K
AROL
M
AY
S
ZATAN
I
J
UDASZ
K
LĘSKA
SZATANA
S
PÓŁDZIELNIA
W
YDAWNICZA
„O
RIENT
” R.D.Z.
W
W
ARSZAWIE
, W
ARSZAWA
1925
P
OD
ZIEMIĄ
Konie nasze uginały się pod ciężarem, ponieważ przezornie zaopatrzyliśmy się w żywność
i pauzę, we wszystko, co było niezbędne m trzy, cztery dni. Między rzeczami, które — jak
należało przypuszczać — mogły nam się przydać, zabraliśmy również paczkę świec i pęk
długich woskowych pochodni. Znaleźliśmy spory ich zapas na wozie. (Ponieważ używa się
ich do pracy podziemnej, przeto Melton nabył je od kupca w Ures). .Ponadto były tam jeszcze
trzy beczułki z oliwą palną. Wskazywało to, jak zresztą wiele innych okoliczności, że Melton
szczegółowo przygotował swój biznes, zanim jeszcze dobił targu z hacjenderem, i
Oczywiście, zanim rozstałem się z Winnetou, wtajemniczyłem go w swoje plany, aby mógł
mnie łatwo odszukać, gdybym nie wrócił po czterech dniach. Przede wszystkim więc
powiedziałem Apaczowi, że zamierzam zbadać jaskinię Playera i podziemnry korytarz,
odkryty przez Herkulesa.
Ponieważ poprzedniego dnia zboczyliśmy z właściwego kierunku, więc musieliśmy — ja i
Mimbrenio — wrócić na ostatni odcinek drogi. Z zadowoleniem stwierdziłem brak śladów po
koniach i wozach. Jeżeli nawet gdzieniegdzie dały: się zauważyć odciski, to można było
przypuszczać, że dzień, który obecnie wschodził, zadrze je doszczętnie. Teraz byłem
przekonany, że ewentualni wywiadowcy Meltona nie znajdą śladów naszego obozowiska. Po
blisko czterogodzinnej jeździe na południe skierowaliśmy się na wschód i wkrótce dotarliśmy
do zapowiedzianej przez Playera granicy roślinności. Stąd zaczynała się pustynia.
Zatrzymaliśmy wierzchowce, aby je nakarmi , po czym ruszyli my w dalsz drog .
ć
ś
ą
ę
Jechali my przez prawdziw pustyni . Ziemia uk ada a si w d ugie, niskie fale,
ś
ą
ę
ł ł
ę
ł
oddzielone od siebie p ytkimi wg bieniami. Dooko a by y ska y, kamienie lub piasek. Ani
ł
łę
ł
ł
ł
d b a trawki. Nagi kamie ssa promienie rozognionego s o ca, dopóki si nie nasyci . ar
ź ź ł
ń
ł
ł ń
ę
ł Ż
dr
co wibrowa na wysoko ci czterech czy pi ciu stóp nad, ziemi . Trudno by o oddycha .
żą
ł
ś
ę
ą
ł
ć
Pot parowa z ca ego cia a. P dzili my bez wytchnienia; aby przyby do Almaden przed
ł
ł
ł
ę
ś
ć
zapadni ciem zmroku.
ę
Nie rozmawiali my ze sob . Mimbrenio nie o mieli si do mnie przemówi , a
ś
ą
ś
ł ę
ć
jednostajno
drogi nie sk ania a do rozmowy. Jechali my w milczeniu, dopóki sobie nie
ść
ł
ł
ś
u wiadomi em, e Almaden le y na pó noc od nas. Skr cili my przeto w tym kierunku,
ś
ł
ż
ż
ł
ę ś
badaj c grunt w poszukiwaniu tropu.
ą
Kiedy s o ce zni a o si ku zachodowi, wy oni a si przed nami w oddali niska, jednak e
ł ń
ż ł ę
ł ł ę
ż
ostro od horyzontu odcinaj ca si ska a, olbrzymiej ca w miar , jak si do niej zbli ali my.
ą
ę
ł
ą
ę
ę
ż ś
— To na pewno Almaden — rzek em. — Teraz nale y podwoi czujno .
ł
ż
ć
ść
— Czy mój wielki brat Old Shatterhand zsi dzie z konia? — zapyta nie mia o Mimbrenio.
ą
ł ś ł
Je d ca o wiele atwiej spostrzec ni piechura. Wprawdzie sam zrezygnowa bym z jazdy w
ź ź
ł
ż
ł
siodle, ale cieszy a mnie jego uwaga, poniewa dowodzi a roztropno ci. Zsiedli my z koni i
ł
ż
ł
ś
ś
prowadz c je za uzdy, poszli my naprzód. Kroczyli my po p askim gruncie, który niby
ą
ś
ś
ł
pier cie okala Almaden. Doszli my do brzegu wg bienia, po rodku którego ono wyrasta o.
ś ń
ł
ś
łę
ś
ł
Mówi c ci lej, stali my na brzegu wysch ego jeziora ze skalist wysp , która dzi nosi a
ą ś ś
ś
ł
ą
ą
ś
ł
nazw Almaden.
ę
Wskutek jednostajno ci okolicy mimo woli zboczy em z kierunku; do Almaden dotarli my
ś
ł
ś
nie z po udniowej, lecz z po udniowo–zachodniej strony. By o to niebezpieczne.
ł
ł
ł
Przypuszcza em bowiem, e Indianie wypatruj nas od strony zachodniej, ale za to pozwoli o
ł
ż
ą
ł
mi od razu ujrze ska , o której opowiada Player i Herkules, a któr musia bym w innym
ć
łę
ł
ą
ł
wypadku dopiero odszukiwa .
ć
Ogromny blok skalny, stercz cy z dna wysch ego jeziora, u góry by p aski i tworzy
ą
ł
ł ł
ł
niemal prawid owy sze cian, o cianach biegn cych prawie dok adnie w czterech
ł
ś
ś
ą
ł
kierunkach .wiatrów. Poniewa stan li my przy po udniowo–zachodniej kraw dzi,
ż
ę ś
ł
ę
widzieli my przeto stron po udniow i zachodni . Pierwsza wznosi a si prosto, mia a
ś
ę
ł
ą
ą
ł
ę
ł
wszak e g bokie rysy na powierzchni, po rodku za tunel, który jak atwo by o zauwa y ,
ż łę
ś
ś
ł
ł
ż ć
bieg pod gór . Potwierdza o to s owa Playera, e p askowzgórze jest dost pne z po udniowej
ł
ę
ł
ł
ż ł
ę
ł
i pó nocnej strony.
ł
Mogliby my tam dotrze po dziesi ciu lub pi tnastu minutach marszu, nie odwa y em si
ś
ć
ę
ę
ż ł
ę
jednak, aczkolwiek nie wida by o dooko a ywej duszy. Na górze na pewno czuwali ludzie i
ć ł
ł ż
mogliby nas szybko spostrzec.
Przede wszystkim nalega o wybada , gdzie s Indianie. Naturalnie, sam si tego podj em,
ł
ć
ą
ę
ął
ch opca pozostawiwszy przy koniach. Skrada em si na zachód wzd u brzegu by ego jeziora.
ł
ł
ę
ł ż
ł
Musia em bardzo uwa a , gdy nic mnie nie kry o i gdybym kogo spostrzeg , w tej samej
ł
ż ć
ż
ł
ś
ł
chwili by bym tak e dostrze ony. Uszed szy spory szmat drogi, zauwa y em na pó nocno–
ł
ż
ż
ł
ż ł
ł
zachodniej stronie ma rzadkie chmurki, które powoli wznosi y si , rozprzestrzenia y i
łą
ł
ę
ł
nikn y. By to niezawodnie dym, niedu y dym z india skiego ogniska, roznieconego na
ęł
ł
ż
ń
sk pym podk adzie drzewa. Szed em jeszcze normalnie przez par chwil, a nast pnie
ą
ł
ł
ę
ę
zacz em biec jak zwierz czworono ne.
ął
ę
ż
Wkrótce zobaczy em pi
czy sze namiotów, ko o których krz tali si ludzie. Gdybym
ł
ęć
ść
ł
ą
ę
chcia jeszcze bli ej podej , musia bym si czo ga na brzuchu. Od namiotów dzieli a mnie
ł
ż
ść
ł
ę
ł ć
ł
odleg o tak ma a, e z atwo ci rozpozna em zdobi ce je malowid a. Le
c obserwowa em
ł ść
ł ż ł
ś ą
ł
ą
ł
żą
ł
obozowisko.
Ka dy Indianin maluje na namiocie, przynajmniej na letnim, swoje imi lub obraz,
ż
ę
przedstawiaj cy szczególne zdarzenie z ycia. Na jednym wi c wi si olbrzymi na czerwono
ą
ż
ę
ł ę
wymalowany w
. Na drugim widnia ko , na innym nied wied . Mi dzy namiotami kr cili
ąż
ł ń
ź
ź
ę
ę
si Indianie lub te siedzieli na ziemi, pal c fajki. Dwie w ócznie opiera y si o .namiot z
ę
ż
ą
ł
ł
ę
w
om. By to zapewni namiot wodza.
ęż
ł
ę
Wiedzia em ju , gdzie obozuj Jumowie. Chcia em si wycofa , kiedy troje osób, dwóch
ł
ż
ą
ł
ę
ć
m
czyzn i kobieta, wysz o z owego namiotu. Kobiet pozna em od razu: by a to Judyta.
ęż
ł
ę
ł
ł
Jednym z m
czyzn by Melton, drugim Indianin, niew tpliwie mieszkaniec namiotu.
ęż
ł
ą
Rozmawiali przez chwil , po czym Indianin wróci do siebie, Melton za z Judyt poszed
ę
ł
ś
ą
ł
dalej.
Dokonawszy rozpoznania, mog em wróci do obozowiska. Z pocz tku czo ga em si na
ł
ć
ą
ł ł
ę
brzuchu, potem, pobieg em na czworakach, wreszcie na nogach? S o ce skry o si za
ł
ł ń
ł
ę
widnokr giem i zapad zmierzch. Szcz liwie dotar em do koni. Musieli my wykorzysta
ę
ł
ęś
ł
ś
ć
krótki czas, kiedy jest ciemno na tyle, aby nie by widocznymi, a do jeszcze jasno, aby bez
ć
ść
wielkiego trudu odkry wej cie do jaskini.
ć
ś
Kiedy nadesz a taka chwila, zjechali my w dó , na dno wysch ego jeziora. Dotar szy do
ł
ś
ł
ł
ł
ska y, zacz li my usuwa kamienie. Wkrótce ujrzeli my przed sob dziur , która coraz
ł
ę ś
ć
ś
ą
ę
bardziej si rozszerza a. (Kiedy by a ju do
poka na, zapali em woskow pochodni i
ę
ł
ł
ż ść
ź
ł
ą
ę
zlaz em w dó do jaskini. To obszerne wydr
enie dok adnie odpowiada o opisowi Playera.
ł
ł
ąż
ł
ł
Mia o wysoko
dwóch ludzi i z atwo ci mog o pomie ci stoi. W ma ej bocznej jaskini
ł
ść
ł
ś ą
ł
ś ć
ł
zebra a si bardzo zimna woda. Zbadanie dna od o y em na pó niej, gdy przedtem musia em
ł ę
ł ż ł
ź
ż
ł
wprowadzi konie.
ć
Trzeba wi c by o powi kszy wej cie. Robota oczywi cie niezbyt przyjemna, lecz
ę
ł
ę
ć
ś
ś
.uporali my si z ni szybko i przeprowadzili my bez trudu wierzchowce. Kiedy napoili my
ś
ę
ą
ś
ś
je i nakarmili my, mog em zbada dno jaskini, a raczej obejrze je, poniewa patrzenie w
ś
ł
ć
ć
ż
przepa
nie jest adnym badaniem. By a to prawdziwa otch a . Gdy rzuci em kamuszek,
ść
ż
ł
ł ń
ł
us ysza em dopiero po d u szej chwili s aby odg os, uderzenia o dno.
ł
ł
ł ż
ł
ł
Player nie móg okre li ani szeroko ci ani g boko ci, poniewa nie mia wiat a.
ł
ś ć
ś
łę
ś
ż
ł ś
ł
Natomiast moja pochodnia wieci a tak jasno, e stoj c na jednym brzegu, widzia em
ś
ł
ż
ą
ł
wyra nie przeciwleg y. Ciemno oszuka a Playera, ja za wiedzia em, e przepa nie jest
ź
ł
ść
ł
ś
ł
ż
ść
szersza nad dziesi
, jedena cie okci. Tymczasem m ody Mimbrenio ukl k i bada grunt.
ęć
ś
ł
ł
ą ł
ł
D uba palcem, pó niej zacz skroba no em.
ł ł
ź
ął
ć ż
— . Czy Old Shatterhand zechce zobaczy , e tu znajduje si do ek? — rzek , kling
ć ż
ę ł
ł
ą
wyskrobawszy ziemi .
ę
— Utworzy a go woda kapi ca ze sklepienia — odpowiedzia em.
ł
ą
ł
— W tym wypadku wydr
enie by oby okr g e. Tak jednak nie jest.
ąż
ł
ą ł
— Zobaczymy.
Nachyli em si i pomog em mu grzeba . Istotnie. Czworok tny, na okie g boki do ek.
ł
ę
ł
ć
ą
ł
ć łę
ł
— Poszukajmy, czy nie ma gdzie drugiego — rzek em.
ś
ł
Wkrótce odkryli my trzy inne. Usun li my ziemi , która je pokrywa a. — Mimbrenio
ś
ę ś
ę
ł
spojrza na mnie pytaj co. O mieli em go przeto:
ł
ą
ś
ł
— Je li mój m ody brat chce co& powiedzie o tych wg bieniach, to prosz , niech mówi.
ś
ł
ć
łę
ę
— Nie mam nic do powiedzenia — odpar . — Dr
y si w ziemi do ki po to, aby w nich
ł
ąż ę
ł
co schowa . Co jednak mog o tkwi w tych oto wg bieniach?
ś
ć
ł
ć
łę
Old Shatterhand wie
zapewne.
— Nietrudno si domy li , ale j zyk mego brata nie ma na to nazwy. Czy wiesz, czym jest
ę
ś ć
ę
ko ek lub klamra?
ł
— Nie wiem.
— Drzewo lub elazo, które wbite w ziemi przytrzymuje najwi ksze ci
ary. W danym
ż
ę
ę
ęż
wypadku ci
arem by most nad przepa ci . Bez w tpienia na drugim jej brzegu pozosta y
ęż
ł
ś ą
ą
ł
takie same cztery do ki.
ł
— Ale gdzie si podzia most?
ę
ł
— Nie ma go ju . Zapewne ci, którzy z niego ostatnio korzystali, str cili go w przepa .
ż
ą
ść
Zale a o im na tym, aby nikt nie móg przedosta si na drug stron . W tym celu zatkano te
ż ł
ł
ć ę
ą
ę
ż
do ki. Ale oczy mego m odego brata s ostre i przenikliwe.
ł
ł
ą
— Nie oczy, lecz stopy wyczu y, e ziemia w tym miejscu jest bardziej mi kka ni gdzie
ł ż
ę
ż
indziej. Gdyby most sta jak dawniej, mogliby my przej na drug stron .
ł
ś
ść
ą
ę
— Przejdziemy i tak. Dostaniemy si do tunelu, który wylot ma na p askowzgórzu, lecz
ę
ł
my l , e posiada równie inne zamaskowane wej cie. Trzeba je odszuka .
ś ę ż
ż
ś
ć
— Kiedy? Dzi wieczór?
ś
— Nie, jutro. Wej cie jest zatkane i po omacku nie potrafi go znale
, wiat a za zapala
ś
ę
źć ś
ł
ś
ć
nie mo na. Poradzimy sobie przy wietle dziennym. Tymczasem posilimy si , a potem wyjd
ż
ś
ę
ę
na zwiady.
— Czy Old Shatterhand zabierze mnie ze sob ?
ą
— Nie. Z przyjemno ci zabra bym ci , lecz musisz zosta przy koniach.
ś ą
ł
ę
ć
— Tu s bezpieczne. Jumowie ich nie znajd .
ą
ą
— Istotnie, ale konie nie s obeznane z miejscem. Mog si sp oszy .
ą
ą ę ł
ć
Ch opiec musia zosta . Po spo yciu owocowej wieczerzy ruszy em na zwiady. Niewiele
ł
ł
ć
ż
ł
spodziewa em si odkry w takich ciemno ciach. Dobrn em do pó nocnego kra ca ska y i
ł
ę
ć
ś
ął
ł
ń
ł
usiad em na kamieniach, czekaj c, a gwiazdy rozb ysn ja niej.
ł
ą ż
ł ą ś
Siedzia em mo e godzin . Dooko a panowa o g uche milczenie. Gwiazdy, dotychczas
ł
ż
ę
ł
ł
ł
blade, roziskrzy y si pe nym blaskiem. Zamierza em ju powsta i pój
naprzód, gdy w
ł
ę ł
ł
ż
ć
ść
pobli u us ysza em czyje kroki. Przypuszczaj c, e nadchodz cy przejdzie ko o mnie,
ż
ł
ł
ś
ą ż
ą
ł
schroni em si za g azem. Po chwili istotnie ujrza em Indianina, który przystan nie opodal
ł
ę
ł
ł
ął
mego ukrycia i uwa nym wzrokiem powiód doko a. Nie widz c nikogo westchn , zbli y si
ż
ł
ł
ą
ął
ż ł ę
jeszcze bardziej i usiad na kamieniu, w odleg o ci paru kroków ode mnie.
ł
ł ś
To by o fatalne, fatalne w najwy szym stopniu. Kamienie by y tak rozstawione, e nie
ł
ż
ł
ż
mog em wycofa si bez szmeru. Nie pozostawa o mi nic innego, jak uzbroi si w
ł
ć ę
ł
ć ę
cierpliwo i czeka na jego odej cie.
ść
ć
ś
— Uff! — zawo a po d ugiej pauzie Indianin st umionym g osem. Podniós si z kamienia
ł ł
ł
ł
ł
ł ę
i pod
y kilka kroków naprzód. Kto nadchodzi . Rozpozna em Judyt . Ukryty za
ąż ł
ś
ł
ł
ę
kamieniem, pods ucha em niezwykle ciekaw rozmow ,
ł
ł
ą
ę
Indianin nazywa siebie Przebieg ym W
em. By wi c mieszka cem namiotu, który
ł
ł
ęż
ł
ę
ń
widzia em, i dowódc trzystu Jumów, którzy tu obozowali. W ada angielskim i hiszpa skim
ł
ą
ł ł
ń
w sposób jak na Jum niezwyk y, ona za nie posiada a ani w dwudziestej cz ci jego wiedzy;
ę
ł
ś
ł
ęś
nie umia a te s owa po india sku. Mimo to porozumiewali si doskonale.
ł ż ł
ń
ę
Wzi j za r k i rzek :
ął ą
ę ę
ł
— Przebieg y W ju s dzi , e Bia y Kwiat nie przyjdzie. Dlaczego kaza a mi czeka ?
ł
ąż ż ą ł ż
ł
ł ś
ć
Musia swoje pytanie kilkakrotnie w rozmaitej formie powtórzy , zanim zrozumia a i
ł
ć
ł
odrzek a:
ł
— Melton mnie zatrzymywa . Teraz on nie zrozumia . Powtórzy a s owa i zobrazowa a
ł
ł
ł ł
ł
my l znakami.
ś
— Co teraz robi? — zapyta Przebieg y W
.
ł
ł
ąż
— pi — wyja ni a raczej pantomimicznie ni s ownie.
Ś
ś ł
ż ł
— Czy Melton s dzi, e Bia y Kwiat równie pi?
ą
ż
ł
ż ś
— Tak.
— W takim razie jest g upcem, s usznie oszukanym, poniewa sam pragnie oszukiwa .
ł
ł
ż
ć
Bia y Kwiat nie powinna mu wierzy . Ok amuje j , nie dotrzyma danego przyrzeczenia.
ł
ć
ł
ą
Ka demu zdaniu towarzyszy y liczne gesty wyja niaj ce. Poniewa przedstawienie
ż
ł
ś ą
ż
prawdziwego przebiegu rozmowy by oby uci
liwe zarówno dla mnie, jak i dla czytelnika,
ł
ąż
wi c opisz j tak, jak gdyby oboje porozumiewali si g adko.
ę
ę ą
ę ł
— Czy wiesz, co mi Melton przyrzek ?
ł
— Wyobra am sobie. Czy nie powiedzia ci, e otrzymasz wielkie skarby?
ż
ł
ż
— Tak. Melton s dzi, e na tej skale zarobi milion. Wówczas zostan jego on , b d
ą
ż
ę
ż ą ę ę
mia a brylanty, per y i wszelkiego rodzaju kosztowno ci, zamek w Sonorze i pa ac w San
ł
ł
ś
ł
Francisco.
— Nie dostaniesz ani klejnotów, ani z ota, ani pa acu. Melton du o zarobi, ale nic z tego
ł
ł
ż
nie b dzie posiada .
ę
ł
— Jak to?
— To jest nasz sekret. Ale gdyby nawet sta o si tak, jak on pragnie, ty by nic z tego nie
ł ę
ś
mia a. Jeste jedynym kwiatem na tym ustroniu, dlatego my li o tobie. Kiedy zobaczy inne,
ł
ś
ś
ciebie porzuci.
— Niech si tylko o mieli! Zemszcz si i wyjawi wszystkie jego wyst pki.
ę
ś
ę ę
ę
ę
— Nie b dziesz mog a. Tu mo na atwo zdepta kwiat, który wyblak , a sta si
ę
ł
ż
ł
ć
ł
ł ę
niebezpieczny. Wierz mi, adna z twoich nadziei przy nim si nie spe ni.
ż
ę
ł
— Mówisz tak, poniewa chcesz mnie posi
. Daj mi dowód.
ż
ąść
— Przebieg y W
mo e ci dowie . Powiedz, dlaczego pozwoli a zes a ojca do
ł
ąż
ż
ść
ł ś
ł ć
podziemi?
— Poniewa mia zosta nadzorc i zarobi sporo pieni dzy.
ż
ł
ć
ą
ć
ę
— Ojciec twój jest zwi zany jak inni, musi pracowa jak inni i nie otrzymuje lepszego
ą
ć
pokarmu ni inni. Wiem, e obiecano go wypuszcza od czasu do czasu z szybu, aby móg si
ż
ż
ć
ł ę
z tob widzie i odetchn wie ym powietrzem, lecz przyrzeczenie to nie b dzie spe nione.
ą
ć
ąć ś ż
ę
ł
— Zmusz Meltona, aby dotrzyma s owa!
ę
ł ł
— Nie wierz! Nad takim m
czyzn tysi c najpi kniejszych kobiet wiata nie mog oby
ęż
ą
ą
ę
ś
ł
uzyska adnej w adzy. Za
daj spotkania z ojcem, a przekonasz si , czy pozwoli na nie.
ć ż
ł
żą
ę
— W takim jazie porzuc go!
ę
— Spróbuj — za mia si czerwonoskóry — uwi zi ci we wn trzu ska y, gdzie twoj
ś ł ę
ę
ę
ę
ł
ą
pi kno i zdrowie po re trucizna rt ci. To k amca, powtarzam. Moje serce natomiast szczerze
ę ść
ż
ę
ł
my li o tobie. Dam ci s owo na to, co on k amliwie przyrzeka. Gdybym chcia , by bym o
ś
ł
ł
ł
ł
wiele, o wiele bogatszy od Meltona.
— Bogaty Indianin?! — roze mia a si Judyta.
ś ł ę
— W tpisz? My jeste my prawymi posiadaczami kraju, którego gwa tem pozbawiaj nas
ą
ś
ł
ą
biali. Przy naszym trybie ycia, co nam po z ocie, srebrze, skarbach! Wiemy jednak, gdzie si
ż
ł
ę
z oto znajduje w olbrzymich ilo ciach, a nie powiemy tego bia ym. Lecz gdyby Bia y Kwiat
ł
ś
ł
ł
chcia a zosta moj squaw, da bym jej tyle z ota i srebra, ile zapragn aby; da bym to
ł
ć
ą
ł
ł
ęł
ł
wszystko, co Melton przyrzek ob udnie.
ł ł
— Czy naprawd ? Du o z ota, klejnotów, pa ac, zamek, pi kne szaty i wiele s u by?!
ę
ż ł
ł
ę
ł ż
— Wszystko, wszystko, czego zapragniesz! Móg bym ci uczyni moj squaw wbrew
ł
ę
ć
ą
twojej woli, gdy my, Indianie, porywamy dziewcz ta, których inaczej nie mo emy dosta .
ż
ę
ż
ć
Lecz ty zosta moj squaw dobrowolnie. Nie u yj przemocy. Poczekam, a sama oddasz mi
ń
ą
ż ę
ż
serce. Czy nie uczynisz tego ju teraz?
ż
Powsta , skrzy owa r ce na piersiach i ogl da j badawczo. Milcza a. Ch tnie przysta aby
ł
ż
ł ę
ą ł ą
ł
ę
ł
na mi ostk z pi knym, m odym wodzem, nie k opoc c si o nast pstwa. Lecz on
da, aby
ł
ę
ę
ł
ł
ą ę
ę
żą
zosta a jego, on . Czy by rzeczywi cie Melton chcia j oszuka ? Czy naprawd Indianin
ł
ż ą
ż
ś
ł ą
ć
ę
móg by si wzbogaci , gdyby zechcia ?
ł
ę
ć
ł
Indianin sta przed Judyt , wbijaj c w ni ostre spojrzenia, jak gdyby usi owa wyczyta
ł
ą
ą
ą
ł
ł
ć
najskrytsze jej my li. Po d u szym milczeniu wreszcie rzek :
ś
ł ż
ł
— Wiem, o czym my li Bia y Kwiat. Kocha bogactwo, przyjemno ci miejskiego ycia
ś
ł
ś
ż
w ród bladych twarzy. Czerwonoskóry posiada tylko namiot, konia i bro . Mieszka w lasach i
ś
ń
sawannach i nie rozumie si na sztukach i rozkoszach bia ych ludzi. Jak e by wi c mog a
ę
ł
ż
ś ę
ł
zosta squaw Indianina? Czy nie o tym my la a ?
ć
ż
ś ł ś
— Tak.
— Wierz mi, b dzie inaczej, gdy zechcesz. Powiedz tylko tak, a natychmiast pójd spe ni
ę
ę
ł ć
twoje yczenia. Moja r ka nie dotknie twojej, zanim nie przynios tyle z ota, ile zapragniesz.
ż
ę
ę
ł
To na ni podzia a o
ą
ł ł
— Móg by naprawd ?! — zawo a a. — Móg by przynie mi tyle z ota?
ł ś
ę
ł ł
ł ś
ść
ł
— Mog .
ę
— A Melton, czy rzeczywi cie mnie oszukuje?
ś
— Wybadaj go, za
daj widzenia si z ojcem. Ale nie mów nic o naszej rozmowie.
żą
ę
— Dobrze. Wypróbuj go. Je li nie uczyni zado memu
daniu, porzuc go i pójd do
ę
ś
ść
żą
ę
ę
ciebie.
— Nie pozwoli. Zmusi ci , aby pozosta a w jego namiocie.
ę
ś
ł
— Co zatem czyni ?
ć
— Czeka , tylko czeka , a zg osz si po ciebie. Melton jest w naszej w adzy. Zastrzel
ć
ć ż ł ę ę
ł
ę
go, je li wbrew twojej woli zechce ci dotkn . Dopóki si nie zdecydujesz, przychod tu co
ś
ę
ąć
ę
ź
wieczór o tej samej porze. Je eli nie przyjdziesz, b d wiedzia , e co ci zagra a, i pójd do
ż
ę ę
ł ż
ś
ż
ę
niego, aby ci zabra .
ę
ć
— Czy dotrzymasz s owa?
ł
— Przebieg y W
jest chytry, ciebie jednak e nie oszuka. Mo esz na mnie polega .
ł
ąż
ż
ż
ć
Howgh!
Odszed , nie u cisn wszy nawet jej r ki Ona za , kiedy si oddali o trzy czy cztery kroki,
ł
ś
ą
ę
ś
ę
ł
skoczy a, pobieg a za nim i zarzuci a mu r ce dooko a szyi. Us ysza em szmer poca unku.
ł
ł
ł
ę
ł
ł
ł
ł
Naraz cofn a si i usiad a na kamieniu. Czy by to odruch wyrachowania? nag ego
ęł
ę
ł
ł
ł
wzruszenia? czy mo e podzi kowania z góry za z oto, które jej przyrzek ? By mo e
ż
ę
ł
ł
ć
ż
wszystko razem. Indianin sta przez chwil oszo omiony, po czym zbli y si do niej powoli i
ł
ę
ł
ż ł ę
rzek :
ł
— Bia y Kwiat da a mi dobrowolnie to, o co teraz nie o mieli bym si prosi . Niech wie,
ł
ł
ś
ł
ę
ć
e odt d nikt inny nie powinien jej poca owa . Z samego rana wypróbujesz Meltona. Jutro
ż
ą
ł
ć
wieczorem tu powróc . Biada Meltonowi, je eli Bia emu Kwiatu uczyni co z ego. W
ę
ż
ł
ś ł
podzi ce za poca unek powiem ci co wi cej. Otó z bladych twarzy, które
ę
ł
ś
ę
ż
przyprowadzili my, jeden zgin . By to wysoki, silny m
czyzna. Znasz go,
ś
ął
ł
ęż
— Znam.
— Tak, znasz go lepiej ni innych.
ż
— Sk d wiesz?
ą
— Powiedzia o mi spojrzenie, którym ci obrzuca . Czy kochasz go?
ł
ę
ł
— Nie. Przyjecha tutaj za mn .
ł
ą
— Nie zmartwi ci wi c wiadomo o jego mierci?
ę ę
ść
ś
— Nie yje? Sk d wiesz7
ż
ą
— Wellerowie cigali go i zabili. Dziobi go ju s py.
ś
ą
ż ę
Trwa a chwil w milczeniu. Wreszcie zawo a a:
ł
ę
ł ł
— Bardzo dobrze, e si tak sta o. By mi obmierz y, pozby am si go nareszcie!
ż ę
ł
ł
ł
ł
ę
— Tak, nie wróci ju . Do jutra. Howgh!
ż
Oddali si szybko. Zamy li a si . Potem poruszy a ko cami palców, jak zazwyczaj przy
ł ę
ś ł ę
ł
ń
odp dzaniu z ych my li. Po cichu zacz a nuci melodi , wreszcie wsta a i posz a. Jak e
ę
ł
ś
ęł
ć
ę
ł
ł
ż
atwo mog em pozna drog na p askowzgórze. Trzeba by o tylko i
za ni , lecz znaj c
ł
ł
ć
ę
ł
ł
ść
ą
ą
dobrze zwyczaje czerwonoskórych, wiedzia em, e Indianin jest w pobli u. Zrezygnowa em z
ł
ż
ż
ł
niebezpiecznej pokusy i wróci em do jaskini, zadowolony z rezultatów tej krótkiej wyprawy
ł
nocnej.
Zbada drog mog em pó niej, na dzi by o mi to niepotrzebne. To, co pods ucha em,
ć
ę
ł
ź
ś ł
ł
ł
przynosi o mi wi cej korzy ci. Dzi ki temu mogli my pod
y wprost do celu, a nie czeka
ł
ę
ś
ę
ś
ąż ć
ć
na posi ki Mimbreniów, maj cych pokona Jumów. Im d u ej my la em, tym mo liwszy
ł
ą
ć
ł ż
ś ł
ż
wydawa mi si fakt, do niedawna jeszcze absurdalny, mianowicie, ze sam, bez Winnetou, bez
ł
ę
czyjejkolwiek pomocy, móg bym osi gn swój cel, i to nie zdejmuj c strzelby z ramienia.
ł
ą ąć
ą
O wicie wzi li my si do pracy. Przys oni em kamieniami wej cie do jaskini i zeszli my
ś
ę ś
ę
ł ł
ś
ś
no dó , aby wspi
si na ska z innej strony. Widzieli my st d obozowisko Indian. Nie by o
ł
ąć ę
łę
ś
ą
ł
w nim jeszcze ladu ycia. Mimo to porusza em si bardzo ostro nie. Znalaz szy zakr ty,
ś
ż
ł
ę
ż
ł
ę
wypatrzone przez Herkulesa, zatrzymali my si przy w a ciwym. Pozna em go natychmiast,
ś
ę
ł ś
ł
poniewa otwór by le zamaskowany. Miejsce to nie by o widoczne z obozu Indian. Dlatego
ż
ł ź
ł
zachowywali my si swobodnie, zrezygnowawszy z ostro no ci.
ś
ę
ż ś
Po usuni ciu kamieni powsta bardzo obszerny otwór. Zeszli my w dó po g azach, które
ę
ł
ś
ł
ł
Herkules u o y w schody. By y obciosane, co zdradza o nieindia skie pochodzenie tunelu,
ł ż ł
ł
ł
ń
prowadz cego na ukos do podziemi.
ą
Najpierw spenetrowa em praw stron tunelu, naturalnie korzystaj c ze wiat a pochodni.
ł
ą
ę
ą
ś
ł
Po kilku zaledwie krokach dotarli my do przepa ci, dziel cej nas od jaskini. Konie us ysza y
ś
ś
ą
ł
ł
nasze — g osy i podesz y a do kraw dzi. Sp dziwszy noc w jaskini, przesta y si l ka .
ł
ł ż
ę
ę
ł
ę ę ć
Okrzykami pragn em odp dzi je od przepa ci. Kiedy zawo a em na mojego Hatatitla:
ął
ę ć
ś
ł ł
„Iteszkosz!” (Po ó si !) — rozkaz spe ni natychmiast. Ko Apacza po o y si obok niego.
ł ż ę
ł ł
ń
ł ż ł ę
By em wi c pewien, e przed moim powrotem nie rusz si z miejsca.
ł
ę
ż
ą ę
Znale li my na brzegu cztery do ki, odpowiadaj ce dok adnie wczorajszym. A wi c
ź ś
ł
ą
ł
ę
istotnie wisia tu niegdy most. Wrócili my, aby uda si w g b tunelu. Wysoko jego by a
ł
ś
ś
ć ę
łą
ść
ł
wy sza od przeci tnego wzrostu cz owieka, a szeroko mia a oko o trzech stóp. Na cianach
ż
ę
ł
ść
ł
ł
ś
widnia y lady d uta i widra. Oporniejsze kamienie rozwalono dynamitem, a wi c tunel by
ł ś
ł
ś
ę
ł
zbudowany przez bia ych.
ł
Szli my coraz dalej, nie napotykaj c na przeszkody. Powietrze, wbrew oczekiwaniu, by o
ś
ą
ł
wcale zno ne. Ta okoliczno zwróci a moj uwag na p omie pochodni, który z lekka si
ś
ść
ł
ą
ę
ł
ń
ę
pochyla w kierunku korytarza. A wi c istnia a tu cyrkulacja powietrza. wie y powiew szed
ł
ę
ł
Ś ż
ł
od zewn trz w g b tunelu. Czy by tunel czy si z szybem? Bardzo mo liwe.
ą
łą
ż
łą ł ę
ż
Uszli my przesz o trzysta kroków, gdy. Mimbrenio wskaza na jaki wmurowany kamie .
ś
ł
ł
ś
ń
— Napis — rzek — lecz nie india ski.
ł
ń
O wietli em wskazane miejsce i z atwo ci odczyta em: Alonso Vatrgas of. en min. y
ś
ł
ł
ś ą
ł
comp. A.D. MDCXI. Uzupe niaj c skróty: Alonso Vargas, oficial en minas y companneros,
ł ą
Anno Domini MDCXI, co znaczy Alonso Vargas, górnik, oraz towarzysze w roku pa skim
ń
1611. A wi c dwie cie pi dziesi t lat min o od czasu, gdy dzielny górnik hiszpa ski
ę
ś
ęć
ą
ęł
ń
wydr
y te podziemia. Zanotowa em napis, poniewa nie s dzi em dotychczas, aby
ąż ł
ł
ż
ą ł
Hiszpanie ju wówczas przenikn li do tak odleg ych okolic Meksyku, zwanego przez nich
ż
ę
ł
Now Hiszpani .
