JAN PARANDOWSKI
Rzecz o Apulejuszu
Apulejusz pochodził z prowincji rzymskiej Africa, obejmuj
ą
cej terytoria dzisiejszej
Algierii i Tunezji. Miastfia i historia wcze
ś
nie zarzuciły form
ę
poetyck
ą
, lecz nie mogły
si
ę
rozsta
ć
ze
ś
wiatem bajki. Proza nie tylko go nie uszczupliła, ale poniek
ą
d
rozszerzyła jeszcze bardziej: w przeszło
ść
, gdzie szukano pocz
ą
tków miast, rodów,
urz
ą
dze
ń
społecznych i pa
ń
stwowych, w tera
ź
niejszo
ść
niezbadanych krajowego
pismach mo
ż
emy si
ę
domy
ś
la
ć
,
ż
e urodził si
ę
około roku 125 naszej ery, za
panowania cesarza Hadriana. Był małym chłopcem, gdy pi
ę
kny Antinous po
ś
wi
ę
cił
swe młode
ż
ycie bóstwom zielonego Nilu. Cudzoziemcem nie był. Pochodził
niew
ą
tpliwie z rodziny łaci
ń
skiej, albowiem nazwisko Apulejuszów spotyka si
ę
w Italii.
Ż
ył w czasach, które zwykli
ś
my nazywa
ć
szcz
ęś
liwymi. Drugi wiek po Chrystusie.
Wiek Antoninów. Granice imperium rzymskiego obejmowały cały
ś
wiat cywilizowany
od Brytanii po Morze Kaspijskie i od piasków Sahary w gł
ą
b nieprzebytych lasów
teuto
ń
skich. Trzydzie
ś
ci pi
ęć
legii czuwało nad spokojem tego olbrzymiego pa
ń
stwa.
Nie posuwano si
ę
dalej. Kolumna Trajana stan
ę
ła u kresu zaborczo
ś
ci rzymskiej.
Spełniaj
ą
c ostatni
ą
wol
ę
Augusta, cesarze nie rozszerzali granic, lecz strzegli ich
nietykalno
ś
ci.
Antoninus Pius (138-161) lubił powtarza
ć
słowa Scypiona,
ż
e "lepiej zachowa
ć
ż
ycie
jednego obywatela ni
ż
zabi
ć
tysi
ą
c nieprzyjaciół". Około stu pi
ęć
dziesi
ę
ciu milionów
ludzi, pod jego rz
ą
dami, za
ż
ywało spokoju i dobrobytu, jakiego dotychczas
staro
ż
ytno
ść
nie znała. Wszyscy czuli si
ę
bezpieczni za twardo ubitymi okopami
limes, osiemdziesi
ę
ciomilowego pasa obronnego, który swymi wie
ż
ycami
i palisadami odgradzał cesarstwo od gro
ź
nej północy. Nikt nie widział niebiesko
i czerwono malowanych twarzy barbarzy
ń
ców, zagl
ą
daj
ą
cych z tamtej strony wału.
Wojen nie było. Stary Apulejusz, burmistrz miasta Madaury, mógł umiera
ć
spokojnie,
nie zaprawiwszy syna do broni, któr
ą
sam z pewno
ś
ci
ą
włada
ć
nie umiał. Był to
człowiek zamo
ż
ny. Zostawił dwa miliony sestercyj. Zdaje si
ę
,
ż
e rodziców stracił
Apulejusz wcze
ś
nie, bo jako chłopiec mieszka i uczy si
ę
w Kartaginie, biało-
kamiennej stolicy prowincji rzymskiej Afryki. Nazwie j
ą
pó
ź
niej Camoena togatorum -
Muz
ą
tych, co nosz
ą
tog
ę
- miasto powstałe na gruzach fenickiej kolonii, gdzie j
ę
zyk
punicki trzymał si
ę
uparcie niemal do ko
ń
ca staro
ż
ytno
ś
ci. Kartagina przechodziła
wówczas swój renesans. Było to miasto ludne i bogate. Stały tam domy na pi
ęć
pi
ę
ter wysokie i
ś
wi
ą
tynie jaskrawo malowane. Kobiety nosiły przy sobie
ś
liczne
czareczki z ró
ż
anym olejkiem, a włosy ich, barwione henn
ą
, miały blask płomieni.
Dziesi
ę
cioletni Apulejusz, biegn
ą
c do szkoły, roztr
ą
cał po ulicach małe dzieci,
ci
ą
gn
ą
ce wózeczki zaprz
ęż
one w gliniane słonie i wielbł
ą
dy. Tu sko
ń
czył swoj
ą
"szkoł
ę
ś
redni
ą
" i st
ą
d, zapewne po wło
ż
eniu togi m
ę
skiej, w szesnastym roku
ż
ycia,
wyjechał na dalsze studia do Grecji. Do Aten przede wszystkim, które były jakby
uniwersytetem staro
ż
ytnego
ś
wiata. Czytał, słuchał wykładów, oklaskiwał sławnych
retorów, włóczył si
ę
z obdartymi filozofami. Miał umysł ciekawy a pami
ęć
wiern
ą
. Stał
si
ę
jednym z najbardziej ol
ś
niewaj
ą
cych erudytów.
Odbywał podró
ż
e. Wszyscy podró
ż
owali wówczas jakby z pewn
ą
skwapliwo
ś
ci
ą
,
albowiem po raz pierwszy od pocz
ą
tku dziejów tak olbrzymi obszar stał otworem
przed zwykłym, nieuzbrojonym w
ę
drowcem, któremu bezpiecze
ń
stwo zapewniała
immensa Romanae pacis maiestas - wspaniałe dostoje
ń
stwo pokoju rzymskiego.
Okr
ę
ty swobodnie docierały do Zanzibaru i Singapuru, a przez Azj
ę
szły karawany do
Chin, po jedwab. Nie znamy rozległo
ś
ci podró
ż
y Apulejuszowych. Musiały by
ć
dalekie, skoro stracił na nie maj
ą
tek i w Rzymie sprzedawał ostatnie swe łachy. Od
niego samego wiemy tylko,
ż
e był na wyspie Samos i we Frygii, koło Hierapolis,
ogl
ą
dał pewn
ą
osobliw
ą
pieczar
ę
.
Podobnie jak cesarz, za którego si
ę
urodził, był Apulejusz omnium curiositatum
explorator [poszukiwaczem wszelkich osobliwo
ś
ci (przyp. red.)], w podró
ż
ach wi
ę
c
swoich szukał dziwów wszelkiego rodzaju. Grecja była ju
ż
wówczas wielkim
muzeum, którego katalog układał wła
ś
nie niestrudzony Pauzaniasz. Apulejusz
odwiedzał starodawne
ś
wi
ą
tynie. Był człowiekiem na wskro
ś
religijnym,
"poszukiwaczem boga", pełnym t
ę
sknot mistycznych, wiecznego niepokoju,
nienasyconej ciekawo
ś
ci rzeczy
ś
wi
ę
tych i u
ś
wi
ę
conych. Ze wszystkich systemów
filozoficznych najbardziej umiłował Platona, bo go on najwy
ż
ej prowadził ku bóstwu,
rozumie si
ę
ten Platon, jakiego znano w II wieku naszej ery, pomno
ż
ony o szereg
spekulacji religijnych, id
ą
cych od marzycielskiego Posejdoniosa, pitagorejczyków
i wierze
ń
wschodnich. Platonizm zmieniał si
ę
z wolna w rodzaj teozofii i skupiał
dokoła siebie gmin
ę
wyznawców: "My, rodzina plato
ń
ska - mówi Apulejusz -
ż
yjemy
w tym, co uroczyste, radosne,
ś
wi
ą
teczne, wy
ż
sze, niebieskie...".
Jak wszyscy ludzie tej epoki, Apulejusz łakn
ą
ł wiary i po
żą
dliwie garn
ą
ł si
ę
do
obrz
ę
dów religijnych. Ateizmu nie pojmował lub raczej uwa
ż
ał go za objaw złej woli
i przewrotno
ś
ci. Wyobra
ż
am sobie, z jakim wstr
ę
tem odsuwał od siebie pisma swego
rówie
ś
nika, najsłodszego z szyderców, Lukianosa z Samosat! W jednym ze swych
dzieł mówi ze zgroz
ą
o człowieku, który przechodz
ą
c obok
ś
wi
ę
tego miejsca, nigdy
na znak czci nie przyło
ż
y r
ę
ki do ust ani bogom pól nie składa pierwocin ze
ż
niw,
z winnic, z trzód, w swej wiosce nie ma ani kapliczki, ani zagrody
ś
wi
ę
tej, ani gaju
po
ś
wi
ę
conego - a nawet, nawet na granicy jego posiadło
ś
ci nie stoi kamie
ń
co dzie
ń
ś
wie
żą
zraszany oliw
ą
!
