War and Love
Jest rok 1917, a USA przyłącza się do państw
walczących na I wojnie światowej. Edward
Masen, amerykański żołnierz rusza w bój
zostawiając żonę i dom. Wkrótce okazuje się,
ż
e Isabella jest w ciąży, a do jej domu
przychodzi znajomy kobiety, Jacob Black.
Mężczyzna nie ma jednak dobrych zamiarów
względem żony Masena. Co Jacob zrobi Belli?
Czy jej mąż wróci z wojny cały i zdrowy, czy
też polegnie?
by Trampsten
pomysł Kasia
Miniaturka
Po ulicach wyłożonych kamieniami biegły kłusem dwa śniade konie, a
dosiadający ich tędzy mężczyźni w wojskowych mundurach krzyczeli na całe
gardła.
- Wojna! Całe USA przystąpiło do Trójporozumienia
1
! Będziemy walczyć
wraz z innymi przeciwko Trójprzymierzu
2
! Wszyscy chętni mężczyźni mają
obowiązek stawić się w centrum, u stóp Ratusza.
Damy w strojnych sukniach sięgających ziemi oraz mężczyźni w
eleganckich garniturach wychodzili trwożnie przed domu lub ciekawsko
zaglądali w okna.
- Wojna! – wrzeszczeli dalej żołnierze gorączkowo dzwoniąc dzwonkiem. –
Wszystkich mężczyzn mających ponad osiemnaście lat wzywamy do naszej
armii!
Obróciłam się w stronę mojego męża.
- Wyjedziesz? – zapytałam tchórzliwie i zatkałam dłonią usta tłumiąc
płacz. Wiedziałam, jaka będzie jego odpowiedź.
- Jestem żołnierzem, Bello. To mój obowiązek – odpowiedział i przyciągnął
mnie delikatnie do swojego torsu. – To potrwa najwyżej kilka miesięcy.
- Miesięcy?! – wykrzyknęłam. – Bez ciebie…
- Wrócę, kochanie. Obiecuję. – Pogładził mnie po głowie i pocałował.
Po policzkach słynęły gorące łzy. Szybko odwróciłam głowę, żeby Edward
nie mógł ich ujrzeć.
- Bello! – zawołał za mną, jednakże ja uciekłam do naszego pokoju.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i zapłakałam rzewnie w poduszkę
1
Trójporozumienie – sojusz między Wielką Brytanią, Francją i Rosją. USA przystąpiło do porozumienia w
1917 roku. Państwa te walczyły z Niemcami, Austro-Węgrami i Włochami. Wujek Google wie więcej xd
2
Trójprzymierze – sojusz między Niemcami, Austro-Węgrami i Włochami.
***
Edward wyjechał niedługo później. Spakowałam go – chociaż tyle, ile
można zabrać ze sobą na wojnę. Mąż wziął niewielki tobołek i wpił się w moje
usta.
- Kocham cię – oświadczył i chwilę później wyszedł. Bolało mnie serce,
kiedy widziałam zatrzaskujące się za nim drzwi. Ucisk w klatce piersiowej nie
ustawał. Przeciwnie – wzmagał się.
W domu było… pusto. Żadnych pocałunków, żadnego ciepłego ciała obok
mnie.
Pewnie Edward już nie wróci…
- Nie myśl tak negatywnie, córko – zwróciła się do mnie matka, gdy dzień
później przyszła w odwiedziny. – Twój ojciec wrócił i ma się dobrze.
Próbowałam się opanować.
- Twój mąż miał szczęście. Nie wiem, co się stanie z moim.
- Na pewno przeżyje. Módl się o niego, a wytrwa i wróci. Musicie mi dać
przecież wnuków – powiedziała sztucznie radosnym głosem.
Wnuki… Właśnie przypomniało mi się, że niedawno… współżyłam z
Edwardem. Czy to możliwe, aby nosiła w sobie nowe życie? Od tak dawna
staraliśmy się o potomka… Czy możliwym jest jeszcze zajście w ciąże? Tylko
dlaczego w czasie, gdy trwa ta okrutna wojna?!
Bezwiednie pogładziłam swój brzuch.
- Mamo, a jeśli jestem w ciąży? – zapytałam ni to zdziwiona, ni
zmartwiona.
Kobieta spojrzała na mnie niedowierzająco.
- Jesteś w ciąży, Isabello?
- Nie wiem – odpowiedziałam drżącym głosem. Byłam oszołomiona.
- Boli cię coś, córko? – dopytywała się dalej matka. – Brzuch ci urósł? Nie
masz… miesiączki?
