Wiktor Suworow G R U

background image

SUWOROW WIKTOR

GRU

RADZIECKI WYWIAD WOJSKOWY

Tłumaczyli: MACIEJ BOROWSKI I JAROSŁAW

KOTARSKI

Wydanie polskie: 1999

1

background image

2

background image

Dla Tani

3

background image

4

background image

WSTĘP

Nie ma wątpliwości, które państwo na świecie dysponowało najpotężniejszym

wywiadem – był nim Związek Radziecki, a tą monstrualną organizacją nie mającą

odpowiednika w dziejach ludzkości był KGB, czyli Komitet Bezpieczeństwa

Państwowego (Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopasnosti). W kwestii natomiast, kto

dysponował drugą taką organizacją, opinie specjalistów różnią się od siebie. Prawda,

choć może się wydać dziwna, jest następująca: krajem, który nią dysponował (i wciąż

dysponuje) był również Związek Radziecki, a organizacją tą był i jest GRU (Gławnoje

Razwiedywatielnoje

Uprawlenije

Główny Zarząd Wywiadowczy Sztabu

Generalnego).

Niniejsza książka została napisana, by uzasadnić tę opinię.

Pierwotnie była pomyślana jako materiał instruktażowy dla wąskiego kręgu

specjalistów, później poprawiłem ją tak, by nadawała się dla szerszego kręgu

odbiorców. Poprawki ograniczyły się głównie do usunięcia definicji i szczegółów

technicznych, które nie były czytelnikowi potrzebne, a zaciemniłyby jedynie ogólny

obraz. Mimo tych zabiegów książka może okazać się trudna w lekturze i, choć mogę

za to przeprosić czytelników, nie mogę tego zmienić. Aby poznać chorobę (a chęć

poznania najczęściej spowodowana jest potrzebą zwalczenia takowej) trzeba poznać

zarówno objawy, jak i etiologię.

Jednym z pierwszych świadomych kłamstw, na jakie zdecydowali się komuniści,

było ogłoszenie, że organy bezpieczeństwa nowego państwa, czyli WCzK

(Wsierusskaja Czeriezwyczajnaja Kommissija po Borbie s Kontrrewoliucyjej i

Sabotażem – Wszechrosyjska Nadzwyczajna Komisja do Walki z Kontrrewolucją i

Sabotażem), zostały stworzone 20 grudnia 1917 roku

*

. Rewolucjoniści zrobili tak, by

udowodnić, że masowe egzekucje, jakie miały miejsce w ciągu pierwszych czterdziestu

jeden dni ich władzy, nie były realizacją planowanego ludobójstwa, lecz

spontanicznymi aktami bezprawia, popełnionymi przez jednostki.

Fałszywość tego twierdzenia jest łatwa do udowodnienia: wystarczy dokładnie

5

background image

poczytać wydania bolszewickich gazet z owych pierwszych dni, które „wstrząsnęły

światem”. Organy bezpieczeństwa i przeprowadzane przez nie egzekucje istniały od

pierwszych nawet nie dni, a godzin egzystencji władzy radzieckiej, tak jak to wcześniej

zostało zaplanowane.

Pierwszej nocy po ogłoszeniu światu narodzin najbardziej krwawej dyktatury w

jego dziejach, Lenin wyznaczył swych pełnomocników. Wśród nich był niejaki

towarzysz A. Ryków, mianowany szefem Ludowego Komisariatu Spraw

Wewnętrznych, bardziej znanego pod złowrogim skrótem NKWD (Narodnyj

Kommissariat Wnutriennych Dieł). Jedną z pierwszych decyzji nowo mianowanego

szefa resortu spraw wewnętrznych, było zarządzenie z 28 października 1917 roku

powołujące Milicję Robotniczą.

W 1938 roku towarzysz Ryków, po procesie tzw. bloku prawicowców i

trockistów, został rozstrzelany, ale zdążył zapisać kilka krwawych stronic, zarówno w

dziejach organów, jak i władzy radzieckiej, o których wolałaby ona jak najszybciej

zapomnieć. Z dwudziestu mianowanych szefów tejże służby (czy organu, bo tak

brzmiała pierwotna nazwa) trzech usunięto ze stanowiska, jeden zmarł na posterunku,

siedmiu zaś zostało powieszonych lub rozstrzelanych po torturach, podczas których

oprawcy wykazali tyleż pracowitości co pomysłowości.

Największymi paradoksami w kontekście przebiegu tej nie kończącej się krwawej

orgii są następujące pytania: dlaczego najpotężniejsza na świecie organizacja

przestępcza tak łatwo pozwalała likwidować swych przywódców? Jakim cudem Biuro

Polityczne mogło bezkarnie robić z czekistami co tylko zechciało? Dlaczego to samo

Politbiuro nie miało żadnych kłopotów nie tylko z pozostałymi po przywódcach

rodzinami, ale także z fizyczną likwidacją całych mas młodych i obiecujących oficerów

tychże organów? Gdzie leżał sekret bezgranicznej siły Politbiura?

Odpowiedź jest prosta, a sposób stary jak świat i od początku tego świata

skutecznie stosowany. Sprowadza się do rzymskiej zasady: „dziel i rządź”. Na

początku, by nie dzielić się władzą, Lenin podzielił w Rosji wszystko co tylko dało się

podzielić, a od jego czasów kolejne pokolenia komunistów wiernie go naśladowały i

skwapliwie wykonywały polecenia nieśmiertelnego twórcy pierwszego państwa

proletariackiego.

Całą strukturę zarządzania państwem powielono co najmniej dwukrotnie. Władza

Rad była także powielona. Jeśli ktoś odwiedził Rejonowy Komitet Partii, a potem

Rejonowy Komitet Wykonawczy, nie mógł nie zauważyć faktu, że te dwie odrębne

instytucje miały prawie identyczną strukturę i zajmowały się identycznymi problemami,

często podejmując przeciwstawne decyzje. Żadna z nich nie miała zaś uprawnień, aby

decydować o czymkolwiek samodzielnie.

Ten system istniał na wszystkich szczeblach i etapach podejmowania decyzji. Jeśli

6

background image

przyjrzymy się naprawdę ważnym decyzjom podejmowanym przez przywódców

radzieckich (a publikowanym w gazetach) stwierdzimy, że każda z nich była podjęta

zawsze na wspólnej sesji KC partii i Rady Ministrów. Pisząc te słowa mam przed sobą

wspólnie podjętą rezolucję o dalszym wzroście jakości i poszerzeniu asortymentu

produkowanych zabawek. Ani Rada Ministrów gigantycznego państwa, ani Komitet

Centralny rządzącej partii nie były w stanie (z braku władzy i możliwości) podjąć tak

ważnej decyzji samodzielnie. Sytuacja ta dotyczyła nie tylko ministrów czy sekretarzy

KC, ale wszystkich niższych szczebli zarządzania.

Na przykład jedynie wspólna decyzja Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii

danej republiki i Rady Ministrów tejże republiki była ważna. Naturalnie nie mogły one

rozpatrywać tak istotnych kwestii jak jakość zabawek, ale zasada pozostaje taka sama:

nie da się powziąć samodzielnych decyzji w jakiejkolwiek sprawie. Władza w Związku

Radzieckim była zarówno w formie, jak i w treści zawsze podzielona i zdublowana,

poczynając od planowania podboju Kosmosu, a kończąc na pogrzebie szeregowego

obywatela. Inaczej rzecz ujmując: od produkcji papieru toaletowego do wodowania

lodołamaczy o napędzie atomowym.

W dodatku poza organami władzy wykonawczej, które wydawały polecenia i

pilnowały, by były one wykonywane, istniały także Centralne Organy Kontroli,

niezależne od władz lokalnych. Podstawowym był naturalnie KGB, ale niezależnie od

niego działały i inne, na przykład niewinnie brzmiąca Inspekcja Robotniczo-Chłopska,

będąca w istocie tajną policją podległą członkowi Biura Politycznego, który miał

prawie takie wpływy jak szef KGB. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych też nie spało,

a nie podlegało ani KGB, ani Kontroli. Poza tym istniał też Organ Centralny Prasy,

którego wizyty w fabrykach wywoływały nie mniejszą panikę i wściekłość jak wizyty

Komisji do Zwalczania Kradzieży Mienia Państwowego.

Z inicjatywy Lenina stało się sprawą tyle podstawową, co niezmienną, by każdy

organ, mający władzę oraz zdolność podejmowania decyzji, był zrównoważony przez

istnienie innej, równie zbiurokratyzowanej organizacji. Zasada ta miała zastosowanie

nie tylko w kwestii organów władzy: była gazeta „Prawda”, ale mieliśmy też

„Izwiestia”. Istniał TASS

*

, a obok niego APN

*

i to bynajmniej nie po to, by istniała

konkurencja, ale by wszystko było zdublowane. Zabieg ten pozwalał towarzyszom z

Politbiura prowadzić znacznie spokojniejsze życie, co w ich wieku miało niebagatelne

znaczenie.

Kontrolowanie wszystkiego i wszystkich jest niemożliwe i dlatego właśnie tak

istotne było dublowanie dosłownie wszystkiego. Zawiść jest doskonałym stróżem –

zawsze można donieść na rywala, gdy ten ma przebłysk inspiracji albo jego

zachowanie odbiega od ustalonej normy, albo, co najgorsze, próbuje krytyki z punktu

widzenia zdrowego rozsądku. Duplikacja była podstawowym powodem przerażającej

7

background image

stagnacji we wszystkich dziedzinach życia, która cechowała państwo i naród radziecki.

Była też naturalnie powodem bezprecedensowej stabilności reżimu. Powielając

struktury państwa, Politbiuro było zdolne zneutralizować jakiekolwiek próby rewolty.

Tworzenie tego podwójnego systemu zaczęło się od powstania WCzK powołanej

do życia, by zrównoważyć rosnącą władzę Ludowego Komisariatu Spraw

Wewnętrznych, czyli ówczesnego MSW. W czasie całej spływającej krwią wojny

domowej obie te organizacje działały niezależnie, a nawet wręcz rywalizowały ze sobą.

Ponieważ ich znaczenie ogromnie wzrosło, Lenin musiał stworzyć jeszcze inny organ

8

background image

kontroli i wymierzania rewolucyjnej sprawiedliwości: Rabkrin (Rabocze-Kriestianskaja

Inspiekcija – Inspekcja Robotniczo-Chłopska). Ten działający w latach 1920-1934

organ do dziś czeka na opis jego historii i osiągnięć. Było to ukochanie dziecko

Lenina, o którym pamiętał nawet na łożu śmierci. Rabkrin nie był pomyślany jako

organ represji wobec całego społeczeństwa, lecz jako organizacja kontrolująca elitę

bolszewików, a przede wszystkim WCzK i NKWD.

Macki CzK sięgały już poza granice kraju i przywódcy bolszewiccy musieli

stworzyć inną służbę zdolną zrównoważyć tę działalność. Ani bowiem NKWD, ani

Rabkrin nie nadawały się do tego celu. 21 października 1918 roku z rozkazu

niestrudzonego Lenina powołano do życia nową służbę wywiadowczą, przeznaczoną

do działania wyłącznie poza granicami kraju i całkowicie niezależną od WCzK.

Nazwano ją dla dezinformacji Zarządem Rejestrów Robotniczo-Chłopskiej Armii

Czerwonej

*

, w skrócie Registraupr (Registratielnoje Uprawlenije). Do początku lat

dziewięćdziesiątych organizacja ta nazywała się Głównym Zarządem Wywiadowczym

Sztabu Generalnego Armii Radzieckiej, znana była też w klasyfikacji wojskowej jako

Jednostka 44388.

Historia zna wiele przykładów podobnych struktur stworzonych przez reżimy

rozmaitego rodzaju. Najbardziej znane z nich powstały w Niemczech w czasach

Hitlera – obowiązywały w nich te same zasady podwójności: SA i SS, dywizje

Wehrmachtu i Waffen SS, RSHA

*

i Abwehra

*

.

To zwielokrotnienie struktur państwa może być wyjaśnione jedynie przez dążenie

klasy panującej do zagwarantowania stabilności reżimu. Istotne jest wyjaśnienie tej

ostatniej kwestii, aby można było zrozumieć rolę, jaką odgrywał radziecki wywiad

wojskowy, oraz powody, dla których GRU przez cały praktycznie okres historii

Związku Radzieckiego pozostał niezależny od KGB i jego poprzedników, pomimo

wielokrotnych

prób

podporządkowania

go

Komitetowi

Bezpieczeństwa

Państwowego.

9

background image

Część pierwsza

10

background image

Rozdział 1

TRIUMWIRAT

Partia, bezpieka i armia stanowiły triumwirat rządzący Związkiem Radzieckim.

Wszystkie pozostałe instytucje, niezależnie ile oficjalnie miały władzy, faktycznie

zajmowały pozycje wykonawcze i były podporządkowane któremuś z tej trójki. Żaden

z tych trzech członów nie miał też władzy absolutnej ani większej niż inne. Wszystkie

były niezależne i musiały dzielić się władzą z rywalami, choć żadnej ze stron się to nie

podobało. Cały czas trwała pomiędzy nimi walka, choć nie zawsze była ona widoczna

dla obserwatora z zewnątrz. Walka o wpływy, otwarte konfrontacje, tajne przymierza i

ciągłe zdrady składały się na dzień powszedni władców Związku Radzieckiego. Partia

nie mogła istnieć bez aparatu represjonującego ludność, a KGB nie miał racji bytu bez

ciągłego podsycania komunistycznego fanatyzmu i oszukiwania ludzi – a więc bez

partii.

Zarówno KGB, jak i partia, uważały swoje zadania i istnienie za najważniejsze, a

to co robi druga strona za pomocnicze. Obie organizacje dążyły do uzyskania pełni

władzy, ale zdawały sobie sprawę, że nie mogą całkowicie pozbyć się drugiej strony,

gdyż to oznaczałoby samozagładę. Obie też potrzebowały armii, która występuje tu w

roli tresowanego krokodyla zapewniającego utrzymanie treserom.

W systemie triumwiratu armia była elementem najsilniejszym, ale zarazem,

najmniej docenianym. W przeciwieństwie do partii czy KGB, armia nigdy, nawet przez

parę godzin, nie rządziła państwem. Gdyby kiedykolwiek tak się stało, oznaczałoby to

koniec zarówno partii, jak i KGB, gdyż nie były one armii do niczego potrzebne.

Dla krokodyla naturalnym jest życie w bagnie i połykanie tego, na co ma ochotę.

Istnienie treserów jest stanem nienaturalnym, z czego obaj treserzy (KGB i partia)

zdawali sobie doskonale sprawę. Wiedzieli też, że pierwszą czynnością krokodyla,

gdyby się uwolnił, będzie rozprawienie się z treserami.

Powstaje wobec tego pytanie: dlaczego krokodyl nigdy nie miał ku temu okazji?

Powodem były silne cugle, które trzymała z jednej strony partia, a z drugiej KGB.

11

background image

Cugle partii nazywały się Wydziałem Politycznym, a KGB Wydziałem Specjalnym.

Każdy szczebel dowodzenia i każda jednostka wojskowa były spenetrowane przez oba

te wydziały, częściowo jawnie, częściowo przez tajnych informatorów.

Za każdym razem gdy armia zaatakowała partię, a zdarzało się to dość często,

poczynając od lat dwudziestych, czekiści przystępowali do akcji i błyskawicznie

opanowywali sytuację.

Z kolei, gdy armia zaatakowała KGB, co nastąpiło po śmierci Stalina, partia

wkroczyła do akcji, ratując bezpiekę.

Natomiast w sytuacji gdy KGB zaczął być za bardzo bezczelny i spiskował

przeciwko partii, ta ostatnia popuściła cugli i krokodyl przystąpił do dzieła. Wszystko

jednak zostało tak skalkulowane, by mógł ugryźć, ale nie zagryzł. Po takich

incydentach życie na jakiś czas wracało do normy i treserzy tak manipulowali

krokodylem, aby żadne sprzeczne interesy czy kłótnie nie przerodziły się w otwartą

wojnę.

Czasami udawało się im wymierzyć krokodylowi parę kopniaków, a jeśli nie było

już wyjścia, zgodnie napuścić go na kogoś innego, zwanego „agresorem”.

Żadna z pozostałych instytucji państwowych nie odgrywała decydującej roli w tym

przedstawieniu – mogła jedynie pełnić funkcje pomocnicze: dostarczać żywności

treserom i krokodylowi, brać udział w galowych przedstawieniach czy zbierać

gotówkę od przerażonych widzów.

Mózgiem krokodyla był Sztab Generalny Armii Radzieckiej, a jego oczami i

uszami – wywiad wojskowy. GRU stanowił część Sztabu Generalnego, czyli część

mózgu, która analizuje to, co widzą oczy oraz słyszą uszy, która może skoncentrować

te zmysły na najbardziej interesujących je obiektach. Wprawdzie krokodyl nie może

zerwać się z cugli, jednak Sztab Generalny oraz GRU, aż do dzisiaj, są praktycznie

niezależne od jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli.

Powodem tego stanu rzeczy są doświadczenia zdobyte przez partię i to za cenę

ogromnych kosztów. W okresie poprzedzającym II wojnę światową partia tak

dokładnie nadzorowała Sztab Generalny, a czekiści tak dokładnie go „sprawdzali”, że

Sztab Generalny utracił całkowicie zdolność sprawnego funkcjonowania. Rezultatem

tego było przejściowe zatracenie przez potężnego krokodyla możliwości myślenia,

szybkości reakcji czy prób jakiegokolwiek samodzielnego działania. Przez to system

jako całość znalazł się na skraju katastrofy, gdyż armia, poddana „idealnej” kontroli,

praktycznie straciła zdolność prowadzenia walki.

Partia wyciągnęła z tej nauczki właściwą lekcję: nie może mieszać się w pracę

mózgu, nawet jeśli nie myśli on zgodnie z wytycznymi tejże partii. Partia i KGB wolały

z powodów czysto praktycznych utrzymywać pod kontrolą ciało, a nie umysł czy

zmysły krokodyla.

12

background image

13

background image

Rozdział 2

HISTORIA

Radziecki wywiad wojskowy

*

stanowił integralną część armii; dlatego też historia

GRU może być rozpatrywana tylko w kontekście historii armii i ciągłego konfliktu

pomiędzy armią, partią i bezpieką.

Od chwili sformowania pierwszych jednostek Armii Czerwonej powstawały w

ramach ich sztabów niewielkie grupy wywiadowcze, częstokroć bez rozkazów z góry.

W miarę formowania się wojska w brygady, korpusy czy armie, formowały się wraz z

nimi struktury wywiadu, które przyjęły postać wydziałów wywiadowczych

poszczególnych sztabów.

Na przykład szef wydziału wywiadowczego w sztabie korpusu dysponował własną

jednostką wywiadowczą, a oprócz tego nadzorował działanie szefów analogicznych

wydziałów w sztabach dywizji wchodzących w skład korpusu. Z kolei szef wydziału

wywiadowczego sztabu każdej dywizji miał własną jednostkę wywiadu i kierował oraz

nadzorował działalność szefów wywiadu brygad tworzących tę dywizję.

13 czerwca 1918 roku sformowano po raz pierwszy w dziejach Armii Czerwonej

związek strategiczny: front. Otrzymał on nazwę Frontu Wschodniego, a w jego skład

wchodziło pięć armii i Flotylla Wołżańska. Tego samego dnia utworzono Wydział

Rejestracyjny (tj. wywiadowczy) frontu. Podlegali mu szefowie wydziałów

wywiadowczych sztabów wszystkich pięciu armii oraz Flotylli Wołżańskiej, zaś szef

wywiadu frontu dysponował oprócz tego samolotami zwiadowczymi, kilkoma

szwadronami kawalerii i – co najważniejsze – własną agenturą. Ta ostatnia pierwotnie

oparta była na podziemnej strukturze bolszewików i innych partii, które ich wpierały.

Agentura rozrastała się w miarę posuwania się frontu; a przed jego nadejściem grupy

agentów przeprowadzały rozmaite akcje dywersyjne na tyłach przeciwników.

Wkrótce powstały też inne fronty: Południowy, Ukraiński, Północny,

Turkiestański, Kaukaski, Zachodni, Południowo-Wschodni i Północno-Wschodni.

Wywiad każdego z nich został zorganizowany w dokładnie ten sam sposób. Oprócz

14

background image

frontów istniały samodzielnie działające armie, które także posiadały własny wywiad.

Wiosną 1918 roku powołano też do życia nowy rodzaj służby wywiadowczej:

służbę dywersyjną, podległą, podobnie jak inne, szefom wywiadów czy to frontu, czy

armii, czasem nawet dywizji. Nazwano ją „kawalerią specjalnego przeznaczenia”.

Członków nowej służby rekrutowano z grona najlepszych kawalerzystów danej

formacji, których następnie przebierano w mundury wroga i zalecano głębokie wypady

na tyły przeciwnika w celu zbierania informacji, schwytania języka (zwłaszcza

oficerów sztabowych), a czasem do niszczenia określonych celów – zazwyczaj

sztabów.

Liczba i rozmiary takich oddziałów stale rosły – w 1920 roku, w czasie wojny z

Polską, oprócz samodzielnych pułków i szwadronów podległych szefom wywiadów

niższego szczebla, istniała także brygada kawalerii do zadań specjalnych w sile ponad

2.000 szabli. Wszyscy spec-kawalerzyści ubrani byli w polskie mundury. Wiele lat

później takie oddziały zyskały miano Specnazu, w późniejszych czasach nadawane

wszystkim jednostkom specjalnym GRU.

Od początku swego istnienia wywiad wojskowy był solą w oku i głównym

rywalem WCzK, która posiadała własną agenturę centralną oraz lokalne siatki

wywiadowcze i zazdrośnie strzegła swego prawa do nich. Czekiści nie mogli pogodzić

się z tym, że ktoś poza nimi ma podobną agenturę czy oddziały specjalnego

przeznaczenia. Różnica w przypadku tych ostatnich polegała głównie na tym, że

oddziały specjalne WCzK (Osnaz) przeprowadzały akcje na własnych tyłach,

eliminując obywateli niezadowolonych z reżimu komunistycznego.

Podczas wojny domowej CzK dążyła do zjednoczenia wszystkich oddziałów

specjalnych pod swoją komendą i wiadomo o kilkunastu próbach przejęcia przez nią

organów wywiadu wojskowego. W trakcie jednej z nich, 10 lipca 1918 roku, czekiści

rozstrzelali szefostwo Wydziału Rejestracyjnego sztabu Frontu Wschodniego, który

istniał zaledwie dwadzieścia siedem dni, wraz z całym sztabem frontu i jego dowódcą

M. Murawiewem, który próbował ratować swoich oficerów wywiadu. Jego następca I.

Vatsetis nie miał własnego wywiadu, a o informacje mógł jedynie grzecznie prosić

czekistów, zdając sobie sprawę z ich podejścia do osób, które nie przypadły im do

gustu. (Rozstrzelali go w końcu i tak, ale znacznie później).

Naturalną koleją rzeczy, po przejęciu agentury zlikwidowanego sztabu CzK zleciła

jej własne zadania, a te, które zlecało dowództwo frontu, były odsuwane na dalszy

plan, co w efekcie omal nie doprowadziło do całkowitego rozbicia Frontu

Wschodniego. Jeśli wywiad i sztab są rozdzielone, przypomina to do złudzenia

sytuację osoby ślepej i głuchej – nawet jeśli otrzyma ona od innych zmysłów

informacje o zagrożeniu i tak reakcja będzie powolna, a ruchy nieprecyzyjne. Ludowy

komisarz do spraw Armii Trocki po tej jednej próbie miał dość i postawił Leninowi

15

background image

ultimatum: albo dostaje niezależny wywiad, albo niech wojsku przewodzi towarzysz

Dzierżyński.

Lenin zdawał sobie sprawę z potęgi CzK, ale wiedział także, że możliwości tej

służby są nadzwyczaj jednostronne, dlatego też zakazał Feliksowi Edmundowiczowi

mieszania się do spraw wywiadu wojskowego. Czekiści nie zrezygnowali jednak z

prób połknięcia wywiadu wojskowego, choć już nie na taką, jak opisano, skalę.

Pod koniec 1918 roku zakończono organizację struktury wywiadu wojskowego

od szczebla pułku do szczebla frontu i jedynym sztabem, który nie posiadał własnej

służby wywiadowczej, był Sztab Polowy Armii Czerwonej (dopiero później

przemianowany został na Generalny). Sytuacja ta powodowała znaczne osłabienie

Sztabu, który musiał opierać się na wiadomościach z drugiej ręki, powodowała

również całkowity brak koordynacji prac wywiadów frontów. Wywiad wojskowy

przyjął strukturę piramidy, tyle że brak w niej było wierzchołka. Stojący na czele Armii

Czerwonej Lew Trocki kilkakrotnie zwracał Leninowi uwagę na potrzebę stworzenia

brakującego ogniwa, na co ten nie zgadzał się, wiedząc że oznaczałoby to zbyt silne

wzmocnienie pozycji Trockiego.

Na początku jesieni sytuacja komunistów gwałtownie się pogorszyła, kompletny

rozkład, i tak osłabionej wojną, gospodarki oraz narastające niezadowolenie

społeczeństwa stawały się coraz realniejszą groźbą. Wybuchały zbrojne powstania;

miała miejsce próba zamachu na Lenina – słowem wszystko zaczęło się walić. Aby

uratować reżim, sięgnięto po desperackie środki: nawet w najmniejszych

miejscowościach brano zakładników, którzy byli rozstrzeliwani przy jakichkolwiek

objawach niezadowolenia ze strony miejscowej ludności. Dzięki masowym

egzekucjom komunistom udało się utrzymać przy władzy, ale powstał kolejny

problem: spuszczona ze smyczy i pijana krwią „czerezwyczajka” wymknęła się spod

kontroli partii. W Twerze wraz z zakładnikami rozstrzelano całą górę partyjną, która

wcześniej naraziła się czekistom.

Stabilność władzy była ponownie zagrożona, tym razem znacznie poważniej.

Lenin, nie wyleczony całkowicie z ran zdanych podczas zamachu, znów objął

codzienne rządy i, nie mogąc zaprzestać terroru, spróbował go opanować. Jednym z

kroków jakie podjął w tym celu było upoważnienie przedstawicieli komitetów partii

wszystkich szczebli do brania udziału w sądach nad aresztowanymi bolszewikami.

Bolszewik nie mógł był uznany winnym, jeśli dwóch członków komitetu zeznawało na

jego korzyść.

Lenin w końcu przyznał rację także Trockiemu i 21 października 1918 roku

podpisał dekret, na mocy którego utworzono organ nadrzędny wywiadu wojskowego

nazwany Zarządem Rejestrów – tak narodził się późniejszy GRU.

Registraupr ani nie zmniejszył, ani nie zwiększył znaczenia wywiadów frontów czy

16

background image

armii, po prostu skoordynował ich działania. Niezależnie zaczął tworzyć nową

agenturę, która działała na całym świecie, bez względu na to czy w danych krajach

istniały już struktury wywiadu wojskowego (na przykład frontu), czy też nie.

Organizacja utworzona w 1918 roku praktycznie niezmieniona przetrwała do dnia

dzisiejszego wraz z podstawowymi zasadami, jakie wówczas ustalono:

1. Każdy sztab musi mieć własny wydział wywiadowczy.

2. Wydziały wywiadowcze sztabów podlegają bezpośrednio analogicznym

wydziałom sztabów jednostek nadrzędnych.

3. Siatki wywiadowcze muszą komponować się w jedną całość, tak by siatka armii

stanowiła część siatki wywiadu Sztabu Generalnego i siatki frontu (w czasach pokoju

okręgu wojskowego lub grupy armii) czy floty.

4. Działalność dywersyjna jest zawsze mniej ważna od zbierania informacji, choć

każda większa jednostka musi dysponować własną grupą dywersyjną (Specnaz).

Grupa ta zawsze podlega wydziałowi wywiadowczemu sztabu danej jednostki.

5. Wywiad wojskowy musi być niezależny od organów bezpieczeństwa

państwowego i ich wywiadu – ta zasada jest najważniejsza.

Od 1918 roku każda z tych pięciu zasad była przynajmniej raz złamana, ale za

każdym razem wracano do pierwotnego wzorca, który okazał się najskuteczniejszy.

Utworzenie Registraupru było ze strony Lenina nie tylko reakcją na szaleństwa

WCzK, ale także wyrazem zaufania dla Trockiego, choć naturalnie w ograniczonym

zakresie.

Broń jaką Lenin przekazał Trockiemu w postaci Registraupru miała wbudowany

bezpiecznik w osobie Simona Iwanowicza Arałowa, który został szefem wywiadu

wojskowego, a przyszedł wprost z WCzK i nadal pozostał członkiem władz tejże

instytucji. Krok ten do dziś wprawia wielu badaczy w zdumienie. Powód był prosty –

dodatkowe zabezpieczenie: jako były czekista, Arałow nie mógł liczyć na pełne

zaufanie nowych podwładnych, a zostając szefem Registraupru stał się automatycznie

rywalem niedawnych współpracowników, jak też i byłej firmy.

Lenin skalkulował ten krok doskonale, gdyż w ten sposób osoba skupiająca w

swoim ręku tak wielką władzę, nie mogła liczyć ani na WCzK, ani na zaufanie Armii

Czerwonej, która, z drugiej strony, nie mogła wykorzystać Arałowa do walki

przeciwko partii czy WCzK.

Kalkulacje Lenina potwierdziły się nadzwyczaj szybko: wiosną 1919 roku

wzmocniona wewnętrznie armia pod dowództwem Trockiego otwarcie wystąpiła

przeciwko mieszaniu się partii w jej sprawy. Już w marcu, na VIII zjeździe partii grupa

delegatów, tzw. opozycja wojskowa, zażądała de facto uniezależnienia armii od

wpływów partii. W tych czasach wolno było jeszcze wyrażać własne opinie na

zjazdach partyjnych i ponad 100 delegatów z 269 poparło propozycje wojskowych.

17

background image

Ponieważ nie wszyscy delegaci byli obecni, partia i CzK nagle stwierdziły, że mogą

znaleźć się w mniejszości.

Brakowało jedynie paru głosów, by zapewnić całkowite i legalne zwycięstwo

armii, ale delegaci z szeregów wywiadu wojskowego, znając już ciężką rękę Arałowa,

zachowali neutralność, czekając na jego wystąpienie. Gdy Arałow skrytykował

opozycję wojskową, jak jeden mąż głosowali na rzecz partii. W ostatecznym

głosowaniu armia uzyskała 95 głosów, co było oczywistą porażką, i nauczyła się

jednego: w starciu z partią nigdy nie należy liczyć na własny wywiad.

Opozycja rozpierzchła się, a potem dobrała się do niej WCzK – aresztowania i

egzekucje dopełniły upokorzenia armii, co też nie pozostało bez wpływu na wywiad:

13 maja rozstrzelano cały personel wydziału wywiadowczego sztabu 7. Armii. To od

tej pory datuje się praktycznie otwarta wojna pomiędzy tymi służbami. Lenin był

uszczęśliwiony i tak powstała niepisana zasada: wywiad wojskowy był i jest częścią

armii, ale jego szef może być mianowany jedynie spośród starszych oficerów WCzK

(potem GPU, OGPU, NKWD, NKGB, MGB, MWD i wreszcie KGB). Tę zasadę

także kilkakrotnie łamano, ale partia zawsze zdążyła na czas naprawić błąd.

W tym samym czasie agentura Registraupru została wzmocniona w

błyskawicznym, aż niewiarygodnym tempie. Złożyło się na to kilka powodów: po

pierwsze, w Rosji po rewolucji (i to tylko w guberniach centralnych) znalazło się

ponad cztery miliony obcokrajowców – Niemców, Austriaków, Węgrów, Polaków,

Koreańczyków i wielu innych. W większości byłych jeńców wojennych, z których

ponad trzysta tysięcy ochotniczo zgłosiło się do Armii Czerwonej. Nie trzeba było ich

do niczego zmuszać: byli to fanatyczni komuniści i wystarczyło krótkie przeszkolenie,

by wysłać ich do ojczyzny jako agentów Registraupru.

Po drugie, Moskwa po rewolucji stała się mekką komunizmu, a po utworzeniu

Kominternu

*

zaczęli się tam zjeżdżać komuniści z całego świata.

Otwarcie zaś głoszonym celem Kominternu było zniszczenie kapitalizmu

wszelkimi dostępnymi środkami. Jednym z nich była pełna pomoc ze strony

radzieckiego wywiadu, który w zamian uzyskał doskonałą możliwość pozyskiwania

agentów. Co więcej, Komintern polecił, by komuniści wszystkich krajów pomagali

radzieckiemu wywiadowi jak i gdzie się da, co zaowocowało napływem kolejnych

tysięcy ochotników.

Niektórzy z nich są do dziś znani z podręczników historii: Richard Sorge

*

(Niemiec), Karl Ramm

*

(Niemiec), Otto Kuusinen

*

(Fin), Sandor Rado

*

(Węgier) –

tysiące innych, nie poznanych z nazwiska, pracowało równie sumiennie, ale ominęła

ich sława. Wszyscy starali się jak mogli wypełniać polecenia radzieckiego wywiadu.

Po trzecie, w wyniku rewolucji na całym świecie rozproszyły się miliony rosyjskich

emigrantów i każdy oficer wywiadu po podstawowym kursie językowym mógł się

18

background image

swobodnie poruszać po Europie, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.

Zewnętrzne czynniki także sprzyjały bolszewikom – po Wielkiej Wojnie świat

wyraźnie polubił nowy ustrój, partie komunistyczne były prężne i zjednoczone, a na

Węgrzech i w Niemczech wybuchły nawet rewolucje. Hiszpania, Francja i Chiny także

doświadczyły prób ustanowienia w nich nowego ustroju. Wywiad radziecki skrzętnie

wykorzystywał sprzyjający klimat.

Wojna światowa pozostawiła po sobie wielką spuściznę rozpaczy: świat jaki ludzie

znali legł w gruzach i wielu straciło nadzieję czy dawne ideały. Bieda i depresja to

czynnik sprzyjający werbunkowi agentów. W jednej z pierwszych instrukcji

Registraupru można przeczytać co następuje: „Jeśli potrzebny jest agent pomocniczy

(czyli radiotelegrafista, właściciel lokalu czy punktu przesyłowego) należy szukać

przystojnego mężczyzny, który na wojnie utracił rękę czy nogę”.

Ostatnim, acz nie mniej ważnym czynnikiem był fakt, że Rosja zawsze miała zbyt

wiele złota. Po rewolucji góry tego kruszcu, pochodzącego od milionów ofiar nowej

władzy, znalazły się w rękach bolszewików. Do tego dodać należy planowe

plądrowanie cerkwi i monastyrów jak kraj długi i szeroki, a te od zawsze słynęły z

bogactwa. Samo zdjęcie złota z kopuł co większych świątyń dało pokaźną ilość

kruszcu. Dewizą tego rabunku było: „Na potrzeby Rewolucji Światowej”, a to

znaczyło: „Na potrzeby szpiegostwa”.

Pierwsi agenci pracowali bez żadnego doświadczenia, popełniając ogromną liczbę

błędów, a wywiad wojskowy zanotował na swoim koncie masę porażek. Dziś może się

wydać śmieszny skuteczny wówczas sposób sprawdzania podejrzanych przez oficerów

kontrwywiadów Litwy, Łotwy i Estonii: kazali delikwentowi zawiązać krawat, jeśli

podawał się za uciekiniera z Rosji z takim zawodem jak: inżynier, lekarz lub oficer. W

ciągu tylko 1920 roku tą metodą zdemaskowano ponad czterdziestu agentów na

terytorium tych trzech państw.

Lecz GRU nigdy nie przejmował się porażkami – przyjęto zasadę, że skoro nie

można iść na jakość, pójdzie się na ilość. Założenie było proste: jeśli jeden agent na stu

wysłanych okaże się utalentowany i nadrobi wrodzoną inteligencją braki w

wyszkoleniu, to całkowicie wystarczy. Nikt też nie przejmował się zdemaskowanymi

agentami – niech się sami wygrzebują z tarapatów. Polityka kraju była jasna od samego

początku: Związek Radziecki nigdy nie przyzna się, że ktoś jest agentem wywiadu

radzieckiego.

Ten masowy atak był wysoce efektywny – z tysięcy wysłanych agentów parunastu

zdobyło cenne informacje oraz pomoc zagranicznych komunistów. Do pracy wywiadu

wojskowego oprócz ilości powoli zaczęła wkradać się jakość.

Jednym z najbardziej błyskotliwych sukcesów było stworzenie tzw. Interesu

Mraczkowskiego albo, jak to oficjalnie określano, Sieci Komercyjnych Usług. Jaków

19

background image

Mraczkowski (jego brat Siergiej, rozstrzelany w 1936 roku, był wówczas członkiem

Komitetu Centralnego) został wysłany do Niemiec z kapitałem pozwalającym na

otwarcie niewielkiego sklepu. Okazało się, że ten oficer wywiadu ma wybitny talent do

interesów: w ciągu pięciu lat przekształcił sklepik w fabrykę, a potem pod fikcyjnymi

nazwiskami i za środki wywiadu wojskowego kupił kilka fabryk we Francji, Anglii,

USA, Chinach i Kanadzie.

