Prawo
Przyciągania-
moja prawdziwa
historia.
Opisana poniżej historia zdarzyła się naprawdę. Nie została w żadnym stopniu
ubarwiona przez fikcyjne wydarzenia. Wszystkie opisane w niej osoby istnieją
naprawdę.
Właściwie jest to mój email, który napisałam do pewnej osoby chcąc podzielić się z
nią swoim doświadczeniem związanym z Prawem Przyciągania,tym jak potężną moc ma
wizualizacja… Nie zmieniłam praktycznie ani słowa. Nie posiadam ogromnego talentu
literackiego dlatego też jest to napisane w sposób luźny, chaotyczny i emocjonalny.
Ciężko przekazać tak ogromne emocje..ale starałam się jak mogłam.
Nie wiem od czego zacząć,nie wiem
jak to opisać żeby ująć wszystko co ważne.. Nadal nie wiem jak opisać
słowami to wszystko co się wydarzyło, żeby nie wyszła z tego jakaś
głupia historia. Tego bym nie chciała.Być może nie będę umiała
opisać tego wszystkiego,ale chciałabym żebyś wiedział,że te
wydarzenia zmieniły mnie i moje życie.. I że było to jedno z
najistotniejszych rzeczy w moim życiu,proszę miej to na uwadze,że są
rzeczy, których nie jesteśmy w stanie przekazać, ponieważ są tak
silne,tak inne... od tego czego doświadczamy na co dzień.. a kiedy
próbujemy to opisać brzmi to po prostu głupio i banalnie...
Po prostu chcę się podzielić moją historią.
Od tej historii nie mam żadnych wątpliwości w to jak potężna jest
nasza podświadomość i że Prawo Przyciągania działa.
Początek może wydać Ci się zaskakujący, może wręcz głupi
,ale niech Cię to nie zwiedzie :0-)
To wszystko działo się ładnych parę lat temu..
Zacznę od tego że muzyka jest moją wielką miłością życia...Jest dla
mnie jak tlen... Nigdy mnie nie zawiodła. Jakoś też tak zawsze działo
się w moim życiu,że dzięki muzyce spotykały mnie niesamowite rzeczy,
dzięki muzyce poznałam najważniejszych ludzi w moim życiu (oczywiście
nie mam na myśli rodziny). To muzyka zesłała mi przyjaciół i
połączyła mnie z nimi wieloletnią wspaniałą przyjaźnią...
Tak też się stało na początku mojej historii.
Jak już wspomniałam,mnie i moich przyjaciół połączyła miłość do
muzyki...
Nasza przyjaźń rozwinęła się poza wspólną miłość do muzyki i
stała się przyjaźnią taką na całe życie, jesteśmy dla siebie
drugą rodziną.
Mimo,że byłam otoczona wspaniałymi przyjaciółmi,nie miałam
szczęścia w miłości, wiecznie byłam zakochana bez wzajemności,lub jak
już mi się ktoś spodobał to okazywało się że jest zajęty.. i tak w
kółko.Odbiło się na to mnie,
na mojej samoocenie,tym bardziej że jestem bardzo wrażliwą osobą.Po
kolejnym razie,kiedy źle ulokowałam swoje uczucia,
bardzo to przeżyłam,podłamało mnie to...
Moje przyjaciółki natomiast były bardziej skupione na wspólnym
słuchaniu muzyki i oglądaniu koncertów jednego ze swoich ulubionych
zespołów.Tak też spędzałyśmy wolny czas,na rozmowach,słuchaniu
muzyki i oglądaniu koncertów.W taki też sposób próbowały sprawić
żebym postarała się zapomnieć o złamanym sercu,żebym chociaż na
chwilkę zapomniała o kłopotach. Pewnego dnia,żartując,śmiejąc się
zaproponowały,tak pół żartem pół serio żebym zamiast myśleć o
chłopaku który złamał mi serce,żebym wybrała sobie jako swój obiekt
westchnień,jednego z członków ich ulubionego zespołu i myślała sobie
o nim,wzdychała do niego,stwierdziły że to może pomóc mi skierować
swoje myśli
i uczucia gdzie indziej i może to pomóc zapomnieć na chwilkę chociaż o
moim nieszczęśliwym sercu.
