JESSICA HART
Mąż
na urodziny
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To znowu ta elegantka...
David skrzywił się z niechęcią. Patrzył, jak zawahała się,
sprawdzając na bilecie numer swojego miejsca. Była wysoka
i smukła, pasmo popielatoblond włosów opadało jej na czoło.
Z irytującą pewnością siebie nie zwracała uwagi na fakt, że
śmieszną torbą podróżną blokowała przejście. Już przedtem Da-
vid uznał ją za dziewczynę głupią i pustą, ale w tej chwili szcze
gólnie działał mu na nerwy sposób, w jaki zatrzymała cierpliwie
stojących za nią pasażerów. Dostrzegał w niej arogancję, która
wywołała w nim przykre wspomnienia o Alix. Musiał przyznać,
że jest dość ładna, jeśli ktoś lubi ten styl wyszukanej elegancji.
Osobiście wolał dziewczyny o łagodniejszym wyrazie twarzy
i noszące stroje bardziej kobiece. Ta prezentowała się bez wąt
pienia szykownie, ubrana w spodnie z tropiku, jedwabną bluzkę
i luźny żakiet ze swobodnie podwiniętymi rękawami, wszystko
w stonowanych kolorach. W ładnej sukience wyglądałaby
o wiele sympatyczniej, pomyślał David. Jednakże, jeśli jest
choć trochę podobna do Alix, to słowo „sympatyczniej" okaza
łoby się co najmniej nieodpowiednie.
Jej wzrok przesuwał się powoli po schowkach na bagaże,
przyglądając się podświetlonym numerom. David, tknięty złym
przeczuciem, zerknął na wolne miejsce obok siebie. Ich spoj
rzenia skrzyżowały się, oboje rozpoznali się wzajemnie. Ze
R S
6
złośliwym rozbawieniem zorientował się, że. w niej również nie
wzbudziło zachwytu odkrycie, kto będzie jej sąsiadem.
Claudia była wściekła. Najpierw rano musiała gorączkowo
kończyć pracę, potem nastąpiła wariacka jazda na lotnisko i sie-
dmiogodzinny lot z Londynu. Teraz, po przesiadce, nie tylko
musi ryzykować życie w samolocie, który sprawia wrażenie, jak
gdyby sklejono go taśmą i obwiązano sznurkiem, żeby się nie
rozpadł, ale jeszcze okazało się, że siedzi obok tego zarozumia
łego faceta, przez którego wygłupiła się na lotnisku w Heathrow.
Przez chwilę poczuła szaloną ochotę, by poprosić stewardesę
o zamianę miejsc, lecz wszystkie siedzenia z tyłu były już zaję
te, a poza tym zauważyła drażniąco przenikliwy wyraz zimnych
szarych oczu mężczyzny. Zdawało się jej, że doskonale wie
dział, jaki numer widnieje na jej bilecie. Gdyby wywołała za
mieszanie, chcąc się przesiąść, mógłby pomyśleć, że siedzenie
obok niego wprawia ją w zakłopotanie, a ona nie zamierzała dać
mu tej satysfakcji i przyznać się, że zdołał wyprowadzić ją
z równowagi,
A zresztą, dlaczego miałaby dać się zastraszyć właśnie jemu?
Z pewnością to jakiś całkowicie nieciekawy biznesmen, pozba
wiony w dodatku poczucia humoru. Postanowiła, że po prostu
będzie go ignorować. Zarzucając zdecydowanym ruchem torbę
na ramię, Claudia dumnie ruszyła przejściem. Oczywiście, 12B
to było -miejsce obok tego typa. Właśnie w momencie, kiedy
próbowała rozsiąść się wygodnie, zachowując wyniosłe milcze
nie, on wyciągnął papiery i ostentacyjnie zaczął je studiować.
Trudno było jaśniej dać sąsiadce do zrozumienia, że nie ma
ochoty na rozmowę i że. to on ma zamiar ignorować ją.
Zacisnęła usta. Było w tym facecie coś, co działało jej na
nerwy. To przecież ona chciała mu okazać lekceważenie. A nic
z tego nie wyjdzie, jeśli będzie jej wręcz wdzięczny za milcze-
R S
7
nie. Lepiej sprawdzić, do jakiego stopnia zdoła go zirytować,
zmuszając do bzdurnej rozmowy. Po prawie trzech godzinach
jej paplania ten typ pożałuje, że w ogóle odezwał się do niej na
Heathrow. Claudia uśmiechnęła się z zadowoleniem. Być może
ta podróż okaże się nawet zabawna!
- Jeszcze raz dzień dobry - rzuciła mu wesoło i opadła na
fotel obok.
Reagując podejrzliwie na jej uśmiech, David oschle skinął
głową, mruknął coś w rodzaju pozdrowienia i zagłębił się zno
wu w swoje papiery. Nawet ona powinna zrozumieć ten gest.
Jednak najwyraźniej nie.
- Co za dziwny zbieg okoliczności, że ciągle wpadamy na
siebie, prawda? - zaszczebiotała tak rozkosznym głosikiem, że
David jęknął w duchu. - Nie miałam pojęcia, że oboje lecimy
do Telama'an.
Pochyliła się, by wsunąć torbę pod fotel. Do Davida dotarł
subtelny zapach perfum, jakim były przesycone jej włosy.
Drgnął pod wrażeniem przykrego wspomnienia.
- Niby cóż w tym dziwnego? - powiedział, starając się nie
odwracać wzroku od sprawozdania. Miał nadzieję, że suchy ton
wystarczy, by się domyśliła, że nie jest w nastroju do konwer
sacji.
Jednak Claudia, widząc, że sąsiad z irytacją przygryza wargi,
nie miała zamiaru tym się przejmować.
- Wyobrażałam sobie, że pan opuści samolot w Dubaju -
szczebiotała dalej. - Pan wie, jak to jest, kiedy człowiek zaczyna
snuć różne przypuszczenia na temat towarzyszy podróży.
- Nie - odparł David.
Udała, że nie słyszy.
- Po prostu nie mogłam wyobrazić sobie pana w Shofrar
- ciągnęła dalej, sadowiąc się wygodniej na fotelu i rzucając mu
spod rzęs prowokacyjne spojrzenie.
R S
8
- A dlaczegóż to? - Sprowokowała go do odpowiedzi, mi
mo postanowienia, że będzie wytrwale milczał.
- No cóż, wydaje mi się, że Shofrar to bardzo interesujące
miejsce. - Claudia gratulowała sobie w duchu, że obrała taką
strategię. Było to zabawniejsze, niż siedzenie w lodowatym mil
czeniu.
- Czemu pani nie chce powiedzieć otwarcie, że wyglądam
na zbyt nudnego faceta, by tam przebywać? - warknął, rzucając
jej nieprzychylne spojrzenie.
- Och, ależ ja wcale tak nie myślałam- - Udawała, że się
spłoszyła. Otworzyła szeroko oczy, a David popełnił błąd i nie
uciekł od nich wzrokiem. Były ogromne i wyjątkowo piękne,
szaroniebieskie. - Chodzi o to, że samo słowo „Shofrar"
dźwięczy niezwykle, dziko i romantycznie - ględziła dalej. Da-
vid z pewnym wysiłkiem oderwał od niej oczy. - Kiedy zoba
czyłam pana na Heathrow, pomyślałam, że wygląda pan zbyt
konwencjonalnie, by wybierać się do tego kraju. - W tym mo
mencie Claudia zasłoniła sobie usta, udając przestrach. - Ojej,
to zabrzmiało niegrzecznie, prawda? Wcale tego nie chciałam
- skłamała. - Solidny i odpowiedzialny to chyba trafniejsze
określenia niż konwencjonalny. Wie pan, pan wygląda jak czło
wiek, który nigdy nie daje swojej żonie powodu do zmartwienia
i zawsze dzwoni do niej, by uprzedzić, że się spóźni.
David był bez powodu zirytowany tą pochwałą. Zawsze cenił
solidność i odpowiedzialność, ale ta dziewczyna sprawiła, że
zaczęły trącić ślamazarnością i nudą.
- Nie mam żony - burknął. - A być może zainteresuje panią
fakt, że często robiłem odległe wycieczki po całym Shofrar,
a już z pewnością częściej niż pani, skoro sądzi pani, że jest to
miejsce cudownie romantyczne. To surowy kraj - podkreślił.
- Jest gorący, jałowy, brak tam dobrej komunikacji i wygód dla
turystów. To pani będzie nie na miejscu w Telama'an, a nie ja.
R S
9
Być może wyglądam konwencjonalnie, ale znam pustynię
i przywykłem do tamtejszych warunków. Pani jest zbyt zepsuta.
Ojej, to zabrzmiało niegrzecznie, prawda?-przedrzeźnił jej ton
z obraźliwą starannością. - Miałem na myśli, że zepsuta przez
luksusowe warunki życia, tylko tyle. Myślę, że gdy znajdzie się
pani w Telama'an, przeżyje pani szok,
- Rzeczywiście? - Tym razem Claudia chłodno spojrzała na
niego. - A dlaczego sądzi pan, że nigdy przedtem nie byłam
w Telama'an?
- Widziałem, co pani taszczy w tej swojej torbie. Nikt-, kto
był choć raz w pobliżu pustyni, nie wpadłby na pomysł, by
zabierać z sobą taki ekwipunek.
Claudia przygryzła wargi. Zaczęła żałować, że próbowała go
sprowokować. Dlaczego nie przypadło jej miejsce obok przy
zwoitego, taktownego mężczyzny, któremu nie przyszłoby do
głowy wspominanie tamtego kłopotliwego incydentu na lo
tnisku?
Siedziała naprzeciwko niego w poczekalni hali odlotów, cze
kając na wejście do samolotu. Było jakieś opóźnienie i pasaże
rowie snuli się zniecierpliwieni. Niemowlęta płakały, dzieci roz
rabiały, ludzie z obsługi lotniska porozumiewali się przez ra
diotelefony, ale mężczyzna siedzący vis-a-vis po prostu utonął
w swoich papierach, milczący i skoncentrowany, całkowicie
ignorując panujące, wokół zamieszanie. Szatyn, o poważnej
i nic nie mówiącej twarzy, wyglądał raczej przeciętnie. Jednak
Claudia, zafascynowana jego chłodnym opanowaniem, dojrzała
w nim nieprzeciętny upór i nieustępliwość.
W gruncie rzeczy wstydziła się trochę tego, że wyjazdy za
wsze ją denerwowały i dziwną pociechę stanowiło dla niej ob
serwowanie mężczyzny, który niewzruszenie i profesjonalnie
potrafił wykonywać swoją pracę wśród ogólnego chaosu. Clau
dia była przyzwyczajona do gorączkowej atmosfery produkcji
R S
10
telewizyjnej i często drżała z napięcia i paniki. Ten facet wyglą
dał tak, jakby nie wiedział, co to panika. Praca z nim musiała
być piekłem. Jest efektywny, ale śmiertelnie nudny. Z niejasnej
przyczyny przyjrzała się jego ustom. No, niekoniecznie nudny,
poprawiła się niechętnie. Ktoś, kto ma takie usta, nie może być
zupełnie nudny. Wyglądał na chłodnego, upartego, surowego,
ale intrygujące skrzywienie w kąciku jego warg kazało jej się
zastanowić, jak też zmienia się wyraz jego twarzy, gdy się
uśmiecha. W tym właśnie momencie podniósł wzrok i Claudia
spojrzała w jego lodowate, szare oczy. Zarumieniła się. Za
późno zdała sobie sprawę, że cały czas gapi się na niego.
- Czy coś się stało? - spytał z wystudiowanym spokojem.
- Nie - odparła.
- Czy moje włosy zrobiły się niebieskie? Czy z moich uszu
wydobywa się dym?
- Nie - odpowiedziała Claudia, udając, że to sprawdza.
- Zatem być może wyjaśni mi pani, co takiego fascynowało
panią w moim wyglądzie w ciągu ostatnich dwudziestu minut?
- Nic. Nawet w najmniejszym stopniu nie czułam się zafa
scynowana panem. - Jego odpychający ton sprawił, że Claudia
zarumieniła się jeszcze bardziej. - Po prostu zamyśliłam się,
- Nawet w jej własnych uszach to usprawiedliwienie zabrzmia
ło nieprzekonująco i żałośnie.
- Wobec tego, czy byłaby pani łaskawa rozmyślać, wpatru
jąc się w kogoś innego? Próbuję pracować, a niełatwo skoncen
trować się, kiedy ktoś wlepia we mnie swoje wielkie oczy.
- Chętnie! - zawołała z gniewem. Zerwała się na równe
nogi. - Nie miałam pojęcia, że siedząc spokojnie i zajmując się
własnymi myślami, mogę komuś przeszkadzać. Czy mam
odejść, stanąć w kącie i zamknąć oczy? Czy i wówczas mój
oddech będzie zakłócał panu spokój?
- Nie zwrócę uwagi na to, co pani robi, ani gdzie to pani
R S
11
robi, jeśli tylko przestanie pani wpatrywać się we mnie, jak
gdyby zastanawiając się, czy zjeść mnie na obiad. - Facet wy
glądał na mocno poirytowanego.
- Obiad? - Claudia próbowała wybuchnąć pogardliwym
śmiechem. - Obawiam się, że miałabym ochotę na coś bardziej
pożywnego. Pan nadawałby się na poranną przekąskę lub na
mały dodatek do filiżanki herbaty!
Jeśli miała nadzieję, że go rozzłości, to znów się zawiodła.
Przez chwilę patrzył na nią z niedowierzaniem, potem pokręcił
głową, jakby zdecydował, że jest zbyt głupia, by się nią nadał
zajmować, i wrócił do swoich papierzysk. Wściekła i urażona,
próbowała podnieść się majestatycznie z miejsca, lecz torba,
która wisiała jej na ramieniu, była tak przeładowana, że pasek
nie wytrzymał ciężaru i ku jej przerażeniu bagaż upadł pod
stopy mężczyzny. Nie miałaby pretensji, gdyby cmoknął znie
cierpliwiony lub okazał zaskoczenie, albo też zareagował ina
czej. Ale w ogóle nie podniósł na nią wzroku, popatrzył tylko
przez jakieś pięć sekund na torbę i wrócił do lektury. Trudno
było dać wyraźniej do zrozumienia, że uważają za zbyt niesym
patyczną i niemądrą, by zasługiwała na odrobinę uwagi.
A jeżeli przypuszczał, że zrobiła to naumyślnie, by zwrócić
na siebie uwagę? Ta myśl zelektryzowała ją i zmusiła do dzia
łania. Pochyliła się, chwytając za rozerwany rzemień, by pod
nieść torbę przewróconą do góry dnem. Nie zauważyła jednak,
że suwak był rozsunięty. Cała zawartość, którą upychała pośpie
sznie, w czasie gdy czekała już na nią taksówka na lotnisko,
wysypała się na buty mężczyzny.
Claudii wydawało się, że wszystko przebiega w upiornie
zwolnionym tempie. Szminki, tusz do rzęs, perfumy, szczotki
do włosów, lusterko, gąbka, lakier do malowania paznokci i inne
kosmetyki, a poza tym pieniądze, portmonetka, aparat fotogra
ficzny, okulary słoneczne, zapasowe filmy, książka na podróż,
R S
12
pilniki, mały włóczkowy miś, którego od dzieciństwa zawsze
miała przy sobie, stare kwity od kart kredytowych, klucze, za
gubiony przed laty kolczyk, pogniecione fotografie, tania bro
szka, którą kiedyś żartem podarował jej Michael, nawet zmiana
bielizny, wszystko to rozsypało się w beztroskim nieładzie wo
kół nóg niemiłego sąsiada i pod jego krzesłem.
Claudia zamknęła oczy. Błagam, modliła się, kiedy znów je
otworzę, niechże już tego nie zobaczę. Ale gdy wreszcie zdobyła
się na uchylenie powiek, facet wciąż siedział, otoczony jej ma-
natkami, a pusta torba zwisała z jej pozbawionej czucia ręki.
Westchnął, odłożył papiery na sąsiedni fotel i pochylił się, by
podnieść stanik zaczepiony o jego buty.
— Z pewnością przyda się pani. - Trzymając go dwoma pal
cami, ostentacyjnie podał właścicielce.
- Przepraszam - mruknęła zgnębiona, wyrywając mu stanik
z ręki.
Osunęła się na kolana i zaczęła grzebać pod jego fote
lem, rozpaczliwie starając się zebrać wszystko do torby, ale
upokorzenie paraliżowało jej ruchy i sporo rzeczy znów wy
mykało jej się z rąk. Co gorsza, mężczyzna zamiast odsunąć się
na bok, znów pochylił się, by jej pomóc. Podawał jej na prze
mian kosmetyki i sentymentalne pamiątki, nic przy tym nie
mówiąc, co wydawało jej się znacznie gorsze niż uszczypliwe
uwagi.
- Pasażerowie lotu GP 920 do Dubaju i Menesset proszeni
są do wyjścia... - Nareszcie, ku ogromnej uldze Claudii, została
wreszcie podana długo oczekiwana informacja, powstało ogólne
zamieszanie i pasażerowie pierwszej klasy oraz rodzice z mały
mi dziećmi zaczęli zbierać się do wejścia na pokład.
- Proszę, niech pan sobie dłużej nie przeszkadza - rzekła
przez zaciśnięte zęby, kiedy mężczyzną podniósł głowę, słucha
jąc komunikatu. Czy to miało wskazywać, że on również leci
R S
13
pierwszą klasą? - Pan już może iść, ja sama wszystko po
zbieram.
Wyprostował się, włożył papiery do teczki i z irytującą po
wolnością wyciągnął kartę pokładową, podczas gdy ona wciąż
gorączkowo próbowała uporać się z torbą. Leciał pierwszą kla
są, zauważyła z goryczą. Lekko skinąwszy głową na pożegna
nie, poszedł w kierunku wyjścia. I jeszcze raz. schylił się, by
podnieść jedną z jej szminek, która potoczyła się po posadzce.
- „Noce namiętności" - odczytał nazwę, wręczając ją Clau
dii. - Pani chyba nie chciałaby zgubić tej właśnie? Nigdy nie
wiadomo, kiedy okaże się potrzebna. - Po tym końcowym ciosie
odszedł.
Claudia patrzyła za nim z wściekłością, obmyślając ponie
wczasie miażdżące odpowiedzi, które mogłyby przywołać go
do porządku.
Przynajmniej on leci pierwszą klasą, uspokajała się, więc nie
będzie miała miejsca obok niego, a poza tym zapewne wysią
dzie on w Dubaju. Nie znosiła, gdy ją ośmieszano i z przyje
mnością pomyślała, że nigdy już nie zobaczy mężczyzny, który
był świadkiem tak rzadko przydarzającej się jej utraty panowa
nia nad sobą.
W istocie mogła nawet udawać, że nic takiego się nie stało,
dopóki w Dubaju nie weszła na pokład nędznego małego samo
lociku i nie przekonała się, że ma spędzić dwie i pół godziny,
siedząc obok tego właśnie faceta. Typowy przykład pecha, jaki
prześladował ją w tym roku, pomyślała ponuro. Mieć dwadzie
ścia dziewięć lat to wcale nie takie zabawne. A wyglądało na
to, że także ostatnie godziny przed jej trzydziestymi urodzinami
przebiegną niewesoło. Być może nazajutrz, kiedy stuknie jej
trzydziestka, obudzi się i stwierdzi, że wszystko uległo zmianie?
Westchnęła lekko i rzuciła sąsiadowi pełne urazy spojrzenie
spod rzęs. Z pewnością na jej chrzcinach nie było dobrej wróżki,
R S
14
bo gdyby się tam zjawiła, bez wątpienia postarałaby się dla niej
o przystojnego, czarującego mężczyznę, z którym mogłaby mi
ło spędzić te ostatnie godziny młodości. Zamiast tego, wylądo
wała w towarzystwie chłodnego, podstarzałego pedanta. Musi
mieć przynajmniej czterdziestkę, zdecydowała pogardliwie,
przyzwyczajona myśleć o takim wieku jak o nieokreślonej, da
lekiej przyszłości.
Trzeba przyznać, że nie wyglądał tak, jakby miał lada chwila
przejść na emeryturę, doszła do wniosku, przyglądając się bliżej
sąsiadowi. Miał w sobie coś solidnego, zrównoważonego. Ema
nowała z niego pewność siebie, świadcząca o całkowitym zado
woleniu ze swego wyglądu i losu. Właściwie szkoda, że na jego
twarzy rysowało się tyle surowości. Byłby dosyć przystojny,
gdyby się uśmiechał. Zerkała na niego, zastanawiając się, jak
by zareagował na próbę maleńkiego flirtu, ale gdy zatrzymała
spojrzenie na surowym wyrazie jego ust, zdecydowała, że nie
będzie tracić czasu. Widząc, jak siedzi zatopiony w nudnych
sprawozdaniach, pełnych wykresów i cyfr, czuła, że on absolut
nie nie nadaje się do flirtu. Ale przecież zawsze lubiła wyzwania,
prawda?
Claudia wzięła do ręki instrukcję bezpieczeństwa, wetkniętą
w kieszeń fotela z poprzedniego rzędu. Udając, że ją czyta,
obmyślała swoją strategię. Nie żywiła zbyt wielkich nadziei, że
wymusi na nim uśmiech, ale byłoby zabawne wyciągnąć z niego
tyle informacji, ile się tylko da. Jeśli myślał, że uda mu się
ignorować ją przez całe dwie i pół godziny, to się bardzo po
mylił.
- To jest chyba bardzo stary samolot - rzuciła, wznawiając
rozmowę przerwaną po jego aluzji do incydentu na Heathrow.
- Czy pan sądzi, że jest bezpieczny?
- Oczywiście, że tak - burknął David, nie podnosząc oczu
znad raportu. Powinien przewidzieć, że ona nie potrafi przez
R S
15
dłuższą chwilę usiedzieć cicho. -Dlaczego, u licha, nie miałby
być bezpieczny?
-. Ponieważ jest zbyt stary, by latać - odrzekła Claudia, sku
biąc zniszczoną tkaninę, pokrywającą siedzenia. - Niech pan
spojrzy na to. Obicie pochodzi z łat sześćdziesiątych. Gdzie się
ten samolot podziewał przez ten czas?