Po mniej więcej dziesięciu latach od jego wyjazdu przedsięwzięcie zaczęło

przynosić dochody liczone w milionach dolarów. Było to główne źródło „czystych”

pieniędzy, które mogły zostać użyte do finansowania najrozmaitszych operacji

wywiadu wojskowego, których nie można było w jakikolwiek sposób powiązać ze

Związkiem Radzieckim. Poza tym, jego fabryki były dobrym miejscem do legalizacji

nowo przerzuconych oficerów, którzy byli już znacznie lepiej wyszkoleni. W swych

podróżach znajdowali w przedsiębiorstwach Mraczkowskiego nie tylko wsparcie, ale

też legalne referencje, które można było zawsze sprawdzić. Zabezpieczenie zaś firm

było tak dobre, że nigdy nie zdarzyła się wpadka któregoś z oficerów. Sam

Mraczkowski podróżował po świecie kupując nowe firmy i całkowicie legalnie

wchodził w posiadanie patentów i licencji, które naturalnie automatycznie trafiały do

Moskwy

*

Tymczasem stosunki z czekistami doszły do granicy, za którą pozostawała już

tylko otwarta wojna. Partia doskonale na tym wychodziła, podsycając jeszcze

nienawiść między oboma przeciwnikami, a kolejny konflikt wisiał na włosku. Wybuchł

wiosną 1920 roku.

Zarówno Lenin, jak i Trocki uważali się za wybitnych myślicieli, teoretyków i

praktyków o głębokiej wiedzy, tak w dziedzinie militarnej, jak i politycznej. Naturalnie

żaden nie zwracał nawet najmniejszej uwagi na opracowany materiał wywiadowczy –

obaj domagali się, by przedstawić im informacje „surowe”, tj. przed ich opracowaniem,

i sami wyciągali wnioski, analizując je na bazie doktryny marksistowskiej. Problem

polegał na tym, że marksizm dokładnie i precyzyjnie przepowiedział, że w Europie

wybuchnie ostatnia w dziejach ludzkości wojna, która przekształci się w światową

rewolucję, po której nastąpi złoty wiek klasy pracującej. Pięknie, tylko dwa lata

wcześniej zakończyła się wojna, a jakoś nic nie wskazywało na rychły wybuch

rewolucji. Pozostały więc dwie możliwości: ogłosić, że doktryna jest błędna albo

przenieść rewolucję poza granice Rosji.

Przywódcy Rosji Radzieckiej zdecydowali się jednomyślnie na to drugie

rozwiązanie, a pierwszym krajem, do którego miano wprowadzić nowy ład, była

Polska. Oceny wywiadu zostały zignorowane i zbrojna napaść na sąsiada zakończyła

się totalną klęską, wobec czego Lenin i Trocki zaczęli na gwałt szukać winnego (bo

przecież oni, wielcy myśliciele, nie mogli być winni).

20

background image

Jedynym prawdopodobnym wytłumaczeniem było zwalenie winy na wywiad, toteż

Lenin ogłosił członkom partii że: „klęsce winny jest wywiad, który nie dopełnił swoich

obowiązków”. Ponieważ nawet w wysokich kręgach partyjnej biurokracji nikt nie

słyszał o istnieniu Registraupru, wszyscy powiadomieni doszli do wniosku, że winni są

czekiści, do których niechęć nawet przed wojną 1920 roku była wyraźnie widoczna.

Po przemówieniu Lenina autorytet WCzK legł w gruzach, a Dzierżyński wywołał

skandal na Kremlu, domagając się wyjaśnień od Politbiura. Aby nie wyjść na durnia i

uspokoić wiernego Feliksa Edmundowicza, Lenin zezwolił mu na czystkę w Zarządzie

Rejestrów. Miała ona miejsce w listopadzie 1920 roku, kiedy rozstrzelano setki

oficerów wywiadu wojskowego.

Do tego momentu nie było potrzeby informowania kogokolwiek o działalności

Registraupru, teraz najwyżsi funkcjonariusze reżimu dowiedzieli się, bo musieli, o

istnieniu centrali wywiadu wojskowego.

Wywiad wojskowy pozbierał się po czystce nadzwyczaj szybko, głównie dzięki

temu, że agentura oraz oficerowie przebywający za granicą nie zostali nią objęci i to z

całkiem rozsądnych powodów. Ani Leninowi, ani Trockiemu nie zależało na

rozstrzeliwaniu przebywających za granicą, nie dlatego, że byli niewinni, ale przede

wszystkim dlatego, że ich śmierć nie miałaby żadnego wpływu na rozgrywki w łonie

władzy, gdyż o ich istnieniu nie wiedzieli nawet członkowie Komitetu Centralnego.

Innym powodem szybkiego dojścia do siebie wywiadu wojskowego było zachowanie

w nienaruszonym stanie struktur wywiadu w okręgach wojskowych – czystka

dotyczyła jedynie ich sztabów.

Pod koniec wojny domowej fronty zostały przemianowane na okręgi wojskowe,

ale ani struktura dowodzenia, ani kadra nie uległy zasadniczym zmianom. Wydział

Rejestrów nadal wchodził w skład sztabu każdego okręgu i w czasach pokoju

zajmował się tym samym co poprzednio w czasach wojny. W momencie czystki

istniało piętnaście okręgów i dwie floty, i każdy z wydziałów, niezależnie od

pozostałych, prowadził wytężoną pracę wywiadowczą.

Dodać należy, że istniały dwa rodzaje okręgów wojskowych – przygraniczne i

wewnętrzne. Na wypadek wojny każdy miał inne zadania, ale każdy miał też własny

wywiad, który nigdy nie próżnował. W czasie pokoju centra wywiadowcze okręgów

wewnętrznych lokowano w pobliżu granicy dla łatwiejszego działania. Na przykład w

1920 roku agenci Okręgu Moskiewskiego operowali w Polsce, na Litwie i w Finlandii.

Po 1927 roku zaczął się rozkwit radzieckiego wywiadu wojskowego – był to

bowiem rok, w którym uchwalono pierwszy plan pięcioletni, którego celem (jak

zresztą wszystkich pięciolatek) był wzrost potencjału militarnego Kraju Rad. Plan

zakładał stworzenie i szybki rozwój przemysłu zbrojeniowego, tak by wszystkie

rodzaje uzbrojenia można było wyprodukować w kraju. Związek Radziecki postawił

21

background image

sobie za cel utworzenie najpotężniejszej armii na świecie, a przywódcy chcieli

dysponować nie tylko nowoczesną bronią w dużych ilościach, ale chcieli też, by była

ona najlepsza i to od zaraz. Na ten cel przeznaczono niesamowite ilości pieniędzy –

praktycznie całe rezerwy złota, jakie były w posiadaniu, oraz wszystko, co dało się

sprzedać na zachodnich giełdach: zboże, drewno, obrazy Rembrandta czy kolekcję

znaczków Mikołaja II.

Rezydenci wywiadu wojskowego otrzymali grube spisy technologii militarnej,

którą mieli ukraść na Zachodzie. Były tam między innymi: wyposażenie bombowców i

myśliwców, działa przeciwpancerne i przeciwlotnicze, haubice i moździerze, plany

okrętów podwodnych i kutrów torpedowych, silniki czołgowe, technologia wyrobu

aluminium i gwintowania luf. W tym też czasie ukształtowała się kolejna „tradycja”

GRU: kradzież podobnych technologii z kilku różnych państw, po czym wybieranie

najlepszej z nich.

Dlatego też na początku 1930 roku Razwiedupr wykradł plany torped

jednocześnie we Włoszech, Francji, USA, Niemczech i Anglii. Trudno się dziwić, że

powstała później radziecka torpeda, nie dość, że została opracowana w bardzo

krótkim czasie, to była również najwyższej jakości.

Dodać do tego należy, że nikt poważnie nie brał radzieckich wysiłków militarnych,

a komuniści na całym świecie wprost opętani byli chęcią pomocy radzieckiemu

wywiadowi. W dodatku rezydenci mieli mnóstwo pieniędzy, a Wielki Kryzys rzucił w

ich objęcia tysiące ludzi obawiających się utraty swych miejsc pracy. Na początku lat

trzydziestych Razwiedupr osiągnął bezprecedensową pozycję – nic nie znaczył we

własnym kraju, niewiele na politycznej arenie świata, ale w czystym szpiegostwie był

największą i najskuteczniejszą organizacją na świecie, z którą OGPU nawet nie mogło

się równać. Budżet Razwiedupru był kilkakrotnie większy niż budżet konkurencji.

System werbunku i prowadzenia agentów, jaki do dzisiaj pozostaje w użyciu,

został opracowany w końcu lat dwudziestych. W siatce bezpośrednio podległej GRU

werbunkiem i prowadzeniem agentów zajmują się albo „nielegalni” tj. kadrowi

pracownicy GRU wysłani za granicę z fałszywymi papierami i udający obywateli

innych krajów, albo też oficerowie GRU oficjalnie piastujący stanowiska dyplomatów

czy przedstawicieli handlowych rozmaitych firm. W siatkach podległych okręgom

wojskowym lub flotom werbunek odbywał się (i dalej się odbywa) z terytorium Rosji.

Oficerowie wyjeżdżają za granicę w bardzo rzadkich przypadkach; zawsze na krótko i

zawsze z podrobionymi papierami. Zanim nastąpiło oficjalne uznanie Rosji Radzieckiej

jako państwa, największy nacisk kładziono na „nielegalnych”, potem do rezydentur

„nielegalnych” doszły rezydentury placówkowe usytuowane w ambasadach.

Obie te grupy, czyli „nielegalni” i rezydentury placówkowe, zwykle działają

niezależnie, ale przed II wojną światową łączność „nielegalnych” z Centralą

22

background image

przechodziła głównie przez rezydentury placówkowe. Był to poważny błąd, gdyż w

momencie przystąpienia do wojny placówki dyplomatyczne zostały zlikwidowane,

bądź znalazły się pod dokładną kontrolą lokalnych kontrwywiadów.

Wywiad okręgów wojskowych, jako że zawsze działał niezależnie od obu tych

siatek, praktycznie nie poniósł strat w związku z wybuchem wojny. Stopniowo dała się

też zauważyć tendencja w działalności tej części wywiadu, by w jak najmniejszym

stopniu wykorzystywać radzieckich oficerów wysyłanych za granicę. Agentów

werbowano i prowadzono z terenu Rosji albo któregoś z sąsiednich krajów przy

pomocy agentów już wcześniej zwerbowanych, co pozostało do dziś jedną z

podstawowych zasad działalności GRU.

Z werbunkiem w owych przedwojennych czasach wiąże się dość specyficzna

historia, której aspekt moralny pozostaje wciąż aktualny. Wtedy werbunek zajmował

niewiele czasu i wysiłku: Komintern decydował i od ręki kilkunastu albo i kilkuset

komunistów stawało się radzieckimi agentami.

Wywiad wojskowy, nauczony pierwszymi wpadkami, żądał zawsze, by

wyznaczeni ostentacyjnie rezygnowali z przynależności do partii komunistycznej, co

większość akceptowała bez protestów. W końcu stanowiło to tylko kamuflaż –

manewr, by pomóc pokonać wroga klasowego. Czasami jednak zdarzały się przypadki

bardziej upartych czy fanatycznych komunistów. Grupa postępowych inteligentów w

Niemczech nie miała nic przeciwko zostaniu agentami wywiadu wojskowego, ale tylko

pod warunkiem zostania członkami partii. Żądanie nie było trudne do zrealizowania:

wypisano tuzin nowych legitymacji partyjnych i na rutynowym spotkaniu oficer

prowadzący – pracownik ambasady radzieckiej w Berlinie – poinformował przywódcę

grupy, że żądanie zostało spełnione i pogratulował przyjęcia w szeregi partii, dodając,

że sam towarzysz Stalin podpisał ich legitymacje oraz, że w drodze wyjątku zostali oni

przyjęci bez okresu kandydackiego. Oczywiście, ze względu na okoliczności, ich

legitymacje będą przechowywane w archiwum Komitetu Centralnego WKP(b).

Na tę wieść grupa zdwoiła wydajność, następnie odmówiła przyjęcia

wynagrodzenia, jakie jej się według obowiązujących stawek należało, ba, regularnie

wpłacała oficerowi prowadzącemu równowartość składek partyjnych. Członkowie

grupy regularnie też wręczali deklaracje o zarobkach i całą resztę papierów

wymaganych od normalnych członków. Zajmowało to sporo czasu w trakcie

ryzykownych spotkań, ale ponieważ Niemcy pracowali z doskonałymi wynikami, nie

chciano ich zrażać.

Parę lat później Gestapo wpadło na trop tej siatki, ale agenci zdołali uciec do

Austrii, następnie do Szwajcarii i w końcu via Francja do Hiszpanii, gdzie toczyła się

wojna domowa. Z Hiszpanii zostali przewiezieni do Moskwy, gdzie czekała ich

przykra niespodzianka: okazało się, że nikt nigdy nie wypełnił ich legitymacji

23

background image

partyjnych i w ogóle nikt o nich nie słyszał. Wywiad wojskowy założył naturalnie, że

agenci nigdy do Rosji nie dotrą, toteż zamiast zawracać sobie głowę załatwianiem

oficjalnego członkostwa (co wiązało się z masą papierkowej roboty) poszedł prostszą

drogą i ograniczył się do poinformowania ich o spełnieniu żądań, czyli dokonano

klasycznego oszustwa.

Agenci po przybyciu do Kraju Rad i stwierdzeniu, jak się mają sprawy, ogłosili

strajk głodowy i zażądali spotkania z szefostwem Razwiedupru.

Spotkanie odbyło się i wywiad spróbował pomóc im w zasileniu szeregów partii,

oczywiście, po okresie kandydackim. I tu zaczęły się problemy: obcokrajowcy mogli

być bowiem przyjęci tylko przez Komitet Centralny, gdzie postawiono im zwyczajowe

pytania: „Byliście członkami partii komunistycznej?”, „Dlaczego opuściliście jej

szeregi?”. Fanatycy powiedzieli naturalnie jak było, czym zaprzepaścili własne szansę –

oddanie bowiem własnej legitymacji partyjnej uważane było za grzech śmiertelny i KC

odrzucił ich apelacje. Wobec tego Niemcy ogłosili kolejny strajk głodowy i zażądali

widzenia ze Stalinem. W tym momencie wyczerpała się cierpliwość NKWD, które

zaproponowało „pomoc” w rozwiązaniu tej nieprzyjemnej kwestii i wyłącznie dzięki

interwencji wywiadu wojskowego Niemcy nie dostali się w łapy czekistów.

Wylądowali natomiast w piwnicach Razwiedupru, który też miał dość tej zabawy.

Tymczasem gwałtownie zmieniła się sytuacja polityczna: Hitler i Stalin stali się

najlepszymi przyjaciółmi, a komuniści wprost pokochali narodowych socjalistów.

Wymieniono podarki – Stalin dostał najnowsze niemieckie samoloty objęte ścisłą

tajemnicą wobec reszty świata: Bf 109, Ju 87, Do 17, He 111, a nawet Bf 110. W

zamian wydano Hitlerowi niemieckich komunistów, którzy schronili się w Związku

Radzieckim. Kalkulacja Hitlera była prosta: w tak krótkim czasie jaki pozostał do

wybuchu wojny Rosjanie nie zdążą uruchomić produkcji skopiowanych maszyn, za to

on raz na zawsze pozbędzie się przeciwników politycznych. Dla Stalina interes też był

doskonały: za najnowsze niemieckie samoloty pozbywał się kłopotliwych – i teraz już

niepotrzebnych – niemieckich komunistów. Oprócz szeregowych członków KPD w

skład „prezentu” wchodzili członkowie KC KPD, wydawcy naczelnych organów

prasowych oraz członkowie Biura Politycznego KPD. Zamiast transportować

więźniów do Niemiec, zaproszono Gestapo na gościnną egzekucję pod Moskwą. To

się nazywa współpraca.

Interes nie dotyczył jednak naszych znajomych siedzących w celach wywiadu

wojskowego

– zbyt dużo wiedzieli, by można było ich wydać. Ambasadę niemiecką

poinformowano, że zaginęli w Hiszpanii i nigdy do Moskwy nie dotarli. Niemcy

zachowali się dyplomatycznie: nie poddali tej informacji w wątpliwość, ale

zaproponowali jeszcze jeden samolot na dotychczasowych warunkach – bodajże Ju 88.

24

background image

Na swoje nieszczęście prawie równocześnie byli agenci ogłosili kolejny strajk

głodowy, co ostatecznie przesądziło o ich losie.

Zdecydowano się na kompromis: przyznano, że cudownie odnalezieni agenci są w

Moskwie i zaproponowano wspólną egzekucję, z tym, że Niemcy nie mieli prawa

nawet porozmawiać z rodakami. Gestapo przystało na propozycję – zidentyfikowano i

sfotografowano każdego niemieckiego agenta, a potem, wśród maskujących gwizdów

parowozów, rozstrzelano ich koło bunkrów węglowych elektrowni Kaszerskiej.

Następnie wspólne ekipy Razwiedupru, Komitetu Centralnego i Gestapo spaliły ciała

w piecach elektrowni.

Niemieccy komuniści popełnili trzy błędy: 1. Zbyt szybko uwierzyli w obietnice.

2. Zbyt mocno nalegali, by dotrzymano danego im słowa.

3. Nie wiedzieli, że jeśli ktoś zaoferuje odpowiednio wysoką cenę za głowę agenta

(niezależnie jak byłby dobry), GRU sprzeda go bez wahania.

Tymczasem partia pod światłym przewodnictwem Stalina musiała spojrzeć

prawdzie w oczy. Dotarło do niej, że nigdzie, w żadnej warstwie społecznej nie jest

specjalnie popularna. Wobec tego podjęto decyzję, by w całym kraju przeprowadzić

czystkę i pozbyć się faktycznych i domniemanych dysydentów – dziś nie ulega

najmniejszej wątpliwości, że Wielka Czystka została starannie zaplanowana i

przygotowana. Według zeznań członka Komitetu Centralnego Awtorchanowa

pierwsze decyzje o masowych represjach zapadły 13 maja 1935 roku, a planowano, o

czym trzeba pamiętać, posunięcia na lata 1937-1938.

Przez prawie dwa lata Komisja Specjalna przygotowywała jeden z najkrwawszych

rozdziałów w historii ludzkości. Jej członkami byli: Stalin, Żdanow, Jeżów,

Szkiriatow, Malenkow i Wyszyński. Ciekawostką jest, że do tego grona nie dołączył

ówczesny szef NKWD, Jagoda. Było to posunięcie rozsądne, gdyż przed masakrą

społeczeństwa partia zajęła się oczyszczeniem narzędzia całej operacji, czyli NKWD.

„Czyszczenie” rozpoczęto po cichu w 1935 roku i z początku dotyczyło tylko

rezydentur zagranicznych. Żeby nikogo nie uprzedzać, rzecz cała odbywała się bez

rozgłosu i sądów, a wykonawcą był, naturalnie, Razwiedupr.

W 1935 roku Jan Karłowicz Bierzin, szef Razwiedupru, wraz z grupą zaufanych

współpracowników wybrał się w podróż po Dalekim Wschodzie (wyposażony w

specjalne pełnomocnictwa). Wydano tajne nominacje na podstawie których wpierw

Józef Stanisławowicz Unszlicht potem T. Uricki działali jako szefowie Razwiedupru w

Moskwie, ale żaden rozkaz nie usuwał z tego stanowiska Bierzina. Czyli nominacje te

były zasłoną na czas dłuższej nieobecności właściwego szefa wywiadu wojskowego.

Podczas podróży Bierzin i jego ludzie cicho i metodycznie likwidowali „nielegalnych”

NKWD, a w następnym roku pojawili się w Hiszpanii.

Oficjalnie Bierzin był głównym doradcą rządu republikańskiego i przyznać należy,

25

background image

że na tym stanowisku przejawiał niezwykłą aktywność. Po pierwsze, udało mu się

skierować uwagę rządu hiszpańskiego na sprawy, na których zależało Moskwie, po

drugie, osobiście kierował z Hiszpanii wszystkimi ważniejszymi operacjami

zagranicznymi wywiadu wojskowego. Po trzecie – w tym czasie w Hiszpanii

przebywał też szef INO NKWD

*

, Abram Aronowicz Słucki, który również osobiście

nadzorował działalność swych agentów. Nieprawdopodobnym jest, aby nie

podejrzewał on Bierzina o jakieś powiązania z tajemniczymi zniknięciami swoich

podwładnych; z dowodów, jakie do dziś dotrwały, jasno wynika, że do starć między

nimi dochodziło codziennie, a co ciekawsze praktyka wykazywała, że ważniejszy był

Bierzin.

W końcu września 1936 roku dotychczasowy szef NKWD, Jagoda, został usunięty

ze stanowiska, a szefem mianowano sekretarza Komitetu Centralnego, Jeżowa, który

rozpoczął największą czystkę w dziejach NKWD. Do tego nie potrzebował już

zachowania tajemnicy i pomocy ze strony wywiadu wojskowego.

Zginęło ponad trzy tysiące oficerów, w tym Jagoda i Słucki, tego ostatniego otruto

podobno w gabinecie zastępcy Jeżowa, Michaiła Frynowskiego.

Kiedy tylko partia w osobie Jeżowa i przy pomocy Razwiedupru zakończyła

czystkę w NKWD, przyszła kolej na armię. Czystka w wojsku zaczęła się od likwidacji

Sztabu Generalnego i całkowitego rozbicia Razwiedupru. Wśród pierwszych ofiar

znaleźli się: marszałek Związku Radzieckiego Tuchaczewski, komand-armi Jakir i

Uborewicz oraz komkor Putna – attache wojskowy w Londynie. Jak należało

oczekiwać, wszyscy attache wojskowi byli oficerami wywiadu wojskowego, ale Putna

był kimś więcej – do momentu skierowania go do dyplomacji był zastępcą szefa

Razwiedupru.

Czystkę tę przeprowadzał naturalnie NKWD, dając upust nagromadzonej od lat

nienawiści. Pierwszy zginął Uricki, a potem ruszyła lawina. Teraz z kolei lotne ekipy

NKWD jeździły po świecie, mordując „nielegalnych” Razwiedupru, jak też oficerów

obu służb, którzy odmówili powrotu do Rosji na pewną śmierć. Do końca 1937 roku

Razwiedupr faktycznie przestał istnieć – wymordowano nawet kucharzy i gońców.

Bierzin po powrocie z Hiszpanii musiał zaczynać praktycznie od zera.

W 1938 roku, dzięki specjalnym wysiłkom Kominternu (zwłaszcza w Hiszpanii,

gdzie skorzystano z okazji, jaką stwarzała obecność tzw. brygad międzynarodowych)

Razwiedupr odzyskał nieco siły, a na początku lata rozpoczął ożywioną działalność,

ale kolejna czystka, poprzedzająca drugą falę terroru, zniszczyła zupełnie wywiad

wojskowy. Tym razem wśród ofiar znalazł się również Bierzin, jeden z

najsprytniejszych i osiągających najlepsze wyniki szefów w historii GRU. Oznaczało to

automatycznie kolejną czystkę w całym wywiadzie wojskowym na wszystkich

szczeblach – tu karuzela śmierci przeszła dwukrotnie.

26

background image

W latach poprzedzających wybuch II wojny światowej w zachodnich okręgach

wojskowych stworzono bazę do walki partyzanckiej, na wypadek gdyby wróg zajął te

obszary. Skrytki z radiostacjami, magazyny broni, podziemne kompleksy kwater, a

nawet szpitale polowe, były gotowe i pełne zapasów. Wszystko to zostało zniszczone

wraz z tysiącami wyszkolonych sabotażystów, których albo zabito, albo wysłano do

łagrów.

Wywiad wojskowy przestał istnieć; wojsko i przemysł zbrojeniowy poniosły straty

większe niż w wojnie 1920 roku. Ale Jeżów popełnił kardynalny błąd: 29 lipca 1938

roku, po egzekucji Bierzina, zajął jego miejsce.

Następnego poranka Stalin zamiast dwóch raportów: Razwiedupru i NKWD,

otrzymał tylko jeden. Wymowa tego faktu była oczywista: pojawił się monopol na

działalność wywiadowczą, a Stalin utracił możliwość równoważenia wpływów

NKWD, czyli kontrola nad radzieckim wywiadem zaczęła mu się wymykać z rak. Tego

samego dnia podjął więc kroki, które doprowadziły do usunięcia i egzekucji Jeżowa.

Zimą 1939-1940 miał miejsce skandal jakich mało: Armia Czerwona licząca ponad

cztery miliony żołnierzy nie była w stanie przełamać oporu wojsk fińskich liczących

dwadzieścia siedem tysięcy ludzi. Przyczyny „wykryto” natychmiast:

1. Mróz (zimą 1941 roku analogiczne tłumaczenie się dowództwa armii

niemieckiej zostało jednogłośnie zignorowane).

2. Wywiad.

We wszystkich radzieckich opracowaniach historycznych (które musiały,

oczywiście, przed publikacją otrzymać zgodę właściwego wydziału Komitetu

Centralnego) do dziś podawane są te dwa powody: mrozy i zły wywiad. Partia

zapomniała dodać, że w latach 1937-1939 radziecki wywiad wojskowy praktycznie nie

istniał i to na wyraźne życzenie partii.

Po skandalu fińskim Stalin nie zarządził czystki w wywiadzie wojskowym,

częściowo dlatego, że nie było co „czyścić”, a częściowo dlatego, że nie zgadzał się z

oficjalną analizą wojny fińsko-radzieckiej. Proskurow i jego sztab zostali rozstrzelani

nieco później, i to z zupełnie innego powodu – Proskurow uważał bowiem, że pakt z

Hitlerem to głupota. W czerwcu 1940 roku szefem Razwiedupru został mianowany

generał Filip Golikow i pod jego kierownictwem Razwiedupr błyskawicznie wrócił do

roli skutecznej służby wywiadowczej.

O tym okresie krążyło i nadal krąży masa spekulacji: czy wywiad wojskowy znał

plany niemieckiego sztabu? Najlepszą odpowiedzią są losy Golikowa: siedmiu

poprzedzających go na tym stanowisku i dwóch jego następców zostało

zamordowanych, gdy pełnili obowiązki szefów GRU, a on przeżył, ba, został

marszałkiem Związku Radzieckiego i zastępcą Stalina do spraw personalnych.

Przywódcy polityczni mogą podjąć złe decyzje, nawet jeśli dysponują doskonałymi

27

background image

danymi wywiadu, ale tylko durnie winią za to wywiad. A Stalinowi wszystko można

zarzucić, tylko nie to, że był durniem...

Wojna rozpoczęła się katastrofalną klęską Armii Czerwonej – w ciągu pierwszych

godzin Niemcy przejęli całkowicie inicjatywę strategiczną. Łączność z siatkami

wywiadu została przerwana i jedynym co pozostało to przenieść centralę Razwiedupru

za granicę i odtworzyć łączność. Takie właśnie zadanie otrzymał Golikow i przyznać

należy, że wywiązał się z niego równie błyskawicznie, jak i doskonale. Pojechał

najpierw do Anglii, potem do USA i to bez jakichś fałszywych papierów, a jako

przewodniczący oficjalnej delegacji radzieckiej, by uzyskać pomoc zbrojeniową tych

państw. Rosjanie, jako sprzymierzeńcy, zyskali dojście do fabryk i laboratoriów, do

których od lat próbowali dotrzeć.

Ta historyczna pod wieloma względami wizyta rozpoczęła intensywną penetrację

angielskiego i amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Golikow nawiązał też

skuteczną (choć czasową) łączność z „nielegalnymi” działającymi na terenie Niemiec i

krajów okupowanych. Wizyta ta oznaczała również początek penetracji niemieckiego

Sztabu Generalnego przez radziecki wywiad, choć z zupełnie innych kierunków.

Konsekwencje tego ostatniego posunięcia zaczęły się od Stalingradu: supertajne plany

niemieckie znane były radzieckim dowódcom liniowym, zanim dotarły do oficerów

niemieckich, którzy mieli je wprowadzać w życie. Radzieccy przywódcy zaś znali

równie dokładnie zamierzenia aliantów. Churchill sam przyznawał, że Stalin

kilkakrotnie przewidział założenia ściśle tajnych operacji brytyjskich, przypisywał to

jednak geniuszowi polityczno-strategicznemu radzieckiego przywódcy, a nie

sprawności jego wywiadu.

Jesienią 1941 roku Golikow wrócił z kolejnej, udanej podróży do USA. Nie mógł

naturalnie liczyć na zachowanie stanowiska, ale utrzymał się przy życiu, a było to

poważne osiągnięcie. Zachował też stopień, choć 13 października przestał być szefem

Razwiedupru. Został za to dowódcą 10. Armii.

W 1944 roku Stalin dał mu jeszcze jedną szansę na odkupienie win: w

październiku został mianowany pełnomocnikiem Rady Komisarzy Ludowych do spraw

Repatriacji Obywateli Radzieckich. Do pomocy przydzielono mu kilkunastu byłych

rezydentów GRU w Europie i ponownie wyróżnił się, gdyż dzięki pomocy GRU

sprowadził do Związku Radzieckiego kilka milionów, niezbyt mających na to ochotę,

obywateli Kraju Rad. Praktycznie wszyscy albo zostali zabici tuż po przybyciu, albo

wylądowali w łagrach. Ukoronowaniem jego kariery, która odtąd stale rozwijała się,

był tytuł marszałka Związku Radzieckiego.

Jesienią 1941 roku wywiad wojskowy został podzielony na dwie części: Główny

Zarząd Wywiadowczy Naczelnego Dowództwa, podlegający bezpośrednio Stalinowi,

któremu podporządkowano siatki kontrolowane przez „nielegalnych” i rezydentury

28

background image

placówkowe wybranych radzieckich ambasad, oraz Zarząd Wywiadowczy Sztabu

Generalnego, czyli „stary” Razwiedupr. Ten drugi pion, w czerwcu roku następnego

podniesiony do rangi Zarządu Głównego (GRU), odpowiadał za koordynację wywiadu

wszystkich frontów przeciwko Niemcom. W tym czasie było to rozsądne posunięcie:

Sztab Generalny nie musiał i nie zajmował się sprawami natury globalnej, które

chwilowo straciły na znaczeniu z punktu widzenia Związku Radzieckiego, i całą uwagę

poświęcał wojskom niemieckim. Automatycznie podległy mu wywiad wojskowy

przyjął takie same zasady i skupił się na działalności skierowanej przeciwko Niemcom.

Aby łatwiej rozróżnić oba rodzaje działalności, stworzono termin „wywiad

strategiczny”, którym określano wywiad Naczelnego Dowództwa i „wywiad

operacyjny” na określenie wywiadu Sztabu Generalnego. Obie te służby doskonale

działały w okresie wojny, przy czym największymi osiągnięciami wywiadu

strategicznego były: przeniknięcie do niemieckiego Sztabu Generalnego (via

rezydentura „Dora” w Szwajcarii) oraz kradzież amerykańskich tajemnic bomby

atomowej (via rezydentura „Zaria” w Kanadzie). Wywiad operacyjny przejawiał

natomiast aktywność na niespotykaną dotąd skalę: oprócz agenturalnego wywiadu

dużą rolę odgrywała działalność dywersyjna (Specnaz) – sformowano oddziały

„minerów gwardii” przy wydziałach wywiadowczych sztabów armii i frontów, których

głównym zadaniem było polowanie na niemieckich oficerów sztabowych. Oprócz nich

w akcjach o podobnym charakterze brały też udział jednostki specjalne NKWD

(Osnaz) i, jak zwykle, część wysiłków skierowana była na odwieczną wojnę między

obydwiema służbami.

Po zakończeniu działań wojennych wywiad wojskowy znów został połączony w

jedną całość i GRU zajmuje się od tej chwili wywiadem strategicznym, operacyjnym i

taktycznym.

Ogromny wzrost wpływów armii i organów bezpieczeństwa na życie kraju, jaki

nastąpił w efekcie zwycięskiej wojny, zaczął zagrażać pozycji partii. Stan ten wymagał

natychmiastowej reakcji. Najznaczniejsi dowódcy armii, z marszałkiem Żukowem na

czele, utracili swoje stanowiska i wpływy, rozprawa z Berią wymagała jednak bardziej

przemyślnych środków.

Na początku 1946 roku Stalin awansował Berię na pełnego członka Politbiura i

mianował go wicepremierem, z czym wiązała się konieczność rezygnacji ze stanowiska

szefa NKWD (nowym szefem został jednak protegowany Berii, jego pierwszy zastępca

Siergiej Krugłow). W marcu tegoż roku zlikwidowano NKWD i NKGB

*

tworząc w

ich miejsce MWD (Ministierstwo Wnutriennich Dieł – Ministerstwo Spraw

Wewnętrznych) oraz MGB (Ministierstwo Gosudarstwiennoj Biezopasnosti –

Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego). Dodatkowym ciosem w pozycję Berii

było obsadzenie na stanowisku szefa MGB Wiktora Abakumowa – człowieka spoza

29

background image

kręgów dotychczasowego kierownictwa organów bezpieczeństwa.

Program osłabienia konkurencji polegał także na odebraniu wywiadu zarówno

Sztabowi Generalnemu, jak i MGB, i został zrealizowany w 1947 roku. Oba wywiady

odebrano dotychczasowym „właścicielom” i przekształcono w jedną organizację o

nazwie KI – Komitet Informacyjny (Komitiet po Informacji), a na jego szefa

wyznaczono najbliższego współpracownika Stalina, członka Politbiura, Wiaczesława

Mołotowa.

Armię i MGB za jednym zamachem pozbawiono wywiadów, które zostały

podporządkowane partii. Oczywiście, ten stan rzeczy nie odpowiadał zainteresowanym

i, po raz pierwszy w historii, nastąpiło zjednoczenie wrogich sobie stron w obliczu

wspólnego przeciwnika, czyli partii. Dodać do tego należy jeszcze jedno: od chwili

swojego powstania Komitet Informacyjny był organizacją całkowicie nieefektywną,

gdyż oficerowie pochodzili z obu wrogich wobec siebie służb i nie mieli najmniejszej

ochoty na współpracę, natomiast wielką na powrót do dawnych struktur. Łączyło ich

tylko jedno: sabotowali działalność Komitetu, gdzie i jak tylko się dało.

Równocześnie Sztab Generalny i MGB poinformowały Komitet Centralny, że nie

są w stanie efektywnie działać, gdyż otrzymują informacje z drugiej ręki i nie na czas.

Oficerowie wywiadu dokładali wszelkich starań, żeby udowodnić to twierdzenie, nie

tracąc przy okazji życia. Z kolei Komitet Centralny robił co mógł, żeby poprawić

skuteczność Komitetu Informacyjnego – w ciągu mniej więcej roku zmieniono

czterokrotnie szefów, co i tak niewiele dało: żaden nie zdołał przełamać oporu

własnych pracowników i presji armii oraz MGB. Po długiej zakulisowej walce szefem

Komitetu Informacyjnego został wreszcie nowo pozyskany poplecznik Berii – Wiktor

Siemionowicz Abakumow.

I jak za przyciśnięciem guzika cały wywiad trafił pod kontrolę Ministerstwa

Bezpieczeństwa Państwowego. Stalin natychmiast dostrzegł błąd – zawsze uważał, że

stworzenie jednego wywiadu, nawet podległego partii, w końcu doprowadzi do tego,

że bezpieka przejmie nad wszystkim kontrolę. A to stanowiłoby śmiertelne zagrożenie

dla partii. Pozostało tylko jedno rozwiązanie: natychmiastowa likwidacja nowego

układu i podział wywiadu według starych zasad. Tylko że sprawa nie była taka łatwa i,

aby mogła się udać, partia musiała sprzymierzyć się z armią, której taki rozwój

wydarzeń również nie przypadł do gustu. Zgodnie z poleceniem Stalina, pierwszy

zastępca szefa Sztabu Generalnego, generał Sztemienko, złożył Politbiuru raport na

temat „ślepoty Sztabu Generalnego”, po którym to raporcie GRU odzyskał

samodzielność, wydostając się spod „kurateli” Abakumowa. W nagrodę za wybitną

służbę Stalin natychmiast mianował Sztemienkę szefem Sztabu Generalnego i

zwierzchnikiem GRU.

Po dwóch latach GRU (i Sztemienko) wyrównali rachunki i przedstawili Stalinowi

30

background image

kompletny zestaw dokumentów odnośnie spisku wśród współpracowników

Abakumowa, w który on sam także miał być zamieszany. Spisku, oczywiście, nie było,

ale czystka – zgodnie z regułami gry – musiała nastąpić: Abakumow został

aresztowany w 1951 roku (rozstrzelano go w 1954 roku), Komitet Informacyjny

rozwiązano, a w MGB pojawiły się wakaty po skazanych „spiskowcach”.

Sytuacja wróciła do normy.

Ministerstwo Bezpieczeństwa Państwowego naturalnie nie wybaczyło GRU tej

akcji, a przyszedł rok 1952 – rok starcia pomiędzy Biurem Politycznym a Stalinem.