(Nie chcę zdradzać nazwy zespołu,uważam że jest to akurat mało
istotne w tej historii,ale powiem tylko że nie jest to żaden
boysband;0-) i że ten zespół jest Ci na pewno znany)
Tak od niechcenia, trochę dlatego że nie miałam innego pomysłu jak
sobie pomóc zgodziłam się,nie wierząc za bardzo że to pomoże.
Oglądając wspólnie koncerty,czy słuchając muzyki,przyjaciółki celowo
zwracały cały czas moją uwagę na "mojego nowego ulubieńca",którego
wybrałam sobie z braku pomysłu i innych perspektyw. I rzeczywiście
zaczęło skutkować!!
Tego chyba się nie spodziewałam i było to ogromnym
zaskoczeniem.nagle...
Poczułam przedziwną więź z członkiem tego zespołu. Wiem jak to
głupio i bennadziejnie brzmi. To było wiele lat temu,dzisiaj patrzę na
to z perspektywy czasu, z perspektywy dorosłej kobiety jaką teraz jestem
i uwierz mi,że ta więź jaką z Nim poczułam naprawdę była
niezwykła.Czułam,jakbym go znała od zawsze... Potrafiłam przewidzieć
Jego zachowanie, miałam wrażenie że czytam w Jego myślach i uczuciach.
Miałam wrażenie że On jest bardzo nieszczęśliwy.. Co nie dawało mi
spokoju. Czułam Jego ból i cierpienie..
Kiedy patrzyłam na Niego,wszystko wydawało się takie znajome... Kiedy
patrzyłam na Niego,słuchałam Go,to tak jak... powrót do domu....
Powrót do miejsca które zawsze miałeś gdzieś w sercu i po
wyczerpującej wędrówce je znajdujesz.. jest tylko twoje,kojące
wszystkie zmysły,bezpieczne...
Po niedługim czasie stał się On stałym bywalcem moich myśli i uczuć.
To nawet nie chodzi o to że się zakochałam.. On nie dawał mi
spokoju,czułam jakby ktoś mi wyrwał połowę serca i zostawił gdzieś
daleko stąd...Nie potrafię tego opisać...
Po niedługim czasie moja przyjaciółka poznała przypadkiem
dziewczynę,Polkę,która jak się okazało mieszka w tym samym mieście, w
którym jak się wcześniej dowiedziałyśmy mieszka również nasz
ulubiony zespół no i oczywiście "mój wybranek".Dzięki Niej
dowiadowałyśmy się wielu rzeczy o zespole no i o moim wybranku. To nie
było trudne,bo każdy w tym mieście,mimo że jest to ogromne miasto
wiedział gdzie można spotkać członków tego zespołu, i wiele innych
szczegółów,plotek,ploteczek,itditp.
Już na samym początku okazywało się z tych informacji że moje
przypuszczenia,odczucia były prawdziwe...Z Nim działo się coś
niedobrego...i bardzo chciałam coś zrobić,jakoś Mu pomóc.. Mimo że
była (jest) to wielka gwiazda muzyki,sławna,dla mnie była to w
przedziwny sposób bliska osoba...
Wtedy moja przyjaciółka zaproponowała żebyśmy pojechały na wakacje,
do miasta "mojego wybranka"... Decyzja zapadła. Był to chyba luty.
Zaczęłyśmy planować nasz wyjazd.
Starałyśmy się jak najwięcej korzystać z informacji które
otrzymywałyśmy od koleżanki,o której wspomniałam wcześniej. Nawet
mało istotna informacja od Niej na temat naszego zespołu mogła być dla
nas cenną wskazówką. Wskazówką na temat gdzie,w jakich
okolicznościach możemy "mojego wybranka" spotkać. Co robi w wolnych
chwilach,itp itp.
Miałam zeszyt,w którym zapisywałam wszystkie pomysły ze szczegółami.
Wymyślałam dialogi, co ja mogłabym do Niego powiedzieć,co On na to
mógłby mi odpowiedzieć..Mimo że mój angielski nie był wtedy zbyt
dobry,nie przejmowałam się tym,że mogę się z Nim nie dogadać. Po
prostu nadal wymyślałam co mogłabym powiedzieć,wszystko w języku
polskim.