ą
ą
Szli my coraz dalej, a do ko ca tunelu. Stanowi go mur kamienny. Aczkolwiek nie
ś
ż
ń
ł
dostrzeg em w nim adnego otworu, p omie pochodni by stale pochylony. Okaza o si , e
ł
ż
ł
ń
ł
ł
ę ż
mur tworzy rodzaj rzeszota. Tam, gdzie zbiega y si kanty g azów, nie by a cementu, wskutek
ł
ł ę
ł
ł
czego powsta y liczne, a niewidoczne otworki. Na jednym z g azów znalaz em napis: E. L.
ł
ł
ł
1821. E. L. by y to zapewne czyje inicja y, cyfra oznajmia a, e tunel zosta zamurowany w
ł
ś
ł
ł ż
ł
roku 1821. By mo e w tym samym roku zdj to most nad przepa ci i zamaskowano wej cie
ć
ż
ę
ś ą
ś
do jaskini, ale w jakim celu? Otworki w murze pozostawiono, aby powietrze mog o
ł
swobodnie kr
y i aby pó niejszego przybysza nie zadusi y nagromadzone gazy truj ce.
ąż ć
ź
ł
ą
Co mieli my czyni ? Przez jaki , czas nas uchiwali my. Za murem ani szmeru.
ś
ć
ś
ł
ś
Odwa y em si zapuka . adnej odpowiedzi. A jednak serce moje skaka o z rado ci.
ż ł
ę
ć Ż
ł
ś
Wiedzia em bowiem, e za tym murem znajd swoich ziomków. Je li tak mia o by istotnie,
ł
ż
ę
ś
ł
ć
jak e atwo móg bym ich uwolni . Trzeba by o tylko przedosta si przez mur. Trzeba by o
ż ł
ł
ć
ł
ć ę
ł
wydr
y otwór odpowiedniej miary. Ale czym? Nie mieli my innych narz dzi prócz no y. W
ąż ć
ś
ę
ż
ci gu ca ego dnia pracy zdo aliby my usun tylko jeden g az. Jednak e wzi em si ochoczo
ą
ł
ł
ś
ąć
ł
ż
ął
ę
do roboty. Mimbrenio dzielnie mi pomaga .
ł
Pracowali my dopóki pochodnie p on y, a potem jeszcze po omacku. Zm czeni
ś
ł ęł
ę
wrócili my do jaskini, gdzie konie wci
jeszcze le a y na tym samym miejscu. Teraz mog y
ś
ąż
ż ł
ł
si podnie i posili . A my, skoro tylko za egnali my g ód, wrócili my do podziemi, bior c
ę
ść
ć
ż
ś
ł
ś
ą
ze sob kilka pochodni i wi ksz ilo
wiec oraz nieodzowne narz dzia, mi dzy innymi
ą
ę ą ść ś
ę
ę
omy.
ł
Po ci
kiej pracy oko o godziny siódmej wieczorem wreszcie usun li my pierwszy g az.
ęż
ł
ę ś
ł
Spojrza em przez otwór: ciemno g boka i cisza. Z drugim g azem uporali my si o wiele
ł
ść łę
ł
ś
ę
atwiej, bo po dwóch godzinach pracy. O godzinie dziesi tej usun li my trzeci. O pó nocy
ł
ą
ę ś
ł
le a o u naszych stóp ju siedem wyrwanych kamieni. O pierwszej poi pó nocy mogli my si
ż ł
ż
ł
ś
ę
przeczo ga przez do
szeroki otwór, co te natychmiast uczynili my, zachowuj c
ł ć
ść
ż
ś
ą
najwy sz ] ostro no , gasz c nawet pochodnie.
ż ą
ż ść
ą
Stwierdziwszy, e nic nam nie grozi, zapalili my wiec . Spostrzeg em, e mur z tej strony
ż
ś
ś
ę
ł
ż
tak by pomalowany, i nie ró ni si od otaczaj cych go ska .
ł
ż
ż ł ę
ą
ł
Znale li my si w szerokim i do wysokim korytarzu, który wspiera si na naturalnych
ź ś
ę
ść
ł ę
blokach skalnych. Lewa cz
korytarza ko czy a si po kilku krokach. Skierowa em si wi c
ęść
ń ł ę
ł
ę ę
w prawo. Wzd u murów le a o wiele przeró nych narz dzi. Przeci g by tu silniejszy.
ł ż
ż ł
ż
ę
ą
ł
Wkrótce weszli my do sze ciennej komory. Po rodku ujrza em wielk skrzyni . Do czterech
ś
ś
ś
ł
ą
ę
jej boków przymocowane by y sznury skr cone z rzemieni; przywi zane u góry do a cucha.
ł
ę
ą
ł ń
Nad skrzyni widnia otwór nieco wi kszy ni podstaw skrzyni. By to na pewno szyb,
ą
ł
ę
ż
ą
ł
skrzynia za wind . Le a y jeszcze inne najrozmaitsze przedmioty, na które chwilowo nie
ś
ą
ż ł
zwróci em uwagi, gdy zaintrygowa o mnie dwoje drzwi z nieociosanego drzewa,
ł
ż
ł
zamkni tych na ci
kie zasuwy. Jedne na wprost korytarza, drugie z prawej strony,
ę
ęż
prawdopodobnie prowadzi y do tej cz ci kopalni, gdzie odbywa y si roboty.
ł
ęś
ł ę
Przede wszystkim skierowa em si ku stronie prawej. Odsun li my obydwie zasuwy.
ł
ę
ę ś
Mimbrenio trzyma pochodni . W chwili gdy otworzy em drzwi, wpad a na mnie jaka posta
ł
ę
ł
ł
ś
ć
kobieca, wbi a wszystkie paznokcie w moj szyj i wrzasn a: — Pod y otrze! Znowu
ł
ą
ę
ęł
ł ł
przyszed e ! Pu cisz mnie albo ci zadusz !
ł ś
ś
ę
ę
Powitanie niezbyt przyjazne. Nie obruszy em si jednak, poniewa na pewno by o
ł
ę
ż
ł
skierowane pod innym adresem. Oderwa em od szyi r ce w ciek ej istoty, w której ze
ł
ę
ś
ł
zdumieniem pozna em Judyt , i trzymaj c je z dala od mojej twarzy, odpowiedzia em:
ł
ę
ą
ł
— Przepraszam pani , zechce pani zwróci uwag na pomy k . Nie przyszed em tu po to,
ą
ć
ę
ł ę
ł
aby gin z delikatnej r czki.
ąć
ą
Mimbrenio o wietli moj twarz. Judyta pozna a mnie i krzykn a:
ś
ł
ą
ł
ęł
— Ach, to pan? Dzi ki Bogu! Nie pozostawi mnie senior w tym lochu?!
ę
— Nie. Uwolni pani . Lecz kto pani uwi zi ?
ę
ą
ą
ę ł
— Melton, ten potwór, ten szatan Wcielony!
— Ale w jaki sposób seniorit tutaj sprowadzi ? Wszak nie atwo pani ulega przemocy.
ę
ł
ł
— Oszuka mnie. Posz am za nim dobrowolnie. Zjechali my w dó w skrzyni.
ł
ł
ś
ł
— Powiedzia zapewne, e zobaczy si pani z ojcem?
ł
ż
ę
— Tak, powiedzia mi to. Mia am sprowadzi ojca na gór . Czy wie senior, e ojciec jest
ł
ł
ć
ę
ż
uwi ziony w podziemiu?
ę
— Wiem. W ogóle wiem nieco wi cej, ni si pani spodziewa. Wiem na przyk ad, e
ę
ż ę
ł
ż
m ody wódz Jumów, Przebieg y W
, wczoraj rozmawia z pewn dam , która go tak
ł
ł
ąż
ł
ą
ą
zachwyci a, i obieca jej z oto, klejnoty, zamek, pa ac, pi kne ubiory i wiele s u by.
ł ż
ł
ł
ł
ę
ł ż
Nie zarumieni a si nawet. Odpowiedzia a zupe nie swobodnie:
ł ę
ł
ł
— Pan z nim rozmawia ?
ł
— Nie.
— Czy Przebieg y W by ju u Meltona?
ł
ąż ł ż
— Nie wiem. Nale y s dzi , e pójdzie do niego, je li jeszcze nie poszed .
ż ą ć ż
ś
ł
— Czekam na niego. Kiedy senior i pozna am, s dzi am, e on pana przys a po mnie.
ł
ą ł
ż
ł ł
Wcze niej jednak wzi am pana za tego otra Meltona.
ś
ęł
ł
— A jednak trzyma a pani z Meltonem.
ł
— Tak, poniewa wiele mi obiecywa .
ż
ł
— Z ote, klejnoty, pa ac i zamek… Czy istotnie wierzy a mu pani? To, e zwabi pani
ł
ł
ł
ż
ł
rodaków, aby ci
ko na niego pracowali, musia o chyba seniorit pozbawi zaufania do tego
ęż
ł
ę
ć
cz owieka. Jak w a ciwie wyobra a a sobie pani ich los?
ł
ł ś
ż ł
— Wcale nie le a dobrze. Mieli pracowa przy wydobyciu pewnej ilo ci rt ci, co nie trwa
ź
ć
ś
ę
wszak d ugo. Melton wzbogaci by si ogromnie, pu ci by na wolno
robotników,
ł
ł
ę
ś ł
ść
wynagradzaj c ich tak sowicie, i zapewni by im przysz o bez pracy.
ą
ż
ł
ł ść
— I pani w to uwierzy a?
ł
— Tak.
— Hm. Los ich wygl da by nieco inaczej. Wskutek panuj cych w podziemiach mroków,
ą ł
ą
wskutek z ego po ywienia i rt ciowych oparów, po dwóch, trzech latach aden z robotników
ł
ż
ę
ż
nie pozosta by przy yciu.
ł
ż
— Po dwóch czy trzech latach? Praca mia a trwa zaledwie kilka miesi cy.
ł
ć
ę
— W takim krótkim czasie nie mo na si wzbogaci tak dalece, alby tylu ludziom
ż
ę
ć
zapewni przysz o bez troski. Czy pani istotnie zamierza a zosta on Meltona?
ć
ł ść
ł
ć ż ą
— Dlaczego by nie?
ż
— A teraz chce pani po lubi Przebieg ego W
a?
ś
ć
ł
ęż
— Tak, aby ukara Meltona!
ć
— A dawny narzeczony, który by pani tak wierny?
ł
— Có on mnie obchodzi? Zreszt nie yje.
ż
ą
ż
— Tak. Po ar y go s py. Seniorita posiada tyle w a nie sumienia, co Melton. Mam wielk
ż ł
ę
ł ś
ą
ochot zamkn pani ponownie i pozostawi j w asnemu losowi.
ę
ąć
ą
ć ą ł
Dotychczas sta a mi dzy mn a drzwiami. Teraz zerwa a si z miejsca i krzytn a:
ł
ę
ą
ł ę
ęł
— Tego pan nie mo e zrobi ! Nikt nie zdo a mnie zamkn ,w tym lochu.
ż
ć
ł
ąć
— Nie uczyni tego. B dzie pani wolna.
ę
ę
— By abym wolna, nawet gdyby mnie pan tutaj pozostawi , gdy wódz na pewno
ł
ł
ż
przyjdzie mnie wyzwoli .
ć
— Nie b dzie móg .
ę
ł
— Kto mu przeszkodzi?
— Melton.
— Wódz ma go w swojej mocy..
— Przebieg y W
mówi to wczoraj, ale teraz bardzo mo liwe, i Melton ma nad nim
ł
ąż
ł
ż
ż
przewag . Je li tak si sta o, to z pani winy.
ę ś
ę ł
— Jak to?
— Wyja ni pani, je li si przedtem dowiem, o czym rozmawia a z Meltoniem.
ś ę
ś
ę
ł ś
Przebieg y! W radzi wystawi Meltona na prób . Jak e to pani zrobi a?
ł
ąż
ł
ć
ę
ż
ł
— Za
da am widzenia si z ojcem. Odpowiedzia , e musz jeszcze poczeka , poniewa
żą ł
ę
ł ż
ę
ć
ż
obecno ojca w sztolni jest nieodzowna. Nie zadowoli am si t odpowiedzi , trwa am przy
ść
ł
ę ą
ą
ł
swoim
daniu i zagrozi am mu, e go porzuc .
żą
ł
ż
ę
— Có Melton na to?
ż
— Roze mia si i powiedzia , e wszak nie odejd bez ojca. Wówczas zagrozi am mu
ś ł ę
ł ż
ę
ł
zemst wodza.
ą
— Ach, w a nie pomy la em to sobie.
ł ś
ś ł
— Có to szkodzi? Niech wie, e nawet pozbawiona ojca nie pozosta am bez opieki i
ż
ż
ł
obrony.
— Zaraz seniorita zrozumie, e post pi a niezbyt sprytnie. S dz , i nie tylko powo a a si
ż
ą ł
ą ę ż
ł ł ę
pani na Indianina jako na swojego obro c ; ale e jeszcze co ponadto wygada a?
ń ę
ż
ś
ł
— Dlaczego nie mia am odpowiada , skoro pyta ?
ł
ć
ł
— Powiedzia a mu pani zapewne, e Przebieg y W
przyrzek senioricie to samo
ł
ż
ł
ąż
ł
szcz cie i ten sam dobrobyt, co Melton?
ęś
— Tak.
— I e zabije Meltona, je li odwa y si zrobi pani co z ego?
ż
ś
ż ę
ć
ś ł
— To szczególnie musia am zaakcentowa .
ł
ć
— Niech pani dzi kuje Bogu, e ja si tutaj zjawi em, albowiem Przebieg y W
nie zdo a
ę
ż
ę
ł
ł
ąż
ł
wydoby pani z tego szybu.
ć
— Ale on na pewno przyjdzie!
ż
— Nie zrobi tego, bo nie mo e. Dzi ki pani Melton zosta doskonale poinformowany o
ż
ę
ł
swoim rywalu i wie, czego si ma po nim spodziewa .
ę
ć
— To nic nie szkodzi. Wiem, e Melton zale ny jest od Indian i nie mo e nara a si ich
ż
ż
ż
ż ć ę
wodzowi
— Ja za wiem, e wcale si go nie l ka. Los pani .jest tego najlepszym dowodem. Mimo
ś
ż
ę
ę
pogró ek seniority uwi zi pani w kopalni. To chyba dowód przekonywaj cy, i Melton nie
ż
ę ł
ą
ą
ż
obawia si Indianina.
ę
— Wkrótce dowie si o swojej pomy ce. Powiedzia am miu, e Przebieg y W
b dzie na
ę
ł
ł
ż
ł
ąż ę
mnie czeka i zg osi si po mnie, je li nie przyjd .
ł
ł
ę
ś
ę
— Ach, to ju najwi kszy b d, jatki mog a pani pope ni . Melton jest uprzedzony i uzbroi
ż
ę
łą
ł
ł ć
si odpowiednio na przyj cie wodza. S dz , e — pani obro ca sam potrzebuje teraz obrony.
ę
ę
ą ę ż
ń
— My li pan, i Melton si odwa y? Ca e plemi Jumów pom ci oby mier swojego
ś
ż
ę
ż
ł
ę
ś ł
ś
ć
wodza.
— Myli si pani. Melton, którego pani sama nazwa a szatanem wcielonym; nie jest tak
ę
ł
g upi, aby wyjawi to, co zamierza, lub czego mo e ju dokona . atwo potrafi usun .wodza
ł
ć
ż ż
ł Ł
ąć
w taki sposób, e nikt si o tym nie dowie. Mo e by pani pewna, i gadatliwo ci narazi a
ż
ę
ż
ć
ż
ś ą
ł
swego obro c na najwi ksze niebezpiecze stwo,
ń ę
ę
ń
— Je eli tak jest w rzeczywisto ci, to s dz , e pan go wybawi! Melton natychmiast
ż
ś
ą ą ż
chwyci si najgorszych rodków.
ę
ś
— Czy wie pani, gdzie s jej ziomkowie? Melton chyba pani opowiada .
ą
ł
— Mówili my cz sto o nich, lecz bardzo pobie nie.
ś
ę
ż
— Ale ci ludzie musz je i pi . Kto im dostarcza wikt?
ą ść
ć
— Melton mówi , e wody jest dosy w podziemiach. Prowiantów za dostarczaj im dwaj
ł ż
ć
ś
ą
Indianie.
— Czym ich ywi ?
ż ą
— Wy cznie plackami z kukurydzy, które wypieka am wraz z kobietami india skimi.
łą
ł
ń
— Poniewa robotnicy znajduj si tu nie z w asnej woli, wi c zapewne poczyniono
ż
ą ę
ł
ę
odpowiednie zarz dzenia, aby przeszkodzi ich ucieczce. Czy nie wie pani jakie?
ą
ć
— Zakuto im nogi i r ce w okowy.
ę
— Jak e mog ci biedacy pracowa ?
ż
ą
ć
— Chwilowo jeszcze nie pracuj . Czekaj na przybycie kilku bia ych nadzorców i
ą
ą
ł
instruktorów.
— Jak s rozmieszczeni: ka dy z osobna czy te razem?
ą
ż
ż
— O ile wiem, razem.
— Dwaj Indianie, którzy zaopatruj ich w ywno , s przecie wystawieni na
ą
ż
ść ą
ż
niebezpiecze stwo?
ń
— Nie, poniewa oddzielaj ich mocne drzwi. Mam nadziej , e pan potrafi je otworzy ?
ż
ą
ę ż
ć
— Z ca pewno ci .
łą
ś ą
— I wypu ci pan uwi zionych?
ś
ę
— Oczywi cie.
ś
— Co si stanie z Meltonem? Pozwoli mu senior uciec?
ę
— Pozwol mu zawisn na szubienicy.
ę
ąć
— Powiem panu, jak senior ma si do tego zabra . Nie powinien pan si do niego zbli y
ę
ć
ę
ż ć
poza mieszkaniem, gdy niechybnie seniora zastrzeli.
ż
— Nie przypuszczam.
— O, jednak Melton nie wychodzi z domu bez dwóch rewolwerów, które odk ada jedynie
ł
w mieszkaniu. Niech pan go zaskoczy, w domu.
— Zastosuj si do .tych wskazówek, aczkolwiek nie l kam si owych rewolwerów.
ę ę
ę
ę
— Czy zna pan jego mieszkanie?
— Nie. Wiem tylko, e le y na poziomie szybu. S dz , e pani mog aby mnie
ż
ż
ą ę ż
ł
poinformowa .
ć
— Owszem, znam je dok adnie, Zosta o zbudowane przez niejakiego Euzebiusza Lopeza.
ł
ł
— Euzebiusz Lopez? Poprzednio natkn em si na litery E. L, zapewne to s jego inicja y.
ął
ę
ą
ł
Mieszkanie jest jednocze nie kryjówk , nie mo e przeto by obszerne.
ś
ą
ż
ć
— Jest do du e. Dawniej na górze w skale by a rynna, któr Lopez zamurowa . W ten
ść ż
ł
ą
ł
sposób powsta kryty korytarz, który zaczyna si w szybie i prowadzi do mieszkania. Rynna
ł
ę
by a bardzo szeroka i Lopez przedzieli j murami. Utworzy o si kilka pokojów. ciana
ł
ł ą
ł
ę
Ś
zewn trzna wygl da jak ska , wskutek czego z do u nie mo na pozna , e na górze mog
ę
ą
łą
ł
ż
ć ż
ą
mieszka ludzie. Oknami s wydr
enia, niewidoczne na pierwszy rzut oka.
ć
ą
ąż
— Na jak trzeba zej g boko , aby si dosta do korytarza?
ą
ść łę
ść
ę
ć
— Mo e dwadzie cia stopni po drabinie.
ż
ś
— Widz jednak skrzyni wisz c na a cuchu. S dz , e na górze jest ko owrót, który
ę
ę
ą ą
ł ń
ą ę ż
ł
wci ga j do góry.
ą ą
— Owszem, jest.
— W takim razie drabina zbyteczna.
— Drabina prowadzi tylko do korytarza. Z korytarza za w dó idzie winda.
ś
ł
— . Dobrze. A mieszkanie?
— Sk ada si z czterech pokojów. Dwa na ko cu korytarzu, dwa inne po obu jego
ł
ę
ń
stronach.
— W którym znajd Meltona?
ę
— Z prawej strony mieszkaj stare Indianki, z lewej ja (mieszka am, na wprost za prawa
ą
ł
ś
para drzwi prowadzi do Wellerów, lewa do Meltona.
— Jakie zamki s w Klrzwiadh?
ą
— Nie ma adnych. Drzwi nie s z drzewa. To jedynie maty, zwisaj ce z góry.
ż
ą
ą
— Kto wci ga wind do góry?
ą
ę
— Indianie, którzy czuwaj na górze. S to… Uwaga.
ą
ą
Zwróci a si w kierunku szybu. Stamt d brz cza a cuch skrzyni. Widzieli my, jak
ł
ę
ą
ę ł ł ń
ś
podnosi a si powoli do góry.
ł ę
— Tam nie pi jeszcze — rzek em.
ś ą
ł
— Po co wci gaj skrzyni ? Czy by chcia kto zjecha ?
ą ą
ę
ż
ł
ś
ć
— Teraz przekona si pan, e nie mia racji, gdy z pewno ci jedzie wódz india ski.
ę
ż
ł
ż
ś ą
ń
— S dzi pani zbyt pochopnie. Je li kto zjedzie, to na pewno b dzie to Melton albo stary
ą
ś
ś
ę
Weller.
— Wellera dzisiaj tu nie ma.
— Gdzie jest?
— Pojecha z wieloma Indianami odszuka pana, w razie pa skiego przybycia zawiadomi
ł
ć
ń
ć
o tym Meltona. Zapewne nie spostrzeg seniora, gdy by by ju wróci .
ł
ż ł
ż
ł
— A wi c nie jego mamy si tu aj spodziewa . B dzie to Melton.
ę
ę ł
ć ę
— Najlepsza sposobno , aby go z apa !
ść
ł ć
— To jeszcze zale y od wielu okoliczno ci. Trzeba by przezornym. Weller móg ju
ż
ś
ć
ł ż
wróci , mo e by przy Meltonie. Musimy czeka na dalszy rozwój wypadków. Dlatego pani
ć
ż
ć
ć
ą
prosz , aby si pozwoli a z powrotem zamkn .
ę
ś ę
ł
ąć
— Zamkn
? — zapyta a przera ona. — Nie, ma to nie pozwol . Jestem ogromnie
ąć
ł
ż
ę
zadowolona, e si wydosta am.
ż ę
ł
— Daj pani s owo, e j na pewno wypuszcz . Chc tylko zobaczy , kto tu przyjdzie i w
ę
ł
ż ą
ę
ę
ć
jakim celu, powinien przeto zasta wszystko po dawnemu.
ć
Opiera a si , lecz w ko cu uleg a. Zamkn em drzwi na zasuwy i ukry em si wraz z
ł
ę
ń
ł
ął
ł
ę
Mimbreniem za wielkim stosem drewna, nagromadzonego tam, gdzie zaczyna a si
ł
ę
rozkopana cz
korytarza. Pogasili my wiat o i czekali my przyczajeni.
ęść
ś ś
ł
ś
W tej chwili dobieg nas ha as opuszczanej skrzyni. Wzmaga si z minuty na minut . Z
ł
ł
ł ę
ę
góry pada odblask; skrzynia uderzy a o grunt. Sta w niej Melton z latark przypi t do pasa.;
ł
ł
ł
ą
ę ą
Wysiad z windy i wyci gn przedmiot, w którym mimo oddalenia pozna em skr powanego
ł
ą ął
ł
ę
cz owieka. Tu, na dole, akustyka by a doskona a. Dlatego s ysza em ka de s owo Meltona.
ł
ł
ł
ł
ł
ż
ł
Wo a szyderczo:
ł ł
— T skni e do swego Bia ego Kwiatu?! Dlatego sprowadzi em ci , aby móg j ujrze .
ę
ł ś
ł
ł
ę
ś
ł ą
ć
Uwa aj!
ż
Doszed do drzwi, które wi zi y Judyt , otworzy je i zawo a :
ł
ę ł
ę
ł
ł ł
— Zechce pani askawie wyj do nas. Oczekuje pani radosna niespodzianka.
ł
ść
ą
Judyta wysz a. Doprowadzi j do o
cego na ziemi Indianina i zapyta :
ł
ł ą ł żą
ł
— Zna go pani? Mam nadziej , e pani przypomina sobie Przebieg ego W
a?
ę ż
ł
ęż
— Przebieg y W
! — krzykn a zaskoczona. — Sp ta go pan?!
ł
ąż
ęł
ę ł
— Tak. Widzi pani, jaki bohater z ukochanego! Przyszed , aby poci gn
mnie do
ł
ą ąć
odpowiedzialno ci i aby pani uwolni , i oto sam zosta str cony w podziemia. Nigdy ju nie
ś
ą
ć
ł ą
ż
ujrzy wiat a dziennego. Za wiele mi pani o nim naopowiada a, abym mu mia darowa ycie!
ś
ł
ł
ł
ć ż
— Nie s d , e ujdzie ci to bezkarnie. Jumowie pomszcz swego wodza.
ą ź ż
ą
— Ani my l . Nie wiedz , e ja jestem sprawc jego znikni cia. Pani r ce!
ś ą
ą ż
ą
ę
ę
Wyci gn a r ce, mówi c:
ą ęł ę
ą
— Zwi
mnie. Nie chc z panem walczy , poniewa brzydz si pa skiego dotkni cia —
ąż
ę
ć
ż
ę ę ń
ę
Lecz kara ci nie minie!
ę
— Chce pani zosta prorokini , Judyto? To nieop acalny interes; dzisiejsza ludzko cierpi
ć
ą
ł
ść
na brak wiary.
Zwi za jej r ce na plecach i popchn do ciemnego lochu. Nie stawia a oporu. Wrzuci za
ą ł
ę
ął
ł
ł
ni Indianina, zamkn drzwi, zaryglowa , po czym przy o y do nich ucho i nas uchiwa .
ą
ął
ł
ł ż ł
ł
ł
Wreszcie wróci do skrzyni i za pomoc zwisaj cego sznura da zna do góry, aby go
ł
ą
ą
ł
ć
wci gni to z powrotem. Skrzynia zacz a si podnosi . wiat o znik o, a wraz z nim ucich
ą ę
ęł ę
ć Ś
ł
ł
ł
odg os obijania si skrzyni o mur.
ł
ę
Mój Mimbrenio nie szepn jeszcze ani s ówka, od chwili gdy przeczo gali my si przez
ął
ł
ł ś
ę
otwór w murze. Teraz jednak by do takiego stopnia zdumiony moim zachowaniem, e
ł
ż
zapyta :
ł
— Bia y, którego chcieli my schwyta , by tutaj. Mogli my atwo i szybko go uj .
ł
ś
ć
ł
ś
ł
ąć
Dlaczego Old Shatterhand wypu ci go z r k?
ś ł
ą
— Poniewa i tak jestem pewny jego uj cia. Kiedy pó niej zaskoczymy Meltona, ogarnie
ż
ę
ź
go dwakro wi ksze przera enie.
ć ę
ż
Zapali em wiat o i otworzy em drzwi, do których ca ym cia em przywar a Judyta.
ł
ś
ł
ł
ł
ł
ł
Odetchn a g boko i rzek a:
ęł łę
ł
— Dzi ki Bogu! Ju l ka am si , e pan nie nadejdzie!
ę
ż ę ł
ę ż
— Ja dotrzymuj s owa. Czy rozmawia a pani z wodzem?
ę ł
ł
— Jeszcze nie. Z przera enia zaniemówi am, S ysza pan, co mówi Melton?
ż
ł
ł
ł
ł
— Wszystko.
— Jak e atwo móg pana odkry . A wówczas znów by abym w jego mocy.
ż ł
ł
ć
ł
— Nie, wówczas on by by w mojej. Porozumiem si z Przebieg ym W
em. Chwali
ł
ę
ł
ęż
ć
Boga, e Melton tylko tak si z nim obszed . Da mi do r ki atut, którym go pokonam.
ż
ę
ł
ł
ę
Zbli y em si do Indianina i przeci em wi zy. Podniós si szybko i zwróci do Judyty:
ż ł
ę
ął
ę
ł ę
ł
— Kim jest ta blada twarz? Znajduje si w naszym szybie, a jednak do nas nie nale y?
ę
ż
— Mój czerwony brat dowie si zaraz, kim jestem — odpowiedzia em zamiast
ę
ł
dziewczyny. — Wyprowadz Przebieg ego W
a i bia kobiet nie znan wam drog .
ę
ł
ęż
łą
ę
ą
ą
Wówczas b dzie móg mój czerwony brat poj Bia y Kwiat za squaw, wybudowa jej pa ac i
ę
ł
ąć
ł
ć
ł
zamek.
Moja osoba, obecno
i ka de s owo by y dla niego zagadk . Bawi mnie wyraz
ść
ż
ł
ł
ą
ł
zdumienia, widoczny na jego obliczu.
— Mój bia y brat zna nie znan mi drog z szybu? — zapyta . — Wie równie , e kocham
ł
ą
ę
ł
ż ż
bia kobiet i co jej przyrzek em? Czy nie zechce mi powiedzie , kim jest?
łą
ę
ł
ć
— Moje imi w j zyku Jumów brzmi Tave–schala.
ę ę
— Tave–schala! Old Shatterhand! — zawo a , cofaj c si o dwa kroki i patrz c na mnie jak
ł ł
ą ę
ą
na upiora. — Old Shatterhand tu, pomi dzy nami, w naszym szybie!
ę
Nie dowierza w asnym uszom.
ł ł
— Je li nie wierzysz, zapytaj bia ej dziewczyny.
ś
ł
— Old Shatterhand, wróg naszego plemienia! Po ród naszego obozu! W sercu Almaden!
ś
— Mylisz si , nie jestem wrogiem waszego plemienia, by em zawsze przyjacielem
ę
ł
wszystkich czerwonych braci.
— Lecz ty w a nie zabi e Ma e Usta, syna naszego wodza!
ł ś
ł ś
ł
— Zmusi mnie do tego, poniewa chcia zabi m odego Mimbrenia, jego brata i siostr .
ł
ż
ł
ć ł
ę
— Wódz zaprzysi g ci zemst !
ą ł
ę
— Wiem o tym, ale czy z tego powodu ty równie jeste moim miertelnym wrogiem?
ż
ś
ś
— Musz s ucha wodza.
ę ł
ć
— aden czerwony wojownik nie jest nikomu podleg y, a tym bardziej ty. Wasz wódz
Ż
ł
mo e swoj spraw sam ze mn za atwi , niepotrzebni mu pomocnicy. Oswobodzi em ci ,
ż
ą
ę
ą ł
ć
ł
ę
dowodz c tym czynem, e nie jestem wrogiem Jumów. Gdybym nim by , zabi bym
ą
ż
ł
ł
wszystkich waszych wojowników, których spotka em po drodze z hacjendy del Arroyo. By o
ł
ł
ich czterdziestu, adnego nie zg adzi em, a tylko wzi em do niewoli.
ż
ł
ł
ął
— Wszystkich do niewoli? — powtórzy zdumiony. — Gdzie si znajduj ?
ł
ę
ą
— Przy oddziale Mimbreniów, z którym przyby em.
ł
— Czy Mimbreniowie s przy tobie?
ą
— Nie. Pod dowództwem Winnetou, wielkiego Apacza, czekaj na mój powrót w takim
ą
miejscu, którego nie potraficie odszuka . Sam te oswobodz wszystkie blade twarze,
ć
ż
ę
zamkni te w podziemiach, sam jeden, gdy nie potrzebuj niczyjej pomocy.
ę
ż
ę
Nadmierne zdumienie nie pozwala o mu mówi . Wi c spokojnie kontynuowa em:
ł
ć
ę
ł
— Nietrudno nam b dzie zwyci
y Jumów, którzy czuwaj w Almaden, Nie yczy bym
ę
ęż ć
ą
ż
ł
sobie jednak przelewu krwi. Niech Przebieg y W powie, czy chce zosta moim wrogiem —
ł
ąż
ć
czy przyjacielem?
Indianin wydawa mi si cz owiekiem bardzo uczciwym. Dlatego obchodzi em si z nim
ł
ę ł
ł
ę
ogl dnie. Zastanawia siei przez kilka minut, patrz c na mniej uwa nie, po czym rzek :
ę
ł
ą
ż
ł
— Kazano mi by wrogiem Old Shatterhanda. Musz by pos uszny rozkazowi. Ocali
ć
ę ć
ł
ł
jednak mnie i Bia y; Kwiat, przeto pragn ofiarowa Old Shatterhandowi przyja
. Nie mog
ł
ę
ć
źń
ę
uczyni tego, czego serce po
da, ani tego, do czego sk ania mnie rozkaz; nie b d
ć
żą
ł
ę ę
przyjacielem Old Shatterhand ani jego wrogiem. Mo e ze mn zrobi co tylko zechce.
ż
ą
ć
— Mój brat mówi bardzo rozs dnie. Czy jednak zastosuje si do roli, któr mu wyznacz ?
ą
ę
ą
ę
— Tak. Nie unikn bym mierci; wi c odbierz mi ycie, a nie b d si broni .
ął
ś
ę
ż
ę ę ę
ł
— Odbior ci nie ycie, tylko wolno , przynajmniej na jaki czas. Czy b dziesz si
ę
ż
ść
ś
ę
ę
uwa a za mojego je ca?
ż ł
ń
— Tak.
— Czy musz ci zwi za , aby nie umkn ?
ę ę
ą ć
ś
ął
— Czy zwi
esz mnie, czy nie, pozostan przy tobie, dopóki mi nie powiesz, e jestem
ąż
ę
ż
wolny. Lecz niczego wi cej ode mnie nie
daj. Nie udziel ci ani pomocy, ani wskazówek.
ę
żą
ę
— Dobrze wi c, umowa stoi. Jeste moim je cem i s uchasz moich rozkazów.
ę
ś
ń
ł
Niepotrzebna mi twoja pomoc w; tym, co zamierzam zrobi .
ć
Uwolni em równie r ce dziewczyny i uda em si na poszukiwanie robotników. Droga,
ł
ż ę
ł
ę
która zaprowadzi a mnie do Judyty, by a krótka. Rozpocz to tu kopanie nowego tunelu;
ł
ł
ę
zaniechano go jednak. Robotnicy znajdowali si zapewne za drugimi drzwiami. Kiedy,
ę
otworzy em je, znale li my si jak gdyby w komorze, z której prowadzi y trzy korytarze w
ł
ź ś
ę
ł
ró nych kierunkach. Czu by o siark ; oddycha o si z trudem. Dwa korytarze by y otwarte.
ż
ć ł
ę
ł ę
ł
Natomiast wej cie do trzeciego zamyka y drzwi. Zobaczy em tu równie zamkni te okienko.
ś
ł
ł
ż
ę
Otworzy em je, ale musia em si szybko cofn
przed straszliwymi wyziewami, bij cymi z
ł
ł
ę
ąć
ą
wn trza. Po otwarciu drzwi buchn y na mnie g ste wyziewy, niemo liwe do opisania. W
ę
ęł
ę
ż
korytarzu mo na by o jedynie porusza si skurczywszy we dwoje. W takich to warunkach
ż
ł
ć ę
pracowali emigranci! Le eli pokotem tu za drzwiami m
czy ni, kobiety, dzieci. Kiedy pad
ż
ż
ęż ź
ł
na nich blask naszego wiat a, podnie li si wszyscy. Zabrzmia zgie k a cuchów, do których
ś
ł
ś ę
ł
ł ł ń
by y przymocowane okowy, skuwaj ce im r ce i nogi. Dzieci pocz y p aka ze strachu,
ł
ą
ę
ęł ł ć
kobiety b aga y o chleb, m
czy ni z orzeczyli. Zaciskano i podnoszono pi ci. By a to
ł ł
ęż ź
ł
ęś
ł
chwila najwy szego podniecenia. Lecz par moich g o no wypowiedzianych s ów
ż
ę
ł ś
ł
przemieni o niebezpieczn nienawi
w co wr cz odwrotnego. Skakano z rado ci,
ł
ą
ść
ś
ę
ś
obejmowano mnie, wielu p aka o ze szcz cia. Sporo czasu up yn o, zanim uspokoili si na
ł ł
ęś
ł ęł
ę
tyle, e mog em si od nich czego dowiedzie .