Przygotowano stosowne dokumenty, tym razem o spisku w szeregach GRU, i kolejna

czystka przerzedziła szeregi Sztabu Generalnego i GRU. Stalin był jej przeciwny, ale

Politbiuro nalegało i w efekcie czystka się odbyła. Sztemienko został zdegradowany do

stopnia generała porucznika i usunięty ze Sztabu Generalnego.

Na początku 1953 roku, zaraz po śmierci Stalina, o spuściznę po nim zawrzała

zażarta walka pomiędzy dotychczasowymi współtowarzyszami broni. Najważniejszym

„pretendentem do tronu” był, oczywiście, Beria i zjednoczone siły armii oraz partii

skupiły się automatycznie przeciwko niemu.

Na wspólnym posiedzeniu przywódców wojska i partii Beria został aresztowany i

natychmiast rozstrzelany, co poprzedziło zwyczajową czystkę w szeregach

kierowanych przezeń organów bezpieczeństwa. GRU przygotował na tę okoliczność

odpowiednie dokumenty, które ujawniano na tajnych rozprawach. Wielu oficerów z

„wierchuszki” Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zostało zgładzonych po śledztwach,

w których stosowano równie wymyślne co pracochłonne tortury. Śledztwo zawsze

toczyło się w piwnicach siedziby GRU przy Bulwarze Gogola. W tym czasie nastąpiło

także rozwiązanie Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego

– organ ten

zdegradowano do rangi komitetu

*

Równolegle ze spadkiem prestiżu bezpieki armia miała w państwie coraz więcej do

powiedzenia. „Rosyjski Bonaparte”, jak nazywano marszałka Żukowa, wrócił z

wygnania, na które zesłał go Stalin, i został ministrem obrony, a w krótkim okresie

także członkiem Biura Politycznego. Błyskawicznie spowodował powrót z łagrów

innych generałów i marszałków, którymi poobsadzał kluczowe stanowiska. Ponieważ

w tych działaniach nie napotykał na opór, generał Sztemienko został przywrócony do

dawnej rangi i powrócił na stanowisko szefa GRU, który stał się zależny jedynie od

armii.

Z wojska na rozkaz Żukowa zostali usunięci komisarze i inni pracownicy

polityczni partii. Marszałek zakazał Głównemu Zarządowi Politycznemu mieszania się

w sprawy armii, jednocześnie likwidując wszystkie wydziały specjalne

– w ten sposób także czekiści stracili możliwość kontrolowania wojskowych.

Krokodyl coraz skuteczniej pozbywał się cugli

31

background image

– na zebraniach Politbiura Żuków otwarcie sprzeciwiał się Chruszczowowi i

publicznie go obrażał.

Partia zrozumiała, że popełniła poważny błąd w tak gwałtowny sposób

pozbawiając KGB władzy, gdyż sama była, jak dowodził rozwój wydarzeń, bezbronna

wobec armii. Jeśli taki stan miałby się utrzymać, nikt nie miał wątpliwości, że jedynym

panem sytuacji zostałaby armia, dysponując w Związku Radzieckim władzą absolutną.

Ale w październiku 1957 roku Żuków popełnił niewybaczalny błąd – wybrał się z

kurtuazyjną wizytą do Jugosławii. W czasie nieobecności marszałka błyskawicznie

zwołano plenum Komitetu Centralnego, na którym przegłosowano usunięcie go z

szeregów Biura Politycznego i ze stanowiska ministra obrony pod zarzutem

„bonapartyzmu”.

Sztemienko, widząc co się szykuje, wysłał do Żukowa telegram z ostrzeżeniem,

ale telegram i kurier zostali przechwyceni przez KGB. Żuków powrócił z Jugosławii

prosto na wygnanie, a Sztemienko, znów zdegradowany do generała porucznika,

podzielił jego los. (Choć przyznać należy, że miał wyjątkowy dar przetrwania: za

rządów Breżniewa znów odzyskał poprzednią rangę).

I ponownie, zgodnie z naukami Lenina, szefem GRU został pierwszy

przewodniczący KGB, Iwan Sierow, który automatycznie z chwilą mianowania stał się

głównym rywalem KGB i nie miał najmniejszej nawet ochoty na fuzję tych dwóch

służb. Ponieważ był generałem KGB, armia nie mogła go wykorzystać przeciwko partii

czy KGB i sytuacja wróciła do normy.

Aby jednak lepiej zabezpieczyć się na przyszłość i skuteczniej kontrolować armię,

były szef GRU, generał Golikow, został mianowany szefem Głównego Zarządu

Politycznego Armii Radzieckiej. Golikow, jako były czekista i politruk, gotów był

służyć każdemu, kto tego zażąda, jak też dostarczać dokładnie takie informacje, jakie

zadowolą zwierzchników. Ktoś taki idealnie nadawał się do roli, jaką szefowi

Głównego Zarządu Politycznego wyznaczyła partia.

I tak już pozostało do końca istnienia ZSRR. Nikt nie próbował zmieniać

leninowskiego systemu współzależności. Następcą Sierowa na stanowisku szefa GRU

został więc generał pułkownik KGB, Piotr Iwaszutin. Schedę po Golikowie przejął z

kolei były wiceminister MGB (w latach 1951-1953), generał Jepiszew.

Krótko mówiąc, krokodyl znów znalazł się w cuglach...

32

background image

33

background image

Rozdział 3

PIRAMIDA

Jeśli rozumie się skrót GRU w sposób dosłowny, otrzyma się obraz wywołujący

duże wrażenie, ale daleki od kompletnego. Rozpatrywanie bowiem wywiadu

wojskowego, jako części składowej Sztabu Generalnego, bez podległych mu

organizacji jest podobne do rozważań o Czyngischanie bez uwzględnienia Ordy.

Formalnie można GRU opisać jako niezwykle potężną organizację wywiadowczą,

tworzącą część Sztabu Generalnego i działającą na rzecz najwyższego dowództwa sił

zbrojnych Związku Radzieckiego. Co do jej siły, wystarczy powiedzieć, że w

strukturach GRU służy ponad pięć tysięcy wyższych oficerów i generałów

posiadających akademickie wykształcenie w kwestiach wywiadowczych. GRU ma

„nielegalnych” w każdym kraju na świecie, oprócz oficerów działających w tychże

krajach pod oficjalnym szyldem dyplomatów, przedstawicieli handlowych itp. Zarówno

„nielegalni”, jak i „dyplomaci” działają niezależnie od siebie, ale ich cel jest wspólny:

zwerbować jak najwięcej agentów, którzy, kierowani przez GRU, będą wykradali

najtajniejsze dokumenty, obalali rządy i usuwali niewygodnych dla Rosji polityków.

Centrala GRU analizuje wiadomości szpiegowskie napływające od tysięcy agentów

oraz ze źródeł zwiadu lotniczego, morskiego, satelitarnego i elektronicznego

obejmującego całą kulę ziemską.

Jak dotąd nadal jest to opis tylko Czyngischana, gdyż poza tym wszystkim GRU

nadzoruje i koordynuje także działalność gigantycznej organizacji zwanej radzieckim

wywiadem wojskowym.

Organizacyjnie Armia Radziecka składała się z szesnastu okręgów wojskowych,

czterech grup wojsk Armii Radzieckiej (stacjonujących w Polsce, NRD, na Węgrzech i

w Czechosłowacji) i czterech Flot: Północnej, Oceanu Spokojnego, Bałtyckiej i

Czarnomorskiej. W sztabie każdego okręgu, grupy wojsk czy floty istniał zarząd

wywiadowczy, których łącznie było dwadzieścia cztery. Każdy z tych zarządów

podlegał GRU i był jakby jego miniaturą, mającą swoje podległe jednostki. Każdy też

34

background image

zajmował się zbieraniem informacji o przeciwniku, zarówno w czasie pokoju, jak i

wojny.

Rozpad imperium oraz kres wojskowej obecności ZSRR, a następnie Federacji

Rosyjskiej

*

w Europie Środkowej wymusił zmiany w organizacji wywiadu

wojskowego, jednak same zasady funkcjonowania GRU pozostały bez zmian.

Gdy mowa o zarządzie wywiadowczym sztabu floty czy okręgu wojskowego, jako

o organizacji podległej GRU, nie znaczy to, że jest ona słaba czy nieliczna, wręcz

przeciwnie, choć przyznać należy, że od Zarządu Głównego (tj. GRU) jest znacznie

mniejsza. Każdy z tych zarządów jest wystarczająco silny i liczny, by niezależnie

werbować agentów na terytorium kraju (czy też krajów) leżących w sferze

zainteresowania danego okręgu czy floty. Każdy z nich posiada wystarczające

możliwości, by bez niczyjej pomocy zakłócić normalne życie w tymże kraju czy

krajach. Dysponuje też tymi samymi formami działalności wywiadowczej co Centrala

(poza wywiadem satelitarnym). Nie licząc jednostek Specnazu, które są do jego

dyspozycji, posiada także specjalnie werbowanych agentów-terrorystów, których

zadaniem jest mordowanie polityków i wyższych oficerów oraz sianie terroru w

wybranym kraju.

Istnieją dwie niezależne od siebie siatki: jedna, klasyczna, składająca się z agentów

zbierających informacje i druga, szpiegowsko-terrorystyczna, podległa Specnazowi.

Siłę takiego zarządu doskonale uzmysławia jeden fakt: każdy z nich ma do dyspozycji

brygadę Specnazu, liczącą tysiąc trzystu profesjonalnych zabójców, pozostających bez

przerwy w stanie gotowości bojowej.

Najlepiej wyobrazić sobie radziecki wywiad wojskowy jako potężne państwo

feudalne z doskonałą armią. Głową tego państwa jest GRU, bezpośrednio dowodzące

swoimi wasalami – zarządami wywiadowczymi sztabów okręgów i flot – z których

każdy posiada własną armię i wasali także dysponujących wojskiem itd. Jedyną różnicą

w stosunku do prawdziwych państw feudalnych jest nieprzestrzeganie zasady: „Wasal

mego wasala nie jest moim wasalem”. GRU całkowicie kontroluje każdy stopień

piramidy, jaką tworzy owa wzorowana na feudalnej struktura. Stopnie te godne są

osobnego omówienia.

Każdy okręg wojskowy składa się z kilku armii, a każda flota z flotylli. W sztabie

każdej armii czy flotylli istnieje wydział wywiadowczy będący „wasalem” zarówno

zarządu wywiadowczego sztabu okręgu lub floty, jak i GRU. Każdy wydział ma

własną siatkę wywiadowczą, a jest ich co najmniej pięćdziesiąt, i każdy ma kompanię

Specnaz składającą się ze stu piętnastu wyszkolonych sabotażystów i zabójców

zdolnych wysadzać mosty, rozbijać sztaby i likwidować polityków. Poza tym każdy

dysponuje bogatym asortymentem środków wywiadu radioelektronicznego i

lotniczego.

35

background image

Armia składa się z czterech do sześciu dywizji. W czasie pokoju daje to około stu

osiemdziesięciu dywizji pancernych i zmechanizowanych, dla uproszczenia można

pominąć osiem dywizji powietrznodesantowych, brygady piechoty morskiej podległe

marynarce wojennej i lotnictwo wojskowe, mające własne jednostki wywiadowcze

podległe bezpośrednio GRU. W sztabie każdej dywizji znajduje się oficer wywiadu

dysponujący batalionem zwiadu oraz „wasale” – oficerowie wywiadu pułków wraz z

ich oddziałami. Batalion zwiadu dywizji, poza oddziałami czółgów i wywiadu

radioelektronicznego, dysponuje kompanią Specnazu, zdolną skutecznie działać na

terenach przeciwnika.

Dla ścisłości dodać należy, że nie wszystkie z tych stu dwudziestu dywizji

utrzymują w czasie pokoju pełne etaty, zawsze jednak są w nich w pełni obsadzone

etaty oficerskie i techniczne, braki występują wśród podoficerów i żołnierzy (poza

jednostkami zwiadu). W tym ostatnim przypadku obojętnie czy będzie to brygada

Specnazu, czy batalion (700 ludzi), czy też kompania (180 ludzi) zawsze skład

osobowy jest pełen i gotów do akcji.

Cała ta piramida jest kontrolowana przez GRU, choć rzadko się to tak oficjalnie

nazywa. Badacz studiujący GRU, ale nie znający całości zagadnienia i kierujący się

tabliczkami z oficjalnymi nazwami, przeoczy owe dwadzieścia samowystarczalnych,

ale nie samodzielnych organizacji wywiadowczych, a każda z nich siłą i możliwościami

zbliżona jest do wywiadu wojskowego większości krajów Europy Środkowej. W

ostatnich latach istnienia ZSRR dysponowały one łącznie stoma tysiącami elitarnych

wojsk Specnazu wyposażonych w taką liczbę wozów bojowych co każdy z większości

dobrze uzbrojonych krajów Europy.

36

background image

Rozdział 4

GRU I KOMISJA WOJSKOWO-PRZEMYSŁOWA

Używając określenia armia odnośnie Armii Radzieckiej trzeba pamiętać, że

mówimy nie tylko o Ministerstwie Obrony, ale również o dwunastu innych

ministerstwach, których jedynym zadaniem była produkcja broni i wyposażenia na

potrzeby wojska. W czasach świetności imperium wszystkie te ministerstwa tworzyły

potężny monolit kierowany przez Komisję Wojskowo-Przemysłową. W skład jej

kolegium wchodzili: jeden z pierwszych zastępców przewodniczącego Rady

Ministrów, trzynastu ministrów, szef Sztabu Generalnego i szef GRU. Gdy mowa o

walce pomiędzy armią, partią i KGB była w nią naturalnie zaangażowana Komisja,

której losy zależały nierozerwalnie od losów armii.

Potęga ekonomiczna i finansowa Komisji przekraczała granice zdrowego rozsądku

i należy ją rozpatrywać w szerszym aspekcie – w aspekcie całego Związku

Radzieckiego. Teoretycznie Związek Radziecki wydawał w 1984 roku na zbrojenia

śmieszną kwotę dziewiętnastu miliardów rubli. Był to jednak wyłącznie budżet

Ministerstwa Obrony, a budżety pozostałych dwunastu ministerstw produkujących

broń były utrzymywane w tajemnicy. System zaś skonstruowany został w ten sposób,

że Ministerstwo Obrony nie kupowało produktów od innych ministerstw, tylko

składało zamówienia. Na przykład: w trakcie budowy był śmigłowcowiec, a

Ministerstwo Obrony nie było w żaden sposób tym obciążone – fundusze na budowę

okrętu zostały zaksięgowane przez Radę Ministrów pod pozycją „przemysł

stoczniowy”.

Ministerstwo Przemysłu Stoczniowego nigdy zresztą nie koncentrowało się na

budowie statków – jego głównym zadaniem była budowa okrętów. Jednostki

pływające na potrzeby marynarki handlowej i rybołówstwa były kupowane w Polsce,

NRD, Jugosławii, Bułgarii, Włoszech, Francji, Norwegii, Szwecji i wielu innych

krajach. Dostawców było tylu, że chyba jedyny wyjątek stanowiła faktycznie

Szwajcaria, jak twierdzi dowcip. To samo dotyczyło samolotów, śmigłowców,

37

background image

czołgów, rakiet, elektroniki czy mundurów. Nikt tak naprawdę, nawet w ZSRR, nie

wiedział, jakimi sumami dysponowała Komisja, ale była to kwota znacznie

przewyższająca wspomniane dziewiętnaście miliardów.

W sercu każdego radzieckiego pięcioletniego planu rozwoju ekonomicznego (nie

w tym propagandowym, jaki drukowało się we wszystkich gazetach, a w prawdziwym,

nie podawanym do publicznej wiadomości) można było znaleźć plan Komisji

Wojskowo-Przemysłowej. Powodem był fakt, że żadna gałąź radzieckiego przemysłu,

transportu czy usług nie miała znaczenia „niezależnego”, to jest innego niż praca na

potrzeby wojska.

Podobnie sprawy miały się z nauką, która także pracowała na potrzeby Komisji

Wojskowo-Przemysłowej. Oficjalnie na badania naukowe przeznaczało się rocznie

sześćdziesiąt miliardów rubli – trzy razy więcej niż na zbrojenia. Tylko co to jest za

nauka i technika, skoro Związek Radziecki jako pierwszy na świecie wyprodukował

satelitę niszczącego inne satelity, a nie był w stanie wyprodukować zwykłego

samochodu osobowego, na którego produkcję musiał licencję kupić we Włoszech?

Związek Radziecki dysponował najlepszymi truciznami na świecie, ale technologię

wytwarzania nawozów sztucznych musiał kupić od Stanów Zjednoczonych.

Na co przeznaczano owe sumy, jak nie na zbrojenia, skoro skonstruowano

gigantyczny transkontynentalny radar czy nadajniki super-niskiej częstotliwości do

łączności z zanurzonymi okrętami podwodnymi? Ich podziemne anteny mają tysiące

kilometrów długości, a technologię produkcji głupiego telewizora kolorowego

musiano kupić we Francji. Owe sześćdziesiąt miliardów rubli to kolejny

zakamuflowany wydatek na zbrojenia, którym dysponowała Komisja Wojskowo-

Przemysłowa.

* * *

Co natomiast wspólnego miał z tym GRU? Ano to, że budżet GRU był

kilkakrotnie większy niż budżet KGB. Można to wyjaśnić w sposób następujący: KGB

miał swój własny ogromny budżet, GRU – także niemały. Obie służby były oczywiście

finansowane z budżetu państwa, które starało się ograniczać te wydatki. Ale GRU

poza oficjalnym budżetem otrzymywał kolosalne zamówienia od Komisji Wojskowo-

Przemysłowej i sektora badań naukowych. Wartość tych zamówień kilkakrotnie

przewyższała oficjalny budżet.

Na przykład, otrzymując zamówienie na kradzież silnika czołgowego, GRU

uzyskiwał też z „nauki” lub „przemysłu” część pieniędzy przeznaczonych na jego

konstrukcję. Za pieniądze wspomnianych resortów werbowano agenta, który miał

dokonać kradzieży. GRU nie wydaje więc na to ani kopiejki z własnych funduszy,

38

background image

przemysł czy nauka dostają pożądany „towar” za minimalny procent kwoty, którą

kosztowałoby jego skonstruowanie, a agent, który zrealizował zamówienie do końca

życia i tak będzie pracował dla GRU. Czyż można sobie wyobrazić lepszy układ?

Wszystkie dwanaście ministerstw podległych Komisji oraz wszystkie dziedziny

nauki zajmujące się zbrojeniami wolały więc korzystać z usług GRU (i płacić za nie),

jeśli tylko było można w ten sposób uzyskać potrzebne technologie czy wynalazki.

Konstruktorzy czy dyrektorzy fabryk otrzymywali nagrody i medale za kopiowanie

zachodnich rozwiązań, jakby sami je wymyślili.

KGB miał do dyspozycji jedynie własny budżet, a GRU mógł korzystać z

budżetów wszystkich branż radzieckiego przemysłu zbrojeniowego i gałęzi nauki.

Podczas całej długotrwałej i kosztownej operacji, jaką była kradzież dokumentacji

amerykańskiego okrętu podwodnego typu „George Washington”, dzięki której

Związek Radziecki wybudował jego dokładną kopię nazwaną „Mały George”, GRU

nie wydał ani dolara z własnego budżetu. Podobnie było w przypadku

naddźwiękowego samolotu pasażerskiego Concorde, pocisku Red Eye czy wielu,

wielu innych.

Powstaje pytanie: dlaczego KGB nie realizował zamówień przemysłu

zbrojeniowego? Powód był prosty: przewodniczący Rady Ministrów i Gosplanu

(Państwowej Komisji Planowania) byli odpowiedzialni za radziecką ekonomię –

planowali, ile komu i na co przyznać pieniędzy. Przewodniczący Rady Ministrów miał

pod sobą zarówno przemysł zbrojeniowy, jak i Ministerstwo Obrony, któremu

podlegał Sztab Generalny oraz GRU. KGB jednakże mu nie podlegał. Jeśli GRU

otrzymał pieniądze na uzyskanie czegoś interesującego, przewodniczący Rady

Ministrów oraz przewodniczący Komisji Wojskowo-Przemysłowej mogli domagać się

przyśpieszenia dostawy. Gdyby jednak zlecili to KGB, mogliby tylko cierpliwie czekać,

aż wszechwładny KGB dostarczy co ma, a towarzysze czekiści nawet sowicie opłaceni

nie słynęli z pośpiesznej realizacji zamówień.

KGB był aroganckim i nieterminowym „dostawcą” o potężnych możliwościach,

ale bez grosza w kieszeni – zupełnie jak w dawnych czasach dobrze ustawiony dworak

na carskim dworze. GRU przypomina zaś brzydkiego garbusa gotowego za pieniądze

służyć każdemu i zarabiać przy tej okazji miliony. Elegancki dworak nienawidzi

garbusa i zabiłby go przy pierwszej okazji, gdyby nie fakt, że garbusa chroni sam car...

39

background image

40

background image

Rozdział 5

DLACZEGO NIC O TYM NIE WIADOMO?

Za czasów Związku Radzieckiego część tablic rejestracyjnych w Gruzji kończyła

się literami GRU, co było czystym przypadkiem, prawie przez nikogo nie zauważonym

(włącznie z milicją). Powód był prosty: poza bardzo wąskim kręgiem

wtajemniczonych, nikt w Związku Radzieckim nie wiedział o istnieniu organu

ukrywającego się pod takim skrótem; nawet w Sztabie Generalnym, którego część

stanowił GRU, tysiące oficerów uważało Jednostkę 44388, z której otrzymywali

wszystkie dane wywiadowcze, za filię KGB. Co więcej, funkcjonariusze KGB

pilnujący ambasad radzieckich, a nie będący członkami wywiadu KGB, byli najczęściej

przekonani, że w ambasadzie istnieje tylko jedna rezydentura wywiadu – ta

obsługiwana przez KGB.

Zachodni specjaliści dziś już wiedzą sporo o GRU, ale zwykli obywatele z reguły

nadal nie mają pojęcia o jego istnieniu, a nawet jeśli przypadkiem coś słyszeli, to ich

stosunek do tej instytucji był ambiwalentny, podobnie jak do słynnego potwora ze

szkockiego jeziora: część wierzy w jego istnienie, część nie, ale nikt się owego stwora

nie boi. Ciekawe dlaczego tak mało wiadomo było o GRU, zwłaszcza że istnieje bez

wątpienia i w dodatku wciąż posiada potężne możliwości.

Powodów jest sporo, a oto najważniejsze. Po pierwsze, ustanowiwszy swą

krwawą

dyktaturę,

komuniści

musieli

ogłosić

społeczeństwu

istnienie

„nadzwyczajnego” organu tejże dyktatury, któremu wolno zajmować się tym czym

chce i postępować dowolnie ze wspomnianym społeczeństwem, włącznie z masowymi

egzekucjami. Zrobił to Lenin, informując o narodzinach WCzK. Potem jego

spadkobiercy informowali uczciwie o wszystkich zmianach w nazwie tejże organizacji,

nie podkreślając jednak, że zmienia się tylko nazwa. Reszta pozostawała bez zmian...

Fakt istnienia GRU nie musiał być powszechnie znany, toteż na temat wywiadu

wojskowego nigdy nie wydawano oficjalnych oświadczeń.

Po drugie, podstawową funkcją KGB było wywieranie nacisku na własne

41

background image

społeczeństwo, w związku z czym w świadomości społecznej wszystko co złe, tajne i

zbrodnicze kojarzone było z KGB. Wywiad wojskowy praktycznie nie brał i nie bierze

udziału w walce z własnym narodem, bynajmniej zresztą nie dlatego, że jest

przepełniony humanitaryzmem czy miłością do rodaków, ale po prostu dlatego, że nie

po to został stworzony. Naturalnym więc jest, że ludzie pamiętają KGB, a nie GRU.

Po trzecie, walcząc o władzę Chruszczow poinformował ogłupiały świat o

niektórych zbrodniach swych poprzedników popełnianych rękami czcigodnych

czekistów. Efekt był taki, że od tej pory świat utożsamia wszystkie radzieckie działania

wywiadowcze, jak i zbrodnie, z KGB. Przebiegły Chruszczow naturalnie nie ujawnił

wszystkiego, ale to, co wyciągnął na światło dzienne wystarczyło, by odurnić świat,

przynosząc mu niesamowity kapitał polityczny.

Ojciec „odwilży” podawał zresztą dane w sposób specyficznie wybiórczy:

powiedział o masowych egzekucjach Stalina, ale zapomniał o tych przeprowadzanych

z rozkazu Lenina, mówił o zagładzie przywódców komunistycznych w 1937 roku, ale

wypadły mu z głowy miliony ofiar podczas „rozkułaczania” chłopstwa w pierwszej

połowie lat trzydziestych. Ukazał rolę NKWD, ale całkowicie przeoczył rolę partii jako

siły kierującej tym molochem. Był zainteresowany w ukazaniu zbrodni bezpieki w

kraju i podał kilka z nich do publicznej wiadomości, natomiast ujawnianie tego, co

zrobiono za granicą, nie wchodziło w zakres jego planów, gdyż nie mogło przynieść

żadnej korzyści politycznej. Dlatego to o działalności GRU panowała cisza.

Po czwarte, zwalczanie dysydentów, emigracji czy zagłuszanie skierowanych do

Rosjan audycji zachodnich radiostacji to wyłączna domena KGB, w związku z czym

dysydenci i emigracja robili, co mogli, by ujawnić światu tę rolę i ukazać prawdziwe

oblicze swego głównego wroga, czyli KGB. Podobnie postępowały zachodnie

rozgłośnie, co w efekcie miało olbrzymi wpływ na światowe media. Bohaterem

negatywnym, ale zawsze jednak bohaterem, tego typu materiałów był KGB.

Po piąte, niemiłe niespodzianki, jakie przytrafiały się w Związku Radzieckim

obcokrajowcom, to także sprawka KGB, a od dawna wiadomo, że, na przykład, dla

amerykańskiego odbiorcy wielokroć ważniejsze jest to, co złego przytrafi się jednemu

Amerykaninowi, niż dziesięciu tysiącom Rosjan.

Dodać do tego należy, że, skąpawszy się w rzekach ludzkiej krwi, KGB za

wszelką cenę chciał się wybielić, toteż zwalał wszystko na przeszłość i czekistów.

GRU jako całość natomiast nie miał nic przeciwko temu nieporozumieniu, wychodząc

z założenia, że dla dobrego wywiadu najlepszy jest całkowity brak reklamy. Bez

względu na to czy chodzi o porażki i zbrodnie, czy sukcesy...

Dla dobrego szpiega ciemność i mętna woda to środowisko naturalne znacznie

bardziej sprzyjające niż sława, obojętnie jakiego by ona była rodzaju.

42

background image

43

background image

Rozdział 6

GRU I „MŁODSI BRACIA”

Struktura państwowa jakiegokolwiek kraju komunistycznego uderzająco

przypominała strukturę Związku Radzieckiego. W epoce Stalina, na przykład, kult

jednostki był obowiązującą zasadą, a każdy z dyktatorów potrzebował potężnej tajnej

policji, by zachować status quo. Stwarzało to konieczność istnienia innej tajnej

organizacji wywiadowczej, która miała stanowić przeciwwagę dla pierwszej.

Zazwyczaj rolę owej przeciwwagi pełnił wywiad wojskowy, zwłaszcza że

wszystkie kraje komunistyczne, niezależnie jaki rodzaj komunizmu adaptowały były

wojownicze i agresywne. W wielu krajach obozu socjalistycznego na pierwszy rzut

oka istniała tylko jedna tajna policja, ale bliższe oględziny wykazywały zawsze, że były

dwie albo w tej jednej istniał tak silny rozłam, że w krótkim czasie doszło do podziału.

Wywiady wojskowe wszystkich krajów satelickich przejawiały wielką aktywność

w zbieraniu materiałów wywiadowczych, które następnie przekazywano bezpośrednio

GRU. Faktem mało znanym jest to, że służby wywiadowcze krajów satelickich

podlegały Ministerstwu Obrony Związku Radzieckiego. Działo się tak dlatego, że

wywiad wojskowy podlegał szefowi Sztabu Generalnego danego państwa, który z

kolei był podwładnym szefa Sztabu Układu Warszawskiego. Teoretycznie na to

stanowisko mógł być mianowany dowolny generał z dowolnego państwa

wchodzącego w skład Układu, ale dziwnym trafem mianowani byli jedynie radzieccy

generałowie. Jeden z nich pojawił się już na stronach tego opracowania – były szef

GRU, generał Sztemienko.

Po upadku Chruszczowa Breżniew, chcąc przypodobać się armii, odwołał

Sztemienkę z wygnania i przywrócił do poprzedniej rangi, oraz mianował szefem

Sztabu Wojsk Układu Warszawskiego. Bezpośrednim jego zwierzchnikiem zaś był

dowódca Zjednoczonych Sił Układu Warszawskiego, które to stanowisko zawsze

obejmował któryś z radzieckich marszałków. Pierwszym był Koniew, potem Greczko,

Jakubowski i w końcu Kulików. Natomiast oficjalny tytuł każdego z marszałków w

44

background image

trakcie piastowania tego stanowiska brzmiał: „Pierwszy Zastępca Ministra Obrony

ZSRR – Głównodowodzący Zjednoczonych Wojsk Państw Członkowskich Układu

Warszawskiego”. Mówiąc krótko oznaczało to, że armie kilku w teorii niepodległych i

suwerennych państw podlegały rozkazom wiceministra obrony innego państwa. To

dopiero piękna niezależność!

Minister obrony Związku Radzieckiego kierował w ten sposób poprzez swego

zastępcę całymi siłami zbrojnymi „zaprzyjaźnionych państw”, w tym naturalnie także

ich wywiadami wojskowymi. Dodać należy, że nie chodziło tu o koordynację działań

czy bliską współpracę, ale dosłowne i bezpośrednie podporządkowanie i to w

najzupełniej legalny sposób.

Pięknie, powie jakiś sceptyk, ale po wyczynach Rosji w 1939 roku każdy Polak

nienawidzi Rosjan serdecznie i żarliwie, wobec tego jak można oczekiwać, by ich

wywiad pracował już nawet nie ciężko, ale choćby poprawnie w interesie GRU? Od

1953 roku uczucia te podzielają obywatele NRD, od 1956 roku Węgrzy, a od 1968

roku Czesi i Słowacy. Wobec tego na papierze wszystko mogło wyglądać ślicznie, ale

w praktyce z wywiadów tych krajów Związek Radziecki będzie miał bez wątpienia

więcej strat niż pożytku.

Niestety, to rozumowanie jest błędne, choć zyskało bardzo wielu zwolenników.

Praktyka przeczy temu jednoznacznie. Jest faktem nie do podważenia, że ludność

wszystkich tych krajów nienawidziła komunistów i Związku Radzieckiego; niemniej

ich wywiady współpracowały uczciwie i starały się jak mogły działać w interesie

„starszego brata”.

Rozwiązanie tej zagadki jest stosunkowo proste: dzięki niekorzystnym dla

satelitów traktatom handlowym Związek Radziecki spętał ze sobą nierozerwalnymi

praktycznie więzami ekonomicznymi wszystkie te kraje. Za radziecką ropę, węgiel,

energię elektryczną i gaz płaciły niesamowitą wprost cenę. A płacić mogły dwojako:

własnymi surowcami czy wyrobami przemysłu albo dostarczając tajemnice innych.

Perspektywa niezwykle kusząca, tym bardziej, że informacje miały znacznie wyższą

cenę i wszyscy pierwsi sekretarze partii „bratnich” krajów zawsze nakazywali swym

wywiadom podwoić wysiłki, by jak najwięcej móc zaoferować Związkowi

Radzieckiemu.

Zachód w pierwszych latach istnienia tego systemu był niezmiernie zaskoczony

rozległym zakresem zainteresowań wywiadów krajów socjalistycznych. Na co

Mongolii plany reaktorów atomowych, a Kubie silników rakiet strategicznych? Pytania

te uzyskują jasną i prostą odpowiedź, gdy rozpatruje się wszystkie te wywiady jako

jeden system. Dodać do tego należy, że wśród radzieckich placówek zagranicznych

było praktycznie niemożliwością znaleźć choć jedną „czystą”, to jest taką, której

pracownicy nie byliby albo w całości, albo w przeważającej większości

45

background image

funkcjonariuszami KGB czy GRU (ze sprzątaczkami i kierowcami włącznie). To samo

tyczyło się analogicznych placówek krajów „bratnich”, a pamiętać należy, że przy tak

ścisłej współpracy ich macierzystych wywiadów z radzieckim, każdy z nich w

mniejszym lub większym stopniu współpracował z KGB lub GRU – nawet jeśli część

szeregowych pracowników nie zdawała sobie z tego sprawy.

46

background image

Rozdział 7

GRU A KGB

Metody, jakimi posługiwały się GRU i KGB, były identyczne i nie sposób ich

rozróżnić ani po postępowaniu, ani po środkach, jakie stosowały. Różniły się

natomiast, i to w sposób zasadniczy, cele obu tych służb specjalnych.

Podstawową funkcję KGB można opisać jednym zdaniem: „Nie pozwolić, by

Związek Radziecki został rozsadzony od wewnątrz”. Wszystkie konkretne zadania

wywodziły się z tej podstawowej funkcji. Oto niektóre z nich: ochrona najwyższych

osobistości partyjnych i rządowych, zapobieganie i tłumienie ewentualnych protestów

społecznych, wyłapywanie dysydentów, cenzura i dezinformacja, kontrola zakazu

kontaktowania się szeregowych obywateli ze światem zewnętrznym, w tym izolowanie

gości z zagranicy albo też przerywanie kontaktów, które już zostały nawiązane i na

koniec ochrona granic państwa.

KGB działał również poza granicami Związku Radzieckiego, ale cele tego

działania były te same co na terenie kraju. Można w tych ostatnich działaniach

rozróżnić następujące: infiltrowanie środowisk emigracyjnych i neutralizowanie ich

wpływu na własne społeczeństwo oraz międzynarodową opinię publiczną, zagłuszanie

zachodnich rozgłośni nadających wiadomości w języku rosyjskim, zwalczanie

organizacji religijnych mogących mieć wpływ na ludzi radzieckich, obserwacja

„bratnich” partii komunistycznych z zamiarem natychmiastowej interwencji w

przypadku pojawienia się „herezji”, śledzenie obywateli radzieckich za granicą, w tym

też własnych oficerów, wyszukiwanie i fizyczna likwidacja najaktywniejszych

przeciwników reżimu komunistycznego.

Zadania GRU z kolei można było określić również jednym zdaniem: „Nie

pozwolić, by Związek Radziecki został zniszczony przez jakikolwiek atak z zewnątrz”.

W opinii Sztabu Generalnego taki atak mógł nastąpić w każdej chwili, bez

wypowiedzenia wojny i mógł być efektem nawet którejś z rutynowych „interwencji

ograniczonego kontyngentu” w Azji, Afryce czy Europie.

47

background image

Podstawowe zainteresowania i funkcje GRU można dlatego podzielić na cztery

grupy:

1. Militarna. Jest naturalnie najistotniejsza i składa się z informacji na temat

struktury, jakości i rozmieszczenia sił zbrojnych wszystkich państw świata, ich planów

i doktryn wojskowych, zarówno sił zbrojnych w całości, jak i każdego z ważniejszych

sztabów, planów mobilizacyjnych, rodzaju szkolenia wojskowego, zaopatrzenia,

morale itd. Praktycznie można z czystym sumieniem stwierdzić, że interesujące jest

dokładnie wszystko, co ma jakikolwiek związek z wojskiem.

2. Militarno-polityczna. Wzajemne stosunki w jakich pozostają państwa obce,

jawne i tajne tarcia czy pakty, możliwe zmiany w przywództwie wojskowym lub

politycznym, nowe przymierza, jakiekolwiek (nawet najdrobniejsze) zmiany w

orientacji politycznej lub wojskowej armii, rządów czy całych bloków państw.

3. Militarno-techniczna. Wszystko co jest związane z techniką wojskową i

technologią wytwarzania nowych typów broni państw uważanych za potencjalnego

przeciwnika (lub mało pewnego sojusznika), od projektów po testy prototypów.

4. Militarno-ekonomiczna. Możliwości produkcji nowoczesnego uzbrojenia, jakie

posiada dany kraj czy grupa państw, potencjał przemysłowy, źródła energii, transport,

rolnictwo, surowce strategiczne lub ewentualne cele ekonomiczne.

Sztab Generalny uważa, że jeśli GRU może dostarczyć w wyznaczonym terminie

dokładne dane odnośnie dowolnego państwa na świecie, dotyczące tych czterech grup,

to żadne z państw nie będzie go w stanie zaskoczyć niespodziewanym atakiem.

W wielu przypadkach interesy KGB i GRU diametralnie się od siebie różniły, na

przykład, demonstracja radzieckich (czy jeszcze carskich) emigrantów przed siedzibą

ONZ nie interesowała GRU w najmniejszym stopniu, natomiast bardzo interesowała

KGB. Jakiekolwiek manewry wojskowe dla odmiany w ogóle nie obchodziły KGB,

natomiast pasjonowały GRU. Nawet w tych wypadkach, gdy zainteresowania były

wspólne, podejście do nich było krańcowo różne.

