CynthiaEden
HotterAfterMidnight
(Gorętszypopółnocy)
Tłumaczeniekama85
2
Rozdział1
Wampir na jej kanapie miał poważną fobię krwi. Doktor Emily Drake stukała długopisem o dolną
wargę,gdysłuchaławampira,któryopisywałjegomałyproblem.
-Japoprostu...niemogętegopić.Próbowałempićkrewprostozeźródła.
Spojrzałnanią,jegobrązoweoczyrozszerzyłysię.
-Wiesz,jakzczyjejśszyi.
Emily skinęła głową. Tak, wyobrażała to sobie. Nabazgrała szybko jakieś uwagi w notesie. Obawia
siębezpośredniości.
-Prawdęmówiącwmomencie,gdymojezębydotykajączyjejśskóry...
Urwałisłabydreszczjakbyprzeszedłprzezcałądługośćjegowątłegociała.
-Czujęsięjakbymmiałzarazzwymiotować.
Hmmm.Emilymogłasobietylkowyobrazićjakźródłotegofacetamogłosięczuć.
-Powiedzmi,Marvin,czypróbowałeśchodzićdobankukrwi?
Z jej doświadczenia, niektóre wampiry nie mogły pić ciepłej krwi z żyły człowieka. Potrzebowały
zimnejkrwi,wręczlodowatej,wworkach–jajakieśstraszliwepotwory.Pokiwałgłowąizamknął
oczy.
-Byłemtampanidoktor.Aletopoprostunamnieniedziała.
Westchnąłciężko,aEmilymusiałabardzosiępowstrzymywaćbykontrolowaćswojąmimikętwarzy.
Wampirynieoddychają,niepotrzebująpowietrza,niepotrzebująniczegozwyjątkiemkrwi,któradajeim
życie.Aleniektórychnawykówniemożnabyłozmienić.
Nawetpośmierci.
-Jaumrę.
3
Zamilkł.Otworzyłoczy,wpatrującsięwjejbiurko.
-Znowu.
Uniósłręcewpowietrzu,wścieklegestykulującioznajmiłniecoostrymtonem:
-Jestemwampiremodsześciudni–sześciudni!Izagłodzęsięnaśmierć.Będępierwszymwampirem
w historii, który się zagłodził, ponieważ bał się krwi! Wysuszę się, zmienię się w nicość. Nie zostaną
nawetkości,anipopiół.Tylko...
O Jezu, ten koleś był królową dramatu. Emily pochyliła się do przodu. Wszystkie wampiry były do
siebietakpodobne.Zawszezja
mówię. Można by pomyśleć, że ze wszystkich nadnaturalnych stworzeń, tylko oni nie mają żadnych
problemów. Nie, picie krwi nie stanowiło problemu dla wampira. I właśnie dlatego Marvin Scamps
przyszedłdoniej.Jejreputacjagłosiła,żejestwstaniepomócstworzeniomtakimjakon.
Emilyzdjęłaokulary,potarłaczubeknosajakbyoczymśmyślałaipochwilipowiedziała:
-Próbowałeśkiedyśmieszaćkrewzczymśinnym?
Wystrzeliłzkanapy,zacząłchodzićpopokoju,jegowychudzoneciałodrżało,aręcezacisnąłwpięści.
Tokrew!Niemogępićkrew!Niemogę...
Emily wzięła głęboki oddech i wyłączyła tarczę wzniesioną w jej umyśle. Powoli, ostrożnie,
otworzyłaswójumysłnaistotęstojącąprzednią.
Krew.Straszna,czerwona,lepkakrew.Spływającadomojego
gardła.Duszącamnie.Och,jejsmak.Jakmetal.Nienawidzęgo,
nienawidzęgo...
O tak, ten facet miał poważny problem z krwią. Emily zagłębiła się bardziej w umysł Marvina,
odsuwającnabokjegostrachiobrzydzenie.NapewnojesttamwięcejfobiiMarvina.Zawszebyły.
Gdybytylkozdołałaznaleźćtewspomnieniawjegopamięci,którepokazałybyjej...
SzczególnymdaremEmilynatymświeciebyłajejzdolnośćdokontaktuzumysłamiinnych.Onamogła
zerknąćwichmyśli,wyczuć4
ichemocjeitepozazmysłoweumiejętnościczyniłyją,jakcholera,najlepszympsychologiemwstanie
Georgia.
Ale,cóż,niewszyscymogliskorzystaćzjejmałego,
„dodatkowego”daru.Jejdarwspółpracowałtylkoznadnaturalnymiistotami–Innymi–idlategobyła
znanajakoEmilydoktorodpotworów.Oczywiście,żeniebyłtojejtytułnaukowy.Niemogłanapisać
tegozłotymiliteraminaswoichdrzwiach.
Niemogężyćwtensposób!,głosMarvinabyłterazkrzykiem.
Stałprzyoknie,patrzącwdółnaulicę.Kosmykijegoblondwłosówprzykleiłysiędoszkła.Zaczęła
zmierzaćdogłównegowątku,technicznierzeczbiorącMarvinniebyłżywy.Cholera.Zastanawiałasię,
ktobyłtakimgeniuszem,żegoprzemienił.Marvinnaprawdęniebyłdobrymmateriałemnanieumarłego.
Alejejzadaniembyłomupomóc.Aonabyładobra,bardzodobrawswojejpracy.
-Chodźtu,Marvin.
Nie podobał się jej sposób w jaki patrzył na ulicę. Nie było możliwości żeby przeżył upadek z 23
piętra.Tylkodemon9poziomualbobardzosilnyzmiennokształtnymógłbyprzetrwaćtakiupadek.
Przycisnąłdłoniedoszyby.
-Jeśliniemogępićkrew,toumrę.
Wostateczności.
-Masz miesiąc, powiedziała mu, obniżając swój głos, starając się go uspokoić. Wampir musi się
pożywiaćtylkorazpodczaspełniksiężyca.
A kiedy został przekształcony do wtedy dostał krew. To dało mu trzy tygodnie do następnego
karmienia.Otworzyłaszufladęiwyciągnęłaswójwizytownik.Wysunęłaszarykartonikipodniosłagodo
góry.
-Weźto.
Marvinspojrzałnanią,pełnympodejrzeńwzrokiem.
-Cotojest?
Podszedłdoniejipodniósłrękę.
-Nazwiskoinumer.
Podałamukartkę,spotykającsięznimwzrokiem.
5
-Bardzo prywatne nazwisko i numer. Tam będą tacy jak ty Marvin. Inni, którzy potrzebują...pomocy
przypożywianiusię.
Wzdrygnąłsię.
-Przynajgorszymscenariuszu–wykręcasztennumer,gdygłódbędziedlaciebieniedowytrzymania.
Powiedźfacetowi,któryodbierze,żejamuciępoleciłam.
-Co...coonzrobi?
-Zrobicitransfuzję.
Alarmwjejzegarkuzacząłdelikatniewibrowaćnajejnadgarstku.Ichsesjadobiegłakońca.
-Transfuzja?
Porazpierwszyodchwili,kiedywszedłdojejgabinetu,nadziejapojawiłasięnajegotwarzy.
-Krewmożezostaćprzelanadomnieiniebędęmusiałjejpić?
Emilyskinąłgłową.
-Jeślizajdzietakakonieczność.
Aletoniebyłotrwałerozwiązanie.
-Marvinjesteśwampirem.Twojąnaturąjestpiciekrwi.
Niemógłwalczyćwieczniezeswojąnaturą.
-Prędzejczypóźniejbędzieszmusiałsiępożywić.
Przełknął.
-Alenarazie,przestańsiętymtakmartwić.
Próbowałasięuśmiechnąć.
-Maszterazjakiśplanawaryjny,więcwiesz,żeniebędzieszgłodować.
Jegowargiuniosłysięwlekkimuśmiechu,ukazującjegokły.
-Prawda,żemam?
Palcezacisnąłnawizytówce.
Jejskórzanekrzesłozaskrzypiało,gdyjeodsunęławstając.
-Tyijakrazemprzeztoprzejdziemy.
Onpoprostumusiałjejzaufaćnatyle,bymogławpełniwejśćdojegoumysłu,abymogłamupomóc
wwalcezestrachem.
-Chcężebyśwróciłwprzyszłymtygodniuotejsamejporze.
-W...wporządku.
Marvinzłapałpodniszczony,skórzanypłaszcziruszyłdodrzwi.
6
-Dzięki.
Otworzył drzwi i zaczął iść pustym korytarzem. Była dwudziesta trzecia i asystentka Emily, Vanessa
wyszła,gdytylkoMarvinprzybył
naichumówionąwizytę.Marvinobejrzałsięprzezramięipowiedział:
-Zobaczymysięwprzyszłymtygodniu.
Założyłazpowrotemokularynanos,gdypodążyłazanim.
-Niemartwsię.Wszystkobędzie...
Głośnepukaniedobiegłooddrzwijejgabinetu.Marvinpodskoczył.Emilyzmarszczyłabrwi.Onanie
ma żadnych więcej spotkań zaplanowanych na tę noc. Nikt więcej nie powinien... Kolejne uderzenie
pięściądobiegłooddrewnianychdrzwi.
-Doktor,Drake?
Męski głos. Głęboki. Twardy. Lekko zirytowany. Klamka się poruszyła. Dobrze, Vanessa zawsze
zamykała,gdywychodziła.
Wampirstanąłbliżejniej.
-Czywiesz...ktotojest?
Nie, do cholery nie miała pojęcia. Ale zamierzała się tego dowiedzieć. Prostując ramiona, Emily
ruszyładoprzodu,przesunęłazasuwkę...
-DoktorDrake,wiem,żetamjesteś!
Otworzyła drzwi i stanęła na przeciw wysokiego, mrocznego nieznajomego, nieznajomego z
przyczepionąodznakądojegowytartychdżinsów.Policjant.
Dzwonek alarmowy zadźwięczał w jej głowie. Za każdym razem, gdy policja odwiedzała ją o tej
porze,cóż,nigdytoniewróżyłonicdobrego.
Policjantzamrugał,gdyjądostrzegł,zamrugałoczamibłękitnymijaknieboiopuściłrękę,którąmiał
ponownieuderzyćwjejdrzwi.Emilypoczułajakjejżołądeksięściska,gdyspojrzałananiego.Dreszcz
przeczuciaprzebiegłponiej.Tenmężczyznabył
niebezpieczny,bardzoniebezpieczny.
7
Powiedział jej o tym jej psychiczny dar i każdy instynkt, który posiadała jako kobieta, wysyłał jej
podobneostrzeżenia.Policjantbył
bardzo opalony, na ciemne złoto. Jego włosy były czarne jak smoła i trochę za długie. Miał mocno
kwadratowąszczękęiostrynos.Jegokościpoliczkowebyływysokie,mocnozarysowane,codawałomu
niecodrapieżnywygląd.
Wargimiałzaciśniętewcienkąlinięiwygiętewdezaprobacieiirytacji.Policjantbyłdużymfacetem.
Wykosi, ponad 180cm wzrostu, z szerokimi ramionami i grubą warstwą mięśni widniejącą pod jego
czarnąkoszulką,którąmiałnasobie.Otaczałogoteżbladeświatło.
Niechtoszlag.
Wiedziałacotomgliście,świecącewokółjegociałaświatłooznaczało.Policjantniebyłczłowiekiem.
Ibyłtylkojedenrodzajistot,którychblaskotaczałjadrugaskóra.Tenfacetbył
zmiennokształtnym.
Cholera.Cholera.
Większość ludzi znała legendy o zmienno kształtnych. Niektórzy nazywali ich Łakam. Były to
stworzenia,któremogłyzmienićswójwygląd,zmienićsięwbestię.Jejempatycznezdolności,pozwalały
jej zobaczyć ich drugą formę, mogła zobaczyć miękką, lśniącą, aurę zwierzęcia, którą nosił
zmiennokształtny.Czasamitebestieprzejmowałykontrolę.Gdyzmiennokształtnybyłwściekły,atakował,
zabijał...
-CzyjesteśdoktorDrake?
Jegozwężonespojrzeniepowędrowałonadjejramieniem,wkierunkuMarvina.
-Ach,tak,toja.
8
Cholera,aleonanieufałazmiennym.Nigdynieufajtemuco
urodziło się z dwoma twarzami...to było jej motto. Jakiego rodzaju zmiennym był ten policjant? W
swoim czasie spotkała wielu z jego rodzaju. Poznała zmiennych, którzy mogli przybrać postać pantery,
węża,anawetjednego,któryzmieniałsięwsowę.Czymbył
policjant? Czymś w miarę bezpiecznym, jak sowa lub wąż? Lub czymś niebezpiecznym...jak
niedźwiedź,smokalbouchowajBożewilk?
Wilkibyłynajgorsze.Niekontrolowane,agresywne,osilnychskłonnościachpsychotycznych...
Policjantchrząknął,apotempowiedział:
-Musiszpójśćzemną.
Wyciągnąłdoniejrękę.Patrzyłananią,najegodługie,silnepalce,któreponiąsięgały.Włoskinajej
karkuzjeżyłysię.Iśćzezmiennym?Czyonamanaczolenapisanesłowogłupia?Niewykonałażadnego
ruchubyująćjegodłoń.
-Awłaściwieto,kimtyjesteś?
-DetektywColinGyth.
Cofnąłrękęiwykorzystałjąbywyjąćczarnyportfel,błysnąłjejlegitymacjąnajakieśdwiesekundy.
-Ach...muszęzobaczyćtojeszczeraz.
Onie,nigdynieufajzmiennokształtnym.Zmarszczyłbrwiipodałjejportfel.Emilyzajęłotylkochwilę
byprzejrzećzdjęcieiinformacjeznajdującesięnalegitymacji.Hmmm.Wszystkowyglądałonormalnie.
Aleczegotendetektywchceodniej?
-Uch,panidoktor?
RozległsięcichygłosMarvina.Prawieonimzapomniała.Emilycofnęłasięoddrzwi,dałamublady
uśmiech.
-Wszystkowporządku.Możeszjużiść.
Przyjrzałsiępolicjantowi.
-Jesteśpewna?
Skinęłagłową.
-Nodobra,todozobaczenie.
9
ColinGythnieodsunąłsię,gdyMarvinzbliżyłsiędodrzwiiwampirniemógłuniknąćotarciasięo
niego,gdyonstałwprogu.
NozdrzaColinazafalowałylekko,odwróciłgłowę,obserwującuważnieMarvina,któryskierowałsię
do windy. Nic nie powiedział, do momentu, gdy lśniące, lustrzane drzwi nie zamknęły się za bladą
postaciąMarvina.
-Toklient?
Emilynieodpowiedziała,tylkospojrzałananiego.Colinwestchnął.
-Przepraszam,niemojasprawa,tak?
Jasnejakcholera,żeniebyła.
-Posłuchaj, doktor Drake, mój kapitanie przysłał mnie tutaj, po ciebie. Mamy sprawę nie cierpiącą
zwłoki...
-Twójkapitan?
Jejsercezaczęłobićszybciej.Znałajednegogościa,którypracowałwpolicyjnymdepartamenciew
Atlancie.Byłjednymzjejpierwszychpacjentów,gdyrozpoczynałaswojąpraktykę.
-Tak,DannyMcNeal.Onchce,abyśspojrzałanamiejscezbrodni.
Danny.Zachowałatwarzbezżadnegowyrazu.Tobyładoskonałaumiejętność,którąopanowałaprzez
lata.Jeślimożeszodczytaćczyjeś,najskrytszemyśli,najbezpieczniejjestumiećzablokowaćwłasne.Bo
czasami, myśli które odbierała przerażały ją na śmierć. Hmmm. Więc przysłał go Danny. To ją nieco
uspokoiło,ale...
-Niejestempsychologiemsądowym,niemogępomócwżadnymprzypadku...
Wyciągnąłrękęizłapałjejdłoń.
-Powiedział,żemamcięsprowadzić.
Jegorękabyłaciepła.Silna.ZapachColina,byłbogaty,męski,owinąłsięwokółniej,adziwnakula
ciepłazaczęłapowstawaćwjejżołądku.Jegobłękitnespojrzenienapotkałojej.
-Ikobieto,jestempewienjakdiabli,żeniewyjdęztegobudynkubezciebie.
10
Nie była taka, jak się spodziewał. Colin Gyth spojrzał na doktor Drake - Emily - kątem oka, gdy
zatrzymywał swojego Jeep’a przed dwupiętrowym domem na końcu Byron Street. Słyszał o niej
wcześniej, oczywiście. Słyszał plotki, pogłoski o doktorce od potworów. Ale pogłoski z jego
doświadczenianigdynietrzymałysiękupy.
Takwięc,pootrzymaniuzleceniaodswojegokapitana,zrobił
kilka szybkich badań na temat Emily. Według jej prawa jazdy, Emily miała 31 lat, 165cm wzrostu i
ważyła 55kg. Dowiedział się, że urodziła się i wychowała w Atlancie. Ukończyła studia na
UniwersytecieEmoryitamzdobyławykształcenie.Uzyskałastopieńdoktorazpsychologii,zpodwójną
specjalizacjąneurologiiizachowańzwierząt,popartąbadaniamiklinicznymi.
Jejmamabyłanauczycielkąwmiejscowejszkolepodstawowej,aojciecnieżył.Dobrylekarznigdy
nie wchodził w konflikt z prawem. Płaciła podatki, była właścicielką domu w zabytkowej dzielnicy i
byłasingelką.
Miaładługie,czarnewłosyjaknieboopółnocy,któreściągnęładotyłuwdośćbolesnykok.Nosiła
okularywczarnejoprawie,któresprawiały,żejejzieloneoczybyłyjeszczewiększe.Tak,znał
podstawowe fakty o niej, ale nie wiedział jak bardzo...była ładna w rzeczywistości. A słowo ładna
idealniedoniejpasowało.
Kobietaniebyłaśliczna,niebyłaolśniewającopiękna,alebyłaładna.Ładnatwarzwkształcieserca,
podbródek,którybyłtrochęzaostrozakończonyidoskonałeczerwoneusta.Ijejciało.Bardzo,bardzo
ładne.Okrągłe,jędrnepiersi.Długie,zgrabnenogi.KiedywsiadaładojegoJeep’a,jejczarnaspódnica
podwinęła się trochę do góry, a on przelotnie mógł zobaczyć doskonałość jej ud. Kobieta miała parę
zabójczychnóg.Aonbyłsmakoszemwspaniałychnóg.
-T...tojesttomiejsce?
Zesztywniałnadźwiękjejgłosu.Tenciepły,ochrypły,przeciągającysiępochodzącyzpołudniagłos.
Mógłsobiewyobrazić,żesłyszytengłospóźnownocy,gdybędąwłóżku.
11
Codocholery?Colinpotrząsnąłgłową.Terazniebyłoczasu,abyrozpoczynaćfantazjowanianatemat
lekarki.Prowadziłsprawę.Iwłaściwietakobietaniebyławjegotypie.Nielubiłrozsądnychlasek.
Wolałrozrywkowedziewczyny.
Są tutaj – dzisiaj – odchodzą – jutro – o nic nie pytające dziewczyny. A co do pani doktor, więc,
cholera,onazadawałabypytanaprzedodejściem.Zdecydowanieniejegotyp.
Odchrząknął, oderwał wzrok od jej nóg i spojrzał na jasno oświetlony dom. Zespół policjantów
przeszukiwałteren,oświetlającgolatarkami,przesłuchującsąsiadów,
-Tak,totutaj.
Niebyłpewien,dlaczegoMcNealnakazałmu,abyjąsprowadził.Ale,cóż,byłtutajnatyledługo,aby
nauczyćsię,żekiedykapitanwydajerozkaz,wykonujeszgo.Otworzyłdrzwi,obszedł
samochód by pomóc pani doktor, ale ona wyskoczyła z samochodu i udała się w kierunku domu.
Umundurowany policjant stanął przed nią z podniesioną ręką, jakby próbował zablokować jej wejście
przezotwartedrzwi.
-Hej,kobieto,niemożesztamwejść...
-Tak,może,szorstkigłosMcNeal’azabrzmiałzgłębidomu.
Kapitanpopchnąłpolicjantawramię,wtejsamejchwilznajdującsiętużprzynim.Policjantprzełknął,
wymamrotałprzeprosinyiwydawałosię,żestarasięwymknąćniepostrzeżenie.
-Cześć,Danny.
Odrobina ciepła wkradła się do głosu Emily. Colin zmrużył oczy, gdy podszedł tuż za nią. Co ją
łączyłozkapitanem?DannyMcNealbył
jednymznajtrudniejszychsukinsynów,jakichkiedykolwiekspotkał.
Facet był po czterdziestce, zupełnie łysy i zbudowany jak obrońca drużyny futbolowej. I z tego co
Colinwiedział,niebył
zmiennym, demonem, ani żadnym innym potworem. Tylko zwyczajnym, wkurzającym jak, wrzód na
tyłku,człowiekiem.Więcskądtenfacetznadoktorodpotworów?
12
KiedyMcNealprzytuliłEmily,Colinzesztywniałicośgorącego,cobyłpewienjakcholera,niemogło
byćzazdrością,uderzyłowniego.Nie,toniemożebyćzazdrość.Poznałtąkobietęjakieś30minuttemu.
Niemógłrościćsobiedoniejżadnychpraw.
RęcekapitanawydawałysięowijaćwokółEmilyiColinmiał
wrażenie,żebyłopewneprawdziweuczuciamiędzynimi.Czybyli
kochankami?BrązoweoczyMcNeal’aspotkałyjego.
-Colin,dajnamminutę.
Zacisnąłzęby,gdyskinąłgłową,potemcofnąłsięokilkakroków.Mógłcofnąćsięjeszczedalej,nie
stanowiłoby to żadnej różnicy. McNeal mógł myśleć, że zdobył trochę prywatności, ale dzięki swoim
zdolnościąColinmiałnadwrażliwysłuch.
-Potrzebujętwojejpomocy,mruknąłMcNeal.
Colinodwróciłsięodnich,obserwującpolicjantaprzeszukującegoteren.
-Wśrodkujestciało,kontynuowałjegokapitan,ajegogłosbył
cichszyodszeptu.Muszęwiedzieć,czytoczłowiek,czy....
Niedokończyłzdania.Nastąpiłachwilaciszy,poczymrzekł:
-Wiem,żemożeszpowiedziećczyjakiśInnyjestwpobliżu,kiedyjestżywy,aleczybędzieszwstanie
topowiedzieć,kiedyjestmartwy?
Ocholera.
Każdy mięsień spiął się w ciele Colina. Inni, było to ogólne określenie dla wszystkich magicznych
stworzeń,któreewoluowałylatatemu.Zamknąłoczyizacząłsiępocić.
Panidoktorczymożesztopowiedzieć,jeślijacyśInnysąw
pobliżuciebie?Jeślitobyłoprawdątomiałpoważnetarapaty.Niktzwydziałuonimniewiedział.A
gdybyktośtoodkryłikapitanbysięotymdowiedział...
-Tak mogę, Emily w końcu przemówiła, a jej głos był tak samo cichy jak McNeal’a. Jeśli śmierć
nastąpiłaniedawnotojakaścześćduszynadaltamjest.
Cholera.Cholera.Cholera.
13
Otworzyłoczy.Kobietamożepowiedziećczynieboszczykbył
człowiekiemczyInnym.Więcmusiteżwiedziećonim.Aledlaczegonicniepowiedziała?Wsiadła
do jego Jeep’a, tak spokojnie jak chciał, przejechała kilka kilometrów i nie powiedziała ani jednego
słowaonim...
-Facetumarłmniejniżdwiegodzinytemu.
-Więcbędęmogłapowiedzieć.
-Będępotrzebowałjeszczejakiejśwskazówkicotozrobiło.
Coniekto,Colinzauważył.Widziałwcześniejciałoiwiedział
dokładnie, dlaczego jego kapitan mógł podejrzewać, że morderca nie musi być koniecznie
człowiekiem.
-Postaramsię,obiecałaEmily.
McNealmruknął.Potemzawołał:
-Colin,chodźtu!
Colin stanął z tyłu, starannie unikając wzroku Emily. Miał zamiar pogadać z nią później. McNeal
gestemwskazałwstronędrzwi.
-Pokażjejmiejscezbrodni.
Zacząłwchodzićposchodach,naciskałlekkociałemnanią,gdysięzrównaliwprzejściu.
-Mamnadzieję,żemaszsilnyżołądek.
Tobyłojedyneostrzeżeniejakiejejdał.Niesądziłbybyławstanieznieśćzbytdobrzepatrzeniena
znajdującesięwewnątrzciało.Colinmógłnadalwyczućsmródwymiocin,pierwszychdwóch,zielonych
natwarzypolicjantów,którzyznaleźliofiarę.
Wprowadziłjądośrodka,idącpolśniącymparkieciewholu,mijająckręteschodyiprostodociała.
Lubtegocoznichzostało.
-OmójBoże!
Zassałagłębokioddech.Stanęławpobliżukałużyzakrzepłejkrwi.Wtedyspojrzałnajejtwarz.Była
blada. A jej oczy, tak duże, tak szerokie, były pełne przerażenia. Impuls by jej dotknąć, pocieszyć,
przeszyłgo.Uniósłrękę.Upadłanakolanaobokciała.Zacisnąłrękęwpięśćiopuściłdoboku.
14
Słabedrżenieprzeszłoprzeznią.Patrzyłanaciałoczłowieka.
Wpatrywałasięwjegotwarz,wszerokootwarteoczy,skierowanewsufit,wyrażającegrozę,austa
wykrzywionebyływostatnim,niemymkrzyku.Potemprzeniosłaspojrzenienaszyję,szyjęktórazostała
szerokorozerwana.
-MuszęsięzobaczyćzkapitanemMcNeal’em.
Podniosłasięnanogi,kołyszącsięprzezchwilę.Czytenfacet
byłczłowiekiem?Zacisnąłzębyzanimwypowiedziałtopytanienagłos.Choleratobyłjegosprawa.
Potrzebowałjaknajwięcejinformacji,któremógłzdobyćiniechciałbypanidoktorikapitantrzymaligo
wciemnościach.
Miałmordercędoznalezieniaibezwzględunato,czytenfacetbyłtylkoszurniętymczłowiekiem,czy
czymświęcej,potrzebował
wszystkichinformacjiosprawcyjakiemógłdostać.Podniósłrękę,skinąłnaMcNeal’a,ipatrzył,jak
jegokapitanprzebiegłprzezpokój.
-Ach,Colin,czymożesznaszostawićnachwilę?
ZacząłsięgaćwkierunkuramieniaEmily.Colinstanąłprzednim,skutecznieblokującjegoruch.
-Chcęusłyszeć,coonamadopowiedzenia.
JegooczyspotkałysięzMcNeal’a.MięsieńszczękiMcNeal’azaczął
drgać.
-Damciznaćoopiniipanidoktor...
Toniewystarczy.Emilyodepchnęłagoizatrzymałasięobokkapitana.Colinprzesunąłponiejszybkim
spojrzeniem,poczympowiedział:
-Chcęwiedzieć,copanidoktorodpotworówmyśli.
Wzdrygnęłasię,aleruchtenbyłprawieniewidoczny.Więccozrobikapitan?McNealzmrużyłoczy.
-Jakdużowiesz?
-Wystarczająco.
Większośćludziniewieoistotach,któreżyłyobokludzi,niewiedząoniebezpiecznymświecie,który
istniałwcieniu.Ludziemyślą,żepotworywystępująwfilmachgrozyihorrorach.Myślą,żeżycieskłada
sięzurodzinowegoprzyjęcia,świątecznegodrzewkailetnichwakacji.Aleonwiedziałlepiej.
15
Piekło,wktórymspędziłwiększączęśćswojegożycia,byłociemnością,którejwszyscysięboją.Znał
zapach zła, widział na własne oczy, jak przewrotny może być świat. Tak, on wiedział o potworach.
Przecież,onbyłjednymznich.
McNeal obejrzał się na innych policjantów. Co najmniej pięciu innych oficerów, trzech mężczyzn,
dwiekobiet,byłowpokoju.
Wskazał kciukiem w stronę kuchni. Emily skinęła, że zrozumiała i poprowadziła do białych drzwi.
Żadnegopolicjantaniebyłowśrodku.
Kuchniajużbyłaprzeszukana.McNealczekał,ażdrzwizamknęłysięzaColin,apotemmruknął:
-Toniemożewyjśćpozanaszątrójkę,zrozumiałeśGyth?
Colinskinąłgłową.
-Dobrze.
McNealprzeniósłwzroknaEmily.
-Więc?
-Byłczłowiekiem.
Chrząknięcie.
-Dobrze. Przynajmniej nie muszę się martwić, że lekarz medycyny sądowej znajdzie dwa serca
wewnątrzfaceta...
Wypuściłpowietrze.
-Paręrazy,wyjaśnieniabyłynaprawdętrudne.
Tak,miałtylkonadzieję,żeniemieliwątpliwości.ColinbyłskupionynaEmily.
-Więc,panidoktor,jakieśpomysły,comogłomutozrobić?
Przygryzładolnąwargętylkonachwilę,potempowiedziała:
-Tomógłbyćatakzwierzęcia,możepsa...
Alekapitanpokręciłgłową.
-W całym domu jest zamontowany jeden z najlepszych systemów zabezpieczeń z kamerami przy
drzwiach.Mamyzdjęciasprawcy-facetwczarnymkapturze,którybyłwystarczającointeligentny,aby
zachowaćjegocholernątwarzwukryciuiniebyłoznimżadnegozwierzęcia.
Emilyzmrużyłaoczy.
-Więc,comyśliszpanidoktor?
Colinnaciskał.
-Jakirodzajstworzeniamógłzrobićcośtakiego?
16
Przechyliłagłowęnabokizaczęłagoobserwować,tymswoimwszystkowiedzącymwzrokiem.
-Cóż,detektywie,wkońcumruknęła,jakustaliłam,jesttrzechpodejrzanych.
Nicniemówił,tylkoczekałnanią.Złapałasięzajedenpalec.
-Wampir.
Drugipalec.
-Demon.
Trzecipalec.
-Albo–patrzyłamuprostowoczy–zmiennokształtny.
-Zmiennokształtny?,gwizdnąłcichoMcNeal.Jakirodzajzmiennegomógłtozrobić?
Jejramionalekkosięwzniosłyiopadły.
-Niedźwiedź.Pantera,wszelkiegorodzajudzikiekotylub...wilk.
Jej zielone oczy nadal wpatrywały się w niego. Patrząc, czekając. Osądzając. Z dużym wysiłkiem
Colinniezacząłsięwiercić.
McNealwydałjakiśpomruk.
-Czyjestjakiśsposóbabymiećpewność?
-Lekarzsądowybędziewstaniepowiedziećczytobyłzmienny.
Zdjęłaokulary,polerującjebezmyślnieoswojąkoszulkę.Colinzamrugał.Och,podobałamusiębez
okularów.Wyglądałabardziejdelikatnie,słodko,jak...
-Możeposzukaćsierścizwierząt.Porównującmarkery,pozwolinamstwierdzićczegoszukamy.
Colin uniósł brwi, był pod wrażeniem. Pani doktor może specjalizowała się w grach umysłu, ale
wiedziałatrochęoprowadzeniuśledztwa.Jejspojrzeniedryfowałodobiałychdrzwi,którestałmiędzy
nimi,aofiarą,międzynimiaciałem.
-Jesttutylewściekłości,szepnęłacicho.Czujęjejecho.
Ijakdocholeryonamogłatozrobić?
Pani doktor była większą tajemnicą i piekielnie większym zagrożeniem, niż mu się na początku
wydawało.
-Musiszznaleźćtegofaceta.
Przełknęła,wyprostowałaramionajakbypozbyłasiędużegociężaru.
-Zanimzrobitoznowu.
17
Colinzesztywniał.
-Znowu?
Powtórzył cicho. Do tej pory, po prostu miał jedno ciało. Jasne, że zabójca był oczywiście w furii,
krew była wszędzie, przy ofierze, rozmazana na ścianach, meblach, ale to nie znaczy, że mają do
czynieniazseryjnym...
-Onzrobitoznowu.
Brzmiałanaabsolutniepewną.McNealzakląłpodnosem.
-Jesteśpewna?
-Tak.
Colinpodszedłdoniej,przysunąłsiędoniejtak,żeprawienicniemogłoichrozdzielić.
-Askądtowiesz?
-Ponieważterazposmakowałzabijania.
Jej wzrok uwięził jego. Jej oddech lekko owiewał jego skórę. Jej zapach, lekko, pachnący różami,
wypełniałpowietrzewokółniego.
-Gdystworzenietakiejakte,razsięrozsmakuje,niemamowyabyprzestało.
Pani doktor, brzmiała jakby była pewna swego jak diabli, jakby wiedziała to z własnego
doświadczenia. Ale miał nadzieję, nadzieję w każdej cząstce swojej istoty, że ona się myli. Ponieważ,
jeślijedenzjegorodzajuurządziłkrwawąbalangę,toludziemająpoważnetarapaty.
18
Rozdział2
Nie mogła się pozbyć widoku martwego człowieka ze swojej głowy. Emily patrzyła tępo w ekran
telewizora, na kolanach miała puchar lodów czekoladowych, a łyżeczkę zacisnęła w pięści. Opuściła
miejsce zbrodni dawno temu. Została odwieziona do swojego gabinetu przez jednego z policjantów na
służbie.Podziękowałamubardzogrzecznie,anastępniedostałasiędowłasnegosamochoduiruszyłado
domu.Itrzęsłasięprzezcałytenczas.
Cholera.Toniebyłpierwszyraz,kiedywidziałamartweciało.
Znalazłaswojąbabcię,któramiałaataksercaiojca,którypopełnił
samobójstwo.Wbiłałyżeczkęwprawieroztopionączekoladę.Nie,toniebyłjejpierwszytrup,aleten
widokwciążuderzałjąpięściąwjelita.
Jezu.Tambyłotylekrwi.
Aonaobecniemiałczterywampiryjakopacjentów,więcniemogłobyćtak,żeonanieprzywykłado
obcowaniazkrwią.Zakażdymrazem,gdydotykałaichmyśli,obrazykrwibyłynapierwszymmiejscu.
Aledzisiaj,tenczłowiek...byłinny.Wampiry,którepoznałatraktowałykrewjakbytobyłaświętość.Dla
nich krew to życie. Jednak, kiedy zobaczyła miejsce zbrodni, krew nie miała żadnego znaczenia prócz
śmierci.
Muszęprzestaćmyślećociele.
Emilywzięładużykęslodów,czujączimny,pyszny,czekoladowysmaknajęzyku.Wcisnęłapalcestóp
wmiękkidywan.Oh,takbyłozdecydowanielepiej.Było...Błyskświatławdarłsiędojejsalonu.
Cododiabła?
Odstawiłapucharlodównamałystoliczek,szybkopodniosłasięizwróciłasięwstronęokna.Przez
cienkiezasłony,mogłazobaczyćzbliżającysięsamochóddojejpodjazdu.Mruczeniesilnikadotarłodo
jejuszu,anastępniesłabychrzęstżwiruwydobywającysięzpodopon.Jejspojrzeniepobiegłodoszafki
podtelewizorem,zatrzymującsięprzezkrótkąchwilęnazegarzemagnetowidu.
19
2:13wnocy.Ktomógłjąodwiedzaćpodrugiejwnocy?
Trzasnęłydrzwisamochodu.Krokirozbrzmiałanajejchodniku.
Obrazkrwiwciemnympokojupojawiłsięprzedjejoczami.
Wizerunekostatecznejśmierciczłowieka,przerażonykrzyk.
Zadzwoniłjejdzwonek.
Emilyskradałasięwstronędrzwi,poruszającsięniemalbezgłośniepodywanie.Przyłożyłaręcedo
jejdrewnianychdrzwi,pochyliłasię,zajrzałaprzezwizjerizobaczyła....detektywaColinaGyth’a.Stał
po drugiej stronie jej drzwi, oświetlony światłem z werandy. Wypuściła powietrze w nerwowym
pośpiechu.Wporządku.
Powinnachybasięcieszyć,żepolicjantzamiastścigaćbandytę,albo
szalonegomordercęprzyszedłzobaczyćsięzniąwśrodkunocy.AledetektywGyth...
On po prostu nie był zwykłym policjantem. I ten facet bardzo, bardzo ją niepokoił. Otworzyła dolny
zamek,alepozostawiającłańcuchbezpieczeństwa,gdyuchyliładrzwi.Topowinnowystarczyćbymogli
porozmawiać.
-DetektywGyth?
Podszedłbliżej.Światłospłynęłonajegotwarz,czyniącjegowyglądniecogroźnym.Otak,jakbyona
potrzebowałatejwizualizacjiwłaśnieteraz.
-Muszęztobąporozmawiać.
Właśniecośdoniejdotarło,wzięłapouwagę,żefacetprzyjechałdojejdomu...awłaściwietoskąd
wiedział gdzie ona mieszka? Musiał ją sprawdzić, zdała sobie sprawę. Prawdopodobnie w tedy, gdy
Dannyporazpierwszypowiedziałmu,abyskontaktowałsięznią.
-DoktorDrake?
Podniósłrękę,dotykającniądrzwi.
-Pozwólmiwejść.
Niechciała.Każdyinstynkt,którymiałakrzyczałwniej.
WpuszczenieGyth’adośrodkatobędziepoważnybłąd.
-Niechcęrobićsceny–jegomrocznygłoszacząłsięobniżać–
alejeśliobudzenietwoichsąsiadów,pozwolimiwejśćdośrodka,zrobięto.
Uniosłapodbródek.
-Niepodobamisię,gdyktośmigrozi,detektywie.
20
Próbowała zamknąć drzwi. Miała tylko dwóch bezpośrednich sąsiadów. Jeden był poza miastem –
wyjechałzrodzinąnawakacjedoDisneyWorld’u.Drugi,cóż,niebyłoszansbyShirleywróciłajeszcze
wdomu.
-Czekaj!
Włożył
rękę
między
drzwi,
a
framugę,
skutecznie
powstrzymującjejzamysł.Jegospojrzenienapotkałojej.
-Proszę,czymożeszmniewpuścićdośrodka?
Umm,terazzabrzmiałotojakbyzłagodniał.Aleonaniezamierzałaustąpić.
-Czegochcesz?
-Mówiłem,żemuszęztobąporozmawiać.
Tak,iwszyscyjejpacjenciteż,alenigdyniezapraszałaichdodomuwśrodkunocy.
-Todotyczysprawy.
Właśnieuzyskałjejzainteresowanie.
-Wporządku.
Jejpalcenerwowowalczyłyzłańcuchem.
-Możeszwejśćnapięćminut.Zrozumiałeś?Jestpóźno,chcęiśćspać,atyniemożesztakpoprostu...
Pchnął drzwi, wszedł do środka, jego duże ciało zmusiło ją by się cofnęła. Uniósł kciuk i przesunął
nimpojejdolnejwardze.
Następniepodniósłrękędoswoichustipolizałopuszekpalca.
-Mmmm....
Patrzyła na niego z otwartymi oczami i ustami. On nie mógł po prostu... Jego usta wygięły się w
uśmiechu.
-Uwielbiamczekoladę.
Jegowzrokpowędrowałdojejust.
-Mogęspróbowaćjeszczeraz?
21
Emily cofnęła się znowu, wpadając na ścianę. Jej serce zdecydowanie biło zbyt szybko. Jej dłonie
byływilgotne,amocneuczuciegorącaznowuzaczęłokumulowaćsięwdolebrzucha.Iwszystkocoon
zrobił to dotknął jej ust. O nie, nie mogła chcesz tego mężczyzny. Angażowanie się w relacje ze
zmiennokształtnymtobyłbyczystyidiotyzm.Uniosłarękędoust,starającsięzetrzećresztkilodów,które
mogłytamjeszczebyć.Niechciałazostawiaćżadnychpokusdlaniego.
-Hmmm.Zgaduję,żetooznaczanie?
Colinwestchnął,spoglądającwstronęjejsalonu.
-Tozdecydowanenie.
Mimoiżmalutkigłosikwjejgłowie,zastanawiałsięjakbytobyłogdybyjąpocałował.Emilywzięła
ostry wdech. Było późno, była zmęczona i na pewno nie powinna rozważać o atrakcyjności tego
zmiennego.
-Czytozpowodutego,czymjestem?
Zadałpytanie,zwróciłsiędoniejplecamiizmierzałwkierunkujejsalonu.
-Co?
Potrząsnęłagłową,pośpieszniezatrzasnęłaizamknęładrzwiipodążyłazanim.
-Myślałam,żeprzyszyłeśporozmawiaćosprawie.
-Ummm.
To właściwie nie była żadna odpowiedź. Usadowił się wygodnie na jej kanapie, kładąc buty na jej
małymstoliczku.
-Miło.Naprawdęmaszwygodnemieszkanie.
Jego wzrok przesuwał się po całym pokoju, zwracając uwagę na regały, jasno żółte ściany, na duży
ekrantelewizora.
-Podobamisię.
Cóż,poprostuświetnie.Cholera.Niepowinnagonigdywpuszczać.
-Tyijamamyproblem,panidoktor.
Skierował swoje błękitne spojrzenie na nią, gdy przystanęła przy skraju kanapy i patrzyła na niego.
Emilyspoglądałananiegomilcząc,wyczekując.
22
-Wieszczymjestem.
Jegogłosbyłlekkochropowaty,gdyjejtooznajmiał.Niezaprzeczyła.Jakibytomiałosens?Zwęził
oczywyczekującjakiejśreakcjizjejstrony.
-Toniejestzbytdobredlamnie.Wcaleniejestdobre.
Cieńnerwowościuderzyłwnią.Niewyczuwała,żadnego,fizycznegozagrożeniazestronypolicjanta,
ale może po prostu nie wejrzała w niego wystarczająco głęboko. Ręką szarpnął za jej nadgarstek. Jej
pulspodskoczyłpodjegouściskiem.
-Jakwielewiesz?
Emily przełknęła, próbowała wyczuć, jak wiele może ujawnić. Jego uścisk jeszcze bardziej się
wzmocnił.Onsiedział,byłzmuszonypatrzećdogórynanią,aleEmilymiaławrażenie,żetoonajestw
trudnejsytuacji.
-W...wiem,żeniejesteśczłowiekiem.
Jej głos był bardziej miękki, ochrypły niż się spodziewała. Miała nadzieję, że Colin teraz odpuści.
Nadzieję,żeniebędziezanurzałsięgłębiej.
-Ach,maleńka,tojużwiem.
Próbowałauwolnićrękę,alejegouchwytbyłniewzruszony.
-Jesteśpaniądoktorodpotworów,jedyną,któramożezobaczyćmiejscowe,złeduchy.
Nikły ślad rozbawienia wkradł się w jego słowa. Ale jego oczy były wyczekujące, poważne, nie
wykazująceechahumoru.Zacisnęłazęby.
-Puśćmojąrękę.
Uśmiechnął się do niej, a jego palce puściły jej nadgarstek. Emily natychmiast odsunęła się w głąb
pokoju,tworzącmiędzynimikilkakrokówdystansu.Miłej,bezpiecznejprzestrzeni.
-Słuchaj,jeśliniejesteśtupotobyrozmawiaćosprawie,tochcężebyśwyszedł.
Odwróciłasiędoniegoplecamiiruszyładofrontowychdrzwi.
-Jaktytorobisz?
Jegosłowazatrzymałyją.
-Jakmożeszpowiedzieć,ktojestczłowiekiem,aktonie?
23
Usłyszałamiękkiszelestpoduszeknasofie,kiedywstawał.
-Talent,któryposiadaszjestbardzointeresujący.Ajaumieramjakdiablizciekawościbydowiedzieć
sięjaktytorobisz.
Emilyztęsknotąspojrzaławkierunkufrontowychdrzwi.
-Obawiamsię,żebędzieszmusiałżyćzeswojąciekawością,detektywie.
Bobyłapewnajakdiabli,żeniezamierzaujawnićswoichnajskrytszychsekretówobcemu.
Tak,wpuszczająctegofacetowidośrodka,popełniłapoważny
błąd.
-Hmmm.
Jegooddechowiałjejszyję.Emilypodskoczyła,zaskoczona,żeznalazłsiętakbliskoniej.Facetnie
wydałżadnegodźwięku,gdyprzemieszczałsiępopokoju.
-Chciałbym zobaczyć twoje rozpuszczone włosy, mruknął, a jego palce powędrowały do jej koka,
któregoniezdążyłajeszczerozpuścić.
Odskoczyłaodniego.
-Ajachciałabymzobaczyćjakwychodzisz.Zgadnij,któreznasspełniswojeżyczenie?
Jegosuroweustawygięłysięwuśmiechu,uśmiechuzodrobinąprawdziwegociepła.
-Takpanimyśli,prawda?
Takmyślała,żetakwłaśniebędzie.Jegouśmiechpowolizgasł.
-Aleuwierzmi,jestemdalekiodtejmyśli,niżjesteśtosobiewstaniewyobrazić.
W mgnieniu oka przyparł ją do ściany. Jego silne, twarde ciało naparło na nią, jego umięśnione udo
wcisnął między jej, unosząc przy tym jej spódnicę i prawą ręką owinął wokół jej nadgarstków,
przyciskającjedościanynadjejgłową.Powietrzeopuściłjejciało,wciężkimoddechu.
-Teraz,spróbujmyjeszczeraz,warknął.Jakdużoomniewiesz?
Wtedyuderzyłwniąjegogniew.Porywczy,groźny.Otak,detektywbyłwściekły.Byłteż...Przerażony.
24
Jeśliinnipolicjancidowiedząsię,czymjestem,wykopiąmnie
zesłużby.Zmusząmnie,żebymzrezygnował.Niktniebędziemiufać.
Oniwszyscypomyślą,żejestemjakimśpieprzonymzwierzęciem,tak
jaktobyłoztymfacetemGrisam’em.Mikepróbowałmniezabić.
Ponieważwiedział.Wiedział,takjakonawie.Onawie...
Jegomyśliuderzyływnią,mocno,niemalrozrywającjejumysł.
Onamyśli,żejestemzwierzęciem...potworem...
-N...niemyślętak!
Te słowa wyszły od niej. Jego myśli docierały do jej umysłu tak szybko. Za szybko. Próbowała
ustawić zaporę, zablokować nagły atak obrazów... Colin, zalany krwią, trzymający się za ramię,
wpatrującysięwbladą,piegowatątwarzczłowieka.
-Dlaczego?Dlaczego?
Colin, wpatrujący się w płonący domu, z zaciśniętymi pięściami, jego twarz wykrzywiona
nienawiścią.Colin,zmieniającysię,przybierającykształt...
-Aaach!
Zamknęłaswójumysł.Niepotrzebujewidziećniczegowięcej.Niechcezobaczyć,czymonmożesię
stać.
-Emily?
Miałamocnozaciśnięteoczy.
-Niezamierzamcięskrzywdzić.
Takwierzyłamu.Silnawściekłośćnadalgootaczała,aleColinnadaltrzymałjąpodkontrolą.Uniosła
powieki,zerkającnaniego.
-Niemusiszsięmartwić,szczerzepowiedziałamuEmily,niepowiemnikomuotobie.
Byławposiadaniusekretówwieluludzi–pacjentów,przyjaciół,nieznajomychspotkanychnaulicy–
odwielulat.Mruknął.
-Ajamamcitakpoprostuuwierzyć?
-Takmusisz.
Ztakbliska,widziaładrobinkizłotawjegooczach.Itobyłyładneoczy.Nietakzimneczysurowejak
napoczątkusądziła.
-Wybaczpanidoktor,alenieufamciodsamegopoczątku.
25
W porządku. Ona też by mu nie zaufała, dopiero w momencie, gdy przeszła na paluszkach po jego
umyśle.Oczywiście,gdybydowiedziałsięojejmałejpodróży,toprawdopodobnietylkojeszczebardziej
bysięwkurzył.
-Czywiesz,czymjestem?
Emilyskinąłgłową.Niemapowodutegoterazukrywać.
-Jesteśzmiennokształtnym.
Jegopalcezacisnęłysięnajejnadgarstkach,mocno,sprawiającjejból.
-Skąddocholerytowiesz?
-Ach...czymożeszniecorozluźnić,Gyth?
Uniósłbrwi.
-Ręce,wyjaśniła.Trochęzamocno.
Złagodziłuścisk.
-Skądtowiesz?
-Zawszewiem.
Tobyłaprawda.
-Mogępowiedziećtopojednymspojrzeniu.
Czasamimogłarozpoznać,gdyusłyszałagłoslubpozapachuniesionymprzezwiatr.Gdypochodziłod
Innych,onazdecydowaniestawałasięekstremalniewyczulona.
-Twójrodzaj...nosiszzesobąblask.Jakjasnycień,którypodążazatobąwszędzie.
Cieńbestii.Skrzywiłsię.
-Czyinniteżwidzątencholernyblask?
Ztego,cowiedziałatonie.
-Nigdyniepoznałamnikogo,ktowidziałbyto,cojamogęzobaczyć.
A ona szukała. Rozpaczliwie szukała przez lata. Zwłaszcza na samym początku, gdy sądziła, że jest
szalona.
-Cholera.
Tak,tocałkiemdobrzepodsumowałozaistniałąsytuację.Emilyporuszałapalcami.
-Możebyśtakterazmniepuścił?
Nozdrzamuzafalowały,awzrokspadłnajejusta.
-Tak,panidoktor,wrzeczywistościtozrobię.
26
Kobieta pachniała jak grzech. Jak pyszne połączenie róż, bogatej czekolady, i uwodzicielskiego,
kobiecegociała,aonnaprawdęchciał
jejskosztować.Jegokłyzaczęłysięwydłużać,niefortunnyefektubocznyjegozmiennokształtnejkrwi.
Kiedy był wkurzony lub pobudzony, bestia miała tendencję, aby się obudzić. A grzecznej pani doktor,
udałosięgozarównopiekielniewkurzyćjakipodniecić.
Niemiałateraznosobieswoichokularów.Jejoczybyłydelikatne,seksowne.Opuściłgłowękuniej.
-Co...cotyrobisz?
Zesztywniałaprzynim.Kobietamiaładoktoratzpsychologii.
Doszedłdowniosku,żeonadokładniewie,coonzamierzazrobić.
Powoli,ostrożnie,przysunąłswojeustadojej.
Jejustaotworzyłysięwzaskoczeniułapiącoddech.Idealnie.
Jego wargi naciskały na jej, a jego język wślizgnął się do wnętrza jej mokrych, ciepłych ust. O,
cholera,onasmakowałatakcudownie.
Jegojęzykprzesunąłsiępokrawędzijejzębów,muskającjejjęzyk.Głaskając.Dokuczając.Cichyjęk
zabrzmiałwjejgardle,aona
oddała pocałunek. Oparła się piersiami o jego tors. Jej sutki były napięte, tworząc małe kamyczki.
Chciałichdotknąć,aleniesądził,żebypanidoktorbyłanatogotowa.Ssałpowolijejjęzyk,pogłębiając
pocałunek,pragnącwykorzystaćkażdąsekundę.Jegokutasbyłjużtwardydlaniej,naciskającmocnona
kuszącąkolebkęjejpłci.
Czegoonbyniedał,bymiećjąnagąpodsobą,wtejchwili.
Colinzmusiłsiębyprzerwaćpocałunek,zmusiłsiębypodnieśćgłowę.Jejustabyłyczerwone,mokre
odjegopocałunków.
Spojrzałananiego,ajejoddechbyłnierówny.
-Jesteśterazzadowolony?
Nie,gdytrwałototakkrótko.Alemiałdobrypomysł,jakgrzecznapanidoktormogłabygozadowolić.
Jejsypialniamusiałabyćnakońcuciemnegokorytarza.Mógłzabraćjątam,rozebraći...
-Tosięniewydarzy.
Westchnęłaipotrząsnęłagłową.
-Więc możesz po prostu o tym zapomnieć. Pocałunek to jedno, zmiennokształtny. A seks jest całkiem
innągrą.
27
Zamrugał.
-Ach,maleńka,coterazsprawiło,żepomyślałaś,żeja....
-Zabierz ręce, teraz – warknęła, nie odpowiadając na jego stwierdzenie, zamiast tego mrużąc swoje
zieloneoczy.
Lubił jej oczy. Tą ciemną, szmaragdową zieleń. Oczywiście, te oczy zaczęły świecić z błyskiem
wściekłości.Niechętnie,opuściłręce.
Colinzaciągnąłsięjejpysznyzapachemjeszczeraz,apotemcofnął
się,uwalniającjącałkowicie.Jejręceopadłydojejboków.
-Zapamiętajsobienaprzyszłość.
Uniosłapodbródekdogóry.
-Jeślizechcężebyśmniepocałował,powiemciotym.Niejestemwielkąfankązachowaniatypu He-
Man.
-Ach,więcjużterazmyśliszonaszejprzyszłości.
Zacisnęłaswojeusta.
-Wporządku,panidoktor.Jeślizechceszbyćpocałowana,poprostudajmiznać.
Aonbędziebardzozadowolonymogącjejwtymusłużyć.
-Jedyneczegochcęto,tożebyśwyszedł.
Wskazaławstronędrzwi.
-Teraz.
Colinwiedział,żewłaściwienietegochciała.Mógłpoczućzapachjejpodnieceniawpowietrzu,ajej
sutkinadalbyłymocnonapiętezpożądania,wyraźniewidocznepodbiałąkoszulką,którąmiałanasobie.
Aleskinąłgłową.
Uzyskałwiększośćswoichcelów,przychodzącdopanidoktor.
Odkrył,żewiedziałaotym,żejestzmiennokształtnymidałasłowo,żenieujawnijegotajemnicy.Na
raziemusiałwierzyćjejnasłowo.
Jaknarazieniemiałwtymzakresieżadnegowyboru.Postarasięjejzaufaćidladobrapanidoktor,
miałcholernąnadzieję,żeniebędziepróbowałagozdradzić.Więczmusiłjąbywyłożyłaswojekartyna
stółiwkońcujejposmakował.
Przezostatnietrzygodziny,chciałpoczućjejustaprzyswoich.
Teraz,gdytosięstało,cóż,chciałichskosztowaćjeszczeraz.Izrobito.Wkrótce.Podszedłdodrzwii
przekręciłzamek.
-Nigdyniechciałeśzemnąrozmawiaćosprawie,prawda?
28
Jejgłoszatrzymałgo.Colinspojrzałzpowrotemnanią.Wciążstałapodścianą,alejejramionabyły
skrzyżowanenaklatcepiersiowej,ajejlewastopawystukiwałaciężkirytmnapodłodze.
-Niechcęmówićotym,jeszcze.
Nie, dopóki nie otrzyma raportu od patologa i nie rozmówi się z McNeal’em o możliwości
wciągnięciaEmilydośledztwa,nabardziejoficjalnychwarunkach.Jeślimiałarację,jeślirzeczywiście
mordercą był jeden z Innych, uznał, że departament policji będzie potrzebował, każdej pomocy by
rozwiązaćtęsprawę.Aktomożebyćlepszymłowcąpotworówniżpanidoktor?
-Będzieszznamipracować?,zapytał,jużukładającswójplan.
McNeal sprowadził ją na początku, a on miał wiele powodów by całkowicie wciągnąć Emily do
sprawy.
-Pracowaćztobą?
Przestałastukaćnogą.
-Jużtozrobiłam.Powiedziałamci,cowiem...
-Kobieto,mamwrażanie,żewieszcholerniewięcejniżmipowiedziałaś.
Osprawie,onim,alezajmiesiętymwodpowiednimczasie.
Wyrazjejtwarzypozostałbezzmiany.
-Czegoodemniechcesz?
Wracającdooficjalnegoporządku,chciałżebyona...
-Profilu. Chcę, żebyś dała mi namiary na tego faceta, chcę żebyś mi dokładnie powiedziała jak on
myśli,jakżyje.
Takabymógłzłapaćdrania,zanimskrzywdzikogośjeszcze.
-Możesztozrobić?
Skinęłagłową.
-Więcdozobaczeniawkrótce,panidoktor.
Więc zaczną ścigać mordercę. Hmmm. To nie będzie zwyczajna randka, ale z panią doktor, miał
wrażenie,zepowinienbraćto,comożedostać.
29
Byli w domu jakieś 20 minut. Policjant wszedł, jakby mieszkanie należało do niego i był z nią w
środkuprzez20minut.
Powolnawściekłośćzaczęłasięwnimbudzić.Toniepowinnomiećmiejsca.Tonigdy nie powinno
miećmiejsca.Jejdrzwifrontoweotworzyłysię.Pojawiłsiępolicjant.Spojrzałnakobietę,cośmruknął,
apotemruszyłwdółposchodach.
Jego ciało było napięte, gdy ich obserwował. Ukrył się dobrze, nie będą w stanie zobaczyć go w
ciemności.Był...Naglepolicjantzamarł.Podniósłgłowę.Rozejrzałsiępowolipookolicy.
-Ocochodzi?
To był jej głos. Doktor Drake stanęła na ganku. Światło spłynęło na nią kaskadą. Na chwilę, w tym
świetlejaśniejącymwokółniej,wyglądałaprawiejakanioł.Aleonwiedział,żeniebyłaaniołem.Nie,
nie aniołem. Nigdy aniołem. Lekarka był demonem. Podobnie jak inni. Policjant patrzył wprost na
miejscejegokryjówki.Facetzrobił
krokdoprzodu.
-Gyth?Czyjesttamktoś?
DoktorDrakestanęłaprzypolicjancie.Strużkapotuspłynęłapojegopoliczku.Uświadomiłsobie,że
świerszczeprzestałycykaćwokół
niego.Nocstałasięcicha,zbytcicha.Nienadszedłjeszczeczas,zdał
sobie z tego sprawę, cofając się głębiej w krzaki. Wróci po lekarkę innej nocy. Poczeka, aż będzie
sama.Wtedyzniszczydemona.W
końcupolowanienademonytojegopraca.
Colin patrzył w ciemność, krzaki rosły wzdłuż ulicy. Przez chwilę, mógłby przysiąc, że słyszał coś,
kogoś.SzybkospojrzałnaEmily.Patrzyłanakrzaki,słababruzdapojawiłasięmiędzyjejbrwiami.
-Chcęprzeszukaćtomiejsce,powiedziałjejiwyciągnąłpistoletzkaburynabiodrze.Zostańtutaj.
Nieczekałbysprawdzić,czygoposłuchała,poprostuprzeszedł,powoli,ukradkiemnadrugąstronę
ulicy.Możesięmylił,możebyłpoprostuzbytcholerniezmęczony,alemusiałsprawdzićtomiejsce.
Ponieważobudziłsięwniminstynkt,aonnigdynieignorował
własnychinstynktów.
30
Słabyzapachpapierosówdrażniłjegonozdrza,gdypodchodził
corazbliżej.Tak,ktośtubyłniedawno.Alekto?Światłoksiężycaledwoprzebijałosięprzezkrzaki,
ale on zawsze doborze widział w nocy. Kolejny, mały efekt uboczny zmienno kształtnego. Więc łatwo
znalazłziemięiugniecionątrawę,gdziektośklęczałiobserwował.
Rykzacząłtworzyćsięwjegogardle.Jegopalcezacisnęłysięnauchwyciejegobronii...Rozległsię
zanimtrzaskgałęzi.Odwrócił
sięzuniesionąbronią,nakierowaną,wycelowanąigotowądostrzału...ProstomiędzyoczyEmily.
-Cholera!
Obniżyłbroń.
-Czyniepowiedziałemci,żemaszzostać?
Jejwzrokpodążałzabronią,anastępniepowoliwróciłdojegotwarzy.
-Tak,alejaniejestempsem.Igeneralnieniereagujęnasłowo
„zostań”,gdyktośmiwydajepolecenie.
Zdawałsobiesprawę,żepanidoktorbyłazirytowana.Dobrze.
Odpowiadałomutoidealnie.
-Zapamiętaj na przyszłość - mruknął, cytując słowa, które wcześniej do niego powiedziała – gdy
wydaję rozkaz, zwykle mam cholernie dobre powody ku temu. I następnym razem, bądź tak dobra do
choleryilepiejmnieposłuchaj.
Skrzywiłasię.
-Pomyślałam,żemożebędzieszpotrzebowałpomocy.
Co?Jezu.Byłpolicjantem!Niepotrzebowałbypsychiatraosłaniałmutyły.Ibyłzmiennokształtnym,
sam ten fakt oznaczał, że wiedział jak strzec własnej dupy. Mruczała coś pod nosem, coś, czego zbyt
dobrzenierozumiał,alebrzmiałotojak„zmiennokształtnydupek”.
-Cholera.Poprostuzostańzamną,dobrze?
Chciał sprawdzić grube chaszcze krzaków przed sobą. Spiął się, próbując usłyszeć jakieś dźwięki,
któremogłybywskazać,żeobserwatornadaltamjest.Alesłyszałtylkocykanieświerszczy,cichyszelest
liścinawietrze.Skradałsiędoprzodu,trzymającbrońuniesionąwgórę.
31
Emilystawiaładelikatnekrokizanim.Prawąrękąodgarnął
zarośla. Zobaczył tylko ciemną ziemię. Spojrzał w górę, patrząc prosto przed siebie. Nie było śladu
nikogoinnego.Niesłyszałnikogo,amiałcholerniedobrysłuch.Wyglądałonato,żeobserwatorodszedł.
Szkoda. Chciałby się dowiedzieć, dlaczego ten sukinsyn kręci się w pobliżu mieszkania pani doktor.
OpuściłbronizezmarszczonymibrwiamispojrzałnaEmily.
Wiedział,żewciemnościniemogłagodobrzezobaczyć,prawdopodobnieniewielewięcejniżogólny
zarysjegociała.
-Maszjakiśwrogów,októrychpowinienemwiedzieć,panidoktor?
Dziękiswoimwyostrzonymzmysłom,Colinmógłzobaczyćkażdyszczegółjejtwarzyiciała.Mógłz
łatwościąrozpoznaćnagłenapięcienatwarzyEmily.
-Panidoktor?
Przełknęła.
-Nie.
Przesłuchiwałzbytwieluprzestępców,bywiedzieć,kiedyktośgookłamywał.Alezdecydowałsięjej
nienaciskać.Jeszczenie.Colinwcisnąłbrońzpowrotemdokabury.
-Cóż,wyglądanato,żektóremuśznasudałosięprzyciągnąćczyjąśuwagę.
Odwrócił się z powrotem do zielonych krzaków. Klęknął, zaciągnął się i poczuł ten sam zapach
papierosów,któryczół
wcześniej.Ktośukrywałsięwciemności,obserwującjegoalboją.
Ale dlaczego? Był cholernie gotowy aby się tego dowiedzieć. Ale na początku, musi odkryć jakich
wrogówmatajemniczapanidoktor.
32
Rozdział3
-Cochceszzrobić?
DannyMcNealwyskoczył zeswojego,podniszczonego, skórzanegofotela.Colin spokojnepatrzyłna
niego.
-Hej,totypierwszyjątusprowadziłeś.
Urwał,anastępniepowiedział:
-Terazpanidoktorjestwgrze,chcęnadalkorzystaćzniej.
McNealprzesunąłprawąrękępobłyszczącej,łysejgłowie.
-Niesądzężebyświedziałzczymmamytudoczynienia,Gyth.
Och,maiłcałkiemdobrewyobrażenienatentemat.
-Więc co, pewnej nocy natykasz się na wampira lub demona w parku? Wiesz, że są prawdziwe i
myślisz,żejesteśjakimścwaniaczkiem,którymożestanąćiwalczyćztymczymś?
Niezupełnie.
-Cóż,mamwiadomośćdlaciebie.
McNealgapiłsięteraznaniego,marszczącbrwi.
-Tocośprzeżujecięiwypluje–dosłownie.
Docholeryniebezwalki.
-Wiemcorobię,odpowiedziałmuColin,starającsięzachowaćspokójwswoimgłosie.
Niesądziłżebytasytuacjabyłagrą,alecholerabyłpewien,żeniezdradziswojej,prawdziwejnatury
przedkapitanem.
Byćtam,zrobićto,zgównianymrezultatem.
McNealchrząknąłiobróciłsięzkrzesłem,twarządomałegooknawjegogabinecie.Kapitanniemiał
ciekawegowidoku.Oknowychodziłonabocznąalejkęinadwasąsiedniebudynki.Alejeślisiębardziej
przypatrzyć,tomożnazobaczyćwoddalizielonątrawęwparku.
-DostałeśjużraportodSmith?
Byłwgabineciepatologaprzezcałyranek.
-Nie zrobiła jeszcze sekcji, ale jej opinia jest taka, że Preston Myers został zaatakowany przez
zwierzę.
33
McNealpowoliodwróciłgłowęwjegostronę.Jegopalceuderzałyoporęczfotela.
-Wiemy,żenieotonamchodzi.
Tak,aledowiedzenietegobędziezupełnieinnąsprawą.
-Onauważa,żeofiarabyłazaatakowanaprzezpsalubwilka.
ColinrzuciłkopertęnabiurkoMcNeal’a.
-Alesądzącpowielkościugryzień,powiedziałbym,żemożerówniedobrzebyćwampirem.
-Cholera.
McNealzamknąłoczy.
-Dlaczegotendupekniemożetrzymaćsięzdalaodmojegomiasta?
Irytacjabrzmiaławjegogłosie,otworzyłoczyiprzyglądałsięColinowi.
-Myślisz,żedoktorDrakemiałarację?Myślisz,żetendrańzabijeznowu?
Colin skinął głową. Nie miał wątpliwości, że morderca uderzy ponownie. Miejsce zbrodni było
krwawą łaźnią; pełną wściekłości, pełną nienawiści - nikt nie mógł zachować kontroli z tak
niebezpiecznąmieszankąwewnątrzsiebie.Takzabijeponownie.
Chyba,żegopowstrzymają.
-Dostanieupoważnienie,mruknąłMcNeal.Prasakupito,żewprowadzamyjąjakospecaodprofili.
Pochyliłsiędoprzodu,złapałgazetęzkrawędzibiurkaimachnąłniąprzedColinem.
-Czywiesz,cociidiocidziśwydrukowali?Facetdokonał
jednegomorderstwa,aonijużnadalimuimię.
Proste,czarno-białeliterygłosiły:
KRWAWAOFIARANOCNEGORZEŹNIKA.
OJezu.Tobyłaostatniarzecz,jakiejpotrzebowali.Nocnyrzeźnik.
-Żadneszczegółydotycząceciałaniezostałyujawnione.
McNealwyrzuciłgazetędokosza.
-Alejakiemuśpalantowiudałosięzajrzećdodomuzjednymztychobiektywówodużejmocyizrobić
zdjęciecałejtejkrwi.
-Wiesz,onpolubitoimię,ostrzegałColin.
34
Widział to już wcześniej. Widział seryjnych zabójców, którzy nabierali większego pośpiechu ze
względunamedia,którerobiłyznichpieprzonegwiazdy.
-Wiem.
McNealzacisnąłszczękę.
-Iwiemrównież,żepotrzebujemymiećkogoś,ktowiecośnatentemat.
Nadszedłczas,abydobićtargu.Colinpochyliłsiędoprzodu.
-Dlatego potrzebujemy pani doktor. Ona leczy facetów takich jak on od lat, wiek jak oni myślą. Ona
możenampomóc,wiem,żemoże.
Kapitanlekkosięusztywnił.
-Niesądzębywidziaładośćwielufacetówtakichjakten.
Wykrzywiłusta.
-Niesadzębypanidoktorprowadziłapraktykęleczeniamorderców.
-Nie,aleobajwiemy,kogoonaleczy.
Niechętneskinienie.
-Skądwiesz,żeonasięnatozgodzi?Emilynielubizwracaćnasiebieuwagiikiedyprasasięoniej
dowie,będąszargaćjejimieniemnakażdejstronieichszmatławców.
TeraznazywałjąEmily.Jegooczysięzwęziły.Byłowtymdużopoufałości,zbytdużo.
-Zdobądźjejzgodęiznowupogadamy...
-Jużjąmam.
-Jużmasz.
To nie było pytanie. McNeal zmrużył oczy i Colin zorientował się, że po prostu naruszył terytorium
kapitana.Cholera.Postarałsięmówićpowoli,ostrożnie:
-Zgodziła się w piątek wieczorem. Zanim przyszedłem do ciebie z tym pomysłem, musiałem się
upewnić,żepanidoktorbędzienapokładzie.
Ionasięzgodziła.TerazmusitozrobićMcNeal.McNealpatrzył
naniegowmilczeniuprzezchwilę,dwie,wreszcieskinąłgłową.
-No cóż, zgaduję, że będzie lepiej jeśli wykonam parę telefonów i zdobędę dla niej oficjalne
zezwolenienadołączeniedozespołu.
35
Sięgnąłpotelefon.Colinzrozumiałaluzję.Wstał,udałsiędodrzwi,poczymzatrzymałsięniemogąc
oprzećsięciekawości.
-Kapitanie,jaktyidoktorDrakesiępoznaliście?
SłuchawkazakołysałasięprzyuchuMcNeal’a.Przezchwilęjegoustawygiąłszyderczyuśmiech.
-Kiedybędzieszgotowybypowiedziećmioswoichsekretach,detektywie,japowiemcimoje.
-Chcęwięcejniżtylkoseksu.
Emilyuniosłabrwi,gdyspoglądałanaSkubawyciągniętegonajejkanapie.
-Aczegodokładniechcesz,Cara?
Carauderzyłamalutkapięściąwskórzanąpoduszkę.
-Chcękogoś,ktochcemnie,mnie!Niekogoś,ktomarzyoboginiseksu!
Ach,terazbyłakolejnatęskomplikowanączęść.
-Cóż,hmmm,wiesz,taknaprawdę...jesteśbardzobliskobyzostaćboginiąseksu.
Skuby zostały stworzone by kusić ludzi, rodziły się z wysokim poziomem feromonów. Sam zapach
jednegozrodzajuCary,mógł
doprowadzić śmiertelnika do dzikiego pożądania. Oczywiście, doprowadzanie śmiertelnych do
pożądania, zwykle było korzystne dla Skuba. Wynikało to z magicznych mocy jakie płynęły z aktu
seksualnego.
Ta siła pozwoliła im na zmianę wyglądu, dłuższe życie, z czego większość Skubów była całkiem
zadowolona.CaranapewnoniebyłatakajakwiększośćSukubów.Usiadłanakanapie,układającswoje
długie,blondwłosy.
-Jestemzmęczonamężczyznamipatrzącyminamnieichcącymitylkojednejrzeczy.
Emilynicniemówiła.Nauczyłasię,żeczasaminajlepiejjestsiedziećipozwolićpacjentowimówić.
-Jestemzmęczonaprzypadkowymimężczyznami,zmęczonamężczyznami,którzyniepamiętająmojego
imieniatydzieńponaszymspotkaniu.
36
Zmarszczyłabrwi.JakikretynmożezapomniećimieniatakwspaniałejkobietyjakCara?
-Chcę kogoś, kto wie, że lubię zachody słońca, że pływam codziennie rano przed świtem, że lubię
cholernejagodynamoichnaleśnikach...
TwarzCaryzaczynałaprzybieraćczerwonyodcień.
-Cholera,chcękogośktomniepozna!
Anietylkoboginięseksu.
-Cojestzemnąnietak,doktorDrake?
Carazaciskałdłoniewpięści.
-Niejestemtakajakinni,prawda?Oniwszyscysąszczęśliwi.
Moiprzyjacielekochająmocjakąuzyskująodśmiertelnychludzi.
Śmiejąsięztego,aleja...ja...
Urwałazmieszana.Potemuniosłarękędolewegookaiotarłałzę,któraspłynęła.
-Cholera,myślę,żejestemświrem.
Emilysięgnęłapopudełkochusteczekipowiedziałacicho:
-Nie,niejesteś.
ZaoferowałachusteczkęCarze.
-Poprostu...
Terazbyłatatrudniejszaczęść.Caramożeniebyćgotowategousłyszeć,alemusiałazacząćtosobie
uświadamiać.
-Poprostuchceszkogoś,ktobędzieciękochał.
ChusteczkawypadłazpalcówCary.
-Alemężczyźniniekochająkobiettakichjakja.
Cara uczęszczało do niej prawie od miesiąca. W tym czasie, Emily odkryła, że pod idealnym,
zewnętrznym wyglądem Skuba, znajduje się inteligentna, miła i opiekuńcza kobieta. Kobieta, która
urodziła się z naturą nie do końca pasującą do osoby, jaką była. I nadszedł czas aby Cara zmieniła to
życie.Mężczyźniniekochają
kobiettakichjakja.Patrzącprostowbłyszczące,niebieskieoczyCary,Emilyzapytała:
-Czynapewno?
EmilywłaśnieodprowadzałaCaręMaloandowyjścia,gdyzadzwonił
jejinterkom.
37
-Hej,szefowo,masztelefonnapierwszejlinii.
Vanessagwizdnęłacicho.
-FacetoimieniuColinGyth.Bardzoseksownygłos.
ColinGyth.Emilywpośpiechuokrążyłabiurko.
-Ach,dobrze.
MinęłytrzydniodkądostatnirazsłyszałaColina.Nieżebynacośliczyła.
-Połączgo.
Westchnęłaciężko,czekającnamoment,ażzapalisiędiodakontrolna,sygnalizującatransferpołączeń.
Potempodniosłasłuchawkę.
-EmilyDrake.
-Witam,panidoktor.
Żarrozkwitłmiędzyjejnogami.Vanessamiałarację,facetmiał
głosseksownyjakgrzech.Zapomniałaogłębokiejbarwiejegogłosu.
Cholera.Cosięzniądzieje?CzyonanaprawdępodnieciłasięsłysząctylkogłosColina?
ProblememCaryjestto,żemazadużoseksuwżyciu.Może
moimproblemjestto,żemamgozamało.Możepoprostuzadługobyłasama.Czytodlatego?To
byłopięć,sześćmiesięcyodkiedyzerwałazTravis’em?Alboraczej,ponieważTraviszerwałznią.
NieznamcięEmily.Niedajeszminatoszansy.Ijestem
zmęczonywaleniemgłowąwmurtylkodlatego,żechcębyćbliżej
ciebie.Zdjęłaokulary.Niedobrze,bardzo,bardzo...
-Uch,panidoktor?Jesteśtam?
-Ach.Przepraszam,tak.
Emilykaszlnęła.