- Nie… Chyba nie. Od ostatniej minął jakiś miesiąc. Mamo, boję się. –
Otoczyłam kolana ramionami, nie przejmując się, gdy suknia podwinęła się
ukazując moje nagie nogi.
- Nic ci nie będzie, Bello. Zaopiekują się tobą, a ty wydasz na świat…
- Nie o to mi chodzi – przerwałam jej. – Edward… Może nie być przy
narodzinach. Może w ogóle nie zobaczysz naszego dziecka! Jeśli ono
rzeczywiście jest…
- Isabello, nie rozpaczaj. Idź do kościoła. Pomódl się, a będzie dobrze –
powtarzała. – Pożyjemy, zobaczymy.
Kiwnęłam głową i zatopiłam się w fotelu.
- Widzę, że chcesz mieć czas dla siebie. Nie przeszkadzam, jednakże
gdybyś czegoś potrzebowała poślij do mnie Jacoba. – Mówiła o niezamożnym
chłopie. Lubiłam go, ale… Mój mąż wprost nienawidził tego mężczyzny. Oboje
kiedyś walczyli o moje serce, jednakże me uczucia przypisane były tylko
Edwardowi, nikomu więcej. I nie chodziło o jego lepsze położenie społeczne –
rodzina Masenów była wysoce szanowaną rodziną szlachecką, natomiast
Blackowie znani byli z tego, iż rodzina ich była plebsem, a ojciec pijaczyną.
Oczywiście nie przyznawałam się do swoich uczuć względem Jacoba
(łączyła nas tylko przyjaźń, chociaż w zachowaniu mężczyzny można było
zobaczyć, że nadal mnie kocha) w dobrym towarzystwie, takim jak na
przykład siostry Denali, wytworne i bogate damy, czy państwo Cullenowie,
znakomita kucharka Esme oraz jej sławny w dziedzinie lekarskiej mąż,
Carlisle.
Jacoba Blacka często można było zobaczyć orającego pola w pocie czoła,
czy przewożącego zboże. Jego ojciec, stary Billy Black spędza swoje ostatnie
dni na tym świecie, natomiast żona Billego już odeszła. Rebecca i Rachel,
starsze siostry Jacoba wyprowadziły się do innych miast, jednakże ostatnio
dostałam od nich list, iż wspaniale żyje im się w wytrawnym Nowym Yorku,
gdzie mają swych mężów.
Dawno nie widziałam poczciwego Blacka. Był ode mnie młodszy o niecałe
dwa lata, miał ich dokładnie dwadzieścia. Pewnie nie ma teraz czasu, a całe
dnie spędza w polu sam, ponieważ nie ma mu kto pomagać.
Moja matka wyszła z domu i wtem w moich gardle pojawił się żrący kwas.
Pobiegłam do łazienki tak prędko, jak to jest możliwe w wysokich szpilkach i
falbaniastej sukni. Pochyliłam się nad toaletą i zwymiotowałam.
Kolejny znak, iż pod moim sercem rośnie mały człowieczek. Potomek
Edwarda Masena.
***
Do łóżka – wielkiego i pustego – położyłam się około północy. Cały dzień
spędziłam na chłodnej podłodze łazienki. Kiedy skończyłam wypluwać
przetrawione jedzenie nie chciało mi się dosłownie nic. Ani jeść, ani pić, ani
nawet wstać w podłogi. Nie widziałam sensu w wykonywaniu jakichkolwiek
czynności. Bez mojego męża dni nie były takie same.
Dziwnie jest spać i nie czuć oplatającej się w pasie ręki mężczyzny. Po
moich policzkach znów popłynęły tęskne łzy. Rozmyślałam nad tym, czy
Edward także o mnie myśli, czy tęskni choć trochę. Może właśnie śpi w
względnie bezpiecznym namiocie gdzieś w środku lasu; może galopuje na
koniu odcinając kolejne głowy. Może jego miejsce jest w niezgrabnym czołgu,
w którym wolno pełznie na przód.
Nie przyjmowałam do siebie żadnych negatywnych myśli. Nie chciałam
myśleć, że Edward zginął. To po prostu niemożliwe. On musi zobaczyć nasze
dziecko. Musi do mnie wrócić.
Zapłakana przewróciłam się na drugi bok i odpłynęłam. Śniło mi się, iż
siedzę na werandzie domu wraz z mężem. Mężczyzna śmieje się głośno i
patrzy z uwielbieniem na niewielkiego, rudowłosego chłopca mającego
najwyżej sześć lat. Nasz syn w tym śnie był wysoki jak na swój wiek, tak
samo jak ojciec, oraz wesoły – tak jak Edward. Miło było patrzeć, że
stworzyliśmy kogoś tak pięknego – wspólnie.