Na przykład, obie służby zainteresowane były polityką i politykami, ale osoba

prezydenta Cartera od samego początku w ogóle nie interesowała GRU, gdyż nawet

powierzchowna charakterystyka jego osobowości wykazywała niezbicie, że nigdy nie

wykona pierwszy ataku na Związek Radziecki. Natomiast z punktu widzenia KGB był

ze wszech miar godzien uwagi, gdyż jego polityka w dziedzinie poszanowania praw

człowieka była bronią zdolną rozsadzić Związek Radziecki od wewnątrz.

W jeszcze innym przypadku GRU przejawiał nadzwyczajne zainteresowanie

zmianami zachodzącymi w obsadzie personalnej chińskiego naczelnego dowództwa.

To z kolei w ogóle nie interesowało KGB, który doskonale zdawał sobie sprawę, że

po sześćdziesięciu latach komunizmu nikt z obywateli radzieckich nie będzie w

najmniejszym stopniu zainteresowany jakąkolwiek komunistyczną ideologią z Chin,

48

background image

Korei czy skądkolwiek. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie także uciekał ze

Związku Radzieckiego do Chin. Chiny z punktu widzenia KGB to pustynia.

Rozpatrując wzajemne stosunki pomiędzy GRU i KGB trzeba wrócić do kwestii

podległości GRU w stosunku do KGB. W rozdziale poświęconym historii pokazane

zostały relacje zachodzące pomiędzy nimi w przeszłości. W dzisiejszych czasach nic się

nie zmieniło – zarówno GRU, jak i kolejny spadkobierca KGB gotowi są w każdej

chwili zniszczyć przeciwnika, co doskonale odpowiadało i nadal odpowiada

aktualnemu mieszkańcowi Kremla.

Zawiść i wzajemna nienawiść tych obu służb są też znane wszystkim służbom

specjalnym krajów, w których są rosyjskie ambasady. Zjawisko to może

zaobserwować nawet amator, jeśli wie czego szukać. Jest to chyba najlepszy dowód

niezależności GRU.

Można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby los czy kariera rezydenta GRU

zależne były, choćby minimalnie, od jego kolegów z KG B. Gdyby tak było, nigdy nie

odważyłby się on mieć odmiennego zdania w jakiejkolwiek sprawie, nie mówiąc o

jawnym sprzeciwie – przypominałby zastraszonego psa, który stale łasi się z

podkulonym ogonem, nie mając odwagi warknąć nawet na „czystych” dyplomatów,

którzy utrudniają mu wykonanie zadania. Takiego zachowania nikt nie zanotował w

historii GRU. Dzieje się tak dlatego, że GRU miał zagwarantowaną niezależność od

KGB.

Część zachodnich ekspertów (tzw. sowietolodzy) przez całe lata poważnie

rozważała kwestię, czy GRU nie jest aby częścią KGB, a cały podział nie został

stworzony sztucznie, by utrudnić poznanie właściwego obrazu radzieckich służb

wywiadowczych. Zazwyczaj rozumowanie opierali na dwóch argumentach:

1. Szef GRU zawsze jest byłym generałem KGB. Zgadza się (poza nielicznymi

wyjątkami), ale czy od czasów Arałowa w jakimkolwiek stopniu przeszkodziło to

GRU czynnie sprzeciwić się zakusom KGB, by uzyskać monopol na wywiad i

wchłonąć GRU? Nie wspominając już o jawnej wojnie wydanej z rozkazu partii służbie

bezpieczeństwa.

2. Każdy wstępujący do GRU musiał być sprawdzony przez KGB. Też prawda,

ale argument ten jest przekonujący tylko na pierwszy rzut oka. To samo miało miejsce

w przypadku każdego nowego członka Komitetu Centralnego, a nikt nigdy nie

wysunął tezy, że Komitet Centralny był pod kontrolą KGB albo że był częścią KGB.

KGB pełnił rolę filtra, gdyż to właśnie było jedno z jego zadań, ale jeśli ktoś przeszedł

pozytywnie weryfikację i został pracownikiem GRU (czy członkiem Komitetu

Centralnego), KGB przestawał mieć jakąkolwiek władzę nad tą osobą. Można użyć

porównania, iż KGB był strażnikiem przy bramie tajnych zakładów, który może nie

wpuścić tam inżyniera, jeśli ten zapomniał przepustki, ale nie jest w stanie zajrzeć do

49

background image

sejfu w jego gabinecie.

Naturalnie można było sfabrykować materiały obciążające członka Komitetu

Centralnego (czy oficera GRU), ale zdecydowanie była to nierozsądna metoda

postępowania, tak z uwagi na skalę możliwych reperkusji, jak i na minimum

ewentualnych korzyści (w odniesieniu do GRU nie dotyczy to, oczywiście, osłony

kontrwywiadowczej prowadzonej przez Zarząd Kontrwywiadu Wojskowego KGB.

Chwiejny pokój i paradoks niezależności istniejący w układzie partia-KGB-GRU

najlepiej zilustrować na przykładzie.

Dzień pracy szefa GRU zwykle zaczynał się o siódmej rano od czytania raportów,

jakie w nocy nadeszły od: „nielegałów”, prezydentur placówkowych, zarządów

wywiadów okręgów wojskowych, grup wojsk Armii Radzieckiej i wywiadów flot

zebranych w biuletynie „Raport Wywiadu”. To samo robili w swoich gabinetach

pierwszy zastępca i szef Informacji GRU. Robili to niezależnie od siebie, gdyż jeśli

byłyby pytania czy wątpliwości ze strony zwierzchników (czyli od szefa Sztabu

Generalnego w górę), to każdy udzieliłby odpowiedzi i podał opinię niezależną od

drugiego, co pomaga wyrobić sobie właściwe zdanie na dany temat.

Dzień, o którym mowa, zaczął się niezwykle wcześnie, o trzeciej trzydzieści nad

ranem, kiedy to szef GRU otrzymał telefon o wylądowaniu samolotu kurierskiego z

Paryża. Dnia poprzedniego na podparyskim lotnisku Le Bourget doszło do katastrofy

pasażerskiego samolotu ponaddźwiękowego Tu-144. Ponieważ ten tragiczny wypadek

wydarzył się podczas Paryskiego Salonu Lotniczego, na miejscu był obecny

praktycznie cały stan osobowy miejscowej rezydentury GRU (imprezy tego typu

stanowią wprost wymarzoną okazję do zdobywania informacji i nowych kontaktów,

które często kończą się pozyskaniem agenta). Większość oficerów GRU miała kamery

czy aparaty fotograficzne i cała katastrofa została sfilmowana z różnych ujęć przez

wielu operatorów; w sumie zużyto ponad dwadzieścia filmów pokazujących to samo

zdarzenie. Nie wywoływano ich nawet w Paryżu, ale specjalnym lotem kurierskim

przywieziono do Moskwy i oddano technikom w Centrali. O dziewiątej miało

rozpocząć się specjalne posiedzenie Politbiura, na którym przedstawione miały być

wersje Tupolewa i jego zastępców, właściwego ministra, dyrektora Woroneskich

Zakładów Lotniczych, oblatywaczy, no i, naturalnie, GRU oraz KGB. O siódmej

telefon stojący na biurku szefa GRU niespodziewanie zadzwonił.

– Jak samopoczucie, Piotrze Iwanowiczu? – rozległ się w słuchawce głos

przewodniczącego KGB (dajmy na to Andropowa, by trzymać się realiów).

– Dobrze, a wasze, towarzyszu Andropow? – Piotr Iwanowicz Iwaszutin (szef

GRU) potrafił być równie przyjacielski, jak jego rozmówca.

– Piotrze Iwanowiczu, po co tak oficjalnie? Zapomnieliście, jak mam na imię? Jest

coś o czym chciałbym z wami porozmawiać. Widzicie, słyszałem, że macie parę filmów

50

background image

pokazujących katastrofę. Bylibyście tak mili i dalibyście choć jeden? Wiecie, że muszę

złożyć raport na Biurze, a nie mam żadnych materiałów, to nie była okazja, którą

interesowaliby się moi ludzie i żaden nie miał ze sobą kamery. Pomóżcie mi Piotrze

Iwanowiczu, naprawdę potrzebuję tego filmu.

Wszystkie rozmowy szefa GRU są łączone przez stanowisko dowodzenia, w

którym dyżurni telefoniści są zawsze gotowi dostarczyć mu potrzebne dane,

przypomnieć fakty albo pomóc zatuszować błąd w rozmowie. Słysząc ową prośbę cała

zmiana zamarła – ich pomoc nie była do niczego potrzebna, zaś szef GRU milczał i

wszyscy zastanawiali się, jaka będzie jego odpowiedź. Telefoniści byli pewni, że gdyby

role się odwróciły, KGB odmówiłby z rozkoszą. Pytaniem natomiast było, co zrobi

Iwaszutin, generał KGB i były zastępca przewodniczącego Komitetu. W końcu

Iwaszutin odparł jeszcze uprzejmiejszym niż poprzednio głosem:

– Juriju Władimirowiczu, nie dam wam jednego filmu, dam wam wszystkie

dwadzieścia. O dziewiątej pokażę je na posiedzeniu Politbiura, a o dziesiątej mój

człowiek dostarczy wam je wszystkie.

Andropow bez słowa cisnął słuchawką, a tłumiona salwa śmiechu wstrząsnęła

podziemnym punktem dowodzenia. Krztusząc się ze śmiechu najstarszy stopniem

spectelefonista zapisał godzinę i rozmówcę w odpowiednim rejestrze.

Dopisek: gdy Andropow został sekretarzem generalnym KPZR Iwaszutin nadal

był szefem GRU i pozostał nim, gdyż atak ze strony Andropowa mógł naruszyć

delikatną równowagę panującą pomiędzy partią a armią. Konsekwencje naruszenia tej

równowagi były nie do przewidzenia, a mogły okazać się groźne nawet dla samego

Andropowa.

51

background image

Rozdział 8

CENTRALA

W przeciwieństwie do KGB, GRU nigdy nie próbował się reklamować, a siedziba

centrali wywiadu wojskowego nie wznosi się w centrum stolicy przy jednym z

najbardziej zatłoczonych placów. Mieści się naturalnie w Moskwie, ale wcale nie jest

łatwo ją odnaleźć: z trzech stron okala ją bowiem stare lotnisko Chodynka. Samo

lotnisko jest zaś otoczone ze wszystkich stron kompleksami budynków, do których

dojście jest raczej utrudnione – wśród nich znajdują się trzy główne lotnicze biura

konstrukcyjne i jedno pocisków rakietowych, Wojskowa Akademia Lotnictwa i

Naukowo-Badawczy Instytut Lotnictwa.

Położone pośród tych tajnych instytucji lotnisko wydaje się opuszczone, ale

pozory mylą: bardzo rzadko co prawda, ale zdarza się, że w środku nocy z hangaru

zostaje wytoczony prototyp myśliwca przemyślnie opatulony brezentem i załadowany

do samolotu transportowego, który dostarczy go gdzieś na poligon leżący w

nadwołżańskim stepie w celu przeprowadzenia prób. Kiedy indziej znów ląduje tam

inny transportowiec, podkołuje pod siedzibę GRU i wyładuje: a to silnik czołgu, a to

rakietę i znów wszystko zamiera w bezruchu.

Wyjątkiem były dwa miesiące poprzedzające defiladę z okazji 50. rocznicy

rewolucji październikowej. Wtedy odbywały się na płycie lotniska przygotowania i

ćwiczenia, a ciszę burzył ryk silników czołgowych. Defilada się odbyła, czołgi

zniknęły, a pilnie strzeżony teren pozostał pilnie strzeżonym terenem.

Nie lądują na płycie żadne cywilne samoloty czy helikoptery, ale w porastających

obrzeża zaroślach co noc wyją psy. Nikt dokładnie nie wie (z pracowników

okolicznych instytucji ma się rozumieć), ile ich jest – wszyscy dokładnie wiedzą, że

dużo i że są specjalnie szkolone do służby wartowniczej. Z tych trzech stron nie można

się więc dostać do budynku GRU. Z czwartej zresztą też nie bardzo: mieści się tam

Instytut Badań Kosmicznych, także strzeżony przez psy, wartowników, druty

kolczaste i ogrodzenia pod napięciem. Przez pozbawiony otworów, wysoki na dziesięć

52

background image

metrów mur na zapleczu gmachu Instytutu prowadzi wąska furtka, za murem znajduje

się zaś „Akwarium”...

Tak więc, aby dostać się na teren Centrali GRU, należy sforsować ściśle strzeżone

lotnisko albo jeszcze ściślej strzeżony Instytut. A dostanie się tam bynajmniej nie

oznacza wejścia do dziewięciopiętrowego budynku o kształcie wydłużonego

prostopadłościanu. Otoczony jest on ze wszystkich stron dwupiętrowymi pawilonami,

których wszystkie okna skierowane są na wewnętrzny dziedziniec. Ściany zewnętrzne

pozbawione są okien.

Poza terenem otoczonym murem wznosi się piętnastopiętrowy blok, także

należący do GRU, choć wygląda jak zwyczajny blok mieszkalny. Mieszczą się tam

mieszkania części rodzin pracowników (tj. oficerów GRU), ale też pomieszczenia

używane przez GRU do celów mniej tajnych, jak, na przykład, spotkania natury

oficjalnej. Cały ten obszar jest pod nadzorem kamer telewizyjnych i patrolowany przez

solidnie zbudowanych mężczyzn o niezbyt przyjacielskich obliczach.

Zresztą nawet gdyby ich nie było, każdy obcy zostałby natychmiast zauważony.

Przed piętnastopiętrowym blokiem znajduje się bowiem klomb otoczony ławeczkami,

na których wysiadują niegroźnie wyglądający emeryci (minimum dwadzieścia lat służby

w GRU). Przy najmniejszym podejrzeniu o zainteresowanie okolicą natychmiast

meldują o tym tam, gdzie trzeba.

Na wewnętrzny dziedziniec nikt nie ma prawa wjechać samochodem (minister

obrony i gensek też nie mieli). Wejść tam można tylko na piechotę i to jedynie po

uprzednim pokonaniu bramki wyposażonej w najnowsze wykrywacze elektroniczne.

Bez drobiazgowej kontroli nie można wnieść ze sobą niczego, nawet zapalniczki czy

długopisu, nie wspominając nawet o torbie. Osoba wchodząca nie może mieć przy

sobie nic metalowego – nawet sprzączki od paska (GRU preferuje szelki). Wszystko

co potrzebne do pracy i życia można dostać wewnątrz: nawet zapalniczki czy pióra,

które GRU chętnie rozdaje swoim pracownikom – po ich dokładnym sprawdzeniu,

naturalnie zapalniczek, nie pracowników – ci sprawdzani są inaczej i przy innych

okazjach.

53

background image

54

background image

55

background image

Rozdział 9

STRUKTURA GRU

Szef GRU podlega bezpośrednio szefowi Sztabu Generalnego i jest jego zastępcą.

Jemu z kolei bezpośrednio podlegają: stanowisko dowodzenia, zastępcy i grupa

doradców. Organizacyjnymi jednostkami, z których składa się GRU są: zarządy,

wydziały, departamenty i sekcje. Jednostki nie zajmujące się bezpośrednio

zdobywaniem i analizowaniem danych wywiadowczych dzielą się także na zarządy,

departamenty i sekcje.

Szef GRU jest generałem armii, jego zastępcy zaś, jeśli dowodzą zarządem, mają

rangę generała porucznika, jeśli kilkoma – generała pułkownika. Szefowie zarządów są

w stopniach generała porucznika, ich zastępcy, podobnie jak szefowie departamentów

i wydziałów, generała majora. Zastępcy szefów departamentów i wydziałów oraz

szefowie sekcji i ich zastępcy są pułkownikami. Oficerowie pracujący w sekcjach

dzielą się na starszych oficerów operacyjnych i oficerów operacyjnych, ci pierwsi są

przeważnie pułkownikami, a ci drudzy podpułkownikami.

Przeważająca większość oficerów GRU to pułkownicy, co bynajmniej nie oznacza,

że są sobie równi. Pomiędzy pułkownikiem będącym starszym oficerem operacyjnym a

innym, piastującym stanowisko zastępcy szefa sztabu departamentu, rozciąga się

prawdziwa przepaść.

Poza tym stopień i zajmowane stanowisko nie muszą i nie chodzą w parze: świeżo

mianowany kapitan czy wybitnie uzdolniony porucznik mogą także zostać (i często

zostają) starszym oficerem operacyjnym – system, jaki Armia Radziecka przyjęła, w

pełni na to zezwala – starszeństwo liczone jest nie według stopnia, ale według pozycji,

jaką dany oficer zajmuje w hierarchii GRU.

GRU składa się z szesnastu zarządów, większość z nich posiada numery (od

jednego do dwunastu). Niektóre jednakże numery nie są wykorzystane, a zarząd

nazywany jest „po imieniu”, na przykład Zarząd Personalny. Departamenty i wydziały

wchodzące w skład zarządu noszą numery, na przykład 41. Departament co oznacza

56

background image

Pierwszy Departament Czwartego Zarządu. Jeśli zaś departamenty czy wydziały nie

tworzą części zarządu mają numer pojedynczy i dodane litery GRU np. 1. Wydział

GRU.

Hierarchia GRU wygląda następująco: l. Szef GRU ma sześciu zastępców i szefa

stanowiska dowodzenia, który jest jego pierwszym zastępcą. Nadzoruje sekcję

„nielegalnych”, za pomocą której osobiście kieruje „nielegalnymi” i agentami, o

istnieniu których nikt poza nim nie wie, są to tzw. osobiści „nielegalni”.

2. Pierwszy zastępca szefa GRU (pułkownik) – podlegają mu jednostki

zdobywające informacje (operacyjne).

3. Szef Informacji (generał pułkownik) – podlegają mu jednostki analizujące

informacje.

4. Szef Sekcji Politycznej (generał porucznik).

5. Szef Zarządu Wywiadu Radioelektronicznego (generał porucznik).

6. Szef Wywiadu Marynarki Wojennej (kontradmirał).

7. Szef Zarządu Wywiadu Satelitarnego (generał porucznik).

8. Komendant Wojskowej Akademii Dyplomatycznej (generał pułkownik).

9. Szef Zarządu Personalnego (generał porucznik).

57

background image

Rozdział 10

JEDNOSTKI ZDOBYWAJĄCE INFORMACJE

WYWIADOWCZE (OPERACYJNE)

Wszystkie jednostki wchodzące w skład GRU podzielone są, ze względu na swoją

funkcję, na trzy kategorie: zdobywające informacje (operacyjne), analizujące

informacje i pomocnicze.

Większość jednostek zdobywających informacje podlega pierwszemu zastępcy

szefa GRU; są to:

Pierwszy Zarząd – zajmujący się działalnością wywiadowczą w Europie – składa

się z pięciu departamentów, z których każdy zajmuje się kilkoma państwami (w skład

każdego wchodzą sekcje kierujące rezydenturami zagranicznymi – zwyczajowo jedna

sekcja prowadzi jedną rezydenturę).

Drugi Zarząd (z analogiczną strukturą) – zajmujący się Azją.

Trzeci Zarząd (z analogiczną strukturą) – zajmujący się Ameryką Północną i

Południową oraz Wlk. Brytanią.

Czwarty Zarząd (z analogiczną strukturą) – zajmujący się Afryką i Bliskim

Wschodem.

Każdy zarząd operacyjny liczy około trzystu wyższych oficerów zatrudnionych w

Moskwie i około trzystu za granicą. Oprócz nich istnieją także cztery wydziały, nie

stanowiące części składowej zarządów, ale bezpośrednio podległe pierwszemu

zastępcy szefa GRU. Zajmują się one również kierowaniem agentami i zbieraniem

informacji.

Pierwszy Wydział GRU zajmuje się działalnością wywiadowczą na terenie Rosji i

ma ustosunkowanych przedstawicieli we wszystkich instytucjach używanych przez

GRU jako przykrycie: Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Ministerstwie Handlu

Zagranicznego, liniach lotniczych, marynarce handlowej, Akademii Nauk itd. Ci

przedstawiciele umieszczają w owych instytucjach młodych oficerów GRU i

gwarantują ich bezkolizyjną działalność (bezkolizyjną w sensie, iż ważniejsza jest praca

58

background image

dla GRU niż oficjalnie piastowane stanowisko). Część z tych oficerów po powrocie z

zagranicy nadal pozostaje na „służbowych” etatach w tychże instytucjach, po to by

legenda była jak najbardziej prawdopodobna. Dzięki nim Pierwszy Wydział werbuje

między innymi zagranicznych dyplomatów, biznesmenów czy przedstawicieli linii

lotniczych bądź żeglugowych.

Drugi Wydział (rozwiązany) zajmował się tym co Pierwszy, ale działał na terenie

Berlina (Wschodniego i Zachodniego).

Trzeci Wydział (rozwiązany) miał pod swą opieką ruchy narodowowyzwoleńcze i

najrozmaitsze organizacje terrorystyczne, których pod ten szyld nie dało się wepchnąć.

Ulubieńcem „Trójki” jeszcze do niedawna była Organizacja Wyzwolenia Palestyny.

Czwarty Wydział działa z terenu Kuby, a jego aktywność skierowana jest

przeciwko wielu krajom, w tym także USA. Pod wieloma względami dubluje on

działalność zarządów operacyjnych, dysponując praktycznie nieograniczoną władzą w

szeregach kubańskiego wywiadu, za pomocą którego stara się infiltrować te miejsca,

do których z rozmaitych powodów oficerowie GRU nie zdołali, lub nie powinni,

dotrzeć.

GRU kieruje pracą swoich „nielegalnych” za pośrednictwem Czternastego

Zarządu

*

.

Koordynacją i nadzorem pracy zarządów wywiadowczych na szczeblu okręgów

wojskowych i flot (dawniej także grup armii) zajmuje się podporządkowany

pierwszemu zastępcy szefa GRU Piąty Zarząd. Zarząd ten nie zajmuje się

bezpośrednio zdobywaniem informacji, spływają jednak do niego efekty pracy prawie

dwudziestu samodzielnych organizacji wywiadowczych dysponujących własną

agenturą. Dodatkowo, jeden z departamentów Piątego Zarządu zajmuje się

koordynacją działań Specnazu.

Oprócz wyżej wymienionych istnieją jeszcze dwa zarządy zajmujące się

zdobywaniem

informacji:

Szósty

Zarząd,

odpowiedzialny

za

wywiad

radioelektroniczny (radiotechniczny) oraz Zarząd Wywiadu Satelitarnego. Oba te

zarządy zdobywają i częściowo analizują informacje, ale nie posiadają własnej agentury

czy rezydentów ani innych środków czynnego zdobywania informacji. Dlatego też nie

są uważane za wyłącznie zdobywające informacje i nie podlegają pierwszemu zastępcy

szefa GRU. Zdobywają informacje „biernie” to znaczy za pośrednictwem nasłuchu,

podsłuchu, zdjęć, nagrań i innych środków technicznych. Szefowie tych zarządów

podlegają szefowi GRU i jego zastępcom.

Szósty Zarząd odpowiada za wywiad radioelektroniczny. Jego oficerowie są na

stałe przydzieleni do rezydentur ulokowanych w stolicach państw obcych, gdzie

tworzą wraz z personelem technicznym komórki przechwytujące i deszyfrujące

transmisje sieci łączności rządowej i wojskowej danego państwa. Szóstemu Zarządowi

59

background image

bezpośrednio podlegają także specjalne pułki zwiadu elektronicznego, rozlokowane na

całym terytorium Rosji. Ponadto pod jego kontrolą znajdują się jednostki wywiadu

radioelektronicznego wchodzące w skład wywiadów okręgów wojskowych i flot,

które z kolei posiadają własne jednostki wyposażone w specjalnie przystosowane

pojazdy, okręty bądź statki, samoloty i helikoptery oraz wszelki inny sprzęt

przeznaczony wyłącznie do prowadzenia szpiegostwa elektronicznego. Wszystkie

informacje uzyskane od szczebla dywizji w górę (od dywizyjnej kompanii zwiadu

elektronicznego) są przekazywane Szóstemu Zarządowi, gdzie układa się je w całość i

analizuje.

Zarząd Wywiadu Satelitarnego GRU nie otrzymał własnego numeru, ale ma

ogromne możliwości: dysponuje własnymi kosmodromami, instytutami naukowo-

badawczymi, koordynacyjnym centrum komputerowym i potężnymi środkami,

zarówno finansowymi, jak i ludzkimi. Zarządowi podlegają biura konstrukcyjne

projektujące satelity szpiegowskie. Gotowe projekty satelitów realizuje się następnie

we własnych zakładach. Zarząd zajmuje się też całościową analizą wszystkich

materiałów uzyskanych tą drogą.

Jak dotąd Związek Radziecki i Rosja wysłały na orbitę ponad dwa tysiące

obiektów o różnym przeznaczeniu – z tej liczby jeden na trzy jest wyłączną własnością

GRU. Dodać do tego należy, że przytłaczająca większość kosmonautów połowę czasu

w przestrzeni kosmicznej poświęca pracy na rzecz GRU.

60

background image

Rozdział 11

WYWIAD MARYNARKI WOJENNEJ

Jak już wspomniano w poprzednim rozdziale Piąty Zarząd kieruje bezpośrednio

działalnością zarządów wywiadu okręgów wojskowych oraz pośrednio zarządów

wywiadu flot. Te ostatnie podlegają bezpośrednio wywiadowi marynarki wojennej.

Odrębne podejście do wywiadu marynarki wojennej było niezbędne, gdyż każdy okręg

wojskowy ma bardzo dokładnie wytyczony obszar działania, podczas gdy okręty

czterech flot mają operować niezależnie, pływając po morzach i oceanach świata. Zaś

każdy okręt, by działać skutecznie, musi dysponować danymi o nieprzyjacielu i to

aktualizowanymi na bieżąco. Szef wywiadu marynarki wojennej jest więc jednym z

zastępców szefa GRU i kontroluje zarządy wywiadu czterech flot: Północnej,

Bałtyckiej, Czarnomorskiej i Oceanu Spokojnego oraz Zarząd Wywiadu Satelitarnego

Marynarki Wojennej, jak też jej służbę informacyjną. W codziennej działalności w celu

lepszej współpracy wywiad marynarki wojennej znajduje się pod rozkazami Piątego

Zarządu.

Zarządy wywiadu poszczególnych flot mają strukturę zbliżoną do zarządów

wywiadu okręgów wojskowych, a niewielkie różnice spowodowane są specyfiką

wojny morskiej i z punktu widzenia tego opracowania nie są istotne.

Jak widać szef GRU dysponuje dwoma niezależnymi wywiadami satelitarnymi:

pierwszym, bezpośrednio mu podlegającym, Zarządem Wywiadu Satelitarnego GRU i

drugim podległym pośrednio (poprzez szefa wywiadu marynarki wojennej). Najwyższe

Dowództwo Radzieckich Sił Zbrojnych całkiem rozsądnie stwierdziło, że aby móc

skutecznie wypełniać postawione zadania, marynarka wojenna powinna mieć własny

wywiad satelitarny. Naturalnie nie wyklucza to współpracy z Zarządem Wywiadu

Satelitarnego GRU, a wręcz przeciwnie. Wywiad Satelitarny Marynarki Wojennej

dysponuje własnymi satelitami szpiegowskimi, które w połączeniu z satelitami Zarządu

Wywiadu Satelitarnego GRU dają liczbę sięgającą połowy wszystkich satelitów

wystrzelonych przez Związek Radziecki i Rosję.

61

background image

62

background image

Rozdział 12

ORGANY ANALIZUJĄCE INFORMACJE

WYWIADOWCZE

Organy analizujące i przetwarzające informacje najczęściej nazywane są służbą

informacyjną albo po prostu Informacją. Szef Informacji ma rangę generała

pułkownika i jest zastępcą szefa GRU. Ma pod kontrolą następujące jednostki:

1. Sztab informacji.

2. Sześć zarządów informacji.

3. Instytut Informacji.

4. Służbę Informacyjną Wywiadu Marynarki Wojennej.

5. Służby informacyjne zarządów wywiadów okręgów wojskowych (w czasach

ZSRR także grup armii).

6. Wszystkie pozostałe komórki wywiadu wojskowego na co dzień zajmujące się

przetwarzaniem i analizowaniem uzyskanego materiału wywiadowczego.

Sztab Informacji ustępuje w hierarchii jedynie stanowisku dowodzenia GRU.

Otrzymuje on wszystkie materiały wywiadowcze uzyskane przez „nielegalnych”,

rezydentury, wywiad satelitarny, wywiad radioelektroniczny oraz zarządy wywiadów

okręgów wojskowych i flot. Ma prawo zwrócić się do każdego agenta, rezydenta czy

„nielegalnego”, czyli do każdego źródła uzyskiwania informacji, o precyzyjniejsze dane

albo nakazać sprawdzenie dostarczonych informacji.

Sztab pracuje bez przerw, dni wolnych czy wakacji, zajmując się wstępną obróbką

i analizą wszystkich napływających materiałów. Codziennie o szóstej rano jest

rozsyłany ściśle tajny biuletyn („Raport Wywiadu”) przeznaczony dla najwyższych

przedstawicieli władz państwowych i dowództwa sił zbrojnych, a zawierający

zestawienie wszystkich materiałów uzyskanych w ciągu ostatnich dwudziestu czterech

godzin. Te same materiały trafiają równolegle do poszczególnych zarządów informacji

GRU w celu przeprowadzenia dokładnej analizy.

W codziennie publikowanym „Raporcie Wywiadu”, oprócz przeanalizowanego

63

background image

materiału, zamieszczany jest „czysty” materiał z ostatnich dwudziestu czterech godzin.

Każdy może sobie wyciągnąć takie wnioski jakie chce – GRU przedstawia swoją

opinię w następnym wydaniu biuletynu, czyli dwadzieścia cztery godziny później.

Rozwiązanie wymyślone przez generała Sztemienkę było na tyle skuteczne, że

natychmiast zostało przejęte przez KGB.

Numeracja zarządów zaczyna się naturalnie od siódemki, a ich zadania

przedstawiają się w sposób następujący:

VII Zarząd Informacji – odpowiada za kraje członkowskie NATO i składa się z

sześciu wydziałów zajmujących się poszczególnymi aspektami działalności NATO.

VIII Zarząd Informacji – zajmuje się pozostałymi krajami świata, niezależnie czy

dany kraj należy do NATO, czy nie. Specjalnym zainteresowaniem cieszą się takie

zagadnienia jak: struktura polityczna, ekonomia, siły zbrojne i osoby przywódców

politycznych oraz wojskowych.

IX Zarząd Informacji – koncentruje się na technice wojskowej i jest ściśle

powiązany z Komisją Wojskowo-Przemysłową. Jest jedynym łącznikiem własnych

fabryk kopiujących zagraniczne uzbrojenie z oficerami wywiadu uzyskującymi

konkretne plany czy egzemplarze danej broni.

X Zarząd Informacji – zajmuje się światową gospodarką, a w szczególności

przemysłem zbrojeniowym, rozwojem najnowszych technologii i zasobami surowców

strategicznych i źródeł energii. Zarząd wyszukuje słabe punkty, w które można

uderzyć. Tu właśnie narodził się pomysł embarga na ropę naftową. Była to sugestia

zawarta w tak zwanym Raporcie Lokomotywy z 1954 roku, gdzie zauważono, że

„lokomotywę kapitalizmu” można zatrzymać nie tylko poprzez zniszczenie silnika, ale

także przez pozbawienie jej surowca napędowego. Natychmiast rozpoczęto penetrację

krajów arabskich, ale na szczęście realizacja owego pomysłu nie powiodła się w

całości, choć wprowadziła sporo zamieszania na światowych rynkach.

XI Zarząd Informacji – zajmuje się strategiczną bronią atomową wszystkich

państw, które takową posiadają, bądź w najbliższej przyszłości posiadać mogą. Będąc

specjalistami w dziedzinie kontroli zbrojeń, oficerowie tego zarządu tworzą „kościec”

delegacji na wszelkich rokowaniach dotyczących rozbrojenia (SALT, START).

XII Zarząd Informacji – niestety, autor nie posiada sprawdzonych informacji, czym

zajmuje się ta jednostka.

Instytut Informacji funkcjonuje niezależnie od wyżej wymienionych zarządów i jest

kontrolowany przez szefa Informacji, choć ma swoją siedzibę poza terenem Centrali.

W przeciwieństwie do zarządów Informacji, które w swojej pracy bazują wyłącznie na

tajnych dokumentach zdobytych przez agentów oraz danych dostarczonych przez

wywiad satelitarny i radioelektroniczny, Instytut zajmuje się głównie tzw. białym

wywiadem, czyli danymi pochodzącymi z oficjalnych źródeł: publikacji książkowych,

64

background image

prasy, radia i telewizji. Zachodnie media są bowiem dla każdego wywiadu prawdziwą

skarbnicą informacji.

Zakres zainteresowań każdego z zarządów Informacji w wielu dziedzinach

pokrywa się z działalnością sąsiednich zarządów. Zaletą takiego stanu rzeczy jest

prawie zupełne wyeliminowanie jednostronnego podejścia do zagadnienia. Zarządy czy

też sekcje zajmują się każdym problemem w sposób ograniczony, prezentując

odpowiedź nie na całe pytanie stawiane przez GRU, lecz tylko na ten jego wycinek,

którym same się zajmują. Odpowiedź całościowa zostaje opracowana na podstawie

danych napływających z poszczególnych zarządów przez szefa Informacji

korzystającego z pomocy ekspertów, których ma do dyspozycji oraz stanowiska

dowodzenia. Większość raportów z organów uzyskujących informacje jest

analizowana jednocześnie przez większość (lub wszystkie) zarządy Informacji.

Najlepiej prześledzić ten proces na konkretnym przykładzie.

Oficer jednej z rezydentur placówkowych uzyskał od swego agenta wiadomość, że

w USA opracowuje się ściśle tajny projekt samolotu myśliwskiego nowej generacji.

Oficer natychmiast po powrocie ze spotkania z agentem wysłał depeszę (naturalnie

zaszyfrowaną) do Moskwy. Składała się z jednego zdania, a wywołała burzę, bo było

to pierwsze doniesienie na ten temat. Następnego ranka członkowie Politbiura i

Najwyższego Dowództwa przeczytali meldunek w „Raporcie Wywiadu” w dziale „nie

sprawdzone i nie potwierdzone”.

Równocześnie od chwili otrzymania owego meldunku do akcji zaprzęgnięto

Informację: Siódmy Zarząd oceniał, jaką obecnie i w przyszłości wartość dla NATO

będzie miał ów samolot oraz (jeśli kiedyś zostanie przyjęty do uzbrojenia) w jaki

sposób fakt ten wpłynie na równowagę sił w Europie i na świecie. Rozważona także

została kwestia, które z państw NATO mogłyby go kupić. Sprawdzono w archiwach

dane dotyczące przywódców tych krajów, ich podejście do lotnictwa i tego, co

oficjalnie powiedzieli o rozwoju własnych sił powietrznych. Ósmy Zarząd zajął się

odpowiedzią na pytania: kto nalegał na budowę nowego samolotu, jakie siły w danym

państwie mogą sprzeciwić się takiej decyzji, jakie zakłady mogą brać udział w

projekcie, a jakie ubiegać się o kontrakt na produkcję i które mają szansę go wygrać.

Dziewiąty Zarząd na podstawie danych o ostatnich amerykańskich osiągnięciach w

dziedzinach budowy silników, aerodynamiki, awioniki i nowych materiałów

konstrukcyjnych, zajął się określeniem przybliżonych parametrów nowego samolotu.

Dziesiąty Zarząd miał sprawdzić na podstawie innych zamówień wojskowych i danych

z budżetu USA, która korporacja będzie faktycznie zaangażowana w produkcję.

Jedenasty Zarząd zajął się kwestią przydatności nowego myśliwca jako potencjalnego

nosiciela broni atomowej. Dane takie można uzyskać nie znając parametrów samolotu,

jedynie na podstawie ekstrapolacji informacji o już istniejących nosicielach broni

65

background image

atomowej, danych technicznych bomb i pocisków i planach ich użycia. Instytut

Informacji sprawdził archiwa pod kątem publikacji, które mogły być powiązane z

projektem nowego samolotu i przedstawił własną opinię na ten temat.

Naturalną koleją rzeczy wszyscy rezydenci, „nielegalni”, agenci, zarządy

wywiadów okręgów wojskowych, flot czy grup armii otrzymali rozkazy, by jak

najszybciej zdobyć dane o nowym myśliwcu. Podobne polecenia dostali też „młodsi

bracia”.

Wieczorem raporty ze wszystkich jednostek dotarły do sztabu, gdzie został

sporządzony ogólny raport i wydrukowany wraz z setkami innych (przeważnie

potwierdzonych) w następnym numerze „Raportu Wywiadu”.

Przykład potwierdzający skuteczność systemu analizy danych przyjętego przez

Informację pochodzi z lat drugiej wojny światowej.