ż
ł
ę
ś
ć
Wódz przygl da si temu z daleka. Kiedy nieco rozlu ni o si doko a mnie, podszed i
ą ł ę
ź ł
ę
ł
ł
rzek :
ł
— Powiedzia em, e Old Shatterhand nie uzyska ode mnie adnej pomocy. Jednak e co
ł
ż
ż
ż
ś
chcia bym mu powiedzie : Tam, w rysie muru, le y klucz, którym otwiera si okowy.
ł
ć
ż
ę
By widocznie wzruszony widokiem nieszcz liwych. Nie up yn o pi
minut, a
ł
ęś
ł ęł
ęć
wszystkie kajdany by y zdj te i odrzucone. Teraz oswobodzeni chcieli wyj , wyj
na
ł
ę
ść
ść
wolno . Z trudno ci przywo a em ich do spokoju. Zgie k móg atwo dotrze do Meltona i
ść
ś ą
ł ł
ł
ł ł
ć
ostrzec go, wi c spodziewaj c si napa ci, zarz dzi em, aby zabrano, jako bro wszystkie
ę
ą ę
ś
ą ł
ń
narz dzia: m oty i pi y.
ę
ł
ł
Naraz uwaga t umu skupi a si n czerwonoskórym. Wiedzieli, kim jest i jak rol odgrywa
ł
ł ę
ą ę
ł
w przest pstwach Meltona. Chcieli si rzuci na niego. Ledwo zdo a em go uchroni przed
ę
ę
ć
ł ł
ć
linczem. Zapewni em ich, e jest moim zak adnikiem i jako taki mo e im si bardzo przyda .
ł
ż
ł
ż
ę
ć
Poszli my drog prowadz c do jaskini. Poniewa mogli my i tylko g siego, utworzy
ś
ą
ą ą
ż
ś
ść
ę
ł
si wi c d ugi szereg. Po pewnym czasie dotarli my do celu.
ę ę ł
ś
By a ju godzina trzecia lub czwarty a wi c czas najwy szy na schwytanie Meltona.
ł
ż
ę
ż
Chcia em si wprawdzie szczegó owo rozmówi z emigrantami, ale musia em od o y to na
ł
ę
ł
ć
ł
ł ż ć
pó niej, poniewa przed witem nale a o opu
Almaden. Wybra em dziesi ciu na
ź
ż
ś
ż ł
ść
ł
ę
silniejszych m
czyzn, którzy mieli mi towarzyszy .
ęż
ć
Drog na p askowzgórze ka dy z dziesi ciu emigrantów zna dobrze, poniewa t dy ich
ę
ł
ż
ę
ł
ż ę
prowadzono. Dotarli my tam bardzo pr dko. Mo na by o nie l ka si stra y; gdyby nawet
ś
ę
ż
ł
ę ć ę
ż
us yszeli odg os kroków, z pewno ci przyj li nas za swoich.
ł
ł
ś ą
ę
Domek nad szybem oprócz drzwi posiada kilka otworów okiennych. St d bi o wiat o.
ł
ą
ł ś
ł
mia o podeszli my wprost do domu. Trzej Indianie wartownicy poderwali si z miejsca, lecz
Ś
ł
ś
ę
natychmiast sp tali my ich w asnymi pasami. Nast pnie zostali wyniesieni i u o eni w takiej
ę ś
ł
ę
ł ż
odleg o ci, e z domu nie mo na by o ich dostrzec. Dziesi ciu emigrantów pozosta o przy
ł ś ż
ż
ł
ę
ł
nich. Zarz dzi em to ze wzgl du na Meltona, który nie powinien si by od razu zorientowa
ą ł
ę
ę ł
ć
w sytuacji.
Mog em go schwyta sam. Dla pewno ci jednak zabra em ze sob m odego Mimbrenia, na
ł
ć
ś
ł
ą ł
którym mog em bardziej polega ni na dziesi ciu bia ych.
ł
ć ż
ę
ł
W domku znale li my kilka ma ych latarek. Zapali em jedn z nich i zawiesi em na guziku
ź ś
ł
ł
ą
ł
od kamizelki, aby atwo da a zas oni si p aszczem. S dzi em, e znajd tu ko owrotek od
ł
ł
ł ć ę ł
ą ł
ż
ę
ł
windy. Jednak nie widz c go, skorzystali my z drabiny. Zszed em po niej, za mn za
ą
ś
ł
ą ś
Mimbrenio.
Otwór by tutaj o wiele szerszy ni na dole. Wkrótce znalaz em si w czworok tnej
ł
ż
ł
ę
ą
bocznicy szybu. Opodal sta ko owrót nad prowadz c do g bi dziur — Na trzech cianach
ł ł
ą ą
łę
ą
ś
wisia y wszystkie niezb dne narz dzia; w czwartej by wybity obszerny otwór — pocz tek
ł
ę
ę
ł
ą
poszukiwanego korytarza. Nas uchiwa em; w g bi panowa a cisza.
ł
ł
łę
ł
Przys oni em latark , tylko czasem rzucaj c smug wiat a na drog . Korytarz by d ugi,
ł ł
ę
ą
ę ś
ł
ę
ł ł
wydawa by si mog o, e nie ma ko ca. Wreszcie ujrzeli my z prawej i lewej strony drzwi.
ć
ę
ł ż
ń
ś
By y zas oni te matami. Zdawa o si , e wszyscy pi . Jednak e, kiedy zbli y em si jeszcze
ł
ł ę
ł ę ż
ś ą
ż
ż ł
ę
o kilka kroków, us ysza em rozmow . G os dobiega spoza lewych drzwi, a wi c z pokoju
ł
ł
ę ł
ł
ę
Mehona. Podszed em bli ej i uchyli em nieco mat . Pali a si tu wieca, pozwalaj c dok adnie
ł
ż
ł
ę
ł ę ś
ą
ł
obejrze wn trze. Pokój by du y. W k cie na lewo znajdowa o si pos anie z ko der.
ć
ę
ł
ż
ą
ł
ę
ł
ł
Po rodku sta z gruba ciosany stó , na nim le a y dwa rewolwery i nó , doko a za sta y z
ś
ł
ł
ż ł
ż
ł
ś ł
ga zi plecione krzes a, a raczej sto ki. Na cianie z prawej strony wisia y dwie strzelby, obok
łę
ł
ł
ś
ł
nich obszerna torba skórzana, z pewno ci zawieraj ca naboje. Melton siedzia pyzy stole i
ś ą
ą
ł
rozmawia z Indiank . Sta a miedzy sto em a drzwiami. W chwili gdy lustrowa em pokój,
ł
ą
ł
ł
ł
mówi Melton w argonie india sko–hiszpa skim.
ł
ż
ń
ń
— Chyba wspó czucie nakazuje ci wypytywa si o jej los?
ł
ć ę
— Wspó czucie? — odpowiedzia a skrzypi cym g osem. — Ciesz si w g bi serca! Nie
ł
ł
ą
ł
ę ę
łę
znosimy jej nie mniej ni ona nas.
ż
Niew tpliwie mowa by a o Judycie.
ą
ł
— Wobec tego ucieszysz si bardziej wiadomo ci , e ona ju nigdy nie wróci. Same
ę
ś ą ż
ż
jeste cie sobie paniami. S u cie mi tylko wiernie, a sowicie was wynagrodz .
ś
ł ż
ę
— Jeste my ci wierne, senior, poniewa przyrzek e nam wiele pi knych rzeczy, a nie
ś
ż
ł ś
ę
w tpimy, e dotrzymasz obietnicy. Oby móg tylko pokona wrogów, których si
ą
ż
ś
ł
ć
ę
spodziewasz.
— O, nie l kam si wcale. Szale cy sami oddaj si w nasze r ce. Zreszt , nie dotr tutaj.
ę
ę
ń
ą ę
ę
ą
ą
Ostrze eni przez wywiadowców, wyjdziemy na ich spotkanie i wyt pimy co do nogi.
ż
ę
— S ysza y my, e towarzyszy im wielki Winnetou i pewien dzielny bia y wojownik. Tego
ł
ł ś
ż
ł
nie znam, ale wiem, e nie atwo pokona wielkiego Apacza. Jego przebieg o
przekracza
ż
ł
ć
ł ść
granice wyobra ni. By mo e, wywabi naszych ludzi z Almaden, aby je podst pnie zaj .
ź
ć ż
ę
ąć
— To mu si nie uda. Ale gdyby tutaj przyby , wiadomo wam, co nale y czyni . Nó le y
ę
ł
ż
ć
ż ż
przy ko owrocie. Lecz nawet gdyby nas pokona , nie móg by zdoby ska y, która jest
ł
ł
ł
ć
ł
wspania , niedost pn twierdz . Wbrew naszej woli nikt tu nie wejdzie, szczególnie za
łą
ę ą
ą
ś
Winnetou i bia y, o którym mówi a .
ł
ł ś
Nie chcia em ju d u ej s ucha jego pustych przechwa ek, poniewa czas nagli do
ł
ż ł ż
ł
ć
ł
ż
ł
po piechu. Odsun em zas on , wszed em do pokoju i rzek em:
ś
ął
ł ę
ł
ł
— Myli si pan bardzo, mister Melton. Jak pan widzi, jeste my ju tutaj!
ę
ś
ż
W tej samej chwili schwyci em ze sto u rewolwery i — nó i stan em mi dzy nim a
ł
ł
ż
ął
ę
broni wisz c na cianie. Cofn si przede mn jak przed zjaw .
ą
ą ą ś
ął ę
ą
ą
— Old Shatterhand! Do stu diab ów! — zawo a . — A wi c jest tutaj i Winnetou. Pr dko!
ł
ł ł
ę
ę
Pr dko spe nij swoj powinno , gdy jest to bia y, o którym mówi a !
ę
ł
ą
ść
ż
ł
ł ś
Okrzyk by skierowany do Indianki Zerwa a si z miejsca, ale schwyci em j i rzuci em na
ł
ł ę
ł
ą
ł
pos anie. Nadbieg Mimbrenio, aby j przytrzyma . Miota a si , nie mog c wyrwa , wi c
ł
ł
ą
ć
ł
ę
ą
ć
ę
krzykn a kilka india skich s ów. Zrozumia em tylko dwa: ala i akwa, pierwsze by o
ęł
ń
ł
ł
ł
imieniem kobiecym, drugie oznacza o nó . Okrzyk by chyba skierowany do drugiej starej
ł
ż
ł
Indianki, która si znajdowa a za drzwiami. Nie mog em si ni zaj , poniewa musia em
ę
ł
ł
ę ą ąć
ż
ł
skupi uwag na Meltonie, który kln c, usi owa mi rozbi g ow jedyn swoj broni —
ć
ę
ą
ł
ł
ć ł ę
ą
ą
ą
sto kiem. Podbieg em w por , podnios em go do góry i rzuci em o mur z takim rozmachem,
ł
ł
ę
ł
ł
e zwali si na ziemi jak z amany. W tej chwili na korytarzu odezwa si g os kobiecy.
ż
ł ę
ę
ł
ł ę ł
Melton chcia si podnie , trzyma em go jednak mocno za ramiona. Usi owa odepchn
ł ę
ść
ł
ł
ł
ąć
mnie kolanami. Poniewa w k cie le a y lassa, jednym z nich zwi za em Meltona.
ż
ą
ż ł
ą ł
Kiedy wyszed em z pokoju, us ysza em szcz k a cucha. Pobieg em szybko w t stron ,
ł
ł
ł
ę ł ń
ł
ę
ę
korzystaj c ze wiat a latarki. A kiedy stan em u ko owrotu, ujrza em star Indiank . Zanim
ą
ś
ł
ął
ł
ł
ą
ę
zd
y em jej przeszkodzi , przeci a rzemie cz cy a cuch windy z ko owrotem. a cuch
ąż ł
ć
ęł
ń łą ą ł ń
ł
Ł ń
run z ci
kim brzd kiem w g b szybu.
ął
ęż
ę
łą
Teraz zrozumia em s owa Meltona: „Wiadomo wam, co nale y uczyni ”. W razie kl ski i
ł
ł
ż
ć
ę
niebezpiecze stwa Indianki mia y spu ci wind , przeci
rzemie i w ten sposób odci ,
ń
ł
ś ć
ę
ąć
ń
ąć
przynajmniej na jaki czas, drog do szybu. Robotnicy zgin liby, niechybnie. By em g boko
ś
ę
ę
ł
łę
wstrz ni ty. Tak z owrogiego, tak piekielnego pomys u nie spodziewa em si nawet po
ąś ę
ł
ł
ł
ę
Meltonie. — Indianka chwyci a si drabiny. Odci gn em j i przywlek em do pokoju, gdzie
ł ę
ą ął
ą
ł
le a Melton, Zobaczywszy nas, rzuci na star pytaj ce spojrzenie;
ż ł
ł
ą
ą
— Czy a cuch odci ty?
ł ń
ę
— Tak — skrzekn a potakuj co. Roze mia si i rzek szyderczym g osem:
ęł
ą
ś ł ę
ł
ł
— Diabe wie, jak e cie si tu dostali, master. Szcz cie panu dopisa o. Jednak cel
ł
ż ś
ę
ęś
ł
pa skiej wyprawy stracony.
ń
— Jaki cel? — zapyta em, podejmuj c gr .
ł
ą ę
— Zna go pan lepiej ni ja; nie powiem panu nic, co mog oby pos u y jako dowód
ż
ł
ł ż ć
przeciwko mnie.
— Szukam robotników z hacjendy del Arroyo. Gdzie s ?
ą
— Nic o nich nie wiem. Poszukaj ich pan sam. S dopiero w drodze do Almaden.
ą
Wyprzedzi em ich.
ł
— Po co pan str ci a cuch w g b szybu?
ą ł ł ń
łą
— Ja? S ysza pan wszak, e uczyni a to Indianka.
ł
ł
ż
ł
— Uczyni a to na pa ski rozkaz.
ł
ń
— Jest pan tego pewien? Prosz , spytaj Indiank — Ch tnie odpowie na wszystko. Ja
ę
ę
ę
jednak
dam stanowczo, aby mnie pu ci ! Almaden jest moje. Ja tu jestem panem, ja tu
żą
ś
ś ł
rozkazuj i je eli mnie natychmiast nie pu cisz, poniesiesz wszystkie konsekwencje!
ę ż
ś
— Nie l kam si adnych konsekwencji. Co si z panem stanie i czy odzyskasz
ę
ę ż
ę
kiedykolwiek wolno — to ju s d rozstrzygnie.
ść
ż ą
— S d? Oszala pan? Gdzie tu jest s d?
ą
ł
ą
— Jest ju w drodze. ledztwo wyja ni, kto wynaj Jumów, aby napadli na hacjend del
ż
Ś
ś
ął
ę
Arroyo i w popió j obrócili. Odszuka si robotników. S dz , e je eli znajdziemy ich,
ł ą
ę
ą ę ż
ż
opowiedz nam wiele niezbyt pochlebnych rzeczy
ą
o panu.
— Wobec tego ycz seniorowi, aby ich odnalaz — roze mia si — i aby mia wi cej
ż ę
ś
ł
ś ł ę
ś
ł ę
szcz cia w tym przedsi wzi ciu ni ja. Nie widzia em ich bowiem od czasu, gdy rozsta em
ęś
ę ę
ż
ł
ł
si z nimi w hacjendzie.
ę
— S wi c istotnie w drodze. Za atwi em tu ju wszystko i wracam do hacjendy, wi c
ą ę
ł
ł
ż
ę
spotkamy si niezad ugo. Poniewa pan mi towarzyszy, przeto b dzie senior mia
ę
ł
ż
ę
ł
przyjemno powita emigrantów i przekona si o ich yczliwo ci.
ść
ć
ć ę
ż
ś
Twarz Meltona wyra a a szata skie szyderstwo.
ż ł
ń
— Bardzo mnie to cieszy, sir. Ich wiadectwo b dzie dowodem pa skiego bezprawnego
ś
ę
ń
napadu na mnie. Niech pan pomy li o skutkach!
ś
— Mo e by tylko jeden skutek: stryczek dla pana. Mam dosy dowodów przeciwko
ż
ć
ć
seniorowi. S dz nawet, e potrafi sk oni Jumów do wiadczenia przeciw panu.
ą ę
ż
ę ł ć
ś
— Niech pan tylkco spróbuje! — rzeki, szczerze tym ubawiony.
— Na pewno spróbuj . S dz , e znajdzie si jeszcze co innego. Poniewa jest pan
ę ą ę ż
ę
ś
ż
nast pc hacjendera, wi c masz kontrakty z moimi ziomkami oraz akt kupna hacjendy,
ę ą
ę
podpisany w Ures. Prawdopodobnie posiada pan jeszcze inne kompromituj ce listy czy
ą
papiery. Czy mog seniora zapyta , gdzie si znajduj ?
ę
ć
ę
ą
— Prosz , niech pan pyta, ilekro si panu podoba. Nie mam nic przeciwko temu.
ę
ć ę
— Zak adam, e pan mi nie odpowie szczerze, wobec tego poszukam na w asn r k .
ł
ż
ł ą ę ę
Przeszuka em ubranie, które nosi ,
ł
ł i inne, które wisia y w pokoju. Specjalnie omin em
ł
ął
najprawdopodobniejsz skrytk i uda em si do innych pokojów. W pokoju Wellerów nic nie
ą
ę
ł
ę
znalaz em. W pokoju Judyty i Indianek le a o sporo ywno ci, która mog a nam si przyda .
ł
ż ł
ż
ś
ł
ę
ć
Mia em bowiem ywno tylko dla siebie i Mimbrenia. Kiedy wróci em do Meltona, zapyta ,
ł
ż
ść
ł
ł
szydz c z» mnie:
ą
— Na pewno pan znalaz , master. Nie ulega wszak adnej w tpliwo ci, i Old Shatterhand
ł
ż
ą
ś
od razu ka de pismo wyw szy!
ż
ę
— Jest to tak pewne, e nawet osobi cie nie zadam sobie trudu. Mój m ody towarzysz
ż
ś
ł
opuka ciany. Na pewno znajdzie wydr
on skrytk . Ludzie pa skiego pokroju zwykle maj
ś
ąż ą
ę
ń
ą
takie schowki.
— Niech puka! Mnie to tylko bawi.
Mimbrenio zacz szuka , ja uwa nie obserwowa em Meltona. Ka dy kryminolog wie, e
ął
ć
ż
ł
ż
ż
w rewizji mieszkaniowych najlepsz wskazówk s oczy i wyraz twarzy ukrywaj cego.
ą
ą ą
ą
Umówi em si po cichu z Mimbreniem aby szuka dr
onych miejsc w cianach i pod odze.
ł
ę
ł ąż
ś
ł
Natomiast gdybym chrz kn , mia chwilowo oddali od podejrzanego miejsca, aby za
ą ął
ł
ć
moment powróci . Udawa em, e ca uwag skupiam na ruchach ch opca, istocie za nie
ć
ł
ż
łą
ę
ł
ś
spuszcza em oczu z Meltona. Aby tego nie zauwa y , stan em w cieniu.
ł
ż ł
ął
Melton spogl da na ch opca z pewno ci siebie, która wszak e opada a w miar , jak
ą ł
ł
ś ą
ż
ł
ę
ch opiec zbli a si do pos ania. Kiedy podszed bli ej, kaszla em po cichu. Oddali si i
ł
ż ł ę
ł
ł ż
ł
ł ę
natychmiast twarz Meltona przybra a wyraz zadowolenia. Poniewa powtarza o si to
ł
ż
ł
ę
kilkakrotnie, wi c nabra em przekonania, e skrytka znajduje si w samym pos aniu lub w
ę
ł
ż
ę
ł
pobli u. Przesta em wi c chrz ka , kiedy Mimbrenio ponownie si do niego zbli y . Wskutek
ż
ł
ę
ą ć
ę
ż ł
tego przeszuka je starannie. Melton by bardzo zaniepokojony, lecz rych o odzyska humor,
ł
ł
ł
ł
gdy ch opiec, nic nie znalaz szy, szuka gdzie indziej.
ż ł
ł
ł
By em pewny, e trzeba przeszuka pod og pod pos aniem. Nie chc c jednak, aby Melton
ł
ż
ć
ł ę
ł
ą
wiedzia o pomy lnym wyniku, kaza em Mimbreniowi zaprzesta poszukiwa . Melton od
ł
ś
ł
ć
ń
nowa zacz z nas szydzi . Nie odpowiadaj c na drwiny, pozostawi em go wraz z Indiankami
ął
ć
ą
ł
pod opiek ch opca i uda em si do dziesi ciu emigrantów, którzy czuwali przy pojmanych
ą ł
ł
ę
ę
wartownikach. Jeden wystarcza , aby podo a zadaniu. Reszta musia a pój
ze mn po
ł
ł ć
ł
ść
ą
ywno . Niebawem wnie li my czerwonoskórych jednego po drugim do pokoju Indianek, po
ż
ść
ś ś
czym emigrantów odes a em z prowiantem do jaskini, nie chc c, aby Melton ich zobaczy .
ł ł
ą
ł
Przenios em kobiety do wartowników, Meltona za do pokoju Judyty. Postanowi em
ł
ś
ł
zbada pod og pod pos aniem. Stanowi a j mocno ubita ziemia. Gdy zacz em j opukiwa ,
ć
ł ę
ł
ł ą
ął
ą
ć
us ysza em g uchy odzew. Odgrzebawszy ziemi no em, natrafi em na p aski kamie . Pod
ł
ł
ł
ę ż
ł
ł
ń
nim by o wg bienie, w którym znalaz em torb skórzan , zaszyt dla ochrony przed wilgoci
ł
łę
ł
ę
ą
ą
ą
w kawa skóry. Otworzy em j , aby przelotnie obejrze zawarto . Tkwi y w niej listy i liczne
ł
ł
ą
ć
ść
ł
papiery, kontrakt z moimi ziomkami i akt kupn hacjendy. W specjalnej skrytce le a pakiet
ą
ż ł
obligacji na do
znaczn sum . Schowa em torb do kieszeni, zagrzeba em do ek i
ść
ą
ę
ł
ę
ł
ł
przywróci em wszystko do pierwotnego stanu. Zabrawszy bro Meltona, poszli my po je ca.
ł
ń
ś
ń
Wpakowa em mu knebel w usta. Poniewa nie chcia wyj , wi c przywi zali my go do lassa
ł
ż
ł
ść ę
ą ś
i poci gn li my w gór . Drabin po ama em, zasypuj c jej szmatkami przej cie do korytarza,
ą ę ś
ę
ę ł
ł
ą
ś
aby opó ni po cig Jumnów.
ź ć ś
Kiedy doszli my do kamienia, zza którego pods ucha em rozmow Judyty z Przebieg ym
ś
ł
ł
ę
ł
W
em, przywi za em Meltona do ska y, aby przedwcze nie nie zobaczy robotników.
ęż
ą ł
ł
ś
ł
W jaskini p on y wiece. Zastali my moich ziomków przy niadaniu. Oznajmi em im, e
ł ęł ś
ś
ś
ł
ż
musimy natychmiast opu ci Almaden. S owa te przyj li z rado ci .
ś ć
ł
ę
ś ą
Konie przeznaczy em dla najs abszych. Mimbrenio wyprzedza pochód, ja za z Meltonem
ł
ł
ł
ś
szli my na ty ach w znacznym oddaleniu. Przebieg emu W
owi skr powali my r ce na
ś
ł
ł
ęż
ę
ś
ę
plecach. Aczkolwiek darzy em go zaufaniem, s dzi em jednak, e zbytek przezorno ci nie
ł
ą ł
ż
ś
zawadzi.
Oczywi cie, poprzednio zasypali my jaskini . Gdy pochód oddali si dostatecznie,
ś
ś
ę
ł ę
wróci em po Meltona. Odwi za em go od ska y, lecz z powodu panuj cego mroku zwi za em
ł
ą ł
ł
ą
ą ł
mu rami rzemieniem, przymocowanym do mego ramienia.
ę
Zmierza em t sam drog , któr przyby em, a wi c w kierunku po udniowym.
ł
ą
ą
ą
ą
ł
ę
ł
Wiedzia em, e w t w a nie stron pod
y — Mimbrenio. Kiedy rozja ni o si , nie
ł
ż
ę ł ś
ę
ąż ł
ś ł
ę
widzia em ju Almaden. Nie widzia em równie swoich towarzyszy. Umy lnie szed em
ł
ż
ł
ż
ś
ł
powoli, chcia em bowiem zaskoczy Meltona.
ł
ć
Po pewnym czasie zmieni em kierunek marszu na zachodni i przyspieszy em kroku.
ł
ł
Wkrótce zobaczy em za sob d ug , ciemn lini z dwoma wyra niejszymi punktami.
ł
ą ł ą
ą
ę
ź
Stanowili j piechurzy, punktami za by y wierzchowce z je d cami — Melton, patrz c wci
ą
ś ł
ź ź
ą
ąż
przed siebie, nie spostrzeg ich. Milcza przez ca drog . Teraz, zm czony szybkim marszem,
ł
ł
łą
ę
ę
rzek :
ł
— Pok d mnie pan ci gnie z tak szybko ci , sir? Przypuszczam, e do hacjendy del
ą
ą
ą
ś ą
ż
Arroyo?
— Z ca pewno ci , szanowny panie — odpowiedzia em.
łą
ś ą
ł
— Pieszo?! Kiedy wed ug pana przyb dziemy, skoro wybra e z drog ?
ż
ł
ę
ł ś łą
ę
— T sam drog przyby em. S dz wi c, e jest dobra.
ą
ą
ą
ł
ą ę ę ż
— Ale gdzie tam! To droga okr
na. Prosta i krótsza prowadzi na pó noc. Taki
ż
ęż
ł
do wiadczony piechur jak pan powinien o tym wiedzie .
ś
ć
— Pa ska droga jest dla mnie niebezpieczna. Na pó nocy uwijaj si Jumowie z Wellerem,
ń
ł
ą ę
których wys a e na zwiady.
ł ł ś
— Weller nie spocznie, dopóki nie uwolni swego syna i nie napadnie na was z Jumami.
— Weller mnie nie przera a. Syna nie mo e ju uwolni , poniewa zadusi go Herkules.
ż
ż ż
ć
ż
ł
Kiedy za schwycimy starego, w co nie w tpi , pomówimy z nim krótko. Opowiada panu
ś
ą ę
ł
pewnie, e usi owa wraz z synem zamordowa Herkulesa. Poniewa Herkules czaszk ma
ż
ł
ł
ć
ż
ę
tward , wi c wyliza si z ran. A teraz nie mo e doczeka si starego. Nie ma te obawy, aby
ą ę
ł ę
ż
ć ę
ż
Weller napad na nas z Jumami. Ci dobrzy ludzie szybko si spostrzeg , e pa ska przyja
ł
ę
ą ż
ń
źń
jest zdradliwa i bardzo niepewna. S dz te , e w obozie spostrzeg nie tylko pa skie, lecz
ą ę ż ż
ą
ń
równie znikniecie Przebieg ego W
a. A mo e pan nie wie, e wódz nagle zgin ?
ż
ł
ęż
ż
ż
ął
— Absolutnie! Zgin ? Gdzie?
ął
— W szybie.
Raptownym ruchem odwróci twarz, jak gdyby otrzyma cios w g ow . Obejrza mnie
ł
ł
ł ę
ł
szeroko wyba uszonymi oczami i Zawo a :
ł
ł ł
— W szybie?! Jak pan to rozumie?
— Nie inaczej ni by o w rzeczywisto ci. Zosta uwi ziony wraz z pi kn Judyt przez
ż ł
ś
ł
ę
ę ą
ą
niejakiego Meltona.
— Cz owieku, czy jeste przy zdrowych zmys ach?!
ł
ś
ł
— Przy bardzo zdrowych. Judyta zosta a uwi ziona, gdy grozi a panu zemst wodza, z
ł
ę
ż
ł
ą
którym si potajemnie zar czy a poprzedniego wieczora. Kiedy znikn a, wódz zg osi siei
ę
ę ł
ęł
ł ł
ni , a wówczas sp ta e go i wtr ci e do lochu.
ą
ę ł ś
ą ł ś
— Cz owieku, za du o czytasz ksi
ek.
ł
ż
ąż
— To b dzie istotnie podobne do romansu, je li dodam, e czerwonoskóry zosta
ę
ś
ż
ł
uwi ziony w tym samym lochu, co Judyta.
ę
— Mówi pan tak, jakby by wszechwiedz cy!
ł
ą
— Nie trzeba by wszechwiedz cym, aby mówi o tym, co si widzia o i s ysza o.
ć
ą
ć
ę
ł
ł
ł
— Jak?! Co?! — dopytywa si , podczas gdy g os mu nabrzmia l kiem, a oczy wy azi y z
ł ę
ł
ł ę
ł ł
orbit. — Pan widzia to i s ysza ?
ł
ł
ł
— Naturalnie.
— Musia wi c pan by w szybie!
ł ę
ć
— Naturalnie.
Zatrzyma si , spojrza niedowierzaj co i zapyta :
ł ę
ł
ą
ł
— Jak e pan dosta si na gór ?
ż
ł ę
ę
Nie chcia em mu jeszcze wyjawi ca ej prawdy, odpowiedzia em wi c:
ł
ć ł
ł
ę
— Czy nie mog em wci gn si na a cuchu windy?
ż
ł
ą ąć ę ł ń
— Nie, poniewa poci gn em wówczas skrzyni do samej góry.
ż
ą ął
ę
— Aha, poci gn e wówczas skrzyni do samej góry. Zdradzi si pan sam!
ą ął ś
ę
ł ę
— Do kata, tak! Ale tylko wobec pana. Nikt ci nie uwierzy! Zreszt Weller ju si postara,
ą
ż ę
aby nie móg wiadczy .
ś
ł ś
ć
Przy tych s owach rzuci si na ziemi .
ł
ł ę
ę
Usiad em przy nim, zsun wszy rzemie z ramienia. U o y si wygodnie, splun w moj
ł
ą
ń
ł ż ł ę
ął
ą
stron , a potem odwróci si , aby mnie nie widzie . By o mi to na r k , le
c nie móg
ę
ł ę
ć
ł
ę ę żą
ł
zauwa y zbli aj cych si emigrantów. Ukazali si w oddali. Wkrótce widzia em ich twarze.
ż ć
ż ą
ę
ę
ł
Mimbrenio szed na przedzie. Zbli y si ju na tyle, e s ysza em ich kroki. Melton tak e
ł
ż ł ę ż
ż ł
ł
ż
nas uchiwa , podniós tu ów i odwróci g ow . Po chwili zerwa si na nogi, spogl daj c na
ł
ł
ł ł
ł ł ę
ł ę
ą ą
nich jak na zjawy, i zawo a :
ł ł
— Do stu piorunów, co ja widz ! Kto si tu zbli a?
ę
ę
ż
— Pa scy Jumowie, aby ci uwolni — odpowiedzia em. — Spodziewam si , e ucieszy
ń
ę
ć
ł
ę ż
pana tak rych e spe nienie nadziei!
ł
ł
— Zatracony otrze! Jeste naprawd w sojuszu z diab em!
ł
ś
ę
ł
Mówi c to, kopn mnie i zacz umyka z tak szybko ci , na jak pozwoli y mu
ą
ął
ął
ć
ą
ś ą
ą
ł
skr powane r ce. Ta próba ucieczki by a naprawd mieszna. Sta em spokojnie, ni cigaj c go
ę
ę
ł
ę ś
ł
ś
ą
nawet. Wyr czyli mnie w tym emigranci, którzy z odleg o ci czterdziestu, pi
dziesi ciu
ę
ł ś
ęć
ę
kroków poznali Meltona i rzucili si za nim z g o nymi okrzykami. Tylko Mimbrenio zasta
ę
ł ś
ł
na miejscu i powiedzia do mnie ze miechem:
ł
ś
— Ptak o zwi zanych skrzyd ach niedaleko uleci.
ą
ł
Na czele pogoni bieg a Judyta i Przebieg y W
, który zbli a si coraz bardziej do
ł
ł
ąż
ż ł ę
ciganego, Wreszcie wyprzedzi go o kilka kroków i zawróci z tak si , e Melton run i
ś
ł
ł
ą łą ż
ął
dwukrotnie fikn kozio ka. Nie móg si ju podnie , poniewa wódz le a na nim i pomimo
ął
ł
ł ę ż
ść
ż
ż ł
skr powanych r k ciska mu gard o. Walczyli ze sob w milczeniu, dopóki nie nadbieg a
ę
ą ś
ł
ł
ą
ł
Judyta na pomoc czerwonoskóremu. Przybiegli i inni. Utworzy si k bek krzycz cych ludzi
ł ę łę
ą
z Meltonem po rodku. Podbieg em do nich, gdy l ka em si o ycie mormona. Le a na
ś
ł
ż ę ł
ę ż
ż ł
ziemi. Trzymano go mocno, Judyta za kaleczy a mu twarz pi ci i paznokciami. Oburzony,
ś
ł
ęś ą
oderwa em j od Meltona i zawo a em z w ciek o ci :
ł
ą
ł ł
ś
ł ś ą
— Co pani robi?! Niech pani zostawi go nam, m
czyznom! Jest pani prawdziw furiatk !
ęż
ą
ą
— Ten oszust zas u y sobie, abym mu oczy wydrapa a — wyrzuci a bez tchu. — Oszuka ,
ł ż ł
ł
ł
ł
uwi zi mnie. Mia am zgin w szybie!
ę ł
ł
ąć
Usi owa a si rzuci na niego. Odci gn em j i rzek em, zwracaj c do pozosta ych:
ł
ł ę
ć
ą ął
ą
ł
ą
ł
— Niech nikt si nie wa y go dotkn ! Melton nale y do mnie. Nie uniknie kary. Kto
ę
ż
ąć
ż
jednak nie us ucha, b dzie mia ze mn do czynienia.
ł
ę
ł
ą
Cofn li si wszyscy. Podnios em Meltona, który pomijaj c ju wygl d zewn trzny,
ę
ę
ł
ą
ż
ą
ę
znajdowa si w takim stanie, e ledwo mo na go by o nazwa cz owiekiem. Zniekszta cone
ł ę
ż
ż
ł
ć ł
ł
usta szepta y przekle stwa i z orzeczenia. W tych j kach wyczuwa o si najg bsz
ł
ń
ł
ę
ł
ę
łę ą
w ciek o .
ś
ł ść
Przebieg y W
o oczach rozpalonych ogniem zemsty i nienawi ci zwróci si do mnie z
ł
ąż
ś
ł ę
zapytaniem:
— Co zamierza Old Shatterhanf uczyni z tym niebezpiecznym bia ym?
ć
ł
— Nie wiem jeszcze, musz si poradzi w tej sprawie Winnetou.
ę ę
ć
— To nie jest konieczne. Wódz Apaczów zgodzi si z ka dym postanowieniem Old
ę
ż
Shatterhanda. Obydwaj jeste cie jako jeden m
, co jeden postanowi, na to drugi si zgodzi.
ś
ąż
ę
— W jakim celu mówi to Przebieg y W
?
ł
ąż
— Mam pewn propozycj , któr chcia bym ci w cztery oczy powiedzie .
ą
ę
ą
ł
ć
Oddali em si z nim na tak odleg o , e Melton nie móg nas us ysze . Emigranci za nie
ł
ę
ą
ł ść ż
ł
ł
ć
ś
rozumieli mowy Indian. Zapyta mnie wprost:
ł
— Niech mi Old Shatterhand powie, czy uwa a mnie za k amc ?
ż
ł
ę
— Dlaczegó by nie? Imi mego czerwonego brata nie mo e budzi zaufania. Wierz za ,
ż
ę
ż
ć
ę ś
e Przebieg y W kocha prawd i e jest zbyt dumny i odwa ny, aby k ama .
