Varga, Chlopaki nie placza Chlopaki nie placza Varga

background image

KRZYSZTOF VARG A

background image

CHłOPAKI NIE PłACZą

Lam pa i Iskra Boża

Warszawa 1996

Copy right by Krzy sztof Varga

background image

Siedzim y na tarasie willi Szam ana na Mokotowie. Jest dokładnie połowa czerwca. Pachnie

j aśm in i kiełbaski z grilla. Szam an, Kudłaty, Matka, Antoni, Dżaba, zaraz poj awi się Mister, później
przy chodzą Hipolity. Nie m a z nam i Kaczora, którego z dom u nie wy puszczaj ą żona i teściowa,
Grześka, który uczy się do egzam inu na aplikacj ę adwokacką, Lewego, który ty j e, Milczącego,
który czeka na swoj e pierwsze dziecko (przez chwilę poj awia się Ry ba, który lada m om ent będzie
oj cem bliźniaków, żona j uż w szpitalu, on od dwóch dni pij any ). No, nie m a j eszcze oczy wiście
Oj ca, który właśnie porzucił swoj ą kolej ną pracę, ty m razem w m odny m i przede wszy stkim
dobrze płacący m piśm ie dla kobiet. Nie m a Małego, który m im o że przy j echał z Anglii ponad pół
roku tem u, to czas wolny po pracy Asy stenta Dy rektora Do Spraw Finansowy ch w Jakiej ś Dużej
Firm ie Konsultingowej bierze kwasy i chodzi ty lko na techno party. Na stole sześć butelek białego
wy trawnego wina, m usztarda francuska (z Dij on oczy wiście, naj lepsza na świecie) m usztarda
angielska, m aj onez, ser biały, ser rokpol, pom idory z bazy lią (dzieło Antoniego). Pom iędzy
talerzam i bezprzewodowy telefon. W każdej chwili m oże by ć potrzebny. Gdy zadzwoni Ania i
Szam an będzie m usiał ukry ć się w pokoj u i zeznawać, a ona opowie m u o swoich fobiach (boi się
widliszków i wiertarek elektry czny ch) albo gdy j uż Kudłaty naj edzony kiełbaskam i, po kilku
drinkach wy j m ie kalendarzy k z m agiczny m i num eram i i zacznie dzwonić do wszy stkich swoich
zaprzeszły ch m iłości, pięciom inutowy ch narzeczony ch, nieskonsum owany ch kochanek,
przy j aciółek od serca, sąsiadek, sekretarek z pracy, tancerek z Go - Go. Matka z zabandażowaną
nogą. Patrz bracie, popękały m i chrząstki w stopie, kurwa, j ak j a teraz będę chodził, nie m ówiąc
j uż o tańczeniu. I rzeczy wiście, kilka godzin później Matka wy konuj ąc skom plikowaną figurę
retory czno - taneczną w salonie, m iędzy kom inkiem a szafą gdańską, pada z j ękiem , doczołguj e
się do krzesła (arcy dzieło tapicerki) i j ęcząc obm acuj e swoj ą lewą stopę. Matka ły siej ący, a
przecież swoj e blond włosy ukochał naj bardziej , rzadka kozia bródka, j asny dżinsowy kom plecik.
Antoni dy sty ngowany, na czarno, z elegancj ą i szwaj carską precy zj ą palący papierosy, z ty m
uroczy m francuskim akcentem , Dżaba z nerwowy m oczopląsem , z nogą na nogę, wbity w
ogrodowy fotel, co chwilę proponuj ący Matce, żeby poj echać do Runia na im prezę. Szam an
elokwentny, coraz bardziej pij any, za kilka godzin przestanie kontrolować sy tuacj ę, na razie
trzy m a się dobrze, prowadzi z Antonim francuską konwersacj ę. Kudłaty j uż zaczy na gm erać
sobie we włosach.

Niech Antoni przy niesie chleba, m ówi Dżaba, chrupiąc kiełbaskę um aczaną w m usztardzie z

Dij on, wsuwaj ąc sobie w usta plasterek pom idora z bazy lią, sięgaj ąc po kieliszek z winem . Zaraz
dam j eszcze coś do j edzenia, m ówi Szam an widząc że grill pustoszej e.

Lepiej by ś dał telefon do j akiegoś dobrego burdelu, m ówi Kudłaty. Podobno naj lepszy j est

na Mickiewicza. Matka prosi o pled. Jeszcze nie chce woreczków z gorący m piaskiem na kolana.

Wreszcie Szam an z Kudłaty m sprowadzaj ą j akąś kobietę, przy j aciółkę by łej kochanki

Kudłatego, która, j ak zeznaj e sam Kudłaty, okazała się kurwą. Panna zaj eżdza w przeciągu
dwudziestu m inut, ale nie m oże wy j ść z taksówki, bo chłopcy się kłócą, kto m a zapłacić. O, m asz
rude włosy, m ówię do niej , lubię rude włosy. Nie rude, ty lko burgundowe - panna na to. A do
Kudłatego: m asz straszne zm arszczki. Gdzie, gdzie, Kudłuś m aca się nerwowo po twarzy. Na

background image

dupie, odpowiada inteligentnie panna o burgundowy ch włosach. Ta panna j edzie glebą, m ówi
Hipolit. To prawda, ale cóż. Za dwie godziny i tak będzie obiektem adoracj i na przem ian Szam ana
i Dżaby.

Zaczy nasz lubić m ieszczańskie ży cie, m ówi z przekąsem Graży na, gdy następnego dnia

podaj ę j ej przez balkon dziesięć gruby ch powieści (paru Am ery kanów i Marquez) na wakacj e.
Graży na z Jasiem poży czony m sam ochodem j adą do słodkiej Francj i. Graży na chce zwiedzać
zaby tki i obcować z kulturą europej ską, tudzież pokazać się tu i tam , Jasio chce przy wieźć
calvados. Grill to sy m bol starzenia się i popadania w m ieszczaństwo, w dodatku w zły m
niem ieckim sty lu, konty nuuj e Graży na, która zna się na ty m co wy pada a co nie. Jaśm in, róże,
białe wino. Starzej esz się Dziubas, m ówi a j a stoj ę boso na zim nej terakocie, w przy brudzony m
szlafroku (ha, ha Dziubas w szlafroku, nie m ogę), i tępo wpatruj ę się w dzielącą nas barierkę. Trzy
ty godnie we Francj i. To by łoby m iłe. U Szam ana na tarasie zadecy dowaliśm y, że j ak zwy kle, by
dopełnić obrządku poj edziem y w lipcu do Chłapowa. Hipolit m a j eszcze zeszłoroczny karnet do
wesołego m iasteczka. Dnie i wieczory będziem y spędzać na plaży, noce w knaj pie w ośrodku
sportowy m w Cetniewie, rano wracać wzdłuż m orza, idąc ciężko, po kostki w wodzie. Wszy stko
j est przewidy walne.

Siedzę przed kom puterem , wbij am wzrok w m onitor, czasam i wy stukam na klawiaturze źle

skonstruowane zdanie, na dodatek pozbawione sensu. Słucham The Sm iths, pły t sprzed dziesięciu
lat, j est senty m entalne, m ieszczańskie niedzielne południe.

Telewizor obiecuj e fam ilij ne seriale i program y kraj oznawcze.

Powinienem załatwić parę spraw. Zm ieniam kasety. „Hatful of Hollow” zam ieniam na

„Meat Is Murder”, choć wczoraj zj adłem około dziesięciu kiełbasek. No cóż, j estem hipokry tą.
Mam j eszcze „Queen Is Dead”, „Louder Than Bom bs”, „Strangeway s Here We Com e”. „Rank”,
właściwie m am wszy stko, nie wspom inaj ąc o solowy ch pły tach Mozera. Morrissey j est taki
angielski, powiedziała w radiu Siouxsie Sioux, zam knięty w sobie, nie otwiera się na inny ch ludzi,
j est niesam owity m indy widualistą.

Wielka Siouxsie. Ich wczesne pły ty : „Scream ”, „JuJu”, „Hy aena”.

Później zaczęli się gubić. Lubiłem ten okres kiedy w Banshees grał na gitarze Robert Sm ith.

Oczy wiście, że szalałem na punkcie The Cure. Łapało się przy nich cudowne doły
egzy stencj alne.

Słuchałem też Joy Divison, za to nie ciąłem się ani razu, ani nie próbowałem powiesić.

Muniek uważa, że j estem naj większy m fanem pedalskiej angielskiej m uzy ki. Daj ąc m i swój

tom ik wierszy „Gandża” w dedy kacj i napisał „Klossowi, fanowi pedalskiej angielskiej m uzy ki”.
„Gandża” to wiersze, które napisał po trawie na zaj ęciach studium woj skowego. Jest tam dużo
brzy dkich wy razów.

background image

Są tam wiersze o Runiu i Leninie, a także o dupach, pipach i chuj ach. Muniek j est polonistą,

to się zna. Oprócz pedalskich kapel (raptem dwie: Sm iths i Suede, Muńkowi się zdaj e, że wszy stko
co j est nagry wane w bliższy ch czy dalszy ch okolicach Manchesteru to pedalstwo. A j a akurat
lubię Madchester.

Wszy stkie Stone Roses, Charlatans, Happy Monday s, choć rzeczy wiście naj bardziej The

Sm iths). Uwielbiam też te wszy stkie gitarowe kapelki, w który ch śpiewaj ą ładne panienki o
anielskich głosikach - The Sunday s, Lush, lubię Sleeper, Elastikę, lubię Belly, choć Tany a Donelly
j est bardziej drapieżna, tak j ak Dolores O'Riordan z Cranberries. Jezu, lubię nawet St. Etienne.

Te piosenki w sty lu „Only Love Can Break Your Heart” czy „Pale Movie”. Lubię panienki.

Choć czasam i puszczam sobie, szczególnie w pij ackim towarzy stwie Pogues (ten stary, dobry,
bezzębny Shane MacGowan) punkowe, neopunkowe i postpunkowe kapele, chociaż coraz rzadziej
do nich sięgam . To kolej ny dowód, że się starzej ę. Choć Lewy, który od kiedy przekroczy ł sto kilo
wagi uważa, że j est zupełnie doj rzały m , ukształtowany m m ężczy zną, stwierdza co j akiś czas, że
nie wy doroślałem . Lewy j uż nie słucha punkowej m uzy ki, choć dziesięć lat tem u
przegry waliśm y od siebie Vibratorsów, Pistolsów, Ram onesów, nie m ówiąc j uż o gównach ty pu
GBH albo Exploited, wieszaliśm y na sobie łańcuchy, nabij aliśm y pasy ćwiekam i, pisaliśm y „No
Future” j ednocześnie chodząc do katolickiego liceum . Lewy pisze słownik wulgary zm ów i ogląda
telewizy j ne kiły w sty lu „Kabaret OTTO”. Chy ba wiecie o co m i chodzi. No tak, czasam i
słucham też ska. Przegry wam sobie od Runia, który postanowił, że będzie m iał naj większą w ty m
kraj u pły totekę ska. Sprowadza sobie z Anglii i Niem iec wszy stkie, nawet naj gorsze pły ty, j eżeli
j est na nich choć j eden kawałek w który m pobrzm iewa j akieś ska. No j asne, głównie Madness,
ale słucham też The Busters, Bad Manners i ty m podobne.

Lubię też francuskie kapelki w sty lu Les Negresses Vertes, Ray m ond et Blanc Becs, lewaków

z Beurre Noir. Oczy wiście, że lubię Mano Negrę, choć ostatnio za bardzo lecą w laty noskie
klim aty. Oni też są lewakam i. Tak j ak Cortazar, z którego na Wschodzie chcieli zrobić pisarza
socj alisty cznego, a on by ł po prostu lewakiem . Ostatnia pły ta Mano Negry, „Casa Baby lon” to j uż
czy sta Am ery ka Południowa, choć odlatuj ę tam na punkcie j ednego m asochisty cznego num eru
„Love and Hate” z refrenem „For all the wom en I never had”. Runio j est taj em niczy, nigdy nie
wiadom o, czy właśnie j est trockistą czy faszy stą.

Sięgam bo butelkę „Sophii”, nalewam zim ne wino do kieliszka, biorę w palce papierosa.

Szam an coraz bardziej pij any Zapom inam słów, m ówi, m oże m am Alzheim era. Kudłaty coraz
bardziej zniecierpliwiony, Matce nawarstwiaj ą się choroby. Zapalam .

Właśnie zacząłem o was pisać książkę, chłopaki, m ówię, zaciągaj ąc się papierosem dla

zy skania czasu. Bardzo dobrze, m ówi Szam an, przecież j esteśm y m łodą inteligencj ą czasu
przełom u. Musim y zostawić po sobie ślad. Opisz j ak Kudłaty śpiewał „Jest noc, duszna, pełna
ciem ”, j ak Szam an wy kopał w Chłapowie znak drogowy, j ak Dżaba stał nago u Małego w dom u i
krzy czał, gdzie są kurwa m oj e m aj tki, gdy robiliśm y Helikoptera w pokoj u a Szam an trzy m ał listę
społeczną, choć Helikopter powiedziała po czwarty m , że m a dosy ć i j ak zwy kle nie załapał się

background image

Matka, a wszy scy ci co chcieli to zaruchali. Napisz, j ak Ry bie wy dawało się, że m a dwa serca,
j ak Szam an zj eżdżał na nartach po schodach.

Siedzę w pokoj u, słucham „Back to the Old House”, popołudnie się wy ciąga.

Wstawaj Dżaba, pij em y, m ówi Kudłaty, szósta piętnaście, kwadrans żołnierski. Boże, gdzie

j a j estem , nie wie Dżaba, Kudłaty szarpie, ściąga go z łóżka. Gdzie są te panienki, które tu by ły
wczoraj wieczorem ? Barm anka uciekła, m ówi Kudłaty, a tam te dwie przed chwilą poszły,
wstawaj , sły szy sz? Kwadrans żołnierski, Boże, rzeczy wiście, z radia dobiegaj ą woj skowe piosenki.
Szósta piętnaście, dwie godziny snu, j eszcze j estem pij any, m ówi Dżaba. A gdzie Matka? Od pół
godziny m y j e zęby.

Mało co, a by ście się nawzaj em przelecieli. Kudłaty podsuwa butelkę. Wszy stko wam się

popieprzy ło przez włosy. O Jezu, rzeczy wiście. Przecież i Matka i Dżaba m aj ą długie włosy, a te
panienki m iały krótkie. Matka m y ślał że to Dżaba j est kobietą, a Dżaba by ł przekonany, że kobietą
j est Matka. Kudłaty zadowolony, pij e wódkę z butelki, chwali się że przeleciał obie, kiedy Matka i
Dżaba prawie się nawzaj em nie zrobili. Nie, nie chcę wódki.

Pij , pij , nam awia Kudłaty, zaraz j edziem y do ty ch panienek. Boże wpół do siódm ej ,

um ieram , j ęczy Dżaba. To m aj ą by ć wakacj e?

Mazury, j eziora, łódki, świeże powietrze. A tutaj od południa do północy w barze, pani

Graży nko, j eszcze raz to sam o. Zam iast wdy chać zdrowe powietrze pali się j ednego papierosa za
drugim .

Bezpośrednia, gorąca linia telefoniczna z naszego apartam entu do baru, pani Graży nko, trzy

żubrówki z sokiem grej pfrutowy m , będziem y za pięć m inut. A teraz przy dałoby się coś zj eść.

Wziuuuu... i paruj ące j aj ecznice z pieczarkam i zj eżdżaj ą specj alną windą, specj alnie dla

nas.

Ubieraj się szy bciej , m ówi Kudłaty i zagry za wódkę papierosem .

Matka j uż się ubrał, teraz wy m achuj e swoim wielkim nożem , kurwa, co tu się dziej e.

Wstawać, wstawać, kwadrans żołnierski, szy bciej , kurwa, j edziem y. Wy skakuj em y z pokoj u,
zbiegam y po schodach , j ak kom andosi wy skakuj ący na akcj ę specj alną, szy bciej , szy bciej .
Dopadam y sam ochodu, odpalaj Matka. Matka pij any, rusza z kopy ta, j ak nic zaraz się rozbij em y.
Już to widzę, pogrzeb, rodziny, przy j aciele, tacy m łodzi, m ój Boże, ale sam i sobie winni, by li
kom pletnie pij ani, ponoć nie by ło co zbierać. Już raz Matka m ało co nas nie zabił, gdy
wracaliśm y z urodzin j ednej z by ły ch ukochany ch Kudłatego (piękna willa: w podziem iach
kom inek, barek i m iej sce do tańczenia, na parterze wielki salon z szerokim wy j ściem na taras, a
stam tąd do taj em niczego ogrodu. Duża kasa, odeszła od Kudłatego z j akim ś Włochem po
usły szeniu piosenki Erosa Ram azzottiego. Można się porzy gać). Matka by ł nawalony, zresztą
chy ba nikt nie by ł trzeźwy, ty lko resztki rozsądku m iał Milczący, który przekony wał brata, żeby ten

background image

zj echał na prawy pas i nie grzał ponad setką pod prąd. Skończy ło się i tak spokoj nie, bo ty lko na
m ałej stłuczce.

Później sam ochód Matki zarósł trawą na Saskiej Kępie, a sam Matka niedługo potem stracił

prawo j azdy. Na razie j eszcze j e m a, j esteśm y na drodze z ośrodka „Korm oran” do ośrodka
MSW, gdzie zam ieszkuj ą panny ze spółdzielni „Pry m at”. Szy bciej Matka, co j est. W lewo, kurwa,
w lewo. Dobrze, teraz prosto i później w prawo, tam za zakrętem . Spółdzielnia „Pry m at” czeka. To
droga na Gdańsk, m oże by śm y poj echali nad m orze? Wszy stko w swoim czasie, na razie
dziewczęta ze spółdzielni „Pry m at” są priory tetem .

Będziem y j e zabierali na im prezy późną j esienią, gdy o dziewiątej wieczorem będzie j uż

bardzo zim no, deszcz będzie zacinał o szy by m ieszkania Szam ana, którem u na poprzedniej
im prezie ukradziono kom plet sztućców, spokoj nie Szam an, m y nie kradniem y, wy luzuj się, i
rzeczy wiście, Szam an j uż po dwóch drinkach j est wy luzowany. Z j ego obwieszonej kolorowy m i
sam oprzy lepny m i karteczkam i z dobry m i radam i i poleceniam i rodziców lodówki wy ciągam y
warzy wa, owoce, sery, robim y sałatki, wy sublim owane potrawy, ty lko Matka zj ada cały słoik
m ięsa, który stał w drzwiach lodówki. Niezłe, m ówi, ty lko za dużo chrząstek, zaznacza oblizuj ąc
ły żkę. Kurwa, co zrobiliście z j edzeniem m oj ego psa, krzy czy Szam an wznosząc w górę pusty
słoik j ak odciętą głowę buntownika. Matka przem y ka się do pokoj u obok.

Wy glądasz j ak m ałpa, m ówi do j ednej z dziewczy n Hipolit. Ta obraża się i idzie do dom u, w

dodatku zabieraj ąc ze sobą przy j aciółkę. Kurwa, Hipolit, zawsze m usisz przegonić towar.

Hipolit robi m inę. Nam nie pozostaj e nic innego niż wzruszenie ram ion, m achnięcie ręką,

krótka uwaga. Hipolit m a żonę.

Go - Go albo zapasy w błocie. Przed taką alternaty wą stawia nas Kudłaty. Nie, Kudłaty,

opanuj się. Czy w ty m m ieście nie m a j uż przy j em niej szy ch rozry wek w piątkowy wieczór? Nie.
Dlatego trzeba stąd wy j echać. Nad m orze. O tak. Jedziem y nad m orze. I kiedy j uż by liśm y we
Włady sławowie, leżąc na szerokiej plaży, grzej ąc nabrzm iałe ciała w popołudniowy m słońcu,
powoli tasuj ąc karty, sięgaj ąc po papierosy lub butelkę wody m ineralnej , Kudłaty powiedział:
Może by śm y poj echali do Gdańska na Go - Go.

Zupełnie ci odpierdoliło, powiedział Hipolit. Możem y iść do COS - u, powiedział Dżaba.

Szam an nic nie powiedział, bo go nie by ło. Zniknął gdzieś za przy lądkiem Rozewie razem z
Misterem i Mikołaj em , naj prawdopodobniej siedzą na plaży w Dębkach i patrzą tępy m wzrokiem
w m orze, choć pewnie Mikołaj nie przerwał m onologu.

W wy sokiej skarpie j askółki wy biły otwory swy ch gniazd, ktoś napisał ogrom ny m i literam i

„ŁKS”. Karta nie szła.

Kupim y pięć kilo kiełbasy, skrzy nkę wódki i m usztardę. I chleb, oczy wiście. Zaprosim y

recepcj onistki i te dwie, które się obok nas rozbiły. Grill rozstawim y na skarpie, stąd widać całe
m orze.

background image

I zachód słońca, oczy wiście. Na strom y ch schodach wiodący ch z kem pingu nas plażę

wieczoram i siedzą dwuosobowe zestawy i poj edy nczy sam otnicy na j edny m ze 156 stopni,
spoglądaj ąc na kreskę hory zontu lub hipnoty zuj ąc czerwony kam ień słońca spadaj ący powoli w
gęstą sm ołę Bałty ku.

Jestem gitarzy stą i poetą, m ówi Kudłaty obłapiaj ąc dziewczy nę w dżinsowej kurtce. Mogę

powiedzieć ci j eden z m oich wierszy, a do Dżaby i Hipolita: spierdalaj cie stąd. Mogliby śm y
poj echać do Dębek, m ówi Dżaba przy palaj ąc hipolitowego papierosa. Nigdzie nie j edziem y,
m ówi Hipolit i kilkanaście m inut później j edziem y starą wy brukowaną kostką drogą,
przej eżdżam y przez Jastrzębią Górę rozświetloną neonam i dy skotek, w który ch świetle poły skuj ą
liście palm w donicach i sztuczny ch kwiatów zwisaj ący ch znad barów, odbły ski kwadratów szkła i
plastiku, stłum ione pobrzm iewanie transowej m uzy ki, zj eżdżam y w boczną, ziem ną drogę,
wsuwam y się w drewniany łuk trium falny przed nocny m sklepem , robim y zakupy. Kiedy
zatrzy m uj em y się przy barze stoj ący m j ak rogatka na granicy m iej scowości, Szam an i Mister
właśnie ruszaj ą z Helu, ktoś uważnie czy ta wszy stkie ogłoszenia z serii j esteśm y tu, będziem y
tam , czekaj na nas, szukaj nas na plaży, znaj dziesz nas w kawiarni, przy j edziem y tu w przy szły m
m iesiącu szukaj ąc inform acj i od nieistniej ący ch kobiet, łudząc się m ożliwością łatwego rom ansu,
m iędzy ginem z tonikiem „Pod Kasztelem ” a piwem „U By czka”, idąc deptakiem w kierunku
odwrotnie proporcj onalny m do zam ierzonego, zwalaj ąc się na m okry piasek po nocny m
niespodziewany m deszczu, który przy nosi kilkudniowe ochłodzenie. Suniem y piaszczy stą drogą
m iędzy cam pingam i i dzikim i polam i biwakowy m i, nad który m i na równy ch prawach unoszą się
dy m y z gotuj ący ch się na butlach gazowy ch zup w proszku, kiełbas i steków z trój nożny ch grilli i
m arihuany z m isternie rzeźbiony ch, sty lizowany ch na indiańskie faj ek i zwy kły ch szklany ch fifek.
Parkuj em y przed kioskiem ze słody czam i chroniony m zaporą zielony ch arbuzowy ch m in i
idziem y ciężko w głębokim piachu, wchodząc co chwilę na inne pole, zaglądaj ąc do nam iotów,
rozgarniaj ąc krzaki. Wreszcie decy duj em y się na zej ście na plażę, przez wy deptaną w zagaj niku
ścieżkę albo idąc wzdłuż kanału przy nabrzeżu którego stoj ą żółto - czarne łodzie i kutry ry backie,
na m etalowy ch szkieletach rozpięte sieci, zapach ry b i sm aru, w brunatnej , m ętnej wodzie kąpią
się ze śm iechem grubi m ężczy źni, chlapiąc na wszy stkie strony i pry chaj ąc, ry bie wnętrzności
bezwładnie obij aj ą się o drugi, nierówny, m ulisty brzeg. Wzdłuż plaży na sty ku lądu i wody leżą
m artwe flądry.

Niektóre zostały zgiloty nowane, inny m wy rwano wnętrzności, j edne nie m aj ą ogonów,

j akby wy konano na nich zbiorowy koszm arny wy rok, zam iast zabij ać hum anitarnie, torturowano
j e na żółto - czarny ch łodziach. Obj uczony aparatam i fotograficzny m i m ężczy zna w m ilitarno -
podróżniczy m kom plecie khaki pochy la się wraz ze swoim ultranowoczesny m sprzętem nad
m alowniczą grupką kam ieni nastawiaj ąc obiekty w, dwóch gapiów nie m oże wy j ść z podziwu, cóż
takiego da się zobaczy ć w grupce oblewany ch przez słoną i brudną wodę kam ieni. Kosm os, m ówi
m ężczy zna.

Kurwa, no, kurwa, gdzie j a j estem , Szam an podry wa się z ławki, na której spał od dwóch

godzin i przerażony m wzrokiem rozgląda się wkoło. Włady sławowo, godzina ósm a trzy dzieści.
Wczasowicze idą na śniadania (zupa m leczna, twarożek, kakao), niektórzy na poranne spacery

background image

(dużo j odu). Inni j eszcze śpią, bo sen leczy z chorób duszy i ciała. My też przed chwilą j eszcze
spaliśm y. Na tury sty czny m deptaku, leżąc na niewy godny ch, twardy ch drewniany ch ławkach,
po całonocny m pij aństwie, które zaczęliśm y w j ednej , doprawdy rzec m ożna podłej knaj pie,
poprzez zabawę na plaży (żar tropików), tańce w ośrodku sportowy m (sport to zdrowie), ponownie
plażę z kąpielą o wschodzie słońca (hold m e baby ), gładka tafla wody, m elodram aty czne
skrzeczenie m ew, rozgrzane do czerwoności alkoholem ciała, które trzeba chłodzić w zim nej
wodzie. Później konsternacj a - sklep otwieraj ą dopiero o dziewiątej , zostały więc j eszcze dwie
długie j ak droga m leczna godziny. Do nam iotu nie m a po co wracać, niedługo i tak nagrzej e się
do tem peratury pieca hutniczego i wy puści z siebie surówkę w postaci dwóch albo trzech
nieogolony ch, wy m ięty ch i skacowany ch facetów z nabrzm iały m i od zby t krótkiego snu
twarzam i, którzy zapewne zasnęli w opakowaniach, bo nie m ieli nawet siły zdj ąć butów. Więc nie
m a po co wracać. Trzeba poczekać te dwie godziny aż otworzą sklep i zanim nadej dzie kac,
pierwsze obj awy, łom ot w głowie, zanim zacznie nieprzy j em nie telepać j ak w trafiony ch
sam olotach, które zaraz eksploduj ą, trzeba się szy bko czegoś napić. I j eszcze j edno: nie zaczy na
się zdania od „więc”.

Chłopaki, gdzie j esteście, no kurwa, no, wy szczekuj e z siebie poj edy ncze słowa Szam an.

Wzrok szaleńca. Popatrz m am o: bezdom ny, powiedziało przed chwilą dziecko m ij aj ące Szam ana,
gdy j eszcze zwinięty j ak zielono - niebieska larwa spał na ławce, kiedy m y z Kudłaty m
zapalaliśm y papierosy trzy m aj ąc się w niewielkiej a zarazem w m iarę bezpiecznej odległości.
Jakby co, nie znam y go, skądże, pierwszy raz widzim y tego człowieka na oczy, nie m a co, ładni z
nas przy j aciele. Tu, tu j esteśm y, uspokój się. O Jezu, dobrze że j esteście chłopaki, m ówi Szam an,
chłopiec z dobrego dom u, czy sta koszulka polo, wy prasowane spodnie, białe duże zęby, twarz
Roberta Redforda. Gdy by go widzieli j ego kochaj ący rodzice, którzy j eszcze niedawno m ówili:
nie truj cie nam Tom ka dy m em papierosowy m , a on później do nas: chłopaki wy baczcie, m uszę
j uż lecieć, w dom u czekaj ą z kolacj ą. Albo wy perfum owany, wy talkowany, zanurzony w
form alinie, razem z Anną wy bieraj ący się na kolej ną prem ierę teatralną, albo, och, co za
cudowny wernisaż, a później : no, to m oże by śm y się czegoś napili.

Spokoj nie stary, j esteśm y przy tobie. O Jezu, chłopaki, j ak dobrze was znowu widzieć. No, j a

m y ślę. Powrót do rzeczy wistości, choćby nawet dość nieprzy j em nej , j est j ednak uspokaj aj ący.
Szam an dochodzi do siebie, j eszcze ty lko ciężko oddy cha. Gdy się obudził, wy dawało m u się, że
j est na innej planecie. Żeby w inny m , nieznany m m ieście, dalej , w nieznany m kraj u, ale na
INNEJ PLANECIE. Dom y j ak u nas, ulice też, nawet ludzie, wcale nie zielone kurduple z
m igaj ący m i diodam i zam iast oczu i dy ndaj ący m i czułkam i na czubku baloniastej , pękatej głowy,
zwy kli ludzie, ZIEMIANIE, ale planeta inna. To j est to, czasy równoległe, dokładna kalka naszej
cy wilizacj i, ileś tam m ilionów lat świetlny ch stąd, ale j est j eden problem - no return. Nie m a
powrotu. Teletransportowałeś się tam , twój wy bór, m oże twój pech. Ale nie m a
reteletransportacj i. Zostaniesz tu j uż na zawsze. Znam to uczucie, gdy kiedy ś napaliliśm y się
trawy z Kaczorem i chodziliśm y wy j ęci z kontekstu po naszy m osiedlu, zby t dobrze znany m od
piętnastu lat, ale teraz zupełnie gdzie indziej się znaj duj ący m .

Lepiej tu zostać. Mim o wszy stkich niedogodności ta planeta by wa naprawdę m iła, globalne

background image

m iasto. Galakty ka Billa Gatesa.

O piątej rano dzwonił telefon, patrzy łem nieprzy tom ny m , palący m wzrokiem przez

przy brudzoną firankę, wstawało słońce i pies, którego obudził dźwięk telefonu właśnie
zadeklarował gotowość wy j ścia na spacer, co j est kurwa, pom y ślałem . No, co tam , usły szałem w
słuchawce głos Hipolita. Przy j eżdżaj , j esteśm y u Szam ana, właśnie skończy ła nam się wódka,
m ógłby ś po drodze kupić ze dwa flakony i paczkę faj ek. Niech kupi browar, j uż nie m ogę wódki,
sły chać w tle Szam ana, a Kudłaty, j ak zwy kle m am rocze coś o agencj ach towarzy skich.
Chłopaki, odpierdolcie się, j est piąta rano, m ówię. Ale za to j ak przy j em nie, odpowiadaj ą, i nie
m ożna odm ówić im racj i. Kiedy ostatnio widziałeś wschód słońca, py taj ą się, i przez chwilę
m y ślę, pewnie gdzieś na Mazurach, albo nad m orzem , pewnie by łem wtedy z wam i. Wschody
słońca koj arzą się z poranny m i powrotam i na cam ping, zm ęczeniem , poj awiaj ący m się kacem .
Z wy czekiwaniem na nieludzko zim ny m przy stanku gdzieś po drugiej stronie rzeki, na nieludzkiej
ziem i na pierwszy autobus, z j azdą na dworzec żeby złapać pociąg 6.40. gdzieś do Słupska lub
innego równie absurdalnego m iej sca. Zachodów słońca prawie nie zauważam . Ty lko na
kiczowaty ch pocztówkach. Ostatnio wstaj ę często m iędzy trzecią a czwartą rano, j est ciem no i
straszno, m ój pies m a biegunkę, co ty kurwa znowu zeżarłeś, wrzeszczę na niego, trzęsie m ną
niepewność istnienia, nie zasnę do rana. O trzeciej w nocy wszy stko j est absurdalne, m im o
rześkiego powietrza wenty luj ącego oskrzela. Wdy cham j e nozdrzam i, ustam i, uszam i, oczam i,
końcówkam i włosów, cały m ciałem . Pies skupia się na defekacj i, włazi w j akieś krzaki, na chwilę
znika m i z oczu.

