewny deszcz. Łączka
tętniła życiem i pachniała jak nigdy.
Jużchciałamwracaćdodomu,kiedy
spostrzegłam siedzącą na pieńku
Agrypichę. Miała bardzo zmęczoną
twarzikrótkioddech.

- Dzień dobry, ciotko, czy źle

sięczujecie?

- Ot, wiesz, kiedy człowiek już

background image

stary, to czasem jemu serce skakać i
na lewo chodzić zaczyna. Widać,
pracowaćjemunadojadło,toibryka
jak

źrebię

pierwszy

raz

do

kałamaszki

założone,

ani

jego

okiełzać.Pimpinelkęzserdecznikiem
i zioła dwunastu naparsteczków do
pomocywołaćtrzeba.

- Pimpinelkę? Jaka śliczna

nazwa!

Nie wiem dlaczego, oczyma

mojej wyobraźni zobaczyłam małą
dziewczynkę w powiewnej różowej
sukieneczce z kokardą we włosach,
Pimpinelkę, która trzymała za rękę

background image

chłopca w krótkich spodenkach i w
czerwonej czapeczce - Serdecznika.
Oboje biegli, skacząc po łące, w
kierunku

Agrypichy

i

brzęczeli

nanizanymi na nitkę dwunastoma
złotyminaparsteczkami.

Agrypicha tymczasem wyjęła

zza pazuchy skórzany woreczek, jak
od machorki, wzięła na język
szczyptęcukruzczymśzmieszanegoi
popiłajakimśpłynemzbutelki.

-Siadajisłuchaj-powiedziała

do mnie. - Dziś chodzić ni będzim.
Kiedy

serce

człowieku

brykaćzaczyna,

to,

długo

nie

background image

czekawszy,

szczypteczka

startych

listków dwunastu naparsteczków daj
jemu i kartoflanym wywarem albo
sercowymi ziołami niech zapije.
Korzeń pimpinelki do tych ziół
wchodzi.Późnojesieniowykopywać
jego

najlepiej,

jeszcze

przed

przymrozkami (wczesno wiosno też
można,aletrudnojegopoznać)i,jak
kużde korzeni, przy pełni księżyca
trzeba

z

ziemi

wybierać,

w

krynicznej wodzie czyścińko wymyć,
drobnińko pokrajać, w letnim piecu
wysuszyć i w zakryta baneczka
schować. Ale nie sam korzonek

background image

pimpinelki, zaparzywszy, choremu
dawać trzeba, bo jedno ziele takiej
siły nie ma, jak kilka razem
zebrawszy

sia.

O,

jak

nie

przymierzając,

kiedy

człowieku

strzecha naprawiać przyjdzie sia,
ciężko samemu i łaty wciągać, i
słoma układać, i przytrzymywać; we
dwóch,trzechskładniejrobotaidzie.
Nu, tak i zioła lepiej po kilka
mieszać,alezawszeniedopary.

Agrypicha trochę się zmęczyła

tym mówieniem, zamilkła więc na
moment, jakby dla zaczerpnięcia

background image

tchu. Po chwili znowu zwróciła się
domnie:

- Pięć ran Pana Jezusowych

było, to i pięć ziół do popijania na
brykające serce zaparzać trzeba.
Weźmiesz

korzonka

pimpinelki,

korzonka

walerianki,

kwiatka

drzewka cierniowego, o, tego -
pokazała palcem na krzew głogu -
trawki

serdecznika

i

byliczki

przypłotnej.

Pomieszawszy

ich,

dobrałyżka drewniana z czubem
kubkiemwrzątku

zaleisz,

przykryweczką przykryisz i do pieca
gorońcego na godzinka postawisz.

background image

Przecedziwszy, choremu daisz, niech
przez cały dzień popija po trochu.
Można i nastojka na wódce z tych
korzonków i trawek zrobić, żeb
potemwraziepotrzebypodrękąich
mieć, kapelkami po dwadzieścia
trzy-cztery razy na dzień brać. Do
nastojki można jeszcze dwa białe
kwiatki dodać, a to płateczków lilii
wodnej:

ona

biała,

pachniąca,

spokojność człowieku przynosi, i
białych dzwoneczków konwalii, ale
tychniezadużo.

-Ciotko,lilięwodnąikonwalię

znam, ale jak wygląda serdecznik i

background image

ziele dwunastu naparsteczków, nie
wiem.

-Serdecznik?Ot,wrękujegow

bukiecietrzymasz,acotrzymasz,nie
wiesz - zaśmiała się i wyciągnęła z
mojego bukietu roślinkę, w której
kwiatki i liście były przetykane na
przemian, jak w naszych wileńskich
wielkanocnych

palmach.

Liście

strzępiaste po dwa naprzeciw siebie
rosnące, a tuż nad nimi kwiatki
wokół łodygi jak kołnierzyk różowy
oblepione, i znowu listki, i znowu
kwiatki, tak na zmianę, aż do
wierzchołka.

background image

-Ciotko,skądciotkaznasiętak

nawszystkichroślinkach?

- A, to wszystko od mojej

praprababki

poszło.

Ona

u

bonifratrów przy klasztorze w Wilni
służyła,cotooniziołamiludzileczo.
A

potem

to

jedna

drugiej

przepowiadała, aż do mojej babki
doszło, a ja już od niej nauczyła sia
wszystkiego. Tylko co swojej córki
aniwnuczkiniemam,tokomumamo
tych trawkach opowiadać? Wszystko
toprzepadnie-powiedziałatojakoś
takrzewnie.

- Nie przepadnie, ciotko, ja

background image

postaram się zapamiętać i też będę
ludziompomagać.

Agrypicha

uśmiechnęła

się

serdecznie:

- Mała ty, ci spamiętasz? -

wstała z pieńka. - Ot i uspokoiło sia
już moje serce; teraz chodź, pokaża
tobiepimpinelka.

- Ciotko, ona do anyżku

podobna.

- Pamiętliwe oczka masz -

pochwaliła.

- Wcale nie jest piękna, jak

myślałam...

- Ale za to dobra - wtrąciła

background image

Agrypicha - bo nie tylko od serca jo
dawaćmożna,aleiprzyzaflegmieniu
płucnym,ikiedyoddechkrótki,iprzy
inszychchorobach.

Szłyśmy koło mogilnika w

kierunku zakrętu. Nagle zobaczyłam
piękneżółtedzwoneczkidowysokiej
łodygi

krótko

przyczepione,

Agrypicha też je spostrzegła, bo
wskazałarękąwtymkierunku:

- Widzisz te naparsteczki, dużo

ich, nie tylko na dziesięć, ale i na
dwanaście

palców

starczyłoby.

Naparstek od ukłucia igły palec
broni, a ziele to od żądła choroby

background image

serce ochrania. Mocne to ziele, w
liściach

największa

jego

moc.

Wysuszyćichwcieniutrzeba,napył
zetrzeći,jakkomusercemocnolata,
dawać kryszeczku, ot, na pół
paznokcia trzeba dawać, z cukrem
zmieszawszy. Najlepiej, jak ja tobie
już mówiła, wywarem kartoflanym
zapijać.

Schyliłasięiwziąwszyszczyptę

piaskunadłoń,pokazywała:

- Tyle chłopu dorosłemu dasz,

tyle babci starej, a tyle dziciataczku.
Ostrożnińkojegodawaćtrzeba,boto
trucizna.

background image

-Jakto,truciznąludzileczyć?-

pytałamoburzona.

- Mało to ja tobie mówiła o

różnych trujących zielach, co to z
nich pożytek ludzi majo. Oj, widać
przecieka

twoja

głowa

jak

rozeschnięty ceberek - przygadała. -
Nu, na dzisiaj dosić, niesilna dziś
jestem,toidochatypomaleńkusunąć
sia musza. A ty biegnij do mamy, bo
twojekwiatkiwbukieciepowiędno.

-Możeciotkęodprowadzić?
- Dziękuję, sama pomaleńku

dojda,nietrzeba,żebnasludzirazem
widzieli - powiedziała znowu na

background image

odchodnym.

background image

Łasatrawkai

śliwkowyocet

Przechodziłyśmy

kiedyś

z

Agrypichąprzezpodmokłąłąkę.Ona
szła nieco pochylona, ja skakałam to
tu, to tam i zrywałam kwiaty. Nagle
Agrypicha schyliła się niziutko i
zaczęłamniewołać:

-Pokażatobietrawku,comuchi

iżuczkizjada.

- Co wy, ciotko, jak to trawa

background image

może

zjadać

muchy?

Chyba

odwrotnie.

Ale

ona

uśmiechnęła

się

pobłażliwie:

-

Mało

jeszcze

wiesz

o

trawkach.KiedyPanBógjużdrzewa
i trawki stworzył, zechciał dać im
skrzydłainogi,ztegowyszliptuszki
i wszystkie nożne stworzenia. Aż
jednegodniazechciałosiaPanuBogu
dla śmiechu zrobić z małej trawki
śmiesznego zwirzuka, co by miał
dziewięć

języczków.

Już

te

okrąglińkie jak łyżeczki języczki
wyrychtowałimiałjemudaćnogi,a

background image

onochap!okręciłosia,przylepiwszy
siatymidziewięciomajęzyczkamido
palców Pana Boga i dawaj smoktać,
ani ich odczepić. „Ho, ho -
powiedziałPanBóg-nadtożtyłase!
Nie moga tobie dać ani nóg, ani
skrzydeł, bo ty by wszystko, co na
drodze swojej spotkał, wysmoktał i
krzywdy mógłby za dużo narobić.
Zostanisz sia ni to trawka, ni to
zwierz.

Siądzie tobie jaka mucha na

listku,możeszsobiejowysmoktać,to
twoje prawo, nie inaczej, ale za to,

background image

żechodzićniemożeszanilatać,dam
tobie duża moc, dla człowieka w
pomoc na jego choroby. Sławne
będziesz, choć przez to człowiek
ciebie może całkiem wygłumić, nie
na zło tobie, ale sobie na pożytek”.
Nu, popatrz na nio - zwróciła się do
mnieAgrypicha-adobrzepopatrz.

Była to niziutka roślinka z

listkami okrągłymi, nieco wklęsłymi,
wyrastającymi

jakby

wprost

z

korzonka, pokrytymi ni to włoskami,
ni to niteczkami z węzełkami, na
środku listka krótszymi, na brzeżku
dłuższymi. Na jednej łodyżce kwitły

background image

drobnebiałekwiatki.(Sądzę,żebyła
torosiczkaokrągłolistna).

- Nieczęsto ta trawka spotkać

można, ludzi jo bardzosz wyrywajo.
Całe ziele na lekarstwo jest zdatne,
zbierać

jego

najlepiej

przed

kwitnięciem, suszyć w cieniu, gdzie
wietrzyk

przewiewa,

na

czysto

wyheblowanej desce abo na lnianej
łatce.

Cienińko

rozściełać,

żeb

prędko schło. A potem trzymać jego
trzeba w dzbanku suchim glinianym,
dobrze polewanym i deneczkiem
przykrytym.Dobratojesttrawkadla
dziciatak

do

strawy

hardych.

background image

Weźmiesz kryszku, ot, z pańska
łyżeczki od herbaty, wodo gotujonco
zalejesz z pół szklanki i zrobisz
napar. Niech pije przed kużdym
jedzeniem, niech pije trocha po
trochu. Już nie będzie do jedzenia
harde i smaku do niego nabierze.
Można ta trawka i z innym zielem
mieszać, z krwawniczkiem, co po
miedzach rośnie, i z trylistnym
bałotnym babkom, o z hetym -
pokazała mi bobrek trójlistny - z
korzonkiem

arcydzięgla

i

szczypteczko centurii. Pamiętasz, jak
centuriawyglonda?

background image

-

Tak,

ciotko,

ma

takie

czerwone,

drobne

kwiatki

jak

gwiazdeczki.

- Dobrze, a i piołunu kryszku

dodać można - ciągnęła dalej - ale
dzieci jego nie lubio. Na starość
dobrajestłasatrawka,kiedyżołądek
przerabiać strawy nie chce i kiszki
leniwe. Dla różnych chuderlawych
dobre, zaraz u nich kiszki inaczej
chodzić będo, mało pomału ciała
nabioro; i nastojka na wódce z łasej
trawki robić można. Tobie by też
zdało sia łasej trawki popić -
uśmiechnęła się do mnie - ale wy,

background image

pany, a w ziele nie wierzycie,
mówicie: „zabobony”, tylko po
dochtorach jeździcie, a oni tych
dobrychtraweknieprzyznajo.Ot,na
przykład, jak chto kwaśności w
żołądku nie ma, a niestrawności
dostanie, niech octu ze śliwek raz i
drugi popije, wraz niestrawność
ustąpi. A potem nastojka z łasej
trawkizparatydni.

Agrypicha umilkła na moment,

nabrałatchuiopowiadaładalej:

- Mówiła mnie moja babka, co

to u grafa za kucharka była, raz
przyjechał drugi pan aż z Warszawy,

background image

a był taki długi i chudy, aż strach, i
nic jeść nie mógł, na żołądek mocno
słabował.Babkajemuciągleosobno
delikatne jedzenie gotować musiała.
Ażraztenpansamzaszedłdokuchni,
bowidaćludzkiiniehonorowybył,i
mówi, niech dziś babka obiadu jemu
ni gotuji, ze wszystkim jeść dziś nie
może, bo ma boleści w brzuchu i w
kiszkachgra,iprzelewasia.Ababka
mówi: „Zrobia panu herbata z łasej
trawki”.Apanwśmiech:„Comitam
wasze trawki pomogą, kiedy mnie
sławne dochtory w Warszawie nie
pomogli,mówili,kwasówwżółądku

background image

zupełnie nie mam”. A babka moja
mówi: „To prosze octu śliwkowego
pokubeczkuzwodochoćprzezkilka
dni popić”. „Octu śliwkowego!” -
zdziwiłsiapan,apotemzamyśliłsia
i mówi: „Nic nie mam do stracenia,
niech mi babka da”. Kilka dni popił
śliwkowego octu i nastojki z łasej
trawkizcenturio,bałotnymbabokom
i kryszku arcydzięgla, i wraz
poprawił sia. Potem z tej Warszawy
pięknachustkababcemojejprzysłałz
podziękowaniem,agrafśmiałsia,że
tak ten śliwkowy ocet i ta nastojka z
trawyupodobał,cozamiastwinaich

background image

pije. Rozgadała się Agrypicha; nie
wiemdlaczego,dziśmówiłajakinne
wiejskie

kobiety,

całkiem

z

białoruska.

- Nu, widzisz te jazyczki, na

nich

włoski,

niwłoski,

trawka

włoskami mucha trzyma i listkami
smokczy.

Przy mnie jednak żadna muszka

na listkach nie siadła, nie bardzo
więctymopowieściomwierzyłam.

Minęło

kilka

lat,

zamieszkaliśmy w innej, bardziej
wilgotnej

miejscowości.

Nie

background image

wyzbyłam się przyzwyczajenia do
obserwowania

przyrody.

Kiedyś

pobiegłam na końskie pastwisko,
leżące na podmokłej łące koło
rzadkiego brzeźniaczka. Zmęczyłam
się, więc przysiadłam na pieńku.
Nagle zauważyłam, że obok rośnie
dziwny

brązowy

kwiatek,

o

kosmatych

płatkach,

na

dość

wysokiej łodyżce. Już chciałam się
nad nim pochylić i przyjrzeć się
dokładnie, kiedy przyleciała mucha i
usiadła na nim. W tej samej chwili
płatki kwiatka zamknęły się, jakby
ktośnaglezacisnąłpięść.Stałosięto

background image

takbłyskawicznie,żepomyślałam,iż
mi się przywidziało. To nie było
jednakprzywidzenie.Muchażałośnie
bzyczała w środku kwiatu, który był
szczelnie zamknięty. Po pewnym
czasie

ucichła.

Siedziałam

jak

przykutaiczekałam,cobędziedalej.
Nie wiem, ile czasu minęło - może
godzina lub więcej - kwiat rozchylił
się i wypadła z niego mucha; nie
mucha już, a wysuszony muszy
zewłok. Przypomniały mi się wtedy
opowieści Agrypichy, a potem brat
mi powiedział, że w przyrodzie
znanesąroślinyowadożerne.

background image
background image

Jakdziewiaćsił

poswarzyłsiaz

pokrzywoparząco

Trzy dni temu poparzyłam

niechcący

pokrzywą

nogi

i

dotychczas miałam bąble, które
piekłyibolały.Mamaprzypuszczała,
że jestem uczulona na jad pokrzywy,
tak jak na jad żółtych mrówek i
komarów.

Tegodniaprzyłączcespotkałam

background image

Agrypichę.

-Cotakaniwiasioładziś?
-Towszystkoprzeztępaskudną

pokrzywę, całe nogi mnie pieką, w
nocyspaćniemogłam.

Agrypichainatoznalazłaradę:
- Biegnij na łączka i nabierz

listków

babki

płucnej,

czyli

wąskolistnej. Te potarte listki kładzi
sianaukąszoneprzezpszczoły,osyci
komarymiejsca,itopomaga.Możei
odpoparzeniapokrzywopomoże.

Szybko nazbierałam listków

babki i nacierając nimi piekące
miejsca,złorzeczyłampokrzywie.

background image

Agrypicha

zaprotestowała

gwałtownie:

- To bardzo dobra i pożyteczna

roślinka.

-Paskudna,niecierpięjej-nie

dawałamsięprzekonać.

- Siadaj, opowiem tobie bajka,

jak dziewiaćsił poswarzył sia z
pokrzywo...

Rósł sobie na marglowym

poletku dziewiaćsił. Choć nizińki
był, może tylko z cal od ziemi
odrosszy, ale liści swoje kolące
dookoła rozłożył, żółta kwiatowa
głowa na krótkiej szyi wysunął i

background image

hardo naokoło spójrzał. Zobaczył
niedaleko na łatce próchnicy kępka
pokrzywy parzącej i zaczoł jo
posponować:

-Wyrosłatydługaibrzydka,ani

kwiatu ty jak należy nie masz, tylko
jakieś aborki od łapciów w węzełki
powiązane między liśćmi bełtajo sia
naprawoilewo,ilistkamijakpsimi
uszami łapoczysz, widać, żadnej siły
wsobieniemasz.Jatozewszystkim
co insze: mój kwiat, choć tuż przy
ziemi, jak słoneczko żółto między
liśćmi świeci sia. Korzeniem swoim
ja twardo w ziemi siedza, bo korzeń

background image

mój mocny, ni na darmo mówio na
mnie „dziewiaćsił”. I ludzi ze mnie
pożytek majo, bo w moim korzeniu
dziewiać sił siedzi. - I zaczoł
wyliczać: - Jedna siła na lepsze
trawienie, z łaso trawko jego i z
krwawnikiemdajo,druganababskie
choroby,trzecianapędzeniemoczui
czyszczenie nerek z powituszko,
włosami

kukurydzy,

kwiatami

jarzębiny i korzonkami bzu czarnego
pijo...

-Pewnietoteinszeziołaswoja

moc w tym wykazujo, a ty tylko na

background image

przyprzążka-burknęłapokrzywa.

Aledziewiaćsiłzlekceważyłjej

uwagęidalejwyliczałswojesiły:

- Czwarta na poty z malinami,

kwiatem bzu czarnego i koro
wierzby, piąta, najważniejsza, na
wzmocnienienerwów...

Jeszcze dziewiaćsił wszystkich

swoich sił nie wyliczył, a tu
pokrzywacichińkoodezwałasia:

-Izemnieteżjestpożytek:kury

mnie lubio szczypać i jajka lepiej
znoszo,iświnilepiejhodujosia,jak
mniedokarmydodajo...

- Ot, miała czym chwalić sia! -

background image

roześmiał

sia

dziewiaćsił.

-

Poczekaj, jak ja tobie wszystkie
swoje dziewiaćsił wylicza, to sama
zobaczysz,coniemaszcorównaćsia
ze

mno.

Naczupurzył

swoje

przyziemnekoląceliściidalejzaczoł
wyliczać swoje siły. A pokrzywa
pokiwała swoim ciałem i cienińkim
głosemmówi:

-Choćjainijestemtakajakty

pryhoża, wszystkosz i ludzi pożytek
zemniewielkimajo.

- Nu, ciekawy jaki? - prychnął

pogardliwiedziewiaćsił.

- Wczesno wiosno sok ze mnie

background image

wyciśnięty w całym człowieku krew
oczyszczaisiładaji,gotowanelistki
z mięsem jedzo i do zupów u nas
dodajo, bądź buraczkowych, bądź
szczawikowych, suszone listki na
proszek starte siły w człowieku
wzmacniajo i krew lepsza robio, a
jak kogo w kościach łami, to
wyściubać mną raz i drugi bolące
miejsca,wrazłamaćprzestani.

- Dziękuja tobie za takie

leczenie-obruszyłsiadziewiaćsił.-
Przecieżmówio,cotyniemiłosiernie
parzysz.

-Możnateżzemnienastojkana

background image

spircie zrobić razem z nasionkami
durnopianu

i

korzeniem

tojadu

mordownika - nacieranie z tego na
łamanie w kościach dobre... I na
porostwłosów,bądźnaparzonamnie
dajo,bądźzkorzonkówmoichrazem
z korzeniem łopucha nastojka na
ostatnim adhonie albo na słabej
wódce robio i w korzonki włosów
przezdwamiesięcywcierajo.

- Nu, nu - podziwił sia

dziewiaćsił-niewyglądasztynato.
Pewnie tylko przechwalasz sia -
powiedział,podśmiewającsia.

- A ty, taki kurtaty, mało co od

background image

ziemi odrosszy, a jaki ważny, jakby
nie wiadomo kim był - odcięła sia
pokrzywa i wyprostowawszy sia
dumnie, powiedziała: - Jeśli chcesz
wiedzieć,

to

korzeni

moji

na

wzbudzeniemłodościustarychdajo-
tu na chwilkę zawahała sia, a potem
szeptem dodała: - i do różnych
sekretnych

praktyk

mnie

z

durnopianemużywajo...

- E, chto tam o takich rzeczach

słyszał?-odgryzłsiadziewiaćsił.

Na ten czas wyszedł zza

chmurek miesiączek młody, żeb na
światbożypopatrzeć.Ażsłyszy,chto

background image

tam tak brzydko przegaduji sia? A
lubił miesiączek, żeb na świecie był
spokójizgoda.Czekajcie,jużjawas
pogodza - pomyślał miesiączek i
zaświecił

prosto

w

okienko

Wincuczychy,znachorki.Obudziłasia
Wincuczychaipyta:

- Cóż ty chcesz ode mnie,

miesiączku?

A miesiączek jej szepnął, co na

marglowym poletku dziewiaćsił z
pokrzywo

jedno

przed

drugim

brzydkoprzechwalajosia.

-Dobrzebybyłoichpogodzići

skromności nauczyć. Wincuczycha

background image

mówi:

-Zrobisia,aledojesienitrzeba

poczekać,aitymusiszpodrosnąć.

Zgodził sia miesiączek i zaczął

nocwnocprzyrastać,ażzrobiłsiaz
niego księżyc w pełni, a tu już i
chłodem jesiennym powiało. Ubrała
sia Wincuczycha w ciepła kapota,
łopatka mała i koszyk wziąwszy,
wybrała sia różne korzonki na
lekarstwo kopać. Tu, tam pokopała,
aż natknęła sia na dziewiaćsił, a
niedaleko i pokrzywa zobaczyła,
oboje ich z korzonkami wykopała, a
przyniósłszy do domu korzonki

background image

obcięła, czyścińko wymyła, drobno
pokroiłainadeneczkopołożyła,żeb
obeschli.

Leżo

pobok

siebie

dziewiaćsiłipokrzywa-najednoim
przyszło. Ale dziewiaćsił jeszcze
rozpycha sia i pokrzywa na bok
odsuwa.

- Nu, posuń sia - szepce - ci ni

widzisz, co ja tu ważniejszy od
ciebie?AżWincuczychaspójrzałana
nichirozezłułasia:

-Cotytakrozpychaszsia!Itak

zaraz do butelki z wódko razem was
zsypia,bonawzmocnienienerwówi
na odmłodzenie ciała pospołu lepiej

background image

działać będziecie. Jeszcze wam do
kompanii

korzenia

arcydzięgla

kryszku dodam, żeb wy ni do pary
byli - powiedziała Wincuczycha,
wsypującichdobutelki.

Tak,

chcąc

nie

chcąc,

dziewiaćsiłzpokrzywopogodzićsia
musiał. Nazajutrz księżyc przez
okienko Wincuczychy w butelce
pomieszane

ze

sobą

korzonki

zobaczyłiuśmiechnąłsia.

- Nu, i po co było tak swarzyć

sia?Słyszeliwy,corazembędziecie
więcej przydatne, czym kużde po
osobku. Na zawsze zapamiętajcie

background image

sobie stare przysłowie, co zgoda
zawsze buduji, a niezgoda rujnuji -
powiedziałksiężycwpełniiposunął
sia dalej po wysokim niebie nasza
ziemiaoglądać.

background image

Czortoweżebro

Było jakoś już po owsianych

żniwach.

Szłyśmy

z

Agrypichą

brzegiem okopu, w którym zawsze
było trochę wilgoci. Na dnie jego
rosły niepozorne liliowoniebieskie
kwiatki, zebrane na czubku nieco
rozgałęzionej, sztywnej, glansowanej
łodyżki. Było ich tam sporo. Nie
wiedziałam, jak się nazywają i czy
też są lekarstwem. Zapytałam o to
Agrypichę.

background image

-Pamiętaj,toczortoweżebro.
- Ojej, czortowe żebro!!! To ci

nazwa!-zawołałam,aAgrypichanie
zwracającuwaginamojezdziwienie,
zapytała,

czy

mam

nożyk.

W

kieszeniach swoich portek miałam
zawsze cały kram: sznurki, patyczki,
kawałki jakichś blaszek, kamuszki,
kasztany,cukierwkostkachdlaLady,
mojej

klaczki,

i

obowiązkowo

składanyscyzoryk.

- Wykop ostrożnińko roślinka z

całym korzonkiem - powiedziała.
Zrobiłam to, jak mogłam najlepiej,
alekorzeńbyłjakbyodgryziony.

background image

- Chyba korzeń się ułamał -

powiedziałam

zrozpaczona,

ale

Agrypicha

natychmiast

mnie

uspokoiła:

- Ni odłamał sia, bo już taki on

jest.Ludzimówio,co,kiedyPanBóg
jego na pożytek ludzki stworzył, to
diabeł na złość Panu Bogu chciał
jego zgłumić, podskoczył i cap!
zębami za korzeń; odgryzł jego, ale
co korzeń twardy i drzewiasty był, z
tego pośpiechu przedni ząb sobie
wyłamał

i

na

wiek

wieków

szczerbatymzostałsia.Aludziprzez
to ten korzeń czortowym żebrem

background image

nazwali.

Agrypichanigdynieopowiadała

żadnychbajekodiabłach,jaktobyło
w zwyczaju w naszych stronach.
Nieraz korciło mnie, żeby ją o to
zapytać, ale nie miałam odwagi.
Teraznadarzyłasięokazja.

- Ciotko, czy to prawda, że

diabeł po świecie chodzi i różne
skóry na siebie przywdziewa: raz
zamieniasięwczarnegokozła,razw
konia, co w trumnie w przeklętym
kościele siedzi, a o północy z tej
trumny wyłazi i kopytami aż do
pierwszego

piania

kogutów

na

background image

posadzce dudni, albo staje się
błotnym sinym ognikiem i ludzi i
bydło na trzęsawiska z drogi zwodzi
lubporojstachciąga?

Agrypicha zamyśliła się, a po

chwiliodpowiedziała:

- Po mojemu to wszystko bajki,

co ich ludzi wymyślajo. Zły to jest
duch,ondosercaczłowiekawchodzi
i do złego podkusza. Do niechtórych
ludzi

w

szczególności

ma

upodobanie.

- Ciotko, baciuszka onegdaj w

cerkwi mówił, że trzeba do komunii
częstoprzystępowaćiBogadoserca

background image

przyjmować, drugiemu człowiekowi
pomagać i słowem nawet jego nie
skrzywdzić. To czemu Batraczycha
coniedzielawcerkwipokłonybijei
do komunü często przystępuje, a z
całą wioską kłóci się i dobrego
słowanawetnikomuniepowie.

- Oj, oj, nie trzeba tak drugiego

sądzić-pogroziłapalcemAgrypicha.
-Skądtywiedziećmożesz,pocoona
do cerkwi tak często lata. Może ona
ze swoim złym tak wojuje, bo jakby
docerkwiniechodziła,tojeszczeby
gorzej z nio było, a tak zawsze choć
dzień, dwa po niedzieli diabeł do

background image

niejprzystępuniema.

-Alejaaniruszpojąćniemogę,

jaktojest?Razmówicie,żediabełto
duch:złyduch,ajakduchmógłmieć
zęby i połamać je na tym czortowym
żebrze?

- Toż ja tobie mówiła, co to

ludzitakzmyślili.

- Ciotko, ale korzeń naprawdę

jestodgryziony.