ż
ł
ąż
ę ż
ż
ł
ć
— Mój brat ma racje.. Dzi kuj mu. Chc Old Shatterhandowi powiedzie , e gotów
ę ę
ę
ć ż
jestem zawrze z nim pokój nie tylko we w asnym imieniu, lecz tak e w imieniu mego ca ego
ć
ł
ż
ł
plemienia.
— Có na to powie Vete–ya, wasz wódz naczelny?
ż
— Zgodzi si .
ę
Bardzo w tpi . Wszak pa a pragnieniem zemsty.
ą ę
ł
— Old Shatterhand jest przyjacielem czerwonoskórych, nie zabija nikogo, je li nie jest do
ś
tego zmuszony.
— To prawda, ale ta przyczyna nie wystarcza, aby Wielkie Usta przemieni
dz zemsty
ł żą ę
w przebaczenie, a nienawi w przyja
.
ść
źń
— W takim razie niech robi, co chce. Mnie jego Zemsta nie obchodzi. Kiedy
wyruszyli my do Almaden, obrali my Vete–ya naszym wodzem. Mo emy pozbawi go
ś
ś
ż
ć
w adzy. Jumowie sk adaj si z wielu szczepów; on jest wodzem swego szczepu, a ja swego.
ł
ł
ą ę
Nie stoi wy ej ode mnie. Narzuci mi wojn , ja jednak doszed em do przekonania, e pokój
ż
ł
ę
ł
ż
jest lepszy. Dlatego jestem gotów wypali z tob fajk pokoju w imieniu przynajmniej
ć
ą
ę
w asnego szczepu, je li nie w imieniu wszystkich Jumów.
ł
ś
— Lecz je li Vete–ya b dzie temu przeciwny?
ś
ę
— Wówczas ja, jako przyjaciel i brat Old Shatterhanda, b d go broni wraz ze wszystkimi
ę ę
ł
swymi wojownikami przed Vete–ya. Czy wierzy mi mój bia y brat?
ł
— Wierz . Lecz domy lam si , e mój czerwony brat wypali ze mn fajk pokoju tylko na
ę
ś
ę ż
ą
ę
pewnych warunkach. Jakie one s ?
ą
— S tylko dwa warunki. Pierwszym moim yczeniem jest, aby Old Shatterhand nie mia
ą
ż
ł
nic przeciwko temu, e Bia y Kwiat, zwany Judyt , uczyni swoj squaw.
ż
ł
ą
ę
ą
— Nit nie mam przeciwko temu. Owszem, jestem przekonany, e aden bia y nie nadaje
ż ż
ł
si tak na m
a Judyty, jak mój czerwony brat. Na tym punkcie jeste my ze sob zgodni.
ę
ęż
ś
ą
Jakie jest twoje drugie yczenie?
ż
ż
— Chc mie Meltona.
ę
ć
— Przypuszcza em to. A wi c Przebieg y W
s dzi, e ja mam prawo rozporz dza
ł
ę
ł
ąż ą
ż
ą ć
yciem tego cz owieka?
ż
ł
— Tak. Wed ug praw bia ych twarzy masz go, by mo e, dostarczy do s du, lecz wed ug
ł
ł
ć
ż
ć
ą
ł
praw czerwonoskórych Melton nale y do ciebie i mo esz z nim zrobi , co zechcesz.
ż
ż
ć
Znajdujemy si na terenie nale
cym do Indian, wi c je li Old Shatterhand post pi wed ug
ę
żą
ę ś
ą
ł
naszych praw, aden bia y nie uczyni mu jakiegokolwiek zarzutu.
ż
ł
— A jednak! W pobli u znajduj si dwaj policjanci, którzy przybyli po Meltona.
ż
ą ę
Wprawdzie nie mam obowi zku stosowa si do ich ycze i czyni to, co uwa am za
ą
ć ę
ż
ń
ę
ż
stosowne, nawet je li dzieje si to wbrew ich woli, Mój czerwony brat mo e otrzyma
ś
ę
ż
ć
Meltona. Lecz czy wzi pod uwag , e ja równie postawi pewne warunki?
ął
ę ż
ż
ę
— Tak. Chcia bym si o nich dowiedzie .
ł
ę
ć
—
dam przede wszystkim pokoju mi dzy twoim szczepem a wszystkimi bia ymi, którzy
Żą
ę
ł
si tu ze mn znajduj .
ę
ą
ą
— Przebieg y W godzi si na to.
ł
ąż
ę
—
dam, aby pokój rozci ga si na wszystkich Mimbreniów, którzy s moimi
Żą
ą ł ę
ą
przyjació mi.
ł
— O, z tym jest o wiele trudniej. Mimbreniowie s naszymi wrogami. Na mój rozkaz
ą
trzystu moich wojowników mo e ich napa
i wyt pi . Je li upierasz si , aby my
ż
ść
ę ć
ś
ę
ś
Mimbreniów oszcz dzali, to ja b d musia doda do swych dwóch warunków jeszcze inne.
ę
ę ę
ł
ć
— Zatrzymaj je przy sobie! Przy obecnym po o eniu Mimbreniowie raczej wam mog
ł ż
ą
dyktowa warunki ni wy im. Zapominasz, e na czele ich stoi Winnetou i e ja równie
ć
ż
ż
ż
ż
jestem przy nich. Nie l kali my si trzystu twoich wojowników, nie l kamy si tym bardziej
ę ś
ę
ę
ę
teraz, gdy jeste naszym je cem. Co nam przeszkodzi uda si na pó noc i zabra wam konie?
ś
ń
ć ę
ł
ć
— Czy Old Shatterhand wie, gdzie si znajduj ? — zapyta przera ony.
ę
ą
ł
ż
— Gdybym tego jeszcze nie wiedzia , dowiedzia by si wkrótce Winnetou. Zreszt , nie ty
ł
ł
ę
ą
jeden wpad e w nasze r ce. Schwytali my czterdziestu Jumów, którzy byli rozstawieni po
ł ś
ę
ś
drodze do hacjendy, mi dzy nimi Bystr Ryb .
ę
ą
ę
Nie spodziewa si takich wie ci. Przez chwil spogl da w dó , po czym zrezygnowany
ł ę
ś
ę
ą ł
ł
rzek :
ł
— Nale y wierzy s owom Old Shatterhanda.
ż
ć ł
— Na dobitek nie mo ecie tutaj pozosta , poniewa zabrali my równie wozy z
ż
ć
ż
ś
ż
ywno ci , które nadesz y z Ures.
ż
ś ą
ł
— Uff! Grozi nam g ód! Mamy zapasy tylko na dwa dni. B dziemy zatem musieli albo
ł
ę
g odowa , albo wynie si z tej miejscowo ci pozbawionej zwierzyny.
ł
ć
ść ę
ś
— Tak. Jeste cie w bardziej op akanych warunkach, ni dotychczas s dzi e . A wi c
ś
ł
ż
ą ł ś
ę
obstaj przy swoim
daniu, aby cie zawarli pokój z Mimbreniami.
ę
żą
ś
— A je li si nie zgodz ?
ś ę
ę
— Wówczas i tak b dziemy realizowa nasze plany. Musimy jeszcze z apa Wellera.
ę
ć
ł ć
Potem zabieramy wam konie, czekamy na przybycie Silnego Bawo u z wieloma setkami
ł
Mimbreniów, nacieramy na was i niszczymy ca e plemi . Ty za jako wspólnik Meltona
ł
ę
ś
b dziesz wraz z nim i Wellerem przekazany s dziemu. W najlepszym razie czeka ci
ę
ę
ę
wieloletnie wi zienie.
ę
Wolny Indianin a wieloletnie wi zienie! Nic straszliwszego! Ogarn a go wielka trwoga i
ę
ęł
podyktowa a mu szybk decyzj :
ł
ą
ę
— Widz , e mój brat ma racj . A wi c niech pokój rozci gnie si równie na
ę ż
ę
ę
ą
ę
ż
Mimbreniów. Czy Old Shatterhand stawia jeszcze jakie warunki?
ś
— Tymczasem nie. Dalsze ustalenia odk adam do czasu narady, poniewa s dz , e
ł
ż ą ę ż
Przebieg y W
nie wypali ze mn kalumetu, zanim nie naradzi si z najstarszymi
ł
ąż
ą
ę
wojownikami swego szczepu.
— Tak, musz si starszych poradzi . Czy Old Shatterhand uda si do nich ze mn , czy te
ę ę
ć
ę
ą
ż
oni maj przyj tutaj?
ą
ść
— Oni tu przyjd .
ą
— Musimy wi c kogo do nich pos a . Kogo mój bia y brat wyznaczy?
ę
ś
ł ć
ł
— Mimbrenia. To m dry, wierny i uczciwy ch opiec; mog na nim polega .
ą
ł
ę
ć
— Mój brat przekona si , e ja równie jestem uczciwy i wierny. Dam Mimibreniowi swój
ę ż
ż
wampum jako dowód, e jestem u was i e on jest pos a cem prawdy. Niech im opowie, jak
ż
ż
ł ń
si to wszystko sta o, i niech przyprowadzi pi ciu do wiadczonych wojowników, których
ę
ł
ę
ś
imiona mu wymieni . Niech przyjd bez broni, aby da wiadectwo dobrej woli.
ę
ą
ć ś
Mimbrenio podj si poselstwa tym ch tniej, e by o do niebezpieczne; Otrzymawszy
ął ę
ę
ż
ł
ść
dok adne wskazówki, ruszy w drog na wierzchowcu Winnetou. Gromada roz o y a si
ł
ł
ę
ł ż ł
ę
ko em, wzi wszy Meltona da rodka, ja za oddali em si , aby niepostrze enie zbada
ł
ą
ś
ś
ł
ę
ż
ć
zawarto jego torby. Przede wszystkim znalaz em w niej banknoty na przesz o trzydzie ci
ść
ł
ł
ś
tysi cy dolarów, kontrakty oraz paczk listów. Wi kszo by a wys ana z Utah, niektóre z San
ę
ę
ę
ść ł
ł
Francisco. W jednym z nich mormoni
dali zwrotu zagrabionej gotówki i informowali o
żą
wykluczeniu Meltona ze swej spo eczno ci za niecne uczynki. Dwa czy trzy listy stwierdza y
ł
ś
ł
wyst pny zamiar przyw aszczenia sobie znacznych sum do spó ki z Wellerami.
ę
ł
ł
Tylko jeden list zawiera tre
odmienn . Nie mia ani koperty, ani wzmianki o dacie i
ł ść
ą
ł
miejscu nadania. Ze wie ej jednak barwy atramentu mo na by o wnioskowa o niedawnym
ś ż
ż
ł
ć
pochodzeniu listu. Nag ówek brzmia : dear uncle, to znaczy kochany stryju, pierwsza po owa
ł
ł
ł
listu by a nieciekawa, dopiero ostatnie wiersze przyku y moj uwag .
ł
ł
ą
ę
„Skoro si wi c pytasz, z czego tu yj , mog ci odpowiedzie , e powodzi mi si bardzo
ę ę
ż ę
ę
ć ż
ę
dobrze. Mam szcz cie w grze, poza tym zjedna em sobie przyja
cz owieka, którego t go
ęś
ł
źń ł
ę
nabita kiesa, stoi dla mnie zawsze otworem. Czy przypominasz sobie bogatego eks–dostawc
ę
wojskowego, którego pozna e w St. Louis? Jest to rodowity Niemiec, pragn cy uchodzi za
ł ś
ą
ć
prawdziwego Jankesa do tego stopnia, e a zmieni swoje niemieckie nazwisko Jaeger na
ż ż
ł
angielskie Hunter. Jak si dowiedzia em, przyby zza oceanu jako czeladnik szewski. Mimo
ę
ł
ł
g upoty, a mo e dzi ki niej, mia ut szcz cia i dzi ki maria owi sta si w a cicielem sklepu
ł
ż
ę
ł ł
ęś
ę
ż
ł ę ł ś
na William Street w Nowym Jorku. Podczas wojny ze stanami po udniowymi dostarcza
ł
ł
wojsku z pocz tku tylko obuwie, potem równie umundurowanie oraz inne rzeczy i zbi na
ą
ż
ł
tym wielk fortun . Obecnie przesta pracowa , ci gle choruje i pomna a swój kapita
ą
ę
ł
ć ą
ż
ł
ogromnymi odsetkami, co jest mu w a ciwie niepotrzebne, gdy od dawna jest wdowcem, a
ł ś
ż
syn — jedyny spadkobierca — odziedziczy by i tak dosy wiele, aby prze y swoje lata bez
ł
ć
ż ć
troski. Stary jest bardzo, sk py, nie wys a jeszcze ani grosza ubogim krewnym zza oceanu, —
ą
ł ł
ale darz c synalka lep mi o ci , bez s owa wyrzutu pozwala mu szasta pieni dzmi.
ą
ś ą ł ś ą
ł
ć
ę
Small — tym dziwacznym imieniem nazwa stary swego syna — jest to dorodny m ody
ł
ł
cz owiek, bardzo rozpieszczony, bez krety charakteru i energii. Nie zna si zupe nie na
ł
ę
ł
ludziach, a jest tak atwowierny, e przyjmuje za prawdziwych przyjació przeró ne pijawki,
ł
ż
ł
ż
które ss jego mienie. Nietrudno mi b dzie otworzy mu na to oczy, gdy pochlebiaj c jego
ą
ę
ć
ż
ą
s abostkom, uzyska em na Wp yw, który z dnia na dzie si pot guje.
ł
ł
ń
ł
ń ę ę
Pozna em tego Smalla Huntera w szczególnych okoliczno ciach. Nazajutrz po moim
ł
ś
przybyciu kelner nazwa mnie mr Hunterem. Tak zwraca y si do mnie i inne osoby. Kiedy
ł
ł
ę
za na koncercie zostali my sobie przedstawieni, stan li my obaj jak wryci. Byli my bowiem
ś
ś
ę ś
ś
do siebie podobni jak dwie krople wody, zarówno z postaci, z rysów twarzy, jak z g osu. Gdy
ł
przybieram nieco pow óczysty i powolny chód Smalla, nie odró ni by mnie nawet jego
ł
ż ł
najbli szy przyjaciel. Jest to przypadek, który potrafi wykorzysta , a który mi pozyska od
ż
ę
ć
ł
razu jego przyja
. Chwilowo jednak, w wymiarach nie budz cych podejrze , ogrywam go na
źń
ą
ń
sumy, które wystarczaj mi do ycia.
ą
ż
Small darzy mnie ca kowitym zaufaniem, obchodzi si ze mn jak z bli niakiem i nie chce
ł
ę
ą
ź
s ysze o rozstaniu, o którym czasami napomykam. Pragnie, abym mu towarzyszy w wielkiej
ł
ć
ł
podró y. Podró e bowiem s jego nami tno ci . Jego ukochan i jedyn lektur stanowi
ż
ż
ą
ę ś ą
ą
ą
ą
ą
ksi
ki podró nicze. Zwiedzi ju Stany Zjednoczone, by w Kanadzie i Meksyku, w Brazylii
ąż
ż
ł ż
ł
i Anglii. Teraz wabi go Wschód. Oczywi cie, e staram si utwierdzi go w tym pragnieniu.
ś
ż
ę
ć
Dzi ki temu b d móg si widzie z ojcem, który, jak wiesz, musia przed Old
ę
ę ę
ł ę
ć
ł
Shatterhandem ucieka za Morze ródziemne.
ć
Ś
Teraz sp dzamy ca e dnie w jego lub w moim mieszkaniu, kuj c tureck i arabsk
ę
ł
ą
ą
ą
gramatyk , czytaj c powie ci z ycia haremów i rysuj c na cianach bia e odaliski lub ciemne
ę
ą
ś
ż
ą
ś
ł
niewolnice. Small jest zdolny i robi szybkie post py, ja za chc c nie chc c, musz mu
ę
ś
ą
ą
ę
dotrzymywa kroku. Za par miesi cy, zaopatrzeni przez starego w grube czeki, wyp yniemy
ć
ę
ę
ł
na Atlantyk.
Opisuj ci to szczegó owo, poniewa znaj c twoj inwencj , oczekuj od ciebie rady, w
ę
ł
ż
ą
ą
ę
ę
jaki sposób najlepiej wykorzysta szcz liwe okoliczno ci. Twoja ewentualna pomoc by aby
ć
ęś
ś
ł
mi bardzo na r k . Odpisz wi c natychmiast na mój poprzedni adres.
ę ę
ę
Twój bratanek Jonatan”
List ten ogromnie mnie zainteresowa . Przede wszystkim ze wzgl du na wzmiank o mojej
ł
ę
ę
osobie. Zmusi em ojca nadawcy do ucieczki… Nie móg wi c by to nikt inny, tylko brat
ł
ł ę
ć
Meltona, którego ciga em od fortu Uintah do fortu Edwarda. Stamt d niestety uda o mu si
ś
ł
ą
ł
ę
zbiec. Teraz dowiadywa em si , e przebywa za Morzem Sródziemnym. Ale gdzie? W
ł
ę ż
obecnej chwili nie bardzo mnie to obchodzi o.
ł
Inzczej rzecz si mia a ze Smallem Hunterem, któremu grozi o powa ne
ę
ł
ł
ż
niebezpiecze stwo. Ch tnie bym go ostrzeg , gdyby to by o w mojej mocy. Lecz
ń
ę
ł
ł
znajdowa em si w sercu Meksyku, on za w Stanach, Zjednoczonych, nie wiadomo nawet w
ł
ę
ś
jakim mie cie. Na wszelki wypadek zatrzyma em listy przy sobie, podczas gdy pozosta e
ś
ł
ł
dokumenty zamierza em powierzy seniorowi juriskonsulto.
ł
ć
W a nie schowa em torb , gdy przywo a mnie Melton. Wygl da straszliwie: twarz,
ł ś
ł
ę
ł ł
ą ł
podrapana i pobita, zaczyna a puchn .
ł
ąć
— Sir, dok d pan pos a Mimbrenia? Chc wiedzie . Musz równie wiedzie , o czym
ą
ł ł
ę
ć
ę
ż
ć
szeptali cie z wodzem india skim.
ś
ń
— Przemawia pan do mnie tak, jak by mnie potrafi zmusi do mówienia. Ale, owszem,
ś
ł
ć
powiem panu. Zawieram pokój z Jumami.
— Nie zgodz si na pokój.
ą ę
— Zgodz si , poniewa Przebieg y W sam mi go zaproponowa .
ą ę
ż
ł
ąż
ł
— Czy za cen swego uwolnienia? I pu ci go pan?
ę
ś
— B d tak roztropny, e jeszcze co wi cej dla niego uczyni .
ę ę
ż
ś ę
ę
— Aha. Wi c
da jeszcze czego wi cej?
ę żą
ś ę
— Tak, Judyty.
— Do kata! Mo na im obojgu powinszowa . Czego jeszcze wymaga?
ż
ć
— Czego , co pana bardzo zaciekawi.
da, abym mu wyda seniora.
ś
Żą
ł
— Tego pan nie uczyni, master! — krzykn przestraszony. — Nie masz pan prawa!
ął
— Czy mam, czy nie mam, to oboj tne. Aby jednak nie obci
y niczym sumienia,
ę
ąż ć
puszcz pana i pozwol uciec. Oczywi cie natychmiast schwyci panai Indianin.
ę
ę
ś
— Nie jeste cz owiekiem, jeno diab em! Móg by pan swoj zemst ograniczy do
ś ł
ł
ł ś
ą
ę
ć
krzywd, które nam ju wyrz dzi .
ś
ż
ą ł
— Nam? Có to znaczy?
ż
— Mojemu bratu. Unieszcz liwi e go, zap dzaj c do fortu Edwarda.
ęś
ł ś
ę
ą
— Ach, to ten gracz, który w forcie Uintah zastrzeli oficera i dwóch o nierzy? To pa ski
ł
ż ł
ń
brat? Takie pokrewie stwo nie usposabia mnie zbyt przychylnie do pana.
ń
— Niech pan jednak pomy li, e brat mój nie spocznie, dopóki nie pom ci naszej wspólnej
ś ż
ś
krzywdy.
— Nie l kam si jego zemsty; zreszt wszelki lad po nim zagin .
ę
ę
ą
ś
ął
— Zdaje si panu. Brat mój jest niedaleko i czuwa.
ę
— Gdzie?
— Nie powiem tego, naturalnie. Nikt oprócz mnie o tym nie wie.
— Oprócz pana i jeszcze dwóch ludzi.
— O kim pan mówi?
— O sobie i o pa skim bratanku Jonatanie.
ń
— Jon… Kto panu… o nim… powiedzia ?
ł
— To oboj tne. Widzi pan, e wiem nieco wi cej, ani eli pan przypuszcza. Tak rodzink
ę
ż
ę
ż
ą
ę
jak pa ska nie atwo spuszcza si z oka.
ń
ł
ę
— Je eli pan nie blaguje, to niech powie jeszcze, gdzie mój brat przebywa.
ż
— Za Morzem ródziemnym. Musia by go pan stamt d sprowadzi . Zreszt móg by pana
Ś
ł
ą
ć
ą
ł
wyr czy bratanek Jonatan, który w a nie udaje si na wschód w towarzystwie niejakiego
ę ć
ł ś
ę
Smalla Huntera i grubych czeków jego ojca.
Usi owa skoczy , ale wi zy go kr powa y. Splun tylko i krzykn rozj trzony do
ł
ł
ć
ę
ę
ł
ął
ął
ą
najwy szego stopnia:
ż
— Wi cej ni setka diab ów tkwi w tobie! Niechaj ci piek o poch onie!
ę
ż
ł
ę
ł
ł
Przewróci si na bok, aby mnie nie widzie .
ł ę
ć
Po up ywie dwóch prawie godzin ukaza o si w dali pi ciu czy sze ciu czerwonoskórych
ł
ł
ę
ę
ś
piechurów. To szli wojownicy Jumów. Mimbrenia z nimi nie by o.
ł
Byli uzbrojeni wbrew rozkazowi wodza, jednak w odleg o ci dwustu kroków od nas
ł ś
od o yli no e, uki, strza y i w ócznie. Zabrali je ze sob na wypadek niespodziewanej
ł ż
ż ł
ł
ł
ą
przygody w drodze. Podeszli, zachowuj c si tak, jak gdyby nie widzieli wi zów kr puj cych
ą ę
ę
ę ą
wodza. Patrzyli na mnie z wyrazem szacunku i rzucili okiem na emigrantów. Na Meltona nie
spojrzeli wcale. Mo na by o z tego wnioskowa , e Mimbrenio dobrze si wywi za z
ż
ł
ć ż
ę
ą ł
poselstwa i zdo a ich przekona o winie i przewrotno ci Meltona. Musia em si przede
ł ł
ć
ś
ł
ę
wszystkim dowiedzie , dlaczego nie przyby z nimi Mimbrenio. Zerwa em z wodza wi zy i
ć
ł
ł
ę
rzek em:
ł
— Mój czerwony brat niech bierze udzia w naradach jako wolny cz owiek. Zanim jednak
ł
ł
rozpoczn si , musz wiedzie , dlaczego nie wróci mój pos annik?
ą ę
ę
ć
ł
ł
Najstarszy Jurna odpowiedzia :
ł
— Pojecha na zachód, aby sprowadzi Wellera.
ł
ć
— Wellera? — zapyta em. — Post pi bardzo nieroztropnie. Mnie powinien by go
ł
ą ł
ł
zostawi . Weller i tak nie uszed by nam.
ć
ł
— Old Shatterhand jest znakomitym wojownikiem, moje za czyny nik e. Niech mi jednak
ś
ł
wybaczy, e b d innego zdania. Weller zamierza si ulotni .
ż ę ę
ł ę
ć
— Jak to? Wszak pojecha na zwiady, musi zatem wróci i wpa w nasze r ce?
ł
ć
ść
ę
— Nie, poniewa wróci ju i uciek , skoro si dowiedzia o misji Mimbrenia.
ż
ł ż
ł
ę
ł
— Dlaczego wojownicy Jumów go nie zatrzymali?
— Czy mogli my? Wszak jest jeszcze naszym bratem i przyjacielem.
ż
ś
— Czy Weller ma dobrego konia?
— Tak, lecz ko jego jest zm czony d ug jazd przez pustyni i odczuwa pragnienie.
ń
ę
ł ą
ą
ę
— W takim razie Mimbrenio wkrótce go do cignie. Dojdzie mi dzy nimi do walki.
ś
ę
Pragn bym jej zapobiec, lecz nie mog st d odjecha , dopóki nie porozumiem si z wami.
ął
ę ą
ć
ę
Wówczas odezwa si wódz:
ł ę
— Je li Old Shatterhand chce jecha na pomoc Mimbreniowi, niechaj to uczyni bez
ś
ć
obawy. Nie zawiedziemy jego zaufania. Biali ludzie mog zabra or
moich wojowników i
ą
ć ęż
uwa a ich za je ców do chwili twego powrotu.
ż ć
ń
— Zostan jeszcze tutaj — odpar em. — Je eli si pospieszymy z uk adem, zd
: przyby
ę
ł
ż
ę
ł
ąż ę
ć
na czas.
— Musz zwróci uwag mego bia ego brata, e wszystko mo na przy pieszy , tylko nie
ę
ć
ę
ł
ż
ż
ś
ć
uk ady o pokój. Lepiej wi c b dzie, je li mój bia y brat pojedzie na pomoc Mimbreniowi,
ł
ę ę
ś
ł
zanim zaczniemy radzi .
ć
Starszy wojownik doda :
ł
— Oki Shatterhand mo e zosta z nami, Mimbrenio ma pod sob wy mienitego rumaka i
ż
ć
ą ś
na swój wiek jest bardzo rozumny i rozwa ny.
ż
Jakby na potwierdzenie tych s ów, dobiegi nas odg os strza u i na zachodzie ukaza si
ł
ł
ł
ł ę
je dziec, p dz cy w kierunku po udniowym. Zauwa yli my jednak niebawem, e sta e zbacza
ź
ę ą
ł
ż ś
ż
ł
z prostej linii, jak gdyby kto go na nas nap dza . Wkrótce ukaza si drugi je dziec. By
ś
ę ł
ł ę
ź
ł
mniejszy od pierwszego i dosiada lepszego konia. Mieli my wiec przed sob Wellera i
ł
ś
ą
Mimbrenia; Weller od czasu do czasu odwraca si i strzela do czerwonoskórego, który
ł ę
ł
odpowiada niekiedy wystrza ami ze strzelby, nie pozwalaj c ciganemu skr ci w inn
ł
ł
ą ś
ę ć
ą
stron . Obydwaj pud owali: Mimbrenio rozmy lnie, Weller za dlatego, e jak si pó niej
ę
ł
ś
ś
ż
ę ź
okaza o, adowa bro lepymi nabojami:
ł ł
ł
ń ś
Trzeba by o pomóc Mimbreniowi. Dopad em swego wierzchowca i pojecha em im
ł
ł
ł
naprzeciw. Weller, gdy mnie zauwa y , spi gwa townie konia ostrogami i pogalopowa . Ale
ż ł
ął
ł
ł
ju po dwóch minutach wyprzedzi em go, zatrzyma em si i zawo a em:
ż
ł
ł
ę
ł ł
— Z a z konia, mister Weller, je ali nie chcesz, aby ci str ci a moja kula.
ł ź
ż
ę ą ł
Roze mia si z owrogo, wycelowa we mnie ze strzelby. Przy tak gwa ownych ruchach
ś ł ę ł
ł
ł
niepodobna by o trafi . Strza pad , ale bez skutku.
ł
ć
ł
ł
Kiedy si odwróci , mia przed sob Mimbrenia, który osadzi konia w miejscu i trzyma
ę
ł
ł
ą
ł
ł
bro w pogotowiu. Wzi ty mi dzy dwa ognie Weller mia tylko jedno wyj cie, mianowicie
ń
ę
ę
ł
ś
drog prowadz c do naszego obozowiska. Moi ziomkowie nie mieli odpowiedniego
ę
ą ą
uzbrojenia, aby go zatrzyma , Mimbrenio by jeszcze daleko, wi c ja m musia em go uj .
ć
ł
ę
ł
ąć
Mog em atwo zastrzeli pod nim konia, nie chcia em jednak u mierca niewinnego
ł
ł
ć
ł
ś
ć
zwierz cia z powodu tego otra. Nie pos a em za nim kuliki, chcia em go mie ywego.
ę
ł
ł ł
ł
ć ż
Teraz w dubeltówce Wellera by tylko jeden nabój. P dzi em za nim, lecz nie wprost, gdy
ł
ę ł
ż
chcia em, aby wystrzeli , zanim si zbli
na dogodn odleg o , aby go uj . Dlatego
ł
ł
ę
żę
ą
ł ść
ąć
zawo a em po raz drugi:
ł ł
— Zatrzymaj si , master, bo strzelam!
ę
Jak przewidywa em, odwróci si szybko i wypali . Zsun em si po india sku po boku
ł
ł ę
ł
ął
ę
ń
konia, a kiedy kula przelecia a nade mn , wyprostowa em si i pocwa owa em za Wellerem.
ł
ą
ł
ę
ł
ł
Wówczas odrzuci flint i wyci gn zza pasa rewolwery. O tym nie pomy la em. Nie
ł
ę
ą ął
ś ł
chcia em nara a niepotrzebnie swego ycia. Krzykn em wi c:
ł
ż ć
ż
ął
ę
— Odrzuć rewolwer, bo strzelę naprawdę!
Nie us ucha , czeka , a si zbli
, chc c tym pewniej trafi . W pe nym galopie stan em w
ł
ł
ł ż ę
żę
ą
ć
ł
ął
strzemionach, by sprawniej wycelowa , przy o y em sztucer i wystrzeli em. Weller krzykn ,
ć
ł ż ł
ł
ął
wypu ci rewolwer z r ki, która opad a w dó . W kilka sekund pó niej by em ju przy nim i
ś ł
ę
ł
ł
ź
ł
ż
zarzuciwszy sztucer na plecy, wyci gn em r ce do Wellera.
ą ął
ę
— Na dó ! — krzykn em. — Je li dobrowolnie nie zejdziesz, zrzuc ci si .
ł
ął
ś
ę ę łą
Z apa em go obur cz, aby wysadzi z siod a. W tej chwili lew r k wyci gn drugi
ł ł
ą
ć
ł
ą ę ą
ą ął
rewolwer i odpowiedzia , miej c si szyderczo:
ł ś
ą ę
— Powoli, mister Shatterhand. Nie pan mnie, lecz ja pana mam w mocy.
Usi owa wystrzeli . Nie zd
y jednak, bo lew r k wyrwa em mu bro , praw pi ci
ł
ł
ć
ąż ł
ą ę ą
ł
ń
ą ęś ą
za uderzy em go z ca ej si y, a go zamroczy o. Zatrzyma em konie, zeskoczy em i
ś
ł
ł
ł
ż
ł
ł
ł
ci gn em n dznika. Nieprzytomny zwali si na ziemi .
ś ą ął
ę
ł ę
ę
Przede wszystkim zwi za em Wellerowi r ce jego w asnym pasem. Zabra em wszystko, co
ą ł
ę
ł
ł
znalaz em przy nim, nie uwa aj c si z tego powodu za rabusia. Rzeczy te mog y mi si
ł
ż ą ę
ł
ę
bardzo przyda . By w ród nich pugilares oraz wi zana z grubego jedwabiu sakiewka, przez
ć
ł ś
ą
której oka prze wieca y z ote monety.
ś
ł ł
Tymczasem nadszed Mimbrenio, który zsiad z konia, aby podnie odrzucon strzelb i
ł
ł
ść
ą
ę
obydwa rewolwery. Powoli twarz Wellera zacz a si o ywia . Otworzy oczy i sykn
ęł
ę ż
ć
ł
ął
jadowicie:
— Cz owieku, czego chcesz ode mnie? Zostaw mnie w spokoju, pu mnie dla w asnego
ł
ść
ł
dobra.
Wyra nie s ycha by o, . e pogryz sobie j zyk na skutek uderzenia, które podbi o mu
ź
ł
ć ł
ż
ł
ę
ł
doln szcz k do góry.
ą
ę ę
— Babskie gadanie — odpowiedzia em. Podnie si i chod ze mn .
ł
ś ę
ź
ą
— Ani my l . Nie rusz si z miejsca, dopóki mnie master; nie uwolni.
ś ę
ę ę
— Móg bym na to przysta . Zwi za bym tylko panu nogi i pozwoli le e , tak d ugo, a
ł
ć
ą ł
ł ż ć
ł
ż
pa skie cia o po r s py. Post pi jednak bardziej po ludzku, cho by si to mia o sta wbrew
ń
ł
ż ą ę
ą ę
ć
ę
ł
ć
pana woli. A wi c na nogi!
ę
Jumowie byli wiadkami tego zdarzenia. Mój czyn przez szacunek pomin li milczeniem,
ś
ę
lecz ma emu Mimbreniowi gratulowa Przebieg y W
:
ł
ł
ł
ąż
— Mój m ody brat b dzie dzielnym Wojownikiem. Ciesz si , e zawieram z tob pokój i
ł
ę
ę ę ż
ą
e z wroga stan si jego przyjacielem.
ż
ę ę
Tymi s owy zagajono obrady, które trwa y przesz o dwie godziny i doprowadzi y do
ł
ł
ł
ł
po
danych wyników. Na mocy uk adu mia em wyda Meltona Przebieg emu W
owi i nie
żą
ł
ł
ć
ł
ęż
stawia przeszkód jego ma e stwu z Judyt . W zamian przyrzeczono mi wszystko, czego
ć
łż ń
ą
da em. Kiedy przyby em w te strony z ma ym Miimtoreniem, nie mog em si spodziewa
żą ł
ł
ł
ł
ę
ć
tak pomy lnego i zako czenia. Naturalnie, wypalili my kalumet pokoju, po czym uda em si
ś
ń
ś
ł
ę
do obozu Jumów, aby poci gn
z fajki z ka dym czerwonoskórym, co by o konieczne ze
ą ąć
ż
ł
wzgl du na nasze bezpiecze stwo. Teraz by em pewien, e wszystkie punkty umowy zostan
ę
ń
ł
ż
ą
wiernie dochowane.
— Czego pragnie obecnie mój bia y brat? — zapyta Przebieg y W
. — Czy wódz
ł
ł
ł
ąż
Apaczów przyb dzie do nas, czy te my udamy si do niego?
ę
ż
ę
— Raczej my do niego. Musz si poradzi w tej sprawie moich bia ych braci.
ę ę
ć
ł
Najpierw jednak przejrza em zawarto
pugilaresu i sakiewki Wellera. W pierwszym
ł
ść
znalaz em pi
tysi cy dolarów w tych samych papierach warto ciowych, które posiada
ł
ęć
ę
ś
ł
Melton, w drugiej nieca e pi
set dolarów w z ocie. Pó niej zwo a em ojców rodzin i
ł
ęć
ł
ź
ł ł
nie onatych m
czyzn.
ż
ęż
Kiedy si zebrali, wzi em na stron Judyt i jej ojca:
ę
ął
ą
ę
— Czy zakomunikowa a pani ojcu o swoim porozumieniu z Indianinem?
ł
— Tak — odpowiedzia stary. — Córka opowiedzia a mi o zaszczycie, którego wkrótce
ł
ł
dost pi, zostaj c on wodza india skiego plemienia.
ą
ą ż ą
ń
— Czy pan si z tym godzi?
ę
— Czemu nie? Jest to wielki los szcz cia zarówno dla niej, jak dla mnie, gdy przez to
ęś
ż
staniemy si wielce szanownymi i pot
nymi osobisto ciami w Meksyku i Ameryce.
ę
ęż
ś
— Zdaje si , e pan niew a ciwie wyobra a sobie polityczne znaczenie szczepów
ę ż
ł ś
ż
india skich i spo eczne stanowisko ich wodzów. Uwa am za swój obowi zek powiedzie
ń
ł
ż
ą
ć
panu, e…
ż
— Niech mi pan, nic nie mówi! — przerwa . — .Testem dobrym ojcem dla mojej Judyty i
ł
dlatego ch tnie przychylam si do jej s ów i ycze . B dziemy mie w adz nad szczepem
ę
ę
ł
ż
ń ę
ć ł ę
india skim. B dziemy mogli stroi moj córk w aksamity i jedwabie. A mo e pan
ń
ę
ć
ą
ę
ż
przypuszcza, e wódz jej tylko nak ama o z ocie i klejnotach?