Trzecia albo czwarta rano, zasnę m oże o piątej , ty skurwielu, m am roczę do psa, patrzącego

na m nie wielkim i oczam i, w który ch m iesza się niem y wy rzut z poczuciem winy. Wy daj e m u się,
że wszy stko j est przez j ego sraczkę. Nie przej m uj się, m ówię, gdy zakręcam y na osiedlowej
alej ce okrążaj ąc blok i rozpoczy naj ąc fragm ent powrotny naszej stałej trasy. Gdy by ty lko twoj a
sraczka by ła tu problem em . Coraz trudniej doczekać świtu, to znaczy że zbliża się j esień.
Wieczory są j uż trochę chłodniej sze, m im o, że w dzień słońce wy pala sty gm aty na głowie i
plecach. Nadchodzi pora deszczowa, zaczną się kolej ne m agiczne wy prawy, tour de Varsovie,
pubs and the clubs, nocne autobusy, szturm y ponury ch zam czy sk, goty ckie historie, forsowania
rzeki. Trzeba zebrać wierne woj ska.

Idziem y kory tarzem , j ak taj ni agenci idą aresztować groźnego przestępcę, m ordercę,

przem y tnika, j ak zawodowi m ordercy idą wy konać wy rok. Równo, trochę w zwolniony m tem pie,
film owo.

Chwilę się waham y, patrzy m y na siebie porozum iewawczo i nagle otwieram y drzwi. A tam ,

j akże by inaczej , chłopczy k z dziewczy nką pod brudny m , śm ierdzący m brązowo - granatowy m
kocem .

Na podłodze sterta ubrań, w której grzebię szukaj ąc swoj ej kurtki. Kurwa, gdzie j est MOJA

KURTKA! Runio stoi i kiwa się j akby m iał stopy zabetonowane w m iednicy. W przód, w ty ł, w
przód, w ty ł. Muniek podchodzi do drugiego łóżka i podnosi kolej ny śm ierdzący koc. A tam inna

background image

dziewczy nka. To m y, naj eźdźcy z kosm osu, m ówi Muniek i znika za gwiezdny m i wrotam i.

Spierdalam y stąd, m ówi Dżaba i ciągnie Runia za rękaw. Runio wali się z hukiem na podłogę,

chociaż co to za huk, pewnie nie waży nawet pięćdziesięciu kilogram ów. Zy gm unt, wy chodzim y
stąd, m ówi Dżaba. Zaraz, zaraz, bzy czy gdzieś w ciem nościach Muniek.

Wielka sala, w której nagle zgasło światło. Nigdzie, po tej stronie rzeki nie by ło nagle światła.

Długi stół, dużo wy rafinowanego j edzenia i świece, z który ch skapy wała gorąca steary na na
papierowy obrus. Barokowa im preza, powiedział Muniek, a j a zaj ąłem się tacą pełną bułki
faszerowanej schabem , albo na odwrót, bo wielka m icha sałatki j arzy nowej właśnie odj echała w
przeciwległy m kierunku, przy naj m niej dobrze, że wszędzie pod ręką by ł alkohol, za to nie by ło
żadnej m uzy ki. Jak na chrzcinach, powiedział Danton, j uż zaczy nał robić dziwne m iny, później
wy em igrował do Londy nu, żeby rozwozić pizzę na skuterze i co j akiś czas popadać w dziwne
m iłości. Wtedy j eszcze by ł prezenterem radiowy m o zm y słowy m ciepły m głosie, nastoletnie
panienki szalały za nim w swoich obwieszony ch plakatam i kolorowy ch idoli m ały ch pokoj ach w
szary ch blokach wielkich osiedli, a on wy ginał swoj e chude ciało na dy skotekach i wszelkiego
rodzaj u balangach. Ale kiedy ś zapom niał czegoś wy łączy ć i w eter popły nęło: kurwa, pierdolę to
wszy stko, koniec roboty, spierdalam do dom u. W j ego zm y słowy głos wsłuchało się trzy m iliony
staty sty czny ch słuchaczy tej stacj i, nic dziwnego że rzeczy wiście spieprzy ł szy bko do dom u, ale
zam iast sam pierdolić został wy pierdolony przez kierownictwo. Tak się kończą dobrze
zapowiadaj ące się kariery. Wierzcie m i, kochani, gówno często wpada w wenty lator.

Jedna fifka i świat ruszy ł z ponaddźwiękową szy bkością.

Naj pierw szliśm y w powietrzu. Jakieś 20 centy m etrów od chodnika.

Obok siebie i j ednocześnie za sobą. Swobodnie pokonuj ąc m aterię powietrza widziałem

siebie idącego przed sobą, j akieś dwa m etry m iędzy m ną i m ną bis. Ulica Kry m ska by ła ulicą
Kry m ską, ty lko że na innej planecie, wieczór, j esień (październik albo listopad, hm , chy ba raczej
październik) wszy stko się zgadza, ty lko że to inna planeta. No return. Później staliśm y się ciężcy.
Jakieś problem y z grawitacj ą, m oże przeszliśm y j uż na Anty pody.

Zapadam y się po kolana w asfalt, ciężko brodzim y, wiosłuj em y m ozolnie rękom a. Coraz

trudniej , coraz gorzej . No return.

Zostaniem y tu na zawsze. Gorąca kula przetacza się przez m oj e trzewia i serce zaczy na

walić w ry tm ie trashm etalowy m . Cała planeta wy bucha.

I teraz Szam an wreszcie dochodzi do siebie. Zaraz kupim y trzy wina i dzień wstanie piękny i

słoneczny, trzeba j eszcze ukraść Małem u papierosy. Kurwa, odpierdol się od m oich papierosów,
skrzeczy Mały z głębi nam iotu, tak j ak skrzeczał dwa lata wcześniej w Serwach, gdy m iał 15 lat,
kurwa, chłopaki, ale dupa, a później : spierdalaj kurwo, a chłopcy na to: zobacz Mały czy ci czegoś
nie ukradła, gdy Dżaba z Lewy m i Kaczorem spali ciężko, trzecia rano, spierdalać kurwy,
wrzeszczał Ry ba i zdaj e się Oj ciec. Bo problem polega na ty m , że kurwy to te, które nie chcą się

background image

oddać, przy naj m niej nie pierwszej nocy, a te które od razu daj ą się zm ielić j ak m ięso z bułką na
kotlet są w porządku. Więc Mały by ł wtedy podniecony, spierdalać kurwy, wrzeszczał, a one, no
cóż, m usiały iść o trzeciej nad ranem , 20 kilom etrów do Augustowa, ale num er, chłopaki,
pogoniliśm y te kurwy, sprawdź Mały czy ci nie ukradły Yardley a. No tak, to naj większy problem ,
żeby nie zginął Yardley, bo wszy scy z niego korzy stam y, psikaj ąc się bez um iaru w zagłębienia
ciał, kosztował 120 dolarów, wy ry wa go Mały. Teraz też usiłuj e bronić swoich papierosów, dobra,
dobra, m ówię i wy chodzę z nam iotu zabieraj ąc paczkę Cam eli.

Wstaj e nowy dzień.

Nawalona j ak przecinak, powiedział Runio wskazuj ąc na rzeczy wiście kom pletnie pij aną,

grubą dziewczy nę przy barze przewracaj ącą oczam i i wy ginaj ącą wargi we wszy stkie strony
j akby chciała w ten sposób zam anifestować bezbrzeżną pogardę dla świata. Żadnej wenty lacj i,
dy m papierosowy wy pełnia wszy stkie uskoki terenu, nierówności ścian, osiada j ak kurz na stołach,
ciężkim i chm uram i zawisa nad głowam i, nawet j uż m uzy ce trudno się przez niego przebić.
Rzeczy wiście, zupełnie pij ana, ale cóż, nie znalazła sobie dzisiaj królewicza w ty m sm ętny m
kurwidole, gdzie przy chodzą coraz m łodsi i głupsi, a krótko obcięte anoreksy j ne panienki z
pobliskiego liceum usiłuj ą podniecić chłopców z kozim i bródkam i opowiadaj ąc im że są
lesbij kam i.

Miksuj em y się stąd, m ówię, zaraz tu um rę, j estem stary, nic m i nie sprawia takiej

przy j em ności j ak wczesny m wieczorem położy ć się do łóżka i przy ściszony m radiu nabożnie
przewracaj ąc strony i uważnie wpatruj ąc się w zdj ęcia i grafiki czy tać gazety, pism a literackie i
m uzy czne. Dawniej w naj straszliwsze ulewy i wichury wy biegałem z dom u by włóczy ć się od
knaj py do knaj py w przeciwdeszczowy m płaszczu z postawiony m kołnierzem , w
przekrzy wiony m na j edną stronę kapeluszu, zam awiaj ąc nieodm iennie podwój ną whisky bez lodu
i próbuj ąc coś wy ciągnąć z posępnie czy szczący ch szklanki barm anów, którzy udaj ą, że nie
wiedzą o co chodzi i upadły ch gangsterów, którzy na dźwięk nazwiska My szki Malone'a zam y kali
się w sobie j ak ostry gi.

Stop. Poplątanie konwencj i.

Może j eszcze po piwie, py ta się Runio, a j a m ówię: dla m nie sok pom arańczowy. Nie m a tu

piękny ch i perwersy j ny ch kobiet, nie m a kobiet dla nas. Grudzień j ak listopad, sy lwester j ak
piątkowy wieczór, naj chętniej spędziłby m go w łóżku oglądaj ąc telewizj ę.

Więc co robim y, py tam się Hipolita, pewnie znów potwierdzi się sinusoidalność sy lwestrów,

w zeszły m roku by ł wspaniały, w ty m roku będzie koszm arny. Mogliby śm y skoczy ć na trzy dni do
Zakopca, m ity czne m iej sce, tam gdzie zawsze zbierali się arty ści, sportowcy i nuwory sze, a
geniusze pochowani na tam tej szy m cm entarzu zm ieniali pod ziem ią płeć. To, co tam kocham to
zapach dy m u z kom inów.

Czy tałem ostatnio przewodnik po halucy nogenach, m ówię do Runia, żeby coś m ówić, bo pić

i tak j uż nie m am czego, m ieliście szczęście, że nie zeszliście wtedy po ty m astm osanie, albo

background image

wszy scy nie wy skoczy liście przez okno. Chodziły po nas robaki, m ówi Runio, j ednego nawet
zj adły, inny poszedł na policj ę i powiedział, że to on j est ty m m ordercą, powiem wam gdzie
ukry łem zwłoki, ty lko odwołaj cie te helikoptery, które m nie śledzą.

Spadaj facet, powiedzieli gliniarze, m achaj ąc rękam i j akby atakowały ich wściekłe osy.

Dżaba kiedy ś o piątej rano wy skoczy ł z dom u, żeby łapać pierwszy autobus do psy chiatry ka,
błagać o podwój ną porcj ę uspokaj aczy, bo właśnie m u się wy dawało, że za chwilę um rze, coś w
środku szy kowało się by wy buchnąć, zam ieniaj ąc wnętrzności w kupę dy goczący ch flaków.
Bezsenność na przem ian z deliry czny m i snam i, nagłe zry wanie się w środku nocy.

Sleep cures every thing but insom nia, insom nia śpiewa piękna Marij ne van der Vlugt.

Marcina goniło trzy stu Krzy żaków a przed nim wy rastała wy soka, gładka ściana, w j ego

pokoj u poj awiały się gibiąc niezliczony m i szy j am i ziej ące ogniem sm oki. Mam w szafie dwie
setki cy try nówki, j akby co, m ówi Dżaba do Runia patrząc urzeczony na rudowłosą kelnerkę: duże
piwo i dużą fantę. Fantę? Nie m ogę j uż żłopać browaru, m ówi Dżaba, rzy gać m i się chce na sam
widok. Czy j est cy try nówka, py ta się dzień wcześniej w drink barze „Barnaba” gdy Marcin coraz
niecierpliwiej oczekuj e na swoj e piwo. A żubrówka? No dobrze, to m oże niech będzie gin z
tonikiem , m ówi Dżaba. Jesteśm y w dobry m wieku, m ówi Runio popij aj ąc piwo, m ożem y rżnąć i
nastolatki i czterdziechy. To idealny wiek.

Jeszcze j edną fantę? Czem u nie. Naprawdę m aj ą tu naj ładniej sze kelnerki w okolicy, szkoda

ty lko że kantuj ą na piwie. Czy m aj ą państwo żubrówkę? Nie? Kurwa, czy w ty m m ieście nie
m ożna j uż napić się zwy kłej żubrówki? Dwa piwa, m ówi Marcin do nadąsanej barm anki.
Zanurzaj ą się w szklankach, odstawiaj ą j e po j akim ś czasie gdy wy pita zostaj e połowa. Teraz po
papierosku.

Rozm awiaj ą o arty sty czny ch chorobach. Ary stokraty czność sy filisu, m odernisty czność

gruźlicy, postm odernisty czność AIDS, ponadczasowość astm y, niedom y kalność zastawki.

Kiedy ś m y ślałem , że m am sy fa, po j akiś wakacj ach, wy znaj e Dżaba w połowie drugiego

piwa. Poszedłem do przy chodni wenerologicznej , w poczekalni siedziała j akaś brzy dka
dziewczy na, w rozciągnięty m swetrze, ciężkich pionierkach, taka niedom y ta, ty p oazowo -
tury sty czny. Jezus j est z tobą, szepnęła gdy spocony rozglądałem się nerwowo, niewy raźnie
szepcąc swoj e nazwisko w rej estracj i. Z gabinetu zabiegowego wy szedł niski ły sawy facet
podobny do Danny 'ego de Vito, w przy brudzony m kitlu i dał m i znak. To pana dziewczy na,
zapy tał się wskazuj ąc szpetną dwudziestoletnią siedzącą z uduchowioną m iną na twardy m krześle
w kory tarzu. Nie, Boże uchowaj . Ale to od niej pan to złapał?

Nie, nie, ona ty lko tutaj nawraca. Nic pan nie m a, powiedział po paru m inutach. Ale na

przy szłość lepiej by ć ostrożny m . Chociaż teraz to nie j est problem . Zastrzy k z penicy liny i szlus,
uśm iechnął się. Wy szedłem szczęśliwy, choć szpetna religij na ścigała m nie po schodach chcąc
by m podał j ej num er m oj ego telefonu, i proponuj ąc randkę z Jezusem .

background image

Teraz j uż nie tak łatwo złapać sy fa. Dawniej to co innego. Sy f to j est coś. Teraz j est HIV, ale

on j est taki prostacki, każdy m oże go złapać, to j uż nie to. Albo gruźlica, rozm arza się Dżaba,
gruźlica j est szlachetna. Bez TBC nie by ło by XIX - wiecznej sztuki i literatury. Naprawdę ścigali
cię Krzy żacy ? py ta się Dżaba z lekkim niedowierzaniem . Krzy żacy, tem plariusze i ry cerze
m altańscy. Są j eszcze j akieś dwa zakony w Hiszpanii ale oni się nie liczą, m ówi Runio, takie kluby
starszy ch panów.

Tem plariusze przy znali się właśnie że m aj ą Świętego Graala.

Podobno wy gląda j ak kieliszek do j aj ek. O rany, łapie się za ogoloną na ły so głowę Runio. To

wszy stko wy j aśnia, to że Chry stus j est Bogiem . Jak m aj ą Graala to m ogą wszy stko. Zresztą zakon
tem plariuszy został przecież powołany głównie po to, żeby znaleźć Graala. No i go m aj ą.
Pom y ślcie - kosm iczne odpusty, m iliardy Graalów j ak ogrodowe krasnale, na straganach wzdłuż
główny ch dróg. Graale plastikowe, porcelanowe, Graale z m odeliny, w różne wzory, kolory,
m niej sze i większe, bogato inkrustowane i tandentne. Oczy wiście o różny ch stopniach
m agiczności. Żeby nie by ło piractwa, każdy powinien m ieć certy fikat podpisany przez papieża,
stwierdzaj ący j ego ory ginalność i cudotwórczość. Wielki Mistrz m ógłby nadzorować to osobiście.
Bogato inkrustowany Graal na wielkie uroczy stości, Graal tury sty czny, składany, Graal polowy
dla kapelanów woj skowy ch, poręczny, łatwy do przechowy wania w trudny ch warunkach
polowy ch, m ożna także opracować wersj ę desantowo - szturm ową. Koszulki z napisem „Graal
Power”. Giełdy uży wany ch Graali. Akcj e „Graal Industries Inc.” by ły by lepiej notowane niż
„Jordan Water Ltd.” i „Drzazga z Krzy ża sp.z.o.o”.

Jeżeli ludzkość chce przeży ć, nie powinna popadać w zwątpienie.

Zadzwonił Matka, kiedy by łem pom iędzy zupą a drugim daniem , od razu zaczął m ówić o

swoich zębach. Już nie o sercu, płucach, nerkach ani kręgosłupie. To dobrze. Z dziurawy m i
zębam i m ożna ży ć, z rozpieprzony m sercem , albo zardzewiały m i nerkam i nie bardzo.

Z m ózgiem j ak m ówię, m ożna sobie poradzić, wy gląda sensownie napisał Julian Barnes

Obawiam się natom iast, że serce, ludzkie serce wy gląda na strasznie popieprzone. A teraz j a:
obawiam się, że ludzki m ózg też j est strasznie popieprzony.

Więc wy dałem j uż m nóstwo pieniędzy na te plom by, a to, bracie, nie są nawet utwardzane,

ty lko udaj ą, trzy m aj ą ci przy zębie coś i udaj ą że utwardzaj ą. A j a m am j uż coraz m niej szy ząb
po prawej stronie, bo m i wy borowali i zostawili krawędzie. I nie m ogę j eść bo one się kruszą.
Wiecie j ak Matka potrafi nawij ać, przy naj m niej pół godziny, właściwie bez oddechu,
wielopiętrowe konstrukcj e zdań. Chodzi o to, żeby m ówić, a j a j estem przecież tak wdzięczny m
słuchaczem . Kudłaty by powiedział: przestań pieprzy ć Matka, w dodatku Kudłaty ostatnio uży wa
wy łącznie telefonu kom órkowego i j ak do kogoś dzwoni, to ty lko po to, żeby powiedzieć, że m usi
j uż kończy ć bo licznik bij e. O Jezu, co za krety n, zupełnie go pokręciło, m ówi Matka, którego
właśnie pokręciło lum bago albo isj asz i nagle zapom ina o swoich zębach.

O wszy stkich denty stach na świecie, ale zaraz po odłożeniu słuchawki przy pom ną m u się

background image

kręgarze, neurolodzy, kardiolodzy, onkolodzy, no i wetery narze, choć przecież wszy stkich
prakty kuj ący ch w ty m m ieście zdąży ł j uż wy zwać od skurwieli.

Kiedy ś usiłował udusić pielęgniarkę. Praca w służbie zdrowia j est nie ty lko m ało płatna ale i

bardzo niebezpieczna.

Jego wy j azdy z Zaj ącam i nad m orze, dwa dni hedonizm u, zero spania, zero j edzenia,

trzy dzieści browarów i trzy paczki papierosów. Oparzenia drugiego stopnia u Zaj ąca, ciężkie
przej aranie się trawą Dziewula, paranoj a u Matki. I Matka wy puszczaj ący się z Dziewulam i w
m iasto. I przed wy j ściem am fa, i zaraz po wy j ściu j oint, później j uż są prawie w knaj pie, kiedy
decy duj ą, że trzeba wrócić i zostawić sam ochód, żeby nie j eździć po pij aku, więc w dom u trzeba
j eszcze raz wciągnąć am fę a na deser zarzucić grzy ba. I m ożna j uż iść na piwo. A dwa ty godnie
później w Chłapowie Matka zastanawia się czy wracać do dom u czy zostać j eszcze trzy albo
cztery dni. Mam wrażenie, że m arnuj ę tutaj swój czas, m ówi Matka a m i i Hipolitowi nie
pozostaj e nic innego j ak zrobić porozum iewawcze m iny. Tak j akby ś Matka nie m arnował swoj ego
czasu w Warszawie, siedząc w zaciem niony m pokoj u i popadaj ąc w schizofrenię. Nie odzy waj ąc
się do swoj ego bliźniaczego brata. Popij aj ąc z dziwny m i kolesiam i wódkę na ostrogach na Wiśle,
tuż przed wschodem słońca, m aj ąc szczęście do znaj dowania się zawsze w epicentrum dy m u,
gdy policj a wpada na j akieś przy j ęcie i zakuwa biesiadników w kaj danki i oczy wiście Matka
ląduj ący na kom isariacie i j ego oj ciec wy korzy stuj ący wszy stkie swoj e dawne koneksj e, Matka
ruszaj ący w m iasto i chlej ący z obcy m i, poznany m i pół godziny wcześniej facetam i, którzy po
paru godzinach przy stawiaj ą m u nóż do gardła, zabieraj ąc resztę kasy i zegarek.

W sierpniu Matka wy j eżdża do Włady sławowa. Z własny m oj cem .

Mieszkaj ą w ośrodku sportowy m , Matka chodzi na zabiegi.

Wieczoram i galopuj e na dy skotekę, gdzie, j ak się chwali wszy stkim po powrocie, udaj e m u

się za nam iotem , w który m j est bar, przelecieć Miss Lata. Oczy wiście gubi j ej telefon, później
usiłuj e j ą znaleźć, ale słone fale zm y waj ą ślady stóp. Cięcie.

Po powrocie do m iasta Matka chłonie kurz w pokoj u, z wy uczoną regularnością wy chodzi z

psem na spacery, dokładnie specj alną szczoteczką czy ści m u zęby i płucze j e wodą „Volvic” (6
litrów dziennie, sam i sobie przeliczcie ile na to idzie kasy ), podaj e witam iny, podnosi m u łapę,
żeby Aram is m ógł się bezwy siłkowo odlać. Potem Matka wy j eżdża do sanatorium . Jego szkielet
potrzebuj e odnowy. Uzdrowisko w m iędzy woj enny m sty lu. Lecznicze wody, potężni pielęgniarze
wy ry waj ący kończy ny i zj adaj ący zm altretowane ciała, cudownie przy wracaj ące sprawność w
sparaliżowany ch kończy nach zabiegi, arty stowscy lekarze, ponętne pielęgniarki z potężny m i
zadam i i wam pirzy m i ustam i, przeżarci przez piękne choroby arty ści, zżerani powoli i dokładnie
od środka geniusze, obłąkani m esj asze. Autom obile dowożące wy perfum owane żony m inistrów.
Nikodem Dy zm a i kwiat oficerskiej braci.

Ty dzień później Matka opuszcza sanatorium w atm osferze skandalu. Proszę pana, to j est

sanatorium a nie burdel, m ówi m u kierownik uzdrowiska. Może zresztą m ówi coś innego. Jest w

background image

ty m w każdy m razie j akaś kurtuazj a. Matka zam iast bezwolnie poddawać się zabiegom i
przestrzegać ry gory sty cznego zestawu łam iący ch prawa oby watelskie obostrzeń, ury wa się do
pobliskiego m iasteczka gdzie przesiaduj e w knaj pach i brata się z prosty m ludem , staj ąc się
wkrótce kim ś w rodzaj u guru. Po powrocie z eskapady zazwy czaj j est sm arowany przez
pielęgniarzy dziwny m błotem , które podobno m a go uzdrowić. W ram ach kary za nieprzepisowe
wy skoki aplikuj ą m u też nieprzy j em ne kąpiele. W dodatku znakom ita większość pensj onariuszy
swoj e inicj acj e m iało w okolicach pierwszej woj ny światowej , tej kosm icznej rzezi, gdzie całe
narody szły pod śm iertelny ogień karabinów m aszy nowy ch, naj nowszego gadżetu znudzonej
XIX wiekiem Europy, j akby po prostu nie m iały lepszego pom y słu, na to, co ze sobą zrobić.
Matka j est niem ile zaskoczony. Nikt go nie uprzedzał, że wśród pensj onariuszy sanatorium nie
będzie faj ny ch lasek. Matka poznaną w m iasteczku wiej ską wariatkę m usi przem y cać w nocy,
inny m razem wy kupuj e dodatkowy pokój . Albo przy j echał się pan tu leczy ć albo pieprzy ć,
m ógłby powiedzieć kierownik sanatorium , ale chy ba tak nie m ówi. Może naj wy żej tak m y śli. I
tak m iałem stąd wy j echać, m ówi Matka, kurewsko tu nudno.

Właśnie ze stacj i kolej owej przy j eżdża bry czka z chory m na lum bago upadły m hrabią -

m orfinistą. Michał Chorom ański zaczy na pisać kolej ną powieść.

Cofnąłem się w czasie, j est ciepły przełom lat 50. i 60., j akaś im preza, m uzy ka, dziewczy ny

w kwiecisty ch sukienkach, idę z j edną z nich do łóżka, zresztą atm osfera j est bardzo luźna, co
chwilę j akaś para znika w który m ś z pokoi, m oj a atrakcy j ność chy ba wy nika z tego, że j estem
człowiekiem przy szłości. trzy dzieści kilka lat do przodu, dziewczy na j est m łoda, m a 18 m oże 20
lat, ale w 1994, z którego przy by łem będzie kobietą po pięćdziesiątce, teraz j est piękna, gładka,
sm ukła, gdy j a będę dwudziestoparolatkiem , j ej ciało będzie j uż brzy dkie, pom arszczone, choć
m oże wcześniej um rze na raka. Nowotwór spokoj nie i sy stem aty cznie będzie pożerał j ej tkanki, a
m oże szy bko i pazernie j ak packm an w grach kom puterowy ch, chrum , chrum , m niam , m niam .
Po śm ierci zacznie naj pierw gnić wątroba, robactwo zaatakuj e oczy. Na razie j ednak zauroczony
j ej m łodością idę za nią w czasowe odm ęty, nie zastanawiam się j ak wrócę do 1994, by ć m oże
j est to sprawą oczy wistą. Jazz wy pełnia wszy stkie pom ieszczenia, nie wiadom o dlaczego za
oknem przelatuj ą nowoczesne helikoptery, j akby m zabrał j e ze sobą w podróż w czasie, m oże
czekaj ą by m nie odwieźć do dom u.

Zastanawiam się, czy będę potrafił wrócić tutaj z m oj ego czasu, m oj ego świata. Zawsze

takie klim aty budziły we m nie dreszcz podniecenia taj em nicą. Ekspiacj a odwieczny ch ciągot do
poznania przy czy n upły wu czasu. Dni, ty godnie, m iesiące, lata.

Kalendarze. Horoskopy. Porady w pism ach. Koszulki w gwiazdy.

Sparaliżowany geniusz Hawking ogłasza z katedry swego inwalidzkiego wózka: podróże w

czasie są m ożliwe. I co wy na to, chłopaki?

Późną j esienią, wtedy naj łatwiej o galopadę wy obraźni, oglądaj ąc idioty czny film z

Belm ondem i popalaj ąc haszy sz, rozm y ślam y z Runiem o teoriach światów równoległy ch, o
światów powtarzalności, o ty m , że ileś tam m ilionów lat świetlny ch od osiedla Za Żelazną Bram ą

background image

j esteśm y identy czni, w takim sam y m m ieście, dom u, oglądaj ąc głupawy film i paląc haszy sz, a
m oże nie j esteśm y wcale tacy sam i. Może Runio nie j est Runiem ty lko Runioxem , m oże zam iast
esencj i z konopi palim y w stu procentach chem iczne a j ednocześnie nieprawdopodobnie zdrowe
narkoty ki przy okazj i m iły ch wizj i leczące kosm iczną astm ę, w swoich skafandrach, teraz
nieregulam inowo rozchełstany ch. Za ogrom ny m ilum inatorem przelatuj ą dostoj nie wielkie
transportowce i m iędzy planetarne j um bo - j ety, powietrzne tram waj e kursuj ące po
niewidzialny ch torach m iędzy unoszący m i się w przestrzeni osiedlam i.

Albo m y dwaj , m iliardy lat tem u, biliony lat później .

Cy klicznie powtarzaj ące się wieczory, ewolucj e, rewolucj e, zgony genialny ch wy nalazców

i ich powtórne narodziny, m iłości licealistów i szaleństwa m otorniczy ch, nic nie warte
poświęcenia. Powtarzaj ące się co ściśle odm ierzony czas ży cia, egzam iny, awanse, pisane
sprawozdania, wy druki kom puterowe. Ja i Runio siedzący w groteskowo m ały m m ieszkaniu w
duży m bloku osiedla Za Żelazną Bram ą. Jest oto sam początek lat 90, właśnie coś pękło, coś się
zm ieniło, niedaleko stąd otwarto superm arket.

Kupuj em y w nim wódkę, soki owocowe, a nawet w przy pły wie explory sty czny ch i

doświadczalny ch ciągot naby wam y am ery kańskie wino „Thunderbird”, które okazuj e się by ć
koszm arny m wprost, palący m gardło j abolem . Złowieszczy pisk tram waj u na zakręcie,
powolność autobusu zbliżaj ącego się do przy stanku. Knaj pa „U Rzeźbiarzy ”, którą wkrótce
zam ienim y na „Plasty ków” serwuj ący ch ciepłe piwo i niepowtarzalną atm osferę wy twarzaną
przez niespełniony ch, chy ba głównie seksualnie arty stów, m y ślicieli i baletm istrzów. To j edy ne
m iej sce, w który m nie puszczaj ą żadnej m uzy ki. Wszędzie indziej wkracza w zabłocony ch
gum ofilcach grunge. My j ako starzy punkowcy nie ufam y i j esteśm y przeciw.

Miron przy nosi sobie kolej ny winiak luksusowy. To, co tu naj ciekawsze, to zupełny brak

piękny ch kobiet.

Więc j ak tam by ło, py ta się Szam an, tutaj nic się nie zm ieniło, tutaj nigdy nic się nie

zm ienia. Wiem , wiem , dlatego tu wróciłem , tęskniłem za ty m m iastem , za j ego cudowny m
zapachem spalin wy puszczany ch przez niezgrabne pudełkowate autobusy, drzew, ciepłego asfaltu,
ścian dom ów, za klekotaniem tram wai, zatęskniłem za waszy m i m ordam i, za ty m i wszy stkim i
eskapadam i, które by ły zawsze i które zawsze będą, póki m y ży j em y, póki nie dopadną nas
zawały, m arskości, raki, wy lewy, zatrucia, póki j elita m aj ą siłę przerabiać na gówno nasze
uniesienia, nim nieszczęśliwe wy padki zam ienią nas w rąbankę. Co w pierwszej kolej ności.

Więc j ak, m iasta portowe, burdele, knaj py, alkohole, śródm iej skie pasaże, taj landzkie

prosty tutki w witry nach, albo m iękkie fotele, czerwone ściany, lustrzane sufity, barek w zły m
guście, złoto - srebrny, lustra wszędzie lustra, czuj esz się j ak w ogrom nej hali, niekończący się
szereg m iękkich skórzany ch kanap, równy j ak drzewa przy drodze, rząd posągów Adonisa,
wszy stko ciągnie się w nieskończoność j ak ślina śpiącego w autobusie. A m y tutaj chodzim y do
Go - Go. Oczy wiście to pom y sł Kudłatego, j utro m am y iść na zapasy w błocie. Kudłaty za
każdy m razem zakochuj e się w kurwach wij ący ch się wokół j akiej ś rury, kupuj e im kwiaty i

background image

m ówi nam , wiecie, ona wcale taka nie j est, to bardzo inteligentna dziewczy na, to ży cie zm usiło j ą
do takiej pracy. I przy pom ina m i się, że postanowiliśm y z Misterem kupić dla Kudłatego gum ową
lalę, żeby ukoiła j ego ból sam otności i j uż notuj ę sobie w kalendarzu: dzwonić do Mistera, ale
nagle okazuj e się, że Mister się na m nie obraził, bo zostawiłem w m ieszkaniu j ego siostry papierki
po prezerwaty wach. Mało tego, podobno dwie z nich wciąż pły wały w kiblu. O Jezu, ponoć
Misterowi piana lej e się z py ska na dźwięk m oj ego nazwiska, odgania się od m oj ego cienia, który
czasam i wędruj e z chłopakam i, gdy j a zupełnie m artwy j estem daleko stąd, nad Morzem
Północny m , na szerokiej plaży w godzinach popołudniowy ch, patrzę j ak m orze przy chodzi i
odchodzi, j ak drążą powietrze m ewa i latawiec.