Niektóre pomysły w tym zeszycie
były naprawdę totalnie głupie,ale wtedy się to nie liczyło. Miałam
w głowie tylko jedno-co zrobić jak już Go spotkam,żeby zwrócić Jego
uwagę. Wiedziałam że wokół Niego kręci się wiele osób,wiele
pięknych dziewczyn i nie będzie łatwo się wybić z tego tłumu i być
przez Niego zapamiętaną i sprawić żeby chciał dłużej
porozmawiać.Na pewno nie chiałyśmy też być potraktowane jak jedne z
Jego fanek.. Nie zależało nam na Jego autografie, ani na tym żeby mieć
z Nim zdjęcie. Nam zależało na NIM!Jakkolwiek to nie zabrzmi była to
prawda. Wpadł nam do głowy pewien pomysł.Zaczęłyśmy kombinować,że
zainteresowałby się nami,jeśli miałybyśmy jakiś kłopot i nie
byłoby nikogo oprócz Niego kto mógłby nam pomóc. I jeszcze najlepiej
żeby to On się o tym dowiedział jakoś tak przypadkiem (nie
chciałyśmy bezpośrednio do Niego podejść i powiedzieć Mu że mamy
jakiś kłopot). Wymyśliłyśmy,że gdybyśmy tak Mu powiedziały że
jesteśmy okradzione,
bez pieniędzy,bez dachu nad głową,to na pewno by nami się
zainteresował!!To też zaczęłam wszystko planować i notować w swoim
zeszycie i oczywiście wizualizować sobie tą rozmowę z Nim,jak Mu
wszystko opowiadam,że nas okradli,nie mamy pieniędzy,ani gdzie
mieszkać...
Nie pytaj dlaczego. Byłam młoda i totalnie głupia,ale byłam w stanie
naprawdę zrobić wszystko żeby z Nim porozmawiać dłużej zobaczyć w
jakim jest stanie,i jeśli jakieś kłamstwo miało mi w tym pomóc,to
byłam na to
gotowa. Mimo to proszę uwierz mi,że nie chciałam Go w żaden sposób
wykorzystać,ani skrzywdzić. Ja naprawdę sie o Niego martwiłam i wtedy
oddałabym wszystko żeby On był jakimś zwykłym chłopakiem z
sąsiedztwa....
Moim celem wtedy było spotkanie Go i pomoc,podniesienie Go na duchu...
Miałam przeczucie że stanie się z Nim coś złego jeśli nadal będzie
w takim stanie psychicznym i fizycznym. Strasznie się tego bałam...
Codziennie, i w ciągu dnia kiedy miałam wolną chwilkę i przed spaniem
wyobrażałam sobie te wszystkie moje rozmowy z Nim,które miałam
zapiasane w swoim zeszycie, Wyobrażałam sobie wszystkie sytuacje które
miałam tam zapisane.Czasami były one tak realne,że mogłam poczuć
ciepło Jego ciała kiedy koło mnie stał,lub poczuć wiatr który zawiał
podczas naszej rozmowy (w mojej wyobraźni oczywiście).Słyszałam Jego
głos tak wyraźnie,z czasem także widziałam Go bez najmniejszych
problemów. Byłam w stanie zobaczyć najmniejszą zmarszczkę na jego
twarzy. I tak to trwało do czasu naszego wyjazdu. Zajmowałam się
planowaniem,wizualizowaiem sobie sytuacji w których mogę Go
poznać,śpiewaniem,komponowaniem piosenek,pisaniu tekstów do nich
(miałam swojego czasu swój zespół).
I tak wielkimi krokami zbliżał się dzień wyjazdu. Bilety miałyśmy
kupione już miesiąc wcześniej. Dzień przed wyjazdem umarł mój
dziadek. Dzisiaj z perspektywy czasu myślę sobie że może to był jakiś
znak..?? żeby nie jechać...Mimo wszystko po naradzie z rodziną
postanowiłam jechać.
Ciężko opisać emocje jakie nam towarzyszyły kiedy wjeżdżałyśmy do
tego miasta,kiedy zrobiłyśmy pierwszy krok w tym mieście.
