ANNE MARIE WINSTON
ś
ona potrzebna od zaraz
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tannis Carlson uchyliła drzwi prowadzące do piwnicy i przystanęła na betonowym chodniku.
Brrr! Piętnaście stopni to dość wysoka temperatura jak na styczeń w Wirginii, lecz osoba paradująca
jedynie w ręczniku na gołym ciele przyjmuje taką aurę bez entuzjazmu. Niestety, byli właściciele domu
kupionego przed siedmiu laty umieścili wAnne do masażu wodnego i gorących kąpieli na zewnątrz, nie
zaś w obszernej piwnicy. Trzeba się było zahartować.
Tannis odważnie wyszła do ogrodu. Zerknęła na sąsiednią posesję, by sprawdzić, czy może się
rozebrać bez świadków. Uniosła wieko ogromnej wanny, spod którego buchnęła obficie para niknąca
szybko w chłodnym powietrzu. Drzewa otaczające niewielkie podwórko, a także wysoki drewniany płot,
chroniły ją przed spojrzeniami ciekawskich sąsiadów… a raczej sąsiada. Tom… Nie! Dość rozmyślań.
Trzeba z tym skończyć raz na zawsze.
Rzuciła ręcznik na ogrodowe krzesło i szybko wspięła się po drewnianych schodkach. Przystanęła
na chwilę, by sprawdzić czubkami palców temperaturę wody, a potem zanurzyła się w parującej kąpieli.
Oho, trochę przesadziła z tym ciepłem! Poderwała się, wskoczyła na obramowanie wanny i
zerknęła na termometr. Czterdzieści stopni. Woda nie była wcale zbyt gorąca. Tannis wolniutko zanurzyła
się po raz drugi. Postanowiła nie włączać sprężarki tłoczącej powietrzne bąbelki. Lubiła pławić się w
ciepłej wodzie i leniwie rozmyślać o niebieskich migdałach. Temperatura kąpieli była w sam raz.
Cudownie! Tannis zanurzyła się jeszcze głębiej. Zmartwienia długiego szkolnego dnia z wolna
traciły znaczenie. Niestety, Tannis miała również takie problemy, z którymi o wiele trudniej się było
uporać. Mimo woli zastanawiała się niemal bez przerwy, jak zarobić dość pieniędzy, by uniknąć
sprzedaży ukochanego domu i opłacić pensjonat, w którym przebywała matka. Czemu tego rodzaju usługi
muszą być horrendalnie drogie? Dlaczego nauczycielska pensja nie wystarcza na opędzenie
podstawowych potrzeb?
Czas spojrzeć prawdzie w oczy, Tannis Anne, westchnęła w głębi ducha. Musisz podjąć
dodatkową pracę. To będzie ciężka, fizyczna harówka. Na myśl o tym ogarnęła ją rozpacz. Codzienne
lekcje w sali, gdzie roiło się od pełnych energii czwartoklasistów, to ciężki kawałek chleba – nawet dla
nauczyciela kochającego swój zawód. Trudno będzie stawić czoło nowemu wyzwaniu, ale praca na dwóch
etatach okazała się koniecznością. Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę. Tannis nie miała żadnego
wyboru. Poza dyplomem nauczycielskim nie zdobyła dodatkowych, bardziej popłatnych kwalifikacji.
Mogłaby, rzecz jasna, dawać korepetycje, ale to dorywcze zajęcie.
Postanowiła złożyć podania o pracę w miejscowych magazynach. Miała nadzieję, że przy
odrobinie szczęścia znajdzie posadę urzędniczki; mogłaby pracować popołudniami oraz w sobotę i
niedzielę. Kto wie, czy jakiś bank nie zatrudni jej w charakterze kasjerki…
– Ale ci dobrze!
Tannis drgnęła jak oparzona i omal nie krzyknęła, ale natychmiast rozpoznała głęboki, przyjemny
głos sąsiada, Toma Hayesa. Zdawała sobie sprawę, że świadomość i pamięć niewiele tu znaczyły.
Tajemniczy szósty zmysł sprawił, że całym ciałem zareagowała od razu na jego nadejście. Zawsze i
wszędzie wyczuwała mimo woli obecność tego mężczyzny. Po chwili serce, które przez jakiś czas
kołatało niespokojnie, odnalazło zwykły rytm, lecz Tannis nadal czuła, że cała drży z przejęcia i
podniecenia.
– Tom, ty łobuzie! Dostanę przez ciebie ataku serca. – Brakło jej tchu nie tylko dlatego, że była
wystraszona. Miała nadzieję, że mężczyzna niczego się nie domyślił. – Jak śmiesz się tu zakradać?
– Chciałbym z tobą porozmawiać – oznajmił sąsiad, nie próbując się usprawiedliwić. –
Dzwoniłem, ale nie podnosiłaś słuchawki. Gdy zobaczyłem twój samochód, ucieszyłem się, że wróciłaś
do domu. Amy zdradziła mi, że kąpiesz się często wieczorami, a więc postanowiłem wpaść na chwilę.
– Dzieci już śpią? – Tannis zmrużyła oczy, by lepiej widzieć Toma w kłębach pary unoszącej się
znad wanny. Stał przy schodkach z nogą opartą na stopniu i łokciem na kolanie. Był ubrany w dżinsy,
ciepłą marynarkę zarzuconą na ramiona i flanelową koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Zza jej
rozchylonych brzegów wyglądały ciemne włosy porastające szeroki tors. Wystarczyło jedno spojrzenie,
by Tannis poczuła znajomy ucisk w okolicach żołądka. Nie podniecaj się tak, Tannis Anne, powtarzała w
duchu. To nie jest mężczyzna dla ciebie.
Jasne. Nie powinna robić sobie żadnych nadziei. Niestety, wciąż pamiętała, jak się całowali do
utraty tchu na ciemnej werandzie. Zniecierpliwiona, próbowała odsunąć natarczywe wspomnienie.
Tamten pocałunek był głupim wybrykiem. Od czterech lat żałowała swego postępku.
W głębi serca przyznała uczciwie, że podczas spotkań z Tomem Hayesem z trudem panuje nad
sobą. Tak było od chwili, gdy ujrzała po raz pierwszy męża swojej przyjaciółki Mary. Zdawkowy
powitalny uścisk dłoni Toma przyprawił Tannis o silny dreszcz; poczuła, że cierpnie jej skóra na całym
ciele. Zastanawiała się, dlaczego ten jeden jedyny mężczyzna działa na nią w ten sposób.
Sąsiad Tannis wcale nie był urodziwy; nie przypominał wyśnionego księcia z bajki. Ostre rysy
twarzy miały w sobie tyle ciepła i uroku, co granitowe urwiska, lecz zniewalająca silą, którą emanował ten
potężnie zbudowany mężczyzna, przyciągała młodą kobietę niczym magnes. Naprawdę piękne były tylko
jasnozielone oczy Toma. Gdy się złościł, nabierały szmaragdowego odcienia, natomiast kiedy był w
dobrym humorze, lśniły w nich złociste iskierki. Ilekroć zapominał o kłopotach i wybuchał śmiechem,
jego surową twarz opromieniał męski urok i chłopięcy wdzięk. W takiej chwili żadna kobieta nie była w
stanie mu się oprzeć.
Na szczęście dla Tannis rzadko bywał pogodny i roześmiany. Po śmierci żony, która przed trzema
laty umarła na raka, stał się prawdziwym ponurakiem. W oczach sąsiadki pozostał jednak wyjątkowo
przystojnym mężczyzną.
– Tak, dzieci już śpią. – Głos Toma przerwał rozmyślania Tannis i sprawił, że natychmiast
przypomniała sobie, o co pytała.
Mężczyzna zamilkł.
– Co masz mi do powiedzenia? – rzuciła po chwili.
– Jebbie twierdzi, że zabrakło ci pieniędzy na naprawę samochodu.
Tannis oniemiała, usłyszawszy tę uwagę. Widoczne zza obłoku pary jasnozielone oczy
wpatrywały się w nią tak intensywnie, jakby mogły czytać w myślach.
– Jebbie ma za długi język – mruknęła Tannis. Postanowiła odtąd nie rozmawiać o swoich
sprawach w obecności wścibskiego sześciolatka. – Moje kłopoty finansowe nie powinny cię obchodzić.
Nawiasem mówiąc, możesz uspokoić syna. Auto jest już naprawione. Miałam kłopoty z gaźnikiem.
– Skąd Jebbie wie, że zabrakło ci pieniędzy na tę naprawę?
– Na pewno dowiedział się przypadkowo. – Tannis westchnęła ciężko. Tom był uparty i
dociekliwy. – Musiał słyszeć jakąś rozmowę telefoniczną. Na szczęście w porę zdobyłam pieniądze.
Wróćmy do tematu. Czemu zawdzięczam twoją niespodziewaną wizytę?
– Chcę zaproponować ci pracę.
Domyśliła się od razu, co to za oferta. Zapewne chodzi o dwójkę dzieci osieroconych przez Mary.
Mary… Natychmiast przypomniała sobie ostatnią prośbę umierającej przyjaciółki. Ich rozmowa
miała dramatyczny przebieg.
– Tannis… możesz mi coś obiecać? – zapytała chora słabym głosem. W ostatnich dniach życia
bardzo cierpiała.
– Wiesz, że w każdej sytuacji możesz na mnie liczyć. Słucham.
– Pomóż Tomowi wychować Amy i Jebbie'ego. Sam nie da sobie rady.
Tannis z trudem wykrztusiła obietnicę. Miała ściśnięte gardło. Mary była taka dobra i
wyrozumiała. Tannis czuła, że nie zachowała się wobec niej lojalnie. Gotowa była wiele poświęcić, byle
tylko cofnąć czas i wymazać z przeszłości tamten nieszczęsny pocałunek!
Tydzień po owej rozmowie Mary umarła.
Tom nie przyjął żadnej pomocy. Twierdził uparcie, że doskonale sobie poradzi. Był tak oschły, że
Tannis poczuła się dotknięta. Długo było jej przykro z tego powodu.
– Czyżbyś zapomniał, że pracuję w szkole, Tom? – rzuciła nieufnie, odpowiadając na pytanie
sąsiada. – Czy twoim zdaniem powinnam rzucić tę posadę?
– Wykluczone! Mam na myśli dodatkową pracę, którą można pogodzić z nauczaniem.
– A konkretnie?
– Pani Cutter oznajmiła dziś, że odchodzi z końcem miesiąca – odparł wykrętnie Tom. Miał na
myśli kobietę, która od śmierci Mary codziennie wyprawiała dzieci do szkoły i opiekowała się nimi po
lekcjach.
– Fatalnie. Dzieci bardzo ją lubią.
– Owszem. – Tom wszedł na drugi schodek i stanął bliżej wanny. Tannis zanurzyła się nieco
głębiej. – Zastanawiałem się, czy nie mogłabyś opiekować się moimi pociechami. One cię uwielbiają.
Płaciłbym ci taką samą pensję, jaką dostaje pani Cutter. Poświęcałabyś dzieciakom najwyżej trzy godziny
dziennie.
Ta propozycja miała swoje dobre strony. Tom był prawnikiem; jako notariusz pracował w stałych
godzinach. Czasami skarżył się, że wybrał okropnie nudną specjalność; wciąż tylko akty własności i
testamenty. Tannis, rzecz jasna, nie mogła przyjąć do wiadomości takiej opinii. Wszystko, co dotyczyło
tego niezwykłego mężczyzny, wydawało się jej intrygujące. Tak czy inaczej, było rzeczą niemal pewną,
ż
e o piątej Tom wraca do domu. Wieczory miałaby wolne.
– Muszę to przemyśleć – odparła.
Tom mruknął coś z irytacją. Najwyraźniej oczekiwał, że sąsiadka bez wahania przyjmie jego
ofertę.
– Zdążysz to rozważyć do soboty?
Tannis chętnie przystała na takie rozwiązanie. Skinęła głową. Tom odzyskał dobry humor.
– Doskonale. Może przyjdziesz do nas na kolację? Dzieci od dawna błagają, żebym cię zaprosił.
Porozmawiamy spokojnie, gdy pójdą spać.
– Zgoda. Co mam przynieść? – spytała, dokładając starań, by jej słowa brzmiały pogodnie i
uprzejmie.
– Nic. Sam przygotuję kolację. Czekamy o piątej.
Odwrócił się i odszedł. Tannis znowu powróciła myślami do przeszłości. Wyraźnie stanęło jej
przed oczyma wspomnienie nieszczęsnego wieczoru sprzed czterech lat. Wszystko zdarzyło się wkrótce
po tym, jak Mary zachorowała. Pewnego dnia Tom pokłócił się z żoną. Tannis nie wiedziała, co było
powodem sprzeczki. Gdy Mary poprosiła ją o popilnowanie dzieci, zgodziła się od razu. Jebbie miał
wtedy dwa lata; Amy była w drugiej klasie. Mary oznajmiła, że musi porozmawiać z Tomem w cztery
oczy.
Małżonkowie poszli do kina i na kolację. Tannis spędziła wieczór w ich domu, zajmując się
maluchami. Tom i Mary wrócili około jedenastej. Tannis zaprotestowała, gdy mąż przyjaciółki postanowił
ją odprowadzić. Miała do przejścia zaledwie kilkadziesiąt metrów, ale był nieugięty. Gdy znaleźli się na
werandzie, długo milczał, stojąc bez ruchu.
– Jak minął wieczór? – zapytała uprzejmie, by wyrwać go z zamyślenia.
– Nie był udany, jeśli mam być szczery.
Tannis nie pytała o szczegóły. Nie interesowały jej małżeńskie kłopoty sąsiadów.
– Kłóciliśmy się… Chodzi o to, że mamy odmienne zdanie co do rodzaju terapii, jaki powinna
wybrać moja żona – oznajmił po chwili Tom. Odwrócił się do Tannis plecami i wcisnął ręce w kieszenie.
Długo milczał, a potem westchnął głęboko. – Boże, tak strasznie się boję. Jak mam bez niej żyć? Jeśli
umrze…
– Nic nie mów. – Pod wpływem nagłego impulsu objęła mężczyznę współczującym gestem i
położyła dłoń na jego ustach. – Nie wywołuj wilka z lasu. Za wcześnie na takie przypuszczenia. Lekarz na
pewno ją przekona.
Tom wolno położył ręce na ramionach Tannis i powiedział:
– Proszę, pomóż mi. Potrzebuję cię.
Objął ją mocniej i przyciągnął do siebie. Czuła, że jej serce zaczyna szybciej bić, ale nie była
zaniepokojona. Sądziła, że Tom pragnie współczucia i pociechy, którą mogła mu ofiarować. Nie
protestowała, gdy przytulił ją.
– Już dobrze, Tom. Wiem, co… – Niespodziewanie poczuła usta mężczyzny na swoich wargach.
Ogarnął ją żar, jakby dotknęła płomienia i nie doznała bólu. Próbowała się wyrwać, ale uścisk był zbyt
silny. Nagle straciła panowanie nad sobą i posłusznie rozchyliła wargi. Wsunęła palce we włosy Toma,
który jęknął i objął ją z całej siły. Poczuła śmiałą pieszczotę natarczywego języka.
Jak długo trwał ten namiętny, zachłanny pocałunek? Nie miała pojęcia. Za krótko. Zbyt długo.
Wreszcie odezwało się poczucie winy. Jakiś wewnętrzny głos huczał jej w uszach.
Przecież to mąż twojej najlepszej przyjaciółki!
Pragnęła ulec temu mężczyźnie, lecz wzięła się w garść i odepchnęła go.
– Co my robimy, Tom? – szepnęła bez tchu. To wystarczyło, by odzyskał panowanie nad sobą.
Nagle znieruchomiał, ale nie wypuścił jej z objęć. Po chwili odezwała się znowu: – Tom, bardzo mi się
podobasz, ale oboje jesteśmy przywiązani do Mary i nie chcemy jej zranić.
– Masz rację. – Tom zbliżył czoło do jej twarzy. – Nie wiem, co mnie napadło.
– Pełnia księżyca robi z ludzi szaleńców – odparła, próbując wszystko obrócić w żart. – To miał
być przyjacielski uścisk. Chyba trochę przesadziliśmy. Puść mnie i zapomnijmy raz na zawsze o całej
sprawie. – Tom skinął głową, lecz nie wypuścił jej z objęć.
W końcu Tannis odepchnęła go delikatnie. Cofnął się i westchnął głęboko.
– Ach, Tannis, jesteś wspaniała. Mary i ja zawsze możemy na ciebie liczyć. Nigdy nas nie
zawiedziesz. Dzięki, że uratowałaś szaleńca przed jego własną głupotą.
ś
adne z nich przez długie cztery lata nie wspomniało ani słowem o tamtym incydencie. Tannis
nigdy nie wątpiła, że Tom naprawdę kochał Mary. Gdy żona całkiem opadła z sił, otoczył ją czułą opieką i
całymi dniami przesiadywał w sypialni przy łóżku chorej.
Tannis powoli wracała do rzeczywistości. Tom odszedł. Jego sąsiadka zanurzona po szyję w
gorącej wodzie daremnie próbowała się odprężyć. Wieczorna kąpiel straciła dla niej cały urok.
Mamrocząc coś ze złością, sięgnęła po ręcznik, wyszła z wanny i pobiegła w stronę drzwi do piwnicy.
Zmierzyła krytycznym spojrzeniem kosz wypełniony po brzegi rzeczami do prania, stosy dekoracji
ś
wiątecznych, narzędzi oraz innych użytecznych drobiazgów. Jeremy na pewno wykorzystałby ten widok
jako pretekst do jednej ze słynnych pogadanek o powinnościach skrzętnej pani domu.
Dla niego każda sposobność była dobra, by udzielić ukochanej żonie napomnienia i skarcić
niepoprawną bałaganiarę, przyznała w duchu Tannis. Bałagan bałaganem, lecz właścicielka tego kramu z
różnościami świetnie orientowała się w pozornym chaosie i potrafiła bez trudu odnaleźć każdy przedmiot.
Podłoga też była dość czysta, bo Tannis raz w tygodniu odkurzała piwnicę. Przed kilku laty postanowiła
raz na zawsze, że nie dopuści, by ktokolwiek zatruwał jej życie nadmiernymi wymaganiami.
Tysiące razy powracała myślą do tamtych dni, gdy była młoda i zakochana po uszy. Naprawdę
uwielbiała Jeremy'ego. Pewnie dlatego tak się przejmowała jego napomnieniami i wiecznym
marudzeniem, że w domu panuje bałagan. Urabiała sobie ręce po łokcie, pragnąc zasłużyć na pochwałę,
ale mąż dostrzegał same niedociągnięcia. Wiele czasu upłynęło, nim Tannis przysięgła sobie w końcu, że
prędzej umrze, niż pozwoli kolejnemu mężczyźnie, by odebrał jej wiarę w siebie.
W sobotnie popołudnie Tannis zapukała do drzwi sąsiedniego domu. Otworzyła jej Amy.
– Cześć, Tannis!
Młoda kobieta zachichotała mimo woli. To było silniejsze od niej. Widok był porażający. Miała
przed sobą modnie ubraną dwunastolatkę w kusej dżinsowej spódniczce, ledwie wystającej spod
ogromnej, wściekle różowej bluzy o przydługich rękawach. Szczuplutkie nogi dziewczynki opięte były
leginsami z różowej koronki, a grube bawełniane skarpety układały się wokół kostek w malownicze
obwarzanki. Całości dopełniały tenisówki i koński ogon związany nylonowym szalem.
– Cześć, Amy. Wyglądasz interesująco – rzuciła z przekąsem.
Dziewczynka nie wyczuła sarkazmu w jej głosie.
– Dzięki. Tata powiedział, że spódnica jest za krótka, ale czy mężczyzna jest w stanie to ocenić?
Jak uważasz? Za krótka? – Amy spojrzała wyczekująco na sąsiadkę i przechyliła głowę na bok.
– Myślę, że dla dwunastolatki jest w sam raz, lecz gdybyś była starsza o rok lub dwa, chyba
przyznałabym rację tacie.
– Naprawdę? – Amy posmutniała.
– Doskonale wyglądasz w mini, zwłaszcza że masz długie nogi jak twoja mama, ale gdy
podrośniesz i chłopcy zaczną się na ciebie gapić, powinnaś bardziej uważać na to, jak się prezentujesz i co
masz na sobie.
– Chodzi o to, żeby ich nie prowokować strojem i zachowaniem? – rzuciła domyślnie Amy.
Tannis skinęła głową.
Nagle w drzwiach stanął Tom. Miał dziwny wyraz twarzy. Nie był zły. Przypominał raczej
winowajcę. Tannis pomyślała, że wygląda jak Jebbie, który pewnego dnia zjadł wszystkie ciastka
przygotowane z okazji szkolnego zebrania rodziców i nauczycieli, a potem okropnie się rozchorował. Nie
było czasu na dalsze porównania. Tannis musiała się przywitać z sąsiadem.
– Dzięki, że to powiedziałaś – rzucił ponuro Tom. – Próbowałem wyjaśnić Amy, o co mi chodzi,
ale rozsądne słowa brzmią inaczej w ustach ojca uważanego za starego nudziarza.
– Tata nieustannie krytykuje mój styl ubierania.
Tannis obserwowała z niedowierzaniem wykrzywione złością rysy twarzy urodziwej
dziewczynki. Nie wiedziała, jak zareagować. Niespodziewanie wyszło na jaw, że upodobania nastolatek w
dziedzinie mody to drażliwy temat, który nie nadaje się do towarzyskiej konwersacji.
– To normalne, że ojcowie zamartwiają się o swoje córki. Czasami rodzice nie potrafią jasno
wyrazić, co im leży na sercu.
Amy westchnęła demonstracyjnie i energicznie pokiwała głową, aż podskoczyła brązowa kitka na
czubku głowy.
– Jeśli tak jest, to mój tata powinien zdobyć w tej dziedzinie złoty medal. Ciągle tylko marudzi.
Mama na pewno nie krytykowałaby moich ciuchów. Pozwoliłaby mi nosić wszystko, na co mam ochotę.
Tom rozumiał, co knuje jego sprytna córeczka, ale zachował spokój.
– Nie wymądrzaj się, Amy. Możesz się ze mną spierać, ale nie rób tego przy gościu.
Skarcona dziewczynka poczerwieniała na twarzy, odwróciła się i pomknęła ku schodom.
– Jak możesz! Nie jestem małym dzieckiem! – krzyknęła na odchodnym. Wbiegła na piętro; po
chwili rozległo się głośne trzaśnięcie drzwiami. Tannis obserwowała tę rodzinną scenkę rozszerzonymi ze
zdumienia oczyma. Wielkie nieba! Nigdy nie przypuszczała, że Amy może się tak zachować.
– Ale kompromitacja – westchnął Tom, spuszczając wzrok. Po chwili uniósł głowę i popatrzył na
sąsiadkę pociemniałymi z żalu oczyma. – Wejdź i rozgość się. Nie będę ukrywał, że takie utarczki
zdarzają się niemal codziennie.
– Nie zazdroszczę ci. Niestety, z każdym rokiem będzie gorzej. Dobrze pamiętam moje
szczenięce lata – oznajmiła żartobliwym tonem, gdy szli korytarzem w stronę kuchni i pokoju dziennego.
– Czy to oznacza, że wszystkie młode pannice tak się zachowują, kiedy zaczynają dorastać?
Dzięki Bogu, że chłopcy reagują inaczej. Nie sądzę, abym potrafił stawić czoło dwóm córkom.
– Gdzie jest Jebbie? – Tannis postanowiła zmienić temat.
– Sue Sanderston z sąsiedniej ulicy zawiozła go na basen. Jej syn Miles i Jebbie chodzą do tej
samej klasy.
– Znam Sanderstonów. Sympatyczna rodzina.
– Miło mi to słyszeć – rzucił z ulgą Tom. – A co sądzisz o rodzicach Charliego Swansona? Mały
już dwukrotnie zapraszał Jebbie'ego do siebie, ale jego rodzice w ogóle się do mnie nie odezwali.
Postanowiłem cię wypytać, co to za ludzie. Na pewno widujesz w szkole tego chłopca i coś o nim wiesz.
– Swanson jest rozrabiaką, ale nie wykluczam, że dobry z niego dzieciak. Niestety, słyszałam to i
owo o jego rodzicach. Na twoim miejscu poważni? bym się zastanowiła, czy takie środowisko jest
odpowiednie dla Jebbie'ego. Lepiej niech zaprosi kolegę do domu.
Podczas rozmowy Tannis sięgnęła po talerze i serwetki leżące na szafce. Zaczęła nakrywać do
stołu. Tom milczał. Odwróciła się pospiesznie. Stał przy kredensie mocno wsparty rękoma o blat, jakby
zabrakło mu sił. Czołem przywarł do kuchennej szafki. Oczy miał zamknięte. Tannis była przerażona.
– Co się stało? – spytała niespokojnie.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Wychowywanie dzieci w pojedynkę to ogromnie wyczerpujące zajęcie – westchnął ciężko Tom.
Jego uwaga dotyczyła Jebbie'ego, ale niewątpliwie myślał także o Amy. Dziewczynka uciekła do
swego pokoju, lecz na dole wciąż wyczuwało się napiętą atmosferę. Tannis była ogromnie zaniepokojona
niedawną utarczką, chociaż nie dała tego po sobie poznać.
– Domyślam się, że trudno ci decydować samemu o wszystkim, co dotyczy Amy, zwłaszcza jeśli
mała się buntuje, ale przypomnij sobie, co przeżywałeś, będąc w jej wieku.
– Amy była do niedawna miłą, posłuszną dziewczynką. – Palce Toma zacisnęły się jeszcze
mocniej na kuchennym blacie. – Nagle stała się taka obca. Nie mam pojęcia, jak z rozmawiać z własną
córką. Co się z nią dzieje?
Głos mężczyzny przepojony był zmartwieniem. Tannis nie zamierzała się wtrącać w domowe
sprawy Toma, ale było jej go żal, więc podeszła i ze współczuciem pogłaskała zgnębionego ojca po
ramieniu. Ten niewinny gest natychmiast przyprawił ją o zmysłowy dreszcz. Szybko cofnęła rękę, jakby
się sparzyła. Z trudem znalazła odpowiedź na pytanie.
– Wszystkie nastolatki tak się zachowują, a zatem…
– Amy ma zaledwie dwanaście lat! – krzyknął Tom. W ogóle nie zareagował na jej dotyk. –
Dopomina się o cienkie pończochy i szminkę. Gdyby się nie wstydziła, na pewno zażądałaby biustonosza.
To ponad moje siły! Czy do ojcowskich obowiązków należy wyjaśnianie, jak radzić sobie z owłosionymi
nogami? – Tom spojrzał z irytacją na sąsiadkę.
Tannis uśmiechnęła się, chociaż mężczyzna sprawiał wrażenie głęboko przejętego własnymi
kłopotami. Współczująco popatrzyła mu w oczy.
– Czy zgodzisz się, żebym ci pomogła uporać się z tymi problemami? Chętnie zabiorę Amy do
sklepu i kupię jej ładną bieliznę oraz inne damskie fatałaszki. Jeśli pozwolisz, żeby u mnie przenocowała,
nauczę ją golić nogi. Będziesz miał gwarancję, że obejdzie się bez rozlewu krwi podczas…
Tom nie odrywał wzroku od Tannis. W końcu spostrzegła, że spogląda na jej usta, i zamilkła w
pół słowa. Rozmowa, którą prowadzili, stała się nagle ogromnie krępująca. Czyżby Tom doszukiwał się w
niewinnej propozycji ukrytych podtekstów? Odchrząknęła i zaproponowała nieśmiało:
– Może dokończę nakrywać do stołu? Po zapachu poznaję, że kolacja jest prawie gotowa.
Tom zamrugał powiekami i wrócił do rzeczywistości. Najwyraźniej był zakłopotany szczerością
okazaną w niedawnej rozmowie.
– Amy się tym zajmie. Jesteś naszym gościem.
– Chętnie pomogę… – zaczęła Tannis, wzruszając ramionami, ale Tom był już przy schodach.
– Amy, proszę zejść i nakryć do stołu. – Minęło kilka minut, nim dziewczynka pojawiła się na
dole. Powitała Tannis promiennym uśmiechem. Nie zwracając uwagi na ojca, sięgnęła do szuflady po
sztućce i resztę zastawy.
Tannis obdarzyła ją spojrzeniem pełnym wdzięczności i ciepła. Nie znosiła kłótni. Wszelkie
awantury, nawet jeśli nie dotyczyły jej osobiście, powodowały, że czuła się winna i zakłopotana.
– Jak sobie radzisz w szkole, Amy? Dobrze zaczęłaś rok? Cieszę się, że twoją wychowawczynią
została pani McCann.
– Szkoła jest fajna. – Amy energicznie potrząsnęła końskim ogonem i podeszła do stołu. –
Niestety, pan Sykes to okropny nudziarz. Codziennie przychodzi do pracy w krawacie! Co za szczęście,
ż
e nie został naszym wychowawcą.
Tannis o mało nie zaczęła chichotać na samą myśl o statecznym matematyku. Z trudem zdobyła
się na łagodny, wyrozumiały uśmiech.
– Nadal uczysz się grać na pianinie? Chętnie posłuchałabym jakiegoś utworu.
– Owszem, wciąż gram. – Ku rozczarowaniu Tannis rysy dziewczynki znowu wykrzywiła złość. –
Wcale nie mam na to ochoty. Te lekcje są okropnie… monotonne. Chyba wiesz, co mam na myśli. – Nie
uszło uwagi Tannis, że Amy zmierzyła ojca nieprzyjaznym spojrzeniem. Postanowiła ratować sytuację.
– Za moich szkolnych czasów jedna z koleżanek akompaniowała chórowi, do którego należało
wielu fajnych chłopców. Często się z nimi umawiała. śałowałam z całego serca, że nie umiem grać na
pianinie.
Amy popatrzyła na Tannis z zainteresowaniem, ale głośno oznajmiła:
– Masz okazję to nadrobić. Zastąp mnie podczas lekcji.
W tej samej chwili drzwi otworzyły się szeroko i do kuchni wpadł mały Jebbie.
– Cześć, Tannis! Zjesz z nami kolację?
– Cześć, Jebbie. Bardzo chętnie. – Tannis z ulgą przyjęła powrót chłopca. Zaczynała powoli
ż
ałować, że dała się namówić na wizytę u Hayesów. – Co u ciebie?
– Wszystko dobrze. Ja i Miles wzięliśmy dziś prysznic po lekcji pływania, całkiem samodzielnie,
w zamykanych kabinach.
– Doroślejesz z dnia na dzień, prawda? – spytała z naciskiem Tannis i patrzyła na chłopca, udając
wielkie zdumienie.
– No. – Jebbie energicznie kiwnął głową z niezłomną pewnością siebie uradowanego sześciolatka.
Kiedy się uśmiechnął, Tannis zauważyła, że brakuje mu zęba. Chłopczyk pokazał jej ogromną rękawicę. –
Gram teraz w baseball. Dziś udało mi się odbić wszystkie podania.
– I co z tego? – prychnęła Amy. – Każdy głupi potrafi odbić dobrze podaną piłkę.
– Właśnie, że nie! – odparł wojowniczo Jebbie. Najwyraźniej miał ochotę pokazać siostrze język.
– Muszę przyznać ci rację, Jebbie. Sama byłam zawsze marnym zawodnikiem. Puszczałam niemal
wszystkie piłki.
Tannis przyciągnęła chłopca do siebie i przyjacielskim gestem zwichrzyła mu krótko i modnie
obcięte włosy. Ponad jego głową porozumiewawczo mrugnęła do Amy, mając nadzieję, że córka Toma
uzna to za dyskretną zachętę do pobłażliwości właściwej osobom starszym i dojrzalszym. Ku jej
zadowoleniu Amy odpowiedziała znaczącym uśmiechem. Nastrój gościa i domowników od razu się
poprawił. Tannis gawędziła przyjaźnie z dziećmi, gdy Tom postawił przed nimi potrawkę z kurczaka i
doskonale przyprawioną sałatkę ze szpinaku.
– Gdzie się nauczyłeś tak gotować? – zapytała Tannis, ledwie zaczęła jeść.
– Z książek kucharskich – odparł spokojnie Tom.
– To prawda – potwierdziła Amy – ale był już taki moment, mniej więcej rok temu, kiedy
zaproponowałam tacie, że podejmę się gotowania.
– Mieliśmy po dziurki w nosie tych wstrętnych parówek – dorzucił Jebbie.
– Parówki bardzo mi smakują – odparł Tom, wzruszając ramionami.
– Mnie również – oznajmiła Amy. Pokiwała głową z politowaniem, ale patrzyła na ojca życzliwie.
– Chodzi o to, że wcale nie muszę ich jeść codziennie, tatku.
Po kolacji Tannis sprawnie zapędziła dzieciaki do kuchni, żeby pomogły ojcu w zmywaniu.
Potem rozsiedli się na kanapie i zagrali w loteryjkę. Amy okazała się najlepsza, a Jebbie pozieleniał z
zazdrości. Rozegrali więc z kolei partyjkę jego ulubionej, prościutkiej gry w karty. Pobił wszystkich i
wyraził głośno swoją radość. Zrobiło się późno i Tom wysłał swoje pociechy do łóżka.