Nagle w mojej pięknej, niezmąconej wizji przyszłości rozległ się ogłuszający
hałas. Spojrzałam trwożnie na męża, ale ten wydawał się nic nie słyszeć.
Nadal śmiał się szczęśliwy, a mały Edward Junior ganiał za pszczołami. Moje
spojrzenie skierowało się na drzewa – ni stąd, ni zowąd zamiast ulicy wyrósł
gęsty las. Między roślinami coś się do nas zbliżało. Wielkie, ciężkie i
metalowe.
Wzmocniłam uścisk na koszuli Edwarda, ale ten nic nie poczuł. Gdy
ogromny czołg wyłonił się z cienia, zielonooki nie spostrzegł nic dziwnego.
Potężna maszyna sunęła prosto przed siebie. Zniszczyła płot otaczający
naszą ziemię i niebezpiecznie zmierzała ku werandzie. Chciałam krzyknąć na
męża i syna, żeby uciekali, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Moje usta
nie należały już do mojego ciała.
Wtem czołg wjechał na Edwarda i jego syna, a oboje rozpłynęli się we
mgle. Wokół mnie była ciemność i pustka, a ja nie umiałam się odnaleźć.
Moje serce ponownie ścisnęło się w klatce piersiowej, a ja rzuciłam się na
łóżku.
To sen.
Odetchnęłam z ulgą. Ten obrazek był taki rzeczywisty…
Wzięłam prysznic i przebrałam się z długiej, białej koszuli nocnej na
jeszcze dłużą niebieską suknię z ciasnym gorsetem zawiązywanym z tyłu. Na
stopy wsunęłam zielone szpilki gotowa do urzędowania w domu. Wybrałam
właśnie ten kolor, albowiem pewna byłam, iż mój mąż utrzymywał, że w
niebieskim wyglądam uroczo.
Zeszłam na dół wolno, ale przyśpieszyłam kroki, gdy usłyszałam
gorączkowe pukanie w drzwi. Któż mógłby zechcieć mnie odwiedzić o tak
wczesnej porze?
Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się zwalisty mężczyzna, z
ogromnymi muskułami. Po jego twarzy spływały kropelki potu, a ubranie –
stare łachy – były utytłane ziemią.
- Witaj, Jacobie Blacku – przywitałam się z gościem. – W czym…
Dwudziestolatek przerwał mi oplatając swoją dłonią moją wąską talię i
mocno przyciągając do siebie.
- Nie pozwalaj sobie! – krzyknęłam przerażona jego zachowaniem.
Jacob nic sobie z tego nie robił. Zamknął drzwi wejściowe i poszedł na górę
do pokoju mojego i Edwarda wlokąc mnie za sobą.
- Zabawimy się trochę – szepnął mi do ucha obleśnym głosem i przycisnął
swoje wargi do moich.
Próbowałam wrzasnąć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Black
wepchnął mi język do gardła. Smakował jak pot i ziemia.
Wzdrygnęłam się z odrazą i próbowałam go odepchnąć. Za trzecim razem
w końcu mi się udało, ale nie na długo. Wielkie ciało mężczyzny odsunęło się
o pół metra. Nie miałam szans na ucieczkę.
- Niedostępna. Lubię takie – wyznał z szyderczym uśmiechem i przycisnął
mnie do ściany. Zadławiłam się łzami, kiedy jego dłonie zaczęły błądzić po
moim ciele.
- Dlaczego mi to robisz? – zapytałam cicho. – Lubiłam cię.
- Jakaś ty naiwna, Bello – zaśmiał się ze mnie. – Twój mąż od początku
miał rację. Jestem tylko niewdzięcznikiem. Przynajmniej trochę się z tobą
pobawię. A on? Zobacz jak skończył – na wojnie. Pewnie już nie wróci, a ja
będę cię gwałcił, aż poronisz.
Dziko krzyknęłam i dałam mu w twarz. Zdziwiony Jacob odsunął się
trochę, a ja pognałam do salonu. Podwinęłam sukienkę i zrzuciłam szpilki,
ale Black i tak mnie dogonił.
- No proszę, proszę – szeptał dalej, przygryzając mojego ucho. Na nic było
wyrywanie się.
Nagle zdarł ze mnie ubranie i cisnął na podłogę. Rozpłakałam się z bólu
próbując jakoś ochronić swój brzuch. Nie byłam pewna, czy rzeczywiście
jestem w ciąży, ale tak mi się zdawało… Lepiej dmuchać na zimne. Nigdy
bym sobie nie wybaczyła, gdybym straciła moje dziecko.