Zatrzymałyśmy się na polu namiotowym. Było tanio a warunki naprawdę
super. Po odpoczynku i odświeżeniu się wyruszyłyśmy w miasto. Jakie
było nasze zdziwienie kiedy niczym spod ziemi pojawił się na naszej
drodze hotel, w którym mieszkał "mój wybranek". Znałyśmy nazwę tego
hotelu,ale nie miałyśmy pojęcia jak tam dotrzeć. Poszłyśmy po prostu
przejść się i wyszłyśmy prosto na ten hotel,to było niesamowite,tym
bardziej że ten hotel znajdował się o jakieś 1.5 godziny od naszego
pola,więc to był kawałek drogi.Pod hotelem można było zauważyć,że
nie byłyśmy jedynymi osobami,które chcą spotkać się z "moim
wybrankem",koczowało tam wiele fanek.Naszła mnie myśl,że to będzie
cholernie trudne z Nim porozmawiać tak jak sobie to zaplanowałam,kiedy
wokół jest tyle ludzi,którzy czekają na autograf,zdjęcie..Ale
starałam się nie dopuszczać żadnych złych myśli,powiedziałam sobie
że coś na pewno wymyślę,że jakoś to będzie,że musi się dać to
jakoś zrobić...
Zapoznałyśmy się z okolicą hotelu.
Pomyślałam sobie że trochę inaczej wyobrażałam sobie miejsce,które
mam zapisane w swoim zeszycie,kiedy mam opisaną naszą rozmowę,kiedy Mu
mówię że nas okradli... Ale nie przejęłam się tym.Poszlyśmy dalej
zwiedzać miasto i cieszyć się wakacjami,ale oczywiście mając cały
czas w głowie cel naszej podróży.Cieszyłyśmy się urokami tego
niesamowitego ogromnego miasta i piękną letnią pogodą.
Minęło klila dni. Pewnego wieczoru będąc pod hotelem,było już ciemno
kiedy zauważyłyśmy jakieś poruszenie koło hotelu i flesze.
Domyśliłyśmy się,że mój wybranek musiał się pokazać.. I
rzeczywiście... Kiedy podeszłyśmy bliżej, stał On okrążony wieloma
fanami robiącymi Mu zdjęcia...Były to takie emocje,że miałam wrażenie
że to nie dzieje się naprawdę,tylko że jest to jedna z moich
wizualizacji..Nie wiedziałam co zrobić,po prostu stałam i przyglądałam
się temu... Wyglądał....źle. Wyglądał na strasznie zmęczonego
i...nieszczęśliwego..a ja nie wiedziałam co zrobić..Stałam i się
przyglądałam. Kiedy skończył rozdawać autografy i robić zdjęcia z
fanami zaczął się kierować w stronę wejścia do hotelu,wyglądał na
strasznie przybitego.. Był otoczony setką ludzi, a był zupełnie sam, to
aż biło od Niego.. Chciałam coś zrobić,cokolwiek.. więc podeszłam do
Niego i.. zapytałam czy ma ogień..:0-) Nic innego nie przyszło mi do
głowy. Był lekko wstawiony. Nawet nie spojrzał na mnie tylko mi
odpowiedział że przeprasza że nie ma bo nie pali i poszedł.. Ja z
przyjaciółką też poszłyśmy. Ja się rozpłakałam,czułam się
strasznie bezradna... Ale z drugiej strony dodało mi to jakiejś takiej
motywacji i siły to spotkanie.. Miałam też pewność że się nie
myliłam..że wszystkie moje przeczucia jakie miałam co do Niego, co do
tego że coś jest nie tak,że On cierpi były prawdziwe...Zdaję sobie
sprawę jak to głupio brzmi wszystko. Pomyślisz że przecież to obcy
facet dla Ciebie,daj spokój...
Właśnie to jest coś czego nie potrafię wytłumaczyć.On był dla mnie
wtedy kimś strasznie bliskim,(nadal jest) nie wiem sama dlaczego. Nie
potrafię tego wytłumaczyć do dzisiaj. To tak jakby cierpiała
najbliższa Ci sercu osoba a Ty nie możesz Jej pomóc. Tak właśnie wtedy
czułam.