-Tożtłumaczyłajatobie,coon

już taki jest - powiedziała dość
niecierpliwieAgrypicha.-Nu,dosić
już tego plaskania językiem, lepiej
słuchaj i przepowiadaj. Korzeń

background image

czortowego żebra, tak jak i insze
korzeni, na jesieni trzeba niezadługo
przed przymrozkami przy pełni
księżycawykopać,oskrobaćzziemi,
czyścińko wymyć, drobno pokrajać i
w

letnim

chlebowym

piecu

pomiotłem do czysta wymiecionym
suszyć. Sławne to lekarstwo od
konwulsjów z trujzielem, tym, co ja
tobiewczesnowiosnopokazywała,z
korzonkiem waleriany i inszymi
ziołamipomieszanymizaparzać,trzy-
cztery razy na dzień przez długi czas
popijać, to i konwulsje przystępu
mieć nie będo. I na inne choroby ten

background image

korzeń jest pomocny. Wywar z niego
flegmazpłucówpomagaodrzucać.

-Ciotko,acotokonwulsji?
- A, to taka choroba, co sama z

siebieprzychodziiraptemczłowieka
o ziemia rzucać zaczyna i skręcać
nim,itarmosić...

- Aha, już wiem. Kiedy jeszcze

z mamą we wsi mieszkałyśmy, to
widziałam jak Stefcię Adasiową tak
zaczęło rzucać. Ciotka Raina między
zęby jej skręconą szmatę wetknęła,
po to, mówiła, żeby Stefcia języka
sobie nie odgryzła. Ciotko, czemu
czortowegożebraiinnychziółjejnie

background image

dadzą?

- Bo oni na tym nie rozumiejo

sia.

-Todlaczegoimniepowiecie?
Agrypicha

posmutniała,

zapatrzyła się gdzieś w dal i,
wzdychając,powiedziałasmutno:

- Abo oni mnie pytajo? Teraz

ludzi do mnie już rzadko zachodzo,
nawet słowem nie odezwo sia, a
chatamojazdalekaomijajo,jakjaka
zarazna - i pokiwała głową. - Już
słoneczko do dołu chyli sia, leć do
chaty - niespodziewanie zakończyła
rozmowę.

background image
background image

Tojadmordownik

Zawędrowałyśmy

kiedyś

z

Agrypichąwciemnylaspomech,bo
to też lekarstwo, a mnie, nie wiem
dlaczego, przypomniał się tojad
mordownik,

o

którym

kiedyś

wspomniałaAgrypicha.

-

Ciotko,

obiecaliście

mi

opowiedziećbajkęotojadzie.

- To nie bajka, ale powiastka

prawdziwa, od dziadów pradziadów
u

nas

w

rodzie

dzieciom

background image

przepowiadana. Słuchaj, wnuczko!
(Taknazwałamnieporazpierwszy).

...dawno, dawno temu, kiedy na

naszychziemiachborybyliokrutnea
lasy ciemne, mieszkali pobok nas za
puszczo sąsiedzi, Prusakami zwane.
Kudłaty i leśny to był naród, ale
spokojny i szkody nikomu nie
czyniący. Ład swój mieli i sławnych
wojowników,cotoichgłowąbyli,i
naród prosty jako ich ręce i nogi. A
natenczas pojawiła sia zamorska
szarańcza, Krzyżakami zwana. Ale
nie szarańcza to była, lecz pająki
jadowite, znak krzyża świętego

background image

bezczeszczące.

Na

ptakach

zamorskich, mówio, przylecieli i na
brzeg wysypali sia. Całe ciało w
żelazo zakute mieli, a po wierzchu
kapoty

białe

czarnym

krzyżem

znaczone. Naród Prusaków, co to w
bogów pradawnych swoich wierzył,
krzcić zamyślili. Ale nie wodo
święto,jakotoCyryliMetody,tylko
mieczem, ogniem i trucizno. Prusaki,
choć to naród dziki był, ale głowo
swojąrządziłsia.Cichimistrzałamiz
gąszczów leśnych gadów zamorskich
zasypywał, jamy noco kopał jak na
zwierzadzikiego.NiemogliKrzyżaki

background image

jadowitePrusakówdostać.Apośród
Krzyżaków

i

Germańce

byli,

Niemcami zwane. Naród to był
ludzkiej mowy nie znający, chytry i
na cudze zawsze łasy. Oni to
doradziligłowaPrusakówchytrościo
zniszczyć. Mówio, nie pierwszyzna
im taka robota była. Posłanników
swoich do Prusaków słać zaczeli
niby

na

ugoda.

Zebrali

sia

najważniejszewojownikiprusackiez
Krzyżakami na radzenie. No i stała
ugoda,alenieugodatobyła,azdrada
haniebna.

Rychtownie

Krzyżaki

prusackich wojowników traktowali,

background image

zamorskimi specjałami i tojadem
mordownikiem, sobie wiadomym
sposobem przyrządzonym. Już nie
wyszli sławne wojowniki z tej
gościnyugodowej,niewyszli.Jużnie
mieli Prusaki głowy. A cóż mogo
ręce i nogi bez głowy? Czasu wiele
nie minęło, a Krzyżaki naród
Prusaków ze wszystkim wygłumili,
coiśladuponichniezostało.Takim
przysłużył sia tojad mordownik...
Mówio, co kiedy diabeł na złość
Panu Bogu tojad zasiał, od razu o
przeznaczeniujegowiedziałikwiaty
sine na pozór kołpaków wojennych

background image

wyrychtował. Trucizno straszno cała
roślina napuścił, aż do brzuchatego
korzenia,atamnajwięcejjejzebrał.

Zamyśliła się Agrypicha, a po

chwilidodała:

-Poddomamiwogródkachjego

często dla kwiatów dziewczyny
sadzo, o trującej złej sile w nim
siedzącejniewiedząc.

Wracając,przechodziłyśmykoło

chaty Mańki, a wokół niej, jakby na
potwierdzenie słów Agrypichy aż
niebieskobyłoodkwiatówtojadu.

- Przypatrz się jemu dobrze -

mówiła Agrypicha, wskazując na

background image

kwiaty. Trucizna to straszna, ale jak
kużda trucizna, tak i ta na dobre
spożytkować można. Kryszaczku do
innych ziół do wewnątrz przeciwko
silnym bólom dodać i od łamania
kości do nacierania nastojka na
wódce zrobić. Ale ludziom w ręka
tego ziela nie dawaj, sama im to
lekarstwo przyrychtować akuratnie
musisz.

Zamilkła Agrypicha, zbierało

się na burze: ptaki polatywały
niziutko,

a

wrony

taki

krzyk

podniosły, jakby się gdzieś paliło.
Trzeba było wracać. Pożegnałam się

background image

więcszybkozAgrypichąipobiegłam
miedzamiwstronędomu.

Zbliżałasięjużjesieńiniedługo

musiałam wyjechać do miasta do
szkoły.Tegorokujużniezobaczyłam
Agrypichy.

background image

Żuczki

Zimawmieścieciągnęłasiębez

końca. Zżerała mnie tęsknota za
mamą i bratem, za lasem i pasieką.
Wypisywałam całe tomy wierszydeł.
Kilka z tego czasu nawet zachowało
siędodziś.

Mknij, koniku mój, nie myśl, że

to znój, przez te wichry i zawieje,
przez te lasy i te knieje, mknij,
koniku,mknij,tam,gdziemisięcni.

background image

Cnimisięzamojąchatkąiza

wioską,cowdolinie,zamymbratem

izamatką,zaogniskiemprzy

rodzinie.

Mknij, mój koniu, mknij, tam,

gdzie mi się ckni, przez te góry i
doliny na zagonek nasz rodzinny
mknij!

(podpisano: „Do-mo-nie”, co

się

wykłada:

„Dola

moja

nieszczęśliwa”,Iklasa)

Ciężko mi było, dziecku lasu,

wytrwać wśród obcego otoczenia i

background image

obcych, jakże różnych od moich
najbliższych, ludzi. Pisałam wtedy
wierszeowytrwałościitęsknocie.

Na

kogo

przyjdzie

chwila

zwątpienialubsięzaczaigłębokiból
w duszy, a może jakieś ciężkie
cierpienia, niech sobie powie, że
wytrwaćmusi.

Niechajnietraciiskrynadzieii

nie opuszcza bezczynnie rąk, bo nie
od razu szczęście się śmieje, trza
wpierwprzejśćtrudyiwielemąk.

background image

Niechajże nigdy nie płacze, nie

wątpiiniechnieskładaswegooręża.
Chwilazwycięstwakiedyśnastąpi,A
ktowytrwały,zawszezwycięża!

(Do-mo-nie,Iklasa)

Tęskniłam do wiosny. Wreszcie

przyszło

zakończenie

roku.

Do

drugiej klasy przeszłam z wynikiem
bardzo dobrym. I znowu były
wakacje, moja droga mama i brat.
Polailasy,wędrówkipieszeikonne,
i spotkania z Agrypichą, na które tak
bardzoczekałam.

Agrypicha pokazywała mi nie

background image

tylkoziołaitrawki,aletaksamojak
ja lubiła się przyglądać wszelkim
żywym

stworzeniom:

żuczkom,

mrówkom

i

robaczkom.

Lubiła

patrzeć na chmury i ptaki. Czasami
widywałam ją zapatrzoną hen gdzieś
w dal, jakby nieobecną na ziemi.
Kiedy jednak chodziłyśmy razem,
interesowało nas wszystko, tym
bardziej

że

na

każdym

kroku

spotykałyśmyzawszecościekawego.

Bywało, idziesz, a tu borsuk

nosek ostry spomiędzy liści wysuwa
- widać zaspał. Popatrzył na nas i
szmyrg! z powrotem. Wiewióreczki

background image

po drzewach gonitwy uprawiają. Jak
one się gonią! Zawsze chciałam
skakać tak jak one. Próbowałam
nawet

rozhuśtywać

wierzchołki

drzewiprzerzucaćsięwpowietrzuz
jednegonadrugie.

Czasami,

kiedy

jechałam

ścieżką koło pasieki, w lesie słyszę
łupu,łupu,łupu,ażstrach,takiszum.
To głuszec ogromny. Korale ma
piękne niczym indor. Pióra czarne,
granatowo w słońcu połyskują.
Główka mała, zgrabna. Zagulgotał,
ogromnymi skrzydłami załopotał i w
krzaki zapadł. Cicho. Schodzę z

background image

Lady, patrzę, gdzie to on tak się
zapadł? Jak w wodę! Zielona
gęstwina ani drgnie. Przyczaił się -
myślę - pewnie mnie się boi, głupi.
Naglepatrzę,wążogromnywkłębek
zwinięty, a drugi na brzózce się
owinął. Brr, nie lubiłam węży, ale
brat mówił, że są pożyteczne i nie
wolnoichzabijać.Przystanęniekiedy
isłucham,jakgrapasieka.Pszczółki,
muszki,

żuczki,

istna

orkiestra!

Czasami,bywało,schodziłamzLady,
wybierałamsobiemiejscetam,gdzie
niskatrawa,kładłamsięnabrzuchui
patrzyłam.Jakitenświatcudowny!Z

background image

wierzchu niby nic, ot, trawa, ale
kiedy się przyjrzeć dokładniej - całe
królestwo: i żuczki, i mrówki, i
czerwone maleńkie pajączki. Małe
zieloniutkie żuczki z niebieskawym
poblaskiem

i

śmiesznymi

podługowatymi noskami. Wszędzie,
gdzieidą,tenruchliwynoseknaprzód
wysuwają i dookoła teren obmacują.
Inny,wpaseczki,czerwono-czarny,
to frant. Odważnie naprzód pod
trawkami jak młody buhaj sunie.
Czarnychżukównielubiłam.Zawsze
biegały

jak

zwariowane,

na

wszystkie strony się rzucały, jakby

background image

się bały, że im czasu nie starczy. A
złe! Jak na rękę wskoczy, zaraz cię
uszczypnie,bowpyszczkutakiemałe
kleszczykimiały,jakobcążkiostre.

Agrypicha zbliżyła się do mnie

niepostrzeżenie.

-

Cóż

tak

żuczkom

się

przyglądasz?-spytała.

-Przyglądamsię.
-Mądrestworzonkażuczkiido

ludzi ze wszystkim podobne. Każdy
jest inny i każdy swoje drogi, swoje
interesy i kombinacje ma. I ludzie to
samo.Czasemchytrusysąniebywałe!
O popatrz, tu na listku dwa żuczki.

background image

Ten zielonkawy tego z różowym
poblaskiem przechytrzyć chce. Mała
muszka, niemuszka jak kropeczka na
listkuleży,zielonynaniąmaapetyti
szaroróżowy też. Jeden na listek
wlazł, drogę noskiem próbuje, a z
drugiej

strony

tamten

też.

Z

naprzeciwka na siebie spojrzeli i
obaj udają, że ich muszka nie
obchodzi.Zielonynaokołolistkaniby
na

poranny

spacer

wyszedł,

ruchliwymnoskiemwkołoobmacuje,
ani

spojrzy

na

muszkę

i

na

szaroróżowego - a do muszki coraz
bardziej się zbliża. A szaroróżowy

background image

toż samo. To tyłem, to bokiem tak
sobie się posuwa i też udaje, że mu
nie o muszkę chodzi. Myślą obaj, że
nikt tego nie widzi, ich tokowań
subtelnych

wokół

muszki

nie

spostrzega. A potem jednocześnie
łaps!zamuszke.Szczękami,łapkami,
noskami się zewrą, walka, że strach.
Różowy odszedł pokonany, nosek
spuszczony i prędziutko na koniec
listka prawie biegnie. A zielony na
środku się rozsiadł i muszkę zżera.
Zdaje się, że mu brzuch pęcznieje,
ale czy pęcznieje, nie dojrzysz, bo
przecież pancerzyk na grzbiecie

background image

twardyma,toibrzuszkaniewidać...
Pamiętaj, jak już podrośnisz i
pójdzisz między ludzi, to i pośród
nichtakichmożesznapotkać,cobędo
chcieli to samo, co i ty mieć, a wid
będo robić, co ich do tego nic ni
ciągni, i będo to skoczkiem, to
boczkiem do tego sunąć sia, licząc,
co ty durna i tych ich tokowań ni
widzisz, a potem chap! i wychwyco
to coś tobie spod samego nosa.
Trzeba mieć oczy szeroko otwarte i
ni kużdemu wierzyć - pouczała mnie
Agrypicha.

Najbardziej intrygowały mnie

background image

duże żuki majowe i gnojowe.
Majowe latały z wielkim hałasem,
jak samoloty - bzum, bzum, bzum! i
już na liściach drzewa lądują.
Niezbyt je lubiłam, bo czasem
wplątywały

się

we

włosy.

Wypychałam nieraz nimi kieszenie
moich portek, wysypywałam je na
rozłożoną

chusteczkę

i

obserwowałam, co też będą robić,
ale one zaraz bzyczeć zaczynały:
bzum, bzum, i rozlatywały się w
swoje strony. Piękne żuki żyły w
nawozie

końskim.

Nawóz

ten

czyściutki jest, z samych najlepszych

background image

trawek i owsa, bo koń niczego
brudnego nie zje. Dlatego nie
brzydziłam się końskiego nawozu.
Agrypichajednakmnieprzestrzegała:

-Choćnawózkońskiczystyjest,

tojakmasznarękachrankęczynogę
choćby na rżysku tylko przebitą, do
nawozu końskiego nie dotykaj sia.
Rzadko, rzadko, ale zdarza sia, że
nawóz koński jad straszny w sobie
mieć może! Jeszcze mnie babka
opowiadała, jak ich sąsiada jad
koński zabił. Pięty sąsiad do krwi
miał popękane i na boso gnój
roztrząsał. Babka mówiła jemu, obuj

background image

się, ale on butów żałował. Przed
śmiercią w duhę jego ze wszystkim
wygięło, a zęby, mówio, tak miał
ściśnięte, że i nożem rozewrzeć nie
mogli.

A

jak

umarł,

nawet

rozprostować jego nie dało sia. Tak,
tak straszny bywa jad w nawozie
końskim!

Mnie jednak mimo wszystko

interesowały piękne nawozowe żuki.
Nieraz

brałam

patyczek

i

rozgrzebywałam, a tam cała żucza
familia! Jeden największy - to
pewnie tata (a może jak u pszczół -

background image

matka,dotądniewiem).Pancerzykiu
nich

granatowe,

połyskliwe,

w

pyszczkach

kleszczyki

jak

u

szczypawek,

tylko

szerzej

rozstawione.Pewnieniminawózżrą.
Jak którego na grzbiet odwrócisz, to
jajeczek

jakby

makiem

białożółtawym obsypano, z tego ich
dzieci będą. Niektóre żuczki były
mniejsze, inne całkiem małe, może
wnuczkowie?Wowsianychgrudkach
było ich najwięcej. Ale były grudki,
w których wcale nie mieszkały.
Czemu? Co im się tu nie podobało?
Może koń jakąś trawkę zjadł, która

background image

miała nieprzyjemny zapach? A może
tu za sucho? Na te pytania nie
znalazłam odpowiedzi nawet w
przyrodniczych

książkach.

Ci

przyrodnicy pisali swoje książki,
jakby oczu nie mieli. Sucho i
bezdusznie. Dopiero przeczytawszy
Meterlinga, byłam oczarowana - ten
miał oczy! Ale Agrypicha też umiała
obserwowaćprzyrodę,itojak!

background image

Krwawnik

Był to już drugi rok mojej

znachorskiej edukacji. Spotkałam się
zAgrypichąjakzwyklepodlasem.

-Zobaczę,czybystreokomasz?

- powiedziała na wstępie i pokazała
dwie identyczne roślinki. - Widzisz
krwawnik i krwawnik. Ten leczy, a
ten nic a nic. Przyglądałam się im
dokładnie.

I

listki

drobniutkie

jednakowiusieńkie i kwiatki białe
takie samiutkie. Jak tu rozpoznać,

background image

który jest który? Pokazała mi
Agrypicha raz i drugi, ale ja nie
mogłam

dostrzec

tej

subtelnej

różnicy, więc przekomarzała się ze
mną:

- Młode oczy masz, a nie

widzisz! Jak tu ciebie znachorstwa
uczyć? W końcu jednak nauczyłam
sięjerozpoznawać.

Teraz,

kiedy

po

prawie

czterdziestu latach od udzielanej mi
przez

Agrypichę

lekcji,

moja

koleżanka

Marytka,

rolnik

naukowiec, zrobiła na krwawnikach
habilitację, wykrywając, że jedne z

background image

nich zawierają lecznicze azuleny,
inne zaś nie, przypomniały mi się
uwagi Agrypichy. Krwawniki różnią
się składem chromosomalnym. Choć
makroskopowo są prawie nie do
odróżnienia, to jednak jest między
nimi delikatna różnica i Marytka,
mimo że nigdy nie była uczennicą
Agrypichy, też je na oko odróżnić
potrafi.

-

Tak,

tak,

krwawnik

i

krwawnik.Choćtoikrewniacy,aze
wszystkim różne są - mówiła
Agrypicha. - Te dobre najczęściej
rosną na suchym i słonecznym polu.

background image

Ale są nieraz i na słońcu rosnące, a
mocy nie mają. Zbierać można i
kwiatki, i listki, i całe roślinki.
Każda część swoje przeznaczenie
ma... Kwiatki trzeba zbierać, kiedy
słoneczkonawysokimniebiestoi,na
lnianym

czystym

płótnie

w

przewiewnymcieniususzyć,takjaki
ziele. Ziele świeże i sok do
majowego leczenia wchodzą. Krew
oczyszczą. Dobre świeże ziele i
suszone dobre: na choroby śledziony
i na złe trawienie, na wrzody w
górnychkiszkachinakrwotokiróżne:
zwykłe,płucneibabskie.Nababskie

background image

najlepsze z tasznikiem i inszymi
ziołami. I jeszcze jedną ważną w
sobiemocmakrwawnik,bomózgw
człowiekuwzmacnia.ZnaszBorucha,
comięsemhandluje?-spytała.

-Znam.
- Jak on był młodym chłopcem,

coś mu w mózgu popsuło sia i
takiego

pomieszania

dostał,

co

dochtory jego do szpitala wariatów
chcieli wsadzić. Wtedy Ryfka, jego
matka, ona już nie żyje, do mnie
przyleciała:„RatujciemegoBorucha,
Agrypicho, wszystko, co mam, wam
oddam!” Ale ja nic od niej nie

background image

chciała. Najpierw dała ja Boruchu
ziół przeciw wzbudzeniu: proszku
chmielowegoiczarciegożebra,ililii
wodnej, i maku polnego kryszku, i
korzonków

walerianki

z

lepiażnikiem, a potem, jak już
uspokoił

sia,

to

krwawnik

i

krwawnik:zzadusznikiemkrwawnik,
z byliczką krwawnik i pomornika
kryszku... Z pomornikiem ostrożnie,
bo to mocne, trujące ziele. Do ręki
ludziomjegoniedawaj,asama,jeśli
trzeba, kapelka do ziół domieszaj -
przestrzegła. - Nu, a z Boruchem
dalej było tak: trzy lata może zioła

background image

Boruch pił i do zdrowia przyszedł.
Borucha matka do śmierci mnie
oddziękować sia nie mogła... -
zamilkła Agrypicha i zamyśliła się
głęboko.

Zbliżało

się

południe

-

południczkizaczęłybrzęczeć,porana
obiad(południczkitotakieżuczkiczy
muszki - nigdy ich nie widziałam,
tylkosłyszałam).Wnaszychstronach
śpiewano: „Pałudniczki zahudzieli,
pałudniawać zachacieli”. Daleko
przez pole poniósł się dźwięk
dzwonu-choćniebyłtoprawdziwy
dzwon, tylko zawieszony na gałęzi

background image

kawał szyny kolejowej, w którą się
stukało młotkiem, w ten sposób
zwołującwszystkichnaobiad.

- Musisz już iść - powiedziała

Agrypicha.

- Chodźcie do nas, ciotko, na

obiad-zapraszałam.

- Dziękuję, swój obiad ze sobą

mam, jeszcze i ciebie zaprosić mogę
- i wyciągnęła kawał białego sera z
kminkiem,pajdęrazowegochlebaze
słonym masłem i sporą butelkę z
naparem z ziół. - Stara już jestem,
trzeba ziółka popijać, żeb kiszki nie
rozleniwili

sia,

a

żyły

nie

background image

stwardnieli: tu i krwawnik jest,
jagódki i listki poziomek, i łasa
trawka, i inne dobre ziele. Spróbuj -
podałamibutelkę.

Pociągnęłam łyczek, ale były

gorzkawe, niesmaczne - skrzywiłam
się.

-Wy,pany,dlategotakiesłabei

szybko umieracie, bo za dużo macie
słodkości! Słodko pijecie i słodko
jecie, a wszystko białomączne, a
wszystko przecierane, i herbata, co
tylko wysusza człowieka. Ty też,
widać,zadużoprzaśnegoisłodkiego
jesz.Prostustrawujeśćtrzeba,chleb

background image

czarny i ziołami coraz to popijać.
Szczególnie

to

ważne,

kiedy

człowiek w leciech jest... W ogóle
znało wiele jeść trzeba, tak, żeb
zawsze trocha głodu czuć, a na noc
tylko kubek mleka świeżego wypić
albo

garnuszek

kwaśniego

-

powiedziałaAgrypicha.

Dzwon

znowu

zadzwonił

niecierpliwie.

Pożegnałam

więc

Agrypichę, pięknie podziękowałam
za udzielone nauki i pobiegłam do
domu.

background image

Mojespotkaniaz

wilkami

W okresie mojego dzieciństwa

wilków w naszych stronach było
bardzodużo,więcczęstorobionona
nie polowania i obławy. Nasze
zabudowania były położone między
lasamiiwilkiwyrządzałynamwiele
szkody.Ciągleporywałyzpastwiska
jagnięta, a także psy podwórzowe.
Podkopywałysięrównieżdochlewa

background image

i wyciągały prosięta. W końcu
zrobiono

wokół

chlewa

dużą

zagrodę, wysokości około dwóch
metrów, dla świń, owiec i cieląt.
Wieczorem przez okno można było
obserwować dookoła ogrodzenia
dziesiątki świecących się wilczych
oczu, a wewnątrz biegały zwierzęta
domowe.

Pierwszy raz zetknęłam się z

wilkiem prawie oko w oko, mając
pięć-sześćlat.Poszłyśmyzmamądo
pobliskiego brzeźniaka po kozaki.
Szukającgrzybów,odeszłamniecow
bok. Dzień miał się ku wieczorowi,

background image

w lesie zrobiło się szarawo. Nagle
napolancepoddrzewemzobaczyłam
ogromnego pięknego wilczura, który
wpatrywał się we mnie uporczywie.
Oczy świeciły mu się dziwnie.
Zaczęłam

wołać

mamę,

żeby

zobaczyła tego pięknego psa. Ale
mamawystraszonachwyciłamniena
ręce.

-Towilk-powiedziała.
Zwierzę natychmiast wycofało

sięmiędzykrzaki.Odtejporymama
już więcej ze mną sama do lasu nie
chodziła.

W zimie wilki łączyły się w

background image

stada i napadały nawet na ludzi,
szczególnie na wracających nocą z
kiermaszu. Chociaż latem wilki były
mniej niebezpieczne, słyszało się
jednaktuiówdzie,żeporywałymałe
dzieci zostawione bez opieki. Toteż
mama bała się moich samotnych
wędrówek po okolicznych polach,
pasiekach i lasach. Kiedy zaś
dowiedziała

się

o

naszych

spotkaniach z Agrypichą, trochę się
uspokoiła.

Po raz drugi zobaczyłam wilka

pół roku później. Pewnego razu
wysłano mnie na pole położone

background image

między lasami, gdzie orał Kaziuk,
aby zawołać go na śniadanie. Nagle
w ostrych porannych promieniach
pojawił się duży płowy wilk.
Kroczył majestatycznie z brzeźniaka
do jedlaka, położonego po drugiej
stronie pola. Zaczęłam krzyczeć,
chcąc go spłoszyć. Mój krzyk
usłyszał Kaziuk i również zaczął
wrzeszczeć, biegnąc w moją stronę.
Ale wilk nie zwracał na nas żadnej
uwagi, nawet się nie obejrzał i nie
przyśpieszył kroku. Nadal powoli,
pełen godności, zbliżał się do
jedlaka, aż znikł nam z oczu w jego

background image

gąszczu.

Tego roku zima była sroga:

Wilcze stada podchodziły pod sam
dom.

Pewnego

wieczoru

posłyszeliśmy dziwny skowyt Puka i
Mika

-

młodych

psów

podwórzowych. Nie był to skowyt
strachu, ale taki, jakby psy chciały
coś dostać. Wyjrzeliśmy przez okno.
Jakiś cień przysuwał się do budy i
znowu parę kroków odbiegał. Psy
piszczały, ale siedziały w budzie.
Wilk, a może to była wilczyca,
powtarzał kilkakrotnie ten manewr.
Wodległościokołosiedemdziesięciu

background image

kroków dalej kłębiło się wilcze
stado.

Niebezpiecznie

było

wychodzićnadwórbezbronipalnej.
Pan Konstanty otworzył lufcik i
zaczął krzyczeć. Wilk uciekł, stado
cofnęłosięażzadębyiznikłozpola
widzenia. Poszliśmy spać. Rano
jednak nie było ani Puka, ani Mika.
Za

drzewami

znaleziono

ślady

krwawejwilczejuczty.

TejwiosnyoźrebiłasięGniada.

Źrebię miało może trzy tygodnie,
kiedy Gniadą wraz ze źrebięciem i
innymi końmi wyprowadzono na
pastwisko, zwane od powstańczych

background image

mogił,

które

kiedyś

tam

się

znajdowały,

mogilnikiem.

Zabudowanianaszepołożonebyłyna
górze,zktórej,powyjściuzzadrzew,
pastwiskowidziałosięjaknadłoni.

Pewnego

dnia

ujrzałam

niecodziennywidok.Wszystkiekonie
na łące ustawiły się w koło z nisko
spuszczonymi głowami. W środku
koła stało źrebię. Konie jakby
tańczyły,

przebierając

tylnymi

nogami, a przednimi drepcząc w
miejscu. Na zewnątrz koła biegał
ogromnyjakcielę,płowypies,aleja
już wiedziałam, że to był wilk.

background image

Narobiłam alarmu, nadbiegł pan
Konstanty z Kaziukiem, zaczęli już z
daleka krzyczeć, wilk szmyrgnął do
pobliskiego lasu. Konie nadal były
niespokojne, lecz źrebię zostało
uratowane.

Najgorszą

jednak

przygodę

przeżyłam w parę lat później w
zimie, kiedy wracałam konno z
pobliskiego miasteczka z lekcji
przygotowawczych do gimnazjum.
Byłojeszczezupełniejasno.Naglew
połowie drogi moja klaczka Lady
dziwnie

zachrapała

i

zaczęła

ponosić.

Obejrzałam

się

i

background image

spostrzegłam z przerażeniem, że za
mną - może o dwadzieścia kroków -
sadził dużymi susami ogromny,
bardzo chudy wilk. Jego oczy
świeciły złowieszczo, zęby miał
wyszczerzone. Lady spuściła głowę
w dół i pędziła jak wiatr, a ja ją
jeszczepoganiałam.Wkrótcepokryła
się

pianą,

która

natychmiast

zamieniła

się

w

szron.

Był

dwudziestostopniowy

mróz.

Zgubiłam rękawiczki, nie czułam
zupełnie rąk, serce zamierało mi ze
strachu, ale szybko zbliżałyśmy się
do naszej siedziby. Wilk nas nie

background image

dopędził,odprowadziłjednakprawie
pod sam dom. Widać był bardzo
głodny. Konsekwencją tej ucieczki
były odmrożone ręce, które pan
Konstanty całą godzinę rozcierał
śniegiem.