- Powiedziałbym, że całkowicie bezpiecznie kursował między
Menesset a Telama'an. - David umyślnie robił notatki na marginesie,
by przypomnieć jej, zenie tak łatwo można rozproszyć jego uwagę.
- Co pani przeszkadza w tym samolocie, oczywiście poza tym po
żałowania godnym faktem, że nie podoba się pani kolor foteli?
Claudia rozglądała się dokoła. Samolot ruszył już na pas
startowy. Było tylko czterdziestu pasażerów, a siedzenia usta
wiono parami po obu stronach dość wąskiego przejścia.
- Nie uświadamiałam sobie, że. jest taki mały - przyznała.
- Telama'an to niewielkie miasto. - Ostentacyjnie odwrócił
stronę z miną znudzoną i obojętną.
- Mam nadzieję, że mają tam przynajmniej lotnisko - mruk
nęła, zirytowana brakiem reakcji z jego strony. - A może za
mierzają dać nam spadochrony i wypchnąć nad wybranym miej
scem do lądowania?
Spojrzał na nią tak zimnym wzrokiem, że zaczęła tracić
ochotę na odrywanie go od pracy.
- Niech pani nie będzie śmieszna - rzekł. - Mają od lat
połączenia lotnicze, ale chwilowo jest to największy samolot,
jaki może tam wylądować. Wszystko się zmieni, kiedy wybu
dują nową bazę lotniczą. Telama'an stanowi jeden z najodleglej
szych rejonów Shofrar, ale jest ważne ze względów strategicz
nych i rządowi zależy na rozwoju tych terenów. Jednak chwilo
wo to pokryta kurzem mała oaza pośrodku pustyni. Miejscowy
szejk pragnie uzupełnić infrastrukturę: bazę lotniczą, drogi, wo
dociągi, elektrownie. Ma gigantyczne plany.
R S
16
Ojej, więc to jeden z tych nudziarzy, którzy rozpoczynają
wykład zamiast rozmawiać, westchnęła w myślach Claudia.
- Wydaje się, że pan dużo wie na ten temat - powiedziała,
wachlując się instrukcją. Samolot toczył się wciąż po pasie
startowym. Starała się nie myśleć zbyt wiele o tym, co będzie,
gdy oderwie się od ziemi.
- Powinienem wiedzieć. Należę do inżynierów zatrudnio
nych przy tym projekcie.
- Ale to firma GKS Engineering miała tam kontrakt - zwró
ciła się do niego, zaskoczona.
- Skąd pani o tym wie? - David popatrzył na nią nieufnie.
Co ta głupia kobieta miała wspólnego z GKS?
- Moja kuzynka wyszła za mąż za głównego inżyniera tego
projektu. Nazywa się Patrick Ward. Zna go pan?
- Tak, znam Patricka - powiedział niechętnie. - I Lucy też.
- Był przygnębiony. Oczywiście jechała w odwiedziny akurat
do tych ludzi, z którymi spędzał najwięcej czasu w Telama'an.
Czy nie ma sposobu, żeby się od niej odczepić?
- Och, świetnie. Powiem im, że spotkałam pana. - Uwagi
Claudii nie uszło ociąganie się w jego głosie. Dostrzegła okazję
realizacji przynajmniej części swoich planów. - Jak pan się
nazywa? - Niech wydusi z siebie choć to jedno.
- David Stirling - przedstawił się po krótkiej przerwie.
- A ja jestem Claudia Cook - powiedziała, choć o nic nie
pytał.
Zerkając na niego z ukosa, rozważała, czy powinna go zmu
sić do uścisku ręki, ale odrzuciła tę myśl. Wyciągnięcie z niego
nazwiska było ogromnym sukcesem. Widząc wyraz jego twarzy,
poczuła, że David Stirling nie należy do mężczyzn, których
można prowokować zbyt długo. Lepiej trzymać się banalnej
konwersacji. Będzie to bardziej skuteczny sposób, by go roz
drażnić.
R S
17
- A więc pan jest także inżynierem?
- Coś w tym rodzaju.
David przeklinał swój los. Nie tylko został zmuszony,
by spędzić dwie i pół godziny, siedząc obok tej kobiety, ale
jeszcze w dodatku nie mógł utrzeć jej nosa, choć miał na to
ogromną ochotę. Bardzo lubił Lucy i Patricka, więc trudno mu
było powiedzieć zaproszonej przez nich kuzynce, by się za
mknęła i przestała wtrącać w cudze sprawy. Ze zdziwieniem
myślał, że istnieje między nią i nimi jakiś związek.. Tamci byli
jednym z najsympatyczniejszych małżeństw, jakie znał, a ta
dziewczyna to jakiś koszmarny intruz z całkowicie innego
świata.
Mimo woli przyjrzał się jej dokładnie. Miała piękną cerę -
a może świetny makijaż. Prawdopodobnie w grę wchodzi ta
ostatnia możliwość, zdecydował. Jej rzęsy były zbyt długie,
gęste i ciemne, by stanowiły naturalną całość z popielatoblond
włosami. Zresztą dostrzegł, że delikatnie podkreśliła je tuszem.
Nagle wróciło przykre wspomnienie Alix stojącej przed lustrem
w łazience. Widział jej usta zaciśnięte w skupieniu i palec przy
trzymujący powiekę, gdy ostrożnie czerniła rzęsy. David nie
przypuszczał, że ten obraz może go jeszcze tak ranić. Alix dała
mu bezcenną lekcję, po której stał się bardzo nieufny w konta
ktach z podobnymi do niej dziewczynami.
Z takimi dziewczynami jak Claudia Cook. Pewnie pracowała
w marketingu, zgadywał. Albo miała coś wspólnego z mediami.
Musiał to być jakiś zawód, który pozwalał jej bezceremonialnie
obcałowywać ludzi i z ważną miną krążyć z notatnikiem w rę
ku. Pewnie chodziła na przyjęcia i narzekała, że praca ją wy
czerpuje, choć najprawdopodobniej spędzała większość dnia
przy telefonie, z czego wynikało co najwyżej spotkanie na lun
chu albo ustalenie terminu następnej rozmowy. David uśmiech
nął się do siebie ponuro. O tak, spotykał już takie dziewczyny
R S
18
jak Claudia i nie obawiał się, że potrafią wywrzeć na nim wię
ksze wrażenie.
Samolot obrócił się, znieruchomiał na chwilę przy końcu
pasa startowego, potem rozpędził się na asfalcie i w ostatniej
chwili wzbił się w powietrze. Claudia starała się równo oddy
chać, gdyż David Stirling mógłby drwić z jej zdenerwowania.
Wreszcie z ulgą zobaczyła, że zniknął, napis „Nie palić", a gdy
samolot wznosił się wyżej, spojrzała na sąsiada. Spostrzegła, ze
już zdążył zagłębić się w sprawozdaniu. Postanowiła jednak, że
nie pozwoli mu na zajmowanie się pracą.
- Czy pan. także ma kwaterę w Telama'an, jak Patrick? -
spytała z pozornym zainteresowaniem.,
- Nie - rzucił David przez zęby, nie odrywając wzroku od
wykresów. Te wielkie oczy i ten namolny głos nie omamiły go
ani na chwilę. Doskonałe wiedział, że ona z jakiegoś powodu
umyślnie postanowiła go sprowokować. No cóż, nie da jej tej
satysfakcji i nie chwyci przynęty. - Większość czasu spędzam
w Londynie, w centrali.
- A po co pan teraz leci do Telama'an?-Claudia nie rezyg
nowała.
- Muszę wziąć udział w całej serii szczególnie ważnych
spotkań. - Odetchnął głęboko, zmuszając się do zachowania
spokoju. - Zbliżamy się do ukończenia pierwszej fazy projektu
i chcemy przekonać rząd, by zawarł z nami kontrakt na nastę
pny, najważniejszy etap, ale wiele innych dużych firm ubiega
się o to, więc istnieje silna konkurencja. Ostateczna decyzja
należy do miejscowego szejka. Jest kuzynem sułtana i ponosi
odpowiedzialność za projekt. Ale to trudny partner, w interesach.
Całymi miesiącami odkładał spotkania, a teraz dał nam w końcu
szansę szczegółowego przedstawienia mu projektu pojutrze. Jest
dla mnie sprawą niezmiernej wagi, by dotrzeć jak najszybciej
na miejsce i naradzić się przed tym spotkaniem z resztą zespołu.
R S
19
W każdym razie oznacza to, że muszę przejrzeć sprawozdania,
wiec jeśli pani...
- Ach, cóż za zbieg okoliczności! - Nie pozwoliła mu do
kończyć. - Dla mnie także jest bardzo ważne, by dotrzeć tam
j u t r o .
- Doprawdy? A dlaczegóż to?
- Jutro kończę trzydzieści lat i wybieram się na przyjęcie,
by spotkać moje przeznaczenie - oznajmiła, pochylając się ku
niemu konfidencjonalnie.
- Pani... co? - spytał z niedowierzaniem.
- Moje przeznaczenie. - Claudia miała nadzieję, że ma
w tym momencie minę dostatecznie uduchowioną. - Wiele lat
temu wróżka powiedziała mi, że nie wyjdę za mąż przed trzy
dziestką i spotkam męża gdzieś, gdzie będzie dużo przestrzeni
i piasku.
- A więc doszła pani do wniosku, że trzeba polecieć na
pustynię, w nadziei, że zawróci pani w głowie jakiemuś bied
nemu, pechowemu mężczyźnie. - David nie silił się nawet na
ukrycie swego niedowierzania, a Claudia stłumiła śmiech, sze
roko otwierając oczy.
- O, nie. Dokładnie wiem, kim on będzie. Wróżka powie
działa mi, że bardzo ważne będą inicjały „J" i „D". Jestem
pewna, że potrafię rozpoznać go od razu. Lucy chce wydać dla
innie przyjęcie, więc spotkam go w swoje urodziny, tylko muszę
być tam obecna.
- Pani chyba nie usiłuje mi wmówić, że Lucy wierzy w te
wszystkie czary-mary i przepowiednie? - parsknął. - Zawsze
uważałem ją za kobietę inteligentną!
- Była świadkiem tej przepowiedni - oświadczyła Claudia
z powagą. - Miałyśmy obydwie po czternaście lat i wszystko to
zrobiło na niej wielkie wrażenie - dodała, pomijając jednak
milczeniem fakt, że obydwie wybiegły z namiotu wróżki, pęka-
R S
20
jąc ze śmiechu, a Lucy całymi latami kpiła z niej niemiłosiernie,
twierdząc, że jej kuzynka czeka z zamążpójściem do trzy
dziestki.
Gdy się ma czternaście lat, trzydziestka wydaje się wiekiem
niesłychanie odległym. Nie spodziewała się, że kiedyś będzie
aż tak stara i że nie wyjdzie za mąż dużo wcześniej. Kiedy
spotkała Michaela, żartowała nawet z Lucy, że obecnie stara się
przechytrzyć los i zawrzeć związek małżeński w dwudziestym
dziewiątym roku życia. Jednakże Michael nie chciał się całko
wicie zaangażować... I teraz, w przeddzień trzydziestych uro
dzin, była wciąż niezamężna, jak zapowiedziała wróżka.
- Nie możesz spędzić sama swoich trzydziestych urodzin
- powiedziała Lucy, gdy Claudia zadzwoniła do niej, by oznaj
mić, że zaręczyny z Michaelem zostały ostatecznie zerwane.
- Jestem tak nieszczęśliwa, że zupełnie mi wszystko jedno,
co robię. Nie chcę mieć kłopotu z urządzaniem przyjęcia, na
którym każdy będzie mi współczuł,
- No to przyjedź do Shofrar - zaproponowała bez namysłu
Lucy. - Tutaj nikt nic nie wie o Michaelu, więc możesz się
zachowywać, jak ci się spodoba. Będzie fajnie - dorzuciła, za
chwycona własnym pomysłem. - Wydamy dla ciebie urodzino
we przyjęcie i będziesz mogła poznać .Justina Darke'a,
- Justina jak?
- Justin Darke. Amerykański architekt, który pracuje tutaj
z Patrickiem i jest naprawdę przystojny. Świetnie się nam roz
mawia, Claudio. Gdy tylko go poznałam, pomyślałam, że do
skonale nadawałby się dla ciebie... o wiele lepiej niż ten gad
Michael. Justin jest nieprawdopodobnie mity, ciepły, szczery,
poza tym kawaler... Czegóż można chcieć więcej?
- Musi być z nim coś nie w porządku - odparła Claudia.
Doświadczenia z mężczyznami sprawiły, że stała się nieufna
wobec zbyt wielkich nadziei. Mili, ciepli, szczerzy faceci zwy-
R S
21
kle bez poważniejszych powodów nie wałęsali się długo w bez-
żennym stanie.
- Ależ nic podobnego! To po prostu wspaniały chłopak -
nalegała Lucy. - Jestem przekonana, że mu się spodobasz. Po
kazałam mu kiedyś twoje zdjęcie, a on oświadczył, że jesteś
czarującą damą.
- Nie czuję się szczególnie czarująca w tym momencie - po
wiedziała ponuro Claudia.
- Po prostu musisz jakoś poprawić swoje samopoczucie.
A Justin jest tak uroczy, że z pewnością odzyskasz humor.
- Być może rzeczywiście byłoby miło znaleźć się w zupeł
nie innym miejscu. - Claudii zaczął się podobać ten pomysł.
- Oczywiście. Zmiana otoczenia, przystojny mężczyzna...
Przestaniesz myśleć o Michaelu - zaśmiała się Lucy. - Czy pa
miętasz, Claudio, wróżkę z tamtego festynu? Tę całą gadaninę
o piasku, inicjałach i trzydziestce? Tutaj jest masa piasku, a ini
cjały Justina to „JD".
- Zaraz będę miała trzydziestkę? Nie przypominaj mi o tym.
- Pomyśl tylko, istnieje duża szansa, że spotkasz swoje prze
znaczenie - powiedziała dramatycznie Lucy.
Obydwie zachichotały.
- Ale to, mimo wszystko, nie robi na mnie wielkiego wra
żenia - zastrzegała Claudia. - Po całym roku spędzonym z Mi-
chaelem sądzę, że mogę obejść się bez swojego przeznaczenia.
Zamiast tego wolę dobrą zabawę.
Nie było łatwo uzyskać dwóch tygodni urlopu w okresie
najbardziej wytężonej pracy, ale gdy Claudia raz coś postano
wiła, dążyła do tego nieustępliwie. Już następnego dnia zarezer
wowała bilet. Od tej pory wszystko szło na opak, jednak zacis
nęła zęby i powiedziała sobie, że warto wiele znieść, byle tylko
prosto z samolotu wpaść w serdeczne objęcia Lucy. Choćby
miała paść trupem, będzie się dobrze bawiła w Telama'an.
R S
22
A tymczasem rozerwie się, doprowadzając Davida Stirlinga
do jeszcze większej irytacji.
- Więc pani wyruszyła w tak długą podróż w pogoni za
mężczyzną, którego pani nie widziała na oczy, spodziewając się
jedynie, że ma właściwe inicjały? - Kręcił głową w najwy
ższym zdumieniu.
- A czemuż by nie?—zapytała.
Ale on był tak zaskoczony, że nie dostrzegł drwiącego błysku
w jej oczach.
- No cóż, pozostaje wierzyć, że skoro pani potrafi sama
podróżować, cechuje panią niejaka inteligencja, choć raczej
trudno ją zauważyć - rzucił jadowicie. - Nawet taka desperatka
jak pani nie udałaby się przecież do Telama'an bez sensownego
powodu.
Claudia sądziła natomiast, że po roku ciężkich przeżyć przy
sługuje jej prawo do odrobiny słońca, zabawy i komplementów,
i że ma wystarczające powody, by podróżować, gdzie tylko
zechce. To zresztą nie jest sprawa Davida Stirlinga.
- Pan nic nie rozumie - rzekła dramatycznie. - Znalazłam
się na rozstajnych drogach mojego życia. Jutro kończę trzydzie
ści lat i nie mogę dłużej znieść takiej egzystencji. Muszę chwy
tać każdą okazję. .. ...
- Jaką okazję?
- Znalezienia pokrewnej duszy, oczywiście. - Zakrztusiła
się, ale udało jej się utrzymać poważny wyraz twarzy. — JD
czeka na mnie na pustyni... Po prostu czuję to. Muszę więc
lecieć na spotkanie ze swym przeznaczeniem.
— JD? Z pewnością Lucy musiała się dobrze nagłowić, żeby
znaleźć kogoś z właściwymi inicjałami. Czy już kogoś odkryła?
- Być może - odparła Claudia skromnie.
- Jakiż to nieszczęsnych kandydatów ustawiła w kolejce?
- David rozważał w myślach różne możliwości, szukając w pa-
R S
23:
mięci. Jack Davis?. Jest żonaty. Jim Denby? Nieprawdopodobne.
- A! - powiedział nagle. - Justin Darke. Dlaczego nie pomyśla
łem o nim od razu?
- Muszę milczeć jak grób - rzekła Claudia, uświadamiając
sobie, że chcąc poirytować Davida Stirlinga, postawiła w kło
potliwej sytuacji amerykańskiego przyjaciela Lucy.
Dostrzegł jednak błysk w jej oczach i wyciągnął z tego
wnioski. Justin Darke był raczej miły, ale Dawid był pewien, że
nie nadawał się na męża takiej kobiety jak Claudia Cook. Czy
domyślał się, jakie plany mają wobec niego Claudia i Lucy?
Znalazłszy- się w Telama'an, postara się rzucić ostrzegawcze
słówko Justinowi. Ale zachowanie Claudii było tak dziwaczne,
że trzeba będzie czegoś więcej niż przyjacielskiego ostrzeżenia,
by ją powstrzymać.
- Biedny Justin - powiedział, kiwając głową.
- Doprawdy nie wiem, o kim pan mówi - skłamała Claudia.
- A w każdym razie, gdybym wiedziała, kogo spotkam, nic by
się nie udało. Wiem tylko, że jutro wieczorem muszę być na
przyjęciu, a resztę pozostawiam przeznaczeniu!
R S
ROZDZIAŁ DRUGI
- Jak się zdaje, przeżyje pani jutro bardzo ważny dzień.
Trzydzieste urodziny i spotkanie z przeznaczeniem - zauważył
z nie ukrywanym sarkazmem.
To wystarczyło, by wywołać niebezpieczny błysk w szaro-
niebieskieh oczach Claudii.
- Czyż pan nie dostrzega, że te dwie sprawy są powiązane
ze sobą? - ciągnęła dalej wylewne zwierzenia. - Trzydziestka
to rozstajne drogi każdego życia, prawda?
- Czyżby? - spytał David niezbyt zachęcającym tonem.
- Tak. To czas podsumowania tego, czego się pragnie od
życia, ale i czas na zmianę decyzji. Czas pożegnania z młodo
ścią i spojrzenia w twarz własnej śmiertelności.
- Doprawdy - zwrócił się do niej z powagą - trudno mi
uwierzyć, że pani jutro skończy trzydzieści lat.
Ta uwaga zaskoczyła Claudię. Nie uważała, że źle wygląda
jak na swój wiek, ale nie oczekiwała komplementów z jego
strony. Być może powinna, mimo wszystko, spróbować z nim
flirtu?
- Dziękuję, ale dlaczego...
- Ponieważ - przerwał jej szorstko - nigdy nie wyobraża
łem sobie, że ktoś w pani wieku może wygadywać takie głu
pstwa.
- Wobec tego przypuszczam, że kończąc trzydziestkę, nie
przeżywał pan kryzysu egzystencjalnego. - A więc na tym po-
R S
25
legają jego komplementy, pomyślała. - A może nie jest pan już
w stanie sobie tego przypomnieć? - dodała złośliwie.
- Byłem wtedy zbyt zajęty, by przeżywać jakieś kryzysy.
- No, to niech pan tylko poczeka do pięćdziesiątki - parsk
nęła...- Spędził pan życie, pracując i nie poświęcając ani jednej
myśli temu, co pan robi ani dlaczego pan to robi. Ale pewnego
dnia ocknie się pan i zda sobie sprawę, że minęła pięćdziesiątka
i że jest już za późno, by coś na to poradzić. Wtedy dopiero
przeżyje pan kryzys!
- Być może — odrzekł David, podrażniony przypuszcze
niem, że już praktycznie przekroczył w życiu pewną granicę.
- Ale nie mam zamiaru martwić się tym teraz. Tak się składa,
że nie skończyłem jeszcze czterdziestki. Dopiero za miesiąc
będę się musiał liczyć z tym kryzysem.
- O! - W głosie Claudii było tyle zdumienia, że ten okrzyk
mógł zabrzmieć obraźliwie. - Kiedy ma pan urodziny?
- Siedemnastego września. - Westchnął, bo przewidywał,
co zaraz nastąpi.
- A więc pańskim znakiem jest Panna. - Claudia mądrze
pokiwała głową, choć nie była pewna, czy następnym znakiem
w zodiaku jest Koziorożec czy Waga. - To znaczące.
-David nie chciał sprawić jej satysfakcji, pytając, co to może
oznaczać. Wiedział tylko, że była najgłupszą i najbardziej iry
tującą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał i że nie jest w stanie
znosić jej dłużej, niezależnie od tego, czy to kuzynka Lucy, czy
nie.
- Możliwe - powiedział lekceważąco. - A teraz wybaczy
pani, ale doprawdy muszę zabrać się do roboty.
- Och, oczywiście!- zawołała Claudia z przesadną skruchą.
- Tak mi przykro, że panu przeszkadzałam. Teraz po prostu
zacznę przeglądać pisma, a pan nie będzie nawet wiedział, że
jestem tuż obok.