Mo
ż
emy go wi
ę
c nazwa
ć
bigotem i zabobonnikiem. Wszyscy wtedy byli tacy - za
panowania "drugiego Numy", Antonina Pobo
ż
nego, i za jego nast
ę
pcy Marka
Aureliusza, któremu filozofia nie przeszkadzała z osobliwym przej
ę
ciem
i namaszczeniem spełnia
ć
najdrobniejszych czynno
ś
ci arcykapła
ń
skich. Dziewczyny
wiejskie zakopywały po cmentarzach tabliczki wzywaj
ą
ce pomsty na niewiernych
kochanków, a konsulowie chodzili obwieszeni amuletami. Apulejusz woził ze sob
ą
wsz
ę
dzie jaki
ś
tajemniczy a wysoce
ś
wi
ę
ty przedmiot, którego by nie nazwał
w obliczu profanów. Albowiem był wtajemniczony.
"I, jako rzekłem, wielorakie
ś
wi
ę
to
ś
ci, przemnogie obrz
ę
dy, rozmaite ceremonie,
w poszukiwaniu prawdy i z powinno
ś
ci wobec bogów, poznałem...". W mrokach
prastarej
ś
wi
ą
tyni eleuzyjskiej widział, jak spod zasłony tajemnic - na jedn
ą
chwil
ę
roz
ż
arzone blaskiem pochodni - ukazuje si
ę
oblicze zmartwychwstałej Kore;
w ekstatycznym rytmie hymnów orfickich słyszał j
ę
k szarpanego przez Tytanów
Zagreusa; przed jego ol
ś
nionymi oczyma p
ę
kało jajo kosmiczne, z którego
powstawał Eros złotoskrzydły; patrzał w otchłanne
ź
renice Kabirów samotrackich;
poznał prawdziw
ą
histori
ę
Attisa, "pasterza
jasnych gwiazd", i w grocie lebadejskiej
słyszał podziemny głos Trofoniosa. Na koniec w tej w
ę
drówce przez widzialne
symbole Niepoznawalnego ujrzał srebrn
ą
twarz Izydy, matki waszego stworzenia,
królowej niebios.
"Do granicy
ś
mierci doszedłem i progów Prozerpiny dotkn
ą
łem, a wróciłem przez
bezdnie wszystkich
ż
ywiołów. W gł
ę
bokiej nocy widziałem sło
ń
ce
ś
lepi
ą
cym blaskiem
ja
ś
niej
ą
ce, patrzyłem w oczy pot
ę
gom piekielnym i niebieskim pot
ę
gom i do stóp ich
czołem uderzyłem. Usłyszałe
ś
tedy, ale cho
ć
-e
ś
usłyszał, trzeba, aby
ś
nie rozumiał".
Tak pisze w tej dziwnej jedenastej ksi
ę
dze Metamorfoz, gdzie rubaszna historia osła
zmienia si
ę
nagle w jaki
ś
ekstatyczny wy
ś
piew duszy napełnionej obecno
ś
ci
ą
bóstwa. I opowiada, jak od Izydy przeszedł do Ozyrysa, jak stał si
ę
członkiem
kolegium Pastoforów, jak z głow
ą
ogolon
ą
na sposób kapłanów egipskich obnosił po
Rzymie
ś
wi
ę
te obrazy w procesji; "...chodziłem, łysiny mojej nie zakrywaj
ą
c ani jej nie
zatajaj
ą
c, ale spojrzeniom j
ą
wszystkich rado
ś
nie i wesela pełen wydaj
ą
cy".
W owych czasach mało kto si
ę
tym gorszył,
ż
e Rzymianin oddawał jawn
ą
cze
ść
wschodnim bogom, do niedawna jeszcze tak wrogim. Nikt ju
ż
nie pami
ę
tał tych walk,
jakie stoczy
ć
musiała Izyda, by j
ą
władze pa
ń
stwowe wpu
ś
ciły do Miasta. Kult jej
szerzył si
ę
bezpiecznie, pod
ż
yczliw
ą
opiek
ą
cesarzy. Znikło nawet przekonanie,
ż
e
ś
wi
ą
tynie jej s
ą
miejscem schadzek. Niepodobna było
żą
da
ć
, aby ludzie czytali
Józefa Flawiusza, który opowiada o brzydkim skandalu, jaki si
ę
wydarzył w
ś
wi
ą
tyni
Izydy, w Rzymie, za panowania Tyberiusza. Apulejusz, który tak lubił i cenił wszelkie
dygresje, miałby mi za złe, gdybym tej opowie
ś
ci tu nie powtórzył.
A było tak: Pewna dama, imieniem Paulina, równie dostojna urodzeniem, jak
cnotami, chocia
ż
była bogata, pi
ę
kna i "w tym wieku, kiedy kobiety s
ą
najbardziej
skłonne do zalotów" - prowadziła
ż
ycie nieskazitelne. Ale nawet naj
ś
wi
ę
tsza czysto
ść
nie mo
ż
e uj
ść
spojrzeniom
żą
dzy! Niewinna była temu Paulina,
ż
e pi
ę
kno
ść
jej
obudziła nami
ę
tno
ść
w rycerzu rzymskim, nazwiskiem Decius Mundus. Cnotliwa
matrona z pogard
ą
odrzucała ow
ą
miło
ść
. Pozostawało wi
ę
c u
ż
y
ć
podst
ę
pu. Paulina
cz
ę
sto chodziła modli
ć
si
ę
do
ś
wi
ą
tyni Izydy. Decius Mundus przekupił arcykapłana
i w nocy, na Paulinie, pogr
ąż
onej w nabo
ż
nej ekstazie, dopu
ś
cił si
ę
gwałtu, mówi
ą
c
oszołomionej,
ż
e jest bogiem Anubisem. Zdaje si
ę
,
ż
e scena ta powtórzyła si
ę
i nast
ę
pnej nocy, a Paulina po pewnych szczegółach poznała,
ż
e jest ofiar
ą
ohydnego oszustwa. Wszystko wyznała m
ęż
owi. Ten za
ś
wniósł skarg
ę
przed
cesarza. Z rozkazu Tyberiusza ukrzy
ż
owano kapłanów, zburzono
ś
wi
ą
tyni
ę
, a pos
ą
g
Izydy wrzucono do Tybru.
Sto kilkadziesi
ą
t lat min
ę
ło od tego czasu. Za Apulejusza nikt by si
ę
nie wa
ż
ył
podnie
ść
r
ę
ki na dostojne bóstwo. Niezadługo sam cesarz, Kommodus, i
ść
b
ę
dzie
w procesji izjackiej.
W Rzymie pozostawał Apulejusz przez kilka lat, wyst
ę
puj
ą
c jako adwokat.
W mie
ś
cie, w którym mo
ż
na cesarza spotka
ć
na ulicy, łatwo zrobi
ć
karier
ę
.
Zwłaszcza literatowi. Zwłaszcza mówcy. Zwłaszcza w czasach, kiedy tak nami
ę
tnie
kochano literatur
ę
i kiedy panował taki bezgraniczny kult
ż
ywego słowa. Bo jak
ż
e -
w Puteolach, w
ś
wi
ę
ta, odbywa si
ę
w teatrze publiczne czytanie Roczników
Enniusza, staro
ś
wieckiego poematu, gro
ź
nej ci
ż
by nader pierwotnych heksametrów.
Ludzie nie mog
ą
si
ę
obej
ść
bez ksi
ąż
ki. Pliniusz nie odrywa si
ę
od lektury nawet
podczas wybuchu Wezuwiusza, a Marek Aureliusz obkłada si
ę
papirusami w teatrze
i przy obiedzie. Jest to złoty wiek literatów. Filozofowie, retorzy, gramatycy dostaj
ą
pensje cesarskie, nie płac
ą
podatków i nie słu
żą
w wojsku. Retora Polemona
odwiedzaj
ą
królowie i płac
ą
mu złotem za półgodzinn
ą
audiencj
ę
. A w Rzymie na
krze
ś
le kurulnym rozpiera si
ę
ekscelencja Fronton, najserdeczniejszy przyjaciel
Marka Aureliusza, bo
ż
yszcze całego
ś
wiata łaci
ń
skiego, nieomylny mistrz stylu,
wyrocznia smaku literackiego, retor do trzeciej pot
ę
gi!
Apulejuszowi wiodło si
ę
z pocz
ą
tku dobrze. Mówi,
ż
e działo si
ę
to za spraw
ą
Ozyrysa. Ale kariery nie zrobił. Po kilku latach opu
ś
cił Rzym na zawsze. Zdaje si
ę
,
ż
e
- mimo wszystko - z ogolon
ą
głow
ą
kapłana egipskiego trudno było jeszcze wówczas
przemawia
ć
w bazylikach rzymskich. Mo
ż
e zreszt
ą
dostojny zrz
ę
da, Fronton,
strzepn
ą
ł nad nim palcami i u
ś
miercił go w opinii stolicy, nad któr
ą
panował
niepodzielnie?
Apulejusz wrócił do Afryki. Włosy mu odrosły i nosił je długie, misternie fryzowane.