I wtedy zadzwonił Matka. A m oże to j a do niego zadzwoniłem . W każdy m razie

rozm awialiśm y chy ba godzinę. Oczy wiście głównie on m ówił. Matka nie należy do ludzi, którzy
m ieliby uspokaj aj ący głos. Lubię słuchać zm y słowy ch głosów w telefonie, j eżeli nawet m ówią
od rzeczy, naj ważniej sze żeby by ły spokoj ne, m atowe, powolna arty kulacj a, sm akowanie
każdego słowa. Pastelowe kolory m owy. Matka skrzy pi, rzęzi i charczy, raz m ówi szy bko, raz
przeciąga sy laby j akby sprawdzał ich rozciągliwość. I m ówi. O swoich bólach kręgosłupa, nerek,
serca, o swoim 16 - letnim pudlu królewskim , który od kiedy znam Matkę wciąż um iera i nie m oże
um rzeć. Oczy wiście psia eutanazj a nie wchodzi w grę. Matka uważa że j ego m atka chce
zniszczy ć psa. Dlatego Matka nie śpi po nocach, naj wy żej 3 - 4 godziny drzem ki, w dodatku ten
kręgosłup.

Więc Matkę co ty dzień nawiedza m asaży sta wy glądaj ący na ostrego pedała, który go

ugniata, rozciąga, wy gładza, pewnie poklepuj e m u przy okazj i kościste pośladki, Matka spocony
bierze gorące kąpiele, potrafi siedzieć w wannie trzy godziny, bo ty le m a czasu dla siebie m iędzy
j edny m a drugim spacerem z psem . I teraz Matka m ówi, choć m oże rzeczy wiście trudno złapać
j akiś wiodący wątek w j ego wy powiedzi. Choć punkt wy j ścia znam y, dzisiaj są urodziny
Kudłatego, poczciwy stary Kudłaty, trzeba poj echać do tego Sulej ówka, na razie trwaj ą
gorączkowe konsultacj e, kto z kim i czy im sam ochodem . No cóż, j a z Lewy m poj edziem y kolej ką
podm iej ską. Znacie to, prawda? Pół godziny w takim pociągu, przez który co chwilę przebiegaj ą
m ordercy, ty m razem zostawią cię przy ży ciu, ale zaraz j est następna stacj a, wsiądą nowi. Co
zrobić w sobotnie popołudnie, gdy czas ogłupia a alkohol podgrzewa krew i wnętrzności, o j ak
cudownie j est bić po gębie i kopać w krocze. Więc siedzim y w podm iej skiej kolej ce, j est połowa
września, ale j uż j esiennie, ciem no, pada deszcz. Drzwi rozsuwaj ą się i zasuwaj ą nieodm iennie
co każdą stacj ę. Pociąg raczej pusty, o tej porze j eżdżą j uż puste pociągi. I przy pom ina m i się j ak
wracałem z Falenicy, kilka lat tem u, wtedy gdy Hipolit ożenił się z Agatą, by ła całkiem
przy j em na zabawa, Szam an odleciał seksualnie z j akąś chudą piegowatą dziewczy ną, która
m ogłaby by ć pedikiurzy stką z salonie piękności albo kasj erką w superm arkecie. Mały trzy m ał się
świetnie, j eszcze wtedy nie przy palał tak często j ak później , kiedy zaczął dodatkowo brać kwasy i
j akiekolwiek próby porozm awiania z nim stały się z góry skazane na totalną klęskę. Później
wy j echał do Anglii, by ł nawet uży teczny, kiedy poprosiłem go by został m oim posłańcem i
gdzieś w Kencie znalazł pewną kobietę i dał j ej w m oim im ieniu kwiaty. Nie wiem , kurwa, co
m nie podkusiło, nigdy nie daj ę kobietom kwiatów. Chwilowa niem oc.

background image

Chwilowa niem oc, powiedział Szam an, gdy uzm y słowiłem m u, że poprzedniego dnia

wieczorem powiedział przy świadkach, że chce ożenić się z Anną. Czy ktoś to sły szał?
Przy naj m niej dziesięć osób, powiedziałem zadowolony, m aj ąc nadziej ę, że Szam an zachowa się
po ry cersku i zaraz oświadczy się teatralnie i zrobi wesele, na który m będzie m ożna się dobrze
naj eść i napić. I co? Teraz j est na Krecie, idzie wzdłuż m orza, sięga po butelkę greckiego wina,
uj eżdża deskę windsurfingową, bierze dokładny pry sznic przed wieczorną eskapadą do dy skoteki,
dokładnie m y j e genitalia, wciera w siebie pachnidła, starannie czesze włosy, tury sty czny m
żelazkiem prasuj e j asne dżinsy, wciąga koszulkę polo, j eszcze raz wy szczerza do lustra białe zęby.

Bo ona m a w oczach j ebliki, powiedział Matka i rzeczy wiście wy glądało na to, że ktoś j ą

posunie tego wieczoru u Kudłatego na urodzinach. Grill dy m ił na wszy stkie strony, koszule
przesiąkały zapachem węgla drzewnego i alkohol buzował j ak trzeba. Kudłaty wkurwiony, bez
przerwy coś m u nie pasowało, to dlatego że nie przy j echali j ego nowi przy j aciele, agenci
ubezpieczeniowi, w krzy kliwy ch garniturach, z telefonam i kom órkowy m i, wy pom adowani,
bły szczący. To palanty, potrafią m ówić ty lko o pieniądzach, powiedział Szam an, który j uż ich
wcześniej widział. Ale Kudłaty się w nich zakochał. Zresztą on też j uż ty lko potrafi m ówić o
szm alu. No i o seksie. Ma nawalone w głowie na punkcie seksu.

Jeżeli upatrzy sobie j akąś kobietę - nawet się do niej nie zbliżaj . W każdy m razie tam ci nie

przy j echali. Kudłaty wkurwiony. A widzisz kom u m ożesz ufać? Jesteś na nas skazany Kudłaty.
Kudłaty kręci włosy. Kudłaty sfrustrowany. Powiedz, podobało ci się, m ówi do kolej nej kochanki.
Powiedz, że nikt ci tak nie dogodził j ak j a. Kudłaty z pieniędzm i, Kudłaty na wakacj ach, Kudłaty
w nocny m lokalu, trzy m aj ący rękę na kolanie play m ate, j akiej ś dziewczy ny m arca lub listopada,
która oczy wiście nie lubi cham stwa i obłudy, nade wszy stko ceni sobie uczciwość, szczerość. W
przy szłości chce się zaj ąć dziećm i specj alnej troski. Mężczy zna według niej nie m usi by ć
przy stoj ny ani bogaty, by leby by ł opiekuńczy. Właściwie m oże by nawet tchórzofretką albo
skalarem . No i oczy wiście powinien kochać poezj ę. Stachurę i Poświatowską.

Rok 1990 - Kudłaty siedzi w „Harendzie” przy tej sam ej kawie od trzech godzin, j ak to na

film ach, bez przekonania m iesza w filiżance ły żeczką wpatruj ąc się beznam iętnie w resztki
uży wki.

Ma przed sobą ostatniego papierosa. Nie m a pieniędzy na nową paczkę, benzy ny wy starczy

ty lko na doj azd do Sulej ówka.

Rok 1995 - Kudłaty Krezus. Kudłaty z pieniędzm i i papierosam i.

Kudłaty z planam i na przy szłość i kilkom a skom plikowany m i historiam i m iłosny m i, które

gm atwaj ą się j ak dżdżownice w m okrej ziem i.

Gdzieś pom iędzy rokiem 1990 a 1995 j edziem y z Matką i Kudłaty m sam ochodem do

Sulej ówka. Matka j est pij any, j a z ty łu z atrakcy j ną blondy nką, taką delikatną, perwersy j ną,
etery czną, kruchą j ak słone paluszki, boj ę się że m ógłby m j ą złam ać. Jak zwy kle gdy prowadzi
Matka j edziem y lewy m pasem , j est noc, drzewa wzdłuż drogi pochy laj ą się nad nam i robiąc

background image

groźne m iny, szy bko odczy niam y uroki, ta droga prowadzi w nieznane i przerażaj ące.

Wtulam y się w siebie, paląc dla dodania sobie pewności kolej ne papierosy. Gdzieś blisko j est

ostry zakręt i krawędź przepaści.

Nie zdąży m y wy ham ować.

Wreszcie wróciłem do tego m iasta, naprawdę tęskniłem za nim , chociaż Am sterdam na

pewno j est bardziej pociągaj ący, tu nie m a ty lu knaj p, ulice są nieprawdziwe, chociaż lepiej j est,
bo piwo podaj ą w kuflach a nie szklaneczkach 0.2 litra. W każdy m razie wróciłem , powiedziałem :
j ak dobrze by ć tu znowu, a wszy scy : dlaczego tam nie zostałeś, przecież nikt by cię nie znalazł,
m ógłby ś tam , spokoj nie ży ć do końca ży cia. Nie palę trawy, odpowiedziałem . I gdy j uż się
przy zwy czaiłem że znów tu j estem , wpadłem na pom y sł, który przedstawiłem Runiowi, że m ożna
by poj echać do Kielc na targi uzbroj enia, nowe czołgi, transportery, wy rzutnie rakietowe. To j est
coś, co zrównoważy we m nie arty stowskie spoj rzenie na świat, zdecy dowałem . W końcu nie
poj echaliśm y, za to Runio poży czy ł m i klucze do swoj ego m ieszkania bo wy j eżdżał na trzy dni do
rodziny. Piękna kawalerka na Krochm alnej , wy m arzona na schadzki, czy sto, przy tulnie wręcz,
wnęka z m ateracem specj alnie do m iłości. Więc Runio podał m i rękę, poj echał na dworzec
autobusowy, a j a ruszy łem w m iasto.

Kobiety, które wcześniej obiecy wały m i perwersy j ne rozkosze nie odbierały telefonów, w

pubach nie by ło nikogo. Następnego dnia na j akiej ś im prezie chodziłem od dziewczy ny do
dziewczy ny oferuj ąc swoj e usługi. Mówiłem , m oże by śm y poj echali do m nie.

Żadnego ściem niania, wszy stko j asne. Chy ba żartuj esz, m ówiły niezm iennie, a j a szedłem

do następnej . Jedna się wahała, wreszcie postanowiła dać m i swój telefon, tak naprawdę to
oszalała na m oim punkcie, wierzcie m i, bo by ła hungary stką, a j a pierwszy m człowiekiem
j akiego spotkała m ówiący m po węgiersku.

Ale porwały j ą zazdrosne koleżanki. I wtedy też zginął klucz od drzwi na klatkę schodową, za

szy bą stali podróżnicy, którzy właśnie wrócili z wy prawy do sklepu nocnego, w rękach m ieli
butelki wódki, wy glądali j ak wielkie tłuste ry by w akwarium , welony i pielęgnice, bezgłośnie
poruszaj ące ustam i, ktoś usiłował otworzy ć swoim kluczem , j akiś oglądacz kry m inałów grzebał w
zam ku spinką od włosów. Trzeba wy bić szy bę, zaproponowałem ale nikt m nie nie posłuchał.

W niedzielę rano zadzwoniłem do Beaty, przez chwilę się wahałem , wiecie, j ak to j est,

wy stukuj e się num er telefonu i zaraz potem odkłada słuchawkę. Ale w końcu się przem ogłem .

Dzisiaj nie m ogę, powiedziała, m uszę uczy ć się o sam orządzie tery torialny m . Kurwa,

sam orząd tery torialny, j a zwariuj ę, nie, j a j uż zwariowałem . Mogła powiedzieć: nie chcę się z
tobą dzisiaj pieprzy ć, albo: rozm y śliłam się, nie m am ochoty się z tobą pieprzy ć. A ona m ówi:
sam orząd tery torialny. Polity ka wkracza w nasze ży cie i nie pozwala o sobie zapom nieć.

I ktoś nagle m ówi, chy ba Maciek, rozm awialiśm y o tobie, piliśm y herbatę z Dorotą i

background image

Runiem , by ło ciepło, otwarty balkon, szkoda, że m am y taki m ały balkon, uwielbiam Anglików za
to, że potrafią wy ciągnąć z kredensu dwustuletnią porcelanę i trzy stuletnie sztućce, usiąść w
wiklinowy ch fotelach, zj eść podwieczorek i wy pić po kieliszku sherry. Więc doszliśm y do
wspólnego wniosku, że j esteś bardzo inteligentny m facetem . A nie wy glądasz. I wtedy
uśm iecham się, bo co m am robić, kiedy j akaś znaj om a stanęła osłupiała, gdy zobaczy ła m nie w
księgarni j ak nerwowy m wzrokiem liżę bły szczące okładki książek, wertuj ę j e, kartkuj ę, uważnie
czy tam stopki redakcy j ne, przeskakuj ę z posłowia na spis treści.

I co tu robisz, zdziwienie, m ałpa w kąpieli, ciężkie buty, długie włosy, prostak, a tu księgarnia.

Więc nie wy glądasz, m ówi Maciek. Wiem , wiem , to sam o m ówił Runio. Tak j akby wszy scy
wy glądali j ak należy. W każdy m razie na pewno nie wy glądał j ak należy Dżaba gdy w pokoj u
748 usiłował przy dusić ogrom nego grubasa, wisiał na nim j ak bom bka na choince, w końcu Runio
dał grubem u w głowę butelką po piwie „Królewskie”. Nie wy glądał więc j ak należy w porwanej ,
zakrwawionej koszuli, z potargany m i włosam i, m usiał wy glądać żałośnie, bo nawet Ania na
m om ent przestała m ówić o swoj ej pracy, przy stoj ny m szefie i służbowy ch podróżach a nawet
zaproponowała m u, że odwiezie go do dom u taksówką. Ale na niego działał j eszcze legendarny
haszy sz bitwy.

Spoj rzał ty lko na j ej kolana, gdy siadała w taksówce j ak w pierwszej ławce w kościele, nogi

złączone, m iss aseksualizm u, wracam do Runia m uszę się nim zaopiekować, powiedział. Taksówka
poj echała gdzieś w przerażaj ącą m głę a on rozpoczął galopadę po długim kory tarzu, m iędzy 712
a 748, w końcu wy szedł na ulicę.

Nocny chłód, bezludność na każdy m kroku. Pół godziny na przy stanku, wreszcie podj eżdża

autobus nocny, sen. Jak zawsze budzi się na pętli, kierowca szturcha go w ram ię, m ógłby j eszcze
m rugać okiem . Wy siada, chwiej e się. Jest m ary narzem , który od sześciu m iesięcy po raz
pierwszy zszedł na ląd. Wy ty cza azy m ut, wy m ierza krok. Nie doj dzie. Całe szczęście na j ego
drodze czołg.

T - 55, stary m odel, ale co robić. W nim spędzi resztę nocy.

Niewy godnie, wszędzie j akieś rury, pokrętła, waj chy, m ożna ty lko siedzieć, ewentualnie

półleżeć w brudzie, lepiący m się, trudny m do usunięcia z ubrania sm arze, trudno spać, ale
przecież trzeba spróbować, na zewnątrz deszcze niespokoj ne, potargany sad, niedługo zaświta, a
m y na tej woj nie bez przerwy, krótki nerwowy sen, poranne zim no i faza przej ściowa m iędzy
pij aństwem a kacem wy ry waj ą z m iej sca radiooperatora, wy chy la się przez właz, j est
zdoby wcą tego m iasta. Patrzy pogardliwy m wzrokiem zwy cięzcy, patrzy przestraszony m
wzrokiem zwy cięzcy, który wie, że przegrał, tego kraj u nie da się ucy wilizować, wielka kultura się
go nie im a, tutaj ciągle wierzą w gusła i zabobony, zawsze będą w nie wierzy ć, nawet z
chrześcij aństwa zrobili histery czne pogaństwo, kurwa, co za m iej sce, no ale j ak woj na to woj na.

Kom puterowa sy m ulacj a, dochodzim y do wniosku z Runiem . To naj lepszy pom y sł na

współczesne woj ny. Zwy cięstwo techniki i zdrowego rozsądku. Silicon Graphics. Można wy godnie
rozparty m w am orty zowany m fotelu, przy dźwiękach kosm icznej m uzy ki, popij aj ąc koktaj l

background image

witam inowy, wodzić m y szą po polu bitwy. Woj ny w rzeczy wistości wirtualnej . To odprężaj ące
j ak orgazm .

Kudłaty siedzi przy biurku w seledy nowej m ary narce i gra na kom puterze. Kończy m i się

am unicj a, m ówi, j eżdżąc m y szą po cały m blacie. Poprawia okulary, zapala kolej nego papierosa,
nalewa do szklanki wody m ineralnej , patrzy na zegarek. Zobacz czy to nie czarny m ercedes,
m ówi do m nie, więc wstaj ę posłusznie i patrzę przez żaluzj e na parking, tak, rzeczy wiście, to
czarny m ercedes, odpowiadam , patrząc j ak z sam ochodu, który właśnie przy j echał wy siada
gruby trzy dziestoparolatek z dwudziestoletnią na oko dziewczy ną. Skąd wiedziałeś, przy m ilam się i
m izdrzę bo chcę poży czy ć od Kudłatego pieniądze, a wy gląda na to, że j estem niewy płacalny,
więc m uszę się przy m ilać. Kudłaty się puszy, nady m a, gm era w portfelu, wy ciąga dwa banknoty
o naj wy ższy m nom inale, wy ciąga j e do m nie, cofa, kilka razy powtarza tę czy nność. A m oże ci
nie poży czę? drażni się ze m ną, a j a się płaszczę, choć zaczy na m nie to denerwować, dawaj kasę,
m ówię poiry towany. W końcu udaj e m i się wy rwać te banknoty i j uż widzę, że Kudłaty żałuj e że
m i j e poży czy ł. Przecież ci oddam , m ówię i wiem , że będę m usiał poży czy ć od Grześka, żeby
spłacić Kudłatego. Dwa dni wcześniej , j ednego z ty ch wieczorów, które spędzam przy biurku
popij aj ąc herbatę z m alwy, pogry zaj ąc słody cze, rozm awiam przez telefon z Grześkiem ,
um awiam y się na im prezę u dem oniczny ch sióstr Sm erfetek, Grzesiek proponuj e j eszcze j edną
zabawę, będzie dużo spolegliwy ch kobiet, zachęca.

Kudłaty dzwoni do kobiet nocam i i proponuj e im wy uzdany seks, j est wulgarny, kiedy

indziej liry czny, bierze na m isia, j aki on j est naprawdę, py taj ą się m nie j ego niedoszłe kochanki.
W każdy m razie ani Kudłaty ani Grzesiek nie doj eżdżaj ą na im prezę u Sm erfetek, gdzie j a po
dwóch piwach j uż j estem pij any i na przem ian podry guj ąc nerwowo lub rozwalaj ąc się na
m iękkim m ateracu w m niej szy m pokoj u czekam aż coś się zdarzy. Ktoś proponuj e żeby
straszliwie się upić i urządzić zawody w rzy ganiu na ścianę. Propozy cj a zostaj e rozszerzona o
aspekt arty sty czny, każdy m a rzy gać obrazam i swoich ulubiony ch m alarzy. Po m nogości sałatek
zwy cięstwo m aj ą w kieszeni wielbiciele im presj onizm u, naj trudniej będzie tem u, kto zdecy duj e
się na Mondriana, będzie m usiał rzy gać kwadratam i. Poj awia się Miron, który opuści lokal
dopiero po dwóch dniach, m nie zaś uda się dy skretnie wkopać pod kanapę sałatkę z kurczaka.

Dobrze, m ożecie m i nie wierzy ć, sam nie bardzo m ogłem w to uwierzy ć, no bo czy to nie

zdum iewaj ący zbieg okoliczności, a m oże j akieś taj em ne m oce, że leżałem właśnie na łóżku
czy taj ąc książkę Dubrawki Ugresić „Forsowanie powieści - rzeki”, swoj ą drogą zupełny odj azd,
świetna zabawa a w dodatku piekielna inteligencj a, m agnetofon forsował Talking Heads, i akurat
bodaj że przy piosence „Once In A Lifetim e” przeczy tałem w tej książce na stronie 38 takie zdanie
i osłupiałem leżąc. Stałem się leżący m słupem , przewróconą kolum ną. Zdanie j est takie: Do j ego
uszu wlała się wezbrana fala dźwięków nowego przeboj u Talking Heads. Chy ba wiecie o co m i
chodzi? Zresztą zdarzy ło m i się to nie pierwszy raz. Kiedy ś będąc j eszcze m łodziakiem oglądałem
w tv sprawozdanie z j akiegoś m eczu tenisowego. Ale graj ą, co? powiedziałem do oj ca. Ale graj ą,
co? w sekundę później powiedział w telewizora do m nie i m oj ego oj ca sprawozdawca sportowy
Hopfer, który wy powiedziawszy to zdanie niedługo później um arł. Mój kolega ze studiów Lausz
napisał kiedy ś pracę roczną, co zdarzało m u się średnio co trzy lata.

background image

Poszedł z nią do szacownej pani profesor, która po przeczy taniu ty ch kilku stron papieru

podaniowego zm arła i została pochowana z wielką pom pą należną tak wielkiem u autory tetowi
naukowem u.

Druga, równie szacowna, autorka wielu prac z dziedziny j ęzy koznawstwa, gram aty ki

history cznej i ty m podobny ch rzeczy, naprawdę według m nie, od czasów Józefa
Wissarionowicza naj większy j ęzy koznawca, po przeczy taniu pracy Lausza spadła ze schodów i
złam ała sobie obie ręce w nadgarstkach. Tak zagipsowana, palcam i do zewnątrz zdąży ła m nie
j eszcze solidnie przem aglować z j ęzy ka Indian Hopi i kodu zero - j edy nkowego, j akby obie te
rzeczy nie by ły żałosny m i skam ielinam i analfabety cznej ludzkości. Teraz, kiedy m ój siedm ioletni
sąsiad piratuj e taśm owo program y graficzne, a i j a całkiem nieźle radzę sobie z niektóry m i
edy toram i. Ale j akaś klątwa zawsze j est. W końcu Lausz poszedł z tą pracą do trzeciej , ty m
razem m łodej i zdrowej pracownicy naukowej Uniwersy tetu. Ta j ednak wkrótce zaszła w ciążę.
Nie, nie z Lauszem , zresztą, kto wie. Okazuj e się, że m ój blok też j est nawiedzony. Jest rok 1975,
robotnik budowlany w średnim wieku, po spoży ciu dużej ilości alkoholu wchodzi do windy.
Niestety nie wie o ty m , że sam ej windy j eszcze nie m a, ponieważ wioząca j ą ciężarówka
wy j echała z bazy ty dzień tem u i do tej pory nie doj echała. Jest ty lko betonowy szy b. Zwłoki
robotnika zostaj ą odnalezione dopiero po kilku dniach, za to j ego duch wciąż odwiedza ten dom . Tu
m ieszkaj ą sam i wariaci, m ówi z przerażeniem Graży na. Vide ty, m ówi, i Kaczy. Jest j eszcze twój
m ąż, przy pom inam j ej . Moj a sąsiadka z parteru zawsze gdy j ą spoty kam na dole albo właśnie
wy chodzi do kościoła, albo z niego wraca. Ta, która m ieszka piętro wy żej , nie opuszcza swego
posterunku w oknie, skrupulatnie notuj ąc w swoim pożółkły m , zatłuszczony m zeszy cie kto, o której
i z kim wraca. Na ty m sam y m piętrze m ieszka pani Róża, która j est szefową bezwzględnego
kom itetu parkingowego. A twój m ąż nigdy wy j eżdżaj ąc z parkingu nie zam y ka bram y, wy ciągam
asa z rękawa.

Jeżeli pani Róża dowie się o ty m , Jasio dostanie zapewne ze dwadzieścia karny ch dy żurów,

snuj ę przy puszczenia. Pod rząd, oczy wiście. O Matko, pod rząd! Biorąc pod uwagę, że wreszcie
oddałem wam pieniądze, to ty m , razem m oj e j est na wierzchu.

Śm iej ę się złowieszczo. A wracaj ąc do wariatów, wraca do starego tem atu Graży na.

Światowy dzień chory ch psy chicznie. Wszy scy przegapiliście światowy dzień chory ch

psy chicznie! Tak j ak podniecacie się światowy m dniem walki z próchnicą, światowy m dniem bez
papierosa, światowy m dniem nam y słu nad ży ciem , dniem ekologii, wszechświatowy m dniem
walki o to, co w tej chwili m odne.

Dlaczego nie zwracacie uwagi na światowy dzień chory ch psy chicznie, dlaczego nie

delektuj ecie się nocą Księży ca zam iast dniem Ziem i.

Chy ba zwariowałeś Dziubas, m ówi Graży na.

Kurwa, spóźniłem się, powiedział Matka wciskaj ąc się w ławę Kościoła św. Anny na

Krakowskim Przedm ieściu. Rozum iesz, Kudłaty zadzwonił do m nie, że zepsuł m u się sam ochód,

background image

wziąłem więc taksówkę, żeby tu, kurwa, zdąży ć, a j ego j eszcze nie m a. Gdzie są Dziewule? Przy
ołtarzu. Zaczęło się j akieś piętnaście m inut tem u. Matka szeleści zawinięty m i w papier kwiatam i.
Wy glądaj ą j ak świeżo skradzione z cm entarza. Gdzie j est m ój brat? Stoi obok ciebie,
odpowiedziałem , m im o że nie by łem j ego bratem , odchy liłem się za to niebezpiecznie, żeby
Matka m ógł zobaczy ć brata, który trzy m ał przed sobą j ak chleb z solą wielkiego różowego słonia.
Na chuj ten słoń? py ta się Matka. To prezent ślubny, kurwa, uspokój się, trzeba m u tłum aczy ć j ak
dziecku. O kurwa, Matka j uż nie poznaj e swoj ego brata. Dżaba, co się tak rozglądasz, nudzisz się?
zapy tał się stoj ący z ty łu Hipolit.

Patrzę czy Kudłaty nie przy szedł, odpowiada Dżaba, którego głowa kręci się na wszy stkie

strony niczy m czołgowa wieży czka z szy bkostrzelny m działkiem . A j ak m iał kurwa przy j ść,
wtrącił się Matka, skoro pół godziny tem u do m nie dzwonił z Sulej ówka, a przecież taksówki nie
weźm ie. Zarabia piętnaście baniek a sępi na taksówkę. Dobrze przy naj m niej że ten ślub j est bez
m szy, bo by m tu zwariował, m ówi Dżaba, który m a za sobą świeże doświadczenia uczestniczenia
w brazy lij skim serialu ślubów z m szam i i kazaniam i ty pu m ałżeństwo j est j ak twierdza, którą
wszy scy zewsząd oblegaj ą, by się do niej wedrzeć i czy nić w niej spustoszenia i zna na pam ięć
kolej ność poj awiania się cy tatów biblij ny ch i nawet zaczął j uż na głos powtarzać gdy by m nie
m iał m iłości, by łby m j ak ten cy m bał brzm iący, co, chy ba sam i przy znacie brzm i dosy ć
idioty cznie, więc Dżaba śm iej e się j ak krety n i trzeba go uspokaj ać, ci którzy go nie znaj ą patrzą
się podej rzliwie i zarazem współczuj ąco, no bo wiecie, w wielu rodzinach zdarza się
niedorozwinięty, a ślub rzecz święta i fam ilij na zarazem , więc trzeba przy prowadzić im becy la. I
Dżaba coś tam m am rocze pod nosem , m oże kolej ne cy taty, a przed ołtarzem , nikt tego nie widzi,
rozgry wa się m onachom achia i otwieraj ą się piekielne wrota. Poplątane j ęzy ki ludzkości, j ej
poplątane um y sły. Magia niezrozum iałego zawsze intry guj e. Kiedy ś Dżaba i Lewy chodzili po
m ieście m ówiąc głośno i prowokacy j nie po łacinie, żeby zaim ponować kom u się da. Ci, którzy
nawet nie pam iętaj ą pierwszej deklinacj i (nie, nie, przepraszam , obudzeni w środku nocy
wy m ienią j akieś końcówki, m oże nawet prawidłowo odm ienią rosa, rosae ale j uż na pewno
popieprzą im się im iesłowy ), więc ci koneserzy łacińskich sentencj i ty pu scriptori pro penna,
dabitur ei pulchra puella, które wy pisuj ą w kalendarzach m iędzy I am Antichrist, I am Anarchist
stoj ą na przy stanku i m ówią Galia est om nis divisa (Lewy ) a Dżaba na to in partes tres i tak dalej ,
a w kawiarni nostra Galli apelantur i j eszcze pewnie kilka wierszy ków. I kiedy ś tam za granicą,
gdy py taj ą się ich, to u was uczą w szkołach łaciny, Lewy odpowiada: no j asne i staroży tnej
greki, i tak się zapędza, że j akiej ś dziewczy nie m ówi protekcj onalnie: całkiem nieźle m ówisz po
angielsku, a ona: j estem z Manchesteru.

Manchester, Manchester, m agiczne m iej sce. Nigdy tam nie by łem , ale j eżeli wy m y śla się

tam TAKĄ m uzy kę, co coś w ty m j est.

Matka, j ak twoj e buty, ktoś się wtrącił, i to by ł chy ba Szam an, który stał rząd wcześniej , a

m oże Dżaba, który by ł tuż obok.

Może nie powinien by ł tego robić, Matka od razu zaczął m ówić o swoich butach - w prawy m

coś uwiera, kawałek twardej skóry wbij a się m iędzy palce, lewy j est wy koślawiony, kilka

background image

m iesięcy chodzenia w takich butach a zostanę kaleką na całe ży cie, więc będę m usiał j e oddać, a
szkoda, bo takich drugich nigdzie nie dostanę, ten m odel został specj alnie sprowadzony z Włoch,
kupiłem go w m ały m sklepie, gdzie m aj ą ty lko unikatowe obuwie, specj alnie sprowadzaj ą
poj edy ncze pary, i dlatego przez kilka dni się zastanawiałem , czy oddać j e, czy j ednak m ęczy ć
się i w nich chodzić, no bo takich drugich nikt w ty m m ieście nie m a, Kudłaty oszalałby z
zazdrości, te j ego raciczki są śm iechu warte. Albo te buty Matki, takie j akby woj skowe, wszy scy
m y śleli, że Matka kupił j e na giełdzie staroci, albo od j akiegoś żołnierza za wódkę, tak j ak kiedy ś
m ożna by ło kupić od żołnierzy całe um undurowanie za gorzałę, a rum uny kupowało się w
zaj ezdniach autobusowy ch, bo dawano j e pracownikom kom unikacj i j ako obuwie służbowe. I
okazuj e się, że to wcale nie tak, te buty kosztowały trzy i pół bańki, oburza się Matka, Bata albo coś
w ty m sty lu. Niepowtarzalne j ak sam Matka. Może by śm y na chwilę skupili się na ślubie, ktoś
m ówi. Dobra, dobra, słucham y przy sięgi m ałżeńskiej - i że cię nie dopuszczę aż do śm ierci - po
chuj im to wszy stko, ktoś się zastanawia wiercąc się nerwowo, wszy scy są zniecierpliwieni, co
chwilę trzeba na przem ian wstawać i klękać, m odlić się lub m ilczeć, łatwiej ty lko się pochy lać lub
prostować. Neobarokowe m alowidła, niewy raźne witraże z przewagą błękitów, ksiądz ściska ręce
Dziewulom , zapewne nie m ogą się j uż doczekać pierwszego poślubnego j ointa, trzeba szy bko się
stąd wy dostać, żeby stanąć na początku kolej ki, która posuwaj ąc się wśród pom rukiwań i
półuśm iechów dźwigać będzie kwiaty, m isie, pocałunki i braterskie poklepy wania po ram ieniu.
Mistrz cerem onii z torbą ry żu, tutaj , tutaj , bierzcie, pełny m i garściam i. Chodźm y na piwo, m ówi
Hipolit poprawiaj ąc krawat i wy równuj ąc płaszcz. W kawiarni sięgam y wreszcie po papierosy, z
nam aszczeniem , kręcąc j e w palcach, patrząc uważnie na filtry, j akby tam by ły zapisane taj ne
instrukcj e, opieraj ąc łokcie o blat stolika. Jak się czuj esz Bam bisiu, Hipolit py ta się żony. Za kilka
m iesięcy awansuj e na stanowisko wicedy rektora departam entu. Dwa dni później zadzwoni do
m nie Matka by powiedzieć, że awans się dokonał i teraz pensj a Hipolita będzie wy nosić
trzy dzieści baniek. Będę wtedy tonął w długach, a chuda krótko obcięta trzy dziestokilkuletnia
kobieta w szaro - stalowy m m undurku powie m i z grzeczny m chłodem , że m oj e konto właśnie
zostało zablokowane i nie da się zrealizować j uż żadnego czeku. Odpada przy naj m niej problem
wakacj i.