Po kilku dniach spotkałyśmy Go znowu pod hotelem,znowu w tej samej
sytuacji z fanami. Stałam z przyjaciółką i z odległości się
przyglądałyśmy się temu co tam się dzieje. W pewnym momencie
odwrócił się w moją stronę i czego się nie spodziewałam już jakby
widział tylko mnie,patrzył tak,jakby zobaczył zjawę,ducha. Nie odrywał
wzroku ode mnie. Nie da się tego opisać w taki sposób żeby nie
zabrzmiało to banalnie,ale uwierz mi że w tamtej chwili mimo że byliśmy
otoczeni wieloma ludźmi, byliśmy tylko ja i On.. Mimo to nie miałam
odwagi podejść do Niego, sytuacja kiedy On otoczony jest grupą fanów
nie wydawała mi się najlepsza do rozmowy. Po chwili wsiadł do swojego
samochodu i zaczął jechać. Zatrzymał się samochodem koło mnie i
wychylił się przez okno,przez chwilę patrzyliśmy na siebie,ale ani ja
ani On nic nie powiedzieliśmy... Wiem,że to głupie,ale to uwierz mi,że
chociaż jak to opisuje to brzmi to banalnie,to były takie momenty które
racjonalnie wytłumaczyć,czy racjonalnie na nie zareagować jest
ciężko...
Kolejne dni mijały. Było kilka takich spotkań z Nim,ale generalnie
oprócz tych rzeczywiście dziwnych emocji nic większego z nich nie
wynikało.
Dni mijały,kasy było coraz mniej,a cel nie osiągnięty.Byłam bardzo
zderminowana.
Żeby zaoszczędzić pieniądze,postanowiłyśmy się wymeldować z pola
namiotowego i na noc rozbijać namiot obok pola namiotowego nad piękną
rzeką. Tym sposobem miałyśmy gdzie spać,z prysznica postanowiłyśmy
korzystać na polu namiotowym. Jedyny problem miałyśmy z tym gdzie
chować na dzień nasz namiot i plecaki z ubraniami. Koło pola było
również olbrzymie pole kukurydzy,które idealnie się nadawało na to
żeby na dzień schować tam nasze plecaki,śpiwory i namiot. Było to
piękne lato więc nic nie stało na przeszkodzie.Nasze rzeczy
schowałyśmy tak że w ogóle nie było ich widać,więc byłyśmy
spokojne.
Pewnego dnia,obok naszego pola namiotowego,rozbiło się wesołe
miasteczko. Dużo ludzi się tam kręciło. Poszłyśmy na spacer do
centrum. Kiedy zaczęło zbierać się na burzę postanowiłyśmy jak
najszybciej wrócić żeby przed burzą zdąrzyć rozbić namiot.Kiedy
poszłyśmy po nasz namiot,nasze plecaki śpiwory,nie było ich.. Ktoś
ukradł... Ktoś ze zwiedzających wesołe miasteczko musiał się tam
zapuścić i po prostu znalazł nasze rzeczy i je zabrał... Straciłysmy
wszystko.. Została nam tylko gitara i to co miałyśmy na sobie. Najpierw
musiałyśmy schować się przed burzą a potem pomyśleć co dalej.Aby
przetrwać noc a rano nowy dzień,zobaczymy co dalej..
Mimo wszystko to była jedna z najbardziej niesamowitych nocy w moim
życiu,miała w sobie coś magicznego...
Jednak ciężko było cokolwiek wymyśleć w naszej sytuacji... Jedynym
rozsądnym posunięciem byłoby wracanie do kraju,ale nie chciałam o tym
myśleć.... za dużo się już wydarzyło,za dużo...
Minęły kolejne dni. Przetrwałyśmy tylko jakoś dzięki życzliwości
ludzi. Ale zaczynało robić się chłodno,chodziłyśmy głodne,okropnie
przemęczone.. To zaczynało się odbijać na naszej psychice. Pewnego późnego
wieczoru nie wiedząc co ze sobą zrobić,gdzie pójść,gdzie spać, spacerowałyśmy po
opustoszałym rynku miasta,gdzie nie było żywej duszy.Byłam już załamana.Traciłam
nadzieję, byłam okropnie przemęczona,zmarźnięta,głodna..Zastanawiałam się co
dalej.. Nagle w ciemnościach zobaczyłam jakąś postać,która idzie w moją stronę.
Przestraszyłam się,byłam akurat sama gdyż moja przyjaciółka opuściła mnie za
potrzebą. Przestraszyłam się nie na żarty. Im bardziej się ta postać zbliżała tym
bardziej wydawała mi się znajoma. Nie mogłam uwierzyć, ale był to "mój wybranek".
