o reineesh mapy swiadomosci


-------------------------------------------------------------------------
Ze zbiorow Biblioteki Sieciowej - http://www.webmedia.pl/bs/
-------------------------------------------------------------------------

NR.ID: 00109
TYTUL: Mapy swiadomosci
AUTOR: Osho Rajneesh
-------------------------------------------------------------------------


Ja mogę dać ci mapę, ale to ty musisz iść, ty musisz podróżować, ty
musisz wędrować. I jedno pamiętaj - moja mapa będzie tak naprawdę
moją mapą i nie może być twoją mapą. Może dać ci kilka
podpowiedzi, kilka wskazówek, ale nie może być twoją mapą,
ponieważ jesteś totalnie innym człowiekiem. Jesteś tak
niepowtarzalny, że niczyja mapa nie może być twoją mapą. Owszem,
zrozumiawszy moją mapę staniesz się świadomy wielu rzeczy o sobie,
ale twoim zadaniem jest nie iść za nią na oślep - bo wtedy staniesz się
pseudo-człowiekiem.
Słuchaj mnie, moich słów, mojej ciszy, mojego istnienia. Próbuj
zrozumieć to, co tutaj się dzieje, co tutaj się zdarza, a potem sam
podejmuj decyzje. Nie zrzucaj odpowiedzialności na nikogo innego.
Taka jest droga wzrastania. Taka jest droga, którą się dociera.

Osho, The Dhammapada: The Way of the Buddha

Wstęp
W zeszłym roku jechałam samochodem przez Francję. Są tam
ogromne nowe autostrady - ze wschodu na zachód można dostać się
niemal natychmiast.
Jedynym problemem jest to, że jadąc tymi nowymi drogami
superszybkiego ruchu w ogóle nie masz okazji posmakować kraju -
ani jednego widoku kamienistej wiejskiej drogi z kuszącymi
kawiarenkami na rogach, gdzie podają sławetną świeżą kawę i
chrupiące bagietki z serem. Ani cienia uciążliwego objazdu
wiodącego przez ciekawie wyglądające targowisko, cmentarz, czy
obok nieprawdopodobnie starej i pięknej katedry.
Pozostaje ci wybranie najbardziej dogodnej i praktycznej autostrady i
dotarcie na miejsce w mgnieniu oka albo drogi bardziej
eksperymentalnej, z widokami, dźwiękami i zapachami, do których z
radością będziesz wracał wspominając podróżowanie w tej części
Ziemi. (Nie muszę chyba dodawać, że nie zawsze lubię to, co proste i
wąskie. Wolę kierować się własnym nosem.)
I tak jest właśnie z mapami. Pokazują one drogi dłuższe lub drogi
krótsze. Mogą powiedzieć ci jak dotrzeć do najszybszej trasy, ale ta
najszybsza nie musi być tą, którą naprawdę będziesz chciał jechać.
Jest to kwestia osobistego wyboru.
Przedstawiamy tu kilka map świadomości, które możesz sam
eksplorować. Jest to ledwie parę z tych map, które Osho nakreślił
abyśmy mogli dotrzeć do własnego wnętrza. Podobnie jak z mapami
Francji, niektóre z nich są dla mnie nieporównywalnie łatwiejsze do
odczytania od innych. Niektóre wyglądają dla mnie jak czysta
chińszczyzna. Inne są jak oddychanie aromatem brzoskwiń
kwitnących wiosną. Myślę, że to dlatego Osho przedstawia tyle
różnych możliwości - dla każdego coś innego.
Mam takie poczucie, że Osho w gruncie rzeczy mówi, że wszystkie
drogi prowadzą do Rzymu. Ktoś może naprawdę poczuć
metaforyczne mapy wnętrza człowieka z tantry i jogi - fragmenty
pierwszego tomu wykładów serii "The Tantra Vision". Jest to podróż
od czakry do czakry, od najbardziej fundamentalnego ośrodka do
"tysiącpłatkowego lotosu" Niemal jak wyraźnie namalowany znak na
drodze, oto skromny przedsmak tego, w jaki sposób Osho opisuje
czwarty ośrodek, serce, nazywany anahata - "niewydobyty dźwięk":
Język to dźwięk wydobyty - musimy tworzyć go strunami głosowymi.
Musi być wydobywany - to dwie klaszczące dłonie. Serce to jedna
klaszcząca dłoń. W sercu nie ma słowa - jest ono bez słów. (Hm!)
"Dżungla, las, ogród i dom" (z wykładów "Path of Love") stanowi
jeszcze inną podróż z przewodnikiem do naszej najbardziej
wewnętrznej natury. Całe to poszukiwanie prawdy można podzielić
na cztery etapy - powiada Osho i opisuje każdy święty, tajemny
symbol tak treściwie jak tylko mógłbyś sobie tego życzyć (niektóre
zdają się być bliższe i bardziej znajome od innych - zależnie od tego
gdzie jesteś i jakimi ścieżkami już kroczyłeś).
Czasem mapa pomaga. Ale co to Osho mówił o tym, aby nie
ugrzęznąć patrząc na palec wskazujący księżyc? W tym przypadku,
jak sądzę, chodzi o ugrzęźnięcie na jakiejś jednej określonej drodze
prowadzącej do celu.
Przedstawiamy więc kilka różnych możliwości - do wyboru. Muszę tu
tylko przypomnieć, że ten wewnętrzny wędrowiec świadomości nie
powinien wpaść w zasadzkę jakiegoś szczególnie interesującego
objazdu. Kawa może być smaczna, ale gdzie to ja miałam dojechać?
Ma Prem Garimo

CZĘŚĆ I
Mapy świadomości
Dżungla - las - ogród - dom
Całe to poszukiwanie prawdy można podzielić na cztery etapy. I
chciałbym, byś zgłębił te cztery etapy, gdyż będziesz gdzieś w tych
czterech etapach: na którymś z tych etapów albo w drodze z jednego
etapu do innego... Pierwszy etap nazywam dżunglą, drugi nazywam
lasem, trzeci nazywam ogrodem, czwarty nazywam domem.

DŻUNGLA
Dżungla jest stanem głębokiego snu - człowiek świadomie nie
poszukuje. Większość żyje w tym stanic. Jest pewne poszukiwanie,
ale bardzo nieświadome, jeszcze nie rozmyślne. Człowiek szuka w
ciemności po omacku, ale niezupełnie jest świadomy celu, ani nawet
nie jest świadomy tego, że błądzi po omacku - jest to bardzo
przypadkowe. Czasem natknie się na jakieś okno i może zyskać
pewne spojrzenie, ale znów to przegapia. Ponieważ nie jest to
świadome szukanie, tych wizji nie można utrzymać. Czasem w snach
coś ci się wyjaśnia. Czasem w miłości otwierają się i zamykają jakieś
drzwi, ale ty nic wiesz jak się otworzyły i jak się znów zamknęły.
Czasem patrzysz na wspaniały zachód słońca, obejmuje cię coś
ogromnie pięknego, wnika w ciebie inny świat, a przynajmniej cię
dotyka - a potem odchodzi. I nie możesz zaufać nawet temu, że tak
było, nic możesz nawet uwierzyć, że to się stało... ponieważ nic
poszukujesz świadomie. Wiele razy spotykasz Boga - uważaj, wiele
razy spotykasz Boga, spotykasz Go w wielu miejscach swego życia,
ale nie potrafisz Go rozpoznać, przede wszystkim dlatego, że nie
szukasz Go.
I pamiętaj, jeśli czegoś nie szukasz, nie możesz tego zobaczyć.
Możesz to zobaczyć tylko wtedy, gdy tego szukasz. Może to przejść
tuż obok ciebie, ale jeśli tego nie szukasz, nie zobaczysz tego. Aby
coś zobaczyć, człowiek musi tego szukać.
Pierwszy stan przypomina dżunglę: głęboką, ciemną, gęstą,
prymitywną, pierwotną. Żadna ścieżka nie istnieje, nawet ślady stóp, i
człowiek nie zmierza donikąd, stale potykając się wędruje od jednego
ciemnego zakątka do innego ciemnego zakątka. Większość ludzi żyje
w dżungli, w nieświadomym stanie umysłu. Ludzie śpią głębokim
snem, czasem są lunatykami, czasem są somnambulikami.
Tak nauczają Budda, Chrystus, Gurdjieff, Kabir - większość ludzi nie
żyje, tylko egzystuje, wegetuje. Wyglądasz tak, jakbyś był uważny -
nie jesteś uważny. Żyjesz w gęstej mgle, w chmurach. Twoje życie
jest mechaniczne. Owszem, różne rzeczy się dzieją, ale dzieją się tak,
jak dzieje się to mechanizmom: naciskasz guzik i zapala się światło,
tak, po prostu, naciskasz guzik i mechanizm zaczyna funkcjonować,
tak, po prostu. Ktoś naciska ten guzik w tobie i przychodzi złość, ktoś
naciska inny guzik w tobie i jesteś bardzo szczęśliwy, ktoś inny
naciska jakiś inny guzik i otacza cię jakiś inny nastrój, i nie ma nawet
jednej chwili przerwy między naciśnięciem guzika i pojawieniem się
tego nastroju. Jest to mechaniczne. Nie jesteś panem, jesteś
niewolnikiem.
I takie jest twoje życie: twoje najgłębsze centrum śpi głębokim snem,
a twoja świadomość jest otumaniona. Twoje ciało jest rydwanem, a
byle zachcianka, byle pragnienie wchodzi w ciebie, wiezie cię przez
jakiś czas, zabiera cię dokądś, zostawia cię tam, a potem kolejna
zachcianka, kolejne pragnienie... I tak wędrujesz zakosami, potykasz
się o jakiś kamień, wpadasz na jakieś drzewo. W ciemności ranisz
siebie, przysparzasz sobie bólu. Całe twoje życie to nic innego jak
tylko głęboki koszmar.
Kilku ludzi tutaj przyszło do mnie nie szukając, z samego przypadku;
znają jakiegoś przyjaciela, który tu był i pomyśleli: "dobra,
pojedziemy i zobaczymy jak tam jest". Przeglądali książki w księgarni
i natknęli się na którąś z moich książek, a moje zdjęcie ich
przyciągnęło - albo spodobał im się tytuł książki, zaciekawili się i
przybyli tutaj. Ale to poszukiwanie jest bardzo, bardzo nieświadome.
Nie myślisz, nie medytujesz nad swym życiem, jakie powinno być,
czym powinno być, dokąd powinno prowadzić.
A każde pragnienie, gdy opanuje cię, staje się twym panem. Gdy
jesteś w złości, złość staje się twoim panem, całkowicie nad tobą
zapanowuje. I nie jest tak, że jesteś w złości: stajesz się złością, i w tej
złości robisz coś, czego będziesz żałował. I w tym tkwi ironia - inne
"ja" będzie żałowało tego, co zrobiło tamto "ja", inne pragnienie, inny
stan, inny nastrój. Teraz będziesz cierpiał, i pójdziesz, i będziesz
chciał prosić o wybaczenie. Jest to ktoś inny, nie jest to ta sama
osoba. Gdzie są te zaczerwienione oczy, ta twarz pełna przemocy, ta
gotowość zabicia albo bycia zabitym? Wszystko minęło.
Na tym etapie, etapie dżungli, ludzi bardziej interesują odpowiedzi
niż pytanie. Natychmiast zadowalają się jakąkolwiek głupią
odpowiedzią, jaka została im udzielona. W istocie rzeczy nigdy nie
zadali pytania. Jeszcze przed zapytaniem przyjęli odpowiedź. Tak
ktoś staje się hindusem, ktoś inny mahometaninem, a ktoś inny
chrześcijaninem, zanim zadałeś pytanie, odpowiedź została ci
udzielona, a ty kurczowo trzymasz się tej odpowiedzi.
Taki właśnie jest typ człowieka, którego nazywasz "prostym" -
ociosany, tradycyjny, konformista. Ukierunkowany na przeszłość:
nigdy nie spogląda w przyszłość, i nigdy nie spogląda w
teraźniejszość... Ten typ człowieka wierzy w księdza, w biskupa, w
papieża, w shankaracharyę. Ten człowiek nigdy nie idzie poszukiwać
gdzie indziej.
Trzyma się kurczowo tego księdza, tej religii, tego kościoła, w którym
przypadkowo się narodził. Zostaje tam, żyje w nim, umiera w nim... A
prawdziwe życie jest niebezpieczne: na to nie może sobie pozwolić.
Życie jest przygodą w tym, co nowe, ale on kurczowo trzyma się
starego. Życie jest nieznane i niepoznawalne, a on nie chce ryzykować
swoją wiedzą. Wraca pocztą zwrotną bez otwarcia koperty.
Przychodzi, żyje, umiera, a w rzeczywistości nigdy nie przychodzi, i
nigdy nie żyje i nigdy nie umiera. Cała jego egzystencja to głęboki
sen. Jeszcze nie domaga się bycia człowiekiem.
Ten typ człowieka nazywasz "głupkowatym". Zawsze wygląda tak,
jakby był świętszy od ciebie, bardzo moralistyczny. Myśli, że jest
bardzo moralny, ale nie zna żadnych podstaw moralności. I kurczowo
trzyma się norm społecznych, nigdy nie wykracza poza nie.
Przestrzega zasad... Ten typ człowieka jest też uparty: nigdy się nie
zmienia, nie jest gotowy do zmiany. Jest bardzo przeciwny zmianom,
jest antyrewolucyjny I ten typ człowieka jest fanatykiem i faszystą; w
każdej chwili gotowy jest stać się pełnym przemocy. A cała ta jego
przemoc pojawia się, gdyż nie jest przekonany co do samego siebie,
nie jest pewien własnej religii. Jego religia nie jest jego doznaniem -
jak może być jej pewny? Kiedy z nim dyskutujesz, natychmiast w
dyskusji wyjmuje miecz. Miecz jest jego argumentem. Ten typ
człowieka jest bardzo irracjonalny, ale przemawia tak, jakby był
bardzo racjonalny. Jego racjonalizm to nic innego jak tylko
racjonalizacja, nie jest to rzeczywisty rozum.
Pamiętaj i obserwuj - gdzieś w głębi duszy musisz mieć tę dżunglę.
Niektórzy mają ją bardziej, inni mają ją mniej, ale różnica dotyczy
ilości, stopnia. Ta dżungla tkwi w każdym człowieku. Jest to twoja
nieświadomość, ciemna noc wewnątrz ciebie. A z tej ciemnej nocy
powstaje wiele instynktów, impulsów, obsesji, szaleństw, i
zapanowują one nad twą świadomością. Stań się obserwującym, stań
się uważnym.
Na przykład - pojawia się złość. Pojawia się z nieświadomości, ten
dym unosi się z nieświadomości. Potem obejmuje twą świadomość i
to cię otumania. Potem możesz zrobić coś, czego przy zdrowych
zmysłach nigdy byś nie zrobił. Czekaj. Nie jest to pora na mówienie
ani jednego słowa lub robienie czegokolwiek. Zamknij drzwi, usiądź
w ciszy, obserwuj jak ta złość powstaje, a znajdziesz klucz.
Obserwując powstawanie złości, zobaczysz - stopniowo złość
wygaśnie. Nie może trwać wiecznie, ma pewną ilość energii, pewną
potencjalność. Gdy wyczerpie się ona, złość odchodzi; a gdy odchodzi
i wewnętrznie znów się uspokoisz, stwierdzisz pewną zmianę, zmianę
jakości swego istnienia. Stałeś się bardziej uważny. Energia, która
miała stać się złością i która miała być zmarnowana i która miała być
niszcząca, została wykorzystana przez twą świadomość. A teraz
świadomość płonie jaśniejszym ogniem, korzystając z tej samej
energii.
Taka jest wewnętrzna metoda dokonywania przemiany trucizny w
nektar.

LAS
Z dżungli musisz się wydostać. Drugim stanem jest las. Przypomina
on dżunglę, z jedną małą różnicą - w lesie jest kilka ścieżek, szlaków,
nie autostrad, ale ścieżek do pieszych wędrówek. W dżungli nie ma
nawet jednej ścieżki. Dżungla jest bardzo prymitywna, w dżungli
człowiek jeszcze się nie pojawił, jest ona niemal zwierzęca. W lesie
pojawiają się ludzie. Jest kilka ścieżek, możesz odnaleźć drogę.
Las przypomina śnienie. Dżungla była jak sen, las przypomina
śnienie. Przypomina podświadomość: krainę brzasku, ani nocy, ani
dnia, ot, pośrodku. Wszystko jest nadal zamglone, ale nie jest ciemne.
Coś można zobaczyć, odrobinę możesz się poruszyć, masz pewną
dozę świadomości. Jest to kraina błyszczących oczu, hippisów, tak
zwanego religijnego szukającego, uzależnionego od narkotyków,
próbującego znaleźć jakąkolwiek drogę, jakikolwiek sposób, skróty
pozwalające jakoś wydostać się z tego lasu. Jest to stan, w którym
zaczyna się poszukiwanie, bardzo niepewnie, ale przynajmniej się
zaczyna. Lepsze to niż dżungla.
Hippis jest lepszy od człowieka tępego, lepszy od człowieka prostego:
przynajmniej szuka. Może czasem iść w niewłaściwym kierunku.
Poszukując medytacji staje się uzależniony od narkotyków, gdyż
narkotyki mogą dać coś podobnego, pewne zbliżone doznanie; a on
przynajmniej poszukuje, przynajmniej wędruje. Może popełnia błędy,
ale przynajmniej wędruje. Człowiek w dżungli w ogóle nie wędruje -
nie popełnia błędów, ale i nie wędruje.
A pozostawanie w miejscu jest największym błędem jaki można
popełnić. Wędruj! W życiu są próby i błędy, człowiek musi uczyć się
na błędach. Wiele ścieżek otwiera się w drugim etapie; w gruncie
rzeczy zbyt wiele, i człowieka ogarnia zamieszanie. Jest to bardzo
chaotyczne. Dżungla jest bardzo spokojna, wszystko jest jasne. Choć
jest ciemno, wiara jest jasna - ktoś jest hindusem, ktoś jest
mahometaninem, ktoś jest chrześcijaninem, i wszystko jest jasne...
Jest ciemno, ale wszystko jest jasne, ludzie nie są w zamieszaniu.
Ludzie są martwi, ale nie zmieszani. Wraz z życiem pojawia się
zamieszanie, i chaos. Ale to z chaosu gwiazdy się rodzą.
W drugim typie pojawiają się poeci, malarze, artyści, muzycy,
tancerze. To rewolucjoniści. Pierwszy typ jest ortodoksyjny, drugi jest
rewolucyjny. Pierwszy typ jest tradycyjny, drugi jest utopijny.
Pierwszy jest ukierunkowany na przeszłość, drugi jest ukierunkowany
na przyszłość. Dla pierwszego złoty wiek już minął, dla drugiego
dopiero nadejdzie. Patrzy on przed siebie. Przypomina Głupca z kart
tarota - patrzy przed siebie, w niebo. Stoi na skraju skały, z jedną
nogą zawieszoną nad przepaścią. Ale jest tak szczęśliwy, nie patrzy w
dół, patrzy w niebo, na odległe gwiazdy. Jest pełny marzeń. Jest bliski
śmierci, ale jest pełny marzeń. To niebezpieczne. A jeśli zapytasz
mnie co wybrać, powiem: wybierz to drugie, bądź głupcem, nigdy nie
bądź punditem. Lepiej być głupcem i ryzykować niż nigdy nie
ryzykować i pozostać zaspokojonym fikcyjną, zapożyczoną wiedzą.
To drugie to głupiec. Dla drugiego etapu mam specjalną nazwę -
nazywam to "Kraina Kalifornii". Tak, jest to Kalifornia ludzkiej
duszy, gdzie istnieje wielki supermarket, supermarket duchowy -
wszelkiej maści techniki i wszelkiej maści przewodniki i mapy.
W takiej chwili człowiek zaczyna patrzeć. Nie jest zaspokojony
kościołem, w którym się urodził, zaczyna wędrować i próbuje obcych
ścieżek, nieznanych ścieżek. To jest chwila, gdy człowiek staje się
studentem i szuka nauczyciela. Poszukiwanie nie weszło jeszcze zbyt
głęboko, ale zaczęło się. Nasienie wykiełkowało. Droga do przebycia
jest wciąż daleka. Trzeba odbyć długą drogę, ale teraz jest pewna
możliwość.
Pierwszy typ jest martwy, drugi typ jest zbyt żywy, niebezpiecznie
żywy. Pierwszy typ jest w jednym ekstremum, drugi typ wszedł w
drugie ekstremum. W drugim też nie ma równowagi, równowaga
przyjdzie w trzecim etapie. Pierwszy kurczowo trzyma się martwych
liter, a drugi kurczowo trzyma się nicości, nigdzie nie ma miejsca,
stale idzie, jest wędrowcem. Pierwszy to gospodarz domostwa, drugi
to wędrowiec. Drugi przypomina toczący się kamień: nie obrasta
mchem. Nigdy nie dociera do centrum, stale wędruje od jednego
nauczyciela do innego, od jednej książki do innej.
Pierwszy bardzo łatwo posługuje się mową, drugi staje się mniej
wygadany. Rozmawiałeś kiedyś z hippisem? Bardzo trudno
zrozumieć co on mówi. A gdy sam nie wie co mówi, powiada
"prawda?" Nie zna siebie, a pyta ciebie: "prawda? widzisz?" - a sam
niczego nie widzi. I zamiast wyrażać się słowami, zaczyna wyrażać
się dźwiękami. Zaczyna używać dźwięków, dziecinnych dźwięków.
Staje się mniej elokwentny.
Pierwszy jest bardzo rozumowy, żyje w głowie. Drugi porusza się ku
sercu, staje się typem bardziej uczuciowym. Pierwszy nie jest
świadomy, ale myśli, że jego myślenie jest świadomością. Drugi
jeszcze nie dotarł do źródła uczucia, ale myśli, że emocjonalizm,
sentymentalizm to uczucie.
Hippis potrafi płakać, potrafi śmiać się. Jest ekscentryczny, szalony,
ale to lepsze niż pierwszy. Pierwszy jest polityczny, drugi jest
niepolityczny. Pierwszy wierzy w wojnę, drugi zaczyna ufać
pokojowi. Pierwszy gromadzi przedmioty, drugi zaczyna kochać
ludzi... piękne. Pierwszy wierzy w małżeństwo, drugi wierzy w
miłość. Pierwszy żyje w schronieniu, drugi nie wie gdzie będzie jutro.
Ale jest to dobre - wszystko zaczęło się poruszać. Może poruszać się
w niewłaściwym kierunku, to prawda, ale może też poruszać się we
właściwym kierunku. Ruch jest dobry. Teraz potrzebny będzie
właściwy kierunek. Jedna rzecz już się stała, teraz potrzebny będzie
kierunek.
Pierwszy jest bardzo ziemski: wierzy w konta bankowe i
ubezpieczenie na życie. Pierwszy jest bardzo chciwy władzy,
pieniędzy Drugi nie wierzy w zabezpieczenie - bardziej ufa życiu niż
ubezpieczeniu na życie. Wierzy w miłość bardziej niż w
zabezpieczenie jakie można mieć z konta bankowego. Nie jest
opętany pieniędzmi, nie gromadzi. Nie jest moralny w takim sensie
moralności jak pierwszy typ, zaczyna mieć moralność nowego
rodzaju, moralność rewolucyjną, moralność osobistą. Moralność
pierwszego typu jest społeczna, moralność drugiego typu jest
osobista. Moralność pierwszego typu polega na uwarunkowaniach,
moralność drugiego typu polega na sumieniu. Rozgląda się wokoło i
cokolwiek ma ochotę zrobić, robi to. Robi to, co uznaje, jest
indywidualnością... Pierwszy typ jest zbiorowością. Nieświadomość
jest zbiorowa, podświadomość jest indywidualna... Pierwszy typ jest
dogmatyczny, teologiczny - drugi jest filozoficzny.

OGRÓD
A trzecim jest ogród, trzecim etapem. Ogród jest stanem przebudzenia
- człowiek jest przebudzony.
Pierwszym jest sen, drugi to śnienie, trzeci to przebudzenie. Hindusi
nazywają pierwszy sushupti, drugi - swabhana, trzeci - jagrati. Teraz
jest on świadomy, uważny, dzień się przebudził. Książki,
przewodnicy, nauczyciele stali się nieistotni - znalazł Mistrza.
Pierwszy wierzy w księdza. Drugi nie wie dokąd iść, nie ma kompasu,
pogubił wszelkie kierunki, do nikogo nie idzie. Możesz wyszkolić psa
i nazwać go Guru Maharaji i on pójdzie. Zrób tylko propagandę i
zobaczysz, że ten pies znajdzie swoich zwolenników. Drugi może iść
do jakiegokolwiek Guru Maharaji. Gotowy jest upaść u stóp
kogokolwiek, jest za bardzo gotowy. Pierwszy nigdy nie jest gotowy,
drugi jest zbyt gotowy. Dla pierwszego kwestia padnięcia u stóp
kogokolwiek innego niż jego własny ksiądz nie istnieje. Drugiemu
każdy zdaje się być tym księdzem. Jego oczy są bardzo
niezdecydowane. Może on iść do każdego, do każdego, kto twierdzi,
do każdego, kto potrafi krzyczeć w głos: "Tak, ja będę twoim
przewodnikiem. Ja jestem nauczycielem świata. Ja jestem tym i
tamtym." Ktokolwiek potrafi to powiedzieć, on będzie gotowy paść
do jego stóp.
Ale trzeciego nie interesują już nauczyciele, nie jest studentem.
Interesuje go kontakt osobisty, interesuje go Mistrz, on chce stać się
uczniem. Nie przejmuje się tym, co Mistrz mówi, bardziej interesuje
się tą aurą, którą Mistrz stwarza wokół siebie. Nie interesują go jego
doktryny, jego filozofia - interesuje go jego istnienie.
Gdy stajesz się zainteresowany istnieniem, i gdy patrzysz wprost do
najgłębszego rdzenia człowieka, gdy zaczynasz odczuwać obecność,
dopiero wtedy możesz stać się uczniem. Nie poszukujesz
filozoficznych odpowiedzi, teraz pytanie Kim jestem? stało się
istotne.
Drugi jest gotów uczyć się, pierwszy nie jest gotów uczyć się, trzeci
jest gotów oduczyć się. Powtórzę - pierwszy nie jest gotów uczyć się.
Drugi jest gotów uczyć się skądkolwiek i uczy się zbyt wielu rzeczy,
sprzecznych, głupich, dobrych, złych - i popada w zamęt.
Trzeci jest gotowy oduczyć się. Nie poszukuje wiedzy. Powiada:
"Poszukuję kogoś, kto dotarł. I nie będę słuchał tego czy to, co on
mówi, jest argumentacyjnie uzasadnione, filozoficznie prawdziwe.
Chcę być w intymnej relacji."
Relacja między nauczycielem i studentem nie jest osobista. Relacja
między Mistrzem i uczniem jest osobista, jest to romans. Trzeba czuć,
trzeba być w obecności Mistrza, trzeba obserwować. Nie trzeba
wnosić swojego umysłu - trzeba odsunąć umysł na bok i trzeba
patrzeć wprost, i czuć.
Jeden z Mistrzów zen powiadał: "Gdy dotarłem do mojego Mistrza,
przez trzy lata siedziałem u jego boku, a on nawet na mnie nie
spojrzał. Potem, po trzech latach - spojrzał na mnie i była to wielka
radość. Potem znów minęły trzy lata i któregoś dnia uśmiechnął się do
mnie, i było to błogosławieństwem. Potem znów minęły trzy lata, i
któregoś dnia położył dłoń na mej głowie, i było to ogromne, było to
niewiarygodne. Potem znów minęły trzy lata, i któregoś dnia objął
mnie, i ja zniknąłem, i on znikł... i była jedność."
Znalezienie Mistrza to znalezienie punktu, z którego Bóg jest
najbliższy, znalezienie najbliższych drzwi, za którymi Bóg jest
dostępny. Ktoś dotarł... A jak się o tym przekonasz? Musisz odczuć,
myślenie tu nie pomoże. Myślenie zaprowadzi cię na manowce;
musisz odczuć, musisz być cierpliwy, musisz być w jego obecności,
musisz smakować, musisz stać się odurzony jego obecnością. I
powoli, powoli wszystko stanie się jasne. Gdy twój umysł wygaśnie,
wszystko stanie się jasne. Albo jest Mistrzem, albo nie jest, i będzie to
objawienie. Jeśli jest, możesz zanurzyć się całkowicie. Jeśli nie jest,
musisz ruszyć w drogę. W obu przypadkach dojdziesz do pewnego
końca. Czasem może tak się zdarzyć, że poczujesz, że to jest Mistrz,
ale nie dla ciebie. Wtedy też musisz ruszyć w drogę, bo Mistrz może
pomóc tylko wtedy, gdy ty i on pasujecie do siebie, gdy waszym
przeznaczeniem jest bycie razem, gdy waszym przeznaczeniem jest
bycie dla siebie.
Na tym etapie, ogrodu, otwiera się totalnie inna perspektywa. Jest to
punkt, w którym ważne staje się pytanie Kim jestem? a ty nie
domagasz się odpowiedzi. Nie jesteś gotów przyjąć żadnej
odpowiedzi z zewnątrz. A Mistrz nie da ci żadnej odpowiedzi. Tak
naprawdę zniszczy wszystkie twoje odpowiedzi - to właśnie ja tutaj
robię... Zabieram ci wszystkie twoje odpowiedzi, byś pozostał sam ze
swym pytaniem, czysty ze swym pytaniem, dziewiczy ze swym
pytaniem.
Gdy pozostaje pytanie, a nie ma odpowiedzi z zewnątrz, zaczynasz
zapadać się wewnątrz siebie. To pytanie jak strzała przenika do
samego źródła twego istnienia - i tam jest odpowiedź. I ta odpowiedź
nie jest werbalna. Nie jest to teoria, którą napotykasz, jest to
urzeczywistnienie. Eksplodujesz. Po prostu wiesz. Nie jest to wiedza -
wiesz. Jest to doznanie, egzystencjalne. Ten pierwszy człowiek jest
dogmatyczny, sekciarski. Ten drugi człowiek jest filozoficzny. Ten
trzeci człowiek jest religijny, egzystencjalny.

DOM
A czwartym etapem jest dom. Hindusi zwą go turiya - czwarty stan.
W czwartym stanie dotarłeś, dotarłeś do samego rdzenia swego
istnienia - dom, oświecenie, samadhi, satori, nirwana. Dotarłeś do
miejsca, w którym znika Mistrz i uczeń, w którym znika oddany i
Bóg, w którym znika poszukujący i to, co poszukiwane, w którym
znikają wszelkie dualizmy. Wykroczyłeś ponad dwa, dotarłeś do
jednego.
To jest to miejsce, którego wszyscy szukamy, a jego piękno polega na
tym, że ono już tu jest. Gdy dotrzesz do domu, stwierdzisz, że dotarłeś
tam, gdzie zawsze byłeś. Patrząc za siebie z tego domu, roześmiejesz
się. Zobaczysz, że tej dżungli nie było na zewnątrz, była to twoja
własna nieświadomość. Lasu nie było na zewnątrz, było to twoje
własne śnienie. Ogrodu nie było na zewnątrz, była to twoja własna
uważność. A tym domem jest twoje własne istnienie, satchitanand. To
ty, twoja najbardziej wewnętrzna natura, swabhava, tao - nazywaj to
jak tylko chcesz. Jest to bez nazwy.
Takie są te cztery etapy.