Proponowali m i przej ście do ich departam entu, m ówi Grzesiek, który po raz kolej ny stara

się dostać na aplikacj ę radcowską.

Przy naj m niej będziesz m iał kasę, m ówię. Musim y się spotkać.

Oczy wiście, oczy wiście. Może w przy szły m ty godniu. Może, m oże.

Morze, m orze.

I ten ślub zniknął gdzieś w m rokach dziej ów, na weselu w knaj pie na sam y m początku

zabawy, która wierzcie m i, wcale nie by ła szalona, j eśli was tam nie by ło nie m acie czego
żałować, zaj ęliśm y osobne pom ieszczenie, gdzie obstawiliśm y się butelkam i z winem , szklankam i
piwa i kilkom a licealistkam i. Nad nam i dostoj nie acz niebezpiecznie koły sząc się kręcił się wielki
wenty lator, dy m z papierosów unosił się ku niem u wolno i nieodwołalnie. I właściwie to nic się

background image

nie stało, ktoś z kim ś się potem przespał (swoj ą drogą trochę żenuj ąca historia, nie m a co j ej
opowiadać) i nic się nie zm ieniło. Podobno Zaj ąc m iała j akieś kłopoty ze zdrowiem , powiadaj ą że
za dużo dragów, ale to nic pewnego. I pewnie będziem y j uż tak przechodzić do porządku
dziennego z ty m i kolej ny m i weselam i i pogrzebam i. Coraz m niej nas śm ieszy, tracim y poczucie
hum oru, to co kiedy ś bawiło teraz denerwuj e.

W cały m sam ochodzie by ło napalone haszy szem , do tego j eszcze chodziła butelka rum u,

Jezu, powietrza, pom y ślałem , j ak tak dalej pój dzie, to zanim doj edziem y do Zielonej Góry będę
upalony j ak Marley, a tutaj Muniek z Jankiem um awiaj ą się, że następną fifkę odpalą za
piętnaście kilom etrów. W każdy m razie j akoś doj eżdżam y, ruszam y w m iasto, j ak kowboj e przed
strzelaniną w corallu O.K. idziem y przez śródm iej ski deptak, m ocno stawiam y stopy, szeroko
ram iona i ty lko co j akiś czas pisk, O Jezu, patrz, to przecież Muniek. Wieczór zbliża się
nieubłaganie, siedzim y w hinduskiej restauracj i, kelnerka w niebieskiej sari i z czerwoną kropką na
środku czoła, j akby ktoś przed chwilą strzelił j ej z karabinu strzelca wy borowego idealnie w sam
środek, zaraz powinna paść m artwa. Janek spogląda nieufnie w kartę dań. Jednak dzisiaj będzie
j adł. Raz w ty godniu robi sobie całodobową głodówkę dla oczy szczenia organizm u ze zły ch m ocy.

Dzięki tem u potrafi uwalić się totalnie dwom a browaram i.

Zazwy czaj głoduj e w poniedziałki. Dzisiaj nie j est poniedziałek.

Młoda pisarka m ówi w telewizj i, że robi sobie pięciodniowe głodówki. Co na to głoduj ąca

Afry ka?

Na ty m świecie nic się nie zm ienia, wszy scy m orduj ą, znów herbatę przy niosą przed

daniem główny m . To sam o będzie następnego dnia w knaj pie chińskiej w Poznaniu, kiedy Pawik
powie: j a stawiam , m ożecie się naj eść za 200 ty sięcy i poj awi się dy lem at, czy wy brać zupę
aksam itną, czy tę z grzy bam i, a j akiego kurczaka, czy raczej tego na ostro, czy też bardziej
delikatnego. Polecam tego z orzecham i i papry ką, m ówi delikatny j ak zupa aksam itna kelner.
Pewnie pedał, poj awia się dom y sł. W Zielonej Górze trafiliśm y do pedalskiej knaj py. Gdzie
m ieszkacie? zapy tał się nas dwum etrowy cherubin w czerwonej koszuli, m y ślę że m ógłby na sto
m etrów rzucać podkładam i kolej owy m i, nie chciałby m by ć utulony w j ego ram ionach. W
hotelu, powiedziałem , a on, co wy, tutaj postukał się palcem w czoło, zgadnij cie który m , m ożecie
się przespać u m nie. Spadam y stąd Kloss, powiedział Muniek, by ł j uż naprawdę nieźle nawalony,
m nie piwo nie m ieściło się j uż w brzuchu, czułem się j akby zerżnęło m nie dziesięciu takich j ak ten
w czerwonej koszuli. To by ło j uż po koncercie w Bibliotece Woj ewódzkiej , na który m trzeba by ło
odciąć Pawika od prądu, bo chciał dalej grać (j edy ną osobą, która potrafiła grać by ł Grabaż).
Znam ty lko trzy chwy ty, powiedział Pawik, to prawda, m ożecie przeczy tać w „Rewelaj i” że zna
pięć, ale to nieprawda, naprawdę zna ty lko trzy. Dał tem u dowód na koncercie Niespodzianki, gdy
grał j ako support, a właściwie przery wnik dla Muńka. Londy n 1977, punk rock w czy stej
pierwotnej postaci. Pawik solo ty lko z gitarą, coś w rodzaj u Billy Bragga ale, hm , bardziej
bezkom prom isowy arty sty cznie. W pewny m m om encie Muniek wszedł za bębny i paru gości
pod sceną nawet ruszy ło w pogo. Niespodzianka m iała przy gotowane pięćdziesiąt num erów,

background image

zagrali m oże trzy dzieści, bo publiczność się zm ęczy ła, ale wierzcie m i, takiego zestawu żelaznej
klasy ki nigdy nie sły szeliście. By ł „Passenger” bo by ć m usiał, i by ła „Gloria” i Clash i Green Day
i nawet T.Rex nie wspom inaj ąc o rockowy m coverze Marka Grechuty. I to j est właśnie
postm odernizm , kochani. Oczy wiście wśród publiki by ło dużo piękny ch kobiet, m oże groupies,
choć kto wie. I bram karze wy rzucili z klubu sły nnego Konnaka, który odlewał się do um y walki,
niektórzy z nich chcieli go nawet napierdolić, choć w odwecie powinni m u się zlać do środka. Tak,
tak, m oi drodzy, tak nisko właśnie upadaj ą telewizy j ni idole.

W każdy m razie wtedy w Bibliotece Woj ewódzkiej wszy scy by li uj arani haszem , nawaleni

rum em , żuram i, browarem , cała widownia nadawała się do bakutilu, na sam ej górze siedział
Podsiadło z m ikrofonem i nagry wał dla Radia Opole. No i później , gdy udało się zciągnąć Pawika
ze sceny poszliśm y w m iasto, i znów panienki się obracały za Muńkiem , powiedziałem , Jezu stary,
wy rwij m y j akieś dupy bo zwariuj ę, patrz tam ta j est podobna do Dużej Doroty, nie chciałby ś się
przespać z taką m ałą repliką Dużej Doroty ? I Zy gm unt się oblizał, ale chodziło m u ty lko o to, żeby
iść spać, a nie spać z j akaś panienką. I naprawdę by łem bliski obłędu, w nocy śniła m i się siostra
Tom ka, z zawodu harfiarka, sm ukła, wy soka, długie, cienkie palce m uskaj ące struny. I śniłem o
niej całą noc, a piętro niżej , w pokoj u 126 Pawik z Grabażem pili gin , Janek z Muńkiem palili
haszy sz, a obok, w 127 śm ierdziało stary m i wy m iocinam i. Portierka przy szła, powąchała i
powiedziała - tutaj m ieszkała taka j edna pani i j ej to wcale nie przeszkadzało. I m nie nagle zaczęło
przeszkadzać wszy stko, cały świat, ba, cały wszechświat, poczułem się taki straszliwie stłam szony,
w za m ały m ubranku, w piękny m m ieście Zielona Góra, to naprawdę j est piękne m iasto, i tak się
w sobie zagubiłem , że nawet nie poszedłem na kurczaka z rożna, na którego m iałem ogrom ną
ochotę. I gdy wracaliśm y, Muniek powiedział, żeby m poprowadził od Poznania, albo Konina, i
chciałem prowadzić, ale wy szło na j aw, że nie m am przy sobie prawa j azdy. I nigdy więcej j uż
nie śniła m i się siostra Tom ka, i gdy j ą spotkałem to zaprosiła m nie na swój ślub. Podej rzewam że
j uż nigdy m i się nie przy śni.

Przy dałoby się poj echać do Zielonej Góry na j akąś im prezę literacką, m arzy Pawik w

tram waj u ze śródm ieścia na Żoliborz, gdy j edziem y do Muńka przesłuchać sobie
przedprem ierowo ostatnią pły tę Blur. Można by pój ść do hinduskiej knaj py, a potem
porozm awiać z Brunem o sztuce. Jakby naprawdę nie by ło nic lepszego do roboty. W pizzerii
gdzie spoży wam y ostatni posiłek przy czepia się j akiś kom pociarz, oferuj ąc analogi po okazy j ny ch
cenach. Pewnie zachęca go to, że na stole leży bułgarska edy cj a pły ty Beatlesów, którą Pawik
kupił właśnie za j akieś niedorzecznie m ałe pieniądze. Po co ci to, py tam się, przecież m asz
zepsuty patefon. Led Zeppelin, Deep Purple, King Crim son, Black Sabbath, wy licza kom pociarz.
Nie, nie, m ówi Pawik, interesuj e m nie zupełnie inny klim at - Clash, Buzzckoks, Sex Pistols, The
Jam , koniecznie The Jam . No i j eszcze wszy stko co związane z New Brits. Angolska m uzy ka,
dodaj ę, a z ty ch stary ch j eszcze Vibrators i Stiff Little Fingers. Daj m i adres, to ci przy ślę spis
pły t, m ówi kom pociarz, i Pawik daj e m u swój adres.

Kurwa, po co j a m u dałem m ój adres, m ówi po wy j ściu z pizzeri (pizza taka sobie - trochę

rozlazła, szczególnie ta z tuńczy kiem , tropikalna o ty le o ile). Może to nie kom pociarz,
zastanawiam się. Kom pociarze nie palą Marlboro i nie j adaj ą w pizzeriach. Może to początkuj ący

background image

kom pociarz, m a j eszcze kasę, dom y śla się Pawik. Kom pociarz - burżuj . Zdraj ca klasy
kom pociarskiej . Odszczepieniec. Kom pociarz - wty ka. Sprzedaj e pły ty, żeby zarobić na dragi i
pizzę. To niesam owite. Ma nie ty lko kasę, ale i klasę.

I wtedy lubię wsiadać w 172 i j echać na Górny Mokotów, wy siadać przy skrzy żowaniu

Ody ńca i Niepodległości, wchodzić w ogródki działkowe, które poznawałem kiedy ś, by ły lata 70. i
wszy stkie autobusy wy dawały się piękne i bły szczące, przy Dąbrowskiego by ła nawet pętla
autobusowa, to j akby koniec świata, w ciągu handlowy m po prawej stronie w kierunku
Niepodległości by ła księgarnia, sklep papierniczy, dalej cukiernia, a w niej pączki, serniki, szarlotki
i nagle rozpościerało się sam o centrum m oj ego świata. O j akiż ogrom ny szklany pawilon z
m onstrualny m wręcz napisem „Witam ina” a w nim góry zieleniny, kłącza warzy w, kiście
winogron, hałdy cy trusowe, stosy j abłek, ekspedientki w śm ieszny ch czapeczkach, właściwe
plastikowy ch koronach, królowe kartofli, buraków, porów, selerów. Naprzeciw „Witam iny ” -
„Delikatesy ” a w nich urządzenie do podświetlania j aj ek, do tej pory nie wiem czem u m iało
służy ć to podświetlanie, i ogrom ny m ły n do kawy, w który m królowały dwa przepiękne dźwięki:
na przem ian gruchot wsy py wany ch ziaren i szurgot m ielenia. Nad „Witam iną”, kładąc się
cieniem na „Delikatesy ”, wzrastał j ak kam ień polodowcowy, ciężki aż do absurdu szary sześcian
klubu garnizonowego, a w nim kanty na, gdzie szturm owano bar i rozbij ano w puch wrogie arm ie
śledzi w śm ietanie, befszty ków tatarskich i koreczków. Po drugiej stronie Niepodległości, która
by ła nieprzeby tą otchłanią, później j ą zam knęli i pod j ej delikatną skórą zaczęli drąży ć j ak
bakterie strasznej choroby pożeraj ący kom órki tunel m etra, by ł inny ląd. Za tą Am azonką
zaczy nały się białe i w kolorze kości słoniowej wille. Ukry te w m askuj ącej zieleni iglasty ch drzew
i ży wopłotów albo bezczelnie wy stawiaj ące się na widok przechodniów. Proste sześciany i
skom plikowane bry ły, balustrady i balkony, zdewastowane taj em nicze ruiny j ak w
południowoam ery kańskiej dżungli, eleganckie rezy dencj e py szniące się tom bakowy m i klam kam i
przy furtkach, dom y m iłości i nienawiści, m iej sca schadzek i taj ny ch zebrań. Jedna z pierwszy ch
to by ła willa Broniewskiego, zam ieniona na j ego m uzeum , gdzie nas ciągano, nieświadom y ch
niczego dziesięciolatków, pam iętam ciężkie m eble, obrazy, m oże świeczniki. Później sobie
wy obrażałem j ak z tej willi ucieka Hłasko, gdy pij any Broniewski dzwoni po taj niaków.

I m oj a szkoła. Wśród zieleni, zawsze przy j aźnie chłodna kam ieniem gdy na ulicy upał. I j ej

przepiękny wy bieg, tak, wy bieg, j ak dla koni, gdzie galopowaliśm y wy zwoleni z klas i ławek, w
gęstość krzaków, pod drzewam i, które wtedy by ły baobabam i rosnący m i z m inuty na m inutę.
Między nim i by ły taj em ne, wy deptane przez poprzedników, ścieżki. Mleko i kefir na dużej
przerwie, do wy boru. Portrety wielkich pisarzy i narodowy ch bohaterów w prosty ch ram ach na
szarożółty ch ścianach.

Paprotki na ciężkich parapetach, wy cięte z kartonu białe duże i niezgrabne litery, które

przy pięte do szarego lub czerwonego płótna układały się w abstrakcy j ne hasła. Gdy poznawałem
taj em nicę biblioteki. Cudowność szarego papieru i num ery katalogowe wy tatuowane na nim
czarny m flam astrem . Wielka sala gim nasty czna, w której m ogły by się pom ieścić całe arm ie tuż
przed wy ruszeniem na ostateczną rozgry wkę. Długi, długi kory tarz, na końcu którego widać by ło
światło.

background image

I m oj e liceum , niedaleko stąd. Gdy wraca czasam i w snach, zawsze są w nim kobiety, choć

przecież by ła to szkoła m ęska, a m y, j ej uczniowie o kobietach m arzy liśm y, j ak uczniowie
m ęskich szkół w dziewiętnastowieczny ch powieściach. Paląc nielegalne papierosy w zady m ionej
toalecie, j eden z nas stał przed drzwiam i patrząc czy nie idzie nauczy ciel, i gdy ten się zbliżał,
gasił szy bko światło. Konspiracj a. Wy cieczki klasowe, w który ch chodziło o to, żeby się
nielegalnie upić, ale pod okiem czuj nego nadzoru pedagogicznego, który stanowiły głównie stare
panny, j ak na j akiej ś pensj i. I chodziliśm y pij ani po parapetach trzy m aj ąc się piorunochronów
żeby nie spaść, chowaliśm y alkohole w niedostępne zakam arki, gdzie nikom u nie przy szłoby do
głowy ich szukać. I udawane spanie w pełny m ry nsztunku boj owy m , i nagłe pukanie do drzwi,
gdy trzeba by ło szy bko wy skakiwać przez okno i j ak zwy kle ktoś nie zdąży ł.

Powroty, zj azdy absolwentów. Spotkania stary ch kum pli, który ch nic j uż nie łączy. Tak

naprawdę m niej by liśm y ze sobą zży ci niż woj enni kam araden. Niech tak zostanie, choć trzeba
dać przecież szansę podświadom ości, stąd te nawiedzaj ące tę dziwną szkołę kobiety, hostessy
wręczaj ące prospekty w dniach zj azdu absolwentów. Tak, j estem absolwentem , czuj ę się lepszy,
pochodzę przecież z ty ch dobry ch roczników, kiedy j eszcze nie uczy ły się tam kobiety. Teraz
m iesza m i się zazdrość w stosunku do obecny ch uczniów z tą wy ższością. Szkoła j est większa, nie
wiadom o skąd wzięło się trzecie piętro, ogrom ne, dwupoziom owe, m nóstwo piękny ch dziewczy n.
Czuj ę się tu dziwnie, zarazem swoj sko i obco. Istniej e j ednak j akaś wspólnota ludzi, którzy chodzili
do tej sam ej szkoły, zwłaszcza tak niety powej . Ja j ą wy czuwam , choć m oże ty lko chcę
wy czuwać. Może to m oj a przy szłościowa wizj a tej szkoły, w której wzrastałem . Transform acj a
czasu, kiedy poznawałem sm ak zakazany ch uży wek, gdy paliłem ohy dne tanie papierosy w ty m
zasm rodzony m kiblu z niepokoj em czekaj ąc na sy gnał alarm owy o zbliżaj ący m się nauczy cielu,
piłem tanie wino po lekcj ach, zaczy nałem wreszcie poznawać sm ak kobiet. Po lekcj ach szło się do
parku lub j echało do któregoś z kum pli, którego rodzice późno wracali z pracy i tam odczy niało
uroki. Na coty godniowy ch apelach religij ny ch, na który ch wy głaszano często przerażaj ące wizj ą
wiecznego potępienia kazania, a czasam i pokazy wano przeźrocza z pielgrzy m ek do Jerozolim y, w
ostatnich rzędach gdzie siedziały starsze roczniki odby wało się zbiorowe oglądanie pism
pornograficzny ch. A potem wszy stko gdzieś znikało, rozm y wało się w j esienny ch m głach.

Mówi to wszy stko, przez chwilę się zam y śla, a potem odchodzi w kierunku zachodzącego

słońca. Napisy końcowe.

Dwie czarne plam y przed lewy m okiem , bracie, powiedział Matka.

Poszedłem do lekarki, a ta kurwa m i m ówi, że to się tak czasam i robi na starość. A j a m am

dwadzieścia siedem lat. Kapuj esz, bracie? 320 ty sięcy poszło się j ebać. Norm alnie, popierdolone
to wszy stko. Bo to się coś tam w gałce ocznej wy trąca i tak j uż zostaj e do końca ży cia. Jak
wy chodzę z psem na spacer, to m uszę zam y kać j edno oko, i tak chodzę z j edny m okiem
zam knięty m a drugim wy bałuszony m . Ale to ty lko przy świetle dzienny m . A j ak siedzę w pokoj u,
tak przy lam pie, wieczorem , to j uż raczej nie lataj ą. Może za dużo przy palałem ostatnio? Parę
razy żeśm y z Dziewulam i ostro przy j arali. No i tak bracie, kasy nie m a, chaty nie m a, pój dziesz
do „Hadesu”, j ak nawet wy j m iesz j akąś laskę, to kurwa, gdzie z nią pój dziesz? W zeszły m roku,

background image

j ak j eszcze m iałem klucze od m ieszkania na Bruna, to przy naj m niej by ła j asna sprawa i zawsze
m ożna by ło j akąś m ałolatę wy j ąć. A teraz nic z tego. Tak j ak ty brachu, ty to kapuj esz, nie tak j ak
Kudłaty, który przez godzinę m ógł z panną siedzieć nad j edną kawą i ty lko sobie kudły kręcił, a
później się dziwił, że go dupy olewaj ą.

Teraz to m a przy naj m niej kasę, właśnie dzisiaj rano poj echał w Alpy na narty, bracie, na

dziesięć dni, a Hipolit kupił sobie nowy wózek, Fiata Punto. Ty lko m y, kurwa, j ak dziady.

Trzy dziestka niedługo, a tu ani roboty, ani perspekty w, a j a na dodatek m am tu chorego psa i

skleroty czną babcię.

Jest wiosna, właśnie nadeszły kolej ne święta, za oknam i te sam e widoki, na stole te sam e

potrawy, od wtorku podobno m aj ą znów zacząć dzwonić telefony. I rzeczy wiście. Tak j ak w
przepowiedni.

Grzesiek dzwoni, m ówi, chy ba oszalałem na starość, kupiłem dwa gram y afgana i trochę

trawy, j ak m y ślisz, co powinienem zaproponować kobiecie, haszy sz czy m arihuanę, chy ba
haszy sz, prawda? Bo m arihuana j est ostra, drapie w gardle. Czy to prawda, że po takim
przy paleniu m ożna dostać niezłego odj azdu seksualnego? Już nie pam iętam , ostatnio paliłem
trawę gdy Tom ek em igrował do Anglii, pięć lat tem u. To by ło wtedy, gdy upalili się we trzech:
Kaczor, Dżaba i Tom ek, u Dżaby w dom u, w dodatku j eszcze się solidnie napili wódki, niezły
zestaw, Tom ek schodził po schodach na czworaka i to chy ba j eszcze w dodatku ty łem , Kaczor
odleciał zupełnie, chociaż chy ba też j akoś dotarł do dom u, Dżaba został sam , to wtedy m ało co
nie um arł, j akieś straszne rzeczy się z nim działy, j ak m i to opowiadali to aż sam się
przestraszy łem , do tego zdaj e się kolosalne wręcz stany lękowe, nie dziwota, j ak się m iesza trawę
z wódką, obie rzeczy w duży ch ilościach. Następnego dnia przy szedł do Dżaby Kaczor, żeby go
pilnować i w razie czego zadzwonić po karetkę, gdy by coś zaczęło się dziać. Daj spokój Kaczy,
powiedział wtedy Dżaba, j eżeli m nie dopadnie, to i tak pewnie nie zdążą przy j echać.

Kum ple przede wszy stkim , powiedział Kaczor i zaczął pilnować Dżaby. Oczy wiście

przy szedł j eszcze Tom ek i tak pilnowali go obaj . Żeby sobie um ilić dy żur wy j ęli coś z barku,
Dżaba odm ówił konsum pcj i, bo bał się panicznie nawrotu sensacj i z ciałem i duszą, ale chłopcy,
proszę bardzo. Tom ek wy szedł w środku nocy, ty m razem zdaj e się na własny ch nogach, Kaczor
zaś padł bez przy tom ności i ty lko zry wał co j akiś czas i biegł do łazienki wy m iotować. Chy ba
nawet się nie budził, m iał taki sam rozkład m ieszkania, więc m ógł biec z pokoj u do ubikacj i z
zam knięty m i oczam i. Ale j ak j uż wszy stko z siebie wy rzy gał to zasnął, coś tam m oże m ruczał w
sty lu „wy bacz, stary ”, Dżaba zastanawiał się czy nie wezwać dla niego karetki. Tom ek em igrował
do Anglii, więc ostatnim i podry gam i rom ansował j eszcze na kilka dni przed wy j azdem , to by ł taki
czas, kiedy wielu m y ślało o ty m , żeby tu wracać a on postanowił wy j echać. Zawsze chciał by ć
obcokraj owcem , zawsze więc by ł obcy w każdy m kraj u, w który m ży ł, tak j ak by ł obcy we
Włoszech m im o że koniecznie chciał by ć Włochem , by ł obcy w Polsce chcąc by ć tutaj
Anglikiem lub Włochem , a przy j aźnił się z pół Węgram i i pół Bułgarkam i, i z Iloną, która później
wy em igrowała do Szwaj carii, i kiedy j eszcze czasam i stam tąd przy j eżdżała, a w każdy m razie po

background image

takich przy j azdach odzy wała się do stary ch przy j aciół, m ówiła: co za koszm arnie nudny kraj .
Kinga wy em igrowała do Francj i i tam utrzy m y wała się z udzielania lekcj i tenisa, w końcu by ła w
Polsce j akąś m istrzy nią, j eżeli nie kraj u, to przy naj m niej tego m iasta. W 1988 gdy Dżaba z
Lewy m by li w Pary żu oczy wiście spoty kali się z nią, by ła wspaniałą przy j aciółką, ty lko tak
brzy dkie kobiety m ogą by ć takim i kum pelkam i. Więc spacery po wąskich ulicach, wino na
drewniany m m oście na Sekwanie, kradzież popielniczek w knaj pkach na Montm artrze, później
chłopaki poj echali zry wać winogrona, dwa ty godnie nieustaj ącego upalania się haszy szem i
upij ania m łody m winem . Napaleni haszem weterani 68, kom batanci uliczny ch walk, bohaterowie
bary kad, j eżdżący swy m i rozlatuj ący m i się Citroenam i 2CV i Renaultam i 4. Cudowni.

Wy taczaj ący z piwnicy dwie beczki - białego i czerwonego wina.

Haszy sz do woli. Dy skoteka z m ordobiciem . Kartony piwa, no lim its. Irlandzka wódka z

lodem . Dżaba i Lewy wy ciągaj ą lód ze szklanek i wy pij aj ą na raz. Szm er uznania. Wizy ta u
narkom anów - gaullistów m ieszkaj ący ch w piękny m , duży m i stary m drewniany m dom u na
odludziu. Spadzisty dach, weranda, coś w sty lu starego Witkiewicza, ty lko nie w Zakopcu ale w
południowej Francj i. Martwy wąż w wielkim słoj u z nalewką. Dżaba próbuj e.

Rozgrzewa w środku, uspokaj a. Nie palcie tutaj , m ówią narkom ani - gaulliści, gapiąc się

j ednocześnie w telewizor pokazuj ący program o zam achach OAS. Ty toń j est szkodliwy dla
zdrowia. Walą sobie w kanał. Przy naj m niej płuca zostaną czy ste.

Przed tą em igracj ą Tom ka to by ł rzeczy wiście niezły okres, pom ij aj ąc to ciągłe upalanie się

i pij aństwa u któregoś z nich, zazwy czaj u Tom ka, gdy w środku nocy dzwonili do panienek,
przy j edźcie dziewczy ny, j est m iło itd. Kiedy ś upalili się u Dantona, który chy ba j eszcze wtedy
nie m y ślał o em igracj i, choć przecież niedługo później wy j echał do Anglii. We czterech wy palili
chy ba kilka krzaków, bo gdy wsiedli do autobusu (to by ł 187, podróż z Ochoty na Dolny Mokotów
trwała chy ba dziesiątki godzin) ludzie patrzy li na nich z przerażeniem , Kaczorowi uciekły powieki,
gonił j e po cały m autobusie, Tom ek i Dżaba oczy wiście dostali śm iechawy. A zaczęło się to
wszy stko chy ba u Kingi na działce, trzy lata wcześniej . Dżaba siedział w dom u i czy tał
„Arcy dzieła francuskiego średniowiecza”, wpadli Kaczor z Tom kiem m ówiąc: wstawaj , pakuj się,
j edziem y na im prezę, weź śpiwór i coś do żarcia, sam ochód czeka. Fakty cznie, by ło nieźle, Dżaba
pobił wtedy swoisty rekord wy pij aj ąc trzy półlitrówki wódki i j edną krem u cy try nowego (swoj ą
drogą niezłe świństwo, słodkie aż do absurdu, zam ulaj ące i ciężkostrawne). Później wy ciągali go z
rzeki, wy glądało to groźnie, bo w ty m m iej scu Bug j est cholernie niebezpieczny, m nóstwo wirów,
Dżabę j uż zaczy nało wciągać, chy ba nawet nie m iał świadom ości że j est w rzece, raz wy ciągnęli
go za rękę, później gdy wpadł po raz drugi, w ostatniej chwili złapali j ego nogę, Bóg świadkiem ,
reszta też by ła kom pletnie pij ana, choć m oże bliżej rzeczy wistości niż Dżaba, później Tom ek i
Kaczor na zm ianę trzy m ali go pod pom pą, nie by ł w stanie nawet wej ść po schodach do dom ku.
Kogo wy m i tutaj przy wozicie, krzy czała na nich Kinga, a Ilona patrzy ła z politowaniem , choć w
ram ach m iłosierdzia dała m u swoj ą koszulkę, bo całe ubranie Dżaby by ło m okre, w piasku i
wodorostach. I później Dżaba spał przez 24 godziny, dokładnie pełną dobę, a w pokoj u obok
towarzy stwo oglądało film y soft - pornograficzne, z który ch j eden by ł kuriozalny bo opowiadał o

background image

zom bies szalej ący ch na j akiej ś wy spie, chy ba na Pacy fiku. Naprawdę, pornos z nieboszczy kam i,
chociaż sam e zom bies nie kopulowały, ty lko powstawały z ziem i i wy nurzały się z m orza a
m iłością zaj m owała się cała ekipa naukowa, która na rzeczoną wy spę przy pły nęła by badać
tam tej szy folklor. Niezły ten folklor, prawda? To się nazy wa połączenie Erosa z Tanathosem .
Śm ierć i m iłość. Bo śm ierć chroni od m iłości, a m iłość od śm ierci.

W tam ty ch czasach za dziesięć dolców m ożna by ło solidnie się nażreć i napić w Victorii,

wtedy chy ba naj bardziej szpanerskim hotelu w Warszawie, bo przecież nie by ło j eszcze wtedy
Mariotta a rem ont Bristolu trwał od przy naj m niej kilkunastu lat i nie by ło widać końca, tak, tak, to
by ł cudowny koniec lat 80, niektórzy przeczuwali że coś się tu zm ieni, ale ważniej sze by ły
im prezy w akadem ikach. Wtedy j eździliśm y j uż na Kica, zabawy zaczy nały się w piątki
wieczorem , niektórzy z nas wracali do dom ów w poniedziałki rano, a stam tąd po kąpieli i wreszcie
solidny m posiłku na uczelnię, ty lko po to, żeby przesiedzieć sześć godzin w „Szafocie”. Miało się
zdrowie, co? Zdaj e się, że nie by ło j eszcze wtedy sklepu na Kobielskiej i trzeba by ło posuwać na
Wiatraka, a tam zawsze m ożna by ło dostać w m ordę, niektórzy chodzili na m etę do Kaszlącego,
który podobno kilka lat później się powiesił. Może nie m ógł znieść konkurencj i całodobowy ch
sklepów z alkoholem , które nagle tak wspaniale wy kwitły, niczy m m agiczne kwiaty, ale niedługo
później okazało się że w nich też sprzedaj ą podrabianą wódkę, od której ludzie tracili wzrok i
rozum popadaj ąc w ciem ność i szaleństwo. Kiedy ś poszliśm y z Jasiem na m etę do hotelu
robotniczego, portierka m y ślała że j esteśm y z policj i, to wszy stko przez twarz Jasia, wy gląda na
przedstawiciela sy stem u totalitarnego, równie dobrze m ógłby grać SS - m anów w film ach o
obozach koncentracy j ny ch, j ak i oficerów SB, katuj ący ch anty kom unisty czny ch opozy cj onistów.