-Comogędlaciebiezrobić,detektywie?
Miałanadzieję,żeonnieusłyszałjakjejgłoslekkiegodrżypodwpływememocji.Wrozmowieztym
facetemprzezmniejniżdwieminutystraciłacałyswójprofesjonalizm,któryzastąpiłypotrzebykobiety.
Byćmożepowinnawypróbowaćjakąśterapięnasobiesamej.
38
Nastąpiłakrótkaprzerwanadrugimkońculinii,apotemusłyszałagłębokigłosGyth’a:
-Możeszmipowiedzieć,żemiałaśtonamyśli,gdymówiłaś,żechceszpomócwdochodzeniu.
Noterazzwróciłjejuwagę.Rzuciłaszybkoodpowiedź.
-Tak,tak,oczywiście,żetomiałamnamyśli.
Dzwoniłwinteresach.Nadszedłczasbyprofesjonalnapsychologruszyłaswójtyłekwbiegu.
-Dobrze,boduzichłopcydalimizieloneświatło,abyśzostałanaszymspecemodprofili.
Specodprofili.Jejpalcezacisnęłysięnasłuchawce.Pracanad
dochodzeniemwsprawiemorderstwa.
-Prasa już wie o całej tej sprawie. Gdy oficjalnie wprowadzimy cię do śledztwa, będą znać twoje
nazwisko.
Westchnął,anastępniepowiedział:
-Takwięczacznijsięprzygotowywaćtotego,żepojawiszsięwwiadomościachoszóstej.
Przezchwilęzawahałasię.Niepomyślałaoprasie.Niepomyślała,żeparsasięoniejdowie.
-Niemożemyterazutrzymywaćmojegozaangażowaniawtajemnicy?
- Wydział chce mieć pewność, że społeczeństwo będzie szczegółowo informowane o tym, że my
robimywszystkobyzłapaćtegofaceta.Chcąujawnićinformacjeotobie,jakonaszymspecu,abywszyscy
czulisięlepiej.
-W...wporządku.
Napewnoniebyłosposobu,abyktośmógłodkryćjejprzeszłość.Minęłotakwielelatod...
-Uspokój się pani doktor. Dogadanie się z prasą będzie tą łatwiejszą częścią. Złapanie mordercy to
będziewyzwanie.
Wtleusłyszałajakieśhałasy,gdyzapytał:
-Hej,októrejbędzieszmiećwolnedziśpopołudniu?
-Terazjestemwolna.
39
Maloanbyłajejostatniąpacjentkąwciągudnia.Niemiałaumówionychklientównatąnoc.
-Dobrze.Będęuciebieza20minut.
-Dwadzieściaminut?Ale...
-Musiszzacząćtworzyćprofil,prawda?Cóż,zabioręcięzpowrotemnamiejscezbrodni,anastępnie
będzieszmogłapoznaćSmith.
-Smith?
-Lekarkasądowa.
Och. Jej żołądek zaczął się ściskać. Nigdy nie miała dobrych relacji z lekarzami innej profesji.
Zaśmiałsięcicho.
-Niemartwsię,panidoktor.Będęztobąprzezcałytenczas.
Niedokońcajątouspokoiło.
Cienka linia, żółtej, policyjnej taśmy blokował drzwi przy Byron Street 208. Colin wyciągnął nóż,
przeciąłtaśmęiotworzyłdrzwi.
Zapachuderzyłwnią,kiedyweszładośrodka.Stęchły,zimnyodórśmierci.Miedzianyzapachkrwi.
Emilyprzełknęła.Wdomubyłociemno.Cieńpokrywałpodłogę.
-Czymożeszzapalićświatło?
Nacisnąłprzycisknaścianie.Światłooświetliłokorytarziprzedpokój.Ruszyładoprzodu,zwracając
swojąuwagęwkierunkupodłogi.Colinpowiedziałjej,żemordercawszedłprzezfrontowedrzwi.Więc
musiał iść tędy, powoli, ostrożnie w głąb domu. Gruby dywan tłumił jej kroki, gdy weszła do
przedpokoju.Mordercawszedł
dotegopokoju,znalazłPrestonaMyersa.Izaatakowałgo.
ZarysciałaPrestonanadalwidniałnapodłodze.Jegokrewwsiąkławbrązowydywan.Uniosławzrok
napobliskąścianę.
Zakrzepłakrewpokrywałajejpowierzchnię.Tylekrwi.
-Ten facet był w furii, szepnęła, pochylając się w kierunku dywanu. Jej ręka zawisła nad konturem
linii,zawahałasię.
-Czytotwojepierwszemorderstwo,panidoktor?
Niesłyszałajaksięporuszył,aleniebyłazaskoczona,słyszącjegogłostużzasobą.Zmiennokształtni
zwyklenierobilidużohałasu,gdysięporuszali.
Jejpalcedrżały.Zacisnęłarękęwpięśćispojrzałananiego.
40
-Tak.
Aleniejejpierwszyprzesiąkniętąkrwiąwidok.Przezchwilę,jejumysłposzybowałzpowrotemdo
tego,ostatniego,krwawegopokoju.
Widziałaciałomężczyzny,leżącenapodłodze.Jegomózgitkankibyłynaścianie,otaczałagokrew.
Śmierciojcaniebyłaładna,aczasem,późnownocy,wciążbudziłasięzkrzykiem.Emilywzięłagłęboki
wdech.MusiskupićsięnaPrestone,anieprzeszłości.
Wstała, jej wzrok przesuwał się po pokoju, zatrzymując się na zdjęciach stojących na gzymsie, na
szachachwkącie,naksiążkachustawionych
na
wbudowanych
półkach
w
pobliżu
drzwi.
Zpozoru,PrestonMyersbyłnormalnymfacetem.Całkowicie
człowiekiem.
Więcdlaczego,zostałzaatakowany?Dlaczegomordercagowybrał?
-Toniemasensu,wymamrotała.INzawszetrzymająsięswojegogatunku.
-Uch...IN?
-Istotynadprzyrodzone.
Ze swojego doświadczenia, IN zawsze przebywały ze swoimi, łączyły się w pary, bawiły się i
zabijały.Omijająctoizabijającczłowiek,ataktenznaczyłbyto,że...
Jej oczy zwęziły się, gdy wpatrywała się w jedną, znajomą twarz na fotografii. Cholera. Podeszła
bliżejdokominka.Chwyciłaramkęzezdjęciem.
-Hej,panidoktor,co...
Jejpalcezacisnęłysięnamałejramce.
-CzyzaczęliściejużsprawdzaćotoczeniePrestona?
-Mójpartnerpracujenatym.
Jegooczysięzwęziły.
-Dlaczego,panidoktor?Cowiesz?
Wpatrywałasięwzdjęcie.
-Wiem,żejedenfacetnatymzdjęciujestdemonem.
Uniósłbrew.
-Pacjent?
-Nie.
41
OnanigdyniezgodziłabysięnaleczeniuNiola.Facetaotaczałaczarnafalaenergii,którasprawiała,że
stawałasięzbytnerwowa.JejpaznokiećprzesunąłsiępopozbawionejuśmiechutwarzyNiola.
-Alespotkałamgokilkarazy.Jestwłaścicielembaruniedalekostąd,miejscezwaneOdnalezionyRaj.
-Więc,chybabędęmusiałzłożyćmuwizytę.
Uśmiechnąłsiędoniej.
-Dobrze, że cię tu przywiozłem. Może nie odkryłaś więcej informacji o zabójcy, ale na pewno
przyśpieszyłaś...
-Och,wiemwięcejnatematmordercy,przerwałamu,marszczącbrwiiczującsięlekkoobrażona.
Coonmyślał,żerobiła?Śniłanajawienadmartwymciałem?
Wyjąłswójnotes.
-Więcpowiedzmi.
Emilyoblizałausta.
-Toniebyłimpulsbyzabić.Nicniezostałozniszczone.Nicniezginęło.Facetprzyszedłdodomujużz
zaplanowanymmorderstwem.
Wiedział,gdziebyłykamerybezpieczeństwaiwiedział,jaksięprzednimiukryć.Toprawdopodobnie
oznacza,żebyłjużtuwcześniej,żeznałofiarę.
Zwróciłasiędokrwinaścianie.
-Gdyjesttyleprzemocy,tylezłości,tozazwyczajjestbardzo,bardzoosobiste.
-Tak,wpadłemnato.
Dotejpory,Colinbrzmiałjakbyniebyłpodszczególnymwrażeniem.
Chwyciłasięzaramiona,gdyodwróciłasięprzodemdoniego.
-Morderca musiał być silny, aby obezwładnić Prestona. Ofiara miał 170 wzrostu? I ważyła 90 kilo?
Musiałwalczyć,walczyćjaktylkomógł.
Zacisnęłaustanachwilę.
-Alenadnaturalnizawszesąsilniejsiodludzi,prawda?Prestonnigdyniemiałżadnychszans.
-Nie,zgodziłsięColin,jegogłosbyłspokojny.Niemiał.
42
Gdy opuszczali dom, ekipa reporterów czekała na nich. Blond kobieta z krótko przyciętymi włosami
stanęła na chodniku, a czarny mikrofon chwyciła w rękę. Operator stał za nią, z twarzą częściowo
zasłoniętąprzezwiększośćjegosprzętu.
-DetektywGyth!
Twarzkobietyrozjaśniłgłodnyentuzjazm.
-DarlaMitchell,WiadomościKanałuPiątego.Mamkilkapytańdociebie.
-Cholera.
Słowotebyłoledwooddechem,aledoleciałodouchaEmilyiprzezchwilę,prawiesięuśmiechnęła,
słyszączawartywnimpewienniesmakiem.AlewtedyDarlapopchnąłmikrofonkujegotwarzy.
-DoktorDrake,mojeźródłodoniosłomi,żedołączyłapanidozespołujakspecjalistaodprofili.
-Ach...
Jejźródło?Byławzespoledochodzeniowymmniejniżgodzinę.
Jakimsposobemtakobietadowiedziałasięoniej?ColinstanąłprzedEmily.
-DepartamentPolicjiAtlantyniemażadnychkomentarzywtejchwili.
Darlapróbowałagowyminąć.
-AcozdoktorDrake?Czyonaniema...
Colinwyszarpnąłjejmikrofon,przysunąłbliżejdosiebieiwarknął:
-Bezkomentarza.
-Świetnie!
Darlawarknęła.
-WyłącztoJake!
EmilystanęłaobokColinawmomencie,gdyJakeobniżyłkamerę.
OstreświatłopadłonaładnątwarzDarli.
-Niemożeszzatajaćinformacjiprzedobywatelamiwiecznie,wieszotymGyth!
-Kiedybędęmiećjakieśinformacje,damcije.
Uśmiechnąłsię.Nodobrze,błysnąłzębami.Niebardzosięuśmiechałileszczerzyłkły.Darlawarknął
naniego,apotem43
pomaszerowała na swoich 2cm szpilkach do vana z logo Wiadomości Kanału Piątego. Operator
obserwowałGythaiEmily.Potemwestchnął.
-Jestwkurzonaodkiedydowiedziałasię,żeKanałTrzeciubiegł
jązhistoriąoRzeźniku.
Jegooczyzwęziłysię,gdyspojrzałnaEmily.
-DoktorDrake...dużosłyszałemotobie.
Dziwne mrowienie spłynęło w dół jej kręgosłupa, gdy spojrzała w jego złote oczy. Był jednym z
Innych.Uśmiechnąłsiędoniej,iprzezchwilę,jegooczyzmieniłybarwę,zezłotanaczerń.Oczy
demona. Wtedy poczuła jego moc w powietrzu. Słaby, niski poziom mocy może drugi lub trzeci w
skalidemonów.
-Jeśliistniejecoś,comogędlaciebiezrobić,panidoktor,lubjeślizdecydujesz,żechceszrozmawiać
zWiadomościamiKanałuPiątego,zadzwońdomnie.
Podałjejswojąkartę.
-Jake!
Z westchnieniem spojrzał przez ramię. Darla stała obok vana ze skrzyżowanymi rękami i oczami
rzucającymiiskry.
-Nocóż,wydajesię,żepogadamyinnymrazem.
Zasalutował,podniósłkameręipobiegłdovana.
-Wyglądanato,zesępyzaczęłyjużkrążyć.
Colinpokręciłgłowąiruszyłchodnikiem.Deptałamupopiętach.
-Gyth,wiedziałeś,żeonitubędą?
Szarpnięciemotworzyłjejdrzwi,zmrużyłoczy.
-Nie.
Naglezrozumieniepojawiłosięnajegotwarzy.
-Co,myślisz,żeciętusprowadziłem,jakopewnegorodzajuwabik?
Cóż,tammyślzaświtałajejwgłowie.
-Powiedziałeś,żewkrótcebędęwwiadomościachoszóstej.
Wyglądanato,żemiałeśrację.
Jegopalcezacisnęłysięnametalowychdrzwiach.
-Powiedziałem, że będziesz w wiadomościach, ponieważ Departament Policji zwoła konferencje
prasowąwsprawie44
dochodzeniawnajbliższychkilkudniach.Itybędziesznatejkonferencji.
EmilywsiadładoJeep’a.
-Więctakdlajasności,niewiedziałeś,żeDralabędzietudzisiaj?
Zatrzasnąłdrzwi.
-Jestempewnyjakcholera,żeniewiedziałem.
Wzięłagłębokioddech,gdyonokrążałJeep’aiwskoczyłnafotelkierowcy.
-Itakżebyświedziała,panidoktor,niebędzieszrozmawiaćzdziennikarzamisama,nigdy.
Spojrzałnaniązżarzącymsięwzrokiem.
-Więcrówniedobrzemożeszwyrzucićkartkę,którądałcitencwaniaczek.
-Myślę,żejązatrzymam.
Toniebyłpierwszyraz,kiedyjedenzInnychdawałjejkartkę,sygnalizującą,żeczegośodniejchce.
-Dobrze.
Uruchomiłsilnik,budzącsamochódzrykiemdożycia.Emilyspojrzałanakartkęwswojejręce.
JAKEDONNELLEY,KAMERZYSTA,WIADOMOŚCIKANAŁUPIĄTEGO.
Jegodanekontaktowebyłwyraźne,literypogrubionenadole.
Odwróciłakartkę.
Maminformacjedotyczącetejsprawy.Spotkajsięzemnąw
OdnalezionymRaju.O22:00.
-Ach,Gyth?
-Co?
Zahamowałnaświatłachispojrzałnanią.
-Niesądzę,żetenfacetchciałmizadaćkilkupytań.
Uniosłakartkę,pokazującmunotatkę.Zmarszczyłbrwi.
-Cododiabła?
Skręcilizarogiem.Colinzakląłiprzycisnąłgaz.
Nie,Jakeniechcejejzadawaćpytań.Alewyglądałonato,że
makilkarzeczydopowiedzeniajej.
Colinskręciłnaparkingsklepuspożywczego,zaparkowałiodwróciłsiędoniej.
45
-Pokażmitąkartkę.
Tymrazemmująpodała.Gwizdnąłcicho.
-Sukinsyn.
Jegowzrokpochwyciłjej.
-Dlaczegoondałtotobie?
Jegosłowazabarwiłapodejrzliwość.Odwróciławzrok,wzruszającramionami.
-Emily...
Szarpnęłasię.OnnigdywcześniejniemówiłdoniejEmily.Zwykle,poprostunazwałjąpaniądoktor,
wypowiadająctozlekkądrwiną.
Terazbrzmieniejejimieniawjegoustachbyłodziwnieintymne.
-Dlaczegotenfacetdałtąkartkętobiezamiastmnie?
Jejustazaczęłysięotwierać...
-Cholera.
Uderzyłpięściąwkierownicę.
-TenfacetjestjednymzInnych,prawda?
-Tak.
Niebyłowidocznychpowodówbytemuzaprzeczać.
-Więcczymonjest?Zmiennokształtnym?Czarownikiem?
Wróżką?
-Jestdemonem.
Większość ludzi tak naprawdę nie rozumie demonów. Myślą, że demony są sługami diabła, złe,
skrzydlatestworzeniazogonemipazurami.Aleprawdąjestto,żedemonysąinnąrasąludzi,byćmoże
wywodzącą się od pierwszego upadłego anioła. Na zewnątrz, demony wyglądają tak jak ludzie, z
wyjątkiem jednego, małego szczegółu: ich oczy. Wszystkie demony mają całkowicie czarne oczy.
Rogówka,soczewka,siatkówka,wszystkojestczarne.
Alechociażdemonywyglądająjakludzie,bardzosięodsiebieróżnią.Większośćdemonówmamoce
psychiczne.Niektóreznichsąniezwyklesilne,podczasgdyinneledwouzdolnione.Alenawetci,zlekką
nutkądarumoglizmienićkolorichoczutak,abyludziniemoglizobaczyć,czymonenaprawdęsą.
PozazmysłowemoceEmilypozwalałyjejdostrzecichblask,zobaczyćotaczającąmagięprawdziwej
naturytychstworzeń.Zwykletrzymałaswoją,psychicznątarczę,gdyznajdowałasięprzynich,ponieważ
jużrazpopełniłatenbłądprzydemoniepoziomu46
dziewiątego. Facet niemal doprowadził to tego, że wpadłaby w śpiączkę. Zanim zemdlała i uderzyła
głową o podłogę, udało się jej odparować cios i wypalić całą magię faceta. Siła zwrotna może być
prawdziwąsuką...jaksięprzekonałotymdemon.
-Demon,Colinpowtórzyłcicho.Jaktenfacet,októrymwspomniałaś,Niol?
Nie,niesądziła,żeJakebyłjakNiol,wcale.NiewidziałażadnegozławJake’u.Podobniejakludzie,
niektóredemonybyłydobre,aniektórebyłyzłe.Demony,którebyłydobre,cóż,zachowywałytoraczej
dla siebie. Ale te, które były złe – były dokładnie takie jak opisywały je ludzkie legendy o tym, że są
sługamidiabła.Demon,którymaniesamowitąmocinieposiadasumienia,cóżtakiegonależysięzawsze
obawiać.
-Niesądzę,onniejestjakNiol,powiedziaładoniegocicho.
Colinschowałkartkędokieszeni.Jegowzrokpowędrowałdoniej.
-Atyskądotymwiesz?
Czasnawyłożeniejejkartnastół.
-Bowyczułabym,gdybybył.
Jasne, że nie opuściła swojej tarczy przy tym facecie, aby w pełni przeskanować jego umysł, ale
również nie odczuwała żadnej ciemności, kipiące czarnej magii w powietrzu, zwykle sygnalizującej
niebezpiecznegodemona.Wydawałosię,żezesztywniał.
-Wyczułaśto?Wjakisposób?
-Jestem empatką Colinie. Mój dar pozwala mi wyczuć pewne rzeczy. Wyczuwam Innych. Mogę
poczućichemocje,myśli.
Tak,zdecydowanienapiąłsięprzyniej.
-Mówiszmi,żemożeszczytaćmojemyśli?
Temperaturawydawałobysię,żespadłaodziesięćstopni.
-Mówięci,żeczasemmogęodczytaćmyślinadprzyrodzonych.
Wiedziała, że nie będzie zachwycony tą wiadomością, właśnie dlatego nie powiedziała mu całej
prawdypoprzedniejnocy.Aleteraz,kiedypracująrazem,terazgdymakorzystaćzeswojegotalentu,cóż,
stwierdziłażemaprawootymwiedzieć.
47
Colinchwyciłjązaramionaiprzyciągnąłdoswojejklatkipiersiowej.
-Więc,przezcałytenczas,bawiłaśsięzemną.
Ostrzajegokłówzabłysływjegorozchylonychustach.
-Nie,Colintonietak...
-Byłaśwmojejgłowieiwidziałaśjakbardzociępragnę?
-Colin,nie,ja...
Widziałaśjakbardzociępragnę.Czyonnaprawdętopowiedział?
Dostałwypieków.
-Podczasgdyjapróbowałemodgrywaćgłupiegopanadżentelmena.
Atoodkiedy?
-Cóż,pieprzyćto.
Jegoustabyłytużnadjej,jegopalcemocnotrzymałyjejramiona.
-Jeślibyłaśjużwmojejgłowie,towiesz,comamzamiarztobązrobić.
Uch,nie,niewiedziała.Jejtarczabyłanaswoimmiejscy,przezcałydzień,któryznimspędziła.Jej
serce waliło teraz tak szybko, szum uderzeń wypełnił jej uszy. Oblizała usta, próbując jeszcze raz
powiedziećmuprawdę.
-Tonietak,że...
Za późno. Jego usta uwięziły jej, pochłaniając jej słowa i rozpalając głód pożądania, z którym
próbowałatakciężkowalczyć.
48
Rozdział4
Cholera,alepanidoktorsmakowaławspaniale.Colinwsunął
językdownętrzajejmiękkichust,uwielbiającczućjejustaprzyswoich.Jegokutasbyłjużtwardydla
niej,podniecenieprzelewałosięsilnieprzezjegociało.Jejzapachotoczyłgo,aciepłyciężarjejciała
napierał na niego. Jego palce zaplątały się w jej włosy, w kok, który doprowadzał go do szału, więc
uwolniłjedwabnepasma.
Nadaljątrzymał,całującją,smakującją,wciskającswójjęzykgłębiej.Bestiawnimzaczęłaryczeć,
gdyjegogłódzacząłrosnąć.
Mocnej,mocniej...
Colinzmieniłpozycję,próbujezbliżyćsiędoniej.Uderzył
kolanemwdźwignęzmianybiegu,alenaprawdęmiałtowdupie.Jejpiersinaciskałynajegoklatkę
piersiową,sukibyłynapięte.Chciała
go. Dobrze, ponieważ on wariował z pragnienia jej. I ona o tym wiedziała. Była w jego głowie,
kradnącjegomyśli,widząc,jakbardzojejpragnął.
Chryste, co w niej było? Za każdym razem, gdy był blisko niej, jego ciało wpadało w szaleństwo i
potrzebował...potrzebował...jej.
Pożądanie, które czuł, mieszało się z gniewem, który gotował się w jego żyłach. Zwiększyły nacisk
swoich ust na jej. Cichy jęk drżał w jej gardle, ale nie walczyła z nim. Jej małe ręce były uniesione,
owiniętewokółjegoramion.Ogarnąłgozachwyt.Obniżyłprawąrękę,sunącwdółpojejcieleipotarł
krzywiznęjejpiersi.Jegopalcegładziłją,zgłębiającciepłyciężarjejciała.
Emilyzaczęładygotaćpodjegodotykiem,abogatyzapachjejpodnieceniawypełniłpowietrze.Colin
zrozumiał,żejesttylkokilkasekundodwzięciajej,tu,wsamochodzie,zopuszczonymsklepemzanimii
drogąpełnąsamochodówprzednimi.Codocholerysięznimdzieje?
Powolipodniósłgłowę.Emilybyłazdyszana,jejwargibyłyczerwoneiwilgotneodjegoust.Oblizał
ustainadalczułjejsmak.
Cholera.Byłwtarapatach.Wpoważnychkłopotach.Jejwłosyopadły49
najejramiona.Ciemnejaknoc.Prosteijedwabiste.Okularyprzechyliłysięnajejnocieibyłaprzy
tymtakseksowna,żemusiał
wykorzystaćcałąswojąkontrolębyjejniepocałowaćponownie.
Spokojnie,chłopcze.Tojeszczenieczas.Później,będziemiałpaniądoktortylkodlasiebieinasyci
sięnią.
Jegogatunekbyłniewyżytyseksualnie.Nigdynieznalazł
partnerki, która zaspokoiła by jego potrzeb, ale pani doktor, cóż, może ona okaże się wyjątkiem.
Oczywiście,musiałjąprzełamać,bypoczułasięswobodnie,byprzywykładoniego,wtedybędziemógł
poddaćsięwpełnisowiemupragnieniu.
-Więc,oczymterazmyślę,panidoktor?
Żeniemogęsiędoczekaćciebienagiej.Bymiećciępodemną,
krzyczącąmojeimię,gdybędzieszszczytować.
Emilyzamrugała,wzięłagłębokioddechizdałasobiesprawę,żewciążściskajegoramiona.Opuściła
ręceicofnęłasięzpowrotemnaswojemiejsce.
-T...toniepowinnosię...
-Stałosię.
Wpatrywałsięwnią.Patrzyłjakpróbowałaułożyćswojewłosy.
-Ipowtórzysięznowu.
Posmakował jej drugi raz i był teraz jeszcze bardziej zgłodniały. Nie ma mowy, żeby on teraz ją
zostawił.Aleonapotrząsnęłagłową.
-Będziemyrazempracować,niemożemy...
-Tak,możemy.
Palcami złapał i nawinął sobie kosmyk jej włosów. Nie dbał o tą głupią zasadę, mieszania pracy i
przyjemności.Więcmająrazempracowaćprzydochodzeniu.Wielkamirzecz.Ułatwimutowidzeniesię
znią.Emilyzesztywniała.
-Więc,powiedzmipanidoktor,oczymmyślęwtejchwili?
Jego głos był szeptem, a wzrok utkwił na przodzie jej bluzki. Jej sutki był napięte i widoczne pod
tkaniną.Chciałjemiećwswoichustach.
-J...janiewiem.
Ręcenajejkolanachzacisnęłysięwpięści.
-Starałamsięcipowiedziećwcześniej,zazwyczajniewskakujędoczyjejśgłowybezpozwolenia.
50
Ach,więcdamamiałazasadąniepodglądania,co?Napięciezaczęłogopowoliopuszczaćiztrudem
udałomusiępodnieśćwzrokzpowrotemnajejtwarz.
-Chceszmipowiedzieć,żenigdynieużyłaśswojegodarunamnie?
Tomogłobypewnerzeczyułatwić.Emilyuciekławzrokiem.O,
cholera.
-Panidoktor?
-Raz,wporządku?
Odwróciłagłowęwjegostronę,ajejzieloneoczybłyszczały.
-Kiedyprzyszedłeśdomojegodomuwnocy.Aletoniebyłozamierzone.Rzucałeś,atakowałeśmnie
swoimiwspomnieniami.
Uruchomiłammojąosłonętakszybkojakmogłam.
Atakowałeśmnieswoimiwspomnieniami.
-Jakimiwspomnieniami?
Zacisnązębyizapytałcierpko:
-Cowidziałaś?
Przezchwilęmilczała.Potemodpowiedziała:
-Ciebie.Byłeśpostrzelony,krwawiłeś.
Jegopraweramiębolałonawspomnieniebólu.
-Cojeszcze?
Bowiedział,żebyłocośjeszcze.Panidoktorwciążniepatrzyłamuwoczy.
-Ogień.
Spiąłsię.
-Jakiogień?
-Słuchaj, ja po prostu zobaczyłam dom w płomieniach, w porządku? Byłeś tam, patrząc na ten duży,
białydom,któryzostał
pochłoniętyprzezpłomienie.
Ogieńpłonąłtakjasnotejnocy.Pomarańczowepłomienie.
Gorętszeniżpiekło.Itakgłodny.Musielizniszczyćdomiwszystkocobyłowśrodku.
-Niemusiszsięmartwić,mruknęłaEmily,poprawiającswojeokulary.Niebędęcelowozaglądaćdo
twojejgłowy.
Cóż,tobyłopocieszające.Ale...
51
-Dlaczego nie, pani doktor? Próbowałaś tego wcześniej na kimś i dowiedziałaś się więcej niż
zamierzałaś?
Czywniknęławmyślikochankabyodkryć,żetenczłowiekniebyłtakijakmyślała?
-Możnatakpowiedzieć.
Jejwargiwygięłysięwdół.
-Facetprawiedoprowadził,żewpadłamwśpiączkę.
Co?
-Miałam
wtedy
osiemnaście
lat,
znalazłam
się
w
nieodpowiednimmiejscu,znieodpowiednimfacetem.Myślałam,żegoznam,żemogęmuzaufać.Więc
opuściłammojatarczęochronną,iodkryłam,żemyliłamsięcodoniegoodsamegopoczątku.
Westchnęła.
-Potym,zdecydowałam,żedlawłasnegobezpieczeństwamuszęzawszesięupewnić,żemojaosłona
jestnamiejscu.Zagłębiamsięwmyślimoichpacjentówitylkomoichpacjentów.
Gdyzacząłotwieraćustabyzadaćjejpytanie,onamówiładalej:
-Onidająminatozgodę.Ijanigdyniezaglądamwczyjeśmyślibezpozwolenia.
Zacisnęłaustaiwysyczała:
-Chyba,żektośtakgłośnomyśli,żeniejestemwstanietegozablokować.
Takjakontozrobił.Sapnąłciężkozcałejnagromadzonejirytacji.Dobrąmyślałbyłfakt,żeniebyło
innychludzitakichjakpanidoktor,biegającychpoAtlancie.Wprzeciwnymwypadku,toonmiał
byprzesrane.
-I nigdy nie opuszczam swojej osłony całkowicie, znów powiedziała Emily, a jej głos był teraz
spokojny.Zawszestosujęjakąśochronę.
ColinchrząknąłiwcisnąłbiegwJeep’e.ChciałzadaćwięcejpytańEmilynatematśpiączki,zapytaćo
faceta,któryniemaljąwniąwprowadził,aledoszedłdowniosku,żenaciskałwystarczającojaknajeden
dzień.Pozatymmusiałjązawieźćnakomisariat.
MusielipogadaćzeSmith,musielidowiedziećsię,czylekarzmedycynysądowejmadlanichwięcej
informacji.PorozmowiezeSmithzawieziepaniądoktordojejmieszkania.Idopierowtedy52
spotkasięzkamerzystą.Idokładniedowiesię,coJakeDonnellywienatematśledztwa.
-Uch,niezapomniałeśoczymś?
Spojrzałnanią.Jejoczyzwężonewpatrywałysięwniego.
-Co?
Zacisnęłausta.
-Oprzeprosinach.
-Ach,panidoktor,niemusiszmnieprzepraszać.Terazjużrozumiem.
Onaniemyszkowaławjegogłowie.Takdługo,jakonanieznałacałejprawdyonim,tobyładobra
wiadomość.
-Trzymajsiępoprostuzdalekaodmojejgłowyiwszystkobędziemiędzynamiwporządku.
Bardziejniżwporządku,gdybytozależałoodniego.W
zasadziemogliby...Panidoktorwarknęła.Naprawdęwarknęła.Och,
tomusięspodobało.Bestiawewnątrzniegozaczęłaemitowaćgłodemwiększymodjegowłasnego.
-Nie mówię o tym, że to ja cię przepraszam, sapnęła. Miałam na myśli to, że to ty jesteś mi winien
przeprosiny.
-Azacotojamiałbymcięprzepraszać?
Tonieonzaglądałdojejgłowy.
-Nieprzypominamsobie,abymprosiłaciebieżebyś...żebyś...
Panidoktorzaczęłasięjąkaćizaczerwieniłasię.Dotarłodoniego.Niechodziłooto,żeonwskoczył
dojejgłowy,tylkooto,żerzuciłsięnanią.
-Powiedziałamciwcześniej,Gyth.
Uniosłaswójpodbródekispojrzałprostonaniegomimorumieńców,którepokrywałyjejpoliczki.
-Jeślibędęchciała,żebyśmniepocałowałtopowiemciotym.
Ach,tak,panidoktorniebyłafanką-Jakonatonazwała?–
zachowaniatypuHe-man.Cóż,jeślipaniżyczysobieprzeprosin...
-Przepraszam,panidoktor,alewychodzinato,żewyszłazemniemojapierwotnanatura.
Jegopierwotnanatura,jegogniewisilneżądza,którączułzakażdymrazem,gdyznajdowałsięobok
niej.
53
-Tak,cóż,uważasię,żezmiennokształtnisąbardzoniestabilniiuch...
-Seksualni?
Zamrugała.
-Takjesteśmy.
Niestety, większość zmienno kształtnych miało tendencję do bycia samcem, więc nie można
powiedzieć, że było również mnóstwo podobnie myślących kobiet spacerujących po ulicach. Ale od
chwili,gdybyłwposiadaniupanidoktor,przezkrótkimoment...
-Wyglądanato,żerównieżtwojapierwotnanaturaprzejęłakontrolę,co?
Oddałamupocałunek,ocierałasiętymswoim,słodkimjęzyczkiemojego,napierałananiegoswoim
ciałem,trzymającgomocnazaramiona.
-Możetakbyło,cichopowiedziałaEmilyijegoszacunekdoniejgwałtowniewzrósł.
Kobieta, która potrafi przyznać się do swoich pragnień była tym czego chciał. Chciał, żeby oni nie
musielijechaćnakomisariat.
Chciał,żebymoglipoprostujechać,najlepiejdojegomieszkania,takabymógłdowiedziećsięwięcej
natematpragnieńEmily.
Mimo,żenadalmógłjeszczeczućjejsmak,wiedział,żejegopożądaniemusiałopoczekać.Śledztwo
byłonapierwszymmiejscu.
Musiałobyć.Alegdyzabójcazostaniezłapany,ochtak,gdymordercaznajdziesięwciemnejceli,aby
nigdynieujrzećświatładziennego,wtedybędziesięmógłcałkowicieskupićnaEmily.
A w międzyczasie, zamierzał mieszać interes z przyjemnością przy każdej, cholernej sposobności,
którąbędziemiał.
PragnęłaColinaGyth’a.Chciałazmiennokształtnego.W
porządku, mogła to przyznać. Emily spieszyła się by dorównać krokom Colina, który manewrował
przezcałykomisariatpolicji.
KilkupolicjantówprzesyłałopozdrowieniaGyth’owi,gdyprzechodził
oboknich.Niezatrzymałsięprzynikim,tylkoszedłztymkrokiem,którymówił„Jestemwkurwiony
więcspadać.”Musiałapodwójniesięwysilićbyzanimnadążyć.
54
Pchnięciemotworzyłdrzwiprowadzącedoklatkischodowej.
Ciemnych,wąskichschodów.
-Panieprzodem,mruknął.
-Dzięki.
Przeszłaobokniego,ajegozapach,ciepły,bogatyzapachmęskiegociała,drażniłjejnozdrza.Jejserce
zaczęłoszybciejbić,wstrzymałaoddech.Otak,miałapoważnyproblem,gdychodziłoodetektywa.Więc
cozamierzaztymzrobić?Znim?
Schody kończyły się przed drzwiami koloru rdzy. Emily nie wiedziała, co czeka na nią po drugiej
stronietychdrzwi.Nadszedł
czas,byprzestaćfantazjowaćodetektywaiwrócićdopracy.
Wyprostowałaramiona,pchnęładrzwiizaczęłakroczyćpolśniących,białychkafelkach.Jejwysokie
obcasylekkostukałyopodłogę.
Colinwskazałnakolejnedrzwi.Metalowedrzwizwąskimpasemokien.
-Nodalejpanidoktor,Smithczeka.
Weszładośrodka.Cholera,jakonanienawidziłategozapachu.
Minęłosiedemlatodkądbyłaostatnirazwkostnicy.Aletomiejscewciążpachniałotaksamo.Emily
oddychałaipróbowałakontrolowaćautomatycznyodruchwymiotny.
Bożetomiejscenaprawdęśmierdziało.Chemikalia.Wybielacz.
Zgnilizna. Zapach śmierci. Jarzeniówki świeciły nad ich głowami, odsłaniając dla ludzkiego oka
otoczenie kostnicy. Małe biurko stało w najdalszym kącie. Zakryte ciało spoczywało na stole. I
połyskującatacapełnaostrychnarzędziczekaławpobliżuciała.
-Cześć,Gyth,niemogłeśdłużejczekać,co?
Wysoka,chuda,niesamowiciepiękna,czarnowłosakobieta,wyszłazzarzęduszafek.Narękachmiała
białe,lateksowerękawiczki,anaszyiprzewieszonąniebieskąmaseczkęlekarską.
-Cześć,Smith.
Błysnąłdoniejuśmiechem.
-Wiedziałaś,żeznowutuprzyjdę-spojrzałnazegarek–minęłopięćgodzinodkiedytubyłem.
-Hmmm.
Smith nie uśmiechnęła się do niego i nie wyglądała na zbyt szczęśliwą tą wizytą. Jej spojrzenie
podryfowałodoEmily.
55
-Iprzyprowadziłeśzesobątowarzystwo.
-TojestdoktorEmilyDrake.TworzyprofilewsprawieMyersa.
Smithskinęłagłową.Wyciągnęłarękęiuśmiechuwkońcuzagościłmajejpełnychustach.
-Miłomiciępoznać.
-Ach,ciebieteż.
Tobyłlekarzmedycynysądowej?Kobieta,któramogłabyćsobowtóremTyra’yBanks.UśmiechSmith
niecoprzygasł,gdyprzeniosłaswojąuwagęzpowrotemnaGyth’a.
-Poważnie, musisz przestać nękać mnie w tej sprawie. Pracuję nad tym ciałem tak szybko jak mogę.
Myersniebyłjedynymfacetem,któryzostałzamordowanyostatnio,wiesz.
-Tak,alebyłjedynymzabitymprzezNocnegoRzeźnika.
Jejszczękaopadła.
-Co?
-Nocnego...
Smithpodniosłarękę.
-Słyszałam.Jezus,toznaczy,żeprasajużteraznadałatemufacetowiimię?
Colinskinąłgłową.JegorękaspoczęłanamałychplecachEmily,aondelikatniepchnąłjądoprzodu.
Mogła poczuć ciepło jego dotyku przez jej koszulkę. Zesztywniała, starając się wyzwolić od silnego
naporujegopalców.
-Niesadzisz,żefacecitacyjakonzwyklemusielizabićkilkarazyzanimotrzymaliksywkę?
Smithpotrząsnęłagłową.
-Mógłpopełnićtylkojednomorderstwo,prawdadoktorDrake?
-Ach,byćmoże.
Aletaknaprawdęwtowątpiła.CiemneoczySmithzwężyłysię.
-Myślisz,zetenfacetjestseryjnymmordercą?
Nie w dosłownym znaczeniu tego słowa. Zasady seryjnych morderców tak naprawdę nie miały
zastosowaniadoInnych,gdyprzekraczalitącienkąlinię,któraoddzieliłaichdobroodzła.
-Chcębardziejzbadaćsprawęzanimbędęwstanietostwierdzić.
Miła,bezpiecznaodpowiedź.
56
-NocnyRzeźnik.
Smithponowniemruknęłaprzezwisko,kręcącgłową.
-Cozacholerniegłupiaksywa.
Zaczęłasiękierowaćdostołu,stołunaktórymciałoprzykrytebyłobiałympłótnem.
-Biednaofiaraniebyłazarżnięta.Byłagryziona,miałaranyzadanepazurami.
Emilyuchyliłatylkotrochęswojątarczęochronną.Niewyczuwałażadnychnadprzyrodzonychmocyze
strony lekarki, ale przy tym śledztwie nie zamierzała ryzykować. Czuła siłę życiową zmiennokształtenj
istotyColina,ajeślichodzioSmith...Nic.Lekarkamedycynysądowejbyłacałkowicieczłowiekiem.Nie
wpołowieczywjednejtrzeciej.Oznaczałoto,żemusielipostępowaćwtymprzypadkubardzo,bardzo
ostrożnie.
-Pozwiedzałaś,żebyłgryziony?
Emilyzadałapytanie,jednocześnieporuszającsięwkierunkuprzykrytegociała.
-Toznaczy,żezabójcapokazałkanibalistyczneskłonnościwstosunkudoofiary?
-Facet nie został zjedzony, powiedziała Smith, dotykając obleczonym w rękawiczkę palcami białe
płótno. Ale są znaki na gardle, jakby napastnik go gryzł. Połowa gardła jest pogryziona, a druga
rozszarpanapazurami.
Och,tobyłanieprzyjemnawizja.Niestety,takdokładniesięstało.WizerunekmartwegociałaPrestona
błysnąłprzedjejoczami.
Wampiry i zmienno kształtni nie byli znani z jedzenia swoich zdobyczy. Picie krwi tak, ale jedzenie
ludzkiejofiary?Znałajedyniekilkademonów,którzypozwalalisobienaspożywaniemięsa.
-Człowiektegoniezrobił.
SmithspojrzałaprostonaGyth’a.
-Żadenczłowiekniemógłtegozrobić.
Onniepowiedziałanisłowa.Emilypodchwyciłatemat.
-Więcjakmyślisz,cozaatakowałoPrestonaMyers’a?
CzarnejaknococzySmithnieopuszczałyColina.
-Myślę,żetobyłdużypies,możewilk.
Pokręciłgłową.
57
-Wiesz,żetojestniemożliwe,Smith.Kamery...
-Wiem!Cholera!
Szarpnęłazamaskę,którąmiałanaszyiirzuciłajądokosza.
-Ale nic innego nie ma sensu. Znalazłam zwierzęce włosy na ciele ofiary. Wysłałam je do analizy.
Powinniśmy mieć pełne wyniki już niedługo. Promień ugryzień na szyi ofiary...nie ma możliwości aby
pochodziłodludzkichust.Aranyszarpane...
Przerwałaipotrząsnęłagłową.
-Niepasujądożadnegorodzajunożaczyszpikulcadolodu.Sąposzarpaneipiekielniegłębokie.
Zmiennokształtny wilk miał potężnie, zabójcze pazury. Znacznie dłuższe i silniejsze od normalnego
wilka.
-Tojestcholernienajdziwniejszyprzypadek,jakikiedykolwiekwidziałam.
SmithzwróciłaswojąuwagęzpowrotemnaEmily.
-Ajajestembardzozainteresowana,codokładniesądziszotymmordercy.
Cóż,Smithniebędziewyjątkiem,zpośródtych,którzybędąchcielizobaczyćjejpełnyraport.Emily
wiedziała,żeDannychciał
przekazać jej dane wybranym przełożonym, przełożonym, którzy mogą „zrozumieć” specjalne
szczegółytejsprawy.SmithzdjęłarękawiczkiiwyciągnęłarękędoEmily.
-Cieszęsię,żeGythwciągnąłsiędotejsprawy,doktorDrake.
Mamnadzieję,żemożeszzłapaćtegodrania.
Emilyzłapałajązarękę.
-Tak,jateż
OdchrząknęłaispojrzałazpowrotemnaColin.
-Czy jest tu jakieś pomieszczenie, z którego mogłabym skorzystać? Chciałabym zacząć przeglądanie
akt.
-Tak,mamymiejscedlaciebie.
Kciukiemwskazałnadrzwi.
-Chodź, pokażę ci. To jest zaledwie większe od szafy, ale prawie wszystkie pomieszczenia są tutaj
takie.
SkinąwszySmith,Emilycofnęłasię.
-Miłomibyłopoznać.
-Wzajemnie.
58
Lekarka patrzyła za Emily jak przechodziła przez kostnicę. Gdy tylko Emily dotarła do progu, Smith
zawołała:
-DoktorDrake,tylkojednopytanie.
Emilyodwróciłasię.Obokniej,Colinwydawałsięspięty.
-Tak?
-Niewydawałaśsięszczególniezaskoczonainformacjąowłosachzwierzęcianacieleofiary.
Jejgłowaprzechyliłasięwbok.
-Dlaczego?
Wjejgłosiesłychaćbyłopodejrzliwość.Emilyzawahałasię.
-Jużwcześniejjejotympowiedziałem,odparłColin,niedbalewzruszającramionami.Powiedziałem,
żejesttopodobnedosierścipsaalbowilka,lubcośwtymstylu.
Błysnąłdoniejuśmiechem.
-Przykromi,żeukradłemtwojerewelacje,Smith.
Lekarkarozluźniłaramiona.
-Ach,nicnieszkodzi,Gyth.
Roześmiałasięcicho,dźwiękbyłtrochęchropowatyipowiedział:
-Martwiłamsiętymprzezchwilkę.
-Martwiłaśsię?Dlaczego?,zapytał.
SmithniepatrzącnaEmilypowiedziała:
-Myślałam,żepanidoktorwiewięcejnatematsprawcyniżchceujawnić.
Tak, to była prawda. Emily próbowała się uśmiechnąć, ale ruch jej ust był zbyt sztywny, zbyt
naciągany.
-MamtylkopodejrzeniawtymmomencieSmith.Nicwięcej.
Spojrzaławdółnaswójzegarek.Byłapiąta.Nadszedłczas,abyrozpocząćprzeglądanieaktsprawy,
czas na coś więcej niż tylko podejrzenia, zanim spotka się z Jake’m. Czas by zacząć tropić zmienno
kształtnego.
Kobietabyłaskulonawbiurzewielkościpudełkanabutyprzezostatnietrzygodziny.Widziałprosto
przezoknowścianie,widziałwśrodkujejskulonąpostać.Panidoktorprzeglądałaaktasprawy.
Zdjęciamiejscazbrodnibyłyrozłożonenastoleprzednią.Notatki59
leżałynaboku.Uderzaładługopisemousta,gdyczytała,uderzała,uderzała...
-Proszę,proszę,toona?
Chropowatygłoszabrzmiałzjegolewejstrony.Colinniezamierzał
patrzećwtamtąstronę.Dokładniewiedział,ktotakprzeciągasłowa.
Wróciłjegopartner.
-Tak,toona.
Odepchnęłanotatkinabokisięgnęłapozdjęcia.Trzymałaje,wpatrywałasięwnie.
-Hmmm.Całkiemładna.
Krzesłozaskrzypiałowproteście,gdyToddBrooksusiadł.Colinobróciłsięzkrzesłembyspojrzećna
niego.
Todd był ładnym chłopcem z dzielnicy. Brązowe włosy doskonale przycięte. Zbyt idealne zęby. I
wielkie, brązowe, Możesz-Mi-Zaufać oczy, których zawsze używał przy przesłuchiwaniu podejrzanych.
Idiocimoglimuzaufać,alezdawalisobieztegosprawę,dopierowtedy,gdybyłojużzapóźno.Brooks
potrafiłtakzakręcić,przekonaćich,żeonjestichnajlepszymprzyjacielem.Gdydostawałichzeznania,te
oczytraciłycałeciepło.Iwtedyzacząłsięukazywaćprawdziwymężczyzna.
Normalnie,Colinprawielubiłfaceta.Toddniezadawałgłupichpytań,pilnowałwłasnychinteresówi
byłcholerniedobrymstrzelcem.
Ibyłnotorycznymkobieciarzem.Spałprawiezkażdąpolicjantkązichdzielnicy.Aleonzaplanował
trzymaćjegowzrokzdalaodpanidoktor.
-Onajestniedostępna,Brooks.
Lepiejgowyprzedzićiwyjaśnićodrazu.Jegopartner,tylkowzruszył
ramionami.
-Więconapracujenadsprawą.Wielkierzeczy.Możemy...
Colinpochyliłsiędoprzodu.
-Nie,niesądzę.Onajestniedostępna.
Teoczyszczeniakazabłysłyiskierowałysięnaniego.
-Ach,jużjąoznaczyłeś,copartnerze?
60
Nie,nieoznaczyłjej.Jeszczenie.Toprzyjdziepóźniej.
Zmiennokształtnyzawszeoznaczałswojąpartnerkę.Colinzesztywniał.Skąddocholerywzięłysię
temyśli?Panidoktorniebyłajegopartnerką.Jasne,żechciałuprawiaćzniąseks,cholerniemocnotego
chciał,aleonaniebyłajegopartnerką.Wżadenkurwasposób.
-Szkoda.
BrązoweoczyToddaprzesunęłysięponadramięColina.
-Napewnochciałbymjąmiećnamojejkanapie.
-Przestańmyślećswoimkutasem,Brooks.
KapitanMcNealstałzanim,miałzmarszczonebrwi.Brookszacisnął
szczęki.Potemuniósłjednąbrew.
-Wiedziałeś,żeontamjest,prawda?
Jegogłosbyłmiękkimszeptem.
-Jakcholera.
Nawetnieobniżyłgłosu.Jegowzrokspotkałsięzkapitana.
-Ciężkanoc?
-CzekałembyporozmawiaćzdoktorDrake.
KiedyBrooksodwróciłsiędoniego,McNealszturchnąłgopalcemwklatkępiersiową.
-Niekręćsięwpobliżupanidoktor,detektywie.Potrzebujemyjej.
-Niejestemtym,októregopowinieneśsięmartwić,mruknął.
-Cotomaznaczyć...
-KapitanieMcNeal?Gyth?Mogęzwamiporozmawiać?
PytanieEmily,jejuwodzicielskigłosprzedarłsięprzezhałasgłosówwcałymwydziale.
-Ach,pewnie,Em...doktorDrake.
McNealskinąłnanią,alewbiłponowniepalecwpierśBrooks’a.
-Niezadzierajznią.
KapitanodsunąłsięodniegoiBrookswestchnąłciężko.Potemzrobił
krokdoprzodu.
-Hej,jateżpowinienemusłyszeć,coonamadopowiedzenia.
McNealnawetnaniegoniespojrzał.
-Colinjutrociwszystkostreści.IdźdodomuBrooks.
Colinłatwoodczytałniedowierzanienatwarzyswojegopartnera.Nietakzwyklesiętozałatwiałow
departamenciepolicji.
61
-Co?Alejestemprzydzielonydotejsprawy,muszęwiedzieć...
McNealzatrzymałsię,odwróciłsiępowolidopełnejgniewutwarzydetektywa.
-Musiszwiedziećto,cocipowiem.Onaniemajeszczepełnegoprofilu.Kiedytozrobi,dowieszsię.
Zacisnąłszczęki,strzeliłdymiącymspojrzeniawkierunkuColina.
-Wprowadziszmnie?
Colin skinął głową. Zamierzał mu powiedzieć tyle ile będzie mógł. Miał wrażenie, że kapitan nie
pozwolimuujawnićwszystkichfaktówBrooks’owi,alerzeczywiściewidział,żetakbędzienajlepiej.
Brooksprawdopodobniebyimnieuwierzył,gdybypowiedzielimuo
Innych,ipewnejakcholera,żeniewiedziałbyjakwytropićjednegoznich.
-Świetnie.
Pochyliłgłowęwkierunkukapitana.
-Wtedyjazastosujęsiędotwoichrozkazówiwyniosęsięstąd.
JegospojrzenieprzeniosłosięnaEmily.
-Alenajpierwchcępoznaćpaniądoktor.
Kapitanchrząknął,aleprzesunąłsiębyBrooksmógłpodejśćdoEmily.Zmarszczyłabrwi,gdysiędo
niejzbliżyłilekkozacisnęłausta.ColinstanąłprzyEmily,celowolokującswojaosobęobokniej.
Brookswyciągnąłrękę.
-DoktorDrake,wielesłyszałemotobie.
Błysnąłdoniejtymuśmiechemładnegochłopca.
-JestempartneremColina,detektywToddBrooks.
Emilyujęłajegorękę,trzymałająledwietrzysekundyapotemszybkozabrałaswoją.
-Miłociępoznać,detektywie.
Jejwłosynadalluźnospływałdoramion,aoprawkiokularówlekkobłysnęływświetle.Spojrzałana
Danny’ego.
-CzydetektywBrooksdołączydonasnaodprawie?
-Ach,nie,on...
-Dostałemrozkazbyskończyćsłużbędziświeczorem,mruknał
Brooks.Alezamierzamprzedyskutowaćztobątąsprawę,niedługo.
62
Skinęłagłową.Brookszasalutował.
-Dobrejnocy,chłopcy.
Potemodwróciłsięnapięcieiruszyłdowyjścia.Emilyweszładojejprowizorycznegobiura.Colini
Danny weszli za nią. Kiedy Colin kopniakiem zamknął drzwi, zgiełk hałasu panującego na posterunku
natychmiastustał.
-Więc, co masz dla nas, pani doktor?, zapytał, a jego wzrok spoczął na zdjęciach z miejsca zbrodni
rozłożonychnajejbiurku.
Uniosłarękęiwsunęłaniesfornykosmykwłosówzaucho.
-Jak na razie mam bazowy profil. Szukacie prawdopodobnie mężczyzny, ale to już wiecie. Zmienno
kształtnitogłówniemężczyźni.Iwtymprzypadku,zabójcamusiałbyćcholerniesilny,byobezwładnić
Prestona.Kolejnypunktdlamężczyzny.Poziomwściekłejprzemocyrównieżwskazuje,żesprawcajest
mężczyzna.
Tak,Colinjużodkrył,żeszukająfaceta.
-Mówdalej.
-Mordercajestmłody,prawdopodobniewprzedziale20-30lat,anajlepszeztegowszystkiegojestto,
żemieszkawokolicy.
-Skądwiesz,żeniejestprzyjezdnym?,zapytałkapitaniColindomyśliłsię,żeonmiałnadziejęnato,
żemordercadokonałjednejzbrodniibyłtylkoprzejazdem.
-Znałdom,wyjaśniłaEmily.Znałokolicę.Wiedział,jakwejśćiwyjśćniezauważonym.Tenfacetznał
Prestona. On nie jest jednym z tych mieszczuchów, który wybiera losowo i postanawia zamordować
niewinnąofiarę.Nieznajomysprawcanigdynieprzejawiatakniebezpiecznegopoziomuwściekłości.
-Jasnacholera.
McNealwyglądałnajeszczebardziejniezadowolonegoniżzwykle.
-Istniałyjakieśpomrukizgóry,żetengośćjestseryjnymmordercą.
Spojrzałtwardymwzrokiemnapaniądoktor.
-Wcześniejmijużpowiedziałaś,żemyślisz,iżonzrobitojeszczeraz.
-Takmyślę.
Zacisnęłausta.
63
-Alejakdotejpory,tenfacetniepasujedościsłejdefinicjiseryjnegozabójcy.
-Masznamyślito,żeniezabiłtrzechosób?,zapytałColin.
Skinęłagłową.
-FBIwymagatrzechofiarbyzastosowaćetykietkęseryjnegomordercy.Dotejporymamytylkojedno
ciało.
Panidoktorwycofałasięwsiebie.Czułto.
-Ale?
-Alemyślę,żezabijałwcześniej.
Dotknęłazdjęcia,któreprzedstawiałozabezpieczonewejściedodomuMyers’a.
-Ten facet jest pewny siebie. Miał ułożony plan w głowie, prawdopodobnie na dzień przed
ostatecznymatakiem.Iniebyłotam,żadnychrannacieleofiaryzadanychpodchwiląwahania.
Wysunęłajęzykioblizaładolnąwargę.
-Wszedł tam prosto żeby zabić. Ten facet to nie amator, to nie jego pierwszy raz. On dokładnie
wiedziałcorobić.
-Aledopókinieznajdziemywięcejciał,musimyzałożyć,żejestseryjnymmordercą,mruknąłMcNeal.
-Prawda.
Colin pomyślał, że to zły pomysł. Społeczeństwo wpadało w panikę, gdy dowiadywało się, że po
ulicachgrasujeseryjnymorderca,apanikaspołeczeństwamogłabyćbardzoniebezpieczna.
-Jeślionjestprawdziwym,seryjnymmordercą,toniebędzieatakowaćkogośinnegoodrazu.Będzie
czekaćiszukaćczasdonamysłu.Mogątobyćdni,albolata.
Zaczęłaukładaćzdjęcia,równonajedenstosik.
-Oczywiście, skoro facet jest zmienno kształtnym, standardowe zasady nie będą mieć w ogóle
zastosowania.
-Jakiezasadymasznamyśli?
Te pytanie wyszło od kapitana, który nie opierał się już plecami o ścianę. Wtrącił je, gdy mówiła
Emily,aterazstanąłprzykrawędzistołuimiałramionaskrzyżowanenapiersi.
-Cóż,jeślimamyrację,aonjestzmiennokształtnymtomamkilkaogólnikówdlaciebie.
NiespojrzałnaColina,gdykontynuowała.
64
-Facetjestjakieśpięćrazysilniejszyodmężczyznyczłowieka.
Jestbardzoseksualny,posiadaniesamowiciewysokieIQijestcholerniedobrywmanipulacji.
Colinzesztywniał.
-Manipulacji?
Nieszczególniepodobałomusiętostwierdzenie.Przekręciłapowoligłowęinapotkałajegowzrok.
-Zmienno kształtni rodzą się pod postacią człowieka, ale noszą w sobie zwierzę przez całe życie.
Musząukrywaćswoją,zwierzęcąnaturę,staraćsięudawać,żesątacyjakwszyscyizwykle,gdyosiągną
dorosłość,sącholerniedobrzywudawaniu.
Musiszudawaćinaczejludziecięzabija.Wytropiącięizabija.
EmilyspojrzałanaMcNeal’a.
-Onbędziekłamać,ukrywaćsiębywmieszaćsięwtłum.
-Jeśliten facet jesttak cholernie dobryby się wmieszać wtłum, McNeal mruknął,to jak do cholery
będziemywstaniegoznaleźć?
Dobre pytanie i jedyne, na które Colin nie miał przygotowanej odpowiedzi. Jasne, zamierzał
przewodzićwposzukiwaniach.Miałwplanachpójśćidowiedziećsię,coJakeDonnelleywienatemat
tejsprawy,alewytropieniezmiennokształtnego?Toniebędziełatwe.Ibędzietrwałodłuższyczas.
-Musimywejśćdojegoświata,powiedziałacichoEmily.
Prestonbyłzwiązanyzconajmniejjednymdemonem,któregoznam.
OnmożeznaćinnychIstotachNadprzyrodzonych.Możeudanamsięnamówićjednegoznich,byznami
porozmawiał.
Cóż,niechtopiekłopochłonie,panidoktorwłaśnieprzedstawiłajegoplandziałania.McNealspojrzał
naniegoszybko,przypatrującsięuważnie.Colinskinąłgłową.
-Takimamplan.
Emilywłaśniegoszturchnęła.Kapitanchrząknął.
-NiemożeszwziąćzesobąBrooks’agdybędzieszimzadawaćpytania.Facetnierozumieokoliczności
tejzbrodni.
Tak,znałzbytdobrzeBrooks’a.Facetbyłprzyzwoitympartnerem.Bystrym,mocnyminiezawodnym.
Cholera,głównąijedynąjegowadąbyłanieustannapogońzanowąkobietą.Brooksbył
65
wystarczającodobrymfacetem,aleniemiałpojęciaoistnieniu
Innychnaświecie.
Niemampojęcia,żeistotyzkinagrozy,któreontakbardzokochałbyłyrzeczywiścieprawdziwe.Jego
partnermieszkałwludzkiejrzeczywistości,wczarno-białymświecie,wktórymźliwyciągająnaciebie
brońalbonóż,niewświecie,gdziezmiennokształtnimogąrozszarpaćcięnastrzępylubdemony,które
mogącięspalićżywcem.
-ZabierzzesobądoktorDrake.
Colinszarpnąłsięnatenrozkaz,pewny,żeźlezrozumiał.
-Ach,możekapitantopowtórzyć?
McNealwykrzywiłusta.
-Słyszałeś mnie Gyth. Musisz zabrać kogoś, gdy będziesz przesłuchiwał Innych. Potrzebujesz jej.
Cholera,bezniejniebędziesznawetwstanierozróżnićczłowiekaod...
-Toniejestbezpiecznedlaniej,Colinwarknął,przerywającwypowiedźkapitana.
ZabraćEmilyzesobąnaprzesłuchiwaniedemonówizmiennokształtnych?Dodiabła,nie.
-Tyzapewniszjejbezpieczeństwo.
Ja...
Urwał.Cóż,napewnojeśliEmilybędzieznim,zrobiwszystko,cowjegomocy,byjąochronić.Ale
niechciałnarażaćjejnaryzyko.
Wszystko mogło się zdarzyć na ulicy i gdyby ktoś chciał skrzywdzić panią doktor na jego oczach...
Jegopaznokciezaczęłysięrozciągaćwszpony.Codocholery?Colinzaciskałdłoniewpięściiodszedł
odMcNeal’aiEmily.
Miałnadzieję,żeniewidzielitakiejzmiany.Nadzieję,żeniezauważyli,ostrychjakbrzytwapazurów,
którewystawałyzjegoręki.
Jezu. To się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Nigdy nie zmieniał się tak cholernie szybko, gdy nie było
żadnegoistniejącego,fizycznegozagrożeniawpobliżu.Codocholerysięzemnądzieje?
-Colin?
GłosEmily.Słodkieprzeciąganiebyłopełneobaw.Świetnie.
-Onanieidzie.
66
Niepatrzyłnanią.Aninakapitana.Jegonormalnakontrolnaniewróciła,jeszcze,aonniezamierzał
dawaćprzynętybestiiiznowuzniąwalczyć.McNealchrząknął.
-Niebądźdupkiem,detektywie.Potrzebujeszjejiwieszotym.
Słabeskrzypieniedrewnianejpodłogidotarłodojegouszu.Emily
zbliżyłasiędomnie.Odzyskajswojąkontrolę,człowieku.Odzyskajja
teraz.Odwróciłsię,stanąłzniątwarząwtwarz.
Jej zielone oczy rozszerzyły się, a usta rozchyliły, gdy w zaskoczeniu wzięła oddech. Z bestią tak
blisko, wszystkie jego zmysły zostały wyostrzone. Jej zapach wypełniał jego nozdrza, a lekki szept jej
oddechuwypełniałjegouszy.Mógłnawetsłyszećuderzeniajejserca.Szybkieuderzenia,takszybkie.
-Czywszystkowporządku?
Uniosła brwi, gdy w skupieniu przyglądała się mu. I zastanawiał się co ona czuje. Czy pani doktor
wykorzystuje swój dar? Czy wyczuwa jego emocje? Zanim mu o tym powiedziała, zarówno on jak i
bestiaskierowaliwniącholernie,wystarczającodużosurowychemocji.
-Wporządku,powiedziałwprostibyłatoprawda.
Bestiawłaśniepróbowaławyswobodzićsięzeswojejsmyczynachwilę,aleterazzwierzęznowubyło
uwięzione.Emilypodniosłaprawąrękędoniego.Zawisławpowietrzu,unoszącsiętużnadjegoklatką
piersiową.Obserwował,jakdelikatnieopuściłapalce,zabrałarękęicofnęłasięokrokodniego.
-Cywilomniewolnopracowaćnaulicy.
Ajegokapitanpowiniencholeradobrzeotymwiedzieć.
-Onaniejestuzbrojona.Onaniebędziewstaniesiębronić.
-Alebędziedokładniewiedzieć,zkimnależyporozmawiać,prawdadetektywie?
Kapitanwyglądałnaczłowieka,któryuzyskałjużpełnąsatysfakcję.Kretyn.Tak,onawiedziałzkim
należypogadać.Dziękiniejjegoprzesłuchaniepójdziecholernieszybciej.Alezabraniejejzesobą...To
muniepasowało.Cholernieniepasowało.
-PotrzebujeszmnieGyth,Emilypowiedziałamucicho.
Itak,onamiałarację.Onpotrzebowałjejwtejsprawie.Potrzebował
jejwswoimłóżku.Prawdateż,żeniebyłztegofaktuzadowolony.
Jegooczyzwęziłysię,gdyspojrzałnanią.
67
-Jeślimamytozrobić,tobędzieszrobić,comówię,dokładnietak,jakrozkażę.
Utrzymaniepanidoktorpodkontroląniebędziełatwe.Cholera,tobyłakobieta,któraposzłazanim,
gdyprzeszukiwałstaryzabudowanyterenwpobliżujejdomu.
Myślałam,żebędzieszpotrzebowałmojejpomocy.
Niechtoszlak,zabraniejejznimnaulice,będziepiekłem.
-Myślisz,żemożesztozrobić,paniDoktor?,zapytał,robiąckrokwjejkierunku.
Ichciałabyłyblisko,takblisko,czułciepłojejskóryprzynim.
-Czymyślisz,żebędzieszwstanieprzyjąćpoleceniaodemnie?
Iwykonywaćmojepolecenia?
Miałazaciśnięteusta,ajejzieloneoczypłonęłyogniem.
-Tak,syknęła.Myślę,żemogę.
Cóżmogłomusiętoniepodobać,alewyglądałonato,żeonipanidoktorbędąrazempracowaćna
ulicy.AponieważJakeDonnelleyzwróciłsięzprośbąospotkaniewOdnalezionymRaju–
Colin spojrzał na zegarek – zostało im mniej niż półtorej godziny do rozpoczęcia wspólnej pracy.
Cholera,aleniebyłzadowolonyztejsytuacji.Aniodrobinkę.Kapitangapiłsięnaniego,dającmuniemą
radętypu:stary–cholera–lepiej–tego–nie–spieprz.
Emily patrzyła na niego zwężonymi oczami. Gniew płonął w jej zielonych oczach. To nie wróżyło
dobrzetejnocy.PochyliłsięwstronęEmily,zniżającswójgłos,gdyszeptałdojejucha.
-Jeśli to zrobimy, to zapamiętaj, ja tu dowodzę. To ty mnie słuchasz, pani doktor. A ty dokładnie
zrobisz,cocipowiem.
Sapnęłaciężko.
-Niejestemidiotką,wiesz,syknęła,niestarającsięobniżyćswojegogłosu.Wiem,żeznasdwojgato
tymaszpolicyjnedoświadczenie.
Och,tobyłozbytłatwe.Zbytproste,naprawdę.Dźgnęłagopalcemwklatkępiersiową.
-Alezapamiętaj,zetojamamdoświadczeniezInnymi.
Wtedy,nareszcie,nareszcie,kobietazdecydowałasięobniżyćswójgłos,gdywyszeptała:
68
-Możesz myśleć, że jesteś jednym z najgorszych z nich, Gyth, ale mam wiadomość dla
ciebie...widziałamrzeczy,cholerniebardziejprzerażająceniżzmiennokształtnypolicjant.
Jego spojrzenie poszybowało do McNeal’a. Ale kapitan tylko patrzył na niego uprzejmie. Jego usta
byływykrzywionewlekkimrozbawieniem.Cofnąłsłowa,którecisnęłysięmunausta.
JeśliEmilykiedykolwiekzobaczyćbestię,którąonnosiłwsobie,mógłpostawićnatoswojeżycie,że
by ją przeraził. Cholera, kiedy jego ex-partnerka zobaczyła jego drugą formę, Mike uciekła, jakby się
paliło.PotemMikewróciłaipróbowałagozabić.DziękiBogu,żetrudnogozabić.
-Więcjesteśwstanietozrobić?,Emilycofnęłasię.
Sięgnęłapoplikdokumentównastole.
-Czyobawiaszsię,żemojaobecnośćspieprzycitwojeśledztwo?
Och, tak obawiał się. Ale i tak musieli to zrobić. Zmierzał grać w jej grę i grę kapitana, na razie. I
zrobicholerniewszystkobyzapewnićpanidoktorbezpieczeństwo.Nieopuścijejbokuaniprzezchwilę.
Miałrównieżnadzieję,żeonamówiłapoważnie,gdyzgodziłasięsłuchaćjegorozkazów.Bosłuchając
go,robiącdokładnietak,jakkaże,cóż,tomożebyćgranicąmiędzyżyciem,aśmiercią.
-Uch,cieszęsię,zetoustaliliśmy.
McNealporuszyłsiępowoli.
-Wychodzęstąd.
Posłałszybkie,twardespojrzenieColin’owi,gdyotwierałdrzwi.
-Dajmiznać,jakposzłospotkanie.
Pochylił głowę w prawie nie widocznym geście. Już wcześniej poinformował kapitana o notatce
Donnelley’go.Zperspektywyczasu,terazzobaczył,żeniebyłtonajlepszyplan.Topewniedałodomysły
McNeal’emu,żepanidoktormożemiećjakiśpowiązaniazpodejrzanymiwtejsprawie.Fakt,żeEmilyw
ogólemiałaznimijakąkolwiekstyczność,jeszczebardziejgowkurzało.Został
zapędzonywkoziróg.
Colinczekał,ażEmilypożegnasięzkapitanem,czekałaższklanedrzwizamknąsięzaMcNeal’em,w
tedysięgnąłpojejrękę.
69
Jegopalcezamknęłysięwokółjejnadgarstka,ajejtętnozaczęłoszybciejiostrzejuderzaćpodjego
dotykiem.
-Jesteśpewna,żejesteśnatogotowa?
Kiedy weźmie ją na ulicę, nie będzie już odwrotu. Pracując jako spec od profili to jedno. Mogła
siedziećwklimatyzowanymbiurzeibazgraćswojenotatki,alejeślipójdzieznimibędzierozmawiaćz
Innymi...cóż,wtedymożestaćsięcelem.Bardzoważnymcelem.Zzaszklanychokularków,jejzielone
oczypatrzyłyprostonaniego.Niebyłowahaniawjejgłosie,gdypowiedziała.
-Jestempewna.
-Wtakimraziedobrze,panidoktor.Chodźmysiędowiedzieć,conaszoperatormadopowiedzenia.
Tak, nadszedł czas, aby pójść i poznać Jake Donnelley’a. Czas by pójść do Odnalezionego Raju.
WedługEmilytobyłomiejscenumeremjedenwmieściejeślichodziospotkaniademonów.Randkinie
byłyjegomocnąstroną.Choćzdrugiejstrony,niebyływcalenajgorszą.
70
Rozdział5
Ominięcieponaddwumetrowegodemona,którypilnował
wejścia do Odnalezionego Raju, było niezwykle łatwe. Wiedziała, że facet ma dwadzieścia lat i
pozwoliłimprzejśćbezmrugnięciaokiem.
Tenfacetwiedział,żeoniniesądemonami.Nienosilitego„zapachudemonów”,któryoznaczałistoty
tej rasy. Nie, Emily wiedział, że roztacza tylko zapach człowieka. I nie była dokładnie pewna w jaki
sposóbColinwykołowałwrażliwynosbramkarza.
-Tobyłołatwe,mruknąłColin,ajegociemneoczyprzesuwałysiępociemnymwnętrzuOdnalezionego
Raju.Myślałem,żebędziezdecydowanietrudniejdostaćsiędojednegozzakątkówpiekła.
Takigdybyochroniarzniebyłjejeks-pacjentem,Emilywiedziała,żebyłobytoowieletrudniejsze.
Demonybyłynaprawdędrobiazgoweprzywyborzeludzi,którychdopuszczałydoswoichplacówzabaw.
I z tego, czego doświadczyła w swoim życiu, nie pałały zbyt dużą miłością do zmienno kształtnych. A
zresztą,ktomógł?ZmiennokształtnibyliczarnymiowcamiwrodzinieInnych.
Bywała już w Odnalezionym Raju. Kiedyś przesiadywała tu zdecydowanie zbyt często. To miejsce
nadalwyglądałotaksamo.Nadbarembyłoprzyciemnioneoświetlenie,ukrywającedemonywciemności.
Staryparkietnadalbyłtaksamomały,ananimbyłotylesamoludzicozwykle.Jezu,tomiejscenawet
pachniałotaksamo.Pot,alkoholiseks.
Bardzo ostrożnie Emily rozprostowała palce u rąk. Kiedy zacisnęła je w pięści? Prawdopodobnie
wtedy,gdyprzekroczyłaprógiweszładobaru.Złewspomnienia.Zbytwielezłychwspomnieńwiązało
się z tym miejscem. Jej spojrzenie dryfowało w kierunku długiej, czarnej lady baru. Do miejsca, gdzie
onaprawieumarłaigdzieMylespróbowałużyćswoichmocynajejumyślebyuczynićzniejjednąze
swoich,pieprzonych,ludzkichmarionetek.
-NiewidzęDonnelley’a.
Colin szedł przed nią, jego ciało było spięte. Już przyciągnął kilka nerwowych spojrzeń. Jej ręka
dotknęłajegoramienia.
71
-Prawdopodobniejestwdrugiejczęścibaru.
Gestemwskazaławkierunkurzęduloży,ciągnącychsięwciemnymkorytarzu.
-Rozejrzyjmysiętam.
Emily przeszła przez parkiet, łatwo unikając tłumu i pozwalając by jej wzrok skanował rząd loży.
Czuła nadprzyrodzoną energię w pomieszczeniu, wirującą wokół niej. Tak wielu Innych. Demony,
wampiry,czarownicy.Lepiejżebytrzymałaswojatarczęwpogotowiu.Trzymaćjąmocnoi...
-Zaczekaj,panidoktor.
Colinchwyciłjejnadgarstek,zatrzymującjąprzykrawędzidrewnianejpodłogi.
-Dlaczegomamwrażenie,żebyłaśtuwcześniej?
Wypowiedziałtesłowawprostdojejucha.Owiałjąjegooddech.
Przełknęła, ale nie odwróciła się do niego. Teraz nie było czasu na spowiadanie się ze swojej
przeszłości. Cholera, była by szczęśliwa, gdyby nie musiał się z niej spowiadać. Była dzieckiem,
popełniłacholernie,nierozsądnybłąd,sprawazamknięta.
-Colin,ja...
Mężczyznawyłoniłsięzzacienionejloży.Pomachałdoniejręką.
-Toon,wyszeptała.
PalceColinazacisnęłysięwokółniej.
-Pamiętaj,panidoktor,tojestmojeprzedstawienie.
Wyraźneostrzeżeniebyłowplecionewjegosłowa.
-Jakgdybymmogłazapomnieć,wymamrotała.
Jezu.Ilerazytenfacetbędziejejotymprzypominał?Rozumiałato.Dochodzeniebyłojegogrą.Ona
miał grać grzeczną, małą dziewczynkę, siedzieć wygodnie z tyłu i pozwolić dużym, złym chłopcom
wykonaćswojąpracę.Cóżonanigdyniebyłagrzeczną,małądziewczynką.Grzeczne,małedziewczynki
nigdynieprzychodządo...
-Wróciłaśsięzemnąpobawić,co,Emily?
Szarpnęła głowę do góry na ten głęboki, gardłowy głos i Emily znalazła się wprost na przeciwko
wpatrzonychwniączarnychjakpółnococzuNiola.
72
Cholera. Ciemne fale jego mocy docierały do niej i natychmiast tępy ból ogarnął jej głowę. Facet
sprawiał,żebyłojejniedobrze.
Dosłownie. Wróciłaś by się ze mną pobawić. Nic cholernie prawdopodobnego. Ale lepiej by nie
paliła jeszcze wszystkich mostów. Ona i Colin potrzebowali dowiedzieć się, dlaczego Preston Myers
miałwdomuzdjęcietegofaceta.
-Uch,witajNiol.
Colinstanąłprzyniej.Wyszczerzyłzęby.Inadaltrzymałjązanadgarstek.
-Niesądzę,żebymjamiałtąprzyjemność.
Wyciągnąłprawąręką.Nioluniósłswojączarnąbrew.
