Hoover Colleen Hopeless 3 Szukając kopciuszka,

background image
background image

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

COLLEEN

HOOVER

SZUKAJĄCKOPCIUSZKA

tłumaczenie

Piotr

Grzegorzewski

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

Stephanie

iCraigowi.Żółwik

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

KILKASŁÓWDOFANÓW

W

ciągu ostatnich dwóch lat wydarzyło się mnóstwo cudownych rzeczy.

Wszystkie je zawdzięczam czytelnikom. Początkowo opublikowałam Szukając

Kopciuszka

w

internecie jako formę podziękowania dla nich, ponieważ to oni

sprawili,żemojeżyciewyglądawtejchwiliwłaśnietak,jakwygląda.

Nie

spodziewałam się reakcji, jakie wzbudziła ta książeczka. Nie dość, że

wszyscyudzieliliścieminieocenionegowsparcia,tojeszczezebraliściesięrazem,by

wybłagaćumniewydaniejejdrukiem.Przecieżmieliściejąwformieelektronicznej,

całkiem za darmo! A mimo to chcieliście mieć książkę, którą można postawić na

półce.Tonajwiększykomplement,jakimożeotrzymaćautor,toznak,żejegosłowa

wieleznacządlaczytelników.

Po

kilku miesiącach w końcu mogę zaprezentować drukowaną wersję książki.

Chybajeszczenigdytaksięniecieszyłam.Botaksiążkanieznalazłasięnapółkach

dziękimnie.OnasiętamznalazładziękiWam.

Dedykuję ją

wszystkim

fanom z grupy CoHorts w podzięce za nieustające,

niezrównanewsparcie.KochamWaswszystkich!

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

MOJAWERSJABAŚNIO

KOPCIUSZKU

Jeszcze

dwa lata temu mieszkałam z mężem i trzema synami w domu z

prefabrykatówizarabiałamdziewięćdolarównagodzinę.Byłamszczęśliwa,choćnie

takwyobrażałamsobienaszeżycie.

Od

dzieciństwa marzyłam, by zostać pisarką, jednak przez trzydzieści jeden lat

nie robiłam nic więcej poza szukaniem wymówek, dlaczego nią nie zostałam. Oto

niektóreznich:

Brakuje

miwolnegoczasu.

Moja

pisaninajestdoniczego.

Nigdy

minicnieopublikują.

Jestem

zbytzajętaspisywaniemwymówek,żebynapisaćksiążkę.

W

rzeczywistościniemogłamspełnićtegomarzeniadlatego,żeuważałamjeza...

marzeniewłaśnie.Awięccośnieuchwytnego.Nierzeczywistego.Infantylnego.

Zawsze

stąpałam twardo po ziemi, nigdy nie patrzyłam, czy szklanka jest do

połowy pełna, czy pusta. Jestem jedną z tych osób, które są wdzięczne, że w ogóle

mają szklankę. Właśnie w ten sposób zapatrywałam się na życie jeszcze dwa lata

temu.Byłamwdzięcznazato,comam,iniepragnęłamniczegowięcej.

Oboje

z mężem pochodzimy z biednych rodzin i z trudem wiązaliśmy koniec z

końcem podczas nauki w college’u. Wzięłam kredyt studencki i każde z nas

pracowało co drugi dzień, dzięki czemu nie musieliśmy wynajmować opiekunki do

dziecka. W grudniu 2005 roku, dwa miesiące przed urodzeniem naszego trzeciego

dziecka, zdobyłam tytuł licencjata na Texas A&M University-Commerce i zostałam

pracownikiemsocjalnym.

background image

Po

kilku latach tułaczki po wynajętych mieszkaniach moi rodzice pomogli nam

kupić dom z prefabrykatów. Miał trzy sypialnie, dwie łazienki i nieco ponad

dziewięćdziesiąt metrów kwadratowych powierzchni. Cieszyłam się, że mam pracę,

trojezdrowychdzieci,cudownego,oddanegomężaidachnadgłową.

Mimo

to czułam, że coś mnie omija. Dziecięce marzenie o pisaniu co jakiś czas

wypływałonapowierzchnię.Spychałamjenadnoprzyużyciunowychwymówek.

Dopiero

w październiku 2011 roku, kiedy jedno z moich dzieci zrealizowało

swoje marzenie, zaczęła kiełkować we mnie myśl, że może jednak marzenia się

spełniają.

Mój średni syn, wówczas ośmioletni, poszedł

na

przesłuchanie do miejscowego

teatruamatorskiego.Zaimponowałamijegoodwaga,alekiedydostałrolę,októrąsię

starał, musiałam sprostać nowym wyzwaniom. Pracowałam po jedenaście godzin

dziennieiniemogłamgozawozićnawieczornepróby.Mążwtamtychczasachbył

kierowcą ciężarówki i spędzał w domu zaledwie kilka dni w miesiącu, więc w

zasadzie można było mnie uznać za samotną matkę. Jednak szczęście moich dzieci

byłodlamniezawszenajważniejszeiniemogłamzawieśćsyna.Poprosiłamopomoc

przyjaciółkę. Przywoziła go po szkole do mnie do pracy, dzięki czemu mogliśmy

jeździćnapróby,awtedymojamamazajmowałasiępozostałądwójkądzieci.

Przez

następnedwamiesiącecodzienniesiedziałamnawidownibitetrzygodziny,

przypatrując się próbom przedstawienia. Oglądałam swojego syna na scenie i

rozpierałamnieduma,żewtakmłodymwiekuudałomusięspełnićmarzenie.Dzięki

temu wróciłam myślami do swoich dziecięcych planów zostania pisarką. W

dzieciństwiepisałamwkażdejwolnejchwiliinakażdymskrawkuwolnegomiejsca,

jakiudawałomisięznaleźć.Mamaentuzjastycznieodnosiłasiędoopowiadań,które

spisywałam kredkami na zszytych razem kartkach. Pisałam dalej dla zabawy przez

całą szkołę średnią, a na pierwszym roku college’u nawet zajmowałam się

dziennikarstwem.Potemjednakwyszłamzamążzaswojąlicealnąmiłośćiwwieku

dwudziestulaturodziłampierwszegosyna,więcdziecięcemarzeniamusiałyustąpić

miejscaobowiązkomzwiązanymzprawdziwymżyciem.Ichociażbardzopragnęłam

zostać pisarką, wydawało mi się to niemożliwe do osiągnięcia. Przez dziesięć lat

wątpiłamwewłasnesiły,pochłonęłymnieteżbezresztyobowiązki.

background image

Kiedy

siedziałam na widowni, przyglądając się próbom swojego syna,

dostrzegłamwnimcoś,coobudziłowemniedługouśpionątwórcząpasję.

Te

niezwykłe chwile, gdy byłam świadkiem spełniania się marzenia syna o

aktorstwie,okazałysiędlamnierównieżzimnymprysznicem.Zrozumiałam,żerobię

krzywdęswoimdzieciom,uczącjenaswoimprzykładzie,żenależysiępoświęcaćdla

innychiodkładaćswojepragnienianapóźniej.Tegowieczoruprzyrzekłamsobie,że

wrócędopisania,nawetgdybymmiałatorobićwyłączniedlawłasnejprzyjemności.

Kiedy już zdałam sobie z tego sprawę, zaczęłam czerpać natchnienie z różnych

dziedzinżycia.

Jednym

z najważniejszych bodźców do działania okazał się dla mnie koncert

AvettBrothers,naktóryposzłyśmyzsiostrą.Tobyłojednoznajwiększychprzeżyć

w moim życiu – nie dlatego, że siedziałyśmy w pierwszym rzędzie, lecz z powodu

przejmującego fragmentu tekstu ich piosenki

Head

Full of Doubt, Road Full of

Promise.Słyszałam

te

słowawielerazy,aledopierowtamtejchwiliwpełnidomnie

dotarły:

„Zdecyduj,

kim

chceszbyć,itąosobąbądź”.

*

To

proste,zwyczajnezdaniewywarłonamnieogromnewrażenie.Rozbrzmiewało

w mojej głowie przez kilka dni, aż wreszcie uświadomiłam sobie, że jeśli naprawdę

chcę zostać pisarką, nie ma powodu, żebym nią nie została. Na następną próbę

wzięłamzesobąlaptopainapisałampierwszezdaniePułapkiuczuć:

„Kel

i

japakujemyostatniedwakartonydowynajętejciężarówki”.

**

Miało

ono

odmienićmojeżycie.

W

tamtym czasie pisałam tę książkę tylko dla siebie, choć muszę przyznać, że

wielkie wsparcie okazała mi moja mama. W końcu wciąż miała w pamięci

opowiadania, które pisałam kredkami. Chociaż wiedziałam, że jej opinia nie będzie

obiektywna,pozwoliłamjejprzeczytaćto,cojużnapisałam.Pokochałatentekst,jak

nakochającąmatkęprzystało,izaczęłamniezadręczaćprośbamiowięcej.

Pierwsze

rozdziały pokazałam również swojemu szefowi i obu siostrom. Oni

również prosili o ciąg dalszy. Te prośby zmotywowały mnie do dalszego pisania.

Spodobałomisięonodotegostopnia,żeprzeznaczałamnaniekażdąwolnąchwilę.

background image

Zaczynałam po położeniu dzieci spać, a kończyłam grubo po północy, chociaż

nazajutrzmusiałambyćwpracyjużosiódmejrano.Dokońcagrudniaudałomisię

skończyć książkę, a moje dzieci musiały się w tym czasie zaprzyjaźnić z

mikrofalówką.

Napisałamsłowo„Koniec”

i

poczułam,żewłaśniespełniłamdziecięcemarzenie,

chociażniemiałamprawdziwejksiążki,wydawcyaniczytelników.

Kiedy

rodzina i przyjaciele dowiedzieli się, że napisałam książkę, zapragnęli ją

przeczytać. Nie mogłam sobie pozwolić na wydanie jej drukiem, dlatego zaczęłam

szukać innych rozwiązań. W końcu natrafiłam na program Amazon Kindle Direct

Publishing.Przezkilkadnipróbowałamdowiedziećsięwszystkiego,cotylkomożna,

o tym sposobie publikowania. W końcu odważyłam się i dodałam swoją książkę do

zasobówAmazona.

Nie

robiłam sobie wielkich nadziei. Nawet nie starałam się wydać tej książki w

tradycyjnysposób,ponieważwmoimmniemaniuspełniłamjużswojemarzenie.Nie

sądziłam,żeludzie,którzymnienieznają,zechcąjąprzeczytać.

Tymczasem

wydarzyłosięcośzupełnieprzeciwnego.Setkiludzi,kompletniemi

obcych, zamówiły moją książkę. Zaczęłam dostawać od nich listy z prośbami o

kontynuację. I o ile pisanie pierwszej książki sprawiało mi wielką frajdę, o tyle

tworzeniejejdalszegociągubyłoczymśabsolutnieniesamowitym.Nieprzekraczalna

granica ukazała się w lutym 2012 roku. Niedługo potem na moje konto zaczęły

spływać tantiemy. Wszystko działo się tak szybko, że cieszyłam się każdą chwilą,

bojącsię,żeskończysiętorównieraptownie,jaksięzaczęło.Wogóleniebrałampod

uwagę możliwości, że będzie jeszcze lepiej. Myślałam, że entuzjastyczne listy,

pozytywne recenzje i prośby o dalsze pisanie w końcu ustaną. Uważałam, że to

wszystkojestzbytpiękne,żebybyłoprawdziwe.

A

jednak tak się nie stało. Każdy dzień przynosił nowych czytelników, aż w

końcu obie książki trafiły na listę bestsellerów „New York Timesa”. Wydawcy

zauważyliichsukces ipopodpisaniu umowyzagentem literackimprzyjęłamofertę

odwydawnictwaAtriaBooks.

Moje

życie zaczęło obfitować w tyle zdarzeń, że musiałam rzucić pracę, żeby

całkowicie skupić się na pisaniu. Martwiłam się, czy starczy nam pieniędzy na

background image

utrzymanie rodziny, ale po wydaniu w grudniu 2012 roku mojej trzeciej książki,

Hopeless, ostatecznie przekonałam się, że pisarstwo to mój nowy zawód. Hopeless

zajęła pierwsze miejsce na liście bestsellerów „New York Timesa”, a w sklepie

internetowym Amazon została najlepiej sprzedającym się w 2013 roku e-bookiem

wydanymnakłademwłasnymautora(naliścienajlepiejsprzedającychsięwszystkich

e-bookówzajęłaszesnastemiejsce).

Niecałe dziesięć miesięcy

temu

przeprowadziliśmy się z naszego domku z

prefabrykatów do domu nad jeziorem. W najśmielszych marzeniach nie

przypuszczaliśmy,żekiedyśbędzienasnaniegostać.Budzęsięcoranoiniemogę

uwierzyć,żetakobecniewyglądanaszeżycie.Udałonamsięspłacićdługiiodłożyć

pieniądzenacollegedlachłopców.Wspieramyrównieżorganizacjecharytatywne–w

ten sposób chcemy się odwdzięczyć za te wszystkie niesamowite rzeczy, które

przytrafiłysięnamwżyciu.

Jeszcze

dwalatatemubyłamzwyczajnąmatką,którejniemieściłosięwgłowie,

że jej dziecięce fantazje mogą się ziścić. Obecnie jestem pisarką mającą w swoim

dorobku pięć powieści znajdujących się na liście bestsellerów „New York Timesa”,

jednąnowelęidwiekolejnepowieści,którezostanąwydanejeszczewtymroku.

Każda

z

tych książek stanowi dowód na to, że jeśli człowiek zdobędzie się na

odwagę,jegomarzeniasięspełniają.Wystarczytylkoiskrazapalna.Możeniąbyćcoś

takprostegojaktekstpiosenkialbouśmiechdzieckanascenie.Potemczekajeszcze

długadroga:siedzenieprzedkomputeremiwpatrywaniesięwonieśmielającopusty

ekran.Niemożnawówczassiępoddawać,dopókiniedotrzesiędoostatniejlinijki.

Mimo

wielu doświadczeń i osiągnięć wciąż największą dumą napawa mnie ta

chwila,gdyporazpierwszynapisałamsłowo„Koniec”.

Dla

mnietenkoniecbyłpoczątkiem.

Colleen

Hoover

październik2013

background image

*

ColleenHoover,Pułapkauczuć,przeł.KatarzynaPuścian.W.A.B.,Warszawa2014.

**

Tamże.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

PROLOG

Masz

tatuaż?

Już

trzeci

razpytamotoHolderaiwciążniemogęuwierzyć.Todoniegowogóle

niepodobne.Zwłaszczażetoniejagodotegonamówiłem.

– Jezu, Daniel... – jęczy

po

drugiej stronie linii telefonicznej. – Przestań już. I

przestańwypytywaćdlaczego.

To

po prostu dziwaczne. A jeszcze do tego ten napis:

Hopeles

s

. Strasznie

ponury.Noalejestempodwrażeniem,niechcibędzie.

–Muszękończyć.Zadzwonię

jeszcze

wtymtygodniu.

Wzdycham

ciężkodotelefonu.

Wszystko

do dupy. Jedyna dobra rzecz, jaka mi się przytrafiła w budzie od

twojegowyjazdu,topiątalekcja.

A

coznią?–pytaHolder.

Nic

takiego.Poprostuzapomnielimijąwpisaćdoplanu,więczamiastniejmam

okienkoicodziennieprzezgodzinęukrywamsięwschowkunaszczotki.

Holder

wybucha śmiechem. Nagle uświadamiam sobie, że po raz pierwszy od

śmierciLesdwamiesiącetemusłyszę,jaksięśmieje.MożeprzeprowadzkadoAustin

jednakwyjdziemunadobre.

Rozlega

siędzwonek.Przytrzymująctelefonramieniem,składamkurtkęirzucam

jąnapodłogę,poczymgaszęświatło.

Pogadamy

później.Terazczasnadrzemkę.

Na

razie–rzucaHolder.

Rozłączam się,

nastawiam

budzik i kładę telefon na blacie roboczym. A potem

osuwam się na podłogę. Zamykam oczy i myślę o tym, że ten rok jest do dupy.

Wkurzam się, że Holder przechodzi przez to wszystko, a ja zupełnie nie mogę mu

pomóc.Jeszczeniktzmojejbliskiejrodzinynieumarł,acodopieroktośtakbliskijak

siostra.

background image

Nawet

niepróbujęmunicdoradzaćichybamutoodpowiada.Wydajemisię,że

chce,żebympoprostudalejbyłtaki,jakijestem.Niktwcałejtejpieprzonejbudzie

nie wiedział, jak się zachowywać w jego obecności. Gdyby nie byli takimi głupimi

dupkami, pewnie dalej by tu chodził i szkoła nie byłaby nawet w połowie taka do

dupy,jakjest.

Bo

jest do dupy, to fakt. Zresztą wszyscy tutaj są do dupy. Nienawidzę ich.

NienawidzęwszystkichzwyjątkiemHoldera.Toprzeznichgotutajniema.

Wyciągam

nogi

i krzyżuję je w kostkach, a potem zasłaniam ramieniem oczy.

Przynajmniejmamswojąpiątąlekcję.

Piąta

lekcja

jestspoko.

***

Otwieram

raptownieoczyijęczę.Czujęnasobiejakiściężar.Drzwizamykająsię

ztrzaskiem.

Co

jest,dodiabła?

Kładęrękę

na

tymczymś,conamnieleży,ipodpalcamiwyczuwamwłosy.

Czy

toczłowiek?

Dziewczyna

?

Leży

na

mniejakaślaska.Wschowkunaszczotki.Ipłacze.

–Coś

ty

zajedna?–pytamzrezerwą.

Kimkolwiek

jest, próbuje się ode mnie odsunąć, ale wygląda na to, że oboje

ruszamywtymsamymkierunku.Kiedysiępodnoszęipróbujęjąprzekręcićnabok,

naszegłowysięzderzają.

Cholera

–rzuca.

Opadam

z powrotem na swoją prowizoryczną poduszkę i przykładam dłoń do

czoła.

Sorki

–mamroczępodnosem.

Tym

razem oboje pozostajemy w bezruchu. Słyszę, jak pociąga nosem, usiłując

powstrzymaćpłacz.Nicniewidzę,boświatłociąglejestzgaszone,alenagleprzestaje

background image

miprzeszkadzać,żenamnieleży,bopachnieniesamowicie.

Chyba

siępomyliłam–bąkapodnosem.–Chciałamwejśćdołazienki.

Potrząsamgłową,chociaż

nie

możemniewidzieć.

To

niełazienka–odpowiadam.–Dlaczegobeczysz?Uderzyłaśsięwcoś,kiedy

namniespadałaś?

Dziewczyna

wzdychaciężkoichociażniemamzielonegopojęcia,ktotojestani

jak wygląda, robi mi się jej żal. Niespodziewanie dla samego siebie obejmuję ją

ramionami, a ona przytula policzek do mojej piersi. W ciągu pięciu sekund

przechodzimy od niezwykle niewygodnej pozycji do takiej, która zapewnia nam

maksymalnykomfort,zupełniejakbyśmyrobilitonaokrągło.

To

dziwne,azarazemnormalne,seksowne,azarazemsmutne.Jednaknaprawdę

niechcętegozmieniać.Tostanbliskieuforii,zupełniejakbyśmyznaleźlisięwjakiejś

bajce.JakbyonabyłaDzwoneczkiem,ajaPiotrusiemPanem.

Zaraz,zaraz.Wcale

niechcębyćPiotrusiemPanem.

Może

raczej

niechonabędzieKopciuszkiem,ajaksięciem.

Tak,ta

fantazjaowielebardziejmisiępodoba.Kopciuszekjestbardzoseksowny,

takibiedny,spoconyiuwiązanyprzykuchence.Wsuknibalowejteżmudotwarzy.

A na dodatek spotykamy się w pomieszczeniu na szczotki. Wszystko do siebie

pasuje.

Czuję,że

dziewczyna

unosidłońdotwarzy,prawdopodobniepoto,byzetrzećłzę.

–Nienawidzę

ich

–mówicicho.

Kogo?

–pytam.

Wszystkich

–odpowiada.–Nienawidzęichwszystkich.

Zamykam

oczy i unoszę rękę, po czym gładzę ją po włosach, usiłując dodać jej

otuchy.Wkońcuktośtorozumie.

Nie

mampojęcia,dlaczegowszystkichnienawidzi,alecośmimówi,żemusimieć

jakiśważnypowód.

Ja

teżwszystkichnienawidzę,Kopciuszku–wyznaję.Śmiejesięcicho,pewnie

zbitaztropu,żetakjąnazwałem.

Zresztą nieważne,

z

jakiego powodu się śmieje, grunt, że już nie płacze. Jej

background image

śmiech jest tak boski, że zaczynam się zastanawiać, jak go znów wywołać. Właśnie

próbujęwymyślićcośśmiesznego,kiedydziewczynaodrywapoliczekodmojejpiersi

iprzysuwasiędomojejtwarzy.Inagleczujęjejustanaswoichustach,iniewiem,

czypowinienemjąodepchnąć,czyraczejprzeturlaćsięnanią.Unoszędłoniedojej

twarzy,aleodtrącajerównieszybko,jakmniepocałowała.

Przepraszam

–szepcze.–Muszęjużiść.

Kładziedłonie

na

podłodzeizaczynasiępodnosić,aleprzyciągamjązpowrotem

dosiebie.

Nie

– mówię. Tym razem to ja ją całuję. Nie odrywając ust od jej warg,

przesuwamsięnabokiprzyciągamjądosiebie,takżejejgłowaspoczywanamojej

kurtce.Jejustasmakujątakbosko,żechcęjącałowaćażdochwili,gdybędęwstanie

rozpoznaćwszystkiesmaki.

Gdy

badamwnętrzejejust,ściskamniezaramię.Mamwrażenie,jakbynakońcu

językamiałatruskawkę.

Wciążściska

moje

ramię,odczasudoczasuwędrującrękądotyłumojejgłowy.

Ja trzymam rękę na jej talii, ani razu nie zapuszczając się w inne rejony jej ciała.

Badamy jedynie wnętrza swoich ust. Całujemy się w całkowitej ciszy, dopóki nie

odzywa się budzik w moim telefonie. Nic sobie jednak z tego nie robimy. Nie

przerywamy nawet na chwilę. Całujemy się jeszcze przez jakąś minutę, aż wreszcie

rozlega się dzwonek na przerwę i trzaskają drzwiczki szafek, i potężnieje gwar

rozmów,iwogólewszystkosprzysięgasięprzeciwkonam.Powoliodrywamsięod

jejust.

–Muszęlecieć

na

lekcję–szepczedziewczyna.

Kiwam

głową,chociażmnieniewidzi.

Ja

też–odpowiadam.

Odsuwa

się ode mnie, a ja przewracam się na plecy. Nasze usta spotykają się

jeszczenachwilę,poczymdziewczynawstaje.Kiedyotwieradrzwi,ostreświatłoz

korytarzasprawia,żezaciskampowiekiizakrywamoczyręką.

Słyszęodgłos

zamykanych

drzwiiznówzapadaciemność.

Wzdycham

ciężko.Dalejleżęnapodłodze,usiłującdojśćdosiebiepotym,cosię

background image

wydarzyło. Nie mam zielonego pojęcia, co to za laska i dlaczego wylądowała w

schowkunaszczotki,alemamnadzieję,żejeszczetuwróci.Mamochotęnawięcej.

***

Nie

wraca jednak ani następnego dnia, ani kolejnego. Prawdę mówiąc, dzisiaj

mija dokładnie tydzień, odkąd dosłownie wpadła mi w ramiona, i zaczynam się

zastanawiać,czyprzypadkiemtowszystkomisięnieprzyśniło.Przezwiększączęść

nocy, która poprzedzała tamten dzień, oglądałem z Baryłką filmy o zombiakach. W

rezultacie spałem tylko dwie godziny. Jednak to chyba nie był wytwór mojej

wyobraźni.Mojefantazjeniesąażtakfajne.

Tak

czysiak,dalejmamokienkonapiątejlekcjiidopókitosięniewyda,będęsię

tutajcodzienniechował.

Akurat

ostatniej nocy się wyspałem, więc nie jestem zmęczony. Właśnie

wyciągam komórkę, żeby zaesemesować do Holdera, kiedy drzwi schowka na

szczotkisięuchylają.

–Jesteś

tu,dzieciaku?

–słyszęjejszept.

Drzwi

nadalsąledwieuchylone.Wkładadośrodkadłońisunieniąpoomackupo

ścianie,dopókinieznajdujewłącznika.

Gasi

światłoiwchodzidoschowka,poczymszybkozamykazasobądrzwi.

– Mogę

tu

trochę z tobą pobyć? – pyta. Jej głos brzmi nieco inaczej niż

poprzednimrazem.Szczęśliwiej.

Dzisiaj

niepłaczesz–zauważam.

Słyszę,że

idzie

w moją stronę. Ociera się o moją nogę i wyczuwa, że siedzę na

blacieroboczym.Znajdujewolnemiejsceisiadaobok.

Dzisiaj

niejestemsmutna–mówi.Jejgłosdobiegaterazzbardzobliska.

To

dobrze.

Przez

dłuższąchwilępanujecisza,alecałkiemmiła.Niejestempewien,dlaczego

wróciłaanidlaczegotenpowrótzająłjejażtydzień,alecieszęsię,żeznówtujest.

Co

turobiłeśtydzieńtemu?–pyta.–Icoturobiszdzisiaj?

background image

Pomylili

się w moim planie lekcji. Mam okienko na piątej godzinie, więc

ukrywamsiętutaj,mającnadzieję,żesekretariatsięniepołapie.

Wybucha

śmiechem.

–Sprytne.

Zgadza

się.

Znów

zapada

milczenie. Trzymamy się rękami za krawędź blatu i za każdym

razem, kiedy dziewczyna macha nogami, dotyka mnie leciutko palcami. W końcu

bioręjejrękęikładęjąnaswoimkolanie.Totrochędziwnetaktrzymaćjązarękę,

ale w końcu w zeszłym tygodniu całowaliśmy się piętnaście minut, więc trzymanie

sięzadłonietowłaściwiekrokwstecz.

Nasze

palcesięsplatają.

To

miłe–komentujeona.–Nigdyjeszczenietrzymałamnikogozarękę.

Zastygam

wbezruchu.

Kurde,ile

właściwieonamalat?

Ale

niechodziszdogimnazjum,co?

Ponownie

wybuchaśmiechem.

Jezu, nie. Po

prostu nigdy jeszcze nie trzymałam się z żadnym chłopakiem za

ręce.Ci,zktórymichodziłam,akuratpomijalitenetapnaszejznajomości.Alepodoba

misię.Tomiłe.

To

prawda–zgadzamsię.–Tomiłe.

–Chwileczkę–mówiona.–

Mam

nadzieję,żetyteżniechodziszdogimnazjum?

Nie

–odpowiadam.–Jeszczenie.

Kopie

mnieiobojesięśmiejemy.

To

trochędziwne,nie?–pyta.

To

zależy. Mnóstwo rzeczy można uznać za dziwne. Nie wiem, co konkretnie

masznamyśli.

Wydaje

misię,żewzruszaramionami.

Sama

niewiem...Nas.To,żesięcałujemy,gadamyitrzymamyzaręce,chociaż

nawetniewiemy,jakwyglądamy.

Ze

mniejestkawałprzystojniaka–mówię.

background image

Śmiejesię.

–Poważnie.Gdybyś

mnie

teraz zobaczyła, od razu padłabyś na kolana i zaczęła

mniebłagać,żebymzostałtwoimchłopakiem,bomogłabyśsięmnąpopisywaćprzed

wszystkimiprzyjaciółkami.

Wysoce

nieprawdopodobne – odpowiada. – Nie chcę mieć chłopaka. To

przereklamowane.

–Jeśli

nie

trzymaszsięzaręceiniemaszchłopaka,tocowłaściwierobisz?

Wzdycha.

– Właściwie

wszystko

inne. Nie mam zbyt dobrej reputacji. W sumie

niewykluczone,żespaliśmyzesobą,tylkoniezdajemysobieztegosprawy.

–Niemożliwe.Zapamiętałabyśmnie.

Raz

jeszcze wybucha śmiechem i chociaż fajnie mi się z nią gada, mam wielką

ochotęściągnąćjąnapodłogęizacząćcałować.

–Naprawdęjesteś

przystojny?

–pytazpowątpiewaniem.

Niesamowicie

przystojny–odpowiadam.

Niech

zgadnę. Ciemne włosy, brązowe oczy, zabójcze mięśnie brzucha, białe

zębyiciuchyzAbercrombie&Fitch.

Blisko

–przyznaję.–Włosyciemnoblond,jeślichodziooczy,mięśnieizęby,to

wszystkosięzgadza,aleciuchyAmericanEagleOutfitters.

Jestem

podwrażeniem.

Moja

kolej–mówię.–Gęstejasnewłosy,wielkiebłękitneoczyibiałasukienka

minizdopasowanądoniejczapeczką.Aha,dotegomaszniebieskąskóręijakieśpół

metrawzrostu.

Śmiejesięgłośno.

–Czyżby

twoim

ideałemdziewczynybyłaSmerfetka?

–Każdy

ma

jakieśmarzenia.

Kiedy

słyszęjejśmiech,ażbolimnieserce.Adziejesiętakdlatego,żenaprawdę

chcę się dowiedzieć, kim jest ta laska, ale kiedy już się tego dowiem,

najprawdopodobniejbędęrozczarowany.

Przestaje

sięśmiaćiwzdycha,poczymznówzapadamilczenie.Jesttakcicho,że

background image

ażniezręcznie.

–Więcejjuż

tutaj

nieprzyjdę–szepcze.

Ściskam

jej

rękę.Todziwne,jakbardzomnietosmuci.

–Wyjeżdżam.

Nie

takodrazu,aleniedługo.Latem.Głupiobybyłoznowututaj

przyjść.Wkońcuzapalilibyśmyświatłoalboniechcącywypowiedzieliswojeimiona,

achybaniechcęwiedzieć,kimjesteś.

Muskam

kciukiemjejdłoń.

To

dlaczegodzisiajprzyszłaś?

Wzdycha.

–Chciałam

ci

podziękować.

Za

co? – pytam ze śmiechem. – Za to, że się z tobą całowałem? Przecież nie

robiłemnicpozatym.

Zgadza

się – odpowiada. – Właśnie za to, że się ze mną całowałeś. Wiesz, ile

czasu minęło, odkąd jakiś chłopak tylko ze mną się całował? Kiedy stąd wyszłam

tydzień temu, próbowałam sobie przypomnieć, ale mi się nie udało. Każdemu

facetowi zawsze tak bardzo się spieszyło, żeby przejść dalej, że chyba żaden z nich

niecałowałmnietak,jaknależy.

Kręcęgłową.

To

naprawdę smutne – mówię. – Ale chyba mnie trochę przeceniasz. W

przeszłości też jak najszybciej chciałem przejść do następnego etapu. Tydzień temu

niezrobiłemtegotylkodlatego,żefantastyczniecałujesz.

Wiem

–odpowiadazpewnościąsiebie.–Wyobraźsobie,jaksiękocham.

Przełykamgłośnoślinę.

Wierz

mi,wyobrażałemsobie.Codziennieprzezostatnitydzień.

Przestaje

machaćnogami.Chybajątrochęzawstydziłem.

Wiesz,co

jeszczejestsmutne?–pyta.–Znikimsięjeszczeniekochałam.

Ta

rozmowazmierzawdziwnymkierunku.

– Jesteś młoda.

Masz

mnóstwo czasu. Dziewictwo to właściwie zaleta, więc nie

musiszsięmartwić.

Wybucha

śmiechem,aletymrazemtosmutnyśmiech.Dziwne,żejużtakdobrze

background image

umiemrozpoznaćjegoróżnerodzaje.

– Powiedziałam: „z

nikim

się nie kochałam”, a nie: „z nikim nie uprawiałam

seksu”.Jestemtakdalekaoddziewictwa,żedalejsięchybanieda.Właśniedlategoto

takie smutne. Jestem bardzo doświadczona w sprawach seksu, ale kiedy patrzę w

przeszłość... nigdy nie byłam zakochana w żadnym ze swoich partnerów. Żaden z

nichniebyłteżzakochanywemnie.Czasamizastanawiamsię,czysekszkimś,kogo

siękocha,jestinny.Lepszy.

