_______________________________________________
|
|
"Koszmar w Red Hook"
H.P.Lovecarft
I
Kilka tygodni temu w miasteczku Pascoag, Rhode Island, wysoki, mocno
zbudowany, krzepko wygl
ą
daj
ą
cy m
ęż
czyzna wzbudził swym dziwacznym
zachowaniem liczne spekulacje w
ś
ród przechodniów. Zszedł ze wzgórza
przy drodze do Chepachet, a znalazłszy si
ę
w
ś
ród domów, skr
ę
cił w
główn
ą
alej
ę
, gdzie kilka skromnych budynków biurowych tworzy złudn
ą
atmosfer
ę
miejsko
ś
ci. I nagle - bez widocznych powodów - uczynił co
ś
zdumiewaj
ą
cego. Wpatruj
ą
c si
ę
dziwnym wzrokiem w najwy
ż
szy znajduj
ą
cy
si
ę
przed nim budynek, zacz
ą
ł wydawa
ć
przera
ź
liwe, histeryczne
wrzaski, po czym rzucił si
ę
naprzód, lecz dotarł tylko do nast
ę
pnego
skrzy
ż
owania. Tam potkn
ą
ł si
ę
i upadł. Co wra
ż
liwsi przechodnie
podnie
ś
li go, otrzepali i stwierdzili8,
ż
e był przytomny, nie
posiadał widocznych obra
ż
e
ń
, a nerwowy atak najwyra
ź
niej ju
ż
min
ą
ł.
Zawstydzony m
ęż
czyzna wymamrotał pod nosem słowa przeprosin za swe
zachowanie, wynikaj
ą
ce - jak powiedział - z napi
ę
cia, w jakim
pozostawał i, nie ogl
ą
daj
ą
c si
ę
za siebie. Zawrócił w kierunku
Chepachet Road. Był to dziwny przypadek, zwłaszcza, ze przytrafił si
ę
zdrowemu z wygl
ą
du, normalnemu człowiekowi; odmienno
ść
tego zdarzenia
podkre
ś
lał jeszcze fakt, i
ż
jeden z przechodniów rozpoznał w nim
pensjonariusza zamieszkuj
ą
cego u dobrze znanego mleczarza na
przedmie
ś
ciach Chepachet.
M
ęż
czyzna tym, jak dowiedziono, był nowojorski policjant Thomas F.
Malne, obecnie na dłu
ż
szym urlopie, a wła
ś
ciwie rekonwalescencji, po
wykonaniu niezwykle uci
ąż
liwego zadania.
Podczas typowego policyjnego nalotu zawaliło si
ę
kilka starych
ceglanych budynków;
ś
mier
ć
mieszka
ń
ców i kolegów wywołała u niego
gł
ę
boki i nader rzadki uraz polegaj
ą
cy na tym,
ż
e na widok wi
ę
kszych
budynków, nawet nieznacznie przypominaj
ą
cych tamte, popadał w
psychoz
ę
strachu. Specjali
ś
ci w dziedzinie chorób umysłowych zakazali
mu przez jaki
ś
czas patrzenia na tego typu budowle.
Policyjny chirurg, maj
ą
cy krewnych w Chepachet, zasugerował,
ż
e
oryginalny za
ś
cianek drewnianych, kolonialnych domków jest idealnym
miejscem do psychologicznej odnowy; z tej przyczyny policjantowi, a
ż
do czasu przezwyci
ęż
enia dolegliwo
ś
ci, nie wolno było zapuszcza
ć
si
ę
na otoczone ceglanymi domostwami uliczki wi
ę
kszych miast i musiał
pozostawa
ć
w regularnym kontakcie ze specjalist
ą
z Woonsocket. Spacer
po Pascoag był bł
ę
dem, a pacjent za nieposłusze
ń
stwo zapłacił
przera
ż
eniem, siniakami i upokorzeniem. Tyle głosiły plotki
rozchodz
ą
ce si
ę
w Chepachet i Pascoag, to wiedzieli i w to wierzyli
specjali
ś
ci, a w ka
ż
dym razie wi
ę
kszo
ść
z nich.
Malone pocz
ą
tkowo chciał opowiedzie
ć
lekarzom du
ż
o wi
ę
cej, cał
ą
histori
ę
. Kiedy jednak stwierdził,
ż
e jedyn
ą
reakcj
ą
z ich strony
jest absolutna nieufno
ść
i niewiara, postanowił trzyma
ć
j
ę
zyk za
z
ę
bami i nie zaprotestował, kiedy medycy gremialnie zgodzili si
ę
,
ż
e
jego załamanie nerwowe zostało spowodowane faktem zawalenia si
ę
domów
w Red Hook i wynikł
ą
ze
ń
ś
mierci
ą
funkcjonariuszy policji.
Pracował zbyt ci
ęż
ko, usiłuj
ą
c oczy
ś
ci
ć
te gniazda chaosu i przemocy,
niejednokrotnie nara
ż
any na silne wstrz
ą
sy, a ta nieoczekiwana
tragedia stała si
ę
przysłowiow
ą
, ostatni
ą
kropl
ą
. Było to proste
wytłumaczenie, zrozumiałe dla wszystkich; Malone uznał, ze w tej
sytuacji inne nie wchodzi w rachub
ę
. Sugerowanie ludziom bez
wyobra
ź
ni koszmaru przekraczaj
ą
cego ich zdolno
ś
ci pojmowania -
koszmaru domów, dzielnic i miast prze
ż
artych tr
ą
dem i rakiem zła
przywleczonego ze Starszych
Ś
wiatów - zamiast do przytulnego
wiejskiego pensjonatu, przywiodłoby go do obitej g
ą
bk
ą
celi bez
klamek, a Malone, pomimo zamiłowania do mistycyzmu, był człowiekiem
inteligentnym i rzeczowym. Posiadał ponadto celtycki dar postrzegania
tego, co dziwne i zakryte. Przydało mu si
ę
to niejednokrotnie w jego
czterdziestodwuletnim
ż
yciu, zmuszaj
ą
c go - absolwenta uniwersytetu
Dubli
ń
skiego, urodzonego w georgia
ń
skiej willi opodal Phoenix Park -
do odwiedzania ró
ż
nych nader osobliwych miejsc.
II W
ż
yciu Malone'a poczucie tajemnicy istnienia było stale obecne.
W młodo
ś
ci czuł sekretne pi
ę
kno i ekstaz
ę
otaczaj
ą
cego go
ś
wiata i...
był poet
ą
. Potem jednak n
ę
dza smutek oraz wygnanie, których
do
ś
wiadczał, sprawiły,
ż
e zainteresował si
ę
mroczn
ą
stron
ą
ż
ycia,
dostrzegaj
ą
c obecno
ść
zła na
ś
wiecie. Uwa
ż
ał za zbawienne, i
ż
wiele
osób szczyc
ą
cych si
ę
wysok
ą
inteligencj
ą
i zajmuj
ą
cych wysokie
stanowiska, drwiło z najbardziej dziwnych sekretów, bo - jak
twierdził - gdyby genialne umysły zdołały pozna
ć
moce chronione przez
prastare kulty i zakl
ę
cia, powstałe w wyniku teg anomalie nie tylko
obróciłyby w perzyn
ę
nasz
ś
wiat, ale wr
ę
cz zagroziłyby integralno
ś
ci
całego wszech
ś
wiata.
Kiedy oddelegowano go do posterunku przy Butler Street w Brooklinie,
jego uwag
ę
przykuła sprawa z Red Hook.
Red Hook to prawdziwy labirynt brudu,
ś
mieci i slumsów poło
ż
onych
przy starym nabrze
ż
u naprzeciw Govrernor's Island. Od mola mo
ż
na st
ą
d
doj
ść
brudnymi, zakurzonymi uliczkami na okoliczne pagórki, stamt
ą
d
za
ś
zapuszczonymi zaułkami Clinton i Court Streets do Borough Hall.
Domy s
ą
tu głównie ceglane, pochodz
ą
z pierwszej połowy
dziewi
ę
tnastego stulecia - niektóre emanuj
ą
jeszcze powabnym,
prastarym zapachem. Mieszka
ń
cy stanowi
ą
przedziwn
ą
enigmatyczn
ą
mieszank
ę
: Syryjczycy, Hiszpanie, Polacy, Włosi i Murzyni, ponadto
Skandynawowie i oczywi
ś
cie Amerykanie. Istna wie
ż
a Babel hałasu i
nieczysto
ś
ci!
Dawno temu okolica wygl
ą
dała du
ż
o lepiej. W dumnych i dostojnych
posiadło
ś
ciach zamieszkiwali marynarze o przenikliwych spojrzeniach.
Nawet dzi
ś
mo
ż
na jeszcze dostrzec
ś
lady dawnej
ś
wietno
ś
ci w smukłych
kształtach dostojnych niegdy
ś
ko
ś
ciołów i drobnych acz zauwa
ż
alnie
artystycznych szczegółach architektonicznych: zniszczonych schodach,
nad
ż
artych przez korniki drzwiach, rozsypuj
ą
cych si
ę
pilastrach
dekoracyjnych kolumn czy fragmencie zielonej ongi
ś
przestrzeni
trawnika z pogi
ę
tym i pokrytym rdz
ą
ż
elaznym płotkiem. Budynki ci
ą
gle
jeszcze stoj
ą
solidnymi blokami a wznosz
ą
ce si
ę
tu i ówdzie
wielookienne kopuły przypominaj
ą
dawne dni, kiedy szyprowie i
wła
ś
ciciele statków obserwowali morze.