Tannis żałowała, że dzieci poszły. W ich obecności czuła się bezpieczniej. Oboje z Tomem
unikali w rozmowie trudnych tematów. Spodziewała się, że przy pierwszej okazji sąsiad zapyta, co
postanowiła w sprawie pracy, którą jej zaproponował. Przeczuwała, że nie będzie zadowolony z
odpowiedzi. Krążyła po pokoju, zaglądając do porozkładanych tu i ówdzie książek oraz czasopism. Nagle
dobiegł ją głos stojącego z tyłu Toma.
– Czy zastanawiałaś się nad moją propozycją?
– Owszem. – Skinęła głową. – Niestety…
– Zazwyczaj dzieci są bardzo grzeczne. Amy tylko do mnie odnosi się tak wrogo. Nie sprawią ci
kłopotu. Byłbym spokojniejszy, mając pewność, że są pod opieką osoby godnej zaufania.
Tannis przeżywała ciężkie chwile. Bardzo chciała pomóc Tomowi, oszczędzić mu kłopotów i
wypełnić daną Mary obietnicę. Poza tym naprawdę lubiła Amy i Jebbie'ego. Gdyby to było takie proste…
– Tom, nie mogę – powiedziała, odwracając się i ze smutkiem kręcąc głową. Umilkł na chwilę. –
Chciałabym… Wiesz, że jestem bardzo do nich przywiązana. Niestety, to wykluczone.
– Dlaczego? – wypytywał Tom. Zawziętość malująca się na jego twarzy dowodziła, że nie dał za
wygraną.
Tannis westchnęła. Postanowiła wyznać mu wszystko.
– Potrzebuję dodatkowej pracy – zaczęła wolno.
– Doskonale! W takim razie…
– Niczego nie rozumiesz. Muszę podjąć pracę w pełnym wymiarze godzin. To mi zajmie
popołudnia, soboty i niedziele. Potrzebuję znacznie większej pensji niż ta, którą mógłbyś mi płacić za
opiekę nad dziećmi.
Tom długo milczał. W głębokiej ciszy słychać było tykanie ściennego zegara.
– Po co ci tyle pieniędzy? – zapytał w końcu.
– Przed trzema laty moja matka przeniosła się do pensjonatu dla seniorów – odparła Tannis,
splatając mocno dłonie. – Cierpi na postępujący reumatyzm. Nie była już w stanie radzić sobie sama.
– Czyżby nie miała żadnych oszczędności? A pieniądze ze sprzedaży domu? – Tom potrafił
szybko znaleźć logiczne argumenty na poparcie własnego stanowiska.
– Owszem, miała niewielki kapitalik, ale to nie wystarczy. Niedługo zabraknie jej pieniędzy.
– Czy wówczas będziesz musiała płacić rachunki?
– Tak.
– Istnieją tańsze domy opieki, Tannis. Próbowałaś znaleźć coś odpowiedniego? Zapewne…
– Nie mogę jej tego zrobić – odparła niecierpliwie. – Pensjonat jest uroczy, czysty, pachnie
ś
wieżością. Tam jest zupełnie inaczej niż w rozmaitych domach opieki, które odwiedzałam. Poza tym
mama ceni sobie towarzystwo pełnych werwy mieszkańców swego pensjonatu. Wyobrażam sobie, jakim
ciosem byłaby dla niej kolejna przeprowadzka. Ogromnie trudno było jej rozstać się z naszym starym
domem i większością zgromadzonych tam rzeczy.
– A co z ubezpieczeniem? – dopytywał się z uporem Tom.
– Można z niego pokryć część kosztów pobytu i leczenia, ale to ciągle za mało.
– Nie przyszło ci do głowy, że matka mogłaby zamieszkać z tobą? Dom jest obszerny. Wystarczy
miejsca dla was obu.
Tannis wyczuła naganę w jego głosie. Jak śmiał ją oceniać, nie znając wszystkich faktów?
– Moja matka i ja od dawna mamy różne poglądy na wiele spraw. Nie sądzę, żeby pragnęła się tu
sprowadzić. Muszę przyznać, że ja również nie chciałabym z nią mieszkać.
Zapadła cisza. W pokoju zapanowała przykra atmosfera. Tom wprawdzie milczał, ale wyraz jego
twarzy był nadzwyczaj wymowny.
– Nie masz prawa mnie oceniać, Tom, bo nie wiesz, jak wyglądało nasze wspólne życie i jakie
zdanie ma na mój temat matka. Po rozwodzie, o który wystąpił Jeremy, zrobiła mi awanturę. Oznajmiła,
ż
e jestem wyrodną córką, ponieważ zniszczyłam to małżeństwo z powodu kilku drobnych nieporozumień.
– Tannis… – wtrącił Tom, potrząsając głową.
– Wyobraź sobie, że niewiele brakowało, abym po tamtej kłótni pobiegła do mego eks-małżonka,
ż
eby go błagać o przebaczenie. Jakby nie wystarczyło, że odebrał mi wiarę w siebie i zniszczył moją
miłość! Nawet gdy jego kolejne małżeństwo okazało się nieudane, matka pozostała przy swoim zdaniu.
Ilekroć ją odwiedzam, wypomina mi, że byłam złą żoną.
Tannis potrząsnęła głową, odwróciła się i zacisnęła powieki, pod którymi czuła piekące łzy.
Powstrzymała je. Nie rozpłacze się w obecności Toma! Drgnęła, czując dotknięcie jego dłoni na
ramionach. Nie słyszała, jak podchodził.
– Tannis… – zaczął chrapliwym szeptem. Odwrócił dziewczynę ku sobie. Jego muskularną postać
dzieliło od niej zaledwie kilka centymetrów, a palący dotyk ciepłych palców rozgrzewał skórę. Tannis nie
była w stanie wykrztusić słowa. Tom dodał po chwili: – Nie gniewaj się. Wcale nie zamierzam oceniać
twego postępowania. Nikt nie może cię zmusić, żebyś mieszkała z matką. Znam historię twego
małżeństwa. Mary trochę mi o was opowiadała. Postąpiłaś słusznie, rozstając się z tym człowiekiem.
Teraz rozumiem, dlaczego nie możesz się zaopiekować moimi dziećmi.
– Dzięki za te słowa. – Tannis wysunęła się z ramion Toma. Gdyby nadal ją obejmował, nie
mogłaby ręczyć za siebie. Chrząknęła nerwowo i spojrzała mu w oczy. – Chciałabym cię prosić o
przysługę. – Tom pytająco uniósł brwi. – Czy możesz napisać o mnie kilka słów? Chodzi o opinię, którą
muszę dołączyć do podania o pracę.
– Chętnie to zrobię – oznajmił z powagą. Jego twarz przybrała nagle osobliwy wyraz. Nie był to
uśmiech, lecz w zielonych oczach pojawiły się nagle wesołe iskierki.
– Tom? – zaczęła niepewnie. – Coś się stało?
– Ależ nie. – Oczy mu pojaśniały. – Pamiętasz tamten wieczór, gdy cię pocałowałem?
Niespodziewanie zrobiło się jej gorąco. Nigdy nie przypuszczała, że Tom zechce do tego wrócić.
– Latami wspominałem nasz pocałunek – wyznał ochrypłym głosem. – Chciałbym się przekonać,
czy tamta namiętność nie była jedynie złudzeniem.
Otworzyła usta, by go skarcić za to zuchwałe wyznanie, ale nim zdołała wykrztusić słowo, Tom
chwycił ją w ramiona i mocno przytulił. Zabrakło jej tchu, gdy poczuła dotknięcie silnego, muskularnego
torsu i muśnięcia czułych warg na ustach. Znieruchomiała na chwilę, lecz gdy minęło uczucie
zaskoczenia, poddała się rozszalałym zmysłom.
Tom jęknął i objął ją jeszcze mocniej. Wsunął dłoń pod luźny sweter i pieścił nagą skórę. Drugą
ręką objął udo Tannis, najwyraźniej chcąc je unieść. Posłusznie oplotła nogą jego łydkę, jakby zamierzała
wspiąć się po muskularnym ciele. Tom wsunął biodra między jej uda. Ani na chwilę nie przerwał
pocałunku, który stawał się coraz namiętniejszy i bardziej zaborczy. Mężczyzna poruszał się rytmicznie w
tył i w przód, a Tannis kołysała się razem z nim.
Nie przyszło jej do głowy zaprotestować. Przez wiele lat tłumiła w sobie pożądanie i tęsknotę.
Starała się zapomnieć, jak gwałtownie wybuchła ich namiętność, gdy po raz pierwszy Tom Hayes trzymał
ją w ramionach. To była jedynie chwila słabości! Od tamtej pory istniał dla niej wyłącznie jako przystojny
i zacny mąż przyjaciółki, która była jej zawsze wyjątkowo bliska.
– Przestań!
Jak mogła tak się zapomnieć? Opuściła ramiona, którymi obejmowała Toma, i pospiesznie się
odsunęła. Próbowała chwycić mężczyznę za nadgarstki, żeby odepchnąć ręce błądzące po jej ciele.
– Dlaczego? – mruknął gardłowym głosem. Odwróciła głowę, unikając natarczywych warg, ale
Tom nie dał za wygraną i zaczął pieścić jej ucho. Tannis zanurzyła palce w krótkich, ciemnych włosach
mężczyzny i ciągnęła mocno za czuprynę, póki jego twarz nie znalazła się w bezpiecznej odległości.
– To przecież nierozsądne – odparła. Nadal trzymała Toma za włosy. On jednak natychmiast
wykorzystał fakt, że przestała odpychać jego ręce. Objął Tannis i przytulił z całej siły. Obojgu zabrakło
tchu, kiedy ich ciała ponownie się zetknęły. Niespodziewanie Tom wybuchnął krótkim, spazmatycznym
ś
miechem.
– Mam wrażenie, że to najrozsądniejszy postępek, na jaki się w tej sytuacji zdobyłem.
– Wiesz, co mam na myśli – szepnęła Tannis. Popatrzyła mu w oczy i poczuła się całkiem
bezbronna. Mimo woli zauważyła, że tęczówki, które z daleka wydawały się zielone, stanowią w gruncie
rzeczy cudowną kompozycję barwnych plamek – brązowych, czarnych, złocistych i szmaragdowych.
– Po co tracić czas na rozmowy, Tannis? Pocałuj mnie.
Tannis z rozkoszą wsłuchiwała się w swoje imię szeptane czule przez Toma, lecz zachowała
jeszcze dość rozsądku, by odmówić jego prośbie. Pokręciła głową, próbując się otrząsnąć z hipnotycznego
zauroczenia.
– Nie. Wyszlibyśmy na idiotów, angażując się teraz uczuciowo.
Wreszcie coś do niego dotarło. Podniósł wzrok i rzucił jej drwiące spojrzenie. Chłód, który
emanował z zielonych oczu, przyprawił ją o nieprzyjemny dreszcz.
– A kto tu mówi o więzach uczuciowych? Pragnę ciebie, ty mnie również. śadnych uczuć,
ż
adnego ryzyka. Idealny układ. – Pochylił głowę, by znowu pocałować Tannis. Potrafił jej zawrócić w
głowie, ale czar prysnął niespodziewanie. Nie oddała pocałunku. Szybko się opamiętała.
Tom nieświadomie odkrył jej czuły punkt, swego rodzaju piętę Achillesową. Po rozwodzie Tannis
była całkiem załamana. Od tamtej pory nikogo nie pokochała. Rzuciła się w wir pracy i przez kilka lat nie
zaprzątała sobie głowy rozważaniami o przyszłości. Sugestia Toma sprawiła, że nie mogła dłużej chować
głowy w piasek. Gdyby znowu kogoś pokochała, musiałaby oddać mu serce i zdobyć się na zaufanie. Nie
sądziła, by to było możliwe. Gdyby po raz drugi jej marzenia legły w gruzach, chybaby tego nie przeżyła.
Uwolniła się z objęć mężczyzny i szybko cofnęła się o kilka kroków. Przystanęła i spojrzała mu prosto w
oczy.
– Nie masz racji, Tom. Nie byłby to wcale idealny układ, przynajmniej dla mnie. – Odwróciła się i
przez ciemną kuchnię dotarła do drzwi. Chwyciła palto. Tom nie pospieszył za nią. Tannis zdusiła w sobie
ukrywaną w najciemniejszym zakątku serca idiotyczną nadzieję, że przystojny sąsiad zacznie ją błagać, by
została, i mocą swego uczucia pokona słabnący opór.
Tannis chętnie spacerowała po kolacji. Tom często obserwował sąsiadkę podczas jej spacerów i
kąpieli. Czuł się jak maniak lub opętany żądzą bohater jednego z wyświetlanych późną nocą
dreszczowców. Nie zaniechał podglądania Tannis nawet po niespodziewanym wybuchu namiętności.
Zdawał sobie sprawę, że będzie go unikała po tym, co między nimi zaszło, ale był zdecydowany nie
dopuścić do zerwania tej znajomości.
Jako prawnik zdawał się często na wyczucie oraz intuicję i doskonale na tym wychodził. Szósty
zmysł podpowiadał mu, że nie wolno rezygnować z Tannis. Tom unikał na razie dokładniejszej analizy
swoich motywów i racji.
Minęło kilka dni od pamiętnej kolacji. Czwartkowy wieczór Amy i Jebbie postanowili spędzić u
kolegów. Na widok Tannis ubranej w dres i sportowe buty Tom otworzył drzwi wejściowe i ruszył w
stronę furtki. Dziewczyna zaniemówiła, gdy podszedł bliżej. Na jej twarzy pojawił się wyraz paniki;
strach wyglądał z niebieskich oczu. Opanowała się w końcu i powitała go słabym uśmiechem.
– Dobry wieczór, Tom.
– Cześć. Mogę się do ciebie przyłączyć? Pomyślałem, że idziesz na spacer i postanowiłem zrobić
to samo. Dobry przykład zawsze działa. Trzeba dbać o kondycję.
– Proszę bardzo – odparła, unikając jego wzroku. – Wydawało mi się, że ćwiczysz rano na
przyrządach gimnastycznych.
– Owszem. Wstaję godzinę wcześniej, żeby mieć trochę czasu dla siebie, nim wpadnę w domowy
kierat.
Cholera! Nie powinien był wspominać o kondycji fizycznej. Tannis nie od dziś znała jego
przyzwyczajenia i rozkład dnia. Nerwowo szukał jakiegoś wykrętu.
– Zjedliśmy dziś obfitą kolację. Muszę stracić trochę kalorii.
Tannis nadal stała na chodniku, przyglądając się Tomowi z dziwnym uśmiechem. Ruszyła dopiero
wtedy, gdy ujął ją za łokieć. Natychmiast się od niego odsunęła i narzuciła ostre tempo marszu. Tom
ukradkiem obserwował jej zgrabną, apetycznie zaokrągloną sylwetkę. Ciekawe, jak by wyglądała bez
obszernej bluzy. Mimo zmęczenia spacerem jego ciało natychmiast zareagowało na niewczesne rojenia.
Dość tych głupstw! Lepiej, by Tannis się nie zorientowała, że spaceruje z facetem, który bezwstydnie ją
podgląda i ukradkiem pożera wzrokiem.
– Pamiętasz, jak zapytałem, co sądzisz o Charliem Swansonie? Poradziłaś, żebym go zaprosił do
nas.
– Nie sądzę, żebym tak to ujęła. – Zdziwiona Tannis uniosła brwi. – Powiedziałam tylko, że lepiej
zaprosić kolegę syna do domu, niż pozwolić Jebbie'emu na wizytę u rodziny, która nie ma najlepszej
opinii. Jak postąpiłeś?
– Zaprosiłem Charliego. Ten chłopak to żywe srebro, prawda?
– Racja. – Tannis parsknęła śmiechem. – Czy wasz dom przetrwał tę inwazję?
– Pozwoliłem chłopakom szaleć w piwnicy – relacjonował Tom. Z ulgą spostrzegł, że Tannis
nareszcie się odprężyła. – Gdy po raz kolejny dobiegł mnie straszliwy łomot, wkroczyłem do akcji, by
sprawdzić, co się tam dzieje.
– No i?
– Stare zabawki i rupiecie walały się po wszystkich kątach, a chłopcy siedzieli na półkach i
udawali spadochroniarzy gotowych do skoku. Zamiast spadochronów użyli poduszek.
– Jak zareagowałeś? – Popatrzyła na niego oczyma okrągłymi z ciekawości. Tom uśmiechnął się z
ponurą satysfakcją.
– Charlie poznał dzięki mnie uroki wielkiego sprzątania. Piwnicę mam teraz w idealnym
porządku. Ale to nie koniec opowieści. Wieczorem Jebbie bawił się żołnierzykami podczas kąpieli.
Przemawiał do nich. Usłyszałem kilka interesujących zdań.
– Możesz zacytować? – Znowu się roześmiała. Tom spełnił jej prośbę.
– Chyba mnie nabierasz! – wykrzyknęła.
– Wcale nie. Jebbie powiedział mi, że nauczył się tego od Swansona.
– Ciekawe, skąd Charlie zna takie wyrażenia – rzuciła ironicznie.
W odpowiedzi Tom tylko wzruszył ramionami.
– Ciarki mnie przechodzą, gdy pomyślę, w jakiej rodzinie wychowuje się ten dzieciak. – Tannis
westchnęła. – Jak zareagowałeś?
– Wytłumaczyłem Jebbie'emu, że prawdziwy mężczyzna nie musi używać takich słów, by inni
czuli przed nim respekt. Oznajmiłem, że przekleństwa są dobre tylko dla mięczaków – Tannis z aprobatą
skinęła głową. Tom niespodziewanie zmienił temat: – Znalazłaś pracę?
Natychmiast pożałował swego pytania. Tannis posmutniała i opuściła głowę.
– Zaklepałam sobie niezłą posadę. Pod koniec tygodnia mam się zgłosić w restauracji
„Emporium” serwującej owoce morza.
– Będziesz kelnerką?
– Nie od razu. Zacznę jako hostessa. Dopiero po kilku miesiącach pójdę na kurs podawania do
stołu. Chciałabym awansować jak najszybciej, bo restauracja cieszy się dużym powodzeniem.
Zatrudnione tam dziewczyny twierdzą, że wychodzą na swoje dzięki wysokim napiwkom.
– Dwa etaty to ogromny wysiłek – stwierdził ostrożnie Tom. Nie chciał przestraszyć Tannis, lecz
obawiał się, że dziewczyna wkrótce opadnie z sił przy tak intensywnym trybie życia.
– Wiem – odparła posępnie – ale nie mam innego wyjścia.
Tom zaczął opowiadać anegdoty o swojej pracy, żeby ją rozweselić. Wspominał rozmaite sprawy
majątkowe. Przy okazji padło imię Mary, która przez jakiś czas zajmowała się jego archiwum.
– Tak, pamiętam. Była niesłychanie energiczna. –Tannis smutno pokiwała głową. –
Przewodniczyła komitetowi rodzicielskiemu i parafialnej komisji charytatywnej, działała także w ognisku
muzycznym. Wyznała mi kiedyś, że czuje się jak artystka cyrkowa żonglująca mnóstwem piłeczek.
– Mary uwielbiała działać i organizować. Miała tyle obowiązków, że nieustannie balansowała na
granicy kompletnego chaosu. – Tom nie rozumiał, dlaczego nie odczuwa bólu, rozmawiając z Tannis o
zmarłej żonie.
– Kiedy się poznałyśmy, od razu zaczęła snuć w związku ze mną pewne plany – oznajmiła
ż
artobliwie Tannis. W jej głosie pobrzmiewała wielka serdeczność. – Postanowiła za wszelką cenę
zburzyć mur, który wzniosłam wokół siebie po rozwodzie, i wciągnąć mnie w wir życia towarzyskiego.
– Starała się, jak mogła – przyznał Tom. – Pamiętasz obiad, na który zaprosiła ciebie i tego faceta
z sąsiedniej ulicy, który ma dziewięć kotów? Nigdy nie zapomnę twojej miny, gdy opowiadał o
problemach ślicznej Muffet, mającej kłopoty z odruchem wymiotnym po wylizaniu futerka, albo kiedy
ubolewał nad ceną nowej karmy, która przyspieszyła rekonwalescencję kocura chorego na pęcherz.
– Zawdzięczam ci ocalenie – przypomniała Tannis. – Stwierdziłeś niby przypadkiem, że jestem
uczulona na kocią sierść.
– Facet zmył się dziesięć minut później – dodał Tom z uśmiechem.
– Chyba nigdy ci się nie odwdzięczyłam za tamtą przysługę.
– Wręcz przeciwnie. To ja mam wobec ciebie dług wdzięczności. – Tom nagle posmutniał. – Gdy
Mary zachorowała, nie poradziłbym sobie bez twojej pomocy. Zajmowałaś się dziećmi, pomagałaś w
pracach domowych, siedziałaś przy Mary, gdy byłem kompletnie wykończony, i…
– Nie zrobiłam…
– Zrobiłaś bardzo dużo – upierał się Tom. – Przeżyłaś to z nami. Byłaś dla Mary najlepszą
przyjaciółką, jaką można sobie wyobrazić.
Oboje zamilkli. Stracili ochotę do rozmowy. Zakończyli spacer, nie mówiąc ani słowa oprócz
cichego „dobranoc”. Tannis pobiegła ku drzwiom swego domu. Tom chciał ją zawołać i poprosić o
spotkanie, ale obawiał się, że dziewczyna odmówi. Przed tygodniem nie najlepiej się zachował, próbując
egoistycznie wykorzystać jej zmysłową naturę. Dzisiejsza rozmowa pomogła mu naprawić tamten błąd i
odzyskać jej zaufanie. Postanowił zacząć wszystko od nowa.
ROZDZIAŁ TRZECI
Minęły dwa miesiące. Późnym popołudniem znużona Tannis układała w specjalnej teczce
przyniesione do domu klasówki, które właśnie skończyła poprawiać. Zerknęła na zegar. Czas szykować
się do drugiej pracy. Miała nadzieję, że zdąży jeszcze przygotować sobie kanapkę i przekąsić coś, gdy
będzie się przebierała w mundurek hostessy.
Nie… Przygotowanie posiłku wymagało zbyt wiele zachodu. Poza tym wcale nie była głodna.
Gdy wspinała się z trudem po schodach wiodących do sypialni, przyszło jej do głowy, że utrata apetytu
stanowi jedną z niewielu jasnych stron harówki na dwóch etatach. Była tak zapracowana, że nie miała
czasu myśleć o jedzeniu. W ciągu ośmiu tygodni schudła pięć kilogramów i mogła nosić ubrania o numer
mniejsze niż przedtem. Była z tego bardzo zadowolona, chociaż znajomi twierdzili, że okropnie
zmizerniała.
Mundurek hostessy przesiąkł zapachem restauracyjnej kuchni, mimo że Tannis czyściła go
starannie po powrocie do domu i prała w każdą sobotę. Poświęcała drugiej pracy cztery popołudnia i
wieczory tygodniowo. Przebierając się, odruchowo zerknęła w lustro. Bordowy kolor mundurka nie
pasował do jej rudych włosów. Zresztą czy to ważne; i tak nie miała się dla kogo stroić.
Nim minęły trzy kwadranse, była już w restauracji. Weszła do kuchni, pocierając skronie.
Próbowała zapomnieć o dokuczliwej migrenie i skupić się na pracy. Pieczenie w gardle stanowiło
pierwszy sygnał przeziębienia, ale Tannis nie miała czasu się tym przejmować. Zerknęła ku wejściu, by
sprawdzić, czy nie zjawili się nowi goście, i ruszyła do stolików w głębi restauracji. Pospiesznie zmieniła
obrusy i zastawę. Przypomniała jednej z kelnerek, że obsługiwani przez nią goście proszą o rachunek. Od
drzwi dobiegł donośny odgłos dzwonka. Podeszła, by powitać klienta.
Podniosła wzrok, przywołała na twarz wymuszony uśmiech i zdrętwiała, widząc przed sobą
Toma.
– Witaj. Zapraszam do naszej restauracji. Za chwilę znajdę ci wolny stolik – wyrecytowała i
odwróciła się na moment, by wydać resztę, na którą czekały dwie starsze panie. Monety leciały jej z rąk,
jakby straciła czucie w palcach. Miała wrażenie, że oblewa się rumieńcem. Co za pech!
Nie rozmawiała z Tomem od tamtego wieczoru, gdy przyłączył się do niej podczas spaceru.
Widywała go tylko przelotnie, gdy wsiadał do samochodu lub szedł do domu. Śnił jej się kilka razy. To
były sny erotyczne. Po przebudzeniu ogarniał ją smutek i poczucie osamotnienia. W takich chwilach
pragnęła mimo woli, by sen zmienił się w jawę, lecz zdawała sobie sprawę z daremności takich rojeń.
Tysiące razy z wściekłością przeklinała w duchu zielonookiego donżuana, który zburzył jej wewnętrzny
spokój osiągnięty z tak wielkim trudem. Nim Tom ją pocałował, naprawdę wierzyła, że w jej świecie nie
ma miejsca dla żadnego mężczyzny.
Skończyła wydawać resztę starszym paniom i podbiegła do regału, na którym leżały karty dań.
Wzięła jedną z nich i wróciła do Toma. Uśmiechnęła się szeroko i opanowała drżenie rąk.
– Przyszedłeś sam? Tam jest wolny stolik – wskazała mu kierunek i odwróciła się.
– Tannis. – Tom chwycił ją za łokieć. – To nie ma sensu.
– O co ci chodzi? – Poczuła ciepło jego dłoni przez tkaninę żakietu. Ogarnęło ją dziwne
oszołomienie. Próbowała się opanować i uwolnić ramię z mocnego uścisku, ale Tom nie dawał za
wygraną.
– Kelnerowanie w tej restauracji nie ma sensu.
– Nie jestem kelnerką, tylko hostessą. śadna praca nie hańbi. Uważam, że to, co robię, jest bardzo
ważne. – Tannis ruszyła w stronę stolika, który mu wskazała. Tom podążył za nią, nadal trzymając ją za
łokieć.
– Nie udawaj idiotki. Straciłaś na wadze i masz cienie pod oczami. Musisz być kompletnie
wykończona. Na dłuższą metę nie podołasz takiej harówce.
Tannis obawiała się, że Tom ma rację, ale z dumą podniosła głowę i odparła zdecydowanie:
– Nie sądzę, by troska o potrzeby mojej matki dowodziła, że jestem idiotką. Poza tym nie mam
wyboru.
– Załatwię ci nisko oprocentowany kredyt – zaproponował.
– Ciekawe, na jak długo wystarczy tych pieniędzy. Potrzebuję stałego dochodu. – Spojrzała ponad
ramieniem Toma i dostrzegła właściciela restauracji, stojącego w drzwiach kuchni. Patrzył na nią
karcącym wzrokiem. Dodała z irytacją: – Zajmij miejsce i pozwól mi odejść. Przez ciebie podpadnę
szefowi i ściągnę sobie na głowę nowe kłopoty.
– Miałem dobre intencje. Chciałem ci zaproponować pomoc – tłumaczył się Tom.
Puścił jej łokieć i opadł na krzesło. Gdy Tannis się odwróciła i chciała odejść, poczuła, że smukłe
palce obejmują jej nadgarstek. Musiała przystanąć.
– Przed paru laty bardzo nam pomogłaś. Dlaczego nie chcesz, żebym ci się odwdzięczył?
Tannis doznała olśnienia. A więc chodzi o rewanż! Tom próbuje spłacić dług zaciągnięty podczas
choroby Mary. Nie mogła pojąć, dlaczego na myśl o tym ogarnęła ją czarna rozpacz.
– Obejdę się bez twojej pomocy – odparła. Nie spodziewała się, że jej głos zabrzmi tak oschle. –
Opiekowałam się Mary, ponieważ była mi bardzo bliska. Z tego samego powodu pomagałam jej rodzinie.
Nie życzę sobie, żebyś okazywał mi wdzięczność.
Przez chwilę ostre słowa zdawały się wibrować w powietrzu. Oczy Toma nabrały szmaragdowego
odcienia.
Gdy się wreszcie odezwał, jego głos był zimny i odpychający. Tannis pojęła, że nieświadomie
dotknęła czułego miejsca i śmiertelnie obraziła swego sąsiada.
– Wybacz. Pomyliłem się – oznajmił. – Zapomnijmy o mojej propozycji.
Tannis nie mogła zapomnieć o niedawnym spotkaniu z Tomem. Minął tydzień. Przeziębienie
dokuczało jej coraz bardziej. Musiała zebrać wszystkie siły, by walczyć z chorobą. Był dopiero czwartek.
Z trudem przywlokła się ze szkoły do domu i opadła na kanapę stojącą w pokoju dziennym. Teczka była
pełna uczniowskich prac, które należało od razu sprawdzić. Powinna natychmiast zabrać się do ich
poprawiania. Za półtorej godziny musi być w restauracji. Czuła się fatalnie… Może krótka drzemka
przywróci jej siły.
Wolno człapała po schodach. Szumiało jej w głowie, a gardło bolało okropnie. Przez cały dzień na
przemian pociła się i drżała z zimna. Zajrzała do apteczki szukając leku, który zmniejszyłby nieprzyjemne
dolegliwości. Połknęła tabletkę i wślizgnęła się pod kołdrę. Nagle przypomniała sobie o budziku.
Podniosła się i nastawiła go na pół do piątej. Trzydzieści minut wystarczy na włożenie mundurka i dojazd
do restauracji.
Po przebudzeniu zorientowała się, że pokój tonie w ciemnościach. Ciemno? Ogarnęła ją nagła
panika. Natychmiast odrzuciła kołdrę i usiadła na łóżku. Poczuła zawrót głowy. Wyciągnęła rękę i
chwyciła się drewnianego, chłodnego wezgłowia. Zamknęła oczy i znieruchomiała na chwilę czekając, aż
ustąpi wrażenie nieprzyjemnego kołysania. Ostrożnie uniosła powieki.
Zegar wskazywał ósmą dwadzieścia dwie.
Dwadzieścia dwie minuty po ósmej!
– Tylko nie to! – Powinna zacząć pracę o piątej. Dlaczego budzik nie zadzwonił?
W pośpiechu naciągnęła mundurek i umyła twarz zimną wodą. Bolała ją głowa. Miała trudności z
utrzymaniem równowagi i krążąc po domu, odruchowo szukała podpory, żeby nie upaść. Myślała jedynie
o tym, by wreszcie pojechać do pracy. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał, że owa determinacja nie
ś
wiadczy najlepiej o jej rozsądku, ale znękana chorobą kobieta rozumowała zbyt chaotycznie, by w pełni
to sobie uświadomić.
Wsiadła do samochodu i odetchnęła z ulgą. Zawroty głowy minęły. Wkrótce zaparkowała auto w
pobliżu restauracji i pobiegła do tylnego wyjścia. Przed drzwiami musiała na chwilę przystanąć i oprzeć
się o ścianę, ponieważ świat wokół niej ponownie zaczął wirować.
Wszystko będzie dobrze. Byle tylko wziąć się do pracy.
Gdy wieszała palto w szatni i chowała torebkę do szafki, do kuchni wbiegła zaaferowana
kelnerka.
– Gdzieś ty się podziewała? – wykrzyknęła ze zdumieniem na widok Tannis.
– Zaspałam – odparła chrapliwie. Nie poznała swego głosu. Od wyjścia ze szkoły do nikogo się
nie odzywała. Opuchnięte gardło nie pozwalało wykrztusić słowa.
– Lepiej uważaj na szefa. Okropnie mu podpadłaś.
Tannis skrzywiła twarz. Trzeba przetrwać dzisiejszy wieczór. Po pracy uprosi właściciela, by dał
jej wolny dzień, zwolni się również z lekcji i poleży w łóżku.
Wolnym krokiem ruszyła wzdłuż ściany do holu, gdzie hostessy witały restauracyjnych gości.
Nim zdążyła tam dojść, drzwi otworzyły się szeroko i do kuchni wpadł zirytowany właściciel.
– Dokąd to? – zapytał, stając w przejściu.
– Bardzo przepraszam… – Z przerażeniem słuchała własnego głosu, który przypominał stłumiony
rechot żaby. – Źle się czułam, zdrzemnęłam się i zaspałam…
– Zaspałaś? – Okrągła twarz właściciela poczerwieniała ze złości. – Kelnerki dwoją się i troją, bo
muszą sprzątać stoliki i zmieniać nakrycia, kuchnia wydaje posiłki czterdzieści minut po przyjęciu
zamówienia, bo zamiast gotować, sam witam gości i wydaję resztę, a ty mi mówisz, że zaspałaś?
– Przepraszam – szepnęła. – Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy…
– Jasne – warknął szef. – Nigdy więcej. Zatrudniam wyłącznie pracowników, na których mogę
polegać. Jesteś skończona, paniusiu. Już tu nie pracujesz.
– To niemożliwe! – krzyknęła przerażona Tannis. – Potrzebuję tej posady. Nie może mnie pan
zwolnić. Już nigdy się nie spóźnię.
Szef ruszył do holu.
– Mam mnóstwo roboty – rzucił na odchodnym. – Jutro masz oddać strój i odebrać należność za
ostatnie dni.
Tannis stała bez ruchu, nie mogąc zrozumieć, co oznaczają jego słowa. Wreszcie pojęła. Została
zwolniona! O Boże, co teraz pocznie? Niepewnym krokiem podeszła do tylnych drzwi. Poczuła zawrót
głowy i dotknęła czołem chłodnej blachy.