Jedna z sekcji Dziesiątego Zarządu (surowce strategiczne i ekonomia) w trakcie

rutynowej analizy trendów w kursach metali szlachetnych na amerykańskiej giełdzie

stwierdziła, że w pewnym momencie duża ilość srebra została zakupiona z

przeznaczeniem na „badania naukowe”. Nigdy dotąd ani w USA, ani nigdzie indziej

taka ilość srebra nie była potrzebna do jakichkolwiek badań. Trwała wojna, w związku

z czym przyjęto założenie, że prace mają charakter militarny – wobec tego

przeanalizowano wszystkie znane dziedziny badań nad uzbrojeniem i wyszło, że żadna

nie wymaga takich ilości srebra.

Wobec tego założono, że w grę wchodzi nowy rodzaj broni i zajęto się zebraniem

wszelkich możliwych danych dotyczących tego zagadnienia. Analizy wykazały, że pół

roku wcześniej zniknęły z rynku amerykańskiego wszelkie publikacje dotyczące fizyki

jądrowej, a wszyscy naukowcy zajmujący się tą dziedziną (przeważnie komunizujący

uciekinierzy z Europy) także zniknęli bez śladu.

Tydzień później GRU przedstawił Stalinowi dokładny raport o amerykańskich

pracach nad bronią atomową. Raport został skompletowany w opisany powyżej

sposób, a oparty był na jednym – z pozoru nic nie znaczącym – fakcie; niemniej

wnioski w nim zawarte okazały się jak najbardziej zgodne z prawdą. Stalin był

zachwycony, a co nastąpiło później, wszyscy wiemy...

GRU od zawsze kładł wielki nacisk na pracę Informacji, zatrudniani są tam w

efekcie nie tylko zawodowi oficerowie wywiadu, ale także naukowcy z przeróżnych

dziedzin. GRU ma prawo dokooptować sobie dowolnie wybranego specjalistę,

niezależnie od tego czy jest on mikrobiologiem, czy specjalistą od komputerów.

Zgodnie z powyższą zasadą w najdramatyczniejszym okresie wyścigu

kosmicznego lat sześćdziesiątych GRU skoncentrował się na kradzieży technologii

lotów załogowych. Dla każdego, kto uważnie by się temu przyjrzał, oczywistym jest,

że każdy radziecki program oparty był na modelu amerykańskim, ale zrealizowany o

66

background image

dni albo tygodnie wcześniej od oryginału. W rezultacie palma pierwszeństwa w wielu

przypadkach, poczynając od pierwszego lotu człowieka w Kosmos, należała do

Związku Radzieckiego. Stan ten utrzymywał się do czasu, gdy pogoń za sukcesem,

głupota i pośpieszne kopiowanie zakończyły program serią tragicznych wypadków.

Zarządy Informacji GRU dysponują najlepszym sprzętem elektronicznym, jaki jest

produkowany na świecie i dowództwo GRU sądzi (nie bez racji), że pod tym

względem znacznie wyprzedza CIA.

67

background image

Rozdział 13

SŁUŻBY POMOCNICZE

Wszystkie piony GRU, bezpośrednio nie związane z dostarczaniem albo

analizowaniem materiałów wywiadowczych, uznawane są za służby pomocnicze.

Niemożliwym jest w tak zwięzłej monografii dokładne ich omówienie, toteż

przedstawione zostaną w ogólnych zarysach jedynie najważniejsze z nich.

Zarząd Personalny bezpośrednio podlega szefowi GRU, a jego zwierzchnik

(generał porucznik) jest zastępcą szefa GRU. Personel tego zarządu składa się

wyłącznie z kadrowych pracowników wywiadu, którzy regularnie wyjeżdżają na

kilkuletnie pobyty zagraniczne, zajmując się normalną działalnością szpiegowską.

Zarząd ma duże wpływy, zarówno w kraju, jak i poza granicami, gdyż kieruje

wszystkimi zmianami personalnymi w GRU, w wywiadzie marynarki wojennej oraz w

zarządach wywiadu okręgów wojskowych.

Zarząd Operacyjno-Techniczny zajmuje się projektowaniem i produkcją

wyposażenia szpiegowskiego. Podlega mu kilka instytutów naukowo-badawczych i

specjalistyczne zakłady, w których można wyprodukować nawet najbardziej wymyślne

urządzenia. Przeważnie realizuje zamówienia zarządów zbierających informacje, ale

zdarzają się też „oddolne” pomysły. Szefem zarządu jest generał porucznik należący

do grona zastępców szefa GRU.

Zarząd Administracyjno-Techniczny ma pod swą pieczą waluty obce i inne

wartościowe przedmioty, jak złoto czy diamenty. Jest czymś w rodzaju pośrednika

handlowego pomiędzy Komisją Wojskowo-Przemysłową a pionami operacyjnymi i

kontroluje wszystkie zasoby finansowe GRU. Zajmuje się też tajnymi spekulacjami na

międzynarodowych rynkach walutowych. Zarząd ten posiada kolosalne zasoby

finansowe, które mogą być użyte na przykład do korumpowania zagranicznych

przedsiębiorców lub polityków, a czasem nawet całych rządów. Równie istotna jest

działalność pomnażająca kapitał GRU i „piorąca” pieniądze tejże służby.

Zarząd Łączności zajmuje się organizacją i utrzymywaniem specjalnej łączności

68

background image

radiowej pomiędzy Centralą GRU a placówkami zagranicznymi. Dysponuje kilkoma

silnymi radiostacjami, ale w razie potrzeby może wykorzystać Zarząd Wywiadu

Satelitarnego do łączności z „nielegalnymi” czy agentami.

Wydział Finansów zajmuje się tylko i wyłącznie (wbrew temu co sugeruje nazwa)

działalnością związaną z obrotem rublowym oraz wszelkimi legalnymi operacjami

finansowymi na własnym terytorium.

Pierwszy Wydział GRU (Paszporty) studiuje przepisy paszportowe całego świata i

posiada największą na świecie kolekcję paszportów, dowodów tożsamości, praw

jazdy, przepustek, biletów czy legitymacji. Ma też mapy wielu tysięcy przejść

granicznych oraz w każdej chwili jest w stanie podać, jakie dokumenty są na którym

wymagane, jakie pytania zadawane i jakie pieczątki przystawiane. W ciągu kilku

godzin jest w stanie sfałszować dowolny dokument albo nanieść na już istniejący

poprawki zgodnie z najnowszymi zmianami w przepisach paszportowych czy

wizowych dowolnego kraju. Posiada też imponujące zasoby oryginalnych blankietów

wszelkich dokumentów.

Ósmy Wydział GRU jest najtajniejszy i najpilniej strzeżony ze wszystkich,

ponieważ tam szyfruje się i deszyfruje wszystkie wiadomości przychodzące i wysyłane

z Centrali.

Wydział Archiwów jest chyba najciekawszym ze wszystkich – jego piwniczne

magazyny zawierają miliony teczek z życiorysami i danymi osobowymi dotyczącymi

„nielegalnych”, rezydentów, oficerów, udanych werbunków (nieudanych też),

polityków, dowódców, homoseksualistów czy konstruktorów silników rakietowych, z

którymi zetknęli się oficerowie czy też agenci GRU. Każda teczka to losy jakiejś

osoby, każda jest materiałem na nie napisaną jeszcze powieść.

69

background image

Część druga

70

background image

Rozdział 14

„NIELEGALNI”

„Nielegalny” (lub bardziej swojsko „nielegał”) to oficer, kadrowy pracownik

wywiadu,

działający

na

terytorium

obcego

państwa

poza

rosyjskimi

przedstawicielstwami oficjalnymi. Jest wyposażony w fikcyjny życiorys (legendę) i

uchodzi za obywatela państwa, na terenie którego stacjonuje. „Nielegalny” nie

utrzymuje żadnych kontaktów z miejscową rezydenturą placówkową. „Nielegalni” są

kontrolowani bezpośrednio przez Centralę (Czternasty Zarząd).

W literaturze przedmiotu – i to nie tylko popularnej – „nielegalni” notorycznie są

myleni z agentami, co jest karygodnym błędem merytorycznym. Agent – to osoba

pozyskana do tajnej współpracy przez wywiad, jest on na ogół cudzoziemcem i za

swoją pracę otrzymuje wynagrodzenie. Agent może być źródłem informacji lub osobą

wykorzystywaną w ramach tajnych operacji.

„Nielegalny” zaś jest oficerem radzieckiego lub rosyjskiego wywiadu. Czasami

najbardziej wartościowi, i ideowi, agenci uzyskiwali w nagrodę radzieckie

obywatelstwo i stopień oficerski GRU czy KGB, ale agent zawsze pozostawał

agentem.

Istnieje też kategoria agentów instalowanych na obcym terytorium w sposób

podobny do „nielegalnych”, jednak w przeciwieństwie do nich – będąc obywatelami

Rosji – ci agenci nie są kadrowymi pracownikami wywiadu. Określa się ich mianem

agentów „nielegalnych”, a ich rolą są głównie zadania pomocnicze.

Zarówno GRU, jak i KGB tworzyły i utrzymywały własne siatki „nielegalnych”,

które były całkowicie od siebie niezależne. Każda z tych organizacji (wywiad

wojskowy i cywilny) wybiera, szkoli i wykorzystuje „nielegalnych” tak, jak uważa za

stosowne, podobnie jak samodzielnie ustala zasady, metody działania i szczegóły

techniczne. Zawsze niezależnie od siebie.

„Nielegalni” GRU są szkoleni w specjalnym ośrodku szkoleniowym będącym

częścią Czternastego Zarządu, który następnie odpowiada za ich pracę. Ważniejsi

71

background image

„nielegalni” są kontrolowani i prowadzeni przez pierwszego zastępcę szefa GRU, a

sama elita, najbardziej wartościowi oficerowie, podlegają bezpośrednio szefowi GRU.

Dostanie się do elitarnego grona „osobistych” jest szczytem kariery i marzeniem

każdego „nielegalnego”, odwrotną zaś stroną medalu jest najgorsza z możliwych kara

– odwołanie „nielegała” do kraju.

Rekrutację potencjalnych „nielegalnych” prowadzi Czternasty Zarząd, kierując się

przy wyborze kandydatów, oczywiście poza walorami osobistymi, rodzajem przyszłych

zadań „nielegalnego”. Główną kategorię kandydatów stanowią oficerowie armii lub

marynarki wojennej. Częstokroć też wykorzystuje się doświadczonych oficerów GRU

po studiach na Wojskowej Akademii Dyplomatycznej czy po pobycie w rezydenturze.

Wśród kandydatów zdarzają się też młodzi Rosjanie, głównie absolwenci specjalnych

kursów językowych. Zawsze jednak są to ludzie z wyższym wykształceniem, jest to

wymóg podstawowy. Dlatego też między innymi wiek, w którym rekrut zaczyna

szkolenie, to 21-23 lata.

Ani jeden z „nielegalnych”, którzy uciekli na Zachód, nie był w stanie podać

dokładnej czy nawet przybliżonej lokalizacji ośrodka szkoleniowego. Wynika to z

tego, że nie istnieje jedna lokalizacja ośrodka, w którym odbywa się owo szkolenie (w

przeciwieństwie do „Szkoły Wdzięku” KGB). GRU szkoli „nielegalnych”

indywidualnie, w miejscu dobranym dla każdego z osobna – zazwyczaj jest to ukryta w

lesie podmoskiewska dacza. W takich okolicach sąsiadami są wyłącznie odpowiednio

dobrani przedstawiciele władz, w najbliższym otoczeniu rzadko spotyka się obcych, a

zadawanie pytań jest rzadsze niż napady rabunkowe, które i tak się tu nie zdarzają. Po

ulicach natomiast przechadzają się parami młodzieńcy o atletycznym wyglądzie, choć

bez mundurów.

Dacza to idealne miejsce na szkolenie „nielegalnych”, każdą zamieszkuje „uczeń”

wraz z rodziną (to znaczy z żoną i dziećmi) oraz dwóch lub trzech instruktorów. W

ten sposób szkolenie odbywa się praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Zazwyczaj oprócz „ucznia” szkolenie przechodzi także żona, nigdy natomiast dzieci –

te prowadzą normalne życie i, gdy przyjdzie pora działania, pozostają w kraju jako

zakładnicy.

Wnętrze willi jest przebudowane i tak urządzone, by przypominało wnętrze domu,

w którym żyć będzie „nielegalny”, oraz biuro, w którym będzie pracował. Dodać

należy, że chodzi o wnętrza typowe dla określonego kraju, a nie jakieś konkretne

lokum. Kandydat powinien się przyzwyczaić do wielu rzeczy, muszą one być dla niego

oczywiste, dlatego też wszystkie ubrania, żywność bądź książki, papierosy czy żyletki,

których używa w czasie szkolenia, są produktem bądź kraju do którego ma jechać,

bądź najczęściej tam występującymi towarami.

W każdym pomieszczeniu jest radioodbiornik, włączony dwadzieścia cztery

72

background image

godziny na dobę nastawiony na stacje kraju-celu. Od pierwszego też dnia nauki

kandydat otrzymuje większość gazet i czasopism, ogląda filmy, programy telewizyjne i

kasety wideo. Instruktorzy czytają tę samą prasę i oglądają te same filmy (najczęściej

są to byli „nielegalni”) i znaczną część czasu spędzają na zadawaniu „uczniowi”

wszelkiego typu pytań odnośnie tego, co słyszał czy czytał.

Naturalnym jest, że po paru latach takiego treningu „uczeń” zna na pamięć skład

miejscowej drużyny piłkarskiej, godziny otwarcia sąsiedniej knajpy czy dyżurne

dowcipy prezentera pogody lokalnej stacji, nie mówiąc o polityce czy skandalach,

jakimi pasjonują się obywatele kraju, w którym ma działać. Program szkolenia

dopasowany jest do każdego ucznia tak, by uwypuklić jego wiedzę, charakter czy

zadania w odniesieniu do nowej osobowości, której rzecz jasna musi się bezbłędnie

„nauczyć”. Oczywiście, przyszły „nielegalny” oprócz tego uczony jest techniki

szpiegowskiej i zasad działalności wywiadu.

Często zdarza się, że żona „ucznia” też przechodzi odpowiednie szkolenie –

najczęściej jako łącznościowiec, gdyż pracować będą wspólnie. Uważa się, że w ten

sposób zespół pracuje bardziej efektywnie, a biorąc pod uwagę uczucia macierzyńskie i

dzieci w roli zakładników, zmniejsza się prawdopodobieństwo przejścia „nielegalnego”

na stronę wroga. Żona poza tym często działa jako kontroler GRU, uważając na

zachowanie męża, zwłaszcza na nagłe zainteresowanie kobietami czy alkoholem, o

których to natychmiast informuje Centralę. Jeśli w trakcie pobytu za granicą

wydarzyłoby się coś, co małżonkowie chcą ukryć po powrocie, przy systemie

przeprowadzonych osobno przesłuchań ich relacje muszą się w którymś momencie nie

zgodzić i sprawa wyjdzie na jaw.

Po trzech lub czterech latach intensywnego treningu „nielegalny” zdaje egzamin

przed komisją złożoną z przedstawicieli GRU i wyjeżdża za granicę. Zwykle do kraju,

który jest jego celem, udaje się przez wiele krajów pośrednich, na przykład jadąc do

USA poruszałby się na trasie: Rosja-Turcja-Jordania-Kuwejt-Filipiny-Hawaje. Na

każdym etapie podróży (a już na pewno co dwa etapy) niszczyłby dokumenty, z

którymi wjechał do kraju i posługiwał się nowymi, przygotowanymi przez

miejscowych „nielegalnych” czy rezydenturę placówkową. Otrzymywałby je pocztą,

znajdował w pokojach hotelowych itp.

Do każdego zestawu obowiązuje inna legenda. Na każdym etapie może się

zdarzyć, iż „nielegalny” zatrzyma się na kilka tygodni czy miesięcy w danym kraju, by

móc w przyszłości wykorzystać znajomość miejsca.

Gdy po kilkumiesięcznej podróży dociera wreszcie na miejsce przeznaczenia,

przede wszystkim jedzie do miasta, w którym według legendy się urodził i żył.

Znajduje tam pracę, przebywa przez określony czas i wraca do Rosji. W ten sposób

kończy drugi etap szkolenia: próbny okres przebywania za granicą jako „nielegalny”.

73

background image

Po tym okresie rozpoczyna się trzeci etap. Na podstawie doświadczeń zdobytych

podczas podróży „uczeń” wraz z instruktorem wyłapuje braki w dotychczasowym

szkoleniu i wspólnie opracowują nowy program, który trwa przez kolejny rok lub dwa.

Potem następuje kolejny egzamin, przy którym musi być obecny szef GRU lub jego

pierwszy zastępca, i „nielegalny” wyrusza do kraju przeznaczenia.

Ze względów operacyjnych (choć nie instruktażowych) często wykorzystuje się

Finlandię jako okno na Zachód. Podróż ta, podobnie jak próbna, może mieć

kilkumiesięczne (a nawet kilkuletnie) przerwy i określana jest mianem „legalizacji

bezpośredniej”. „Nielegalny” stara się zdobyć w jej trakcie jak największą liczbę

przyjaciół, autentyczne papiery i zaświadczenia o zatrudnieniu, aby w końcu pojawić

się w kraju, któremu ma wyrządzić maksymalne szkody.

Jak więc wynika z cyklu szkoleniowego, minimalny wiek „nielegalnego” to 27-29

lat, ale zwykle jest on starszy, ma około czterdziestki i wiek ten z wielu powodów

doskonale odpowiada GRU. Mężczyzna taki ma już za sobą szumną młodość i

wykazuje zrównoważone podejście do życia. Jest znacznie mniej prawdopodobne, by

wybrał pójście na policję, zamiast wykonywania zadań. Jego dzieci są wystarczająco

duże, by obyć się bez opieki rodziców, ale nie na tyle dorosłe, by żyć samodzielnie.

Dzięki czemu stanowią idealnych zakładników.

Po przybyciu na miejsce podstawowym celem „nielegała” jest legalizacja, czyli

zdobycie autentycznych dokumentów uwiarygodniających legendę. Oczywiście,

otrzymał dokumenty wystawione przez najlepszych fałszerzy GRU na oryginalnych

blankietach, ale bez numeru identyfikacji podatkowej czy polisy ubezpieczeniowej

wystarczy pobieżne sprawdzenie, by legenda zaczęła się sypać. Dlatego też z początku

„nielegalny” wielokrotnie zmienia pracę, by uzyskać jak najwięcej autentycznych

referencji i pozostawić po sobie jak najwięcej śladów w dokumentach rozmaitych firm.

Idealnym rozwiązaniem jest uzyskanie nowych dokumentów wydanych pod byle

pretekstem albo ożenek z innym „nielegalnym” (może być własna żona), mającym już

legalne papiery. Wówczas „gubi” własny paszport i na podstawie paszportu żony

otrzymuje paszport, prawo jazdy, karty kredytowe itp. – wszystkie dokumenty

potrzebne przy legalizacji.

Ważną rolę w życiu i sukcesie każdego „nielegalnego” gra legenda, czyli

opracowany na jego użytek fałszywy życiorys. Podstawy legendy i jego prawdziwego

życiorysu są maksymalnie zbliżone – legenda w miarę możliwości opiera się na

prawdzie. Na przykład, data urodzenia jest ta sama, zmienia się miejsce urodzenia –

daty urodzenia rodziców i krewnych oraz ich zawody także powinny pozostać bez

zmian, podobnie jak większość innych szczegółów życia osobistego. „Nielegalny” nie

kłamie opowiadając, tylko mówi niecałą prawdę, co ma duże znaczenie psychologiczne

i znacznie utrudnia pomyłkę. Nie mrugnie okiem, twierdząc, że ojciec był rolnikiem –

74

background image

nie powie tylko w jakim kraju uprawiał ziemię...

Istnieje także „legenda ostateczna”, czyli ostatnia linia obrony w przypadku

aresztowania przez policję, jeśli okaże się, że normalna legenda nie spełnia już swego

zadania. Opracowuje się ją wyłącznie na użytek policji i jest ona nie do sprawdzenia.

Na przykład „nielegalny” aresztowany został w czasie próby uzyskania (kradzieży bądź

wyłudzenia) nowego prawa jazdy, gdyż jego stare było fałszywe bądź nieaktualne.

Przy przesłuchaniu wyszło, że „legenda” nie jest wystarczająca. Powodów tego może

być multum, na przykład pojawi się ktoś, kto w tym samym czasie chodził do tej samej

szkoły i nie zna naszego bohatera.

W takiej właśnie sytuacji należy wykorzystać „legendę ostateczną” – informuje się

policję, że jest się białoruskim kryminalistą, który po ucieczce z więzienia kupił

amerykański paszport na czarnym rynku. W tym czasie GRU otrzymuje sygnał o

aresztowaniu pechowego „nielegała” (albo nie dostaje od niego rutynowego sygnału,

co wychodzi na to samo) i uruchamia władze Białorusi. Białorusini publikują list

gończy ze zdjęciem i występują do kilku państw o ekstradycję kryminalisty. Być może

wyda się to dziwne, ale policja (w odróżnieniu od służb kontrwywiadowczych) często

kupuje takie legendy i bez problemów wydaje gościa białoruskiemu konsulowi,

podczas gdy sprawdzenie jej zajęłoby im piętnaście minut – wystarczy zaprosić

prawdziwego białoruskiego imigranta, których w USA nie brakuje, na chwilę

pogawędki z rodakiem.

Niemniej ważne od życiorysu są: rodzaj pracy i legenda poprzedniej pracy (prac),

jakie będzie stosował „nielegalny”.

Radziecka propaganda nieraz malowała mrożący krew w żyłach obraz wyższego

stopniem oficera grającego pierwsze skrzypce w Sztabie Generalnym nieprzyjaciela.

Taka sytuacja w życiu nie ma prawa się zdarzyć z kilku powodów: po pierwsze,

„nielegalny” powinien dla własnego dobra trzymać się z dala od kontrwywiadu

państwa, w którym przebywa. Musi być szarym człowiekiem z ulicy, którego nikt nie

zauważa.

Po drugie, nawet jeśli stałe sprawdziany, jakim poddawani są oficerowie sztabu,

nie zdemaskują go (co jest nieprawdopodobne) to natychmiast rozszyfrowano by jego

legendę, gdyż w ciągu pierwszych czterdziestu ośmiu godzin musiałby spotkać

swojego „kolegę” z pułku czy absolwenta akademii wojskowej, którą podobno

ukończył.

Po trzecie, byłby nieefektywny: „nielegalny” potrzebuje dużo czasu, by spotykać

się z agentami rekrutującymi się z różnych środowisk (często z grona

homoseksualistów i prostytutek), parę takich kontaktów doprowadziłoby do wzięcia

„oficera” pod taką obserwację, że nic by go nie uratowało.

Po czwarte, zakres zainteresowań GRU nie jest czymś stałym, a zamówienia są

75

background image

zawsze „na wczoraj”. Dziś jest to zainteresowanie dokumentami z określonego pionu

Pentagonu, jutro z zupełnie innego, do którego nasz „oficer” nie ma dostępu.

Jakakolwiek próba rozmów służbowych z oficerami z owego pionu spotkałaby się z

milczeniem (w najlepszym przypadku) albo z podejrzeniami, o których zameldowaliby

tam, gdzie trzeba...

Jak widać, takie umieszczenie „nielegalnego” nie jest ani rozsądne, ani efektywne.

Najlepiej jeśli „nielegalny” jest niezależnym dziennikarzem, jak wspomniany już

Richard Sorge czy artystą, jak Rudolf Abel

*

, czyli panem swego czasu i swych

pieniędzy. Bez wzbudzania niczyich podejrzeń może rozmawiać z premierem,

prostytutką czy pracownikiem elektrowni atomowej.

Jeśli przez trzy miesiące nie chce mu się pracować – to jego problem, jeśli otrzyma

przekaz na kilka tysięcy dolarów – też nikt się tym nie zainteresuje, bo przy takim

zawodzie to normalne.

Są też inne, jeszcze lepsze od wyżej przedstawionych zawody (choć może trudno

w to uwierzyć), na przykład właściciel zakładu naprawiającego i wynajmującego

samochody. Ktoś taki może zostawić firmę wynajętemu pracownikowi i pojechać

gdzie wola, może stanąć przy kasie i załatwiać klientów, a to że od jednego skasuje

gotówkę i meldunek, a innemu wypłaci należność i przekaże instrukcje, nikt na to nie

zwróci uwagi. Ma codziennie do czynienia z tysiącami ludzi najrozmaitszego wieku,

zawodu i wyglądu, co dla „nielegalnego” jest ideałem, gdyż to nie on ma penetrować

pilnie strzeżone obiekty i wykradać tajemnice z sejfów; on ma zwerbować agentów,

którzy będą to robić i jak najdłużej utrzymać się, nie dając się złapać.

Rezydentura „nielegalnych” to jednostka organizacyjna wywiadu, składająca się

minimum z dwóch „nielegałów”, czyli rezydenta i radiooperatora-szyfranta oraz

niewielkiej liczby agentów (minimum jednego) pracujących dla nich. „Nielegalny” bez

agentów nie jest w stanie zdobyć żadnych informacji, toteż werbunek jest jego

podstawowym zadaniem natychmiast po zalegalizowaniu.

Stopniowo rezydentura może się powiększać (jeśli werbunki będą udane) i pojawi

się więcej „nielegalnych”, z których jeden zostanie zastępcą rezydenta. Ma to jednak

swoje granice, gdyż GRU nie uważa organizowania dużych rezydentur za rozsądne

posunięcie.

Pięciu „nielegalnych” i ośmiu-dziesięciu agentów to maksimum. Jeśli okaże się, że

werbowanie agentów idzie wyjątkowo dobrze na danym obszarze, „nielegalna”

rezydentura zostanie natychmiast podzielona na dwie nowe, pomiędzy którymi

jakiekolwiek kontakty będą jak najsurowiej zabronione, by w przypadku wpadki jednej

nie ucierpiała druga.

76

background image

77

background image

Rozdział 15

REZYDENTURY

Rezydentura to tajna ekspozytura wywiadu na obcym terytorium ulokowana w

obrębie oficjalnych przedstawicielstw Rosji (tzw. rezydentura placówkowa inaczej

„legalna”) lub poza nimi (rezydentura „nielegalna” – omówiona w rozdziale

poświęconym pracy „nielegalnych”). Rezydentury placówkowe stanowią podstawę

działalności wywiadowczej GRU za granicą.

W każdym państwie istnieje „legalna” rezydentura GRU funkcjonująca równolegle

z analogiczną rezydentura, utworzonej w 1991 roku, następczyni Pierwszego Zarządu

Głównego KGB – Służby Wywiadu Zagranicznego, (SWR – Służba Wnieszniej

Razwiedki). Dlatego też każda rosyjska kolonia dyplomatyczna, podzielona jest na trzy

grupy, czego z zewnątrz raczej nie daje się zauważyć. Są to:

– „czyści”, czyli zwyczajni dyplomaci, dziennikarze lub przedstawiciele handlowi

(raczej nieliczni), którym przewodniczy ambasador;

– rezydentura GRU;

– rezydentura SWR (dawniej KGB). Częstokroć „czyści” nie widzą różnicy

między SWR i GRU, nazywając pracowników obu tych służb „dzikusami”,

„wikingami” lub „sąsiadami”. Lepiej zorientowani, jak na przykład ambasador,

dostrzegają różnice pomiędzy dwiema służbami i dzielą ich funkcjonariuszy na

„bliskich sąsiadów” (bezpieka), którzy stale mieszają się do codziennych spraw prawie

każdego członka kolonii, i „dalekich”, którzy zupełnie nie interesują się codziennym

życiem obywateli Rosji (GRU).

Dzieje się tak z powodów podanych w części pierwszej niniejszej pracy, to jest z

uwagi na sferę zainteresowań GRU. Dlatego też rezydentura GRU prowadzi

odosobnione, spokojne życie i liczy mniej członków niż każda z pozostałych części

kolonii. Normalnie rozkład ilościowy jest następujący: 40 procent można uznać za

„czystych” (niektórzy z tej grupy współpracują – w większości z SWR, rzadziej z

GRU – ale nie są kadrowymi pracownikami wywiadu), 40-45 procent to ludzie SWR i

78

background image

zaledwie 15-20 procent oficerowie GRU. Tylko w nielicznych przypadkach udział ten

dochodzi do 25 procent.

Taka dysproporcja nie oznacza bynajmniej, że potencjał wywiadowczy czy efekty

działania GRU ustępują SWR. Często dzieje się odwrotnie, gdyż duża część czekistów

zajmuje się ochroną ambasady oraz zbieraniem informacji kompromitujących

„czystych” (włącznie z ambasadorem), własnych kolegów z SWR mających kontakty z

cudzoziemcami, no i próbami skompromitowania wobec władz oficerów GRU. Jedynie

niewielka ich część (maksymalnie połowa) zajmuje się właściwą działalnością

wywiadowczą. Tymczasem GRU cały wysiłek i wszystkich ludzi kieruje na działalność

wywiadowczą, skierowaną zasadniczo przeciwko krajowi, w którym znajduje się

ambasada. Jeśli doda się do tego potęgę finansową znacznie przewyższającą

możliwości SWR (znacznie zredukowane po puczu Janajewa), staje się zrozumiałe,

dlaczego najlepsze i najefektywniejsze operacje wywiadowcze zostały przeprowadzone

przez wywiad wojskowy.

Podstawowy stan liczebny rezydentury GRU to minimum dwie osoby: rezydent,

czyli jej szef, i oficer łączności (szyfrant); takie samo techniczne minimum obowiązuje

w przypadku SWR i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Teoretycznie rosyjska

kolonia w jakimś niewielkim, i nieważnym, kraju może składać się z sześciu osób, z

których trzy: ambasador i dwaj rezydenci – są dyplomatami, a trzej pozostali oficerami

łączności. Każda z „branż” w obrębie kolonii dysponuje własną maszyną szyfrującą i

własnym, niezależnym od pozostałych, kanałem łączności z Moskwą. Każda z nich ma

też innego szefa w Moskwie: ministra spraw zagranicznych, przewodniczącego SWR

czy szefa GRU.

W większych rezydenturach rezydent ma więcej niż jednego zastępcę. Podobnie

wzrasta liczba szyfrantów. Zorganizowane zostają: służba wywiadu technicznego,

nasłuch radiowy i grupa operacyjno-techniczna. Najważniejsze jest jednak to, że

zwiększa się liczba oficerów operacyjnych zajmujących się werbowaniem i

prowadzeniem agentów.

W największych rezydenturach, na przykład w Nowym Jorku, działa od

siedemdziesięciu do osiemdziesięciu kadrowych pracowników GRU, w średnich, jak

Rzym, trzydziestu do czterdziestu, a wszyscy dzielą się na trzy kategorie:

1. Personel operacyjny – to ci, którzy bezpośrednio zajmują się werbunkiem i

prowadzeniem agentów, w tym rezydent, zastępcy rezydenta i oficerowie operacyjni.

2. Personel techniczno-operacyjny – funkcjonariusze mający styczność z

uzyskanymi danymi wywiadowczymi, ale nie mający kontaktu z agentami, a

częstokroć w ogóle z cudzoziemcami. Są to: oficer łączności, technicy, operatorzy

aparatury nasłuchowej oraz inni specjaliści.

3. Personel pomocniczy: kierowcy, wartownicy, księgowi itp.

79

background image

REZYDENT

Jest najstarszym stopniem oficerem GRU i dysponuje praktycznie nieograniczoną

władzą na terenie rezydentury – odpowiedzialny jest tylko przed szefem GRU. Ma

prawo odesłać każdego z oficerów (włącznie ze swoim zastępcą) do kraju w trybie

natychmiastowym i nie musi uzasadniać swojej decyzji (nawet przed szefem GRU).

Jest w pełni (oraz wyłącznie) odpowiedzialny za dyscyplinę i bezpieczeństwo każdego

z oficerów operacyjnych indywidualnie, oraz rezydentury jako całości.

Wybierany jest spośród grona najbardziej doświadczonych oficerów z minimalnym

stażem trzech do pięciu lat na stanowisku zastępcy rezydenta. W dużej rezydenturze

ma on stopień generała majora, w pozostałych pułkownika, co nie znaczy, że

rezydentem nie może zostać podpułkownik. W takim przypadku, zgodnie z systemem

przyjętym w GRU, otrzymywać będzie gażę pełnego pułkownika lub generała majora.

Rezydent czasami osobiście nadzoruje szczególnie ważne akcje przeprowadzane przez

mniej doświadczonych podwładnych, ale są to wyjątki – z reguły nie angażuje się

bezpośrednio w pracę operacyjną, jego podstawową rolą jest koordynacja.

ZASTĘPCA REZYDENTA

Jest asystentem rezydenta i przejmuje jego obowiązki na czas nieobecności szefa.

Poza tym wykonuje zlecenia rezydenta, lecz głównie zajmuje się werbowaniem i

prowadzeniem agentów, tak jak każdy oficer operacyjny. W przypadku ważniejszych

operacji zastępca rezydenta dowodzi zespołami kilku oficerów operacyjnych. W

dużych rezydenturach lub w rezydenturach leżących na obszarach wzmożonej

aktywności „nielegalnych”, powstać może funkcja zastępcy rezydenta do spraw

„nielegalnych”, pomimo iż rezydentury są odrębne i rezydentura placówkowa nie wie

nic bliższego o działaniach „nielegałów” ponad to, co jest jej zlecane w ramach

pomocy czy wsparcia (opróżnianie skrytek, pomoc techniczna czy wyjaśnianie

zadanych tematów). Zastępca rezydenta jest zazwyczaj pułkownikiem, ale, zgodnie z

opisaną już zasadą, może być też podpułkownikiem czy nawet majorem.

OFICER OPERACYJNY

Jest to oficer GRU zajmujący się werbowaniem i prowadzeniem agentów, od

których otrzymuje dokumenty lub materiały dotyczące technologii i techniki

wojskowej oraz inne interesujące go dane. Od chwili przybycia do rezydentury ma

80

background image

obowiązek zwerbować minimum jednego agenta oraz często prowadzić dwóch-trzech

pozyskanych przez poprzedników. Musi utrzymać tych agentów i zwiększyć ich

wydajność.

Zasady te dotyczą wszystkich oficerów, włącznie z zastępcą rezydenta. Jeśli

rezydentura jest średnia lub duża, rezydent osobiście może zajmować się agentami, ale

nie musi. Poza pracą z agenturą obowiązkiem oficera operacyjnego jest uzyskiwanie

danych wywiadowczych w każdy dostępny sposób: rozmawiając z cudzoziemcami,

czytając prasę, podróżując itp. Jednakże, według kryteriów GRU, najważniejsze ze

wszystkiego jest werbowanie agentów, co określane jest jako zadanie numer jeden.

Wszystkie pozostałe zajęcia, jak na przykład wspieranie innych oficerów, obojętnie jak

ważne, oznaczane są jako zero. Najlepszą dla oficera sytuacją jest, gdy jako nowy

zdoła zwerbować agenta – wtedy z O staje się 10 (l plus 0), czyli bardzo efektywnym

oficerem.

Z tegoż powodu oficer, który przez trzy lata (średnia długość pobytu

zagranicznego) nie zwerbował choćby jednego agenta, nawet jeśli osiągnął wspaniałe

sukcesy w innych dziedzinach i dostarczył cenne dane, uważany jest za

nieproduktywnego. Według standardów GRU siedział te trzy lata na tyłku i nie robił

absolutnie nic, dlatego też jego szansę na kolejny wyjazd są raczej mizerne.

Zazwyczaj oficer operacyjny jest podpułkownikiem, choć w praktyce często

spotyka się w rezydenturach majorów, kapitanów czy nawet poruczników.

Stopnie wojskowe w wypadku rezydentury „nielegalnych” są takie same jak przy

normalnej rezydenturze, z jedyną różnicą: rezydent „nielegalnych” może być generałem

majorem, mając znacznie mniej ludzi pod sobą niż odpowiadający mu stopniem szef

„legalnej” rezydentury.

OFICER ŁĄCZNOŚCI (SZYFRANT)

Choć nie jest oficerem operacyjnym i ma zwykle stopień nie wyższy niż inni, jest

drugą co do ważności osobą w rezydenturze (bezpośrednio po rezydencie). Oficer

łączności odpowiedzialny jest bowiem nie tylko za szyfry i maszyny szyfrujące, ale też

za utrzymywanie dwustronnej łączności z Centralą i za przechowywanie wszystkich

tajnych dokumentów rezydentury, zna więc wszystkie sekrety (a nowiny z Moskwy

wcześniej niż rezydent). Miejscem pracy oficera (bądź oficerów) łączności jest

referentura – wydzielony, otoczony najściślejszą ochroną obszar na terenie radzieckich

(rosyjskich) przedstawicielstw dyplomatycznych.

Nikt, nie wyłączając ambasadora i rezydenta, nie ma prawa pod żadnym pozorem i

o żadnej porze wejść do pomieszczeń referentury, ba, żaden z nich nie ma nawet prawa

znać liczby i rodzaju zainstalowanych tam maszyn. Nikt także nie ma prawa zadawać

81

background image

mu pytań związanych z wykonywaną pracą. Jedyną osobą, która ma w pewnym

stopniu kontrolę na oficerem łączności, jest rezydent, co nie zmienia faktu, że

podwładny może wysłać bez jego wiedzy dowolną depeszę do Moskwy – na przykład

raport o zachowaniu tegoż rezydenta. Do obowiązków szyfranta należy bowiem stała

obserwacja działalności rezydentury i natychmiastowe meldowanie o wszystkich

spostrzeżonych niedociągnięciach. Jeśli rezydentura jest mała i ma tylko jednego

oficera łączności, to w przypadku niemożności wykonywania obowiązków tylko

rezydent może go zastąpić. Jeśli równocześnie coś się przydarzy obu – rezydentura

pozostaje kompletnie odcięta od Centrali. Kanałami łączności ambasadora czy KGB

można bowiem przesłać wiadomość o sytuacji kryzysowej, ale tylko krótką i bardzo

ogólną.