Szedł w moją stronę. Podszedł do mnie. Przywitał się i spytał się czemu jestem sama
o tej porze,czy coś się stało. Zgadnij co musiałam Mu odpowiedzieć? Dokładnie to co
miałam zapisane w zeszycie...Że nas okradli,itd itd I jeszcze jedno.Scena była
naprawdę wręcz jak z filmu. Staliśmy w centrum wielkiego miasta, koło ogromnego
kościoła,a kiedy On podchodził do mnie,zegar wybijał właśnie północ.. Wiesz czemu
nie pasowało mi miejsce pod hotelem do moich wyobrażeń o naszej pierwszej rozmowie?
Bo po prostu miejsce jakie sobie wizualizowałam to był rynek,dokładnie tam gdzie w
tym momencie z Nim rozmawiałam!! Nigdy nie widziałam tego miejsca wcześniej,nawet
na zdjęciach,ono samo mi się pojawiło w moich wizualizacjach,nie wiem jak to
możliwe... To nie było podobne miejsce,to miejsce było IDENTYCZNE jak w moich
wizualizacjach. Mało tego On mówił do mnie dokładnie te rzeczy,które miałam
zapisane w zeszycie,kiedy układałam nasze dialogi, słowo w słowo... Rozmawiałam z
Nim po angielsku. Jak wiesz w swoim zeszycie pisałam po polsku a mój angielski nie
był zbyt dobry. Jakimś cudem, znałam te wszystkie słówka po angielsku,bo w jakiś
dziwny sposób trafiały one do mnie wcześniej i je po prostu zapamiętałam.
Oczywiście pomógł nam bardzo. Zaopiekował się nami. Ja się wtedy tak naprawdę
zakochałam... A On zaczął lepiej wyglądać i chyba lepiej się czuć... Zapewnił nam
dach nad głową,ubranie,jedzenie... Wiesz,popełniłam jeden poważny błąd i może niech
ta moja opowieść będzie też tak trochę "ku przestrodze".. Nie zapisałam ciągu
dalszego w swoim zeszycie...nie zapisałam efektu końcowego jaki chciałam
osiągnąć...Wszystkie moje wizualizacje i notatki w tym zeszycie dotyczyły początku
tej znajomości,nie było ciągu dalszego... Uwierz mi że wszystko co miałam zapisane
w tym zeszycie mi się sprawdziło,każda sytuacja jaką miałam tam opisaną,nawet
najbardziej głupia i niepozorna... Z najmniejszymi detalami.. Natomiast nie
zapisałam co dalej... Jak ma się potoczyć nasza znajomość.Kiedy wszystkie sytuacje
z mojego zeszytu się wyczerpały, pewnego dnia On musiał wyjechać na parę dni gdyż
miał koncerty. To co wtedy się wydarzyło także trudno wytłumaczyć racjonalnie ale
nie będę już pisać o szczegółach. Napiszę tylko tyle,że kiedy On wyjechał,my w tym
samym czasie zupełnie nagle byłyśmy zmuszone wracać do kraju,i nagle nie mogłyśmy
się z Nim zupełnie skontaktować,żeby Go poinformować... Wszystkie wiadomości jakie
Mu pozostawiłyśmy nie dotarły do Niego... Kiedy wrócił,nie wiedział co się
stało,zaczął nas szukać, próbował się czegoś dowiedzieć,ale bezskutecznie.Chodził
przez jakiś czas i szukał nas w przeróżnych miejscach... o powrocie do kraju
załamałam się, Moja mama skomentowała to wtedy tak,że zachowuje się tak,jakbym tam
zostawiła swoje dziecko... Nie wiedziałą czemu ja cierpie, a ja po prostu za Nim
tęsnkniłam,tak bardzo tęskniłam.. Wszystkie próby jakie podejmowałam żeby odzyskać
z Nim kontakt były nieudane. Czułam się jakbym chciała przebić głową mur...