- Zostaw mnie! – zawołałam, a dwudziestolatek tylko się zaśmiał. Sam też
ściągnął z siebie najpierw koszulkę, a później spodnie i bokserki. Jego penis
był w pełnym wzwodzie, ale próbowałam nie patrzeć na tą odrażającą scenę.
Mężczyzna powoli podszedł do mnie, a z jego twarzy nie znikał kpiarski
uśmieszek.
Wrzeszczałam, płakałam, błagałam, jednak wszystko na nic. Jacob był
zdecydowany i pewny swego. Ani razu się nie zawahał.
- Będzie bolało – wyznał i brutalnie wepchnął we mnie swojego członka.
Krzyknęłam z doznanych uczuć. Nie było miło, ani podniecająco, tak, jak
zawsze jest z Edwardem. Było obleśnie i boleśnie.
Black jęknął i zaczął gorączkowo pchać, a ja za każdym razem
przechodziłam coraz większe katusze. Jednakże nie dałam tego po sobie
poznać. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji, chociaż bolało jak diabli.
Jego twarde dłonie znalazły moje niewielkie piersi i zaczęły mocno je
ugniatać. Zacisnęłam wargi, żeby nie zwymiotować.
Myślałam, że to koniec. Na szczęście Jacob szybko doszedł i został mnie w
spokoju.
- To jeszcze nie koniec – uprzedził, kiedy chciałam wydostać się spod jego
ciała. – Nie ruszaj się.
Cicho zapłakałam przerażona tym, co będzie dalej. Ile on zamierza mnie
tak poniewierać? Aż wróci mój mąż? Przecież Edward go zabije.
I dobrze.
Ciało Blacka uniosło się odrobinę, a koszmar znów się zaczął. Tym razem
było ostrzej – mężczyzna pchnął mnie na ścianę i ścisnął moje gardło.
Zaczęłam się dusić, aż moje bezwładne ciało zsunęło się po ścianie. Jacob
puścił mnie, a ja rozkaszlałam się raniąc nadwyrężone płuca.
- Nie ładnie – ocenił i dał mi w twarz zostawiając na niej okropny czerwony
ślad. Rozpłakałam się i uderzyłam głową w kant stołu.
Leżałam na podłodze w nadziei, że Black mnie zostawi, albo chociaż da
odsapnąć. Myślałam, że mnie zabije. Pragnęłam tego, ale wiedziałam, że to
dopiero początek jego "zabawy".
Nie myliłam się. Obraz przed oczami dwoił mi się i troił, ale zdołałam
zauważyć duże, ubłocone buty, tuż obok mojej głowy. Później była już tylko
ciemność.
***
Ocknęłam się tracąc poczucie czasu. Ile już minęło? Może umarłam? Nie,
życie nie jest takie łatwe. Najpierw trzeba zapłacić za swoje grzechy. Jacob
nie zabiłby mnie tak od razu.
Delikatnie uniosłam powieki, a światło poraziło moje oczy. Zaraz
zmarszczyłam twarz w nadziei na odrobinę cienia.
- Jesteś już gotowa? – doszedł mnie głos Blacka spod ściany. Zacisnęłam
wargi, ale nie zdołałam powstrzymać wymiocin. Wszystko wyplułam brudząc
panele położone w salonie.
- Zostaw mnie – szepnęłam po raz kolejny świadoma, że to nic nie da. –
Miałam cię za przyjaciela – to zdanie także nic nie zdziałało.
- Mówiłem już. Naiwna jesteś.
Skrzywiłam się, gdy dwudziestolatek wsadził mi język do gardła. Po chwili
jednak odskoczył i splunął na podłogę.
- Fu! Umyj zęby! – wrzasnął i ze złością uderzył mnie w policzek.
Przerażona poszłam do łazienki. Myślałam, że mnie zabije.
Niestety, nadal żyję.
Mogłabym wyjść przez okno, albo coś, ale Black stał nade mną i
bezlitośnie wlepiał wzrok w moje piersi uniemożliwiając ucieczkę z łazienki.
Miałam zamiar umyć zęby, ale kiedy zobaczyłam toaletę, w gardle
ponownie zebrał się kwas. Podbiegłam do muszli i zwymiotowałam.
- Kurwa – szepnął do siebie Jacob. – Będziesz teraz rzygać?
Mężczyzna podszedł do mnie i popchnął mnie. Skuliłam się w głową opartą
o ścianę dusząc ciężko.
- Cholerna suka – mruczał Black. – W ciąży jest, dziwka.