Naturalną w takim stanie rzeczy jest nadzwyczajna „opieka”, jaką otacza się

oficerów łączności. Szyfrant zawsze mieszka na terenie ambasady (bądź innej placówki

dyplomatycznej). Ani on, ani jego żona nie mogą tego terenu opuścić bez eskorty, a w

jej skład wchodzi zawsze ktoś z immunitetem dyplomatycznym. Oficerów łączności

obowiązuje też absolutny zakaz jakichkolwiek kontaktów z cudzoziemcami. W drodze

z i do kraju szyfrant i jego rodzina musi mieć dyplomatyczną eskortę, a w trakcie

pobytu za granicą nie przysługuje im prawo do urlopu. Ze względu na wszystkie te

utrudnienia, szyfrant przebywa za granicą nie dłużej niż dwa lata.

FUNKCJONARIUSZE SŁUŻBY WYWIADU TECHNICZNEGO

Zajmują się zbieraniem danych wywiadowczych z wywiadu radioelektronicznego

operując z terenu ambasady, konsulatu czy innej placówki. Podstawowymi celami

wywiadu technicznego jest łączność rządowa, dyplomatyczna i wojskowa.

Poprzez monitorowanie transmisji radiowych (zarówno otwartych, jak i

kodowanych) uzyskuje się nie tylko interesujące informacje, ale też poznaje się system

łączności, co może być bardzo przydatne w przypadku ewentualnego konfliktu

zbrojnego. Zazwyczaj oficerowie służby wywiadu technicznego są podpułkownikami

lub majorami.

PRACOWNICY NASŁUCHU RADIOWEGO

Zajmują się monitorowaniem korespondencji radiowej wyłącznie miejscowej

policji i służb kontrwywiadowczych. Są odrębną i niezależną od służby wywiadu

technicznego jednostką, choć, podobnie jak ona, nadzorowaną przez rezydenta.

Podstawowa różnica polega na tym, że służba wywiadu technicznego pracuje

82

background image

zdecydowanie w interesie Centrali, uzyskując informacje strategiczne, podczas gdy

nasłuch radiowy działa prawie wyłącznie na rzecz rezydentury, starając się ustalić,

gdzie w danym momencie koncentruje się aktywność policji i gdzie można spokojnie

działać.

Oprócz nasłuchu grupy młodych oficerów (którzy w przyszłości zostaną może

oficerami operacyjnymi) stale studiują lokalną prasę i obserwują działania policji na

podstawie innych niż nasłuch źródeł. Między innymi skrupulatnie rejestrują wszelkie

aspekty działalności miejscowej policji: notują numery rejestracyjne wozów

policyjnych, które pojawiają się na zdjęciach prasowych, czy występujące w artykułach

nazwiska policjantów i detektywów.

Czasami ta żmudna działalność przynosi niespodziewane rezultaty: w pewnym

kraju pewien dociekliwy dziennikarz lokalnej gazety opisał policyjny plan

zainstalowania ukrytych kamer w najruchliwszych punktach miasta. Rezydentura GRU

podjęła odpowiednie kroki (podłączenie do sieci w trakcie instalacji), dzięki czemu

Rosjanie nie dość, że wiedzieli to samo co policja, to jeszcze kilkakrotnie zdołano

uniknąć zasadzek zorganizowanych przez policję czy kontrwywiad. Oficerowie

pracujący w nasłuchu to w większości kapitanowie i porucznicy.

GRUPA OPERACYJNO-TECHNICZNA

Odpowiada za stan specjalistycznego sprzętu niezbędnego w codziennej pracy

rezydentury. Ma do dyspozycji radiostacje, materiały do tajnej korespondencji, aparaty

fotograficzne i kamery filmowe, sprzęt do mikrofotografii czy podsłuchu. Do jej zadań

należy

także

zapewnienie

odpowiedniej

liczby

skrzynek

kontaktowych

umożliwiających bezpieczną łączność z agenturą. Oficerowie tej grupy zawsze służą

pomocą i instruktażem oficerom operacyjnym co do sposobów użycia owego sprzętu

oraz stale oglądają programy telewizyjne, z których nagrywają wybrane fragmenty,

uzyskując częstokroć niezbędny do swojej pracy materiał informacyjny, jakiego w inny

sposób nie udałoby się zdobyć. Często używani są też jako zabezpieczenie operacji

agenturalnych, kurierzy czy opróżniający skrzynki kontaktowe.

PERSONEL POMOCNICZY

Występuje tylko w dużych rezydenturach, ponieważ, na przykład, kierowca

przysługuje tylko rezydentowi w stopniu generała majora. Nie wszyscy jednakże

rezydenci korzystają z tego przywileju, chcąc utrudnić miejscowemu kontrwywiadowi

identyfikację własnej funkcji. Kierowcy zazwyczaj są chorążymi, ale zdarza się, że są

83

background image

nimi oficerowie operacyjni wyższych stopni, używający tej metody jako kamuflażu –

kto w końcu zwraca uwagę na szofera?

Część rezydentur – te działające w państwach, w których nie można wykluczyć

ataku na ambasadę lub gdy prosi o to rezydent w związku z nie dającymi się inaczej

opanować próbami penetracji ze strony czekistów, posiadają ochronę wewnętrzną. W

jej skład wchodzą młodsi oficerowie Specnazu (zwykle porucznicy). Oficerowie ci

odpowiadają wyłącznie przed rezydentem albo jego zastępcą. Członkowie ochrony nie

biorą, oczywiście, udziału w operacjach agenturalnych. Wartownicy na zewnątrz

budynku ambasady (a więc i siedziby rezydentury) zawsze podlegają wywiadowi

cywilnemu.

Księgowy (major lub kapitan) przydzielany jest tylko rezydenturom, których

normalny budżet miesięczny (w czasach ZSRR) przekraczał milion dolarów. W

pozostałych rezydenturach sprawami finansowymi zajmuje się zastępca rezydenta.

84

background image

Rozdział 16

TYPOWA REZYDENTURA GRU

Opisując rezydenturę w pierwszej kolejności należy zająć się oficjalnymi funkcjami

pełnionymi przez oficerów obydwu służb wywiadowczych, które to funkcje mają

zakamuflować ich prawdziwą działalność. Bez przesady można powiedzieć, że

praktycznie każde oficjalne zajęcie, jakie wykonywał obywatel Rosji Radzieckiej za

granicą, mogło być użyte do zamaskowania oficera wywiadu: ambasador, szofer,

wartownik, korespondent zagraniczny, solistka baletu, przewodnik czy pop – tak też

pozostało do dziś. Niektóre z oficjalnych funkcji oferują większe możliwości, inne

mniejsze, część jest wyłączną domeną GRU, część SWR. Oto jak przedstawia się to w

praktyce.

Ambasada używana jest w równym stopniu przez SWR i GRU – mieszczą się tu

obie rezydentury. Obaj rezydenci, wraz z zastępcami, dysponują taką ilością danych

wywiadowczych i kontaktów, że gdyby nie posiadali paszportów dyplomatycznych,

ich aresztowanie byłoby kwestią stosunkowo krótkiego czasu. Wobec tego wszyscy

oficjalnie są dyplomatami, podobnie jak większość oficerów operacyjnych obu służb. Z

oczywistych powodów (zarówno jeśli chodzi o zainteresowania, jak i wiedzę)

oficerowie GRU wybierają branże techniczne i naukowe, toteż trudno ich znaleźć w

ataszacie kulturalnym.

Konsulat to praktycznie wyłączna domena czekistów, oficerowie GRU występują

tam w minimalnym zakresie i tylko dlatego, by nie wyglądało to na jednostronną

organizację. W zasadzie „czystych” dyplomatów tu nie uświadczysz.

Z kolei Aeroflot

*

jako „instytucja przykrycia” od zawsze był domeną GRU

(oficerowie konkurencji trafiali tam rzadko i z powodów takich samych jak oficerowie

GRU w konsulatach). Przyczyną tego było nadzwyczajne zainteresowanie

radzieckiego przemysłu zbrojeniowego technologiami lotniczymi, a pracownicy

Aeroflotu mieli mnóstwo oficjalnych okazji, by zapoznać się z nowościami

technicznymi Zachodu: przy okazji wystaw, spotkań z przedstawicielami czołowych

85

background image

firm lotniczych czy liniami przewozowymi oraz firmami produkującymi oleje, smary

czy silniki. Zazwyczaj firmy produkujące samoloty cywilne zajmują się też

wytwarzaniem maszyn wojskowych, w których wykorzystuje się podobne części i

takie same rozwiązania techniczne. Stwarzało to oficerom GRU doskonałe możliwości

i znacznie zmniejszało ryzyko. Prawie wszystkie radzieckie samoloty (a wszystkie

cywilne) były kradzionymi konstrukcjami zachodnimi.

Marynarka handlowa jest idealnym odbiciem linii lotniczych, tyle że zajmuje się

tym, co pływa, a nie lata. Reszta jak wyżej.

Nadzwyczaj ważną natomiast dla obu służb wywiadowczych jest misja handlowa,

czyli przedstawicielstwo Ministerstwa Handlu Zagranicznego. Roi się tam od oficerów

wywiadu, i każdy z nich stara się bycie „handlowcem” maksymalnie wykorzystać do

własnych celów.

W przypadku ataszatów wojskowych stanowiska (wszelkich szczebli) obsadzają

wyłącznie oficerowie GRU. Nie znajdzie się wśród nich ani członków wywiadu

cywilnego, ani „czystych” dyplomatów. Na Zachodzie przyzwyczajono się, że

stanowiska te zajmują zawodowi wojskowi, ale nie szpiedzy i uważa się, że podobnie

rzecz ma się odnośnie rosyjskich ambasad, co jest poważnym nieporozumieniem

skwapliwie wykorzystywanym przez GRU.

Jeśli rozmawia się z jakimkolwiek rosyjskim attache wojskowym należy pamiętać,

że ma się do czynienia co najmniej z oficerem operacyjnym, stojącym właśnie przed

dylematem: próbować werbunku czy nie? Trudno próbować z każdym cudzoziemcem,

ale jeśli nie zwerbuje się żadnego, reszta wysiłków i pracy zostanie uznana za

nieistotną i całą perspektywę wspaniałej kariery szlag trafi.

Jeśli attache wojskowy wygląda na nieszczęśliwego, oznacza to, że należy wzmóc

czujność, bo dotąd nie zwerbował nikogo. Jeśli sprawia wrażenie zadowolonego z

życia, to ma już za sobą udany werbunek. Może się też zdarzyć, że nie jest to zwykły

oficer, ale zastępca rezydenta albo i sam rezydent. Z nim należy postępować jeszcze

ostrożniej, gdyż doświadczeniem i przebiegłością znacznie przewyższa szeregowego

oficera wywiadu. Już choćby to, że ponownie jest na Zachodzie, świadczy o tym, że na

jego koncie figuruje więcej niż jeden zwerbowany agent.

Jak zawsze w przypadku GRU ciekawie przedstawia się kwestia zależności między

wewnętrzną strukturą rezydentury a oficjalnymi stanowiskami i stopniami wojskowymi

jej personelu. Sprawa z jednej strony jest skomplikowana, a z drugiej prosta.

Skomplikowana, gdyż każdy z oficerów wywiadu zajmuje oficjalne stanowisko (na

przykład attache wojskowego), ma stopień wojskowy (na przykład pułkownika) i

stanowisko w hierarchii rezydentury (na przykład oficer operacyjny). Bardzo utrudnia

to ocenę kwestii, na ile jest on naprawdę ważny i kim w istocie jest, zwłaszcza że

wszystko, co widać z zewnątrz, to maskarada, którą chce światu pokazać GRU.

86

background image

Proste natomiast jest dlatego, że nic poza wewnętrzną strukturą rezydentury i

zajmowanym w niej stanowiskiem nie ma w praktyce żadnego znaczenia.

Miały i mają miejsce przypadki, w których rezydent oficjalnie był szoferem, trzęsąc

całą rezydenturą i mając niepodważalny autorytet. W rezydenturze podczas odpraw

jest tyranem, bez przerwy atakującym attache wojskowych, a pracownicy ambasady

widzą codziennie, jak otwiera im uniżenie drzwi.

Drugim co do ważności jest jego zastępca i tutaj tak samo zupełnie nieistotne jest,

jaki ma stopień – może być podpułkownikiem i rugać oficerów operacyjnych (w

stopniu pełnych pułkowników) jak sierżant kaprali. Oni są tylko oficerami

operacyjnymi, jemu zaś GRU powierzyło bardzo odpowiedzialną funkcję i dało władzę

nad nimi – czyli uznało za lepszego. Podobnie jak w przypadku rezydenta, oficjalnie

zajmowane przez niego stanowisko także nie ma żadnego znaczenia. Dodać należy, że

niczyja duma na tym nie cierpi i nie ma tu miejsca na osobiste animozje: wszyscy

oficerowie traktują ów system jako naturalną kolej rzeczy, podobnie jak właściciel

włoskiej restauracji rugany na zapleczu przez swego kelnera, jeśli kelner stoi wyżej w

hierarchii mafijnej.

Oficerowie operacyjni z kolei są sobie równi – niezależnie od stopnia czy oficjalnej

funkcji. Starszeństwo w rezydenturze zależne jest od liczby i jakości werbunku; wiek,

stopień czy oficjalne zajęcie oficera nie mają znaczenia. Ich wzajemne stosunki

przypominają w pewnym stopniu stosunki panujące wśród pilotów myśliwskich w

czasie wojny – liczy się nie stopień wojskowy, a liczba zestrzeleń. We własnym gronie

traktują cały personel nie operacyjny jako coś gorszego, choć starają się tego

ostentacyjnie nie okazywać. Wyjątkiem jest oficer łączności, któremu wszyscy okazują

szacunek z uwagi na pełną orientację szyfranta w działalności rezydentury oraz jego

bezpośredni kontakt z Moskwą.

Teoria teorią, ale najlepiej pewne rzeczy zrozumieć na konkretnym przykładzie –

to co jest opisane poniżej, to struktura konkretnej rezydentury, której lokalizacja z

przyczyn oczywistych (jak i nazwiska oficerów) nie zostanie podana.

Rezydentem jest generał major A, oficjalnie pierwszy sekretarz ambasady.

Bezpośrednio podlega mu: pięciu oficerów łączności, trzech doświadczonych oficerów

operacyjnych i czterech zastępców.

Zastępcami rezydenta są: pułkownik B, oficjalnie zastępca dyrektora misji

handlowej. Ma pod sobą dwunastu oficerów operacyjnych (wszyscy pracują w misji).

Sam prowadzi jednego agenta, jeden z oficerów prowadzi grupę trzech agentów,

następny dwóch agentów i trzeci jednego agenta. Pozostali oficerowie jak dotąd nie

dokonali werbunku.

Podpułkownik C, oficjalnie asystent attache morskiego. Podlega mu: dwóch

oficerów operacyjnych (wydział do spraw marynarki handlowej), trzech (Aeroflot),

87

background image

pięciu (ambasada), dziesięciu – ataszaty. Oficjalnie attache wraz ze sztabem jest

uznawany za jednostkę samodzielną, nie wchodzącą w skład ambasady. Osobiście

prowadzi jednego agenta, dwunastu innych oficerów ma po agencie, a pozostali

opracowywują „kontakty”, które może da się zwerbować w ciągu roku czy dwóch.

Poza tym jest on odpowiedzialny za przetwarzanie danych wywiadowczych w

rezydenturze.

Pułkownik D, oficjalnie zastępca sekretarza ambasady (rezydent do spraw

„nielegalnych”), nie posiada agentów ani oficerów operacyjnych, ale wspierając

operację „nielegalnych” ma prawo użyć najlepszych oficerów z grup wyżej

wymienionych zastępców rezydenta.

Podpułkownik E, oficjalnie drugi sekretarz ambasady, ma jednego agenta i jednego

oficera operacyjnego (oficjalnie szofera attache wojskowego), który prowadzi grupę

agentów. Kontroluje następujące grupy: służbę wywiadu technicznego (sześciu

oficerów), grupę operacyjno-techniczną (sześciu), nasłuch radiowy (trzech), pięciu

oficerów wewnętrznej ochrony rezydentury (Specnaz) i księgowego.

Łącznie w rezydenturze pracuje sześćdziesięciu siedmiu oficerów, w tym

czterdziestu jeden operacyjnych, dwudziestu operacyjno-technicznych i sześciu

oficerów służby wywiadu technicznego. Rezydentura prowadzi trzydziestu sześciu

agentów, z których dwudziestu pięciu działa niezależnie od siebie.

Zdarza się, że część rezydentury, pod komendą jednego z zastępców rezydenta,

funkcjonuje w innym mieście i jest na stałe oddzielona od głównej siedziby

rezydentury. Dzieje się tak, na przykład, w Holandii, gdzie rezydentura mieści się w

Hadze, ale jej część znajduje się w Amsterdamie. Taka sytuacja komplikuje pracę w

dość znacznym stopniu, ale w opinii GRU lepiej mieć dwie mniejsze rezydentury, niż

jedną dużą, gdyż wpadka lub kłopoty jednej nie odbiją się na pracy drugiej i nie trzeba

zaczynać wszystkiego od nowa.

GRU organizuje nowe rezydentury wszędzie, gdzie to tylko możliwe, a potrzebuje

do tego niewiele: oficjalnie zarejestrowanej radiostacji mającej kontakt z Moskwą i

placówki dyplomatycznej – ambasady, konsulatu, attaszatu, misji wojskowej czy stałej

misji przy ONZ. Przy jednoczesnym istnieniu tych dwóch składników powstaje

błyskawicznie rezydentura, choćby dwuosobowa, ale samowystarczalna i niezależna.

Oprócz kwestii bezpieczeństwa praktyka ta zapewnia także dublowanie zadań i

nadzór jednej rezydentury nad drugą. We Francji jedna z najbardziej ekspansywnych

rezydentur mieści się w Paryżu, a niezależna, choć znacznie mniejsza, w Marsylii. Obie

ostro ze sobą konkurują, dzięki czemu osiągają doskonałe wyniki. W RFN GRU

posiadał pięć rezydentur – przy każdej misji dyplomatycznej i wojskowej.

Omawiając rezydenturę nie należy zapominać o jeszcze jednej kategorii ludzi

biorących udział w działalności szpiegowskiej: personelu wspierającym. Są to

88

background image

obywatele Rosji wypełniający zlecone im przez oficerów wywiadu zadania. Mogą mieć

najrozmaitsze stanowiska – od ambasadora do portiera i wykonywać różne zadania –

od typowania kandydatów na potencjalnych agentów do opróżniania skrzynek

kontaktowych.

Takimi współpracownikami bardzo jest zainteresowany wywiad cywilny, zgodnie

z zasadą: „nie narażać się, skoro ktoś może to zrobić za ciebie”. GRU używa ich

rzadko i tylko w sytuacjach nie do uniknięcia, zgodnie z inną zasadą: „nawet

najlepszemu przyjacielowi nie ufaj w sprawach dotyczących pieniędzy, żony czy

agenta”.

Personel wspierający pracuje głównie dla nagród (zwłaszcza pieniężnych, które, w

odróżnieniu od poborów, są wolne od podatku). Zazwyczaj w każdej ambasadzie czy

przedstawicielstwie handlowym na dziesięciu „czystych” siedmiu współpracuje z

wywiadem cywilnym, jeden z wojskowym i tylko dwóch jest autentycznie „czystych”.

Krótko mówiąc: jeśli ma się do czynienia z jakąkolwiek oficjalną instytucją rosyjską,

spotkanie kogoś, kto nie jest związany z którąś ze służb wywiadowczych, graniczy z

niemożliwością.

89

background image

Rozdział 17

AGENCI

Agent to osoba pozyskana do tajnej współpracy przez wywiad, w większości

przypadków jest cudzoziemcem, na ogół za swoją pracę otrzymuje wynagrodzenie. W

działalności wywiadowczej agenci mogą stanowić źródło informacji bądź być

wykorzystywani w ramach tajnych operacji. W GRU przyjęto podział agentów na dwie

grupy: agentów podstawowych i pomocniczych (wsparcia). Do pierwszej kategorii

zaliczają się: rezydenci albo szefowie grup, agenci-źródła, agenci-egzekutorzy i agenci-

werbownicy.

SZEFOWIE GRUP I REZYDENCI

Stoją na czele grup agentów bądź rezydentur agenturalnych. Wybiera się ich

spośród najbardziej doświadczonych agentów (płeć nie ma znaczenia) o długoletnim

stażu i udowodnionej lojalności. Mają dużą władzę i sporą niezależność finansową, a w

przypadku zagrożenia dekonspiracją mogą liczyć na pomoc GRU.

Różnice pomiędzy rezydentem a szefem grupy są dwie: szef grupy agentów może

podejmować wszelkie decyzje poza kwestią werbunku nowych agentów i podlega

rezydenturze („nielegalnych”, agenturalnej lub zwykłej). Rezydent zaś może werbować

nowych agentów i podlega tylko Centrali.

AGENCI-ŹRÓDŁA

Bezpośrednio uzyskują informacje, dokumenty i inne materiały wywiadowcze.

Przy ich werbunku podstawowym kryterium jest dostęp kandydata do tajemnic

politycznych, wojskowych czy technologicznych.

GRU zawsze preferował werbowanie ludzi zajmujących niezbyt eksponowane

stanowiska, ale mających takie same (jeśli nie większe) możliwości dotarcia do

90

background image

tajemnic jak ich szefowie. Dlatego rzadko można wśród agentów-źródeł znaleźć

oficerów sztabowych czy dyrektorów ministerialnych departamentów, a często

sekretarki, maszynistki, telefonistki, operatorów kserokopiarek (powielanie i oprawa

dokumentów), szyfrantów, kurierów dyplomatycznych, operatorów komputerów i

informatyków, łącznościowców, kreślarzy i inny personel pomocniczy.

AGENCI-EGZEKUTORZY

Są werbowani wyłącznie w celu przeprowadzania zadań specjalnych takich jak:

zamachy, akty dywersji, sabotaż. Generalnie nie podlegają Centrali, ale wywiadom

okręgów wojskowych i przez nie są werbowani. Często przekwalifikowaniu na

egzekutorów ulegają agenci-źródła.

Dzieje się tak w sytuacji, gdy tracą możliwość zdobywania cennych materiałów.

AGENCI-WERBOWNICY

Wywodzą się spośród najbardziej zaufanych i sprawdzonych agentów, zazwyczaj

nie mających lub definitywnie tracących możliwość bezpośredniego zdobywania

tajnych informacji. Używani są wyłącznie do werbowania nowych agentów. Najlepsi z

nich z czasem mogą zostać szefami grup agentów lub rezydentur agenturalnych.

Agenci pomocniczy (wsparcia) wykorzystywani są do przedsięwzięć operacyjno-

technicznych

nie

związanych

bezpośrednio

ze

zdobywaniem

informacji

wywiadowczych. Wśród agentów zaliczanych do tej grupy możemy wyróżnić kilka

najważniejszych kategorii:

AGENCI ODPOWIEDZIALNI ZA LEGALIZACJĘ

Pracują przeważnie na potrzeby „nielegalnych” i jako zasadę przyjęto, że są przez

nich werbowani i prowadzeni. Kandydaci wywodzą się spośród policjantów,

pracowników wydziałów paszportowych i konsulatów, celników, urzędników

imigracyjnych i pracowników związków zawodowych.

Agenci ci poddawani są szczególnie dokładnemu sprawdzeniu, gdyż to od jakości

ich pracy zależy los „nielegalnych”. Gdy „nielegał” przybywa do danego kraju,

zadaniem agenta jest wystawienie dla niego odpowiednich dokumentów i uzyskanie

wpisów do ksiąg meldunkowych, tak, by oficer GRU uzyskując nową tożsamość stał

się jak najlegalniejszym obywatelem.

Na potrzeby GRU pracowało na przykład paru księży – dzięki fałszowaniu

91

background image

świadectw zgonu i chrztu oddali wielkie usługi „nielegalnym”, którzy na tej podstawie

mogli uzyskać autentyczne dokumenty.

W procesie legalizacji ważną rolę odgrywają także osoby odpowiedzialne za

pozyskiwanie dokumentów legalizacyjnych. Ich zadaniem jest zdobywanie

paszportów, praw jazdy i innych oficjalnych dokumentów oraz formularzy. Tacy

agenci nie mają bezpośredniego kontaktu z „nielegalnymi” ani też nie wiedzą, w jaki

sposób GRU wykorzystuje zdobyte przez nich dokumenty (niejednokrotnie nie były to

pojedyncze egzemplarze, a dziesiątki czystych blankietów).

GRU wykorzystuje zarówno oryginalne dokumenty (jeśli ma ich więcej), jak i ich

doskonałe kopie (w takim przypadku agenci muszą dostarczyć pojedyncze

egzemplarze jako wzorce). Drukarnia i fałszerze GRU należą do najlepszych na

świecie. Agenci zdobywający dokumenty mogą być werbowani spośród kryminalistów

(kieszonkowców i fałszerzy) oraz urzędników mających dostęp do oryginalnych

blankietów.

Dla GRU cennym źródłem dokumentów są studenci – za godziwą opłatą

regularnie „gubią” paszporty, nie wspominając już o mniej cennych papierach.

KURIERZY

Zajmują się przewożeniem wszelkich materiałów wywiadowczych przez granice

państwowe. Zasadą jest, że materiały przewożone są etapami – z krajów określanych

przez GRU jako „ciężkie” do „lekkich”, a potem dopiero do Centrali.

Za kraje „ciężkie” uważane są (kolejno) Anglia, Francja, USA, RFN, Belgia i

Holandia. Za „lekkie” Finlandia, Irlandia, Austria i większość państw Ameryki

Łacińskiej. Dlatego też najczęściej materiały trafiają wpierw do Ameryki Łacińskiej czy

Afryki, jadąc okrężną, ale pewną drogą do Moskwy.

Werbując kurierów, GRU zwraca szczególną uwagę na kierowców TIR-ów,

obsługę pociągów międzynarodowych i marynarzy floty handlowej.

WŁAŚCICIELE LOKALI KONSPIRACYJNYCH

W rosyjskiej terminologii wywiadowczej ta kategoria agentów jest określana

skrótem KK (Konspiracyjna Kwartira). Zaliczają, się do niej osoby dysponujące

pomieszczeniami, które umożliwiają odbywanie spotkań pracowników wywiadu z

tajnymi współpracownikami w sposób gwarantujący pełną konspirację. KK mogą być

także wykorzystywane jako tymczasowe kwatery (np. gdy trzeba kogoś ukryć z

powodu wpadki) czy miejsca umożliwiające oficerowi wywiadu zmianę wyglądu lub

92

background image

skopiowanie „wypożyczonych” na chwilę tajnych dokumentów.

Doskonałymi kandydatami na KK są właściciele kilku domów lub hotelarze.

Lokalem konspiracyjnym może być także przystosowana piwnica, strych, garaż lub

magazyn.

WŁAŚCICIELE BEZPIECZNEGO ADRESU, TELEFONU LUB FAKSU

(DALEKOPISU)

W wewnętrznych materiałach GRU dla określenia tych rodzajów agentów stosuje

się odpowiednio skróty: KA (Konspiracyjny Adries), KT (Konspiracyjny Tielefon) i

KTP (Konspiracyjny Tieletaip). Są to agenci pośredniczący w korespondencji

pomiędzy agenturą a oficerami wywiadu.

Zazwyczaj rekrutują się spośród osób utrzymujących regularną korespondencję

międzynarodową i mieszkających w „lekkim” kraju. Agenci z krajów „ciężkich”

przekazują im informacje listownie lub telefonicznie, a on przekazuje wiadomości do

rezydentury.

GRU od zawsze preferował w tej roli ludzi w starszym wieku, tak by w przypadku

wojny nie byli oni objęci mobilizacją, co mogło by doprowadzić do zerwania sieci

łączności.

WŁAŚCICIELE PUNKTÓW PRZESYŁOWYCH („ŻYWE SCHOWKI”)

PP – Pieredacznyj Punkt, to w rosyjskiej terminologii wywiadowczej określenie

agenta dysponującego bezpiecznym punktem przesyłowym, który przechowuje

materiały szpiegowskie przekazywane przez oficera wywiadu agentowi i odwrotnie.

Punkt taki używany jest do przekazywania materiałów wywiadowczych w obrębie

jednego miasta lub regionu. Może to być na przykład kiosk z gazetami lub mały

sklepik czy zakład usługowy. Agent, który ma do przekazania jakąś przesyłkę, wręcza

ją właścicielowi PP pod pretekstem zakupów, a kilka chwil (albo i dni) potem zjawia

się oficer GRU, który je odbiera, a zostawia pieniądze i nowe instrukcje. Dzięki temu

unika się bezpośredniego kontaktu oficera z agentem.

Istnieje też inna możliwość kontaktu: agent używa skrzynki kontaktowej (tzw.

martwej), którą opróżnia właściciel PP, nie mający pojęcia, kto zostawił w niej

materiały, a o miejscu położenia skrzynki dowiaduje się od oficera GRU dopiero po jej

zapełnieniu.

Za każdym razem używa się innej skrzynki, dzięki czemu nawet jeśli policja ustali,

że właściciel PP ma kontakty z GRU, to i tak nie dotrze do agenta-źródła. Skrzynki nie

93

background image

da się wcześniej obserwować, bo informacja o jej położeniu dotrze do obserwowanego

właściciela PP dopiero po jej zapełnieniu, gdy agent już zniknie.

Omawiając rozmaite rodzaje agentów, czyli obywateli wolnego świata, którzy w

ten czy inny sposób sprzedali się GRU, nie można pominąć jeszcze jednej ich kategorii,

najbardziej ze wszystkich obrzydliwej. Choć monografia o ambicjach naukowych nie

powinna ustosunkowywać się w sposób emocjonalny do omawianego tematu, tutaj

jednakże rozgrzesza określenie, jakiego wobec wspomnianych osobników używali

między sobą wszyscy oficerowie radzieckiego wywiadu.

Określenie owo brzmi „gównojad” (gawnojed), a skąd się wzięło nie sposób już

dzisiaj dojść, używane było od zawsze i wszędzie, niezależnie od ustroju i położenia

geograficznego państwa, a dotyczyło członków wszelkiej maści Towarzystw Przyjaźni

ze Związkiem Radzieckim, działaczy organizacji pacyfistycznych (z ruchem na rzecz

jednostronnego rozbrojenia na czele), Zielonych i innych postępowych radykałów.

Oficjalnie nie można ich było zakwalifikować jako agentów, gdyż nikt ich nie

werbował, oficjalnie też wszyscy przedstawiciele Związku Radzieckiego byli wobec

nich uprzejmi i przyjacielscy, ale prawda jest inna: gównojad to gównojad i nikt tego

nie zmieni.

Oficerowie GRU i KGB zazwyczaj szanowali swoich agentów. Motywy ich

działania były jasne: albo przymus (np. szantaż), albo chęć wzbogacenia lub pragnienie

mocnych wrażeń. To wszystko jest normalne. Poza tym agenci ryzykują: jeśli wpadną,

to nie będzie ani gotówki, ani podniecającego dreszczyku emocji tylko długie lata nudy

za kratkami albo nawet kara śmierci. Natomiast motywy postępowania gównojadów

były dla każdego obywatela Związku Radzieckiego całkowicie niezrozumiałe.

W Związku Radzieckim każdy marzył, żeby znaleźć się za granicą – gdzie, to

sprawa drugorzędna (mogła być nawet Kambodża). Kiedy Rosjanin chce powiedzieć,

że coś jest naprawdę dobre – mówi: „To jest zagraniczne”. Nie jest ważne skąd albo

jakiej jest jakości – jest zagraniczne, a więc dobre. A tu nagle człowiek znajduje

takiego przyjaciela Związku Radzieckiego, który ma wszystko (od żyletek Gillette po

perfumowane prezerwatywy), który może wszystko kupić w sklepie (nawet banany), a

który wychwala pod niebiosa Związek Radziecki. Jest to tak patologiczne, że jedynym

właściwym określeniem był „gównojad”.

Pogarda, jaką oficerowie GRU i KGB żywili wobec takich osobników, nie

oznaczała naturalnie, że nie wykorzystywali ich gdzie i jak się dało, i to absolutnie nie

zważając na ich bezpieczeństwo (w przeciwieństwie do bezpieczeństwa agentów).

Gównojady robili wszystko – nawet przychodzili na spotkania do tak nie rzucającego

się w oczy miejsca jak radziecka ambasada.

Nikt ich nie werbował, bo i po co – i tak robili, co im się kazało. Zwykle chodziło

o jakieś drobiazgi: informacje o sąsiadach, współpracownikach czy znajomych, czasem

94

background image

o zorganizowanie przyjęcia z udziałem kogoś interesującego GRU. Po przyjęciu GRU

oficjalnie takiemu dziękowało i kazało zapomnieć o wszystkim. Gównojad to dobrze

wychowany osobnik – zapominał wszystko i to natychmiast, ale GRU nigdy nie

zapomina...

Z czasem wielu gównojadów się ustatkowało. Osobnicy ci, zamieniwszy porwane

dżinsy na garnitury od najlepszych krawców, zasiadają obecnie w gustownie

urządzonych gabinetach, piastując często wysokie funkcje państwowe.

Nie pamiętają już „szlachetnych” porywów młodości, lecz tylko do czasu...

95

background image

Rozdział 18

WERBUNEK AGENTÓW

Werbunek agentów jest najważniejszym zadaniem na każdym szczeblu wywiadu.

Bez agentów penetrujących obce rządy, siły zbrojne i przemysł nie ma bowiem

praktycznej działalności wywiadowczej.

W poprzednim rozdziale omówione zostały grupy i kategorie agentów i

występujące pomiędzy nimi różnice – jak z tego zestawienia wynika, prawie każdy

obywatel świata może zostać zwerbowany przez GRU i być efektywnie

wykorzystywany w którymś z rodzajów działalności agenturalnej. Wiek, płeć czy

zawód mają znaczenie przy wyborze zadania, ale nie przy dylemacie: werbować czy

nie – w GRU mówiło się nawet: „należy zwerbować wszystkich, a jeśli występują

przejściowe trudności, to trzeba przynajmniej dążyć do ideału...”.

Najważniejszy z punktu widzenia GRU jest agent dostarczający informacje, a

długoletnie doświadczenie nauczyło, że taki agent po utracie możliwości zdobywania

materiałów wywiadowczych i przekwalifikowaniu na inny typ agenta jest najbardziej

godny zaufania, gdyż szansę, by zdradził, są tak nikłe, iż praktycznie równe zeru.

Powód? Ktoś taki ma zbyt wiele do stracenia.

Poszukiwania kandydatów na agentów (tzw. typowanie) trwają cały czas, choć

przebiegają w rozmaity sposób. Zawsze jednak sprowadzają się na początku do

jednego: zebrania maksymalnej ilości danych o maksymalnej liczbie osób. Zbiera się je

o osobach interesujących, do których chwilowo nie ma bezpośredniego dostępu:

pracownikach instytucji rządowych, sztabów czy biur projektowych, oraz takich, które

znalazły się w zasięgu (czyli o wszystkich cudzoziemcach poznanych przez oficerów

GRU). W tym drugim przypadku problem polega na tym jak najlepiej wykorzystać

takie osoby, a oficerowie GRU stale, choć niespiesznie, powiększają grono znajomych.

Motywy są proste: jeśli oficer operacyjny ma stu znajomych, jeden z nich może być

potencjalnym dostawcą cennych informacji.

Kandydat do werbunku powinien spełniać następujące wymagania: musi mieć

96

background image

potencjał, czyli być w stanie robić coś, co przyda się GRU (głównie zdobywać

informacje), musi istnieć powód, dzięki któremu da się zwerbować (tzw. podstawa

werbunku), na przykład niezadowolenie z panującego ustroju (albo inne motywy

polityczne), trudności finansowe czy powody osobiste (na przykład chęć zemsty) albo

coś co da się wykorzystać przy szantażu.

Po wytypowaniu kandydata następuje drugi etap: zbieranie szczegółowych danych

i kształtowanie podstawy werbunku. Gromadzone są wszelkie, nawet najdrobniejsze,

informacje na jego temat, zarówno uzyskane ze źródeł oficjalnych (np. książka

telefoniczna czy inne powszechnie dostępne bazy danych), jak i poprzez agentów.

Często kandydat poddany zostaje dyskretnej, ale stałej obserwacji.