Z tego chaosu bij
ą
ku niebu setki głosów w setkach dialektów. Tabuny
awanturników i amatorów rozmaitych rozrywek przewijaj
ą
si
ę
w
ą
skimi
ulicami, krzycz
ą
c,
ś
piewaj
ą
c i ta
ń
cz
ą
c. Od czasu do czasu nie
ś
miałe
dłonie gasz
ą
ś
wiatło i zaci
ą
gaj
ą
zasłony, a ogorzałe, naznaczone
grzechem twarze znikaj
ą
z okien, kiedy kto
ś
decyduje si
ę
zajrze
ć
do
ś
rodka. Policjanci rozpaczliwie staraj
ą
si
ę
zachowa
ć
jako taki
porz
ą
dek, cho
ć
zamiast cokolwiek zmienia
ć
, woleliby chyba otoczy
ć
cały ten rejon zasiekami, aby uchroni
ć
zewn
ę
trzny
ś
wiat przed
ska
ż
eniem.
Odgłosom patrolu zawsze towarzyszy upiorna cisza. Aresztanci - je
ś
li
ju
ż
si
ę
zdarzaj
ą
- równie
ż
zwykle zachowuj
ą
grobowe milczenie.
Popełnione tu przest
ę
pstwa s
ą
tak ró
ż
ne, jak dialekty którymi
posługuj
ą
si
ę
mieszka
ń
cy - od szmuglowania rumu i nielegalnych
imigrantów, poprzez rozmaite przejawy aktów bezprawia i przemocy, a
ż
po morderstwa i najbardziej odra
ż
aj
ą
ce formy okaleczenia zwłok. Fakt,
ze sprawy te do
ść
rzadko wychodz
ą
na jaw nie przynosi chluby
mieszka
ń
com. W Red Hook wi
ę
cej ludzi si
ę
zjawia ni
ż
je opuszcza, w
ka
ż
dym razie o własnych siłach, a najwi
ę
ksz
ą
szanse na prze
ż
ycie maj
ą
ci, którzy trzymaj
ą
j
ę
zyk za z
ę
bami.
Malone wyczuł w tym chaosie słab
ą
, acz uchwytn
ą
wo
ń
tajemnicy,
bardziej przera
ż
aj
ą
cej ani
ż
eli wszelkie grzechy wyznawane przez
mieszka
ń
ców i opłakiwane przez kapłanów czy filantropów. Jak człowiek
ł
ą
cz
ą
cy wyobra
ź
ni
ę
z naukow
ą
wiedz
ą
miał
ś
wiadomo
ść
,
ż
e nowocze
ś
ni
ludzie, tam gdzie panuje bezprawie, przejawiali niewiarygodn
ą
,
instynktown
ą
wr
ę
cz skłonno
ść
do powtarzania w codziennym
ż
yciu
rytualnych obrz
ę
dów najmroczniejszych kultów wyznawanych przez
prymitywnych, na wpół małpich dzikusów.
Malone cz
ę
sto przygl
ą
dał si
ę
ś
piewaj
ą
cym, kln
ą
cym procesjom młodych
indywiduów o kaprawych oczach i ospowatych twarzach, przemierzaj
ą
cych
ulice w mrokach przed
ś
witu.
Obserwacji tej towarzyszyło typowe dla antropologa pełne niepokoju
wyczekiwanie. Grupki tych młodzie
ń
ców mo
ż
na było dostrzec niemal
codziennie; czasami zbierali si
ę
na rogach arterii, kiedy indziej
gromadzili si
ę
w bramach, graj
ą
c dziwn
ą
muzyk
ę
na tanich i marnych
instrumentach. Innymi razy siedzieli jak ot
ę
piali lub rozmawiali na
nieprzyzwoite tematy przy stolikach na zewn
ą
trz kafeterii opodal
Borough Hall, niekiedy za
ś
szeptali o czym
ś
przy brudnych,
zdezelowanych taksówkach stoj
ą
cych pod starymi, zmurszałymi
mieszkaniami, których okiennice zamkni
ę
te były na głucho.
Ludzie ci przyprawiali go o dreszcz, a jednocze
ś
nie budzili
fascynacj
ę
bardziej ni
ż
o
ś
mielał si
ę
przyzna
ć
swoim współpracownikom
w policji, gdy
ż
zdawał si
ę
dostrzega
ć
w nich jak
ąś
monstrualn
ą
ni
ć
złowieszczego, diabelskiego, tajemniczego i prastarego wzorca,
wykraczaj
ą
cego poza i ponad mas
ę
pos
ę
pnych, pełnych grozy faktów
okrucie
ń
stwa i makabry, gromadzonych skrz
ę
tnie w surowych policyjnych
raportach.
Czuł w gł
ę
bi duszy,
ż
e to spadkobiercy jakiej
ś
szokuj
ą
cej i
pierwotnej tradycji, wyznawcy zapomnianych szcz
ą
tkowych kultur,
uprawiaj
ą
cy ceremonie starsze ni
ż
ludzko
ść
. Sugerowała to ich
konsekwencja i precyzja; wskazywała na to równie
ż
panuj
ą
ca w
ś
ród nich
dyscyplina, zakamuflowana zewn
ę
trznym chaosem.
Nie na pró
ż
no czytał traktaty takie jak "Kult wied
ź
m" panny Murray i
wiedział,
ż
e w
ś
ród chłopów i w niektórych kr
ę
gach inteligencji po
dzi
ś
dzie
ń
istniały przera
ż
aj
ą
ce i sekretne stowarzyszenia,
uprawiaj
ą
ce rytuały odziedziczone po mrocznych kultach wcze
ś
niejszych
jeszcze ni
ź
li
ś
wiat Ariów, a znanych jako czarne msze i sabaty
czarownic. Ani przez chwil
ę
nie w
ą
tpił,
ż
e te piekielne relikty
starej, azjatyckiej magii nie umarły i cz
ę
stokro
ć
zastanawiał si
ę
o
ile
ż
starsze i o ile
ż
mroczniejsze od najgorszych szemranych historii
mogły by
ć
niektóre spo
ś
ród nich.
III
To sprawa Roberta Suydama sprawiła,
ż
e Malone znalazł si
ę
w samym
sercu wydarze
ń
w Red Hook.
Suydam był wykształconym odludkiem pochodz
ą
cym ze starej
holenderskiej rodziny, ongi
ś
posiadaj
ą
cej pewn
ą
niezale
ż
no
ść
.
Zamieszkiwał przestronn
ą
acz kiepsko utrzyman
ą
posesj
ę
, któr
ą
jego
dziad wzniósł we Flatbush. Było to w czasach, kiedy jeszcze
miasteczko stanowiło niewielk
ą
osad
ę
kolonialnych pawilonów,
okalaj
ą
cych strzelisty i poro
ś
ni
ę
ty bluszczem ko
ś
ciół oraz cmentarz
pełny niderlandzkich grobowców. W tej samotni Suydam pracował i
ś
l
ę
czał nad ksi
ę
gami przez sze
ść
dekad, za wyj
ą
tkiem okresu, kiedy
pokolenie temu wyruszył w podró
ż
do Starego
Ś
wiata i znikł tam na
całe osiem lat. Dzi
ś
nie sta
ć
go było na słu
żą
cych i rzadko kto go
odwiedzał; on sam unikał bli
ż
szych znajomo
ś
ci, a nielicznych go
ś
ci
przyjmował w jednym z trzech w miar
ę
porz
ą
dnie utrzymanych pokoi na
parterze, na przykład w ogromnej bibliotece o wysokim sklepieniu,
której
ś
ciany zastawione były starymi, zniszczonymi ksi
ąż
kami
traktuj
ą
cymi o mrocznych, archaicznych i nierzadko odra
ż
aj
ą
cych
religiach.
Rozrost miasta i ostateczne wchłoni
ę
cie go przez dzielnice Brooklynu
nic dla niego nie znaczyło, równie
ż
i on dla miasta znaczył coraz
mniej. Wci
ąż
jeszcze rozpoznawany przez starszych ludzi, dla
wi
ę
kszo
ś
ci mieszka
ń
ców stanowił jedynie dziwaczn
ą
, korpulentn
ą
person
ę
, której rozwichrzone siwe włosy, szczeciniasta broda,
l
ś
ni
ą
ce, czarne odzienie i laska ze złota gałka budziły u
ś
mieszek
rozrzewnienia i nic poza tym.
Malone nie widział Suydama, dopóki nie został przydzielony do sprawy,
niemniej jednak słyszał o nim jako o absolutnym autorytecie w
dziedzinie przes
ą
dów i demonologii
ś
redniowiecznej. Miał raz nawet
okazj
ę
przejrze
ć
jego skrypt (nakład wyczerpany) traktuj
ą
cy o Kabale
i legendzie Fausta. Jego przyjaciel z wydziału znał go niemal
ż
e na
pami
ęć
2. Suydam stał si
ę
"spraw
ą
", kiedy jego dalecy i jedyni krewni
wyst
ą
pili do s
ą
du o ubezwłasnowolnienie staruszka. Ich poczynania dla
zewn
ę
trznego
ś
wiata mogły wyda
ć
si
ę
nagłe i gwałtowne, niemniej
poprzedziły je długotrwałe obserwacje i smutne, powa
ż
ne dysputy.
Podstawy decyzji stanowiły okoliczno
ś
ci tego, co mówił: szalone
wzmianki o zbli
ż
aj
ą
cych si
ę
cudach i niezliczonych nawiedzeniach w
zapuszczonej, odra
ż
aj
ą
cej brookly
ń
skiej dzielnicy. W dodatku obecnie
przypominał pospolitego
ż
ebraka. Jego zaniepokojeni, nieliczni
przyjaciele widywali go niekiedy na stacjach metra lub
przesiaduj
ą
cego na ławeczkach wokół Borough Hall, pogr
ąż
onego w
rozmowie z grupkami
ś
niadolicych, złowrogo wygl
ą
daj
ą
cych
cudzoziemców. Majaczył o niewyobra
ż
alnej pot
ę
dze znajduj
ą
cej si
ę
nieomal w zasi
ę
gu jego r
ę
ki i z gł
ę
bokim przekonaniem powtarzał tak
mistyczne słowa czy imiona jak Sefirot, Samael czy Asmodeusz.