Spojrzał na mnie z wrednym uśmieszkiem.
- Mały problem, pani Masen.
Położył mnie na podłodze i wszedł we mnie z całej siły. Wrzasnęłam, ale
Jacob nie przestawał pchać. Po chwili, zaskakująco szybko, Black wyciągnął
ze mnie swoje przyrodzenie i stanął nade mną.
- Na kolana – rozkazał, a ja posłusznie podniosłam się z podłogi i
uczyniłam to, co kazał, chociaż wiedziałam już, co ma zamiar zrobić.
- Ale ja nie umiem… - wyjąkałam. Jedynym mężczyzną, któremu
obciągałam był mój mąż. Jednak nie wiedziałam, czy robię to dobrze. Edward
nigdy by mnie nie skrytykował, nawet, jeśli tragicznie robiłam mu loda.
- Zamknij się suko i bierz go w usta.
Zamknęłam oczy i z odrazą otoczyłam wargami główkę jego członka.
Prawie zwymiotowałam, ale powstrzymałam się, ponieważ nie chciałam
znowu dostać w twarz. Ruszałam głową i przód i tył, a ręka Blacka naciskała
na moją głowę. Penis Jacoba mieścił mi się w ustach cały, ponieważ nie był
zbyt duży.
- Tak, dziwko! – zacharczał i spuścił się, na szczęście ja jak najszybciej
odsunęłam głowę, żeby jego sperma nie znalazła się w moich ustach.
Nadgarstkiem wytarłam wargi z obrzydzeniem i rozpłakałam się z odrazy.
***
Minęło kilka miesięcy, nie wiem dokładnie ile. Nie miałam pojęcia, jaki jest
miesiąc, jaki rok, który dzień tygodnia. Czas potwornie mi się dłużył, a
Edwarda nadal nie było. Jacob stał się moim… "panem". Codziennie robiłam
mu śniadanie, obiad i kolację, a Black w podziękowaniu rżnął mnie, aż nie
zaczynałam wymiotować. Nic nie robił sobie z moich płaczów i błagań.
Myślałam, że to już koniec. Jacob będzie się nade mną znęcać do końca
życia. Najgorsze jest to, że nikt nie mógł go powstrzymać. Kiedy dzwoniła
moja matka, mężczyzna zmuszał mnie do powiedzenia jej, że wszystko jest w
porządku i wolę, by mnie nie odwiedzał.
Pewnego dnia, kiedy Jacob leniwie leżał w fotelu, a mi kazał robić kolację,
zapatrzałam się w okno. Zdawało mi się, że słyszę kopyta końskie uderzające
w bruk. Ciekawsko czekałam na jeźdźców.
- WOJNA SKOŃCZONA! WYGRALIŚMY!!! – ryczeli posłannicy króla.
Zaśmiałam się głośno i niezbyt normalnie, a Black wyjrzał do mnie do
kuchni. Zdawało się, że nie słyszał okrzyków o wojnie.
- Rób mi tą cholerną kolację! – warknął i klepnął w pośladki. Uśmiech
zszedł z mojej twarzy, natomiast zastąpiło go zmartwienie. Czy Edward żyje?
Czy to możliwe, że mój mąż ocalał?
Zabrałam się do krojenia chleba, a po policzkach toczyły się łzy.
***
Wraz z armią przybyliśmy do naszego miasta, Chicago. Na mojej twarzy –
trochę pobrużdżonej, kilkakrotnie ugodzonej mieczem i mrozem – rozkwitał
uśmiech. Już za chwilę ujrzę moją żonę.
Zsiadłem z konia i czekałem na dalsze rozkazy generała.
- Jestem wam wdzięczy, podobnie jak wiele państw! Powinniście być
dumnie, że służycie dla królowej! BÓG Z NAMI!
- BÓG Z NAMI! – ryknęła posłusznie armia.
Po chwili każdy z nas skierował się w swoją stronę wdzięczny losowi za
dom, rodzinę i małżonki, które wyczekują nas na gankach domów.
Szybko przeszedłem ulicę, jednakże przed moim domem nie czekała ani
Bella, ani nikt inny. Zaniepokojony żonę, szybko podbiegłem do drzwi i
wszedłem do salonu.
Moim oczom ukazał się straszliwy widok.
- Bello! – krzyknąłem przerażony, a twarz mojej żony i jej "kochanka"
zwrócił się do mnie.
Spojrzałem wściekle na Jacoba Blacka, tego wieśniaka z niższych sfer.
Pochylał się od nam MOJĄ BELLĄ, która siedziała skulona w kącie i płakała.