Po

pewnym

czasie

zaczęłam odczuwać ukłucia jakby
tysiąca szpilek, palce zrobiły się
czerwone, podobne do gotowanych
serdelków.

Kiedy

już

nieco

oprzytomniałam,przyszłominamyśl,
że Agrypicha w takich wypadkach
zalecała

smarować

odmrożone

miejsce

nagietkową

maścią

na

borsuczym sadle albo nagietkowym

background image

olejem. Niestety, nie było tego w
domu, więc też nie sprawdziłam
skuteczności owego leku na swojej
skórze.Natomiastinnechoroby,takie
jak oparzenie lub jątrzące się rany
żylakowe na nogach, cudownie goiły
się okładane potłuczonymi płatkami
nagietków,

wyciągniętym

sokiem

nagietkowymlubnagietkowąmaścią.

Więcej

wilków,

na

swoje

szczęście, już nigdy nie widziałam,
ale te trzy spotkania będę pamiętać
dokońcażycia.

background image

Wilczajagodai

wilczanio

Tegolata,chodzączAgrypichą,

opowiadałamjejomoichprzygodach
z

wilkami.

Pewnego

razu

przechodziłyśmy koło jakiejś starej
rozwalonej podmurówki, porośniętej
trawą, nie trawą, jakby krzewinkami
o dziwnych listkach położonych
naprzeciwsiebie,zktórychjedenbył
duży, a drugi mały. Na nim, jak na

background image

talerzyku,

leżała

liliowoczarna

lśniąca jagoda, wyglądająca bardzo
apetycznie.Chciałamjązerwać,lecz
Agrypicha krzyknęła, żebym nie
dotykała.

-Totrującawilczajagoda!
- To znaczy, że tylko wilki jeść

jąmogą?-zapytałam.

- Ci mogą, nie wiem, ale ludzi

napewnojejjeśćniepowinni,choć,
jak każda trucizna, też na pożytek
dawana jako lekarstwo być może.
Ale nie znający się człowiek niech
jej nie dotyka. Opowiem tobie
zdarzenie, co od mojej babki

background image

słyszała,aonaodswojejprababki...

Dawno, bardzo dawno temu żył

w

puszczy

gajowy,

co

jego

Borsukiem przezywali, przez to, co
nosa z tej puszczy nie wychilał.
Żonka jemu zmarła w połogu, jak
synka urodziła. Z początku ciotka
pomagała synka Józiuczka hodować.
A jak trocha Józiuczek podrósł, sam
Borsuk nim zajmować sia zaczoł.
Kiedy wychodził w las, w chacie
jego zamykał. Tak ono i było.
Bywało, nakarmi, napoi Józiuczka i
idzie, w chacie jego zamknąwszy, to
na obchód do lasu idzie, to na

background image

polowanie. Był ten Borsuk okrutnie
na wilki zawzięty. Mówio, co
skórów wilczych pełna chata miał.
Było jakości po żniwach, jak teraz,
Borsukwybrałsiadolasu.Józiuczka,
co już trzy-cztery lata wtedy miał, w
chacie zamknął, ale ni zobaczył, co
oknotylkoprzymkniętebyło.Wracaz
lasu,atuJóziuczkaniema.Onipod
ława, on i pod piec: „Józiuczek,
odkliknij sia, gdzie ty?” Tylko wiatr
zagwizdał w kominie, cisza. Aż
patrzy,

zydelek

do

okna

przystawiony: pewnie przez okno
wylazł. Wyleciał z chaty Borsuk,

background image

trawapodoknemwykaczanaiśladw
las idzie. Zaczoł Borsuk synka
wołać, bliższe i dalsze krzaki
przepatrywać, nie ma, jak kamień w
woda przepadł, jakby pod ziemia
zapadł sia. Aż na czwarty dzień
łapcik jego w lesie koło krzaku
wilczej jagody znalazł, a obok na
ziemi ślad wilczy. Szedł, szedł
Borsuk tym śladem, ale do takiej
gąszczy jeżyną i bożym drzewkiem
przeplatanej doszedł, co w żaden
sposób tam wleźć nie mógł. Wrócił
dodomuiłzamizalałsia.Natenczas
przyszła do Borsuka ciotka, ręcy

background image

załamała i mówi: „Abo jego wilki
zjedli,abowwilczaniozamieniłsiai
z wilkami w las poszedł”. Bo trzeba
tobie

wiedzieć

-

powiedziała

Agrypicha - jak dziciatko szmat
hetych jagód zje, śmierć na miejscu
dopada,

przedtem

jego

wytarmosiwszy.Akiedyhetajjagody
liźnie, w wilczanio zamienia sia, do
wilczegostadadołączywszy,wilkiem
na wiek wieków zostaji. Borsuk od
tegoczasu,mówio,nawilkipolować
ze wszystkim przestał i do obławów
niedołączałsia...

-Jamyśle-dodałaAgrypicha-

background image

niedobrze, co tak na te wilki
obławami nastajo, zupełnie ich
wygłumio, a jak Pan Bóg ich
stworzył,topewnieionipotrzebne.

- Ciotko, czy to może być

prawda z tą zamianą dziecka w
wilczka?

- Już ty ni taka mała i rozumna,

to moga tobie powiedzieć. Po
mojemu ta bajka ludzi zmyślili, żeb
małe

dzieci

od

tej

trucizny

odstraszyć, ale kużda trucizna, jak ja
tobiejużmówiła,napożytekludziom
spotrzebować

można.

Liści

wysuszone, na proszek starte od

background image

konwulsjówdobre,odwzbudzeniaw
człowieku i rozdrażnienia, kryszku z
korzonkiem

walerianki

pomieszawszy, ich dać można. Jak
człowiekwszałwpadnie,doinszych
ziół szczypteczka dołożyć. Ale tylko
ten, co na tym zna sia, dawać ich
może.Daszzamało,nipomogo,dasz
za dużo, na śmierć zatruć możesz.
Pamiętaj, że nastojka z korzenia od
bólów, co od przeciągów powstajo,
dobra jest. Ale ty tego ziela ani tych
jagód lepiej nie dotykaj sia -
powiedziała

na

odchodnym

Agrypicha.

background image

Tęjejprzestrogęwzięłamsobie

do

serca

i

wilczą

jagodę

obchodziłamzawszezdaleka.

W

kilka

lat

później

pan

Wincenty, gajowy, po obławie na
wilki znalazł pod wykrotem małego
płaczącegowilczkaiprzyniósłmiw
prezencie, mówiąc, że przyniósł
„wilczanio”.

Nie wiem czemu, ale od razu

przyszedł mi na myśl Borsukowy
Józiuczek.

Może

przez

to,

że

powiedział „wilczanio”, a może
dlatego, że wilczek miał bardzo

background image

mądre,bystreoczka.Akiedypodrósł
i przychodził na moje zawołanie,
często,

choć

to

nielogiczne,

myślałam:

A

jednak

może

to

Józiuczek...

background image

Burzaitaniec

wiedźm

Tego roku lato było bardzo

upalne. Nocami zwykle przeciągały
gwałtowneburzezpiorunami.Ciągle
gdzieś od piorunów paliły się
stodoły.Okołożniwumówiłyśmysię
z Agrypichą, by pójść po ostróżkę
zbożową aż pod jedlak koło Łysej
Góry,cotonaniejleżytendiabelski
kamień. Kiedy przyszłam, Agrypicha

background image

już siedziała na niskim pniaku koło
niewielkiej dolinki, otoczonej z
dwóch stron lasem, z trzeciej zaś
jedlakiem, a z czwartej usypiskiem
przed Łysą Górą. Wydawała się
drzemać.

Zaczęłam

wybierać

ostrożnie wśród zboża ostróżkę, tak
zwaną późną. Napar z ostróżki
zbożowej razem ze świetlikiem
stosuje się na okłady przy zapaleniu
oczu. Wewnętrznie napar z kwiatem
nagietka pije się przy skąpych
miesiączkach. Miałam już całą garść
ziół, kiedy poczułam, że Agrypicha
obserwuje mnie spod przymkniętych

background image

powiek.

-

Dzień

dobry,

ciotko!

-

przywitałamją.

- Dzień dobry. Nie na kobyłce

dzisiaj?

-Nie,tuniedaleko.
-Todobrze,boniedługobędzie

burza.

-Burza?-zdziwiłamsię.
Zczystegoniebalałsiężarjakz

chlebowegopieca.Nahoryzoncienie
widaćbyłożadnejchmurki.

- To nic, zaraz chmurki będą -

Agrypicha widać umiała czytać w
moich myślach. Faktycznie, nie

background image

minęło jeszcze parę pacierzy, kiedy
zjawiły się na zachodzie chmurki -
nie chmurki, a chmureczki niewinne.
Niebieskawe zróżowym rąbkiem.
Patrzyłam z niedowierzaniem. Rosły
one w oczach i zmieniały barwę.
Początkowo

stały

się

nieco

jaśniejsze, z fioletowymi brzeżkami,
miejscami złociste, różowe, ale
potem środek zaczął im ciemnieć, aż
przybrały kolor szarosiny. Chmurki
rosły coraz prędzej, zlewając się
dołem z kolorem nieba, które też na
zachodziepociemniało,jakbyktośna
szary papier wylał rozcieńczony

background image

atrament. Nad naszymi głowami
niebo nadal prażyło żarem i było
barwynijakiej.Naglewłaśnieztego
nieba zaczęły spadać ogromne jak
wiśnie krople, a za lasem jakiś
olbrzym

zaburczał

dudniącym,

stłumionym

basem.

Agrypicha

poderwałasięzpniaka:

-Idźjużdodomu,idź!-zaczęła

mnieponaglać.

-Ciotko,jakochamburzę!
- To dziwne, to dziwne -

popatrzyła na mnie. - Wszystkie
dziecibojąsięburzy.

Kroplezaczęłypadaćgęstsze,a

background image

olbrzym za lasem coraz głośniej na
kogośdudniącosięgniewał.

-

Zmokniesz,

idź

już!

-

wyprawiałamniecorazgwałtowniej.

-Jalubiędeszczowąkąpiel.
-Co?Cotypowiedziała?!
-Powiedziałam,żelubię,jakna

mnie pada deszcz. Nawet mi brat
czepek gumowy z Wilna przywiózł,
żebymwtychdeszczowychkąpielach
warkoczy nie moczyła. Lubię sobie
skakaćwkałuży,kiedynamnietakz
nieba leje. Brat mówił, że taka
deszczowakąpieljestzdrowa.

- Lubisz tańczyć na deszczu?

background image

Niemożliwe! Niemożliwe! I to też! -
powtarzała

prawie

przerażonym

głosem Agrypicha, tak mi się
przynajmniejwtedywydawało.

Nie rozumiałam, co w tym jest

niemożliwego.

-Totak,jakbytynaprawdębyła

moja-dodałaAgrypicha.

Deszcz

nasilał

się

coraz

bardziej.

Pierwsza

błyskawica

przecięła na zachodzie granatową
chmurę i za kilkanaście minut
zagrzmiało, deszcz zaczął padać
jeszcze gęstszy. Agrypicha stała się

background image

jakaśniespokojna.

-Idźjużdodomu,idź!-zaczęła

mnie wyprawiać jakoś dziwnie
natarczywie.

Wyraźnie czułam, że jej w

czymś przeszkadzam. Dotąd, tak mi
się przynajmniej wydawało, nie
miała przede mną żadnych tajemnic.
Przez te dwa lata bardzo się z nią
zżyłam.

- Idź już - powtarzała z

naciskiem

Agrypicha.

-

Mama

pewnieniepokoisięociebie.

Nie

było

rady,

Agrypicha

najwyraźniejnieżyczyłasobiemojej

background image

obecności.

Pożegnałam

się

i

szmyrgnęłampodjedlak,aAgrypicha
ruszyła

w

kierunku

pobliskiej

dolinki.Wdolincetej,kiedypadało,
było parno i jakby cieplej niż gdzie
indziej. Po chwili musiałam zdjąć
sandałki, bo namoknięte podeszwy
ślizgały się po suchym igliwiu.
Pobiegłam boso w stronę domu,
dróżką po drugiej stronie jedlaka.
Grzmiało. Na zachodzie nad lasem
ostre ogniste zygzaki raz po raz
przecinałyniebo.

Odbiegłam już spory kawałek

drogi, kiedy nagle coś mnie tknęło.

background image

Jakby ktoś szepnął mi do ucha:
„Wróć!” Zawróciłam na pięcie i
pomknęłamzpowrotem.Padałgęsty,
ciepły deszcz. Teraz chyba jestem
naprzeciw dolinki? - pomyślałam i
już miałam wychynąć spod jedlaka,
kiedy stanęłam jak wryta. Pośrodku
dolinki,tużprzedemną,rozebranado
naga Agrypicha odprawiała jakiś
dziwnytaniec.Namoknięte,długieaż
do kolan siwe włosy pasmami wiły
sięnaokołojejciałajakwęże.Piersi
sflaczałepodskakiwaływrytmtańca.
Agrypichawyrzucałaręcewgórę,w
dółinaboki.Klepałasiępobokachi

background image

udach, okręcała się w kółko,
podskakując śmiesznie co chwila w
góręnajednejlubnadrugiejnodze.

Nagle

błysnęło,

huknął

ogłuszający grzmot i lunął deszcz
ciepłyjakzprysznica.

Rytm

tańca

się

zmienił.

Agrypicha

zakręciła

brzuchem,

zaczęła zadkiem wywijać młynka w
kółko, w kółko, prędzej, prędzej,
prędzej, coraz prędzej. Jak ona tak
może? - pomyślałam - taka stara.
Wyrzucała ręce w górę, coraz
gwałtowniej i jakoś się co chwila
dziwnie wyprężała. Raptem zaczęła

background image

ruszaćdolnączęściąciałatowtył,to
w przód, wypinając się coraz
bardziej, poklepywała przy tym
siebieigłaskaładolnączęśćbrzucha,
chwilami w tej wypiętej pozycji
jakby zamierając - to było jakieś
niesamowite.

Oczy stały się niewidzące,

zmieniła się zupełnie na twarzy,
jakbybyłanitobardzoszczęśliwa,ni
to nieprzytomna. Wstrząsnęłam się.
Wiedźma!!!

Taniec

wiedźm

odprawia!!!

Tak

bardzo

się

przestraszyłam, że niczym strzała
pomknęłamdróżkądodomu,tylkomi

background image

bosepiętyklaskały.

Mama i brat niepokoili się o

mnie.Takaburza!

- Gdzieś ty się podziewała! -

zawołała mama, ujrzawszy mnie w
drzwiach. Nigdy i nikomu nie
przyznałam się, że widziałam taniec
wiedźm.

background image

Jodyna,słoneczniki

sokzburaka

I

znowu,

jak

kiedyś

po

zimowych bajkach o diabłach i
duchach, przez kilkanaście dni nie
wychodziłam poza nasz ogród. Po
prostu bałam się Agrypichy. Jednak
wiedźmajest-myślałam-mająccały
czasprzedoczymajejtaniecpodczas
burzy.Wkońcujednakwybrałamsię
na swoje ulubione miejsce przy

background image

głuszcowym lasku i tam natknęłam
się na Agrypichę. Siedziała na
suchym

pniu

i

obserwowała

wędrującego

po

jejręku

niebieskozielonego żuczka. Miała
spokojną i dobrą twarz. Kiedy
zobaczyłamjątakąwyciszoną,strach
mnie odleciał. Uśmiechnęła się do
mnieispytała.

-Cóżtociebienigdzieniebyło

widać?

Wstydziłam się przyznać, że się

zaczęłam jej po prostu bać. Szybko
więc

skłamałam,

że

byłam

background image

przeziębiona. Agrypicha popatrzyła
namnietakjakośbadawczo.

- Teraz, latem? Mówiła ty, co

nigdynieprzeziębiaszsia,atylkona
żołądek chorujesz. Zaczerwieniłam
się po uszy - kłamstwo nigdy mi się
nie udawało. Agrypicha znowu
uśmiechnęłasięipogroziłapalcem:

- Nie trzeba starej ciotki

oszukiwać.

Milczałam, nie wiedząc, jak

wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji.
Agrypicha

zamyśliła

się

przez

moment, a potem zaczęła mówić jak
gdybydosiebie:

background image

- Różne są lekarstwa od

przeziębienia,

ale

przeziębienie

przeziębieniu nierówne, jak kaszel
kaszlunierówny.Jednoprzeziębienie
od razu pałem wielkim człowieka
chwyta,adrugiepomaleńkurozbiera.
Ale jedno i drugie słonecznika boi
siaijodyny.

- Jodyny? Przecież jodyna jest

od ran. Mama nam skaleczenia nią
smaruje.

- A tak, jodyny. Na skaleczenia

topolówkalepsza,zarazranygoi.

-Acoztą,jodyną,ciotko?
- Jak tylko przeziębienie ciebie

background image

braćzaczyna,trzy-czterykaplijodyny
na ćwierć szklanki letniej wody
kapnij, wypij i soku żurawinowego
zedwiełyżkiweź.Ajakgardłoboli,
to tą jodyna z wodą popłucz, potem
nogi w gorącej wyparz, smalcem
niesolonym

wysmaruj,

wełniane

skarpetki nałóż i złe powietrze z
chaty

wypuściwszy,

dobrze

przykrywszy sia, idź spać, to
przeziębieniewrazucieknie.

- Ciotko, jak to jodynę pić, czy

tomożliwe?

- A możliwe, możliwe. Mocne

lekarstwo jodyna. Przeziębienie jej

background image

boisia,takjakinastojkisłonecznika.
Słonecznik cały dzień za słońcem
obracasia.Słońcewsiebiezbiera,a
słońca przeziębienie ni lubi, to i
słonecznika ni lubi. Dobra słoneczna
moc w kwiatkach słonecznika i w
liściach też jest siła, a siemiaczki na
rozum dobre... Opowiem coś tobie...
Niedaleko nas mieszkał sybirak, co
to z tej Sybiry choroba sobie
przywiózł,złachoroba.

„Tridniowa triasucha” na nią

mówili,ababkamojazatrzydnijego
nastojko słonecznika wyleczyła...
Trzy razy na dzień po pół kieliszka

background image

nastojki pić trzeba, a jak małemu
dziciatku to dwadzieścia-trzydzieści
kapli na miodzie dawać, zaraz
przeziębienie ucieknie. Mówili, co
od

hiszpanki

ludzi

nastojko

słonecznikaleczylisia.

-Ciotko,acotohiszpanka?
-Tobyłatakastrasznachoroba,

co ludzi jak muchi padali, a
wszystkosz słonecznika bała sia.
Jeszcze o jednym lekarstwie trzeba
wspomnić, a to kiedy kogo gardło
boli.Możnadawaćjemucogodzinka
łyżkasokuzburakapopićiniechten
sok jak najdłużej w gębie trzyma. Z

background image

kilka dni dobrze jego pić. Nawet
małemu dzieciatku, co jeszcze przy
piersi,

małymi

łyżeczkami

abo

kapelkamidawaćjegomożna.

- Wiem o tym, ciotko, bo moja

mama Walukową Andzię od anginy
sokiem z buraka i sokiem oblepichy
wyleczyła.Ciotko,czywięcejziółod
przeziębienia nie daje się? Moja
mama, jak ludzie ze wsi przychodzą
poradę,każedawaćherbatęzkwiatu
lipy z malinami, a jak ktoś ma
duszącykaszel,todajemukorzeniaz
naszych kaukaskich krzaków (dziś
myślę,żebyłytokrzewylukrecji).

background image

- Wiem, wiem - powiedziała

Agrypicha - co twoja mama też na
ziołach zna sia i w ogrodzie sadzi: i
lubczyk, i hyzop, ruta i nagietki, i
pokrzywaspecjalniehoduji.

Rzeczywiście, w naszym domu

mieliśmy nie tylko apteczne leki.
Całaszafkapełnabyłaróżnychziółi
przetworów ziołowych, jak również
surowych jagód w postaci soków i
galaretek z żurawin, porzeczki i
czarodziejskiejoblepichy.

- Dużo jest dobrych trawek i

korzonków od przeziębienia, od
różnych kaszlów, na krótki dech i

background image

nawet na suchoty. Dużo ich jest, nie
spamiętasz teraz, to potem, ale
jodynajestnajpierwsza.

Agrypicha

zamilkła,

jakby

zapomniawszy, że ja jestem obok
niej.Wierciłamsięniespokojnie,ale
ona nadal milczała. Wiedziałam, że
dziśjużnicniepowie.

background image

Dobretrawki

Była niedziela. Dzień wstał

ciepły,

słoneczny,

chociaż

już

rozpoczęły się żniwa i miało się ku
jesieni. Wybiegłam na łączkę przed
mogilnikiem, patrzę, a Agrypicha na
pniakusiedziijakbypacierzemówi.
Twarz jakaś gładka, świąteczna.
Zobaczywszymnie,uśmiechnęłasięi
bez żadnego wstępu zaczęła mówić
jakbydosiebie:

- Wiatr wieje od wschodu,

background image

słońce wschodzi, wiatr wieje od
zachodu, kwiaty rozsiewa, deszcz
ciepły pada, ziemia paruje i dobre
trawki rosną ludziom na pociechę,
wszystkim bożym stworzeniom i
ptuszkomnażycie.

Dobre

trawki,

kwiatki

i

nasionka, i jagody, i kora, i korzonki
na pożytek ludziom dane... Siedem
ich weźmiesz, żeby zły pał odegnać:
kory wierzby i gałązki maliny wodą
kryniczną zalejesz i przez pięć-sześć
ojczenasz gotować będziesz, potem
odstawiwszy,

kryszku

tłuczonego

anyżkuwrzucisziczteryróżnekwiaty

background image

suszone

dodasz:

słonecznika,

dzięcieliny, lipy i bzu czarnego.
Gotować już nie będziesz, tylko do
pieca ciepłego, czysto pomiotłem
wymiecionegonagodzinkęwstawisz,
potem, przecedziwszy, trzy razy na
dzień popijać choremu po pół
szklanki z sokiem żurawinowym
dawaj, a cały pał z niego razem z
potem wyjdzie. Można jeszcze do
tegododawaćipołyżeczcemiodkuz
mlecza.

-

Ciotko,

a

skąd

można

wiedzieć, że pszczoły zbierały miód
właśnie

z

kwiatów

mlecza.

background image

Agrypichauśmiechnęłasię:

- To tylko tak nazywa sia to

lekarstwo.

Jego

robi

sia

tak:

Wczesno wiosno, kiedy tylko mlecz
wypuścipierwszekwiatki,trzebaich
zebrać, wyskubać do czysta i w
stupniutłuc,apotemsokprzezczysta
łatkawycisnąćizcukremucierać,aż
zgęstnieje. Na szklanka soku półtora
szklanki cukru daji sia i z tego
wychodzi miodek mleczowy. Nu,
przepowiadajteraz.

Iprzepowiadałam:„Wiatrwieje

od wschodu, słońce wschodzi, wiatr
wieje

od

zachodu...”

Jak

już

background image

nauczyłam

się

wszystkiego

na

pamięć,znowuzaczęłamówić:

- Dobre trawki i kwiatki, i

nasionka, i jagody, i kora, i korzonki
na pożytek ludziom dane. Przyjdzie
na człowieka kaszel suchi, za gardło
dusi,piersirozrywa,anijegozsiebie
wyrzucić, ani zaciszyć. Korzenia
lukrecji słodkiej z apteki kupisz,
korzonkówperzudrobnopokrajanych
weźmiesz,korzeniażywokostuiślazu
leśnego,imchuszarego,przedtemod
gorzkości uwolnionego, wsypiesz i
napółdniadopiecawstawisz,niech
preja, potem przez lnianą łatkę

background image

przecedziwszy, choremu po trochu
daszbądźzmiodem,bądźzmlekiem,
niechcałydzieńpopija.

-Ciotko,cotoznaczy„mechod

gorzkości uwolniony”? Czy to ten
sammech,conasuchejgórcerośnie?

-Atensam.
- Ale on przecież miał być na

złetrawienie?

- Nu, widza, szczelna główka

masz - pochwaliła. - Ale jakby na
trawienie, to ta gorzkość w mchu
potrzebna, a jak od kaszlu, to
zbyteczna. Żeb ją wyrzucić, mech
przedtemzsodkąmusiszzagotowaći

background image

w

krynicznej

wodzie

dobrze

wypłukać. Przepowiadaj... Widzisz,
niełatwojestznachorzyć.

Powtarzałam to przez kilka

następnych

dni,

a

Agrypicha

codziennie coś do tych przepisów
dodawała...

-

Widzisz

te

podługowate

zielonelistkipokazywała,idącłąką-
to babka płucna, już ją znasz. Jej też
możesz dodać, a jak człowieka
trzęsie, to rozłożychy. Pamiętasz, tej,
cokołonaszegowygonurośnie.

- Wiem, wiem, pokazywałam ją

bratu, a on w starych książkach

background image

poszukał i mówił, że to żadna
rozłożycha,

tylko

dąbrówka

rozłogowa.

- Niech będzie dąbrówka po

waszemu. Ale mocna to trawka, oj,
mocna, tak jak i słonecznik, mówią,
co triasuchę leczy. Nu, a teraz
przepowiadaj

od

początku

-

Agrypichabyłanieustępliwa.

Zaczynałam więc od nowa:

„Wiatr wieje od wschodu, słońce
wschodzi, wiatr wieje od zachodu,
kwiatyrozsiewa...”

background image

Zamowy

Spotkałyśmy

się

kiedyś

z

Agrypichą niedaleko Łysej Góry i
szłyśmy, pogadując o tym i owym.
Teren zaczął się wznosić, bo
podchodziłyśmypodgórkę.

-

Odpocznijcie,

ciotko!

-

poprosiłam, widząc, jak się bardzo
zadyszała.Nieprotestując,usiadłana
starym pieńku, a ja obok, na
kamieniu.

- Nie siadaj na kamieniu, bo

background image

kamień cała siła z ciebie wyciągnie!
- powiedziała Agrypicha. - Wielką
moc ma w sobie kamień, tak jak
księżyc. I dąb ma w sobie siła. Przy
zamowachichwzywasia...

-Ciotko,ajaksięzamawia?
Agrypicha milczała długo. Coś

jakbyrozważała,wahałasię.

- Dobrze, nauczę ciebie trzy

zamowy:dwieodbóluzębaitrzecia
od róży. Ale nikomu starszemu od
siebie nie przepowiadaj ich, bo cała
moc swoja straco. Od zęba dwie
zamowy:

Pierwsza:

weźmiesz

kryszku

miodu

albo

cukru,

background image

odwróciwszy sia twarzą na zachód
słońca tak zamawiać będziesz: „Na
niebie księżyc, na polu kamień, a w
lesiedąb,zejdziciesiawszyscytrzej
bracia w jedno miejsce i niech
przestanie boleć ząb...” u Nastki czy
innej tam, która ma ból zęba.
Zamówiony miód czy cukier na
bolącyząbpołóż.Najgorszybólzęba
od tej zamowy przeboleć musi.
Powtórzzamowa-powiedziała.

Kiedy powtórzyłam, zaczęła

mnieuczyćdalej:

-Adrugatotak:weźmieszmchu

drzewnego, co od północnej strony

background image

rośnie.

- Ciotko, czemu akurat od

północnej?

- Nie przerywaj, potem tobie

powiem.Mechtennażarwęgielnyz
lipowegodrzewarzucisziniechten,
co jego ząb boli, gęba otworzywszy,
tendymwciąga,atycichińkoszepcz:
„Mech drzewiasty, drzewna w tobie
moc, mech północny, północnej siły
w tobie moc, dym lipowy, dobry
dym, zbierz ich siły w siebie, a ból
zęba (na przykład Helki czy innej
tam, co ból zęba ma) na rozstajne
droginieś”.Powtórzzamowa.

background image

Powtarzałam

raz

i

drugi.

Miałam dobrą pamięć, więc szybko
się uczyłam, ale nic a nic nie
wierzyłam,żetopomaga.

- Pytała ty mnie, czemu od

północnejstronytrzebamechzbierać.
Bo z północy idzie wielka siła.
Drzewaonazasilaiziele,iżywioła.
Od niej też i człowiek zasilić sia
może, na północ odwróciwszy sia,
ręce w górę podniósłszy, siła
północnawsiebiezbierać.