Niedaleko stam tąd by ła druga m eta, u Pięknej Ireny, ale nigdy tam nie dotarliśm y, m ożna

tam by ło zastawić zegarki, sztućce, anty ki, wszy stko, choć j a raczej nie m iewałem zegarków, bo
j eżeli j uż j akiś m i się trafił to go od razu prałem w pralce, razem z papierosam i, zapałkam i i
dokum entam i, bo j ak się brałem do wielkiego prania to do bębna wrzucałem wszy stko nie patrząc
czy coś j est w kieszeniach. U Kaczora siedzieliśm y w siedm iu, m oże ośm iu przy stole, oglądaj ąc
w telewizj i „Annę Kareninę”, i Kaczor, który zawsze lubił takie zagry wki zaproponował żeby śm y
niczy m carscy oficerowie na film ie wy pij ali po kieliszku i przechodzili pod stołem . Wiecie,
Kaczy j est upadły m szlachciurą, choć czasam i przy znaj e się, że pochodzi ze starego rodu
góralskiego, Kaczy - Gąsiennica, śm iechu warte, na ścianie w j ego dom u wiszą szable i ciupaga,
stąd to j ego rozdwoj enie, choć j est też tam bum erang, więc skąd twój ród Kaczy, chciałoby się
zapy tać, ale odpuszczam y sobie. Więc przechodziliśm y pod stołem , chodziło chy ba j ednak
głównie o to, żeby nikt nie m igał się od picia, wtedy nie m ożna by ło m ówić: nie chcę, nie m ogę.

Rzeczy wiście, spiliśm y się wszy scy okropnie, większość j akoś zapakowała się do sam ochodu

Szam ana, Dżaba też tam chciał wej ść, ale ręką zam iast obj ąć klam kę, to wsadził j ą do wlewu
benzy ny i tam m u się zaklinowała, gdy by ktoś nie by ł w m iarę przy tom ny, chy ba Oj ciec, który
wtedy j eszcze nie m iał wrzodów, to Szam an by poj echał ciągnąc za sobą Dżabę z j ego uwięzioną
ręką. Gdy j uż wszy scy poj echali, zostali ty lko Dżaba z Kaczorem , postanowili pój ść do Graży ny,
by ł późny wieczór, ale Graży na j eszcze nie spała, plotkowały o czy m ś z Sitkową, a tu, proszę,
goście, goście, nawaleni j ak nigdy. Kaczy chy ba się przewrócił w przedpokoj u, a m oże nie,

background image

Dżaba zobaczy ł pościelone łóżko m atki Graży ny, więc się tam władował, trzeba go by ło
wy ciągać za kończy ny, wiecie w pewny m m om encie senność j est górą. Chy ba trzy razy by li
stam tąd wy rzucani, ostatnim razem wy szli przez szy bę w drzwiach na klatkę, Kaczor przez
ty dzień nosił bandaże na rękach, no ale wtedy j eszcze nigdzie nie pracował, więc ręce nie by ły
m u specj alnie potrzebne. Kaczor dał się przekonać i poszedł do dom u, ale Dżaba by ł nieugięty,
wracał j ak m orowe powietrze, tak j ak kiedy ś wrócił niechcący do siebie do dom u, gdy balowali u
Tom ka, poszedł odprowadzić na przy stanej j akieś kobiety, co by o nim nie m ówić, zawsze by ł
akuratny wobec kobiet, i gdy wracał pom y liły m u się dom u, znacie te blokowce na wielkich
osiedlach, wszy stkie są takie sam e, więc Dżaba kom pletnie pij any wrócił przez pom y łkę zam iast
do Tom ka to do siebie, i m oże wszy stko by łoby dobrze, gdy by nie otworzy ła m u j ego własna
m atka. To się nazy wa m ieć pecha, pom y ślał wtedy Dżaba i padł bez przy tom ności w
przedpokoj u. To by ły czasy, chciałoby się powiedzieć. Każdy m a takie, na j akie sobie zasłuży ł,
m ożna ripostować. Zapy taj cie się ich, co o ty m sądzą. To by ła inna planeta, powiedzą, inny
wy m iar, zwy cięstwo nadrealności.

Kwintesencj a aproksy m acj i j est dom inantą esterabiliów, m ówi Tom ek. Jesteśm y

Fuckersam i, m ówi inny m razem , we Włoszech j est wszy stko inaczej , wy powiada się
autory taty wnie. Mam włoskie koszule do sprzedania, i papierosy przem y cane ze Stanów przez
Sardy nię, m am arabskie przy prawy i pachnidła, francuskie perfum y, angielski ty toń do faj ek,
hiszpańskie wino. Kości święty ch, uzdrawiaj ące balsam y i olej ki zapachowe. Mam też niezwy kłe
afrody zj aki po który ch dostąpicie kosm iczny ch orgazm ów. Wlewam y wino w pępki kobiet i
wy lizuj em y j e stam tąd z łapczy wą starannością. Siedzim y przy barku, odbieraj ąc właśnie
przy gotowane zim ne drinki. Tom ek j est teraz Anglikiem . Yeah.

Shit. Cool. Ma żonę Kathy. Kaśka - przedstawia się. To j est Polska, m ówi z ty powo angolskim

akcentem . Jest dwa razy starsza od Tom ka. Co to za gówno, m ówi na j akiej ś im prezie. Nie m acie
Nirvany, albo Metalliki? Sprzedawał paski na Cam den, m ówi o Tom ku j ego m atka, gdy
zażenowani z Kaczorem siedzim y u niej w dom u czekaj ąc na telefon od Tom ka. Poj ebało go,
m ówię j a albo on. Zawsze chciał by ć obcokraj owcem , dodaj e Kaczy, albo j a.

Kiedy nas odwiedzisz w Londy nie, py ta się Tom ek, to j est m ój nowy adres, m oże by ś wpadł

za j akiś czas. Jasne, m ówię, to by łoby m iłe, nigdy nie by łem w Londy nie. Widziałeś się z
Andrzej em , py ta się, j akby naprawdę nie m iał j uż żadny ch pom y słów na podtrzy m anie
konwersacj i. Czasam i. Nie przeszkadza m u, że j ego żonę poznali dokładnie wszy scy j ego kum ple?
OD ŚRODKA! Nie wiem , m oże go to podnieca, chuj wie. Przez rok Tom ek i Kathy siedzieli w
RPA, akurat Mandela został prezy dentem .

Waluś zabił Chrisa Haniego, więc zastanawialiśm y się z Kaczy m , czy nie zlinczuj ą tam

Tom ka, ale na kartce (Johannesburg by night) przy znał się, że m ieszka w j akim ś superstrzeżony m
osiedlu „ty lko dla biały ch” - druty kolczaste, psy, strażnicy, kam ery. No tak, dobrowolny
koncentrak. Biali bialim zgotowali ten los. Mieli tam robić interesy. Nie, nie, oczy wiście, że nie
diam enty, ani nic poważnego. Chodziło chy ba o j akąś fabry kę ubrań, czy inne badziewie. Tom ek
przy słał m i list. Kochana Babciu! Sy tuacj a układa się pom y ślnie. Udało nam się zdoby ć poży czkę

background image

z banku na zakup dom u, a ponieważ ocenia się tutaj , że do końca tego roku ceny nieruchom ości
wzrosną o około 20%, m y ślę, że warto skorzy stać z tej poży czki. Powinna nam wy starczy ć na
kupno dom u, oraz dwóch j ednosy pialniowy ch m ieszkań, które po wy naj ęcie powinny spłacać tę
poży czkę.

Ponadto nawiązaliśm y współpracę z pewną am ery kańską firm ą. Jutro wy ślem y im próbki

swetrów, które wy konała dla nas ręcznie dziewczy na (o im ieniu Beauty ) pom agaj ąca nam w
dom u. Zdaj e się, że Babcia dostała list w sty lu: Cześć Stary ! Chuj owo tu j est j ak drut. Żadnej
pracy, ani perspekty w. Trzeba stąd spierdalać, chociaż trochę szkoda, bo wóda lej e się
strum ieniam i, a czarne są niezłe dupy.

Wcześniej Tom ek usiłował rozkręcić interes w Polsce. Nie, oczy wiście, nie m y ślę j uż o ty m

paranoiczny m szy ciu półgolfów razem z Kaczy m , prawie dziesięć lat tem u. Później , j ak
pierwszy raz przy j echał z Kathy, przy wieźli ze sobą angielskie filtry do wody i okazało się, że nie
pasuj ą do polskich rur. Mieli też plastikowy wy nalazek do układania włosów w kształcie
szubienicznej pętli, ale cóż, na ry nku właśnie poj awiły się bardzo tanie podróbki. O term osach w
kształcie My szki Miki, Psa Pluto i Donalda j uż nie wspom inam . No dobra, tak się ty lko m ówi.

Oczy wiście, że wspom inam . Są nietłukące, dem onstrował Tom ek rzucaj ąc j e na podłogę.

My szka Miki - j eb! Pies Pluto - j eb!

Donald - j eb! Teraz chcieli otwierać j akieś knaj py w Bolesławcu.

Trzy ! Trzy knaj py w m iasteczku, w który m nie m a j uż zapotrzebowania nawet na j edną. To

j est POLSKA! Powiedziała Kathy, gdy m ało co nie zderzy liśm y się z j akim ś rozpędzony m
m ercedesem przy Placu Defilad. Kurwa, m ogłeś zadzwonić, powiedziałem Tom kowi, gdy
przy znał się, że j est tu j uż od ty godnia a wy j eżdża następnego dnia rano. Wieczory spędza w
towarzy stwie brata ciotecznego z żoną, siostry ciotecznej z narzeczony m (dlaczego to nie j a!) i
swoj ego oj ca z j ego drugą, albo trzecią żoną. Nadal piszesz książki, spy tała się Kathy w drodze na
Starówkę. Tak, teraz piszę m iędzy inny m i o was. Zdrowo obrobię wam dupy, m ówię. Musisz nam
przy słać egzem plarz do Londy nu, w angielskiej wersj i, dodaj e Kaśka. Jasne. Wpadnij do
Londy nu, m ówi Tom ek. Koniecznie. Może na wiosnę. To naprawdę dobry pom y sł. London can
y ou wait? For all the things I have to say. London can y ou wait? śpiewa kolej ne „nowe The
Sm iths”, które nazy wa się Gene. Ktoś napisał, że Gene j est wy studiowanie dekadenckie. Deca
dance. Dance m acabre. Dance transe.

Kocham wakacj e w Polsce, wrzeszczał Mały leżąc na Nowy m Świecie, gdy wreszcie go

zdj ęliśm y z naszy ch um ęczony ch ram ion po ty m j ak nieśliśm y go przez całe m iasto, nie dość że
m iał złam aną nogę to na dodatek by ł kom pletnie pij any, Jezu, j akie to żenuj ące, totalnie nawalony
kaleka, j eszcze by tego brakowało, żeby na przy kład zlał się w spodnie. Mały, ile ty m asz lat,
kurwa, przy j eżdża taki z Anglii albo Afry ki ty lko po to, żeby chlać naszą wódę. Mógłby ś
przy naj m niej coś zarobić. Więc kładą Małego na chodniku, obok kule, przed nim czapka, którą
wy ciągnął z zanadrza Oj ciec, zarabiaj Mały, kurwa, dawać kasę, wrzeszczy na przechodniów
Mały, kocham wakacj e w Polsce. By ło j uż późne popołudnie, do kina na „Terror Mechagodzilli”

background image

poszliśm y na 11.30, tak żeby seans kończy ł się o 13.00 i m ożna by ło zacząć pić oficj alnie. Wtedy
j eszcze chodziliśm y do SDP - u, gdzie Oj ciec m iał sfałszowaną legity m acj ę, wchodziliśm y na
nią po sześciu, ceny w takich lokalach by ły dum pingowe, braliśm y po kotlecie, cztery piwa i
ćwiartce wódki na głowę, ale raz Kaczor, który właśnie spadał pod stół, pociągnął za sobą obrus,
wszy stko się spierdoliło na podłogę, całe szczęście udało się uratować kilka piw, więc wy szliśm y
spokoj nie, portier chciał zasłaniać nam wy j ście własny m ciałem , kelnerka dzwoniła po m ilicj ę,
by ło uroczo, w końcu wy lądowaliśm y u Kaczora, gdzie doszło do poj edy nku na szable m iędzy
gospodarzem a Oj cem , chłopcy w pewny m m om encie chy ba zaczęli walczy ć naprawdę,
przedtem j ednak na przy stanku interweniuj ący w obronie spokoj u społecznego patrol m ilicj i
aresztowaliśm y, zaciągnęliśm y w krzaki i zm usiliśm y do konsum pcj i alkoholu z gwinta, zabieraj ąc
im czapki, chłopcy by li przerażeni, ale ich wy bór, j eśli chce się by ć przedstawicielem władzy to
trzeba się liczy ć z niebezpieczeństwam i. I tak m ieli szczęście że wszy scy by liśm y heteroseksualni.
Kom unizm chy lił się ku upadkowi, wszy scy by li zdem oralizowani, nie dziwota, że się tak
skończy ło, Kaczor tak się z nim i sfraternizował, że nawet ich zaprosił do siebie na balangę, ty lko
przy j dźcie z kum plam i, m ówił, i naj lepiej żeby ście m ieli tarcze i kaski. Nie przy szli. W zam ian za
to biegaliśm y w czapce kolesia, który właśnie służy ł w lotnictwie i zaj m ował się naprawianiem
helikopterów. Ubieraliśm y się w garnitury i sm arowaliśm y włosy bry lanty ną żeby wczuć się w
klim aty m iędzy woj enne, znaliśm y na pam ięć szty wne ruchy Bogarta, wiedzieliśm y j ak uchy lić
się od lecącej kuli, wy konać gry m as num er cztery, j ak elegancko wsadzić rękę do kieszeni i
trzy m ać j ą tam , pocącą się, nerwowo przebieraj ącą palcam i. Później traciliśm y poczucie
rzeczy wistości, padaliśm y j ak żołnierze w sam obój czy ch atakach na bagnety. Spaliśm y w
wannach, zalegaliśm y pokłady wy obraźni.

Co j akiś czas następowały zawały i tąpnięcia, wy buchy m etanu i śm iechu. Dżaba na

m orfinie, po m ały m zabiegu m edy czny m - wszędzie kolory, lekkość by tu wcale znośna, t o t a l n
a b e z p r o b l e m o - w o ś ć.

Powiedz że nazy wasz się doktor Wiśniewski, powiedział do Kaczora Oj ciec, i weź klucze od

trzy nastki. Kaczor wtedy, m ożna powiedzieć, by ł wolny m studentem , m iędzy Uniwerkiem a
Akadem ią, wy starczy przej ść przez ulicę, Kaczy w „Szafocie”, Kaczy w „Eufem ii”, Kaczy
polonista, Kaczy arty sta. Wszy stko. Więc nie by ło zaskoczeniem dla nikogo, że Kaczy pracownik
naukowy Akadem ii. W sali nr.13 zapach świeżej farby m ieszał się z wonią świeżo palonej trawy,
wy ciągnęliśm y z worków i plecaków piwo, włączy liśm y m uzy kę, i zrobiło się m iło. W takich
warunkach warto wszczy nać studenckie rewolty, obalać dy ktatorów, wprowadzać nowe porządki.
Z okna widać by ło dziedziniec, tam zm ieniały się kolory powietrza, czas zm ieniał się wraz z
barwą nieba, piwo wzbierało w ciałach, ekspresj a twórcza znaj dowała uj ście na cudzy ch
płótnach, które tam schły przy gotowane j ako prace sem estralne, który m dory sowaliśm y kolej ne
płaszczy zny porozum ienia m iędzy arty stą a odbiorcą, wzbogaciliśm y paletę odcieni, ułom ny m
doprawiliśm y kończy ny, zakom pleksiony m doszy liśm y penisy, chudy ch pogrubiliśm y, m ali
wzrośli niczy m egzoty czne rośliny, m ieszaliśm y woń uży wki z zapacham i farby, przez uchy lone
okno wpły wały wonie powietrzne ciepłego popołudnia, pachniało piwo i m uzy ka ze
zdezelowanego m agnetofonu, choć by ł też tam chy ba adapter i pory sowane analogi. By ło ciepło.
Po drugiej stronie Krakowskiego Przedm ieścia, pod kasztanam i, m iędzy wy działam i historii i

background image

polonisty ki j ak zwy kle siedziało kilka osób popij aj ąc „Królewskie”, wtedy szczy t m arzeń, kto z nas
teraz pij e „Królewskie”? Chy ba ty lko Runio i Pawik. Ten pierwszy sprzedaj ąc książki pod
Insty tutem Węgierskim , zacieraj ąc m arznące ręce i m ówiąc: ale się wczoraj naj ebaliśm y, do
zwałki, szkoda że cię nie by ło, albo Pawik, który z przepastności swej torby wy ciąga dziwne kartki,
taj em nicze książki, swoj e legendarne notatniki akadem ickie, w który ch zapisana j est historia
całego świata.

Kiedy ś nawet Podsiadło pisał wiersze o piwie „Królewskim ”. Piwo „Królewskie” odeszło w

nieby t j ak bułka z kefirem , papierosy „Stołeczne”, wino „Atut”, piątkowe koncerty w „Rem oncie”,
sesj e egzam inacy j ne, akadem iki, stara „Harenda” z karalucham i na stołach i panią Zosią, która
przed trzy nastą dawała alkohol.

Już pierwszego dnia by ło wiadom o, że będzie nieźle, kiedy Dżaba spierdolił się ze skarpy, a

Oj ciec zasnąwszy na plaży na lewy m boku, prawy tak sobie spalił, że m im o iż nacierany przez
usłużne recepcj onistki zarówno zsiadły m m lekiem , j ak i naj nowszy m i wy nalazkam i światowy ch
liderów w produkcj i krem ów, m azideł przeciwoparzeniowy ch i koj ący ch pianek, przez kilka dni
chodził przechy lony j ak tonący statek i nie m ógł wy konać żadnego gwałtownego ruchu bez
wy doby wania z siebie dram aty czny ch j ęków i postękiwań.

To wtedy wszy scy usiłowaliśm y nauczy ć się pły wać za desce, naj lepiej wy chodziło to

Szam anowi, raz j ednak wy pły nął na pełne m orze i nie potrafił wrócić. To dobrze, że m i się nie
udało ani razu złapać wiatru w żagiel, pom y ślałem . Przesiady waliśm y w barze gastronom iczny m
kategorii IV, ceny by ły wielce przy stępne, piwo prosto z beczki, m im o że dość wodniste to
apety czne, choć przecież niszczy liśm y sobie wątroby potrawam i sm ażony m i na stary m olej u
także w inny ch m iej scach, j eździliśm y do neogoty ckiego Dom u Ry baka, tam pęcznieliśm y od
kotletów, zrazów, tłusty ch żurków, choć kilka lat później każdy dy skretnie sprawdzał sobie
zawartość cholesterolu i wskaźnik aterogenności.

Na śniadanie by ł schabowy, na obiad befszty k, na kolacj ę kiełbasa pieczona na ognisku,

przy rządzony m ze ścięty ch na wy dm ach gałęzi, z przy godny m i kobietam i u boku i kartonam i
piwa dowieziony m i właśnie przed chwilą. Co kilka dni szarżowaliśm y na Hel sam ochodem
Szam ana, by zj eść takiego sam ego schabowego w ry backiej tawernie, w której uwieszone u
sufitu sieci m aj ą wprowadzać w m orski nastrój , koła ratunkowe ratować przed zatonięciem w
codzienny ch lękach a stare m apy wy brzeży spowodować nostalgię, stawaliśm y na falochronie,
patrzy liśm y się w bezkres Morza Bałty ckiego, gdzie za hory zontem spadały w otchłań prom y
pasażerskie, tankowce i okręty woj enne, gdzie w głębinach bulgotało od stłum iony ch pory kiwań
Lewiatana. Ry ba sm ażona i ogórek konserwowy, duże piwo w ciężkim kuflu. A potem do COS - u
gdzie czekaliśm y na rom anty czne wschody słońca zam awiaj ąc j eszcze raz to sam o i gdy robiło
się j asno szliśm y j ak na teledy skach, powoli, obok siebie, z rękam i w kieszeniach, trzeba by ło
przeskakiwać ogrodzenie, poranne spacery, kiedy j eszcze paranoidalny upał nie kazał szukać
ratunku w chłodzie kam ienny ch pom ieszczeń.

Szam an rządził swoim BMW z otwierany m dachem , wtedy po raz kolej ny zrozum iałem , że

background image

są pewne rzeczy straszliwie ułatwiaj ące ży cie, a kobiety staj ą się bardziej przy chy lne, choć
Szam an raz się zdenerwował, j eszcze m nie wtedy tam m nie by ło, dopiero doj eżdżaliśm y z
Oj cem . Jakaś dziewczy na w trakcie stosunku seksualnego z Szam anem w j ego sam ochodzie
wy biła nogą przednią szy bę co uznać należy za dowód aprobaty dla poczy nań Szam ana, kurcze,
Redford, niezły j esteś, a tu Szam an m im o m iłosnego uniesienia wy skakuj e z sam ochodu,
wy pierdalaj kurwo, wy ciąga j ą za włosy, żeby m cię tu więcej nie widział, kurwa zniszczy ła m i
sam ochód. Chłopaki patrzą, Szam an uspokój się. Następnego dnia, gdy m y z Oj cem j eszcze
j esteśm y w Warszawie oglądaj ąc na wideo j akieś idioty czne film y woj enne i czekaj ąc aż
obiecane przez kogoś pieniądze doj dą do Oj ca, który oprócz palenia trawy i zgry wania geniusza
chałturzy m aluj ąc tablice reklam owe. Wtedy gdy j a przewij am kolej ny film , Szam an za
kierownicą swoj ego BMW zaczaj ony na bocznej drodze, obok Agata, która m a udawać j ego
siostrę, na czatach Kudłaty z Hipolitem , wreszcie j edzie j akiś sam ochód dostawczy, przej eżdża
kry j ówkę Szam ana, chłopaki daj ą znaki, Szam an wy j eżdża i rusza za furgonetką, a m oże to by ła
j akaś większa ciężarówka, zaj eżdżaj ą m u drogę, Szam an wy skakuj e z kurwam i na ustach, Agata
w płacz: tata nas zabij e, nie m am y po co wracać do dom u, facet się ugina i przy znaj e się od razu,
że to spod j ego kół wy padł kam ień, który rozbił szy bę szam anowego sam ochodu, i w dodatku
podpisuj e stosowny dokum ent. Kilka dni później niedaleko tego m iej sca rozegra się nie m niej
m rożący krew w ży łach dram at, kiedy to Dżaba stoczy heroiczną walkę z czteroosobowy m
patrolem m ilicy j ny m . Historia m a m iej sce w godzinach nocny ch, kiedy to cała ekipa wraca
sobie spokoj nie z dy skoteki, rozciągnięci wzdłuż drogi j ak dziesięciokrotnie przeżuta gum a, Dżaba
idzie na początku albo na końcu, w każdy m razie to j em u drogę zaj eżdza m ilicy j na Ny sa i Dżaba
m im o bohaterskiego oporu zostaj e wciągnięty do środka i poddany szy bkiem u przesłuchaniu na
okoliczność nie wiadom o czego, bo zarówno percepcj a Dżaby j est trochę na skutek zm ęczenia
osłabiona, j ak i funkcj onariuszom trudno zwerbalizować swoj e zastrzeżenia i przedstawić zarzuty,
stąd oburzenie Dżaby, i w trakcie kontrolnego pałowania z ruty ną wy kony wanego przez trzech
m ilicj antów i uważnie obserwowanego przez czwartego, nagłe i zaskakuj ące dla agresorów
przej ście Dżaby do kotrataku, wy rwanie pały j ednem u z katuj ący ch go przy głupów i iście
sam obój czy atak na przeważaj ące siły wroga. Milicj anci przez chwilę są tak zaszokowani, ich
receptory j eszcze chy ba nie zauważy ły że coś się zm ieniło, więc przez dłuższą chwilę daj ą się
okładać wściekle atakuj ącem u Dżabie, choć co trzeba przy znać z przy krością, w końcu tępa,
ciem na m asa wy korzy stuj ąc przewagę liczebną tłum i ten zry w w obronie wolności j ednostki. Do
Pucka z nim , zarządza dowódca patrolu, którem u chwilę wcześniej Dżaba proponuj e solowy
poj edy nek j eden na j eden, według ry cerskich reguł. Niestety wy wodzące się z cham stwa
ciem ne siły nie znaj ą się na ry cerskim honorze, stąd zapewne kolej ne m ałe pałowanie, i pom y sł
zam knięcia Dżaby w areszcie aż wy trzeźwiej e. Całe szczęście poj awiaj ą się Hipolit z Oj cem , ten
pierwszy j ako prawnik ogłupia m ilicj antów recy tuj ąc im kilka paragrafów, o który ch zapewne
nigdy nie sły szeli, Oj ciec zaś oddaj e się w ich ręce j ako dobrowolny zakładnik, pozwala się spisać
i j est gotów dać się aresztować i odwieźć do Pucka. Poj awia się reszta elokwentnej grupki,
m ilicj anci głupiej ą i zostawiaj ą Dżabę w spokoj u. Następnego dnia spoty kaj ą się na tej sam ej
dy skotece, Dżaba kończy właśnie trzeciego drinka, ich oczy się spoty kaj ą, to ty ży j esz, zdaj ą się
m ówić oczy m ilicj antów, którzy oczy wiście są w cy wilu i udaj ą rozbawiony ch tury stów, choć
m oże urwali się ze służby, kim są ci kolesie, zdaj ą się m ówić oczy Dżaby. Wreszcie dwaj
m ilicj anci podchodzą i przepraszaj ą Dżabę, tłum acząc się koniecznością wy kony wania rozkazów i

background image

surowością przełożony ch, choć poprzedniego dnia nikt ich do pałowania nie zm uszał, robili to z
własnej woli i z żarliwością wręcz religij ną. Dżaba patrzy na nich z lekką pogardą, gliniarze
pobrzękuj ąc coś niewy raźnie oddalaj ą się w nieznany m kierunku.

Kilka dni wcześniej albo później chłopcy urządzaj ą ognisko na plaży. Kudłaty, Szam an,

Dżaba i ich kobiety - trzy Ślązaczki.

Szam an m a pielęgniarkę z perm anentny m okresem , Kudłaty aktorkę teatru lalkowego, a

Dżaba położną. Dziewczęta darzą chłopców niezasłużoną szczenięcą m iłością. Chłopcy czuj ą się
m achos i rozwaleni w zim ny m piachu popij aj ąc piwo protekcj onalnie obej m uj ą j e, przy ciągaj ą
do siebie, obleśnie całuj ą, przechwalaj ą się swy m i przy godam i j ak naj em nicy z woj ny
trzy dziestoletniej , glory fikuj ąc swoj e pij aństwa, boj e na pięści i intelekty. Gdy ognisko przy gasa i
kończy się nieodwołalnie alkohol, w świetle ognia poj awia się kilka postaci w rozchełstany ch
m undurach, Woj sko na sam owolce. Możem y się przy siąść, py taj ą grzecznie, spoglądaj ąc
łakom ie na panny.

Jasne, m ówią chłopaki i robią m iej sce, ale właśnie nam ognisko gaśnie. To nic, zaraz będzie

się pięknie palić, z przekonaniem m ówi ten wy glądaj ący na naj starszego rangą. Pierdolnij cie się
na górę, wskazuj e pozostały m wy soki klif obrośnięty gęsto drzewam i, skąd zawsze wszy scy
łam iąc zakaz ściągaj ą drwa na ogniska.

Trzech żołdaków wdrapuj e się szy bko na górę i waląc szaleńczo siekierą i m iażdżąc

bucioram i gałęzie pokrzy kuj e coś do siebie.

Po pięciu m inutach ogień bucha j ak na stosie. Po następny ch piętnastu żołnierze proponuj ą

zm ianę m iej sca. Zapraszaj ą do swoj ej j ednostki. No j asne, idziem y, j eszcze nigdy nie bawiliśm y
się w j ednostce woj skowej , j ak się okazuj e supertaj nej , nasłuchowo - radarowej . Obok j est
j ednostka rakietowa, to wszy stko schowane w głębokim lesie. Droga z betonowy ch pły t, zakaz
wj azdu. Idą trochę przerażeni. Pom y ślcie. Ich trzech, one trzy i pięciu żołnierzy a w bunkrze, w
pełnej gotowości boj owej czekaj ą następni. Dżaba m a pod śpiworem , który niesie przed sobą
schowany m ały nóż do kroj enia chleba i nacinania kiełbasy na ognisko. Nie oddam y ży cia tanio,
m y ślą odważni alkoholem . A j ednak j akieś niej asne przeczucia, zagrożenie, wy obraźnia podsuwa
obrazy chłopców zadźgany ch bagnetam i, zakopany ch gdzieś w lesie, dziewczy n zgwałcony ch,
który m w pochwy wepchnięto puste butelki po tanim winie z ułam any m i szy j kam i, albo
m agazy nki do kałasznikowów. A m oże nawet granaty z wy ciągnięty m i zawleczkam i.

Bram a j ednostki, pij any wartownik chwiej ący się na utrzy m uj ący m go w j ako takim pionie

karabinie. Ciężkie, grube, pom alowane w barwy ochronne drzwi od bunkra powoli odsuwaj ą się
pokazuj ąc drogę do piekła. Wchodźcie, śm iało, zachęca j eden z żołnierzy.

Pozostali obleśnie się uśm iechaj ą. Nie m a odwrotu. Wartownik zasłania sobą furtkę w

bram ie. Stara się m ocno dzierży ć w dłoni karabin, poprawia na głowie hełm , który zj eżdża m u
ciągle na j edną stronę. W środku bunkra panuj e m roczny niepokój , grube ściany oddzielaj ą od
świata, tutaj zawsze j est tak sam o, bez względu na to, co się dziej e na zewnątrz. Po lewej stronie

background image

dziesiątki wm ontowany ch w ścianę urządzeń przy pom inaj ący ch trochę wzm acniacze i
m agnetofony z zestawu hi - fi. W niektóry ch m iej scach brakuj e poj edy nczy ch cegiełek, j akby
ktoś j e wy j ął, tak j ak wy j m uj e się sam ochodowe radia i paraduj e z nim i dum nie m iędzy
stoiskam i dom ów towarowy ch, eleganckich sklepów, pośród stolików kawiarni i w salach
bankowy ch. Po lewej stronie zaczy na się kory tarz. Przed kolej ny m i wielkim i drzwiam i siedzi
przy stoliku żołnierz w rozchełstany m m undurze. Jego głowa okolona rękam i leży na stole,
wy kręcona w nienaturalnej pozie, j ak gdy by ktoś m u skręcił kark a policj a zabroniła doty kać
czegokolwiek i teraz denat leży żałosny, sam otny, obserwowany przez tłum gapiów, dziennikarzy i
posterunkowy ch. Pij any żołnierz ciężko podnosi głowę ze stolika i zaskoczony tępo wpatruj e się w
przy by ły ch. Nagle rozszerzaj ą m u się źrenice, podry wa się nerwowo i zaczy na wrzeszczeć:
goście, kurwa, goście, dawaj cie wszy stko co m am y. Po chwili inne grube drzwi otwieraj ą się i
dwóch nieregulam inowo ubrany ch żołnierzy wy nosi z j akiegoś taj nego składu skrzy nkę wódki i
skrzy nkę taniego wina na popitkę. Bawim y się, pada kom enda i rozkaz zostaj e wy konany.

Jaką chcecie stacj ę, py ta się j eden i pokazuj e na segm enty w ścianie. Mam y nasłuch na

dwa ty siące kilom etrów. Może Luxem burg?

A dlaczego tu nic nie m a, py ta się Kudłaty wskazuj ąc na puste m iej sce w ścianie.

Sprzedaliśm y na wódę, chwali się żołdak, pokazuj ąc w uśm iechu wy brakowaną klawiaturę. Na
dole m am y dziesięć radioli, z dum ą m ówią, prowadząc gości do podziem ny ch garaży gdzie
sam otne i sm utne stoj ą ciężarówki z radiostacj am i.

Nie j eżdżą od paru lat. Wachę sprzedaliśm y chłopom , przy znaj ą się. Jezu, a j ak tu wpadnie

żandarm eria? Spokoj nie, to taj na j ednostka, żandarm eria nie m a tu wstępu, uspokaj aj ą żołnierze.