-Nie,detektywie,niesądzę,żebyśmiał.
UścisnąłrękęColina,jegopalceściskałyjąmocnoprzezkrótkąchwilę.Colinnadalsięuśmiechał-
cóż,taknaprawdętoniebył
uśmiech,tylkoobnażaniekłówtaksamojakbyłotowprzypadku
Darli–gdypowiedział:
-Widzę,żewieszkimjestem.
-Alenieczymjesteś.
SpojrzenieNiolawróciłodoEmily.
-JeślijesteśzEmily,toznaczy,zemusiszbyć...wyjątkowy.
Colin nie odpowiedział. Tancerze wokół nich odsuwali się robiąc im dużą, wolną przestrzeń.
PrawdopodobnieuciekaliprzedNiolem.Niolskrzyżowałręcenapiersi.
-Aletyniejesteśzmojegotypu,prawda,detektywie?
-Twojegotypu?
Colinwzruszyłramionami,ruchmięśniwniemymostrzeżeniu.Potemodsunąłdotyłukurtkęukazując
przytymswojąspluwę.
-Ajakitodokładniebyłbytyp?
Niol zaśmiał się cicho, a dźwięk ten przesłał ostry, lodowaty strumień w dół kręgosłupa Emily. Och
cholera,tenfacetbył
problemem.Poważnymproblemem.Jegomocbyłataksilna,żemogładosłowniezobaczyćczarnefale
energiiwirującewpowietrzuwokół
niego.Nawetzjejwłączonątarcząochronną.
-Ach,więctyteżlubiszgierki?Taksamojaknasza,kochanapanidoktor?
73
-Nasza?
Skąddocholerytosięwzięło?Zacisnęłazęby.
-Niejesteśmytutajabybawićsięwgierki,powiedziałcichodoniegoColin.
CiemnespojrzenieNiolaprzesunęłosiępocieleEmily.
NastępniepoColinie.
-Szkoda.
Niolzacisnąłswojewargi.
-Mamwrażenie,żemógłbymsięzwamipobawićprzezjakiśczas.
Skupiłswojąuwagęzpowrotemnaniej.
-Aleskorotydetektywieniechceszsięzabawić,tomożetyijamoglibyśmy...
-Nawetkurwaotymniemyśl,warknąłColin,przesuwającsiędoprzodu.
Puścił jej nadgarstek i zwinął swoje ręce w pięści. Był tak duży jak Niol. Tak samo wysoki i
umięśniony.Jakozmiennokształtnymiał
przewagęnadNiolempodwzględemsiłyfizycznej.Imimo,żemiałaogromnąochotęzobaczyćjakon
skopiedupęwładcydemonów,wiedział,żeterazniemanatoczasu.
-Onsiępomylił,Colin.
SpojrzałanaNiola.Spotykającciemnespojrzenie.W
przeciwieństwiedoinnychdemonów,Niolniepróbowałukrywaćswoichczarnychoczu.Niewysilał
się by udawał kogoś, kim naprawdę był. Bardzo, bardzo niebezpiecznym demonem. Jednym z tych,
któremulepiejniewchodzićwdrogę.PatrzącnaNiola,powiedziaładoColina:
-Onniemiałtegonamyśli.
Ilepiejcholeradlaniego,żebyniemiałtegonamyśli.Prędzejwyrzekniesięseksuwswoimżyciu
niżbędziezfacetemtakimjakon.
NiolobserwowałColina,spokojnestudiującjegotwarz.
-Więcjesttakjakpodejrzewam,prawda?
Colinpotrząsnąłgłowąbypotwierdzić.Nioloblizałwargi.
-Szkoda,powtórzył.
74
Szkoda, że ona nie pozwoliła Colinowi skopać tyła temu kretynowi. Ale byli w barze oficjalne,
służbowo. Wiedziała, że McNeal by się boczył na bijatykę pomiędzy jego detektywem, a właścicielem
baru.
-Niol,musimycizadaćparępytań.
-My?
Czyżbysięjąkała?Emilyspojrzałananiego.
-Tak,my.
-Pracujeszterazdlapolicja,tak?Cozarozczarowanie.
Westchnął.
-Miałem nadzieję, że któregoś dnia przyjdziesz pracować dla mnie. Zawsze mógłbym użyć kobiety z
twoimitalentami.
Emily wykorzystała inteligentne rozwiązanie, utrzymując przy tym całkowicie fałszywy uśmiech na
twarzy.
-Dziękizapropozycję,alemamjużpracę.
Wrzeczywistościtomiaładwie.
-Wiesz co, kochanie, ludzie nadal opowiadają o sposobie w jaki spaliłaś tego demona. Prawie przy
tymumarłaś,prawda?Aleodebrałaśmujegomoc,doostatniejkropelki.
Zwężyłaoczy,ajejgłowazaczęłapulsować.Czasbyzatrzymaćtebolesnewspomnienie.
-Jeślichodzioteparępytań...
PełneustaNiolrozciągnęłysięwuśmiechu,uśmiechu,któryukazał
jegoidealne,białezęby.
-Pozwól,żezaoszczędzęcitrochęczasu,kochanie.Tak,znałemPrestona.Byłdośćbogatymfacetem,
którychciałzainwestowaćwmójlokal.Nie,niebyłtakjakja.I,nie,niezabiłemgo.
Emilyzamrugała.Cóż,facetniebyłgłupiwtakichsprawach.Todobrze.Aleczymówiłprawdę?Przez
chwilębyłaskłonnaznieśćswojąosłonę.Wystarczyłobytylkokilkasekund,tylkotylepotrzebowała...
Kątemokadostrzegładługi,lśniącyblatbaru.Znowumogłaupaśćprzytymbarze,upaść, uderzyć o
podłogę,krzycząc,trzymając
sięzagłowę...Emilywciągnęłapowietrze.Złypomysł.Bardzozłypomysł.Niemogłaopuścićswojej
osłonywtymmiejscu,przytak75
wieluobcych.Niemogłapodjąćryzykaspaleniawtłumie,wypełnionymmocamityluInnych.Tonie
byłobydobrerozwiązanie.
-Mówisz,żegoniezabiłeś,wycedziłColin.Amaszpomysł,ktomógłtozrobić?
Niolpotrząsnąłgłową.
-Ktoś,ktogonienawidził.
-Tygoniedarzyłeśnienawiścią?
Emily uważnie śledziła jego reakcję. Niol był spokojny, całkowicie nad sobą panował. Jak gdyby
pytanogoomorderstwokażdegodnia.
-Nie lubiłem go, odpowiedział Niol. Ale nienawiść? Zbyt mocne słowo. Po prostu...żaden z nas nie
wchodziłsobiewdrogę.
Tak,tenfacetbyłspokojny,zrównoważony,zimnyjaklód.
-Czyobchodzicię,żeonnieżyje?,zapytałaEmily.
Wyrazjegotwarzyniezmieniłsię,gdywzruszyłramionami.
-Terazmuszęznaleźćinnegoinwestora.Tokłopotliwe.
Kłopotliwe.Śmierćczłowiekabyładlaniegokłopotliwa.Colinchrząknął.Rzuciłszybkiespojrzeniew
jej stronę, a Emily zauważyła pulsujący mięsień na linii jego szczęki. Wyglądał na wkurzonego jak
cholera.
-Gdziebyłeśwzeszłypiątekmiędzyósmą,adziewiątą?
-Niol?
Wysoka,szczupłabrunetkastanęłazademonemiowinęłaramionawokółjegopasa.
-Kazałeśmiczekać,szepnęła,całującgowszyję.
-Wybacz,kochanie.
Nawetniespojrzałwjejstronę.
-Musiałemgrzeczniepobawićsięzdepartamentempolicji.
Ująłjązarękę.
-Alejużskończyłem.
Oczywiściezamierzałodejść.Colinwyciągnąłwizytówkęiskierował
jąwstronęNiola.
-Jeślizdarzysię,żedowieszsięczegośotejsprawielubjeśli–
celowourwał–przypomniszsobiecokolwiek,czymchciałbyśsiępodzielić,zadzwońdomnie.
Niolschowałwizytówkędokieszeni.
76
-Zrobięto...jeślidowiemsięczegośjeszcze.
Schyliłlekkogłowę.
-Jakzawsze,tobyłaprzyjemność,Emily.
Jasne.Parsknęła.Dlaczegoonnigdyniezadawałsobietrudubyudawaćprzyniej?Niolwiedział,że
onamożezobaczyćmimojegofałszywychmanierprawdziwąnaturędemonawjegownętrzu.Itendemon,
niebyłdżentelmenem.Byłtwardy,zły.Niebezpieczny.
Szkoda, że ta laska przykleiła się do jego ramienia i tak bardzo była w niego wpatrzona, że nie
zdawała sobie sprawy z pewnych faktów. A teraz nie było już czasu, aby ją ostrzec. Niol i jego
towarzyszkaoddalalisięiwzaledwiekilkusekundachzniknęli,wtopilisięwtłum.
-Cozadrań.
Colinspojrzałnatłumtancerzy,apotemzwróciłswojebłękitnespojrzenienanią.
-Myślisz,żewiewięcejniżmówi?
Niemusiaławykorzystywaćswojejpsychicznejmocybytowiedzieć.
-Bezwątpienia.
-Tak,teżtakmyślę.
Emilyzwróciłaswojąuwagęzpowrotemwstronęciemnejloży.CzyDonnelleywciążczekananich?
-Czytakobietatoteżdemon?
-Nie.
Odpowiedziałazroztargnieniem,gdypróbowałaprzeszukaćwzrokiemcień.CzyJakesięprzestraszył,
gdyzobaczył,zerozmawiajązNiolem.Czystraciliszansęnatobydowiedziećsięcoonwiewsprawie
tegomorderstwa?
-Więcczymbyła?
-Człowiekiem.
Nie było żadnych zmiany w atmosferze, gdy podeszła kobieta, żadnych przepływów energii, żadnego
blaskupochodzącegozjejciała.TowarzyszkaNiolazdecydowaniebyłaczłowiekiem.Czywiedziałczym
onjest?
77
-Co on miał na myśli, kiedy powiedział, że wyssałaś moce jakiegoś demona? Pamiętam jak
powiedziałaś,żejesteśempatką,żepoprostuwyczuwasz...
Przerwałswojerozważaniawtymmiejscu.Jejspojrzenienadalprzeszukiwałoloże,gdypowiedział
cicho:
-Broniłam się, w porządku Gyth? Sukinsyn zaatakował mnie, z całą siłą uderzył swoją mocą w mój
umysł.
Jakna9poziomu,demonmiałdużąmoc,którąmógłuderzyć.
-Tobyłinstynkt.Walczyłam,próbowałamodbićtąenergięzpowrotemdoniego.
Iudałosięjejupaśćzdla,gdyzdużąsiłąjegomoceeksplodowały.Emilywkońcuspojrzałananiego,
napotykającjegospojrzenieutkwionewniej.
-Toniejestcoś,oczymlubięrozmawiać.
Wyjaśnieniewykonane,sprawazostałazamknięta.Niechciałaponownierozgrzebywaćtegotematu.
-Rozumiem.
Rozluźniła ramiona. Dobrze. Być może przetrwa resztę tej nocy bez wskrzeszania jednego z
najbardziejbolesnychmomentówwjejżyciu.Jejspojrzenieponownieogarnęłobar,aoczyskupiłysięna
postaciwcieniu.Postaci,którastaławpobliżujednejztylnichloży.
Skinąłnanią,machającszybkorękąwpowietrzu.
-Donnelleyjesttam.
Przepłynęłaprzezniąulga.Bałasię,żemrocznaobecnośćNiolaspieprzytospotkanie.
-Widzęgo.
Oczywiście, że widział. Prawdopodobnie mógł doskonale widzieć w ciemności podczas gdy ona
musiała się bardzo wysilać i zezować. Umiejętności zmiennego. Czasami naprawdę mogą się przydać.
Kelnerka prowadziła ich do stolika Donnelley’a. Emily wyłapała słaby powiew mocy wokół kobiety.
Czarownica.
Donnelley był pochylony nisko nad stołem, jego ręce były zaciśnięte na starej powierzchni drewna.
Zacisnąłszczękę,gdyusiedlinaprzeciwniego.
-Napisałemnotkędoniej,Gyth,niedociebie.
78
Czapkazdaszkiembaseball’owejdrużynyBravesbyłanaciągniętaniskonajegogłowie,całkowicie
ukrywającjegoblondwłosy.Colinoparłsięplecamioczarnąpoduszkę.
-Tomojedochodzenie.
-Imojeżycie!
KroplapotuspłynęłapopoliczkuJake’a.
-Czywierznajakieryzykosięnarażamtylkotubędąc?
-Dlaczego?
Colinskazałkciukiemtancerzynaparkiecie.
-Boiszsię,żetwoikumpleodwrócąsięodciebie,jeślidowiedząsię,żeudzielaszinformacjipolicji?
Colinnapewnoniemiałzbytwielefinezji.
-Niezamierzałemrozmawiaćztobą.
Rozglądałsięnaprawoinalewo.PotemspojrzałnaEmily.
-ChciałemporozmawiaćzdoktorDrake.
Obokniej,Colinwzruszyłramionami.
-Więcmów.Obojesłuchamy.
Jakeoblizałwargi.Zgarbiłsięjeszczebardziej.
-Prestonwiedziałonas.
-Nas?,cichozapytałaEmily.
Doszła do wniosku, że powinna przejąć pałeczkę zanim Colin wystraszy faceta na śmierć swoim
ciężką osobowością. Czasami łagodna technika była wskazana. Spędziła lata na wypracowaniu tej
techniki.
-Tak.Wiesz,Innych.
Cóż,toniebyłamegawiadomość.Aleitakskinęłagłową,starającsiępatrzećzachęcająco.
-Jegodziewczyna,byłademonem.
PoczułajaknapięcieogarniaciałoColina.
-Jaksięnazywa?
Jakewciągnąłgwałtownieoddech.Słabepulsowaniejegomocy,migotałowpowietrzuwokółnich.
-Niewiecietegoodemnie,dobrze?
-Jasne.
Colinpostukałpalcemwstół.
-GillianNemont.
79
Przełknął.
-Aleniesądzę,abyudałowamsięzniąporozmawiać.
Jakewstałinerwowospojrzałwkierunkubaru.
-Niepowinienemtuprzychodzić,mruknął.
PrzezchwilęintensywniewpatrywałsięwEmily.
-Myślałem,żebędziemysami...
Colinwstałpowoli.
-Przykromi,alejesteśmywpakiecie.
StanąłprzedJake’m,skutecznieblokującdrogędemonowi.
-AdlaczegonieudamisięporozmawiaćzGillian?Teżmacośprzeciwkogliną?
Jakepokiwałgłową.
-Nie,jeślijąznajdziesz,możebędzieztobąrozmawiać,ale...
-Aleco?,naciskałaEmily.
Wzruszyłramionami.
-Alemyślę,żeonasięukrywa.Niewidziałemjejconajmniejtydzień,możedwa.
Jake zrobił krok do przodu, oczywiście zamierzają odejść, ale Colin nie drgnął. Colin stał kila
centymetrówoddemonaipatrzącnaniego,przechyliłgłowęwbok.
-Towszystkocomaszdlanas,Donnelley?
Jakekiwnąłgłową.
-Tak, chciałem mieć pewność, ze pani doktor będzie szukać mordercy we właściwym kierunku, to
wszystko.
-Wewłaściwymkierunku?,Emilypowtórzyła,zmarszczyłabrwinatostwierdzenie.Ajakidokładnie,
tojesttenwłaściwykierunek?
-Człowiektegoniezrobił,powiedziałJake.Tojedenznas.
Wiedziałemto,kiedyzobaczyłemciało.
-Cóż,cholera.
Colingwizdnąłcicho.
-Totyjesteśfacetem,któryzrobiłzdjęciePrestona,prawda?
Jesteśtym,któryzrobiłzdjęciejegociałaidostarczyłeśjekażdejgazeciewmieście.
Jakepodniósłpodbródek.
-Jestemdziennikarzem,wporządku?Wykonywałemswojąpracę.
80
-Huh.Myślałem,żejesteśtylkokamerzystą.
ZłoteoczyJakebłysnęłyczernią.Słabypodmuchsiłyprzetoczył
się w powietrzu. Moc była wystarczająca aby odsunąć człowieka, może nawet spowodować jego
upadek.Colinnieporuszyłsięnawetocentymetr.Uniósłjednabrew.
-Towszystkonacocięstać?
-Niechceszzobaczyć,doczegojestemzdolny,sapnąłJake.
UniósłrękęiominąłColina.Emilywestchnęła.Nieposzłozbyt
dobrze.NiedziwiłasięterazdlaczegoDannychciałbytowarzyszyłaColinowi.
-Niemaszzagrosztaktu,prawda?
Spojrzałnanią.
-Tenfacetpróbowałużyćswojejmagiinamnie.
Zmiennokształtnibyliodporninamagiędemonów.Właściwiemagiademonówdziałałatylkonaludzi.
-Wiesz,żewłaśniepokazałeśmu,żejesteśjednymzInnych.
Itojąmartwiło.CzyJakecelowoichsprawdzał?Zacisnąłszczękę.
-Jeśliniebędzieszostrożny,Gyth,twójmałysekretmożewyjśćnajaw.
-Onnikomuniepowie.Boinaczejmusiałbysamsiebiewydać.
Tak,miałrację.Jakemiałowielewięcejdostracenia.TłumwOdnalezionymRajubyłterazjeszcze
większy,głośniejszyi,gdyprzeciskalisięprzezniegodowyjścia,Emilywidziałarzucanewichstronę
spojrzenia i ciche szepty. Odetchnęła z ulgą, gdy wyszli na zewnątrz. Nocne powietrze było nieco
chłodne, a niebo było bezgwiezdne, czarne, oświetlone tylko przez lśniący księżyc. Szli w milczeniu
przez chwilę. Emily odtwarzała w pamięci rozmowę zarówno z Niolem i Jakem. Nie była pewna by
zaufaćimobu.
-MusimyznaleźćtąGillian,powiedziałColin,wchodzącnachodnikiskręcającwalejkę.
JegoJeepbyłzaparkowanytużzarogiem.Tylkokilkametrówstąd.
81
-Brooks sprawdzał środowisko Prestona. Obaj rozmawialiśmy z sąsiadami, rodziną. Nikt nie
wspomniałotejkobiecie.
-Może trzymał ją w tajemnicy. Nie jest łatwo oznajmić rodzinie, że twoją nową miłością jest
demonem.
-Tak,mógłzachowaćmilczenieoniej.
Zatrzymałsiępodjasnymneonemwiszącymnadtylnimidrzwiamiklubu.
-Teczarneoczy–tocechademonów,prawda?
Skinęłagłowąizdałasobiesprawę,żepowinnauświadomićtegofacetaodnośniefaktówdotyczących
Innych.RozpocząłżyciejakIstotaNadprzyrodzona,aleniewydawałsięświadomyichświata.
Prawdopodobniedlatego,żesięukrywałprzedtymświatem,starającsiędopasowaćdoludzi.
-DlaczegoNiolniezmieniaswojegokoloruoczu?
-PonieważNiolotoniedba.Niematodlaniegoznaczenia,jeśliludzieodkryją,żejestinny.
Niechtodiabli,takdługajakznałaNiolawiedziała,żesprawiamuradośćwytrącaniewszystkichzich
bezpiecznegoświata.Ioczywiście,wszczególnościdotyczyłotoludzi.
Światło jarzeniowe wiszące nad Colinem wydało słaby dźwięk buczenia, które rozeszło się w
ciemności.Zimnychłódogarnąłjejciało.Emilyrozejrzałasiępoalei.Niewidziałanikogoinnego.
Opuściła w swoim umyśle osłonę, świadoma nagłej zmiany w atmosferze. Nie, nie widziała nikogo,
aleczułaczyjąśobecność.
Emily otworzyła swój umysł, wysyłając swoją empatyczną moc na zewnątrz. Podmuch gorącej
wściekłości uderzył w nią, wdzierając się w jej umysł, zmuszając ją by upadła na kolana, krzycząc w
nagłymbólu.Demon10poziomu.Cholera.
-Emily?
Colinsięgnąłponią,łapiączaramionaiciągnącbystanęłananogach.
-Maleńka,cosiędzieje?
Mówiłaprzezzaciśniętezęby.
-K...ktośt...tu....
Potrząsnęłagłową,mocniejzaciskającszczęki.Codocholery?
Trzymałswojąlewąrękęowiniętąwokółniej.Usłyszałbiciejejserca,82
szaloneuderzeniawypełniłyjegouszy.Niesłyszałniczegoinnego.
Niesłyszałcharakterystycznegochrzęstżwirupodbutami.Niesłyszał
szelestuubrań,którymógłbygoostrzecoczyjejśobecnościwalejce.
Jego zmysły były w pełni otwarte. Jeśli jakiś napastnik był w alejce, powinien to wiedzieć. Colin
sięgnąłpobroń.Niewyczuwał
nikogo,alenajwyraźniejpanidoktortak,aonniezamierzał
podejmowaćżadnegoryzyka.Odbezpieczyłbrońiwyczekiwał.
Czterechmężczyznwyskoczyłozcienia.Bylicaliubraninaczarno:maskinarciarskie,kurtki,spodnie,
buty. Zamaskowani mężczyźni rzucili się na niego i panią doktor. Colin oparł ją o ścianę w alejce i
odwróciłsiędonichzuniesionąbronią.
-Cofnąćsię,rozkazał,jestemzpolicji...
Zaatakowali.Sukinsyny.Wpadlinaniegoodrazu,popychając,uderzająciprzygniatającgodoziemi.
Strzelił,alemusiałchybić,ponieważsięniezatrzymalianinachwilę.Czułsilny,lodowatybólwprawej
ręce.Poczułkrewnadłoni,gdynaglewyrwanazostałzjegopalcówbroń.
Niewiedział,kimsącinapastnicy,aleonizadarlizniewłaściwymfacetem.Colinbyłprzyciśniętydo
ziemi,ajegozakrwawionepalcewbijałysięwgrubyżwir.Jedenzdupkówkopnął
Colinawżebra.Innyzacząłsięzbliżaćdopanidoktor.Pieprzyćto.
Bestia w nim ryknęła z wściekłości. Paznokcie Colina wydłużyły się w ostre jak brzytwa pazury.
Zamachnął się rękami, łapiąc dwóch napastników, rozciął nogę dupkowi, który go kopnął, po czym
przejechałszponamipobrzuchdrugiegodrania.
-Odwalciesięodemnie!
ColinodwróciłsięnakrzykEmily.Byłaprzyciśniętadościany.
Mężczyzna, wysoki, muskularny, miał ręce owinięte wokół jej ramion. Był pochylony nad nią, a ona
kopałago,wbijałaswojeobcasywjegołydkiipróbowałauderzyćgotyłemgłowy.Gdybyniebyłtak
wściekły,mógłbyćzniejdumny.
W tej chwili ręka mężczyzny złapała ją za gardło. W tym momencie Colin zapomniał o wszystkim
opróczpragnieniabyzabić.
Znalazłsięzamężczyznąwmniejniżsekundę.Chwyciłgo,uniósł
83
drania i cisnął nim o przeciwległą ścianę. Emily łapała oddech i podniosła swoją rękę do gardła.
Colinstarałsięocenićwjakimjeststanie.Ręcesięjejtrzęsły,aciałoprzeszłafaladreszczy.
Stanąłprzyjejnapastniku.Chciałkrwitegofaceta.Mógłprawiezakosztowaćzabijania.On dotknął
Emily.Jegorękadusiłajej
gardło.Zamierzałjąskrzywdzić.BestiakrzyczałazwściekłościiColinnaprawdęmógłusłyszećjej
wrzaskiwuszach.Zniszcz.Atakuj.
Zabij.
Bestiabyłagłodna,takgłodna.Jegopazuryzawisłynadmężczyzną.
-Cholera, uważaj!, Emily wpadła na niego z uniesionymi rękami, popychając go i strzeliła do
ostatniegonapastnika.
Colin odwrócił się. Zapomniał o tym facecie. Przez jedną chwilę, lekkomyślny moment, kompletnie
zapomniałotymfacecie.
Leżeliteraznaziemi.Emilybyłarozciągniętananim,aColinmógł
terazzobaczyćsłabybłysknożaprzycielefaceta.Cóż,cholera.Panidoktorwłaśnieocaliłamużycie.
-Suka!
Colinzmrużyłoczy.Przesunąłsiędoprzodu,aEmilykopnęłakolanemdupkawkrocze.Szarpnąłsię,
krzyczączbóluizaczął
odsuwaćodniej.ColinchwyciłEmily,pociągnąłjąnanogi.
Napastnikleżałnaziemiwpozycjiembrionalnejiskomlał.Gwizdnął
cichoispojrzałnaEmily.
-Ajamyślałem,żejesteśdelikatnymtypem.
Straciłaokulary,ajejwłosyspadałyluźnowokółjejtwarzy.Uniósł
rękędojejpoliczka.Chciałodsunąćtewłosy,abyjejdotknąć,aby...
-Codocholery?,Emilychwyciłagozanadgarstek.
Jejoczyrozszerzyłysię.
-Gyth,tymaszpazury!
Jegocałosięnapięło.Zapominałoswojejczęściowejzmianie.Mógł
być tylko wdzięczny za ciemność, w przeciwnym razie Emily zobaczyłaby krew na jego rękach,
osadzonąnajegoszponach.
-Jakiegotypuzmiennokształtnymjesteś?
Byłatamnutkawahaniawjejgłosie,nutkaprawie...strachu.Cholera.
Tobyłaostatniarzecz,którejpotrzebował.Niechciałbypanidoktorsięgobała.Nieteraz.
84
-Colin?
Niemógłjejpowiedzieć.Niemógłryzykować.Colinodwróciłsięodniej,spojrzałwdółnależących
naziemifacetów.
-Kimjesteściegnojeidlaczegodocholeryzaatakowaliścienas?
Dobra, niezbyt standardowa procedura policyjna, ale nie do końca chciał być miły i profesjonalny.
Jegożebra piekły zbólu dzięki PanuWesołe Kopniaki. Colin uniósłrękę do ust,czując mokrą i ciepłą
krew.Rozciąłsobiewargęprawdopodobnie,gdyprzycisnęligodoziemi.
Facecizaczęlisiępodnosić,mielizwężoneoczyiposyłającmuiskrzącespojrzenia.Co do cholery?
Skopałimtyłki,mocno.Niepowinnidochodzićdosiebietakszybko,choleranietakszybko,chybaże...
-Todemony,powiedziałdoniegoEmily,potwierdzającpodejrzenia,którejużuformowałysięwjego
głowie.
Cóż,cholera.Terazzrobiłosięowieleniebezpieczniej.Niebył
ekspertemodInnychjakpanidoktor,alewiedział,żedemonyszybkosięuzdrawiają.
-Sąniskiegopoziomu.
Stanęłaobokniego.Bylibliskościanywalei.
-Byćmożejedenalbodwóch.
Onnaprawdęniewiedział,cotoznaczyizapisałsobiewpamięci,żezapytaoInnych panią doktor
trochępóźniej.Najpierwmusząwydostaćsięzalejkiitojaknajdalejodkretynów,którzychcąichzabić.
-Zostańzamną,rozkazał,patrzączpodejrzliwościąnanapastników.
Mogą zaatakować ponownie, w dowolnym momencie. Facet, który popełnił błąd atakując Emily
podniósłsięnanogi.Głębokinacięciepojawiłosięnajegoczoleikrewspływałamupotwarzy.
-Icoteraz,glino?
Pozostali również zaczęli się podnosić. Podszedł do nich odważnie na tyle by móc porozmawiać.
Colindomyśliłsię,żetojestprzywódca.
-OnmniepociąłScott.
85
Słowa przypominające warknięcie, pochodziły od faceta, który mocno krwawił z boku. Colin uniósł
ręce,pozwalającimzobaczyćszponywystającezjegodłoni.
-Izrobiętojeszczeraz.
Będzie ciął demony jeśli podejdą do niego, albo spróbują zaatakować Emily. Był wkurwiony
wystarczająco,gdyskoczylinaniegozapierwszymrazem,aleteraz,gdywiedział,żeniesąludźmilepiej
byłoby gdyby się wycofali. Użyje całej siły zmiennego by sprawić, że ich jedynym życzeniem będzie
ucieczkaztejalei.
-Zabijmygo!
Powiedziałtensamdemon.Drań,którykrwawiłpocałejalei.Był
wysokimfacetem,szczupłymaleumięśnionym.
-Możecie spróbować, powiedział Colin. Ale nie sądzę abyście odnieśli sukces. Szczególnie biorąc
poduwagęfakt,żetojawłaśnieskopałemwamtyłki.
Ibędziebardzoszczęśliwymogąctozrobićponownie.Emilywbiłamupaznokciewplecy.
-Ktośjeszczetujest.Ktoścholerniesilniejszyniżcifaceci.
Tanoczapowiadałasięcorazlepiej.
-Nikogoniewidzę,mruknąłimówiłprawdę.
Nocbyłaciemna,alezjegowyostrzonywzrokiem,mógł
doskonale zobaczyć całą alejkę. Mógł nawet zobaczyć tatuaż węża owiniętego wokół nadgarstka
drania,któregopociął.Topomożecię
późniejzidentyfikowaćdupku.
-Ontujest,powtórzyłacicho.I...
-Trzymajsiękurwazdalaodnaszychspraw,glino!
Towarczeniepochodziłoodprzywódcy,faceta,którynazywaliScottem.
-Dzisiajtobyłoostrzeżenie.Tyipanidoktornieotrzymacienastępnego.
Naszychspraw?
-Trzymajsięswojegogatunku!
Terazwężowytatuażwygłosiłwłasneostrzeżenie.
-Zostawdemonywspokoju.
86
Och,taknapewnotonaniegopodziała.Jeślijuż,tociidiociwłaśniezdeterminowaligo,abyzagłębił
sięprostowichświat.
-Ktowasprzysłał?,zapytałaEmilyiwcaleniebrzmiałototak,jakbybyłaprzestraszona.
Brzmiałajakbybyłanaprawdęwkurzona.
-Ktokazałwamnapaśćnanaszalei?
Scottzesztywniał.
-CzytoNiol?
Naciskała.
-Tozjegopowodunamgrozicie?Czytoonkazał...
Niedaleko zabrzmiały syreny. Napastnicy zaklęli, odwrócili się i uciekli w dół alei, zanim pojawiły
sięniebiesko–białeświatła.
Dwóchumundurowanychpolicjantówwyskoczyłozwozuzuniesionąbronią.
-Ręcedogóry.Teraz!
-Cholera.
Colin podniósł ręce i patrzył z obrzydzeniem, jak demony, znikają w cieniu. Z najdzie jeszcze tych
drani,byłtegopewien.
-Słuchajcie,jestempolicjantem.DetektywColinGyth,numerodznaki2517.
Niewykonałżadnegoruchubywyciągnąćswojąodznakę.
Policjanciwydawalisiębyćdośćnerwowy,aonniezamierzałdawaćimpowodudokonfrontacji,by
ciniedoświadczenifacecjizrobilizniegotarczęstrzelniczą.Emilyrównieżuniosłaręce.Jedenzpatrolu
podszedłdoniejiodciągnąłjąodGyth’a.
-Proszępani,proszępójśćzemną.
GorącawściekłośćzapłonęławcieleColina.Wziąłgłębokiwdech,wciągnąłzapachalejkiizapach
potupolicjantów.Musiałodzyskaćkontroli,musiałpowstrzymaćwewnętrznąbestię.Jegopazuryzaczęły
sięcofać.Powoli,powoli.
-Pokażmiswojąodznakę,detektywie.
PolicjantnadalmiałwymierzonąbrońwColina.Ostrożnie,Colinsięgnąłdokurtkiiwyciągnąłswoją
odznakę.Policjantwziąłją,cofnął
się.
-Nieruszajsię.
87
PodszedłdoradiowozuiColinusłyszałjakcentralapotwierdzajegotożsamość.
-Zostaliśmynapadnięci!Faceci,którzynaszaatakowaliwłaśnieuciekają!
Emily nadal wyglądała na wkurzoną, gdy tak wrzeszczała na policjanta. Spojrzał na koniec alejki.
Właściwietojużuciekli.
-Wporządkudetektywie,jużsprawdziłem.
Colinopuściłręce.
-Potrzebujęwas,byprzeszukaćokolicę.Napadłonanasczterechmężczyzn.
Iostrzeglinasbyśmytrzymalisięzdalaodsprawdemonów.Napewnotakniebędzie.
-Byliubraninaczarno.
Cocholernieciężkoutrudniichrozpoznanie.
-Alejedenznichmanatatuażwężanalewymnadgarstku.AprzywódcagrupymanaimięScott.
Jaknarazieniewiele,aletowszystkocomieli.
-Czterechmężczyznzaatakowałowas?
Zapytałpolicjant,któryodciągnąłEmily.
-Toprzezcałyczasstaramsięwampowiedzieć,sapnęła.
PolicjantsumiennienotowałinformacjejakieudzieliłmuColin.
-Czyktóreśzwasjestranne?,zapytał
Emilypokręciłagłową.Colinpamiętał,ostrybłyskbólu,którypoczuł
wręku,gdyjedenztychdraniciąłgonożem.Ranajużprzestałakrwawić,jegożebrabolałytylkow
krótkimechobólu.
-Nie.
Byłbyjużdawnocałkowiciewyleczonyzanimprzyjechalibytechnicymedycynybymupomóc.
-Dlaczegonawasnapadli?
PolicjantspojrzałuważnienaColina.Ponieważjestemzbyt
blisko.Colinwzruszyłramionami.Musiałbyćterazostrożny.Niemógłujawnić,żedemonynielubią
gobowęszynaichterytorium.
Ach,ijegoobecnośćsprawiła,żektośstałsięlekkonerwowy.Itobyłodobre.Bardzodobre.Emily
podeszładoniego.Miaławrękuswojeokularyiprzecierałaszkłaoswojąkoszulkę.
88
-Nadaltujest?,spytałją,ściszającswójgłostakbypatrolniemógłgousłyszeć.
Powiedziała,żeobserwatorbyłsilnymInnymiColinzastanawiałsięczyonkręcisięgdzieśwpobliżu
bydokończyćprzedstawienie.Potrząsnęłagłową.
-Nie.Odszedłzanimprzyjechałpatrol.
Colinchrząknął.Niechpomyślę.
-Cóż,panidoktor,wyglądanato,żezwróciliśmynasiebieczyjąśuwagę.
Zgiąłpalce,czującjakranazaczynasięuzdrawiać.
-Tak,zgaduję,żewłaśnietozrobiliśmy.
Patrzyłanakoniecciemnejalei.
-Czybędziemysłuchaćichostrzeżenia?
Użyłałagodnego,subtelnegonaciskunasłowomy.
-Cootymmyślisz?
Włożyłaswojeokulary.
-Myślę,żenielubię,kiedyjakieśzamaskowanedupki,napadająmniewalejce.
Wykrzywiłusta.
-Tak,mnieteżniebardzotosiępodoba.Irównieżcieszęsię,żektośtamzdenerwował.
Uniosłapodbródek,wciążpatrzącwciemność.
-Tooznacza,żejesteśmynawłaściwejdrodze.
Zacisnąłusta.
-Toniebezpiecznadroga,panidoktor.
Iniepodobałomusięto,żebyławniebezpieczeństwie.Kiedytendrańścisnąłjąrękązagardło...
-Wbrewtemu,comyślisz,Gyth,niejestemjakjakiśdelikatnykwiat.
W końcu spojrzała na niego. W jej oczach widać było determinację – determinację i chyba, że się
mylił,podniecenie.
Uświadomiłsobie,zepanidoktorlubidreszczykniebezpieczeństwa.
Rozkoszowałasięzastrzykiemadrenaliny,którypochodziłpoprostuzestrachu.Och,naprawdęmógł
polubićtękobietę.
-Nie,niejesteśdelikatna,zgodziłsię,gdyprzypomniałsobiejakstrzeliładofaceta,którypróbowałgo
zajśćodtyłu.
89
Facet na pewno nadal czuł swoje jaja. Pani doktor była znacznie silniejsza, niż na początku mu się
wydawało,alefaktempozostało,że
jestczłowiekiem.Afaceci,którzyichzaatakowali,demony,moglizłatwościąjązabić.Ajeślichodzi
o ziemno kształtnych, Nocny Rzeźnik, być jeszcze gorszy. Człowiek nigdy nie miał by z nim żadnych
szans.Emilyniemiałabyteżżadnejszansy.
-Niewykluczyszmnie,powiedziałaEmilyizastanawiałsięprzezchwilę,czyużyłaswoichmocyby
odczytaćjegomyśli.Groźbysłabychdemonówniesprawią,żebędęuciekać.
Groźbynieale,cojeślitedemonybędąjąśledzić?Cojeślijązłapią,gdyniebędziegowpobliżu,by
jąochronić?Aleonawypaliła
jużrazdemona,przypomniałsobie.Spaliłafaceta,któryją
zaatakował.Iprawiewpadławśpiączkę.Nie,panidoktor,niebyłaodtegobywalczyćzdemonamii
zmiennokształtnymi.Alebyławtoterazzamieszana.Demonywiedziałyojejzaangażowaniu.
-Będziemyodterazbardziejostrożniejsi,ostrzegł.
Imbliżejbędązbliżaćsiędomordercy,tymniebezpieczniejszepojawiąsięsytuacje.
-Wiem.
Proste,pewnesłowo.Anicieniastrachu.Wyciągnąłdoniejrękę.
Spojrzała w dół na jego wyciągniętą dłoń, przez chwilę, marszcząc brwi. Następnie powoli, bardzo
powoli,położyładłońnajego.Jegopalcenatychmiastzawinęłysięwokółjejręki.
-Jesteśgotowanawszystko,cosięwydarzy?
Amiałnamyślinietylkodochodzenie.Oniebezpieczeństwie.Mówił
onich.Ogorącychnapięcie,któreczułwkażdejsekundzie,gdybył
bliskoniej.Emilykrótkoskinęła.
-Będzieszmniepotrzebowałprzykażdymkrokunatejdrodze.
Och,niewątpiłwto.Jegociałojużbyłotwardezpotrzebyjej.
Gotowedowalkiresztkinapięcianadalpłynęłyprzezniego.Aleonamiałracjęcotodochodzenia.
Czymusiętopodobałoczynie,azdecydowaniesięniepodobało,potrzebowałjejspecjalnegodaru
byzdemaskowaćmordercę.WspólniebędąścigaćNocnegoRzeźnika.Będąpartneramiodmiecza.Aonz
pewnościądopilnujebychronićjejtyły.Przezcałyczas.
90
Policjancicichorozmawializanimi.Syrenaniezakłócałajużnocy,alebiało-niebieskieświatłonadal
wirowało i rozświetlało alejkę. Chciał zostać z panią doktor sam. Zabrać ją z tej cholernej, cuchnącej
alei.Chciałzabraćjądodomu,gdziebędziebezpieczna.
Gdziemógłbyjątrzymać,rozebrać.Wziąćja.
Uwięził bestię, gdy przybyli policjanci. Udało się zatrzymać zmiany. Ale adrenalina w jego ciele
zostałuruchomiona,mocnaitwardawjegożyłach,którabyłapokarmempotwora.Czyniącjąsilną.
Sprawiła, że chciała, sprawiła, że pragnęła... Emily. Jego palce mocniej zacisnęły się na jej
nadgarstku.Tobyłnajwyższyczas,abytozakończyć.Pókijeszczemógł.
-Chodź,mruknął,docholerywynośmysięstąd.
Mogli pogadać z policją później. Emily spojrzała z powrotem wzdłuż alei. Słaby dreszcz przeszedł
przezjejciało.Colinwalczyłzochotąbyprzyciągnąćjądosiebie,byogrzaćją,przytulićją.Niechcęby
patrol
widziałjaktorobię.Plotkiwdepartamenciepolicjirozchodząsięjak
pożar.
-Tainnaosoba,którąwyczułam,Emilyprzygryzławarginamoment.Byłasilna,Colin.Bardzosilna.
-Czytobyłdemon?
WspominaławcześnieNiola.Czytobyłon?Czybyłtakwściekły,zatożeodwiedzilijegoukochany
klub?Czywysłałswoichchłopcówbydaliimnauczkę,byichprzestraszyć?
-Tak.Pozom10,conajmniej.
Znowutepoziomy.Wciążniebyłpewien,cotoznaczy,aledomyślił
się, że demon z poziomem 10 nie mógł być dobrą rzeczą. Musiał się dowiedzieć więcej o świecie
demonówimusiałsiętegonauczyćszybko.
ColinruszyłdojegoJeep’a,ciągnącEmilyzasobą.Niewidział
swojegosamochoduimiałnadzieję,żedemonyniewzięłygonaprzejażdżkę.
-Hej,detektywieGyth,poczekaj,musimy...
Colinrzuciłtwardespojrzenieprzezramię.
-Zadzwoniędowydziału,rzucił,przerywającwywódpolicjanta.
Byli na otwartej przestrzeni wystarczająco długo. Chciał zapewnić bezpieczeństwo pani doktor i
chciałuzyskaćkilkaodpowiedziodniej.
91
-Potrzebujemytwojegozeznania,niemożeszpoprostu...
-Tak,mogę.
Nadal szedł. Spisywanie zeznań nie było w tej chwili na szczycie listy jego priorytetów. Musiał
uważać na to co powie innym policjantom. Nie mógł tak po prostu powiedzieć, że parę demonów
uczepiłosięgo.
Ostatniraz,kiedypróbowałrozmawiaćoInnych,jegopartnerkanieprzyjęłategodobrze.Nie,Mike
nie zniosł tej sytuacji w ogóle dobrze. A kiedy Colin się zmienił, by udowodnić jego partnerowi,
prawdziwośćswoichsłów,wszystkododiabłaposzłowłeb.PonieważMike,facet,którypilnowałjego
pleców na ulicy, człowiek, z który razem ukończył akademię, wyciągnął broń i próbował go zabić.
Czasamiludzienieznoszązbytdobrzeprawdy.
Czasami kłamstwo to jedyna opcja. Cholerna szkoda, że policjant musiał kłamać. Ale cóż, kłamstwo
byłolepszeniżśmierć.Tobyłafilozofia,naktórejsięopierał.
Skręcili za róg. Jeep czekał na nich, bez żadnej rysy. Colin przeszedł twardo na drugą stronę ulicy.
Otworzył drzwi pasażera dla Emily, umieszczając ją w środku. Chciał wydostać się z tej okolicy jak
najszybciej.Aletuwróci.Miałzamiartuwrócićiuciąćsobiemiłą,długąpogawędkęzNiolem.Nieufał
temudemonowianiprzezchwilę.
ColinwpośpiechuokrążyłJeep’aiwsiadłdośrodka.Minąłgokolejnypatrol.Dobrze.Przynajmniej
kolejniprzyjechaliibędąszukaćnapastników.Choćwątpliwe,żeznajdątychdrani.Jechałszybkoprzez
całą noc. Ruch był mały, ulice ciemne. Emily siedziała cicho obok niego, ale mógł praktycznie czuć
natłokjejmyśli.Skręciłwmiędzymiastową,tużzaświatłami.
-Cotydocholeryrobisz?
Emilywreszciewybudziłasięzeswojejzadumy.
-Toniejestdrogadomojegodomu!
Nie,niebyła.Colinporuszyłsięinadaljechał.
-Niezabieramciędodomudziświeczorem.
Tobyłozbytniebezpieczne.Tedemonymogąnaniączekać.
Zdecydowanieniezmierzałpodejmowaćtegoryzyka.Pozatymchciałjąmiećprzysobie,chciał...
92
-Więc,gdziemniezabierasz?
Kątemokawidziałjejpalcezaciskającsięwokółklamki.
-Uspokójsię,panidoktor.
-Gdzie.Mnie.Zabierasz.
-Domnie.
-Niechciępiekłopochłonie!
Usłyszałjakjejpaznokciewbijająsięidrapiątapicerkę.
-ZawróćtegoJeep’aiodwieźmniedodomu!
-Przykromi,panidoktor,niemogętegozrobić.
Nieto,żechciałbytozrobić.
-Chybazapomniałaś,żeścigająnasdemony.
-Niezapomniałam...
-IjakooficerdepartamentupolicjiAtlanty,moimobowiązkiemjestzapewnićcibezpieczeństwo.
Och,tobrzmiałocałkiemnieźle.Itobyłaprawda,wwiększości.
Chciałzapewnićjejbezpieczeństwo.Irównieżjejpragnął.Takwięcczypodobałotosiępanidoktor
czyniejechałaznimdojegodomu.Agdydotrąnamiejsce,cóż,cosięstaniepóźniejbędziecałkowicie
zależałoodniej.
93
Rozdział6
-Ponownie stosujesz zagrywki ze stylu He-man, mruknęła Emily robiąc krok w stronę kominka. Nie
chciałaprzyznać,nie
mogła, że podoba się jej jego mieszkanie. Podobał się jej domowy, wygodny, drewniany styl domu.
Colinznowuzachowałsięwstosunkudoniejjakkróldżungli.Niezapytałsięjej,czyzechcespędzićnoc
wjegomieszkaniu.Nie,onzachowałsięjak:jestem–
mężczyzną–który–się–tobą–zaopiekuję.Tosprawiło,żemiałaochotękrzyczeć.
-Nawypadekgdybyśzapomniał–rzuciła–ocaliłamdzisiejszejnocytwójtyłek.
-Ajatwój.
Byłopartyogzymskominka,zrękamiskrzyżowanyminapiersi.
-Toznaczy,żejesteśmykwita.
-Kwita?
Niewjejsłowniku.Onagonieporwała.
-Wyluzuj, pani doktor. Możesz wrócić do swojego miłego domku jutro. Ale nie mogę pozwolić ci
odejśćdziświeczorem.Tozbytniebezpieczne.
-Iniebędzietoniebezpiecznejutro?
-Jutrocidraniemogąjużniebyćnaulicy.Mundurowimogliichzgarnąćdziśwnocy.
Wpatrywałsięwnią,jegobłękitnespojrzeniebyłotwardeizdeterminowane.
-Przyzwyczajsiętotejmyśli,panidoktor;zostajesztutaj.
Jeśli by chciała, mogłaby stąd wyjść. Mogłaby się wydostać z tego mieszkania, używając swojej
komórkibyzadzwonićpotaksówkę,któraodwiozłabyjądojejdomu.NiemusiałasłuchaćColin,ale...
cholera,miałrację.Byłodlaniejbezpieczniej,jeślizostałabyuniegonatęnoc.Dopókiniedowiedzą
się,ktowysłałzanimitychbandziorów,byłosensownebytrzymalisięrazem,aletonie94
znaczyło,zepodobasięjejtasytuacja.IzpewnościąniepodobałsięjejpomysłbyciazColinemw
jegodomu,tylkoznim.
Jejsercebiłozbytszybkoiciężkiskurczpojawiłsięwdolejejbrzuchaodchwili,gdyzadałasobie
sprawę,dokądColinjązabiera.
Cosięwydarzy?Coonachce,żebysięwydarzyło?
-Dlaczego się nie rozgościsz, pani doktor?, Colin pochylił głowę w stronę kanapy. Ja muszę pójść
posprzątać.
Następnie odszedł, znikając w korytarzu, cicho zamykając za sobą drzwi. Emily zmarszczyła brwi.
Mężczyznaprawiewybiegłzpokoju.Prawiewpołowieargumentów.Tobyłodziwne.
-Colin?
Wyszłanakorytarz.Drewnianapodłogaskrzypiałapodnią.
-Colin,wszystkowporządku?
Teraz, kiedy o tym myślała, było tam napięcie na jego twarzy. I wyglądał nieco blado. Walczył z
czteremamężczyznami.To
zrozumiale,żeczłowiekmógłwyglądaćnabladegoispiętego.Zrobiłakrokdoprzodu.
-Colin?
Dopadłojądokuczliweuczucieniepokoju.Cojeślijestranny?
Starającsięukryćswojerany?Słyszałaszumspływającejwody.
Emilystanęłaprzybiałychdrzwiach.Zgadła,żetołazienka.Niechciałaprzeszkadzać,gdybynicsię
niestało,ale...Cośbyłonietak.
Jejinstynktbyłwstaniewysokiejgotowości.Jejpalcezacisnęłysięwokółklamki.
-Słyszyszmnie?
Szarpnięciemotworzyłdrzwi.Stałpatrzącnanią,jegotorsbył
nagi,awodakapiącazjegopalcówmiałaczerwonykolor.Czerwona
woda.Krew.
-OBoże,jesteśranny!
Colincofnąłsię,wsunąłręcepodwodępłynącązkranu.
-Colin?
Złapałagozaramię.Czułajegonapiętemięśnie.
-Cholera,gdziejesteśranny?
Zacisnąłpodwodądłoniewpięści.
-Krewniejestmoja.
95
Nie jego? Emily szarpnęła jego ręce, spojrzała na czyste teraz palce. Nie było na nich ani jednego
zadrapania.Spojrzaławgórę,patrzącmuwoczy.Byłblisko,takblisko,żeciepłojegociałaotaczałoją.
Jejwzrokpowędrowałnajegotors.
Nagi.Silny.Wysportowanyztwardymimięśniami.Pokrytylekkimciemnympuszkiemwłosów.Emily
przełknęła i zdała sobie sprawę, że nadal trzyma jego ręce. Zdała sobie sprawę, że gładzi jego
nadgarstki.Zdałasobiesprawę,żegopragnie.AlepodążaniezatymzColinembyłobybłędem.
-P...powinnampozwolićci...
Zrobić co? Dokończyć striptiz? Obraz mentalny, który natychmiast błysnęła jej w umyśle wysłał falę
gorąca,rosnącąmiędzyjejudami.
-Umm.Poczekamwsalonie.
Zdecydowanie,
rozpaczliwie
potrzebowała
seksu.
Jedno
spojrzenienamęskitors,aonabyławtotalnejrozsypce.Emilyzmusiłazwojeręcebyuwolnićjego
nadgarstki.Wodawciążpłynęłazanią,ajejdźwiękstałsiędziwniegłośnywmałympomieszczeniu.
Zrobiłakrokwbok,zamierzającwyjśćizachowaćchoćresztęgodności,jakajejjeszczezostała.
-Nieuciekajodmnie,panidoktor.
-J...janieuciekam.
Poprostuodchodzę–wporządku,skradamsię–jaknajdalejodpółnagiegomężczyzny,któryczyniją
bardzo,bardzonerwową.
Uniósł ręce, jego palce złapały za oprawkę jej okularów, po czym powoli zdjął jej z niej. Emily
zamrugała, próbując dostosować swoje oczy do nagłej zmiany. Colin patrzył na nią, a jego oczy były
pełnegłodu.Chciałjej.
-Niezamierzamtegozrobićtymrazem,panidoktor.
Patrzyłteraznajejusta.Wpatrującsięwniątymigorącymi,błyszczącymi,niebieskimioczami.Czyto
jejwyobraźniaczyteżnaprawęonerozbłysływtymmomencie?Jegosłowadotarłydoniejpojednym
uderzeniuserca,aleniezrozumiałich.
-Zrobićczego?
96
Otoczył ją ramionami, chwycił ją w pół i przyciągnął ją jeszcze bliżej swojego ciała. Była teraz
uwięziona,schwytanamiędzyzlewozmywakiem,arównietwardymciałemColina.
-Pocałowaćciebie.
Pochyliłsiędoprzoduiowiałjąlekkojegooddech.
-Niepocałujęcię.Dopókimnieniepoprosisz.
Jegoustabyłytakbliskoniej.Takblisko.Aleonanieprzyszłapotodołazienki,nieweszłazanimdo
środkapogopragnęła,prawda?
-Nodalej,panidoktor.Toniebędzietakietrudne,jakmyślisz.
Niemiaładokądiśćalenadal,potykającsięcofałasiędotyłu.
Poślizgnęłasięprzykrawędzizlewozmywaka.Colinchwyciłjązanimupadła.Podniósłjąiposadziła
nazimnej,granitowejtoaletce.Jejnogibyłyrozłożone,aonpodchodząc,wepchnąłsięmiędzynie.Silna
postaćjegociałanaciskałananią.Twardemięśniejegoudwydawał
siępalićEmilyprzezjejubranie.
Zaczęłasięwićprzynimizamiastuwolnićsię,otarłasięoniego,otarłasięojegociężkiepobudzenie.
Jejpłećścisnęłasię,gdywstrząsnęłaniąpierwotnafalagłodu.Nie,toniejesttoco
planowałam.Aletobyłodokładnieto,czegochciała.
-Zróbto.
Jego głos był chropowaty, pełen pokusy. Jego palce były zamknięte wokół jej talii. Chciał podnieść
jegoręceizamknąćjenajejpiersiach.
Abyzrzuciłjejkoszulkęnabokiwziąłjejsutkidoust.
-Poprośomójpocałunek...
Jegooddechowiałjejusta.Mogłajużpoczućjegosmak.Jejustadrżały,lekkorozchyloneiusłyszała
swójwłasnyszept:
-Pocałujmnie.
Nie poprosiła. Tylko zażądała. Przez chwilę, jego usta wygięły się w zadowolonym uśmiechu, ale
wtedygłódwjegooczachrozgorzałjeszczejaśniej.Jegopalcejeszczemocniejzacisnęłysięnaniej.A
jegoustauwięziłyjej.Niebyłdelikatny.Niebyłostrożny.Poprostuwziąłjejustawposiadanie.
Jegojęzykbadała,wsuwałsięgłębiewjejusta.Smakował,uwodził,żądał.Niskipomrukzabrzmiałw
jegogardle.Dźwiękbył
97
wyraźny,zwierzęcy.Powinnojątoprzestraszyć.Onpowinienjąprzerażać.Aletendźwięksprawił,że
stałasięjeszczegorętsza.
Zwiększyłjeszczebardziejpulsującyżarmiędzyjejudami.
Jej ręce owinęły się wokół jego ramion, wyczuwając ruchy napiętych mięśni jego bicepsów.
Otworzyłaszerzejswojeusta,jejjęzykpieściłiatakowałjego.Uwielbiałasposóbwjakijącałował.
Mocno.Gorąco.Dziko.Tak,zdecydowanienajbardziejdziko.
Całowałją,jakbyniemógłsiędoczekaćjejnagiepodnim.Całował
ją,jakbymusiałjąmieć.Całowałją,jakżadeninnymężczyznakiedykolwiek.
Jegopalceotarłysięospódjejpiersi.Wędrowałypowoli,zgłębiałyjejwzgórki,akciukidotarłydo
jejsutków.Jegoustakontynuowałyucztęnajejustach.Jegopalce-długie,silnepalce-
gładziłyjejpiersi,podsycającdokuczliwybóluszczytówjejsutków.
Oderwała usta od niego, jęcząc cicho. Wciąż siedziała na toaletce. Jej nogi nadal były szeroko
rozsunięte.Jegotwardaerekcjanaciskałananią.Świerzbiłyjąpalcebygodotknąć,pogładzićgo.
To do mnie nie podobne. Emily walczyła by odzyskać swoją kontrolę w wirze pożądania, które ją
przytłoczyło.Onaniepoddawałasięwpływomdzikiejpasji.Nieona.Nigdyona.Onabyłatąspokojną,
kontrolującą,sześć–randek–zanim–dojdzie–do–pierwszej–
bazy.AlebyłocośtakiegowColinie,coścopokonywałojejbariery.
-Chcęciępoczuć,mruknął,słowabyłytwarde,prawieniewyraźne.
Chwycił brzeg jej koszulki, pociągnął do góry i zdjął ją przez jej głowę. Colin rzucił koszulę na
podłogę.Usłyszałamiękkiszelest,gdyuderzyławpodłogęwyłożonąkafelkami.Dotykałjejteraz.Skóra
przyskórze.Jegociepłepalce,lekkoszorstkie,gładziłyjejbrzuchposuwającsięwkierunkujejpiersi.
Zakrywałjejcienki,czarnybiustonosz.Jejbiustprzylgnąłdojedwabistejtkaniny.Colinoblizał
swojewargi.
Emily wiedziała, że powinna go powstrzymać. Logiczną częścią jej umysł krzyczała na nią, aby go
odepchnąć.Tonienajlepszyczas.
Tonienajlepszyczas.Tesprawytoczyłysięzbytszybkomiędzynimi.Ale,Boże,onachciała,żebyjej
dotknął.Chciałachoćprzezchwilęodpuścićsobiekontrolę.Chciałapoprostuczuć.Owszem,98
częśćniejkrzyczała,żepowinnagoodepchnąć,aleczęśćniejrównieżdomagałasięprzyciągnięciago
jeszczebliżej.
Jego palce wsunęły się pod krawędź jej biustonosza. Głaszcząc, by następnie odnaleźć jej sutki. Jej
wzgórkibyłynabrzmiałe,spragnione,ikiedyodsunąłstaniczeknabokiująłjejpiersiwdłonie,mogła
zobaczyćjakciemnyróżoblałjejciało.
-Muszęcięskosztować.
Opuścił głowę w kierunku jej piersi. Jego usta otworzyły się, poczuła jego gorący oddech i wtedy,
Boże,jegojęzykwirowałwokółjejbrodawki.Długie,drażniąceliźnięcia,któresprawiały,żezaciskały
sięwszystkiemięsieńwjejciele.
-Och,jakdobrze.
Zaczerpnąłgłębokioddech,ajegojęzykznówotarłsięojejstożek.
-Cholerniedobrze.
Wziął sutkę do swoich ust, ssąc mocno, wciągając głęboko do środka, używając języka i zębów.
Uniosła ręce i wczepiła palce w jego włosy. Przyciągnęła go mocniej do siebie, kochając jego
wymagająceiżądająceusta.Jejbiodrakołyszącsięocierałysięojegopenisa.
Ujeżdżały go. Czuła ciepłą wilgoć na jej majtkach. Cholera. Kiedy ostatni raz podnieciła się w ten
sposób?Takszybko?Nigdy.
Lewąrękąpieściłjejpierśisutek,ajegoustanadalpracowałyprzydrugiejpiersi.OJezu.Ścisnęła
swojeudawokółniego.Mocnaspiralanapięciazacisnęłasięwewnątrzniej.Colinpodniósłgłowę.Jej
palce nadal były zaplatane w grubej, gęstej, czarnej czuprynie jego włosów. Pocałował ją, wsuwając
językgłęboko.
Prawąrękąchwyciłjejudo,jegopalcebyłytakbliskojejłona,żedrżaławoczekiwaniu.Uderzenia
jejsercawypełniłyjejuszy.
Zaczęła oddychać mocno i szybko. Czuła, że jej ciało jest zbyt gorące, zbyt ciasne. I zdała sobie
sprawędoznającszoku,żejestkilkakrokówodseksuzColinem.Jegoustabłyszczały.Azjegoust,tylko
przezchwalę,wydałosięjej,żedostrzegła....kły?Kły?Szarpnęłaręcezdalaodniego.
-Chceszmnie,ryknąłizobaczyłajakjegonozdrzafalują.Mogęwyczućtwojepożądanie.
Nie najbardziej pochlebny komentarz, ale jednak cholernie prawdziwy. Chciała go. Chciała go tak
bardzo,żemiałamokremajtki.
99
Chciałagotakbardzo,żebyłaminutę,dodiabła,możenawetsekundęodorgazmu.Emilyspojrzałana
swoje nogi. Jego ręce były teraz na obu jej udach, ciepło jego palców zdawało się parzyć ją przez
spodnie.
Jegopaznokcie...wydawałysiębyćdłuższeniżprzedtem.Ostrzejsze.
Oczywiście,żebyłydłuższe.Tenfacetjestzmiennokształtnym,
na miłość boską. Wiadomo, że bestia lubi się zabawiać podczas seksu. Bestia była zawsze blisko
wypłynięcia na powierzchnię podczas seksu. To dlatego zmienni byli tak notorycznie pobudzeni
seksualnie.Rozmyślałaouprawianiuseksuzezmiennokształtnym.
Zezmiennokształtnym,októrymwciążcholerniemałowiedziała.
-Zrobię,żebędziecidobrze,panidoktor.
Colinwarknąłtesłowaispuściłgłowędojejszyi.Poczułaszorstkieliźnięciejegojęzykanajejgardle
iprzeszedłjądreszcz.Och
tak,byłobynamrazemdobrze.Niewątpięwto.Jegoustanapierałynanią,aostrekrawędziejego
zębówdrażniłyjejskórę.
-Zatrzymajsię!
Cholera,jaktrudnobyłopowiedziećtesłowa.Izamiastzabrzmiećjakrozkaz,brzmiałyjakchrapliwy
szept.Colinzamarł.
Emilystarałasięuspokoićoddech,złapaćgo.Jejciałonadalkrzyczałoowyzwolenie,alejejumysłw
końcuprzejęliponowniekontrolę.
Nie mogła tego zrobić, jeszcze nie. Było tak wiele rzeczy, których nie wiedziała o detektywie. Jego
ręcezacisnęłysięwokółjejud.
-Jesteśpewna,żetojestto,czegochcesz?
Jego głos był chropowaty, ciężki z pożądania i potrzeby. Chciała by włożył w nią tego długiego i
grubego kutasa. Chciała po prostu wyłączyć swój umysł i po prostu czuć. Ale było już za późno. Głos
rozsądkuwjejgłowie,krzyczałnanią,aonaniemogłaignorowaćtegogłosu.Cholera.
Ostatni raz, gdy zignorowała ten mały głos, zakochała się w niewłaściwym facecie i skończyła
nieprzytomnanapodłodzewOdnalezionymRaju.Idotegospędziłanie–tak–miłe–dwa–
tygodnie – w – szpitalu. Colin był tak samo silny jak Myles, mogła postawić na to swoje życie.
Zmiennokształtniniemielpoziomówjakdemony,alemieliwłasnąskalęmocy.
100
Widziała jak zajął się demonami, które ich zaatakowały. A kiedy facet jest tak silny, jest również
bardzo,bardzoniebezpieczny.
Wsunęłaręcemiędzynich.Skrzyżowałajenaprzedsobą,osłaniającswojepiersi.Colinwziąłdługi,
ciężki oddech. Mięśnie drgały wzdłuż jego szczęki i ujrzała w błysku jego spojrzenia, jak walczy o
odzyskaniekontroli.Pochwili,dwóch,podniósłręceiodsunąłsię.
-Lubiszsiędroczyć,prawda,panidoktor?
Jego słowa ugodziły ja prosto w serce. Powinny ją wkurzyć, ale wiedziała, że miał racje. Droczyła
się. Rozgrzać ich oboje, na kilka minut od wyzwolenia, a następnie wycofać się. Emily poprawiła
biustonosz.
-Sprawywymknęłysię–dzikie,gorące–zpodkontroli.
Colinprzesunąłrękąpowłosach.Emilyześlizgnęłasięztoaletki.Wodanadalpłynęłazanią.Drżącymi
palcamichwyciłakurekizakręciłago.
-Chciałaśmnie.
Nie mogła zbyt dobrze temu zaprzeczyć. Trzymała mężczyznę jak w imadle, jęcząc i wijąc się na
przeciwjegociału.
-Inadalmniechcesz.
Jegokciukprzesunąłsiępojejnagimramieniu.
-Prawda?
Emilyuniosłapodbródek.
-Czasaminiedostajemytegoczegochcemy.
Ponieważtoczegochcemy,możeniebyćdlanasdobre.
Przełknęła,walczącozachowanienowoodzyskanejkontroli.Jakonamogłapragnąćkogośtakbardzo,
ajednocześnieboćsięgo?
-Aczasamitak.
Mimotozabrałodniejrękę.
-Czasamiwystarczytroszeczkępoczekać.
Emilypodniosłakoszulkę.
-Niechciałam,żezaszłotoażtakdaleko.
Takszybko.Niezdawałasobiesprawy,żepragnieniewybuchniepoddotykiemjegoust,jegorąk.
-Więcjakdalekochciałaśżebytozaszło?
101
Usłyszaławjegosłowachostrylód,cozaalarmowałojąojegorosnącejwściekłości.Cóż,cholera,a
czego innego ona mogła się spodziewać? Tego, że facet będzie zachwycony tym, że przerwała ich grę
miłosną?Małoprawdopodobne.Zaczęłaszarpaćsięzeswojąkoszulką.
-Powiedźmi,panidoktor.Naprawdęchcęwiedzieć.
Ściągnąłramionazaplecytak,żenapięłysięwszystkiemięśnienajegoklatcepiersiowej.
-Jakdalekochciałaśsięposunąć?Kilkapocałunków?Kilkapieszczotprzezubranie?Jednoliźnięcie
twoichpiersi?
Rumienieczabarwiłjejpoliczki.Otak,Colinzdecydowaniebył
wkurzony.
-Więc, jestem wystarczająco dobry na lekką grę wstępną, ale niewystarczająco dobry by się ze mną
pieprzyć?
Dobra,terazmiałajużtegodość.Emilyzmrużyłaoczy,gdynaniegospojrzała.
-Nieznamciwystarczającodobrze,bysięztobąpieprzyć,detektywie.
Onanigdynieotwierałasiętakprzedobcymi.Zacząłotwieraćustabycośpowiedzieć.
-Itakdlaporządku,niejestemtegotypukobietą,którauprawia–
seks–na–pierwszej–randce.
Wbrewtemucowłaśniezrobiła.Emilypokręciłagłową.
-Pragnęcię,tak,niezaprzeczę,aleniebędęuprawiaćztobąseksutejnocy.
Chodziłooto,żeniebędzietakpodatnanazranieniezjegostrony,niedopóki....
-Niechtoszlak.
Zrozumieniepojawiłosięnajegotwarzy.
-Boiszsięmnie.
Nietakbardzojegotylkotegoczymbył.Czaszakończyćtązgadywankę.
-Jakiegorodzajuzmiennokształtnymjesteś,Colin?
Miałpazury,ostrezęby.Widziałaobietezmiany.Wykluczałotowęża.Iniewyglądałotonaptaka,ani
naniedźwiedzia.Jegoręcezacisnęłysięwpięści.
102
-Awięcotochodzi.Niechceszsięprzespaćzezmiennokształtnym.
-Nie.
Zębyzaczęłyjąjużbolećodciągłegoichprzygryzania.
-Tonietak.
-Nietak?
Powiedziałzjawnymprzekąsemtesłowa.
-Byłaś bojaźliwa w stosunku to mnie od pierwszej chwil, kiedy się poznaliśmy, od momentu, gdy
zdałaśsobiesprawę,kimjestem.
-Niemówięnie,tylkodlatego,żejesteśzmiennokształtnym.
Nadszedłczasnawyznania.
-Byłamjużwcześniejzezmiennym.
Romanstrwałbardzo,bardzokrótkoizakończyłsię,gdyskończyłastudia.
-Więcocodocholerychodzi?
-Działaszzbytszybko!
Wszystkodziałosięzbytszybko.
-Poprostupoznałamciękilkadnitemui...
Cholera,dlaczegoterazmasięzatrzymać?
-Niejestempewna,czymogęcizaufać,Gyth.Zmiennokształtnimająpewnąreputacje.
Niektórzytwierdzą,żebardzodobrzezasłużonąreputację.
-Iniewiemjakąnosiszwsobiebestię,myślę,żejestbardzosilnainiebezpieczna.Izanimzacznęsię
tarzaćztobąwłóżku,chcęwiedziećwięcejotym,codziejesięwtwojejgłowie.
Iwgłowębestii,którąnosisz.Ponieważbyłoprawdopodobne,bardzoprawdopodobne,żeColinbył
tymzmiennokształtnym,któregoludzieomijaliszerokimłukiem.Pantera.Puma.Wilk.
-Chceszmniepoznać?
Siłajegouczuć,jegogniew,jegopożądanie,jego...strach,dotarłydoniej.
-Więcdlaczegopoprostuniezajrzyszwmojemyśli?
Och, to było kuszące. To byłoby takie proste. Ale... To również byłoby nie w porządku. Ponieważ,
gdybyrazzajrzaładownętrzajegoumysłu,nierzuciłabyokiemtylkonajegożycie.
103
Nie,gdybytamzajrzała,zobaczyłabywszystko.Każdysekret.
Każde kłamstwo. Każdy strach. Wszystko. I wiedziała, że żadne z nich nie jest na to gotowe. Emily
pokręciłagłową.
-Toniejestdrogadlanas.
-Więcjakadrogajest?
Spojrzałamuwoczy.
-Tozajmietrochęczasu.
-Cholera.
Rozluźniłpowoliręce.
-Niejestemdobrywbyciudżentelmenem,panidoktor.
Tak,zdążyłasięjużotymprzekonać.
-Alezrobięto.
Wyciągnąłrękęipogładziłjąpopoliczku.
-Narazie.
Gniewzacząłwygasaćwjegooczach,alepożądaniepozostało.Jegorękabyłatakciepła.Jegopalce
przesunęłysiępojejustach.
-Tylkoniekażmiczekaćzbytdługo.Niebędędżentelmenemwiecznie.
Potem cofnął się, robiąc jej przejście. Emily chwyciła swoje okulary, wzięła głęboki wdech i
natychmiastotoczyłjąbogaty,męskizapach.
-Gd...gdziebędęspać?
Jezu,jąkałasięjakjakaśpensjonarka.
-Cóż,miałemnadzieję,żezemną.
Tak,tobyłkolejnypunkt,któryrozgryzłanawłasnąrękę.
-Aleponieważniebędę...
Uniosłabrwiispojrzałananiegowymownie.Jegoustawygięłysięwpółuśmiechu.
-Ponieważ,niebędziesz,możeszwziąćłóżko,ajawezmękanapę.
-Wow.Staraszsiębyćdżentelmenem,prawda?Jestempodwrażeniem.
I zamierzała przyjąć jego ofertę. Łóżko kontra kanapa. Będzie na pewno egoistką i skorzysta z
wygodniejszejopcji.Emilywpatrywałasięwniego.
-Todrugiedrzwinaprawo,panidoktor.
104
Jegorękaprzesunęłasiępojejplecach,kończącswojąwędrówkęnajejpośladkach.
-Miłychsnów.
Wszystkiejejsnybędęprawdopodobnieonimibędziewnichnagi,doszładowniosku,żejejsnyna
pewnobędąmiłe,aleifrustrujące.Tobędziedługanoc.Aonanawetniemasuchychmajteknazmianę.
Lepiejnieporuszaćtegotematu.
Wpatrywałsięwdomlekarki.Wszystkieoknabyłyczarne.Byłyczarnejaknoc.Niewróciładodomu.
Czekałananią,czekałgodzinybyjązobaczyć,aonaniewróciładodomu.Gdzieonajest?Gdzie?
Powolizacząłrosnąćwnimgniew.Wzrastać,wzrastać...Demonwynurzyłsiętejnocy.Byłagdzieśw
mieście,rozsiewającswojezło.
Niemógłjejnatopozwolić.Niemożejejpozwolićnaatakowanieniewinnych.Musijąpowstrzymać.
Zło musi zostać zniszczone. Ona musi zostać zniszczona. Niedługo. Czas lekarki się kończył. Demon
umrze.
105
Rozdział7
-Myślę,żenadszedłczasna101lekcjęoInnych.
Emilyspojrzałaznadplikudokumentów,uniosłabrwi,gdyColinwszedłdojejgabinetu.Vanessastała
zanim,zdośćzakłopotanywyrazemtwarzy.
-Przykromiszefowo,alekiedydowiedziałsię,żeniemaszterazżadnegopacjenta...
-Zdecydowałemsięwejść.
Wyszczerzyłsiędoniejwuśmiechuizbliżyłsiędokanapy.
-Musimypogadać.
-Cóż,torobiwiększośćludzi,kiedytuprzychodzi,mruknęła.
Spojrzała na Vanessę, sprawdzając czy jej asystentka usłyszała o komentarz o Innych. W końcu
VanessabyłjednązInnych,
czarownicązpokolenianapokolenie,aletodlaniejniemiałożadnegoznaczenia.Vanessabyłaznią
przezpięćlat,aEmilymiaładoniejzaufaniejeślichodziosprawęipacjentówwjejgabinecie.
-WporządkuVanesso.Mogęporozmawiaćzdetektywemprzezkilkaminut.
Miałaczasdodwunastej.VanessazmrużyłaoczyiEmilyzdałasobiesprawę,żeniebyłateraztakufna
wstosunkudoPanaSeksownyGłos,jakrozmawiałznimporazpierwszyprzeztelefon.
-Świetnie.
Vanessazacisnęłaustatak,żewokółnichpojawiłysięmałe,białelinie.
-Alenastępnymrazem–dźgnęławniegopalcemwpowietrzu–
niechonlepiejzaczeka,ażzaprowadzęgodośrodka.
-Przepraszam.
Colinzachowywałsię,jakbynicsięniestało.Vanessaodwróciłasięnapięcieiruszyłaprzedsiebiei
cichozamknęładrzwizasobą.Możemałeostrzeżeniebyłotutajwłaściwe.Wkońcufacetprzyszedłtutaj
bywypytywaćoInnych.
106
-Gdybymbyłanatwoimmiejscu,niepróbowałabymjejrozzłościć.
Rozsiadłsięnakanapie.Skóraugięłasiępodjegociężarem.
-Dlatego,żejestczarownicą?
Emilyzamrugała.Skądon...Colinroześmiałsię.
-Niebądźtakazszokowana,panidoktor.Możeniemamtwojego,małegodaru,alejestemdetektywem.
Wyszkolonymabyobserwować.
Mrugnął.
-Iwidziałem,jakczytaksiążkęozaklęciachiczarach,gdyweszłamdoholu.
Zapisaławpamięci.PowiedziećVanessie,abytrzymałaswoje
prywatnemateriałydoczytaniawdomu.Odchrząknęła.
-Więc,cotakiegochceszwiedzieć?
Chciałazachowaćdystansprofesjonalizmumiedzynimi,starającsiępominąćfakt,żeobudziłasiępięć
godzintemu,abyzobaczyćgostojącegoustópjejłóżka–jegołóżka–owiniętegotylkowręcznikwokół
bioder i patrzącego na nią oczyma pełnymi pożądania Poruszyła nogami pod biurkiem, czując uczucie
ciepła, które sobie przypomniała. Powiedział jej, że wszedł do środka po jakieś ubranie. Ale ona
wiedział, że chciał czegoś więcej niż ubrania. Gruba wypukłość nie zwiodła by nawet najbardziej
naiwnej kobiety. A po nocy pełnej snów o nim, ona chciał również więcej. Ale Colin odwrócił się od
niej,chwyciłgarśćubrańzjegoszafy,apotemzniknął.Odwiózłjądodomuwniecałe30minutpóźnieji
gdytylkosprawdziłjejmieszkanie,zostawiłją.Pocałowałją,apotemzostawił.