-Aodróżyjak,ciotko?
- Róża, róża. Nie masz od niej

inszego

lekarstwa

jak

zamowa

background image

(antybiotyków

i

sulfonamidów

jeszcze wtedy nie znano). Na mące
żytniej

zamawiać

trzeba,

odwróciwszysiadowschodusłońca:
„Trzy róży rosno w Panajezusowym
ogrodzie: biała, różowa i czerwona;
czerwona,różowaibiała.Wielkaich
siła,wielkamoc!”Bierzeszpierwsza
żmieńka mąki i mówisz: „Róża, róża
czerwona od listków zielonych
oddzielona, od stwoła twardego
odróżniona. Wielka moc w tobie,
róża czerwona! Czerwień swoja z
twarzy (na przykład Januka) zabierz,
róża czerwona!” Mąka zamówiona

background image

do czystej lnianej łatki wsypiesz, a
druga żmieńka mąki bierzesz i
mówisz: „Róża, róża różowa, dnia
nowego

osnowa,

niebo

różem

zalewasz, rankiem ptak róż twój
śpiewa, wielka moc w tobie, róża
różowa! Wielka moc! Zabierz swoją
różowość z twarzy (Januka)”. Do
drugiej łatki lnianej mąka wsypujesz
i bierzesz trzecia żmieńka żytniej
mąki. „Róża, róża biała, do białych
skrzydeł anioła podobna, do śniegu
białego i zimnego, wielka w tobie
łagodność,

wielka

spokojność,

wielka siła! Zabierz pał z twarzy

background image

(Januka),

a

bladość

swoja

(Janukowej) twarzy daj!”, i trzecia
żmieńka mąki do łatki lnianej
wsypujesz. „Trzy róże rosno w
Panajezusowym ogrodzie: czerwona,
różowa i biała. Wielka ich siła,
wielka, moc”. Mąko to najpierw z
pierwszej, potem z drugiej, a na
koniec z trzeciej łatki niech chory
róża posypuji, dopokąd ona ni
zniknie.

Powtarzałam te zamowy kilka

razy,bobyłytrudne,leczuczyłamsię
ich, ponieważ podobała mi się
zawartawnichtajemniczość.

background image

Wkrótce nauczyła mnie jeszcze

Agrypichaodczynieńodurokówiod
złego fatum, w wypadku, kiedy na
przykład czarny kot lub baba z
pustymi

wiadrami

drogę

nam

przejdzie. Dzięki Agrypisze znałam
również

wiele

jeszcze

różnych

zamów:odbrodawek,odporuszenia,
od

ochwacenia

konia

i

na

wstrzymanie

krwotoków.

Prawie

wszystkie te zamowy pamiętam do
dziś. Interesujące dla mnie w nich
jest połączenie wątków pradawnych,
jakby

pogańskich,

z

wątkami

chrześcijańskimi. Nigdy w żadne

background image

uroki i ich odczynienia ani w
skuteczność zamów nie wierzyłam.
Mama i brat od najwcześniejszych
moichlatwpajaliwemnie,żeuroki,
duchy oraz zamowy to przesądy,
gusłaiciemnota...Ajednakpowielu
latach sama parokrotnie musiałam
zastosować zamowy i dziękowałam
w duchu Agrypisze, że mnie ich
nauczyła.

background image

Podsłuchana

rozmowa

Między krzakami leszczyny a

rzędem mendli wiła się dróżka.
Kiedy przebiegałam tędy po kwiaty
na pobliską łączkę, baby kończyły
żąćpierwszezagony.

-Bożedopomóż-pozdrowiłam

je, jak kazał obyczaj. Wydawało mi
się, że bliżej żnące kobiety dziwnie
na

mnie

spojrzały.

Wracając,

background image

niechcący posłyszałam, jak mówiły
coś

o

mnie

i

Agrypisze,

i

mimowolnie

przystanęłam

za

mendlami. Pod nimi siedziały baby i
spożywałyposiłek.

-...aterazAgrypichapomocnica

sobieznalazła-ciągnęłajedna.

-Wiemy,wiemy-odezwałysię

innebaby.-JadźkuzPerłowejGóry.

-Jawammówia,coztoJadźku

nieczysta

sprawa

-

ciągnęła

pierwsza. - Czamuż inszego dziecka
Agrypicha nie wybrała, tylko jo?
Małotodzieciwwiosce,alemówio,
co ona nieszlubne dziecko (co było

background image

nieprawdą), a takie nadajo sia na
diabelskie sztuczki. Agrypicha po
wszystkichrojstachzesobojociąga,
różne ziele pokazuji, czortowskich i
wiedźminychprachtykuczy.Ludziich
ciągle na polach i w lesie razem
widzo.

Babazamilkłazajętajedzeniem.

Inne też jadły w milczeniu. Już
miałam odejść, kiedy odezwała się
któraś...

- Oj, zna sia na tych zielach

Agrypicha,oj,znasia.Mówio,cona
kużdaludzkaboleśćlekarstwoma.

- Prawda, prawda - odezwało

background image

się kilka bab jednocześnie. - Ot,
choćby z to macico Ignaca, tylko
spójrzała,wrazchorobazgadła.

- Jak to było? Powiedzcie, jak

to

było?

-

dopytywały

się

dziewczęta.

- Jak miało być? Pojechał

Ignacy do lasu drzewo spuszczać -
zaczęła opowiadać jakaś starsza
baba.

-

Ze

swoim

Jasiukiem

pojechał, a to chłopiec nieduży był,
sam Ignac na wóz drzewo wwalać
musiał.Jakdźwignoł,takipoderwał
sia,imacicajemuzmiejscazruszyła
sia i pod gardło podeszła. Skurczył

background image

sia Ignacy, za brzuch złapał... Źle.
Wróciłdochaty,koniadokałamaszki
kazał Jasiuku założyć i pojechali do
dochtora.WchodziIgnacy.„Cotobie
tam?”-pytadochtor,nieodwracając
sia.AIgnacynato:„Poratunekjado
dochtora przyjechał względem tej
mojej macicy ”‘. Dochtora jakby z
miejscapoderwało,żach!iodwrócił
sia: „Macicy?!” „Nu tak, macica
mam zruszona” - mówi spokojnie
Ignacy.Adochtórwśmiech.

„Ty macicy przecież nie masz!”

„Jak to, macicy nie mam? - pyta

background image

Ignacy. - To dochtór pewnie ze
wszystkim nie rozmie sia. Jakże
chłop bez macicy żyć może?” Ale
dochtórswoje:niemachłopmacicyi
nie ma. Za brzuch Ignaca pomacał,
jakiście proszki przepisał i mówi:
„Przyjmuj trzy razy na dzień”. Pił
Ignacyproszki,pił,amacicajakbyła
zruszona, tak i została sia, jak
chodziła, tak chodziła, co mówia,
skakała! Nieraz aż pod samo gardło
podskakiwała. Nie było rady ani
spokoju. Ignacy ze wszystkim z sił
opadł. Wtedy poszedł do Agrypichy:
„Ratuj, ciotka!” Agrypicha na Ignaca

background image

spójrzała i wraz choroba zgadła.
Mówi: „Macica macie zruszona”.
Garnek gliniany, zamiast bańki, na
brzuch postawiła i czeka. Bańka
cmok, cmok, cmok, cały brzuch w
siebie wciągnęła, i dobrze. Mało
wiela czasu ni przeszło, bańka
ostrożnińko zdjęła i powiedziała:
„Macicajużnamiejsceweszła”.Tak
i było. Od tego dnia Ignacy znowu
jestwsile.

Babazamilkła.Podniosłamsięz

kucek i już miałam skoczyć w las, a
tu jakaś młoda dziewczyna cienkim
głosikiemzapytała:

background image

- Ci to prawda, ciotko, co

Agrypicha spotyka się z diabłem?
Nastawiłam

uszu

i

znowu

przycupnęłamcichutkozamendlami.

- A jakże, a jakże - mówi ta

pierwszababa.-Wszystkiewiedźmy
wkużdapiątkowanocspotykajosiaz
nim na Łysej Górze. Diabeł do
Agrypichy w szczególności ma
słabość. Sam do niej co noc przez
komin wlatuji. We dnie też z nio po
lasach ciąga sia. Mówio, co Jadźka
już z nim zapoznała. Ta mała Jadźka
niczego ni boi sia: ni ciemności, ni
złego. Z początku diabeł, mówio, ni

background image

bardzo chciał na to zapoznanie
zgodzić sia, ale Agrypicha nogo
tupneła, to musiał posłuchać, bo
Agrypicha wiedźma ważna jest. Za
nos siebie wodzić złemu ni daji.
Jeszcze jemu sama warunki dychtuji.
Raz, mówio, między nio a złym na
Łysej Górze koło Pustoszy do takiej
kłótni doszło, co aż w wiosce
słychać

było.

Diabeł

pewnie

Agrypisieniwsmakcośpowiedział,
możecośchciałodniej,ajejtonipo
myślibyło,chtojegotamwie?Dość,
cotrochapoczekawszy,jaknizacznie
Agrypicha

swoim

skrzeczącym

background image

głosem do diabła krzyczeć, a
wyzywać, a od zasrańców rugać.
Podkurczyłogondiabeł,przycichł,ze
wszystkim

maleńki

zrobił

sia.

Niezadługozłośćjejodeszła,boona
charakterprędki,ostryma,aledługo
wsobiezłościutrzymaćnimoże,toi
zdiabłemwrazpogodzilisia.Zgórki
diabeł z tyłu za Agrypicho piechoto
zszedł, a taki pokornińki, uszki po
sobie położył, jak jaki maminsynek
tuż przy spódnicy Agrypichy trzymał
sia.Agrypichawiedźmaważnajest-
zakończyła baba, a ja prysnęłam w
krzaki.

background image
background image

Kłopotliweskutki

znachorskiejedukacji

W moich stronach, w tamtych

latach,

kiedy

wędrowałam

z

Agrypichą, i później, wiara w
skuteczność odczynień i zamów była
bardzo silna i powszechna nie tylko
wśródwieśniaków,alenawetwśród
ludzi wykształconych, pochodzących
ze wsi. Kłopotliwe skutki tej wiary
odczułam po raz pierwszy, kiedy po

background image

piątym roku medycyny przyjechałam
na wakacje w nasze strony, do
kuzynostwa.

Pan

Antoni,

który

często

pomagał

memu

kuzynowi

w

gospodarstwie, dostał na twarzy
strasznej róży i przyszedł do mnie
prosićozamowę.

- Do lekarza jechać musicie -

powiedziałam - a nie jakieś tam
zamowy stosować. Kuzyn zaprzągł
konia i powiózł Antoniego do
doktora.

Doktor orzekł, że to jest

rzeczywiście róża i przepisał okłady

background image

z ichtiolu. Prawie dwa dni stosował
pan Antoni te okłady, ale róża dalej
się

rozszerzała.

Antoni

znowu

przyszedłdonas.Różazajęłajużpół
twarzy, która była spuchnięta tak, że
oczu

prawie

nie

było

widać.

Gorączka dochodziła do czterdziestu
stopni.PopatrzyłmamniepanAntoni
iwestchnął:

-Widaćjakiśżaldomniema.

- Trzeba natychmiast lekarza -

mówiędokuzyna.

Kuzyn konie założył i popędził

galopem,

przywożąc

wkrótce

background image

doktora, który obejrzał Antoniego,
niedotykając.Pokręciłtylkogłowąi
cichodokuzynamegoszepnął:

- Zła sprawa! Obawiam się, że

niewytrzyma.

A pan Antoni palcem na mnie

pokazujeimówi:

- Panienka z Agrypichą po

polach chodziła i wszystkiego jo
Agrypichauczyła.Każdytowie!Ina
pewno zamowa róży zna! Jakby
zamówiła,

pomogłoby,

bo

i

Agrypicha zawsze jak zamówiła, to
pomagało.

Widać,

co

panienka

biednemuczłowiekupomócniechce.

background image

Przykromisięzrobiło.
- Panie Antoni, cóż wy w takie

zabobony wierzycie? - próbowałam
tłumaczyć.

Ale

im

bardziej

przekonywałam

Antoniego,

tym

bardziej

domagał

się

zamowy.

Doktór przysłuchiwał się naszej
rozmowie i spytał, czy naprawdę
umiem

zamawiać

chorobę.

Potwierdziłam.

- Tu nie ma nic do stracenia,

niechpanizamawia.

Wzięłam więc trzy garście

żytniej mąki i trzy lniane czyściutkie
szmatki...izamówiłam.

background image

- Mąką tą, panie Antoni, twarz

okładajcie. Najpierw z tej pierwszej
łatki, potem z drugiej, a na ostatku z
tejtrzeciejbierzcie.

Widać było, że Antoni się

uspokoił.

Węzełki

z

mąką

ostrożniutko zawiązał, żeby i pyłku
nie uronić, i poszedł. Do wieczora
gorączkazaczęłaopadać,apotrzech
dniach po róży nie było i śladu. Czy
muzwykłażytniamąkapomogła,czy
wielka jego wiara, dość że pan
Antoniwyzdrowiał.

Po ukończeniu medycyny, będąc

na stażu, pracowałam w szpitalu

background image

niedalekostronrodzinnych.Pewnego
dnia

podczas

mojego

dyżuru

przywieziono

kobietę

zobfitym

krwotokiem z dróg rodnych. W
pierwszym

momencie

straciłam

głowę - nic dziwnego, był to
początek mojego szpitalnego stażu -
ale po chwili zaczęłam podawać
chorej środki hamujące krwawienie:
wapno, sangostop itd. Pomagała mi
przy tych zabiegach pielęgniarka
Mila. Jednocześnie wysłałam gońca
po

panią

ordynator,

specjalistę

ginekologa,

mieszkającą

obok

szpitala. Krew z chorej chlustała i

background image

zalewała podkład za podkładem. W
pewnymmomencieprzybiegłasiostra
dyżurna, prosząc, żebym natychmiast
przyszła na pierwszą salę, ponieważ
chora z drugiego łóżka straciła
przytomność.

Wybiegłam

z

opatrunkowej. Na szczęście okazało
się, że było to zwykłe omdlenie.
Kiedy wróciłam, krwawiąca kobieta
przyglądała mi się badawczo, w
końcuwyszeptałasłabymgłosem:

- Ja tak i od razu poznała, co

dochtorka Jadzia z naszych stron, ta
sama,cotozwiedźmoAgrypicho,za
przeproszeniem, chodziła. Nu i

background image

pewnie zamowa na wstrzymanie
krwotokuzna,boiAgrypichaznała,i
czemumniekrwiniezamówi?

- Co pani w takie zabobony

wierzy?!-ofuknęłamją.

Krew lała się jednak bez

przerwy pomimo robionych przeze
mnie

zastrzyków.

Chora

coraz

bardziej bladła, patrzyła na mnie z
wyrzutem,

a

ordynator

nie

nadchodziła.

Byłam

przerażona.

Nagleja,nieuznającażadnychguseł,
chwyciłamstojącynastolikukubekz
wodą, zapytałam kobietę o imię,
wymówiłam

to

jednozdaniowe,

background image

króciutkie

zaklęcie

przeciw

krwotokomipodająckobieciewodę,
powiedziałam:

-Pijcie,krewzarazstanie.
Irzeczywiście,krwotokustałw

okamgnieniu.

Podłożyłam

czyste

prześcieradło i stałam oszołomiona.
Wtem

wpadła

zadyszana

pani

ordynator:

-Gdzietakrwawiącakobieta?
Kiedy ją pokazałam, lekarka

spytałapodniesionymgłosem:

- A gdzie tu koleżanka widzi

krwotok?

-

Odchyliłam

górne

background image

prześcieradło, odsłaniając podkłady
przesiąknięte

krwią.

Ordynator

stanęła jak wryta. Patrzyła na mnie z
niedowierzaniem:

- Jak to? Taki krwotok sam tak

nagleustał?-dociekałanatarczywie.

- Dawałam zastrzyki, a poza

tym...-zająknęłamsię.

Lekarka,

doświadczony

ginekolog,

kręciła

głową

z

powątpiewaniem.Niewierzyła,żeby
podane środki mogły powstrzymać
tak nagle taki krwotok. Nogi ugięły
się pode mną, wykrztusiłam więc,
drżąc ze wstydu, że zamówiłam

background image

krwotok.

Pani

doktór

nic

nie

powiedziała, tylko dziwnie mi się
przyjrzała

i

zabrała

się

do

ekskochleacji.

Wkilkamiesięcypóźniej,kiedy

robiłam obchód, wpadł na salę
sanitariusz,

prosząc,

żebym

natychmiast

poszła

na

salę

operacyjną. Biegłam przekonana, że
wzywają mnie do asysty. Na stole
operacyjnym leżał biały jak papier
człowiek z przeciętą w poprzek
dłonią. Krew zalewała całe pole
operacyjne.

Lekarze

kocherami

usiłowali w tej tryskającej fontannie

background image

podłapaćnaczyniakrwionośne.

- Koleżanko - rozkazała pani

ordynator

-

proszę

natychmiast

zamówićkrwotok.

Stanęłam okropnie zażenowana,

nie wierząc własnym uszom: Jak to,
tu, na sali operacyjnej, w obecności
kilku

lekarzy,

personelu

pomocniczego i chorego, który to
słyszy? Co za wstyd! Ale ordynator
spoglądała na mnie groźnie znad
maski.

- Czy koleżanka nie widzi, co

się dzieje? - krzyknęła. Siostra Mila
podałamijakieśnaczyniezwodą.

background image

- Jak pan ma na imię? -

zapytałam.

-

Wincenty

-

wyszeptał

zbielałymiustami.

Wymówiłamzaklęcieipodałam

choremuwodę,mówiąc:

- Pijcie to na zatrzymanie

krwawienia.

Krew faktycznie natychmiast

przestała

tryskać.

Dyskretnie

wymknęłamsięzsalioperacyjnej.

Po

skończonym

zabiegu

podeszłamdopaniordynatorzlekką
wymówką:

- Przepraszam, ale jak pani

background image

doktór mogła tak publicznie prosić
mnieozamowę,przecieżtoprzesąd.

- Jeśli oni w to wierzą i to im

pomaga,

to

co

to

koleżance

przeszkadza?

-

odpowiedziała.

Myślałam, że na tym skończyły się
kłopotliwe

skutki

znachorskiej

edukacji. Wyjechałam z tamtych
stron. Od paru lat pracowałam w
Akademii Medycznej w Gdańsku na
chirurgii.Któregośdnia,adziałosię
to w 1946 roku, na moim dyżurze
wpadł na oddział jakiś chłop w
kożuchuikrzyczy:

-Dochtorapotrzebuja,dochtora!

background image

-

Jestem

lekarzem

-

przedstawiłamsię,aonnato:

-

Jab

dochtora

chciał.

Rozeźliłamsięimówię:

-Zarazwłożęportki.
- Ni gniewajcie sia, po ratunek

ja przyjechał dla Wićki, synka
mojego, co noga na ostra sztachetka
wsadził, a sztachetka podgniwszy
była, do połowy ułamawszy sia, w
żywymmięsiezostała.Niemoglimy
jej wyciągnąć. Krew okrutnie leji
sia.

Byli

my

noga

wierówko

przewiązawszy, ale bardzosz sinieć
zaczęła,tomusieliodpuścić.

background image

Zrobiło mi się miękko koło

serca, kiedy usłyszałam rodzimą
gwarę. Chłop przyglądał mi się
uważnie. W tym momencie ktoś z
oddziału zawołał mnie po nazwisku.
Chłop usłyszawszy je, aż w ręce
klasnął.

-TożdochtórkaJałgowszczynka

z naszych stron, ze wszystkim mało
zmieniła sia. Ja Józef, wasz sąsiad -
wymienił nazwę sąsiedniej wioski. -
Jak dziś pamiętam dochtórkę, jak
mała była i z naszo wiedźmo po
polachlatała.Dębinajawtedyuwas
nastodołaobrabiał.

background image

W

tym

momencie

jakiś

mężczyznawniósłnarękachchłopca.
Krew rzeczywiście lała się obficie
przezrozdartąnaudzienogawkę.

- Nu, tak może by dochtórka

szybcińko ta krew zamówiła -
szepnął. Młodziutka pielęgniarka,
stojąca obok mnie, zrobiła wielkie
oczy.

- Mamy lepsze sposoby od

zamowy - powiedziałam. - Proszę
natychmiast zawieźć chłopca na salę
operacyjną - zwróciłam się do
sanitariusza.

Tam

założyłam

opaskę

background image

Esmarcha na krwawiącą kończynę i
pod krótką narkozą rozcięłam ranę.
Po

wyciągnięciu

około

dwudziestopięcio-centymetrowego
kawałka

drewna

ranę

szeroko

oczyściłam i zaszyłam. Po kilku
dniach noga zaczęła się ładnie goić.
A ja i moja rodzina z rodziną pana
Józefazaprzyjaźniliśmysiępóźniej.

background image

Róża,czerwony

kolorikumpiaczek

Wczoraj koleżanka dyżurna ze

szpitala zakaźnego, gdzie teraz już
trzeci

tydzień

leżę

jako

rekonwalescentka

po

ciężko

przebytej włośnicy, przyszła mnie
odwiedzić. Pogadałyśmy o tym i o
owym, pytam, jak przebiega dyżur, a
ona mówi, że przed chwilą przyjęła
naoddziałchoregozróżą.

background image

-

Trzeba

zamówić

-

zażartowałam i przypomniał mi się
przypadek sprzed z górą dwudziestu
jeden laty, który ilustrował nie tylko
wiarę w skuteczność zamowy przy
róży,aleiwtajemniczewłaściwości
czerwonego koloru. Opowiedziałam
otymkoleżance.

Zgłosił

się

wtedy

do

ambulatorium Kliniki Chirurgicznej
Akademii Medycznej w Gdańsku
chory pochodzący spod Smorgoń, z
obrzękiem

i

zaczerwienieniem

podudzia. Ponieważ obrzęk był
bardzo rozległy, obejmował też staw

background image

skokowy,zzaognionąipodminowaną
skórą, poprosiłam na konsultację
świeżo przybyłego z Wilna docenta
Kieturakisa.

-Wedługmnietoróża.
- Tak, koleżanko, to jest bardzo

brzydka róża, ale mamy na szczęście
prontosil,

koleżanka

da

jeden

zastrzyk, a w domu niech chory
przyjmujeposześćtabletekdziennie.
Proszę też dać kilka ampułek tego
leku, niech smaruje tym roztworem
zajętąskórę.

Słyszącto,chłopstwierdził:
- To ja już przepadł, bo nie ma

background image

inszego lekarstwa od róży jak
zamowa, a gdzież ja jej szukać
będa?! Nie gniewajci sia, ale wy,
dochtory, róży leczyć nie umiecie. I
takwiem,cożadnewaszetabletkiani
smarowania ni pomogo. Wszystko to
przez te czortowskie komary, co ich
tu nad rzeko pełno, a u nas i na
zawodichbynieznalazł.

Docent

Kieturakis,

odwróciwszy się w moją stronę,
mrugnął z łobuzerskim uśmiechem i
najczystszą

podwileńską

gwarą

przemówiłdochorego:

- Dziadźka pewnie jeszcze nie

background image

słyszał, co my nowe, czerwone,
specjalneodróżylekarstwomamy:i
czerwone zastrzyki, i czerwone
tabletki. Ot, dochtórka zaraz wam
jedenzastrzykwstrzyknie,adodomu
dostaniecie

tych

czerwonych

tabletków,trzyrazynadzieńpodwie
ich

łykać

trzeba,

na

wschód

odwróciwszysia.Izakużdymrazem
całymkubkiemzimnejwodypopijać.
- Koleżanka da mu ze trzydzieści
tabletek i sześć-siedem ampułek
prontosilu - powiedział do mnie.
Zwróciwszy się zaś do chorego,
udzielał mu dalszych wskazówek: -

background image

O, a te zastrzyki, co dzień jeden,
szyjka odpiłowawszy, do kieliszka
wleisz i trzy razy na dzień, watka
pomoczywszy w tym czerwonym
lekarstwie, chora miejsca smarować
będziesz. Pierwszy raz rano, przed
wschodem słońca, drugi raz w
południe, równo o dwunastej, i
wieczorem zaraz po zachodzie...
Koleżanko,któragodzina?-spytał.

- Za kwadrans dwunasta -

odpowiedziałam.

- Proszę pośpieszyć się, bo

pędzlowanie tym czerwonym płynem
musi być dokładnie o dwunastej -

background image

powiedział, mrugnąwszy do mnie
porozumiewawczo. - Aha, i jeszcze
dobrze by było, żeb róża zawijać
czystymlnianympłótnem,ot,możeod
starej koszuli podołek oderwawszy.
Macie lniane koszuli (chłop właśnie
takąmiałnasobie)?

- A jakże, panoczku, toż my

tylkowlniechodzim.

Chłop wyraźnie się uspokoił, a

pandocentdodałjeszcze:

-Jaklnianejczystejkoszulidziś

w chacie ni będzi, to niech wasza
baba stara koszula ci tam lniane
onuczki w wodzie z ługiem wygotuji

background image

i dobrze wypłukawszy, na słońcu
wysuszy, a na dzisiejsza wieczorna
przewiązkadochtórkawamgazydai
tych wacików, co nimi umoczywszy
w

lekarstwo,

smarować

noga

będziecie. Dziadźka, a na szósty
dzieńpokażciesianam!-rozkazał.

Chory

uspokojony

odszedł.

Docent

spotkawszy

mnie

na

korytarzu,śmiałsięserdecznie:

-

Musiałem

komedię

odstawić, boby chłop ani prontosilu
nie łykał, ani pędzlowania nie robił,
tylkobyznachoraszukał,atobardzo
niebezpieczna,dalekozaawansowana

background image

róża. Koleżanka wie, czemu tak
podkreślałem, że lekarstwo jest
czerwone?

- Jak bym mogła nie wiedzieć?

Przecieżwnaszychstronachwszyscy
wierzą, że kolor czerwony ma w
sobie tajemniczą siłę i od uroków
chroni, dlatego niemowlętom na
przegubach lub na szyi nitkę z
czerwonej

wełny

zawiązują,

a

niektórechorobydymemzczerwonej
palącej się łatki wypędzają, chorego
okadzając.

Po pięciu dniach, jak kazano,

pojawiłsięchorywambulatorium.

background image

- Nu, jak tam, dziadźka,

pomogło?

-

spytał

docent,

przyszedłszy.

-

Oj,

pomogło,

panoczku,

jeszcze jak pomogło, już na drugi
dzieńpalzeszedł.

- Nu, widzisz, że mamy dobre

lekarstwa.

-Dochtor,niepogniewajciesia,

ja za wdzięczność kumpiaczek wam
przywiózł,

bo

my

niedawno

parsiuczkabylizabiwszy.

Docentniemrugnąłnawetokiem

na te formę wdzięczności, tylko
spytał:

background image

-Adziecimacie?
- Mam, Pan Bóg dzieci nie

poskąpił,sześcioroichmam.

- Nu, tak my od was ta

wdzięczność bierzym, a kumpiaczek
od nas w prezencie swoim dzieciom
zawieziesz.

- Znaczy sia, pogardzacie mojo

wdzięcznościo. Pan docent nagle
zmieniłton:

- Jak mówie, że wdzięczność

przyjmujemy, to znaczy przyjmujemy,
a co do tego ma ten kumpiaczek!
Dzieciommaszjegozawieźć-huknął
nachoregoiodszedł.

background image

Chłopzapotylicąposkrobałsię

imówi:

- Widać, co z naszych stron ten

dobry dochtór jest i mowa nasza, i
obyczajizna,awisz,kumpiaczkatak
iniewzioł.

background image

Holenderkai

wątrobowapuchlina

wodna

Agrypichawiedźmaważnajesti

znachorka nie byle jaka, nie tylko
ludzkiechorobyleczyćumie,aleina
żywioleznasia...

Pamiętam, kiedyś wzdęło nam

krowę, bo objadła się mokrej
koniczyny. Oj Lońka, Lońka, czemuś
ty jej nie upilnował! Taka krowa!

background image

Czystej krwi holenderka, czarno-
biała, łaciata. Piękna krowa. Całe
wiadro mleka na jeden udój dawała.
Teraz zimować bez mleka nam
przyjdzie,

zanim

jałówka

się

wycieli...

-

Prędko,

prędko

do

weterynarza!

Może

jeszcze

uratuje? - ponaglała mama, która
przybiegłazpola.

Konia zaprzęgli i pojechali

najszybciej, jak mogli. Wkrótce
przywieźli weterynarza, który głową
pokręcił,

zobaczywszy

krowę.

Rękawy zakasał, język holenderce

background image

wyciągnął

i

narzędzia

swoje

rozłożył.Rurkężelaznąwyjąłiprzez
skórę dziury w brzuchu przebijać
zaczął.Krowatylkożałośniestękała.
Jej brzuch robił się coraz większy.
Holenderkapatrzyłananassmutnymi
oczamiijęczała,jakbyocośprosiła.

- Pani, może by Agrypichu

poprosić?-ktośszepnąłnieśmiało.

Alemamawidaćniedosłyszała.

Krowa jakby ścichła, kiedy padło
imięAgrypichy-

biedaczka,

pewnie

na

nią

czekała. Mało wiele czasu nie
minęło, krowa oczy przewróciła,

background image

język wysunęła i zaczęła zdychać.
Nawet jej nie dorżnęli. Taka krowa!
Holenderkaczystejkrwi!

Stary

Waluk,

nasz

sąsiad,

mruczałpodnosem:

- Nie trzeba to było Agrypichu

poprosić,zamiasttegoheterynarza,ci
jak jemu tam? Co taki heterynarz na
krowach może znać sia? Młode to,
jemu tylko co mleko spod nosa
wyschło. Agrypicha to ze wszystkim
co inszego. U Wasilichy też krowa
byka wzdęwszy sia. I co? Po
Agrypichu polecieli, wraz przyszła,
denko od butelki odpaliła, prawie

background image

całe butelka szyjko do dupy krowie
włożyła i zaraz gazy po trochu
odchodzić zaczęli. Ziela, co jego w
torbie ze sobo przyniosła, zaparzyli,
dogardłakrowiewleli,brzuchwraz
opadaćzaczoł.Zdrugiejtorbyzetrzy
żmieni korzeni dosypała, zagotowali
i do pyska krowie wleli. Jak nie
popędzi krowu, aż butelka, co w
dupiesiedziała,zhukiemwystrzeliła.
I tylko patrzeć, jak krowa na nogi
stanęła. Zna sia Agrypicha na
żywiole, oj, zna sia. A wy co? Po
heterynarza posłali, ot, i macie
swojego heterynarza. Taka krowa

background image

stracić! Znowu postna bulba na tym
swoimfolwarkujeśćbędziecie.