R S
26
David pomyślał, że to niemożliwe. Należała do tego rodzaju
dziewczyn, które mogą siedzieć w ciemnym pokoju, nie rusza
jąc się i nic nie mówiąc, a i tak będą przeszkadzały. Niemniej,
gdyby zechciała się zamknąć choć na chwilę, byłby w stanie
przeczytać wreszcie to sprawozdanie. Pochylił się i zaczął szyb
ko i zdecydowanie robić notatki na marginesach, gdy tymcza
sem Claudia, zmuszona do wyjęcia czasopisma, próbowała nie
zwracać na niego uwagi. Musiała jednak odczuć podziw dla
umiejętności koncentracji i metodyczności, z jaką przeglądał
dokumenty i mimowolnie zerkała ukradkiem na jego promie
niującą energią twarzy. Właściwie nie był przystojny. Miał twar
dy wyraz ust, szczupłą, inteligentną twarz, ale cechowała go
powściągliwość, tak jak gdyby umyślnie starał się ukryć swoją
wartość. W każdym razie nie mogła nadał myśleć o nim jak
o kimś bezbarwnym, choć bardzo by tego chciała. Siła jego
osobowości przejawiała, się w spokojnym poczuciu własnego
autorytetu, w zbijającej z tropu ostrości spojrzenia i w otacza
jącej go aurze pewności siebie.
Zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli. Nikt nie mógłby
dostrzec w Davidzie Stirlingu śladów napięcia. Czy kiedykol
wiek dał się wyprowadzić z równowagi, zastanawiała się. Co
mogłoby poruszyć tego mężczyznę, zburzyć jego spokój, spra
wić, że jego puls zacząłby uderzać szybciej?
Niezadowolona z kierunku, w jakim pobiegły jej myśli,
Claudia otworzyła czasopismo. Kartkując je, natknęła się na
artykuł o dobrych i złych stronach różnych okresów życia. Nie
ma sensu czytać o dwudziestolatkach, pomyślała ponuro. To już
minęło. Lepiej poczytać o kobietach trzydziestoletnich, żeby się
dowiedzieć, czy mają w ogóle jakieś życie przed sobą, czy też
powinna się poddać i kupić porządny tweedowy kostium, a tak
że niebieskawą płukankę do siwizny.
„Kobiety trzydziestoletnie - czytała w artykule - pozostawi-
R S
27
ły za sobą wszystkie niepokoje dwudziestolatek. Są zrównowa
żone, pewne siebie i zadowolone ze swego losu". Akurat, po
myślała Claudia ironicznie. „Już dobrze wiedzą, co im odpo
wiada, a co nie, i są dość dojrzałe oraz doświadczone, by pro
wadzić życie zgodne ze swymi upodobaniami". Cytowano
wypowiedź jakiegoś mężczyzny: „Kocham kobiety trzydziesto
letnie. Są o wiele bardziej interesujące niż młode dziewczęta,
ponieważ mają coś do powiedzenia, wiedzą; czego chcą, i do
statecznie ufają sobie, by to osiągnąć. Sądzę, że to najbardziej
seksowny wiek. Wiele kobiet pięknieje po trzydziestce. Umieją
dojść do ładu z własnym ciałem i to daje im wyrafinowanie
i błyskotliwość, którego nie jest w stanie osiągnąć żadna dwu
dziestolatka".
Claudia mruknęła niedowierzająco. Co za masa bzdur, jak
powiedziałby David Stirling. Jeszcze nigdy nie spotkała kobiety,
która umiałaby dojść do ładu z własnym ciałem i w wieku lat
trzydziestu, iw żadnym innym. Ale poza tym słowa o wyrafi
nowaniu i błyskotliwości nie brzmiały źle, nawet jeśli myśl
o dojrzałości nie była zbyt pociągająca. Pocieszająca była ta cała
gadanina o tym, że się wie, czego się chce, ale Claudia w tej
chwili myślała tylko o tym, że chce się już znaleźć w Telama'an,
umyć włosy i dostać bardzo dużą szklanicę bardzo zimnego dżi
nu z tomkiem. Iście wzniosłe pragnienia na początek nowej
dekady życia.
W końcu z westchnieniem odłożyła pismo. David wciąż czy
tał, sprawozdania. Zdecydowała, że coś nie jest w porządku, jeśli
mężczyzna do tego stopnia potrafi się koncentrować na pracy,
ale nie starczyło jej jakoś odwagi, by mu przerwać. Może dla
tego, że wciąż miała dwadzieścia dziewięć lat i nie osiągnęła
jeszcze wymarzonej pewności siebie. Jutro będzie inaczej.
. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu rozrywki i napotkała
wzrok jakiegoś mieszkańca Shofrar, który siedział po drugiej
R S
28
stronie przejścia. Był to przystojny mężczyzna w eleganckim
zachodnim garniturze, miał ciemne włosy i ciepłe, bardzo ciem
ne oczy. Uśmiechnął się uwodzicielsko, gdy ich spojrzenia się
skrzyżowały. Zachwycona, że po miażdżącej odprawie Davida
trafiła na kogoś, kto wyraźnie darzył ją sympatią, uśmiechnęła
się również.
- Przepraszam, że się pani przyglądałem - odezwał się do
skonałą angielszczyzną. — Ale nieczęsto widujemy tak piękne
pasażerki na trasie do Telama'an.
Komplement sprawił Claudii sporą przyjemność. Mężczyzna
przedstawił się jako Amil. Wkrótce rozpoczęli dyskretny flircik.
Powiedział jej, że załatwiał interesy swego wuja w stolicy, a te
raz wraca do domu.
- Czy długo pozostanie pani w Telama'an?
- Tylko dwa tygodnie. Potem muszę wracać do pracy.
- A nie mogą się tam dłużej obejść bez pani?
- Obawiam się, że nie. Pracuję w przedsiębiorstwie produ
kującym programy dla telewizji. Akurat teraz mamy mnóstwo
pracy.
Siedzący obok David, który nie mógł nie słyszeć tej irytująco
beztroskiej paplaniny, pogratulował sobie, że trafnie odgadł jej
zawód. Domyślił się w każdym razie, że pracuje w mediach, ale
powinien wiedzieć, że musi chodzić o telewizję. Próbował wy
łączyć się i skupić na czytaniu raportu, ale Claudia rozwodziła
się głośno nad tym, jak wyczerpująca i trudna jest ta praca, a jej
nowy znajomy jeszcze ją zachęcał, potakiwał i uśmiechał się,
okazując żywe zainteresowanie. Trudno rozstrzygnąć, które
z nich jest bardziej zachwycone sobą, pomyślał ze złością Da-
vid. Claudia zauważyła kątem oka irytację na jego twarzy i po
dwoiła wysiłki, by oczarować Amila. Pokaże Davidowi, że są
jeszcze mężczyźni ulegający jej urokowi.
- Ale wystarczy już opowieści o mojej pracy - zaszczebio-
R S
29
lała z wdziękiem do Amila, obdarzając go promiennym uśmie
chem. - Jestem pewna, że pańskie życie jest o wiele bardziej
interesujące niż moje.
Rany, ależ ona jest irytująca! David przygryzł wargi, popra
wiając z nieuzasadnioną Wściekłością błąd maszynowy w spra
wozdaniu. Musiał jeszcze wytrzymać kolejny kwadrans ich mę
czącej paplaniny, aż wreszcie przerwał im steward, ciągnący
wózek z napojami. Ulga nie trwała jednak długo. Claudia mu
siała być bardzo podekscytowana. Czy ona nie może usiedzieć
cicho przez jedną minutę? — irytował się. Grzebała w torbie,
przebierając wśród nieskończonej ilości szminek, polerowała
lusterko, starannie malowała usta, Kiedy zamknęła puderniczkę
i razem ze szminką wrzuciła ją do torby, wyciągnęła pilnik
i opiłowała paznokcie. Potem przyszła kolej na krem do rąk,
a na koniec spryskała się perfumami. David poczuł subtelny
zapach, który już mu sie skojarzył z jej osobą, ale postanowił
nie zwracać na niego uwagi.
Wtedy —oczywiście! - zajęła się fryzurą. Pochylając głowę,
przeczesywała grzebieniem jedwabistą grzywę, a potem odrzu
ciła włosy do tyłu. Okalały jej twarz. David próbował nie myśleć
o tym, jakie były piękne i miękkie. Wpadające przez okienko
promienie słońca rozświetlały pasma i przemieniały w czyste
złoto. Zaledwie skończyła zabiegi toaletowe i David zaczął
mieć nadzieję na chwilę spokoju, zaczęła z niecierpliwym wes
tchnieniem bębnić palcami po poręczy swojego fotela. Był to
już ostateczny cios zadany wytrzymałości nerwowej Davida.
- Czy nie może pani posiedzieć cicho choć dwie sekundy?
- zasyczał, odrzuciwszy pióro.
- Przecież siedzę cicho - zaprotestowała urażona.
- Nie - odparł, opanowując się z najwyższym wysiłkiem.
- Jeśli pani nie ględzi z całkowicie obcymi ludźmi, to się pani
smaruje, czesze, podziwia w lusterku albo grzebie w torbie, a po
R S
30
wyczerpaniu tych wszystkich skomplikowanych możliwości
intelektualnego działania, irytująco hałaśliwie bębni pani pal
cami.
- A co chciałby pan, żebym robiła? - Claudia wyglądała na
bardzo dotkniętą.
- W ogóle nie chcę, żeby pani coś robiła. Dlaczego pani nie
może usiedzieć spokojnie?
- Nie znoszę siedzieć spokojnie. - Nadąsała się. - Jestem
mało odporna na nudę. Muszę coś robić.
- A dlaczego pani nie spróbuje pomyśleć? - zasugerował,
patrząc na nią z niesmakiem. - To powinno stanowić dla pani
zupełnie nowe doświadczenie. Na wysiłek uruchomienia swoje
go mózgu mogłaby pani poświęcić przynajmniej pięć minut.
- Już myślałam - odrzekła Claudia z godnością.
- Zdumiewa mnie pani. - Pokręcił głową z drwiącym po
dziwem. - A o czym pani myślała?
- No cóż... Głównie zastanawiałam się, jak Patrick mógł
przyjąć do pracy kogoś tak aroganckiego i niesympatycznego.
- Przybrała ton niby to poufnego zwierzenia.
- A dlaczego pani sądzi, że to Patrick przyjął mnie do pracy?
- Przyglądał jej się przez chwilę.
- Wiem, że jest głównym inżynierem,- zatrudnionym przy
tym projekcie. A więc, jeśli pan ma brać udział w pertrakta
cjach, będzie pan musiał składać mu sprawozdania. Gdyby się
dowiedział, jak fatalnie reprezentuje pan GKS, wątpię, aby był
zachwycony. Patrick może wyglądać na dobrodusznego - ciąg
nęła - ale znam go od dawna i uprzedzam pana, że jeśli dojdzie
do wniosku, iż psuje pan opinię firmy, to będzie musiał zare
agować.
- Nie przypuszcza pani chyba, że wyrzuci mnie przed tymi
spotkaniami?
- Sądzę, że to będzie zależało od pana - powiedziała
R S
31
zgryźliwie, choć dostrzegła w oczach Davida dziwny błysk,
który jej się bardzo nie spodobał.
- A więc, jeśli przez resztę tej podróży będę dla pani uprzej
my, to pozwoli mi zostać?-
- Och, nie chciałabym, żeby pan zadawał sobie tyle tru
du - odcięła się. - Uprzejmość nie przychodzi chyba panu zbyt
łatwo.
- To zależy od tego, wobec kogo mam być uprzejmy - od
rzekł sarkastycznie.
Claudia, chciała wynaleźć odpowiednio miażdżącą ripostę,
ale jej uwagę przykuł nagle bulgoczący odgłos, dobiegający od
strony srebrnego skrzydła za oknem.
- Wie pan, jestem pewna, że coś jest nie w porządku z tym
silnikiem. Wydaje takie dziwne dźwięki.
- Niech się pani nie ośmiesza - odparł. - Cóż mogłoby być
nie w porządku?
- Nie wiem. Nie mam pojęcia o silnikach.
- Skąd więc pani wie, że wydaje dziwny odgłos?— Osten
tacyjnie przyłożył dłoń do ucha, nasłuchując. - Moim zdaniem
brzmi dobrze.
- Tak się zawsze mówi - rzekła ponuro. - Wszystko jest jak
w katastroficznym filmie. Zawsze na początku pokazują ludzi,
którzy zachowują się normalnie, tak jak my.
- Nie było nic normalnego w pani zachowaniu, od kiedy
pani weszła do samolotu - zauważył.
Zignorowała to.
- Ludzie zwykle piją kawę, rozmawiają i nikt nie zdaje so
bie sprawy, że za chwilę zdarzy się coś okropnego. Ale mają
rację, ponieważ zawsze jest tam jakiś Bruce Willis lub Tom
Cruise, albo jakiś inny przystojniak, który wkracza do akcji
i ratuje wszystkich, natomiast my mamy tylko grzebiącego
w papierach inżyniera, który potrafi jedynie udzielić rady, by
R S
32
siedzieć cicho i zachować spokój. Mówię panu, że coś jest nie
w porządku! Czuję to.
- Powtarzam po raz ostatni - powiedział David przez zęby.
- Nic złego nie dzieje się z tym silnikiem.
W tym momencie silnik zabulgotał i ucichł, a samolot prze
chylił się gwałtownie. Natychmiast podniósł się gwar przerażo
nych arabskich głosów, a i resztę pasażerów przestraszył niespo
dziewany wstrząs spowodowany nagłym spadkiem prędkości.
Claudia instynktownie chwyciła Davida za rękę. Była przestra
szona. Zamknął jej dłoń w ciepłym, silnym uścisku, by po
wstrzymać ją przed wybuchem histerii.
- Nie ma powodu do paniki. Spokojnie. Pilot już zapanował
nad samolotem. Sytuacja jest pod kontrolą.
Drugi silnik pracował bez zakłóceń, więc samolot odzyskał
również szybkość. Z głośnika rozległ się komunikat po arabska,
ale dla Claudii, która nie rozumiała ani słowa, brzmiało to
przerażająco. David natomiast słuchał uważnie. Uświadomiła
sobie ze zdumieniem, że on zna arabski.
- Co mówią? - spytała szeptem.
- Że nie ma powodu do niepokoju. Straciliśmy jeden silnik,
ale bez problemu możemy lecieć na drugim. A poza tym na
wszelki wypadek pilot kieruje się w stronę najbliższego lądowi
ska i spróbuje tam dokonać naprawy. - Głos Davida był opano
wany i niesłychanie uspokajający. - Teraz może się pani odprę
żyć i powiedzieć: „A nie mówiłam!".
- Chyba nie potrafię się odprężyć, dopóki nie stanę obiema
nogami na stałym gruncie. - Zaschło jej w gardle. - Wtedy
dopiero to powiem.
Wylądowali na zapiaszczonym lotnisku w środku pustyni po
dwudziestu minutach zaledwie, ale Claudii wydawało się, że
zajęło to całą wieczność, David wciąż przemawiał do niej spo
kojnym, opanowanym głosem, a ona z bezgranicznym zaufa-
R S
33
niem szukała oparcia w jego obecności, nie słysząc właściwie,
co do niej mówi. Myślała tylko o tym, ile czasu straciła, mar-
twiąc się swoją trzydziestką, a tymczasem mogła jej wcale nie
dożyć. Samolot osiadł na ziemi tak lekko, że dopiero gdy silnik
zamilkł i zaczęli powoli toczyć się po pasie startowym, zorien-
towała się, że wylądowali bezpiecznie. Zamknęła oczy z długim
westchnieniem ulgi.
Otworzyła je, kiedy wreszcie samolot znieruchomiał. Na
zewnątrz gorące powietrze drżało nad asfaltem, a blask słońca
odbijał się od srebrnych skrzydeł maszyny. Widać było kilka
budynków z prefabrykatów, zdezelowaną wieżę kontrolną i za
kurzone domki rozrzucone wzdłuż drogi, która gubiła się w za
mglonej, rozpalonej przestrzeni.
- Gdzie jesteśmy? - odezwała się Claudia, z trudem zwilża
jąc wargi.
- W miejscowości zwanej Al Mishrah - powiedział z roz
czarowaniem David, wyglądając przez okno. - Był tutaj termi
nal naftowego rurociągu i dlatego zbudowano lotnisko. Ale już
od dawna jest rzadko używane. Odbywają się tu tylko sporady
czne loty, obsługujące resztki podupadającego miasta.
- A więc nie jest to pana zdaniem idealne miejsce postoju?
- spytała z wysiłkiem Claudia.
- Można to i tak nazwać. - David skrzy wił usta w półuśmie
chu, jakby docenił, że starała się zażartować.
- A co się teraz będzie działo?
- Opierając się na swoich doświadczeniach z Shofrar, mogę
powiedzieć, że niewiele.
Miał rację. Niektórzy pasażerowie wstali, krzycząc i gestyku
lując, ale upłynęło wiele minut, zanim podjechały schodki. We
wnątrz samolotu panowało niesłychane gorąco i Claudia tęskniła
do świeżego powietrza, ale gdy otwarto drzwi, wdarł się do środka
zapach paliwa oraz fala upału. Z niesmakiem skrzywiła nos.
R S
34
Pasażerowie zbili się natychmiast w tłum, pchający się do
wyjścia, nie było jednak powodu, by się śpieszyć. Dopiero gdy
przetoczyła się pierwsza fala łudzi, David zagadnął Claudię.
- Czy czuje się pani teraz lepiej?
- Tak, zupełnie dobrze.
- W takim razie, czy zechciałaby pani puścić moją rękę?
- Och! - Claudia cofnęła dłoń, jak gdyby ją coś ukłuło,
i zarumieniła się z przykrości. - Przepraszam. Nie zdawałam
sobie sprawy... To znaczy zapomniałam... - wyszeptała.
- Nic się nie stało. - Chłodny głos Davida przerwał jej za
żenowane wyjaśnienia. Wsunął papiery do teczki i wstał.
Claudia wahała się, kurcząc się ze wstydu na myśl o tym, że
przez tyle czasu czepiała się jego ręki jak mała dziewczynka.
Musiał myśleć, że zachowała się histerycznie, ale nie mogła nie
wyrazić wdzięczności za jego cierpliwość.
- Był pan bardzo uprzejmy -powiedziała nieco sztywno.
- Dziękuję.
Zaskoczony David poszedł za nią do wyjścia. Oczekiwał
raczej, że ona każdą przysługę przyjmuje jak coś, co się jej
należy. Ku swemu zdumieniu odczuł zadowolenie, że pomylił
się, oceniając ją przedtem tak surowo.
W baraku, który służył jako dworzec lotniczy, nie było chłod
niej niż na dworze. Jedyny wentylator pod sufitem leniwie mie
szał powietrze, a w całym, pomieszczeniu rozbrzmiewały coraz
głośniejsze okrzyki wściekłych pasażerów.
David i Claudia czekali, siedząc na pomarańczowych plasti
kowych krzesłach, trzeszczących i zakurzonych. Początkowo
Claudia czuła zbyt wielką ulgę. że znalazła się żywa i cała
z powrotem na ziemi, by irytować się brakiem wszelkiej reakcji
ze strony obsługi lotniska. Cieszyła się, że siedzi obok Davida,
była bowiem przestraszona bardziej, niż chciała to przyznać,
a uświadomiła sobie, nie bez przykrości zresztą, że choć David
R S
35
był arogancki i niesympatyczny, to jego chłód i opanowanie
stanowiły dla niej bezcenne oparcie.
Jednak w miarę jak mijały długie minuty, rosło jej zmęczenie
i niecierpliwość. Z irytacją wstała i spojrzała po raz kolejny na
zegarek. Tkwili tu już ponad godzinę.
- Co się dzieje?!-Wybuchnęła wreszcie.
- Pilot i ludzie z tutejszej obsługi naziemnej robią przegląd
silnika - westchnął David. Myślał, że ona po przeżytym lęku
zmieni swoje zachowanie, ale powinien już wiedzieć, że nie jest
w stanie usiedzieć spokojnie przez dłuższą chwilę. - Czekamy,
aż wróci i powie nam, co dalej... - Przerwał, gdyż poruszenie
wśród pasażerów zapowiadało nadejście pilota. — A oto i on.
- Chodźmy dowiedzieć się, co się dzieje! - zawołała.
- To ja pójdę porozmawiać z nim - zdecydował stanowczo.
- Pani tutaj zaczeka.
Chciała zaprotestować, ale coś w wyrazie twarzy Davida
przekonało ją, że lepiej zmilczeć i z powrotem usiąść na krześle.
Obserwowała go, gdy zmierzał w stronę zaambarasowanego pi
lota. Był wysoki, szczupły, ruchy miał zręczne i elastyczne,
przypominające kota łub zawodnika, gotującego się do biegu.
Inni zdawali się uznawać jego autorytet, bo instynktownie ustę
powali mu z drogi. Claudia widziała tylko plecy Davida, gdy
rozmawiał z pilotem, ale z pełnych rezygnacji gestów lotnika
i reakcji pozostałych słuchaczy wywnioskowała, że nowiny nie
były pomyślne. David wrócił z gniewną miną.
- Samolot został wycofany z ruchu —oznajmił. - Załatwiają
jakiś inny lot, by nas stąd zabrać.
- To już coś. - Claudia oczekiwała czegoś o wiele gorszego.
- Kiedy przyleci dragi samolot?
- Może za dwa dni. -
• - Dwa dni?! - Wpatrywała się w niego z rosnącą wściekło
ścią. - Dwa dni!
R S
36
David westchnął.
- Dobrze pani usłyszała.
- Ależ oni nie mogą oczekiwać, że spędzimy dwa dni w tym
piachu!
- W mieście podobno jest coś w rodzaju hotelu, pozostałość
z lepszych czasów. Prawdopodobnie mocno podupadł.
- Nie obchodzi mnie, czy mają tu „Ritza" - ucięła Claudia.
- Jutro są moje urodziny. Nie zostanę tutaj. Dlaczego nie mogą
przysłać od razu innego samolotu?
- Shofrar nie posiada bazy turystycznej. Działają tu tylko
małe wewnętrzne linie lotnicze i wszystkie inne maszyny mają
już ustalony plan lotów.
- Wspaniale! - Claudia zerwała się z miejsca i zaczęła krążyć
dokoła. - Ale przecież musimy coś zrobić. Czy jest tutaj autobus?
. - Wydaje mi się mało prawdopodobne, by istniało jakieś
połączenie z Telama'an. Musieliśmy zboczyć z kursu, żeby tu
wylądować.