Mocny,szybkipocałunek,którynadalczuła.
-Więc,takwyglądamiejsce,gdziedziejesięmagia,co?
Nieleżałnakanapie,tylkosiedział,trzymającnonszalanckoręcenakolanach.
-Niespecjalniemyślęotymjakomagii,powiedziałaostrożnie.
ChoćmagiabyłaogólnymsłowemzarezerwowanymdlaInnych.
Mieli magiczne moce. Ona była tylko człowiekiem, który ma wysoką wrażliwość psychiczną
wyczuwającąInnych.
-Umm.
107
Przekrzywiłgłowęwbok.
-Opowiedzmionich.
-Nich?
-OInnych.
Niespuszczałzniejoczu.
-Zdałem sobie sprawę, że ostatniej nocy cholernie mało wiem na temat – krótkie wahanie, potem –
mojegorodzaju.Abrakwiedzymożemniewprowadzićwpoważnetarapaty.
Ach,tak,tomożliwe.
-Znałeśoczywiściewcześniejtakichjakty?
Zdała sobie sprawę, że powinni zacząć od czegoś co on już wie. Mogli rozpocząć od zmienno
kształtnychikontynuowaćodtegomiejsca.
-PoznałemkilkuInnych.Inieprzeprowadzałemznimigłębokiejkonwersacji,jeśliwieszcomamna
myśli.Widziałemkilkawampirów,kilkademonów...
-Co?
Długopis,którywroztargnieniupodniosławypadłjejzpalców.
Niebyłosensuprzeprowadzaćznimigłębszejkonwersacji.
Zabrzmiałototak,jakbyinnizmiennokształtnibylidlaniegoobcyjakwampiry.
-Atwoirodzice...
-Zmarli,kiedymiałemkilkamiesięcy.
Wzruszył ramionami, jakby to nie miało dla niego żadnego znaczenia, jakby to było jakieś zdarzenie
losowe,którewydarzyłosiędawnotemuiteraznicnieznaczyło.
-Potymzostałemumieszczonywrodziniezastępczej.
Gwałtowniewypuściłapowietrze.
-Comyślałeś,gdyporazpierwszydokonałasiętwojapierwszaprzemiana?
Przemiana bez wskazówek kogoś w pobliżu. Boże, to musi być koszmar. Odwrócił głowę. Patrzył
przezokno.
-Myślałem,żeumieram.
Emilynicniepowiedziała.Poprostuczekała.
-Mojekościwydłużałysię,skręcały.
Wykrzywiłswojeusta.
-Czywieszjaktojestusłyszećchrzęstwłasnekości?
108
Nie,niewiedziała.
-A...aleniesądziłam,żebyprzemianabyłabolesna.
Powiedzianojej,żetouczuciejestjakłagodneoparzeniesłoneczne,którerozprzestrzeniasięnacałe
ciało.
-Pierwszy raz taki jest. Cholernie bolesny. Jakby wszystko w tobie miało wybuchnąć. Wszystko
zmieniakształt,przekształcasię.
Najpierw zmieniły się moje paznokcie, urosły do szponów. Potem moje zęby – stały się ostrzejsze i
dłuższe.Potempojawiłosięfutro.
Colinprzerwał,potrząsającgłową.Spojrzałnanią,aonawidziałabolesnecienieprzeszłościwgłębi
jegooczu.
-Starałamsięwołaćopomoc,aledotegoczasuniemiałemjużludzkiegogłosu.
-Gdyjużsięprzemieniłeś,jaksięwtedyczułeś?
-Jakdziwadło.
Emily chwyciła swój notatnik i zaczęła notować uwagi z pamięci. Traumatyczna pierwsza
przemiana.Brakwiedzyoswoim
rodzaju.
-Byłemzwierzęciem.
Zacisnąłmocnoszczękę.
-Niemiałempojęcia,cosiędocholeryzemnąstałoiniewiedziałemjaksięprzemienićzpowrotem.I
przezchwilęmyślałem...
Jejdługopispowędrowałdokartkibyzacząćnotować.
-Copomyślałeś?
Jegooczyzwęziłysię,gdyspojrzałnadługopisinotatnik.
-Niejestemjednymztwoichpacjentów,panidoktor.Niepotrzebujężadnejanalizy.
Jejpalcezacisnęłysięwokółzimnegometaludługopisu.
-Pomyślałam,żemożemiałbyśochotęporozmawiaćo....
-O czym? O moim popieprzonym dzieciństwie? O tych rodzinach zastępczych, których byłem? O
pierwszejprzemianiewpieprzonezwierzęiotym,jakmyślałem,żezwariowałem?
Właściwie,tak.Nabazgrałacośdługopisem.Bliskiszaleństwa.
Poważneproblemyemocjonalnezwrogością.
-Emily?
109
Znieruchomiała.Podniosłagłowę,abyspojrzećnaniego.Colinwstałiruszyłwjejkierunku.Pochylił
sięnadjejbiurkiem,opierającręcenastarymdrewnie.
-Niepotrzebujęabyśgrzebaławmojejprzeszłościiwyjaśniaładlaczego...
Przezchwilęjegowzrokzatrzymałsięnanotatniku,skrzywił
ustagdypowiedział:
-Mampoważneproblemyemocjonalnezwrogością.
Zdecydowała, że najlepszym rozwiązaniem będzie nie poruszanie kwestii, że on ma zdecydowanie
poważnyproblememocjonalnyzwrogością.Więcstarałasiębyćtaktowna.
-Niektórzyludzieuważają,żekluczemdoudanejprzyszłościjeststawienieczołabolesnejprzeszłości.
-Więc ci ludzie są pieprzonymi idiotami. Bolesną przeszłość należy zakopać w ciemnym, zimnym
grobieipozwolićjejtamzgnić.
Cóżtobyłainnateoria.Bardzoostrożnie,Emilyodłożyładługopis.
-Niepowinnamzaczynać...
Urwała,przełknęłaizdałasobiesprawę,żejestzakłopotana.
Przeskakiwanie w tryb psychologa było dla niej drugą naturą. I ból Colina po prostu do niej
przemówił.Oblizałaswojeustaizaczęłajeszczeraz:
-Niepowinnam...
-Niepowinnaśzaczynaćgrzebaćwmojejgłowie?
Jejoczysięzwęziły.
-Niegrzebałamwtwojejgłowie,jakuprzejmiejtoująłeś.
-Kobieto,zarabiasznagrzebaniuwumysłachinnych.
Pochyliłswojeciałodoprzodu.Niespodobałosięjejto,jaknachylał
sięnadnią.Utrzymującswojądominację.Pokazującjejtym,żetoonjestwielkim,silnymdetektywem,
aonapsychologiem,którypowinienpilnowaćwłasnegointeresu.Jejwłasnytemperamentzaczął
iskrzyć.Emilywstała.
-Starałamsięcipomóc,Gyth.Jakjużwspomniałeś,nosiszzesobącholerniedużybagaż.
110
I wściekłość. Bardzo dużo wściekłości. Położyła ręce celowo na stole i pochyliła się do niego.
Wystarczającobliskodopocałunku.
Albo uderzenia. I była bardzo skłonna do obu. Colin spojrzał na nią, tymi błyszczącymi, błękitnymi
oczamipełnymiróżnychemocji.
-Powiedziałemciomojejprzeszłości,ponieważmówiłemdoEmilyDrake.Aniedopanidoktorod
potworów.
Uderzyłowniązrozumienie.
-Trudnomiprzestaćbyćpaniądoktorodpotworów.
Jejgłosbyłbardziejmiękki.WspółpracowałazInnymitakdługo,starającsięuzdrowićichumysły,że
prawiezapomniała,jakwyłączyćtryblekarza.
-Wreszciedoszliśmydosedna,mruknął,cofnąłsięiskrzyżował
ramiona.Nieprzyszedłemtutaj,abywyciągaćmojegównianedzieciństwo.
Emily oblizała usta i zdała sobie sprawę, że była bardzo blisko spieprzenia pewnych rzeczy między
nią,aColinem.Musiałazacząćpostępowiecznimbardziejjakkobieta,amniejjakpsycholog.
-Wporządku.Przepraszam.
Ibyłojejprzykro.Przykro,żenaniegonaciskała,przykro,żestarałasięgotraktowaćjakpacjenta.
-Poprostuniepróbujtegorobićponownie,panidoktor.
Tegoniemogłaobiecać.
-PosłuchajColin,trudnotowyłączyć,wiesz?
Byłwjejgabinecie,siedziałnajejkanapieikiedyzacząłmówićprzełączyłasięnatrybdoradcy.
-Postarajsię.
Zwęziłaoczy.
-Zobaczę,cobędęmogłazrobić,ihej,możepostaraszsięprzestaćbyćtakimdupkiem?
Zamrugał,zaskoczonyjejnaganą,wygłoszonątymswoim,miękkimjestem–profesjonalistkągłosem.
Wtedypodniósłgłowędogóryiroześmiałsię.Emilywalczyłazuśmiechem,którywypływałnajejusta.
Dobrze.Wyglądanato,żewrócilinapewnygrunt.
-Zgoda.
111
Colinchodziłpojejgabinecie,przypatrującsięksiążkąnapółkachiobrazomRorschach1naścianach.
Pokilkuchwilach,powiedział:
-Muszęonichwiedzieć.Muszęwiedziećzczymbędęmiećdoczynienia.
Tak, rozumiała to. Colin był źle przygotowany do zmierzenia się ze światem Innych, szczególnie
biorąc pod uwagę w jaki szorstki sposób został wprowadzony do świata Innych. Zanim jednak
rozpocznietąlekcję,musiałazadaćmuparępytań.
-Awięcspotkałeśinnychzmiennych?
WszyscyInnirodzilisięinstynktownązdolnośćdorozpoznawaniawłasnegogatunku.Demonywidziały
przez poświatę innych demonów. Zmienno kształtni wyczuwali innych, dzięki wyostrzonym zmysłom
węchu. Czarownice i czarodzieje wyczuwali przyciągającą moc swoich braci. Tak to działało. W taki
sposób to się zawsze rozgrywało. I bez względu na przyczynę, Emily urodziła się z możliwością
rozpoznawania ich wszystkich. Mimo, że nie przynależała do żadnego z ich gatunku. Colin dotknął
okładkijednejzksiążek.
-Tak,było.Razalbodwa.
-Możesz...ichwyczuć,prawda?Wyczuwaszróżnicęwzapachumiędzyzmiennym,aczłowiekiem?
Ztegocowiedziała,zmiennokształtniniewidzielibestii,którąnosiliwsobie.Niewiedzielizłotego
blasku,któryotaczałichciało.
Tobyłocoś,cotylkoonawidziała.
-Tak,czujęichzapach.
Pokręciłgłową.
-Wszyscypachniemyjakzwierzęta.
Jejnoszmarszczyłsięnato.JejraczejpodobałsięzapachColina.
-Cóż,wszyscyInnimająsposóbbywyczućswójrodzaj.
Demonymogądojrzećprzezpoświatęczarneoczy,któreichznaczą,czarownicywyczuwająprzepływ
mocy,gdyktóryśjestwpobliżu,dżinymogąusłyszećmyślipodobnychdonich,zaklinaczemogą....
Spojrzałnaniąunoszącczoło.
-Kimsązaklinacze?
1 Hermann Rorschach - szwajcarski psychiatra i psychoanalityk, twórca testu plam atramentowych
Rorschachastosowanegodlacelówklinicznychwpsychopatologiidiagnostycznej.
112
-Słyszałeśozaklinaczachwęży,prawda?
Colinskinąłgłową.
-ByłemwIndiach.Tofaceci,którzysąotoczenikoszamizkobrą.
-Właśnie.
Cóż,właściwietoniedokońca.
-Zaklinacze są istotami, które mogą komunikować się z niektórymi zwierzętami. Mogą z nimi
rozmawiać.
Niektórzyzaklinaczerozmawiajązwężami,niektórzyzptakami,innizpsamilubkotami.
-JakwielerodzajówInneistnieje?
Och,tobyłatatrudniejszaczęść.
-Pomyśl o każdej legendzie, o każdej magicznej istocie, o której kiedykolwiek słyszałeś, a następnie
wyobraźsobie,żetewszystkiehistoriesąprawdziwe.WtedymaszodpowiedźilujestInnych.
Setki,tysiącerodzajów.Niektóremiłeiżyczliwe.Niektóreprzeraźliwiezłeiniebezpieczne.Podobnie
jakuludzi.
-Tomiastowydajesiębyćzamieszkaneprzezwięcejniżjednegonadnaturalnego.Kiedymieszkałemw
Grisam,Illinois,niebyłożadnychinnychtakichjakja.
-Notak,alegdybyśudałsiędoChicago,znalazłbyćsetkiNadnaturalnychIstot.
Lubilidużemiasta.Wrzeczywistościkochalije.
-PomyślotymColin.Gdziełatwiejsięukryć?WmałymmiasteczkuwAmeryce,gdziesąsiedziznają
każdytwójruch?Czylepiejudaćsiędodużegomiasta,gdzie...
-Możnaznikająwtłumieiwszyscybędąmiećwdupieto,corobisz,Colindokończyłzanią.
-Dokładnie.
Odczekałachwilkę,skupiającsięizapytała:
-Czytowłaśnieniejestpowód,dlaktóregotytuprzyjechałeś?
-Tak,tak,myślężeotochodziło.
Przeczesałrękąswojewłosy.
-Porozmawiajmynajpierwodemonach.
-Cochceszwiedzieć?
-Oniszybkosięleczą,prawda?
113
Pojejlekkimskinieniugłowykontynuował:
-Ocochodziztymipoziomamimocy,októrychciąglewspominasz?Poziompierwszy,poziomdrugi–
cotoznaczy?
-Demonymogąposługiwaćsięmagiąpodobniejakczarownicy.
Demony niskiego poziomu, pierwszego lub drugiego, mogą robić małe rzeczy, takie jak zapalenie
świeczki lub sprawienie, że wiatr przemieści się przez pokój. Ale poziom dziewiąty lub dziesiąty – to
była ta zła część, naprawdę zła – mogą tworzyć tornada, wywołać piąty stopień alarmu
przeciwpożarowego,anawetkraśćumysłyinnychludzi.
-Co?
Podszedłdoniej,marszczącbrwi.
-Chceszpowiedzieć,żecidraniemogąkontrolowaćludzi?
-Czasami.
Tobyłapierwszareakcjademonów,gdyspotykaliczłowieka.
-Jeśli demon jest wystarczająco silny, może skierować swoją wolę do czyjegoś umysłu, może ją
kontrolować,anakoniecmożejąubezwłasnowolnić.
Colinchodziłwokółjejbiurka,stająckilkakrokówodniej.
-Czywłaśnietoprzydarzyłosiętobie?
-Co...comasznamyśli?
Widziałalekkizarostnaliniijegoszczęki.Izbytdużodomysłówwjegooczach.
-Powiedziałaś,żeprawiewpadłaśwśpiączkęprzezjednegoz
Innych. Facet, który to zrobił, był demonem, prawda? Jeden z tych o poziomie dziewiątym lub
dziesiątym.
Niemasensuzaprzeczać.
-Tak.
Patrzyłanagręmięśniwzdłużjegoszczęki.
-Gdzieonterazjest?
Wjegogłosieukrytabyławściekłośćiprzezchwilęwidziałablaskbestiiwjegooczach.
-Toniematerazznaczenia.Tobyłodawnotemu.
IMylesniemógłskrzywdzićnikogoswojąmagią,jużnie.
-Jużcimówiłam,wypaliłsię.
Samaspaliłategodrania.
114
-Czyjegomocpodziałałabynamnie?
Zanimzdążyłamuodpowiedzieć,kontynuowała:
-Niol próbował czegoś na mnie na tyłach baru. Wyczułem silną zmianę w powietrzu, ale nic się nie
stało.
-Nie.
Zmienno
kształtni
byli
najpotężniejszymi
wśród
istot
nadprzyrodzonych,ponieważniemielitylkojednegociałaijednejduszy.Zmiennokształtniposiadali
podwójneciałoiduszę.Itasiławypływającaztejpodwójnejwięzibyłazbytsilnabydosięgnąłjądotyk
demona.
-PotężnyzmiennokształtnyjestjedynymInnym,którymożedorównaćmocydemona.
-Cóż,nareszciecośdobrego.
Nadalmiałzaciśniętaszczękęiprzezchwilęjegooczywydawałysięiskrzyć.
-Jakdocholeryudałocisiępoznaćfacetatakiegojakon?
Emilyprzełknęła.Zastanawiałasięnadtym,pojegopytaniu.Ikiedywepchnęłasięwcześniejdojego
prywatnegożycia,cóż,zorientowałasię,żeonrównieżzasłużyłbypoznaćtrochęzjejprzeszłości.
-Czyonbyłtwoimkochankiem?
Potrząsnęłagłową.
-Nie,onbył...
Cholera.Kimonbył?
-Przez całe moje życie, nigdy nie pasowałam do ludzi. Oni nie rozumieją mnie i wątpię, czy
kiedykolwiekimsiętouda.
Patrzyłnaniąwmilczeniuiwiedziała,żejąrozumiał.
-Kiedymiałamosiemnaścielat,natknęłamsięnabarNiola,przyciąganaprzezmagię,którączułamw
powietrzu.Wiedział,żejestemczłowiekiem,oczywiście,alewpuściłmnie.Myślę,żegobawiłam.
Aonpatrzyłnanią,zawszepatrzyłnaniątymibezdennymi,czarnymioczami.
-Niolbyłtym,któryprzedstawiłmnieMyles’owi.
115
Odsamegopoczątkuwyczuwałamrocznefalemocy,któreotaczałyNiolaizwyklestarałasiętrzymać
jaknajdalejodniego.PotymjakzaaranżowałjejspotkaniezMyles’em,cóż,wtedyjużwiedziała,jakim
prawdziwymdraniembyłNiol.Colinzesztywniał.
-Myles?
-Uroczydemon,któryzaatakowałmniewRaju.
Jegoręcezacisnęłysięwpięści.
-Wiesz,czasamizastanawiamsięnadtym.Czasamimyślę,że...
-Co?
-ŻeNioltestowałmnie.
Emilypokręciłagłową.
-Aletoniemażadnegosensu,prawda?
To były podejrzenia, których nie mogła się pozbyć. Niol przypadkowo przedstawił jej Myles’a, gdy
stała kołysząc się w rytm muzyki. Każdej nocy, gdy wracała do Raju, Myles tam był, czekając na nią.
Zawszemiły.Zawszedżentelmen.Donocy,wktórejjązaatakował.ANiolobserwowałzcienia.
-Nieuważam,bycholerniedużoztegocorobitendrańNiolmiałosens.
Tak, on chyba miał rację. Alarm w zegarku na jej nadgarstku zaczął wibrować. Emily westchnęła
ciężko.Dwunasta,czasnaspotkaniezMargie.Colinzmarszczyłbrwiisłabeliniewokółoczupogłębiły
się.
-Cotodocholerybyło?
Stary,dobrysłuchzmiennokształtnych.Emilypodniosłanadgarstek.
-Mójalarm.Nadszedłczasnamojego,kolejnegopacjenta.
Icieszyłasięztego.Tobyławpewnymsensieulgadlaniej.
-Innymisłowy,toznaczy,żenadszedłczasbymsobieposzedł.
Lekkienapięciezniknęłozjegotwarzy,austawykrzywiłysięwpół
uśmiechu.
-Wporządku,panidoktor.Zobaczymysiędziświeczorem.
-Wieczorem?
-Oczywiście.
Uniesionądłoniądotknąłjejpoliczka.
-Kiedywpadnędociebie.
116
Ścisnęłojąwżołądku.Zoczekiwania,niestrachu.
-Nieprzypominamsobie,żebymcięzapraszała.
Colinzniżyłgłowękuniej.
-Musimyskończyćnasząlekcję.
LekcjaoInnych.
-Umm,racja.
Jedna,czarnabrewsięuniosła.
-Czyżbymsłyszałrozczarowanie?
Zarumieniłasię.Trzebatosprostować.
-Ja...
Jego wargi natarły na jej. Ciepłe. Wilgotne. Otwarte. Boże, uwielbiała sposób w jaki ją całował.
Uwielbiałapowolnyruchjegojęzykawewnątrzswoichust.Atenfacetsmakowałtakdobrze.Jakbogaty
smakczekolady,aonazawszebyłaprawdziwymsmakoszemczekolady.Odsunąłsiępowoli.
-Wieszco,panidoktor,cieszęsięjakcholera,żeniebyłaśkochankąNiola.
Takjakona.
-Ateraz,kiedybyłemjużwtwoimgabinecie,będęmiećfantazje.
Byłajużgotowabymiećkilkawłasnych.Colinposłałspojrzenienajejkanapę.
-Główniebędądotyczyćtejkanapy.Ztobąnaniej,nagą,oczywiście.
Oczywiście. Cholera. Zrobiło się gorąco. Nie powinna wkładać czarnego golfa. Ach, do diabła nie
powinnasięoszukiwać.Byłapoprostucholernienapalona.Ponieważrównieżwyobraziłasobiejegona
jejkanapie.Iwjejfantazjionzdecydowaniebyłnagi.
Spokojniedziewczyno.Czekanaciebiepacjent.Toniejest
właściwyczasnadzikiseks.
-Dozobaczeniawieczorem.
Opuściłrękę.
-D...dobrze.
Colin poszedł w stronę drzwi. Emily powoli podążyła za nim, próbując go uspokoić bicie swojego
serca.
-DobrywieczórdoktorDrake!
117
WesołygłosMargiepowitałjąwchwil,gdyweszładoholu.
Emilyzmusiłasiędoprzyjaznegouśmiechu.LubiłaMargie,naprawdęcieszyłasięzichsesji,alewtej
chwilimogłałatwoprzeklnąstarsząkobietęijejzamiłowaniedodoskonałejpunktualność.Kilkaminut
bydoprowadzićjejciałozpowrotemdopełnejkontroli....towszystkoczegochciała.
-Witaj,Margie.
W swoich późnych lat siedemdziesiątych, ze swoimi włosami przetykanymi solą i pieprzem, Margie
byłauosobieniemelegancji.
Byłaubranawnieskazitelną,wysokiejklasyodzieżichmuryfrancuskichperfumwisiaływpowietrzu
wokółniej.Dużywiklinowykoszstałnakrześleobokniej.Koszyk,którynajwyraźniejsyczał.
ColinzatrzymałsięiprzeszyłspojrzeniemMargieijejkoszyk.
Margieuśmiechnęłasięniewinniedoniego.
-Witampana.
Koszyk syknął, bardzo głośno, bardzo niezadowolony syk, który przeciął potencjalne słowa Colina.
Emilyodchrząknęła.Czasna
interwencjęzjejstronęzanimColinzaczniesięzaprzyjaźniaćzmoją
pacjentką.
-Dziękizawizytę,detektywie.Wyczekujęnaszegonastępnegospotkania.
Oderwałwzrokodkosza.
-Jarównież,panidoktor.Jarównież.
Potemjużgoniebyło.
-Hmmmph.
Pomruki pochodziło od Vanessy, która znajdowała się na końcu pomieszczenia, dokładnie na
przeciwkoMargieijejkosza.W
rzeczywistościVanessawyglądałajakbystarałasięzniknąćzagazetą.
VanessęniecieszyływizytyMargietakjakcieszyłyEmily.Aleszczerzemówiąc,jejniechęćniemiał
nicwspólnegoosobiściezMargie.
Emilyskinęłanaswojąklientkę,abyposzłazaniądownętrzagłównegogabinetu.Zamknęładrzwiz
cichym kliknięciem i patrzyła jak jej pacjentka ostrożnie stawia koszyk na kanapie. Następnie Margie
uniosłaokrągłewieko.Sykbyłydużo,dużogłośniejteraz.
Emilypodeszładoswojegobiurka.Podniosładługopis.
118
-Cowydajesiębyćnaszymdzisiejszymproblemem?
Margiewyciągnęładużego,birmańskiegopytonaalbinosazkosza,jejpalceprzesunęłysiępocieleo
jasnymkolorze.Wążrozciągnąłsiępodjejdotykiem,pomarańczoweiżółteznakinajegocieleprzykuły
uwagęEmily.Następniewążzasyczałponownie.
-Och,George,przestań.
Margieskrzywiłasiędowęża.
-Byłtakprzezostatniedwadni.Syczy,syczy,syczy.Aleniepowiedziałanijednegosłowadomnie.
Emilychwyciłaswójnotatnik.TerapiamilczeniaGeorge’a,
znowu.
-Zaczęłosię,odtego,żemiałamwizytępewnegodżentelmenawpiątek.
Margiezaczerwieniłasięlekko.
-Cóż,Georgiespojrzałnaniegoipróbowałowinąćsięwokół
jegonóg...
-Słyszałem,żemiałeśtrochęemocjiostatniejnocy.
Brooksodchyliłsiędotyłunakrześleiprzesunąłpalcempobrodzie.
-Skoczyłeśdoalejkizeswojąpięknąpsycholog,co?
Wjegogłosiebyłosłychaćodrobinęhumoru,alewyczekująceskupieniebłyszczałowjegooczach.
-Tak,jakieśpunkowcy–demony–napadlinanas,gdywychodziliśmyzOdnalezionegoRaju.
Pokręciłgłową.
-Mundurowiwysłalipatrol,ale–Colinwzruszyłramionami–wtejczęścimiasta,łatwojestzniknąć,
jeśliniechceszdaćsięzłapać.
ColinwyciągnąłaktaMyers’a.
-Hej,powiedzmi,czyprzesłuchałeśdziewczynę?
-Tak.
Brooksgwizdnąłcicho,gdywyciągałsięnakrześle.
-Jednaztychładnych,dziewczynzokładek,zbytszczupłajaknamójgust,alenadal....
-GdziebyłaGillian,gdyPrestonzostałzabity?,zapytałColin,przerywającjegosłowa.
119
Trzebabyłotakzrobić,gdyBrookszaczynałmówićopięknychkobietach.Wprzeciwnymrazie,facet
poprostunawijałbydalej.
Brooksmrugnął.
-KimdocholeryjestGillian?
Pochyliłsiędoprzodu,siadającprostoiruchemrękiwskazałnadokumenty.
-DziewczynąfacetabyłaHilaryBishop.Znaszją,jestsiostrzenicaburmistrzai....
-Maminformacjezdobregoźródła,żeofiarabyłazwiązanazGillianNemont.
Zatrzymałsięnachwilębyprzetrawiłtonazwisko.
-Czytocościmówi?
Jegopartner,potrząsnąłgłową.
-Nigdyoniejniesłyszałem.Anidorodziny,znajomychczysąsiadówofiary.
Uśmiechnąłsiętymswoimzaufajmiuśmiechem.
-Iuwierzmi,gdybyoniejwiedzieli,jużbymotymwiedział.
-Musimyjąznaleźć,powiedziałColin,przesuwającaktanakrawędźbiurka.
WięcGillianbyławstydliwym,małymsekretemofiary...Ale czy była tajemnicą, która doprowadzi
ichdojegozabójcy?Jesttylkojedensposóbbysiętegodowiedzieć.
Mniejniżgodzinępóźniej,ColiniBrooksstaliprzedapartamentemGillian.Kiedyzobaczyli,żezamek
zostałuszkodzony,żedrzwikołysałysięnazawiasach,obajmężczyźnisięgnęlipobroń.
-Będęcięosłaniał.
Brooksruchemwargwypowiedziałtesłowa.Colinskinąłgłową.
Przybliżyłsiędościany,uderzyłpięściąwdrewnianedrzwi.
-GillianNemont!Tupolicja!Musimyztobąporozmawiać!
Żadnej
odpowiedzi,
ale
po
wcześniejszych
spostrzeżeniach
dotyczącychzamkawdrzwiach,niemożnasiębyłotegospodziewać.
Spróbowałjeszczeraz.
-PaniNemont!Wchodzimydośrodka!
Uniósłbroń,wziąłgłębokioddechipchnięciemotworzyłdrzwi.
Zajrzał do środka, nadal blisko ściany, rzucając szybko okiem na mieszkanie. To miejsce zostało
zdemolowane.Krzesłabyły120
porozrzucane,akanapabyłapociętanadrobnekawałki.Gazetyiksiążkizaśmiecałypodłogę.
Colinzacząłsięprzemieszczaćwolnymkroczkamiprzyścianiewprawo,wkierunkupomieszczenia,
którewydałomusięsypialnią.
Brooks skradał się w lewą stronę. Colin skręcił za róg. Znalazł jeszcze większy chaos. Potłuczone
lustro,porąbanykredens.AleGilliananiśladu.
-Wyglądanato,żektośnasubiegł,mruknąłBrooks,gdyopuścił
broń.Cholera,takobietamusiałanieźlekogośwkurzyć.
Westchnąłpowoli.Colinzajrzałdomałejszafy.
-Jejrzeczyzniknęły.
Nie rozrzucone na podłogę. Nie rozerwane na strzępy. Po prostu zniknęły. Przeszedł do łazienki.
Brooks był już w małym pokoju, rozglądając się dookoła na odłamki, które kiedyś były łazienkowym
lustrem.
-Niewidzęszczoteczkidozębów,czypastydozębów.
Brooksspojrzałnaniego.
-Wyglądanato,żenaszadziewczynawyszłazanimzjawiłsięniszczyciel.
-Musimyściągnąćtujednostkęodmiejscazbrodni.
Colin sięgnął po telefon komórkowy. Dotykał tylko drzwi by wejść do środka. Może będą mieli
szczęścieiznajdajakieśodciskipalcówwmieszkaniu.
-Jakie są szanse, Brooks zaczął powoli kierować się z nim do drzwi, że w mieszkaniu tej kobiety –
kobiety,októrejmówiłeś,żebyłakochankąPrestona–akuratmusiałozostaćzdemolowane?
-Powiedziałbym,żeszansesąbardzowysokie,...żeGilliancoświe.
Ajeślionaucieka,awszystkonatowskazywało,będąmiećcholernątrudność,żebyjąodnaleźć.
-Myślisz,żeznalazłto,czegoszukał?
Brooksprzesuwałspojrzeniemposalonie,jegooczyzatrzymałysięnapołamanychmeblachirozbitym
monitorzekomputera.
Colinwzruszyłramionami,kiedywybierałnumerbypołączyćsięzcentralą.
-Możebyćtak,żenieszukałniczego.
121
Brookspodniósłbrwi.
-Uważasz,żetobyławiadomość?
Obaj widzieli już podobną sytuację wcześniej, oczywiście. Domy zdemolowane, zniszczone
samochody,wszystkopotobyzastraszyćświadkaprzedrozmowązpolicją.
-Tak,myślężeotochodziło.
Brązoweoczyjegopartnerazwęziłysię,gdyprzyglądałsiępodłodze.
Rozglądającsię,wyciągnąłparęlateksowychrękawiczekztylniejkieszeni.
-Coznalazłeś?
Brooksodsunąłnabokdrewnianystolikdokawy.
-Wyglądatonaterminarz.
Podniósłmałą,niebieskąksiążeczkę.
-Możeudanamsięprześledzićnasządziewczynęzanimpostanowiłaopuścićtomiejsce.
Zanimpostanowiłaopuścićtomiejsce.Ładnaprzenośnia.
-Masznamyśli,zanimzaczęłazwiewaćtakszybkojakmogłaprzedpsycholem,któryjątropi?
-Tak,towłaśniemiałemnamyśli.
Przerzucałkartkiterminarza,przesuwającpalcempokartkach.
-Zobaczmy,conaszapaniporabiaławdzieńzabójstwaPrestona.
Gwizdnął.
-Cóż,niechmnieszlak.
Operatorcentraliwłaśnieodebrał.Pytałoadresmiejscazbrodni.
-Poczekajchwilkę.
Colinzmrużyłoczy.
-Cotammasz?
Brooksuniósłterminarz.
-SpójrznaspotkanaGilliannagodzinępierwszą.
Jego oczy skupiły się na środku strony. Zobaczył małe, kobiece pismo. 2301 Mistro Tower. Doktor
Drake.Ostrenapięciespięłojegociało.2301MistroTower.Tobyłgabinetpanidoktor.GillianNemont
byłazobaczyćsięzEmily.
-Czynaszpanidoktor,wspomniała,żeznapaniąNemont?
Głos Brooksa był zimny. Wspomniał swojemu partnerowi, że on i Emily odkryli kochankę Prestona.
Oczywiścieniewspomniałfaktu,że122
wskazał im ją demon. A teraz wyglądało na to, że nie był jedynym, który zatajał informacje przed
partnerem.
-Wspomniała?Brooksnaciskał,zpodejrzeniemwswoichoczach.
Operatorcentralimarudziłjejdoucha.
-Nie,wkońcupowiedziałColin,bardzościszonymgłosem.Niewspomniała.
Ibyłpewnyjakcholeradowiedziećsię,dlaczegopanidoktorniewspomniałaotymważnym,małym
szczególe.
123
Rozdział8
Colinprzyjechałdoniejtużpoósmeji,wchwilgdywszedłdojejmieszkaniaEmilywiedziała,żecoś
byłonietak.Choleranietrzebabyłomiećpsychicznegodarubywiedzieć,żefacetjestwkurzony.
Colinminąłjąbezsłowaiszarpnąłzaswojąkurtkę.
-Cóż,teżcięwitam,mruknęłazamykającdrzwi.
Popocałunkuwjejbiurzezpewnościąspodziewałasięinnegopowitania.Poprawka,onaoczekiwała
innegopowitania.
-Zgaduję,żemiałeśzłydzieńnakomisariacie,co?
Podążałazanim.Pozaledwiejednejwizycie,wydawałosię,żefacetczujesięjakusiebiewdomu.
Colinrzuciłswojąkurtkęnakanapę,potempodszedłdokominka.
-Złydzień?
-Możnatakpowiedzieć.
Mięśniedrgaływzdłużjegoszczęki.
-Muszęcizadaćparępytań,panidoktor.
Brzmiałpoważnie.Bardzopoważnie.Nerwoweskurczepojawiłysięwjejpodbrzuszu.
-Uch,wporządku.
Usiadłanakanapie,przesunęłakurtkęnabokistarałasięnierozważaćszczegółów,któresprawiały,że
dziświeczoremnicnieszłozgodniezplanem.
-Dlaczegominiepowiedziałaś,żeznaszGillianNemont?
Zamrugała.
-Co?
Zbliżyłsiędoniej.
-Słyszałaśmnie.
Emilypokręciłagłową.
-Niepowiedziałamci,bojejnieznam.
Coskłoniłotegofaceta,żezacząłwątpićwjejsłowa.
-Miałaztobąumówionespotkaniewostatnipiątek.Opierwszej.
-Nie–powiedziałamu,napotykającjegoprzeszywające,niebieskiespojrzenie–niemiała.
124
Przechyliłgłowęnabok.
-Twojeimięinazwiskobyłowjejterminarz.Twójadres.
-Mówięci,żenieznamtejkobiety.Słuchaj,dlaczegopoprostujejniezapytaszi...
-Niemożnategozrobić.GillianNemontzniknęła.
-Zniknęła?
Och,toniebrzmiałozbytdobrze.
-Sąsiedzimówią,żewidzielijąwubiegłąśrodę.Wrzuciłaswojąwalizkędosamochoduiodjechała
takszybkojaktylkomogła.
Patrzyłnaniąoczamibezwyrazu,wyczekując,oczekującjejodpowiedzi.
-Niepokazałasięwpracyodtegoczasu.
Wyczułajegopodejrzeniawiszącewpowietrzu.
-SłuchajColin,nieznamtejkobietyi...
-Niejestpacjentką?
-Właśniepowiedziałam,żejejnieznam!
-Aletychroniszswoichpacjentów,prawda,panidoktor?
Wtympytaniukryłosięzbytwieleniewypowiedzianychinsynuacjibyjezignorować.Emilywstała.
-Dążę do tego by zachować ich poufność, tak, ale nie będę chronić kogoś, kto był zamieszany w
morderstwo,jeśliotochciałeśzapytać.
Pytania,sugestie,wyglądanato,żejestichcholerna,całalista.
Jejsercezaczęłogwałtownieuderzać,dłoniezacisnęłysięwpięści.
Colin myślał, że go okłamała, a może nawet myślał, że chroni mordercę. Dyskusja o braku zaufania.
Aletysamaniemaszdoniego
zaufania,nomożeniedokońca.Iprawiesięznimkochałaśzeszłego
wieczoru, dokuczliwie przypomniał jej wewnętrzny głos. Wygląda na to, że oboje mają problemy z
zaufaniem.Niejesttodobryznak.
-Jeśliminiewierzysz,dlaczegoniezapytaszVanessy?Onacipowie,żenieleczyłamGillian.
-Mójpartnerprzesłuchujejąwłaśnieteraz.
Skrzyżowałręcenaswojejpiersi.
-Więcjeślijestcoś,cochciałabyśwyjaśnić,panidoktor,terazjestnatoczas.
Drań.
125
-Pracujęztobąnadtymdochodzeniem.
Powiedziałanawypadek,gdybyzapominał.
-Niejestemjednąztwoichpodejrzanych,idocholeryniepozwolęsiętraktowaćjakjednaznich.
Ciche dźwięki dobiegły z jej kuchni. Kolacja. Emily wyminęła go. Czuła się teraz jak idiotka. Jak
skończonaidiotka.Niebyłomowy,żebyonidwojeusiedliwspólniedoromantycznejkolacji.Tenkretyn
myślał,żeona–ach,dodiabła,nawetniewiedziała,coonmyślał.
Otworzyła piekarnik i wyjęła lazanię, którą tak starannie przygotowała. A szefem kuchni to ona na
pewnonie była. Jednakz biegiem latnabrała wprawy, co doniektórych potraw, alazania była jedną z
nich.Położyłanaczynienakuchence,odwróciłasię...
I ujrzała Colina stojącego w drzwiach, omiatającego spojrzeniem stół, dwa talerze, dwie świece.
Rumieniecwystąpiłnajejpoliczkachitoniezasprawąciepłapochodzącegoodpiecyka.
-Gotowałaś.
Cóż,czywrezultacieniebyłonPanemSpostrzegawczym.Aonakrólowągłupoty?Powiedziałjej,że
przyjdzieporozmawiaćo
Innych,anienarandkę.Aonanadaltraciłaczasnatenposiłek.
Zmarnowała czas na kąpiel i ubieranie się. Zostawiła nawet rozpuszczone włosy, których Colin
wydawałasięniezauważać.
-Cóż,muszęjeść,wymamrotała,krzyżującramionanapiersi.
Wjakisposóbmasięgopozbyćzjejdomu?Jegonozdrzadrgnęły.
-Ładnepachnie.
-Ummm.
Jejprawastopazaczęłauderzaćopodłogę.Postanowiłaspróbowaćbezpośredniegopodejścia.
-Chcężebyśwyszedł.
Colinzamrugał.
-Właściwietoteraz.Chcężebyśwyszedłteraz.
Zanimonawkurzysiębardziej.Pokręciłgłową.
-Musimyporozmawiaćodochodzeniu...
-Masznamyślizadawaniemiwięcejpodobnychpytań.
Odspecaodprofilidopodejrzanej,wciągudwudziestuczterechgodzin.Zakładała,żetoniezdarza
sięzbytczęsto.Wrzeczywistości,126
mogła się założyć, że przydarzyło się to tylko jej. Pani doktor od potworów wychodzi z ukrycia.
Skrzywiłusta.
-Wykonujęmojąpracę.Musiałemzapytać....
Charakterystycznydzwonekztelefonukomórkowegoprzeciąłjegosłowa.Emilyuniosłabrwi.
-Lepiej,żebytobyłBrooks.
KtórydzwonibyzdaćraportorozmowiezVanessą.Colinwarknąłichwyciłzatelefon.Emilypatrzyła
wprostnaniego,pragnącusłyszećprzynajmniejczęśćjegorozmowy.
-Tak,Brooksjestemtuteraz.
Pauza.
-Więconapotwierdzaspotkanie?
Co?
Nic
cholernie
prawdopodobnego.
Nie
było,
żadnego
zaplanowanegospotkaniazGillianNemont.
-Huh.Tojestbardzointeresujące.
Interesujące,żemiałaspotkaniezklientką,którejniepamięta.Tak,napewnomogłabytakpowiedzieć.
Colin nagle wybuchnął śmiechem, który ją zaskoczył. Śmiech? Och, ten facet zaczynał działać jej na
nerwy.
-Myślę,żetorównieżmożeokazaćsięinteresujące.
Krótkaprzerwa,anastępnie:
-Pogadamyjutro.Oósmej,wporządku.
Wcisnąłprzyciskbyzakończyćrozmowę.Przechyliłgłowę,gdyspojrzałnanią.
-Wyglądanato,żespotkaniemiałosięodbyćwostatnipiątek.
Jejoczysięzwęziły.
-Nie.Miałam.Żadnego.Spotkania.Z.Gillian.Nemont.
Wypowiadałasłowapowoli,celowo.
-Nie,niemiałaś.
Jegokrótkieiprostestwierdzenie,skuteczniejąuciszyło.
-MiałaśumówionespotkaniezMichelleTome.CoścoVanessanazwałazapoznaniem.
Wsunąłtelefonkomórkowydokieszeni.
-Mójumysłzastanawiasiętylkoczymto„zapoznanie”mogłobybyć?
Odpowiedziaławyuczonąregułkązpamięci.
127
-Zawsze zapoznaję się z każdym, kto jest zainteresowany moimi usługami. Zanim dokonam
jakiejkolwiek oceny, zanim zgodzę się pracować jako doradca, zapraszam ich by do mnie przyszli.
Siadamy,rozmawiamyi...
-I ty używasz swojego psychicznego daru by dowiedzieć się, czy twój przyszły klient jest zwykłym
człowiekiemczyjednymzInnych.
Emily
skinęła
głową.
Równie
często
podczas
tych
zapoznawczych spotkań opuszczała częściowo swoją tarczę ochronną by móc zapoznać się z mocą
danej osoby. Jeśli wyczuła skazy ciemności lub moc, która była zbyt niekontrolowana, uprzejmie
odpowiadała,żenieprzyjmujeteraznowychpacjentów.
-VanessapowiedziałaBrooks’owi,żeMichelleTomenigdynieprzyszłanatospotkanie.
Ipomyśleć,żeMichelleiGilliantotasamaosoba.
-Dlaczegoużyłapseudonimu.Toznaczy,itakbymjąprzecieżpoznała.
-Niewiem.IstniejewielerzeczyoktórychniewiemnatematpaniNemont.
-Myślisz,żejesteśwstaniejąznaleźć?
Żywą.
-Postaramsię.
Ostatecznieniebyłatoodpowiedź,którejsięspodziewała.
Myślamiwróciładopopołudniawzeszłypiątek.Byławściekła,kiedyVanessapowiedziałajej,żenikt
nie przyszedł. Teraz poczuła falę wstydu. Ona była wściekła, podczas gdy Gillian – co? Była w
niebezpieczeństwie?Uciekałaodswojegożycia?Zostałazabita?
Emilyprzełknęła.IdlaczegoGillianchciałasięzniąspotkać?Możesiętegonigdyniedowiedzieć.
-Panidoktor,Emily,musiałemcięoniązapytać.
Colinzrobiłkrokwjejstronęzuniesionąręką.Och,terazchciał
zachowywaćsięmiło.Teraz,gdymyślał,żeniejestemmorderczynią
wtejsprawie.Alecholernieirytującebyłoto,żeonatorozumiała.Był
policjantem, pracującym nad najbardziej głośną i priorytetową sprawą w mieście. Znalazł jej
nazwiskowterminarzuGillianNemont.Gdybyniepodążyłzatymśladem,cóż,poddałabywwątpliwość
jegodetektywistycznezdolności.Ijegoetykęzawodową.Alewkońcu128
podjąłtrop.Wkurzyłją,obraził,zrujnowałjejwieczór,alewykonywałswojąrobotę.
-Następnymrazem,Gyth,nieprzychodźdomnieznaładowanąbronią.
Zignorowałajegowyciągniętarękęiodwróciłasiędoniegoplecami.Westchnąłciężko.
-Spieprzyłemsprawę,prawda?
Hmmm. Znów się ujawnił Pan Spostrzegawczy. Ale może jest jeszcze dla niego nadzieja. Emily
odwróciłasiędoniego,trzymającwrękunóż.
-Niepodobająmisiętwojemetody,Gyth,alerozumiemdlaczegomusiałeśmnieprzesłuchać.
I dlaczego Brooks musiał przesłuchać Vanessę. Mogła się założyć, że jej asystentka nie była
zadowolonaztegonajścia.
Środowenocebyłyjejnocamisabatu.Adziświeczór,cóż,adzisiejszysabatmiałwplanachjakieś
powietrznerytuały.
PodejrzewałacomusiałpowiedziałmuBrooks,żewzbudziłwcześniejwdzięczny,męskiśmiech.
-Ach,rozumiesz?
Colinzpowątpieniemspojrzałnalśniąceostrzenoża.
-Umm,następnymrazem–onanaprawdęmiałanadzieję, że nie będzie następnego razu – staraj się
zagraćdobregogliniarza.Tozdecydowaniepójdziecilepiej.
Korzystając z noża, zaczęła ciąć lazanię. Colin nadal stał w miejscu, wyczuwała od niego lekkie
napięcie.Niepowiedziałnic,tylkopatrzyłnanią.Czułajegointensywnespojrzenieskierowanenanią.
Pokilkuminutachniewytrzymała,rzuciłananiegozmrużonespojrzenie.
-Cóż,musimyjeść,prawda?,mruknęła.
Wskazującstół,oznajmiła:
-Siadaj. Nie ma sensu marnować dobrego jedzenia. Poza tym musimy dokończyć naszą lekcję o
Innych.
Onarównieżmogłazagraćkartąprofesjonalistki.Musieli
dokończyćtąlekcję.Ionachciała,żebyonzostał.Wyglądałonato,żeobojemieliproblemywkwestii
zaufania,ale,hejniktniejestidealny.
Niepanidoktorodpotworówiniezmiennokształtny.
129
Aleidealny...idealnytobyłobyzbytnudne,zdałasobiesprawę.
Ażyjąctakdługowsztywnym,harmonogramie–zaplanowanymcodominuty–byłagotowanatrochę
niedoskonałości.Lepiej,żebyzmiennynienawaliłponownie.Jednoostrzeżenietowszystkocouzyskaod
niej.
Więc, koncertowo nawalił. Przynajmniej pani doktor, pozwoliła mu zostać na kolacji. Kolacja. W
rzeczywistości kobieta gotowała dla niego. Ustawiła świece. Ładne talerze. Nie pamiętał, żeby
ktokolwiekwcześniejzrobiłcośtakiegodlaniego.Oczywiściedzieliłwiększośćtegozkobietami.Ale
zwyklewychodzilidorestauracji.Iteostatnierelacjekończyłysiętylkonakilkuprzygodachseksualnych
i paru fantastycznych posiłkach. Nigdy nie miał przyjemnego relaksu przed randką. I, tak, mimo, że
spędził pierwsze pół godziny na maglowaniu jej, wciąż uważał, że to jest randka. Oboje tak uważali.
Zastanawiał
się,czypanidoktorpozwolimudostaćsiędodrugiejbazy.Facetmożemieśnatonadzieję.
-Więc,tojestzasadniczaróżnicamiędzyczarodziejemaczarnoksiężnikiem.Czarnoksiężnicymajątyle
samo moc, ale używają czarnej magii, i jeśli kiedykolwiek popełnisz ten błąd nazywając czarodzieja
czarnoksiężnikiem,cóż–Emilyurwała,upijającdużyłykwina–wtedyjesteśwpoważnychtarapatach,
ponieważwłaśniepoważnieobraziłeśfaceta.
-Dobrze.Będęotympamiętał.
Przezcałąkolację,Emilyutrzymywałarozmowęnatemat
Innych. Teraz wiedział, że zaklinacze mogą rozmawiać z tylko jednego rodzaju zwierzęciem.
Niektórzyzaklinaczerodzilisięzwięziąłączącąichzwężami,niektórzyzptakami,itakdalej.Byłydwa
rodzaje wampirów, zrodzeni z krwi jak siebie nazywali oraz stworzeni. By stworzyć wampira nie
potrzebujesztrzykrotnejwymianykrwijakpisanowksiążkach.Nie,zgodnieztymcopowiedziałaEmily,
wystarczy tylko raz. Ofiara powinna być wysuszona prawie do sucha przez wampira, wtedy niedoszły
wampirmusinapićsięodojca–takEmilynazwałafaceta,ojcaibum,mamygotowego,stworzonego,
nowegowampira.
130
Oczywiście wypytywał ją również o zmienno kształtnych. Miała rację, kiedy wspomniała wcześniej,
żemógłwyczućzapachinnychzeswojegorodzaju.Bomógł.Tobyłdziki,bogatyzapach,któryotaczał
innychtakichjakon.Porazpierwszywychwyciłtenzapach,gdybył
dziewiętnastoletnim
żółtodziobem.
Natknął
się
na
zmienno
kształtnego niedźwiedzia i był tak zdziwiony, że prawie upuścił swoją broń. Niedźwiedź włamał się
doletniskowegodomku,plądrująccałeotoczenie.Kiedyprzybyłnamiejsce,zmiennyprzemieniłsięna
jegooczach,szybka,łatwametamorfozazezwierzęciawczłowieka.
Przepraszałzabałagan,mówiąc:
-Przepraszam,kolego,bestiawzięłagórę.
Zamrugałparęrazy.
-Samwieszjaktojest.
-Więc...–Emilypowiedziałamiękkimgłosem,którysprowadził
gozprzeszłości.Jestcośjeszcze,cochciałbyświedzieć?
-Tak.
Wziął łyk wina. Normalnie nie przepadał za winem. Dajcie mu piwa, a będzie szczęśliwym
człowiekiem.AlewinoEmily,byłobardzodobre.Słodkie.Lekkopikantne.Wsmakuprzypominałomu
ją.Izdał
sobiesprawę,żeminęłojużponadosiemgodzin,odkiedyczułjejustapodswoimi.Cholernie zbyt
długo.
Poruszyłsięnaswoimkrześle.Byłtwardyodmomentu,gdyprzekroczyłprógjejmieszkania.Jejwłosy
byłyrozpuszczone,miękkieijedwabisteukładałysięwokółramion.Miałanasobiecienkąsukienkęna
delikatnych, cienkich ramiączkach. Jedno pociągnięcie, jeden szybki ruch i mógłby się szybko pozbyć
tych paseczków. I mógłby się założyć o miesięczną pensję, że Emily nie miała na sobie biustonosza.
Widział słaby zarys jej sutków. Tych słodkich, idealnych sutków. Mógł nadal czuć je na swoim języku,
widziećjaksięrumieniły,różowenabrzmiałeotoczki.
-Uch,Colin?
Zamrugałizdałsobiesprawę,żeprzyłapałagonatymjakwpatrywał
sięwjejpiersi.Och,świetnie.Zdecydowanietoniejestsposóbby
oczarować kobietę taką jak ona. Grać dżentelmena....to coś czego nie umiał zrobić. Udało mu się
odwrócićwzrokodjejzbytkuszącego131
dekoltu. Złapał jej wzrok utkwiony w nim, szeroko rozszerzone, zielone oczy, kryjące tajemnice za
szkłamiokularów.
-Powiedziałeś,żechceszmniejeszczeocośzapytać.
-Racja.
Postawiłswójkieliszekzlekkimstuknięciem.
-Chodziozmiennokształtnewilki.
Spięłasię.
-Coznimi?
Jejpalceprzesuwałysięposzklanejotoczcekieliszka.
-Czy są naprawdę tak złe, jak mówią ludzie? Inni zmienno kształtni, których spotkałem radzili by jej
omijać,mówiliżesąniebezpieczne.
Niebezpieczne.Tak,tobyłojednoztychsłów,któreusłyszał.
Pozostałe to: psychotyczne, mordercze i prymitywne. Jej palce zaprzestały wędrówki po szkle. Jej
oczypatrzyłyuważnienaniego.
-Zmienno kształtne wilki są bardzo niebezpieczne, Colin. Nie mogę powiedzieć, że to wszystko. W
nich,zwierzę,którewsobienoszą–walczązesobąokontrolęjakmężczyznaikobieta.
-Niektórzymówią,żesąpsychotyczne.
-Todlatego,żeniektóreznichsą.
Niektóre,niewszystkie.Emilyzmarszczyłanoc.
-Zmienno kształtni, generalnie są bardzo rozemocjonowanymi stworzeniami. Ale, cóż, przypuszczam,
żeotymwiesz,prawda?
Posłałamuuśmiech,słabyuśmiech.
-Zmiennokształtnewilki,choćmogętylkoprzypuszczać,mogązwiększyćintensywnośćswoichuczuć
na wyższy poziom. I gdy wilk znajdzie swoją partnerkę, zrobi wszystko i mam na myśli wszystko by
ochronićtąkobietę.Zaatakujekażdego,zabijekogoś,itobędzienicdlazmiennokształtnegowilka,jeśli
jegokobietabędziewniebezpieczeństwie.
-Aleniewszystkiezmiennokształtnewilkiznajdująswojepartnerki.
-Nie.Niewszystkie.
Emilypochyliłasiędoprzodu,jejwypowiedźstałasiębardziejintensywna.
132
-Imyślę,żetowłaśniedlategojesttakiwysokipoziompsychozy.Testworzeniapragnąpartnerkitak
bardzo, potrzebują tak desperacko, i gdy tracą już nadzieję na znalezienie drugiej połowy, cóż, wtedy
tracąkontrolę.
Terazzrobiłosięcholernieciekawie.
-Chcesz powiedzieć, że zmienno kształtni posiadający partnerki nie mają tego psychotycznego
problemu.
-Taksądzę,chybażedomomentu,gdyichpartnerkibędąwniebezpieczeństwie.
Emilypokręciłagłową,cofnęłasięzpowrotemnakrzesło.
-Oczywiście, to jest tylko moja opinia opierająca się na, cóż intuicji, jak myślę. To nie tak, że
przeprowadzałambadanianadtymifacetami.
-Racja.
Oczywiście,nieżebyzmiennokształtnewilkiwystępowałyobficiewpopulacji.
-Ale moja opinia jest również oparta na rozmowach z innymi zmienno kształtnymi - Emily
kontynuowała, swoim poważnym i profesjonalnym głosem. I naprawdę myślę, że to wiele wyjaśnia o
psychicezmiennokształtnychwilków.
Zdałsobiesprawę,żesąinnepytania,którepowinienjejzadać.
-Powiedziałaś,żebyłaśrazzaangażowanawzwiązekzezmiennym.
-Tak.
Słabyodcieńróżuzabarwiłjejpoliczki.
-Ale gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, odniosłem wrażenie, że nie lubisz mojego gatunku zbyt
bardzo.
Przerwał,natyledługobymiećpewność,żepatrzywjegooczy.
-Czytylkonielubiszmnie?
-Ja...ja...
Przełknęła by zamilknąć, pozornie by nie tracić słów. Huh. Nie zwykły stan jak na panią doktor od
potworów.
-Cojestpanidoktor?Maszcośprzeciwkowszystkimzmiennokształtnymczytylkomnie?
Jejoczystałysięzimnejakstal.
-Żadneztychrzeczy.
133
Wzruszyłaramionami.
-To prawda, że przy naszym pierwszym spotkaniu byłam trochę...niepewna. Zmienno kształtni mają
określoną renomą w świecie nadprzyrodzonym, wiesz. Ze wszystkich Innych, zmienno kształtni są
najlepsiwpodstępach,najlepsiwmanipulacji.Dajspokój,żyjecieswoimżyciem,ukrywająccholernie
dużączęśćsiebieprzedresztąspołeczeństwa.
-Atynie?
Zapytałmiękkimgłosem.
-Chceszmipowiedzieć,żetyrównieżnieoszukujeszludzi?Niekłamiesz?Nieukrywaszsię?
Bylibardzodosiebiepodobni,więcejniżprzypuszczał,żeonaprzyzna.
-Nigdyniemówiłam,żejestemidealna.
Zamrugała,jakbyzaskoczona,żepowiedziałatesłowa.
-Jarównieżniejestem.
-Nie.
Iwjejoczachkryłysięjakieśtajemnice.Mógłjezobaczyć.
-Aleniechcę,żebyśbył.
Uświadomiłsobiewtedy,żepanidoktormożenadalnieufajegogatunkowi,możenadalnieufajemu
alegopragnie.Mógłzobaczyćjejgłódwblaskujejszmaragdowegospojrzenia.Tobyłsurowy,palący,
seksualnygłód,którypasowałdojego.Nie,onaniedokońcaufałazmiennokształtnym.Byćmożenigdy
niebędzie.Aletaknaprawdęmiałgdzieśuczuciajakieżywiładoresztyjegogatunku.
Wszystko co się liczyło to, co ona czuła do niego i może, być może, kiedyś ona mu zaufa. Żadnych
więcejgier.
-Pragnęcię.
Bezceremonialne.Ostre.Przełknęła.
-W...wiem.
Sięgnąłpojejrękę.Rozkoszowałsięczującjejgładką,satynowąskóręprzyswojej.
-Pragnieszmnie.
Emilyskinęłagłową.Jejsutkibyłystwardniałepodsukienkąaonmógłpoczućsłodki,kobiecyzapach
jejpożądaniaunoszącysięw134
powietrzu.Tak,panidoktorgochciała.Teraz,gdybytylkospróbował
przekonaćjąbymuzaufała.Wstałaodstołu,niosącswójkieliszekdozlewu.Jegowzrokpowędrował
dojejnóg,długie,obnażoneobszaryskóry,ażswędziałogobyjedotknąć.Miałanasobieparęmałych
butównarzemykach.Czarnych.
-M...możeprzejdziemydosalonu?
Wolałbyraczejpójśćdojejsypialni,ależebracyniemieliwyboru.
Czy to nie tak brzmiało to stare przysłowie? A po wcześniejszym swoim niezbyt miłym zachowaniu,
zdecydowanienadalczułsięjakżebrak.ColinwstałpowoliipodążyłzaEmilywkierunkupokoju.
Podziwiał ładne kołysanie się jej tyłka. Och, a pani doktor miała ładny tyłek. Zgrabny. Kształtny.
Idealnydlajegorąk.
Emilyzatrzymałasięwkorytarzuiobejrzałasięnaniego.Niestarałsięukrywaćpożądanianaswojej
twarzy.Cholera,właśnieprzyznałsięjejdotegococzuje,aonaprzyznałasiędotegosamegopalącego
pragnienia. Żadnych gier. Ta myśl ponownie wypełniła jego umysł, kiedy załapał ją za nadgarstek,
przyciągającjądosiebie.Apotemwziąłjejusta.
Cichy jęk wydobył się z jej gardła i rozchyliła swoje usta dla niego. Boże, tak, ona tak dobrze
smakowała. Nie mógł rozróżnić wina od kobiety, ale wiedział, że musi mieć więcej tego słodkiego
smaku.
Jegojęzykwbiłsięgłębokowjejusta,ajegoręcechwyciłykrzywiznyjejtyłeczka.Przycisnąłjądo
swojegopodniecenia,kołyszącjegoerekcjąnaprzeciwniej.Jejzapachwisiałgęstowpowietrzuwokół
nich.Uderzającydogłowy,kuszącyzapach,którybudziłwnimbestię.
Jejpalcezacisnęłysięnajegoramionach.Niepróbowałagoodepchnąć.Przyciągałagobliżej. Czas
na zabawę definitywnie się skończył. Pragnął jej, pod nim, nagiej i gotowej. Teraz. Nie mógł być
dżentelmenem.Toniebyłowjegokrwi.Wirowałjęzykiemwokółjejjęzyka.Przygryzłlekkojejwargę.
WtedyColinuniósłgłowę.
-Jeśliniechcesztego–mnie–tolepiejpowiedźtoteraz,Emily.
Teraz,gdyjeszczemógłsięzatrzymać.Namiętnośćwypełniałajejoczy.Pełnanieprzytomnej,dzikiej
żądzy.Opanowanapanidoktorodeszła.
-Ja...ja...
135
Potrząsnęłagłową.Zacisnąłzęby.Jegociałobyłonieruchome.
Jegokutasbyłspuchniętyzgłodu,grubyitwardyodpotrzeby.Ale
onapowiedziałanie.Aczegosięspodziewałeś?Mentalniekarcił
samegosiebie.Ostatniejnocypowiedziałaci,żetozbytszybko.
Pośpieszaszją.Musiszdaćjejwięcejczasu,postępowaćznią
ostrożnie.Opuściłręce.Zastanawiałsię,czyEmilyniemiałabynicprzeciwkotemubyskorzystałzjej
łazienki.Bojeślimaprzeżyćtęnoctobędziepotrzebowałbardzozimnegoprysznicu.Iprawdopodobnie
ręcznejroboty.
-Nie.
Emilychwyciłajegoręce.
-Niechcężebyśprzestał.
Doktor Drake nie była sama. Patrzył na dom z jego miejscu w krzakach. Był na zewnątrz,
obserwowała,przezostatniedwiegodziny.
Widział jak ten facet przyjechał, ogromny, nędzny drań, który prawie go złapał tej pierwszej nocy.
Wstrzymałoddech,gdytenfacetwyskoczyłJeep’a.
Wciąż nie był pewien skąd ten facet wiedział, że on ukrywał się tamtej nocy i bał się, że może
ponownie odkryć jego obecność. Ale, nie, facet wspiął się po schodach i zastukał do drzwi. Potem
zniknął w środku. Co robił tutaj ten policjant? Musiał się tego dowiedzieć. Nie mógł ryzykować w tej
sytuacji.Tenczłowiekmożebyćprzyjacielem,kochankiem,pacjentem.Itegomusisiędowiedzieć.Musi
wiedziećwszystkoodoktorDrake.
-Jesteś bezpieczna kolejnej nocy, szepnął, wiedząc, że nie może się do niej zbliżyć z kimś innym w
pobliżu.
Nie,tegoniebyłowplanach.Musiałdopaśćjąsamą.Izrobito.
Tojesttylkokwestiaczasu.
-Niemówtak,jeślitegonaprawdęniemyślisz.
CiałoColinabyłonapięteobokniej.
-Staramsiętakmocnojaktylkomogębybyćdżentelmenemjakiegochciałaś,aleniepodpuszczajmnie
panidoktor.Jestniewielesytuacji,wktórychmężczyznajestwstaniesiępowstrzymać.
136
Iniewielejestsytuacji,którejestwstaniewytrzymaćkobieta.
Takwielesamotnych,pustychnocy.Cholera,aleonabyłajużzmęczonaswoimstrachem,ukrywaniem
sięprzedżyciem,przednamiętnością.
-Niechcębawićsięjużwuprzejmości.
I nie chciała, zdała sobie z tego sprawę Emily. Próbowała już wcześniej grać w uprzejmości.
Próbowałaprzezostatniedziesięćlat.
CholerniedużomyślałaodjejporannegospotkaniazColinem.
Uświadomiłasobie,żetraktowałagotaksamo,jaktraktowałaTravisa.
Nigdynieopuszczałaswojejbarieryochronnejprzynim,nigdynieufałamuwpełni.Czekała,myśląc
żenadejdziewkońcutenidealnymoment,kiedybędziemogławyjawićmuswojątajemnicę.
Ale ten idealny moment nigdy nie nadszedł. Travis ją opuścił, bawiła się w uprzejmości i w końcu
doszładowniosku,żebezpieczeństwo,cóż,byłonudne.Chciałaemocji.Chciałażyć.Chciała....Colina.
Pozatym,Colinznałjejtajemnicę,wkażdymbądźraziewiększośćznich.Iniemyślał,żejestjakimś
rodzajemświratylkodlatego,żemiałatrochęwięcejwrażliwościpsychicznej.Nie,nietraktowałjejjak
dziwadła.Traktowałjąjakkobietę.Jegokobietę.Ipodobałosięjejto,bardzosiępodobało.
Więc Pani – Zasada - Sześć – Randek – zdjęła okulary, rzuciła jej na pobliski stolik i postanowiła
podjąćryzyko.WpatrującsięwbłyszcząceoczyColina,powiedziałacichoiwyraźnie:
-Chcębyćztobątejnocy.
-Emily...
Mięśniejejbrzuchazacisnęłysię,gdywychwyciłapierwotnąpotrzebęwjegogłosie.Niktnigdynie
powiedziałjejimieniaztakimgłodem.
-Emilyniejestemjakmężczyźni,zktórymibyłaśwcześniej.
DziękiBogu.Stanęłatużprzednim,jejciałodrżałozoczekiwania.Wiedziała,żeniebyłjakinni.Była
wnimdzikość,dominującazmysłowość,którejżadenzjejwcześniejszychkochankównieposiadał.
-Niebędęwstaniezrobićtegopowoli.Niezapierwszymrazem.
Zapierwszymrazem.Jejszparkazacisnęłasię.Ileonplanowałtychrazów?
137
-Niechcężebyśrobiłtopowoli.
Wolnotoniebyłosłowo,któregoużyłabywstosunkudoniego.
Chciałamocnoiszybko.Chciałakrzyczećzprzyjemnościiszalonejnamiętności.Chciaławszystkiego.
Mięśniedrgaływzdłużjegoszczęki.Spojrzałnakorytarz.
-Którypokójtosypialnia?
Palcem wskazała na drugie drzwi. Dziki uśmiech wygiął jego usta, ukazując tylko drobny ślad jego
kłów.Widoktenwcześniejjąprzerażał.Powodowałjejwahanie.Teraztylkozwiększyłjejemocje.
Nie jestem jak mężczyźni których znałaś wcześniej. Jej majtki już były mokre z niecierpliwego
oczekiwania. Colin chwycił ją, niosąc ją łatwo do sypialni. Wcześniej zapaliła tam lampę i delikatna
poświataotulałapokój.
Rzucił ją na łóżko, a jej sukienka podniosła się aż do jej ud. Jego oczy zwęziły się na widok jej
rozłożonychnógizanimmogłasięporuszać,byłnaniej.Wczołgałsięnałóżko,nanią,rozkładającjej
nogi jeszcze szerzej i gładził swoimi, długimi, silnymi palcami całą długość jej ud. Podskoczyła pod
dotykiemjegociepłychdłoni.
-Spokojnie,kochanie,poprostuchcęciępoczuć.
Westchnął.
-Boże,kochamzapachtwojegosoku.
Wtedyjegopalcezawędrowałynakroczujejmajtek,głaszcząc,pocierając.Emilyprzygryzławargę,
jejciałowyginałosiępodnim.O
cholera,takdobrzebyłoczućjegopalce.Aleonachciaławięcej,pragnęła...
Szarpnął za jej majtki, drąc delikatny jedwab. Jego palce dotarły do jej szparki, otwierając ją,
przesuwając się między jej mokrymi fałdkami, pieszcząc jej łechtaczkę. Jej głowa miotała się na
poduszkach.Jejorgazmnarastał,jejszparkazaciskałasię,zaciskałasię...Colinwsunąłwniądwapalce.
Doszła,drżała,krzyczącjegoimię.
-Ach,tak,Emily.Cholera,jesteśtakcholernieseksowna.
Byłaoszołomiona,uderzeniajejsercawypełniałyjejuszy.Nigdyniedochodziłatakszybko,nieprzy
tylkokilkudotknięciach.
-Chcęcięposmakować.
138
Jejciałowciążdrżało,jejszparkanadalpulsowałapowstrząsieprzyjemności.Jegopalcebyływjej
wnętrzu, głaszcząc, wysuwając się, wsuwając się głębiej w szalonym rytmie, który mógł ponownie
rozpalićtąpotrzebę.Zajęłojejmomentbydotarłydoniejjegosłowa,momentbyzdałasobiesprawę,co
on...
Colin wyją z niej swoje palce i wsunął je do swoich ust. Patrząc na nią, zatrzymując na niej swoje
jasnespojrzenie,wsunąłpalcedoust.Izlizałjejsokizeswoichpalców.Uśmiechnąłsiędoniej.
-Chcęwięcej.
Taksamojakona.Więcejjego.Aleonnadalbyłubrany.Nadalmiał
nasobiedużo,zbytdużoubrań.
-Colin...
Opuścił głowę i poczuła jego ciepły oddech na swojej szparce. Każdy mięsień w jej ciele drżał w
oczekiwaniu.Chciałajegoustanasobie.
Chciałapoczućtensprytny,szorstkijęzyk.
Jegojęzyklizałjejwargi.Powolne,wilgotneliźnięciapoderwałyjązłóżka,jejwysokieobcasywbiły
sięwmaterac.Warknąłwodpowiedzinajejruch,itendźwiękwibracjąrozszedłsięażdojejjądra.Jej
udazaciskałysięwokółjegoramion.Jejpalcewjegowłosach,przyciągałygobliżej.Kolejne,powolne
posunięciejegojęzyka,apotemzacząłlizaćjejłechtaczkę.Ponownie,mocniej.
-C...Colin...
Drugi orgazm był blisko. Jej ciało walczyło, przygotowując się na kolejne wyzwolenie. Jego język
wbiłsięgłębokowjejszparkę,apalcedocisnęłyłechtaczkę.Jejbiodrawygięłysiędoniego.Orgazm
nadchodził,oBoże,była...
-Jeszczenie,kochanie,jeszczenie.
Odsunąłsięidźwiękrozpinanegorozporkarozszedłsięwpowietrzu.
-Niebezmnietymrazem.
Cośrozerwałosięwciemności.Plastik.Opakowanieprezerwatywy.
Zmiennokształtnyprzyszedłprzygotowany.Wtedyjegoręceznowubyłynaniej.Otwierającfałdkijej
szparki i poczuła szeroki, twardy czubek jego penisa przy sobie. Za późno, dreszcz przyjemności
przetoczyłsięprzeznią.
-Colin,ja...
139
Jegoręcebyłynajejramionach.Jegopalceślizgałysięporamiączkachsukienki.
-Fantazjowałemotobieprzezcałąkolację,wyszeptał.
Aonafantazjowałaonimodwczorajszejnocy.
-Myślałemotwoichsutkach.
Pociągnąłzaramiączkoirozerwałdelikatnymateriał.
-Chciałemjezobaczyć.
Zsunąłwdółgóręjejsukienki.
-Dotknąćich.
Jegopalceszczypałyjejsutki,aonawygięłasiękugórzewłukzwestchnieniem.
-Spróbowaćich.
Opuściłgłowęizamknąłustawokółbrodawki,ssącmocno.Poczułanasobiekrawędziejegokłów,nie
sprawiłybólu...och,niebólu.
Przyjemność.Nigdywięcejstrachu.Tylkopożądanie.
Podczas gdy jego język pieścił jedną pierś, ręka zajmowała się drugą. Ściskając, pocierając,
doprowadzającjądoszaleństwazgłoduiżarłocznejpotrzeby,którarosłairosła.Zaczęłasiępodnim
wić, próbując pochłonąć jego, grubego penisa, który znajdował się u ujścia jej szparki. Chciała go w
środku.Głębokowśrodku.Byłaponownietakbliskoosiągnięciaszczytu.Takblisko.Potrzebowałago
byjąwypełnił.
Jejpalcezacisnęłysięnajegobiodrach,czułaszorstkidotykjegodżinsówipociągnęłaciężkimateriał
w dół. Chwyciła jego biodra, czując pod palcami jego gorącą skórę. Mocno zacisnęła palce,
przyciągając go do siebie. Colin podniósł głowę, jego usta lśniły od wilgoci i zaśmiał się, ale był to
mocny,szorstkidźwięk.
-Jesteśmyniecierpliwi,prawda?
Cholera,tak,byłaniecierpliwa.Jejciałokrzyczało,potrzebowało,asłodkiewyzwoleniebyłotylkona
wyciągnięcie ręki. Jej oczy zwęziły się, gdy spojrzała na niego. Dwoje może grać w tą grę. Jej palce
przesunęłysiępobiodrach,zjechaływdółbrzuchaiznalazłygniazdociemnychwłosównaudach.
140
Wciągnął mocno powietrze pod jej dotykiem. Jej palce zacisnęły się u podstawy jego erekcji,
pogłaskałago,ścisnęła,przechodzącodnasadydoczubka,którymnaciskałnajejjądro.
Szarpnąłsię,chwyciłjązanadgarstkiiprzygniótłjedołóżka.
Rykzabrzmiałwjegogardle.Jegooczypłonęłyzpożądania,iwiedziała,żeniebędziemusiaładłużej
czekać.Jegoustawpiłysięwjej,jegojęzykwepchnąłsięwjejusta...Iwtedyzanurzyłswojegopenisa
głębokowjejciało.
Emilydoszłanatychmiast,jejciałopulsowało,drżało,zaciskającsięmocnonajegogrubejdługości,w
długichintensywnychfalach,Boże–tak,przyjemnośćprzetaczałasięprzeznią.Aonnadalporuszałsię
wniej–głębokie,mocnepchnięcia,którewstrząsałyłóżkiem,wstrząsałynią.
Jego palce zacisnęły się na jej nadgarstkach, biodra uderzały w jej. Był dziki, całkowicie po za
kontrolą,gdyjąbrał.Ipodobałosięjejto.Podobałosię.Uniósłgłowęiujrzałazarysjegokłów,awtedy
obniżyłswojeustakujejgardłu.Zakrztusiłasięoddechem.Jejsercestanęłowpiersi,ajejnogizacisnęły
sięjeszczemocniejwokółjegowpychającychsiębioder.
-Uwielbiam cię czuć, gdy dochodzisz – wyszeptał – uwielbiam sposób w jaki mnie ściskasz.
Uwielbiamwąskie,gorącewnętrzetwojejszparki.
Jego słowa owinęły się wokół niej, karmiły orgazm, który nadal się przez nią przetaczał. Jego penis
był twardy jak skała, tak wielki, że czuła się cudownie rozciągnięta. Długi, ciepły, doskonały.
Przetaczałasięprzezniąfalanaktórejkońcubyłowyzwolenie.Nigdyniebyłotakprzedtem,nigdyi...