Post
ę
powanie ujawniło,
ż
e wykorzystał swoje zasoby materialne,
przeznaczaj
ą
c je na zakup osobliwych manuskryptów importowanych z
Londynu i Pary
ż
a, znajduj
ą
cych si
ę
obecnie w jego domu w Red Hook.
Sp
ę
dzał tam prawie ka
ż
d
ą
noc, przyjmuj
ą
c delegacje składaj
ą
ce si
ę
z
przedziwnej mieszanki awanturników i cudzoziemców oraz, jak wszystko
na to wskazywało, odbywał tajemnicze ceremonie za zielonymi
ż
aluzjami
sekretnych okien swojej posesji.
Ś
ledz
ą
cy go detektywi donosili o przera
ż
aj
ą
cych okrzykach,
ś
piewach i
tupocie stóp towarzysz
ą
cych owym nocnym rytuałom. Mimo,
ż
e w tej
dzielnicy niezwykłe orgie czy obrz
ę
dy były na porz
ą
dku dziennym,
wszystkich bez wyj
ą
tku poruszyła, a tak
ż
e zaniepokoiła towarzysz
ą
ca
im ekstaza.
Przesłuchanie starca niewiele jednak dało. Przed obliczem s
ę
dziego
jego maniery stały si
ę
racjonalne i układne - od razu przyznał si
ę
do
dziwnego zachowania i ekstrawaganckiego j
ę
zyka; było to, jak
stwierdził, wynikiem nadmiernego oddania si
ę
badaniom naukowym.
Oznajmił,
ż
e zajmował si
ę
studiami nad pewnymi elementami
europejskiej tradycji, wymagaj
ą
cej mo
ż
liwie najgł
ę
bszego kontaktu z
grupami cudzoziemców, ich pie
ś
niami i ta
ń
cami ludowymi. Sugerowanie -
jak to czynili jego krewni -
ż
e stał si
ę
ofiar
ą
jakiego
ś
okrutnego,
tajemniczego stowarzyszenia było totalnym absurdem i ukazywało, jak
ż
ało
ś
nie mało pojmowano z jego pracy. Po spokojnym udzieleniu tych
wyja
ś
nie
ń
został uwolniony od zarzutów i zwolniony, a detektywi
wynaj
ę
ci przez Suydamów, Corlearów i Van Bruntów odsuni
ę
ci od sprawy.
W tym wła
ś
nie miejscu, wskutek przymierza mi
ę
dzy inspektorami
federalnymi a lokaln
ą
policj
ą
, do akcji wł
ą
czył si
ę
Malone. Stró
ż
e
porz
ą
dku z zainteresowaniem
ś
ledzili poczynania Suydama i
niejednokrotnie w ró
ż
nych przypadkach udzielali pomocy prywatnym
detektywom.
Podczas dochodzenia stwierdzono,
ż
e wi
ę
kszo
ść
jego nowych
współpracowników wywodziła si
ę
spo
ś
ród najbardziej zatwardziałych
przest
ę
pców z najciemniejszych zaułków Red Hook, a co trzeci z nich
był recydywist
ą
skazanym za kradzie
ż
e, chuliga
ń
stwo b
ą
d
ź
szmuglowanie
nielegalnych imigrantów.
Krotko mówi
ą
c: kr
ą
g ludzi, którymi otaczał si
ę
uczony, składała si
ę
niemal w zupełno
ś
ci z m
ę
tów tamtejszego poł
ś
wiatka, najgorszych
szumowin trudni
ą
cych si
ę
przemytem takich samych jak oni
bezimiennych, azjatyckich łajdaków, roztropnie zawracanych z wyspy
Ellis. W dzielnicy ruder - zwanej od niedawna Parker Place - gdzie
Suydam miał swoj
ą
posesj
ę
, pojawiła si
ę
nader osobliwa kolonia
niesklasyfikowanych, sko
ś
nookich osobników, u
ż
ywaj
ą
cych arabskiego
alfabetu, acz znacz
ą
co omijanych przez spore grupki Syryjczyków
zamieszkuj
ą
cych na Atlanta Avenue i okolic
ę
. Wszyscy oni mogli zosta
ć
deportowani z braku odpowiednich dokumentów, ale prawo jest ogólnie
nierychliwe i nie narusza pozornego spokoju, je
ż
eli nie zostanie do
tego zmuszone przez opini
ę
publiczna. Typy te odwiedzały stary,
zapuszczony kamienny ko
ś
ciółek. W
ś
rody pełnił funkcje tancbudy, a
jego tylne gotyckie odrzwia wychodziły na najbardziej mroczn
ą
i
ohydn
ą
cz
ęść
nadbrze
ż
nej dzielnicy.
Ś
wi
ą
tynia była z zało
ż
enia katolicka, niemniej ksi
ęż
a w całym
Brooklynie odmawiali temu miejscu autentyczno
ś
ci i nale
ż
ytej powagi,
a policjanci - słysz
ą
c hałasy dobiegaj
ą
ce nocami z budynku - w
zupełno
ś
ci podzielali ich opini
ę
. Malone miał wra
ż
enie,
ż
e
kilkakrotnie usłyszał jazgotliwe tony organów ukrytych gdzie
ś
w
podziemiach gmaszyska, za
ś
kiedy ko
ś
ciół stał pusty i nieo
ś
wietlony,
wszyscy obserwatorzy ze zgroz
ą
mówili o krzykach i odgłosach b
ę
bnów
towarzysz
ą
cych obrz
ę
dom. Suydam podczas przesłucha
ń
twierdził,
ż
e
jego zdaniem rytuał ten był pozostało
ś
ci
ą
nestoria
ń
skiego
chrze
ś
cija
ń
stwa z domieszk
ą
tybeta
ń
skiego szamanizmu. Wi
ę
kszo
ść
tutejszych - jak przypuszczał -wywodziła si
ę
z rasy mongoloidalnej,
zamieszkuj
ą
cej okolice Kurdystanu, za
ś
Malone mimowolnie przypomniał
sobie,
ż
e ten rejon jest krain
ą
Yezydów - ostatnich ocalałych
perskich wyznawców Szatana.
Nowe aspekty w sprawie Suydama wykazały niezbicie,
ż
e imigranci
napływali do Red Hook coraz liczniejszymi grupami. Dostawali si
ę
na
brzeg dzi
ę
ki jakiemu
ś
morskiemu kanałowi przerzutowemu. Skutecznie
omijali policje oraz stra
ż
przybrze
ż
n
ą
, i błyskawicznie rozpełzali
si
ę
po całym Parker Place - witani z zadziwiaj
ą
ca, wr
ę
cz bratni
ą
za
ż
yło
ś
ci
ą
przez innych mieszka
ń
ców dzielnicy. Ich niskie, masywne
sylwetki i charakterystyczne sko
ś
nookie oblicza, stanowi
ą
ce
groteskow
ą
kombinacje w poł
ą
czeniu z ich krzykliwym ameryka
ń
skim
odzieniem, pojawiały si
ę
coraz cz
ęś
ciej w
ś
ród wałkoni i
zatwardziałych gangsterów z okolic Borough Hall. Wreszcie
konieczno
ś
ci
ą
stało si
ę
oszacowanie ich liczby, okre
ś
lenie
pochodzenia, miejsc zamieszkania, a tak
ż
e - je
ż
eli to mo
ż
liwe -
znalezienie sposobu, aby ich wszystkich zgarn
ąć
i przekaza
ć
odpowiednim władzom imigracyjnym. Do tego wła
ś
nie zadania, federalna
oraz lokalna policja przydzieliła Malone'a. Ten ostro zabrał si
ę
do
dzieła i niebawem nabrał niepokoj
ą
cego przekonania,
ż
e balansuje na
kraw
ę
dzi bezimiennego, nienazwanego koszmaru, a niechlujny z wygl
ą
du,
roztargniony uczony nazwiskiem Robert Suydam jest jego głównym
adwersarzem i prawdziwym wcieleniem diabła.
IV
Metody policyjne bywaj
ą
ró
ż
norodne i pomysłowe. Malone dzi
ę
ki niezbyt
ostentacyjnemu szwendaniu si
ę
po Parker Place, przypadkowym rozmowom,
cz
ę
stowaniu napotkanych przygodnie ludzi łykiem mocniejszego trunku z
piersiówki i inteligentnym dialogom z przera
ż
onymi wi
ęź
niami,
dowiedział wielu ró
ż
nych faktów dotycz
ą
cych ruchu, którego poczynania
stały si
ę
tak niepokoj
ą
ce. Nowo przybyli rzeczywi
ś
cie byli Kurdami,
ale posługiwali si
ę
niezrozumiałym, trudnym do zidentyfikowania
dialektem.
Chc
ą
c zarobi
ć
na
ż
ycie pracowali jako robotnicy na nadbrze
ż
u lub
domokr
ąż
cy, bywali równie
ż
kelnerami w greckich restauracjach lub
sprzedawcami gazet. Jednak wi
ę
kszo
ść
zdawała si
ę
w ogóle nic nie
robi
ć
i, co nie ulegało w
ą
tpliwo
ś
ci, miała kontakty z pół
ś
wiatkiem.
Ich najbardziej intratnym i chyba najłatwiejszym do okre
ś
lenia
zaj
ę
ciem było szmuglowanie ludzi oraz przemyt alkoholu.
Imigranci przypływali parowcami, zapewne trampami, i w bezksi
ęż
ycowe
noce dobijali do brzegu niewielkimi łodziami, aby potem ukrytymi
kanałami przedostawa
ć
si
ę
do sekretnego, bezpiecznego schronienia.