- No dobrze, a taksówka?
- To nie Picadilly, Claudio. Nie może pani kiwnąć ręką na
taksówkę i kazać się zawieźć na pustynię. Tutaj nigdzie nie ma
nawet bitych dróg.
- Więc co? - pytała niecierpliwie. - Jak może pan tak stać
i nic nie robić?
Popatrzył na nią z góry. Była o wiele sympatyczniejsza, kie
dy się bała.
- Nie przypuszczam, by wpadanie w szał, tak jak pani to
robi przy najmniejszym niepowodzeniu, pomogło nam sprowa
dzić tu samolot.
- Czy to znaczy, że pan nie zamierza niczego zrobić? - spy
tała Claudia z niedowierzaniem, - A co z pańskim zebraniem?
Wydawało mi sie, że pan równie mocno, jak ja, chce się dostać
do Tełama*an.
R S
37
- Owszem, mam zamiar dotrzeć tam najszybciej, jak to bę
dzie możliwe. - Popatrzył na nią zimno. - Gdyby pani mogła
uciszyć się na chwilę i dla odmiany posłuchać mnie, powiedział
bym, że spróbuję zdobyć jakiś pojazd. Bardzo wątpię, by można
tu było coś wynająć, ale może uda mi się kupić.
- Kupić samochód? - Spojrzała na niego, nie rozumiejąc.
-Ale...
- Ale co?
- No cóż... - zawahała się. - Pan przecież nie może prze
jechać wozem przez pustynię. Czy to w ogóle możliwe?
- Możliwe, jeśli się wie, co trzeba - odrzekł David. - A na
szczęście ja wiem. Spędziłem sporo czasu w Shofrar i jestem
w stanie sam dotrzeć do Telama'an.
Czy rzeczywiście położył nacisk na słowo „sam"? Claudia
bawiła się swoim pierścionkiem. Żałowała, że tak ostro formu
łowała swoje opinie.
- Hmm... Nie mam przy sobie zbyt wiele pieniędzy - po
wiedziała. - Ale jeśli pan mnie zabierze, jestem pewna, że Pa
trick zwróci panu połowę kosztów, a ja będę mogła odesłać mu
pieniądze po powrocie do Londynu, Byłabym panu bardzo
wdzięczna. - Spojrzała na niego błagalnie. - Proszę... - dodała.
Jej oczy były rzeczywiście niezwykłe, pomyślał David. Mia
ły szaroniebieski, głęboki, łagodny, przydymiony kolor, jak bar
wa zmierzchu nad wzgórzami. Były to oczy, w których mężczy
zna mógł się zgubić, oczy zapierające dech w piersiach. Z tru
dem oderwał od niej wzrok. Claudia miała wszystkie cechy,
których nie znosił u kobiet. Była głupia i powierzchowna, iry
towała go i umyślnie prowokowała. Doskonałe zdawał sobie
sprawę, że mógłby zamordować ją na długo przed dotarciem do
Telama'an. Mimo jej pięknych oczu nie było sensu zabierać jej
ze sobą. Jeśli ma choć trochę oleju w głowie, powinien powie
dzieć „nie".
R S
38
- No więc dobrze - zgodził się niechętnie. - Ale żadnych
skarg! To trudna jazda i jeśli będę musiał jeszcze wysłuchiwać
jęków, nieodwołalnie wysiądzie pani i pójdzie pieszo.
- Dziękuję. - Jej twarz rozjaśnił uśmiech, który znów oszo
łomił Davida. Do tej pory nie widział jeszcze jej uśmiechu i był
zdumiony, do jakiego stopnia rozświetla jej twarz i pogłębia
błękit pięknych oczu. — Nie będzie pan tego żałował - obiecała.
- Nie odezwę się słowem - zapewniła ofiarnie. - Zrobię wszyst
ko, co pan zechce.
- Uwierzę, jak to zobaczę. - Nachmurzył się, wściekły na
siebie. Do diabła, brakowało mu tylko odkrycia, że kiedy ona
się uśmiecha, wygląda dużo młodziej, cieplej i piękniej. Zebra
nie w Telama'an miało podstawowe znaczenie dla przyszłości
firmy i tym się powinien teraz zajmować, a nie pięknymi oczy
ma i nieoczekiwanymi uśmiechami dziewczyny.
- Pójdę teraz zorientować się, co można znaleźć - zapowie
dział szorstko. - Proszę tu zostać.
- Dobrze, - Claudia była zbyt uszczęśliwiona jego zgodą,
by zwrócić uwagę na ten arogancki ton. Przez krótką, przykrą
chwilę myślała, że on odmówi i właściwie nie mogła mu wziąć
tego za złe. Cały czas wojowali z sobą. Przyrzekła więc sobie,
że odtąd postara się być dla niego miła. Zaczekała posłusznie
na powrót Davida, lecz gdy dostrzegła wyraz jego twarzy, od
gadła, że nic nie wskórał.
- Rozmawiałem z kilkoma osobami. Nic nie będę mógł zro
bić, jeśli nie dostanę się do miasta. Podobno próbują sprowadzić
tutaj coś w rodzaju autobusu. A więc musimy nadal czekać.
- Jak się wydaje, całą podróż spędzę na oczekiwaniu - wes
tchnęła zrezygnowana.
Spojrzał na nią, wciąż zły, że jej uśmiech wywarł na nim
takie wrażenie.
- Podobno miała pani przestać narzekać.
R S
39
- To nie było narzekanie, to był komentarz - sprostowała,
ale wolała zamilknąć, niż się z nim sprzeczać. Postanowiła być
uprzejma i nie dopuścić, by w końcu zostawił ją tutaj samą.
Starała usadowić się wygodniej na twardym krześle. Zmieniła
pozycję, założyła nogę na nogę, a potem znów próbowała usiąść
inaczej.
-. Na miłość boską, niech pani przestanie się wiercić! - wy
buchnął David.
Claudia już otwierała usta, by oświadczyć, że nudzi się i sie
dzi bardzo niewygodnie, ale się opanowała.
- Złapał mnie kurcz - usprawiedliwiła się. - Muszę się tro
chę przejść.
Podeszła do okna i przez chwilę przyglądała się, jak wyła
dowywano walizy z samolotu. Zobaczyła, jak do rozklekotane
go wózka podchodzi Amil, pasażer, który siedział po drugiej
stronie przejścia i zabiera swoje bagaże. Sprawiał wrażenie, że
wie, dokąd ma się udać. Pomachała do niego, gdy wrócił do
poczekalni.
- Czy pan nie czeka na autobus?
- Na szczęście mam tutaj rodzinę - wyjaśnił. - Muszę być
w Telama'an jutro. Jeden z moich krewnych przyprowadził mi
samochód. Jeśli teraz wyjadę, mam nadzieję, że zdążę na czas.
- Ależ pan ma szczęście - westchnęła z zazdrością. - Wy
gląda na to, że będziemy musieli spędzić tu całe wieki.
- Pani chciałaby dostać się do Telama'an?
- Też muszę tam być jutro.
- To czemu nie miałaby pani pojechać ze mną? - zapropo
nował Amil. - Podróż będzie długa i niewygodna, trzeba będzie
przenocować w oazie, ale jeśli pani chce dotrzeć tam jutro, będę.
uszczęśliwiony, mogąc panią zabrać ze sobą.
- Pojechać z panem? - zawahała się, rozmyślając gorączko
wo nad tą propozycją. Amil wydawał się czarujący, ale to prze-
R S
40
cież obcy człowiek. Nie wiedziała, jakie są obyczaje w Shofrar.
Byłaby naiwna, gdyby mu całkowicie zaufała.
- Z drugiej strony nie mogła znieść myśli, że musiałaby stracić
dwa dni cennego urlopu i tkwić w tym okropnym miejscu, jeśli
Davidowi nie uda się zdobyć samochodu, Ona po prostu nie
byłaby w stanie spędzić tu sama swoich urodzin, a propozycja
Amila mogła stanowić jedyną szansę dotarcia w porę do Tela-
ma'an. Niemniej nie powinna ryzykować.
- To szalenie uprzejme z pana strony... - zaczęła i w tym
momencie uchwyciła ponad ramieniem Amila spojrzenie Davi-
da. Siedział na pomarańczowym krześle opanowany jak zwykle,
ale miał zafrasowaną minę, a nawet odniosła wrażenie, że jego
chłód zaczyna się ulatniać. Słowa zamarły jej na ustach właśnie
w chwili, gdy chciała uprzejmie odrzucić propozycję Amila.
Ależ oczywiście! Rozwiązanie było tak proste, że trudno jej było
uwierzyć, iż od razu na to nie wpadła. - To szalenie uprzejme
z pana strony - powtórzyła, uśmiechając się ciepło do Amila.
- Będzie nam bardzo miło pojechać z panem. Muszę tylko pójść
i zanieść mężowi tę dobrą nowinę.
R S
ROZDZIAŁ TRZECI
Zapanowała chwila ciszy. Szeroki uśmiech, świadczący o ra
dosnym oczekiwaniu, zastygł na ustach Amila.
- Pani mąż?
- David - rzekła Claudia z wyrazem niewinnego zaskocze
nia. - Pan nie wiedział, że jestem mężatką?
- Nie. - Amil opanował się. - Po prostu, kiedy rozmawiali
śmy, miałem wrażenie, że podróżuje pani sama.
- O, jak mi przykro. Powinnam panów sobie przedstawić.
- Przybrała teraz stosownie skruszoną minę. - W samolocie
siedział obok mnie. Bardzo boję się latać, dlatego musiał cały
czas trzymać mnie za rękę, dopóki nie wylądowaliśmy.
- A więc to był pani mąż... - Amil najwyraźniej zapamiętał
tę właśnie sytuację i Claudia pogratulowała sobie, że mimo woli
wykonała tak przekonujący gest, którego się jeszcze niedawno
wstydziła.
- Oczywiście. - Otworzyła szeroko oczy, - Przecież nie zła
pałabym za rękę kogoś zupełnie obcego, prawda?
- Oczywiście, że nie - uśmiechnął się Amil.
Claudia wyobraziła sobie, że w duchu wzruszył z irytacją
ramionami, żałując straconej okazji do flirtu. Ale postanowił
widocznie zrobić dobrą minę do złej gry.
~ W każdym razie będę zachwycony, zabierając ze sobą pa
nią i jej małżonka - oświadczył.
R S
42
Musiała przyznać, że zachował się bardzo kurtuazyjnie. Mo
że w ogóle nie trzeba było kłamać? Ale stało. się.
- Pan jest niezwykle uprzejmy - powiedziała szczerze. -
Kiedy ma pan zamiar wyruszyć?
- Natychmiast, jak to będzie możliwe.
- Wobec tego od razu idę po Davida. To potrwa tylko chwilę.
David spostrzegł, jak uśmiechnięta Claudia biegnie do niego
z drugiego krańca poczekalni. Tym razem był już przygotowany
na wrażenie, jakie wywierał na nim ten uśmiech. Całkowicie
opanowany wyszedł jej naprzeciw.
- Dlaczego pani wygląda na tak zadowoloną z siebie?
- Zdobyłam dla nas obojga okazję do Telama'an. Wyrusza
my natychmiast - oświadczyła z satysfakcją.
- Co pani zrobiła? - spytał niedowierzająco.
- Amil nas tam zawiezie.
- Kim, u licha, jest ten Amil?
- Siedział niedaleko mnie w samolocie - wytłumaczyła.
Jednocześnie pomyślała, że David mógłby się bardziej ucieszyć
tą nowiną.
- Ach, taaa... - mruknął David bez entuzjazmu. - To ten
człowiek, z którym pani tak skandalicznie flirtowała. Czemu
pani od razu tego nie powiedziała?
- No cóż, jeśli nawet flirtowałam - rzekła Claudia słodkim
głosem - to flirtowałam z właściwym mężczyzną. I to się nam
obojgu opłaciło. Ma samochód, który już czeka na dworze.
- Jak on to załatwił? - David był wciąż nieufny.
- Ma tutaj kontakty i pociągnął za właściwe sznurki. Co to
zresztą ma za znaczenie? - dodała niecierpliwie. - Ważne, że
on jutro musi być w Telama'an i ma dość miejsca, żeby nas
oboje zabrać.
- Dlaczego zostałem objęty tym szlachetnym zaprosze
niem? - David spojrzał na nią podejrzliwie. - Nie zamieniłem
R S
43
z nim ani słowa, a sądząc po sposobie, w jaki pani trzepotała
rzęsami, patrząc na niego, przypuszczałbym raczej, że Amil nie
ma wielkiej ochoty zabierać mnie z sobą w charakterze przy
zwoitki.
- No właśnie, o to chodzi. - Claudia ustawiła się tak, by
z salinie można było dostrzec wyrazu jego twarzy. Zniżyła głos.
- Ja... ee... powiedziałam mu, że pan jest moim mężem.
- Co pani powiedziała?! - krzyknął David.
Uciszyła go gwałtownie.
- Powiedziałam Amilowi, że jesteśmy małżeństwem - wy
szeptała z pewną dumą.
- Na miłość boską, dlaczego pani to zrobiła? - pytał roz
wścieczony.
- Musiałam. - Claudia rozejrzała się dokoła, przerażona
myślą, że Amil mógłby podejść do nich, zanim zdąży wyjaśnić
sytuację Davidowi. - Przecież nie mogłam jechać z nim sama,
prawda? Nie wiem o nim nic, oprócz tego, że zdobył samochód.
- 0 mnie pani też nic nie wie, ale to nie powstrzymało pani
przed podaniem mnie za swojego męża!
- Ale pan zna Patricka i Lucy - zaprotestowała. - Można
by rzec, że pośrednio się znamy. W każdym razie - ciągnęła,
choć David wyglądał wciąż na niezbyt przekonanego -myśla
łam, że pan będzie mi raczej wdzięczny.
- Wdzięczny? Wdzięczny za to, że zmusza mnie pani do
udawania, iż ożeniłem się z osobą taką jak pani? - David wście
kał się, że uwikłała go w tę idiotyczną maskaradę. Niesłychana
arogancja tej kobiety była wręcz zdumiewająca. Nawet Alix
pomyślałaby dwa razy, zanim zmusiłaby całkowicie obcego
człowieka do występowania w roli męża, nie wypowiadając
nawet zdawkowych słów: „o ile pan się zgodzi". - Pani chyba
żartuje.
- Niech pan posłucha - powiedziała szorstko Claudia. -
R S
44
Sam pan mówił, że musi być jutro w Telama'an, a to najlepszy
sposób, by tam dotrzeć. Nawet gdyby udało się panu zdobyć
odpowiedni pojazd, musielibyśmy przedtem czekać na autobus
do miasta, a to może trwać całe wieki. Musiałby pan potem
jeszcze szukać samochodu i możliwe, że nie udałoby się wyje
chać przed północą. A w tym czasie wraz z Amilem możemy
być już daleko stąd. A co byłoby, gdyby pan nie znalazł wozu?
Tkwilibyśmy tu przez dwa dni. - Zauważyła, że Dawid się waha,
i zdecydowała się użyć szantażu uczuciowego. - Proszę, niech
pan pojedzie. Jutro skończę trzydzieści lat i nie mogę spędzić
tutaj urodzin.
- Ani stracić szansy na odnalezienie swego przeznaczenia
w osobie Justina Darke'a - dodał z udanym współczuciem.
- Oboje chcemy się dostać do Telama'an tak szybko, jak to
możliwe - rzekła z naciskiem. Zaczynała żałować, że próbowa
ła rozdrażnić go tą głupią historią o wróżce, ale nie miała czasu
na sprostowania. - To chyba oczywiste, na co. pan powinien się
zdecydować.
- Jedyna oczywista rzecz to fakt, że pewne kobiety są goto
we zrobić wszystko, byle złapać mężczyznę - burknął David,
rozdarty między pragnieniem, by jak najszybciej udać się w dro
gę, a wstrętem do metod, jakich użyła Claudia dla osiągnięcia
swego celu. Dobrze by jej zrobiło, gdyby po prostu oświadczył,
że nie chce mieć z nią nic wspólnego.
Claudia rzuciła przerażone spojrzenie przez ramię. Amil,
stojący przy drzwiach, uchwycił jej wzrok, kiwnął ręką i zaczął
przepychać się przez tłum w ich kierunku. Niemal płacząc z roz
czarowania, zwróciła się do Davida. Jeśli on chce, by go błagać,
będzie błagała.
- Proszę, niech pan pojedzie - zaczęła. - Przecież powinien
pan zrozumieć, że nie mogę wybrać się z nim sama. Pan nie
musi w ogóle nic robić.
R S
45
- Tylko wyglądać na idiotę, który się z panią ożenił.
- Och, proszę, niech pan się zgodzi. - Claudia odrzuciła
wszelką dumę, a David zaczął mięknąć pod wpływem jej wiel
kich, szaroniebieskich oczu. - On będzie tu za moment. Proszę,
proszę, proszę!
- Ach, państwo są tutaj. Myślałem, że już was zgubiłem.
- Amil był zbyt dobrze wychowany, by podchodząc do nich,
okazać niecierpliwość.
Claudia zwróciła się ku niemu z desperacko radosnym
uśmiechem.
- Przykro mi, że to trwało tak długo. Właśnie opowiadałam
mężowi o pańskiej uprzejmej propozycji. - Zaryzykowała spojrze
nie na Davida, który stał sztywno. Westchnęła głęboko, modląc się
w duchu, by jej nie zostawił. - Amil, to jest mój mąż,.David
Stirling. - Nastąpiła lodowata pauza, jak się wydawało Claudii,
trwająca całe wieki. Nie miała odwagi znów spojrzeć na Dawida.
On zaś znieruchomiał, zażenowany i pełen niesmaku. Do
licha, to nie było w porządku z jej strony, wciągać go w te
śmieszne kłamstwa, a potem stać obok i wyglądać jak niewi
niątko: szaroniebieskie oczy pełne lęku, napięcie w smukłym
ciele, ale sylwetka nienagannie elegancka. Co by zrobiła, gdyby
powiedział Amilowi, że aż do dzisiejszego dnia nie widział jej
na oczy i że nie ożeniłby się z nią za żadne pieniądze? Nie
można jednak doprowadzić do tego, by Wybuchnęła płaczem.
Byłoby to jeszcze bardziej żenujące, niż udawanie jej męża.
A poza tym w jednej sprawie miała rację: on naprawdę musiał
się dostać do Telama'an...
- Dzień dobry panu. - Podał Amilowi rękę, mając wrażenie,
że przekracza jakiś punkt graniczny, z którego już nie ma od
wrotu. - To bardzo szlachetne z pańskiej strony, że zapropono
wał nam pan podwiezienie. Mam nadzieję, że nie przyczynimy
panu zbyt wielu kłopotów.
R S
46:
- Ależ w żadnym wypadku - odrzekł uprzejmie Amil i wy
mienili uścisk ręki. - Będę zachwycony państwa towarzystwem.
Claudia poczuła ogromną ulgę i westchnęła głęboko, co spra
wiło, że Amil dokładnie się jej przyjrzał.
- Mamy przed sobą długą drogę - zapowiedział. - Chciał
bym dotrzeć jak najszybciej do Telama'an i miałem zamiar wy
ruszyć natychmiast, ale jeśli państwo są zmęczeni... - Spojrzał
na nią.
- Wcale nie jesteśmy zmęczeni - odparła stanowczo Clau
dia. - My również chcemy się tam szybko dostać. - Spojrzała
na Davida. - Prawda, kochanie? - dodała to czułe słówko z czy
stej złośliwości.
- Jeśli chodzi o mnie, im wcześniej, tym lepiej - zgodził się
David z twarzą pokerzysty, obdarzając Claudię znaczącym spoj
rzeniem.
- Świetnie. - Jeśli Amila zaskoczyło ich zachowanie, był
zbyt uprzejmy, by to okazać. - Cóż - rozłożył ręce. - Wóz stoi
na zewnątrz. Zaczekam tam, póki państwo nie odbierzecie swo
ich bagaży.
Zaledwie odszedł od nich parę kroków, gdy David wy
buchnął.
- Co miało znaczyć to „kochanie"? - spytał oskarżycielsko.
- O, małżeństwa zwykłe mówią do siebie „kochanie" - od
rzekła wesoło. W świetnym humorze wyruszyła z nim na po
szukiwanie bagażu, wiedząc już, że zgodził się na jej podstęp.
- Pomyślałam, że to zabrzmi bardziej przekonująco - rzuciła
jeszcze.
- Przekonująco czy nie - mruknął z niesmakiem - ale jeśli
myślisz, że będę mówił do ciebie „kochanie" w ciągu najbliż
szych dwudziestu czterech godzin, to się bardzo mylisz.
- A więc już mnie nie kochasz? — Zatrzymała się z drwią
cym osłupieniem, udając, że z rozpaczy zaraz się rozpłacze.
R S
47
- Nie mam nastroju na głupie gierki - ostrzegł ją, bynaj
mniej nie rozbawiony. - Gdyby nie fakt, że on rzeczywiście
zaraz wyrusza, powiedziałbym Amilowi, że jesteś pozbawioną
skrupułów kłamczucha. Zostawiłbym cię, żebyś z tej sytuacji
wygrzebała się na własną rękę.
- Och, nie zrzędź tak. - Niezbyt przejęła się jego wymów
kami. - Przynajmniej nie musimy tutaj siedzieć i czekać, aż
zabierze nas jakiś nie istniejący autobus.
- A ja zaczynam myśleć, że wolałbym znieść wszystko, byle
tylko nie słyszeć, jak mówisz do mnie „kochanie" - oświadczył
posępnie.
Claudia tylko się roześmiała.
- Chodź i zabierz swoją walizkę, kochanie.
Przepychając się przez tłum, odnaleźli Amila, czekającego
przed budynkiem obok połciężarówki, rozklekotanej, ale jesz
cze nadającej się do użytku. Rozmawiał z jakimiś ludźmi, ale
pożegnał się ż nimi szybko i podszedł do Davida i Claudii.
- Obawiam się, że walizki trzeba będzie umieścić z tyłu
- usprawiedliwił się. — W kabinie z trudem znajdzie się miejsce
dla nas trojga.