Ugryzł ją. Użył tych, długich kłów by ugryźć ją w szyję wywołując jej płacz z zaskoczenia i
wyginającesięciałowszokuprzyjemności.Moja.
Podniósłgłowę,ajegooczybłyszczałyostrym,niebieskimogniem.Jegopeniswsunąłsięwniąraz,
drugi,anastępniezaczął
drżeć,zesztywniał,wyrzucającgłowędotyłuizacisnąłzębyzsiłąjegowyzwolenia.
Kiedybyłojużpowszystkim,kiedyjegobiodraznieruchomiały,kiedyprzyjemnemrowienieostateczne
wygasło,Colinopadłnajej141
ciało.Uwolniłjejnadgarstki,anastępniezłapałjejręceisplótłjejpalcezeswoimi.Colinpocałował
ją.Długi,wilgotnypocałunek.
Nie jestem jak inni mężczyźni, których znałaś wcześniej. Och, ten facet z pewnością powiedział
prawdę.Ipotymjakgomiała,zaczęłasiębać,żeżadnym,innymmężczyznąniemogłabyprzeżyćczegoś
podobnego.
142
Rozdział9
Emily stała tuż za podium, pochylając się lekko, tak by było słychać jej głos w mikrofonie. Morze
kameriostregoświatłabyłoskierowanenanią.
-Pozapoznaniusięzaktamisprawy,doszłamdowniosku,żesprawcawrzeczywistościznałofiarę.To
niebyłoprzypadkowemorderstwo.PrestonMyersbyłkonkretnymcelem.
-DoktorDrake!
MałyAzjatauniósłrękę.
-LeeNguyenzAtlantaMetroDaily.
Przerwał,najwyraźniejdającjejczasnaprzyswojenietejdrobnejinformacji.
-CzyNocnyRzeźnikzaatakujeponownie?Czysąinny,którzymogąbyć„konkretnymicelami”?
Wpatrywałsięwniązprzechylonągłową,ajegofotografpstrykałzdjęciatużzzaniego.Emilyszybko
rzuciłaokiemnaDanny’ego.Powiedziałakapitanowioswoimprzeczuciu,żezabójcanapewnouderzy
ponownie, ale on i prokurator okręgowy powiedzieli jej, żeby nie dzieliła się tą informacją z
reporterami.
-Nie wpadajmy w panikę, odezwał się Ben Mitchell z departamentu policji wybawiając ją od
kłopotliwegopytania.
Ben zrobił krok do przodu, oferując swój nieodgadniony uśmiech Nguyen’e i reszcie dziennikarzy,
którzyzebralisięwsaliprasowej.
-Jestzbytwcześnie,abyprzewidzieć,czytenniezrównoważonyosobnikzaatakujeponownie.
Jegostary,akcentchłopcazpołudniamocnozaznaczyłsięwtychsłowach.
-Więcuważacie,żetenfacetjestniezrównoważony.
TostwierdzeniewyszłoodDarliMitchell,którawyglądał
równiedobrzejawtelewizji,lekkopochylonaztymgłodnymbłyskiemwoku.Jakestałzanią,spięty,
zlekkomizernymwyrazemtwarzy.
143
-Cóż...
-Niezrównoważony to nie jest właściwe słowo jakim można by opisać tego człowieka, włączyła się
Emily,starającsięzachowaćswójspokojny,profesjonalnygłos.
-Więcjakiejesttowłaściwesłowo,doktorDrake?
Darlabyławpierwszymrzędzie,złatwościąprzesunęłasiędoprzodu.
-Psychotyczny?Niebezpieczny?Czymożepoprostoszalony?
Tobyłocałkiemmożliwe,wszystkietestwierdzeniabyłydozaakceptowania.
-Trudnopowiedziećnatymetapieśledztwa,wjakimdokładniestaniepsychotycznymznajdujesięta
osoba. Wiem tylko, że ten człowiek jest bardzo inteligentny, zorganizowany, silny i bardzo, bardzo
niebezpieczny.
-DoktorDrake,czyzamierzapaniwspółpracowaćzpolicjądoczasuzłapaniaNocnegoRzeźnika?
TopytaniewyszłoodNguyen’a.
-Zamierzam współpracować z Wydziałem Policji z Atlanty do momentu, aż nie będą potrzebować
moichusług.
Nadszedłczasabyusunęłasięzcentrumuwagi.
-Dziękuję.
BenskinąłwkierunkuSmith.
-Naszlekarzsądowychcesiępodzielićswoimiwynikamibadań.
Smithprzełknęła,gdyspojrzałanamorzetwarzyprzedsobą.
Wyglądała dzisiaj jeszcze wspanialej. Porzuciła biały fartuch na rzecz prostego, czarnego kostiumu.
Przysunęłasięnieznaczniedomikrofonu.
-Chciałbymwyjaśnićkilkapunktów,którezostaływcześniejwymienionewprasie.
Wzmógłsiękrótkiszumuzpodniecenianajejogłoszenie.
Zacisnęłausta.
-Popierwsze,pomimoplotek,ofiaraniebyła„pocięta”.Jegociałobyłonienaruszone.PrestonMyers
zmarłzpowoduzerwanychżyłitętnicyszyjnej.
-Jakiejużytobroni?
Topytaniepadłoodmężczyznywśrednimwieku,którystałztyłu.
DoktorSmithpotrząsnęłagłową.
144
-Niejestemupoważnionabyujawnićtowtejchwili.
Tak,Emilywiedziała,żeDepartamentPolicjiniechciałbyprasawiedziałaotym,że„bronią”użytą
przezNocnegoRzeźnikabyłyjegozęby.
-Chciałbym,abyopiniapublicznawiedziała,żepodejrzanypozostawiłposobiekilkawłosów.
Włosyzmiennokształtnegowilka.Trudnedozdiagnozowania
przezbadaniaDNA,pomyślałaEmily.
-Ijestemprzekonana,żetedowodywkrótcedoprowadząnasdomordercy.
Smithskinęłagłowąjakkrólowazwalniającychpoddanych.
-Dziękuję.
Ben przejął inicjatywę, odpowiadając na kolejne pytanie i kończąc konferencję obietnicą, że postara
sięudostępnićjaknajszybciejwszelkieinformacjedowiadomościpublicznej.DziękiBogu.
Emilypośpiesznieopuściłamałepodium.Nigdynielubiłaprzemawiaćprzeddużągrupąludzi.Zawsze
trzęsły się jej kolana i tworzył się jej węzeł w podbrzuszu. Klasyczne zaburzenia lękowe, oczywiście.
Alewiedza,żejejstanmożebyćklinicznymprzypadkiemwcaleniesprawiały,żełatwiejmożnatobyło
znieść.
-Wykonałaśświetnąrobotę,panidoktor.
Colinwyszedłztłumy,stającujejboku.
-Myślałam,żeteżtambędziesz.
Spojrzałananiego,czującjakrumieniecobejmujejejpoliczki.Gdyobudziłasiętegoranka,onjużnie
spał,spoglądającnaniąswoimpoważnymwzrokiem.Wyszedłprzedtużprzedsiódmą,dającjejtwardy
ale zbyt krótki pocałunek i poszedł na posterunek. Nie rozmawiali o wczorajszej nocy. Nie powiedział
anisłowaoniesamowitymseksie.
-Brooksjesttym,któryzajmujesięreporterami.
Wskazałkciukiemwkierunkuswojegopartnera,którywłaśniewtejchwiliopuszczałpodium.
-Maładnąchłopięcąbuźkę,którazawszedobrzewypadaprzedkamerą.
145
Cóż,pomyślała,żeColincałkiemnieźlewypadłbyprzedkamerą.Emilyspięłasię.Cholera.Naprawdę
musząpogadać,abyoczyścićatmosferę.Aleterazniebyłonatoczasui...
-DoktorDrake!
EmilyodwróciłasięnaokrzykDarli.Ispostrzegłakobietę,któraleciałajakpszczoładomioduwprost
nanią.Jakeszedłtużzanią.
Darlazatrzymałasiędwakrokiprzednią.Zadowolonazsiebiewygięławargiwuśmiechu.
-Mamkilkapytańdopani.
Colinzrobiłkrokdoprzodu.
-Onanierozmawiaodochodzeniu.
-Umm,cóż,niechodziodochodzenie.Niedokońca.
JejkociespojrzeniewzbudziłowEmilybardzo,bardzozłeprzeczucie.
-Cochceszwiedzieć?
-Powiedźmi,panidoktor–DarlaZrobiłapauzę,unoszącprzytymswojądoskonalewyskubanąbrew–
cowiesznatematmiejscazwanegoSpokojneLasy?
Jejsercestanęło.Następniezaczęłouderzaćwdwukrotnieszybszymrytmie.
-SpokojneLasy?
Jejgłosbyłczysty,spokojny.Ajejdłoniezaczęłysiępocić.
-KiedyśbyłtoośrodekpsychiatrycznydladzieciimłodzieżywpółnocnejGeorgii.
Emilywzruszyłramionami.
-Niesądzę,abytomiejscenadalbyłowużytku.
-Nie,niejest.
OczyDarlizwężyłysię.
-Byłpożarwszpitalukilkalattemuiodtegoczasutomiejscejestzamknięte.
Emilypatrzyłanareporterkę,utrzymującniewzruszonywyraztwarzy.
-Wedługprowadzącychśledztwotobyłopodpalenie.
Colinchwyciłjejramię.
-Musimyiść,doktorDrake.Myślę,żeSmithchceznamiporozmawiaćośledztwie.
146
To była dla niej nowość. Ale Emily skinęła głową, zadowolona z pretekstu ucieczki od Darli.
Spokojne Lasy. Nie słyszała tej nazwy od lat. Ręka Darli złapała ramię Emily, powstrzymując ją od
odwróceniasię.
-Jeszczejednopytanie.
Rękareporterkiprzeszyłajejskóręjaklód.Darlapochyliłasiędoprzodu,jejgłosszeptałcicho,gdy
zapytała:
-Czynadalwidziszdemony?
Emilystężała.Potemzmusiłasiębynajejtwarzywypłynęłozdziwienie.
-Widziećdemony?
Potrząsnęłagłową.
-Oczywiście,żenie.
Emilystarałasiępatrzećtakjakbybyłazaintrygowana.
-Cóż,mojadroga,atyjewidzisz?
Darla zacisnęła usta, gdy uwolniła jej ramię od swojej ręki. Jej ładna twarz była wykrzywiona i
odwróciłasięnapalcach,przepychającsobiedrogęprzeztłum.JakespojrzałnaEmily.Spotkałsięzjej
spojrzeniem na jedną chwilę. W jego oczach był strach. Strach o nią i o niego. Skinął do niej lekko
pochylonągłową,anastępniezniknąłwtłumiedziennikarzy.
Wypuściłaoddechwydająclekkiświst.Niechtoszlak.DarlaMitchellgrzebaławjejprzeszłości.A
jejprzeszłośćzpewnościąniebyłazbytładna.Emilybyłablada.Przerażona.Colinzacisnąłręcenajej
ramionachikierowałjąwkierunkuklatkischodowej.Otworzył
metalowedrzwiipopchnąłjądelikatnieprzezpróg.Kiedydrzwizamknęłysięzanimi,zatrzymałsię
namoment,wsłuchującsię,anastępniezadowolony,żenareszciesąsaminaklatceschodowej,doszedł
downiosku,żenadszedłczasnaseriępytania–i–
odpowiedzi,któresąimpotrzebne.
-Panidoktor,cosiędzieje?
Emilyspojrzałananiego,ajejoczybyłyszerokootwarte.
-Jestkilkarzeczy,którychomnieniewiesz.
147
Po ostatniej nocy, zaczął myśleć, że zna tą kobietę cholernie dobrze. Wiedział jak ją dotknąć by
wydobyćzjejgardłatendelikatnejęki.Wiedziałjakietouczucie,kiedyszczytowaławokółniego.
Wiedział jak wyglądała o poranku, kiedy słońce sączyło się na nią przez żaluzje. Tak, zaczynał
poznawaćpaniądoktorcałkiemdobrze.
Alewiedziałrównież,żeonanadalmatajemnice.Takjakon.Doszedł
downiosku,żeonmaprzewagę,biorącpoduwagę,żesprawdzałjązajejplecami.Potejpierwszej
nocy, kiedy był pewien, że ktoś ją obserwuje, zaczął szukać informacji na temat pani doktor. Z tego co
zebrałwynikało,żepanidoktorprowadzidośćspokojneżycie.
Wychodziła sporadycznie, ale wydawało się, że większość swojego czasu poświęcała na pracę ze
swoimipacjentami.Wiedział,żejestwięcejrzeczy,któredotyczyłyEmily,wiedział,żesekretyskrywają
siępodjejspokojnąpowierzchnią.Iwyglądałonato,żenadszedłczasbypoznałjednąztychtajemnic
teraz...
-Myślę,żeDarlaprowadzidochodzenienamójtemat.
Zacisnęłausta.
-Poprawka,wiem,żetorobi.
Gniewzabrzmiałwjejgłosie.
-Niewiemskądonamateakta.Powinnybyćzniszczone.W
żadensposóbniepowinnamieć...
-Wow.Zwolnij.
Chwyciłjejłokieć.
-Niejestemjasnowidzem,kochanie.Niewiem,docholery,oczymmówisz.
-SpokojneLasy.
Wydawałasiębyćodurzonatymisłowami.
-Wieoczasie,któryspędzałamwSpokojnychLasach.
Niedokońcatowszystkopojmował.
-Więcpracowałaśnaoddzialepsychiatrycznym.
SłyszałrozmowęEmilyiDarli,ibyłypewien,żepanidoktorbędziebardziejrozłoszczonapytaniem
reporterkinatematdemonów,niżnamglistąwzmiankęojakimśstarymszpitalupsychiatrycznym.
Przypomniał sobie, że czytał jakieś stare dokumenty o pożarze, kilka lat temu. Nikt nie został ranny.
Alarmprzeciwpożarowezawiadomiły148
personelizdarzylibezpieczniewyprowadziliwszystkichpacjentów.
Nagłamyślspięłago.
-Cholera,Emily,pracowałaśtam,kiedy...
-Niepracowałamtam!
Jejgłosbyłostry.
-Och,cholera,muszęporozmawiaćzDarlą,dowiedziećsięcoonawie.
-Miałaśnamyśli,żemymusimyzniąporozmawiać.
Panidoktorpowinnatoterazzrozumieć.Sąpartnerami.Partnerami,którzypracująrazem.
-Ale nie będziemy jej wypytywać teraz, gdy wokół są ci reporterzy. Poczekamy, pójdziemy do niej
późnymwieczorem.
Emilyskinęłagłową,aleniewyglądałanazadowolonąztakiegoobroturzeczy.
-Dobrze.
Napięcie sprawiło, że jej ciało było sztywne u jego boku. Jego wzrok przesunął się po niej. Znowu
miałanasobieczarnygolf.
Zastanawiałsię,czywłożyłagobyukryćsłabeznaki,jakiezostawił
najejgardle.Oznaczyłjącelowo,oczywiście.Tobyłsposóbjegogatunku.Izrobitoznowu.Jaktylko
znajdziesiępodnim,lubnanim.
Dodiabła,weźmiejąwkażdysposób,wjakijąbędziemógłmieć.
Posmakował po raz pierwszy panią doktor i był zgłodniały, spragniony, na więcej. Jego wzrok
zatrzymał się na jej tali. Miała na sobie spódnicę. Wąską, czarną spódnicę. Szkoda, że Smith czeka na
nich.Miałogromnąochotęunieśćtąspódnicęisprawdzić,czyEmilybyłatakmiękkajakpamiętał.Jego
penisnapierałnarozporek.
Cholera. Nie teraz. Emily była wkurzona, przestraszona i pewne jak cholera, nie w nastroju na
napalonegozmiennego.Później.
Zmusiłswojeręcebyrozluźnićuścisknaniej.Musząwięcejrozmawiać.Cholerniewięcej.Nadalnie
wiedziałjakietajemnicepłonąwjejwnętrzu,aletobyłokwestiączasu,kiedywypłynąnapowierzchnię.
Wystarczy,żeonpoczeka.ZadajejpytaniazarazporozmowiezeSmith.
-Musimyiść.Smithchcesięznamispotkaćwkostnicy.
PrzebłyskniesmakupojawiłsięnatwarzyEmily.
149
-Tak,panidoktor.Jateżniecierpiętegozapachu.
Zacholeręniewiedział,jakSmithgoznosi.
-Aleonamanamcosdopowiedzenia.
Może będą mieli szczęście i Smith znalazła jakieś wskazówki dotyczące mordercy. Emily skinęła
głową i w pośpiechu zaczęła schodzić po schodach. Skrzywił się, kiedy na nią spojrzał, za późno
przypominającsobiesłowa,którezignorowałprzedchwilą.Nie
pracowałamtam.AlejeśliEmilyniepracowaławSpokojnychLasachwtakimrazie,cotamrobiła?
Smithczekałananich,jużubranawjejbiałyfartuch.Radiobyłowłączone,zwyklegosłuchała,gdy
robiła papierkową robotę, a w powietrze wypełniał miękki, łagodny jazz. Zmarszczyła brwi, gdy ich
zobaczyła.
-Cholera,Gyth.Cotakdługo,zatrzymaliściesięnakawę?
-Przepraszam.
Emilyodchrząknęła.
-Tomojawina.Rozmawiałamzdziennikarką.
-Hmm.Piekielnesępy.
Smithodsunęłasięodswojegobiurka.
-Ciidiociniedbająofakty.Chcątylkozrobićszumwokół
mordercy,sprzedaćwięcejegzemplarzygazetyistrachemprzykućwięcejludzidotelewizora.
-Czyabyniejesteśzbytostra?,zapytałColin.
Wiedział,żeSmithniedarzysympatiąmediów.Kilkalattemumiałaspięciezjednymzdziennikarzy
Wiadomości Kanału Piątego. Facet próbował zrobić tak by wyglądało, że ona fabrykuje dowody w
procesie o morderstwo. Nie robiła tego, ale facet wykonał świetną robotę, robiąc insynuacje, że ona i
departamentsąskorumpowani.
Szczęści,żeprzysięglibylitrzymaniwodosobnieniuiniedocierałydonichcodziennedoniesienia,a
mordercatrafiłdowięzienia.AleSmithniezapomniałainiewybaczyła.Jednązrzeczy,jakądowiedział
sięoSmithwciąguichsześcioletniejwspółpracy,takobietapotrafidługotrzymaćurazę.
SmithchrząknęłaispojrzałanaEmily.
-Typoradziłaśsobiecałkiemdobrze.Cieszęsię,żeniedałaśsięimzapędzićwkąt,wsprawietego,
żemordercajestszalony.
150
Emilymrugnęła.
-Uch,dzięki.
JejgłosbrzmiałtrochęnieobecnieiColinzdałsobiesprawę,żeniepatrzyłanaSmith.Aninaniego.
Jej uwaga była skupiona na „zimnej komorze”, sklepieniu w tylnej części laboratorium, które było
używanedoprzechowywaniaciał.Zaczęłanawetiśćwtamtymkierunku,jejoczybyłzwężone,uniosła
prawąrękę,jakbydotykałametalowychdrzwi.Smithzłapałajązarękę.
-Wybieraszsięgdzieś,doktorDrake?
Colinwiedział,żeSmithjestbardzozasadniczawstosunkudoswojegolaboratorium.Zasadnicza,lub
raczejzaborczajakdiabli.
-Umm,przepraszam.
AleEmilynadalwpatrywałasięwkryptę.
-Jatylko...umm...cochciałaśnampokazać?IczyniepowinientubyćMcNeal?
Napięcieznówpojawiłosięwjejgłosie.TeraztoSmithbyłatą,którasięspięła.
-Onniemusitubyć.
O,tak.Zapomniałemotym,Colinzdałsobiesprawę.Famawcałymokręgugłosiła,żeSmithiMcNeal
spotykalisię.Bardzokrótko.
Emilywkońcunaniegospojrzała.
-Myślę,żepowinientubyć.
W jej głosie była jakaś wskazówka, w błysku oka, który w końcu pozwolił mu zrozumieć.... Pani
doktorcośwyczuła.Jegowzrokskierowałsięwkierunkukrypty,którazdawałasiętrzymaćjąwtakim
zahipnotyzowaniu. Co ona powiedziała, kiedy po raz pierwszy badała ciało Prestona? Kapitan chciał
wiedzieć,czyonamożestwierdzić,czyfacetbyłInnym,aEmilypowiedziała:„Jeśliśmierćnastąpiła
niedawno, część duszy nadal tam będzie.” Ktokolwiek był w krypcie, cóż, nie dokładnie odszedł
„niedawno”,aleEmilybyłapewnaswego.
Takjakbywiedziałacoś,czegoonniewie.Tak,tambyładużaniespodzianka.Colinwskazałkciukiem
wkierunkubiurkaSmith.
-Możepowinnaśzadzwonićdokapitana.
-Co?
SmithpuściłarękęEmily.
-Nawetniewiecie,cochcęwampokazać.
151
Odwróciłasięnapięcieiskierowaławkierunkusklepienia.
-Tomożebyćnic,ale,cóż,drugiejnocysłuchałampolicyjnegoradia,kiedywysłanopatrolepotych
facetów,którzywasnapadli.
Przekręciła zamek na środku, otwierając drzwi. Colin wysunął się przed Emily. Zimne powietrze
uderzyłowniego,atużzanimroznosiłsięciężkiodórśmierci.Cholera,jakonnienawidziłtegozapachu.
Emilyskrzyżowałaramionaiskrzywiłasię.Smithnuciładomuzyki,domomentugdyotworzyłakomorę.
Ciałoprzykrytebyłoprześcieradłem,ikiedySmithjąwysunęła,męskarękawysunęłasięspodpłótna.
WzrokColinanatychmiastpowędrowałdotatuażu.Długi,krętyczarnywążowijałsięwokółlewego
nadgarstkadenata.Sukinsyn.
Jego wzrok przeniósł się na Emily. Dała mu prawie niedostrzegalny znak skinieniem głowy. I nagle
zrozumienie go olśniło. Leżący przed nimi martwy facet nie był wcale człowiekiem. Był jednym z
demonów, którzy zaatakowali ich ostatniej nocy. Emily wiedziała, teraz jej zachowanie miało sens, od
samegopoczątkugdyweszładokostnicy.Cholera,nicdziwnego,żechciaławezwaćtuMcNeal’a.
-Tatuażpasujedoopisujakipodałeś.
Smith pociągnęła za płótno, odsłaniając blada twarz młodego chłopca, który wyglądał na zaledwie
dwudziestolatka,zogolonągłowąizlśniącymkolczykiemwnosie.
-Policjaznalazłajegociałowmieście.Wjakiejśalei.
Colinpatrzyłanafaceta,oceniającjegorysytwarzy.
-Niewidzieliśmyjegotwarzy.On–Oni,mielimaskiprzezcałyczas.
Aletobyłjedenznapastników,mógłnatopostawićswojeżycie.Afakt,żezadziałałdarpsychiczny
Emily,jeszczeupewniłgowtymfakcie.Niemożnasięmylićbędącmedium.Smithpociągnęłatkaninęw
dółokilkacentymetrów,odsłaniającwyraźnądziurępokuliwsercufaceta.
-Strzałzbliska-szepnęła.Znalazłamoparzeniaodprochunajegoklatcepiersiowej.
Jegodłoniesięzacisnęły.Miałnadziejęnaprzesłuchanietegodrania.Nadziejąnato,zedowiesię,kto
gonasłał.
152
Dziecko.Tenfacettojeszczedziecko.Wnętrznościmusięścisnęły.Cozacholernastrata.
-Trzechpozostałychznalezionoznim.
Smithcofnęłasięiwskazującnakomoręprzyniej.
-Tasamaprzyczynazgonu.Jedenstrzał,prostowserce.
Mundurowipomyśleli,żetoporachunkigangów.
Nie,tonieporachunkigangów.
-W...wszyscybylitakmłodzi?Jakon?,Emilyzapytałacicho.
Smithskinęłagłową.Zwęziłaoczy,gdypatrzyłananiego,jakbygooceniała.
-Czterechnapastników,prawda?Takmówiliprzezradio.
-Tak.
Jego umysł zaczął intensywnie pracować. Jeśli mężczyźni, którzy ich zaatakowali byli
martwi...cholera, to nie był zbieg okoliczności. Facet, który ich wynajął, sukinsyn, który wysłał te
dzieciakizanimi,zacierał
za sobą ślady. Prawdopodobnie bał się, że dzieciaki ulegną presji i zdradzą jego tożsamość policji,
jeślizostanązłapani.
-Raczejdziwnyzbiegokoliczność,prawda?,wycedziłaSmith.
Wy dwoje zostajecie napadnięci, a tych czterech biedaków zostaje zabitych? Wszystko w ciągu
czterdziestuośmiugodzin.
-Bardzodziwne,powiedziałaEmilyipodniosłarękęwkierunkuzmarłego.
Jej palce unosiły się w powietrzu nad jego klatce piersiowej, nie dotykając go. Jej delikatna dłoń,
muśniętasłońcemprzesuwałasięnadbladymciałem.
-Tylebólu...szepnęła.Takdługo...
-Co?, Smith potrząsnęła głową. Nie, doktor Drake, nie słyszałaś mnie? Facet dostał strzał w serce.
Zmarłnamiejscu.Niecierpiał,mogęcitozagwarantować.
Emilyzamrugałaipotrząsnęłagłową.
-Uch,prawda.Przepraszam.Byłam–ledwiezauważalnaprzerwa–zdezorientowana.
Jejrękazwinęłasięwpięść.
-Niezrobiłaśjeszczeautopsji.
-Nie,zostałprzywiezionydopierokilkagodzintemu.
-McNealmusibyćpowiadomionyzanimgopotniesz.
153
Colinwypowiadałsłowajakbywydawałrozkaz.
-Musinajpierwzobaczyćciała.
-Zobaczyćciała?,Smithzmarszczyłabrwi.Dlaczegomusiichzobaczyć?
Ponieważcifacecisądemonamiimożeniechciećbyśgrzebała
wichwnętrzach.Hmm.Zamiasttego,lepiejwybraćopcjęB.
-Ponieważistniejeszansa,żecifacecisąpowiązanizNocnymRzeźnikiem.
-Toniesąjegometody.
Smithmówiłazcałymzdecydowaniem.
-Załatwiłichprofesjonalista.Szybko,czysto.
Jazzowa muzyka zamilkła. Emily patrzyła na niego chwilę, po czym skinęła lekko głową w kierunku
drzwi.
-Smith,poprostuniezaczynajichkroićjeszcze,dobrze?Przyślętunadółkapitana.
Stawiałdużekrokipolśniącejpodłodze,kierującsiędodrzwi.
Emilybyłaprzednim,idącszybkodowyjścia.
-Hej,zaczekajcie!Niechceciezobaczyćpozostałych?,Smithzawołałazanimi.
Emilybyłajużprzydrzwiach.Przystanęłanachwilę,spojrzałaprzezramięzasiebieiszepnęła:
-Niemapotrzeby,Colin.Wiem,żetooni.
Iniemożnasięspieraćzkobietą,któraposiadazdolnościparapsychiczne.Choćnigdyniespojrzałna
tych facetów, teraz patrzenie na ich twarze nie wniosło by nic dobrego. Musiał polegać na zmysłach
Emily.RzuciłkrótkiespojrzenienaSmith.Patrzyłananichobojezezmarszczonymczołem.
-Mampodejrzanychdoprzesłuchania.
Tobyłaprawda.Kiedyczterydemonypojawiłysięwkostnicy,wyglądałotonacholerniepodejrzane.
Zwłaszcza,żecigościezaatakowaligotużprzyOdnalezionymRaju.Ktoś,abyłtegopewienjakcholera,
kontrolowałtedemony,któreichnapadły.Takiesameszansebyłynato,żetasamaosobapociągnęłaza
spustiodebrałaimżycie.Afacetem,któryznajdowałsięnaszczyciejegolisty154
podejrzanychbyłpotężnydemon,wystarczającopotężnybyzagrażaćinnymzjegorasy.Niol.
Drzwi zamknęły się za nimi z lekkim stukiem. Emily szła szybko korytarzem, a jej obcasy stukały na
posadce.Jejramionabyłysztywne,plecynapięte,wprostejlinii.
-Em,poczekaj.
Chwycił ją za ramię, odwracając ją do siebie. Jak na jego oko nadal była zbyt blada, a tajemnice
płonęływjejoczach.
-MuszęporozmawiaćzMcNeal’em.
-Onmożepoczekać.
Tkaninajejbluzkibyłamiękkawdotyku,ajejramionatakdelikatneimałe.Czasamizapominał,jak
delikatnisąludzie.Musiałpamiętać.
Musiałupewnićsię,żepostępujezniąostrożnie.
Kontrolowałsięostatniejnocy.Trzymającbestięnałańcuchu.
Tak,oznaczyłjąnaszyi,alemusiałtozrobić.Musiałpokazać,żeonajestjego.Tobyłotakdawno,od
kiedyjąmiał.Takdługo,odkiedyczułjąpodsobą.Obserwowałjąpodczaskonferencjiprasowej.Czuł
spiralęgłosu,którazaciskałasięwnim.Zarazpotym,gdybył
świadkiem jej rozmowy z blond reporterką i zobaczył błysk strachu w jej oczach, zapłonął w nim
gniew.
Chciał stanąć przed nią, aby ją chronić. I skąd do diabła wziął się ten impuls? Jego rodzaj, nie byli
dokładnieochronnąbandą.Byliwojownikami.Łowcami.Niszczylitych,którzybylisłabi.Pożeraliich.
Niechroniliich.
-Ciludzietam–wiem,żetoci,którzynaszaatakowali.
Jejsłowasprowadziłygozmyślowychwędrówekdoteraźniejszości.
Tak, był tego pewien, że ten wytatuowany dzieciak był jednym z tych, którego wiedział. Maił tylko
chwilę by zobaczyć tatuaż, a szczegóły węża były bardzo wyraźne. Ale Emily wiedział, że ten facet to
sprawca zanim oni zobaczyli jego nadgarstek, był tego pewien. Pani doktor zaczęła się dziwnie
zachowywaćwmomencie,gdyweszlidośrodka.
-Skądwiedziałaś?,zapytałtrzymającręcenajejramionach.
Miał wrażenie, że gdyby ją uwolnił, uciekła by od niego. A nie chciał, żeby uciekała. Jezu. Co do
cholerysięzemnądzieje?Czy
odrobinadobregoseksusprawi,żezwariuję?
155
Oczywiścietoniebyłtylkodobryseks.Cholera,tobył
najlepszyseksjakimiałod,dodiabła,nawetniepamiętałjakdawnotemu.
-Poczułamechoichmocy,gdyweszliśmydośrodka.
Tak,niedokońcabyłpewien,cotoznaczy.Emilymusiaławyczućjegoreakcję,ponieważwzruszyła
ramionamiimruknęła:
-Tobyłotak,jakbycieniekrążyływpokoju,wporządku?Mogęjezobaczyć,poczuć.Mocdemonów
jestwyrazista.
-Aleonibylimartwi.
Musiałtopodkreślićwyraźnie.
-Myślałem,żeśmierćmusibyćświeża,abyśmogłacośwyczuć.
-Onibyliwystarczającoświeży.
Skrzywiłasię.
-Boże,tobrzmitakzimno,prawda?Aleśmiećnastąpiła–
niecałe24godzinytemu,ajanadalmogłamichtamwyczuć.
Drgnęła.
-Czywiesz,jakczujesięzimnośmierć?
Nie,ibyłcholerniezadowolonyztegofaktu.Dotejpory,niezdawał
sobie sprawy z tego, jak trudny może być dar pani doktor dla niej samej. Zaglądanie do umysłów
innych,cóżwychodziłonato,żeniejesttotakekscytujące,jakwiększościludzimogłosięwydawać.
Otworzyłustabyodpowiedzieć,aleEmilyodsunęłasięodniego,mruczącpodnosem:
-Oczywiście,żeniewiesz.Niktinnytegoniewie.Tylkoja.
Potrząsnęła głową, światło odbiło się w jej okularach, a on patrzył jak zamyka się w sobie, jak
odsuwasięodniego.Widziałjejwycofanie,zobaczyłtownaglepustymwyraziejejtwarzy,wyczytałz
jejzesztywniałegociała.Panidoktorstarałasięuciecodniego.
Och,dodiabła,nie.Chwyciłjązaramiona,szarpnąłjązpowrotemdosiebie.Tak,topodobałomusię
owielelepiej.
-Mogęniewiedzieć,jaktojestbyćtobą,panidoktor.Aleznamciebie.
-Myślisz,żemnieznasz.
Przyciągnąłjądoswojegopochylonegociała,aonamusiałaodchylićgłowędotyłubynapotkaćjego
spojrzenie.
-Uprawialiśmyseksinaglemyślisz,żemnieznasz.
156
Czułjakzaczynazapalaćsięjegotemperament.Panidoktorpowinnawiedziećlepiej,bynienadepnąć
naogonzmiennokształtnego.
-Mamdlaciebiewiadomość.
Jejgłosbyłzimnyjaklód.
-Nieznaszmnie.Jesttakwiele...
Westchnęłapowoli,potemwyszeptała:
-Niezrozumiałbyś.
Jegopalcemocniejzacisnęłysięnaniej.
-Wypróbujmnie.
-Nie.
Cieńbólupojawiłsięwjejoczach.
-Pozwólmiodejść.
Niemanatoszans.Ondopiero,cojąznalazł.Tylkonapoczątkuzachowywałspokój.Prędzejszlakgo
trafi,niżpozwolijejwyślizgnąćsięzjegopalców.Cholera.Niepodobałmusięsposóbwjakionago
odprawiała. Pani doktor budowała między nimi dystans, wznosiła ścianę lodowej księżniczki, którą
zasłaniała się tego pierwszego dni, gdy się poznali. Już raz przebił się przez ten mur i będzie
przeszczęśliwy,gdyrozbijegoznowunakawałeczki.
-Niemożeszmniepoznać,szepnęła,awjejoczachpaliłsięból.
Niktniemoże.
-Ilerazymamcitopowtarzać?
Warknął,gdywypowiedziałtesłowaiprzysunąłswojeustadojej.
-Niejestemjakcifaceci,którychznałaśwcześniej.
Pocałował ją, zanurzając swój język głęboko w jej usta i upajając się jej słodkim smakiem. Uniosła
ręce,owinęłajewokółjegoramioniprzyciągnęłagobliżej.
Tak.To,byłotoczegochciał.Jegokobieta,piersiprzyciśniętedoklatkipiersiowej,płećdopłci.Jego
penisnapęczniał
napierając na nią, a ciężka fala pobudzenia zalała jego ciało. Ostatnia noc była dobra. Seks był
fantastyczny.Izastanawiałsię,poprostujakbytobyło,gdybyprzestałsiękontrolować.Czypanidoktor
dałabysobieznimradę?
157
Jej sutki były twarde, przyciśnięte do niego i on musiał ich dotknąć. Trzymając swoje usta na jej,
drażniącjejjęzykswoim,zsunąłswojąprawarękęichwyciłciepłąmasęjejpiersi.Cholera.
Chciał tej piersi w swoich ustach. Jego palce odsunęły krawędź jej bluzki, przesunęły do góry
koronkowybiustonosziznalazłyjejsutek.
Kiedyścisnąłjejszczytpalcami,zaczęładyszećwjegousta,abogatyzapachjejpobudzeniauniósłsię
wpowietrzu.
Byli sami w korytarzu. Mógł usłyszeć niewyraźny, powolny rytm muzyki dobiegający z biura lekarza
sądowego.SmithponowniewłączyłaCDzjazzem.Napewnoterazniewyjdzieiichnieznajdzie.
Iniebyłonikogowięcejwkostnicy.PrzeszedłkilkakrokówzEmily,popchnąłjąnaścianęipowoli
podniósłgłowę.Spoglądałananiego,jejoczybyłyszerokootwartezaszkłamiokularów,jejwygiętew
łuk,ustamówiąceweź–mnie,ciemnoczerwone,błyszczące.
Ach,teusta.Chciałjepoczućwokółswojegokutasa.
Fantazjowałnatematpanidoktor,wyobrażałsobiejakonabierzegodośrodkailiżegotymswoim,
słodkim,umiejętnymjęzyczkiem.Alekostnicaniebyłaodpowiednimnatomiejscem.Aoniniemielzbyt
wieleczasu.Aonpotrzebowałbardzojejsmaku. Szarpnął jej bluzkę, odsłaniając biustonosz. Czarny,
oczywiście.
-Colin,nie,ktośmożewejść...
Odsunął jej biustonosz na bok. Spojrzał w dół na jej piersi. Ta kobieta na prawdę miała najlepsze
piersi, jakie kiedykolwiek widział. A on widział ich sporą część. Nie za duże, nie za małe, po prostu
idealnedlajegorąk.Itaksłodkie...Zamknąłustawokółjejsutka,ciągnącdelikatnie,potemgłaszczącją
językiem.
-OJezu,Colin...
Usłyszałwjejglosiepragnienieinapełniłogotodzikąsatysfakcją.
ZnamcięEmily.Wiemdokładniejakciędotknąć,poprostuwiem
czego chcesz. Emily może myśleć, że może odrzucać ich fizyczne połączenie, ale on jej pokaże, w
jakim jest błędzie. Seks może nie jest kluczem, który ich zwiąże, ale stwierdził, że to cholernie dobry
początek.
Złapałwrękęmateriałjejspódnicy,unoszącgopowoli,bardzopowoli.Lubiłsposóbwjakiczułją
przysobie.Ciepła.
158
Miękka.Wciągnąłjejpierśgłębiejwswojeusta,ssącmocno.Aon
cholernie kochał sposób w jaki ona smakowała. Jej biodra napierały na niego. Jej paznokcie
wczepiłysięwjegokoszulęiwbiłysięwjegoskórę.Panidoktormiałapazurki.Och,tak,podobałomu
sięto.
Wyrażającswojąprzyjemnośćwarczeniem,wepchnąłswojąrękęmiedzyjejrozsunięteuda.Jejmajtki
byłyjużmokreodjejsoków,igdyjegopalcezłatwościądostałysiępodspódmałegoskrawkatkaniny,
Emilywstrzymałaoddech.
-Colin...
-Spokojnie.
Obojetegopotrzebowali.Jegopalcegłaskałyją.Jegokciukuciskał
jądrojejpragnienia.Jeszczetylkokilkaminut...
Powolny,przypominającypapierściernydźwiękdotarłdojegouszu.Następniedelikatny,słabysygnał
dźwiękowy.Cholera.
Winda.Szarpnąłwdółjejspódnicę,odwróciłasię,zakrywającjąswoimciałem.
-Ktośtuidzie.
Ktoś,ktozdecydowaniewpadłniewporę.Byłtakpobudzony,żetoażbolałoibyłminuty,sekundyod
zaznaniaprzyjemnościzEmily.
Spojrzał przez ramię. Gorączkowo poprawiała swoją bluzkę. Jej twarz była zaczerwieniona, ale
wiedział,żeniebyłotozwiązaneznamiętnością.Spotykaniesięwkostnicyprawdopodobnieniebyłow
stylupanidoktor.Kolejnyzarzutprzeciwniemu?Amożekolejnynajegokorzyść?
Niechtoszlak.Niesądził,żesprawyposunąsięażtakdaleko.Onpoprostuchciałjejdotknąć,chciał
jejprzypomniećcomają.Sekstakijakten–żar,szybkiespalanie–tojestcholernierzadkie.Iwartooto
walczyć.
-Emily...
Szarpnęłapodbródekdogóry.Ogieńbłyszczałwjejoczach.Adrzwiwindyotworzyłysięześwistem.
Colinszarpnąłgłowąwmomencie,gdyBrookswyszedłdoprzodu.Spojrzałwlewo,potemwprawo...
-Gyth!Cholerastary.Szukałemcięwszędzie.
Szkoda,żefacetniemógłposzukaćjeszczeprzezdwieminuty.
BrookszauważyłEmily.Jednajegobrewsięuniosłaiwyglądałonato,żecośmuzaświtało.
159
-Uch,tonienajlepszypora?
Zdecydowanienienajlepszyczas.Emilywyminęłago.Jejubranieponowniebyłobezzarzutu,alejej
sutki nadal były stwardniałe, widoczne pod cienką tkaniną jej bluzki, jej usta były spuchnięte i
ciemnoróżowe,jejoczybłyszczały.Brooksniebyłidiotą.Wiedział,coteśladyznaczyły.Mądrze,żejego
partnerniepowiedziałanisłowa,gdyEmilystanęłaprzednim.
-GdziejestMcNeal?,zapytała.
-Wswoimbiurze.
Udało mu się również zatrzymać wzrok na jej twarzy. Dobry człowiek. Nie chciał oberwać. Emily
skinęłagłową.Weszładowindy.
Cóż, cholera. Nawet żadnego do widzenia. Colin rzucił się do przodu, wyciągnął rękę by aby
zablokowaćdrzwiwindyprzedzamknięciem.
-Widzimysiędziświeczorem.
Jejustasięzacisnęłyizapatrzyłasięnapanelsterowania.
-Muszępomyśleć,Colin.Zbytwielesiędzieje...
Usłyszał lekkie kroki Brooksa. Facet się wycofywał, prawdopodobnie starając się dać im trochę
prywatności.
-Zobaczymysiędziświeczorem,powtórzył.
Musieli porozmawiać. O Darli. O Spokojnych Lasach. O demonach, które ich zaatakowały. Jej
spojrzeniaprzeszyłogo.
-Tojużdrugiraz,kiedywpraszaszsiędomnie.
-Tak,alechceszdokończyćto,cozaleliśmy,takbardzojakja.
Pozwoliłbyjegooczyspoczęłynajejpiersiach.Jegogłoszachrypł,gdypowiedział:
-Idokończymy,panidoktor,obiecujęci.
Colicofnąłsię.DrzwizamknęłysięiEmilyzniknęła.
Brooksgwizdnąłcicho.
-Powiedzmi,żenierobiłeśtegoznaszymspecemodprofiliwkostnicy.
-Wporządku.Niepowiemci.
I rzeczywiście nie zamierzał mu powiedzieć żadnej, cholernej rzeczy o Emily. Ona była jego. Jego
sprawa.Jegokobieta.
160
-Nie sądzę, aby takie miejsce ja to, uch, jest tym do czego doktor Drake jest przyzwyczajona,
powiedziałcichoBrooks.
Tak,bezjaj.Cholera.Panidoktor–onabyłainna.Sprawiał,żeonaczułinaczej.Chciałsiępieprzyći
chciałchronić-icodocholerymaztymzrobić?
-Słuchaj, kochasiu, mam kilka zdjęć na górze, na które chcę żebyś rzucił okiem, powiedział Brooks.
Możedopasujesztatuażdofaceta,którywasnapadł.
-Zapomnijotym.Onniejestjużproblemem.
-Co?Niemówiszpoważnie,człowieku,facetchciałcięzabić...
-AterazleżynastoleSmithwzimnejkostnicy.
MożeduszategofacetabyłajakimśrodzajwiadomośćdlaEmily,był
pewienjakdiabli,żeniepodzielisiętąinformacją.Brooksspojrzałwkierunkukostnicy.
-Codocholerysięznimstało?
-Och,mampewienpomysł.
Niol.Nadszedłczasnaprzesłuchaniemistrzademonów.
-Chceszsięzabawićwdobryglina,złyglina?
-Zawsze.
WilczyuśmiechzagościłnaustaBrooksa.Colinnacisnąłprzyciskwindy.Domyśliłsię,żeEmilyjest
jużdalekostąd.
-Dobrze.Bomamdrania,któregomusimyprzycisnąć,ostro.
Niolniepoddasięłatwo.Byłzbytpewnysiebie.Alejeślidorwągoznienacka,możepopełnićjakiś
błąd.Takzwyklerobilipodobnimudranie.Zbytpewnisiebie.Myślący,żesątacycwani.
Potemschrzanialisprawę.CzyzNiolembędzietaksamo?Cóż,poprostumusisiętegodowiedzieć.
Tak,czasiśćizadaćparępytańwładcydemonównatematdrobnejkwestiikilkumorderstw.
161
Rozdział10
Emilysiedziaławsamochodzie,jejpalcezaciskałysięnakierownicyiwpatrywałasięwysoki,dwu
piętrowydom.PorozmowiezMcNeal’em,uciekłazkomisariatu,zawstydzona,obawiającsię,żespotka
ColinalubBrooksa.Boże,cholera,oczymonamyślała?
Prawieuprawiałasekswkostnicy,namiłośćBoską.Kiedyjejdotknął,wypełniłojąpożądanie,aona
chciałzerwaćubraniazjegomęskiegociała.Toniebyłowjejstylu.Jejemocjebyłysilne,wiedziałato.
Uciekałaodsilnejmieszankistrachu,obawyiadrenaliny.Ijakopsychologwiedziała,żeteemocjeczynią
japodatnąnapewnerzeczy.Ibyłapewnajakcholera,żejestwrażliwanaColina.
Alewkostnicy?Jejkostkizbielały.Tojużniebyławrażliwość.Tobyłoprzekraczanieliniiwkierunku
szaleństwa.
GdybyBrooksniewyszedłzwindy,uprawiałabysekszColinem.Właśnietam,wtymśmierdzącym,
obskurnym korytarzu. I podobałoby się jej to. Cholera. Czy to właśnie robi dobry seks z kobietą?
Sprawia, że podejmuje głupie ryzyko? Miała już i tak wystarczająco dużo kłopotów bez urządzania
atrakcyjnegoshowdlapolicjantów12posterunku,gdybyweszlidokostnicy.Ale,dodiabła,byłakilka
sekundodorgazmu.GdybyBrooksimnieprzerwała,dlaczegofacetniemógłpoczekaćtylkochwilkę?
Klakson zabrzmiał w oddali. Rudy chłopak na rowerze przejechał obok niej. Emily zdała sobie
sprawę, że siedzi w samochodzie, patrzy się tępo w budynek i powoli zaczyna zdzierać skórę, którą
pokryta była jej kierownica. Cholera. Nie chciała tu być, ale kiedy uciekła z komisariatu, nawet nie
myślała o powrocie do domu albo do gabinetu. Nie, wiedział, gdzie dokładnie powinna jechać.
Dokładniezkimpowinnasięzobaczyć.SłowaDarliwirowaływjejgłowie,wkółkoiwkółko,jakte
piosenki, które czasami po prostu nie mogą opuścić twoich myśli. Dziennikarka wiedziała o jej
przeszłości. Nie można było temu zaprzeczyć. Nie można zignorować tego zadowolonego spojrzenia,
którebyłonatwarzyblondynki.
162
Emily próbowała ukryć swoja przeszłość. Myślała, że została pochowana w popiołach Szpitala
PsychiatrycznegoSpokojnychLasów.Zaplanowałatenogieńtakstarannie.Upewniłasięcałkowicie,że
żaden z pacjentów nie był w pobliżu sali rejestrów. Zatrzymywała się co chwilę na wszelki wypadek,
gdybyktośtamtędyprzechodził.
Tak, była tak bardzo ostrożna, ale jej historia nadal wypływała. Jej wzrok skupił się na domu. Na
doskonaleprzystrzyżonymtrawniku.
Liście,którezostałyzmiecionewczyste,schludnekupki.
Co on tu robiła? Rozmawianie z tą kobietą nie przyniesie żadnego pożytku, wiedziała o tym. Jednak
wzmianka o Spokojnych Lasach...och, cholera, jak dużo minęło czasu, odkąd sama myślała o tym
miejscu? Lata. Wiele cudownych, zapomnianych lat. Teraz, kiedy drzwi jej przeszłości zostały otwarte,
niemogłaprzestaćotymmyśleć.Zamknęłanachwilęoczyizobaczyładziewczynkę,którąbyła.
-Nie!
Ichręcebyłyzbytmocnozaciśniętewokółniej.Robilijejkrzywdę.
-Puśćmnie!Mamo!Mamo!
Jejmatkatambyła.Patrzącprzezcienkątaflęszkła.Pozwoliłaimna
tocojejrobili,pozwoliłaimjąkrzywdzić.Przywiązalijądołóżka.
Umieściliwięzywokółjejnadgarstków,jejkostek.Łzywyciekałyz
kącikówjejoczu.Oninierozumieli.Niktnierozumiał.Potworybyły
wszędzie.Naulicach.Wjejszkole.Nawetwkościele.Byliwszędzie.
Powiedziałamamie,starałasięwskazaćjednegopotworazczarnymi
oczamiipokazaćmamie,czymonjest.Alejejmatkaniemogłaich
zobaczyć.Nawet,gdybytambyli.
-Szy...kochanie,uspokójsię,dobrze?Wszystkobędziedobrze.
Topowiedziałajednazpielęgniarek.Starszakobieta,zjasno-
czerwonymiwłosamiiustamiiskórze,którawyglądałazbytblado.
-Ch...chcęwrócićdodomu.
Nigdywcześniejniebyłapozadomem,anirazuwswoimcałym
życiu.Jejprzyjacielenocowaliuniej,alejejmamanigdyjejnie
puszczała...
-Wróciszdodomu.
Pielęgniarkapogładziłająpopoliczku.
163
-Gdypandoktorcięwyleczy,wróciszdodomu.
Niktniemusiałjejleczyć.Jejręcezacisnęłysięwpięści,szarpiącza
węzły.
-Niejestemchora!
Słowaprzeszływkrzyk.Pielęgniarkawzdrygnęłasię,zabierającrękę
zpowrotem.
-Musiszsięuspokoić,kochanie.
Powiedziałtomężczyznawbieli,którywyrwałjązsamochodujej
mamy.Nielubiłago.Nielubiła,ciężkiego,mdłegozapachu,który
pochodziłodniego.Niepodobałysięjejjegozimneoczy.
-Mamo!
Jejmamaniemożezostawićjejtutaj.
-Przepraszam!Niebędęwięcejonichmówić,obiecuję!Nie
zostawiajmnie,nie...
Jejmatkaodwróciłasię,jejramionabyłyprzygarbione.Nie,
nie,możejejzostawić!Chciaławrócićdodomu,wrócićdoswojego
pokoju,wrócić...Jejmamaodchodziła.Nieodwracającsięby
spojrzećnanią.
-Mamo!
Jedenzpasówpękł,kiedymocnoszarpnęła.
-Nie!
Mężczyznawbielizłapałjejramię,zsiłąprzyciskającjejrękędo
materaca.
-Sprowadźlekarza,sprowadźgotutaj,teraz!
Emilywalczyłazrękami,którejątrzymały.Nielubiłategomiejsca.
Ludzie...cośbyłotutajnietak.Powietrzebyłotutajniedobre.Zbyt
gęste.Ibyłotutakzimno.Siwowłosymężczyznapojawiłsięujej
boku.Miałdługą,ostraigłęwręce.
-Topowinnocięuspokoi.
Niechciałabyćspokojna.Chciałabyćprzytomna!Trzymaliją
mocno,igławbijałasięwjejramie,palącgorącymbólem.
Zapiszczałaiwkońcunapotkałaspojrzenielekarza.Jegoniebieskie
oczywpatrywałasięwnią,potem,tylkonachwilębłysnęłyczernią.
Jejgłowazaczęłasięmiotaćnamateracu.
-Onjestjednymznich!
Musielitozobaczyć!
164
-Spójrzcienajegooczy!Onjestpotworem!
Facetwbieliwyprostowałsięispojrzałnadoktora.Pielęgniarka
nawetniespojrzaławjegostronę.
-Onamaurojenia.Jejmatkapowiedziała,żewidujeczasami
jakieśrzeczy,aleterazjestcorazgorzej.
Lekzacząłdziałaćijejciałozaczęłostawaćsięciężkie.
-Hmmm.
Lekarzpatrzyłnanią,jegooczyponowniebyłyjasnoniebieskie.
-Acoonawidzi?
-Potwory.
PielęgniarkaprzesuwałakosmykiwłosówztwarzyEmily.
-Biednedzieckozawszewidzipotwory.
Ionawidziałajednegoznich.Lekarzpatrzyłananiązeskupieniem
naswojejtwarzy.
-Naprawdę...ionawidywałajejprzezlata?
Pielęgniarkaskinęłagłową.Jejpowiekizaczynałysięzamykać,ale
onaniechciałaspać.Niezpotworem,którybyłtakblisko.Lekarz
skinąłnapozostałychbywyszli.Pochyliłsięnadnią.
-Cowidzisz,dziecko,kiedypatrzysznamnie?
Jejjęzykbyłspuchnięty.Jejustazbytsuche.Emilyzwilżyłausta,
przełknęła.
-P...potwora.T...twojeoczy...
Jejgłosbyłsłabymszeptem.Pochyliłsięjeszczebliżej.Takblisko,że
czułajegooddechnapoliczku.
-Coznimi?
-K...kłamią,o...oszukują.S...sączarne...
-Hmmm...
Jegokłamliweoczyzwęziłysię.
-Widziszto,prawda?
-C...czujęcię.Wp...powietrzu.
Jakbyuderzałwniąlekkiwiatr.Byłwszędzie.Dlaczegoinnitegonie
czuli?Jejpięścisięrozluźniłyiopadłynatwardąpowierzchnię
łóżka.Jejpowiekiopadły,mimożepróbowałajezmusićdootwarcia.
Jejoddechzwolnił,aumysłzacząłdryfować.
-Jużdobrze,dziecko.
165
Głoslekarzabrzmiałzdaleka.Chwyciłjejrękę,choćdotyk
wydawałsięlekkijakpiórko.
-Terazjasiętobązaopiekuję.
I zrobił to, Emily przypomniała sobie, jej myśli wróciły z przeszłości do chwili obecnej. Doktor
Marcus Catcherly, „Catch”, opiekował się nią. Pomógł jej zrozumieć, co ona widziała. Nauczył ją
wszystkiego, co wiedziała o Innych. I nauczył ją, jak kłamać. Jak udawać, że jest się normalnym. By
przetrwaćwszkole,zprzyjaciółmi,anawetzjejrodziną.Byłjejmentorem,najbliżejniejniżktokolwiek
innywjejżyciu.Potrzechmiesiącach,Catchprzekonałjejmatkę,żezEmilyjestwystarczającodobrze
bywróciładodomu.
Odwiedzałjącotydzień,conazywałdalsząopieką.Rozmawiałaznimoróżnychstworzeniach,które
widziała,aonuczyłjąonichwszystkich.Aonanigdywięcejniewspominałaponownieanisłowamatce
o potworach. Ogień był jego pomysłem. Zaaranżował dla pacjentów „terapeutyczną podróż” tego dnia.
Pomagałjejdoczasupożaru,pomógłsięjejupewnić,żekażdydowódojejpobyciezostał
zniszczony.
Miała jedenaście lat, gdy znalazła się w Spokojnych Lasach. I szesnaście, gdy podpaliła to miejsce.
Catchzabrałjejtajemnicędogrobu.Alejeszczejenaosobaznaławszystkieszczegółyojejpobyciew
szpitalu psychiatrycznym. Emily otworzyła drzwi samochodu, wysiadła i poczuła zimny powiew, który
otoczyłcałejejciało.Tendomczekałnanią.
Emily wyprostowała ramiona, szła powoli kamiennym chodnikiem. Wesoła wycieraczka powitała ją
odwejścia.Tendombył
takinormalny.
„Nigdynieufajtemu,conormalne.Botonormalnychrzeczy
powinnaśsięobawiać.Potwory,demony,czarownice...mywszyscy
bardziejboimysięnormalnegoświata,niżmożeszsobieto
wyobrazić.”
Słowa Catch’a rozbrzmiały w jej uszach. Zawsze uważał, że to ludzie są niebezpieczni. Zbyt
nieprzewidywalni.
„Onisąbardziejkrwiożerczyodnas,pamiętajotym.”
166
Jejdłońzwinęłasięwpięść.Zastukaławdrewnianedrzwi.Raz,dwarazy.
-Jużidę!
Przytłumiony,kobiecygłos.Szuranietowarzyszyłotemugłosowi.
Drzwiotworzyłysięzlekkimskrzypieniem.Niska,ciemnowłosakobieta,dobiegającapięćdziesiątki,
zamrugała.
-Emily?
-Cześć,mamo.
Celowozachowałaspokojnygłos,rozluźniłaciało.
-Mogęwejść?
Kostki jej mamy zbielały zaciśnięte na framudze drzwi, ale po chwili, odsunęła się i Emily weszła
powolidodomu,któregoniewidziałaodlat.
-Więcpanidoktorjestteraztwojądziewczyną,co?,zapytał
Brooks,gdypodchodzilidoOdnalezionegoRaju.
Dwóchpotężnychfacetówopierałosięobramęwejściowąbudynku,aichoczyskanowałyulicę.
-NierozmawiamoniejBrooks.
Brooksbyłjakpies,któremurzuciłosiękość.Cholernieirytującypies.
-Towyglądało,jakbybyłatwojądziewczyną.Toznaczy,mamnadzieję,żeniezalecaszsięwkostnicy
dokażdejkobiety,zktórąsięspotykasz.
Dwóch mężczyzn w końcu ich zauważyło. Spięli się. Jeden z nich chwycił krótkofalówkę i zaczął
szybkocośmówić.Dobrze.
Niechtendrańwie,żetujesteśmy.
-Cholera.Myślę,żenasichłopcysąuzbrojeni.
Nareszcie,facetzacząłmówićoczymśinnym,niżEmily.Brookssięgnąłpobroń.
-Niemówiłeś,żechłopcyNiolatomięśniacy.
-Tak,tosiłacze.
Pieniądze. Siła. I to stwarzało poważny problem. Niezbyt idealny kandydat na improwizowane
przesłuchanie.Colinbłysnąłodznakąfacetomprzybramie.Zastanawiałsięczysąludźmi,czydemonami.
Przezchwilę,chciałprzyprowadzićzesobąpaniądoktor.Aleniebył
167
w stanie znaleźć jej na komisariacie. Kobieta przed nim uciekła. To nie był dobry znak. Ale on ją
wytropi.Przeprosizato,żenapadłnaniąjakzgłodniałydupek.Byłzdesperowanybyjejposmakowaći
wpadłwniepohamowanygłód.Kobietatakjakona,damazklasą,przywykładoeleganckichrestauracjii
pokazów,nielubiłabyćopieranaobrudnąścianęirozbierana.Onie,cholernieniepodobałosięjejto
ani trochę. Był gotowy przeprosić. I był również przygotowany na nią naga pod nim. W możliwie
najkrótszymczasie.
Mężczyznachrząknął,gdyspojrzałnajegoodznakę.
-Czegochcecie?
To pytanie wyszło od większego faceta. Ten mężczyzna miał jakieś metr osiemdziesiąt, może metr
dziewięćdziesiątwzrostu,ajegociałopokrytebyłokolorowymitatuażami.
-ChcemysięzobaczyćzNiolem.
-Teraz?
Drugifacetzrobiłkrokdoprzodu,trzymałwręcekrótkofalówkę.
-Macienakaz?
Ach, zdecydowanie teraz nie było czasu na gierki. Colin spojrzał w kierunku Brooksa, dostrzegł
uniesionąbrew,comówiło,żemyślitaksamo.
-Niejesteśmytutajbyprzeszukaćbar,powiedziałBrooks,ukazującimswój,Jestem–nieszkodliwy–i
–chcę–być–twoim–
przyjacielem,uśmiech.Chcemytylkozadaćtwojemuszefowiparępytań.
-Cóż,możeonniechceodpowiadaćnatepytania.
Wytatuowanyskrzyżowałręcenapiersiispojrzałnanich.
Krótkofalówkazatrzeszczałajakbywróciładożycia.Mniejszyfacetwłączyłprzycisk.
-Tak?
-Przepuścieich.
Wytatuowanyzaklął.Mniejszyfacetspojrzałnanichiwskazał
kciukiemdrzwi.
-Dalej.
-Dzięki,mruknąłColinisięgnąłrękądokabury,gdywszedłdośrodka.
168
Nie wiadomo, jakie przywitanie zafunduje im Niol... Wnętrze Odnalezionego Raju było oświetlone
jedyniekilkoma,słabymiżarówkami.Niolsiedziałprzystolewpobliżubaru,zciemnymiokularamina
oczach.Niewstał,gdypodchodzili,tylkoskinąłgłowąipowiedział:
-Detektywie,wróciłeśtakszybko,co?
Szyderczyuśmiechwykrzywiłjegousta.
-Takpostępujewiększośćludzi.Uważająmójlokalzatrochę...uzależniający.
Tak,onsprawiał,żetakibył.
-Drinka?
Colinpotrząsnąłgłowa.
-Apan,detektywieBrooks,mogęcipostawić...whisky,prawda?
Tobyłbytwójwybór,prawda?
-Niejestemspragniony.
Brooksniewydałsięanitrochęzaskoczony,żeNiolwiedział,kimonjest,anawetwiedziałjakijest
jegoulubionydrink.Tenfacetzawszeumiałblefować,gdywymagałategosytuacja.Krzesłozaskrzypiało,
gdyNiolodchyliłsiędotyłu.
-Rozumiem,żeniejesttooficjalneprzesłuchanie?
Colinsięgnąłdokieszenikurtki.Wyciągnąłzdjęcia,któredałamuSmithirzuciłjenastół.
-Rozpoznajesztychludzi?
Niebyłośladówpostrzałów,alebyłojasne,żecichłopcybylimartwi.
Nioldotknąłjednegozezdjęć.
-Cosięznimistało?
Coś,comożnabyłonazwaćgniewemzabrzmiałowjegogłosie.
-Niewiesz?
Colinpatrzyłnaniegoitrzymałswojeciałownapięciu,gotowe.
Bardzo powoli Niol zdjął okulary. Colin usłyszał słabe westchnienie zaskoczenia, które wyszło od
Brooksa.
-Myślisz,żejatozrobiłem?
Oczyczarnejaknocpatrzyłynaniego.Stółpolewejstroniezaczął
drżeć.Colinniebyłpodwrażeniem.
-Azrobiłeś?
-Toniemójstyl.
169
Niolodsunąłodsiebiezdjęcia.
-Gdybymichzaatakował,niezostałobyznichnicnadającegosięnazdjęcia.
Wjegosłowachbrzmiałaprawda.
-Znałeśich,prawda?,zapytałBrooks,kiedypodszedłdokrawędzistołu.
Niolskinąłgłową.
-WidziałemichwokolicachRaju.
Niejasnywykręt,nicwięcej,aleColinwidziałjakfacetzaciskałzęby.
Jegonozdrzafalowały.Dodiabła,tak,onznałtychchłopców.
-TotywysłałeśichbynapadlinamnieidoktorDraketamtejnocy,prawda?
Colin pochylił się nad stołem, zrównując się twarzą w twarz z Niolem. Nie bał się demona, miał w
dupieto,zktóregobyłpoziomu.
JeślitenfacetpróbowałzabićEmily,zamierzałgoosobiścierozedrzećnastrzępy.Demonnawetnie
mrugnął.
-Niewieszoczymmówisz.
-Gównoprawda!
TeraztoBrookszacząłnaniegonaciskać.Zacząłokrążaćstół.
PodchodzącprawiedoNiola.
-Wiesz,kimbylicifaceciiwynająłeśichbywymierzylikilkakuksańcówmojemupartnerowiipani
doktor!
Niolwestchnąłcichoiodsunąłsięodstołu.
-Widzę,żetobędziemałoproduktywnarozmowa.
Zacząłwstawać,aleBrookschwyciłgozaramię,przytrzymującgowmiejscu.
-Nieskończyliśmy.
Colin wyczuł nacisk mocy, poczuł poruszenie powietrza... Brooksa odrzuciło w głąb sali. Odrzuciło
dobredziesięćstóp.AleNiolnawetgoniedotknął.Jegopartnerzderzyłsięzestołem,upadłnapodłogę.
Brookszerwałsięnanogi.
-Tysukinsynu!
Biegłdoprzoduzwyciągniętymirękoma.Colinstanąłprzednim.
-Spokojnie.
Powietrzewydawałosięnapieraćnaniego,wibrujączezłowrogąmocą.Panidoktornapewnobysię
imterazprzydała.
170
-Trzymajswojegopartnerapodkontrolą,Gyth.
Niolpodniósłpodbródek,spojrzałnaniegotymiprzerażającymi–jak
–diabli–oczami.
-Albojatozrobię.
-Zaatakowałmnie!
WyrzuciłBrooksiszarpnięciempoprawiłswojąkurtkę.
-Możemyaresztowaćtegodrania.
Niolwzruszyłramionami.
-Nawetcięniedotknęłam.Zapytajsiępartnera,oncipowie.
Colinzacisnąłszczęki.Brooksniemógłsięmierzyćztymfacetem.
AleColincholerniechciałmiećmożliwośćpobyciaznimprzezdwieminutysamnasam.
-NiepogrywajponowniezmoimpartneremNiol.Konsekwencjemogącisięniespodobać.
Błyskrozbawieniarozświetliłjegotwarz.
-Myślisz,żemożeszmniepokonać?
PotężnyzmiennokształtnyjestjedynymInnym,którymożezmierzyć
sięzmocądemona.TopowiedziałamuEmily.Apanidoktorznałajegonadnaturalnąsiłę.
-Nie,jawiem,żemogę.
Rozbawieniezniknęło.
-TerazskończztymibzduramiNiolipowiedźnam,cowiesz.
Oczydemonasięzwęziły.
-Tedzieciakibyłykilkarazywbarze.Towszystko,cowiem.
-Pracowalidlaciebie?
Brooksodzyskałczęśćswojejkontroli,alegniewnadaljeszczebrzmiałwjegosłowa.
-Nie.
Niolchwyciłswojąszklankę,biorącdużyłyk.
-Powiedziałemwamtoniemojemetody.
-Spójrz mi w oczy, zażądał Colin, i powiedź mi, że nie wysłałeś ich by zaatakowali mnie i panią
doktor.
Niolspotkałsięzjegospojrzeniem.
-NigdyniewysłałbymkogośbyskrzywdziłdoktorDrake.
-Alewysłałeśkogośzamoimpartnerem?
Brooksrzuciłtopytanie,gdyNiolnicwięcejniemówił.
171
-Nie.
Niolniespuszczałzniegowzroku.
-Sambymtozrobił.
Uwierzyłmu.Cholera.Colinwkońcuopuściłrękęzeswojejkabury.
-Jeślityichniewysłałeś,toktotozrobił?
-Niewiem.
Niolpodniósłswojeokularyiwsunąłjezpowrotemnamiejsce.
-Alezamierzamsiętegodowiedzieć.
Jegotwarzstałasiętwardajakwykutazestali.
-Niktniebędziewykorzystywałmoichchłopcówwtensposób.
Nikt.
Tracili swój czas. Niol nie zamierzał im powiedzieć nic więcej, a Colin rzeczywiście wierzył, że
demonniewienicwięcej.
-Będziemywkontakcie,Niol,powiedzdoniegoColin.
-Och,niewątpięwto.
-Chodźmystąd,mruknąłdoBrooksa.
Czaswyjśćzjaskinidiabła.PrzyprowadzeniezesobąBrooksabyłobłędem,aleniebyłołatwiejszego
sposobu na powstrzymanie go. Nie bez odpowiedzi na wiele pytań. Brooks posłał długie, twarde
spojrzenieNiol’lowi.
-Odterazbędęmiećciebienaoku.
Niolniewydawałsiębyćtymfaktemszczególniezaskoczony.
-Spieprzcoś,zróbcoścowprowadzinawbłąd,awtedywrócę.
-Wtedybędęczekaćnatwojąwizytę.Aledotegoczasu,zjeżdżajzmojegobaru,detektywieBrooks.
-Chętnie.
ZdecydowaniepopełniłbłądprzyprowadzającBrooksa.Onnigdynie
będziewstanierozegraćwojnyzNiolem.Niewiedziałzkim
zadziera. Colin prowadził Brooksa do wyjścia, starając się trzymać swoje ciało między Niolem, a
partnerem, tak na wszelki wypadek, gdyby Niol był znowu w nastroju do swoich, małych, magicznych
sztuczek.
-Gyth...
SłowaNiolazatrzymałygonakrokprzydrzwiach.Colinspojrzałzasiebie.
-Nasłowo,jeślimożna.
172
Chwilapauzy.
-Naosobności.
-Ocholera,nie,takniebędzie...
-WporządkuBrooks.Możeszpoczekaćnazewnątrz.
Mamy...Innesprawydoomówienia.
Tobyłjedynypowód,dlaktóregoNiolchciałbyzostał.
-Wporządku.
Brookswyglądałnapoważniewkurzonego.
-Alejeślimniebędzieszpotrzebował,wystarczy,żezawołaszibędęprzytobie.
Niewątpiłwtoaniprzezchwilę.
-Dziękistary.
Czekał,ażBrooksotworzyłdrzwiiwyszedłnazewnątrz.Potemprzeszedłprzezsalęwdwiesekundy.
-CzegominiepowiedziałeśNiol?
-Wiesz,żechłopcybylidemonami.
Toniebyłanowość.
-Kiedytyipanidoktorzostaliściezaatakowani,wyczułemporuszeniemocywpowietrzu.
Więcwiedziałoataku.Wypełniłygoponowniepodejrzenia.
-Toniebyłemja.Masznatomojesłowo.
Aleilebyłowartesłowodemona?
-Wyczułeś atak, ale nie próbowałeś go powstrzymać? Myślałem, że powiedziałeś, że nie skrzywdził
byśEmily.
Niolprzesuwałpalcamiposzklance.Spojrzałnaniegozrozbawieniem.
-Jak myślisz, kto wezwał policję? Myślę, że twoi bracia w kolorze niebieskim w końcu się na coś
przydali,prawda?
Colinowiniebyłodośmiechu.
-Jeślitoniebyłeśty,todocholeryktotobyłwtakimrazie?
-Innydziesiątypoziom.
Wziąłdużyłykkrwistoczerwonegodrinka.
-Iuwierzmi,Gyth,jesteśmycholernąrzadkością.
Postawiłszklankęzcichymstuknięciem.
-Zapytajotopiękną,małąpaniądoktorodpotworów.
173
Innydziesiątypoziom.Cholera.Tendzieńniezapowiadałsiędobrzedlaniego.Azacząłtakdobrze,z
nagaEmilywłóżkuznim.
-CowiesznatematHybryd?
Co? Słyszał wcześniej termin hybryda, ale było to zwykle, gdy oglądał telewizję i nie chcący
przełączałnakanałDiscovery.Hybrydybyłymieszanką,połączeniem,jakkwiat,którypowstałwwyniku
złączeniadwóchróżnych...
-Hmmm.Zgaduję,żeEmilyniewspomniałaciohybrydach.
Niolwygiąłwargi.
-Terazzastanawiamsię,dlaczegocionichniepowiedziała.
Colin miał wrażenie, że brakuje istotnych fragmentów w tej konwersacji i nie podobało mu się
uczucie.Aninajednącholernąchwilę.Okrążyłstółwmgnieniuoka.Szarpnąłdemonananogi.
-Niejestemjakciludzie,zktórymiprowadziszswojegierki.
I pozwolił swojej bestii pojawić się w swoich oczach. Jego paznokcie wydłużyły się, jego zęby
wyostrzyły.
-Zmiennokształtny.
Nioluśmiechnąłsię.
-Domyśliłemsięczymjesteś.
-Opowiedzmiohybrydach.
Zanimdaupustbestiiizacznierzucaćdraniempocałejsali.To,codemonzrobiłzBrooksem.Byłoto
nacoonzasłużył.
-NiektórzyzInnychniełącząsięzeswoimrodzajem.
Roześmiałsię,ostry,nieprzyjaznydźwięk.
-Aletyjużsięotymprzekonałeś,prawda?
JegopazurywbiłysięwramięNiola.Niewystarczającobyrozerwać,jeszczenie.
-Gadajdemonie.
-Rzadko,bardzo,bardzorzadkoztakiegozwiązkurodzisiędziecko.Wyjątkowedziecko.
Colinuniósłswojepazury.
-I?
-Ionojesthybrydą.Pochodzizdwóchmagicznychlinii,zmagiąichobojga.
Dlaczegooninigdydocholerynieprzeprowadzilirozmowynatentemat?
174
-Powinienemzająćsiętympieprzonymmieszańcem,ponieważ?
Niolznówsięroześmiał.Długim,oschłymśmiechem.
-Och,zdecydowaniepowinieneśsięnimzająć,zmienny.Tyi
Emilypowinniściesiętymzająć.
Jeszczekilkasekund.Jeślidemonabędziezniegoszydziłchoćchwilędłużej,Niolbędziefruwałpo
lokalu. Mogłaby to być zemsta za ten mały trik na Brooksie i to by sprawiło, że Colin poczuł by się
cholerniedobrze.
-Mojacierpliwośćjestnawyczerpaniu.
Jegopazurywbiłysięgłębiej.Niolwzdrygnąłsięiwreszcieprzestał
sięśmiać.
-Słyszałemplotki...
Nareszciedoczegośdoszli.Colinzłagodziłswójuścisk.
-Jakieplotki?
-Mówisięohybrydziedemoniewmieście.Silnymdemonie,dziewiątcelubdziesiątce.
WystarczającosilnybyEmilywyczułajegomocwpowietrzuwalei.
-Półdemon,co?Czymjeszczejesttendrań?
Niolzacisnąłwargi.SpojrzałwdółnapazuryColina.
-Zmiennokształtnym.
Okurwa.
-Powiedzmicosiętamdziałonatyłach?,zażądałBrooks,gdyszlizColinemdojegoJeepa.
-Przesłuchiwaliśmypodejrzanego.
Colin spojrzał w niebo. Słońce zachodziło, rzucając czerwone, krwawe smugi na niebo. Musiał
znaleźć Emily. Musiał zapytać ją o hybrydy. Cholera. Czy to możliwe, że facet którego szukają jest
połączeniemdemonaizmiennokształtnego?Jeślitakjest,wtymprzypadkutosprawaprzybrałabardzo
niebezpieczny obrót. Walka i tropienie innego zmiennego była trudna wystarczająco. Ale z magicznymi
mocamidemona....Miastomożeobrócićsięwperzynę.
-Dodiabła,Colin!Wieszoczymmówię!
Brookszłapałgo,popychającgonaJeepa.Bestiazawyła,aleColintrzymałjąpodkontrolą.
175
-Trzymaszmnienapoboczu.
Brooksspojrzałnaniego.