Mężczyzna rzucił się na mnie z dzikim wrzaskiem, ale odparłem jego atak i
zwinąłem dłoń w pięść trafiając nią w jego gębę.
- Co się tutaj dzieje?! – wykrzyknął głos należący do mojego ojca, Edwarda
Seniora, który właśnie wszedł. Był on w postarzałym wieku, dlatego nie mógł
wyruszyć na wojnę z innymi żołnierzami. Pewnie chciał odwiedzić Bellę i
pocieszyć ją w tych trudnych chwilach.
Edward Sr szybko podszedł do mnie i chwycił Blacka za ramiona,
natomiast ja rzuciłem się na kolana przed Bellą.
- Jesteś ranna?!
- Nie wiem – powiedziała cicho po czym zemdlała.
***
- Edwardzie, nie denerwuj się – szepnęła do mnie czule matka i przytuliła
do siebie.
- Synu, nic jej nie będzie – pocieszał Edward Sr, chociaż sam nie wierzył w
to, co mówił.
Zacisnąłem wargi w grymasie i czekałem, aż lekarz przyjdzie i łaskawie
powie, co się dzieje z moją żoną.
- Uspokój się! – krzyknęła w końcu Elizabeth, mimo, że po jej policzkach
leciały łzy.
- Przepraszam – burknąłem i dalej siedziałem nieruchomo gapiąc się w
drzwi.
Doktor przyszedł po dziesięciu minutach.
- Jest tu mąż pani Masen? – zapytał.
- Tak. – Wstałem niecierpliwie.
- Pańska żona jest w ciąży.
- Co?! – wykrzyknąłem równo z rodzicami.
Na korytarz wbiegli Charlie i Renee Swanowie, rodzice Belli.
- Co z moją córką?! – krzyknęła przerażona Renee.
- Jest w ciąży – powtórzył cierpliwie lekarz. – I właśnie rodzi.
Gwałtownie zbladłem i rzuciłem się w stronę drzwi na salę, w której leżała
Bella. Za sobą słyszałem podniesione krzyki, ale nie odwróciłem się.
Kobieta spoczywała na stole z rozchylonymi nogami, między którymi stał
lekarz. Podbiegłem do Beli i wziąłem ją za rękę, jednak ona odsunęła się ode
mnie wyszarpując rękę z uścisku. Wystraszyłem się nie na żarty myśląc, że
już mnie nie chce, ale brunetka popatrzała na mnie czule i powiedziała
między spazmami bólu:
- Edward… Kocham cię.
- Ja ciebie też, Bello. Jestem przy tobie. – Chciałem pocałować ją w czoło,
ale kobieta nie pozwoliła na to. W jej oczach widziałem przerażenie, więc
dałem spokój i zadowoliłem się bezczynnym siedzeniem obok niej.
Nagle, po dwóch godzinach rozległ się płacz dziecka, a Isabella trochę się
uspokoiła i przestała piszczeć i jęczeć.
- To dziewczynka – powiedział lekarz i położył ją na brzuchu żony. Bella
spojrzała na NASZE dziecko z miłością.
- Elizabeth – szepnęła, po czym rozpłakała się. Lekarz zabrał dziecko i
obmył z krwi i innych śluzów.
Bella zapadła w sen, a ja dziękowałem Bogu za zdrową córeczkę
zadręczając się również pytaniami, dlaczego żona tak dziwnie na mnie
reaguje.
***
Wróciliśmy do domu. Wszyscy trzej. Bella, ja i owoc naszej miłości.
Elizabeth.
Położyłem się do naszego łóżka, a Bella usiadła obok mnie z małym
zawiniątkiem na rękach. Nadal nie pozwalała mi się do siebie zbliżyć, a ja
nadal nie wiedziałem dlaczego.
- Zobacz, jaka śliczna – rozczulała się.
- Oczywiście, że jest śliczna – mruknąłem i zaśmiałem się, żeby za chwilę
spoważnieć.
- O co chodzi? – zapytała, gdy spojrzałem na nią dziwnie.
- Mogę się o coś spytać?
- Jasne. – Wzruszyła ramionami i przyłożyła dziecko do piersi.
- Powiesz mi co… co się działo, kiedy byłem w Europie?
Kobieta skrzywiła się, a oczy jej się zaszkliły.
- Wiem, że to dla ciebie trudne – kontynuowałem szybko. – Ale chciałbym
wiedzieć.
- Dzień po tym, jak wyjechałeś, Jacob zapukał do drzwi. Otworzyłam mu,
a on…
Rozpłakała się, a Elizabeth spojrzała na nas niespokojnie małymi,
zielonymi oczkami.