Waluk

miał

rację.

Przez

pierwszą zimę, kiedy jeszcze nie
mieliśmy krowy, jedliśmy tylko
ziemniakizolejemlnianym,amniez
litości Agata ze wsi przynosiła pół
litra mleka. „Niech pije, taka
chudzińka,

biedna

sierotka”

-

mówiła.

- Jakie to były zioła? -

dopytywałamsię.-Niewiecie?

- A chto by tam wiedział, dość,

copomogli.

Zapamiętałam

sobie

słowa

background image

starego Waluka i kiedyś, kiedy już
dobrze

poznałam

Agrypichę,

spytałamjąoto:

- Ciotko, jakie zioła od odęcia

krowiedajecie?

-Aróżne.
- Ale jakie? Powiedzcie mi,

jeślitoniesekret.

- A sekret, sekret. Ty przecież

ludzi

leczyć

zamyśliła,

a

nie

żywioła...

-Takajestemciekawa,ciotko.
Agrypichajednakmilczałaprzez

dłuższąchwilę.

- Żywioła żywiole nirówna,

background image

odęcie odęciu nirówne, jak ni
przymierzając u człowieka puchlina
wodna puchlinie wodnej nirówna.
Zioła na puchlina musisz znać, a nie
tam, co żywiole dawać, bo nie ma
takiej puchliny wodnej u człowieka,
której ziołami ni wysuszysz. A
wiedzieć tobie trzeba, że różne
bywają puchliny: jedne od nerek,
drugie od serca, trzecie od wątroby.
Każda

puchlina

innych

ziół

potrzebuji, każda innymi trawkami
leczy sia. Ni jedno ziele dawać
trzeba, ale kilka ze sobo mieszać: i
korzonki,itrawki,ikwiatki,czasemi

background image

jagódek dodać przychodzi sia... Od
wątrobowej puchliny korzeń mlecza,
czyli mniszka, co to na niego
„panieńska stałość” mówio, on jest
najważniejszy.Znaszmniszek?

- Ciotko, jak bym mogła go nie

znać, kiedy my przez całą wiosnę i
lato sałatki z mniszka jemy. Mama
nakrywa wywróconymi doniczkami
kępki mniszka, wtedy liście są
miękkie i niegorzkie. Ten przepis
przywiozła moja ciocia z Paryża,
gdzieuczyłasięnalekarza.

- Nu, dobrze, jedzim dalej.

Drugie ważne lekarstwo to korzonki

background image

bzuczarnego.

-Ciotko-znowuwpadłamjejw

słowo - jak to „czarnego”? Nigdy
takiego nie widziałam. Bez jest
liliowyibiały.

- Bez czarny od jego czarnych

jagódek, jak dojrzejo, nazwanie
swojebierze.Jagódkiteodwrzodów
w kiszkach dobre, a kwiat do
mieszanek od przeziębienia wchodzi
i u dziciatak, jak majo choroba
wysypkowa, wysypka szybcińko na
wierzch wyciągajo. Drobne korzonki
bzu czarnego wielko moc w sobie
majo, woda wraz z człowieka

background image

wyrzucajo,

dlatego

ich

przy

wszystkich puchlinach daji sia, do
tego jagódki jarzębiny i łupinki
fasolowe, i świętojańskie ziele, i
kurdybenedykta, i ziele nawłotki, i
krwawniczku

szczypteczka,

i

kwiatków

nagietka,

ale

tych

czerwonawych, jak jarzębinka, bo te
bladetejmocynimajo.Jakprzytym
kiszkileniwe,tokorzeniaarcydzięgla
kryszku i dziewiaćsiłu dorzucić, i
kwiatków jarzębiny, a u starego to i
korzonków pokrzywy. To my już ich
mamytrzynaście.Nu,przepowiadaj.

Noipowtarzałam,jakieziołana

background image

puchlinę wodną wątrobową trzeba
dawać,ojakiejporzezbierać,jakje
suszyćiwjakiejproporcjimieszać.

- Ni w czas zbierzesz, ni

pomogo, źle zmieszasz, mała moc
miećbędo-pouczałaAgrypicha.

Tegodniapokazałamiteżzioła

od odęcia krowy, ale teraz już nie
pamiętam.Nigdybowiemniemiałam
okazjiichwypróbować.

background image

Puchlinanerkowai

świeżytwaróg

Nazajutrz, zaledwie spotkałam

Agrypichę,ajużzacząłsięegzamin.

- Nu, zobaczym, ci szczelna

główkamasz.

Kiedyzaśwyliczyłamwszystkie

trzynaście

ziół,

które

należało

stosowaćprzypuchliniewątrobowej,
dopowiedziała, co należy dodać do
nichprzyzatwardzeniu:

background image

- Do wątrobowych ziół kory

kruszyny kryszku można dodać i do
smakuzłyżeczkamiodkuzmlecza.

- Ciotko, a jak odróżnić

puchlinę wodną wątrobową od
nerkowej?

-

Przy

puchlinie

wodnej

wątrobowej

od

chorego

czuć

nieprzyjemny, zgniły zapach i woda
w nim najwięcej w brzuchu zbiera
sia, a przy nerkowej rozlewa sia po
całym ciele. Nerkowa puchlina
wodna jest biała, to chory biała
strawa jeść musi, białe gotowane
białko z jaj kurzych i biały twarog

background image

trzy razy na dzień po pół klinka. Bo
musowotobiewiedzieć,cotwarogto
też lekarstwo. Przy zapaleniu płuc
twarogiem człowieka okłada sia,
wraz ona zapalenie odciąga. Z ziół
najważniejsze:

powituszka,

czyli

świńska

trawa

(rdest

ptasi),

kukurydziane

włosy;

(pamiętaj:

włosy kukurydzy trzeba zbierać
przedtem, czym sczarniejo, jak tylko
troszka podsychać zaczynajo, i w
przewiewnym

miejscu

suszyć),

młode listki brzozowe i musowo
korzonki bzu czarnego, a też młode
listki czarnej porzeczki, korzonki

background image

pietruszki i kryszku jałowcowych
jagodek,

niedźwiedzie

uszko

i

połonicznik

w

cieniu

suszony,

fasolowe łupinki i świętojańskie
ziele,ikorzonkiwilżynykolącej,tej,
co u was z boku dębowego lasu
rośnie,ikwiatuwasilków.Tojużich
mamy znowu trzynaście. - Nu,
przepowiadaj.

Powtarzałam więc kilka razy,

zanim przeszłyśmy do puchliny
wodnejsercowej.

-

Przy

sercowej

puchlinie

najważniejszy jest spokój, cob ni
było swarów w chacie. Chory musi

background image

leżeć i złe powietrze z chaty trzeba
często wypuszczać. A w leczeniu
najpierwsze jest starte na proszek
ziele z dwunastu naparsteczków z
cukrem

zmieszane

i

wywarem

kartoflanymzapijane.Totaksamojak
my już kiedyś mówili przy sercu, co
na lewo chodzi. Herbata zaparzyć z
włoskówkukurydzy,zzielanawłotki,
zserdecznika,korzenipokrzywy,bzu
czarnego i pimpinelki, ale wody ze
wszystkim nidużo do tego dawać.
Inaczej,

czym

przy

inszych

puchlinach.

Kapelkami

popijać

nastojka sercowa z kwiatów drzewa

background image

cierniowego (głogu), dzwoneczków
konwaliowych, kwiatków lilii białej
i

z

korzonka

walerianki.

Nu,

spamiętałaty?

Kiwnęłam głową, że tak, w

myślach powtarzając wszystko od
nowa.Naodchodnymdodałam:

- Ciotka wie, że u nas w lesie

drzewa spuszczają, bo stodołę będą
budować. Tak mi tych drzew
szkoda...

Ale Agrypicha nic na to nie

odpowiedziałaioddaliłasięwolnym
krokiemwstronęlasu...

background image

Drzewa,drzewa,

drzewa

Przyjacielemojegodzieciństwa.

Smukłe stare brzozy koło sadzawki,
naktórychwzimiesiadałycałestada
cietrzewi. Wiosną z ich dorodnych
pni toczono beczki orzeźwiającego
soku, a latem ścinano dolne gałązki
na

liściaste

miotełki,

zwane

wienikami,którymicosobotajakrok
okrągły chłostano się w parze w

background image

ruskiej łaźni, stojącej nad brzegiem
sadzawki. W pobliżu rosło kilka
wierzb. Korę z ich młodych gałęzi
zdzierano i suszono na lekarstwo od
łamania

w

kościach,

czasem

dodawano

też

do

ziół

na

przeziębienie.Zgałęzizaśwyplatano
piękne

koszyki.

Nad

sadzawką

wieczorem słychać było kumkający
żabi koncert na zmianę z orkiestrą
pasikoników. Sadzawka pachniała
tatarakiem-najegozielonychpędach
pieczono

co

sobota

smaczny,

pachnący, razowy chleb. Na Zielone
Świątki zaś pokrajanym tatarakiem

background image

posypywano podłogi. Jego kłącza
oczyszczano i suszono na lekarstwo.
Agrypicha mówiła, że korzeń ajeru,
czylitataraku,leczywrzodyżołądka.
Poza tym wchodził w skład wielu
mieszanek, między innymi dodawano
godoziółnawzmocnieniewłosów.

Powierzchnia sadzawki była

zaciągniętazielonąrzęsą,którątakże
suszyło się na lekarstwo od astmy i
podawało razem z kwiatem malwy i
dziewanny oraz babki wąskolistnej,
czylipłucnej.

Dalej rosły rozłożyste stare

dębytakpotężne,żeKaziuk,Pawluki

background image

ja, wziąwszy się za ręce, nie
mogliśmy ich objąć. Koło domu
królowała wysoka jarzębina. Z jej
owoców robiłam sobie korale, a
mama gotowała konfitury, powidła
jabłkowo-jarzębinowe

do

mięs,

robiławinoisuszyłajeteżwpiecu.
Przygotowanietychprzetworówbyło
bardzo pracochłonne. Każda jagoda
przedtem musiała być nakłuta igłą i
całą dobę moczona w krynicznej
wodzie.WedługAgrypichy,jarzębina
podawanaczłowiekowipotrzyłyżki
dziennie, zapobiegała chwianiu się
zdrowych zębów i rozpulchnianiu

background image

dziąseł, czyli, jak to my lekarze
nazywamy,przyzębicy.

Wkoło

chaty

pełno

było

zdziczałych wiśni. Sączący się z
nadpękniętej kory sok, zastygły w
lepkigumiastyklej,byłprzysmakiem
mojego dzieciństwa. Wiśnia to nie
jesttakiesobiezwyczajnedrzewo,to
jest

drzewo

czarodziejskie.

Rozdwojone na końcu jak widełki
gałązki służą jako różdżki do
wykrywania wody głębinowej. Jak
dziś pamiętam, kiedy miano kopać
studnię, wybrano na chybił trafił
miejsce,

kopano

i

wbijano

background image

cembrowiny. Wbito aż dwadzieścia
dwie, a wody ani śladu. Jakoś
pojawiłsięunasstaryWincuk.

-

Trzeba

było

zawołać

różdżkarza, toby od razu pokazał,
gdzie należy kopać - powiedział
mamie.

Mamawżadnychróżdżkarzynie

wierzyła, ale pan Wincenty nalegał,
więcmachnęłaręką.

-Niechbędzie.
Przyszedł różdżkarz, wyciął z

wiśni rozwidloną gałązkę i zaczął
chodzić

po

naszym

wzgórzu,

trzymając ją za oba rozwidlone

background image

końce.Alegałązkaanidrgnęła.

- Zła sprawa - kręcił głową

różdżkarz, aż raptem wolny koniec
różdżki skłonił się ku ziemi. - Jest -
zawołał-alewidaćbardzogłęboko,
bosłabociągnie.

- Dlaczego różdżka musi być

konieczniezwiśni?-pytałam.

-Bowiśniaikrynicznagłęboka

woda to dwie siostrzyce, choć
rozłączone, toskujo za sobo i do
siebie ciągno, ale ni w kużdych
ręcachwiśniachodzi-dodał.

Jak zwykle musiałam od razu

spróbować, czy to prawda. Wzięłam

background image

więc różdżkę, która rzeczywiście w
miejscu,gdziemiałabyćwoda,nagle
drgnęłaiwolnymkońcemprzechyliła
się gwałtownie ku dołowi, jakby
pociągnąłjąktośżywy.

- Zdatne masz ręce, dziecko -

powiedział różdżkarz. Byłam z tego
ogromniedumna.

Tak,

wiśnia

to

tajemnicze

drzewo. Sok lub konfitury z jej
owoców, jak mówiła Agrypicha,
miałybyćzdrowedlatrzustki.Apiec
wiśniowym drzewem napalony na
wielkanocne baby nadawał ciastu
specjalnysmak.

background image

Od wschodniej strony nasza

chata była osłonięta kasztanowcami,
które na wiosnę rozświetlały ten kąt
ogrodu

jakby

białoróżowymi,

pachnącymi

lichtarzami.

Zawsze

wtedy przypominały mi się nauki
Agrypichy:

-Kwiatkasztanuzbieraćtrzeba,

jak tylko zakwitni, i szybko w
przewiewnym miejscu suszyć, żeb ni
sczerniał, ale nie na słońcu. Można
od razu i nastojka z niego na wódce
lubnapierwszymadhoniesamogonki
robić. To od żylaków lekarstwo. Z
tasznikiem

pomieszawszy,

na

background image

krwotoki babskie i na krwawienia z
kiszkiodchodowejteżjestpomocny.

Jesienią kasztanowce grzały

ręce brązowymi kasztanami, jakże
pożądanymi przez wszystkie dzieci.
Nosiłosięjewkieszeniachnietylko
jakozabawkiudającekrowy,owcei
konie, ale także, jak mówiono, od
łamania kości na starość. Agrypicha
zawszemiałakasztanywkieszeniach
swojej fałdziastej spódnicy. Kiedy
zaś

przyszedł

okres

wielkiej

dziecięcej pobożności, kładło się je
podprześcieradłoispałonanichdla
umartwienia.

background image

-Liściekasztanateżlekarstwo-

mówiła Agrypicha. - Kiedy kolana u
kogo bolo i kręco, trzeba świeżych
liści kasztana nazbierać, owocowym
octem skropić, do pieca w brytfance
postawić, żeb podprzeli, i tymi
ciepłymi liśćmi kolana na pół
godzinkinanocobłożyć,powierzchu
chustko wełniano zawinąwszy, wraz
łamać przestano. A jak woda w
kolanach zbiera sia, trzeba okładać
świeżo potłuczono kapusto. Woda
zarazwyschnie.

Za kasztanami rosły sosny.

Wczesną wiosną z młodych drzew

background image

zbierano ich pędy i zalewano
miodem

lub

wódką.

To

było

najlepszelekarstwonachorobypłuc.
Napar

z

suszonych

pędów,

przechowywanych

w

szczelnie

zamkniętych

szklanych

słoikach,

wlewano do kąpieli. Woda wtedy
miałabardzoprzyjemnyzapach.

Naddrogąrosłyrozłożystedęby

ze zwisającymi nisko konarami.
Przejeżdżając pod nimi na wozie z
sianem, trzeba było kłaść się na
płask, żeby nie być zmiecionym na
ziemię. Od frontu chaty i nieco na
prawo

rozpościerał

się

krąg

background image

dziwnych krzewów, które na wiosnę
odrastały na nowo. Miały one liście
podobnedoliścijarzębinyczyakacji
i kwitły niebieskofioletowo, a ich
owoce

przypominały

małe

poskręcane strączki. Krzew ten był
przywieziony dawno, dawno temu z
Kaukazu. Korzenie miał długie i
mama na jesieni kazała niektóre z
nich

wykopywać.

Okorowane,

pokrajane i wysuszone w piecu
dodawała do ziół przy męczącym
kaszlu. Miały one nieprzyjemny,
mdlącosłodkismak.Dziśmyślę,żeto
byłalukrecja.

background image

Trochę dalej za tymi krzewami

rósł kwaśny berberys i agrest z
ogromnymi owocami jak śliwki oraz
czarodziejski

krzew,

zwany

oblepichą, od żółtych jagód, którymi
były oblepione gałązki. Dlaczego
czarodziejski? Po pierwsze, był
nietutejszy,

przywieziony

jeszcze

przezbabcięznadMorzaBiałego,po
drugie zaś, zawierał w sobie wiele
leczniczych właściwości. Podobno
sokzjegojagódnietylkomiałleczyć
zapalenie nerek, przebiegające ze
skąpomoczem i krwinkomoczem, ale
również

szkorbut,

krzywicę

i

background image

skrofuły. Wywar z jego gałązek miał
zapobiegać łysieniu. U nas w domu
ucierano jagody oblepichy z cukrem
na galaretkę, którą potem dodawało
się do herbaty zamiast cytryny.
(Kiedy przyjechałam na Wybrzeże,
zobaczyłam

mnóstwo

tych

czarodziejskich

krzewów

i

dowiedziałamsię,żetorokitnik.)

Nie opodal siedziała stara,

ogromna grusza dziczka, obsypana
drobnymi cierpkimi owocami. Las
byłtuż,tuż...

Drzewa, drzewa, drzewa - moi

przyjaciele. Wydawało mi się, że to

background image

są żywe istoty. Teraz, kiedy waliły
się z łoskotem drzewa olbrzymy,
ścinane na budującą się stodołę,
miałam

wrażenie,

że

ludzie

popełniają morderstwo. Chociaż nie
pozwalanomizbliżaćsiędowyrębu,
zakradałam się blisko ścinanych
dębów i opłakiwałam każde walące
się z jękiem drzewo. Któregoś dnia
przyłapała mnie na tym opłakiwaniu
Agrypicha. Ona też kochała drzewa,
podobnie jak pan Wincenty, gajowy,
który szczególnie lubił dęby. Był to
człowiekwielkiejuczciwości.Kiedy
w czasie okupacji byłam w naszych

background image

stronach,dowiedziałamsię,żenadal
dwarazydziennierobiłobchódlasu,
chociaż mu nikt za to nie płacił.
Chodził i liczył dęby, które wycinał,
kto

chciał

i

kiedy

chciał.

Zobaczywszy

mnie

wtedy,

powiedział:

- Ci panienaczka powierzy, co

już tylko zostało sia szesnaście
dębów, a leszczyna ze wszystkim
wymarzła,jużnietenlas,nieten.

Teraz gajowy kręcił się w

pobliżuwyrębuimówiłdosiebie:

-Takiedęby,oj,takiedęby!
Agrypicha odciągnęła mnie od

background image

wyrębu, obiecując opowieści o
drzewach.

Poszłyśmy w górę lasu. Las był

mieszany, gęsto podszyty leszczyną,
miejscami

maliniakiem.

Na

słonecznych polanach rosły bujne,
słodkiepoziomkiikościanki.

- Drzewa Pan Bóg stworzył ni

tylkonapocieszenienaszychoczówi
na mieszkanie dla ptuszków i
pszczół, ale i na pożytek człowieku;
oni swoim ciałem i koro, i liśćmi, i
kwiatkami,isokamiczłowiekusłużo.
Dlatego nie trzeba nad drzewami
płakać, te spiłujo, a zaraz młode

background image

wyrosno-mówiłaAgrypicha.

-Ciotko,aleilelattrzeba,żeby

takiedębywyrosły?

-Latalecoszybko,nioglądnisz

sia, a już roczek jeden, drugi i
dziesiąty zleci, i ty zaraz w górę
wystrzelisz

jak

heta

maładaja

biarozka - uśmiechnęła się. - Młoda
brzózka-poprawiłasiępopolsku.

Przechodziłyśmy

koło

dość

dużej polany, która wyglądała tak,
jakby tam kiedyś stały zabudowania,
teraz zaś rosły dwie stare lipy,
wysoki kasztanowiec, a między nimi
kilka młodych brzózek i krzak

background image

leszczyny,opodalzaśmaliniak.

Usiadłyśmy

na

zwalonym

drzewie pod jedną z lip. Nad nami
brzęczałrójleśnychpszczół.

- Nu, ot, a widzisz, brzózki.

Dobre to drzewka, z młodych
pączków, jak i z pączków naszej
szerokiej topoli, nastojka na wódce
na gojenie ran robi sia. Zaleisz nio
skaleczenie, wraz zgoi sia, nigdy sia
nie zaogni. Listki młode od nerek
lekarstwo. Z kwiatem wasilków,
kwiatem jarzębiny, niedźwiedzim
uszkiem i powituszko, czyli świńsko
trawo, pomieszane daji sia. Sok

background image

wiosennykrewczyści.

- Ciotko, ale sok klonowy

smaczniejszy,bosłodszy.

-Nieprzerywaj,tylkospamiętuj

- skarciła mnie Agrypicha. - Huba
brzozowa

od

północnej

strony

rosnąca od złośliwych narośli, co w
człowieku

powstajo,

lekarstwo.

Brzozadobredlaczłowiekadrzewo,
ale trocha rozbójnikowate, jak jo
między inne drzewa wpuścisz, wraz
niedługo wszędzie rozsieji sia i cały
lasdlasiebieprzechwyci.

Agrypicha zamyśliła się przez

chwilę,patrzącgdzieśwdal.

background image

- I ludzi takie bywajo, choć i

dobre,alewszystkopodsiebietylko
garno-powiedziałajakośtaksmutno
i znowu wróciła do przerwanej
opowieści. - A, ot, widzisz, lipa
takoż dobre drzewo. Kwiat jej, to
kużdenjedenwie,odprzeziębieniaz
kwiatem bzu czarnego i z malinami
daji sia, a w zimie, kiedy jagód nie
ma,toimaliniakumożnanaparzyć.Z
młodej lipowej kory, z wewnętrznej
skóry,znaczysiazłyka,najzdrowsza
letniaobuwrobisia,coodniejnogi
niepotniejoiniemęczosia.Tonasze
lipowe łapci - pokazała na swoje

background image

nogi. - Z drzewa koryta i stupni
robio, a jak co poniektóry człowiek
w

rękach

zdolność

ma,

jak

Wincukowy Piećka, i mój ojciec,
mówiłababka,cotakazdolnośćmiał,
to różności tam wydłubuji. Widziała
ty, co świętego Józefa i Najświętsza
Panienka Piećka z tego drzewa
wydołbił?

- Tak, byłam u nich kiedyś z

mamą i dostałam od Piećki psa
wyrzeźbionegozlipy.

-Nu,aotleszczyna,dużojejtu

rośnie. Orzechi leśne ona daji, od
nich rozum u człowieka wzmacnia

background image

sia,

jak

od

słonecznikowych

siemiaczak. Może i ty przez to
szczelna główka masz, co ciągle te
orzechi podgryzasz, ale oni też i na
insza choroba lekarstwo. Kiedy
człowiek pod łyżeczko, o tu -
pokazała na nadbrzusze - ma nocne i
głodowe bóli, niech przed snem,
dobrze

rozmieliwszy

zębami,

trzynaście orzechów leśnych zje,
bólów ni będzi. Te bóle nocne
dlatego człowieka rano lub w nocy
łapio, bo u poniektórych kiszki same
siebiezjadajoirankirobio,aorzech
długo przetrawia sia, to i nie

background image

dopuszcza, żeb kiszki same siebie
smoktali. Ale oprócz orzechów w
ciągu

dnia

na

gojenie

tych

kiszkowych ranek ziele żołądkowe
trzeba popijać, przed jedzeniem
wywar z siemienia lnianego z
korzonkamiperzuikorzeniamiajeru,
a też i powidłami z bzu czarnego po
jedzeniu

zakonsywać.

Do

tych

powidełcukrubardzomałodajisia...
A o dębach my i nie mówili.
Wiadomo, co to drzewa mocne i
twarde, na zabudowania najlepiej
zdatne: z jego też wyrabia sia
ceberki,

dojnicy,

beczki

do

background image

kwaszenia

kapusty

i

ogórków.

Żołędzinapokarmdlaświńdajisia,
apomoczywszyichprzezdwienocyi
wysuszywszy,

kawa

smaczna

wypraża sia. W młodej korze z
korzeniem

kurzego

ziela

pomieszanym nogi, kiedy potniejo,
moczyćmożna.Ikiedyzodchodowej
kiszkipokrwawia,tozetrzyłyżkitej
kory, z korzeniem kurzego ziela
pomieszawszy,zaparzyćinaceberek
wody nie za ciepłej wlawszy,
posiedzieć w tym wywarze. Choć
skóra na dupie żółta zrobi sia, ale
krwawieniesiawstrzyma.Liścidębu

background image

do kwaszonych ogórków dodaji sia,
żebtwardośćmieli.Jeszczeojednym
ważnym lekarstwie musza tobie
powiedzieć, a to o chmielu, choć
jego tu w lesie nie ma, tylko u nas
nadrzeczkoonrośni,oplatającsiana
innychkrzakach.

- Wiem, ciotko, kiedyś moja

klaczka Lady spłoszyła się i w
chmiel nad rzeczkę poniosła; całe
ramiona miałam przez to do krwi
podrapane.

- To dobrze, znaczy sia, chmiel

znasz. Widziała ty, on ma takie
szyszeczki?

background image

-Tak,widziałam,ciotko.
- Nu, tak w tych szyszeczkach

jest lekarstwo. Kiedy rodzi sia
dziciataczkokrzykliwe,niecierpliwe,
niespokojne, abo chłopiec, swoim
przyrodzeniem zabawiać sia lubiący,
tychszyszeczek,naparzywszy,dawać
trzeba. Można i mąka chmielowa z
szyszek zbierana dać, ale tej nidużo,
ot,nakoniecnożatrzyrazynadzieńz
miodem

zamieszawszy.

Mąka

chmielowa

bardzo

nieprzyjemny

zapach ma, ale dobre to lekarstwo.
Dlaludzi,uktórychnerwychodzo,z
zadusznikiem, korzeniem waleriany i

background image

krwawnika

pomieszawszy

te

szyszeczki, zaparzywszy, przez parę
tygodni dawać, nerwy wraz na
miejsce stano. Ale na koniec chce
tobie powiedzieć, żeb ty wiedziała,
co drzewa z siebie na człowieka
różne siły wypuszczajo: i dobre, i
złe. Jedne człowieka zasilajo, insze
osłabiajo. Brzoza, kasztan, dąb, lipa
człowieka

zasilajo,

a

sosna

powietrze dla płuców oczyszcza, ale
olcha,osinaizamorskatopola,copo
pańskich

dworach

jo

sadzo,

niezdrowe

to

drzewa.

W

szczególności topola, choć wysoka i

background image

od pioruna ochrania, soki w siebie z
pół wiorsty ściąga, a sama szybko
rośnie i z ludzi soki ciągnie. Lepiej
bypanybrzozykołoswoichpałaców
sadzili. Nu, na dziś dosić -
zdecydowała nagle Agrypicha. -
Terazlećjużdochaty!

-

Dziękuję,

ciotko!

Do

widzenia!

background image

Niedokończona

edukacja

Agrypicha od jakiegoś czasu

nazywała mnie wnuczką. Czułam, że
mniekocha,jateżbardzojąlubiłam.
Przezcałedwalataspotykałyśmysię
napasiekachiwliściastychlaskach,
podgęstymjedlakiem,cotokropelki
deszczu nie przepuszczał, i koło
wiekowych

dębów,

w

których

pszczoły

miały

swoje

barcie.

background image

Spotykałyśmy

się

nasłonecznych

polankach,

oplątanych

zielonym

widłakiem, i w cienistym lesie,
przetrzymującym w sobie zapach
dziwnej wilgotności, na górkach,
fioletowym czombrem pachnących, i
w dolinkach, usianych rozlicznym
kwieciem.

Dzięki niej poznałam wiele

tajemnic ziół i kwiatów. O żabim
oczku mnie uczyła, co rany goi, o
powituszce,którarazemzjagódkami
poziomek

i

kwiatem

jarzębiny

kamienieznerekspędza.Opodbiale,
o

rdeście

ziemnowodnym

od

background image

krwawejuryny.Ojagódkachjałowca
i

kościanki.

O

smołuszce,

o

korzeniachdziewięćsiłuiżywokostu.
Orutwicy,liściachczarnejporzeczki,
czarnicy i łupinach fasolowych od
chorobycukrowej.Ozwykłejsłomie
owsianej,

która

lekarstwo

na

najgorsząchrypkęwsobiezawiera,i
o kłosach owsianych do kąpieli przy
łamaniu

w

kościach.

O

zielu

srebrnika, co go przy miesięcznych
bólach i przy boleści krzyża brać
trzeba. O kopytniku, który wódkę
obrzydza.Ojagodachjarzębiny,które
dziąsła wzmacniają i w skład ziół

background image

wątrobowychwchodzą.Oziołachod
śledziony,

obrzmienia

i

od

stwardnieniawątroby...