-Wieszwięcejnatemattejsprawyniżpowiedziałeś.
Tak,wiedział.Imusiałtrzymaćodtegozdalekaswojegopartnera.
PonieważBrooksniebyłgotowynaprawdę.
-Nawetniestanąłeśpomojejstronie,gdytendrańrzuciłmnieprzezsalę!
-Oncięnierzucił.
ColinodepchnąłsięodJeepa,skrzyżowałręcenapiersiinapotkał
wkurzonespojrzenieBrooksa.
-Dodiabła,ontozrobił,ja...
-Obserwowałemjegoręce.Onnawetcięniedotknął.
Prawda.DemonużyłswoichmocybyodepchnąćBrooksa.Alejakmatomuwyjaśnić?
-Powinienemgoaresztować.
Brookszłapałsięzaleweramię.
-Nocnakomisariacierozwiązałabymujęzyk.
Wątpliwe. Noc na komisariacie prawdopodobnie doprowadziła by Niola do szewskiej pasji.
Dosłownie.
-Icodocholerybyłozjegooczami?
Drgnął.
-Ktochciałbynosićszkłakontaktowejakte?Byłyczarnejaksmoła.
Chciał powiedzieć Brooksowi prawdę. Ale ostatnim razem, gdy powiedział swojemu partnerowi
prawdęoInnych,Colindostałodniegokulkę.
-Człowieku,oczekujęodciebieczegoświęcej.
Brookspotrząsnąłgłową.
-Jesteśmypartneramioddwóchlat.Mamprawooczekiwać
więcej.
Chciał mu powiedzieć więcej. Chciał móc powiedzieć Brooksowi wszystko. Ale nie był pewien
reakcjipartnera.Iniechciał
stoczyć kolejnej walki z przyjacielem. A kapitan powiedział, informacje w sprawie, które on i pani
doktorzbiorąsąpoufne.PoufnenawetdlaBrooksa.Aprzynajmniejnarazie.Colinwestchnął.Musiał
powiedziećcośBrooksowi.Tenfacetzasługiwałchociażnatyle.
176
-Maszrację,dziejesięznaczniewięcejniżcipowiedziałem.
Mięśniezaczęłydrgaćwzdłuższczękijegopartnera.
-Dlaczegodocholerytrzymaszmniezalinią?Jesteśmy
partnerami.
-Muszę.Tocosiędziejzostałouznanezaściśletajne.
-Co?
Cholera.Toniewyglądałozbytdobrze.
-Terzeczy,któretusiędzieją...wiedzaonichjestzbytniebezpiecznadlaciebie.
-Zbytniebezpiecznedlamnie?
Jegooczyzwęziłysięwszparki.
-Aleniechzgadnę.DoktorDrakewie,prawda?Dlaczegotoniejestniebezpiecznedlaniej?
Było.Alepanidoktorsiedziaławtymjużzbytgłęboko,żebymożnająbyłoterazztegowyciągnąć.
-Cholera!Niepodobamisięto.
BrooksdźgnąłpalcemwpowietrzuniedalekoklatkipiersiowejColina.
-Ani,kurwatrochę.
Anijemu.BrooksokrążyłJeepa.Wskoczyłdośrodka.Colinwestchnąłipotarłkark.Musipowiedzieć
kapitanowi,żeBrooksnabrałpodejrzeń.MożeMcNealpowie,żetrzebamupowiedzieć.
Alboinie.Colinwsiadłdośrodka.Odpaliłsilnik.
-Wiem,żeonmnieniedotknął.
Brooksniepatrzyłnaniego.Patrzyłprostowprzezszybę.
-Jateżpatrzyłemnajegoręce.Wiem,żeNiolmnieniedotknął.
-Brooks...
-Alepoczułemjegoręcenasobie,czułemjakrzucamnąprzezsalę.
Zacisnąłpalcewpięści.
-Jaktomożliwe?
-Słuchaj,stary,ja...
-Dodiabła.
Brookswestchnął.
-Możetojajestemtym,którypowinienpójśćdolekarza.Jeślizaczynamsobiewyobrażać...
177
-Niewyobraziłeśsobietego.
Za dużo mówił. Nie mógł ryzykować, że powie Brooksowi zbyt dużo, ale będzie przeklęty jeśli
pozwolipartnerowiwierzyć,żepopadawobłęd.
-Niemogęcipowiedzieć,cosięwydarzyło,aleuwierzmi,niewyobraziłeśsobietegodocholery.
Nie, jego partner właśnie wszedł do świata, gdzie potwory były prawdziwe, a on nawet nie zdawał
sobieztegosprawy.
-Niemożemymupowiedziećprawdy,Gyth.Tozbytryzykowne.
-Tak,wiemotym.
Aletonieznaczyło,żemusisięmutopodobać.ColinchodziłpobiurzeMcNeal,anapięciewjego
cielebyłobardzowidoczne.
-Ta sprawa jest zbyt duża. Nie mogę ryzykować, że jeden z moich detektywów traci swój rozum,
ponieważnaglezyskujeświadomość,żepotworysąwokółniego.
-Możetegoniezrobić,mruknąłColin,patrzącprzezoknowciemność.
Noc już zapadła nad miastem. Była pochmurna, bezgwiezdna noc. Taka noc, która skrywała sekrety.
Miałzłeprzeczuciacodonocy.SłowaNiolaohybrydachuderzyływniego.Chciał
porozmawiać z Emily. Próbował zadzwonić do niej kilka razy, odkąd opuścił Odnaleziony Raj, ale
tylkołapałsięnajejpocztęgłosową.
-Przypomnijsobiecosięstałoostatnimrazem,gdypowiedziałeśswojemupartnerowiprawdę.
McNealnadalsiedziałzabiurkiem.Ręcepokrytebliznamispoczywałynajegopowierzchni.Ostatnim
razem,gdypowiedziałeś
swojemupartnerowiprawdę.Colinzesztywniał.
-Cowieszomoimstarympartnerze?
-Wiemwszystko.
McNealuniósłłukbrwi.
-Myślałeś, że cię nie sprawdzę dokładnie, zanim cię tu sprowadziłem? Wiem wszystko o Mike’u
Phillips’ie.
O,cholera.
-Inicniepowiedziałeś?
McNealwzruszyłramionami.
178
-Comiałempowiedzieć?Twójpartnerdowiedziałsię,żeniejesteśczłowiekiem.Próbowałcięzabić,
spalićtwójdom.
Tak,ładnietopodsumował.Kapitanpochyliłsiędoprzodu.
-Ztegocosiędowiedziałem,Phillipsbyłniestabilnyodsamegopoczątku.
-Byłdobrymczłowiekiem.
Byłdobrymprzyjacielem,ażdotejnocy.
-Poprostuniebyłwstanieudźwignąćtego,kimja....
-Gównoprawda.Facetjużwprzeszłościznalazłsięnakrawędzi.
Zaatakowałpodejrzanego,dostałostrzeżenieodprzełożonychinękał
swojąeksżonę.
Colinnawetsięnieodezwał.MikePhillipsbyłjegonajlepszymprzyjacielemprzezdziesięćlat.Dotej
jednejnocy.
-Onuciekłzmiejscapożaru,gdyrozbiłsiętymsamochodem,prawda?,McNealgwizdnąłcicho.Jechał
dziewięćdziesiąt na godzinę, gdzie można było jechać dwadzieścia pięć, przejechał na czerwonym
świetleiprzywaliłbokiemwtęciężarówkę.
Colinzacisnąłtylniezęby.
-Uciekałprawda?Postrzeliłcię,podpaliłdomizostawiłciężebyśsięwykrwawił.
-Tojużstarahistoria.
Historia,którejniechciałjakcholerapowtórzyć.
-Alepokazałcijakniektórzyludziemogązareagować.
Jegopalcebębniłyobiurko.
-Niewszyscytakreagują,alefanatycy,którzymyślą,żepotworywinnebyćzniszczone,sąpowodem,
dlaktóregonadalżyjemywukryciu.
-Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak by to było kapitanie, gdyby wszyscy Inni postanowili się
ujawnić?Gdybyśmyprzestalisięudawać?Przestalisięukrywać?
Gdybywszyscywyszlizcienia,jakiwtedybyłytenświat?
-Tak, zastanawiałem się...i myślę, że połowie z nich nie zrobiło by to cholernie żadnej różnicy, że
jesteśmyinni.
-Atadrugapołowa?
-Chwyciłabyzapochodnięispróbowałaspalićnaswszystkich.
Colinskinąłgłową.
179
-Teżtaksądzę.
AświatniebyłgotowynawojnęmiędzyludźmiiInnymi.
-WięcnicniepowiemBrooksowi.
McNealskinąłgłową.
-Gdybysprawiałciproblemy,przyślijgodomnie.
Niw,poradzisobiezBrooksem.Ale:
-Wiesz,żeistnejbardzomałailośćrazy,gdyczłowiekmożewidziećmagięijejzaprzeczać.
IjeśliBrookszostaniejeszczekilkarazyrzuconyprzezdemonaprzezsalę,pewnebyło,żejegopartner
zacznieskładaćfaktywjednącałość.
-Jeślidomyślisię,cosiędziejeporadzimysobieztym.Znim.
Łatwopowiedzieć,alewiedział,żeBrooksemniebędziewcaletakłatwo.Jegowzrokpowędrowałdo
biurkaMcNeala.Domałejramkinazdjęcia.Ładna,siwowłosapaniuśmiechałasięwesoło.Zwęził
oczy.
-TrzymajwszystkieinformacjejakieznajdzieszoInnychjakościśletajne.Powiadamiajmnie,nikogo
więcej.
-Wporządku.
Słyszał słowa kapitana, ale jego uwaga była skupiona na kobiecie ze zdjęcia. Podszedł bliżej do
zdjęcia.Kobietacośtrzymała–
koszyk!Zdałsobiesprawę,żewpatrujesięwkobietę,którąwidziałwgabinecieEmily.Margiejakaś
tam.Kobietazsyczącym,wiklinowymkoszem.
-Mojamatka.
McNealwskazałnazdjęcie.
-Wychowywałamniesama,gdymójojcieczmarłwczasiewojny.
-Ummm...
Musiałzapytać.
-Cojestwkoszyku?
UśmiechwykrzywiłustaMcNeala.
-Niewiesz?
-Ja...
180
TelefonzadzwoniłobokMcNeala.Głośny,piskliwydźwięk.
Podniósłsłuchawkę,iwarknął:
-McNeal.
Jegooczyrozszerzyłysię,gdysłuchałgłosunadrugimkońcu.
-Co?Kiedy?
Colinsięspiął.
-Cholera.Moiludziesąwdrodze.
Rzuciłtelefonem.Stanąnanogi.
-WeźBrooksaijedźciedostacjiWiadomościKanałuPiątego.
ZadzwoniędoEmily,powiemjejbysiętamzwamispotkała.
StacjaWiadomościKanałuPiątego.
-Cosięstało?
-JakiśstażystaznalazłciałoDarliMitchell.Jejgardłozostałorozerwane.
181
Rozdział11
Poczułkrewwchwili,gdywysiadłzswojegoJeepa.
Wychwyciłjejmiedzianyzapachwpowietrzu.Tłumdziennikarzyzinnychstacjizebrałsięnamiejscu.
Błyskałyflesze.Kamerynagrywały.
-Cholera.Zgadnij,ktobędzienakażdymkanaleoszóstejrano?
Niemusiałzgadywać.Niechtoszlak.Tedupkipragnęłytylkoprzyciągnąćczyjąśuwagę.
-Colin!
Odwrócił się na kobiecy krzyk i zobaczył Emily zmierzającą w jego kierunku. Miała rozpuszczone
włosy,okularyniecoprzekrzywione.
Ścisnęło go w środku, gdy na nią tak patrzył. Nie chciał by wchodziła do środka. Nie chciał by
oglądałaczekającątamnanichrzeź.Alepotrzebowałjej.Apotrzebypolicjantamusiaływziąćgóręnad
potrzebamimężczyzny.
-IdęporozmawiaćzeSmith.Zobaczyć,comożepowiedziećoofierze.
Brooksodszedł,znikającwtłumieniebieskichmundurów.
-Cosiędzieje,Emilyrzuciłaspojrzenienakorowódpolicjantów.
McNealpowiedziałmibymtuprzyjechałaitoszybko.
Cholera.Onanawetniewiedziała,ocochodziło.Chwyciłjązaramię,ciągnącjązasobą.
-Kolejnemorderstwo.TensamprzypadekcoMyers.
Pochylił głowę, przechodząc pod żółta, policyjną taśmą przy wejściu do stacji. Emily zassała
gwałtowniepowietrze.
-Uderzyłponownie?
-Powiedziałaś,żetoprawdopodobne.
-Tak,alemiałamnadzieję,żesięmylę.
Oblizałausta.
-Ofiara...ktotojest?
Colin błysnął swoją odznaką policjantom, którzy blokowali wstępu na miejsce zbrodni. Emily
wyciągnęłaswojąprzepustkęztorby.
-Onapracujeprzysprawiejakospecodprofili,powiedział.
182
Zapachkrwibyłtuintensywniejszy.Drażniłjegonozdrza.
Zaczęłogoświerzbićztyłuszyi.Gdybybyłwswejdrugiejpostaci,byłbyzachwyconytymzapachem.
Bestiauwielbiałatenzapach.Aleczłowieknienawidził.
-Colin.
Emilyszarpnęłaswojąręką.
-Ktojestofiarą?
Puściłjejramię.Wyjąlateksowerękawiczki.Czaszabraćsiędopracy.
-DarlaMitchell.
Otworzyłdrzwiiwszedłdopiekła.Byłotaksamojakprzedtem.
Dokładne tak samo. Ciało Darli leżało twarzą w dół do podłogi, kałuża krwi otaczała jej ciało. Jej
gardłobyłorozdarte,rozerwane,wstrzępach.Jejoczybyłyszerokootwarte,zastygłewhorrorze,ajej
ustawykrzywiałniemykrzyk.Byłaładnazażycia.Aleśmierćjużniebyładlaniejtakałaskawa.
Emily patrzyła na jej nieruchomą postać. Zapach krwi i śmierci wypełnił jej nozdrza. Wokół niej,
mogłausłyszećniewyraźnygwarrozmów.
Brooks
szeptał
ze
Smith.
Colin
rozmawiał
z
umundurowanymfunkcjonariuszem,wydającmupoleceniebyzdobył
wszystkienagraniazestacji.Człowiekwbiałympłaszczuchodził
dookołaciała,robiączdjęcia.ADarlapatrzyłananią.Krzycząc.
Emilyzamknęłaoczy.Wyczuwającwirującąwściekłośćwpomieszczeniu.Taksilną...Wzięłagłęboki
oddech,powoliwypuściłapowietrze.Śmierćnastąpiłaniedawno.Imrocznamoczabójcywciążwisiała
w powietrzu jak cień katastrofy. Nie było żadnych wątpliwości w jej umyśle, że morderca, który zabił
PrestonaMyersaimorderca,któryrozerwałgardłoDarlibyłjednymitymsamym.Nawetplamykrwina
ścianiewyglądałypodobnie.
Skazymocyotoczyłyją,aEmilyzdałasobiesprawę,żejestcośznajomegowtejresztceenergii.Wtej
nienawiściirosnącejfurii.
Otworzyła oczy, skanując pomieszczenie. Colin był kilka kroków od niej. Czy powinna go ostrzec
przedtym,cozmierzałazrobić?Alecojeślitozrobiipodsłuchajątoinni?Zbytwieluludzibyłowtym
183
małympomieszczeniu.Nie,onapoprostumusibyćbardzoostrożna.
Niezagłębiaćsięzbytniowjegoumysł.Alemusiałazobaczyć...
Emilyspojrzałanaciałoipowoli,bardzopowoliobniżałaswojąpsychicznątarczęwumyśle.
Cholera.Niemogęuwierzyć,żetendrańuderzyłponownietak
szybko.Lepiejżebyśmyznaleźlijegotwarznataśmiezkamer
ochrony.Niemaszansbywszedłtutajiwyszedłbezczyjejkolwiek
wiedzy.Tastacjajestjakświrniętezoo.
TobyłymyśliColina.Opuściłajegoumysł,próbującpołączyćsięmentalnezmordercą.
Mamnadzieję,żeniecierpiała.
Zmarszczyła czoło. To nie był morderca. Ten facet czuł...zbyt duży smutek, ale zdecydowanie był
Innym. Podniosła głowę i spojrzała w stronę drzwi. Młody, umundurowany policjant stał w przejściu,
ręcemiałzaciśniętewpięści.Niebyłogotam,gdyprzyjechała.Został
ściągniętynasłużbę.Zaklinacz.Odpuściłago,zaczęłaponownieszukać.Cholera.Tobyłotakdawno
temu,kiedyostatnirazopuściłaswojątarczęwtakdużejgrupieludzi.Trudnojejbyłoskupićuwagę.
Taktrudnoby...
Zbytłatwobyłozabićtęsukę.
Emilyzesztywniała.Toniebyłyjakieśresztkienergii.
Jejkrewsmakowałatakdobrze.Mógłnadalczućjąnajęzyku.
Do diabła. Jej ciało zaczęło drżeć. Obróciła swoją głowę ostrożnie, centymetr po centymetrze.
Przeszukującpomieszczenie.ColinimłodypolicjantbylijedynymiInnymi,którychwidziała.
Byłalepszaniżpozostalidranie.Smakowałataksłodko.Może
następnymrazemteżwybiorękobietę.
Emily zrobiła jeden chwiejny krok w kierunku drzwi, potem drugi. Jej ciało było ociężałe, ale tak
jakbycośjąprzyciągało.
Ciągnęłodoniego.Morderca.Nadalbyłwbudynku.Musiałagoznaleźć.Bezchwiliwahania,opuściła
swojątarczędokońca.
Wyczułapowiewgorącej,mrocznejmocy,któraotoczyłająirzuciłasiędodrzwi.Terazgoznajdzie,
nawiązałaznimpsychicznąwięź.
Dorwiegoi...
184
-Gdziedocholeryidziesz?,Brooksstanąłprzednią,marszczącbrwi.Tojestmiejscezbrodni,doktor
Drake,niemożeszzacząćbiegać...
-Zejdźmizdrogi.
Policjancisątużobokmnie.Kurwa,cozaidioci.Może
następnymrazempowinienemzająćsięjednymznich.Tak,tobyło
bydobre.
Brooksuniósłbrew,alesięcofnął.
Czypolicjancismakująinaczej?Będąbardziejwaleczni?
EmilywybiegłazgabinetuDarli.Spojrzaławlewo.Totadroga.
Policjanciprzeszukiwalikorytarze,niektórzypochyleni.Stojący.
Niektórzyrozmawializdziennikarzami.Mrocznyszlakmocybył
terazsilniejszy.Bliższy.
Niepowinnabyłazemnązadzierać.Powinnazostawićlekarkę
wspokoju.
Emilyzamarła,gdyusłyszałajegomyśli.
Lekarka. Darla zadawała jej pytania na konferencji. Zapytała ją o demony. Czy morderca o tym
wiedział?
-Emily!,głosColina.
Głośny, przeszywający krzyk, który zwrócił uwagę wszystkich obecnych w korytarzu. Głos w jej
głowiezamilkł.Mrocznamocsięrozwiała.Cholera.
Emilypobiegławzdłużkorytarza,ignorującwołanieColina.Tobyłotak,jakbyfacetzastosowałjakąś
blokadę.Nie,nieblokadę.
Tarczę.Tarczętakąjakjej.Toniemiałożadnego,cholernegosensu.
Nigdyniespotkałażadnegoziemnokształtnego,którymiałbynatylemocybypostawićtarczę.Demon
tak,aleniezmienny.Odepchnęładwóchpolicjantów.Skręciłazaróg.IwpadłaprostonaJake’a.
-DoktorDrake!
Jegooczyrozszerzyłysię,aramionaautomatycznieowinęływokół
niej, gdy na niego wpadła. Poczuła słaby powiew jego mocy, który ją otoczył. To nie facet, którego
szukała.
-Przepraszam.
Wyrwałasięmuipobiegłaprostoprzedsiebie.Aletamnicniebyło.
Żadnegoskażeniamocy.Żadnychoznakwysokiegoszczeblanadnaturalnego.
185
-Emilycotywyprawiasz?,Colinchwyciłjejłokieć,odwracającją.Dlaczegouciekasz?
-Ontujest.
-Co?
-Morderca.Wciążjestwbudynku.Albobył...chwilętemu.
Jegopalcezacisnęłysięnaniej.
-Skądwiesz?Widziałaścoś?
-Słyszałamgo.
Colinzmarszczyłbrwi,iEmilyzdałasobiesprawę,żejejsłowaprawdopodobnieniemiałyzbytwiele
sensu.Aleoniwłaśnietraciliczasu,aonamusiałasięśpieszyć.
-Opuściłamswojątarczę,wporządku?
Jejgłosbyłszeptem.
-Chciałsięprzekonać,czywyczujęcoświęcejniżśmierćiwyczułamgo.Słyszałamjegomyśli.Colin,
ontubył,kilkasekundtemu.
Sięgnąłpobroń.
-Nadalgosłyszysz?
Emilyprzygryzławargi.
-Jegogłosucichł.Kiedyzawołałeśmojeimię.
-Pewniedlatego,żedrańzdałsobiesprawę,żetujesteśimożeszgowyśledzić.
Tak,aleskądotymwiedziałzmiennokształtny?Colinpodniósł
głos,zwracającsiędopolicjantów.
-Trzeba przeszukać cały budynek. Zbierzcie wszystkich pracowników. Umieśćcie ich wszystkich w
jednympomieszczeniu.
-Tomożeniebyćjedenzpracowników,powiedziałEmily,przybliżającsięoniego.Colin,morderca
możebyćpolicjantem.
Zaklął.
-M...muszęprzejśćsiępokażdymcentymetrzetegobudynku,sprawdzićczymogęgoodnaleźć.
Zacisnąłdłońwokółjejnadgarstka.
-Nigdzieniepójdzieszbezemnie,panidoktor.
Jegobrońbyłaodbezpieczona,gotowa.
-Teraz,chodźmyznaleźćtegodrania.
186
Alenieznaleźligo.Przeszukalicałąstację,oddachupopiwnicę.
Emily widziała, każdego pracownika, przestudiowała każdego policjanta, ale nie mogła znaleźć
mordercy.JedynymiInnymi,którychwidziałtoColin,młodypolicjantzaklinacziJakeDonnelley.Iżaden
ztymężczyznniemiałzaburzeniamagiipasującejdomordercy.
Uciekł.Jakośudałomusięwymknąćpolicjiiuciec.
Niechtoszlak.
Wrócili do biura Darli. Jej ciało było już przykryte prześcieradłem, a dwóch mężczyzn weszło do
pomieszczeniapchającwózekznoszami.Emilyzdjęłaokularyipotarłaczubekswojegonosa.
Byłatakblisko,atendrańuciekł.
-Miejscezbrodnimożebyćprzerażające,prawda?
Szarpnęła się na ten miękki głos, który dochodził do niej z tyłu. Emily odwróciła się i spostrzegła
Smith,którawpatrywałasięwniązewspółczuciemwidocznymwjejciemnychoczach.
-Umm,takmożebyćprzerażające.
Wszystko, co wiązało się z śmiercią, krwawiącym ciałem automatycznie znajdowało się pod hasłem
„przerażające”wjejsłowniku.
-Widziałamjakwcześniejstądwybiegałaś.
Smithzawahałasię.
-Dobrzesięczujesz?
Emilyzdałasobiesprawę,żejejszybkieiwściekłewyjściemogłotakwyglądać.Specodprofilinie
mógłdaćsobieradyzmiejscem
zbrodni.AleniemogłapowiedziećSmithprawdy.Więczmusiłasiędouśmiechu.
-Terazjużtak.
Ataknaprawdętobyławściekła.Drańmordercauciekłjej.Gdybymiałajeszczekilkaminutwięcej
bygośledzić...
-Mojepierwszemiejscezbrodniprzyprowadziłomnieomdłości.
Toznaczy,byłamwszkolemedycznejiwidziałamjużwcześniejmartweciało.
Smithpotrząsnęłagłową.
-Alewidzącosobętakąjakta,którawalczyłaożyciejeszczekilkagodzintemu...
187
Westchnęła.
-Bardzotrudnototegosięprzywyknąć.
Emilyniebyłapewna,czykiedykolwiekprzywykniedowidokuciałarozszarpanegotakjakDarli.
-Dlaczego nie pójdziesz do domu?, zaproponowała Smith. Jest późno i nie wiele więcej dziś już
możeszzrobić.
Tak, nie wiele więcej mogło już dziś zrobić. Morderca uciekł, reporterka nie żyła, a ona została ze
wspomnieniempowiewuwściekłościNocnegoRzeźnika,któryprzesuwałsięwjejumyśle.
-Dobrypomysł,wymamrotała.PowieszColinowi,żewyszłam,dobrze?
Bo nie chciał się z nim zmierzyć ja wtedy. Po tym jak skończyli przeszukiwanie, spojrzał na nią z
takim...cholera, czy tam była wątpliwość w jego oczach? Czy ten facet sadził, że ona wymyśliła sobie
historyjkę o tym, że słyszy mordercę? Do diabła, na prawdę musiała się stąd wynieść. Potrzebowała
przewietrzyćswojągłowę.Imusiałaprzestaćsłyszećgłosumordercy,któryrozbrzmiewałwkółkowjej
umyśle.
Możenastępnymrazempowinienemsięzająćpolicjantem.
Jejręcezwinęłysięwpięści.
Możenastępnymrazemzłapięciępierwsza,tysukinsynu.
-Hej,Gyth!Jesttufacet,którychceztobąporozmawiać.
ColinspojrzałznadbiurkaDarli.ZobaczyłJake’aDonnelley,którywyglądałzzaramieniapolicjanta.
-Ktotojest?,zapytałBrooks,zaczynającmusięprzytymlepiejprzyglądać.
-OperatorDarli.
-Myślisz,żeoncoświe?
-Jedynysposóbtodowiedziećsiętego.
Wyprostowałsięiposzedłbyspotkaćsięzdemonem.
-M...musimyporozmawiać.
Jakezacząłsiępocić.
-Jasne.
Colinwszedłnakorytarz,któryopustoszałwciąguostatnichkilkugodzin.Zanimzaczęlirozmawiać,
ciałoDarliwyjechałaz188
pomieszczenia.Jakespojrzałnaworekzciałem,przełknąłiodwrócił
wzrok.
-Cowiesz,Donnelley?Widziałeścoś?Mordercę?
Gdybytylkoonbyłtymszczęściarzem.Jakepotrząsnąłgłową.
-Nicniewidziałem.Alemusiszwiedzieć...
Przerwał,gdypolicjantkaprzeszłaobokniego.Zniżyłswójgłosimówiłdalej:
-MusiszwiedziećnadczympracowałaDarla.
-Tak?
Udawanieniezainteresowanegowydawałosięprosteiłatwe.
-Inadjakąhistoriąprowadziłaśledztwo.
Jakespotkałsięznimwzrokiem.
-DoktorDrake.
Nadalwidziszdemony?Colinzachowałtwarzbezżadnegowyrazu.
-Coznią?
-Darlaodkryła,żedoktorDrakezostaławysłanadojednegoztychszpitalipsychiatrycznych,gdybyła
dzieckiem.
Nigdyniemówiła,żetampracowałam.Cholera.
-Zamierzałaujawnićtąhistorię,prawda?
Jakeskinąłgłową.
-ItojestjedynahistorianadktórąpracowałaDarla?
Proszęniechbędzietamcośjeszcze.
-ByłjeszczenapadnaSouthernBank.
Niezbytdobrze.
-Powiedziałeśotymjeszczekomuś?
Jakepotrząsnąłgłową.
-Nikomuwięcej.
Najegotwarzypojawiłsięgrymas.
-Obajwiemy,dlaczegopanidoktorzostałatamwysłana.Iwiemy,żeniemiałazwidów.
MógłzłatwościąwyobrazićsobieEmilyjakodziecko,którewidziałodemonyipotworygdziekolwiek
sięodwróciła.Tak,wiedział
dlaczegopodpaliłaSpokojneLasy.
-WporządkuDonnelley.Dziękizainformacje.
189
Operator poczłapał korytarzem. Colin obserwował go przez chwilę, po czym wrócił na miejsce
zbrodni.MusiałznaleźćEmily.
Jegowzrokprzeszukiwałpomieszczenie.Gdzieonajest?
-Hej!,Brookspostąpiłdoprzodu.Cotenfacetmiałdopowiedzenia?
Colinwzruszyłramionami.
-Nicciekawego.
Napotkałspojrzenieswojegopartnera.Kłamanieniebyłotrudnedlaniego.Robiłtoprzezcałeswoje
życie.
-To,żeDarlapracowałanadhistoriąonapadzienabankzanimzostałazabita.
-Naprawdę?,Brookszmrużyłoczy.Towszystko,comiałdopowiedzenia?
-Tak.
Emilyniebyłowpomieszczeniu.
-GdziejestdoktorDrake?
Smithprzystanęłaprzynim.
-Wyszłajakieśdwadzieściaminuttemu.Powiedział,zezjawisięjutronakomisariacie.
Jego żołądek się zacisnął. Wszystko w porządku. Pani doktor wiedziała jak o siebie się zatroszczyć.
Więcposzłasamadodomu.
Wielkasprawa.Zwyjątkiemtego,żebyłpewien,żektośobserwował
jej dom. Obserwował ją. A ona wniknęła do umysłu mordercy. Chyba nie trzeba się martwić...ach,
gównoprawda.
-Możesztuwszystkozakończyć?,zapytałaBrooksa.
-Notak.Trzebazrobićjeszczekilkawywiadów...
-Dobrze.
Te słowo ledwo opuściło jego usta, gdy wychodził już z pomieszczenia, idąc szybko, szybciej z
każdym krokiem. Jego wnętrzności były zaciśnięte, a w nim krzyczał jego instynkt. Coś było nie tak.
MusiałdostaćsiędoEmily.
Wszystkie światła były pogaszone. Emily siedziała w samochodzie, wpatrując się w swój dom.
Zostawiłazapaloneświatłonadole,zawszetakrobiła.Alewdomubyłociemno.Zbytciemno.
190
Żarówkamogłasięprzepalić.Niezmieniałajejodkilkutygodni...ale,dodiabłanaprawdęniepamięta
kiedyostatnirazjązmieniała.
Emily powoli wysiadła z samochodu. To, że w domu było ciemno, nie musiało jeszcze nic znaczyć.
Była przerażona, ponieważ właśnie wyszła z miejsca zbrodni. Widząc kobietę z rozerwanym gardłem,
może każdego wyprowadzić z równowagi. Wyjęła telefon komórkowy, gdy wpinała się po schodach.
Chwyciła klucz w prawej ręce. Jej serce zaczęło szybciej uderzać, rozsadzając jej klatkę piersiową,
tylkodlatego,żejejświatłabyłypogaszone.
Światła na ganku, również powinny być zapalone, zdała sobie sprawę Emily. Była noc, więc
oświetlenie powinno się włączyć automatycznie. Jej buty nastąpiły na coś twardego. Ostrego. Emily
spojrzała w dół. To wyglądało jak...szkło. Jej spojrzenie powędrowało do oświetlenia na ganku.
Żarówkazostałazbita.
Wciągnęła oddech. Dwie żarówki – to już zbyt duży zbieg okoliczności jak dla niej. Kciukiem
wcisnęła przycisk połączenia na swojej komórce. Wczoraj zapisała numer telefonu do Colina. Emily
zaczęłasięcofać.
-Gyth.
-M...myślę,żektośbyłwmoimdomu.
Jejgłosbyłściszony,gdyrobiłakolejnykrokwtył.
-Emily?Toty?
-Tak.
-Cosięstało?Ledwo,cocięsłyszę...
Boniechciałapodnosićgłosuispłoszyćtego,ktomożebyćjeszczewśrodku.
-Ktośbyłwmoimdomu,powtórzyłacicho.
-Cholera.
Dobrze,usłyszałją.
-Jestemjużwdrodze,kochanie.Wskakujdosamochoduizostańtamdopóki...
Drewnozaskrzypiałoztyłuzanią.Jejkrewsięzmroziła.Onniebyłwdomu.Byłnazewnątrz,razemz
nią.Jejpalcezacisnęłysięna191
kluczach.Byłyjedynąbroniąjakąmiała.Biorącgłębokiwdech,Emilyodwróciłasię,unosząckluczei
krzycząc.
Czekałnanią.Facetwyskoczyłzrękami,chwyciłjąjakszczelneimadłoiwciągnąłjązpowrotemna
ganek. Telefon wypadła z jej palców i roztrzaskał się o drewnianą powierzchnię. I Emily zdała sobie
sprawę,żeColinnieprzyjedzienaczas.Byłazdananasiebie.
Takjakzawsze.
-Emily?Emily!Kurwa!
Sygnałbyłgłuchy.Wybrał911.
-TudetektywColinGyth.Numerodznaki2517.Zgłaszamczynnąnapaść.
Cholera,miałnadzieję,żesięmyli.JeślitentypdotknieEmily,facetprzekonasię,jakiezwierzewnim
drzemie.
-Wyślijciepatrolna602LyonsLane.
WcisnąłpedałgazuwJeep’eażdopodłogi.Trzymajsięmaleńka,już
jadę.
Walkabyłakrótkaibrutalna.Emilyskuliłasięnaganku,jejpoliczkipłonęły.Facetrzuciłsięnanią,
aleonabyłagotowa.Niemogłazbytwielezobaczyćwciemności,kopnęła,mająccholernąnadzieję,że
towcotrafiłabyłojegopachwina.Warknął,cofającsię.
-Suka!
Tak,byłanią.Emilypoderwałasię,wbijająckluczewjegoramietakmocnojaktylkomogła.Chwycił
jązanadgarstek,miażdżącjejkościdomomentu,gdysapnęłaiwypuściłaklucze.
-Pieprzonydemon.Zapłaciszzato.
Jego głos był piskliwym szeptem, szeptem...chłopca? I on właśnie nazwał ją demonem? Wykręcała
ręką,próbującsięuwolnić.Boże,czyniktniesłyszałjejkrzyku?GrantonswrócilizDisneyWorld’udwa
dnitemu–musielijąsłyszeć.Emilyotworzyłausta,gotowakrzyczećtakgłośno,żenawetumarłybyją
usłyszał,alejejnapastniktoprzewidział,zakrywającjejustaspoconądłonią.
-Prywatnaimprezka,demonie.Niktinnyniezostałzaproszony.
Ugryzłago.Takmocnojaktylkomogła.Dopókiniepoczułakrwi.
Zawyłiszarpnąłdotyłurękę.Aonakrzyczała.Ikrzyczała.Światło192
zapaliłosięuGrantonsów.Nareszcie.Jejnapastnikzakląłipotknął
się,gdyzacząłsięcofać.
-Wrócępociebie,suko.
Suka czy demon. Zdecyduj się dupku. Wlała się w nią adrenalina, i w momencie kiedy zaczął
uciekać,przezjednąchwilęchciałabieczanim.Wtedyzdałasobiesprawę,żejejręcedrżą.Jejnogi,do
diabła,wszystkosiętrzęsłoibyłaprzekonana,żeniezrobiłabynawetjednegokroku,acodopierobiec
kilkakilometrów.Jejnapastnikwbiegłwzalesionąprzestrzeń.
Tylkonachwilęoświetliłgoblasklatarniulicznych.Odwrócił
siębynaniąspojrzeć...Totylkodzieciak.Dzieciakzprzydługimiwłosami,zeszczupłątwarząizbyt
dużymioczami.Potemjużgoniebyło.Rozpłynąłsięwnocy.
-Emily!
Markwbiegłposchodach,chwyciłjąipodniósłnanogi.Cholera.
Kiedyonaponownieupadła?
-Cosięstało?
-Zadzwońnapolicję...
Przełknęła,stwierdzając,żejejgardłojestsuchejakpustynia.
Przyczyną tego jest twój strach. Bardziej bała się tego dzieciaka niż gdy tropiła mordercę ze stacji
Wiadomości Kanału Piątego. Ale wtedy był z nią Colin. A ona wiedziała, że on zapewni jej
bezpieczeństwo.
Ufałamu.Jejkolanaznowuzaczęłysiętrząść.
-Myślę,żewidziałem,jakktośuciekał...
Markspojrzałwkierunkudrzew.
-Jakiśdzieciak.Uderzyłmnie.
Nazwałmniedemonemipowiedział,żepomniewróci.
-Jezu.
Markobiąłjąramieniem.
-Wejdźmydośrodkaizadzwońmypopolicję.
ZrobilikrokdoprzoduiEmilyzobaczyła,żejejdrzwibyłyuchylone.
Och, nie, to nie jest dobry znak. Pchnęła drzwi do końca. Weszła do małego przedpokoju. Zapaliła
światła.
-Cododiabła....
GłosMarkasięurwał.Emilyposzładoprzodu.Włączyłaświatłowpokoju.Wszystkozniszczone.Jej
meblebyłopołamana,jejkanapai193
ulubionyfotelporozpruwane.Telewizorbyłnapodłodze,aekranrozbitynakawałeczki.Dokumenty,
czasopisma,książkirozrzuconenapodłodze.
-Chodźmystąd.
Markwziąłjązarękę.
-Chodźmydomnieizadzwonimy...
-Odejdźodkobiety,wtejchwili!
Głos Colina rozbrzmiał tuż za nimi. Emily odwróciła się i usłyszała zdziwione westchnięcie Marka.
Colin stał w drzwiach, miał uniesioną broń, jego twarz przepełniała furia. Mark popełnił błąd
zacieśniającswójuścisk.
-Nierozumiesz,jestemjejsąsiadem...
-Zabierzzniejswoje,pieprzonealbobędęstrzelać.
Jegospojrzeniebyłobardzointensywne.Burzliwybłękit,och,cholera,zaczynałyświecić.Nie,nie,on
niemorzesięterazzmienić.
NieprzyMarku.Nigdyniebędziewstanietegowyjaśnić.Emilyzrobiłakrokdoprzodu,wysuwając
sięzespoconegouściskuMarka.
-Wszystkowporządku,Colin.Marktomójsąsiadi...
Utkwiłswojespojrzeniewniej.Zwężone.Brońnawetsięniezachwiała.
-Cosiędocholerystałoztwoimpoliczkiem?
Emily podniosła rękę do jej prawego policzka. Mogła sobie tylko wyobrazić jak ten znak musiał
wyglądaćwpełnymświetle.
-Ktośtutajbył,gdyprzyjechałam.
Stukniętydzieciak,którymyśli,zejestemdemonem.
-Czekałnaganku.
-Kurwa.
Tak,tobyłobardzoładnepodsumowanie.
-Ummm....jesteśpolicjantem?
Markbrzmiał,jakbymiałcodotegoogromnąnadzieję.Colinchrząknął.OpuściłbrońizłapałEmily.
Przycisnąłjądoswojejpiersi,szczelnieowijającwokółniejswojeramionaipoprostujątrzymał.
Emilyścisnęłaswojeprzymknięteoczy,starającsiępowstrzymaćgłupiełzy,którezaczęłysiętworzyć
pod powiekami. To były skutki szoku, była tego pewna. Ale, och, tak wspaniale było być w jego
ramionach.Jegopaznokciezaczęłysięwbijaćwjejskórę.
194
Odsunąłsiępowoli,patrzącnanią.Potemjąpocałował.Mocno,gorąco,pocałunkiem,któryukradłjej
oddech.
-Zgaduję,żesięznacie.
Wyciesyrenzabrzmiałowoddali.Zbliżałosię.EmilyowinęłaramionawokółColina,trzymającsięgo
mocno. Boże, uwielbiała sposób w jaki ten mężczyzna całował. Uwielbiała ten sprawny, zmysłowy
szturm jego języka. Uwielbiała delikatne przygryzienia jego zębów, gdy nadgryzał jej usta. Jego usta
odsunęłysię,tylkoocal.
-Nigdywięcejniestraszmniewtensposób.
Słabyśmiechopuściłjejgardło.
-Zobaczę,cobędęmogławtejsprawiezrobić.
Jasne, niebieskie światła wypełniły przestrzeń przed domem, wlewając się do środka przez otwarte
drzwi.Kawaleriazajechała.Alezbytpóźno,byzłapaćzłegochłopca.
195
Rozdział12
Zabrał ją do siebie. Na początku się opierała, twierdząc że powinna zostać w swoim domu,
spróbować posprzątać, ale spece od miejsca zbrodni odradzili jej ten pomysł. Zostawili zespół w jej
domu, który poszukiwał odcisków palców. Włosów. Czegokolwiek, co mogło by im pomóc ustalić
tożsamośćfaceta,którysiętamwłamał.
Dzieciak. Emily podała mu rysopis chłopaka. Mówiąc, że wyglądał na szesnaście lat. Colin miał to
gdzieś,iletenszczeniakmiałlat.Chciał
gotylkoznaleźć,sprawićbyzatozapłacił.SzczeniakuderzyłEmily.
Czerwonaplamanajejpoliczkujużzmieniałasięwbrunatnysiniak.Ijejdom–sukinsyn. Wszystkie
jej ubrania zostały zniszczone. Jej łóżko. Komoda. Jej książki. Nawet żywność – facet porozrzucał po
całejpodłodzewkuchni.
DomEmilywyglądałzbytpodobnedomieszkaniaGillianNemont,aColinniemógłtegozignorować.
Do diabła, nawet ślady rozciętych poduszek na kanapie wyglądały tak samo. W obu przypadkach były
głębokie,długie,zadawaneodlewejdoprawej.Czytenchłopakzdemolowałobatemiejsca?Dowiesię
tego, kiedy znajdzie chłopaka. A fakt, że Gillian Nemont nada się nie znalazła, martwiła go. Bardzo.
Ludziepoprostunieznikają.Niebezcholernieważnegopowodu.Albobezpomocy.
Początkowo myślał, że Gillian uciekła na własną rękę. Ale teraz, teraz obawiał się, że ktoś jej
pomagał.Itoktośnieprzyjazny.
-M...mogłamzatrzymaćsięwhotelu,wieszotym.
Emilystanęłaobokkanapy,wyglądałanazmęczonąiprzytymtakpięknie,żepożądanie,któresięw
nimzbudziłosprawiałoból.
-Chciałem,żebyśbyłatutaj.
Znim.Gdziemógłmiećnaniąoko.Colinzmierzałwjejkierunku.Takobietaskradałamustrachem
dziesięćlatzjegożycia.Usłyszałjejkrzyk,apotempołączeniezostałoprzerwane.Pomyślał,żedorwał
ją Nocny Rzeźnik. Złapał ją za pod brodę i przesunął kciukiem po policzku. Zmuszając ją by na niego
spojrzała,więżącjejoczy.
196
-Miałemtonamyśli,tocopowiedziałemwcześniej,Em.Niestraszmnietaknigdywięcej.
Ponieważbestiaznalazłasięniebezpieczniebliskopowierzchni.
Zebrałostatnieresztkiswojejkontrolibyzapobiecprzemianie.Igdyzbliżyłsiędojejdomu,zobaczył
facet z rękami na niej... Zaczęła się przemiana. Jego kości zaczęły się przekształcać. Jego pazury
wydłużać. Do momentu, gdy wziął Emily w ramiona, wtedy bestia się uspokoiła. Kiedy ją pocałował,
trzymałją,odzyskałswojąkontrolę.
Na szczęście dla jej sąsiada. W przeciwnym razie ten facet przekonałby się jak to jest być
zaatakowanymprzezwściekłegozmiennokształtnego.
-Toniejesttak,żezrobiłamtocelowo,wiesz–powiedziaładoniegoEmily,awjejgłosiepojawiła
sięsłabanutkairytacji.Niewyszłambyszukaćjakiegośszczeniackiegodupkabymniezaatakował.
Nie, nie zrobiła tego. Ale poszła szukać mordercy bez wcześniejszego powiadomienia go. Co było
według niego z dziesięć razy gorsze niż to jej wyjście ze stacji. Gdyby nie spojrzał, jak wybiegła z
pomieszczenia, Emily była by sama. I co ona by zrobiła, gdyby faktycznie wytropiła mordercę? Zimna
pięść zacisnęła się na jego sercu. Emily nie była taka jak on. Nie miała siły zmienno kształtnego albo
mocydemona.Onabyłaczłowiekiem.Podatnymnazranienia.Słabym.Iwłaśnieterazjejwrażliwośćgo
wkurzała.
-Musiszbyćbardziejostrożna.
Opuścił rękę, ale nie był w stanie zmusić się do odsunięcia. Jej zapach był w powietrzu, w jego
nozdrzach.Emilyzmarszczyłabrwi.
-Niejestempolicjantką.Tyjesteśtym,którylubibawićsięzniebezpieczeństwemkażdegodnia,anie
ja.
Westchnęła.
-Cholera.Posłuchaj,niechcęprzeprowadzaćdzisiajtejkonwersacji,dobrze?Jestemzmęczona,boli
mnietwarz,ajapoprostuchcępołożyćsiędołóżka.
Emilyodwróciłasięodniego.Zaczęłaiśćprzezkorytarz.
-OpowiedzmioSpokojnychLasach.
Niezamierzałotopytać,nieteraz,aletesłowapoprostumusięwymknęły.Emilyzesztywniała.
197
-Jużotymrozmawialiśmy.
-Nie wystarczająco. Darla Mitchell planowała zrobić o tobie reportaż. O Spokojnych Lasach.
Zdemaskowaćcię.
Spojrzałananiego.
-Nieznalazłabyżadnychwiarygodnychdowodów.Tenreportażnigdyniezostałbywyemitowany.
-Comasznamyśli.
-Mamnamyśli,żezdobyłaodkogośjakieśdrobneinformacjenamójtemat,napewno,aletaosobanie
ujawniłabyichpublicznie.
-Skądwiesz?
-Ponieważ odwiedzałam moja, drogą matkę, dziś rano i ostrzegłam ją aby, przestała rozmawiać z
dziennikarzami.
Wzruszyłaramionami.
-Mojamamajesttrochęnaiwna.Nierozumiałategocorobi,gdyrozmawiałazDarlą.
Nierozumiała,żewydajewłasnącórkę?Niepostawiłbynato.
Alezostawitonapóźniej.
-WięcDarlaniemiałażadnychinnychdowodów?
Emilyzwróciłasiętwarządoniego.
-Mój krótki pobyt w Spokojnych Lasach miał miejsce dwadzieścia lat temu. Pomieszczenie z aktami
spłonęłopięćlatpotym,jakwróciłamdodomu.
-Więcniemapracowników,którzymoglibysięujawnićisięwygadać?
Policjantwnimniemógłsiępoprostuwyłączyć.
-Istniejcośtakiego,jakpoufnośćinformacjiopacjencie,wiesz.
-I wiem, że ta zasada, nie ma zastosowanie, kiedy chodzi o sanitariuszy, albo dozorców, albo
sekretarkę,albo...
Uniosłarękę.
-Niktnicniepowie.
-Wydajesię,żejesteśtegocholerniepewna.
-Bojestem.
Skrzywiłausta.
-Ludzie,którzytambylimogli....zapomniećomoimpobycie.
Alarmzadzwoniłwjegogłowie.
-Ajakdoszłototejmałejsztuczki?
198
-Zadbałotolekarzztejplacówki,doktorCatcherly,niebył
człowiekiem. Był demonem poziomu szóstego, wystarczająco silnym, aby zastosować sugestię w
umyśleludzi.
-Isprawił,żepracownicyzapomnieliotobie.
-Tak.
Emilyprzełknęłaizacisnęłaręcewpięści.
-Niebyłamszalona,wiesz.Poprostuniewiedziałamcosięzemnądzieje.Starałamsiępowiedzieć
mamie,aleonaminieuwierzyła.
Myślała,żeprzechodzęjakieśzałamanienerwowe,takjakmójtata.
-Twójtata?
Emilyprzytaknęłagłową.
-Jegonekrolog,któryukazałsięwgazeciemówił,żezginąłwwypadkupodczaspolowania.
Krótki,nerwowy,zgorzkniałyśmiechwydostałsięzjejust.
-Aleniebyłożadnegowypadku.Podniósłpistolet,włożyłsobiedoustipociągnąłzaspust.
Jezu.Tegodoświadczenianapewnoniebyłowjejżyciorysie.
-Miałamsiedemlat,gdygoznalazłam.
Przełknęła.
-Dopierozaczynałamwidziećróżnerzeczy.Akiedymójojciecpopełniłsamobójstwo,mojamamapo
prostu...niechciałasłyszeć,żewidzęterzeczy.Onaniechcebymbyła...takajakon.
Jejmążwłożyłsobiepistoletdoust.Jejdzieckomówiło,żewidzipotwory.Nicdziwnego,żeEmily
wylądowałanaoddzialezakładupsychiatrycznego.
-Chciałamtylkobymiuwierzyła–szepnęłaEmily–alezgaduję,żeprosiłamozbytdużo.
Sięgnąłpojejrękę.Splótłjejpalcezeswoimi.
-Rozumiem.
Jejwzrokspotkałsięzjego.
-Wiem,żerozumiesz.
Przyciągnąłjąbliżej.Uniósłlewąrękęiprzesunąłpalcempojejustach.Takiemiękkie,słodkieusta.
Jejustarozchyliłysięwdelikatnymoddechu.Utrzymującspojrzenienajejoczach,opuścił
głowę,przycisnąłustadojejust.Smakującich.Jegojęzykpowoli199
wśliznąłsiędośrodka.Długa,głębokapieszczota.Jejjęzykspotkał
sięzjego,przesuwającsię,pieszcząc.Jegopenisnaprężyłsię.
Dodiabła,byłwstanieczęściowegopobudzeniaodkądpocałowałjąwjejdomu.Amającjąterazw
ramionach,czującjejustaprzyswoich,jejpiersiprzyjegoklatcepiersiowej,tobyławiększapokusaniż
był w stanie znieść. Jego ręka przesunęła się po krzywiźnie jej podbródka, gładząc jej kark. Emily
odsunęłasiędotyłu,potrząsającgłową.
-Nietraktujmniewtensposób.
Co?
-Niejestemjakimśdelikatnymkwiatem.
Nie,alebyładelikatnymczłowiekiem.
-Niechcędelikatności,anipowolnościtejnocy.
Zciągnęłaswojąkoszulkę,rzucającjąnapodłogę.
-Chcę,żebyśmniewziąłnaswójsposób.Mocny.Szybki.Igłęboki.
Bestiawarknęłazzadowolenia.
-Chcę, żebyś sprawił bym zapomniała o tym morderczym draniu gdzieś tam na zewnątrz. O tym
świrniętymdzieciaku.Owszystkim.
Chcępoprostuczućciebie.
Colinszarpnąłswojakoszulę.
-Wszystko,ocotylkopoprosisz,kochanie.
ZielonespojrzenieEmilyomiotłojegociałoodgórydodołu.Oblizał
swojeusta,przyglądającsięjegoerekcji,któranapierałanaprzódjegodżinsów.Pożądaniewypełniło
go.Emilyzdjęłaokulary,kładącjeprzytelewizorze.Iupadłanakolanatużprzednim.
-Alezanimprzejdziemydogłównegodania–szepnęła–myślę,żetomojakolejbydotykaćciebie.
Jejręcebyłyszybkieisilne,gdysięgnęładojegodżinsów.
Szybkiruchjejpalców,aguzikustąpił.Powolnyzgrzytsuwakarozniósłsięwpowietrze.Jegopenis
wyskoczył,wprostwjejchętneręce.Niezadawałsobietruduzbielizną.Nigdytegonierobił.Jejpalce
przesuwałysiępojegopenisie.Gładziłyodpodstawydogłówki.Jejoddechowiewałgo,niecochłodny,
alewzbudzałjegodrżenie.Kroplaspermypojawiłasięnagłówcejegopenisa.Emily200
mruknęłacichoistarłapalcemtąwilgoć.Spojrzałananiegoiwzięłapalecdoust.Smakującgo.
-Umm,jakprzyjemnie.
Trzymałananimswójwzroktrochędłużej.
-Podobamisięsposób,wjakismakujesz.
Jejustauniosłysięnadjegopenisem.Jejjęzykporuszałsię,lizał
bulwiastą główkę jego pobudzenia. O, kurwa, tak. Następnie wzięła go do środka, do wnętrza jej,
ciepłej jaskini ust. Ssąc. Liżąc. I gładząc dłonią. Cholera, ale pani doktor wie dokładnie jak mnie
dotykać.
Sięgnąłwdół,odnalazłmiękkiciężarjejpiersiipieściłją.
Zaczęładyszećpodjegodotykiem.Och,takbyłodobrze.Więczrobił
to ponownie. Pogłaskał ją. Wsunął palce pod jej koronkowy biustonosz i znalazł jej sutki. Ścisnął
lekko,zwiększająctylkotrochęnapięcie.Jejustadrżaływokółniego,gdyjęknęła.Jegopenisurósł
jeszczebardziej.Zwiększyłnacisknajejusta.Płynnepchnięcia,potemgłębsze,mocniejsze.
Jej usta były wilgotne, ciepłe i tak cholernie, doskonałe, że jego orgazm już prawie nadchodził,
nadchodził....Jejustazacisnęłysięwokółniego,ssącgocorazmocniej.
-Nie!
Odsunąłsięszarpnięciemodniej,ajegopenisstałprostodogóry.
Emilyspojrzałananiego,ajejtwarzzrumieniłasię.
-Nielubisz,jak....
-Och,dodiabła,lubiękochanie.
Takobietadałamutyleprzyjemnościjakiejniedostałwcałymswoimżyciu.
-Chciałaśtozrobićnamójsposób,prawda?
Oblizała swoje usta i skinęła głową. Cholera. Widząc ją na podłodze, na kolanach przed nim,
sprawiło,żestałsiętakcholerniegłodnyjej.
Walczył ze swoją bestią. Zwierze w nim chciało jej tak samo mocno jak mężczyzna. Może to jej
wrażliwośćwzywałabestię.Czułazapachzdobyczy.Amężczyzna...Czułsłodkizapachjejpożądania.I
chciał
jej.
-Rozbierzsiędokońca.
Emilywstałananogi.Zaczęłaiśćwkierunkusypialni.
-Nie.Tutaj.
201
Niebyłomowy,żebydostałsiędosypialni.Chciałjejnagiej,otwartejigotowejwłaśnietuiteraz.I
chciał mieć cholerną pewność, że Emily miał to na myśli, co powiedziała wcześniej. Ponieważ był
cholerniezdecydowanyzrobićtoposwojemu.Emilyzdjęłaswojebuty.
Spuściławdółspódnicę.Iwtymmomencieprawiedoszedł.Miałanasobieczarnąkoronkęipasdo
pończoch.Pasdopończoch.Widziałtotylkowswoichsnach.Ktobypomyślał,żejegomałapanidoktor
będzieubranawbieliznęzjegosnów?
-Uklęknijnaswoichrękachikolanach.
Jego głos przypominał gardłowy ryk. Bardzie przypominający zwierzęcy niż ludzki. Emily odsunęła
włosynaplecyicholera,jeśliniezobaczyłzadowolonegouśmiechu,którypojawiłsięnajejustach,gdy
powoliuklękłanapodłodze.Położyłaręcepłaskoiprzycisnęłakolanadodrewnianejpodłogi.Jejwłosy
okrywałyjejplecy,jedwabistamasa,którąchciałdotknąć.Alenietakbardzo,jakchciał
dotknąćjej.Jejbiodrabyływysunięte,jejidealnytyłeczekkołysałsięwpowietrzu.
-Tojestto,czegochciałeś?
Cholera,tak.Jegozębyzaczęłysięwydłużać.Musiznapostępowaćostrożnie,musi...
-Więcchodźiweźmnie.
Kurwa. Jego kontrola prysła. Colin rzucił się na nią, uderzając mocno o podłogę, ale nie dbał o to.
Jego dłonie zacisnęły się wokół jej bioder, a jego usta przycisnęły się do jej pleców. Smakował jej
skórę.Polizał
jąilekkougryzłjejciało.Emilyzarzuciłagłowąiuniosłabiodra.
-Colin...
Żądanie. Zsunął swoje dżinsy w dół. Rozsunął jej nogi jak najdalej od siebie. Następnie przesunął
palcamipomiękkichzaokrągleniachjejtyłeczka.
-CzegochceszEmily?Cochcesz,żebymzrobił?
Jegodłońwsunęłasięmiędzyjejnogi,odnalazłajejżar,wilgotneźródłojejpodniecenia.Pieściłją,
wsuwającwskazującypalecwjejmałe,ciasnewejścieipocierałkciukiemcentrumjejpragnienia.Jej
ciałonapięłosię.
-Ach...Boże,tak!
Wyciągnąłswójpalec,potemwsunąłgłębiej.
202
-Powiedźmi,czegochcesz.
-Chcęciebiewewnątrzmnie.
Warknął.Chwyciłswojegopenisajednąręką.Drugąsięgnąłpofoliowypakiecikdokieszeni.
-Nie!
Emilyodwróciłasię,patrzącnaniego.
-Chcęczućciebie.
Aonjakcholerachciałczućją.Alemusielibyćostrożni,niemogliryzykować.
-Colin, j...jestem zabezpieczona i zdrowa. A twój gatunek – w każdym razie nie choruje. Więc nie
musimysięmartwić.
Jejbiodrazakołysałsięprzednim.
-Tymrazem,chcętylkociebie.
Jegoprawarękazacisnęłasięnajejbiodrze.Ustawiłją.Umieścił
główkęswojejerekcjiprzyjejwejściu,czującjejciepło,śliskiepowitaniejejpłci.
-Więcweźmnie.
Zanurzył się głęboko, płynnym, mocnym pchnięciem. Emily wygięła się pod nim. Wysunął się,
ponownienatarł.Znowu.Znowu.Emilywypychałabiodradoniego,współpracujączjegoruchami.On
warczał,onajęczała,powietrzebyłogęsteodzapachuuprawianejprzeznichmiłości.
Colinnaparłnanią,owijającjąswoimciałem,jakwimadle.
Ach,dodiabła,takdobrzebyłojączuć.Wąska.Gorąca.Wilgotna.
Tak.Cholerne.Idealna.Jegoręcenakryłyjej.Jegopaznokciewydłużyłysię.Ostrożnie, ostrożnie...
Jego usta odnalazły krzywiznę jej gardła. Liżąc. Ssąc. Jej biodra mocno napierały na niego, jej płeć
zaciskałasię.Byłabliskoorgazmu.
Mógł wyczuć lekkie napięcie jej ciała, które sygnalizowało jej nadchodzące wyzwolenie. Jego zęby
naciskały na jej gardło. Czuł pod nimi jej tętno. Przyśpieszające. Przyśpieszające. Krew pulsowała tuż
pod skórą. Krawędzie jego kłów napierały na nią. Emily dyszała, przyciskała się do niego. Doszła, jej
ciałodrżało,ściskającjegopenisa,wyszeptałajegoimię.
Zmienił pozycję, uwolnił jej ręce, prostując się na tyle by chwycić jej biodra i móc wsuwać się,
mocniej,mocniej...Jegousta203
nadalznajdowałysięnajejgardle.Gdybyonabyłajegokobietą,
mógłbyznówjąoznaczyć.Prawdziwieoznaczyć.Znakświadczącyo
wymianie krwi. O wspólnej więzi. Gdyby była jego kobietą. Ale nie była. Była człowiekiem.
Człowiekiem.
Warknął. Jego kręgosłup zesztywniał. Zacisnął zęby, zmuszając swoje usta do odsunięcia się od jej
słodkiej skóry na jej gardle. Jego ręce były mocno zaciśnięte na niej. Jego biodra tłoczyły. O, cholera,
nigdywcześniejtakniebyło,nigdy.Colindoszedł,wsuwającsięwnią,drżąciwlewającswojąesencję
wgorącągłębięjejciała.
Światłoksiężycawlałosięprzezotwarteokno,oświetlającłóżko.Emilyostrożnieporuszyłasiępod
kołdrą, przekręcając się na bok, patrząc na Colina. Jego pierś wznosiła się i opadała powoli. Ale
wiedziała,żeonnieśpi.Jeszczenie.
-M...muszęcięocośspytaćColin.
Kiedy poszła do łazienki, znalazła ślady szramy na swych biodrach. A kiedy się kochali, czuła ostre
krawędziejegozębównasobie.Codziwne,niebyłaprzestraszona,kiedypomyślała,żeonzamierzają
ugryźć.Onabyła...podniecona.Aonanigdyniebyłajednąztychdziewczynzwampirzymfetyszem.Alez
Colinem,żadnezjejzasadniemiałyzastosowania.
Uniosła rękę, przesuwając palcami po jego piersi. Lubiła jego klatkę piersiową. Lubiła gładkie
mięśnie,ciemnąścieżkęwłosków,któreszływdółdojegokrocza.Jejrękaprzesunęłasięnajegoramię.
Odnajdującsłabowidocznąbliznę.
-Cochceszwiedzieć?
Złapałjejrękę.Podniósłdoustiucałował.Wzięłaszybkiwdech.
Pożądanie na nowo zaczęło się rozpalać pod wpływem dotyku Colina, ale naprawdę, naprawdę
musiaławiedzieć...
-Colin,jakiezwierzewsobienosisz?
Zęby,pazury,błyszcząceoczy–tomusiałabyćpantera,leopard,lubbyćmożewilk.Zesztywniałprzy
niej.
-Czytomaznaczenie?
Kiedyśpowiedziałaby,żetak.Aleterazniebyłajużtegotakapewna.
-Niemusiszsięprzedemnąukrywać.
-Atyniemusiszsięmartwićobestię,którąnoszę.
204
Jegopalcesplotłysięzjej.
-Nigdyniepozwolęjejbycięskrzywdziła.Kontrolująją,anieonamnie.
Słyszałtowcześniejodinnych.Słyszałichprzysięgi,żemogązapanowaćnaswojąwewnętrznąbestią.
Ionawiedziała,żekłamali.
Ponieważbestiawewnątrzzmiennokształtnegobyłasilna.
Niebezpieczna. A gdyby człowiek posunąłby się za daleko, zwierze przejęło by kontrolę. To była
naturabestii.
Ktośwaliłdodrzwi.Emilychwyciłapoduszkęiwciągnęłanagłowę.Nie,nie,niechciałsięjeszcze
terazobudzić.
-Niechtoszlak!
Męski, ochrypły głos, który dochodził z bliskiej odległości, bardzo bliskiej. Odrzuciła poduszkę na
bok,otworzyłaoczy.Colin.Jejwspomnieniawróciły.Darla.Morderca.Szczenięcygówniarz,który
napadłnaniąizdemolowałjejdom.Inajgorętszyseksjakiegonie
miałaodlat.
-Zostańtutaj.
Miałatylkokilkasekundbypodziwiaćjegozgrabnytyłeczek,zanimColinwciągnąłnasiebiedżinsy.
Spojrzałnazegarek.
-Ktokolwiektojest,lepiejżebymiałcholerniedobrypowódbybyćtuoszóstejrano.
Szóstarano.Toznaczy,żełącznieprzespalitylkotrzygodziny.
Emilyowinęłasięprzykryciem.Niebyłapewna,gdziejestjejubranie.Możenadalwsalonie?Igdzie
sąjejokulary?Colinwyszedł
zsypialni.Usłyszałatrzaskotwieranegozamka,apotem:
-Cotydocholerytutajrobisz,Brooks?
Emilyzmarszczyłabrwiiprzesunęłasiędokrawędziłóżka.
-GdziejestdoktorDrake?
Spojrzeniemprzeszukałasypialnię.Szafa.Przebiegłapopodłodze,postopachprzeszłojąmrowienie
wkontakciezzimnymdrewnem.
Chwyciłajednązjegokoszul,zakładającjąszybkoprzezgłowę.NaszczęścieT-shirtsięgałdopołowy
ud,więcniebędziemusiałasięwstydzićprzedpartneremColina.
-Jesttutaj,prawda?,głosBrooksabyłpodniesiony.DoktorDrake,muszęztobąporozmawiać,teraz.
205
Zamrugała.Brzmiałjakbybyłwkurzony.Ocomuchodziło?
Oczywiście,mogłagoprzypadkowoszturchnąćzeszłejnocy,gdytropiłamordercę,aletoniejestżaden
powódżebybył...
-Zważajnaswójton,Brooks.
-Totyjesteśtym,którymusiuważaćna,tocorobi,partnerze.
Pieprzysztąkobietęinawetniewiesz...
EmilywyszłanakorytarzizastałaColinanoswnoszBrooksem.
-Cosiętudzieje?
Brooksspojrzałnanią,mrużącoczy.
-Tymitopowiedź.
Emilypokręciłagłową.
-Posłuchaj,jestdlamniezawcześnie,abygraćztobąwjakieśdurnezgadywanki.
-Gdziebyłaśwczorajmiędzyósmą,adziesiątąpopołudniu?
-Co?
Nonie,tenładniusi,KwartalnyDżentelmenwprostpytałjąoalibi.
-Dlaczegochcesztowiedzieć?
-PrzezostatnietrzygodzinyłamałemzabezpieczeniadyskutwardegoDarli.
Zmarszczyłczoło.
-Chceszwiedzieć,coznalazłem?
SpokojneLasy.
-OdwalsięBrooksa.
Colin nawet nie podniósł głosu. Zupełny chłód w jego tonie przebił się w całym korytarzu.
ZrozumienierozszerzyłooczyBrooksa.
-Wiedziałeś,prawda?Wiedziałeśinicminiepowiedziałeś.
-Ponieważnibyłonicdopowiedzenia.DarlamiałazłeinformacjeoEmily.
-Och?
Brooks odsunął się od Colina. Skierował się w jej stronę. Jego wzrok przetoczył się po jej ciele.
Potemwróciłdojejtwarzy.
-Więc ona nie jest szalona? Nie została zamknięta na oddziale psychiatryka dla młodocianych, kiedy
miałajedenaścielat,ponieważwidziałapotwory?
Emilyuniosłapodbródek.
206
-Onastoitużprzedtobą.I,nie,niejestemszalona.Jestemcałkowicie,idealniezdrowanaumyśle.
-Umm,typoprostuwidziszpotwory.Alepozatąmałąosobliwością,jesteśzupełnienormalna.
-Przestańzachowywaćsięjakfiut,Brooks.
Colinzasłoniłjąciałem.
-Emilyidźsięubrać.
-Nie.
Niechjąszlaktrafi,jeślipozwolisięodesłać,gdytencwaniaczeknazywająwariatką.
-Myślę,żemuszęwyjaśnićkilkakwestiiztwoimpartnerem,właśnietutaj.
Colinspojrzałnaniąprzezramię,miałzaciśniętąszczękę.
-Dobra.
OdwróciłsiędoBrooksa.Dźgnąłgopalcemwpierś.
-Alejeślijeszczerazopuściszwzrok,wykopięcięstąd.Bezwzględunatoczyjesteśmoimpartnerem
czynie.
Emilyskrzyżowałaręcenapiersi.Stukającnogaopodłogę.
-Nie wiem, co znalazłeś na jej komputerze, ale informacje Darli były błędne. Nie jestem teraz, ani
nigdyniebyłam–wypowiedziałatoprzezzaciśniętezęby–szalona.
Nie,onapoprostuwidzipotwory.Aletepotworysąprawdziwe.
-Historiataka,jakta,mogłabyzniszczyćtwojąpraktykę.
Mało prawdopodobne. Emily parsknęła. To prawdopodobnie rozkręciło by jeszcze bardziej jej
działalność.ByłabytoniezłareklamadlaInnych,którychwtensposóbmogłabypozyskać.
-Tobyminiezaszkodziło.
-Gównoprawda.
Colinnapiąłramiona,zmrużyłoczy.
-Uważaj.
-Darlazamierzałazniszczyćtwojąkarierę,opowiedziećomałejdziewczynce,któramiałahalucynacje,
którejmatkawysłałajądozakładupsychiatrycznego,ponieważniechciałamiećszalonegodziecka.
Emilyzrobiłakrokdoprzodu,dźgnęłagopalcemwpierś.
207
-Słuchaj,Brooks.Jużcipowiedziałam,żeniejestemszalona.
HistoriaDarliniewyrządziłabymojejcholernejkarierzeżadnejszkody,ponieważtahistorianigdyby
sięnieukazała.Niemiałażadnychfaktów,naktórychmogłabyoprzećswójporąbanypomysł,dotarło?
Och,tenfacetzaczynałjapokrólewskuwkurzać.Niechciała
miećszalonegodziecka.Trafiłwbardzoczułypunkt.Itojąjeszczebardziejrozgniewało.
-Nie mam zamiaru słuchać więcej tego steku bzdur. Pracuję na tą sprawą, detektywie. Nie zabiłam
DarliMitchell.
-Więcpowiedźmi,gdziebyłaśmiędzyósmą,adziesiątą?
-U.Mojej.Matki.2801TerraceLane.Sprawdźto.Zapytajją.
Przesłuchajsąsiadów.Jestempewna,żektóryśmniewidział.
Wyciągnąłmałynotes.Nabazgrałcośnadole.Bezwątpieniaadres.Cozadupek.
-Teraz,jeśliskończyłeśprzesłuchiwaniemnie,idęwziąćprysznic.
Zanim górę weźmie jej temperament i go zdzieli. Oskarżenie jej o rozerwanie gardła reporterce z
samegorananabankzniszczyłjejporannynastrój.Emilynieczekałanajegoodpowiedź.Odwróciłasię
napięcieizniknęławsypialni.Drzwidołazienkizatrzasnęłysięzhukiem.
Colinspojrzałnaswojegopartnera,potrząsnąłgłową.
-Cotysobiedocholerymyślałeś?
Bardzoostrożnie,Brookszamknąłswójnotes.Schowałgodokieszeni.
-Myślęotym,żemamymorderstwodorozwiązania,atwojadziewczynamacholernymotyw.
-Dwamorderstwa–poprawiłgoColin,starającsiębywjegogłosieniebyłozbytdużogniewu.Tak
dlaścisłościdwaniewyjaśnionemorderstwa.Uważasz,żeEmilymiałajakieśmotywybyzabićrównież
Prestona?
-Myślę,żejestznimjakośpowiązana.Jeszczenieposkładałemwszystkiegodokupy,aletozrobię.
-Co?Panidoktorniemanicwspólnegoz....
208
-Jejmieszkaniezostałozdemolowanezeszłejnocy,prawda?Taksamo,jakGillianNemont.
DokładnetakjakGillian.
-Cotomożeoznaczać?,zapytałcichoBrooks.Cooznaczafakt,żemieszkaniedoktorDrakeiGillian
zostałyzdemolowane?
Colinnieodpowiedział.Bozastanawiałsiędokładnienadtymsamym.
-Myślę,żecośprzednamiukrywa.Wieoczymś,albo...
-Albo?
-Jestwtozamieszana.
Niechtoszlak.
-Widziałeściała.WżadensposóbEmilyniemogłategozrobić.
Nie,onabyłaprzerażona,gdyzobaczyłaofiaryikrew.
-Żadenzfaktównietrzymasiękupy.Dodiabłaanijeden.
Brookszacząłchodzićpokorytarzu.
-Tasprawaśmierdzi.Iwiem,wiem,żejestemtrzymanywniewiedzy.
OkrążyłColina.
-Itomisięniepodoba.
Colinspojrzałnaniego.
-Amnieniepodobasię,gdymójpartnerprzychodzituoświcieinękamojąkochankę.
-Nieufamjej.
Ajatak.
-Niktcięotonieprosił.
-Zamierzamsprawdzićjejalibi.Idzieszzemnączynie?
-Wtejchwilinie.
Cholera,nadalczułpodpowiekamiresztkisnu.AEmilybyławkurzonaipodprysznicem,naga.Ale
miałkurwapracędowykonania,iwtejsprawieniemógłsobiepozwolićbyktokolwiekkwestionował
jegomotywy.Albojegokochanki.
-Dajmigodzinę.Spotkamysięnakomisariacie.
MusiałoczyścićzpodejrzeńEmily,żebyBrooksmógłsobiewsadzićwtyłekteswojeteorie.Brooks
skinął głową na zgodę, odwracając się do drzwi. Colin chwycił jego ramię w stalowym uścisku.
Pomyślał,że209
Emilypowinnabyćzniegodumna,bozachowałswojąkontrolęprzezdobrepiętnaścieminut.
-Nietakszybkopartnerze.
Zacisnąłrękęnatylebypołamaćkości.
-Coty...
-Nigdy, kurwa więcej nie przychodź do mojego domu i nie naskakuj na moją kobietę w ten sposób,
zrozumiałeś?
Nierozluźniłuścisku,nawetnachwilę.Brooksstarałsięwyrwać.Colintylkowzmocniłuścisk.
-Zapytałamcię,czyzrozumiałeś?
Mógłzłamaćramięfaceta,alemusiałwyjaśnićtękwestie.Nie
zadzierajzEmily.
-Wykonujęswojąpracę.Nasząpracę.
PotwystąpiłnadgórnąwargąBrooksa.
-Muszęjąwykluczyć.
Jasne,aletobyłocoświęcejniżto.Widziałjuż,jakBrookswcześniejwykluczałsetkipodejrzanychi
nigdyniesłyszałtakiejwściekłościwjegogłosie,jakprzykonfrontacjizEmily.Olśniłogozrozumienie.
-Nielubiszjej,prawda?
-Nieufamjej.
Colinzłagodziłswójchwyt.Świadomiezłapałpartnerazajegolewąrękę.Niebyłosensupozbawiać
gotej,którąstrzelał.
-Niemusiszjejufać.
-Tyteżniepowinieneś.Jestwniejcośtakiego...coś...niedokońcawporządku.
KiedytylkoColinsięrozluźnił,Brooksauwolniłszarpnięciemswojeramię.
-Nie pozwól by fakt, że ona jest niezłą dupą, pomieszał ci w głowie Gyth. Ona ma tajemnice i te
sekretymogąbyćzabójcze.
Otworzyłdrzwiiwyszedłwjasneświatłoporanka.Colinpatrzył
naniego,jakwsiadadoswojego,małegosportowegosamochoduizpiskiemoponodjeżdża.Brooks
wgryzał się coraz głębiej i głębiej w śledztwo Rzeźnika, a facet był dobrym detektywem. Istniała duża
szansa,żemógłodkryćprawdę.Jakonsobiezniąporadzi?Facetbył
przekonany,żeEmilystanowizagrożenie.Jakbysięczuł,gdyby210
dowiedziałsię,żeprawdziwezagrożeniegrozimuzestronyjegopartnera?
