LAURA LEONE
Odrobina szaleństwa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Przepraszam - powiedział miły, męski głos.
Nina podniosła wzrok i ujrzała parę ciepłych, piwnych oczu przyglądających się jej z
zainteresowaniem.
- Słucham?
- Szukam Niny G...Guh-na...um - mężczyzna rzucił okiem na trzymaną w ręku kartkę papieru.
- Gnagnarelli - pospieszyła mu z pomocą.
- Mogłaby pani powtórzyć?
- Gnagnarelli. Nja-nja-rel-li - powtórzyła, wyraźnie wymawiając każdą sylabę.
- Zgadza się. Czy pani wie, gdzie mogę ją znaleźć?
- To ja - odpowiedziała z uśmiechem. Najwyraźniej nie był bywalcem opery, w przeciwnym razie
poznałby ją natychmiast, pomyślała, wygładzając zmarszczkę na swej czarnej, wieczorowej
sukni.
- Aha, a więc to z panią dziś wieczór wręczam nagrodę jazzową.
- Z panem? Myślałam, że z Luisem Evansem...
- Wiem. Ale właśnie zawiadomił, że z powodu mgły jego lot z Londynu opóźnił się i dopiero
niedawno wylądował na lotnisku Kennedy'ego. W żaden sposób nie zdążyłby na uroczystość.
Tylko ja byłem uchwytny, więc poproszono mnie, bym go zastąpił. A ponieważ mam dobre serce,
zgodziłem się - uśmiechnął się ujmująco.
Nina przyglądała mu się uważnie. Był to przystojny mężczyzna o zdecydowanie męskiej,
atrakcyjnej twarzy i nieco przydługich, falujących, ciemnych włosach. W uśmiechu odsłaniał
białe, równe zęby, a jego ciemne oczy błyszczały ciepłym blaskiem. Był wysoki, mocno
zbudowany, o szerokich ramionach i wąskich biodrach. Nina zorientowała się, że uwaga, z jaką
mu się przygląda, wyraźnie go bawi. Zarumieniła się i zdenerwowała. Dawno powinna już
wyrosnąć z dziecinnego nawyku gapienia się na ludzi.
- Ma pan nade mną przewagę - powiedziała uprzejmie.
- Naprawdę?
- Pan wie, kim ja jestem, a ja o panu nic nie wiem.
- Przepraszam. Przyzwyczaiłem się, że ludzie mnie rozpoznają. Nazywam się Luke Swain.
Wyciągnął do niej silną, opaloną rękę. Podała mu swą drobną, zadbaną dłoń. Pomyślała, że to,
jak się przedstawił, zabrzmiało całkiem naturalnie, a nie jak przechwałka.
- Miło mi pana poznać - powiedziała poważnie.
- Czyżby?
Jej niebieskie oczy napotkały jego rozbawione spojrzenie.
W tym właśnie momencie ktoś z licznej obsługi krzątającej się za kulisami zawiadomił ich, że
wchodzą na wizję zaraz po przerwie na reklamę. Spojrzała na Luka i ze zdziwieniem spostrzegła,
że wciąż jeszcze ściska jego rękę. Wyrwała swoją dłoń i aby zatuszować zakłopotanie,
powiedziała szybko:
- A czym pan się zajmuje?
- Jestem piosenkarzem. A pani, pani Nan...gan?
- Nja-nja-rel-li.
- Takie trudne nazwisko. Dlaczego nie zmieni go pani?
- Jeśli było dobre dla mego ojca, to i dla mnie jest dobre - odparła chłodno. - W każdym razie
miałam nadzieję, że będzie dobrze wyglądać na afiszu. Jestem śpiewaczką operową. Uniósł jedną
brew. Tylko jedną. Nie znosiła ludzi, którzy tak robili.
- To dlaczego wręcza pani nagrodę jazzową?
- Uwielbiam jazz. A poza tym, mój ulubiony jazzman jest kandydatem do nagrody. Wiem,
że w tej roli powinnam być bezstronna, ale bardzo bym chciała, żeby zwyciężył Jesse
Harmon. Należy mu się. No i, - dodała z uśmiechem - jeśli zwycięży, będę miała okazję go
poznać.
- Tak pani lubi saksofon?
- Uwielbiam saksofon. To jedyny instrument o brzmieniu piękniejszym niż głos ludzki.
Nie da się go z niczym porównać. Zwłaszcza, gdy gra Jesse Harmon. A jaki jest pański
ulubiony instrument, panie Swain?
- Czy mogłaby pani mówić do mnie Luke - wtrącił - żebym mógł się zwracać do pani po prostu
Nino? Nie jestem w stanie wymówić pani nazwiska.
- Luke - wymówiła z wahaniem.
- Mój ulubiony instrument? Gram na gitarze, ale najbardziej lubię słuchać trąbki.
Wezwali ich na scenę. Jak było w zwyczaju, wychodząc Nina wzięła go pod rękę,
całkowicie ignorując jego rozbawione spojrzenie. Czuła jednak, że Luke wie, jakie
wrażenie wywarł na niej ten fizyczny kontakt. - A teraz, o wręczenie następnej nagrody –
rozległ się donośny głos z megafonu - poproszę Luke'a Swaina i Ninę Gnagnarelli.
Publiczność entuzjastycznie ich powitała. Nina uznała, że to obecność Luke'a wywołała
taką reakcję. Wiedziała, że wprawdzie jest dobrze znana w świecie opery, ale poza nim
jeszcze nie. Publiczność operowa była bardziej dyskretna w manifestowaniu uczuć.
- Dobry wieczór - powiedział Luke, podchodzą do mikrofonu. - Chciałem przedstawić państwu
Ninę Gnagnarelli.
Tym razem bezbłędnie wymówił jej nazwisko. Nina spojrzała na niego z wdzięcznością, po czym
wspólnie przystąpili do prezentacji kandydatów do nagrody.
Wreszcie Luke otworzył kopertę, mówiąc:
- A zwyciężył...
Zajrzał do kartki i z uśmiechem wręczył ją Ninie tak, by to ona mogła ogłosić zwycięzcę.
- Jesse Harmon! - oznajmiła z entuzjazmem. Cała sala, nie wyłączając Niny i Luka, szalała z
zachwytu, gdy stary jazzman wchodził na scenę, by odebrać nagrodę. Nina chciała uścisnąć jego
dłoń, ale on chwycił ją w ramiona, a następnie, ku jej zdumieniu, serdecznie uściskał Luka.
Później wygłosił krótką mowę, tłumacząc publiczności, że gdy nie ma trąbki w ręku, paraliżuje
go trema. Po chwili razem z Niną i Luke'em udał się za kulisy. Gdy tylko znaleźli się za sceną,
stary muzyk poklepał Luka po ramieniu mówiąc:
- Gdzieś się podziewał, stary? Wieki całe cię nie widziałem.
- Tak długo? - z niedowierzaniem zapytał Luke. - Dlaczego żartujesz sobie z biednego,
wiejskiego chłopca?
Nina przyglądała się im ze zdumieniem.
- Znacie się? - wykrzyknęła, zapominając na chwilę o swoim dobrym wychowaniu. Ktoś z
obsługi natychmiast ją uciszył.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - wyszeptała z wyrzutem.
- Nie chciałem, żebyś myślała, że się przechwalam -powiedział Luke z udawaną skromnością. -
Jesse, to jest Nina Gnagnarelli, śpiewaczka operowa. Nie próbuj nawet tego wymówić.
- Oczywiście słyszałem o pani, panno Gnagnarelli - powiedział Jesse, poprawnie wymawiając jej
nazwisko i całując jej delikatną dłoń. - Jestem pani wielbicielem. Z pewnością wkrótce będzie
pani jednym z najsławniejszych sopranów na świecie.
- To może zostawię was samych, żebyście mogli spokojnie prawić sobie komplementy.
Przed wejściem na scenę cały czas paplała z uwielbieniem na twój temat - Luke starał się
wyglądać na obrażonego, ale jego oczy wyrażały rozbawienie.
- Nie zwracaj na niego uwagi, kochanie - powiedział Jesse. - Jest zazdrosny, bo zwykle
wszystkie dziewczyny natychmiast tracą głowę na jego widok. Ale dziś jest mój wieczór,
kolego!
- Naturalnie - przyznała Nina. - Zasłużyłeś sobie na to, Jesse. Może będę kiedyś wśród
najlepszych, ale ty już dziś jesteś między nimi. Nikt nie potrafi tak jak ty grać na
saksofonie. Saksofon śpiewa w twoich rękach.
- Ho, ho, ho! Wiesz, jak schlebiać staremu człowiekowi - zaśmiał się Jesse. - Słuchajcie -
dodał - na widowni jest moja żona, dzieci oraz paru przyjaciół. Chcieliśmy zakończyć ten
wieczór w małym klubie w Greenwich Village. Takie miejsce, gdzie można od czasu do
czasu pograć z przyjaciółmi. Może byście z nami poszli?
Oczy Niny rozbłysły dziecięcą radością.
- Znakomicie! - zgodziła się.
- Czy nie macie nic przeciw temu, żebym się dołączył? Zapytał Luke z pewną ironią.
- A kto cię zapraszał, stary? - zaśmiał się Jesse, klepiąc go po ramieniu.
Luke wzniósł oczy ku górze z miną męczennika.
W wesołym zamieszaniu panującym po zakończeniu programu Luke zauważył, że paru
panów próbowało zawrzeć znajomość z Niną. Przyglądał się jej zgrabnej, filigranowej
figurce, mlecznej cerze i błękitnym oczom, które chwilami nabierały fiołkowego odcienia.
Jej błyszczące, kruczoczarne włosy podkreślały ładny kształt nosa, interesujące rysy
twarzy i wysmukłą szyję. Nie można jej było nie zauważyć.
Nina zabrała swoje rzeczy i wyszła do toalety, aby poprawić makijaż.
Philippe, jej były mąż, nauczył ją, jak osiągnąć własny styl i zawsze wyglądać elegancko.
Miała na sobie prostą czarną suknię i naszyjnik z pereł. Przed uroczystością proponowano jej, by
włożyła błyszczącą sztuczną biżuterię, ale zdecydowanie odmówiła. Była przekonana, że klasyczna
prostota będzie się wyróżniać na tle cekinów i sztucznych brylantów.
Zdecydowanym krokiem wyszła na spotkanie z innymi.
Pierwszą osobą, jaką zobaczyła, był Luke. Jego słowa wcale nie dodały jej otuchy.
- Coś ty na siebie włożyła?
- To są norki - powiedziała Nina, patrząc na swój czarny futrzany żakiet.
- Norki? Ach, norki! - chwycił jej małą torebkę.
- To skóra krokodyla - odpowiedziała starając się nie wypuścić torebki z ręki. - O co ci chodzi?
- Nie mam nic przeciwko ludziom, którzy używają skór zwierząt dla celów praktycznych, na
przykład na skórzane buty, ale zupełnie nie jestem w stanie zrozumieć, jak można zabijać
bezbronne, nieszkodliwe zwierzęta tylko po to, by zaspokoić ludzką próżność.
- Bezbronne? Ile znasz łagodnych krokodyli? A wiedz, że norki to wredne małe stworzenia. -
Uważasz, że można je zabijać tylko po to, aby je zarzucić na ramiona?
- Ja ich nie zabiłam! - krzyknęła. Opanowała się i dodała już spokojnie. - Nie odpowiadam za
tych, którzy je zabijają. One już dawno nie żyły, kiedy je kupowałam, a gdybym to nie ja je
kupiła, zrobiłby to ktoś inny.
- Gdyby ludzie przestali kupować te... upiorne modne cacka, położyłoby to kres ohydnej rzezi
zwierząt - odparł. - Istnieją przecież świetne imitacje...
- Nigdy nie noszę imitacji. Żadnych - przerwała mu lodowato.
Zmrużył oczy. Nie było w nich cienia ciepła. Zaczął coś mówić, ale przerwało mu wejście Jesse'a
i reszty towarzystwa. Była tam jego żona, Rebecca, ich córka z mężem, syn z żoną oraz jeszcze
parę osób. Wszyscy okazali się bardzo mili, ale drażnił ją fakt, że traktowali ich jak parę. Całe
towarzystwo upchnęło się do dwóch taksówek. Choć Nina i Luke znaleźli się w tej samej
taksówce, całkowicie go zignorowała. Luke na to nie reagował. Głośno opowiadał o ekscesach z
udziałem jakiegoś ich wspólnego znajomego. Wszyscy, poza nią, świetnie się bawili. Nina
poczuła się zupełnie nie na miejscu i całą drogę do Greenwich Village z ponurą miną wyglądała
przez okno. Klub jazzowy „Rootie" mieścił się w piwnicy pod modnym butikiem. Chociaż nie był
mały, tłum szczelnie wypełniał salę, w której panował nastrój dobrej zabawy. Natomiast znalazł się
dla nich wolny stolik, ponieważ byli w towarzystwie Jesse Harmona. Wiele osób zatrzymywało
ich po drodze, żeby wyrazić gratulacje Jesse'emu. Niektórzy wydawali się rozpoznawać Luke'a,
a jakaś młoda kobieta zaczęła piszczeć:
- O Boże, to Luke Swain! Patrzcie, tu jest Luke Swain! - Wyciągnęła do niego ręce, dotykając go
jakby był uzdrowicielem. - Luke, naprawdę jesteś znakomity.
- Dziękuję - odparł Luke cicho.
Jesse roześmiał się, wyraźnie go to rozbawiło.
- Żeby byle chłopak z Kansas przyćmił mnie na moim własnym terytorium - zawołał.
Wszyscy wokół krzyczeli. Muzyka była bardzo głośna. Gdy w końcu dotarli do stolika Jesse
posadził Ninę obok siebie, co jej sprawiło wyraźną przyjemność. Nazwał ją „honorowym
gościem honorowego gościa". Luke zajął miejsce po jej drugiej stronie, odpowiadając na jej
zimne spojrzenie filuternym uśmiechem. Podeszła kelnerka i całe towarzystwo zamówiło piwo.
- Poproszę kieliszek koniaku - powiedziała Nina.
- Chyba żartujesz, dziecino - odpowiedziała kelnerka. Nina zupełnie nie wiedziała, jak się w tej
sytuacji zachować.
Jesse roześmiał się.
- Tu nie podają takich wymyślnych trunków, Nino. Przynieś jej piwo. - Luke zwrócił się do
kelnerki.
Nina spojrzała na niego. W jego oczach wyczytała wyzwanie, którego nie rozumiała, ale wcale
nie miała zamiaru go podjąć.
Kelnerka wróciła z tacą pełną butelek piwa, które postawiła na stole.
- Dobrej zabawy - rzuciła na odchodnym, ale Nina ją zatrzymała.
- Czy mogę prosić o szklankę?
- Szklankę? - powtórzyła z niedowierzaniem kelnerka.
- Tak, szklankę - Nina starała się nie stracić panowania nad sobą.
- Czy możesz przynieść mojej znajomej szklankę, kochanie? - włączył się Jesse.
Kelnerka uśmiechnęła się do niego i spojrzała na Ninę.
- Skarbie, sama obsługuję te wszystkie stoliki, przyniosę ci szklankę, kiedy będę mogła. - Nie
była nieuprzejma, ale nie przejmowała się specjalnie Niną.
- Córeczka swojego tatusia nie pija z butelki? - spytał cicho Luke. Nikt poza nimi nie słyszał tego
pytania i o to mu chodziło.
Dał jej do zrozumienia, że zachowuje się jak snobka i prowokował ją, by dowiodła, że tak
nie jest. Ze złością podniosła butelkę do ust.
- Zdrowie Jesse'ego! - zawołała, po czym wychyliła prawie pół butelki, zanim ją odstawiła
na stół. Popatrzyła wyzywająco na Luka. W jego oczach wyczytała rozbawienie, uznanie i
coś jeszcze, czego nie mogła określić. Ostentacyjnie odwróciła się do niego tyłem. Mogła
przysiąc, że usłyszała jego śmiech.
- Patrzcie, patrzcie! Kto nauczył naszą małą Ninę tak żłopać piwo? - zawołał Jesse klepiąc ją
po ramieniu. Wygląda na to, że tym razem trafiłam w dziesiątkę - pomyślała.
Kończyli właśnie drugą kolejkę, kiedy cała sala uznała, że Jesse powinien już zagrać.
Stary muzyk z czułością wziął trąbkę do ręki i wszedł na scenę. W krótkich słowach powitał
wszystkich i podziękował za ciepłe przyjęcie. Potem przedstawił Luka, Ninę oraz swoją
rodzinę a następnie paru przyjaciół, którzy zgodzili się z nim zagrać.
To co nastąpiło, było jak sen. Ten człowiek był mistrzem. Wkładał tyle serca w swój
występ, że Nina słuchała go pełna zachwytu, zarówno jako artystka jak i wielbicielka jego
muzyki. Saksofon ożywał w jego rękach, wypełniając salę burzą dźwięków, na które nikt nie
mógł pozostać obojętny.
Na prawie godzinny koncert składały się głównie szybkie, szalone kawałki. Nina
zastanawiała się, skąd mężczyzna w wieku Jesse'a bierze tyle energii. Wiele osób
poderwało się do tańca zajmując każdy wolny skrawek sali. Występ zakończył się
smutnym, bluesowym utworem. Jesse grał z zamkniętymi oczyma. Saksofon w jego rękach
żalił się głosem cierpiącego kochanka. Nina siedziała jak zahipnotyzowana. Jesse wydał się
jej geniuszem. Gdy w końcu Jesse powiedział, że musi odpocząć i zszedł ze sceny, Nina
odprężyła się. Nie zdawała sobie sprawy, do jakiego stopnia była spięta słuchając muzyki.
Gdy lekko odwróciła głowę, spostrzegła dużą, opaloną dłoń obok swojej małej, białej ręki.
Muzyka ucichła i nagle znów zaczęła myśleć o Luke'u.
- Naprawdę nie przesadzałaś mówiąc, że uwielbiasz saksofon - przyznał cicho. Spojrzeli na
siebie, w pełni się rozumiejąc. Chociaż każde z nich uprawiało inny rodzaj muzyki, oboje byli
artystami i umieli docenić mistrzostwo.
Nagle Nina przypomniała sobie, że się jej naraził.
- Napije się pan jeszcze piwa, panie Swain? - spytała ironicznie, po czym odwróciła się do niego
plecami i włączyła się do ożywionej rozmowy z Rebeccą i jej przyjaciółmi. Ale cały czas czuła
jego obecność.
Godziny upływały na znakomitej zabawie. Wieczór okazał się towarzyskim sukcesem Niny.
Jeszcze parę godzin temu marzyła o poznaniu Jesse'ego - a teraz byli tu razem i on traktował ją
jak córkę. Czuła się niemal jak członek rodziny.
Zabawa trwała dalej. Wieczór był wspaniały, lecz jej wciąż czegoś brakowało. Zobaczyła Luke'a
tańczącego z córką Jesse'a. Poruszał się z wdziękiem lamparta. Szybko odwróciła wzrok. Jeszcze
zauważy, że mu się przyglądam - pomyślała - jest zbyt spostrzegawczy.
Zatopiona w myślach słuchała muzyki, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Przed nią stał
uśmiechnięty Jesse.
- O czym marzysz? Chodź, zatańcz ze starym człowiekiem. Własna żona mi odmówiła.
- Aha! I przypomniałeś sobie o mnie - Nina roześmiała się, gdy poprowadził ją na zatłoczony
parkiet. Cieszę się, że mnie zaprosiłeś - krzyczała mu prosto do ucha. - Nigdy, przenigdy nie
zapomnę twego dzisiejszego występu.
- To ja się cieszę, że przyszłaś. Twoje uznanie wiele dla mnie znaczy. Widziałem cię w II Pirata
w zeszłym roku. A rok przedtem też podziwiałem kilka twoich występów. Przypominam sobie,
jak grałaś w San Francisco. Śpiewałaś wtedy partię Glauce w Medei. To była twoja pierwsza
solowa rola. Mimo młodego wieku i braku doświadczenia wykazałaś wiele męstwa. Jesteś
stworzona do śpiewania, Nino.
Duma i wdzięczność sprawiły, że oczy jej zaszły łzami a gardło ścisnęło się boleśnie. Bardzo
ceniła sobie to uznanie.
Gdy wrócili z powrotem do stolika, Rebecca przysiadła się do nich na piwo i pogawędkę.
- A więc od jak dawna znasz Luke'a, Nino?
- W ogóle go nie znam - oświadczyła z naciskiem. Po raz pierwszy spotkałam go na dzisiejszej
uroczystości.
- Ho, ho, ho - wtrącił się Jesse. Sądziłem, że coś jest między wami, ponieważ Luke bardzo
niechętnie patrzy na każdego mężczyznę, który z tobą rozmawia.
- Nie, nic - skrzywiła się Nina. - Prawdę mówiąc, nie przypadliśmy sobie do gustu.
- Co ty opowiadasz? Cały wieczór nie spuszcza cię z oczu, kochanie. Myślałem, że kark sobie
skręci, gdy w czasie tańca wodził za nami wzrokiem, I o kogo on jest zazdrosny? O mnie?
Starego, żonatego mężczyznę? - zachichotał Jesse.
- Nie zwracaj uwagi na to, co mówi ten stary dureń - zażartowała Rebecca. - I nie przejmuj się
zachowaniem Luke'a, on po prostu zawsze mówi to co myśli, nie owijając w bawełnę. Ale to
człowiek o wielkim sercu.
- Podoba ci się jego muzyka? - spytał Jesse.
- Jego muzyka? Nigdy przedtem o nim nie słyszałam, ale zauważyłam, że jest bardzo popularny.
- Zgadza się. I to już od paru lat. Bardzo ciężko na to pracował. A to, co piszą na jego temat w
gazetach o pięknych dziewczynach, szybkich samochodach i szalonych przyjęciach, to wierutne
bzdury. Ty wiesz, jak naprawdę wygląda świat muzyczny: próby, występy, próby, nagrania,
próby, wywiady, trasy, występy, próby, próby, próby. A w dodatku sam komponuje. Kiedy miałby
jeszcze czas być playboyem? Połowa tego, co czyta się o wokalistach rockowych, to stek bzdur, a
druga połowa jest mocno naciągnięta.
- Nigdy o nim nic nie czytałam - z naciskiem powtórzyła Nina. - I nigdy nie słyszałam jego
muzyki.
- W takim razie powinnaś, kochanie. Nie mówię mu tego, bo jest i tak pewny siebie, ale jest
rzeczywiście znakomity. Gdyby tylko nie mieszał polityki ze sztuką.
W tym momencie „człowiek o wielkim sercu" wrócił do stolika.
- Już jesteś zmęczony, Jesse? Przecież to dopiero trzecia nad ranem - zażartował.
- Uważaj co mówisz - upomniał go Jesse. - Pani Gnagnarelli jest przyzwyczajona do dobrze
wychowanych mężczyzn, synu.
- Zauważyłem - powiedział Luke. Odwrócił się do Niny, wyciągnął rękę i zapytał: - Czy pani
tańczy?
Ton był uprzejmy, ale spojrzenie niemal zuchwałe. Odpowiadając na wyzwanie, Nina wstała,
podała mu dłoń i odparła.
- Nie tylko. Robię jeszcze wiele innych rzeczy, panie Swain.
Poprowadził ją na parkiet. Za plecami słyszeli wesoły chichot Jesse'ego.
W ramionach Luke'a Nina była bardzo sztywna. Wzrok miała utkwiony w jakiś niewidoczny
punkt za jego plecami. Przez chwilę tańczyli w milczeniu.
- Nie trudno lekceważyć mężczyznę, siedząc koło niego przy stoliku, ale ignorowanie go w
tańcu, to już prawdziwa sztuka. Gratuluję - powiedział Luke.
- Niektórzy mężczyźni na to zasługują - odparła Nina.
- Aha!
- Niektórzy mężczyźni - ciągnęła dalej - mają wdzięk muła i maniery słonia.
Uniósł prawą brew.
- Czy nie mógłbyś unosić obu brwi, jak normalny człowiek? - spytała. Luke zareagował
niepohamowanym śmiechem.
- Naprawdę nie mogę. Jako dziecko spadłem z roweru, rozciąłem sobie lewą stronę twarzy i
najwyraźniej nastąpiło jakieś uszkodzenie nerwu.
- Przepraszam - szepnęła Nina ze skruchą. Przytuliła się do niego czując, że taniec zaczyna
sprawiać jej jednak coraz większą przyjemność. Łagodnie kołysali się w takt muzyki. Luke
był znacznie wyższy od Niny, tak że z łatwością unikała jego wzroku.
Czuła bijące od niego ciepło. Pod obejmującą go ręką wyczuwała mocne, twarde mięśnie.
Spojrzała na szyję, silny kark i włosy. Były błyszczące, w kolorze ciemnego brązu. Z
przodu podcięte dość krótko, z tyłu sięgały daleko poza kołnierzyk. Zatrzymała wzrok na
twarzy, przypatrując się ciemnym łukom brwi i długim rzęsom. Nagle ich oczy spotkały się.
On także badał ją wzrokiem. Nina świadoma była swej urody, ale nagle poczuła się niepewnie.
Zakłopotana spuściła oczy, przysłaniając je długimi, czarnymi rzęsami.
Muzyka skończyła się. Bez słowa wrócili do stolika.
- Mam nadzieję, że byłeś miły dla naszej małej dziewczynki - zażartował Jesse.
- Byłem dżentelmenem w każdym calu - zapewnił go.
- Jesse - powiedziała w końcu Nina - to był wspaniały wieczór, ale od wielu godzin przekrzykuję
muzykę i jeżeli natychmiast nie przestanę, to przez najbliższe sześć tygodni nie będę w stanie
wydobyć z siebie głosu. Idę do domu.
Jesse, Rebecca i reszta towarzystwa próbowali zatrzymać Ninę. Planowali wspólną zabawę do
białego rana. Gdy chciała pożegnać się z Luke'em, powiedział:
- Ja również muszę już wyjść. Mam jutro wywiad w telewizji. Może razem weźmiemy taksówkę?
- Tylko pamiętaj, żeby jechać prosto do domu, chłopcze - upomniał go Jesse.
- Nie bój się - obiecał Luke. - Poza wszystkim muszę się wyspać, aby jutro olśnić miliony
widzów.
Jesse przyjrzał mu się krytycznie.
- W takim razie lepiej, żebyś już poszedł.
Nina bez pomocy Luke'a włożyła swoje norki i skierowali się do drzwi. Była chłodna,
październikowa noc. Luke zatrzymał przejeżdżającą taksówkę, otworzył drzwi i oboje wsiedli.
Nina podała swój adres, a taksówkarz ruszył z szybkością charakterystyczną dla nowojorskich
taksówkarzy.
Nina raz jeszcze próbowała nawiązać uprzejmą rozmowę o muzyce.
- Słuchaj, dlaczego po prostu nie powiesz, że muzyka rockowa jest nic nie warta? - zapytał
gwałtownie, gdy powiedziała, że nie przepada za nią.
- O co ci chodzi? - odparła.
- Jesteśmy muzykami, nie dyplomatami. Interesuje mnie twoje zdanie. Nie jesteśmy na przyjęciu
i nie otaczają nas reporterzy. Dlaczego po prostu nie powiesz, co naprawdę myślisz? Boisz się, że
się obrażę?
- Nie chcę być niegrzeczna.
- Nie będę się czuł urażony. Ale jak możemy prowadzić szczerą i ciekawą rozmowę, jeżeli
kręcisz i stosujesz uniki.
- Widzę, że nie podoba ci się nie tylko mój styl ubierania się, ale również mój sposób mówienia.
Rozmowa zamieniała się w ostrą sprzeczkę. Gdy wreszcie taksówka zatrzymała się na
czerwonym świetle, dwie przecznice od jej domu, Nina otworzyła drzwi i wyskoczyła.
- Wysiadam tutaj - krzyknęła. - Nie mam zamiaru znosić twoich obelg ani chwili dłużej.
- A kto mi zapłaci? - zawołał taksówkarz.
- Proszę! - warknęła Nina wyciągając kilka dolarowych banknotów z krokodylowej torebki.
- To za mało - domagał się kierowca.
- Ja zapłacę - rzucił Luke. - Nino, wsiadaj do samochodu!
- Mowy nie ma!
- Jesteś nierozsądna.
- Panie Swain. Skrytykował pan moją garderobę, mój sposób picia alkoholu, moją
inteligencję, moją uczciwość i moje maniery. Jest pan najgorzej wychowanym mężczyzną
jakiego spotkałam i największym gburem, z jakim przyszło mi spędzić wieczór od czasu,
gdy miałam siedemnaście lat. Czy mam być bardziej dosadna? I niech się pan nie waży
odprowadzać mnie do domu - dodała, widząc jak wysiada z taksówki.
- Nino, jest czwarta rano. Nie mogę pozwolić, byś poszła sama do domu.
- Jeśli mnie napadną, to na pewno zabiorą mi zarówno futro, jak i torebkę. Sądzę, że pana to
ucieszy.
Odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do domu, pozostawiając wściekłego Luka na
środku ulicy. Kierowca przypomniał mu, że licznik wciąż bije.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Dzień dobry! Przepraszam, że się spóźniłam. Nie mogłam złapać taksówki, na mieście są
straszne korki. - Powiedziała Nina zdyszanym głosem wchodząc do dobrze sobie znanej sali
prób.
- W porządku. Nie często ci się to zdarza - odpowiedziała Elena z silnym obcym akcentem. Była
ona pierwszą nauczycielką śpiewu, a później wierną przyjaciółką Niny. Wprowadziła ją do
świata muzyki i chociaż obecnie Nina była wschodzącą gwiazdą opery, stale utrzymywała
kontakt z Eleną i słuchała jej rad.
- Przepraszam, że odwołałam naszą wczorajszą próbę, - usprawiedliwiła się Nina - ale miałam
taką chrypę, że postanowiłam odpocząć.
- A coś ty takiego robiła?
- Krzyczałam. Głównie na pewnego gbura. Nie ma o czym mówić. Czy oglądałaś wręczenie
nagród w telewizji?
- Naturalnie. I nie mogłam się nadziwić, co obecnie uważa się za muzykę. Ale twój bohater
zwyciężył.
- Jesse? Tak. - Nina opowiedziała Elenie o wieczorze spędzonym w towarzystwie Jesse'ego i jego
przyjaciół, starannie unikając wzmianki o Luke'u Swainie.
- No, dobrze... A teraz zabierajmy się do pracy. - Elena usiadła do pianina.
Po udanej próbie Nina opuściła studio w świetnym nastroju. Nucąc szła ulicą. Kochała śpiew.
Nic innego nie dawało się z nim porównać, a już z pewnością nie miłość do Phillippe'a -
pomyślała. Przeżyła z nim romans, pełen zarówno rozkoszy jak i bólu. Ale nigdy nie zaznała
tego wspaniałego momentu, kiedy myśli się: - Tak, to jest to, dlatego jesteśmy razem i warto
było żyć dla tej chwili. Seks wprawdzie sprawiał jej przyjemność, ale traktowała go jako
przemijającą potrzebę fizyczną, taką jaką jest na przykład głód. Pożądanie przychodziło bez
wielkiego zaangażowania duszy i umysłu i bywało zaspokajane lub nie, zależnie od okoliczności.
Kochała swoją rodzinę, doceniała codzienne przyjemności życia, piękne przedmioty i dobre
jedzenie. Ale zawsze była w niej jakaś tęsknota, której nie rozumiała, ogromna potrzeba
spełnienia. Tylko śpiew ją zaspokajał. Dopiero wtedy przeżywała największe namiętności i
wyrażała je z samej głębi swej duszy. Musiała ciężko pracować, ale w zamian zyskiwała te
krótkie, lecz wspaniałe, magiczne chwile, w których żyła pełnią życia.
- Czy nie jestem dziś zbyt poważna? - powiedziała do swego odbicia w szybie sklepowej. Nagle
ujrzała parę przyglądających się jej piwnych oczu. Serce zamarło w niej na moment, następnie
się roześmiała - to był tylko plakat.
Uważnie przyjrzała się wystawie. Najwyraźniej Luke był tak popularny, jak mówił Jesse. Połowę
wystawy zajmował plakat z powiększeniem okładki jego ostatniej płyty. Na zdjęciu widać było
Luke'a na tle rozsypującej się chałupy, stosu śmieci i bielizny suszącej się na sznurze. Luke miał
na sobie wytarte dżinsy i starą bluzę. Twarz miał nieogoloną a jego oczy świeciły płomiennym
blaskiem. Album nosił tytuł „Odrobina szaleństwa".
Już miała wejść do sklepu i kupić tą płytę, ale uświadomiła sobie, że nie powinna tego robić.
Była to muzyka rockowa, a ona nie lubiła słuchać rocka. Nie cierpiała Luke'a. Nigdy więcej go
nie zobaczy i nie ma powodu, żeby miała czegokolwiek się dowiadywać o jego muzyce i
filozofii życiowej. Zatrzymała przejeżdżającą taksówkę i pojechała do domu.
Mieszkanie Niny urządzone było elegancko i ze smakiem. Lubiła nowoczesne meble o prostych
liniach i jasnych kolorach. Podobały jej się przedmioty orientalne - dywany, wazy, malarstwo i
bonsai, a sposób układania kwiatów wyraźnie wskazywał, że dobrze opanowała tę japońską
sztukę. W rogu, pod oknem, stało pianino ze stertą nut arii operowych oraz znakomitej klasy
wieża stereo. Gdy weszła do domu, dzwonił telefon.
- Halo - powiedziała do słuchawki.
- Halo, tu Luke.
Była tak zaskoczona, że nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Luke Swain - powiedział niepewnie.
- Wiem, kim jesteś. Skąd wziąłeś mój numer?
- Jest tylko jedna Nina Gnagnarelli w książce telefonicznej.
- Ach, tak. Po co dzwonisz?
- Zachowałem się niezbyt uprzejmie tamtego wieczoru...
- Rzeczywiście.
- I chciałbym to naprawić.
- Czy to przeprosiny?
- Wolałbym przeprosić osobiście. Czy zjesz ze mną kolację?
- Chyba żartujesz.
- Słuchaj, nasza znajomość źle się zaczęła, ale ja nie zawsze zachowuję się tak grubiańsko.
Czasami potrafię być bardzo dobrym kompanem.
- Ale naprawdę nie wydaje mi się...
- Ja stawiam.
- Obawiam się, że...
- Możesz wybrać restaurację.
Milczała przez chwilę. Potem złośliwy uśmiech pojawił się na jej twarzy. Da mu porządną
nauczkę!
- Dobrze. Z przyjemnością - powiedziała.
- Zgadzasz się? - w jego głosie słychać było niedowierzanie.
- Oczywiście. Może w czwartek?
- Nie mogę, jestem umówiony. Może we wtorek?
- Odpada, mam występ. Środa?
- Nie, mam próbę. Może piątek?
Zajrzała do kalendarza.
- Piątek może być - odpowiedziała, podając mu nazwę i adres lokalu. Ustalili, że spotkają
się na miejscu o ósmej wieczorem. Na wszelki wypadek podał jej swój numer telefonu,
który oczywiście był zastrzeżony.
- Do zobaczenia w piątek - powiedział i odwiesił słuchawkę.
Nina zapisała numer telefonu. Oczy jej błyszczały. Luke Swain nie wiedział, że zaprosił ją
na kolację do chyba najdroższej, a z pewnością najbardziej eleganckiej restauracji w Nowym
Jorku. Nie mogła doczekać się piątku.
Luke czekał na Ninę przed wejściem.
Miał na sobie ciemną koszulę i spodnie oraz brązową marynarkę o modnej linii. Był
ogolony, włosy miał starannie uczesane, a buty nawet wyczyszczone. Wyglądał bardzo
dobrze.
- Nieźle, ale myślę, że to ci się przyda – wyjęła z torebki czarny, jedwabny krawat. - Jest
tutaj niezbędny.