Kandydat nie wie jeszcze o zainteresowaniu GRU (a często o istnieniu tej

instytucji), ale GRU wie już o nim bardzo dużo. Zbieranie danych przechodzi w

aktywne opracowanie agenta praktycznie automatycznie – jest to pogłębianie

motywów, dzięki którym kandydat powinien się dać zwerbować. Jeśli na przykład ma

na kłopoty finansowe, GRU stara się je powiększyć; jeśli jest niezadowolony z ustroju

politycznego, doprowadzić do tego by go znienawidził. Na tym etapie następuje też

nawiązanie osobistego kontaktu z kandydatem, jeśli nie był wcześniej znajomym

oficera, a jeśli był – pogłębienie tej znajomości. Wszystko, co do tej pory zostało

opisane, trwa minimum rok, a z zasady dłużej. Dopiero po tym okresie może mieć

miejsce próba werbunku.

Istnieją dwie podstawowe metody werbunku: stopniowa i nagła. Metoda nagła (o

ile się uda) zaliczana jest do najwyższych osiągnięć wywiadowczych, ale też jest

bardzo ryzykowna. Dlatego GRU udziela na nią zgody tylko w wypadkach, w których

rezydent przedstawi przekonywające argumenty. Znanych jest sporo udanych

werbunków przy pierwszym spotkaniu (po którym naturalnie następował okres

tajnego, acz skrupulatnego, opracowywania).

W ten właśnie sposób zwerbowani zostali amerykańscy twórcy bomby atomowej.

Później oficjalnym tłumaczeniem naukowców było, że zrobili to na znak protestu

przeciwko zbombardowaniu japońskich miast i z własnej inicjatywy nawiązali kontakt

z radzieckim wywiadem. Tylko, jakimś dziwnym trafem, zapomnieli dodać, że kontakt

z tym wywiadem mieli już w stadium eksperymentów, gdy o żadnym bombardowaniu

nie było jeszcze mowy, i nie wyjaśnili jakim to cudem cała grupa nawiązała (zupełnie

niezależnie jeden od drugiego) kontakt z rezydenturą GRU w Kanadzie, podczas gdy

znacznie bliżej mieli do rezydentury w Meksyku, gdzie jednak żaden z nich nie trafił.

Metoda nagła (przez oficerów GRU określana jako „miłość od pierwszego

wejrzenia”) poza ryzykiem ma też spore zalety – kontakt następuje tylko raz, zamiast

regularnych spotkań przez kilka miesięcy, a potem nowo zwerbowany agent sam już

dba o własne bezpieczeństwo. Na pewno nie będzie rozpowiadał przyjaciołom, jakiego

97

background image

to fajnego kumpla poznał: „Co prawda ruski dyplomata, ale równy gość, no i też

zbiera znaczki!”.

Przy metodzie stopniowej taki stan rzeczy jest normalny, gdyż kandydat nie

podejrzewa, że jest werbowany i nie rozumie, że zainteresowanie owego „równego

gościa” ma inny cel, niż miłe spędzenie czasu na dyskusji o wspólnym hobby.

Ponieważ nadal jest pełen złudzeń, nie kryje nowej znajomości przed żoną czy

znajomymi. Metoda ta jest częściej spotykana, gdyż rzadko kiedy udaje się zebrać

wystarczającą liczbę danych, by ryzykować metodę nagłą. Najczęściej dopiero

kontakty osobiste, obserwacja i aktywne opracowanie dają wystarczające podstawy do

udanego werbunku.

Oficer operacyjny, gdy nawiąże już kontakt, stara się za wszelką cenę uniknąć

„spalenia” kandydata, czyli przedwczesnego odkrycia przed otoczeniem faktu jego

istnienia. Ukrywa tę znajomość przed wszystkimi, gdyż jedynymi, którzy muszą

wiedzieć o tym co się święci są: rezydent, zastępca rezydenta, szyfrant i Centrala.

Koledzy z GRU oraz znajomi przyszłego agenta, policja i cała reszta świata powinni

być pogrążeni w błogiej nieświadomości.

Aby to było możliwe, już od pierwszego spotkania oficer będzie starał się umawiać

w miejscach odległych zarówno od domu, jak i od pracy kandydata: niewielkich

kafejkach, zacisznych restauracjach położonych na uboczu itp. Za wszelką cenę będzie

się starał odwieść go od telefonowania do domu i do pracy (żeby nie wzbudzać

podejrzeń, musi mu przecież wręczyć wizytówkę z obydwoma telefonami). A już z

pewnością musi go powstrzymać od wizyty w ambasadzie czy na jakiejś oficjalnej

imprezie, na której ktoś może ich zobaczyć razem. Będzie się też starał

dyplomatycznie, acz skutecznie, wymówić od zaproszenia do domu kandydata i

poznania rodziny.

Autor zwykle używał pretekstu, że ma pracę związaną z częstymi wyjazdami i

prawie nigdy nie ma go pod telefonem, a w domu ma chore i łatwo budzące się

dziecko. Powody wystarczały, by nikt nie dzwonił i nie próbował go odwiedzać.

Po wstępnym okresie znajomości oficer będzie się starał, by kolejne spotkania były

jak najciekawsze dla kandydata – jeśli wymieniają znaczki to albo przez pomyłkę, albo

na znak przyjaźni da mu jakiś wartościowy okaz. Może wówczas poprosić o jakąś

drobną i prostą przysługę, za którą zresztą bardzo dobrze zapłaci.

W tym okresie ważne jest, by przyszły agent został przyzwyczajony do spełniania

rozmaitych próśb i to dokładnie według życzeń oficera. Bez znaczenia jest jakiego

typu są te prośby, na przykład prośba o kupienie zestawu książek telefonicznych (jakby

oficer był półgłówkiem i nie wiedział gdzie je kupić) albo prośba o przyjmowanie

listów od kochanki oficera, który nie chce ryzykować kłótni z żoną itp. Stopniowo

prośby i zadania będą coraz trudniejsze, ale wraz z nimi będzie też wzrastała zapłata –

98

background image

na przykład prośba o jakieś druki, których nie ma w wolnej sprzedaży, a do których

kandydat ma dostęp, albo o opisanie znajomych z pracy.

W wielu przypadkach propozycja współpracy jako taka nigdy nie pada, a kandydat

stopniowo zostaje agentem, nie zdając sobie do końca z tego sprawy. Może nadal całą

rzecz uważać za uprzejmość wyświadczaną przyjacielowi i pewnego dnia stwierdzi, ku

swemu szczeremu zaskoczeniu, że nie ma sposobu, by nie wyświadczać już więcej

owych przysług i że siedzi po uszy w szpiegostwie. Jak tylko zda sobie z tego sprawę,

GRU niezwłocznie poinformuje go, o co konkretnie chodzi, i rozpoczyna się właściwa

działalność agenta. Zadania stają się poważne, a wynagrodzenie zmniejszone do

normalnej wysokości (pod pretekstem ochrony agenta przed dekonspiracją będącą

efektem nagłego wzrostu wydatków). Teraz nie pozostało delikwentowi nic innego jak

współpracować albo zawiadomić władze, narażając się na poważne nieprzyjemności.

Istnieje jeszcze jedna metoda werbunku, najbardziej chyba skuteczna i bezpieczna

– została ona wypracowana przez GRU krótko po II wojnie światowej. Można jej

użyć tylko na wystawach czy targach międzynarodowych i tylko w stosunku do

właścicieli małych firm produkujących na potrzeby wojska. Jak widać ma ona spore

ograniczenia (nie mogą też jej stosować „nielegalni”), ale przynosi doskonałe rezultaty.

Podobna jest do „miłości od pierwszego wejrzenia”, ponieważ odbywa się szybko,

natomiast podstawową różnicą jest brak etapu typowania, sprawdzania i

opracowywania kandydata.

Odbywa się następująco: przed rozpoczęciem wystawy elektroniki lotniczej,

międzynarodowych targów broni czy pokazów lotniczych, w rezydenturze GRU

zjawia się delegacja specjalistów z listą wszystkiego co potrzebne rosyjskiemu

przemysłowi zbrojeniowemu. Eksperci wiedzą, że wystawa obejmuje głównie rzeczy,

których sprzedaż do Rosji jest kategorycznie zabroniona, niemniej oprócz listy

przywożą gotówkę, którą mogą dysponować wedle woli – każdy wydatek jest

usprawiedliwiony, jeśli może doprowadzić do zdobycia którejś z potrzebnych

technologii. Delegacja udaje się z wizytą na targi i zwiedza stoisko po stoisku.

Wiadomo, że stoiska dużych firm roją się od pracowników straży przemysłowej i

funkcjonariuszy kontrwywiadu, toteż nikt z delegatów nie próbuje nawet nawiązywać

rozmowy; te zarezerwowane są dla niewielkich firm, w których wyjaśnień osobiście

udziela właściciel albo dyrektor. Delegacja podczas rozmów używa oficerów z

rezydentury jako tłumaczy. Gdy wysłannicy Moskwy dotrą do czegoś, co ich

interesuje, dają znać GRU o co im konkretnie chodzi. Czasami wystawiane są makiety

i w takim wypadku rozmowa nie jest prowadzona, na ekspozycji musi być autentyczny

element jakiegoś urządzenia, by sprawa mogła mieć ciąg dalszy. Następnie dochodzi

do rozmowy zgodnej z poniższym scenariuszem:

– Naprawdę tego nie można kupić? Jaka szkoda! Tak z ciekawości, ile to

99

background image

kosztuje? Dwadzieścia tysięcy dolarów? Taniocha! Zapłacilibyśmy dwadzieścia razy

tyle! Szkoda, że nie można. – Po kilku zdawkowych zdaniach na inny już temat,

delegacja opuszcza stoisko, a tłumacz (idący na końcu) pyta:

– Może moglibyśmy się spotkać dzisiaj na kolacji? Nie? Szkoda. Do zobaczenia.

I to wszystko. Nic nagannego, ot, zwykła pogawędka, w której nikt nikomu

niczego nie proponował, jedynie wyraził swoje zainteresowanie, a to wolno każdemu.

Delegacja udaje się dalej i po znalezieniu kolejnego przedmiotu (a to żaden problem,

bo impreza duża i lista zawiera kilkaset pozycji) sytuacja się powtarza. Jeśli reakcją na

propozycję kolacji nie jest kategoryczne „Nie”, werbunek jest już w zasadzie

ukończony. Delegacja zwiedza wystawę dalej z nowym tłumaczem (kilkunastu siedzi

sobie przy piwie w barze czekając na wezwanie), a „zużyty” tłumacz znika, by pojawić

się na umówionej kolacji...

Rozumowanie GRU sprawdziło się wielokrotnie i sprawdza się nadał, a jest

bardzo proste: właściciel niewielkiej firmy, nawet doskonale prosperującej, zawsze

szuka okazji do umocnienia pozycji firmy. Gdy dostaje propozycję sprzedaży jednego

egzemplarza swojego produktu za cenę piętnaście do dwudziestu razy wyższą niż

normalna, zaczyna się zastanawiać i często dochodzi do wniosku, że ma do czynienia

ze szpiegostwem przemysłowym, które zresztą nie w każdym państwie jest uważane

za przestępstwo.

Drobny przedsiębiorca może zazwyczaj bez trudu ukryć zarówno sam fakt

sprzedaży, jak i uzyskaną w ten sposób gotówkę przed władzami, toteż często

decyduje się na ów ryzykowny, ale bardzo opłacalny interes. Nie bierze pod uwagę

jednego – pazerności GRU. Wydaje mu się, że po sfinalizowaniu transakcji nastąpi

koniec wzajemnej znajomości – i jest to jego największy błąd w życiu. GRU po

uzyskaniu od niego pierwszego produktu czy dokumentacji, nigdy już z niego nie

zrezygnuje... Wywiad potem będzie nie tylko dyktował co chce mieć, ale także za ile.

Można co prawda twierdzić, że wszystkie godne uwagi tajemnice należą do

wielkich koncernów, ale bardzo często rosyjscy naukowcy nie potrzebują całej rakiety,

a interesują ich tylko konkretne urządzenia (na przykład membrana jednostronnie

przepuszczająca), czyli dokładnie to, co wytwarza mały kooperant wielkiej firmy.

Można to zresztą świetnie połączyć: gdy właściciel fabryczki jest już agentem, jednym

z jego zadań jest penetracja wielkiego koncernu, z którym oficjalnie kooperuje.

To właśnie w efekcie takiego postępowania nagle okazało się, że Związek

Radziecki skonstruował prawie taki sam samolot jak Concorde – był to Tu-144, przez

wtajemniczonych zwany Konkordski. Obwinianie GRU o spektakularną klapę

programu produkcyjnego Tu-144 jest pomyłką. GRU dostarczył wszystko, co mu

zlecono, a to że technologie stosowane na Zachodzie okazały się zbyt trudne dla

radzieckiego przemysłu, zaś terminy stawiane przez władze nierealne – to już zupełnie

100

background image

inna sprawa.

Liczba w ten sposób zwerbowanych agentów stale się zwiększa, a dodatkową

atrakcją tej metody dla GRU jest to, że nowo pozyskani agenci nie kosztują kopiejki

(płaci przemysł zbrojeniowy). Tego typu werbunki są całkowicie bezkarne, znany jest

zaledwie jeden przypadek, kiedy zatrzymano pod zarzutem szpiegostwa radzieckiego

attache wojskowego w trakcie pokazów na Le Bourget i to zresztą nie na długo, gdyż

był dyplomatą. Wydalono go z Francji, a po trzech latach zjawił się w innym państwie

jako zastępca rezydenta.

Co się tyczy „nielegalnych” to zwykle używają pierwszych dwóch metod, a dzięki

swej pozycji mają znacznie uproszczone zadanie z typowaniem i opracowywaniem

kandydatów. Ponieważ często udają uczciwych biznesmenów, mogą łączyć stopniowy

werbunek z werbowaniem właścicieli niewielkich fabryk. Istnieje wszakże jedna

podstawowa różnica w działaniu oficerów operacyjnych i „nielegalnych”: ci ostatni

prawie nigdy nie werbują w imieniu GRU. Zawsze działają „pod obcą flagą”, na

przykład w Japonii są amerykańskimi szpiegami przemysłowymi, w Irlandii

sympatykami IRA lub innych organizacji terrorystycznych działających przeciw

Wielkiej Brytanii, w krajach arabskich antysyjonistami itp. Jeśli na przykład działają w

kraju rządzonym przez dyktaturę, to udają obrońców praw człowieka. Wbrew

pozorom, stosowanie przez „nielegałów” takiego kamuflażu nie jest wcale trudne –

wystarczy dobrze się zorientować w stosunkach politycznych panujących w danym

państwie.

Najczęściej w takich wypadkach werbunek odbywa się nagle i prawie zawsze

kończy się sukcesem – kandydat zostaje we własnym mniemaniu członkiem organizacji

z którą sympatyzuje; problemy moralne znikają, gdyż jest idealistą walczącym w imię

spraw, w które wierzy, i nawet nie podejrzewa istnienia GRU. Nawet jeśli wpadnie, to

i tak w dziewięciu przypadkach na dziesięć zostanie uznany za fanatycznego członka

jakiejś tajnej grupy antyrządowej. W dodatku milczenie wobec najbliższych nakazuje

mu duma, a nie strach, co często jest lepszą motywacją.

Istnieje jeszcze jedna metoda werbunku – korzystanie z usług tzw. oferentów,

czyli osób z własnej inicjatywy nawiązujących kontakt z obcym wywiadem w celu

zaproponowania usług agenturalnych. Może się to wydać dziwne, ale co roku setki

takich przypadków ma miejsce na całym świecie. Oferenci zawsze otrzymują

standardową odpowiedź: „To jest placówka dyplomatyczna, a nie ośrodek

szpiegowski. Proszę natychmiast opuścić budynek, w przeciwnym wypadku wezwiemy

policję!”. Policji co prawda z zasady się nie wzywa, ale niedoszły agent zostaje

błyskawicznie wygoniony z budynku.

Nawet jeśli Rosjanie mają pewność, że nie jest to początkujący dziennikarz

szukający materiałów do sensacyjnego artykułu albo przypadek kwalifikujący się do

101

background image

leczenia zamkniętego, skąd mogą wiedzieć, czy nie jest to oficer kontrwywiadu

próbujący ustalić, kto w ambasadzie odpowiada za werbunek?

Nie znaczy to, by GRU nie miał ochoty obejrzeć tego, co taka osoba proponuje na

sprzedaż, ale długoletnie doświadczenie nauczyło wojskowy wywiad, że lepiej

zapanować nad ciekawością. Jeśli ktoś naprawdę ma coś cennego do zaoferowania i

umie myśleć, nie będzie składał ustnej propozycji, ale dyskretnie zostawi próbkę

towaru i instrukcje, w jaki sposób można się z nim skontaktować. Jeśli próbka okaże

się cenna, oferent może mieć pewność, że ktoś się do niego zgłosi i że skończy jako

agent GRU.

Tylko w taki sposób oferent może zostać agentem, a powód jest prosty:

elementarna analiza psychologiczna wskazuje, iż jedynie rozważne postępowanie i

brak pośpiechu mogą przekonać GRU, by komuś zaufał. Jeśli bowiem ktoś zjawia się

nagle w ambasadzie i żąda natychmiastowej zapłaty, swym postępowaniem może

wywołać tylko podejrzenia. Jeżeli oferent starannie przemyślał swój krok i podjął

wielkie ryzyko, to dlaczego nie ma zaufania do wartości proponowanych materiałów?

Skąd oficer GRU może mieć pewność, że nie są fałszywe? A jeśli są, to kto będzie za

to odpowiadał – nie oferent, ale ja! Nie, zdecydowanie nie jesteśmy zainteresowani ani

taką osobą, ani dokumentami.

To, że tego typu werbunki mogą dawać zupełnie nieprzewidywalne efekty najlepiej

ilustrują przykłady. Oba miały miejsce w tej samej rezydenturze na terenie RFN mniej

więcej w tym samym czasie.

Pewnego dnia w radzieckiej misji obserwacyjnej (tj. rezydenturze GRU) zjawił się

amerykański sierżant przynosząc element jednej z maszyn szyfrujących używanych

przez armię amerykańską i oznajmił, że za określoną przez siebie kwotę może

dostarczyć drugi (a dwa stanowiły całość urządzenia) i że interes dojdzie do skutku

wyłącznie pod warunkiem, że GRU nie będzie próbował go zwerbować. Rezydentura

natychmiast przyjęła oba warunki; sierżant dostał gotówkę i zapewnienie, że po

transakcji GRU natychmiast zapomni o jego istnieniu. Sierżant US Army przyniósł

drugi element.

Umożliwiło to technikom odtworzenie całego urządzenia i rozszyfrowanie tysięcy

przechwyconych (a dotąd niezrozumiałych) depesz oraz dokładne poznanie zasad, na

których armia amerykańska opierała swe szyfry. Przy okazji umożliwiło to zbudowanie

lepszej maszyny szyfrującej dla Armii Radzieckiej. Wszystko to piękne, ale co z

sierżantem? Jak to co? Natychmiast po sprawdzeniu maszyny został zwerbowany...

W rok później zjawił się w tejże rezydenturze major US Army, proponując

sprzedaż pocisku artyleryjskiego z ładunkiem atomowym. Jako dowód dobrych

intencji ofiarował w prezencie dokładne plany magazynu, gdzie składowano taką

amunicję, oraz zestaw instrukcji jak sprawdzać i składować tego typu pociski. Już

102

background image

same te dokumenty były wielkiej wartości, choć główna propozycja majora była

zdecydowanie atrakcyjniejsza. Major zażądał znacznej kwoty oraz postawił warunek:

Rosjanie mają dwa miesiące na zbadanie pocisku i jego zwrot. Po kilku dniach, gdy

potwierdzono autentyczność dokumentów, szefostwo GRU zgodziło się zapłacić

żądaną kwotę. Do Moskwy wezwano grupę starszych oficerów tej rezydentury i

udzielono im skróconego kursu amerykańskiej technologii atomowej.

Tydzień później, pewnej deszczowej nocy na polance w środku lasu spotkały się

dwa samochody – w jednym z nich był amerykański major, w drugim trzej oficerowie

GRU. W pobliżu czekały jeszcze dwa radzieckie samochody gotowe do akcji, a wiele

osób spało bardzo niespokojnie: konsul radziecki drzemał przy telefonie, gotów

natychmiast gnać i w imieniu Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich bronić

„dyplomatów”.

Na polecenie Komitetu Centralnego wielu urzędników Ministerstwa Spraw

Zagranicznych i redaktorów TASS-u także czuwało przy telefonach. Naturalnie żaden

z nich nie miał pojęcia o co chodzi, ale gotowi byli natychmiast ogłosić światu o

kolejnej prowokacji imperialistów – stosowne oświadczenia były zresztą już

zredagowane. Całe zabezpieczenie okazało się niepotrzebne – zamieniono pocisk na

gotówkę (sprawdzając wpierw oznaczenia na pocisku, jego masę i, licznikiem Geigera,

czy wewnątrz jest materiał radioaktywny). Uzgodniono spotkanie za sześć tygodni i

rozjechano się w zgodzie i spokoju.

Co prawda samochód z tablicami dyplomatycznymi to jeszcze nie limuzyna

ambasadora, ale zatrzymać go i przeszukać nie jest taką łatwą sprawą. Nikt jednakże

tego nie próbował – oficerowie bez przeszkód dotarli do misji i pocztą dyplomatyczną

wysłano pocisk (i uzbrojoną eskortę jako kurierów) do Związku Radzieckiego.

Szef GRU poinformował o otrzymaniu przesyłki Komitet Centralny radosnym

telefonem i nastąpiła mniej więcej taka wymiana zdań:

– Gdzie jest pocisk?

– W Centrali, mamy go pod doskonałą opieką.

– W Moskwie!!!?

– Tak.

Tutaj nastąpiła długa i kwiecista oracja poruszająca kwestię inteligencji oraz

naganne moralnie prowadzenie się przodków szefa GRU zakończona pytaniem:

– A co się według was (taki owaki) stanie, jeśli wewnątrz jest zapalnik, dajmy na

to, czasowy i to gówno wybuchnie w sercu Moskwy?

GRU opracował doskonały plan ze wszystkimi możliwymi zabezpieczeniami i

uzgodnił go z Komitetem Centralnym oraz Sztabem Generalnym, ale nikomu nie

przyszła do głowy myśl, że może to być bomba, która zmieni Moskwę w nową

Hiroszimę. Skutki byłyby jeszcze gorsze: gdyby bowiem faktycznie była to bomba, za

103

background image

jednym zamachem zniszczyłaby cały system komunistyczny. W ustroju, w którym

wszystko było centralnie kierowane i cała władza skupiała się w stolicy, do obalenia

systemu wystarczyłaby eliminacja stolicy. Ta myśl przyszła do głowy komuś w

Komitecie Centralnym dopiero, gdy pocisk był już w Moskwie – dzięki czemu szef

GRU zamiast spodziewanego medalu dostał naganę za „poważne niedopatrzenia

służbowe”, czyli ostatnie ostrzeżenie. W przyszłości nawet zupełnie trywialna pomyłka

może oznaczać koniec (w najlepszym wypadku kariery).

Pocisk został piorunem przewieziony na lotnisko położone za miastem i

samolotem wojskowym na Nową Ziemię. Nie wybuchł, więc wszyscy odetchnęli, choć

nie było gwarancji, że nie eksploduje przy demontażu. Wtedy by załatwił czołówkę

radzieckich specjalistów w tej branży, bo to oni go rozbierali w specjalnie

wybudowanym pawilonie na terenie poligonu atomowego. Już wstępne badania

zdezorientowały specjalistów, gdyż pocisk był znacznie bardziej radioaktywny niż

powinien. Po konsultacjach zdemontowano go z zachowaniem wszelkich środków

ostrożności i wtedy okazało się, że nie jest to pocisk, ale pięknie wykonana atrapa.

Przedsiębiorczy major nie miał bowiem zamiaru sprzedawać tajemnic

państwowych czy wiązać się z GRU, a jedynie zarobić. Wziął więc zużyty pocisk

ćwiczebny, pomalował go oryginalną farbą, nałożył na nią znaki z autentycznego

pocisku i wypakował odpadami radioaktywnymi. Naturalnie poziomu radioaktywności

nie był w stanie dokładnie wyregulować, ale mniej więcej mu się udało. To

wystarczyło, gdyż pierwsze sprawdzenie wykazać miało jedynie, czy pocisk zawiera

materiał radioaktywny. Oficerowie sprawdzili to na polanie, ale nikt im nie kazał

dokładnie mierzyć poziomu radioaktywności.

W efekcie zamiast nagród czy awansów, wszyscy zaangażowani w tę sprawę

dostali ostrą reprymendę, za co i tak powinni być wdzięczni – nie spotkała ich bowiem

kara. Specjalna komisja Komitetu Centralnego i Sztabu Generalnego uznała bowiem,

że fałszerstwo było tak doskonałe, że, w trakcie wymiany na gotówkę, niemożliwością

było się na nim poznać.

Oczywiście wystawiony do wiatru wywiad wojskowy zarządził poszukiwania

amerykańskiego majora i po dłuższym czasie okazało się, że zaraz po spotkaniu został

on odkomenderowany do Stanów. Wniosek był prosty: znając termin przeniesienia, tak

zgrał całą akcję, by zapewnić sobie drogę ucieczki. W wyniku długotrwałych starań

odnaleziono go w USA, ale GRU nie otrzymał pozwolenia od Komitetu Centralnego

na likwidację. (Zwykle nie ma pytań i zezwoleń w takich sprawach, ale ta była zbyt

głośna w najwyższych kręgach Związku Radzieckiego, by nie pytać o zgodę).

Odmowa spowodowana była przekonaniem Komitetu Centralnego, że osoba która

tak sprytnie ukartowała wyłudzenie pieniędzy od niegłupiego w końcu GRU, na pewno

zabezpieczyła się przed zemstą radzieckiego wywiadu i prawdopodobnie powtórnie

104

background image

wystrychnie go na dudka, a nie wiadomo czy nie zrobi zeń publicznego pośmiewiska.

Nakazano GRU zapomnieć o istnieniu majora i tak też się stało, choć rezydenci GRU

przypominają sobie o nim przy każdej propozycji zakupu jakiejś nowinki technicznej

„Madę in US Army”.

Jeszcze jedna uwaga na zakończenie sprawy werbunku agentów: prawdą jest, że

trafienie na autentycznego oferenta jest znacznie trudniejsze od werbunku niechętnego

do współpracy kandydata. Prawdą też jest, że oferent powinien być przyjmowany z

otwartymi ramionami, ale to tylko teoria, a ludzie są ludźmi. Oficerowie radzieckiego

wywiadu poznali komunizm i kapitalizm, i jakoś tak dziwnie się składa, że nie darzyli

miłością tego pierwszego. Zrozumienie kogoś kto zaprzedaje się dobrowolnie takiemu

systemowi, przekraczało ich zdolności pojmowania (nie tylko ich, przekraczało to

zdolności każdego normalnego człowieka).

Trudno wobec tego się dziwić, że nie mieli do kogoś takiego ani zaufania, ani

szacunku i kiedy zdecydowali się (miało to miejsce zarówno w przypadku GRU, jak i

KGB) przejść na stronę dotychczasowego przeciwnika – co zdarzało się zresztą dość

często – to pierwszą rzeczą, jaką zdradzali, były kompletne wiadomości o oferentach.

105

background image

Rozdział 19

ŁĄCZNOŚĆ WYWIADOWCZA

Eksperci zgodnie twierdzą, że łączność z agentami to najsłabsze ogniwo każdej

działalności wywiadowczej. Panuje też opinia, że wiele z wpadek GRU było winą

łączności, a raczej jej braku. Opinia taka tylko do pewnego stopnia odpowiada

prawdzie, gdyż każdy oficer GRU doskonale wie, że największe straty powodowane

były przez oficerów własnej służby, którzy uciekli na Zachód.

Gdy Igor Guzenko

*

przeszedł na stronę USA, zatrzymał jednym ruchem

prawdziwy potok danych technicznych o produkcji broni atomowej, dotąd płynący

nieprzerwanie do Moskwy. Historia nadal z wdzięcznością wspomina innego oficera –

Olega Pieńkowskiego

*

, dzięki któremu kryzys kubański nie przerodził się w trzecią – i

ostatnią – wojnę światową. Zapobiegły temu bezcenne wprost informacje, jakie

przysyłał z Moskwy, aż do chwili aresztowania.

Nie ulega natomiast kwestii, że na drugim miejscu wśród powodów porażek

radzieckiego wywiadu była łączność z agentami. Pierwsze miejsce dzierży

niepodważalnie przechodzenie na stronę Zachodu i to gremialnie, a ciekawostką jest

fakt, że na taką skalę nie zdarzało się to ani carskiemu wywiadowi, ani stalinowskiemu

podczas wojny z Niemcami, a przypadki takie, jak zdrada Jefremowa

*

należały do

nielicznych wyjątków.

Łączność

wywiadowcza

to

ogół

sposobów,

czynności

i

środków

wykorzystywanych do kontaktowania się ze sobą różnych segmentów wywiadu,

głównie ośrodków dyspozycyjnych z agentami. Możemy wyróżnić jej następujące

rodzaje:

– osobową bezpośrednią (spotkania osobiste);

– osobową pośrednią (np. przez kurierów, łączników, punkty adresowe i

kontaktowe);

– bezosobową (np. „martwe” skrzynki, łączność radiowa).

Spotkania osobiste są zawsze najniebezpieczniejszym fragmentem działalności czy

106

background image

to agenta, czy oficera prowadzącego, dlatego też preferuje się pozostałe sposoby

łączności. Nie zawsze jednakże jest to wykonalne, zwłaszcza w początkowym okresie

kształtowania stosunków agenturalnych, wszystko wówczas opiera się na spotkaniach

osobistych, bez których skuteczny werbunek jest niemożliwy. Dopiero gdy agent zyska

doświadczenie, można stopniowo rezygnować z tego rodzaju łączności, przechodząc

na łączność osobową pośrednią bądź bezosobową. Wielu naprawdę doświadczonych

agentów potrafi nawet przez kilka lat nie spotykać się z oficerami prowadzącymi i

mimo to skutecznie działać. Jednak jeśli takie spotkanie jest już naprawdę konieczne,

GRU zdecydowanie woli przeprowadzić je na terenie własnym albo neutralnym.

Rutynowe spotkania muszą się jednak odbywać w przypadku większości agentów,

zwłaszcza jeśli ci prowadzeni są przez oficerów operacyjnych, a nie „nielegalnych”.

Zawsze odbywają się one według z góry ustalonego harmonogramu – jest to

szczególnie ważne w przypadku spotkań alarmowych (na przykład zagrożenie

dekonspiracją).

Zasady spotkań osobistych (gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach oraz

towarzyszący im system znaków) zawsze ustala oficer prowadzący i w przypadku

doświadczonych agentów z zasady są to programy obejmujące najbliższe sześć

miesięcy lub nawet cały rok, a w szczególnych wypadkach okresy dochodzące do

pięciu lat.

Spotkania rutynowe zwykle odbywają się w kawiarniach, restauracjach, kinach lub

parkach, a obie strony starają się zachowywać tak, by sprawić wrażenie normalnego

spotkania towarzyskiego lub w interesach czy w związku ze wspólnym hobby

(trzymane na kolanach rozłożone klasery ze znaczkami czy albumy z monetami).

Czasem spotkania takie odbywają się w galeriach lub w podobnego typu miejscach

publicznych, ale w takim wypadku trwają bardzo krótko.

Dłuższe spotkania, niezbędne w okresie utrwalania kontaktów, zazwyczaj

odbywają się w hotelach, na kempingach lub jachtach będących własnością agenta lub

przez niego wynajmowanych. We wszystkich tych wypadkach oficerowie GRU starają

się z zasady unikać dzielnic czy lokali znanych z działalności przestępczej lub częstych

nalotów policji, jak też dworców, lotnisk czy strzeżonych wystaw, a więc miejsc, gdzie

policja wykazuje większą niż zazwyczaj czujność.

Zawsze też ustalane są spotkania zapasowe (terminy zapasowe) na wypadek nie

zjawienia się którejś ze stron w umówionym terminie. Są one dokładną kopią

spotkania pierwotnego, tylko mają się odbyć o innej porze, na przykład za tydzień. Dla

doświadczonych agentów ustala się cały system takich spotkań (trzy lub cztery za

każdym razem), wtedy zmienia się nie tylko czas, ale i miejsce. System spotkań

zapasowych jest stosowany przez oficera GRU już na długo przed werbunkiem za

pomocą kilku na pozór niewinnych metod i wyjaśnień, na przykład: „Jeśli nie zjawię się

107

background image

tak, jak się umówiliśmy, wiesz, życie dyplomaty jest pełne niespodzianek i zawsze

może coś wyskoczyć w ostatniej chwili, to nie czekaj dłużej niż dziesięć minut, a

spotkamy się w tym samym miejscu za trzy dni”.

Jeśli ktoś z czytelników słyszał podobne propozycje od przyjaciela z rosyjskiej

ambasady (powody, dla których ustalał on inny termin spotkania, są nieważne, istotne

jest, że wykluczały użycie telefonu w celu przełożenia spotkania), to może być pewien,

że GRU ma grubą teczkę dotyczącą jego osoby i w krótkim czasie zostanie mu

złożona propozycja współpracy, od której nie będzie mógł się wywinąć.

Spotkanie alarmowe (w przypadku niebezpieczeństwa lub potrzeby przekazania

bardzo ważnych informacji) to przykład zupełnie innego kontaktu osobowego, z

którego korzystać mogą jedynie naprawdę doświadczeni agenci albo tacy, którzy

mogą mieć informacje o takim znaczeniu, że zwłoka w ich przekazaniu jest

niedopuszczalna. Agent otrzymuje wcześniej instrukcje, określające pod jaki numer

telefonu ma zadzwonić i jak ma przekazać oficerowi wiadomość. W ten sam sposób

agent może dać znać, że oficer ma się zjawić na uzgodnionym na taką okoliczność

spotkaniu alarmowym w jak najszybszym terminie (albo natychmiast). Jeśli natomiast

powie: „Poproszę Johna”, usłyszy, że to pomyłka, bo tu żaden John nie mieszka, gdyż

oznaczać to będzie, że agent został właśnie aresztowany i policja próbuje przez niego

dotrzeć do oficera prowadzącego.

Kontakt przelotny lub „na mijankę”

*

to jeszcze inna odmiana kontaktu

osobowego. Sposób ten jest stosowany do przekazywania materiałów, instrukcji lub

pieniędzy, w sytuacji gdy z jakichkolwiek powodów nie da się użyć skrzynki

kontaktowej. BMP przeprowadza się zazwyczaj w zatłoczonym miejscu (bez

wyznaczania spotkania zapasowego) na przykład na stacji metra w godzinach szczytu i

wymaga ono od obu stron wyjątkowej precyzji, gdyż w innym przypadku agenta i

oficera GRU może rozdzielić tłum albo, co gorsza, przekazanie materiałów zwróci

czyjąś uwagę (zwłaszcza gdy jedna ze stron jest pod obserwacją).

Spotkania kontrolne odbywają się w takich samych warunkach jak rutynowe, ale

agent nie może podejrzewać jego prawdziwej natury, czyli tego że jest kontrolowany.

Przed spotkaniem kontrolnym grupa oficerów GRU obstawia teren, wybierając miejsca

dogodne do obserwacji bez zwracania na siebie uwagi, na przykład może to być

platforma widokowa dla turystów z zainstalowanymi teleskopami. Oficerowie

wywiadu sprawdzają w ten sposób punktualność i zachowanie się agenta, to czy nie

jest on śledzony i – co najważniejsze – czy miejsce spotkania nie zostało poddane

obserwacji przez miejscowy kontrwywiad.

Procedura spotkań kontrolnych umożliwia oficerowi prowadzącemu sprawdzenie

prawidłowości zachowań agenta oraz jego reakcji na to, że spotkanie nie doszło do

skutku (jeżeli okaże się, że w takiej sytuacji agent wpada w panikę, to dalsza z nim

108

background image

współpraca staje pod znakiem zapytania).

Tajne spotkanie (jawka) często mylone jest z tajnym lokalem (jawocznąja

kwartira), które to określenie od dawna już nie jest używane przez GRU, gdyż zastąpił

je wyjaśniony już termin KK. Termin jawka natomiast jest ciągle obecny w rosyjskim

nazewnictwie operacyjnym i oznacza osobiste spotkanie dwóch nie znających się osób,

na przykład dwóch „nielegalnych” lub agenta i jego nowego oficera prowadzącego.

Jest to element łączności wywiadowczej, którego stosowanie planuje się wobec

wszystkich agentów bez wyjątku. Na wypadek zerwania normalnych metod kontaktu

osobowego,

agenci

otrzymują

dane

dotyczące

miejsca,

czasu,

znaków

rozpoznawczych i hasła, tak by łączność mogła zostać odnowiona.

Na przykład w sytuacji dość nieprawdopodobnej, acz możliwej, gdy cały personel

ambasady zostaje uznany za persona non grata i musi opuścić dany kraj, agent traci

kontakt z oficerem prowadzącym i ma obowiązek zjawić się o dwunastej w południe

trzydziestego pierwszego dnia każdego miesiąca (mającego 31 dni) w określonym

miejscu z neseserkiem w lewej i książką w prawej ręce. W ciągu dziesięciu minut

podejdzie do niego ktoś i poda uzgodnione hasło, na które agent ma odpowiedzieć

uzgodnionym odzewem i łączność zostanie odnowiona. Jeśli w ciągu dziesięciu minut

nikt się nie zjawi, agent obowiązany jest powtórzyć całą operację za dwa miesiące i

robić to tak długo, aż ktoś nawiąże z nim kontakt.