Typieprzonydziwolągu!Zabijęcię!Zabijęcię!
Poruszyłprawymramieniem.Niestetyniemożetegozrobić.
Miałnadzieję,żetoniepowtórzysiętymrazem.Zamykającdrzwi,usłyszałszumwodydochodzącej
spod prysznica. Jego głowę odwróciła się na ten dźwięk i obraz Emily, jej bladego ciała lśniącego od
wody,wypełniłyjegoumysł.Hmmm.PowiedziałBrooksowi,żespotkasięznimzagodzinę.Towięcej
czasuniżwystarczyna....
Ciepła woda ślizgała się po jej skórze. Ach, Boże, to było rozkoszne. Emily pochyliła głowę pod
prysznic, pozwalając wodzie zmoczyć jej włosy. Para wodna otoczyła ją, świetliste, mgliste smugi
przepływały w powietrzu. Obróciła się dookoła siebie... I zobaczyła zarys ludzkiego ciała poprzez
szklanedrzwikabinyprysznicowej.Jejsercezaczęłouderzaćszybciej,szybciej...
Colinotworzyłdrzwi.Byłnagi.Ipobudzony.Emilyprzełknęła.
Zmusiłasiębypodnieśćwzrok.
-C...czytwójpartnersobieposzedł?
-Ummm.
Jegowzrokprzesunąłsiępojejciele,zatrzymującsięnajejpiersiach,naciemnychwłoskauzbiegujej
ud.Wszedłpodprysznic,zamykającdrzwizmiękkimkliknięciemzasobą.
-O...onsięmylił,wieszotym.NiemiałamnicwspólnegozmorderstwemDarli.
Przesunąłpalcempojejustach.
-Wiem.
Woda spływała na nich, ciepłym, stałym strumieniem. Emily otworzyła usta. Wysunęła język, liżąc
czubek jego palca. Jego przyjaciel poruszył się w głodnej odpowiedzi. Wzięła jego palec do ust,
przesuwającjęzykiemwokółniegoissąclekko.
-Niedrażnijsięzemną,warknął.
Uwolniła jego palec. Wypełniła ją silna moc. Był to rodzaj zmysłowej władzy, jakiej ona nigdy
wcześniejnieczuła–dopierozColinem.Onsprawił,żepoczułasiępiękna,seksowna.Pożądana.
211
Niebyłaprzynimdziwadłem.Niemusiałauważanasłowa,wobawie,żeonodkryjejejsekret.Nie
musiałaprzynimudawać.Mogłapoprostu...być.Jejpalceprzesunęłysiępojegoklatcepiersiowej.
Odnalazłyjegosutki.Pogładziłaje.
-Aktopowiedział,żesiędrażnię?
Jegopenisnapierałnajejpodbrzusze,wpełnipobudzony,wobjętościprawietak,jakjejnadgarstek.
Pochyliłagłowę,pozwalającbywodaspływałanajejplecy,aonawzięłajegosutekdoust.Jegopalce
zaplątałysięwjejwłosy,przyciągającjąjeszczebliżej.Usłyszałajakwciągnąłgwałtowniepowietrze.
Zatrzymując nadal na nim swoje usta, jej palce powędrowały do jego pachwiny. Odnalazły twardą
długość jego pobudzenia. Owinęły się wokół niego, ścisnęły. O Boże, nie mogła się doczekać, kiedy
poczujetegopenisawniej,wchodzącegogłęboko,wypełniającegokażdycentymetrjejpłci.
Colinpociągnąłjalekkozawłosy,zmuszającjąbyuniosłagłowę.Jegoustazamknęłysięnajejustach,
jego język wdarł się do ich wnętrza, pochłaniał je. Zrobił kilka kroków i oparł ją plecami o gładkie
kafelki.Jegopalcezanurzyłysięwciemnychloczkachnajejpłci.Rozsunęłyjejfałdkiizanurzyłysięw
środku.
Otak!Jejbiodrawysunęłysięnaspotkaniejegoręki.Jejustaoderwałysięodjego,aonachrapliwie
zażądała:
-Colin,więcej!
Ondokładniewiedział,jakjejdotknąć.Wiedział,gdzienacisnąć,gdziepogładzić,gdzie....Wsunąłw
niątrzecipalec.Emilyzrozkoszyzamknęłaoczy.Jejpłećrżaławokółniego.
-Jesteśtakcholernieseksowna–warknął,liżąccałądługośćjejszyi.Zakażdymrazem,gdycięwidzę,
pragnęcięwziąć.
Jejbiodraporuszałysięprzynim,szarpnęły.Terazjegopalceznieruchomiaływewnątrzniej.Napięcie
doprowadzałojądoszału.
Musiała go zmusić żeby się poruszył, żeby.... Zabrał swoją rękę i Emily jęknęła w proteście. Colin
roześmiałsię,alejegogłoszdradzał
napięcie.
-Spokojnie,kochanie,damcito,czegocitrzeba.
Jegoręcezacisnęłysięnajejtali.Uniosłyją.
-Obejmijmnienogami.
212
Cholera,alezapomniałajakionjestśliny.Siłazmiennokształtnego.Jejnogiowinęłysięwokółjego
bioder. Główka jego penisa trąciła jej wejście. Potem wszedł głębiej, naparł swoim grubym penisem
głębokowjejpochwę.Jejpłećzacisnęłasięnanim,ścisnęłago,kochającuczuciejegociaławewnątrz
niej.Wtedyzacząłsięporuszać.Wycofującsię.Wchodzićgłęboko.Znowuiznowu.
Jejręceposzybowałydojegoramion,chwytającśliskieciało.
Jegoustaprzywarłydojejpiersi,ajegojęzykwirowałwokółjejsutków.Jegobiodrauderzaływnią.
Wycofywałysię,zanurzały.Ajegousta,och,jegousta....Jegopalceznalazłysięmiędzyichciałami.
Odnalazłjejłechtaczkę,zacząłpocieraćjąkciukiem.
Doszła, jej płeć zwężyła się, gdy przetoczył się przez nią potężny orgazm. Colin podniósł głowę,
patrzyłnanią.
-Cholera,kochamto,gdydochodzisz.
Kolejnepchnięcie.
-Tak.Cholernie.Dobrze.Cię.Czuć.
Iwtedyzacząłsiętrząść,jegowłasnyorgazmprzetoczyłsięprzezniego.Kiedyfaleprzyjemnościw
wreszcie ustały, Emily nie wykonała żadnego ruchu. Jej plecy były obolałe, ból wywołany kontaktem z
kafelkami,aleniedbałaoto.JejpalcegładziłykarkColina.Pocałowałjąwramięinadaljątrzymał.
Taras Lane była jedną z tych cichych, skromnych, uliczek, która nadawała się na jedną z kartek z
życzeniami. Doskonale przystrzyżone trawniki. Duże, murowane domy. Niewielkie chodniki. Słodkie
dzieciakibawiącesięwogródkach.Taokolicaprzyprawiłagoociarki.Nienależałtutaj.Niebyłczęścią
tegoidealnegoświatajakzobrazka.Taksamojakpanidoktor.Jakonasięczuła–zastanawiałsię
–dorastająctu?Widywałademonyiwampiry,ainnedziecigraływkoszykówkęlubwklasy.Onatu
niepasowała.Taksamojakon.
-Dobra.DonnaTillman,sąsiadkazprawej–Brooksotworzył
swójnotesiwskazałnadomzdużymioknami–powiedziała,żewidziałajakdoktorDrakeprzyjechała
trochęposiódmejtrzydzieściubiegłejnocy.
Colinchrząknął.Tobyłytesameinformacje,jakieuzyskałodTomaHenry’ego,sąsiadazlewejstrony.
213
-Jestpewna,codoczasu?
-Tak,powiedział,żewyrzucałaśmieci,kiedyjązobaczyła.
Brookszatrzymałsięprzy2801TerraceLane.
-PaniTillmanstwierdziła,żetobyłonaprawdędziwne,ponieważdoktorDrakenigdynieprzychodzitu
wodwiedziny,akiedyjużtusięzjawiła,siedziaławsamochodziejakieśpiętnaścieminutzanimweszła
dośrodka.
Był pewien, że pomocna pani Tillman patrzyła przez okno cały czas, więc pewnie znała dokładną
liczbętychminut.
-Onipotwierdzająjejalibi.
Brookszmarszczyłbrew.
-Żadenznichniepamięta,kiedystądodjechała.
-Więcchodźmyzapytaćjejmatkę.
AColinmusiałprzyznać,żebyłciekawy,mamaEmily.Nauczycielka.
Kobieta,którawysłałaswojącórkędoSpokojnychLasów.
Zadzwonili dzwonkiem, a miękki dźwięk dotarł do nich w odpowiedzi. W chwilę później drzwi się
otworzyłyimała,delikatnakobietazkrótkimi,ciemnymiwłosamiiszerokootwartymi,zielonymioczami,
spojrzałananich.
-Tak?
Colinwyciągnąłodznakę.
-PolicjazAtlanty.JestemdetektywColinGyth,atojestmójpartner,ToddBrooks.
Jejpalcezacisnęłysięnaframudzedrzwi.Zbladła.
-C...czegochcecie?
Brooksbłysnąłdoniejuśmiechem.
-Mamytylkokilkapytańdopani.
Jejoczybłądziłymiędzyjednym,adrugim.
-Najakitemat?
-Natemattwojejcórki,EmilyDrake.
Colin widział jak drgnęła. Nie takiej reakcji się spodziewał. Brooks zrobił krok do przodu, nadal
utrzymującswójuśmiech.
-Dlaczegoniewejdziemydośrodkaitegonieomówimy?
Jakczęstotobywa,paniDrakezrobiłakrokdotyłuiprzytymotworzyłaszerzejdrzwi.
-Alejaniewiem,cowychcecieomawiać?
214
Brookswszedłdojejholu.
-Jużcipowiedzieliśmy.Emily.
Colin podążył za nim, omiatając spojrzeniem nieskazitelnie czyste wnętrze domu. Matka Emily
zaprowadziła ich do dużego pokoju. Nie było żadnych zdjęć na kominku, zauważył. Nigdzie żadnych
zdjęć.
-C...cochceciewiedziećoEmily?
Skrzyżowałaręcenapiersiiuniosłapodbródek,gestktóryprzypominałmuEmilyiktórysprawił,że
Colinprawiesięuśmiechnął.
-Czyonabyłatuzeszłejnocy,paniDrake–amożemożemymówićdociebie,Karen?
KolejnasztuczkaBrooksa–sprawianiebyświadekczułsiękomfortowo,przejdźznimnatyipozwól
mumówić.
-Co?Och,tak,możebyćKaren.
Zmarszczyłabrwi.
-I,ach,tak,Emilybyłatuostatniejnocy.
Jejoczyrozszerzyłysięzprawdziwymprzerażeniu.
-Nicsięniestało,prawda?Emily...
-Wszystkozniąwporządku,powiedziałjejnatychmiastColin.
Prowadzimyśledztwo,zadajemypytaniawsprawie,którąprowadzimy.
-Och.
Czyżbywjejgłosiebrzmiałorozczarowanie?Jegospojrzeniewyostrzyłosię.
-JakdługoEmilytubyła?
-Godzinę,możedwie.
Karenwzruszyłaramionami.
-Niewiem,niepatrzyłamnazegarek.
Staryzegarwiszącynaścianiezadzwonił.BrooksiColinspojrzelinasiebienakrótkąchwile.
-Tonaprawdębynampomogło,gdybyśbyłabardziejprecyzyjna,Karen–mruknąłBrooks.
-Wporządku.
Zirytowanapowiedziałajednymtchem.
-Emilyprzyjechałatrochęposiódmejizostałaażdookołojedenastej.
215
-AdlaczegoEmilyprzyjechałcięodwiedzić?,zapytałuprzejmieColin.
Czydlatego,żewydałaśjądziennikarceiEmilypowiedziałaci
abyśprzestałarozmawiaćzprasą?
-Tomojacórka.Onaniemusimiećpowodówbymnieodwiedzić.
Wypowiedziałatesłowatrochęzawysokimtonem.
-Rozumiem.
Awłaściwietonierozumiał.
-Awięc,tyiEm,miałyściemiłespotkaniematka–córkawczorajwieczorem?
Jejgłowaprzechyliłasięwprawo.Jejustarozchyliłysięzaskoczeniu,gdyusłyszałajegosłowa.
-Znaszmojącórkę?
O,cholera.Niechciałbysprawyprzybrałytakiobrót.
-Ummm,tak.Pracujeznaminadjednąsprawą.Jakospecodprofili.
Wszelkieemocjezniknęłyzjejtwarzy.
-Doprawdy.
Temperaturawpokojuspadałaojakieś10stopniponiżejzera.Codo
cholery?
-Dlaczegozadajeciemitepytania?
JejspojrzenieskierowałosięnaBrooksa.
-Wyglądatotak,jakbyściesprawdzalialibidlamojejcórki.
Cóż,tak,właściwietowłaśniestaralisięzrobić.UśmiechBrooksautrzymywałsięnaswoimmiejscu.
-Karen,comożeszmipowiedziećoSpokojnychLasach?
Zrobiłakrokdotyłu.
-S...spokojnychLasach?
Pokiwałgłową.Ajejpodbródekznowuuniósłsiędogóry.
-Myślę,żeodpowiedziałamnawystarczającąilośćpytań.
Powinniściejużwyjść.
Jegoprzyjaznyuśmiechzgasł.
-Istniejązapisy,któremożemysprawdzić,wieszotym.
-Nie–powiedziałabardzozdecydowanie–nieistnieją.
Wyszłanakorytarz.Otworzyłafrontowedrzwi.
216
-Dowiedzeniapanomdetektywom.
Hmm.Rozmawiałaznimidłużejniżprzypuszczał.Colinpochwycił
wzrokpartnera,wzruszyłramionami.Wiedział,żeKarenDrakepotwierdzialibicórki,aleitakbędzie
prowadził własne dochodzenie w tej sprawie. Gdyby nie podążył śladem historii Emily, Brooks stałby
sięjeszczebardziejpodejrzliwyimógłbyzacząćrozpowiadaćswojegłupieteorienakomisariacie.Ito
byłocoś,doczegoColinniemógł
dopuścić.
Brookswyszedłpierwszy,kiwającuprzejmieKarenDrake,gdyprzechodziłobokniej.Colinpochylił
głowę,gdyjąwyminął.
-Jesteśzwiązanyzmojącórką,prawda?
Jejgłosbyłściszony.Spoglądałnaniegowskupieniu.
-Pracujemyrazem,właśniecitopowiedziałam.
Potrząsnęłagłową.
-NazwałeśjąEm.Imogępowiedzieć,żewtwoimgłosie...
Cholera.Musibyćdiabelniebardziejostrożnywprzyszłości.
Ale, chwileczkę, do cholery, może ona nie usłyszała tego w jego głosie, może ona wyczuła prawdę.
Możeonajest,podobnadoswojej
córki. Colin był cały skupiony. Niedoceniał Karen Drake. Musi mieć się przy niej na baczności.
Brooksszedłjużchodnikiem.Obejrzałsięzasiebie,marszczącbrwi.
-Bądźostrożnydetektywie,powiedziała,ajejgłosbyłszeptem.
Możeszmyśleć,żeznaszmojącórkę,aleuwierzmi,takniejest.
Zacisnął zęby, powstrzymując nie tak uprzejmą odpowiedź, która cisnęła się mu na usta. Karen
pokręciłagłowązesmutkiem.
-Emilybardzosię....różniodinnych.
Różna,tobyłozbytłagodnesłowodlaokreśleniapanidoktor.
-Będęotympamiętał.
-Nierozumiesz.
Pochyliłasiędoprzodu,patrzącmuprostowoczy.
-Emilyjest...
-Jestjakiśproblem?
ZapytałBrooksizacząłsiędonichwracać.MatkaEmilywyprostowałasięcichymwestchnieniem.Jej
ustazacisnęłysięwcienkąlinie.
-Nie,powiedziałColin,jużidę.
217
NaglenabrałwielkiejochotybyoddalićsięjaknajszybciejodobrazkowegodomunaTerraceLane.
-Onajestzła.
Karenwypowiedziałatesłowa,aColinzobaczyłśladyłezwkącikachjejoczu.
-Zapamiętajtoinieufajjej.
Potemodwróciłasięiuciekłazpowrotemdodomu,zatrzaskujączasobądrzwi.
218
Rozdział13
-Mamyproblem.
Smith czekała na nich, gdy wrócili na komisariat. Siedziała sobie wygodnie za biurkiem Brooksa, a
kiedyzbliżylisiędoniej,odwróciłasiędonich,rzucającbrązowąteczkęzaktaminabiurko.
-Tak,iconowego?,Brookssięgnąłpoakta.
-Toraportnatematwłosów,któreznalazłaśprzyMyers’e?
Colinspojrzałwbok,spostrzegajączbliżającegosiędonichMcNeala.
-Czykapitanczytałtenraport?
Skrzywiłausta.
-Jeszczenie.Zobaczęsięznim...
-Teraz – dokończył McNeal, stając koło niej. Powiedziałem ci, wszystkie informacje dotyczące tej
sprawymajątrafiaćnajpierwdomnie.
Jego sztywne ramiona uniosły się, gdy patrzył na nią. Smith nie wyglądała na szczególnie
przestraszoną.Wzruszyłaramionami.
-Wedługprocedurymaminformowaćowszystkimdetektywówprowadzących.
McNealpołożyłrękęnaoparciujejkrzesła.Pochyliłsięnadnią.
-Wydałemcipolecenie,Smith.Tonicosobistego,aledodiabłanapewnobędzie,jeśliniezaczniesz
robićdokładnietego,comówięwtejsprawie.
Spojrzałjejwoczy,przezjednouderzenieserca,anastępniecichopowiedział:
-Zrozumieliśmysięteraz?
-Otak,paniekapitanie,zrozumieliśmysię.
Arktykamusiałabyćcieplejszaniżonawtejwypowiedzi.McNealwestchnąłicofnąłsię.
-Wszyscy,domojegogabinetu,natychmiast.
Brooks i Smith spojrzeli na siebie z zaskoczeniem na ten rozkaz i ruszyli posłusznie, ale Colin
wiedział,oczymMcNealmyśli.Jeślibyłotamcośnienormalnego–nienormalnegojakInni–niechciał
by219
reszta komisariatu o tym słyszała. Kilka chwil później, McNeal zamknął za nimi drzwi z cichym
kliknięciem.
-Jawezmęraport.
Brooks mu je podał. McNeal otworzył go, przeczytał szybko i miedzy jego oczami pojawiła się
zmarszczka.
-Nieznane?Nieludzka?Codocholery?Czydowodyzostałyzanieczyszczone?
Smithzesztywniała.Jejciałozdawałosięzmienićwkamień,gdyColinnaniąspojrzał.
-Zmoimidowodamijestwszystkowporządku.
Tak,zarównoonjakiMcNealotymwiedzieli.McNealponowniewertowałraport.
-Wilkszary–cotojest,jakiśrodzajpsa?
-Nie,powiedziaładoniegoSmith,cedzącsłowa.Wilk,wilkszary.
-Chceszpowiedzieć,żetowilkszaryzaatakowałMyers’a?,zapytałBrooks,spoglądającprzezramię
McNeala,bylepiejwidziećraport.
-Nie,tegoniepowiedziałam.
Zaczęładreptaćprzednimi.
-Analizynierozpoznająwłosów,któreznalazłamprzyMyers’ie,niewpełni.
Niewpełni.Colinwiedziałocochodzi,alemusiałzgrywaćniedoinformowanego.
-Słuchaj,albotosąwłosywilka,albonie,coty...
-CzęśćpasujedoDNAszaregowilka,ale...
Oblizałaswojewargi,spojrzałaszybkonakażdegoznich.
-TorównieżnieznaneDNA.
-Ach,nieznane?,Brookspotrząsnąłgłową.Nieznanetoznaczy...
-Nieludzkie.Niezwierzęce.Alejakieśnaprawdędziwnepołączenieichobu.
Zmiennokształtny.Colinzakaszlałdelikatnie,łowiącspojrzenieMcNeala.
-Umm,Smith,chcesznampowiedzieć,żetowilkołakzaatakowałMyers’a?
220
Ponieważ,tak,tobyłocośznaczniedotegopodobnego.
Przestałachodzić,stanęłaprzedbiurkiemMcNeala,uniosłaręceipowiedziała:
-Szczerzemówiąc,Gyth,niemamcholernegopojęciacochcewampowiedzieć.Nigdywcześnienie
widziałamczegośtakiegoija...niemamdlawasżadnychodpowiedzi.
-Możetewłosyzostałypodrzucone–zasugerowałBrooks,wykrzywiającusta–bynaszmylić.
-Byłyśladypazurównaciele.Konsultowałamsięzespecjalistąodzwierząt.Śladywskazująnawilka.
McNealzamknąłraport.Rzuciłgonabiurko.
-Niepójdędoszefostwainiwpowiem,żewilkołakzabił
Myers’a.
Smithotworzyłausta,apotempotrząsnęłagłową.No-no.
-OcochodziSmith?
Cofnęłasię.Widziałjużuniejwcześniejtenwyraztwarzy.
-NietylkoMyers’a,wymamrotała.Reporterkęteż.Znalazłamwięcejtychwłosównaniej.
-Cotusiędocholerydzieje?,zażądałwyjaśnieńBrooks.Tonierealne,żebyjakiśwściekływilkołak
łaziłpomieścieizabijałludzi!
Właściwie,tobyłodokładnie,tocosiędziało.Aterazmielidowód.Ostatecznydowód.Niestety,to
byłdowód,którynigdynietrafinasalęsądową.
-Materiałydowodowezostałyspreparowane,powiedział
stanowczoMcNeal.
-Albozostałypodrzuconenamiejscuzbrodnialbospreparowanetutaj–coniebyłobydobradlanas.
-Nie,mojedowodysą...
-Spreparowane.Teraz,musimytoutajnić,zanimprzeciekniedoprasy,żenaszedowodywtejsprawie
zostałyspreparowane.
Smithgwałtowniewciągnęłaoddech.McNealzamachałpalcamiwpowietrzu.
-Aterazchcężebyściewrócilidopracyiznaleźlidowodu,które
będęmógłwykorzystać.
Spojrzałnanichiryknął:
-Teraz!Jazda!
221
Smith rzuciła mu pogardliwe spojrzenie, zanim odwróciła się na pięcie i wyszła z gabinetu. Brooks
podążyłzanią,aColindeptałmupopiętach.
-Gyth,poczekaj.
Colinzatrzymałsięprzydrzwiach.Uniósłrękęizamknął
drewniane drzwi. Odwrócił się. McNeal wrzucał właśnie kartki raportu do niszczarki. Z
powątpieniemspojrzałnakapitana.
-Będąinnekopietegoraportu,wieszotym.
-Zajmęsięnimi.
Westchnąłciężkoizapadłsięwswoimkrześle.
-Chcę żebyś znalazł tego drania, detektywie. Nie mogę pozwolić by terroryzował moje miasto i
pozostawiałmartwychludzinaswojejdrodze.
-Zgadzamsiękapitanie.
Aletobyłocholerniełatwiejpowiedziećniżzrobić.
-ZnajdźgoGyth–powtórzyłMcNeal–izróbwszystko,cobędzieszmusiałzrobić,ale powstrzymaj
tegodrania.
O piątej po południu, Emily przyjechała na komisariat, jej dłonie były wilgotne od potu, a serce
uderzała w szalonym tempie. Gyth zadzwonił do niej dwadzieścia minut temu. Mieli podejrzanego w
areszcie,którywłamałsiędojejmieszkania.Dzieciakzostałzgarniętyzakradzieżwsklepie,któryakurat
miał notatkę z jej adresem w swoim portfelu. Nie ma to, jak szczęśliwy przypadek. Jej wzrok
przeszukiwałkomisariat.NigdzieniewidziałaColina.Gdzie...
-DzieńdobrydoktorDrake.
Brooks.Emilyodwróciłasię,niewysilającsięnawetnauśmiech.
-Brooks.
Jejsercezaczęłouderzaćjeszczeszybciej.
-Powiedźmi,miałeśmiłyporanekpoprzesłuchaniumnie?
Spotkałsięzjejtwardymspojrzeniem.
-Pracujęnadsprawąmorderstwa.
Jakbyotymniewiedziała.
-Muszępodążaćkażdymśladem.Sprawdzićwszystkichpodejrzanych.
222
-Ico,tymterazjestem?Podejrzaną?
-Jużnie.Colinijarozmawialiśmyztwojąmatką,jejsąsiadami,wszyscyonipotwierdzili....
-C...Colinrozmawiałzmojąmatką?
Wiedziała,oczywiście,żebędziemusiałpojechaćzBrooks’emabysprawdzićjejalibi.Rozumiała,że
wykonywałswojąpracę.Dodiabła,jeślibyłabynaichmiejscu,zrobiłabytosamo.Inawetrozumiała,
dlaczego Brooks początkowo podejrzewał ją. Nie cierpiała postawy tego faceta, ale nie była głupia.
Rozumiałato.AlenaglespłynąłnaniąobrazrozmawiającegoColinazjejmatką.Och,nie.Toniemogło
pójśćzbytdobrze.Lekkiuśmiechwykrzywiłjegousta.
-Nieprzejmujsię.Rozmawialitylkoodochodzeniu.
Zapóźno.Jużsięmartwiła.
-GdziejestColin?Zadzwoniłdomniewsprawiepodejrzanegowłamywacza.
-Jużwszystkogotowe.Chodź.
Objąłjąramieniem,prowadzącjądowindy.
-Powinienbyćjużdlaciebiegotowywtejchwili.
W ciągu kilku minut Emily znalazła się przed dużą, przyciemnianą ścianą ze szkła. Colin stał za nią,
Brooks obok niej. Była tam też kobieta, prokurator i jeszcze jeden mężczyzna – przedstawił się jako
JamesTyler,prawnik,prawdopodobniedzieciaka,któregomiałazidentyfikować.Słabyszumdochodził
doniejztyłu,anastępnieColinzarządził:
-Wprowadzićich.
Otworzyły się drzwi po drugiej stronie szyby. Wszedł rząd mężczyzn, trzymających białe tabliczki z
czarnymicyframi.
-Niechustawiąsięprzodem,Colinpowiedziałdointerkomu.
Mężczyźni patrzyli wprost na nią. Emily przełknęła. Uniosła rękę do policzka, który wciąż bolał.
Udałojejsięzamaskowaćsiniakkosmetykami,którekupiładziśranowdrogerii.Jejwzrokprzesunął
siępomężczyznach.Nienumerjeden.Niedwa.Numertrzymiał
krótkiewłosy,ale...
-Numercztery.
Spotkałasięzjegowzrokiemprzezszybę.Tesameoczy.Twarzbyłablada,włosyzbytdługie.
223
-Jesteśpewna?,zapytałcichoBrooks.Dajsobietrochęczasu,niemusisz...
-Tonumercztery.
Byłaabsolutniepewna.
-Cóż–wycedziłColinitwardospojrzałnaobrońcęzurzędu.
Wychodzi na to, że oprócz zarzutu o kradzież w sklepie, twój klient zostanie oskarżony o włamanie,
wandalizm i napad. I żebyśmy się dobrze zrozumieli, on jest pełnoletni. Żadnego więzienia dla
młodocianych.
Jamespokręciłgłową,jegotwarzwyrażałaobrzydzenie,gdydoszedłdodrzwi.
-Ajamyślałem,żebędęwdomuprzedsiódmą.
Zuprzejmym„dziękujęzawspółpracę”,prokuratorwyszłazanim.
EmilyodwróciłasiędoColina.
-Chcęznimporozmawiać.
Chcęsiędowiedzieć,dlaczegotendzieciakmyśli,żejestem
demonem.Brooksgwizdnąłcicho.
-Domyśliłem się, że wymyślisz coś podobnego. Byłbym wkurzony, jak diabli gdyby jakiś czubek
włamałsiędomnie.
Colinpotrząsnąłgłową.
-Nicztychrzeczy,panidoktor.Totakniedziała,...
-Niezmuszajmniebymzałatwiłotoinnądrogą.
Kochanek, czy nie, nie będzie jej trzymać z dala od tego chłopaka. I jeśli będzie musiała pójść do
McNeala,zrobito.Jegoniebieskieoczystwardniały.
-Jesteśtutajświadkiem.Niczymwięcej.
Ojej.Emilyuniosłapodbródek.
-Jestemtutajofiarą,aofiarymająswojeprawa.
Pieprzyćto.Colinprzełączyłsięnanadopiekuńczatrybiniemiałaochotymarnowaćswojegoczasuna
kłótnie z nim. Musiała porozmawiać z McNeal’em, musiała przypomnieć mu i Colinowi w czym się
specjalizuje. Emily ruszyła do drzwi, szarpnięciem je otworzyła. Zrobiła trzy kroki i stanęła twarzą w
twarzzchłopakiem,któryjąnapadł.Jegoręcebyłyskuteipoprawejjegostroniestał
policjant.Jejoczyrozszerzyłysięwzaskoczeniu.Idealnaszansa.
Mogłaby....
224
-Demon!Onajestpieprzonymdemonem!
Dzieciakzacząłdrzećsięnacałegardło,drżącnacałymciele.Brzmiał
natakpewnego,żewidzidemona,żeEmilyażodwróciłasięispojrzałazasiebie,czyktośczasemnie
wszedł.Alenie.Byłatylkoona.
-Słuchaj,dzieciaku,niejestem...
-Zabićdemona!Muszęjązabić!
Rzucił się do przodu, z uniesionym ramionami. Emily usłyszała gardłowy krzyk za sobą. A potem
chłopakrzuciłsięnaniąposyłającjąnapodłogę.Wylądowałnaniej,ajegopalcezamknęłysięwokół
jejszyi.Cholera,nieznowu.
-Muszęzniszczyćdemona.Onajestzła.Zniszczyć...
Colinchwyciłdzieciakaizrzuciłgozniej,posyłającgoażpodścianę.
-Właśniepopełniłeścholerniepoważnybłąd.
Dzieciakuniósłręce,próbującwykorzystaćkajdankibyuderzyćnimiColina.Colinwarknąłiuderzył
go w brzuch, pozbawiając chłopaka powietrza, które wypuścił z głośnym świstem. Potem wycelował
pięśćiuderzyłchłopakawnos.Kośćpękła.Krewspłynęłapobladejtwarzy.Colinzabrałpięśćdotyłui
wyszczerzyłzęby.
Chłopak zaczął biadolić. Jego ciało osunęło się na podłogę, a on zakrył rękoma brzuch i zaczął się
kołysaćnaboki.Colinchwyciłgozakołnierzi...
-Przestań!
KrzyknęłaEmily,wstajączkolan.Ztymdzieciakiemdziałosięcoś–
cośbardzo,bardzozłego.
-Onjużniezaatakujeponownie.
-Będziemiećcholerneszczęściejeślitegoniezrobi.
Colinzwróciłswojewściekłespojrzenienapolicjanta.
-Cotydocholerywyprawiasz?Niewiesz,jakodseparowaćprzestępcę?
Policjantprzełknął,mamroczącprzeprosiny,gdyzbliżyłsiędochłopaka.
-Zabierzgostąd,już!
Emilyparzyławdółnachłopaka.
-Jakcinaimię?
225
Pokręciłgłową,szepcąc:
-Demon.
Policjantpodciągnąłgonanogi.
-ChodźTrace.Zabawaskończona.
Chłopakposłusznieszedłzanim,aleciągleoglądałsięnaEmily,astrachbyłwyrytynajegotwarzy.
-Cóż...,mruknąłBrooks,spoglądającnaEmilyznutkaostrożności.Zgaduję,żeniejesteśjedyną,która
zostałaposądzonaobyciedemonem,co?
-Mordercachce,żebyświatwiedział,kimonjest.
EmilyusiadłanakrześlenaprzeciwkobiurkaMcNeala.Colinsiedział
obokniej,mogłapoczućjegointensywnespojrzenienaniej.Nierozmawiałzniąodataku.Ale gdyby
wzrokmógłzabijać....Cholera.
To ona powinna być tą, która jest wściekła. Pomyślała, że facet mógłby okazać więcej współczucia.
AleColinnieczółżadnegowspółczucia.Wiedziałaotym.Mogłatowyczuć.Jegowściekłośćpraktycznie
wypełniałacałypokój.
Potrzebowała kilku minut, aby odzyskać spokój po ataku. Udała się do toalety. Odkryła, że ma
czerwone odciski palców na szyi. Jej głos był szorstki, a nowa marynarka kupiona dziś rano została
rozdarta. Właściwie, ona musiała dzisiaj zakupić całą szafę. Dzięki temu chłopakowi, Trace’owi,
wszystkiejejstarerzeczybyłypocięte.Idotejpory,niebyłoczasubyprzyjrzećsięnowymelementomz
jejgarderoby.
-Chceszpowiedzieć,żeNocnyRzeźnikchcebyćzłapany?,zapytałaMcNeal,pochylającsiędoprzodu.
JegopytaniesprowadziłoEmilyzpowrotemdozaistniałejsytuacji.NocnyRzeźnik,czyjakgonazywa
McNeal, Nocny Sukinsyn. Pracowała nad jego profilem, uaktualniając o informacje, które zdobyła na
miejscuzbrodniostatniejnocy.
-Nie,nigdyniepowiedziałam,żeonchcezostaćzłapany.
Powiedziałam,żeonchcebyludziedowiedzielisię,kimonjest.Chcebyludzieonimwiedzieliiżeby
sięgobali.
-Chceżebywiedzieli,żejestzmiennokształtnym,mruknął
Colin.Idlategozabijawswojejzwierzęcejformie?
226
Skinęłagłową.
-Takmyślę.Imyślęrównież,żeofiaryktórewybieramająwspólnymianownik,mianowiciezwracają
uwagęinnych.PrestonMyersbyłbogaty,zajmowałwysokąpozycjęwspołeczeństwie.Jegomorderstwo
musiałotrafićnapierwsząstronęgazet.Darla...
-Byłaznanąreporterką,dokończyłColin.Jejśmierćnagłośniływszystkieradiostacjeiprasawcałym
kraju.
-Ten facet – jest już zmęczony ukrywaniem tego, kim jest. Chce aby świat dowiedział się o nim. O
wszystkich Innych. I myślę, że będzie zabijał tak wielu ludzi, ilu zdoła by jego przesłanie dotarło do
wszystkich.
-Niechtoszlak.
McNealrzuciłokiemwkierunkuniszczarki.
-On celowo pozostawia dowody dla nas, prawda? Dowody, które wskazują, że on nie jest
człowiekiem?
-Tak,myślę,żedlategotorobi.
-Dlaczego?
McNealuderzyłpięściąwbiurko.
-Ujawniającsięwtensposóbsprawi,żeludziebędąprzerażeni.
Onisięgoboją,nienawidzągo,nienawidząnaswszystkich.
-On o to nie dba, powiedziała do niego cicho. Ten facet – on myśli, że jest wszechmogący.
Rozsmakowałsięwzabijaniu.
Jejkrewsmakowałatakdobrze.
-Jestcoś,oczymobajpowinniściewidzieć.
Wzięłagłębokiwdech.
-Myślę,żenastępnąofiarą–powinienbyćpolicjant.
-Kurwamać.
TowyszłoodColina.
-Skąddocholerytowiesz?
-Ponieważmiotympowiedział.
Możezrobiętoterazzjednymznich.Och,taktobyłobydobre.
-Byłostatniejnocywstacjitelewizyjnej.J...jawyczułamgo.
Udałomisiędotrzećdoniegonatylebliskobydotknąćjegomyśli.
Alezabójcauciekł.Takblisko.
-Policjant.
McNealzamknąłoczy.
227
-Chryste.Tak,tonapewnozwróciwiększąuwagęnategodupka.Trafidowiadomościwcałymkraju.
Pieprzonywilkołakmordujepolicjanta.Niechtoszlak.
Czypolicjancismakująinaczej?Czybędąbardziejwalczyć?
-Tobędziekobieta,powiedziałaEmily,chcącimprzekazaćwszystkieinformacje,którezgromadziła.
On...och...uważa,żekobietysmakująlepiej.
Colinsięspiął.
-Cholera!
McNealwstałzzabiurka.
-Chcępozbyćsiętegodraniazulic.Niezamierzamwięcejgraćwjegopieprzonegierki.
Aleniebyłonatozbytdużegowyboru.McNealzmarszczyłbrwigdyspojrzałnaColina.
-Postawwszystkichwpełnejgotowości.Niechwiedzą,żetenszalonysukinsynjestgdzieśtamipoluje
najednegoznaszych.
Colinskinąłgłową,podnoszącsięzkrzesła.
-Niechcęrozlewukrwiwmoimmieście,warknąłMcNeal.Idocholerynapewnoniechcęzobaczyć
policjantkizrozerwanymgardłemwwiadomościachoszóstej.
Ale jeśli Nocny Rzeźnik nie zostanie złapany, Emily wiedziała, że dokładnie to się wydarzy. Ciche
pikaniedobiegłooddrzwi.Brookswsunąłswojągłowędośrodka,nieczekającnapozwolenie.
-Mamkilkawiadomości,którewszyscypowinniusłyszeć.
Zrobiłkrokdoprzodu,wymachująckartkapapieruwswojejręce.
-Zgadnijcie czyje odciski palców pasują do tych, które zabezpieczyliśmy w mieszkaniu Gillian
Nemont?
ŻołądekEmilysięścisnął.Gillianbyłademonem.Muszę
zniszczyćdemona.Onajestzła.
-Sukinsyn.
Colinpotrząsnąłpowoligłową.
-Dzieciaka.
Brookspodałmuwydruk.
-BryanTrace.Uciekinier.Przerwanaszkołaśrednia.Łowcademonów.
Wykrzywiłustanatoostatniesłowa.
228
-Tak mi powiedział, dla jasności. Gdy lekarz łatał mu nos, powiedział mi, że jest odporny na ból.
Łowcademonówmusibyć,oczywiście.
Emilypotarłaswojeskronie.
-Nierozumiem,ocotuchodzi!Dlaczegotenfacetwziąłmnienacel?Toniemasensu!
Chyba,że...Emilywyprostowałaramiona.Chyba,żetenfacetwiedział,żeniektórzyzjejpacjentówsą
Innymiimyślał,żeonateżjestjednąznich.
-Jestjeszczelepiej,mruknąłBrooks.Mamtaśmęzochrony,jakfacetwchodziłdostacjiWiadomości
KanałuPiątegowczorajpopołudniu.
Dzieciakbyłzamieszanywewszystkiemorderstwa.Ale...
-OnniejestRzeźnikiem,powiedziałbardzozdecydowanieEmily.
Tak,dowodyzaczynałycośwyjaśniać,aletoniebyłTrace.
Chłopiec
był
człowiekiem.
Nie
wyczuwał
w
nim
nic
nadprzyrodzonego.Tylkowściekłość,zmieszanie,niebezpiecznego
człowieka.Brookspotrząsnąłgłową.
-To może być on, przekonywał. Zdemolował mieszkanie Nemont. To łączy go z Myers’em. Możemy
przesłuchaćsąsiadów,możeznajdziemynawetkogoś,ktopamięta,żegowidziałprzeddomemPrestona
przedmorderstwem.
-Możnaby,powiedziałaEmily,alemówięci,żetendzieciaknie
jestNocnymRzeźnikiem.
-Umm...
McNealrzuciłjejsugerującespojrzenie.
-Panidoktorjesteśtegopewna?
Skinęłagłową.
-Jeśli ten dzieciak tego nie zrobił, powiedział Colin, spoglądając na wydruk, myślę, że wie, kto to
zrobił.
Wiedział,żeterazniemożesięztymspierać.
-Istnieje tutaj zbyt wiele zbiegów okoliczności, kontynuował. I tworzy to dla mnie cholernie wielu
podejrzanych.
-Dlamnieteż.
McNealpatrzyłnanichwmilczeniuprzezchwilę,potempowiedział:229
-Zabierzciegonaprzesłuchanie.Dowiedźciesię,codocholeryonwie.
ColiniBrookspodeszlidodrzwi.
-Ach,kapitanie?
Niemiałazamiarupozwolićbyjejszansaprzepadła.
-Myślę,żebędęprzytympomocna.
Colinodwróciłsię,mrużącoczy.McNealuniósłbrwi.
-Chcesziśćznim,prawda?
Skinęłagłową.McNealpotarłrękąpogołejskórzegłowy.
-Toryzykownewysyłanieciętam.Jegoprawnikbędziemiał
używanie,kiedydowiesię,żejesteśjednązjegoofiar.
-Ona nie powinna tam iść, wysyczał Colin. Ten facet właśnie ją zaatakował. Emily nie powinna się
znajdowaćbliskoniego!
-Niebędęzbytbliskoniego,obiecała,niepatrzącnaColina.
Choleratobyłateżjejsprawa.Jeślibyzaatakował,wiedziała,zeColinznalazłbysięzarazprzyniej.
-PosłuchajMcNeal,tenfacetpotrzebujepomocy.Jegoumysł...
Tezawirowania,zmieszanie.Przygryzławargę,mrucząc:
-Niesądzę,żebyonidotarlidoniego.Alejamogę.
Wiedziałato.Gdybytylkodostałatąszansę.
-Będziesznajpierwobserwować.Apotem...
-Kapitanie,nie!
McNealspojrzałnaColina.
-ObowiązujątutajmojezasadyGyth.Nietwoje.Możemypotrzebowaćpanidoktorwtymprzypadku.
Będzie obserwować przesłuchanie ze mną, i jeśli postanowię, że jej potrzebujemy, wpuszczę ją do
środka.
EmilywkońcuspojrzaławkierunkuColina.Wpatrywałsięwniąpłonącymspojrzeniem.
-CzymamyproblemGyth?,zapytałMcNeal.
-Nie,jeszczenie.
Zaczęłymudrżećmięśniewzdłuższczęki.
-Alejeślitendrańznowuspróbujejejdotknąć,możeszmiećnasumieniumartwegoczłowieka.
230
-BryanTrace…
Brookswycedziłjegoimięibłysnąłprzyjaznymuśmiechem.
-Czylekarzdostatecznieciępołatał?
Chłopak skinieniem głowy potwierdził. Jego adwokat pochylił się, rzucając groźne spojrzenie w
kierunkuColina.
-Będziemyzmuszeniwnieśćoskarżenieonapaść.
-Umm,możeszspróbowaćtozrobić.
Colinniewydawałsiętymszczególniezainteresowany,gdysięgałpostoszdjęć.
-Mam komisariat pełen funkcjonariuszy, którzy widzieli, jak ten facet zaatakował doktor Drake.
Wykonywałemswojąpracęipróbowałemgoopanować.
-Twoje„opanowanie”złamałomunosiposiniaczyłożebra.
-Ummm.
Znowubezżadnejobawy.Colinpatrzyłnazdjęcia.
-Niepanowałnadsobą.Zrobiłemto,comusiałemzrobić.
Tak, i Emily wiedziała, że zrobi to znowu w mgnieniu oka. Jej dłonie zwinęły się w piąstki, gdy
patrzyłaprzezszkłoweneckie.
-Aleskorochceszspróbowaćwnieśćoskarżenie...
Wzruszyłramionami.
-Tobędątwojezmarnowanegodziny.
EmilyspojrzałanaMcNeala.
-Czyonwniesieteoskarżenie?
-Nie.Zbytwielupolicjantównaświadków.
Brooksusiadłokrakiemnakrześlenajbliższejchłopaka.
-Bryan,muszęcizadaćkilkapytań.
Lekki,spokojnytongłosu.
-W...wporządku.
-GdziepoznałeśsięzPrestonemMyersem?
Bryanwzdrygnąłsię.
-Ummm,Bryan,czysłyszałeśmojepytanie?
Chłopiecspojrzałnaswojeręcewkajdankach.
-Nieznałemgo.
-Alebyłeśwcześniejwjegodomu,prawda,Bryan?,zapytał
Colin,jegogłosuderzałjakbat.Sąsiedziwidzielicię,mówili,żekręciłeśwpobliżu,ukrywającsięw
krzakachjakjakiśpodglądacz.
231
Kolejne drgnienie. Emily wiedziała, że Colin zmyślił tą część o sąsiadach, ale sądząc po reakcji
Bryana,byłzdecydowanienadobrejdrodze.
-Mójklientniemusi...
Bryanpodniósłgłowę.Jegopoliczkipałały.Szeroki,białybandażzakrywałjegonos.
-Byłemtam.
-Dlaczego?,zapytałcichoBrooks.
-Onbyłdemonem.Obserwowałemdemona,musiałemsięupewnić,żenikogonieskrzywdzi.
-Ach...mójklientoczywiściecierpinaurojenia.Jegozdolnościumysłoweniesąwystarczającosilne
byodpowiadaćnatepytania...
-Zamknijsię!,krzyknąłBryan,zrywającsięnanogi.Niejestemszalony!Niejestemszalony!
Colinchwyciłgozaramię,usadzającgozpowrotemnakrześle.
Jamesodsunąłsięodniegozkrzesłemokilkacentymetrów.
-Uch,myślę,żepowinniśmyprzerwać...
-Zamknijsiędokurwynędzy!Niewiesz,cotusiędzieje.Tojestwojna,człowieku.Wojna.
Bryanwykrzywiłusta,gdyspojrzałnaadwokata,wycedził:
-Niepotrzebujęciebie.Powiemto,cobędęchciałpowiedzieć.
Cifaceciniemogąminiczrobić.JestemŁowcą.
Wyciągnąłpalecwkierunkujegoklatkipiersiowej.
-Jajestemprawem.
McNealprzystanąłprzyniej,gwiżdżąccicho.
-TendzieciaknaprawdęprześladowałMyersa.
IGillianNemont.Iją.
-Rozumiem, że rezygnujesz ze swojego prawa do adwokata?, mruknął Brooks, spoglądając na swoje
paznokcie.
-Dodiabła,tak!
Bryannaglewydałsięniezwyklepobudzony,jegooczyzabłysły,dumnieuniesionagłowa,ruchyciała
wskazywałynaniesamowiteożywienie.
-Niepotrzebujęgłupiegogarniturupróbującegomimówić,comampowiedzieć.
232
-Totwójpogrzebdzieciaku,mruknąłJamesiusiadłzpowrotemnakrześle.
-Więc...
Colinodłożyłzdjęciazpowrotemnastół.
-Przyznajeszsiędotego,żeprześladowałeśPrestonaMyersa.
-Polowałemnademona.
-IpolowałeśrównieżnaGillianNemont?
Bryanuśmiechnąłsię.
-Widzieliście,cozrobiłemzjejmieszkaniem,prawda?
Wezmętozatak,pomyślałaEmily.
-AdoktorDrake?Teżnaniąpolowałeś?,głosColinabył
wyjątkowoostry.
Bryantylkouśmiechnąłsię.
-Prawiejądorwałem.
LewarękaColinazwinęłasięwpięść.
-Naprawdę?
-Sukaodemnieuciekła.
Jegoustasięzwęziły.
-Kopnęłamniewjaja.Walczyłajakwściekłakotka.
Zaśmiałsięprzytym,wysokimidźwiękami.
-Oczywiścieświadczytootym,czymjest,prawda?
-Ummm...
Colinspojrzałnazdjęcia.Jegoszczękabyłamocnozaciśnięta.
-ADarlaMitchell?Czynaniąteżpolowałeś?
-Sukamyślała,żemożebyćwtelewizji,ukryćtokimbyłaiśmiaćsięznasgłupichludzi.
Pokręciłgłową.
-Alejawiedziałemczymbyła.Wiedziałem!
-Więcprzyznajeszsiędopolowaniananią.
Colinprzesuwałzdjęciapocałymstole.
-Czyteżjązabiłeś?
Bryanpopatrzyłnazdjęcia.Kolorodpłynąłzjegotwarzy.
-Codocholery!
-Spójrznato,warknąłColin.Widziszkrew?Widziszjejtwarz?
Jejgardłozostałowyrwana,wykrwawiłasię–izmarławkałużywłasnejkrwi.
233
Oczy Bryana stały się dwa razy większe. Jego jabłko Adama zaczęło się poruszać, gdy patrzył na
zdjęcia.
-Onniemiałpojęcia,jakwyglądałociało,wyszeptałaEmily.
Ponieważniebyłtambyzabić.
-Onaniebyłademonem,powiedziałmuBrooks,stukającpalcemwzdjęcie.Byłaczłowiekiem,jaktyi
ja.Aonakrzyczałaikrwawiłaiumarła.
Chłopakpotrząsałgłową.
-Nie,niezrobiłemtego!Niezrobiłem...
-Alepolowałeśnanią,prawda?,naciskałColin.TakjakpolowałeśnaPrestona.
PchnąłkolejnezdjęciewkierunkuBryana.Chłopakaprzytkało.
-Polowałeśnanich,planowałeśbyichzabić...
Bryanodepchnąłzdjęciaodsiebie.
-N...niezrobiłemtego–j...jamiałemichtylkoo...obserwować...
-Prześladowałeś ich, poprawił Brooks, ciepło uciekło z jego głosu. Prześladowałeś ofiary, bo
myślałeśżesądemonamiichciałeśichzabić.
-Nie!Nie!
Bryanpotrząsałgorączkowogłową.
-J...jamiałempoprostu–poprostuobserwować!
Poprostuobserwować.Emilyzłapałaoddech.Tobyłoto.
-Po prostu obserwować, co?, Brooks odchylił się do tyłu na swoim krześle. A kto powiedział ci, że
maszichtylkoobserwować?
Horrorwypełniłtwarzchłopaka.Jegoustazacisnęłysię.Nie
zatrzymujsięteraz.Emilydotknęłazimnejtaflilustra.
-Ktokazałciobserwowaćdemony?,warknąłColin.
-Nie.
Bryanzwinąłręcewpięści.Podniósłpodbródek.
-Niepowiemjużanijednegosłowa.
-Trzebabyłootympomyślećjakieśpiętnaścieminuttemudzieciaku,mruknąłjegoprawnik.
-Cholera.
McNealdotknąłramieniaEmily.
-Wporządku,panidoktor.Poranaprzedstawienie.Idźtamidowiedźsięwszystkiego,cotenświrwie
natematNocnegoRzeźnika.
234
Rozdział14
Drzwiskrzypnęłycicho,kiedyweszładomałegopokojuprzesłuchań.BryanTracespojrzałnanią,gdy
weszła,ajegooczyzapłonęłyjakpochodnia.
-Coonadocholeryturobi?
Zacząłwstawać,aleColinponowniezacisnąłrękęnaramieniuchłopakaiusadziłgoznowunakrześle.
Wjejbrzuchuzacisnąłsięwęzeł.Jejkolanazaczęłysiętrząść.AleEmilyspokojnieprzeszłaprzezmały
pokój.Czekałonaniąkrzesło.Krzesłonaprzeciwkoniedoszłegołowcydemonów.
Emilyusiadła.Spojrzałananiego.Iczekała.Niemusiałaczekaćzbytdługo.
-Trzymajsięodemniezdaleka,mruknął,kiwającsiędotyłuidoprzodunaswoimkrześleiwpatrując
sięwnią.
Stróżkapotuspłynęłazjegoczoła.
-Onajestpieprzonymdemonem!Niewidzicietego?
Emilypoprawiłaswojeokulary,wsuwającjebardziejnanos.
-Kiedynamniepatrzysz,Bryan,cowidzisz?
Otworzyłusta,zamrugałipotrząsnąłgłową.
-Tojakaśsztuczka,to...
-Czymmamrogi?
Dlajasności,tylkonaprawdę,naprawdęstaredemonyjejmiały.
-Adługiogon?Świecąceoczy?
-Kpiszzemnie,wysyczał.
-Nie,staramsięciebiezrozumieć.
Itakbyło.
-Coskłaniaciędomyślenia,żejestemdemonem?Prestonbył
demonem?Gillian?Darla?
-Oszukujeszmnie,znowupowiedział,rozglądającsięnerwowopopokoju.Tosięnieuda.Wiemczym
jesteś!
-Demonem.
Szybkieskinieniegłową.
-Skądtowiesz?
235
Obniżyłaswójgłos,starającsięgouspokoić.
-Skądwiesz,ktojestdemonem,aktonie?
-P...poprostuwiem.
Emily pochyliła się nad stołem. Spoglądając na zdjęcia z miejsca zbrodni, gdzie znaleziono zwłoki
Darli.
-Jesteśpewien,żeonabyłademonem?Boonadlamniewyglądapoprostu,jakmartwakobieta.
Jegowzrokpowędrowałdozdjęcia.Jegoustazadrżały.
-Niezrobiłemtego.
-Ajamyślałam,zejesteśłowcą.
Jejgłosbyłspokojny.
-Ałowcyzabijają,prawda?
-J...jaobserwowałem.
-Obserwowałeś?Mnienietylkoobserwowałeś.
Jejrękauniosłasiędojejpoliczka.Delikatniedotknęłasiniaków.Jegojasnespojrzenieposzybowała
wtymkierunku.
-C...chciałemostrzec...
Nadszedłczasbygoprzycisnąć.
-Ostrzecmnie?Czyspróbowaćmniezabić...takjaktozrobiłeśzpozostałymi?
-Niezabiłemich!Obserwowałemich,uczyłemsię...
Uczyłsię.Jejsercewaliłojakszalone.
-Czegosięuczyłeś?
Emily zapytała cicho. Brooks i Colin, siedzieli cicho, wyczekująco. A Colin nadal zaciskał rękę na
ramieniuBryan’a.
-Uczyłeśsięnaszychzwyczajów?Sprawdzałeś,kiedyjesteśmysami,gdzieprzebywamy?
Tobyłajedynarzecz,któramiałasens.Bryannieodpowiedział.
-Ktośkazałcinasobserwować,prawda,Bryan’e?
Zwróciłsiędoswojegoadwokata.
-Niechcęjużrozmawiaćztąsukądemonem.
Jamesuniósłbrwi.
-Słyszałaśmojegoklienta.
Niechtoszlak.Emilywessałagwałtowniepowietrze.Chłopakbył
uparty.Obawiałsięśmierci.Inicniechciałpowiedzieć.Zwilżyłaswojeusta.Byłajeszczetylkojedna
metoda,którejmogłaspróbować.
236
Jej psychiczny dar nigdy nie współpracował z ludźmi. Nie mogła w nich czytać tak jak to było w
przypadkuInnych,niemogłasiępozbyćtychwrażeńzeswojejprzeszłości,aleniemiałanicdostracenia
próbującteraz.Zaciągnęłasięgłęboko,westchnęła.
UtrzymującswojespojrzenienaBryan’e.Ipowoliopuściłaswoją,psychicznątarczęochronną.
Niepowinnojejtubyć.Drańjązranił.Widaćpalcenajejszyi.
Niepowinna...
MyśliColinauderzyływniąjakekspresowypociąg,wdzierającsięwjejumysłzsiłąikryjącąsięw
nich wściekłością. Emily wzięła kolejny, głęboki oddech, próbując przenieść swoją uwagę z dala od
niego.
Dzieciakkłamie.Musimygozłamać.Niechcęmiećmartwego
policjantawjutrzejszych,porannychwiadomościach.
To był McNeal. Kolejny oddech. Jej oczy zwęziły się, gdy spojrzała na Bryan’a. Myśli Colina i
McNealastałysięterazodległymszumemwjejgłowie.Niemogłausłyszećżadnejmyślichłopaka.Nie
czuła żadnych emocji. Widziała tylko jego strach i gniew, widoczną na jego twarzy, ale nie mogła nic
wyczuć.
Catch próbował ją nauczyć, jak doskonalić swój dar. Podczas jej sesji „terapeutycznych”, spędzili
godziny próbując wzmocnić jej zdolności. Ale te lekcje nie dawały zbyt dużych rezultatów. Patrzyła w
oczyBryan’a,prostowjegoczarneźreniceistarałasięwysłaćcałąswojąmocbyjakośpołączyćsięz
nim.Powietrzewydawałosięgęstniećwokółniej.Wyostrzaći...Emilyszarpnęłasiędotyłu,beztchu.
-Powiedziałci,żejesteśmydemonami.
Bryanpotrząsnąłgłową.
-Niewiesz...
Emily wstała. Wyczuła jedynie mgliste wrażenie od chłopaka. Ale to było wszystko, czego
potrzebowała.SpojrzałanaJames’a.
-Twójklientwymagapoważnegobadania.Niejestpoczytalnybygoprzesłuchiwać.
Nie, on nie był poczytalny. I to zajęłoby lata by sprowadzić go do pozorów normalności. Ponieważ
demonnieźlenamieszałmuwgłowie.Pomieszałjegomyśli.Wykorzystałgo.Niebyławstanie237
dotknąć umysłu Bryan’a. Ludzki umysł był dla niej zamknięty. Ale dotknęła resztki mocy demona.
Bardzo potężnego demona. Musiała porozmawiać z Colinem i McNealem. Bo albo szukali dwóch
potworów, którzy pracowali razem, albo zabójca był jedną cholernie silną hybrydą. Hybrydą łączącą
demonazezmiennokształtnym.Tobyłaśmiertelnakombinacjaoktórejniemogłaprzestaćmyślećiktóra
mogłaprzynieśćkolejnezabójstwaizniszczyćmiasto.
CośniedobregodziejesięzEmily.Colinpoczekał,ażwyminiegojedenzdetektywówiposzedłza
nią, gdy wyszła z pokoju przesłuchań. Stała obok McNeala, szepcząc coś nerwowo. Jego wewnętrzne
napięciebyłowidocznenajejtwarzy.Otak,
zdecydowaniecośbyłonarzeczy.SzedłwichkierunkuiwalczyłzpragnieniembyprzyciągnąćEmily
dosiebie.Toniebyłodpowiedniaporanato.
GdyTracejązaatakował,bestiaznimwalczyła,aonmyślał
przezjedną,strasznąchwilę,przezmoment,żesięprzemieni.Właśnietam,przytylupolicjantach.Ale
udałomusięutrzymaćkontrolę.
PowiedziałEmily,żeczłowiekkontrolujebestię.Dotejpory,tobyłoprawdąwjegożyciu.Zdałsobie
jednaksprawę,żejeżeliktokolwiekmógłbygopozbawićtejkontrolitobyłabyniąEmily.
-Codocholerymasznamyślimówiąc,odwóchzabójcach?
-Nie...
Urwała,gdyzorientowałasię,żeColindonichpodszedł.
-Świetnie.Ztobąteżmuszęporozmawiać.
Aonmiałcholernąochotęzrobićzniąowielewięcejniżtylkoporozmawiać.
-Cosiędzieje?
-Wczasieprzesłuchania,umm,ja...
Zaczerwieniłasię,patrzącnaniegoniejasnoiprzyznałasię:
-OpuściłamswojąpsychicznątarczęipróbowałamdotknąćumysłuBryan’a.
-Aleonjestczłowiekiem.
Chwilaciszy.
-Prawda?
238
Dzieciak nie pachniał jak zmiennokształtny. On pachniał po prostu jak zdobycz. Tak jak większość
ludzi.PozaEmily.Onapachniałajak...róże.Piżmem.Kobietą.
-Tak,onjestczłowiekiem.Iniemogłamusłyszećjegomyśli.
Oblizałswojeusta.
-Alewyczułamśladmocy.
-Czyjejmocy?,zapytałostroMcNeal.
-Demona.Wysokiegopoziomu.
Spojrzałaszybkodookoła,sprawdzającczyniebędąprzypadkiempodsłuchani.
-Niektóre
demony
mogą
kontrolować
ludzi,
jeśli
są
wystarczającosilni.Robiąznichkukiełki.
-Opętanie.
PokiwałgłowąMcNeal,jakbybyłzaznajomionyztympojęciem.
-Właśnie. M...myślę, że właśnie to dolega Bryan’owi. On naprawdę nie wie, dlaczego uważa, że
jestemdemonem.Niewiedlaczegomiałmnieśledzić.Onpoprostutegoniewie.
-Ponieważjakiśwszechmogącydemonumieściłtenpomysłwjegogłowie?,zapytałColin,marszcząc
brwi.Słuchajtobrzmitakwariackojak....
-To zdarzało się już wcześniej. Wiele, wiele razy. Demony zabijają w ten sposób – zachowują przy
tymczysteręceipozwalająbykukiełkiwykonywałybrudnąrobotę.
Emilyspotkałasięznimspojrzeniem.
-Tonawetrazprzydarzyłosięmnie.
Kiedyprawiezapadławśpiączkę.
-Byłamwstaniewalczyćztymfacetem,alektośbezmojego,psychicznegodarubyłbybezradny.
Opętanie.
-Więctenświrprześladował,przepraszam,polował,ponieważjakiśdemonumieściłtowjegogłowie,
mówiącmu,żetojegoobowiązek?
Brzmiało to jak stek bzdur. Cholera. Dlaczego ta sprawa nie stawała się z każdą minutą nieco
łatwiejsza?
-Tak,dokładnietomyślę,żesięstało.
239
-Więcszukamydwóchzabójców?,zażądałodpowiedziMcNeal.
Czydemonnakłaniazmiennokształtnegodomordowania?Cotusiędocholerydzieje?
-Właściwiemyślę,żewiem.
Powiedział powoli Colin. Potężny demon. Zabójczy zmienno kształtny. Napotkał spojrzenie Emily i
zrozumiał,żeonamyślaładokładnieotymsamym.Kurwamać.Mówiłosięnamieścieo
demoniehybrydzie.Silnymdemonie,dziewiątegolubdziesiątego
poziomu. Rozbrzmiały mu w głowie słowa Niola. Skurwysyn wiedział, zdał sobie sprawę Colin.
Wiedziałdokładnie,czymjestzabójca.Aleczywiedział,kimbył?
-Panidoktor,dlaczegoniedaszkapitanowilekcjinatemathybrydy.
Odwróciłsięnapięcie,kierującsiędodrzwi.
-Gyth!Dokądidziesz?,zawołałzanimMcNeal.
Spojrzałprzezramię,mrużącoczy.
-DoOdnalezionegoRaju.Mamzamiarznaleźćdemonaidopilnować,żedrańpowiemiwszystko,co
wienatematRzeźnika.
Ijeślibędziemusiałużyćpazurówizębów,abyuzyskaćteinformację,tymlepiej.
-Zaczekaj!Idęztobą!Będzieszmniepotrzebowałdo....
Colinodwróciłsię,złapałEmilyzanadgarstkiiszarpnięciemprzyciągnąłjądosiebie.
-Dojasnejcholery,OdnalezionyRajjestostatnimmiejscemgdziechcężebyśbyła.
Morderca może tam być, czekać. Jej oczy rozszerzyły się za okularami, wydawały się większe,
bardziejzielone.
-Mogęcipomóc,Gyth,tylkopozwólmi...
Pocałowałją.Twardym,szybkimpocałunkiem,otwierającjejustaiwślizgującsiędonichjęzykiem
bardzogłęboko.Taktobyłonieprofesjonalne.Takkapitangowidział.Aleonmiałtogdzieś.
Odsunąłsięodniej.
-Muszętozrobićsam,panidoktor.
Niezpaniądoktorodpotworów.Niezpolicyjnympartnerem.
PochyliłgłowęwkierunkuMcNeala.
-Itobędzienieoficjalne.
240
Bomusizrobić,cotrzeba,abyzłapaćmordercę.Anijedenczłowiekwięcejniezginienajegooczach.
Nieczekałnaodpowiedź.
Po prostu odwrócił się i ruszył dalej, jego umysł już nastawiał się na nadchodzącą konfrontację.
Nadszedłczasbydowiedziećsięraznazawsze,ktojestsilniejszy–bestiaczydemon.
Colina nie było już od czterech godzin. Emily stała na przystanku. Cholera. Powinna była zmusić
Colinabyzabrałjązesobą.ColinnieznałświataInnychtakjakona.Onnierozumiał
demonów,wampirów...Jejtelefonkomórkowyzacząłdzwonić.
Colin.Chwyciłatelefon,zmarszczyłabrwipatrzącnanumer.Nierozpoznałategonumeru.
-EmilyDrake.
-DoktorDrake!
Tobyłmęskigłos.Bardzowzburzony.Byłosłychaćinnegłosywtle.
Muzykastraszniewyła.
-Thomas?Czytoty?
Brzmiał jak jej nowy pacjent. Dała mu swój numer ze względu na poważny charakter jego sytuacji,
ale...
-N...niem...mogętegokontrolować!J...jasięz...zmieniam...
Lódzdawałsięzmrozićjejżyły.
-GdziejesteśThomas?Thomas!
-O....odnalezionyRa....
Jegopełenbólugłosurwałsię.Połączeniezostałoprzerwane.
Niolzszedłdopodziemi.Colinsiedziałprzybarze,trzymajączimnąbutelkępiwawręceiodwrócił
siębyobserwowaćlokal.
Szukałdemona.Poszedłdojegodomu.Poszedłdojegoludzkiejdziewczyny.Alenigdzieniemógłgo
znaleźć.Niechtoszlak.
Przełknąłłykpiwa,lekko,gorzkawysmakspłynąłmudogardle.
Odwróciłsiętwarządobarmana.Doszedłdowniosku,żetenfacetjestdemonem.Jeślipracowałdla
Niola,prawdopodobniemusiałnimbyć.Możewynikałotowjakimśsensiezumowyopracę...
-Więc,jakdługoonjeszczezamierza„mnietrzymaćwpoczekalni”?
Barman–duży,wysoki,czarnyfacet–uśmiechnąłsię.
241
-Takdługojakbędziechciał.
Colinodstawiłswojepiwobardzoostrożnie.
-Wiesz,tagrastajesięjużnudna.Idźipowiedzszefowi–amiał
wrażenie,żeonjestgdzieśwpobliżu–żejeślinieprzywlecztuswojegobladegotyłka,zdobędęnakaz
izrobięnalotwkażdympomieszczeniuwtejcholernejdziurze,którąnazywaciebarem.
Uśmiechnąłsię,znowu,ukazującwtymuśmiechubardzodużezęby.
-I założę się, że znajdę kilka ciekawych niespodzianek podczas, gdy ja i moi koledzy zaczniemy
przeszukiwaćtemiejsca.
Barman przestał się uśmiechać. Spojrzał lekko przez ramię Colina. Niol. Colin odwrócił się, pazury
byłyprzygotowane,kływyszczerzoneizłapałdemonazagardło.Rzuciłgonabar,przytrzymującgojedną
ręką.Czarneoczydemonapatrzyłynaniego.
-Witajzmienn.......tny.
Zadławiłsięniecoprzyostatnimsłowie.Emilydusiłasiętak,gdy
palcetegodraniaowinęłysięwokółjejszyi.ZwielkimwysiłkiemColinrozluźniłuchwyt.
-PrzeholowałeśzemnąNiol.
Aonniemiałjużczasubybawićsięznimwkotkaimyszkę.
-Chcęznaćnazwiskohybrydy.
Barmanstałtamcałyczas,patrzącnanich.Nioluniósłrękę,machnął
naniegobysobieposzedł,alejegoczarnespojrzenienieopuszczałoColina.
-Puśćmnie.
-Powiedźminazwisko.
Niebyłwnastrojudotegocałegogówna.Pięśćuderzyłagowplecy.
Silny,twardycios,któryskierowanybyłbezpośredniowjegokręgosłup.Colinwarknąłiodwróciłsię.
Demonstałzanim,unoszącpięści.Colindoskoczyłdoniego,chwytającfacetapodżebraiwysyłającgo
napobliskistolik.Ludzieodsunęlisięzdrogi,gdystół
wrazzdemonemuderzyliopodłogę.Alemuzykaitancerzenawetsięniezatrzymali.
-Wystarczy!,rozkazałNiol.
Wskazałnależącegodemona.
-Mentaur,dajnamparęminut.
242
Mentaurwstał,splunąwkierunkuColina,anastępniewycofał
siędoholu.Colinzrobiłkrokdoprzodu,tendemonwłaśnierzuciłmuwyzwanie...
-Nie możesz mnie atakować i nie spodziewać się odwetu – Niol poinformował go łagodnie. Moi
ludzienielubiąpatrzećjakktośmnieniepokoi.
Niepokoi.
-Tak, cóż, jeśli nie powierz mi tego, co chcę wiedzieć, w ciągu najbliższych dziesięciu sekund, oni
zobaczątwojąkrew.
Uniósłpazury.
-Amyniechcemytego,prawda?
Zespółzacząłwygrywaćtwardą,szybkąmelodię.Zadźwięczałygitary.Niolprzechyliłgłowęnabok.
-Jesteśprzekonany,żehybrydajestmordercą?
-Atynie?
Niolnieodpowiedział.
-Jegonazwisko.
-Niewiem.
-Pieprzysz,wiesz...
-Wiem, że jest w mieście, ponieważ czułem ruch jego mocy tej nocy, gdy ty i słodka pani doktor
zostaliście zaatakowani. Ale jestem pewien, że ona też go wyczuła. Bycie taką profesjonalistą, która
możewykryćnaszegatunki,jestemprzekonanyżeonawyczuwagolepiejniżja.
Niolwestchnąłipokręciłgłową.
-Niewiemkimonjest.Wiemtylkotyle,żeongdzieśtamjest.
Onniejestjednymzmoich,zmiennokształtny.
-Lepiejżebyśmnienieokłamywał.
Ale to nie było to, co robiły demony? Kłamały? Przekształcały prawdę? Cholera. Powinien
przyprowadzićEmilyzesobą.Onabyłabywstaniewykryćprawdęluboszustwo.Aleniechciałnarażać
jejnaryzyko.Niechciałściągnąćnaniąjużitakwiększegoniebezpieczeństwa.
-Myślisz,żeniechcępowstrzymaćtegofaceta?
SłowaNiolabrzmiałyłagodnie,gdyzciekawościąmusięprzyglądał.
243
-Myślę,żezacholeręniccięnieobchodzi,cosięstaniezludźmi.
-Alezależyminatym,cosięstaniezmoimgatunkiem.
GillianNemont.
-Gdzieonajest?
Niolnieudawał,żenierozumiepytania.
-Onajestjużpoddobrąopieką,zmiennokształtny.Onabyłajegopierwsząofiarą.
Sukinsyn.
-Poddobrąopieką?Cotodocholerymaznaczyć?
CzarneoczyNiolastwardniały,apowietrzezaczęłowibrowaćzsiłąjegowściekłości.
-Toznaczy,żeniedopuściłembyjakiśludzkilekarzwykonywał
naniejsekcję.Otwierałją.Badał.Onazasługiwałanacoślepszegoniżto.
-Więcco?Zabrałeśjejciało?Ukryłeśją?Zabrałeśjejrzeczybywyglądałonato,żeuciekłazmiasta?
Zniszczyłeśdowody...
-Dałem jej pogrzeb według zwyczajów mojego gatunku. Dałem jej szacunek po śmierci jakiego ten
drańpozbawiłjązażycia.
Trzeciaofiara.
-NiemożesztegorobićNiol.Niemożeszmiećwłasnegoprawa,własnego...
-Onabyłamojąsiostrą.
Jegokostkinarękachzbielały,gdyzacisnąłjewpięści.
-On...złamałją.Zostawiłwalei,ześmieciamiiszczurami.
Zostawiłjązestrachemwjejoczachiwłóżkuzjejkrwi.
Pokręciłgłową.
-Niemówmicomogę,aczegoniemogęrobić.Tojabyłemzaniąodpowiedzialnyizrobiłemdlaniej
jedynąrzecz,którąmogłem.
Zespółprzestałgrać.Szmerygłosówwypełniłychwilęciszy.
-Gdybymwiedział,kimonjest,niebyłobygotam,polującego–
mruknąłNiol.Drańbyłbymartwy.
Colinuwierzyłmuizacząłprzypuszczać,żeNiolzmusiłbymordercędocierpienia,przezbardzodługi
czas,zanimdoprowadził
bygodośmierci.Ponury,pozbawionyhumoruuśmiechwypłynąłnaustachNiola.
244
-Zastanawiaszsię,któryznasdorwiegopierwszy?
Podszedłbliżej.
-Izastanawiaszsię,któryznaszmusitegodraniadokrzykubłagającegoolitość?
Zwierzezawyłownimnatowyzwanie.Mężczyznaodpowiedziałprzezzaciśniętezęby:
-ToniejesttylkosprawaInnych.Umierająludzie.Prawogoukarze.Prawo...
-Więclepiejżebyprawodopadłogoprzedemną.
Niolpochyliłgłowę.
-Rozkoszujsiępiwem,detektywie.Iudanegopolowania.
Colinwarknąłwodpowiedzi,gdyNiolrozpłynąłsięwtłumieludzi.
Udanegopolowania.Gdybytotylkobyłotakproste.Gdybytylkomógłzłapaćzapachtegodrania...W
przypływie niesamowitego lęku jego wzrok ponownie przesunął się po tłumie. Przyglądał się
bezimiennymtwarzą,byzobaczyć...
Emily. Jego serce zaczęło mocno uderzać, w przyśpieszonym rytmie. Nie powinno jej tu być.
Powiedział jej by trzymała się z dala od Odnalezionego Raju. I widzi ją, z jakimś blond facetem,
obejmującąjąigłaszczącymporamieniu.Codocholery?Piżmowy,znanymuzapachrozszedłsięwjego
nozdrzach. Colin skoczył na nogi. Emily i jej tajemniczy facet wyszli przez tylnie drzwi baru. Bez
namysłuposzedłzanimi,mającwgotowościpazury.
-Thomas!Nieróbtego!
Colinwybiegłanazewnątrz,gdytylkousłyszałkrzykEmily,ajegowzrokogarnąłpełnągrozyscenę.
Facet zniknął. Na jego miejscu stała ogromna, czarna pantera. Pantera w wysuniętymi, błyszczącymi
kłami,zciałemnapiętymdoataku.Zmiennokształtny.Wiedziałtowchwili,gdywychwyciłsmródtego
draniawpowietrzu.
Emilystałaprzedbestią,zuniesionąprawąrękąistrachemnatwarzy.Potknęłasięcofając,szepcąc
coś,czegoonniemógł
dosłyszeć. Partnera warknęła, robiąc krok w jej stronę, szczęka gotowa by ugryźć i rozerwać na
strzępy...
Nie!NieEmily.Niejegokobieta.