Myślę chwilę

nad

jej pytaniem i dochodzę do wniosku, że nie potrafię na nie

odpowiedzieć.Jateżjeszczenikogoniekochałem.

–Niezłe

pytanie

– mówię. – To smutne, że choć oboje wiele razy uprawialiśmy

seks,żadneznasnigdyniekochałoosoby,zktórątorobiło.Towielemówionaszych

charakterach,niesądzisz?

Tak

–odpowiadacicho.–Napewno.Itoteżjestsmutne.

Znów

na

chwilę zapada cisza. Cały czas trzymam ją za rękę. Nie mogę przestać

myślećotym,żeniktprzedemnąjeszczetegonierobił.

A

tozkoleisprawia,żezaczynamsięzastanawiać,czytrzymałemzarękęktórąśz

dziewczyn, z którymi uprawiałem seks. Nie było ich aż tak dużo, żebym nie mógł

sobietegoprzypomnieć.

– Mogłem być

jednym

z tych chłopaków – przyznaję ze wstydem. – Nie

pamiętam,żebymtrzymałprzedtemjakąśdziewczynęzarękę.

Trzymasz

mnie.

Kiwam

głową.

To

prawda.

Po

kolejnejdłuższejchwilimilczeniamówi:

A

jeśli po wyjściu stąd już nigdy nie będę się trzymać z nikim za ręce? Jeśli

dalejbędężyćtakjakdotejpory?Jeślifacecidalejbędąmielimniezanic,ajanicz

tymniezrobięichoćmnóstworazybędęuprawiaćseks,nigdysięniedowiem,coto

znaczymiłość?

– Więc

nie

rób tego. Znajdź sobie miłego faceta, zwiąż się z nim i kochaj się z

nimkażdejnocy.

background image

To

mnie przeraża – odpowiada z jękiem. – Chociaż jestem ciekawa, na czym

polega różnica między kochaniem się a uprawianiem seksu, moja niechęć do

związkówsprawia,żepewnienigdysiętegoniedowiem.

Zastanawiam

się chwilę nad jej słowami. Zabawne, ale chyba spotkałem swój

żeńskiodpowiednik.Niejestempewien,czytaksamoniecierpięzwiązkówjakona,

ale na pewno nigdy nie powiedziałem żadnej dziewczynie, że ją kocham, i mam

nadzieję,żejeszczedługoniepowiem.

–Naprawdęjuż

tu

niewrócisz?–upewniamsię.

–Naprawdę–odpowiada.

Puszczam

jej rękę i zeskakuję z blatu. Staję przed nią i kładę dłonie po obu jej

bokach.

W

takimrazierozwiążmynaszproblem.

Odchyla

siędotyłu.

Jaki

problem?

Kładęręce

na

jejbiodrach,poczymprzyciągamjądosiebie.

Mamy

na to jakieś czterdzieści pięć minut. Kochajmy się. Zobaczymy, jak to

jest,iczywogólewartowprzyszłościbawićsięwzwiązki.Wtensposóbwychodząc

stąd,niebędzieszjużsięmartwić,żenigdysiętegoniedowiesz.

Śmiejesię

nerwowo,a

potemprzysuwasiędomnie.

Jak

możnasiękochaćzkimś,wkimsięniejestzakochanym?

Przybliżam

usta

dojejucha.

–Będziemyudawać.

Wciągagwałtowniepowietrze.

Odwraca

twarzwmojąstronęiustamimuskamójpoliczek.

A

jeślikiepscyznasaktorzy?–szepcze.

Zamykam

oczy,oszołomionytym,żemożejużzakilkaminutbędęsiękochałztą

niesamowitąlaską.

– Powinieneś przejść zdjęcia próbne – mówi. – Jeśli

wypadniesz

przekonująco,

możesięzgodzęnatenabsurdalnypomysł.

Zgoda

–odpowiadam.

background image

Odsuwam

się od niej, zdejmuję koszulkę i rozpościeram ją na podłodze. Potem

ściągamkurtkęzblatuirównieżjąkładęnapodłodze.Odwracamsiędodziewczyny,

poczympodnoszęją.Obejmujemnieiwtulagłowęwmojąszyję.

Gdzie

masz koszulkę? – pyta, sunąc dłońmi po moich ramionach. Kładę ją na

podłodze,potemzajmujęmiejsceprzyniejiprzyciągamjądosiebie.

–Leżysz

na

niej–wyjaśniam.

Ach

tak...Touprzejmieztwojejstrony.

Przykładamdłoń

do

jejpoliczka.

To

właśnierobiązakochani.

Czuję,żesięuśmiecha.

A

jakbardzojesteśmyzakochani?–pyta.

Bardziej

jużsięnieda.

Dlaczego?

Zacomnietakbardzopokochałeś?

Za

twój śmiech – odpowiadam, choć nie mam pewności, czy nie jest

wyreżyserowany.–Kochamcięteżzapoczuciehumoru.Izato,jakzakładaszwłosy

za ucho, kiedy czytasz. A także za to, że prawie tak samo jak ja nie cierpisz

rozmawiać przez telefon. Kocham cię również za karteczki z twoim cudownym

pismem, które mi ciągle zostawiasz. A także za to, że uwielbiasz mojego psa. On

naprawdę cię lubi, wiesz? Kocham też brać z tobą prysznic. Zawsze jest przy tym

mnóstwozabawy.

Przenoszędłoń

z

jejpoliczkanakark,apotemprzywieramwargamidojejust.

O

rany–szepcze.–Jesteśnaprawdęprzekonujący.

Uśmiechamsię

i

odsuwamodniej.

Nie

wychodźzroli–upominamją.–Teraztwojakolej.Zacomniekochasz?

Kocham

cię za twojego psa – odpowiada. – Jest naprawdę super. I za to, że

otwieraszprzedemnądrzwinawetwtedy,gdychcętozrobićsama.Kochamcięzato,

że nie udajesz miłości do starych czarno-białych filmów tak jak wszyscy dookoła.

Nudzą mnie jak diabli. I kocham cię też za to, że za każdym razem, gdy jestem u

ciebie w domu i twoi rodzice się odwracają, ty mnie całujesz. Najbardziej jednak

lubięprzyłapywaćcięnatym,żenamniepatrzysz.Uwielbiamto,żenieodwracasz

background image

wzrokuiniemawtobieaniodrobinypoczuciawiny,jakbyśniewstydziłsiętego,że

nie możesz przestać na mnie patrzeć. A wszystko to dlatego, że dla ciebie jestem

najbardziejzachwycającądziewczyną,jakąznasz.Kochamcięzato,jakbardzomnie

kochasz.

Masz

całkowitąrację–szepczę.–Kochamnaciebiepatrzeć.

Całujęją

w

usta,apotemwpoliczekipodbródek.Przyciskamustadojejuchai

chociażwiem,żetylkoudajemy,naglezasychamiwgardlenamyślosłowach,które

zachwilęwyjdązmoichust.Wahamsięprzezchwilę,wkońcujednakdochodzędo

wniosku,żechcętopowiedzieć.Żałujętylko,żeniesątoszczeresłowa,choćpewnie

mogłybybyć.Podnoszęręceigładzęjąpogłowie.

Kocham

cię–szepczę.

Wciąga

powietrze. Serce

bije mi jak szalone. Milczę, czekając na jej następny

ruch.Niemampojęcia,coteraznastąpi.

Odrywa

ręceodmoichramionipowolisunienimiwgóręmojejszyi.Przechyla

głowęiprzysuwaustadomojegoucha.

Ja

ciebiebardziej–mówicicho.Czuję,żesięuśmiecha,izastanawiamsię,czy

ten uśmiech pasuje do tego, który maluje się na mojej twarzy. Nie wiem, dlaczego

naglezaczynamitosprawiaćtakąradość.

– Jesteś piękna – szepczę, przybliżając

usta

do jej warg. – Cholernie piękna.

Każdy,ktotegoniedostrzega,jestkompletnymgłupkiem.

Całuję ją,

ale

tym razem pocałunek wydaje się o wiele bardziej intymny. Przez

krótkąchwilęczujęsiętak,jakbymnaprawdękochałjązatewszystkierzeczy,które

wymieniłem,ijakbyonarównieżkochałamnie.Całujemysię,pieścimyiściągamyz

siebieciuchywtakimpośpiechu,jakbyśmyrobilitonaczas.Ichybarzeczywiścietak

jest.

Wyjmuję

z

kieszenidżinsówportfeliwyciągamzniegoprezerwatywę,poczym

kładęsięzpowrotemobokdziewczyny.

–Możesz

jeszcze

zmienićzdanie–szepczę,mającnadzieję,żetegoniezrobi.

Ty

też–odpowiada.

I

obojesięśmiejemy.

background image

A

potem milkniemy i przez resztę godziny udowadniamy sobie nawzajem, jak

bardzosiękochamy.

***

Klęczę,

w

milczeniuzbierającciuchy.Wciągamprzezgłowękoszulkęipomagam

jejwłożyćbluzkę.Potemwstaję,wkładamdżinsyipomagamsięjejpodnieść.Kładę

brodęnaczubkujejgłowyiprzyciągamjądosiebie.

– Może zapalę światło,

zanim

wyjdziesz? – proponuję. – Naprawdę nie chcesz

zobaczyćtwarzyfaceta,zktórymdopierocoszaleńczosiękochałaś?

Potrząsagłową

ze

śmiechem.

To

bywszystkozniszczyło–odpowiada.

Jej

głosjeststłumionyprzezmojąkoszulkę.Unosigłowęimówi:

Nie

niszczmy tego. Kiedy się zobaczymy, na sto procent znajdziemy w sobie

coś,conamsięniespodoba.Możenawetwielerzeczy.Takjakterazjestidealnie.Na

zawszepozostanieznamiwspomnieniechwili,gdykogośkochaliśmy.

Znów ją całuję,

ale

tym razem nie trwa to długo, bo rozlega się dzwonek. Nie

przestajemnieobejmować.Wręczściskamniejeszczemocniejiponowniekładziemi

głowęnapiersi.

–Muszęlecieć–mówi.

Zamykam

oczyikiwamgłową.

–Wiem.

Strasznie

nie chcę jej puścić, bo pewnie już nigdy się nie zobaczymy. Gotów

jestem błagać, by została, ale wiem, że ma rację. To wszystko jest idealne tylko

dlatego,żeudajemy,żetakiejest.

Powoli

sięodemnieodsuwa,więcporazostatniunoszęręcedojejpoliczków.

Kocham

cię,kotku.Czekajnamnieposzkole,dobra?Tamgdziezawsze.

Na

pewnotambędę–odpowiada.–Teżciękocham.

Staje

na palcach i przyciska usta do moich warg. Mocno, rozpaczliwie i ze

smutkiem.Apotemodwracasięiidziedodrzwi.Kiedyjeuchyla,doskakujędonichi

background image

je zamykam. Przytulam się do jej pleców i się pochylam, przysuwając usta do jej

ucha.

– Chciałbym, żeby

to

się działo naprawdę – szepczę. Chwytam za klamkę i

otwieramdrzwi,równocześnieodwracającgłowę,byniewidzieć,jakwychodzi.

A

potemwzdychamiprzeczesujędłońmiwłosy.

Chyba

musi minąć kilka minut, zanim stąd wyjdę. Nie jestem pewien, czy chcę

już zapomnieć jej zapach. Stoję w ciemności i ze wszystkich sił próbuję utrwalić w

pamięcikażdąrzeczzwiązanąztądziewczyną.Wiem,żeodtądbędęspotykałjątylko

wewspomnieniach.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁPIERWSZY

ROKPÓŹNIEJ

–Jezu...–wzdychamzfrustracją.–Wyluzuj.

Włączamsilnik,gdytylkoValwsiadadosamochodu,zajmujemiejsceobokmnie

iznabzdyczonąminątrzaskadrzwiami.

Odrazuteżzatykamnieodwszechogarniającegozapachujejperfum.Opuszczam

szybę, lecz tylko trochę, żeby jej nie urazić. Doskonale wie, że mam problem z

perfumami, zwłaszcza gdy laska spryskuje się nimi tak obficie, że ma się wrażenie,

jakbysięwnichkąpała,alechybajejtozabardzonieobchodzi.

Moimzdaniemwylewanasiebiecałelitrytegopaskudztwa.

–Jesteśtakidziecinny–mamrocze.Opuszczaosłonęprzeciwsłoneczną,wyciąga

z torby szminkę i przeciąga nią po wargach, przeglądając się w lusterku. –

Zastanawiamsię,czywogólekiedykolwieksięzmienisz.

Zmienisz?

Ocojej,dodiabła,chodzi?

– Niby czemu miałbym się zmienić? – pytam, po czym przekrzywiam głowę i

patrzęnaniązzaciekawieniem.

Wzdycha,wrzucaszminkęzpowrotemdotorebki,apotemcmokaiodwracasię

domnie.

–Chceszmiwmówić,żejesteśzadowolonyzeswojegozachowania?

Cotakiego?

Z mojego zachowania? Ona naprawdę ma coś do mojego zachowania?

Dziewczyna,którapotrafiopieprzyćkelnerkęzato,żewszklancejestzadużolodu,

czepiasięmojegozachowania?

Chodzimy ze sobą od miesięcy i do tej pory nawet się nie zająknęła, że

powinienemzmienićcośwswoimzachowaniu.Byćinny,niżjestem.

background image

Jeśli się nad tym zastanowić, to raczej ja zawsze miałem nadzieję, że to ona się

zmieni. Że chociaż raz będzie miła. W rzeczywistości jednak ludzie są ciągle tacy

sami, nigdy się nie zmieniają. Dlaczego więc w ogóle zawracam sobie głowę Val i

tkwięwtymwyczerpującympsychiczniezwiązku,skoronawetsięnielubimy?

– Nie wygląda na to, żebyś był zadowolony – mówi, błędnie biorąc moje

milczenie za przyznanie się do winy. W rzeczywistości milczę dlatego, że właśnie

zdałem sobie z czegoś sprawę. Z czegoś, o czym nie wiedziałem od dnia, kiedy się

poznaliśmy.

Milczę przez całą drogę. W końcu zatrzymujemy się na podjeździe przed jej

domem.Niegaszęsilnika,dającjejwtensposóbdozrozumienia,żeniezamierzam

doniejiść.

–Jedziesz?–pyta.

Kiwamgłową,niepatrzącnanią.Aniepatrzęnaniądlatego,żetozarąbistalaska

i wiem, że gdybym na nią spojrzał, momentalnie zapomniałbym o tym, z czego

zdałemsobiesprawę,iwylądowałbymzniąwłóżkutakjakzawsze.

– To nie ty powinieneś być wkurzony, Danielu. Cały wieczór zachowywałeś się

beznadziejnie.Itojeszczewobecnościmoichrodziców!Naprawdęoczekujesz,żecię

zaakceptują,skorotaksięzachowujesz?

Wypuszczam powietrze, próbując się uspokoić. Nie chcę podnosić głosu tak jak

ona.

–Nibyjaksiętamzachowywałem,Val?Botaksięskłada,żebyłemsobą,zresztą

wogólecałydzieńbyłemsobą!

– No właśnie! – wykrzykuje. – Wieczór z rodzicami to nie pora na dziecinne

wygłupyidurneksywki!

Zrozpaczyzakrywamdłońmitwarz,apotemodwracamsięipatrzęnanią.

–Takiwłaśniejestem–mówię,pokazującnasiebie.–Jeślimnienieakceptujesz,

mamy poważny problem. Nie zmienię się i szczerze mówiąc, to nie byłoby w

porządkuzmojejstrony,gdybymżądał,żebyśtysięzmieniła.Nigdyniewymagałem

od ciebie, abyś udawała kogoś, kim nie jesteś, tymczasem najwyraźniej wymagasz

tegoodemnie.Niezmienięsię,nigdysięniezmienię,iwieszco?Zjeżdżajzmojego

background image

samochodu.Odsmrodutwoichperfumchcemisięrzygać.

Mruży oczy, a potem zabiera torebkę z tablicy rozdzielczej i przyciska ją do

piersi.

–Super,Danielu.Wyżyjsięnamniepodpretekstem,żeniepodobającisięmoje

perfumy.Dowiedziesztymtylkoswojejniedojrzałości.

Otwieradrzwiiodpinapasy.

–Cóż,przynajmniejniekażęciichzmienić–rzucamkpiąco.

Potrząsagłową.

–Niewytrzymamtegodłużej–mówiiwysiadazsamochodu.–Koniecznami,

Danielu.Nadobre.

– I bardzo dobrze! – krzyczę, chcąc, żeby mnie usłyszała. Trzaska drzwiami i

rusza w kierunku domu. Opuszczam szybę po jej stronie, aby wpuścić trochę

świeżegopowietrza,iwycofujęwózzpodjazdu.

Gdzie,dodiabła,podziewasięHolder?Jeślisiękomuśniewyżalę,chybazaraz,

kurwa,zacznękrzyczeć.

***

Wchodzę przez okno do pokoju Sky. Siedzi na podłodze, przeglądając zdjęcia.

Unosiwzrokiuśmiechasiędomnie.

–Cześć,Danielu–mówi.

– Cześć, Cycatko – odpowiadam i siadam na łóżku. – Gdzie twój beznadziejny

chłopak?

Pokazujegłowąnadrzwi.

–Poszlidokuchnipolody.Teżchcesz?

–Nie–mówię.–Mamzadużegodoła.

–Valmazłydzień?–pytaześmiechem.

– Val ma złe całe życie. Dzisiaj wreszcie zrozumiałem, że nie chcę być jego

częścią.

Unosibrwi.

background image

–Achtak?Tymrazemtochybacośpoważnego.

Wzruszamramionami.

–Zerwaliśmygodzinętemu.Cotozaoni?

Patrzynamniezezdziwieniem,więcwyjaśniam:

–Powiedziałaś:„Poszlidokuchnipolody”.Cozaoni?

Skyotwierausta,alewtejsamejchwilidrzwiotwierająsięnaościeżidosypialni

wchodzi Holder, niosąc miseczki z lodami. Za sobą ma dziewczynę, która niesie

trzeciąporcjęlodów,awustachtrzymałyżeczkę.Wyjmujejązustizamykadrzwi

stopą,poczymodwracasięwkierunkułóżkaistajejakwrytanamójwidok.

Wyglądaznajomo,aleniemogęsobieprzypomnieć,skądjąznam.Todziwne,bo

naprawdę nieziemska z niej laska i powinienem przynajmniej wiedzieć, jak ma na

imię.

Podchodzi do łóżka i siada na przeciwnym końcu, nie spuszczając ze mnie

wzroku.Zanurzałyżeczkęwlodach,poczymwkładajądoust.Niemogęprzestaćsię

gapićnatęłyżeczkę.Chybasięwtejłyżeczcezakochałem.

– Co ty tu robisz? – pyta Holder. Z żalem odrywam wzrok od lodziarki i

przenoszę go na swojego najlepszego kumpla. Siada na podłodze obok Sky i unosi

kilkazdjęć.

–Skończyłemznią,Holder–mówię,wyciągającprzedsiebienogi.–Nadobre.

Topieprzonawariatka.

–Myślałem,żewłaśniedlategojąkochasz–zauważakpiąco.

Przewracamoczami.

–Dziękizazrozumienie,doktorzeBzdurogadzki.

SkyzabieraHolderowijednozezdjęć.

–Cośmisięzdaje,żeontymrazemnieżartuje–mówi.–ZValtojużnaprawdę

koniec.

Próbuje robić smutną minę, ale wiem, że jej ulżyło. Val nigdy do nich nie

pasowała.Jeślisięnadtymzastanowić,todomnieteż.

Holderpatrzynamniezzaciekawieniem.

–Raznazawsze?Serio?–Wjegogłosiesłyszęcośwrodzajupodziwu.

background image

Tak,serio,serio.

–KimjestVal?–pytalodziarka.–Albojeszczeinaczej:kimjesteśty?

– Sorki – włącza się Sky. Pokazuje na mnie, a potem na lodziarkę i dokonuje

prezentacji.–Six,toDaniel,najlepszykumpelDeana.Daniel,toSix,mojanajlepsza

kumpela.

Pierwszy raz słyszę, jak ktoś nazywa Holdera Deanem, ale przynajmniej mam

pretekst,żebyjeszczerazprzyjrzećsiętejłyżeczce.Sixwyciągajązusticelujezniej

wemnie.

–Miłociępoznać,Danielu–mówi.

Możejakimścudemudamisięzwinąćtęłyżeczkę?

–Skądjaznamtwojeimię?–zastanawiamsięgłośno.

Wzruszaramionami.

–Niewiem.Możestąd,żeSixtoinaczejsześć,atoraczejpopularnaliczba.Albo

stąd,żewszyscygadają,jakastrasznazemniedziwka.

Wybuchamśmiechem.Niemampojęcia,dlaczegotakreaguję,przecieżjejsłowa

wcaleniebyłyśmieszne.Raczejlekkoniepokojące.

–Nie,toniedlatego–zaprzeczam,wciążzastanawiającsięnadtym,dlaczegojej

imięwydajemisiętakieznajome.ChybaSkynigdyoniejprzymnieniewspominała.

–Pamiętasztęimprezęwzeszłymroku?–pytaHolder,zmuszającmnie,żebym

na niego spojrzał. Bardzo niechętnie odrywam wzrok od Six. – Wiesz, tę zaraz po

moimpowrociezAustin,nakilkadniprzedspotkaniemSky.Tę,naktórejGrayson

spuściłciłomotzato,żepowiedziałeś,żepozbawiłeśSkydziewictwa.

– Chodzi ci o tę imprezę, na której odciągnąłeś mnie od niego, przez co nie

miałemszansyskopaćmudupy?

Wkurzam się, kiedy to sobie przypominam. Gdyby nie Holder, na pewno wynik

mojejbijatykizGraysonembyłbyzupełnieinny.

–Zgadzasię–potwierdzaHolder.–JaxonwspominałcośoSkyiSix.Topewnie

wtedyusłyszałeśtoimię.

–Zaraz,zaraz–włączasięSky.Macharękamiipatrzynamniejaknawariata.–

Czyjadobrzesłyszałam?PowiedziałeśGraysonowi,żepozbawiłeśmniedziewictwa?

background image

Cotomaznaczyć?

Holderklepiejąuspokajającopoplecach.

– Spokojnie, kochanie. Powiedział to, żeby wkurzyć Graysona, bo chciałem mu

skopaćdupskozato,jakotobiemówił.

Skypotrząsagłową,wciążniedokońcaprzekonana.

– Ale przecież mnie jeszcze nie znałeś. Mówiłeś, że to było kilka dni przed

naszymspotkaniemwsklepie.WięcdlaczegotaksięwkurzyłeśnaGraysonazato,że

wygadywałomniebzdury?

Wpatruję się w Holdera, czekając na jego odpowiedź. Do tej pory nie

zastanawiałemsięnadtym,aletofaktycznietrochędziwne.

–Poprostuniepodobałomisię,wjakisposóbotobiemówił–odpowiadaicałuje

Skywskroń.–Pomyślałemsobie,żepewnietaksamomówiłoLes.Todlategosię

wkurzyłem.

Cholera. Jasne, że mógł tak pomyśleć. Dopiero teraz zaczynam naprawdę

żałować,żeniepozwoliłmiwpierdzielićGraysonowi.

–Alefajnie–wzdychaSix.–Chroniłeśją,zanimjąjeszczepoznałeś.

Holderwybuchaśmiechem.

–Zapewniamcię,tojeszczenic.

Skypatrzynaniegoiuśmiechająsiędosiebie,zupełniejakbymielijakiśwspólny

sekret.Apotemobojewracajądofotografiirozłożonychnapodłodze.

–Cotozazdjęcia?–pytamzaintrygowany.

– Do księgi pamiątkowej – odpowiada na moje pytanie Six. Kładzie miseczkę z

lodaminałóżkuoboksiebie,apotemsiadapoturecku.–Mieliśmyprzynieśćzdjęcia

zdzieciństwa,dlategoSkyprzeglądafotki,którezrobiłajejKaren.

–Chodziszdotejsamejszkołycomy?–pytamzezdziwieniem.Wiem,żenasza

buda jest ogromna, ale powinienem był zwrócić na nią uwagę, zwłaszcza że jest

najlepsząkumpeląSky.

–Niebyłamwniejodprawieroku–odpowiada.–Alewracamwponiedziałek.

Mówitotakimtonem,jakbywcalesięztegopowoduniecieszyła.Nicjednaknie

poradzęnato,żenamojejtwarzypojawiasięuśmiech.Niemamnicprzeciwkotemu,

background image

żebycodzienniewidywaćtędziewczynę.

– Czy to znaczy, że dołączysz do naszego stolika w stołówce? – Pochylam się i

chwytammiseczkęzlodami,którychniedokończyła.

Patrzynałyżeczkęznikającąwmoichustachizatykanos.

–Aco,jeślimamopryszczkę?–pyta.

Uśmiechamsięimrugamdoniejporozumiewawczo.

–Natwoichustachnawetopryszczkawyglądałabyzajebiście.

Dziewczyna wybucha śmiechem. Nagle Holder wyrywa mi miseczkę i ściąga

mniezłóżka,poczympopychawkierunkuokna.

– Pora do domu, Danielu – mówi. Puszcza mnie, a potem siada z powrotem na

podłodzeobokSky.

–Cojest,kurde?!–krzyczę.

Nowłaśnie,cojest?

– To najlepsza kumpela Sky – wyjaśnia, machając ręką w kierunku Six. – Nie

możesz jej podrywać. Jeśli zaczniecie ze sobą kręcić, wywołacie niepotrzebne

napięcie i wszystko stanie się jeszcze dziwniejsze, niż jest teraz. Wolałbym tego

uniknąć.Więcspadajstądiniewracaj,dopókiniepozbędzieszsiękudłatychmyśli.

Porazpierwszywżyciuczuję,żeodebrałomimowę.Ipewnieskinąłbymgłową,

zgadzając się z nim, gdyby ten idiota nie popełnił największego błędu, jaki mógł

popełnić.

– Cholera, Holder – jęczę, pocierając palcami twarz. – Coś ty, kurde, narobił?

Przez ciebie ta dziewczyna stanie się dla mnie owocem zakazanym. – Wychodzę

przezokno.Kiedyjużjestemnadworze,odwracamsięipatrzęnaniego.–Trzebami

było powiedzieć, że mam się z nią umówić. Wtedy na pewno straciłbym

zainteresowanie.Aletyoczywiściemusiałeśzrobićinaczej.

–Jezu...–wzdychaSix.–Miłomi,żenieuważaszmniezaczłowieka,tylkoza

kolejnewyzwanie.–PatrzynaHoldera,poczymwstajezłóżka.–Acodociebie,to

niewiedziałam,żemampiątegonadopiekuńczegobrata.–Idziewkierunkuokna.–

Narazie.Jateżmuszęprzejrzećzdjęcia.

Odsuwamsię,żebySixmogławyjśćprzezokno.Holdernicniemówi,alepatrzy

background image

na mnie tak, jakby chciał powiedzieć, że ta dziewczyna jest całkowicie poza moim

zasięgiem. Unoszę ręce w obronnym geście, a potem zamykam okno za Six, która

tymczasemwchodziprzezoknododomuobok.

– Zawsze chodzisz tak na skróty czy po prostu tu mieszkasz? – pytam,

podchodzącdoniej.Odwracasiędomnieiwystawiagłowęnazewnątrz.

–Tomojeokno–mówi.–Nawetniemyślotym,żebywchodzićtuzamną.To

oknobyłowyłączonezużytkuprzezrok.Nieplanujęwznowieniadziałalności.

Zakłada swoje sięgające ramion blond włosy za ucho, a ja robię krok do tyłu.

Mamnadzieję,żedziękitemuuspokojęniecobicieserca.Jednakprzezto,żeHolder

jak ostatni kretyn oświadczył, że Six jest poza moim zasięgiem, próbuję znaleźć

sposób,byjejoknoznówzaczęłodziałać.

–Seriomaszczterechstarszychbraci?–pytam.Kiwagłową.Straszniemisięto

niepodoba,botooznaczaczterypowodywięcej,żebysięzniąnieumawiać.

Dodaję je do zakazu Holdera i już wiem, że w najbliższym czasie nie będę w

staniemyślećonikiminnym.

Dzięki,Holder.Wielkiedzięki.

Opiera brodę na rękach i wpatruje się we mnie. Na dworze jest już ciemno, ale

promień księżyca pada prosto na jej twarz. Wygląda w jego świetle jak pieprzony

anioł. Nie wiem, czy powinno się używać słowa pieprzony razem ze słowem anioł,

alecomitam.Onanaprawdęwyglądajakpieprzonyaniołztymijasnymiwłosamii

wielkimi oczami. Nawet nie mam pewności, jakiego są koloru, bo jest ciemno, a w

sypialniSkyniezwróciłemnatouwagi.Wiemjedno:tomójnowyulubionykolor.

–Jesteśbardzocharyzmatyczny–mówiona.

Jezu.Macudownygłos.

–Dzięki,tyteżjesteśfajna.

– Nie powiedziałam, że jesteś fajny, Danielu – śmieje się. – Powiedziałam, że

jesteścharyzmatyczny.Tojednakcośinnego.

–Nieażtakbardzo–odpowiadam.–Lubiszwłoskieklimaty?

Marszczybrwiiodsuwasię,jakbymwłaśniejąobraził.

–Dlaczegootopytasz?

background image

Jejreakcjazbijamnieztropu.Niemampojęcia,cotakiegozrobiłem.

–Yyy...Niktdotądniezapraszałcięnarandkę?

Rozchmurzasięiznówsiędomnieprzybliża.

–Ach,masznamyśliwłoskąkuchnię.Mówiącszczerze,trochęmisięprzejadła.

Byłam na siedmiomiesięcznej wymianie we Włoszech. Jeśli chcesz mnie zaprosić,

wolałabymbarsushi.

–Nigdyjeszczeniejadłemsushi–przyznaję,niedokońcajeszczewierzącwto,

żewłaśniesięzgodziłaiśćzemnąnarandkę.

–Kiedy?

Toposzłoażzałatwo.Myślałem,żebędęjąmusiałbłagać,takjaktozawszebyło

zVal.Cieszęsię,żeniegrawżadnegierki.Podobamisięjejprostolinijność.

– Dzisiaj nie mogę – mówię. – Ledwie godzinę temu zostałem zmasakrowany

przezchorąpsychiczniedziwkę.Muszęsiępozbieraćpotymzwiązku.Możejutro?

–Jutrojestniedziela–zauważa.

–Maszjakiśproblemzniedzielami?

– Raczej nie – odpowiada ze śmiechem. – Po prostu to trochę dziwne iść na

pierwsząrandkęwniedzielę.Aleniechbędzie.Copowiesznasiódmąwieczorem?

–Będęwarowałprzytwoichdrzwiach.IlepiejniemówoniczymSky,chybaże

chcesz,żebyHolderskopałmidupę.

–Nibyoczymmamjejniemówić?

–Otejnaszejniedzielnejrandceiwogóle.–Uśmiechamsiędoniejizaczynam

iśćtyłemwkierunkuswojegosamochodu.–Miłobyłociępoznać,Six.

Kładzierękęnaoknie,żebyjezamknąć.

–Inawzajem.Chyba.

Wybucham śmiechem, po czym odwracam się i idę do wozu. Jestem już przy

drzwiach,gdynaglesłyszęswojeimię.Sixwychylasięprzezokno.

–Przykromi,żemaszzłamaneserce–mówiscenicznymszeptem,potemchowa

sięizamykaokno.

Złamaneserce?Jestempewien,żemojeserceniemiałosięlepiejodchwili,gdy

zacząłemchodzićzVal.

background image

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁDRUGI

–Jakwyglądam?–pytamBaryłkę,wchodzącdokuchni.Odwracasięiprzygląda

misięuważnie,poczymwzruszaramionami.

–Obleci.Dokądidziesz?

Stajęprzedjednymzlusterwiszącychwprzedpokojuipoprawiamwłosy.

–Narandkę.

Jęczyiodwracasięzpowrotemdostołu.