Obracał go w rękach, jakby to był jakiś rzadki okaz.
- Oczywiście mają tu kolekcję krawatów dla panów, którzy zapomnieli włożyć własny. Ale
ten jest jedwabny. I jestem gotowa ofiarować ci go, jeżeli żadnego nie posiadasz -
powiedziała wspaniałomyślnie.
- To bardzo wielkoduszne, Nino. Zawsze będę go cenił.
Zaczął wiązać krawat, nie spuszczając oczu z jej twarzy. Jego długie sprawne palce szybko
uporały się z zadaniem.
- Zadowolona?
Ze złośliwym uśmiechem Nina wyciągnęła ręce i zacisnęła węzeł krawata nieco ciaśniej.
- Wygląda wspaniale.
- Czuję się w nim jak w obroży.
Gdy weszli do środka oczy Luka rozszerzyły się ze zdumienia. Elegancki dywan, francuskie
antyczne meble i nieskazitelnie ubrani kelnerzy. - „Les Precieuses" było bardzo ekskluzywną
restauracją.
- Ach, Madame Gnagnarelli. Mais ca fait bien ongtemps qu'on ne vous voit pas. Quel grand
plaisir! - powitał Ninę kierownik sali.
Podała mu rękę, nad którą pochylił się szarmancko i odpowiedziała po francusku:
- Tak, rzeczywiście, wiele czasu minęło, Henri. Ale cieszę się, że wróciłam. Mam nadzieję, że
dałeś nam dobry stolik.
- Mais bien sur, madame. Najlepszy. Proszę tędy - powiedział, wskazując drogę.
- Często tu bywasz? - zapytał Luke podejrzliwie.
- Od czasu, do czasu.
Henri zaprowadził ich daleko od wejścia do łagodnie oświetlonej niszy. Gdy Nina podała swoje
futro kelnerowi oczy Luka rozbłysły na jej widok. Tego wieczora ubrała się niezwykle starannie.
Suknia w kolorze ciemnego szkarłatu podkreślała wysmukłą szyję i lekko osłoniętą krągłość
piersi. Kolor ostro kontrastował z jej czarnymi włosami zebranymi w elegancki kok. Biżuteria
była skromna - komplet z białego złota wysadzany maleńkimi rubinami. Zobaczyła, że oczy
Luke'a rejestrują każdy szczegół z prawdziwą przyjemnością, a gdy napotkała jego spojrzenie
wyczytała w nim coś, co wprawiło ją w panikę. Szybko opuściła wzrok.
Zjawił się kelner. Kilku pomocników krzątało się wokół ich stolika, nalewając wodę i
podając pieczywo. Nina zdołała się opanować. Podczas gdy Luke z ponurą miną studiował
ceny w karcie, beztrosko gawędziła z kelnerem. Zamówili różne pyszne rzeczy a następnie
ktoś podał Luke'owi kartę win. Nina przyglądała mu się niewinnym wzrokiem. Luke oddał
kartę Ninie.
- Może ty wybierzesz - powiedział. - Jak się zapewne domyśliłaś, francuskie wina nie są
moją specjalnością.
Dobrze, że chociaż nie cierpi na nadmiar pewności siebie - pomyślała. Widziała wielu
mężczyzn, którzy woleli wybrać kiepskie wina niż przyznać się do tego, że po prostu się na
nich nie znają.
- Mam nadzieję, że lubisz bardzo wytrawne białe wino - powiedziała do Luke'a, gdy
przyniesiono butelkę.
- Na ogół wolę czerwone, ale jestem pewien, że to będzie mi smakowało - odpowiedział
uprzejmie.
Powstrzymał kelnera przed nalaniem sobie wina do spróbowania.
- Pozwólmy pani zdecydować - powiedział, wskazując na Ninę.
Wino było doskonałe. Gdy znów zostali sami przy stoliku, Luke popatrzył na nią ze
szczerym rozbawieniem.
- Widzę, że sam zastawiłem na siebie pułapkę - powiedział.
- Umiesz przegrywać - odparła Nina ze śmiechem.
- Myślę, że jest to subtelny rewanż za nasze poprzednie spotkanie.
- Za to jedzenie jest tu doskonałe. Przynajmniej to nie sprawi ci zawodu.
- A ja myślałem, że także nie zawiodę się na partnerce, Nino.
Te uprzejme słowa wypowiedziane były z taką szczerością, że błyskotliwa odpowiedź ugrzęzła
Ninie w gardle, więc aby pokryć zmieszanie skoncentrowała się na winie. Zgodnie z jej
obietnicą, dania były doskonałe. Nina z łatwością gawędziła z Luke'em i wkrótce zapomniała o
urazie.
- Gdzie nauczyłaś się żłopać piwo jak marynarz? - zapytał Luke. Nina zaśmiała się.
- Mam czterech starszych braci. Byłam takim urwisem! - Prawa brew Luke'a uniosła się z
niedowierzaniem.
- Naprawdę!
- Grywałam z nimi w futbol i baseball, jeździłam na wycieczki. Razem z nimi biłam się z
chłopakami z sąsiedztwa, a w niedzielne popołudnia oglądałam mecze w telewizji, ciągnąc piwo
i głośno kibicując. Chciałam we wszystkim im dorównać - w piciu, biciu, zabawie...
- Kiedy stałaś się bardziej, kobieca?
- Gdy odkryłam, że jest coś, w czym ja jestem dobra, a oni nie. Śpiew. Sprawiał mi więcej
przyjemności niż cokolwiek innego i dawał przyjemność innym. Przez całe dzieciństwo
śpiewałam w chórach kościelnych, ale kiedy skończyłam piętnaście lat, występowałam już w
całym Brooklynie - na przyjęciach, w klubach, na ślubach, na potańcówkach...
- W Brooklynie? Jesteś z Brooklynu? - Luke zapytał z niedowierzaniem.
- A jednak tak - Nina posłała mu harde spojrzenie. - Nigdy nie starałam się ukrywać tego, kim
jestem, ani skąd pochodzę, Luke. Jestem amerykańską dziewczyną włoskiego pochodzenia.
Wychowałam się w Brooklynie. Mój ojciec jest stolarzem. Kocham swoją rodzinę i choć moje
gusty i zachowanie zmieniły się, to jednak jestem tym, kim zawsze byłam.
- A więc dowiedziałaś się, że możesz śpiewać - i co dalej?
- Wiedziałam, że chcę śpiewać do końca życia. I jakoś naturalnie zwróciłam się w stronę opery.
Cała moja rodzina zawsze kochała operę. A jeśli o mnie chodzi, uważam, że to muzyka, która
stawia artyście największe wymagania, ale równocześnie pozwala mu najpełniej się
wypowiedzieć. Jazz jest temu bliski, ale ja chciałam śpiewać w operze. Ponieważ nie byliśmy
bogaci, nauczyciel muzyki w liceum udzielał mi prywatnych lekcji za darmo. W zamian
sprzątałam w szkole i wykonywałam różne tego rodzaju prace. Nic wielkiego, biorąc pod uwagę,
co on robił dla mnie. Skończyłam szkołę rok wcześniej i dostałam stypendium muzyczne w
Akademii Juilliard. Gdy ją skończyłam, zaproponowano mi pracę w San Francisco. Natychmiast
skorzystałam z okazji. I tak zaczęła się moja droga do sławy i fortuny.
- Czy w operze można zdobyć sławę i fortunę?
- Niektórym się to udaje. Wielkie gwiazdy biorą mnóstwo pieniędzy za występ, choć myślę, że
nie tak wiele, jak gwiazdy rocka. Poza tym występy w telewizji, koncerty, nagrywanie płyt, a
ostatnio nawet występy w filmie. Jak na osobę w moim wieku dobrze sobie radzę. Zarabiam
nieźle, śpiewam w dobrych teatrach, ze znakomitymi artystami. Ale ciągle muszę przyjmować te
role, jakie mi proponują, nie mogę sobie pozwolić na odrzucenie tej, która mi nie odpowiada w
obawie, że nie dostanę innej. Wciąż muszę pracować na dobrą opinię i powiększać repertuar, aż w
końcu osiągnę to, że będę miała tyle propozycji, ile mam zapału do pracy.
- Na pewno tak będzie. Wierzę w ciebie - powiedział Luke poważnie.
- Skąd taka pewność? - zapytała zdziwiona. - Nie znasz świata opery. Nawet mnie nie znasz.
- Ale widzę w tobie niezwykłą dzielność. Pozwoliła ci już zajść tak daleko... Im większa sława i
większe wynagrodzenia, tym większe ryzyko i dotkliwsza samotność w świetle jupiterów.
Prawdopodobnie mówi tak z własnego doświadczenia - pomyślała. Już dziś jest zapewne
bogatszy i sławniejszy niż ja będę kiedykolwiek.
- Widziałam twój album któregoś dnia - powiedziała nagle. - Nie kupiłam go.
- Szkoda. Potrzebny mi będzie każdy grosz z jego sprzedaży. Choćby po to, aby zapłacić ten
rachunek.
Roześmiała się.
- Naprawdę jesteś z Kansas? I nazywasz się Luke Swain?
- Zgadza się. Lucas Bartholomew Swain. Wyrosłem wśród pól pszenicy, w samym sercu Kansas.
- Bartholomew?
- Ciii, to tajemnica - syknął.
- Twoi rodzice naprawdę są farmerami? Jak to przyjęli, że zostałeś gwiazdą rocka?
- Są ze mnie dumni, gdy śpiewam na wiecach na rzecz praw człowieka i koncertach
dobroczynnych. Myślę, że są zakłopotani, gdy śpiewam piosenki o miłości, a na pewno są
zażenowani, gdy moje nazwisko pojawia się w prasie w rubryce plotek.
- A jak to wszystko się zaczęło?
- Jako dziecko nauczyłem się sam grać na gitarze. Słyszałaś o Beatlesach?
- Oczywiście. - Żachnęła się.
- Tylko sprawdzam. W szkole średniej z przyjaciółmi założyłem zespół i zacząłem pisać swoje
własne piosenki. Moi rodzice pogodzili się z myślą, że nie chcę być farmerem. Sądzili jednak, że
to szaleństwo rzucić college w wieku dziewiętnastu lat po to, by z gitarą udać się w trasę. Miałem
mały zespół. Najczęściej graliśmy w miastach uniwersyteckich i stopniowo pięliśmy się w górę.
Trzy lata później podpisaliśmy pierwszą umowę na nagranie płyty, ale nie odniosła ona sukcesu.
- Jak się nazywała?
- „Na prerii". Na pewno o niej nie słyszałaś. Później pojawiły się trudności. Parę osób
opuściło zespół, zostawił nas menadżer. Zwykła historia. Niekończące się trasy, zimno,
kłopoty z samochodem, samotne pokoje hotelowe, rozsypujący się sprzęt, żadnego życia
towarzyskiego, rozstania z członkami zespołu, gdy takie życie stawało się dla nich zbyt
uciążliwe...
- Jak to wszystko wytrzymałeś? Co dodawało ci siły?
- Może to się wydać dziwne, ale właśnie wtedy byłem w swoim żywiole. Chciałem grać i
pisać piosenki i robiłem to. Nie każdy ma tyle szczęścia w życiu, by robić to, co lubi. Nie
odnosiłem sukcesów, ale na ogół miałem co jeść. Wierzyłem, że kiedyś się to zmieni, bo
wierzyłem w swój talent. Byłem młody i pełen energii. I zawsze, w czasie tych długich tras
i samotnych nocy myślałem, że przecież mógłbym wylądować za kierownicą traktora lub w
dusznym biurze. I byłem szczęśliwy. Pewnego razu zobaczyła nas Kate Hammer. Była
menadżerem i wzięła nas pod swoje skrzydła. I nagle zaczęliśmy dostawać lepszy sprzęt,
większe pieniądze, znalazł się lepszy samochód. Rok później załatwiła nam duży kontrakt
nagraniowy i zmusiła wydawcę, aby zorganizował reklamę i promocję naszego albumu,
zatytułowanego „Z uśmiechem na ustach".
- Czekaj! „Z uśmiechem na ustach"? Słyszałam to. Bardzo mi się podobało.
- A ja myślałem, że nigdy nie słuchasz rocka.
- Oczywiście, że nie. Trudno było nie usłyszeć tej piosenki. Grali ją wszędzie, w
restauracjach, sklepach, w radio. Bardzo ją lubiłam. Tak dobrze oddawała to, co czułam,
gdy musiałam wyjeżdżać z koncertami, zostawiać wszystkich, którzy byli mi bliscy, żyć
tylko pracą... Ale nie wiedziałam, że to była twoja piosenka!
- Na szczęście wszyscy inni wiedzieli - roześmiał się. - Nie minęło wiele czasu, a byłem w
telewizji, radiu, występowałem dla tysięcy słuchaczy, udzielałem wywiadów, otrzymywałem
znakomite propozycje, zostałem uznany za dziecko szczęścia. Dziecko szczęścia! Miałem
dwadzieścia osiem lat, a za sobą długie dziewięć lat spędzonych w trasach i nagle zostałem
odkryty, zupełnie tak, jakbym po raz pierwszy tego dnia wziął gitarę do ręki.
- To dlaczego teraz nie jesteś w drodze?
- Niedawno wróciłem. A niedługo jadę na wschód z nowymi koncertami. Chyba oboje jesteśmy
szaleni.
Oczy ich spotkały się i roześmieli się. Żadne z nich nie wyobrażało sobie innego życia.
Gdy kelner przyniósł rachunek, Luke ze zdumienia szeroko otworzył oczy.
- Myślę, że będę musiał nagrać następny album - zajęczał.
- To był twój pomysł, żeby zaprosić mnie do restauracji, którą sama wybiorę - przypomniała mu
Nina.
- Następnym razem, gdy będę chciał cię przeprosić, sam ugotuję kolację.
- Gotujesz?
- Wszystko robię, panno Gnagnarelli.
Luke zapłacił rachunek i pomógł włożyć jej futro.
- Czy włożyłaś to paskudztwo, żeby mnie zdenerwować? - zapytał.
Nina roześmiała się.
- Może troszeczkę - przyznała. - Ale również dlatego, że jest piękne. Powiedz szczerze, nie jest?
Spojrzenie jego było jak pieszczota, a uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- To ty jesteś piękna - powiedział po prostu.
Nina chciała wziąć taksówkę. Luke zaproponował spacer. Noc była piękna, powietrze rześkie,
wiał lekki wiatr. Nina chętnie przystała na tę propozycję. Wzięła go pod rękę. Szli wzdłuż Piątej
Alei, mijając park po przeciwnej stronie ulicy.
- O czym jest „Odrobina szaleństwa"?
- Kup album, to się dowiesz.
- A jeśli nie będzie mi się podobał?
- To oddam ci pieniądze.
- Jak twoje wczorajsze spotkanie?
- W porządku.
- Ktoś, kogo znam?
- Poza jednym sławnym saksofonistą, nie mamy chyba wspólnych znajomych?
Przez chwilę szli w milczeniu.
- Skąd się to wszystko wzięło?
- Co takiego?
- Włoskie obuwie, najdroższe ubrania, maniery, akcent.
- Różnie. Języków nauczyłam się studiując śpiew i współpracując z Europejczykami. Świat
opery jest elegancki. Prawdę mówiąc, wielu rzeczy nauczył mnie mój mąż, i co więcej, obudził
we mnie dążenie do doskonałości.
- Twój mąż? - zatrzymał się tak gwałtownie, że Nina się potknęła.
- Powinnam powiedzieć mój były mąż. Rozeszliśmy się trzy lata temu. - Szli dalej.
- Kiedy wyszłaś za mąż?
- Gdy miałam dwadzieścia dwa lata, w San Francisco. Spotkałam go wkrótce po podjęciu pracy.
Nazywał się Philippe Garnier. Pochodził z bogatej, francuskiej rodziny, która łożyła ogromne
sumy na operę i w związku z tym posiadała wielkie wpływy. Miał trzydzieści siedem lat, był
bardzo uprzejmy, przystojny, bardzo europejski. Myślałam, że jestem w nim zakochana, a to jest
chyba to samo co miłość.
- Naprawdę?
- Teraz już sama nie wiem. W każdym razie, oczarował mnie całkowicie, co nie było specjalnie
trudne. Byłam młodą, niedoświadczoną, zapracowaną dziewczyną, która znała tylko Nowy Jork.
Pobraliśmy się sześć miesięcy później. Jego rodzinie nie spodobała się moja rodzina, ale sądzili,
że będę kiedyś gwiazdą. Philippe nauczył mnie, jak się ubrać, jak robić makijaż, układać włosy,
jakie czytać książki, jakie pić wino. Przyswoił mi wytworne maniery, poznałam francuski.
Zachęcał mnie do pozbycia się resztek akcentu z Brooklynu. Wprowadził mnie w świat. Pomagał
mi również w karierze. Zachęcał mnie do wspólnej pracy. Nigdy, ani razu nie narzekał, kiedy
musiałam wyjeżdżać na koncerty, gdy pracowałam do późna, lub gdy wracałam tak zmęczona, że
nie mogłam poświęcać mu uwagi. Był moim menadżerem i używał swych wpływów, aby
zapewnić mi główne role, abym była dostrzeżona przez liczące się osobistości, abym pracowała
ze sławnymi dyrygentami. Wydawało mi się, że złapałam Pana Boga za nogi. Dostawałam dobre
role i cieszyłam się, że nie muszę latami o nie walczyć. Z jego punktu widzenia także wszystko
dobrze się układało. Byłam dokładnie taką żoną, o jakiej marzył. Gdy jednak zaczęłam
samodzielnie myśleć, wiele rzeczy przestało mi się podobać. Zrozumiałam, że niektóre zwykłe,
niewyszukane, codzienne obyczaje mogą być największymi przyjemnościami w życiu - na
przykład, pociąganie piwa z braćmi w czasie oglądania meczów ligowych w telewizji. A co
najważniejsze, zrozumiałam, że nie kocham Philippa i, że przy całym swoim wyrafinowaniu, jest
w zasadzie płytkim i głupim człowiekiem.
- Dlatego się rozstaliście?
- Nie. Ciągle pewne rzeczy nas łączyły. Moja kariera, nasz dom. Nie byłam pewna, jak postąpić.
Gdy pewnego dnia wróciłam z Włoch, weszłam do domu i zobaczyłam blondynkę ubraną w
mój płaszcz kąpielowy, pijącą moje wino, siedzącą na moim ulubionym krześle, a własny
mąż przygotowywał jej kąpiel używając moich soli. Opuściłam go tego samego dnia.
Luke gwizdnął cicho.
- Wystąpiłam o rozwód, podając jako powód jego niewierność. Okazało się, że wszyscy moi
znajomi mogli wymienić co najmniej pół tuzina kobiet, którymi mój mąż interesował się w
czasie trwania naszego małżeństwa. Starałam się zachować spokój, choć nie było to łatwe.
Po zakończeniu sezonu opuściłam San Francisco i wróciłam do Nowego Jorku. Szczęśliwie
od razu dostałam pracę.
- A jak zareagowała na to twoja rodzina?
- Nie byli zadowoleni, gdy za niego wychodziłam - zaśmiała się krótko. - Mój ojciec go nie
znosił. Ale zaakceptowali małżeństwo. Byli zmartwieni moim rozwodem, ale znów udzielili
mi pełnego poparcia. Cieszę się, że już z nim nie jestem.
- A ty - znaczy - jak ty...
- Dobrze, że to już jest poza mną. On nie był potworem. Był po prostu słabym, małym
człowieczkiem z dużą ilością pieniędzy. A ja byłam zbyt młoda i naiwna. Nigdy nie
zapomnę upokorzenia, gdy zobaczyłam, z jaką łatwością inna kobieta zajmuje moje
miejsce. I te wszystkie kłamstwa, którymi mnie karmił, a ja mu wierzyłam, bo nie
przypuszczałam, że ma powód, aby mnie oszukiwać.
Otrząsnęła się ze wstrętem. Wszystkie uczucia, jakimi darzyła Philippe'a, wygasły w niej już
dawno, lecz ta zdrada i fakt, że zawiódł jej zaufanie raniły ją w dalszym ciągu. Luke ścisnął
jej rękę i przyciągnął nieco bliżej do siebie. Przez chwilę szli w milczeniu.
Zatrzymali się, gdy doszli do ulicy, na której mieszkała Nina. Luke starając się odwlec
chwilę rozstania pokazywał jej gwiazdy ledwie widoczne przez chmury i nowojorski smog.
Łagodny wietrzyk zwiał jej na czoło lok czarnych, błyszczących włosów. Przekrzywiła
głowę.
- Chyba widzę Gwiazdę Północną...
Luke stał nieruchomo. Trzymał ją za rękę a jego palce zaczęły lekko kreślić wzory na jej dłoni.
I nagle, na środku pustej ulicy, wydało jej się, że nie może złapać powietrza. Uporczywie
wpatrywała się w gwiazdy.
- Nina... - głos jego był zduszony, a oddech delikatnie owiewał jej policzek. Stała nieruchomo,
jak sparaliżowana.
- Nina - usłyszała jego naglący szept.
Podniosła ku niemu wzrok. Jego oczy płonęły.
Z jej gardła wyrwał się niski dźwięk, a przemożna siła pchnęła ją ku niemu.
Ich wargi spotkały się. Jego usta były gorące i słodkie. Jej dłonie dotykały twarzy Luka, gładziły
włosy, obejmowały ramiona. Oczy miała zamknięte i wszystko wokół zdawało się wirować i
rozpływać.
Oderwał się od jej ust i drobnymi, gorącymi pocałunkami zaczął obsypywać całą twarz. Całował
czoło i skronie, policzki i czubek brody. Podniecony nerwowym dotykiem jej dłoni, zanurzył swą
twarz we włosach Niny, szepcząc jej imię. Przytulała się do niego coraz mocniej. Z tłumionym
pomrukiem zaczął obsypywać pocałunkami jej szyję, wdychając słodki zapach ciała.
Świadomość czegoś nieuniknionego towarzyszyła jej od pierwszego spotkania, ale Nina starała
się jednak ignorować te uczucia. Teraz czuła, jak rośnie w niej namiętność całkowicie
wymykająca się spod kontroli.
Usta Luke'a znów odnalazły jej wargi. Język wsunął się między zęby, a ona przyjęła to
wyzwanie. Nagle usłyszeli głośny dźwięk klaksonu samochodowego i odskoczyli od siebie jak
para nastolatków, pochwycona na gorącym uczynku.
Luke pierwszy odzyskał równowagę.
- Przyłapani na całowaniu się przy świetle księżyca - powiedział z wymuszonym humorem.
Zdumiona tym, co się stało, Nina patrzyła na niego, ciężko oddychając. Prawie go nie znała,
twierdziła, że go nie lubi i nagle, na środku ulicy rzuciła mu się w ramiona jak nastolatka.
Zdumienie musiało odbić się jej na twarzy, bo Luke powiedział łagodnie:
- Poniosło nas nieco. Nie przejmuj się. Chodź, odprowadzę cię do domu.
W milczeniu przebyli pozostałą część drogi, starannie unikając jakiegokolwiek kontaktu. Nina
szła, wpatrując się w chodnik i starała się uporządkować chaotyczne myśli. Luke ze
wzrokiem utkwionym w niebo również wydawał się zamyślony.
Gdy doszli do domu, portier rozpoznał Ninę i otworzył drzwi.
- Dobranoc, Nino - powiedział Luke. Pochylił się ku niej i po bratersku pocałował w
policzek. Wywołało to jeszcze większy zamęt w jej myślach, bo przecież przed chwilą jego
pocałunki miały zupełnie inny charakter.
Otworzyła usta, żeby wygłosić uprzejme podziękowanie za wspólnie spędzony wieczór i ze
zdumieniem stwierdziła, że nic nie przychodzi jej do głowy.
- Nie zapraszaj mnie na górę na kawę – powiedział Luke. Roześmiał się z trudem. - Nie
sądzę, abym mógł sobie na to pozwolić. - Potem szybko się oddalił.
Nina weszła do mieszkania. Spędziła długą, bezsenną noc.
ROZDZIAŁ TRZECI
Dwa dni później, w niedzielne popołudnie, Nina niechętnie wykręcała numer telefonu Luke'a. Po
ósmym dzwonku usłyszała wreszcie ciepły kobiecy głos. Poczuła niespodziewany ból.
- Halo, czy mogę mówić z Luke'em?
- Oczywiście. Ale muszę panią ostrzec, że jest w fatalnym humorze.
Nina usłyszała jakieś głosy. Najwyraźniej Luke i ta kobieta kłócili się. W końcu podszedł do
telefonu.
- Halo! - powiedział agresywnie.
- Halo Luke, tu Nina.
Zapanowała cisza.
- Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam - powiedziała chłodno.
- Nie.
Jeżeli masz gościa...
- Nie, nie mam.
Ta rozmowa była trudniejsza niż przypuszczała, a Luke nie chciał jej pomóc.
Dwie najstarsze bratanice zaczęły ją ponaglać. Z kuchni dochodził krzyk matki. Chwilę później
przez pokój przebiegł pies Gnagnarellich z ogromnym kawałem pieczonej wieprzowiny w
zaciśniętych szczękach. Za psem biegła matka, dwóch braci i gromada dzieci. Wszyscy krzyczeli
i wymachiwali rękami.
- O Boże! - westchnęła Nina.
- Koncert, Nino. Zapytaj go o koncert - ponaglały bratanice.
- Co się tam dzieje? Skąd dzwonisz? - krzyknął Luke do telefonu.
- Jestem w domu rodziców, w Brooklynie. To typowy niedzielny obiad w rodzinie
Gnagnarellich - odkrzyknęła mu.
Pies zaczął szczekać, a najmłodsze dziecko wybuchło płaczem.
- Poproś go, Nino! - nalegały bratanice.
- O co masz mnie poprosić? - zapytał Luke.
- Uciszcie się wszyscy! - Nina powiedziała to tonem zwykle używanym w najbardziej
dramatycznych momentach na scenie. I rzeczywiście odniosło to skutek. Rodzina się
uspokoiła. - Dziękuję - odezwała się już normalnym głosem.
- Sytuacja opanowana? - zapytał Luke. W jego głosie wyczuła rozbawienie.
- Mniej więcej. Teraz wszyscy krzyczą po cichu.
- Dlaczego dzwonisz?
- Widzisz, moja bratanica Maria obchodzi w przyszłym tygodniu czternaste urodziny -
Maria z zapałem przytakiwała - i ona wraz z siostrą... W każdym razie, Luke, widziały mnie
z tobą w telewizji. Starałam się zdobyć bilety na twój dobroczynny koncert w przyszłym
tygodniu na Long Island, ale wszystkie są już wyprzedane. Pomyślałyśmy sobie, że skoro
poznałam cię osobiście, może mógłbyś... - zawiesiła głos.
Skąd córki brata mogłyby wiedzieć, że tego wieczoru, kiedy go poznała, zostawiła go na
środku ulicy po ostrej wymianie zdań? A zakończenie następnego spotkania ciągle
wprawiało Ninę w takie zakłopotanie, że w ogóle wolała o tym nie myśleć.
- Załatwię wam specjalne zaproszenia. Czy trzy wystarczą?
- Tak. Dziękuję. Bardzo ci dziękuję, Luke - z ulgą powiedziała Nina.
- Cała przyjemność po mojej stronie. A po przedstawieniu przyprowadź swoje bratanice za
kulisy, dobrze?
- Będą zachwycone.
- W porządku. - Wyjaśnił jej, gdzie ma odebrać zaproszenia i jak dostać się za kulisy. - Do
zobaczenia w przyszłą niedzielę. I, Nino, ta kobieta, która odebrała telefon...
- Tak? - usłyszała, że zadaje to pytanie i była wściekła na siebie, że chce poznać odpowiedź.
- To mój menadżer, Kate Hammer. Tylko biznes.
- Aha.
- A więc do zobaczenia w niedzielę. Do widzenia, Nino.
Odłożyła słuchawkę. Jak zwykle, udało mu się wprawić ją w zakłopotanie. Była zmieszana, że
okazała zainteresowanie tą kobietą. I była wdzięczna, że sam pospieszył z wyjaśnieniem.
Odczuwała ulgę i równocześnie była na niego zła, że nic nie wspomniał o ich ostatnim spotkaniu.
A tak w ogóle nie był to najlepszy moment do rozmyślania o tym wszystkim. Delikatnie odsunęła
wiercące się bratanice.
- Mam trzy specjalne bilety, a po koncercie jesteśmy zaproszone za kulisy.
Dziewczynki zaczęły podskakiwać i piszczeć z radości. Żona jej brata Michaela, Nancy, weszła
do pokoju.
- Widzę, że macie bilety?
Obie córki jednocześnie oznajmiły jej dobrą nowinę, a później wyszły do ogrodu, powiedzieć o
tym ojcu.
- Dziękuję, Nino - powiedziała Nancy. - Sami poszlibyśmy chętnie. Luke Swain jest
fantastyczny. Ale przecież nie można iść na koncert rockowy z własnymi dziećmi.
Przy kolacji ojciec Niny wyraził swoje uznanie dla projektu.
- Koncert dobroczynny na rzecz walki z głodem na świecie? Cieszę się, że was, dziewczęta,
interesują poważne problemy. Świat się zmienia dzięki ludziom, którzy skupiają się wokół
słusznej sprawy, by wymóc na rządach podejmowanie odpowiednich decyzji. Przy okazji tej tak
zwanej muzyki, ludzie mogą się czegoś nauczyć.
- Tak zwana muzyka! - powtórzył za ojcem Joe
- Tato, już tyle razy rozmawialiśmy na ten temat...
- A ja w dalszym ciągu uważam, że kilka gitar, perkusja i paru długowłosych
wykrzykujących o seksie, to nie jest muzyka. Nina się ze mną zgadza, prawda Nino?
- Zgadzam się, że dużo gitar i perkusji oraz długowłosi wykrzykujący o seksie, to jeszcze
nie muzyka, ale...
Nagle rozpętało się prawdziwe rodzinne piekło, wszyscy zaczęli krzyczeć, każdy z
naciskiem dowodził słuszności swego punktu widzenia i nikt nikogo nie słuchał. Wkrótce
pies zaczął biegać wokół stołu wesoło poszczekując. Typowa niedziela u Gnagnarellich
- pomyślała Nina.
Minęło co najmniej dziesięć minut, zanim rodzina znów zaczęła rozmawiać normalnym
tonem.
- To Nina bierze was na ten koncert? - Stefano uprzejmie spytał Marię i jej siostrę Angelę,
zupełnie tak, jakby poprzednia awantura w ogóle nie miała miejsca.
- Tak dziadku! Powiedziała, że możemy zostać u niej na noc i następnego dnia jeszcze
gdzieś pojedziemy.
- A ty, Nino, chcesz iść na koncert rock'n'rolla?
- Z przyjemnością wezmę dziewczynki, tato - odparła Nina. - I będą mogły osobiście
poznać Luke'a Swaina, na co się bardzo cieszą.
- Słyszałam o Luke'u Swainie, Stefano - powiedziała matka Niny. - Podobno jest inteligentny
i ma coś do powiedzenia. Powinieneś się cieszyć, że dziewczęta chcą słuchać jego muzyki.
-Tak, Michael ja też słucham tej muzyki - powiedziała Nancy.
Nina czekała, żeby wreszcie zmienili temat.
- Mam jeden jego album - z dumą oznajmiła Maria. Zwróciło to uwagę Niny.
- Nic o tym nie wiedziałam. Czy mogłabyś mi pożyczyć na tydzień tę płytę? - Maria popatrzyła
na nią z wielką niechęcią. Nina westchnęła. Pomyślała, że może sama kupi tę płytę.
Po ich nieszczęsnym pierwszym spotkaniu Nina nie spodziewała się, że go jeszcze zobaczy. Po
drugim obiecała sobie trzymać się od niego z dala. A teraz sama zgodziła się wkroczyć do jaskini
lwa. To już po raz ostatni - mówiła sobie. Naprawdę ostatni - powtarzała, kończąc deser.
Przez cały tydzień Nina była tak zajęta, że nie miała czasu myśleć o nadchodzącym weekendzie,
a co dopiero o kupnie płyty.
Do premiery „Rigoletta" pozostały niecałe trzy tygodnie. Czas i uwagę Niny całkowicie
zajmowały sprawy związane z występem. Czuła, że zaśpiewanie partii Gildy właśnie w Nowym
Jorku może być najważniejszym krokiem w jej dotychczasowej karierze. Świetnie się rozumieli z
Giorgio Bellantim, który występował w roli Rigoletta i obojgu dobrze układała się współpraca z
reżyserem. Jednakże Nina czuła, że wciąż nie do końca rozumie uczucia i namiętności, jakie
targały tą kobietą. A przecież nie wystarczyło wyjść na scenę i poprawnie zaśpiewać, aby odnieść
sukces.
Nina pracowała niezwykle ciężko. Całkowicie zrezygnowała z życia towarzyskiego i z pełnym
oddaniem starała się ożywić postać Gildy.
W rezultacie, gdy nadszedł sobotni wieczór była bardzo zmęczona, w złym humorze i zupełnie
nie miała nastroju na swój pierwszy rockowy koncert.
Nie mogła jednak zawieść swoich bratanic. Spotkała Marię i Angelę na dworcu i wszystkie trzy
udały się na Long Island.
Z łatwością odnalazły stadion idąc za tłumem. Już na miejscu, z biletami w ręku, Nina dała
za wygraną i kupiła dziewczynkom potwornie drogi program koncertu z kolorowymi
zdjęciami wykonawców, piwo bezalkoholowe, prażoną kukurydzę i po trzy koszulki: jedną
z podobizną Luke'a o „leniwym zmysłowym spojrzeniu", jedną z piękną blondynką
imieniem Gingie i jedną z hasłem koncertu „Walka z głodem".
Gdy okazało się, że Ninie brakuje już pieniędzy, dziewczęta zgodziły się zająć swoje
miejsca. To naprawdę były miejsca dla specjalnych gości - zauważyła Nina - blisko sceny,
wygodne i stosunkowo czyste.
- Chyba się spóźniłyśmy - próbowała przekrzyczeć muzykę.
- Nie - wyjaśniła Angela. - To tylko rozgrzewka.
Zaglądając do programu Marii Nina stwierdziła, że lista nazwisk uczestników koncertu
przedstawiała się imponująco. Byli wśród nich wokaliści rockowi, aktorzy komediowi,
postacie znane z filmu i telewizji, szereg młodych polityków i pisarz. Ponieważ wyglądało na
to, że wieczór może ciągnąć się bez końca, Nina uzgodniła z dziewczętami, że po występie
Luke'a (był dziesiąty w kolejności) pójdą za kulisy, a potem do domu.
W końcu nadszedł czas na występ Luke'a. Gdy pojawił się na scenie tłum powitał go
owacyjnie. Uśmiechnął się, pozdrowił ręką widownię, a później spojrzał w kierunku Niny.
Oczy ich spotkały się nad głowami ludzi.
- Cieszę się z tego spotkania - powiedział do mikrofonu, patrząc prosto na Ninę.
Zarumieniła się i spuściła wzrok.
Widownia radośnie odpowiedziała na jego powitanie. Słyszała ludzi krzyczących „Luke!",
„Cześć Luke" albo „Luke, hej Luke".
Podniosła oczy i zobaczyła, że choć brał już gitarę do ręki, patrzył na nią.
Angela i Maria machały do niego, aż nagle jakiś obcy człowiek siedzący za Nina powiedział:
- No, pomachaj mu, kochana!
Widząc, że ludzie zaczynają się jej przyglądać, popatrzyła na Luka z wyrzutem i szybko
pomachała ręką. Roześmiał się, a potem zwrócił się do swojej grupy, aby sprawdzić, czy mogą
zaczynać.
- Myślę, że znacie ten utwór - powiedział do mikrofonu. Gdy zagrał kilka pierwszych akordów
tłum znowu ogarnęło szaleństwo.