Agrypicha mówiła często, że

„wątroba

wątrobie

nierówna,

mieszaneziołaodniejtrzebadawać,
ale korzeń mlecza, co to na niego
»panieńska stałość« mówio, dla
każdej wątroby dobry. Przy pełni
księżycajegozbieraćtrzeba,wpięć-
sześćtygodnipoowsianychżniwach,
drobno krajać i w letnim, dobrze
pomiotłem

wymiecionym

piecu,

suszyć”.

Od kataru kiszek i chorób

background image

żołądka najlepsze były mieszanki,
których składników musiałam się
uczyćnapamięć.

- Ni jedno ziele trzeba dawać,

kilkatrzebamieszaćipatrzeć,żebni
doparybyli-mówiłaAgrypicha.

Na niektóre choroby wyliczała

całe litanie ziół i kazała powtarzać
po kilka razy. Srogim nauczycielem
była Agrypicha. Nie wolno mi było
pomylićsięaniojotę.Potknęłamsię
na jakimś szczególe - musiałam
powtarzaćodpoczątku.

Agrypicha nieraz zjawiała się

kołomnieznienackaizarazzaczynała

background image

sięnauka.Któregośdnia,abyłotow
pierwszym roku mojej edukacji,
przechodząc koło lasu, zobaczyłam
krzew cały obsypany drobnymi
białymikwiatkami.Chciałamzerwać
kilkagałązeknabukietdlamamy,ale
pokłułam sobie palce do krwi.
Obróciłamsię,atuAgrypichazamną
stoiimówi:

- Wysmokcz krew, to cierniowe

drzewko...Nimieszajjegoztarnino,
bo tamten też kole, ale tamtego
kwiaty od zatwardzenia i na nerki. Z
cierniowego drzewka, co jego i
głogiem nazywajo, mówio, co Panu

background image

Jezusukoronazrobiono.Bolałoserce
Jezusa, co ludzi jemu taka dola
zrychtowali, to i od serca nastojka z
tych kwiatów jest. Z korzonkami
walerianki i dzwoneczkami konwalii
możesz jo dać, z nawłotką, jak nogi
puchną, z lilią wodną, jak u
człowieka nerwy chodzo, a i
syszeczkachmielowadobrzedodać,i
serdecznika

kryszku.

Zapomnieli

ludzi

o

kwiatkach

cierniowego

drzewka, a to dobre kwiatki, w
szczególności nastojka w starości na
sercedobra.

Umiała Agrypicha na rośliny

background image

patrzeć i pięknie o nich mówić.
Mogłam

jej

słuchać

całymi

godzinami.

- ...widzisz ta drobna trawka,

listkimałe,zubczate,jakżabiałapka,
a kwiatki jak światłe oczka małego
dziciatka na ciebie patrzo. To
świetlik, ziele dobre. Kiedy małe
dziciatkonaciebiepatrzy,łagodność
w sobie czujisz, tak i świetlik
zapalenie w człowieku łagodzi. Na
starość do przemywania oczów
dobre i od zapalenia kiszeczek z
rozwolnieniem u małych dziciatek
też.

background image

Agrypicha pokazywała mi zioła

odróżnychdziwnychchorób,atood
niemocy,aztegomaśćnaborsuczym
sadle do smarowania u maleńkich
chłopczyków, kiedy przyrodzenie
majązamałe,atokiedydziewczynie
piersinierosną,atokiedyktośwoli
bożejnieczuje...

- Ciotko, co to znaczy „woli

bożejnieczuje”?

- Jak podrośniesz, będziesz

wiedziała - ucięła moje dociekania
krótko.

Niedługo lato miało się ku

końcowi, musiałam wyjechać do

background image

szkoły. Pożegnałam się z Agrypichą
przy pniu na pasiece. Popatrzyła na
mnie tak jakoś dziwnie. Wydawało
sięmi,żejejoczyzwilgotniały.

- Nie martwcie się, ciotko -

powiedziałam. - Zima prędko minie,
wiosną wrócę i znowu będziemy
razemleczniczeroślinkizbierać.

Agrypicha milczała, a potem

szepnęłacicho:

- Nie wiadomo, nie wiadomo,

wnuczko.

Poszłam do domu z ciężkim

sercem.Kiedywróciłamdodomuna
wakacje,

dowiedziałam

się,

że

background image

Agrypicha umarła. Wraz z jej
śmiercią została nie dokończona
mojaznachorskaedukacja.

Chciałamwiedziećcoświęcejo

ostatnich dniach Agrypichy. Pytałam
więcludzi,najakąchorobęzmarła.

- A jaka tam choroba! Ze

starości zmarła i tyle, a po śmierci
całkiem

sczerniała

-

dodawali

szeptem.

background image

Wspomnienie

Wraz ze śmiercią Agrypichy w

moim życiu też coś się skończyło.
Smutne dla mnie było tamto lato.
Kiedy chodziłam sama po lasach i
polach, wydawało mi się, że zrobiło
się pusto. Ciągle podświadomie
czekałam, że Agrypicha jak zwykle
pojawi się znienacka. Czasem coś
zaszura, myślę, może to ona? Ale
przypominamsobiezaraz,żeprzecież
nie żyje... Może jednak by do mnie

background image

przyszła, bo jeśli była wiedźmą, to
przecież

może

przyjść...

I

wypatrywałam jej wśród gąszczy i
krzaków. Tego lata postanowiłam
sobie zrobić powtórkę z nauk
Agrypichy.

Wyszukiwałam

pokazywane mi przez nią zioła,
przypominałam, kiedy należy je
zbierać, jak suszyć i przechowywać,
na co używać i z czym na jaką
chorobę mieszać. Ale było mi
smutno.Copojakątrawkęsięschylę,
Agrypicha mi przed oczyma staje.
Kochałam tę dobrą i szlachetną
staruszkęiwiem,żeonadarzyłamnie

background image

wzajemnością. Nieraz po głowie
mnie

gładziła

i

mówiła

z

rozrzewnieniem:

-Panienaczkaty,nipanienaczka,

awnuczkamojanajmilejsza,ażdziw,
co w pańskim domu urodzona, a tak
jakby ty ze wszystkim moja była.
Oczka masz takie połyskliwe, jak ja
kiedyśmiała,itrawkitakkochaszjak
ja, i żuczki, i wszystkie boże
stworzenia.

Zapachy

czujesz

i

słuchaćumiesz,ioczyotwartemasz.
Do ludzkiej biedy garniesz sia,
zupełniejakja,bywało,zupełniejak
ja.

background image

Siądziemy nieraz na pniach, a

koło pnia czarne mrówki biegają,
śpieszącsię,jakbypożarwybuchłw
chacie.

- Dlaczego one tak biegają,

ciotko?-pytam.

- A, bo to taki ruchliwy naród;

latają, ale kużda swoja robota zna,
porządek u nich okrutny, widzisz te
dwie, ciągno pałeczka. Pałeczka
zaczepiłasię,bomamałysęczek,nie
mogo jej odczepić... i tak, i siak nio
kręcoiłapkamipodważajo.Widzisz,
otam-pokazywałamidwiemrówki,
mocujące

się

z

maleńkim

background image

ździebełkiem, słomką, niesłomką,
gałązką,niegałązką.-Torobotnice.

Raptem jedna z nich puściła

ździebełko i szybko, szybciutko
pobiegła w drugą stronę, tam gdzie
kilka mrówek przenosiło białe,
podługowatekuleczki.

- To jajeczka - wyjaśniała

Agrypicha.

Mrówka robotnica z jedną

pogadała, coś tam jej pewnie
powiedziała, dość że tamta jajeczko
na miejsce odniosła i z tą, co od
ździebełka przybiegła, poszła, i już
we

trzy

zaczęły

ten

patyczek

background image

podnosić: dwie z jednego końca, a
trzeciawgóręzaczęłagopodważać,
ażodczepiłysęczekiwtedytatrzecia
do

swoich

jajeczek

wróciła.

Widocznie taką miała wyznaczoną
pracę.

-Mądrestworzeniamrówkisąi

bardzo pożyteczne. Mrówek, broń
Boże,niszczyćanizabijaćniemożna.

Jazaśoddzieciństwapanicznie

bałam się mrówek, szczególnie
żółtych, te miały najgorszy jad.
Widoczniebyłamuczulona,podobnie
jak na jad komarów. Zawsze, jak mi
mrówka na nogę weszła, szybko ją

background image

rozgniatałam.

-Więcmampozwolićsięgryźć,

ciotko? - pytałam Agrypichę. A ona
sięśmiała:

-Jaktybronićsięniebędziesz,

to one ciebie i szczypać nie będą.
Czasem i z ludźmi tak trzeba -
powiedziała.

Po nogach Agrypichy mrówki

spacerowały jak po pniu, a ona
zupełnie się przed tym nie broniła.
Zawszenatopatrzyłamzpodziwem.

- Ciotko, one was nigdy nie

gryzą?

background image

- Bywa czasem która i capnie,

aletonieszkodzi,tonazdrowie.One
w

pyszczkach

lekarstwo

na

reumatyzm

mają.

Moja

babka

mówiła, co dawniej ludzi od
reumatyzmu nie tylko nastojko z
mrówek leczyli sia, ale nawet
poniektórzy nogi specjalnie na jakiś
czas do mrowiska wkładali, żeb ich
mrówki

swoim

lekarstwem

obmoczyli.Podobnopomagało.

Teraz nie było już przy mnie

Agrypichy.

Stałam

przy

dużym

mrowisku i obserwowałam, jak
mrówki roznosiły rzucony im przeze

background image

mnie cukier. Było mi smutno.
Właściwie prawie wcale nie znałam
Agrypichy,

tak

mało

o

niej

wiedziałam. Dlaczego jej mowa
różniła się od innych wiejskich
kobiet? Skąd pochodziła? Jaka była,
kiedy była młoda? Czemu ją zaczęto
uważać za wiedźmę i czy naprawdę
nią

była?

Nurtowały

mnie

te

pytania...Chciałamsiędowiedziećo
niej czegoś więcej i wtedy przyszła
mi do głowy myśl, żeby odszukać
starą Aspazję, o której Agrypicha
wspominała parę razy. Wiedziałam,
żepochodziłyztejsamejwsi.

background image
background image

ŻyciorysAgrypichy

wedługAspazji

Aspazja nie była znachorką ani

wiedźmą, była po prostu zwykłą
wiejską babą. Pomyślałam sobie, że
skoro jest prawie tak stara jak
Agrypichaipochodziztejsamejwsi,
to musi dużo o zmarłej wiedzieć.
Zdecydowałamsiędoniejpojechać.

Było

późne

lato,

kiedy

przyjechałam do wioski. Pytałam

background image

ludzi,gdziejestchatastarejAspazji.

-Atam,nakońcuwsi-pokazują

i tak dziwnie na mnie patrzą. Czego
to ta pomocnica Agrypichy od starej
Aspazjimożechcieć?-czytamwich
oczach.

Na końcu wsi stała chata stara,

stareńka, w ziemię całkiem wrosła.
Oknakmiała tuż nad ziemią, drzwi
niskie, niziutkie. Na ławce przed
domem siedziała stara baba i
drzemała. Kury wokół grzebały
ziemię. Wyliniały kot z cieniutkim
ogonem wygrzewał się na przyzbie.
Zeszłam z Lady, rzemień od uzdy o

background image

kołek zaczepiłam i podeszłam do
Aspazji cichutko, żeby jej nie
przestraszyć.

„Czutko”

drzemała

babina.Oczyotworzyła,aoczystare,
niebieskawą mgłą już zaciągnięte,
powieki

zaczerwienione,

twarz

pomarszczonajaksuszonagruszka,w
gębie ani jednego zęba. Patrzyła na
mnie w milczeniu, osłoniwszy ręką
oczyodsłońca.

-

Dzień

dobry,

ciotko!

-

przerwałamtomilczenie.

- Chto ty? Ci ty chłapiec, ci

dziauczyna?Bozportakchłapiec,az
kosdziauczyna.

background image

- Ja jestem Jadźka z Perłowej

Góry.

-A-powiedziałaAspazjainic.
Nawet nie zapytała, po co

przyjechałam. Pomyślałam sobie, że
jest już bardzo stara. Muszę sama
swojąsprawęprzedstawić.

-

Ciotko,

znaliście

wy

Agrypichę?Ożywiłasiębabina.

- A czamuż nie, chtoż by

Agrypichynieznał,wszyscyjoznali.

- Opowiedzcie, ciotko, coś o

niej,bojakjątakdługoznaliście,toi
wielepewnieoniejwiecie?

-Awiele,wiele...ityjajeznała

background image

-powiedziałaAspazja.

Spojrzała na mnie dziwnie i

zamyśliła się, żując coś swoimi
bezzębnymiustami.

Usiadłam przy niej na brzeżku

ławeczki i czekałam, patyczkiem
rozgrzebującpiasekpodnogami...Po
dobrej chwili milczenia Aspazja
spytała:

- O czym heta Jadźka chciałaby

usłyszeć?

-Owszystkim,owszystkim,co

tylkowiecieoAgrypisze.

-Mnohahetaho-mówiAspazja.

background image

-Cełajażycio.

-Todobrze,ciotko,mówcie,jak

najwięcej!

Ja

wam

pieroga

miękkiego

za

to

przywiozę

-

obiecałam - i cukierków, jeśli
lubicie.Znowusięożywiła.

- Cukru w kostkach mnie

przywieź, bardzosz cukier smoktać
lubia.

Sięgnęłam

szybciutko

do

kieszeni,gdziezawszemiałamcukier
dlamojejLady.Aspazjachwyciłago
łapczywieizawinęławjakąśbrudną
łatkę,

wsadziła

za

pazuchę,

zostawiwszy sobie jeden kawałek,

background image

którybłyskawiczniedoustwłożyłai
zaczęła smoktać, mlaszcząc głośno.
Ślina zaczęła się sączyć z kącików
bezzębnych ust. Zesmoktała cukier,
ustarękawemotarłaipowiedziała:

- Zaczniemy po porządku, od

małości.

Agrypicha była ni z naszych

stron.SpodpuszczyjajesobieAgryp
przywioz. Sieroto była, bo jej ojca,
co to u grafa, wielkiego pana, za
gajowego był, dzik w puszczy zabił.
Na miejscu jego, mówili, zabił,
szablami do połowy rozerwawszy.

background image

Matkazżałościwniecałyrokzanim
poszła. Została sia mała Alżbietka
sama,

bo

Agrypichu

Alżbietko

nazywali. Tedy jejna babka, co to
przy dworze za kucharka była, choć
ona ze szlachtów wywodziła sia, ze
służby odeszła i w chacie swojego
zmarłego syna została, wnuczka
hodować zaczeła. Kiemna była
kobieta z Alżbietczynej babki, oj,
kiemna.

Gotować

umiała

tak

smacznie, a piec! Bywało, Alżbietka
przyniesie

od

niej

nam

co

popróbować, w ustach jak miód
rozpływa sia, słodkie i miętkie, i

background image

takie jakieś pachniące - Aspazja
oblizała swoje stare wargi, ślinę
parę razy przełknęła, zamyśliła się i
zamilkła,

jakby

zgubiła

wątek

opowieści.

Po

chwili

jednak

ocknąwszy się, ciągnęła dalej: -
Jejnababkatonietylkonagotowaniu
znała

sia,

ale

na

wszystkich

chorobach, na kużdym zielu i na
kwiatach, i sama nawiet banki
stawiać spotrafiła. To Alżbietka od
niej o tych trawkach nauczyła sia.
Raz Alżbietka mnie ze sobo aż do
puszczy na gości zabrała, bo my
wtedy ze sobo kulegowali. Tedy ja

background image

Alżbietki babka poznała i chata ich
widziała,icałaobejścia.Ciekawaja
była tej puszczy, oj, ciekawa, a
Alżbietkacieszyłasia,comożemnie
ta swoja bogactwa pokazać. Ona
młoda maładucha była i ja takaż.
Choć daleko w wiosce nasze chaty
byli, ale jakości my sobie do gustu
przypadli...Unichtam,toznaczysia
ujejnejbabki,piękniewtejgajówce
było. Chata zgrabna, gonto kryta,
gniazdo z bocianami na dachu. Nad
oknami zaokonia w piekne wzory
wyrzynane, nad ganeczkiem też.
Powiedziałby chto, co koronko

background image

ganeczek obszyty. Mówio, jej ojciec
taka w ręku zdolność miał, sam z
siebietakpięknieodrobićspotrafił...
Kotka na ganku siedziała i łapkami
mordka myła, pewnie to nas, gości,
wymywała, bo wiesz, mówi sia:
„Kot

myji

sia,

gości

będo”.

Wiewiórka przyruczona mieli, co
orzechizrękijadła,ijeżaCimku.Do
chaty my weszli, a Alżbietka woła:
„Cimka,Cimka!”Patrzaja,atuszur,
szur, szur, jeż przychodzi, a taki
śmiesznynosekma,jakmałaświnka,
i ten nosek do ręki Alżbietki sunie.
Ona do szafki podskoczyła, cukru na

background image

dałoń nasypała, para kapli mleka
kapnełaipodnosekjemupodetkneła,
wylizał języczkiem do czysta i na
ganeczek

poszurał.

Kosa

też

przyruczonego mieli i sroku. Oj,
witała sia z nimi Alżbietka jak z
kulegaminajlepszymi...awchacieu
nichkwiaty,kwiaty...cokwiatów!A
obrazówzewszystkimnitakdużojak
unas,MękaPańskawroguwisiała,a
pod nio lampka wieczysta i tylko
jeszcze jeden obraz, co to jego
Alżbietkanapierwszakomuniaodjej
krewnego proborszcza spod Wilni
dostała...Naścianachpółeczkitakoż

background image

rychtownie z drzewa w ząbki
wyrzynane, na nich talerze białe,
bialińkie, takich ja jeszcze tedy
nigdzie i nie widziała. Od swojej
pani babka Alżbietki na odchodnym
ich dostała... a pobok książki i
mniejsze, i większe, cała półeczka
nimi była zastawiona jak u jakich
panów.

Dobrzenamwtejgościniebyło.

W lesie mnie Alżbietka trawki i
kwiatki

od

różnych

chorób

pokazywała, ale ja na to głowy nie
miała. Bywało czasem, za ręce z nio
chwycim sia i biegnim przez las jak

background image

dwie dziauczyny, a nie poważne
maładuchy.WiasołajabyłaAlżbietka,
a szybkaja. I ja była wiasołaja i
śmiachliwaja.

U

Alżbietki

byli

woczy czornyja, włosy ciemnyja,
bliściaszczyja, a u mianie woczy
sinija, sininkija, jak wasilki u życie.
Ładneumniebyliwoczy,awłosyto
u

mnie

byli

jak

pszaniczka

załacistyja.

Znowu zamyśliła się Aspazja,

wróciwszy zapewne do lat swojej
młodości. Nie przerywałam jej tego
milczenia, czekałam, aż wszystko
przemyśli i sama zacznie mówić

background image

dalej.

- ... chlewik zgrabny i odrynka

mieli, karouku Krasulu u czerwonyja
łaty i dwie świni. Potem wrócili my
dowioski,aAlżbietkaprosiła,żebni
rozpowiadać ludziom, jak tam jest u
babki,ijanirozpowiadała...Aha,na
żerdkach

pod

powało

ziela

rozmaitego u nich w chacie pełno
wisiało, zapach, ach, jaki zapach! -
Pociągnęła

nosem,

jakby

teraz

chciała ten zapach poczuć i zamilkła
znowu. - ... ni po porządku tobie
mówia, ale to już tak dawno, tak
dawno, ile to lat temu było, nie

background image

spamiętać - jakby się tłumaczyła
przedemnązeswojejsłabejpamięci.
- U Agrypów też chata pienkna była,
największazcałejwioski,iporządek
u Alżbietki taki był, jak i u jaje
babki, tolko hetych trawak jeszcze
tedy nie było. Na początku na
przędzenielnumyuniejzbieralisia,
czastuszki

śpiewali

i

bajki

opowiadali,atychbajektonajwięcej
Alżbietka umiała. Wiesołaja była
Agrypicha i da raboty jak ohoń.
Bywało, swoja robota zrobi i do
sąsiadów, jak gdzie trzeba pomóc,
skoczy.Wpierwszymrokuposzlubie

background image

lubiłabiegaćipomagać,gdziemnoho
dziciatak. Adnaho pobawi, druhoha
pokołysza, treciamu bajku opowie.
Dzieci Agrypichu lubili. Stadami w
wiosce za nio chodzili, może też i
dlatego,cozawszecośsmacznegow
fartuchudlanichmieła.IAgryplubił
swoja żonka. Co mówia, świata za
nio nie widział w pierwszych latach
po szlubie. Dobra żonka była
Agrypicha. Koszula u Agrypa co
dzień świeża jak u jakiego panicza i
portki czysto wyczyszczone. Co
lepszegojemudojedzeniapodtykała.
Pierogów

słodkich

co

sobota,

background image

bywało, napiecze. „Jedz, Agrypka,
jedz”. Poprawił sia w sobie Agryp
jeszczewiecej,cotoitakodjakiejś
pory skłonność do brzucha miał i w
zadkujakkobyłaszerokibył...Potem
umnieurodziłsiasynekFiedźka,au
niej nic. Przylatywała do mnie
Alżbietka, cieszyła się Fiedźko jak
swoim. Na rękach jego nosiła,
kołysała, a jak podrósł, do góry
podrzucała. Bardzosz za dziećmi
oddana była. A Bóg jej dziecka nie
dał. Za dwa lata urodziła sia u mnie
Andziunia, a u niej, to znaczy sia u
Agrypichy, nic. Jakoś posmutniała

background image

Alżbietka,przylatywała,alerzadziej.
Mówiła ja jej: „Nie tuży, czasem i
piaćletnimadziaciej,apotemraz,i
posypio sia”. Uśmiechała sia tedy
Alżbietka i mówiła: „Daj to Bóg”.
Bardzoszwidaćtychdziecipragnęła.
Z czyjej winy ich nie było, trudno
zgadnąć, ale według mnie Agrypa to
winabyła,nieAlżbietki.Onazdrowa
jak ta rzepa, szparka, tyłek twardy,
jak toczony, tylko do rodzenia, a on,
mówio, jako dziecko zdechławy był.
Szeptali w wiosce, co jemu świnka
na jajca padła. Ale chto to tam wie?
Chtotamwie?Wszystkoszmyśla,co

background image

jego w tym wina była. Rok po roku
tedy ja rodzić zaczęła, Antuka,
Agatku i Dźmitruczka. To ich już ja
miałatedy...

-Anastazjazaczęławyliczaćna

palcach - piać... potem przyszła
Alżbietka, potem, chto heta był
potem? Aha, Januk, ale on nie
uchował

sia.

Potem

rok

nie

zachodziła, aż za dwa lata przyszedł
Timofiej, a nareszcie Nastka i
Kaziunia. Dziesiać ich było, ale
uchowało sia dziewiać. Jak mnie
hetyja dzieci sypać sia zaczeli,
przestała Alżbietka ze wszystkim do

background image

mnie przychodzić. Pewnie jej serce
bolało, co swoich ni mieła. Mało
pomału i od ludzi odbijać sia
zaczeła, bo ludzi, jak to ludzi,
poszeptywać zaczeli i kary boskiej
względem tych dzieci dopatrywać,
tylko co nie wiadomo za co. A i z
Agrypem u nich jakoś psuć sia
zaczęło...

Zamilkła stara Aspazja i znowu

zaczęłacośmlećbezzębnymiustami.
Zrobiło się już dość późno, więc
wstałamzławy.

- Kiedy mogę was odwiedzić,

ciotko,jeszczeraz?

background image

- A kiedy chcesz, czasu mam,

tylko to i robia, co jak słoneczko
zaświeci,

stare

swoje

kości

wygrzewam i chaty pilnuja. A nie
zapomnij

cukru

przywieźć

-

upominała.

Nazajutrz

przyjechałam

do

Aspazji wcześnie. Garść cukru w
kostkach do podołka jej wsypałam i
czekałam,ażzaczniemówić...

- Nu tak, o czym dziś tobie

powiedzieć?-spytała.

-Opowiedźciemi,ciotko,jakto

background image

sięstało,żeAgrypichaznachorstwem
zajmowaćsięzaczęła?

- To nie po porządku, bo

najpiersz była z Agrypem niezgoda
względem hetych dziaciej, co to oni
ich ni mieli. Peunie już tedy pad
sarakouku

Agrypicha

była,

jak

wszystkozaczęłosia.Kiedytedzieci
nieprzychodzili,corazmarkotniejsza
stawała się Agrypicha i do babki
swojej do puszczy czaściej jeździć
zaczęła. Bywało i na cały tydzień
wyjedzie,aAgrypsamgospodarstwo
obrządzaćmusi.Zły,anaAgrypichu,
jak od babki wróci, burczy. Ona z

background image

początku nic, tylko głowa spuści i,
jakby jej te wielkie czarne oczy
tumanomzaszli,milczy.Naburczenie
Agrypa nic ni odpowiada. Pobędzie
w domu, pobędzie, ale nidługo i
znowu jedzie do babki. Agryp
wiedział,

co

ona

tam

jeździ

względem tych dzieci, więc jej
pozwalał. A co tam w tej puszczy u
babki

Agrypicha

robiła,

nie

wiadomo.Babkajejtedyjużstareńka
była,alejeszczeżwawa.Mówili,co
Agrypicha razem z babko po polach,
polesiechodzili.Trawyikwiatki,co
to na nich jejna babka znała sia,

background image

zbierali,apotemparzyliiAgrypicha
ich piła. Wszystkosz względem tego
dziecka piła. Czasem widziano, co
Agrypicha i sama w puszczy jakieś
trawkiwybierała.Piłaipiłatoziele,
aż jo potrzęsało, a dziecka jak ni
było, tak ni było. Do wioski wróci
sia,pobędzie,inapowrótdopuszczy
jedzie.Znowutydzieńzejdzie,Agryp
sam i w polu robić musi, i krowy
wydoić, bo Agrypy aż dwie krowy
mieli, i świniom dać, i kurkom
ziareneksypnąć,pokrzywynazbierać.
Wiadomo, w gospodarstwie roboty
jest. Nie lubił Agryp tych babskich

background image

obrządków, co strach! Który by
mużyklubił?Znowutydzieńdokońca
zbliżasia,aoncorazbardziejzły,co
mówia

zły,

prosto

wzbieszony

chodzi. Wraca Agrypicha jakaś
trocha weselsza, ale Agryp, widać,
złość w sobie z całego tydnia ma i
dawaj

ta

złość

na

Agrypichu

wylewać.

Ona

milczy,

oczy

odwróciwszy, a Agryp łajać nie
przestaje.

„Ci ja żonka mam, ci ni mam?

Samjaktababakołobabskiejroboty
chodzić musza, a ci to chłopa rzecz
kurom

pokrzywa

zbierać

i

w

background image

świńskim cieście rękam gwiezgać
sia, a choćby i ta krowa za cycki
ciągać? Sama powiedz, ci to chłopa
rzecz?” Agrypicha słucha, łzy jej
obeschli, myśli, po chwili mówi:
„Może być i chłopa, czamu nie?
Takiesamedwieręcemasz,tylkoco
silniejsze”.TotakAgrypazeźliło,co
aż podskoczył. „Widzisz ty jo,
latawicu

zatraconu,

jeszcze

mi

androny takie gadać będzi”. I dawaj
jąbesztaćałajać:„Typustaćwiet,ty
pustosz ugorzasta, ty dzirwan, co to
ciągle pustuje, nic nie rodzi, tylko
piach

i

piach!”

Poderwało

background image

Agrypichu, która zawsze cicha i
zgodliwa była, jak nie zacznie
Agrypowiodgryzaćsia.Atytaki,aty
owaki,sampewnienasieniewyschłe
masz, a cała bieda na mnie zrzucasz.
A tak krzyczała, co na pół wioski
słychać było. Agrypu wstyd! Jak to
chłop nasienia wyschłe ma? To już
nie feler, a hańba! No i coś między
nimi od tego czasu popsuło sia.
Ludzie zauważyli, co i z wioski
Agrypicha zaczęła ranińko do lasu
wymykać sia i po łąkach chodzić, a
różne kwiaty i trawy w podołku do
chaty znosić. Raz Januk, co to za

background image

głównego pastucha w wiosce był,
krowy ledwo świt pędzi, patrzy, a tu
Agrypicha

już

z

lasu

wraca.

Obroszona wyżej kolan, jakby w
lesiewrosiekąpałasiajakwiedźma.
Oczy czarne świeco sia i pełen
podołek traw niesie. Ukłonił sia jej
Januk, a ona tylko tymi białymi
zębami błysnęła i urok na Januka
rzuciła,bopotemlataćzaniozaczął.
ŁadnajeszczebyłaAgrypicha,azęby
miała jak śnieg białe. „Po co ona te
zioła i trawy znosi?” - pytali między
sobo ludzi i Agrypichu też pytać
zaczęli.AAgrypichamówi:„Trawki

background image

todobre,naróżnechorobypomocne,
ludzi

można

nimi

i

żywioła

poratować”.Pokiwaligłowamiludzi,
podziwili sia, no i nic. Agrypichu
coraz czaściej do lasu i na pola
chodziła,

trawki

zbierała.

Podpatrzyli, co ona jedno ziele
zbiera rano, insze w południe, insze
późnym wieczorem, a jeszcze insze
nawiet pry miesiacu. Czamu pry
miesiacu? Wiedźma, ci co? - myślo
ludzi.Takonoibyło...

Aspazjazamilkła.Wzięłakostkę

cukru i zaczęła ssać. O mnie jakby
zapomniała. Wiedziałam, że już dziś

background image

niczegosięodniejniedowiem.