–Nigdyjeszczeniewidziałam,żebyśsiętakstroił.Tylkosięjejnieoświadczaj.

Wypiszęsięztejrodziny,jeślizrobiszztejdziewuchymojąbratową.

W przedpokoju pojawia się moja mama. Przechodząc obok, klepie mnie po

ramieniu.

–Świetniewyglądasz,kochanie.Chociażtebutyniepasują.

Patrzęwdół.

–Dlaczego?Cozniminietak?

Wchodzidokuchni,otwieraszafkę,wyjmujezniejgarnekiodwracasiędomnie.

Ponownieprzypatrujesięmoimbutom.

–Sązajaskrawe.–Podchodzidokuchenki.–Butyniepowinnyświecićjakneon.

–Sąpoprostużółte.

–Jakżółtyneon–uściślaBaryłka.

–Niemówiącjużotym,żemoimzdaniemsąbrzydkie–dodajemama.–Znam

Valiwiem,żenapewnojejsięniespodobają.

Podchodzędoblatuwkuchni,biorękluczykiikomórkę.

–Gównomnieobchodzi,comyśliVal.

Mamaodwracasięiprzypatrujemisięzciekawością.

– Właśnie pytałeś swoją trzynastoletnią siostrę o to, jak wyglądasz, więc chyba

jednaktrochęcięobchodzi.

background image

–NieidęnarandkęzVal.Zerwałemznią.Mamnowądziewczynę.

Baryłkaunosiręceipatrzywgórę.

–Dziękici,Boże!–krzyczy.

Mamaśmiejesięikiwagłową.

–Toprawda.JestzacodziękowaćBogu–mówizulgą.Odwracasięzpowrotem

dokuchenki,ajapatrzęzezdziwieniemtonanią,tonasiostrę.

–Jakto?ŻadnazwasnielubiVal?

Wiem, że Val to suka, ale wydawało mi się, że moi bliscy ją lubią. Zwłaszcza

mama.Naprawdęmyślałem,żezmartwijąnaszezerwanie.

–Niecierpięjej–oznajmiaBaryłka.

–Jezu,jateż–przyznajemama.

–Ija–włączasiętata,przechodzącobokmnie.

Żadneznichnamnieniepatrzy,aleichreakcjewskazująnato,żetentematjuż

przerabiali.

–Toznaczy,żewszyscyjejnienawidziliście?

Tataodwracasiędomnie.

–Obojezmamąjesteśmymistrzamiodwróconejpsychologii.Niepowinnocięto

ażtakdziwić.

Baryłkawyciągadoniegorękę.

–Jateż,tato.Jateżgoodwrotniewypsychologizowałam.

Tataprzybijazniąpiątkę.

–Dobrarobota,Baryłko–mówi.

Opieramsięoframugędrzwiigapięsięnanich.

–Pokiegogrzybawszyscyudawaliście,żelubicieVal?

Tatasiadaprzystoleibierzegazetę.

–Dziecimająnaturalnąskłonnośćdopodejmowaniadecyzji,któreniepodobają

sięrodzicom.Gdybyśmyprzyznalisiędotego,conaprawdęmyślimyoVal,pewnie

wkońcuożeniłbyśsięznią,żebyzrobićnamnazłość.Dlategowoleliśmyudawać,że

namsiępodoba.

background image

Cozawredoty.Wszyscytroje.

–Jużnigdywięcejnieprzedstawięwamżadnejdziewczyny.

Tatawybuchaśmiechem.Wcaleniewyglądanarozczarowanego.

–Ktoto?–pytaBaryłka.–Tadziewczyna,dlaktórejsiętakstroisz?

–Nietwójzasranyinteres–warczęwodpowiedzi.–Teraz,kiedyjużwiem,jak

funkcjonujetarodzina,nigdynikogotunieprzyprowadzę.

Odwracamsięnapięcieiruszamdodrzwi.

– Już ją pokochaliśmy, Danielu! – krzyczy za mną mama. – Jest naprawdę

cudowna!

–Ipiękna–dorzucatata.–Matocoś.

Potrząsamgłową.

–Jesteściebeznadziejni.

***

– Spóźniłeś się – zauważa Six, stając w drzwiach. Wychodzi z domu, po czym

odwracasiędomnieplecamiizamykadrzwinaklucz.

– Nie chcesz, żebym poznał twoich rodziców? – pytam, zastanawiając się,

dlaczegozamykadomotakwczesnejporze.

– Moi rodzice są starzy – wyjaśnia, patrząc na mnie. – Zjedli kolację z jakieś

dziesięćgodzintemuiosiódmejposzlispać.

Niebieskie.Jejoczysąniebieskie.

Jasnacholera,jestśliczna.Włosymajaśniejsze,niżmisięwydawałowczorajw

pokojuSky.Aceręmapoprostubezskazy.Totasamadziewczynacowczoraj,tyle

żewHD.Imiałemrację.Naprawdęwyglądajakpieprzonyanioł.

Nieodrywającodniejwzroku,pomagamjejzamknąćosłonęprzeciwowadom.

–Właściwietobyłemwcześniej–tłumaczę.–AleakuratHolderodwoziłSkydo

domu.Słowodaję,żegnalisięchybapółgodziny.Musiałemzaczekać.

Wkładakluczedotylnejkieszeniikiwagłową.

–Gotowy?

background image

Przyglądamsięjejuważnie.

–Niezapomniałaśtorebki?

Potrząsagłową.

– Nie. Nie znoszę torebek. – Klepie się po kieszeni. – Wszystko, czego

potrzebuję,tokluczdodomu.Niebiorękasy,bototymniezaprosiłeś,więcpłacisz,

nie?

Noładnie.

Skupmy się na pozytywach. To, że nie znosi torebek, oznacza, że nie będzie co

chwilawychodzić,żebypoprawićsobiemakijaż,takjaktorobiłaVal.

To oznacza również, że nie ukrywa gdzieś wielkiej butli perfum. I w ogóle nie

planowała, że się dorzuci do rachunku za kolację. To trochę staromodne, ale z

jakiegośpowoduniemamnicprzeciwkotemu.

–Podobamisię,żeniemasztorebki–mówię.

–Mniesiępodoba,żetyjejniemasz–odpowiadaześmiechem.

–Mam.Zostawiłemwsamochodzie.–Kiwamgłowąwkierunkuauta.

Znów się śmieje i podchodzi do schodków ganku. Ruszam za nią i nagle widzę

Sky. Stoi w swoim pokoju przy otwartym oknie. Natychmiast łapię Six za ramię i

ciągnęjądotyłu.Obojeopieramysięplecamiodrzwi.

–ZoknaSkywidaćpodjazd.Zobaczynas.

Sixpatrzynamnie.

–NaprawdępoważniepodchodziszdozakazuHoldera–mówiszeptem.

–Pewnie.Holdernieżartuje,kiedyzabraniamisięzkimśspotykać.

Unosizezdziwieniembrwi.

–NaprawdęHolderdyktujeci,zkimmożeszsięumawiać,azkimnie?

–Nie.Właściwietyjesteśpierwsza.

Parskaśmiechem.

–Toskądwiesz,żesięwścieknie?

Wzruszamramionami.

–Właściwietoniewiem.Aleukrywanietegoprzednimmożebyćniezłązabawą.

background image

Nieczułaśpodniecenia,trzymająctowtajemnicyprzedSky?

–Chybatak–odpowiada.

Wciążopieramysięplecamiodrzwi.Niewiadomo,dlaczegoszepczemy,przecież

Skyniemożenasusłyszećztejodległości.Chybapoprostudlazabawy.Apozatym

podobamisięszeptSix.

–Icoproponujeszwtejsytuacji?–pytam.

– No cóż... – Zamyśla się na chwilę. – Zwykle kiedy wybieram się na

niebezpiecznątajnąrandkęimuszęniepostrzeżeniewydostaćsięzdomu,pytamsama

siebiewduchu:„CowtakiejsytuacjizrobiłbyMacGyver?”.

Rany,czyjadobrzesłyszałem?TalaskawłaśniewspomniałaoMacGyverze?

Niedowiary,aletak!

Odwracamodniejwzrok,żebyukryć,żewłaśniesięwniejzakochałem,atakże

po to, żeby znaleźć drogę ucieczki. Patrzę na huśtawkę na ganku, a potem, kiedy

jestemjużpewien,żezmojejtwarzyzniknąłgłupkowatyuśmiech,przenoszęwzrok

naSix.

– Wydaje mi się, że MacGyver zbudowałby niewidzialne pole siłowe z trawy i

zapałek. Potem ściągnąłby tę huśtawkę, przerobił ją na rakietę i odleciał stąd

niepostrzeżenie.Niestety,niemamzapałek.

Śmiejesię.

– Hm... – Mruży oczy, jakby właśnie wpadła na świetny plan. – To prawdziwy

pech. – Patrzy na mój wóz stojący na podjeździe, a potem na mnie. – Możemy po

prostupodejśćnaczworakachdotwojegosamochodu.Niepowinnanaszauważyć.

To byłby świetny plan, gdyby nie to, że Six się ubrudzi. A półroczny związek z

Valnauczyłmniejednego:dziewczynyniecierpiąsiębrudzić.

– Cała się wyświnisz – ostrzegam ją. – A chyba nie chcesz iść do szpanerskiej

restauracjisushiwbrudnychdżinsach.

Przypatrujesięswoimdżinsom,poczymprzenosiwzroknamnie.

– Znam pewien świetny grill-bar, do którego moglibyśmy iść zamiast do tej

restauracji.Całapodłogazaśmieconajestłupinamiorzechów,akiedyświdziałamtam

tłuściocha,którysiedziałprzystolikubezkoszulki.

background image

Uśmiechamsię,czując,żecorazbardziejsięwniejzakochuję.

–Brzminieźle.

Oboje opieramy się na dłoniach oraz kolanach i schodzimy z ganku. Six

chichocze,czymmnierozśmieszadoreszty.

– Cii... – szepczę, kiedy jesteśmy już na dole. Pokonujemy szybko podjazd, co

jakiś czas spoglądając w kierunku domu Sky. Kiedy docieramy do samochodu,

sięgamdłoniądoklamki.

–Wsiądźodstronykierowcy–mówię.–Mniejszeryzyko,żecięzobaczy.

Otwieramdrzwiidziewczynawskakujedośrodka.Ładujęsiętamzaniąisiadam

zakierownicą.

Oboje pochylamy się, co w sumie jest trochę bezsensowne, jeśli się nad tym

zastanowić. Gdyby Sky wyjrzała przez okno i tak zobaczyłaby mój samochód na

podjeździeprzeddomemSix.Wtejsytuacjiniemiałobyznaczenia,czywidzinasze

głowy,czynie.

Six strzepuje brud z nogawek dżinsów. Strasznie mnie to podnieca. Kiedy

odwracasiędomnie,ciąglegapięsięnajejuda.Wkońcujakośudajemisięoderwać

odnichwzrokipopatrzećjejwoczy.

–Następnymrazemmusiszukryćsamochód–zauważa.–Zadużeryzyko.

Podobająmisięjejsłowa.Ażzabardzo.

– Jesteś pewna, że będzie następny raz? – pytam, uśmiechając się kpiąco. –

Randkadopierosięzaczyna.

– Co racja, to racja – odpowiada, wzruszając ramionami. – Mogę cię jeszcze

znienawidzić.

–Albojaciebie.

– Niemożliwe. – Opiera stopę na desce rozdzielczej. – Mnie można tylko

nawidzić.

–Niematakiegosłowa.

Odwracasięipatrzynatylnesiedzenie,poczymmarszczybrwi.

–Dlaczegotuśmierdzitak,jakbyśwoziłcałyharemdziwek?

Zakrywanosbluzką.

background image

– Ciągle jeszcze czuć perfumy? – Najwyraźniej już się przyzwyczaiłem. Pewnie

zapachwniknąłwmojeporyisięnaniegouodporniłem.

Kiwagłową.

–Okropnysmród–mówigłosemprzytłumionymprzezbluzkę.–Opuśćszybę.

Udaje, że pluje, jakby próbowała pozbyć się z ust obrzydliwego posmaku.

Wybuchamśmiechem.

Włączamsilnik,apotemwycofujęwózzpodjazdu.

–Jeśliopuszczęszybę,wiatrpotargaciwłosy.Niewzięłaśtorebki,więcniemasz

ze sobą szczotki, a to znaczy, że w restauracji nie będziesz mogła poprawić sobie

fryzury.

Wciskaprzyciskwdrzwiach.

– I tak już jestem uświniona. Poza tym wolę być potargana niż śmierdzieć,

jakbymwyszłazharemu.

Opuszczaszybę,poczymdajeznak,żebymopuściłrównieżswoją.

Wyjeżdżamnaulicęinaciskampedałgazu.Wnętrzewozumomentalniewypełnia

świeżepowietrze.WłosySixpowiewająnawszystkiestrony,onajednaknicsobiez

tegonierobi.

–Owielelepiej–mówi,uśmiechającsiędomnie.

Zamykaoczyizlubościąwciągapowietrze.

Usiłujęskupićsięnadrodze,aletadziewczynacholerniemitoutrudnia.

***

–Jakieimionanoszątwoibracia?–pytam.–Teżutworzoneodliczb?

–Zachary,Michael,AaroniEvan.Jestemdziesięćlatmłodszaodnajmłodszegoz

nich.

–Byłaśwpadką?

Kiwagłową.

– Najlepszą, jaka mogła się zdarzyć. Moja mama miała czterdzieści dwa lata,

kiedy mnie urodziła, ale oboje z tatą bardzo się ucieszyli, że wreszcie doczekali się

background image

dziewczynki.

–Jateżsięztegocieszę.

Śmiejesię.

–Totakjakja.

–DlaczegonazwalicięSix,skorobyłaśpiątymdzieckiem?

–Sixtoniejestmojeprawdziweimię–odpowiada.–Taknaprawdęnazywamsię

SevenMarieJacobs,alewściekłamsięnastarych,żeprzeprowadzilisiędoTeksasu,

kiedymiałamczternaścielat,więcnazwałamsięSix,żebyichwkurzyć.Nicichtonie

obeszło,alejestemupartaisięniewycofałam.TerazwszyscyjużnazywająmnieSix,

tylkonieoni.

Podobamisię,żesamanadałasobieksywkę.

Mojabratniadusza.

– Ale to i tak nie tłumaczy, dlaczego nazwali cię Seven, skoro byłaś piątym

dzieckiem.

–Bezpowodu.Tatapoprostulubiliczbęsiedem.

Kiwamgłową,poczymgryzękęsipatrzęnaniąuważnie.Czekamnatęchwilę.

Tę,któranastępujezawsze,kiedystawiamnapiedestalejakąśdziewczynę:otóżona

wpewnejchwiliztegopiedestałuspada.Zwyklewtedy,gdyzaczynagadaćoswoich

byłychalbootym,iledziecichcemieć,lubgdyrobicośdenerwującego,naprzykład

wpołowiekolacjipoprawiamakijaż.

Czekamcierpliwie,ażujawniąsięjakieśwadySix,lecznarazieniemogężadnej

znaleźć. No dobra, w sumie przebywamy ze sobą dopiero jakieś trzy albo cztery

godziny,więcjejwadymogąsięjeszczeujawnić.

– Masz starszą i młodszą siostrę, prawda? – pyta. – Cierpisz na syndrom

środkowegodziecka?

Potrząsamgłową.

– Mniej więcej w takim samym stopniu jak ty cierpisz na syndrom piątego

dziecka. Poza tym Hannah jest ode mnie cztery lata starsza, a Baryłka pięć lat

młodsza,więcmamyniezłyrozrzut.

Krztusisięześmiechu.

background image

–Baryłka?NazywaszswojąmłodsząsiostręBaryłka?

–Wszyscyjątaknazywamy.Byłastraszniegrubymdzieckiem.

–Wszystkimnadajeszjakieśksywki–zauważa.–SkytodlaciebieCycatka.Ana

HolderamówiszHopeless.Ciekawe,jaknazywaszmniezamoimiplecami?

– Jeśli daję komuś ksywkę, używam jej zawsze w jego obecności. Dla ciebie

jeszcze nic nie wymyśliłem. – Opieram się na krześle i zastanawiam, dlaczego

właściwiedotądtegoniezrobiłem.Zwykledziejesiętonatychmiastpopoznaniu.

–Toźle,żejeszczenienadałeśmiksywki?

Wzruszamramionami.

– Niezupełnie. Po prostu wciąż się nad nią zastanawiam. Jesteś pełna

sprzeczności.

Unosibrwi.

–Sprzeczności?Wjakimsensie?

–Wkażdymmożliwym.Jesteśniesamowiciepiękna,alegównocięobchodzi,jak

wyglądasz.Sprawiaszwrażeniemiłej,alecośmimówi,żeopróczdobrychmaszteż

trochę złych cech. Wyglądasz na prostolinijną, taką, która nie uprawia gierek z

facetami, ale zarazem flirciara z ciebie. Tego ostatniego nie wywnioskowałem z

twojegozachowania,wiempoprostu,jakąmaszreputację,chociażniewyglądaszna

dziewczynę, która potrzebuje uwagi facetów, żeby podreperować swoje poczucie

wartości.

Wpatruje się we mnie z pewnym napięciem. Sięga po kieliszek i pije łyk, nie

odrywając ode mnie wzroku. A potem, przytrzymując kieliszek przy ustach,

zastanawia się nad tym, co właśnie usłyszała. W końcu stawia kieliszek na stole i

patrzynatalerz,poczymunosiwidelec.

–Jużtakaniejestem–mówicicho,unikającmojegowzroku.

– To znaczy jaka? – Nie podoba mi się smutek, który słychać w jej głosie.

Dlaczegozawszemuszęwyskoczyćzczymśtakim?

–Taka,jakabyłam.

Dobrarobota,Danielu.Alezciebiekretyn!

– Nie znałem cię wtedy, więc mogę oceniać tylko tę dziewczynę, którą mam

background image

przed sobą w tej chwili. I jak na razie jako randkowiczce nie mam ci nic do

zarzucenia.

Rozchmurzasię.

–Todobrze–mówiiznówpatrzymiwoczy.–Chociażniemampewności,jaką

jestemrandkowiczką,botomojapierwszarandkawżyciu.

Wybuchamśmiechem.

– Nie musisz mnie dowartościowywać. Poradzę sobie z faktem, że nie jestem

twoimpierwszymfacetem.

– Mówiłam serio. Nigdy nie byłam na prawdziwej randce. Faceci pomijali ten

etap,odrazuprzechodzącdorzeczy.

Poważnieję.Zjejminywynika,żemówiserio.Pochylamsięipatrzęjejwoczy.

–Straszneznichbyłykutafony–mówię.

Dziewczynasięśmieje,jajednakzachowujępowagę.

–Serio,Six.Cifrajerzynaprawdęmajączegożałować,botrudnomiwyobrazić

sobieprzyjemniejsząrzeczniżrozmowaztobąprzystole.

Przestaje się uśmiechać i patrzy na mnie tak, jakby po raz pierwszy w życiu

usłyszałaprawdziwykomplement.Wkurzamnieto.

– To chyba coś nie tak z twoją wyobraźnią. – W jej głosie znów pojawia się

żartobliwy,kokieteryjnyton.–Taksięskłada,żeowieleprzyjemniejszeodrozmowy

jestcałowaniesięzemną.Wierzmi,fantastyczniecałuję.

JezuChryste.Jeślitobyłozaproszenie,tomamochotęnatychmiastjeprzyjąć.

–Niewątpię,żebyciecałowanymprzezciebietoniesamowiteprzeżycie,alejeśli

miałbymwybór,wybrałbymrozmowę.

Mrużyoczy.

–Alepieprzyszgłupoty–mówi,patrzącnamniewyzywająco.–Niemachybana

świeciefaceta,którywybrałbyrozmowęzlaskązamiastcałowania.

Próbujęteżspojrzećnaniąwyzywająco,alewiem,żemarację.

– No dobra – przyznaję. – Niech ci będzie. Jeśli miałbym wybór, wybrałbym

całowanieciępodczasrozmowy.Najlepszepołączeniedwóchświatów.

Kiwazuznaniemgłową.

background image

–Niezłyjesteś–mówi,potemodchylasięnakrześleikrzyżujeręcenapiersiach.

–Gdziesięnauczyłeśtakiejgładkiejgadki?

Wycieramustaserwetką,poczymodkładamjąnatalerz.Opieramsięłokciamio

oparcieławy,naktórejsiedzę,iuśmiechamsiędoSix.

–Toniejestwyuczonagadka.Poprostujestemcharyzmatyczny...Pamiętasz?

Potrząsa głową, jakby wiedziała, że ma kłopoty. Jej oczy śmieją się do mnie i

nagle uświadamiam sobie, że tego, co do niej czuję, nie czułem jeszcze nigdy do

żadnej dziewczyny. Nie chodzi o to, że się w sobie zakochujemy, jesteśmy

pokrewnymiduszamiczyinnetegotypubrednie.Poprostujeszczenigdynieczułem

się tak dobrze w towarzystwie dziewczyny. Będąc z Val, ciągle starałem się ze

wszystkich sił jej nie wkurzać. A z poprzednimi dziewczynami starałem się nie

mówićtego,conaprawdęmyślę.Byciesobąprzydziewczyniewydawałomisięlekką

przesadą.

Z Six jest jednak zupełnie inaczej. Nie tylko znosi moje żarty, ale wręcz jej się

podobają.Czujępoprostu,żelubitegoprawdziwegomnie,izakażdymrazem,gdy

śmiejesięztego,copowiedziałem,mamochotęprzybićzniążółwika.

–Gapiszsięnamnie–mówiitymsamymwytrącamniezzamyślenia.

–Toprawda–odpowiadam,nieodwracającwzroku.

Też się we mnie wpatruje, mrużąc oczy i pochylając się do przodu. Mam

wrażenie,żewyzywamnienapojedyneknaspojrzenia.

–Żadnegomrugania–upominamnie,potwierdzającmojepodejrzenia.

–Aniśmiechu–odpowiadam.

Wmilczeniuwpatrujemysięwsiebietakdługo,ażwkońcuzaczynająmiłzawić

oczy i wbijam paznokcie w stół. Staram się ze wszystkich sił patrzeć jej prosto w

oczy, jednak korci mnie straszliwie, żeby przenieść wzrok na jej twarz, na jej pełne

różowe usta i jedwabiste jasne włosy. Nie mówiąc już o uśmiechu. Mógłbym się w

niegowpatrywaćcałymidniami.

I rzeczywiście się w niego wpatruję. A to znaczy, że właśnie przegrałem

pojedynek.

–Wygrałam–mówiSix,poczympijekolejnyłykwody.

background image

– Chcę cię pocałować – oświadczam. Jestem trochę zszokowany, że odważyłem

siętopowiedzieć,alenaprawdęniemogęsiędoczekać,kiedywkońcująpocałuję.

–Wtejchwili?–pyta,patrzącnamniejaknawariata.Odstawiaszklankęnastół.

– Tak jest. – Kiwam głową. – Właśnie teraz. Chcę cię pocałować podczas

rozmowy,żebypołączyćdwaświaty.

–Alejadłamcebulę.

–Jateż.

Poruszaszczękami,obmyślającodpowiedź.

–Nodobra–mówiwkońcuiwzruszaramionami.–Czemunie?

Spoglądamnastolikizastanawiamsię,jaknajlepiejtozrobić.

Mógłbymusiąśćobok niej,aleboję sięnaruszyćjej osobistąprzestrzeń.Sięgam

więc przed siebie i odstawiam na bok swoją szklankę, a potem robię to samo z jej

szklanką.

–Chodźtutaj–mówię,poczymkładęręcenastoleinachylamsiędoniej.Chyba

myślała,żeżartuję,borozglądasięnerwowodookoła.

– Trochę mi głupio – wyznaje. – Naprawdę chcesz po raz pierwszy pocałować

mnienaśrodkurestauracji?

Kiwamgłową.

–Cowtymgłupiego?Potemmożemytopowtórzyć.Zresztąludzieprzywiązują

zbytdużąwagędopierwszychpocałunków.

Niepewniekładziedłonienastole,potemodpychasięodniegoipowoliprzybliża

domnie.

– No dobra – mówi z westchnieniem. – Ale może lepiej zaczekać do końca

randki? Odprowadziłbyś mnie do drzwi, byłoby ciemno, strasznie byśmy się

denerwowali i przypadkiem dotknąłbyś mojej piersi. Takie powinny być pierwsze

pocałunki.

Śmieję się. Wciąż nie stoimy na tyle blisko siebie, żebym mógł ją pocałować.

Przysuwamsiędoniejjeszczeodrobinę,onajednakodwracawzrokiwpatrujesięw

stolikzamną.

– Słuchaj, kobieta przy sąsiednim stoliku właśnie przewija dziecko. Ostatnią

background image

rzeczą,jakązobaczęprzednaszympierwszympocałunkiem,będziepodcieranietyłka

niemowlakowi.

–Spójrznamnie,Six.–Spełniatęprośbęiwkońcuznajdujemysięnatyleblisko

siebie, że mogę dosięgnąć jej ust. – Olej tę babę z pieluchą. I olej też przy okazji

dwóch idiotów po naszej lewej, którzy żłopią piwska i gapią się na nas tak, jakbym

zarazmiałcięprzelecieć.

Zerka w lewo, więc łapię ją za podbródek i zmuszam do tego, żeby przeniosła

uwagęzpowrotemnamnie.

–Olejtowszystko.Chcęciępocałowaćichcę,żebyśtychciałapocałowaćmnie.

Niezamierzamczekaćdochwili,gdyodprowadzęciędodrzwi,bonigdyjeszczetak

bardzoniepragnąłempocałowaćdziewczyny.

Patrzynamojeustainaglewszystkowokółnasstajesięnieważne.Wysuwajęzyk

inerwowozwilżawargi.Przenoszędłońzjejpodbródkanakarkiprzyciągamjądo

siebie,ażwkońcunaszeustasięspotykają.

I, cholera jasna, cóż to za spotkanie! Nasze wargi łączą się tak, jakbyśmy byli

kochankami,którzywidząsięporazpierwszyodlat.Ogarniamniepanika.Próbuję

sobieprzypomnieć,jaktosięrobi.Zupełniejakbymnaglezapomniał,jaksięcałuje,

chociażzaledwiewczorajcałowałemsięzVal.

Mimotozjakiegośniejasnegopowodumójmózgzachowujesiętak,jakbybyłato

dla mnie całkowita nowość. Przekazuje sygnały, że powinienem otworzyć usta i

odszukać swoim językiem jej język, lecz nie docierają one jeszcze do moich ust. A

możemojeustaignorująje,boparaliżujejełagodneciepłojejwarg.

Nie wiem, co się dzieje, ale nigdy jeszcze nie dotykałem tak długo ust

dziewczyny,niecałującjej.

Wciągam powietrze, nie robiłem tego przez prawie minutę. Powoli zaczynam

odrywaćustaodjejwarg.Otwieramoczy,onaswojewciążmazamknięte.Nierusza

sięioddychapłytko,podczasgdyjasięjejprzyglądam.

Niewiem,czyniespodziewałasięczegoświęcej.Niewiem,cosobiemyśli,ale

uwielbiamwidokjejtwarzy.

– Nie otwieraj oczu – szepczę. – Chcę popatrzeć sobie na ciebie jeszcze przez

background image

dziesięćsekund,bowyglądaszwtejchwilipoprostuprzepięknie.

Przygryza zębami dolną wargę, by ukryć uśmiech, ale się nie rusza. Rękę wciąż

trzymam z tyłu jej głowy i w myślach liczę do dziesięciu. Nagle słyszę kelnerkę

zatrzymującąsięprzynaszymstoliku.

–Możnajużzostawićrachunek?–pyta.

Podnoszępalec,dającjejznać,żebypoczekałajeszczesekundę.Nodobrze,pięć

sekund. Six dalej się nie rusza, nawet pojawienie się kelnerki nie zrobiło na niej

wrażenia. Nadal odliczam w myślach. W końcu dziewczyna powoli otwiera oczy i

patrzynamnie.

Odsuwamsię,nieodrywającodniejwzroku.

– Tak, proszę – mówię do kelnerki. Słyszę, jak wyrywa rachunek z bloczka i

kładziegonastole.Sixuśmiechasiędomnie,apotemzaczynasięśmiać.Wkońcu

siada.

Robięgłębokiwdech.Mamwrażenie,żepowietrzenaglestałosięczystsze.

Siadampowoli,patrząc,jaksięśmieje.Przysuwadomnierachunek.

–Tystawiasz–przypomina.

Wyjmuję z kieszeni portfel, po czym kładę banknoty na rachunku. Wstaję i

wyciągamdoniejdłoń.

Patrzynaniąipochwilipodajemirękę.

Przyciągamjądosiebie.

–Zamierzaszmipowiedzieć,jakniesamowitybyłtenpocałunek,czypoprostugo

zignorujesz?

Ześmiechempotrząsagłową.

–Tonawetniebyłprawdziwypocałunek–odpowiada.–Nawetniepróbowałeś

wsunąćmijęzykadoust.

Otwieramprzedniądrzwi.

–Wogóleniemusiałemtamwsuwaćjęzyka–wyjaśniam.–Mojepocałunkiibez

tego są niesamowite. W ogóle nie muszę robić nic więcej. Przerwałem to tylko

dlatego,żejeszczechwilaiprzypominałabyśMegRyanztejscenywbarzezKiedy

HarrypoznałSally.

background image

Wybuchaśmiechem.

Jezu,alejestemdowcipny.

Podchodzimy do samochodu i otwieram przed nią drzwi od strony pasażera.

Zatrzymujesięipatrzynamnie.

–Alewiesz,żewtejscenieMegRyanudowadniała,jakłatwokobiecieudawać

orgazm?

Jezu,onateżjestdowcipna.

–Zawieźćcięjużdodomu?–pytam.

–Tozależyodtego,cojeszczezaplanowałeśnadziś.

– Właściwie to nic – przyznaję. – Po prostu chciałbym jeszcze trochę z tobą

pobyć.Możemyiśćdoparkunaprzeciwkomojegodomu.Jesttamplaczabaw.

Uśmiechasię.

–Dobra–mówiiunosizaciśniętąpięść.Przybijamyżółwika,poczymwsiadado

wozu,ajazamykamzaniądrzwi.Niemogęsięotrząsnąćpotymżółwiku.Tochyba

najbardziejseksownygest,jakiwidziałemwżyciu.

Okrążamsamochódisiadamzakierownicą.Odwracamsięipatrzęnanią.

–Taknaprawdęjesteśfacetem?–pytam.Unosibrwi,apotemodciągabluzkęod

ciałaipatrzysobiezadekolt.

–Nie.Niedasięukryć,żejestemdziewczyną.

–Chodziszzkimś?

Potrząsagłową.

–Jutrowyjeżdżaszzagranicę?

–Nie–odpowiadazcorazbardziejzdziwionąminą.

–Więccoztobąnietak?

–Oczymtymówisz?

– Każdy ma jakiś słaby punkt. Po prostu zastanawiam się, jaki jest twój. Wiesz,

cośtakiego,cowumowachpiszesięmałymdruczkiem.–Włączamsilnikizaczynam

cofać. – Musisz mi natychmiast powiedzieć, co jest tym twoim słabym punktem.

Mojesercedłużejtegoniewytrzyma.Corazbardziejzatobąszaleję.

Uśmiechasięzrezerwą.

background image

–Wszyscymamyjakieśsłabepunkty,Danielu.Niektórzyznaspoprostuchcąna

zawszeutrzymaćjewtajemnicy.

Opuszczaszybęiszumwiatruuniemożliwianamdalsząrozmowę.Jestemprawie

pewien,żewsamochodzienieczućjużperfum,więctoniedlategoopuściłatęszybę.

***

–Przywozisztuwszystkieswojedziewczyny?–pyta.

Przezdłuższąchwilęzastanawiamsięnadodpowiedzią.

– Właściwie tak – mówię w końcu, przypominając sobie, gdzie kończyły się

wszystkiemojerandki.–Kiedyśjednątakąwpołowierandkimusiałemzawieźćdo

domu,bozłapałagrypężołądkową.Tochybajedynyprzypadek,gdynieprzywiozłem

tutajdziewczyny.