– Hej, Tannis! Zapomniałaś o płaszczu – krzyknął za nią zmartwiony kucharz. Podał jej palto i
torebkę. – Ten drań jest zawsze bezwzględny. Nie ma ani krzty wyrozumiałości. Źle wyglądasz, córeńko.
Jedź do domu i odpocznij. Po co ci taka robota?
– Potrzebuję tej posady – mamrotała Tannis, wracając do zaparkowanego obok restauracji
samochodu. Gdy włączyła silnik, poczuła łzy spływające po policzkach. Zbliżał się termin zapłacenia
kolejnej raty kredytu zaciągniętego na dom. Przeznaczyła na ten cel pensję hostessy. Wkrótce przyjdzie
rachunek telefoniczny. Trzeba zapłacić podatki. Na szczęście należność za pensjonat matki posłała w
pierwszej kolejności.
Skąd weźmie na wszystko pieniądze w przyszłym miesiącu?
Łzy płynęły coraz obficiej. Tannis zaczęła dygotać i szlochać. Jechała powoli. Z trudem
dostrzegała pasy na jezdni. Szumiało jej w głowie. Odetchnęła z ulgą, gdy zatrzymała się przed swoją
bramą.
Dom Toma stał na skraju osiedla, przy ulicy, która kończyła się pętlą. Ruch był tu niewielki. Tom
widział przejeżdżające od czasu do czasu samochody z okna gabinetu. Czytał właśnie testament jednego z
wiekowych klientów, który niedawno zmarł.
Nie potrafił się dziś skupić na pracy. Od chwili gdy mimochodem dostrzegł z daleka sylwetkę
wsiadającej do małego auta szczupłej, niewysokiej sąsiadki, nieustannie wspominał niedawny pocałunek.
Widział tę pamiętną scenę wyraźnie jak na filmie.
Pocałował Tannis, ona zaś namiętnie oddała pocałunek. Chwilami odczuwał wyrzuty sumienia
wobec zmarłej żony, ale zdawał sobie sprawę, że Mary nie miałaby nic przeciwko temu, by znowu dzielił
ż
ycie z jakąś kobietą. Istota tak łagodna i kochająca jak ona na pewno cieszyłaby się jego szczęściem.
Tom był jednak przekonany, że czym innym jest związek z osobą nowo poznaną, czym innym zaś
pożądanie najbliższej przyjaciółki Mary. Zmysłowe rojenia o Tannis nie dawały mu spokoju.
Był zrozpaczony, gdy ta samowolna, uparta i dumna kobieta nie chciała przyjąć jego pomocy.
Postąpiła tak samo jak Mary, która, nie zważając na jego namowy, odrzucała wszelkie możliwości
tradycyjnego leczenia groźnej choroby. Zrobiła tak, jak chciała; leczyła się u znachorów i zielarzy, a w
końcu umarła.
Kolejny samochód minął okno Toma, który odruchowo uniósł głowę, rozpoznając
charakterystyczny warkot silnika. Tannis wróciła.
Jechała z wyłączonymi światłami!
Czy nie powinna być teraz w pracy? Jak można jeździć bez świateł? Przecież jest ciemno.
Zmierzch zapadł przed kilkoma godzinami. Tom odsunął krzesło i stanął przy oknie, obserwując auto
sąsiadki, która zahamowała raptownie przed furtką. Tom poczuł, że ogarnia go irytacja. Zastanawiał się,
czy powinien wyjść z domu i zapytać ją, co ma oznaczać to dziwne zachowanie. Tannis uchyliła drzwi
auta, wysiadła i… osunęła się na chodnik.
Wielkie nieba, czyżby miała wypadek? Zapewne reflektory zostały stłuczone. Tom natychmiast
wypadł z pokoju i pobiegł ku wyjściu. Nim dotarło do niego, co robi, klęczał już obok nieprzytomnej
Tannis. Serce waliło mu jak młotem, a w skroniach czuł pulsowanie krwi. Nie dostrzegł żadnych obrażeń.
Czyżby Tannis nagle zachorowała? Okropnie bał się chorób i cierpienia. Od śmierci Mary nawet lekkie
przeziębienie Jebbie'ego lub Amy stanowiło dla niego wystarczający pretekst do wizyty u lekarza. Zdawał
sobie sprawę, że jego niepokój jest przesadny, ale gdy w grę wchodziło zdrowie dzieci, nie potrafił
kierować się rozsądkiem. Na widok mdlejącej sąsiadki ogarnął go ten sam paniczny strach. Chwycił
nadgarstek Tannis i odetchnął z ulgą, wyczuwając puls. Nadal była nieprzytomna, lecz oddychała
regularnie. Nic nie wskazywało na to, by doznała jakiegoś złamania. Gdy Tom uniósł powiekę chorej, by
sprawdzić reakcję źrenicy na światło, dziewczyna poruszyła i jęknęła.
– Tannis, to ja, Tom. Mów szybko, co się stało!
– Jestem chora – mruknęła chrapliwie. – Przeziębienie.
Tom poczuł ulgę, gdy Tannis odzyskała przytomność, a zarazem niepokój, ponieważ było
oczywiste, że to wcale nie jest zwykłe przeziębienie.
– Pomogę ci wejść do domu – rzucił, biorąc ją na ręce.
Znalazł w torebce klucz i otworzył drzwi. Bez trudu odszukał po ciemku drogę do sypialni Tannis
i ostrożnie ułożył chorą na łóżku. Była taka delikatna, krucha i rozpalona. Gdy usiadł obok niej, poczuł
lekki zapach perfum. Zirytowany własną reakcją, sięgnął po telefon stojący na nocnym stoliku. Najpierw
zadzwonił do studentki mieszkającej w sąsiedztwie i poprosił, by przenocowała w jego domu i
przypilnowała dzieci. Antha chętnie się na to zgodziła. Amy i Jebbie poszli już spać, postanowiła więc
zabrać podręczniki, żeby się trochę pouczyć.
– Kto jest twoim lekarzem? – zapytał Tom, pochylając się nad Tannis. Poruszyła ustami, ale
dopiero po chwili wykrztusiła:
– Doktor Ellis. Prywatna klinika w centrum handlowym. – Tom doskonale znał doktor Ellis.
Leczyli się u tej samej osoby.
– Muszę wyjść na chwilę – oznajmił, chociaż nie miał pewności, czy Tannis rozumie, co do niej
mówi. Pobiegł do domu po klucze i palto. Wkrótce zjawiła się Antha. Wyjaśnił, gdzie przenocuje, i
dopilnował, by starannie zamknęła za nim drzwi. Po powrocie do domu Tannis od razu zatelefonował do
znajomej lekarki, której nie było w domu. Zostawił wiadomość. Wkrótce usłyszał natarczywy dzwonek.
Podniósł słuchawkę natychmiast, żeby Tannis się nie obudziła.
– Słucham?
– Mówi doktor Ellis. Chciałabym rozmawiać z Tannis Carlson.
– Dobry wieczór, pani doktor. Jestem Hayes, sąsiad Tannis. – Tom odetchnął z ulgą.
– Co się stało? – wypytywała zaniepokojona lekarka.
– Tannis utrzymuje, że się przeziębiła – wyjaśnił – ale moim zdaniem jest poważnie chora. Ma
wysoką gorączkę i potworną chrypę. Oddycha z trudem. Przed chwilą wysiadła z samochodu i straciła
przytomność.
– Jak długo choruje?
– Nie mam pojęcia. Wybiegłem z domu, gdy zobaczyłem przez okno, że mdleje. Nie wiem, co
robić. – Tom był świadomy, że w jego głosie pobrzmiewa bezradność i panika. Doktor Ellis na pewno
wiedziała, co przeżywa jej rozmówca.
– Nie ma powodu do obaw, Tom. Objawy wskazują, że Tannis jest poważnie chora, ale wyjdzie z
tego. Myślałam o wizycie domowej, ale chyba lepiej będzie, jeśli zbadam ją w klinice. Czy może ją pan
przywieźć?
– Przyjadę za pięć minut.
– Mieszkam blisko, więc dotrę tam równie szybko – zapewniła doktor Ellis i odłożyła słuchawkę.
Tannis spala, gdy Tom owijał ją w koc i niósł do samochodu. Ocknęła się na chwilę w gabinecie lekarki.
Dość przytomnie odpowiadała na jej pytania, ale po chwili powieki zaczęły jej znowu ciążyć.
– Co dolega Tannis? – wypytywał Tom. – Czy trzeba ją umieścić w szpitalu?
– śadnego szpitala – wtrąciła się pacjentka, otwierając szeroko oczy.
– Jeśli pani doktor Ellis tak postanowi, natychmiast cię tam zawiozę – odparł zdecydowanie Tom.
– Wykluczone – mruknęła Tannis i popatrzyła błagalnie na lekarkę. – Nie mogę sobie na to
pozwolić.
– Moja sąsiadka pracuje na dwóch etatach, żeby opłacić pobyt schorowanej matki w pensjonacie
dla seniorów – wyjaśnił Tom, wzdychając ciężko, i dodał zdecydowanie: – Tak czy inaczej, jeśli leczenie
szpitalne jest konieczne, proszę nie zwracać uwagi na jej protesty.
– Tannis jest poważnie chora – stwierdziła zamyślona lekarka. – Czy ktoś mógłby opiekować się
nią przez kilka dni?
– Biorę to na siebie – rzucił Tom, nie zwracając uwagi na Tannis, która energicznie pokręciła
głową.
– Tannis cierpi na zapalenie płuc, a ponadto jest wyczerpana – oznajmiła lekarka. – Musi trochę
odpocząć. Nie mam mowy o pracy na dwóch etatach. Jeśli będzie regularnie przyjmowała lekarstwa,
dobrze się odżywiała i dużo odpoczywała, szybko odzyska siły. Podam jej teraz środek zmniejszający
gorączkę. Zapiszę leki, które powinna zażyć najpóźniej jutro rano i przyjmować aż do ostatniej tabletki.
Nie wolno przerwać kuracji, choćby nastąpiła poprawa. Tannis powinna dużo pić. Proszę do mnie
zadzwonić, gdyby w ciągu najbliższej doby stan chorej pozostał bez zmian albo się pogorszył. W takim
wypadku konieczne będzie leczenie szpitalne.
W drodze do domu Tannis zasnęła. Spała tak głęboko, że nawet się nie poruszyła, gdy Tom niósł
ją do sypialni. Mężczyzna odsunął kołdrę i delikatnie ułożył chorą na łóżku. Przysiadł obok, zdjął jej
pantofle i odstawił je do szafki. Przez chwilę wpatrywał się w drobną postać opatuloną wielkim kocem.
Westchnął ciężko. Mógł, rzecz jasna, położyć Tannis do łóżka w ubraniu, ale z pewnością byłoby
jej niewygodnie. A niech to diabli… Przyznał w duchu, że ma ochotę rozebrać chorą sąsiadkę nie tylko
dlatego, że troszczy się o jej wygody. Pragnął ją zobaczyć nagą, choćby realizacja tego marzenia miała
nastąpić bez jej woli i wiedzy.
Zachował jeszcze dość rozsądku, by pomyśleć o tym, w co ją przebierze. Zajrzał do szuflady w
poszukiwaniu nocnej koszuli. Następnie powoli zdjął Tannis sweter, bluzkę i podkoszulek. Zrobiło mu się
gorąco, kiedy, rozpinając spodnie, musnął drżącymi palcami nagą skórę.
Wpatrywał się zachłannie w śpiącą kobietę, która miała na sobie tylko koronkową bieliznę. Od
razu spostrzegł, że schudła bardziej, niż przypuszczał. Była poważnie chora! Poczuł lęk i wściekłość.
Natychmiast wziął się w garść. No i proszę! Tannis nie chciała przyjąć jego pomocy i skorzystać z taniego
kredytu. Oto do czego doprowadził niepotrzebny upór! Tom pragnął tylko oszczędzić jej kłopotów i
cierpienia.
Tak samo było z Mary.
Po chwili doszedł do wniosku, że nie ma racji. Choroba Tannis nie zagrażała jej życiu. To było
oczywiste. Tom popatrzył na niemal obnażoną dziewczynę, na jej piersi okryte cienką koronką stanika,
przez którą prześwitywały ciemne sutki. Nagle zabrakło mu tchu. Dość! Zdał sobie sprawę, że postępuje
nielojalnie wobec Tannis. Obawiał się, że wkrótce przestanie nad sobą panować.
Ostrożnie włożył chorej koszulę i okrył jej biust cienką tkaniną, nim sięgnął do zapięcia stanika.
Zdjął go ostrożnie, obciągnął miękki materiał na smukłe nogi, ułożył je wygodnie na posłaniu, a potem
starannie otulił dziewczynę kołdrą i ciepłym kocem.
Tannis obudziła się w środku nocy. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Miała okropne pragnienie.
Gdy usiadła, by zerknąć na budzik, poczuła zawrót głowy. Niemal w tej samej chwili zapaliła się nocna
lampka.
– Wszystko w porządku, Tannis – zapewnił męski głos. Odruchowo zasłoniła oczy porażone zbyt
ostrym światłem. Natychmiast poznała głos Toma.
– Co robisz o tej porze w mojej sypialni? – dopytywała się, walcząc z chrypą i bólem gardła.
– Opiekuję się chorą sąsiadką. Chcesz pić?
Tannis skinęła głową. Opuściła rękę zasłaniającą oczy i zmrużyła powieki. Ujrzała niewyraźnie
męską dłoń podsuwającą jej szklankę, lecz gdy spróbowała usiąść na łóżku, pokój niespodziewanie
zawirował. Całkiem opadła z sił. Czuła się bezradna jak nowo narodzone dziecko.
Tom zdawał się rozumieć, co odczuwa jego podopieczna. Objął ją ramieniem i uniósł wolno.
Tannis była wprawdzie bardzo chora, lecz gdy oparła się plecami o szeroki tors mężczyzny, nie pozostała
obojętna na jego bliskość. Tom przysunął szklankę do jej warg. Piła chciwie. Chłodny napój łagodził ból
gardła.
Gdy odstawił szklankę, Tannis opadła bez sił na poduszkę. Nagle znieruchomiała. Nie mogła
zrozumieć, dlaczego ma na sobie koronkową nocną koszulę. Od lat jej nie wkładała. Najchętniej sypiała w
olbrzymich, bawełnianych podkoszulkach.
– Jak…? Skąd to…? – szepnęła, usiłując przezwyciężyć chrypę. Tom bez trudu pojął, o co chodzi
Tannis. Usiadł na brzegu łóżka i spojrzał jej w oczy.
– Po przyjeździe z kliniki przebrałem cię w nocną koszulę. Pomyślałem, że będzie ci wygodniej.
– Z kliniki?
Daremnie próbowała sobie przypomnieć, co się z nią działo. Ostatnim wyraźnym wspomnieniem
była nieszczęsna awantura w restauracji. Co powiedział Tom? Dlaczego ją przebrał w nocną koszulę? Nie
potrafiła się w tym połapać. Uczepiła się innej myśli.
– Byłam u lekarza?
– U doktor Ellis. Nie pamiętasz, jak wróciłaś do domu z restauracji? – Zmartwiona Tannis
bezradnie pokręciła głową. – Przyjechałaś samochodem. Nie włączyłaś świateł. Wyjrzałem przez okno,
gdy mijałaś mój dom. Zahamowałaś gwałtownie przed furtką, wysiadłas z auta i natychmiast zemdlałaś.
Wielkie nieba! Tannis zauważyła niepokój w oczach Toma i domyśliła się od razu, jak bardzo
poruszyła go ta niespodziewana choroba. Przecież Mary… Z trudem wyciągnęła rękę i współczującym
gestem dotknęła jego kolana.
– Przykro mi, że cię przestraszyłam.
– Wiem. – Duża, ciepła dłoń mężczyzny objęła jej palce.
– Wracaj do domu. Dam sobie radę – oznajmiła Tannis.
Opiekuńczy sąsiad zmierzył ją surowym spojrzeniem.
– Na wypadek, gdybyś nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, muszę cię uprzedzić, że jesteś
bardzo chora. Doktor Ellis badała cię w swoim gabinecie i powiedziała, że przez kilka dni będziesz
potrzebowała opieki. Obiecałem, że się tobą zajmę.
– Twoje dzieci…
– Jest z nimi opiekunka. Przenocuje u nas.
– Nie musisz przy mnie siedzieć. Potrafię o siebie zadbać – szepnęła Tannis. Okropnie bolało ją
gardło, a powieki stawały się coraz cięższe. Tom przykrył ją kołdrą aż po szyję i zgasił lampę.
– Śpij, Tannis. Masz zapalenie płuc. Obiecałem doktor Ellis, że będę się tobą opiekował, i
dotrzymam słowa. – Po chwili dodał uszczypliwie: – Skoro to, co ostatnio wyprawiasz, ma stanowić
dowód, że umiesz zadbać o siebie, ciekawe, jak w twoim przypadku wyglądałyby umartwienia.
– Idź do domu. Sama dam sobie radę – powtórzyła zirytowana jego docinkami. W głowie jej się
mąciło. Nie mogła sobie przypomnieć, o czym chciała go przekonać…
ROZDZIAŁ CZWARTY
W ciągu nocy Tannis budziła się jeszcze dwukrotnie i za każdym razem Tom podawał jej coś do
picia. Nie odzywała się. Miał wrażenie, że nie zdaje sobie sprawy, kto nad nią czuwa. Gdy około siódmej
ostrożnie układał ją na poduszce, ścisnęła nagle jego ramię z siłą, o którą nigdy by nie podejrzewał ciężko
chorej osoby.
– Strój… mundurek hostessy. Muszę go dziś oddać. Właściciel restauracji nie da mi czeku, jeśli
tego nie zrobię. Muszę odwieźć strój…
– Ja się tym zajmę – oznajmił Tom, żeby ją uspokoić, chociaż nie był pewny, czy znajdzie czas.
Tannis nadal się denerwowała.
– Potrzebuję pieniędzy. W tym tygodniu muszę spłacić kolejną ratę kredytu… – mamrotała
uparcie.
– Obiecuję dopilnować wszystkiego. Później omówimy szczegóły – uspokoił ją ponownie.
Była ogromnie zaniepokojona. Czyżby jej sytuacja finansowa przedstawiała się aż tak źle? Tom
zdawał sobie sprawę, że jego sąsiadka nie jest osobą zamożną. Potwierdzały to nowiny znoszone przez
dzieciaki oraz argumenty, które usłyszał, gdy odrzuciła jego ofertę pracy. Gorączkowy niepokój Tannis
dowodził, że dziewczyna ma poważne kłopoty i ledwie wiąże koniec z końcem.
– Nie zdołasz wszystkiego załatwić. – Uścisk rozpalonych dłoni zelżał. Przestraszony Tom ujrzał
wielkie łzy w oczach Tannis. Ciężkie powieki opadały powoli.
– Tannis! – krzyknął i chwycił dziewczynę za ramię, nie pozwalając jej zasnąć. – Co się stało?
Dlaczego płaczesz?
– Och, Tom – odparła, spoglądając na niego żałośnie. – Straciłam pracę. Spóźniłam się i
właściciel restauracji natychmiast mnie zwolnił. – Łzy płynęły coraz obficiej. Kasztanowate włosy na
skroniach stały się wilgotne. – Błagałam, żeby dał mi jeszcze jedną szansę, powiedziałam, że jestem
chora, ale i tak mnie wyrzucił. Co ja teraz zrobię?
Tom poczuł wzbierający gniew. Jeden rzut oka wystarczył, by uznać Tannis za osobę godną
zaufania. Czy to ma ujść restauratorowi na sucho? Walczył z pokusą, by pognać natychmiast do tego
drania i skręcić mu kark. Łagodnym ruchem otarł zalane łzami oczy Tannis.
– Coś wymyślimy, gdy wyzdrowiejesz. Nie przejmuj się, kochanie. Zamknij oczy i śpij. Wszystko
się ułoży. – Marna to była pociecha, lecz ku zdziwieniu Toma spełniła swoje zadanie. Tannis zasnęła
głęboko, a Tom pogrążył się w rozmyślaniach. W końcu doszedł do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli
wpadnie do domu, nim chora znowu się obudzi.
Tak jak przypuszczał, pilnująca dzieci Antha wspaniale dawała sobie radę. Dzwonił do niej
wczesnym rankiem i zostawił szczegółowe instrukcje. Zdążyła już przygotować maluchom drugie
ś
niadanie do szkoły. Jebbie wybiegł przed drzwi, by powitać ojca.
– Antha powiedziała, że Tannis jest chora, a ty się nią opiekujesz – powiedział chłopiec drżącym
głosem.
Tom zdawał sobie sprawę, czego dotyczą obawy syna.
Na myśl o tym serce ścisnęło mu się z żalu. To niesprawiedliwe, by sześciolatek wiedział, co
znaczy lęk o zdrowie i życie osób, które są mu bliskie.
– Tannis wkrótce wyzdrowieje – zapewnił z przekonaniem w głosie. Ukląkł na jedno kolano i
przytulił syna. – Za kilka dni będziesz mógł ją odwiedzić.
Przypomniał sobie nagle, że powinien zadzwonić do szkoły i usprawiedliwić nieobecność Tannis.
Postanowił zawiadomić o jej chorobie dyrektora, którego znał osobiście. Za życia Mary regularnie grywali
razem w koszykówkę. Szybko odnalazł numer telefonu. Miał nadzieję, że Harry Tenlow nie obrazi się, że
od samego rana zawraca mu głowę.
– Halo?
– Witaj, Harry, mówi Tom Hayes.
– Cześć, Tom! Dawno się nie widzieliśmy.
Zapadło niezręczne milczenie.
– Bardzo mi brakuje naszych rozgrywek.
Tom rozumiał, co jest powodem zakłopotania jego znajomych.
– Mam sporo obowiązków i nie starcza mi czasu na rozrywki. Dzwonię z innego powodu.
– O co chodzi?
– Tannis Carlson jest chora. Czy wiesz, do kogo powinienem zatelefonować, żeby zorganizować
szybko zastępstwo na dzisiaj i zapewne na cały następny tydzień, o ile rekonwalescencja się nie
przedłuży?
– Dobrze trafiłeś. Sam planuję zastępstwa – oznajmił Harry, a po chwili dodał: – Na co choruje
Tannis?
– Ma zapalenie płuc. Doktor Ellis twierdzi, że to groźny przypadek, więc przez jakiś czas Tannis
powinna się oszczędzać.
– Idę o zakład, że słabo zna skrupulatną panią Carlson – mruknął Harry. – Ta dziewczyna pracuje
jak zegarek. To jedna z moich najlepszych nauczycielek. W ogóle nie korzysta ze zwolnień lekarskich.
Rzecz jasna, potrzebne będzie stosowne zaświadczenie, ale Tannis w ogóle nie powinna się martwić tą
nieobecnością. Byłoby dobrze, gdyby w przyszłym tygodniu porozumiała się telefonicznie z osobą, która
przejmie jej obowiązki. Mam nadzieję, że nasza pacjentka szybko odzyska siły.
– W jej teczce jest mnóstwo uczniowskich prac. Czy to ważne?
– Na razie nie. Mogę zadzwonić do ciebie w niedzielę po południu? Jeśli Tannis poczuje się
lepiej, niech zostawi wskazówki dla swoich zastępców.
– Dzięki za pomoc, Harry.
– Miło mi, że mogłem ci się jakoś przysłużyć. Opiekujesz się Tannis? – zapytał dyrektor szkoły,
nie kryjąc ciekawości.
– Trzeba pomagać ludziom – odparł wykrętnie Tom. – Szczerze mówiąc, moja sąsiadka nie lubi
być zależna od innych.
– Chyba wiem, o czym mówisz – Harry skwitował śmiechem jego słowa. Po chwili dodał z
powagą: – To wspaniała dziewczyna. Gdybym nie był szczęśliwym małżonkiem… Nieźle trafiłeś, Hayes.
Mogło być znacznie gorzej.
Tom osłupiał. Czy Harry sądzi, że mają zamiar się pobrać?
– Ja tylko pomagam sąsiadce, Harry. Jesteśmy zaprzyjaźnieni.
– Rozumiem. – Tom był przekonany, że Harry powiedział to z uśmiechem. – Powiedz Tannis, że
całe grono pedagogiczne życzy jej szybkiego powrotu do zdrowia. Niech się o nic nie martwi. Wszystkim
się zajmę. – Dziękuję. – Zamyślony Tom odłożył słuchawkę. Po chwili zadzwonił do swojej sekretarki z
prośbą, by zrealizowała recepty, oddała mundurek hostessy i przywiozła mu do domu część dokumentów.
Przez cały czas rozważał słowa Harry'ego.
Tannis obudziła się dość późno. Blade światło zimowego słońca wpadało do sypialni przez
uchylone żaluzje. Pasy cienia i blasku układały się na kołdrze. Tannis leżała nieruchomo, wspominając
ostatnie godziny.
Co było snem, a co jawą?
Pamiętała bardzo wyraźnie okropną awanturę w restauracji. Potem już nic… jakieś strzępy
wspomnień. Przypomniała sobie, że w nocy Tom siedział przy jej łóżku i niespodziewanie zapalił światło,
które okropnie raziło ją w oczy.
Mój Boże, jaka szkoda, że to nie był tylko senny koszmar. Tannis nie miała wątpliwości, że
straciła dodatkową posadę. Czuła się tak chora i wyczerpana, że nieprędko będzie w stanie zabrać się do
szukania nowej.
Musiała podjąć ostateczną decyzję. Wydało jej się zabawne, że poszczególne możliwości tak
jasno rysują się w jej umyśle. Jedna z nich zakładała przeprowadzkę do Culpeper oraz wynajęcie
skromnego mieszkania dla siebie i matki. W małym miasteczku ceny były o wiele niższe niż
Charlottesville. Jeśli w połowie roku uda się znaleźć pracę w szkole, nauczycielska pensja pozwoli na
wynajęcie opiekunki, która zajmie się matką. Nocami Tannis sama mogła jej doglądać. To na szczęście
nic nie kosztuje. Plan numer jeden miał sporo wad. Matka będzie na pewno wściekła i przygnębiona
kolejną przeprowadzką, a na domiar złego życie Tannis stanie się piekłem. Ze smutkiem myślała o
docinkach, których nie szczędziła jej starsza pani. Zawsze brała stronę ukochanego zięcia. Była
przekonana, że doskonale wie, kto ponosi odpowiedzialność za rozpad małżeństwa córki; z pewnością nie
był to Jeremy.
Tannis sądziła, że plan numer jeden ma szanse powodzenia, ale niewątpliwie ona sama przypłaci
to ciężką depresją.
Postanowiła szukać innych możliwości. Brała pod uwagę wszelkie rozwiązania, które zakładały
pozostanie w Charlottesville i zatrzymanie podmiejskiego domu, ale każdy z tych wariantów okazywał się
nierealny.
Tannis ogarnęło dobrze znane poczucie bezsilności. Od wielu dni w kółko powtarzała te same
argumenty. śaden z misternych planów nie miał szans powodzenia.
Trzeba będzie sprzedać dom.
Westchnęła żałośnie, przygnieciona brzemieniem problemów, które przyszło jej dźwigać na
wątłych barkach. Nie ma innego wyjścia. Dom zostanie sprzedany. Jeśli Tannis znajdzie niedrogie
mieszkanie i przyjmie współlokatorkę, zdoła opłacić pensjonat matki i zadbać o własne potrzeby, nie
wyzbywając się przy okazji ostatniego grosza. Pieniądze ze sprzedaży domu postanowiła wpłacić do
banku i zostawić na czarną godzinę. Była przekonana, że w przyszłości los także nie oszczędzi jej
kłopotów.
Tak czy inaczej plan numer dwa wyglądał dość zachęcająco. Tannis była zadowolona, bo jego
przyjęcie oznaczało,, że nie będzie musiała stawiać matki przed koniecznością następnej przeprowadzki
ani, uchowaj Boże, mieszkać z nią pod jednym dachem.
Westchnęła ciężko i wolno usiadła na łóżku. Tym razem szczęśliwie uniknęła zawrotu głowy, ale
nadal była osłabiona. Sięgnęła po szlafrok leżący na pościeli. Znowu pomyślała o Tomie. Bardzo jej
pomógł, gdy zachorowała. Nie miała wątpliwości, że w jego mniemaniu był to rewanż za opiekę nad
Mary. Nagle zarumieniła się ze wstydu. Tom przyznał, że to on przebrał ją w nocną koszulę tamtego
wieczoru, gdy straciła przytomność. Tannis nie była pewna, czy kiedykolwiek odważy mu się spojrzeć
prosto w oczy.
Ciekawe, gdzie on się podziewa? Poprzedniej nocy budziła się kilkakrotnie. Za każdym razem
Tom podawał jej coś do picia, uspokajał i zachęcał, by ponownie zasnęła. Pewnie musiał wrócić do domu
albo, co bardziej prawdopodobne, poszedł do pracy.
Praca!
Tannis ocknęła się z letargu i sięgnęła po stojący obok łóżka budzik. Wskazywał dziesiątą
trzydzieści siedem.
Litości! Miała wrażenie, że czas nagle się cofnął. Czy to możliwe, by dzień po dniu spotykało ją
to samo nieszczęście? Jeżeli straci posadę w szkole…
– Dlaczego wstałaś? Marsz do łóżka! – Głos Toma zabrzmiał jak komenda rozzłoszczonego
kaprala. Sąsiad Tannis stał w odległości zaledwie paru kroków z rękami na biodrach. Rzucił chorej groźne
spojrzenie. Tannis w pierwszej chwili posłusznie wślizgnęła się pod kołdrę, ale natychmiast się
zreflektowała. Uniosła dumnie głowę i spojrzała zuchwale w pociemniałe oczy lśniące szmaragdowym
blaskiem.
– Muszę się ubrać i pędzić do szkoły. Jestem spóźniona. Dlaczego nie nastawiłeś budzika? –
Zapomniała o chrypie, która zniweczyła cały efekt. Kto to słyszał, by kobieta broniąca swej dumy i
niezależności skrzeczała jak żaba.
Tom nie raczył odpowiedzieć na jej pytanie.
– Harry zorganizował już zastępstwo. Znalazł nauczycielkę, która podjęła się prowadzić za ciebie
lekcje przez cały następny tydzień.
– Dyrektor Tenlow… Skąd wiedział o mojej chorobie? – Poczuła ostry ból gardła i wyczerpana
opadła na łóżko. To było ponad jej siły. W ciągu jednej doby starannie uporządkowany świat został nagle
wywrócony do góry nogami. Tom podszedł bliżej i dotknął łagodnie jej policzka. Ten gest wydał się w
pierwszej chwili tak naturalny, że przestraszona Tannis odsunęła głowę.
– O co ci chodzi?
– Sprawdzam temperaturę. – Tom ponownie dotknął jej twarzy. – Może byś tak wróciła do łóżka?
Nadal masz gorączkę, chociaż jest dużo lepiej niż wczorajszej nocy.
Wziął z nocnego stolika dwie tabletki oraz szklankę z wodą i podał chorej. Gdy ujrzała jego minę,
nie miała odwagi się sprzeciwić. Potulnie wróciła do łóżka. W samą porę, bo ledwie trzymała się na
nogach. Tom przysiadł obok i położył na jej dłoni tabletki.
– Połknij. Moja sekretarka, Polly, zrealizowała recepty dziś rano. Im wcześniej zaczniemy solidną
kurację, tym szybciej uporamy się z chorobą – wyjaśnił.
Tannis gapiła się na niego, próbując zignorować dziwny dreszcz, który poczuła, gdy udo Toma
dotknęło przez kołdrę jej biodra.
– Uporamy się? Przecież to ja choruję, ja straciłam pracę, ja zostanę wylana z kolejnej posady,
jeśli natychmiast nie pojadę do szkoły. Tylko mnie… Chwileczkę, kto zapłacił za lekarstwa?
– Ja. Później zwrócisz mi pieniądze. Na moją prośbę Polly odwiozła także do restauracji twój
mundurek i odebrała czek. Wpłacę pieniądze na twoje konto. Podaj mi tylko numer.
– Ja… Dzięki, Tom. Doceniam twoją pomoc. Przepraszam, jeśli uważasz mnie za niewdzięcznicę.
– Wiele ostatnio przeszłaś – odparł pojednawczo Tom. – Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś,
ż
e masz poważne kłopoty finansowe?
Tannis długo patrzyła mu w oczy bez słowa. Cóż mogła odpowiedzieć na takie pytanie?
– To przecież wyłącznie mój problem – szepnęła.
– Wiem, że właściciel restauracji wyrzucił cię z pracy. Co teraz zrobisz?
Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Gapiła się bezmyślnie na zawiły wzór bawełnianego
swetra, który miał na sobie Tom. Mężczyzna westchnął ciężko.
– Powinnaś w końcu zrozumieć, że wymagasz od siebie zbyt wiele. Czy nie zdajesz sobie sprawy,
ż
e mogłaś spowodować wypadek, prowadząc auto w takim stanie? Co by się stało, gdybym przypadkiem
nie zauważył, że zemdlałaś?
– Będę musiała sprzedać dom – oznajmiła bez związku. Zapadła cisza. Po dłuższej chwili Tannis
podniosła wzrok i spojrzała Tomowi prosto w oczy. – Słyszałeś? Powiedziałam, że będę musiała sprzedać
dom. Wynajmę mieszkanie i znajdę współlokatorkę. Nie mam innego wyjścia – oznajmiła, zaciskając
zęby.