Malone nie był w stanie zlokalizowa
ć
owego nadbrze
ż
a, kanału i domu,
gdy
ż
wyja
ś
nienia jego informatorów były nader chaotyczne, a ich
słowotokowi z trudem mógł sprosta
ć
nawet najlepszy tłumacz. Nie udało
si
ę
równie
ż
zdoby
ć
ż
adnych konkretnych wiadomo
ś
ci co do powodu
systematycznego napływu obcokrajowców.
Nowo przybyli zachowywali pow
ś
ci
ą
gliwo
ść
, je
ś
li chodziło o dokładne
okre
ś
lenie miejsca ich pierwotnego zamieszkania, i nigdy nie dali si
ę
zbi
ć
z tropu na tyle, by zdradzi
ć
agencje, które ich wyłuskiwały i
wskazywały drog
ę
. Prawd
ę
mówi
ą
c, kiedy wypytywał o cel obecno
ś
ci
tutaj, wyczuwał wyra
ź
ne zaniepokojenie. Gangsterzy innej ma
ś
ci byli
równie
ż
małomówni, i jedyne co udało mu si
ę
od nich wyci
ą
gn
ąć
, to
pogłoski,
ż
e jaki
ś
bóg, czy wielki kapłan obiecał tamtym niesłychane
moce, nadnaturaln
ą
chwał
ę
i władz
ę
w obcym kraju.
Nocne,
ś
ci
ś
le strze
ż
one zebrania zarówno nowych i starych przest
ę
pców
odbywały si
ę
u Suydama bardzo regularnie. Niebawem policja
dowiedziała si
ę
,
ż
e niedawny odludek wynaj
ą
ł kolejne siedziby, aby
móc zakwaterowa
ć
znaj
ą
cych odpowiednie hasło "go
ś
ci". W sumie miał
teraz trzy posiadło
ś
ci, w których permanentnie przebywały grupki jego
osobliwych kompanów. Obecnie sp
ę
dzał w swoim domu, znanym jako
Flatbush, coraz mniej czasu; zjawiał si
ę
tam tylko po to, by zabiera
ć
i odnosi
ć
ksi
ąż
ki, za
ś
jego oblicze i zachowanie nieoczekiwanie
nabrało dzikiego, w
ś
ciekłego wyrazu.
Malone dwukrotnie go przesłuchiwał. W obu przypadkach był do
ść
obcesowo zbywany. Uczony twierdził,
ż
e nie ma poj
ę
cia o jakichkolwiek
tajemniczych spiskach czy ruchach; nie wiedział, w jaki sposób
Kurdowie dostawali si
ę
do miasta, ani czego szukali. Jego zadaniem
było prowadzenie bada
ń
nad folklorem imigrantów zamieszkuj
ą
cych
dzielnic
ę
i władze nie miały
ż
adnych prawnych podstaw, aby miesza
ć
si
ę
w t
ę
spraw
ę
.
Policjant wyraził podziw wobec napisanej przez Suydama pracy na temat
Kabały i innych mitów, ale zdołał zmi
ę
kczy
ć
go tylko na krótk
ą
chwil
ę
. Starzec uznał bowiem pojawienie si
ę
Malone'a za zakłócanie
spokoju i najnormalniej w
ś
wiecie spławił swego go
ś
cia. Ten nie miał
wyboru i musiał odwoła
ć
si
ę
do innych kanałów informacji.
Nigdy si
ę
nie dowiemy, co mógłby odkry
ć
, gdyby bez przerwy pracował
nad t
ą
spraw
ą
. Jednak wskutek głupiego konfliktu pomi
ę
dzy władzami
miejskimi a federalnymi
ś
ledztwo na kilka miesi
ę
cy zawieszono i
detektyw musiał zaj
ąć
si
ę
paroma innymi zadaniami. Ani na chwil
ę
wszak
ż
e nie przestawał si
ę
interesowa
ć
Suydamem, a to co si
ę
z nim
działo, napawało go bezgranicznym wr
ę
cz zdumieniem. Z chwil
ą
kiedy
Nowy Jork ogarn
ę
ła panika zwi
ą
zana z fal
ą
porwa
ń
i zagini
ęć
,
niechlujnym, zaniedbany uczony przeszedł metamorfoz
ę
równie
zadziwiaj
ą
c
ą
, co absurdaln
ą
. Którego
ś
dnia zauwa
ż
ono go w pobli
ż
u
Borough Hall ogolonego, ze starannie przyci
ę
tymi i uło
ż
onymi włosami,
ubranego w nienaganny i gustowny garnitur.
Od tej pory ci
ą
gle dostrzegan
ą
jak
ąś
now
ą
, drobn
ą
zmian
ę
. Proces ten
zachodził w nim praktycznie nieprzerwanie. Wraz z nagłym zamiłowaniem
do schludno
ś
ci pojawił si
ę
niezwykły błysk w oku i dosadno
ść
mowy.
Jednocze
ś
nie Suydam zacz
ą
ł regularnie pozbywa
ć
si
ę
nadmiaru
kilogramów, które deformowały jego sylwetk
ę
. Pomimo wieku krok miał
teraz ra
ź
ny i spr
ęż
ysty niczym nastolatek - zupełnie jakby z nowym
wizerunkiem powróciła do
ń
utracona dawno temu pogoda i rado
ść
ducha.
Nawet jego włosy dziwnie pociemniały, cho
ć
nie wygl
ą
dały na
farbowane.
Mijały kolejne miesi
ą
ce, a on ubierał si
ę
coraz mniej konserwatywnie
i w ko
ń
cu zaskoczył nowych przyjaciół wyremontowaniem i odnowieniem
swojej starej posesji we Flatbush; na jej otwarcie wyprawił seri
ę
przyj
ęć
, zapraszaj
ą
c wszystkich znajomych, jakich tylko udało mu si
ę
spami
ę
ta
ć
. Nie zapomniał te
ż
, o dziwo, o swoich krewnych, którym
najwyra
ź
niej przebaczył.
Jedni zjawili si
ę
z ciekawo
ś
ci, inni z obowi
ą
zku, wszystkich jednak
oczarowała rodz
ą
ca si
ę
gracja, układno
ść
i wytworno
ść
dawnego
odludka. Badacz zapewniał,
ż
e jego praca jest ju
ż
w zasadzie na
uko
ń
czeniu, ponadto w spadku po swym na wpół zapomnianym przyjacielu
z Europy odziedziczył niewielk
ą
posiadło
ść
, postanowił wi
ę
c tam
sp
ę
dzi
ć
pozostałe mu lata
ż
ycia, ciesz
ą
c si
ę
drug
ą
młodo
ś
ci
ą
, jak
ą
zapewnił sobie dzi
ę
ki spokojowi, wła
ś
ciwej opiece i diecie.
Coraz rzadziej widywano go w Red Hook, za to cz
ęś
ciej w
"odpowiednim" towarzystwie. Policja odnotowała fakt zwi
ę
kszonej
ilo
ś
ci spotka
ń
grup przest
ę
pczych w starym, kamiennym ko
ś
ciele-
tancbudzie, zamiast w posesji przy Parker Placem cho
ć
to ostatnie
miejsce i najnowsze nabytki Suydama bez przerwy t
ę
tniły odra
ż
aj
ą
cym,
parszywym
ż
yciem.
Nieoczekiwanie miały miejsce dwa wydarzenia: - do
ść
odległe od
siebie, ale z punktu prowadzonego przez Malone'a
ś
ledztwa nader
istotne dla sprawy. Pierwszym było zamieszczenie w Eagle'u
niewielkiego zawiadomienia o zar
ę
czynach Roberta Suydama z pann
ą
Corneli
ą
Gerritsen z Bayside, młoda i atrakcyjn
ą
kobiet
ą
z bardzo
dobrze sytuowanej rodziny, spokrewnion
ą
dalece ze swoim wiekowym
narzeczonym. Drugim stał si
ę
nalot policji na pseudo-ko
ś
ciół po
otrzymaniu doniesienia,
ż
e przez krótk
ą
chwil
ę
w jednym z piwnicznych
okien budowli wida
ć
było twarzyczk
ę
jednego z porwanych dzieci.
Malone równie
ż
brał udział w akcji i wyj
ą
tkowo uwa
ż
nie przetrz
ą
sn
ą
ł
całe to miejsce. Nic jednak nie znaleziono - budynek zastano
całkowicie opuszczony - niemniej wra
ż
liwego Celta zaniepokoiło
wystarczaj
ą
co wiele rzeczy. Odkrył prymitywnie malowane kasetony,
które nie przypadły mu do gustu - przedstawiały oblicza
ś
wi
ę
tych,
lecz zastygle w zadziwiaj
ą
co doczesnych i sardonicznych grymasach,
niekiedy tak liberty
ń
skich, ze nawet kto
ś
o nowoczesnych pogl
ą
dach na
sztuk
ę
, poczułby si
ę
nieswojo. Nie spodobała mu si
ę
równie
ż
grecka
inskrypcja widoczna na
ś
cianie nad kazalnic
ą
, prastara inkantacja, z
jak
ą
zetkn
ą
ł si
ę
jeszcze na studiach:
O przyjaciółko i towarzyszko nocy
Ty, która radujesz si
ę
ujadaniem psów i przelan
ą
krwi
ą
Która w
ę
drujesz mi
ę
dzy grobami po
ś
ród najgł
ę
bszych cieni
Która pragniesz krwi i sprowadzasz na
ś
miertelników dojmuj
ą
c
ą
zgroz
ę
Gorgo
Mormo
Ksi
ęż
ycu o tysi
ą
cu twarzy
Spojrzyj przychylnie na nasze ofiary
Czytaj
ą
c te słowa zadr
ż
ał i mimowolnie przypomniał sobie atonalne
d
ź
wi
ę
ki organów dobiegaj
ą
ce nocami z podziemi
ś
wi
ą
tyni. To
wspomnienie nie dawało mu spokoju i, nim opu
ś
cił ko
ś
ciół, ze
szczególn
ą
wytrwało
ś
ci
ą
przetrz
ą
sn
ą
ł cał
ą
piwnic
ę
, Nic nie znalazł,
ale pozostawało pytanie: Czy te blu
ź
niercze malowidła i inskrypcje
mogły by
ć
"dziełem" tylko jakiego
ś
obł
ą
ka
ń
czego ignoranta?