ż
ł
ł ł
— Bynajmniej. Istniej tu ukryte skarby, strze one wiernie przez potomków dawnych
ą
ż
Meksyka czyków. Wódz nie jest k amc i wywi
e si z przyrzeczenia. Lecz pan musi, do
ń
ł
ą
ąż ę
tego co on mówi, odnosi si z du tolerancj i sceptycyzmem.
ć ę
żą
ą
— Dla mnie wystarczy, e ma z oto.
ż
ł
— Je li pan tak uwa a, to b d milcza , tym bardziej, e przyrzek em Indianinowi nie
ś
ż
ę ę
ł
ż
ł
przeszkadza mu w jego poczynaniach. ycz panu, aby si nie rozczarowa . Co zamierza
ć
Ż ę
ś ę
ł
pan teraz uczyni ? Chc doradzi pa skim towarzyszom wyjazd z Sonory i w ogóle z
ć
ę
ć ń
Meksyku.
— Czy my li pan, e si zgodz ?
ś
ż ę
ą
— Je li s roztropni, to na pewno.
ś ą
— A propos. S ysza em, e pan mia sob jak kwot . Czy to prawda?
ł
ł
ż
ł
ą ąś
ę
— A jak e, wi ta prawda! — potwierdzi skwapliwie. — To by o pi kne, dobre,
ż ś ę
ł
ł
ę
prawdziwe z oto w okr g ych, cudnie d wi cz cych monetach, przechowywane w sakiewce,
ł
ą ł
ź ę ą
któr z jedwabiu zrobi a Judyta.
ą
ł
— Ile wynosi a ta kwota?
ł
— Czterysta dolarów, które odebrano mi w podziemiach. Z odziejem jest Weller, ten który
ł
jest ojcem Wellera juniora. Skoro pojma pan z odzieja, b d pan zatem askaw odebra mu
ł
ł
ą ź
ł
ć
zdobycz.
— Czy to ta sakiewka? — zapyta em, wyci gaj c worek z kieszeni.
ł
ą ą
— To ona, to ona! — krzykn ucieszony, wyrywaj c mi j z r ki. — To, ta sama. Oblicz
ął
ą
ą ę
ę
natychmiast pieni dze, aby sprawdzi , czy nie zosta em okradziony.
ą
ć
ł
— Niech pan tak nie krzyczy. Weller nie wie jeszcze, e mu odebra em sakiewk i nie
ż
ł
ę
powinien si chwilowo o tym dowiedzie .
ę
ć
Oddali si szybko, nie podzi kowaszy mi nawet. Przykucn wraz z sakiewk na ziemi i
ł ę
ę
ął
ą
wzi si do liczenia monet. Wróci em do emigrantów, powiedzia em im, e najlepiej uczyni ,
ął ę
ł
ł
ż
ą
zabieraj c si st d czym pr dzej, w ko cu za doda em:
ą ę ą
ę
ń
ś
ł
— Wraz z Winnetou pojad do Rio Peso, a wi c do Teksasu. Tam jest du o dobrej ziemi i
ę
ę
ż
zdrowy klimat. Chc was zabra ze sob . Narad cie si i dajcie mi niezw ocznie odpowied ,
ę
ć
ą
ź
ę
ł
ź
co postanowili cie.
ś
Odszed em, aby mogli si spokojnie naradzi . Kiedy wróci em, rzek do mnie jeden z nich,
ł
ę
ć
ł
ł
wybrany do przemawiania w imieniu gromady:
— Pa ska propozycja jest bardzo dobra, lecz nie wydaje si nam, aby by a mo liwa.
ń
ę
ł
ż
Przede wszystkim nie musimy st d odej , poniewa wkrótce rozpocznie si d uga sprawa
ą
ść
ż
ę ł
Wellera i Meltona, w której jeste my wiadkami.
ś ś
— To niczemu nie powinno przeszkodzi . Meltona wyda em czerwonoskórym. Co si
ć
ł
ę
tyczy Wellera, nie wiadomo, czego mo na si jeszcze po nim spodziewa . Roztrzaska em mu
ż
ę
ć
ł
kul r k i rami , co w tutejszym klimacie jest niebezpieczne dla bia ego. Zreszt ,
ą ę ę
ę
ł
ą
przyprowadza em policjanta i wy szego urz dnika z Ures, którzy na miejscu przeprowadz
ł
ż
ę
ą
ledztwo, po czym b dziecie wolni. Jakie jeszcze przeszkody widzicie?
ś
ę
— Trzeba przej
przez dziki kraj. Czy nasze kobiety i dzieci wytrzymaj podobn
ść
ą
ą
w drówk ?
ę
ę
— Na pewno, je eli najpierw odpowiednio wypoczn . Nie jest tak le, jak pan my li
ż
ą
ź
ś
B dziemy si posuwa powoli, aby cie zdo ali nad
y . Dostarcz wam koni. Prócz tego
ę
ę
ć
ś
ł
ąż ć
ę
mamy wiele wozów z ywno ci i innymi potrzebnymi rzeczami. Nie zaznamy g odu.
ż
ś ą
ł
— To wietnie. Ale pozostaje jeszcze rzecz najwa niejsza, a jest ni z oto.
ś
ż
ą ł
— O, mniejsza o nie, gdy nie sprawia adnych trudno ci.
ż
ż
ś
— adnych trudno ci? — zawo a zdumiony emigrant. — Mo e panu, ale nie nam. Nie
Ż
ś
ł ł
ż
posiadamy ani grosza, ywno za i konie trzeba kupowa za gotówk .
ż
ść ś
ć
ę
— ywno
wam daruj , a konie po yczymy od Jumów. Nasi czerwoni przyjaciele
Ż
ść
ę
ż
pomog nam ch tnie w zamian za drobnostk , za pewien podarunek.
ą
ę
ę
— Kto im da ten drobiazg?
— Ja.
— Do licha! Wzbogaci si pan nagle? Kiedy przyby pan na okr t, wygl da pan na
ł ę
ł
ę
ą ł
ubo szego od nas.
ż
— Udawa em tylko. Na ogó za mo na by bogatym, nie posiadaj c pieni dzy; bywaj
ł
ł ś
ż
ć
ą
ę
ą
ró ne rodzaje bogactwa. Ale do rzeczy. Czy s jeszcze jakie przeszkody?
ż
ą
ś
— Najwi ksza. Pieni dze na zakup ziemi. Wszak musimy za ni zap aci ?
ę
ą
ą
ł ć
— Bez w tpienia. Dam wam na to pieni dze.
ą
ą
— W takim razie nie mamy ju adnych trosk. Idziemy z panem. Po yczy nam pan
ż ż
ż
pieni dzy na zagospodarowanie. B dziemy solidnie pracowa i p aci regularnie procenty, a z
ę
ę
ć ł ć
czasem sp acimy równie kapita .
ł
ż
ł
— Procenty? Kapita ? Jeste cie w b dzie. Nie ma mowy o procentach ani o sp acaniu
ł
ś
łę
ł
kapita u.
ł
Emigrant spojrza na mnie zdumiony, powiód wzrokiem doko a, po czym z
ł
ł
ł
niedowierzaniem zapyta :
ł
— Czy dobrze s ysza em?
ł
ł
— Tak.
— To chyba niemo liwe! Czy jest pan a tak bogaty, e mo e ofiarowywa podobne
ż
ż
ż
ż
ć
sumy?
— Przeciwnie, jestem tak biedny, e mog ofiarowa takie sumy. Wyj tkowo jestem teraz
ż
ę
ć
ą
w stanie rozdzieli mi dzy was trzydzie ci tysi cy dolarów.
ć ę
ś
ę
— Trzydzie ci tysi cy dolarów! Niebiosa, takie mnóstwo pieni dzy! Sk d pan wzi tyle?
ś
ę
ę
ą
ął
— Pó niej si dowiecie. Tymczasem odpowiedzcie mi na par pyta . Byli cie ubodzy,
ź
ę
ę
ń
ś
ka dy jednak e posiada chyba jaki dobytek?
ż
ż
ł
ś
— Tak. Niektórzy posiadali ma e domki, inni co najmniej sprz ty gospodarstwa
ł
ę
domowego, a wi c ó ka, meble, ubiory…
ę ł ż
— Namówieni przez agenta sprzedali cie wszystko. Ile za to otrzymali cie?
ś
ś
— Niewiele. Przejedli my to zreszt w drodze.
ś
ą
— A wi c pozbawiono was ojczyzny i dobytku. Zwabiono was fa szywymi
ę
ł
przyrzeczeniami i wtr cono do szybu, gdzie mieli cie pracowa bez wynagrodzenia, bez
ą
ś
ć
wytchnienia, o g odzie i o pragnieniu, a do rych ej i okropnej mierci. Dlatego dam wam
ł
ż
ł
ś
pieni dze, które odebra em Meltonowi i Wellerowi.
ą
ł
— S usznie, s usznie, s usznie! — odpowiedziano gromadnie.
ł
ł
ł
— Dobrze. Melton i Weller nie wiedz jeszcze, e mam ich pieni dze. Pierwszy je zakopa
ą
ż
ą
ł
i nigdy ju si nie dowie o ich stracie. Weller mia pi
tysi cy, Melton ponad trzydzie ci
ż ę
ł ęć
ę
ś
tysi cy dolarów.
ę
Zaleg o tak g uche milczenie, e s ycha by o szmer oddechów. Ja za mówi em dalej:
ł
ł
ż ł
ć ł
ś
ł
— Nikt oprócz nas nie powinien si o tym dc wiedzie . My wiemy, e nasza sprawa jest
ę
ć
ż
s uszna, ale kto obcy móg by s dzi inaczej. Niestety, nie ca kwot rozdziel pomi dzy
ł
ś
ł
ą ć
łą
ę
ę
ę
was. Cz
musz da hacjenderowi, który poniós tak e du strat .
ęść
ę ć
ł ż
żą
ę
— Wszak zap acono mu za hacjend .
ł
ę
— Sum miesznie nisk .
ę ś
ą
— Ale odzyskuj c hacjend , zatrzyma zap at jako odszkodowanie. Czy to nie wystarczy?
ą
ę
ł ę
— S dz , e tak. To si zreszt zobaczy. Ale s jeszcze inni poszkodowani, mianowicie
ą ę ż
ę
ą
ą
kupiec z Ures, od którego Melton naby towary przez nas zagarni te. Przy dostarczeniu ich
ł
ę
mia a by dop acona reszta nale no ci. Poniewa przyrzek em wo nicom, e nie ponios
ł
ć
ł
ż ś
ż
ł
ź
ż
ą
adnego uszczerbku, wi c musz dotrzyma s owa i zap aci . Pozosta o rozdziel pomi dzy
ż
ę
ę
ć ł
ł ć
ł ść
ę
ę
was.
— Ale w jakim stosunku?
— Powinni cie omówi t spraw w swoim gronie i przedstawi mi wnioski. Ale nie
ś
ć ę
ę
ć
mówcie mi o tym, dopóki nie znajdziemy si w Chihuahua, na terytorium Apaczów, gdy
ę
ż
zbytnia gadatliwo
mo e atwo przekre li ca y ten pi kny plan. Wiedzcie, e ka dy na
ść
ż ł
ś ć ł
ę
ż
ż
pewno otrzyma tyle, e b dzie móg naby dzia k ziemi i nale ycie si urz dzi .
ż ę
ł
ć
ł ę
ż
ę ą ć
Mówca podszed do mnie, u cisn mi d o i rzek :
ł
ś
ął
ł ń
ł
— To, co pan dla nas uczyni , osza amia nas do tego stopnia, e na razie nie jeste my w
ł
ł
ż
ś
stanie doceni pa skiej dobroci. Czym potrafimy si panu odwdzi czy ?
ć ń
ę
ę ć
— Rzeteln prac na roli. Nie nale
mi si adne podzi kowania, poniewa tylko
ą
ą
żą
ę ż
ę
ż
przypadkowi zawdzi czacie te pieni dze.
ę
ą
Pozostali równie serdecznie u cisn li mi d o . Wróci em do wodza, który oczekiwa
ż
ś
ę
ł ń
ł
ł
rezultatu naszej narady.
— Udam si z moimi bia ymi przyjació mi do Chihuahua — o wiadczy em. — Czy
ę
ł
ł
ś
ł
móg by mój czerwony brat po yczy nam koni?
ł
ż
ć
— Ile tylko trzeba b dzie. Mamy sporo koni, których u ywali my do transportu.
ę
ż
ś
— Czy b dziemy mogli przej bezpiecznie przez teren Jumów?
ę
ść
— Moi wojownicy obroni was przed innymi szczepami, je li te nie zechc przyst pi do
ą
ś
ą
ą ć
naszego uk adu.
ł
— Jak si rzecz ma z Vete–ya? Czy spodziewasz si jego przybycia?
ę
ę
— Mia wróci po uprowadzeniu stada z hacjendy.
ł
ć
— A wi c nie dzi ani nie jutro. Mo emy zatem jecha do wodza Apaczów.
ę
ś
ż
ć
— Moi wojownicy nie maj koni.
ą
— To zbyteczne, albowiem tylko ty i Mimbrenio b dziecie mogli mi towarzyszy .
ę
ć
— Mimbrenio z nami? Powierzasz wi c bia ych moim wojownikom?
ę
ł
— Tak. Widzisz, jakim darz was zaufaniem. Czy nie ma dla ciebie konia?
ę
— Oprócz tego, którego odebra e Wellerowi, znajduj si tutaj jeszcze dwa, przeznaczone
ł ś
ą ę
dla mnie i Meltona. S ukryte za bagnem, przy wschodniej cianie ska y.
ą
ś
ł
— Po lij po nie natychmiast, gdy musimy czyni pr dzej wyruszy w drog , aby przed
ś
ż
ę
ć
ę
zapadni ciem nocy dotrze do obozu Winnetou. Wy lij go ca z rozkazami do wojowników,
ę
ć
ś
ń
którzy strzeg koni. Niech przyb d ze wszystkimi zwierz tami jutro wieczorem, bowiem
ą
ę ą
ę
pojutrze rano wyruszamy do Chihuahua.
Obja ni em moich ziomków, jak maj si zachowywa wobec niedawnych wrogów, a
ś ł
ą ę
ć
obecnych przyjació . Wóda uczyni to samo ze swoimi wojownikami i szczególnie zaleci im
ł
ł
ł
nie spuszcza oka z .je ców. Wkrótce ruszyli my w drog galopem, egnani gromkimi
ć
ń
ś
ę
ż
okrzykami.
Y
UMA
T
SIL
Pocwa owaili my, poniewa musieli my przeby drog powrotn o wiele szybciej ni
ł
ś
ż
ś
ć
ę
ą
ż
poprzednio. Z lewej strony jecha wódz. Na jego twarzy malowa a si zaduma. Nie móg si
ł
ł ę
ł ę
jeszcze oswoi z „wypadkami poprzedniego dnia. Za nami jecha Mimbrenio. Jego twarz
ć
ł
promieniowa a rado ci . By zadowolony z nieoczekiwanych wyników naszej wyprawy, do
ł
ś ą
ł
których si w znacznej mierze sam przyczyni .
ę
ł
Rumak Przebieg ego W
a by wypocz ty i dotrzymywa kroku naszym koniom. Gdy
ł
ęż
ł
ę
ł
s o ce zasz o, dotarli my do miejsca, z którego poprzednio skr cili my na pó noc. Wkrótce
ł ń
ł
ś
ę ś
ł
ciemni o si zupe nie. Poleci em towarzyszom zatrzyma si , chcia em bowiem zaskoczy
ś
ł
ę
ł
ł
ć ę
ł
ć
naszych przyjació . Zsiad em z konia, odrzuci em bro i oddali em si szybko.
ł
ł
ł
ń
ł
ę
Po up ywie dziesi ciu minut poczu em zapach spalenizny, wiadcz cy o blisko ci ogniska.
ł
ę
ł
ś
ą
ś
G sty mrok nie pozwoli mi dostrzec posterunków, ko o których chcia em si niepostrze enie
ę
ł
ł
ł
ę
ż
przekra . Musia em przeto polega wy cznie na s uchu. Alby zmyli wartownika, który
ść
ł
ć
łą
ł
ć
zagradza mi drog , cisn em w .bok kilka kamyków. Ich odg os odwróci jego uwag . Dzi ki
ł
ę
ął
ł
ł
ę
ę
temu szybko zbli y em si do obozu. Po o y em si na ziemi i pe za em powoli naprzód. Przy
ż ł
ę
ł ż ł
ę
ł ł
wietle ogniska zobaczy em je ców; dooko a nich le eli stra nicy. Z prawej strony sta y
ś
ł
ń
ł
ż
ż
ł
wozy, z lewej siedzia Apacz, opieraj c si plecami o drzewo, obok niego Yuma Shetar, nieco
ł
ą ę
dalej, tu przy krzewie, za którym si ukry em, siedzia a gromada ludzi, rozprawiaj ca ywo,
ż
ę
ł
ł
ą ż
cho pó g osem. Mi dzy innymi znajdowali si tu stary Pedrillo, cudaczny Don Endimio de
ć ł ł
ę
ę
Saledo y Coralba, urz dnik oraz hacjendero.
ę
Gdy znienacka wynurzy em si z zagajnika, don Endimio upad na wznak z przestrachu,
ł
ę
ł
krzykn wszy przera liwie, jak gdyby ujrza upiora Mimbreniowie zapomnieli o swym
ą
ź
ł
stoickim spokoju wobec niespodzianki, skoczyli na równe nogi i wytrzeszczyli na mnie oczy.
Nawet je cy poruszyli si na tyle, na ile pozwoli y im wi zy. Spodziewali si wszak, e
ń
ę
ł
ę
ę
ż
wpadn w r ce ich braci.
ę ę
Naraz z pierwszego wozu rozleg si g o ny okrzyk. Le a tam Player ze zwi zanymi
ł ę ł ś
ż ł
ą
r kami. Zsun
si z wozu, przecisn
przez otaczaj cy mnie t um i wo a szczerze
ę
ął ę
ął
ą
ł
ł ł
uradowany:
— Bogu dzi ki, e pan wróci ca y. Strach mnie ju oblecia .
ę ż
ł ł
ż
ł
— Strach? Dlaczego?
— Gdyby pan nie wróci , pos dzono by mnie o fa szywe wskazówki. A wszak e
ł
ą
ł
ż
poinformowa em pana rzetelnie.
ł
— Bezwzgl dnie. Pa skie wskazówki by y pierwszorz dne. Stwierdzam wobec wiadków,
ę
ń
ł
ę
ś
e powzi em do pana zupe ne zaufanie, w dowód czego uwalniam pana z wi zów. Prosz ,
ż
ął
ł
ę
ę
niech pan odbierze swoj bro . Jest pan wolny.
ą
ń
Rado
oswobodzonego by a ogromna. Aczkolwiek hacjendero nie omieszka wyrazi
ść
ł
ł
ć
swego sprzeciwu.
— Co pan robi, senior? Uwalnia pan przest pc , który winien by ukarany. Ten cz owiek
ę ę
ć
ł
przyczyni si do zrujnowania mojej hacjendy! Rozkazuj panu z urz du zwi za go
ł ę
ę
ę
ą ć
ponownie.
— Hola, panie! Nie jestem na pa skie rozkazy. Ja natomiast rozkazuj panu usi
i
ń
ę
ąść
trzyma j zyk za z bami. Nie pan rozstrzyga, kogo mamy wi zi , lecz ja i Winnetou.
ć ę
ę
ę ć
Dowiod tego panu .natychmiast, uwalniaj c równie pozosta ych je ców.
ę
ą
ż
ł
ń
Mówi c to, podszed em do Bystrej Ryby i rozci em jego p ta.
ą
ł
ął
ę
— Mój czerwony brat jest wolny. Mo e si podnie . Niechaj Mimbreniowie zdejm
ż
ę
ść
ą
rzemienie z wojowników Jumów. Uwalniam ich wszystkich, gdy zawar em pokój i
ż
ł
wypali em kalumet z — Przebieg ymi W
em, naczelnikiem Jumów w Almaden.
ł
ł
ęż
Rozleg si gromki okrzyk zdziwienia Mimbreniów i okrzyk rado ci Jumów. Moje s owa
ł ę
ś
ł
wywar y na Winnetou takie du e wra enie, jak nigdy dot d. Zerwa si gwa townie, podszed
ł
ż
ż
ą
ł ę
ł
ł
do mnie i zapyta porywczo:
ł
— Wypali e kalumet?
ł ś
— Z wodzem i z jego wojownikami.
— A wi c Jumowie odst pili Meltona?
ę
ą
— Tak. — On i Weller s schwytani, emigranci za uwolnieni.
ą
ś
— Gdzie ich zostawi e ?
ł ś
— W Almaden, u swoich przyjació . Jutro pójdziemy do nich i b dziemy obchodzi wi to
ł
ę
ć ś ę
kalumetu.
Winnetou po o y r ce na ramionach i zawo a :
ł ż ł ę
ł ł
— S yszeli cie biali i czerwoni m
owie, czego dokona sam jeden Old Shatterthand?
ł
ś
ęż
ł
— Och, mia em szcz cie, wiele szcz cia, a to, co przypisuj w asnej zas udze, równie
ł
ęś
ęś
ę ł
ł
ż
jest zas ug Winnetou, który by moim mistrzem.
ł ą
ł
Tymczasem uwolniono Jumów z wi zów. Stra nicy, zwabieni okrzykami, porzucili
ę
ż
stanowiska i wmieszali si w radosny t um. Przybycie Przebieg ego W
a i Mimbrenia
ę
ł
ł
ęż
spostrze ono dopiero wtedy, kiedy ju ci zeskakiwali z siode . Dzielny ch opak zosta
ż
ż
ł
ł
ł
natychmiast okr
ony przez Mimbreniów, a wódz przez swoich ludzi. Powsta jarmarczny
ąż
ł
zgie k okrzyków, zapyta , odpowiedzi, gwar tak ha a liwy, e a uszy puch y.
ł
ń
ł ś
ż ż
ł
Wycofa em si dyskretnie i zaj em si rozkulbaczaniem koni; zabra em te swoj bro .
ł
ę
ął
ę
ł
ż
ą
ń
Nast pnie usiad szy przy Apaczu, podjad em sobie, wychyli em kilka yków wybornego wina,
ę
ł
ł
ł
ł
którego by o sporo na naszych wozach. Powoli uciszy o si dooko a. Ma y Mimbrenio zosta
ł
ł ę
ł
ł
ł
posadzony ko o ogniska, aby wszyscy mogli go widzie i s ysze , i rozpocz opowie
o
ł
ć ł
ć
ął
ść
naszych niezwyk ych przygodach.
ł
W ko cu powszechna ciekawo zosta a zaspokojona. Rozchodzono si i uk adano do snu.
ń
ść
ł
ę
ł
Obra em miejsce w pobli u Herkulesa, który skorzysta z tego, aby si dowiedzie czego
ł
ż
ł
ę
ć
ś
wi cej
ę o Judycie. Nie wpad o mi nawet na my l oszcz dza tego olbrzyma; powiedzia em mu
ł
ś
ę ć
ł
ca
prawd , przemilczaj c jedynie nazwisko narzeczonego Judyty. Byli my bowiem
łą
ę
ą
ś
odpowiedzialni za naszego go cia, wra enie za , jakie wywar a na . Herkulesie wiadomo o
ś
ż
ś
ł
ść
Judycie, nie wró y a nic dobrego. Wreszcie zaleg o g bokie, niczym nie zak ócone
ż ł
ł
łę
ł
milczenie. Po raz pierwszy od wielu nocy mo na by o spokojnie si przespa . Herkules
ż
ł
ę
ć
przewraca si z boku na bok, z erany my l o niewierno ci by ej narzeczonej.
ł ę
ż
ś ą
ś
ł
Ze witem uformowa si pochód
ś
ł ę
i wyruszy do Almaden. P dzili my co ko wyskoczy i
ł
ę
ś
ń
ju przed wieczorem przybyli my do celu, witani rado nie zarówno przez bia ych, jak
ż
ś
ś
ł
czerwonych.
Trzeba by o zaprowadzi konie do wody, która si znajdowa a w bocznej jaskini. Przy tej
ł
ć
ę
ł
okazji Jumowie ze zdumieniem dowiedzieli si o jej istnieniu.
ę
Wkrótce potem zdarzy si wypadek, który poci gn za sob smutne nast pstwa. Melton i
ł ę
ą ął
ą
ę
Weller, spostrzeg szy Playera na wolno ci, .wezwali go do siebie. Player przyzna si szczerze
ł
ś
ł ę
do swoich post pków.
ę
— Czy mo esz .nam powiedzie — zapyta Weller — co z nami zamierzaj robi ?
ż
ć
ł
ą
ć
— Obawiam si , e nic dobrego — odpowiedzia Player.
ę ż
ł
— W a ciwie zas u y e na ten sam los, co my, jednak e cieszy mnie, e jeden
ł ś
ł ż ł ś
ż
ż
przynajmniej zdo a go unikn . Lecz powiedz mi, co s ycha z moim synem?
ł
ąć
ł
ć
— Chcesz si dowiedzie prawdy?
ę
ć
— Mów! Byle pr dzej! Wiesz, e nie jestem s abeuszem.
ę
ż
ł
Istotnie nie by s abeuszem, a jednak w oczach jego widnia strach i oczekiwanie. Objawi
ł ł
ł
ł
si w nim ojciec. Poniewa Player oci ga si z odpowiedzi , wi c uprzedzi go:
ę
ż
ą ł ę
ą ę
ł
— Mów e prawd , nie yje?
ż
ę
ż
— Tak.
— Nie yje, nie yje… — powtórzy , przymykaj c powieki.
ż
ż
ł
ą
Wida by o, e wiadomo ta wstrz sn a nim do g bi. Policzki zapad y, twarz przybra a
ć ł ż
ść
ą ęł
łę
ł
ł
trupi wyraz. Wreszcie otworzy oczy i zapyta :
ł
ł
— Jak mierci umar ?
ą ś
ą
ł
— Zaduszony przez…
— Przeze mnie! — krzykn
Herkules, który znajdowa si w pobli u. — otry,
ął
ł ę
ż
Ł
my leli cie, e umar em, ale mój czerep jest mocniejszy, ni przypuszczali cie. Wpad em
ś ś
ż
ł
ż
ś
ł
tylko w malign i zadusi em r kami tego hultaja, tak samo jak ciebie wnet zadusz !
ę
ł
ę
ę
Weller ponownie przymkn powieki. Jak e musia o w nim wszystko kipie ! Kiedy znów
ął
ż
ł
ć
otworzy oczy, malowa o si w nich przeciwie stwo tego, czego si mo na by o po nim
ł
ł
ę
ń
ę
ż
ł
spodziewa : nie nienawi , nie z o ani w ciek o , lecz agodny, niemal wzruszaj cy wyraz
ć
ść
ł ść
ś
ł ść
ł
ą
pogodzenia si z losem. Oboj tnym tonem zapyta Playera:
ę
ę
ł
— A wi c to ty zaprowadzi e Winnetou i Old Shatterhanda?
ę
ł ś
— Nie przecz . Ale znale liby drog beze mnie.
ę
ź
ę
— By mo e. By a to jednak z twej strony zdrada. Oby si by jej nie dopu ci ! Twoje
ć
ż
ł
ś ę ł
ś ł
odst pstwo rozpocz o szereg naszych kl sk. Nie wyjdziemy z nich ywi. Chcia bym zatem
ę
ęł
ę
ż
ł
rozporz dzi si mieniem i poprosi ci o pomoc. Czy jako stary druh spe nisz moje
ą ć ę
ć ę
ł
przed miertne yczenia?
ś
ż
— Ch tnie, je li to b dzie w mojej mocy.
ę
ś
ę
— Zbli si wi c do mnie.
ż ę ę
Player podszed o krok bli ej i nachyli si nad nim. Niepokój jaki obudzi si we mnie.
ł
ż
ł ę
ś
ł ę
Chcia em go ostrzec, ale przed czym? Wszak Weller cz onki mia skr powane p tami, a
ł
ł
ł
ę
ę
ponadto mój celny strza pozbawi go w adzy w prawej r ce.
ł
ł
ł
ę
— Musz ciszej do ciebie mówi , bardzo cicho. Zbli si jeszcze bardziej, ukl knij przy
ę
ć
ż ę
ę
mnie.
Player spe ni , niestety, jego pro b i wówczas z b yskawiczn szybko ci zdarzy o si co
ł ł
ś ę
ł
ą
ś ą
ł ę ś
nieoczekiwanego, co straszliwego. Weller opar si okciami o ziemi , podniós szybko nogi
ś
ł ę ł
ę
ł
skr powane w kostkach i natychmiast opu ci je na ramiona Playera, którego szyja wskutek
ę
ś ł
tego utkwi a niby w c gach mi dzy kolanami Wellera. Ten cisn je z ca ej si y, a twarz
ł
ę
ę
ś
ął
ł
ł
ż
Playera nabieg a krwi .
ł
ą
Powszechnie wiadomo, jaka moc tkwi w kolanach doros ego m
czyzny. Wzmaga j w
ł
ęż
ł ą
tym wypadtku fakt, e nogi by y zwi zane, tworz c niejako punkt oparcia dla tej podwójnej
ż
ł
ą
ą
ywej d wigni kolan. Wystarczy aby jedna minuta, aby Player wyzion ducha. Natychmiast
ż
ź
ł
ął
skoczy em na pomoc. Wyprzedzi mniej jednak nasz Goliat. Rzuci si na Wellera, cisn
ł
ł
ł ę
ś
ął
jego szyj w r kach jakby w kleszczach i zawo a :
ą ę
ł ł
— Ty sam zginiesz zaduszony, jak ci to przed chwil przyrzek em!
ą
ł
By a to nied wiedzia przys uga dla Playera, ze strachu bowiem Weller jeszcze mocniej
ł
ź
ł
cisn kolana. Usi owa em odci gn
ich od siebie — na pró no. adna moc ludzka nie
ś
ął
ł
ł
ą ąć
ż
Ż
zdo a aby os abi tego w ciek ego nat
enia mi ni i nerwów. Przede wszystkim nale a o
ł ł
ł ć
ś
ł
ęż
ęś
ż ł
natychmiast zadzia a . W tym celu przeci em sznury, wi
ce kostki nóg mormona. Dzi ki
ł ć
ął
ążą
ę
temu mog em rozewrze jego nogi i kolana. G owa Playera opad a ci
ko na ziemi . Le a
ł
ć
ł
ł
ęż
ę
ż ł
jak martwy, z twarz spuchni t i zsinia .
ą
ę ą
łą
— Niech pan pu ci Wellera! — krzykn em do atlety. — Zamordujesz go!
ś
ął
— Zamorduj ? — roze mia si w ciekle. — O nie, tylko go ukaram!
ę
ś ł ę ś
Kiedy go wreszcie oderwa em, by o ju za pó no.
ł
ł
ż
ź
Weller le a martwy.
ż ł
Natomiast Player
zacz apa oddech i wraca do siebie.
ął ł ć
ć
— Czy rozumie pan, e jest morderc ? Musz pana zwi za i przekaza s dowi! —
ż
ą
ę
ą ć
ć ą
krzykn em do atlety wobec gromady, która przygl da a si niesamowitej scenie.
ął
ą ł ę
— Morderca? — odpar . — Pomiesza pan poj cia. Jak e mnie pan przeka e s dowi, kiedy
ł
ł
ę
ż
ż ą
ja sam dokona em czynno ci s dziego?
ł
ś ę
— Nie s dziego, lecz kata! Nape nia mnie pan wstr tem.
ę
ł
ę
— Istotnie? Hej e, niech mi pan przy tej sposobno ci powie, kto jest narzeczonym
ż
ś
Judyty!? R ka mnie wierzbi. Chcia aby tak samo rozprawi si z szyj tego gacha!
ę
ś
ł
ć ę
ą
Wida by o, e gotów wykona pogró k . Nie mia em wcale zamiaru zaspokoi jego
ć ł ż
ć
ż ę
ł
ć
ciekawo ci, natomiast wyr czy mnie kto inny — ojciec Judyty, który rzek , zanim zd
y em
ś
ę ł
ł
ąż ł
temu zapobiec;
— Mo e pan si dowiedzie . Córka moja najukocha sza nie ma potrzeby rzuca si w
ż
ę
ć
ń
ć ę
obj cia byle jakiego w druj cego b azna, ma ona zosta w adczyni znakomitego szczepu
ę
ę
ą
ł
ć ł
ą
india skiego i b yszcze od klejnotów, od z ota, od jedwabiu niby królowa.
ń
ł
ć
ł
— W adczyni szczepu india skiego? Jak mam to rozumie ?
ł
ą
ń
ć
— Nale y rozumie , e b dzie podziwian i uwielbian ma onk Przebieg ego W
a,
ż
ć ż ę
ą
ą
łż ą
ł
ęż
który jest wodzem Jumów.
— Co takiego? Judyta ma zosta Indiank ? — olbrzym mia si niedowierzaj co. —
ć
ą
ś ł ę
ą
Kpiny sobie pan ze mnie stroi!
— Nic podobnego. Zostajemy z Jumami, ja i Judyta, pan za uda si do Teksasu.
ś
ę
Atleta przetar oczy, wodzi nimi do
ł
ł
oko a, a wlepi we mnie:
ł ż
ł
— Niech pan powie, co mam my le o banialukach tego starca?
ś ć
Nie mog em go ju d u ej pozostawia w nie wiadomo ci:
ł
ż ł ż
ć
ś
ś
— S ysza pan prawd . Wódz pragnie po lubi Judyt i tym uwarunkowa zawarcie
ł
ł
ę
ś
ć
ę
ł
pokoju.
— Wódz?… To niemo liwe. To dziewcz , ten cud pi kno ci rzuca si na szyj
ż
ę
ę ś
ę
ę
czerwonoskóremu? Pan kpi w ywe oczy, wypraszam to sobie!
ż
— To fakt.
— W takim razie albo ja, albo wy jeste cie niespe na rozumu. Powiedz mi, Judyto, czy to
ś
ł
prawda?
— Tak — potwierdzi a wynio le. — B d królow Jumów.
ł
ś
ę ę
ą
— Naprawd , naprawd ? Wi c to nie art?
ę
ę
ę
ż
By em zaniepokojony podnieceniem Herkulesa, które wzmaga o si z chwili na chwil .
ł
ł
ę
ę
Chcia em mu wyt umaczy , ale na nieszcz cie dziewczyna uprzedzi a mnie w odpowiedzi:
ł
ł
ć
ęś
ł
— Z tob nie artowa abym nawet. Zar czy am si z wodzem; mo esz sobie pój , dok d
ą
ż
ł
ę ł
ę
ż
ść
ą
ci oczy ponios !
ę
ą
Oczy wysz y mu z orbit, cisn pi ci i gro nie zerkn na wodza. Katastrofa by a
ł
ś
ął ęś
ź
ął
ł
nieunikniona. Si zacz torowa sobie dost p do Przebieg ego W
a, który sta na uboczu z
łą
ął
ć
ę
ł
ęż
ł
garstk wojowników.
ą
— Z drogi, z drogi! Miejsce dla mnie! Musz si rozmówi z gachem, rozmówi na pi ci.
ę ę
ć
ć
ęś
Wy l go w lady Wellerów!
ś ę
ś
By o rzecz jasn , e wykona gro b , je li mu si uda dosi gn
wodza. Pobieg em za
ł
ą
ą ż
ź ę ś
ę
ę ąć
ł
nim, przytrzyma em go z ty u i zawo a em:
ł
ł
ł ł
— Uspokój si nieszcz liwcze. Nic si ju nie da zrobi . Wódz jest pod moj opiek .
ę
ęś
ę ż
ć
ą
ą
Zastrzel ka dego, kto o mieli si go tkn .