Wielbłąd - lew - dziecko
Zarathustra dzieli ewolucję świadomości na trzy symbole: wielbłąd,
lew i dziecko.
Wielbłąd to zwierzę juczne gotowe oddać się w niewolę, nigdy się nie
buntuje. Nie potrafi nawet powiedzieć nie. Jest istotą wierzącą na
słowo, wyznawcą, zwolennikiem, wiernym niewolnikiem. To
najniższy poziom ludzkiej świadomości.
Lew jest rewolucją. Początkiem rewolucji jest święte nie.
W świadomości wielbłąda zawsze jest potrzeba kogoś, kto będzie
prowadził i kto będzie mówił "powinieneś..." Potrzeba mu
dziesięciorga przykazań. Potrzebne mu są wszystkie religie, wszyscy
księża i wszystkie święte pisma, bo sam sobie nie potrafi zaufać. Nie
ma odwagi i nie ma duszy i nie ma tęsknoty do wolności. Jest
posłuszny.
Lew jest tęsknotą do wolności, pragnieniem zniszczenia wszystkich
więzień. Lew nie potrzebuje żadnego lidera - sam sobie wystarcza.
Nikomu nie pozwoli nakazywać "będziesz..." - jest to urazą dla jego
dumy. Może on tylko powiedzieć: "ja to zrobię". Lew jest
odpowiedzialnością i ogromnym wysiłkiem wyzwolenia się z
wszelkich łańcuchów.
Ale i lew nie jest najwyższym szczytem ludzkiego wzrastania.
Najwyższy szczyt jest wtedy, gdy lew także przechodzi metamorfozę i
staje się dzieckiem. Dziecko jest niewinnością. Nie jest
posłuszeństwem, nie jest nieposłuszeństwem. Nie jest wiarą, nie jest
niewiarą - jest czystą ufnością, jest świętym tak mówionym
egzystencji i życiu i temu wszystkiemu, co się w nim zawiera.
Dziecko jest samym szczytem czystości, szczerości, autentyzmu,
chłonności i otwartości na egzystencję. Te symbole są bardzo piękne.
Zgłębimy implikacje tych symboli w miarę jak Zarathustra będzie je
opisywał - jeden po drugim.

WIELBŁĄD
Wielbłąd jest chyba najbrzydszym zwierzęciem całej egzystencji. Nie
można pogłębić jego brzydoty. Co jeszcze można zrobić? Taka z
niego karykatura. Wygląda tak, jakby wyszedł prosto z piekła.
Wybór wielbłąda jako najniższej świadomości jest idealnie trafny.
Najniższa świadomość w człowieku jest kaleka - chce być
zniewolona. Boi się wolności, bo boi się odpowiedzialności. Gotowa
jest dać się objuczyć takim ciężarem, jak to tylko możliwe. Cieszy się,
gdy jest obarczana ciężarem. I taka jest najniższa świadomość -
obładowana wiedzą, która jest zapożyczona. Żaden godny człowiek
nie pozwoli sobie na obciążanie się zapożyczoną wiedzą. Ta
obładowuje cię moralnością, którą umarli przekazują żywym, która
jest dominacją martwych nad żywymi. Żaden godny człowiek nie
pozwoli, żeby rządzili nim umarli.
Najniższa świadomość człowieka tkwi w ignorancji i nieświadomości,
nieuważności, w głębokim śnie - gdyż stale podawana jest jej trucizna
wierzenia na słowo, wiary, nigdy nie dopuszcza się wątpienia, nawet
mówienia nie. A człowiek, który nie potrafi powiedzieć nie, traci
swoją godność. I człowiek, który nie potrafi powiedzieć nie... jego tak
nic nie znaczy. Czy widzisz te implikacje? Tak ma znaczenie tylko
wtedy, gdy wcześniej potrafiłeś powiedzieć nie. Jeśli nie umiesz
powiedzieć nie, twoje tak jest bezsilne, nic nie znaczy.

LEW
Dlatego wielbłąd musi zmienić się w pięknego lwa, gotowego umrzeć,
ale nie gotowego dać się zniewolić. Nie możesz z lwa uczynić
zwierzęcia jucznego. Lew ma taką godność jaką żadne inne zwierzę
nie może się poszczycić. Nie ma skarbów, nie ma królestw - jego
godność tkwi tylko w sposobie bycia - bez lęku, bez obawy przed
nieznanym, gotów powiedzieć nie nawet ryzykując śmierć.
Ta gotowość powiedzenia nie, ta buntowniczość, zmywają z niego
wszelki brud pozostawiony przez wielbłąda - wszelkie ślady i odciski
kopyt, jakie zostawił wielbłąd. I dopiero po lwie, po wielkim nie,
możliwe jest święte tak dziecka.
Dziecko mówi tak nie dlatego, że się boi. Mówi tak dlatego, że kocha,
dlatego, że ufa. Mówi tak, bo jest niewinne, nie może sobie
wyobrazić, że może być oszukane. Jego tak to ogromna ufność. Nie
wynika z lęku, wynika z głębokiej niewinności. Tylko to tak może je
zaprowadzić na najwyższy szczyt świadomości, do tego, co nazywam
boskością... Teraz poszukuje ono swojej najwyższej boskości. Żaden
bóg nie będzie mu wrogiem. Nie będzie się kłaniać żadnemu bogu -
samo sobie będzie panem. Taki jest duch lwa - absolutna wolność z
pewnością oznacza wolność od boga, wolność od tak zwanych
przykazań, wolność od świętych pism, wolność od jakiejkolwiek
moralności narzuconej przez innych ludzi.
Oczywiście pojawi się też coś w rodzaju cnoty, ale będzie to coś, co
pochodzi z twego własnego, cichego, małego głosu. Twoja wolność
przyniesie odpowiedzialność, ale ta odpowiedzialność nie będzie
narzucona przez kogoś innego... Teraz nie ma kwestii kogokolwiek,
kto mógłby nim rządzić. Nawet Bóg nie jest już tym, kogo by słuchał.
Człowiek o duchu buntowniczym - a bez buntowniczego ducha
metamorfoza nie może nastąpić - musi rzec: "nie, to moja wola -
zrobię wszystko, co moja świadomość uzna za słuszne, i nie zrobię
nic, co moja świadomość uważa za niewłaściwe. Poza mym własnym
istnieniem nie ma dla mnie innego przewodnika. Prócz własnych
oczu, nie będę wierzył żadnym innym oczom - nie jestem ślepy i nie
jestem idiotą.
Widzę. Myślę. Medytuję i sam odnajduję dla siebie co jest słuszne, a
co jest niewłaściwe. Moja moralność będzie jedynie cieniem mojej
świadomości."

DZIECKO
Dziecko jest najwyższym szczytem ewolucji pod względem
świadomości. Ale dziecko to tylko symbol - nie znaczy to, że dzieci są
najwyższym stanem istnienia. Dziecko podano tu symbolicznie, gdyż
dziecko nie jest wyuczone. Jest niewinne, a jeśli jest niewinne, jest
pełne zadziwienia, jego dusza tęskni do tego, co tajemnicze. Dziecko
to początek, przygotowanie - i życie zawsze powinno być początkiem
i zawsze uciechą i zabawą, zawsze śmiechem, nigdy powagą.
Święte tak jest potrzebne, ale to święte tak może przyjść dopiero po
świętym nie. Wielbłąd zawsze mówi tak, ale jest to tak niewolnika.
On nie potrafi powiedzieć nie. Jego tak nie ma żadnej wartości.
Lew mówi nie! Ale nie potrafi powiedzieć tak. Sprzeciwia się to jego
własnej naturze. Przypomina mu wielbłąda. Jakoś wyzwolił się od
wielbłąda i powiedzenie tak znów mu przypomina - zrozumiałe - tak
wielbłąda i niewolę. Nie, to zwierzę w wielbłądzie nie potrafi
powiedzieć nie. W lwie - może powiedzieć nie, ale nie jest w stanie
powiedzieć tak.
Dziecko nic nie wie o wielbłądzie, nic nie wie o lwie. To dlatego
Zaratustra powiada: "Dziecko jest niewinnością i zapomnieniem..."
Jego oczy są czyste i ma ono wszelki potencjał, by powiedzieć nie.
Skoro tego nie mówi, to dlatego, że ufa - nie dlatego, że się boi. Nie z
lęku, ale z ufności. A gdy tak pochodzi z ufności, jest to największa
metamorfoza, największa przemiana, na jaką można mieć nadzieję.
Te trzy symbole są piękne i warto je pamiętać. Pamiętaj, że jesteś tu,
gdzie wielbłąd, i że musisz stać się lwem, i pamiętaj, że nie wolno ci
zatrzymać się na lwie. Musisz pójść jeszcze dalej, ku nowemu
początkowi, ku niewinności i świętemu tak - ku dziecku. Prawdziwy
mędrzec na powrót staje się dzieckiem.
Krąg się zamyka - od dziecka, znów po dziecko. Ale różnica jest
ogromna. Dziecko jako takie jest w ignorancji. Będzie musiało stać
się wielbłądem, lwem, i wrócić potem do dziecka - ale to dziecko nie
jest tym samym dawnym dzieckiem, gdyż nie jest w ignorancji. Musi
przejść przez wszystkie doznania życia - niewolę, wolność, bezsilne
tak, dzikie nie - a jednak wszystko to zapomni. Nie jest to ignorancja,
ale niewinność. Tamto pierwsze dziecko było początkiem podróży.
Drugie dzieciństwo jest dopełnieniem podróży.. Pierwsze narodziny
są narodzinami ciała, drugie są narodzinami świadomości. Pierwsze
narodziny czynią cię człowiekiem, drugie narodziny czynią cię
bogiem.
Student - uczeń - oddany - Mistrz
Są takie cztery etapy, które trzeba zrozumieć.
Pierwszy - student - przychodzi do mistrza, ale nigdy do mistrza nie
dociera. Dociera tylko do nauczyciela. Może to być ten sam człowiek,
ale student nie jest gotów do przemiany, do odrodzenia się. Przyszedł,
by posiąść nieco więcej wiedzy. Chce stać się nieco bardziej
wyuczonym. Ma pytania, ale te pytania są jedynie intelektualne, nie
są egzystencjalne. Nie dotyczą jego życia, nie są kwestią życia i
śmierci. Człowiek tego rodzaju może wędrować od jednego mistrza
do drugiego zbierając słowa, teorie, systemy, filozofie. Może stać się
bardzo efektywny, może stać się wielkim punditem, ale nie wie nic.
Jest to coś, co trzeba zrozumieć. Jest wiedza - możesz jej mieć tyle, ile
chcesz, a nadal pozostaniesz ignorantem. I jest ignorancja, która tak
naprawdę jest niewinnością - nic nie wiesz, a jednak dotarłeś do
takiego miejsca, gdzie wszystko jest znane. Jest więc wiedza, która
jest ignorancją, i jest ignorancja, która jest mądrością.
Studenta interesuje wiedza.
Ale czasem tak jest, możesz przyjść do mistrza jako student, ot, z
samej ciekawości, i możesz zostać pochwycony jego charyzmą,
możesz zostać pochwycony jego oczami, możesz zostać pochwycony
biciem jego serca. Przyszedłeś jako student, ale przechodzisz do
drugiego etapu - stajesz się uczniem.
Student niepotrzebnie wędruje z miejsca na miejsce, od jednego
świętego pisma do innego. Wiele zbiera, ale wszystko to są śmieci.
Kiedy wyjdzie z tego kokonu bycia studentem i stanie się uczniem,
błądzenie ustaje - harmonizuje się z mistrzem. Sam tego nie wiedząc,
ulega przemianie. Dowie się o tym dopiero później, że wszystko się
zmienia. Te same sytuacje, wobec których stawał w przeszłości, teraz
przyjmuje całkiem inaczej.
Wątpliwości znikają, racjonalność zdaje się być dziecinną zabawą.
Życie jest o wiele głębsze, tak bardzo, że nie można tego zawrzeć w
słowach. Gdy student staje się uczniem, zaczyna słyszeć coś, co nie
zostało wypowiedziane - pomiędzy słowami... pomiędzy zdaniami...
w przerwach, gdy mistrz nagle się zatrzymuje... ale porozumienie
trwa.
Uczeń to wielki krok naprzód w porównaniu ze studentem.
W przeszłości, w czasach Upaniszadów, szkoły tajemne istniejące w
Indiach nazywane były gurukula. Słowo bardzo znaczące - oznacza
ono "rodzina mistrza". Nie jest to zwykła szkoła, studium czy
uniwersytet. Nie jest to kwestia jedynie uczenia się, jest to kwestia
bycia w miłości. Nie oczekuje się od ciebie, abyś był w miłości ze
swoim nauczycielem na uniwersytecie.
Ale w gurukula, gdzie rozkwitały Upaniszady, była to rodzina
miłości. Kwestia uczenia się była drugorzędna, istotna była kwestia
istnienia. Nie jest ważne ile wiesz, ważne jest na ile jesteś. A mistrz
nie jest zainteresowany dokarmianiem twojego biokomputera,
umysłu. Nie będzie powiększał twojej pamięci, bo jest to
bezużyteczne. To może dokonać maszyna, a maszyna może to zrobić
nawet lepiej od ciebie.
Komputer może robić to, czego ludzka pamięć nie potrafi dokonać.
Jeden komputer może pomieścić całą bibliotekę. Nie musisz czytać -
wystarczy, że zapytasz komputer, a on da ci odpowiedź. I bardzo
rzadko zdarza się, aby coś stało się nie tak, gdy wysiądzie
elektryczność lub wyczerpią się baterie.
Mistrza nie interesuje uczynienie z ciebie komputera. Interesuje go
uczynienie z ciebie światła dla ciebie samego, autentycznego
istnienia, istnienia nieśmiertelnego - nie tylko wiedzy, nie tylko tego,
co inni powiedzieli, ale twojego przeżycia.
Gdy uczeń zbliża się do mistrza coraz bardziej, nastaje pewien punkt
przemiany: uczeń staje się, w pewnej chwili, oddanym. Każdy z tych
etapów ma w sobie pewne piękno.
Stanie się uczniem było wielką rewolucją, ale to nic wobec stania się
oddanym. W jakim momencie uczeń przemienia się i staje się
oddanym? Tak bardzo żywi go energia mistrza, jego światło, jego
miłość, jego śmiech, sama jego obecność - a on nic nie może dać w
zamian. Przychodzi chwila, gdy zaczyna odczuwać tak ogromną
wdzięczność, że po prostu chyli głowę do stóp mistrza. Nie ma nic
innego, co mógłby dać, oprócz siebie. Od tej chwili jest on niemal
częścią mistrza. Jest w głębokiej synchroniczności z sercem mistrza.
Jest to wdzięczność, bycie pełnym podziękowania.
A czwarty etap przychodzi wtedy, gdy staje się on jednym z mistrzem.
Jest taka opowieść o Rinzai. Niemal dwadzieścia lat żył on ze swym
mistrzem, a pewnego dnia przyszedł i usiadł na miejscu mistrza.
Przyszedł mistrz - spojrzał na Rinzai siedzącego na jego miejscu. Po
prostu podszedł i usiadł tam, gdzie zwykł był siadać Rinzai. Nic nie
zostało powiedziane, ale wszystko zostało zrozumiane. Wszyscy byli
zadziwieni - "Co się dzieje?" W końcu Rinzai rzekł do mistrza:
* Czy nie czujesz się urażony? Czy nie znieważyłem cię? Czy w jakiś
sposób nie okazałem niewdzięczności?
Mistrz roześmiał się.
* Teraz stałeś się mistrzem. Dotarłeś do domu - rzekł. - Od studenta
do ucznia, od ucznia do oddania, a od oddania do bycia mistrzem.
Ogromnie się cieszę, że możesz mieć udział w mojej pracy Teraz nie
muszę przychodzić tu codziennie, wiem, że jest ktoś jeszcze z tą samą
aurą, tym samym aromatem.
* A naprawdę to byłeś bardzo leniwy. To powinno stać się trzy
miesiące temu, nie możesz mnie oszukać. Od trzech miesięcy czuję,
że ten człowiek niepotrzebnie trzyma moje stopy. Może usiąść na tym
miejscu, a dla odmiany teraz ja mogę trzymać jego stopy. Zebranie
odwagi zajęło ci trzy miesiące.
* Mój Boże - rzekł Rinzai - a ja myślałem, że nikt o tym nie wie, że to
było tylko wewnątrz mnie. A ty podajesz mi dokładną porę kiedy to
się stało. Tak, to było trzy miesiące temu. Byłem leniwy i nie miałem
dość odwagi. Zawsze myślałem, że to jest niewłaściwe, że wygląda to
nieodpowiednio.
* Gdybyś zaczekał jeszcze jeden dzień - odrzekł mistrz - uderzyłbym
cię w głowę. Trzy miesiące to dość czasu na podjęcie decyzji, a ty nie
zadecydowałeś... egzystencja zadecydowała.
Byłem nauczycielem na uniwersytecie. Opuściłem uniwersytet z tego
tylko powodu, że zatrzymuje się on na pierwszym etapie. Żaden
uniwersytet nie wymaga byś stał się uczniem, kwestia bycia oddanym
czy mistrzem po prostu nie istnieje. I są świątynie, które nie czyniąc
cię studentem czy uczniem, po prostu narzucają ci oddanie - które
będzie fałszywe, nie będzie miało korzeni. A na całym świecie, w
kościołach, synagogach, świątyniach, są oddani - nic nie wiedząc o
byciu uczniem, stali się uczniami, stali się oddanymi.
Szkoła tajemna jest bardzo systematycznym spotkaniem z
cudownością.
A cudowność jest wszędzie wokół ciebie, i wewnątrz, i na zewnątrz.
Potrzeba tylko pewnego systemu. Mistrz po prostu dostarcza pewnego
systemu, abyś mógł powoli wejść na głębsze wody, a w końcu przejść
do tego etapu, w którym znikasz w oceanie - sam stajesz się oceanem.