– To nie jest jedyne rozwiązanie – powiedział półgłosem Tom.
– Dokładnie wszystko przemyślałam – odparła niepewnie.
– Nie sądzę… – Proponuję, żebyś za mnie wyszła.
Wyjść za Toma? Tannis patrzyła z niedowierzaniem w jasne oczy, które połyskiwały srebrzyście,
jakby nagle straciły naturalne szmaragdowe zabarwienie. Jej postać odbijała się w ciernych źrenicach jak
w miniaturowych zwierciadłach. Czuła się okropnie zakłopotana, ale nie potrafiła odwrócić wzroku.
Chyba się przesłyszała… Czy Tom rzeczywiście zaproponował jej małżeństwo?
– Chcesz, żebym… za ciebie wyszła? – Tom skinął głową. Tannis zdobyła się na wymuszony
uśmiech. – Chyba jesteś chory. Zaraziłeś się ode mnie? Masz gorączkę?
– Czuję się doskonale. Tannis, wysłuchaj mnie, zanim podejmiesz ostateczną decyzję – odparł z
powagą.
– Tom, nie mogę…
– Cicho. – Położył palec na jej ustach. – Posłuchaj, co mam do powiedzenia.
Tannis poczuła się nagle bardzo zmęczona. Słowa Toma ogromnie ją poruszyły, ale miała już
dość mocnych wrażeń. Walczyła z narastającą sennością, ale mimo wszystko chciała wysłuchać
argumentów Toma.
– Małżeństwo stanowi doskonałe wyjście dla nas obojga – tłumaczył. – Oczywiście nie ma
potrzeby, żebyśmy się zwodzili obietnicami dozgonnej miłości. Każde z nas ma określone kłopoty i
potrzeby, z którymi we dwoje łatwiej się uporamy. – Tom przysunął się bliżej. Patrzył na Tannis
uporczywie, jak drapieżnik czatujący na upatrzoną ofiarę. – Dzieciom potrzebna jest matka. Amy tęskni
do kobiecej opieki i towarzystwa. Moje pociechy są do ciebie bardzo przywiązane, a więc nawiążesz z
nimi kontakt o wiele łatwiej niż inna kandydatka na moją żonę.
Serce rozbolało Tannis na samą myśl o tym, że Tom mogłyby poślubić jakąś obcą babę.
– Jeśli za mnie wyjdziesz, nie będziesz musiała zawracać sobie głowy domową krzątaniną.
Chciałbym stworzyć dzieciom i sobie prawdziwą rodzinę. Potrzebuję pomocy w wychowaniu Amy i
Jebbie'ego. Po naszym ślubie mogłabyś nadal uczyć, o ile tego zechcesz. Zatrudnimy gosposię albo panią
do sprzątania. Swoją pensję mogłabyś wydawać, na co zechcesz, na przykład zadbać o potrzeby matki.
Tannis czuła, że jej opór słabnie. Tom wiedział, co robi. Sprytnie przyparł ją do muru. Powinna
odrzucić jego propozycję, lecz wizja zgodnej, pełnej ciepła rodziny – jej własnej rodziny – sprawiła, że
odzyskała spokój i oddała się marzeniom. Tom zamknął jej małe dłonie w swoich mocnych rękach.
– Mam w zanadrzu jeszcze jeden argument. Nie wiem, co sądzisz o macierzyństwie, ale byłbym
naprawdę szczęśliwy, gdybyś zechciała urodzić nasze dziecko. Zawsze marzyłem o sporej gromadce.
Własne dziecko! Tom doskonale wiedział, jakich użyć sposobów, by poruszyć Tannis do żywego.
Uniósł jej dłonie do ust. Przymknął powieki. Dziewczyna nie odrywała wzroku od jego twarzy. Gdy
otworzył zielone oczy rozpłomienione ogniem namiętności, zabrakło jej tchu. Poczuła zmysłowy dreszcz.
– Tannis… – zaczął głębokim, niskim głosem. Gorący oddech parzył jej dłonie, które nadal tulił
do ust. Po chwili dodał: – Tworzymy dobraną parę. W łóżku będzie nam cudownie. To jeden z
ważniejszych powodów moich oświadczyn. Obiecuję, że będę ci wierny. – Pochylił się.
Oszołomiona Tannis przymknęła oczy. Nawet gdyby nie była tak wyczerpana, nie znalazłaby
dość sił, żeby go odepchnąć. Silne palce musnęły jej policzki, dotknęły włosów.
– Spójrz na mnie – szepnął. Gdy uniosła powieki, jego twarz przesłoniła jej wszystko, a kuszące
usta były niebezpiecznie blisko. – Odpocznij i zastanów się nad moją propozycją. Porozmawiamy, gdy
poczujesz się lepiej. – Musnął wargami jej policzek i usta. Odsunął się i przykrył chorą starannie. – Śpij.
Zajrzę do ciebie po południu.
Zniknęło gdzieś łagodne, czułe brzmienie głosu. Tom był znowu sobą: surowym, poważnym
mężczyzną, w którego obecności Tannis odczuwała przyspieszone bicie serca.
W południe Tom przygotował dla Tannis bulion z kurczaka. Gdy zjawił się w jej domu,
natychmiast oznajmiła, że ma dość leżenia w łóżku i nie chce być dłużej zdana na czyjąś łaskę.
Samozwańczy pielęgniarz stanowczo uznał, że powinna odpoczywać jeszcze przynajmniej jeden dzień.
Poddała się bez oporu. Zwykle nie była taka potulna. Tom wydawał się zaskoczony jej ustępliwością.
Tannis przełknęła z trudem kilka łyżek bulionu, ale po chwili odsunęła rękę karmiącego ją
mężczyzny.
– Więcej nie mogę.
– Trudno. Obiecaj mi, że wieczorem zjesz lekką kolację – ustąpił niechętnie.
Tannis z uśmiechem uniosła prawą rękę.
– Przysięgam. – Nagle spoważniała. – Zastanawiałam się nad twoją propozycją… – Tom poczuł
niespodziewanie, że ogarnęła go panika. Tannis na pewno nie zechce za niego wyjść!
Przerwał jej skwapliwie:
– Muszę teraz wrócić do pracy. Porozmawiamy o tym później. – Odstawił talerz z rosołem, a
potem otulił Tannis kołdrą. Zrobił to odruchowo, jakby poczucie odpowiedzialności za tę kobietę stało się
już cząstką jego natury. W pośpiechu wybiegł z sypialni chorej sąsiadki.
Amy bardzo się ucieszyła, gdy zaproponował, żeby zaniosła Tannis podwieczorek i dotrzymała jej
towarzystwa. Pod wieczór zjawiła się koleżanka z pracy, która oświadczyła, że chętnie spędzi u chorej
kilka godzin. Tomowi było to na rękę. Rano przytoczył dość argumentów, by namówić Tannis do
przyjęcia swojej propozycji. Niestety, po południu odniósł wrażenie, że dziewczyna nadal ma sporo
wątpliwości. Musiał się poważnie zastanowić, w jaki sposób przekonać ją do małżeństwa.
Tannis spała doskonale w piątkową noc. Tom zajrzał do niej na chwilę, nim zasnęła, ale szybko
się pożegnał. Od chwili gdy zaproponował jej małżeństwo, postępował dość dziwnie. Tannis doszła do
wniosku, że się rozmyślił i nie wie, jak taktownie dać jej do zrozumienia, aby uznała poranną propozycję
za niebyłą.
Długo się zastanawiała. W końcu, po wielogodzinnym namyśle, doszła do wniosku, że jeśli Tom
ponowi oświadczyny, wyjdzie za niego i uczyni wszystko, by stworzyli szczęśliwą rodzinę. Doskonale
znała swego sąsiada, i to od najlepszej strony.
Jedynym niepokojącym aspektem całej sprawy było ich ewentualne pożycie małżeńskie. Tom nie
ukrywał, że to dla niego bardzo istotny aspekt wspólnego życia. Na samą myśl o tym, że mieliby sypiać
razem i dzielić sekretne przeżycia, Tannis przebiegł rozkoszny dreszcz. Niestety, Jeremy wyraźnie dał jej
do zrozumienia, że rozczarowała go jako kochanka. Z drugiej strony jednak przy eks-małżonku nie
odczuwała nigdy zmysłowego podniecenia, jakie wzbudzał w niej Tom najlżejszym dotknięciem. Być
może więc i pod tym względem jej obawy okażą się bezpodstawne.
Sobota minęła Tannis niepostrzeżenie. Chora czuła się nieco lepiej. Wstała z łóżka i spacerowała
po mieszkaniu. Tom zabronił jej wszelkich domowych prac; obiecała, że nie ruszy palcem. W mniemaniu
skrupulatnego mecenasa Hayesa nawet wkładanie naczyń do zmywarki uchodziło za bardzo wyczerpujące
zajęcie. W niedzielę Tannis miała już dość bezwstydnego leniuchowania, ale jeszcze nie odzyskała sił;
wystarczyło kilka kroków po schodach, by poczuła się kompletnie wyczerpana.
Tom zjawił się u niej pod wieczór, około szóstej. Przyniósł spory koszyk, z którego unosiły się
nadzwyczaj smakowite zapachy.
– Lasagna, pieczywo, sałatka i kompot wiśniowy – oznajmił, gdy Tannis z ciekawością zerknęła
do środka.
– Niezły z ciebie kucharz. Utyję, jeśli będziesz mnie podkarmiał przez dłuższy czas. –
Dziewczyna ustawiła zawartość kosza na stoliku i z uznaniem pokiwała głową. Tom zmierzył wzrokiem
jej szczupłą postać.
– Doskonale. Powinnaś dużo jeść. Znowu się przyjemnie zaokrąglisz.
– Tom! – krzyknęła oburzona jego śmiałą uwagą. Zarumieniła się, gdy przypomniała sobie, że jej
ciało nie ma już przed nim żadnych tajemnic. – Nie chcę się zaokrąglić. Pewnie wybrałabym inną metodę
odchudzania, ale liczy się przecież rezultat.
– Podobały mi się twoje okrągłości – odparł szczerze.
Postawił przed nią wypełniony po brzegi talerz. Tannis posłusznie zaczęła jeść. Nagle odłożyła
widelec.
– Nie smakuje ci? – zapytał stojący za nią Tom.
– Czy możesz zostać trochę dłużej? Chciałam porozmawiać o propozycji, którą mi niedawno
złożyłeś.
– Zgoda – odparł krótko.
Tannis z zapałem pałaszowała kolację. Gdy wyjadała owoce z kompotu, przyszła Amy.
Dziewczynka uśmiechnęła się przepraszająco. W ręku trzymała dużą kopertę.
– Zapomniałam ci ją oddać. Twoi uczniowie prosili mnie o to w piątek. Wyjęłam dziś zeszyty z
torby, żeby odrobić lekcje, i znalazłam tę kopertę.
– Nie odrobiłaś jeszcze pracy domowej? – Tom popatrzył surowo na córkę.
– Zapomniałam – rzuciła opryskliwie Amy. – Zresztą to łatwizna, zaledwie kilka zadań z matmy.
– Nie wątpię, że poradzisz sobie z nimi bez trudu, ale chodzi o to, żebyś pracowała
systematycznie i starannie odrabiała lekcje. Skoro nie zrobiłaś pracy domowej, pożegnaj się z Tannis i
wracaj do domu.
– Dobranoc – wymamrotała ponuro Amy.
Tannis chwyciła ją za rękę.
– Dzięki za pomoc, Amy. Nie wiem, jak bym sobie dała radę bez takich przyjaciół jak ty i twój
tata.
– Cieszę się, że mogłam ci pomóc – powiedziała dziewczynka i od razu poweselała. Po chwili
dodała z westchnieniem: – Idę odrabiać tę matmę. Zobaczymy się jutro.
– Wpadnij do mnie, wracając ze szkoły – poprosiła Tannis.
– Chętnie. – Dziewczynka pomknęła do wyjścia. Tom wziął się do zmywania, a Tannis otworzyła
kopertę. Na stół wysypały się listy od uczniów. Oczy nauczycielki zaszły łzami.
– Co się stało? – Zaniepokojony Tom rzucił ścierkę na kuchenny blat, podszedł do Tannis i
dotknął jej twarzy. – Dlaczego płaczesz?
– Trochę użalam się nad sobą – odparła z niesmakiem. Tom zaprowadził ją do pokoju dziennego.
Usiedli na kanapie ramię przy ramieniu. – Szkoda mi każdego dnia. Tak krótko mam okazję uczyć i
poznawać te dzieci.
– Jesteś nauczycielką z powołania, mam rację? – zauważył Tom, ujmując czule jej dłoń. Skinęła
głową. Sąsiad niespodziewanie zmienił temat. – Tannis, zastanawiałaś się nad moimi oświadczynami?
– Owszem. Czy propozycja jest nadal aktualni?
– Naturalnie. – Tom dziwnie się jej przyglądał.
– Sądziłam, że zmieniłeś zdanie i masz nadzieję, że odmówię.
– Chcę, żebyś została moją żoną – odparł Tom, spuszczając oczy i patrząc na ich splecione dłonie.
– Wyjdziesz za mnie?
– Rozważyłam wszystkie argumenty – odpowiedziała. – Czuję się zaszczycona twoją propozycją.
Zdecydowałam się na ślub. Obiecuję zrobić wszystko, abyśmy byli szczęśliwą rodziną.
– Przyrzekam, że będę się tobą opiekować. – Tom puścił dłoń Tannis i spojrzał jej prosto w oczy.
Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął miniaturowe pudełeczko. Podał je dziewczynie z przepraszającym
uśmiechem. – Liczyłem na to, że się zgodzisz.
Tannis oniemiała. Miała świadomość, że czeka ją małżeństwo z rozsądku. Nie spodziewała się
zaręczynowego pierścionka. Drżącymi rękami otworzyła pudełeczko. Omal nie krzyknęła na widok
lśniącego brylantu oprawionego w złoto. Pierścionek był piękny i nieco staroświecki.
– Należał do mojej babci – wyjaśnił Tom. – Mary życzyła sobie nowego pierścionka. Nigdy go
nie nosiła. Jeżeli nie lubisz staroci, kupimy inny.
Tannis pokręciła głową. Przez chwilę nie była w stanie wykrztusić słowa.
– Nie waż się tak mówić. Chcę mieć ten pierścionek!
ROZDZIAŁ PIĄTY
Tom z uśmiechem ujął dłoń Tannis i wsunął pierścionek na jej serdeczny palec.
– Jest twój. Teraz należysz do mojej rodziny.
– Dzięki, że o tym pomyślałeś. To dla mnie wyjątkowa chwila. Zdaję sobie sprawę, że w naszej
sytuacji to nie było konieczne – oznajmiła Tannis.
Łza spłynęła po jej policzku. Świeżo upieczona narzeczona próbowała opanować wzruszenie.
– Wręcz przeciwnie – upierał się Tom. Objął Tannis i posadził sobie na kolanach. – Jestem
szczęściarzem, skoro taka wyjątkowa kobieta jak ty zgodziła się zostać moją żoną.
Gdy Tannis zarzuciła mu ręce na szyję, pochylił głowę, żeby ją pocałować. Nie zamierzała się
opierać. Namiętnie odwzajemniła pocałunek; rozchyliła usta, czując na wargach natarczywe dotknięcie
języka, a jej dłonie gładziły szerokie plecy narzeczonego. Był taki zaborczy, taki namiętny, taki męski.
Jeremy nie potrafił nigdy wyzwolić w niej tego rodzaju namiętności podczas nieudanego dwuletniego
pożycia. Gdy była z Tomem, wystarczyło, by objął jej talię i wolno przesunął dłonie ku piersiom, a już
wzdychała z rozkoszy. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał Tannis, żeby nie pokładała w nowym
małżeństwie zbyt wielkich nadziei. Powtarzała sobie, że łączy ją z Tomem namiętność, nie miłość. To
całkiem odmienne uczucia, skarciła się w głębi ducha… i nagle zapomniała o całym świecie, poddając
się pieszczotom Toma, który gładził palcami jej piersi. Nadal siedziała mu na kolanach. Uniosła się
zniecierpliwiona, spragniona dotknięcia silnych rąk. Jej sutki stwardniały pod wpływem nagłej żądzy.
Tom przeciągał zwodniczą pieszczotę, nie przerywając pocałunków. Rozgorączkowana Tannis
chwyciła go za nadgarstek i położyła jego dłoń na swojej piersi. Zachęcony tym gestem zaczął głaskać
nabrzmiałe sutki. Tannis westchnęła, a podniecony Tom jęknął z zachwytu. Pochylił głowę, a jego
rozchylone, wilgotne usta zaczęły błądzić po obnażonym biuście Tannis.
– To cudowne uczucie – szepnął z uśmiechem, podnosząc wzrok. – Aż nazbyt cudowne.
– Jak to? – zapytała prostując się.
Usiadła tak, by widzieć jego twarz. Tom na moment wstrzymał oddech.
– Na pewno wiesz, co mam na myśli.
– Nie. – Tannis westchnęła głęboko. W jednej chwili stała się spokojna i opanowana. – Wydaje mi
się, że mało wiem o tych sprawach. Moje pożycie małżeńskie było dość monotonne. Jeremy'emu
wystarczyło pięć minut w ciemnej sypialni. Nie mogę powiedzieć, żeby kiedykolwiek było mi z nim
dobrze. – Umilkła, a potem dodała z wahaniem: – Obawiam się, że cię rozczaruję.
Tom znieruchomiał, słysząc jej słowa. Wyraziste rysy stężały na moment. Tannis przemknęło
przez myśl, że Tom jest wściekły, ale wyraz jego twarzy zmienił się nazbyt szybko, by mogła się upewnić.
Powoli wygładził ubranie narzeczonej, a następnie położył dużą, ciepłą dłoń na jej brzuchu. Tannis
obawiała się, że przerwał zmysłowe pieszczoty z powodu jej niefortunnej uwagi.
– Na pewno mnie nie rozczarujesz – oznajmił z niezachwianą pewnością. Łagodnym ruchem
przesunął dłoń pod lewą pierś Tannis, gdzie wyczuwał pulsowanie jej serca. – Drzemie tu wielka
namiętność. Postanowiłem ją obudzić i wydobyć z ciebie.
– Możesz to zrobić od razu – odparła pokrzepiona tymi słowami i przykryła dłonią jego rękę.
– Nie. Obiecałem sobie, że poczekam do naszego ślubu. Trudno mi będzie dotrzymać obietnicy.
– Skoro chcesz być ze mną… Oboje chcemy…
– Bardzo chcę – odparł i czule dotknął wargami ust Tannis. Po chwili stracił głowę i znowu
całował ją do utraty tchu. Gdy w końcu nad sobą zapanował, dodał głosem nie znoszącym sprzeciwu: –
Poczekamy do dnia ślubu. Gdy będziemy się kochać po raz pierwszy, chcę przez całą noc cieszyć się
twoim pięknym ciałem. Zobaczysz, że będzie nam razem cudownie. Wolałbym podczas pierwszej
wspólnej nocy nie zawracać sobie głowy obawami dotyczącymi niepożądanej ciąży. Mam szczerą
nadzieję, że za jakiś czas przyjdzie na świat nasze dziecko. Lepiej, aby znajomi nie liczyli tygodni,
zachodząc w głowę, kiedy spłodziliśmy potomka.
Jakie śmiałe wyznanie! Tannis spłonęła rumieńcem. Poczuła się zakłopotana, gdy Tom roztoczył
przed nią wizję przyszłego macierzyństwa. Nadal trudno jej było uświadomić sobie, że z ich związku
może przyjść na świat dziecko.
– Chciałabym jak najszybciej zajść w ciążę – oświadczyła.
Tom przypieczętował to wyznanie krótkim, mocnym pocałunkiem.
– Najpierw musimy wziąć ślub. Może w sobotę, za dwa tygodnie?
– Tak szybko? Ależ to szaleństwo! Nie zdołamy się pobrać w tak rekordowym tempie.
Tom wybuchnął śmiechem, widząc jej przerażoną minę.
– Nic łatwiejszego. Trzeba tylko złożyć dokumenty i ustalić termin w parafii.
Słowa Toma brzmiały przekonująco. Każde z nich miało już za sobą jedną ślubną ceremonię.
Tym razem czekało ich małżeństwo z rozsądku. Woleli sobie oszczędzić utrapień i pompy hucznego
weseliska. Wystarczy skromna uroczystość z udziałem dzieci i świadków. Z drugiej strony jednak…
– A co z moim domem? Sprzedamy go? Muszę posortować rzeczy i zdecydować, które z nich
warto zatrzymać.
– Zrobimy to razem – postanowił Tom. – Zadzwonię jutro do agencji zajmującej się
nieruchomościami, żeby wycenili budynek i poszukali nabywcy. – To brzmiało rozsądnie, ale Tannis
miała również inne wątpliwości.
– Co powiedzą na ten ślub Amy i Jebbie? Nie sądzisz, że potrzebują więcej czasu, żeby się do
mnie przyzwyczaić?
– Przypuszczam, że gdy się dowiedzą o naszej decyzji, będzie im zależało na pośpiechu tak samo
jak mnie. Bardzo cię lubią. Poza tym im prędzej sprzedasz dom, tym szybciej uwolnisz się od kłopotów
finansowych.
– Masz rację. Pobierzmy się w sobotę, za dwa tygodnie.
Pierwszy tydzień minął niepostrzeżenie. Jeszcze nim ukazało się ogłoszenie o sprzedaży domu,
pośrednik znalazł trójkę potencjalnych nabywców. Tom nie pozwolił Tannis pakować rzeczy, póki nie
odzyska sił. Sporządzała jedynie listy rozmaitych przedmiotów. Po południu Amy, Jebbie oraz ich ojciec
zjawiali się u niej. Przenosili do swego domu rzeczy, które chciała zatrzymać, i pakowali do pudełek
wszystko, co przeznaczyła do sprzedaży.
Jebbie przyjął wiadomość o ślubie ojca ze spokojem.
– Fajnie! – ucieszył się. – Będziesz przychodziła na mecze, żeby mi kibicować jak inne mamy?
– Oczywiście, Jebbie – obiecała Tannis, wzruszona jego prośbą. Nie umknął jej uwagi wyraz
smutku, który zmienił na chwilę rysy chłopca. – Będę głośno krzyczała z radości, ilekroć odbijesz piłkę.
Amy dręczyły rozmaite wątpliwości. Pewnego dnia, gdy Tom i Jebbie przenosili paczki z
książkami do sąsiedniego domu, zebrała się na odwagę, by je głośno wypowiedzieć.
– Tannis… – zaczęła niepewnie.
Przyszła żona Toma domyśliła się od razu, że po raz pierwszy, lecz nie ostatni przyjdzie jej
borykać się z życiowymi problemami dojrzewającej nastolatki. Po chwili Amy zapytała:
– Czy życzysz sobie, żebym nazywała cię mamą? – Tannis wyczuła niechęć w tych słowach,
chociaż do tej pory dziewczynka zawsze była wobec niej bardzo serdeczna.
– Nie, Amy, chyba że sama będziesz tego chciała – odparła spokojnie, nie przerywając układania
książek. – Możesz nadal mówić mi po imieniu, jeśli ci to odpowiada. Wiem, że bardzo kochałaś swoją
mamę. Nie będę próbowała zajmować jej miejsca w twoim sercu.
– Czasami bardzo za nią tęsknię – szepnęła Amy. Wielkie niebieskie oczy zaszły łzami.
Dziewczynka chwyciła na oślep gruby tom i wrzuciła go do pudła. – Dlaczego musiała umrzeć?
– Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. – Tannis uklękła na podłodze obok Amy. –
ś
ycie bywa trudne. Mnie również brakuje twojej mamy. Była moją najlepszą przyjaciółką.
Prowadziłyśmy długie rozmowy. Z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało.
– Możesz rozmawiać ze mną, na przykład od czasu do czasu powspominać mamę – odparła
dziewczynka po chwili wahania i uśmiechnęła się niepewnie. Tannis przytuliła ją mocno.
– Dzięki. Chętnie porozmawiam z tobą o Mary. Mam nadzieję, Amy, że w każdej sytuacji
będziemy umiały znaleźć wspólny język.
– Bardzo cię lubię, Tannis, ale czuję się… jakoś dziwnie, gdy myślę, że wkrótce będziesz żoną
taty. Skoro żeni się powtórnie, można by pomyśleć, że całkiem zapomniał o mamie. Gdyby ona żyła,
pozostałabyś naszą sąsiadką.
Tannis skinęła głową.
– Sądzę, że twoje odczucia są całkiem naturalne. Obawiasz się, że chcę zająć miejsce twojej
mamy.
– Chyba tak. Skoro tata się w tobie zakochał, to znaczy, że już o niej zapomniał.
Tannis miała świadomość, że stąpa po niepewnym gruncie. Jak wytłumaczyć dwunastoletniej
dziewczynce, iż Tom wcale nie kocha przyszłej żony, że postanowił ją poślubić, by zyskać namiętną,
wierną kochankę i bratnią duszę, która mu pomoże uporać się z rodzinnymi problemami? Tannis miała
wrażenie, że coś ściska ją za gardło.
– Nikt z naszej małej gromadki nie zapomni nigdy o twojej mamie. Zawsze będzie żyła w naszych
wspomnieniach. Powinniśmy trzymać się razem i często o niej rozmawiać. W ten sposób w pewnym
sensie będzie z nami. Trudno się pogodzić z tym, że odeszła z tego świata. Wasz ojciec został sam ze
swoimi problemami. Mogę mu pomóc w ich rozwiązaniu. Poza tym twój tata potrzebuje kogoś…
– Wiem, chodzi o seks – wtrąciła z powagą Amy.
Tannis poczuła straszliwe zakłopotanie. A zatem matkowanie nastolatce oznacza i takie kłopoty!
– Rzecz jasna, masz rację, ale nie o tym mówiłam. Twój ojciec potrzebuje kogoś, kto byłby dla
niego podporą i dzielił z nim życie.
Amy rozważała jej słowa w milczeniu. Tannis gorączkowo szukała dalszych argumentów, ale po
chwili dziewczynka uśmiechnęła się do niej.
– Nigdy mi to nie przyszło do głowy. Tata jest chyba bardzo samotny. Niekiedy czuję się
podobnie, bo jestem teraz jedyną dziewczyną w rodzinie. Cieszę się, że z nami zamieszkasz. Gdy
posprzeczam się z tatą, na pewno będziesz mnie broniła.
Tannis uśmiechnęła się niepewnie. Wolała nie komentować ostatniej uwagi Amy. Gdy Tom
wszedł do pokoju, odczuła taką ulgę, że omal nie rzuciła mu się na szyję. Czy dobrze robi, pakując się w
takie kłopoty? Nie miała pojęcia, jak sprostać obowiązkom matki, a jej własna rodzicielka nie stanowiła w
tej dziedzinie dobrego wzorca do naśladowania.
Tannis wróciła do pracy w następny poniedziałek.
Czuła się całkiem nieźle, ale pod koniec lekcji była okropnie zmęczona – nie tyle nauczaniem
trzydziestki rozbrykanych dziewięciolatków, co uwagami koleżanek i kolegów na temat
niespodziewanych zaręczyn.
W środę pojechała z Tomem do Culpeper, by zobaczyć się z matką. Uprzedziła ją telefonicznie o
rychłym zamążpójściu i przyrzekła odwiedzić jeszcze przed ślubem. Zaniepokoiła ją rozmowa z lekarzem,
który opiekował się starszą panią. Zadzwonił w ciągu tygodnia, prosząc o spotkanie. Tannis obiecała
przyjechać w środowe popołudnie, zaraz po lekcjach.
Gdy wjechali na teren pensjonatu, Tom rozejrzał się wokół z zachwytem. Od razu docenił uroki
tego miejsca. Tannis była okropnie zdenerwowana. Gdy weszli do budynku, wydawała się nieobecna
duchem i pogrążona w ponurych myślach.
– Chyba powinniśmy najpierw zobaczyć się z lekarzem – przypomniał Tom, gdy minęła drzwi
gabinetu.
Tannis oprzytomniała i weszła do pokoju, gdzie przyjmował doktor Payton. Sympatyczny młody
człowiek, który zapewne był równolatkiem narzeczonej Toma, budził respekt i zaufanie. Tannis bardzo go
lubiła, a co ważniejsze, udało mu się zdobyć życzliwość jej matki.
– Witam panią. – Lekarz uścisnął rękę Tannis i spojrzał ze zdumieniem na Toma.
– Panie doktorze, oto mój narzeczony, Tom Hayes. – Po raz pierwszy miała okazję przedstawić
tak przyszłego męża. Słowo „narzeczony” dziwnie zabrzmiało w jej uszach, zupełnie jakby samą siebie
przyłapała na kłamstwie.
Panowie wymienili uścisk dłoni.
– Czy zechciałby pan z nami porozmawiać, zanim odwiedzimy matkę Tannis? – zapytał Tom.
Doktor Payton z roztargnieniem pokiwał głową.
– Tak. W ubiegłym tygodniu pani matka zachowywała się dość dziwacznie. Można powiedzieć,
ż
e stała się zupełnie… nieprzewidywalna. Muszą się państwo się liczyć z nagłymi zmianami nastroju,
cierpkimi uwagami, wybuchami złości.
– Twierdzi pan, że zachowanie mojej matki jest nienormalne? – zapytała z przerażeniem Tannis.
– Obawiam się, że w pewnym sensie tak – odparł lekarz. Uśmiechnął się do Tannis, próbując
dodać jej otuchy. Zwrócił się do Toma: – Czy pani Carlson wspomniała panu, że jej matka potrafi być…
ogromnie nieprzyjemna?
Tom skinął głową, a lekarz ponownie zagadnął Tannis:
– Podczas naszych ubiegłorocznych spotkań wielokrotnie słyszałem, że matka okazuje pani
narastającą wrogość. Zauważyliśmy, że podobnie odnosi się do pielęgniarek i reszty personelu.
Przestudiowałem zapisy w jej karcie i doszedłem do wniosku, że warto przeprowadzić badania
specjalistyczne. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że reakcje starszej pani mają podłoże fizjologiczne.
– Sądzi pan, że to choroba może być przyczyną coraz większej złośliwości mojej matki? –
zapytała wprost Tannis. W odpowiedzi lekarz z wahaniem pokiwał głową. – Jakie badania ma pan na
myśli? Czy są dla pacjenta nieprzyjemne lub bolesne?
– W żadnym wypadku. Posłużymy się nowoczesnym sprzętem. Oczywiście, wymagana jest pani
zgoda na przeprowadzenie badań.
Tannis rozważała przez chwilę słowa lekarza. Spojrzała pytająco na Toma.
– Co o tym sądzisz?
– Skoro istnieje przypuszczenie, że twoja matka cierpi na poważną chorobę, która może zostać
zdiagnozowana i wyleczona, powinnaś się zgodzić – odparł bez wahania.
Tannis pokiwała głową.
– Słusznie. Doktorze Payton, chętnie podpiszę to zezwolenie. – Uśmiechnęła się niepewnie. –
Ciekawe, jak pan zdoła przekonać moją matkę, żeby poddała się badaniom. A jeżeli odmówi?
– Chyba potrafię tak przedstawić tę sprawę naszej drogiej Madeline, żeby wyraziła zgodę. –
Lekarz uśmiechnął się i sięgnął po formularze. – Zawiadomię panią o wynikach pertraktacji.
Po spotkaniu z lekarzem Tannis zaprowadziła Toma do pokoju matki. Była okropnie
zdenerwowana. Nim weszli do środka, oznajmiła szeptem:
– Pod żadnym pozorem nie wspominaj, że brakuje mi pieniędzy. Na prośbę lekarza matka
scedowała na mnie wszelkie sprawy finansowe i nie orientuje się w sytuacji. Sądzi, że nadal posiada
znaczne oszczędności pochodzące ze sprzedaży domu oraz z ubezpieczenia.
– Zgoda. Będzie, jak chcesz – zgodził się skwapliwie Tom i ujął dłoń Tannis. Poczuł wyrzuty
sumienia. Jak mógł podawać w wątpliwość jej przywiązanie do matki? Ta dziewczyna robiła wszystko, co
w jej mocy, aby starsza pani sądziła, że nadal samodzielnie kieruje własnym życiem. Potrafił sobie
wyobrazić, jak istotne jest owo złudzenie dla osoby w podeszłym wieku.
– Dzięki. Masz dość odwagi, by wejść do jaskini lwów? – Tannis mocno uścisnęła rękę Toma.
Najwyraźniej obawiała się spotkania z matką. Podniosła dumnie głowę i zapukała.
– Proszę – dobiegł ich stłumiony głos, w którym pobrzmiewała irytacja.
Weszli do środka. Przy niewielkim stoliku siedziała drobna, siwowłosa kobieta. Pokój był
umeblowany antykami, które niewątpliwie stanowiły własność jego mieszkanki.
– Witaj, mamo. – Tannis przyklękła i pocałowała starszą panią w policzek, a następnie
przedstawiła jej drugiego gościa.
– To jest mój narzeczony, Tom Hayes. Tom, przedstawiam ci Madeline Ransom, moją matkę.
– Miło mi panią poznać. Tannis wiele mi o pani opowiadała – rzekł uprzejmie Tom.
– Jestem pewna, że zrobiła ze mnie potwora – odparła siwowłosa kobieta. Zmrużyła oczy i
popatrzyła na przybysza taksującym wzrokiem.