Dosłownie wszystko czego bym nie spróbowała nie działało. Korzystałam z każdej
możliwości jaka wpadła mi do głowy...Mogę powiedzieć że poruszyłam niebo i
ziemię...Miałam wrażenie że ktoś inny jakby mnie pilnuje i tego żeby nie udało mi
się z Nim nawiązać kontaktu..Czułam że zupełnie nie mam nad tym kontroli... Nigdy
potem nie miałam takiego silnego uczucia że cokolwiek bym nie zrobiła,to o tym
decyduje Ktoś inny,Ktoś ważniejszy, tam na górze...I że ten Ktoś nie chce żebym
odzyskała ten kontakt i tego człowieka... Znów mogłam Go jedynie oglądać w
tv,słuchać Jego płyt... i nadal się o Niego martwiłam... Wierz mi lub nie,ale
miałam z Nim świetny kontakt..jakiś taki duchowy.. Wystarczyło że pomyślałam o Nim
i wiedziałam jak On się czuje... Modliłam się o Niego..a kiedy bardzo mi Go
brakowało, próbowałam z Nim rozmawiać w myślach,przynosiło mi to ulgę..Kiedy miałam
przeczucie że dzieje się z NIm coś złego,też starałam się z Nim rozmawiać,tak w
myślach. Skąd wiem że On "odbierał" te nasze rozmowy? Choćby z tego że naspisał
piosenkę dokładnie o tym o czym Mu opowiadałam w tych naszych myślowych rozmowach!!
Ktoś może powiedzieć że to przypadek,ale tam były takie szczegóły że nie mam
wątpliwości.Wtej piosence nie było ogólników,tylko to była piosenka na konkretny
temat, na temat konkretnej osoby (nie mojej :0-)) i On o tej osobie napisał
piosenkę i o emocjach o których ja Mu starałam się przekazać..podnieść Go na
duchu.. Żeby jakoś zbliżyć się do końca tej historii, to udało mi się z Nim spotkać
po dwóch latach,kiedy przyjechał na koncert do Polski... To spotkanie było bardzo
smutne dla mnie.. Czułam że straciłam coś bardzo ważnego..jakby mi ktoś wyrwał
część mnie...Nie potrafię tego oipisać inaczej.. Chyba po tym spotkaniu "pożegnałam
się z Nim".. Nie potrafię inaczej opisać tej jakiejś dziwnej więzi z tym
człowiekiem.. Nie mam dowodów które mogłabym przedstawić że historia którą opisałam
jest prawdziwa,oprócz mojej współtowarzyszki przyjaciółki która była wtedy ze
mną..I mojego słowa,że wszystko co opisałam w tym liście jest prawdą,każde jedno
słowo.Mogę przysiądz. Oczywiście wydarzyło się tam wiele innych niesamowitych
rzeczy, o których nie wspomniałam. Poznałam wielu NIESAMOWITYCH ludzi,którzy miałam
wrażenie byli naszymi Aniołamu Stróżami, ,którzy nie mówili językiem którym ja się
posługiwałam a prowadziliśmy jakimś cudem niesamowite rozmowy,śmialiśmy się
razem,opiekowaliśmy się sobą,przyjaźniliśmy się,opowiadaliśmy o swoich krajach o
naszych rodzinach... pokochaliśmy się... mówiąc zupełnie innymi językami... Myślę
że tylko ktoś kto tego kiedyś doświadczył jest w stanie to zrozumień i uwierzyć..
Nigdy też już potem nie przydarzyło mi się nic takiego... To doświadczenie zmieniło
mnie jako człowieka,zmieniło moje życie. Starałam się z całych sił przekazać jak
najlepiej wszystko co mnie tam spotkało. Wierz mi lub nie,ale moje uczucia do
"mojego wybranka" były prawdziwe. Moje intencje były szczere. Pokochałam Go
naprawdę..za Jego dobroć,za to jaki jest w stosunku do innych ludzi,jak ich
traktuje...za szacunek z jakim się odnosi do innych...i za jeszcze kilka innych
rzeczy.. Dzisiaj jestem dorosłą kobietą. I wiem że jest to miłość mojego życia.
Mimo że wiem, że jest wielu wspaniałych mężczyzn,myślę że taką bratnią duszę z
którą ma się taki kontakt to ma się tylko jedną. Oczywiście czas zrobił
swoje,zagoił rany... Ale do końca życia będę miała Go w swoim sercu,to wszystko co
się tam wydarzyło i tych wszystkich ludzi. Nikt mi tego nie zabierze... THE END :0-
) Wysyłam dużo miłości i pozytywnej energii :0-) Bardzo chciałam się podzielić z
Tobą moją historią. :0-)