Czystym, ciepłym głosem Luke zaczął śpiewać wzruszającą balladę o biedzie, głodzie i
rozpaczy. Nina czuła jego żarliwą troskę o świat, jego smutek i złość. Widownia znała tę
piosenkę, gdyż dosłownie wszyscy śpiewali razem z Lukiem. Wytężali głosy i wierzyli w to, o
czym śpiewali. Nina odczuła wielką satysfakcję, choć zdawała sobie sprawę, że nie ma żadnego
tytułu, by dzielić z nim sukces.
Gdy skończyli zerwały się owacje, za które Luke i jego grupa krótko podziękowali, po czym
gładko przeszli do typowego rocka. Nina doszła do wniosku, że naprawdę jest dobry. Utwory
skomponowane przez Luke'a były melodyjne, pod silnym wpływem jazzu i muzyki country. Głos
pełen wyrazu, ciepły i... uwodzicielski. W występ wkładał wiele energii, z wdziękiem poruszał się
po scenie i umiał skłonić widownię, by śpiewała razem z nim.
Nina świetnie się bawiła.
Potem Luke zaśpiewał tytułowy utwór ze swego najnowszego albumu. Dopiero teraz Nina
znalazła odpowiedź na niektóre pytania, jakie zadawała sobie, oglądając ten album na wystawie
sklepu muzycznego. Utwór ten natarczywie stawiał pytania dotyczące uczciwości i odwagi
osobistej, nakłaniając słuchaczy, by z uporem szukali własnej tożsamości.
Piosenka dobiegła końca, ale Nina była tak zatopiona w myślach, że zapomniała o
oklaskach. Czuła, że musi ją jeszcze raz usłyszeć.
- Na koniec zagramy nowy numer - zakomunikował Luke.
Na razie go nie nazywamy, jest jeszcze trochę surowy, ale napisałem go dla kogoś, kto jest
na widowni i chcę, byście tego posłuchali: „Kto się na gorącym sparzy..."
Zespół zaczął grać tradycyjnego melodyjnego rocka. Na czoło wybijały się pianino i
saksofon. Luke wiedział, że Nina uwielbia saksofon. Wtuliła się głębiej w krzesło. Ogarnęło ją
wzruszenie. Słuchała piosenki i nie była w stanie logicznie myśleć. Czyżby się jej
oświadczał w obecności tysięcy ludzi? Co za zuchwałość! Ale to było w jego stylu.
Gdy skończyli, publiczność szalała. Luke spojrzał prosto na Ninę. Uśmiechał się. Krótko
pożegnał się z widownią i opuścił scenę, a jego miejsce wkrótce zajął aktor komediowy.
Bratanice Niny obrzuciły ją szelmowskim spojrzeniem i z ożywieniem coś do siebie
szeptały.
Zgodnie z umową Nina zaprowadziła dziewczynki za kulisy. Pokazała portierowi swoje
zaproszenie i podała nazwisko. Natychmiast znalazł się ktoś, kto przeprowadził je przez
tłum piosenkarzy, muzyków, charakteryzatorów, reporterów i wielbicieli, kręcących się za
sceną. Znaleźli Luke'a, który właśnie udzielał wywiadu. Gdy zauważył Ninę, natychmiast
wstał.
- To wszystko, Mariella - powiedział.
- Dziękuję, Luke - odpowiedziała reporterka, ściskając jego dłoń na pożegnanie. Przebijał
się przez tłum, żeby zbliżyć się do Niny.
- No, już myślałem, że nie przyjdziecie.
Uśmiechnęli się do siebie. Nagle Nina poczuła się zmieszana jak uczennica. Nikt nigdy nie
powiedział jej, jak powinna się zachować wobec mężczyzny, który napisał dla niej piosenkę i
śpiewał ją przed wielotysięczną widownią. Oczy ich spotkały się. Jednocześnie zaczęli:
- Ja...
- Czy ty...
Wybuchli beztroskim śmiechem. Uczucie skrępowania minęło i Nina przedstawiła swoje
bratanice.
- Luke, to jest Angela, a to Maria.
Uścisnął ich dłonie, potem pochylił się:
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Mario - powiedział i pocałował ją w policzek. Oczy
jej zrobiły się jak spodki, wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Nina wiedziała, że Maria
zachowa pamięć o tym pocałunku przez całe życie.
- Jesteście ładną rodziną - powiedział Luke, z uwagą przyglądając się trzem filigranowym
osóbkom, które stały przed nim. - Czy zostajecie do końca koncertu?
- Nie, zaraz wychodzimy - odparła Nina. Nie chcę wracać pociągiem późnym wieczorem.
- Dlaczego nie wzięłaś samochodu?
- Nie umiem prowadzić.
- Nie umiesz prowadzić? - powtórzył z niedowierzaniem.
- Nie umiem. Naprawdę, Luke. Całe życie mieszkałam w Nowym Jorku. W San Francisco
jeździłam autobusami lub samochodem Philippe'a z kierowcą. Kiedy miałam się nauczyć
prowadzić samochód?
- Kobieta, która nie prowadzi, bo jeździ metrem albo Rolls-Roycem z kierowcą! Wasza ciotka
jest dziwną osobą - zwrócił się do dziewczynek.
- Nie jest taka zła - odpowiedziała Angela, uważnie obserwując reakcje ciotki i swego idola.
- Nie, nie taka zła - powtórzył w zamyśleniu. Ninie zrobiło się gorąco, gdy poczuła na sobie
jego wzrok. Oczyma wyobraźni ujrzała się w ramionach Luke'a, poczuła uścisk ramion,
dotyk warg, smak pocałunku... Odwróciła oczy uciekając przed jego hipnotycznym
spojrzeniem.
- Dziewczęta, jeśli nie możecie zostać do końca koncertu, to przynajmniej poznacie Gingie.
Chcecie? - zwrócił się do Angeli i Marii, przyglądając się ich nowym koszulkom z
podobizną piosenkarki.
- Tak, tak, och tak - piszczały z radości.
Luke wziął je za ręce.
- Chodź z nami - powiedział przez ramię do Niny. Pospieszyła za nimi i dopiero wtedy
zauważyła, ile aparatów fotograficznych skierowanych było na Luka. Miała nadzieję, że ani
ona sama, ani jej bratanice nie zostaną uwiecznione na zdjęciu przez reportera któregoś z
tych okropnych, plotkarskich czasopism.
Gdy doszli do garderoby Gingie, Luke zapukał i zawołał ją. Przyszła od razu. Wyglądali na
dobrych znajomych.
- Jak ci poszło? - spytała Luke'a.
- Nieźle. Chcę, abyś poznała moje znajome. To jest Angela, to Maria, a to ich ciotka Nina.
Gingie przywitała się ze wszystkimi.
- Podobało wam się? - zapytała. Gdy Gingie rozmawiała z dziewczętami, Nina mogła się jej
przyjrzeć. Była wysoka, miała dobrą figurę, a stroje dopasowane były do wzrostu. Krótkie,
jasnoblond włosy podkreślały urodę. W stosunku do dziewcząt była uprzejma i nie
traktowała ich z wyższością. Spodobała się Ninie. Zamienili jeszcze kilka słów, Gingie dała
dziewczynkom autografy i pożegnała się ze wszystkimi. Gdy Luke odprowadzał je do
wyjścia, zwrócił się do Niny:
- Właściwie, ja też mogę już stąd iść. Skończyłem na dzisiaj. Jeśli chcecie, mogę was odwieźć do
miasta.
- Naprawdę nie zrobi ci to różnicy?
- Oczywiście, że nie. Przepraszam, powiem tylko chłopakom, że wychodzę.
- Jeśli naprawdę...
- Jak zwykle bardzo uprzejma Nina - podśmiewał się Luke.
- Jak stąd wyjdziemy?
Zaparkowałem samochód na strzeżonym parkingu dla artystów. Miejmy nadzieję, że wciąż
jeszcze jest strzeżony.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- No, wiesz, czasami młodzież, która nie dostała się na koncert wymyka się spod kontroli i trudno
nad nią zapanować.
Wyszli z budynku i skierowali się w stronę zaparkowanych samochodów. Mignęły flesze, a
potem ktoś krzyknął:
- Kto to? Czy to Gingie?
- Nie, to Luke Swain.
- Luke! Luke!
- O rany - westchnął Luke. Wydawał się nie tyle zmartwiony, co przygnębiony. Luke, Nina i jej
bratanice stali się nagle ośrodkiem zainteresowania fanów.
Nina nigdy nie zapomni tego, co się potem zdarzyło. Setki ludzi ruszyły w ich kierunku, omijając
strażników, prześlizgując się między zaporami. Jedną ręką popchnęła dziewczynki za siebie,
drugą trzymała się Luke'a licząc, że będzie wiedział, co w tej sytuacji zrobić.
Gdy tłum naparł, próbował osłonić Ninę i dziewczęta, krzycząc:
- No, dobrze, dobrze, ale cofnijcie się już! Strażnicy, wyprowadźcie stąd te panie! - Wszystko
jednak potoczyło się bardzo szybko. Nina i dziewczęta nie zdążyły schronić się w budynku.
Nina puściła rękę Luka, ogarnęła ją panika. Maria i Angela nagle zniknęły jej z oczu. Nie mogła
ich dostrzec w falującym tłumie.
- Maria ! - krzyknęła.
- Kim ona jest? - spytał ktoś patrząc na Ninę.
- Ona jest z nim!
Zupełnie niespodziewanie ludzie zaczęli ją ciągnąć za włosy, szarpać ubranie, ktoś chwycił ją za
pasek.
- Zostawcie mnie!! - krzyknęła przerażona.
Gdy chcąc odnaleźć dziewczynki przedzierała się przez gąszcz obcych dziewczyn wrzeszczących
imię Luke'a, czuła jak zdejmują jej pasek i biżuterię, urywają rękaw i rozrywają kurtkę, a z nogi
ściągają jeden kozak. Ktoś, podskakując obok, niechcący uderzył ją w twarz tak mocno, że
zobaczyła wszystkie gwiazdy. Słyszała gwizdki policjantów i donośne męskie głosy. Ktoś, kto
przebił się przez tłum, wpadł na nią. Nina upadła. Gdy stanęła z powrotem na nogi tłum się
rozproszył, a opornych policjanci odciągnęli za barierki.
- Nino, czy jesteś cała? - to był głos Angeli.
Nina chwyciła ją za ramię.
- Tak, a jak ty, kochanie?
Angela była cała umazana błotem i jakimś smarem. Miała poodrywane guziki, rozerwane
ubranie, zerwane gumki z włosów, a po zakupach nie zostało ani śladu.
- Świetnie! Jest cudownie, cudownie! - nie posiadała się z radości Angela.
Ktoś z tyłu popchnął Ninę tak mocno, że się znów przewróciła. Gdy Luke wraz z Angela i Marią
podszedł do niej, wciąż jeszcze siedziała wściekła na ziemi. Nie zwróciła uwagi na zaniepokojony
wyraz twarzy Luke'a.
- Nino, czy nic ci się nie stało? - ukląkł przy niej.
- W porządku. Czy to ci się często zdarza? - spytała lodowato.
- Już od dawna nie miałem takiej przygody - odparł zmęczony.
- O rany, ktoś ci nawet ukradł but, Nino! - wykrzyknęła Maria.
Luke wybuchnął śmiechem, a razem z nim Angela i Maria. Tego już było za wiele!
- Co w tym jest śmiesznego, do cholery?
- No, Nino. Można się z tego tylko śmiać. Popatrz na nas wszystkich.
Luke miał podarte dżinsy i koszulę, był wysmarowany błotem i smarem.
- Wiem, że jesteś wstrząśnięta. Ale nie ma o czym mówić. To często się zdarza gwiazdom rocka.
- Nie jestem gwiazdą rocka - powiedziała zirytowana, stając znowu na nogi. - A gdybym chciała
być napadnięta, okradziona czy ogłuszona czymś ciężkim, to wystarczyłoby przejść się po parku
Bowery po zmroku. Dlaczego właściwie zaproponowałeś nam odwiezienie do domu, jeżeli
wiedziałeś, że coś takiego może się zdarzyć?
- Nie myślałem...
- Rzeczywiście!
- Nino, nie denerwuj się - powiedziała Maria.
- Wszyscy jesteśmy cali i zdrowi - wtrąciła Angela.
Złość Niny skierowała się przeciwko dziewczętom.
- Nie wtrącajcie się. To ja będę się tłumaczyć przed waszym ojcem.
- Ja wszystko wyjaśnię - zaczął Luke ugodowo.
- Nie mieszaj się - rzuciła Nina kompletnie rozjuszona.
- Na Boga, Nino! Nikt nie chciał ci zrobić krzywdy! Oni tylko chcieli...
- Poszarpać moje ubranie, ukraść mi biżuterię i wytargać mnie za włosy tylko dlatego, że z tobą
wychodziłam. Jeśli ty gustujesz w takim bezmyślnym, brutalnym i wulgarnym uwielbieniu, to
twoja sprawa. Ja nie!
Wydawało się, że Luke liczy do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć śmiechem. W końcu
powiedział:
- Dobra, no to idziemy. Zawiozę was do domu.
Nie mając innego wyjścia Nina zgodziła się bez entuzjazmu. Droga upłynęła w pełnej
napięcia ciszy. Gdy dotarli do domu, Nina nie mogła dłużej wytrzymać tego napięcia.
Pospiesznie wyciągnęła dziewczęta z samochodu, popchnęła je w kierunku budynku i
dopiero wtedy spojrzała na Luke'a. Stał zamyślony na chodniku, ręce trzymał w kieszeniach
i choć październikowa noc była zimna, był bez kurtki.
- Nie możemy teraz rozmawiać - powiedział cicho. Zadzwonię.
- Nie! - przerwała mu Nina.
Popatrzył na nią.
- Już jestem spokojna. Straciłam... panowanie nad sobą. Jakoś zawsze to mi się zdarza przy
tobie.
- Zauważyłem - odparł sucho.
- Zrozum, Luke. Nie podoba mi się to. Nie pasuję do świata gwiazd rocka. Nie chcę się z
tobą spotykać.
- Czy to z powodu dzisiejszego wieczoru?
- Naturalnie.
- Naturalnie? - badał ją uważnie wzrokiem.
- Dobranoc panie Swain - powiedziała cicho i odwróciła się w kierunku drzwi wejściowych.
Mało kto rozpoznałby w tej wymiętej, obszarpanej postaci, która kulejąc wchodziła do
budynku zawsze niezwykle elegancką Ninę Gnagnarelli.
Luke stał na ulicy wpatrując się w drzwi jeszcze długo po tym, kiedy Nina za nimi zniknęła.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Premiera „Rigoletta" była wielkim sukcesem. Ostatnie dni przed premierą Nina pracowała
niezwykle intensywnie. Nie miała czasu na rozpamiętywanie ostatnich przeżyć. Po
przedstawieniu otrzymała mnóstwo kwiatów, wiele telegramów, listów i kart z gratulacjami.
Rodzina, znajomi, przyjaciele, koledzy, wiele znanych i wpływowych osób przychodziło do jej
garderoby, by osobiście jej pogratulować, a tłum reporterów czekał, kiedy ona i inni artyści będą
opuszczać teatr.
Po premierze odbył się elegancki bankiet z szampanem. Gdy w czasie uroczystości powiodła
wzrokiem po wykwintnym otoczeniu i eleganckich gościach wiedziała, że tu jest jej miejsce.
Wszystko było przeciwieństwem świata Luke'a, źle ubranych, zbuntowanych artystów i masowej
histerii publiczności. Nie, nie było czego żałować.
Przez kilka następnych dni Nina czuła się wyczerpana i przygnębiona. Nie było w tym nic
niezwykłego. Tak zazwyczaj reagowała, gdy kończył się okres wytężonej pracy na próbach i
mijało podniecenie premierą. Trochę się jednak zaczęła niepokoić, gdy wyczerpanie minęło a
przygnębienie wciąż nie ustępowało. Nie rozumiała, co się z nią dzieje.
Leżała na łóżku z zamkniętymi oczyma. Ostatnio często o nim myślała. Płomienne piwne oczy
sięgały w głąb jej duszy, ciepłe, silne wargi dotykały jej...
- Nie dręcz mnie - szeptała - nie dręcz...
Każde z nich żyło w innym świecie, a jego świat zupełnie jej nie odpowiadał. Luke był kłótliwy,
źle wychowany i bardzo uparty, zupełnie jak jej ojciec i rodzeństwo. Wyzwalał w niej wszystko,
co najgorsze. Rumieniła się, jąkała, piszczała - tak jak kiedyś w dzieciństwie.
Gdy tylko się pojawiał, chłodna, światowa, wyrafinowana kobieta, której wizerunek
wytrwale budowała, ustępowała miejsca niedoświadczonej, wrażliwej dziewczynie. W jego
towarzystwie ujawniały się nowe cechy jej osobowości.
W następnym tygodniu znów śpiewała w „Rigoletcie". Jesse Harmon prosił o pięć biletów
na przedstawienie i dzięki znajomościom, udało się załatwić najlepsze miejsca.
Tego wieczora w jej śpiewie brzmiała gwałtowna namiętność i niepohamowany żal, co
całkowicie oczarowało słuchaczy. Giorgio był międzynarodową gwiazdą. To jego
podziwiali melomani, ale promieniał ojcowską dumą, gdy publiczność zgotowała Ninie
gorącą owację.
Gdy przyjmowała gratulacje od wielbicieli i paru przyjaciół, w drzwiach jej garderoby
pojawili się Jesse i Rebecca.
- Jesse! - szczerze się ucieszyła na widok przyjaznej twarzy.
- Byłaś wspaniała! - podszedł do niej i objął ją tak mocno, że nie mogła oddychać. Rebecca
przytakiwała. - Myślę - Jesse zmrużył oko porozumiewawczo - że nawet nawróciłaś
pewnego poganina.
- Nie rozumiem?
- Jesteśmy w towarzystwie - zaśmiał się.
Spojrzała ku drzwiom i ujrzała Luke'a. Ich oczy się spotkały. Wszystko inne nagle przestało
istnieć. Gdy zaczął iść w jej kierunku, utkwiła w nim wzrok przestraszonego zwierzęcia. Nie
widziała go przez trzy tygodnie, ale nie zapomniała jego wijących się włosów, lśniących,
białych zębów, kontrastujących z ciemną cerą. Miał na sobie elegancki strój wieczorowy.
Był niesłychanie przystojny. Patrzył na nią płomiennym wzrokiem, jakby lekko
onieśmielony jej kostiumem i pełną charakteryzacją.
- Gratuluję - powiedział cicho. - Byłaś fenomenalna. W życiu czegoś takiego nie słyszałem.
Luke wręczył Ninie białą różę.
- Przypomina mi ciebie. Jest piękna, delikatna i... ma kolce.
- Dziękuję - powiedziała sucho. Po czym zwróciła się do Jesse'ego:
- Kto jeszcze z wami przyszedł?
- Mój perkusista ze swoją dziewczyną - odpowiedział Luke na jej pytanie, przedstawiając
sympatycznie wyglądającego blondyna. - Nino, to jest Robin Good. Pracuje ze mną prawie od
początku.
- Robin Good? - powtórzyła. - Ma pan chyba jeszcze więcej kłopotów z nazwiskiem niż ja.
- Nie ma się czym przejmować - zapewnił ją.
Robin przedstawił Ninę swojej towarzyszce, miłej dziewczynie dobiegającej trzydziestki.
- Przepraszam was, ale muszę zmyć charakteryzację i przebrać się - oznajmiła Nina.
- Poczekamy na ciebie - powiedział Jesse. Wszyscy wyszli z garderoby. Nina nie mogła zrozumieć,
dlaczego Luke nie próbował choć na chwilę zostać z nią sam na sam.
Mnie na tym nie zależy - pomyślała zdejmując kostium i podając go garderobianej z
podziękowaniem. Zmyła teatralny makijaż i potrząsnęła głową, by rozburzyć włosy.
Naga weszła do małej kabiny prysznicowej, znajdującej się w rogu garderoby, aby zmyć z siebie
brud i pot i pod gorącą wodą rozluźnić napięte mięśnie.
Kiedy skończyła, wytarła się szybko i owinęła w ręcznik. Przetarła duże, zaparowane lustro i
zaczęła suszarką układać gładką fryzurę ze swoich kręconych włosów. Stała przed lustrem, tyłem
do drzwi, zajęta włosami. Hałas suszarki tłumił inne odgłosy. Nagle drzwi otworzyły się. W
lustrze ujrzała oczy Luke'a.
- Pukałem - powiedział.
Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Pieścił wzrokiem jej ledwie zakryte ciało.
Spojrzenia ich spotkały się. Wstrzymała oddech. Wyłączyła suszarkę i opuściła rękę. Nie
była w stanie nic powiedzieć. Naelektryzowana cisza wypełniła pokój.
- Żałujesz, że przyszedłem? - zapytał cicho.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
Gdyby choć się poruszył - pomyślała. Ale on stał nieruchomo. Napięcie narastało. Jego
wzrok palił ją przez cienki ręcznik. Nina poczuła się zagrożona. W powietrzu unosił się
silny zapach kwiatów. Garderoba nagle przestała być znajomym miejscem.
Wreszcie Luke ruszył w jej kierunku. Suszarka wypadła jej z ręki. Zahipnotyzowana
patrzyła, jak się zbliża. Stał za nią tak blisko, że czuła ciepło bijące z jego ciała, męski,
czysty zapach.
- Masz piękne ramiona - wyszeptał delikatnie ją dotykając. Poczuła ciarki na całym ciele.
Ich oczy znowu spotkały się w lustrze, zdziwione i rozognione. Przez chwilę Luke
obserwował wyraz jej twarzy, po czym powoli spuścił głowę.
Ustami dotykał miękkiej skóry ramion. Z trudem łapała oddech. Widziała obraz ciemnej
głowy pochylonej nad jej ramieniem, czuła jego palce i usta na skórze, słyszała ciche,
bezsensowne słowa, które szeptał całując ją w szyję, lekko gryząc w ucho i wreszcie
pieszcząc ustami włosy. Jego oddech był nierówny. Jęknęła cichutko. To szaleństwo -
myślała. - Muszę położyć temu kres. Ale pożądanie było zbyt silne, kolana jej się ugięły,
gdy przechyliła się ku niemu w tył. Objął ją silnym ramieniem. Przesuwał w górę i w dół
swe opalone dłonie po jej ramionach, pieszcząc je. Przez ręcznik lekko dotykał jej pełnych,
białych piersi. Paliła ją skóra pod materiałem. Ogarnięta namiętnym uniesieniem chciała,
żeby to trwało bez końca, pragnęła połączyć się z nim.
- Nina, prześliczna Nina - szeptał. Jego pożądanie było gwałtowne. Wsunął dłoń między fałdy
ręcznika.
Głaskał i pieścił jedwabistą skórę jej talii i brzucha.
Całował ją, szeptał namiętne słowa. Nina odchyliła głowę do tyłu, i obserwowała w zamglonym
lustrze jak uwodzi go, wyginając zmysłowo plecy i sięga ręką za siebie, by pieścić jego włosy i
głaskać silne ramiona.
Jego ciepła, zręczna ręka dotykała jej brzucha, po czym zaczęła się przesuwać niżej, niżej... Nina
gwałtownie złapała oddech.
- Pragnę cię - wyszeptał niecierpliwie.
Była gotowa, bezwolna, słaba, bezradna...
- Nie! - nagle wyrwało się jej z ust z taką siłą, że wprawiło ją to w osłupienie. Odepchnęła
ramiona Luke'a i uciekła przyciskając mocno ręcznik. Patrzyli na siebie. Przez chwilę tylko
ciężki oddech zakłócał obezwładniającą ciszę.
- Nie? - usłyszała.
- Nie!
Była bliska płaczu, zażenowana i przestraszona. Wszystko potoczyło się tak szybko i
nieoczekiwanie. W jednej sekundzie suszyła włosy, a w następnej oddawała swe ciało temu
mężczyźnie. Co się z nią działo?
Widząc jej zalękniony wyraz twarzy Luke zmiękł. Wziął głęboki, uspokajający oddech, by
opanować rozgorzałe zmysły.
- Dobrze - odwrócił się do wyjścia. - Prawie zapomniałem - powiedział - Jesse mnie przysłał,
żeby zapytać dokąd masz ochotę pójść wieczorem. Podejrzewam, że w tej sytuacji jest ci
wszystko jedno? Nina przytaknęła.
- Powiem, że zostawiasz mu wybór. Będzie zadowolony.
Potrząsnęła lekko głową.
Luke zatrzymał się przy drzwiach. Patrzył na nią łagodnymi oczyma, w których nie było już
śladu gorącej namiętności sprzed paru chwil.
- Nino, dobrze się czujesz? - spytał troskliwie. Przytaknęła. Wtedy Luke wyszedł.
- Nareszcie sama - Nina popatrzyła w lustro. Zobaczyła małą, zalęknioną dziewczynkę. Nie było
w niej śladu zmysłowej kobiety, która jeszcze parę minut temu oddawała się namiętności. Po
policzkach płynęły jej łzy goryczy i zażenowania. Przecież nie była już małą dziewczynką z
Brooklynu, ale dorosłą doświadczoną kobietą. Przestała sypiać z Philippe'em nie dlatego, że nie
lubiła seksu, ale dlatego, że już nie darzyła go szacunkiem. Ale nigdy dotąd nie odczuwała
takiego... obezwładniającego uniesienia. Nie zdarzyło jej się to ani z Philippe'em ani z tymi
kilkoma mężczyznami, z którymi się spotykała już po rozwodzie. Bała się tego nagłego przepływu
niepohamowanej namiętności w ramionach mężczyzny, którego prawie nie znała.
Obserwowała, jak dziewczyny i młode kobiety szalały, by się do niego zbliżyć i dotknąć go.
Wtedy wydawało jej się to niesmaczne, ale czy ona w gruncie rzeczy była inna? Co wywoływało
takie reakcje u kobiet?
Ta krótka scena pozostawiła ją wstrząśniętą i niepewną. Nina dołożyła wielkich starań, żeby
wyglądać jak najlepiej zarówno po to, by ukryć swe burzliwe uczucia, jak i po to, by pokazać
Luke'owi Swainowi z kim ma do czynienia. Gdy wreszcie spotkała się z czekającym na nią
towarzystwem wyglądała elegancko, kobieco, szykownie i uwodzicielsko, mimo że w jej sercu
szalała burza.
Jesse głośno dał wyraz swemu podziwowi, Robin stał oszołomiony, oczy Luke'a błyszczały w
zachwycie, ale od razu wszystko popsuł pytaniem:
- Co? Dzisiaj bez żadnych martwych zwierzątek? Co to za okazja? - Nina całkowicie go
zignorowała.
Jesse nigdy nie lubił „zwyczajnych" miejsc. Poszli więc do spokojnego klubu jazzowego.
Właścicielem oczywiście był stary znajomy Jesse'a. Dostali najlepszy stolik. Obsługa była
wspaniała. Gdy uspokoiła się trochę, poczuła wilczy głód. Tak wszystko jej smakowało, że w
końcu Jesse zauważył zadowolony:
- Podobają mi się kobiety, które lubią jeść. Nie ma nic gorszego niż jakaś wychudzona
dziewczyna dłubiąca widelcem w talerzu i jęcząca, że musi dbać o figurę.
- Śpiewacy operowi nie muszą być wychudzeni - zauważyła Nina. - A poza tym ja bardzo dużo
ćwiczę: gimnastyka, balet, pływanie oraz piłka nożna z moją rodziną.
Po zaspokojeniu głodu, Nina zainteresowała się rozmową. Luke uśmiechał się przyjaźnie do
wszystkich przy stoliku, wzrok jego był wesoły, ale niczego nie zdradzał. Nie próbował jej
dotknąć, nie poprosił jej do tańca, choć tańczyła z Jess'em i z Robinem. Wypytywał ją o operę, o
jej poprzednie role, o naukę, o ulubione miejsca w Europie.
- Jaką rolę najbardziej chciałabyś zaśpiewać? - zapytał.
- Medeę - odpowiedziała bez zastanowienia.
- Medeę? Tę Greczynkę, która mordowała swoje dzieci? - spojrzał z niesmakiem.
- Tak.
- O, to bardzo ciekawe - powiedział Robin z zainteresowaniem - Moralnym problemem tej
postaci jest oczywiście...
- Daruj nam dziś wieczór - przerwał Luke. - Nino, ty w ogóle nie wiesz, na co się narażasz.
- Rebecco, zlituj się nade mną i chodź zatańczyć.
- Nie przejmuj się nim - uśmiechnął się Robin. - Musi mnie wysłuchiwać przez te długie,
samotne dni i noce, gdy jesteśmy w trasie.
- Nie rozumiem - powiedziała Nina.
- Robię magisterium z filozofii.
- Ach tak! Perkusista jednego z najlepszych zespołów rockowych w Ameryce?
- Byłem sobie zwykłym studentem z Iowa, gdy spotkałem Luke'a, który właśnie tamtędy
przejeżdżał. Wiedziałem, że potrzebuje dobrego perkusisty, więc rzuciłem studia i
dołączyłem do niego. Wtedy dopiero zaczynał. W końcu zdecydowałem się kontynuować
studia, ale jednocześnie nie chciałem porzucić zespołu. Tak więc studiowałem w różnych
miejscach, aż w końcu, bo trwało to latami, uzyskałem pierwszy stopień naukowy, a teraz
robię magisterium.
- A co masz zamiar potem robić? - spytała Nina.
- W tym tempie, w jakim to teraz idzie, zrobię doktorat, gdy będę taki stary, że będę musiał
już dać sobie spokój z rockiem.
- Nie chcesz pozostać przy rocku?
Kocham to, co robię, ale to naprawdę szalone życie. Na pewno będę miał tego po dziurki w
nosie za jakieś dziesięć, piętnaście lat. Luke jest geniuszem. On może w każdej chwili
przestać śpiewać, poświęcić się pisaniu piosenek i ewentualnie od czasu do czasu dać jakiś
występ. Ja muszę myśleć o mojej przyszłości.
Nina się uśmiechnęła. Podobał jej się ten pogodny, łagodny mężczyzna.
- Czy znasz dobrze Luke'a? - spytał Robin taktownie.
Wyraźnie go to interesowało, ale był za dobrze wychowany, żeby się wypytywać.
- Mówiąc szczerze, prawie w ogóle go nie znam. Dzisiaj widzimy się chyba po raz czwarty.
Nasze spotkania zazwyczaj kończą się... burzliwie. Nic ci o mnie nie wspominał?
- Nie, nic. Są rzeczy, o których mówi bez przerwy, bez względu na to czy to kogoś interesuje,
czy nie. Z drugiej strony, jeśli o czymś nie mówi, to nigdy nie wiesz, czy dlatego, że to go nie
obchodzi, czy dlatego, że obchodzi go za bardzo. Zazwyczaj jest otwarty, ale bywają sprawy, w
które nikogo nie wtajemnicza.
- Ciekawe...
- Zastanawiałem się tylko, dlaczego jest taki humorzasty ostatnimi czasy, dużo bardziej niż
przedtem. - Przerwał na chwilę. - Ten nowy utwór „Kto się na gorącym sparzy, ten na zimne
dmucha" poświęcił tobie, prawda?
- Tak.
- Zmuszał nas do pracy ponad siły, żeby zdążyć na ten koncert. A od tamtego wieczora ani razu
nad tym nie pracował. Nasz producent zainteresował się utworem, ale to i tak nie ma znaczenia.
Luke robi to, na co ma ochotę.
Nina wpatrywała się w jakiś punkt, próbowała uporządkować myśli.
- Przepraszam cię, Nino, że się wtrącam.
- Nic nie szkodzi. Wiem, że pytasz dlatego, bo jesteś jego przyjacielem. Ale ja ci na to nie umiem
odpowiedzieć. Na pewno nie dziś - uśmiechnęła się do niego. - Powiedz mi coś o Medei, może
wykorzystam te wiadomości.
Byli zaabsorbowani rozmową, gdy pozostali wrócili do stolika.
- Jeśli nie bardzo wiesz, o co mu chodzi, nie martw się - Luke poradził Ninie. - Czasami dopiero
po tygodniach, gdy przebrnę przez te jego wywody, dochodzę do wniosku, że w gruncie rzeczy
chodzi mu o to, że kłamstwo, zabijanie i niewierność nie są zjawiskami pozytywnymi.
Robin roześmiał się i zrezygnował z dalszego wykładu.
Kilka młodych kobiet podeszło do stolika prosząc Luke'a o autograf.
- Ach, przypomniałem sobie, że miałem cię o coś zapytać - powiedział Robin, gdy zostali już we
własnym gronie. - Słyszałem, że chciałeś się wcześniej wyrwać z tego koncertu dobroczynnego
parę tygodni temu, ale przydybali cię twoi wielbiciele. Czy to prawda?
Luke popatrzył porozumiewawczo na Ninę.
- Wyszedł wcześniej, bo chciał mnie i moje bratanice odwieźć do domu - wyjaśniła Nina.
- Byłaś tam? Nic ci się nie stało?
Nina i Luke spojrzeli na siebie jednocześnie. Wybuchli śmiechem. Wreszcie nabrała
odpowiedniego dystansu do tego zdarzenia. I mogła śmiać się sama z siebie. Razem z Luke'em
opowiedzieli wszystkim, co się wydarzyło.
- Musiałam wyglądać jak niezła wariatka - przyznała - ubranie w strzępach, włosy rozwichrzone,
w jednym botku. Wyładowywałam swoją złość na Luke'u.
- No, myślę, że teraz Nina powinna się za to na tobie odegrać - powiedziała Rebecca.
- O, ona już to wcześniej zrobiła. Ja jej uprzejmie zaproponowałem pójście na kolację, a ona
zamiast tego zaprowadziła mnie na rzeź.
I opowiedział o swoich perypetiach z menu po francusku, o imponującej karcie win i o
obowiązujących strojach w „Les Precieuses".
- Myślę, że teraz moja kolej - powiedział Luke.
- Nie rozumiem - odpowiedziała niepewnie.
- Tym razem ty mnie zapraszasz na obiad, a ja wybieram restaurację.
- No, tak jest sprawiedliwie - stwierdził Jesse.
Nina spojrzała na Luke'a, ich spojrzenia skrzyżowały się. To było znowu wyzwanie. Gdyby była
mądra, wycofałaby się.
- No, to może w czwartek? - spytała.
- Nie mogę. Umówiłem się z Kate. A co robisz w piątek?
- Nie, w piątek wieczorem śpiewam, a wiem, że całe popołudnie krzyczałabym na ciebie. Może w
środę?
- To do środy. - Podał jej adres restauracji.
Nina sama pojechała do domu taksówką, gdyż mieszkała w zupełnie innej dzielnicy niż reszta
towarzystwa.
Usiadła przed lustrem w sypialni i zmyła makijaż. Popatrzyła zirytowana na swoje odbicie.
Chyba zwariowała. Przecież mogła łatwo wykręcić się ze spotkania. Przyznaj. Chciałaś go
znowu zobaczyć. Dziewczyna w lustrze przytaknęła. W takim razie do środy - wyszeptała Nina.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Mam nadzieję, że spróbujesz każdej z potraw - namawiał złośliwie Luke. - Jest to zdrowy obiad
domowy. Nie znajdziesz w nim żadnych sztucznych składników ani konserwantów.
- Lubię konserwanty - stwierdziła ponuro, grzebiąc w talerzu. Spojrzała w jego śmiejące się oczy.
- Zadowolony z odwetu?
Znajdowali się w zatłoczonej wegetariańskiej jadłodajni o nazwie „Natura". Na niepewnych
stołkach goście siedzieli ramię przy ramieniu. Nina miała miejsce naprzeciwko damskiej toalety i
za każdym razem, kiedy ktoś tam wchodził lub wychodził, musiała wstawać. Nad głowami wiły
się rośliny w doniczkach, a na ścianach wisiały kolorowe plakaty ekologiczne. Nina była osobą
bywałą, ale nigdy dotąd czegoś podobnego nie widziała. Nagle poczuła się nieswojo, gdy
zauważyła, jak niektórzy ludzie z niesmakiem spoglądają na jej dodatki z cielęcej skóry.