– Jak się czujesz, mamo? – Tannis próbowała ratować sytuację. – Może czegoś potrzebujesz?
Przywiozę następnym razem.
– Przeczytałam to wszystko. – Madeline Ransom wskazała drżącą dłonią stos książek piętrzących
się na stoliku przy drzwiach. – Przypuszczam, że nie przywiozłaś mi żadnych nowości. Teraz, gdy
zostałam tu zamknięta, możesz zajmować się własnymi sprawami i udawać, że mnie już nie ma na
ś
wiecie.
Tom dostrzegł łzy w oczach Tannis.
– Pani córka była ciężko chora. Niewiele brakowało, żeby wylądowała w szpitalu. Przez cały
tydzień nie chodziła do pracy – wtrącił.
Tannis na próżno rzuciła mu błagalne spojrzenie, prosząc, by zamilkł. Nie mógł pozwolić, żeby
starsza pani znęcała się w jego obecności nad Bogu ducha winną ofiarą. Postawił na stole dużą torbę.
– Oto całkiem spora porcja lektury przygotowanej dla pani przez Tannis. Następnym razem
przywieziemy więcej książek i czasopism.
– Och, serdeczne dzięki, panie Hayes! – zawołała starsza pani, uśmiechając się promiennie. Z jej
twarzy zniknął wyraz zajadłości i przekory. Tom gotów był przysiąc, że mrugnęła do niego
porozumiewawczo. – Kto wie, czy to małżeństwo nie wyjdzie Tannis na dobre. Jest pan równie miły jak
Jeremy. Moja córka nie umiała go przy sobie zatrzymać. Marna z niej gospodyni. I pomyśleć, że
uczyniłam wszystko, by nauczyć tę dziewczynę, jak należy prowadzić dom i dbać o męża.
Tom był wściekły, ale słowa lekarza głęboko zapadły mu w pamięć. Robił dobrą minę do złej gry
i kontynuował uprzejmą rozmowę. Gdy spostrzegł, że Tannis jest u kresu wytrzymałości, zaczął się
zbierać do odejścia.
– Nie wiem, czy Tannis wspominała pani, że jestem ojcem dwojga dzieci. Chyba już nas
wypatrują. Zbliża się pora kolacji. – Trochę się zdziwił, gdy pani Ransom uprzejmie podała mu rękę i
powiedziała:
– Proszę tu przywieźć swoje pociechy. W końcu będą moimi jedynymi wnukami.
Czyżby? Niech pani nie będzie taka pewna, pomyślał Tom. Z radością wyobraził sobie Tannis z
dzieckiem przy piersi. Starsza pani nadal się do niego wdzięczyła:
– Wspaniale, że namówił pan Tannis, by mnie odwiedziła. Może dzięki panu zmieni się na lepsze
i zacznie tu częściej przyjeżdżać. – Spojrzała na córkę ze złością.
Tom pomyślał o wyrzeczeniach, które narzuciła sobie Tannis dla dobra matki. Ta ostatnia uwaga
bardzo go oburzyła, ale starał się pamiętać, co powiedział lekarz.
– Jestem pewny, że nie będą potrzebne żadne namowy. Tannis bardzo troszczy się o panią.
Nim Madeline Ransom wymyśliła pełną jadu ripostę, Tom pożegnał się i wyprowadził narzeczoną
z pokoju.
W korytarzu Tannis przymknęła oczy i oparła się ciężko o ścianę. Tom miał wrażenie, że całkiem
zapomniała o jego obecności. Najwyraźniej próbowała wziąć się w garść. Po chwili odetchnęła głęboko i
popatrzyła na towarzyszącego jej mężczyznę. Miała łzy w oczach, a wyraz jej twarzy stał się łagodniejszy.
– Wybacz, że z konieczności musiałeś wziąć na siebie funkcję rozjemcy. Moja matka była dziś
wyjątkowo złośliwa. Do tej pory ilekroć chciała mnie zranić, robiła to dyskretnie, w białych
rękawiczkach.
– Całe szczęście, że wiedziałem o jej chorobie. Miałem ochotę ją uszczypnąć, gdy zobaczyłem, że
płaczesz ukradkiem.
Tannis parsknęła nerwowym śmiechem.
– Chętnie zrobiłabym to samo. Czy to nie dziwne, że mimo wszystko było mi dziś trochę lżej na
sercu? Świadomość, że mama nie odpowiada za to, co mówi, i jest poważnie chora, dodała mi sił. Łatwiej
znosiłam jej złośliwości.
Wkrótce znaleźli się na parkingu, poza zasięgiem ludzkich spojrzeń. Tom od dawna marzył, by
pocałować narzeczoną. W końcu uległ pokusie. Tannis nie myślała się opierać. Tom całował ją
niecierpliwie, z tłumioną namiętnością. Rozpiął guziki płaszcza i pieścił biust okryty jedwabną bluzką.
Drugą ręką objął pośladki dziewczyny i przyciągnął jej biodra do swoich. Gdy westchnęła z rozkoszy,
zaczął tracić panowanie nad sobą.
– Tom! – Tannis zreflektowała się pierwsza i odsunęła jego rękę. – Co ty wyprawiasz? Ktoś nas
może zobaczyć!
– Czas okropnie mi się dłuży – mruknął niskim, zmienionym głosem. – Marzę o tym, żebyś
wreszcie spała w moim łóżku, naga i uległa. Chcę cię całować, ilekroć przyjdzie mi na to ochota. Chcę,
ż
ebyś była…
Tannis dotknęła palcami jego ust. Z satysfakcją dostrzegł, że ręka jej drży, a policzki są
zarumienione. Ukryła twarz na jego piersi.
Tom znowu był sobą. Jeszcze tylko trzy dni. Ależ to cała wieczność! Obawiał się, że oszaleje z
niecierpliwości. Objął Tannis ramieniem i delikatnie pocałował w szyję.
– Wracajmy do domu – zaproponował przyciszonym głosem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Jeszcze tylko jeden dzień. Jutro ślub. Do tej pory Tannis żyła jak we śnie. Wydawało jej się, że
ów dzień nigdy nie nadejdzie. Po ostatniej lekcji wyszła przed budynek, by pożegnać dzieci wsiadające do
szkolnych autobusów, a potem wróciła do klasy, gdzie przed chwilą zakończyło się małe przyjęcie
wydane przez uczniów na jej cześć. Dostała w prezencie album na ślubne zdjęcia i pamiątki. Pospiesznie
zapakowała klasówki do teczki. Na myśl o rychłym zamążpójściu poczuła znajomy ucisk w żołądku. Od
kilku dni prześladował ją dziwny niepokój.
– Czy jest tu pani Carlson? – Głos Janine, sekretarki dyrektora, przywołał ją do rzeczywistości.
– Tak. Słucham.
– Cześć, Tannis. Czy mogłabyś zajrzeć do pokoju nauczycielskiego? Ktoś z rodziców prosi o
chwilę rozmowy.
Zaskoczona nauczycielka wyszła z klasy. Po drodze zastanawiała się, kto to może być i o co mu
chodzi. Po namyśle doszła do wniosku, że…
– Niespodzianka!
Osłupiała Tannis stała na progu pokoju nauczycielskiego, kurczowo ściskając klamkę. Wszyscy
pracownicy szkoły tłoczyli się w niewielkiej salce. Na stole dostrzegła okazały tort i dwa spore pudełka
zapakowane w błyszczący papier i ozdobione kolorowymi wstążkami. Pod sufitem fruwały weselne
baloniki. Tannis rozpłakała się, widząc radosne twarze przyjaciół.
– Banda oszustów! – wymamrotała, uśmiechając się przez łzy. – Ale mnie nabraliście. Niczego
nie podejrzewałam!
Tannis zabrała się natychmiast do odpakowywania prezentów. Powoli rozwiązywała wstążki, by
nacieszyć się tą przyjemnością. Gdy otworzyła pierwsze pudełko, jej oczom ukazała się okrągła srebrna
taca z wygrawerowanymi pośrodku imionami nowożeńców i datą ślubu. Zaskoczona Tannis nie kryła
wzruszenia.
– Dziękuję.
– To okropne, że niektórym tak spieszno do ślubu. Nie masz pojęcia, co wygadywałam u grawera
– perorowała nauczycielka angielskiego, wznosząc oczy do góry, a pozostali wybuchnęli śmiechem.
Nauczycielka ciągnęła opowieść: – Oświadczyłam, że napis musi być gotowy w piątek rano. Weź pod
uwagę, że taca została kupiona w poniedziałek po południu. Uciekłam się do szantażu!
Tannis skorzystała z ogólnego zamieszania, by wytrzeć zapłakane oczy.
– Otwórz drugi prezent! – rozległy się niecierpliwe głosy.
Tannis odczytała przypiętą do pudełka karteczkę: „Dla Toma od nieutulonych w żalu koleżanek
panny młodej”. Tajemniczy prezent kupiły na spółkę pozostałe nauczycielki czwartych klas. Tannis
poczuła, że się rumieni, i spojrzała podejrzliwie na kolegów.
– Co to jest?
– Otwórz i sama się przekonaj! – usłyszała w odpowiedzi. Policzki jej płonęły, gdy otwierała
pudełko. Odsunęła delikatną bibułkę i ujrzała cieniutką nocną koszulę i peniuar w cielistym kolorze.
Wszystkie panie zgromadzone w pokoju nauczycielskim westchnęły z zachwytu. Panowie z aprobatą
kiwali głowami. Tannis była trochę zażenowana, ale uśmiechnęła się promiennie.
– To śliczny prezent.
– Tom powinien nam być wdzięczny.
Janine zlitowała się w końcu nad zakłopotaną koleżanką.
– Odsuńcie te papierzyska. Wilmo, czas pokroić tort. Ustawcie się grzecznie w kolejce, jeśli
chcecie dostać kawałek. Pierwszy jest dla Tannis.
Godzinę później obładowana torbami i prezentami narzeczona Toma stanęła na progu jego domu.
– A cóż to takiego? – Zdumiony gospodarz gapił się na kolorowe paczki.
– Album dostałam od mojej klasy. Koledzy podarowali mi aż dwa upominki. W białym pudełku
są resztki tortu.
– Wspaniale. – Tom natychmiast się ożywił. – Mogę obejrzeć prezenty?
– Proszę bardzo. – Tannis znowu się zarumieniła. Po obejrzeniu tacy Tom nie omieszkał głośno
stwierdzić, że Tannis z pewnością jest w szkole bardzo lubiana. Na widok jedwabnego kompletu po prostu
oniemiał. Podszedł do narzeczonej i przytulił ją mocno.
– Jeszcze tylko jeden dzień – szepnął, muskając wargami jej usta. – Jutro będziesz moja.
Przymknęła oczy, spragniona jego pocałunku. Ilekroć myślała o nocy poślubnej, czuła dziwny
niepokój. Pragnęła mu się oddać, lecz zarazem odczuwała lęk, ponieważ był mężczyzną władczym i
zaborczym. To on za każdym razem zaczynał i kończył namiętne pieszczoty… Tannis zapomniała o
wątpliwościach, czując na wargach natarczywe dotknięcie języka i ciepłą dłoń na swojej piersi. Po chwili
trzasnęły drzwi i rozległ się piskliwy głos Jebbie'ego:
– Wróciłem, tato!
Tom od razu przerwał pocałunek. Tannis nie była w stanie utrzymać się na nogach o własnych
siłach. Powróciły niedawne wątpliwości. Zdawała sobie sprawę, że gdyby Tom zapragnął wziąć ją tu, na
podłodze korytarza, nie odważyłaby się zaprotestować. To on decydował o wszystkim. Nie uszło także jej
uwagi, że błyskawicznie odzyskał panowanie nad sobą i pospiesznie zapiął guziki jej bluzki, nim Jebbie
wpadł do pokoju, by pokazać ojcu zdjęcie popularnego baseballisty.
Odgłos kropli deszczu uderzających o szyby obudził Tannis w sobotni poranek. Widok nagich
ś
cian pokoju przypomniał pannie młodej, że dziś ma się odbyć jej ślub. Po raz ostatni zbudziła się jako
samotna kobieta, która nie musi zawracać sobie głowy rodzinnymi obowiązkami. Nim poślubiła
Jeremy'ego, wymarzyła sobie życie rodzinne jako nieskończone pasmo radości i szczęścia. W niespełna
dwa lata jej eks-małżonek zdołał zabić uczucie, którym go darzyła. U boku Toma nie musiała się lękać
tego rodzaju niespodzianek. Małżeństwo z rozsądku oznaczało gwarancję życiowej stabilizacji.
Za dziesięć jedenasta Tom zapukał do drzwi Tannis. Była już gotowa i oczekiwała spokojnie jego
przybycia, lecz na myśl o tym, że za moment ujrzy swego przyszłego męża, serce podeszło jej do gardła.
Z trudem łapała oddech.
Z ociąganiem podeszła do drzwi i otworzyła je bez pośpiechu. Na widok potężnej sylwetki Toma
doznała wrażenia, że zalewa ją ogromna fala. Czuła się jak morskie stworzonko walczące z naporem
przypływu.
Tom miał na sobie najlepsze ubranie. To jego ślubny garnitur, przemknęło przez myśl
zdenerwowanej pannie młodej. Zniknęło wrażenie ucisku w gardle, ale serce nadal biło jak oszalałe.
Obawiała się, że Tom usłyszy jego uderzenia.
Policzki pana młodego były gładkie i świeżo wygolone. Na ciemnych włosach połyskiwały
brązowe refleksy. Elegancki garnitur doskonale podkreślał wysportowaną sylwetkę. Do klapy przypięty
był różowy pączek róży – taki sam jak kwiaty w bukiecie, który Tom podał narzeczonej.
Spojrzenie zielonych oczu objęło jej drobną postać; uważnemu obserwatorowi nie umknął żaden
szczegół – od delikatnych kwiatów gipsówki wpiętych we włosy zaplecione w prosty, francuski warkocz
aż po kosztowne, eleganckie lakierki barwy kości słoniowej, które Tan-nis nosiła tylko od święta.
– Dzięki za kwiaty. Są prześliczne – oznajmiła, przyjmując bukiecik. Była zmieszana
uporczywym spojrzeniem Toma. Wbiła wzrok w różane pączki ozdobione gipsówką, listkami paproci
oraz masą skręconych niczym serpentyny białych i kremowych wstążek. Tannis uniosła bukiet ku twarzy i
z zachwytem wciągnęła w nozdrza słodki zapach róż.
– Gotowa? – zapytał Tom zmienionym głosem. Mogłoby się wydawać, że jest bardzo przejęty, ale
Tannis nie ufała pozorom. Dlaczego miałby się denerwować? Przecież to ona musiała zapomnieć o dumie
i zdać się na jego pomoc w rozwiązywaniu swoich problemów. Postanowiła żyć pod jednym dachem z
dwójką dzieci, które mogą jej zarzucić, że chce zająć miejsce ich matki. Zdecydowała się poślubić
mężczyznę, który nigdy jej nie pokocha tak mocno jak…
Co to znaczy? Panna młoda zacisnęła kurczowo dłonie na ślubnym bukiecie. Analizowała
gorączkowo myśl, która nawiedziła ją przed chwilą.
Kochała swego przyszłego męża.
Wielkie nieba! Nie miała odwagi spojrzeć Tomowi w oczy. Od jak dawna żywiła to uczucie? Jak
długo kryła tę miłość w sercu? Czy usunęła ją w cień, by nie narazić na szwank przyjaźni, która łączyła ją
z Mary, potem zaś ukrywała ze względu na jej pamięć?
– Tannis, jesteś gotowa? – Tom nie miał pojęcia, o czym rozmyślała jego narzeczona, ale wyraz
jej twarzy ogromnie go zaniepokoił. Czyżby w ostatniej chwili postanowiła się wycofać? Może to istotnie
najlepsze rozwiązanie. Gdy otworzył oczy z samego rana, pomysł ożenku z Tannis nagle wydał mu się
szaleństwem. Nie powinna zajmować miejsca jego zmarłej żony. Przecież kochał Mary z całego serca.
Powtórne małżeństwo wydało mu się zdradą. Postanowił zaproponować, by rozważyli ponownie nazbyt
pospieszną decyzję, ale Tannis uśmiechnęła się lekko, nie podnosząc wzroku:
– Jestem gotowa, Tom – oznajmiła łagodnie.
Jej cichy głos był równie urokliwy jak rozkosznie zaokrąglona postać. Tom z trudem panował nad
sobą. Było mu wstyd, że zmysły tak szybko wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Był świadomy
intensywności swego pożądania, gdy opuszczali razem dom Tannis. Targana wiatrem miękka tkanina
sukienki przylgnęła do ud dziewczyny. Tom nie był w stanie oderwać wzroku od jej nóg. śądza kierowała
nim, gdy prowadził pannę młodą do samochodu i pomagał jej zająć miejsce. W drodze do kościoła
przyszło mu do głowy, że zdecydował się poślubić tę kobietę, bo obsesyjnie jej pragnął. Szalał ze złości
na myśl, że prędzej czy później inni mężczyźni odkryją drzemiącą w niej zmysłowość, o ile w porę nie
zagrodzi drogi konkurentom.
Pastor oraz jego żona oczekiwali państwa młodych przed kościołem. Po krótkim powitaniu
uczestnicy ceremonii weszli do środka. Duchowny rozpoczął uroczystość. Zabrzmiały podniosłe zdania,
które Tom znał na pamięć. Dopiero wówczas zrozumiał, jak trudno mu będzie znieść wszystko, co miało
za chwilę nastąpić.
Wyobraził sobie, że to Mary trzyma go za rękę. Stał się znowu młodym człowiekiem zakochanym
po raz pierwszy w życiu i pewnym swego szczęścia. Przyszłość rysowała się przed nim w jasnych
barwach. Przeżywając swój pierwszy ślub nie sądził, że przyjdzie mu kiedyś wymawiać słowa takie jak
„rak”, „śmierć” i „wdowiec”.
Gdy nadszedł czas, by złożyć przysięgę małżeńską kobiecie, która postanowił wziąć za żonę, nie
potrafił spojrzeć Tannis prosto w oczy. Wydawało mu się, że przebolał stratę, lecz niespodziewanie
ogarnął go wielki żal. Patrzył przed siebie, gdy wymawiał słowa: „póki śmierć nas nie rozłączy” i z
kamienną twarzą słuchał, jak Tannis powtarza za duchownym te same wyrazy.
Jebbie podał Tomowi obrączkę, którą pan młody wsunął na palec oblubienicy. Amy wręczyła
Tannis złoty krążek wybrany przez nią dla oblubieńca. Gdy Tom dotknął rąk żony, poczuł, że są zimne
jak lód. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.
Gdy ceremonia dobiegła końca (niebu niech będą dzięki, że zdecydowali się na skromną
uroczystość), małżonkowie podpisali dokumenty, przyjęli życzenia od pastora i jego żony, a następnie
pobiegli do samochodu moknąc w strugach zacinającego deszczu. Pojechali na weselny obiad do
restauracji, gdzie Tom zarezerwował stolik. Usiłował zachowywać się normalnie, chociaż dużo go to
kosztowało, ale trud się opłacił, ponieważ Amy i Jebbie nie spostrzegli, że jest mu ciężko. Dzieci były w
doskonałych humorach i paplały jedno przez drugie. Tom i Tannis nie musieli podtrzymywać
konwersacji, co bardzo im odpowiadało. Oboje woleli słuchać. Świeżo zaślubionego małżonka zalała fala
wspomnień o Mary. Obrazy powracały z mroku przeszłości, natrętne i uporczywe jak krople deszczu,
który padał od rana. Tom powtarzał sobie bez ustanku, że naprawdę kochał pierwszą żonę.
Nie mógł zapomnieć o jedynym potknięciu. Dręczyły go wyrzuty sumienia. Niespodziewanie
poczuł niechęć do kobiety siedzącej z nim przy stole. Pamiętał, że tamtego wieczoru pokłócił się z Mary o
sposób leczenia groźnej choroby, ale nie potrafił sobie przypomnieć, co wówczas mówili.
Z drugiej strony wydało mu się dziwne, że potrafi odtworzyć z najdrobniejszymi szczegółami
wszystko, co zdarzyło się, gdy nocą odprowadził Tannis do domu; drobna, kształtna postać widoczna w
ś
wietle księżyca, nastrój intymności na zacisznej werandzie… Tannis emanowała ciepłem i dobrocią. Tak
bardzo się lękał, że Mary odejdzie. Od lat czuł się winny, bo niespodziewanie pocałował Tannis, ale póki
jego wargi dotykały chętnych ust sąsiadki, miał pewność, że pragnęła tego pocałunku równie mocno jak
on.
Głównym powodem jego udręki był fakt, że to właśnie Tannis pierwsza zapanowała nad
zmysłami i nie pozwoliła mu posunąć się dalej. Czuł dotknięcie jej ciepłych rąk, które odpychały go
łagodnie. To ona pomyślała o Mary i przypomniała, że krzywdzą ją mimo woli tym wybuchem
namiętności.
Po obiedzie wrócili prosto do domu. Amy i Jebbie przenieśli do mieszkania Toma ostatnie paczki
z rzeczami, które Tannis postanowiła zatrzymać. Panna młoda krzątała się po małżeńskiej sypialni.
Późnym popołudniem Tom zawiózł dzieci do kolegów, u których miały przenocować. To był jego
pomysł, by pierwszą noc spędzili tylko we dwoje. Sądził, że będą mniej skrępowani. Gdy po powrocie
stanął na progu cichego domu, pożałował swojej decyzji.
Tannis czekała na niego w drzwiach kuchni z łyżką w ręku.
– Postanowiłam ugotować trochę zupy. Będziemy mieli obiad na jutro. Obawiam się, że trudno
nam będzie ustalić godziny posiłków. Każde z nas ma inny rozkład dnia.
– Nie musisz gotować – mruknął. Był speszony opryskliwym tonem swego głosu. – Nie ożeniłem
się z tobą, żebyś prowadziła dom. – Tom miał wrażenie, że Tannis zadrżała, słysząc jego słowa, ale nie
był tego całkiem pewny.
– Lubię gotować – powiedziała, unikając jego wzroku.
Tom przesunął ręką po włosach. Co teraz? Zamierzał pojechać z Tannis na kolację do eleganckiej
restauracji, a potem iść z nią do łóżka, ale niespodziewanie stracił wszelką ochotę na takie zaloty. Marzył
o chwili samotności. Jego wytrzymałość miała swoje granice. Nie był w stanie gawędzić przyjaźnie z
nowo poślubioną żoną.
– Przywiozłem z biura trochę dokumentów. Muszę nad nimi popracować. Będę w gabinecie.
Odwrócił się i nim Tannis zdążyła coś powiedzieć, zatrzasnął za sobą drzwi. Spędził w
samotności całe popołudnie. Z miernym skutkiem próbował skupić się na pracy. Przez jakiś czas w domu
panowała martwa cisza. Około szóstej Tannis poszła na górę. Po odgłosie kroków poznał, że krząta się w
sypialni. Nie zeszła ponownie na dół.
O pół do dziesiątej zdecydował, że nie warto dłużej udawać pracoholika. Czytał dokumenty i nie
rozumiał z nich ani słowa. Zachodził w głowę, co porabia Tannis. Przez ostatnie pół godziny dreptała tam
i z powrotem, na przemian otwierając i zamykając drzwi. Czyżby zabrała się do sprzątania?
Stanęła mu przed oczyma łagodna i czuła twarz nowo poślubionej żony. Tamtego wieczora przed
kilku laty patrzył w nią jak urzeczony, nim dotknął wargami kuszących ust. Tannis nie próbowała go
zwodzić. Otwarcie wyznała, że Tom się jej podoba. Nie potrafiła udawać.
Ogarnęło go poczucie winy. W dniu ślubu zachował się jak najgorszy drań. Użalał się nad sobą,
bo tęsknił za Mary, ale Tannis również borykała się z wieloma przeciwnościami losu. Nadszedł czas, by
zapomnieć o przeszłości i zacząć nowe, wspólne życie. Niepotrzebnie schował się przed żoną w
gabinecie. Dzień ślubu powinien wyglądać całkiem inaczej. Tom odetchnął głęboko. Czas na przeprosiny.
Energicznym gestem rzucił długopis na biurko, dopadł pospiesznie drzwi gabinetu i, przeskakując
po dwa stopnie, pobiegł na górę. Gdy był na piętrze, w otwartych drzwiach gościnnego pokoju stanęła
niespodziewanie Tannis. Miała na sobie nocną koszulę z grubej, ciepłej tkaniny w drobne kwiatki. Umyła
delikatnie umalowaną z okazji ślubu twarz, ale pozostawiła białe kwiaty we włosach splecionych w
warkocz.
Bawełniana koszula nocna wydała się Tomowi całkiem ładna, lecz nie przypominała zjawiskowej
kreacji z cielistego jedwabiu. Tom marzył, by zobaczyć Tannis w takim stroju, ale nie przejął się wcale
tym drobnym rozczarowaniem. Na serio zaniepokoił go chłodny uśmiech, którym Tannis skwitowała jego
przybycie. Odwróciła się i zamknęła za sobą drzwi gościnnego pokoju, rzucając na odchodnym uprzejme
„dobranoc”.
– Dobranoc? Co to ma znaczyć, do diabła? Tannis, przecież to nasza noc poślubna!
Usłyszał szczęk zamka.
– To zdumiewające, że w końcu sobie o tym przypomniałeś – dobiegł go stłumiony, chłodny głos
ż
ony.
Dopiero wówczas pojął, że dźwięki, które dobiegały z góry, były odgłosami przeprowadzki.
Tannis przeniosła swoje rzeczy ze wspólnej sypialni do pokoju gościnnego. Niespodziewanie ogarnęła go
wściekłość. I cóż z tego, że unikał jej przez cały wieczór? Jest teraz jego żoną, więc powinni sypiać
razem. Po chwili przyszło opamiętanie. Dość, Hayes, powiedział sobie w duchu. Czy sądzisz, że zrobisz
na Tannis dobre wrażenie, jeśli zaczniesz się zachowywać niczym rozwścieczony jaskiniowiec?
Niełatwo mu było opanować złość, ale zdobył się na ten wysiłek. Nie wolno mu obrażać Tannis.
Zasługiwała na lepszy los. Jeśli cierpiał, to na pewno nie z jej winy. Jak mógł zrobić z niej kozła
ofiarnego? Zapukał cicho do drzwi, które przed chwilą zamknęła mu przed nosem.
– Tannis, czy mogłabyś wyjść na chwilę?
Długo milczała. Gdy przyszło mu do głowy, że postanowiła go zignorować, drzwi
niespodziewanie otworzyły się szeroko i stanęła w nich Tannis. Wyjęła kwiaty z rudego warkocza.
Patrzyła na niego smutnymi, szeroko otwartymi oczami. Była głęboko dotknięta jego zachowaniem.
– Przepraszam – westchnął z ciężkim sercem, ogarnięty wyrzutami sumienia. – Dzisiejszy dzień
okazał się… bardziej wyczerpujący, niż mogłem przypuszczać. Mam pomysł. W piwnicy tego domu jest
wanna do wodnego masażu, który tak lubisz. Czy miałabyś ochotę na wspólną kąpiel?
Nie potrafił się zdobyć na nic więcej. Nie mógł obiecać, że wyjaśni żonie, co go dręczy. Tannis
najwyraźniej pojęła, ile wysiłku kosztowała go ta próba nawiązania kontaktu, bo po chwili milczenia,
która Tomowi wydała się długa jak wiek, skinęła głową.
– Poczekaj. Zaraz włożę kostium kąpielowy i zejdę na dół.
Tom pławił się w bulgoczącej wodzie, gdy Tannis weszła do obszernej piwnicy jego domu, gdzie
stała wanna. Ich domu, poprawiła się od razu. Byli przecież małżeństwem.
– Wspaniale. Będę mogła zażywać kąpieli pod dachem – oznajmiła pogodnie. Starała się puścić w
niepamięć urazę i zapomnieć o cierpieniu, którego przysporzył jej Tom. – W pomieszczeniu to dużo
większa przyjemność, zwłaszcza przy niskiej temperaturze.
Tom nie odrywał od niej wzroku, gdy wchodziła do wody, starając się robić to z wdziękiem. Była
zażenowana. Wprawdzie nieco schudła, lecz nie czuła się zadowolona ze swojej figury. W porównaniu z
Mary była, łagodnie mówiąc, dość zaokrąglona. Usiadła naprzeciw Toma zanurzona po szyję w wodzie
falującej pod wpływem sprężonego powietrza. Zbił ją z tropu szelmowski uśmiech na jego twarzy. Była
zaskoczona tym przypływem dobrego humoru. Przez cały dzień straszył ponurą miną.
– Co cię tak śmieszy? – zapytała.
– Nic – rzucił od niechcenia. – Zastanawiałem się, dlaczego włożyłaś kostium, skoro dawniej nie
zawracałaś sobie tym głowy?
– Dlaczego włożyłam… – Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. – Podglądałeś mnie? Ty
obrzydliwy gadzie, ty…
– Ale heca! – Tom śmiał się tak serdecznie, że ledwie był w stanie wykrztusić te słowa. Pochylił
się, wziął ją w ramiona i posadził na swoich kolanach. – Nie miałem pojęcia, jak ci o tym powiedzieć.
Przypuszczałem, że będziesz wściekła…
– Wściekła? To mało powiedziane! Sądziłam, że jestem całkiem sama, a tymczasem podglądał
mnie sąsiad o maniakalnych skłonnościach!
Tannis mogła policzyć na palcach jednej ręki okazje, przy których widziała roześmianą twarz
Toma. Zwykle miał bardzo surową, odpychającą minę. Gdy poweselał, stawał się mniej niedostępny i o
wiele przystojniejszy. Czuła przyjemne ciepło jego ud porośniętych szorstkimi włosami, ale nadal
siedziała sztywno wyprostowana. Nie chciała ulec męskiemu urokowi, którym emanował Tom. śal, który
narastał przez całe popołudnie, gdy wydawało się, że mąż całkiem zapomniał o jej istnieniu, a ponadto
urażone poczucie godności sprawiły, że chciała dać nauczkę niecnemu podglądaczowi.
– Własnym uszom nie wierzę! Nie wystarczy ci, że sama mam poważne zastrzeżenia do swojej
figury? Musisz wytykać niedostatki…
– Tannis, zawsze mi się podobałaś, i to bardzo – przerwał jej Tom. Iskierki lśniące w
szmaragdowych oczach przygasły. Mężczyzna posmutniał. – Zdaję sobie sprawę, że postępowałem
niewłaściwie, ale… to było silniejsze ode mnie.
Szczerość Toma rozbroiła Tannis, która odrzuciła złość i spojrzała na wyznanie męża z innej
strony. Powiedział zaledwie przed chwilą, że w jego oczach jest urodziwą kobietą. Zrobiło jej się ciepło
na sercu.
– Zawsze bardzo mi się podobałaś – ciągnął Tom. – Marzyłem, by… – Zamilkł, objął ciepłą
dłonią pełną pierś i popatrzył żonie w oczy. – Wiem, że mnie pragniesz. Jest nam razem dobrze. Jeśli
zechcesz, udowodnię ci, że stanowimy idealną parę. – Tannis jeszcze się opierała. Miała mu za złe, że
przedtem był wobec niej całkiem obojętny. Po chwili Tom dodał, jakby czytał w jej myślach: –
Przepraszam, że cię zaniedbywałem. Musiałem przemyśleć kilka spraw. Bez tego nie mógłbym teraz…
być z tobą.
Wyznania Toma stanowiły marne usprawiedliwienie, ale Tannis była w nim zakochana i gotowa
przyjąć wszystko za dobrą monetę. Gdy łagodnym ruchem dotknął jej twarzy i uniósł ku swojej, nie
protestowała. Poddała się cudownemu oszołomieniu, za którym tęskniła długie lata. Miała wrażenie, że
pławi się w ogniu. Była sam na sam z Tomem, z mężczyzną, którego w głębi serca kochała od dawna.
Przez mokrą tkaninę kostiumu czuła dłoń Toma na swojej piersi. Materiał był cienki; wydawało
jej się, że ich ciała się dotykają. Gdy Tom zsunął ramiączka i odsłonił biust, zawstydzona Tannis ukryła
twarz na jego piersi. Po chwili była naga.
Nie mogła żywić najmniejszych wątpliwości, że Tom jej pragnie. W głębi serca piastowała
nieśmiałą nadzieję… Skoro odczuwał pożądanie i zachwycał się jej urodą, może pewnego dnia
namiętność przerodzi się w miłość.
– Długo o tym śniłem – oznajmił Tom gardłowym głosem.
Pieścił biust Tannis coraz śmielej, aż zabrakło jej tchu. Gdy objął ustami nabrzmiałą sutkę, jęknęła
i wygięła się do tyłu, oszołomiona żądzą, którą zaczęło pulsować jej ciało. Dotknięcia silnych dłoni
stawały się z wolna rozkoszną torturą. Ręce Toma błądziły po skórze Tannis; muskały talię, biodra i uda.
Rozsunęła nogi, jakby próbowała go zachęcić. Mąż natychmiast skorzystał z zaproszenia. Uniósł ją lekko,
opierając plecami o bok wanny. Tannis poczuła rozkoszny dreszcz, który przebiegł jej ciało, gdy
spieniona woda obmyła wrażliwą skórę ud i łona. Po chwili poczuła dotknięcie palców Toma. Drgnęła
spazmatycznie, tuląc się do niego. W uszach brzmiały jej czułe słowa wypowiadane niskim, gardłowym
głosem. Ukryła twarz na ramieniu męża. Wstrząsnął nią gwałtowny dreszcz rozkoszy.