Wbijaobcasywziemięiprzestajesięhuśtać.Odwracasięipatrzynamnie.

–Serio?Nieprzywiozłeśtutylkojednejdziewczyny?

Wzruszamramionami,apotempotakuję.

–Tak.Ależadnaprzedtobąniebawiłasięnatymplacuzabaw.Zwyklerobiliśmy

innerzeczy.

Jesteśmytupółgodziny,ajużzdążyłazaliczyćdrabinki,karuzelęihuśtawkę,na

której musiałem ją bujać przez ostatnie dziesięć minut. Nie skarżę się jednak. Jest

fajnie.Naprawdęfajnie.

–Uprawiałeśtutajseks?–pyta.

Niejestempewien,jakzareagowaćnatopytanie.

Poza sobą nie znam nikogo, kto byłby równie bezpośredni jak ona. Zaczynam

współczuć ludziom, którzy mieli ze mną do czynienia. Rozglądam się po parku, po

czympokazujęnadrewnianąbudowlę.

–Widzisztenzamek?

Odwracagłowę.

–Bzykałeśsięwnim?

Wsuwamdłoniedotylnychkieszenidżinsów.

background image

–Tak.

Schodzizhuśtawkiiruszawtamtymkierunku.

–Corobisz?–pytam.Niewiem,dlaczegotamidzie,alejestemprawiepewien,że

niepoto,byuprawiaćsekswtymsamymmiejscu,wktórymrobiłemtozValdwa

tygodnietemu.

Amożejednak?

Jezu,mamnadzieję,żenie.

–Chcęzobaczyćmiejsce,gdziesiębzykałeś–wyjaśniarzeczowo.–Pokażmije.

Tadziewczynastraszniemimąciwgłowie.Najdziwniejszejednakjestto,żemi

siętopodoba.Podbiegamdoniejiobojepodchodzimydozamku.Patrzynamniez

wyczekiwaniem,więcpokazujęnawejście.

–Tam–mówię.

Zaglądadośrodka,poczymcofasięipatrzynamnie.

–Musiałobyćwamstrasznieniewygodnie.

–Zgadzasię.

Parskaśmiechem.

–Obiecujesz,żeniebędzieszmnieosądzał,jeślicicośpowiem?

Przewracamoczami.

–Osądzanieinnychleżywnaturzeczłowieka.

Wciągapowietrze,apotemjewypuszcza.

–Bzykałamsięzsześciomachłopakami.

–Jednocześnie?–pytam.

Klepiemnieporamieniu.

– Przestań. Usiłuję być z tobą szczera. Mam zaledwie osiemnaście lat, a

dziewictwo straciłam, kiedy miałam szesnaście. Do tego przez jakiś rok

zachowywałam wstrzemięźliwość. Jeśli to wszystko zsumujesz, okaże się, że tych

sześciu chłopaków zaliczyłam w ciągu piętnastu miesięcy. Czyli co dwa i pół

miesiącamiałamnowego.Alezemniedziwka,co?

–Dlaczegoprzezrokzachowywałaśwstrzemięźliwość?

Przewraca oczami i mija mnie. Idę za nią. Znów siada na huśtawce. Zajmuję

background image

miejscenasąsiedniejiodwracamsiędoniej,onajednakpatrzyprzedsiebie.

–Dlaczegoprzezroknieuprawiałaśseksu?–Nieustępuję.–Żadenzchłopaków

weWłoszechniewpadłciwoko?

Niewidzęjejtwarzy,alezjejmowyciaławynika,żetrafiłemwdziesiątkę.

–ByłtakijedenchłopiecweWłoszech–przyznajecichymgłosem.–Niechcęo

nim gadać. Ale masz rację, to z jego powodu nie uprawiałam przez rok seksu. –

Patrzy na mnie. – Wiem, że mam nie najlepszą reputację, i wiem też, że właśnie

dlategomnietutajzabrałeś,aleniejestemjużtakajakkiedyś.

– Jedyna rzecz, na jaką miałem nadzieję, to pocałunek na dobranoc na twoim

ganku–mówię.–Noimożeprzypadkowedotknięciepiersi.

Tymrazemsięnieśmieje.Zaczynamżałować,żejątutajprzywiozłem.

–Six,niezabrałemciętutajdlatego,żenacośliczyłem.Toprawda,przywoziłem

tu wcześniej dziewczyny, ale tylko dlatego, że mieszkam po drugiej stronie ulicy i

częstobywamwtymparku.Zgoda,możeichciałemmiećtrochęprywatności,kiedy

będziemy się miziać, ale głównie chodziło mi o to, żeby się już zamknęły i mnie

całowały, bo inaczej działały mi na nerwy. Ciebie jednak przywiozłem tutaj, bo nie

byłem jeszcze gotowy, żeby zaprosić cię do domu. I tak bardzo lubię z tobą

rozmawiać,żenawetniejestempewien,czychcęsięztobącałować.

Zamykam oczy, żałując, że musiałem to wszystko powiedzieć. Wiem, że

dziewczyny lubią chłopaków, którzy udają obojętnych dupków. Sam też jestem w

tym niezły, jednak z Six jest inaczej. Przy niej jestem wrażliwy, ciekawy jej życia i

pełennadziei.

–Wktórymdomumieszkasz?–pyta.

–Wtamtym–odpowiadam,pokazującbudynek,wktórymświecąsięświatław

salonie.

–Naprawdę?–pyta,sprawiającwrażenieszczerzezainteresowanej.–Mieszkasz

tamzrodziną?

Kiwamgłową.

–Tak,aleniepoznaszjej.Towrednikłamcyijużimzapowiedziałem,żenigdy

cięimnieprzedstawię.

background image

–Zapowiedziałeśim,żenigdymnieimnieprzedstawisz?–powtarza,patrzącna

mnie.–Toznaczy,żeimomniemówiłeś?

–Tak,wspominałemimotobie.

Uśmiechasię.

–Agdziejesttwójpokój?

– Pierwsze okno po lewej. Okno Baryłki jest po prawej. Tam, gdzie się pali

światło.

Wstaje.

–Maszotwarteokno?Chciałabymzobaczyćtwójpokój.

Jezu,aleonawścibska.

–Niechcę,żebyśgoterazwidziała.Mamstrasznybałagan.

Ruszawkierunkumojegodomu.

–Itaktampójdę.

Odchylamgłowędotyłuijęczę,poczymwstajęzhuśtawkiiruszamzanią.

– Jesteś niemożliwa – mówię, kiedy dochodzimy do mojego okna. Przykłada

dłonie do szyby i pcha ją. Okno nie ustępuje. Odsuwam ją na bok i sam próbuję.

Udajesię.

–Nigdyjeszczeniezakradałemsiędowłasnegopokoju–przyznaję.–Zdarzało

misięwychodzićzniegoprzezokno,alenigdyprzeznieniewchodziłem.

Siada na parapecie. Łapię ją w talii i pomagam dostać się do środka. Idę w jej

ślady,poczympodchodzędokomodyiwłączamlampkę.Rozglądamsiępopokoju,

żebysięupewnić,żeniemawnimnic,czegoniepowinnazobaczyć.Wkopujęmajtki

podłóżko.

– I tak je widziałam – szepcze. Podchodzi do łóżka i naciska dłońmi materac, a

potem przypatruje się uważnie pokojowi, usiłując dowiedzieć się jak najwięcej o

mnie.

Dziwniesięczuję,jakbymbyłobnażony.

–Podobamisiętutaj–mówi.

–Pokójjakpokój.

Potrząsaprzeczącogłową.

background image

– Nieprawda. W końcu to tutaj mieszkasz. Tutaj śpisz. Tutaj przeżywasz

najintymniejszechwileswojegożycia.Tocoświęcejniżzwykłypokój.

– W tym momencie raczej trudno mówić o jakiejkolwiek intymności. –

Przyglądamsię,jakdotykamoichrzeczy.Odwracasiędomnie.

–Któraztychrzeczyskrywatwójnajwiększysekret?

Śmiejęsiępodnosem.

–Niepowiem.

Przekrzywiagłowę.

–Więcmiałamrację.Maszsekrety.

–Nigdynietwierdziłem,żeichniemam.

–Zdradźchociażjeden–prosi.

Zdradzę wszystkie, jeśli dalej będzie tak na mnie patrzeć. Jest po prostu

zachwycająca. Wolnym krokiem podchodzę do niej. Przełyka ślinę. Zatrzymuję się

tużprzednią,apotempokazujęgłowąmaterac.

–Nigdyniecałowałemsięzdziewczynąnatymłóżku–szepczę.

Patrzynamaterac,potemprzenosiwzroknamnie.

–Chybaniemyślisz,żeuwierzę,żenigdyniebyłeśtuzdziewczyną.

–Tegonietwierdzę–odpowiadamześmiechem.–Powiedziałemtylko,żenigdy

sięzżadnąniecałowałemnatymłóżku.Adlatego,żejestnowe.Starzykupilimije

wzeszłymtygodniu.

Patrzynamnieterazjakośinaczejioddychaciężko.Podobajejsię,żejestemtak

blisko,atakżesugestiakryjącasięzamoimisłowami.

–Chceszpowiedzieć,żemaszochotępocałowaćmnienatymłóżku?–upewnia

się.

Pochylamsięiszepczęjejdoucha:

–Chceszpowiedzieć,żeminatopozwolisz?

Wciąga gwałtownie powietrze. Cieszę się, że oboje to czujemy. Strasznie mi

zależy na tym, żeby ją pocałować na tym cholernym łóżku. Zresztą to nie musi się

stać akurat na nim. Do diabła, nic mnie ono nie obchodzi. Po prostu chcę ją

pocałować. Wszystko jedno, gdzie to się stanie. Zrobię to tam, gdzie mi na to

background image

pozwoli.

Kładę ręce na jej biodrach i przyciągam ją do siebie. Ściska dłońmi moje

przedramiona i oddycha gwałtownie. Wpijam się palcami w jej biodra i przybliżam

policzek do jej policzka. Ustami wciąż muskam jej ucho i zamykam oczy,

rozkoszującsiętąchwilą.

Uwielbiamjejzapach.Uwielbiamjejdotyk.Ichociażjeszczetaknaprawdęjejnie

pocałowałem,uwielbiamjużjejpocałunki.

–Danielu...–szepcze,owiewającciepłymoddechemmojeramię.–Możeszmnie

odwieźćdodomu?

Krzywię się, zastanawiając się, co zrobiłem nie tak. Stoję nieruchomo przez

dłuższąchwilę.Jejbliskośćsprawia,żeniemogęsięruszyć.

–Tonietwojawina–mówiuspokajająco.–Poprostumuszęjużjechaćdodomu.

Jejgłosjesttakcichyimiły,żenagleogarniamnienienawiśćdowszystkichjej

byłychfacetów,którzynigdynieodkrylitejstronyjejosobowości.

Jeszczejejniepuszczam.Odwracamgłowęidotykamczołemjejskroni.

–Kochałaśgo?–pytamioczywiścieczarpryska.

–Kogo?

– Tego chłopaka we Włoszech – wyjaśniam. – Tego, który cię skrzywdził.

Kochałaśgo?

Opiera czoło na moim ramieniu. Właściwie znam już odpowiedź. Mam jednak

więcej pytań. Chcę zapytać o to, czy nadal go kocha. I czy wciąż są razem. Czy

utrzymująkontakt.

Nicjednakniemówię,ponieważczuję,żegdybytakbyło,niestałabyterazprzy

mniewtympokoju.Kładęrękęztyłujejgłowyicałujęjejwłosy.

–Chodźmy–szepczę.

***

– Dzięki, że postawiłeś mi kolację – mówi, kiedy stajemy przed drzwiami jej

domu.

background image

– Nie miałem wyjścia. Wyszłaś z domu bez grosza, a potem podsunęłaś mi pod

nosrachunek.

Śmiejesięiprzekręcakluczwzamku.Nieotwierajednakdrzwi.Odwracasiędo

mnie i unosi wzrok. Spogląda na mnie zza tak długich i gęstych rzęs, że z trudem

powstrzymujęsięodichdotknięcia.

Pocałunek przy kolacji był całkowicie spontaniczny, ale wydawało mi się, że

dziękiniemuterazbędziełatwiej.

Niejest.

Czujęponimjeszczewiększąochotę,byznówjąpocałować.Pragnętegobardziej

niż przedtem, wręcz boję się, że pragnę tego za mocno. Pochylam się nad jej

rozwartymiustami.

–Mamnadzieję,żetymrazemużyjeszjęzyka–szepcze.

Zaciskam powieki i odsuwam się o krok. Jej słowa działają na mnie jak zimny

prysznic.Pocieramdłońmitwarzijęczę.

– Cholera, Six. Już przy tamtym pocałunku poczułem, że jestem w tym kiepski.

Terazjeszczepogorszyłaśwszystkoswoimioczekiwaniami.

Uśmiechasiędomnie.

– Oczywiście, że mam oczekiwania – odpowiada. – Oczekuję, że to będzie

najcudowniejszarzecz,jakiejzaznałamwżyciu,więclepiejsiępostaraj.

Wzdycham, zastanawiając się, czy ta chwila jest jeszcze do uratowania. Chyba

nie.

–Niepocałujęcięteraz.

Kiwagłową.

–Awłaśnieżepocałujesz.

Krzyżujęręcenapiersiach.

–Nie,niepocałuję.Przezciebiemamtremę.

Podchodzidomnieiodciągamojeręceodpiersi.

– Danielu, jesteś mi to winien. Za to, że kazałeś mi się całować w zatłoczonej

restauracjiobokzasranejpieluchy.

–Wcaleniebyłazatłoczona–protestuję.

background image

Przeszywamniegniewnymspojrzeniem.

–Przyłóżręcedomojejtwarzy,popchnijmnienadrzwiiwłóżmijęzykdoust!I

tojuż!

Zanimmaszansęobrócićtowżart,spełniamjejżądanie.Dziejesiętotakszybko,

żewciągagwałtowniepowietrzezzaskoczenia,otwierającprzytymustaszerzej,niż

zapewne chciała. Gdy tylko nasze języki się stykają, chwyta mnie za koszulkę i

przyciągadosiebie.Przechylamgłowęicałujęjązachłannie.Chcę,żebyzaznałajak

najprzyjemniejszychwrażeń.

Tym razem nie mam problemu z przypomnieniem sobie, jak to się robi.

Problememjestraczejprzypomnieniesobie,cosięrobi,żebyniecozwolnić.Ciągnie

mnie teraz za włosy i jeśli zajęczy jeszcze raz, boję się, że zaciągnę ją na tylne

siedzenieswojegosamochoduiwszystkozepsuję.

Nie mogę tego zrobić. Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Bardzo lubię tę

dziewczynę,atodopieronaszapierwszarandkaimyślęjużonastępnej.Kładędłonie

naścianiezajejgłowąiodpychamsięodniej.

Obojeciężkodyszymy.

Nigdy jeszcze zwykły pocałunek nie wywołał u mnie takiej reakcji. Six ma

zamknięte oczy. Podoba mi się, że ich nie otworzyła, kiedy skończyłem ją całować.

Cieszęsię,żepodobniejakjachcesięjaknajdłużejdelektowaćtąchwilą.

–Daniel...–szepcze.

Przywieramczołemdojejczołaidotykamdłoniąjejpoliczka.

–Dziękitobiepolubięswojeimię.

Otwieraoczy.Patrzęnanią,wciążmuskającpalcamijejpoliczek.

Spogląda na mnie tak samo jak ja na nią. Zupełnie jakbyśmy nie dowierzali

własnemuszczęściu.

–Lepiej,żebyśnieokazałsiętotalnymdupkiem–szepcze.

–Lepiej,żebyśskończyłaztymkolesiemzWłoch–odpowiadam.

Kiwagłową.

–Skończyłam–mówi,choćjejspojrzeniezdajesiętemuzaprzeczać.Niechcęsię

jednakwtozagłębiać.Narazieniematoznaczenia.Liczysiętylkoto,żejesttuze

background image

mną.Icieszysięztegopowodu.Aprzynajmniejtakmisięzdaje.

– Lepiej, żebyś nie wrócił do dziewczyny, która wczoraj złamała ci serce –

dodaje.

Potrząsamgłową.

–Nigdywżyciu.Niepotymwszystkim,conasspotkało.Niepopoznaniuciebie.

Chybajejulżyło.

– To straszne – szepcze. – Nigdy dotąd nie miałam chłopaka. Nie wiem, jak się

zachować. Czy nie za szybko chcemy się mieć na wyłączność? Czy jeszcze przez

kilkarandekniepowinniśmyudawaćbrakuzainteresowania?

JezuChryste.

Nigdy jeszcze nie kręciła mnie zaborcza dziewczyna. Wręcz przeciwnie. Każde

zdanie,którewypowiada,zadajekłamtemu,comyślałemosobie.

–Nieinteresujemnieudawaniebrakuzainteresowania–mówię.–Mamnadzieję,

że chcesz być moją dziewczyną choć w połowie tak bardzo, jak ja tego chcę. Bo

naprawdęjestembliskiuklęknięciaprzedtobąibłaganiacięoto,żebyśniązostała.

Mrużyoczy.

–Onie,żadnegobłagania.Tomipachniedesperacją.

– To przez ciebie taki jestem – odpowiadam i ponownie przyciskam usta do jej

warg.Mamwielkąochotęznówchwycićjejtwarzwdłonieiprzycisnąćjądościany,

odsuwam się jednak od niej i patrzymy sobie w oczy. Robimy to tak długo, że

zaczynam się martwić, czy nie rzuciła na mnie jakiegoś zaklęcia. Jeszcze nigdy nie

chciałempoprostupatrzećnadziewczynę,nierobiącnicwięcej.Samopatrzeniena

niąsprawia,żeserceomałoniewyskakujemizpiersi.Todziwne,boprzecieżledwo

sięznamyidopierocozaczęliśmyzesobąchodzić.

–Jesteśczarownicą?–pytam.

Śmiejesięwodpowiedziinaglenicjużmnienieobchodzi,czyjestczarownicą,

czy nie jest. Jeśli rzuciła na mnie jakieś zaklęcie, mam nadzieję, że nigdy go nie

zdejmie.

– Nie mam pojęcia, kim jesteś, a nagle zostajesz moją dziewczyną. Coś ty, do

diabła,zemnązrobiła?

background image

Unosiręcewobronnymgeście.

– To nie moja wina. Przeżyłam osiemnaście lat, wyrzekając się chodzenia z

chłopakami,iotonaglepojawiaszsięty,ztąswojąniewyparzonągębąistraszliwie

nieporadnymi pierwszymi pocałunkami, i momentalnie jestem twoja. Ale ze mnie

hipokrytka.

–Nawetnieznamtwojegonumerutelefonu–mówię.

–Ajanawetniewiem,kiedymaszurodziny.

–Jesteśnajgorsządziewczyną,zjakąkiedykolwiekchodziłem.

Sixwybuchaśmiechem,ajaznówjącałuję.Mamnatoochotęzakażdymrazem,

gdy się śmieje, a śmieje się cholernie często. I przez to muszę ją cholernie często

całować. Jezu, mam nadzieję, że nie roześmieje się w obecności Sky albo Holdera.

Strasznietrudnobyłobymisiępowstrzymać.

–LepiejniemówonasSky.Niechcę,żebyHolderjużsiędowiedział.

–Acozeszkołą?Wracamtamjutro.Niesądzisz,żesięwyda?

–Możemyudawać,żesięnienawidzimy.Będzieniezłazabawa.

Unosigłowęicałujemnielekkowusta.

–Alejakcisięudatrzymaćręceprzysobie?

Obejmujęjąwtalii.

–Nieudasię.Poprostubędęciędotykał,kiedyniktniebędziepatrzył.

–Tonaprawdęmożebyćzabawne–szepcze.

Uśmiechamsięiprzyciągamjądosiebie.

–Cholerniezabawne.

Całujęjąporazostatni,poczymotwieramdrzwi.

–Dojutra.

Przystajewprogu.

–Dojutra.

Odwracasię,chcącodejść,alechwytamjązanadgarstekiprzyciągamdosiebie.

Obejmujęją,pochylamsięicałuję.

–Zapomniałemoprzypadkowymdotknięciupiersi.

background image

Muskamjejpierśpalcami,poczymraptowniesięodsuwam.

–O,przepraszam.

Zakrywa ręką usta, żeby stłumić śmiech, i wchodzi do domu. Kiedy zamyka

drzwi,padamnakolana,apotemnaplecy.Gapięsięwdachgankuizastanawiamsię,

co,dodiabła,zemnąsięstało.

DrzwipowolisięotwierająipojawiasięwnichSix.Patrzynamniejaknaidiotę.

– Po prostu muszę się pozbierać – wyjaśniam z uśmiechem. Nawet nie próbuję

zaprzeczać,jakwielkienamniezrobiławrażenie.Mrugadomnieporozumiewawczo

ipowolizamykadrzwi.

– Six, zaczekaj! – krzyczę, zrywając się na równe nogi. Przytrzymuję drzwi i

nachylamsiędoniej.

–Wiem,żedopierocozkimśzerwałem,dlategochcęcięzapewnić,żeniejesteś

dlamniepocieszeniemponieudanymzwiązku.Wieszotym,prawda?

Kiwagłową.

–Wiem–odpowiada.–Tyteżnie.

Wracadodomuizamykazasobądrzwi.

Jezu...

Pieprzonyanioł.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁTRZECI

–Idziemy!–mówięjejpiątyraz.

Bierzeplecakizjękiempodnosisięzkrzesła.

–Cosięztobądzieje?Nigdycisiętakniespieszyłodoszkoły.

Dopijasokpomarańczowy,podczasgdyjastojęwdrzwiachiczekam.Wkońcu

wychodzi,ajaruszamzanią.

Wsamochodziewrzucamwsteczny,jeszczezanimzamknęładrzwi.

–Cosiętakspieszysz?–pyta.

–Wcalesięniespieszę–odpowiadam.–Totysiędziśstrasznieguzdrałaś.

Nie chcę, żeby wiedziała, jaki jestem żałosny. Tak żałosny, że już od dwóch

godzinniespałem,czekając,ażbędziemymogliwyjść.Wsumieniewiem,czemutak

sięspieszę.Jeśliniebędziemymielirazemżadnejlekcji,pewniezobaczęSixdopiero

podczasprzerwyobiadowej.

Niemyślęotym.Mamnadzieję,żejednakspotkamysięnajakiejślekcji.

–Jakwczorajszarandka?–pytaBaryłka,zapinającpas.

–Dobrze–odpowiadam.

–Całowaliściesię?

–Tak.

–Lubiszją?

–Tak.

–Jakjejnaimię?

–Six.

–Pytamoto,jakjejnaprawdęnaimię.

–Six.

–Niechodzimioksywkę,którąjejnadałeś.Jaknazywająjąwszyscyinni?

Patrzęnanią.

background image

–Six.NazywająjąSix.

Baryłkamarszczynos.

–Dziwaczne.

–Pasujedoniej.

–Kochaszją?

–Nie.

–Achciałbyśjąpokochać?

–Ta...

Chwileczkę.

Naprawdętegochcę?

Nie wiem. Może. Tak? Cholera, nie wiem. Zaledwie dwa dni temu zerwałem z

dziewczyną,ajużrozważammożliwośćzakochaniasięwinnej?

Cóż, właściwie to chyba nigdy tak naprawdę nie kochałem Val. Czasami

wydawało mi się, że tak, ale myślę, że jeśli ktoś naprawdę kogoś kocha, to bez

żadnychzastrzeżeń.AzValzpewnościątakniebyło.Zawszemiałemjakieśale.Do

diabła,zacząłemzniąkręcićtylkodlatego,żewziąłemjązaswojegoKopciuszka.

Po tym, co zaszło w schowku na szczotki, myślałem tylko o niej. Szukałem jej

wszędzie, chociaż nie miałem pojęcia, jak wygląda. Wydawało mi się, że ma jasne

włosy, ale było ciemno, więc mogłem się mylić. Wsłuchiwałem się w głosy

dziewczyn, które mijałem, żeby się przekonać, czy któryś nie brzmi jak jej głos.

Problem w tym, że wszystkie tak brzmiały. Trudno sobie przypomnieć czyjś głos,

jeślinieidzieonwparzeztwarzą.Skończyłosięnatym,żekażdadziewczyna,zjaką

rozmawiałem,podpewnymiwzględamimijąprzypominała.

Jeśli chodzi o Val, to wmówiłem sobie, że to ona jest moim Kopciuszkiem.

Pewnego dnia minąłem ją w korytarzu. Widywałem ją już przedtem, jednak nie

brałemjejpoduwagę,ponieważwydawałomisię,żetrochęzabardzozadzieranosa.

Tamtegodnianiechcącytrąciłemjąwramię,boakuratzagadałemsięzkumplem.

–Uważaj,dzieciaku!–zawołałazamną.

Zamarłem. Usłyszawszy to słowo, byłem święcie przekonany, że to musi być

dziewczyna ze schowka. Kiedy w końcu zebrałem się na odwagę i odwróciłem się,

background image

oniemiałemzwrażenia.Byłapiękna.Całyczasmiałemnadzieję,żemójKopciuszek

misięspodoba.JednakurodaValbiłanagłowęmojefantazje.

Podszedłem do niej i poprosiłem, żeby powtórzyła to, co powiedziała. Była

zaskoczona, jednak spełniła moją prośbę. Ledwo tylko wypowiedziała ponownie te

słowa,przyciągnąłemjądosiebieipocałowałem.Ijużwiedziałem,żeniejestmoim

Kopciuszkiem. Miała zupełnie inne usta. Nie to, że gorsze, po prostu inne. Kiedy

zdałemsobieztegosprawę,wściekłemsięnasiebie,żewciążnieodpuszczam.Nigdy

nieznajdętejdziewczyny,więcniemacotegorozpamiętywać.ApozatymValbyła

naprawdę niezła. Jeszcze tego samego dnia zaprosiłem ją na randkę i tak zaczął się

naszzwiązek.

–Minąłeśmojąszkołę–mówiBaryłka.

Wciskamhamulec,apotemwrzucamwstecznyipodjeżdżampodszkołę.Baryłka

spoglądaprzezszybęiwzdycha.

–Jesteśmytakwcześnie,żejeszczenikogoniema.

–Nieprawda–protestujęipokazujęnasamochódzatrzymującysięnaparkingu.–

Ktośwłaśnieprzyjechał.

Potrząsagłową.

–Tonaszwoźny.Przyjechałamdoszkoływcześniejodpieprzonegowoźnego.

Wysiada,poczymodwracasięizaglądadosamochodu.

– Czy przyjedziesz tu po mnie też godzinę wcześniej? Nie przestawiłeś się

przypadkiemnainnyczas?

Trzaskadrzwiami,ajawciskamgazdodechyijadędoswojejszkoły.

***

Niewiem,jakimsamochodemjeździSix,więczatrzymujęsięnaswoimzwykłym

miejscu i czekam. Jest tu już kilka wozów, w tym auta Sky i Holdera, ale wiem, że

właśniebiegająnabieżni,takjakkażdegoranka.

Nie wierzę, że nie wiem, jakim samochodem jeździ Six. Wciąż też nie znam jej

numeru telefonu. Ani daty urodzin. Ani ulubionego koloru. Nie wiem, kim chce

background image

zostać, gdy dorośnie, ani dlaczego, do cholery, wyjechała na wymianę zagraniczną

akuratdoWłoch,anijakieimionanosząjejrodzice,aniconajbardziejlubijeść.

Dłonie mi się spociły, więc wycieram je o dżinsy, po czym zaciskam palce na

kierownicy.Ajeśliwkurzawszystkichwokół?Albojestćpunką?Albo...

–Cześć.

Jejgłoswyrywamniezzamyśleniaizarazemuspokaja.Kiedysiadaobokmnie,

mojenieuzasadnioneobawyustępująmiejscaniekłamanejuldze.

–Cześć.

Zamykadrzwi,podkurczanogiiodwracasiętwarządomnie.Boskopachnie.To

niejestzapachperfum,topoprostujejnaturalnyzapach.Owocowy.

–Miałeśjużatakpaniki?–pyta.Patrzęnaniązaskoczony.–Jamiałamdziśrano

– kontynuuje, nie czekając na moją odpowiedź. Rozgląda się wokół, jakby bała się

spojrzećmiwoczy.–Niemogęprzestaćmyśleć,żestraszniznasidioci.Możetylko

namsięwydawało,żetylenasłączy,itenwieczórwcaleniebyłażtakfajny.Przecież

wogólecięnieznam.Niewiem,kiedyobchodziszurodziny,jakmasznadrugieimię,

jak ma naprawdę na imię Baryłka, czy masz jakieś zwierzęta, co chcesz studiować.

Wiem, że na razie nie łączy nas nic poważnego, w końcu ani się ze sobą nie

chajtnęliśmy,aninawet nieuprawialiśmyseksu, alemusiszzrozumieć, żenigdynie

kusiłomnie,żebymiećchłopaka,ichybadalejniejestemtymzainteresowana,ale...–

W końcu patrzy mi w oczy. – Ale jesteś naprawdę zabawny, a ostatni rok był

najgorszymrokiemmojegożyciaidobrzesięczujęwtwoimtowarzystwie.Ichociaż

małocięznam,to,cojużwiem,bardzomisiępodoba.–Opieragłowęnazagłówkui

wzdycha.–Adotegojesteśfajny.Naprawdęfajny.Ilubięnaciebiepatrzeć.

Siadambokiem,naśladującjejpozycję,irównieżopieramgłowęnazagłówku.

–Skończyłaś?–pytam.

Potakuje.

– Miałem atak paniki, zanim wsiadłaś do samochodu. Ale gdy tylko otworzyłaś

drzwiiusłyszałemtwójgłos,momentalnieminął.Jużmilepiej.

Uśmiechasiędomnie.

–Cieszęsię.

background image

Odwzajemniamuśmiechiprzezdłuższąchwilępoprostupatrzymysobiewoczy.

Chcę ją pocałować, ale nie mam też nic przeciwko temu, żeby tylko na nią patrzeć.

Wziąłbymjązarękę,gdybynieto,żewłaśniesuniepalcamiposzwienasiedzeniu.

Podobamisiętengest.

–Czasnamnie.Muszęzapisaćsięnazajęcia–mówi.

–Pamiętajtylko,abywybraćdrugąprzerwęobiadową.–Kiwagłową.–Jużnie

mogęsiędoczekać,żebyzacząćudawać,żecięnienawidzę.

–Janiemogęsiędoczekać,żebyzacząćudawać,żecięnienawidzębardziejniżty

mnie.

Widząc, że zbiera się do odejścia, pochylam się i przyciągam ją do siebie. A

potem całuję ją na dzień dobry i do widzenia. Kiedy się odsuwam, widzę ponad jej

ramieniemSkyiHolderaidącychwkierunkuparkingu.

–Ocholera!–Zmuszamjądopochyleniagłowy.–Idątutaj.

– Kurde – szepcze i zaczyna nucić temat z Mission Impossible. Wybucham

śmiechem. Również pochylam głowę, ale dochodzę do wniosku, że jeśli dojdą do

mojegosamochodu,itaknaszobaczą.

–Wysiądę,żebytuniepodeszli.

–Świetnie–odpowiada.–Właśniewalnąłeśmniewgłowę.

Pochylamsięicałujęjąwkark.

–Przepraszam.Narazie.Niezapomnijzamknąćsamochodu.

Otwieram drzwi w tej samej chwili, gdy Holder i Sky zaczynają iść w moją

stronę.Wychodzęimnaprzeciw.

–Udanaprzebieżka?–pytam.

Obojetylkokiwajągłowami,ciężkodysząc.

– Muszę się przebrać – mówi Sky, pokazując na swój samochód. – Przynieść ci

rzeczy?

Holderkiwagłową.Dziewczynaodchodzi,aonprzenosiwzroknamnie.

– Co się stało, że już jesteś? – pyta. Sądząc z tonu jego głosu, o nic mnie nie

podejrzewa.Muszęsięjednakmiećnabaczności.

–Baryłkamusiałabyćdzisiajwcześniejwszkole–odpowiadam.

background image

Kiwagłową,poczymrąbkiemkoszulkiocierapotzczoła.

–Będzieszwieczorem?