- Żałuję, że tak się ubrałam - przyznała niezadowolona. Luke uniósł prawą brew. - Właściwie to
czułam się zmuszona. Nie chciałam, żebyś myślał, że zaczynam hołdować twojemu stylowi. -
Popatrzyła krytycznie na jego wytarte dżinsy i wełniany sweter.
- Napij się koziego mleka - zaproponował. - Od razu się lepiej poczujesz.
- Czy mogę dostać teraz ciastko morelowe? - spytała Nina zniecierpliwiona.
- Najpierw skończ swoje jarzyny.
- Jesteś potworem.
- Oh, Nino, długo jeszcze będę pamiętał dzisiejszy obiad.
Z niechęcią podnosiła widelec do ust.
- Wydaje mi się, że nie lubisz... uległości, prawda?
- Nie.
- Według mnie, nie oczekujesz, że wszyscy się z tobą zgodzimy, ale chcesz nas zmusić do
myślenia.
- Właśnie o to mi chodzi, Nino: o myślenie, o troskę i o pomoc. Nikt do nas nie przyjdzie, jeśli
sami nie wyciągniemy ręki. Jeśli mamy żyć pełnym życiem, to nie możemy się izolować od świata. -
Nagle uśmiechnął się.
- Jasne, że jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, to twierdzę, że nie ma racji, ale tylko dlatego, że
jestem uparty.
- Powiedziałabym, że zawzięty i nieustępliwy.
- Jak będę chciał usłyszeć komplement, zgłoszę się do ciebie.
- Dobry jesteś w tym, co robisz.
Spojrzał na nią.
- Twoje piosenki są ciekawe pod względem muzycznym, a teksty napisane mądrze i szczerze -
ciągnęła trochę zakłopotana. - Lubię cię słuchać.
- Dziękuję ci, Nino. Pochwała z twoich ust wiele dla mnie znaczy. - Podniósł jej rękę i
pocałował. Popatrzyli sobie w oczy.
- No, a teraz skończ jarzyny, bo nie będzie deseru - upomniał ją.
Z nieszczęśliwą miną zjadła parę kęsów i zauważyła:
- Ojej, Luke! Jesteśmy tu już od pół godziny, a jeszcze nie dopadli nas twoi wielbiciele. Stajesz
się mniej popularny?
- A może to twój strój odstrasza? - mruknął. Posłała mu złe spojrzenie. - Nie wiem, czy będę tu
miał jeszcze wstęp po tym, kiedy pokazałem się z tak ubraną kobietą - zauważył.
- Nie wiem, czy byłoby to takie złe - stwierdziła Nina odstawiając swój talerz z jedzeniem.
- Masz dość? - Masz ochotę na coś jeszcze? Koktajl z mleka sojowego? A może kawę zbożową? –
zapytał troskliwie. - Wiem! Na pewno dobrze ci zrobi budyń z czerwonej fasoli.
Nina zbladła.
- W porządku, odegrałeś się na mnie, ale już dość. Nie zmusisz mnie, żebym coś takiego
zjadła - broniła się słabo.
- Czy może masz ochotę już stąd wyjść? - oczy Luka jaśniały śmiechem. Nina zerwała się w
kierunku drzwi, podczas gdy Luke regulował rachunek.
- Mam ochotę na lody - powiedziała, gdy znaleźli się na ulicy. - I krem czekoladowy. I
orzeszki. Mam ochotę na ciężkie, słodkie jedzenie, które jest niezdrowe i pełne
konserwantów.
Luke śmiał się. Wziął ją do popularnej lodziarni.
- Naprawdę masz zamiar jeść to paskudztwo? - spytał spoglądając na lody czekoladowe,
obłożone dużą ilością owoców kandyzowanych.
- Oczywiście! - powiedziała.
- Będziesz kiedyś grubą śpiewaczką operową - powiedział Luke ze śmiechem.
- O obfitych kształtach, może. Na pewno nie grubą. Zresztą dużo...
- Ćwiczę. Tak, to już słyszałem.
Nina skończyła swoją porcję, potem dojadła resztę deseru Luka. Otworzył oczy ze
zdziwienia, gdy sięgnęła jeszcze po czekoladki miętowe.
- Po tym jarskim posiłku umieram z głodu.
- Czy Philippe nie uważał, że twój apetyt jest... niezbyt wytworny? - dopytywał się z
ciekawością
- Nie przeszkadzało mu to, dopóki byłam smukła i piękna - odpowiedziała. Na początku
naszej znajomości ja naprawdę napychałam się. Zapraszał mnie na kolację w środę, a ja
byłam tak biedna, że nic nie jadłam do następnej proszonej kolacji w piątek.
- Ja też kiedyś robiłem takie numery – powiedział Luke. - Na początku śpiewałem w
kawiarenkach uniwersyteckich. W honorarium wliczone były posiłki, więc najadałem się na
zapas.
Przy kawie gawędzili o chudych latach, później wyszli z lodziarni i szli bez celu ulicą.
Zatrzymywali się przed witrynami sklepów, udając zainteresowanie sztuką pop, sztuczną
biżuterią, książkami i indonezyjskimi starociami.
Nina zastanawiała się, czego właściwie sama chce. Bezsprzecznie Luke podobał się jej, pociągał
ją. Te ciemne oczy, opadająca brew, ten uśmieszek, prześladowały ją nawet w sali prób.
Nic, nawet skandaliczny rozwód nie odciągnął jej od pracy. A teraz coraz częściej, kiedy
pracowała z Eleną czy śpiewała z Giorgio Bellantim, uciekała myślami do tych szalonych,
rozkosznych pamiętnych chwil w garderobie. Marzyła o nim, jak rozkochana nastolatka. - Nie,
nie, to musi się skończyć!
Ze zdziwieniem odkrywała, że w zasadzie lubi Luke'a. Nawet bardzo go lubi. To prawda, że był
irytujący, zawzięty, zmienny i uparty, ale jednocześnie był uczciwy, wielkoduszny, troskliwy,
inteligentny, utalentowany, oddany sprawie, i co bardzo ważne, samokrytyczny. Podziwiała
również jego męstwo, które okazywał przez te dziesięć długich, ciężkich lat, gdy piął się na szczyt
kariery. Imponowała jej odwaga, z jaką występował przed wielotysięczną publicznością.
- Chyba nie jesteś nadal głodna? - spytał z niedowierzaniem.
- Słucham? - Nina drgnęła zaskoczona.
- Nie przejmuj się. Kupię ci trochę - zadrwił dobrodusznie. Nina zorientowała się, że od pewnego
czasu wlepia wzrok w wystawę z czekoladkami.
- Och - powiedziała wracając na ziemię - nie, nie. Ja... Tylko... podziwiałam...
- Masz ochotę przejść się po parku? - spytał.
- Tak - odpowiedziała natychmiast, chcę być z nim jak najdłużej.
Wyciągnął rękę, którą pochwyciła pospiesznie. Chciała go dotykać, czuć jego ciepły uścisk.
Przyciągnął ją trochę bliżej, napawała się jego bliskością.
Pospacerują chwilę po parku, prawie jak kochankowie, a potem pójdą każde w swoją
stronę. Nina zdała sobie sprawę, że tak być musi. To w ogóle zadziwiające, że tak odkryli
się przed sobą, ale było mało prawdopodobne, żeby mogli kontynuować znajomość. Nic ich
nie łączyło, wciąż się kłócili. Byli bardzo zajętymi ludźmi, żyjącymi w dwóch różnych
światach.
Gdy już wszystko przemyślała i wiedziała, jak powinna się zachować, poczuła się...
straszliwie nieszczęśliwa.
- Czy coś ci się stało? - spytał Luke.
- Nie, nic.
- Wyglądasz na niezbyt zadowoloną.
- Nie, wszystko w porządku.
- Czy to jest związane ze mną? - próbował się dowiedzieć.
- Spróbuj zrozumieć: wszystko jest w największym porządku - powiedziała z naciskiem.
- Bo jeśli to ma jakiś związek ze mną, to myślę, że powinniśmy porozmawiać. Zawsze wolę
stawiać sprawy jasno. Chodź, usiądźmy na chwilę i pogadajmy - powiedział Luke
wskazując pustą ławkę w parku.
Luke usiadł obok Niny tak blisko, że owładnęło ją błogie uczucie, ale zarazem czuła się
onieśmielona. Delikatnie zgarnął kosmyk czarnych włosów z jej czoła.
- Nigdy nie wyobrażałem sobie siebie z kimś takim jak ty - zaczął niezdecydowanie.
- Ja też nie.
- Chcę cię lepiej poznać.
- Ale Luke... my jesteśmy tak od siebie różni. Jesteśmy jak ogień i woda.
- Czy chcesz zakończyć naszą znajomość?
- Tak... sądziłam - zawahała się pod wpływem jego magnetycznego spojrzenia. Odsunęła się,
żeby nie patrzeć na niego. Nie była w stanie myśleć.
- Ja chyba też tak sądziłem parę tygodni temu. Ale uważam, że teraz jest już trochę za późno. -
Czy jesteś pewna, że nic jeszcze między nami nie zaszło? Nic się nie zmieniło? Nie myślisz o
mnie, kiedy nie jestem z tobą?
Skierowała ku niemu błyszczące oczy. Jej płomienny wzrok mówił sam za siebie. Luke podniósł
prawą brew.
- Miałem taką nadzieję - powiedział cicho - bo ja o tobie myślę bez przerwy, dniem i nocą.
Szczególnie nocą.
- Czy uważasz, że jest coś przed nami? - spytała niespokojnie.
- Nie wiem. Ale życie jest wtedy ciekawe, kiedy nie wiesz, co cię czeka.
- Nie zgadzam się z tobą.
Przyciągnął ją do siebie. Poszukał ustami jej warg. Głaskał jej szyję, przytulał ramiona, pieścił
włosy. Jego wargi łagodnie muskały usta i policzki leciuteńkimi pocałunkami.
Z ust Niny wyrwało się tęskne westchnienie. Pragnęła go, jego dotyku, namiętności. Musiała
przyznać przed samą sobą, że jego postać też prześladowała ją dniami i nocami, że cieszyła się z
jego przyjścia do opery i że nie chciała, żeby to wszystko się dzisiaj skończyło.
Pocałunek stał się zachłanny, namiętny. Od razu przebaczyła mu, że rozpraszał ją przy pracy,
przebaczyła mu nieprzespane noce. Pocałunki były tak słodkie, że nikt nie mógłby się im oprzeć.
Wtuliła się w niego i żal jej się zrobiło na myśl, że być może później nie zazna już takich
uniesień.
Nina poczuła, że Luke lekko ją od siebie odpycha.
- Musimy przestać - szepnął drżącym głosem. -Jesteśmy w samym środku Central Parku -
przypomniał jej.
- Ach tak! - Nina szeroko otworzyła oczy. Spojrzał na nią w czułym rozbawieniu.
- I co z nami teraz będzie?
Patrzyła mu w oczy przez dłuższą chwilę zanim odpowiedziała.
- Nie wiem, ale wydaje mi się... że jest już za późno, żeby zawrócić.
Mimo, że nie była to na pewno najbardziej entuzjastyczna deklaracja, jaką usłyszał od kobiety,
Luke wydawał się być zadowolony.
Odprowadził ją do domu, gdyż dzień był piękny. Gdy stanęli przed jej domem, zapytał:
- Nie zaprosisz mnie na górę?
- Nie - odpowiedziała zdecydowanie.
- Dlaczego nie? Boisz się tego, co się może zdarzyć? - uśmiechnął się.
- Oczywiście. Jestem przekonana, że nie będzie ci się podobało moje mieszkanie i boję się, że
znowu pokłócimy się, a ja nie jestem przygotowana na następną kłótnię.
Nina zgodziła się spotkać z nim za dwa dni. Zgodnie postanowili na jakiś czas zrezygnować z
restauracji. Zamiast tego, Nina zaprosiła Luke'a w niedzielę na wernisaż artysty, którego
szczególnie lubiła.
- Nie musisz wkładać krawata - zapewniła go Nina. - Ale gdybyś mógł ubrać się trochę
bardziej... znaczy... trochę mniej...
Luke popatrzył w niebo.
- Zobaczę, czy coś znajdę w szafie.
Właśnie miał zamiar pocałować ją na pożegnanie, kiedy jedna z sąsiadek Niny rozpoznała go i po
prostu „musiała" się z nim przywitać i poprosić o autograf.
Przez kilka minut stała i rozmawiała z nimi przed domem. Nina zorientowała się, że nie zostawi
ich, dopóki Luke nie odejdzie. Ponieważ nie miała ochoty, żeby Luke pocałował ją przy sąsiadce,
powiedziała „do widzenia" i weszła do domu. Była trochę poirytowana, że ostatnie chwile z
Luke'em Swainem - mężczyzną, straciła na rzecz Luke'a Swaina - gwiazdy rocka.
W mieszkaniu usiadła wygodnie w fotelu, potarła czoło i westchnęła głęboko. Chyba będzie
musiała się do tego przyzwyczaić, przecież to dopiero początek.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- To już naprawdę koniec - powiedziała Nina z naciskiem. - Słowo daję. Mam tego dość. Nie idź
ze mną nawet do końca ulicy.
- O co chodzi? - Luke zignorował jej zakaz i szedł za nią dalej bez trudu dotrzymując jej kroku,
gdy przyspieszyła ze złością.
- O co chodzi? - powtórzyła z niedowierzaniem, nacierając na niego z wściekłością. - Jak
mogłeś? Czy ty wiesz, jak się za ciebie wstydziłam? Ekskluzywny wernisaż artysty tylko dla
zaproszonych gości! Jak mogłeś się tak nietaktownie zachować?
- Nietaktownie? Ten facet spytał mnie, co myślę o jego sztuce. Jeśli nie chciał wiedzieć, nie
powinien był pytać.
- Jezu, czy ty kiedykolwiek zrozumiesz, że nie każdy chce wysłuchiwać gorzkiej, nagiej prawdy
- ciągnęła ze złością.
- Rozumiem i dlatego nigdy nie powiedziałem mojej matce, jak trudno być gwiazdą rocka. Ale
ten facet jest artystą, Nino. Jeśli on swoje uczucia przenosi na płótno a potem to wiesza na
ścianie, nie może oczekiwać, że inni będą swoje uczucia ukrywać.
- Nikt od ciebie nie wymaga, żebyś ukrywał swoje uczucia. Wystarczy, że je wyrazisz w
łagodniejszej formie.
- Ależ on nie był obrażony - twierdził Luke. - Jak myślisz, dlaczego rozmawialiśmy przez
dwadzieścia minut?
- Bo lubisz gadać!
- Nie przeczę. Ale tym razem rozmowa była bardzo interesująca. Mnie nie podobają się jego
prace, a on przyznał, że nie znosi mojej muzyki, ale to jeszcze wcale nie znaczy, że nie możemy
wymienić poglądów. Różnica gustów nie wyklucza wzajemnego szacunku.
Nina odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić. Przynajmniej w tym miał rację. Jej własna głośna i
uparta rodzina była dowodem, potwierdzającym tę tezę.
- Dobrze, przyjmuję twoje wyjaśnienia. Ale wyobraź sobie, jak się wstydziłam, gdy sprzeczaliście
się tak głośno, że wszyscy na was patrzyli.
Luke wziął głęboki oddech.
- Przepraszam cię, Nino. Wierz mi, że nie chciałem, żeby to tak wyszło. Następnym razem, kiedy
gdzieś pójdziemy, będę pamiętał, że nie lubisz zwracać na siebie uwagi.
- Następnym razem? - powtórzyła Nina z powątpiewaniem.
- Co przez to chciałaś powiedzieć? - Luke rzucił jej gniewne spojrzenie.
- Uważam, że to nie ma sensu, Luke - odpowiedziała ostrożnie.
- Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwe, Nino. Wydaje mi się jednak, że doszliśmy do wniosku, że
warto spróbować - też mówił ostrożnie. Oboje czuli, że sytuacja jest nad wyraz delikatna.
- Może nie mieliśmy racji.
Luke przez dłuższą chwilę obserwował ją badawczo, po czym powiedział:
- Jeśli chcesz zakończyć naszą znajomość, zanim na dobre się zaczęła, nie licz na mnie, ja ci w
tym nie pomogę. Nie zgodzę się, żebyś mi się wymknęła. Za bardzo mi na tobie zależy.
Na te słowa Nina zaczerwieniła się.
- Czy masz zamiar zrobić mi scenę? - spytała.
Luke próbował opanować gniew.
- Nie. Nawet jeśli jestem nieokrzesanym gburem, to nie mam zwyczaju rozwiązywać problemów
osobistych na ulicach Manhattanu, panno Gnagnarelli. I nie zrezygnuję tak łatwo. Chodź! -
Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Co ty wyczyniasz?
- Idziemy do domu porozmawiać na ten temat.
- Do domu? - spytała zaniepokojona.
- Tutaj nie możemy rozmawiać.
- Nie idę z tobą do domu - powiedziała ze złością. - Nie mamy o czym rozmawiać.
- Czyżby? - chwycił ją i przyciągnął do piersi. - Czy ty naprawdę uważasz, że tak łatwo
powinniśmy zrezygnować?
- Tak uważam - warknęła. Przez suknię czuła twarde mięśnie jego ud i brzucha. Odepchnęła się
rękoma od jego piersi i popatrzyła w tę twarz, która wypełniała jej myśli i sny. Czuła się
zagubiona i zagrożona falą gwałtownego pragnienia, szalonego pożądania. Buntowała się
przeciwko temu. Nie chciała, żeby wywrócił jej życie do góry nogami. - Nie chcę cię więcej
widzieć i tym razem żadne twoje argumenty nie zmienią mojej decyzji.
Dalej trzymał ją w ramionach. Oboje byli wściekli. Szeptał wzburzony:
- Czy pamiętasz, że pragnęłaś mnie tak bardzo, jak ja ciebie, Nino? Czy pamiętasz, jak
przytulałaś się do mnie w parku? Jak dotykałem cię wtedy w garderobie?
- Uspokój się! - krzyknęła wyzwalając się z jego objęć.
Patrzyli na siebie zaniepokojeni. Jak to się stało? Zaczęło się przyjemnie, wspólnie spędzonym
popołudniem, a teraz skakali sobie do oczu.
- Chodźmy stąd - powiedział. Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął tak szybko za sobą, że
musiała biec, żeby dotrzymać mu kroku.
Kiedy dotarli do rogu jego ulicy, uspokoił się trochę. Puścił rękę Niny i przeciągnął dłonią po
włosach mierzwiąc ich ciemne fale. Nie odzywając się do siebie, czekali na zmianę świateł.
- Przepraszam, czy pani jest Nina Gnagnarelli? - usłyszała męski głos o szorstkim angielskim
akcencie.
Odwróciła się i zobaczyła mężczyznę o prostych blond włosach i jasnoniebieskich oczach,
patrzącego na nią z podziwem.
- Tak.
- Miło mi panią poznać - wyciągnął rękę na przywitanie i wyjaśnił, że jest jej wielbicielem. -
Widziałem panią w II Turco in Italia parę tygodni temu. Chciałbym powiedzieć, że poza tym, że
ma pani wspaniały, przepiękny głos, jest pani również geniuszem komicznym.
- Dziękuję panu - powiedziała zadowolona. Zdawała sobie sprawę, że Luke stoi obok niej
wściekły.
- Umie pan prawić komplementy - posłała mu swój najpiękniejszy uśmiech.
- To jest najszczersza prawda.
Szli tak ulicą Luke'a: Nina gawędząc wesoło z nieznajomym, a Luke w gniewnym milczeniu.
Zatrzymał się przed swoim domem i czekał, aż Nina skończy rozmawiać. Po paru minutach
stracił jednak cierpliwość.
- Tu wchodzimy - oznajmił krótko.
Nina popatrzyła na Luke'a, jakby był nieznośnym dzieckiem.
- Obawiam się, że musimy się pożegnać - powiedziała Anglikowi.
Zaczął jej mówić, jaką przyjemność sprawiło mu poznanie jej. Trwało to bardzo długo.
- Wystarczy - powiedział Luke i wepchnął ją do domu. - Nie jestem w nastroju na pogawędki.
- Ależ, proszę pana, tak nie... - zaczął Anglik.
- Niech się pan nie wtrąca - odburknął Luke.
- No, wie pan...
- Jeszcze jedno słowo, a zmiażdżę pana - ostrzegł Luke.
Widząc, że Anglik chce wykonać rycerski gest w jej obronie, Nina próbowała go od tego
odwieść.
- Niech pan się nie denerwuje. Wszystko jest w porządku. On jest zupełnie niegroźny, tylko nie
umie zachowywać się w towarzystwie - krzyknęła, gdy Luke wciągnął ją do windy. Nie patrzył
na nią, ani nie powiedział słowa, dopóki nie znaleźli się w jego mieszkaniu.
- Czy wiesz, - w jego głosie słychać było zmęczenie - że od wielu lat nikogo nie straszyłem, że
użyję siły. Dałem się sprowokować. Przyznaj, że świadomie wystawiłaś mnie na próbę? - na jego
twarzy malowała się zarówno złość, jak i rozbawienie.
- Chciałam ci tylko pokazać, jak zachowuje się dżentelmen.
- Czy ty naprawdę oczekujesz ode mnie takiego zachowania, Nino? - spytał Luke z
powątpiewaniem.
- Nie odpowiadała przez chwilę. To prawda, nie chciała, żeby tak się zachowywał. Wszystko, co
robił Luke było autentyczne, niezakłamane. Był w nim jakiś magnetyzm. Nie pasowały do niego
wyszukane maniery i nic nie znacząca paplanina.
- Czego ty chcesz, Nino? - ciągnął.
- Chciałabym, żebyś był bardziej... ustępliwy.
- Ja też bym chciał, żebyś ty była bardziej zgodna, ale nie wydaje mi się możliwe, żeby któreś z
nas się zmieniło.
Zapadła pełna napięcia cisza. Przerwał ją Luke:
- Pójdę zrobić kawę, potem usiądziemy wygodnie i porozmawiamy jak dwoje dorosłych ludzi.
Liczę na to, że nie uciekniesz stąd, kiedy będę w kuchni?
- Nie jestem tchórzem, Luke - zirytowała ją ta uwaga.
Spojrzał na nią badawczo i powiedział:
- Wiem, że nie jesteś. Zaraz wracam.
Nina z zaciekawieniem zaczęła rozglądać się po pokoju. Wszędzie stały półki pełne książek,
wyroby sztuki indiańskiej oraz ręcznie wyszywane poduchy - na pewno od jego matki. Na
ścianach wisiało wiele obrazów i rysunków. Jeśli chodzi o sztukę, Luke miał dobry gust. Była
zaskoczona, że jednak dosyć tradycyjny. Na pierwszy rzut oka każdy przedmiot był z innej
parafii, ale wszystko razem świetnie pasowało. Było to przytulne mieszkanie. Tak jak u niej,
wiele przedmiotów świadczyło o jego muzycznych zainteresowaniach: wieża stereo, gitary,
pianino, stosy nut, płyty, kasety itp.
Piękną ozdobą był wspaniały dywan, miękki i puszysty. Zdjęła buty, by poczuć go pod stopami.
Luke wrócił do pokoju z pełną tacą, którą postawił na małym stoliku. Nina usiadła obok niego.
- Z czym pijesz kawę? - spytał.
- Ze śmietanką i z cukrem.
- A ja czarną - powiedział oschle. Oczy ich spotkały się. Uśmiechnęli się do siebie rozbawieni.
Czy istniało coś, co robili tak samo?
Nina zamieszała cukier spod rzęs obserwując Luka. Znów był spokojny i rozluźniony. Szybko
wpadał w szał, ale i szybko się uspokajał. Przeciągnął ręką po włosach rozrzucając w nieładzie
długie, czarne fale. Usiadł wygodnie w fotelu.
Wzrok jego, gdy spojrzał na Ninę, był łagodny i melancholijny.
- Nie powiedziałem ci jeszcze, jak dzisiaj ślicznie wyglądasz. Zawsze tak ślicznie wyglądasz.
Bardzo bym chciał cię zobaczyć rano, zaraz po przebudzeniu, żeby przekonać się, czy wtedy też
jesteś taka ładna, czy może bardziej ludzka, jak my wszyscy.
- Jestem taka jak inni, uwierz mi na słowo - poruszyła się nerwowo.
- Wolałbym sam się o tym przekonać. Sprawi mi to dużą przyjemność - powiedział cicho.
Nina nie wiedziała, co na to powiedzieć. Oczyma wyobraźni zobaczyła Luka rano, zaraz po
przebudzeniu, ciepłego, rozespanego, rozluźnionego, czułego. Serce jej ścisnęło się. Chciała
do niego podbiec, usiąść mu na kolanach, znaleźć schronienie w jego silnych ramionach.
Luke patrzył na nią płomiennym wzrokiem. Czuła się zakłopotana i bezbronna. Wstała
szybko i podeszła do okna. Spoglądała na jesienne kolory drzew w parku, kiedy usłyszała
ciche kroki za sobą. Objął ramionami jej talię i musnął ustami włosy. Czuła, jak się poddaje
jego gorącemu uściskowi i szalonej namiętności.
- Popychasz mnie - poskarżyła się cicho.
- Wiem - przyznał. Odwrócił ją ku sobie. - Jesteś zakłopotana. Ja jestem na swoim gruncie,
w swoim domu i po prostu wykorzystuję przewagę.
Pocałował ją, był to słodki pocałunek pełen hamowanego pożądania i ukrytych obietnic.
- To nie w porządku - powiedziała Nina, kiedy przytulił jej głowę do swego ramienia.
Całował jej włosy i głaskał plecy.
- Posłuchaj.
- Słucham.
- Jestem przygotowany na krytykę, kłótnie, nieporozumienia. Jestem gotów na kompromisy.
Będę się bardzo starał być kimś takim, z kim tobie będzie dobrze. Ale jest jedna rzecz,
której nie zniosę. - Chwycił jej ramiona i odsunął od siebie. Jego wzrok był znów
stanowczy.
- O czym ty mówisz?
- Nie zniosę twoich gróźb, że odejdziesz ode mnie. Ja na pewno z ciebie nie zrezygnuję
Nino, ale jeśli ty nie przyrzekniesz, że będziesz się starała wytrzymać ze mną, to proszę cię,
proszę, odejdź teraz, na zawsze. Doprowadza mnie to do szaleństwa. Za każdym razem, gdy
się spotykamy zastanawiam się, czy to już po raz ostatni.
Zdała sobie sprawę, że to prawda. Bała się, więc próbowała znaleźć sposób na ucieczkę od
niego, od uczucia. To nie było w porządku.
- To dlatego, że ty mnie prowokujesz - odpowiedziała bezradnie.
- Boisz się?
- Chyba tak.
- W porządku. Ja też się boję. Oboje możemy wyjść z tego zranieni.
- Ty dobrze wiesz, że już kiedyś wiele przeszłam, Luke. Nie chciałabym przeżywać tego
ponownie - powiedziała Nina ze ściśniętym gardłem.
- Jakie więc widzisz rozwiązanie? Chcesz żyć gdzieś wysoko, na piedestale, gdzie nic i nikt cię nie
dosięgnie? - rzucił wyzywająco.
- Nie! Wcale taka nie jestem.
- To prawda, nie jesteś. Dlatego właśnie chcę, żebyś była przy mnie, tu na ziemi. Może okaże się,
że nie mamy ze sobą nic wspólnego, ale żeby się o tym przekonać, musimy spróbować. I w
ogóle, czy to ma jakieś znaczenie? Najważniejsze, że mi na tobie zależy, że cię szanuję, że
świetnie się bawię w twoim towarzystwie i... - dodał, przytulając ją do siebie i muskając jej usta
swoimi - jest jeszcze to. W sumie uważam, że to dużo, jak na początek.
Nina zamknęła oczy i wzniosła twarz po jeszcze jeden pocałunek, słodką chwilę, która miała
złagodzić prawdę jego słów.
- Popatrz na mnie, Nino - zażądał. - Nino, to jest dla mnie bardzo ważne. Nie będziesz potem
mogła mnie winić, że uległaś moim namowom. Jesteś dorosła. Sama musisz podjąć decyzję.
Wiesz, czego ja chcę. Wodziła za nim otępiałym wzrokiem, gdy zbierał filiżanki i zaniósł je do
kuchni.
Chciała, żeby on jej wszystko ułatwił, żeby ją uwolnił od wzięcia na siebie
odpowiedzialności za decyzję. Oczywiście, on na to nie poszedł. Powinna była się tego
spodziewać. Był uczciwym i wymagającym człowiekiem, który nie toleruje żadnych
półśrodków. Zdawała sobie sprawę, że decyzję będzie musiała powziąć dzisiaj, zanim
opuści to mieszkanie. Czuła się osaczona. Była przy nim bezbronna, niepewna....
Popatrzyła na drzwi. Gdyby teraz wyszła, nigdy więcej nie byłoby krzyków, wściekłości ani
obaw. I na pewno żałowałaby tej decyzji. Musi się przekonać, co ją z nim czeka.
Luke wrócił do pokoju po paru minutach... Twarz jego przybrała zacięty wyraz. Zrozumiała,
że wyjaśnił swoje stanowisko, ale się obawia, jak ona to przyjmie. To była jakaś pociecha.
Nie tylko ona miała wątpliwości na temat ich wspólnej przyszłości.
Popatrzył na nią.
- Wszystko w porządku - powiedziała.
- W porządku? - spytał niepewnie.
- Nie będę więcej groziła, że się już nigdy nie zobaczymy. Będę bardziej wyrozumiała.
Zdecydowałam, że... podejmuję ryzyko.
Całe jego ciało się rozluźniło, na twarzy malowała się radość a oczy płonęły. Po raz pierwszy
uświadomiła sobie, jak spięty był przez cały dzień.
- Cieszę się - odezwał się nieśmiało, ale zaraz potem dodał żartobliwie. - No i co, nie
miałem racji?
Podniosła oczy do niebios. Uśmiechnęli się do siebie. Do tej pory nie byli sobie bliscy.
- Co teraz? - spytała bez tchu.
- Moglibyśmy to... uczcić - powiedział cicho.
Ruszył ku niej powoli, jak we śnie. Był tak blisko, że czuła ciepło jego ciała, ale nie dotykał
jej.
- Uczcić? - szepnęła cofając się. - Chyba jeszcze na to za wcześnie.
Skinął głową. Na jego twarzy malował się kuszący uśmiech.
- Znam pewien odwieczny rytuał znakomity na tę okazję. - Wyciągnął ręce i chwycił jej dłonie.
- Może byśmy... zamiast tego otworzyli butelkę szampana - zaproponowała nieśmiało.
- Nie znoszę szampana - westchnął. Nagle przyciągnął ją do siebie i lekko musnął ustami jej
miękkie wargi. - To o czym myślę smakuje znacznie lepiej.
- Och - szepnęła. Przecież miała powiedzieć, że nie jest jeszcze na to gotowa i uważa, że powinni
się opanować, póki nie jest za późno, ale jakoś nie mogła wydusić z siebie słowa. Jęknęła cicho.
Suknia opadła na podłogę, a ona stanęła przed nim w koronkowej halce. Ich oczy spotkały się.
W jego wzroku wyczytała zaniepokojenie.
- Nie chcę robić niczego, na co ty nie masz ochoty. Jeśli nie jesteś pewna, dajmy temu spokój.
Nino...
Zaprzeczyła głową, gdyż nagle nabrała pewności.
- Dotknij mnie - poprosiła szeptem. Jakże ona tego pragnęła. Choć raz bez wahania spełnił jej
prośbę. Luke przytulił ją, a jego ręce przesuwały się powolutku po miękkiej halce otulającej jej
pełne piersi, gładkie plecy, wąską talię aż po kształtne biodra.
- Boże, jak cudownie cię dotykać - przyznał namiętnie.
- To czysty jedwab.
- Nie o to mi chodzi.
W zachwycie dotknął delikatnych, klasycznych konturów jej twarzy, musnął lekko jej kości
policzkowe, pieścił jej pełne wargi, głaskał podbródek.
Nina poczuła, że też pragnie go poznać. Dotknęła brwi, mocnych kości twarzy, głaskała jego
szyję, a Luke czule całował jej dłoń pieszczącą jego policzek.
Nigdy w życiu nie podejrzewała, że można odczuwać tak głębokie pragnienie. Zarzuciła mu ręce
na szyję, przycisnęła usta do jego ust, ciało do jego ciała. Ich namiętność była gwałtowna i
szalona. Czuła jego ręce na całym swoim ciele, dotykały jej włosów, pieściły twarz, głaskały
plecy, przyciskały biodra.
Z niecierpliwością Luke zdejmował halkę i pończochy Niny. Stała przed nim naga,
zdumiona swoją śmiałością. Odczuwała niewymowną radość z zachwytu, jaki malował się
w jego wzroku.
- Boże, jakaś ty piękna - mruczał zdumiony. - Absolutnie piękna. Nina, Nina... zdejmij moją
koszulę.
Trzęsącymi palcami pomogła mu rozpiąć i zdjąć koszulę. Wtuliła głowę w jego piersi,
upajając się jego męskim zapachem i dotykiem silnych, gładkich ramion. W namiętnym
uścisku, całując się i pieszcząc, powoli osunęli się na miękki, puszysty dywan.
Zaczął masować jej piersi, odsuwając się trochę, by obserwować jej reakcje. Westchnęła
głęboko.
Opuścił głowę i wargami muskał jej napiętą skórę. Jego gorące wargi znaczyły ślad na jej
ciele, zbliżając się do nabrzmiałych piersi i twardych sutek. Była bliska szaleństwa. Wygięła
się do tyłu, mrucząc jak kotka. Coraz mocniej przytulała jego głowę, głaszcząc gęste,
ciemne włosy i radując się ich dotykiem. Dłonie jej niespokojnie przesuwały się po jego
ciele, pieszcząc jego ramiona, wyczuwając pod palcami mocne, napięte mięśnie i dotykając
jego pewnych dłoni głaszczących jej drżące ciało.
Odsunęła się od niego, żeby łatwiej sięgnąć do klamry jego paska. Przez chwilę przyglądał
się jej wysiłkom, całując jej włosy i gładząc plecy. W końcu spytał:
- Potrzebujesz pomocy?
Zdjął pasek, rzucił go w kąt pokoju i rozpiął dżinsy.
- Czy teraz sobie poradzisz? - spytał cicho.
Leżał na wznak, opierając się na łokciach i obserwował wysiłki Niny.
Czując dowód jego podniecenia, całowała go namiętnie. Spojrzała mu w oczy. Poruszyła się
prowokacyjnie. Wtuliła się w niego, poznając wszystkie tajemnice jego ciała, dotykając go i
drażniąc, aż z tłumionym jękiem przewrócił ją na plecy, przykrywając własnym ciałem.
Spoważniała natychmiast.
Nina wstrzymała oddech, gdy ich ciała połączyły się w jedno. Poruszali się zgodnie, w
odwiecznym rytmie. To było niewiarygodne, nieporównywalne. I wiedziała, że Luke czuje to
samo, gdy w ekstazie powtarzał jej imię. Cały świat przestał istnieć. Liczyło się tylko to, że byli
razem.
Już po wszystkim, leżała cicho w jego ramionach. Oboje byli wstrząśnięci wspólnym
przeżyciem. Po pewnym czasie, który wydawał się wiecznością, Luke poruszył się nieco i biorąc
ją za ręce, zaczął całować jej szyję, piersi i gładką skórę, aż w końcu ułożył głowę na jej brzuchu.
- Och, Nino - westchnął. - To było niesłychane.
W odpowiedzi uścisnęła jego dłonie, zdumiona tym, co się stało. Dotychczas, gdy się kochała,
robiła to zawsze w nocy i w łóżku.