Miał lat trzydzie
ś
ci. W Madaurze uporz
ą
dkował swe sprawy domowe; do tego, co mu
z ojcowizny zostało, dodał pieni
ą
dze przywiezione z Rzymu i - jak mi si
ę
zdaje -
zamieszkał w domu, gdzie na jednej bodaj
ś
cianie wymalowana była jego ukochana
Izyda, zapewne tak, jak gdzie
ś
w Pompejach: w
ż
ółtej tunice, z bł
ę
kitnymi skrzydłami
u ramion, z półksi
ęż
ycem nad czołem, w lewej r
ę
ce trzymaj
ą
ca róg obfito
ś
ci,
w prawej
ś
wi
ę
t
ą
grzechotk
ę
, a stop
ę
opieraj
ą
ca na kuli ziemskiej.
Po pewnym czasie wybiera si
ę
Apulejusz w now
ą
podró
ż
, do Egiptu. Do Aleksandrii
przede wszystkim. Trzeba tam by
ć
raz bodaj w
ż
yciu. Druga stolica
ś
wiata, ale
w swym własnym mniemaniu od Rzymu pi
ę
kniejsza, a i bardziej ludna,
ż
ywsza,
bardziej bujna. Tam jest sławne Muzeum i najwi
ę
ksza na
ś
wiecie biblioteka; tam
z automatów, po wrzuceniu pieni
ąż
ka, wyskakuje słodkie ciastko, s
ą
tam wozy same
jad
ą
ce, poruszane jak
ąś
tajemnicz
ą
sił
ą
, i ła
ź
nie, jak za czasów Homera,
obsługiwane przez dziewczyny, i tysi
ą
ce przyjemno
ś
ci w tym mie
ś
cie, gdzie całe
ż
ycie zdaje si
ę
płyn
ąć
przy d
ź
wi
ę
ku fletni, które nie milkn
ą
o
ż
adnej porze dnia ani
nocy.
Apulejusz nie dojechał do Aleksandrii. Utkn
ą
ł na jednej trzeciej drogi, w mie
ś
cie Oea
(dzi
ś
Trypolis), gdzie ciepłe morze rozrzuca po piaszczystym wybrze
ż
u t
ę
czowe
oczka
ś
miesznych muszelek. Zachorował. Zajechał do domu Appiuszów,
zaprzyja
ź
nionych z jego rodzin
ą
. W kilka tygodni pó
ź
niej odwiedził go niejaki
Poncjanus, młodszy kolega z lat ate
ń
skich, i zacz
ą
ł namawia
ć
, aby si
ę
przeniósł do
niego; mieszka razem z matk
ą
i bratem, Pudensem. Tam b
ę
dzie mu znacznie
wygodniej; dom jego le
ż
y nad morzem. Apulejusz za
ś
morze tak lubi. [...] Filozof
z pocz
ą
tku si
ę
oci
ą
gał, w ko
ń
cu uległ.
Było mu tam w istocie dobrze. Matka Poncjanusa, Pudentilla, otaczała go
najtroskliwsz
ą
opiek
ą
. Była to zacna, czterdziestoletnia niewiasta. Zło
ś
liwi mówili,
ż
e
ma lat sze
ść
dziesi
ą
t, lecz Apulejusz pokazał raz w s
ą
dzie metryk
ę
i przekonał ich,
ż
e
kłami
ą
. Nie była pi
ę
kna, lecz miłej powierzchowno
ś
ci, rozumna i dobra gospodyni.
Mówiła i pisała (listy) po grecku, bardzo ładnie. Była wdow
ą
ju
ż
od lat czternastu.
Rodzina m
ęż
a namawiała j
ą
do powtórnego mał
ż
e
ń
stwa. U
ż
ywaj
ą
c wszystkich
podst
ę
pów Penelopy, opierała si
ę
temu w obawie,
ż
eby jej nie wydano za jakiego
ś
starego dziada. Dopiero gdy te
ść
umarł i cały maj
ą
tek zapisał jej synom, Pudentilla
o
ś
wiadczyła nagle,
ż
e wdowie
ń
stwo jej nie słu
ż
y. "Je
ś
liby nawet mogła znie
ść
nud
ę
samotno
ś
ci, to nie mo
ż
e si
ę
dłu
ż
ej opiera
ć
słabo
ś
ci ciała. Niewiasta czysta
i wstydliwa, przez tyle lat wdowie
ń
stwa bez grzechu, bez plotek nawet, pozbawiona
była regularnego obcowania z mał
ż
onkiem, a to przydługie pragnienie zetliło jej
wn
ę
trzno
ś
ci, a chora macica powodowała cierpienia tak dotkliwe,
ż
e bliska ju
ż
była
ś
mierci. Lekarze wraz z akuszerkami doszli do przekonania,
ż
e przyczyn
ą
niemocy
jest brak m
ęż
a i
ż
e zło z ka
ż
dym dniem si
ę
wzmaga i choroba staje si
ę
coraz bardziej
powa
ż
n
ą
; dopóki jeszcze wiek po temu nale
ż
y zdrowie ratowa
ć
mał
ż
e
ń
stwem".
Poncjanus, jako dobry syn, starał si
ę
o lekarstwo dla matki: namawiał Apulejusza,
ż
eby si
ę
z ni
ą
o
ż
enił. Prosił i nalegał. Apulejusz rozwa
ż
ał. Od roku siedział w domu
Pudentilli. ("Zdaje si
ę
,
ż
e b
ę
d
ę
musiał pozosta
ć
tu czas jaki
ś
ze wzgl
ę
du na nog
ę
" -
powiedział lis, wpadłszy w samotrzask...). Poznał j
ą
i widział,
ż
e jest godna zaufania.
Ale jad
ą
c do Aleksandrii, nie my
ś
lał o mał
ż
e
ń
stwie. Nie patrzył na Pudentill
ę
jak na
kobiet
ę
, której si
ę
po
żą
da. Marzyły mu si
ę
lub przypominały jakie
ś
główki małe,
nakryte g
ę
stw
ą
obfitych włosów, jakie
ś
oczy błyszcz
ą
ce, jakie
ś
piersi kr
ą
głe a młode,
u
ś
ciski pachn
ą
ce, szepty gor
ą
ce warg
ś
wie
ż
ych i czerwonych. By
ć
mo
ż
e na
ś
cie
ż
kach swoich snów u
ś
miechni
ę
tych spotykał milutk
ą
Fotis, dokoła której unosił
si
ę
zapach bujnego ciała i smakowita wo
ń
potrawki mi
ę
snej - by
ć
mo
ż
e, albowiem
pisarzom cz
ę
sto si
ę
zdarza,
ż
e kr
ążą
koło nich wdzi
ę
czne widma, zanim naucz
ą
si
ę
wi
ę
zi
ć
je w zmysłowych skojarzeniach słów. Zreszt
ą
marzenia nasze s
ą
jak dzieci,
które nawet z najbiedniejszych kwiatków umiej
ą
splata
ć
rozkoszne wianki...
Tak, lecz Apulejusz był jednocze
ś
nie filozofem, miłuj
ą
cym cisz
ę
pracowni, w której
szelest otwieranych ksi
ąż
ek jest jedynym zgiełkiem. Marzył o szafkach z ładnego
drzewa, a w nich pełno woluminów, starannie poukładanych, z których kurz obmiecie
czyja
ś
troskliwa r
ę
ka, a u okna, z widokiem na morze (O mare! o litus!...) stałoby jego
biurko i to wszystko w domu zagospodarowanym i schludnym, gdzie kto inny ponosi
cały trud ładu i porz
ą
dku...
Zgodził si
ę
. Postanowiono,
ż
e wpierw o
ż
eni si
ę
Poncjanus. Tak si
ę
stało. Ale chłopak
nagle si
ę
odmienił. Zacz
ą
ł si
ę
sprzeciwia
ć
mał
ż
e
ń
stwu matki z Apulejuszem. Wynikły
st
ą
d niesnaski, które po pewnym czasie ucichły, wszyscy wyjechali na wie
ś
i tam
odbył si
ę
ś
lub filozofa z wdow
ą
z Oea. W kontrakcie
ś
lubnym zawarowano,
ż
e
Pudentilla z całego maj
ą
tku bierze sobie tylko trzysta tysi
ę
cy sestercyj, reszt
ę
za
ś
oddaje synom. A i te trzysta tysi
ę
cy miały do nich wróci
ć
, gdyby umarła, nie
pozostawiaj
ą
c dzieci z drugiego mał
ż
e
ń
stwa. Nikt wi
ę
c nie pos
ą
dzi filozofa, i
ż
ż
enił
si
ę
dla maj
ą
tku. Ci, którzy my
ś
l
ą
inaczej, przypuszczaj
ą
,
ż
e Pudentilla miała jeszcze
jaki
ś
swój własny maj
ą
tek, stanowi
ą
cy jej posag i nie podlegaj
ą
cy
ż
adnym działom
rodzinnym. Nie czuj
ę
si
ę
na siłach rozstrzygn
ąć
tej kwestii.