Zastanawiamsięnadtympytaniem,alezacholeręniemogęsobieprzypomnieć,

cotakiegowydarzysiędzisiajwieczorem,żewymagatomojejobecności.

–Wieszwogóle,oczymmówię?

Potrząsamgłową.

–Niemampojęcia–przyznaję.

– Kolacja z okazji powrotu najlepszej przyjaciółki Sky. Karen zaprosiła na nią

ciebieiVal.

Trzebabyłotakodrazu.

–Pewnie,żebędę.AlebezVal.Zerwaliśmy,pamiętasz?

– Pamiętam, lecz do kolacji zostało jeszcze dziesięć godzin. Do tego czasu

możeszznówjąpokochać.

WracaSkyipodajeHolderowiplecak.

–Daniel,widziałeśSix?–pyta.

–Nie–rzucampospiesznie.

Patrzywkierunkuszkoły,niezwracającuwaginamojezmieszanie.

– Pewnie właśnie się zapisuje na zajęcia. – Odwraca się do Holdera. – Idę jej

poszukać.

Całujegowpoliczek,Holderjednaknieodrywawzrokuodemnie.

Imrużyprzytymoczy.

Niedobrze.

Ruszam w kierunku szkoły, jednak dłoń Holdera ląduje na moim ramieniu.

Zatrzymujęsięiodwracamdoniego.Minęmaponurą.

–Daniel?

Unoszębrwi.

–Holder?

–Cotyknujesz?

–Niewiem,oczymmówisz–odpowiadamzniewinnąminą.

background image

–Doskonalewiesz.Kiedykłamiesz,niepatrzyszprostowoczy.

Zastanawiamsięnadtymchwilę.Czytoprawda?Cholera,chybatak.

Wzdycham ciężko i robię, co mogę, żeby wyglądać, jakbym chciał mu coś

wyznać.

– No dobra – wzdycham, kopiąc kamyk. – Przed chwilą stukałem się z Val. W

moim samochodzie. Nie chciałem nic mówić, bo ty i Sky cieszyliście się, że

zerwaliśmy.

Holderoddychazulgąipotrząsagłową.

– Stary, nic mnie nie obchodzi, z kim się umawiasz. Przecież wiesz. – Rusza w

kierunku szkoły, więc idę za nim. – Z wyjątkiem Six – dodaje. – Na nią masz

szlaban.

Tesłowamrożąmikrewwżyłach.

–WcaleniemamochotyumawiaćsięzSix–mówię.–Jestdlamniezabrzydka.

Holder zatrzymuje się i odwraca do mnie. Unosi palec, jakby zamierzał dać mi

wykład.

–Niepozwolęteż,żebyśjąobrażał.

Jezu, utrzymywanie naszego związku w tajemnicy wcale nie będzie takie

zabawne,jakmisięwydawało.

–Zeromiłości,zeronienawiści,zeropieprzeniaizerochodzenia.Załapałem.Coś

jeszcze?

Holderzastanawiasięchwilę,poczymopuszczarękę.

–Nie.Towystarczy.Widzimysięwstołówce.

Odwraca się i odchodzi. Patrzę na parking. Six wysiada z mojego samochodu.

Machadomnie.Robiętosamo,poczymodwracamsięiwchodzędoszkoły.

***

Idęztacądonaszegostołuicieszęsięwduchu,widząc,żejedynewolnemiejsce

jestobokSix.Zerkanamnieprzelotniebłyszczącymioczami.

Stawiam tacę na stole i siadam naprzeciwko Holdera, po czym przysłuchuję się

background image

trwającejwłaśnierozmowie.

DotyczyonakolacjiuSky.Codomnie,topodejrzewam,żeprzedimprezązjem

cośwdomu.Karennieznasięnagotowaniu.Jestweganką,więcniemacoliczyćna

mięsowjejdomu.Jaksięjednakokazuje,nietegowieczoru.

–Będziemięcho?–pytam.

Skykiwagłową.

–Tak.Jackwziąłnasiebiegotowanie,więcniepowinnobyćźle.Ajaupiekłam

tortczekoladowy.

Sięgam po sól, chociaż wcale jej nie potrzebuję. Dzięki temu jednak mogę

nachylićsiędoSix.

–Jaktamszkoła?–pytam.

Wzruszaramionami.

–Ujdzie.

–Pokażmiswójplan.

Mruży oczy, jakbym robił coś złego. Patrzę na nią uspokajająco. Bez przesady,

przecieżniktniezabraniałmirozmawianiaznią.

–Mamnadzieję,żenieokażesię,żeniemamyrazemżadnychlekcji–mówiSky.

–Zkimmaszhistorię?

Wyjmuje z kieszeni plan. Przyglądam mu się, ale wygląda zupełnie inaczej niż

mój.

–ZCarsonem–odpowiadamnajejpytanie.Oddajęjejplanilekkokręcęgłową

na znak, że rzeczywiście nie mamy wspólnie żadnych zajęć. Sprawia wrażenie

zawiedzionej,aleniekomentujetego.

–Dobrzemówiszpowłosku?–pytająBreckin.

– Niezbyt. Lepiej radzę sobie z hiszpańskim niż z włoskim. Wybrałam Włochy

dlatego,żebyłomnienaniestaćiwolałamspędzićpółrokutamniżwMeksyku.

–Dobrywybór–chwalijąBreckin.–Włosisąprzystojniejsi.

Sixpotakuje.

–Otak...–wzdychazrozmarzonąminą.

Nagle tracę apetyt i rzucam widelec na talerz. Rozlega się głośny brzęk, więc

background image

oczywiściewszyscyterazgapiąsięnamnie.Robisięcichoidziwnie,więcmówięto,

coakuratprzychodzimidogłowy:

–Włosisązabardzokudłaci.

Sky i Breckin wybuchają śmiechem, jednak Six zaciska wargi i wbija wzrok w

swójtalerz.

Jezu,cojanarobiłem.

NaszczęściedonaszegostołupodchodziValiodwracauwagęodemnie.

Chwila,moment.Pomyślałem„naszczęście”?Chybamniepogięło.

–Możemypogadać?–pyta,piorunującmniewzrokiem.

–Amaminnewyjście?

–Czekamwkorytarzu–rzucaiodwracasięnapięcie,poczymruszawkierunku

drzwi.

–Wyświadcznamwszystkimprzysługęizobacz,czegochce–mówiSky.–Jeśli

tamniepójdziesz,gotowatuwrócić.

–Prosimy–dodajeBreckin.

Patrzęnanichizastanawiamsię,czyzawszetakreagowalinaValitylkojatego

niezauważałem,bobyłemzaślepiony.

–DlaczegowszyscynaTessęMaynardmówiąVal?–pytazmieszanaSix.

Breckinpokazujepalcemnadrzwistołówki.

–BoTessatowłaśnieVal.Jeślijeszczetegoniezauważyłaś,Danielnienazywa

nikogojegoprawdziwymimieniem.

Sixwydmuchujepowietrze,apotempatrzynamniezobrzydzeniem.

–TwojadziewczynatoTessaMaynard?BzykaszsięzTessąMaynard?

– To moja była dziewczyna i już się z nią nie bzykam – prostuję. – Ale tak,

chodziliśmy ze sobą. Pewnie w tym samym czasie, kiedy ty chodziłaś z jakimś

kudłatymWłochem.

Six mruży oczy, a potem szybko odwraca wzrok. Trochę żałuję, że to

powiedziałem, ale przecież żartowałem. Tak jakby. Mieliśmy być wobec siebie

złośliwi.Trudnomipowiedzieć,czynaprawdęczujesięzraniona,czypoprostujest

świetnąaktorką.

background image

Wstajęzwestchnieniemiidęwstronędrzwistołówki.Spieszęsię,bochcęwrócić

dostołuprzedkońcemprzerwyobiadowej,żebysięupewnić,czySixjestnaprawdę

wkurzona.

Valczekanamniezarazzadrzwiami.

–Pozwolęciwrócićdosiebiepodjednymwarunkiem–zapowiada.

Ciekawimnie,cotozawarunek,alewtejchwiliniematoitakznaczenia.

–Niejestemzainteresowany.

Gapisięnamniezrozdziawionymiustami.Wcaleniewyglądaładnie.Niewiem,

jakmogłemsięwniejzakochać.

–Mówięserio,Danielu–odzywasięwkońcu.–Jeślispieprzysztojeszczeraz,

odchodzę.

Zadzieramgłowęigapięsięwsufit.

–Jezu,Tessa...–wzdycham.Niezasługujejużnażadnąmojąksywkę.Patrzęjej

prostowoczy.–Niechcę,żebyśpozwalałamiwracać.Niechcęjużztobąchodzić.

Niechcęcięjużnawetposuwać.Jesteśżałosna.

–Mówiszpoważnie?–udajesięjejwydusić.

–Poważnie.Nieodwołalnie.Ostatecznie.Wybierz,cocisiępodoba.

Unosi ręce, a potem odwraca się na pięcie i idzie do stołówki. Otwieram drzwi.

Widząc,żeSixpatrzywmojąstronę,przyglądamsiępozostałym.

Niktniezwracanamnieuwagi,dajęjejwięcznak,bywyszłanakorytarz.Dopija

wodę, po czym wstaje. Odsuwam się szybko, żeby mnie nikt nie zauważył. Kiedy

drzwisięotwierają,chwytamjązarękęiciągnędoszafek.Popychamnajednąznich

iprzyciskamustadojejwarg.Natychmiastunosiręcedomoichwłosówizaczynamy

sięgorączkowocałować,jakbywkażdejchwiliktośmógłnasprzyłapać.

Ijesttocałkiemrealneniebezpieczeństwo.

Pojakiejśminucienaciskadłoniąnamojąpierś,więcsięodniejodsuwam.

–Jesteśnamniezła?–pytam,ciężkodysząc.

–Nie–odpowiada,kręcącgłową.–Nibydlaczegomiałabymbyćnaciebiezła?

–Dlatego,żeValtoTessa,atywyraźnieniecierpiszTessy,idlatego,żewchwili

zazdrościpowiedziałem,żeWłosisąkudłaci.

background image

Wybuchaśmiechem.

–Przecieżudawaliśmy.Byłamnaprawdępodwrażeniem.Atwojazazdrośćnawet

mnietrochęucieszyła.Wodróżnieniuodtego,żeValtoTessa.Niemieścimisięw

głowie,żebzykałeśsięzTessąMaynard.

– A mnie nie mieści się w głowie, że bzykałaś się prawie z każdym, kto nosi

spodnie–odpowiadamkpiąco.

–Dupek.

–Dziwka.

–Będziesznadzisiejszejkolacji?

–Cozagłupiepytanie.

Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Wygląda tak seksownie, że muszę ją znów

pocałować.

–Powinnamjużwracać–szepcze,kiedywkońcusięodniejodrywam.

–Jateż.

–Typierwszy.Powiedziałamim,żemuszęiśćdosekretariatu,boznalazłambłąd

wswoimplanie.

–Dobra–zgadzamsię.–Pójdępierwszy,alebędętęsknił,dopókiniewróciszdo

stołu.

–Jezu,zarazpuszczępawia.

–Założęsię,żenawetwtedywyglądaszbosko.Założęsię,żenawettwojepawie

wyglądająbosko.Pewniesąjakróżowagumadożucia.

– Jesteś naprawdę obrzydliwy. – Śmieje się i znów mnie całuje. W końcu

wyślizguje się z moich objęć, kładzie ręce na moich plecach i popycha mnie w

kierunkustołówki.

–Zachowujsięnaturalnie.

Odwracam się i mrugam do niej porozumiewawczo, po czym otwieram drzwi i

jakgdybynigdynicwracamdostołu.

–GdzieSix?–pytaBreckin.

Wzruszamramionami.

–Skądmamwiedzieć?ByłemzajętylizaniemsięzVal.

background image

Skykręcigłowąiodkładawidelec.

–Właśnieprzezciebiestraciłamapetyt.Dzięki.

–Odzyskaszgonadzisiejszejkolacji.

– Jeżeli przyjdziesz z Val, to na pewno nie. Jak znam życie, będziecie się lizać

obok talerzy z żarciem. Jeśli obślinisz mój tort czekoladowy, nie dostaniesz ani

kawałka.

–Przykromi,Cycatko,aleValnieprzyjdzie.Będętylkoja.

–Czemumnietoniedziwi?–szepczeBreckin,patrzącnamniewyzywająco.

–Cotytammamroczeszpodnosem,edziu-pedziu?

Niecierpi,kiedygotaknazywam,alepowinienwiedzieć,żenadajęksywkitylko

ludziom,którychlubię.Chybazresztązdajesobieztegosprawę,boażtakbardzonie

protestuje.

–Powiedziałem,żemnietoniedziwi–powtarzagłośniej,poczymodwracasię

doSky,którasiedziobokniego.–Oszóstej,zgadzasię?

Dziewczynakiwagłową.

–Oszóstejalboowpółdosiódmej.

– Będę o szóstej – mówi Breckin, po czym patrzy na mnie i uśmiecha się

znacząco.

–Założęsię,żetyteż,Danielu,co?PodobnootejsamejporzeprzyjdzieSix.

Ononaswie,kutasjeden.

– Szósta mi pasuje – odpowiadam, wytrzymując jego spojrzenie. – To moja

ulubionagodzina.

Uśmiechasięporozumiewawczo,alenieprzejmujęsiętym.Wydajemisię,żepo

prostugotobawi.

DostołuwracaSix.

–Ico?Wszystkosięwyjaśniło?–pytaSky.Sixkiwagłowąisiada.Muskaprzy

tym dłonią moje udo. Przyciskam nogę do jej nogi i oboje równocześnie unosimy

widelcedoust.

Cierpię, znajdując się tak blisko niej i nie mogąc jej dotknąć. Zastanawiam się,

czy lepiej ją pocałować i narazić się na skopanie dupy przez Holdera, czy dalej

background image

udawać,żenicdoniejnieczuję.

Od chwili, gdy wczoraj zniknęła za drzwiami swojego domu, jestem strasznie

niespokojny.Niemogęusiedziećwjednymmiejscu,przestaćbębnićpalcamiikiwać

nogą.Kiedyniemajejwpobliżu,wszystkomnieswędzi.Czujęsiętak,jakbymbył

nagłodzie.Właśnietaksięczuję.Zupełniejakbybyłanarkotykiem,odktóregojestem

uzależniony,leczniemamdoniegodostępu.Jedynąrzeczą,którazaspokajatengłód,

jest jej śmiech. Albo jej uśmiech. Albo pocałunek. Albo dotyk jej ciała. Boże, jak

trudnopowstrzymaćsięprzeddotykaniemjejciała.Jakcholernietrudno.

Śmieje się właśnie z jakichś słów Sky i mój głód staje się prawie nie do

zniesienia,takbardzopragnęstłumićtendźwiękswoimiustami.

Znówwypuszczamwideleczręki,poczymzakrywamtwarzdłońmiijęczę.

–Przestańsięśmiać–mówięcicho.

Najwyraźniejśmiejesięzbytgłośno,żebymniesłyszeć,dlategoodwracamsiędo

niejipowtarzam:

–Six.Przestańsięśmiać.Proszę.

Zaciskaszczękiispoglądanamnie.

–Słucham?

W tej samej chwili Holder kopie mnie w kolano. Odsuwam się od stołu, unoszę

nogęipocierambolącemiejsce.

–Coztobą,koleś?–Holderpatrzynamniejaknakretyna.–Odbiłoci?Miałeś

niebyćdlaniejwredny.

Myśli, że jestem dla niej wredny? Ech, gdyby tylko wiedział, jak bardzo pragnę

byćdlaniejmiły...

– Nie podoba ci się mój śmiech? – pyta Six takim tonem, że domyślam się, że

doskonale wie, jak bardzo go lubię, ale jednocześnie podoba jej się to, że Holder o

tymniewie.

–Nie–mruczępodnosemiprzysuwamsięzpowrotemdostołu.

Ponowniewybuchaśmiechem,ajasiękrzywię.

– Zawsze z ciebie taki zrzęda? – pyta. – Może przyprowadzę tu twoją

dziewczynę?Odrazupoczujeszsięlepiej.

background image

–Nie!–krzycząrównocześnieSkyiBreckin.

PatrzęnaSix.

–Myślisz,żemojadziewczynapoprawimihumor?

–Myślę,żetwojadziewczynajestżałosnąidiotką,skoroztobąchodzi.

Potrząsamgłową.

– Moja dziewczyna podejmuje niesamowicie mądre decyzje. Nie mogę się

doczekaćdzisiejszegowieczoru.Przekonasięwtedy,jakmądrabyła,gdyzgodziłasię

zemnąchodzić.

–Mówiłeś,żenieprzyjdzie–zauważaSky,awjejgłosiesłychaćrozczarowanie.

Sixwsuwarękępodstółizaczynadelikatniemasowaćmikolano,wktóredopiero

cokopnąłmnieHolder.

– Jezu Chryste... – szepczę. Opieram łokcie na stole i pocieram dłonią twarz.

Próbuję nie pokazać po sobie, jak wielkie wrażenie robi na mnie to, co robi Six.

Chybawłaśnieznalazładrogędomojegoserca.

–Ilejeszczeczasuzostałodokońcaprzerwyobiadowej?–pytam.–Muszęstąd

wyjść.

Holderzerkanaswojąkomórkę.

– Pięć minut. – Przygląda mi się z uwagą. – Dobrze się czujesz? Dziwnie się

dzisiajzachowujesz.Zaczynamnietowkurzać.

Sixwciążtrzymamniezakolano.Ukradkiemwsuwamrękępodstółidotykamjej

dłoni.Naszepalcesięsplatają.Ściskamjejrękę.

– Wiem – odpowiadam Holderowi. – To był dziwny dzień. Wszystko przez

dziewczyny.Toonetaknanasdziałają.

Wciążprzyglądamisiępodejrzliwie.

–Jeślioniąchodzi,topowinieneśwreszcienacośsięzdecydować.Wtejchwili

towszystkojesttakwkurzające,żeprzestaliśmycijużnawetwspółczuć.

–Apozatymstrasznazniejzdzira–dodajeSix.

–Six!–krzyczySkyześmiechem.–Tobyłowredne.

–Aletoprawda.DziewczynaDanielatowielkazdzira.Podobnowciągujednego

rokubzykałasięzsześciomachłopakami.

background image

–Niemówtakomojejdziewczynie–przerywamjej.–Kogoobchodzi,corobiła

kiedyś?Mnienapewnonie.–Sixściskamojądłoń,poczymcofarękęikładziejąna

stole.

–Sorki–mówi.–Toniebyłomiłe.Jeślitopomoże,słyszałam,żenieźlecałuje.

Uśmiechamsięszeroko.

–Wręczfantastycznie.

Rozlegasiędzwonek,wszyscywstająibiorąswojetace.Zauważam,żeSixtrochę

się ociąga, więc ja też się nie spieszę. Sky całuje Holdera w policzek, po czym

odchodzizBreckinem.Holderbierzeswojątacęipatrzymiwoczy.

– Do wieczora – mówi. – Mam nadzieję, że na kolacji zobaczę prawdziwego

Daniela,bocałydzieńzachowywałeśsięjakbłazen.

–Wiem–przyznaję.–Toprzeznią,stary.Namieszałamiwełbie.

Holderkręcigłową.

–Teżtakmyślę.JeszczenigdyniewydawałeśsiętakzakręconynapunkcieVal

jakdzisiaj.Dziwne.

Odchodzi, wciąż wyglądając na zdezorientowanego. Mam wyrzuty sumienia, że

go okłamuję, ale to przecież jego wina. Gdyby nie próbował mi dyktować, z kim

mogęchodzićnarandki,niemusiałbymsięprzednimkryć.

–Zabawne–szepczeSix.Bierzetacę,alejązatrzymuję.Przysuwamsiędonieji

przeszywamjągniewnymspojrzeniem.

–Nigdywięcejnieobrażajmojejdziewczyny.Zrozumiałaś?

Zaciskawargi,żebysięnieroześmiać.

–Takjest.

–Chcęcięodprowadzićdotwojejszafki.Zaczekajtunamnie.

Kiwagłowąitymrazemnieudajesięjejpowstrzymaćuśmiechu.Bioręnaszetace

ikładęjenastercieinnych,poczymwracamdostołu.Rozglądamsiędookoła,chcąc

sprawdzić,czyktośnanaspatrzy,akiedysięokazuje,żenie,pochylamsięicałujęją

szybkowusta.

–DanieluWesleyu,zobaczysz,ktościęwkońcuprzyłapie–mówizuśmiechem.

Odwracasięiruszawkierunkuwyjścia.Idęznią,ukradkiemdotykającjejpleców.

background image

–Boże,mamnadzieję,żetowkońcunastąpi–wzdycham.–Jeszczejednataka

przerwaobiadowa,aniewytrzymamiwezmęcięnastole.

–Cóżzawyszukanesłownictwo–komentujeześmiechem.

Wychodzimy ze stołówki i doprowadzam ją do szafki. Moja znajduje się na

drugim końcu korytarza. Trudno o większy pech. Nie dość, że nie mamy razem

żadnychlekcji,tojeszczeniespotykamysięnaprzerwach.Wiedząc,żeniebędęjej

widziałażdowieczora,jużzaniątęsknię.

–Zobaczymysięprzedkolacją?–pytam.

Potrząsagłową.

–Nie,obiecałamKareniSky,żepomogęimwprzygotowaniach.Idętamprosto

poszkole.

–Apokolacji?

Ponowniepotrząsagłowąiwyciągaksiążkizszafki.

– Sky wchodzi do mnie przez okno każdego wieczoru. Nie może cię zastać w

moimpokoju.

–Mówiłaś,żetwojeoknojestwyłączonezużytku.

–Tylkodlaosóbzpenisami.

–Ajeśliniemampenisa?–Śmiejęsię.

Mierzymniewzrokiem.

– Nawet bym się ucieszyła. Moje przygody z osobami, które je mają, zawsze

kończyłysięźle.

Kręcęgłową.

–Mójpenischybanietochciałusłyszeć.Maniskąsamoocenę.

Uśmiechasięizamykaszafkę,apotemopierasięonią.

–Cóż,możepopowrociezeszkołypopracujeszręcznienadjegosamooceną.

Unoszębrwi.

–Cozasprośnydowcip.

Kiwagłową.

–Toprawda.

background image

–Mamnajfajniejsządziewczynęnaświecie.

Znówkiwagłową.

–Toteżprawda.

–Tozobaczęciędopieronakolacji?

–Tozobaczysz.

–Możeudanamsięwymknąćnachwilęwjejtrakcie?

Mrużyoczy,zastanawiającsięnadtąpropozycją.

–Niewiem.Będziemyimprowizować.

Kiwamgłowąiopieramsięplecamiosąsiedniąszafkę.Dzielinasterazodsiebie

zaledwie kilka centymetrów. Spoglądamy sobie w oczy. Uwielbiam to, jak na mnie

patrzy.Widać,żenaprawdęcieszyjąmójwidok.

–Dajminumerswojejkomórki–proszę.

–Podwarunkiem,żeniebędzieszmiprzysyłałzdjęć,naktórychpracujeszręcznie

nadsamoocenąswojegowacka.

Śmiejęsięichwytamzaserce.

–Cholera,Six.Uwielbiamkażdesłowo,którewychodziztwoichust.

–Kutas–mówiSixzkpiącymuśmieszkiem.

Tadziewczynatozłowcielone.

–No,możezwyjątkiemtegosłowa.Nielubiękutasów.

Śmieje się i ponownie otwiera szafkę. Wyjmuje z niej długopis i zapisuje mi na

ręceswójnumer.

– Do wieczora, Danielu – rzuca. Zauroczony pięknem jej głosu mogę tylko

kiwnąć głową. Odwraca się i znika w głębi korytarza. Nagle przed moimi oczami

pojawiasięktośinnyiprzeszywamniegniewnymwzrokiem.

–Czegochcesz,edziu-pedziu?–pytam,odsuwającsięodszafki.

–Lubiszją?

– Kogo? – Próbuję udawać głupka. Sam nie wiem czemu. Przecież obaj wiemy,

kogomanamyśli.

–Moimzdaniemjestcudowna–mówi.–Apozatymteżcięlubi.

background image

–Serio?

Wybuchaśmiechem.

– Łatwo cię podejść. Chociaż tak, nie wiem dlaczego, ale naprawdę cię lubi.

Pasujeciedosiebie. Pytanietylko:dlaczego sięukrywacie?Albo inaczej:przedkim

sięukrywacie?

–PrzedHolderem.Zabroniłmizniąchodzić.

Ruszamdoswojejklasy.Breckinidziezamną.

–Dlatego,żejesteśdupkiem?

Zatrzymujęsięigapięnaniego.

–Jestemdupkiem?

Breckinkiwagłową.

–Tak.Myślałem,żewiesz.

Śmiejęsię,poczymruszamdalej.

–Jegozdaniemtosięnieuda,bowszyscyjesteśmykumplami.

–Marację.Takbędzie.

Znówsięzatrzymuję.

–Nibydlaczegomiałobynamsięnieudać?

–Choćbydlatego,żedopierocosiępoznaliście,zaledwiedwadnitemu.

–Icoztego?Zniąjestinaczej.Mamdobreprzeczucia.

Breckinprzyglądamisięchwilę,apotemnajegotwarzypojawiasięuśmiech.

–Możebyćzabawnie.Dozobaczenianakolacji.

Ruszawprzeciwnymkierunkuniżja.Naglezatrzymujesięiodwraca.

–Jeszczeraznazwieszmnieedziem-pedziemizdradzętwójsekret.

–Jasne,edziu-pedziu.

Śmiejesięicelujewemniepalcem.

–Awidzisz?Jednakdupekzciebie.

Odwracasięiidziedoswojejklasy.Wyjmujęzkieszenikomórkęikasujęnumer

telefonuVal,poczymwpisujęnumerSix.PierwszegoSMS-awysyłamjejdopieropo

wejściudoklasy.

background image

Niechcęwyjśćnadesperata.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁCZWARTY

Powiedz,żemusiszdołazienki.

Odkładam komórkę na stół i wracam do jedzenia. Jestem tu już prawie od

godziny, a zamieniłem z Six ledwie kilka słów. Breckin nie zdąży nas wydać, nie

wytrzymamizrobiętosam.

WszyscysąciekawijejpobytuweWłoszech,aleSixsprawiawrażenie,jakbynie

chciałaotymmówić.Odpowiadakrótkoiurywanymizdaniami.Niestety,chybatylko

ja zauważam, że wolałaby do tego nie wracać. Cieszy mnie to, bo dowodzi, że

naprawdę łączy nas coś wyjątkowego. Mam wrażenie, że znam ją lepiej niż

ktokolwiekinny.MożenawetlepiejniżSky.

Chociażtośmieszne,żetaksięczuję,skorodalejniewiem,kiedymaurodziny.

RozlegasięsygnałprzychodzącegoSMS-a.

Jest tylko jedna łazienka, w korytarzu. Wszyscy zauważą, że wchodzisz tam za

mną.

Jęczęgłośno.

– Wszystko gra? – pyta Jack, który siedzi obok mnie. Kiedy indziej cieszyłbym

się z takiego towarzystwa, dziś jednak żałuję, że na jego miejscu nie siedzi Six.

Kiwamgłową,poczymodkładamtelefonnastół.

–Wkurzającadziewczyna–wyjaśniam.

Śmiejesię,poczymwracadorozmowyzHolderem.SixzkoleidyskutujezeSky

izKaren.

Breckinwkońcunieprzyszedł,zczegonawetsięcieszę.Niejestempewien,czy

zniósłbymto,żeonaswie.

background image

Toczęwięcprzystolecichąwojnęzeswojąniecierpliwością.

–Naśmierćzapomniałam–mówinagleSix.–Przecieżmamdlawasprezenty.–

Wstajeodstołu.–Zostaływdomu.Zarazwracam.

Robidwakrokiwkierunkudrzwi,poczymodwracasiędonas.

–Danielu,pomożeszmi?Sądosyćciężkie.

Wiedząc,żeniemogęzareagowaćzezbytnimentuzjazmem,wzdychamciężko.

–Niechbędzie–mówięiodsuwamsięodstołu.PatrzęnaHoldera,przewracam

oczamiiidęzaSix.Wychodzimywmilczeniuzdomu.TużprzedswoimoknemSix

odwracasiędomnie.

–Kłamałam–mówi.Niepokoimniejejzmartwionamina.

–Wjakiejsprawie?

Potrząsagłową.

–Niemamżadnychprezentów.Poprostuniemogłamjużdłużejznieśćtychpytań

i tego, że siedzisz po drugiej stronie stołu. Nie masz pojęcia, jak bardzo pragnęłam,

żebyśmy byli tam jedynie we dwoje. Tylko powiedz mi teraz, co robić? Jak tam

wrócićbezprezentów?

Chce mi się śmiać z radości, że ta kolacja wkurzała ją tak samo jak mnie.

Zaczynałemsięjużmartwić,żejestinaczej.

–Możemytuzostaćiniewracać.

–Możemy–zgadzasięzemną.–Alewkońcuzacznąnasszukać.Niemówiąc

jużotym,żetobybyłoniegrzeczne.PrzecieżJackiKarentakbardzosięnatrudzili,

żebyprzygotowaćtękolację...Boże,ajeślitoprawda?

Niemampojęcia,oczymmówi.

–Comasznamyśli?

Wzdychaciężko.

–Jeślitwojeuczuciedomnietokwestiaodwróconejpsychologii?GdybyHolder

kazał ci się ze mną umówić, może w ogóle nie byłbyś mną zainteresowany. A jeśli

polubiliśmysiętylkodlatego,żenamtegozabroniono?Jeślipoodkryciuprawdynie

będziemymoglinasiebiepatrzeć?

Martwimniesmutekwjejgłosie,ponieważtoznaczy,żenaprawdęwierzywto,

background image

comówi.

–Seriomyślisz,żelubięciętylkodlatego,żejesteśowocemzakazanym?

Kiwagłową.

BioręjązarękęiciągnęzpowrotemdodomuSky.

–Daniel,niemamprezentów!

Ignorującjejprotesty,otwieramdrzwiiwchodzęzniądokuchni.

–Ej!–krzyczę.Wszyscyodwracająsięipatrząnanas.Sixotwieraszerokooczy.

Wciągampowietrzeispoglądamnazebranych.ZatrzymujęwzroknaHolderze.

–Przybiłazemnążółwika–mówię,pokazującnaSix.–Toniemojawina.Nie

cierpi torebek i przybiła ze mną żółwika, a potem kazała mi kręcić pieprzoną

karuzelą.Ijeszczemusiałemjejpokazać,gdzieuprawiałemseks,apotemweszłaze

mnąprzezoknodomojegopokoju.Jestniesamowitainiemogęzaniąnadążyć,ale

śmieszą ją moje żarty. A kiedy Baryłka zapytała mnie dziś rano, czy chcę ją

pokochać, uświadomiłem sobie, że nigdy jeszcze nie pragnąłem tego tak mocno. I

dlategojeśliktośzwasmaproblemztym,żezesobąchodzimy,musiprzestać,bo...–

Przerywam i odwracam się do Six. – Bo przybiłaś ze mną żółwika i nic mnie nie

obchodzi,czyktośonaswie.Iprzestańmyśleć,żejestemztobątylkodlatego,żemi

tegozabroniono.–Unoszęręcedojejtwarzy.–Jestemztobą,bojesteśfantastyczna.

Idlatego,żepozwoliłaśmiprzypadkowodotknąćswojejpiersi.

Uśmiechasiędomnietakszeroko,jakjeszczenigdysiędomnienieuśmiechała.

–DanieluWesleyu,gdziesięnauczyłeśtakiejgładkiejgadki?

– To nie jest wyuczona gadka – odpowiadam ze śmiechem. – Po prostu jestem

charyzmatyczny.

Zarzucamiręcenaszyjęisięcałujemy.Spodziewamsię,żeladachwilaHolder

mnie od niej odciągnie, ale nic takiego nie następuje. Całujemy się przez jakieś pół

minuty,ażwkońcupozostalizaczynająchrząkać.DopierowtedySixodsuwasięode

mnie.Nieprzestajesięuśmiechać.

–Ico?Czujeszsięinaczej,kiedyjużwszyscywiedzą?–pytamją.–Bojaczuję

sięterazlepiej.