Nim ochłonęła, Tom wstał i pociągnął ją za sobą. Stali naprzeciwko siebie. Popatrzyła w dół i
ujrzała jego nabrzmiałą męskość. Tom nie dał Tannis sposobności do podziwiania tego widoku. Podniósł
ją i wypchnął do przodu biodra. Bez wahania oplotła je nogami i zarzuciła mu ręce na szyję.
Tom jęknął. Tannis przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Znowu usłyszała gardłowy,
nabrzmiały żądzą pomruk. Tom odrzucił głowę do tyłu, objął rękoma pośladki Tannis i zaczął rytmicznie
poruszać biodrami. Tannis przywarła do szerokiego torsu, wtuliła się w ogromnego, zaborczego
mężczyznę, który zawładnął nią całkowicie. Z każdym poruszeniem rozpalał w niej nowy płomień, a
widok zmienionej namiętnością twarzy podniecał ją coraz bardziej. Ciepła woda bulgocząca w wannie
obmywała nagie pośladki. Po raz kolejny wstrząsnął Tannis dreszcz całkowitego spełnienia, chociaż
wydawało jej się to niemożliwe. Zatraciła się w rozkoszy, niepomna na nic oprócz pieszczoty wzburzonej,
ciepłej wody, w której pogrążyli się, gdy Tomowi zabrakło już sił. Odpoczywali przez chwilę. Głowa
Tannis opadła na ramię Toma. Ich ciała nadal były złączone.
– Chodźmy do łóżka – westchnął Tom. Wypuścił ją z objęć i wstał. – Było cudownie. Mógłbym
tak spędzić całą noc, ale woda jest zbyt gorąca.
Tannis oparła się na nim bezwładnie, gdy pomagał jej wyjść z wanny i otulał ciepłym szlafrokiem.
Całkiem opadła z sił i gotowa była zgodzić się na wszystko.
Tom wydawał się odprężony i zadowolony. Nigdy go takim nie widziała. Jego namiętność
graniczyła z szałem. Jaka szkoda, że tak długo ukrywał się dziś w ponurym gabinecie.
Tannis zrozumiała w końcu, jak trudny był dla Toma ów dzień. Gdy mąż przyszedł na górę, miała
ochotę go udusić, ale teraz zapomniała o urazie. Może potrzebował gwałtownego wstrząsu, by zapomnieć
o udręce i przeżyciach z okresu pierwszego małżeństwa. Zapewne odczucia, których przed chwilą
doświadczyli, były równie porażające dla Toma, jak dla niej. To niemożliwe, by zaznał wcześniej tak
silnych namiętności.
Tom luźno owinął biodra ręcznikiem i objął żonę. Ruszyli do sypialni, gdzie czekało na nich
mahoniowe łóżko, w którym od tej pory mieli sypiać razem.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Tannis obudziła się w środku nocy. Dłoń Toma pieściła jej uda, a usta dotykały nabrzmiałych
piersi. Senna i oszołomiona przewróciła się na plecy i objęła dłonią jego męskość, by odwzajemnić
ekscytującą pieszczotę. Rozkoszowała się intymnym dotknięciem. Tom pozwolił jej na to, lecz jego
wytrzymałość miała swoje granice. W końcu ujął nadgarstki Tannis i uniósł jej ramiona ponad głowę.
Kolanem rozsunął smukłe uda żony, ukląkł i wszedł w nią zdecydowanie.
To było cudowne przeżycie. Okryci wielką kołdrą tworzącą bezpieczny kokon wokół rozgrzanych
ciał kochali się po raz pierwszy w ciemnej, chłodnej sypialni. Dłonie Tannis sunęły po skórze Toma
pokrytej kroplami potu. Mąż unosił ją ze sobą, a ona posłusznie dawała się prowadzić. Poruszał się coraz
szybciej i pojękiwał cicho, oddychając z trudem. Pieścił żonę coraz zuchwałej. Drżała spazmatycznie, aż
osiągnęła najwyższą rozkosz.
Tom opadł na nią bezwładnie. Był kompletnie wyczerpany i na pół śpiący. Objął ją mocno i
przewrócił się na plecy. Ułożyła się na jego szerokiej piersi wygodnie jak na poduszce. Nadal byli
złączeni.
– Mówiłem ci, że mógłbym tak spędzić całą noc – mruknął. Nim zapadł w sen, jeszcze raz ją
pocałował.
Tannis nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa, ale w głębi serca odczuwała lęk. W końcu
zrozumiała, że poślubiła Toma nie po to, by uniknąć trudności finansowych, mieć z nim dziecko albo
kochać się do szaleństwa. Wyszła za niego z miłości. Od lat kochała go w głębi serca, chociaż sama przed
sobą nie chciała się do tego przyznać.
Wszystkie jej obawy wynikały z jednej przyczyny: nie mogła liczyć na wzajemność. Tom jej nie
kochał.
Wspaniały aromat przywitał pana domu już od progu. Lasagna. Tom zaniósł teczkę do gabinetu.
Tannis wyjrzała z kuchni. Miała zwyczaj witać go tak każdego popołudnia. Tom coraz bardziej
przywiązywał się do żony.
– Cześć. Obiad będzie gotowy za pięć minut – oznajmiła Tannis i pocałowała go w usta.
Uśmiechnęła się, gdy objął ją w talii, przyciągnął do siebie i oddał pocałunek. Od dwóch tygodni byli
małżeństwem, lecz nie zdołał się nią nasycić.
– Przecież ci mówiłem, że nie musisz codziennie gotować.
– A ja ci na to odpowiedziałam, że wcale nie zamierzam całymi dniami tkwić w kuchni. Dzisiaj
drużyna Jebbie'ego rozgrywa mecz. Musimy być na boisku o szóstej, więc pomyślałam, że wcześniej
przygotuję obiad, żebyśmy mogli zjeść bez pośpiechu.
– Dzięki. – Tom pochylił głowę, domagając się kolejnego pocałunku. Uwielbiał tulić w ramionach
tę uległą, słodką kobietę. Był ogromnie zadowolony, że zdecydował sieją poślubić. Starał się okazać
ż
onie, jak wiele dla niego znaczy.
– Tannis, wyprałaś mi strój? – zawołał Jebbie, biegnąc z głośnym tupotem po schodach.
Zawiedziony Tom westchnął i wypuścił żonę z objęć. Rzuciła mu kokieteryjne spojrzenie, jakby wolała,
by nikt im nie przerywał. Uśmiechnęła się do zatroskanego chłopca i odparła:
– Strój wisi na suszarce. Może sam go przyniesiesz?
Jebbie popędził w stronę drzwi do piwnicy. W tej samej chwili do kuchni weszła Amy.
– Tannis, odrobiłam już lekcje z angielskiego. Tato, czy muszę iść z wami na ten idiotyczny
mecz?
– Cześć, Amy. Cieszę się, że tak serdecznie witasz ojca, wracającego do domu po całym dniu
pracy – odparł ponuro Tom. Wydawało mu się czasami, że ledwie przekroczy próg, jego córka umyślnie
wszczyna kłótnię.
Amy rozchmurzyła się. Zrozumiała, że ojciec taktownie próbował jej wytknąć brak ogłady.
– Cześć, tatku – rzuciła z uśmiechem. Znowu przybrała wojowniczą pozę i zmarszczyła brwi. –
Dlaczego nalegasz, żebym poszła na ten mecz? Jebbie gra przecież jak ostatnia noga.
– Jesteś niesprawiedliwa, Amy – westchnął Tom. – Jebbie jest od ciebie o sześć lat młodszy. Stara
się, jak może.
– Wielkie rzeczy! – burknęła zirytowana nastolatka i energicznie potrząsnęła końskim ogonem. –
Nie znoszę tych idiotycznych rozgrywek. Dlaczego nie pozwalasz mi zostać w domu?
– Już o tym rozmawialiśmy. Boję się zostawić cię samą na tyle godzin.
– Traktujesz mnie jak małą dziewczynkę. – Amy poczerwieniała ze złości. – Założę się, że gdyby
to zależało od Tannis, nikt by mnie nie zmuszał do oglądania durnych rozgrywek. – Zerknęła na macochę
w nadziei, że zyska w niej sojusznika. Dziewczyny powinny trzymać się razem.
– Sądzisz, że jesteś zbyt duża, by co tydzień chodzić z rodziną na mecze Jebbie'ego?
Amy z zapałem pokiwała głową.
– Te rozgrywki są idiotyczne – oznajmiła.
– Wolałabyś zostać w domu?
Dziewczynka odpowiedziała skinieniem głowy i dodała, przeczuwając bliskie zwycięstwo:
– Będę grzeczna. Obiecuję.
Tom burknął coś pod nosem. Był zirytowany, ponieważ Tannis gotowa była ustąpić jego
rozkapryszonej córeczce. Na szczęście przypomniał sobie, kto w tym domu podejmuje decyzje. Amy
pojedzie na mecz.
– Sądzę, że możemy ci zaufać – oświadczyła Tannis, zerkając na Toma. – Potrafisz się kierować
zdrowym rozsądkiem.
Tom popatrzył na żonę z kamienną twarzą. Jego irytacja z wolna przechodziła w gniew. Czy to
możliwe, by Tannis podważała jego decyzje, i to w obecności Amy?
– Proponuję kompromis, Amy. Chyba nadszedł czas, żebyś zyskała większą swobodę, ale z
drugiej strony ojciec ma prawo niepokoić się o ciebie. – Popatrzyła błagalnie na Toma, usiłując go
skłonić, by okazał nieco dobrej woli. – Dziś nie mamy czasu na omówienie tego problemu. Proponuję,
ż
ebyśmy porozmawiali spokojnie jutro wieczorem. Na szczęście nie będzie wtedy żadnego meczu. Sądzę,
ż
e uda nam się wynegocjować takie rozwiązanie, które zadowoli was oboje.
Tomowi nie podobała się ta propozycja, musiał jednak przyznać, że jego metody wychowawcze
nie przynosiły ostatnio pożądanych rezultatów. Może Tannis będzie miała więcej szczęścia.
– Zgoda. Chętnie podyskutuję jutro wieczorem, ale nie spodziewaj się zbyt wiele po tej rozmowie
– przestrzegł Amy.
– Sądzę, że to doskonały pomysł – przyznała dziewczynka, a po chwili dodała, jakby słowa
Tannis nie dotarły do jej świadomości. – A co z dzisiejszym wieczorem? Mogę zostać?
– Wykluczone – odparła natychmiast Tannis, uprzedzając Toma, który niewątpliwie zacząłby
wrzeszczeć. – Weź książkę na mecz. Nie będziesz tracić czasu.
Amy zmarszczyła brwi. Tom znał tę minę. Każdego ranka widział ją, gdy przy goleniu spoglądał
w lustro.
– Nie mam ochoty na czytanie! Jestem dostatecznie duża, by zostać w domu! Nie chcę chodzić na
mecze zasmarkanych dzieciaków! – Wybiegła z pokoju z głośnym tupotem.
– Na nic się nie zdała moja próba załagodzenia konfliktu – rzuciła Tannis, uśmiechając się
niepewnie.
– W jednym muszę przyznać ci rację – odparł Tom. Trudno mu było przyjąć do wiadomości, że
nie musi już samotnie borykać się z problemami wychowawczymi. Niedawna rozmowa wyraźnie tego
dowodziła. – Chyba powinienem stać się bardziej elastyczny. Lękam się zostawić Amy w domu bez
opieki, ale może warto przedyskutować tę sprawę.
– Owszem. Pogadamy jutro, ale twoja córka musi uczestniczyć w tej rozmowie.
– Zgoda. – Westchnął ciężko. Był przekonany, że jutrzejsze rokowania zakończą się kolejną
awanturą. – Nakryję do stołu, a ty pomóż Jebbie'emu znaleźć strój.
Po obiedzie wyruszyli na stadion. Amy zabrała ze sobą współczesną powieść dla nastolatek.
Ledwie usiedli na drewnianych ławkach, natychmiast zatopiła się w lekturze. Tannis zabrała torbę pełną
klasówek wymagających poprawienia. Od razu wzięła się do sprawdzania, ale Tom doskonale wiedział,
ż
e gdy Jebbie wejdzie na boisko, żona natychmiast zacznie kibicować chłopcu. Tak właśnie było na
poprzednim meczu. Tom uświadomił sobie, że Tannis jest nie tylko pełną temperamentu kochanką, lecz
także wyrozumiałą opiekunką dla jego pociech. Szybciej niż przypuszczał, stała się integralną częścią jego
rodziny.
Ojciec i syn siedzieli razem na ławce rezerwowych. Tom społecznie pełnił funkcję pomocnika
trenera drużyny Jebbie'ego. Ze zdumieniem odkrył, że wprowadzanie maluchów w zawiłe arkana
baseballu sprawia mu ogromną przyjemność. Dawniej podczas meczu obawiał się trochę, co strzeli do
głowy Amy, siedzącej na widowni. Musiał przez cały czas towarzyszyć młodym zawodnikom. Teraz, na
szczęście, Tannis miała na nią oko, a więc nie musiał się niczego obawiać.
– Cześć, Hayes! Co tu robisz? Gdybym to ja niedawno się ożenił, znalazłbym lepszy sposób
spędzania czasu niż bieganie po boisku – zażartował jeden z trenerów.
– Nie udawaj mądrali, Chub. Dzieciaki są dla mnie najważniejsze – odparł z uśmiechem Tom.
Kolega popatrzył na niego podejrzliwie.
– Nie zafundowałeś żonie miodowego miesiąca? Co się z tobą dzieje? Zdumiewasz mnie, Hayes.
Zapomniałeś, że kobiety uwielbiają romantyczne gesty?
– Jestem bardzo romantyczny – bronił się Tom. – Nie wyjechaliśmy w podróż poślubną, ale to nie
oznacza, że jestem zawziętym dusigroszem.
– Kupiłeś jej kwiaty w tydzień po ślubie? Zabrałeś ją tego pamiętnego wieczoru na wytworną
kolację, żeby spędzić czas tylko we dwoje, bez dzieciaków? Patrzyłeś jej w oczy i trzymałeś za rękę?
Kupiłeś jej w prezencie jedwabną nocną koszulę w zamian za tę, którą zdarłeś z niej w miłosnym
uniesieniu podczas nocy poślubnej?
Tom parsknął śmiechem i zabrał gromadkę sześciolatków na rozgrzewkę. Wkrótce spoważniał.
Uwagi Chuba brzmiały dość sensownie. Tom przyznał w głębi ducha, że nie najlepiej traktował swoją
ż
onę. Nie przyszło mu do głowy, że wypada od czasu do czasu kupić jej kwiaty. Jeśli chodzi o jedwabny
negliż… Zniknął w czeluściach szafy. Tom rozumiał, dlaczego nie miał dotąd okazji ujrzeć panny młodej
w prześlicznych jedwabiach. Nie uważał się za tchórza, ale inteligentny facet ma dość rozsądku, by unikać
w rozmowie ze swą połowicą niebezpiecznych tematów.
Z uwagą obserwował chłopców, którzy właśnie zaczynali mecz. Zacisnął wargi. Musiał przyznać
Chubowi rację. Tannis zasługiwała na szczególne względy. Należała jej się odrobina romantyzmu.
Postanowił, że jeszcze tego samego dnia zadba, by poczuła się uwielbiana i adorowana.
– Jak się wymawia słowo „boudoir”?
Tannis, która obserwowała uważnie sytuację na boisku, obrzuciła Amy zdziwionym spojrzeniem i
machinalnie podała właściwe brzmienie wyrazu.
– Spotkałaś to słowo w powieści, którą czytasz? – zapytała po chwili.
– Owszem. – Amy wsadziła nos w książkę.
Tannis patrzyła na nią przez chwilę, zastanawiając się, jakąż to książkę dziewczynka pochłania z
takim zapałem. Potem wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. Postanowiła omówić tę sprawę z Tomem.
Kto wie, jakie myśli lęgną się w głowie nastolatki?
Spojrzała znowu na boisko. Jebbie wszedł już do gry. Świetnie dawał sobie radę. Tannis z
rozczuleniem pomyślała, że tak niedawno był rozwrzeszczanym niemowlakiem o czerwonej buzi. Gdyby
Mary mogła go teraz ujrzeć….
Mary. Przez kilka ostatnich tygodni Tannis unikała wspomnień o przyjaciółce. Nie miała wobec
niej poczucia winy; przeciwnie, sądziła, że Mary byłaby zadowolona, iż Tom poślubił kobietę bliską jej
sercu. Niewątpliwie uznałaby jego wybór za słuszny, i to nie tylko ze względu na dzieci. Chciała przecież
dla Toma oraz dla swojej serdecznej przyjaciółki jak najlepiej. Na pewno zrozumiałaby, dlaczego Tannis
nie potrafi żyć bez Toma. Ów mężczyzna był jej bliższy niż ktokolwiek na świecie.
Właśnie dlatego przestała wspominać Mary. Zdawała sobie sprawę, że dla Toma ona – Tannis –
wcale nie jest najważniejsza. Mógłby istnieć bez niej. Oczywiście, uważał ją za wspaniałą, namiętną
kochankę i cenił za umiejętność radzenia sobie z domowymi kłopotami, ale nie był zaangażowany
uczuciowo. Tannis z żalem i obawą przypominała sobie długie, nocne godziny; Tom leżał obok niej i
przekręcał się niespokojnie z boku na bok. Była pewna, że podczas bezsennych nocy rozmyśla o Mary i
powierza jej najskrytsze tajemnice.
Skarciła się w duchu za te ponure rozważania. Doszła do wniosku, że oczekuje zbyt wiele.
Przecież dopiero od niedawna są małżeństwem.
Spojrzała znowu na boisko. Do odbicia piłki szykował się sprawny ośmiolatek, najlepszy
zawodnik drużyny przeciwnej. Mocno uderzona piłka poszybowała wysoko ku prawej stronie boiska.
Tannis wyprostowała się i osłoniła dłonią oczy przed mocnym, popołudniowym słońcem. Jebbie biegał w
przód i w tył niepewny, czy zdoła chwycić piłkę, która leciała w dół niczym pocisk. Chłopiec wyciągnął
ramię. W tej samej chwili piłka uderzyła go w czoło. Zawodnik upadł.
Tannis poderwała się z miejsca, przeskoczyła barierkę i podbiegła do leżącego nieruchomo
dziecka. Serce podeszło jej do gardła. Z tyłu dobiegł ją odgłos kroków Amy.
Tom pierwszy znalazł się przy synu. Opadł na kolana.
– Jebbie? Jebbie, odezwij się!
Tannis usłyszała wołanie, w którym pobrzmiewał strach. Chłopiec poruszył nogą. Tannis
odetchnęła z ulgą. Powoli się uspokajała. Nim podbiegła, mały odzyskał przytomność, mruknął coś
niewyraźnie i niezdarnie usiłował wstać, ale Tom mu na to nie pozwolił.
Okazało się, że jedna z matek jest lekarką. Jebbie został przez nią dokładnie zbadany. Trener
położył na czole chłopca woreczek z lodem. Tannis zauważyła spore zaczerwienienie, które zaczynało
właśnie nabrzmiewać. Na pewno mały będzie miał wielkiego guza, ale odpowiadał przytomnie i bez trudu
poruszał kończynami. Odzyskała spokój, gdy lekarka stwierdziła autorytatywnie:
– Nie grozi ci wstrząs mózgu, chłopcze. Za parę dni będziesz zdrowy jak rybka.
– Co z Jebbie'em? – zapytała drżącym głosem Amy. Tannis przytuliła dziewczynkę. Doskonale
rozumiała jej obawy. Mała straciła niedawno bliską sercu osobę. Dzisiejszy wypadek zachwiał jej
poczuciem bezpieczeństwa.
– Nic mu nie będzie, skarbie, oprócz wielkiego guza na czole.
– Weźcie swoje rzeczy. Spotkamy się przy samochodzie – rzucił Tom, biorąc syna na ręce.
– Racja. Odpoczynek dobrze mu zrobi. – Tannis ze zrozumieniem pokiwała głową. Amy
mruknęła coś z młodzieńczą arogancją. Gdy tylko przekonała się, że bratu nic nie grozi i będzie musiała
nadal znosić jego wybryki, zaczęła się zachowywać… normalnie.
– Idę o zakład, że tata zamiast do domu zawiezie nas prosto do szpitala. Dla niego każde
zadrapanie jest poważną raną.
– Jebbie został już zbadany przez lekarza – odparła z uśmiechem Tannis.
– To się nie liczy!
Amy miała rację. Tom pojechał prosto do kliniki. Uprzedził telefonicznie doktor Ellis, która
czekała na nich w izbie przyjęć. Po dokładnym zbadaniu Jebbie'e-go uspokoiła Toma, że chłopcu nic się
nie stało. Oznajmiła, że jedynym nieprzyjemnym skutkiem wypadku może być lekki ból głowy.
Przypomniała na koniec, jakie są objawy wstrząśnienia mózgu i zaleciła rodzinie staranną obserwację
małego pacjenta. Napełniła lodem gumowy worek i poleciła nadal robić zimne okłady. Taki był koniec
wizyty. Nim dotarli do domu, zrobiło się późno. Dzieci od razu powędrowały do sypialni.
Tom zszedł na dół. Co kilka minut zaglądał do syna. Tannis kończyła sprawdzać ćwiczenia. Mąż
usiadł ciężko na kanapie tuż obok niej.
– Mały wygląda nieźle – oznajmił. – Zamierzam nastawić budzik i zaglądać do niego co godzinę.
Zastanawiam się, czy powinien iść jutro do szkoły.
Tannis uśmiechnęła się, wzruszona jego troską.
– Nie sądzę, by należało sprawdzać jego samopoczucie tak często, a poza tym jestem pewna, że
mały pobiegnie jutro do szkoły jak na skrzydłach. Będzie miał co opowiadać i pokazywać kolegom.
– Rano zdecydujemy – rzucił Tom oschłym tonem.
– Stanowczo za długo samotnie wychowywałeś dzieci – oznajmiła pogodnie Tannis, chcąc
zachęcić męża, by spojrzał na całą sprawę z odrobiną humoru. – Szkoda, że nie możesz siebie usłyszeć.
Gdaczesz niczym zaaferowana kwoka. Chyba stałeś się nadopiekuńczy.
– Do jasnej cholery, mam to w nosie! Nie dopuszczę, żeby kolejna osoba z mojej rodziny
przeniosła się na tamten świat z powodu zaniedbań w leczeniu! – krzyknął ze złością.
Cisza panująca w całym domu wzmogła gwałtowność jego wybuchu. Zdenerwowana Tannis
zacisnęła dłonie na sprawdzonych przed chwilą pracach. Zorientowała się, że Tom jest przygnębiony
dzisiejszym wypadkiem o wiele bardziej niż można by przypuszczać. Co go tak okropnie zirytowało?
Czyżby zrozumiał opacznie jej słowa?
– Twierdzisz, że niewłaściwe leczenie może być przyczyną śmierci. Chodzi ci o Mary? – zapytała
odważnie, próbując zrozumieć, co wyprowadziło Toma z równowagi. – Przecież miała doskonałą opiekę,
i to przede wszystkim dzięki tobie. Zrobiłeś wszystko, co w ludzkiej mocy.
– A czy zdołałem ją przekonać, by kontynuowała leczenie? Nie protestowałem, gdy Mary
pochopnie zrezygnowała z chemoterapii…
Tannis zaniemówiła. Tom powiedział to z goryczą i złością. Nie przypuszczała, że ukochany
mężczyzna wini siebie za śmierć żony. Czy to było powodem jego bezsenności?
– Nie jesteś odpowiedzialny za śmierć Mary – tłumaczyła łagodnie, z trudem szukając
właściwych słów. Położyła dłoń na jego ramieniu. – Choroba, na którą zapadła…
– Wcale nie czuję się winny! – Tom rozzłościł się jeszcze bardziej. Strząsnął z ramienia rękę
Tannis i poderwał się z kanapy. – Zebrałem mnóstwo informacji o tej chorobie. Mary wiedziała, że
istnieje szansa wyzdrowienia, ale ją odrzuciła. Przekonywałem ją, że powinna iść do szpitala i poddać się
chemoterapii oraz naświetlaniom zalecanym przez lekarzy, ale nie chciała o tym słyszeć.
– Przecież zdajesz sobie sprawę, że wolała nie przeciągać swojej agonii. – Tannis mówiła
spokojnie. Nie okazała, jak bardzo poczuła się urażona, gdy uchylił się przed współczującym dotknięciem
jej ręki. – Mary nie miała szans na wyzdrowienie. Była tego świadoma. Wolała spędzić czas, który jej
pozostał, żyjąc w miarę normalnie. Dla ciebie i dzieci…
– Powinna walczyć! Jak mogła się poddać i wybrać śmierć? – krzyknął zbolałym głosem.
– Sądziła, że nie ma innego wyjścia. – Tannis zastanawiała się, jak przekonać Toma, że
podejmując decyzję, Mary brała pod uwagę przede wszystkim uczucia swego męża. – Postanowiła
oszczędzić ci złych wspomnień. Nie chciała, żebyś ją zapamiętał jako kobietę udręczoną cierpieniem i
bólem.
Tannis ujrzała oczyma wyobraźni sceny z ostatniego roku życia przyjaciółki. Mary stopniowo
opadała z sił i zażywała coraz więcej środków przeciwbólowych. Może to i lepiej, że bliscy chorej nie
musieli być świadkami agonii trwającej długie miesiące czy nawet lata. Tom nie chciał przyjąć do
wiadomości takiego rozumowania.
– Jak mogła podjąć taką decyzję, nie biorąc pod uwagę mojego zdania? – dopytywał się z
goryczą. – To dotyczyło również mojego życia.
– Sądzę, że miała do tego prawo. Zapewne przypuszczała, że nie pogodzisz się z jej
postanowieniem. – Tannis wiedziała, że tak właśnie było. Tom zadręczał Mary, nalegając, by odwiedzała
coraz to nowych specjalistów. – Byłam jej przyjaciółką. Powierzała mi swoje tajemnice. Wierz mi, te
decyzje były dla niej równie trudne jak dla ciebie jej śmierć.
– Powiadasz, że się przyjaźniłyście? W takim razie dlaczego nie próbowałaś jej przekonać, żeby
kontynuowała terapię? – rzucił drwiąco rozgniewany Tom. Tannis zrozumiała, że jej słowa wyprowadziły
go z równowagi. Zmrużył oczy i popatrzył na nią ze złością. – A może choroba Mary była ci na rękę?
Oboje wiemy, że już wtedy chętnie byś na mnie poleciała.
Tannis otworzyła usta, by zaprotestować, ale nie mogła wykrztusić słowa. Zacisnęła dłonie w
przypływie złości. Jak w sennym koszmarze spoglądała z niedowierzaniem na swoje ramię, które uniosło
się mimowolnie. Wymierzyła Tomowi mocny policzek. Klaśnięcie rozległo się donośnie w ciszy
spokojnego domu. Ramię opadło. Gwałtowne pieczenie dłoni uświadomiło Tannis, że naprawdę
spoliczkowała męża.
Tom popatrzył na żonę szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Nagle zrozumiał swój błąd.
Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Tannis wiedziała, że okrutne słowa zostały powiedziane w złości. Tom nie
całkiem zdawał sobie sprawę, co mówi. Cierpienie było jednak zbyt dotkliwe i nie zasłużone, by potrafiła
od razu wybaczyć mężowi. Małżeństwo, które zaczęło nabierać sensu, niespodziewanie okazało się
bolesną pomyłką.
– Nie dopuszczę, żebyś obarczył mnie odpowiedzialnością za nieszczęście, któremu nikt nie jest
winien – oświadczyła. Jej głos niewiele różnił się od szeptu. Popatrzyła Tomowi prosto w oczy. – Może i
leciałam na ciebie, ale nigdy, przenigdy nie zachęcałam cię do złamania małżeńskiej przysięgi.
Tannis zdawała sobie sprawę, że to podły rewanż, aluzja do tamtego wieczoru sprzed lat, o
którym do tej pory żadne z nich nie wspomniało ani razu. Natychmiast pożałowała swoich słów. Gdy się
uspokoiła, pojęła wreszcie, co dręczy Toma: miał żal do Mary nie o to, że zrezygnowała z terapii.
Odczuwał wściekłość, bo umarła.
Rozpacz owdowiałego mężczyzny zamiast osłabnąć z czasem, przerodziła się w złość i agresję.
Nim zdał sobie z tego sprawę i zdołał uporządkować swoje uczucia, padły straszliwe oskarżenia, które
zniweczyły szanse powodzenia drugiego małżeństwa.
– Idę spać.
Znużona Tannis ruszyła ku schodom. Ukochany mężczyzna złamał jej serce. Marzenia legły w
gruzach.
Umyła twarz i zęby, zajrzała do dzieci i poszła do sypialni. Wahała się przez chwilę, stojąc na
progu. Może lepiej przenocować w pokoju gościnnym? Dobra myśl.
Czułaby się nieswojo, gdyby miała przespać tę noc obok Toma, jakby nic między nimi nie zaszło.
Jutrzejszy poranek będzie dostatecznie ciężką próbą. Ze względu na dzieci trzeba udawać, że nic się nie
stało.
Oczy zaszły jej łzami.
Gdy Tom wszedł do sypialni, Tannis odwróciła się do niego plecami, nie chcąc okazać, jak bardzo
przez niego cierpi. Stała przed lustrem wiszącym nad komodą, w którym odbijała się męska sylwetka oraz
kobieca twarz pozbawiona wyrazu niczym maska. Trudno było Tannis zachować obojętność, ale nie miała
wyboru. Zgodziła się wyjść za człowieka, który jej nie kochał. Powinna była przewidzieć, co to oznacza.
Tom podszedł do żony. Dywan tłumił odgłos jego kroków. Stanął za Tannis. Patrzyli na swoje
odbicia w lustrze.
– Nie kłóćmy się – szepnął Tom.
– Jestem tego samego zdania – szepnęła, odwracając wzrok.
– Tannis, okaż mi trochę cierpliwości. Naprawdę chciałbym, żeby nasze małżeństwo było
szczęśliwe.
Nie umiał znaleźć właściwych słów, lecz Tannis domyśliła się od razu, że to mają być
przeprosiny. Jej serce wezbrało miłością i współczuciem. śal zniknął, ustępując miejsca potrzebie
ukojenia bólu ukochanego mężczyzny. Tannis chciała się odwrócić i objąć mocno Toma, ale on ją
powstrzymał, kładąc wielkie ręce na jej ramionach. Podniosła wzrok i zobaczyła w lustrze jego odbicie.
Zadrżała ogarnięta nagłym pożądaniem. Ilekroć się kochali, widziała na twarzy Toma wyraz skupionej
uwagi i ostatecznej determinacji. Tak samo patrzył na nią w tej chwili. Pod wpływem zaborczego
spojrzenia jej sutki nabrzmiały. Tom natychmiast to dostrzegł.
Silna dłoń o smukłych palcach objęła jej biust. Pod wpływem emanującego z niej ciepła i łagodnej
pieszczoty Tannis wstrzymała oddech. Miała wrażenie, że trawi ją ogień. Spojrzała w lustro. Nie mogła
oderwać oczu od potężnej sylwetki, przy której wydawała się mała i krucha jak figurka z porcelany.
Patrzyła zachłannie na ciemną czuprynę Toma, który pochylił głowę, obsypując pocałunkami jej kark i
szyję. Dotykał ustami miejsc, gdzie wyczuwał przyspieszony puls. Uszczęśliwiona Tannis jęknęła.
Chciała się odwrócić i wtulić w ramiona ukochanego, ale znowu ją powstrzymał.
– Poczekaj – szepnął, nie podnosząc głowy. Powoli ściągał jej koszulę, przez cały czas
obserwując lustrzane odbicie żony. Po chwili miała na sobie tylko koronkowy stanik i spodnie. Tom
sięgnął do paska. Zazgrzytał suwak. Spodnie opadły na podłogę.
Tannis z nie ukrywaną ciekawością patrzyła na swoje odbicie. Tom stał za jej plecami, błądząc
spojrzeniem po obnażonym ciele żony. Czuła, jak muskularna pierś wznosi się i opada coraz szybciej.
Gorący oddech męża palił jej skórę. Tom objął rękoma jej biodra i przyciągnął do swoich. Opalone dłonie
wyraźnie kontrastowały z jasną skórą. Tannis nie spuszczała z nich wzroku, gdy sunęły wolno ku górze,
objęły talię i zatrzymały się pod biustem okrytym beżową koronką stanika. Kciuki uniosły się, muskając
sterczące sutki.
Tannis drgnęła pod wpływem tego dotknięcia.
– Przyjemnie? – zapytał Tom niskim, zmienionym głosem. Tannis wpatrywała się z
niedowierzaniem w lustrzane odbicie. Tom zsunął delikatną koronkę, odsłonił piersi, natychmiast przykrył
je dłońmi i pogładził delikatnie. Tannis odchyliła głowę i spojrzała w lustro.
Widok, który ukazał się jej oczom, był niesłychanie podniecający. Tom nadal był ubrany, ona
sama zaś niemal naga. Światło lampy rzucało refleksy na jasną skórę. Opalone męskie dłonie obejmowały
kształtny biust. Tannis czuła, że narasta w niej żądza.