Luke podniósł głowę i popatrzył na nią. Poczuła, że się czerwieni. Wyraźnie go to bawiło.
- Czy spodziewasz się, że po tym wszystkim uwierzę, że marzysz o seksie eleganckim i
uporządkowanym?
Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Nie - zgodziła się. - Po prostu jeszcze nigdy nie kochałam się na podłodze, w środku dnia. To
dla mnie nowość.
- Żałujesz? - zapytał łagodnie.
- Nie - To była prawda. Nina przeciągnęła się.
- Nie - powtórzyła z naciskiem i radośnie się roześmiała.
Następną noc Luke spędził w mieszkaniu Niny. Krytykował jego urządzenie, dopóki nie
poświęcił całej uwagi ważniejszym sprawom.
W piątek przyszedł do opery, by zobaczyć ją w „II Turco in Italia", a po przedstawieniu zabrał ją
na kolację.
- Nie byłem w stanie śledzić akcji, ale ty byłaś wspaniała - powiedział, całując jej dłoń.
Jeśli odnosił się z szacunkiem do tego, co robiła, była gotowa mu wybaczyć jego niechęć do
opery.
Tego wieczora zjedli kolację w restauracji, a potem postanowili posłuchać muzyki. Gdy
wychodzili z baru od Rootiego znienacka zrobiono im zdjęcie. Luke szybko pozbył się reportera,
ale Nina miała przeczucie, że na tym się nie skończy.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Widziałaś to? - zapytała Nina rzucając stos gazet i magazynów na pianino Eleny.
- Czy książę Walii ma kontakt z istotami pozaziemskimi? - przeczytała na głos Elena. - No, no,
nie wierzę, że czytasz takie bzdury.
- Nie to! To! - Nina wskazała palcem zdjęcie swoje i Luka przed wejściem do klubu „U
Rootiego". Podpis głosił: Nowa miłość Luka - ile czasu potrwa tym razem? - I to! I to!
Jedno z pism zamieściło ich zdjęcie z ceremonii wręczania nagród, na której się po raz pierwszy
spotkali. Towarzyszył mu artykuł, w którym nieznane „źródła" ujawniały sekrety ich miłości. W
innym opublikowano stare zdjęcie Niny podając jej wymiary i znak Zodiaku. W kolejnym
cytowano słowa „wspaniałej włoskiej piękności operowej": „Daje mi więcej szczęścia, niż
którykolwiek z moich europejskich kochanków." - Słowa, których nigdy nie wypowiedziała.
- Skąd to wzięłaś? - zapytała Elena.
- Z supermarketu.
- Czy on już wie?
- Nie wiem. Ma koncerty w Detroit i Chicago. Jeszcze nie wrócił. Myślę, że zadzwoni do mnie
dziś lub jutro. I wtedy powiem mu, co myślę.
- Nino, zastanów się. Jak on mógłby...
- Musiał zdawać sobie z tego sprawę. Nie pierwszy raz go to spotyka. Ale mnie nic nie
powiedział, bo wiedział, że mi się to nie spodoba. Niech go tylko dostanę w swoje ręce! -
krzyczała ze złością.
Co innego było trafić do gazet, ponieważ dobrze lub źle zaśpiewała, lub też odmówiła
śpiewania. A co innego, gdy nazwisko jej pojawiało się na łamach jakiegoś szmatławca.
Rozwścieczała ją myśl, że każdy, kto będzie w tym tygodniu robić zakupy, zobaczy te tytuły.
Elena starała się ją uspokoić i pocieszyć, ale Nina nie chciała słuchać. Pół godziny później
wybiegła na ulicę i skierowała się do domu. Przed jej domem czekał reporter.
- Pani Gaggarelli - zawołał.
- Nazywam się Gnagnarelli, ty idioto. Nja-nja-rel-li. I jeżeli się zbliżysz, zawołam
policjanta.
Wpadła do budynku. Dwie godziny później zatelefonował Luke.
- Nina? Właśnie widziałem gazety. Jak się czujesz? - wydawał się zaniepokojony.
- Czuję się dobrze. Zabarykadowałam drzwi. Zmieniam imię. Zmieniam kolor włosów.
Wycofuję się z życia publicznego. I nie chcę cię więcej widzieć na oczy!
- Nino...
- Wiedziałeś, że tak będzie. I wiedziałeś także, że ty będziesz bezpieczny w Cleveland.
Chicago. Gdziekolwiek, kiedy to się stanie. Raz już przeszłam przez ten rodzaj wstrętnego,
cuchnącego bagna, gdy rozwodziłam się z francuskim playboyem i obiecałam sobie nigdy więcej
nie dać się w to wciągnąć. Byłam szalona, kiedy się z tobą związałam.
Przez chwilę oboje milczeli. Czuła narastający ból głowy. Nagle zapragnęła, by był przy
niej.
- O, Luke... - powiedziała nieszczęśliwym głosem.
- Będę w domu za cztery dni - obiecał. - Coś razem wymyślimy.
- Dobrze - zgodziła się łagodnie. Rozmawiali jeszcze przez pół godziny. A w końcu się
rozłączył, długo jeszcze siedziała słuchawką w dłoni.
Następne cztery dni żyła jak w gorączce. Musiała wyłączyć telefon, który do tej pory nie był
zastrzeżony. Zaczęła czynić starania, aby zastrzec swój numer. Reporterzy skandalizujących
pism śledzili każdy jej krok do opery i z powrotem, a jeden z nich stale stał na chodniku przed jej
domem. W najmniej spodziewanych momentach robiono jej zdjęcia: gdy robiła zakupy,
zatrzymywała taksówkę, u fryzjera, wszędzie.
Po powrocie do Nowego Jorku Luke udał się wprost do jej mieszkania. Roztrzęsiona padła mu w
ramiona szukając w nim siły i oparcia.
- Cześć - powiedziała, choć zupełnie nie oddawało to jej uczuć.
- Czy uwierzysz mi, gdy powiem, że całe to zamieszanie ucichnie za kilka dni? Złapali nowy
kąsek, będą go przeżuwać przez jakiś czas i potem o wszystkim zapomną.
- I nigdy już nie wrócę na łamy tych pism?
- Tego nie powiedziałem, Nino. Jest to obecnie nieodzowny element mojego życia, więc musi
dotyczyć także kogoś, kto jest mi bliski. Nic nie mogę na to poradzić.
- Przynajmniej jesteś szczery - powiedziała smutno. Odsunęła się, przeczesując włosy palcami.
- Nie przypuszczałem, że tak cię to dotknie. Czy twój rozwód istotnie był taki nieelegancki?
- Nie wiedziałeś? - Pokręcił przecząco głową. - To była katastrofa. Nasze życie było szeroko
omawiane przez tych pismaków. Nawet nasze współżycie seksualne. Z niego zrobiono
supermena, francuskiego Romea, a ze mnie oschłą kobietę całkowicie oddaną pracy. To było
okropne. - Wstrząsnęła się na myśl o tamtych dniach.
- Nie zdawałem sobie z tego sprawy - wyszeptał, tuląc jej głowę do swej szerokiej piersi. -
Słuchaj, w tym tygodniu już nie występujesz - powiedział. - Dlaczego nie moglibyśmy razem
wyjechać? Jesse ma domek na wsi, z którego moglibyśmy skorzystać przez kilka dni. Jeżeli
wyjedziemy jutro rano, możemy być na miejscu w południe.
Nina chętnie się zgodziła.
Droga na północ była piękna. Pogoda wciąż się utrzymywała i drzewa mieniły się wszystkimi
kolorami jesieni. Zatrzymali się w małym sklepiku, aby zrobić zakupy i później pojechali już
prosto do domku Jesse'ego.
- Oh, Luke! Tu jest przepięknie - zawołała Nina, gdy zatrzymali się w zalanej słońcem dolince.
Domek Jesse'ego, prosty i solidny znajdował się w samym jej środku.
Po obiedzie, ręka w rękę, poszli na długi spacer. Świeże powietrze i spokój to było właśnie to,
czego Nina potrzebowała. Czuła jak wraca jej normalna siła ducha i radość życia.
Po kolacji posiedzieli trochę na ganku, a potem przenieśli się do środka.
Przy kominku do późna rozmawiali, śmieli się, Luke grał na gitarze... Cieszyli się sobą.
Nareszcie byli sami.
Następnego ranka Nina obudziła się przed Lukiem. Wzięła prysznic i umyła włosy, gdy on
jeszcze spał. Owinięta ręcznikiem, obudziła go pocałunkiem. Luke miał wyraźną ochotę na coś
więcej, ale Nina była stanowcza.
- Wstań i zrób śniadanie. Umieram z głodu. To chyba to świeże powietrze.
Była już całkowicie ubrana i suszyła włosy, gdy przyniósł jej sok pomarańczowy. Nagle odebrał
jej suszarkę i zmierzwił włosy.
- Mogłabyś dać sobie spokój. Nikt tu cię nie zobaczy poza mną, a ja już wiem, że nie jesteś
doskonała.
- Ale chcę, by były proste.
Przeciągnął obiema rękami po jej włosach, przewróciła się na łóżko, a Luke rzucił się na nią.
Wkrótce zapomnieli o śniadaniu i o całym świecie.
Tego wieczora, gdy Nina zapytała, co z kolacją, Luke oświadczył, że dziś jej kolej. Dotychczas
on przygotowywał wszystkie posiłki.
- Ale ja nie umiem gotować.
- Nie umiesz gotować? - zapytał z niedowierzaniem.
- Naprawdę, Luke. Gdy mieszkałam w domu, kuchnią zajmowała się mama, a Philippe miał
francuskiego kucharza. Kiedy miałam się nauczyć gotować?
- Ale teraz mieszkasz sama. Co wobec tego jesz?
- Głównie sałatki lub gotowe jedzenie. I oczywiście, panowie zapraszają mnie do restauracji.
- Ja cię nie zaproszę do restauracji.
- Chodźmy, Luke. Będzie zabawnie. Ja stawiam - dodała.
- Nino, uwierz mi. To nie jest dobry pomysł. W takim małym miasteczku...
- Dlaczego? Na pewno jest tu choć jedno miejsce, w którym będziemy mogli coś zjeść.
- Nie o to chodzi. Najważniejszy problem...
- Bierz kluczyki - nalegała, wkładając żakiet.
- Będziesz żałować - ostrzegł.
Wybrali małą, cichą restaurację z domową kuchnią, lnianymi obrusami i romantycznymi
świecami. Przygrywała cicha muzyka jazzowa. Siedzieli blisko siebie, głowa przy głowie,
trzymali się za ręce jak zakochani i cicho rozmawiali.
- Przestań być taki ponury. Czego się obawiasz? - wesoło powiedziała Nina.
Nie minęło wiele czasu, a sama się przekonała.
- Czy ty nie jesteś Luke Swain?
Luke podniósł wzrok. Młodzi ludzie, którzy jedli kolację przy sąsiednim stoliku, zatrzymali
się przy nich po drodze do wyjścia. Luke spojrzał na Ninę, która odpowiedziała mu
porozumiewawczym spojrzeniem. Była trochę zła, że naruszono ich spokój, ale czasami
było to nie do uniknięcia. Uśmiechnęła się do niego uspokajająco.
- Tak, to ja - potwierdził Luke.
- Wiedziałam! - wykrzyknęła entuzjastycznie młoda kobieta. - Proszę, Luke, czy mógłbyś
dać mi swój autograf? - szperała w torebce w poszukiwaniu pióra i kawałka papieru. -
Przepraszam, że przerwałam wam kolację, ale dla nas to jest prawdziwa sensacja! Mam
wszystkie twoje płyty. Myślę, że „Odrobina szaleństwa" jest najlepszym albumem tego
dziesięciolecia!
- Dziękuję - odpowiedział z uśmiechem Luke. Wręczył jej kawałek papieru ze swoim
autografem. Przycisnęła go do piersi i z uwielbieniem w dalszym ciągu wpatrywała się w
Luke'a.
- Dziękujemy, Luke. To wspaniałe spotkanie - powiedział młody człowiek, po czym oboje
pożegnali się i odeszli.
Luke spojrzał przepraszająco na Ninę.
- W porządku - powiedziała, nieco rozbawiona. Czy rzeczywiście była takim potworem?
Rozpoznano cię. I co z tego? Nie pierwszy raz się to zdarza. Byli bardzo uprzejmi. W
każdym razie mnie także rozpoznano, gdy odprowadzałeś mnie do domu, więc nie mogę
narzekać.
- Może się okazać, że to jednak coś innego, to nie są miłośnicy opery - ostrzegł Luke.
- Luke Swain? Luke Swain! Powiedz mi, powiedz, czy ty naprawdę jesteś Luke Swain?
- Tak - odpowiedział ponuro ładnej dziewczynie, która jeszcze przed chwilą pracowała przy
barze.
- Luke Swain! Wiedziałem! - powiedział kelner podchodząc do ich stolika.
Od tej chwili wszyscy w restauracji zwrócili na nich uwagę. Wkrótce każdy miał jakiś powód, by
przejść koło ich stolika. Na próżno usiłowali dokończyć kolację. Niektórzy prosili o autograf lub
starali się nawiązać z Luke'em rozmowę. Inni gapili się z zazdrością. Nina całkowicie straciła
apetyt.
Pojawiało się coraz więcej ludzi. Najwyraźniej całe miasto już wiedziało, że Luke Swain je tu
kolację. Mężczyźni i kobiety w różnym wieku tłoczyli się, czekając na wolny stolik.
W końcu Nina się poddała i odsunęła talerze. Spojrzała na Luke'a, który nawet nie zaczął jeść
swej kolacji.
Właściciel lokalu podszedł do nich, żeby przeprosić za zamieszanie.
- Myślę, że jest pan do tego przyzwyczajony - dodał.
- Rzeczywiście jestem - powiedział Luke tonem pełnym rezygnacji.
- Kolacja jest na koszt lokalu. Bardzo o to proszę.
- Ależ to niepotrzebne - powiedział Luke.
- Czy może mi pan zrobić tę przyjemność? Niecodziennie mamy okazję gościć kogoś tak
sławnego. A kim pani jest?
- Pani - powiedział Luke powoli - jest obcą dyplomatką, która chciała... obejrzeć piękne zakątki
naszego kraju. Mam nadzieję, że rozumie pan konieczność zachowania dyskrecji.
- Naturalnie. Nic nikomu nie powiem.
Z tymi słowy właściciel się oddalił. Przez kilka minut nikt nie podszedł do ich stolika.
- Nareszcie sami - powiedział Luke.
- Tylko nie mów: „A nie mówiłem".
- Myślałem, że byłaś głodna - zaśmiał się Luke patrząc na jej pełen talerz.
- Trudno jest jeść w takich warunkach. Jak znoszą to zwierzęta w ZOO? Lub gwiazdy
rocka?
- Hej! Tam jest Luke Swain! - krzyczał ktoś na zewnątrz.
Nina jęknęła. Luke rzucił pieniądze na stół.
- Chodźmy stąd. - Złapał Ninę za rękę, podbiegł do samochodu i odjechał tak szybko, że
nikt nie zdążył udać się za nim w pogoń.
- Zadowolona? - burknął.
- Skąd mogłam wiedzieć? - przysunęła się bliżej. Luke objął ją ramieniem.
- Ciągle jednak jestem głodna - powiedziała po chwili ciszy.
- Powinienem był wiedzieć. Kupimy po drodze pizzę. Ale to ty po nią pójdziesz.
Dni płynęły Ninie zbyt szybko. Dolina zamieniła się w mały raj, współczesny Eden.
Każdego popołudnia zamykali się na pewien czas w osobnych pokojach. Luke opracowywał
muzykę lub pisał słowa piosenek, a Nina ćwiczyła wokalizę. Nie mogli sobie pozwolić
nawet na krótką przerwę w pracy. Oboje doskonale to rozumieli.
Całą resztę czasu spędzali wspólnie, spacerując, rozmawiając, jedząc, śpiąc i kochając się.
Kochali się wszędzie, w ogromnym łóżku z baldachimem, na skórze niedźwiedzia pod
kominkiem, w wannie i raz, chichocząc jak dzieci, na ławce na ganku. W jego towarzystwie
Nina uczyła się swobody i ku swemu zdziwieniu odkryła, że całe dni mijały bez kłótni lub
sprzeczki. Nic nie zakłócało radości, jaką czerpali z bycia razem.
Nina zaczęła głębiej poznawać Luke'a: siłę biorącą się z przeświadczenia, że życie jest wiele warte,
ogromne zaangażowanie po stronie sprawiedliwości, zarówno w wielkich, jak i małych sprawach,
poczucie humoru pozwalające śmiać się z siebie samego, wielką wrażliwość na brutalność i
okrucieństwo, bezwarunkowe oddanie tym, których kochał. Nina zorientowała się, że najpełniej
wypowiadał się poprzez muzykę.
Nina leżała na hamaku rozpiętym między dwoma starymi drzewami za domem i wpatrywała się
w błękit nieba. Luke ciągle jeszcze grał na gitarze w swoim pokoju. Wiatr poruszył gałęziami
drzew i kilka liści sfrunęło na nią. Noce już były zimne, ale w dzień słońce jeszcze mocno
przygrzewało. Zdjęła żakiet i została w grubej, flanelowej koszuli Luke'a. Błogo uśmiechnięta z
zamkniętymi oczyma grzała się w promieniach słońca.
- Śnisz na jawie? - hamak zakołysał się.
Zobaczyła uśmiechniętego Luke'a. W jego oczach było tyle ciepła, że poczuła, iż cała topnieje.
Czy rzeczywiście myślała kiedyś, by go porzucić? Wyciągnęła do niego ręce.
- Połóż się przy mnie - poprosiła.
- O, nie. Spadniemy jak wczoraj. Jeszcze dzisiaj mam sińce.
- Tylko poleżymy - obiecała.
- To samo mówiłaś wczoraj.
- O ile dobrze pamiętam, nie ja jedna ponoszę odpowiedzialność za to, co się stało - roześmieli
się oboje.
- Wszystko jedno. Nie zbliżę się więcej do tego urządzenia.
Nina podała mu rękę i przez pewien czas spacerowali po lesie.
- Czy na początku swojej kariery zdawałeś sobie sprawę, że tak bardzo wpłynie ona na twoje
życie? - zapytała Nina po chwili.
- Jak?
- Że będziesz żył otoczony przez tłumy wielbicieli, ścigany przez fotoreporterów, śledzony
przez fanów.
- Wiedziałem, że tak się dzieje w przypadku ludzi, którzy zrobili karierę. Nie wiedziałem,
że będę jednym z nich, ale chciałem spróbować.
- Ale jak możesz to wytrzymać?
- Ma to swoje dobre strony. Czy masz pojęcie, jaką radość sprawia fakt, że napisana i
nagrana przez ciebie piosenka rozchodzi się w milionach egzemplarzy. Wiedzieć, że
milionom obcych ludzi tak bardzo się spodobała, że chcą jej słuchać we własnych domach?
Albo śpiewanie własnej piosenki na koncercie przed wielotysięczną widownią, która nuci
razem z tobą. To jest sukces. To świadomość, że to, co się robi, ma jakiś sens. Coś takiego
musi się i tobie zdarzać. Gdy ludzie podchodzą do ciebie na ulicy i mówią, jak ich
wzruszasz lub inspirujesz.
- No tak, ale dopóki nie spotkałam ciebie, nikt nie rzucał się na mnie publicznie, nie
przeszkadzał w zjedzeniu posiłku, nie śledził z aparatem fotograficznym jak idę do sklepu.
Podziwiać artystę to jedno, ale całkowicie uniemożliwić mu życie prywatne, to coś całkiem
innego.
- A jednak wydaje się, że największą uwagę zwraca się na tych, którzy są aroganccy wobec
swych wielbicieli i nie współpracują z prasą i telewizją.
- Nie zwracałbyś takiej uwagi na siebie, gdybyś swoje opinie wyrażał bardziej dyskretnie.
- Niewiele by to pomogło. I wówczas nie byłbym sobą. A poza tym, to nie ja narzekam na
nadmiar popularności.
Nina kopnęła szyszkę leżącą na drodze.
- To wszystko jest bardzo trudne - powiedziała z westchnieniem.
- A jednak sama wybrałaś karierę sceniczną.
- Ja wybrałam śpiew - poprawiła go. - I poza rozwodem nigdy nie byłam w sytuacji, której nie
mogłam opanować. Dziennikarze przeprowadzający wywiady pytają mnie o moją pracę,
wykształcenie i plany na przyszłość. A jeżeli nawet zadają mi pytania dotyczące mojego życia
prywatnego, to jest ich niedużo i nie są napastliwe. To jest zupełnie inny świat, niż świat muzyki
pop, Luke. My nie jesteśmy ani tak znani, ani tak popularni i mało kto interesuje się naszym
życiem prywatnym.
- To dlaczego twój rozwód wywołał taki rozgłos?
- Ponieważ na swój sposób Philippe był również gwiazdą. W jego żyłach płynęła błękitna krew,
posiadał ogromny majątek. Był dobrze znany w Paryżu, Monte Carlo, Mediolanie, Beverly Hills i
San Francisco. W pewnych kręgach uosabiał przepych, doskonałe urodzenie etc. Nasz rozwód
był wystarczająco odrażający, aby stanowić dobry temat dla prasy - dodała z niesmakiem.
Zatrzymali się na polanie. Luke namówił ją by usiedli w promieniach słońca. Nina zamyśliła się.
- Czy to znaczy - zapytała w końcu - że nigdy nie będziemy się mogli pokazać publicznie, jak
każda inna normalna para?
- Nie - odpowiedział Luke zdecydowanie - we wsiach i w małych miastach, gdzie rzadko
docierają sławni ludzie możemy się spodziewać takiej reakcji, jak tutaj. Dlatego właśnie tak
bardzo lubię Nowy Jork. Poza paroma fotografami i fanatykami, ludzie rzadko mnie tam
niepokoją. Nowojorczycy widzieli już wszystko. Znane twarze niewiele dla nich znaczą. Mogę
chodzić po ulicach, jeść w restauracjach, robić zakupy - to wspaniałe uczucie.
- Musi to być niezwykle cenna wolność - powiedziała Nina, leżąc na trawie i melancholijnie
wpatrując się w niebo.
Luke szukał odpowiednich słów, żeby ją przekonać.
- Są jeszcze inne rzeczy, które sobie cenię, Nino. Przyjaciele, rodzina, praca i teraz ty. Chcę
być z tobą. Mogę zmienić pewne rzeczy w moim życiu, ale nad innymi nie mogę
zapanować.
Oczy ich się spotkały i w jej wzroku ujrzał niechęć, która go zaniepokoiła. Nina zbudowała
swoje własne życie i karierę i wydawało się jej, że nie chciałaby ryzykować zmian. Ale coś
silniejszego niż te różnice i jej wątpliwości pociągało ją w głębi tych piwnych oczu. Jego
wzrok przesunął się po jej ciele, wyciągniętym na trawie. Poczuła ciepło na skórze i
pożądanie, które ogarniało ją stopniowo ze wzrastającą siłą słodkiego oczekiwania.
- Powinnam się jeszcze wiele dowiedzieć o twoim życiu, prawda?
Ton głosu zdradził jej uczucia. Zobaczyła, że oczy mu ciemnieją i lewa brew leniwie opada.
- Ja również powinienem się wiele dowiedzieć o tobie - powiedział miękko. - Chciałbym
wiedzieć wszystko.
Odgarnął jej włosy i delikatnie zaczął wodzić po konturach policzków, twarzy, szyi.
Nina ujęła jego dłoń i powiodła ją pod luźną flanelową koszulę, aż spoczęła na jej piersi.
Była to chwila pełna wzajemnej czułości. Obydwoje trwali w bezruchu, pieszcząc się
jedynie oczyma. W końcu Luke zaczął rozpinać koszulę Niny.
- Nigdy nie kochałam się na trawie - wyszeptała, obserwując go spod rzęs.
- Na wszystko kiedyś musi przyjść pora - odpowiedział zduszonym głosem, pochylając
głowę, aby ucałować jej miękkie wargi.
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Święto Dziękczynienia jest w czwartek - oznajmił Luke.
Nina zmywała naczynia. Tego wieczora wrócili do miasta i, ponieważ Nina nie umiała gotować,
przypadła jej brudna robota. Luke wycierał naczynia i chował je do szafek. Jeszcze nie bardzo
orientował się, gdzie co stoi i Nina co chwila musiała wskazywać mokrą ręką odpowiednią
szafkę.
- Tak, wiem - odpowiedziała zakłopotana.
Czuła wyzwanie w jego głosie. Wydawało się jej, że wie, o co mu chodzi, ale chyba jeszcze nie była na
to gotowa.
- Jakie masz plany, Nino?
- Jeżeli jestem w Nowym Jorku, zawsze spędzam ten dzień u rodziców. A ty? Polecisz do
Kansas?
- Nie. W piątek mam program na żywo w telewizji.
- O, zupełnie zapomniałam. To postaw na lodówkę, Luke. Nina w milczeniu myła naczynia,
wiedząc, że Luke czeka na jej propozycję.
- No?
- Co, no? - spytała niepewnie.
- Nino, dlaczego nie chcesz przedstawić mnie swojej rodzinie. Przecież prędzej czy później
będziesz musiała to zrobić.
- Dlaczego?
- Jak to, dlaczego?
- No przecież ty jesteś... my jesteśmy... to znaczy...
Luke zmrużył oczy. W pokoju zapanowało niebezpieczne napięcie.
- O co ci chodzi? Boisz się, że im się nie spodobam?
- Nie.
- Obawiasz się, że oni mnie się nie spodobają?
- Nie...
- No więc co, Nino?
Poruszyła się nerwowo, niezdolna wydusić z siebie odpowiedzi.
- Czy chcesz trzymać mnie pod kluczem w sypialni do swego wyłącznego użytku? Czy
masz zamiar bawić się mną, aż się nie znudzisz, a wtedy mnie rzucisz? Czy ja jestem tylko
epizodem w twoim życiu i nie chcesz, żeby ktokolwiek o nim wiedział?
- Nie! Uspokój się!
Chwycił ją gwałtownie za ramiona. Przez chwilę trwali oboje w niemej złości.
- Posłuchaj, spędzę z tobą Święto Dziękczynienia w twoim... - zaczęła.
- Mnie to guzik obchodzi, gdzie będziesz jadła indyka w czwartek! - oznajmił z
wściekłością.
- To o co ci chodzi?
Puścił ją, odsunął się i przeciągnął ręką po włosach. Spostrzegł, że ona patrzy w kierunku
drzwi.
- Tym razem nie możesz iść do domu, Nino. Jesteś w domu. Właśnie dlatego postanowiłem
porozmawiać z tobą tutaj, żebyś nie mogła uciec.
- Czy to ma jakieś znaczenie, czy poznasz moją rodzinę, czy nie? Dlaczego tak chcesz ją
poznać? - broniła się.
- To nie o to chodzi - westchnął głęboko. Nie mam zamiaru udawać, że przeżywamy
krótkotrwałą miłostkę. Może i pochodzimy ze światów, które różnią się pod każdym
względem, ale zdarzyło się coś bardzo ważnego między nami. Być może kiedyś się
rozstaniemy, ale nie pozwolę na to, żeby wszystko się rozleciało tylko dlatego, że nie
robiliśmy nic, aby to utrzymać.
- Czy stawiasz mi warunki?
- Tak. Nie chodzi o to, żeby poznać twoją rodzinę w czwartek. Musisz pogodzić się z tym, że
teraz jestem częścią twojego życia, a ty mojego. Jest mi z tobą cudownie w łóżku, Nino, ale poza
sypialnią każde z nas ma swoje życie: przyjaciół, rodzinę, pracę, przyzwyczajenia. Jeśli chcesz
wykluczyć mnie z reszty twojego życia i nie uczestniczyć w moim, to nasza znajomość zmieni
się w banalną przygodę. Nie chcę brać w tym udziału, Nino. Chcę, żeby między nami było
inaczej.
Nina zagłębiła się w fotelu i wbiła wzrok w podłogę. Ona również nie miała ochoty na
krótkotrwałą przygodę, ale jeszcze nie była gotowa angażować się bardziej poważnie.
Wprawdzie stworzyli swój własny, mały świat w letnim domku Jesse'ego, ale była to tylko
ucieczka od zwykłego życia. Oboje potrzebowali swej pracy, za bardzo kochali kariery. Ich styl
życia, przyjaciele, przyzwyczajenia były tak różne! Jakie więc szanse przetrwania miał ich
związek? Czy za parę miesięcy nie będzie musiała organizować swojego życia na nowo?
- Ja... - zaczęła.
Luke podszedł do niej, przykucnął obok fotela i łagodnym ruchem głaskał jej włosy.
- No, już dobrze, Nino. Trudno ci podjąć decyzję. Nie wiesz, co masz zrobić. Musisz mieć czas,
żeby to przemyśleć. Chyba oboje potrzebujemy spokojnej nocy. Idę do domu. Pomyśl teraz nad
tym, co ci powiedziałem. Wiesz, gdzie mnie znaleźć, jeśli będziesz chciała porozmawiać.
Pocałował ją lekko w czoło. Jeszcze długo po jego wyjściu siedziała nieruchomo.
Po jakimś czasie wyciągnęła się w fotelu i westchnęła głęboko. Teraz ona musiała wykonać
następny gest. Ale jaki?
Od chwili kiedy znalazła się w jego ramionach, wiedziała do czego to doprowadzi. Starała się o
tym nie myśleć. Od początku nic jej nie ułatwiał i była pewna, że teraz też nie może liczyć na
niego.
Sam powiedział, że być może kiedyś się rozstaną. Czy będzie w stanie i czy chce to
przeżyć?
Po raz pierwszy zrozumiała, dlaczego ze swego nieudanego małżeństwa wyszła z urażoną
dumą, ale z nietkniętym sercem. Po prostu w jej związku z Philippe'em serce nie było
narażone na żadne ryzyko. Gdy myślała o swojej przeszłości, wszystko zaczęło się układać
w pewną całość. Bardzo kochała swoją rodzinę. Ale nawet wobec niej zdołała utrzymać
pewien dystans. Ponieważ była inna niż pozostałe dzieci, była „artystką", akceptowali to.
Jej związki z mężczyznami wyglądały podobnie. Nie stawiano jej żadnych wymagań, a ona
zawsze zachowywała dystans. Nawet w przyjaźni nie dawała z siebie wszystkiego. Do
pewnego stopnia pozostawała samotna.
Do tej pory pochłonięta była całkowicie śpiewaniem. Ale chyba jednak potrzebowała czegoś
więcej... Teraz, przy długowłosym wokaliście rockowym miała przedsmak szczęścia, o ile
będzie miała dość odwagi, by po nie sięgnąć.
Złościł ją, irytował i doprowadzał do furii, bawił, zaspakajał, uszczęśliwiał, rozpalał w niej
namiętność. Jedno jest pewne - nigdy jej nie nudził. Zmuszał ją do pełnego uczestnictwa
zarówno wtedy, kiedy się kochali, jak i wtedy, kiedy się kłócili, kiedy rozmawiali,
obserwowali zachód słońca, czy zmywali naczynia. Przy nim każda chwila była ważna.
Zdawała sobie sprawę, że on oczekiwał od niej pełnego zaangażowania. Nigdy dotąd nie
wymagano od niej aż tyle. Ogarniał ją strach na myśl, że może w ogóle jest do tego
niezdolna.
Nadszedł czas decyzji. Czy była do niej gotowa?
Na pewno on był tego wart. Odejść od niego? To było nie do pomyślenia. Wzięła gorącą kąpiel, a
potem zadzwoniła do rodziców.
- Mamo, czy mogę przyprowadzić gościa w Święto Dziękczynienia?
- Och, Nino, naprawdę chcesz go przyprowadzić?
Tak mamo.
Ojciec Niny wziął słuchawkę do ręki.
- No, wreszcie - wyrzucił z siebie. - Najwyższy czas! Wszyscy już o tym mówią, a mnie nie
dane było nawet go poznać. Matka Niny wyrwała ojcu słuchawkę.
- Będę się starała powstrzymać ojca od pochwalenia się wszystkim sąsiadom, że twój ukochany
będzie u nas na kolacji.
- Mój ukochany? - powtórzyła Nina. Nie mogła przecież przedstawić Luka rodzicom jako
swojego kochanka. W czwartek trzeba będzie uważać na słowa.
- Twój ojciec prosił mnie, żeby cię zapewnić, że nie powie nic, co może wprawić tego pana w
zakłopotanie.
- Myślę, że ten pan sam sobie da radę. Może się nawet okazać, że tato znajdzie w nim godnego
przeciwnika. Do zobaczenia w czwartek, mamo.
Nina postanowiła nie dzwonić do Luke'a tego wieczora. Jeszcze nie czuła się na siłach, by z nim
rozmawiać. Leżała na łóżku przewracając się z boku na bok. Nie mogła usnąć. W końcu
zdecydowała się zadzwonić.
Długo nie odbierał telefonu mimo, że aparat stał przy jego łóżku. Kiedy się odezwał, miał
bardzo zaspany głos. Zaklął siarczyście.
- To ja - zaczęła Nina.
- Kto, ja? - warknął.
- Nina. Czy jeszcze ktoś dzwoni do ciebie o trzeciej w nocy?
- O co ci chodzi? - spytał niezbyt uprzejmie.
- Luke... - Boże, jak mu to powiedzieć. Czy choć raz nie mógłby jej czegoś ułatwić. Przez długi
czas w słuchawce panowała cisza. Kiedy się wreszcie odezwał, usłyszała to, co chciała usłyszeć.
- Nino... najmilsza - nigdy przedtem tak do niej nie mówił. - Czy wszystko jest w porządku?
Czy chcesz, żebym przyszedł do ciebie?
Nina uśmiechnęła się z radością ściskając słuchawkę obiema rękoma. To był znowu ten
Luke, którego znała i z którym mogła rozmawiać. Oczyma wyobraźni widziała wyraźnie,
jak leży nagi pod prześcieradłem na swym wielkim łożu, włosy zmierzwione, lewa brew
opuszczona, oczy zaspane. Ach, jak chciała się do niego przytulić!
- Luke, jakie masz plany na czwartkowy wieczór?
Mimo nawału pracy Ninie udało się znaleźć trochę czasu, by spotkać się z Luke'em w ciągu
tygodnia. Umówili się na obiad, podczas którego Nina ze zdziwieniem dowiedziała się, że Luke
nie lubi futbolu.
- Nie lubisz futbolu? - spytała z niedowierzaniem. - Jak to możliwe, żebyś nie lubił futbolu? Co z
ciebie za mężczyzna?
- Lubię koszykówkę - odrzekł ugodowym tonem.
- To nie to samo. - Nie jestem pewna, czy będę mogła jadać śniadanie z człowiekiem, który
nie lubi futbolu - oznajmiła. - A przede wszystkim, co ja zrobię z tymi biletami? Z wielkim
wysiłkiem i za duże pieniądze udało jej się zdobyć dwa bilety na sobotni mecz i z dumą
położyła je na stole przed Luke'em.
- Sprzedaj je.
- Chyba zwariowałeś. Czy wiesz, jak trudno było je załatwić? Raczej bym sprzedała swoją
cnotę.
- Na to jest chyba trochę za późno - odparł rozbawiony.
- Jak chcesz. Jeśli o mnie chodzi, możesz sobie w sobotę siedzieć w domu przed telewizorem. -
Pójdę z Matthew.
- Kim jest Matthew?
- Jeszcze jeden mój brat. Między Markiem a Joem. Jest moim ukochanym bratem.
Akompaniował mi, kiedy śpiewałam jako mała dziewczynka. Nauczył mnie grać w piłkę nożną i
bić się z chłopakami z sąsiedztwa. To on załatwił mi występy w barach i klubach i dał do
zrozumienia, że jeśli ktoś mnie tknie, będzie miał z nim do czynienia. Jest uważany za
spokojnego, co w mojej rodzinie oznacza, że krzyczy mniej niż inni.