Siedem czakr - jedność
Człowiek rodzi się przebudzony, a potem zasypia. Człowiek rodzi się
jednością, a potem staje się wielością. Człowiek rodzi się jako
indywidualność, a potem zasypia i śni, że jest tłumem. To jest cały
problem, całe zadanie, całe wyzwanie życia. Trzeba to zrozumieć.
Takie jest to poszukiwanie: szukamy tego, czym pierwotnie byliśmy.
Szukamy tego czym naprawdę jesteśmy. Szukamy tego, czego ani na
jedną chwilę nie zagubiliśmy, tylko zapomnieliśmy; przestaliśmy o
tym pamiętać. Być może jest to takie oczywiste, i dlatego
przestaliśmy o tym pamiętać.
Jezus powiada: "Dopóki znów nie staniecie się jak dzieci nie
wejdziecie do mojego Królestwa Bożego." Jego wskazanie jest
wyraźne. Dopóki nie odzyskasz swej pierwotności, dopóki znów nie
podążysz do pierwotnego źródła... Pewnego wieczoru poszukujący
zapytał Jezusa: "Co mam robić, by poznać Boga?" I Jezus rzekł:
"Dopóki nie narodzisz się na nowo, nie poznasz go." Trzeba dojść do
tego pierwotnego źródła w którym byliśmy wtedy, gdy się
urodziliśmy.
Legenda powiada, że Jezus odmówił uczenia się alfabetu, liter. Nie
pozwolił nauczycielom omawiać beta - dwa, dopóki nie mogli
wyjaśnić znaczenia alfa - jedności, tak, by był zaspokojony. A oni,
rzecz jasna, nie potrafili go wyjaśnić. Jeden jest liczbą, na której
opiera się cała arytmetyka; jeden jest liczbą, na której opiera się
każdy człowiek, cały wszechświat, koncepcja Boga, rzeczywistości. I
dziecko Jezus żądało: "Dokąd nie wyjaśnicie znaczenia jedności, nie
zajmę się kolejną literą alfabetu. Najpierw powiedzcie mi czym jest
alfa, dopiero wtedy będę gotowy, aby przejść do dwojga, beta."
Ponieważ nie zdołano mu wyjaśnić, odmówił pójścia do szkoły.
Zapisków tego nie ma w ewangeliach chrześcijańskich, ponieważ
wiele rzeczy nie zostało zapisanych w ewangeliach chrześcijańskich.
Ale to jest jedna z najstarszych tradycji esseńskich. Przekazywana
była, ta opowieść, z mistrza na ucznia, przez stulecia. Jest to jedna z
najbardziej znaczących opowieści o Jezusie: jego naleganie, że
najpierw trzeba poznać jedność, bo jedność jest podstawą
wszystkiego.
Gdy jesteś przebudzony, jesteś jednością. Gdy zasypiasz, stajesz się
wielością. Zauważyłeś to? We śnie tyle ról odgrywasz jednocześnie.
Rankiem, gdy się budzisz, jesteś jednością. We śnie jesteś tym, który
śni, jesteś tym, co jest śnione; jesteś kierownikiem snu, jesteś
aktorem, jesteś opowieścią, jesteś sceną i jesteś też publicznością.
Stajesz się wielością, ulegasz rozpadowi, stajesz się tłumem. We śnie
przestajesz być jednością. Gdy budzisz się, nagle kierownik, aktor,
opowieść, scena, dramat, publiczność, to, co jest śnione i ten, kto śni,
wszystko znika w jednej jedności. Hindusi nazywają cały ten świat
krainą snu, maya. Śpimy bardzo głęboko. Dlatego poszukiwanie
jedności, albo poszukiwanie uważności jest tym samym; bo stając się
uważnym, stajesz się jednością - albo, stając się jednością stajesz się
uważny.
Wyjaśnię ci teraz jak na tyle sposobów, na miliony sposobów
poszukujemy jedności. Rodzi się dziecko. Jego pierwsze
funkcjonowanie w świecie jest przez jedzenie, jego pierwsze
funkcjonowanie w świecie jest przez wchłonięcie materii.
Poszukiwanie zaczęło się: materia chce spotkać się z materią. Materia
chce być w organicznej jedności z inną materią; materia przyciąga
materię, ściąga materię. To pierwsza miłość: jedzenie. Jedzenie daje
dziecku pierwszy orgazm. Gdy po zjedzeniu posiłku lub wypiciu
wody czujesz zaspokojenie, to zaspokojenie jest uczuciem jedności.
Materia z zewnątrz została wchłonięta do wewnątrz, wnętrze spotkało
się z zewnętrzem. To spotkanie nie jest bardzo głębokie, nie może
być, jest spotkaniem materii; jest bardzo powierzchowne - a jednak
jest.
Hindusi nazywają to pierwszą czakrą, muladhar. Wielu jest ludzi,
którzy żyją w pierwszej czakrze. Po prostu stale jedzą i wydalają. Całe
ich życie to nic innego, tylko wchłanianie materii i wyrzucanie
materii na zewnątrz, ich życie jest bardzo mechaniczne. Jest bardzo,
bardzo wąskie, mały tunel. Muladhar jest najmniejszym otworem w
twoim istnieniu, przez który światło wchodzi w ciebie, a ty wchodzisz
do egzystencji. Najmniejszym otworem jest muladhar, pierwszy
ośrodek. Zaczyna on funkcjonować, bo dziecko musi przeżyć;
najpierw musi przyjąć pokarm, inaczej by umarło. Jest to środek
zapewniający przetrwanie, ale człowiek nie powinien żyć aby jeść.
Jeżeli żyjesz tylko po to, aby jeść, w ogóle nie żyjesz. Po prostu
czekasz na śmierć. I wybrałeś bardzo małą przyjemność, bardzo
zwyczajną przyjemność, jedynie drobne pocieszenie, i na tej małej
przyjemności kończysz. A wokoło są ogromne możliwości...
Przyjrzyj się swemu życiu. Jeśli jesteś zbyt przywiązany do jedzenia,
stań się nieco uważniejszy. To pierwsze poszukiwanie jedności. Teraz
nawet fizycy, kilku szalonych fizyków mówi, że atomy są razem, bo
kochają się. Słowo miłość nie jest dobre, wygląda na
antropomorficzne; teraz jednak kilku fizyków ma dość odwagi, by
powiedzieć, że coś ono wyjaśnia. I trzeba je stosować, bo wygląda na
to, że innego wyjaśnienia nie ma. Dlaczego elektrony, neutrony i
protony są razem? Skąd to bycie razem? Musi istnieć jakiś rodzaj
więzi, pewne przyciąganie. Musi być pewna jedność, musi trwać
pewien romans, na najniższym poziomie, ale musi być jakiś romans,
inaczej dlaczego one się nie rozejdą? Można nazwać to grawitacją,
można nazwać to magnetyzmem, można nazwać to polem
magnetycznym, jak tylko chcesz, ale miłość wydaje się być
najlepszym słowem, bo może wyjaśnić cały zakres, od najniższego do
najwyższego.
Miłość wydaje się być słowem najbardziej ekonomicznym, zawiera
się w nim cały zakres. Kiedy jesz i za bardzo ulegasz obsesji jedzenia,
trzymasz się po prostu pierwszej lekcji miłości: elektrony, protony,
neutrony przyciągają się wzajemnie, twoje ciało przyciąga inne ciało-
materię z zewnątrz. Oczywiście jest pewne spełnienie, bo zawsze, gdy
jest jedność, jest spełnienie, jest zadowolenie, ale jest ono bardzo
niskie, najniższe. Człowiek powinien nauczyć się wychodzić poza nie.
Dlatego wszystkie religie uczą znaczenia postu.
Post nie oznacza głodowania, post nie oznacza, że musisz zabić swoje
ciało, że musisz być niszczący, nie. Post oznacza jedynie: daj tylko
tyle, ile trzeba, nie więcej, abyś mógł być dostępny na drugiej
płaszczyźnie; będziesz mógł stać się dostępny drugiemu ośrodkowi.
Jeśli jesteś zbyt opanowany obsesją jedzenia, jedzenie zamknie cię;
będziesz tylko materią. Nie trzeba zbyt przywiązywać się do jedzenia,
i nie trzeba też zbyt przywiązywać się do postu. Wtedy osiąga się
równowagę. A wzrastanie następuje tylko poprzez równowagę.
Drugim ośrodkiem jest svadhisthan. Kiedy dziecko jest zdrowe,
szczęśliwe, i jego ciało jest całe, zaczyna dominować. W dziecku
pojawia się pragnienie dominowania, dziecko staje się politykiem.
Zaczyna uśmiechać się do ludzi, bo poznaje, że gdy uśmiechasz się,
ludzie ulegają twojemu wpływowi. Zaczyna płakać, krzyczeć, bo
poznaje, że płaczem i krzykiem możesz manipulować matką, ojcem,
rodziną. Gdy potrzeby fizyczne dziecka zostaną zaspokojone, pojawia
się nowa potrzeba, która jest życiowo ważną potrzebą - dominowanie.
To znów jest dążenie do wprowadzenia jedności, jedności tego, co
podlega dominacji, i tego, który dominuje.
Zawsze, gdy nad kimś panujesz, stajesz się w pewien sposób
jednością z nim. Zawsze, gdy ktoś poddaje się tobie, albo ty
poddajesz się komuś, w pewien sposób stajecie się jednością. Dlatego
na całym świecie ludzie próbują panować nad innymi: żony chcą
panować nad mężami, mężowie próbują panować nad żonami, rodzice
próbują panować nad dziećmi, dzieci usiłują panować nad rodzicami,
każdy na swój sposób. Cały świat próbuje panować. Jeżeli właściwie
to zrozumiesz, to również jest poszukiwaniem jedności.
Zawsze, gdy kogoś pokonasz i stajesz się osobą dysponującą mocą
posiadania, wchłonąłeś tego człowieka do swojego istnienia. Jego
życiowość została wchłonięta, jego życiowa energia stała się
jednością z tobą. Ten otwór jest nieco większy niż pierwszy, jest to
większe otwarcie. Człowiek z obsesją jedzenia jest bardziej zamknięty
niż człowiek z obsesją władzy: przynajmniej przebywa z ludźmi.
Będzie miał w życiu relacje międzyludzkie pewnego typu: niezbyt
dobre, gdyż relacja oparta na dominowaniu nie może być bardzo
dobra, przede wszystkim jest pełna przemocy, agresywna, brzydka,
ale jednak jest to pewien rodzaj relacji.
Politycy żyją w drugim ośrodku. Żarłoki żyją w pierwszym, politycy
w drugim, a potem jest trzeci, manipura; mężczyzna i kobieta chcą
spotkać się, stać się jednością. W Biblii powiedziano: Bóg stworzył
Adama na swój obraz. Trzeba zrozumieć pewną kwestię. Adam
musiał być obojgiem, Adam musiał być i Adamem i Ewą, inaczej
Ewa nie mogłaby być wyjęta z Adama. W pierwotnym tekście
hebrajskim użyto takich słów, które wszystko wyraźnie objaśniają:
Bóg stworzył Adama-Ewę w jednym istnieniu. To pierwotnie
stworzone istnienie nie było ani mężczyzną, ani kobietą, było jednym
i drugim. Nie było to ani "on" ani "ona" była jedność. Tylko z tej
jedności Bóg mógł wziąć oddzielną kobietę.
Jeśli spytasz naukowców, powiedzą, że gdy dziecko dorasta w łonie
matki, przez parę miesięcy nie jest ani chłopcem, ani dziewczynką,
jest ciałem. Stopniowo pojawiają się cechy rozróżniające, staje się
ono albo chłopcem, albo dziewczynką. Pierwotna komórka, ameba,
jest zarazem męska i żeńska, nie jest jeszcze podzielona. Zatem
powiedzenie, że Bóg stworzył Adama, nie jest właściwe. Moja
sugestia jest taka: Bóg stworzył Adama-Ewę, a potem podzielił ich na
dwie oddzielne istoty. Wraz z tym podziałem pojawiło się wielkie
pragnienie spotkania tej drugiej osoby.
Każdy mężczyzna szuka kobiety, i każda kobieta szuka mężczyzny
Szukamy przeciwieństwa, biegunowego przeciwieństwa. Bez tej
drugiej osoby, zdaje się, jakby czegoś brakowało; bez tej drugiej
osoby, życie wydaje się być niespełniające; bez tej drugiej osoby,
zdaje się, że jesteś połową, nie całością. Stąd jest tyle pogoni za
miłością, kochaniem i byciem kochanym. Jest to trzecia czakra,
manipura: potrzeba spotkania mężczyzny z kobietą i stania się
jednością.
Jeśli chodzi o niższą naturę, jest to najwyższy ośrodek. W trzech
niższych ośrodkach, seks to najwyższy ośrodek. Żarłoki tylko
gromadzą, to najgorsi ludzie w świecie. Nigdy nie dzielą się, skąpcy,
bogaci, gromadzący, wyzyskujący Lepsi od nich są politycy, oni
przynajmniej wchodzą w relacje międzyludzkie. Ale i oni są
niebezpieczni, gdyż ich relacje są oparte na panowaniu. Znają tylko
jedno: albo ulegasz komuś, albo nad kimś panujesz. Cały ich język
jest nieludzki. Nie znają żadnych relacji ludzkich, znają wojnę, znają
przemoc, znają agresję. Całym ich staraniem jest stanie się tak
dominującym, by każdego móc wchłonąć. Tak robił Aleksander
Wielki, tak robił Adolf Hitler Lepsze jest to od pierwszego,
przynajmniej tworzą jakieś relacje międzyludzkie. Nawiązują te
relacje niewłaściwie, ale przynajmniej je nawiązują.
Pierwszy wchodzi w relacje tylko z przedmiotami: pieniędzmi,
jedzeniem, domem, samochodem. Drugi wchodzi w relacje z ludźmi.
Jego relacje nie są jeszcze wiele warte, ale jednak są to relacje
międzyludzkie; prymitywne, z samego początku, bardzo pierwotne,
ale jednak są to relacje międzyludzkie. Trzeci wchodzi w relacje
oparte na seksie, dwojgu kochankach: poeci, artyści, malarze, istnieją
z trzecim ośrodkiem, estetyką. Trzeci jest najwyższy w niższych
ośrodkach, człowiek zaczyna dzielić się. A gdy kogoś kochasz, nie
chcesz dominować. Pamiętaj: jeśli chcesz dominować, twoja miłość
skażona jest drugim ośrodkiem, nie jest jeszcze miłością. Jeśli
naprawdę kochasz, chcesz wolności dla siebie i chcesz też wolności
dla tej kochanej osoby. Miłość daje wolność, daje niezależność, bo
piękno miłości jest tylko wtedy, gdy wynika ona z wolności. Nie jest
to dominowanie, jest to dzielenie się, odpowiedzialne dzielenie się,
jesteś szczęśliwy dzieląc się swoimi energiami. Ale i to jeszcze nie
jest ludzkie, zwierzęta też potrafią to robić, robią to bardzo dobrze,
lepiej niż ludzie. Ale to poszukiwanie prowadzi wyżej.
Gdy mężczyzna i kobieta naprawdę się spotykają i następuje orgazm,
będziesz miał pierwszy przebłysk, daleki przebłysk boskości. Stąd
atrakcyjność seksu, stąd to głębokie pragnienie orgazmu seksualnego,
bo jest w nim odzwierciedlona jedność - tylko na chwilę, może nawet
nie na chwilę, na ułamek sekundy... jedynie umykający przebłysk...
ale to Bóg przechodzi obok.
Człowiek uzależniony od jedzenia jest bardzo daleko, nie ma nawet
przebłysku. Człowiek uzależniony od władzy jest bardzo brzydki,
bardzo agresywny, jest w wielkim zamieszaniu - ten przebłysk nie jest
możliwy. W głębokim romansie seksualnym Bóg może po raz
pierwszy przeniknąć do ciebie. Pierwszy promyk samadhi pojawia się
w orgazmie seksualnym. Tak naprawdę, człowiek zaczął myśleć o
samadhi tylko wskutek orgazmu seksualnego, gdy stał się świadomy
w tej chwili błogosławieństwa, gdy dwie osoby spotykają się tak
głęboko, że roztapiają się w sobie, że ich granice przestają być
granicami, że jakoś w cudowny sposób zaczynają tętnić w jednym
ośrodku, że nie są dwojgiem serc, że nie są dwojgiem oddychających
ciał, stają się jednością. Pojawia się pewien rytm, harmonizują się ze
sobą. A ten rytm jest tak ogromny, tak potężny, że oboje zatracają się
w tym rytmie, że oboje powierzają się mu.
Pamiętaj, w drugim ośrodku chcesz kogoś podporządkować sobie, a
ten ktoś usiłuje podporządkować sobie ciebie. W trzecim ośrodku
oboje powierzacie się czemuś, co jest poza wami. Oboje powierzacie
się bogu miłości. Oboje powierzacie się orgazmicznej jedności energii
seksu; w tym powierzeniu, oboje znikacie. Na jedną chwilę jesteście
Adamem i Ewą razem.
I Biblia mówi: Bóg stworzył Adama na swój obraz. Gdy Adam i Ewa
naprawdę się spotykają, obraz Boga znów jest odzwierciedlony w
stanie twej świadomości. W twym jeziorze świadomości odbija się
księżyc Boga... wciąż jest odległy, ale ten pierwszy przebłysk wszedł
w ciebie.
Muladhar jest materialnym, pierwszym ośrodkiem. Svadhisthan,
drugi ośrodek, jest istotny dla życia. Trzeci, manipura,
psychosomatyczny, jest najwyższą jednością w niższym świecie;
jasne, chwilową, a jednak ma ogromne znaczenie.
Czwarty to anahata; wykracza poza seksualność, staje się czystą
miłością. Kiedy widzisz kwiat, kwiat róży, i twoje serce tętni razem z
nim, nie ma seksualności. Nie ma mężczyzny i kobiety, nie ma
biegunowości, ot, jesteś poruszony pięknem. To piękno nie ma
żadnego związku z mężczyzną i kobietą, to piękno jest poza
mężczyzną i kobietą. Patrzysz w noc, całe niebo pełne jest gwiazd, i
nagle jesteś poruszony do samego rdzenia swojego istnienia. Pojawia
się ogromna radość... zaczynasz spotykać się z gwiazdami. Nie ma
kwestii mężczyzny i kobiety, nie ma yin i yang, w ogóle nie jest to
kwestia biegunowości.
Miłość wychodzi poza biegunowość, seks zostaje poniżej
biegunowości. Seks potrzebuje przeciwieństwa, miłość nie potrzebuje
przeciwieństwa. Dlatego w seksie zawsze jest jakiś subtelny konflikt:
ponieważ harmonia z przeciwieństwem nigdy nie może być totalna.
Przez kilka chwil, może... i znowu wkrada się konflikt. Kochankowie
stale ze sobą walczą. Psycholodzy twierdzą, że gdy dwoje kochanków
przestaje się kłócić, ukazuje to po prostu, że miłość zniknęła.
Kochankowie są intymnymi wrogami. Ciągle się kłócą, dokuczają
sobie. Tak, są chwile, gdy są całkowicie w sobie rozpuszczeni, ale są
to rzadkie chwile, nieliczne i odległe od siebie.
W miłości biegunowość znika. Miłość bardziej przypomina przyjaźń.
Możesz kochać drzewo, możesz kochać kamień, możesz kochać
gwiazdy, możesz kochać trawę, możesz kochać cokolwiek. Miłość nie
ma nic wspólnego z biegunowością mężczyzna-kobieta. Miłość jest
ponad przeciwieństwami, stąd ta jedność jest głębsza. To jest czwarta
czakra, anahata, czakra serca. I w tej czwartej naprawdę stajesz się
człowiekiem. Aż do trzeciej byłeś częścią królestwa zwierząt, byłeś
jednym ze zwierząt, niczym więcej, niczym specjalnym. Ale w
czwartej stajesz się kimś specjalnym, niepowtarzalnym - rodzi się
ludzkość, stałeś się człowiekiem.
Pamiętaj, samo wyglądanie na człowieka nie oznacza, że jesteś
człowiekiem. Dopiero wtedy, gdy zaczyna funkcjonować czwarty
ośrodek, stajesz się człowiekiem. Wielu ludzi umiera jak zwierzęta,
nigdy nie wznoszą się oni ponad seksualność. Nigdy nie poznają, że
jest pewien rodzaj miłości, który jest ponad przeciwieństwami i który
jest ogromnie spełniający, gdyż nie ma w nim konfliktu. Miłość jest
bezwarunkowa, seks jest warunkowy. W seksie jest dawanie i
przyjmowanie. W miłości po prostu wylewasz siebie. Nie domagasz
się, nie ma zapotrzebowania. Nie chodzi o to, że nic nie dostajesz -
dostajesz po tysiąckroć więcej, ale nie domagasz się tego. Dzieje się
to po prostu samo z siebie, cała egzystencja obsypuje cię we
wzajemności, odpowiada echem.
W czwartym ośrodku znów jest jedność, spotykają się to, co niższe, i
to, co wyższe. Pamiętaj o tych jednościach, gdyż stopniowo
poruszamy się coraz bardziej ku staniu się jednością. Na pierwszej
płaszczyźnie materia spotyka materię. Na drugiej płaszczyźnie życie
spotyka się z życiem. Na trzeciej płaszczyźnie spotykają się
przeciwieństwa, mężczyzna spotyka się z kobietą, yin spotyka się z
yang. Na czwartej, anahata, niższe spotyka się z wyższym. Trzy
ośrodki są poniżej anahaty i trzy ośrodki są wyżej od anahaty; anahata
to drzwi między jednymi i drugimi, pomost.
W twym sercu Bóg spotyka się ze światem, nieprzejawione spotyka
się z przejawionym, nieznane spotyka poznane, gospodarz spotyka
gościa, umysł spotyka nie-umysł. Serce jest najbardziej tajemniczym
ośrodkiem człowieka. I dopóki serce nie zacznie funkcjonować, nie
poznasz celu życia. W sercu, pierwszy początek wyższego. Otwierają
się rozległe przestrzenie... wychodzisz z tunelu.
Anahata jest wielkim oknem, czyni cię ono dostępnym dla nieba i
czyni niebo dostępnym dla ciebie. Możesz też powiedzieć to w inny
sposób: w anahata, w miłości, spotykają się nieświadomość z
nadświadomością. Albo jeszcze inaczej można to wyrazić: w anahata,
w miłości, spotykają się seks i modlitwa. Seks jest niższy od miłości,
modlitwa jest wyższa od miłości. A miłość jest wielką tajemnicą. Jest
w niej coś z seksu, na pewno, i jest w niej coś z modlitwy. Dlatego nie
ma innej tajemnicy porównywalnej z miłością. Jest w niej coś z seksu;
jeśli pójdziesz i kochasz drzewo, chcesz je objąć; chciałbyś je dotykać
tak, jak dotykałbyś twarzy ukochanej osoby. Jeśli kochasz skałę,
chciałbyś całować ją tak, jak całowałbyś usta ukochanej osoby; coś z
seksu, coś ciągnie się z przeszłości. A jednak, gdy całujesz skałę, jest
poszanowanie, wielkie zdumienie, wielki cud. Jesteś pełen szacunku,
masz nastrój modlitwy, jest to coś w rodzaju wielbienia.
W miłości spotykają się modlitwa i seks. Jeśli nie jesteś uważny,
miłość może spaść i stać się seksualną. Jeśli jesteś dostatecznie
uważny, miłość może wznieść się wysoko i stać się pełną modlitwy.
Trzeba o tym pamiętać. Miłość jest bardzo krucha. Bardziej
prawdopodobne jest, że miłość zejdzie do niższej rzeczywistości i
stanie się seksem. Gdy zakochujesz się pierwszy raz w kobiecie lub w
mężczyźnie, może nie być w tym nic z seksu. Wcześniej czy później
seks pojawi się. Gdy pierwszy raz patrzysz na piękną kobietę, może
być poszanowanie, wielkie zdumienie, jakbyś w jej twarzy ujrzał
twarz Boga. Gdy spojrzysz w oczy kobiety, nagle otwierają się drzwi
do tajemniczości. Nie myślisz kategoriami seksu i ciała i fizyczności,
w ogóle cię to nie obchodzi. Przyzywa cię coś wyższego. Ale potem
zakochujesz się i stopniowo zapominasz to, co wyższe i wchodzisz w
to, co niższe.
Miłość prawie zawsze spada do tego, co niższe, gdyż nie jesteśmy
świadomi. I dlatego we wszystkich językach, gdy ktoś wchodzi w
miłość, mówi się o nim: "wpadł po uszy, zakochał się" Ludzie
wpadają w miłość, bardzo rzadko wznoszą się w miłości. Pamiętaj, to
sformułowanie jest bardzo prawidłowe. Miłość zaczyna się jako coś
bardzo wysokiego, romantycznego, poetyckiego, boskiego, a potem
stopniowo godzi się na coś bardzo zwyczajnego, fizycznego,
zepsutego.
Miłość zaczyna się jako modlitwa, początek miłości jest religijny, ale
miłość kończy się w koszmarze. Pamiętaj o tym: jeśli jesteś czujny,
możesz pomóc sobie, by nie spaść, możesz pomóc sobie i poddać się
dyscyplinie wznoszenia się. Wtedy miłość może stać się modlitwą.
W anahata, ośrodku serca, spotykają się niższe i wyższe. Jest to
wielkie doznanie jedności, bardzo kruche, rzecz jasna, trzęsące się,
drżące, niezbyt pewne; przypomina proces, idzie naprzód, cofa się;
ale jeśli jesteś czujny, możesz wykorzystać ją jako punkt wyjścia do
jeszcze wyższych możliwości.
Piątą czakrą jest visuddhi. To czakra modlitwy, czakra gardła, czakra
modlitwy, śpiewania, porozumienia z Bogiem. W piątej czakrze
spotykają się wewnętrzne z zewnętrznym. Pamiętaj, w czwartej
spotykają się niższe z wyższym. W piątej spotykają się wewnętrzne z
zewnętrznym. "Bóg" oznacza po prostu całą egzystencję, która jest
poza tobą, a "ty" egzystencję, która jest w tobie; ja-Ty jest formą
modlitwy. To mówi Martin Buber Ja - to jest doznaniem świata, Ja -
Ty jest doznaniem modlitwy i Boga i miłości.
W ośrodku gardła, visuddhi - słowo "visuddhi" oznacza "czysty,
najczystszy" - w piątym, miłość stała się najczystsza. Jest po prostu
ekstazą, radością. Spotkały się wnętrze z zewnętrzem. Gdy wierny
składa pokłon przed swoim bóstwem, to wnętrze składa pokłon
zewnętrzu. Gdy ktoś śpiewa pieśń słońcu lub księżycowi, to wnętrze
śpiewa pieśń zewnętrzu. I pamiętaj, byłeś świadkiem tylko jednego,
widziałeś jak to wierny śpiewał pieśń swojemu bóstwu. Nie widziałeś
czegoś innego, bo jest to bardzo subtelne: bóstwo śpiewa pieśń temu
wiernemu. To też następuje, ale jest bardzo subtelne. Tego doznasz
dopiero wtedy, gdy doświadczysz modlitwy.
Czasem modlisz się do Boga, a czasem to Bóg modli się do ciebie.
Powiem to tak, bo zazwyczaj nie mówi się tego, ponieważ
powiedzenie, że Bóg modli się do ciebie wygląda na świętokradztwo,
choć tak jest. Tak samo, jak matka, która śpiewa dziecku kołysankę...
tak, Bóg także śpiewa kołysankę. Ale ty musisz na nią zapracować.
Gdy twoja modlitwa została wysłuchana, gdy naprawdę otworzyłeś
swoje serce, całkowicie zapomniałeś siebie, wtedy nagle modlitwa nie
jest już ekspresją z twojej strony. Zaczynasz słuchać... Bóg zaczyna
się modlić. Spotykają się wnętrze z zewnętrzem.
Potem jest szósta czakra, czakra medytacji, czakra trzeciego oka,
czakra ajna. Spotyka się prawe z lewym, spotyka się rozum i intuicja,
spotykają się męskość i kobiecość, yin i yang. Trzeba tu coś
zrozumieć. W trzeciej mężczyzna i kobieta spotykają się na planie
fizycznym, zewnętrznie. W szóstej znów spotyka się męskość i
kobiecość, ale już nie na zewnątrz, wewnątrz. Trzecia to ośrodek
seksu, a szósta to ośrodek tantry Wewnątrz jesteś obojgiem. Połowa
twego istnienia jest kobieca, połowa twego istnienia jest męska. W
trzecim oku, tam jest spotkanie. To trzecie oko jest symboliczne,
oznacza, że twe prawe oko i lewe oko rozpływają się w jednym oku:
to staje się trzecim okiem. Teraz masz dwoje oczu, dwa istnienia.
Potem będziesz miał jedno oko.
Jest takie powiedzenie Jezusa, o ogromnym znaczeniu. Posłuchaj go,
medytuj nad nim. Jezus powiada: "Gdy tak oko twe jednym się stanie,
całe ciało twe pełne światła będzie." Mówi on o trzecim oku. Gdy oko
twe jednym się stanie, całe ciało twe pełne światła będzie.
Jedno oko łączy się z lewą półkulą mózgu, drugie łączy się z prawą
półkulą mózgu. Oba są podziałem twojego istnienia, nie jesteś jeszcze
symfonią. Twoja lewa i prawa strona są asymetryczne. Przyjrzałeś się
kiedyś swej twarzy? Połowy twojej twarzy, prawa i lewa, nie są
symetryczne. Popatrz raz jeszcze w lustro, popatrz uważnie: lewa
część twojej twarzy jest inna od prawej części twojej twarzy. Twój
wewnętrzny umysł podzielony jest na prawą i lewą półkulę, i
funkcjonują one na różne sposoby. Lewa półkula rozumuje, a prawa
półkula działa intuicyjnie. Poezja rodzi się z prawej półkuli, logika
rodzi się z lewej półkuli. Jeśli lewa półkula poety zostanie usunięta,
nic on nie straci, nawet nie będzie tego świadomy. Jeśli prawa półkula
matematyka zostanie usunięta, zupełnie on zniknie, nie będzie
wiedział co robić. Zniknie całe jego doświadczenie.
Wyobraźnia pochodzi z prawej, rozumowanie z lewej. Prawa półkula
jest żeńska, a lewa półkula jest męska, a obie połączone są bardzo
małym pomostem, ledwie są złączone. W szóstym ośrodku, w czakrze
ajna, w ośrodku trzeciego oka, te dwie półkule spotykają się i stają się
jednością. Wtedy twój rozum nie jest przeciwny twojej intuicji, a
twoja wyobraźnia nie jest przeciwna twojej logice. Wtedy twoja
logika i twoja wyobraźnia działają razem.
Popatrz: cokolwiek mówię, zawsze mówię logicznie, ale cokolwiek
mówię, zawsze jest to nielogiczne. Treść jest nielogiczna, opakowanie
jest bardzo logiczne. Jeżeli będę chciał z tobą dyskutować, mogę
dyskutować, nie ma z tym żadnego problemu. Ale to, co mówię, jest
czymś, co jest poza dyskusją. Jeśli twoja wiara jest przeciwna logice,
nie dotarłeś jeszcze do wewnętrznej jedności. Twoja wiara powinna
być poza logiką, a nie przeciwna logice. Pamiętaj o tym rozróżnieniu.
Twoja wiara powinna być poza logiką, powinna być wspierana przez
logikę, do pewnego momentu logika może iść razem z nią. Może być
racjonalna, może być bardzo sensowna. Nie ma potrzeby, aby wiara
była przeciwna logice. Jeśli wiara jest przeciwna logice, jesteś nadal
podzielony, to jedno oko jeszcze nie zdarzyło ci się.
Najwięksi mistycy świata zawsze byli też największymi logikami.
Shankara, Nagarjuna, wielcy logicy, a jednak nielogiczni. Szli z
logiką tak daleko, jak tylko zdołali, a potem nagle dokonywali
kwantowego przeskoku... i mówili: "Do tej chwili logika pomaga,
dalej, logika nie ma prawa istnienia." Jeśli chcesz dyskutować z
Shankarą, zostaniesz pokonany w tej dyskusji.
Shankara podróżował po całym tym kraju; wielki mistyk, a pokonał
tysiące uczonych. Dziełem całego jego życia było: iść i pokonywać
ludzi, a jednak był bardzo nielogiczny. Rano dyskutował tak
logicznie, że najwięksi logicy wyglądali przy nim dziecinnie. A
wieczorem modlił się i tańczył w świątyni i płakał i łkał jak dziecko.
Niewiarygodne. Napisał jedną z najpiękniejszych modlitw, i ktoś
spytał go: "Jak możesz pisać tak piękne modlitwy? Jesteś takim
logikiem, jak możesz być tak emocjonalny, że płaczesz i łkasz i łzy ci
lecą?" Rzekł: "Moja intuicja nie jest przeciwna mojej logice, moja
intuicja jest poza moją logiką. Moja logika ma pewną funkcję, którą
ma wypełnić: idę razem z nią, idę z nią z całego serca, ale potem
przychodzi taka chwila, gdy nie może ona przejść poza... a ja muszę
przejść także poza..."
Pamiętaj, jest to największa jedność. A gdy następuje to w szóstym,
gdy spotkały się twoja kobiecość z twoją męskością, twoje
wewnętrzne yin i yang, stajesz się jednością. Przed tą jednością jest
jeszcze jeden krok. Stałeś się jednością wewnątrz siebie. Teraz
siódmą czakrą jest sahasrar. Oto czakra samadhi, ostatecznej ekstazy,
totalnego orgazmu. Teraz spotyka się część z całością, spotyka się
dusza i Bóg, spotyka się ty i wszystko... znikasz w totalnym orgazmie.
Może tak o tym nie myślałeś, ale powiem ci to: wszystkie siedem
czakr to siedem sposobów doznawania orgazmu. Jest pewien subtelny
orgazm, gdy czujesz zaspokojenie jedzeniem, pewne głębokie
zadowolenie. Jest pewien subtelny orgazm, gdy masz nad kimś
władzę; politycy wyglądają na bardzo szczęśliwych i zdrowych - jeśli
im się udaje. Gdy są u władzy, wyglądają bardzo promiennie. Energia
zdaje się ich wypełniać, wyglądają na niewyczerpywalnych, nigdy nie
są zmęczeni, biegają z jednego miejsca w drugie, robią tysiące rzeczy,
nigdy nie są zmęczeni, są bardzo promienni. Hitler miał taką
magnetyczną siłę, ten charyzmat. Skąd pochodzi ta promienność? Jest
to orgazm władzy.
Widziałeś to kiedyś? Gdy polityk stoi i otaczają go miliony ludzi, i
patrzą na niego, dzieje się subtelny orgazm. On czuje się bardzo
szczęśliwy, tylu ludzi zwraca na niego uwagę, tyle żywotności
napływa do niego, tyle wibracji napływa do niego, styka się z jego
tętnieniem i jest wielki orgazm. Staje się promienny. Eksploduje. Gdy
polityk przegrywa, okazuje się fiaskiem, znika cała jego promienność,
znika cały jego charyzmat. Gdy widzisz polityka, któremu nie udało
się, na przykład idź teraz i zobacz Richarda Nixona, będziesz po
prostu zaskoczony jak ten człowiek, który miał taką władzę, stał się
tak bezsilnym. Znikł cały charyzmat. Biedny Nixon... I to ten sam
człowiek był tak potężny - co się stało? Energia, która napływała do
niego, już nie napływa. Ten orgazm już nie następuje. Utracił on
swoją ukochaną; jego ukochaną był tłum, miał on romans z tłumem, i
to zostało utracone. Politycy, gdy przegrywają, wyglądają na bardzo
pustych; gdy im się powodzi, wyglądają na tak pełnych. Na tych
siedmiu płaszczyznach jest siedem typów orgazmu. A przez orgazm
rozumiem doznanie jedności. Ostateczne następuje w sahasrar,
siódmej czakrze, gdy indywidualne ego całkowicie rozpływa się w
kosmicznej całości. Jest to orgazm totalny, cel, źródło.
Chrześcijanie uczynili krzyż swoim symbolem. Gdy patrzę na krzyż,
sądzę, że chrześcijanie zgubili jego prawdziwe znaczenie. Dla mnie
krzyż nie jest symbolem śmierci, ale arytmetycznym znakiem plus. I
ja tak to widzę, a wtedy ma on totalnie inne znaczenie, ten
arytmetyczny znak plus. Ponieważ Jezus połączył się z całością w
tamtej chwili na krzyżu, Jezus stał się "plus", Jezus znikł w Bogu.
Jezus przestał istnieć, tylko jedność została.
Mówiłem wam o tej legendzie, że Jezus nie chciał uczyć się drugiej
litery, beta, bo powiedział: "Najpierw muszę zrozumieć alfa, jedność."
Żaden nauczyciel nie mógł go nauczyć. Trzeba było zrezygnować z
jego nauki w szkole. Ale na krzyżu nauczył się znaczenia alfa. Tylko
Bóg może tego nauczyć, gdyż tylko Bóg może być Mistrzem. Co stało
się na krzyżu? Krzyż oznacza plus; przed krzyżem Jezus żył życiem
minus, tak, jak każdy. Powiem to tak: ego to minus, ponieważ ego nie
istnieje. Ego jest tym, czego nie ma, jest czymś minus. Bóg to plus,
Bóg jest tym, co jest. Na krzyżu, plus Boga spotkał minus Jezusa. Ten
minus rozpuścił się w plusie, Jezus stał się Chrystusem. Jezus stał się
jednością, teraz nie jest już dwojgiem czy wielością, stał się alfą. To
jest źródło i to jest cel. Źródło jest celem, ponieważ początek jest
końcem. Alfa jest omegą.
Naukowcy zajmujący się atomami twierdzą, że każdy atom ma
ładunek dodatni i ujemny. Jeśli rozdzielimy ładunki dodatnie i
ujemne, następuje eksplozja; na tym polega wybuch atomowy. Każdy
mały atom, niewidzialny atom, ma dwie energie: dodatnią i ujemną,
minus i plus. Są one razem, są złączone w głębokim orgazmie, w
głębokim stosunku seksualnym, minus z plusem, dodatnie z
ujemnym. Jeśli je oderwiesz od siebie, jeśli dokonasz ich rozwodu,
następuje wielka eksplozja energii. To stało się w Hiroshimie i
Nagasaki: mały atom rozbity na części może stać się tak niszczący.
To samo dzieje się w sahasrar, ale z drugiej strony. Minus łączy się z
plusem, nie są one odsuwane od siebie, łączą się; nie następuje
rozwód, ale małżeństwo. To małżeństwo jest jednością, jogą.
Zazwyczaj istniejemy jako minus; Bóg jest energią plus, ego jest
energią minus. W dniu, w którym postanowimy wrzucić swój minus
w plus, nastąpi małżeństwo. To małżeństwo następuje w sahasrar, w
siódmej czakrze.
Te czakry to tylko alegorie, mm? Są tylko po to, aby dać ci mapę,
abyś zrozumiał jak to poszukiwanie, od jedzenia do Boga, jest
jednością. To poszukiwanie zmierza do znalezienia jedności. Jesteśmy
zagubieni w wielości, jesteśmy zagubieni w tłumie, jesteśmy rozbici;
a całe poszukiwanie polega na znalezieniu jedności, na staniu się
niepodzielnym, na staniu się indywidualnością.

Siedem czakr - joga
Słowo czakra tak naprawdę nie oznacza "ośrodek", słowo "ośrodek"
nie jest w stanie objaśnić czy opisać czy przełożyć tego poprawnie,
ponieważ gdy mówimy "ośrodek" oznacza to coś statycznego. A
czakra oznacza coś dynamicznego. Słowo czakra znaczy "koło";
poruszające się koło. Czakra jest więc dynamicznym ośrodkiem
twojego istnienia, przypominającym niemal wir wodny, trąbę
powietrzną, oko cyklonu. Jest dynamiczny, wytwarza wokół siebie
pole energetyczne.

Siedem czakr...
Pierwszy ośrodek, ośrodek seksu, daje pewną integrację. Dlatego tyle
jest pragnienia seksu. Jest to naturalne, samo w sobie jest korzystne i
dobre, ale jeśli tu poprzestaniesz, zatrzymałeś się u wejścia do pałacu.
Wejście jest dobre, prowadzi do pałacu, ale nie jest miejscem, z
którego można uczynić swą siedzibę, nie jest to miejsce, gdzie można
na zawsze się zatrzymać... a błogość, czekająca na ciebie na wyższych
integracjach innych ośrodków zostanie przegapiona. A w porównaniu
z tą błogością i szczęściem i radością, piękno seksu jest niczym,
przyjemność seksu jest niczym. Daje ci on po prostu chwilowy wgląd.
Drugą czakrą jest hara. W ośrodku hara spotyka się życie i śmierć.
Jeśli dotrzesz do drugiego ośrodka, dotrzesz do wyższego orgazmu
integracji. Życie spotyka śmierć, słońce spotyka księżyc. I to
spotkanie jest teraz wewnętrzne, dlatego to spotkanie może być
bardziej trwałe, bardziej stabilne, ponieważ nie jesteś zależny od
nikogo innego. Teraz spotykasz swoją własną wewnętrzną kobietę lub
swego własnego wewnętrznego mężczyznę.
Trzeci ośrodek to pępek. Tu spotyka się to, co pozytywne z tym, co
negatywne, elektryczność dodatnia z elektrycznością ujemną. Ich
spotkanie jest jeszcze wyższe niż spotkanie życia i śmierci, gdyż
energia elektryczna, prana, bioplazma, czy bioenergia, jest głębsza niż
życie i śmierć. Istnieje przed życiem, istnieje po śmierci. Życie i
śmierć istnieją dzięki bioenergii. To spotkanie bioenergii w pępku,
nabhi, daje jeszcze wyższe doznanie bycia jednią, zintegrowaną
jednością.
Potem jest serce. W ośrodku serca spotyka się to, co niższe i to, co
wyższe. W ośrodku serca prakriti i purusha, seksualność i duchowość,
to, co światowe i to, co nie z tego świata... można też nazwać to
spotkaniem nieba i ziemi. Jest to jeszcze wyższe, bo po raz pierwszy
zjawia się coś spoza - widzisz słońce wznoszące się znad horyzontu.
Nadal jesteś zakorzeniony w ziemi, ale twe gałęzie sięgają do nieba.
Stałeś się spotkaniem. To dlatego ośrodek serca daje najwyższe i
najbardziej wysubtelnione doznanie, jakie jest zazwyczaj możliwe:
doznanie miłości. Doznanie miłości jest spotkaniem ziemi i nieba;
dlatego miłość w pewnej mierze jest ziemska, w innej jest
niebiańska...
Ponad sercem jest ośrodek gardła. Tu znowu następuje kolejna
integracja, jeszcze wyższa, jeszcze bardziej subtelna. Ośrodek ten jest
ośrodkiem dawania i przyjmowania. Kiedy rodzi się dziecko,
przyjmuje przez ośrodek gardła. Życie wchodzi w nie najpierw przez
ośrodek gardła - dziecko wciąga powietrze, oddycha; potem ssie
mleko matki. Dziecko działa z ośrodka gardła, ale on funkcjonuje
połowicznie i wkrótce dziecko o nim zapomina. Ono tylko przyjmuje.
Jeszcze nie potrafi dawać. Jego miłość jest bierna. A jeśli żądasz
miłości, pozostajesz w wieku dziecięcym, pozostajesz dziecinny.
Dopóki nie dojrzejesz, gdy będziesz mógł dawać miłość, nie staniesz
się dorosły...
Potem jest ośrodek trzeciego oka... Dwie półkule mózgu spotykają się
w trzecim oku, to jest dokładnie między dwojgiem oczu. Jedno oko
reprezentuje prawą, drugie oko reprezentuje lewą, a to jest dokładnie
pośrodku. Te półkule mózgu, lewa i prawa, spotykają się w trzecim
oku, jest to bardzo wysoka synteza. Ludzie potrafią opisywać aż do tej
chwili. To dlatego Ramakrishna mógł opisywać aż do trzeciego oka.
A kiedy zaczął mówić o tym, co finalne, o ostatecznej syntezie, która
następuje w sahasrar, raz po raz zapadał w ciszę, w samadhi. Zatapiał
się w niej, było to zbyt wiele... Ostatnia synteza jest syntezą
przedmiotu i podmiotu, zewnętrznego i wewnętrznego, znowu. W
orgazmie seksualnym spotykają się to, co zewnętrzne z tym, co
wewnętrzne, ale na chwilę. W sahasrar spotykają się na trwałe.
To dlatego powiadam, że trzeba odbyć tę podróż od seksu do
samadhi...
Seks to tylko przebłysk sahasrar Sahasrar da ci błogość tysiąc razy,
milion razy większą, da ci dobrodziejstwo.