Miała wrażenie, że Tom czyta w jej myślach. Wolno przesunął dłonie w dół na płaski brzuch i
jeszcze niżej ku rudawym włosom na łonie. Powtórzył tę zmysłową pieszczotę i niepostrzeżenie zdjął
Tannis skąpą bieliznę. Gdy, oszołomiona dotknięciem jego rąk, ponownie spojrzała w lustro, dostrzegła
jedynie odbicie własnej, całkiem obnażonej postaci. Po chwili Tom znowu stanął za jej plecami. Był nagi.
Na widok jego potężnej sylwetki emanującej męską siłą zapomniała o całym świecie.
Tom objął biodra żony, uniósł ją trochę i mocno przytulił. Tannis otarła się o niego, zmysłowo
poruszając biodrami. Tom powtórzył tę zachętę do miłosnej gry. Wsunął rękę między smukłe uda, które
Tannis rozsunęła prowokacyjnie.
– Czarownica – szepnął jej do ucha. Jego uśmiech przypominał grymas drapieżnego zwierzęcia.
Stopy Tannis znowu dotknęły podłogi. Pochyliła się do przodu, opierając dłonie na blacie komody. Nim
pojęła, co się dzieje, Tom wszedł w nią jednym ruchem. Krzyknęła z rozkoszy i zdumienia. Zaczęli
poruszać się zgodnie i rytmicznie jak w zmysłowym tańcu. Ramię Toma objęło ją w talii, a druga ręka
wślizgnęła się między uda. Tannis jęczała spazmatycznie. Nie była w stanie znieść tak wielkiej rozkoszy.
Przymknęła oczy.
– Czarownica – brzmiał jej w uszach ochrypły głos Toma. Podniosła głowę, by spojrzeć na jego
zmienioną pożądaniem twarz, i całkiem straciła głowę.
Kiedy się sobą nasycili, Tom wziął Tannis na ręce i zaniósł do łóżka. W środku nocy obudził ją i
przykrył własnym ciałem. Kochała się z nim, wkładając w ów zmysłowy akt całkowitego zjednoczenia
całą miłość skrywaną w głębi serca. Kochała mężczyznę, który pragnął tylko jej ciała.
Jego serce należało do Mary.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Amy wybiegła z pokoju dziennego, by powitać ojca, który przywiózł Jebbie'ego z treningu. W
samą porę; obiad był prawie gotowy. Tom popatrzył niespokojnie w głąb korytarza. Tannis nie wyszła mu
na spotkanie.
– Tatusiu, pamiętasz, że dziś wieczorem mamy porozmawiać o tym, czy będę mogła zostawać
sama w domu? – zapytała Amy. Popatrzyła na ojca z nadzieją i lękiem oczami swojej matki; ten sam
kształt i kolor. Tomowi wydawało się przez chwilę, że to Mary zjawiła się przed nim we własnej osobie.
Czekał z rezygnacją, aż znajomy ból ściśnie mu serce. Chwile mijały. Był ogromnie zdziwiony, nie czując
zwykłego przypływu rozpaczy. Uśmiechnął się do córki z ulgą i radością.
– Porozmawiamy. Zróbmy to po obiedzie, gdy Jebbie pójdzie się bawić z kolegami.
– Cudownie! – Rozpuszczone włosy zatańczyły wokół głowy dziewczynki, która odwróciła się i
pomknęła w głąb korytarza.
– Gdzie jest Tannis?
– W kuchni – rzuciła Amy na odchodnym. – Uczy mnie, jak piec rybę w folii.
Córka wybiegła. Tom powiesił płaszcz w korytarzu. Przystanął na chwilę, zadumanym wzrokiem
mierząc pustą przestrzeń. Po raz pierwszy od dnia ślubu Tannis nie wyszła mu na spotkanie, gdy wrócił z
pracy. Poranek minął spokojnie. Tom udawał, że nic się nie stało, i próbował zapomnieć o wczorajszej
kłótni, ale Tannis najwyraźniej wciąż była na niego zła.
Cholera, zachował się jak ostatni łajdak! Zdawał sobie z tego sprawę. Nie potrafił spokojnie
rozmawiać o Mary. Natychmiast ogarniała go złość. Tym razem wyładował się na Tannis. To nieuczciwe;
nie powinien był tak postąpić. Wprawdzie usiłował jej potem okazać bez słów, jak wiele dla niego znaczy,
lecz nie zrozumiała owego przesłania.
Gdy wszedł do kuchni, Tannis podniosła wzrok i uśmiechnęła się. Patrzyła na męża równie ciepło
i serdecznie jak co dzień.
– Cześć – rzuciła krótko.
– Cześć. – Tom okrążył stół i niepewnym ruchem pochylił głowę, by ją pocałować. Był niemal
pewny, że się odsunie, lecz, ku jego radości i zaskoczeniu, przytuliła się z cichym pomrukiem
zadowolenia, który sprawił, że natychmiast zrobiło mu się gorąco. Gdy pojął, że Tannis nie żywi do niego
urazy, poczuł tak wielką ulgę, że zapomniał o całym świecie. Nie zwracał uwagi, że Amy krząta się po
kuchni. Tak bardzo pragnął Tannis! Uwielbiał swoje dzieci, ale wiele dałby za to, żeby na kilka chwil
pozostać z żoną sam na sam. Całował ją coraz namiętniej, muskając językiem rozchylone wargi. Tannis
przytuliła się do niego z oddaniem i miłością, o jakiej śnił każdy…
Miłość?
To przypuszczenie było tak niespodziewane, że osłupiały Tom wypuścił Tannis z objęć i cofnął
się, mamrocząc coś niewyraźnie o brudnych rękach Jebbie'ego, które chłopiec powinien bezwzględnie
umyć przed obiadem. Pomknął na górę, myśląc gorączkowo o Tannis. Usiadł na łóżku w sypialni, żeby
się spokojnie zastanowić.
To bardzo prawdopodobne, że Tannis go kocha. Jego męska duma została mile połechtana. Czy to
naprawdę miłość? Tannis rzeczywiście postępuje jak zakochana kobieta. Nie ulegało wątpliwości, że
stanowią dobraną parę. To niemożliwe, by o ich związku przesądziła jedynie chłodna kalkulacja i zdrowy
rozsądek. A jeśli Tannis… tylko udaje przywiązanie, by uniknąć plotek?
Bzdura! Gdyby istotnie tak było, zachowywałaby pozory jedynie wobec obcych ludzi oraz dzieci.
Decydującym argumentem była jej spontaniczna reakcja na każde jego dotknięcie i oznakę czułości.
Tom przypomniał sobie pewne zdarzenie, które miało miejsce w ubiegłym tygodniu. Wrócił do
domu bardzo zmęczony po dniu spędzonym na sali sądowej. Rzadko uczestniczył w rozprawach.
Niesmakiem napawał go konflikt, którego finałem był obecny proces. Córka i syn zmarłego klienta
rozpoczęli walkę o spadek, jeszcze przed pogrzebem. Tom zajmował się wcześniej równie trudnymi
sprawami majątkowymi, ale ludzka chciwość zawsze go oburzała. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego
najbliżsi krewni bywają tacy zachłanni.
Nieczęsto zwierzał się Mary ze swoich zawodowych problemów, ale z Tannis było inaczej.
Ciekawiły ją te sprawy. Była nimi szczerze zainteresowana i podobnie jak mąż oceniała postępowanie
innych ludzi. W trudnych chwilach okazywała Tomowi współczucie. Odnosił wrażenie, że wszystko, co
dotyczy jego osoby, jest dla niej bardzo istotne… że on jest dla Tannis ważny. Po chwili zrozumiał, że
niesprawiedliwie ocenił pierwszą żonę. Mary również interesowała się jego problemami, lecz okazywała
to inaczej. Była tak zajęta dziesiątkami spraw ważnych dla mieszkańców osiedla, że niekiedy puszczała
mimo uszu zwierzenia Toma. Jednak ilekroć potrzebował wsparcia, stawała za nim murem. Kochała go.
Krąg się zamknął. Tom powrócił do myśli, która stanowiła punkt wyjścia do owych rozważań. Im
dłużej się zastanawiał, tym większą miał pewność, że Tannis jest w nim naprawdę zakochana. Mnóstwo
dowodów świadczyło o tym, że ta mądra i łagodna kobieta żywi dla niego głębokie uczucie. Na myśl o
tym zrobiło mu się ciepło na sercu. Ogarnęło go poczucie bezpieczeństwa, jakiego od dawna nie zaznał.
Gdy Tannis przyszła zawołać go na obiad, wstał ochoczo i objął ją ramieniem.
– Wieczorem, gdy dzieci pójdą spać, porozmawiamy sobie, zamiast oglądać film, zgoda?
– O czym chcesz rozmawiać? – zapytała, nie kryjąc zdziwienia.
– O wspomnieniach z dzieciństwa i tak dalej – odparł, wzruszając ramionami. – Przyszło mi nagle
do głowy, że bardzo mało wiem o kobiecie, którą poślubiłem.
Tannis pokraśniała z zadowolenia. W niebieskich oczach pojawił się blask szczęścia. Tom zrobił
jej tą propozycją ogromną przyjemność.
– Możemy dokończyć rozmowę w wannie. Masaż wodny nas odpręży – oznajmiła, spoglądając na
niego zalotnie.
Tom wybuchnął śmiechem i przytulił żonę.
– W ciepłej kąpieli nie mam nastroju do towarzyskiej konwersacji. Pod wpływem wysokiej
temperatury zwykle tracę głowę.
– Na to właśnie liczę – szepnęła Tannis, wspinając się na palce i całując go w usta.
Kilka godzin później ucichły wszystkie domowe odgłosy. Tom odpoczywał na mahoniowym łożu,
tuląc się do Tannis, którą nadal przykrywał swoim ciałem. Był senny, zadowolony i syty rozkoszy. śona
poruszyła się w jego objęciach, uniosła rękę i odgarnęła mu włosy z czoła. Westchnął uszczęśliwiony i
przekręcił się na bok, nie wypuszczając jej z objęć.
– Wiele zmieniłaś w moim życiu.
– Wybacz, ale to brzmi zagadkowo. – Tom czuł, że Tannis się uśmiecha. – Po szaleństwach, które
niedawno miały miejsce w tym łóżku…
– I przedtem w wannie – wtrącił chełpliwie.
– I w wannie – potwierdziła i dokończyła myśl: – Sądzę, że oceniasz mnie stronniczo i nazbyt
pochlebnie.
– Wiem, co mówię. – Tom ułożył Tannis na plecach i spojrzał jej prosto w niebieskie oczy. –
Kochając się z tobą, spełniam najskrytsze marzenia, ale to nie wszystko. Twoja obecność w tej rodzinie
każdemu wyszła na dobre. Dzięki za pomoc w dzisiejszej rozmowie z Amy. Muszę jej zaufać w drobnych
sprawach i uczyć odpowiedzialności. Czas zrozumieć, że moja córka dorasta. Z wiekiem będzie coraz
bardziej niezależna. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?
– Na pewno byłeś tak skoncentrowany na tym, by życie twoich dzieci płynęło możliwie
normalnie, że zapomniałeś o elastyczności i potrzebie zmian.
– Chyba masz rację. Teraz rozumiem, dlaczego postanowiłem się z tobą ożenić – oznajmił
ż
artobliwie.
– Ja to wiedziałam od dawna. – Odwróciła się do niego plecami i objęła mocno poduszkę, jakby
ś
ciskała koło ratunkowe. – Jestem świetna w łóżku i pomagam ci wychowywać dzieci.
Tom był zbity z tropu jej uwagą. Przed chwilą trzymał żonę w ramionach; rozmawiali jak
przystało na czułych kochanków. Niespodziewanie Tannis stała się zimna i nieprzystępna. Czyżby sądziła,
ż
e w takiej sytuacji pozwoli jej zasnąć bez słowa wyjaśnienia? Dlaczego odwróciła się do niego plecami?
Do diabła, przecież od pierwszej wspólnej nocy spali mocno przytuleni.
Powoli zaczynał rozumieć, co dręczy Tannis. Czyżby istotnie sądziła, że postanowił się ożenić
tylko dlatego, że chciał z nią sypiać i oczekiwał pomocy w wychowaniu dzieci?
Olśnienie przyszło nagle.
Jasne, że jego żona jest o tym przekonana. Takie wymienił powody, gdy się jej oświadczał.
Przekonywał z wielkim zapałem, jak korzystne jest małżeństwo z rozsądku.
Tom poruszył się niespokojnie. Nie lubił przyznawać się do błędu, ale pragnął być szczery wobec
siebie i Tannis. Poślubił ją, bo… podświadomie wiedział, że ta kobieta go kocha. Potrzebował jej miłości.
Pragnął, by to uczucie ukoiło ból i nasyciło go rozkoszą. Błyskawicznym ruchem odwrócił żonę ku sobie i
nakrył ponownie swoim ciałem.
– Tom! – krzyknęła zaskoczona. Unikała jego spojrzenia. – Muszę się wyspać. Rano idę do pracy.
– Ja również. Problem w tym, że jeśli nie rozwikłamy wszystkich wątpliwości, nie będę mógł
zasnąć. – Dotknął policzka Tannis i popatrzył na nią w skupieniu. Czyżby spoglądała na niego z żalem?
Pochylił głowę i pocałował żonę z czułością, która ogarniała go zawsze, ilekroć brał ją w ramiona.
Odprężyła się z wolna i oddała pocałunek. – Kochasz mnie? – zapytał z ustami przy jej wargach.
– Dlaczego… ? – Znieruchomiała. Czuł, że jej mięśnie tężeją.
– Powiedz, że mnie kochasz. – Obsypywał jej twarz pocałunkami, objął dłonią pierś. Tannis
jęknęła; nie umiał powiedzieć, czy jest wściekła, czy zadowolona, ale musiał znać prawdę. – Chcę, żebyś
mi to wyznała. Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego cię poślubiłem: potrzebuję twojej miłości.
Obiecuję uszanować to uczucie.
Tannis milczała. Tom czekał cierpliwie na jej odpowiedź. Uniosła ramiona i ujęła w dłonie jego
twarz. Popatrzyła mu w oczy.
– Kocham cię, Tom – wyznała cicho. – Od dawna cię kocham.
– Wiedziałem. – Ogarnęła go szalona radość. Głos mu się załamał. Ukrył twarz we włosach
Tannis i objął ją z całej siły. – Moja ruda czarodziejko, czy wiesz, jak bardzo jesteś mi potrzebna?
Minęła Wielkanoc. Młodemu lekarzowi udało się namówić matkę Tannis, by wyraziła zgodę na
przeprowadzenie badań, o których wspomniał w rozmowie. Doktor Payton zastosował lekarstwa, pod
wpływem których w zachowaniu starszej pani zaszły ogromne zmiany na lepsze. Tannis ze zdumieniem
stwierdziła, że jej matka coraz rzadziej pozwala sobie na złośliwe uwagi.
Tom co tydzień jeździł z żoną do pensjonatu dla seniorów i gawędził z teściową. Starsza pani
bardzo go polubiła. Tannis musiała przyznać, że nie było chyba kobiety zdolnej oprzeć się urokowi Toma
Hayesa.
Byli małżeństwem od trzech miesięcy. Ich życie biegło teraz wedle ustalonego wspólnie rytmu.
Tannis w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że jako żona Toma będzie taka szczęśliwa. Był
troskliwym i opiekuńczym mężem. Często przynosił jej kwiaty i drobne prezenty. Z powagą zastanawiał
się nad wygłaszanymi przez nią opiniami dotyczącymi wychowania dzieci, przyjmował życzliwe rady i
naprawdę jej słuchał, ilekroć miała coś do powiedzenia. Chętnie pomagał w pracach domowych i doceniał
wszystkie jej wysiłki. Tannis nie odczuwała przy nim ustawicznego niepokoju i lęku przed mężowską
dezaprobatą, który niszczył jej pewność siebie w poprzednim związku.
Tannis doskonale pamiętała potworny lęk, który ją ogarnął, gdy Tom oznajmił, że nie poślubił jej
po to, by zajmowała się domem. Sądziła wówczas, że mąż podaje w wątpliwość jej gospodarskie talenty.
Z czasem przekonała się, że dla Toma liczy się przede wszystkim szczęśliwa rodzina, a idealny porządek
w domu jest sprawą drugorzędną.
Chętnie wspominała długie miłosne noce, czułe chwile, gdy kochali się do szaleństwa. W swoich
rozważaniach nie unikała już czułych słów o głęboko uczuciowym zabarwieniu. Moment, w którym Tom
zmusił ją do wyznania prawdy, okazał się przełomowy dla ich związku. Odkąd długo skrywane uczucia
przestały być tajemnicą, Tannis wykorzystywała każdą okazję, by dać im wyraz. Niekiedy odczuwała
smutek, ponieważ Tom nie odwzajemnił się jej podobnym wyznaniem, ale szybko przechodziła nad
owymi wątpliwościami do porządku dziennego. Była przekonana, że Tomowi na niej zależy. Cóż z tego,
ż
e nie kwapił się, by wyrazić swoje uczucia?
Z drugiej strony jednak nie traciła nadziei, że pewnego dnia usłyszy wyznanie, którego tak bardzo
pragnęła. To marzenie dodawało jej sił. Stała się nieodłączną towarzyszką i niezawodną partnerką Toma
we wszystkich życiowych sprawach i miała nadzieję, że pewnego dnia uczucie, którym obdarzał Mary, w
naturalny sposób wygaśnie, a jeżeli nawet coś z niego pozostanie, w sercu Toma znajdzie się trochę
miejsca również dla drugiej żony.
Tannis powróciła do rzeczywistości. Wyrwały ją z zamyślenia głośne okrzyki dzieci
wbiegających do klasy. Trudno było zapanować nad gromadką rozdokazywanych czwartoklasistów, gdy
blask ciepłego majowego słońca wlewał się przez okna do sali, a lekki wietrzyk poruszał źdźbła trawy na
boisku. Tannis poleciła wyjąć podręczniki. Dzieci pracowały w grupach, a nauczycielka krążyła wśród
nich, odpowiadając na pytania i rozstrzygając wątpliwości. Nagle w drzwiach stanął dyrektor szkoły, pan
Tenlow.
– Proszę iść do sekretariatu. Zastąpię tu panią.
– Co się stało? – Machinalnie podała mu kartkę z konspektem lekcji i ocenami uczniów, które
zapisywała na bieżąco podczas zajęć w grupach.
– Amy źle się czuje. Prosiła, żeby pani do niej przyszła.
Tannis wyjaśniła w pośpiechu, jakie ćwiczenia mają wykonać jej uczniowie, i wybiegła z klasy.
Janinę, szkolna sekretarka, powitała ją w progu kancelarii i szybko zaprowadziła do gabinetu lekarskiego,
gdzie czekała dziewczynka. Przed drzwiami sekretarka przystanęła na chwilę.
– Możemy zamienić kilka słów, nim spotkasz się z Amy? – zapytała Janine. Sekretarka miała w
szkole opinię osoby zdolnej stawić czoło wszelkim kłopotom. Pod nieobecność szkolnej higienistki i
psychologa pierwsza dowiadywała się o wszystkich katastrofach.
– Oczywiście. Mów, co się stało.
– Próbowałam rozmawiać z Amy, ale nie rozumiem, o co jej chodzi. Upierała się, żebym zawołała
ciebie.
– Dlaczego? Czyżby zachorowała? Mam zadzwonić do Toma?
– Nie! – Janinę energicznie pokręciła głową. – Chodzi o to, że Amy zaczęła miesiączkować. To
się zdarzyło podczas lekcji.
– Och…
W pierwszej chwili Tannis była kompletnie zbita z tropu. Czyżby Amy nie wiedziała, jakim
przemianom może podlegać organizm dziewczynki w jej wieku? Może nikt nie zadał sobie trudu, by ją o
tym uprzedzić? Z drugiej strony nawet gdyby Tom nie wywiązał się ze swego zadania, w szkole od piątej
klasy odbywały się pogadanki dotyczące tego rodzaju zagadnień. Na pewno Amy już w ubiegłym roku
wiedziała, czego się spodziewać.
– Czy Amy rozumie, co się z nią dzieje?
– Naturalnie – zapewniła ją sekretarka. – Była trochę zażenowana, jak wszystkie dziewczynki w
takiej sytuacji, ale spodziewała się tego.
– W takim razie nie mam pojęcia, o co tu chodzi. – Tannis bezradnie rozłożyła ręce.
– Zdaje się, że to ma związek z twoim mężem, Tannis. – Zakłopotana Janinę odgarnęła
kędzierzawe, siwiejące włosy.
– Czyżby?
– Po śmierci pierwszej żony Tom Hayes jest… szczególnie przewrażliwiony na punkcie zdrowia
swoich dzieci. Nawet zwykły katar powoduje, że ciągnie je do lekarza.
– Owszem. – Niewiele brakowało, by Tannis skwitowała te słowa uśmiechem, ale się opanowała.
– Rzeczywiście ma lekkiego bzika na punkcie zdrowia, ale co to ma wspólnego z dolegliwościami jego
córki?
– Pan Tenlow oznajmił Amy, że po lekcjach jesteś umówiona z rodzicami uczniów i postanowił
zadzwonić do ojca, żeby odwiózł małą do domu. Uznał, że Tomowi łatwiej będzie się wyrwać z kancelarii
niż tobie z pokoju nauczycielskiego. Ledwie o tym wspomniał, Amy zaczęła histeryzować. Błagała, żeby
nie dzwonił do ojca. Bardzo się zdenerwowała i nie chciała widzieć nikogo prócz ciebie.
– Rozumiem. – Tannis nie była przekonana, czy tak jest w istocie, ale skoro Amy jej
potrzebowała, trzeba stanąć na wysokości zadania. – Mogę porozmawiać z małą w cztery oczy?
– Naturalnie. – Janinę odetchnęła z ulgą i wymownym gestem wskazała drzwi gabinetu
medycznego. Tannis nacisnęła klamkę i ostrożnie zajrzała do środka.
– Amy? To ja, kochanie. Mogę wejść?
– Tannis! – Śliczna buzia Amy była czerwona i zalana łzami. Dziewczynka rzuciła się w ramiona
macochy i załkała, jakby serce pękało jej z rozpaczy.
Tannis przypomniała sobie, co przeżywała jako nastolatka. Wiedziała, co czuje mała Amy.
Niełatwo jest dziewczynce zrozumieć i przyjąć do wiadomości osobliwe przemiany zachodzące w jej
organizmie. Tannis wiedziała, że w takiej chwili Amy szczególnie dotkliwie odczuwa brak matki. To
dlatego najmniejszy konflikt rodzinny urastał do rozmiarów katastrofy.
Łagodnym ruchem pogłaskała dziewczynkę po plecach i końskim ogonie; ciemna kitka na czubku
głowy wydawała się nieco oklapnięta.
– Mogę ci jakoś pomóc, kochanie?
– Nie pozwól im dzwonić do taty! – wykrztusiła dziewczynka, podnosząc z ramienia Tannis
zalaną łzami twarz. Powiedziała to błagalnym tonem. Tannis nie miała pojęcia, co o tym myśleć.
– Przyszłam, żeby z tobą porozmawiać – odparła, unikając składania jakichkolwiek obietnic, póki
nie dowie się, o co właściwie chodzi. – Wyjaśnij mi wszystko po kolei. Pani McDowell wspomniała, że…
właśnie zaczęłaś miesiączkować.
Amy wytarła nos i skinęła głową. Usiadła na kozetce.
– Owszem, ale nie dlatego prosiłam, żeby nie dzwonili do taty. – Dziewczynka podniosła wzrok i
spojrzała na Tannis. – W mojej klasie jest kilka dziewczyn, które mają już za sobą pierwszą miesiączkę.
W krytycznej chwili ich mamy po prostu zawiozły je do domu. No wiesz, trzeba się przebrać i tak dalej. –
Amy była trochę zakłopotana, ale nie przerwała monologu. – Tannis, dobrze wiesz, jaki jest tata. Jeśli
przyjedzie po mnie do szkoły, wiadomo, co będzie dalej. Natychmiast zawiezie mnie do lekarza i poleci
zbadać. śadna z dziewczyn nie musiała w takiej chwili jechać do lekarza – dodała ze łzami w oczach. –
Wyobrażasz sobie, jakiego wstydu narobiłby mi ojciec?
Tannis czuła się w obowiązku bronić Toma, chociaż wiedziała, że przypuszczenia Amy są
słuszne. Prawdopodobnie Tom pojechałby z córką prosto do kliniki. Desperacko próbowała załagodzić
całą sprawę.
– Musisz przyznać, Amy, że wizyta u lekarza po wystąpieniu pierwszej miesiączki to rozsądny
pomysł. Większość rodziców prędzej czy później zawozi córki na badania kontrolne.
– Owszem – przyznała dziewczynka – ale nie tego samego dnia. Proszę, Tannis, nie dzwoń do
taty.
– Zgoda. Wieczorem trzeba mu wyjaśnić całą sprawę, dobrze?
– Oczywiście.
– Amy?
– Słucham?
– Potrzebujesz czegoś? Mogę ci jakoś pomóc w uporaniu się z tym nowym kłopotem? Co mam
zrobić?
– Chciałabym wrócić do domu. – Oczy dziewczynki znowu zaszły łzami. – Poplamiłam bieliznę.
Nie mam żadnych środków prócz tego, co mi dała szkolna higienistka. Czy możemy po drodze wstąpić do
sklepu i kupić…
– Oczywiście. – Tannis objęła zgnębioną dziewczynkę. – Poczekaj na mnie. Zaraz kończy się
lekcja. Załaduję moje dzieciaki do szkolnego autobusu i pojedziemy najpierw do sklepu, a potem do
domu. Zgoda?
– Tak – odparła Amy.
Tannis z ulgą popatrzyła na jej zapłakaną, lecz uśmiechniętą twarz. Wstała i jeszcze raz
pogłaskała ciemną czuprynę.
– Połóż się i odpocznij. Po dzwonku przyniosę z klasy twoje rzeczy.
Nim minęła godzina, Tannis zajechała pod dom wraz z Amy i Jebbie'em. W bagażniku leżała
torba wypełniona środkami niezbędnymi dla każdej dziewczyny i kobiety. Chłopiec zabrał się od razu do
odrabiania lekcji, a Tannis zrobiła Amy mały wykład na temat środków higieny i sposobu ich używania.
Doszła do wniosku, że warto szerzej omówić z dziewczynką sprawy dotyczące płci. Westchnęła z
rezygnacją. Niełatwo jest tłumaczyć dwunastolatce tak zawiłe sprawy! Trzeba podejść do rzeczy ostrożnie
i taktownie.
Popołudnie minęło bardzo szybko. Jebbie uporał się z pracą domową i zapytał, czy może wyjść na
podwórko. Amy odpoczywała na kanapie. Mały przyglądał się jej z ciekawością.
– Co się stało Amy? Zwymiotowała? – dopytywał się bez najmniejszego skrępowania.
– Nic z tych rzeczy. – Na widok jego zawiedzionej miny Tannis omal nie wybuchnęła śmiechem.
– Po prostu źle się poczuła.
– O rany, tata na pewno pozwoli jej zostać jutro w domu. Nie będzie musiała iść do szkoły. – W
jednej chwili zapomniał o całej sprawie. – Mogę pograć w piłkę z Milesem? – zapytał.
Gdy Tannis skinęła głową, krzyknął z radości i pognał do wyjścia. Po chwili rozległ się głośny
huk.
– Nie trzaskaj drzwiami – rzuciła ponuro Tannis, podnosząc głowę znad klasówek i zerkając
porozumiewawczo na Amy. Dziewczynka zachichotała.
Tannis wstawiła nadziewanego kurczaka do piekarnika i zabrała się do przygotowywania sałatki
owocowej. Wysypała na talerz ciasteczka i doprawiła sos, który zamierzała podać z brokułami. Bardzo
lubiła gotować smaczne i zdrowe posiłki dla całej rodziny. Była świetną kucharką. Nawet wiecznie
niezadowolony Jeremy rzadko krytykował jej dania.
Amy doszła już do siebie i wstała, żeby nakryć do stołu. Paplała jak najęta o swoich planach na
kolejny rok szkolny. Bardzo chciała należeć do grupki dziewczyn dopingujących szkolne drużyny
sportowe. Gdy opowiadała o zbliżających się eliminacjach, Jebbie wrócił z podwórka.
– Ładnie pachnie. Uwielbiam kurczaki – oznajmił, zerkając przez szybkę piekarnika. Podszedł do
kuchennego stołu, wspiął się na palce i zajrzał do salaterki. – Brokuły. Ohyda! Nienawidzę brokułów.
– Jeśli masz powiedzieć coś nieprzyjemnego, lepiej wcale się nie odzywaj – skarciła go Tannis.
Uśmiechnęła się, żeby chłopiec łatwiej zniósł naganę. – Umyj ręce. Siądziemy do stołu, gdy tata wróci.
Nim Jebbie zdążył pobiec do łazienki, skrzypnęły wejściowe drzwi.
– Tatusiu! – Chłopiec pomknął w stronę ojca jak strzała. – Złapałem dziś cztery piłki pod rząd,
kiedy grałem z Milesem.
– Świetnie, kolego. Szkoda, że tego nie widziałem – rozległ się niski, ciepły baryton Toma.
– Idę umyć ręce. Zaraz siadamy do stołu. Wiesz, tato, Amy rozchorowała się dziś w szkole. Jak
myślisz, będzie jadła z nami?
– Amy zachorowała?
Tannis usłyszała odgłos kroków. Tom wbiegł do kuchni. Zamiast czułego uśmiechu, którym witał
ją codziennie, ujrzała rozgniewaną, zaciętą twarz podobną do gradowej chmury. Całkiem zapomniał o
powitalnym całusie.
– Gdzie jest Amy? Co jej się stało?
Tannis zwlekała z odpowiedzią. Popatrzyła uważnie na Toma. Należałoby raczej zapytać, co się
jemu stało. Był wściekły. Tanis nie miała pojęcia, co go tak wyprowadziło z równowagi.
– Cześć, tato. – Amy skończyła nakrywać do stołu. – Idę umyć ręce. – Cmoknęła ojca w policzek
i nim zdążył się odezwać, wyszła z kuchni i zniknęła w łazience.
– Co tu się dzieje? Jebbie twierdził, że Amy jest chora. – Tom powiedział to cicho i z pozoru
spokojnie, lecz Tannis zdawała sobie sprawę, jak łatwo jej mąż wpada w złość.
– Sadzę, że jest trochę zażenowana i wstydzi się z tobą rozmawiać – oznajmiła pojednawczym
tonem. Mimo woli splotła dłonie w błagalnym geście i uśmiechnęła się niepewnie. – Twoja córeczka jest
już małą kobietką. Dziś zaczęła miesiączkować.
– Zaczęła… – powtórzył zdumiony Tom. Wnet ochłonął i ponownie zmarszczył brwi. – Wszystko
w porządku? Co powiedział lekarz?
– Nie byłam z nią u lekarza. Uznałam, że to nie jest konieczne. Trzeba poczekać kilka dni, aż
Amy dojdzie do siebie. Wtedy umówimy się na wizytę. – Tannis była zdenerwowana. Tom nie dał się
ułagodzić.
– Wizyta u lekarza nie jest konieczna? Co ty gadasz, do cholery?
Tannis była przerażona tym niespodziewanym wybuchem.
– Tom, nie myślę…
– Nie myślisz? Chyba jednak ruszyłaś głową, nim postanowiłaś nie wtajemniczać mnie w sprawy
dotyczące zdrowia mojej córki. – Tom przestał wrzeszczeć. Jego pogardliwy, odpychający, przyciszony
głos zatruwał myśli Tannis niczym złowrogi jad. – Coś pani powiem, droga pani Hayes. Nosisz
wprawdzie to samo nazwisko, co Amy i Jebbie, ale to cię nie upoważnia do podejmowania jakichkolwiek
decyzji, które dotyczą ich zdrowia. To moje dzieci. Tylko ja mam prawo ustalać, co jest dla nich dobre.
– Ależ Tom, Amy wcale nie jest chora. Nie sądzę…
– Nie masz do tych dzieci żadnych praw, jasne? Absolutnie żadnych. Nie waż się nigdy więcej
decydować o ich sprawach beż porozumienia ze mną. Zrozumiałaś?
O tak, doskonale zrozumiała! Miała wrażenie, że jej serce zamarzło w piersi na lód i rozprysło się
na tysiąc kawałków. W pierwszej chwili poczuła się winna, jakby istotnie popełniła niewybaczalny błąd i
naraziła Amy na śmiertelne niebezpieczeństwo. Natychmiast przypomniała sobie, co postanowiła przed
kilku laty: żaden mężczyzna nie odbierze jej wiary w siebie. Dość miała ciągłego poczucia winy i
tłamszenia własnych racji. Ogarnęła ją wściekłość.
– Szkoda, że nie możesz posłuchać, co wygadujesz. To bzdury! – krzyknęła, wpadając w furię.
Było jej wszystko jedno. – Wystarczy, że ktoś z twoich bliskich kichnie, a ty już pędzisz do lekarza.