Dżaba j est j uż w hełm ie, w rękach dzierży kałasznikowa. Jest naładowany, cieszy się. W ty m

sam y m m om encie bram y sezam u otwieraj ą się i chwiej nie wtacza się do bunkra wartownik.

Pierdolę, nie będę stał j ak tutaj balanga, m ówi. On też m a broń z ostrą am unicj ą. Niepokój

dekonspiracj i powoli ustępuj e. Nie bój cie się, uspokaj aj ą żołnierze. Nikt tu nie przy j dzie.

Sierżant leży teraz naj ebany u swoj ej dziwki. Codziennie rano j eździm y po niego do

m iasteczka. Nie m a szans, żeby się tu ktoś poj awił. No, skoro tak... Dżaba j est j uż obwieszony
ekwipunkiem , usiłuj e przeładować kałasznikowa, Szam an leży na pry czy, w j ego głowie powstaj ą
wielkie plany, Kudłaty nie wy zby ł się j eszcze do końca podej rzliwości. I tak m ij aj ą godziny.
Wódka i wino.

Bezpośredni telefon do Kom endy Głównej . Dżaba podnosi słuchawkę i spokoj ny m głosem

m ówi: Plan „Zero” wy konać. Kilka godzin później , gdy blady świt wstaj e nad wy brzeżem ,
wracaj ą z nocnej wy cieczki. Dwóch żołnierzy wy konuj ąc rozkaz niesie Dżabę.

Kudłaty i Szam an ledwo trzy m aj ą się na nogach. Ślązaczki odbij aj ą po drodze. Dochodzą do

cam pingu. Żołnierze przerzucaj ą Dżabę przez płot i salutuj ąc odm aszerowuj ą.

background image

Trzy dzieści lat wcześniej Joe Alex wkręca w m aszy nę kartkę papieru i rozstrzelony m

drukiem pisze: R o z d z i a ł p i e r w s z y.

To wtedy Kaczor kupił tę łopatę, o czy m opowiada do dzisiaj , kiedy w Augustowie chłopcy

zarządzili j edenaście butelek wódki i sto dwadzieścia piw, naj pierw wy kopiem y sobie groby,
powiedział, a potem się w nich położy m y i zaczniem y pić. By ły ciepłe noce, j ezioro m arszczy ło
lekko swoj ą skórę, wszy stkie wy chowawczy nie z pobliskiego obozu m łodzieżowego przy chodziły
do nas, niektóre trzeba by ło odnosić i przerzucać przez siatkę, ratownicy wodni ratowali się przy
naszy m ognisku napinaj ąc m ięśnie i ściskaj ąc przeły ki, daj m i tu sm erfocy nę, m ówił Hipolit, a
Oj ciec m iał pierwsze obj awy choroby wrzodowej , wy m iotuj ąc na zebrane na ognisko kartofle.
To wtedy zj edliśm y z Kaczorem i Lewy m wiadro zupy pom idorowej , i sprzedaliśm y za butelkę
spiry tusu adres Małego j akiej ś brzy dkiej pannie z Torunia z technikum j akiegoś tam , która
pracowała ciężko j ako pom y waczka w kuchni, więc przy znaj m y to, coś j ej się od ży cia należało,
na wy spę przeprawialiśm y się wpław, tam obsiadaliśm y naj większy stół w stanicy, padre,
kartofle, padre, buraczki, Mały wy bałuszał oczy, co ty Mały, kobiety nie widziałeś? Ukradliśm y
rządowe drzewo, leżało równo pocięte w zagaj niku do którego chodziliśm y się wy próżniać, szkoda
żeby się zm arnowało, później okazało się że by ło j uż wtedy własnością rządu, tak zostałem
anarchistą, witaj cie nasze Serwy kolorowe, ry czeliśm y to j eszcze nie raz przy okazj i balang, w
czasie raj dów po cały m m ieście, wtedy alkohole by ły relaty wnie tanie, a wy prawa przez m iasto
m iała status taj em niczej wy prawy Tom ka. W Serwach Ry ba na przem ian wy m iotował i całował
się z pij aną dziewczy ną, której narzeczony grał na gitarze w nam iocie piosenki patrioty czne i
tury sty czne, m asz piękne oczy, powiedział do której ś z kucharek Dżaba i stracił przy tom ność,
wy dawało się że świat nie m a końca, nawet wtedy, gdy po dwóch ty godniach Dżaba powiedział,
j ak sobie nie pierdolnę setki to chy ba wy kituj ę, a Lewy chciał oddać wszy stko za j edno piwo, dni
by ły bezdeszczowe, woda w j eziorze zim na, noce ciepłe, ognisko dodatkowo rozgrzewało skórę,
wnętrzności grzały się w gorący m alkoholu, j ak flaczki na winie, nasze własne podroby sm aży ły
się, dusiły, gotowały, m iękły i twardniały na przem ian. Bulgotało nam we wnętrznościach, po polu
kilku ludzi goniło świnię, która podj ęła desperacką próbę ucieczki ze swoj ego chlewu. Może
przeczuwała, że zbliża się dzień uboj u, tak j ak starsi ludzie sły szą dalekie j eszcze kroki zbliżaj ącej
się śm ierci, j ak m y wszy scy wpadam y w paraliżuj ącą panikę, a j ednocześnie chcem y szy bko
uciekać gdy nagle owionie nas chłód kry tpy.

Przed nam iotem leżała sterta butelek po piwie, nad ranem przy chodziły wy chłepty wać

resztki by czek i baran z pobliskiego pastwiska. Ży liśm y w zgodzie z naturą. Sy n gospodarza z
pobliskiego obej ścia przy nosił nam zawinięte w gazetę wędliny. W zam ian dawaliśm y m u piwo i
papierosy i raczy liśm y go opowieściam i z m iasta. Kaczor przechodził sam ego siebie
wy m y ślaj ąc nieprawdopodobne historie, chełpił się, że potrafi zrobić potrój ne salto w powietrzu
na ciężkim m otocy klu, wuesce, m arzeniu sy na gospodarza. Wędlina zawinięta by ła w „Grom adę
Rolnik Polski” a dokładniej w j ej literacki dodatek „Grom ada Twórców”. Na pierwszej stronie by ł
wiersz Juliusza Erazm a Bolka o ściganiu się traktoram i na wsi i j edzeniu kiełbasy. Literatura
ekologiczna. Wiersz przy kry ł później wy m iocinę, którą ktoś zostawił akurat przed naszy m
nam iotem . Naprawdę, literatura to przekleństwo, wiem co m ówię.

background image

Obok rozbili się wielkim wozem cam pingowy m Niem cy, przy wieźli sobie z dom u cały dom ,

prócz ścian. Telewizory, m eble, kuchnie, zm y warki, m agnetofony, gitary, żony i dzieci. Po chuj
oni w ogóle wy j eżdżali z dom u, ktoś przy tom nie zauważy ł, a później zaprosiliśm y ich do siebie,
żeby poj ednać te dwa narody, zwłaszcza, że j ak zobaczy liśm y wcześniej , m ieli duże zapasy
niem ieckiego piwa, a m y żłopaliśm y obrzy dliwe m azurskie m ocze, rzeczy wiście przy szli,
przy prowadzili nawet swoj e żony i dzieci, ładnie, niech się uczą ży cia, j eden z nich m iał na im ię
Adolf i urodził się w 1943, pięknie grał na gitarze La Bam ba i deklarował się j ako rady kalny
pacy fista, a im ię swoj e otrzy m ał na cześć wodza, w 1943 j eszcze szło im całkiem nieźle.
Pozostali dwaj m ieli nazy wali się Wolfgang (na cześć pewnego kom pozy tora) i Hans (na cześć
pewnego oficera Abwehry, który okazał się by ć polskim szpiegiem na usługach sowieckiego
wy wiadu). Kaczy chwalił się, że j edna z Niem ek łapała go za genitalia i składała j ednoznaczne
propozy cj e. Chy ba łapanie za genitalia j est na ty le j ednoznaczne, że nie trzeba j uż nic m ówić,
zwłaszcza, że przecież ani Kaczor po niem iecku, ani ona po polsku nie znali ani j ednego słowa.
Kaczy się tłum aczy ł, że nie chciał wy wołać m iędzy narodowego skandalu, względnie trzeciej
woj ny światowej , choć przecież j ej m ąż leżał j uż wtedy nieprzy tom ny w trawie, drugi z nich
czołgał się w kierunku swoj ego obozowiska bełkocząc nein, nein, peace brothers, no m ore war, a
trzeci spał spokoj nie pod kołdrą gitary. A m oże by ło zupełnie inaczej , m oże wtedy j eszcze
trzy m ali się na nogach, w każdy m razie sm erfocy na rozgrzewała bo noce by ły j uż chłodne,
powiewało od wody, rano budziliśm y się nie ty lko na kacu, ale często powy kręcani przez
artrety zm . Zbliżała się j esień a wraz z nią chłody, ciem ności i śm ierć.

W lewy m oku lataj ą m i cztery, a w prawy m na razie dwie plam y, bracie, powiedział Matka,

gdy um awialiśm y się telefonicznie, co zrobić z tak piękny m wieczorem , Matka powiedział:
wszy scy lekarze to oszuści. Jeżeli tak dalej pój dzie, pom y ślałem , to niedługo w lewy m oku Matki
będą fruwać 24 plam y a w prawy m 12, późnej stopniowo liczba będzie wzrastać, pom y ślcie - w
lewy m oku Matki 480 plam w prawy m 240. To wszy stko przez to, że nie śpię, m ówi Matka, drugi
rok z rzędu, bracie. Więc dobrze, o wpół do dziesiątej na przy stanku 144, więc czekam y tam z
Kaczorem , Matka przy j eżdża sam ochodem z Dziewulam i, wsiadaj cie chłopaki, m ówi, więc
wsiadam y. Mało m iej sca, Zaj ąc m usi wy sunąć głowę przez dach, wszy scy m ówią od rzeczy.
Braliście dziś j akieś dragi, py tam się, nie j eszcze nie, odpowiadaj ą. Wchodzim y nieproszeni,
śm ierdzi potem , j est tłoczno i duszno, zwij aj m y się stąd pada sensowna propozy cj a, ale Matka
chce zostać, wiecie j ak to z nim by wa, czasam i j est naprawdę niem ożliwy, teraz kłóci się z
Dziewulam i, szczególnie z Zaj ącem , gdy siedzim y na ławce pod klatką Hipolitów, popij aj ąc białe
wino i paląc papierosy.

Hipolitów nie m a, czy li m aj ą szczęście, bo Matka j est rozochocony, m ówi: poj edziem y do

Hadesu, um ówiłem się tam z takim i dwom a, choć niestety poj awia się problem finansowy, bo
m y z Kaczorem m am y trzy złote, a Matka dziesięć, co daj e razem cztery piwa, nie m ówiąc o
wej ściówce, kurwa, znowu te pieniądze, m y ślisz, niech to szlag trafi. Tak j ak gdy poj echaliśm y
we trój kę z Szam anem i Kudłaty m do Suchej Doliny na narty, noclegi by ły śm iesznie tanie, bo
załatwione przez znaj om ości Kudłatego seniora, ale po całej nocy podróży z Warszawy m ieliśm y
j uż ty lko połowę tego, co zabraliśm y z dom ów, w pociągu w Kielcach obkupiliśm y się piwem ,
chy ba by ła j eszcze j akaś wódka, kilka godzin później Szam an spał zupełnie pij any, za oknem

background image

przesuwały się nocne kraj obrazy, m roczne widoki, gołe pola, poj edy ncze drzewa i wy rzucone na
odludzie nawiedzone dom y. W Nowy m Sączu m ieliśm y j uż kaca, więc trzeba by ło coś kupić,
zrobiliśm y duże zapasy żubrówki i władowaliśm y się do autobusu, który oferował nam
półtoragodzinną j azdę w tłoku, kręty m i drogam i, m oże to przez te kręte drogi Szam an się
rozchorował i m usiał wy skoczy ć z autobusu żeby zwy m iotować, bulgocząc w locie, czekaj cie na
m nie chłopaki na końcu trasy, i ty le go widzieliśm y, j ak wskakiwał w las, albo pom iędzy j akieś
zabudowania, na dodatek wy skoczy ł ze wszy stkim i naszy m i biletam i, a dwa przy stanki dalej
wsiadły kanary, by li w przewadze liczebnej i kondy cy j nej , na nic się zdały tłum aczenia,
m usieliśm y dać łapówkę i czekać na Szam ana popij aj ąc żubrówkę i odpalaj ąc j ednego papierosa
od drugiego, na dodatek głód przebij ał się przez alkoholowe znieczulenie do świadom ości i
zaczy nał m ęczy ć, Szam an zadowolony przy j echał j akim ś sam ochodem dwie godziny później ,
wy glądał na wy poczętego i chcieliśm y go zabić, j uż wtedy prawie nie m ieliśm y pieniędzy ale
władowaliśm y się z doby tkiem na sanie i kazaliśm y się wieźć z fasonem . Woźnica m ówił, ły ski
panocku, gdy daliśm y m u wy pić, a m y nie, to żubrówka, a on: nie, nie, ły ski, ły ski, i skurwiel tak z
nas zdarł, j akby śm y by li naprawdę am ery kańskim i tury stam i.

Gdy Szam an wy j echał, j edliśm y przez trzy dni z Kudłaty m ty lko odsm ażane kartofle, a

teraz Kudłaty z Szam anem szusuj ą w Valtournanche, a m y siedzim y tutaj na ławce i
zastanawiam y się co dalej robić. W Suchej Dolinie ży liśm y j ak m nisi, wieczoram i oglądaj ąc w
telewizj i m ecze hokej owe i odliczaj ąc papierosy, co wieczór unikaliśm y śm ierci, szczególnie
wtedy, gdy się zaczadziliśm y, nie chwaląc się, m oj a w ty m zasługa, bo nasy pałem zam iast węgla
koksu i nie uchy liłem drzwiczek popielnika, w pewny m m om encie zrobiło nam się słabo, dobrze
że nie piliśm y wtedy wódki (brak pieniędzy na alkohol uratował nam ży cie), pierwszy zorientował
się Szam an, wy padliśm y z kuchni na powietrze j ak wy padaj ą ludzie z płonącego wieżowca,
zacząłem histery cznie wdy chać powietrze, gówno z tego, powiedział Szam an, hem oglobina j uż
została zaatakowana, trzeba naty chm iast podać czy sty tlen, a to ty lko w szpitalu, gdzie tu kurwa
j est szpital, 60 kilom etrów stąd, nie m a żadnego transportu, w przeciągu pół godziny um rzem y w
straszliwy ch m ęczarniach dusząc się. Kurwa, j a nie chcę, nie wiem kto z nas bał się naj bardziej ,
m oże naj m niej Szam an, chwalił się swoj ą wiedzą ry suj ąc paty kiem na śniegu wzory reakcj i
chem iczny ch i udowadniaj ąc nam w ten sposób że nie m a j uż dla nas żadnego ratunku. Jak widać
j ednak przeży liśm y, m oże uciekliśm y w ostatniej chwili, tam ta noc by ł koszm arna.

Inny m razem śm ierci uniknąłem w Bałty ku, gdy skakaliśm y przez fale, trzeba m ieć nasrane

w głowie, żeby się tak wy głupiać j ak pij ane m ałolactwo z j akiej ś sam ochodówki, wtedy
wy rzuciło m nie w m orze, co by ło o ty le przy kre, że nie m ogłem wrócić nawet kilku m etrów,
straszliwy wy siłek całego ciała dawał centy m etry w kierunku plaży, a następuj ące po sobie
kolej ne fale wracaj ąc ściągały w pełne m orze, m iałem stracha, doty kałem Absolutu,
przy bliżałem się do niepoznawalnego, wreszcie chłopcy zrobili j akiś ży wy łańcuch, chwy ciłem
brzy twę ręki Hipolita. Absolut się oddalił, choć j eszcze z daleka m rugał do m nie wielkim zim ny m
okiem , potem j eszcze nie raz czułem j ego chuch koło ucha, ale chy ba nigdy j uż tak blisko. Później
zginął Maciura. By ł m ary narzem na j akim ś statku taniej bandery. Pewnie j akaś Panam a albo coś
w ty m sty lu. Gdzieś w Azj i, znaleziono j ego ciało w basenie portowy m , nawet nie wiadom o j ak
to się stało. Mówiono coś o m orderstwie, j akiej ś zem ście. Wspom inano, że Maciura nie by ł by le

background image

chły stkiem . Ponoć m iał za sobą służbę w Legii Cudzoziem skiej . Duży spokoj ny bezkonfliktowy
facet. Brał udział w naszy m zaj eździe na Otwock, kiedy ruszy liśm y j ak lisowczy cy szarżą z
Michalina by odbić pieniądze stracone tam bezm y ślnie przez Szam ana. By liśm y na im prezie u
Joanny, ówczesnej narzeczonej Kudłatego. Dom by ł duży, ładny, z ogrodem . W podziem iach
by ło pom ieszczenie z barkiem i kom inkiem , tam też odby wały się na niewielkiej powierzchni
tańce. Jak to kiedy ś by wało, w okolicach północy skończy ł się alkohol i trzeba by ło j echać po
następny. Szam an wziął kogoś do pom ocy, wsiedli w sam ochód i poj echali do Otwocka, gdzie by ł
naj bliższy sklep nocny. Wkrótce wrócili, bez alkoholi i pieniędzy. Dali się wy chuj ać j akim ś
cwaniaczkom . Co, chcecie kupić gorzałkę? zapy tali się cwaniaczki. Tak, tak, potwierdził Szam an.
No to daj cie nam kasę, i poczekaj cie tutaj , zaraz wrócim y - powiedzieli cwaniaczkowie. I ty lko
nie wiadom o czy to bardziej z naiwności czy ze strachu chłopcy oddali pieniądze i poczekali
trochę dla przy zwoitości, chociaż m y ślę, że sam i nie wierzy li w powrót tam ty ch. Ale
cwaniaczkowie by li albo głupi albo bezgranicznie bezczelni, bo zam iast iść do dom u, cieszy ć się
ze skroj enia fraj erów, dalej snuli się po tej sam ej ulicy.

Zaj echaliśm y trzem a sam ochodam i chy ba w piętnastu. Wszy scy faceci z im prezy.

Wy chodziliśm y od Joanny j ak ry cerze, kobiety zabierały nam wy ciągnięte z szuflad w kuchni
wielkie noże, tasaki do m ięsa, m łotki do ubij ania kotletów. Krąży liśm y po ulicach aż wreszcie się
przy czailiśm y, chociaż chy ba m ało kto wierzy ł, że ich znaj dziem y. Staliśm y za rogiem , Dżaba z
Kaczorem poszli na podpuchę. I fakty cznie, nagle z nieby tu ciem nej ulicy wy chy nęło trzech
kolesi. Chcecie kupić wódkę, spy tali się.

Chcem y, chcem y, m ówią chłopcy. No to daj cie kasę, a m y wam zaraz przy niesiem y, tu j est

taka m eta, ale sprzedaj ą ty lko znaj om y m .

Ale Kaczy z Dżabą zam iast im dać kasę to łapią kolesi za wsiarz, ale każdy ty lko po j edny m ,

więc trzeci ucieka. I w ty m m om encie za rogu wy sy puj e się reszta i leci na pom oc, sam ochód
wy skakuj e z piskiem opon, naprawdę j ak na am ery kańskich film ach, i zaj eżdza drogę tem u
trzeciem u, który biegnie panicznie wprost przed siebie zam iast zniknąć gdzieś w m roczny m
podwórku. Wpada rozpędzony na m askę ham uj ącego sam ochodu, z którego wy padaj ą trzy osoby
i rzucaj ą go na ścianę i potem znów na m askę. Już nie pam iętam nawet kto, ale słowo daj ę, scena
warta nakręcenia.

Gdy by ktoś robił taki film , to służę historią. Prawdziwa i naprawdę m ocna. Mnie m ógłby

tam zagrać Linda.

W każdy m razie m ieliśm y gości j ak na talerzu. Mam żonę i dwój kę dzieci, m ówi j eden z

nich, tak zarabiam na ży cie, j ęczy. Ja też m am żonę i dwój kę dzieci, m ówi wkurwiony Kaczor i
m ówi prawdę.

Masz, weź, drugi z nich wy ciąga z kieszeni stówę i wciska Dżabie. Pierdolę twoj ą forsę, unosi

się zupełnie beznadziej nie Dżaba, rzucaj ąc banknot gdzieś w kałużę. Całe szczęście ktoś
przy tom ny podnosi pieniądze. Kontry bucj a za szkody m oralne. W końcu m usieliśm y w
naj lepszy m m om encie przerwać im prezę u Joanny. Maciura uspokaj ał wtedy ty ch spośród nas,

background image

którzy dy szeli żądzą sam osądu. Chcieliśm y ich po prostu solidnie napierdolić.

To, że trzęśli się ze strachu j ak świńskie skóry na golonce, j eszcze bardziej nas podniecało.

By liśm y zwy ciężcam i, chcieliśm y krwi pokonany ch, pragnęliśm y ich złoży ć w ofierze naszy m
bogom .

Maciura by ł potężny, m ógł sam ich zm asakrować, pewnie dlatego właśnie by ł tak

spolegliwy. I tak dał się zapam iętać. Potem widziałem go m oże j eszcze raz na j akiej ś im prezie, a
później nagle okazało się że nie ży j e. Poczułem się tak, j ak siedem lat wcześniej , gdy ktoś do m nie
zadzwonił z inform acj ą że zm arł na serce Olek, m ój kum pel z liceum . I choć wcale nie by liśm y
tak naprawdę kum plam i, to przecież razem spędziliśm y cztery lata w szkole, wspólne wy cieczki
klasowe i pij aństwa, papierosy w kiblu, klasówki, wy skoki na przerwie do sklepu. Za wielkim i
szy bam i okien naszej klasy nieodm iennie trwała j esień, drzewa paliły się złoty m i i czerwony m i
płom ieniam i. Za szy bam i naszy ch wielkich okien przepły wały w j esienne przedpołudnia rude
kobiety w futrach, który m m achaliśm y gwałtownie, do który ch wy suwaliśm y wężowe j ęzy ki, do
który ch zry waliśm y się z ławek zrzucaj ąc książki i zeszy ty, wiedząc, że ty ch kobiet nigdy nie
będziem y m ieli, więc czuliśm y się zupełnie wy zwoleni, nawet wtedy, gdy odwracały do nas
głowy, uśm iechały się z dużą dozą wy rozum iałości a m oże nawet pewnej dum y, nie wiem j ak to
nazwać po latach, i podnosiły rękę w geście pozdrowienia. I nagle wszy stko chuj strzelił.
Poczułem się zrobiony w trąbę.

Maciura i Olek. Z żadny m z nich nie by łem blisko. Obaj by li wy socy, zwaliści, m isiowato

potężni. Może śm ierć zabiera właśnie takich. Olek i Maciura. Już zdąży li się rozłoży ć, ich wielkie
ciała zgniły, trupi odór wy pełnił trum ny, m ięso odpadło od grubokościsty ch szkieletów, m ocny ch
kości udowy ch, szerokich m iednic, duży ch czaszek.

Zdarza się, napisałby w ty m m iej scu Kurt Vonnegut.

Co to, kurwa, znaczy „zdarza się”?

Teraz j estem czuj ny. Wiem , że śm ierć chucha m i w plecy. Kładzie m i rękę na kolanie,

gładzi po sferach erogenny ch. Nie daj e o sobie zapom nieć. Upierdliwa ciotka, której dla świętego
spokoj u trzeba wy sy łać pocztówki z wakacj i. Zbliża się wieczoram i, spędza całe noce przy łóżku
j ak cierpliwa pielęgniarka, oddala się rano. Czasam i ociera się wśród tłum u na ulicy, akurat w
środku dnia, coś szepcze do ucha, łapie m nie gdy przewracam się w gwałtownie ham uj ący m
autobusie. Będę następny, powiedziałem kom uś, żeby zabrzm iało to j ak Morrisona „pij esz z
num erem trzecim ”. Zawsze j est się następny m .

Plam y w oczach Matki m noży ły się coraz szy bciej . Matka zdenerwowany, m ówi coraz

szy bciej , coraz szy bciej się porusza, biega w kółko, j ego kończy ny wy konuj ą dziwne, nerwowe,
nieskoordy nowane ruchy. Niepotrzebnie m u m ówiłem , że te plam y m ogą by ć obj awem raka,
m artwi się Szam an.

Mogliby ście napierdolić tego kolesia bo m nie wkurwia, powiedział Oj ciec wskazuj ąc nam

background image

j ednego z weselników, gdy siedzieliśm y na oszklony m tarasie w knaj pie w j edny m z satelickich
m iasteczek Łodzi. Oj ciec by ł panem m łody m , co oznacza ni m niej ni więcej , że właśnie
znaj dowaliśm y się na j ego weselu. Nie m a tu faj ny ch lasek, ktoś przy tom nie zauważy ł. Dżaba po
tańcu z czy j ąś ciotką j eszcze nie otrząsnął się z obrzy dzenia, Matka j uż by ł nawalony i to chy ba
on wy raził ochotę napierdolenia tego gościa. Powód by ł prosty : facet przy szedł z dziewczy ną,
która okazała się by ć j edy ną ładną kobietą na weselu. Zdrowie państwa m łody ch, poderwał
wszy stkich m istrz cerem onii. Kurwa, nie m ożna spokoj nie się naj eść, powiedział ktoś obok m nie,
odrzucaj ąc z wściekłością sztućce. Zdrówko, zawtórował ły sy urzędnik niższego szczebla
przeły kaj ąc w pośpiechu kawałek m ięsa i obłapiaj ąc szpetną kobietę z wy raźny m i brakam i w
uzębieniu. Poczułem j ak robi m i się niedobrze. Jak m oj e biedne j elita zaczy naj ą protestować
grożąc poważną rewolucj ą. A teraz tańczy m y, usły szałem zapowiedź szefa balangi i trio weselne
uderzy ło w sy ntezatory, Um pa, um pa, um pa. Proszę przestać j eść, zwróciła się do m nie któraś z
rozliczny ch ciotek, szarpiąc m nie za koszulę, teraz tańczy m y, zarzuciła m i ręce na szy j ę.
Nam iętna by ła j ak cholera. Jej m ąż wznosił kolej ny toast i ły pał w zupełnie inny m kierunku.
Zdrowie szanowny ch rodziców, zarządził MC i wszy scy j ak j eden ły knęli. Zdrowia rodziców nie
wy padało nie ły knąć. Wniesiono kotlety. Ły pałem pożądliwie na półm iski paruj ącego m ięsa,
głębokie naczy nia z buraczkam i, sterty kartofli, zawiesiny sosów. Nam iętna ły pała na m nie.

Zdrowie gości, ry knął m istrz.

Jego trzeba napierdolić, a panienkę wy ruchać, powiedział do nas Oj ciec, gdy z dala od

weselnego zgiełku kończy liśm y kolej ną butelkę wódki. Według wiary godny ch przekazów by ło ich
j eszcze do wy picia około stu, więc noc zapowiadała się interesuj ąco. No to j uż, podniósł się Lewy,
wy ruszaj ąc na poszukiwania ofiary. A teraz tańczy m y, zarządził wodzirej i porwał do tańca
nam iętną ciotkę. Odetchnąłem . Um pa, um pa, um pa. Wy pierdalać m i z taką m uzy ką. Kudłaty,
weź zagraj , co to, wiej skie wesele? No dobra.

Muzy cy oddaj ą na chwilę sprzęt i siadaj ą przy stole patrząc z zainteresowaniem i lekkim

niepokoj em co się stanie z ich instrum entam i. Kudłaty bierze się za gitarę, Kaczor wy j m uj e
organki, Oj ciec śpiewa, nam iętna ciotka szalej e. Widać że lubi m łodzież, a kultura m łodzieżowa
j est bliska j ej sercu. Wnoszą desery, a m oże dopiero kolej ne dania, barszczy k, gdzie j est
barszczy k!? Chłopaki wchodzą na scenę, Oj ciec śpiewa, Kudłaty gra na gitarze, ktoś usiłuj e coś
wy cisnąć z parapetu. Wnoszą nowe dania, nowe alkohole, Dżaba naj ebany, Matka naj ebany,
wszy scy naj ebani, ktoś zalega w pokoj ach gościnny ch na piętrze, j eden pokój zdoby liśm y
niczy m kolej ne piętro j akiegoś pałacu, w który m broni się beznadziej nie grupa straceńców. Zaraz
podj edzie rząd taksówek, które wreszcie nas stąd zabiorą. Niczy m przedstawiciele delegacj i
państwowej na naj wy ższy m szczeblu, po kolei z godnością wsuwam y się do taksówek, odrzucaj ąc
do ty łu głowy, oficj alna delegacj a nawalony ch odj eżdża po zakończeniu roboczego spotkania z
delegacj ą zaprzy j aźnionego rządu.

Helikoptery krążą, zbiera się na wy m ioty. Taksówki uwożą nas do dom u teściów pana

m łodego, tam będziem y spali. Kaczy z żoną w j edny m pokoj u, Dżaba z Lewy m w drugim ,
Oj ciec czy li pan m łody gdzieś zaginął, panna m łoda zaniepokoj ona, brakuj e j eszcze kilku osób.

background image

Całe szczęście w pokoj u, w który m m aj ą spać Lewy i Dżaba odkry te zostaj ą żelazne rezerwy :
skrzy nka wódki i kontener piwa.

Ta noc do inny ch j est niepodobna, j eszcze wspanialszy będzie poranek, obiad o trzy nastej ,

patrzę i oczom nie wierzę, znów sterty kotletów, m isy bigosów, kopce kartofli, wazony wódki.

Naczy nia rozszerzone do granic wy trzy m ałości, bulgocze w ży łach, żołądek zbij a się w

kam ienny kłębek, ucisk na serce, przeponę, płuca. Już nie m ogę, m ówi Kaczor, choć przecież
niej edną j aj ecznicę ze śm iertelną dawką cholesterolu pokonał. Zaraz się porzy gam , m ówi Dżaba
dopy chaj ąc sobie widelcem szeroki płat schabowego. Mam tego dosy ć, dodaj e Lewy ładuj ąc
j eszcze j edną chochlę biogosu.

Powrót do dom u popołudniowy m pociągiem . W pom ięty ch garniturach, z brudny m i

kołnierzy kam i i m ankietam i biały ch koszul wzbogacony ch o plam y z sosów i buraczków idziem y
przez Piotrkowską. Jest niedziela, dzień święty. To m iasto należy do nas. Ce Ce Cewuka Cewukaes
Legia! To Dżaba. Rozwij a serpenty nę z papieru toaletowego wy niesionego z dom u rodziców
Oj ca. Może się przy dać. Kaczor z Lewy m rozglądaj ą się niespokoj nie na boki, nie wiadom o skąd
nastąpi atak. Może j ednak ta m anifestacj a j est zby t dużą bezczelnością, m oże kibice ŁKS - u i
Widzewa j eszcze śpią, albo siadaj ą właśnie przed telewizoram i i nawet nie wy obrażaj ą sobie że
coś takiego m oże się dziać tuż pod ich nosam i, gdy przed te nosy żony i m atki stawiaj ą gorącą
paruj ącą zupę. Jest niedziela. Pom idorowa albo rosół.

Schabowego z kapustą, żurek i piwo, powiedział Hipolit. Dla m nie to sam o, powtórzy li zaraz

za nim Kudłaty i Dżaba. By ł piękny letni dzień nad m orzem , pełnia sezonu, kurorty zapełnione
arty stam i, m odne m iej scowości drobną inteligencj ą, dom y wczasowe pracownikam i fizy czny m i
naj większy ch kom binatów m etalurgiczny ch, kopalń i elektrociepłowni, koksowni i fabry k sprzętu
specj alisty cznego, traktorów i czaj ników. Piasek na plażach by ł policzony co do ziarenka. Rzadka
roślinność wy dm owa ściśle chroniona, fale przy chodziły i odchodziły zgodnie z
harm onogram em . Wszędzie wpełzali bezkarni sprzedawcy lodów.