Wziąłem żonę i córkę w ramiona, ale Bella odskoczyła ode mnie. Patrzałem
na nią zraniony wielkimi, zszokowanymi oczami.
- Spokojnie kochanie.
- On mnie… zgwałcił – wyjąkała, a ja nieświadomie zacisnąłem pięści. Czy
to dlatego unika kontaktu ze mną? Bo ją zgwałcić? – Edward, on mnie
pobił… kilka razy. Ja mu musiałam… obciągać.
Chciałem ją pocałować, przytulić, ale powstrzymałem się.
- Przykro mi, że do tego doszło. Ale dlaczego… Nie pozwalasz mi cię
dotykać? – zapytałem nieśmiało, a dwudziestodwulatka spuściła wzrok
zarumieniona.
- Przepraszam. Zawsze jak mnie dotykasz… widzę twarz Jacoba.
A jednak miałem rację. Po gwałcie Belli musiał zostać jakiś uraz.
- Nie daruję mu tego – warknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Wiem, kochanie – mruknęła i spojrzała na mnie czule. – Edward, ja
naprawdę chciałabym cię pocałować, dotknąć, czy coś… Kocham cię i…
- Spokojnie, skarbie – powtórzyłem. – Damy radę.
Spojrzałem na Elizabeth. Mała zasnęła w ramionach matki.
- Daj, położę ją. – Wyciągnąłem ręce, a Bella przekazała mi córkę bez
dotykania mnie. Wiedziałem, że to nie jej wina, mimo to czułem się zraniony.
Wyszedłem z pokoju z dzieckiem na rękach i położyłem ją w kołysce, którą
kupiłem, gdy Bella leżała w szpitalu po narodzinach.
Na ramieniu poczułem niewielką dłoń żony, więc odwróciłem się.
- Chodź.
Chyba chciała dotknąć mojej ręki, ale w porę zrezygnowała. Skierowała się
do naszego pokoju i usiadła na łóżku. Po chwili wahania dołączyłem do niej.
- Nie martw się, kochanie – powiedziała cicho ze wzrokiem wbitym w
kolana. – Poradzimy sobie. Mi w końcu… minie. Będziesz mógł mnie dotykać
i…
Delikatnie zsunąłem dłoń na jej kolano. Bella pisnęła i wybuchła cichym
płaczem.
- Ciągle go widzę, Edwardzie. Nic na to nie poradzę.
Kiwnąłem głową milcząc. Tym razem przysunąłem się do niej, a nasze
ciała dzieliły milimetry. Oddech kobiety przyśpieszył, więc znieruchomiałem
czekając, aż zacznie równo oddychać. Później z wahaniem przesunąłem po jej
nodze opuszkami palców chcąc, żeby przyzwyczaiła się do mojego dotyku.
Nie chciałem, żeby się mnie bała.
- Dobrze? – zapytałem cicho, a Bella pokiwała głową nie otwierając oczu.
Moja dłoń uniosła się, a palce delikatnie splotły z palcami żony. Pewny
byłem, że takie subtelne zachowanie nie przestraszy jej rozedrganego
umysłu. Black postępował z nią ostro – ja wręcz odwrotnie.
- Będzie dobrze – powtarzałem jej uspakajającym tonem. – Może chcesz iść
spać?
- Tak. Nie spałam już od dawna…
Domyśliłem się, że gdy mnie nie było pozwalała sobie tylko na
kilkominutowe drzemki.
Bella – w sukni i rajstopach położyła się na łóżku przodem do mnie.
Ułożyłem się podobnie i otoczyłem ją ramieniem. Kobieta zacisnęła powieki i
pięści, ale nie uciekła.
- Dobranoc – szepnąłem jej do ucha.
- Dobranoc.
Pocałowałem ją delikatnie w czoło ciesząc się naszą pierwszą od dawna
wspólną nocą i ciepłym łóżkiem.
***
Zbudził mnie cichy płacz córeczki. Delikatnie wysunęłam się spod
ramienia śpiącego męża i przeszłam przez pokój. W dłoni trzymałam
zapaloną świecę. Muszę powiedzieć, że zrobiłam się bardzo strachliwa
ostatnimi czasy. Bałam się nawet Edwarda. Nie wiedziałam, kiedy będzie
mnie mógł ponownie dotykać, tym bardziej, kiedy zaczniemy się uprawiać
fizyczną miłość. Miałam lekką traumę po ostatnich wydarzeniach.
Weszłam do pokoju Elizabeth chcąc ją uspokoić. Nagle moja świeca zgasła
i przeleciała gdzieś na drugo koniec pokoju. Zdążyłam wrzasnąć, zanim
Jacob zakrył mi usta.