Do czasu
ś
lubu Roberta Suydama epidemia porwa
ń
stała si
ę
popularnym
tematem brukowych czasopism. Wi
ę
kszo
ść
ofiar stanowiły dzieci z
ubogich rodzin, ale rosn
ą
ca liczba zagini
ęć
spowodowała reakcj
ę
w
postaci fali niepohamowanego gniewu. Gazety domagały si
ę
zdecydowanych działa
ń
ze strony policji i raz jeszcze komisariat przy
Buttler Street wysłał swoich ludzi do Red Hook w poszukiwaniu
ś
ladów,
przest
ę
pców i mo
ż
liwych rozwi
ą
za
ń
dra
ż
liwej afery.
Malone znów wzi
ą
ł udział w nalocie na jeden z domów Suydama w Parker
Place. Rzecz jasna nie znaleziono tam
ż
adnego dziecka, tylko czerwon
ą
wst
ąż
k
ę
blisko posesji, lecz znów prostacko uwieczniane inskrypcje na
łuszcz
ą
cych
ś
cianach w wi
ę
kszo
ś
ci pokoi upewniły detektywa,
ż
e był na
tropie czego
ś
wielkiego i przera
ż
aj
ą
cego.
Portrety budziły trwog
ę
: odra
ż
aj
ą
ce monstra wszelakich kształtów i
rozmiarów, istne parodie ludzkich sylwetek, których nie sposób
opisa
ć
. Inskrypcje namalowano czerwon
ą
barw
ą
, litery za
ś
były
arabskie, greckie, rzymskie hebrajskie. Malone nie mógł odczyta
ć
wi
ę
kszo
ś
ci napisów, ale to, co zdołał rozszyfrowa
ć
, dostatecznie go
poruszyło. Najcz
ęś
ciej powtarzaj
ą
cym si
ę
mottem była inskrypcja
hebrajsko-grecka, stanowi
ą
ca jedno z najbardziej przera
ż
aj
ą
cych
przywoła
ń
demonów z okresu aleksandryjskiej dekadencji:
El. Heloym. Sother. Emmanuel. Sabaoth.
Agla. Tetragrammaton. Agyros. Otheos.
Ischyros. Athanatos. Iehova. Va. Adonai.
Saday. Homovsion. Messias. Esche reheye.
Przy ka
ż
dym z ramion napisu znajdowały si
ę
kr
ę
gi i pentagramy,
ś
wiadcz
ą
ce niezbicie o prastarych wierzeniach i aspiracjach
zamieszkuj
ą
cych tu n
ę
dzników. Najdziwniejsz
ą
jednak rzecz odkryto
dopiero w piwnicy: stert
ę
sztabek czystego złota nakryt
ą
niedbale
płacht
ą
brezentu. Na ich błyszcz
ą
cej powierzchni widniały te same
hieroglify, które zdobiły
ś
ciany domu.
Podczas akcji detektywi napotkali jedynie bierny opór ze strony
mrowia wylewaj
ą
cych si
ę
z ka
ż
dych drzwi sko
ś
nookich, orientalnych
cudzoziemców. Nie znalazłszy
ż
adnych istotnych
ś
ladów, policja
musiała wycofa
ć
si
ę
z kwitkiem, ale kapitan z komisariatu przy Butler
Street zostawił dla Suydama kartk
ę
z powiadomieniem, by zwracał nieco
baczniejsz
ą
uwag
ę
na lokatorów i protegowanych, goszczonych w progach
swojej posesji, gdy
ż
opinia publiczna była nimi coraz bardziej
zaniepokojona, a sprawa zaczynała si
ę
robi
ć
kłopotliwa.
V
Nadszedł czerwiec - wraz z nim
ś
lub i wielka sensacja. Około południa
Flatbush wr
ę
cz t
ę
tniło
ż
yciem, a udekorowane pojazdy blokowały
uliczki w pobli
ż
u starego, holenderskiego ko
ś
cioła.
Ż
adne lokalne wydarzenie nie było w stanie przy
ć
mi
ć
tonem i skal
ą
ś
lubu Suydam-Gerritsen; nowo
ż
e
ń
ców odprowadzały na nadbrze
ż
e
prawdziwe tłumy. Po po
ż
egnaniu, o godzinie pi
ą
tej, ci
ęż
ki liniowiec
odbił od nadbrze
ż
a i wolno skierował dziób w stron
ę
rozległej połaci
morza, wyruszaj
ą
c w rejs ku brzegom i cudom Starego
Ś
wiata. Wieczorem
w pobli
ż
u nie było innych jednostek i pasa
ż
erowie liniowca
obserwowali gwiazdy migocz
ą
ce nad nieskaziteln
ą
toni
ą
oceanu.
Nie sposób teraz stwierdzi
ć
, co - jako pierwsze -zwróciło uwag
ę
podró
ż
ników: gło
ś
ny wrzask czy te
ż
pojawienie si
ę
trampa-parowca.
Prawdopodobnie jedno i drugie, cho
ć
w tym przypadku wszelkie
rozwa
ż
ania mijaj
ą
si
ę
z celem. Krzyk dobiegał z kabiny nowo
ż
e
ń
ców, a
marynarz, który wywa
ż
ył drzwi mógłby zapewne opowiedzie
ć
o
przera
ż
aj
ą
cych rzeczach, gdyby nie fakt,
ż
e opadł w obł
ę
d.
Nieszcz
ęś
nik wrzeszcz
ą
c zacz
ą
ł biega
ć
po całym statku, dopóki go nie
schwytano, i zwi
ą
zanego zamkni
ę
to pod kluczem. Lekarz okr
ę
towy wszedł
tam i zapalił
ś
wiatło chwil
ę
pó
ź
niej. Wprawdzie nie oszalał, ale nie
powiedział nikomu o tym, co wówczas zobaczył; uczynił to dopiero
pó
ź
niej, prowadz
ą
c korespondencj
ę
z Malonem przebywaj
ą
cym w
Chepachet.
Z listu policjant dowiedział si
ę
,
ż
e na statku miało miejsce
morderstwo -
ś
ci
ś
lej mówi
ą
c, uduszenie - ale nie nale
ż
y rozgłasza
ć
,
ż
e
ś
lady szponów na szyi pani Suydam nie mogły by
ć
dziełem jej m
ęż
a
ani czyjejkolwiek ludzkiej dłoni, ani
ż
e na białej
ś
cianie przez
sekund
ę
migotał skrz
ą
cy si
ę
w
ś
ciekł
ą
czerwieni
ą
napis w
przera
ż
aj
ą
cym, chaldejskim alfabecie: LILITH. Nie nale
ż
ało wspomina
ć
o tych zjawiskach, gdy
ż
bardzo szybko znikn
ę
ły. Co do Suydamów,
najlepszym rozwi
ą
zaniem było nie dopuszczanie do ich kajuty
postronnych osób; cała historia i tak była dostatecznie kłopotliwa.
Doktor powiedział Malone'owi,
ż
e doznał halucynacji.
Otwarty bulaj, na chwil
ę
przed tym, jak lekarz wł
ą
czył
ś
wiatło,
zasnuwała dziwna fosforescencja i mogło si
ę
wydawa
ć
, i
ż
w ciemno
ś
ci
rozbrzmiewało echo jakiego
ś
słabn
ą
cego, diabelskiego chichotu; oko
doktora nie wychwyciło jednak
ż
adnych realnych kształtów. Jego
zdaniem, dowodem na to jest fakt,
ż
e wci
ąż
pozostaje przy zdrowych
zmysłach.
I wtedy uwag
ę
wszystkich przykuło pojawienie si
ę
parowca. Kiedy
przybił do burty liniowca, na pokład weszła grupa
ś
miałych, butnych
zbójów w mundurach oficerskich. Za
żą
dali wydania Suydama - lub jego
zwłok. Wiedzieli o podró
ż
y i z jakich
ś
powodów byli przekonani,
ż
e
starzec nie
ż
yje.
Na mostku kapita
ń
skim zapanowało istne pandemonium - przez krotk
ą
chwil
ę
nawet najrozs
ą
dniejszy z marynarzy był kompletnie zbity z
tropu i nie miał poj
ę
cia, co robi
ć
. Naraz przywódca nieoczekiwanych
go
ś
ci, Arab o nienawistnych, negroidalnych ustach, wyj
ą
ł brudn
ą
,
zmi
ę
t
ą
kartk
ę
papieru i podał kapitanowi.
W przypadku, gdyby spotkał mnie nagły wypadek lub
ś
mier
ć
, prosz
ę
bezspornie przekaza
ć
mnie lub moje ciało dor
ę
czycielowi tej notatki i
jego współtowarzyszom. Zarówno dla mnie jak i dla pana, wszystko
zale
ż
y teraz od spełnienia tej pro
ś
by, Na wyja
ś
nienie b
ę
dzie czas
pó
ź
niej - prosz
ę
mnie nie zawie
ść
.
Robert Suydam
Kapitan i doktor spojrzeli po sobie, za
ś
ten drugi wyszeptał co
ś
cicho do pierwszego. Pokiwali raczej bezradnie głowami i ruszyli w
kierunku kajuty Suydama. Lekarz spojrzeniem nakazał kapitanowi
odwróci
ć
wzrok, po czym otworzył drzwi, wpuszczaj
ą
c do
ś
rodka
osobliwych marynarzy. Nie odetchn
ą
ł spokojniej, dopóki obarczeni
ci
ęż
kim brzemieniem osobnicy nie opu
ś
cili pomieszczenia, po
ci
ą
gn
ą
cych zdawałoby si
ę
w niesko
ń
czono
ść
czynno
ś
ciach
przygotowawczych.