ę ż
ś
ę
ąć
Obróci do mnie wykrzywion grymasem twarz i sykn przez z by:
ł
ą
ął
ę
— Drabie, pu , bo zadusz ! A mo e my lisz, e ja si ciebie zl kn ?
ść
ę
ż
ś
ż
ę
ę ę
W tym stanie móg si powa y na wszystko. Odst piono od niego. Wyci gn em
ł ę
ż ć
ą
ą ął
rewolwer i zawo a em:
ł ł
— Je li si pan na krok przybli y do mnie lub do wodza, paln ci w eb. Przeobrazi e si
ś ę
ż
ę
ł
ł ś ę
w besti , któr musimy poskromi . W ciek o ci nic nie wskórasz. Miliony dziewcz t chodz
ę
ą
ć ś
ł ś ą
ą
ą
po wiecie. Si gnij po rozum, uspokój si , zastanów!
ś
ę
ę
— Uspokoi si ? Tak, ale uspokoj równie innych. Powiada pan, e nic ju si nie da
ć ę
ę
ż
ż
ż ę
zmieni ?
ć
— Powiedzia em i przestrzegam pana.
ł
— To by warunek pokoju, e Judyta zostanie on wodza? I pan b dzie go broni ?
ł
ż
ż ą
ę
ł
— Nie tylko ja, ale wszyscy, którzy tu jeste my. Nie uda si panu nawet podej do niego.
ś
ę
ść
Nie dopu cimy, bo tego wymaga nasz obowi zek. Nie mo emy pozwoli , aby kto dla
ś
ą
ż
ć
ś
prywaty ama pokój i nara a nas wszystkich na, niebezpiecze stwo stokro gro niejsze ni
ł
ł
ż ł
ń
ć
ź
ż
to, którego unikn li my. Je li pan zabije wodza, wojownicy jego napadn na nas.
ę ś
ś
ą
— Boi si pan? Ludzie, pos uchajcie, s awny Old Shattetrhand si boi! Ale trudno, ma
ę
ł
ł
ę
racj . Nie powinienem nara a waszej delikatnej skóry i cennej krwi. Lecz ja nie l kam si
ę
ż ć
ę
ę
krwi, przekonacie si o tym natychmiast. Czerwonemu nie stanie si krzywda, ja b d
ę
ę
ę ę
spokojny, a Judyta, jego narzeczona, równie . Dawa tu strzelb , któr przecie nie umiecie
ż
ć
ę
ą
ż
si pos ugiwa ,; tchórze podli!
ę
ł
ć
Najbli ej Herkulesa sta urz dnik i hacjendero. Pierwszy by wprost miesznie uzbrojony
ż
ł
ę
ł
ś
od stóp do g ów, hacjendero za nosi za pasem rewolwer. Atleta szybkim ruchem wyrwa
ł
ś
ł
ł
jednemu i drugiemu po rewolwerze, wycelowa jeden w Judyt , drugi w swoj skro i
ł
ę
ą
ń
odwiód kurki., Wi kszo
obecnych krzykn a z przera enia. Przewidywa em taki obrót
ł
ę
ść
ęł
ż
ł
rzeczy. Skoczy em wi c i podbi em mu praw r k do góry, tak e kula przemkn a ponad
ł
ę
ł
ą ę ę
ż
ęł
g owami obecnych. Pad drugi strza . Herkules zatoczy si , opu ci r ce i osun w moje
ł
ł
ł
ł ę
ś ł ę
ął
rozwarte ramiona. Niestety, nie zdo a em zapobiec drugiemu strza owi z rewolweru, który
ł ł
ł
trzyma w lewej r ce; wpakowa sobie kul w skro .
ł
ę
ł
ę
ń
— Spokojnie, spokojnie — wyszepta martwiej cymi ustami i zako czy ycie, ycie
ł
ą
ń ł ż
ż
smutne, bez odwzajemnionej mi o ci.
ł ś
Z o y em go ostro nie na ziemi. Nie potrafi opisa , co si we mnie dzia o. G boki al i
ł ż ł
ż
ę
ć
ę
ł
łę
ż
w ciek o targa y strunami mej duszy. Samobójca by cz owiekiem s abym, bez charakteru,
ś
ł ść
ł
ł ł
ł
ale wierny jak pies i dobry cho do rany przy ó . Chciwo
i przewrotno
Judyty, która
ć
ł ż
ść
ść
zagna a go na obczyzn , teraz nieszcz snego wp dzi a do grobu. Ta fa szywa istota, która nie
ł
ę
ę
ę ł
ł
znalaz a dla mnie s owa podzi ki za uratowanie ycia, nie znalaz a równie s owa alu, s owa
ł
ł
ę
ż
ł
ż ł
ż
ł
lito ci nad zmar ym biedakiem, ona, która by a bezpo redni przyczyn jego samobójstwa.
ś
ł
ł
ś
ą
ą
Wzi a ojca pod r k i rzek a:
ęł
ę ą
ł
— Jak e g upio i brzydko post pi ! Móg pojecha do Teksasu albo je li mu ycie
ż ł
ą ł
ł
ć
ś
ż
obrzyd o, odebra je sobie gdzie w ukryciu z dala ode mnie. Nie chc go widzie . Chod my
ł
ć
ś
ę
ć
ź
st d!
ą
Odeszli. Nie mog c pohamowa gniewu, zawo a em za nimi pe nym w ciek o ci g osem:
ą
ć
ł ł
ł
ś
ł ś ł
— O tak, odejd cie, zniknijcie st d! Niech pani zejdzie mi z oczu. Je li pani jeszcze raz
ź
ą
ś
ą
ujrz , gotów jestem zapomnie , e jest pani kobiet , i ka
lassem wych osta twoje plecy,
ę
ć ż
ą
żę
ł
ć
aby przynajmniej tym obudzi uczucie, którego brak pani sercu, dumna królowo Jumów!
ć
Przyj a powa nie moj gro b i odt d stara a si schodzi mi z oczu. Lecz kiedy j
ęł
ż
ą
ź ę
ą
ł
ę
ć
ą
spotka em pó niej, w innych okoliczno ciach, w innym otoczeniu, jako bogat dam , zdawa o
ł
ź
ś
ą
ę
ł
si , e zapomnia a o mojej gro bie.
ę ż
ł
ź
Wszyscy towarzysze a owali Herkulesa z ca ego serca. Czerwonoskórzy nie rozumieli
ż ł
ł
powodu samobójstwa, poniewa przez ca y czas rozmawiano po niemiecku. Przebieg y W
ż
ł
ł
ąż
poprosi mnie o wyja nienie. Powiedzia em mu:
ł
ś
ł
— Judyta przyrzek a Herkulesowi zosta jego squaw, dlatego towarzyszy jej za morze.
ł
ć
ł
Teraz, dowiedziawszy si , e nie b dzie jego on , z rozpaczy po o y kres dniom swego
ę ż
ę
ż ą
ł ż ł
ycia.
ż
— S ysza em, e mierzy w ni równie ?
ł
ł
ż
ł
ą
ż
— Usi owa j zabi , nie chc c jej odda innemu.
ł
ł ą
ć
ą
ć
— Ty j uratowa ? Jak e ci jestem wdzi czny! Bia e twarze s szczególnymi lud mi.
ś ą
ł
ż
ę
ł
ą
ź
aden Indianin nie targnie si na ycie, gdy dziewczyna nie zechce zosta jego squaw, lecz
Ż
ę
ż
ć
albo j do tego zmusza, albo mieje si z niej i bierze sobie inn . Czy bia e twarze maj a tak
ą
ś
ę
ą
ł
ą ż
ma o kobiet, e z powodu jednej dziewczyny trac rozum? Ubolewam nad nimi.
ł
ż
ą
Podczas tego okrutnego zdarzenia nie zwracali my uwagi na Playera, który tymczasem
ś
przyszed do siebie po niebezpiecznym u cisku Wellera. Siedzia na ziemi i by wiadkiem
ł
ś
ł
ł ś
ca ej sceny. Teraz podniós si , podszed do mnie i rzek :
ł
ł ę
ł
ł
— Jak widz , Weller nie yje. Wiem, e mnie dusi . Musia mnie zatem kto uratowa .
ę
ż
ż
ł
ł
ś
ć
Któ to uczyni , sir?
ż
ł
— Wyci gn em pana spomi dzy kolan Wellera.
ą ął
ę
— Przypuszcza em, e to pan. Nigdy nie zapomn , e zawdzi czam panu ycie.
ł
ż
ę ż
ę
ż
— Zapomnij pan, ale pami taj, e obieca popraw .
ę ż ś
ł
ę
— I dotrzymam przyrzeczenia. L kam si jednak, e hacjendero i urz dnik za
daj mego
ę
ę
ż
ę
żą ą
ukarania.
— Niech
daj ! Nic mnie to nie obchodzi, nic sobie nie robi z ich
da . Nie powinien
żą ą
ę
żą ń
pan jednak d ugo tu pozostawa , poniewa atwo mog pana schwyta i osadzi w wi zieniu.
ł
ć
ż ł
ą
ć
ć
ę
— Pewnie. Najch tniej wyw drowa bym do Teksasu.
ę
ę
ł
— Mo e pan z nami pój . Wierz bowiem, e b dzie master uczciwym cz owiekiem.
ż
ść
ę
ż ę
ł
— Niech pan nie my li nic z ego o mnie. B d o panu pami ta i to mnie ustrze e przed
ś
ł
ę ę
ę ł
ż
b dami. By mo e, znajd prac u którego z emigrantów. Niestety, ci ludzie s zbyt ubodzy,
łę
ć
ż
ę
ę
ś
ą
aby mogli naj robotnika.
ąć
Mówi to g osem stroskanym. Pragn rozpocz
nowe ycie, lecz nie bardzo wiedzia jak.
ł
ł
ął
ąć
ż
ł
Postanowi em mu pomóc. Da em mu równie troch pieni dzy. Odczu em, ciskaj c mu r k ,
ł
ł
ż
ę
ę
ł
ś
ą
ę ę
przyp yw wewn trznego zadowolenia.
ł
ę
Jeszcze dzi kowa mi gor co, kiedy uwag moj zaj o zbli aj ce si w galopie stado koni,
ę
ł
ą
ę
ą ęł
ż ą
ę
gnane przez licznych Indian. By y to konie, po które pos a Przebieg y W
. Kiedy nadbieg y,
ł
ł ł
ł
ąż
ł
mia o si ju ku wieczorowi.
ł ę ż
Czerwoni przewie li suche wi zki drewna, które pozwoli y nam roznieci ognisko. Z
ź
ą
ł
ć
ywno ci znalezionej na wozach urz dzili my sobie uczt , oczywi cie wed ug podj
ż
ś
ą
ś
ę
ś
ł
ęć
tamtejszych, gdy na nasz miar by a to dosy sk pa wieczerza.
ż
ą
ę ł
ć ą
Po posi ku u o yli my si do snu, wy czywszy wojowników Jumów, którzy pojechali do
ł
ł ż ś
ę
łą
Almaden, aby zabra to, co jeszcze tam zosta o. Indianin skrz tnie zbiera przedmioty, które
ć
ł
ę
my odrzucamy jako bezwarto ciowe i umie je po swojemu wykorzysta . Rano zauwa y em w
ś
ć
ż ł
obozie mnóstwo takich rzeczy. Prócz tego przyprowadzili obydwie stare Indianki, zawalili
szyb g azami i zasypali wej cie do jaskini. Przypuszczam, e do dzisiejszego dnia nikt jej nie
ł
ś
ż
odkry .
ł
Ockn em si pierwszy i zacz em budzi poczciwego don Endimio de Saledo y Coralba
ął
ę
ął
ć
oraz jego wo niców. Za atwi em z nimi rachunki, w tym czasie obudzono innych i zacz to si
ź
ł
ł
ę
ę
pakowa pod kierownictwem Przebieg ego W
a. Nie wida by o Judyty ani jej ojca.
ć
ł
ęż
ć
ł
Siedzieli w namiocie wodza. Usiad em obok Winnetou i przygl da em si krz taninie
ł
ą ł
ę
ą
obozowej. Po chwili zbli y si do nas i hacjendero i urz dnik. Uk onili si ceremonialnie.
ż ł ę
ę
ł
ę
Juriskonsulto z uroczyst min i jak przysta o na urz dnika przemówi , zwracaj c si do
ą
ą
ł
ę
ł
ą
ę
mnie:
— Widz , e pan przygotowuje stado do drogi, senior? Dok d pan jedzie?
ę ż
ą
— Do Chihuahua — odpowiedzia em.
ł
— Na to nie pozwalam.
dam, aby wszystkie osoby, które si tutaj znajduj , uda y si ze
Żą
ę
ą
ł ę
mn do Ures.
ą
— Prawdopodobnie jako aresztanci?
— Co w tym rodzaju.
ś
— Prosz wi c, niech pan nas zaaresztuje.
ę ę
— Wola bym tego unikn , wierz bowiem, e godno
mego urz dowego stanowiska
ł
ąć
ę
ż
ść
ę
sk oni panów do dobrowolnego udania si tam.
ł
ę
— Poniewa nie widz tej godno ci, nie b d przeto post powa wed ug pa skiego
ż
ę
ś
ę ę
ę
ł
ł
ń
yczenia. Nie mam wobec seniora adnych obowi zków. O miesza si pan tylko. Ani s owa
ż
ż
ą
ś
ę
ł
wi cej!
ę
Mój ton podzia a . Nie mia si odezwa , spojrza spode ba na hacjendero, który go
ł ł
ś ł ę
ć
ł
ł
wyr czy :
ę ł
— Senior, niech si pan hamuje Pan wie, e znajduje si na moim terenie. Jest pan niejako
ę
ż
ę
go ciem tutaj.
ś
— O, mia em ju przyjemno
pozna i oceni pa sk go cinno
i jestem za ni
ł
ż
ść
ć
ć ń ą
ś
ść
ą
niezmiernie wdzi czny. A poniewa mówi pan o swoim terenie, przeto przypomn seniorowi,
ę
ż
ę
e go pan sprzeda . W a cicielem Almaden jest Melton.
ż
ł ł ś
— Wyst puj przeciw niemu s downie i na pewno odzyskam swoj posiad o . Mog si
ę ę
ą
ą
ł ść
ę ę
uwa a ju teraz za absolutnego w a ciciela i
dam, aby ka dy, kto przest pi granice
ż ć ż
ł ś
żą
ż
ą
Almaden, respektowa moje
dania, które s zarazem
daniami mego czcigodnego
ł
żą
ą
żą
przyjaciela.
— Jak e brzmi te pa skie
dania
ż
ą
ń
żą
— Domagam si , aby senior uda a z nami do Ures, nie tylko jako wiadek, lecz równie
ę
ł
ś
ż
jako oskar ony.
ż
— Oho, oskar ony? O co?
ż
— Tam si pan dowie. Nie mam potrzeby teraz o tym mówi !
ę
ć
— Dobrze, nie mówimy wi c. Ja tak e nie mam potrzeby rozmawia z panem i z pa skim
ę
ż
ć
ń
przyjacielem. Je eli pan chce mie Meltona, niech si senior sam zwróci do Przebieg ego
ż
ć
ę
ł
W
a.
ęż
—
dam go od pana. Pan pojma wodza i pan mi za niego odpowie!
Żą
ł
W tej chwili podniós si Winnetou, wyci gn rewolwer i zapyta swoim spokojnym, a
ł ę
ą ął
ł
jednak dobitnym g osem:
ł
— Czy bia e twarze wiedz , kto przed nimi stoi?
ł
ą
— Winnetou — odpowiedzia hacjendero.
ł
— Tak, Winnetou, wódz Apaczów — potwierdzi urz dnik.
ł
ę
— Ale czy wiedz bia e twarze, e Winnetou nie lubi pró nego gadania i nie znosi
ą
ł
ż
ż
b aznów? ycz sobie pozosta sam z moim przyjacielem Old Shatterhandem. B d 1iczy do
ł
Ż ę
ć
ę ę
ł
trzech, je eli który z was tutaj jeszcze pozostanie, nie ujdzie z yciem.
ż
ś
ż
Mówi c to, skierowa na nich rewolwer.
ą
ł
— Raz…
Urz dnik da drapaka.
ę
ł
— Dwa…
Umkn te i hacjendero.
ął ż
— Nie ma wi c potrzeby liczy do trzech — u miechn si Apacz.
ę
ć
ś
ął ę
mieszni tchórze stan li w przyzwoitej odleg o ci od nas i omawiali co ywo, po czym
Ś
ę
ł ś
ś ż
udali si do namiotu wodza. Widzieli my, jak rozmawiali z nim, ale trwa o to niezbyt d ugo,
ę
ś
ł
ł
gdy nagle wódz wyrwa z ziemi oszczep, na którym znajdowa si totem, i pocz ok ada
ż
ł
ł ę
ął ł ć
urz dnika. Juriskonsulto wybieg czym pr dzej, miotaj c przekle stwa, a w lad za nim
ę
ł
ę
ą
ń
ś
pogna don Timoteo, wol c nie do wiadcza podobnych ci gów.
ł
ą
ś
ć
ę
Zra ony zuchwa o ci hacjendera, zaniecha em my li wynagrodzenia go pieni dzmi
ż
ł ś ą
ł
ś
ę
Meltona, a postanowi em w ca o ci odda je biednym emigrantom. Jednak e zanim
ł
ł ś
ć
ż
wyruszyli my, zwróci em si do don Timotea:
ś
ł
ę
— Senior, oto jest pa ski kontrakt z Meltonem oraz listy, które dostatecznie dowodz , e
ń
ą ż
Melton by sprawc napadu na hacjend . Dzi ki tym dokumentom odzyska pan rych o
ł
ą
ę
ę
ł
maj tek i zatrzyma pobran ju zap at jako odszkodowanie. B d pan zdrów i staraj si na
ą
ą ż
ł ę
ą ź
ę
przysz o okaza skromno i roztropno wi ksz , ani eli dotychczas.
ł ść
ć
ść
ść ę ą
ż
Po egna em go na zawsze. Zwróci em równie emigrantom ich umowy, które natychmiast
ż
ł
ł
ż
zosta y podarte na kawa eczki. Dosiad szy koni, pojechali my.
ł
ł
ł
ś
Hacjendero, urz dnik, policjanci i don Endimio de Saledo y Coralba odprowadzali nas
ę
wzrokiem. Stary Pedrillo egna g o nymi yczeniami, jego podw adni wtórowali mu, reszta
ż
ł ł ś
ż
ł
milcza a.
ł
Mo na sobie wyobrazi , z jakimi oznakami rado ci egnali moi ziomkowie t
ż
ć
ś ż
ę
miejscowo , która by a terenem ich m czarni i mia a sta si ich grobem. Ja równie
ść
ł
ę
ł
ć ę
ż
odje d a em zadowolony z dobrych wyników naszego przedsi wzi cia. Co prawda s dzi em,
ż ż ł
ę ę
ą ł
e jeszcze oczekuje nas niebezpieczna przeprawa z Vete–ya, ale spodziewa em si równie
ż
ł
ę
ż
przybycia Silnego Bawo u. Gdzie i kiedy ich spotkam,” tego nie mog em przewidzie .
ł
ł
ć
Droga do Chihuahua prowadzi a przez pustyni , pó niej przez w ski teren Jumów,
ł
ę
ź
ą
nast pnie za przez ziemie, o które Jumowie walczyli z Mimbreniami. Na tym jedynie
ę
ś
odcinku mo na by o napotka trudno ci.
ż
ł
ć
ś
Na przodzie jechali znaj cy drog wojownicy Jumów. Ja galopowa em obok Winnetou i
ą
ę
ł
Przebieg ego W
a, w pobli u za znajdowali si obydwaj synowie Nalgu Mokaszi. Meltona,
ł
ęż
ż
ś
ę
skr powanego linami, prowadzi a silna eskorta. Na ko cu jecha a Judyta i jej ojciec w
ę
ł
ń
ł
otoczeniu kilku Jumów.
Doda trzeba, e jeszcze nad ranem pogrzebali my Wellera i atlet . Spocz li obok siebie,
ć
ż
ś
ę
ę
zamordowany i morderca, w obcej ziemi, która odmówi a im tego, czego tak nami tnie
ł
ę
szukali: jednemu — z ota, drugiemu — mi o ci.
ł
ł ś
Wieczorem pierwszego dnia wyjechali my z pustyni i rozbili my obóz na ce, gdzie konie
ś
ś
łą
znalaz y upragnion pasz . Nazajutrz przesmykiem nale
cym do Jumów, wjechali my na
ł
ą
ę
żą
ś
sporne obszary. By a to okolica górzysta. D
yli my do obszernej kotliny z ma ym jeziorem
ł
ąż ś
ł
po rodku. Z zachodem s o ca dotarli my do jej po udniowego brzegu.
ś
ł ń
ś
ł
Wje d aj c do kotliny razem z Winnetou, spostrzeg em je d ca, który wychyli si ze
ż ż ą
ł
ź ź
ł ę
wschodniej rozpadliny, lecz zauwa ywszy nas, schowa si czym pr dzej. Roz o yli my si
ż
ł ę
ę
ł ż ś
ę
nad brzegiem jeziora. Meltona przywi zano do drzewa. Dla Judyty rozbito w zaro lach
ą
ś
namiot.
Tymczasem Winnetou swoim zwyczajem obchodzi kotlin . Kiedy wróci , pozna em po
ł
ę
ł
ł
nim, e dokona powa nych odkry .
ż
ł
ż
ć
— Czy mój czerwony brat zauwa y co wi cej ni je d ca, którego my poprzednio
ż ł ś ę
ż ź ź
ś
spostrzegli?
— Tak — odpowiedzia . — Zajrza em do wschodniej doliny: by a pusta. Pó niej do
ł
ł
ł
ź
pó nocnej: stamt d nadci gali w a nie jacy je d cy, lecz ujrzawszy nasze konie, cofn li si
ł
ą
ą
ł ś
ś ź ź
ę
ę
szybko.
— A wi c s to dwa rozmaite oddzia y, które wzajemnie o sobie nic nie wiedz .
ę ą
ł
ą
— Tak jest. Jeden przyby z pó nocy, drugi ze wschodu. D
yli do jeziora, a widz c, e
ł
ł
ąż
ą ż
zaj te, wycofali si z powrotem.
ę
ę
— Czy mój czerwony brat wie, co to za oddzia y?
ł
— Old Shattterhand wie równie .
ż
— Mo na si domy li . To Wielkie Usta i Silny Bawó , ka dy ze swoimi wojownikami.
ż
ę
ś ć
ł
ż
Ale który nadci ga z pó ; nocy, a który ze wschodu?
ą
ł
— atwo si dowiemy, gdy pójdzie my na zwiady. Ja na pó noc, brat mój na wschód.
Ł
ę
ł
Jeszcze dziesi minut i zapadnie noc, wi c b dziemy mogli pój .
ęć
ę ę
ść
Wrócili my do obozu, aby posili si , a kiedy si zupe nie ciemni o, poszli my, nie
ś
ć ę
ę
ł
ś
ł
ś
zwracaj c niczyjej uwagi. Winnetou na pó noc, ja na wschód.
ą
ł
Wiedzieli my, e nieznani je d cy wy l równie wywiadowców, aby si dowiedzie , kto
ś
ż
ź ź
ś ą
ż
ę
ć
obozuje nad jeziorem. Istotnie, niewiele drogi uszed em, kiedy dobieg mnie nieznaczny
ł
ł
szmer. Natychmiast przywar em do ziemi i czeka em na wywiadowc , który wnet si ukaza .
ł
ł
ę
ę
ł
Nie widzia mnie, mia wzrok utkwiony przed siebie. Kiedy podszed do mnie bardzo blisko,
ł
ł
ł
podnios em si i w oka mgnieniu obur cz schwyci em go za gard o. By to wyrostek
ł
ę
ą
ł
ł
ł
india ski. Opad y mu r ce, a nogi trz s y si pod nim ze strachu. Powali em go, mówi c
ń
ł
ę
ę ł
ę
ł
ą
ci lej, pozwoli em mu upa , odebra em nó , który tkwi za pasem, rozlu ni em ucisk, aby
ś ś
ł
ść
ł
ż
ł
ź ł
z apa tchu, rzek em:
ł ł
ł
— Z jakiego jeste szczepu?
ś
— Mim–bre–nio — wymamrota , chwytaj c oddech.
ł
ą
Móg mnie ok amywa . Zapyta em wi c:
ł
ł
ć
ł
ę
— Kto was prowadzi?
— Nalgu Mokaszi.
— Dok d jedziecie?
ą
— Do Almaden, do Old Shatterhanda i Winnetou.
Pu ci em go i rzek em:
ś ł
ł
— Mów ciszej. Popatrz mi prosto w twarz. Czy znasz mnie?
— Uff! Old Shatterhand!
— Podnie si ! Zaprowadzisz mnie do Silnego Bawo u. Zwracam ci nó .
ś ę
ł
ż
Podniós si i szed za mn w milczeniu. Lecz w pobli u doliny zatrzyma si i odezwa :
ł ę
ł
ą
ż
ł ę
ł
— Old Shatterhand jest przyjacielem czerwonych i mistrzem w sztuce wojennej. Niechaj
nie my li, e ka dy inny wojownik móg by mnie podej . Je li Old Shatterhand opowie
ś ż
ż
ł
ść ś
wodzowi, e da em si zaskoczy i rozbroi , wódz ode le mnie do kobiet, a wówczas utopi
ż
ł
ę
ć
ć
ś
ę
nó we w asnym sercu.
ż
ł
— W takim razie przemilcz to. Ale pami taj, na przysz o panuj nad przestrachem i nie
ą
ę
ł ść
ulegaj mu tak atwo!
ł
Kiedy weszli my do doliny, rozleg o si cykanie wierszcza. Towarzysz mój odpowiedzia
ś
ł ę
ś
ł
tak samo.
Wkrótce zbli yli my si do ogniska. Dooko a siedzieli jacy ludzie. Jeden z nich podniós
ż ś
ę
ł
ś
ł
si i rzek :
ę
ł
— Dwóch przysz o. Kim jest ten drugi?
ł
— Old Shatterhand — odpowiedzia Mimbrenio.
ł
— Old Shatterhand! Old Shatterhand! — roznios o si doko a lotem b yskawicy.
ł ę
ł
ł
To pyta Nalgu Mokaszi, wódz Mimbreniów. Poda mi d o i rzek z radosnym
ł
ł
ł ń
ł
zdziwieniem w g osie:
ł
— A wi c mój znakomity bia y brat do nas przyby ? Ul y o mi na sercu, gdy l ka em si
ę
ł
ł
ż ł
ż ę ł
ę
o niego. Lecz sk d si wzi tutaj? Spodziewali my si , e albo nie yje, albo przebywa w
ą ę
ął
ś
ę ż
ż
pobli u Almaden.
ż
— Nie yj ? Wszyscy, którzy ze mn wyruszyli, czuj si wietnie i nie zaznali nic z ego.
ż ę
ą
ą ę ś
ł
Wojownicy Mimbreniów, a przede wszystkim synowie Silnego Bawo u, trzymali si tak
ł
ę
dziarsko, e zas uguj na najwy sz pochwa . Pó niej opowiem o nich, o ich czynach.
ż
ł
ą
ż ą
łę
ź
Przedtem musz wiedzie , i u wojowników przyprowadzi Silny Bawó .
ę
ć ł
ł
ł
— Dwustu paru.
— A co si sta o z pochwyconymi Jumami, co si sta o z Vete–ya? Czy zgin li z
ę
ł
ę
ł
ę
zaci ni tymi z bami, jak przystoi m
czyznom, czy te wydawali okrzyki bólu?
ś ę
ę
ęż
ż
— Wielki Duch nie yczy sobie, aby my napawali oczy widokiem mierci tych psów.
ż
ł
ś
ś
Oswobodzi jednego z nich i przeci p ta pozosta ym. Uciekli, skrad szy nam wiele koni.
ł
ął ę
ł
ł
— Czy wiesz, gdzie szuka zbiegów?
ć
— Nie wiem, ale przypuszczam, e udali si do Almaden. Kiedy uciekli, natychmiast
ż
ę
wys a em za nami wszystkich wojowników, których mia em przy sobie. Sam za wróci em po
ł ł
ł
ś
ł
posi ki i po wie e konie. Teraz przyby em tutaj, zabiegaj c im drog . Tak wi c Vete–ya
ł
ś ż
ł
ą
ę
ę
znalaz si w potrzasku, pomi dzy dwoma naszymi oddzia ami, które go wkrótce zgniot .
ł ę
ę
ł
ą
— Bardzo roztropnie. Mog oznajmi ci, e Vete–ya znajduje si niedaleko st d, w
ę
ć
ż
ę
ą
pó nocnej dolinie.
ł
— A wi c natychmiast musimy tam si uda .
ę
ę
ć
— Nie piesz si , wszak musz ci zrelacjonowa przebieg naszej wyprawy.
ś
ę
ę
ć
Opowiedzia em bardzo pobie nie, w ogólnych tylko zarysach. Otaczali nas wojownicy,
ł
ż
przys uchuj c si z zapartym tchem. Wódz od czasu do czasu wydawa okrzyki zdumienia,,
ł
ą ę
ł
kiedy za sko czy em, zawo a :
ś
ń ł
ł ł
— Mniej ni pi
dziesi ciu naszych wojowników dokona o tych czynów! S uchajcie,
ż ęć
ę
ł
ł
mniej ni pi
dziesi ciu! A mi dzy nimi moi obaj malcy!
ż ęć
ę
ę
Nie wyszczególni em kto czego dokona , lecz mówi em ogólnikowo: my. St d ta duma
ł
ł
ł
ą
wodza, który przypisa wszystkie niezwyk e czyny swoim wojownikom,
ł
ł
— A wi c Przebieg y W
i jego trzystu wojowników obozuje w kotlinie wraz z moimi
ę
ł
ąż
bra mi? Co za przypadek! Gdyby z nimi nie zawar pokoju, mieliby my jeszcze przed
ć
ś
ł
ś
witem wszystkie ich skalpy.
ś
— Mam nadziej , e uszanujesz umow , któr z nimi zawar em. Skalpy i tak ci chyba nie
ę ż
ę
ą
ł
ę
min .
ą
— W jaki sposób?
— Mówi em wszak, e w pobli u obozuje Vete–ya. Na pewno si rozsierdzi, kiedy dowie
ł
ż
ż
ę
si o umowie Przebieg ego W
a. Przypuszczam, e nie zgodzi si na przyja
z nami.
ę
ł
ęż
ż
ę
źń
Wówczas niechybnie dojdzie do walki or
nej.
ęż
— Jak si wobec tego zachowa Przebieg y W
?
ę
ł
ąż
— Ten sojusznik jest uczciwym cz owiekiem i nie zawiedzie naszych nadziei. Mniej pewni
ł
s jego ludzie, zw aszcza tych czterdziestu, których wzi li my do niewoli. Trzeba poczeka
ą
ł
ę ś
ć
na rozwój wypadków. Chwilowo musz naradzi si z Winnetou, który ruszy na zwiady do
ę
ć ę
ł
obozu Vete–ya. Pó niej pchn do ciebie pos a ca z rozkazami. Musisz je starannie wykona .
ź
ę
ł ń
ć
W ka dym razie mo emy spokojnie patrze w przysz o , gdy mamy oczywist przewag
ż
ż
ć
ł ść
ż
ą
ę
nad Jumami. Je li nawet zgromadzili si y znaczniejsze ni nasze, to my za to mamy wi cej
ś
ł
ż
ę
broni palnej. Na dodatek w naszych szeregach znajd si wojownicy, z których ka dy jest
ą ę
ż
wi cej wart ni dziesi ciu, a nawet wi cej wrogów. Teraz odchodz . B d cie gotowi!
ę
ż
ę
ę
ę ą ź
Kiedy wróci em do obozu, zasta em ju Winnetou, który przeby odleg o
znacznie
ł
ł
ż
ł
ł ść
wi ksz ni przypuszcza em. Po o yli my si obok siebie, aby nikt nas nie móg pods ucha , i
ę ą ż
ł
ł ż ś
ę
ł
ł
ć
zdawali my sobie relacje z odbytych zwiadów. Okaza o si , e Winnetou by nie tylko w
ś
ł
ę ż
ł
obozie Jumów, ale równie w obozie Mimbreniów, którzy cigali Yete–ya. Otó , kiedy
ż
ś
ż
podkrad si pod obóz Jumów, natrafi na wywiadowc , ten za okaza si Mimbreniem i
ł ę
ł
ę
ś
ł ę
zaprowadzi go do swojego obozu, rozbitego w odleg o ci tysi ca kroków od wrogów nic nie
ł
ł ś
ą
podejrzewaj cych. Poleciwszy Mimbreniom spokojnie le e i czeka na jego rozkazy,
ą
ż ć
ć
Winnetou wróci do naszego obozu.
ł
— Musimy teraz zastanowi si — rzek em. — Je eli Vete–ya zgodzi si na pokój, tym
ć ę
ł
ż
ę
lepiej, je eli nie, przekonamy go, e nie mamy powodu si l ka .
ż
ż
ę ę ć
— Nie zechce pokoju. Zabi e jego syna. Mo e by si zgodzi na zawarcie; pokoju z
ł ś
ż
ę
ł
Mimbreniami, ale z tob — nigdy.
ą
— Tym gorzej dla niego. Okr
ymy go, zanim si rozwidni. Uwa am, e….
ąż
ę
ż
ż
W tej chwili rozleg si g o ny okrzyk. Jaki Indianin wyszed z zagajnika i z weso ymi
ł ę ł ś
ś
ł
ł
okrzykami zbli a si do Przebieg ego W
a, który spoczywa na brzegu jeziora. By to
ż ł ę
ł
ęż
ł
ł
wywiadowca Vete–ya, a mia wybada , kto zaj kotlin . Na widok swoich braci opu ci
ł
ć
ął
ę
ś ł
kryjówk i podbieg do przywódcy. Obydwaj rozmawiali ywo. Po chwili stan li obok mnie i
ę
ł
ż
ę
Winnetou. Wywiadowca obrzuci nas ponurym spojrzeniem. Przebieg y W o wiadczy :
ł
ł
ąż ś
ł
— Wojownik Juma melduje mi, e Vete–ya przyby tutaj i chce wiedzie , kto obozuje nad
ż
ł
ć
wod . Poniewa jest naczelnym wodzem naszego plemienia, przeto musz go zaprosi wraz
ą
ż
ę
ć
ze wszystkimi wojownikami. Có my l o tym moi bracia?
ż ś ą
— Czy powiedzia e wywiadowcy — zapyta Winnetou — ze zawarli my pokój?
ł ś
ł
ś
— Tak.
— Wierzymy, e nie zawiedzie naszego zaufania. Ale nie wiedz c, czy Vete–ya pragnie
ż
ą
pokoju czy wojny, musimy by ostro ni, Owszem, niech przyjdzie ze swymi lud mi.
ć
ż
ź
Pozwalam mu zaj
po ow brzegu a do buku, pod którym spoczywa e . Roznie cie tam
ąć ł ą
ż
ł ś
ć
ogie , aby Vete–ya móg si rozejrze doko a. Howgh!
ń
ł ę
ć
ł
Przebieg y W
udzieli pos a cowi dodatkowych wskazówek, odes a go, po czym
ł
ąż
ł
ł ń
ł ł
o wiadczy :
ś
ł
— Co kolwiek Vete–ya postanowi, na mnie mo ecie polega .
ś
ż
ć
— A twoi wojownicy?
— Wi kszo ci jestem pewien.. W potrzebie obronimy was przed Wielkimi Ustami.
ę
ś
— Zwo aj swoich ludzi i wypytaj ich dok adnie. Chcemy wiedzie , czego si po nich
ł
ł
ć
ę
spodziewa .