Siedem czakr - sufi
Człowiek jest tęczą, wszystkimi siedmioma kolorami naraz. W tym
jest jego piękno ale i jego problem. Człowiek ma wiele obliczy, wiele
wymiarów. Jego istnienie nie jest proste, jest wielką złożonością. I z
tej złożoności rodzi się harmonia, którą nazywamy Bogiem - boska
melodia.
Zatem pierwszym, co trzeba zrozumieć o człowieku, jest to, że
człowieka jeszcze nie ma. Człowiek to tylko możliwość,
potencjalność. Człowiek może być, człowiek to obietnica. Pies jest,
skała jest, słońce jest... człowiek może być. Stąd niepokój i niedola:
można przegapić, nie ma pewności. Może rozkwitniesz, może nie
rozkwitniesz. Stąd drżenie, dygotanie, roztrzęsienie wewnątrz: "Kto
wie czy zdołam tego dokonać czy nie?"
Człowiek jest pomostem między zwierzęciem i tym, co boskie.
Zwierzęta są ogromnie szczęśliwe; rzecz jasna nie są świadome, nie są
świadomie szczęśliwe, są jednak ogromnie szczęśliwe, bez zmartwień,
bez neurotyki. Bóg jest ogromnie szczęśliwy i świadomy. Człowiek
jest między jednym a drugim, w otchłani, zawsze niezdecydowany -
być czy nie być?
Człowiek jest tęczą, powiadam, gdyż tęcza da ci totalną perspektywę,
w jakiej można człowieka zrozumieć - od tego, co najniższe, do tego,
co najwyższe. Tęcza ma siedem kolorów, człowiek ma siedem
ośrodków istnienia. Alegoria siódemki jest bardzo stara. W Indiach
alegoria ta przybrała formę siedmiu czakr: najniższą jest muladhar,
najwyższą jest sahasrar, a pomiędzy nimi jest pięć stopni, pięć
dalszych czakr. I człowiek musi przejść przez wszystkich tych siedem
czakr, siedem stopni prowadzących do tego, co boskie.
Zwykle jesteśmy uwięzieni na najniższym. Pierwsze trzy (muladhar,
svadhisthan i manipura) to czakry zwierzęce. Jeżeli żyjesz w
pierwszych trzech, nie różnisz się od zwierząt, a przez to popełniasz
zbrodnię. Nie chodzi o to, że w rzeczywistości popełniasz zbrodnię -
popełniasz zbrodnię, gdyż nie zdołasz być tym, czym od początku
miałeś być; przegapisz tę możliwość. Jeśli ziarno nie wzrasta i nie
staje się kwiatem, popełnia zbrodnię - nie przeciwko komuś,
przeciwko samemu sobie. I ten grzech, który człowiek popełnia
wobec samego siebie, jest największym. Tak naprawdę grzechy
wobec innych popełniamy dopiero wtedy, gdy popełniliśmy ten
pierwszy, podstawowy grzech przeciwko samym sobie.
Pierwsze trzy czakry odnoszą się do jedzenia, pieniędzy, władzy,
dominowania, seksu. Jedzenie jest najniżej, seks jest najwyżej w
trzech najniższych czakrach. Trzeba to zrozumieć. Jedzenie jest
najniższe - człowiek z obsesją jedzenie należy do zwierząt najniższej
kategorii. Chce po prostu przeżyć. Nie ma żadnego celu, chce po
prostu przeżyć po to, żeby przeżyć. Jeżeli zapytasz go po co, nie ma
żadnej odpowiedzi, której mógłby ci udzielić.
Któregoś dnia Mulla Nasruddin powiedział do mnie:
* Chciałbym mieć więcej ziemi.
* Ale po co? Tak jak teraz, masz jej dość - spytałem go.
* Mógłbym hodować więcej krów - odrzekł.
* A co byś z nimi zrobił? - zapytałem.
* Sprzedałbym je i zarobił pieniądze - odpowiedział.
* A potem? Co byś potem zrobił z tymi pieniędzmi?
* Kupiłbym więcej ziemi.
* Po co? - zapytałem go.
* Żeby hodować jeszcze więcej krów.
I tak to trwa, ot, błędne koło, z którego nigdy nie wychodzisz; jesz po
to, żeby żyć, żyjesz po to, żeby jeść. To najniższa możliwość.
Najniższą formą życia jest ameba. Ameba tylko je, to wszystko.
Ameba nie ma życia płciowego, ameba zjada wszystko, co tylko
może; ameba jest dokładnym symbolem człowieka najniższego.
Ameba nie ma innych narządów, tylko usta - całe jej ciało
funkcjonuje jako usta. Pochłania wszystko, co tylko znajdzie się w
pobliżu; cokolwiek zbliży się, po prostu to wchłania. Wchłania to
całym ciałem, całe jej ciało jest ustami. Staje się coraz większa, coraz
większa; potem przychodzi chwila, gdy jest zbyt wielka i nie może
sobie poradzić, wtedy dzieli się na dwoje. Wtedy zamiast jednej są
dwie ameby; i zaczynają one robić to samo. Ameba po prostu je i
żyje, a żyje po to, żeby jeść więcej.
Niektórzy ludzie żyją na tym najniższym poziomie. Strzeż się go -
życie ma coś więcej, co może ci dać. Nie jest to tylko przetrwanie, jest
to przetrwanie dla czegoś znaczącego. Przeżycie jest konieczne, ale
samo w sobie nie jest celem, jest tylko środkiem.
Drugi typ, nieco wyższy niż opętany obsesją jedzenia, to maniak
władzy, polityk. Chce dominować nad ludźmi. Po co? W głębi siebie
czuje się bardzo, bardzo gorszy, chce pokazać światu, że "Jestem
kimś, potrafię dominować, mogę ustawić was na właściwym
miejscu". Nie ustawił siebie na właściwym miejscu, a próbuje cały
świat ustawić na właściwym miejscu. Jest to człowiek opętany przez
ego. Może poruszać się w dowolnym kierunku; jeśli zajmie się
pieniędzmi, będzie gromadził pieniądze, pieniądze staną się
symbolem władzy. Jeśli zajmie się polityką, nie może nad sobą
zapanować dopóki nie dotrze do samego końca - a tam nic nie ma.
Miałem kiedyś kota - bardzo głupiego kota, prawie polityka.
Wchodził na drzewa, i był w tym doskonały. I wchodził na najwyższą
gałąź drzewa, a potem tkwił tam i nie wiedział jak zejść. I było to
problemem niemal co dnia: ktoś musiał wejść na drzewo i znieść go
na dół. Tkwił tam i wrzeszczał i hałasował w agonii. I nigdy się nie
nauczył. Nazywałem więc tego kota "politykiem".
Wchodzi, premier, prezydent, Adolf Hitler, Richard Nixon, wchodzi
na samą górę, a potem nie ma już gdzie iść i nie wie jak zejść na dół.
Żaden polityk nie wie jak zejść na dół. Uczy się tylko jednej sztuki -
jak wchodzić do góry, coraz wyżej. I potem przychodzi taka chwila,
gdy nie ma już "wyżej"... Wtedy - wielka frustracja.
Powiadają, że Aleksander poradził się kiedyś astrologa. Astrolog
popatrzył na jego dłoń i rzekł: "Aleksandrze, wszystko jest dobrze,
staniesz się największym zdobywcą w świecie. Ale pamiętaj - jest
tylko jeden świat, który można podbić." I podobno Aleksandra
ogarnął wielki smutek. Astrolog zapytał: "Czemu stałeś się taki
smutny, tak nagle?" Odparł: "Co innego mi zostaje? Skoro jest tylko
jeden świat, gdy go podbiję, co będę robił? To sprawia, że czuję
wielki smutek."
Wspinacz... U zwierząt można obserwować "kolejność dziobania".
Jeśli popatrzysz na grupę małp, stwierdzisz, że jedna jest prezydentem
albo premierem, czy jakkolwiek nazwiesz króla małp, a wszystkie
małpy go słuchają. On jest przywódcą, on dominuje. Jeśli napotkasz
tygrysy, stwierdzisz, że jeden dominuje nad całym stadem.
Dominowanie nad kimś innym, usiłowanie zdobycia kogoś innego -
to bardzo zwierzęcy instynkt.
Prawdziwy człowiek chce zdobyć siebie, nie innych. Chce poznać
siebie. Nie chce zapychać jakiejś wewnętrznej dziury dominowaniem
nad kimś innym. Prawdziwy człowiek kocha wolność dla siebie i
także dla innych.
A trzeci jest seks; i twierdzę, że jest czymś lepszym niż jedzenie, niż
polityka, gdyż ma w sobie pewną cechę nieco wyższą - wspólnotę. Ma
w sobie coś wyższego. Przy jedzeniu po prostu wchłaniasz, nie
dzielisz się. W dominowaniu niszczysz, nie tworzysz. Seks jest
najwyższą możliwością na tej niższej płaszczyźnie - dzielisz się,
dzielisz się swoją energią, i stajesz się twórczy. Jeśli chodzi o
egzystencję zwierzęcą, seks jest najwyższą wartością. I ludzie są
uwięzieni gdzieś w obrębie tych trzech.
Czwartą jest czakra anahata. Pierwsze trzy są zwierzęce, ostatnie trzy
są boskie, a między nimi jest czwarta, anahata, czakra serca, lotos
serca, czakra miłości. I to jest pomost. Miłość jest pomostem między
tym, co zwierzęce, i tym, co boskie. Spróbuj zrozumieć to tak
głęboko, jak to jest tylko możliwe, ponieważ to jest całe przesłanie
Kabira, przesłanie miłości. Poniżej serca człowiek jest zwierzęciem,
ponad sercem staje się boski. Tylko w sercu człowiek jest ludzki. To
dlatego człowiek, który potrafi odczuwać, który potrafi kochać, który
potrafi modlić się, który potrafi płakać, który potrafi śmiać się, który
potrafi dzielić się, który potrafi mieć współczucie, jest naprawdę
istotą ludzką. Pojawia się w nim ludzkość, wnikają do niego pierwsze
promienie słońca.
A piątą jest visuddhi, szóstą jest ajna, a siódmą jest sahasrar W piątej
miłość staje się coraz bardziej napełniona medytacją, coraz bardziej
napełniona modlitwą. W szóstej miłość nie jest już relacją z innym
człowiekiem. Nie jest nawet modlitwą, stała się stanem istnienia. Nie
jest to tak, że kogoś kochasz, nie. Teraz przypomina to coś takiego,
jakbyś był miłością. Nie jest to kwestia kochania, sama twoja energia
jest miłością. Nie możesz działać inaczej. Teraz miłość to naturalny
przepływ; tak, jak oddychasz, tak kochasz; jest to stan
bezwarunkowy. A w siódmej jest samadhi, sahasrar - dotarłeś do
domu.
W teologii chrześcijańskiej znaleźć można tę samą alegorię w
opowieści, że Bóg stworzył świat w sześć dni, siódmego zaś
odpoczywał. Tych sześć dni to sześć czakr, sześć ośrodków istnienia.
Siódmy jest odpoczynkiem: człowiek dotarł do domu, odpoczywa. Tej
alegorii nie zrozumiano. Chrześcijanie, a szczególnie teolodzy
chrześcijańscy, nigdy nie wchodzą bardzo głęboko. Ich rozumienie
pozostaje powierzchowne, co najwyżej logiczne, teoretyczne, ale
nigdy nie dotyka tego, co istotne. Bóg stworzył świat - najpierw
stworzył materię, a na końcu stworzył człowieka. Przez pięć dni
stwarzał wszystko inne w świecie, materię, zwierzęta, ptaki, a potem
szóstego dnia stworzył człowieka. A w ostatniej chwili szóstego dnia
stworzył kobietę. I jest to bardzo symboliczne - kobieta jest ostatnim
stworzeniem, nawet mężczyzna nie jest ostatni. I ta alegoria jest
jeszcze piękniejsza, bo powiada, że stworzył on kobietę z mężczyzny.
Oznacza to, że kobieta jest ulepszeniem mężczyzny, formą czystszą.
Przede wszystkim - kobieta oznacza intuicję, poezję, wyobraźnię.
Mężczyzna oznacza wolę, prozę, logikę, rozum. Są to symbole -
mężczyzna oznacza cechę agresywną, kobieta oznacza przyjmowanie.
Przyjmowanie jest najwyższe. Mężczyzna oznacza logikę,
rozumowanie, analizę, filozofię; kobieta oznacza religię, poezję,
wyobraźnię; bardziej płynna, bardziej elastyczna. Mężczyzna walczy
z Bogiem. Nauka jest czystym produktem ubocznym mężczyzny,
mężczyzna walczy, zmaga się, usiłuje zdobywać. Kobieta nie walczy,
po prostu wita, czeka, ulega.
A ta chrześcijańska alegoria powiada, że Bóg najpierw stworzył
mężczyznę. Mężczyzna jest najwyższy w królestwie zwierząt - ale
jeśli chodzi o ludzkość, kobieta jest wyższa. Teolodzy chrześcijańscy
zinterpretowali to absolutnie niewłaściwie, zinterpretowali to wedle
samczego szowinizmu. Myślą, że mężczyzna jest ważniejszy, dlatego
Bóg najpierw stworzył mężczyznę. Skoro tak, to zwierzęta muszą być
jeszcze ważniejsze! Ta logika jest fałszywa. Myślą, że mężczyzna jest
sednem, kobieta jest tylko załącznikiem. W ostatniej chwili Bóg
poczuł, że czegoś brakuje, wziął więc jedną z kości mężczyzny i
stworzył kobietę. Kobiety nie uważa się za zbyt istotną - ot,
pomocnik, po to tylko, żeby mężczyzna czuł się dobrze, w
przeciwnym razie byłby samotny. Ta opowieść analizowana jest tak,
że wydaje się jakby to kobieta była mniej ważna od mężczyzny,
zabawka, którą mężczyzna może się bawić, bo gdyby nie to, byłby
samotny. Bóg kochał mężczyznę tak bardzo, że pomyślał, że byłby on
smutny i osamotniony... Nie, to nie jest prawdą.
Wyobraźnia przychodzi tylko wtedy, gdy wola zostanie poddana. Ta
sama energia, która jest wolą, staje się wyobraźnią, i ta sama energia,
która staje się agresją, staje się przyjmowaniem, i ta sama energia,
która walczy, staje się współdziałaniem. Ta sama energia, która jest
złością, staje się współczuciem. Współczucie wywodzi się ze złości,
jest to złość udoskonalona, jest to wyższa symfonia wywodząca się ze
złości. Miłość wywodzi się z seksu - jest wyższym dostąpieniem,
czystszym.

Siedem czakr - tantra
W tantrze i jodze jest pewna mapa wnętrza człowieka. Dobrze będzie
jeśli zrozumiesz tę mapę - to ci pomoże, ogromnie ci to pomoże.
Tantra i joga zakładają, że w fizjologii człowieka, w subtelnej
fizjologii, nie w ciele, jest siedem ośrodków. W rzeczywistości są to
metafory. Ale są one bardzo, bardzo pomocne w zrozumieniu czegoś z
wnętrza człowieka. Oto tych siedem czakr.

MULADHAR

Pierwszą i najbardziej podstawową jest muladhar - dlatego nazywana
jest muladhar - muladhar oznacza "najbardziej fundamentalny,
podstawowy" Mul znaczy podstawowy, odnoszący się do korzeni.
Czakra muladhar jest ośrodkiem, w którym obecnie dostępna jest
energia seksu, ale społeczeństwo wyrządziło wiele szkody tej czakrze.
Seks tak bardzo jest potępiany, nie można się nim cieszyć. Dlatego ta
energia pozostaje gdzieś związana - oralna, analna, genitalna. Nie
może przejść wyżej.
Tantra powiada, że człowieka należy przebudować zaczynając od tych
trzech kwestii. Dlatego tantra mówi, że pierwsza wielka praca musi
nastąpić w muladharze. Dla wolności oralnej bardzo pomaga
wrzeszczenie, śmianie się, krzyczenie, płakanie, łkanie. Dlatego
wybieram encounter, gestalt, primal i inne grupy tego rodzaju -
wszystkie one pomagają uwolnić zablokowanie oralne. A dla
uwolnienia cię od zablokowania analnego bardzo przydatne jest
pranayam, bastrika - szybkie oddychanie chaotyczne - gdyż uderza
ono bezpośrednio w ośrodek analny i umożliwia uwolnienie i
rozluźnienie mechanizmu analnego. Dlatego medytacja dynamiczna
ma ogromną wartość.
A potem jest ośrodek seksu - ośrodek seksu musi zostać pozbawiony
brzemienia winy, potępiania. Musisz zacząć uczyć się go na nowo,
dopiero wtedy ten uszkodzony ośrodek seksu może funkcjonować w
zdrowy sposób. Musisz zacząć na nowo uczyć się cieszenia się nim -
bez żadnego poczucia winy.
Czakra muladhar musi zostać uwolniona - uwolniona od
zatwardzenia, uwolniona od biegunki. Czakra muladhar musi
funkcjonować optymalnie, w stu procentach - wtedy energia zaczyna
się poruszać.


SVADISTHAN

Drugą czakrą jest svadisthan - to hara, ośrodek śmierci. Te dwa
ośrodki są bardzo zniszczone, gdyż człowiek boi się seksu i człowiek
boi się śmierci. Dlatego unika się śmierci - nie mówi o śmierci!
Zapomnij o niej! Ona nie istnieje. Nawet jeśli czasami istnieje, nie
zauważaj jej, nie zwracaj na nią uwagi. Myśl dalej, że będziesz żył
wiecznie - unikaj śmierci!
Tantra powiada: nie unikaj seksu i nie unikaj śmierci. To dlatego
Saraha chodził medytować na pole kremacyjne - by nie unikać
śmierci. I chodził tam z kobietą, która uczyła łucznictwa - aby
przeżywać życie zdrowego, pełnego seksu, seksu optymalnego. Na
polu kremacyjnym, gdy żył z kobietą, te dwa ośrodki musiały zostać
uwolnione - śmierć i seks. Gdy już zaakceptujesz śmierć i nie boisz
się jej, gdy już zaakceptujesz seks i nie boisz się go, te dwa dolne
ośrodki zostają uwolnione.

MANIPURA

Trzeci ośrodek, manipura, jest ośrodkiem wszystkich sentymentów,
emocji. W manipurze ciągle tłumimy emocje. Oznacza to diament.
Życie jest cenne ze względu na sentymenty, emocje, śmiech, płacz,
łzy i uśmiechy. Wszystko to sprawia, że życie jest cenne. Na tym
polega chwała życia - dlatego czakra ta nazywana jest manipura,
czakrą diamentową.
Tylko człowiek może posiąść ten cenny diament. Zwierzęta nie mogą
śmiać się; jasne, nie mogą też płakać. Łzy mają pewien wymiar dany
tylko człowiekowi. Piękno łez, piękno śmiechu, poezja łez i poezja
śmiechu dane są tylko człowiekowi. Wszystkie inne zwierzęta mają
tylko dwie czakry - muladhar i svadisthan. Rodzą się i umierają -
niewiele jest między jednym i drugim. Jeśli i ty rodzisz się i umierasz,
jesteś zwierzęciem - jeszcze nie jesteś człowiekiem. A wielu, miliony
ludzi, żyje tylko z tymi dwoma czakrami. Nigdy nie wychodzą poza
nie.
Nauczono nas tłumić sentymenty. Nauczono nas nie być
sentymentalnymi. Nauczono nas, że sentymentalność nie popłaca -
bądź praktyczny, bądź twardy - nie bądź miękki, nie daj się zranić!
Wtedy można cię wykorzystać. Bądź twardy! Przynajmniej pokaż, że
jesteś twardy, przynajmniej udawaj, że jesteś groźny, że nie jesteś
łagodną istotą. Stwórz wokół siebie strach. Nie śmiej się, bo gdy się
śmiejesz, nie zdołasz stworzyć wokół siebie strachu. Nie płacz - gdy
płaczesz, pokazujesz, że boisz się sam siebie. Nie pokazuj swych
ludzkich ograniczeń. Udawaj, że jesteś doskonały.
Tłum trzeci ośrodek, a staniesz się żołnierzem, nie człowiekiem, ale
żołnierzem - człowiekiem armii, człowiekiem fałszywym.
Wiele pracy jest w tantrze dla uwolnienia trzeciego ośrodka. Emocje
trzeba uwolnić, rozprężyć. Gdy masz ochotę na płacz, musisz płakać;
gdy masz ochotę śmiać się, musisz się śmiać. Musisz porzucić
nonsens tłumienia, musisz nauczyć się ekspresji, bo tylko przez swoje
sentymenty, swoje emocje, swoją wrażliwość, docierasz do tej
wibracji, dzięki której możliwe jest porozumienie.
Trzeba uczynić trzeci ośrodek coraz bardziej dostępnym. Jest on
przeciwny myśleniu, jeśli więc dopuścisz trzeci ośrodek do głosu,
łatwiej odprężysz się w swym spiętym umyśle. Bądź autentyczny,
wrażliwy, więcej dotykaj, więcej odczuwaj, więcej się śmiej, więcej
płacz. I pamiętaj - nie możesz zrobić więcej niż potrzeba, nie możesz
przesadzić. Nie możesz wyzwolić nawet jednej łzy więcej niż jest to
potrzebne, i nie możesz śmiać się więcej niż jest to potrzebne. Nie bój
się więc, i nie żałuj sobie.
Tantra pozwala życiu na wszystkie jego emocje. Takie są te trzy dolne
ośrodki - dolne nie w sensie oceniania - są to trzy dolne ośrodki, trzy
dolne szczeble drabiny.

ANAHATA

Potem przychodzi czwarty ośrodek, ośrodek serca, zwany anahata. To
słowo jest piękne - anahata oznacza niewydobyty dźwięk. Oznacza
dokładnie to, co ludzie zen mają na myśli wtedy, gdy mówią: "Czy
słyszysz dźwięk jednej klaszczącej dłoni?" - niewydobyty dźwięk.
Serce jest dokładnie pośrodku, trzy ośrodki są poniżej niego, trzy
ośrodki powyżej. I serce jest drzwiami od niższego do wyższego, albo
od wyższego do niższego. Serce jest jak skrzyżowanie dróg.
A serce jest zupełnie pomijane. Nie uczono cię żyć z głębi serca.
Nawet nie pozwolono ci wejść do królestwa serca, gdyż jest to bardzo
niebezpieczne. Jest to ośrodek bezdźwięcznego dźwięku, jest to
ośrodek nielingwistyczny, dźwięku niewydobytego. Język jest
dźwiękiem wydobytym, musimy tworzyć go strunami głosowymi.
Musi być wydobyty - to dwie klaszczące dłonie. Serce to jedna
klaszcząca dłoń. W sercu nie ma słowa - jest ono bez słów.
Zupełnie unikamy serca, omijamy je. Żyjemy tak, jakby serce nie
istniało - albo, co najwyżej, jakby było mechanizmem pompy
służącym oddychaniu, tyle tylko. Tak nie jest. Płuca to nie serce.
Serce jest ukryte głęboko za płucami. I nie jest ono czymś fizycznym.
Jest miejscem, w którym powstaje miłość. Dlatego miłość nie jest
sentymentem. A miłość sentymentalna mieści się w trzecim ośrodku,
nie w czwartym.
Miłość nie jest tylko sentymentalna. Miłość ma więcej głębi niż
sentymenty, miłość jest ważniejsza niż sentymenty. Sentymenty są
chwilowe. Mniej czy bardziej, sentyment miłości jest błędnie
pojmowany jako doznanie miłości. Jednego dnia zakochujesz się w
jakimś mężczyźnie czy kobiecie, następnego dnia już tego nie ma - a
ty nazywasz to miłością. To nie jest miłość. To sentyment. Spodobała
ci się ta kobieta, spodobała się, pamiętaj, nie wywołała w tobie
miłości - było to "polubienie" tak, jak lubisz lody. Było to
upodobanie. Upodobania przychodzą i odchodzą, upodobania są
chwilowe, nie mogą długo trwać, nie mają żadnej możliwości trwania.
Spodobała ci się jakaś kobieta, pokochałeś ją, i koniec! To
upodobanie jest skończone. Tak samo gdy polubisz lody, zjadłeś je i
już wcale nie patrzysz na lody A jeśli ktoś będzie dawał ci więcej
lodów, powiesz "To powoduje mdłości - dość! Więcej już nie mogę."
Upodobanie nie jest miłością. Nigdy nie pomyl upodobania z
miłością, bo wtedy całe twoje życie będzie tylko drewnem niesionym
przez fale... Będziesz dryfował od jednego człowieka do drugiego,
nigdy nie rozwinie się intymność.
Czwarty ośrodek, anahata, jest bardzo istotny, ponieważ to w sercu po
raz pierwszy nawiązałeś kontakt z matką. To przez serce byłeś
połączony ze swoją matką, nie przez głowę. W głębokiej miłości, w
głębokim orgazmie, znów jesteś połączony przez serce, nie przez
głowę. W medytacji, w modlitwie, dzieje się to samo - jesteś
połączony z egzystencją poprzez serce, serce z sercem. Tak, jest to
dialog serca z sercem, nie głowy z głową. Jest to nielingwistyczne.
A ośrodek serca jest tym ośrodkiem, w którym powstaje
bezdźwięczny dźwięk. Gdy odprężysz się w ośrodku serca, usłyszysz
Omkar, Aum. Jest to wielkie odkrycie. Ci, którzy wstąpili do serca,
słyszą wewnątrz swojego istnienia ciągłe śpiewanie, które brzmieniem
przypomina aum. Czy kiedykolwiek słyszałeś śpiewanie, które
następuje samo z siebie? Ty go nie robisz...
Dlatego nie zalecam mantr Można stale śpiewać aum, aum, aum i
można stworzyć mentalny substytut serca. To nie pomoże. To
oszukiwanie siebie. A śpiewać można latami, i możesz stworzyć
wewnątrz fałszywy dźwięk, jakby przemawiało twoje serce - tak nie
jest. Jeśli chcesz poznać serce, nie należy śpiewać aum, musisz po
prostu być w ciszy. Pewnego dnia, nagle, jest ta mantra. Pewnego
dnia, gdy zapadniesz się w ciszy, nagle słyszysz dźwięk dobiegający
znikąd. Powstaje on w twoim najgłębszym wnętrzu. Jest to dźwięk
twojej wewnętrznej ciszy. Tak, jak w cichą noc jest pewien dźwięk,
dźwięk ciszy, dokładnie tak samo pojawia się w tobie pewien dźwięk
na znacznie głębszym poziomie.
Pojawia się, będę powtarzał to raz po raz - nie wywołujesz go, nie
powtarzasz aum, aum. Nie, nie wypowiadasz ani jednego słowa.
Jesteś po prostu w pokoju. Jesteś po prostu w ciszy. A on wybucha jak
wiosna... nagle zaczyna płynąć, jest. Słyszysz go - nie wypowiadasz
go, słyszysz go.
W ośrodku serca, w czakrze anahata, słyszysz. A ty nigdy nie
słyszałeś w sobie niczego, żadnego dźwięku, żadnego omkar, żadnej
mantry. To znaczy tyle tylko, że unikałeś serca. Ten wodospad
istnieje, i dźwięk płynącej wody istnieje, ale ty go unikałeś, omijałeś
go, poszedłeś jakąś inną drogą, poszedłeś jakimś skrótem. Ten skrót
wychodzi z trzeciego ośrodka i unika czwartego. Czwarty ośrodek jest
najbardziej niebezpieczny, gdyż z tego ośrodka rodzi się ufność, rodzi
się wiara. A umysł musi go unikać. Gdyby umysł go nie unikał, nie
byłoby możliwości istnienia wątpliwości. Umysł żyje dzięki
wątpliwościom.
To jest czwarty ośrodek. A tantra powiada, że przez miłość poznasz
ten czwarty ośrodek.

VISUDDHI

Piąty ośrodek nazywany jest visuddhi. Visuddhi oznacza czystość.
Jasne, po nastąpieniu miłości jest czystość i niewinność, nigdy
wcześniej. Miłość oczyszcza i tylko miłość - nic innego nie
oczyszcza. Nawet najbrzydszy człowiek w miłości staje się piękny.
Miłość jest nektarem. Oczyszcza wszystkie trucizny. Dlatego piąty
ośrodek nazywany jest visuddhi - visuddhi oznacza czystość, czystość
absolutną. Jest to ośrodek gardła.
A tantra powiada: mów tylko wtedy, gdy dotarłeś do piątego ośrodka
przez czwarty, mów tylko przez miłość, inaczej nie mów. Mów
poprzez współczucie, inaczej nie mów! Po co mówić? Jeśli dotarłeś
przez serce i jeśli usłyszałeś Boga tam przemawiającego, albo Boga,
który płynie tam jak wodospad, jeśli usłyszałeś dźwięk Boga, dźwięk
jednej klaszczącej dłoni, dopiero wtedy wolno ci mówić, wtedy twój
ośrodek gardła zdoła przekazać to przesłanie, wtedy coś można wlać
nawet w słowa. Gdy to masz, można wlać to nawet w słowa.
Bardzo nieliczni ludzie docierają do piątego ośrodka, bardzo rzadko,
gdyż nie docierają nawet do czwartego, jak więc mogą dotrzeć do
piątego? Jest to bardzo rzadkie. Gdzieś jest jakiś Chrystus, jakiś
Budda, jakiś Saraha, oni docierają do piątego. Nawet piękno ich słów
jest ogromne - a co dopiero mówić o ich ciszy? Nawet ich słowa
zawierają ciszę. Mówią oni, a jednak nie mówią. Mówią, i mówią to,
co niewypowiadalne, niewysłowione, nie dające się wyrazić.
Ty też używasz gardła, ale to nie jest visuddhi. Ta czakra jest zupełnie
martwa. Gdy ta czakra ożywa, w twych słowach jest miód, twoje
słowa mają aromat, w twoich słowach jest muzyka, taniec. Wtedy
wszystko, co mówisz, jest poezją, wszystko, co wypowiadasz, jest
czystą radością.


AJNA

A szósta czakra to ajna: ajna oznacza porządek. W szóstym ośrodku
jesteś uporządkowany, nigdy wcześniej. W szóstej czakrze stajesz się
panem, nie wcześniej. Wcześniej byłeś niewolnikiem. W szóstej
czakrze, cokolwiek wypowiesz, stanie się to, czegokolwiek
zapragniesz, stanie się to. W szóstej czakrze masz wolę, nigdy
wcześniej. Wcześniej wola nie istnieje. Ale jest w tym pewien
paradoks.
W czwartej czakrze znika ego. W piątej czakrze znikają wszelkie
nieczystości i wtedy masz wolę, nie możesz więc tą wolą ranić. W
istocie rzeczy nie jest to już twoja wola, jest to wola Boga, gdyż ego
znika w czwartym ośrodku, wszystkie nieczystości znikają w piątym.
Teraz jesteś najczystszym istnieniem, samym nośnikiem, narzędziem,
posłańcem. Teraz masz wolę, ponieważ cię nie ma - teraz wola Boga
jest twoją wolą.
Bardzo rzadko człowiek dociera do szóstej czakry, ponieważ jest ona
ostatnia, w pewnym sensie. W tym świecie jest ostatnia. Poza nią jest
siódma, ale wtedy wkraczasz w totalnie inny świat, odrębną
rzeczywistość. Szósta jest ostatnią linią graniczną, posterunkiem
kontrolnym.

SAHASRAR

Siódmą jest sahasrar - sahasrar oznacza tysiącpłatkowy lotos. Gdy
twoja energia przechodzi do siódmej - sahasrar - stajesz się lotosem.
Teraz nie potrzebujesz już szukać miodu innych kwiatów - teraz
pszczoły zaczynają przychodzić do ciebie. Teraz przyciągasz pszczoły
z całej ziemi, a czasem nawet zaczynają do ciebie przychodzić
pszczoły z innych planet. Twoja sahasrar otworzyła się, twój lotos
rozkwitł pełnią kwiecia. Ten lotos to Nirvana.

Najniższą jest muladhar W najniższej rodzi się życie, życie ciała i
zmysłów. W siódmej rodzi się życie, życie wieczne, nie ciała, nie
zmysłów. Taka jest fizjologia tantry Nie jest to fizjologia książek
medycznych. Nie szukaj jej w księgach medycznych, nie ma jej tam.
Jest to metafora, jest to pewien sposób przekazu. Oto mapa, która ma
wszystko uczynić zrozumiałym.

Dziesięć byków Zen
Na pastwisku tego świata, bez końca odsuwam na boki wysokie
trawy, poszukując byka. Idąc z biegiem nienazwanych rzek, gubić się
na krzyżujących się ścieżkach pośród odległych gór, siły mnie
zawodzą, życiowość wyczerpuje się, byka nie mogę znaleźć. Słyszę
tylko racice biegnące nocą przez las.