Synowie byli nienasyceni i zgłaszali coraz nowe pretensje. Za rad
ą
Apulejusza
Pudentilla ust
ę
powała. Poncjanus przekonał si
ę
wówczas o szlachetno
ś
ci
Madaure
ń
czyka i doszło do bardzo rozrzewniaj
ą
cej sceny, pełnej łez i u
ś
cisków.
W jaki
ś
czas potem Poncjanus umarł. Cały maj
ą
tek zapisał matce i bratu, a
ż
on
ę
wydziedziczył. Ojciec wydziedziczonej, stary złodziej Herennius Rufinus, w
ś
ciekł si
ę
.
O wszystko oskar
ż
ał filozofa. Krzyczał,
ż
e go zabije. Na razie jednak obmy
ś
lił co
innego. Usidlił młodego Pudensa, drugiego syna Pudentilli, którego przeznaczał na
m
ęż
a swej córki, wdowy po Poncjanusie. Skłonił go do wykradzenia listów matki i na
ich podstawie przygotował oskar
ż
enie przeciw Apulejuszowi.
Powiedziałem,
ż
e był to stary złodziej - musz
ę
to jednak raz jeszcze powtórzy
ć
. Za
młodu był ganimedesem dla wszystkich, którzy nie pogardzali jego wdzi
ę
kami.
Wyst
ę
pował w pantomimach, brak zdolno
ś
ci pokrywaj
ą
c wyuzdaniem. Gdy si
ę
zestarzał i przejadł maj
ą
tek, urz
ą
dził w swym domu miejsce schadzek: własn
ą
ż
on
ę
sprzedawał, a gdy córka dorosła - i córk
ę
, t
ę
sam
ą
, któr
ą
wydał za Poncjana,
a potem chciał w ni
ą
ubra
ć
małego Pudensa. Apulejusz musiał sobie o nim
przypomnie
ć
, kiedy pó
ź
niej w Metamorfozach opisywał bezecne niechlujstwa
kapłanów bogini syryjskiej. Rozprawiaj
ą
c si
ę
z nim w s
ą
dzie, nazwał go "bagnem
cuchn
ą
cym" i "lupanarem".
W mie
ś
cie Sabrata odbywały si
ę
s
ą
dy prokonsularne dla całej Tripolitanii. S
ą
dom
przewodniczył nowy prokonsul Afryki, Maximus Claudius, przyjaciel cesarza, filozof
stoicki. Przed tym
ś
wiatłym m
ęż
em oskar
ż
ono Apulejusza o czary.
Mówiono: oczarował Pudentill
ę
i wyszła za niego. Posiada moc nad siłami
nieczystymi. Ma laboratorium pełne najosobliwszych rzeczy, a tyle tam ró
ż
norakich
zwierciadeł,
ż
e wchodz
ą
cemu straszno si
ę
robi na widok własnej twarzy wielokrotnie
odbitej w poczwarnych kształtach. Na stole ma jaki
ś
przedmiot nieznany, starannie
owini
ę
ty w biał
ą
chustk
ę
: strach pomy
ś
le
ć
co to by
ć
mo
ż
e! Przechowuje szkielet
rze
ź
biony w drzewie i nazywa go po grecku: basileus, co znaczy: król. Słu
żą
cy
Apulejusza, Themison, chodzi po rynku i skupuje ryby morskie w wielkiej ilo
ś
ci: nikt
nie wie - po co. Filozof nosi włosy trefione i pisze wiersze miłosne. Raz nawet napisał
wierszyk o proszku do z
ę
bów. Kiedy
ś
spojrzał na jedn
ą
kobiet
ę
i ta dostała ataku
epilepsji...
Apulejusz wygłosił w swojej obronie kilkugodzinn
ą
mow
ę
, która pod nazw
ą
Apologii
zachowała si
ę
do naszych czasów. Jest ona dowcipna i misterna, pełna uczono
ś
ci
i siły przekonywaj
ą
cej. Nigdy chyba nie zu
ż
yto tyle geniuszu dla sprawy tak błahej. O
najpospolitszych rzeczach wypowiada orator najwspanialsze okresy. Mówi o magii, o
filozofii, o sobie samym i swojej
ż
onie. Nie mo
ż
na mu zarzuca
ć
zbytniej dyskrecji ani
kurtuazji wzgl
ę
dem przezacnej Pudentilli.
Czy
ż
nale
ż
y si
ę
ucieka
ć
a
ż
do czarów, aby posi
ąść
czterdziestoletni
ą
(nie
sze
ść
dziesi
ę
cioletni
ą
, jak mówi
ą
oszczercy! - oto metryka!...) wdow
ę
, b
ę
d
ą
c młodym
i niebrzydkim m
ęż
czyzn
ą
? Kto zna
ż
ycie, ten wie,
ż
e niełatwo si
ę
wybacza wdowie jej
przeszło
ść
. Wdowa przynosi do domu zł
ą
wró
ż
b
ę
. Godziłoby si
ę
zatem,
ż
eby ka
ż
da
wdowa miała bodaj posag znaczny. Ale Pudentilla i tego nie ma...
W ten sposób słowo po słowie rozbiera całe oskar
ż
enie, o
ś
miesza swych
przeciwników, wykazuje ich głupot
ę
i nikczemno
ść
, chwali siebie i na dowód
przedstawia listy pochlebne osób wysoko postawionych, cytuje całymi tuzinami
autorów greckich i łaci
ń
skich, sypie rymami, rytmami, gr
ą
słów, wije frazesy gi
ę
tkie
i pn
ą
ce si
ę
jak bluszcz, szydzi, narzeka, krzyczy, prawi kazania, naucza i informuje,
kokietuje przewodnicz
ą
cego i prowokuje publiczno
ść
- odnosi triumf, wygrywa
spraw
ę
i pogn
ę
bia oskar
ż
ycieli.
Proces wygrał, ale spostrzegł,
ż
e powietrze w Oea mu nie słu
ż
y. Była to zreszt
ą
podła dziura. Jemu potrzeba wi
ę
kszej areny. Przeniósł si
ę
do Kartaginy. Kilka
popisów oratorskich przed kilkutysi
ę
cznym tłumem w teatrze lub w bazylice
wystarczyło, aby go zacz
ę
to na r
ę
kach nosi
ć
. Jego dewocja zawiodła go, jakby
ś
my
dzi
ś
powiedzieli, na tron arcybiskupi. Został bowiem wybrany sacerdos provinciae,
naczelnym zwierzchnikiem kultu ubóstwionych cesarzy.
Było to dostoje
ń
stwo zaszczytne, uwalniaj
ą
ce od podatków i innych ci
ęż
arów
publicznych. Stał si
ę
bogaty i
żą
dał, aby ludzie bogaci odró
ż
niali si
ę
strojem od reszty
pospólstwa. Był dum
ą
całej prowincji. Stawiano mu pos
ą
gi. "Obiecuj
ę
wam, zacni
senatorowie, szanowni obywatele,
ż
e na odsłoni
ę
cie pomnika napisz
ę
ksi
ąż
k
ę
, która
pochwał
ę
waszego dobrodziejstwa zaniesie do wszystkich prowincji, na cały
ś
wiat,
do wszystkich narodów i na wieczne czasy". Tak dzi
ę
kował literat rzymski za wniosek
uczczenia go statu
ą
"w najruchliwszej cz
ęś
ci miasta".
Ż
ycie jego było pracowite i spokojne. Był to przecie
ż
"złoty wiek ludzko
ś
ci", czasy
Antoninów, doba monarchii bur
ż
uazyjnej: cesarze mieszkali w
ź
le opalanych
pałacach i sypiali w łó
ż
kach, sk
ą
d niewolnicy wydobywali l
ę
gn
ą
ce si
ę
tam skorpiony.
Kiedy Apulejusz umarł - nie wiadomo. Mo
ż
e wpierw pochował dobr
ą
Pudentill
ę
,
a mo
ż
e ona go pochowała. Mo
ż
e go zabrała wraz z tylu innymi okrutna zaraza, która
za Marka Aureliusza spustoszyła
ś
wiat staro
ż
ytny od Chin a
ż
po Gali
ę
. W ostatniej
ksi
ę
dze Metamorfoz, gdzie romans staje si
ę
nagle urywkiem z autobiografii,
znajdujemy takie słowa, którymi do Lucjusza przemawia Izyda: "I
ż
y
ć
b
ę
dziesz
szcz
ęś
liwy,
ż
y
ć
b
ę
dziesz pod opiek
ą
m
ą
sławny... Je
ś
li zasieje posłuchem skrz
ę
tnym
i słu
ż
by zbo
ż
nymi a czysto
ś
ci zachowaniem wytrwałym na ch
ę
ci cne zasłu
ż
ysz,
poznasz,
ż
e ja - ja jedna jedynie - potrafi
ę
nawet i
ż
ywot ci przedłu
ż
y
ć
poza kres
losem ci przeznaczony...". Wygl
ą
da to istotnie na tak zwane proroctwo ex post, wi
ę
c
nie dziw,
ż
e znale
ź
li si
ę
odwa
ż
ni uczeni, którzy w tych słowach widzieli dowód, i
ż
Apulejusz do
ż
ył bardzo s
ę
dziwego wieku.