Pamiętając, jak Alix reagowała na najmniejsze niewygody,
David oczekiwał, że Claudia zaprotestuje głośno, wyobrażając
sobie, jak jej elegancka walizka zakurzy się na otwartej platfor
mie połciężarówki. Ale ku jego zaskoczeniu pogodnie oddała
swój bagaż i wdrapała się do kabiny. Nie uskarżała się na zni
szczone siedzenia ani, gdy Amil ruszył, na złowróżbne dźwięki
silnika. David z niechęcią przyznał, że kiedy trzeba, umie przy
zwoicie się zachować.
W istocie Claudię tak zachwycała perspektywa opuszczenia
Al Mishrah, że z radością podróżowałaby nawet śmieciarką. Po
pechowym roku, w którym wszystko układało się coraz gorzej,
samotne spędzenie, tutaj trzydziestych urodzin byłoby ciosem
R S
48
ostatecznym. Ale teraz jechała do Lucy, na przyjęcie, które
czekało na nią w Telama'an. Wydawało się, że życie przestało
już ją gnębić, a ta podróż wróżyła, że odtąd wszystko ułoży się
lepiej. Być może w końcu przestanie się martwić swoją trzy
dziestką. Kiedy terminal z pomarańczowymi krzesłami zniknął
w oddali, jej nastrój wybitnie się poprawił.
- Jak pan sądzi, ile czasu zabierze nam jazda do Telama'an?
- spytała Amila.
- To zależy od stanu dróg - odrzekł.. - Mamy w Shofrar zbyt
gorący klimat na asfalt, więc drogi są czymś w rodzaju bitych
traktów, prowadzących przez pustynię. Czasami pokrywa je pia
sek albo koleiny stają się tak głębokie, że trzeba szukać innej
drogi, ryzykując, że się ugrzęźnie w miękkim piachu. Ale jeśli
wszystko pójdzie dobrze, jeszcze dziś wieczorem powinniśmy
dotrzeć do niewielkiej oazy zwanej Sifa, oddalonej o jakieś
cztery godziny jazdy. Jutro będziemy jeszcze jechać dwanaście,
może trzynaście godzin.
Ponownie David nastawił się na przerażone protesty Claudii,
i znów go zaskoczyła.
- Miejmy nadzieję, że zbyt często nie będziemy łapać gumy
- powiedziała jedynie.
Kabina obliczona była na wygodną jazdę dla dwóch osób.
Amil jako kierowca miał osobny fotel, natomiast Dawid i Clau
dia musieli ścisnąć się na jednym siedzeniu, nie mogli więc
uniknąć bezustannego dotykania się. David przysunął się, jak
tylko mógł, do drzwiczek, by zostawić Claudii więcej miejsca,
ale w końcu zmuszony był położyć ramię na oparciu siedzenia.
Jego dłoń znalazła się w kuszącej bliskości gęstwiny jasnych
włosów. Z przyjemnością wciągał w nozdrza ich ulotny zapach
i za każdym razem, gdy wóz podskakiwał na wybojach, odczu
wał ciepło jej ciała.
- Samochód ma klimatyzację, ale to jedyna jego zaleta -
R S
49
przyznał ze skruchą Amil, kiedy trafili na szczególnie głęboką
koleinę. - Nie jest to najwygodniejszy wehikuł na taką jazdę.
- Nic nie szkodzi - rzekła Claudia, próbując odzyskać rów
nowagę. - Poczujemy taką ulgę, gdy się wreszcie zatrzymamy,
że będzie nam wszystko jedno, gdzie prześpimy noc.
- Cieszę się, że pani to mówi - uśmiechnął się Amil -
W Sifa jest mała gospoda, ale to nie miejsce dla turystów. Po
koje są bardzo prymitywne.
- Nieważne - zapewniła go, rzucając złośliwe spojrzenie na
Davida. - Nie obchodzą nas warunki, jeśli tylko możemy być
razem.
- Ja również nie zwracałbym uwagi, gdzie jestem, gdybym
miał taką piękną żonę - odparł Amil z galanterią.
- Czy uwierzysz, kochanie?-Claudia znów zwróciła się tak
do Davida, wiedząc, jak bardzo go tym zirytuje. Wdzięcząc się,
przytuliła się do niego czule. - Amil nawet nie zdawał sobie
sprawy, że jesteśmy małżeństwem, dopóki mu o tym nie powie
działam. - Z satysfakcją zauważyła na jego twarzy nerwowy tik.
- To nadzwyczajne— zdołał warknąć Da.vid.
- W istocie tym razem - zwróciła się poufale do Amila
- pokłóciliśmy się po raz pierwszy i to dlatego w samolocie nie
odzywaliśmy się do siebie.
- Jestem pewien, że Amila nie interesują nasze małe nie
porozumienia... kochanie - dodał, chcąc powstrzymać ją od
dalszego snucia głupkowatych opowieści.
- Czy państwo od dawna są małżeństwem?— spytał Amil
po chwili taktownego milczenia.
- Tak - rzekł David.
- Nie - powiedziała Claudia.
Zapadła chwila ciszy.
- On mówi tak, gdyż jest przekonany, że byliśmy razem od
wieków - zaśmiała się Claudia, pewna, że rozdrażni tym Davida
R S
50
do granic wytrzymałości. - Ale tak naprawdę pobraliśmy się
tydzień temu.
- Tydzień temu? A zatem to wasz miesiąc miodowy.
- Nie - odezwał się David, starając się uprzedzić Claudię.
- Jestem tu w interesach, a Claudia chciała zobaczyć się z ku
zynką w Telama'an, więc uznałem to za dobry pomysł, by za
brać ją ze sobą.
- Och, David, ty kochany kłamczuchu! - Claudia udała na-
dąsanie. - Przecież wiesz, że nie byłbyś w stanie wyjechać beze
mnie.
Amil skupił się na pokonaniu szczególnie wyboistego odcin
ka traktu, a David wykorzystał tę okazję, by rzucić Claudii
mordercze spojrzenie. Nie wzięła tego w ogóle pod uwagę
i udała zaskoczenie,: gdy kopnął ją w kostkę.
- Och, uważaj, proszę, na moje nogi - powiedziała niewin
nym głosem.
- Czy pan także pracuje w telewizji, Davidzie? - zaciekawił
się Amil. Wóz jeszcze raz wyrżnął o przeszkodę na drodze.
- Skądże znowu, nic podobnego! - wykrzyknął David z nie
ukrywaną zgrozą. - Jestem inżynierem.
- A, to może ma pan coś wspólnego z tą nową bazą lotniczą
w Telama'an?
Amil najwyraźniej wiedział wiele o projekcie i przez chwilę
obaj mężczyźni rozmawiali, używając wyłącznie technicznych
terminów, które nic nie mówiły Claudii. Nie wtrącała się do ich
rozmowy, zadowolona, że siedzi w samochodzie i z każdą chwi
lą zbliża się do Lucy. Bawiła się, wyobrażając sobie, jak też
może wyglądać Justin Darke. Miała nadzieję, że okaże się tak
czarujący, jak zapewniała kuzynka. Już przedtem wymyśliła
sobie dość wyrazisty portret nie widzianego nigdy mężczyzny,
ale teraz, gdy próbowała przywołać ten obraz, w irytujący spo
sób zaczął przybierać rysy Davida.
R S
51
Jechali i jechali traktem biegnącym prosto jak strzelił w stro
nę horyzontu, gdzie słońce zachodziło na wspaniałym, czerwo-
nozłotym tle wieczornego nieba. Głowa Claudii, zahipnotyzo
wanej monotonią otoczenia, zaczęła bezwładnie opadać.
David, spojrzawszy na nią, zorientował się, że ona zasypia.
Zastanawiał się, czy przez cały czas marzyła o Justinie Darke'u.
Z jakiegoś niejasnego powodu ta myśl sprawiła, że się nachmu
rzył. Justin był w porządku, ale nie należał do tych, którzy
mogliby dać sobie radę z Claudią. Ona owinie go sobie dookoła
palca. Wystarczy pomyśleć, w jakie tarapaty wciągnęła jego
samego.
Nie mógł uwierzyć, że spotkał ją dopiero kilka godzin temu.
Już stała się dla niego kimś dobrze znanym, jak gdyby jej zapach,
stanowcza mina, uparta chęć postawienia na swoim, stały się
częścią jego życia. Była bardzo podobna do Alix, równie cza
rująca i pewna siebie, ale Alix nie miała tego kpiarskiego ognika
w oczach. I nigdy nie zgodziłaby się bez słowa skargi podróżo
wać takim wehikułem, pomyślał David. Oczywiście, Alix nie
byłaby na tyle głupia, by przejechać pół świata w pogoni za nie
znanym mężczyzną, z nadzieją, że znajdzie w nim męża. Do
skonałe umiała wyszukać kogoś przydatnego na miejscu, przy
pomniał sobie z goryczą. Patrzył na kołyszącą się głowę Claudii.
Jeśli miała ochotę zasnąć, to dlaczego nie złożyła głowy na
oparciu, zdziwił się z irytacją. Nie brał pod uwagę faktu, że
wówczas musiałaby oprzeć się na jego wyciągniętym ramieniu.
Ciężarówka kołysała się z boku na bok i Claudia nachyliła się
w jego stronę. Odskoczyła w ostatniej chwili, wyprostowała się,
potrząsnęła głową, ale oczy jej znów natychmiast się zamknęły.
- Och, do licha - mruknął do siebie David. Prawie siłą objął
ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Półprzytomna Claudia
próbowała się opierać, ale była zbyt rozespana, by walczyć
z nim. A zresztą było coś niesłychanie uspokajającego w silnym
R S
52
ramieniu, które podtrzymywało ją, pozwalając zachować rów
nowagę wśród nieustannych wstrząsów.
David przesunął się na siedzeniu, robiąc jej więcej miejsca,
a ona naturalnym gestem przytuliła się do niego, z cichym po
mrukiem wtulając twarz w jego szyję. Siedząc w ciemnościach,
David czuł jej łagodny i spokojny oddech i nie zdając sobie
sprawy, co robi, przytulił policzek do jasnych włosów.
Amil dostrzegł, że Claudia zasnęła, i zniżył głos, by jej nie
obudzić.
- To wielkie szczęście mieć taką żonę - odezwał się do
Davida. - Jest najwyraźniej ogromnie zmęczona, a mimo to nie
narzeka na tę okropną drogę.
- Rzeczywiście - zgodził się David, odczuwając intensyw
nie miłe ciepło bezwładnego ciała Claudii.
- Jest bardzo piękna - dodał Amil. -
David bezwiednie zacisnął mocniej ramię obejmujące Clau
dię. Myślał wciąż o niej, o jej szaroniebieskich oczach, o jej
uśmiechu i o tym, jak błyszczały jej włosy.
- Tak, mnie też tak się wydaje - powiedział powoli.
Amil był wyraźnie rozczarowany powściągliwą odpowiedzią
Anglika. Dziwił się, że mąż tak pięknej kobiety rozmawia głów
nie o interesach.
- Do oazy już niedaleko. Mam nadzieję, że w gospodzie
znajdzie się pokój. Niestety, tutaj nie zaglądają turyści, więc nie
ma hoteli.
- Nie ma - potwierdził David z półuśmiechem. - Mamy za
miar zbudować hotel w Telama'an w czwartym etapie projektu.
- A gdzie pan mieszka w Telama'an? - zapytał Amil, -
Wiem, że w pobliżu miasta zbudowano kilka domów dla inży
nierów cudzoziemców. Czy pan zatrzymuje się u kolegów?
- Zazwyczaj tak, ale tym razem szejk Said uprzejmie zapro
sił mnie, bym zajął gościnny apartament w pałacu.
R S
53
- Pan będzie mieszkał u mojego wuja? Nie miałem pojęcia.
- Zaskoczony Amil spojrzał na niego.
- U pańskiego wuja? - David ostrożnie oderwał policzek od
włosów Claudii.
- A nie wspomniałem o tym? Okazuje się, że wszyscy wy-
bieramy się w jedno miejsce. Jeśli wuj zaprosił państwa do
siebie, to znaczy, że jesteście jego honorowymi gośćmi - po
wiedział z powagą.
David skrzywił się w ciemnościach. Amil również udaje się
do pałacu, więc on i Claudia nie będą się mogli rozdzielić po
przybyciu do Telama'an. Amil z pewnością napomknie o tym,
że podróżowali razem, a wtedy trudno będzie wyjaśnić, gdzie
się podziała rzekoma małżonka.
- Oczywiście, pobraliśmy się tak pośpiesznie, że szejk być
może nie wie, że ja nie podróżuję sam. - David szybko próbował
zapanować nad sytuacją. - Byłoby niegrzecznie z mojej strony
pojawiać się w pałacu z nie zapowiedzianą żoną, a ponieważ
będę i tak pracował przez cały dzień, uznaliśmy, że najlepiej
byłoby, gdyby Claudia zamieszkała u swojej kuzynki.
- To nie będzie konieczne - rzekł serdecznie Amil. - Wuj
z pewnością będzie zachwycony, ofiarowując gościnę pańskiej
nowo poślubionej żonie.
- Nie śmiałbym narzucać... - zaczął David.
- To nie jest żadne narzucanie się - przerwał mu kategory
cznie Amil. - W Shofrar bardzo się ceni tradycyjną gościnność
i mój wuj czułby się urażony. Pomyślałby, że pańska żona nie
chciała zamieszkać w jego pałacu.
- Z pewnością nie chciałbym nikogo urazić - David podjął
ostatnią próbę: - Ale być może szejk Said zechce zrozumieć, że
mieszkając w pałacu, Claudia nie mogłaby odwiedzać kuzynki
tak często, jak by tego pragnęła. Jak pan wie, inżynierowie
mieszkają w pewnej odległości od miasta, a nie mając wozu...
R S
54
- Taki problem można bardzo łatwo rozwiązać - nale
gał Amil. - Mój wuj ma mnóstwo samochodów. Jestem pe
wien, że jeden odda do pańskiej dyspozycji, więc państwo,
mieszkając w pałacu, będą mogli poruszać się najzupełniej swo
bodnie.
David poczuł się w kropce.
- Pan jest doprawdy niezmiernie uprzejmy. - Miał nadzieję,
że nie zabrzmiało to zbyt zdawkowo. Wiedział, że nic się już
nie da zrobić, więc zacisnął zęby i postanowił udawać, że wszy
stko jest w porządku.
Przez jakiś czas jechali w milczeniu. David układał sobie
w głowie, co wygarnie Claudii, gdy znajdą się sami. To ona
powiedziała Amilowi, że są małżeństwem. Amil powtórzy. to
wujowi i zanim się spostrzegą, będą musieli grać małżeństwo
do końca jej pobytu. Wyobrażał sobie z satysfakcją, jaką ona
zrobi minę, gdy się o tym dowie.
Claudia obudziła się dopiero wtedy, gdy półciężarówka za
hamowała ostro przed niskim budynkiem o płaskim dachu
i Amil wyszedł, by sprawdzić, czy są wolne pokoje. Drgnęła
i półleżąc w ciemnościach, usiłowała zorientować się, gdzie
jest.
- Obudź się, Claudio.
Głos Davida brutalnie przywrócił jej pamięć. Wyprostowała
się gwałtownie, jak gdyby oblana wiadrem zimnej wody.
- Oj, przepraszam. Nie zdawałam sobie sprawy. Nie chcia
łam spać na pana ramieniu... -jąkała. Co też ona nawyprawia
ła, tuląc się de Dawida Stirlinga?
- Przynajmniej nie musiałem słuchać, jak pani zwraca się
do mnie per „kochanie" - odpowiedział szorstko, by ukryć
niewytłumaczalne uczucie straty, jakie przeżył, w momencie
gdy odsunęła się od niego..
Amil cały czas prowadził pośpieszne pertraktacje po arabsku
R S
55
z kimś ukrytym za drzwiami gospody. Teraz, wrócił do cięża
rówki.
- Mają dwa pokoje, ale obawiam się, że bardzo prymitywne.
Prymitywne to było łagodne określenie. Claudia i David zo
wprowadzeni do pobielonej izby, wyposażonej w twarde
krzesło, popękaną umywalkę i pojedyncze, żelazne łóżko,
oświetlonej tylko przez słabe światło nie osłoniętej niczym ża
rówki. Wzrok Claudii wędrował po nagich ścianach
i najwyraźniej brudnej podłodze, aż wreszcie zatrzymał się na
łóżku. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że nie będzie tu dwóch
łóżek. Przecież ona i David nie mogą dzielić tego legowiska.
David bez trudu odczytał wyraz jej twarzy. Jednak mógł
tylko zapewnić właściciela gospody, że pokój jest świetny i za
mknąć za nim drzwi.
- Mam nadzieję, że jesteś zadowolona - powiedział.
- Co teraz zrobimy? - Claudia opadła na krzesło i patrzyła
z przerażeniem na łóżko.
- Nie wiem, co ty będziesz robić, ale ja zamierzam się umyć,
i potem trochę przespać - oświadczył, zmęczony i zirytowany.
Zupełnie nie miał ochoty spierać się z nią na temat łóżka. - Uda
wanie, że jesteśmy małżeństwem to był twój błyskotliwy po
mysł - podkreślił bez ogródek. - Czego się spodziewałaś?
Osobnego pokoju?
- Nie spodziewałam się w każdym razie, że mam dzielić
z tobą takie łóżko - przyznała Claudia markotnie. - Przypusz
czam, że kilku insektom mogłoby nawet być tutaj wygodnie,
jeśli nie miałyby pretensji o to, że je ktoś przypadkiem rozgnie
cie. Ale łóżko jest za małe dla jednej osoby, a cóż dopiero dla
dwóch.
David skwitował wzruszeniem ramion te niewczesne preten
sje. Otworzył neseser, szukając przyborów do mycia,
- Co więc mam. zrobić w tej sytuacji? - spytał sucho.
R S
56
- Moglibyśmy spróbować dowiedzieć się, czy jest gdzieś
jeszcze jedno łóżko.
- Jeśli nawet jest. to zajął je Amil. Możesz zapukać do jego
drzwi i poprosić, by odstąpił ci swoje posłanie, bo nie masz
ochoty spać z mężczyzną, którego przedstawiłaś mu jako swego
męża. Możesz to zrobić, ale nie żądaj, żebym poszedł z tobą.
Myślę, że już dość wiele dla nas uczynił.
- Musimy coś wymyślić. - Claudia zerwała się z krzesła
i zaczęła krążyć po pokoju, nerwowo zaciskając ręce. - Być
może mają zapasowy materac, który dałoby się położyć na pod
łodze.
- To nie jest miejsce, gdzie ludzie mają coś zapasowego.
Poza tym nie wytrzymasz pięciu minut na podłodze, kiedy za
czną po tobie biegać karaluchy. — Jak na zawołanie zza umy
walki wyłonił się karaluch. Claudia odskoczyła z przerażeniem.
Drżąc, spojrzała na Davida.
- Nie wyglądasz na mężczyznę, który boi się kilku pełzają
cych insektów - zaczęła.- Może ty mógłbyś przespać się na
podłodze?
- A dlaczegóż to ja miałbym tam spać? - spytał z irytacją.
- Ja nie spędziłem ostatnich dwóch godzin, drzemiąc słodko jak
niemowlę. Wciąż jeszcze mam ścierpnięte ramię, które służyło
ci za poduszkę. Więc jeśli dzielenie ze mną łóżka tak ci prze
szkadza, możesz całą noc przesiedzieć na krześle. Ja muszę się
przespać.
Bez żenady ściągnął koszulę i odkręcił kran przy umywalce.
Zazgrzytało, zabulgotało i po chwili zaczęła się sączyć rdzawa
woda. Ku zaskoczeniu Davida była tu nawet zatyczka. Wetknął
ją i czekał, aż muszla wypełni się wodą.
- Claudia patrzyła skrępowana na jego nagi tors. Chciała się
zachowywać swobodnie, ale nie była przyzwyczajona do dzie
lenia pokoju z mężczyzną po pierwszym dniu znajomości, zwła-
R S
57
szcza z takim mężczyzną jak David Stirling. Czuła się przy nim
głupio i niezręcznie jak uczennica na pierwszej randce. Och,
gdyby mogła być jedną z tych błyskotliwych, pewnych siebie
trzydziestoletnich kobiet, które z pewnością wiedziałyby, jak
sobie poradzić w takiej sytuacji. Zaledwie minuty dzieliły ją od
urodzin, zamykających trzecią dekadę życia, ale tego wieczora
nie potrafiła lepiej zapanować nad swymi emocjami niż dwu
dziestolatka, a może nawet nastolatka.
Zerkając ukradkiem na Davida, stwierdziła, że choć nie na
zbyt przystojny, był jednak dobrze zbudowany. Wprawdzie
w samolocie, gdy groziła katastrofa, potrafił ją uspokoić, ale
poza tym traktował ją wyjątkowo nieuprzejmie, dlaczego więc
myśl o spaniu obok niego tak ją niepokoiła?
- Być może mogłabym przespać się w wozie - zapropono
wała z wahaniem.— Powiedziałabym Amilowi, że znów pokłó
ciliśmy się.
- Sądzę, że nawymyślałaś już dosyć dziwnych historyjek.
- Spryskiwał twarz i pierś wodą. - I tak udało ci się. narobić
sporo szkody.
- O co ci chodzi tym razem?
- Miałem interesującą rozmowę z Amilem, gdy spałaś. -
Zaczął się namydlać. - Okazało się, że jest siostrzeńcem szejka.
- O! - Claudia była zbyt przejęta perspektywą spania we
wspólnym łóżku, by przejmować się stosunkami rodzinnymi
Amila. - Cóż za zbieg okoliczności.
- Prawda? - Nadal namydlał się energicznie. - Może nas
dowieźć pod same drzwi.
- No i co z tego? - Claudia czuła, że on oczekuje od niej
jakiejś odpowiedzi, ale nie bardzo wiedziała, o co chodzi.
- A to, że nie będę mógł pozbyć się ciebie i zostawić u Lucy,
kiedy dojedziemy na miejsce. - Opłukał się, sięgnął po ręcznik
i odwrócił się do niej z ironicznym spojrzeniem.