1.Poszukiwanie byka
Wyruszamy na niezwykłą pielgrzymkę. Dziesięć byków Zen to coś
unikalnego w historii ludzkiej świadomości.
Prawdę wyrażano na wiele sposobów i zawsze stwierdzano, że
pozostaje niewyrażoną, bez względu na to, co robisz.
Obojętne jak bardzo byś ją wyrażał, umyka, wymyka się. Po prostu
wymyka się opisom. Słowa, których dlań używasz, nie mogą jej
zawrzeć. A z chwilą, gdy wyraziłeś, natychmiast odczuwasz
frustrację; tak jakby to, co istotne zostało opuszczone, a tylko to, co
nieistotne zostało wyrażone.
Dziesięć byków zen stanowi jedyny w swoim rodzaju wysiłek
zmierzający do wyrażenia tego, co jest niewyrażalne.
Byk jest symbolem energii, witalności, dynamizmu. Byk oznacza
samo życie. Byk oznacza twoją wewnętrzną moc, twoją
potencjalność. Byk jest symbolem, pamiętaj o tym. Ty jesteś, masz
też życie, ale nie wiesz czym jest życie. Masz energię, ale nie wiesz
skąd ta energia pochodzi i do jakiego celu ta energia zmierza.
Jesteś tą energią, a jednak jesteś nieświadomy tego, czym jest ta
energia. Nieświadomy żyjesz. Nie zadałeś podstawowego pytania:
Kim jestem? To pytanie jest tym samym co poszukiwanie byka. Kim
jestem? A dopóki nie zostanie to poznane, jak możesz żyć? Wtedy
wszystko będzie próżne, bo to podstawowe pytanie nie zostało
zadane, nie odpowiedziano na nie. Dopóki nie poznasz siebie,
cokolwiek robisz, będzie to próżne. Najbardziej podstawową sprawą
jest poznanie siebie. Ale dzieje się tak, że stale przegapiamy to, co
najbardziej podstawowe, i stale przejmujemy się błahostkami.
Czym są wysokie trawy? Symbolem. Poezja mówi symbolami.
Malarstwo maluje symbole, poezja mówi symbole.
Pragnienia są tymi wysokimi trawami, w których zagubił się twój
byk.
Jeśli zdołasz zrozumieć jakość swej energii, będziesz mógł zrozumieć
co stanowi dla ciebie spełnienie. Inaczej, nie poznawszy siebie, stale
biegniesz. Ten bieg jest prawie szalony. Zatrzymaj się przy drodze,
pomedytuj chwilę, zastanów się nad tym, co robisz, po co to robisz.
Nie biegnij gorączkowo, bo to biegnięcie zmusi cię do jeszcze
szybszego biegu.
To poszukiwanie jest trudne, ponieważ prawda jest nie tylko nieznana
- jest niepoznawalna. To poszukiwanie jest trudne, ponieważ
poszukujący musi zaryzykować dla niego całe swoje życie.
Jeśli słuchasz świętych pism, idziesz z biegiem rzek nazwanych. Jeśli
jesteś wyznawcą jakiejś religii, sekty, kościoła, masz mapę - a dla
prawdy nie może być żadnej mapy. Nie może być żadnej mapy,
ponieważ prawda jest prywatna, nie publiczna.
I przychodzi w tym poszukiwaniu chwila, gdy czujesz się kompletnie
wyczerpany, zmęczony. Zaczynasz myśleć, że lepiej byłoby, gdybyś
nigdy tego poszukiwania nie rozpoczął. Czujesz się tak sfrustrowany,
że zaczynasz odczuwać zazdrość wobec tych, którzy nigdy takimi
sprawami się nie przejmowali. Jest to naturalne, ale jest to dokładnie
ta chwila, gdy zaczyna się prawdziwe poszukiwanie.
Ta wyczerpana energia, to zmęczenie, pochodzą z umysłu. Umysł
czuje się zmęczony, bo umysł zawsze jest szczęśliwy, gdy może
korzystać z map. Wobec znanego, umysł pozostaje panem; wobec
nieznanego, dziwnego, umysł jest całkowicie zagubiony...
Ta chwila przychodzi w poszukiwaniu każdego człowieka. Test to
znaczący moment. A jeśli zdołasz wyruszyć, nawet czując się
wyczerpany, zmęczony, sfrustrowany, jeśli mimo tego zdołasz
wyruszyć i iść i iść, umysł zostaje porzucony i pojawiają się pierwsze
przebłyski medytacji.

Na brzegu rzeki, pod drzewami, odkrywam ślady kopyt! Nawet pod
pachnącą trawą widzę jego ślady. Głęboko w odległych górach można
je znaleźć. Te ślady nie mogą być bardziej ukryte niż nos człowieka
zwrócony ku niebu.

2. Odkrycie śladów
Umysł zostaje porzucony dopiero wtedy, kiedy ty trwasz i trwasz,
podczas gdy umysł każe ci zaprzestać. Jeśli nie posłuchasz umysłu i
powiesz: "Będę zgłębiał, będę szukał - jeśli ty jesteś zmęczony,
możesz odpaść" - umysł będzie trzymał się ciebie jeszcze nieco
dłużej. Ale jeśli nie posłuchasz i pozostaniesz z dystansem i bez
przejmowania się, twe oczy skupione na celu, na byku, odkryją ślady.
Zawsze tu były, tylko ty byłeś zbyt zatłoczony myślami, zbyt
zachmurzony umysłem. Dlatego nie widziałeś tych subtelnych
śladów.
A teraz, nawet pod trawą, nawet pod tymi samymi pragnieniami,
znajdujesz te same ślady byka. Nawet pod pragnieniami znajdujesz
ukrytego Boga. Nawet pod tak zwanymi ziemskimi sprawami,
odszukujesz coś z tego spoza.
Byk nigdy nie zagubił się - ponieważ tym bykiem jesteś ty Ten byk
jest twoją energią, to twoje życie. Zasadą twojej dynamiki jest byk.
Byk nigdy nie zaginął. Jeśli zdołasz to zrozumieć, poszukiwać nie
potrzeba. Wtedy samo to zrozumienie wystarcza. Ale jeśli to
zrozumienie nie przyszło do ciebie, poszukiwanie jest potrzebne.
Poszukiwanie nie pomoże ci dotrzeć do celu, bo cel nigdy nie został
zagubiony. Poszukiwanie pomoże ci tylko porzucić chciwość, lęk,
chęć posiadania, zazdrość, nienawiść, złość. Poszukiwanie pomoże ci
tylko porzucić przeszkody, a gdy tych przeszkód już nie będzie, nagle
zdajesz sobie sprawę: "Zawsze tu istniałem! Nigdy nigdzie nie
poszedłem!"
Byk tu jest. Poszukujący jest poszukiwanym. Tylko parę
niepotrzebnych rzeczy tłoczy się w tobie, porzuć je, a odkryjesz sam
siebie w całej swojej chwale.
To poszukiwanie jest indywidualne, jest pełne niebezpieczeństw.
Samemu trzeba wędrować. Ale na tym polega jego piękno. W
głębokiej samotności, tylko w głębokiej samotności, gdy nawet jednej
myśli nie ma, Bóg wchodzi w ciebie, lub inaczej, opuszcza cię. W
głębokiej samotności, inteligencja staje się płomieniem, jasnym. W
głębokiej samotności, cisza i błogość otaczają cię. W głębokiej
samotności, otwierają się twoje oczy, otwiera się twoje istnienie. To
poszukiwanie jest indywidualne.

Słyszę śpiew słowika. Słońce jest ciepłe, wiatr jest lekki, wierzby nad
brzegiem są, zielone. Żaden byk nie może się tu ukryć! Jakiż artysta
zdoła namalować tą masywną, głowę, te majestatyczne rogi?

3. Ujrzenie byka
Trzecia sutra mówi o wrażliwości... Gdy stajesz się wrażliwy,
wrażliwy na wszystko to, co dzieje się wokół - śpiew słowika - gdy
stajesz się wrażliwy na wszystko, co ci się przytrafia, i otacza cię,
słońce jest ciepłe, wiatr jest lekki, wierzby nad brzegiem są zielone.
W takiej wrażliwości, jak może ukryć się byk? Byk może ukryć się,
jeśli jesteś skoncentrowany w jednym kierunku; wtedy jest wiele
kierunków, gdzie byk może się ukryć. A gdy nie jesteś
skoncentrowany w żadnym kierunku, po prostu otwarty na wszystkie
kierunki, jak byk zdoła się ukryć? Piękna sutra. Teraz nie ma tej
możliwości, ponieważ nie ma ani jednego miejsca, które byłoby poza
twoją świadomością. Nie ma miejsca, w którym można byłoby się
ukryć.
Przez koncentrację możesz unikać. Stajesz się uważny na jedną
sprawę kosztem tysiąca innych rzeczy.
W medytacji jesteś po prostu świadomy, bez żadnego zawężania.
Niczego nie odsuwasz na bok. Po prostu jesteś otwarty i dostępny.
Gdy śpiewa słowik, jesteś dostępny. Gdy odczuwane jest słońce,
dotyka twojego ciała i czujesz ciepło, jesteś dostępny. Gdy wieje
wiatr, czujesz go, jesteś dostępny. Dziecko płacze, pies szczeka - po
prostu jesteś uważny. Nie masz żadnego przedmiotu (swojej
uważności).
Koncentracja jest przedmiotowa. W medytacji nie ma przedmiotu. A
w uważności bez wybierania umysł znika, bo umysł może pozostać
tylko wtedy, gdy świadomość jest wąska. Gdy świadomość jest
szeroka, szeroko otwarta, umysł nie może istnieć. Umysł może istnieć
tylko wraz z wyborami...
Powiem to w ten sposób: umysł jest zawężonym stanem świadomości,
świadomością płynącą bardzo wąskim kanałem, tunelem. Medytacja
to po prostu stanie pod gołym niebem, bycie dostępnym dla
wszystkiego...
I nagle widzisz byka! W wielkiej wrażliwości, nagle jesteś świadomy
swojej energii, czystej energii, sama rozkosz.
To tego dotyczy wrażliwość - twoich zmysłów stopionych w jedną
wrażliwość. Nie chodzi tu o to, że masz oczy i uszy i nos, nie; jesteś
oczouszonosem jednocześnie. Nie ma przerwy. Widzisz i słyszysz i
czujesz i smakujesz na raz, równocześnie. Nie wybrałeś żadnego
konkretnego zmysłu.
Prawdziwy człowiek rozumiejący żyje przez zmysły, jego dotyk jest
totalny. Gdy dotyka cię prawdziwy człowiek rozumiejący,
natychmiast odczuwasz przepływ energii. Nagle czujesz, że coś
wewnątrz ciebie zostało przebudzone, jego energia dotknęła twojej
śpiącej energii. Coś w tobie powstaje.
Tu zen jest najlepszy. Żadna inna religia, żaden inny rozwój, nie
dotarł tak głęboko do właściwej ścieżki. Zmysły powinny pozostać
żywe, i jeszcze coś - twoje zmysły powinny wpaść w głęboki
wewnętrzny rytm i harmonię, powinny stać się orkiestrą. Dopiero
wtedy prawda może być poznana, dopiero wtedy możesz pochwycić
byka.




Chwytam go w zaciętej walce. Jego wielka wola i moc są
niewyczerpane. Rusza na wysoki płaskowyż, daleko ponad mgłami
chmur, albo stoi w nieprzeniknionym wąwozie.

4. Złapanie byka
Będzie walka, bo umysł nie tak łatwo odda swą moc. Tak długo
umysł był dyktatorem, teraz chcesz, by dyktator zszedł z tronu; jest to
niemożliwe. Umysł przyzwyczaił się do kierowania i popychania cię
na wszystkie strony. Stoczy z tobą zaciętą potyczkę. Będzie cię ścigał,
i będzie znajdywał chwile słabości, w których znów może zapanować
nad tobą.
Ale, kiedy zobaczysz byka, energię swojego istnienia, możesz go
pochwycić. Oczywiście, będzie walka, ponieważ tak długo umysł
pozostawał u władzy..
A ta energia, ten byk, jest niewyczerpana. Czasem stoi na szczycie
wzgórza, na szczycie jakiegoś przeżycia. Czasem w dolinie, w
głębokim wąwozie.
Gdy staniesz się wrażliwy na otaczający cię świat, twoja wrażliwość
może być zwrócona do wewnątrz, ku twemu wewnętrznemu domowi.
Jest to ta sama wrażliwość, dzięki której słyszałeś śpiew słowika,
dzięki której odczuwałeś ciepło słońca, dzięki której czułeś aromat
kwiatu. Jest to ta sama wrażliwość, która teraz została zwrócona do
wewnątrz. Dzięki tej samej wrażliwości będziesz smakował Siebie,
odczuwał Siebie, widział Siebie, dotykał Siebie.
Wykorzystaj świat jako szkolenie wrażliwości. Zawsze pamiętaj:
jeżeli zdołasz stać się bardziej i bardziej wrażliwy, wszystko będzie
absolutnie właściwe. Za każdym drzewem, i pod każdym kamieniem,
ukrywa się byk. Dotykaj z miłością, a nawet kamień odpowie, i tam
możesz poczuć byka. Patrz z miłością na gwiazdy, a gwiazdy
odpowiadają - byk tam się ukrywa.
Byk jest energią Totalności. Jesteś jej częścią. Jeśli jesteś żywy i
wrażliwy, możesz odczuć całość.
Byk zawsze na ciebie czeka. Byk nie jest gdzieś poza tobą. Byk jest
twoim najbardziej wewnętrznym rdzeniem. Między bykiem i tobą jest
ogromna ściana umysłu, myśli. Myśli są cegłami, zrobionymi ze
szkła. Możesz więc przez nie widzieć i możesz nie zdawać sobie
sprawy, że między tobą i rzeczywistością jest ściana.
Walka będzie nieco trudna, ponieważ umysł nie da się łatwo
przekonać - bo dla umysłu będzie to śmierć...
Śmierć umysłu jest twoim życiem. A życie umysłu to twoja śmierć.
Jeśli wybierasz umysł, popełniasz samobójstwo, jeśli chodzi o twoje
wewnętrzne istnienie. Jeśli wybierasz siebie, musisz porzucić umysł -
i to właśnie jest medytacja.
Bat i powróz są potrzebne, inaczej może on zabłądzić w jakąś
zapyloną drogę. Będąc dobrze wyćwiczonym, staje się naturalnie
łagodny. Potem, nie pętany, słucha swego pana.

5. Poskromienie byka
Bat jest symbolem uważności, a powróz jest symbolem wewnętrznej
dyscypliny. Uważność i dyscyplina są najbardziej fundamentalne dla
poszukującego. Jeśli poddasz się dyscyplinie bez uważności, staniesz
się hipokrytą. Jeśli poddasz się dyscyplinie bez uważności, staniesz
się zombie, robotem. Może nikomu nie wyrządzisz krzywdy, może
będziesz znany jako dobry człowiek, albo nawet święty, ale nie
zdołasz żyć swoim prawdziwym życiem, nie będziesz mógł go
świętować. Nie będzie w nim rozkoszy. Staniesz się zbyt poważny,
gotowość do zabawy odejdzie na zawsze. A powaga jest chorobą.
Jeśli dyscyplina jest bez uważności, narzucasz ją siłą - i będzie to
przemoc, gwałt na twoim własnym istnieniu. Nie da ci to wolności,
stworzy więcej i więcej, większych i większych więzień. Dyscyplina
jest słuszna, jeśli opiera się na uważności. Dyscyplina zupełnie traci
słuszność, staje się zatruta, gdy jest przestrzegana bez uważności,
przez ślepy, wierzący umysł.
Pierwszą rzeczą jest więc bat - uważność. A drugą jest powróz -
dyscyplina. Po co jest dyscyplina potrzebna? Jeśli jesteś uważny,
wydaje się, że uważność wystarcza. W końcu wystarczy, ale nie na
początku, bo umysł ma głębokie wzorce, a energia porusza się
zgodnie ze starymi nawykami i starymi wzorcami. Nowe kanały
trzeba stworzyć.
Możesz stać się uważny, ale na początku samo w sobie nie będzie to
wystarczało, ponieważ umysł, znalazłszy nową okazję do wejścia w
jakiś stary wzorzec, natychmiast wślizguje się w niego, w ułamku
sekundy. Wpadnięcia w złość dokonuje natychmiast. Zanim staniesz
się tego świadomy, gniew już się pojawił. Później, gdy twoja
uważność stanie się totalna, gdy twoja uważność stanie się z tobą
jednością absolutną, wtedy zanim cokolwiek się stanie, uważność
zawsze jest, a priori. Jeśli przychodzi złość, przed złością jest
uważność; jeśli owładnie tobą seksualność, zanim to nastąpi, jest
uważność. Gdy uważność staje się czymś naturalnym, spontanicznym,
jak oddychanie, kiedy jest nawet we śnie, dyscyplinę można porzucić.
Ale na początku - nie. Na początku, gdy uważność tworzy się,
dyscyplina będzie bardzo pomocna.
Dyscyplina potrzebna jest do stworzenia nowych szlaków. Dlatego
uważność i dyscyplina powinny iść razem.
Są ludzie mówiący, że wystarczy sama uważność. W pewnej mierze
mają rację, ale dotarcie do tego punktu uważności, gdy wszystkiego
jest dość, gdy jest jego własna dyscyplina, jest bardzo, bardzo trudne.
Rzadko to następuje.
Są też inni, którzy stale mówią, że dyscyplina wystarcza, nie potrzeba
uważności. Oni też mówią o drugim ekstremum. Sama dyscyplina nie
może wystarczyć. Wtedy człowiek, który stale narzuca sobie
dyscyplinę, stopniowo staje się mechanicznym robotem.
Wiele religii nauczało jedynie dyscypliny, moralności, dobrych
działań i dobrych uczynków - światu to nie pomogło. Ludzie przez to
nie stali się uważni, żywi. Oba przeciwieństwa są tylko połową i
połową. Zen powiada, że trzeba równocześnie przestrzegać uważności
i dyscypliny. Między tymi dwoma przeciwieństwami trzeba stworzyć
pewien rytm. Należy zacząć od bata, a skończyć na powrozie...
Byk dobrze zna zapylone drogi, i jeśli nie użyje się bata i powrozu,
istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że byk, którego pochwyciłeś,
znów się zagubi.
Potrzebne jest ćwiczenie, ale ćwiczenie nie jest celem. Ćwiczenie jest
tylko środkiem. W końcu trzeba wyjść z ćwiczenia, trzeba zapomnieć
o wszelkiej dyscyplinie. Jeśli musisz kontynuować swoją dyscyplinę,
pokazuje to po prostu, że ta dyscyplina nie jest jeszcze naturalna.
Na początku pozostajesz uważny, tworzysz nowe szlaki dla energii
swojego umysłu. Stopniowo, nie będzie potrzeby, stopniowo, nawet
pozostawanie w uważności nie będzie potrzebne. Po prostu jesteś
uważny, nie usiłujesz być uważny. Dopiero wtedy jest rozkwit, gdy
uważność jest naturalna, gdy medytacji nie trzeba robić, ale ona po
prostu sama się dzieje. Stała się twoim klimatem, żyjesz w niej. Jesteś
nią.

Dosiadłszy byka, powoli wracam do domu. Głos mojego fletu
przenika wieczór. Nadając tempo uderzeniami dłoni, pulsująca
harmonia, kieruję nieskończonym rytmem. Ktokolwiek słyszy tę
melodię, przyłączy się do mnie.

6. Jazda na byku z powrotem do domu
Jeśli nie jesteś panem, odchodzisz, daleko od domu. Gdy jesteś
panem, zaczynasz wracać do pierwotnego źródła. Jeśli nie jesteś
panem, ta energia odchodzi od ciebie, ku przedmiotom, ludziom,
władzy, prestiżowi, sławie. Ta energia stale odchodzi od ciebie, ku
peryferiom. Gdy jesteś panem, energia zaczyna poruszać się w
kierunku domu.
Gdy jesteś panem, umysł idzie za tobą niczym cień. Gdy nie jesteś
panem, musisz jak cień iść za umysłem. Umysł oznacza energię
poruszającą się na zewnątrz, a medytacja oznacza energię poruszającą
się do wewnątrz, tę samą energię. Jedynie kierunek jest inny.
I pamiętaj: jeśli twoje poszukiwanie nie prowadzi cię do stanów coraz
większej i większej błogości, kiedy możesz śpiewać i tańczyć, coś jest
nie tak, coś jest absolutnie niewłaściwego. Jesteś na jakiejś
niewłaściwej drodze. Twoja błogość, twój śpiew i taniec, są
wskazaniami. Nie muszą być ekstrowertyczne, nie musisz śpiewać
tak, by inni mogli to słyszeć, ale będziesz słyszał śpiew stale
wewnątrz siebie. Jeśli chcesz, możesz śpiewać i dzielić się tym, ale
wewnątrz ciebie będzie pewien taniec. Im bliżej jesteś domu, tym
czujesz się szczęśliwszy. Szczęście jest pewną cechą energii
powracającej, kierującej się z powrotem do domu...
Tak właśnie miliony ludzi przyłączały się do Buddy, Jezusa, Krishny
- ich pieśń, ich błogość, ich ekstaza, są zaraźliwe. Gdy raz usłyszysz,
nie możesz zrobić nic innego, jak tylko dołączyć.
Na Wschodzie nazywamy to satsang. Oznacza to bycie w obecności
mistrza, bycie w harmonii mistrza, złączenie się z mistrzem. Mistrz
jest, po prostu przy nim siedzisz, nic nie robisz. Ale stopniowo
chłoniesz ten klimat, to środowisko. Stopniowo energia mistrza
zaczyna cię przepełniać, a ty stajesz się dla niej otwarty. Stopniowo
odprężasz się, i nie stawiasz oporu, i nie walczysz, i zaczynasz
smakować, i zaczynasz czuć coś z tego, co Nieznane, ten posmak, ten
aromat. Im więcej tego smakujesz, tym pojawia się więcej ufności.
Tylko dzięki byciu w obecności człowieka oświeconego otwierają się
ogromne możliwości, twój potencjał zacznie funkcjonować, działać.
Można odczuć dźwięk, szumiący dźwięk nowości, która do ciebie
przychodzi. Ale jest to dzielenie się pieśnią, dzielenie się tańcem,
dzielenie się świętowaniem.

Siedząc okrakiem na byku, docieram do domu. Jestem spokojny. Byk
też może odpocząć. Nadszedł świt. W pełnym błogości wypoczynku,
w moim domu, krytym strzechą, porzuciłem bat i powróz.

7. Wykroczenie ponad byka
Gdy staniesz się panem swego umysłu, wykraczasz ponad umysł. Z
chwilą, gdy stajesz się panem swego umysłu, umysł przestaje istnieć.
Pozostaje tylko wtedy, gdy jesteś niewolnikiem. Gdy pochwycisz
byka i jedziesz na nim, byk znika. Byk istnieje jako coś oddzielnego
od ciebie tylko wtedy, gdy nie jesteś panem. Trzeba to zrozumieć.
Pozostajesz podzielony jeśli nie jesteś panem, pozostajesz
schizofreniczny, w kawałkach. Gdy pojawia się w tobie bycie panem,
gdy są uważność i dyscyplina, bat i powróz, podziały znikają, stajesz
się jednością. W tej jedności następuje wykroczenia ponad byka.
Wtedy nie widzisz siebie oddzielonego od umysłu. Wtedy nie widzisz
siebie oddzielonego od ciała. Wtedy nie widzisz siebie oddzielonego
od całości. Stajesz się jednością. Wszyscy panowie są w jedności z
egzystencją, tylko niewolnicy są oddzieleni.
Gdy wszystko harmonizuje się i jest w jedności, następuje
wykroczenie ponad wszystkie podziały.
Energia nie porusza się w jakimś jednym kierunku, ty nie poruszasz
się w innym kierunku. Teraz oboje poruszacie się w tym samym
kierunku. Nie ma już walki. Podział znikł. Nie walczysz z rzeką,
płyniesz, unosisz się na falach rzeki. Nagle, nie jesteś oddzielony od
rzeki.
Wejdź do rzeki. Najpierw spróbuj iść pod prąd - walcz, zmagaj się, a
zobaczysz, że rzeka walczy z tobą. I powiesz, że rzeka próbuje cię
pokonać. I zobaczysz, w końcu rzeka pokona cię... ponieważ
przyjdzie taka chwila, gdy zmęczysz się, i zobaczysz, że rzeka
wygrywa, a ty przegrywasz.
Potem spróbuj innego sposobu: płyń z biegiem rzeki, pozwól, by
działo się to, co ma się dziać, a stopniowo zrozumiesz, że teraz rzeka
z tobą nie walczy. W istocie rzeczy rzeka wcale z tobą nie walczyła,
nawet wtedy, gdy poruszałeś się pod prąd, rzeka z tobą nie walczyła.
To tylko ty byłeś w walce, tylko ty byłeś w egoistycznym nastroju, ty,
który próbowałeś wygrać, zwyciężyć, który próbowałeś coś
udowodnić, że "Jestem kimś". Ta myśl o byciu kimś tworzy cały
problem.
Teraz jesteś nikim, płyniesz z biegiem rzeki, w głębokim
przyzwoleniu. Rzeka nie jest już ci przeciwna - nigdy nie była!
Zmieniły się tylko twoje nastawienia, a ty czujesz, że to rzeka
całkowicie się zmieniła. Ta rzeka zawsze była taka sama. Teraz
unosisz się na falach rzeki.
Wtedy jesteś w organicznej jedności z rzeką. Wtedy odczuwasz
doznanie orgazmiczne. Gdy jesteś jednością z rzeką, nagle następuje
wykroczenie ponad wszystkie ograniczenia. Nie jesteś już mały, nie
jesteś już duży - jesteś całością.
I taka jest droga dotarcia do domu, bo dom jest źródłem, tym źródłem,
z którego przyszedłeś. Ten dom nie jest gdzieś indziej! Ten dom jest
tu, skąd przybyłeś, skąd powstałeś. Dom jest źródłem. Jeśli pozwolisz
sobie być w głębokim przyzwoleniu, docierasz do domu. Dom
oznacza, że docierasz do samego źródła życia i istnienia, dotykasz
samego początku.
I w żaden inny sposób nie możesz być spokojny. Jedynym sposobem
bycia spokojnym jest nie bycie. Jedynym sposobem bycia spokojnym
jest bycie w głębokim przyzwoleniu, powierzeniu się, w jedności z
energią życia.
I nie tylko ty możesz odpoczywać, byk także. Nie tylko ty możesz
odpoczywać, ale i rzeka. Gdy konflikt trwa, ani ty nie możesz
odpoczywać, ani Bóg.
A teraz nie potrzeba używać bata i powrozu. Gdy dotarłeś do miejsca,
w którym czujesz, że jesteś jednością z rzeką życia, nie potrzeba
uważności czy dyscypliny. Wtedy medytowanie nie jest potrzebne!
Wtedy nic nie jest potrzebne. Wtedy życie wszystko robi dla ciebie.
Wtedy możesz odprężyć się, ponieważ możesz totalnie zaufać. Wtedy
nawet uważność nie jest potrzebna, pamiętaj.
Na początku uważność jest potrzebna. Na początku nawet dyscyplina
jest potrzebna. Ale w miarę duchowego wzrastania, następuje wyjście
ponad tę drabinę. Możesz ją odrzucić.

Bat, powróz, osoba i byk - wszystko zlewa się w jedno w Nic-ości. To
niebo jest tak ogromne, że żadne przesłanie nie może go splamić. Jak
płatek śniegu może istnieć w szalejącym ogniu? Oto są ślady
patriarchów.

8. Wyjście ponad byka i jaźń
Najpierw następuje wyjście ponad byka - wyjście ponad umysł,
energię umysłu, życie, energię życia. A potem, kiedy wyszedłeś ponad
życie, wychodzisz ponad siebie samego.
W chwili, gdy znika umysł, ty także znikasz - ponieważ istniejesz w
walce. Ego istnieje w napięciu. Dla ego potrzebny jest dualizm. Nic
może ono istnieć w rzeczywistości niedualistycznej. A zatem po
prostu obserwuj: zawsze, gdy walczysz, twoje ego staje się bardzo
ostre. Obserwuj dwadzieścia cztery godziny na dobę, a zobaczysz
wiele szczytów i wiele dolin swego ego, i wiele razy odczujesz, że go
nie ma. Jeśli z niczym nie walczysz, nie ma go. Zależy to od walki...
Ego jest cudem: najbardziej iluzoryczną rzeczą, a wydaje się być
najbardziej konkretną i rzeczywistą. Ludzie dla niego żyją i dla niego
umierają. Ale potrzebuje ono ciągłego pedałowania, a tym
pedałowaniem jest twoja walka. Znajdziesz taki czy inny sposób. Jeśli
nie znajdziesz nikogo innego, zaczniesz walczyć ze swoimi dziećmi.
Zaczniesz walczyć ze swoją żoną lub ze swoim mężem - czasem w
ogóle bez żadnego powodu. A naprawdę, żadnego powodu nie
potrzeba, wszystkie powody są uzasadnieniami. Ale ty musisz
walczyć, inaczej zaczynasz znikać, zaczynasz topnieć, zaczynasz
zapadać się, jakbyś był w przepaści, przepaści bez dna.
Ego jest możliwe tylko w konflikcie, walce. Jeśli nie masz o co
walczyć, stworzysz taki czy inny sposób podjęcia walki.
Walka jest potrzebna, prawdziwa, nieprawdziwa, nie o to chodzi. Jeśli
jest walka, możesz być. Jeśli nie ma walki, znikasz. Dlatego
największym przesłaniem, jakie mogę ci dać, jest to - zapamiętaj - że
musisz dotrzeć do takiego punktu, w którym wszelka walka zostaje
porzucona. Dopiero wtedy wykraczasz ponad siebie. Dopiero wtedy
nigdy nie będziesz tym małym ja, drobną, brzydką jaźnią, którą jesteś.
Wykroczysz ponad nią i staniesz się jednością z całością.
Pojawia się wielka nicość, w której wszystko zostaje zatracone. Ta
pustka nie jest negatywna, jest samym źródłem wszelkiego istnienia.
Ale nie ma ograniczeń.
Tak, jak płatek śniegu znika w szalejącym ogniu, w tej ogromnej
energii całości wszystko znika - bat, powróz, osoba i byk.
Tu po raz pierwszy znajdujesz miejsce, do którego wędrują buddowie.
Tu znajdujesz, pierwszy raz, aromat oświeconych, istotność ich
istnienia, ich urzeczywistnienia. Tu słuchasz ich pieśni. Nowy wymiar
otwiera swe drzwi. Nazwij ten wymiar nirvana, moksha, Królestwo
Boże, jak tylko chcesz - ale otwiera się coś absolutnie różnego od tego
świata, który znałeś do tej pory. Oto są ślady patriarchów - wszystkich
wielkich, którzy wędrowali do nicości i zniknęli w niej.
Trzeba wyjść ponad medytację. Trzeba wyjść ponad uważność.
Trzeba wyjść ponad dyscyplinę. Przychodzi taka chwila, gdy trzeba
żyć spontanicznie - rąbać drewno, nosić wodę ze studni, jeść w
chwilach głodu, spać, gdy czujesz się senny, żyć całkowicie
zwyczajnie. Nie z tego świata, nie z tamtego świata. Nie
materialistycznie, nie religijnie. Ot, po prostu, zwyczajnie.
Prawdziwego człowieka o takiej cesze nie można zakwalifikować do
żadnej kategorii. Nie można określić go jako światowego czy
religijnego - jest on poza kategoriami. Wyszedł poza logikę.

Zbyt wielu kroków dokonano powracając do korzeni i do źródła.
Lepiej byłoby być ślepym i głuchym od samego początku! Mieszkając
w swym prawdziwym domu, nie przejmując się tym, co na zewnątrz -
rzeka dalej płynie w pokoju i kwiaty są czerwone.