Ja by m zj adł j eszcze pizzę i flaki, powiedział szwagier Hipolita. No to m oże weźm y pół litra,

powiedziałem . Uspokój cie się chłopcy, odezwała się któraś z kobiet, m ałem u nie wolno pić, palić
ani się łaj daczy ć. Stasiu, wracaj zaraz na cam ping.

Oczy wiście wieczorem idziem y do COS - u? Oczy wiście. Mogliby śm y kiedy ś przy j echać

tu i popróbować racj onalnego odży wiania się, proponuj ę. Na śniadanie serek, owoce, soczki z
witam inkam i, j ogurty owocowe, sam o zdrowie, lekkie, poży wne. Kiedy ś j uż tego próbowaliśm y i
co? Ciągle by liśm y głodni i w dodatku kosztowało to zby t drogo, przy pom ina ktoś. Możem y po
obiedzie iść do tej kafej ki niedaleko stąd, daj ą tam py szny koktaj l truskawkowy. I niezłe schabowe,
dodaj e Kudłaty, który tam j uż by ł, zapewne z którąś z ty ch panienek z recepcj i. Nie, prostuj e
Kudłaty, nie z recepcj onistką. No to m oże z tą krawcową z COS - u? Poznałem taką j edną, robi się
taj em niczy zapalaj ąc papierosa. Mógłby ś nie j arać przy j edzeniu? py tam się. Mógłby m . A ty
m ógłby ś nie chrapać w nocy ? W ogóle nie m ogę spać. Bo cię nie m a, odpowiadam . Przez
ostatnie dwie noce nie spałeś z nam i w nam iocie. Wracałeś rano. By łeś u krawcowej , cha, cha.

background image

Kudłaty z krawcową, co wy na to? Później będą kucharki i kosm ety czki. No i kiblara. Pam iętacie
kiblarę? Sprzątała cam pingowe kible, zawsze m iędzy dziewiątą a dziesiątą rano i około czwartej po
południu, akurat wtedy gdy by ły naj bardziej potrzebne. Chodziła w czerwony ch kaloszach i
zielony ch gum owy ch rękawicach. W zanadrzu trzy m ała żelazny zestaw środków odkażaj ący ch.
Ciekawe czy szorowała nim i Kudłatego, gdy wieczoram i zakradał się do j ej m alutkiego
służbowego pokoiku na ty łach recepcj i. I podobno powiedziała m u, że ży j e dniem dzisiej szy m ,
gdy okazało się, że m oże właśnie zrobił j ej dziecko, nie interesuj e j ą co będzie j utro. Jutro też
będą kible, m ógłby m j ej podpowiedzieć. I gdy Kudłaty przeży wał m iłosne uniesienia, m y z
Hipolitem dobij aliśm y się w nocy do barm anki, żeby nam udostępniła bar, gdzie m ożna by ło
zakosztować cy try nówki z tonikiem i zim nego piwa w puszkach wprost z lodówki, którego całe
naręcza znosiliśm y po długich strom y ch schodach na plażę i tam odbezpieczaliśm y j ak granaty. I
wy buchały zby t wzburzone i eksplodowały w nas sztuczne ognie i czerń nieba zlewała się z
czernią wody.

Po pierwsze u krawcowej by łem ty lko przez j edną noc, a po drugie, nie twój problem , co

robię w nocy, nie j esteś m oj ą żoną, w dodatku m asz więcej m iej sca dla siebie.

Ostatnio j adłem j uż ty lko białe m ięso. Antry kot z kurczaka, filet z indy ka, filet z dorsza.

Jedzcie dorsze, gówno gorsze, pam iętacie? W ry biej głowie j est bardzo dużo witam iny D,
powtarzał m i zawsze m ój oj ciec usiłuj ąc zachęcić m nie do zj edzenia halasle. Nie cierpię zupy
ry bnej , w ogóle nie przepadam za ry bam i, no chy ba, że w postaci IDEALNEGO filetu, ale
j eszcze m i się nie zdarzy ło, żeby m nie znalazł kilku ości.

Ostatnio j adłem tego nieszczęsnego dorsza (kilkanaście ości, z tego przy naj m niej kilka

m ogłoby zabić) w Barze Morskim przy drodze do Jastrzębie Góry. By łem j uż sam , zupełnie sam
nad m orzem , czasam i ty lko spoty kałem się z Agatą, głównie dlatego, że zadeklarowała się j ako
lewaczka, i gdy szliśm y plażą do Włady sławowa m ruczała pod nosem „Cholerne, zadowolone z
siebie burżuj e, nie m ogę na nich patrzeć” patrząc na wielodzietne rodziny m askuj ące się
parawanam i, zagłuszaj ące przenośny m i rady j kam i, wertuj ące kolorowe pisem ka wy puszczane
na wolność przez wielkie koncerny prasowe, facetów popij aj ący ch piwo i rzucaj ący ch karty,
liżący ch wzrokiem półpornograficzne piśm idła.

Pewnie czy taj ą tam „Wam pa”, do którego history j ki wy m y śla Cezar.

Te wszy stkie głupoty dla onanistów, w który ch się pieprzą na potęgę, ex definitione, po

prostu. Ży j ą, żeby się pieprzy ć.

Faceci czy taj ą to na plaży, a Cezar m a na piwo i faj ki. Oprócz wy m y ślania history j ek pisze

też listy do redakcj i i ogłoszenia, w sty lu Wsadzę ci w dupę wszy stko co zechcesz. Twoj a
niewolnica.

Hipolit z Kudłaty m kupowali wtedy wszy stkie pism a pornograficzne j akie by ły do dostania

w kiosku, nawet te półpornograficzne, ćwierćpornograficzne. Naj chętniej właśnie „Wam pa”, ale
brali też inne - „Cats”, „No.1”, „Extasy ” i inne gówna, wszy stko to pałętało się po nam iocie, razem

background image

z brudny m i ubraniam i, które rzucaliśm y by le gdzie. Chłopcy doprowadzili się j uż do takiej
paranoi, że nawet nie chciało im się podry wać panienek. Kudłaty podniecał się historiam i w
„Wam pie”, nie wiedząc oczy wiście, że to wszy stko wy pisuj e Cezar. Cezar też doprowadził się do
paranoi, nie dość że pisze porno dla kasy, to j eszcze zarobione w ten sposób pieniądze wy dał na
sfinansowanie edy cj i swoich pornograficzny ch wierszy. W dodatku wy słał j e Miłoszowi. Skoro
Miłosz wy lansował Gretkowską i Try znę, to m oże też wy lansować m nie, wy m y ślił sobie Cezar.
Błędne koło. Chy ba, że przerwie j e zonanizowuj ąc się na śm ierć. Już teraz m izernie wy gląda.

Przegrałem m u wszy stkie pły ty The Sm iths i Morrissey a.

Przy naj m niej to m ogłem dla niego zrobić.

Ale daliśm y wczoraj bańkę, chwali się Runio. Naj pierw ze Skibą i Pawłem , a później

przy szły j eszcze Dorota z Moniką. Wiosna rozkwitła brakiem gotówki, coraz m niej m ożliwości
m anewru, trzeba stąd spierdalać, m ówi ktoś. Nie, nie, stąd się nie da uciec. Siedzę w czy telni na
Koszy kowej , przeglądam roczniki czasopism , kartkuj ę z niechęcią zbiory esej ów. Za oknem szum
ulicy m iesza się z szum em liści, zaraz nastąpi apokalipty czna ulewa. Siedzę przy stole, piwo ulewa
się z kufla. Daj papierosa, m ówię do kogoś, chy ba nie do Kudłatego, ty lko do kogoś, kto zareaguj e
na to j edy nie skinięciem głową, a nie półgodzinny m i wy wodam i o kosztach ty toniu, zarabianiu
pieniędzy, itp. Wtedy przesiady waliśm y, w każdy weekend, pod parasolam i na Placu
Zam kowy m , wieczory kończy ły się nad Wisłą lub w j akim ś m ieszkaniu, wtedy kobiety j eszcze
zapraszały nas wszy stkich do swoich m ieszkań, wtedy j eszcze chciały urządzać dla nas balangi,
później , po kilku wy stępach Matki skończy ło się. Mieliśm y niezły lokal przy Teatrze Polskim z
ładną kruchą, drobną właścicielką, która urządzała balanżki w duży m m ieszkaniu ze stary m i,
przedwoj enny m i m eblam i, z długim , szerokim balkonem , z którego widać by ło całe Powiśle i za
ciem ny m pasem rzeki drugą stronę świata. Gdy j eszcze w okolicach Uniwersy tetu j edy ny m
lokalem , w który m podawali piwo by ł „Europej ski”, nie wspom inaj ąc oczy wiście o „Ry bitwie”,
w której na przedziwny ch zasadach współży li ze sobą m enele i studenci wy działów
hum anisty czny ch w garniturach oblewaj ący egzam iny, i cały m szlaku orlich gniazd, albo
kupiony m w Dom u Bez Kantów browarze wy pity m w kam ienny m kręgu, pod kasztanam i, albo
pom nikiem Prusa, nie by ło j eszcze żadny ch pubów, i po zaj ęciach trzeba by ło j eździć do
akadem ików.

A teraz puby, kawiarnie, kluby, snobisty czne lokale i nadęte przy j ęcia, piękne kobiety, do

który ch strach się zbliżać, krótkotrwałe rom ansiki, nawet nie skonsum owane, bo to albo brak czasu,
albo lokalu, albo nawet kasy na taksówkę, a następny ty dzień taki ciężki, pracoholizm się szerzy,
pikaj ą pagery, bry lanty na sklej a włosy m łody m m iej skim profesj onalistom , idą w
dwuszeregach, pozdrawiaj ą wodzów na try bunach, w rękach dzierżą śm iercionośne nesesery,
m ówią: a czy by łeś TAM, a czy widziałeś TO, a kobiety im wtóruj ą, oragazm aty cznie się
zadziwiaj ąc znasz GO, poznaj m nie z NIM, albo pry chaj ąc konstatuj ą, że j esteś nikim gdy
okazuj e się, że nie wiesz KTO to j est. Pokaz m ody na piętrze, na parterze stoły z ekologiczny m i
sałatkam i, surowy m i warzy wam i i ponętny m i sosam i, wegetariańskie kotleciki, słody cze,
oblepione lukrem i kawałeczkam i pom arańczowy ch skórek pączki, po kiego wała j adłem kolacj ę,

background image

ktoś wzdy cha, piękne kobiety dwom a palcam i uj m uj ą łody gi i m aczaj ą j e w m iskach z sosam i,
wsuwaj ąc j e później w rozchy lone usta, na podwórzu daj ą darm owe piwo, dy m i szaszły kam i i
polędwicą grill, na eksponowany m m iej scu napis zakaz zwałki na posesj i, wszy scy nawzaj em się
obserwuj ą. Co, nie daj ą tu wódki? Muszę się dzisiaj solidnie nasm arować, m ówi do m nie
znaj om y uśm iechaj ąc się głupkowato i poklepuj ąc protekcj onalnie po ram ieniu. Tutaj wszy scy
są dla siebie niezwy kle protekcj onalni. W sobotę robim y im prezę, m ówi Runio, gdy wreszcie za
trzecim razem udaj e m u się do m nie dodzwonić. Ta kurwa, twoj a autom aty czna sekretarka,
m ówi. Ty le razy wszy stkim powtarzam , żeby ście zostawiali m i na niej wiadom ości, przecież
m ogłem ty lko na chwilę wy j ść do sklepu albo z psem na spacer, zaznaczam , choć często sły szę
perłowe chichoty telefonu, gdy leżę w wannie gapiąc się tępo w zaparowane lustro, ale na Boga,
nie będę m okry i nagi wy skakiwał z wanny, żeby usły szeć - no i co tam u ciebie, j akby cokolwiek
m ogło się zm ienić. Proszę was, sekretarka j est po to, żeby nagry wać na niej inform acj e dla
m nie. Nie cierpię gadać z autom atem , m ówią wszy scy i odkładaj ą słuchawki, a dla m nie zostaj e
j uż ty lko regularne piip, piip, piip. W sobotę j est im preza, m ówi Runio oddaj ąc słuchawkę
Dorocie. O Jezu, nie wiem , m ówię, m am dość im prez, choć gdy piętnaście m inut wcześniej
zadzwonił Kudłaty (w lewej ręce m iałem patelnię, w prawej garnek, w zębach trzy m ałem
żaroodporną rękawicę i usiłowałem wy łączy ć kuchenkę) przy znałem m u się do tego, że chętnie
skoczy ł by m do Hadesu w piątek lub sobotę. Przy j dziesz, py ta się Dorota.

O Boże, boli m nie noga, graliśm y dzisiaj z chłopakam i w koszy kówkę i chy ba źle stanąłem ,

strasznie boli m nie w pachwinie, nie m ogę chodzić, j ęczę. Debile, m ówi Dorota, po co graliście w
koszy kówkę, krety ni? Dla zdrowia, a j akże, wy pinam pierś do ściany i wciągam brzuch, który
nagle przy klej a się do kręgosłupa i nie chce się odkleić. Przekładaj ąc słuchawkę do lewej ręki,
prawą wy powiadaj ąc szy bko zaklęcie sum atrzańskich cudotwórców, pozwalaj ące bezkrwawo
penetrować sobie wnętrzności, łapię rozczapierzony m i palcam i żołądek i j edny m szy bkim
ruchem odklej am go z charaktery sty czny m odgłosem plaśnięcia od kręgosłupa i zostawiam tam
gdzie j ego m iej sce. Teraz czuj ę się świetnie, przy naj m niej psy chicznie. Wczoraj by łem na
dwugodzinny m spacerze z koleżanką, która m ieszka koło psy chiatry ka na Sobieskiego, chwalę się,
przeszliśm y przez cały Wilanów i Sady bę, spałem później dwanaście godzin, dopóki w sam o
południe nie obudził m nie telefon od Lewego. Oczy wiście z koleżanką też by łeś dla zdrowia, z
przekąsem m ówi Dorota.

Oczy wiście, odpowiadam . Dobra, przestań pieprzy ć, przy j dź w sobotę, m ożesz,

przy prowadzić ze sobą paru kum pli i j akieś laski, bo będzie niedobór kobiet. O Jezu, znowu to
sam o, siedm iu facetów i dwie kobiety, kto to wszy stko wy m y śla. Weź j akąś m uzy kę, m ogą by ć
Sm ithsi, i koniecznie Green Day, bo m uszę sobie przegrać j eden num er, m ówi Dorota. A ty m i
przy nieś Offspring, odpowiadam i odkładam słuchawkę, m rucząc coś w rodzaj u, „na razie”, „hej ”
albo „ściskam , do soboty ”. Jeżeli tam pój dę, to po Offspring oczy wiście. W izotoniczny m napoj u
Isostar j est dużo zdrowy ch składników. Magnez, potas, fosfor, nie wspom inaj ąc j uż o różny ch
witam inach. Za to w piwie j est przeciwutleniacz, który zapobiega nowotworom . Jak wy j ść z tego
szaleństwa?

Czerwiec. Czuć ciepły asfalt i drżenie rozgrzanego powietrza.

background image

Siedzim y z Rafałem w Cafe Am atorska, popij am y powoli białe wino z lodem , j est duszno,

zbliża się ósm a, patrzy m y na siebie j ak by śm y czekali na sy gnał do wszczęcia rewolucj i, on m a
czarną koszulkę i białe spodnie, j a czarne spodnie i białą koszulkę.

Pewnie te dwie nie przy j dą, m ówię. Jeżeli nie będzie ich do piętnaście po, idziem y, m ówi

Rafał. Od razu by łem przeciw tem u spotkaniu, dodaj e. Patrzę na niego z podej rzliwością. Mnie
też nie zależy. Głupie cipy, m ówię, pieprzone m aturzy stki, m ałolactwo, wszędzie m ałolactwo,
nabzdy czone idiotki, wy walam z siebie starcze kom pleksy, nie m a o czy m z nim i rozm awiać, nic
nie kum aj ą, fast - foody zżeraj ą im m ózgi, plastikowe ubranka, buty na koturnach, spinki we
włosach, a w głowie gówno.

Następny m razem trzeba um awiać się z doj rzalszy m i, decy duj ę gdy m ij a kwadrans po

ósm ej . Spoko, pój dziem y „Pod Blachę”, m ówi Rafał popatruj ąc w lustrze na swoj ą nową
fry zurę, dzieło m istrza kraj u we fry zj erstwie arty sty czny m . Czy ten facet dawno tem u został
m istrzem , py tam się patrząc ze współczuciem na efekt j ego działalności. Jakieś trzy dzieści lat
tem u, m ówi Rafał, pokazy wał m i nawet dy plom . No, j eżeli tak, to co innego. Dy plom to zawsze
dy plom . Mam nadziej ę że zrealizował się arty sty cznie.

Wy chodzim y, j est wpół do dziewiątej , piątek, duszno, czerwiec, czerwiec.

Idziem y „Pod Blachę”, gdzie spędzam y bezprodukty wnie trzy piwa, podziwiaj ąc bram karzy

penetruj ący ch ukry te przestrzenie pod stołam i w poszukiwaniu przeszm uglowanego alkoholu. Do
„Dziekanki” wchodzim y daj ąc łapówkę ogolonem u na ły so m onstrum , którego anaboliczne
m ięśnie rozry waj ą bawełnianą koszulkę, a obcisłe dżinsy uciążliwie ugniataj ą genitalia. Średnia
wieku 16 lat, m ówię, patrząc na tańczące w j ednakowy, j akby zaprogram owany sposób w
straszny m ścisku lolitki. Depczem y chrzęszczące zwłoki plastikowy ch kubków do piwa i puszki po
energy drinkach. Spadam y stąd, m ówi Rafał kończąc j edny m ciosem m isery cordii piwo. Mam y
na dziś dosy ć m ałolactwa, choć znaj duj em y nawet j edną m aturzy stkę, którą właśnie rzucił kolega
z klasy. Słuchaj , m ówię, j estem starszy od ciebie o osiem lat, to dobra proporcj a, tłum aczę.
Chodźm y stąd, z zażenowaniem patrzy na m nie Rafał. Idziem y na Stare Miasto, m ij am y
wy pełnione tandetny m j azzem ogródki, pry chaj ące dorożkarskie konie, chrum kaj ący ch
zagraniczny ch tury stów, żebrzący ch narkom anów i zwij aj ący ch swoj e stragany tandeciarzy i
upadły ch arty stów.

Kręgosłup m i wy siadł, skarży się z gry m asem skopanego piłkarza na twarzy Rafał,

skręcaj ąc się przy ty m parality cznie.

Przetrenowałem się. Co? Co przetrenowałeś? Jogging i stretching, m ówi Rafał tonem ły sego

urzędnika z nadwagą przy znaj ącego się swoj ej żonie do skry wanego od lat fety szy zm u. Poj ebało
cię, py tam się z troską w głosie. Na chuj ci to wszy stko? Żeby m ieć form ę i kondy cj ę do ruchania
dup, m ówi parality k. No to m asz, kiwam głową m aszeruj ąc dziarsko przed siebie. Poczekaj , nie
zostawiaj m nie tu, skam li kuśty kaj ąc za m ną. Idziem y w poszukiwaniu j eszcze j ednego piwa,
właśnie m ij a północ, duchy zapełniaj ą ulice, tłoczą się w pierwszy ch nocny ch autobusach,
ham uj ą z piskiem opon swoich niezwy kły ch poj azdów, szem rzą prowadzony m i w wy m arły ch

background image

j ęzy kach rozm owam i w kawiarniach i bram ach. Po drugiej stronie ulicy poj awiaj ą się nagle
niczy m księży cowy patrol Runio ze Skibą. Przechodzą na naszą stronę ulicy, by oszczędzić
Rafałowi cierpienia z powodu nadm iernego wy siłku fizy cznego. Runio m a czarną koszulkę i białe
spodnie a Skiba białą koszulkę i czarne spodnie. Idziem y do „Harendy ” na pożegnalne piwo. Nie
m ogę się upić, powtarzam , j utro m uszę by ć w form ie, m am m nóstwo roboty a wieczorem idę na
zaległe im ieniny do znaj om ej , będzie kilka faj ny ch kobiet, stary ch kum pelek, przy j em nie j est
trochę porom ansować ze starą kum pelką, m ówię, m y śląc o szczupły ch szesnastoletnich, widząc
j ednocześnie j ak pierwsze obj awy starości oblizuj ą delikatnie twarze, szy j e i brzuchy m oich
znaj om y ch trzy dziestoletnich, właśnie się rozwodzący ch, awansuj ący ch w swoich firm ach,
wpadaj ący ch w histerię, zapalaj ący ch kolej nego m entolowego papierosa, nakładaj ący ch sobie
j eszcze j edną porcj ę sałatki j arzy nowej , upij aj ący ch się biały m półwy trawny m winem .

Cztery „Ży wce”. Reklam ówki „Lucky Strike'ów”, wciskaj ące się nachalnie w ręce, dużo

dy m u papierosowego, trochę dam skich perfum i m ęskich wód toaletowy ch. Nie wiem co m am
robić, m ówi Dżaba. Rzuć m onetą, ktoś radzi, i Dżaba wy j m uj e żółtą m onetę, przez chwilę na nią
patrzy, a później rzuca, przez ułam ek sekundy obserwuj e j ej lot, niczy m na zwolniony m film ie,
m oneta zaczy na fazę spadania, Dżaba łapie j ą kładąc j ak sędziowie piłkarscy prawą ręką na
wierzchu lewej dłoni. Orzeł. Trudno, śm iej ą się, m usisz j ą zrobić. No to j eszcze j edno piwo,
m ówi Dżaba i nikt nie protestuj e, gdy przy siada się do tłustawej bladolicej dziewczy ny z rudy m
kokiem , który za chwilę rozpuści i pozwoli włosom bezwładnie spły nąć na plecy, wy chodząc
wszy scy podaj ą m u ręce i kładąc dłonie na j ego ram ionach, m ówią - trzy m aj się.

Wracam tej sam ej nocy, a właściwie j uż nad ranem , j est czwarta, inny świt, inny świat.

Ostatnie autobusy nocne, pierwsze dzienne. Zupełnie absurdalny policy j ny radiowóz leniwie
j adący szeroką alej ą. Przez chwilę m y ślę, żeby go zatrzy m ać i poprosić o podwiezienie, ale nie
wy starcza m i odwagi. Na przy stanku spoty kam Dżabę. Wy gląda j akby przed chwilą przerwał
rozm owę ze śm iercią, która powiedziała: słuchaj stary, j a ty lko skoczę do kiosku po faj ki i zaraz po
ciebie wracam . Dżaba w dole. Kolej na noc do ty łu. Przy j echaliśm y do niej o trzeciej w nocy,
zaczy na ekshibicj onisty cznie, dobra, pom y ślałem , niech się dziej e co m a się dziać, zwłaszcza że
j uż trochę trzeźwiałem , a ona wiesz co?

Zaczy na robić sobie żarcie. O trzeciej w nocy gotuj e m akaron, sm aży coś, zapy cha się ty m

j ak świnia. Żreć, żreć. Wy obrażasz sobie? Zachciało m i się rzy gać. Uciekłem stam tąd o czwartej .

Robił się przy j em ny chłodny poranek.

Kilka ty godni później j uż by ła j esień. Dżaba siedział przed kom puterem gapiąc się w okno.

Za oknem kładły się j esienne m gły.

Wcześniej szy wieczór, choć j eszcze ciepły, ale j uż z lekkim niepokoj ący m wiaterkiem .

Lam py sodowe, który ch obecność przez ostatnie m iesiące zupełnie nie rzucała się w oczy, teraz
takie natrętne.

Lato usiłowało j eszcze trochę nawracać, j ak kolej ne torsj e. Na Krakowskim Przedm ieściu,

background image

naprzeciwko Uniwersy tetu zderzy łem się z Malcolm em McLarenem . By ł w eleganckim ,
beżowy m garniturku z białą koszulą o duży m kołnierzu. Ja nie by łem tak ubrany.

Powiedział „pardon” łapiąc m nie delikatnie za ram iona, j ak gdy by m m ało przekonuj ąco

sy m ulował upadek. Ja wiedziony insty nktem zam ruczałem „przepraszam ”, choć j ako
zhom ogenizowany przez anglosaską popkulturę zazwy czaj m ówię „sorry ”. Może teraz nagra pły tę
„Varsovie”? Mógłby m tam śpiewać w chórkach.

Jednak j esień. Zwij aj ą j uż ogródki, w który ch popij aliśm y rozwodnione piwo, zam y kaj ą

tancbudy. Ty m razem nie pój dziem y do szkoły. Tak naprawdę, to nie chodzim y j uż do niej od lat.
Mam y j uż swoj e pagery, kom putery, sam ochody. Kupuj em y sobie nowe m eble, rozszerzam y
pam ięć operacy j ną, zawężam y naczy nia wieńcowe, m ontuj em y w sam ochodach niezwy kłe
udogodnienia. Dzięki Bogu, nie odbiło nam na podświetlane na fioletowo podwozie.

Nasze autom aty czne sekretarki zapełniaj ą się pom y słam i, który ch nigdy nie zrealizuj em y.

No, wreszcie zaruchałem . Po raz pierwszy od półtora roku, chwali się Marcin zacieraj ąc

łapska. To piękne uczucie, wzdy cha.

Solidnie sobie pokopulować. Nic tak dobrze nie wpły wa na psy chikę j ak zdrowe, uczciwe

rżnięcie. Naj lepiej częściej niż raz na półtora roku. Ale za to j aka ulga. Już m y ślałem , że oszalej ę
w gęstwinie pism pornograficzny ch. Ostatnio naj chętniej „Extasy ”. Uwielbiam pornografię. Jest
tak cudownie obleśna.

Niesm aczna, wulgarna, cham ska, brutalna. Żadny ch subtelności.

Anim alizm w naj czy stszej postaci. Żadny ch hipokry zj i, zbędny ch ściem nień, uników,

uskoków, podchodów. Ach, to j est ży cie, rozm arza się Marcin. Nic ty lko ruchać. I j eszcze m ieć
dużo kasy.

Może zostać żigolakiem ? Nocam i zarabiać posuwaj ąc starsze bogate panie, odsy piać

przedpołudniam i, popołudniam i w szlafroku, popij aj ąc m usuj ące zestawy witam inowe, pisać
pornograficzne powieści nasy cone treścią filozoficzną. Ach, zostać postm odernisty czny m de
Sadem . Chłostać kołtunów pej czem i brzy twą słowa. I m ieć kasę. Dużą kasę. I pornograficzny
program w telewizj i. Albo przy naj m niej co j akiś czas wy stępować z socj ologiczny m i
kom entarzam i j ak Miron. Ble, ble, ble, i kasa leci. Ja m ogę skom entować wszy stko, m ówi Marcin
wy konuj ąc półokrężne ruchy ręką, j akby to one m iały właśnie by ć za cały kom entarz do
rzeczy wistości. Czego się napij esz? Mam ty lko herbatę, proponuj e Marcin. Chciałby m pisać
teksty do „Extasy ” m ówi. Może lepiej weź extasy i idź na techno party, m y ślę, ale nic nie m ówię,
nawet tego, że Lewy właśnie dostał w zaciszu Biblioteki Narodowej propozy cj ę pisania history j ek
do tego pism a, upiękniony ch realisty czny m i zdj ęciam i. 150 za dwie i pół strony. Można
wy trzy m ać. Szczególnie j eśli ktoś się przy ty m j eszcze realizuj e. Nie, nie m ogę tego powiedzieć
Marcinowi, um rze z zazdrości. No i co Lewy, odm ówiłeś, upewniam się. Dostać taką propozy cj ę
w tem plum hum anizm u, gdzieś przy chropowatej ścianie wąskiego kory tarza, w przej ściu m iędzy

background image

czy telnią m ikrofilm ów a czy telnią czasopism , a m oże przy bufecie oferuj ący m klopsy w sosie
pieczarkowy m . Odm ówiłem , m ówi Lewy, autor słownika wulgary zm ów, na którego podej rzliwie
patrzą barm ani i kelnerki, gdy oskarża ich o niedolewanie piwa do poziom u 0,5 litra. Wszędzie
kantuj ą, stwierdza autory taty wnie.

Co za m iasto, nawet nie m ożna tu zj eść dobrego kebaba. Pizza też ty lko gdzieniegdzie j est

zj adliwa, nie m a żadnej dobrej knaj py.

Kiedy ś wy starczał ci kefir z bułką i paczka „m ocny ch”, przy pom inam m u telepaty cznie.

Chy ba j ednak m essage nie dociera.

Solniczki zdoby te w Pizza Hut, butle ciężkich sosów, blisko i dalekowschodnie przy prawy,

m ały stół zawalony wędlinam i, seram i, ketchupam i, różny m i spoży wczy m i gadżetam i. Mam
zm iany w dnie oka, m ówi Lewy, ły kam trzy razy dziennie pasty lki, m am ciśnienie 180 na 100.

Może j a od razu zainkasuj ę należność, stwierdza raczej niż py ta się kelnerka, patrząc na

Lewego, który paznokciem wskazuj e dokąd powinno by ć dolane piwo, a nie j est. Niedolewki m nie
wkurwiaj ą, m ówi. Boj ę się, że państwo oddalą się nie reguluj ąc rachunku, z uprzej m y m
uśm iechem tłum aczy kelnerka. Co za m iasto, denerwuj e się Lewy. Um awiam y się na obej rzenie
m eczu w pubie, gdzie piwo dolewaj ą do właściwego poziom u, ale j ak się okazuj e, gdy przy chodzi
Lewy telewizor j est zepsuty, a gdy przy chodzę j a, Lewego j uż nie m a, choć działa telewizor.
Udaj e m i się nawet znaleźć wolne m iej sce m iędzy fanaty czny m i kibicam i, ry czący m i,
wy skakuj ący m i nagle ku górze i łapiący m i się za głowę. Następne m iej sce spotkania - kościół.
Ślub. Niedługo zaczną się pogrzeby.

Zbliża się koniec świata, ponowoczesna rzeczy wistość j ak z Mad Maxa, będziem y

zm utowani, poprom ienni. Nie m a dokąd uciec.

Wszy stko rozegra się tutaj , w naszej obecności. Może m iędzy kolej ny m m eczem w

telewizj i, ślubem i pubem . W trakcie przesiadki z autobusu do tram waj u, w tunelu m etra.
Dopadnie nas j ak wy rzut sum ienia, brzy dka dziewczy na zbałam ucona na im prezie u kum pla. Jak
telefon w środku nocy i nagła prośba o poży czkę, wulgarny dowcip.

Mogliby śm y założy ć agencj ę detekty wisty czną. Jasio, Kaczor i j a. W m ieszkaniu Jasia

naj lepiej . Graży na m ogłaby nam robić herbatę, przy j m ować telefony i spławiać upierdliwy ch
interesantów. Mam y obej rzane wszy stkie film y z Bondem a Jasio napisał nawet o nim pracę
m agisterską. Ja pam iętam j eszcze Holm esa i Poirota, znam na wy lot powieści Joe Alexa, Kaczy
m a przeczy tane po pięć razy powieści o taj ny ch sprzy siężeniach i m roczny ch organizacj ach.
Wszy scy m am y przed oczam i redaktora Maj a j ak ściga rewizj onistów z organizacj i „W”. Jasio
dodatkowo obej rzał ścisły kanon film ów szpiegowsko - sensacy j ny ch.

Mogliby śm y rozwiązy wać naj wspanialsze taj em nice kry m inalisty ki.

Piękne kobiety powierzaj ące nam swoj e wsty dliwe sekrety.

background image

Zdradzeni kochankowie, zazdrośni m ężowie, zem sty po latach, nawiedzone dom y.

Kiedy ś zbudowaliśm y własny dom . Z ukradziony ch na j akiej ś budowie desek. Może to by ła

ta sam a budowa, z której brałem sobie piasek do akwarium . Nic się nie stało. Ten kościół stoi nadal
i nie sądzę, by cokolwiek m ogło spowodować j ego zawalenie.