R S
58
- Dlaczego nie? - spytała, nie rozumiejąc.
- Ponieważ ty i ja musimy pozostać małżeństwem podczas
całego naszego pobytu w Telama'an. - Wycierał się nadał.
- Co!?-przeraziła się Claudia.
- Słyszałaś - rzekł ponuro. - Powiedziałaś Amilowi, że je
steś moją żoną i teraz będziesz musiała nią pozostać.
R S
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Ale... to idiotyczne - wyjąkała Claudia. - Dlaczego mu
simy to robić?
- Spróbuj uruchomić swój móżdżek - zaproponował David
złośliwie. - Szejk zaprosił mnie, żebym mieszkał u niego w pa
łacu, w apartamencie dla gości. Amil przedstawi nas jako parę
małżeńską. Co on sobie pomyśli, gdy znikniesz zaraz po naszym
przyjeździe?
- Jestem pewna, że wpadniemy na pomysł, co mu powie
dzieć. - Claudia była na krawędzi rozpaczy. -Możemy oświad
czyć, że Lucy jest chora albo...
- Wierz mi, że próbowałem wszystkiego - przerwał jej Da-
vid, rzucając ręcznik w nogi łóżka. - Nie mam większej niż ty
ochoty przedłużać tej głupiej sytuacji. Robiłem, co mogłem,
żeby przekonać Amila, że byłoby lepiej, gdybyś zamieszkała
u kuzynki. Ale nie chciał o tym słyszeć. Mamy oboje być ho
norowymi gośćmi jego wuja i kropka.
- Ale ja nie mogę spędzić dwóch tygodni, udając twoją żonę.
- Będziesz musiała - oświadczył niewzruszony.
- Ale... ale... — Claudia była całkowicie zbita z tropu. Nie
mogła uwierzyć, że przez czysty przypadek wszystkie jej plany
zostały udaremnione. - Przecież Lucy czeka na mnie. Zepsuję
sobie cały urlop, jeśli będę musiała spędzić go z tobą.
- Szczerze mówiąc, Claudio, twój urlop zupełnie mnie nie
obchodzi - powiedział David ze złością. - Tu idzie o przyszłość
R S
60
GKS Engineermg i o wszystkie plany dotyczące Telama'an.
Z szejkiem Saldem niełatwo negocjować. Potrafi być czaru
jący, ale ma wiele szacunku dla więzi rodzinnych i jest bar
dzo drażliwy. Jeśli dojdą do niego plotki, że skłamaliśmy na
temat naszego małżeństwa, tylko po to, żeby jego siostrzeniec
nas podwiózł, domyśli się, że nie ufaliśmy Amilowi... - prze
rwał.
Claudia miała buntowniczą minę i oczywiste było, że nie ma
zamiaru pójść mu na rękę. David zacisnął usta. To przez nią
znaleźli się w tym fatalnym położeniu. Powinna przynajmniej
próbować zrozumieć jego stanowisko. -"- ..
- Posłuchaj - ciągnął, starając się mówić rzeczowo, - Spę
dziłem ostatnie dwa lata, próbując nawiązać dobre stosunki
z szejkiem. Fakt, że mnie do siebie zaprosił, wskazuje, że ma
zamiar zawrzeć z nami kontrakt na następny etap budowy. Lecz
nic jeszcze nie zostało podpisane i czekają nas długie pertrakta
cje. Jeśli będzie wobec mnie życzliwie usposobiony, wszystko
pójdzie gładko. Ale jeśli będzie niezadowolony, gotów w każdej
chwili wycofać się i podpisać umowę z inną firmą. Nie starałem
się tak tylko po to, by ułatwić ci spędzenie urlopu w pogoni za
mitycznym przeznaczeniem w osobie Justina Darke'a.
Dlaczego w ogóle wspomniała o tej idiotycznej przepowied
ni?! Claudia żałośnie wpatrywała się w Davida. Wydawało jej
się, że to taki świetny żart, jeśli mu wmówi, że jest dość głupia,
by polować na zupełnie obcego faceta tylko dlatego, że wiele
łat temu ktoś przepowiedział jej coś na festynie. Najwyraźniej
jednak zagrała tę rolę nazbyt przekonująco.
- Nie mam zamiaru gonić za kimkolwiek - spróbowała się
tłumaczyć, ale David tylko parsknął śmiechem.
- Ależ tak, pozostawisz to przeznaczeniu... Twoje przezna
czenie albo ma poczucie humoru, albo też straciło poczucie
czasu. Jeśli chodzi o mnie, możesz sobie być szczęśliwa z Ju-
R S
61
stinem, ale to ja jestem tym nieszczęśliwym gościem, który
będzie borykał się z tobą przez następne dwa tygodnie.
- Posłuchaj... ja chcę jedynie spędzić urlop z kuzynką - po
wiedziała bezradnie. Jak wytłumaczyć mu, że tylko żartowała?
- W tej chwili zależy mi wyłącznie na tym.
- A zatem możesz równie dobrze udawać, że jesteś moją
żoną - oświadczył. - Apartamenty gościnne szejka przypomi
nają hotel. Będziesz mogła przychodzić, wychodzić, wracać,
kiedy tylko zechcesz. Ja będę zajęty naradami, więc nikogo nie
zaskoczy fakt, że siedzisz u Lucy całymi dniami.
—Ale to nie dniami się przejmuję - rzekła ostro Claudia.
- Nie mam w planach długich nocy spędzanych na szaleń
czej, namiętnej miłości z tobą, jeśli tego się boisz - zadrwił.
- Nawet nie przyszło mi to do głowy. - Popatrzyła na niego
z niesmakiem.
- Więc na czym polega problem?
- Na tym, że przeżyłam najcięższy rok w moim życiu i mia
łam ochotę oderwać się od tego wszystkiego. A teraz muszę
marnować mój bezcenny dwutygodniowy urlop, udając, że wy
szłam za mąż za najbardziej aroganckiego i niesympatycznego
człowieka, jakiego miałam nieszczęście kiedykolwiek spotkać.
A szczytem wszystkiego jest to, że jutro wkroczę w swój średni
wiek w twoim towarzystwie, zamiast spędzić urodziny z przy
jaciółmi.
- Dlaczego ciągle mówisz o tej trzydziestce? To taki sam
wiek jak każdy inny.
- Ale ja uważam, że jest inny - powiedziała markotnie.
- Będzie to dla mnie punkt zwrotny i nie mam ochoty przeży
wać tego momentu z tobą.
- W takim razie może zechcesz wziąć się w garść - powie
dział obojętnie. - Mnie również nie zachwyca perspektywa spę
dzenia najbliższych dwóch tygodni z najgłupszą i najbardziej
R S
62
irytującą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Niestety, jest
już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Dla każdego mieszkańca
Telama'an jesteśmy małżeństwem aż do chwili, kiedy wpakuję
cię do samolotu. Bądź pewna, że trudno mi będzie doczekać się
pożegnania. Ale aż do tej chwili postarajmy się znieść to jakoś
przyzwoicie.
- A co będzie, jeśli po prostu odmówię dalszego udawania
twojej żony? Jutro rano mogłabym powiedzieć prawdę Amilowi,
Jestem pewna, że nie zostawi nas tutaj.
- Owszem, możesz to zrobić - zgodził się uprzejmie David.
- Ale ja mógłbym opowiedzieć Justinowi Darke'owi po co tutaj
przyjechałaś, prawda?
Spojrzeli na siebie wrogo. Claudia pragnęła oświadczyć mą
że może sobie gadać, co chce. Ale byłoby to bardzo przykre dla
Lucy i dla nieznanego Justina, nie mówiąc już o niej samej,
gdyby David rozgłosił, że przyjechała tutaj z tak idiotycznymi
zamiarami. Wiedziała, jak długi żywot mają plotki i nie sądziła,
by ktokolwiek uwierzył, że to był tylko żart.
- Wprost nie mogę się z tym pogodzić - powiedziała nagle.
- Żałuję, że w ogóle dowiedziałam się o istnieniu tego głupiego
kraju! Kończyć trzydzieści lat, tam gdzie diabeł mówi dobranoc,
i tracić całe wakacje na udawanie mężatki, gdy tymczasem
chciałam się tylko dobrze bawić!
David przyglądał się jej i nie mógł się zdecydować, czy
przełożyć ją przez kolano i wymierzyć parę klapsów, czy też
wziąć w objęcia i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Wybrał
wreszcie wyjście szorstkie, lecz kompromisowe.
- Posłuchaj, zostawmy to teraz. Oboje jesteśmy zmęczeni
i być może rano wszystko będzie wyglądało lepiej niż teraz.
Spróbuj się umyć i trochę przespać.
- Chyba tak - zgodziła się wyczerpana Claudia.
Nie była pewna, czy w ogóle potrafi wstać z krzesła i do-
R S
63
brnąć do łóżka. W końcu to David nalał wody do umywalki,
znalazł ręcznik i podał jej neseser. Poruszając się jak automat,
Claudia starła makijaż, umyła twarz, wyczyściła zęby i udała
się korytarzem do ciemnej, akustycznej toalety. Gdy wróciła,
przypomniał jej się największy kłopot - konieczność spania
w jednym łóżku z Davidem.
Leżał już z rękami pod głową. Patrzył ironicznie, jak Clau
dia, odwrócona plecami, włożyła workowatą koszulkę, potem
z trudnością uwolniła się od stanika i wciągnęła czyste maj
teczki.
W małym pokoju było i tak zbyt gorąco, ale ten strój wyda
wał jej się przynajmniej dość przyzwoity. David najwyraźniej
uważał, że spodnie od piżamy są wystarczającym listkiem figo
wym. Jego nagi tors denerwował Claudię. Zastanawiała się, czy
nie poprosić go, by włożył koszulę, nie chciała jednak ujawnić,
że czuje się skrępowana. To mi wcale nie przeszkadza, przeko
nywała się w duchu. Odetchnęła głęboko i odwróciła się.
Tymczasem David rozmyślał, czy ona wie, jak kusząco wy
gląda z twarzą pozbawioną makijażu, z włosami, które odrzu
ciła w tył nerwowym gestem. Obciągała wstydliwie koszulkę,
odsłaniającą jej długie nogi.
- Czy mogę zgasić światło? - spytała szybko.
David również uważał, że łatwiej przyjdzie im znieść cie
mność. Czekał, aż ona przekręci kontakt przy drzwiach. Potem
słyszał, jak po omacku szukała drogi do łóżka.
Claudia starała się zapomnieć o karaluchach. Co teraz ma
zrobić? Wskoczyć do łóżka i zasnąć obok niego? To z pewno
ścią świadczyłoby o dojrzałości i doświadczeniu. Ale czy może
sobie na to pozwolić wobec zupełnie obcego mężczyzny? Mo
żliwe, że jutro, w swoje trzydzieste urodziny, będzie znała już
odpowiedź.
Łóżko zatrzeszczało. Domyśliła się, że David się posunął.
R S
64
- Tu jest mnóstwo miejsca - rozległ się jego głos.
Wyciągnęła ramię i dotknęła materaca. Przysunęła się bliżej.
Bardziej elegancko byłoby usiąść na brzegu łóżka i powoli
unieść nogi. Niestety, o elegancji nie mogło być mowy, gdyż
jakieś stworzenie przebiegło po jej stopie. Z piskiem przerażenia
rzuciła się naprzód i wylądowała na brzuchu Davida.
- Auu - jęknął, przytrzymując ją instynktownie ramionami.
- Po raz pierwszy w życiu dziewczyna dosłownie wskoczyła mi
do łóżka.
- Musiałam wybrać między tobą a karaluchem - mruknęła
Claudia, wzburzona dotknięciem jego ciepłego ciała. Rozpacz
liwie próbowała odsunąć się od niego.
- Pochlebiasz mi. - Usiadł, bardziej poruszony jej blisko
ścią, niż chciałby to sam przyznać. - Przestań się wiercić. Wsta
nę i zmierzę się z karaluchem. - Opuścił nogi na podłogę. — Ale
teraz się połóż.
Uspokojona przez jego prozaiczne, szorstkie uwagi, Claudia
obciągnęła koszulkę, która katastrofalnie uniosła się do góry. Po
łożyła się na boku, jak najbliżej brzegu łóżka. David nie zachowy
wał się jak uwodziciel, ale jej zdenerwowanie nie ustępowało.
Przywarła do materaca, który ugiął się pod jego ciężarem.
- Rozluźnij się- poradził jej. Łóżko było tak wąskie, że ich
ciała musiały się dotykać. Odsuwając się od niej, omal nie spadł
z łóżka. - To śmieszne - mruknął. W końcu znalazł jakąś znoś
ną pozycję. - Wygodnie? - spytał jeszcze.
- Tak, oczywiście. - Sarkazm był najlepszą obroną przed
jego bliskością. - Leżę skurczona na pięciu centymetrach brud
nego, zapchlonego materaca, w towarzystwie mężczyzny, któ
rego dziś rano zobaczyłam po raz pierwszy w życiu. Jak więc
mogłabym się czuć niewygodnie?
- Mogłoby być jeszcze gorzej - podkreślił obrzydliwie
trzeźwo.
R S
65
- Jakim cudem?
- Mogłabyś wciąż jeszcze siedzieć, na tych pomarańczo
wych plastikowych krzesełkach w Al Mishrah.
- No tak - przyznała niechętnie. Wciąż jednak nie mogła
uleżeć spokojnie, będąc pod wrażeniem bliskości Davida.
On zaś wyczuwał drżenie jej smukłego ciała.
- Przestań tak reagować na każdy mój ruch - poprosił zre
zygnowanym głosem. - Nie mam zamiaru rzucić się na ciebie.
Pominąwszy wszystkie inne względy, jestem niesamowicie
zmęczony. Poruszam ramieniem, bo próbuję ułożyć się wygod
niej, a nie dlatego, że chcę cię zaatakować. W porządku?
- W porządku - wyjąkała, czując, że się wygłupiła.
- No, to postaraj się zasnąć. Jutro będziemy mieli ciężki
dzień.
Claudii niełatwo było zanurzyć się w sen. Obojętność Davida
mogłaby na nią podziałać uspokajająco, ale w głębi duszy wo
lałaby, gdyby był nieco bardziej zakłopotany tą sytuacją. Ktoś
mógłby pomyśleć, że on co noc sypia z obcymi kobietami.
A może istotnie tak robi, westchnęła cicho. Nie wiedziała dla
czego, ale ta myśl ją przygnębiała.
Dźwięk budzika wyrwał Davida z głębokiego snu. Zmusił
się do otwarcia oczu, by spojrzeć na tarczę zegarka. Piąta rano.
Westchnął głęboko. Był zbyt rozespany, nie pamiętał, gdzie jest
i dlaczego nastawił budzik na tak nieludzką godzinę. Poddając
się zmęczeniu, ukrył twarz w jedwabistych włosach i nadal
wdychał ciepły zapach śpiącej obok kobiety. Półświadomie wy
czuł miękki kształt wtulony w zagłębienie jego ciała. Nie zdając
sobie sprawy, co robi, objął ją ramionami i pocałował w kark.
Claudia drgnęła we śnie. Wracając powoli do rzeczywistości,
odczuwała odprężenie i spokój. Silne ramię obejmowało ją moc
no. Instynktownie przysunęła się bliżej i mruknęła coś piesz-
R S
66
czotliwego Davidowi, zagubionemu między snem a jawą,
wszystko wydawało się całkowicie naturalne. Całował jej włosy,
skroń. Zagubieni w nierzeczywistości wymieniali coraz goręt
sze pocałunki.
- Claudia, Dawid, nie śpicie już?! — Przez zamknięte drzwi
dotarło do nich wołanie i rozwiało oszałamiający sen. Oboje
zastygli w bezruchu.
- Claudia? - powtórzył David całkowicie zdezorientowany.
- David? - szepnęła niedowierzająco Claudia..-.
Przerażająca rzeczywistość uderzyła w nich w tej samej
chwili. Odskoczyli od siebie pełni zgrozy, początkowo zbyt
zaszokowani, by w jakikolwiek sposób zareagować. Wpatrywa
li się tylko w siebie w ciemnościach.
- Już po piątej. - Amil podniósł glos,
Tym razem David zmusił się do odpowiedzi.
- Nie śpimy! Będziemy za chwilę gotowi!
- Śniadanie czeka! - Amil, zadowolony z odzewu, odszedł.
Przez chwilę żadne z nich się nie poruszyło. Potem David
zaklął z cicha, opuścił nogi na podłogę i ukrył twarz w dłoniach.
Siedział na brzegu łóżka, próbując się opanować.
- Przyjemne przebudzenie... - udało mu się w końcu po
wiedzieć przez zaciśnięte zęby.
- Co się stało? - W glosie Claudii brzmiało zdumienie.
- Musiałem być w półśnie - powiedział David jakby do siebie.
- Ocknąłem się, ktoś był obok, i nagle... - Przerwał, gdyż nie
potrafił wyjaśnić, dlaczego ta sytuacja, wydawała mu się bardzo
naturalna. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na Claudię, która
wciąż leżała z twarzą ukrytą w poduszce. - Przepraszam - wydusił
z siebie. - Nie zdawałem sobie sprawy, że to ty.
- Myślałam... myślałam... - Nie umiała, podobnie jak on,
wyjaśnić, co myślała. Kłopot polegał na tym, że w ogóle nic nie
myślała.
R S
67
- Wiem - powiedział. - Żadne z nas nie zdawało sobie spra
wy, co robi.
- Chyba tak. - Claudia wciąż nie mogła dojść do siebie.
David zerwał się nagłe, zapalił światło i oblał sobie głowę
zimną wodą. Wytarł się z nadmierną energią i wyjął z walizki
czystą koszulę. Dopiero wtedy zwrócił się do Claudii.
- Czy wszystko w porządku? - Zapinał guziki niezbyt pew
nymi palcami.
- Tak. - Unikała jego spojrzenia. - Czuję się świetnie.
- Pójdę porozmawiać z Amilem - zaproponował niepewnie.
Jeśli on sam przeżył taki szok, to ona będzie potrzebowała
więcej czasu, by odzyskać równowagę. - Ale nie guzdraj się
zbyt długo.
Ręce Claudii zbyt drżały, by mogła zrobić makijaż, więc
tylko się uczesała. Spojrzała w lusterko z grymasem niechęci,
przypominając sobie, że skończyła już trzydzieści lat. Miała
ochotę zwinąć się w kłębek i schować w kącie, ale wiedziała,
że musi stawić czoło sytuacji. W końcu oboje się wygłupili, nie
ma się czym zbytnio przejmować. Nie, będzie chłodna, opano
wana, zaskoczy go dojrzałym lekceważeniem tej durnej afery.
Nie będzie mógł podejrzewać, że jego pieszczoty wywarły na
niej jakiekolwiek wrażenie.
Włożyła dżinsy i miękką niebieską koszulę, najskromniejszy
i najmniej prowokujący strój, jaki miała. David nie powinien
wpaść na pomysł, że ona jest nim zainteresowana. Po prostu
wzięła go za Michaela. W głębi duszy jakiś głos szeptał Claudii,
że Michael nigdy nie całował jej w taki sposób, ale uciszyła go
stanowczo. To są jej urodziny. Może kłamać sama sobie, ile
zapragnie.
Muezin wzywał wiernych do modlitwy, gdy wjeżdżali do
Telama'an po dwunastu godzinach męczącej, niewygodnej jaz-
R S
68
dy. Opuścili Sifa o świcie, a teraz słońce już zachodziło, zale
wając płaskie dachy domów i wąskie uliczki przyćmionym, nie
ziemskim światłem.
Pałac stał wśród palm daktylowych za miastem. Ku wielkiej
uldze Claudii wskazano im od razu gościnne apartamenty
w osobnym pawilonie, nieco oddalonym od pałacu. Na cieni
stym dziedzińcu woda z fontanny spływała do niewielkiej sa
dzawki. Apartament składał się z luksusowo urządzonej łazien
ki, salonu i sypialni - oczywiście z jednym łóżkiem.
Zaprowadził ich tam Amil. Ze swą niezawodną kurtuazją
uchylił się od podziękowań za wszystko, co dla nich zrobił.
- Mój wuj spotka się z państwem jutro, kiedy już trochę
odpoczniecie. - Wskazał na stojącego pod drzewem jeepa. -
Ten wóz jest do waszej dyspozycji. Proszę korzystać z niego
według uznania. A jeśli będą państwo czegoś potrzebować, wy
starczy zadzwonić i zaraz ktoś się pojawi. - Potem pożegnał się.
- Nareszcie koniec. - Claudia odwróciła oczy od drzwi sy
pialni. Podeszła do sadzawki.
- Nareszcie koniec - powtórzył David. - Zdaje mi się, że
jakoś przetrwałaś ten kryzys trzydziestolecia - dodał nieco zło
śliwie.
- Jak dotąd, nie odczułam, że to moje urodziny - roześmiała
się niewesoło.
- Przepraszam, że dziś rano nie złożyłem ci urodzinowych
życzeń, ale miałem inne rzeczy w głowie.
Claudia zaczerwieniła się na tę lekceważącą wzmiankę o dzi
siejszym poranku. Udało jej się przetrwać cały dzień, nie patrząc
w oczy Davidowi, ale nie przestała intensywnie odczuwać jego
obecności. Marzyła, by ta koszmarna podróż wreszcie się skoń
czyła, ale teraz czuła się jeszcze gorzej niż w ciągu tych dwu
nastu godzin, które spędziła wciśnięta w szoferkę ciężarówki.
Jakże by chciała, by zatarły się jej wspomnienia, albo raczej, b}
R S
69
czas cofnął się do owej godziny porannej i by mogła inaczej
rozpocząć ten dzień. Zamiast wtulić się w ramiona Davida, od
sunęłaby go szorstko, wyskoczyłaby z łóżka i nie powstałoby
między nimi to koszmarne napięcie.
Z urazą rzuciła Davidowi spojrzenie spod rzęs. Jak śmiał
żartować z tego, co się stało? Inne rzeczy w głowie! Rzeczywi
ście! Najwyraźniej już o nich nie myślał, gdy padł na fotel
i przesunął ręką po twarzy gestem pełnym zmęczenia.
- Muszę się ogolić — powiedział z westchnieniem. - O Bo
że, co za podróż!