Wróciłam do Aspazji po kilku

dniach, przywożąc kawałek ciasta.
Siedziała jak zwykle przed domem,
wygrzewającsięnasłońcujakkot.

- Dzień dobry, ciotko! Pieroga

wammiękkiegoprzywiozłam.

Aspazja chwyciła kawał babki.

Zaczęłająkruszyćpoodrobinceido
ust wkładać. Trwało to sporo czasu,
bo długo delektowała się smakiem
ciasta.

- Pachnie to tak jak piroh od

babki Agrypichy - powiedziała,

background image

łamiąc następny kawałek. - Dziś
powiem tobie o tym Agrypichy
znachorzeniu

-

powiedziała,

przełknąwszyostatnikęs.-Tegolata
z Dźmitrukowo nieszczęścia stało
sia. A chata Dźmitruka tuż pobok
chaty Agrypa stała. Dźmitrukowa
możenatrzecidzieńpodzieckubyła,
jeszczepołogudobrzenieodleżała,a
tutrzebarobić,dziciatakpełnachata,
pewnieichjużzpiaciorotedymieła.
Tak jak ja, jedno po drugim. Dzieci,
jak dzieci, płaczo, jeść chco, a tu
chlebskończyłsia.Wstałaprzezsiła
Dźmitrukowaposzostymdziciaci,na

background image

trzecidzieńwstałaichlebrozczyniła.
Dzieżachłopnapiecpostawił,ciasto
podeszło, a tu chłop nie przychodzi.
Poczekała, poczekała i myśli: Sama
zdejma.

Zsunęła

sia

z

łóżka

pomaleńku, a nogi miętkie jak z
masła. Myśli sobie: Nic, jakoś to
będzie. Podstawiła zydelek do pieca
iwzięłasiazadzieża.Podniosłajoi
puściła, a sama aż na ziemi skuliła
sia, za brzuch sia chwyciła, jak
suczka skowyczeć zaczęła, sina,
sinińka. Na ten czas nadszedł
Dźmitruk z pola. Patrzy, baba po
podłodze kacza sia, a jęczy, co aż

background image

człowiekuwdołkuskręca,asina,co
mówiasina,jakwęgielekczarna!Co
robić? Co robić? Do sąsiadów
skoczył, do Agrypów, bo najbliżej
byli. Agrypicha koło chaty kurom
ziarno sypała. „Chodź, Agrypicha,
szybko,żonkamnieumiera!”Rzuciła
Agrypicha ziarno i jak mogąc
biegiem

do

Dźmitruków

leci.

Przylatuji, patrzy, a tu baba sina na
podłodze z jednego boku na drugi
wywracasiaiwrękachbrzuchswój
trzyma, jakby bała sia, co jej
wypadnie.

„Nidobrze - mówi Agrypicha -

background image

poruszenie,

a

może

nawet

i

oberwanie. Pomóż mi ją na łóżko
włożyć”.

Włożyli.

Macnęła

za

brzuch, a ta jak nie krzyknie.
Nidobrze! „Rozpalaj szybko piec -
mówi do Dźmitruka Agrypicha - i
garnek gliniany wypalany z wodą
postaw, niech woda szybko zagotuji
sia”.Samadoswojejchatypobiegła.
Małowieleczasunieminęło,wraca,
a w podołku różnych trawek i
kwiatów ze trzy przyharści niesie.
Wodawgarnkugotowaćsiazaczęła.
Garnek z pieca wyciągnęła, żmieniu
zielawsypała,deneczkiemprzykryła,

background image

przed ogniem postawiła i czeka. A
Dźmitrukowa jęczy a jęczy. Dzieci
płaczo, jeść chco. A ten, co trzy dni
temu na świat przyszedł, najgłośniej
cycka domaga sia. A chto ma jemu
cycka dać, jak matka umiera? Bab
pełna chata naszła. Każda coś
doradza: ta fajerka gorąca na brzuch
przystawić, tamta powrósłem z
jęczmiennej słomy przepasać, insza
świętojańskiego ziela napić sia. „Tu
widać

coś

gorszego,

czym

poruszenie, bardzosz już ona sina” -
mówio

baby,

na

Dźmitrukowo

poglądając. Agrypicha stoi i milczy,

background image

tylko w ogień patrzy, jakby tam
czegoś

wypatrywała.

Niedługo

garnek z zielem wyciągnęła i mówi
do Dźmitruka: „Dawaj gliniany
kubek”. Dał. „Masz ty jaka czysta
łatka?” Dźmitruk cedziłka z dojnicy
zdjoł i podaje. „Lepiej by, aby
zupełnie czysta była” - mówi
Agrypicha. Poszedł Dźmitruk do
bokówki, do kufra, tam od starej
lnianej koszuli podołek oderwał i
Agrypisie

podał.

Ona

ziele

przecedziła, mało wiele przestudziła
i Dźmitrukowej podaje: „Pij!” -
mówiAgrypicha.Ababypatrzo,coz

background image

tego będzie. Dźmitrukowa pije i
nosemkręci-nidobre.„Pij,duszkiem
pij!” Nu i wypiła. Baby patrzo, a tu
Dźmitrukowa na twarzy zmienia sia,
poróżowiała, jęczeć przestała i
głowa podnosi. Agrypicha do niej:
„Leżcie, leżcie”, a Dźmitrukowa
nagle w sobie zebrała sia i na łóżku
siadła, jakby nigdy chora ni była.
Zdziwili sia baby - czartowskie
ziele, ci co? Na Agrypichu z
podziwieniem poglądajo, a ona
uśmiecha sia i mówi: „To dobre
ziele, szybko zdrowie przywraca.
DużoPanBógtakichziółstworzył,a

background image

wszystko na pożytek ludziom”. Baby
krzyżem świętym przeżegnali sia,
niech będzie chwała Panu Bogu. A
Dźmitrukowa

woła:

„Synka

mi

dajcie, cycka jemu dać musza”.
Podali jej synka - karmi. Twarz u
Dźmitrukowej

różowa,

krew

z

mlekiem,synekssie,tylkopostękuje,
tak mlekiem zalewa sia. O brzuchu
swoim Dźmitrukowa tak jakby i
zapomniała.

Pomaleńku

baby

rozchodzić sia zaczęli, o cudownym
zielu Agrypichy gadając. Agrypicha
odchodząc, do Dźmitrukowej mówi:
„Teziołaprzezdwatydnijeszczepić

background image

trzeba,

rano,

w

południe

i

wieczorem,alezaparzaćrazdziennie
ranomożecie.Nicwampodnosićtrzy
nidzieli ni można i dobrze by było
powijaczem brzuch od dołu do góry
na cały dzień podwiązywać. Chłopa
do

siebie

z

kilka

tydni

ni

dopuszczajcie” - i poszła. Oj,
poleciała sława o Agrypisie przez
wszystkie wioski. Zna sia Agrypicha
na trawkach, oj, zna, prawie tak jak
Czubik zna sia, i zaczeli ludzi na
leczenie do niej schodzić sia i
błohosławili jej. Za leczenie nie ni
brała. Jak jej chto co przyniósł,

background image

mówiła: „Nie trzeba, wszystkiego
mamy, nas tylko dwoje, dla kogo to
wszystko, nam i tak za dużo”. Tak
ono i było. Potem popsuło sia, po
śmierci Agrypa popsuło sia, a już
najgorzej, jak zaczęło sia z tym
diabłem. Ale to już całkiem insza
sprawa. Po porządku tobie jutro
opowiem.

Przyjechałam do Aspazji po

obiedzie. W wiosce było prawie
pusto,wszyscyposzliwpole.

- Na czym to my skończyli? -

zapytała.

background image

-

Mówiliście,

ciotko,

że

Agrypichę

za

dobrą

znachorkę

uważaćzaczęto.

-Atak,tak,boteżAgrypichana

kużdaludzkaboleśćlekarstwomiała,
ainażywioleznałasia,nawetkonia
odochwaceniaodratowaćspotrafiła.
UKostukowych...

-Ciotko,jawiem,żeAgrypicha

na chorobach bydła się znała, ale
mnie interesuje, jak to się stało, że
Agrypichę za wiedźmę uważać
zaczęto?

Aspazja milczała... Czekałam

więc cierpliwie, aż pozbiera swoje

background image

myśli.

- Nie masz ty czasem cukru

kosteczki?-przerwałaciszę.-Lepiej
mnie myśli sia, jak sobie cukru
posmokcza.

Wyciągnęłam z kieszeni kilka

kostek.Znowuzaczęłosięsmoktanie,
mlaskanie i pomlaskiwanie. Aspazja
ssała cukier bardzo specyficznie,
lubiłam

się

temu

przyglądać.

Myślałam: Stary człowiek, widać,
tak jak małe dziecko, potrzebuje
słodyczy. Po zjedzeniu cukru zawsze
ożywiała się i jej pamięć wydawała
siępracowaćsprawniej.

background image

- Czamu wiedźmo? - odezwała

sięwreszcie.-Myśla,cotowszystko
przeztoprzekleństwoposzło...Agryp
pod starość coraz grubszy robił sia,
jak

nie

przymierzając

parsiuk

rozpasiony,zadjakżorna,gębajakaś
taka... W wiosce zawsze mówio, jak
chłop taki tłusty, to baba z niego
pociechy ni ma, a ot, co tam mówić,
posunął

sia

Agryp

bardzo,

a

Agrypicha jakby swoich lat ni
miawszy.

Żwawa,

twarda

i

poweselała

przez

to

swoje

znachorstwo, bo to w ludzkiej
biedzie pomagać mogła. Tylko ludzi

background image

dziwili sia, czamu heta jana ze
wszystkim ni starzeji sia. Do tego
między Agrypem a Agrypicho coraz
gorzej było. Bywało, Agrypicha
wiasoła.PrzyjdzieAgryp,Agrypicha
od razu posmutnieje i jak lampa
zgaśnie. Ciągle jej niepłodnościo
Agryp

dogryzał.

„Taka

wielka

znachorka,animożedzieciacisobie
wyznachorzyć!” I to było najgorsze,
Agrypicho

tedy

potriasało.

Bywało, tak na niego tymi czornymi
woczami brzydko popatrzy, aż strach
człowieka bierze. Ludzi Agrypu
mówili: „Po co ty jej tak ciągle

background image

dogryzasz? Źle ona na ciebie patrzy,
ściaraży sia, Agryp, jeszcze tobie co
wzłościzada!”AlejejAgrypciągle
dogryzał i dogryzał. Jakoś była
jesień. Zaczęli ludzi bulbu kopać i
Agrypyprzyjechalinaswójzagon,co
toleżałmiędzyzagonemBatraczychy,
tej,cotozaAgrypemkiedyślatała,a
zagonemDźmitruka,cotojegożonka
odoberwaniaAgrypichaodratowała.

-

Mówicie,

ciotko,

że

BatraczychazaAgrypemlatała?

- Oho, jeszcze jak latała,

darować cała życia Alżbietce nie
mogła,cojejAgrypazabrałaiciągle

background image

Agrypichu,gdziemogła,takiugryzła.

- No, a czemu zagony mieli

blisko,przecieżBatrakimieszkająna
drugimkońcuwioski?

- Bo nasze zahony wioskowe

rozrzucone po całym polu. Ni w
jednym miejscu, jak to u was na
folwarkowej ziemi. Oj, wuskije
naszyja zahony, usio wużejszyja.
Niekali try razy byli szerszyja, czym
teraz. Teraz nizadouha więcej mież
będzi, czym ziamli - odbiegła od
tematu.

- Ciotko, co z tym kopaniem

kartoflibyło?

background image

-Anokopio,kopio,Batraczycha

zcórkamiisynami,iDźmitrukowaz
Dźmitrukiem i dziećmi. Wiasoło u
nich, narodu dużo, a Agryp z
Agrypicho jak hety siroty u dwaich.
Agrypicha kopie, kopie, odprastuji
sia,tonacórkiisynówBatraczychy,
tonadzieciDźmitrukowychpogląda,
a taka robi sia na twarzy smutna, aż
strach. A Agryp także samo. A tu
słońce już wysoko. Pobiegła córka
Batraczychy

po

obiad,

od

DźmitrukówFelka,aAgrypichasama
po obiad iść musi. Podniosła sia i
jakaśtakazła.AtuAgrypraptemdo

background image

niej: „Jakbyś ni była jak hety
pustaćwiet, to i u nas mogłaby jaka
Andzia ci Felka po obiad skoczyć”.
Tego tylko dziś Agrypisie trzeba
było. Jak ni skoczy do Agrypa jak
wzbieszona suka, i zaczęło sia: „Ty
parsiuktłusty,parsiuk,parsiuk,coto
tłustym tyłkiem ruszać ni może, ty
wół, co buhaja udaje, ty knur z
wyschniętymi

jajcami”...

Oj,

brzydkich rzeczy nawykrzykiwała
Agrypicha.

Ludzi

kopać

bulbu

przestali i słuchajo, a ona krzyczy i
krzyczy. Jakby nieprzytomna z tego
krzyczenia zrobiła sia, oczy jej

background image

czornyja jak żar świecili sia... „Ty,
przekleństwo mego życia, żeb ciebie
ziemia

pochłonęła,

żeb

ciebie

pierwsze

w

lesie

drzewo

przywaliło!” - i poszła. Ludzi
przestraszyli sia. Agryp stał jak w
ziemiawrośnienty...JużAgrypichana
pole ni wróciła. Pociągnęła sia do
lasu.Agrypsamdochatyposzedł.Ci
co tam jadł, ci nie, nie wiadomo.
Potem mało wiele pokopał i zwozić
bulba zaczoł. No i dalej żyli jak ten
pies z kotem. Przeszło od tego czasu
możezrok.AżrazAgryppodrzewo
do lasu zKostukiem Adasiowym

background image

pojechał.

Osinu

spuszczali.

Podpiłowali

z

jednej

strony,

podpiłowali z drugiej i już ją
podrąbać,iwbokodskoczyćmieli,a
tu osina jak ni skręci sia i prościńko
na Agrypa. Agryp tylko jęknął i na
miejscu gotów. Przyleciał Kostuk do
wsi i krzyczy: „Ludzi, ludzi, Agrypa
drzewo zabiło”. Agrypichy w domu
nie było, szwendała sia gdzieś po
lesie. Ludzi Agrypa do chaty
przynieśli i na dwóch ławach
zsuniętych położyli. Pełno narodu
naszło,aAgrypichazadobragodzina
z zielem z lasu wróciła. Zbladła jak

background image

płótno. „Co sia stało?” - pyta.
Batraczycha,ta,cozamłodychlatza
Agrypemlatała,mówi:„To,comiało
staćsia!”„Jakto?”-pytaAgrypicha.
„A tak to!” - na to Batraczycha. A
naródsłucha.„Cóżto,jużAgrypicha
zapomniała, jak przy kopaniu bulby
wymówiłaswojediabelskażyczenia,
żebAgrypawlesiepierwszedrzewo
przywaliło,wszyscysłyszeli,nitylko
ja”.Poszedłszumponarodzie.„Cito
prawda?” - pytali jedni drugich, bo
Batraczysie ni bardzo wierzyli.
Wiedzieli, co Agrypichu z zazdrości
o Agrypa zawsze obszczekuje. Ale

background image

inni

zaczęli

szeptać:

„Prawda,

prawdaijasłyszała,ija,ija”.Dużo
ludzi to słyszało. Agrypicha jeszcze
bardziej zbladła i mówi: „Czego
człowiek w złości ni chlapnie, czyż
to ma jakie znaczenie?” „Oj, ni
chlapnięcie to było, jeśli spełniło
sia!” No i pochowali Agrypa. Ale
ludzi od Agrypichy odsuneli sia i za
wiedźmajoliczyćzaczęli.Nawietna
jakiś czas leczyć sia u niej prastali.
Czubik znachor jednak był daleko,
toteżmałopomałuidoniejznowupo
zioła przychodzili, ale takoż za
wiedźma już jo mieli i bać sia

background image

zaczęli.Agrypichawięcejwlasachi
na uroczyskach niż w chacie była.
Ziele i korzonki do chaty znosiła,
poleswojenaodrobekoddała,konia
sprzedała. Mało wiele żywioła
opatrzyidolasuleci.Takzetrzylata
ciongneło

sia,

potem

trocha

zapomniała i koło gospodarstwa
więcejchodzićzaczęła.

Zmęczyła

się

Aspazja

dzisiejszym opowiadaniem. Znowu
zamilkła,

przymknąwszy

oczy.

Zastanawiałam się nawet, czy nie
drzemie, bo siedziała nieruchomo.
Kury tylko przerywały tę ciszę

background image

swoim gdakaniem, bo podchodziły
do nóg Aspazji, wydziobując jakieś
okruchy.

Ja również przymknęłam oczy,

myśląc o tym wszystkim, co tutaj
usłyszałam.

Wyobrażałam

sobie

Agrypichę

młodą.

Musiała

być

rzeczywiście ładna, bo ślady jej
urody widać było i w podeszłym
wieku. Miała piękne, duże, czarne,
błyszcząceoczy.

- Ładna była Agrypicha - jakby

odpowiadając moim myślom zaczęła
znowuAspazja.

Ładna była - powtórzyła. -

background image

Chłopy za nio zawsze latali, a ona
nic...

Jakoś w trzy lata po śmierci

Agrypa przyplątał sia skondyś do
Agrypichy

młody

parobek.

Wieczorami do niej podchodzić
zaczoł.Mówili,nażołądeksłabował,
leczyćsiadoAgrypichyprzyszed,od
tego i zaczeła sia ta ich znajomstwa.
Ale

po

jakimś

czasie

ludzi

poszeptywać

zaczeli,

co

to

nipraudziwy parobek, a diabeł spod
Kiryłowejosiny,cotonaniejKiryła
był powiesiwszy sia. Skąd to

background image

poszeptywanieotymdiableprzyszło,
niewiadomo.

-Ciotko-przerwałamAspazji-

naszPawlukteżmówiłmiotym.

- Jak to był diabeł, niechaj

będzie diabeł - ciągnęła dalej
Aspazja. - Przez cała jesień diabeł
do Agrypichy łaził. Kiedy już trocha
zapoznali sia, Agrypicha jego pyta:
„Jak ty nazywasz sia?” „Stefan” -
diabeł na poczekaniu imia sobie
zmyślił: „A u kogo ty za parobka
służysz?” Diabeł jakaś nazwiska
niewyraźnie wybarmotał. Agrypicha
ni dosłyszała. Ale ci to ważne,

background image

więcej już o to i nie pytała. Mało
pomału ludzi Agrypichu na języki
braćzaczeli.

„Patrzajcie,

parobka

sobie

przygadała, a jakiego młodego,
pewnie z dziesiać let od niej
młodszy. Ciągle u niej przesiaduji,
może ona z nim żenić sia zamyśla?”
„A adkul jon, ni wiecie?” Ciekawe
byli baby tego młodego parobka, a i
zazdrościłajejjegocoponiechtóra.I
zaczeli

kumy

wieczorami

do

Agrypichy przylatywać. A co? A
chto? A jak? - rozpytywać sia.
Przyleci adna, mało wiele pokręci

background image

sia,pocotamnibyprzyszła,weźmie
i poleci, a użo druhaja do drzwi
stukaja.Nadojadłotobabskielatanie
Agrypisie,bospokójwchacielubiła
mieć. Myśli: Po co ma to cierpieć,
powiemStefanu,niechnieprzyłazi,a
jak on przestanie przychodzić, to i
baby do mnie przestano latać. Jak
pomyślała,

tak

i

powiedziała.

Zasmucił sia diabeł, bo bardzosz już
do Agrypichy był przywykłszy. Ale
co robić, jak baba nie chce, to i
diabeł nic na to ni poradzi. Poszedł
diabeł, ale przemyśliwać zaczoł, jak
by to z Agrypicho niby przypadkiem

background image

spotkaćsia.

Jakośmiałosiajużpodwiosna,

śnieg stopniał i młode trawki spod
ziemi

pokazywać

sia

zaczeli.

Niedługo Agrypicha wybrała sia na
pola,wczesnazielazbierać.Adiabeł
tylko na to i czekał. Mach! i już jest
przy Agrypisie. „Dzień dobry -
pięknie kłania sia. - Ci moga trawki
pomóc zbierać?” Agrypicha takoż
ucieszyłasia,alenicposobienidała
poznać. Stefan trawki zbiera, koszyk
zanionosi,nadskakuji.Sympatyczny
jest - myśli Agrypicha... i tak trocha
po trochu znowu zaczeła do niego

background image

przywykać. Jak której niedzieli w
lesiejegonispotka,jużjejismutno.
Tak i było do jesieni. A co to ludzi,
jak ludzi, wszędzie pełno, to jedne
ich razem widzieli w lesie, druhija
na łąkach, trecija u poli i znou
Agrypichu na językach nosić zaczeli.
Po lasach z parobkiem ciąga sia,
jakby swojej chaty ni miawszy.
Wstyd - baba już starszawa, choć,
prawdu powiedziawszy, po niej tego
ni widać. „O, już druhi hod z
parobkiem młodym ciąga sia, a kont
szlubu ni słychać...” - i tak tymi
językami plaskali i plaskali za

background image

plecami

Agrypichy,

hadko.

Rozezluło heta mianie i myśla:
Pobiegna do Alżbietki i powiem jej,
co ludzi na niej języki swoje ostrzo.
Jak

pomyślała,

tak

i

zrobiła.

Przylatujanadwieczorem,Agrypicha
markotna w swojej dużej chacie
samińka siedzi, łokciami podparszy
sia, i o czymści tam przemyśluji. U
mnie w chacie wiasoło, dziciatak
mniejszychiwiększychpełnachata,a
u niej pusto! Za co jo tak Pan Bóg
pokarał? Mówia do niej: „Ni
pogniewaj

sia,

Alżbietka,

ale

przyszła ja tobie powiedzieć, co

background image

bardzosz ciebie ludzi na językach
noszo wzglendem tego twojego
parobka”. „A co mówio?”- pyta
Agrypicha. „Co po polach z nim
ciągasz sia, a szlubu z nim nie
bierzesz.Dajnazapowiedziikoniec.
Nikrzywdujnamnie,alemuszatobie
jeszcze powiedzieć, co poniechtórzy
poszeptujo,

szto

heta

diabeł”.

Agrypicha roześmiała sia, a potem
zamyśliła sia. Ale ja już musiała
lecić do chaty, bo tam i żywioła
niopatrzona i dzieciom wieczerza
rychtować

trzeba.

Jak

spotkam

Stefana, porozmawiam z nim - myśli

background image

sobieAgrypicha.

Nazajutrz była niedziela, idzie

Agrypicha

koło

brzeźniaku,

a

parobek jak spod ziemi mach! i już
jest przy niej. Skąd on tak wie
zawsze,gdziejestem?-takAgrypisie
przez myśl przeleciało, ale zaraz o
tym zapomniała i mówi: „Wiesz,
Stefan, ludzi nas na języki znowu
braćzaczeli,copopolachipolasach
razem ciągamy sia, może już lepiej
do chaty przychodź”. Ucieszył sia
diabeł, znowu do jesieni szło, a pod
osinobezprzerwytakstaćzimno,aż
w kościach łamie, a u Agrypichy w

background image

chacie ciepło. Choć trocha zagrzeja
sia - cieszy sia diabeł. I znowu do
Agrypichy

wieczorami

chodzić

zaczoł. Przy oporządzaniu żywioły
jak swój pomaga i krowy do obory
zagoni, i słomy podrzuci, i świnkom
strawa wyniesi - taki nadskakliwy
zrobił sia, wiadomo, zakochany.
Agrypicha już całkiem do niego
przywykła i było jej z nim dobrze.
Ale zbliżała sia Kiryłowa rocznica,
diabeł przy osinie musiał znowu
kołkiem

siedzieć

i

procesje

diabelskie przyjmować. Agrypicha
jegoczekadzień-nima.

background image

Czekadruhi-nima,czekatreci

-niprzychodzi.Gdzieonpodziałsia,
może na mnie czeho pogniewał sia?
Kiedy cały tydzień minoł, niepokoić
sia zaczeła: może chory? Bardzosz
już do tego swojego parobka była
przywykłszy.

Kogo

by

o

to

przepytać? Może ludzi co słyszeli?
Ale jak tu babie rozpytywać sia o
chłopa. Kiedy już ze dwa tydni nie
przychodził, serca Agrypichy stała
sianiespokojna.Myśli:Rozpytamsia
Batraczychy, ona zawsze wszystko o
wszystkich wie. Narzuciła chustka i
nad wieczorkiem poszła do niej.

background image

Przyszła, a tu Batraczycha świniom
miesza.Jaktuzacząć?„Pochwalonyi
co słychać?” - pyta sia. Nie wypada
takodrazudosprawyprzystępować.
„A nic” - mówi Batraczycha, a w
oczy ni patrzy, bo wobec Agrypichy
nibardzoczystasumieniama,zawsze
jo obszczekuje. „A co u waszeci?” -
pyta Batraczycha. „A nic, tylko coś
Stefan

raptem

bez

przyczyny

przychodzić przestał, może jemu coś
stało sia, nie słyszeliście czasem?”
Popatrzyła

Batraczycha

na

zmartwiono

twarz

Agrypichy

i

ucieszyłasia.Dobrzejejtak-myśli-

background image

nie trzeba było z młodym zadawać
sia, pewnie nadojadła jemu, to i
rzucił jo. „Nie, nic nie słyszała -
mówi - ale mogą rozpytać sia -
obiecuje Batraczycha. - A u kogo on
za parobka służy?” - pyta. Tego
dobrze i nie zapamiętała Agrypicha,
bo wtedy, jak go spytała, tak jakoś
niewyraźnieburknoł.

„Zdajsia koło Dajnowki u

kogoś”.PokręciłagłowoBatraczycha
i myśli: Ponad rok ze sobo ciągajo
siainawetniewie,ukogoonsłuży,
ci to nie dziwne? Ale do Agrypichy
słodzińko uśmiecha sia i obiecuje:

background image

„Dowiem sia, dowiem, u ludzi
przepytam sia i przyleca, powiem”.
Podziękowała Agrypicha, a na duszy
jeszcze

bardziej

jej

markotno.

Akuratnie tego dnia skończyli sia
procesji pod Kiryłowo osino, diabłu
spieszno

było

do

Agrypichy.

Duszkiem za parobka przebrał sia i
do

Agrypiny

poleciał,

ale

z

pośpiechu ogon ni bardzo akuratnie
schował, ni zauważył, co kończyk
jemu z kałoszy wystaji. Agrypicha
tymczasemwracasiaodBatraczychy,
drzwi od chaty otwiera, a chata na
skobelekbyłazamknięta,wchodzi...a

background image

tu Stefan przy oknie na ławie siedzi.
Ucieszyła sia, ale myśli, jak to on
mógł do chaty wejść, kiedy chata
była z nadworza zamknięta? I
zatrwożylasiawsersuswoim.Może
to prawda, nieczysty? A diabeł ni
zauważyłskobelkaprzydrzwiach,bo
przez komin wleciał. Agrypicha
jakośakuratnieStefanuprzyglądasia
i sama nie wie, ci cieszyć sia, ci
smucić. Jakości czegoś boi sia.
„Czemu ciebie tak długo ni było?” -
pyta.„Chorowałja”-łżediabeł.„A
naco?”„Nażołądek”.„Achtociebie
leczył?” „Sam siebie ja leczył” -

background image

dalej

kręci

diabeł.

„Hm...

a

gospodarz ten twój, jak on tam
nazywa sia, ni krzywił sia, co tak
długochorujisz?”„Nie”.

„Widać niezły jest”. „Aha”. „A

jak on po prawdzie nazywa sia, bo
jakoś

nie

spamiętała

ja

jego

nazwiska?”

Diabeł

nie

był

przygotowany

na

to

pytanie,

zajonknoł sia i lapnął pierwsza
lepsza,cojemunamyślprzyszło.Ale
Agrypicha

zauważyła

jego

zmieszania i jej jeszcze gorzej
zrobiwszy sia. Cości on tu kręci -
myśli.-Czyżbynaprawdutobyłzły?

background image

Co robić, co robić, jak tu prawdy
dowiedzieć sia? Przywykła już do
niego,alejakżetuzdiabłemzadawać
sia?! Aż tu stuk, stuk i wchodzi
Batraczycha, niby soli pożyczyć.
Patrzy, a tu parobek siedzi i w
najlepszezAgrypichopogaduji.Taka
tosprawa-myśli.-Językiludzkieod
siebie odwrócić chciała, dlatego
przyleciała do mnie. „Nu, widza,
szybkoodnalazłsiatwójpanStefan!”
„Chorował” - mówi Agrypicha.
Batraczycha dokumentnie parobku
przygląda sia. Z głowy nic jej ni
podpadło ani z rąk, bo wszystko to

background image

diabeł akuratnie odrobił. Ale kiedy
jego tak od góry do dołu ogląda,
patrzy, a tu z kałoszy coś wystaji...
Myśli:Przywidziałosiamnie,cico?
Acobyłatrochaniskanaoczy,myśli:
Rzuca coś umyślnie na podłoga,
schyla sia niby podnosić i akuratnie
zobacza. Schyliła sia Batraczycha aż
pod ława, gdzie byli parobka nogi, i
patrzy... ogon, wyraźnińko ogon. Ot,
jaki parobek do Agrypichy chodzi!
Prawda ludzi poszeptywali, znaczy z
diabłem zadaje sia Agrypicha! Tego
poniejispodziewaćsiamożnabyło.
Czekajże,wezmajaciebie,diabeł,na

background image

spytki.