ć
Szczególna by a nasza sytuacja. Mo na sobie wyobrazi jezioro o rednicy dwustu kroków,
ł
ż
ć
ś
buk, o którym mówi Winnetou, wznosi si po rodku jego po udniowej cz ci. St d na
ł
ł ę ś
ł
ęś
ą
zachód po owa jeziora i brzegu mia a nale e do Jumów, na wschód do nas. Po naszej stronie
ł
ł
ż ć
od dawna pali o si ognisko. Teraz o wietlono równie dalsz cz
brzegu. Nasi J umowie
ł
ę
ś
ż
ą ęść
zacz li przechodzi na swój teren, my za pozostali my na swoim, w po o eniu dosy
ę
ć
ś
ś
ł ż
ć
niebezpiecznym. Nasza garstka, sk adaj ca si z niewielu Mimbreniów oraz bia ych, byle jak
ł
ą
ę
ł
uzbrojonych, obarczonych dzie mi i kobietami, mia a naprzeciw siebie trzystu czterdziestu
ć
ł
wojowników, do których wnet mia przy czy si Vete–ya. Lecz dodawa a nam otuchy
ł
łą ć ę
ł
pewno , e w pobli u nas znajduj si uzbrojeni Mitabreniowie z Nalgu Mokaszi.
ść ż
ż
ą ę
Nale a o zawczasu ukry konie w bezpiecznym miejscu. Gdy doszli my z nimi do
ż ł
ć
ś
ciemnego zak tka za drzewami, rzek do mnie Apacz:
ą
ł
— Mój brat we mie ze sob kilku udzi i odprowadzi konie do Nalgu Mokaszi. Za
ź
ą
ł
kwadrans, a wi c zanim nadejdzie Vete–ya, b dziecie z powrotem.
ę
ę
Ja tymczasem wy l go ca do Mimbreniów, którzy roz o yli si na ty ach Jumów. Niech
ś ę ń
ł ż
ę
ł
Silny Bawó pu ci pod nale ytym nadzorem konie na k i sikoro tylko Vete–ya tutaj
ł
ś
ż
łą ę
przyb dzie, niech si szybko do nas przybli y. Po drodze spotka Mimbreniów, których
ę
ę
ż
sprowadzam przez go ca. Nalgu Mokaszi ma g sto obstawi kotlin . A niech si zachowuje
ń
ę
ć
ę
ę
tak cicho i spokojnie, aby go Jumowie nie spostrzegli. Musimy si jeszcze umówi co do
ę
ć
has a. Zgód my si na okrzyk wojenny Siuksów. Skoro go us ysz , maj w mig ruszy ku
ł
ź
ę
ł ą
ą
ć
zachodniemu wybrze u jeziora i zwali si na wojowników Vete — — ya. My natomiast wraz
ż
ć ę
ze wszystkimi Jurnami, którzy dochowaj nam przymierza, b dziemy po stronie wschodniej.
ą
ę
Je li has a nie us ysz , b dzie to oznacza o pokój; w takim wypadku niech Mimbreniowie
ś
ł
ł ą ę
ł
spokojnie czekaj do rana na swoich stanowiskach.
ą
By to najlepszy z planów, jaki mo na by o wymy li . Zabra em ze sob jako eskort przy
ł
ż
ł
ś ć
ł
ą
ę
wierzchowcach sze ciu Mimibreniów, mi dzy nimi obu m odych braci. Byli mile zaskoczeni,
ś
ę
ł
dowiedziawszy si , e rych o zobacz ojca. Wkrótce przybyli my do Silnego Bawo u. Chcia
ę ż
ł
ą
ś
ł
ł
zatrzyma synów przy sobie, lecz dzielni ch opcy tak d ugo prosili i nalegali, ipóki nie
ć
ł
ł
zezwoli im na powrotn drog . Odbyli my j pieszo.
ł
ą
ę
ś
ą
Teren obozowania o wietla y p omienie ognisk. Po chwili rozleg si tupot koni i g o ne
ś
ł ł
ł ę
ł ś
nawo ywanie. Schowali my si w g szczu, aby obserwowa wrogów. Winnetou podszed do
ł
ś
ę
ą
ć
ł
nas i oznajmi :
ł
— Vete–ya przyby . Zgodnie z umow zajmuje zachodni stron . Wkrótce b dziemy go
ł
ą
ą
ę
ę
mogli zobaczy .
ć
Istotnie, na zachodnim brzegu zaroi o si od ludzi. Na terenie naszym nie wida by o
ł
ę
ć ł
nikogo, poniewa ukryli my si za drzewami, s abo o wietlonymi b yskami gasn cego
ż
ś
ę
ł
ś
ł
ą
ogniska. Natomiast po przeciwnej stronie by o tak jasno, e widzieli my dok adnie wodza
ł
ż
ś
ł
rozmawiaj cego z Przebieg ym W
em. Chwilami dobiega gniewny ton rozmowy, jednak e
ą
ł
ęż
ł
ż
nie mogli my rozpozna poszczególnych s ów. S yszeli my równie g os Przebieg ego W
a.
ś
ć
ł
ł
ś
ż ł
ł
ęż
Dowodzi o to, e broni si z równ moc i energi , z jak tamten napiera.
ł
ż
ę
ą
ą
ą
ą
W tym czasie wróci pos aniec Winnetou. Znalaz Mimbreniów i przyprowadzi ich w
ł
ł
ł
ł
pobli e. Po drodze spotkali si z oddzia em Silnego Bawo u i rozleg ym pier cieniem okr
yli
ż
ę
ł
ł
ł
ś
ąż
jezioro. Teraz mogli my ze spokojem oczekiwa dalszych faktów, poniewa musia y wypa
ś
ć
ż
ł
ść
dla nas pomy lnie.
ś
Obaj wodzowie Jumów usiedli przy ognisku, otoczeni zwartym ko em najstarszych
ł
wojowników. Radzono. Mogli my cierpliwie czeka . Nam nie by o spieszno. Ale Silnemu
ś
ć
ł
Bawo owi widocznie czas zanadto si d u y . Przybieg bowiem, wbrew mojemu zakazowi,
ł
ę ł ż ł
ł
dowiedzie si o stanie rzeczy.
ć ę
Narada trwa a przesz o dwie godziny, by a niezmiernie burzliwa. W ko cu podniós si
ł
ł
ł
ń
ł ę
Przebieg y W i podszed do naszego obozu:
ł
ąż
ł
— Moi bracia — rzek — maj przyj do nas, aby si dowiedzie , co uchwalili my.
ł
ą
ść
ę
ć
ś
— Mo esz nam to zakomunikowa — odpar em.
ż
ć
ł
— Nie mog . Vete–ya chce wam to oznajmi osobi cie.
ę
ć
ś
— Nie mamy nic przeciwko temu. Owszem, niech przyjdzie.
— Czy moi bracia nie maj zaufania?
ą
— …
— Mnie mo ecie w ka dym razie ufa .
ż
ż
ć
— Ilu wojowników ci poprze?
ę
— Po owa oddzia u. Pozostali popieraj Vete–ya.
ł
ł
ą
— Czy s dzisz, e dojdzie do walki?
ą
ż
— Tak, je li nie zgodzicie si ni warunki Vete–ya.
ś
ę
— Gotowi jeste my ich wys ucha , ale nie godzimy si nigdzie chodzi , tym bardziej e
ś
ł
ć
ę
ć
ż
nie uwa amy Vete–ya za cz owieka honoru.
ż
ł
— Ale on tu nie przyjdzie.
— Wi c niech siedzi na grz dzie, dopóki nie zm drzeje, na co mo e czeka wiele zim i
ę
ę
ą
ż
ć
wiele wiosen. Powtórz mu to w naszym imieniu.
Takie rozstrzygni cie nie by o po jego my li. Zastanowi si , szukaj c po redniego
ę
ł
ś
ł ę
ą
ś
wyj cia.
ś
— Czy spotkacie si w po owie drogi, je li i on pó przejdzie?
ę
ł
ś
ł
— Owszem. Spotkajmy si pod bukiem, ale bez broni. Ja przyjd z Winnetou, on za z
ę
ę
ś
tob . Po dwóch z ka dej strony.
ą
ż
Przebieg y W
wróci do swoich i spiera si oko o pó godziny z Vete–ya.| Przybieg
ł
ąż
ł
ł ę
ł
ł
ł
powtórnie, aby nas zawtadomi , e wódz Jumów przez wzgl d na godno
swego urz du
ć ż
ą
ść
ę
musi przyj w towarzystwie co najmniej sze ciu ludzi.
ść
ś
— Dwóch z naszej i dwóch z waszej strony, nie wi cej. Powiedz mu m stanowczo! Nie
ę
ruszymy si z miejsca póki nie dojdzie do drzewa.
ę
Przebieg y W
musia jeszcze par razy odby w drówki mi dzy naszymi, obozami,
ł
ąż
ł
ę
ć ę
ę
zanim si stary nie podda . Podeszli do wskazanego buku i usiedli. Poniewa w tpili my, e
ę
ł
ż ą
ś
ż
Juma pozb dzie si no a, przeto wbrew warunkom spotkania ka dy z nas zabra ze sob
ę
ę ż
ż
ł
ą
rewolwer.
Vete–ya — powita nas nienawistnym spojrzeniem. Gdy usiad em przy nim ze wstr tem
ł
ł
ę
cofn róg pledu, którym by okryty, aby si uchroni przed moim dotkni ciem. Patrza
ął
ł
ę
ć
ę
ł
ponuro przed siebie, pewien, e my zaczniemy pertraktacje. Chcieli my jednak zostawi ten
ż
ś
ć
zaszczyt jemu. Od czasu do czasu podnosi g ow i przebija nas ostrym jak sztylet wzrokiem.
ł ł ę
ł
Poniewa nas ani przewierci , ani sk oni do rozpocz cia, wi c nagle wybuchn ochryple:
ż
ł
ł ł
ę
ę
ął
— Moje uszy s otwarte, a wi c mówcie!
ą
ę
Nie odpowiedzieli my ani ja, ani Winnetou. Po chwili Vete–ya odezwa si z pogró k :
ś
ł ę
ż ą
— Je li nie b dziecie mówi , ka was wystrzela !
ś
ę
ć żę
ć
Wówczas Winnetou wskaza mu nasz teren, do którego Juma siedzia ty em. Vete–ya
ł
ł ł
odwróci si i zobaczy Mimbreniów, le
cych rz dem z wycelowanymi w niego strzelbami.
ł ę
ł
żą
ę
— Uff, uff! Có to takiego? — krzykn . — Chcecie mnie zabi ?
ż
ął
ć
— Nie — odpowiedzia Winnetou — lecz strzelby b d w pogotowiu, dopóki nie wrócimy.
ł
ę ą
Wi cej nie mam ci nic do powiedzenia.
ę
Nie jest rzecz mi mie za sob przesz o czterdzie ci luf wycelowanych w plecy. Zna
ą łą
ć
ą
ł
ś
ć
te by o po Vete–ya, e siedzi jak na szpilkach. Aby skróci czas tej napi tej sytuacji,
ż ł
ż
ć
ę
zdecydowa si rozpocz pierwszy:
ł ę
ąć
— Winnetou i Old Shatterhand s w moim r ku. Dzie dzisiejszy b dzie ich ostatnim.
ą
ę
ń
ę
— A Vete–ya wpad w nasze sid a. Jeszcze w ci gu tej godziny wyniesie si na tamten
ł
ł
ą
ę
wiat. Skoro ten dzie ma by naszym ostatnim, to wy lemy tam ciebie przed nami.
ś
ń
ć
ś
— Przeliczcie swoich ludzi i moich! Po czyjej stronie przewaga?
— Winnetou i Old Shatterhand nigdy nie licz wrogów. Wszystko im jedno, jeden czy
ą
dziesi ciu. Niech Vete–ya liczy.
ę
— Zmia d ymy was!
ż ż
— Czy zmia d yli cie w Almaden, gdzie by o nas czterdziestu przeciw trzystu
ż ż ś
ł
wojownikom?
— Mnie tam nie by o! Zbadam jeszcze t spraw . Kto okaza si tchórzem, ten zostanie
ł
ę
ę
ł ę
przep dzony z naszych szeregów.
ę
Ostatnie s owa skierowane by y pod adresem Przebieg ego W
a, ten za odpowiedzia
ł
ł
ł
ęż
ś
ł
gniewnie;
— Kto jest tchórzem? Gdyby nie wi za si ze zdrajcami, nie byliby my nara eni na te
ś
ą ł ę
ś
ż
zniewagi!
— Milcz! Pomówi z Meltonem i dowiem si , kto w tej sprawie zawini .
ę
ę
ł
— Nie b dziesz z nim mówi . Melton jest moj w asno ci i nikt bez mego pozwolenia
ę
ł
ą ł
ś ą
s owa z nim nie zamieni — rzuci z w ciek o ci Przebieg y W
.
ł
ł
ś
ł ś ą
ł
ąż
— Nawet ja, twój zwierzchnik? — zdziwi si Vete–ya.
ł ę
— Nawet ty! Nie jeste moim zwierzchnikiem. Ty taki sam wódz jak ja, a tylko dlatego
ś
ś
e starszy, oddano ci przewodnictwo. Ale nikogo nie mo esz zmusi do lepego
ż ś
ż
ć
ś
pos usze stwa. A obelg oddam pod rozpatrzenie najstarszych wojowników naszego
ł
ń
ę
plemienia. Je li za jeszcze raz j powtórzysz, natychmiast ci zak uj !
ś
ś
ą
ę
ł ę
Stary uda , e nie s yszy, i zwróci si do mnie:
ł ż
ł
ł ę
— Powtarzam, e wpadli cie w moje r ce. Wszyscy, którzy wam towarzysz , s równie
ż
ś
ę
ą ą
ż
zgubieni. Jedna jest tylko droga ocalenia: ty i jeden z synów Nalgu Mokaszi wydacie si w
ę
nasze r ce, aby zgin przy palu.
ę
ąć
— Je li si zgodz , co czeka moich towarzyszy?
ś ę
ę
— B d mogli i swoj drog .
ę ą
ść
ą
ą
— Czy jeszcze czego
dasz?
ś żą
— Oddadz wszystko, co maj przy sobie oraz konie, a tak e konia i srebrn rusznic
ą
ą
ż
ą
ę
Winnetou.
— S uchaj, mój bracie czerwony, przyznaj , e b dnie ci os dzi em, uwa aj c za durnia,
ł
ę ż łę
ę ą ł
ż ą
widz bowiem teraz, e jeste starym wyg , kutym na cztery nogi. Ale czy nie zechcia by
ą
ż
ś
ą
ł ś
spyta nas, jaka jest nasza wola?
ć
— Wy? Có wy mo ecie chcie ?
ż
ż
ć
— Przede wszystkim ciebie, poniewa z Meltonem zmówi e si przeciw moim bia ym
ż
ł ś ę
ł
braciom, poniewa spali e hacjend de| Arroyo. Zatem chcemy mie ciebie, twoim ludziom
ż
ł ś
ę
ć
za pozwolimy odej w spokoju.
ś
ść
— Gzy s py mózg wyd uba y ci z czaszki? Jak e mo ecie stawia warunki, skoro jeste cie
ę
ł ł
ż
ż
ć
ś
w mojej mocy?
— Takie gadanie do niczego nie doprowadzi. Ty my lisz, e nas masz w r ku, my — e
ś
ż
ę
ż
mamy ciebie. Ko cz narad .
ń ę
ę
Z tymi s owy podnios em si , zamierzaj c odej . Vete–ya krzykn :
ł
ł
ę
ą
ść
ął
— Stój, nie sko czyli my! Pos uchajcie, daj wam pó godziny do namys u. Je eli po
ń
ś
ł
ę
ł
ł
ż
up ywie tego czasu nie wydacie nam OM Shaitterhanda i Mimbrenia, natrzemy na was i
ł
wyt pimy co do jednego.
ę
Na s owa te w ogóle nie zareagowali my. Wówczas podniós si Przebieg y W
i
ł
ś
ł ę
ł
ąż
o wiadczy :
ś
ł
— Jestem Przebieg y W
i nigdy nie z ama em danego s owa; dotrzymam tak e uk adu,
ł
ąż
ł
ł
ł
ż
ł
który zawar em z tymi m
ami.
ł
ęż
— Jak e go chcesz dotrzyma — rzek Vete–ya — skoro ja go uniewa niam?
ż
ć
ł
ż
— Tego nie mo esz uczyni . Ja uk ad zawar em i ja jeden mog uzna jego wa no czy
ż
ć
ł
ł
ę
ć
ż ść
niewa ko .
ż ść
Vete–ya skoczy i tupi c nog , zawo a :
ł
ą
ą
ł ł
— Ja go og aszam za niewa ny! Kto si o mieli powsta przeciwko Vete–ya?
ł
ż
ę ś
ć
— Ja si o miel , ja, Przebieg y W
. Moi wojownicy wypalili z bia ymi przyjació mi
ę ś
ę
ł
ąż
ł
ł
kalumet, kalumet z, gliny, krtór , nara aj c si na niebezpiecze stwa i zachowuj c obrz dy,
ą
ż ą ę
ń
ą
ę
wydoby em ze wi tego miejsca. Ka de poci gni cie z kalumetu jest przysi g , której nie
ł
ś ę
ż
ą ę
ę ą
wolno ama . Kto j naruszy, nigdy nie wejdzie do wiecznych ost pów, tylko jako cie b dzie
ł
ć
ą
ę
ń ę
si b ka dooko a ich bram.
ę łą ł
ł
— Nazywasz tych obtcych przyjació mi? A mo e bierzesz ich w obron ?
ł
ż
ę
— Tak. B d ich broni do ostatniej kropli krwi.
ę ę
ł
— B dziesz wi c walczy ze mn i z moimi wojownikami, którzy s twoimi bra mi?
ę
ę
ł
ą
ą
ć
— Kto mnie zmusza do z amania przysi gi, ten przesta by moim bratem, ten obra a mnie
ł
ę
ł ć
ż
i kala wszystkich m
ów mego plemienia. S uchajcie wojownicy, których jestem wodzem,
ęż
ł
Vete–ya nazwa nas tchórzami! Czy cierpicie t obraz ?
da od nas, aby my z amali
ł
ś
ę
ę Żą
ś
ł
kalumet, który jest najcenniejszym naszym skarbem.
da, aby my zniewa yli nasze leki
Żą
ś
ż
krzywoprzysi stwem. Czy chcecie si na to zgodzi ?
ę
ę
ć
Krzycza tak g o no, e s ycha go by o bardzo daleko. Odpowiedzia o mu milczenie. Nie
ł
ł ś
ż ł
ć
ł
ł
przytakni to mu ani nie zaprzeczono. Wówczas doda :
ę
ł
— Tu stoi Winnetou, tu stoi Old Shatterhand, Czy s yszeli cie, aby który z nich z ama
ł
ś
ł
ł
kiedy s owo? Czy maj o nas mówi , e jeste my k amcami? Old. Shatrterhand wydoby
ś ł
ą
ć ż
ś
ł
ł
mnie z szybu, w którym mi em zgin , Uczyni to, mimo e by em jego wrogiem. Czy mam
ął
ąć
ł
ż
ł
zdradzi go, gdy jestem jego przyjacielem? Czy wasz wódz powinien by k amc , czy
ć
ć ł
ą
uczciwym cz owiekiem, którego s owu mo na zawierzy ? Rozstrzygniecie sami. Teraz pójd
ł
ł
ż
ć
ę
z Winnetou i z jego bia ym przyjacielem. Za mn — w kim serce i rozum! Lecz kto kocha si
ł
ą
ł ę
w k amstwie, kto znosi, gdy go tchórzem nazywaj , ten mo e zosta przy Vete–ya. Ja
ł
ą
ż
ć
powiedzia em, a wy czy cie, jak uwa acie. Skoro Vete–ya szuka zemsty na Old
ł
ń
ż
Shatterhandzie, niech si z nim rozprawi w uczciwej walce, je li jest m
ny. Powiedzia em
ę
ś
ęż
ł
swoje, a wy s yszeli cie. Howgh!
ł
ś
Wzi
nas pod r ce i wrócili my do siebie. Mowa jego wywar a wra enie wprost
ął
ę
ś
ł
ż
osza amiaj ce, owocniejsze, ni si mog em spodziewa , albowiem wszyscy jego ludzie
ł
ą
ż ę
ł
ć
poszli za nami. Nie s dz , aby któregokolwiek zabrak o. Jedno nieopatrznie wypowiedziane
ą ę
ł
s owo „tchórz” zaszkodzi o staremu wodzowi.
ł
ł
Vete–ya sta jak skamienia y. Wreszcie wróci do swego ogniska. Po chwili zawrza o tam
ł
ł
ł
ł
jak w ulu. Widzieli my, e wojownicy starali si nak oni go do czego . Trwa o to przesz o
ś
ż
ę
ł ć
ś
ł
ł
dwie godziny, po czym jeden ze starszych wojowników podszed do buku, zatrzyma si i
ł
ł ę
zawo a g o no:
ł ł ł ś
— S uchajcie, wojownicy Jumów i Mimbreniów! Tu stoi D uga Noga, który wiele lat i zim
ł
ł
st pa przez ycie i który dobrze wie, jak si odwa ny wojownik powinien zachowa w
ą ł
ż
ę
ż
ć
ka dym wypadku. Vete–ya, s ynny wódz Jumów, straci swego syna od kuli O d Shatterhanda.
ż
ł
ł
ł
Ta krew musi by pomszczona.
ć
Old Shatterhand przestrzeli Vete–ya r k .
ł
ę ę I to musi być
odkupione. S uchajcie jeszcze, wojownicy! Przy Old Shatterhandzie znajduje si ch opak
ł
ę ł
Mimbrenio, zwany Yuma Shetar. To imi jest obraz dla ca ego naszego plemienia i tylko
ę
ą
ł
mierci mo e by zmazane. Musimy wi c zabi Old Shatterhanda i ch ystka, gdziekolwiek
ś
ą
ż
ć
ę
ć
ł
ich spotkamy. Lecz wypalili oni fajk pokoju z wojownikami Przebieg ego W
a i stali si ich
ę
ł
ęż
ę
bra mi. Wskutek tego nie powinni my ich zabija , a zatem zbrodnie ich pom ci , nale y w
ć
ś
ć
ś ć
ż
pojedynku. My jeste my obra eni, my wi c wybierzemy rodzaj broni i sposób walki.
ś
ż
ę
Poniewa Vete–ya r k ma zranion i walczy nie mo e, wi c musi go kto zast pi . W
ż
ę ę
ą
ć
ż
ę
ś
ą ć
zamian pozwolimy, aby Yuma Shetara móg zast pi jego m odszy brat. Je li kto pragnie
ł
ą ć
ł
ś
walczy za Vete–ya, niech si do nas zg osi.
ć
ę
ł
Sko czywszy przemow , cofn si szybko. Pos a em natychmiast po Silnego Bawo u. Nie
ń
ę
ął ę
ł ł
ł
chc c jednak, aby ktokolwiek z Jumów go widzia , kaza em sprowadzi wodza do mrocznego
ą
ł
ł
ć
zak tka, gdzie nikt nie móg by go pozna . Szybko przyby , a dowiedziawszy si o warunkach
ą
ł
ć
ł
ę
Vete–ya, odpowiedzia spokojnie:
ł
— A wi c to by ten g os, który a do nas dotar ?
ę
ł
ł
ż
ł
— Kaza em ci przyj , aby si dowiedzie , czy syn twój ma przyj wyzwanie.
ł
ść
ę
ć
ąć
— Ale naturalnie! Czy powinien Mimbrenio powiedzie o sobie, e si ul k Jurny?
ż
ć
ż ę ą ł
— Twoi synowie s jeszcze m odzi. Dostan krzepkiego i do wiadczonego przeciwnika.
ą
ł
ą
ś
— Tym gorzej dla Jumów. B dziemy mogli o nich mówi , e ich doro li wojownicy nie
ę
ć ż
ś
dorównuj naszym ch opcom.
ą
ł
— Jeste wi c pewny zwyci stwa?
ś ę
ę
— aden Jurna nie pokona mego syna!
Ż
— Który ma walczy , Yuma Shetar czy jego brat?
ć
— Jego brat, aby móg sobie zdoby imi .
ł
ć
ę
— Pozosta tutaj w ukryciu. Nikt nie powinien ci pozna .
ń
ę
ć
Wróci em do obozu. Ch opcy nie zdradzali najmniejszego ladu ciekawo ci.
ł
ł
ś
ś
— Rozmawia em z waszym ojcem — rzek em — Co zamierzacie?
ł
ł
— Walczy — odpowiedzia m odszy. — Pragn zdoby imi . Mój brat odst pi mi prawo
ć
ł ł
ę
ć
ę
ą ł
walki.
Cisza panowa a w naszym obozie. Ko o godziny pierwszej wróci do buku D uga Noga i
ł
ł
ł
ł
oznajmi :
ł
— Na radzie starszych postanowiono co nast puje: pierwszy walczy Old Shatterhand,
ę
pó niej dopiero Mimbrenio. Old Shatterhand b dzie si bi na oszczepy. Przeciwnik nie jest
ź
ę
ę ł
jeszcze wyznaczony, przeto sposób walki omówimy pó niej. Zapasy z Mimbreniem odb d
ź
ę ą
si w wodzie na no e. Jego przeciwnikiem b dzie Czarny Bóbr. Walka trwa do ostatniego
ę
ż
ę
tchu i tylko zwyci zca ma prawo wyj z wody. Sko czy em.
ę
ść
ń ł
Podziwia em chytro Jumow. Imi Czarny Bóbr wskazywa o, e ten, kto je nosi, czuje si
ł
ść
ę
ł ż
ę
w wodzie jak w swoim ywiole. Ja za mia em walczy na oszczepy, a wi c wed ug zdania
ż
ś
ł
ć
ę
ł
czerwonych, na bro mi nie znan . Ale byli w b dzie. Winnetou, niezrównany mistrz we
ń
ą
łę
w adaniu oszczepem, nauczy mnie tej trudnej sztuki.
ł
ł
By em jednak niespokojny o malca, który z ca naiwno ci u miecha si do mnie, nie
ł
łą
ś ą ś
ł ę
odczuwaj c adnej trwogi.
ą ż
— Czy mój m ody brat — zapyta em — jest dobrym p ywakiem?
ł
ł
ł
— Zawsze najch tniej przebywa em w wodzie.
ę
ł
— Pluska si w wodzie, a walczy w niej na no e — to nie to samo.
ć ę
ć
ż
— Nieraz walczy em tak z bratem.
ł
— Nie b d zbyt pewny siebie. Czarny Bóbr ma gro ne imi . Posiada z pewno ci wielk
ą ź
ź
ę
ś ą
ą
wpraw w tego rodzaju walce. Jednak e przebieg o
nieraz bardziej si przydaje ni
ę
ż
ł ść
ę
ż
bieg o . Twój przeciwnik jest na pewno od ciebie mocniejszy, musisz t przewag wyrówna
ł ść
ę
ę
ć
podst pem. (Przede wszystkim w adnym razie nie daj si przez niego schwyta , bo
ę
ż
ę
ć
niechybnie zginiesz. Czy znasz ro lin , któr wy nazywacie „sika”?
ś ę
ą
— Tak, ro nie w wielkich ilo ciach u brzegu i miedzy krzewami.
ś
ś
— odyga jej jest wewn trz pusta i tworzy doskona rur . Zwró na to
Ł
ą
łą ę
ć
uwag .
ę
Spojrza na mnie zdziwiony; nie zrozumia .
ł
ł
— Doskona a rura do oddychania.; By em ongi cigany przez Komanczów. Schroni em
ł
ł
ś ś
ł
si w rzece. Pogr
ony po g ow , sta em d ugie godziny, oddychaj c tylko przez tak rurk .
ę
ąż
ł ę
ł
ł
ą
ą
ę
Ale pami taj, kaszle nie wolno. Tkwi c w wodzie ko o brzegu i oddychaj c przez odyg ,
ę
ć
ą
ł
ą
ł
ę
mo esz z ca ym spokojem oczekiwa wroga. Wszak uczono ci , aby mia oczy otwarte w
ż
ł
ć
ę
ś
ł
wodzie?
— O tak! Gdy woda jest jasna, wida wszystko w promieniu wielu kroków.
ć
— To wystarczy.
Po chwili Mimbrenio oddala si . Widzia em, jak odci kilka odyg wspomnianej ro liny i
ł ę
ł
ął
ł
ś
znikn z bratem w krzakach. Id c za nimi, stwierdzi em; e Yuma Shetar wciera mu w cia o
ął
ą
ł
ż
ł
ł
oliw czy jaki inny t uszcz.
ę
ś
ł
Up yn o sporo czasu, zanim D uga Noga podszed po raz trzeci do buku i oznajmi :
ł ęł
ł
ł
ł
— S uchajcie, wojownicy, co postanowiono na radzie starszych! Krew, któr Old
ł
ą
Shatterhand przela , jest krwi syna wodza, wi c wymaga podwójnego okupu. Przeto Old
ł
ą
ę
Shatterhand powinien walczy nie z jednym, i lecz z dwoma naraz. Ka dy otrzyma pi
ć
ż
ęć
oszczepów, odleg o
mi dzy walcz cymi — trzydzie ci kroków. Oszczepy maj by
ł ść
ę
ą
ś
ą
ć
rzucane. Nikomu nie wolno opuszcza stanowiska, modna tylko zrobi jeden krok w ty , w
ć
ć
ł
przód lub w lewo. Tarczy nie wolno u ywa . Kto pozb dzie si wszystkich oszczepów, musi
ż
ć
ę
ę
sta na miejscu, dopóki przeciwnik nie wyrzuci swoich. Rana nie k adzie kresu walce, jedynie
ć
ł
mier mo e i j zako czy . Old Shatterhand b dzie walczy z D ugimi W osami i Mocnym.
ś
ć
ż
ą
ń ć
ę
ł
ł
ł
Ramieniem. Niechaj przyjdzie po swoje oszczepy!
Nie unios em si nawet nad traw , w której le a em. Jumowie zachowywali si tak, jak
ł
ę
ę
ż ł
ę
gdyby do nich nale a o dyktowanie warunków, a nam pozostawa o potulnie ich s ucha . Obaj
ż ł
ł
ł
ć
moi przeciwnicy stali ju z broni w r ku. Wykonali wyzywaj cy ruch i zawyli przera liwie.
ż
ą
ę
ą
ź
Kiedy i to nie poskutkowa o, Podszed D uga Noga do brzegu i zawo a :
ł
ł ł
ł ł
— Dlaczego Old Shatfterhand nie nadchodzi? Czy z l ku zesztywnia y mu nogi? Tutaj
ę
ł
stoj m
ni wojownicy, którzy go oczekuj .
ą ęż
ą
Le a em z niewzruszonym spokojem. Przeczeka dziesi minut i znowu krzykn :
ż ł
ł
ęć
ął
— Jest tak, jak rzek em. Old Shatterhand nie ma odwagi. Wlaz w traw i ukry si za
ł
ł
ę
ł ę
krzewami. Ha ba! Czy nie wie, co przystoi wojownikowi?
ń
ż
Wówczas wyst pi Winnetou i zawo a :
ą ł
ł ł
— Jaka to aba wylaz a z wody, aby nam skrzecze nad uchem? Old Shatterhand jest
ż
ł
ć
najodwa niejszym wojownikiem sawanny! Kito mie w tpi o jego m stwie? Imi jego znane
ż
ś
ą ć
ę
ę
w ca ej prerii, we wszystkich górach i dolinach. Kto jednak s ysza kiedy o jakiej D ugiej
ł
ł
ł
ś
ś ł
Nodze? Có to za cz owiek i czego dokona ? Czy mo e mi kto powiedzie ? Jak e mie ten
ż
ł
ł
ż
ć
ż ś
osobnik zawezwa do siebie Old Shatterhanda? Jak mie nam narzuca przeciwników i
ć
ś
ć
sposób walki? Czy kto z was odwa y si wyst pi w pojedynku przeciw Old
ś
ż ł ę
ą ć
Shatterhandowi? aden. Z by wam szcz ka y ze, Strachu. Postanowili cie tedy we dwóch
Ż
ę
ę ł
ś
stawi mu czo o i wybrali cie bro , któr zapewne nie w ada. Bo któ widzia Old
ć
ł
ś
ń
ą
ł
ż
ł
Shatterhanda z oszczepem? Wstyd i ha ba wam! Wy, którzy nie wstydzicie si walczy z
ń
ę
ć
ch opcem, nie maj cym jeszcze imienia, jeste cie warci, aby wam stare kobiety naplu y w
ł
ą
ś
ł
twarz, aby was wyp dzono z obozu! Nie wiecie nawet jak ma si odbywa pojedynek i co mu
ę
ę
ć
powinno towarzyszy . Czy jeste my chorymi bizonami, aby my pozwolili si po era przez
ć
ś
ś
ę ż ć
stado kojotów? Pragniecie zemsty, chcecie walki — dobrze, ale musi to by walka uczciwa.
ć
Dwóch wodzów b dzie nad ni czuwa : ja i Vete–ya. Chc obejrze oszczepy i zbada , czy
ę
ą
ć
ę
ć
ć
aby jeden nie jest mocny i gi tki, a drugi spróchnia y i kruchy. I nie na waszym terenie b dzie
ę
ł
ę
si odbywa a walka, lecz na pograniczu, ko o buku. Wielkie Usta i ja odliczymy trzydzie ci
ę
ł
ł
ś
kroków. B dziemy sekundowali i je li kto wykroczy przeciw tym zarz dzeniom, po o
go
ę
ś
ą
ł żę
trupem na miejscu. Tak ma by . Wódz niech mi odpowie, czy si godzi czy nie; wódz, a nie
ć
ę
kto inny, bo kto podnosi g os wobec Winnetou, musi by m
em. Powiedzia em, ja, wódz
ł
ć ęż
ł
Apaczów. Teraz niech si odezwie Vete–ya, je li ze strachu g os mu nie uwi z w gardle.
ę
ś
ł
ą ł
Howgh.
Po d u szym milczeniu odpowiedzia Vefte–ya:
ł ż
ł
— Przyjmujemy warunki Winnetou. Niech podejdzie do buku, tam si z nim spotkam.
ę
Winnetou podszed do buka; Przyniesiono dwadzie cia oszczepów. Apacz zbada je
ł
ś
ł
dok adnie i odrzuciwszy s absze, wybra pi tna cie. Odmierzono dystans. D ugie W osy i
ł
ł
ł ę ś
ł
ł
Mocne Rami stan li na wyznaczonych posterunkach w odleg o ci trzech kroków od siebie.
ę
ę
ł ś
Vete–ya usadowi si przy nich z rewolwerem w r ku, aby mnie zabi przy najmniejszym
ł ę
ę
ć
wykroczeniu. Wreszcie wezwano mnie na stanowisko. Nie opodal Winnetou trzyma w
ł
pogotowiu srebrn rusznic . To, co ci ludzie nazwali walk , mog o si rozpocz
.
ą
ę
ą
ł ę
ąć
— Czy chcia by , abym da im
ł ś
ł nauczk ? — zapyta em Winnetou na stronie.
ę
ł
— . Tak, zas uguj na to, ajdacy. Znasz mój rzut podwójny. Jeden dla zamydlenia oczu, a
ł
ą
ł
zaraz za nim drugi. Celny.
Podnios em z ziemi pi
oszczepów. Leciutkie by y i cienkie. Winnetou da znak do
ł
ęć
ł
ł
rozpocz cia. Odwróci em si nieco i udawa em, e patrz na jezioro, aczkolwiek nie
ę
ł
ę
ł
ż
ę
spuszcza em z oka przeciwników. Za nimi p on o ognisko, za mn by o ciemno. Ja przeto
ł
ł ęł
ą ł
mog em widzie ich oszczepy o wiele lepiej ni oni moje.
ł
ć
ż
Up yn o pi
minut, a nikt z nas si nie poruszy . Moi przeciwnicy poczynali si
ł ęł
ęć
ę
ł
ę
niecierpliwi . Ja spokojnie czeka em, pomny przestrogi, e kto utraci wszystkie oszczepy,
ć
ł
ż
musi sta na miejscu, dopóki przeciwnik nie wyrzuci swoich. Chcia em, aby to oni najpierw
ć
ł
wyzbyli si oszczepów i dr eli ze strachu przed moim ostatnim rzutem.