Wiesz, dlaczego do ciebie nie zadzwoniłam? – Podeszła bliżej i oskarżycielskim gestem skierowała palec
ku jego piersi. – Amy sobie tego nie życzyła. Błagała mnie, żebym cię nie zawiadamiała, ponieważ
doskonale wiedziała, co z tego wyniknie. Skoro nawet twoje dzieci widzą, że robisz z siebie idiotę,
dlaczego ty sam nie potrafisz tego zrozumieć?
– Mniejsza z tym, czy jestem idiotą. Przynajmniej mam pewność, że nikt z rodziny nie ucierpi z
powodu braku opieki lekarskiej. To dotyczy wszystkich: Amy, Jebbie'ego i ciebie.
Tannis uświadamiała sobie niejasno, że oboje pożałują kiedyś wypowiedzianych w gniewie słów,
ale była zbyt wściekła, by zważać na to, co mówi.
– Wiesz, na czym polega twój problem, Tom? Nadal jesteś zły na Mary, bo ośmieliła się umrzeć.
Dlatego wyżywasz się na mnie. Ja nie jestem Mary! Od dawna próbuję ci uświadomić ten oczywisty fakt i
mam tego wszystkiego powyżej uszu. Jesteś zły na Mary, bo nie posłuchała twojej rady. Zrobiła to, co
uważała za najlepsze dla siebie. Była przekonana, że i ty nie najgorzej na tym wyjdziesz. Przyjmij w
końcu do wiadomości oczywiste fakty, Tom. Mary wiedziała, że jest śmiertelnie chora. Nie chciała
przysparzać sobie niepotrzebnych cierpień, bólu i upokorzeń ani przeciągać ich w nieskończoność. Wolała
nie dożyć chwili, gdy w głębi ducha wszyscy modlilibyśmy się o jej rychłą śmierć jak o…
– Zamknij się! – Tom zrobił krok w jej stronę. Wykrzywiona złością twarz była odrażająca. – Jak
ś
miesz wygadywać takie bzdury! – Odwrócił się i z całej siły uderzył pięścią w drzwi prowadzące do
piwnicy. Rozległ się głośny trzask łamanego drewna. Pięść przebiła deskę na wylot.
W kuchni zapadła cisza.
Tom znieruchomiał na chwilę, a potem odwrócił się, popatrzył na żonę i wyciągnął do niej rękę.
Tannis cofnęła się natychmiast. Dłonie przyłożyła do ust. Nie pamiętała nawet, kiedy to zrobiła.
Tom zrozumiał nagle, że jest śmiertelnie przerażona. Westchnął głęboko. Jego twarz powoli
łagodniała.
– Tannis, przecież rozumiesz, że nie mógłbym cię uderzyć. Wierzysz mi, prawda? – powiedział
cichym, łagodnym głosem; niedawna wściekłość zniknęła bez śladu.
Tannis spojrzała na jego zakrwawioną i posiniaczoną rękę oraz na podrapane ramię, które
poważnie ucierpiało w starciu z drzwiami. Odwróciła się i sięgnęła do szafki po apteczkę. Wyjęła z
lodówki woreczek z lodem i wsunęła go do czystej saszetki z płótna. Ułożyła wszystko na kuchennym
stole.
– Przemyj i zdezynfekuj rany. Zimny okład zmniejszy opuchliznę. – Obojętny głos żony brzmiał
dziwnie w uszach Toma, który ponownie zrobił krok w jej stronę. Cofnęła się gwałtownie. Przystanął.
– Kochanie, przecież wiesz, że nigdy cię nie uderzę – powtórzył. Cierpienie wykrzywiło na
moment jego rysy. – Przysięgam.
Niewiele brakowało, by te żarliwe słowa rozbiły mur chłodu i wyniosłości, którym Tannis się
otoczyła. Łzy piekły ją pod powiekami. Odetchnęła głęboko i odrzekła:
– O ile pamiętam, obiecałeś również, że będziesz mnie kochać, czcić i szanować, ale nie
dotrzymałeś słowa. – Tom próbował się bronić, ale nie pozwoliła mu dojść do słowa. – To małżeństwo
było pomyłką. Kocham cię, Tom. Sądziłam, iż potrafię uleczyć twoje rany, że przy mnie znowu nauczysz
się kochać, ale dłużej tego nie zniosę. Nie mogę patrzeć, jak chora, obsesyjna miłość popycha do zguby
ciebie i dzieci.
Te słowa brzmiały złowieszczo jak pogrzebowa salwa. Tannis nie była w stanie patrzeć dłużej na
zbolałą twarz ukochanego. Obawiała się, że jeśli tu zostanie, zacznie go błagać na kolanach, by spróbował
się zmienić i zapomnieć o dawnych nieszczęściach. To były nierealne mrzonki. Odwróciła się, otworzyła
drzwi i wyszła z domu.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Co mu strzeliło do głowy? Jak mógł tak postąpić?
Cichy odgłos zamykanych drzwi brzmiał niczym złośliwy chichot przeznaczenia. Tom wolno
pokręcił głową jak człowiek obudzony z nocnego koszmaru i powracający do rzeczywistości. Bolała go
ręka. Uniósł ramię i rzucił okiem na skaleczenia i siniaki.
Ale widok! Próbował zacisnąć palce i zaklął, czując potworny ból. Sińce przebarwiały się na
niebiesko i fioletowo. Tom nie był pewny, czy kości uległy złamaniu. Jeśli nie, może się uważać za
szczęściarza.
Znowu potrząsnął głową. Miał posępną minę. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek do tego
stopnia stracił panowanie nad sobą. Nawet gdy Mary zachorowała, potrafił zachować względny spokój.
Co mu strzeliło do głowy?
Przypomniał sobie pamiętne słowa Tannis: Jesteś wściekły na Mary, bo ośmieliła się umrzeć.
Boże miłosierny, czyżby Tannis miała rację? Może istotnie przez wiele lat tłumił w sobie gniew i
złość. Z lękiem przyznał, że to bardzo prawdopodobne. Podszedł do zlewu, oparł się ciężko o jego brzeg i
odkręcił kran. Wsunął rękę pod strumień ciepłej wody i trzymał, aż temperatura stała się zbyt wysoka dla
nadwrażliwej, poranionej skóry. Ból narastał. Tom krzywił się i klął, ale dokładnie wymył ramię mydłem,
nie zwracając uwagi na okropne szczypanie. Czuł, że dłużej nie zniesie okrutnych tortur. Pospiesznie
wylał na rękę płyn dezynfekujący i zacisnął zęby pod wpływem przeszywającego bólu. Odetchnął z ulgą,
gdy ułożył worek z lodem na poranionej skórze.
Dokąd poszła Tannis? Z pewnością nie wyniosła się stąd na dobre. Czyżby? Dopiero teraz Tom
poczuł, że macki obezwładniającego strachu ściskają mu gardło. Zostawiła kluczyki do auta. Na pewno
wróci.
Czy to coś zmieni? Po tym, jak się wobec niej zachował, miała prawo odepchnąć go jak
ostatniego łajdaka. Z rozpaczą pomyślał, że Tannis niewątpliwie tak postąpi.
Ty samolubny idioto!
Nagle przyszło mu do głowy, że zachowywał się jak kompletny głupiec, latami chowając w sercu
urazę do Mary za to, że nie posłuchała jego rady. Tannis miała rację. Powinien był wesprzeć Mary w
najtrudniejszych chwilach jej życia, ale nie stanął na wysokości zadania.
Miał szczęście. Po raz drugi spotkał na swej drodze kobietę, która go pokochała, chociaż miał
sporo wad. Poślubił ją, lecz wkrótce okazało się, że i ona w nagłej potrzebie nie może liczyć na jego
pomoc i zrozumienie.
Jeżeli Tannis właściwie go oceniła (a podejrzewał, że słowa, które rzuciła mu w twarz, całkowicie
odpowiadały prawdzie), niewiele miał na swoje usprawiedliwienie; nie mogąc wyładować się na Mary,
zadręczał siebie i swoją rodzinę obsesyjną troską o stan zdrowia jej członków. Te obawy z pozoru
wydawały się usprawiedliwione i mogły uchodzić za nieszkodliwe dziwactwo, ale prowadziły do
zgubnych następstw. Postępował w ten sposób, bo podświadomie chciał dokuczyć Mary, zupełnie jakby
mówił: „No i co? Popatrz! Wymknęłaś mi się, ale nikomu więcej na to nie pozwolę”.
Gdy się nad tym poważnie zastanowił, musiał przyznać, że tak właśnie rozumował. Sądził, że
walcząc z chorobami, zdoła dokuczyć zmarłej żonie! Postępował jak głupiec. Mary odeszła. Szczerze
przyznał, że w głębi ducha czuł ulgę, bo cierpiała krótko. Pewnego niedzielnego poranka zasnęła na
zawsze; śmierć nastąpiła zaledwie kilka tygodni po tym, jak choroba przykuła ją do łóżka.
Tom długo nie chciał przyznać, że lekka śmierć była dla Mary wybawieniem. Wpatrywał się w
drogą jego sercu twarz, czując narastającą wściekłość. Pragnął zemsty. Obcym trudno było zrozumieć
targające nim sprzeczne uczucia. Tylko najbliżsi wiedzieli, co przeżywa.
Tylko ci, którzy go kochali.
Była wśród nich Tannis. Pokochała go, mimo wad, na dobre i na złe. Dopiero teraz zrozumiał, że
może się zmienić na lepsze. Wielkie nieba, jakie to szczęście uwolnić się wreszcie od brzemienia
przeszłości!
Tom czuł się wewnętrznie oczyszczony i pełen energii. Dlaczego wcześniej nie rozumiał, że
zbytnio poddał się rozpaczy? Długo opłakiwał nieżyjącą Mary. Nie miał pojęcia, co go dręczy, i dlatego
nie potrafił się odnaleźć w kolejnym małżeństwie.
Teraz, gdy uporał się ze swoją przeszłością, na pewno dojdzie z Tannis do porozumienia. Musi ją
tylko przekonać, by dała mu jeszcze jedną szansę. Bez słowa zamknęła za sobą drzwi, jakby chciała
wszystko przekreślić. Może nie zechce go słuchać. Chyba że…
– Tatusiu?
Tom odwrócił się natychmiast.
Rany boskie, całkiem zapomniał o dzieciach. Amy i Jebbie stali obok siebie na progu kuchni.
Dziewczynka obejmowała ramieniem braciszka, jakby chciała dodać mu otuchy, ale miała przerażoną
minę.
– Cześć, dzieciaki – powitał je z uśmiechem. – Wejdźcie.
Dzieci nie ruszyły się z miejsca.
– Gdzie jest Tannis? – zapytał Jebbie.
– Sądzę, że poszła na spacer – odparł z westchnieniem Tom. – Okropnie się pokłóciliśmy.
Obraziłem ją. – Podniósł skaleczoną i posiniaczoną rękę. – Zasłużyłem na tytuł idioty roku.
Jebbie zachichotał. Dzieci weszły do kuchni, by obejrzeć ramię ojca. Chłopiec szeroko otworzył
oczy ze zdumienia na widok zniszczonych drzwi.
– Nie popisałeś się, tatusiu – oznajmił.
– Chyba masz rację. Ciekawe, jak wy radzicie sobie z wybuchami złości. Może stary ojciec
czegoś się od was nauczy?
– Mama radziła mi boksować poduszkę. Sam powinieneś tego spróbować – powiedziała Amy i
zaśmiała się cichutko.
Tom pogłaskał córkę po policzku.
– Dobry pomysł, Amy. Następnym razem pewnie go wypróbuję.
– Mam nadzieję, że nie będzie następnego razu – oświadczył z gniewem Jebbie. – Okropnie się
boję, gdy wrzeszczysz na Tannis.
– Obiecuję poprawę. – Tom wiedział, że potrafi dotrzymać słowa. – Jeśli Tannis zechce mi
przebaczyć, nigdy więcej nie podniosę głosu w jej obecności. Na pewno będziemy się sprzeczać, ale
koniec z awanturami.
– Tatusiu? – zagadnęła niepewnie Amy. Na jej twarzy pojawił się dobrze znany Tomowi wyraz
zaciętości i niechęci. – Słyszałam, o czym mówiliście. To moja wina, że Tannis nie powiadomiła ciebie o
moich… dolegliwościach. Prosiłam, żeby tego nie robiła. Jeśli musisz się na kimś wyżywać, krzycz na
mnie.
– Amy, nie zamierzam się na nikim wyżywać. Po prostu…
– Tato, czujemy się idiotycznie, bo z każdym głupstwem każesz nam biegać do lekarza. Dlaczego
nie możemy chodzić do gabinetu raz w roku na kontrolne badania albo wtedy, gdy poważnie
zachorujemy? Przecież innym dzieciom to zupełnie wystarczy. – Amy powiedziała to z wielkim
przejęciem.
Tom był zdumiony i zakłopotany.
– Dlaczego wcześniej nie próbowałaś o tym ze mną porozmawiać?
– Wiedziałam, że nie zwrócisz najmniejszej uwagi na moje argumenty – odparła Amy.
– Od tej pory będę podejmował decyzje, uwzględniając wasze zdanie i odczucia – odpowiedział
spokojnie Tom. Zdawał sobie sprawę, że córka mówi rozsądnie. Zasłużył na krytykę. – Miałyście rację, ty
i Tannis. Za bardzo lękałem się o wasze zdrowie. Od dziś każdy w naszej rodzinie ma obowiązek
przebadać się raz w roku. To wystarczy.
– Chyba że naprawdę zachoruje – dodała Amy z promiennym uśmiechem.
– Jasne. – Tom także uśmiechnął się do córki i popatrzył na Jebbie'ego, który nadal był markotny.
– Co cię trapi, kolego?
Chłopiec natychmiast rzucił się w objęcia ojca. Tom syknął, czując ból w posiniaczonym
ramieniu.
– Tatusiu, czy Tannis nas zostawi tak jak mama?
To proste pytanie całkiem zbiło Toma z tropu. Zrobiło mu się ciężko na sercu.
– Nie wiem, Jebbie. – Był winien swoim dzieciom uczciwe wyjaśnienie. – Bardzo ją obraziłem
podczas kłótni…
– Chcę, żeby została! Kocham Tannis. – Wielkie łzy spływały po policzkach chłopca, który ukrył
twarz na piersi ojca.
– Wiem. – Tom gładził synka po plecach niczym rozkapryszone niemowlę.
Kocham Tannis; tak powiedział Jebbie. Tom nasłuchiwał echa tych słów. Ogarnęła go
niespodziewana błogość.
Ja też ją kocham. Dlaczego nie umiał przyznać się do tego wcześniej? Poczuł nieodpartą pokusę,
by wypowiedzieć głośno te słowa.
– Ja również ją kocham i chciałbym, żeby z nami została.
To zdanie brzmiało całkiem nieźle. Też coś! Zabrzmiało wspaniale! Tom uznał, że nie może
czekać, aż Tannis wróci do domu. Musi ją przeprosić i błagać, żeby mu dała jeszcze jedną szansę. Pragnął
wyznać jej miłość, i to natychmiast.
Nagle poczuł w nozdrzach smakowity zapach pieczonego kurczaka. Przyszła mu do głowy
ś
wietna myśl.
– Amy, czy możesz sama przygotować obiad? Poszukam Tannis. Chciałbym z nią porozmawiać,
nim siądziemy do stołu. – Starał się nadać głosowi spokojne, naturalne brzmienie. Amy poczuła się
wyróżniona. Pokraśniała z dumy.
– Oczywiście, tatusiu – odparła uprzejmie. Wzięła braciszka za rękę. Tom miał ochotę ją
ucałować za ten drobny, lecz wielce przemyślany gest. – Jebbie, pomożesz mi doprawić brokuły i
przygotować napoje.
Tannis szła wąską ścieżką biegnącą wokół jeziorka, które znajdowało się na tyłach osiedla. Z
daleka ujrzała Toma, zmierzającego szybko w jej stronę. Natychmiast poczuła, że sztywnieją jej mięśnie,
jakby szykowała się do obrony. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że mąż nie mógłby jej uderzyć i za nic
w świecie nie zrobiłby jej krzywdy, ale wystarczyły okrutne słowa, by poczuła się zbędna i niewiele
warta.
Tom nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ją obraził bezpodstawnym oskarżeniem i groźbami.
Zawsze pragnęła dzielić z kimś życie, pomagać i liczyć na pomoc najbliższych. Gdy poślubiła Toma,
wydawało jej się, że to marzenie zostało spełnione; mąż nie wyznał jej miłości, ale byli sobie ogromnie
bliscy. Mogli na siebie liczyć. Tannis uznała, że stanowią jedność i wspólnie podejmują decyzje w
sprawach dotyczących dzieci, które znalazły drogę do jej serca.
Tom najwyraźniej miał inny pogląd na tę kwestię. Zaledwie przekroczyła niewidzialną granicę i
zajęła się sprawami, za które chciał sam ponosić odpowiedzialność, jasno dał jej do zrozumienia, że
wszelkie starania dla dobra rodziny uważał za przejawy zwykłej uprzejmości i nie oczekuje niczego
więcej.
Zapewne nigdy się nie zmieni. Tannis uznała, że nie potrafi uleczyć jego ran. Nadal opłakiwał
ś
mierć pierwszej żony i nie zamierzał pogodzić się z tą stratą, chociaż terapeuci sądzili, że czas
najwyższy, by przyjął do wiadomości smutne fakty.
Gdy przed dwudziestoma minutami zamknęła za sobą drzwi, sądziła, że ich małżeństwo się
skończyło. Było jej ciężko na sercu. Czuła się skrzywdzona, wyzuta z uczuć. Szła przed siebie i płakała.
Nagle zdała sobie sprawę, że nie podda się tak łatwo. Nie zamierzała opuścić Toma Hayesa.
To zabawne. Czy mogła przypuszczać, że pewnego dnia pomyśli z wdzięcznością o Jeremym? Do
czego to doszło! Dokuczliwy eks-małżonek zmusił ją, by odkryła swą wewnętrzną siłę. Będzie jej
potrzebowała, skoro ma zamiar wydobyć na jaw prawdziwą naturę ukochanego mężczyzny.
Obserwowała Toma, który maszerował w jej stronę długimi krokami. Promienie zachodzącego
słońca połyskiwały na jego włosach. W sercu Tannis wezbrała ogromna fala miłości. I udręki. A jeśli Tom
uzna, że nie warto próbować? Może przyjął z ulgą jej nagłe odejście? Nie żałowała podjętych tego dnia
postanowień. Amy nie było potrzebne badanie lekarskie, tylko bratnia dusza, czyli Tannis. Młoda kobieta
była przekonana, że właściwie oceniła sytuację.
Zacisnęła zęby, wpatrzona w surową twarz ukochanego. Obiecała sobie, że jeśli zacznie ją
obwiniać, będzie krzyczała tak głośno i długo, aż przemówi mu do rozumu. Nie da za wygraną. Nie, tak
nie można. Tom jest zapewne głęboko przekonany o słuszności własnych racji i ma do tego prawo.
Bardzo przeżył śmierć Mary. Tannis postanowiła spokojnie rozmówić się z mężem, wysłuchać jego
argumentów i dać do zrozumienia, że nadal go kocha. Być może nigdy nie usłyszy z jego ust
upragnionego wyznania, ale Tom będzie pewny jej miłości i zrozumienia. Musi uwierzyć, że Tannis za
nic w świecie go nie opuści. Zawsze…
– Och, coś ty narobił! – Na widok pokrytej ranami i siniakami ręki natychmiast zapomniała o
kłótni. – Dzwoniłeś do lekarza? Powinieneś chyba zrobić prześwietlenie.
Tom przystanął. Zdumiona Tannis popatrzyła na męża. Nie wierzyła własnym oczom. Sprawiał
wrażenie pogodnego, a nawet ubawionego jej zatroskaniem.
– Wydaje mi się, że powodem naszej kłótni były prawie te same słowa.
Powiedział to niemal żartobliwie. Tannis przyglądała mu się z uwagą. Była całkowicie zbita z
tropu. Gdzie się podział tamten rozzłoszczony gbur, od którego uciekła?
– Może umówimy się, że od dziś nie używamy pewnego słowa na literę l w naszym domu –
zaproponowała, starając się, by jej głos brzmiał wesoło.
Tom spoważniał i przymknął oczy, jakby poczuł wielką ulgę.
– Więc jednak?
– Co jednak?
– Powiedziałaś: w naszym domu. Gdy wyszłaś, przestraszyłem się, że opuściłaś mnie na dobre.
Tannis z uwagą wpatrywała się w jego pozbawioną wyrazu twarz, stężałą niczym kamienna
maska. Na prawym policzku spostrzegła drgający nerwowo mięsień.
– Chcesz, żeby to nadal był nasz wspólny dom? – zapytała śmiało.
Oczy mu rozbłysły, ale twarz wciąż niczego nie wyrażała. Zawahał się. Tannis odniosła wrażenie,
ż
e jest zdenerwowany i przestraszony, ale trudno jej było w to uwierzyć. Tom miał nerwy ze stali.
– Błagam, wróć ze mną do domu. Jesteś mi potrzebna. – Nim Tannis pojęła, co się dzieje,
wyciągnął do niej ramiona.
Ogarnęła ją wielka radość. Park oświetlony zachodzącym słońcem wydał jej się nagle jasny i
promienny, jakby spacerowali w lipcowe południe. Zrobiła krok w stronę Toma i znalazła się w jego
objęciach. Otoczyła ramionami mocny tors i położyła głowę na mężowskim ramieniu. Łzy zakręciły jej
się w oczach. Tom nie wyznał jej miłości, nie usunęli jeszcze powodów dzielącej ich niezgody, ale jedno
było pewne: chciał, żeby z nim została. Tannis uniosła głowę w niemej prośbie o pocałunek.
Tom przytulił żonę jeszcze mocniej, nie zważając na gapiów, którzy mogliby obserwować ich
czułe pojednanie; stali przecież na skraju osiedla. Całował ją tak zachłannie, że nie mogła złapać tchu, a
nogi ugięły się pod nią. Po chwili zapytał niepewnie, jakby nie dowierzał własnemu szczęściu:
– Czy to znaczy, że się zgadzasz?
– Oczywiście – stwierdziła, uśmiechając się przez łzy.
Tom wstrzymał oddech i spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. Cierpienie wykrzywiło mu twarz.
Tannis posmutniała. Czyżby znowu wspominał Mary?
– Nie jestem ciebie godny. Miałaś rację. Nie dotrzymałem małżeńskiej przysięgi.
– Tom, powiedziałam to w gniewie. Nie miałam na myśli…
– Kocham cię, Tannis – przerwał jej Tom i delikatnym ruchem położył dłoń na ustach żony. –
Powinienem był wyznać ci to wcześniej, ale nie potrafiłem rozeznać się we własnych uczuciach, póki nie
pojąłem, że mogę cię stracić. Jeżeli postanowisz ze mną zostać, będę cię czcił i szanował aż po kres moich
dni. Nie miałem racji w sprawach dotyczących leczenia. Dopiero ty zdołałaś mi to uświadomić. Dzięki
tobie nauczyłem się rozumieć Amy. Jesteś wspaniałą matką dla moich dzieci. Pomogłaś mi odzyskać
radość życia. Sprawiłaś, że zabliźniły się stare rany.
– Sam tego dokonałeś. – Tannis nie ukrywała łez. Tyle uczuć kłębiło się w jej sercu. Tom ją
kochał! Co więcej, pojednał się z duchami przeszłości i był gotów zostawić je w spokoju. – Moja zasługa
polega na tym, że w ciebie wierzyłam.
– Chciałbym, abyś zawsze we mnie wierzyła, zawsze mnie kochała.
– Obiecuję – szepnęła.
Tom musnął wargami jej usta. Po chwili całował ją zachłannie, jakby chciał w ten sposób
przypieczętować miłosne wyznania. Gdy uniósł głowę, w jego oczach pojawił się żal i rozczarowanie.
– Czy koniecznie musimy iść do domu na obiad?
– Obiad! – Tannis popatrzyła na Toma z przerażeniem. Szybko uwolniła się z jego objęć i ruszyła
w stronę osiedla.
– Całkiem zapomniałam! Miejmy nadzieję, że kurczak nie spalił się na węgiel.
– Spokojnie. – Tom objął żonę w talii i mocno przytulił. Tannis odruchowo zwolniła kroku. –
Amy wszystkiego dopilnuje. Powiedziałem dzieciakom, że cię kocham. Obiecałem, że wrócimy razem do
domu.
Tannis przystanęła na środku ulicy i wpatrywała się w męża z otwartymi ustami. Tom zamknął je
delikatnym ruchem ręki.
– Naprawdę im to powiedziałeś? – zapytała Tannis, uśmiechając się niepewnie.
Tom skinął głową.
– Obawiam się, że dopóki nie znajdą się w łóżkach, małe są nasze szanse na rozkoszne tete-a-tete.
Pozostaje nam tylko rozmowa. Czy w takim razie możemy już teraz umówić się na randkę w ciepłej
kąpieli, powiedzmy o dziesiątej wieczorem?
– Sądzę, że uwzględniłeś w swoich w planach nie tylko rozmowę – odparła, a w jej głosie
brzmiała niecierpliwość i zachęta.
– Och, byłbym zapomniał! – zawołał Tom, gdy stanęli przed bramą ich domu. Jeszcze raz objął i
pocałował Tannis. – Kostium kąpielowy nie będzie ci potrzebny.
EPILOG
To były najszczęśliwsze święta Bożego Narodzenia w życiu Tannis. Skrzywiła się, próbując
usiąść wygodniej w fotelu na biegunach, który otrzymała od męża na gwiazdkę. Tom i Jebbie leżeli na
podłodze w ciepłym świetle choinkowych lampek, składając wspaniałą kolejkę. Jebbie dostał nowe
elementy, które należało wkomponować w całość.
Po pokoju walały się wstążki i kolorowe papiery oraz mnóstwo świątecznych prezentów.
Amy wylegiwała się na kanapie. śuła gumę, wydmuchując od czasu do czasu ogromne balony,
które pękały z trzaskiem. Pochłaniała z zainteresowaniem kolejne strony „Małej księżniczki”. Tannis
kupiła jej na gwiazdkę cały zestaw doskonałych, klasycznych powieści dla dziewcząt.
Tannis była tak wyczerpana, że powieki same jej się zamykały, chociaż odczuwała słabe bóle w
podbrzuszu. To był niezwykły dzień. Jebbie zerwał się o świcie i nastąpiło oglądanie prezentów. Potem
wyruszyli do Culpeper i zabrali matkę Tannis na obiad do restauracji. Godzinna jazda samochodem tam i
z powrotem nie jest zalecana przez lekarzy kobietom, które lada dzień mają rodzić. Nie najlepsze
samopoczucie przyszłej matki należało zapewne tłumaczyć trudami podróży.
Warto dodać, że jeszcze tego samego popołudnia Tannis uparła się, że osobiście przygotuje obiad
dla rodziny. Tak się napracowała, piekąc nadziewanego kurczaka, przygotowując sos oraz ciasto, że gdy
zasiedli do stołu, straciła apetyt.
Delikatnie masowała wydatny brzuch, by rozluźnić napięte mięśnie. Ze zdumieniem myślała, jak
bardzo rozciągnięta jest skóra u ciężarnej kobiety. Opowieści koleżanek wydawały jej się niewiarygodne,
póki sama tego nie doświadczyła…
Tom zerknął na żonę w chwili, gdy skrzywiła się z bólu. Wyraz troski i miłości na jego twarzy
ustąpił miejsca nagłemu zaniepokojeniu. Mruknął coś do Jebbie'ego, wstał, podszedł do Tannis i ukląkł
obok fotela.
– Jak samopoczucie, kochanie? – Delikatnym ruchem położył dłoń na ogromnym brzuchu. – Za
kilka dni, gdy pan Damian raczy wreszcie przyjść na świat, będziemy się z tego śmiać.
Od paru miesięcy wiedzieli, że ich pierwsze dziecko, poczęte zaraz po ślubie, jest chłopcem.
Tannis okropnie się niecierpliwiła. Marzyła o tym, by wziąć na ręce i karmić syna Toma.
– Nic mi nie jest – uspokoiła męża, patrząc na niego czule i dotykając wygolonego policzka. –
Wszystko w porządku. Warto było czekać… Och!
Tym razem ból okazał się mocniejszy niż uporczywe dolegliwości, który nękały Tannis przez całe
popołudnie. Na szczęście trwał bardzo krótko. Dłoń Toma znieruchomiała.
– To był skurcz! Czułem go!
– Niemożliwe. Jestem trochę zmęczona – odparła Tannis. – Bolą mnie plecy. Jutro poczuję się
lepiej.
– Oczywiście, masz rację! – zawołał Tom, wybuchając śmiechem. – Rzecz w tym, że jutro
będziesz mamą. Nie zapominaj, że przeżywałem to dwukrotnie i potrafię odróżnić skurcz od zwykłego
bólu. Jak się czujesz? Marnie?
– Trochę boli…
– A nie mówiłem? Skoro boli, poród na pewno się zaczął. Jak długo to trwa?
– Poczułam się gorzej podczas kolacji. Sądziłam, że wszystkiemu winna jest długa jazda. – Tannis
ogarnęła wielka radość. Tom obdarzył ją promiennym uśmiechem, przytulił i mocno pocałował.
– Muszę zadzwonić do lekarza i powiedzieć mu, że będzie wkrótce potrzebny.
– Co się dzieje? – Amy rzuciła książkę na stolik i zerwała się na równe nogi. – Tannis rodzi?
– Musimy się uzbroić w cierpliwość, ale przypuszczam, że jutro zobaczysz swojego brata.
– O rany! – Amy wybiegła z pokoju, rzucając na odchodnym: – Muszę jak najszybciej skończyć
kocyk. Idę szydełkować.
– Ale fajnie! – zawołał Jebbie, wypełzając spod choinki. – Przyniosę walizkę Tannis.
– Dzięki, synu. – Tom poklepał chłopca po ramieniu.
Jebbie popędził na górę.
– Co za dzieciaki! Są równie przejęte narodzinami dziecka jak my. – Popatrzył na żonę
pogodnymi, zielonymi oczyma. – Nadal chcesz rodzić w szpitalu? Domowy poród to cudowne przeżycie.
– To wspaniale, że przestałeś zamartwiać się o nasze zdrowie, ale tym razem chyba trochę
przesadziłeś – oznajmiła, spoglądając na niego spod oka. Na widok jego uśmiechniętej twarzy
rozchmurzyła się natychmiast. Od dnia „wielkiej kłótni” (Jebbie wymyślił tę nazwę) Tom otaczał żonę
miłością, o jakiej nie marzyła nawet w snach.
Poczuła kolejny skurcz. Tom mierzył czas. Ból powracał coraz częściej. Po chwili mąż spojrzał
wymownie na żonę.
– Skurcze następują co trzy minuty. Nie są zbyt silne, ale sądzę, że czas jechać.
– Nie są zbyt silne, powiadasz? – Tannis wzniosła oczy i obrzuciła męża umęczonym
spojrzeniem. – Chyba odwołam przedstawienie. Niech bocian się tu pofatyguje z naszym dzieckiem.
Tom wycisnął na ustach żony mocny pocałunek i oznajmił:
– Przykro mi, kochanie. Musisz brnąć dalej. – Pogładził brzuch, w którym ukrywał się jego synek.
– Cieszę się, że wkrótce będziemy mieli to za sobą. Czekam z niecierpliwością na dziecko, ale jeszcze
bardziej chciałbym znowu wziąć cię w ramiona. Strasznie za panią tęsknię, pani Hayes.
Tannis uśmiechnęła się, słysząc to zawoalowane wyznanie. Przed trzema tygodniami przestali się
kochać, zgodnie z zaleceniem lekarza.
– Ja również tęsknię za tobą. I jeszcze za…
– Za czym? – dopytywał się niezadowolony, że jego żona ma jakieś ukryte marzenia.
– Chciałabym znowu umówić się z tobą na małą randkę. Co myślisz o ciepłej kąpieli i wodnym
masażu? – Uśmiechnęła się tajemniczo. Nagle poczuła kolejny skurcz i skrzywiła twarz. Bolało tak, że nie
mogła wykrztusić słowa.
– Oddychaj, kochanie. Pamiętasz, czego się uczyliśmy? – Zerknął na zegarek. – Ho, ho. Tylko
dwie minuty od poprzedniego skurczu. To idzie szybciej, niż sądziłem. Zadzwonię do lekarza i pomogę
małemu znieść walizkę.
Zerwał się na równe nogi i zamierzał wybiec z pokoju, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.
Ukląkł ponownie obok fotela, objął rękoma brzuch żony i popatrzył jej prosto w oczy z żarliwością, która
zawsze chwytała ją za serce.
– Kocham cię, Tannis. Dzięki, że we mnie nie zwątpiłaś.
Położyła dłonie na jego rękach. Łagodne dotknięcie rozczuliło ją do łez.
– Jestem taka szczęśliwa. Spotkałam ciebie… Nasza miłość tak pięknie rozkwitła. Za nic w
ś
wiecie nie zwątpiłabym w ciebie. To by oznaczało, że nie ma już nas. Wiedziałam, że w końcu
otrząśniesz się z przygnębienia i będziesz zdolny do nowej miłości. Nastał w końcu mój czas.
– Czas na Tannis – dodał z uśmiechem i wstał. Jego żona oddychała rytmicznie, walcząc z kolejną
falą bólu. Gdy już skurcz minął, Tom pomógł jej wstać. – I czas na ostatni gwiazdkowy prezent. Wkrótce
zjawi się nasz synek.