„Dobrego

gospodarza

macie?” „A, niczego” - odpowiada
diabeł, a sam szybko myśli, jakie to
on nazwisko niby dla swojego
gospodarza Agrypisie powiedział i
nijak przypomnieć ni może. Ta baba
zarazjegopewnieotozapyta.Źle.A
i miejscowość jakąś trzeba zmyślić.
Powiem

bliska

-

Batraczycha

wszystkich zna, powiem dalsza -
dziwne będzie, co tak często do
Agrypichyprzylatuja.

Jeszczenicdiabełniewymyślił,

a tu Batraczycha już i pyta sia: „A u
kogo to służycie?” Diabeł pierwsze

background image

lepsze nazwisko zełgał, ale, zdajsia,
ni to, co Agrypisie powiedział.
Agrypicha na niego bliś! woczami -
kłamie. A Batraczycha mówi: „Nie
znam

takich.

A

w

jakiej

to

miejscowości?” - znowu pyta sia.
Diabeł niespokojnie zakręcił sia na
tyłku, jakby na szpilka siadłszy, i
mówi:„TochutorkołoDajnowki”.A
Batraczychaznowu:„Nisłyszałajao
takim chutorze”. Myśli diabeł: Źle,
wtemspójrzałprzypadkiemnaswoje
nogi i widzi, ogon wystaji. Tu musi
myśleć,jakbygładkołgać,atudrugo
nogo ogon do kałoszy wpycha.

background image

Niechby raz już poszła ta baba! Ale
Batraczycha ani myśli wychodzić,
rozsiadła sia i dalej o gospodarstwo
dokładnie rozpytuji, a ile ziemi ma
gospodarz,ailekrów,ailedzieci,a
jak gospodynia ma na imia? Wiercił
sia diabeł, wiercił, widzi, nidobra
sprawa, i mówi: „Musza już iść, bo
jutro do młyna wcześnie jada” i
zaczął żegnać sia. A jak wstał, to
ogon ślizg! i obsunoł sia znowu w
dół. Już go pewnie ni tylko
Batraczychazobaczyła,boAgrypicha
aż zbladła, kiedy na nogi parobka
spójrzała. Diabeł na pięcie obrócił

background image

siaijakoparzonyzchatywyskoczył.
Jak poszed, tak poszed, tyle jego i
widzieli. A Batraczycha mówi:
„ChibaAgrypichasamawidziała,jak
jejnemu parobku ogon z kałoszy
wystawał”. Potem szybko pożegnała
sia i wyszła. A w Agrypichu jakby
piorunwderzył,pośrodkuchatystała
i ruszyć sia z miejsca ni mogła.
Batraczycha jeszcze dwóch chat nie
minęła,spotkałajednababainaucho
jej szep, szep, szep, tak i tak,
Agrypicha z diabłem zadaji sia. Ciż
to prawda? „Moga pobożyć sia” -
mówi Batraczycha. Przyleciała koło

background image

drugiej chaty, to samo szepnęła,
zanim na koniec wioski doszła, już
wszystkie wiedzieli, co to ni
parobek, a diabeł do Agrypichy
chodzi.

Dopieroż

ludzi

zaczeli

głowami kręcić, słyszane to rzeczy z
diabłem zadawać sia? Batraczycha
jego na własne oczy widziała. Tak
ono i poszło po całej parafii. A ja
wszystkoszmyśla,cotoniebyłżaden
diabeł-dodałanakoniecAspazja.

Chciałamwiedzieć,cozdarzyło

się potem, ale Aspazja była już
dzisiaj bardzo zmęczona. Wróciłam
więcdoniejnazajutrz.

background image

-

Ni

przeszło

dni

paru,

Agrypichaciażkozachwareła.Pałod
niej szed taki, jakby z chlebnego
pieca. Po łóżku swoim jak ryba
kaczała sia i za głowa chwytała.
Mało poczekawszy i ludzi już ze
wszystkim ni poznawała. To Stefana
wołała,

to

niludzkim

głosem

krzyczała: „Odejdź ode mnie, diabeł
nieczysty”. Baby, co przyszli jej
doglądać, znakiem krzyża żegnali sia
i święcono wodo kąty w chacie
kropili. Ale nic nie pomagało.
Wincuczycha, co to baba miastowa

background image

była,radziłapodochtoraposłać,ale
insze baby mówili, po co dochtór? I
tak jej biednieńkiej już dużo ni
trzeba, a dochtoru i ni wypłacisz sia
za taka przyjechania, pewnie cała
owieczka weźmi... Agrypicha już
żadnego rozeznania ni miała, leżała
bez

pamięci,

oczy

w

powała

wlepiwszy. Wszystkosz Wincuczycha
uparła sia i swojego po dochtora
posłała.

Przyjechał

dochtór,

popatrzył, postukał, trąbka do piersi
przystawiwszy,słuchał,zagłowaiza
brzuch pomacał i mówi: „Kiepska
sprawa,zapaleniamózgówuniej,do

background image

szpitala jak najprędzej trzeba, choć
nie wiem, ci i tam jaka rada będzi”.
Dopierosz ktoś przypomniał, co
Agrypichababkupodpuszczojeszcze
ma. Uradzili dać znać jejnej babce.
Ze wszystkim stareńka ona była,
może użo z dziewiaćdziesiat let
mieła, ale żwawaja i przy dobrym
rozumie.

Zaraz

przyjechała,

na

Alżbietku popatrzyła, zapłakała, a
potem mówi: „Tu dochtory nic ni
pomogo, tu zioła trzeba”. I zaraz
różne ziela, co to było pod powało
zawieszone i w puczki powiązane,
wyszukałaiparzyćzaczęła.Apotem

background image

tym zielem to Alżbietku poiła, to jo
obcierała, to na głowa kompresy
kładła.

Dźmitrukowa,

co

to

wdzięczność w sercu swoim do
Agrypichy miała za uratowanie jej
kiedyśżycia,Felkaswojadopomocy
babki przysłała. Try tydni albo i
więcej Alżbietka biez duchu leżała,
potom trochu oczy otworzyła i na
świat boży spójrzała. Mało pomału
ludzi poznawać zaczęła. A była taka
słabińka, co głowy podnieść nie
mogła.Pewniezsześćdoośmiutydni
przeszło,jaksiadaćzaczeła.Babkau
niejprzeztrymiesiacyzhakiembyła.

background image

Namawiali

jo

ludzi,

żeb

ze

wszystkimuwnuczkizostała,aleona
ni chciała. „W swoich kątach chce
umrzeć ”- mówiła i, jak Alżbietka
pozdrowiała, do puszczy wróciła.
Agrypicha po tej chorobie szybko
posunęła sia, posiwiała, a jej białe
zębyzrobilisiajakieśdługieiżółte,i
nizadługo jak z masła wyłazić
zaczęli.Zewszystkimodludziodbiła
sia, czasem do siebie gadała. Tedy
ludzi mówili, co ze swoim czortem
rozmawia. Naród od niej jeszcze
bardziej odbił sia, a ona znowu po
polachipolasachciągaćsiazaczeła.

background image

Ale ni była tu już ta dawna
Agrypicha. Cało jej piękność jakby
chto ręko zgarnoł. Przygarbiła sia,
pomarszczyła,

jakby

jo

chto

odmienił. No i bolej z diabłami,
mówio,naŁysejGórzespotykałasia,
czym z ludźmi. W oczy ludziom ni
patrzyła.Czasamitakjakościdziwnie
śmiała sia bez żadnej przyczyny.
Gospodarka

swoja

na

odrobek

ludziom dała. Tolki do chaty swojej
na mieszkania nikogo wpuścić ni
chciała. Mówio, przez to, co po
nocach ten jejny diabeł przez komin
do niej przylatywał i co z im jak z

background image

mużamżyła.Batraczychamówiła,co
raz,przechodząckołojejnejchaty,na
własne uszy słyszała, jak Agrypicha
ze swoim diabłem swarzyła sia.
Podobnież z im i na rojstach
spotykała sia, bo Lucyper od
pilnowania Kiryłowej osiny jego
odpuścił,ainamiotlenaŁysoGóre
jak wiedźma latać zaczęła. Ot, tak
onoibyło-Aspazjazamilkła.

- Ciotko, jak myślicie, z tym

Stefanem, czy to prawda, że to był
diabeł?

Aspazja

milczała...

Powtórzyłamswojepytanie.

- Chto jego tam wie? Ale ten

background image

parobekrokwięcejzjociągałsia,a
potem gdzieści przepadł. Może
poswarzylisia,możeco?Aludzi,jak
to ludzi, zaraz diabeł, bo tak nagle
znikł. Ja wszystkosz myśla i jeszcze
raztobiemówia,cohetanibyłżaden
diabeł, tolki małady parobok -
Aspazjazamilkłaiznowuzaczęłacoś
przeżuwać

swoimi

bezzębnymi

ustami. Potem dodała: - Ostatnimi
laty Agrypicha powiesaleła i nawiet
czasem koło chaty chodząc, swoim
trzęsącym

sia

głosem

podśpiewywała. Kiedyś głos piękny
Alżbietka miała, oj, piękny. Mówili

background image

ludzi, przez to powiesaleła, co
pomocnica do swoich diabelskich
prachtyk nalazła. Na polach i w
lasachniraz,nidwaichludzirazem
widzieli, a i z tym diabłem jo
zapoznała. Nu, wiesz, o kim ja
mówia? - uśmiechnęła się. - Ni
pogniewasz sia na staruchu -
dopytywałasięniespokojnie.

Roześmiałamsię:
- Nie gniewam się, bo to

prawda.

Aspazjaspojrzałanamnienieco

zalęknionym

wzrokiem,

a

ja

dodałam:

background image

- Tylko że nie z diabłem, a z

leczniczymi ziołami zapoznawała
mnieAgrypicha.

Zbliżał się wieczór, więc się

pożegnałam z Aspazją, nie wiedząc,
że to była moja ostatnia z nią
rozmowa.

background image

Epilog

Minęłyczasywiedźmiczartów.

Nikt nie lata po niebie na miotle.
Medycyna rozporządza potężnymi
chemicznymi

środkami,

a

właściwościleczniczeroślinbadamy
naukowo, opierając się nie tylko na
empirycznych

ludowych

obserwacjach.

Przekonujemy

się

jednak często, że wiele z tych
spostrzeżeń, uważanych nieraz za
przesądy, ma swoją rację bytu,

background image

potwierdzoną

przez

współczesną

biochemię, jak na przykład zbieranie
niektórych roślin o określonej porze
dnia. Dziś wiemy, że przy różnej
intensywności

naświetlania

słonecznego skład chemiczny rośliny
może być różny. Znachorzy zalecali
zbieraćniektóreziołananowiu,inne
przy pełni księżyca. Tego jeszcze co
prawda nie udowodniono naukowo i
nie przestrzega się przy zbiorze ziół
do „Herbapolu”. Ja w swojej
praktyce lekarskiej lubię stosować
zioła obok terapii chemicznej. W
czasieokupacjiitużpowojnienieraz

background image

przydawałamisięnaukaAgrypichy.

Szczególnie

utkwił

mi

w

pamięci przypadek chorego chłopca
o nazwisku Kamiński, który w 1955
roku leżał w klinice dziecięcej z
powodu marskości wątroby. Stan
dziecka

był

beznadziejny.

Wodobrzuszebyłotakogromne,żeco
drugi

dzień

trójgrańcem

przebijaliśmy powłoki brzuszne i
wypuszczaliśmytrzyipółlitrapłynu.
Profesor, który wiedział o moim
entuzjazmie

dla

ziołolecznictwa,

zaproponował, żebym zastosowała
znanemizioła,mówiąc,żeniemamy

background image

nic do stracenia. Już po dwudziestu
czterech godzinach chory chłopiec
zaczął oddawać niesamowite ilości
moczu, a jego stan poprawiał się z
dnia na dzień. Został wypisany z
klinikiwstaniedobrymzzaleceniem
dalszego stosowania ziół. W roku
1967 pan Kamiński odwiedził mnie
w szpitalu, żeby pochwalić się, iż
czuje się doskonale i nadal popija
ziółka.

Ponieważ

dominującym

składnikiem w mieszance ziołowej,
zastosowanej w chorobie chłopca,
były korzenie mniszka, zachęciło

background image

mnie

to

do

wykonania

pracy

doświadczalnej

na

myszach

w

Zakładzie Anatomii Patologicznej
AM

w

Gdańsku

u

prof.

Czarnockiego,którejnieogłosiłamw
prasie

lekarskiej.

Każdą

partię

myszek dzieliłam na dwie grupy i
uszkadzałam

im

wątrobę

czterochlorkiem węgla. Wszystkie
myszki miały tę samą karmę, ale do
picia jedne dostawały wodę, drugie
zaś wywar z korzenia mniszka.
Myszypijącewodęzginęływszystkie
w przeciągu sześciu tygodni, a te,
którepiływywarzmniszka,przeżyły

background image

jeszcze

pół

roku.

Czyżby

w

korzeniach mniszka znajdował się
środek

regenerujący

komórki

wątroby? Była to tylko pierwsza
część

doświadczenia,

bez

dokumentacji

histopatologicznej

stanukomórektegonarządu.Niestety,
nigdy potem nie miałam warunków
aniczasu,żebyjepowtórzyć.

Często

z

wdzięcznością

wspominam

swoją

znachorską

edukację.

Wksiążkach

ziołoleczniczych

szukałam

naukowych opisów roślin, o których
opowiadała mi Agrypicha, lecz

background image

odnalazłam nie wszystkie nazwy.
Wiemnaprzykład,jakwyglądająina
jakie dolegliwości się stosuje żabie
oczko i smołuszkę nie wiem jednak,
jak się prawidłowo nazywają i
dlatego nie potrafię ich wypisać na
recepcie.Albonarywnik,zieledobre
namiejscaobierająceiropiejące.

Teraz, kiedy nie mogę znaleźć

potrzebnych

mi

składników

w

aptekach lub zielarni, idę pod halę
targową w Gdańsku do starej
wileńskiejbabulkiiuniejwyszukuję
brakujące mi roślinki. Suszone przez
niąziołamająnależnyzapach,kolori

background image

moc. Kupuję i chwalę ją. Babulka
zadowolona uśmiecha się, a mnie
przypominasięAgrypicha...

maj1967,szpitalzakaźny

background image

Posłowie

Jest taka przepiękna kraina

rozkołysanych wzgórz, idących w
potężnym rytmie ze wschodu na
zachód, pociętych jarami, którędy
spływały

wody

polodowcowe,

kraina

przepastnych

borów,

cienistych

zagajników,

łąk,

dyrwanów i rojstów z zielem gdzie
indziej już wymarłym, kraina na
granicyświatów:PółnocyiPołudnia.

ZWyżynyOszmiańskiejlub,jak

background image

chcą inni, z Garbu Oszmiańskiego,
gdyż o nim jest mowa, spływają
liczne strumyki i potoki, zasilając
Niemen i Wilię, aby w Bałtyku
znaleźć swój kres. Ale też o parę
kilometrówdalejbiorąswepoczątki
rzeczki

biegnące

szparko

na

południe,wlewającsiędoBerezyny,
Berezyną do Dniepru, a tam już
MorzeCzarne.

To miejsce graniczne, miejsce

wysokowzniesioneponadmonotonię
wielkiej równiny europejskiej, było
bogate w ludność mieszanych kultur,
religii,

obyczajów.

Podstawę

background image

etniczną stanowił lud białoruski,
wciąż poszukujący swej tożsamości
narodowej. Można z powodzeniem
powtórzyć

za

Tadeuszem

Łopalewskim (Między Niemnem a
Dźwiną
), że lud ten był „najczyściej
słowiański wśród innych plemion
słowiańskich Europy Zachodniej, z
kulturą rolną, w rozwoju swym nie
bardzo daleki od form sprzed lat
tysiąca.

W

budownictwie,

w

narzędziach

pracy

raz

po

raz

odnajdujemy tu elementy zachowane
z

czasów

pogańskich.

Ten

konserwatyzm,

ta

nieufność

i

background image

oporność wobec wszelkich nowinek
cywilizacji,

jest

typowa

dla

umysłowości tutejszego chłopa” (s.
40).

Z takim ludem spotykałem się

jeszcze

podczas

dzieciństwa

spędzonego u podnóża lub na samej
Wyżynie Oszmiańskiej. Taki lud
zapamiętała ze swej przedwojennej
młodości

Nadzieja

Bittel-

Dobrzyńska.

Obok zwartych, białoruskich

wsi ciągnęły się tam szlacheckie
zaścianki,tworzącOkolicę-polskąz
ducha, lecz rodowodu rozmaitego:

background image

byli to osadnicy tatarscy jeszcze z
Witoldowych czasów, przybysze z
Korony, spolszczone bojarstwo i
starodawni

Litwini.

Miasteczka

zamieszkiwała ludność żydowska.
Majątki i folwarki były siedliskiem
polskiej, nieraz jeszcze sarmackiej z
ducha kultury, z wańkowiczowskim
poczuciem humoru i fantazją iście
ułańską. Z takiego folwarku wyszła
autorkatejksiążki.

Historyczne

Krewo,

Łosk,

Oszmiana przypominały o dawnych
dziejach, o historii, jaka przetaczała
się przez te ziemie, poruszając do

background image

samego dna ludzkie skupiska, a
przecież za sprawą geniusza miejsca
nienaruszającw·niczymtajemniczej
i

groźnej

natury

człowieka

pogranicza:

„najczyściej

słowiańskiego” i zarazem otwartego
nainnośćinatenigdynieujarzmione
żywioły. Był nim żywioł Przyrody,
widziany w ziołach i drzewach, we
wszelakich

gadach,

płazach,

czworonogach i ptakach. I był nim
drugi człowiek, nie rozpoznany
jeszcze, ahistoryczny, żyjący w
zgodzie

z

rytmem

pór

roku.

Człowiekategotrapiłylękiistrachy,

background image

o jakich zapomnieli ludzie Zachodu.
„Po polach Białorusi błądziła ciągle
Płaczka, piękna kobieta w białej
sukni i czarnej chustce, widziana
przez

wszystkich,

lamentująca,

narzekająca,

smutno

śpiewająca,

łamiącaręce,zalewającasięłzami...
Spotykano jakby sierotę, w ubogim
wiejskim ubiorze, na drodze, na
ruinach, w zniszczonej kaplicy na
cmentarzu”(JanBarszczewski,1790-
1851). W nocy wyły tam wilkołaki,
krew wypijały wampiry, wszędzie
gnieździły

się

groźne

demony,

wiedźmy i czerci. A była ich

background image

ogromna

rozmaitość.

„Diabły

wodziciele, co zwodziły ludzi z
dobrej

drogi,

straszyciele,

przewoźniki, smolarze, pilnowacze
skarbów, chytre, pokuśne diabły i
diabły szutniki” - mówi Kaziuk,
jeden

z

bohaterów

opowieści

NadzieiBittel-Dobrzyńskiej.

Czy dziś ostała się jeszcze ta

kraina

pięknej

przyrody,

grozy

istnienia i pierwotności doznań? Nie
nam o tym mówić. Na pewno
znajdziemy ją w tej przepięknej
książce, na którą składają się
soczysteopowieści,anegdotyzżycia

background image

oszmiańskiej prowincji i baśniowe
gawędy.

Pani

Nadzieja

Bittel-

Dobrzyńska,znanylekarz-specjalista,
zliteraturątylemającawspólnego,że
prawdziwie kochająca książki -
napisała rzecz, jaka pozostanie w
skarbcu literatury przynależnej do
„szkoly wileńskiej”. Taką książkę
pisze się tylko raz w życiu: jest ona
wyrazem

owego

przymusu

duchowego, aby zatrzymać czas
dzieciństwa

i

młodości,

i

przemierzyćrazjeszczetęziemie,co
była „jak zdrowie”, a do której już
niemapowrotu.

background image

Tak się szczęśliwie złożyło, że

parę lat dzieciństwa, krwawego i
wojennego, a przecież w jakimś
sensie

„sielsko-anielskiego”,

spędziłem w pobliżu Krewa. Byłem
więc sąsiadem, nieco spóźnionym w
czasie, folwarczku, po którym konno
hasała

młodziutka

Nadzieja.

Oglądałem te same krajobrazy, sam
sięleczyłemziołami,któretamrosły,
wiedziałem,

od

czego

ratuje

krwawnik, od czego zaś są korzonki
poziomek, kiedy się przykłada liść
młodejolchylubbabki,jakieziołasą
na poty, a jakie od biegunki.

background image

Poznałem szlachecką Okolicę ze
starymi

rodami

Ułańskich,

Oziewiczów, Kondratowiczów czy
Markowskich, odwiedzałem wsie
białoruskie,

a

moją

wiedźmą

AgrypichąbyłasłużącaMańka,comi
przed

zaśnięciem

bajała

o

wilkołakach,

wiedźmach

i

czerciach...

Tym większy więc podziw

ogarnia mnie, przecież człowieka od
lat piszącego książki, wśród nich o
Ziemi Wileńskiej, wobec niebywałej
pamięci językowej pani Nadziei
Bittel - Dobrzyńskiej. Z tym darem

background image

języka, który zaiste jest wielkim
skarbem, nierozłącznie wiąże się
plastyczność pamięci oraz niezwykła
znajomość przyrody. Pani Nadzieja
świat Wyżyny Oszmiańskiej słyszy,
widzi, dotyka i smakuje wszystkimi
zmysłami. Na dodatek autorka miała
to rzadkie szczęście, że w latach
dzieciństwa spotkała kogoś takiego,
jakAgrypicha-zielarkaiznachorka.
Przyjęła

dar

przyjaźni

starej,

samotnejkobietyzotwartymsercem,
z tą odwagą, ciekawością i fantazją
panienki z kresowego dworku. I
dzięki temu weszła w głębokie,

background image

tajemnepokładywiedzyoduszyludu
białoruskiego. Dziś, w epoce mody
na

parapsychologię,

odkrywania

mądrości

ludów

Amazonii

czy

Nowej Gwinei, z tym większym
zdumieniem

stwierdzamy,

jak

niedaleko

odeszły

ludy

Słowiańszczyzny od intuicyjnej, a
przecież zdobywanej skrzętliwym
doświadczeniem,

wiedzy

o

królestwie ziół i wszechświecie
Przyrody.

W

tej

wyraźnie

autobiograficznej

książce,

gdzie

głównymi bohaterami są Natura i

background image

Człowiek

Natury,

znajdujemy

opowieści godne pióra Weysenhoffa
(Moje spotkania z wilkami) czy też
opisane

z

wizyjną

wprost

plastycznością

i

bezprzykładną

szczerością sceny z życia Agrypichy,
choćbyowego„wiedźmowegotańca”
podczasburzy(Burza).

Końcowe partie książki, w

którejautorkaodnajdujeprzyjaciółkę
Agrypichy z lat młodości - Aspazję,
niespodziewanie otwierają przed
nami przestrzenie ludzkiego losu.
Widzimy

dramat

osamotnionej,

bezdzietnej

kobiety,

która

swą

background image

inteligencją,

wychowaniem,

wrodzoną intuicją górowała nad
otoczeniem. I przypomina się ów
sugestywnyobrazPłaczki,nakreślony
przez

romantycznego,

kresowego

pisarza Jana Barszczewskiego -
błądzącej po Białorusi kobiety,
wzbudzającej smutek i powszechny
lęk.

Jest

ona

symbolem

losu

człowieczego, tak silnie na tych
ziemiach związanego z misterium
wiecznie odnawiającej się, groźnej i
zagadkowejPrzyrody.

background image

ZbigniewŻakiewicz

background image

Słowniczek

Aborki-sznurki
adhon-rektyfikat
anijuż-rzeczywiście
Bałotnyj

babok

-

bobrek

trójlistny

bolej-więcej
bulba-ziemniak
Chmary-chmury
chodaki - obuwie podobne do

góralskichkierpców

chutor

(futoru)

-

osiedle

background image

pojedynczeczamu

heta-dlaczegoto
czortowe żebro - driakiew

podgryziona

Deneczko-deseczka,przykrywa
durnopian-bieluń
diadźka - wujek, używane jako

forma

grzecznościowa

przy

zwracaniusiędostarszych

dzirwan-ugór
Gilować - uciekać w popłochu;

odnosisiędobydłaużądlonegoprzez
gile

Hutarka-rozmowa
Kaczaćsię-taczaćsię

background image

kałosza-nogawka
kiemny-zdolny
kryszka-trochę
kumpiaczek-szynka
kursztać-wypędzać
Maładucha-młodamężatka
miaża-miedza
Namierzaćsię-kierowaćsię
naprzypiążka-pomocniczy
nauprostki-naprzełaj
niduży-niemocny
niekali-kiedyś
nizaducha-wkrótce
Obojętnie-strasznie
odkliknąćsia-odezwaćsię

background image

odryna-miejsceskładusiana
Pał-gorączka
pałudniawać-jeśćobiad
parsiuk-wieprz
pod

sarakouku

-

pod

czterdziestkę

pokwapić sia - połakomić się

lubpójśćzakimś

poruszenie-podźwignięciesię
posunąć sia - pójść wolnym

krokiem,powlecsię

powijacz (spowijacz) - długi,

wąski pas płótna do spowijania
niemowląt

powituszka-rdestptasi

background image

preć-parzyćsię
pryharść-garść
pryhoży-przystojny
przeciwny człowiek - niedobry

człowiek

przegarnąć-rozproszyć
przepowiadać

-

powtarzać

przyprzążka,

naprzyprzążka-pomocniczy,do

pomocy

przyruczony-oswojony
Robićwid-udawać
rojsty-nieużytekbagienny
Sama-pani,jejmość
skaracz - koniec płótna z

background image

niedotkanymi nićmi zawiązanymi w
supełki

stupnia-moździerz
stwoł-łodyga
swaci - zwrot grzecznościowy

młodszego do starszej kobiety lub
kobietydokobiety

Ściarażyćsia-strzecsię
Triasucha-dreszcze
trujziele-wilczełyko
Wieraszczaka-specjalnysosdo

placków

wierówka-powróz
wozbudzenie

-

pobudzenie,

wzburzenie

background image

wykaczać

(wytaczać)

-

wygnieśćsię,wytaczaćsię

Zaliwajka-żurek
zahudzieć-zabrzęczeć
zgłumić-zniszczyć
Żmienia-garść
żywioła-bydło

background image

Spistreści

Odautora2

Ludziemówio...3

OpowiadanieJustyna6

Dzikiegruszki9

Diabły13

Chłop

i

diabeł

spod

WiedźminegoŁohu21

background image

Początek mojej znachorskiej

edukacji25

Opętany przez diabła, czyli

nasionapinduryndy31

Wasilki35

Zła woda, miedź i zdatne ręce

41

Zębateżyto43

Pimpinelka z serdecznikiem,

background image

dwanaścienaparsteczkówi45

serce,cochodzinalewo45
Ł

asatrawkaiśliwkowyocet49

Jakdziewiaćsiłposwarzyłsiaz

pokrzywoparząco53

Czortoweżebro57

Tojadmordownik60
Ż

background image

uczki62

Krwawnik67

Mojespotkaniazwilkami70

Wilczajagodaiwilczanio73

Burzaitaniecwiedźm76

Jodyna, słonecznik i sok z

buraka80

Dobretrawki83

background image

Zamowy85

Podsłuchanarozmowa88

Kłopotliwe skutki znachorskiej

edukacji91

Róża,

czerwony

kolor

i

kumpiaczek96

Holenderka

i

wątrobowa

puchlinawodna99

Puchlina nerkowa i świeży

twaróg102

background image

Drzewa,drzewa,drzewa104

Niedokończonaedukacja112

Wspomnienie115
Ż

yciorys

Agrypichy

według

Aspazji118

Epilog139

Posłowie141

background image

Słowniczek145

background image

TableofContents

Rozpocznij


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bittel Dobrzyńska Nadzieja Jak wiedźma Agrypicha znachorstwa mnie uczyła
W życiu jest trudne rozstanie ale ja cię opuszczam kochanie bo z tobą było mi jak w niebie ale ty mn
Jak się będziesz na mnie gniewać
JA PIERDOLE JAK MNIE WKURWIAJĄ TAKIE CIOTY
jedlinski k jak rozmawiac z tymi, co stracili nadzieje ZDR7M2CWMA55ZB4YRP3UW4MUC6C5ZEWLWABSM7Y
Powiedz mi jak mnie kochasz wiersz połówkowy
JAK NADZIEWAĆ PĄCZKI
Zabawy, Przyjdz do mnie 102006, PRZYJDŹ DO MNIE JAK
Inne materiały, Sprawdzian, Sprawę polską na Kongresie Wiedeński podjął Aleksander I, mając nadzieje
Inne materiały, Sprawdzian, Sprawę polską na Kongresie Wiedeński podjął Aleksander I, mając nadzieje
Jedliński K Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję
Jak rozmawiać z tymi co stracili nadzieję(1)
K Jedliński Jak rozmawiać z tymi, co stracili nadzieję(1)
1994 ? Jak Ojciec mnie poslal, tak i J
Mała instrukcja jak zrobić tunikę, NLP, Wiedzma60
Jak mnie kochasz, to mnie bierz

więcej podobnych podstron