- A ja wezmę teraz prysznic, a potem wyjdę - oświadczyła.
Pokaże mu, że ona też potrafi mieć inne rzeczy w głowie.
- A dokąd to? - zapytał podejrzanie spokojnym głosem,
wpatrując się w nią badawczo.
- Do Lucy, oczywiście.
- Teraz?
- A czemuż by nie?
- Claudio, byłaś w podróży ponad dwanaście godzin. Czy
nie możesz zaczekać do jutra?
- Jak mogłeś zapomnieć? - Odwróciła się do niego z drwią
cym zdumieniem w oczach. - Przecież w moje trzydzieste uro
dziny muszę spotkać się z JD albo minę się z przeznaczeniem.
- O, do licha, znów to samo... - David zasłonił twarz ręka
mi. - Czy nie sądzisz, że jeśli przeznaczenie zadawało sobie
dotąd dla ciebie aż tyle trudu, to nie pozwoli ci na jeden dzień
zwłoki?
- Ależ, Davidzie, przeznaczenie nie działa w taki sposób.
- Claudia była zadowolona, że udaje jej się mówić tak szczerym
tonem. - Ja po prostu muszę poznać JD dziś wieczorem. A prze
cież tu go nie spotkam.
- Na pewno nie zamierzam wydać przyjęcia po to, byś mog
ła dokonać przeglądu wszystkich mężczyzn z właściwymi ini-
R S
70
ciałami - burknął David. - Skąd ta pewność, że Justin przyjdzie
do Lucy dziś wieczorem?
- Nie powiedziałam, że chcę się spotkać z Justinem Dar
kiem. Jeśli JD nie przyjdzie do Lucy... no cóż, widocznie prze
znaczenie miało coś innego na myśli. Ale przynajmniej okaże
zrobiłam wszystko, co mogłam.
- Nie mogę chyba pogratulować ci logicznego myślenia -
powiedział ironicznie i wstał z westchnieniem. — Jeśli jesteś
zdecydowana, aby tam iść,: to lepiej już chodźmy zaraz. Masz
tylko... - udał, że patrzy na zegarek - trzy i pół godziny na
spotkanie z przeznaczeniem.
- My? - Claudia spojrzała na niego zaskoczona. - Nie mu
sisz iść ze mną.
- A jak inaczej dojedziesz do Lucy?
- Czy nie mogę wezwać taksówki?
- Lucy mieszka na strzeżonym osiedlu około ośmiu kilome
trów stąd. O tej porze, wieczorem, nie znajdziesz taksówki,
która by cię tam zawiozła. .
- No dobrze, w takim razie mogę wziąć wóz - nie ustępo
wała. Nie chciała, żeby Davic musiał się męczyć dla niej. A poza
tym nie chciała, by kręcił się w pobliżu, dopóki ona nie zapomni
o jego pocałunkach i będzie mogła go traktować równie obojęt
nie, jak on ją. —Amil powiedział, że możemy korzystać z sa
mochodu.
- Amil powiedział, że to ja mogę z niego korzystać. Kobiety
w Shofrar nie siadają za kierownicą.
- Śmieszne! - zawołała gniewnie.
- Mogę się. z tym zgodzić - przyznał obojętnie. - Ale to
powszechny obyczaj i nie masz prawa krytykować stylu życia
tutejszych mieszkańców.
- W takim razie zadzwonię do Lucy i poproszę, żeby Patrick
przyjechał po mnie.
R S
71
- To niepotrzebne. - David skrzywił się. - Powiedziałem
już, że cię tam zawiozę.
- Ale przecież nie miałeś ochoty jechać - zaprotestowała.
- Nie chcę siedzieć tu jak idiota, gdy tymczasem moja rze
koma żona będzie się włóczyć po zmroku już pierwszego wie
czoru - oświadczył, udając powagę. - Zresztą i tak muszę się
zobaczyć z Patrickiem, by wyjaśnić mu tę farsę, w którą mnie
wciągnęłaś. Jeśli nalegasz, by tam jechać dziś wieczorem, nie
mam wyboru i muszę ci towarzyszyć. W każdym razie nie zo
stanę tam długo - rzucił ostrzegawczo. - Więc jeśli chcesz
wziąć prysznic przed wyjściem, to rusz się.
Kilka minut potem Claudia stała pod strumieniem wody
i powtarzała sobie, że nie może pozwolić, by poranne pocałunki
wciąż narzucały się jej pamięci. Jak się zdaje, on zapomniał
o tym incydencie, więc i ona powinna zapomnieć. Nie pozwoli,
by zepsuł jej pobyt w Shofrar. Przypomniała sobie, jak bardzo
musiała płaszczyć się przed szefem, żeby wydębić te dwa tygo
dnie wolnego i na jej twarzy pojawił się znany już Davidowi
wyraz determinacji. To jest jej urlop i zrobi wszystko, żeby się
dobrze bawić, nie dbając o Davida Stirlinga.
R S
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Claudia!
- Lucy!
Kuzynki padły sobie w objęcia, ściskając się serdecznie.
- Udało ci się! - zawołała Lucy. - Wiedziałam, że ci się uda!
Najlepsze życzenia urodzinowe! - Ucałowała jeszcze raz ku
zynkę i wówczas dostrzegła Davida stojącego ze zrezygnowaną
miną za Claudią, - David! zawołała zdumiona. - Co ty tu
robisz, u licha!?
- To bardzo długa historia powiedział sucho. - Prawda,
Claudio?
- Lecieliśmy tym samym samolotem - wyjaśniła Claudia,
sądząc, że lepiej zacząć od łatwych rzeczy. - Przypuszczam, że
już wiesz o tym opóźnieniu.
- Zawiadomiono nas, że najwcześniej możesz być tutaj za
dwa dni - rzekła Lucy. - Ale ja wiedziałam, że nie pozwolisz,
by zatrzymała cię taka drobnostka jak awaria samolotu. Jak się
tutaj dostałaś?
- To było... hm... trochę skomplikowane - odparła Claudia.
David stał wciąż nachmurzony obok niej.
- No dobrze, najpierw wejdźcie, a potem opowiesz wszyst
ko, kiedy już otworzymy szampana. - Lucy odsunęła się od
drzwi i zaprosiła ich do środka. - Patrick, patrz, kto tu jest!
Barczysty mężczyzna o sympatycznej twarzy i błyszczących
R S
73
oczach pojawił się w drzwiach. Rozjaśnił się, kiedy zobaczył
Claudię.
- Ho, ho, jest nasza jubilatka! - Zamknął ją w niedźwiedzim
uścisku, a potem dostrzegł Davida i podobnie jak żona zdumiał
się ogromnie.
- Claudia wyjaśni wam, skąd się tu wziąłem - zapowiedział
David po przywitaniu. Rzucił jej spojrzenie pełne złośliwego
rozbawienia. - Ona najlepiej wszystko wam wytłumaczy.
- To brzmi tajemniczo - zauważył Patrick. - Wobec tego
chodź się spowiadać, Claudio.
Weszli do. domu. Claudia wzięła Lucy za ramię i odciągnęła
na bok.
- Czy możesz zaprosić zaraz Justina Darke'a? - szepnęła.
- Co? Teraz?! - zdziwiła się Lucy.
- Chcę się z nim spotkać dziś wieczorem-- ciągnęła Claudia,
sprawdziwszy, że David i Patrick nie mogą jej słyszeć. - Czy
możesz zaprosić go na drinka, żeby uczcić mój przyjazd albo
coś w tym rodzaju?
- Oczywiście, że mogłabym, ale czy nie lepiej zaczekać do
jutra? Musisz być wyczerpana.
- Nie, to musi stać się dzisiaj - powiedziała z naciskiem.
- Co to wszystko znaczy? - Lucy zrobiła się podejrzliwa.
- Nie mogę ci teraz wyjaśnić - zapewniła Claudia, rzucając
znów szybkie spojrzenie na mężczyzn. - Ale to bardzo ważne.
I Dawid nie może się dowiedzieć, że to ja chciałam, byś ściągnęła
Justina. Proszę cię, Lucy.
- W porządku. - Zaintrygowana Lucy znikła, by zatelefo
nować z innego aparatu.
Claudia podeszła do mężczyzn z szerokim uśmiechem. Pa
trick otworzył szampana, napełnił kieliszki. Lucy wróciła i dała
kuzynce dyskretny znak, potwierdzający, że wykonała zadanie.
Claudia była rada, ale z urazą spojrzała na Davida, gdy Patrick
R S
74
wręczał jej kieliszek. Gdyby nie uparł się towarzyszyć jej tego
wieczoru, mogłaby mu potem odpowiadać tajemniczo i enigma
tycznie na pytania o wpływ przeznaczenia i udawać, że spotkała
mężczyznę o właściwych inicjałach. A w tej sytuacji będzie
musiała wciągnąć nieszczęsnego Justina D. w swoją grę i zmar
nować cały wieczór, przekonując Davida, że interesuje się kimś
innym, zamiast bawić się beztrosko z Lucy i Patrickiem. Wpad
ła w tak zły humor, że gdy Patrick zapytał, skąd się tu wzięła,
jej odpowiedź zabrzmiała niemal burkliwie.
- To zupełnie proste. Samolot zepsuł się i mogliśmy albo
sterczeć w Al Mishrah, albo zgodzić się, żeby nas ktoś podwiózł.
Tak więc przyjechałam znalazłszy okazję.
- I... - ponaglił ją David.
- I nie wydało mi się rozsądne wybierać się w samotną podróż
przez pustynię z mężczyzną, którego przedtem nie znałam - ciąg
nęła, zwracając się do Lucy i Patricka. - Przypadkowo dowiedzia
łam się, że David również musi tu dotrzeć jak najszybciej, więc
doszłam do wniosku, że to dobry pomysł jechać razem.
- Tak? I co dalej? - zachęciła ją Lucy. Razem z Patrickiem
starała się zrozumieć puentę całej historii.
Claudia odkryła, że wcale nie było tak łatwo wyjaśnić swoje
postępowanie. Spojrzała na Davida, ale jeśli spodziewała się, że
on jej pomoże, spotkało ją rozczarowanie. Siedział spokojnie
i patrzył na nią obojętnie, z lekko ironicznym uśmiechem na
ustach. Westchnęła głęboko.
- Więc powiedziałam Amilowi, że David i ja jesteśmy mał
żeństwem - wyrecytowała szybko. Zobaczyła, że Lucy otwo
rzyła szeroko usta ze zdumienia. Co gorsza, Patrick był wręcz
przerażony. - Wówczas wydawało mi się, że to najprostsze
rozwiązanie - usprawiedliwiła się. - I myślałam, że David bę
dzie mi wdzięczny. Gdyby nie ja, wciąż siedziałby w Al Mi-
shrah, czekając na samolot.
R S
75
- Jak Claudia wie doskonale, moją wdzięczność za nomina
cję na jej męża poważnie osłabił, fakt, że człowiekiem, który
uprzejmie raczył nas tutaj przywieźć, był siostrzeniec szejka
Saida - powiedział kpiąco. - A teraz Amil zawiadomił wuja, że
jego angielski gość przybył nieoczekiwanie z żoną, która została
wielkodusznie objęta zaproszeniem do zamieszkania w aparta
mencie dla gości. To oznacza, że ni stąd, ni zowąd nie będę mógł
pozbyć się mojej rzekomej żony, choć bardzo bym tego pragnął.
- Spojrzał na Claudię, która siedziała na kanapie czerwona
z gniewu, - Przykro mi, jeśli nie wyglądam na szczególnie
wdzięcznego, ale szczerze mówiąc, zajęty jestem ważniejszymi
rzeczami - dodał. - Doskonałe obywam się bez żony, kiedy
mam spokój, natomiast kiedy próbuję skoncentrować się na
kontrakcie, zaczyna mi już wprost nieznośnie przeszkadzać.
A przy tym z całą pewnością nie potrzebuję takiej żony jak ty.
- W takim razie, czemu nie mogę zatrzymać się u Lucy
i Patricka, jak planowałam?! - krzyknęła Claudia, wojowniczo
podnosząc głowę. - Nie rozumiem, dlaczego trzeba się tak
przejmować tym szejkiem. Prawdopodobnie nie będzie nawet
wiedział, czy ja u niego mieszkam, czy nie.
- O, będzie wiedział - rzekł z powagą Patrick. - Said wie
dokładnie, co dzieje się w pałacu i poza nim. Obawiam się, że
nie będziesz mogła przenieść się do nas, Claudio. Dobra opinia
u szejka ma dla nas ogromne znaczenie w tym momencie, a on
się obrazi, jeśli wyda mu się, że ktoś wzgardził jego gościnno
ścią. - Był wyraźnie zakłopotany. - Przykro mi, Davidzie. To
rzeczywiście stawia cię w bardzo niezręcznej sytuacji.
- Dlaczego przepraszasz jego? - spytała obrażona Claudia,
zanim David zdążył się odezwać. - A co powiesz o mojej sy-
tuacji?
- No cóż... - zawahał się Patrick. - Zdaje się, że to był twój
pomysł.
R S
76
- To nie jest mój pomysł, by spędzać urlop w charakterze żony
pana Zrzędy - warknęła Claudia. - Patrick, dlaczego nie możesz
odesłać go do Londynu? Powiedz szejkowi, że wystąpiły pewne
komplikacje i że David musiał wyjechać. Natomiast mnie byłoby
żal od razu wyjeżdżać, nie spędziwszy trochę czasu z moją kuzyn
ką. - Rozejrzała się dookoła, zachwycona tym pomysłem. - To
rozwiąże wszystkie nasze problemy. David przekaże ci swoje pa
piery, a ty dasz sobie radę z tymi głupimi pertraktacjami. Jestem
pewna, że nawet lepiej! - dodała złośliwie.
- To niezły pomysł, Claudio - powiedział Patrick, starannie
dobierając słowa. - Ale jest mały problem. Obawiam się, że nie
mogę nigdzie wysłać Davida.
- Czemu nie? Przecież jesteś tutaj głównym inżynierem,
prawda?
- Tak - zgodził się. - Ale pracuję dla GKS Engineering. Czy
wiesz, co znaczą te litery, Claudio?
- GKS - powtórzyła. - Nie.
- To znaczy „Greville, Kean, Stirling" - wyjaśnił Patrick. -
A Stirling to David Stirling. Grevilfe i Kean wycofali się już
dawno temu i GKS Engineering należy do Davida. Tb on wydaje
tutaj rozkazy, a nie ja.
- A więc to ty jesteś szefem Patricka? - Po dłuższej chwili
kompletnej ciszy Claudia zwróciła się do Davida tonem wręcz
oskarżycielskim.
- Zwykłe nie określam się w ten sposób, ale tak jest istotnie.
- Dlaczego mi tego nie powiedziałeś?
- Nie uważałem za stosowne. - Wzruszył ramionami.
- Istotnie? - zapytała z gryzącym sarkazmem. - Nie uznałeś
za stosowne powiedzieć mi o tym, kiedy groziłam, że poproszę
Patricka, żeby wyrzucił cię z pracy? - Patrick ukrył twarz w rę
kach, a Lucy zachichotała nerwowo. Claudia jednak nie zwró
ciła na nich uwagi. - Pozwoliłeś, żebym robiła z siebie idiotkę?
R S
77
- Nie potrzebowałaś właściwie wiele zachęty z mojej strony
- odciął się David.
- Hm... Claudio - zaczęła Lucy z żartobliwym wahaniem,
ubiegając odpowiedź kuzynki. - Patrick i ja jesteśmy oczywi
ście po twojej strome. Ale Patrick ma całkiem niezłą pracę
i oboje chcielibyśmy, aby pozostał tu, w Telama'an. Tak więc
bylibyśmy naprawdę bardzo wdzięczni, gdybyś spróbowała tra
ktować Davida nieco grzeczniej,
- Nie widzę powodu - odrzekła Claudia bojowo. - On nie
był grzeczny dla mnie. A jeśli jest typem człowieka, który wy
rzuciłby Patricka za to, co. ja nagadałam, to Patrick i tak. nie
powinien dla niego pracować.
- Tylko że ja nie mam najmniejszego zamiaru wyrzucać
Patricka - oświadczył David, zirytowany tą sugestią.
Spojrzał na Claudię. Policzki jej płonęły, oczy błyszczały,
wyraz twarzy miała nieustępliwy. Czy rzeczywiście znali się
dopiero półtora dnia? Trudno było wyobrazić sobie czas, gdy
nie była powodem irytacji, roztargnienia i nieznośnych kompli
kacji, w jego całkowicie uporządkowanym życiu.
- Posłuchajcie, zawrzyjmy rozejm - zaproponował nagle. - Co
się stało, to już się nie odstanie. Oboje chcieliśmy się dostać do
Telama'an i w rezultacie jesteśmy tutaj. A ja z pewnością nie na
rażę na niebezpieczeństwo przyszłości mojej firmy, odwołując
spotkania z szejkiem i wracając do Londynu po to tylko, byś mogła
w pełni rozkoszować się urlopem. Żadne z nas nie zamierza uda
wać, że jesteśmy małżeństwem dłużej, niż to się okaże konieczne.
Obawiam się jednak, że w tej chwili nie możemy się już wycofać.
Będzie nam więc o wiele łatwiej, jeśli zgodzimy się, że należy
przynajmniej spróbować traktować się nawzajem bardziej uprzej
mie. Mam przed sobą trudne pertraktacje i nie chciałbym, by mi
przeszkadzały idiotyczne sprzeczki, podobnie jak ty nie chcesz
zmarnować swego urlopu na kłótnie.
R S
78
- Oczywiście, że nie - mruknęła nachmurzona Claudia.
- Więc ustalmy wspólnie historię naszego poznania i w jaki
sposób doszło do naszego małżeństwa. Mam nadzieję, że nie
znajdziemy się w krzyżowym ogniu pytań, niemniej ta sprawa
wzbudzi pewne zainteresowanie.
- Czy cały personel GKS powinien również sądzić, że je
steście małżeństwem? - spytała Lucy.
- Oczywiście - odpowiedział Patrick za Davida. - Wiesz,
jak wszyscy plotkują. Ponieważ nie widujesz często szejka,
myślisz, że on nie wie, co się tutaj dzieje. I w biurze, i w klubie
pracują tutejsi mieszkańcy, oni również gadają, i założę się, że
wszystko w końcu powtarzają szejkowi. Jeśli Claudia i David,
przychodząc do nas, przestaną nagle zachowywać się jak para
małżeńska, wiadomość o tym natychmiast dotrze do szejka.
- Ale przecież każdy wie, że zaprosiłam Claudię, by zatrzy
mała się u nas na swoje urodziny - protestowała Lucy. - Wszy
scy przyszliby dziś wieczorem na przyjęcie, gdybyśmy go nie
musieli odwołać, bo samolot nie przyleciał.
- Tak, to wielka szkoda. - David zmarszczył brwi. Zastana
wiał się przez chwilę, a potem wzruszył ramionami. - Musimy
po prostu powiedzieć, że Claudia i ja poznaliśmy się i pobrali
w zeszłym tygodniu pod wpływem nagłego impulsu. Fakt, iż
jest ona twoją kuzynką, przedstawimy jako zwykły zbieg oko
liczności.
- Ale to nie brzmi zbyt przekonująco - zauważyła z nie
zadowoleniem Claudia. - Jak mogliśmy się pobrać, znając się
tak krótko?
- Czy nigdy nie słyszałaś o miłości od pierwszego we
jrzenia?
- Owszem, słyszałam, ale nie spotkałam jeszcze nikogo, kto
by to przeżył w rzeczywistości - odparła, rumieniąc się silniej
pod wpływem ironii brzmiącej w głosie Davida.
R S
79
- No dobrze. Przez następne dwa tygodnie utrzymujemy, że
popadliśmy w szaleńczą miłość, zaledwie rzuciwszy na siebie
okiem. Zdaję sobie sprawę, że ta historyjka jest w najwyższym
stopniu nieprawdopodobna, ale w tej chwili nie umiem wymy
ślić nic lepszego.
- Ale dlaczego ja nie zadzwoniłam do Lucy i Patricka i nie
powiadomiłam ich o tym zdumiewającym zbiegu okoliczności?
- wynajdywała dalsze trudności Claudia.
- Chcieliśmy im sprawić niespodziankę... - zasugerował
odpowiedź David, spoglądając na głównego inżyniera.
- NO i udało się to wam - zapewnił Patrick z przekonaniem.
- Doskonale! - zawołała nagle Lucy. - Teraz, gdy już wszy
stko obadaliśmy, możemy świętować urodziny Claudii. Jak się
czujesz, Claudio, mając trzydzieści lat?
Claudia otworzyła właśnie usta, by odpowiedzieć, gdy roz
legło się pukanie do drzwi. Rzuciła więc triumfujące spojrzenie
na Davida.
- Znakomicie - oświadczyła, widząc, że Patrick idzie otwo
rzyć, - Mam tę cudowną pewność, że moje życie natychmiast
ulegnie całkowitej zmianie.
- Doprawdy? - zdumiała się Lucy.
- Oczywiście! - Zerknęła ponownie na Davida. - Jestem
przekonana, że lada chwila ukaże się w drzwiach moje przezna
czenie.
Jak na zawołanie Justin Darke wszedł do pokoju razem z Pa
trickiem. Tak jak obiecywała Lucy, był wyjątkowo przystojny.
Miał ciemne, falujące włosy, ciepłe brązowe oczy oraz ujmujący
uśmiech. Ale w tej chwili Claudia zbyt była zajęta obserwowa
niem, jak też David zareaguje na rzekome spełnienie się jej
przepowiedni, by dokładnie przyjrzeć się Amerykaninowi.
Zakłopotany Patrick, ukryty za plecami Justina, przesyłał
tymczasem żonie rozpaczliwe znaki.
R S
80
- O, Justin, jak miło, że wpadłeś! - zawołała Lucy, wstając
na jego powitanie. - Odwołaliśmy dzisiejsze przyjęcie, gdyż
przylot został opóźniony, ale Claudia nieoczekiwanie pojawiła
się mimo wszystko. Doszłam więc do wniosku, że urządzimy
sobie maleńką uroczystość z okazji jej urodzin. Cztery osoby to
trochę za mało, tak więc potrzebny nam jesteś do kompanii!