Ześmiechemklepiemniewramię.

background image

–Przestań!Natychmiastprzestańmówićrzeczy,przezktóreśmiejęsięjakgłupi

dosera.Odkiedyciępoznałam,ciąglebolimnietwarz.

Przyciągamjądo siebieimocno przytulam,poczym nagleprzypominamsobie,

żeniejesteśmysami.OdwracamsięipatrzęnaHoldera,żebyzmierzyćpoziomjego

gniewu. Właściwie nigdy mnie nie uderzył, ale widziałem, do czego jest zdolny, i

wolałbymnigdytegoniedoświadczyć.

Iwtedyokazujesię,żeHolder...sięuśmiecha.

Naprawdęsięuśmiecha.

PodobniejakKareniJack.

ASkyprzykładachusteczkędooczuiocierałzy.

Dziwne.

Wręczzbytdziwne.

– Rozmawialiście z moimi starymi? – pytam podejrzliwie. – Nauczyli was

odwróconejpsychologii?

–Siadajcie–odzywasięKaren.–Zarazwamwszystkowystygnie.

CałujęSixwczoło,poczymwracamdostołu.RazjeszczepatrzęnaHoldera,ale

wogóleniewyglądanawkurzonego.Jeślijuż,tonapełnegopodziwu.

–Gdziesię,dodiabła,podziałmójprezent?–pytaJack.

Sixchrząka.

–PostanowiłampoczekaćdoGwiazdki.

Unosiszklankędoust,poczymzerkanamnie.Uśmiechamsiędoniej.

Wszyscywracajądorozmowy,którąprzerwałemswojąprzemową.Zachowująsię

zupełnienormalnie.Jakbyto,żejestemzSix,byłoczymśzupełnienaturalnym.

Ichybatakietowłaśniejest.Ichociażwciążniewiem,kiedymaurodziny,wiem,

żeto,conasłączy,tocośpoważnego.

Sądzączjejminy,Sixmyślitaksamo.

***

–Tojestfajne–mówię,przyglądającsięzdjęciu,któretrzymamwrękach.Siedzę

background image

napodłodzewsypialniSky,opierającsięplecamiościanę.

SixpokazujeSky,HolderowiimniezdjęciazWłoch.

–Któreto?–pyta.

Leżyobokmnienapodłodze.Kiedyprzysuwamdoniejfotografię,kręcigłowąi

przewracaoczami.

–Podobacisiętylkodlatego,żeeksponujęnanimswójgłębokidekolt.

Odwracamzdjęcienadrugąstronę.Cóż,trudnozaprzeczyć.Alenietylkodlatego

zwróciłem uwagę na tę fotografię. Po prostu wygląda na niej na szczęśliwą. I

spokojną.

– Zrobiłam to zdjęcie pierwszego dnia we Włoszech – wspomina. – Możesz je

wziąć.

–Dzięki.Itakniezamierzałemcigooddawać.

–Potraktujtojakoprezentnanasząrocznicę.

Sprawdzamgodzinęnatelefonie.

– O rany, to faktycznie nasza rocznica. – Kładę się obok niej. – Zapomniałem.

Jestemnajgorszymchłopakiemnaświecie.Dziwięsię,żejeszczemnienierzuciłaś.

Uśmiechasięszeroko.

–Nieszkodzi.Następnymrazembędzieszpamiętał.

Przyciągamniedosiebieicałuje.

– Rocznica? – powtarza zmieszana Sky. – Właściwie to od jak dawna ze sobą

chodzicie?

OdsuwamsięodSixiponowniesiadampodścianą.

–Dokładnieoddwudziestuczterechgodzin.

Zapadaniezręcznacisza,którąprzerywaoczywiścieHolder.

–Czytylkojamamzłeprzeczucia?

–Myślę,żewszystkobędziedobrze–mówiSky.–Nigdyjeszczeniewidziałam

Sixtakszczęśliwejizaangażowanej.Itakkwitnącej.

Sixłapiemniezaszyjęiciągniedosiebienapodłogę.

– To dlatego, że jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś tak nieokrzesanego,

niewychowanegoibeznadziejnegowpierwszychpocałunkach.

background image

Całuje mnie, nie przestając się śmiać. To coś nowego. Pocałunek i śmiech w

jednym?Jestemwniebie.

–Wiesz,Sixteżmasypialnię–zauważaHolder.

Sixprzestajesięśmiać.Iprzestajemniecałować.

AHolderzarazsięznajdzienamojejczarnejliście.

–Sixniewpuszczadosiebieosóbzpenisami–wyjaśniam,nieodwracającodniej

wzroku.

Dziewczynaprzybliżaustadomojegoucha.

–Jeślitylkoniekażeszmipracowaćnadsamoocenąswojegowacka,zgodzęsię,

żebyścałowałmniewmoimłóżku.

Chyba jeszcze nigdy nie dostałem takiego przyspieszenia. Bijąc rekordy

prędkości,wsuwamręcepodplecyikolanaSixiunoszęją,zanimjeszczejejsłowaw

pełnidomniedocierają.Zarzucamiramionanaszyjęipiszczy,kiedybiegnęzniądo

okna.Stawiamjądelikatnienapodłodze,poczymwypychamnazewnątrz.Apotem

samwychodzęprzezokno,nawetnieżegnającsięzeSkyizHolderem.

–Cozadziwnapara–słyszęgłosSky.

–Toprawda–zgadzasięzniąHolder.–Alepasujądosiebie.

Zatrzymujęsię.

Czy ja dobrze słyszałem? Czy Holder właśnie pochwalił mój związek z Six? Te

słowa przepełniają mnie dumą. Nie wiem, czemu tak bardzo zależy mi na jego

akceptacji.Odwracamsięizaglądamprzezoknodopokoju.

–Wszystkosłyszałem.

Przewracaoczami.

–Idźjużstąd–mówiześmiechem.

–Nie.Mamydopogadania.

Unosibrwi,alenicnieodpowiada.

–Jesteśmoimnajlepszymkumplem.

Skyześmiechempotrząsagłową,Holderjednakdalejpatrzynamnietak,jakby

mikompletnieodbiło.

– Serio. Jesteś moim najlepszym kumplem i kocham cię. Nie wstydzę się

background image

powiedzieć, że kocham faceta. Kocham cię, Holder. Daniel Wesley kocha Deana

Holdera.Dogrobowejdeski.

–Idźjużzabawiaćsięzeswojądziewczyną,co?–odpowiadaHolder,odpędzając

mnieręką.

Potrząsamgłową.

–Niepójdę,dopókinieprzyznasz,żeteżmniekochasz.

OpieragłowęnawezgłowiułóżkaSky.

–Kochamcię,kurwa.Zadowolony?Tozabierajsięstąd!

Słysząctesłowa,rozpromieniamsię.

–Alejaciebiebardziej.

Rzucawemniepoduszką.

–Wynośsięstąd,dupku.

Odsuwamsięześmiechem.

–Wyteżjesteściedziwnąparą–mówidoniegoSky.

Zamykam okno, po czym odwracam się do Six. Jest już w swojej sypialni.

Wychylasięprzezokno,opierającsięnałokciach,iśmiejesiędomnie.

–Zakochanapara,DanieliHolder,siedząnakominieicałująświnie...

Podchodzędoniejikontynuuję:

–AlepotemDanielześlizgujesięzkominaiwchodziprzezoknodosypialniSix,

rzuca ją na łóżko i całuje, aż wreszcie nie może już dłużej wytrzymać i wraca do

domu,żebypopracowaćręcznienadsamoocenąswojegomałego.

Sixwybuchaśmiechem,poczymodsuwasię,żebymniewpuścić.

Kiedy już jestem w środku, rozglądam się po pokoju. Wreszcie rozumiem, co

miałanamyśli,mówiąc,żemojasypialniatocoświęcejniżtylkozwykłypokój.Ta

sypialnia dużo mówi o Six. Cieszę się, że mogę przyglądać się temu pokojowi i

wszystkiemu,cownimjest,bodziękitemuwielesięoniejdowiaduję.

PotemjednakmójwzrokpadanaSix,którastoiprzyłóżkuiwyglądanaodrobinę

zdenerwowaną i jeszcze piękniejszą niż zwykle, i całkowicie zapominam o jej

sypialni.

Uśmiecham się do niej. To może być najlepsza rocznica, jaką kiedykolwiek

background image

obchodziłem.Światłasąpogaszone,więcnastrójwydajesięidealny.Jestcicho.Tak

cicho,żesłyszę,jakzkażdymmoimkrokiemwjejstronęoddychacorazgłośniej.

Cholera,możetojednakmójoddech.Trudnopowiedzieć,ponieważimbliżejniej

jestem,tymwięcejpowietrzapotrzebuję.

Kiedy do niej dochodzę, patrzy na mnie wyczekująco. Chcę pchnąć ją na łóżko,

położyćsięnaniejicałowaćażdoutratytchu.

Mógłbymtozrobić,alepocorobićcoś,czegosiępomniespodziewa?

Pochylam się powoli. Bardzo powoli... aż wreszcie moje usta znajdują się tak

bliskojejszyi,żeniejestwstanieorzec,czydotykamnimijejskóry,czynie.

– Zanim to zrobimy, muszę ci zadać trzy pytania – mówię cicho poważnym

tonem.Odsuwamsię,aonaprzełykagłośnoślinę.

–Zanimcozrobimy?–pytazwahaniem.

Kładędłońztyłujejgłowy,poczymprzybliżamswojeustadojejwarg.

– Zanim zrobimy to, czego oboje pragniemy. Zanim zbliżę się do ciebie jeszcze

bardziej.Izanimrozchyliszustanatyle,żebymmógłpoczućichsmak.Zanimobejmę

cięipołożęnałóżku.

Jej oddech muska moje usta. Z trudem odrywam się od jej warg i znów

przybliżamdoucha.

–Zanimpowolipołożęsięnatobie,anaszedłoniestanąsięciekaweiodważne.

Zanimmojepalcewślizgnąsiępodtwojąbluzeczkę.Zanimmojarękazaczniepieścić

twójbrzuchinagleodkryję,żenigdyjeszczeniedotykałemtakdelikatnejskóry.

Wciąga gwałtownie powietrze, a potem je wypuszcza. To jest prawie tak samo

seksownejakprzybiciezemnążółwika.

Amożejeszczebardziej.

–Zanimwkońcucelowodotknętwojejpiersi.

Śmieje się, słysząc te słowa, ale śmiech urywa się, gdy przykładam kciuk do jej

ust.

–Zanimzacznieszcorazszybciejoddychać,aciałabędąnasbolećzpodniecenia,

bo będziemy coraz mocniej się pragnąć, aż w końcu będę cię błagał, żebym mógł

posunąć się dalej. Niestety, w tym momencie oderwę się od twoich ust i wstanę z

background image

łóżka, a ty będziesz na mnie patrzeć rozczarowana, bo nie chciałaś, żebym przestał,

choćjednocześnieulżyłoci,żeprzestałem,bowiesz,żeoddałabyśmisiębezchwili

wahania.Zamiasttegopoprostunasiebiepatrzymy.Patrzymynasiebiewmilczeniu,

mojeserceniebijejużtakszybko,atyoddychaszcorazspokojniejiwciążczujemy

pożądanie, ale wiemy już oboje, że nie będę naciskał. Odwracam się i wychodzę

przezokno,nawetsięztobąnieżegnając,boobojewiemy,żejeślitylkoktóreśznas

sięodezwie...stracimycałąsiłęwoliiulegniemypożądaniu.

Przykładam palce do jej policzka. Jęczy, sprawiając wrażenie, jakby za chwilę

miałasięosunąćnałóżko,dlategoobejmujęjąiprzyciągamdosiebie.

–Nodobra...tonajpierwtrzypytania.

Puszczam ją i się odwracam, a dwie sekundy później słyszę, jak pada na łóżko.

Podchodzędobiurkaisiadamnakrześle.Robiętozdwóchpowodów.Popierwsze,

chcę, żeby myślała, że podchodzę do tego wszystkiego bardzo rzeczowo i to, co

właśnie powiedziałem, tylko na niej zrobiło wrażenie. Po drugie, pragnę jej tak

bardzo, jak jeszcze nikogo nie pragnąłem, i boję się, że jeśli nie usiądę, to nogi

odmówiąmiposłuszeństwa.

– Pierwsze pytanie – mówię, patrząc na nią z drugiej strony pokoju. Leży na

plecach z zamkniętymi oczami, Żałuję, że nie widzę jej z bliska. – Kiedy masz

urodziny?

–Trzydziestego...–zaczynaochrypłymgłosem,poczymchrząkaiciągniedalej.

–Trzydziestegopierwszegopaździernika.WHalloween.

Czy to możliwe, że czyjaś data urodzin sprawia, że jeszcze bardziej się w tym

kimśzakochujesz?Niemampojęcia,aletakwłaśniesiędziejewtymwypadku.

–Pytanienumerdwa.Jakiejesttwojeulubionedanie?

–Piureziemniaczanedomowejroboty.

Wżyciubymniezgadł.Dobrze,żezapytałem.

–Itrzeciepytanie–mówię.–Najpoważniejsze.Jesteśgotowa?

Potakuje,nieotwierającoczu.

–Czywtympokojuznajdujesięcoś,comożezdradzićtwójnajwiększysekret?

Ledwo wypowiadam te słowa, Six zastyga w bezruchu. Wstrzymuje też oddech.

background image

Dopieropojakiejśminuciepowolipodnosisięisiadanaskrajułóżka.

–Czytokonieczniemusibyćcoś,coznajdujesięwtympokoju?

Kiwamgłową.

Unosirękęiprzykładapalecdoserca.

–Tutaj–szepcze.–Swójnajwiększysekretnoszętutaj.

Jejoczysąwilgotneiprzepełnionesmutkiem.Potympytaniuatmosferawpokoju

naglestajesięgęsta.Wstajęipodchodzędoniej.Niespuszczazemniewzroku.

–Wstań–mówię.

Podnosisiępowoli.

Przeczesuję palcami obu dłoni jej włosy, aż wreszcie docieram do tyłu głowy.

Patrzę jej prosto w oczy, a potem nie wytrzymuję i przyciskam swoje usta do jej

warg.Niepotrafięzliczyć,ilerazycałowałemjątegodnia.Zakażdymrazemczułem

sięprzytymtak,jakbymnigdyjeszczeczegośtakiegoniedoświadczył.Najbliżejjest

to, co przeżyłem z dziewczyną ze schowka na szczotki. Ale nawet tamto przeżycie,

któremu,jakmyślałem,niedorównażadneinne,przytymblednie.

Jej usta są ciepłe i kuszące jak zawsze, kiedy ją całuję, ale tym razem czuję coś

więcej. To, że doświadczam tego rodzaju uczuć zaledwie po jednym dniu bycia z

kimś,ażmnieprzeraża.

Pojednymdniu.

Niemampojęcia,cojeszczenastąpi.Niewiem,czydzisiajjestpełnia,czyjakiś

nowotwór zaatakował moje serce, czy może ona rzeczywiście jest czarownicą. To

wszystko i tak nie wyjaśnia, jak coś takiego może się dziać między dwojgiem ludzi

takniedorzecznieszybko...icałyczastrwać.

Czuję, że ta dziewczyna jest zbyt idealna, by była prawdziwa. Wie o tym mój

umysł i wie całe ciało, dlatego całuję ją jeszcze mocniej, mając nadzieję, że dzięki

temuudowodnięsobie,żetosiędziejenaprawdę.Toniebajka.Anigodzinaudawania

wschowkunaszczotki.

Todziejesięnaprawdę,jednaknawetwnaszymniedoskonałymświecieludzienie

zakochująsięwsobieot,tak.Niezakochująsiętakmocnowosobach,któreledwie

znają.

background image

Wtejchwilimogęmyślećtylkootym,jakbardzopragnęjąobjąć,iżechcębyć

tam,gdzieona.Aonawłaśnieopadaplecaminałóżko.Dołączamdoniejdokładniew

taki sposób, jak jej to opisywałem. I tak jak jej opisywałem, całujemy się, tyle że o

wielebardziejgorączkowoinamiętnie.

Jejskóranaprawdęjestnajdelikatniejsząskórą,jakiejkiedykolwiekdotykałem.

Odrywam rękę od jej talii i wsuwam ją pod bluzkę, a potem powoli zaczynam

zbliżaćsiędojejbrzucha.

Onajednakodsuwamojądłoń.

–Daniel...

Siadanałóżku,robiętosamo.Obojeciężkodyszymy.Widać,żeżałujeiwstydzi

się tego, że poprosiła mnie, bym przestał. Gładzę ją po policzku, żeby dodać jej

otuchy.

Przyglądamsięjej,rozumiejąc,dlaczegozareagowałataknerwowo.Wystraszyła

siętego,comożesięzdarzyć.Widzę,żejestrównieprzestraszonajakja.Żadneznas

nieszukałotego,cosięwydarzyłomiędzynami.Żadneznasnawetniezdawałosobie

sprawy z istnienia czegoś takiego. Żadne z nas nie jest choćby w najmniejszym

stopniu na to przygotowane, lecz wiem, że oboje tego pragniemy. Ona chce, żeby

namwyszło,taksamojakjategochcę.Kiedypatrzęjejwoczy,wierzę,żenamsię

uda.Nigdyniewierzyłemwcośtakmocnojakwto.

Cośmimówi, żegdybymteraz spróbowałjąpocałować, nieprotestowałaby.To

prawie tak, jakby była rozdarta między dziewczyną, którą była, i dziewczyną, którą

jestteraz,ibałasię,żejeśliznówjąpocałuję,całkiemmiulegnie.

Jazkoleisięboję,żejeśliniewstanęinieodejdę,pozwolęjejnato.

Nie musimy nawet nic mówić. Nie musi mnie prosić, żebym wyszedł, bo sam

wiem, co należy zrobić. Kiwam głową, milcząco odpowiadając na pytanie, którego

nawet nie musiała zadawać. Odsuwam się od niej i w jej oczach pojawia się błysk

wdzięczności.Bezsłowawstajęzłóżka,poczymwychodzęprzezokno.Robiękilka

kroków,opieramsięościanęiosuwamnaziemię.

Odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy, zastanawiając się, jak to się stało, że

poznałemkogośtakiegojakona.Zpewnościąnatoniezasłużyłem.

background image

– Co ty tu robisz? – pyta Holder. Wychodzi przez okno sypialni Sky, po czym

odwracasięizamykajezasobą.

–Dochodzędosiebie–odpowiadam.–Jeszczechwilkę.

Siada naprzeciwko mnie i opiera się plecami o ścianę domu Sky. Zgina nogi w

kolanachiopierananichłokcie.

–Jużwychodzisz?–pytam.–Niemajeszczenawetdziewiątej.

Wyrywakilkaźdźbełtrawy,poczymobracajemiędzypalcami.

–Zostałemwykopany.Karenweszładopokojuwchwili,gdytrzymałemrękępod

bluzkąSky.Bardzojejsiętoniespodobało.

Parskamśmiechem.

Holderprzyglądamisięuważnie.

–WięcjesteśzSix...

Usiłujępowstrzymaćuśmiech,alemisięnieudaje.Kiwamgłową.

–Niewiem,coonawsobiema.Poprostu...orany.

– Wiem, co masz na myśli – mówi cicho, patrząc na źdźbła trawy między

palcami.

Milczymy przez dłuższą chwilę. W końcu Holder otrzepuje dłonie o dżinsy i

wstaje.

–Miłosięgadało,Danielu,chociażto,żewyznaliśmysobiedzisiajmiłość,trochę

mnieniepokoi.Dojutra.

Ruszadoswojegosamochodu.

–Kochamcię,Holder!–krzyczęzanim.–Przyjacielenazawsze!

Niezatrzymującsię,unosirękęipokazujemiśrodkowypalec.

Toprawietak,jakbyprzybiłzemnążółwika.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁPIĄTY

–Myliszsię–mówiSix.

Jesteśmy w kuchni. Opiera się plecami o blat kuchenny, a ja stoję przed nią,

trzymając ręce na jej biodrach. Zamykam jej usta pocałunkiem. Nie trwa on długo,

ponieważSixodsuwaodsiebiemojątwarz.

–Mówiępoważnie–szepcze.–Myślę,żemnienielubią.

Obejmujęjązaszyjęipatrzęjejprostowoczy.

–Lubiącię,wierzmi.

– Nieprawda – zaprzecza tata, wchodząc do kuchni. – Nie możemy jej znieść.

Modlimysię,żebyświęcejjejtunieprzyprowadzał.

Dolewasobieherbatydokubkaiwracadosalonu.Sixodprowadzagowzrokiem,

poczympatrzynamnieszerokootwartymioczami.

–Widzisz?–mówięzuśmiechem.–Kochającię.

Pokazujepalcemwkierunkusalonu.

–Aleprzecieżonwłaśnie...

–Żartowałem,Six–przerywajejtataześmiechem,wchodzącznowudokuchni.

–Totakinaszprywatnydowcip.Wrzeczywistościbardzociępolubiliśmy.Chciałem

nawetdaćDanny’emupierścionekzaręczynowyjegobabci,alepowiedział,żejeszcze

natozawcześnie.

Sixśmiejesięioddychazulgą.

–Chybatak.Chodzimyzesobądopieroodmiesiąca.Powinniśmyzaczekaćztym

jeszczeconajmniejdwatygodnie.

Tata opiera się o blat naprzeciwko nas. Czuję się trochę niezręcznie, dlatego

odwracamsięistajęobokniej.

– Wróciłeś tu specjalnie po to, żeby mi narobić wstydu? – pytam. Wiem, że

trafiłemwsedno.Widzęzłośliweiskierkiwjegooczach.

background image

Tataśmiejesię,poczympijełykherbaty.

– Nie – odpowiada. – Przecież mnie znasz, Danny. Nigdy bym nie powiedział

twojejdziewczynie,żebezprzerwyoniejgadasz.Anitego,żebardzosięcieszę,że

jeszczezesobąniespaliście.

Jasna cholera. Jęczę i uderzam dłonią w czoło. Powinienem był przewidzieć, że

jeślijątuprzyprowadzę,takwłaśniesiętoskończy.

– Powiedziałeś tacie, że jeszcze nie uprawialiśmy seksu? – Six jest strasznie

zawstydzona.

Tatapotrząsagłową.

– Nie musiał. Sam się domyśliłem, bo każdego wieczoru zaraz po powrocie do

domuidzieprostodosiebieiprzezpółgodzinybierzeprysznic.Teżkiedyśmiałem

osiemnaścielat.

Sixzasłaniatwarzdłońmi.

– Jezu... – Zerka zza palców na mojego tatę. – Teraz już wiem, po kim Daniel

odziedziczyłcharakter.

Tatakiwagłową.

–Toprawda.Jegomatkajestrównieobcesowajakon.

WtejchwilidrzwiotwierająsięidodomuwchodząmamaiBaryłka.Piorunuję

tatę wzrokiem i podchodzę do mamy, żeby wziąć od niej pudła z pizzą. Odkłada

torebkęiściskanapowitanieSix.

–Przepraszam,żesamanicnieugotowałam,alemamzasobąnaprawdęwariacki

dzień.

– Nie ma sprawy – odpowiada Six. – Nie ma to jak obcesowa pogawędka przy

pizzy.

Mamaodwracasięnapięcieipatrzynatatę.

–Dennis?Cośtyznowunagadał?

Tatawzruszaramionami.

–PoprostuzapewniłemDanny’ego,żenigdyniebędęgozawstydzałwobecności

Six.

Mamaparskaśmiechem.

background image

– Cóż, skoro tak, to na mnie spoczywa obowiązek powiadomienia Six o jego

długichwieczornychprysznicach.

Walępięściąwstół.

–Mamo!JezuChryste!

Mamaśmiejesię,atatamrugadoniejporozumiewawczo.

–Akuratotymjużwspominałem.

Sixpodchodzidostołu,kręcącgłową.

–Przyswoichrodzicachwydajeszsięwcieleniemtaktu.

Siadamyoboksiebie.

–Przykromi–szepczędoniej.Patrzynamniezuśmiechem.

–Żartujesz?Świetniesiębawię.

–Awłaściwietodlaczegowstydziszsiętychdługichpryszniców?–pytaBaryłka,

siadając naprzeciwko Six. – Myślałam, że dobrze jest dbać o czystość. – Unosi

kawałekpizzydoust.Naglejednakzastygawbezruchu,poczymzaciskapowiekii

rzucapizzęnaswójtalerz.Wyglądanato,żewłaśniezrozumiała,ocochodziztymi

długimiprysznicami.

–Afuj!–krzyczy,potrząsającgłową.

Six śmieje się, a ja opieram czoło na ręce i jestem pewien, że to najbardziej

zawstydzającepięćminutwmoimżyciu.

– Nienawidzę was wszystkich. Po prostu wszystkich. – Zerkam na Six. – Z

wyjątkiemciebie,kochanie.Ciebienienienawidzę.

Uśmiechasięiwycieraustaserwetką.

–Wiem,comasznamyśli.Jateżwszystkichnienawidzę.

Wypowiada te słowa od niechcenia i odwraca wzrok, nie zdając sobie sprawy z

tego,żenaglepoczułemsiętak,jakbymdostałobuchemwłeb.

Jateżwszystkichnienawidzę,Kopciuszku.

Słowa, które wypowiedziałem tamtego dnia w schowku na szczotki,

rozbrzmiewajągłośnowmojejgłowie.

Toniemożliwe.

Toniemożliwe,żebymnierozpoznałwniejswojegoKopciuszka.

background image

Przykładam dłonie do twarzy i zamykam oczy, próbując sobie przypomnieć coś

więcejztegodnia.Jejgłos,pocałunki,zapach.

To,żeniemalnatychmiastpoczuliśmybliskość.

Jejśmiech.

–Wszystkogra?–pytacichoSix.Niktinnyniezauważyłby,żecośzemnąnie

tak,jednakonanatychmiasttowyczuwa.Awyczuwatodlatego,żejesteśmybratnimi

duszami.Wyczuwato,ponieważrozumiemysiębezsłów.

Ajesttakodchwili,gdyporazpierwszyzobaczyłemjąwsypialniSky.

Ajesttakodchwili,gdywpadłanamniewschowkunaszczotki.

–Nie–odpowiadam,opuszczającręce.–Nicniegra.

Chwytamsiębrzegustołu,apotempowolisiędoniejodwracam.

Jedwabistewłosy.

Wspaniałeusta.

Ito,żefantastyczniecałuje.

Wustachmizaschło,więcsięgampokubekipijęłykwody,poczympatrzęna

nią.Towszystkomniepoprostuprzerasta.Otodziewczyna,którątakdługostarałem

się odnaleźć, okazuje się tą samą dziewczyną, z którą mam szczęście teraz być. To

chyba jedna z najważniejszych chwil mojego życia. Chcę o tym powiedzieć Six,

Baryłce, rodzicom. Chcę wykrzyczeć to z dachów budynków i wydrukować w

gazetach.

KopciuszektoSix!SixtoKopciuszek!

–Przerażaszmnie,Danielu–mówi,patrzącnamojąpobladłątwarz.

Przyglądamsięjej.Chybaporazpierwszyprzyglądamsięjejnaprawdę.

–Chceszwiedzieć,dlaczegonienadałemcijeszczeksywki?

Wydajesięzaskoczona,żeporuszamtękwestięakuratwtejchwili.Kiwajednak

głową. Kładę jedną rękę na oparciu jej krzesła, a drugą na stole przed nią, po czym

przybliżamsiędoniej.

–Bojużjąmasz,Kopciuszku.

Odsuwam się i wpatruję w jej twarz, czekając na reakcję. Błysk rozpoznania.

Wspomnienie. Na pewno również ona będzie się zastanawiać, dlaczego mnie nie

background image

poznała.Jejoczywolnowędrująwgóręmojejtwarzy,wkońcupatrzymiwoczy.

–Nie–mówi,kręcącgłową.

–Tak.–Potakuję.

Nieprzestajekręcićgłową.

–Nie–powtarzapewniejszymgłosem.–Toniemożebyć...

Nie pozwalam jej dokończyć. Biorę jej twarz w dłonie i całuję tak mocno, jak

jeszcze nigdy. Gówno mnie obchodzi, że siedzimy przy stole. Mam gdzieś, że

Baryłkajęczy,amamachrząkaznacząco.Całujęją,dopókiniezaczynasięodemnie

odsuwać.

A wtedy widzę na jej twarzy smutek. I to, że zaciska powieki, zrywając się z

krzesłaibiegnącdokuchni.Ito,żeprzykładarękędoust,żebystłumićszloch.Nie

ruszam się z miejsca do chwili, gdy słyszę trzaśnięcie drzwiami, i uświadamiam

sobie,żewybiegłanadwór.

Dopiero wtedy zrywam się z krzesła. Wypadam przez drzwi i biegnę do jej

samochodu.Właśniecofazpodjazdu.Walępięściąomaskęiusiłujędopaśćoknaod

stronykierowcy.Niepatrzywmojąstronę.Ocierałzyinieodwracasiędoszyby,w

którąstukam.

– Six! – krzyczę, uderzając w szybę pięścią. Widzę, że przerzuca biegi z

wstecznego na jedynkę. Bez zastanowienia biegnę na przód samochodu. Staję przed

nim i uderzam dłońmi o maskę. Widzę, że robi wszystko, byle tylko na mnie nie

patrzeć.

–Opuśćszybę!–krzyczę.

Nieruszasię.Dalejpłaczeiomijawzrokiemto,coznajdujesięprzednią.

Czylimnie.

Porazkolejnywalępięściąwmaskęauta,ażwreszcieunosiwzrokipatrzymiw

oczy. Cierpienie malujące się na jej twarzy strasznie mnie peszy. Odkrycie, że to

właśnie ona jest Kopciuszkiem, uczyniło mnie najszczęśliwszym człowiekiem pod

słońcem.Tymczasemonawydajesięzawstydzona.

– Proszę – mówię, podczas gdy ból przeszywa mi serce. Nie mogę znieść jej

cierpienia,ajeszczegorzejznoszęmyślotym,cojewywołało.

background image

Sięga ręką do drzwi i opuszcza szybę. Nie jestem pewien, czy nie odjedzie, gdy

tylko zejdę jej z drogi, dlatego bardzo powoli podchodzę do drzwi auta, nie

spuszczającoczuzjejdłoni.

W końcu docieram tam i przyklękam, tak że nasze twarze znajdują się na tej

samejwysokości.

–Cosiędzieje?

Unosiwzrokiopieragłowęnazagłówku.

–Daniel...–szepczeprzezłzy.–Nicnierozumiesz.

Marację.

Macałkowitąrację.

–Wstydziszsiętego,żeuprawialiśmyseks?–pytam.

Zaciskapowieki.Najwyraźniejmyśli,żejąpotępiam.Wyciągamrękęizmuszam

jądotego,bynamniespojrzała.

– Ani mi się waż tego wstydzić. Nigdy. Czy wiesz, jak wiele to dla mnie

znaczyło?Wiesz,jakdługootobiemyślałem?Byłemtam.Podjąłemtędecyzjęrazem

z tobą, więc ani przez chwilę nie powinnaś myśleć, że potępiam cię za to, co się

wydarzyło.

Płaczejeszczegłośniej.Chcęjąwyciągnąćztegoauta.Muszęjąprzytulić,bonie

zniosęjużdłużejjejcierpieniaitego,żeniemogęztymniczrobić.

– Przepraszam, Danielu – mówi. – To był błąd. To był wielki błąd. Sięga do

dźwignizmianybiegów.Usiłujęjąpowstrzymać.

– Nie. Nie, Six – błagam. Szyba zaczyna się podnosić. – Six, proszę cię... –

mówię i sam jestem zszokowany smutkiem i rozpaczą w moim głosie. Kiedy szyba

jest już całkiem zasunięta, przyciskam do niej dłonie, a potem zaczynam w nią

uderzać,Sixjednakodjeżdża.

Niepozostajeminicinnego,jakpatrzećnasamochódznikającywdoleulicy.

Cotobyło,dodiabła?

Przeczesujępalcamiwłosyipatrzęnaniebo.Wciążniemogęwtouwierzyć.

Toniebyłaona.