Wobec o
ś
wieconego Maksyma Klaudiusza filozof z Madaury oczy
ś
cił si
ę
z zarzutu
czarnoksi
ę
stwa, lecz lud nie dał si
ę
tak łatwo przekona
ć
. Powiedziano po prostu,
ż
e
Apulejusz jest zr
ę
cznym adwokatem, co w
ż
adnym razie nie dowodzi,
ż
e nie jest
czarownikiem. W tych czasach w ka
ż
dym człowieku zajmuj
ą
cym si
ę
nauk
ą
lub
filozofi
ą
wietrzono maga. Cud był czym
ś
zupełnie naturalnym, w co nieraz łatwiej było
uwierzy
ć
ni
ż
w sam
ą
rzeczywisto
ść
. Zjawy, czary, dziwne zdarzenia zapełniaj
ą
ówczesn
ą
literatur
ę
tłumem gwarnym i niespokojnym. Historycy pisz
ą
o feniksie.
Flegon z Tralles, wyzwoleniec Hadriana, układa ogromny traktat O dziwach, który
rozpoczyna opisem zmartwychwstania pewnej dzieweczki, zmarłej od sze
ś
ciu
miesi
ę
cy. Po kartach jego dzieła snuj
ą
si
ę
widma, androgeny, ludzie zmieniaj
ą
cy płe
ć
wedle woli, centaury, a ka
ż
de wydarzenie oznaczone skrupulatnie datami.
Tak my
ś
lano i wierzono w całym
ś
wiecie, nie wył
ą
czaj
ą
c i Afryki rzymskiej, ojczyzny
Maniliusza, który w płynnych wierszach swych Astronomików zawarł opis losów
ludzkich, pozostaj
ą
cych pod tajemniczym wpływem gwiazd. Mo
ż
na w
ą
tpi
ć
, czy
Apulejusz był czarownikiem, ale jasne jest,
ż
e wierzył w czary. Jego umysł
niespokojny i ciekawy odczuwał ten sam głód dziwów, który bohatera jego powie
ś
ci
zap
ę
dził w o
ś
l
ą
skór
ę
. Jestem przekonany,
ż
e Apulejusz próbował sztuki
czarodziejskiej. Wierzył bowiem w demony. S
ą
to istoty po
ś
rednie mi
ę
dzy bogami
i lud
ź
mi, których ciało ma nieuchwytno
ść
obłoków. Z Hezjoda wiedział,
ż
e
ż
ycie ich
trwa 9720 lat. Nie miały one dla
ń
nic osobliwego, raczej dziwił si
ę
wraz
z pitagorejczykami,
ż
e mog
ą
istnie
ć
ludzie, którzy demonów nigdy nie widzieli. Gdyby
ż
ył w XVII wieku, szukałby razem z panem d'Astarac salamandry w popiele
kuchennym gospody "Pod Królow
ą
G
ę
si
ą
Nó
ż
k
ą
".
W pismach swych zebrał tyle wiadomo
ś
ci o rzeczach tajemnych,
ż
e to jedno
dowodzi, jak dalece si
ę
nimi interesował. Uło
ż
ył romans tak obfity we wszelk
ą
cudowno
ść
, i
ż
w pó
ź
niejszych czasach brano go za opis osobistych prze
ż
y
ć
. Zacz
ę
ła
si
ę
tworzy
ć
dokoła niego legenda. Ogłoszono go cudotwórc
ą
i w walce pogan
z chrze
ś
cijanami stawiano przeciw Chrystusowi. Obok Apolloniosa z Tyan był
Apulejusz
ś
wi
ę
tym poga
ń
skim. Ta nowa godno
ść
po
ś
miertna przypadłaby wielce do
smaku pró
ż
nemu archijerejowi prowincji Afryki, tym bardziej
ż
e za
ż
ycia chrze
ś
cijan
nie lubił. Podzielał w tych rzeczach antypatie swego cesarza, m
ą
drego Marka
Aureliusza. W Metamorfozach, jakby mimochodem, rzucił portret bezwstydnej
młynarki, co "wzgardziwszy i podeptawszy nogami
ś
wi
ę
te bóstwa, zamiast jakiej
ś
wyra
ź
nej religii udawała bezbo
ż
nie wiar
ę
w boga, o którym głosiła,
ż
e jest jednym
jedynym, i zmy
ś
lon
ą
a pust
ą
nabo
ż
no
ś
ci
ą
mydliła oczy wszystkim ludziom...".
Pisarze ko
ś
cielni ust
ę
p ten przeoczyli, nie widz
ą
c w nim wyra
ź
nej aluzji. Zbyt,
zreszt
ą
, zaj
ę
ci byli cudami Apulejusza, które starali si
ę
o
ś
mieszy
ć
lub obni
ż
y
ć
. W V
wieku rozprawia si
ę
z legend
ą
Apulejuszow
ą
ziomek jego,
ś
wi
ę
ty Augustyn, ale bez
wielkiej pewno
ś
ci, gdy
ż
sam wierzy w demony i w sił
ę
magii.
Ż
ywo obchodzi go
zagadnienie, czy "duchy powietrzne mog
ą
si
ę
uciele
ś
ni
ć
do tego stopnia,
ż
eby si
ę
da
ć
odczu
ć
kobietom?". I przytacza
ś
wiadectwa ludzi wiarygodnych na dowód,
ż
e
"duchy le
ś
ne i polne, inkubami zwane, takiego spółkowania szukaj
ą
" [De civitate Dei
XV, 23]. Nic wi
ę
c dziwnego,
ż
e słysz
ą
c o cudach Apulejusza i czytaj
ą
c "milezyjsk
ą
opowie
ść
", był w niemałym kłopocie. "My równie
ż
- pisze biskup Hippony - bawi
ą
c
w Italii słyszeli
ś
my w pewnych okolicach podobne gadki. Opowiadano mianowicie o
karczmarkach
ś
wiadomych czarów, które niekiedy podaj
ą
w serze w
ę
drowcom
ingrediencje zmieniaj
ą
ce ich w zwierz
ę
ta. Tym nieszcz
ę
snym kazano d
ź
wiga
ć
ci
ęż
ary, a po znojnej słu
ż
bie wracali do dawnej postaci. W tym czasie dusza ich nie
stawała si
ę
zwierz
ę
c
ą
, owszem zachowywali rozum człowieczy. Apulejusz w ksi
ąż
ce
Złoty osioł opowiada, jak mu si
ę
podobna przygoda wydarzyła; moc
ą
pewnej ma
ś
ci
przemieniony w osła zachował całkowity rozs
ą
dek ludzki. Nie wiadomo, czy autor
podaje fakt rzeczywisty, czy tylko opowiadanie w swoim gu
ś
cie" [De civitate Dei
XVIII, 18].
I tak ju
ż
zostało. Czego
ś
w. Augustyn jeszcze nie był pewny, o tym byli ju
ż
przekonani ludzie wieków nast
ę
pnych. Odt
ą
d odbywał Apulejusz sw
ą
podró
ż
dziejow
ą
jako czarownik schowany w skórze osła. Delancre, demonograf z XVI
wieku, w swym Traktacie o niestało
ś
ci demonów opowiada,
ż
e Apulejusz mógł
dowolnie zmienia
ć
si
ę
w konia, osła lub ptaka. Obdarzono go cał
ą
wiedz
ą
lubie
ż
nej
Pamfili. Mówiono,
ż
e ciało swe mógł bez szkody przebija
ć
mieczem. Mógł si
ę
stawa
ć
niewidzialnym. Miał demona, który trzymał
ś
wiec
ę
, gdy filozof pracował przy biurku...
Nale
ż
y podziwia
ć
słodk
ą
cierpliwo
ść
owego demona. Albowiem Apulejusz przez
wi
ę
ksz
ą
cz
ęść
ż
ycia wodził po gładkim papirusie "ko
ń
czysto
ś
ci
ą
trzciny nilowej". Ci,
którzy bior
ą
do r
ę
ki t
ę
ksi
ąż
k
ę
, pełn
ą
swawolnych bajdurze
ń
, nie domy
ś
laj
ą
si
ę
nawet,
ż
e jej autor był jednym z najucze
ń
szych ludzi swego czasu, pisarzem
encyklopedycznym, jak Pliniusz Starszy, Plutarch lub Pauzaniasz. Pisał po grecku
i po łacinie. Zdaje si
ę
,
ż
e j
ę
zyk grecki znał wcze
ś
niej i lepiej od łaci
ń
skiego, poniewa
ż
w Afryce ch
ę
tniej mówiono po grecku. W jego własnej rodzinie byli tacy, którzy
łaci
ń
skiego zdania skleci
ć
by nie potrafili. Z pism jego greckich nic si
ę
nie zachowało.