Ciało owini
ę
to w prze
ś
cieradło zdarte z koi, a doktor z zadowoleniem
stwierdził,
ż
e jego obecny wygl
ą
d nie zdradza zbyt wiele. Jakim
ś
sposobem
ś
niadolicy marynarze zdołali przerzuci
ć
je przez burt
ę
i
nieuszkodzenie dostarczy
ć
na pokład trampa.
Liniowiec znów uruchomił silniki, za
ś
doktor i oficer odpowiedzialny
za czynno
ś
ci pogrzebowe ponownie weszli do feralnej kabiny, aby
dopełni
ć
ostatniej posługi wobec pozostawionej na pokładzie kobiety.
Lekarz jeszcze raz został zmuszony do zachowania milczenia, a
wła
ś
ciwie musiał posun
ąć
si
ę
do kłamstwa. Kiedy oficer spytał go,
dlaczego pozbawiono ciało pani Suydam krwi, nie zaprzeczył, ani nie
wskazał na puste miejsca na stojakach, gdzie znajdowały si
ę
butelki.
Nie zwrócił równie
ż
uwagi marynarza na smród bij
ą
cy ze zlewu,
ś
wiadcz
ą
cy o po
ś
piechu w jakim opró
ż
niano butelki z ich oryginalnej
zawarto
ś
ci. Kieszenie tych ludzi, kiedy opuszczali statek, je
ś
li w
ogóle byli lud
ź
mi, wydawały si
ę
dziwnie powypychane.
Dwie godziny pó
ź
niej
ś
wiat dowiedział si
ę
przez radio wszystkiego,
czego powinien w zwi
ą
zku z tym przera
ż
aj
ą
cym wydarzeniem.
VI
Tego samego czerwcowego wieczora, nie
ś
wiadom wydarze
ń
, jakie
rozegrały si
ę
na morzu, Malone niemal rozpaczliwie szalał na
uliczkach Red Hook. Wydawało si
ę
,
ż
e cała dzielnica niesłychanie si
ę
o
ż
ywiła, jakby wszyscy mieszka
ń
cy jakim
ś
sposobem dowiedzieli si
ę
o
czym
ś
osobliwym i obecnie tłumy ich zbierały si
ę
wokół ko
ś
cioła-
tancbudy i domów na Parker Place. Znikn
ę
ły kolejne dzieci - tym razem
trojka niebieskookich Norwegów zamieszkałych przy ulicach niedaleko
Gowanus. Kr
ąż
yły pogłoski,
ż
e nieust
ę
pliwi Wikingowie pocz
ę
li tworzy
ć
organizacj
ę
podobn
ą
do mafii.
Detektyw od tygodni nakłaniał swoich kolegów do przeprowadzenia
generalnej czystki i ostatecznie, wskutek czynnika bardziej do nich
przemawiaj
ą
cego ni
ż
domysły marzyciela z Dublina, zgodzili si
ę
podj
ąć
działania. Czynnikiem owym był niepokój i niemal namacalne poczucie
zagro
ż
enia, jakie zdawało si
ę
zewsz
ą
d emanowa
ć
owego wieczora.
Około północy grupa operacyjna zło
ż
ona z policjantów zebranych z
trzech komisariatów ruszyła na Parker Place i okoliczne uliczki.
Wywa
ż
ano drzwi, aresztowano tych, którzy usiłowali stawia
ć
opór, a z
przeszukiwanych pomieszcze
ń
bezceremonialnie wyrzucano niewygodne
tłumy cudzoziemców w ozdobnych szatach i mitrach, zaopatrzonych w
ró
ż
ne dziwne przedmioty niewiadomego zastosowania. Wiele z nich
zagin
ę
ło w ogólnym chaosie (wrzucane pospiesznie do sekretnych
schowków i przemy
ś
lnie zakamuflowanych szybów), a podejrzany fetor
nikł w oparach zapalanych czym pr
ę
dzej wonnych kadzidełek.
Wsz
ę
dzie jednak widniały
ś
lady rozbry
ź
ni
ę
tej krwi. Malone wzdragał
si
ę
za ka
ż
dym razem, kiedy spostrzegał kokosowy kosz albo ołtarz, z
którego wci
ąż
jeszcze unosiły si
ę
kł
ę
by dymu.
Chciał by
ć
w kilku miejscach na raz, wreszcie, kiedy posłaniec
doniósł,
ż
e w starym ko
ś
ciele nie ma
ż
ywego ducha, zdecydował si
ę
na
rewizj
ę
siedziby Suydama. Widział, ze tam znajdzie jakie
ś
ś
lady
kultu, którego zafascynowany okultyzmem stary uczony stal si
ę
przywódc
ą
. Co do tego nie miał najmniejszych w
ą
tpliwo
ś
ci.
Z uczuciem trwogi i nadziei przeszukiwał z
ż
erane przez wilgo
ć
i grzyb
pokoje, zwracaj
ą
c uwag
ę
na unosz
ą
cy si
ę
w nich słaby acz zauwa
ż
alny
odór krwi i
ś
mierci; ogl
ą
dał osobliwe kr
ę
gi, artefakty, sztabki złota
i karafki porzucone to tu, to tam. W pewnej chwili chudy, czarno-
bialy kot przebiegł mu mi
ę
dzy nogami i Maline stracił równowag
ę
.
Upadł, przewracaj
ą
c przy tym puchar wypełniony do polowy szkarłatnym
płynem. Szok był potworny; po dzi
ś
dzie
ń
nie jest pewny, co wła
ś
ciwie
zobaczył - jednak w snach wci
ąż
jeszcze widzi tego kota, umykaj
ą
cego
z czym
ś
nieopisanie potwornym i zdeformowanym w pyszczku.
Niedługo potem dotarł do zamkni
ę
tych drzwi piwnicy, szukaj
ą
c czego
ś
,
czym mógłby je wywa
ż
y
ć
. Opodal stał ci
ęż
ki taboret, a jego twarde
siedzenie było a
ż
nadto wystarczaj
ą
ce, by upora
ć
si
ę
ze starym
drewnem. Po paru uderzeniach pojawiła si
ę
szczelina, po nast
ę
pnych
powi
ę
kszyła, a
ż
w ko
ń
cu całe drzwi run
ę
ły. Nagle, jakby pod naporem
czego
ś
z drugiej strony, z wn
ę
trza pomieszczenia buchn
ą
ł podmuch
zawodz
ą
cego, lodowatego wichru, nios
ą
cego zapach bezkresnej,
mrocznej, bezdennej otchłani., a w chwil
ę
pó
ź
niej nieziemska moc
oplotła niewidzialnymi splotami sparali
ż
owanego detektywa i wci
ą
gn
ę
ła
do
ś
rodka, w gł
ą
b niezmierzonych przestrzeni, wypełnionych j
ę
kami,
szeptami i wybuchami drwi
ą
cego, szyderczego
ś
miechu.
Oczywi
ś
cie był to tylko sen. Mówili mu tak kolejni specjali
ś
ci, do
których si
ę
zgłaszał. W gruncie rzeczy pewnie by si
ę
z nimi zgodził,
gdyby nie to,
ż
e wszystko, co widział i czego do
ś
wiadczył było
przera
ź
liwie realne i nic nie mogło przy
ć
mi
ć
wspomnienia tych
mrocznych, nocnych krypt, gigantycznych arkad i cz
ęś
ciowo
uformowanych piekielnych kształtów. Przechadzały si
ę
one wielkimi
krokami, dzier
żą
c w swym u
ś
cisku na wpół po
ż
arte, ale wci
ąż
jeszcze
ż
ywe istoty ludzkie błagaj
ą
ce o lito
ść
albo za
ś
miewaj
ą
ce si
ę
obł
ą
ka
ń
czo. Wo
ń
zgnilizny, rozkładu i kadzidełek przyprawiała o
mdło
ś
ci, a czarne powietrze t
ę
tniło
ż
yciem. Gdzie
ś
tam mroczne,
oleiste fale biły o onyksowe skały nadbrze
ż
a, sk
ą
d przyprawiaj
ą
ce o
dreszcze dzwonienie male
ń
kich, ochrypłych dzwoneczków splotło si
ę
z
szale
ń
czym chichotem nagiej, fosforencyjnej persony, która nagle
pojawiła si
ę
w polu widzenia policjanta. Podpłyn
ę
ła do brzegu,
wdrapała si
ę
na
ń
i w
ś
lizgn
ę
ła na stoj
ą
cy nieopodal ozdobnie rze
ź
biony
złoty piedestał, szczerz
ą
c z
ę
by s dzikim, drwi
ą
cym grymasie.
Alejki bezkresnej nocy zdawały si
ę
rozci
ą
ga
ć
we wszystkich kierunkach
i mo
ż
na było sobie wyobrazi
ć
, ze tutaj wła
ś
nie tkwiły korzenie plagi,
której celem było ska
ż
enie i pochłanianie kolejnych miast, spowijanie
całych narodów odorem hybrydycznej zarazy.
To tu dzi
ę
ki blu
ź
nierczym rytuałom po raz pierwszy pojawił si
ę
kosmiczny grzech, pleni
ą
c si
ę
i rozwijaj
ą
c w najlepsze,
zapocz
ą
tkowuj
ą
c radosny marsz
ś
mierci.
To tu Szatan miał swój babilo
ń
ski dwór, a Lilith obmywała swe
fosforyzuj
ą
ce, trawione tr
ą
dem ciało we krwi niewinnych dzieci.
Inkuby i sukkuby zawodziły chwalebne pie
ś
ni na cze
ść
Hekate, a
bezgłowe cielaki beczały do Magna Mater.