245
Colinwarknął,apanterauniosłagłowęwjegokierunku.
Zwierzęugięłotylnienogiprzygotowującsiędoskokuwpowietrze.
Cholera.
Niemiałczasuwykonaćżadnegoruchu.Abysięgnąćpobroń.
Panterarzuciłasięnaniegoipowaliłagonaziemię.Gorącyoddechzwierzęciaowiałjegogardło,a
jegoślinakapałnaniego,gdyzwierzęotworzyłopaszczębyzabić.
Niechciałbytowyszłowtensposób.Niechciał,żebyonawiedziała...Emilykrzyknęła,biegnącw
ichstronę.Panterastężała,jejnozdrzazafalowały,obróciłagłowępowoli,powoliwjejkierunku.
Człowiek.Słabość.Zdobycz.Tobyłomyśleniebestii.Bypolować,wceluzniszczeniasłabości.Nie.
Emily.
Zakrzywione – ostre pazury wbiły się w jego klatkę piersiową, wywołując płonący ogień w jego
skórze.Iwidział,żeniebyłoinnegowyboru.Zacisnąłzęby,gdyotworzyłdrzwidowewnętrznejklatki...i
uwolniłwłasnąbestię.Czasnapolowanie.Czasbyzabić.Zabić.
OBoże,oBożemójBoże...
-Thomas!Nie!Przestań!
PanterastałałapaminaColinie.NawetwsłabymświetlewidziałakrewspływającązpiersiColina.
Thomaszamierzałgozabić.Musiał
cośzrobić.Emilyzrobiłakilkakrokówdoprzodu.Długi,pełenzłościrykprzeszyłnoc.Włoskizjeżyły
sięnajejkarku.Towycie...
Łamanieipęknięciekościdotarłodojejuszu.RęceColinawydłużyłysię,sierśćpokryłajegociało.
Zmieniał się, on się zmieniał... Jednym, potężnym chwytem złapał panterę i wyrzucił ją w powietrze.
Colinklęczałnakolanach,skulony.Czołgałsięnaczworaka.Jegooczyzażyłysię.Jasne,jasnobłękitne,
któreświeciływtejnocy.Jegotwarzsięzmieniała.Policzkistałysięostrzejsze,szczękawydłużała.Zęby
stawałysiębardzo,bardzoostre.
-Nie....bójsię...mnie.
ToniebyłjużgłosColina.Gardłowy,nieludzki.Partnerawarknęła,wstającnałapy,patrzącnanią.
Niebezpieczeństwo.Ucieczka.Zabijanie.
MyśliThomasauderzyływnią,aonamogłatylkopotrząsnąćgłową.
Ktobyłdlaniejbardziejniebezpieczny?Pantera,jejkochanek,...czy...
Colinzarzuciłgłowętotyłuizawył.Wyciewilka.
246
-Nie,szepnęła.
Jego ubranie zniknęło, rozdarło się na strzępy. Jego ciało przekształcało się, zmieniało się na jej
oczachzczłowiekawzwierzę.
WkilkasekundColinajużniebyło.Najegomiejscustałduży,muskularny,zeszczerzącymisiękłami
wilk.Pieprzonywilk.Colinniebyłtylkozmiennokształtnym.Onbyłwilkiem.
Czarnywilkzwróciłswojebłyszczącespojrzenienapanterę.
Warknął.Iwiedziała,żezarównoonajakiThomasbyliwpoważnymniebezpieczeństwie.Zmienno
kształtnewilkisąnajsilniejsze,
najbardziejśmiercionośne.Jakdotąd,najbardziejniebezpiecznyze
swojegogatunku.
SpróbowaładotknąćumysłuColina.Wyczułatylkosplotzwierzęcejwściekłościiprymitywnyinstynkt
domagający się zabijania. O Boże. Musiała spróbować i dosięgnąć go. Emily uniosła rękę, zewnętrzną
stroną.
-Colin.Colinie,nie.
Wilk odwrócił głowę w jej kierunku. Patrzył na nią błyszczącymi oczami pełnymi głodu krwi. Wilk
schyliłłebkuniej,niskodoziemi.
Panteranieruszyłasięzrogu,stworzeniewyczuwałośmiertelnezagrożenieznajdującesięprzednim.
Emily zdała sobie sprawę, że nie może się poruszyć. Strach trzymał ją nieruchomo. Jeśli zaczęłaby
uciekać,onpoprostuzacząłbyjągonić.Wilkibyłymaniakamiwżądzypolowania.Wilkzatrzymał
się parę kroki od niej. Patrzył na nią z lśniącymi kłami. Następnie skoczył do przodu, a jego łab
niebezpiecznieznalazłsiębliskojejud.
Emilywzdrygnęłasię,potykającsiędotyłu.Toniemogłosię
wydarzyć.NieColin.Nigdyniemyślałam,żeonmnieskrzywdzi.
Nigdyniemyślałam...Jejplecynatrafiłynaścianęalei.Wilkbył
przednią.Thomaswarknął,posuwającsiędoprzodu.
-Nie!Cofnijsię!
Wilk odwrócił się, najeżając swoją sierść. Jego pazury wbiły się w ziemię, gdy odwrócił się do
pantery.Gdyodwróciłsiędopantery.Nieatakował,jeszczenie.Zmusiłjąbyznalazłasięwrogu,stanął
przedniąi...Chroniłją.
Emilypokręciłagłową.Gdybychciałjązabić,jużbyłabymartwa,właśniezdałasobieztegosprawę.
Aleonniechciałjej247
zranić,umieściłswojeciałomiędzynią,apanterą.Jakontroluję
bestię.Onaniekontrolujemnie.
Panteraszybkimruchemzamachnęłasiępazurami,próbującdosięgnąćgardławilka.Alewilkbyłnato
przygotowany.Uchyliłsięizanurzyłzębywprzedniejłapiepantery.Panterazawyłazbólu.
Szarpnęłasiędotyłu,lekkokulejąc.Panterabyławiększaodwilka,aletylkowniewielkimstopniu.
Obojebylimocnoumięśnienizpotężnymipazuramiiostrymijakbrzytwazębami.Alewilk–niebyłona
ziemi stworzenia silniejszego niż zmiennokształtny wilk, a pantera była w stanie walczyć z nim przez
jakiśczas,alenakońcuitakponiosłabyporażkę.Mogłaumrzeć.
-Nie,szepnęła.
Cholera,niemogłasięgnąćumysłuColina.Czerwonamgłażądzykrwibyłazbytsilna.Alemożemogła
bypowstrzymaćThomasa,odesłaćgostąd.
-Thomas...
Panteraszarpnęłagłowęwjejkierunku.
-Idź,Thomas’e,idź.Nicminiebędzie.
Oczy pantery zwęziły się, a jej cało napięło się przy ziemi, gdy przygotowywała się do kolejnego
ataku.Wilkwarknął,grabiącpazuramipodłoże,pozostawiającgłębokirowkiwchodniku.
-Thomas’eidź!
Wysłała to polecenie w głosie i w sowim umyśle. Używając przy tym wszystkie części swojego
psychicznegodarubywysłaćtopoleceniedopantery.Bestiazapiszczała,apotemskoczyławkierunku
ulicy,łatwoznikającwmrokachnocy.DziękiBogu.Jednejbestiimniej.
Zostałatylkojedna.
Thomas’owinicniebędzie.Zmiennokształtnapanteraniebyławstaniesięprzemienićodśmiercijego
partnerki,aonobawiałsięniekontrolowanejprzemianywmiejscupublicznym,naludzkichoczach.Ale
udałomusięutrzymaćludzkąpostać,dopókinieprzyjechała,apotemprzemieniłsięzłatwością,gdyona
obserwowałaaleję.TakzThomas’emterazbędziewszystkowporządku.Ale,cóż,zniąmożeniebyć.
Sam na sam ze zmiennokształtnym wilkiem. Czy ona była szalona? Emily wstrzymała oddech, gdy
zacząłzbliżaćsiędoniej,248
krewkapałamuzpyska.Cholera.Wilkisąnajbardziejniebezpieczne
ze swojej rasy. Mogą zabić bez wyrzutów sumienia. Powiedział jej o tym Catch, gdy zaczął jej
treningidotycząceInnych.
Strzeż
się
wilków.
Są
lojalne
tylko
wobec
swoich
partnerek...pozostalisądlanichtylkozdobyczą.Niechceszbyć
zdobyczą zmienno kształtnego wilka. Uwierzyła mu wtedy, i wszystko czego dowiedziała się o
wilkachmaiłatylkowzmocnićjejstrachprzedtąnieprzewidywalnąrasą.
Aleterazniemiałzbytdużegowyboru.Ucieczkaniewchodziławrachubę.Wilkizabardzokochały
polowanie. A on mógł ją złapać, wiedziała to. Nie było sposobu by uciec przed zmiennokształtnym
wilkiemwsilewieku.Nie,ucieczkaniebyłażadnymwyjściem.
Pozostałjejtylkojedensposób.
Emily padła na kolana. Spoglądając w oczy potwora. Uniosła ręce. Wilk się naprężył. Gęsty zapach
krwiuderzywjejnozdrza.
Dzikiepiżmozwierzęciaowinęłosięwokółniej.Stare,nawpół
zapomnianezwrotyzdzieciństwatańczyływjejumyśle.
-Jakietymaszwielkiezęby.
-Żebycięlepiejzjeść,mojadroga.
Mógł ją zabić w mgnieniu oka. Mógł rozedrzeć jej gardło jednym ugryzieniem. Emily oblizała usta.
Przesunęładrżącymipalcamiposierścibestii.NiebyłaCzerwonymKapturkiem.Czasprzestaćbaćsię
dużego,złegowilka.
249
Rozdział15
Najegojęzykubyłakrew.Ciepła,wilgotnakrewjegowroga.
Colinodrzuciłdotyługłowę,wyjącwzwycięstwie.Chciałgonićzapanterą,bydokończyćzabijanie,
ale...AleEmilyuklękłaprzednim.
Niemiałokularów.Jejoczybyłyszerokootwarte,atwarzblada.
Mógłwyczućjejstrachwpowietrzu,ijakzawsze,tenmocnyzapachbudziłbestię.Zacząłsiędoniej
przybliżać,zastanawiającsięczybyłbywstaniepoczućsmakjejstrachunajejskórze,wjejkrwi.
Jej ręce były na nim, drżały, gdy przesunęła nimi po sierści. Była cholernie przerażona, ale nie
uciekała.Itenfaktgozłościł.Chciał
żeby uciekała, aby mógł na nią zapolować, naznaczyć ją. Mężczyzna ponownie zaczął walczyć o
kontrolę nad bestią. Zmagał się by znaleźć siłę do ponownej przemiany. Naznacz ją. Muszę ją
naznaczyć. Te słowa płonęły w jego umyśle. W jego krwi. Nie miał już innego wyboru. Naznacz.
Połącz.Weź.
Instynkt zwierzęcia zmieszał się z instynktem mężczyzny, stając się jednością. Połącz. Weź. Moja.
Walczył dla niej, przelał dla niej krew, zdobył ją. Moja. Jego mięśnie płonęły, gdy ognisty ból
transformacjiprzetoczyłsię przezniego.Kości rozciągałysię,przekształcały, zmieniałykształty.Sierść
znikałazjegociała.
Pojawiłysięręce,nogi.Zadrżał,gdyjegociałoprzemieniłosię.
Wypełniłagozłość,szalonawściekłość.
Emily obserwowała go, widziała czym jest. Potworem. Nie człowiekiem, nigdy człowiekiem.
Otworzył usta, zawył, krzycząc w noc...i gdy dokończyła się przemiana, wycie zmieniło się w krzyk
człowiekapełnegofurii.Znajdowałsięnaprzeciwniejwprzysiadzie.
RęceEmilyodsunęłysięodniego.Patrzyławjegooczy,jejoddechbyłprzyspieszony,jejpulsuderzał
upodstawyszyi.
-Colin,czyztobąwszystko...
Chwyciłją,gdywstałnanogi.Byłnagi,alenieczułpowiewunocnego,ziemnegopowietrzanaswoim
ciele.Jedynecoczułto...ją.
Naznacz.Połącz.Weź.Czytobyłysłowabestiiczymężczyzny?Niewiedział.Nieobchodziłogoto.
250
Szarpnąłzajejkoszulę,rozsypującwszystkieguziki.Przesunął
na bok jej biustonosz. Jego usta zamknęły się na jej sutku, ssąc mocno, wciągając jej gotowe ciało
głębokowswojeusta.
-Colin!
Jejbiodraprzycisnęłysiędojego.
-Nietutaj,niemożemy...
-Tutaj.
Ryknąłgardłowo.
-Teraz.
Jegopenisbyłwpełnejerekcji,grubyzpożądania.Chciałbyćwniej.
Potrzebowałpoczućmocnyściskjejpłciwokółniego.Połącz.Wziął
doustjejdrugąpierś.Ssąc.Liżąc.Gryząc.Zadrżałaijęknęła,głodny,zdesperowanydźwięk.
Emily go chciała. Wypełniła go euforia. Wiedział czym jest i nadal go chciała. Nie odsunęła się od
niego.Jejpalcewbijałysięwjegoramiona,jejbiodranapierałynajego.Ocholera,tak.
Miała na sobie spódnicę. Luźną, czarną spódnicę, która sięgała jej do kostek. Chwycił materiał,
szarpnięciempodciągającgodojejtali.Jegolewarękaodnalazłajejmajteczki,pogłaskałanabrzmiałe
fałdkibawełnianymateriał.Bogatyzapachjejpodnieceniawypełnił
jegonozdrza.Weź.Odwróciłja.Jejwyprostowaneręce,oparłysięościanę.
Colintrząsłsięzpulsującegogłodu,któryuderzyłwniegojakpiorun.Wiedział,żedziałzbytszybko,
aleniemógłprzestać.Musiał
ją naznaczyć. Weź. Zerwał palcami jej majtki. Jego oczom ukazały się cudowne krzywizny jej tyłka.
Takkuszące.Chwyciłswojegopenisa,przesunąłpocałejdługości.Kroplawilgocipojawiłasięjużna
jegoszczycie.Wjejwnętrzu.
Colinrozsunąłjejdelikatnefałdki,umieściłgłówkęswojegopenisatużujejwejścia.
-Nie...zamierzam...być...delikatny.
Niemógłbyć.Niezżądzą,któranimtargała.Potzrosiłjegociało.
Jegomięśniedrżałyzwysiłku,którywkładałbysiępowstrzymywać.
-Nie...ach...obchodzimnieto!
Zaczęłasięwićprzynim,jejwilgotnyrdzeńnapierałnajegociało.
-W...weźmnie!
251
Jegoopanowaniepękło.Mężczyznaizwierzęwarknęlizprzyjemności.ColinwbiłsięwpłećEmily,
wsuwającsięgłębokoitakmocnojaktylkomógł.
-Colin!
Oparła się o niego plecami. Jej dłonie były płasko oparte o ścianę, gdy ponownie się wygięła.
Chwyciłjązawłosy,przyciągającjązpowrotem,obnażającjejszyję.Jegopenisuderzyłwnią,znowui
znowu...Jęczała,dyszała,wijącsięprzynim.Każdyjejruch,każdyjejdźwiękzwiększałwnimwściekły
głód.
Jegoustadocisnęłysiędojejszyi,smakującjejskórę.Jegokłystałysiędługieiostre,aonprzesuwał
nimipojejciele.Ugryź.
Połącz.Naznacz.
-O...Boże...Colin.
Jejbiodrauderzyłwniego,ajejszyjawygięłasięwłuk.
-Dochodzę!
Jejpłećzacisnęłasię,ściskającmocnojegopenisa.Ocholera,tak!
Jegozębywbiłysięwnią,przebijającjejdelikatnąskóręidocierającdożyły.Wmomencie,gdyjej
gorąca,bogatakrewspłynęłanajegojęzyk,eksplodowałwewnątrzniej,wsuwającsięwniągłęboko,po
razostatniiukrywającswojegopenisawewnątrzniejażdonasady.
Jego serce uderzało gorączkowo. Jego ciało lśniło od pokrywającego go potu. A jego zęby nadal
znajdowałysięwjejgardle.Emilyjęknęłacicho.Dźwiękniewywołanybólem,aleprzyjemnością.Jej
płećzadrżaławokółniegowmaleńkimwstrząsiewywołanymtąpieszczota.
Miałrację,zdałsobiesprawęColin.Mógłpoczućsmakjejstrachu.Aonbyłsilny.Taksamojakjej
namiętność.Wampirypiłyodzdobyczy,abyprzeżyć.Abysięwzmocnić.Zmiennokształtnewilkipiłyby
zabićalbonaznaczyć.Abyzabić,cóż,poprosturozrywaszgardło,acała,gorącakrewspływacidoust,
alboprzebijaszszyjęipowoliwysysaszzdobyczdosucha.
CiałoEmilyprzeszyłlekkidreszcz.Alenaznaczenie...
zmiennokształtny wilk naznaczał swoją partnerkę tylko raz w swoim życiu. Naznaczał ją, gryzł ją,
smakował jej krew tak, że brał jej esencję do wnętrza siebie. Weź. Połącz. Aż do śmierci. A czasami
pozanią.
252
SerceEmilyzwolniło.Jejoddechstałsiępłytki.Colinzmusiłsiębyoderwaćodniejgłowę.Emilynie
była zdobyczą. Ona była czymś znacznie, znacznie cenniejszym. Uniósł ją w ramionach. Jej głowa
osunęła się na niego. Teraz, jak do cholery ma jej powiedzieć, że właśnie zwarł z nią odpowiednik
wilczegomałżeństwa?
Zmiennokształtnywilki.Detektywbyłwilkiem.Zbytkurewskodoskonały.Iletoczasuminęłoodkąd
mierzył swoją siłę z kimś innym ze swojego rodzaju? Zbyt dawno. Zbyt wiele lat zabijania słabszych
gatunków.Aleteraz,terazwkońcuznalazłsięktośgodnyjegoataku.
Patrzyłukrytywcieniu,jakGythtulikobietędoswojegociała.
Naznaczyłją.Wziąłjąjakoswojąpartnerkę.Czysłodkapanidoktorotymwiedziała?
Była takim ekspertem od Innych...musiała mieć jakieś podejrzenia. Kto mógł przypuszczać? Pani
doktor, została partnerką zmienno kształtnego wilka. Wydaje się, że w Emily Drake jest coś więcej niż
wydajesięnapierwszyrzutoka.Niekażdymożebyćskojarzonyzwilkiem.AleEmilymogła.Tobardzo
interesujące.
Colin trzymał ją jeszcze przez moment, a następnie powoli postawił Emily na nogi opierając ją o
siebie. Chwycił podarte dżinsy, próbując zakryć swoje ciało. Naciągnął na siebie to co zostało z jego
koszuliisięgnąłponiąponownie.Jegopostawabyłazaborcza,ochronna,gdyprowadziłjąprzezaleję.
Szkoda,żedetektywodsłoniłwłaśnieswojąsłabość.Kobieta.
Słaba,ludzkakobieta.Ludzie...umieralitakłatwo.Itakdobrzekrzyczeli.Czasnakolejnaśmierć.Pani
doktorwłaśnieznalazłasięnajegoliście.Byłaodchwili,gdydowiedziałsię,żeGillianmiałasięznią
spotkać.Tamtosięskończyło.Aleteraz,grasięzmieniła.Musiał
byćostrożny.
Detektywstrzegłswojejpanidoktorbardzodobrze.Musiał
odciągnąćjazdalaodniego,narazićichobojenaniebezpieczeństwo.
Jegoustawygięłysięwuśmiechu,ograniczającjegokły.Iwiedział
już,jakprzynętawpadawjegopułapkę.
Emilyobudziłasięoporankunastępnegodnia.Jejsercezaczęłołomotać,gdywspomnieniekoszmaru
przepłynęłoprzezjejumysł.
253
Zostałaupolowana,ugryziona...Toniebyłsen,zdałasobiesprawę,jejrękapowędrowaładojejszyi.
Jejciałobyłoobolałe,odrobinęnapuchnięte.OstatniejnocyColinjąugryzł.Wziąłjejkrew.
Ocholera.
Przełknęła,rozglądającsiępopokoju.Jegosypialni.Niepamiętałazbytwielezjazdydomieszkania
Colina.Byławycieńczonazprzyjemnościi...szalonejutratykrwi.Słyszaławcześniejotym,żezmienno
kształtnigryząswojezdobycze,oczywiście.Pantery,lwy,niedźwiedzie...wszyscytorobili–przeważnie
w ludzkiej postaci, gdy tylko ich zęby były wyostrzone. Prawdopodobnie, krew dawała im seksualne
pobudzenie.
Ale słyszała także o zmienno kształtnych biorących krew od swoich partnerów. A ostatniej nocy, z
Colinem, nie czuła się jak zdobycz. Czuła się jak partnerka. Cholera. Zawsze myślała, że skończy z
jakimś, miłym spokojnym, normalnym facetem. Bankierem lub księgowym albo coś równie nudnego i
bezpiecznego.Aleniezmiennokształtnywilk.Coonanarobiła?Idlaczegowdomubyłotakcicho?
-Colin?
Brakodpowiedzi.Emilypodniosłagłos,krzyczącponownie:
-Colin!
Nic.Spojrzałanazegarekprzyłóżku.8:30.Prawdopodobniebyłwdrodzenakomisariat.Wpobliżu
łóżkastałtorba.Emilydostrzegłananiejznajomelogo.Jejnoweubrania.Skądonesiętuwzięły?
Myślała,żezostawiłajewsamochodzienakomisariacie...Cichydźwiękwypełniłsypialnię,aEmily
ustaliłaskąddochodził.
Zeskoczyłazłóżka,podniosłazpodłogijejtorebkę.Chwyciłaswójtelefon.
-Drake.
-DoktorDrake...tojaSmith.
Głos lekarki sądowej brzmiał na nieco zniekształcony. Emily przeszła do innego pokoju, próbując
złapaćlepszyzasięg.
-Smith?Ocochodzi?
-Muszęsię....ztobą....zobaczyć.
254
Jej głos był zbyt wysoki, pomyślała Emily, i uchwycony przez nią strach nie miał nic wspólnego ze
złymzasięgiem.CzySmithznalazła,cośdotycząceichsprawy?Coś,codotyczyInnych?
-W...wporządku.Jesteśwlaboratorium?
-Tak.Pośpieszsię.
Rozmowa została przerwana. Emily zmarszczyła brwi patrząc na telefon. Colin musiał być zajęty,
pomyślałaEmily.Kiedywyszłanazewnątrz,znalazłaczekającynaniąjejsamochód.Totłumaczyłoby
jejubrania.Zostawiłatorbęznowymiubraniaminatylnimsiedzeniu.
Dwadzieścia minut później była już na komisariacie. Celowo unikała piętra Colina, nie chciała go
spotkać. Zostawiła rozpuszczone włosy, którymi próbowała zakryć siniaki na swoim gardle. Nie
wiedziała, co miałaby zrobić, gdyby go zobaczyła. Pocałować go...albo uderzyć drania tak mocno, jak
tylkozdoła.
Cholera, ale czuła się tak zmieszana. Pragnęła go, nie mogła temu zaprzeczyć. I więcej, zaczęła ufać
Colinowi,aonanieufałafacetomodlat.Byławtarapatach.Wpoważnychtarapatach.
Ponieważniewiedziała,gdziefizycznypociągdoColinasięskończył,agdziezaczęłosięcośznacznie
poważniejszego.
Dzwonekwindyzadzwonił,adrzwiotworzyłysięnaparterze.
Emilywyszłanakorytarz,słysząccichedźwiękijazzowejmuzykiSmith.Jejwysokieobcasystukałyo
podłogę,gdykroczyładoprzodu.
Otworzyładrzwidolaboratorium.
-Smithjestem...
Jej słowa urwały się wraz z wstrzymanym oddechem, gdy zobaczyła kałużę krwi w pobliżu biurka
Smith.Możenastępnymrazemrównież
spróbujęzkobietą.Nie,mójBoże,nie.
-Smith!
Emilypodbiegładoprzoduwykrzykującnazwiskolekarzasądowego.
Jej buty umazały się we krwi. O cholera. Laboratorium zostało zdemolowane. Biurko wywrócone.
Dokumenty rozsypane na podłodze. Aparatura i sprzęty roztrzaskane. Więcej krwi. Rozmazanej na
podłodze.Aleniebyłociała.ŻadnegoznakuodSmith.
BezżadnegowahaniaEmilyopuściłaswojąpsychicznątarczę.
Musiaławiedzieć,czyRzeźniktubył.Wściekłośćwniąuderzyła,255
powalając ją na kolana. Te same czarne barwy mocy, które już wcześniej wyczuwała w powietrzu.
NocnyRzeźnik.Alewyglądałonato,żedrańzmieniłswojemetodydziałania.Uderzyłwciągudnia.
Kiedyniktnawettegoniepodejrzewał.IzabrałzesobąSmith.
Dlaczego?Emilywstałapowoli,jejkolanasiętrzęsły.Jejspojrzenieprzesunęłosiępolaboratorium.
Onzostawiałswojeofiary.
Zostawiał by naśmiewać się z policji. Nie maił powodów żeby zabierać ze sobą Smith. Chyba, że...
Emilyodwróciłasięnapięcieipobiegłakorytarzem.Chyba,zetendrańzamierzajatrzymaćprzy
życiu.
Minęło dwanaście godzin. Emily siedziała przy biurku Colina, tuląc w rękach kubek kawy. McNeal
stałprzednią,ajegotwarzbyłakrwistoczerwona.
-Anijeden,cholernypolicjantgoniewidział!Dupekprzyszedł
namójkomisariat,zabrałSmithianijeden,cholernypolicjantgoniewidział!
Tobyłysłowa,którewkółkomówiłprzeztegodziny.Jegoręcedrżały,awjegooczachbyłowidać
mieszaninę strachu i wściekłości. I było tam coś jeszcze, pomyślała Emily. W sposobie w jakim
zachowywałsięMcNeal,oniSmithbyliczymświęcejniżtylko...
ZadzwoniłtelefonColina.Wszyscywydalisięskamienieć,gdyColinbłyskawiczniewyciągnąłrękęi
szarpnąłczarnąsłuchawkę.
-Gyth
Jego oczy rozszerzyły się i skinął na Brooksa. Jego partner natychmiast włączył małe, czarne
urządzenie namierzające, które było podłączone do telefonu. Na komisariacie zaległa cisza, gdy z
głośnikapopłynęłysłowaskierowanedoColina.
-Czekałeśnamójtelefon,detektywie?
Głosbyłzniekształcony,cybernetyczny.
-Ktomówi?
Colinwarknął,akostkinaręcetrzymającejsłuchawkęzbielały.
-Wiesz,kimjestem.
-Nie,niewiem.Więc,dlaczegopoprostunie...
-PrasanazywamnieNocnymRzeźnikiem,alejakjużzdążyłeśzauważyćniepolujętylkonocą.
256
Roześmiałsię,atendźwiękwysłałdreszcznaplecachEmily.
-ZapytajtegobydlakaoSmith,rozkazałMcNeal.
-ChcęporozmawiaćzeSmith,warknąłColin.
-Ach, tak, pomyślałem, że tak będzie. Dobra nowina to, to że nie rozerwałem jej gardła, jeszcze. To
mogłobyutrudnićrozmowę.
Wgłośnikurozległosięechokobiecegokrzyku.Smith.
-M...McNealp...pomocy...
Pełenbólujękprzerwałjejsłowa.Więcejśmiechu.IgłuchaciszazestronySmith.Emilyprzełknęła.
Funkcjonariuszezebraniwokółniejbylibladzi,aichtwarzemocnoskoncentrowane.AleColin...miał
wściekłośćwoczach.Takwielezłości.Bestiachciałsięwydostać.
-Czegodocholerychcesz,Rzeźniku?
Cisza.Zbytdługa.Zbytgęsta.Colinzacisnąłzęby.
-Cholera...
-Mamniewłaściwalekarkę.
KrewEmilyzastygła.Colinszybkorzuciłnaniąokiem.
-Chcętądrugą.
Jegospojrzenienieopuściłojejnawetnachwilę.
-Niewiem,oczymmówisz,szalonybydlaku,ale
-Ona jest przed tobą, prawda? Piękna, mała doktor Drake. Ona jest raczej niezwykła. Wie tak dużo
o...naszejrasie.
McNealzaklął.
-Proponujęciukład,detektywie.SmithzadoktorDrake.Bezżadnychsztuczek.
IzobaczyłajakkontrolaColinapękła.
-Kurwa,nie,tyskurwysynu...
Emilywstała.Nacisnęłaprzełącznikinterkomywtelefonie,abymogłamówić.
-Powiedźmi,gdzieikiedy.
NiebędziewygodniesiedziećiniepozwoliumrzećSmith.Niejeślibyłaszansa,żemogąjąuratować.
Chwilaciszy,anastępnie:
-DoktorDrake.
Wymruczałtesłowa.Takjaktylkogłoscyborganatopozwolił.
-Miałemprzeczucie,żetamjesteś.
Takwięcdupekzebrałdodatkowepunkty,bomiałrację.
257
-NiekrzywdźSmith–nakazała,głosemczystymipełnymopanowania.Powiedźmi,gdziemambyći
dokonamywymiany.
Colinkręciłgłową.Jegorękawystrzeliłaizamknęłasięmocnonajejnadgarstku.
-Cholera,nicztychrzeczy.
Emilyuniosłapodbródek.
-Powiedźmigdzie,powtórzyła.
-Dzielnica magazynów. Budynek numer 13. Przyjdziesz sama, pani doktor. Sama. Gdy tylko wyczuję
zapachpolicji,będzieszsiękąpaławekrwiSmith.
Uwierzyłamu.
-Opółnocy,doktorDrake.Tamsięspotkamy.
Szumrozłączonejrozmowyrozbrzmiałwtelefonie.Emilywypuściłapowietrzezdającsobiesprawę,
żewstrzymałaoddech.Colinpatrzył
nanią,jegotwarzbyłażelaznąmaską.
-Niepojedziesztam.
Rozkaz.Jedenztych,którymówił,żemabyćmuwtymposłuszna.
-Jeśliniepojadę,onazginie.
AonaniemogłamieśśmierciSmithnasumieniu.
-Wmoimgabinecie,natychmiast.
McNealwyminąłich,niepatrzączasiebie,czygozrozumieli.
ColinpociągnąłEmilyzasobą,trzymającswójciasnyuchwytnajejnadgarstku.Szarpnąłjądośrodka,
zatrzaskujączanimidrzwi.
-Cotydocholerysobiemyślałaś?,warknął.
-Nigdywięcej,nigdy,nieingerująwmojeśledztwo,jaktozrobiłaśprzedchwilą,czyzrozumiałaś....
-Zrobiłamto,comusiałamzrobić.
WażyłosiężycieSmith.Niebyłoinnegowyboru.
-PowiedźmiColinie,jeślionzaoferowałbywymianęciebiezanią,cobyśzrobił?
Zaciśniętaszczękawystarczyłazajegoodpowiedź.
-Muszęjejpomóc.Jeślitegoniezrobięonjązabije.
Rozerwiejejgardłotak,jakzrobiłtozinnymi.
-Gdywejdzieszdomagazynuoncięzabije–warknąłprzezzaciśniętezęby.
258
Przyciągnąłjąbliżejdosiebie,napierającnanią,ciałemociało.
Jegociepłoowinęłosięwokółniej,ajegowściekłośćwirowaławpowietrzunadnimi.
-Myślisz,żebędęstałzbokuipozwolębytosięstało?
Pocałowałjąmocno,ajegoustabyłyżądająceigorące.
-Niedocholery.Dopierocięznalazłem.Niemamzamierzamcięterazstracić.
Złapałaoddech.
-Colin...
-Jeśliwydwojejużskończyliście,musimysięzastanowićdodiabła,jakipowinienbyćnasznastępny
ruch–warknąłMcNeal,uderzającpięściąwblatbiurka.
Emilydrgnęła.Prawieonimzapomniała.
-Facetjestzmiennokształtnym,więckiedypowiedział,żemożewyczućzapachpolicjantów,towiem
tendrańmówiłserio.
Wykrzywiłusta.
-Więcjakmamysiętamniepostrzeżeniedostać,zanimonwpadniewszałizabijeSmith?
EmilyspojrzałanaColina.Mógłistniećjedensposób,który...
-Przemienięsię,mruknąłColin.Onwyczujezapachzwierzęcia,nieczłowieka.
McNealzmrużyłoczy.
-Niechtoszlak.
Gwizdnął.
-Awięcjesteśjednymznich.
Chwilaciszy.
-Wiedziałem,żejesteśjednymzInnych,aleniezdawałemsobiesprawy...
McNealprzerwał,kręcącgłową.
-Zmiennokształtny.
Gdybyontylkoznałcałąprawdę,pomyślałaEmily.
-PodążęzaEmily,tropiącjąażdomagazynów.
Jegorękaścisnęłajejnadgarstek.
-Izłapiętegobydlaka.
McNealrzuciłkrótkiespojrzeniewstronęEmily.
-Dajnamminutkę,dobrzeEmily?
259
Skinęła głową, świadoma nowego napięcia, jakie pojawiło się w pomieszczeniu. Zrobiła krok do
przodu,aleuchwytColinnawetniezelżał.
-Colin...
Przełknął.Powolijegopalcezaczęłysięrozsuwać.Wkońcupuściły.
Jego oczy płonęły pełne emocji, a za jego wargami dostrzegła ślad błyszczących kłów. Emily
podniosłarękęipogładziłagopopoliczku.
-Wszystkobędziedobrze.
Powiedziałtesłowa,niedokońcabyłapewna,czytakmyślała,czypoprostuchciałazłagodzićstrach,
któryczaiłsięwjegospojrzeniu.
Odwróciłtwarz.Przycisnąłustadojejdłoni.Znaknajejszyizaczął
pulsować.
-Z....zaczekamnazewnątrz.
Przygotowującsięnaspotkaniezmordercą.Próbującpowstrzymaćswojekolanaodsilnegotrzęsienia.
Udając,żejesttakaodważna,kiedynaprawdębyłatakprzerażona,żemyślała,żezarazzwymiotuje.
OBoże.Cojeśliniebędziewstaniepowstrzymać,goprzedzabiciemSmith?Alboprzedzabiciemjej?
Emily oderwała się od Colina i w pośpiechu wyszła z gabinetu, walcząc ze strachem, który mógł ja
sparaliżować.
Chciał zabrać swoją partnerkę daleko stąd. Chciał przerzucić ją sobie przez ramię i zanieść, jak
najdalejstąd.Gdzieśwbezpiecznemiejsce.Wmiejsce,gdzieniemapsychopatycznegomordercy.W
miejscespokojne,ciche.Miejsce,gdziemógłbyjąpołożyćdodużego,wygodnegołóżkaikochaćsięz
niąprzezwielegodzin.Chciałjązabraćwkażdemiejsce,aleniedoopuszczonegomagazynu.
-Niemogęwysłać,żadnychludziztobą.
McNealspoglądałnaniegooczami,którewidziałzbytwiele.
-Niemogęryzykować,żeludzieodkryją,zczymwalczymy.
Rozumiałto.Gdybyweszlidomagazynu,Rzeźnikmożeniebyćwludzkiejpostaci.Ijeśliinnigliniarze
zobaczylibyjaksięprzemienia...
-Iniechcężebyś‘złapał’tegofacetaGyth.
McNealpatrzyłmuprostowoczy.
-Onniemożetrafićnasalęsądową.
Colinskinąłgłową.Onsamjużzdążyłnatowpaść.
260
-Zrób,cobędzieszmusiałzrobić.Tylkosprowadźobiekobietybezpiecznie.
Chwilaciszy.
-Iupewnijsię,żedrańniebędziemiałnawetszansyskrzywdzićnikogowięcej.
-Niemartwsię.
Jego głos przypominał warczenie. Wilk był blisko. Nocny Rzeźnik schwytał swoja ostatnią ofiarę.
Colin utrzymał spojrzenie na kapitanie, pozwalając by drugi mężczyzna zobaczył te zamiary w jego
oczach.
-Drańbyłmartwywchwili,gdyzaproponowałwymianę.
Nikt nie zagrozi jego partnerce i pozostanie przy życiu. Nikt. Czas zapolować na jego zdobycz... I
ochronićjegopartnerkę.
261
Rozdział16
Nocne powietrze było zimne. Oddech Emily utworzył przed nią obłok pary, gdy szła przez ciemną
dzielnicęmagazynów.
Docierałydoniejodgłosyotoczenia.Szelestszczurówikaraluchów.
Wyciewiatru.Odgłosprzejeżdżającegopociągu.Magazynnumer13
znajdował się tuż przed nią. Okna zabite deskami. Całkowicie pokryty czernią. Kabura pistoletu
wbijałasięEmilywplecy.McNealdałjejbrońinabojezanimopuściłakomisariat.
-Wycelujistrzelaj,powiedział.
I zamierza to zrobić. Wiedziała, jak się strzela, a ona nie zawaha się oddać strzału, kiedy zobaczy
Rzeźnika.NiesłyszałazasobąColina,alewiedziała,żeontamjest.Śledzącyjąjakowilk.Jegozapach
był
na niej i to wpływało na ich korzyść. Rzeźnik nie będzie w stanie ich rozróżnić. Będzie myślał, że
znajdujesiętutylkojednaosoba.
Drzwi były tuż przed nią. Emily uniosła rękę i dotknęła starego drewna. Z głośnym jękiem drzwi
ustąpiły pod jej palcami. Mroczna jaskinia czekała na nią. Wpatrywała się w ciemność, wiedząc, że
mordercananiączeka.Cichyjękdotarłdojejuszu.Podłamany.Pełenbólu.
Oblizała swoje usta. Sięgnęła po małą latarkę, którą schowała do kieszeni kurtki. Światło rozbłysło,
strużka jasności przeszywająca ciemność. Nie martwiła się, że światło zdradza jej położenie. Jeśli
zabójcabyłhybrydą,jakpodejrzewałabyłwstaniewidziećdoskonalewciemności,jakzadnia.Budynek
pachniał pleśnią i przegniłym drewnem. Pajęczyna musnęła ją po twarzy i coś biegnąc otarło się lewą
stopę.
-Smith?
Emilyzawołałapodniesionymgłosem,próbującparokrotnie.
-Smith?
262
Skomleniedochodziłozciemności.Emilyskradałsiędoprzodu.
Przesuwającświatłonalewo,naprawo...Tam.Skulonaprzytylnejścianie.Głowaprzekrzywionana
bok.Jakpołamanalalka.Smith.
Emily podbiegła do niej. Światło objęło ciało Smith, ukazując cięcia i ugryzienia, które znaczyły jej
skórę.Krewwsiąkławjejwłosy,spływałazjejnagiegoramieniainogi.
-Obawiamsię,żetrochęsięwynudziłem,czekającnaciebie.
Głosprzyszedłzciemności,rozniósłsięechemwokółniej.Jużniezniekształcony.Męski.Silny.Ostry.
Zesztywniała.Znałatengłos.Emilyprzełożyłalatarkędolewejręki.Powoliprzesunęłaprawąrękęw
kierunkubroni.
Toniemożliwe,toniemasensu.Jaktomożebyćon?Czułam
wcześniejegomoc.Onniejestwystarczającosilnyby...
Jejciałoowiałlekkiwietrzyk,awnastępnejchwilijegoręcebyłynaniej,odwróciłją,szarpiącby
znalazłasięznimtwarząwtwarz.
-Powiedźmipanidoktor–wymruczałJakeDonnelley,szczerząckły,ajegooczybyłyniesamowicie
czarnewświetlelatarki–
zamierzaszdlamniezacząćkrzyczeć?
Po tym pytaniu jego pazury przejechały po jej brzuchu i zaczęła krzyczeć, gdy jej ciało zostało
rozdarte.
Emily! Jej krzyk uderzył w niego. Colin wskoczył przez otwarte drzwi w magazynie, jego sprężyste
ciałoprzecięłopowietrzeiwylądowałowpozycjiszykującejsiędoataku.Przeraźliwywarkotwyszedłz
ustwilka,gdyzacząłszukaćswojejpartnerki.Zapachkrwiwypełniłpowietrze.KrwiEmily.Czerwona
mgłaspowiłajegooczy.
Zabijać.Niszczyć...Mężczyznaroześmiałsię.Złowieszczy,zimnyśmiech.
-Takmyślałem,żedonasdołączysz,Gyth.
EmilypojawiłasięprzednimiColinmógłzłatwościązobaczyćkrewpłynącąwdółnaprzodziejej
koszulki.Jejoczybyłyogromne.Jejustadrżały.Zaniąstał,JakeDonnelleyiuśmiechałsiędoniego.
MiałrękęzaciśniętąwokółgardłaEmily.Jegopazurydocisnęłysiędojejciałaikroplakrwispłynęła
wdółjejszyi.Colindrapał
pazuramipocementowejpodłodze,przygotowującsiędoataku.
263
-Nietakszybko,wilku.
JegopazurywbiłysięjeszczegłębiejimiękkijękopuściłustaEmily.
-Jeśliporuszyszsięjeszczeocal,rozerwęjatunatwoichoczach.
Colinwarknąłdoniegowodpowiedzi,aleniewykonałżadnegoruchu,jeszczenie.
-Więc,teraznasuwasiępytanie,kogozabićnajpierw?
JakeopuściłgłowędogardłaEmily,powolizlizująckroplekrwi.
-Och,uwielbiamsposób,wjakismakujesz...
Emilyzesztywniała,gdypoczułajegojęzyknaswojejszyi.Chciałakrzyczeć,wyćzbóluistrachu,ale
obiecała sobie, że nie zrobi tego znowu. Ponieważ on pragnął tego tak bardzo. Colin warknął,
szczerzączęby,jegobłyszcząceoczybyłyutkwionewJake’u.
Jake.Boże,takbardzosiępomyliła,codoniego.Myślała,żejestsłaby,nieszkodliwy.Jakdocholery
mogłasiętakbardzopomylić?Nigdynawetbynieprzypuszczałaby,żeonjesthybrydą.
Nigdyniewidziałablaskubestii,którąnosił.Myślała,żejesttylkoniskiegopoziomudemonem.
Pomyliła się. Tak bardzo się myliła. A jej pomyłka może kosztować ich życie. Emily zdała sobie
sprawę, że zbyt długo już trzymała swoją tarczę ochronną. Tak bardzo obawiała się, że napotka kogoś
takiego,jakten,któryzaatakowałjąprzedlaty,żedoprowadziłaswojąochronędoperfekcji.Tak,była
bezpieczna,alenieświadomiepozwoliłabymordercachodziłnawolności,kiedymogłagopowstrzymać.
Ból w jej brzuchu przypominał płonący ogień. Nie wiedziała, jak bardzo jest poraniona i bała się
spojrzeć w dół. Więc trzymała swój wzrok na Colinie, wiedząc, że muszą znaleźć sposób by pokonać
Jake’a.Jednachwilanieuwagi.Towszystko,czegopotrzebował
Colin.Gdybydostałtylkochwilę,wiedziała,żezaatakowałby.
-Nierozumiesznaszegogatunku,takdobrzejakmyślałaś,panidoktor.
Jakewyszeptałdouchajejtesłowa.
-Myślałaś, że jesteś tak doskonała, tak cholernie inteligentna, osądzając nas wszystkich. Analizując
nas.Alemyliłaśsię...
-T...tak...myliłamsię.
264
Uspokójgo.Niechmyśli,zeniejestemzagrożeniem.
-Widziałaś to, co chciałem, żebyś zobaczyła – mruknął, a jego pazury ocierały się o jej gardło.
Myślałaś,zejesteśodpornanamocdemona...aleoszukałemcię...zmusiłemciębyśzobaczyła,poczułato,
cochciałem.
Iona„widziała”demonaniskiegopoziomu.Emilyprzełknęła,czującnaciskijegopazurów.Powinna
byłabardziejsiępostarać,przeszukującjegoumysł.Zapóźnonażale.Skoncentrujsię,
psiakrew!MusiszdaćColinowiszansęnaatak.Albobędąmartwi.
Colinuniósłwzroknanią.
Jak dużą moc miała Jake? Tak naprawdę był tylko jeden sposób aby się o tym przekonać. Ostatnim
razem,gdystanęłanaprzeciwdemonawysokiegoszczebla,padłanieprzytomnanapodłogę.Aleudałosię
jejprzyokazjiwypalićmoctegodrania.Możejestwstaniezrobićtoznowu.
Zacisnęła zęby i opuściła swoją tarczę. Wściekłość uderzyła w nią jako pierwsza. Oślepiająca.
Pulsująca.Nienawiść.Furia.Emocjekipiaływdemonie-hybrydzie,którystałzanią.Wtedypoczułajego
moc.Mroczna,czarnasiła,którawirowaławjegociele,wypełniałapowietrzewokółniego,jejiColina.
Poziomdziesiąty.Możenawet
silniejszy.Cholera.
-Panidoktor...
Poczułagorącyoddechnapoliczku.
-Czytociebieczuję,skradającąsięnapaluszkachwmojejgłowie?
Psychiczny wybuch energii uderzył w nią, wywołując ból w każdym centymetrze jej ciała. Emily
przygryzławargi,kołyszącsiępodwpływemuderzenia.Zbytsilny.Nigdyniebędęwstanie...
-Niemaszpojęcia,comogęzrobić,mruknął.Alebyćmożepowinienemcipokazać.
Uniósłgłowę.
-Nadszedłczasbyzabawićsięzwilkiem.
Fale jego mocy zmieniły się na chwilę, impulsywnie ciemniejąc, a następnie całkowicie otoczyły
Colina.Zmiennokształtnisąodporni
namocedemonów.ColinniewzdrygnąłsięnawetpoduderzeniemmrocznegodaruNiola.Powinien
byćwstaniewytrzymaćatak265
magicznyJake’a.Czybędziewstanie?Byłotutakwielemocy.Wilkcofnąłsię,opuszczającogon.
-Mogękontrolowaćkażdego–warknąłJake.Każdego.
Kontrolowałchłopca,BryanaTrace’a.ZmuszającgobyśledziłofiaryJake’a.AlenieColina,proszę
nie Colina. Emily rozpaczliwie próbowała odciąć się od umysłu Jake’a, starając się dosięgnąć myśli
Colina...Aleniewyczuwałago,niemogładotknąćjegoumysłu.
-Dlaczego?
Słowawypadłyzjejust.
-Docholery,dlaczegotorobisz?
Jegośmiechodbiłsięechemojejplecy.
-Ponieważmogę.
ZacząłemztąkurwąGillian.Sukamyślała,żemożemniezostawić
dlaczłowieka.Pokazałemjej.Pokazałemimobojgu.
Emilynapięłasię,gdyjegomyślidostałysiędojejumysłu.NiemogładotrzećdoColina,aledodiabła
byłapołączonazJake’m.
Zapomniałemjuż,jakdobrzesmakujekrew.Chcęwięcej.
ObrazzmasakrowanegociałaDarliwypełniłjejumysł.
Więcej.Próbująukrywaćsię,udawać.Pieprzeniludziebędąsię
mnieterazbać.Pokażeim.Pokażeimwszystkim.
Gdy bestia raz zakosztuje smaku, nie będzie można jej powstrzymać. Nagle Jake popchnął ją do
przodu,wprostnadrogęColina.
-Tonajzabawniejszaczęść.Niezabijęciępanidoktor.
Dlaczego Colin go nie atakował? Jego pazury były wysunięte. To byłby idealny moment. Emily
gorączkowospoglądałananichobydwu.
-Nie,niezamierzambyćtym,któryrozerwietopięknegardło.
Pozwolębyzrobiłtotwójkochanek.
Mogękontrolowaćkażdego.Każdego.Nawetzmienno
kształtnych. Krew do krwi. Cholera. Jake mógł kontrolować swój gatunek – nie tylko demony, ale
równieżzmiennokształtnych.Mozzawszebyławekrwi.Szczękawilkabyłaotwarta,śliniącasię.Jego
oczybłyszczałyzgłodukrwi.
-Nie.
NieColin.Musiałagodosięgnąć.Musiałamupomóc.
266
-Tykontrolujeszbestię,szepnęła,unoszącpowolirękęwjegokierunku.Onacięniekontroluje...
-Nie,jagokontroluję.
Sięgnęła po broń, ale kabura była pusta. Jake musiał ją rozbroić, kiedy po raz pierwszy ją chwycił.
Niechtoszlak!Colinwarknąłizacząłsięskradaćwjejkierunku.Nie.Niewtensposób.Niezamierza
umieraćwtensposób.Niewjakimśzapleśniałymbudynkuiniezrąkjejkochanka.Opuściłatarczę,która
zniknęłacałkowicie.Izcałąswojąenergią,
z
najmniejszącząstką
mocy
jaką
miała,
Emily
skoncentrowałasięnadosięgnięciuumysłuColina.Przebiciuzabójczejfuriiidosięgnięciumężczyzny.
Nie,niepozwólmuzrobićtegosobie.Nam.Walczznim,
psiakrew!Musiszbyćsilny,potrzebujęciebie...
-Aaaaach!
OślepiającybóleksplodowałwjejgłowieiEmilypadłanakolana.
Mroczna moc Jake’a przelewała się przez nią, wdzierała się do jej umysłu, zabierając jej
wspomnienia,kradnącjejmoc...
-Taksięniestanie,dziwko–warknął.Dziśwnocyumrzesz.
Tak było już wcześniej. Ból był taki sam. Zmuszał jej umysł do swojej woli, używając przeciw niej
swojejmocy,raniącją.
-Przestań!
Popchnęła strumień energii psychicznej z powrotem do niego, uderzając w jego umysł jakby był jej
własnym. Musiała spalić tego drania, tak jak poprzednio. Albo do diabła umrze próbując. Przed jej
oczamizaczęłyprzepływaćobrazy.Szybko,szybciej...
-Tojużkoniec,Jake...
Ciemnyzaułek.Kobietawczerwonejsukni.Krzyk.Kobietaupadła
naziemię.Rozerwanegardło.Wokółpełnokrwi.
OBoże.Bólprzeszywałjąnawskroś.
Krągludzi,wszyscywczerni,staliobokopuszczonegobudynku.
-Niepowiedziałeśnam,żeonjestzmiennokształtnym–jeden
warknął,podnoszącrękęiwskazującpalcemprzedsiebie.
Tatuażwężawbijałazębynajegonadgarstku.
-Niebędziemyponowniezadzieraćzżadnymzmienno
kształtnym...
267
Huknąłstrzał.Okrągkrwipojawiłsięnajegoklatcepiersiowej.
Trzykolejnestrzały.Posłaływdółdemony.
Emily przygryzła nieco wargi, smakując przy tym swojej krwi, gdy walczyła z siłą jego psychicznej
mocy.
-Czegodocholerychcesz?
Darlawarknęła,marszczącbrwi.
-Wiesz,żepracujęnadhistoriąo...
Jejkrewrozprysłasięnaścianietużzanią.Tylekrwi.
Emilychwyciłasięzagłowę,krzycząc.Bólbyłzbytduży.Niemogłaznimwalczyćjużdłużej.
Złamięciętysukinsynu!
Zanimumrze...
Młodychłopakzpazuramiwilkaioczamidemona.Podszedłdo
staregoczłowieka,któryszedłprzezparkipchałwózekzpuszkami...
Krewrozlałasięnaziemipokrytejśniegiem.
Wsmaku...takdobre...więcej.
Więcej...
Więcej...
Emilyupadłanaziemię,jejciałodrżało,przeszywałyjąskurcze.
Zadużo.Niemogłajużdłużejwalczyć.
Colinwarknął.Zmusiłaswojeciężkiepowiekibysięotwarły,widziałgonadnią,zotwartąszczęką.
Nie,nieColin.Ona...kochała
go...takbardzojaktylkomożnakogośkochać.Możetowłaśniebył
sposóbwjakichciałaumrzeć...miałanadzieję,żezrobitoszybko.
Patrzyławjegoświecąceoczy,jejciałoiumysłdrżałyzbóluiczekała.Rozchyliłausta:
-Kocham...
Towszystkonacobyłojąstać.Alemusiałtopowiedzieć,nawetjeślibytegoniezrozumiał.Miałto
powiedziećporazpierwszywżyciu,cholera,imaiłatodokładnienamyśli.
Colinskoczył,otwierającpaszczę,wydłużającszpony.
PrzeskoczyłtużnadniąirzuciłsięnaJake’a.Demonkrzyknąłzgniewu,aledźwiękzakończyłsięnagle
wbulgotaniupełnymbólu.
Bolesnetorturywjejumyśledobiegłykońca.Zniknęływmgnieniu268
oka. Emily przysiadła na swoje kolana. Ciało Jake’a wiło się w skurczach. Zerknęła w ciemność,
starającsięzobaczyćwięcej.
Wilkbyłnadnim,zębymiałzatopionewgardlehybrydy.
Wyglądanato,żeJakeniebyłwstaniekontrolowaćjejwilkamimowszystko.Zacząłsięzmieniaćw
człowieka z nadal obecnym smakiem krwi Donnelley’go w swoich ustach. Zmiana nastąpiła łatwo,
ponieważbestiabyłanasycona.Jegodłoniesięzacisnęłyipazurypowolisięcofnęły.
Przezpewienczaswiedział,zeDonnelleystarałsięgozmusićbyzaatakowałEmily.Widziałstrachw
jejoczachidocholeryniebyłwtedywstanieniczrobić.Wtedyzaczęławalczyćizobaczyłjejenergię
wirującąwpowietrzuwokółnich.Zrozumiał,żeEmilyiDonnelleybylizamknięciwmentalnejbitwie,a
kiedyjegopartnerkaupadłanakolanawiedział,żeonawalczydlaniego,starasiędaćmuczas,którego
potrzebowałdoataku.
Otarłwierzchemdłoniswojeusta.Krewpokryłajegopalce,wciążsączyłasięwdółjegopodbródka.
Częśćjegochciałasprawićbydrańcierpiałbardziej.Umarłeśzbytłatwo.Powinieneśkrzykiem
błagać o śmierć. Donnelley patrzył na niego nieruchomo, krew sączyła się spod niego. Jego gardło
byłoszerokorozerwane,ajegogłowaledwotrzymałasięnanim.Nawetpełnokrwistyzmiennokształtny
niemógłsięuleczyćztakichran.
Miękkiodgłoskrokówzabrzmiałtużzanim.Nieodwróciłsię.
Emilyniepowinnagozobaczyćwtakimstanie.Niechciałbygozobaczyławtymstanie.Niezkrwią
mordercynanim.Przezjeden,straszliwymomentchciałpoczućjejszyjępodpazuramiizębami.Zato
chciałzabićdraniajeszczeraz.
-Colin...
Miękki,ochrypłygłos.
-W...wszystkoztobąwporządku?
Prawie cię zabiłem. Nie, cholera nie było z nim w porządku. Ryk zbierał się w jego gardle. Wziął
szybkioddech.
-O...onnieżyje.
269
Nochyba,żeDonnelleyumieoddychaćbeztchawicy,inaczejtak,byłmartwy.Colinwpatrywałsięw
twarzDonnelley’go.Jegooczybyłyszerokootwarte,jegoustawykrzywionewniemymwarczeniu.
Niemyślałeś,żeumrzesz,prawdadupku?
ZacisnąłręcewpięściizmusiłsiębyspojrzećnaEmily.Nadalwyczuwałzapachjejkrwi.Krwi,która
gokusiła.
-Musimyzabraćciędoszpitala.
Zmrużyłaoczypatrzącwdółnaswojeciało,starającsięzobaczyćcośwciemnościswoimiludzkimi
oczami.
-Nie,zemnąwszystkodobrze,japoprostu...
Jejrękasięuniosła,przesunęłapobrzuchuisykbóluwyszedłzjejust.
-Krwawijakdiabli,alenies...sądzę,żebybyłozbytgłębokie.
W...wszystkobędziewporządku.
Sięgnął po nią, przyciągając ją do siebie i tuląc ostrożnie. Był tak blisko utracenia jej. Tak blisko.
Nagłykrzykrozbiłciszę.Smith.
Colin spojrzał w górę, odnalazł ją stojącą przed nim, odzianą tylko w bieliznę, a ciało umazane we
krwi.Miaławrękupistolet,pistoletEmilyitrzęsącasięnacałymciele,mierzyławprostdoniego.
-Potwór!Widziałamjaksięzmieniasz!Jesteśtaki,jakon,
dokładnietaki,jakon.
Szokiprzerażeniedostałydoniej.Miałazamiarstrzelić,zdał
sobiesprawęColin.Zamierzała...Emilypopchnęłagonaziemię.Jejmiękkieciałoupadłonaniegoi
usłyszał świst kul, które przeleciały tuż obok nich. Psia krew. Dlaczego każdy człowiek próbuje go
zastrzelić,kiedydowiadujesię,kimonjest?Delikatnieodepchnął
Emily na bok. Prześledził jej ciało by upewnić się do cholery, czy żadna kula jej nie dosięgła.
Następniezadowolony,alepoważniewkurzonyColinzerwałsięnanogi.
-Cholera,uratowałemciżycie!
Czy to nic nie znaczy? Czy też był dla niej po prostu kolejnym potworem? Spojrzała na niego z
rozdziawionymiustami,apistoletwciążdrżałwjejręce.Potemjejustazaczęłydrżeć.Pistoletupadłna
podłogęiogromnypękającyszlochwydobyłsięzjejwnętrza.Smith270
rzuciła się w jego ramiona, wtulając swoją mokrą od łez twarz w jego szyję. Ludzie. Colin
niezgrabniepogładziłjąpoplecach.
-Smith.
MiękkigłosEmily.
-Jakbardzojesteśranna?
Lekarzsądowyuniósłgłowę.Zamrugała.
-J...ja...
-Cooncizrobił?,zapytałColin,zniżającswójgłos.
Niechciałjejznowuprzestraszyć.
-U...ugryzłmnie.C...ciąłpazurami.
Dreszcz obrzydzenia przetoczył się przez nią. Emily wyciągnęła swój telefon komórkowy. Szybko
wybrała numer i poprosiła o rozmowę z McNeal’em. Colin słyszał jak powiedziała kapitanowi, że
mordercazostałpowstrzymany,iżepotrzebująambulansu,jaknajszybciej.
Zakończyła połączenie i spojrzała na Colina. Smith nadal była do niego przyklejona, wciąż płacząc,
aleterazjużciszej.Prawieskomlała.
-Smith,zaniminniprzyjadą,musimyporozmawiać.
GłosEmilybyłspokojny,kojący.Profesjonalnypsychologwróciłnaswojemiejsce.Gdybygotunie
było, nigdy by nie przypuszczał, że ta kobieta właśnie otarła się o śmierć. To była jego pani doktor.
Wykutazestali.Będąctakłagodnym,jaktotylkomożliweColinodepchnął
Smithdotyłu,abymócspojrzećjejwoczy.
-Wiesz,czymjestem.
Ipróbowałagozabić.Czytocośnowego?Skinęłagłową.
-W...wilkołakiem.
Niedokońca,alewystarczającoblisko,jaknatąchwilę.
-Jestwieleistot...takich,jakColin–powiedziałajejEmily.Tosą
Inniiżyjątużobokludzinatymświecie.
Smithpotrząsnęłagłową,aleColinwiedział,żeniezamierzazaprzeczyćsłowomEmily.
-Nie możesz nikomu o nich powiedzieć, Smith. Nie możesz powiedzieć, co widziałaś...czym jest
Colin...czymbyłJake.
Dźwięksyrendobiegałzoddali.Policjancibylijużniedaleko.
Nienatylebyzłapaćzabójcę,alewystarczającobyrobićzawsparcie.
271
-Wytłumaczęciwszystkopóźniej,aleproszę,obiecajmi,żeniepowieszniczegoinnympolicjantom.
O...oniniezrozumieją.
Emily rzuciła szybkie, rozpaczliwe spojrzenie w kierunku Colina, ale jej głos pozostał łagodny i
spokojny.Błyskniebieskiegoświtałabłysnąłdownętrzamagazynu.
-Smith,musiszdaćmisłowo,powiedziałColin.Niemównikomu,cotuwidziałaś.
Zapiszczałyhamulce.Drzwitrzaskały.Harmidergłosów.Smithwyprostowałaramionaispojrzałana
niegozodrobinąjejstaregozaufania.
-N...niemartwsię,Gyth...n...niktbymiitakn...nieuwierzył...
McNealwdarłsiędobudynku.
-Smith!
NiespuszczałaswojegospojrzeniazColina.
-A...aleterazjużwiem...p...potwory...
-Smith,dziękiBogu!
McNealchwyciłją,pociągającjąmocnodoswojejklatkipiersiowej.
-Kobieto,myślałem,żecięstraciłem.
Jegotwarzmiaławyrazudręczonegoczłowieka.ColinobejrzałsięnaEmily.Stałaipatrzyłanaciało
Donnelley’a.Przysunąłsiędoniej,potrzebującjejdotyku.Jegopalceodnalazłyjej.Ścisnęły.Jezu.Czuł
siętak,jakbywłaśniestraciłdobredziesięćlatswojegożycia.Emilyznalazłasiętakbliskośmierci...z
jegoręki.
-Niejesteśtaki,jakon,wieszto–szepnęła,jejsłowabyłytylkodźwiękiemoddechu.Ludziemyślą,że
wszystkiezmiennokształtnewilkisątakiesame.
Psychotyczne.Zabójcze.Niekontrolowane.
-Aletyjesteśinny.
Nie był tego taki pewien. Donnelley leżał przed nim, prawie bez gardła. Zabił go, tak łatwo, jak
Donnelleyzabijałswojeofiary.Ibiorącpoduwagęokoliczności,niezawahasięzrobićtegoponownie.
-Niejesteśtaki,jakon–powtórzyłacicho,patrzącnaniego.
Nigdyniemógłbyśbyć.
Gdybycośjejsięstało,mógłbybyć.Taprawdagdzieśtambyła.
Niewygodna.Bolesna.Aleprawdziwa.Jeślicokolwiek,kiedykolwiek272
staniesiępanidoktor,jegobestiawyrwiesięzjegoklatki.Onajest
moja. Każdy instynkt w jego ciele krzyczał o tym posiadaniu. Nie rozumiał, jak do tego doszło, ale
panidoktor...byłajegopartnerką.
Człowiek,połączonyzezmiennokształtnymwilkiem.Panidoktorodpotworówzwiązanazpotworem.
Przeznaczeniemożebyćpieprzonądziwką.
Emilyspojrzałananiego.Krewspływaławdółjejgardła.Moja.
KrągumundurowanychpolicjantówzebrałsięwokółciałaDonnelley’a.
-Jeszczejeden?,zawołałamłodapolicjantka.Amyślałam,żeNocnyRzeźnikzostałzdjęty...
-Został.
ColinchwyciłEmilyzaramię.Odsuwającjązdalaodciała.Chciał
zabraćjądodomu.Nagą.Podnim.Niekonieczniewtejkolejności.
-Toon.
McNealmożesprzedaćimjakąśbzduręwyjaśniającąrozdartegardłomordercy.Onzamierzałjużstąd
wyjśćizabraćzesobąswojąpartnerkę.
Obudziłasięczującmęskieręcegłaszczącejejuda.Tobył
delikatnydotyk.Łagodny.Colin.Emilyprzeciągnęłasiępowoliiotworzyłaoczy.Nadalbyłociemno
wsypialni,alesłabeświatłozkorytarzasączyłosiędopokoju.Colinbyłskulonymiędzyjejudami,nagi.
Ipobudzony.
Sanitariuszedopadliją,gdyopuszczalimiejscezbrodni.
Opatrzyli ją, zabandażowali jej brzuch – na szczęście cięcia nie były na tyle głębokie by wymagały
szwów. Mogli w końcu uciec od techników pierwszej pomocy i Colin zabrał ją do domu. Zaczęli się
kochaćtakszybko,jaktylkozamknęłysięzanimidrzwi.Szybko.
Mocno.Miałjąnagąwmniejniżminutę,aonadoszławciągunastępnych30sekund.
Mimocałejswojejsiły,uważałbynieurazićjejobrażeń.
Trzymałjąnieruchomąpodścianą,izanurzałsięwniej,głęboko,takgłęboko.Potemzasnęliwjego
łóżku.Jegoramionabyływokółniej.
Jegoprawarękależałanajejsercu.Ateraz...
Jegopalcesunęływgóręjejnogi,łagodniedofałdekuzbiegujejud.
273
-Chcęcięsmakować.
Jegogłosbyłjakwarknięciedochodzącezciemności.Otak.Brzmiałotojakwymarzonyplandlaniej.
Emilywygięłabiodrawłuk.Wtedypoczułapociągnięciejegojęzykawśrodkujejpragnienia.Zamknęła
oczy,wzdychajączprzyjemności.Och,takjestdobrze.Tak...
Jego język wirował wokół jej łechtaczki, ssąc ją lekko. Jej pięty wbiły się w materac. Jego oddech
owiewałjejciałoijedenpalecwślizgnąłsięwjejzgłodniałąpłeć.Kolejny,powolnyobrótjegojęzyka.
Jejcałeciałonaprężyłosię.
-C...Colin!
Nadal ją lizał, dotykając językiem każdy centymetr jej płci, długimi, szalonymi pociągnięciami, aż
spowodował,żezaczęładrżeć,skręcaćsię,jęczećiwtedy...Colinwsunąłjęzykgłębokownią.Jejpalce
zaplątałysięwjegowłosy.Niebygoodepchnąć,alebyutrzymaćgobliżej.Mocniej.
-Więcej!
Była blisko, tak blisko. Jego kciuk przycisnął punkt jej potrzeby, a jego język ponownie zanurzył się
głęboko, liżąc od wnętrza jej sedno idealnymi pociągnięciami. Jej biodra podskoczyły i jej orgazm
przelał
sięprzezniąfalążarzącejsięrozkoszy.Gdyjejpłećzacisnęłasię,onnadaljątrzymał,lizałissałjej
wrażliweciało,ażdomomentu,gdyostatniafalajejwyzwoleniadobiegłakońca.
Emilyopadłanałóżko.Wow.Colinwyciągnąłsięobokniej.
Owijając swoje ciało wokół jej. Czuła jego pobudzenie naciskało na jej pośladki, ale nie wykonał
żadnegoruchużebyjąwziąć.
-Colin,tynie...
-Tobyłodlaciebie.Tylkodlaciebie.
Wycisnął pocałunek na jej szyi, na słabym siniaku widocznym na jej skórze. Znak zrobiony nie
pazuramiJake,aleustamiColina.
-Ale,dlaczegotynie...
-Niechciałemtymrazembrać.Chciałempoprostudać.
Imógłmiećcholernąpewność,żetozrobił.Dałjejtyleprzyjemności,żenadaldrżało.Emilyspojrzała
muwoczy.Odnalazławjegospojrzeniupewnenapięcie,jakąśostrożność.
-Niejestempewna,czycięrozumiemzmiennokształtny.
274
Kiedyjużmyślała,żeudałosięjejgorozgryźć,onznowujączymśzaskakiwał.
-Niemusiszmnierozumieć.
Chwilaciszy.
-Ale...
Przerwał, krzywiąc się. Emily wysunęła się z jego ramion, usiadła, nie zważając na swoją nagość i
bandażepokrywającejejbrzuch.
-Co?
Cośsiętutajwydarzyło.Cośważnego.Mogławyczućjegonapięcie.
Jego...strach?CzegomógłobawiaćsięColin?Donnelleynieżył.
Żadnezabójczepotworyniewędrowałyterazpoulicach.Miastobyłobezpieczne...narazie.
-Ocochodzi?
-Myślisz,żemogłabyś....mniekiedyśpokochać?
Prostesłowa.Iwtedyzobaczyławnimstrach.Wjegooczach,wwyraziejegotwarzy.Dotknęłajego
policzka. Przesunęła palce na bok jego twarzy. Nie człowiek. Nie prosty, wygodny partner jakiego by
sobiewybrała.Nosiłwsobiebestię.Istotęoprzeogromnejmocy.
Człowiekizwierzę.Siłainiebezpieczeństwo.
Myślisz,żemogłabyś...mniekiedykolwiekpokochać?
Będąc chwilę tuż przed śmiercią zrozumiała cholernie ważny fakt. Jej ręką znowu gładziła jego
policzek.
-JużtozrobiłamColinie.Właśnietozrobiłam.
Pocałowałago,przyciskająclekkoswojeustadojego.Jegoręceowinęłysięwokółniej,zamykającją
w jego ramionach i przyciskając ją do jego bijącego serca. Tam, gdzie chciała być. Bezpieczna...ze
swoimpotworem.
275
Epilog
-JakeDonnelleysprawcaznanyjakoNocnyRzeźnik,został
zabityostatniejnocy,gdykobietaktórąporwał,ekspertmedycynysądowejNatalhiaSmith,postrzeliła
goprostowgardło.
Chórpytańzagrzmiałpotejwiadomości.AleMcNealdalejkontynuowałswojąwypowiedź.
-Dowody wskazały, że Jake Donnelley zabił Gillian Nemont, Prestona Myers’a, i Darlę Mitchell.
Mamyteżpewnepodejrzenia,żejestodpowiedzialnyzaśmierćczterechmężczyzn:JohnaDoes....
ZegareknaręceEmilyzacząłdrżeć.Spojrzaławdół,zobaczyła,żetoczasnaostatniejejspotkaniew
ciągudnia.ByłaumówionazMarvin’emibyłaciekawajaksobietenwampirradzi.Zaczęłasięwymykać
zkomisariatuwpołowiekonferencjiprasowej.Byłaciekawatego,jakMcNealwyjaśniśmierćJake’a.
Strzałprostowgardło.Niezłekłamstwo.
ColinstałtużzaMcNeal’em.Brooksstałkołoniego.Obajpatrzyliprzedsiebie,kierującswojąuwagę
natłum.Czasiść.Emilycofnęłasię,odwróciła...IprawewpadłanaSmith.Lekarzsądowawyglądałana
zmęczoną. Jej oczy były zaczerwienione. Zadrapani były widoczne na jej twarzy i ramionach. Ale jej
podbródekbyłwysokouniesiony,awyraztwarzyzdradzałgłębokiezdecydowanie.
-Jakwieluznich...,mruknęła,kierującswojąuwagęnatłumreporterów,toludzie?
Emilyspojrzaławstecznagrupę.
-Conajmniejdwietrzecie.
Gdyrazpoznaszprawdę,jużnigdynieprzestanieszbyćpodejrzliwy.
Smithgwałtowniewciągnęłapowietrzewniemymzaskoczeniu.
-Widziszich,prawda?
To byłoby zbyt trudne do wyjaśnienia, jak ona naprawdę ich wszystkich rozpoznaje, więc po prostu
skinęłagłową.
-Czy...onicięprzerażają?
ObrazNiolapojawiłsięprzedjejoczami.
-Niektórzyznichtak.
276
NapotkałaspojrzenieSmith.
-Aleniektórzyludzierównieżprzerażająmniejakdiabli.
Lekarkasądowaskinęłagłowązezrozumieniem.
-Chodzioto...cojamamterazzrobić?Teraz,kiedyja...
Wiem.
-Róbnadalto,corobiłaś.
Dopiero teraz, McNeal może wyjaśnić Smith niektóre, niewyjaśnione anomalia, jakie znalazła w
organizmachofiar.
-Wszystkobędzietak,jabyłowcześnie,wieszmi.
CiemnespojrzenieSmithprzesunęłosiępotłumie.
-Nie,niebędzie.
-Potworyzostajątam,gdziebyływcześniej,tyletylko,żetyichniebędzieszwidzieć.
Ale teraz ona – ona będzie notować każda różnicę. Zawsze się zastanawiając. Zasłona niewiedzy
zostałazdjętazeSmith.Alenadalzakrywałaresztęświata.Pewnegodniawszyscytozrozumieją.Będą
musielisięobudzićiwszyscywkońcubędąmusielizrozumieć.
Potwory nie były tylko historiami by straszyć małe dzieci. Nie były mitem, o którym szeptano w
ciemnościach.Onebyłyprawdziwe.Ibyływszędzie.
Emilysięgnęładoportfela,wyciągającmałą,białąwizytówkę.
DałająSmith.
-Jeślichciałabyś,kiedykolwiekporozmawiaćotym,cosięstało,zadzwońdomnie.
Będąc prawie zamordowaną przez stworzenie prosto z koszmarów, nie było sprawą łatwą do
przejścia, i jeśli będzie umiała pomóc Smith, zrobi to. Nawet jeśli lekarka sądowa nie była zwykłym
rodzajemklientów,jakichmiewała.Smithzacisnęłapalcenawizytówce.
-Dzięki.
Przełknęłaiposzławdrugąstronę.Emilypatrzyłanajejpowolnykrokposali.Smithmiałdługądrogę
doprzejścia,aletakkobietaprzeżyła.Dasobieradę.Inauczysiężyćzpotworamiwokółniej.
UwagaEmilyponownieskupiłasięnatłumiereporterów.Ludziebylipochylenidoprzodu,zchciwym
zainteresowanienatwarzach,AleInni,staliztyłu,jakbyzdawalisobiesprawę,żejestwięcej277
szczegółówdotyczącychtejsprawy,którelepiejpozostawićwukryciu.Tak,pewnegodnialudziebędą
sięmusielirozejrzećizrozumieć,żezostaliotoczeniprzezInnych.
Aledzisiaj,cóż,dzisiajniebyłdzieńnauświadomienieświata.
Nie dzisiaj... Jej alarm ponownie zawibrował na jej nadgarstku. Czas wracać do pracy. Musiała
porozmawiaćzeswoimwampirem.Chciał
siędowiedzieć,jakidziemukrwawadieta.Azarazpotem....odwróciłalekkogłowę,napotykającjasne
spojrzenieColina.Zobaczyłagłódwjegooczach.Pospotkaniuzwampirem,miałarandkęzwilkiem.
Kolejnapracowitanocdlapanidoktorodpotworów.
278
TojużkoniechistoriiColinaiEmily:/Alespotkamyich
jeszczewkolejnychczęściachtrylogiiEden:P
Chciałabympodziękowaćwszystkim,którzywspieralimnieprzy
tym tłumaczeniu: kati _lady _92 , sshakes , green_mouse , Mealla , Misia1090 , dorcia19846 ,
Rodusia–wielkiedziękidziewczyny:D
orazwszystkimpozostałym.
279
Spistreści