Układał równie
ż
wiersze. Posiadamy kilka urywków jego poezyj, z tych jeden wysoce
nieprzyzwoity, zapewne jeszcze z czasów kawalerskich. Ze wzmianek u
pó
ź
niejszych autorów, którzy go ch
ę
tnie czytali i cytowali, mo
ż
emy uło
ż
y
ć
spis jego
dzieł. S
ą
tam rzeczy przyrodnicze, jakie
ś
obszerne Quaestiones naturales, które były
niew
ą
tpliwie nie tylko kompilacj
ą
, lecz zbiorem jego własnych bada
ń
i spostrze
ż
e
ń
:
sam przecie
ż
opowiada w Apologii,
ż
e pilnie
ś
ledzi
ż
ycie zwierz
ą
t i ich organów. Pisał
o rybach, o drzewach, o ziołach. Nie wiemy, czy były to osobne traktaty czy rozdziały
wspomnianej ksi
ąż
ki. Układał jakie
ś
skróty historyczne, tak zwane epitomae, zawsze
ch
ę
tnie przyjmowane przez publiczno
ść
łaci
ń
sk
ą
, która je wolała od wyczerpuj
ą
cych
monografii. Zajmował si
ę
medycyn
ą
, astronomi
ą
, arytmetyk
ą
. Wsz
ę
dzie wnosił swoje
bogactwo j
ę
zyka i zapełniał nim braki ubogiej terminologii łaci
ń
skiej. Albowiem po
Cyceronie jest to najwi
ę
kszy twórca j
ę
zyka łaci
ń
skiego. Jego zuchwałe nowatorstwo
pozwalało mu dobiera
ć
zdumiewaj
ą
co pewne wyrazy dla nowo wprowadzonych
poj
ęć
. Tłumaczył Platona.
Te wszystkie rzeczy zagin
ę
ły. Z jego licznych mów zachowała si
ę
wspomniana
Apologia i wybrane ust
ę
py z rozmaitych popisów oratorskich pod tytułem Florida -
dziwna mieszanina lu
ź
nych fragmentów, zajmuj
ą
cych tre
ś
ci
ą
b
ą
d
ź
te
ż
stylistycznym
opracowaniem. Istniej
ą
poza tym trzy dziełka filozoficzne: O Platonie i jego doktrynie,
O
ś
wiecie i O bóstwie opieku
ń
czym Sokratesa. Plato
ń
czyk z Madaury daje wykład
nauki swego mistrza, niezbyt wierny i nie zawsze jasny, ubarwiony własnymi
pomysłami i tymi pogl
ą
dami, które przyrosły do platonizmu z biegiem wieków.
Rozprawka O
ś
wiecie jest wolnym przekładem jakiego
ś
dzieła greckiego. Mówi
ą
c o
daimonion Sokratesa, opowiada o demonach, napełniaj
ą
cych powietrze a
ż
do
pierwszego kr
ę
gu Ksi
ęż
yca.
To wszystko pisał Apulejusz w swej zacisznej pracowni, u boku Pudentilli, z piórem
w jednej r
ę
ce, z cudz
ą
ksi
ąż
k
ą
w drugiej. Gdyby był na tym poprzestał, nikt by mi nie
wybaczył,
ż
e tak długo o nim mówiłem. Apulejusz powi
ę
kszyłby szereg czcigodnych
nudziarzy, staj
ą
c obok Frontona, Aulusa Gelliusa, Aristejdesa, swych znakomitych
współczesnych. Lecz Apulejusz miał oczy i patrzył na ten osobliwy
ś
wiat, który mu
objawiał zakopcon
ą
glori
ę
swego
ż
ycia codziennego.
Przed Portykiem Malowanym w Atenach kuglarze połykali ostre miecze
kawaleryjskie. Wied
ź
my zmieniały swych niewiernych kochanków w bobry, bo te,
uciekaj
ą
c przed my
ś
liwcami, odgryzaj
ą
własne przyrodzenie. Sk
ą
pcy na kupach
ś
miecia wyl
ę
gali wory złota, a wytworne damy jadały przy stołach z drzewa
cytrynowego, połyskuj
ą
cych inkrustacjami z ko
ś
ci słoniowej. Strudzonym podró
ż
nym
smakowały flaczki z nadziank
ą
, a milutkim pokojóweczkom pocałunek wyci
ś
ni
ę
ty u
nasady włosów. W lasach
ż
erowały smoki, chciwe słodkiego mi
ę
sa młodych
parobków. Po rdzawych polach przechadzała si
ę
"jesie
ń
moszczem winnym
szumi
ą
ca", a w rosistych kotlinkach paliła si
ę
"ciemna purpura błyszcz
ą
cych ró
ż
". Na
szczytach stromych skał tryskały
ź
ródła, które lec
ą
c po stokach, wyrzucały srebrne
fale, nad rzekami za
ś
zielona trzcina, pod dotkni
ę
ciem wiatru, odzywała si
ę
głosem
wieszczym. Wiadomo było,
ż
e za usług
ę
oddan
ą
pani Wenus otrzyma
ć
mo
ż
na
w nagrod
ę
od samej bogini "siedem słodkich pocałunków, a jeden najsłodszy, bo
z pieszczotliwym j
ę
zyka przytkni
ę
ciem". Albowiem nad
ś
wiatem po dawnemu
panował pewien "łobuz skrzydlaty i nicpo
ń
, co nałogami swymi złymi obyczajno
ść
publiczn
ą
obra
ż
aj
ą
c, w strzały i
ż
agwie zbrojny, po cudzych domach nocami si
ę
szasta, ka
ż
dego mał
ż
e
ń
stwa wi
ą
zadła psowa, bezkarnie tyle hultajstw broi, dobrego
zasi
ę
niczego nie wymy
ś
li...". Wiecie kto taki? - Amor! I jeszcze jeden,
najprzedniejszy z bogów, Gelos, najmilszy towarzysz Bakchusa, otyły, czerwony,
rozrechotany sam bóg
Ś
miech!
Obu tym bóstwom po
ś
wi
ę
cił Apulejusz sw
ą
najlepsz
ą
, najcudniejsz
ą
ksi
ąż
k
ę
. Była
wtedy bielutka, obrze
ż
ona purpurowym szlakiem, a gładkie kartki d
ź
wigały na sobie
leciuchny ci
ęż
ar czarnych kształtnych literek, pilnie wyci
ą
gni
ę
tych zgrabnym duktem
umiej
ę
tnego skryby. Tak
ą
j
ą
czytał cesarz Albinus i Mariusz Epikurejczyk (ten
z powie
ś
ci Waltera Patera) i tak
ą
sprzedawano w wytwornych ksi
ę
garniach na
Argiletum w Rzymie i po całym
ś
wiecie łaci
ń
skim: w hiszpa
ń
skiej Sewilli, w galijskim
Bellovacum, w greckiej jeszcze zawsze Marsylii, a nawet w Wiedniu, w tej dalekiej
Windobonie, która patrzyła na
ś
mier
ć
najlepszego z imperatorów. Na grzbiecie
ksi
ąż
ki połyskiwał ozdobny napis: Asinus Aureus sive Metamorphoseon libri XI - Złoty
osioł albo Przemian ksi
ą
g XI. A gdy złocenia na grzbiecie spełzły i wytarty pergamin
pokrył si
ę
liszajami staro
ś
ci, w
ś
ród zgiełku nowego
ż
ycia, pod opalowym
ś
wiatłem
roma
ń
skiego okna, mnich pracowity krz
ą
tał si
ę
nad pulpitem,
ż
eby da
ć
ś
wie
ż
y
i czysty odpis dzieła, które nieraz z trudem rozumiał. I nie słysz
ą
c dzwonka
wołaj
ą
cego na modlitw
ę
, pełny niepokoju i westchnie
ń
do Matki Przenaj
ś
wi
ę
tszej o
pomoc w swym pi
ę
knym trudzie, ubierał w ciemny habit liter afryka
ń
skim sło
ń
cem
pijane słowa, i sam o tym nie wiedz
ą
c, zaludniał sw
ą
cel
ę
tłumem widm zmysłowych.
W nocy przychodziły do
ń
jawnie i dziwił si
ę
wówczas, jak to by
ć
mo
ż
e, i
ż
w jego
izdebce, wybielonej słodk
ą
cisz
ą
pobo
ż
nych medytacji, odnawia si
ę
ucieszna historia
m
ęż
a, siedz
ą
cego na dnie beczki. Przeor mówił,
ż
e to sprawa czarta i zalecał mu
skuteczne modlitwy, które sam niedawno z Rzymu przywiózł.
Białe, dr
żą
ce dłonie mnichów - niechaj b
ę
d
ą
błogosławione! - oddały nam t
ę
ksi
ąż
k
ę
,
która przecie
ż
mogła zgin
ąć
w po
ż
arze staro
ż
ytno
ś
ci, czyni
ą
c
ś
wiat o jeden u
ś
miech
ubo
ż
szym. Ocalała. Była koło nas, a my
ś
my jej nie znali. Bo najpierw wyleciała z niej
owa ba
śń
skrzydlata o Amorze i Psyche, która rozpłyn
ę
ła si
ę
złotem i purpur
ą
po
stropach i
ś
cianach rafaelowskiej Farnesiny. Wszyscy towarzyszyli udr
ę
czonej
dzieweczce, szukaj
ą
cej swego boskiego kochanka, rzadko za
ś
kto przył
ą
czał si
ę
na
czwartego do trzech zdro
ż
onych w
ę
drowców, wlok
ą
cych si
ę
po pagórkach
i mokradłach Tessalii. Jak dalece ci "wszyscy" nie mieli racji - przekonacie si
ę
sami.