- Byłaś całkiem niezła w tych sprawach. Nie mam zamiaru cię zostawiać.
Do pokoju wpadł mąż. Jego rude włosy były w nieładzie, a idealną twarz
wykrzywiała wściekłość.
- Kurwa mać – warknął. – Puść ją, zboczeńcu.
- Nie – zarechotał wrednie Black i cisnął mnie na podłogę. Była za ciemno,
żeby coś zobaczyć, ale słyszałam jak się szarpią.
- Idź stąd, Bello! – powiedział szybko Edward, a ja usłyszałam jak coś
ciężkiego spada na podłogę i łapie mnie za kostkę. Wrzasnęłam, jednak po
chwili Black mnie puścił.
Podczołgałam się do łóżeczka Elizabeth i wzięłam ją w ramiona. Biedna
mała.
Wybiegłam z pokoju zostawiając Edwarda zdanego na siebie. Na pewno
sobie poradzi. Jak zawsze.
Po drodze chwyciłam torebkę i buty i wyszłam przed dom. Mocniej
przytuliłam Lizzy do siebie i poszłam w kierunku domu rodziców Edwarda.
Do nich było najbliżej.
Ignorowałam zaczepki upitych mężczyzn, których mijałam po drodze.
Mówili coś o sprośnego, jednak kroczyłam pewnie przed siebie ani na chwilę
się nie zatrzymując.
W domu Masenów byłam niecałe dziesięć minut później. Kiedy Elizabeth –
matka Edwarda zobaczyła mnie przez okno, natychmiast wybiegła na ganek i
wpuściła mnie do środka.
- Co się stało, kochanie? – zapytała troskliwie. – Coś z córeczką?
- Nie – szepnęłam. – Ale Jacob Black jest w naszym domu. Edward się z
nim bije…
Ojciec mojego męża natychmiast wyszedł z domu mamrocząc coś gniewnie
pod nosem.
Elizabeth dała mi ciepłej herbaty i posadziła w salonie na kanapie.
- Opowiedz, co się stało – poprosiła, a ja zaczęłam wyrzucać z siebie słowa
z wielką szybkością. Wyznałam jej wszystko – jak Jacob mnie gwałcił, jak
robiłam mu laskę, jak rodziła się moja córka. Jak Edward bił się z Blackiem.
- Biedny Edward – wyszlochałam na koniec, a teściowa przytuliła mnie do
siebie. – To wszystko przeze mnie.
- Nie mów tak – poprosiła cicho Elizabeth. – Jasne, że to nie twoja wina.
- Tylko mnie pocieszasz – wyszlochałam. – Black nie da nam już spokoju.
- Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zobaczyć Jacoba – powiedziała cicho
kobieta, a ja spojrzałam na nią wielkimi oczami. Czyżby mówiła mi właśnie,
że Edward i jego ojciec… zamordują go?
- Będzie dobrze – mruknęłam sama do siebie i oparłam głowę na ramieniu
Elizabeth. Po chwili obie, łącznie z małą Lizzy zasnęłyśmy w oczekiwaniu na
naszych mężczyzn.
***
Słońce zaświeciło prosto w moje oczy. Jęknęłam i skrzywiłam się lekko.
Wydawało mi się, że zaraz Jacob uderzy mnie w twarz, a ja zemdleję –
ponownie. Jednakże nic się nie działo. Dochodził mnie tylko powolny oddech
męża leżącego obok.
- Edward – szepnęłam do niego.
- Tak, kochanie? – zapytał zaspany siadając prosto i mrużąc oczy.
- Jesteś tutaj! – zawołałam i przytuliłam się do niego zapominając o moim
strachu przed mężczyznami.
- Oczywiście – zachichotał i objął mnie. – Już ci lepiej? Trauma minęła?
- Tak, chyba tak – zawahałam się. – Gdzie Lizzy?
- W swoim pokoju – odpowiedział mąż. – Coś nie tak?
Rozejrzałam się. Byliśmy w naszym domu, dokładnie w naszej sypialni na
naszym łóżku.
- Co się stało z Blackiem? – zapytałam cicho, a Edward uśmiechnął się
zwycięsko.
- Naprawdę chcesz znasz każdy szczegół?
- Nie, ale cieszę się, że nic ci się nie stało.
- Kocham cię, skarbie.
- Ja ciebie też. – Uśmiechnęłam się. Mężczyzna ponownie się położył, a ja
oparłam głowę na jego torsie.
- To była długa noc… - mruknął i ponownie zasnął, a ja chwilę po nim.