9. Dotarcie do źródła
Zbyt wielu kroków dokonano... W istocie rzeczy nie było potrzeby
dokonywania tak wielu kroków. Ale uświadamiane jest to dopiero
wtedy, gdy dotarłeś do dziewiątego punktu. Gdy dotarłeś do domu,
uświadamiasz sobie, że możliwe to było w jednym kroku.
Nie było potrzeby podejmowania tylu kroków, nie było potrzeby
poruszania się tak stopniowo, etapami. Możliwy był skok...
Skok nie jest z ego - zrobienie czegoś, co nie zostało postanowione
przez ego. Skok jest pozwoleniem całości, by nad tobą zawładnęła.
Czy kiedyś o tym myślałeś - że twoje narodziny nie były twoją
decyzją?
Twoje narodziny pojawiły się z nieznanego, z nicości się narodziłeś.
Nie była to twoja decyzja. Pewnego dnia znów znikniesz w nicości,
będzie to twoja śmierć. Nie będzie to twoja decyzja. A pomiędzy tymi
dwoma punktami, czasem będą przebłyski miłości - wszystkie one
będą z tego nieznanego. Albo, jeśli masz dość szczęścia i spróbujesz
medytacji i modlitwy, znów będzie parę przebłysków tego
nieznanego. Nie będzie to coś, co wynika z twojego działania. Tak
naprawdę, twoje działanie jest barierą... Są takie rzeczy, które można
dokonać tylko w głębokim nie-działaniu: narodziny, śmierć, miłość,
medytacja. Wszystko to, co jest piękne, przytrafia ci się - pamiętaj!
Niech będzie to ciągłym przypomnieniem. Tego nie możesz robić!
Popatrz na rzekę: nie przejmuje się niczym tym, co dzieje się wokół,
dalej płynie w głębokiej ciszy, w głębokim spokoju, nie rozpraszana
czymkolwiek, co dzieje się na brzegach. Nie rozproszona, płynie
dalej. Pozostaje zharmonizowana ze swą własną naturą, nigdy nie
wykracza poza swą naturę. Pozostaje wierna sobie. Cokolwiek dzieje
się w tym świecie wokół rzeka dalej jest rzeką - wierna sobie, dalej
płynie...
A cisza jest cieniem, gdy jesteś wierny sobie.
Żaden kwiat w żaden sposób nie próbuje imitować żadnego innego
kwiatu. Nie ma imitowania, nie ma konkurowania nie ma zazdrości.
Czerwony kwiat jest po prostu czerwony, i jest ogromnie szczęśliwy z
tego, że jest czerwony. Nigdy nie myślał o tym, aby być kimś innym.
Człowiek przegapia swą naturę z powodu pragnienia, imitowania,
zazdrości, rywalizacji. Człowiek jest jedynym istnieniem na ziemi,
które nie jest wierne sobie, którego rzeka nie jest w harmonii z sobą,
które zawsze wędruje gdzieś indziej, które zawsze patrzy na kogoś
innego, które zawsze chce być kimś innym - i to jest niedola,
katastrofa. Możesz być tylko sobą. Nie ma innej możliwości, po
prostu nie istnieje. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.
Nie możesz być Buddą, nie możesz być Jezusem - i nie ma takiej
potrzeby. Możesz być tylko sobą.
Ale każdy usiłuje być kimś innym. Dlatego odchodzimy, coraz dalej i
dalej od pierwotnego źródła.
A ta neuroza pojawia się, gdy chcesz zrobić coś dla siebie
nienaturalnego - wtedy pojawia się neuroza. Gdy masz jakiś ideał,
będziesz neurotyczny. Ty jesteś ideałem, ty jesteś przeznaczeniem.
Jeśli jesteś po prostu naturalny, stajesz się świadkiem. Pojawia się
pragnienie, integruje się, pozostajesz świadkiem. Tak jak się to
integruje, tak samo się dezintegruje. Nic nie potrzeba robić. Tak
samo, jak fala wzbiera na oceanie i opada - nic nie potrzeba robić. Nie
trzeba walczyć, nie trzeba zmagać się. Formy pojawiają się i znikają.
Pozostajesz obserwatorem. I dobrze wiesz, że żadna forma nie jest
identyczna tobie, nie utożsamiasz się z żadną formą.

Bosy i z piersią obnażoną, łączę się z ludźmi tego świata. Szaty moje
w strzępach, kurzem są okryte, ci ja wiecznie jestem szczęśliwy.
Żadnych czarów nie stosuję, aby przedłużyć swoje życie; teraz, przede
mną, drzewa nabierają, życia.

10. W świecie
Zawsze, gdy Budda przejdzie pełny krąg, wraca znów do świata. Stąd
każdy zaczyna, i tu każdy powinien zakończyć.
Tamten świat nie jest gdzieś indziej - jest tu i teraz.
Człowiek, który dostąpił najbardziej wewnętrznego rdzenia swojego
istnienia, jest tak pełny życia, że gdziekolwiek wędruje, wszystko
obsypuje swoim życiem.

Doznania potwierdzające
Doznanie potwierdzające oznacza, że zbliżasz się do domu. Musisz
rozumieć, musisz być świadomym doznań potwierdzających, bo daje
to odwagę, nadzieję. Daje to siły życiowe. Zaczynasz czuć, że szukasz
nie na darmo, że poranek jest już bardzo bliski. Może nadal jest noc i
ciemność, ale pierwsze doznanie potwierdzające zaczęło przenikać.
Gwiazdy zaczynają znikać, wschód nabiera czerwieni. Słońce nie
wzeszło, jest wczesny świt; to doznanie potwierdzające, że słońce nie
jest daleko. Gdy wschód staje się czerwony, wkrótce, lada chwila,
słońce wzniesie się ponad horyzont. Ptaki zaczęły śpiewać, ptaki
wysławiają nadchodzący poranek. Drzewa wyglądają na ożywione,
sen znika, ludzie się budzą. To są doznania potwierdzające.
Dokładnie tak samo na ścieżce duchowej są doznania, które są bardzo
potwierdzające. Przypomina to sytuację, gdy wędrujesz w kierunku
pięknego ogrodu, którego nie widzisz ale im bliżej jesteś tego ogrodu,
tym chłodniejszy jest wiatr, który możesz poczuć. Im dalej
odchodzisz, tym bardziej chłód znika, im bardziej się zbliżasz, tym
bardziej chłód znowu się pojawia. Im bardziej się zbliżasz, tym
bardziej wiatr nie jest tylko chłodny, ale jest i aromat, aromat wielu
kwiatów. Im dalej odchodzisz, tym bardziej aromat zanika. Im
bardziej się zbliżasz, tym lepiej słyszysz ptaki śpiewające pośród
drzew. Drzew nie możesz dostrzec, ale śpiew ptaków... dalekie
wołanie kukułki... pewnie las mangowców, zbliżasz się. To są
doznania potwierdzające. Dokładnie to samo dzieje się, gdy
wędrujesz w kierunku wewnętrznego ogrodu, w kierunku
wewnętrznego źródła życia, radości, ciszy, błogości. Gdy zaczniesz
poruszać się w kierunku centrum, kilka rzeczy zniknie i pojawi się
kilka rzeczy nowych.
I pamiętaj - gdy doznania potwierdzające zaczynają się pojawiać, nie
bądź zbyt szybko zaspokojony. Chłodny wietrzyk nadszedł, a ty
siedzisz i myślisz, że dotarłeś. Ten chłód jest piękny, ten chłód jest
pełny błogości, ale musisz iść dalej. Nie zadowalaj się drobiazgami.
Odczuwaj zadowolenie, że zaczęły one dziać się, traktuj je jako
kamienie milowe, ale nie są one celem. Ciesz się nimi, dziękuj Bogu,
czuj wdzięczność, ale idź dalej w tym samym kierunku, z którego
przychodzą doznania potwierdzające.
Utrzymuj to w samej głębi swego serca, nie zadowalaj się
drobiazgami. Wiele rzeczy dzieje się w drodze, wiele cudownych
rzeczy dzieje się w drodze, ale nie zadowalaj się czymkolwiek.
Pamiętaj, masz stać się świadomością Chrystusa, Bodhisattvą - nic
mniejszego nie da ci zaspokojenia.

Cały świat staje się doliną
Ci, którzy wędrują - a wszyscy wędrujecie w kierunku medytacji -
natkną się na te dziwne, choć ogromnie piękne przestrzenie.
Pierwszym znakiem, że medytacja zaczęła stawać się w tobie
zjawiskiem skrystalizowanym jest... cała egzystencja staje się doliną,
a ty jesteś na szczycie wzgórza. Zaczynasz się wznosić. Cały świat
staje się doliną, daleko, tam, głęboko poniżej, a ty siedzisz na
oświetlonym słońcem szczycie wzgórza. Medytacja unosi cię do góry
- nie fizycznie, ale duchowo. I to zjawisko jest bardzo wyraźne gdy
następuje - takie będą oznaki.
Gdy w medytacji wędrujesz do wewnątrz, nagle widzisz, że między
tobą i zgiełkiem wokoło powstaje wielki dystans. Możesz siedzieć na
targowisku i nagle zobaczysz przerwę pojawiającą się między tobą i
hałasem. Ledwie przed chwilą te hałasy były niemal tożsame z tobą,
byłeś w nich; teraz oddalasz się od nich. Jesteś tam fizycznie, tak, jak
przedtem. Nie potrzeba odchodzić w góry - to jest droga do
odnalezienia rzeczywistych gór wewnątrz, to jest droga do znalezienia
Himalajów wewnątrz. Zaczynasz wchodzić w głęboką ciszę, i nagle
wszystkie te hałasy, które były tak blisko ciebie - a było takie
zamieszanie - zaczynają się oddalać, odchodzić w dal. Na zewnątrz
wszystko jest takie, jak było wcześniej, nic się nie zmieniło: siedzisz
w tym samym miejscu, w którym zaczynałeś medytować. Ale wraz z
pogłębianiem się medytacji będziesz to odczuwał, poczujesz
narastający dystans do rzeczy zewnętrznych.

Każda nuta staje się krystalicznie czysta
Po drugie, cokolwiek będzie wypowiedziane na zewnątrz, jest
całkowicie wyraźne, w istocie rzeczy wyraźniejsze niż było wcześniej.
To są czary medytacji. Nie stajesz się nieświadomy, gdyż w
nieświadomości też widzisz, że hałasy znikają. Gdy na przykład
podany ci będzie chloroform, poczujesz, że dzieje się to samo
zjawisko, hałasy zaczynają się oddalać, dalej, dalej... i odeszły - ale ty
zapadłeś w nieświadomość. Niczego nie możesz usłyszeć wyraźnie.
Dokładnie to samo dzieje się w medytacji, ale z pewną różnicą: hałasy
zaczynają się od ciebie oddalać, a każdy hałas staje się zdecydowanie
wyraźny, wyraźniejszy niż wcześniej, gdyż teraz pojawia się bycie
świadkiem.
Początkowo ty też byłeś hałasem pośród tych wszystkich hałasów,
byłeś w nich zagubiony. Teraz jesteś obserwatorem, a ponieważ jesteś
tak wyciszony, wszystko możesz widzieć jasno, wyraźnie. Choć
hałasy są odległe, są wyraźniejsze niż kiedykolwiek dotąd. Każda
pojedyncza nuta jest słyszana.


Świat jest słyszany jak echo
I trzecia rzecz będzie odczuwana: że nie są one słyszane
bezpośrednio, a jakby pośrednio, jakby były echem faktycznych
dźwięków, nie samymi dźwiękami. Stają się bardziej bezpostaciowe,
ich postaciowość zanika. Stają się mniej materialne, ich materia znika
- nie są już ciężkie, są lekkie. Możesz zobaczyć ich lekkość, są jak
echo. Cała egzystencja staje się echem.
Dlatego mistycy hinduscy nazywają świat maya - iluzja. Iluzja nie
oznacza nie-rzeczywistości, oznacza jedynie podobieństwo do cienia,
podobieństwo do echa. Nie oznacza nieegzystencjalności, oznacza
tylko podobieństwo do snu. Podobne do cienia, podobne do snu,
podobne do echa, takie będzie to uczucie. Nie możesz odczuć, że te
zjawiska są rzeczywiste. Cała egzystencja staje się snem, bardzo
wyraźnym, widocznym, ponieważ ty jesteś uważny. Najpierw byłeś
zagubiony we śnie - nie byłeś czujny, i myślałeś, że to rzeczywistość.
Byłeś utożsamiony ze swym umysłem. Teraz nie utożsamiasz już się z
umysłem, powstało w tobie coś odrębnego - uważność, sakshi.

Będziesz słyszał wszystko oprócz siebie
I czwarta rzecz w tym będzie odczuwana: słyszysz całą egzystencję
wokoło - ludzi rozmawiających, spacerujących, śmiejące się dzieci,
ktoś krzyczy, woła jakiś ptak, samochód przejeżdża, samolot, pociąg.
Będziesz słyszeć wszystko. Jedno tylko: nie będziesz w stanie słyszeć
siebie, zupełnie zniknąłeś. Jesteś pustką. Po prostu w ogóle cię nie
ma. Nie możesz odczuć siebie jako istoty. Są wszystkie hałasy,
zniknęły tylko twoje wewnętrzne hałasy. Zwykle wewnątrz ciebie jest
więcej hałasów niż na zewnątrz. Prawdziwe zamieszanie jest
wewnątrz ciebie, jest tam prawdziwe szaleństwo. A kiedy spotyka się
zewnętrzne szaleństwo z wewnętrznym szaleństwem, powstaje piekło.
Zewnętrzne szaleństwo będzie trwało dalej, bo nie ty je stworzyłeś i
nie ty możesz je zniszczyć, ale bardzo łatwo możesz zniszczyć swe
wewnętrzne szaleństwo. Jest to w twoich możliwościach. Kiedy
wewnętrznego szaleństwa nie ma, zewnętrzne szaleństwo 5taje się
nieistotne. Traci realność, staje się iluzoryczne. Nie możesz znaleźć
swego dawnego głosu, nie pojawia się w tobie żadna myśl, nie ma
więc dźwięku. Stałeś się pusty, i wszystko zeszło głęboko w dolinę,
słychać tylko echa. A kiedy słyszysz echa, na pewno nie ma to na
ciebie wpływu. I tak, powoli, powoli wzrastasz w medytację.
Wszystko staje się nieistotne. Wszystko możesz zobaczyć.



Pojawia się wielkie światło
Dopóki nie staniesz się pusty, pozostaniesz ciemny, pozostaniesz
ciemnością. Gdy jesteś całkowicie pusty, gdy nie ma nikogo
wewnątrz ciebie, wtedy następuje światłość. Obecność ego stwarza
ciemność. Ciemność i ego są synonimami. Nieego i światło są
synonimami.
Dlatego wszystkie metody medytacji, bez względu na ich orientację,
w końcu zbiegają się w tej pustej komnacie twojego wewnętrznego
istnienia. Pozostaje tylko cicha przestrzeń i w tej cichej przestrzeni
stwierdzasz pojawiające się światło, nie mające żadnego źródła. Nie
przypomina światła, które widziałeś gdy wschodzi słońce, ponieważ
światło pochodzące ze słońca nie może być wieczne - w nocy znów
zniknie. Nie przypomina ono światła, któremu potrzeba paliwa, bo
kiedy paliwo się skończy, to światło zniknie.
To światło ma bardzo tajemniczą cechę - nie ma źródła, nie ma
przyczyny. Nie jest niczym spowodowane, gdy się pojawi, pozostaje
więc, nigdy nie znika. Tak naprawdę już ono jest, po prostu nie jesteś
dostatecznie pusty by je zobaczyć.
A gdy to światło zaczyna w tobie narastać, takie będą te doznania. W
chwili, kiedy siadasz w milczeniu i stajesz się spokojny, nieruchomy,
bez ruchu wewnątrz i na zewnątrz... nagle widzisz, że twymi oczami
wylewa się twoje światło.
Jest to doznanie, którego nauka jeszcze nie poznała. Nauka sądzi, że
światło dostaje się do oczu, ale nigdy na odwrót. Światło przychodzi z
zewnątrz, dostaje się do oczu, wchodzi w ciebie - to tylko połowa
opowieści. Drugą połowę znają tylko mistycy i ludzie medytujący. To
tylko jedna część - światło wchodzi do ciebie. Jest jeszcze druga część
- światło wylewa się twymi oczami. A gdy światło zaczyna wylewać
się oczami, światło oczu zaczyna płonąć płomieniem, tak, że
wszystko przed tobą staje się całkiem jasne.
Wtedy rozjaśnia się cała egzystencja. Wtedy widzisz, że drzewa są
zieleńsze niż kiedykolwiek dotąd, a ich zieloność ma pewną jasność.
Wtedy widzisz, że róże są bardziej różane niż kiedykolwiek dotąd. Te
same róże, te same drzewa, ale napływa w nie coś z ciebie, ukazując
je wyraźniej niż kiedykolwiek dotąd. Wtedy drobiazgi mają tyle
piękna, kolorowe kamyki są dla buddy piękniejsze niż diament Koh-i-
noor dla królowej Elżbiety. Dla królowej Elżbiety nawet Koh-i-noor,
największy diament świata, nie jest tak piękny jak zwyczajny kamyk
dla buddy. Dlaczego? Ponieważ oczy buddy mogą wylewać światło, i
w tym świetle zwyczajne kamyki stają się koh-i-noorami. Zwyczajni
ludzie stają się buddami. Dla buddy wszystko jest pełne stanu buddy.
Dlatego Budda powiedział: "W dniu, gdy stałem się oświecony, cała
egzystencja stała się oświecona. Drzewa i góry i rzeki i skały,
wszystko stało się oświecone." Cała egzystencja została wyniesiona
ku wyższej obfitości.
Zależy to od tego ile możesz dać egzystencji - tylko tyle dostaniesz.
Jeśli nic nie dasz, nic nie dostaniesz. Najpierw musisz dać, by dostać.
To dlatego ludzie twórczy znają więcej piękna, więcej miłości, więcej
radości niż ludzie, którzy nie są twórczy - bo ludzie twórczy dają coś
egzystencji. Egzystencja przyjmuje... i hojnie odpowiada.
Twe oczy są puste, nic nie dają, tylko biorą. Są skąpcami, nie dzielą
się. Zawsze, gdy spotkasz oczy, które potrafią się dzielić, ujrzysz
ogromną różnicę, ogromne piękno, ciszę, moc, potencjał. Jeśli
potrafisz zobaczyć oczy, które mogą wylać swe światło w ciebie, całe
twe serce będzie poruszone.
Zobaczysz to! Twoje oczy zaczynają płonąć. A gdy oczy zaczynają
płonąć, cała egzystencja przyjmuje nowe zabarwienie, nową głębię,
nowy wymiar, jakby wszystko nie było już trójwymiarowe, ale
czterowymiarowe. Nowy wymiar został dodany, wymiar świetlistości.
Tak, jak słońce świeci nad chmurą i cała chmura płonie, i ty jesteś w
chmurze i chmura jest tylko ogniem odzwierciedlającym słońce.
Zaczynasz żyć w tej chmurze światła. Śpisz w niej, chodzisz w niej,
siedzisz w niej, ta chmura jest stale. Tą chmurę widzi się jako aurę.
Ci, którzy mają oczy, by to widzieć, będą widzieć światło wokół głów
świętych, wokół ich ciał. Otacza ich subtelna aura.

Nie możesz odnaleźć swego ciała
W tej chwili, gdy jesteś pełny światła wewnątrz i oczy ci płoną i cała
egzystencja płonie nowym życiem, jeżeli otworzysz oczy i spróbujesz
odnaleźć swe ciało, nie znajdziesz go. W tych chwilach materia znika.
Gdy zyskasz zdolność widzenia ducha, zobaczysz, że materia
zniknęła. Obu na raz nie możesz widzieć.
Te znaki trzeba zrozumieć, bo zdarzą się one i tobie, i to zrozumienie
pomoże. Inaczej, jeżeli któregoś dnia otworzysz oczy i nie znajdziesz
swego ciała, możesz zwariować. Z pewnością poczujesz, że coś jest
nie w porządku, albo nie żyjesz albo zwariowałeś. I co się stało z
ciałem? A jeśli zrozumiesz te sutry, we właściwym momencie
przypomną ci one. Dlatego mówię o tylu świętych pismach: by
uczynić cię świadomym wszystkiego, co jest możliwe, byś, gdy to
nastąpi, nie został zaskoczony, abyś wiedział, abyś rozumiał, abyś już
miał mapy. Możesz odczytać gdzie jesteś i w tym rozumieniu możesz
się odprężyć.

Doznanie unoszenia się
To następuje bardzo szybko, zaczyna się dziać w bardzo wczesnych
fazach. Gdy siedzisz nieruchomo, nagle czujesz, że jesteś nieco wyżej
niż podłoże, może piętnaście centymetrów wyżej. Z wielkim
zaskoczeniem otwierasz oczy i stwierdzasz, że siedzisz na podłożu,
myślisz więc, że pewnie śniłeś.
Nie, nie śniłeś, twoje ciało fizyczne pozostawało na podłożu. Ale
masz inne ciało, ciało światła ukryte wewnątrz niego; nazwij je
ciałem astralnym, ciałem subtelnym, ciałem życiowym, jak chcesz; to
ciało zaczyna wznosić się wyżej. Od wewnątrz można czuć tylko to
ciało, bo jest to twoje wnętrze. Gdy otwierasz oczy, twoje materialne
ciało siedzi pewnie na podłożu, tak, jak siedziało przedtem. Nie myśl,
że miałeś halucynacje, ani odrobinę. To fakt rzeczywisty, nieco się
unosiłeś, ale w swym drugim ciele, nie w pierwszym ciele.
Te znaki potwierdzające trzeba zrozumieć, a nie chwalić się nimi.
Nikomu ich nie opowiadaj, bo ego znowu wejdzie i zacznie
wykorzystywać te doznania. A kiedy ego wchodzi, doznania znikają.
Nigdy o nich nie mów. Jeśli nastąpią, po prostu je zrozum, zauważ, i
zupełnie o nich zapomnij.
I to też trzeba pamiętać: wszystkie one mogą ci się zdarzyć lub nie,
albo mogą zdarzyć się w innej kolejności, albo mogą się zdarzyć w
inny sposób. A jest tysiąc i jedna rzecz, która jest możliwa, bo ludzie
są tak różni.
Komuś te doznania mogą się nie zdarzyć tak, jak zostały opisane. Na
przykład komuś może się nie zdarzyć, że unosi się ku górze; może się
zdarzyć, że staje się większy i większy i większy, cały pokój jest go
pełny. A potem dalej staje się większy i większy, teraz dom jest
wewnątrz niego. I jest to bardzo zagadkowe. Chce się otworzyć oczy i
zobaczyć co się dzieje: "Czy wariuję?" I możliwa jest chwila, gdy
widzisz, że: "Cała egzystencja jest wewnątrz mnie. Nie jestem poza
nią. Ona nie jest poza mną, jest wewnątrz mnie. I gwiazdy poruszają
się wewnątrz mnie."
A komuś może się zdarzyć, że staje się mniejszy i mniejszy, staje się
cząsteczką, prawie niewidzialną, potem atomem, i potem znika. Tak
może być. Patańjali skatalogował wszystkie doznania, które są
możliwe. Ludzie mają różne predyspozycje, różne talenty, różne
potencjalne możliwości, każdemu więc przydarzą się one inaczej. To
tylko wskazuje jak to się będzie działo - nie myśl, że wpadasz w
szaleństwo albo coś się dzieje dziwacznego.
I te doznania nie są przerażające, ale twoja interpretacja może je
uczynić przerażającymi.

Radość bez żadnego powodu
Wielki znak potwierdzający jest wtedy, gdy, w ogóle bez żadnego
powodu, nagle czujesz się radosnym. W zwykłym życiu jesteś
radosny, gdy jest jakiś powód. Spotkałeś piękną kobietę i jesteś
radosny, albo masz pieniądze, których zawsze chciałeś, i jesteś
radosny, albo kupiłeś dom z pięknym ogrodem i jesteś radosny, ale te
radości nie mogą trwać długo. Są chwilowe, nie mogą pozostawać
ciągle i nieprzerwanie.
Jeśli twoja radość jest czymś spowodowana, zniknie, będzie
chwilowa. Wkrótce pozostawi cię w głębokim smutku; wszystkie
radości pozostawiają cię w głębokim smutku. Ale jest inny rodzaj
radości, który jest znakiem potwierdzającym: nagle jesteś radosny w
ogóle bez żadnego powodu. Nie można wskazać dlaczego. Gdy ktoś
pyta: "Dlaczego jesteś radosny?" nie potrafisz odpowiedzieć.
Nie mogę powiedzieć dlaczego jestem radosny. Nie ma powodu. Po
prostu tak jest. Tej radości nie można teraz zakłócić. Cokolwiek teraz
się stanie, będzie trwała. Jest ona dzień w dzień, noc w noc. Możesz
być młody, możesz być stary, możesz być żywy, możesz umierać, ona
zawsze jest. Gdy znalazłeś radość, która pozostaje, okoliczności się
zmieniają, a ona trwa, wtedy z pewnością zbliżasz się do stanu bycia
buddą.
Jest to znak potwierdzający. Jeśli radość przychodzi i odchodzi, nie
ma to zbyt wielkiej wartości - jest to zjawisko światowe. Gdy radość
trwa, pozostaje nieprzerwana, stale - jakbyś był odurzony, bez
żadnego narkotyku jesteś stuknięty; jakbyś właśnie wziął kąpiel,
świeży jak krople rosy o poranku, świeży jak nowe liście wiosną,
świeży jak liście lotosu w stawie; jakbyś właśnie wziął kąpiel; gdy
pozostajesz stale w tej świeżości, która pozostaje i pozostaje i nic jej
nie zakłóca, wiedz, że zbliżasz się do domu.

Brak reakcji - brak lęku
Gdy twoja cisza i radość pogłębiają się, zaczynasz odczuwać, że dla
ciebie śmierci nie ma. W śmierci umiera tylko persona, osobowość;
esencja nigdy nie umiera. Gdy wiesz, że coś w tobie trwa, coś, co
nigdy się nie zmienia, radość, która trwa bez względu na
okoliczności, po raz pierwszy wiesz, że jest w tobie coś
nieśmiertelnego, jest w tobie coś wiecznego. I ta chwila jest chwilą
siły, potencjalnych możliwości, nieustraszoności. Wtedy nie boisz się.
Wtedy drżenie znika. Po raz pierwszy patrzysz w rzeczywistość bez
lęku.
Teraz nic nie zasłania, nic nie może cię objąć i zniekształcić twej
wyrazistości. Twoje widzenie pozostaje nietknięte. Ktoś cię obraża,
ale to nie staje się chmurą. Ktoś jest w złości, widzisz to na wylot,
naprawdę czujesz współczucie dla tego człowieka w złości, bo
niepotrzebnie spala się w ogniu. Oblewasz go swą błogością, swym
pokojem, swą miłością. Jest on głupcem, potrzeba mu wszelkiego
współczucia.