Rozewrzyjcie t
ę
ksi
ąż
k
ę
! Ale poniewa
ż
czyta
ć
j
ą
b
ę
dziecie w przekładzie -
w przekładzie naprawd
ę
doskonałym! - opowiem wam najpierw t
ę
dziwn
ą
awantur
ę
,
jak
ą
było dla mnie poznanie Metamorfoz w oryginale.
Jaki
ś
niemrawy dzie
ń
jesienny. W piecu skwierczały wilgotne polana drzewa.
Kanapa, papieros, ksi
ąż
ka. W nudnej niebieskiej oprawie klasyków łaci
ń
skich
z Bibliotheca Teubneriana. I nagle zmieniło si
ę
wszystko. Byłem ogłuszony,
oszołomiony, zachwycony. Ten Afryka
ń
czyk jest czarodziejem. Na jego rozkaz płyn
ą
strumienie swarliwej mowy łaci
ń
skiej ze wszystkich prowincji, z miast, miasteczek,
wsi, osad, z pałaców i z poddaszy i zlewaj
ą
si
ę
w jakie
ś
morze bujne, spienione,
fosforyzuj
ą
ce. Słowa z modlitwy i słówka z rynsztoku, wyrazy zapomniane, zmurszałe
archaizmy, na których sobie ju
ż
Katon łamał z
ę
by, zwyczajny j
ę
zyk towarzyski
i gwara karczemna, neologizmy wprost bezczelne, słowa znane, przez oszalał
ą
ko
ń
cówk
ę
zmienione do niepoznania - to wszystko zmieszane razem, stopione
w jaki
ś
alia
ż
przedziwny, cenniejszy od złota! Tak, to był rasowy pisarz i to był
południowiec. W jego mózgu paliło si
ę
sło
ń
ce afryka
ń
skie. Jego styl ma bujno
ść
podzwrotnikow
ą
. We
ź
cie jedn
ą
stronic
ę
Metamorfoz, a upijecie si
ę
ni
ą
, upijecie si
ę
tymi rymami, rytmami, aliteracjami, figurami retorycznymi wszelkiego rodzaju,
pozaczepianymi o słowa stare, które zaró
ż
owiono nowym
ż
yciem, aby nie raziły obok
wyrazów przez nikogo dotychczas nie u
ż
ywanych, bo pocz
ę
tych z własnego
cudownego natchnienia! Có
ż
mo
ż
e by
ć
rozkoszniejszego, jak zabł
ą
ka
ć
si
ę
pomi
ę
dzy
wykr
ę
tne okresy Afryka
ń
czyka, gdzie drog
ę
zatarasowały parallelizmy, synonimy,
zbójeckie wprost bandy przymiotników i konstrukcje gramatyczne, drwi
ą
ce
z u
ś
wi
ę
conych reguł składni? W tych w
ę
drowaniach mo
ż
na spotka
ć
nagle takiego
barokowego potworka, jak "głos w pochwie milczenia schowany", co znaczy po
prostu "milczenie", lub po ogłuszaj
ą
cym wrzasku najzgiełkliwszych wyrazów
posłysze
ć
lepidus susurrus, ów przesłodki szmer pieszczotliwych słówek, którymi on
zwykł mówi
ć
o kobietach i o miło
ś
ci. Jest to utwór o tak rozległej skali tonów,
ż
e on
dopiero pokazuje nam jasno, i
ż
ksi
ąż
ka staro
ż
ytna nie była przeznaczona wył
ą
cznie
dla czytaj
ą
cych oczu, lecz głównie dla słuchaj
ą
cych uszu.
Takim j
ę
zykiem nikt nie pisał, a kto nim pisa
ć
próbował, dawał niestrawny bigos,
pełen barbaryzmów i obrzydliwo
ś
ci. Mo
ż
ecie si
ę
o tym przekona
ć
, wzi
ą
wszy do r
ę
ki
Kapell
ę
lub Fulgencjusza, którzy go na
ś
ladowali - mój Bo
ż
e!... Apulejusz jest ojcem
baroku łaci
ń
skiego. Ojcem wszystkich baroków literackich. On zrodził eufuizm,
gongoryzm, marinizm. Z niego wyszły wszystkie te
ś
miałe pióra, które nie dr
ż
ały
nigdy przed
ż
adnym niezwykłym frazesem.
A teraz mo
ż
ecie czyta
ć
powie
ść
Apulejusza. Nie zawiedziecie si
ę
na jej tre
ś
ci. Zebrał
w niej pracowicie wszystko, co si
ę
mo
ż
e ludziom podoba
ć
. Historie czarnoksi
ę
skie
i miłosne, napady zbójeckie i cudowne ocalenia, pieprzne dykteryjki i obrazki
rodzajowe, i nad program dodał jeszcze ow
ą
bella fabella o Amorze i Psyche,
opowiadan
ą
przez staruch
ę
zdziecinniał
ą
w norze rabusiów. Wszystkie warstwy
społeczne, wszelakie typy ludzkie, wszystkie uczucia i nami
ę
tno
ś
ci opisał z czarown
ą
swobod
ą
jowialnego opowiadacza. A te setki historii dziej
ą
si
ę
na tle
najniezwyklejszej przygody, jaka si
ę
zdarzyła od pocz
ą
tku
ś
wiata: Lucjusz, człowiek
młody, z zacnej rodziny, przemienia si
ę
w osła, zachowuj
ą
c rozum i
ż
oł
ą
dek ludzki.
Zachował on i inne wła
ś
ciwo
ś
ci ludzkie i zapewne nie łgał ów parobek, który tego
najmilszego z osłów pomawiał o zaczepianie przechodz
ą
cych kobiet.
Kobiety zajmuj
ą
w powie
ś
ci Apulejusza bardzo wiele miejsca. Zupełnie jak w
ż
yciu.
W tym nowym
ż
yciu cesarskiego Rzymu, gdzie ju
ż
zapomniano o tych wstydliwych
stró
ż
kach ogniska, które "w domu siedziały i wełn
ę
tkały". Prawodawstwo nawet
stawiało kobiet
ę
obok m
ęż
czyzny i to w sprawach dla Rzymianina najdra
ż
liwszych.
W jednym z kodeksów czytamy zadziwiaj
ą
ce słowa Antonina:
"najniesprawiedliwszym mi si
ę
wydaje, aby m
ąż
od
ż
ony wstydliwo
ś
ci wymagał,
której sam nie okazuje" [Cod. Gregor. XIV, 2]. W istocie, jak nieprawdopodobnie
dalekie s
ą
te czasy, stoj
ą
ce pod znakiem humanitas, od tych, w których Katon tak
pisał: "Je
ś
li przychwycisz sw
ą
ż
on
ę
na cudzołóstwie, mo
ż
esz j
ą
zabi
ć
bez s
ą
du
i bezkarnie; je
ś
liby
ś
ty za
ś
popełnił cudzołóstwo,
ż
ona nie
ś
mie ci
ę
palcem tkn
ąć
,
albowiem nie ma prawa".
"Je
ś
li przychwycisz"... Czytaj
ą
c Apulejusza, przekonacie si
ę
,
ż
e to nie tak łatwo. On
swoje kobiety obdarzył takim sprytem i tak
ą
zuchwało
ś
ci
ą
,
ż
e nie ma dla nich nigdy
sytuacji zupełnie beznadziejnej. Niew
ą
tpliwie podobałby im si
ę
zwyczaj,
praktykowany u plemienia arabskiego Hassanich, w niedalekiej od ojczyzny
Apulejusza Nubii,
ż
e
ż
ona co czwarty dzie
ń
swobodnie sob
ą
rozporz
ą
dza
ć
mo
ż
e.
Kobiety Metamorfoz zaj
ę
te s
ą
wył
ą
cznie sprawami miło
ś
ci. Najgorsza wied
ź
ma
ucieka si
ę
do czarów jedynie po to, aby sprowadza
ć
sobie chłopców, których niczym
innym zn
ę
ci
ć
ju
ż
nie mo
ż
e. Wszystkie s
ą
bardzo zmysłowe i niekiedy objawiaj
ą
to
z wielkim wdzi
ę
kiem, na przykład ju
ż
wspomniana Fotis, o której jeden z naszych
wstydliwych uczonych powiedział: "Grzeszno
ść
jej jest wesoł
ą
, to prawda, przez co
mniejsz
ą
si
ę
jednak nie staje". Ale i on j
ą
usprawiedliwił, mówi
ą
c: "Ostatecznie nie
jest zam
ęż
n
ą
i nie jest zbrodniark
ą
, wi
ę
c przemawiaj
ą
za ni
ą
okoliczno
ś
ci
łagodz
ą
ce..." [Maksymilian Kawczy
ń
ski: "Apulejusza Metamorfozy". Rozprawy
Akademii Umiej
ę
tno
ś
ci Wydz. filol. Seria II, t. 16. 1900, str. 221].