W miarę jak agent nabiera doświadczenia, spotkania osobiste zastępuje się

stopniowo kontaktami bezosobowymi. Doświadczeni agenci stosują praktycznie tylko

jeden rodzaj spotkań osobistych – jawkę, opierając się w swej pracy na różnych

sposobach łączności bezosobowej.

Pierwszym z nich jest dwukierunkowa łączność radiowa dalekiego zasięgu. Agent

za pomocą specjalnego przenośnego radia utrzymuje bezpośredni kontakt z radiostacją

na terytorium Rosji, z rosyjskim statkiem badawczym (czytaj: szpiegowskim) albo z

satelitą. Ten sposób łączności jest niemiłosiernie eksploatowany w różnej jakości

powieściach i filmach szpiegowskich, choć w praktyce to rozwiązanie stosuje się tylko

w wypadku wojny albo – na zasadzie wyjątku – w kontaktach z super ważnymi

agentami.

Zwykle agenci oraz „nielegalni” otrzymują pisemne instrukcje odnośnie kilku

typów zwykłego sprzętu elektronicznego dostępnego w sklepach, z którego można

bez problemu zmontować zestaw łączności dwustronnej. Pociągnięcie to rozwiązuje

dwa problemy równocześnie: jeśli agent wzbudzi podejrzenia kontrwywiadu, to

przeszukanie w jego mieszkaniu wykaże dwa dobrej klasy radia, magnetofon i trochę

części, które można kupić w każdym sklepie – nic, co by wskazywało na przestępczą

działalność. Przy okazji odpada też problem skrytki na nadajnik. GRU regularnie

sprawdza rynek sprzętu elektronicznego i uaktualnia listy dawane agentom.

109

background image

W sporadycznych przypadkach (oraz w czasie wojny) mogą mieć zastosowanie

gotowe radia wysyłające skompresowaną wiadomość w ciągu kilku sekund, a

ostatnimi czasy weszły też do użycia nadajniki łączności satelitarnej mogące emitować

silnie skupioną wiązkę fal wprost do anteny satelity przekaźnikowego. Transmisja tego

typu jest bardzo trudna do wykrycia, a zlokalizowanie nadajnika nastręcza jeszcze

więcej kłopotów.

Uzupełnieniem systemu dwukierunkowej łączności radiowej dalekiego zasięgu jest

łączność jednokierunkowa (też dalekiego zasięgu). Jak sama nazwa wskazuje działa

ona w jedną stronę – wiadomości przekazywane są z Centrali agentowi. Nadajnik

może się mieścić zarówno na terenie Rosji, jak i na pokładzie statku badawczego czy

na stacji polarnej. Agent do odbioru używa standardowego radioodbiornika. Instrukcje

kierowane z Centrali do agenta mogą być przekazywane za pomocą wcześniej

uzgodnionych haseł wplecionych na przykład w doniesienia radiowych serwisów

informacyjnych albo przy użyciu szyfru liczbowego. Nawet jeśli nasłuch miejscowego

kontrwywiadu przechwyci tego typu transmisję i w jakiś sposób zorientuje się, że jest

adresowana do agenta, to i tak nie jest w stanie ani poznać jej treści, ani ustalić dla

kogo konkretnie jest przeznaczona.

Praktyka jednak wykazała, że często istnieje konieczność, by także agent miał

możliwość nawiązania jednokierunkowej łączności radiowej. Do tego celu w GRU

najczęściej wykorzystywane są nadajniki małej mocy o niewielkim zasięgu dostępne na

wolnym rynku. Na dachu każdej ambasady widzimy mnóstwo różnego rodzaju anten –

służą one między innymi do tego typu łączności, a funkcjonariusze służby nasłuchu

radiowego przydzieleni do każdej większej rezydentury placówkowej GRU ciągle

monitorują częstotliwości przeznaczone do łączności z agentami. Wykorzystując

sprzęt radiowy dostępny w sklepach można także utrzymywać dwukierunkową

łączność z agentami.

Jeśli w danym kraju nasłuch prowadzony przez policję lub kontrwywiad ulega

takiemu nasileniu, że prowadzenie łączności radiowej staje się zbyt ryzykowne,

wykorzystuje się metody specjalne. Jedną z takich metod, opracowaną specjalnie na

potrzeby GRU, jest podwodna łączność hydroakustyczna wykorzystująca zjawisko

praktycznie nieograniczonego rozchodzenia się fal dźwiękowych w środowisku

wodnym. Agent nadaje, używając specjalnej wędki jako anteny, a oficer GRU odbiera

skompresowany przekaz tym samym sposobem, „łowiąc ryby” w tym samym zbiorniku

wodnym. Na tej samej zasadzie opiera się metoda łączności wykorzystująca systemy

centralnego ogrzewania. Ostatnie badania nad technikami łączności wywiadowczej

przewidują wykorzystanie laserów i innych urządzeń do łączności optoelektronicznej.

Najbardziej rozpowszechnioną metodą łączności z agentami, jaką stosuje GRU, są

jednak klasyczne skrzynki kontaktowe (tzw. martwe skrzynki). Znajdują one

110

background image

najbardziej wszechstronne zastosowanie, a poza wiadomościami można też dzięki nim

przekazywać – lub w nich składować – wszystko co niezbędne w pracy szpiegowskiej:

dokumenty, pieniądze, sprzęt albo broń. W użyciu jest kilkanaście tysięcy rodzajów

skrzynek kontaktowych: od pęknięć w nagrobkach czy dziupli, do specjalnych

magnetycznych pojemników na korespondencję przypominających łby stalowych śrub.

Przymocowane do konstrukcji, na przykład, stalowego mostu, wśród tysięcy

podobnych, są praktycznie nie wykrywalne, a równocześnie są proste zarówno do

zostawienia jak i do zabrania. Bardzo szeroko są też stosowane skrzynki w kształcie

plastikowego klina z szczelną przykrywką, który można bez trudu wbić w ziemię w

pierwszym z brzegu parku. Równie popularne są rozmaite podwodne pojemniki z

hermetycznym zamknięciem.

Najtrudniejszym i najbardziej skomplikowanym etapem w tego typu łączności jest

wybór miejsca na ulokowanie skrzynki kontaktowej. Zagraża im bowiem sporo

niebezpieczeństw, od przypadkowego odkrycia przez bawiące się dzieci, aż po roboty

budowlane (głównie prace rozbiórkowe i budowa dróg czy autostrad). Skrzynka

kontaktowa musi być łatwo dostępna, a jej lokalizacja łatwa do opisania nawet przez

kogoś, kto zna ją tylko z relacji innej osoby. Musi także być usytuowana w miejscu, do

którego oficer operacyjny może udać się nie budząc podejrzeń i zainteresowania.

Kłopoty związane z używaniem skrzynek kontaktowych oraz sposoby ich instalowania

najlepiej jest zilustrować na przykładach. Oto kilka z nich.

Generalną zasadą bezpieczeństwa jest to, że każda skrzynka kontaktowa może być

użyta tylko raz (chyba że nadzwyczajne okoliczności przemawiają za jej ponownym

wykorzystaniem). Dokumentacja dotycząca każdej ze skrzynek przechowywana jest w

Centrali i po wykorzystaniu przenoszona do archiwum po opatrzeniu stemplem

UŻYTA. Pewnego dnia oficer ze sztabu GRU pracujący w archiwum odkrył plany

skrzynki kontaktowej, na których nie było owego stempla.

Akta były stare: skrytkę założono w 1932 roku, a trzy lata później umieszczono w

niej (zgodnie z treścią akt) przedmioty wartościowe i pieniądze w rozmaitych walutach

na łączną kwotę pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Była to rezerwa na wypadek

zagrożenia rezydentury „nielegalnych”, ale nic w dokumentacji nie wskazywało, aby

została kiedykolwiek użyta czy naruszona. Oficer niezwłocznie poinformował o

znalezisku swojego zwierzchnika, a ten z kolei szefa GRU, który nakazał wszczęcie,

śledztwa w tej sprawie.

Okazało się ono niezbyt skomplikowane i po kilku dniach wszystko się wyjaśniło:

skrzynka kontaktowa należała do rezydentury „nielegalnych” w Hamburgu, która w

1937 roku została w całości odwołana do Moskwy i natychmiast rozstrzelana, też w

całości. Wszystkie materiały związane z rezydenturą przekazano do archiwum, a

oficerowie, którzy zajęli miejsce rozstrzelanych, nie dość, że nie mieli doświadczenia,

111

background image

to niebawem podzielili los poprzedników. Potem wybuchła wojna i o całej sprawie po

prostu zapomniano.

Szef GRU po wysłuchaniu tych wieści podjął dwie decyzje. Po pierwsze,

wyznaczył grupę oficerów do dokładnego sprawdzenia archiwum, zakładając, że może

być tam więcej takich niespodzianek, a po drugie, nakazał jednej z rezydentur w RFN

sprawdzić, czy owa skrzynka nadal jest na miejscu, a jeśli tak, wydobyć ją.

W Centrali zakładano, że po upływie kilkudziesięciu lat wartość ukrytych

kosztowności winna znacznie wzrosnąć.

Okazało się, że skrzynka kontaktowa przetrwała pomimo wojny, bombardowań i

odbudowy oraz rozwoju miasta. Był to hermetycznie zamknięty pojemnik, kształtu i

rozmiarów niewielkiej walizki, zatopiony w jeziorku w jednym z parków. Został tak

wykonany, by przypominał fragment płyty nagrobnej. Bez większych problemów

został wydobyty i przewieziony do Moskwy. Po komisyjnym otwarciu pojemnika

wszyscy obecni doznali głębokiego rozczarowania, gdyż zawartością okazało się

kilkadziesiąt zwykłych zegarków w srebrnych kopertach, sto dolarów amerykańskich

i... kilkadziesiąt tysięcy nowiutkich Reichsmarek z okresu III Rzeszy.

Kolejna historia wydarzyła się przed laty w Waszyngtonie. Skrzynkę kontaktową

ulokowano w samym sercu stolicy Stanów Zjednoczonych – była to dziupla w drzewie

rosnącym na terenie parku sąsiadującego z Kapitolem. Rozpoczynając przerwę na

lunch agent ukrywał w niej dokumenty wyniesione z pracy (z reguły ściśle tajne), kilka

minut potem radziecki „dyplomata” regularnie spacerujący po parku, wyjmował je,

obstawiany przez dwóch oficerów wywiadu, kopiował następnie w samochodzie

parkującym na Kapitolu i odnosił na miejsce. Po lunchu agent zabierał dokumenty i

wracał do pracy. Operacja była ryzykowna, ale kilkakrotnie udało się skopiować

wyjątkowo cenne dokumenty bez żadnych problemów (szef GRU zezwolił w tym

przypadku na wielokrotne użycie skrzynki kontaktowej).

Aż tu pewnego pięknego jesiennego dnia oficer, który szedł, by opróżnić skrzynkę

kontaktową, zauważył na trawniku kartkę targaną jesiennym wiatrem. Zaciekawiony

podniósł ją i zobaczył nadruk ŚCIŚLE TAJNE. Zdumiony rozejrzał się wokół i włosy

na głowie stanęły mu dęba. Po całym parku walały się podobne papiery. Sprawa była

jasna. Zbliżająca się zima skłoniła wiewiórki do szukania lokum – pech chciał, że

wybrały dziuplę ze skrzynką kontaktową, papiery im przeszkadzały, więc pracowicie je

wyrzuciły. Niektóre kartki były podarte, inne nosiły ślady ich zębów i pazurków.

Oficerowie GRU czym prędzej zabrali się do zbierania papierzysk i w tym

momencie na ścieżce pojawił się policjant. Ku ich zaskoczeniu zabrał się także do

zbierania papierów, najwyraźniej biorąc Rosjan za urzędników Białego Domu, którym

wiatr wyrwał z rąk dokumenty. Zebrawszy sporą garść wręczył ją z zadowoleniem

oficerowi prowadzącemu, który uśmiechnął się głupawo, zapominając języka w gębie.

112

background image

Na szczęście policjant zasalutował i odszedł, i to w ostatnim momencie. Na trawniku

pojawił się bowiem wracający z lunchu agent. Oficer pognał ku niemu (choć spotkania

osobiste w tej sprawie były zabronione) i wyjaśnił sytuację, proponując dwa wyjścia:

albo agent spróbuje w biurze wyjaśnić zniszczenia pomyłką – podarł i wrzucił

dokumenty do kosza biorąc je za makulaturę – albo odczeka cztery dni i dostanie

dokumenty jak nowe. Agent wolał nie ryzykować – wybrał drugą możliwość.

W przeciągu kilku godzin oficer GRU ze statusem dyplomatycznym, trzykrotnie

zmieniając samoloty, dotarł do Warszawy, gdzie oczekiwał go dwumiejscowy

myśliwiec szkolny i po kolejnych kilku godzinach dokumenty znalazły się w Centrali,

gdzie natychmiast zabrano się do ich fałszowania. Dnia następnego oficer odbył taką

samą trasę w odwrotną stronę i wieczorem dokumenty zostały wręczone agentowi,

który na trzeci dzień, jakby nigdy nic, odniósł je do biura.

Przypadek numer trzy. Skrzynka kontaktowa znajdowała się w niewielkiej rurze

odpływowej nad brzegiem rzeczki w jednym z krajów północnej Europy. Rura

odprowadzająca deszczówkę była wykonana z żeliwa, wobec czego użyto metalowego

pudełka z magnesem wystarczająco silnym, by od razu przywarł do ścianki rury.

Oficer, który miał umieścić pudełko, zrobił to pod pretekstem zawiązywania

sznurowadła. Dyskretnie wsadził rękę do wylotu studzienki, położył na dnie rury

pudełko i właśnie się prostował, gdy wydarzyło się nieszczęście. Otóż nikt nie wziął

pod uwagę tego, że zaczęły się przymrozki i ścianki rury pokryły się lodem – magnes

nie chwycił i całość z ogłuszającym łomotem przejechała stromiznę (rura naturalnie

biegła pod kątem, by lepiej odprowadzać wodę) i wyleciała na dopiero co zamarzniętą

rzekę.

Pudełko zatrzymało się mniej więcej na jej środku, a lód był zbyt kruchy, by

ryzykować wejście. Pod ręką nie było też niczego, czym można by rzucić, by siłą

rozpędu przepchnąć pudełko ku przeciwległemu brzegowi, a jak na złość lód był zbyt

cienki dla człowieka, ale pudełko utrzymywał. Gdyby zatonęło, nie byłoby sprawy,

oficer podłożyłby drugie za kilka godzin i po kłopocie, a tak pojemnik z filmem, na

którym były Instrukcje dla agenta, tkwił na samym środku rzeki, nachalnie rzucając się

w oczy. Oficerowi pozostała tylko jedna możliwość: pognał do sklepu, kupił wędkę i

przez następne półtorej godziny ignorował zdziwione spojrzenia przechodniów,

zarzucając cały czas haczyk, tak by przylgnął do magnesu. W końcu mu się udało i,

ostrożnie ściągając żyłkę, przyholował pudełko do siebie. Miało to miejsce w biały

dzień, w uczęszczanym punkcie jednej z europejskich stolic.

Innym sposobem przekazywania informacji, i to często używanym przez GRU, są

znaki. Używa się do tego celu pinezek, skrawków taśmy samoprzylepnej oraz kresek

lub krzyżyków narysowanych kredą albo szminką w z góry określonych miejscach.

Zaparkowany w uzgodnionym miejscu i czasie samochód także może być znakiem,

113

background image

podobnie jak lalka czy doniczka z kwiatem umieszczona w oknie domu. Te ostatnie to

zwykle ostrzeżenie o niebezpieczeństwie, wcześniejsze oznaczają prośbę o spotkanie

czy potwierdzenie otrzymania instrukcji drogą radiową, ale znaczenie ich może być

zupełnie inne – zależy bowiem wyłącznie od kodu uprzednio uzgodnionego między

agentem a oficerem prowadzącym.

114

background image

Rozdział 20

DZIAŁALNOŚĆ WYWIADOWCZA W PRAKTYCE

Po długotrwałym okresie skrupulatnego opracowywania kandydata, udało się

wreszcie zakończyć werbunek sukcesem. Oficer prowadzący odbył następnie w

różnych hotelikach i pensjonatach serię konspiracyjnych spotkań z nowo pozyskanym

agentem, w trakcie których wprowadził go w arkana szpiegowskiego rzemiosła.

Jednym z głównych elementów tego szkolenia było zorganizowanie systemu łączności

na linii agent-oficer prowadzący, opierającego się na kontaktach bezosobowych. Agent

został także poinformowany, jak ma postępować w przypadku zerwania normalnych

kanałów łączności.

Uzbrojony w tę wiedzę agent ochoczo zabrał się do pracy dostarczając kopie

kilkunastu tajnych dokumentów, których autentyczność Centrala niezwłocznie

zweryfikowała, zestawiając ich treść z analogicznymi materiałami uzyskanymi z innych

źródeł. Już na wstępnym etapie działalności szpiegowskiej naszego agenta spotkała też

przykra niespodzianka – jego wynagrodzenie, z początku bardzo wysokie, uległo

drastycznemu obniżeniu. Wszelkie protesty agenta w tej kwestii zostały zignorowane

przez Centralę. Zwieńczeniem opisanego powyżej procesu instalowania agenta było

odseparowanie go od wszelkich kontaktów z ambasadą czy jakimikolwiek innymi

przedstawicielstwami Moskwy.

Zasadność tego ostatniego kroku staje się zrozumiała po zapoznaniu się z drugo-

wojenną historią radzieckiego wywiadu wojskowego.

Przed wrześniem 1939 roku cała łączność i podporządkowanie agentów, nie tylko

podległych rezydenturom placówkowym, ale też prowadzonych przez „nielegałów” i

ich rezydentury, oparte były na sieci placówek dyplomatycznych i innych

przedstawicielstw zagranicznych. Z chwilą wybuchu wojny, gdy placówki w krajach

okupowanych przez III Rzeszę zostały zamknięte, kontakt ze wszystkimi siatkami

wywiadowczymi uległ natychmiastowemu przerwaniu. W momencie, gdy było to

najbardziej potrzebne ustał dopływ informacji, a w większości krajów europejskich

115

background image

radziecka działalność wywiadowcza praktycznie zamarła.

Do Europy wysłano zastępcę szefa Razwiedupru z grupą radiotelegrafistów i

nieograniczonymi pełnomocnictwami. Dzięki tej misji udało się zorganizować

niewielkie rezydentury „nielegalnych” na terenie Belgii i Holandii, a potem, w efekcie

całej serii tajnych spotkań, odtworzyć kontakty z pozostałymi rezydenturami

„nielegalnych”.

Już po napaści Niemiec na Związek Radziecki wyłoniła się jednak inna, nie

przewidziana uprzednio trudność: okazało się, że radiostacja typu Siewier,

przeznaczona do utrzymywania łączności w czasie wojny, dysponuje zbyt małą mocą.

W trakcie projektowania tego sprzętu nikt bowiem nie przypuszczał, że Niemcy

błyskawicznie dotrą tak daleko w głąb radzieckiego terytorium, a okręty Floty

Bałtyckiej, zablokowane we własnych bazach, nie będą mogły służyć jako punkty

odbiorcze.

Zorganizowano więc centrum odbiorcze ulokowane na terenie radzieckiej

ambasady w Sztokholmie, dokąd napływały depesze ze wszystkich rezydentur

„nielegalnych” połączonych w jedną olbrzymią siatkę i dopiero stamtąd były

retransmitowane do Centrali. Rozwiązanie to, jedyne możliwe do przygotowania w tak

krótkim czasie, od początku nastręczało masę problemów – wszyscy „nielegalni”,

wszyscy oficerowie prowadzący i agenci stali się częścią jednej scentralizowanej

struktury, składającej się z kilku tysięcy osób.

W takiej sytuacji, kwestią czasu – i to bardzo krótkiego – była wpadka skutkująca

załamaniem całego systemu.

Na nieszczęście dla radzieckiego wywiadu, nieuchronna wpadka nastąpiła w

newralgicznym punkcie – jeden z radiooperatorów rezydentury „nielegałów”, chcąc

zaimponować jakiejś dziewczynie, pochwalił się, że regularnie słucha radia, co na

terenach okupowanych było zabronione. Niestety panienka przyjaźniła się też z

podoficerem Gestapo, a ten już wiedział, co zrobić z taką informacją...

Ta idiotyczna wpadka dała początek całemu ciągowi tragicznych zdarzeń, które

przeszły do historii jako sprawa „Czerwonej Orkiestry”. Była to największa klęska w

historii działań radzieckiego wywiadu wojskowego – całkowitej praktycznie likwidacji

uległa siatka wywiadowcza obejmująca swym zasięgiem kraje Europy Zachodniej

okupowane przez III Rzeszę.

Przyznać jednak należy, że radziecki wywiad wojskowy uczył się błyskawicznie.

Po upływie zaledwie kilku miesięcy w państwach będących ówczesnymi sojusznikami

Rosji Radzieckiej, czyli w USA, Kanadzie i Anglii, działały rezydentury „nielegalnych”

całkowicie oddzielone od ambasad. W ten sposób zrodziła się zasada, która z żelazną

konsekwencją jest stosowana po dziś dzień.

Rezydentury placówkowe GRU wspomagają w razie potrzeby „nielegałów”, ale

116

background image

tylko na wyraźne polecenie Centrali, nie mając pojęcia dla kogo konkretnie ta pomoc

jest przeznaczona. Oficerowie „legalnej” rezydentury udzielający pomocy wiedzą tylko

tyle, ile muszą, by wykonać zadanie, a całość działań wywiadowczych na danym

terenie jest planowana tak, by „nielegalni” poza sytuacjami awaryjnymi byli całkowicie

niezależni od rezydentury placówkowej.

Kolejną lekcją wyniesioną z tego okresu jest podział rezydentur na mniejsze,

działające niezależne od siebie, tam, gdzie tylko jest to możliwe. Trzecią zaś jest

wspomniane już odseparowanie agentów od placówek dyplomatycznych przy

pierwszej nadarzającej się okazji. Następuje to, gdy tylko praca agenta zaczyna

przynosić konkretne rezultaty, dzięki czemu zmniejsza się ryzyko, że dobrowolnie

zgłosi się na policję.

Po odseparowaniu agent może zostać zaliczony do jednej z trzech kategorii:

– agent niezależny;

– agent działający w grupie agentów;

– agent wchodzący w skład rezydentury agenturalnej.

Najbardziej wartościowi agenci, to ci dostarczający szczególnie ważnych

materiałów. Oni właśnie są najszybciej zabierani spod kontroli rezydentur – ledwie

Centrala zorientuje się, iż agent taki jest źródłem wyjątkowo cennych informacji,

natychmiast zakazuje mu ich zdobywania. GRU błyskawicznie podejmuje wszelkie

możliwe kroki, by mógł on trafić do „lekkiego” kraju na szkolenie, na przykład pod

pretekstem wyjazdu na wakacje. Jeśli warunki pozwalają, to z takiego kraju zostaje on

potajemnie przetransportowany do Rosji. Gdy wróci do ojczyzny, będzie już w pełni

wyszkolonym, niezależnym agentem, prowadzonym wyłącznie przez któregoś z

szefów GRU. Prowadzenie takiego agenta opiera się na tych samych zasadach, które

obowiązują w przypadku „nielegalnych”.

Dla każdego niezależnego agenta zostaje opracowany indywidualny kompleksowy

system łączności bezosobowej, opartej głównie na skrzynkach kontaktowych.

Rezydentura odpowiedzialna za zwerbowanie owego agenta może otrzymać co

najwyżej rozkaz ich opróżniania, ale nikt z jej personelu nie będzie nawet wiedział, kto

składa w nich materiały.

Napływające od agenta meldunki mają postać naświetlonych negatywów, których

wywołanie może zostać dokonane jedynie w laboratorium fotograficznym Centrali.

Specjalne negatywy noszą kodową nazwę szczit (tarcza) i są filmami z podwójną

warstwą emulsji światłoczułej. Zanim agent otrzyma kasetę z filmem, fotografuje się na

nim pseudotajne dokumenty spreparowane w Centrali GRU. Agent używa tego filmu

jak zwykłego, fotografując autentyczne dokumenty. Jakakolwiek próba wywołania

takiego filmu, bez znajomości zasady, według której naniesiono drugą warstwę

emulsji, kończy się zniszczeniem tajnej zawartości. Pozostaje jedynie pierwotna

117

background image

warstwa z zawartością tak przygotowaną, by naprowadzić policję na fałszywy trop.

Instytut Naukowo-Badawczy GRU opracował kilkadziesiąt metod przygotowania

tego typu filmów (i ich wywoływania), tak że prawdopodobieństwo trafienia na

właściwą przez kogoś z zewnątrz jest bliskie zeru.

GRU stara się ograniczyć kontakty osobiste z agentami niezależnymi do minimum

– jeśli spotkania muszą już mieć miejsce, odbywają się w krajach „lekkich” albo

potajemnie na terenie Rosji i należą do rzadkości.

Agenci nie mający dostępu do takich materiałów jak niezależni, są stopniowo

organizowani w grupy agentów, liczące od trzech do pięciu osób, zazwyczaj

dobieranych tak, by pracowali w jednej dziedzinie. Czasami grupa składa się z

agentów, którzy znają się nawzajem, na przykład jeden zwerbował dwóch pozostałych.

Istnieją grupy rodzinne, szczególnie preferowane przez GRU, gdyż dają gwarancję

stabilizacji i pewność, że nikt z członków rodziny nie zdradzi. W przypadku grupy

rodzinnej pola działalności wywiadowczej poszczególnych jej członków są z zasady

różne.

Łączność z oficerem operacyjnym utrzymuje wyłącznie szef grupy, a reszta

agentów zostaje natychmiast całkowicie odseparowana od kontaktów z rosyjskimi

placówkami dyplomatycznymi, podobnie jak z rezydenturą. Podobnie jak w przypadku

agentów niezależnych także kontakt z szefem grupy jest stopniowo ograniczany, po

czym zanika całkowicie, a kontrolę przejmuje bezpośrednio Moskwa, dokąd też

kanałami łączności bezosobowej trafiają materiały uzyskiwane przez grupę.

Centrala w takich wypadkach stopniowo wymienia personel rezydentury

placówkowej, który miał kontakt z konkretną grupą (lub też wiedział o jej istnieniu),

aż w danym państwie nie pozostanie nikt, kto ma pojęcie o całej sprawie. Gdy to

nastąpi, grupa jest już całkowicie autonomiczna i może skutecznie działać, niezależnie

od ambasady czy jakiegokolwiek innego oficjalnego przedstawicielstwa rosyjskiego we

wspomnianym państwie.

Jak już wspomniano, GRU toleruje spotkania osobiste jedynie w wyjątkowych

przypadkach i przy zachowaniu daleko posuniętych środków ostrożności, dlatego też

agenci trafiający do grupy przeważnie znają tylko szefa grupy, rzadko kiedy znają się

nawzajem, a często nie podejrzewają nawet, że działają w grupie.

Grupa może się stopniowo rozrosnąć, jeśli jej szef uzyska z Centrali zgodę na

werbunek nowych agentów – w takim wypadku grupa staje się automatycznie i

niezależnie od liczebności rezydenturą agenturalną, a jej szef rezydentem.

Taki status uzyskał jeden z amerykańskich fizyków atomowych, któremu GRU

zezwolił na werbunek kolegów po fachu; ciekawostką jest, że nie popełnił on żadnego

błędu i nie groziła mu wpadka. Dekonspiracja siatki spowodowana została zdradą

jednego z oficerów GRU (wspomniany już przypadek Igora Guzenki), który uciekł do

118

background image

USA.

Czasami GRU przydziela jednego lub więcej „nielegałów” do rezydentury

agentów. W takim wypadku (jeśli jest jedynym „nielegalnym”, staje się automatycznie

rezydentem) niezależnie od rozmiarów rezydentury następuje zmiana jej kwalifikacji –

staje się rezydenturą „nielegalnych”, co automatycznie wyłącza ją z kontaktów z

ambasadą czy rezydenturą placówkową GRU. Proces ten trwa bez przerwy,

przypominając rozrost komórek rakowych, z tą różnicą, że w tym przypadku, jak

udowodniły setki przykładów, interwencja chirurgiczna przynosi doskonałe i

natychmiastowe rezultaty.

Jeśli GRU przeczuwa, że może nastąpić zerwanie stosunków dyplomatycznych z

jakimś państwem (albo i wojna), podejmuje odpowiednie kroki, by nie stracić siatki,

która została już zwerbowana, ale jeszcze nie oddzielona od rezydentury placówkowej.

Najbardziej doświadczeni oficerowie operacyjni pozostają wówczas w stanie stałego

pogotowia i z rozkazu Centrali, na wypadek pierwszych oznak kłopotów, przechodzą

na status „nielegalnych” i prowadzą tychże agentów. Osiągają to poprzez dyskretne

zniknięcie z terenu ambasady i kolonii dyplomatycznej, a Moskwa protestuje

przeciwko przetrzymywaniu „uciekinierów” przez rząd danego kraju i na krótki okres

zawiesza wymianę dyplomatów z takim państwem.

Po kilku tygodniach wszystko wraca do normy, a nowi „nielegalni” przystępują do

aktywnej działalności opierając się na wcześniej przygotowanych skrzynkach

kontaktowych z wyposażeniem i zasobami finansowymi. Stopniowo przywracają

łączność z agentami podległymi dotąd rezydenturze, tworząc nową rezydenturę

„nielegalnych”. Nigdy też nie nawiązują współpracy i nie łączą się z funkcjonującymi

na danym terenie rezydenturami „nielegalnych”, co jest dla wszystkich zdecydowanie

bezpieczniejsze. Tworzenie nowych rezydentur „nielegalnych” jest kolejnym

przykładem tradycyjnego dążenia do duplikowania wszelkich struktur.

Niezależnie do której z powyżej opisanych kategorii zaliczamy agentów, ich

podstawowym zadaniem zawsze było, jest i będzie wykradanie tajemnic – musimy o

tym ciągle pamiętać rozpatrując wszelkie formy aktywności GRU.

Materiały zdobywane przez agentów dzielimy na:

1. Informacje – raporty i komentarze (subiektywne, gdyż zawierające opinie

agentów);

2. Dokumenty – oficjalne dokumenty, rysunki, księgi szyfrów (lub ich kopie);

3. Próbki materiałów;

4. Całe urządzenia – egzemplarze gotowych wyrobów, stanowiących część

większej całości (na przykład silnik czołgu), bądź samodzielną całość (na przykład

kompletny egzemplarz broni).

Kopiowanie tajnych dokumentów na mikrofilm czy uzyskiwanie informacji drogą

119

background image

podsłuchu odbywa się w rzeczywistości podobnie jak to pokazuje większość filmów

sensacyjnych, nie ma potrzeby więc tego omawiać – każdy obejrzał w swoim życiu

wystarczająco wiele takich filmów, by wiedzieć, jak to się robi.

Pytanie powstaje natomiast przy pozostałych rodzajach materiałów (próbki i całe

urządzenia): w jaki sposób agent może je zdobyć, nie wzbudzając podejrzeń? Jeden ze

sposobów przedstawiony został w rozdziale poświęconym werbowaniu agentów, ale

bezspornym faktem jest, że od właścicieli małych firm nie można uzyskać wszystkiego,

zwłaszcza jeśli chodzi o całe urządzenia, a nie tylko o ich podzespoły. Dodatkową

trudność stanowi fakt, że takie urządzenie, na przykład czołg, trzeba nie dość, że

zdobyć, to jeszcze dostarczyć do Centrali. Być może wyda się to zaskakujące, ale jest

sporo sprawdzonych sposobów rozwiązania tego rodzaju problemów.

Gotowe egzemplarze broni, która może być użyta jeden raz (na przykład pociski

rakietowe), zazwyczaj zdobywa się drogą kradzieży w trakcie wprowadzania jej do

uzbrojenia, testowania czy też z okazji pokazów. Można, na przykład, w ramach prób

wystrzelić sto rakiet i według oficjalnych dokumentów wszystko się zgodzi, w

praktyce zaś wystrzelono tylko dziewięćdziesiąt dziewięć razy. Setna rakieta nie

zostaje odpalona, lecz przekazana GRU.

Równie dobrym sposobem jest spisanie sprzętu ze stanu lub sporządzenie

fałszywego protokołu zniszczenia. Był wypadek, gdy jeden z agentów zaproponował

GRU nabycie radaru pokładowego myśliwców NATO nowej generacji, pozwalającego

na prowadzenie zwiadu nad terenami nieprzyjaciela z maszyny pozostającej nad

własnym terenem. GRU – naturalnie – wyraził zgodę, uzgodniono też cenę, ale agent

zastrzegł, że dostawa może zająć kilka dni lub nawet miesięcy. Zajęła kilka tygodni, a

po roku radar ten był już na wyposażeniu radzieckiego lotnictwa wojskowego. Agent

pracował na terenie doświadczalnego poligonu lotniczego i musiał poczekać, aż

samolot z takim radarem będzie miał kraksę. Jak udało mu się zdemontować i wynieść

radar, mimo ścisłej kontroli, i doprowadzić do wpisania go do protokołu jako

„bezpowrotnie zniszczony w trakcie wypadku” pozostanie jego tajemnicą; faktem jest,

że mu się to udało.

Częstym sposobem jest celowe niszczenie przez agentów takich urządzeń, dzięki

czemu można spisać je ze stanu jako zbędne i nikt się już nimi nie interesuje. Dobrym

źródłem są też kraje Trzeciego Świata, które z Zachodu otrzymują pomoc wojskową

(jako przykład może służyć, zakończona co prawda porażką, próba zdobycia samolotu

Mirage III z Libanu). Także lokalne konflikty zbrojne lub przewroty wojskowe w tego

typu krajach są doskonałą okazją, by ukraść nowinki techniczne. Każdemu

przewrotowi czy zamachowi stanu towarzyszy wzmożona aktywność GRU.

Najczęstszą metodą transportu zdobyczy do Centrali jest poczta dyplomatyczna –

problemy natomiast nastręcza dostarczanie przesyłek na teren ambasady. Innym

120

background image

problemem jest wielkość i masa – gdy urządzenie waży kilka ton, trudno je wysłać w

bagażu dyplomatycznym.

Sytuacja taka wystąpiła w jednym z państw, które zakupiło niemiecki czołg

Leopard. GRU udało się wykraść jego silnik, który nadzwyczaj interesował radziecki

przemysł zbrojeniowy. Kradzież pozostała niezauważona, ale silnik ważył ponad tonę i

w żaden sposób nie chciał się zmieścić do standardowego kontenera, w którym

przewozi się pocztę dyplomatyczną. Wobec tego konsulat radziecki kupił używany

jacht turystyczny i zlecił niemieckiej firmie jego remont i przebudowę. Za odpowiednią

opłatą zamontowano na nim dwa silniki (jeden trochę nietypowy) i pracownicy

konsulatu z żonami mieli okazję popływać sobie w weekendy. To, że przy którymś

rejsie napotkano radziecki trawler, było naturalnie kwestią przypadku. Ekipa

mechaników w ciągu kwadransa zdemontowała silnik i przetransportowała go na

pokład trawlera, czego, naturalnie też przypadkiem, nikt nie zauważył. Jacht popływał

jeszcze parę tygodni, po czym został sprzedany.

Są też inne sposoby: po zakupie (czy kradzieży) jakiegoś dużego urządzenia, kilku

oficerów GRU jako delegacja jednej z central handlu zagranicznego kupuje od jakiejś

firmy całkowicie niepotrzebne urządzenie, na przykład maszynę do paczkowania kawy.

Ważne jest tylko, by wymiary i masa odpowiadały parametrom skradzionego elementu.

Gdzieś w ustronnym magazynie następuje przepakowanie, maszyna do paczkowania

ląduje na dnie jeziora, a wykradziony cud techniki zbrojeniowej wędruje na Wschód z

oficjalnymi listami przewozowymi, stemplami i plombami celnymi.

Szefostwo GRU, nie bez racji, jest przekonane, że potrafi wykraść Zachodowi

każdą tajemnicę techniczną pod warunkiem, że otrzyma na ten cel wystarczające

środki finansowe.

KONIEC

121


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wiktor Suworow Inside the Soviet Army
Wiktor Suworow Kontrola
Wiktor Suworow Złoty Eszelon 2
Wiktor Suworow Żołnierze wolności 2
02 Wiktor Suworow Zolnierze Wolnosci (mandragora76)
Wiktor Suworow Zołnierze Wolnosci
Wiktor Suworow Wybór
Wiktor Suworow Kontrola
Wiktor Suworow Oczyszczenie
Wiktor Suworow Kontrola(1)
Wiktor Suworow Żołnierze wolności
Wiktor Suworow Żołnierze Wolności[JoannaC]
Wiktor Suworov Specnaz 2
~$ Wiktor Suworow Kontrola (mandragora76)
Wiktor Suworow Kontrola
Wiktor Suworow Oczyszczenie

więcej podobnych podstron