CZĘŚĆ II
Drogi do miłości
Cztery kroki do miłości
Miłość jest spotkaniem, orgazmicznym spotkaniem śmierci i życia.
Jeżeli nie poznałeś miłości, wiele straciłeś. Urodziłeś się, żyłeś i
umarłeś, ale wiele straciłeś. Straciłeś ogromnie, straciłeś całkowicie,
straciłeś absolutnie, straciłeś tę przerwę pośrodku. Ta przerwa jest
najwyższym szczytem, szczytowym przeżyciem.
Ażeby ją osiągnąć, należy pamiętać o czterech krokach. Pierwszy
krok: bądź tu i teraz - bo miłość jest możliwa tylko tu i teraz. Nie
możesz kochać w przeszłości. Wielu ludzi żyje jedynie we
wspomnieniach, oni kochają w przeszłości. A są i tacy, którzy
kochają w przyszłości: to też jest niemożliwe. Są to sposoby na
unikanie miłości; przeszłość i przyszłość to sposoby unikania miłości.
Kochasz więc w przeszłości albo kochasz w przyszłości - a miłość jest
możliwa tylko w teraźniejszości, bo tylko w tej chwili następuje
spotkanie śmierci i życia... W tej przerwie, która jest w tobie. Ta
przerwa zawsze jest w teraźniejszości, zawsze w teraźniejszości,
zawsze w teraźniejszości. Nigdy nie jest w przeszłości i nigdy nie jest
w przyszłości.
Jeśli będziesz za dużo myśleć (a myślenie zawsze dotyczy przeszłości
lub przyszłości), twoje energie będą odciągnięte od uczucia. Uczucie
jest tu i teraz. Jeśli twoje energie poruszać się będą według wzorców
myślenia, nie będziesz mieć dość energii, by wejść w uczucia - i
miłość będzie niemożliwa.
A zatem pierwszy krok to bycie tu i teraz. Przyszłość i przeszłość
prowokują myślenie; myślenie niszczy uczucie. I człowiek zbytnio
owładnięty myśleniem stopniowo zapomina, że ma także i serce.
Człowiek, który jest zbyt zaangażowany w myślenie, stopniowo
zaczyna żyć tak, że uczucie nie będzie miało nic do powiedzenia. Nie
słucha swego uczucia, a ono stopniowo zaczyna od niego odpadać. W
tym stanie są miliony ludzi, którzy nie wiedzą co to jest serce. Myślą,
że serce to tylko pompa. Cała ich koncentracja jest w głowie. Głowa
jest krańcem, jest potrzebna, jest dobrym narzędziem, ale musi być
używana jako sługa. Nie może stać się panem. Gdy głowa staje się
panem i serce zostanie w tyle, będziesz żyć, umrzesz, ale nie poznasz
czym jest Bóg, ponieważ nie będziesz znać miłości.
Ta sama przerwa przy pierwszym zetknięciu wygląda jak miłość... a
gdy zgubisz się w niej totalnie, staje się Bogiem. Miłość to początek
Boga - albo inaczej, Bóg to ostateczny szczyt miłości.
Drugim krokiem prowadzącym do miłości jest nauczenie się
przemieniania swych trucizn w słodycz... ponieważ wielu ludzi kocha,
ale ich miłość jest bardzo skażona truciznami: nienawiścią,
zazdrością, złością, chęcią posiadania. Tysiąc i jedna trucizna
otaczają twą miłość. Miłość to coś delikatnego. Pomyśl tylko o złości,
nienawiści, chęci posiadania, zazdrości - jak może miłość przetrwać?
Przede wszystkim, ludzie zmierzają ku głowie i zapominają o sercu;
tych jest większość. Jest też pewna mniejszość, która nadal odrobinę
żyje w sercu, ale i ta mniejszość czyni inne zło: małe światło miłości
jest u nich otoczone zazdrością, nienawiścią, złością, tysiącem i jedną
truciznami. Wtedy cała podróż staje się pełna goryczy. Miłość to
drabina między niebem i piekłem, ale drabina zawsze prowadzi w
dwie strony - możesz wejść do góry, możesz zejść na dół. Jeśli będą
trucizny, drabina sprowadzi cię w dół: wejdziesz do piekła, nie do
nieba. Zamiast dostąpić pewnej melodii, twe życie stanie się jedynie
hałasem przyprawiającym o mdłości, pomieszanym hałasem ruchu
ulicznego, hałasem doprowadzającym jedynie do szaleństwa,
natłokiem wielu hałasów bez żadnej harmonii. Będziesz trwać na
samej krawędzi szaleństwa.
Drugą rzeczą, o której trzeba pamiętać, jest więc nauczenie się
przemieniania swych trucizn w słodycz. Jak się je przemienia? Jest to
bardzo prosty proces. W gruncie rzeczy nazwanie go procesem nie
jest właściwe, bo ty niczego nie robisz, potrzebujesz jedynie
cierpliwości. To, co ci mówię, jest jednym z największych sekretów.
Wypróbuj to. Gdy przyjdzie złość, nic nie rób; usiądź tylko w
milczeniu i obserwuj ją. Nie bądź jej przeciwny, nie opowiadaj się po
jej stronie. Nie współdziałaj z nią, nie tłum jej. Po prostu ją obserwuj,
bądź cierpliwy, po prostu zobacz co się dzieje... niech narasta.
Pamiętaj o jednym: nigdy niczego nie rób jeśli owładnęła tobą
trucizna, po prostu czekaj. Gdy trucizna zacznie przemieniać się w to
drugie... Jest to jedno z podstawowych praw życia, że wszystko bez
przerwy przemienia się w swoje przeciwieństwo. Tak, jak wam
powiedziałem, że mężczyzna zmienia się w kobietę, a kobieta zmienia
się w mężczyznę, tak samo występują w tobie pewne okresowe
zmiany - dobry człowiek staje się złym, zły człowiek staje się dobrym,
święty ma chwile grzesznika, a grzesznik ma chwile świętości. Trzeba
jedynie czekać.
Nie działaj wtedy, gdy górą jest złość, bo będziesz tego żałować, i
stworzysz łańcuch reakcji, i wpadniesz w karmę. To jest całe
znaczenie wpadania w karmę. Zrób cokolwiek, gdy jesteś w chwili
negatywnej, a znajdziesz się w pewnym łańcuchu, i nie będzie temu
końca. Kiedy coś robisz wtedy, gdy jesteś nastawiony negatywnie, ten
drugi człowiek jest gotów coś uczynić, negatywność tworzy więcej
negatywności. Negatywność prowokuje więcej negatywności, złość
sprowadza więcej złości, wrogość sprowadza więcej wrogości, i to
trwa i trwa i trwa... i ludzie są ze sobą uwikłani przez cafe żywoty. I
dalej to robią!
Czekaj. Gdy znajdziesz się w złości, jest to chwila dobra do
medytacji. Nie zmarnuj tej chwili: złość wytwarza w tobie tak wielką
energię... Może ona niszczyć. A energia jest neutralna; ta sama
energia, która może niszczyć, może być twórcza. Czekaj. Ta sama
energia, która może roznieść w pył, może obsypać życiem - tylko
czekaj. Kiedy będziesz czekać i nic nie będziesz robić w pośpiechu,
któregoś dnia zaskoczy cię, gdy ujrzysz wewnętrzną zmianę. Byłeś
pełny złości, a potem ta złość narastała i narastała do punktu
szczytowego... a potem koło się obróciło. I możesz zobaczyć jak to
koło się obraca, i złość opada, i energia jest uwalniana, i teraz jesteś w
pozytywnym nastroju, nastroju tworzenia. Teraz możesz coś zrobić.
Teraz działaj. Zawsze czekaj na to pozytywne.
I to, co mówię, nie jest tłumieniem. Nie mówię, abyś tłumił
negatywność. Mówię, abyś obserwował negatywność. Pamiętaj tę
różnicę, jest to ogromna różnica. Nie mówię, abyś siedział na samym
szczycie negatywności, zapominał o tej negatywności, robił coś
wbrew niej; nie, tego nie mówię. Nie mówię, abyś uśmiechał się
wtedy, gdy jesteś w złości, nie. Taki uśmiech jest fałszywy,
obrzydliwy, sztuczny. Gdy jesteś w złości, nie uśmiechaj się. Zamknij
się wtedy w pokoju, postaw przed sobą lustro i sam zobacz swoją
ogarniętą złością twarz. Nie trzeba nikomu jej pokazywać. To twoja
sprawa, to twoja energia, to twoje życie, i musisz czekać na
odpowiednią chwilę. Patrz cały czas w lustro, zobacz tę czerwoną
twarz, te czerwone oczy, tego mordercę, który tam jest.
Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, że każdy ma w sobie takiego
mordercę? Ty też masz w sobie takiego mordercę. Nie sądź, że
morderca jest gdzieś indziej, że mordercą jest ktoś inny, kto dokonuje
morderstwa. Nie, każdy ma możność popełnienia morderstwa. Nosisz
w sobie taki samobójczy instynkt.
Spójrz tylko w lustro, to są twoje nastroje - musisz zapoznać się z
nimi. Jest to fragment wzrastania ku poznaniu siebie.
Tyle słyszałeś, od Sokratesa aż po dziś: "Poznaj siebie" - i to jest ta
droga wiodąca do poznania siebie. "Poznaj siebie" nie oznacza
siedzenia w milczeniu i powtarzania "Jestem Brahmą, jestem Duszą,
jestem Bogiem, jestem Tym", wszystko to bzdura. "Poznaj siebie"
oznacza poznanie wszystkich swoich nastrojów, wszystkich
możliwości: mordercy, grzesznika, przestępcy, świętego, świętego
człowieka wewnątrz ciebie, cnoty, Boga, diabła. Poznaj wszystkie te
nastroje, cały ich zakres, a poznawszy je, będziesz w stanie odkrywać
tajemnice, klucze.
Zobaczysz, że złość nie może istnieć cały czas - chyba że może? Nie
sprawdziłeś tego. Spróbuj, ona nie może istnieć cały czas. Jeśli
niczego nie będziesz robić, co się stanie? Czy złość może tak
utrzymywać się po wsze czasy? Nic nie może utrzymywać się na
zawsze. Szczęście przychodzi i odchodzi, nieszczęście przychodzi i
odchodzi. Nie możesz zobaczyć tego prostego prawa? - że wszystko
się zmienia, nic nie pozostaje trwałe. Po co się więc spieszyć? Złość
przyszła, i odejdzie. Po prostu poczekaj, miej odrobinę cierpliwości.
Patrz po prostu w lustro i czekaj. Niech ta złość będzie, niech twoja
twarz stanie się brzydka i mordercza - ale czekaj, obserwuj.
Nie tłum i nie działaj powodowany złością, a wkrótce przekonasz się,
że twarz staje się łagodniejsza, oczy stają się spokojniejsze, energia
zmienia się - mężczyzna przemienia się w kobietę... i wkrótce cały
będziesz emanować. Ta sama czerwień, która była złością, teraz
będzie pewnym emanowaniem, pięknem na twej twarzy, w twoich
oczach. Teraz idź - nadszedł czas działania.
Działaj wtedy, gdy jesteś w pozytywnym nastroju. Nie wymuszaj
pozytywności, czekaj, aż pozytywność sama przyjdzie. Oto ta
tajemnica. Gdy mówię: "Naucz się przemieniać swoje trucizny w
słodycz"; to właśnie mam na myśli.
I trzecie - dziel się. Gdy tylko jest coś negatywnego, zatrzymaj to dla
siebie. Gdy tylko jest coś pozytywnego, dziel się. Zwykle ludzie
dzielą się negatywnościami, nie dzielą się pozytywnościami. Ludzie
są po prostu głupi. Gdy są szczęśliwi, nie dzielą się, są bardzo skąpi.
Gdy są nieszczęśliwi, stają się bardzo, bardzo rozrzutni; wtedy są
bardzo gotowi do dzielenia się. Kiedy ludzie się uśmiechają,
uśmiechają się bardzo, bardzo oszczędnie, tyle tylko, odrobinę. Ale
kiedy są w złości, są w złości totalnie. Trzecim krokiem jest dzielenie
się pozytywnością. To sprawi, że twoja miłość płynąć będzie niczym
rzeka, wzbierająca z twego serca. Kiedy będziesz się dzielić, twój
dylemat serca zacznie znikać.
Znam takie bardzo dziwne powiedzenie Jorge Luisa Borgesa.
Posłuchaj go:
Psom dawaj to, co święte jest, Perły swe rzucaj przed wieprze. Tym
bowiem, co liczy się, jest dawanie.
Słyszałeś powiedzenie odwrotne: nie rzucaj psom, nie rzucaj pereł
przed wieprze, bo nie zrozumieją.
Ważne jest nie to, co dajesz - perły i świętość i miłość - i to komu
dajesz; nie o to chodzi. Chodzi o to, że dajesz. Gdy masz, dawaj.
Gurdjieff mawiał: "Wszystko, co gromadziłem, straciłem, a wszystko,
co dawałem, moim jest. Wszystko, co dawałem, nadal jest ze mną, a
wszystko, co gromadziłem, zaginęło, zostało stracone." To prawda -
masz tylko to, czym się dzielisz. Miłość nie jest własnością, którą
trzeba gromadzić; jest emanowaniem, jest aromatem, którym trzeba
się dzielić. Im bardziej się dzielisz, tym masz więcej. Im mniej się
dzielisz, tym mniej będziesz mieć. Im więcej się dzielisz, tym więcej
będzie się pojawiać z najgłębszego twego rdzenia; jest to
nieskończone, więcej będzie się jeszcze pojawiać i gromadzić.
Wyciągaj wodę ze studni, a napływać do niej będzie jeszcze więcej
świeżej wody. Nie czerp wody, zamknij studnię, stań się skąpcem, a
źródła przestaną funkcjonować. Stopniowo źródła zaczną wysychać,
zamkną się, zaś woda, która jest w studni, umrze, stanie się zgniła,
brudna. Woda płynąca jest świeża... miłość płynąca jest świeża.
Tak więc trzecim krokiem prowadzącym do miłości jest dzielenie się
pozytywnościami, dzielenie się swoim życiem, dzielenie się tym, co
masz. Cokolwiek jest w tobie piękne, nigdy tego nie gromadź. Twoja
mądrość, dziel się nią; twoja modlitwa, dziel się nią; twoja miłość,
twoje szczęście, twoja rozkosz, dziel się nimi. Tak, jeśli nie możesz
nikogo znaleźć, dziel się nią z psami - ale dziel się. Dziel się nią ze
skałami - ale dziel się. Kiedy masz perły, rzucaj je, nie przejmuj się
czy padają przed wieprze czy przed świętych, po prostu je rzucaj.
Tym bowiem, co liczy się, jest dawanie.
Gromadzenie zatruwa serce. Wszelkie gromadzenie jest trujące. Jeśli
się dzielisz, twój organizm będzie wolny od trucizn. A kiedy dajesz,
nie przejmuj się czy wywoła to jakąś reakcję, czy nie. Nawet nie
czekaj na podziękowanie. Odczuwaj wdzięczność do osoby, która
pozwoliła ci dzielić się czymś ze sobą. Nie inaczej; nie czekaj, w
głębi swego serca mówiąc, że to on powinien być ci wdzięczny, bo
dzieliłeś się z nim. Nie, ty sam odczuwaj wdzięczność za to, że był on
gotów cię wysłuchać, dzielić z tobą pewną energię, że był gotów
wysłuchać twojej pieśni, że był gotów obejrzeć twój taniec, że kiedy
przyszedłeś do niego, żeby mu dawać, nie odmówił... a mógł
odmówić.
Dzielenie się jest jedną z najbardziej duchowych cnót, jedną z
największych duchowych cnót.
I czwarte: bądź niczym. Gdy zaczynasz myśleć, że jesteś kimś,
zatrzymaj się; wtedy miłość nie płynie. Miłość płynie tylko z kogoś,
kto jest nikim. Miłość znajduje swoją siedzibę w nicości.
Kiedy jesteś pusty, jest miłość.
Kiedy jesteś pełny ego, miłość znika.
Miłość i ego nie mogą istnieć razem.
Miłość może istnieć razem z Bogiem, ale nie może istnieć razem z
ego, bo miłość i Bóg to synonimy. Miłość i ego nie mogą razem
istnieć. Bądź więc niczym. Nicość jest źródłem wszystkiego, nicość
jest źródłem nieskończoności... nicość jest Bogiem. Nicość to
nirvana.
Bądź niczym - a będąc niczym, dostąpisz całości. Będąc czymś,
przegapisz; będąc niczym, dotrzesz do domu.

Seks, miłość, modlitwa
Opisz nam duchowe znaczenie energii seksu. Jak możemy
wysubtelnić seks i uczynić go duchowym? Czy możliwe jest
praktykowanie seksu, kochania się, jako medytacji, jako odskoczni ku
wyższym poziomom świadomości?
Nie ma czegoś takiego jak energia seksu. Energia jest jedna i ta sama.
Seks jest jednym z jej ujść, jednym z jej kierunków, jednym z
zastosowań tej energii. Energia życia jest jedna, a przejawiać się może
w wielu kierunkach. Seks jest jednym z nich. Gdy energia życia staje
się biologiczna, staje się energią seksu.
Seks to tylko zastosowanie energii życia. Nie ma kwestii
wysubtelnienia. Gdy energia życia płynie w innym kierunku, nie ma
seksu. Ale to nie jest wysubtelnienie, jest to przemiana.
Seks jest naturalnym, biologicznym przepływem energii życia i jej
najniższym zastosowaniem. Jest to naturalne, bo życie bez niego nie
może istnieć, i najniższe, bo jest on podstawą, nie szczytem. Gdy seks
staje się totalnością, całe życie zostaje po prostu zmarnowane.
Przypomina to położenie fundamentu i dalsze kładzenie fundamentu,
bez budowania domu, dla którego ten fundament przeznaczono.
Seks jest po prostu okazją do wyższej przemiany energii życia. Pod
tym względem wszystko jest w porządku, ale gdy seks staje się
wszystkim, gdy staje się jedynym ujściem dla energii życia, staje się
destruktywny. Może on być tylko środkiem, nie celem. A środki mają
sens tylko wtedy, gdy cele zostają osiągnięte. Gdy człowiek robi
niewłaściwy użytek ze środka, cały cel ulega zniszczeniu. Gdy seks
staje się centrum życia, jak to się stało, środki zamienia się w cele.
Seks tworzy biologiczną podstawę istnienia, trwania życia. Jest
środkiem - nie powinien stać się celem.
Gdy seks staje się celem, ginie wymiar duchowy. A gdy seks staje się
medytacyjny, kieruje się ku wymiarowi duchowemu. Staje się
stopniem, odskocznią.
Nie ma potrzeby wysubtelniania, gdyż energia jako taka nie jest ani
seksualna, ani duchowa. Energia zawsze jest neutralna. Sama w sobie
nie ma nazwy. Nazwa pochodzi od drzwi, przez które płynie. Ta
nazwa nie jest nazwą energii, jest nazwą formy przyjmowanej przez
energię. Gdy mówisz "energia seksualna" oznacza to energię, która
płynie ujściem seksualnym, ujściem biologicznym. Gdy ta sama
energia płynie ku boskości, jest energią duchową.
Energia jako taka jest neutralna. Wyrażana biologicznie, jest seksem.
Wyrażana emocjonalnie, może stać się miłością, może stać się
nienawiścią, może stać się złością. Wyrażana intelektualnie, może
stać się naukowa, może stać się literacka. Gdy porusza się przez ciało,
staje się fizyczna. Gdy przemieszcza się przez umysł, staje się
mentalna. Różnice nie są różnicami energii jako takiej, ale jej użytych
przejawień.
Stąd mówienie o "wysubtelnieniu energii seksu" nie ma podstawy.
Kiedy nie korzysta się z ujścia seksu, energia znowu staje się czysta.
Energia zawsze jest czysta. Gdy przejawia się drzwiami boskości,
staje się duchowa, ale ta forma to tylko przejaw energii.
Słowo "wysubtelnienie" wywołuje bardzo niewłaściwe skojarzenia.
Wszystkie teorie wysubtelniania to teorie tłumienia. Zawsze, gdy
mówisz "wysubtelnienie seksu" stajesz się mu przeciwny. Twoje
potępienie zawiera się w samym słowie.
Pytasz co można zrobić z seksem. Wszystko, co robi się wprost z
seksem, jest tłumieniem. Istnieją tylko pośrednie metody, w których
nie zajmujesz się w ogóle energią seksualną, raczej zmierzasz do
otwarcia drzwi do boskości. Gdy drzwi do boskości będą otwarte,
wszystkie energie w tobie zaczynają płynąć ku tym drzwiom. Seks
jest wchłonięty. Gdy tylko możliwa jest wyższa błogość, niższe formy
błogości stają się nieistotne. Nie masz ich tłumić, ani walczyć z nimi.
One po prostu zanikają. Seks nie jest wysubtelniany, zostaje
przekroczony.
Cokolwiek czyni się z seksem negatywnie, nie zmieni to tej energii.
Wręcz przeciwnie, stworzy w tobie konflikt, który będzie
destruktywny. Walcząc z energią, walczysz sam ze sobą. Tej walki
nikt nie może wygrać. W jednej chwili czujesz, że wygrałeś, w
następnej chwili czujesz, że to seks wygrał. Stale tak będzie. Czasami
nie będzie seksu i będziesz czuł, że nad nim zapanowałeś, a w
następnej chwili znów czujesz przyciąganie seksu i wszystko, co
zyskałeś, zostaje utracone. Nikt nie może wygrać walki toczonej
przeciw swojej własnej energii.
Gdy twoich energii potrzeba gdzie indziej, gdzieś, gdzie jest więcej
błogości, seks zaniknie. I nie jest tak, że energia została
wysubtelniona, nie jest tak, że coś z nią zrobiłeś. Raczej otworzyła się
przed tobą nowa droga wiodąca ku większej błogości i energia
automatycznie, spontanicznie zaczyna płynąć ku tym nowym
drzwiom.
Gdy trzymasz w dłoniach kamienie i nagle na swej drodze napotykasz
diamenty, nawet nie zauważysz, że upuściłeś kamienie. Same upadną,
jakbyś ich nie trzymał. Nawet nie będziesz pamiętał wyrzeczenia się
ich, tego, że je wyrzuciłeś. Nawet nie będziesz tego świadomy. I nie
jest tak, że coś zostało wysubtelnione. Otworzyło się większe źródło
szczęścia, a mniejsze źródła same z siebie odpadły.
Jest to tak automatyczne, spontaniczne, że nie potrzebne jest żadne
pozytywne działanie przeciw seksowi. Zawsze, gdy robisz coś
przeciwko jakiejkolwiek energii, jest to negatywne. Prawdziwe,
pozytywne działanie, nawet nie dotyczy seksu - dotyczy medytacji.
Nawet nie poznasz, że seks odszedł. Po prostu został wchłonięty przez
to, co nowe.
Wysubtelnienie jest brzydkim słowem. Ma w sobie nutę antagonizmu,
konfliktu. Seks trzeba przyjmować takim, jaki jest. Jest jedynie
biologiczną podstawą umożliwiająca istnienie życia. Nie nadawaj mu
żadnego duchowego czy antyduchowego znaczenia. Zrozum po prostu
fakt jego istnienia.
Gdy traktujesz go jako fakt biologiczny, w ogóle się nim nie
zajmujesz. Zajmujesz się nim tylko, gdy nadajesz mu jakieś duchowe
znaczenie. Nie nadawaj mu więc żadnego znaczenia, nie stwarzaj
wokół niego żadnej filozofii. Tylko zobacz fakty. Nie rób nic przeciw
niemu, ani na jego korzyść. Niech będzie taki, jaki jest; zaakceptuj go
jako coś normalnego. Nie przyjmuj jakiegoś nienormalnego
nastawienia do niego.
Tak samo jak masz oczy i dłonie, tak samo powinieneś mieć seks. Nie
jesteś przeciwny swoim oczom czy dłoniom, nie bądź więc przeciwny
seksowi. Wtedy kwestia co masz zrobić z seksem staje się nieistotna.
Tworzenie rozdwojenia za czy przeciw seksowi nie ma sensu. Jest on
faktem. Przyszedłeś do egzystencji przez seks i masz wbudowany
program dawania życia dalej przez seks. Jesteś częścią wielkiej
ciągłości. Twoje ciało umrze, ma więc wbudowany program
stworzenia innego ciała, które je zastąpi.
Śmierć jest pewna. Dlatego seks jest taki obsesyjny. Nie będziesz na
zawsze, musisz więc zostać zastąpiony nowszym ciałem, repliką. Seks
jest tak ważny, bo cała natura go podkreśla - inaczej człowiek nie
mógłby istnieć. Gdyby seks był dobrowolny, na ziemi nikt by nie
pozostał. Seks jest tak obsesyjny, tak nieodparty, popęd seksualny jest
tak silny, gdyż cała natura opowiada się po jego stronie. Bez niego
życie nie może istnieć.
Seks jest tak istotny dla religijnych poszukujących, gdyż jest tak
przymusowy, tak nieodparty, tak naturalny. Stał się wyznacznikiem
poznania czy energia życia w konkretnym człowieku dotarła do
boskości. Nie możemy poznać wprost, że ktoś napotkał boskość, nie
możemy poznać wprost, że ktoś ma diamenty, możemy jednak
bezpośrednio poznać czy ten ktoś wyrzucił kamienie, bo kamienie są
nam znane. Możemy poznać wprost, że ktoś wykroczył poza seks,
ponieważ seks jest nam znany.
Seks jest tak kompulsywny, tak przymusowy, jest taką wielką siłą, że
nie można wyjść poza niego póki nie dostąpi się boskości. Dlatego
brahmacharya stało się kryterium poznania czy jakiś człowiek dotarł
do boskości. Dla niego seks taki, jak istnieje w normalnych ludziach,
nie istnieje.
Nie znaczy to, że porzucając seks dostąpisz boskości. Odwrotność jest
fałszem. Człowiek, który znalazł diamenty, rzuca kamienie, które
niósł, ale odwrotna sytuacja nie jest prawdą. Możesz wyrzucić
kamienie, ale nie znaczy to, że dostaniesz coś od nich większego.
Wtedy będziesz pośrodku. Umysł będziesz miał stłumiony, nie taki,
który wykroczył ponad. Seks będzie się w tobie gotował i wywoła
wewnątrz piekło. Nie będzie to wyjście poza seks. Gdy seks staje się
stłumiony, staje się brzydki, chorobliwy, neurotyczny. Staje się
perwersyjny.
Tak zwane religijne nastawienie do seksu stworzyło seksualność
perwersyjną, kulturę, która seksualnie jest zupełnie neurotyczna. Nie
opowiadam się po jej stronie. Seks to fakt biologiczny, nie ma w nim
nic złego. Nie walcz więc z nim, bo ulegnie perwersji - a seks
perwersyjny nie jest krokiem naprzód. Jest spadnięciem poniżej
normalności, krokiem ku szaleństwu. Gdy stłumienie staje się tak
intensywne, że nie możesz dłużej z nim trwać, eksploduje i w tej
eksplozji ty zostaniesz zatracony.
Jesteś wszystkimi cechami ludzkości, jesteś wszystkimi
możliwościami. Normalny fakt seksu jest zdrowy, ale kiedy staje się
nienormalnie stłumiony, staje się niezdrowy. Przejść od normalności
do boskości możesz bardzo łatwo, ale przejście z boskości od umysłu
neurotycznego jest żmudne i w pewnej mierze niemożliwe. Najpierw
musisz stać się zdrowy, normalny. Wtedy, w końcu, jest taka
możliwość, że można wykroczyć ponad seks.
Co więc trzeba robić? Poznaj seks! Wejdź w niego świadomie! Oto
sekret otwarcia nowych drzwi. Wchodząc w seks bez świadomości,
będziesz jedynie instrumentem w rękach ewolucji biologicznej - ale
jeśli zdołasz być świadomy w akcie seksu, sama ta świadomość staje
się głęboką medytacją.
Akt seksu jest tak przymusowy i tak kompulsywny, że trudno jest być
w nim świadomie, ale nie jest to niemożliwe. A jeśli zdołasz być
świadomy w akcie seksu, nie będzie w życiu żadnego takiego faktu, w
którym nie będziesz mógł być świadomy, bo żaden akt nie jest tak
głęboki jak seks.
Jeśli zdołasz być świadomy w akcie seksu, będziesz świadomy nawet
w śmierci. Głębia aktu seksu i głębia śmierci są takie same,
analogiczne. Docierasz do tego samego punktu. Jeśli więc zdołasz być
świadomy w akcie seksu, osiągnąłeś coś wielkiego. Jest to bezcenne.
Użyj więc seksu jako aktu medytacji. Nie walcz z nim, nie występuj
przeciw niemu. Nie możesz walczyć przeciw naturze - jesteś jej
nierozdzielną częścią. Musisz wobec seksu mieć nastawienie
przyjaźni, sympatii. Jest to najgłębszy dialog między tobą i naturą.
Tak naprawdę akt seksu w rzeczywistości nie jest dialogiem między
mężczyzną i kobietą. Jest to dialog mężczyzny z naturą, przez kobietę,
i kobiety z naturą, przez mężczyznę. Jest to dialog z naturą. Przez
chwilę jesteś w kosmicznym przepływie, jesteś w niebiańskiej
harmonii, jesteś w harmonii z całością. Tak mężczyzna jest spełniony
dzięki kobiecie, a kobieta dzięki mężczyźnie.
Mężczyzna nie jest całością i kobieta nie jest całością. Oboje są
dwoma fragmentami całości. Dlatego zawsze, gdy tylko stają się
jednością w akcie seksualnym, mogą znaleźć się w harmonii z
najgłębszą naturą wszystkiego, z Tao. Ta harmonia może być
biologicznymi narodzinami nowego istnienia. Jeśli jesteś
nieświadomy, jest to jedyna możliwość. Ale jeśli jesteś świadomy, ten
akt może stać się narodzinami dla ciebie, duchowymi narodzinami.
Dzięki niemu staniesz się dwakroć narodzony".
Gdy bierzesz w tym udział świadomie, stajesz się świadkiem. A jeśli
staniesz się świadkiem w akcie seksu, wykroczysz ponad seks, bo w
byciu świadkiem stajesz się wolny. Teraz nie będzie kompulsji. Nie
będziesz już nieświadomym uczestnikiem. Gdy w tym akcie staniesz
się świadkiem, wykroczysz ponad niego. Teraz wiesz, że nie jesteś
jedynie ciałem. Siła bycia świadkiem poznała coś spoza tego aktu.
To "poza" można poznać tylko wtedy, gdy jesteś głęboko we wnętrzu.
Nie jest to powierzchowne spotkanie. Gdy targujesz się na rynku,
twoja świadomość nie może wejść bardzo głęboko, gdyż sam ten akt
jest powierzchowny. Jeśli chodzi o człowieka, akt seksu jest jedynym
aktem, przez który może on stać się świadkiem wewnętrznych głębi.
Im bardziej wchodzisz w medytację przez seks, tym seks będzie miał
mniejsze oddziaływanie. Powstanie z niego medytacja, a z tej
powstającej medytacji otworzą się nowe drzwi i seks zaniknie. Nie
będzie to wysubtelnienie. Przypomni to sytuację, gdy suche liście
opadają z drzewa. Drzewo nie pozna, że liście opadają. Tak samo i ty
nie poznasz, że odchodzi mechaniczna potrzeba seksu.
Uczyń z seksu medytację, uczyń seks przedmiotem medytacji. Traktuj
go jak świątynię, a wtedy wykroczysz ponad niego i dokona się twoja
przemiana. Wtedy seksu nie będzie, i nie będzie tłumienia,
wysubtelniania. Seks będzie po prostu nieistotny, bez znaczenia.
Wyrosłeś ponad niego. Dla ciebie nie ma on sensu.
Przypomina to sytuację dorastającego dziecka. Zabawki nie mają
teraz sensu. Ono niczego nie wysubtelniało, niczego nie tłumiło. Po
prostu dorosło, stało się dojrzałe. Zabawki nie mają teraz znaczenia.
Są dziecinne, a teraz dziecko nie jest już dzieckiem.
Tak samo, im więcej medytujesz, tym seks będzie słabiej na ciebie
oddziaływał. I stopniowo, spontanicznie, bez świadomego wysiłku
mającego wysubtelnić seks, energia znajdzie nowe źródło, do którego
będzie płynąć. Ta sama energia, która płynęła przez seks, teraz będzie
płynąć przez medytację. A kiedy płynie ona przez medytację,
otwierają się drzwi boskości.
Jeszcze jedno. Używasz słów "seks" i "miłość" Zwykle używamy tych
dwóch słów tak, jakby miały jakieś wewnętrzne powiązanie. Nie
mają. Miłość przychodzi dopiero wtedy, gdy seks odszedł. Wcześniej
miłość to tylko przynęta, gra wstępna i nic innego. Jest tylko
przygotowaniem gruntu do aktu seksu. Jest tylko wprowadzeniem do
seksu, przedmową, niczym innym. Dlatego im więcej seksu między
dwojgiem ludzi, tym mniej miłości, bo przedmowa jest niepotrzebna.
Gdy dwoje ludzi jest w miłości i nie ma między nimi seksu, będzie
wielka miłość romantyczna. Ale gdy wkroczy seks, miłość znika.
Seks jest taki nagły Sam w sobie jest taki gwałtowny. Potrzeba mu
wprowadzenia, potrzeba gry wstępnej. Miłość, jak my ją znamy, jest
tylko okryciem nagiego faktu seksu. Jeśli wejrzysz głęboko w to, co
nazywasz miłością, znajdziesz seks czający się do skoku. Zawsze jest
tuż za rogiem. Miłość przemawia. Seks się przygotowuje.
Ta tak zwana miłość łączy się z seksem, ale jest tylko przedmową.
Gdy seks przychodzi, ta miłość odpadnie. Dlatego małżeństwo zabija
miłość romantyczną, i zabija ją absolutnie. Dwoje ludzi zapoznaje się
ze sobą i gra wstępna, miłość, staje się niepotrzebna.
Prawdziwa miłość nie jest przedmową jest aromatem. Nie przychodzi
przed seksem, a po nim. Nie jest prologiem, a epilogiem. Jeśli
przejdziesz przez seks i odczuwasz do tej osoby współczucie, rozwija
się miłość. A jeśli medytujesz, będziesz czuł się współczujący. Gdy
medytujesz w akcie seksu, twój partner seksualny nie będzie tylko
przedmiotem służącym twojej fizycznej przyjemności. Będziesz czuł
wdzięczność do niego czy do niej, ponieważ oboje doszliście do
głębokiej medytacji.
Jeśli medytujesz w seksie, powstanie między wami nowa przyjazność,
gdyż dotarliście dzięki sobie do komunii z naturą. Dzięki sobie macie
chwilowy wgląd w nieznane głębiny rzeczywistości. Będziecie czuli
dla siebie wdzięczność i współczucie - współczucie dla cierpienia,
współczucie dla poszukiwania, współczucie dla towarzysza lub
towarzyszki, kompana podróży, współczucie dla błądzącego po
omacku przyjaciela.
Gdy seks staje się medytacyjny, dopiero wtedy zjawia się idący za
nim aromat, uczucie nie będące grą wstępną seksu, ale dojrzałością,
wzrastaniem, medytacyjnym urzeczywistnieniem. Dlatego, gdy akt
seksu staje się medytacyjny, odczujesz miłość. Miłość jest
połączeniem wdzięczności, przyjazności i współczucia. Gdy są te trzy
uczucia, jesteś w miłości.
Gdy rozwinie się ta miłość, wyjdziesz ponad seks. Miłość rozwija się
poprzez seks, ale wykracza poza niego. Jest jak kwiat - wychodzi z
korzeni, ale wykracza poza nie. I nie wróci, powrotu nie ma. Gdy
rozwinie się miłość, nie będzie seksu. Tak naprawdę jest to jeden ze
sposobów poznania, że rozwinęła się miłość. Seks jest jak skorupka
jajka, skorupka, z której ma wyjść miłość. Gdy wyjdzie, skorupki nie
będzie. Będzie rozbita, wyrzucona.
Seks może dojść do miłości tylko wtedy, gdy jest medytacja, nigdy
inaczej. Gdy nie ma medytacji, ten sam seks będzie powtarzany i
znudzi cię to. Seks będzie coraz bardziej nużący i nie będziesz czuł
wdzięczności do tamtej osoby. Raczej poczujesz się oszukany,
poczujesz do niej wrogość. Ona nad tobą dominuje. Dominuje przez
seks, bo stał się on dla ciebie potrzebą. Stałeś się niewolnikiem, gdyż
nie możesz żyć bez seksu. A nie możesz poczuć przyjaźni do kogoś,
wobec kogo stałeś się niewolnikiem.
I oboje czują to samo - że drugi człowiek jest panem. Ta dominacja
będzie negowana i zwalczana, ale seks nadal będzie powtarzany. Staje
się rutyną dnia. Walczysz z partnerem w seksie, potem wszystko
naprawiasz. Potem znów walczysz, potem znów naprawiasz. Miłość w
najlepszym przypadku jest ledwie dostosowaniem. Nie możesz czuć
przyjaźni, nie ma współczucia. Zamiast tego jest okrucieństwo i
przemoc, czujesz się oszukany. Stałeś się niewolnikiem. Seks nie
zdoła rozwinąć się w miłość. Pozostanie tylko seksem.
Przejdź przez seks! Nie bój się go, bo lęk donikąd nie prowadzi. Jeśli
człowiek ma się bać czegokolwiek, to tylko samego lęku. Nie bój się
seksu i nie walcz z nim, bo to też jest pewnego rodzaju lęk. "Walka
lub ucieczka" walka lub odejście, to dwie drogi lęku. Nie uciekaj więc
od seksu, nie walcz z nim. Zaakceptuj go, przyjmij go za fakt życia.
Wejdź w niego głęboko, poznaj go totalnie, zrozum go, medytuj w
nim, a wyjdziesz ponad niego. Jeśli w akcie seksu medytujesz,
otwierają się nowe drzwi. Napotykasz nowy wymiar, bardzo nieznany,
niesłyszany, i przepływa większa błogość.
Napotkasz coś tak błogiego, że seks stanie się nieistotny i samoistnie
wygaśnie. Teraz twoja energia przestaje płynąć w tym kierunku.
Energia zawsze płynie ku błogości. Ponieważ błogość pojawia się w
seksie, energia płynie ku niemu, ale jeżeli szukasz więcej błogości -
błogości, która wykracza ponad seks, która wychodzi ponad seks,
błogości, która daje większe spełnienie, głębsze - wtedy, sama z
siebie, energia przestanie płynąć w kierunku seksu.
Kiedy seks staje się medytacją, rozkwita w miłość, i ten rozkwit jest
ruchem ku boskości. To dlatego miłość jest boska. Seks jest fizyczny,
miłość jest duchowa. A gdy zjawi się kwiat miłości, przyjdzie
modlitwa, przyjdzie za nim. Teraz nie jesteś już daleko od boskości.
Jesteś blisko domu.
Teraz zacznij medytować z miłością. To jest drugi krok. Gdy jest ta
chwila komunii, gdy jest ta chwila miłości, zacznij medytować.
Wejdź w nią głęboko, bądź jej świadom. Teraz nie spotykają się ciała.
W seksie spotykają się ciała, w miłości spotykają się dusze. Nadal jest
to spotkanie, spotkanie dwojga osób.
Zobacz teraz miłość tak, jak widziałeś seks. Zobacz tę komunię, to
wewnętrzne spotkanie, ten wewnętrzny stosunek seksualny. Wtedy
wykroczysz nawet ponad miłość i dojdziesz do modlitwy. Ta
modlitwa jest drzwiami. Nadal jest to spotkanie, ale nie spotkanie
dwojga osób. Jest to komunia ciebie i całości. Teraz ta druga strona,
jako człowiek, odpadła. Jest to strona bezosobowa - cała egzystencja -
i ty
Ale modlitwa nadal jest spotkaniem, więc w końcu też musi zostać
przekroczona. W modlitwie wierny i boskość są oddzielni, bhakta i
bhagwan są oddzielni. Nadal jest to spotkanie. To dlatego Meera czy
Teresa, opisując swoje doznania modlitewne, mogły używać określeń
seksualnych.
W chwilach pełnych modlitwy trzeba medytować. Znów bądź temu
świadkiem. Zobacz tę komunię siebie z całością. Wymaga to
najsubtelniejszej z możliwych świadomości. Jeśli zdołasz być
świadomy spotkania siebie z całością, wyjdziesz ponad siebie i ponad
całość, jedno i drugie. Wtedy jesteś całością. A w tej całości nie ma
dualizmu, jest tylko jedność.
Tej jedności poszukuje się w seksie, w miłości, w modlitwie. Właśnie
ta jedność jest tym, do czego tęsknimy. Nawet w seksie, ta tęsknota
dotyczy jedności. Błogość przychodzi, bo na jedną chwilę stajecie się
jednością. Seks pogłębia się w miłość, miłość pogłębia się w
modlitwę, a modlitwa pogłębia się w totalne wykroczenie ponad,
totalną jedność.
To pogłębienie zawsze przychodzi z medytacji. Metoda jest zawsze
taka sama. Poziomy się różnią, wymiary się różnią, kroki się różnią, a
metoda zawsze jest ta sama. Wejdź w seks, a znajdziesz miłość.
Wejdź głęboko w miłość, a dojdziesz do modlitwy. Wejdź w
modlitwę, a eksplodujesz w jedność. Ta jedność jest totalna, ta
jedność jest błogością, ta jedność jest ekstazą.
Dlatego tak ważne jest, by nie przyjmować nastawienia walki. W
każdym fakcie obecna jest boskość. Może być wystrojona, może być
ubrana; musisz ją rozebrać, zdjąć jej ubranie. Znajdziesz jeszcze
więcej subtelnych ubrań. Znów, zdejmij je. Dopóki nie napotkasz
jedności w jej totalnej nagości, nie znajdziesz zaspokojenia, nie
poczujesz się spełniony.
Gdy dochodzisz do nieubranej jedności, jedności pozbawionej szat,
stajesz się z nią jednym, bo gdy poznasz tę nagość, nie będzie to nikt
inny, tylko ty sam. W istocie rzeczy każdy poszukuje sam siebie przez
innych ludzi. Pukając do cudzych drzwi, trzeba znaleźć swój własny
dom.
Gdy z rzeczywistości zdjęte zostaną okrycia, jesteś z nią jednym, bo
różnicą są tylko szaty. Ubrania są barierą, nie możesz więc rozebrać
rzeczywistości dopóki sam się nie rozbierzesz. Dlatego medytacja jest
bronią obosieczną, rozbiera rzeczywistość i równocześnie rozbiera
ciebie. Rzeczywistość staje się naga i ty stajesz się nagi. A w chwili
totalnej nagości, totalnej pustki, stajesz się jednością.
Nie jestem więc przeciw seksowi. Nie znaczy to, że opowiadam się za
seksem. Znaczy to, że opowiadam się za głębokim wejściem w niego i
odkryciem tego, co jest poza nim.
To poza zawsze jest, ale zwykły seks jest seksem dorywczym, nikt
więc nie wchodzi głęboko. Jeśli zdołasz wejść głęboko, poczujesz
wdzięczność do boskości za to, że dzięki seksowi otworzyły się inne
drzwi. A jeśli seks jest tylko dorywczy, nie poznasz, że byłeś blisko
czegoś większego.
Jesteśmy tak sprytni, że stworzyliśmy fałszywą miłość która nie
przychodzi po seksie, ale przed nim. Jest czymś kultywowanym,
sztucznym. Miłość była tylko przedmową, ale teraz ta przedmowa nie
jest już potrzebna. A prawdziwa miłość zawsze jest poza seksem -
kryje się za seksem. Wejdź w niego głęboko, medytuj w nim
religijnie, a rozkwitniesz w miłujący stan umysłu.
Nie jestem przeciwny seksowi i nie opowiadam się za miłością.
Musisz wykroczyć nawet poza nią. Medytuj na niej, wyjdź poza nią.
Przez medytację rozumiem, że musisz przejść przez nią w pełnej
uważności, świadomości. Nie wolno przejść przez nią ślepo,
nieświadomie. Jest wielka błogość, a ty możesz przejść na ślepo i
przegapić ją. Tą ślepotę trzeba przemienić. Musisz stać się
człowiekiem mającym otwarte oczy. Gdy masz otwarte oczy, seks
może zaprowadzić cię na ścieżkę jedności.
Kropla może stać się oceanem. W sercu każdej kropli jest to
pragnienie. W każdym działaniu, w każdym pragnieniu, znajdziesz tę
samą tęsknotę. Odkryj ją, idź za nią. To wielka przygoda! Tak, jak
dzisiaj przeżywamy nasze życia, jesteśmy nieświadomi. Ale choć tyle
można zrobić. Jest to żmudne, ale nie niemożliwe. Było możliwe dla
Jezusa, dla Buddy, dla Mahavira, i jest możliwe dla każdego innego.
Jeżeli wchodzisz w seks z intensywnością, z uważnością, z
wrażliwością, wykraczasz ponad niego. Nie będzie w tym żadnego
wysubtelnienia. Gdy wykraczasz ponad, nie będzie seksu, nawet
wysubtelnionego. Będzie miłość, modlitwa i jedność.
Takie są trzy etapy miłości: miłość fizyczna, miłość psychiczna i
miłość duchowa. A gdy te trzy etapy zostaną przekroczone, jest
boskość. Gdy Jezus rzekł: "Bóg jest miłością"; była to najbliższa
możliwa definicja, ponieważ ostatnim, co znamy na drodze do Boga,
jest miłość. Poza tym jest nieznane, a nieznanego nie można
zdefiniować. Możemy jedynie wskazać na boskość przez nasze
ostatnie urzeczywistnienie: miłość. Poza punktem miłości nie ma już
doznawania, gdyż nie ma doznającego. Kropla stała się oceanem!
Idź krok po kroku, ale z przyjaznym nastawieniem. Bez napięcia, bez
walki. Po prostu idź uważnie. Uważność to jedyne światło w ciemnej
nocy życia. Mając to światło, wejdź w nią. Szukaj w każdym kącie.
Boskość jest wszędzie, nie bądź więc przeciwny niczemu.
Ale i nie pozostawaj po którejkolwiek stronie. Idź dalej, bo czeka cię
jeszcze większa błogość. Ta podróż musi trwać. Jeśli jesteś blisko
seksu, użyj seksu. Jeśli jesteś blisko miłości, użyj miłości. Nie myśl
kategoriami tłumienia lub wysubtelniania, nie myśl kategoriami
walki. Boskość może kryć się we wszystkim; nie walcz więc, nie
uciekaj przed niczym.
Tak naprawdę, jest ona ukryta we wszystkim, gdziekolwiek więc
jesteś, wejdź najbliższymi drzwiami i idź przed siebie. Nie zatrzymuj
się, a dotrzesz - bo życie jest wszędzie.
Jezus rzekł: "Pod każdym kamieniem znajdziesz Pana" - a ty widzisz
tylko kamienie. Musisz przejść przez kamienny stan umysłu. Gdy
widzisz seks jak wroga, staje się on kamieniem. Staje się
nieprzezroczysty, nie widzisz tego, co jest za nim. Użyj go, medytuj
na nim, a kamień stanie się jak szkło. Zobaczysz co jest za nim, i
zapomnisz o szkle. Będziesz pamiętał o tym, co jest za szkłem. Jeśli
coś staje się przezroczyste, znika. Nie czyń więc z seksu kamienia,
uczyń go przezroczystym. A przezroczystym staje się on dzięki
medytacji.