Kozły baraszkowały w rytm muzyki cienkich przekl
ę
tych fletów,
uganiaj
ą
c si
ę
bez ko
ń
ca za zdeformowanymi faunami i wielkimi
ropuchami. Nie zabrakło równie
ż
Molocha i Asztarota - w tej bowiem
kwintesencji wszelkiego wyst
ę
pku i pot
ę
pienia zerwane zostały okowy
ś
wiadomo
ś
ci - i Malone był w stanie dojrze
ć
ka
ż
d
ą
istniej
ą
c
ą
krain
ę
grozy i wszelkie zakazane wymiary powstałe z mocy zła.
Ś
wiat i natura
były bezradne wobec tego typu ataków płyn
ą
cych z otwartych studni
nocy, podobnie jak
ż
aden
ś
wi
ę
ty znak czy modlitwa nie były w stanie
powstrzyma
ć
walpurgicznej feerii koszmarów, która rozp
ę
tała si
ę
, gdy
Suydam natkn
ą
ł si
ę
na demoniczn
ą
wiedz
ę
zamkni
ę
t
ą
w tej puszce
Pandory.
Nagle gromad
ę
zjaw omiótł i przeci
ą
ł strumie
ń
fizycznego
ś
wiatła, a
detektyw poprzez potok blu
ź
nierstw wydawanych przez stworzenia, które
powinny by
ć
martwe, usłyszał wyra
ź
ny plusk wioseł i ujrzał łód
ź
z
latarni
ą
na dziobie, przybijaj
ą
c
ą
wła
ś
nie
Do wilgotnego, o
ś
lizgłego kamiennego nadbrze
ż
a. Wysiadło z niej kilku
ciemnoskórych ludzi d
ź
wigaj
ą
cych długi przedmiot zawini
ę
ty w
prze
ś
cieradła. Podali ci
ęż
ki pakunek istocie tkwi
ą
cej cały czas na
piedestale, a ta gło
ś
no zarechotała i delikatnie dotkn
ę
ła go dłoni
ą
.
Tragarze zdj
ę
li prze
ś
cieradła, przytrzymuj
ą
c w pozycji stoj
ą
cej
nad
ż
artego gangren
ą
trupa korpulentnego staruszka o szczeciniastej
brodzie oraz rozwichrzonych, siwych włosach. Potem wyj
ę
li z kieszeni
flaszki, oblali stopy stwora czerwonym płynem i podali mu nast
ę
pne
butelki, aby mógł si
ę
napi
ć
.
Z otoczonych po obu stronach arkadami bezkresnych alejek dobiegło
ohydne rz
ęż
enie rozstrojonych organów, wyra
ż
aj
ą
ce w sardonicznych,
basowych nutach cał
ą
drwin
ę
, szyderstwo i okrucie
ń
stwo Piekła. Widma
i demony zareagowały natychmiast, tworz
ą
c długi, upiornie
ceremonialny korowód, pod
ąż
aj
ą
cy w kierunku
ź
ródła d
ź
wi
ę
ku. Satyry,
inkuby, sukkuby, zdeformowane ropuchy i bezcielesne duchy, psiogłowe
wyjce - wszystkie pod
ąż
ały w
ś
lad za swym fosforyzuj
ą
cym przywódc
ą
,
który zsun
ą
ł si
ę
z piedestału i st
ą
pał teraz wolno, unosz
ą
c na r
ę
kach
szklistookie zwłoki. Orszak zamykali ta
ń
cz
ą
cy
ś
niadolicy m
ęż
czy
ź
ni,
wszyscy zreszt
ą
ta
ń
czyli, podskakiwali i szaleli z i
ś
cie dionizyjsk
ą
zaci
ę
to
ś
ci
ą
.
Malone zrobił chwiejnie kilka kroków. Był oszołomiony, ot
ę
piały i
bliski utraty zmysłów. Zachwiał si
ę
i osun
ą
ł na zimne, wilgotne
kamienie, z trudem chwytaj
ą
c powietrze i dygocz
ą
c na całym ciele.
Demoniczne organy wci
ąż
st
ę
kały diabelsko, a odgłosy b
ę
bnów i
dzwonków szalonej procesji cichły w oddali.
Jak przez mgł
ę
słyszał upiorny
ś
piew oraz przyprawiaj
ą
ce o zgroz
ę
wrzaski i skrzeczenia. Od czasu do czasu dochodził go przeci
ą
gły j
ę
k
czy pełne ceremonialnego oddania zawodzenie, a
ż
w ko
ń
cu usłyszał ow
ą
przera
ź
liw
ą
, greck
ą
inkantacj
ę
, jakiej tekst przeczytał ponad
kazalnic
ą
w starym ko
ś
ciele-tancbudzie:
O przyjaciółko i towarzyszko nocy
Ty, która radujesz si
ę
ujadaniem psów
(tu dało si
ę
słysze
ć
w
ś
ciekłe skowytanie)
i przelan
ą
krwi
ą
(bezimienne d
ź
wi
ę
ki splataj
ą
ce si
ę
z upiornymi krzykami)
Która w
ę
drujesz mi
ę
dzy grobami po
ś
ród najgł
ę
bszych cieni
(tu rozległo si
ę
sycz
ą
ce westchnienie)
Która pragniesz krwi i sprowadzasz na
ś
miertelników dojmuj
ą
c
ą
zgroz
ę
(ostre d
ź
wi
ę
ki dobywaj
ą
ce si
ę
z niezliczonych gardzieli)
Gorgo
(powtórzona odpowied
ź
)
Mormo
(powtórzone z ekstaz
ą
)
Ksi
ęż
ycu o tysi
ą
cu twarzy
(westchnienia i d
ź
wi
ę
ki fletu)
Spojrzyj przychylnie na nasze ofiary
Kiedy pie
śń
dobiegła ko
ń
ca, dał si
ę
słysze
ć
pojedynczy, gromki
okrzyk, a sycz
ą
ce d
ź
wi
ę
ki niemal całkowicie zagłuszyły j
ę
k
rozstrojonych organów. Po sekundzie rozległo si
ę
gło
ś
ne westchnienie
i niesko
ń
czona rzesza, istna wie
ż
a Babel rozmaitych gardeł poł
ą
czyła
si
ę
, wypluwaj
ą
c z siebie warkotliwe, becz
ą
ce, zjadliwe słowa:
LILITH, WIELKA LILITH, SPOJRZYJ NA TWEGO OBLUBIE
Ń
CA!
Kolejne okrzyki, dziwny hałas, tupot kroków biegn
ą
cej postaci. Malone
podparł si
ę
łokciem, by lepiej widzie
ć
.
O
ś
wietlenie w krypcie, ostatnio nieco przybladłe, przybrało na sile i
w owym upiornym, diabelskim blasku pojawiła si
ę
sylwetka
uciekaj
ą
cego; postaci nie mog
ą
cej biec, odczuwa
ć
ani w ogóle
oddycha
ć
; szklistookiego, gangrenicznego trupa korpulentnego starca,
którego nie musiano ju
ż
podtrzymywa
ć
, a którego animowały jakie
ś
piekielne czary zako
ń
czonego przed chwil
ą
rytuału. Tu
ż
za nim biegła
naga, za
ś
miewaj
ą
ca si
ę
posta
ć
ze złotego tronu, a jeszcze dalej
zdyszani,
ś
niadolicy m
ęż
czy
ź
ni i odra
ż
aj
ą
ca czereda koszmarnych,
bardziej lub mniej efemerycznych postaci.
Trup wysforował si
ę
znacznie naprzód i, jak wszystko na to
wskazywało, zmierzał ku okre
ś
lonemu celowi,
ś
ci
ś
lej mówi
ą
c, ku
rze
ź
bionemu piedestałowi, obiektowi posiadaj
ą
cemu niew
ą
tpliwie
ogromne znaczenie nekromantycznej natury. Gnał ku niemu co sił na
swych prze
ż
artych zgnilizn
ą
ko
ń
czynach, a
ś
cigaj
ą
ca go zgraja
wyra
ź
nie przyspieszyła. Spó
ź
nili si
ę
jednak; ostatnim wysiłkiem,
zrywaj
ą
c przy tym
ś
ci
ę
gna i trac
ą
c całe płaty tkanek, które spadały
na ziemi
ę
niczym trawiona rozkładem galareta, zapatrzony w dal trup -
b
ę
d
ą
cy ongi Robertem Suydamem - osi
ą
gn
ą
ł swój cel i triumf. Pchni
ę
cie
było pot
ęż
ne i odniosło skutek. O
ż
ywiony trup osun
ą
ł si
ę
na kamienie,
zmieniony w bezkształtn
ą
mas
ę
przegniłego ciała i ko
ś
ci, gdy zloty
tron zachwiał si
ę
, przechylił i run
ą
z onyksowej podstawy w mroczne
oleiste odm
ę
ty. W tej samej chwili Malone przestał widzie
ć
cokolwiek,
koszmarna scena rozmyła si
ę
w szaraw
ą
plam
ę
i detektyw stracił
przytomno
ść
, cho
ć
w uszach jeszcze przez chwil
ę
rozbrzmiewał
przera
ź
liwy huk towarzysz
ą
cy zagładzie całego Uniwersum Zła.
VII
Prze
ż
yty na jawie sen Malone'a - zanim policjant dowiedział si
ę
o
ś
mierci Suydama i transferze na morzu - został osobliwie uzupełniony
kilkoma dziwnymi faktami zwi
ą
zanymi ze spraw
ą
, aczkolwiek brak
podstaw, by ktokolwiek miał w to powi
ą
zanie uwierzy
ć
.