Nie mieści mi się w głowie, że całkiem inaczej ode mnie zareagowała na moje

background image

odkrycie.

Nie mieści mi się w głowie, że wstydzi się tego dnia i sprawia wrażenie, jakby

chciaławyrzucićgozpamięci.Jakbychciaławyrzucićzpamięcimnie.

Nie mieści mi się to w głowie, ponieważ robiłem wszystko, co w mojej mocy,

żebyotymdniunigdyniezapomnieć.

Niemożetegozrobić.Niemożemniezostawićbezwyjaśnienia.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁSZÓSTY

Wróciłemdodomupokluczyki.

Rodzice byli pełni skruchy, ponieważ myśleli, że to wszystko przez nich i ich

żarty. Nie wyprowadzałem ich z błędu. Nie wyjaśniłem im, że to nie oni są

problemem,bosamniewiedziałem,cotymproblememjest.

Odkryjętojednakjeszczetegowieczoru.Jużzachwilę.

Zatrzymuję samochód i wyłączam silnik. Z ulgą dostrzegam jej wóz stojący na

podjeździe przed domem. Wysiadam, po czym ruszam w kierunku ganku, jednak

zanimdoniegodocieram,skręcam.Dochodzędowniosku,żejeślidalejjestwtakim

stanie, w jakim odjeżdżała kilka minut temu sprzed mojego domu, raczej nie

skorzystałazdrzwi,alezokna.

Oknojednakokazujesięzamknięte,azasłonyzasunięte.Wsypialnipanujemrok,

alewiem,żejestwśrodku.Niezawracamsobiegłowypukaniem,poprostupodnoszę

oknoiodsuwamnabokzasłony.

– Six – mówię pewnym siebie głosem. – Szanuję twoje zasady dotyczące okna,

alemusimyporozmawiać.

Cisza.Nicniemówi.Wiemjednak,żejestwpokoju.Słyszęjejpłacz.

–Jadędoparku.Spotkajmysiętam,dobrze?

Podłuższejchwiliodpowiada:

–Wracajdodomu.Proszę.

Jej głos jest cichy i słaby, ale słowa wypowiedziane tym smutnym, anielskim

głosem to jak cios prosto w serce. Odchodzę od okna, po czym kopię ścianę domu.

Samniewiem,zgniewuczyzfrustracji.

Amożezesmutku...Cholera,zewszystkiegopotrochu.

Wracamdooknaichwytamsięjegoframugi.

– Spotkajmy się w tym jebanym parku, Six! – krzyczę głosem pełnym gniewu.

background image

Jestem wściekły. Ta dziewczyna wkurza mnie na maksa. – Nie pogrywaj sobie ze

mną.Jesteśmi,kurwa,winnawyjaśnienie.

Odwracamsięiruszamzpowrotemdosamochodu.Pokilkukrokachprzykładam

dłonie do twarzy. Zatrzymuję się na chwilę, szukając w sobie cierpliwości. Musi

gdzieśtambyć.

Wracam do jej okna. Jej płacz jest głośniejszy, choć próbuje zdusić szloch

poduszką.

– Słuchaj, kochanie – mówię cicho. – Przepraszam, że powiedziałem „jebany” i

„kurwa”. Nie powinienem przeklinać, ale... – Wciągam powietrze. – Cholera jasna,

Six. Proszę cię, spotkaj się ze mną w parku. Czekam pół godziny. Potem z nami

koniec. Mam tyle złych doświadczeń z Val, że nie zamierzam znów przez to

przechodzić.

Odwracamsięiidędosamochodu.Dopierotużprzednimzatrzymujęsięikopięz

wściekłościąziemię.Ponowniewracamdojejokna.

–Kiedymówiłem,żeznamikoniec,wcaleniemiałemtegonamyśli.Nawetjeśli

nie przyjedziesz do parku, dalej będziesz moją dziewczyną. Będzie mi po prostu

smutno.Boto,conasłączy,jestdlamniebardzoważne.

Czekam na odpowiedź tym razem dłużej niż ostatnim razem. Ale i tak jej nie

otrzymuję.Wracamwięcdosamochoduijadędoparku.Mamnadzieję,żejednaksię

wnimpojawi.

***

Mija dwudziesta siódma minuta od mojego przyjazdu, kiedy jej samochód w

końcupojawiasięnaparkingu.

Niejestemzaskoczony,żeprzyjechała.Wiedziałem,żetozrobi.Jejreakcjabyła

tak dla niej nietypowa, że miałem pewność, że po prostu potrzebuje czasu, żeby

ochłonąć.

Idziepowoli,wogólenamnieniepatrzy.Wzrokcałyczaswbijawziemię.Siada

nahuśtawceobokmnie,chwytasięłańcuszków,poczymopieragłowęnaramieniu.

background image

Czekam,ażcośpowie,chociażwiem,żepewnietegoniezrobi.

Ifaktycznie,niemylęsię.

Unoszęręceirównieżopieramgłowęnaramieniu,naśladującjejpozycję.Oboje

wpatrujemysięwmilczeniuwciemność.

–Kiedyrozstaliśmysiętamtegodnia–mówię–niebyłempewien,czegopomnie

oczekujesz. Zastanawiałem się, czy też o mnie myślisz i czy przypadkiem nie

zmieniłaśzdaniaorazjednakchcesz,żebymcięznalazł.–Przechylamgłowęipatrzę

na nią. Jasne włosy założyła za uszy, ma zamknięte oczy. Na jej twarzy maluje się

cierpienie. – Wiele dni zastanawiałem się, co chciałabyś, żebym zrobił. Wciąż

czekałem,alenapróżno.Wiem,żeobojedoszliśmydowniosku,żelepiejbędzie,jeśli

nigdy nie dowiemy się, kim jesteśmy, ale nie mogłem przestać o tobie myśleć. Tak

bardzochciałem,żebyśwróciła,żedokońcasemestruspędzałemwtympierdolonym

schowku każdą piątą lekcję. Najgorszy był ostatni dzień szkoły. Kiedy rozległ się

dzwonek i po raz ostatni wszedłem do schowka, myślałem, że trafi mnie szlag.

Czułem się jak idiota. Nie mogłem sobie darować, że tyle czasu zmarnowałem na

myślenie o tobie. Zacząłem chodzić z Val, bo dzięki temu nie musiałem na okrągło

myślećotymcholernymschowku.

Odwracamsiętwarządoniej.

–Lubięcię,Six.Bardzocięlubię.Wiem,żetozakrawanaszaleństwo,alenigdy

nie byłem tak bliski miłości do kogoś jak w tamtej chwili, kiedy udawałem, że cię

kocham.Ażdoteraz.

Schodzę z huśtawki, przybliżam się do niej i klękam, po czym obejmuję ją w

pasie.Unoszęwzrokiznówwidzęcierpienienajejtwarzy.

– Six, nie myśl, że to, co wtedy wydarzyło się między nami, było czymś

niedobrym.Proszęcię.Botendzieńbyłjednymznajlepszychwmoimżyciu.Amoże

nawetbyłnajlepszy.

Otwieraoczyispoglądanamnie.Łzyspływająjejpopoliczkach.Niemogęnato

patrzeć.

– Daniel... – szepcze. Zaciska powieki i odwraca ode mnie głowę. – Zaszłam w

ciążę.

background image

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁSIÓDMY

Czasami, zasypiając, słyszę jakiś hałas, który sprawia, że nagle staję się czujny.

Nasłuchuję i zastanawiam się, czy naprawdę coś słyszałem, czy to tylko wytwór

mojejwyobraźni.Wstrzymujęoddech,zamieramwbezruchuimilczę.

Terazteżmilczę.

Zamieramwbezruchu.

Wstrzymujęoddech.

Nasłuchuję.

Mojagłowależynajejudach.Niemampojęcia,kiedyjątampołożyłem.Wciąż

obejmuję ją w pasie. Usiłuję ustalić, czy naprawdę słyszałem te słowa, które

kompletniemnierozbiły,czytobyłtylkowytwórmojejwyobraźni.

Boże,mamnadzieję,żetodrugie.

Namójpoliczekspadajednazjejłez.

–OdkryłamtodopieroweWłoszech–mówigłosempełnymsmutkuiwstydu.–

Przykromi.

Zaczynamliczyćwmyślach.Liczędni,tygodnieimiesiąceipróbujęwychwycić

sens tego, co powiedziała, bo przecież w tej chwili w ciąży na pewno nie jest. W

głowiewirująmiliczbyidaty.

ByławeWłoszechprawiesiedemmiesięcy.

Siedemmiesięcytam,trzymiesiącetutajprzedwyjazdemimiesiącpopowrocie.

Toprawierok.

Bolimniegłowa.Wszystkomnieboli.

–Niewiedziałam,corobić–ciągnietymczasemona.–Niemogłamgosamotnie

wychowywać.Kiedyodkryłam,żejestemwciąży,miałamjużosiemnaścielat,więc...

Nagleunoszęgłowęipatrzęjejwoczy.

– Powiedziałaś: „go”? – upewniam się, potrząsając głową. – Skąd wiesz, że... –

background image

Zaciskam powieki i wzdycham ciężko, a potem odsuwam się od niej. Wstaję i

zaczynamchodzićwteiwewte,usiłującpojąćto,cousłyszałem.

– Six... – mówię, znów potrząsając głową. – Ja nie... Chcesz powiedzieć, że... –

Przerywam, po czym odwracam się do niej. – Chcesz powiedzieć, że miałaś

pieprzonedziecko?Żemymieliśmydziecko?

Zaczynarozpaczliwieszlochać.Kurde,chybanigdynieprzestanie.Kiwagłową.

–Niewiedziałam,corobić.Byłamprzerażona.

Wstajeipodchodzidomnie.Przykładadelikatniedłoniedomoichpoliczków.

–Niewiedziałam,kimjesteś,więcniemogłamcipowiedzieć.Gdybymwiedziała,

jak się nazywasz albo przynajmniej jak wyglądasz, nie podjęłabym tej decyzji bez

ciebie.

Odsuwamjejdłonieodtwarzy.

–Przestań–mówię,czującdoniejcorazwiększyżal.Staramsięgopowstrzymać.

Zrozumiećją.Pozwolić,byemocjeopadły.

Aleniemogę.

– Jak mogłaś mi nie powiedzieć? To nie była jakaś drobnostka, Six. Ty... –

Potrząsamgłową,wciążniepojmując.–Miałaśdziecko.Inicminiepowiedziałaś!

Chwyta mnie za koszulkę i potrząsa głową, chcąc, żebym spojrzał na to z jej

perspektywy.

– Właśnie to próbuję ci powiedzieć! Niby jak miałam to zrobić? Miałam

porozwieszać po całej szkole ogłoszenia z pytaniem, kto zrobił mi dziecko w

schowkunaszczotki?

Patrzęjejprostowoczy.

–Tak–mówięcicho.Odsuwasięodemnieokrok,więcrobiękrokdoprzodu.–

Tak,Six!Właśnietotrzebabyłozrobić.Powinnaśporozwieszaćwszędzieogłoszenia,

nadawać je w radiu, a nawet zamieścić w jebanej gazecie! Byłaś ze mną w ciąży, a

martwiłaśsięoswojąreputację?Chybakpisz!

Iwtedydostajęodniejwtwarz.Przykładamdłońdopoliczkaiprzyglądamsięjej.

Bólu w jej oczach nie da się nawet porównać do cierpienia przepełniającego moje

serce, więc nie mam wyrzutów sumienia, że to powiedziałem. Nawet wtedy, gdy

background image

wybuchatakwielkimpłaczem,jakiegodotądniesłyszałem.

Apotembiegniedosamochodu.

Niepowstrzymujęjej.

Siadamzpowrotemnahuśtawce.

Pierdoloneżycie.

Jebaneżycie.

Gdziejesteś?–piszędoHoldera.

WłaśniewyszedłemodSky.Jadędodomu.Cosiędzieje?

Będęzapięćminut.

Wszystkogra?

Nicniegra.

Pięć minut później zajeżdżam przed dom Holdera. Stoi na krawężniku.

Zatrzymuję się, a on otwiera drzwi od strony pasażera i wsiada do środka. Opieram

stopęnadescerozdzielczejiwyglądamprzezszybę.

Dziwięsię,żejestemażtakwkurzony.Iżejestemażtaksmutny.Niewiem,jak

rozdzielićwszystko,coczuję,żebydotrzećdotego,comartwimnienajbardziej.Na

razie trudno mi rozstrzygnąć, czy to fakt, że nie miałem nic do powiedzenia w tej

kwestii,czyraczejto,żewogóleznalazłasięwtakiejsytuacjiimusiałapodjąćtaką,

anieinnądecyzję.

Wkurzamsię,żejejniepomogłem.Wkurzamsię,żebyłemnatylebezmyślny,że

wpędziłemjąwkłopoty.

A jestem smutny dlatego, że... do diabła. Jestem smutny dlatego, że się na nią

wściekłem. Jestem smutny dlatego, że dowiedziałem się czegoś takiego, a nie mogę

nic z tym zrobić. I dlatego, że siedzę tutaj w samochodzie ze swoim najlepszym

kumplemijestemokrokodkompletnejrozsypki.Naprawdęniechcętego,alechyba

background image

jestjużzapóźno.

Wybucham płaczem i walę pięścią w kierownicę. Walę w nią kilka razy, aż

wreszcie zaczyna mi być zbyt ciasno w samochodzie. Wysiadam i kopię przednie

koło.Kopięjeikopię,ażwkońcustopamidrętwieje.Wtedypadamnamaskęwozu,

przyciskamczołodochłodnejblachyipróbujęopanowaćwściekłość.

Toniejejwina.

Toniejejwina.

Toniejejwina.

Wkońcuuspokajamsięnatyle,żebywsiąśćzpowrotemdosamochodu.Holder

siedzidalejnasiedzeniupasażera,przyglądającmisięuważnie.

–Chceszotympogadać?–pyta.

Kręcęgłową.

–Nie.

Potakuje.Pewniemuulżyło.

–Cochceszrobić?–pyta.

Zaciskampalcenakierownicy,poczymzapalamsilnik.

–Wszystkomijedno.

–Mnieteż.MożepojedziemydoBreckinaidaszupustswojejzłości,grającwgry

wideo–proponuje.

KiwamgłowąiruszamwkierunkudomuBreckina.

–Tylkomu,kurwa,niemów,żepłakałem.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁÓSMY

– Beznadziejnie wyglądasz – mówi Holder, opierając się o sąsiednią szafkę. –

Spałeśwogóletejnocy?

Potrząsamgłową.Pewnie,żeniespałem.

Jakmiałbymspać?Wiedziałem,żeonanieśpi,więcjateżniemogłemzasnąć.

– Powiesz mi, co się stało? – pyta Holder. Zamykam swoją szafkę, po czym

wbijamwzrokwpodłogęiciężkowzdycham.

–Nie.Wiem,żezwykleciwszystkomówię,alenietymrazem.

Pukakilkarazywszafkę,przyktórejstoi,apóźniejodsuwasięodniej.

–SixteżnicniepowiedziałaSky.Niejestempewien,cosięstało,ale...–Patrzy

na mnie tak długo, że w końcu unoszę wzrok. – Pasowaliście do siebie. Lepiej to

wyprostuj.

Odchodzi, a ja stoję jeszcze kilka minut przy swojej szafce. Six ma szafkę koło

klasy, w której mam następną lekcję. Nie chciałbym na nią wpaść. Nie widzieliśmy

sięodwczorajszegospotkaniawparku.Niejestempewien,czywogólemamochotę

ją zobaczyć. W sumie niczego już nie jestem pewien. Mam do niej mnóstwo pytań,

alenasamąmyśl,żemamjezadać,ażzatykamidechwpiersi.

Podzwonkuidęwkońcudoklasy.Zastanawiałemsię,czyniezostaćtegodniaw

domu, ale doszedłem do wniosku, że o wiele gorzej byłoby siedzieć w pokoju i

myśleć o tym cały dzień. Wolę jakoś zabić czas. Wiem, że po szkole będę musiał

stanąćzniątwarząwtwarz.

Zresztą kto wie, może nastąpi to już za chwilę. Kiedy bowiem skręcam za róg,

widzęjąprzedsobą.

Zatrzymujęsięipatrzęnanią.

Pozaniąwkorytarzuniemanikogo.

Stoi nieruchomo, zwrócona twarzą do szafki. Mógłbym odejść, zanim mnie

background image

zauważy,aleniemogęoderwaćodniejwzroku.Smutekściskamiserce,kiedynanią

patrzę,mamwielkąochotępodbiecdoniejiwziąćjąwramiona...

Aleniemogę.Chcękrzyknąćdoniej,objąćją,całowaćiwinićzakażdąemocję,

któramnątargałaprzezostatnidzień.

Wzdychamciężko,aonaodwracasiędomnie.

Jestem na tyle daleko, by nie słyszeć jej płaczu, ale zarazem na tyle blisko, by

widziećjejłzy.

Żadneznassięnierusza.Tylkonasiebiepatrzymy.

Widzę,żeliczynato,żecośpowiem.

Chrząkam i ruszam do niej. Im bliżej jestem, tym głośniejszy staje się jej płacz.

Imbliżejjestem,tymtrudniejmioddychać.Staję.

– Czy on... – Zaciskam powieki, wzdycham, po czym otwieram oczy, ze

wszystkichsiłstarającsięnierozpłakać.–Kiedymówiłaśochłopcu,któryzłamałci

serceweWłoszech...Miałaśnamyśliwłaśniejego?Naszedziecko?

Kiwaledwiedostrzegalniegłową.Zaciskampowiekiiodchylamgłowędotyłu.

Nie miałem pojęcia, że serce może tak boleć. Ten ból jest tak straszny, że mam

ochotęwyrwaćjesobiezpiersi,bylejużtylkogonieczuć.

Nie możemy tego robić. Nie tutaj. Nie możemy prowadzić takich rozmów na

szkolnymkorytarzu.

Odwracam się i dopiero wtedy otwieram oczy, boję się bowiem, że nie

wytrzymałbym widoku jej twarzy. Nie patrząc na nią, podchodzę do drzwi swojej

klasyiwchodzędośrodka.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

ROZDZIAŁDZIEWIĄTY

Diabli wiedzą, dlaczego ciągle tutaj tkwię. Nie chcę być tutaj, ale mogę wyjść

dopierozapółgodziny.Najpierwmuszęiśćdostołówki.Bojęsię,coomniepomyśli,

jeśli się tam nie pojawię. Mógłbym jej wysłać SMS-a z propozycją, że pogadamy

później, lecz nie jestem pewien, czy potrafię się zdobyć nawet na to. Ciągle jeszcze

mam tyle do przemyślenia, że chyba po prostu zostawię to tak, jak jest, dopóki nie

znajdęwsobiesiły,żebytowszystkoprzejść.

Wchodzę do stołówki i ruszam do naszego stołu. Nie ma mowy, żebym coś

przełknął, więc nawet nie zawracam sobie głowy stawaniem w kolejce. Na moim

miejscuobokSixsiedziBreckininawetsięztegocieszę.Niewiem,czydałbymradę

wysiedziećprzyniej.

Przed oczami ma podręcznik. W końcu przestała płakać. Siadam naprzeciwko

niej.Wiem,żezdajesobiesprawęzmojejobecności,aleniepodnosiwzroku.Skyi

HolderrozmawiajązBreckinem.Przysłuchujęsięimchwilę,chcącsięprzyłączyć.To

jednak na nic, kompletnie nie mogę się skupić. Co jakiś czas zerkam na nią

ukradkiem,chcącsięupewnić,czyniezaczęłaznówpłakaćalboczyprzypadkiemna

mnieniepatrzy.Anijedno,anidrugie.

–Niejesz?–pytanagleBreckin.

Potrząsamgłową.

–Niejestemgłodny.

– Musisz coś zjeść – włącza się Holder. – Przydałaby ci się też drzemka. Może

jedźlepiejdodomu,co?

Potakuję,alenicniemówię.

– Mógłbyś zabrać ze sobą Six – proponuje Sky. – Jej też przydałoby się trochę

snu.

Tymrazemnawetniekiwamgłową.

background image

SpoglądamnaSixiwidzęłzęspadającąnastronępodręcznikależącegoprzednią.

Ścierająpospiesznie,poczymprzewracakartkę.

Kurwa,niewytrzymamtegodłużej.

Łzykapiąnakolejnekartki.Zakażdymrazemścierajetakszybko,żenikttego

niezauważa.

–Spadaj,Breckin–mówię.Gapisięnamniezezdziwieniem.–Tomojemiejsce.

Spadaj.

W końcu dociera do niego, co mówię, i pospiesznie się podnosi. Wstaję i

obchodzęstółdookoła,poczymsiadamobokSix.Kiedytorobię,opierasięłokciami

nastoleiukrywatwarzwdłoniach.

Patrzę,jakdrżąjejramiona,iwiemjuż,żeniepozwolę,żebydłużejsiętakczuła.

Otaczamjąramieniem,przywieramczołemdobokujejgłowyizamykamoczy.Nic

niemówię.Nicnierobię.Poprostuobejmujęją,gdypłacze.

– Daniel... – udaje się jej w końcu wykrztusić. Unosi głowę i patrzy na mnie. –

Przepraszam.Takbardzomiprzykro...

Zaczynarozpaczliwieszlochać,atojużdlamniezadużo.Tojuż,kurwa,dlamnie

stanowczozadużo.

Przytulamjądopiersi.

–Ciii...–szepczę.–Niemaszzacoprzepraszać.

Jejciałostajesiębezwładnewmoichramionachiwszyscywstołówcezaczynają

się na nas gapić. Chcę jej powiedzieć, jak bardzo mi przykro, że pozwoliłem jej

odejśćostatniegowieczoru,aledotegopotrzebujemyodrobinyprywatności.Bioręją

naręceiwynoszęzestołówki.Idękorytarzem,ażwkońcuskręcamzarógiznajduję

nasz schowek na szczotki. Wciąż płacze wtulona w moją pierś. Otwieram drzwi, a

potem zamykam je za nami i osuwam się na podłogę, wciąż trzymając ją w

ramionach.

–Six–szepczęjejdoucha.–Spróbujprzestaćpłakać,bomamcicośważnegodo

powiedzenia.

Kiwagłową.Milczękilkaminut,czekając,ażsięuspokoi.Wkońcumogęzacząć.

– Po pierwsze, przepraszam, że pozwoliłem ci odejść wczoraj wieczorem. Nie

background image

chcę,żebyśmyślała,żetodlatego,żepotępiamwybory,jakichdokonałaś.Niemam

prawategorobić,boniebyłomnieprzytobieiniemampojęcia,jaktrudnebyłoto

dlaciebie.

Poprawiamsięiprostujęnogi.Sixsiada,zwróconatwarządomnie.

–Jestmipoprostusmutno.Ityle.Musisztozrozumieć,ostatnionaprawdędałaś

midomyślenia.–Zaciskawargiikiwagłową,ajaocieramjejłzykciukami.–Mam

mnóstwo pytań, Six. Wiem, że odpowiesz na nie dopiero wtedy, gdy będziesz

gotowa.Nieszkodzi,poczekam.Jeślipotrzebujeszczasu,poczekam.

Potrząsagłową.

– Danielu, to twój syn. Odpowiem na wszystkie pytania, jakie tylko mi zadasz.

Tylko nie wiem, czy chcesz poznać odpowiedzi, bo... – Zaciska powieki, żeby

powstrzymać łzy. – Bo wydaje mi się, że podjęłam złą decyzję, tyle że jest już za

późno.Zapóźno,żebyjązmienić.–Znówzaczynapłakać,więcobejmujęjąimocno

przytulam. – Gdybym wiedziała, że to ty jesteś ojcem, nigdy bym tego nie zrobiła.

Nigdy bym go nie oddała, ale zrobiłam to i teraz jest już za późno, bo nawet nie

wiem,gdziejest.Przykromi.Boże,nawetniemaszpojęcia,jakbardzo.

Kręcęgłową,chcąc,żebyprzestała.Najbardziejwcałejtejsytuacjibolimnieto,

żemapretensjedosiebie.

– Posłuchaj mnie, Six. – Patrzę jej w oczy, trzymając jej twarz w dłoniach. –

Dokonałaś wyboru dla niego. Nie dla siebie. Nie dla mnie. Zrobiłaś to, co było dla

niegonajlepsze.Nigdynieprzestanębyćcizatowdzięczny.Iproszę,niemyśl,żeto

choćby w najmniejszym stopniu odmieni moje uczucia do ciebie. Jeśli już, to

udowodni mi to raczej, że nie jestem kompletnym świrem. Przez ostatni miesiąc

bałemsię,żemojeuczuciadociebiemogąniebyćprawdziwe,bosązbytintensywne.

Kiedy jestem z tobą, ciągle muszę się gryźć w język, bo inaczej bez przerwy

zapewniałbym, że cię kocham. Ale znamy się dopiero od miesiąca, a jedyny raz,

kiedy powiedziałem to dziewczynie, wydarzył się ponad rok temu. Tutaj, na tej

podłodze. Nie masz pojęcia, jak bardzo wtedy pragnąłem, żeby to była prawda.

Wiem,żecięwogólenieznałem,alestrasznietegożałowałem.Aterazznamcięjuż

naprawdę i wiem, że to prawda. Kocham cię. A do tego wiem teraz, co przeżyłaś

przez ostatni rok i jak to na ciebie wpłynęło, i jestem naprawdę pod wielkim

background image

wrażeniem.Ipoprostuwgłowiesięniemieści,jakbardzociękocham.

Kiedy pochylam się, żeby ją pocałować, ociera dłońmi łzy z moich policzków.

Przytulamy się do siebie i nie mam zamiaru jej puścić. Całuję ją, aż wreszcie

przykładaręcedomojejtwarzyicofausta.Dotykamysięczołami.Znówpłacze,ale

wiem,żetymrazemtołzyszczęścia.

–Takbardzosięcieszę,żetojesteśty–mówi,całyczasdotykającmojejtwarzy.

–Itakbardzosięcieszę,żetobyłeśty.

Przyciągam ją do siebie i mocno ściskam. Rozlega się dzwonek i korytarz

wypełnia się głosami, a potem słychać drugi dzwonek i gwar cichnie, a my wciąż

siedzimyrazemisięobejmujemy.Cojakiśczasmuskamustamijejwłosy,gładzęją

poplecachalbocałujęwczoło.

–Byłdociebiepodobny–szepcze.Suniepalcemwgóręiwdółmojegoramienia

i przyciska policzek do mojej piersi. – Miał twoje brązowe oczy i chociaż był łysy,

jestempewna,żebędziemiałciemnewłosy.Itwojeusta.Maszwspaniałeusta.

Głaszczęjąpoplecachicałujęwczubekgłowy.

– Ma sukces w kieszeni – mówię. – Wygląd po tatusiu, charakter po mamusi i

jeszcze do tego wspaniały włoski akcent. Ten dzieciak nie będzie miał żadnych

problemówwżyciu.

Kiedy się śmieje, oczy wypełniają mi się łzami. Znów ją przytulam, przyciskam

policzekdojejgłowyiwzdycham.

– Chyba nie mogło pójść lepiej – ciągnę dalej. – Gdybyśmy go zatrzymali,

zniszczyłbym mu życie, nadając mu jakąś głupią ksywkę. Pewnie nazwałbym go

Gżdylemalbojakośtak.Chybajeszczeniedorosłemdobyciaojcem.

Potrząsagłową.

– Byłbyś świetnym ojcem. A Gżdyl może być świetną ksywką dla jednego z

naszychdzieci.Alejeszczenieteraz.

–Ajeślibędziemymiećsamedziewczynki?–pytamześmiechem.

Wzruszaramionami.

–Tojeszczelepiej.

Uśmiecham się, nie wypuszczając jej z objęć. Ostatnie doświadczenia nauczyły

background image

mniejednego:niechcę,żebycierpiała.Zrobięwszystko,żebydotegoniedopuścić.

–Wiesz,cowłaśniesobieuświadomiłam?–pyta.–Żejużuprawialiśmyseks.To

wprowadza trochę bałaganu do moich statystyk. Miałeś być siódmy. Ale tylko

dlatego, że szósty był ten gość, z którym bzykałam się przed rokiem w schowku na

szczotki.Terazokazałosię,żetobyłeśty.Jesteświęcmoimszóstym.

– Podoba mi się ta szóstka – mówię. – W końcu to od niej wzięła się twoja

ksywka.Sześćtowręczmojaulubionacyfra.

–Tylkoniemyślsobie,żeto,żejużuprawialiśmyseks,cośzmieni.Jeszczesobie

trochępoczekasz.

–Spoko,jużniedługo.–Przytrzymujędłoniąjejgłowę,poczympochylamsięi

całuję ją delikatnie w usta. A potem szepczę: – Nie poruszałem tego tematu, bo

jesteśmyzesobąodniedawnainiechciałemcięspłoszyć.Aleteraz,gdyokazałosię,

żemamydziecko,mogęcisięjużdoczegośprzyznać.

–Onie.Doczego?–pytanerwowo.

–Zaniecałymiesiąckończymyszkołę.Wiem,żety,SkyiHolderchcecieiśćdo

tego samego college’u w Dallas. Złożyłem papiery do Austin, ale po tym, jak cię

poznałem, pomyślałem sobie, że nie zaszkodzi również postarać się o przyjęcie do

Dallas. Wiesz, na wypadek, gdyby nam wyszło. Nie zniósłbym myśli, że dzieli cię

odemniepięćgodzindrogi.

Przechylagłowęipatrzymiwoczy.

–Kiedyzłożyłeśtepapiery?

Wzruszamramionami.

–Tegowieczoru,kiedySkywydałakolacjęnatwojącześć.

Prostujesięipatrzynamniezezdziwieniem.

–Tobyłodwadzieściaczterygodzinyponaszejpierwszejrandce.Zrobiłeśtopo

jednymdniuznajomości?

Kiwamgłową.

– No tak, ale w rzeczywistości znałem cię od roku. Jeśli spojrzeć na to w ten

sposób,niewydajesiętojużtakiedziwne.

Wybuchaśmiechem.

background image

–Ico?Przyjęlicię?

Kiwamgłową.

–UzgodniłemjużnawetzHolderem,żezamieszkamyrazem.

Znówobdarzamnienajcudowniejszymuśmiechemnaświecie.

–Danielu?To,conasłączy,jestnaprawdępoważne,prawda?

Kiwamgłową.

– Tak. Chyba tym razem naprawdę się w tobie zakochałem. Nie muszę już

udawaćmiłości.

–Skorotak,tochybanajwyższyczasprzedstawićcięmoimbraciom.

Patrzęnaniązprzerażeniem.

–Chybatrochęprzesadziłem.Niekochamcięjeszczeażtakbardzo.

Śmiejesię.

– Kochasz mnie, kochasz. Kochasz mnie od chwili, gdy pozwoliłam ci

przypadkowodotknąćmojejpiersi.

– Nie, myślę, że kocham cię od chwili, gdy zażądałaś, żebym pocałował cię z

języczkiem.

Potrząsagłową.

– Nie, kochasz mnie od chwili, gdy pozwoliłam ci się pocałować w zatłoczonej

restauracjiobokzasranejpieluchy.

–Nie.Kochamcięodchwili,gdyweszłaśdosypialniSkyzłyżeczkąwustach.

Śmiejesię.

– Tak naprawdę to kochasz mnie od chwili, gdy po raz pierwszy wyznałeś mi

miłośćroktemu.Dokładniewtymmiejscu.

Kręcęgłową.

– Kocham cię od chwili, gdy wpadłaś na mnie i powiedziałaś, że nienawidzisz

wszystkich.

Poważnieje.

–Japokochałamcięwtedy,gdypowiedziałeś,żeteżwszystkichnienawidzisz.

–Bonienawidziłem–przyznaję.–Alepotempoznałemciebie.

background image

–Powiedziałamci,żemniemożnatylkonawidzić.

–Ajaodparłem,żeniematakiegosłowa.

Patrzy mi prosto w oczy i bierze mnie za ręce. Nasze palce się splatają.

Spoglądamynasiebietakjakwielerazyprzedtem,jednaktymrazemczujęjąkażdą

cząstką siebie. Czuję ją każdą cząstką siebie i uczucie to jest nowe i intensywne. I

uświadamiamsobie,żerazemjesteśmysobąwowielewiększymstopniuniżosobno.