Medytacja i miłość
Takie są dwie biegunowości życia - medytacja i miłość. Jest to
najwyższa polaryzacja. Całe życie składa się z biegunowości:
pozytywne i negatywne, narodziny i śmierć, mężczyzna i kobieta,
dzień i noc, lato i zima. Całe życie składa się z biegunowych
przeciwieństw, ale te biegunowe przeciwieństwa nie są jedynie
biegunowymi przeciwieństwami, są też komplementarnościami.
Wspomagają się wzajemnie, wspierają się wzajemnie, przypominają
cegły w łuku budowli.
W łuku budowli cegły ułożone są naprzeciw siebie. Wygląda to tak,
jakby były ułożone naprzeciw siebie, ale dzięki ich biegunowemu
przeciwieństwu łuk może zostać zbudowany i trwa. Siła łuku opiera
się na biegunowości cegieł ułożonych naprzeciw siebie.
To jest najwyższa biegunowość: medytacja oznacza sztukę bycia w
samotności, a miłość oznacza sztukę bycia razem. Całym
człowiekiem jest ten, kto zna jedno i drugie, i kto potrafi możliwie
najłatwiej przemieszczać się z jednego do drugiego. Przypomina to
wdech i wydech, nie jest to trudne. Są to przeciwieństwa: gdy
wdychasz, proces przebiega w jednym kierunku, gdy wydychasz, jest
to dokładne jego przeciwieństwo. Ale wdech i wydech razem tworzą
pełny oddech.
W medytacji wdychasz, w miłości wydychasz, a gdy miłość i
medytacja są razem, twój oddech jest dopełniony, cały, pełny...
Moje rozumienie nie opiera się na jednym biegunie, moje rozumienie
jest płynne. Posmakowałem prawdy z obu stron, kochałem totalnie i
medytowałem totalnie. I to jest moje doświadczenie, że człowiek jest
pełny tylko wtedy, gdy poznał jedno i drugie; inaczej pozostaje
połową, czegoś w nim nadal brakuje.
Budda jest połową, tak jak i Jezus. Jezus wie czym jest miłość, Budda
wie czym jest medytacja, ale gdyby się spotkali, porozumienie między
nimi byłoby niemożliwe. Nie rozumieliby języka tego drugiego
człowieka. Jezus opowiadałby o Królestwie Bożym, a Budda zacząłby
się śmiać: "O jakich bzdurach opowiadasz, królestwo Boga?" Budda
powiedziałby po prostu: "Ustanie jaźni, zniknięcie jaźni." A Jezus
rzekłby: "Zniknięcie jaźni? Ustanie jaźni? To dokonanie
samobójstwa, ostatecznego samobójstwa. Co to za religia, z tym
gadaniem o najwyższej jaźni?"
Nie rozumieliby słów tego drugiego człowieka.
Gdyby kiedykolwiek się spotkali, potrzebowaliby kogoś takiego jak
ja, do tłumaczenia, inaczej porozumienie między nimi byłoby
niemożliwe. A ja musiałbym tłumaczyć w taki sposób, że nie byłbym
wierny ani jednemu, ani drugiemu! Jezus powiedziałby "Królestwo
Boże" a ja przetłumaczyłbym to jako nirvana. Wtedy Budda by
zrozumiał. Budda rzekłby "nirvana" a Jezusowi powiedziałbym
"Królestwo Boże" wtedy zrozumiałby.
Ludzkość potrzebuje teraz totalnie nowego spojrzenia. Za długo
żyliśmy z połowicznymi spojrzeniami. W przeszłości było to
koniecznością, ale teraz człowiek dojrzał. Moi sannyasini muszą
wykazać, że potrafią równocześnie medytować i modlić się, że
potrafią równocześnie medytować i kochać się, że potrafią być tak
samo w ciszy jak w tańcu i świętowaniu. Ich cisza ma stać się ich
świętowaniem, a ich świętowanie ma stać się ich ciszą. Daję im
najtrudniejsze zadanie dane kiedykolwiek jakimkolwiek uczniom,
ponieważ jest to spotkanie przeciwieństw. A w tym spotkaniu
wszelkie przeciwieństwa stopią się i zleją się w jedność, Wschód i
Zachód, mężczyzna i kobieta, materia i świadomość, ten świat i
tamten świat, życie i śmierć. Wszystkie przeciwieństwa spotkają się i
zleją się w jedność w tym jednym spotkaniu, ponieważ jest to
najwyższa biegunowość, zawiera ona w sobie wszystkie
biegunowości.
To spotkanie stworzy nowego człowieka - Zorbę Buddę. To jest moje
imię dla nowego człowieka. I każdy z moich sannyasinów musi
poczynić wszelkie możliwe starania, aby stać się taką płynnością,
strumieniem, aby oba bieguny były twoje. Wtedy posmakujesz
całości, a poznanie całości jest jedynym sposobem poznania tego, co
jest świętością. Innego sposobu nie ma.

MAPY ŚWIATA WEWNĘTRZNEGO
czyli
po czym poznać dokąd zmierzasz gdy nie ma dokąd zmierzać

Ogromna rodzina Osho, miłujących go i jego przyjaciół, jest może
jedną z nielicznych kiedykolwiek istniejących społeczności
duchowych, które nie mają jednej ściśle określonej mapy mającej
prowadzić poszukującego do oświecenia. O ile Towarzystwo
Teozoficzne opracowało kilka "inicjacji"; a pierwsi tantrycy
wędrowali krok w krok tymi samymi dobrze oznakowanymi szlakami,
Osho dzieli się z nami wieloma mapami i metaforami z wielu tradycji,
nie proponując jednej, która byłaby wyłącznie jego drogą.
Redakcja Osho Times International przeprowadziła wywiady z
różnymi medytującymi z całego świata, pytając ich jakie mapy Osho
pomogły im w wędrówce po nieznanym terenie ich wewnętrznych
ścieżek wiodących do przemiany. Pytaliśmy także jak poradzili oni
sobie z faktem, że gdy ta wędrówka staje się sprawą istotnie znaczącą,
nie ma żadnej hierarchii, na której można byłoby się było oprzeć - co
ma związek z tym, że Osho nie daje żadnych zewnętrznych oznak
postępów na drodze duchowego wzrastania i nie tworzy hierarchii
zakonnej. Odpowiedzi były zaskakujące!

Mapy szczegółowe
Co to jest mapa świadomości? Czy jest to autorytatywne oznakowanie
powszechnie istniejącego wewnętrznego terytorium, przez które
wszyscy jako szukający na ścieżce mamy przejść? Czy też jest to
jedna z wielu metafor, które jedynie sygnalizują zmienności
wewnętrznego krajobrazu?
Osho obsypał nas mapami z różnych tradycji religijnych, a każda z
nich zdaje się zupełnie inaczej współbrzmieć z różnymi
poszukującymi. Przykładowo, Ma Puja Mohani, korzystająca z
medytacji Osho od ponad dziesięciu lat, zapytana czy jakakolwiek
mapa świadomości szczególnie zwróciła jej uwagę, opowiedziała o
tym, jak pewnego razu, wykład Osho, w trakcie którego opowiadał on
o siedmiu czakrach mapy jogi pomógł jej gdy czuła, że traci kontakt z
rzeczywistością.
* Pamiętam, że Osho mówił wtedy o tym, że kiedy energia
przemieszcza się z jednej czakry do drugiej, czasem pojawia się
wielki lęk, często lęk przed zupełnym szaleństwem! - wyjaśnia
Mohani. - Wiedząc to, mogłam odprężyć się i obserwować to, co się
działo. Mogłam zaufać, że ten lęk nie jest jednak czymś negatywnym,
ale stanowi część procesu, który pomaga mi wejść w świadomość.
Korzystanie z mapy jako potwierdzenia swego wewnętrznego
doświadczenia jest też udziałem Ma Anand Anupamo, 39-letniej
Niemki, medytującej od dziewięciu lat i prowadzącej zajęcia
Uzdrawiającej Pulsacji Tybetańskiej.
* Mapa Osho opisująca Osiem Odnóg Jogi, z której intensywnie
korzystamy w grupach medytacyjnych Fresh Air, jest dla mnie
najlepsza, gdyż łączy medytację uważności obserwującej ze stylem
pracy z ciałem, który stosuję - wyjaśnia.
* Łączymy na przykład mapę czakr z tymi obszarami ciała, które
Osho opisuje jako "odnogi" Pierwszą odnogą jest to, co jogini
nazywają samopohamowaniem; my łączymy to z podstawą
kręgosłupa, gdzie znajduje się pierwsza czakra. Tak zajmujemy się
jakąś konkretną kwestią - w tym przypadku z poczuciem spokoju i
odprężenia - pracując z ciałem w jego określonym punkcie. Uważam,
że jest to bardzo pomocne.
A jednak taka szczegółowa mapa, która jednemu typowi duchowego
szukającego pomaga, innemu często wprowadza zamęt. 35-letni
Holender, Swami Anand Ali, miał trudności z jogicznym modelem
czakr, czyli rozwijania się energii.
* Łatwo jest zacząć określając miejsce, w którym jestem, ale zawsze,
gdy to robię, natychmiast ogarnia mnie zamieszanie - przyznaje. -
Przypomina to trochę codzienne liczenie pieniędzy, gdy chcesz
stwierdzić ile ich jest - to, że je policzyłeś, nie znaczy, że stałeś się
bogatszy. Teraz widzę więc, że dla mnie nie ma to sensu. Teraz są po
prostu takie dni, kiedy czuję się świetnie, i są takie dni, kiedy jestem
wytrącony ze swego centrum i nic nie wiem. I tak to zostawiam.
Swami Deva Samriddhi, 35-letni Niemiec od siedmiu lat korzystający
z medytacji Osho, także czuje, że czasem mapy go ograniczały -
zamiast być pomocą.
* To dziwne, ale nawet gdy widzę jakąś piękną mapę, czuję się
psychologicznie uwięziony w pułapce, bo mój umysł od razu próbuje
dopasować się do tego modelu - mówi. - Prawdopodobnie wskutek
mojego dotychczasowego uwarunkowania odczuwam mapę jako
instruktaż określający co muszę zrobić, żeby "dobrze" wypaść. Czuję
to prawie tak, jakbym musiał zaryzykować czymś nowym i
zapomnieć o wszystkim - obejmuje to i mapy świadomości! Gdy
porzucam wszelkie myśli na ten temat, zaczyna się pojawiać coś
świeżego i pięknego.

Mapy proste
Trzy etapy ewolucji Friedriecha Nietzsche - wielbłąd, lew i dziecko -
są tym modelem ewolucji wewnętrznej, który pytani najbardziej
chwalili. Jest tak być może dlatego, że Osho najczęściej się
odwoływał właśnie do tej "mapy", a być może dlatego, że jest ona i
żywa obrazowo i prosta.
* Te trzy kroki dały mi połączenie z ciałem, umysłem i duchem -
mówi Ma Jivan Mary, 72-letnia sannyasinka z Nowej Zelandii, która
medytuje w obecności Osho od dziesięciu lat. - W moim własnym
życiu energią symbolizowaną przez wielbłąda był na pewno początek
mojego małżeństwa, energia lwa wyraża zaś istotę mojego życia
rodzinnego i kariery w teatrze. Gdy po raz pierwszy przyszłam do
Osho, uświadomiłam sobie, że to wszystko był tylko ryk lwa - cenny,
ale tylko ryk. Im bardziej medytuję, tym bardziej ten ryk, ten
mesjański aspekt mnie samej, zmniejsza się, a gdy uświadamiam
sobie prostotę całego mojego istnienia, czuję pojawiające się dziecko.
Nie ma ono odpowiedzi ani pytań - po prostu to jest to! Teraz zbliżam
się do kresu moich dni i czuję, że przeszłam całą drogę, z powrotem
do początku, powróciłam do swego źródła i jestem gotowa na
początek nowego życia...
Swami Prem Advait, 46-letni Anglik medytujący od jedenastu lat,
opowiada jak doświadcza modelu wielbłąd-lew-dziecko bardziej jako
wewnętrznego obrazu swoich nastrojów, w których ciągle porusza się
tam i z powrotem niż jako wędrówkę i stały postęp naprzód.
* Stanie się bardziej dzieckiem jest dość dramatyczne dla mężczyzny
- stwierdza. - Często znajduję w sobie jakieś kawałki wielbłąda, o
których zapomniałem, które wciąż potrzebują być wyrażonymi, nawet
teraz, gdy już zacząłem doznawać swojego dziecka. Te etapy nie mają
we mnie jakichś ostrych rozgraniczeń, raczej zlewają się ze sobą w
jeden wielki zbiornik przemieszczających się energii.
Ma Deva Anupo większość czasu spędzająca w Fremantle (Australia),
pracuje w zarządzaniu firmami. Mówi, że dziecko najczęściej
przychodzi jej na myśl symbolicznie w chwilach rozluźnienia i
"płynięcia" w stresującej pracy w świecie zewnętrznym.
* Gdy pogania mnie chęć bycia ważną i ukierunkowaną na osiąganie
celów, kojarzę to z lwem, byciem w głowie, a to nie jest to, co
naprawdę chciałabym mieć - wyznaje. - Podstawową kwestią na
Zachodzie jest dla mnie to, że są pewne sprawy, które przypominają
mi przestrzeń dziecka i pomagają do niej wrócić niezależnie od
medytacji, które praktykuję.

Bez map, bez hierarchii
Kiedy nie ma polegania na jakiejś jednej określonej mapie, nie może
być - to oczywiste - widocznych poziomów duchowego
zaawansowania i kleru. Wielokrotnie w przeszłości Osho ustanawiał
terapeutów, koordynatorów, ludzi będących "kanałami" lub
zarządzających działami jako odpowiadających w umysłach ludzi
stanowiskom kleru. Zawsze jednak po jakimś czasie rozbijał ten
system. Nawet członkowie Wewnętrznego Kręgu (grupa stworzona
przez Osho do koordynacji pracy po jego śmierci) - co Osho
podkreśla wyraźnie - ma zajmować się tylko kwestiami
administracyjnymi.
Taki rewolucyjny edykt daje ogromną wolność każdemu
szukającemu, ale czasami taka nieokreślona wolność, bez wyraźnie
widocznych oznak tego, kto jest w przodzie, a kto jest z tyłu, może
wprowadzać lęk w naszych materialistycznie i duchowo ambitnych
umysłach. A jednak wszyscy ci, którzy posmakowali świętości i
odpowiedzialności takiej wolności czują, że nie zamieniliby tej
komuny duchowych buntowników na jakikolwiek certyfikat postępu
duchowego.
* Jestem z tego bardzo zadowolona - mówi Anupamo ironicznie się
śmiejąc, kpiąc z noszenia czarnych szat i białego pasa, oznaczających
terapeutów i prowadzących medytacje Osho. - Ta wolność sprawia, że
Osho jest jedynym mistrzem, z którym mogłabym być. Te hierarchie
po prostu nie sprawdzają się. Rzecz jasna, prowadzenie sesji i
noszenie czarnej szaty, i nie wysuwanie się na prowadzenie i nie
chowanie się tak, jak przez dłuższy czas to robiłam, jest dla mnie
wyzwaniem. Ale nie widzę siebie jako kogoś wyższego czy niższego,
nawet dla tego, kto dopiero co przyjął sannyas. A to - śmiejąc się
chwyta swoją czarną szatę - jest jeszcze jedna z tych gier, w które tu
gramy!
* Jest to po prostu piękne - wtóruje jej Advait, zahartowany
sannyasin, będący z Osho od pierwszych lat Poony. - Oczywiście,
uległo to niewiarygodnej zmianie. Gdy po raz pierwszy przyszedłem
do Osho, byli koordynatorzy sprawujący władzę i wymagający
"poddania" a w okresie Rancza były "mamy" ale ci ludzie raczej tylko
prowokowali moje własne uśpione chęci władzy. Byłem wtedy
zauroczony autorytetem, a zarazem antyautorytarny - teraz widzę, że
obie te postawy pochodziły z tej samej przestrzeni. W czasie
Rajneeshpuram byłem zaszokowany widząc u wielu z nas
uzależnienia od dawnych sposobów nawiązywania relacji z ludźmi, w
aspekcie autorytetu i władzy. Ludzie dostawali mnóstwo przestrzeni,
w której mogli pracować z władzą, dominowaniem i własnymi grami
bycia ofiarą. Ale w moim przypadku stopniowo przestałem rozdzielać
mój podziw dla autorytetu i moje antyautorytarne odczucia, i
wszystko to zaczęło się zmieniać.
* A teraz nie ma jakichś specjalnych pozycji, które wskazywałyby
gdzie na ścieżce znajdują się dani ludzie i to zmusza mnie do
korzystania z własnej intuicji - dodaje. - Widzę, że te różnice są
bardzo małe. Ale i z łatwością rozpoznaję ludzi, którzy dla mnie są
bardziej scentrowani, żywi i mają kontakt z własną energią. Można
powiedzieć, że niektórzy są "przepełnieni Osho"; bardziej
promieniści. Nie jest to spostrzeżenie intelektualne, ja tak to czuję.
Moja wrażliwość powiększyła się. A szczerze mówiąc nie jest to dla
mnie już nic ważnego. Jest aż zbyt wiele innych spraw, które dzieją
się wokół mnie - mam się czym zajmować!
W przypadku Mohani ta zmiana z zewnętrznego autorytetu ku
wewnętrznej wrażliwości nastąpiła przez przejściową fazę uznania
terapeutów za kogoś, kogo zajęcie automatycznie stawia go dalej na
ścieżce niż ona sama.
* Był czas, gdy czułam, że są oni przede mną, i to odczucie było
wtedy dla mnie pożyteczne - zauważa. - Byli nauczycielami, kimś, od
kogo mogłam się uczyć, ale jakimś trafem już nie oceniam ich w ten
stary, hierarchiczny sposób. Teraz czuję, że nie zależy to od tego, czy
są oni bardziej świadomi czy mniej świadomi, bo mogę uczyć się od
nich bez względu na to kim są. Teraz mogę uczyć się z każdej
sytuacji.

Nie ma dokąd iść - tylko do wewnątrz
Do kogo więc zwraca się nowa osoba medytująca, gdy zapada ciemna
noc jego czy jej duszy? Skoro nie ma kleru czy hierarchii, na których
można byłoby się oprzeć, do kogo można zwrócić się po prowadzenie,
gdy ścieżka zdaje się wieść wkoło?
* Ja idę do siebie - obojętne co to jest! - żartuje Swami Kranti Aadhar,
młody Amerykanin z Portland (Oregon), który przyjął sannyas nieco
ponad dwa lata temu. - Próbuję odnaleźć słowa określające to, co
odczuwam - ale wtedy jestem kimś, kto przypomina raczej kogoś
będącego w głowie. Największe trudności mam wtedy, gdy przede
wszystkim nie potrafię zrozumieć problemu. Ale niedawno
dowiedziałem się od znajomego terapeuty, że Osho kładzie nacisk nie
na znajdowanie rozwiązań, a na zrozumienie sytuacji, w której jesteś.
Raczej na siedzenie i widzenie tego, co się dzieje, niż na analizę. I
teraz z tym pracuję!
Większość innych osób również pracuje w ten sposób. Wielu, tak jak
Swami Deva Akarmo, dziennikarz, który medytuje z Osho od
czternastu lat, dotarło do punktu, gdy w czasach kryzysu po prostu
czekają.
* Czekanie jest magiczne! - Akarmo ujawnia swój własny
alchemiczny proces rozwiązywania problemów na ścieżce. - To
wkrótce samo się rozjaśnia. Jeśli utrzymuje się dalej, być może
utożsamiłem się z tym i to mnie wścieka, ale gdzieś w głębi siebie
wiem, że to tylko kwestia czekania. Obserwuję więc tyle, ile tylko
zdołam. Jeżeli jest to jakiś kontrowersyjny problem, rozwiązanie staje
się oczywiste. A jeżeli jest to jedynie jakiś egzystencjalny koan,
stwarza on we mnie przemianę, a potem po prostu przestaje być
istotny.
Gdy Anupo potrzebuje wewnętrznego wsparcia lub wglądu na
ścieżce, po prostu idzie do dawno znanych przyjaciół-sannyasinów i
otwiera przed nimi swoje serce. Dla niej społeczność sannyasinów,
gdzie dzielenie się sobą zdaje się oświetlać połowę podróży, sama w
sobie stanowi pewnego rodzaju mapę. To znaczy, razem z medytacją
dynamiczną.
* Dynamiczna jest najpierw - mówi. - Tam, na zewnątrz, w świecie
biznesu we Fremantle, staram się robić dynamiczną, przynajmniej
przez większość poranków. To jest to, co naprawdę utrzymuje moje
połączenie z samą sobą - przyznaje. - Gdy choć przez kilka dni jej nie
robię, natychmiast zauważam różnicę.
* Medytacja dynamiczna jest zawsze najlepsza gdy sprawy nie
układają się gładko - zgadza się Advait. - Chcąc poruszyć energię
brałem również sesje oddechowe i sesje poradnictwa, bo aby
zobaczyć co się dzieje zawsze mogę skorzystać z kogoś, kto ma
doświadczenie w pomaganiu. Ale za każdym razem zaczynam od
dynamicznej. Odprężyć się w tym, co niepoznawalne
A jednak większość medytujących przyznało, że zagubienie się samo
w sobie nie jest problemem, który należy rozwiązać, ale na wiele
sposobów cenną sytuacją, którą należy przeżyć. W gruncie rzeczy we
wszystkich mapach świadomości oznaczony jest czas, który zdaje się
nadchodzić wtedy, gdy mapa jako taka musi zostać zapomniana.
Ostatnim kamieniem milowym wydaje się być odprężenie w tej
przestrzeni niepoznawalności, dla której nie ma mapy.
* Te pory, gdy przestaję wiedzieć co się dzieje, stały się dla mnie
bardzo cennymi stanami - mówi Mohani. - Ponieważ wiem, że
poczucie zagubienia zaprowadzi mnie do nowego wymiaru, w którym
nie mam się na czym oprzeć. A to już samo w sobie jest cenne!
Ma Yoga Bhakti, Angielka, sannyasinka od dziewiętnastu lat, ze
śmiechem mówi, że "porzucenie duchowej strony wszystkiego"
opisuje jej ewolucję jako jednoetapowe uwiedzenie przez to, co
nieznane - aż wreszcie nie miała niczego, na czym mogłaby się
oprzeć.
* Gdy pierwszy raz byłam z Osho, a on opowiadał o mapie,
natychmiast mówiłam "O, tak, to jest to!" I zaczynałam za tym biec -
wyznaje. - Ale zdaje mi się, że w ciągu następnych lat on odszedł od
tego i porzucił to wszystko! Gdy przez ostatnie lata Osho mówił o
przypowieściach zen, czułam, że powoli, powoli ciągnie nas przez
nowy zestaw etapów - celebrowania, odprężenia, a potem mówi nam,
byśmy po prostu pobiegli "jak strzała do celu." To tyle jeśli o mnie
chodzi - dodaje radośnie. - Teraz pozostaje mi cisza Osho!
Ma Anand Sauita





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Osho mapy świadomości
Kartografia wgłębna wgłębne mapy ilościowe
w11 uwaga swiadomosc?z
Zastap Diety Świadomym Odzywianiem
Świadoma zgoda
Jak przeliczyć skalę mapy
bioregiony mapy europa
Ocena warunków geologicznych na Podstawie Szczegółowej Mapy geologicznej Polski(1)
duzynska język a świadomość odrębności grupowej
swiadomosc i jej poziomy

więcej podobnych podstron