Miło
ść
u Apulejusza jest przewa
ż
nie nami
ę
tno
ś
ci
ą
gwałtown
ą
i okrutn
ą
. Charyta,
straciwszy m
ęż
a, wyłupuje oczy jego zabójcy i sama pada na miecz u grobu
ukochanego. Niewolnica, któr
ą
zdradził kochanek, przywi
ą
zuje sobie powróz do szyi
i wraz z dzieckiem rzuca si
ę
do gł
ę
bokiej studni. Jest i taka, której miło
ść
m
ęż
czyzn
nie wystarcza, i ta zamyka si
ę
w stajni z osłem. Rzecz wówczas nie nowa, skoro ju
ż
cierpki Juwenalis wspomina o niewiastce, co nie maj
ą
c pod r
ę
k
ą
chłopca, "podaje
siedzenie pod skok osiołka". Kobietom jednak nale
ż
y wiele wybaczy
ć
, bo kochaj
ą
wiele, a nawet wielu.
Niektórzy, po przeczytaniu Metamorfoz, nabrali przekonania,
ż
e w tych "bajeczkach
rozmaitych" kryje si
ę
sens gł
ę
bszy, mistyczny: dusza splamiona grzechami (st
ą
d o
ś
la
skóra) przez oczyszczenie religijne wraca do cnoty i szcz
ęś
cia. Nie mam ochoty
zaprz
ą
ta
ć
si
ę
t
ą
kwesti
ą
. Ceni
ę
pi
ę
kny zwyczaj dopatrywania si
ę
w ka
ż
dej rzeczy
ukrytego symbolu, ale sam lubi
ę
przede wszystkim bra
ć
bajk
ę
jako bajk
ę
, nie
troszcz
ą
c si
ę
o morał. Nie mog
ę
wszelako pomin
ąć
milczeniem ostatniej ksi
ę
gi, która
wygl
ą
da istotnie na jak
ąś
nawróce
ń
cz
ą
histori
ę
, przypominaj
ą
c
ą
chwilami Quo vadis.
Ach! Ta jedenasta ksi
ę
ga! Złota klamra połyskuj
ą
ca wszystkimi klejnotami o mocy
tajemniczej! Arras haftowany srebrem ksi
ęż
yca i cieniutkim złotem porannego sło
ń
ca!
Apulejusz zapomina o swym bohaterze i mówi o sobie samym. Modli si
ę
, po
ś
ci
i pokutuje. Ma objawienia i chwile ekstazy. Tak wspaniałej wizji, jak
ą
jest ukazanie
si
ę
Izydy
ś
pi
ą
cemu Lucjuszowi, nie ma w całej literaturze łaci
ń
skiej. A i styl tej ksi
ę
gi
jest odmienny: podniosły, jakby uduchowiony przez moc rzeczowników oderwanych.
Pojawiaj
ą
si
ę
wyra
ż
enia, które radziby
ś
my nazwa
ć
chrze
ś
cija
ń
skimi - tak s
ą
nieoczekiwane w poga
ń
skiej łacinie: "przysta
ń
ukoju", "ołtarz miłosierdzia"... Ale nie
tylko słowa, sam duch jest tu ju
ż
z jakiej
ś
nowej epoki, czasów
ż
arliwej wiary i pokory
wzgl
ę
dem bóstwa. Kapłani w białych szatach odmawiaj
ą
modlitwy w otoczeniu
skupionej rzeszy wyznawców, a gdy wyci
ą
gn
ą
nad ni
ą
dłonie do po
ż
egnalnego
błogosławie
ń
stwa, tłumy rozchodz
ą
si
ę
w milczeniu, jak fale u
ś
mierzonego morza.
Aha! Mówi
ą
c tak wiele o Apulejuszu, byłbym zapomniał o jednym! Metamorfozy s
ą
plagiatem. Tak by
ś
my to dzisiaj nazwali, albowiem jeste
ś
my bardzo dra
ż
liwi, gdy
idzie o drobiazgi. W czasach Apulejusza patrzono na podobne rzeczy inaczej -
z absolutn
ą
pobła
ż
liwo
ś
ci
ą
. Bo i có
ż
w tym złego,
ż
e filozof z Madaury, znalazłszy
w jednej z ksi
ę
gar
ń
kartagi
ń
skich obfite dzieło greckie niejakiego Lukiosa z Patraj,
traktuj
ą
ce o rozmaitych przemianach, nabył je, przeczytał i uznał, i
ż
dwie pierwsze
ksi
ę
gi, wraz z zawart
ą
w nich opowie
ś
ci
ą
o człowieku zamienionym w osła, cudownie
nadaj
ą
si
ę
do tego, aby je rozszerzy
ć
, upi
ę
kszy
ć
i wyda
ć
na nowo po łacinie? Zrobił
tak, wlał nowe, złote wino w stare statki i nie uwa
ż
ał za stosowne uprzedzi
ć
o tym
swoich czytelników. Ludzie czytaj
ą
cy romanse nie zajmuj
ą
si
ę
bibliografi
ą
.
Ale nasi uczeni umiej
ą
przedziwnie szpiegowa
ć
staro
ż
ytnych autorów. Z kilku słów u
bibliofila bizanty
ń
skiego, Focjusza, wyw
ą
chali cał
ą
afer
ę
. Rzecz nabrała jeszcze
bardziej sensacyjnego charakteru przez to,
ż
e posiadamy inny utwór tego samego
rodzaju, mianowicie nowel
ę
Lukianosa z Samosat pod tytułem Lukios albo osioł,
pisan
ą
po grecku. Tre
ść
Metamorfoz i Lukiosa jest zupełnie podobna, albowiem obaj
autorzy korzystali z tego samego
ź
ródła, ze wspomnianych Przemian Lukiosa
z Patraj, z t
ą
tylko ró
ż
nic
ą
,
ż
e Apulejusz rozszerzał, a Lukianos skracał. Wyobra
ż
am
sobie,
ż
e dzieło owego Lukiosa z Patraj było ciekawe ze wzgl
ę
du na tre
ść
, ale
niestrawne i ci
ęż
kie, skoro dwaj pisarze w tym samym prawie czasie wzi
ę
li si
ę
do
jego przeróbki: Apulejusz dla
ś
wiata łaci
ń
skiego, Lukianos dla lepszej połowy
ludzko
ś
ci, mówi
ą
cej po grecku. I jeszcze jedno: ksi
ę
ga jedenasta Metamorfoz, ta
osobista spowied
ź
Madaure
ń
czyka, jest wył
ą
czn
ą
własno
ś
ci
ą
Apulejusza.
Całej historii z Izyd
ą
nie było w oryginale i nie ma jej u Lukianosa. Zako
ń
czenie u
tego ostatniego jest bardziej proste i bardziej w smaku autora Dialogów heter.
W teatrze, w którym Lukios jako osioł miał wyst
ą
pi
ć
w roli kochanka, dokonywa si
ę
przemiana. Uradowany załatwia co pr
ę
dzej swoje sprawy i nazajutrz składa wizyt
ę
owej damie, która si
ę
w nim jako w o
ś
le kochała. Przyjmuj
ą
go rado
ś
nie, sadzaj
ą
przy zastawionym stole, karmi
ą
i poj
ą
. Kiedy uznał,
ż
e chwila po temu sposobna,
zdj
ą
ł ze siebie wszystko, czym był okryty, zapraszaj
ą
c dam
ę
do wspólnych u
ś
cisków.
"Atoli ona, skoro zobaczyła,
ż
e wszystko mam takie jak człowiek, plun
ą
wszy na mnie,
rzekła: - Precz z moich oczu, precz z mojego domu!". I kazała go wyrzuci
ć
na ulic
ę
.
Hrabia Boyardo, przekładaj
ą
c Metamorfozy na j
ę
zyk włoski, uznał to zako
ń
czenie za
dowcipniejsze i zast
ą
pił nim Apulejuszow
ą
jedenast
ą
ksi
ę
g
ę
. Tego czyni
ć
si
ę
nie
godzi. Pan J
ę
drkiewicz, daj
ą
c cało
ść
ż
yw
ą
i jednolit
ą
, nie uronił nic z łaci
ń
skiego
oryginału. Tym bardziej
ż
e miał t
ę
mił
ą
ś
wiadomo
ść
, i
ż
pracy podobnej nikt przed nim
nie wykonał - jego przekład jest pierwszym polskim przekładem tego niezwykłego
romansu.
Jan Parandowski
"Rzecz o Apulejuszu" opublikowana została w 1925 roku jako wst
ę
p do pierwszego
wydania Metamorfoz w przekładzie Edwina J
ę
drkiewicza i w pó
ź
niejszych wydaniach
nie była wznawiana.