- Czy będzie u twoich rodziców w Święto Dziękczynienia?
- Tak. Przyjedzie z Vermont, gdzie razem ze swoją dziewczyną żyją blisko natury. On buduje
drewniane domy, ona wyrabia ser. Będzie cię uważnie obserwował, czy na pewno jesteś wart jego
małej siostrzyczki.
W Święto Dziękczynienia spóźnili się do jej rodziców. Nina chciała jechać metrem. Natomiast Luke
postanowił jechać samochodem. Jednakże Luke nie znał Brooklynu, a Nina nigdy tam nie
jeździła samochodem i nie potrafiła wskazać drogi. Błądzili przez ponad godzinę.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie - Luke użył całego swego wdzięku przepraszając Julię,
matkę Niny. - Nina postanowiła pokazać mi okolice.
- Ona jest wspaniałą śpiewaczką, ale jeśli chodzi o orientację w terenie, to jest zerem - przyznała
Julia.
- Wspaniale wyglądasz w tej szacie, mamo. Co to za okazja? - śmiała się Nina. Ostatni raz
widziała matkę tak elegancką na swej pierwszej premierze w Nowym Jorku.
Maria i Angela wypadły do holu piszcząc entuzjastycznie. Chwyciły Luke'a za ręce i
zaprowadziły do saloniku, by przedstawić swego znajomego pozostałym Gnagnarellim. Nina
poszła za nimi i świetnie się bawiła obserwując, jak Luke całuje zaślinione maleństwa, bez
mrugnięcia okiem odpowiada na łamiący kości uścisk dłoni ojca, flirtuje z rozanielonymi żonami
i dziewczynami jej braci oraz próbuje zapamiętać imiona czterech męskich potomków rodu.
Nawet pies wiedział, jak się zachować i z uwielbieniem w oczach szedł za nim krok w krok.
Przed kolacją cała rodzina zachowywała się głośno, ale całkiem przyzwoicie. Rozmowa
toczyła się wokół błahych spraw. Kiedy matka Niny poprosiła, żeby żona Michaela pomogła
jej w kuchni, Luke zadziwił wszystkich - oprócz Niny - nalegając, że to on pomoże Julii.
Luke i Julia przypadli sobie do gustu.
- Luke mówi, że powiedziałaś mu, że nigdy nie nauczyłam cię gotować, Nino - Julia
odezwała się z pretensją w głosie. - Natomiast prawda jest taka, Luke, że kiedy próbowałam
ją nauczyć, ona odmawiała. Twierdziła, że będzie sławną śpiewaczką i wyjdzie za mąż za
bogatego człowieka, z którym będzie jadać w restauracjach.
- Mamo!
Luke ryczał ze śmiechu. Po minie Niny można było poznać, że jako mała dziewczynka
naprawdę tak mówiła.
- Wszyscy nasi synowie nauczyli się gotować, ale Nina jest strasznie uparta.
- Wiem - odparł Luke sucho. - Ale teraz będzie się musiała nauczyć. Nie jestem aż tak
bogaty, by co wieczór odwiedzać jej ulubione restauracje.
- Czy macie zamiar wziąć ślub? - wtrąciła się Angela.
- Wystarczy Angelo - uciął Stefano, krojąc indyka. - Kto chce białe mięso, a kto woli
ciemne?
Nina się zarumieniła. Obawiała się, że ktoś z rodziny zechce rozwinąć ten temat. Był pierwszym
mężczyzną od czasów Philippe'a, którego przyprowadziła do domu. Czuła, że może być źle
zrozumiana. Odetchnęła, gdy nikt nie podjął kwestii „nowego narzeczonego". Małżeństwo?
Przecież oni nawet nie potrafią słuchać tej samej stacji radiowej.
- Przyniosę bułeczki - oznajmiła matka Niny wstając.
- Julio, kochanie - zwrócił jej uwagę Stefano. - Kuchnia jest w przeciwnym kierunku.
- Ja tylko...
- Przecież postanowiliśmy, że poczekamy i wszyscy razem to potem obejrzymy, kochanie.
- No mamo, to nie w porządku - poparł ojca Mark.
Julia poszła do kuchni mamrocząc z niezadowoleniem.
- Może ktoś mi wyjaśnić, o co właściwie chodzi?- spytał Luke.
- O futbol - poinformowała Nina.
- Nagrywamy teraz mecz na video, które dostaliśmy od Niny - wyjaśnił Stefano. Postanowiliśmy,
że w tym roku. zjemy kolację przy stole jak kulturalni ludzie, a mecz obejrzymy wieczorem. To
będzie tak samo, jak byśmy oglądali grę na żywo.
- Luke nie lubi futbolu - powiedziała Nina złośliwie.
Ta informacja poważnie nadszarpnęła jego popularność wśród rodu Gnagnarellich i co najmniej
przez dziesięć minut musiał się tłumaczyć.
Mniej więcej w połowie kolacji rodzina zapomniała o stanowczym postanowieniu trzymania się
w ryzach i rozmowa przybrała normalny obrót. Zaczęło się od tego że Joe i Stefano pokłócili się
o coś, co zdarzyło się w Waszyngtonie w poprzednim tygodniu. Każdy musiał oczywiście
wyrazić swoją opinię i wkrótce przy stole rozgorzała jak zwykle wojna, tym razem z udziałem
Luke'a.
- Luke, może byś wytłumaczył temu upartemu młodemu...
- Luke, przecież ty podobno jesteś zaangażowany po stronie...
Wciągnięty siłą do rozmowy Luke przez godzinę rozprawiał o moralności, polityce i
stosunkach społecznych, wykrzykując swoje racje jak wszyscy Gnagnarelli. Nina westchnęła i
skoncentrowała uwagę na swoim talerzu. Od początku wiedziała, że Luke da się wciągnąć do
dyskusji.
Jej „ukochany" podbił serca całej rodziny. Nie we wszystkim zgadzali się z Lukiem, ale z
szacunkiem odnosili się do jego racji. Jej ojciec uważał, że jak na długowłosego
wykrzykującego o seksie, ma dobrze poukładane w głowie. Joe był zdania, że Luke godzi się
na kompromis. Matka Niny uznała, że jest wspaniałym chłopcem o wielkim sercu, wyraźnie
zakochanym w Ninie.
- Wcale nie jesteś takim, jakiego cię opisali w tym artykule, który przeczytałem w sklepie... -
przyznała Julia przy kawie.
- A co o mnie pisali?
- Że jesteś arogancki...
- Ależ jest, mamo - wtrąciła Nina.
- Porywczy...
- Wiem coś o tym - powiedziała Nina.
- Że łatwo wpadasz w złość...
- Moje słowa - dodała Nina.
- Że nigdy nie wiadomo, czego się po tobie spodziewać...
- Czy to jakiś twój przyjaciel napisał ten artykuł? - Nina popatrzyła pytająco na Luke'a.
- I pies na dziewczyny. Hordy panienek. Kobiety za nim szaleją - zakończyła Julia i
szelmowskim wzrokiem spojrzała na Ninę.
- Czy to na pewno chodziło o Luke'a? - spytała Nina.
- Oczywiście! I podano listę pań. Ty, Nino, byłaś na końcu tej listy. Inne...
- Mamo, nie uwierzę, że czytujesz takie brednie - wtrącił Michael. - To powinno być zabronione.
- Zabronione? Czy ja się nie przesłyszałem, zabronione? - wykrzykiwał Mark. - Michael, czy ty
nie wiesz, że...
Po godzinie, gdy Nina w kuchni z niechęcią zabierała się do mycia garnków, dalej się
przekrzykiwano. Matthew miał wycierać. Byli sami. Matthew na ogół nie mówił zbyt wiele.
Zachowywał się poprawnie wobec Luke'a, ale Nina wiedziała, jak mu się badawczo przyglądał.
- Mam dwa bilety na sobotni mecz. Może byś poszedł ze mną? - spytała.
Matthew mieszkał w Vermont, co oznaczało, że musiałby pokonać długą drogę do Nowego
Jorku.
- Zaproszę cię za to później na kolację, gdzie tylko będziesz chciała.
Nina uśmiechnęła się do siebie, przypomniała sobie bowiem takie samo zaproszenie Luke'a.
Kiedy cała rodzina usadowiła się przed telewizorem, by oglądać mecz, Luke złapał wreszcie
Ninę...
- Czy możemy już iść?
- Ale ja chciałam obejrzeć mecz.
- Proszę cię, Nino! Będziesz mogła pożyczyć od nich kasetę w przyszłym tygodniu. Naprawdę
nie wysiedzę trzech godzin na meczu. Poza tym mam potworny ból głowy.
- W to mogę uwierzyć - powiedziała chichocząc.
- No dobrze, to pożegnajmy się.
Maria i Angela zaprotestowały tak głośno, jakby chodziło o wyjazd Luke'a gdzieś na Syberię.
Kiedy Luke pocałował matkę Niny na pożegnanie odmłodniała o kilkanaście lat i wyglądała
prawie jak Nina.
- Mam nadzieję, że cię wkrótce znów ujrzymy - powiedział ojciec Niny klepiąc Luke'a po
ramieniu.
W samochodzie, w drodze powrotnej na Manhattan Nina siedziała blisko Luke'a z głową opartą o
jego ramię.
- Czy oni zawsze tak... są tacy? - spytał.
- Tak.
- Teraz rozumiem dlaczego szukałaś ukojenia w muzyce.
- Nie podobali ci się?
- Wręcz odwrotnie, bardzo mi się podobali. Ale są trochę męczący.
- Ty też - wytknęła mu. - Zresztą pasujesz do nich jak ulał.
- Z tą różnicą, że ja jestem tylko jeden - odparł pogodnie. - Poza tym, ty wiesz, jak mi
zamknąć usta.
Na chwilę zapadło milczenie.
- A jaka jest twoja rodzina? - spytała z zaciekawieniem.
- Spokojniejsza niż twoja.
- Ach, o to nie trudno. A poza tym?
- W pewnym sensie podobna do twojej. Pracują ciężko, mają ustalone poglądy, lubią się
sprzeczać. Bardzo interesują się sprawami rolnictwa i życia na wsi. Moja mama jest
przyjazna i otwarta. A tato? Trzeba go poznać bliżej, ale to człowiek o gołębim sercu. Moja
siostra jest wesoła, silna i piękna. Jest położną.
- Jakie było twoje dzieciństwo?
Przez chwilę się zastanawiał zanim odpowiedział.
- Moi rodzice byli wspaniali, bo pozwolili, żebym sam o sobie decydował. Nie wtrącali się
również, kiedy miałem jakieś kłopoty. Musiałem je sam rozwiązywać. To mnie wcześnie
nauczyło być dojrzałym. Chyba miałem całkiem normalne dzieciństwo. Dopiero jako
nastolatek poczułem się jak w klatce. Nie miałem ochoty spędzać całego życia w jednym
miejscu robiąc to, co mój ojciec i dziad. Marzyłem, żeby zobaczyć co jest za polami
pszenicy, byłem ciekaw jak żyją inni, co myślą. No i miałem gitarę. Może nie uwierzysz, ale
byłem wtedy nieśmiały, a pisanie piosenek dawało mi jedyną możliwość wyrażenia swoich
uczuć.
- A teraz?
- Teraz, jak byłaś łaskawa mi wytknąć, nie mam problemów z wyrażaniem swoich uczuć. A
muzyka? Muzyka jest odbiciem mojego stosunku do życia, dobrych i złych jego stron.
- Ale dlaczego muzyka rockowa?
- Bo mimo, że twoi koledzy artyści myślą inaczej, muzyka rockowa jest jedną z ważniejszych
form sztuki dwudziestego wieku. Potrafi obalać bariery językowe i narodowościowe. Przemawia
do całego świata w taki sposób, w jaki żaden inny rodzaj muzyki dotychczas tego nie robił. Jest
pełna seksu. No i - dodał z uśmiechem - mówiąc mniej poważnie, podoba mi się.
- Wobec tego... i ja spróbuję ją polubić, Luke.
Przez jakiś czas w samochodzie panowało przyjazne milczenie. Od momentu, kiedy zdecydowała
się zostać z nim, Luke był miły i niewymagający. Musiał uświadomić sobie, jaka to była dla niej
trudna decyzja i dla niego. Czy zawsze parł do przodu pewny swego, czy jak każdy człowiek
miewał wątpliwości, obawy i wahania? Prawdopodobnie początkowe, trudne lata kariery
nauczyły go wiary w swoje siły. Zastanawiała się, jaki on był wtedy, wiele lat temu, młody,
biedny, nieznany. Czy już wtedy tkwił w nim taki magnetyzm? Czy już wtedy tak dokładnie
wiedział, czego chce i czego potrzebuje? Przytuliła się do niego.
- Zimno ci? - spytał.
- Nie - zamruczała.
Pozostałą część drogi do domu Luke pokonał z niebezpieczną szybkością.
Mecz piłki nożnej był wspaniały. Matthew zagrzewał swoją drużynę do walki za dwoje, bo
Ninie nie wolno było krzyczeć. Ale poza tym podskakiwała, jadła orzeszki i piła coca colę,
ile dusza zapragnie. Jak to było możliwe, że zupełnie zrezygnowała z piłki nożnej w czasie
trwania swego małżeństwa. Chyba upadła na głowę. Luke może i nie był entuzjastą futbolu,
ale na pewno nigdy nie nalegałby, żeby nie chodziła na mecze tylko dlatego, że on tego nie
lubi.
- Co miałabyś ochotę zjeść? - spytał Matthew, kiedy wychodzili po meczu.
- Pizzę, pizzę, pizzę! - wykrzykiwała i podskakiwała jak jej bratanice.
- Ostatnimi czasy jesteś bardzo radosna - zauważył Matthew. - Czy to ma jakiś związek z
Luke'em?
- Chyba tak, Matt. Wszystko mi się w tym roku udawało, ale najbardziej właśnie Luke.
- On i „Rigoletto".
- Tak i „Rigoletto" - wspaniały sukces Niny jako Gildy wzbudził zainteresowanie jej osobą.
Zaczynały się sypać fascynujące propozycje.
- Staram się myśleć perspektywicznie. W takich momentach trochę mi brakuje Philippe'a. On
miał znakomity instynkt, jeśli chodzi o moją karierę.
- A Luke?
- On nie zna się na operze. Za to wie, co znaczy ambicja. On mnie zachęca do pracy, ale
gdyby przyszło do dawania mi rad, to wątpię, czy by się tego podjął. Często mówi, że coś mu
się nie podoba, ale nie wygłasza kazań.
- Czy bardzo ci na nim zależy?
- Coraz bardziej.
- Od jak dawna go znasz?
- Nie tak dawno. Poznałam go podczas wręczania nagród muzycznych w telewizji. Ale dopiero
od paru tygodni jesteśmy razem. No i jak już zaczęliśmy widywać się regularnie, on musiał
wyjechać na dziesięć dni.
- Jest to fajny facet, Nino. I nie głupi. Nigdy przedtem nie widziałem nikogo, kto by potrafił
przekonać Joego do zmiany zdania.
Przez chwilę oboje milczeli.
- Nie podoba ci się? - zawahała się Nina.
- Skądże, podoba mi się i to bardzo.
- No więc?
- Widzisz, nie chciałbym, żebyś myślała, że zachowuję się jak stara baba, Nino, ale jego życie
było zupełnie inne niż...
- Wiem.
- Mam na myśli kobiety w jego życiu.
- Aha.
- Nawet mama uległa jego urokowi, zauważyłaś, dobrze, że ojciec był tak zajęty dyskusją, że
tego nie zauważył, w przeciwnym razie mógłby być zazdrosny. Chodzi mi o to, że taki facet,
który prowadzi życie gwiazdy rocka... Już dosyć przeżyłaś z Philippe'em, nie chcę, żebyś miała
podobne problemy.
- Wierzę w to, że Luke jest wobec mnie uczciwy, Matt. Cokolwiek się stanie, myślę, że
„oszukiwanie" nie wchodzi w grę.
- Mam nadzieję, że masz rację, siostrzyczko. Prawdopodobnie nie ma się czym przejmować. W
każdym razie ma na twoim punkcie bzika. Kiedy go obserwowałem, straciłem rachubę, ile razy
na ciebie zerkał.
Zmienili temat i beztrosko rozmawiali do koktajlu i kolacji. Na pożegnanie Matthew czule objął
Ninę. Ta rozmowa dała jej dużo do myślenia. W przeszłości Luke'a było wiele kobiet, a co z
przyszłością? Czy ona zajęła miejsce jednej z tych dziewczyn? Czy ktoś zajmie jej miejsce?
Pamięta poniżenie i ból, kiedy poczuła się niepotrzebna, gdy rozpadło się jej małżeństwo.
Tego wieczora była wyjątkowo zimna wobec Luke'a. Zastanowiło go to, ale nic na ten temat
nie wspomniał. Jednakże nie został u niej na noc. Zrozumiała, co chce przez to powiedzieć.
Miał oczywiście rację. I tak często się kłócili. Następnego ranka już w dobrym humorze
poszła do niego do domu.
Drzwi otworzyła jej atrakcyjna blondynka w średnim wieku.
- Od razu zorientowałam się, że ty jesteś Nina - przywitała ją na progu. Podała Ninie rękę i o
mało nie pogruchotała jej dłoni w silnym uścisku. – Luke dużo mi o tobie opowiadał.
- Tak? - Nina była nieco zakłopotana.
- Jestem Kate.
- Ach, to ty jesteś Kate? Miło mi...
- Kate! - krzyknął zniecierpliwiony Luke. - Nie skończyliśmy jeszcze naszej rozmowy. -
Wpadł do holu. - Czy ty nie mogłabyś... aaa, Nina. Co ty tu robisz? Dobra Kate,
porozmawiamy o tym jutro...
- Ale...
- Czy nie masz nic lepszego do roboty, niż zatruwać mi niedzielę?
- To ty do mnie dzwoniłeś - wypomniała mu Kate.
- O co tu właściwie chodzi? - Nina chciała wiedzieć. - Dlaczego ty ją tak traktujesz?
- Zawsze taki jest, zanim nie napije się kawy. Nie zauważyłaś? - spytała Kate.
- On często na mnie krzyczy, ale nie miałam pojęcia, że jest to związane z kawą.
- Uwierz mi - ciągnęła Kate. - Gdyby jego wielbiciele wiedzieli...
- No dobrze, wystarczy. Dajcie spokój. Dwie na jednego. Jedna z was musi stąd wyjść. Nie
ty - dodał popychając Ninę w kierunku saloniku.
- Do widzenia, Kate. Porozmawiamy później - powiedział zamykając drzwi.
- Czy dowiem się, o co wam chodziło? - Nina jeszcze bez tchu po jego entuzjastycznym
powitaniu próbowała się czegoś dowiedzieć.
- Sprawy zawodowe. Nudne, męczące sprawy zawodowe. Potem ci powiem.
- Dlaczego nie teraz?
- Bo teraz - wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni - udowodnię ci, jak mi cię wczoraj w nocy
brakowało.
Tak też zrobił. W jego ramionach Nina zapomniała o jego kłótni z Kate, zapomniała o swych
planach na ten dzień, i pewnie zapomniałaby swego imienia, gdyby Luke nie powtarzał go
szeptem wiele razy w chwilach uniesienia.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Myślę, że niepotrzebnie się upierasz – powiedział Luke.
Nina spojrzała na niego sceptycznie.
- Może się okazać, że będzie to najprzyjemniejszy wieczór twego życia - kontynuował.
Wargi Niny wygięły się lekko w wyrazie niedowierzania.
- Naprawdę, będziesz się dobrze bawić - nalegał.
Westchnęła ciężko, rozumiejąc, że w tym wypadku Luke chce postawić na swoim. Ale była
zdecydowana nie poddawać się bez walki.
- Myślisz, że będę się dobrze bawić? - spytała łagodnie.
- Tak.
- Na rocznicowym przyjęciu wydanym przez twoją firmę płytową? Przyjęciu pełnym gwiazd
rocka i ich wielbicieli, promotorów, menażerów, muzyków i dziennikarzy. Przyjęciu, na którym
będzie głośna muzyka rockowa i niskiej klasy szampan.
- Więc...
- I ty jesteś przekonany, że ja, śpiewaczka operowa, całkowicie nie na miejscu w tym świecie i nie
kochająca go, będę się świetnie bawiła?
- Może powiedzenie, że będzie to najprzyjemniejszy wieczór w twoim życiu jest nieco
przesadzone - przytaknął.
- Podaj mi jeden ważny powód, dla którego powinnam pójść - była pewna, że miał
przygotowanych wiele argumentów.
- Dam ci kilka - powiedział pewnym głosem. - Po pierwsze, jest to część naszej umowy, że
postaramy się dzielić swoje codzienne życie.
- To niezły powód - przyznała.
- Po drugie, na takie imprezy nie chodzi się bez dziewczyny, a poza tobą w moim życiu nie ma
żadnej innej dziewczyny.
- A po trzecie... - jego ciemne oczy spojrzały na nią miękko. Wiedziała, że zrobi dla niego
wszystko o co poprosi, byleby tylko patrzył na nią tym wzrokiem. - ... po trzecie, bardzo mi
zależy, żebyś była ze mną. Naprawdę bardzo tego chcę - powiedział głosem pełnym uczucia.
- Czy nie mogłeś od tego zacząć? - zapytała łagodnie. - Oczywiście pójdę.
Wziął ją w ramiona i oparł czoło na jej czole.
- Naprawdę? - zapytał miękko, chyląc wargi do pocałunku.
Oddała mu pocałunek.
- Naturalnie, że chcę pójść, jeżeli jest to dla ciebie ważne.
Wtulił twarz w jej włosy i całował jej kark.
- Jesteś pewna, że chcesz iść?
- Uh-hu - odpowiedziała rozmarzonym głosem, czując jego dłonie przesuwające się po jej
plecach.
- Nie chciałbym cię zmuszać do niczego wbrew twojej woli - zamruczał do jej ucha.
Nina odsunęła go.
- W porządku, wygrałeś, lecz nie przeciągaj struny.
Uśmiechnął się łobuzersko i zamknął jej usta długim pocałunkiem, który pozbawił ją oddechu i
rozpalił całe ciało.
- Myślałem, że najpierw moglibyśmy zjeść kolację z Gingie i jej chłopakiem, a później pójść
razem na przyjęcie - powiedział po chwili. - Dałoby to wam szansę poznać się lepiej. Będziesz
miała z kim rozmawiać na przyjęciu.
- Cokolwiek zadecydujesz - powiedziała zgodnie - będzie dobre.
Nina chciała spotkać Gingie. Nie widziała jej od dnia koncertu na rzecz walki z głodem, ale
wiedziała, że ta jasnowłosa piosenkarka należy do grona najbliższych przyjaciół Luka.
- Będzie przyjemnie - zapewnił ją Luke. - Polubisz Gingie. Pod pewnymi względami jesteś
do niej bardzo podobna - mądra, ambitna, szykowna. Oczywiście, ona się lepiej od ciebie
ubiera.
Nina spojrzała na niego spod oka.
- Jeżeli nie będę się dobrze bawiła, w następnym tygodniu zabiorę cię na koncert kwartetu
smyczkowego.
- Och, Nino, nie! Może moglibyśmy...
- I będziesz musiał włożyć garnitur i krawat. To przypomniało jej, że nie wie w co się ubrać:
- Co powinnam włożyć na ten galowy wieczór? Luke zdecydował, że chce jej kupić na
nadchodzące przyjęcie coś najbardziej skandalicznego.
- Żebyś wyglądała jak prawdziwa przyjaciółka gwiazdy rocka - wyjaśnił.
Nina skrzywiła się z niesmakiem.
Chodzili razem po wszystkich najmodniejszych butikach Greenwich Village. Było to dla
Niny niezwykłe przeżycie, ponieważ od czasu swego małżeństwa nosiła ubrania szyte na
miarę albo klasyczne modele z najelegantszych domów mody Europy i Ameryki.
Po trzech godzinach zdecydowali się na obcisłą metaliczną sukienkę ze specjalnie dobranymi
rękawiczkami i długimi butami. Choć Nina miała w niej zakryte dłonie i kolana, inne części
ciała były w znacznym stopniu odsłonięte.
- Mam nadzieję, że się nie przeziębisz - powiedział Luke.
- Cieszę się, że uniknęłam aresztowania. Wyglądam w tym skandalicznie.
- Wyglądasz wspaniale - pocałował ją. Nina zaczerwieniła się zakłopotana. Zauważyła, że
rozpoznano Luke'a. Dziewczęta pracujące w sklepie obserwowały ich zazdrośnie, a z głośników
słychać było głos Luka śpiewającego jedną z piosenek z albumu „Odrobina szaleństwa".
Wyszli z butiku z zakupami żegnani rozmarzonym wzrokiem sprzedawczyń.
- Teraz moja kolej - powiedziała Nina złośliwie. - Idziemy.
- Och, nie, Nino. Myślę, że nie...
- A ja myślę, że tak. - Zatrzymała taksówkę.
- Dom Towarowy „Saks" na Piątej Alei - powiedziała kierowcy.
Sprzeczali się całą drogę.
- Mam mnóstwo ubrań - powtarzał Luke z uporem.
Mimo protestów, zaciągnęła go do sklepu. Jego reakcja na propozycję kupienia płaszcza
deszczowego nie była zachęcająca.
- Nie potrzebuję. Mam parasol - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- To jest sprawa mody, nie deszczu.
- Czuję się w tym spętany. Jest za długi.
Nina poddała się. Wyraźnie nie była w stanie wpłynąć na zmianę jego decyzji, a sprzedawca
sprawiał już wrażenie zirytowanego krytycznymi uwagami Luke’a.
Nie miał też zamiaru kupić garnituru. I wyraźnie było jeszcze za wcześnie, aby namówić go na
kupno skórzanego płaszcza. Będzie jeszcze musiała nad tym popracować. Upierał się, że nie
potrzebuje krawata, a jednak ofiarowała mu jeden i to od razu, na pierwszym spotkaniu. Nie
znaleźli żadnych butów, jakie by im odpowiadały. Sytuacja nieco lepiej przedstawiała się w
dziale spodni, dopóki nie zaczął nalegać, aby weszła razem z nim do przymierzalni, żeby mu
pomóc zdjąć dżinsy.
- Tak się przyzwyczaiłem, że ty się tym zajmujesz, że już nie pamiętam, jak to się robi –
wyjaśnił z niewinną miną.
W końcu osiągnęli pewien kompromis. Nina kupiła mu drogi kaszmirowy sweter w
kremowo-białym kolorze, który znakomicie podkreślał jego ciemną cerę i włosy.
- Myślę, że trochę przepłaciłaś - powiedział z namysłem.
- Luke, na litość Boga - odpowiedziała Nina, wyraźnie zirytowana. - Jest w wyśmienitym
gatunku, będziesz go mógł nosić latami, nie wyjdzie z mody i - dodała złośliwie, aby powstał
ten sweter żaden mały, bezbronny kaszmir nie musiał stracić życia.
- Tak, kochanie - powiedział posłusznie. - Jest wspaniały. Dziękuję.
Tego wieczora Nina zawiesiła swoją nową sukienkę w szafie. Wyglądała całkiem nie na
miejscu pomiędzy jej ubraniami. Miała nadzieję, że wystarczy jej odwagi, aby ją włożyć na
przyjęcie. Uśmiechnęła się. Jeszcze miesiąc temu byłaby oburzona samym pomysłem
włożenia czegoś takiego.
Luke sprawił, że czuła się swobodniejsza. Wprawdzie wciąż jeszcze zdarzały jej się chwile
obawy o ich wspólną przyszłość. Była teraz starsza i, miejmy nadzieję, mądrzejsza, to jednak
„kto się na gorącym sparzy, ten na zimne dmucha". To świetna piosenka. Luke'owi
znakomicie udało się uchwycić uczucia, które nią targały. To było zdumiewające, tym
bardziej, że prawie się nie znali, gdy pisał ten utwór. Ale Luke doskonale znał naturę ludzką,
czego dowody dawał nieustannie.
- To wszystko jest w nie znanym mi języku - narzekał Luke, gdy razem poszli do opery. -
Jak mogę być zachwycony, gdy nie rozumiem, co oni mówią?
Nina westchnęła. Jej początkowe kontakty z muzyką rockową też nie były obiecujące.
- Co oni śpiewają? Jak mogę się tym zachwycać, gdy oni bełkoczą coś pod nosem? -
protestowała.
Luke wyjaśnił jej, o czym śpiewają.
- Co za stek bzdur - powiedziała. - Co mnie obchodzi, że ten człowiek ma obsesję na punkcie
swoich purpurowych zamszowych butów.
- Niebieskich. I posłuchaj tego rytmu - nalegał Luke.
Nie zgadzali się również w innych sprawach. Ona nie lubiła niektórych zbyt nonszalanckich jego
przyjaciół, on nie lubił paru jej zbyt konserwatywnych. On był gotów rozmawiać ze wszystkimi
nieznajomymi, którzy go zaczepiali w Nowym Jorku, podczas gdy ona unikała przypadkowych
spotkań. On lubił książki i filmy o tematyce społecznej, podczas gdy ona wolała sztukę
klasyczną, uciekającą od problemów dnia codziennego. On lubił małe restauracje, gdzie podają
zdrową żywność, ona eleganckie lokale i egzotyczną kuchnię.
Jedyna restauracja, jaką oboje lubili, to „Les Precieuses".
- Myślę, że zaczynam się w tym orientować - powiedział Luke przekornie, gdy pewnego dnia
jedli tam kolację. - Po prostu siedzę sobie, gdy inni kładą mi serwetkę na kolanach, napełniają
kieliszki, kroją jedzenie, podają sztućce.
- To lepsze niż ten lokal z plakatami i papierowymi obrusami, do którego mnie zaprosiłeś.
- Uważaj, to moja ulubiona restauracja.
Po kolejnej kulinarnej przygodzie w „Naturze", Nina zdecydowała się omówić z Lukiem pewien
problem, co do którego wiedziała, że wystąpią wyraźne różnice zdań. Gdy spacerem wracali do
domu, powiedziała:
- Przypuszczam, że nawet nie przyszło ci dziś do głowy, aby otworzyć mi drzwi, puścić mnie
przodem, podać rękę przy przechodzeniu przez ulicę?
Zmarszczył brwi.
- Dlaczego? Masz dwie ręce i nogi. Sama możesz przytrzymać sobie drzwi.
- Oczywiście, mogę to zrobić. Ale nie o to chodzi. Po prostu są to zasady dobrego
wychowania, które sobie cenię - powiedziała zirytowana.
- Słuchaj Nino, takie zachowanie jest na miejscu tylko w „Les Precieuses". A poza tym
zauważyłem, że dotychczas z powodzeniem przechodzisz przez ulicę bez niczyjej pomocy.
- Popatrz na to z mojej strony. Jest to taki drobiazg, wymagający tak niewiele wysiłku, a
sprawiłby mi przyjemność.
- Nie dam się nabrać na słodkie słówka, Nino - powiedział Luke.
Ostatecznie stanęło jednak na tym, że Luke będzie demonstrował kurtuazyjne gesty tylko w
eleganckich miejscach publicznych.
Ponieważ te częste sprzeczki i przekrzykiwania zaczęły się niekorzystnie odbijać na głosie
Niny, wynalazła inny sposób na wyrażenie swego niezadowolenia. Zaczęła rzucać w Luke'a
nietłukącymi się przedmiotami.
- Koniec - powiedział pewnego dnia po powrocie do jej mieszkania. - Nigdy więcej tych
artystycznych, zagranicznych filmów.
Poduszka przeleciała nad jego głową.
- Nie powiesz mi chyba, że podobała ci się ta szmira? - zapytał. Nina przytaknęła.
- Nie udawaj melodramatyczny, kiczowaty... Kilka kłębów wełny poszybowało w jego
kierunku.
- I ten kawałek, gdzie ten facet „w szlachetny sposób" poświęca dziewczynę. Jak ona, według
ciebie, się czuła?
Rzuciła w niego kapciem, gdy wygodnie układał się na kanapie.
- Myślę, że te wszystkie surowe ryby, jakie zjadłaś musiały pomieszać ci w głowie - oznajmił
szyderczo.
Nina rzuciła się na niego, dusząc go poduszką. Następnie spróbowała bardziej skutecznego
sposobu postępowania z nim, który natychmiast zyskał jego pełną aprobatę.
Zbliżyli się do siebie tak bardzo, że wszystkie ich sprzeczki i różnice zdań przestały być istotne.
Luke poznał ją zdumiewająco dobrze, tak że często wiedział, co myśli lub na co ma ochotę.
Natomiast dla Niny jego myśli ciągle były jeszcze zagadką, chociaż coraz lepiej poznawała jego
gusta, cechy charakteru i przyzwyczajenia. Często też wiedziała, jak zareaguje na pewne osoby
lub wydarzenia.
Luke uczył ją gotować i prowadzić samochód, ale również otwierał jej oczy na wiele różnych
spraw. Zmieniła swój stosunek do otaczającego ją świata, zaczęła zauważać niesprawiedliwość
społeczną, zaniedbanie i okrucieństwo, nędzę i wyobcowanie. Właśnie tym problemom Luke
poświęcał swe piosenki. Ale otworzył jej oczy również na rzeczy piękne: życzliwość, okazywaną
przez obcych sobie ludzi, sposób, w jaki małe dziecko lub zwierzątko odkrywają każdy nowy
dzień, coś, o czym dorośli już zapomnieli, odwagę sprostowania wymaganiom zwykłego,
codziennego życia.
Często też ją zaskakiwał.
Spotkała go pewnego dnia, gdy opuszczał studio nagrań, w którym wcześniej przygotowywał
film. Był zmęczony i poirytowany. Wyszli razem ze studia. Ktoś zrobił im zdjęcie. Jakiś reporter
podbiegł do nich.
- Pani Gagganereli...
- Gnagnarelli. Nja-nja-rel-li. Czy nie możecie się tego nauczyć?
- Czy to prawda, że była pani żoną bogatego francuskiego playboya Philippe'a Garniera?
Nina zatrzymała się gwałtownie. Miała nadzieję, że prasa nie wyciągnie szczegółów
dotyczących jej rozwodu. To było już ponad trzy lata temu.
- Znikaj - warknął Luke, przyciągając Ninę do siebie i przyspieszając kroku.
- No, Nino - odezwał się reporter z szelmowską poufałością. - Czy to prawda, że byłaś bez
grosza, gdy się z tobą ożenił? Że to on zrobił z ciebie gwiazdę?
- Zostaw mnie! - wyszeptała.
- Jak się czułaś, gdy znalazłaś swojego męża w łóżku z inną kobietą?
- Spadaj - powiedział Luke wojowniczo.
- Czy wiedziałaś o tej drugiej kobiecie, Nino? Czy był to dla ciebie wstrząs, czy wyszłaś za
niego tylko dla pieniędzy?
Nina zaczęła płakać. Luke nigdy nie widział jej płaczącej. Przestał nad sobą panować. Złapał
reportera za krawat, miał zamiar dać mu nauczkę. Zanim się opanował, ktoś sfotografował
całe zajście.
- Idziemy - Luke złapał Ninę za rękę i zatrzymał taksówkę.
Byli niedaleko jego mieszkania. Nina przestała płakać zanim weszli do środka.
- Mój ty bohaterze - śmiała się płaczliwie, gdy on tulił ją do siebie.
- Przykro mi, kochanie - szeptał, z twarzą wtuloną w jej włosy.
- To nie twoja wina. Pamiętam, że kiedyś pewien mądry człowiek powiedział: „Jeśli
uderzysz reportera, to tylko zachęcisz go, żeby napisał o tobie więcej bzdur".
- Postaram się zrobić, co w mojej mocy, aby nic się na ten temat nie ukazało w prasie.