Trzy stare budynki przy Parker Place, bez w
ą
tpienia dawno ju
ż
prze
ż
arte zgnilizn
ą
i rozkładem w jego najbardziej zdradzieckiej
formie, zawaliły si
ę
bez widocznej przyczyny, akurat gdy wewn
ą
trz
znajdowała si
ę
połowa przeprowadzaj
ą
cych nalot policjantów i
wi
ę
kszo
ść
wi
ęź
niów. Prawie wszyscy zgin
ę
li na miejscu. Uratowali si
ę
jedynie ci, którzy znajdowali si
ę
w piwnicach i suterenach; sam
Malone miał szcz
ęś
cie,
ż
e przebywał wówczas gł
ę
boko w podziemiach
domu Suydama. Bo rzeczywi
ś
cie tam był - nikt nie mógł temu
zaprzeczy
ć
. Znaleziono go nieprzytomnego na skraju czarnej jak noc
sadzawki, z le
żą
cym o kilka stóp od niego groteskowym, acz
przera
ż
aj
ą
cym stosem tkanek i ko
ś
ci, zidentyfikowanych pó
ź
niej,
dzi
ę
ki ekspertyzie dentystycznej, jako zwłoki Roberta Suydama
Sprawa była jasna: wła
ś
nie tu prowadził podziemny kanał przemytników;
ci, którzy zabrali ciało pana młodego ze statku, sprowadzili je po
prostu do domu. Ludzi tych nigdy nie odnaleziono, ani nawet nie
zidentyfikowano, za
ś
lekarz okr
ę
towy nie wydaje si
ę
jak na razie
zadowolony z o
ś
wiadcze
ń
policji. Suydam był - jak wszystko na to
wskazuje - przywódc
ą
sporej siatki przemytników szmugluj
ą
cych ludzi,
a kanał wiod
ą
cy do tego miejsca - tylko jednym z korytarzy owego
ogromnego kompleksu podziemnych tuneli przecinaj
ą
cych cał
ą
dzielnic
ę
.
Inny ko
ń
czył si
ę
w krypcie pod starym ko
ś
ciołem, do którego
prowadziło sekretne przej
ś
cie wykute w północnej
ś
cianie. Odkryto tam
nader osobliwe i odra
ż
aj
ą
ce rzeczy: rozstrojone organy oraz kaplic
ę
o
kopułowym sklepieniu z wieloma rz
ę
dami drewnianych ławek i ołtarzem
ozdobionym dziwnymi figurami. Wzdłu
ż
ś
cian umieszczono siedemna
ś
cie
niewielkich cel, gdzie - có
ż
za koszmar - znaleziono zakutych w
kajdany i pozbawionych zmysłów wi
ęź
niów. Były w
ś
ród nich cztery matki
z podejrzanie wygl
ą
daj
ą
cymi dzie
ć
mi. Zmarły one zreszt
ą
natychmiast
po wyniesieniu ich na
ś
wiatło dzienne, co lekarze uznali za przejaw
miłosierdzia bo
ż
ego. Spo
ś
ród tych, którzy je badali nikt prócz
Malone'a nie przypomniał sobie pos
ę
pnego pytania Delria:
As sint unquam daemones incubi er succubae et an ex tali congressu
proles nascia quaet?
Przed zasypaniem kanałów, starannie je zbadano. Znaleziono tam
szokuj
ą
c
ą
ilo
ść
ludzkich ko
ś
ci, zarówno pogruchotanych, jak i
poprzecinanych ostrymi narz
ę
dziami. Tym samym rozwi
ą
zano zagadk
ę
tajemniczej epidemii porwa
ń
, cho
ć
tylko dwóm ocalałym aresztantom
mo
ż
na było postawi
ć
jakiekolwiek zarzuty. Obecnie znajduj
ą
si
ę
oni w
tymczasowym zamkni
ę
ciu, gdy
ż
nie zdołano udowodni
ć
im współudziału w
zabójstwach.
Rze
ź
bionego, złotego piedestału czy te
ż
tronu, o którym tak cz
ę
sto
wspominał Malone, pomimo szeroko zakrojonych poszukiwa
ń
nie udało si
ę
odnale
źć
, cho
ć
stwierdzono,
ż
e w jednym miejscu pod domostwem Suydama
kanał był zbyt gł
ę
boki, by mo
ż
na go było wybagrowa
ć
. Kiedy budowano
piwnice, wej
ś
cia do kanałów zostały zasypane i zamurowane, cho
ć
Malone cz
ę
sto rozmy
ś
lał, co znajduje si
ę
w ich gł
ę
binach.
Policja, zadowolona,
ż
e udało si
ę
jej rozbi
ć
niebezpieczny gang
szale
ń
ców w przemytników, przekazała uwolnionych od oskar
ż
e
ń
Kurdów
władzom federalnym. Wszyscy oni nale
ż
eli do Yezydów - perskiego klanu
czcicieli Szatana.
Detektywi i policjanci s
ą
gotowi w ka
ż
dej chwili stan
ąć
do walki z
tymi przemytnikami rumu i ludzi, lecz Malone uwa
ż
a,
ż
e wykazuj
ą
po
ż
ałowania godne ograniczenia w rozumowaniu; nie zastanawiaj
ą
si
ę
nad cał
ą
mas
ą
niewyja
ś
nionych szczegółów całej sprawy. Szczególnie
media dostrzegły w aferze jedynie pos
ę
pn
ą
, krwaw
ą
sensacj
ę
i
rozpisywały si
ę
o mało istotnym, sadystycznym kulcie, podczas gdy
mogły wydrukowa
ć
na swych łamach artykuły o koszmarze z samego j
ą
dra
wszech
ś
wiata. Póki co jednak, detektyw przebywa na rekonwalescencji w
Chepachet, uspokajaj
ą
c stargane nerwy i modl
ą
c si
ę
, by czas stopniowo
przeniósł jego przera
ż
aj
ą
ce prze
ż
ycia ze sfery pos
ę
pnej
tera
ź
niejszo
ś
ci w odległ
ą
przeszło
ść
.
Robert Suydam spoczywa obok swej mał
ż
onki na cmentarzu Greenwood. Nad
jego szcz
ą
tkami, odnalezionymi w tak osobliwy sposób, nie odprawiono
ceremonii pogrzebowej., za
ś
krewni z wdzi
ę
czno
ś
ci
ą
przyj
ę
li fakt, i
ż
o całej sprawie bardzo szybko zapomniano. Nigdy zreszt
ą
nie
udowodniono,
ż
e stary uczony miał jaki
ś
zwi
ą
zek z koszmarnymi
wydarzeniami w Red Hook. O jego
ś
mierci mówi si
ę
raczej niewiele, a
Suydamowie maj
ą
nadziej
ę
,
ż
e dla potomno
ś
ci pozostanie on jedynie
łagodnym odludkiem, który interesował si
ę
folklorem i parał niegro
ź
n
ą
odmian
ą
magii.
Je
ś
li chodzi o Red Hook, nic si
ę
tu nie zmieniło. Suydam pojawił si
ę
i odszedł - koszmar wydarzył si
ę
i przemin
ą
ł - jednak zły duch
ciemno
ś
ci i plugastwa nadal pleni si
ę
po
ś
ród mieszka
ń
ców starych
ceglanych kamienic, bandy opryszków w dalszym ci
ą
gu paraduj
ą
w
nieznanym celu przed oknami, w których pojawiaj
ą
si
ę
i znikaj
ą
niezliczone, zdeformowane twarze, a
ś
wiatła to zapalaj
ą
si
ę
, to znowu
gasn
ą
.
Wiekowy koszmar jest niczym tysi
ą
cgłowa hydra, a kulty ciemno
ś
ci
zakorzeniły si
ę
po
ś
ród blu
ź
nierstw gł
ę
biej ni
ż
wiedza Demokryta.
Dusza Bestii jest wszechobecna i tryumfuje, za
ś
zamieszkałe w Red
Hook legiony m
ę
tnookich, pryszczatych młodzie
ń
ców nadal
ś
piewaj
ą
i
przeklinaj
ą
, pod
ąż
aj
ą
c od jednej otchłani do drugiej, gnani prawami
biologii, których by
ć
mo
ż
e nigdy nie b
ę
dzie im dane zrozumie
ć
. Znowu
wi
ę
cej ludzi przybywa do Red Hook ni
ż
je opuszczam, a plotki mówi
ą
o
nowych kanałach, prowadz
ą
cych do zakazanych centrów handlu alkoholem.
Ko
ś
ciół zupełnie przestał pełni
ć
sw
ą
zasadnicz
ą
funkcj
ę
, do reszty
zmienił si
ę
w tancbud
ę
, i bywa,
ż
e w jego oknach pojawiaj
ą
si
ę
dziwne
twarze. Miejscowy policjant wyraził ostatnio przypuszczenie,
ż
e
stara, zasypana ziemi
ą
krypta została na nowo odkopana, cho
ć
nie
sposób stwierdzi
ć
, w jakim celu kto
ś
miałby to uczyni
ć
.
Kim jeste
ś
my, by zwalcza
ć
trucizny starsze ni
ż
ludzko
ść
? W Azji, w
takt podobnych d
ź
wi
ę
ków ta
ń
czyły małpoludy, a w prze
ż
artych ple
ś
ni
ą
i
zgnilizn
ą
murach ceglanych kamienic, gdzie sekrety i tajemnice s
ą
na
porz
ą
dku dziennym, rak zawsze mo
ż
e si
ę
ukrywa
ć
i pleni
ć
w najlepsze.
Malone nie wzdraga si
ę
bez powodu - którego
ś
dnia jeden z detektywów
podsłuchał, jak sko
ś
nooka wied
ź
ma, ukryta wraz z mał
ą
dziewczynk
ą
w
cieniu jednej z bram, szeptem uczyła dziecko pewnej nader dziwacznej
formuły:
O przyjaciółko i towarzyszko nocy
Ty, która radujesz si
ę
ujadaniem psów i przelan
ą
krwi
ą
Która w
ę
drujesz mi
ę
dzy grobami po
ś
ród najgł
ę
bszych cieni
Która pragniesz krwi i sprowadzasz na
ś
miertelników dojmuj
ą
c
ą
zgroz
ę
Gorgo
Mormo
Ksi
ęż
ycu o tysi
ą
cu twarzy
Spojrzyj przychylnie na nasze ofiary