–Kochamcię,DanieluWesleyu–szepczeona.

–Kochamcię,SevenMarieSixKopciuszkuJacobs.

Znówsięśmieje.

–Dzięki,żenieokazałeśsiędupkiem.

–Dzięki,żenigdyniechciałaś,żebymsięzmienił.

Pochylam się i całuję jej uśmiechniętą twarz, dziękując w duchu losowi, że

pozwoliłmijąodzyskać.

Mojegopieprzonegoanioła.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

EPILOG

–Cosięztobądzieje,Danielu?–pytaBaryłka,rzucającdługopisnastół.

Przestajębębnićpalcamiodrewnianyblat.

–Nic.

Nie zdawałem sobie sprawy, że moje zdenerwowanie jest tak oczywiste.

Zwłaszczadlatrzynastolatki.

–Cośztobąnietak–oświadcza.Odsuwanabokpracędomową,kładzieręcena

stoleipochylasiędomnie.–ZerwałeśzSix?

–Nie.–Potrząsamgłową.

–Onazerwałaztobą?

–Oczywiście,żenie.

–Maszkłopotywszkole?

Kręcę głową i sprawdzam godzinę na komórce. Za dziesięć minut muszę wyjść.

Jeszczetylkodziesięćminut.

–Zrobiłeśjejdziecko?–pytaBaryłka.

Wzdrygam się, wystraszony, i patrzę jej w oczy. Serce zaczyna mi szybciej bić.

Właściwieniemogęzaprzeczyć,boprzecież...nocóż.

–Jezu,zrobiłeśjejdziecko!Daniel!Rodzicecięchybazabiją!

Wtejchwilidokuchniwchodzimama.Baryłkajejniewidzi.Przykładadłoniedo

ust,patrzynamniezniedowierzaniemikręcigłową.

– Czy ty jesteś mądry? Mam dopiero trzynaście lat, a już wiem wszystko o

antykoncepcji.Tynajwyraźniejnie.Jezu,niewierzę,żezrobiłeśjejdziecko!

Potrząsamgłową,zbytzdenerwowany,żebyzaprzeczyć.

Mama stoi jak rażona piorunem i gapi się na mnie szeroko otwartymi oczami.

Zakrywa dłonią usta i w tej samej chwili do kuchni wchodzi tata. Baryłka odwraca

się,słyszącjegokroki.

background image

–Cosięstało?–pytatata.–Wyglądacie,jakbyściezobaczyliducha.

Zanimmamszansęzaprzeczyćsłowom,któreprzedchwiląwypowiedziałamoja

siostra,mamaodwracasiędotatyicelujewemnieoskarżycielskopalcem.

– Zrobił jej dziecko – szepcze ze zgrozą. – Twój syn zrobił swojej dziewczynie

dziecko.

Tatawpatrujesięwmilczeniuwmamę.Wiem,żepowinienemzaprzeczyć,zanim

wszyscysięwściekną,aleprzecieżtowszystkoprawda.

NaprawdęzrobiłemSixdziecko.

Tyleżeponadroktemuiżadneznichotymniewieaniniepowinnowiedzieć.

Pewnejesttylkoto,żeSixniejestterazwciąży.Mamcodotegocałkowitąpewność.

Chodzimyzesobąodponadtrzechmiesięcy,alepewnieminąjeszczezetrzy,zanim

Sixpozwolimiwejśćdoswojegoogródka.

Nielubiętejmetafory.Jestbezsensu.

Wjechaćdotunelu?

Banalne.

Strzelićgola?

Tylkobezterminologiisportowej.

Zakisićogóra?

Fuj.Obrzydliwe.

Zapędzićświstakadonorki?

– Daniel? – odzywa się tata, przyciągając moją uwagę. Nie wygląda na

zadowolonego,aleniejestteżchybawściekły.Dziwne,biorącpoduwagę,żewłaśnie

się dowiedział, że w wieku czterdziestu pięciu lat zostanie dziadkiem. Sprawia

wrażeniezdezorientowanego.

–JakimcudemSixmożebyćwciąży?–pyta,kręcącgłową.–Pokażdejrandcez

niąznikaszwłazienceibierzeszżenującodługiprysznic.

Rany,dlaczegoonibezprzerwydotegowracają?

PatrzęnaBaryłkęikręcęgłową.

–Sixniejestwciąży–mówię.–Mojasiostrapoprostumabujnąwyobraźnię.

Wszyscyoddychajązulgą.Mamaprzykładadłońdoserca.

background image

–DobryBoże,JezuChryste,jasnacholera!–Potymprzekleństwiepozwalasobie

najeszczejednowestchnienie.

Kiedy Baryłka uświadamia sobie, że mówię prawdę, przewraca oczami i z

powrotemprzysuwadosiebiezeszytipodręcznik.

–Nodobra,jeśliSixniejestwciąży,todlaczegojesteśtakizdenerwowany?

Notak.Dziękitejmałejrodzinnejaferzeprawiezapomniałemotym,cozarazsię

wydarzy. Gdy tylko przypominam sobie o planach na ten wieczór, wciągam powoli

powietrzeprzeznos,jakbymsiębał,żemojepłucazapomną,jaksięoddycha.

–Cosięstało,Danny?–pytatata.–Zerwałaztobą?

Chwytamsięrękamizagłowęzałamanyichwścibstwem.

–Nie–jęczę.–Niezerwałazemną.Jazniąrównieżnie.Niejestwciąży,nie

uprawiamyseksuiniemamkłopotówwszkole!–Zrywamsięzkrzesłaizaczynam

chodzićwkółko. RodziceiBaryłka obserwująmniez przerażeniem.Pewniemyślą,

że przeżywam załamanie nerwowe. W końcu przystaję, kładę dłonie na biodrach i

patrzęnanich.

–Trochęsiędenerwuję.Zarazmuszębyćuniej,bochce,żebympoznałjejbraci.

Wszystkichbraci.Itojużzachwilę.

Tatawyglądanarozbawionego.Straszniemnietowkurza.

– Ilu jest tych braci? – pyta mama kojącym głosem, zupełnie jakby zaraz

zamierzaławygłosićmotywującąpogadankę.

–Czterech.Iwszyscysąstarsiodniej.

Mamazaciskaustaikiwagłową.

–Orany–szepcze.–Maszprzechlapane.

Odwraca się i podchodzi do kuchenki. Dochodzę do wniosku, że nie mam co

liczyćnasłowaotuchyzjejstrony.

Tatapotakujezirytującymuśmieszkiemwciążprzylepionymdoust.

– Naprawdę nie znoszę Six – mówi. – Wręcz zaczynam jej nienawidzić. Jak to

możliwe,żechodziszzniątrzymiesiące,aonawciążniedopuszczaciędosiebie?

– Przestań, tato. Zabraniam ci rozprawiać o moim życiu erotycznym. I nie

pozwolęnakpinyztego,żeSixchcetrochępoczekać.

background image

Unosiręcewprzepraszającymgeście.

–Wybacz–mówiześmiechem.–Zapominamczasami,żetwojasiostraniejest

jeszczedorosła.–KlepieBaryłkęporamieniu.–Przepraszam.Jużnigdywięcejnie

wspomnęprzytobie,żedziewczynatwojegobrataniepozwalamuzabićdrozda.

Odsuwakrzesłoisiadaprzystole.Baryłkaijajęczymy.

–Tato–mówimojasiostra.–Tąbeznadziejnąmetaforąwłaśnieobrzydziłeśmi

mojąulubionąksiążkę.Wielkiedzięki!

Tatamrugadoniejokiem,poczymodwracasiędomnie.

–Będziedobrze,Danny.Jeślitylkoniebędzieszsobą,napewnociępokochają.

Ściągamkurtkęzoparciakrzesła,wkładamjąiwychodzęzkuchni.

–Dalejjesteściebeznadziejni–mruczępodnosem,otwierającdrzwi.

***

Nie pamiętam, jak znalazłem się w jej domu. Nie pamiętam nic z tego, co

mówiłem,gdybyłemimprzedstawiany.Niepamiętam,jakdotarłemdostołu.Wiem

tylko, że przy nim siedzę, a zza niego gapi się na mnie czterech najbardziej

przerażających mężczyzn, jakich kiedykolwiek spotkałem. Miałem nadzieję, że

wszyscynapchająsobieustajedzenieminiktniebędziesięmnieczepiał.

Nicztego.

Jeden z nich właśnie zapytał mnie o to, jakie mam plany po ukończeniu szkoły,

niejestemjednakpewien,jakmanaimię.Najbardziejznichwszystkichprzypomina

Six, bo jako jedyny jest blondynem, ale jest również najpotężniejszy. W jego łapie

widelecwyglądajakwykałaczka.

Zerkam na swoją rękę i marszczę brwi. Widelec wygląda w niej jak grabie.

Odkładamgonastół,zanimzauważą,jakmalutkiemamrączki.

Six kopie mnie pod stołem, przypominając, że zadano mi pytanie. Chrząkam i

odpowiadam:

–Jeszczeniewiem.

Wporównaniuzichtubalnymigłosamipiszczęjakdziecko.Dotejchwilinigdy

background image

niezastanawiałemsięnadswoimgłosemaninadtym,jakgosłysząinni.Nigdyteż

niezastanawiałemsięnadtym,jakwyglądamojadłoń,gdytrzymamwniejwidelec.

Ani nie myślałem o zerwaniu z Six... Nie. Niezależnie od tego, jak bardzo

przerażającysąjejbraciaijakdalecemnienieznoszą,zażadneskarbyświataznią

niezerwę.

–Zamierzaszwogóleiśćdocollege’u?–pytaEvan.

Jegoimięakuratkojarzę.Jestnajmłodszymzbraci.Jakojedynyuśmiechnąłsiędo

mnie,kiedysięprzedstawiał.Todlategogozapamiętałem.Jeślitrzejpozostalirzucą

sięnamnie,wykrzyczęjegoimięibyćmożestaniewmojejobronie.

– Zamierzam – potwierdzam, kiwając głową. Wreszcie pytanie, na które mogę

odpowiedzieć.–Wybrałemtensam,doktóregoidzieSix.

–Ajeślipoliceumniebędzieciejużzesobąchodzić?–pytatenwielki.

–Zamknijsię,Aaron–uciszagoSix,przewracającoczami.Ściskamojąnogępod

stołem.–Przestańgoprowokować.

Aaronnieodrywaodemniewzroku.

– Twoim zdaniem go prowokuję? – pyta chłodno. – Wydawało mi się, że

prowadzimymiłąpogawędkę.

Przełykamgłośnoślinęipotrząsamgłową.

– Nie ma sprawy – mówię. – Rozumiem to. Sam mam dwie siostry. Co prawda

jednaznichjeststarszaodemnie,aleitakdajęwyciskdupkom,którychsprowadza

do domu. Z Baryłką będzie podobnie. Pierwszy chłopak, jakiego przyprowadzi do

domu,będziemiałprzechlapane.Jużgonienawidzę,choćonpewnieniezdajesobie

jeszczesprawyzjejistnienia.

Brat siedzący naprzeciwko mnie uśmiecha się lekko. Może mi się tylko tak

wydaje,alechybajużtakniemarszczybrwi.

– Baryłka? – powtarza Aaron. – Six wspominała, że wszystkim nadajesz jakieś

pseudonimy.Czytakwłaśnienazywaszswojąmłodsząsiostrę?

Kiwamgłową.

–AjaknazywaszSix?–dopytujesiębratsiedzącynaprzeciwkomnie.Zdajesię,

żemanaimięMichael.No,chybażetaknaimięmaten,którysiedzinakońcustołu.

background image

TennaprzeciwkobyłbywtedyZacharym.

Sixznowukopiemniepodstołemiuświadamiamsobie,żenieodpowiedziałem.

–Kopciuszek–zdradzam.

Wszyscyczterejgapią sięnamnie, czekającnawyjaśnienia. Wolałbymtegonie

robić.Nibyjakmamimpowiedzieć,żenazwałemichmłodsząsiostręKopciuszkiem

dlatego,żeuprawialiśmydzikisekswschowkunaszczotki?

–Dlaczegotakjąnazwałeś?–pytaAaron,poczymodwracasiędobratanakońcu

stołuidodaje:–Zach,nienazwałeśtakprzypadkiemswojegożółwia?

Zach.AwięcnajcichszyznichmanaimięZach.

Potrząsagłową.

–Ariel–prostuje.–Nazwałemgotaknacześćmałejsyrenki.

CzylitennaprzeciwkomnietoMichael.

–Nieodpowiedziałeśnapytanie.DlaczegonazwałeśjąKopciuszkiem?

Six śmieje się pod nosem. Wiem, że wydaje się jej to niesamowicie śmieszne,

chociażjawolałbymsięudławićkościąindyka,niżodpowiedziećnatopytanie.

– Nazwałem ją Kopciuszkiem dlatego, że kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy,

pomyślałem sobie, że jest tak piękna, że nie może być prawdziwa. Takie piękne

dziewczynywystępujątylkowbaśniachifantazjach.

Jestem dumny z tej odpowiedzi. Nie miałem pojęcia, że postawiony pod murem

wymyślęcośtakbłyskotliwego.

Najcichszyzbraci,Zach,prostujesięnakrześle.

–Chceszpowiedzieć,żefantazjujeszonaszejsiostrzyczce?

Okurde...

– Jezu, Zach! – krzyczy Six. – Przestań! Wszyscy natychmiast przestańcie!

Ośmieszaciesiętylkotymprzesłuchaniem.

Wszyscyczterejwybuchają śmiechem.Evanmruga domniei braciawracajądo

jedzenia.

Wciążniemamodwagiunieśćwidelcadoust.

– Tak się tylko z tobą drażnimy – wyjaśnia Zach ze śmiechem. – Nigdy nie

mieliśmy okazji tego robić, bo jesteś pierwszym chłopakiem, jakiego przedstawiła

background image

namSix.

Spoglądam na swoją dziewczynę. Nie wiedziałem o tym, ale chyba mi się to

podoba.

– Naprawdę? – pytam ją. – Nigdy jeszcze nie przedstawiłaś swoim braciom

żadnegochłopaka?

Sixuśmiechasięikręcigłową.

– Niby dlaczego miałabym któregoś im przedstawiać? – pyta. – Żaden na to nie

zasługiwał.

Przyciągamjądosiebieicałujęlekkowusta.

–Cholera,kochamcię–mówię,apotemodważamsięwkońcuunieśćwidelec.I

cosięokazuje?Niewyglądajużwcalejakgrabie,wyglądajaknormalnywidelec.

Nabijamnaniegowielkikawałmięsaiwkładamgodoust.

Wszyscyczterejbraciawmilczeniupatrząnamnie.Iwszyscysięuśmiechają.

***

PadamzwestchnieniemnałóżkoSky,lądującobokHoldera,którysiedziopartyo

zagłówek.

–Jakwidzę,przetrwałeśspotkaniezbraćmi–mówi,patrzącnamnie.

–Ledwo,ledwo–odpowiadam.–Alechybawkońcuudałomisięichdosiebie

przekonać.

–Wjakisposób?–pytaSky.SiedziobokHoldera,bawiącsiętelefonem.

–Ponadawałemwszystkimksywki.Bardzoichtorozbawiło.

Holderwybuchaśmiechem.

–Całyty.

–AgdzieSix?–pytaSky.

–Niechciałojejsiętutajprzychodzić.–Podnoszęsięzłóżka.–Wpadłemtylko

nachwilę,żebydaćznać,żejakośtoprzeżyłem.Aterazwracamdoniej.

Mamjużruszyćdookna,kiedywidzę,żeSkymarszczybrwi.Niepodobamisię

to, bo ona nigdy nie ma ponurej miny. Jest jedną z najpogodniejszych osób, jakie

background image

znam.

W sumie nie podoba mi się również to, że Six nie chciała tu przyjść. Dziwne,

poprzedniejnocyteżniemiałanatoochoty.

Czyżbysiępokłóciły?

–Cosiędzieje,Cycatko?–pytam.

Patrzymiwoczyizmuszasiędouśmiechu.

–Nic.

Podchodzędołóżka.

–Niewciskajmitukitu–mówię.–Kiedyostatnirazgadałaśzmojądziewczyną?

Zerka na wyświetlacz telefonu, po czym wzrusza ramionami. Holder również

widzi,żecośjestnietak.

–Hej–mówi,obejmującjąramieniem.–Cosiędzieje,kotku?

Przyciąga ją do siebie i całuje w skroń. Po policzku dziewczyny spływa łza.

Szybkounosirękę,żebyotrzećłzę,aleHolderitakjązauważa.Prostujesięiodwraca

doniej.Wtymsamymczasiesiadamnałóżku.

–Cosiędzieje,Sky?–powtarza,zmuszającjądopopatrzeniananiego.

Dziewczynapotrząsagłową.

–Nictakiego–odpowiada.–Pewniepoprostujestprzemęczona.

–Ktojestprzemęczony?–pytam.–Six?

Potakuje.

Dziwię się, ponieważ nic nie wskazuje na to, żeby Six była przemęczona.

Wyglądadzisiajkwitnąco.

–Unikamnie.Niebyłojejtutajodtrzechdni–wyjaśniaSky.–Nieesemesujeani

nieoddzwania.Chybasięnamnieobraziła,tylkoniemampojęciaoco.

Zrywamsięnarównenogi.

–Trzebatonatychmiastwyjaśnić–oznajmiam,niewiedziećczemuwystraszony.

–Niemożebyćnaciebieobrażona.Niepozwolę,żebyściesięnasiebiepogniewały.

Zaczynamkrążyćpopokoju.Holderpatrzynamnie,mrużącoczy.

–Daniel,uspokójsię.Todziewczyny.Dziewczynysięczasamikłócą.

background image

Potrząsamgłową,niemogącsięztymzgodzić.

–NieSkyiSix.Oneniesątakiejakinne,Holder.Dobrzeotymwiesz.Onesię

nie kłócą. Nie mogą się na siebie obrazić. Zamierzają iść razem do college’u i

zamieszkać w jednym pokoju. – Przerywam i patrzę na niego. – Jesteśmy jedną

drużyną, stary. Ja, Six, ty i Sky. Ja i ty. Six i Sky. Nie mogą się poprztykać. Nie

pozwolęnato.

Ruszamwkierunkuokna.Skybłaga,żebymtegonierobił,alejestjużzapóźno.

WchodzęprzezoknodosypialniSix.Sercebijemijakszalone.Niemamowy,żebym

odpuścił.

Sixleżynałóżku,gapiącsięwsufit.Nawetniepatrzywmojąstronę.

–Cosiędzieje?–pytam.

–Nic–odpowiada.

Gównoprawda.

Klękamnałóżku,poczymprzysuwamsiędoniej,ażwreszciemamjąpodsobąi

patrzęjejwoczy.

–Gównoprawda–mówię.

Odwraca głowę, więc chwytam ją palcami za podbródek, zmuszając do tego, by

namniepopatrzyła.

–DlaczegojesteśobrażonanaSky?

Kręcigłową.

– Wcale nie jestem na nią obrażona – odpowiada z miną winowajczyni. Ulżyło

mi,aleniedokońca.

Wygląda na zmartwioną. Wręcz wystraszoną. Czuję się jak palant, że tego

wcześniejniezauważyłem,alepodczaskolacjibyłaniezwyklemilcząca.

Wczorajwieczoremzresztąrównież.

Cholera.Możetonamniesięgniewa.

–Przepraszam–mówię.Patrzynamniezezdziwieniem.

–Zaco?

Wzruszamramionami.

– Nie wiem. Za to, co zrobiłem. Czasami robię albo mówię coś naprawdę

background image

głupiego i nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, że ranię przy tym czyjeś uczucia.

Więcjeślitozmojegopowodu,toprzepraszam.–Całujęją.–Bardzoprzepraszam.

Odpychamnieodsiebieisiada.

–Niezrobiłeśniczłego,Danielu.Jesteścudowny.

Podobamisiętaodpowiedź,jednaknietłumaczytojejzłegohumoru.

– Po prostu... – Cichnie nagle i spuszcza wzrok. – Jeśli ci coś powiem...

przyrzekasz,żeniepowtórzysztegoHolderowi?

Bez wahania kiwam głową. Choć Holder jest moim najlepszym kumplem, za

choleręniezawiodęzaufaniaSix.

–Przyrzekam.

Patrzymiprostowoczy,ajejspojrzeniemówi,żetonaprawdęcośpoważnego.

Niecierpiętegospojrzenia.Zrywasięzłóżkaipodchodzidobiurka.Bierzelaptopi

wracaznimdomnie.

–Cościpokażę.

Unosiklapęlaptopaimaksymalizujeokno.

–Tylkoproszę,nieporuszajwięcejtegotematu.

Przyciągamlaptopdosiebieizaczynamczytać.

Toartykułozaginionymdziecku.Potrząsamgłową,ponieważniematodlamnie

najmniejszego sensu. Zwłaszcza gdy się zestawi ten artykuł ze zdjęciem małej

dziewczynkipodobnejdoSky.

–Coto?–pytam.

Wyjmujemilaptopzrąk.

– Nie jestem pewna – odpowiada. – Kiedy wyjeżdżałam do Włoch, zostawiłam

laptop tutaj. Kilka dni temu zauważyłam adres tej strony w historii sprzed kilku

miesięcy.Niewiem,corobić–mówi,patrzącnaekran.–Toona.Sky.Zapytałabym

jąoto,alechybagdybyotymwiedziała,samabymipowiedziała.

Wciąż usiłuję przyswoić sobie to, co przed chwilą widziałem, i połączyć to ze

słowamiSix.

– A jeśli to Karen korzystała z tego komputera? – ciągnie dziewczyna. – Albo

Holder?Alboktośzupełnieinny?Niemamżadnejpewności,żetobyłaSky.Bojęsię,

background image

żejeślipowiemjejotym,dowiesięoczymś,czegoniepowinnawiedzieć.

Niewahamsięanichwili.Chwytamlaptopiwstaję.

– Nie możesz tego zatrzymać dla siebie. Jeśli jej tego zaraz nie pokażesz,

zniszczyszwasząprzyjaźń,bojużzawszebędzieszmiałapoczuciewiny.–Bioręjąza

rękę.–Chodź.Miejmytojużzasobą.

Patrzy na mnie wystraszona, ale nie zmieniam zdania. Nie może czegoś takiego

trzymać w tajemnicy. Jeśli ta dziewczynka to naprawdę Sky, jej przyjaciółka ma

prawootymwiedzieć.

Przed podejściem do okna ściskam Six ze wszystkich sił. Całuję ją w czubek

głowyipocieszam:

–Możetojednaknieona.Możetoprzypadek.

***

Stoimy przed łóżkiem Sky. Holder trzyma laptop, a Sky zakrywa dłonią usta.

Obojegapiąsięwekran.

Obojemilczą.

–Przepraszam–mówiSix.–Niewiem,kimjesttadziewczynka...alemusiałam

ciotympowiedzieć.

SkywkońcuodrywawzrokodekranukomputeraispoglądanaHoldera.Chłopak

patrzynaniąiwzdycha,poczymzamykalaptop.

Ich reakcja mnie zaskakuje. Spodziewałem się raczej płaczu i krzyku. I może

jeszczerzucaniaprzedmiotami.

HolderoddajelaptopSix.

–Niemusimytegooglądać–mówi.–Skytozna.

Sixwciągagwałtowniepowietrze.Ściskamjejrękę.Skywstaje,podchodzidonas

ikładzieręcenaramionachSix.

– Powinnam była ci powiedzieć – mówi, patrząc na nią. – Jednak gdyby to się

wydało...niejamiałabymkłopoty,aleKaren.Tylkodlategomilczałam.

Six wpatruje się w nią szeroko otwartymi oczami. Wyraźnie usiłuje to wszystko

background image

zrozumieć.

–WięctoKarencięporwała?–szepcze,odsuwającsięodSky.

Skypotakuje.

–Wszystko,coprzeczytałaśomoimdzieciństwie,toprawda.–PatrzynaHoldera,

jakbychciałazapytać,czymożekontynuować.Kiwagłową,apotemprzenosiwzrok

na mnie. Poznaję to spojrzenie. Oznacza ono, że wszystko, co tu usłyszę, muszę

zachowaćdlasiebie.

– Karen zrobiła to, bo mój ojciec był potworem – wyjaśnia Sky. W jej oczach

pojawiająsięłzy.Holderstajezaniąijąobejmuje,poczymcałujewczubekgłowyi

przytuladoswojejpiersi.–Holderopowiedziałmiotymwszystkim,kiedybyłaśwe

Włoszech.

Patrzęnaprzyjaciela.

–Atyskądwiedziałeś?

Milczy przez dłuższą chwilę. Wygląda tak, jakby żałował, że mi nic nie

powiedział.Niemamdoniegopretensji.Towkońcuniemojasprawa.

– Rozpoznałem ją. Ja i Les... byliśmy jej sąsiadami, zanim się tu

przeprowadziliśmy.Przyjaźniliśmysię.Byłemtam,kiedytosięstało.

Zaczynamy z Six krążyć po pokoju. To dla nas za dużo. Żałuję, że się tego

dowiedziałem. Czuję zbyt wielką odpowiedzialność. Nie podoba mi się też, że oni

wiedzą, że ja o tym wiem. Wolałbym, żeby sytuacja wyglądała tak jak wczoraj.

Wszystko było proste, zanim się o tym dowiedziałem. Muszę o tym jak najszybciej

zapomnieć.SkyiHolderniepowinninampowierzaćtakpoważnychsekretów.

– Zrobiłem Six dziecko! – wypalam i momentalnie czuję ulgę, że też zdradzam

jakąś tajemnicę. – Rok temu. To ona jest dziewczyną ze schowka – wyjaśniam

Holderowi. Kiedyś mu o niej opowiadałem, więc na pewno wie, o kim mówię. –

Uprawialiśmyseks,niewiedzącnawet,jakwyglądamy.Zaszławciążę,aleodkryłato

dopiero we Włoszech. Nie wiedziała, kim jestem, i była przerażona, więc oddała

naszego syna do adopcji i... – Przerywam, po czym kładę ręce na biodrach i

wzdycham.–Mieliśmydziecko.

Wszyscy gapią się na mnie. Six patrzy na mnie tak, jakby już nie uważała mnie

background image

wcalezatakiegocudownego.

–Kurde,Daniel...–szepcze.–Cotywyprawiasz?

Jestnamniewściekła.Mapretensje,żewłaśniezdradziłemnajwiększysekretjej

życia.

Podchodzędoniejikładęręcenajejramionach.

–Musiałemtopowiedzieć,żebybyłremis.Myznamyichwielkisekretioniteraz

znająnaszwielkisekret.Gdybygoniepoznali,niebyłobyrównowagi,zaczęłobybyć

dziwnie.

Niewiem,czytomadlaniejsens.

–Six...–szepczeSky.–Czytoprawda?

Six odsuwa się ode mnie i wbija wzrok w podłogę. W końcu ze wstydem kiwa

głową.

–Dlaczegominiepowiedziałaś?

SpoglądanaSky.

–Adlaczegotyniepowiedziałaśmi,żeniejesteśSky?

Skykiwagłową,rozumiejąc,żeniemaprawaosądzaćprzyjaciółki,podobniejak

przyjaciółka nie powinna osądzać jej. Mamy więc remis. Stoimy w milczeniu,

przetwarzającwmyślachwszystko,czegosiędowiedzieliśmy.

–Przysięgnijmy,żenicztego,cotuusłyszeliśmy,nigdyniewyjdziepozanasze

grono–mówię,poczymplujęnadłońiwyciągamjądonich.

– Nie mam zamiaru wymieniać się z tobą śliną – oświadcza Sky z wyrazem

obrzydzenianatwarzy.

–Anija–wtórujejejSix,marszczącnos.

Patrzęnaniązezdziwieniem.

– To tylko ślina – mówię. – Nie masz problemu z tym, że wymieniamy się nią,

kiedysięcałujemy,anaglecisięniepodoba,żedotknieszjejręką?

Krzywisięzewstrętem.

–Tocoinnego.

Holderrobikrokdoprzoduiunosimałypalec.

–Serio,Holder?–mówięześmiechem.–Chcesz,żebyśmyprzysięgalinamały

background image

palec?

Piorunujemniewzrokiem.

–Chciałbym,żebyśraznazawszewbiłsobiedołba,żeniemaniczegozłegow

trzymaniusięzamałepalce.Aterazwytrzyjrękęizłapmniezapalec.

Niemieścimisięwgłowie,żezachwilębędęprzysięgałnapalec.Czymymamy

popięćlat?

Wycieramdłońodżinsy,poczymwszyscypodchodzimydoniego.Dotykamysię

małymipalcamiipatrzymysobiewoczy.Żadneznasnicniemówi,ponieważniema

takiej potrzeby. Wszyscy wiemy, że niezależnie od tego, co się stanie, nie piśniemy

nigdyanisłowaotym,czegodowiedzieliśmysiętegowieczoru.

Po wszystkim cofamy się i patrzymy na siebie w milczeniu. Po kilku minutach

niezręcznejciszyodwracamsiędoSix.

–Chceszpojechaćdoparku?

Kiwagłowąioddychazulgą.

–Pewnie.

DziękiBogu.

–Dalejjesteśmyumówieninajutronakolacjęumnie?–pytamSkyiHoldera.

Holderpotakuje.

– Jasne. Pod warunkiem, że zabronisz swojemu tacie wygłaszania żenujących

tekstów.

Czytenchłopaknigdyniczegosięnienauczy?

–Przecieżtomójtata,Holder.Jeślimutopowiem,potraktujetojakwyzwanie.

Wybuchaśmiechem.ChwytamjegoiSkywobjęcia,apotemprzyciągamdonas

Six.

–Przyjacielenazawsze–mówię.–Kochamwaswszystkich.

Jęcząiwyrywająsięzmojegouścisku.

–Idźsięlepiejzabawićzeswojądziewczyną–radzimiHolder.

MrugamdoSixipopychamjąwkierunkuokna.

Wiem,żetoniewydarzysięjeszczetegowieczoru,aleciekawimnieniezmiernie,

kiedywreszciepozwolimiodkorkowaćswojegoszampana.

background image

Nie.Towogóleniekojarzysięzseksem.

Wejśćnaszczyt?

Beznadziejne.

Włożyćkluczdozamka?

Danielu,ogarnijsię.

Kochaćsięznią?

Tak,właśnieto.Nareszcie.

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==

background image

Tytułoryginału:FindingCinderella

Copyright©2013byColleenHoover.

FirstpublishedbyAtriaBooksinpaperbackedition,2014

Copyright©forthetranslationbyPiotrGrzegorzewski

Opiekaredakcyjna:AnnaMałocha

Adiustacja:AnnaKopeć-Śledzikowska/WydawnictwoJAK

Korekta:MariaArmata/WydawnictwoJAK

Projektokładki:ElizaLuty

Fotografianaokładce:©Stockbyte/GettyImages

ISBN978-83-7515-799-4

www.otwarte.eu

Zamówienia:DziałHandlowy,ul.Smolki5/302,30-513Kraków,tel.

(12)4271200

ZapraszamydoksięgarniinternetowejWydawnictwaZnak,wktórejmożnakupić

książkiWydawnictwaOtwartego:

www.znak.com.pl

PlikopracowałiprzygotowałWoblink

background image

woblink.com

===LUIgTCVLIA5tAm9Pfkx+RnRHZwByE2kQfh9vAHIXdQZtDEwjU30NYQ==


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Colleen Hoover 2 5 Szukając Kopciuszka
Colleen Hoover 2 5 Szukając Kopciuszka
SZUKAJĄC KOPCIUSZKA
Hoover Colleen Pułapka uczuć
Colleen Hoover Pułapka uczuć 01 Pułapka Uczuć
Colleen Hoover Tarryn Fisher Never Never Part 1
Leclaire Day Bal Kopciuszka 02 Nie ma tego złego
ldb kopciuszek 2
Józefie stajenki nie szukaj, Teksty piosenek, TEKSTY, RELIGIJNE I INNE
Kopciuszek sprząta w domu, lektury
Projekt robota mobilnego szukającego wyjścia z labiryntu, MECHATRONIKA

więcej podobnych podstron