Resztę wieczoru spędził telefonując do Kate, swojego adwokata i kilku wpływowych przyjaciół.
Dwa dni później ukazało się zdjęcie Luke'a stojącego obok reportera. Miał zaciśnięte pięści i
gniewny wzrok. Artykuł obok zdjęcia donosił, że „arogancki gwiazdor rocka" stracił panowanie
nad sobą i groził, że pobije reportera za zadanie Ninie kilku niedyskretnych pytań na temat jej
rozwodu. Odetchnęli. Mogło być znacznie gorzej. Ubawiła ich natomiast inna historia. Nazwisko
Luke'a pojawiło się w krótkim doniesieniu zatytułowanym „Szpieg, który mnie pokochał?"
- Co jeszcze wymyślą? - zapytał Luke, gdy Nina mu to pokazała.
Jak donosił dziennikarz, zauważono Luke'a Swaina w małej romantycznej, oświetlonej świecami
restauracji w jakimś miasteczku na północy stanu. Był w towarzystwie pięknej cudzoziemki, która
nie chciała ujawnić, kim jest. Informacja ta pochodziła z pewnego źródła, które ujawniło, że jej
zmysłowy, niski głos...
- Niski? - powiedział Luke. - Przecież twój głos jest wysoki!
Czytaj dalej. Będzie jeszcze lepiej.
- „Jej zmysłowy, niski głos ujawnił silny słowiański akcent. Czy była ona dyplomatką, jak
twierdził Luke? A może rzeczywiście szpiegiem? Co Luke Swain i ta tajemnicza kobieta robili w
tym nieznanym miejscu?"
- Myślę, że należałoby oprawić to w ramkę - powiedziała Nina.
Raz jeszcze przebiegł artykuł wzrokiem i zaśmiał się.
- To fantastyczne. Miejmy tylko nadzieję, że nie znajdę się na liście rządowych służb
specjalnych.
- Ja cię obronię, Luke - powiedziała Nina obejmując go za szyję.
- Przyrzekasz? - zapytał leniwie, przyciskając ją do siebie.
- Tak. Powiem im, że ta kobieta nie jest wschodnioeuropejskim szpiegiem.
- Nie?
- Nie - wyszeptała.
- A kim?
- Powiem im, że masz kontakty z istotami pozaziemskimi!
- W takim razie, chodź tutaj - wyszeptał, przytulając się do niej całym ciałem i dając jej do
zrozumienia, że interesuje go coś, co jest znacznie bardziej podniecające niż szpiegostwo
międzynarodowe lub przybysze z innych planet.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Nina stała przed lustrem w swojej nowej, ekstrawaganckiej sukience i spoglądała na siebie
krytycznie.
- Co robisz? - zapytał Luke.
- Staram się dopasować do tego idiotycznego ubrania. Wyglądam w tym jak świąteczna choinka.
- Przy pomocy cieni nadała swym oczom dramatyczny wygląd, zrobiła ostre kolory i nieco
bardziej niż zwykle zmierzwiła włosy.
- Wyglądasz wspaniale! - zapewnił ją.
Potem okazało się, że metaliczna sukienka Niny jest dużo mniej ekstrawagancka niż strój
Gingie - błyszczący, kolorowy, przeładowany ozdobami - bardzo przypominający samą
Gingie. Luke opisał ją kiedyś Ninie jako niekonwencjonalną i sympatyczną. Było to zbyt
skromnym wizerunkiem. Gingie szokowała swoimi pomysłami i bawiła Ninę przez całą
kolację. Nina zrozumiała nieomal natychmiast, dlaczego Gingie była przyjaciółką Luke'a
emanowało z niej ciepło i dobroć.
Tego wieczoru partnerem Gingie był nieśmiały, cichy, pozostający całkowicie w jej cieniu młody
człowiek, imieniem Sandy. Przez cały wieczór z ledwością zamienił z Niną dwa słowa. Luke
powiedział Ninie, że Sandy jest jednym z najznakomitszych artystów rockowych, najbardziej
znanym ze swoich niecenzuralnych piosenek erotycznych.
- Wcale na to nie wygląda - powiedziała Nina.
- Naprawdę - zapewnił ją Luke. - W tym tygodniu jego piosenka „Rozgrzej mnie" znalazła się na
czele wszystkich list przebojów.
- Żartujesz sobie ze mnie - rzuciła wzrokiem na Sandy'ego, który właśnie podawał Gingie
okrycie, zaprojektowane na wzór ośmiornicy. Miało ono osiem rękawów i Gingie nie mogła
znaleźć właściwych.
- Czy Sandy kiedykolwiek rozmawia z kimś poza Gingie? - spytała Luke'a.
- Nieczęsto.
- Taki jest nieśmiały?
- A jednak potrafi wywołać przyspieszone bicie serca u milionów słuchaczy. Ale sam jest zbyt
nieśmiały, żeby zaprosić dziewczynę na randkę. Więc Gingie wszędzie go za sobą ciągnie.
- Więc oni nie są...
- Nie, Gingie tylko mu matkuje. Kiedy się spotkali, wzięła go pod swoje skrzydła. Jest do
niej bardzo przywiązany.
- Mogę zrozumieć dlaczego. Nie sposób jej nie lubić. Ale dlaczego nie zachęca go, by
wydoroślał?
- Robi to. - Luke zaśmiał się. - Przypuszczam, że w tej chwili jest nieco zagubiony. To
twarde życie. Gdybym ja w wieku dziewiętnastu lat przemienił się w pół roku z kogoś
zupełnie nieznanego w gwiazdę, też byłbym zagubiony.
Nina wzięła Luke'a za rękę i wyszli na ulicę, by znaleźć taksówkę i poczekać aż Gingie
wysupła się z licznych „macek".
- Czy w twoim świecie nie ma normalnych ludzi, Luke? - zapytała Nina niepewnie.
- No, a ja?
- Nie jest to najlepszy przykład. Uśmiechnął się do niej.
- Czy sugerujesz, że jestem nienormalny?
- Broń Boże!
- Oj, Nino, Nino. Chyba nie chcesz powiedzieć, że w świecie opery nie ma ludzi odrobinę
ekscentrycznych, troszeczkę dziwacznych, lub po prostu szalonych.
- Ale to nie... nie tak samo - powiedziała, przyglądając się obu gwiazdom rocka wychodzącym z
lokalu.
- Rozumiem, o co ci chodzi - przytaknął Luke.
- Ale musisz przyznać, że to dobra zabawa.
- O tyle, o ile.
- Mam nadzieję, że dzisiaj będzie zdecydowanie dobra - wyszeptał Luke i pocałował ją czule.
Gingie długo wsiadała do taksówki układając starannie swoje szaty. W końcu dotarli na
przyjęcie urządzone przez firmę płytową Luke'a.
Wszyscy goście dobrze się bawili tańcząc, jedząc, pijąc i rozmawiając. Pomieszczenie
udekorowane było ogrodami muzycznymi i ogromnymi plakatami wszystkich piosenkarzy i
muzyków, promowanych przez tę firmę.
- Luke, jak się czujesz, gdy przez cały wieczór znajdujesz się oko w oko ze swym własnym
plakatem nadnaturalnych rozmiarów? - zapytała z ciekawością.
Wzruszył ramionami.
- Kiedyś było to denerwujące. Teraz po prostu nie zwracam na to uwagi.
Sandy przyglądał się swemu plakatowi tak, jak gdyby był to ktoś zupełnie inny.
Z drugiej strony Gingie głośno krytykowała swój.
- Wiedzieli, że nie znoszę tego zdjęcia. Powiesili je specjalnie, żeby mnie zdenerwować! Gingie
jest w stanie wojny z firmą - wyjaśnił Luke Ninie.
- Bezustannej wojny - dodała Gingie z naciskiem.
- Dlaczego więc przyszłaś? - zapytała Nina.
- Sandy musiał przyjść - odpowiedziała Gingie.
Sandy wziął ją pod rękę i robił wrażenie, jakby nie miał zamiaru się z nią rozstawać przez cały
wieczór.
Luke poszedł przynieść im coś do picia. Wrócił z koktajlami o niezwykłych kolorach.
- Cieszę się, że przyszłaś, Nino - powiedziała Gingie. - Znam już twój znak zodiaku i imię
twojego byłego męża, ale dopiero dzisiaj nadarzyła się okazja, żebyśmy mogły porozmawiać.
- Czytasz te brednie o mnie? - zapytał Luke ze zdziwieniem.
- Gdy ujrzałam tytuł „Luke Swain walczy z reporterem" nie mogłam się oprzeć. Luke,
pomyślałam, że na starość wydoroślałeś.
- Nina umie obudzić we mnie wojownika.
Nina odstawiła swój brązowo fioletowy koktajl.
- Jeśli pozwolicie, pójdę zobaczyć, czy nie dostanę tu czegoś tak prozaicznego, jak woda sodowa.
- Pójdę z tobą - natychmiast powiedział Luke.
- Nie przesadzaj. Mogę znaleźć bar bez twojej pomocy. Siedź tutaj i baw się dobrze z Gingie i...
Sandy'ym.
Skierowała się w stronę baru.
- Hej, czy ty jesteś Nina Gnagnarelli, gwiazda opery?
- Robin! - zawołała Nina, gdy rozpoznała jasnowłosego perkusistę Luke'a. - Dopiero
przyszedłeś?
- Mniej więcej dwadzieścia minut temu. - Przyjrzał się z uznaniem jej ubraniu. - Jestem sam,
więc jeśli chciałabyś porzucić tego piosenkarza rockowego, z którym przyszłaś...
- Uważaj, bo cię usłyszy, a wie, że lubię blondynów - powiedziała z uśmiechem.
W końcu Nina dostała wodę sodową i razem z Robinem wróciła do stolika. Przybywało coraz
więcej gości. Zrobiło się tłoczno. Pracowały cały czas dwie kamery telewizyjne. Było wielu
dziennikarzy i fotografów. Nina torowała sobie drogę przez tłum mężczyzn i kobiet. Głośna
muzyka rockowa płynąca z głośników wypełniała pomieszczenie powiększając panujący chaos.
- Gdzie jest Luke? - zapytała, gdy w końcu dotarła do Gingie.
- Został porwany przez kogoś z firmy, kto chciał porozmawiać z nim o... - Gingie zrobiła
nieokreślony ruch ręką - o sprawach zawodowych, jak sądzę... A więc, jak spotkałaś Luke'a? -
zapytała głośno, tak aby przekrzyczeć muzykę.
- Przeznaczenie - odpowiedziała Nina dramatycznie. Następnie przedstawiła ocenzurowaną wersję
ich pierwszego spotkania.
- To cały Luke - powiedziała Gingie ze śmiechem. - Jak na autora tak wspaniałych piosenek,
Luke nieczęsto prowadzi miłe pogawędki.
- A jak ty go spotkałaś? - spytała Nina.
- Przy pracy. Wieki temu. On i ten tu - wskazała palcem na Robina - grali w Michigan, gdzie ja
zaczynałam swoją karierę. Pewnego wieczoru przyszli mnie posłuchać. Luke namówił mnie, aby
udać się w trasę. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy, gdy oboje przenieśliśmy się do Nowego Jorku.
Po prostu dwoje młodych, biednych piosenkarzy z Zachodu w tym ogromnym mieście.
- Trudno jest wyobrazić sobie was oboje jako nieznanych, biednych i borykających sie z życiem.
- Ale tak było. Ja byłam szalenie ambitna. Luke też. Ale w jego przypadku to się inaczej
przejawiało. Miał wątpliwości w wielu sprawach, ale nawet wtedy, gdy nie mógł dostać żadnej
propozycji nagraniowej lub kontraktu, ciągle pracował, nigdy się nie zniechęcał. Zawsze wierzył,
że to, co ma do zaoferowania jest coś warte i że wcześniej lub później ktoś się na nim pozna.
- I ja się poznałam - powiedział znajomy głos. Wszyscy się odwrócili i zobaczyli Kate Hammer.
- Dziwię się, że cię tu wpuścili, Gingie, biorąc pod uwagę twoje stosunki z firmą.
- Wiedzieli, że nie przyszedłbym bez niej - powiedział Sandy zdecydowanie. Nina spojrzała
na niego zdziwiona. To było najdłuższe zdanie, jakie od niego usłyszała.
- Hallo, Nina! - Kate uścisnęła mocno jej rękę.
- Wyglądasz dziś inaczej niż zwykle. Nina się roześmiała.
- Eksperymentujemy. Chciałam dziś przypominać dziewczynę gwiazdora rocka. W
przyszłym tygodniu Luke będzie musiał wyglądać jak dżentelmen.
- Kupuję na to bilety! - powiedział Robin.
- A ja będę sprzedawać na to bilety - powiedziała Kate.
- Zaczynam rozumieć, dlaczego Luke mówił, że jesteś takim wspaniałym menadżerem, Kate
- powiedziała Nina.
- Z całą należną skromnością, rzeczywiście jestem - powiedziała Kate. - I dlatego mam zamiar
dać Gingie dobrą radę. Jest tutaj reporter, który chce z tobą porozmawiać, Gingie. Jest to dobra
dziennikarka z poważnego pisma rockowego. Myślę, że byłoby dobrze, gdybyś powiedziała parę
miłych słów na temat firmy, której jesteś gościem. Poprawiłoby to wasze stosunki.
Mrucząc z niezadowolenia, Gingie próbowała się sprzeciwić, ale w końcu Kate ją
przekonała. Puściła dłoń Sandy'ego i wstała.
- Pilnuj go - powiedziała do Niny i odeszła.
Nina zajęła miejsce Gingie obok Sandy'ego i uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
Czerwony jak burak Sandy odpowiedział uśmiechem. Rozmawiała z Kate i Robinem, którzy
opowiadali jej zabawne historyjki na temat początków kariery Luke'a. Kate przypomniała,
kiedy musiała zaciągnąć opierającego się Luke'a do francuskiego fryzjera, aby złagodzić
nieco jego wizerunek sceniczny.
- Upierał się, że tylko kobiety chodzą do takich salonów. Jego siostra dbała o jego włosy, dopóki
go nie spotkałam. - Kate się roześmiała. - Powinnaś usłyszeć jego wrzask, gdy fryzjer chciał użyć
lakieru.
W końcu Kate i Robin odeszli, by powitać innych muzyków, a Nina została sama z Sandy'ym.
Zaczynała go coraz bardziej lubić. Pośród tego całego udawania, hałasu i napuszonych rozmów,
jego nieśmiałość była wzruszająca. Podziwiała również jego psie przywiązanie do Gingie. A poza
tym, komu potrzebna była rozmowa? Wystarczyło przyglądać się temu, co się wokoło dzieje.
- Sandy! Tutaj jesteś! Wszyscy cię szukamy! - zaśmiał się nieszczerze zażywny mężczyzna w
średnim wieku siadając nachalnie tuż obok Niny. Gdy odwrócił się, żeby kogoś zawołać, Nina
zapytała Sandy'ego.
- Kto to jest?
Sandy się skrzywił.
- Nie jestem pewien. Myślę, że jeden ze sponsorów.
W jednej chwili otoczyło ich kilkanaście osób. Sandy znakomicie potrafił być niezauważalny, ale
teraz kilkunastu dziennikarzy go odnalazło. Nina kuliła się w sobie, żałując, że zostali
dostrzeżeni. Była przekonana, że Sandy odczuwa to samo, ponieważ przysunął się do niej, jak
wystraszony szczeniak. Poklepała go po dłoni, chcąc dodać mu odwagi. Próbowała zapanować
nad sytuacją, ale żałowała, że nie ma z nimi Luke'a. Albo przynajmniej Gingie. Sama czuła się
zdecydowanie nie na miejscu.
Wszyscy zarzucili Sandy'ego pytaniami. Nie odpowiedział, więc zaczęto zadawać pytania
również Ninie. Mężczyzna, który usiadł koło niej, nachylał się nad nią coraz bardziej. Jego jedna
ręka spoczywała na oparciu krzesła za jej plecami, a jego oddech owiewał jej twarz. W końcu
położył rękę na jej kolanie. Drgnęła, jak oparzona. Mężczyzna popatrzył na nią błyszczącymi
oczyma. Nina natychmiast zrzuciła jego dłoń ze swego kolana.
Sandy objął ją ramieniem i przysunął do siebie.
- Nie dotykaj jej - powiedział twardo.
Ten chłopiec może i był małomówny, ale gdy zachodziła potrzeba, wiedział, jakich słów należy
użyć.
- Nie przesadzaj, dziecino, rozluźnij się. Jeśli będziesz dla mnie miła to i ja będę dla ciebie miły -
powiedział pękaty mężczyzna.
Dziewczyna z ogromną ilością purpurowych włosów przerwała tę scenę.
- Hej, czy ja cię już gdzieś nie widziałam? Jesteś dziewczyną Luke'a Swaina, prawda?
Ninie nigdy nie podobało się określenie „być czyjąś dziewczyną", a w tym kontekście zabrzmiało
ono jeszcze gorzej. Zupełnie jak gdyby zgadzała się sypiać z Luke'em za prawo pokazywania się
w jego towarzystwie.
Pękaty mężczyzna spojrzał na nią z ukosa.
- Jesteś dziewczyną Luke'a? - zdumiał się.
- Znasz go? - zapytała Nina chłodno.
- Widywałem go.
- Czyli go nie znasz - stwierdziła Nina stanowczo.
Miała już dosyć tego wypytywania i tych odrażających ludzi. Bez słowa wstała, wzięła
Sandy'ego za rękę i razem odeszli. Za plecami słyszała, jak otaczający ich ludzie robili złośliwe
uwagi.
- Czy możemy poszukać Gingie? - zapytał Sandy płaczliwie.
- Oczywiście - odpowiedziała.
Odnaleźli ją, jak sprzeczała się z przedstawicielem firmy płytowej, podczas gdy stojący obok
reporter skrzętnie notował każde słowo, a fotograf robił zdjęcia. Sandy i Nina odciągnęli ją, a
ciekawy tłumek przyglądał się tej scenie.
- I tyle wyszło z próby naprawienia stosunków - powiedziała Nina.
- Miałam dobre zamiary. Naprawdę - upierała się Gingie. - Ale on doprowadził mnie do szału.
- Czy możemy już iść? - poprosił Sandy.
- Oczywiście. Czy chcesz wyjść z nami, Nino?- zapytała Gingie.
- Nie. Lepiej będzie, jak znajdę Luke'a. Będzie się niepokoić, jeśli nagle zniknę.
Długo szukała Luke'a i gdy w końcu go zobaczyła, czuła się już bardzo zmęczona. Był
pogrążony w rozmowie z Kate i mężczyzną w tradycyjnym garniturze. Choć dzieliło ich wiele
osób, Nina widziała, że gwałtownie się o coś kłócą.
Gdy torowała sobie drogę przez tłum ludzi gapiących się na nią i robiących głupie uwagi, była
bliska płaczu. Niektórzy po prostu ignorowali jej prośbę, aby ją przepuścić.
- Nino! - Luke objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
Nina zamknęła oczy i starała się rozluźnić czerpiąc poczucie bezpieczeństwa z jego bliskości.
Luke szybko zakończył rozmowę. Nina usłyszała jedynie fragmenty. Coś na temat tournee. Luke
nie chciał jechać. Kate i ten drugi mężczyzna uważali, że powinien. Ninie było to obojętne.
Chciała się tylko stąd wydostać. Powiedziała mu to, gdy tylko nadarzyła się okazja.
Popatrzył na jej spiętą, nieszczęśliwą twarz i zgodził się natychmiast. Kate przypomniała mu
jednak, że o północy parę osób miało przemawiać i Luke także obiecał powiedzieć parę słów.
Luke spojrzał na nią i w zakłopotaniu przesunął dłonią po włosach. Wówczas Nina podjęła
decyzję. Nigdy nie stanie między Luke'em i jego pracą.
- W porządku - powiedziała spokojnie. - Zostań. Ja wezmę taksówkę.
- Nie.
- Bądź rozsądny, Luke.
Westchnął znowu.
- Odprowadzę cię do taksówki.
Ulica, wydawała się oazą spokoju po hałasie, jaki panował wewnątrz. Luke wziął ją pod rękę
i poprowadził z dala od budynku, starając się umknąć ciekawskim spojrzeniom.
- Przepraszam, że cię tak zostawiłem, kochanie. Nigdy nie miałem takiego zamiaru... Wiem,
nie bawiłaś się najlepiej... Przykro mi, to moja wina... Nie powinienem cię tu przyprowadzać.
To był idiotyczny pomysł.
- Nie - zaprzeczyła płaczliwie.
- Nigdy więcej nie pójdziemy na takie przyjęcie. Żadne z nas.
- To nie sprawa przyjęcia. - Nina próbowała tłumaczyć. - Niezależnie od tego czy będziemy
chodzić na przyjęcia czy nie, ty i tak jesteś Luke Swain. Jesteś idolem tłumów, nagrywasz
płyty, dajesz koncerty, masz wielbicieli na całym świecie. Reporterzy i fotografowie śledzą
każdy twój krok, kobiety rzucają się na ciebie, wszyscy chcą zwrócić twoją uwagę. A ja po
prostu... nienawidzę tego - powiedziała cicho.
Luke wyglądał na przygnębionego i Nina miała do siebie o to pretensję. Ale musiała być z
nim całkowicie szczera, on tego od niej oczekiwał.
- Nie możemy tutaj rozmawiać - powiedziała w końcu. - Powinnam już jechać do domu.
- Dobrze. Jak tylko będę mógł się stąd wyrwać, przyjadę do ciebie i porozmawiamy...
- Nie. Naprawdę muszę być dzisiaj sama. Nie chcę powiedzieć czegoś, czego nie
przemyślałam i będę później żałować.
Widziała, jak walczy ze sobą. W końcu powiedział:
- Dobrze. Wpadnę do ciebie jutro. Och, nie! Jutro mam nagranie. Przyjdę wieczorem.
- Wieczorem mam występ. Popatrzyli na siebie smutno.
- W takim razie pojutrze - powiedział.
- Będę na ciebie czekać.
Zatrzymał taksówkę. Nie spojrzała na niego. On nawet jej nie dotknął. Wydawał się być kimś
zupełnie obcym.
Otworzył jej drzwi taksówki, nauczył się tego zwyczaju dla niej. Wsiadła. Podał kierowcy adres.
Zatrzasnął drzwiczki i patrzył za odjeżdżającą taksówką.
Nina spędziła ciężką, niespokojną noc. Chciała spojrzeć obiektywnie na wszystko.
Kochała go. Starała się być ostrożna i rozważna. Pragnęła zachować dystans, ale on stawał się
coraz bliższy. Teraz w żaden sposób nie mogła już od niego odejść, jakaś jej część i tak
pozostałaby z nim na zawsze. Ale jak rozwiązać problemy ich wspólnego życia?
Była zszokowana napaścią wielbicieli po pamiętnym koncercie, wówczas nie chciała mieć nic
wspólnego z jego światem. Ale choć wypadek ten był przerażający, z biegiem czasu mogła na
niego spojrzeć z pewnej perspektywy i nawet z humorem.
Jednakże, nie potrafiła do końca zaakceptować jego środowiska i sposobu życia.
Wyczerpanie psychiczne i fizyczne w końcu dało znać o sobie. Nina zapadła w niespokojną
drzemkę i spała do południa następnego dnia. Obudziła się w nie najlepszym nastroju. Ciągle
czuła się zmieszana i niezdecydowana.
Cieszyła się, że tego wieczoru idzie do pracy. Kochała te wysokie sklepienia, ciemne kąty i odgłosy
teatru. Uwielbiała przenikającą duszę muzykę Verdiego, profesjonalizm i uprzejmość kolegów,
gorący entuzjazm publiczności. Najchętniej zostałaby na scenie przez całą noc. Mogłaby schronić
się tu przed problemami życia. Przedstawienie się jednak skończyło i trzeba było znów stanąć
twarzą w twarz z rzeczywistością.
Była w swojej garderobie, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Podniosła wzrok.
- Jesse! - wykrzyknęła. - Nie wiedziałam, że przyjedziesz.
Stary muzyk i jego żona, Rebecca weszli do małego pokoju. Obydwoje byli uśmiechnięci, a Jesse
trzymał bukiet kwiatów.
- Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę. Dawno już cię nie widzieliśmy.
W tym momencie Giorgio Bellanti zatrzymał się przy garderobie Niny, więc dokonała ogólnej
prezentacji.
- Przyjaciele Niny są moimi przyjaciółmi - zadudnił Giorgio z entuzjazmem przytulając Ninę w
niedźwiedzim uścisku.
Giorgio i Jesse natychmiast przypadli sobie do gustu i tak pogrążyli się w ożywionej rozmowie,
że w końcu Rebecca musiała im przerwać mówiąc, że Nina prawdopodobnie chciałaby się
przebrać.
- Oczywiście! - zawołał Giorgio. - Pójdziemy razem na kolację!
Jesse zgodził się natychmiast i zaproponował, żeby pójść do małego klubu jazzowego.
- Jeśli nie macie nic przeciwko temu - powiedziała Nina z wahaniem - wolałabym pójść do
domu. Jestem okropnie zmęczona.
- Ona za dużo pracuje - powiedział Giorgio ojcowskim tonem.
Nina uśmiechnęła się słabo, gdy Giorgio się pożegnał i razem z Rebeccą wyszli z pokoju. Jesse
zatrzymał się jeszcze na chwilę i spojrzał na Ninę z niepokojem.
- Wszystko w porządku? Przytaknęła ruchem głowy.
- Czy ten nicpoń z Kansas dobrze cię traktuje?
- Tak, oczywiście. - Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech, i dodała: - Na swój sposób.
- Nie chciałbym się wtrącać, ale gdybyś chciała porozmawiać...
Nina westchnęła.
- Och, Jesse. Wiesz, jakie jest jego życie. I odbija się to na wszystkich, którzy są razem z nim.
- Wiem. Z zasady nie udzielam rad, więc powiem ci, że jeżeli wasze uczucie jest głębokie, to
będziesz musiała nauczyć się z tym żyć. Luke to wspaniały człowiek, który umie bronić tego, co
dla niego jest najważniejsze. Trzydzieści pięć lat temu Rebecca miała podobne wątpliwości.
Kiedy jest na mnie zła, udaje, że jeszcze nie podjęła decyzji - dodał z uśmiechem.
Nina uśmiechnęła się również.
- Dobranoc, Jesse.
Wróciła do domu sama, żeby spędzić jeszcze jedną, bezsenną noc. Bardzo tęskniła za Luke'em.
Gdy przyszedł następnego dnia, obydwoje byli zakłopotani.
Z niepokojem przyglądali się sobie przez kilka chwil.
- Czy masz zamiar grzecznie mnie poprosić, abym sobie poszedł? - zapytał niskim pełnym
napięcia głosem.
- Nie, oczywiście nie. - Oczy jej napełniły się łzami. Tak bardzo go kochała.
- Przytul mnie - wykrztusił wreszcie.
Rzuciła się mu w ramiona i trzymali się tak mocno, jak dwoje zmęczonych pływaków trzyma się
liny ratunkowej.
- Tak jest lepiej - wszeptał. - Byłaś bardzo daleko.
- Ty też. Usiądźmy.
Po chwili Nina opowiedziała mu o wszystkim, co przeżyła na przyjęciu.
- Było to takie przygnębiające. Czułam się taka... nic nie warta.
Luke również wyglądał na przygnębionego.
- Dlatego chciałem być przy tobie. Świat rocka pełen jest takich ludzi, ale ja świetnie
opanowałem sztukę trzymania ich na dystans. Nie współpracuję z nikim takim i nie pozwalam,
aby ktoś taki się do mnie zbliżył. Nie chciałem, byś musiała sama sobie z nimi radzić. Nie
miałem pojęcia, że dam się dopaść urzędnikom.
- Dobrze się stało, Luke. Nie możesz zawsze mnie ochraniać.
- Ale ja chcę cię chronić.
- Ale nie możesz. Nawet nie powinieneś próbować - oparła głowę o poduszki kanapy. - Dla mnie
jesteś moim mężczyzną, a cały świat traktuje cię jak idola. Wydaje mi się to zabawne, ale
czasami wprost mnie przeraża.
- I mnie to czasami przeraża. Dlatego potrzebuję ciebie, Nino. Potrzebuję kogoś w swoim życiu,
kto będzie widział we mnie jedynie człowieka i mężczyznę. Kiedy wieczorem zamykam za sobą
drzwi, nie jestem piosenkarzem ani idolem. Jestem tylko sobą.
Po długiej chwili zapytała ostrożnie:
- Czy inne kobiety przede mną bezkrytycznie cię wielbiły?
- Nie zawsze.
- Dużo ich było?
- Mam trzydzieści trzy lata. Jak sądzisz?
- Wczoraj ktoś mnie nazwał „nową dziewczynką", tak jakbyś często je zmieniał. Plotkarskie
pisma nazywają cię prawdziwym Casanovą. Od chwili, gdyśmy się poznali, widzę, jak kobiety
rzucają się na ciebie.
Westchnął ciężko.
- Nie staram się usprawiedliwiać mojej przeszłości, Nino. Przyznaję, że byłem nieco szalony w
młodości. Byłem samotny i niespokojny, a życie dostarczało mi wielu stresów. Ale uczciwie
mogę powiedzieć, że nigdy nie zrobiłem niczego, czego musiałabym się wstydzić i że moja praca
stała zawsze na pierwszym miejscu. Spotykałem się z wieloma kobietami. Nie było nikogo
wyjątkowego. A po tym, ja zobaczyłem ciebie, nie miałem ochoty nikogo widzieć - przyglądał
się jej przez dłuższy czas i w końcu powiedział ostrożnie. - Myślę, że wiem, przez co
przechodzisz. Ja też ciężko bym to znosił, gdybyś ty była...
- Symbolem seksu? - przyznała.
- Nie jestem symbolem seksu. Powiedzmy, że gdyby sytuacja była odwrócona, czasami czułbym się
niepewnie, zwłaszcza gdybym miał za sobą taki rozwód, jak ty.
- Właśnie - powiedziała.
- Ale nie ma powodu, byś się niepokoiła przy mnie - powiedział zdecydowanie. - Jak mogę cię
przekonać?
Mógłbyś powiedzieć, że mnie kochasz - pomyślała tęsknie. - Że chociaż nie jestem pierwszą, ale
na pewno będę ostatnią twoją miłością. Ale nie powiedziała tych słów głośno. Czekała, aż sam
ich użyje. Bez podpowiadania i bez przymusu.
W zamian uśmiechnęła się do niego uspokajająco.
-To tylko te stresy. Wiem, że nie jesteś... playboyem.
Objął ją ramieniem i westchnął. Przytuliła się do niego.
Ciszę przerwał telefon od Kate. Luke przeszedł do sypialni. W salonie rozbrzmiewała muzyka z
opery, w której Nina miała wystąpić, więc nie słyszała, o czym rozmawiają. Słyszała tylko jak
Luke wydziera się na Kate. W końcu krzyki ucichły, choć rozmowa trwała jeszcze dobre dziesięć
minut. Spojrzała na niego, gdy wychodził z sypialni.
- Jak ona może z tobą wytrzymać? - zapytała.
- Tak samo, jak ty. Tylko, że ty masz z tego dodatkowe korzyści, jakich ona nie ma. - Pochylił się
nad sofą i zanurzył twarz w jej włosach.
- Przestań. Mówiłam ci, że chcę przejrzeć tę partyturę.
Padł na drugi koniec kanapy i wpatrywał się w nią z uwagą. Po chwili to intensywne
spojrzenie zaczęło ją rozpraszać.
- Dlaczego się we mnie tak wpatrujesz?
- Muszę ci coś powiedzieć...
- Ciii... To najlepszy fragment - Nina ścisnęła partyturę w rękach i zamknęła oczy. - Zrobiłabym
wszystko, żeby dostać tę rolę - powiedziała, gdy aria się skończyła. W pokoju panowała cisza.
- Od pewnego czasu mam zamiar ci powiedzieć, że... - zaczął wreszcie Luke.
- Ciekawa jestem, czy Giorgio będzie chciał pracować w Nowym Jorku w przyszłym
sezonie?
- Nino, czy ty mnie słuchasz?
- Hmm?
Luke rzucił w nią poduszką.
- Hej, to mój sposób! - wykrzyknęła. - To nie w porządku. Wymyśl coś innego...
Rzucił w nią dwiema następnymi poduszkami.
- To moje poduszki - zauważyła. - Uważaj na ten obraz! Co robisz? - piszczała, śmiejąc się,
gdy rzucił się na nią jak amerykański futbolista. Oboje upadli na rozrzucone poduszki.
- Czy gracz zawodowy zrobiłby to lepiej? - zapytał zuchwale.
- Jesteś ode mnie cięższy - przypomniała mu.
- Rzeczywiście. Mam nadzieję, że żadnych kości ci nie połamałem - przesunął dłońmi po jej
ciele.
Ostudziła jego zapędy i wywinęła się z uścisku. Kiedyś przekonała się, że jest wrażliwy na
łachotanie i teraz był dobry moment, żeby to sprawdzić.
- Hej! To nieuczciwe! Obiecałaś, że nie będziesz.
- Nigdy nie obiecywałam!
Wkrótce obydwoje tarzali się po podłodze, szamocząc się i śmiejąc. Wszystkie piękne i delikatne
ozdoby w salonie Niny były w niebezpieczeństwie.
- Uważaj! - krzyczała między wybuchami śmiechu i pocałunkami, gdy ściągał z niej spódnicę. -
Uważaj na ten stolik! Nie stłucz tego wazonu! Luke, uwaga lampa! - Nagle, ze świstem złapała
powietrze.
- Oooch! Czy mógłbyś zrobić to jeszcze raz?
- Co? To?
- Tak, to. To jest... - gwałtownie pragnąc dotyku jego ciała, gorączkowo zsuwała koszulę z jego
ramion.
Znacznie później, gdy Luke pokazywał jej, jak zrobić zapiekankę z makaronu i tuńczyka, znów
wrócił do głównego tematu.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć, Nino. Muszę wyjechać. Nie wspominałem wcześniej o tym, bo
miałem nadzieję, że uda mi się z tego wywinąć.
- Gdzie jedziesz? Kiedy?
- Na Zachodnie Wybrzeże. Wyjeżdżamy w przyszłym tygodniu.
- W przyszłym tygodniu? Jak długo ciebie nie będzie?
- Sześć tygodni.
- Sześć tygodni? - otworzyła szeroko oczy. Nie będzie go sześć tygodni. Półtora miesiąca. - Nie
będzie cię na Święta?
Przytaknął.
- Przykro mi, Nino. Nic nie mogłem zmienić. Naprawdę próbowałem.
Zaczęła rozumieć.
- O to kłóciłeś się z Kate?
- Taak. - Westchnął smutno. - Mam kilka występów w telewizji w okresie Świąt, które były już
dawno zaplanowane i szereg dużych koncertów na północy i południu Zachodniego Wybrzeża.
Sprzeczaliśmy się o to z Kate od kilku tygodni, ale ona ma rację. Z zawodowego i finansowego
punktu widzenia nie mogę się wycofać. Kosztowałoby mnie to fortunę i zyskałbym opinię
nieodpowiedzialnego faceta.
- Rozumiem.
- Kate twierdziła, że zrozumiesz.
Nałożył jej na talerz trochę zapiekanki. Nina wbiła w nią wzrok.
- Straciłam ochotę na jedzenie.
- Będę do ciebie codziennie dzwonić. Dwa razy dziennie. Może mogłabyś przylecieć...
- Nie mogę. Za kilka dni zaczynamy próby „Cosi fan tutte". Nie mogę nigdzie wyjechać.
Spojrzała na niego i zobaczyła niepokój w jego oczach. Nie powinna utrudniać im rozstania.
Ile razy mówiła mu, że go opuści? Jak często wyrażała swoje obawy na temat ich wspólnej
przyszłości? On wydawał się pewny, ale też przecież potrzebował zapewnienia.
Postarała się, aby wyglądać spokojnie.