ę
ż
Znowu up yn o pi
minut. Wreszcie zniecierpliwiony D ugie W osy odst pi w ty i
ł ęł
ęć
ł
ł
ą ł
ł
cisn . Odsun em si o krok; oszczep przemkn ko o mnie ze wistem. Nast pnie rzuci ;
ął
ął
ę
ął ł
ś
ę
ł
Mocne Rami raz i drugi, i znów D ugie W osy raz. Ale bez skutku. Pozosta y im po trzy
ę
ł
ł
ł
oszczepy. Zacz li si wzajemnie obsypywa wyrzutami, wobec czego rzek em:
ę ę
ć
ł
— Wojownicy Jumów s dzie mi, które nie maj do wiadczenia i nie potrafi my le .
ą
ć
ą ś
ą
ś ć
Celuj zno nie, ale to jeszcze nie wystarczy, aby we mnie ugodzi .
ą
ś
ć
— Dostanie si tobie i to natychmiast. Chwytaj! — to mówi c, Mocne Rami wypu ci
ę
ą
ę
ś ł
oszczep. Z o wzmog a jego si , ale pozbawi a go celno ci. Oszczep przeszy powietrze ze
ł ść
ł
łę
ł
ś
ł
wistem. Ten sam skutek odniós porywczy rzut D ugich W osów.
ś
ł
ł
ł
— Powiedzia em wam ju , e jeste cie dzie mi, które wpadaj w gniew i nie panuj nad
ł
ż ż
ś
ć
ą
ą
czynem. Powiem wam,: co nale y robi : dlaczego rzucacie pojedynczo? Wszak atwiej mi
ż
ć
ł
unikn jednego oszczepu, ani eli dwóch naraz.
ąć
ż
— Uff! — krzykn D ugie W osy.
ął ł
ł
— Uff! — zawtórowa Mocne Rami .
ł
ę
Spogl dali po sobie ze zdumieniem. My l tak prosta, tak jasna, nie wpad a im do g owy.
ą
ś
ł
ł
Wprawdzie nie powinienem by jej podsun , ale umia em da sobie rad z dwoma
ł
ąć
ł
ć
ę
oszczepami rzuconymi jednocze nie: przed jednym nale y si usun , a drugi — odparowa .
ś
ż ę
ąć
ć
Oczywi cie, gdybym mia przeciwników sprawnych i do wiadczonych, którzy celowaliby w
ś
ł
ś
jeden punkt, w g ow lub pier , i rzucili nie naraz, lecz z drobnym odst pem czasu, wówczas
ł ę
ś
ę
nie uszed bym z yciem. ; »
ł
ż
Lecz moi oszczepnicy nie obrali sobie i nawet wspólnego celu. Odst pi em o krok przed
ą ł
jedn dzid i odparowa em: drug . Rozw cieczeni powtórzyli manewr — z tym samym
ą
ą
ł
ą
ś
skutkiem. Wyrzucili ostatnie oszczepy i stali bezbronni, podczas gdy ja zachowa em je
ł
wszystkie.
Winnetou podszed do nich, aby ich zmusi w razie potrzeby do wytrwania na miejscu.
ł
ć
— Teraz wojownicy Jumów — rzek em — dowiedz si , czy w adam t broni .
ł
ą ę
ł
ą
ą
Post pili cie wzgl dem mnie nieuczciwie, ale nic wam to nie pomog o. Nawet mój brat
ą ś
ę
ł
Winnetou nie dostrzeg waszej nieuczciwo ci, aczkolwiek rzuca a si po prostu w oczy.
ł
ś
ł ę
— Nieuczciwo ? — zapyta Apacz. — Jaka? Nie mam najmniejszego poj cia.
ść
ł
ę
— Oblicz. Oni mieli dziesi
oszczepów przeciw mnie. Ja mam po dwa i pó przeciw
ęć
ł
ka demu z nich. Rzecz jasna, e byli uprzywilejowani. Czy to s uszne?
ż
ż
ł
— Nie. Ale nikt o tym nie pomy la .
ś ł
— Ja o tym pomy la em, ale nawet nie wspomnia em, wiedz c, e i z tym sobie poradz .
ś ł
ł
ą ż
ę
Zaczynam!
Mierzy em w drzewo, które wznosi o si z lewej strony za moimi przeciwnikami. Obra em
ł
ł ę
ł
sobie za cel grzybek, rosn cy pod pierwsz ga zi , i trafi em. Jumowie roze miali si weso o,
ą
ą łę ą
ł
ś
ę
ł
oszczep bowiem przemkn co najmniej .w odleg o ci czterech kroków od nich.
ął
ł ś
— Z czego miej si Jumowie? — krzykn Winnetou. — Czy nie widz , e to by tylko
ś
ą ę
ął
ż
ą ż
ł
rzut próbny? Old Shatterhand ma jeszcze cztery oszczepy. Dwa ugodz D ugie W osy i
ą ł
ł
Mocne Rami w lewe biodra.
ę
Tymi s owy Winnetou wskaza mi cel. Postanowi em wykorzysta manewr, którego mnie
ł
ł
ł
ć
nauczy . Rzuca si jeden oszczep dla odwrócenia uwagi, a wnet potem drugi, który przy
ł
ę
pewnym do wiadczeniu nigdy nie chybi.
ś
— A wi c w lewe biodro — zawo a em. — Zaczn od Mocnego Ramienia. Niech uwa a!
ę
ł ł
ę
ż
Wymieniony Juma utkwi wzrok w moj praw r k . Mierzy em ni w jego prawy bok.
ł
ą
ą ę ę
ł
ą
Miarkowa em s usznie, e wskutek tego odwróci si do mnie lewym. W lad za pierwszym
ł
ł
ż
ę
ś
oszczepem chybionym wys a em drugi, który trafi w upatrzone biodro. Jurna krzykn
ł ł
ł
ął
przera liwie i run na ziemi .
ź
ął
ę
— Teraz kolej na D ugie W osy — zapowiedzia em i w oka mgnieniu rozci gn em go na
ł
ł
ł
ą ął
ziemi obok towarzysza. Po czym zawróci em do obozu.
ł
— Oto jest rzut Old Shatterhanda — s ysza em za sob g os Winnetou. — Znacie go ju
ł
ł
ą ł
ż
dobrze. Teraz b dzie walczy Czarny Bóbr z Mimbreniem, który jeszcze nie ma imienia.
ę
ł
Przeciwnik Mimbrenia by silnym, barczystym m
czyzn . Zrzuci z siebie pled, który
ł
ęż
ą
ł
okrywa jego nagie; atletycznie zbudowane cia o. Winnetou
ł
ł
tymczasem rozmówi si z Vete–
ł ę
ya, a nast pnie zawo a :
ę
ł ł
— Niech Mimbrenio wejdzie do wody ze swojego, a Czarny Bóbr ze swojego brzegu. W
wodzie mog robi , co im si ywnie podoba. Ale tylko zwyci zca mo e wyj
na l d.
ą
ć
ę ż
ę
ż
ść
ą
Zwyci
ony musi zgin i odda swój skalp przeciwnikowi. Howgh.
ęż
ąć
ć
Mimbrenio wyszed nago na brzeg. Trzyma nó w r ce. Na biodrach wi a si cieniutka
ł
ł ż
ę
ł ę
nitka, do której z ty u by y przywi zane odygi siki, widoczne dla nas, lecz nie dla Jumy.
ł
ł
ą
ł
Cia o jego wieci o namaszczone oliw . Spostrzeg em w mroku wbite w niego p on ce oczy,
ł
ś
ł
ą
ł
ł ą
oczy ojca, który na widok Czarnego Bobra zatrwo y si w g bi serca.
ż ł ę
łę
Winnetou kla ni ciem da znak do rozpocz cia walki, po czym obaj przeciwnicy zanurzyli
ś ę
ł
ę
si w jeziorze. Czarny Bóbr skoczy z rozmachem, e a si woda zapieni a, pot
nymi
ę
ł
ż ż ę
ł
ęż
ruchami r k i nóg pru fale, p yn c ku ch opcu. Mimbrenio za wszed do jeziora powoli,
ą
ł
ł ą
ł
ś
ł
ostro nie i porusza si jak gdyby z namys em. Widzia em jak zerwa z nitki przygotowane
ż
ł ę
ł
ł
ł
ody ki ro liny, po czym pos uguj c si tylko nogami i jedn r k , podp ywa ku Czarnemu
ł ż
ś
ł
ą ę
ą ę ą
ł
ł
Bobrowi, zbli aj cemu si z du szybko ci .
ż ą
ę
żą
ś ą
Kiedy odleg o
mi dzy nimi zmala a, Mimbrenio a za nim Juma znikn li pod
ł ść
ę
ł
ę
powierzchni wody. Po chwili ch opak wynurzy g ow i obejrza si dooko a, Wnet potem
ą
ł
ł ł ę
ł ę
ł
wychyli si Czarny Bóbr. Stali obok siebie, lecz nie widzieli si wzajemnie. Wówczas jaki
ł ę
ę
ś
Juma z wybrze a, wyci gaj c przed siebie r ce, zawo a :
ż
ą ą
ę
ł ł
— Odwró si , odwró si , Czarny; Bobrze! Ch opak jest tu za tob !
ć ę
ć ę
ł
ż
ą
Ledwie zdo a wykrzykn ostatnie s owa, pad ra ony kul Winnetou.
ł ł
ąć
ł
ł ż
ą
— To samo spotka ka dego, kto si wtr ci do walki i — zagrzmia g os Winnetou,
ż
ę
ą
ł ł
zag uszaj c w ciek e wycie Jumów.
ł
ą ś
ł
Po chwili uciszyli si i z napi ciem ledzili walk . Gwarny Bóbr odwróci si i zobaczy
ę
ę
ś
ę
ł ę
ł
ch opca. Trzymaj c nó w ustach, wpad na Mimbrenia i chwyci go obur cz. Lecz malec
ł
ą
ż
ł
ł
ą
wy lizgn si zr cznie i znikn pod r kami swego wroga. W nast pnej chwili us yszeli my
ś
ął ę ę
ął
ę
ę
ł
ś
krzyk Czarnego Bobra i zobaczyli my, jak zacz si szybko oddala . J p yn
na plecach,
ś
ął ę
ć ął ł ąć
poruszaj c nogami i jedn r k , drug za bada krwawi c ran . Mimbrenio zada mu j
ą
ą ę ą
ą ś
ł
ą ą
ę
ł
ą
no em w brzuch, przy czym, jak si pó niej okaza o. Jurna z przera enia wypu ci z z bów
ż
ę ź
ł
ż
ś ł
ę
swój nó .
ż
Wnet potem krzykn po raz wtóry, otrzyma bowiem drug ran w plecy. Odp yn jak
ął
ł
ą
ę
ł ął
najdalej i znikn pod powierzchni . Tylko od czasu do czasu wynurza si , aby nabra
ął
ą
ł ę
ć
powietrza. Szuka ch opca, który znikn jak kamie w wodzie.
ł ł
ął
ń
Min o pó godziny. Rozwidni o si . Mimbrenio ci gle by niewidoczny, a Czarny Bóbr
ęł
ł
ł
ę
ą
ł
wci
go szuka . Wreszcie Juma zbli y si do brzegu i p ywa powoli, badaj c ka de miejsce
ąż
ł
ż ł ę
ł
ł
ą
ż
wzrokiem i r koma. Naraz co jak gdyby zatrzyma o jego uwag . Przygl da si podejrzliwie,
ę
ś
ł
ę
ą ł ę
podp yn bli ej i nagle g owa jego, a potem r ce i nogi zapad y si w g b. Nad nim
ł ął
ż
ł
ę
ł
ę
łą
bulgota a woda i utworzy si wir. Pod powierzchni jeziora odbywa a si okrutna walka na
ł
ł ę
ą
ł ę
mier i ycie. Lecz komu mier , a komu ycie?
ś
ć ż
ś
ć
ż
W ko cu wynurzy si z wody Mimbrenio. P yn ruszaj c nogami i jedn r k , drug
ń
ł ę
ł ął
ą
ą ę ą
ą
wlók w wodzie. Pokrótce znikn nam z oczu za krzewami. Odwróci em si do swoich i
ł
ął
ł
ę
zawo a em przyciszonym g osem:
ł ł
ł
— Zabi Czarnego Bobra i zamierza go oskalpowa . W tym celu wyci gn go z wody.
ł
ć
ą ął
Trzymajcie bro w pogotowiu, gdy obawiam si , e Jumowie nie potrafi opanowa
ń
ż
ę ż
ą
ć
wybuchu w ciek o ci.
ś
ł ś
Istotnie, po chwili ukaza si Mimbrenio, przyp yn do nas i wyszed na l d.
ł ę
ł ął
ł
ą
— Stój! — krzycza Vete–ya. — Tylko zwyci zca mo e wyj z wody, zwyci
ony musi w
ł
ę
ż
ść
ęż
niej zgin !
ąć
Mimbrenio w odpowiedzi wskaza nó w prawej, skalp w lewej r ce i odpar :
ł ż
ę
ł
— Niech zatem Vete–ya obejrzy Czarnego Bobra, który le y w zagajniku, i niech si
ż
ę
przekona, czy yje jeszcze. Oto jest jego skalp.
ż
Mimbreniowie winszowali mu okrzykami. Nie odniós najmniejszej rany, najmniejszego
ł
zadra ni cia. Jumowie pienili si z w ciek o ci. Krzycz c gniewnie pobiegli do obozu po
ś ę
ę
ś
ł ś
ą
bro .
ń
Pomkn em czym pr dzej do Vete–ya, który sta jeszcze pod bukiem w towarzystwie
ął
ę
ł
Apacza.
— Twoi wojownicy — rzek em — biegn po bro . Zatrzymaj ich, póki czas.
ł
ą
ń
— Ani my l — odpowiedzia , si gaj c po rewolwer.
ś ę
ł ę ą
— Niech tylko jeden strza padnie, a wszyscy jeste cie zgubieni!
ł
ś
— Zobaczymy! Mamy nie mniej od was wojowników.
— Mylisz si . Chod ze mn , a zobaczysz.
ę
ź
ą
Chwyci em go za r k i wyprowadzi em na otwart przestrze . Przy wietle dziennym
ł
ę ę
ł
ą
ń
ś
wida by o dok adnie Mimbreniów okr
aj cych nas pier cieniem.
ć ł
ł
ąż ą
ś
— Co to za ludzie? — zapyta struchla y z przera enia.
ł
ł
ż
— To Nalgu Mokaszi i setki jego wojowników. Jeste cie okr
eni. — Widzisz wi c, e
ś
ąż
ę ż
walka musi si sko czy wasz kl sk .
ę
ń ć
ą ę ą
Chwyci si z rozpaczy za g ow i zapyta :
ł ę
ł ę
ł
— Ofiarujesz nam przebaczenie czy m cze ski pal?
ę ń
— Przebaczenie.
— Ufam tobie. Spieszmy si ! Pr dzej!
ę ę
Przybyli my akurat we w a ciwym czasie, Jumowie bowiem szykowali si do natarcia i
ś
ł ś
ę
czekali tylko na wodza. Podbieg do nich wyja ni sytuacj , ja natomiast odes a em Silnego
ł
ś ć
ę
ł ł
Bawo u do jego oddzia u, aby przygotowa go na wszelki wypadek do walki.
ł
ł
ł
Vete–ya musia u y ca ej swojej w adzy i sprytu, aby powstrzyma zap dy wojowników.
ł ż ć ł
ł
ć
ę
Ulegli nie tyle zreszt jego krasomówstwu, ile raczej wymownemu widokowi Mimbreniów,
ą
którzy ich okr
ali zwartym murem.
ąż
Nalgu Mokaszi podszed do mnie i zapyta , wskazuj c na Jumów:
ł
ł
ą
— Jak s dzisz, czy b d si broni ?
ą
ę ą ę
ć
— Nie. Rozmawia em z ich wodzem.
ł
— Wi c si poddadz ?
ę ę
ą
— Tak my l .
ś ę
— A zatem zgin przy palu.
ą
— Nie przypuszczam. Je eli ofiarujesz im pal, nie poddadz si , lecz b d walczy a do
ż
ą ę
ę ą
ć ż
ostatniego tchu.
— No, to i có z tego?
ż
— To b dzie nas kosztowa o bardzo wiele krwi.
ę
ł
— Nie mów wci o krwi. Powystrzelamy ich wszystkich.
ąż
— Ale zginie przy tym tak e wielu twoich wojowników.
ż
— W tpi . Walka nie potrwa d ugo. Oni stanowi znikom garstk wobec naszej gromady:
ą ę
ł
ą
ą
ę
ja z Mimbreniami, Winnetou, ty i twoi biali, Przebieg y W
wraz z Jumami, którzy s za
ł
ąż
ą
wami.
— S za nami, lecz b d przeciwko tobie.
ą
ę ą
— Có to znaczy?
ż
— To znaczy, e przyrzek em Vete–ya i jego ludziom przebaczenie.
ż
ł
— Przebaczenie? Jakim prawem przyrzek e ? Czy, byli w twoim r ku czy w moim?
ł ś
ę
— Z pocz tku w moim. A mo e chcesz ich poprowadzi do m cze skiego pala, aby po
ą
ż
ć
ę ń
drodze pozwoli im umkn ? Otwórz oczy, rozejrzyj si w sytuacji. Ja i Winnetou nie
ć
ąć
ę
b dziemy macza palców w upragnionym przez ciebie pogromie. Nie s dzisz chyba, aby
ę
ć
ą
Przebieg y W i jego Jumowie przygl dali si oboj tnie mordowaniu ich braci w imi twego
ł
ąż
ą
ę
ę
ę
okrucie stwa. Pokój natomiast by by b ogos awie stwem, zarówno dla nas, jak i dla nich. W
ń
ł
ł
ł
ń
dodatku dostanie ci si wielki up.
ę
ł
— up? A wi c nie przyrzek e , e mienie ich nie poniesie adnego uszczerbku? To mnie
Ł
ę
ł ś ż
ż
bardzo dziwi!
— Ofiarowa em im przebaczenie, a zatem tylko ycie. Co si tyczy upu, to radz ci go
ł
ż
ę
ł
ę
nawet za
da . Odbierz im bro i konie, to ich os abi na d u szy czas. Nie mo na przepu ci
żą ć
ń
ł
ł ż
ż
ś ć
bezkarnie ostatnich zbrodni Vete–ya.
— Zgadzam si . Pomów jeszcze w tej sprawie z Przebieg ym W
em.
ę
ł
ęż
Wiedzia em, i Przebieg y W
nie b dzie si temu sprzeciwia . Ju dawno spostrzeg em,
ł
ż
ł
ąż
ę
ę
ł ż
ł
e m ody, ambitny Indianin by zazdrosny o w adz Vete–ya i marzy o jej zagarni ciu. Nie
ż ł
ł
ł ę
ł
ę
zdziwi bym si , gdyby pragn os abienia i wodza i jego zwolenników. Istotnie, kiedy go
ł
ę
ął ł
zapyta em o zdanie, odpar :
ł
ł
— Mo ecie z nimi zrobi wszystko, co si wam podoba. Tylko nie zabijajcie ich i nie
ż
ć
ę
bierzcie do niewoli. Musia bym si temu przeciwstawi , poniewa s moimi bra mi.
ł
ę
ć
ż ą
ć
— Wiesz, co zrobi Vete–ya, i przyznasz chyba, e zas u y na kar .
ł
ż
ł ż ł
ę
— To mnie nie obchodzi. Zabierzcie wszystko i pozwólcie im odej .
ść
Zakomunikowa em tre
rozmowy Silnemu Bawo owi, który poprosi mnie, abym
ł
ść
ł
ł
osobi cie poszed do Vete–ya z uk adem kapitulacji. Zgodzi em si , poniewa ciekaw by em,
ś
ł
ł
ł
ę
ż
ł
jak przyjmie cios z mej r ki ten starzec, który niedawno jeszcze przeznaczy mnie na pal
ę
ł
m cze ski.
ę ń
Znalaz em si w ród gromady uzbrojonych Jumów, obrzucaj cych mnie nieprzyjaznym
ł
ę ś
ą
spojrzeniem, które wiadczy o, e misja moja nie by a zbyt bezpieczna.
ś
ł ż
ł
— Chcesz mi oznajmi wasze postanowienia? — zapyta Vete–ya.
ć
ł
— Przede wszystkim chc ci powiedzie , e stan em w twojej obronie, aczkolwiek na to
ę
ć ż
ął
nie zas ugujesz. Jeste zupe nie osamotniony; Przebieg y W
nie chce o tobie s ysze ,
ł
ś
ł
ł
ąż
ł
ć
poniewa nazwa e go tchórzem. Nalgu Mokaszi nalega na ukaranie was mierci
ż
ł ś
ł
ś
ą
m cze sk . Kiedy mu wyperswadowa em t my l, za
da , aby przynajmniej móg was
ę ń ą
ł
ę
ś
żą ł
ł
uprowadzi w niewol . Odwiod em go od tego zamiaru, lecz dalszych ust pstw nie mo ecie
ć
ę
ł
ę
ż
si spodziewa .
ę
ć
— B dziemy jednak wolni?
ę
— Tak. B dziecie mogli odej , dok d zechcecie.
ę
ść
ą
— A zatem odjedziemy st d czym pr dzej.
ą
ę
— Odjedziecie? Wasze konie nale do zwyci zców.
żą
ę
— Czy nie zagarn li ju , dosy ? — mrukn w odpowiedzi.
ż
ę
ż
ć
ął
— Czego?
— Odebra e stada hacjendera, lecz ud o si nam odzyska je z powrotem. Jednak e
ł ś
ął
ę
ć
ż
piesz c do Almaden, zostawili my je pod stra
na miejscu. Poniewa Mimbreniowie
ś
ą
ś
żą
ż
pod
ali za nami, wi c rzecz jasna, zagarn li stada.
ąż
ę
ę
— Nie mówi em jeszcze o tym i Nalgu Mokaszi. Je li istotnie tak si sta o, wówczas
ł
ś
ę
ł
zwróc hacjenderowi jego w asno . Pomy l sam, jakby post pi na miejscu Silnego
ę
ł
ść
ś
ś
ą ł
Bawo u? Na pewno nie darowa by nam ycia. Dlaczego
dasz od wodza Mimbreniów
ł
ł ś
ż
żą
wi kszej ofiarno ci? B d
e rozumny. Je eli b dziecie si oci ga , Nalgu Mokaszi mo e
ę
ś
ą źż
ż
ę
ę
ą ć
ż
cofn
przyrzeczenie, a wówczas biada wam. Jeszcze jedno, ca y ten teren, na którym
ąć
ł
obozujemy, jest przedmiotem sporu mi dzy wami a wojownikami Mimbreniów. Silny Bawó
ę
ł
mo e go za
da . Nie doprowadzajcie do tych ostateczno ci, tylko ponie cie t ma ofiar ,
ż
żą ć
ś
ś
ą
łą
ę
która zapobiegnie wi kszym.
ę
Przemawia em do nich agodnie, poniewa chcia em zwróci gniew wojowników przeciw.
ł
ł
ż
ł
ć
Vete–ya i tym samym wzmocni pozycj Przebieg ego W
a. Istotnie, mowa moja wywar a
ć
ę
ł
ęż
ł
g bokie wra enie na Indianach nie przywyk ych do takiego traktowania. W krótkim czasie
łę
ż
ł
zdo a em ich nak oni , aby bez sprzeciwu oddali Mimbtreniom bro i konie. Na Silnym
ł ł
ł ć
ń
Bawole wymog em, aby pozwoli im zachowa wszystko, co mieli w torbach. Wkrótce
ł
ł
ć
zacz li si przygotowywa do drogi, przy czym wielu spo ród ludzi Vete–ya przysta o do
ę
ę
ć
ś
ł
Przebieg ego W
a. Tym wojownikom zwróci em bro i konie, co ich wprawi o w nieopisan
ł
ęż
ł
ń
ł
ą
rado .
ść
Vete–ya nie móg ukry w ciek o ci. Stanowisko jego by o powa nie zagro one.
ł
ć ś
ł ś
ł
ż
ż
Postanowi wi c, odchodz c, wyg osi sarkastyczn mow po egnaln , sze ciu czy siedmiu
ł ę
ą
ł ć
ą
ę ż
ą
ś
najwybitniejszych Przybli y si do nas w towarzystwie wojowników, aby mogli si
ż ł ę
ę
przekona o jego mocy duchowej.
ć
Naradzali my si w a nie nad dalsz marszrut . Widz c Vete–ya, wskaza em wodzowi
ś
ę ł ś
ą
ą
ą
ł
miejsce obok siebie. Vete–ya ruchem r ki odmówi , przybra postaw mówcy i rzek
ę
ł
ł
ę
ł
wynio le:
ś
— Szcz cie wojowników jest jak kobieta, która si dzi mieje, jutro p acze, a pojutrze
ęś
ę
ś ś
ł
mów si mieje. Kobieta by a zawsze uleg a wobec Vete–ya, dopóki mia do czynienia z
ę ś
ł
ł
ł
wrogami, synami naszego kraju, których zna , o których wiedzia , jak baroni w adaj , jak
ł
ł
ą
ą ł
ą
walcz i jak mo na ich pokona . S yn jako wielki wojownik. Moja s awa ros a z dnia na
ą
ż
ć ł ął
ł
ł
dzie , czerwoni i biali wrogowie l kali si mnie, a moi przyjaciele c tiuli si pewnie pod moj
ń
ę
ę
ę
ą
tarcz . Lecz oto przybyli obcy m
owie, którzy nie pochodz z tego kraju. Nie maj adnego
ą
ęż
ą
ą ż
prawa wtr ca si do naszych spraw — uczynili to Old Shatterhand i Winnetou. Nale a o tych
ą ć ę
ż ł
przyb dów natychmiast zabi albo co najmniej wyp dzi . Lecz oni pos uguj si broni
łę
ć
ę ć
ł
ą ę
ą
zupe nie nam nie znan . Kto podo a srebrnej rusznicy Winnetou i nied wiedziówce Old
ł
ą
ł
ź
Shatterhanda, który na domiar posiada zaczarowan bro , strzelaj c bez uprzedniego
ą
ń
ą ą
nabicia? Co znacz w porównaniu z tym nasze strza y i dzicy, nasze no e i nasze nieliczne
ą
ł
ż
flinty?! Walcz ci ludzie w sposób nam nie znany, u ywaj podst pów i forteli, zjawiaj si w
ą
ż
ą
ę
ą ę
.miejscach, gdzie si ich najmniej mo na spodziewa . Weszli w przymierze ze z ymi
ę
ż
ć
ł
duchami, które s wrogami czerwonych, albowiem czerwoni to m
owie uczciwi i dobrego
ą
ęż
serca. I oto od czasu, jak te przyb dy do nas zawita y, wszystkie moje plany obracaj si w
łę
ł
ą ę
niwecz. Pokona y mnie : zmuszaj do odwrotu pieszo, bez koni, bez or
a. Lecz Winnetou i
ł
ą
ęż
Old Shatterhand wyrusz st d, a wówczas szcz cie znowu si do mnie u miechnie.
ą ą
ęś
ę
ś
Zwyci zcy dnia dzisiejszego Jutro b d zwyci
onymi; b d wy pod naszymi pi ciami jak
ę
ę ą
ęż
ę ą ć
ęś
psy, które wyczu y blisk mier . Albowiem ja to powiadam, ja, naczelny wódz Jumów. Nie
ł
ą ś
ć
zapomn o tym, co si teraz, sta o, zniszcz;, zdepc tych, którzy dzi nade mn triumfuj . A
ę
ę
ł
ę
ś
ą
ą
wówczas nie b dzie dla nich przebaczenia ani lito ci, a ci, którzy dzi ode mnie odst pili,
ę
ś
ś
ą
pierwsi pod nó pójd . Old Shatterhand.; i Winnetou niech za mnie strzeg ,; pochwyc ich
ż
ą
ś
ą
ę
bowiem i obedr ze skóry, tak e ich lamenty i krzyki rozbrzmiewa b d po wszystkich
ę
ż
ć ę ą
dolinach i górach. Najstarsi z mego plemienia niech mi po wiadcz . Tak powiedzia em.
ś
ą
ł
Howgh!
— Howgh! — potwierdzili jego towarzysze.
Odwrócili si i chcieli odej , gdy nagle spostrzegli, e ich okr
ono. Staruch wybuchn
ę
ść
ż
ąż
ął
gniewam:
— Dlaczego otoczyli nas uzbrojeni wojownicy? Czy knujecie zdrad i nie zamierzacie
ę
dope ni umowy?
ł ć
— Nie jeste my zdrajcami — odpowiedzia Winnetou. — Okr
yli my was wojownikami,
ś
ł
ąż ś
aby cie si nie wycofali przed wys uchaniem naszej odpowiedzi. Mój brat Old Shatterhand
ś
ę
ł
ma g os,: gdy wódz Apaczów jest przyjacielem czynów, a nie s ów.
ł
ż
ł
Podnios em si i zwracaj c si do Vete–ya, przemówi em:
ł
ę
ą ę
ł
— Vete–ya wyg osi mow pe n z o liwo ci i pychy, a tak e b dów. Jest zarozumia y,
ł ł
ę ł ą ł ś
ś
ż łę
ł
albowiem nie potrafi doceni naszej askawo ci okazanej jemu i jego ludziom. Darowali my
ć
ł
ś
ś
im ycie i wolno , on za mówi nam — w oczy, e b dzie obdziera nas ze skóry.
ż
ść
ś
ż ę
ł
Przemawia em agodnie, namawia em do poprawy, a odnios o to skutek wr cz przeciwny. On,
ł
ł
ł
ł
ę
zwyci
ony, grozi nam, zwyci zcom, e zdepce nas i wymorduje. Czy nie widzi, e jest
ęż
ę
ż
ż
ż
jeszcze w naszej w adzy, on i jego najstarsi wojownicy, którzy mu teraz przytakuj ? Kto nam
ł
ą
zabroni z ama s owo, skoro i on nie ma zamiaru go dotrzyma ?
ł
ć ł
ć
— Musicie dotrzymać słowa! — przerwał gwałtownie.
— O, nie, wcale nie musimy! Mamy prawo powystrzela ciebie i wszystkich twoich
ć
wojowników. Nie uczynimy tego, poniewa lekcewa ymy was. Twoje gro by s niby
ż
ż
ź
ą
skrzeczenie aby. Jeste s aby i stary, a w ciek o
z powodu w asnej niemocy dyktuje ci
ż
ś ł
ś
ł ść
ł
s owa, które prawdziwy m
czyzna puszcza mimo uszu, poniewa s a nazbyt dziecinne.
ł
ęż
ż ą ż
Pozwolimy wam odej , mimo waszej gro by, gdy mieszno jej nie rozgniewa a nas, tylko
ść
ź
ż ś
ść
ł
wzbudzi a lito . Powiedzia em te , e mowa twoja by a pe na b dów. Mówi e , e Winnetou
ł
ść
ł
ż ż
ł
ł
łę
ł ś ż
i ja jeste my przyb dami w tym kraju. Czy nie wiesz, e Winnetou jest naczelnym wodzem
ś
łę
ż
Apaczów, zamieszkuj cych olbrzymie obszary od Arizony do Wielkiej Mapimi i a po Rio
ą
ż
Pecos? Czy Mimbreniowie nie s równie szczepem Apaczów? I ty miesz twierdzi , e
ż
ą
ż
ś
ć ż
Winnetou jest obcy w tym kraju? Powiadam ci, Winnetou posiada wi cej od ciebie praw do
ę
tej ziemi. Mówi e równie , e nie potraficie podo a naszej broni. To prawda, ale s to
ł ś
ż ż
ł ć
ą
jedynie trzy strzelby. Je eli ca e plemi Jumów boi si trzech strzelb, wiadczy to niezbyt
ż
ł
ę
ę
ś
pochlebnie o tobie i twoich wojownikach. Lecz jak cz sto walczyli my przeciwko wam nasz
ę
ś
ą
broni ? Czy t broni zwyci
yli my? Dobro zwyci
a, z o zawsze zawodzi. Pozostaniemy
ą
ą
ą
ęż ś
ęż ł
nadal dobrymi lud mi, mimo twojej g upiej przemowy, ale kara was nie ominie, aby nie
ź
ł
ś
s dzi , e ul kli my si ciebie. Niechaj si zbli y do mnie mój m ody czerwony brat.
ą ł ż ę ś
ę
ę
ż
ł
Zwróci em si do m odszego syna Nalgu Mokaszi, który natychmiast podszed do mnie.
ł
ę
ł
ł
Wzi em go za r k i rzek em:
ął
ę ę
ł
— Vete–ya mia nam za z e, e syna wodza Mimbrehiów nazwali my T picielem Jumów.
ł
ł ż
ś
ę
M odzieniec, którego trzymam za r k , wy wiadczy mi wiele przys ugi okaza si wiernym,
ł
ę ę
ś
ł
ł
ł ę
m drym i wytrawnym wojownikiem. S usznie otrzyma nagrod . Niech dost pi imienia, które
ą
ł
ę
ą
nam b dzie przypomina jego czyny. Pokona Czarnego Bobra i zdoby jego skalp, przeto
ę
ć
ł
ł
nadam mu imi Yuma Tsil, czyli Skalp Jumy. Prosz Winnetou i wszystkich wojowników
ę
ę
Mimbreniów, aby to potwierdzili.
Rozleg y si radosne okrzyki. Winnetou podniós si , uj ch opca za drug r k i rzek :
ł ę
ł ę ął ł
ą ę ę
ł
— M ody dzielny wojownik zas u y na imi Yuma Tsil. Jest moim bratem, jego
ł
ł ż ł
ę
przyjaciele lub wrogowie s moimi przyjació mi lub wrogami. Howgh.
ą
ł
— A wi c spe ni y si yczenia synów naszego przyjaciela — rzek em. — Oto zdobyli
ę
ł ł
ę ż
ł
sobie doskona e imiona, które w przysz o ci zas yn mi dzy przyjació mi i wrogami. Vete–ya
ł
ł ś
ł ą ę
ł
i jego wojownicy mog ju odej . W imionach synów wodza Mimbreniów znajd dowód, e
ą ż
ść
ą
ż
si ich nie boimy. Powiedzia em. Howgh.
ę
ł
Da em znak Mimbreniom, aby natychmiast przepu cili w ciek ych i upokorzonych Jumów.
ł
ś
ś
ł
Nadaniu imienia towarzyszy o jak zwykle wypalenie fajki pokoju oraz inne tradycyjne
ł
obrz dy. Ch opcy byli bezgranicznie uszcz liwieni i dumni, zw aszcza z tego, e uzyskali
ę
ł
ęś
ł
ż
imiona ode mnie i Winnetou.
Ojciec ich, nie mniej dumny i szcz liwy, dzi kowa mi i prosi o wybaczenie niedawnego
ęś
ę
ł
ł
grubia stwa. W dowód wdzi czno ci chcia zamiast Przebieg ego W
a odprowadzi nas do
ń
ę
ś
ł
ł
ęż
ć
granicy, a nawet dalej, i dostarczy nam koni. Przysta em na to z rado ci i poczyni em
ć
ł
ś ą
ł
przygotowania do jutrzejszej wyprawy.
Nad ranem po egna em si serdecznie z Przebieg ym W
em — narzeczona jego nawet
ż
ł
ę
ł
ęż
teraz si nie pokaza a — i wyruszyli my w dalsz drog . Po d ugiej, uci
liwej je dzie
ę
ł
ś
ą
ę
ł
ąż
ź
dotarli my do granicy Teksasu. Rozdzieli em pieni dze mi dzy emigrantów, nie zapominaj c
ś
ł
ą
ę
ą
oczywi cie o Playerze. Teraz nareszcie nasta kres ich niedoli i rozpoczyna a si dla nich
ś
ł
ł
ę
nowa, skromna, ale jasna przysz o .
ł ść
Harry Melton zgodnie z yczeniem Przebieg ego W
a, mia ponie
mier przy palu
ż
ł
ęż
ł
ść ś
ć
m czarni, a jedynym cznikiem mi dzy nim a histori emigrantów by list, który — jak
ę
łą
ę
ą
ł
zapewne czytelnik sobie przypomina — znalaz em w jego torbie, a który zatrzyma em przy
ł
ł
sobie.