Za to nasz prowizory czny dom rozleciał się w kawałki, gdy nad m iastem przeszła naj większa

wichura tam tej dekady. By ł koniec lat 70., apogeum m ody na hodowlę ry bek. Miałem skalary,
m ieczy ki, m olinezj e, brzanki sum atrzańskie, no i oczy wiście glonoj ada i kiry sy. Boj owniki
sy j am skie trzy m ałem w osobny ch słoj ach. Jeden by ł bladoróżowy z czerwony m i, naj eżony m i
wrogo skrzelam i, drugi ciem niej szy, spokoj niej szy, chy ba po prostu starszy, patrzący na to
wszy stko j uż z pewną dozą m izantropii.

Pierwsze m oj e akwarium kupiłem okazy j nie za j akieś grosze, albo znalazłem j e na

śm ietniku. Nie pam iętam dokładnie. Mim o, że uszczelnione, przeciekało dram aty cznie i w czasie
dużej przerwy przy biegałem do dom u, żeby zm ieniać nasiąknięte szm aty i uzupełniać wodę.
Później sprawiłem sobie j uż akwarium w pełni profesj onalne. Osiem dziesiątkę. Poniżej
sześćdziesiątki nikt szanuj ący się nie m iał, naj lepiej by łoby hodować ry bki w takim ponad
stulitrowy m , ale na takie nie by ło nikogo stać, a w dodatku gdzie coś takiego postawić? Kaczor nie
m iał ry bek, by ł dwie klasy wy żej . Inny etap, m im o, że razem bawiliśm y się m ały m i
żołnierzy kam i. Miałem Japończy ków, Am ery kanów, piechotę niem iecką, strzelców alpej skich i
angielskich kom andosów. Miałem też kilka czołgów i transporterów, nie m ówiąc j uż o m odelach
sam olotów odziedziczony ch po bracie cioteczny m , który właśnie z tego wy rósł i zaraz potem
popadł w alkoholizm . Potem chuj wszy stko strzelił. Kaczor sprawił sobie spodnie m oro,
naj większy szpan, Jasio j ako m istrz j udo i karate uczy ł nas na wzgórku koło apteki wschodnich
sztuk walki. Stawaliśm y się m ocni. Chodziliśm y po dachu, stam tąd widzieliśm y cały świat, na
przechodniów zrzucaliśm y napełnione wodą prezerwaty wy. Później z kondom am i przez wiele lat
nie m iałem do czy nienia. Na studniówce służy ły za balony. Balony by ły wtedy niedostępne.

Dużego „Poloneza”, sok pom arańczowy i paczkę prezerwaty w, powiedział Lewy w sklepie

nocny m . Sprzedawca popatrzy ł na nas z niesm akiem . Chy ba nas wziął za pedałów, m ówię
Lewem u. Lewy się uśm iecha. Przestrzeń j ego m aleńkiego m ieszkania na ty łach Nowego Światu
tuż nad cukiernią, z której dochodzą zaklęte zapachy, a które zaj m uj e wraz z narzeczoną,
wy pełnione j est nadm uchany m i prezerwaty wam i, które wznoszą się i opadaj ą j ak py łki kwiatowe
w lecie doprowadzaj ące m nie do stanów agonalny ch.

Kudłaty m a zawsze ze sobą parę paczek prezerwaty w. Kilroy e, durexy, nawet unim ile.

Nerwowo sprawdza ich ilość w kieszeniach zielonej kurtki zaopatrzonej przez przewiduj ącego
proj ektanta w niezliczoną liczbę schowków. Dwie paczki gum ? Są. Dwie paczki faj ek? Są. Portfel?
Jest. Kudłaty liczy pieniądze wsadzaj ąc do przegródek całą głowę. Mało kasy. Miałem całą bańkę,
j ak wy chodziłem z dom u, m ówi. Za dużo kasy m i leci. To przez was, oskarża nas j ak świadek
zbrodni wskazuj ący m orderców.

Co zrobić. Kasa j est po to, żeby leciała, ktoś go uspokaj a. Ja i tak, j eżeli ten raj d potrwa

background image

j eszcze parę godzin i w takim tem pie będziem y zm ieniać knaj py, będę m usiał się zapoży czy ć.

Albo urwać wcześniej do dom u. Albo uciec w przestrzeń alternaty wną.

Dalej słuchasz ty ch angielskich kapel? py ta się ktoś w kory tarzu m iędzy kuchnią a pokoj em .

Obowiązuj e żubrówka z sokiem j abłkowy m . Kaczor j est napastowany przez kobietę, która kusi go
schowaną pod koszulą butelką wódki i ciągnie go na schody, ciem ne zakam arki klatki schodowej
m onstrualnego m rówkowca o niezliczonej liczbie m ieszkań, cicho i groźnie sunący ch wind, nie
wiadom o dokąd prowadzący ch wy j ść ewakuacy j ny ch, w które strach wchodzić,
przem y kaj ący ch się cieniach m artwy ch lokatorów i zbrodniarzy.

Tak, dalej słucham ty ch angielskich kapel, m ówię. Tak, tak, słucham Sleepera i Elastiki, ale to

przecież nie znaczy, że słucham t y l k o Sleepera i Elastiki. Nie wiem , co się dziej e, ostatnio
wróciłem do Dead Can Dance. Zapewne podświadom e poczucie zbliżaj ącej się katastrofy.
Brendan Perry j ak średniowieczny zakonnik. Dlatego sprawiłem sobie „Canto Gregoriano”. Teraz
zastanawiam się, kto j est bardziej m isty czny - benedy kty ni czy Perry.

Tak, m ówię, słucham Blur, skoro w „The Independent” napisali że to zespół

postm odernisty czny. Przy j em nie by łoby by ć angielskim dziennikarzem , koncy puj ę sobie,
wy m y ślać m ody, podniecać ludzi pisząc „Jeżeli Oasis zawoj owali całą Wielką Bry tanię to
Supergrass zawoj uj e cały świat”. I biegnę do m oj ego ulubionego sklepu z m uzy ką, kupuj ę
debiutancką pły tę Supergrass „I Should Coco” a tam j uż nawet nie lata 60 brzm ią i dźwięczą, ale
nawet 70. Wy m y ślono j uż wszy stko.

Zapom niałem trochę o starszy ch pły tach, gdzieś m i w głowie nagle zaniknął Madchester.

Nagle łapię się na ty m , że od dawna nie słuchałem Happy Monday s, Stone Roses, Inspiral
Carpets, Charlatansów. Uświadam iam to sobie u Jasia, gdy pij em y calvados rozwodząc się nad
naj ciekawszy m i paranoj am i w ży ciu tego kraj u, a podkładem m uzy czny m są właśnie Charlatans.
Jasio m ówi, że to idealna m uzy ka do j azdy sam ochodem . Więc nagle dostaj ę lekkiego spleenu
przy „White Shirt”. Oczy wiście, że teraz, kiedy to piszę, wy j m uj ę spom iędzy inny ch kaset „Som e
Friendly ”, pierwszy ch Szarlatanów, chy ba naj lepszą pły tę z trzech doty chczasowy ch, i robię
sobie z niej tło w to dziwne przedpołudnie. Jest ostatnia niedziela kalendarzowego lata. Od rana
pada, tem peratura nie przekracza 10 stopni. Właśnie siedzę przy kom puterze, słucham
Charlatansów i piszę książkę o niczy m .

Kurwa, puść wreszcie „I wanna be adored” m ówię do Runia, który zm ienia Bustersów na

Specialsów albo na odwrót. Nie wiem gdzie to j est, kaseta m i zginęła, m ówi j akby właśnie gdzieś
wcięło walizeczkę z pierwszą pom ocą albo zginęły ostatnie naboj e.

Nacieraj ą na nas wrogie czołgi.

Teraz budzę się m iędzy trzecią a czwartą w nocy. Czasam i wy chodzę na spacer, krążę j ak

m aniak wokół dom u, czasam i wy ruszam trochę dalej , ale ty lko w obrębie osiedla j ak żerowiska.
Nie chodzę j uż do „Rzeźbiarzy ” bo nie m a po co. Nie chodzę do „Filharm onii” bo j ej nie m a. Nie

background image

j eżdżę w różne ciekawe m iej sca bo ty ch m iej sc nie m a. Mam trzy paczki gum do żucia i cukierki
wiśniowe. W szafce trzy m am dwie m ałe buteleczki żubrówki j ak dwa granaty. Słucham ostatniej
pły ty Vay a Con Dios i przy pom inam sobie j ak oporowo słuchaliśm y „Night Owls”. Ale wtedy
m uzy kę pisał Dirk Schofus. Teraz Dirk Schofus nie ży j e i nie pisze m uzy ki, więc pły ty nie są j uż
takie dobre a Deni Klein, j ak się okazało, m im o że wciąż m a głęboki zm y słowy głos, wcale nie
j est taka piękna. Znowu ktoś nas zrobił w trąbę.

Oj ciec zniknął po raz kolej ny, tak j ak z topografii m iasta zniknęło kilka cudowny ch m iej sc, a

w Kaszm irze kilku zachodnich tury stów. Podobno prasa drukarska zm iażdży ła Oj cu j ądra.
Podobno kosm ici wy m y ślili ludzi. Ponoć wszy stko i tak za j akiś czas pierdolnie. Podobno wszy scy
o nas zapom ną.

Wy chodzę z psem na spacer. Jest j edenasta wieczorem . Na klatce napalone trawą. Trzech

kolesi siedzący ch na podłodze pod skrzy nkam i na listy m a j uż za sobą fazę śm iechawy i właśnie
popadło w otępienie. Mój pies podchodzi do j ednego z nich i obwąchuj e go ostrożnie. Ciekawe
czy go ugry zie, zastanawiam się.

Sty kaj ą się nosam i i patrzą na siebie tępo. Mój pies po chwili odskakuj e gwałtownie. Kolesie

patrzą się j eszcze bardziej nieprzy tom nie.

Nie wiem gdzie j est Oj ciec. Nie wiem gdzie j est Tom ek, który napisał że przy latuj e i nie

przy leciał. Spędziliśm y z Kaczorem pół dnia na lotnisku. Nie wiem po co. Nie wiem po j aką
kasetę sięgnąć. Wtedy słuchaliśm y u Tom ka Lloy da Cole'a i Matta Bianco.

Klim at nieodparcie by ł im prezowy. Stoj ąc przy bram ce przed szklany m i drzwiam i

opatrzony m i napisem „granica celna”, zza który ch co j akiś czas poj awiali się ludzie z wielkim i
walizam i na kółkach lub taszcząc ze straszliwy m wy siłkiem ciężkie torby, zastanawialiśm y się czy
Tom ek zrobi im prezę. Kaczy się rozm arzy ł. Oj , pobawiłby się przy „dziewiątce”, naszej kultowej
kasecie, na której m ieliśm y nagrane stare rock'n'rolle i rhy thm 'n'bluesy. Jak wtedy, gdy Sieniut
zdem olował interweniuj ący radiowóz. Jak to zawsze by wa doniósł sąsiad.

Gliniarze wpadli i zebrali od wszy stkich dokum enty. Włoszki by ły zaszokowane, chociaż

przy zwy czaj ały się do klim atów.

Carabinieri, carabinieri, krzy czał histery cznie Giuseppe, biegaj ąc po cały m m ieszkaniu i

udaj ąc że wy ry wa sobie włosy z głowy. Giuseppe w Warszawie, m ówili wszy scy, gdy się
przedstawiał. Jakiś Palesty ńczy k bez prawa poby tu wpadł do pokoj u gdzie na stole leżała faj ka i
zielsko. Złapał faj kę i wy rzucił j ą przez balkon, żeby nie aresztowano nas za palenie trawy. Tak
j akby trawa, która została na stole, spełniała funkcj e ozdobne. Sieniut nie m iał dokum entów.
Mieszkam tuż obok, powiedział, pój dę po dowód i zaraz wrócę. I rzeczy wiście. Wrócił po pięciu
m inutach, dał sierżantowi swoj e dokum enty, wy skoczy ł z m ieszkania, zbiegł po schodach i
wskoczy ł na dach radiowozu j edny m m ocny m kopnięciem pozbawiaj ąc go koguta. Potem
ukry wał się w piwnicy a Tom ek nosił m u j edzenie. Potem Tom ek wy em igrował a Sieniut został
spokoj ny m pracownikiem j akiegoś m iędzy narodowego koncernu. Co nie przeszkodziło m u na

background image

sły nny m sy lwestrze na Szm ulkach ukraść chy trze biustonosz. Wy rzuciłem go po drodze, m ówił
później , ale m y w to nie wierzy liśm y. Pewnie m a go do dzisiaj . Może go nawet nosi. Dżaba
wy szedł wtedy zadzwonić i wrócił ze słuchawką od autom atu. Nie m ogłem się dodzwonić,
powiedział, m oże wy spróbuj ecie. Zabawa skończy ła się trzeciego sty cznia słuchaniem Joy
Divison i j edzeniem batonów czekoladowy ch, które ktoś przy niósł w śm iertelny ch ilościach.

Siedzieć bezczy nnie, przy glądaj ąc się j ak zm ieniaj ą się pory roku i ilość włosów na głowie.

Potrzebuj ę zim nego powietrza, tak j ak potrzebuj e się zim nego powietrza. Ileś tam lat tem u,

zim ą, poj echaliśm y z Lewy m i dwom a kobietam i na narty do Bukowiny Tatrzańskiej . Zaraz po
śniadaniu szliśm y na stok. Ja i dziewczy na Lewego. Moj a dziewczy na i Lewy nie j eździli na
nartach, więc chodzili na spacery do „Karcm y u Wróbla” przy rondzie zwany m klinem , gdzie
upij ali się od rana.

Gdy j a i dziewczy na Lewego wracaliśm y z nart, oni by li j uż w inny ch górach, inny ch

śniegach. Po obiedzie wszy scy szliśm y na grzane piwo z j aj kiem w dół Bukowiny. Tam gdzie j est
poczta, kościół i rem iza straży pożarnej . Później dziewczy na Lewego została m oj ą dziewczy ną a
m oj a dziewczy na dziewczy ną Lewego.

Teraz m oj a by ła dziewczy na (a zarazem by ła dziewczy na Lewego) m a m ęża i dziecko, a

Lewy zaprasza m nie na swój ślub. Nasze by łe kobiety m aj ą m ężów i dzieci, m ógłby m
powiedzieć Lewem u. Albo napisać „nasze kobiety się starzej ą”. Niestety, to j uż napisał Antek.

Wtedy powietrze by ło zim ne i czy ste, piękne i niewinne.

Leżeliśm y na łóżkach w kom binezonach narciarskich paląc papierosy. Wełniane skarpety

gry zły w nogi, pot zbierał się w zagłębieniach ciała, spły wał wzdłuż kręgosłupa, drewniane łóżka
pły nęły szukaj ąc suchego lądu. Na ścianach święte obrazy i m akatki z j eleniam i. Krucy fiks znad
półki przy rośniętej do ściany j ak grzy b do drzewa czuwał nad nam i, więc zawsze czuliśm y się
bezpiecznie. Okruchy chleba, napoczęte słoiki dżem ów, kilka paczek papierosów, szum radia, z
którego skrzy wiony głos składał ży czenia im ieninowe ukochany m solenizantom . Szorstkość
wieczornego śniegu, który po całodzienny ch roztopach na wieczór zam arzał i każdy kolej ny dzień
na stoku zaczy nał się od poślizgów na niebezpieczny ch lodowy ch pułapkach, które z czasem
zam ieniały się w niebezpieczne błotnisto - trawiaste pułapki, i na nich narty nagle ham owały i
zostawiaj ąc z ty łu buty z uwięziony m i w nich stopam i, wy laty wało się do przodu, prosto na twarz.
Między fram ugą a szy bą okna by ła wąska szpara, przez którą wślizgiwało się do pokoj u m roźne i
oży wcze powietrze. Po drugiej stronie szy by by ły niegdy siej sze śniegi.

Lewy m a pom y sł na wieczór kawalerski. Dużo alkoholu i łatwe laski. Ja m am załatwić lokal i

laski. W trzeciej knaj pie przy szósty m piwie budzą się i dopadaj ą nas uśpione od dawna
wątpliwości. My ślałem , że to ze m ną coś nie w porządku, m ówi Lewy. Ja m y ślałem że to ze m ną
coś nie O.K. m ówię. Ona m iała po prostu ty łozgięcie, j ak się okazuj e i m ożem y się uspokoić.

Medy cy na tłum aczy wątpliwości egzy stencj alne.

background image

Hipochondria Matki, nerwice Dżaby, nadciśnienie Lewego.

Bezsenność i wszy stkie piękne choroby. Ogień oczy szcza.

I Kolo. Naj większy spośród hipochondry ków, lekarz z traum ą doświadczenia na izbie przy j ęć

naj bardziej ponurego szpitala w ty m m ieście, gdzie w środku nocy przy wożą drgaj ące ciała
sam obój ców, ofiar bandy ckich napadów, wy padków, krwawy ch porachunków. Kom pletnie
zam roczony ch denaturatem alkoholików, którzy rzucaj ą się w delirium , oszalały ch z bólu i strachu
schizofreników. Kolo stoi i kieruj e ruchem , tego na stół, tem u wy starczą uspokaj acze, tam ten to
j uż do lodówki. Kolo rozdaj ący nadziej ę i pogrążaj ący w odm ętach nieby tu dem oniczny doktor.

Kolo, wy pisuj ący sobie sam em u recepty, w szponach lekom anii, robiący sobie wszelkie

m ożliwe badania, nawet te naj bardziej bolesne. Pod biały m fartuchem noszący potaj em nie
aparat Holtera z przy klej ony m i do skóry czuj nikam i m aj ący m i znaleźć wszelkie
nieprawidłowości w pracy serca. Wpadaj ący z Holterem w grzęzawisko j eszcze ży wy ch ciał,
które j uż niedługo zam ienią się błoto rozkładaj ący ch się tkanek. Kolo i Dżaba siedzący u
„Plasty ków”, przerzucaj ący się obj awam i uroj ony ch chorób, deklam uj ący z pam ięci wy niki
badań. Wy j m uj ący j ak na taj ny sy gnał ze swy ch plecaków ten sam zestaw lekarstw i nagle
wy buchaj ący śm iechem .

Zam ówię dwie i potem podm ienię, m ówi Kudłaty i wy j m uj e z zanadrza dwie butelki wódki.

Zarezerwowałem stół na dwanaście osób, m ówi, chy ba wy starczy. Kelnerki m y ślały, że na
dwunastą.

Od siedm iu godzin czekaj ą, m ówię, bo wiem , gdy ż by łem pierwszy, za dziesięć siódm a.

Płacę ty lko za te dwie i za dziesięć coli, reszta za zrzutkowe, zastrzega się Kudłaty. Hipolit nie daj e
m i prem ii, skarży się i nie m oże przeży ć, że ściągnął do pracy Hipolita, który teraz j est j ego
szefem i to m ało wy rozum iały m , j ak się okazuj e. Jak m ogę m u dać prem ię, skoro przy j eżdża do
pracy o 11 i udaj e że nie wie o co chodzi, krzy wi się Hipolit.

Matka gry zie zapałkę.

Coraz nas m niej , przy chodzi m i na m y śl zdanie banalne, wy świechtane i prawdziwe. Starzy

kum ple się rozm y li, zastąpili ich j acy ś wy pom adowani gogusie z firm y, z głupim i dupam i przy
bokach, w nie za drogich garniturkach (j eszcze się dupki nie dorobili, pewnie składaj ą na
kom órkowce). Szam an czerwieniej e na twarzy i biadoli nad niedolą m łodego naukowca. Miałem
w ręku słoik z kulturą bakterii, która potrafi przerabiać trociny na pełnowartościowe białko, m ówi.
Wiecie ile to warte? Kudłaty przy ciska nową narzeczoną do ściany na schodach, szepcząc j ej do
ucha przepiękne świństwa. Narzeczona śm iej e się perliście.

Powiedz, że nigdy nikt ci tak nie dogodził, dom aga się Kudłaty, gdy leżą u niej w m ieszkaniu

na wielkim anonim owy m osiedlu, albo w wy naj ęty m pokoj u gdzieś nad m orzem . Skrzeczą
m ewy, wiatr wsy puj e piasek w oczy, sól zaty ka pory w skórze. Wakacy j ne podry gi, ury wki
wspom nień, na siłę ciągnięta korespondencj a.

background image

Wkurzenie Kudłatego, gdy kiedy ś przy j eżdża do nich Dżaba i nie zważaj ąc na nic dekuj e się

w nam iocie Kudłatego i j ego kobiety, daj ąc spokój Hipolitom , którzy j ako m ałżeństwo widać
m aj ą specj alne względy, a pewnie po prostu, by go nie wpuścili, choć przecież razem m ieszkaj ą i
m ogą to robić kiedy zechcą, a Kudłaty m a na to ty lko kilka dni wakacj i. Już pierwszej nocy Dżaba
daj e koncert chrapania. Kurwa, rzuca się Kudłaty, niech on przestanie. Kobieta Kudłatego
gwiżdże, Kudłaty cm oka. Dżaba chrum ka i przewraca się na bok, pom laskuj ąc, by wreszcie
zasnąć.

Kudłaty bierze się za m iłość. Nagle Dżaba siada i przez sen zaczy na śpiewać piosenkę. Jak

później utrzy m y wał Kudłaty nigdy wcześniej nie sły szał tego utworu, śm iej ąc się m ówi, że to
by ła j akaś piosenka o wędrówce przez las. Może Dżabie zagnieździła się w podświadom ości i teraz
się uj awniła. Wiecie: las, drzewa, ciem ność, liście - do roboty freudy ści, m acie kwadrans.

Cały następny dzień Hipolit, Dżaba i Kudłaty spędzaj ą w czerwony m wartburgu tego

pierwszego pij ąc żubrówkę i gin na zm ianę. Kudłaty wciąż utrzy m uj e, że Dżaba zwariował.

O j edenastej wy chodzim y na zewnątrz. Powietrze chłodzi. Dokąd j echać, poj awia się

egzy stencj alne py tanie. „Hades” czy „Rem ont”. Jeszcze nie wy rośliście z „Hadesu”? py ta się ktoś
kto wy rósł, i na pewno nie j est to Matka, bo to on głównie optuj e za ty m m iej scem . Może
Szam an, który chce j echać do j ednej z dwóch panienek w czarny ch getrach. Odciąga m nie na
bok i tłum aczy, że urwiem y się wszy stkim , weźm iem y j e ze sobą, po drodze coś kupim y, no i
wiesz. Stoim y przed knaj pą, czekam y na taksówkę, Kudłaty się chwiej e, z pusty m plecakiem
otwarty m j ak sm ocza paszcza, z którego wy padło wszy stko (j ęzy k i j adowite zęby ), łapie się na
przem ian narzeczonej i słupa ogłoszeniowego. W końcu j edziem y do „Hadesu” gdzie ochroniarze
konfiskuj ą Szam anowi gaz łzawiący (Jezu, kosztował bańkę, to specj alny żel uży wany przez
francuską policj ę), a Kudłaty po pij aku obrażony na narzeczoną znika w bezm iarze Pola
Mokotowskiego. Tak j ak kiedy ś obrażony zam knął się w sam ochodzie, nad m orzem , gdy
poszedłem na spacer (direction: Rozewie) z j ego ówczesną kochanką, która na tle szum u wody i
zachodzącego a m oże j uż wschodzącego słońca prosiła żeby m j ą zabił, i dalibóg, by ła to
propozy cj a warta rozważenia, ale strach przed karą, naprawdę, ty lko strach przed karą nas
powstrzy m uj e. Teraz Kudłaty znów obrażony, Matka obłapia j edną a Szam an drugą z panienek.
Jest noc m iędzy latem a j esienią. Zdzwonim y się, m ówię i odchodzę j ak potrafią odchodzić ty lko
naj więksi.

Z Budapesztu przy wiozłem sobie ostatnią pły tę Poguesów. Już bez MacGowana, starego

zapij aczonego, bezzębnego MacGowana, który na zdj ęciu w piśm ie „Q” wy gląda na śm iertelnie
przerażonego, na tle baru (m oże dlatego że siedząc ty łem nie widzi go i boi się, że nagle zniknął
cały alkohol) zarośniętego, z nie przy palony m j eszcze Marlboro m iędzy palcam i. Podobno został
wy rzucony z kapeli, bo j uż m ieli go dosy ć, j ego nieustannego pij aństwa, kiedy uwalony sake w
superszy bkim j apońskim pociągu wy padał nieprzy tom ny na peron w j akiej ś Osace albo Kioto.
Teraz nagrał solową pły tę, o której Muniek m ówi że j est kultowa, i właściwie powinienem j ą sobie
od niego przegrać, ale j a słucham „Waiting For Herb”, j est w ty m j akaś zdrada. Więc na początku
j estem nieufny, no j ak to tak? Poguesi bez MacGowana? I rzeczy wiście, przy pierwszy m

background image

przesłuchaniu brzm i to wszy stko zby t delikatnie, popowo, nie m a tej pij ackiej chry pki
MacGowana, choć chłopcy się staraj ą i rzężą „m y baby 's gone so far away ”, ale j akieś
nieprawdziwe to rzężenie, ale później j uż odlatuj ę przy „Drunken Boat”, znakom ity num er, taki
witalisty czny. Refren m ożna śpiewać na im prezach po czwarty m piwie. Pewnie kilka lat tem u
by łby naszy m m ały m hy m nem piątkowo - sobotnim . Tak j ak słuchaliśm y aż do wy m iotów
„Sum m er in Siam ”. I trwało to trzy pory roku, od wczesnowiosenny ch roztopów aż do
wczesnoj esienny ch chłodów, z kulm inacj ą w lecie, oczy wiście. I kurde, j eżeli m i powiecie, że
ktoś by „Sum m er In Siam ” zaśpiewał lepiej niż MacGowan....

Więc dokąd idziem y, zapy tał się Matka, który j uż postanowił nie wracać tego dnia do dom u.

Międląc złam aną zapałkę w zębach i nerwowo poprawiaj ąc sobie włosy patrzy ł na nas wzrokiem ,
w który m by ło oczekiwanie, niem y wy rzut, py tanie, na które nie daj e się odpowiedzi.

Dżabie świsnęło w oskrzelach.

Nie m am j uż kasy, powiedział Kudłaty, m usim y się zrzucić.

Weźm iem y taksówkę, na czterech to nie będzie dużo. Poj edziem y na Zacisze, tam j est j akaś

im preza. Podobno będą panienki z pierwszego roku psy chologii albo socj ologii. Co ty na to,
Dżaba?

Dżabie odbiło się walerianą.

Milczącem u urodziła się córka.

Kudłatem u znowu coś popieprzy ło się w obliczeniach finansowy ch.

Szam anowi zrobiło się niedobrze.

Matka poczuł j ak zżera go j akiś nowotwór. Postanowił go szy bko zlokalizować. Ilość plam

pulsuj ący ch w j ego oczach m noży ła się w zastraszaj ący m tem pie.

Otwierały się przed nam i naj większe taj em nice wszechświata.

Spod wody wy łaniały się nowe konty nenty.

Dżabie chrupnęło w kościach.

Mij ały lata świetlne i dopalały się kolej ne papierosy.

Staliśm y ponadczasowi i bohaterscy.

Ktoś powinien napisać o nas książkę, albo zrobić film .

Poważnie.

background image

O Boże, j akie ty m asz brzy dkie buty, powiedziała do Matki Magdalena Wiktoria. W ży ciu nie

widziałam takich brzy dkich butów. Słuchaj Madziu... Mam na im ię Magdalena Wiktoria
powiedziała. Potem powiedziała że j est zastępcą prezesa telewizj i. Jeśli nie kłam ie, to m usi m ieć
m nóstwo pieniędzy, pom y ślał Dżaba i dodał na głos: m oże by śm y poszli do m oj ego kum pla,
m ieszka po drugiej stronie ulicy, na pewno j eszcze nie śpi, j est bezkonfliktowy i bardzo m nie lubi.
Za dużo m ówisz, powiedziała Magdalena Wiktoria i wsadziła Dżabie w usta wskazuj ący palec
prawej ręki. Dżaba nadgry zł go delikatnie i nam iętnie. Mam problem , powiedziała, a zwinne
palce j ej lewej dłoni zagłębiły się w owłosieniu na klacie Dżaby.

Daj papierosa, powiedział Kudłaty po raz siedem nasty.

Skończy ły m i się, powiedział po raz siedem nasty Dżaba.

Skąd się biorą takie brzy dkie buty ? Czy przy noszą j e bociany, a m oże znaj duj e się j e w

kapuście?

O północy niebo wy buchło. Strzeliły szam pany. Dżabie strzeliło w krzy żu. Rozpoczął się

kolej ny rok.

Daj papierosa, powiedział Kudłaty po raz osiem nasty.

Nie m am , skończy ły m i się, powiedział po raz osiem nasty Dżaba.

I to j est m ój problem , powiedziała Magdalena Wiktoria, wskazuj ąc na wy sokiego gitarzy stę.

Ja go kocham i on m nie kocha, powiedziała, ale nie m ożem y by ć razem . Mój kum pel m a
m ieszkanie po drugiej stronie ulicy, powiedział Dżaba.

Nie m ożem y by ć razem . To j ak z Dostoj ewskiego, powiedział gitarzy sta. Miał sy m paty czną

twarz krety na, polubiłem do od pierwszego wej rzenia. Przecież ty nigdy nie czy tałeś
Dostoj ewskiego, krety nie, powiedziała Magdalena Wiktoria.

Świat j est nieodgadniony, szczególnie teraz, kiedy niebo j uż się uspokoiło i wszy scy zeszli z

górki bezładną m asą, z otwarty m i butelkam i szam pana, obej m uj ąc się, ciągnąc za ubrania,
m acaj ąc, całuj ąc. Kiedy Kudłaty py ta się po raz kolej ny o papierosy, Mister usiłuj e zdoby ć
Anię, która łączy w sobie taj em niczość, infanty lizm i wszy stkie wschodnie przy prawy, a j a
obej m uj ę przy oknie dziewczy nę, która wy paliła za dużo trawy i teraz m a lęki. Mówi do m nie:
m asz taką rubaszną twarz, podobaj ą m i się twoj e usta. Za pół godziny przy j edzie piwo, m ówi
Mister, a j a chciałby m j uż stąd iść, szczególnie gdy Matka m ówi do m nie konspiracy j nie: weź
butelkę po szam panie i pierdolnij tego gościa w czarnej koszuli, ale nie tak żeby zabić, by leby
ty lko stracił przy tom ność.

Wy chodzę, świat j est ciem ny, trwa polarna noc na ty m osiedlu, tak bliskim m oj ego. Jest

nowy rok, ostatni na tej planecie.

background image

Właśnie zacząłem o was pisać książkę, chłopaki, m ówię, zaciągaj ąc się papierosem dla

zy skania czasu. Bardzo dobrze, m ówi Szam an, przecież j esteśm y m łodą inteligencj ą czasu
przełom u. Musim y zostawić po sobie ślad. Opisz j ak Kudłaty śpiewał „Jest noc, duszna, pełna
ciem ”, j ak Szam an wy kopał w Chłapowie znak drogowy, j ak Dżaba stał nago u Małego w dom u i
krzy czał, gdzie są kurwa m oj e m aj tki, gdy robiliśm y Helikoptera w pokoj u a Szam an trzy m ał listę
społeczną, choć Helikopter powiedziała po czwarty m , że m a dosy ć i j ak zwy kle nie załapał się
Matka, a wszy scy ci co chcieli to zaruchali. Napisz, j ak Ry bie wy dawało się, że m a dwa serca,
j ak Szam an zj eżdżał na nartach po schodach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Varga Krzysztof Chłopaki nie płaczą
Krzysztow Varga Chłopaki nie płaczą
Varga Krzysztof Chłopaki nie płaczą
Chłopaki nie płaczą
CHŁOPAKI NIE PŁACZĄ
Chłopaki nie płaczą
CHŁOPAKI NIE PŁACZĄ
20 - CHŁOPAKI NIE PŁACZĄ, Teksty piosenek
Chłopaki nie płaczą T Love
CHŁOPAKI NIE PŁACZĄ (2)
0514 Chłopaki nie płaczą T Love
T.Love-Chlopaki nie placza, piosenki chwyty teksty
Chłopaki nie płaczą
CHŁOPAKI NIE PŁACZĄ
T Love Chłopaki nie płaczą
Chłopaki nie płaczą nuty T love
Chłopaki Nie Płaczą
Chłopaki nie płaczą

więcej podobnych podstron