- W porządku. Naprawdę. Wiedzieliśmy, że nas to czeka wcześniej czy później. Oboje często
wyjeżdżamy. Musimy się nauczyć dawać sobie z tym radę.
- Wiem - zgodził się. - Ja jedynie chciałem to przesunąć na wiosnę lub lato. Nie chciałem być
tak daleko od ciebie teraz. To... za wcześnie - zakończył smętnie.
Przez chwilę siedzieli w ponurym milczeniu. W końcu Nina włożyła mu na talerz trochę
zapiekanki.
- Nie jestem głodny - powiedział.
- Jedz. Będziesz potrzebował dużo energii.
- W takim razie - powiedział podsuwając jej talerz - ty także zjedz przyzwoitą porcję.
Popatrzyła na talerz.
- Jest coś, co powinnam ci była już dawno powiedzieć.
- Co takiego?
- Nie cierpię zapiekanki z makaronu i tuńczyka.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Nina okropnie się bała nadchodzących tygodni.
„Weź się w garść", strofowała siebie surowo. Naprawdę nie było się czego obawiać. Wszystko w
jej życiu będzie toczyło się normalnie. Miała przecież pracę, przyjaciół i rodzinę. Będzie jej
bardzo brakowało Luke'a, ale on już przedtem wyjeżdżał i na pewno w przyszłości też będzie
jeździł na tournee. Sama przecież zaraz po ślubie, spędziła wiele miesięcy bez Philippe'a, a
wtedy była dużo młodsza i mniej doświadczona.
W małżeństwie nie napotykała na takie trudności, jak w związku z Luke'em, a mimo to
skończyło się ono fiaskiem. Postawiona przed wyborem pomiędzy małżeństwem i karierą,
wybrała podświadomie czy świadomie, karierę. Po paru latach rozwód był jedynym
rozwiązaniem.
Teraz z Luke'em mieli ten sam problem. A Luke powiedział, że praca jest w jego życiu
najważniejsza.
Oczywiście nie było porównania między Luke'em a Philippe'em. Luke'a kochała naprawdę. Na
pewno nigdy go nie idealizowała. Często była zdania, że był najbardziej denerwującym
mężczyzną na świecie. Kochała jego wady i zalety. Kiedyś walczyła z tym uczuciem tak, jak
walczyła z nim samym. Luke znalazł drogę do jej duszy, do jej serca, do jej umysłu i ciała-
W dniu wyjazdu Luke przyszedł do domu Niny, żeby choć przy pożegnaniu mogli być sami.
Postanowili, że ona nie będzie odprowadzać go na lotnisko, aby nie dać okazji jakiemuś
wścibskiemu fotoreporterowi do zrobienia im zdjęcia „w namiętnym pożegnalnym uścisku".
Nie będzie go przez sześć długich tygodni. Przytuliła się do niego. Luke objął ją czule.
Zadzwonił telefon. Nina podniosła słuchawkę.
- Tak Robin, jeszcze jest tutaj. W porządku, uspokój się. Dobrze, wytłumacz Kate, że już
wychodzi. No i opiekuj się nim w moim imieniu. Jest arogancki, porywczy, nigdy nie
wiadomo, czego się po nim spodziewać, ale nie widzę nic poza nim. - Odłożyła słuchawkę. -
- Musisz już iść - nie chciała, żeby jej się głos załamał.
Luke objął ją nieszczęśliwym spojrzeniem, chciał zapamiętać każdy szczegół jej postaci,
nawet pasek ze skóry wężowej. Nina rzuciła się w jego objęcia. Trzymał ją tak mocno, że
ledwie mogła oddychać.
- Będę dzwonił codziennie - szepnął.
- Nie dawaj żadnych obietnic. Dzwoń, kiedy będziesz mógł.
- Myśl o mnie - szeptał muskając jej usta wargami. Z trudem oderwali się od siebie.
Zadzwonił do niej jeszcze tego wieczora z Los Angeles.
- Cześć, tu Luke.
- Jaki Luke?
- Czy mam przylecieć następnym samolotem, żeby ci odświeżyć pamięć?
- Wystarczą mi te wspomnienia, które mam. Zostań w Los Angeles i postaraj się wzbogacić
na tyle, żeby móc mnie co wieczór zapraszać do „Les Precieuses".
- Słyszałem, że kobiety są smutne i sentymentalne, kiedy rozstają się ze swoimi kochankami
- żalił się Luke.
- Mężczyźni tak tylko się pocieszają. - Do jej uszu dochodziła muzyka, śmiechy i okrzyki
gdzieś w tle.
- Skąd dzwonisz? Co się tam dzieje?
- To Kate z zespołem i jeszcze jacyś ludzie. Pracujemy od jutra.
Na twarzy Niny pojawił się szelmowski uśmiech, a odezwała się głosem pełnym uczucia:
- Luke, kochany, mój najdroższy, powiedz jak do mnie tęsknisz?
- Tu jest pełno ludzi - odrzekł zakłopotany.
- Czy nie chciałbyś, żebym tam była z tobą?
- Marzę o tym, choć chwilami mam ochotę położyć cię na kolanie i sprać na kwaśne jabłko.
Nina śmiała się wiedząc, że tak jest naprawdę. Jeszcze przez dziesięć minut rozmawiali o jakichś
błahych sprawach. Kiedy się pożegnali, Nina tuliła w dłoniach słuchawkę. Na pewno wszystko
będzie dobrze.
Luke'a nie było, ale istniała jej miłość i tęsknota. Czuła jego bliskość mimo, że dzieliła ich
odległość tysięcy kilometrów. Kiedy tylko była w domu, słuchała jego muzyki. Parę razy
prowadziła samochód, by sprawdzić swoje umiejętności. Czytywała książki, które lubił. No i
oczywiście były jego telefony.
Nie dzwonił codziennie. Pracował nieregularnie, a ona rzadko bywała w domu. Miała nawet
numer do jego kwatery głównej w Los Angeles, ale trudno go było złapać, ponieważ wciąż
wyjeżdżał na koncerty po całym Zachodnim Wybrzeżu. Czasami dzwonił nawet dwa razy
dziennie, ale zdarzało się, że czekała aż cztery dni na jego telefon.
Wigilia Bożego Narodzenia u Gnagnarellich była wesoła, rodzinna i hałaśliwa. Dzieci wnosiły
do domu nastrój podniecenia, ale i dorośli mu ulegali. Jak zwykle raz po raz wybuchały krótkie
sprzeczki. Gdy rozległ się dzwonek wszyscy z okrzykami ruszyli do drzwi.
To był posłaniec ze specjalną, ogromną przesyłką dla całej rodziny od Luke'a z Kalifornii.
Oczywiście Nina chciała tę paczkę otworzyć jak najszybciej, ale jej bracia położyli ją tak, że nie
mogła jej dosięgnąć i zapowiedzieli, że musi czekać na prezenty do rana tak, jak dzieci.
Luke zadzwonił w pierwszy dzień Świąt, późnym wieczorem.
- Wesołych Świąt, kochanie!
- Wesołych Świąt! - próbowała przekrzyczeć rodzinny hałas.
- Podobały się?
- Bardzo nam się podobały! Wszyscy mamy je na sobie. Luke przysłał im koszulki
bawełniane w bożonarodzeniowe wzory z nazwiskiem Gnagnarelli na przodzie
i imieniem każdego z nich. Zrobiło to ogromne wrażenie na całej rodzinie. Wszyscy włożyli
swoje koszulki i nosili je cały dzień. Nina powiedziała o tym Luke'owi.
- Dostawałam w życiu wiele prezentów, biżuterię i futra, ale chcę, żebyś wiedział, że ten
cenię najbardziej.
- Mam dla ciebie coś jeszcze. Nie jest to nic z futer czy biżuterii, bo wiesz, że za tym nie
przepadam. Jest to coś bardzo specjalnego. Chciałbym, żebyś oglądała mój telewizyjny
program sylwestrowy. Wtedy dostaniesz swój prezent.
- Co to będzie?
- Nie powiem. Oglądaj ten program.
- Dobrze, będę oglądać.
- A ja będę myślał o tobie.
- Ja... mhm... - zauważyła, że jej bratanice obserwują ją bacznie.
- Tak najmilsza? - wyraźnie śmiał się z niej. - Nie powiesz mi, jak za mną tęsknisz noc po
nocy samotna w łóżku?
- W porządku, tak jak się umówiliśmy - zakończyła zakłopotana i odłożyła słuchawkę.
Giorgio Bellanti zaprosił do siebie na Sylwestra Ninę razem z Jesse'em i Rebeccą. Po kolacji
włączyli telewizor. Na ekranie był właśnie przegląd rockowych przebojów roku oraz zapowiedzi
albumów, które miały się ukazać w nowym roku. Potem obejrzeli wywiad na żywo z Luke'em, w
którym prowadzący gratulował mu sukcesu „Odrobiny szaleństwa" oraz pytał o plany na
nadchodzący rok. Luke zapowiedział, że na jakiś czas zawiesza wyjazdy w trasy.
Nina zauważyła, że wyglądał na bardzo zmęczonego. W czasie następnej telefonicznej rozmowy
musi powiedzieć mu, żeby odżywiał się regularnie i więcej sypiał. Prowadzący, bardzo starannie
ufryzowany mężczyzna, próbował wydobyć z Luke'a jak najwięcej informacji na temat jego
dziewczyny, gwiazdy operowej, Dlaczego nie jest z nim w Kalifornii? I czy to prawda, że
wkrótce pewnie się rozejdą? Niemile ją to zaskoczyło. Ku jej zadowoleniu, Luke odmówił
odpowiedzi na te pytania. Po wywiadzie prowadzący z dumą zapowiedział premierę ostatniego
teledysku Luke'a „Kto się na gorącym sparzy..."
Nina aż podskoczyła na krześle. Uśmiech rozjaśnił jej twarz. Była zarówno zaskoczona, jak i
podniecona.
- Ten oszukaniec! Te długie dni spędzone w studio, te późne wieczory! Nigdy nie pisnął ani
słowem, że to o to chodzi.
Film był zabawny i pełen seksu. Przede wszystkim jednak zaznaczona była wyraźnie osobowość
Luke'a - jego śmiałość, odwaga i oryginalność. Mimo, że ona nie przepadała za tym rodzajem
muzyki, żadna aria operowa ani sonet elżbietański nie mógłby jej sprawić większej radości.
- On jest genialny! - zachwycał się Giorgio. - Masz szczęście, Nino. Nina nagle poczuła łzy w
oczach. Myślała tylko, jak ponad tysiącami kilometrów przytulić się do niego i wyznać mu, ile
ten prezent dla niej znaczy.
Po skończonym filmie wszyscy bili brawo.
- I pomyśleć, że to ja ich sobie przedstawiłem - westchnął Jesse.
- Ależ skądże! - sprzeciwiła się Rebecca.
- No dobrze, ale gdyby nie ja, to...
- Uspokój się, już prawie północ - strofowała go Rebecca.
Wszyscy liczyli ostatnie sekundy starego roku. Nina oddałaby wszystko za to, żeby być z
Luke'em. Miała nadzieję, że jak zamknie oczy i będzie się usilnie koncentrować, to Luke
będzie wiedział, że o nim myśli.
Wcześniej niż inni poszła do domu licząc, że Luke do niej zadzwoni. Jej serce rozpierała
radość tak wielka, że chciała jak najszybciej podzielić się z nim swoimi uczuciami.
Dotychczasowe obawy o wspólną przyszłość wydały jej się teraz zupełnie niedorzeczne. Jak
tylko Luke zadzwoni, wyzna mu, że kocha go całą duszą i sercem.
Czekała długo, ale tego wieczora nie doczekała się od niego telefonu. Choć czuła się
rozczarowana, starała się wytłumaczyć to sobie trzygodzinną różnicą czasu, troską Luke'a,
żeby jej nie obudzić w środku nocy oraz tym, że człowiekowi tak popularnemu trudno
znaleźć choćby chwilę samotności, by zadzwonić do niej. No, trudno. Powie mu to następnego
dnia.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Czy coś jest nie w porządku? - pytał Luke wyraźnie zatroskany.
- Nie - brzmiała ponura odpowiedź Niny.
- Przecież cię znam, Nino, poznaję po twoim głosie, że coś cię gnębi - próbował się dowiedzieć.
To prawda, że przez ostatnie cztery dni zostawiał wiadomości jej automatycznej sekretarce, ale
dopiero teraz po raz pierwszy od Nowego Roku udało mu się ją złapać. Jej próby porozumienia
się z nim przez telefon też spełzły na niczym, gdyż Luke był wyjątkowo zajęty podróżami,
występami i wywiadami.
- Po prostu jestem bardzo zmęczona - powiedziała Nina.
- Obojgu nam jest bardzo ciężko - rzucił poirytowany.
Naprawdę nie miała zamiaru mu tego mówić. Ale nalegał.
- Dobrze więc. Chcesz wiedzieć, to ci powiem. Dwa dni temu, w obecności całej rodziny, Maria i
Angela pokazały mi piękną kolorową okładkę jakiegoś czasopisma z twoim zdjęciem w
objęciach rudowłosej aktoreczki.
W słuchawce zapadło długie milczenie.
- Nino, naprawdę chyba nie sądzisz, że jest jeszcze ktoś poza tobą? - spytał niepewnym głosem.
- Nie, jasne, że nie. Ale widzisz, moje bratanice były bardzo zaniepokojone, a reszta rodziny
dosyć zakłopotana, kiedy próbowałam im wyjaśnić, że to tylko przypadkowe zdjęcie. Czułam sie
jeszcze gorzej niż wtedy, gdy starałam się im wytłumaczyć powody mojego rozwodu. -
Westchnęła głęboko. - To było okropne.
- Nino, tak mi przykro. - W jego głosie brzmiał szczery żal.
- Z Robinem, z tą aktorką i jej mężem byliśmy na balu dobroczynnym. Może powinienem
był być bardziej ostrożny... ale takimi rzeczami już dawno przestałem się przejmować.
W głosie Niny przebijał wyraźny żal.
- Luke, dlaczego choć raz nie sfotografujesz się z mężczyzną?
- Jestem przekonany, że to wywołałoby dużo większy skandal.
- No tak, chyba masz rację - znów westchnęła. - Ja tylko nie rozumiem, dlaczego komuś
zależy, żeby zrobić nam przykrość.
- To jest wyłącznie po to robione, żeby sprzedawać jak najwięcej egzemplarzy pisma. Czy
twój ojciec i twoi bracia mają zamiar mnie zabić?
- Nie, wcale nie. Pragną mi uwierzyć. Moje sprawy bardzo im wszystkim leżą na sercu.
Szczególnie po rozwodzie.
- Nino, kochanie wierz mi, że strasznie mi przykro, że cię naraziłem na taką sytuację wobec
twojej rodziny. Od dziś będę bardziej ostrożny.
Po paru minutach zakończyli rozmowę. Kiedy Nina odłożyła słuchawkę, była wciąż
niespokojna. Nagle zdała sobie sprawę, że w ogóle nic mu nie wspomniała o filmie video
„Kto się na gorącym sparzy..." Na pewno poczuł się dotknięty.
Zapomniała również zawiadomić go, że jedzie na występ do Bostonu i wróci dopiero w
następnym tygodniu.
- A niech to diabli! - ze złością rzuciła poduszkę w przeciwległą ścianę. Nawet nie zapytała, skąd
dzwoni.
W Bostonie Nina stale próbowała telefonicznie połączyć się z Luke'em w jego bazie wypadowej
w Los Angeles, ale nic z tego nie wychodziło. Przypomniała sobie, że chyba coś wspominał o
planach koncertowych w północnej Kalifornii. Martwiła ją ta niefortunna, ostatnia rozmowa.
Wiedziała, że musi jak najszybciej wyjaśnić z nim wszystko.
Po powrocie w dalszym ciągu nie wiedziała, gdzie może być Luke. Wróciła przed dwoma
dniami, ale do tej pory nie było od niego telefonu.
W końcu zadzwonił, ale ze złymi wiadomościami.
- Nie będziesz chyba zachwycona tym, co ci powiem - ostrzegł ją. - Zgodziłem się przedłużyć
tournee o następne dziesięć dni.
- Ach tak?
- Ale Kate i ja postanowiliśmy, że...
- Nie ma sprawy. Nie musisz się tłumaczyć - przerwała mu ostro.
- To dobrze - warknął.
Nina zagryzła wargi. Wiedziała, że jest zmęczony i podenerwowany. Nie powinna była tak z nim
rozmawiać, zdawała sobie sprawę, że oboje są u kresu wytrzymałości.
Po chwili, po suchym pożegnaniu, kiedy odeszła już od telefonu, zorientowała się, jak bardzo jest
zdenerwowana. Powinna była reagować spokojniej. To zrozumiałe, że najbardziej liczy się jego
kariera. Przecież swoją karierę też zawsze stawiała na pierwszym miejscu.
Dlaczego na przykład ona nie miałaby zająć najważniejszego miejsca w jego życiu? - pomyślała
ze złością. Ona go potrzebowała właśnie teraz. W tym momencie związek z Luke'em był dla niej
wyłącznie ciężarem, nie dawał jej żadnej radości. Nie widziała go od czterech tygodni i tylko od
czasu do czasu rozmawiała z nim przez telefon. Bawił się świetnie w Kalifornii, podczas gdy ona
tu, w Nowym Jorku, musiała przekonywać swoją rodzinę, że nie zrobiła największego błędu w
życiu. Co więcej, przedłużył pobyt o dziesięć dni. Jak mógł być tak bez serca?
- Uspokój się - upominała siebie surowo. On wcale nie wie, jak mi jest ciężko. A może i wie,
ale uważa, że muszę nauczyć się dawać sobie z tym radę. Tylko, że nie musiałabym sobie z
tym w ogóle radzić, gdyby on nie istniał w moim życiu.
Następnego dnia wieczorem zobaczyła w telewizji krótki wywiad z nim przed koncertem.
Nie słyszała, co mówił, gdyż oczy miała wlepione w źle ubraną blondynkę, którą obejmował
ramieniem. Dziewczyna przytulała się do niego dumna i szczęśliwa. Potem Nina zobaczyła,
jak szepcze mu coś do ucha, a on uśmiecha się i całuje ją w policzek.
Jeszcze przez dłuższą chwilę Nina wpatrywała się błędnym wzrokiem w ekran telewizora.
Starała się uspokoić i uwierzyć, że to jakaś stara znajomość Luke'a, że on nie byłby zdolny
ją, Ninę oszukiwać. Postanowiła, że zadzwoni do niego i wszystko wyjaśni. Ze względu na
różnicę czasu pomiędzy Nowym Jorkiem a Los Angeles zdecydowała, że najlepiej będzie
łapać go telefonicznie następnego dnia w jego bazie w Los Angeles.
O piątej rano wciąż jeszcze nie spała. Wymęczona i lekko nieprzytomna podniosła
słuchawkę. W Los Angeles była druga nad ranem. Luke na pewno już wrócił z koncertu.
- Halo? - odezwał się damski głos. Na pewno nie był to głos Kate.
Nie wpadaj w panikę, pomyślała Nina, zapytaj o to samego Luke'a.
- Czy mogę prosić Luke'a? - Chwileczkę... W tej chwili bierze prysznic, a potem idziemy spać.
Czy może pani zadzwonić jutro?
Bierze prysznic. Idziemy spać. Nina próbowała się opanować.
- Ja chcę mówić z nim teraz - powiedziała najspokojniej jak umiała.
- No tak, ale czy to jest coś bardzo ważnego? Prosił, żeby mu dziś wieczór nie przeszkadzać -
powiedziała dziewczyna.
- Ależ ja nie mam zamiaru wam obojgu w niczym przeszkadzać - oznajmiła Nina sarkastycznie. -
Proszę mu tylko przekazać, że dzwoniłam, dobrze?
- Jak się pani nazywa?
- Nina. - Odłożyła słuchawkę na widełki. Nagle, z gwałtownością, której się po sobie nie
spodziewała, jednym ruchem ręki zrzuciła wszystko co stało na nocnym stoliku. Czuła ostry,
przejmujący ból.
Wtuliła twarz w poduszkę i łkała nieszczęśliwa. Jak on mógł tak postąpić?
A może nic złego nie zrobił, pomyślała. Spróbowała uspokoić swoje skołatane nerwy. Przecież
zadzwoniła po to, by się dowiedzieć, kim była ta dziewczyna, ale nawet się nie zapytała.
Zanim go potępi, powinna wysłuchać, co ma do powiedzenia.
Może ta dziewczyna była masażystką, sekretarką lub sprzątaczką?
Przecież to jest Luke! Nie zdradza swoich przyjaciół. Jest najuczciwszym człowiekiem, jakiego
zna. Ale jest też gwiazdą rocka.
Zachowuję się jak schizofreniczka, pomyślała z niesmakiem. Na pewno zadzwoni. Co mu wtedy
powie? Że ma już dość skandali, plotek, wielbicielek i długowłosych wokalistów rockowych? Że
wraca do swego eleganckiego świata dobrych manier, wykwintnych strojów oraz importowanego
wina? Czy może ma zażądać wyjaśnienia, co robiła ta dziewczyna w środku nocy w jego
sypialni?
Czekała długo na jego telefon, ale nie zadzwonił. Poczuła się okropnie rozczarowana i
przygnębiona. Wreszcie zdrzemnęła się, kompletnie wyczerpana. Po godzinie obudził ją
dzwonek budzika. Popatrzyła na telefon leżący na podłodze i zrozumiała, dlaczego nikt nie
zadzwonił. Przecież zrzuciła go w gniewie na podłogę.
Nie odłożyła jednak słuchawki na widełki. Musiała wszystko przemyśleć, zanim z nim
porozmawia. On ma tak silną osobowość, że jest w stanie wszystko jej wmówić, a ona
zupełnie nie potrafi stawić mu czoła. Ale teraz nadszedł czas decyzji i musi podjąć ją
samodzielnie. Czy ma z nim zostać i próbować ułożyć sobie życie u jego boku, czy ma go
opuścić i powrócić do dawnego, spokojnego świata.
Tego dnia na próbie nic jej nie wychodziło. Wyczerpana i nieszczęśliwa nie była w stanie się
skupić. W pewnym momencie reżyser przedstawienia zaproponował jej, by poszła do domu i
odpoczęła.
Wróciła do swego pustego, cichego mieszkania. Telefon wciąż leżał na podłodze. Umieściła
słuchawkę na widełkach i położyła się na kanapie w saloniku. Zatopiła się w myślach.
Nie mógł jej zdradzić. Ta dziewczyna przyszła pewnie podyskutować z Luke'em o ochronie
zwierząt albo o sytuacji politycznej, a może była to jakaś dawna znajoma. Zresztą zapyta go,
kim ona jest i poprosi, żeby w przyszłości był bardziej ostrożny.
Kochała Luke'a. Pragnęła go ponad wszystko. Gotowa była podjąć każde ryzyko, byle tylko
z nim być. Jak mogła pozwolić, by nadgorliwi wielbiciele, wścibscy fotoreporterzy,
bezczelni dziennikarze zniszczyli ich uczucie.
Pewnie, że byłoby cudownie mieszkać z Luke'em na pustkowiu, tak jak to było w domku letnim
Jesse'ego, gdy mieli tylko siebie. Ale to w ogóle nie wchodziło w rachubę. Żadne z nich nie
potrafiłoby tak żyć na dłuższą metę.
Nina ze zdziwieniem spostrzegła zmiany, jakie w niej samej zaszły. Luke natchnął jej duszę, odarł
z fałszywego blasku, nauczył ją potrzeby poszukiwania porozumienia z drugim człowiekiem.
Wreszcie odnalazła swoją tożsamość. Żądał od niej wiele, ale w zamian dawał z siebie wszystko.
Zawsze będą się różnić od siebie - tak już pozostanie - ale w każdym z nich tkwić będzie cząstka
tej drugiej istoty.
Wydawało jej się zupełnie nieistotne, co złośliwi recenzenci myślą o niej, co piszą skandalizujące
gazety, ile posiłków zakłócą im wielbiciele rocka.
Wszystko to nieważne. Wiedziała, że rodzina ma wiele wątpliwości, co do słuszności jej wyboru,
ale zdoła ich przekonać. Polubili go, może go kiedyś pokochają. To prawda, że był denerwujący,
ale na pewno w przyszłości będą mu ufać tak, jak ona jemu zaufała. Ona go kocha.
Nina czuła się szalenie podbudowana. Jednakże on wciąż nie dzwonił. A przecież słuchawka
leżała już na widełkach. Czy spodziewał się, że będzie czekać na jego telefon przez całą noc?
Czy nie zdawał sobie sprawy, ile ważnych rzeczy ma mu do powiedzenia?
Gdyby mogła go zobaczyć. Gdyby mogła polecieć do Los Angeles. Niemożliwe. Miała próby w
operze. A może jednak...?
- O to właśnie chodzi! - wykrzyknęła, zeskoczyła z kanapy i pobiegła do sypialni. Wyjęła małą
walizeczkę i otworzyła szafę. Musi do niego pojechać. Może polecieć dziś wieczór i wrócić jutro
wieczór. Opuści jeden cały dzień prób, będzie to pierwszy raz w życiu. Trudno! Chciała być na
pierwszym miejscu w życiu Luke'a. Jak mogła żądać tego od niego, jeśli on nie był na pierwszym
miejscu w jej życiu. Musi dowieść mu, jak wiele dla niej znaczy. A jeśli wyrzucą ją z opery?
Trudno!
Wrzuciła niedbale parę rzeczy do walizeczki. Wyjęła płaszcz z norek. Sprawdziła, czy
starczy jej pieniędzy.
Nagle usłyszała dzwonek u drzwi.
Włożyła płaszcz. Ktokolwiek to był, musi się go pozbyć jak najszybciej. Już musi
wychodzić. Otworzyła drzwi.
- Luke! - jęknęła.
Wyglądał okropnie. Miał przekrwione oczy, zmierzwione włosy, był blady i nieogolony.
- Wyglądasz strasznie! - powitała go zupełnie nie tak jak planowała. - Och, Luke! - rzuciła
się w jego ramiona obsypując pocałunkami. O mało go nie udusiła z radości.
W jakiś przedziwny sposób, mimo że spleceni w uścisku, z ustami złączonymi w gorącym
pocałunku, zdołali wejść do mieszkania i zatrzasnąć za sobą drzwi. Nina wtuliła się w niego i
poczuła, jak rośnie jego podniecenie, co bardziej niż jakiekolwiek słowa świadczyło o jego
tęsknocie za nią.
- Daj spokój - w końcu oderwał się od niej z trudem.
- Co? - spytała bez tchu.
- Daj spokój. Usiądź tam - z poważną miną wskazał jej miejsce. - Chcę z tobą porozmawiać.
Nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie wyjaśnimy pewnych spraw.
- Ale ja... no, dobrze.
- Całą noc próbowałem się połączyć z tobą telefonicznie i cały dzień przesiadałem się z
samolotu na samolot, żeby się tutaj dostać! Wczoraj w nocy przekazano mi twoją
wiadomość i mogę sobie wyobrazić, co się z tobą działo od tego momentu. Wiem, że po tym
co przeszłaś w małżeństwie, trudno ci zaufać komukolwiek. Nie jestem człowiekiem
cierpliwym, Nino, ale próbowałem być wyrozumiały, bo cię kocham...
- Ty mnie cooo? - przerwała, szeroko otwierając oczy.
- Czy możesz mi nie przerywać! Naprawdę nie jest mi łatwo. Nino, jak mogłaś po tym, co
wspólnie przeżyliśmy nie dać mi nawet szansy, żebym ci wszystko wytłumaczył, zanim podjęłaś
definitywnie decyzję. Czy naprawdę wymagam tak wiele?
- Nie.
- Nie? - Przez chwilę wydawało się, że zupełnie nie rozumie. - No i... w żadnym razie nie chcę
już nigdy przeżywać czegoś takiego! Zrezygnuję z koncertów, obetnę włosy, zapuszczę brodę i
będę zarabiał pisząc muzykę do reklam, ale z ciebie nie zrezygnuję. Nie ma nawet mowy!
- Luke, ja przecież nie żądam od ciebie takich wyrzeczeń.
- Ach tak? Nie zależy ci... naprawdę nie?
- Nie, bo brody łaskoczą, bo przyzwyczaiłam się od twoich włosów, no i szkoda twojego
dorobku.
Opadł na krzesło zupełnie wyczerpany.
- Wobec tego, czego ode mnie żądasz?
- Powtórz to, co przedtem powiedziałeś.
- Co?
- Dwa krótkie słowa.
Spoglądał na nią nic nie rozumiejąc.
- Kocham cię? - powiedział z niedowierzaniem. - Nino, jestem na nogach prawie od czterdziestu
ośmiu godzin, spędziłem dzisiaj tysiące mil w powietrzu, zatrułem życie wszystkim pracownikom
linii lotniczych na trasie Los Angeles - Nowy Jork, odepchnąłem staruszkę na nowojorskim
lotnisku, żeby złapać pierwszą taksówkę. Całymi godzinami obmyślałem, co ci powiem ale i tak
wszystko zapomniałem. Czy nie mogłabyś choć na chwilę skupić się?
Nina roześmiała się, Luke wydawał się nic nie rozumieć. Przytuliła się do niego i zarzuciła mu
ręce na szyję.
- Luke, powiedziałeś mi, że nie znosisz moich strojów i mego mieszkania. Nie podobało ci się
moje zachowanie. Krytykowałeś moje upodobania muzyczne, moje poglądy polityczne,
nieumiejętność gotowania i mój charakter. Dlaczego pośród tych czułych słów nigdy nie znalazło
się „kocham cię".
- Nina - odezwał się błagalnym tonem.
- Luke...
- Nina, obracam się w środowisku muzyków rockowych. Uwierz mi, że są to najbardziej wytarte,
puste, obłudne słowa, jakie istnieją w języku angielskim. Powiedz sama, ilu mężczyzn mówiło ci,
że cię kocha.
- Miłość nie jest pusta i obłudna, Luke.
- Nie, jasne, że nie. Miłość to jest właśnie to, co istnieje między nami. Boże, czy ty naprawdę
uważasz, że byłbym zdolny do tych wszystkich poświęceń dla kogoś innego niż ty? Ty jesteś
jedyną osobą, dla której byłem skłonny pójść do opery, ekskluzywnych sklepów i tych
koszmarnych restauracji, za którymi przepadasz. Czy podejrzewasz, że zjadłbym surową rybę dla
kogoś innego niż ty? - zniżył głos i odezwał się poważnym tonem. - Jak sądzisz, dlaczego
chodziłem za tobą krok w krok, chociaż robiłaś wszystko, żeby się mnie pozbyć? Jak sądzisz,
dlaczego nie chciałem jechać na tournee, tylko zostać z tobą? Dlaczego chciałem poznać twoją
rodzinę i przyjaciół? Dlaczego chciałem ci pokazać, jak w rzeczywistości wygląda moje życie?
Dlaczego nie sypiałem nocami zamartwiając się, że będziesz miała dosyć Luke'a Swaina i opuścisz
mnie? - Na pewno nie jesteś taka niedomyślna, Nino. - Czuła, że on jest u kresu wytrzymałości.
- A może jestem - szepnęła. - Dlaczego nigdy przedtem nie powiedziałeś mi tego? Czy sądzisz,
że było mi łatwo kochać najbardziej uwielbianego mężczyznę w Ameryce?
Pieścił rękoma jej włosy i podniósł twarz, by móc jej spojrzeć w oczy.
- No tak, - przyznał niepewny - ale i ty nic nie mówiłaś.
- Jesteś okropnie uparty - zauważyła.
- Raczej niepewny. No i może trochę uparty. Tyle razy próbowałaś mnie opuścić, tyle razy
mówiłaś, że nigdy nie przystosujesz się do życia ze mną, że gdybym nie był uparty... Łatwo ci
powiedzieć „najbardziej uwielbiany mężczyzna w Ameryce". To nic nie znaczy dla faceta
kochającego kobietę, która stara się dowieść, że ich związek nie ma sensu.
- Wiem, że jestem winna. Postaram się wszystko naprawić.
- To potrwa - ostrzegł ją - nie mniej niż czterdzieści, pięćdziesiąt lat.
- Nie mam żadnych innych planów.
- Wydawało mi się, że właśnie gdzieś się wybierałaś.
- Byłam w drodze na lotnisko. Chciałam złapać najbliższy lot do Los Angeles.
Podniósł prawą brew, na co ona skinęła głową. Roześmiał się.
- Wydaje się, że choć raz jesteśmy tego samego zdania.
- Mmm. - Pocałowała go mając nadzieję, że jej następny pomysł uzna za trafny.
- Poczekaj, a jeśli idzie o tę dziewczynę...
- Mmm?
- To była moja siostra.
- Twoja siostra? - powtórzyła zaskoczona.
- Mogłam się była tego domyśleć. Ubiera się podobnie, jak ty - gładziła go po twarzy. - Wezmę
ją na zakupy, jak przyjedzie do Nowego Jorku.
Nina pocałowała go i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. - Musisz wracać z powrotem
jutro?
Skinął głową.
- Bardzo żałuję, że przedłużyłeś tournee o dziesięć dni - szepnęła.
- Uzgodniłem z Kate, że jeśli tym razem zostanę parę dni dłużej, to już więcej nie będę musiał
wyjeżdżać w tym roku. Będę cały czas z tobą. Już wybrałem. Ty jesteś najważniejsza.
- To świetnie - przytuliła się do niego. - Ja też będę pracowała tylko w Nowym Jorku.
Żadnych więcej kontraktów zagranicznych. Co ty na to?
- Cudownie. A jeśli chodzi o wielbicieli i fotoreporterów to... - zaczął niepewnie.
- Tym się nie przejmuj. Dam sobie z nimi radę. Sam zresztą kiedyś powiedziałeś, że nie
warto przejmować się głupstwami, kiedy jest tyle ważnych spraw na świecie.
- Kochanie, parę razy dałem ci do zrozumienia, że pragnę się z tobą ożenić, a ty...
- Najmilszy, uwierz mi, że to naprawdę nie polega na dawaniu do zrozumienia.
- Nino - zaczął zirytowany, ale szybko się opanował i już spokojnie dodał - Nino, kocham cię
i chcę z tobą spędzić resztę życia. Zgadzasz się?
- Oczywiście, że wyjdę za ciebie za mąż, ale nie zmienię nazwiska.
- Bardzo żałuję, bo wyobraź sobie, jak będzie brzmiało Nina Gnagnarelli w piosence
miłosnej.
- Na pewno poradzisz sobie.
Możemy wziąć ślub zaraz po moim powrocie z tournee - zapalił się do swego pomysłu. -
Taka kameralna uroczystość, skromna i cicha. Tylko...
- Nie żartuj, Luke. Czy wyobrażasz sobie, że ktoś w mojej rodzinie mógłby mieć skromny i
cichy ślub? Jestem przekonana, że powinien być wielki i wspaniały. Włoskie potrawy, lody,
szampan, muzyka klasyczna...
- Rockowa.
- Myślę - powiedziała wstając powoli z krzesła - że możemy omówić te szczegóły, jak będziemy
mieli więcej czasu. Chyba w tej chwili powinniśmy zająć się czymś ważniejszym.
- Masz rację - podniósł się z krzesła. - Tak mi ciebie brakowało - wyznał namiętnie. - Podejdź
bliżej. Mamy tylko dwadzieścia cztery godziny.
- Musisz zachować trochę sił na jutrzejszy koncert - odparła przekornie.
- Tak, wiem, że to wyczerpujące zajęcie ale... tak dawno nie miałem cię w ramionach.
- Mmm...
Zrzucił z siebie koszulę.
- Przytul się do mnie - szepnął.
Nina roześmiała się.
- Dobrze, ale najpierw chodźmy do sypialni, bo jeśli zgodzę się na to, co proponujesz, nie
będziemy mieli siły przejść tam później.
Luke przystał na to bez wahania.