Justin był wyraźnie zdziwiony, że jako jedyny gość wyróż
niony został zaproszeniem, a jego zaskoczenie wzrosło na wi
dok Davida Stirlinga. Od początku swej pracy w GKS miał
niewiele do czynienia z dyrektorem przedsiębiorstwa, ale jego
koledzy mówili o swym pracodawcy z szacunkiem graniczą
cym z obawą, więc postarał się przywitać z nim z należytą re
werencją.
Gdy Patrick powiedział mu, że David i Claudia zawiadomili
ich o swym małżeństwie, zdumiał się jeszcze bardziej, lecz zło
żył młodej parze serdeczne gratulacje.
- Hej, to wielka nowina. - Uścisnął rękę Davida. - Ale nie
chciałbym przeszkadzać w rodzinnej uroczystości.
- Och, niechże pan nie odchodzi - prosiła Claudia z czaru
jącym uśmiechem. - Lucy ma rację. Nie można wydawać przy
jęcia dla czterech osób. A ja tak bardzo czekałam na poznanie
pana. - Usiadła na kanapie i zapraszającym gestem wskazała
mu miejsce obok siebie.
David, Lucy i Patrick, zignorowani przez nią, przeszli
w przeciwległy róg salonu.
- Wydaje mi się, że nikt z nas nie podziękował ci za przyj
ście Claudii z pomocą - zaczęła Lucy po chwili. - Wiem, że to
wszystko skończyło się raczej niefortunnie, ale miała szczęście,
że byłeś tam i mogłeś się nią zaopiekować.
- Powiedziałbym, że Claudia doskonale potrafi zaopieko
wać się sobą - odparł David trochę zbyt ostro. Starał się nie
patrzeć, jak na kanapie ona flirtuje z Justinem. Właściwie nie
R S
81
obchodzi go, że Claudia jawnie poluje na niczego nie podej
rzewającego mężczyznę, ale nie powinna robić tego w sposób
aż tak ostentacyjny.
- Och, wiem, że moja kuzynka sprawia wrażenie twardej
- broniła jej Lucy. - Ale w rzeczywistości tak nie jest. Próbuje
ukryć swoją wrażliwość, gdyż miała wyjątkowego pecha w sto
sunkach z mężczyznami... - Przerwała, wymieniając spojrze
nia z mężem, który był podobnie jak ona zaskoczony nieco
dziennym zachowaniem Claudii. Chciałaby wiedzieć, o co tu
właściwie chodzi. Claudia najwyraźniej zamierzała usidlić Ju-
stina, a David stał z niepokojąco ponurą miną. Czy ona i Patrick
powinni odwrócić jego uwagę? - Czy Claudia opowiedziała ci
o Michaelu? - spytała w odruchu desperacji.
- Nie - odrzekł ostrożnie, przyglądając się jej przenikliwie.
- Była w nim szaleńczo zakochana - zaczęła wspominać
Lucy. - Na wiosnę mieli się pobrać, ale w połowie stycznia
porzucił ją, w tydzień potem, jak straciła pracę. Wszystko w tym
roku układało się dla Claudii fatalnie - westchnęła. - Najpierw
posada, potem Michael, a na koniec włamano się do jej miesz
kania i ktoś z tyłu najechał na jej samochód. Większość łudzi
by się załamała, ale Claudia ma temperament wojownika. Zdo
była jeszcze lepszą pracę i przestała myśleć o Michaelu, ale
rozpaczliwie potrzebowała tego urlopu. - Lucy zawahała się.
- Opowiadam ci to wszystko, Davidzie, byś zrozumiał, ile zna
czy dla niej pobyt tutaj. Zwykle nie bywa tak nieznośna jak
dziś... wobec ciebie.
David dziwnie się czuł. Zapamiętał tylko tyle, że Claudia
była rozpaczliwie zakochana w jakimś Michaelu. Czy dziś rano,
gdy w półśnie odpowiadała na jego pocałunki tak namiętnie i
z takim oddaniem, myślała, że to był tamten? Spojrzał w stronę
kanapy, na której siedziała, pozwalając Justinowi wpatrywać się
do woli w swoje zachwycające oczy. Wygląda, jakby już całko-
R S
82
wicie zdołała się pocieszyć, pomyślał z gniewem. Claudia mog
ła gadać, ile chce, o przeznaczeniu, ale David gotów byłby się
założyć, że była z góry pewna dzisiejszego spotkania z Justi-
nem. Zadała sobie wiele trudu, by oczarować Amerykanina.
Ubrała się w ciemnobłękitny jedwabny kostium - prosta, ele
gancka góra ze spodniami, a połysk kosztownego materiału
podkreślał seksowność tego surowego stroju, którą mógłby zni
szczyć inny fason, śmielej odsłaniający jej ciało. Odcień mate
riału pogłębiał błękit oczu, uwydatniał bladą złocistość włosów
i świetlisty blask cery, z czego Claudia niewątpliwie zdawała
sobie doskonale sprawę.
David widział, jak śmiała się, rozmawiając z Justinem. Wy
glądała na bardzo ożywioną, a gdy pochyliła się, by wziąć kie
liszek, miękki jedwab uwydatnił zarys piersi. Nagle przypo
mniał sobie, jak dotykał jej ciała tego ranka i gwałtownie od
wrócił się do Lucy i Patricka. Nie chciał, by miała tę satysfakcję
i domyśliła się, że on jeszcze to wspomina. Może zacząć podej
rzewać, że obchodzi go, z kim ona się teraz z kolei afiszuje.
- Nie musisz mi wyjaśniać niczego na temat Claudii. To
mnie doprawdy nie interesuje. .Dopóki tylko nie przeszkadza
w moich negocjacjach, może sobie korzystać z urlopu i bawić
się z kimkolwiek tylko zapragnie.
Lucy była nieco dotknięta chłodem w jego głosie. Zawsze
żyła w przyjaźni z Davidem, ale nigdy przedtem nie zachowy
wał się tak okropnie. Nie wiedziała, co powiedzieć. David za
uważył, że ukradkiem spojrzała na Patricka i zmieszał się. Po
żałował, że ujawnił rozdrażnienie. Nie miał prawa wyładowy
wać na nich swego złego humoru. Przecież to nie oni wdarli się
w jego życie, udaremnili plany, pogmatwali uczucia, i nie po
nosili też odpowiedzialności za to oburzające przedstawienie na
sofie.
- Przykro mi — przeprosił ich oboje ze skruchą. Nie bez
R S
83
trudu oderwał myśli od Claudii i uśmiechnął się do Lucy. - Lu
cy, ty zazwyczaj znasz wszystkie płotki. Opowiedz mi, co się
działo podczas mojej nieobecności.
Siedząca na kanapie Claudia zauważyła ten uśmiech i nagle
zabrakło jej tchu. Do niej nigdy tak się nie uśmiechał. Nie
zdawała sobie sprawy, o ile młodziej, przystępniej i sympatycz
niej on wówczas wygląda, jak zmarszczki, zbiegające się wokół
oczu, nadają surowej twarzy niemal łobuzerski wdzięk. Powoli
jednak uspokoiła się. To był tylko uśmiech. Znaczył po prostu,
że David lubi Lucy i że nie irytuje go długa rozmowa Claudii
z młodszym, przystojniejszym i o wiele bardziej czarującym
mężczyzną. Można by sądzić, że skoro uchodziła za jego młodą
żonę, mógłby okazać pewne zainteresowanie jej zachowaniem,
ale nie. Spójrzcie tylko na niego - uśmiecha się do Lucy, jak
gdyby Claudii w ogóle nie było. W jej szaroniebieskieh oczach
pojawił się niebezpieczny błysk. Odgarnęła włosy z twarzy,
przyjmując wyzwanie. Ze zdwojoną uwagą zajęła się Justinem,
który uprzejmie pytał ją o podróż i uśmiechnęła się do niego tak
rozkosznie, że zamrugał oczyma.
- Przestańmy mówić o tej koszmarnej podróży..- Podniosła
głos, żeby David mógł ją usłyszeć. - Niech mi pan teraz opowie
o sobie,
Justin był przerażony i nie wiedział, jak tłumaczyć zaskaku
jące zainteresowanie młodej pani Stirling prywatnym życiem
pracowników jej męża. Zaczęła go zagadywać o pracę, rodzinę,
o to, czy tęskni do Stanów, jaką muzykę lubi. Ilekroć jednak
próbował zmienić temat, Claudia z determinacją wypytywała
o jego osobiste sprawy.
Ją samą to już zmęczyło. Co prawda Justin okazał się napra
wdę miły, ale trudno jej było jednocześnie koncentrować się na
rozmowie z nim i podsłuchiwać, co mówi David. Tak pochła
niała go swobodna pogawędka z Lucy i Patrickiem, że nic miała
R S
84
szansy dać mu do zrozumienia, jak bardzo jest jej obojętny.
Naraz poczuła się wyczerpana. Pomyślała, że do tej pory postę
powała irracjonalnie i komplikowała innym życie. Skupiła się,
by sensownie odpowiedzieć Justinowi na pytanie o warunki
życia w pałacu.
- Proszę, niech pan mówi mi Claudia. „Pani Stirling" koja
rzy mi się z...
- ...małżeństwem - dokończył David, który stanął na
gle przy kanapie. Uśmiechał się ostrzegawczo. — Pobrali
śmy się niedawno i ona wciąż o tym zapomina - wyjaśnił Ju
stinowi. - Prawda, kochanie? - zaakcentował lekko ironicznie
ostatnie słowo. - Ale może już pójdziemy? Wyglądasz na sko
naną.
- Czuję się świetnie - zaprotestowała automatycznie, lecz
David stanowczo ujął jej ramię i zmusił do wstania. - Czy rze
czywiście musimy juz iść? - opierała się jeszcze.
- Ja już także wychodzę - powiedział pośpiesznie Justin.
Pierwszy opuścił towarzystwo i zniknął w ciemnościach, ma
chając im ręką na pożegnanie.
Patrick i Lucy odprowadzili Claudię i Davida do samochodu.
- No i jak? - zapytała trochę zbyt serdecznie Lucy po dłu
gim milczeniu. - Co myślisz o Justinie?
- Och, jest po prostu wspaniały! - wykrzyknęła, czując, jak
stojący obok David sztywnieje. - Miałaś rację, Lucy. Posiada
wszystkie zalety, jakie najbardziej cenię u mężczyzn. Jest ciepły,
czarujący, inteligentny. —Widząc, jak usta Davida zadrżały
z irytacji, piała dalej: - Jest taki troskliwy. Wprost nie mogę się
doczekać, kiedy go znów zobaczę. Zaprosisz Justina dla mnie,
prawda?
- M i m , tak, oczywiście -wybąkała zaszokowana Lucy.
Spojrzała prosząco na Patricka, który rycersko pośpieszył żonie
z pomocą.
R S
85
- Może przełóżmy urodzinowe przyjęcie Claudii na jutro.
Zaprosimy wszystkich, oczywiście Justina także.
Claudia była zadowolona. Przynajmniej David nie miał już
takiej miny, jakby się lepiej od niej bawił. Usiadł za kierownicą
i czekał na nią z kamienną twarzą. Lucy także mu się przyglą
dała, ale z pewnym niepokojem.
- Justin jest przystojny i cieszę się, że ci się podoba - za
częła z wahaniem. - Ale jest trochę skrępowany, prawda?
- Co masz na myśli?
- Lucy próbuje ci uświadomić, że Justin uważa cię za mę
żatkę. - David nieprzyjemnym tonem wmieszał się do ich roz
mowy. - A ponieważ Justin nie jest człowiekiem, który uwo
dziłby cudze żony, więc prawdopodobnie daleko z nim nie za
jedziesz.
- Zobaczymy, zobaczymy... - odrzekła Claudia, ściskając
Lucy na dobranoc i wsiadając do wozu. Opuściła szybę. -
Upewnij się tylko, że Justin przyjdzie jutro, na przyjęcie - po
wiedziała do kuzynki. - Mam wrażenie, że to mężczyzna stwo
rzony dla mnie. A jeśli tak jest, ta głupia sprawa małżeństwa
z Davidem w niczym mi nie przeszkodzi. Przeznaczenie znaj
dzie sposób, by nas połączyć.
- Przeznaczenie znajdzie sposób... - David przedrzeźniał ją
złośliwie, odjeżdżając. - Justin jest po prostu wspaniały...
- Oczywiście, że tak - potwierdziła prowokacyjnie. - A po
spędzeniu ostatnich dwóch dni z tobą trudno mi nawet wyrazić,
jaką przyjemnością jest spotkanie mężczyzny przystojnego, cza
rującego i po prostu uprzejmego!
- Opuściłaś słowo „troskliwego" - parsknął David, zmienia
jąc bieg z niepotrzebną gwałtownością. - Lucy i Patrick powin
ni przygotować torebki na wypadek choroby morskiej. Trudno
było powstrzymać się od wymiotów, obserwując was tego wie
czora. Rzuciłaś się na niego jak sęp. Wiem, że jesteś zdespero-
R S
86
wana, ale w ten sposób nie złapiesz Justina. Biedny facet był
najwyraźniej przerażony. Powinnaś raczej odgrywać nieprzystę
pną piękność.
- Dziękuję za dobrą radę - powiedziała lodowato. - Ale po
nieważ cię znam, trudno mi uwierzyć w twoje doświadczenie
uwodziciela.
- Nie trzeba być w tych sprawach ekspertem. Każdy męż
czyzna wie, że wszystkie te obcesowe zaloty, słodkie oczy,
odzywki w stylu „opowiedz-mi-o-sobie" z całą pewnością skła
niają ofiarę do ucieczki. Nikt nie lubi, by na niego polowano.
A jeśli kiedykolwiek widziałem ściganą zwierzynę, to dziś wie
czorem - Justina Darke'a, posadzonego obok ciebie na kanapie.
- A co cię to właściwie obchodzi? - natarła Claudia, wciąż
jeszcze boleśnie urażona tym, że nazwał ją zdesperowaną.
- Wcale mnie nie obchodzi - zaprzeczył lekceważąco. - Ale
wszyscy oczekują, że będziesz się zachowywać jak moja żona,
a nie jesteś najlepsza w tej roli. Robisz ze mnie kompletnego
idiotę.
- Och, a czegóż to wszyscy oczekują ode mnie? Ze będę ci
przesyłała pocałunki? - warknęła, patrząc na niego ze złością.
- Nie bądź śmieszna - uciął. - Powinnaś po prostu zacho
wywać się jak normalna osoba, która zawiera z kimś znajomość.
A ty zapędzasz mojego pracownika w róg kanapy i praktycznie
podajesz mu siebie na talerzu.
- Nie zrobiłam nic takiego - zasyczała Claudia. Była zbyt
wściekła, by pamiętać, że sama chciała, by David właśnie tak
myślał. - Ja tylko z przyjemnością prowadziłam kulturalną roz
mowę z Justinem. W każdym razie trudno, żebyś wiedział, co
robiłam. Ty także nie grałeś roli kochającego męża. Nie pod
szedłeś do mnie przez cały wieczór.
- Dałaś mi aż zbyt jasno do zrozumienia, że pragniesz za
garnąć całego Justina wyłącznie dla siebie - odparł. - Trudno
R S
87
mi było podejść i sterczeć nad kanapą w trakcie waszej kon
wersacji.
- W każdym razie powinieneś uczynić jakiś gest - upierała
się. - Ale nie miałeś ochoty. Najwyraźniej zbyt dobrze bawiłeś
się z Lucy i Patrickiem.
- Owszem, bawilibyśmy się dobrze, gdybyśmy nie musieli
przysłuchiwać się twojej głupkowatej rozmowie z Justinem -
docinał jej dalej. - Nie słyszałem, żeby którekolwiek z was
powiedziało przez cały wieczór coś interesującego lub inteligen
tnego, więc w gruncie rzeczy pasujecie do siebie.
- Tak - potwierdziła. - Będziemy się z sobą doskonałe zga
dzać.
Jeśli David sądzi, że ona jest istotnie zainteresowana Justi
nem, tym lepiej. Tego przecież właśnie chciała.
R S
ROZDZIAŁ SZÓSTY
David prowadził samochód z zimną wściekłością. Nie wie
dział, co go tak rozzłościło. Głos wewnętrzny sugerował, że jest
być może zazdrosny, ale odsuwał tę myśl z niesmakiem. Za
zdrosny o Justina Darke'a? Powinien raczej współczuć Ame
rykaninowi, jeśli Claudia rzeczywiście zawzięła się na niego.
Kiedy przyjechali na miejsce, okazało się, że w pawilonie
dla gości ktoś już zapalił lampy i pościelił. W czasie jazdy sta
rali się zachować spokój, ale gdy weszli do apartamentu, chwy
ciła ich znowu złość. Wystarczyło jedno spojrzenie na przygo
towane posłanie, by w atmosferze zaczęły wibrować wspomnie
nia porannych wydarzeń.
To łóżko jest o wiele szersze, uspokajała się Claudia, myjąc
się we wspaniałej łazience. Nie będą musieli się już dotykać.
David dał jej dostatecznie jasno do zrozumienia, że jej wręcz
nie lubi, więc z pewnością nie ześliźnie się na jej połowę. Dla
czego była zatem aż tak zdenerwowana? Powinna dobrze zapa
miętać niesmak w oczach Davida, gdy pukanie Amila przywo
łało ich oboje do rzeczywistości.
Wyszła z łazienki. David stał jeszcze przed pawilonem.
Wpatrywał się w sadzawkę z rękami w kieszeniach, zgarbiony,
jakby przytłoczony ciężarem nieprzyjemnych myśli.
- Łazienka jest wolna - oznajmiła chłodno.
Odszedł. Włożyła ową przesadnie skromną koszulkę, którą
R S
89
nosiła ubiegłej nocy i położyła się, podciągając prześcieradło
pod brodę. Była niewiarygodnie, śmiesznie roztrzęsiona.
David wyszedł z łazienki, wycierając głowę ręcznikiem.
Spojrzał na Claudię leżącą nieruchomo pod prześcieradłem, ale
nic nie powiedział. Rzucił ręcznik na krzesło i zaczął rozpinać
spodnie. Zamarła. Czy on ma zamiar wejść do łóżka nago?
- Zostanę w szortach, więc nie ma powodu do paniki - ode
zwał się, jakby czytając w jej myślach. - Nie będę co noc spał
w spodniach po to tylko, by uspokoić twoje panieńskie skrupuły.
Ostatniej nocy było mi dostatecznie niewygodnie.
- W najmniejszym stopniu nie obchodzi mnie to, co masz
na sobie.
- Dobrze, przestań więc leżeć jak ofiara oczekująca ciosu
noża. Czego się boisz?
- Niczego.
- Daj spokój, Claudio. Dygoczesz jak listek. Boisz się, że
chcę cię wykorzystać?
- Nie. - Poirytowana drwiną w jego głosie, odwróciła się
i zgasiła światło po swojej stronie łóżka. -Ale po tym, co stało
się dziś rano, miałabym prawo być zaniepokojona, nie sądzisz?
- Nie bardziej niż ja mógłbym się obawiać, że ty zechcesz
mnie wykorzystać - odparł równie chłodno.
- Ja ciebie? - Zmusiła się do niedowierzającego śmiechu.
- To chyba mało prawdopodobne.
- A czemu nie? Jeśli dobrze pamiętam, to ty zaczęłaś się
tulić do mnie rankiem.
- Tylko dlatego, że ty... - Claudia przerwała. David nie
powinien się domyślić, jak żywo zachowała w. pamięci poranny
incydent. - Zgodzimy się chyba, że żadne z nas nie wiedziało,
co czyni. Gdybym zdała sobie-sprawę, że to ty, oczywiście nie
dotknęłabym cię.
- A dlaczegóż to oczywiście? - David uniósł się na łokciu.
R S
90
Lekceważenie w jej głosie znowu go rozwścieczyło. Nie po
zwoli, by miała ostatnie słowo po tym, co mu urządziła. - Skoro
widziałem, jak rzucasz się na faceta, którego spotykasz po raz
pierwszy w życiu, nic nie wydaje mi się oczywiste w twoim
zachowaniu wobec mężczyzn, oprócz tego, że jesteś gotowa
zrobić absolutnie wszystko, by osiągnąć to, czego pragniesz.
- Chyba nie ma w tym nic złego, gdy ktoś wie, czego chce
- odparowała Claudia. - To przynajmniej umacnia mnie
w przekonaniu, że nie chcę ciebie.
- A dlaczego? - zadrwił David. - Ponieważ nie mam wła
ściwych inicjałów, by spełniła się ta głupia przepowiednia
sprzed dwudziestu lat?
- A może dlatego, że interesują mnie tylko mężczyźni wra
żliwi i opiekuńczy? - rzekła hardo.
- Tacy jak Justin Darke?
-. Tak.
- Obawiam się, że popełniasz duży błąd. Justin nie jest
dosyć męski dla ciebie.
- Jest bardziej męski niż ty —zareplikowała. - Przynajmniej
nie boi się okazać, że jest człowiekiem żywiącym jakieś uczucia,
gdy tymczasem ty reagujesz emocjonalnie jak... ślimak!
David poczuł, że ma dosyć prowokacji z jej strony. Chwycił
ją za ramię i przyciągnął do siebie.
- A więc uważasz, że niedostatecznie reaguję na ciebie,
Claudio? - spytał przez zęby, - Czy rano też tak sądziłaś?
- Rano było inaczej - odpowiedziała niepewnie. Czuła, że
tym razem posunęła się za daleko.
- Jak?
- No... nie wiedziałeś, że to byłam ja.
- Ale tym razem wiem doskonałe, Claudio, i też nie jesteś
mi obojętna.
Nachylił się nad nią i Claudia pomyślała z lękiem, że dotknie
R S
91
jej ust. Ale zaczął obsypywać pocałunkami jej twarz, włosy,
szyję. Na chwilę dała się porwać jego namiętności.
- David! - krzyknęła.
- Claudia - szepnął w odpowiedzi. - Claudia - powtórzył
z wahaniem jakby zaskoczony. Z ogromnym wysiłkiem pod
niósł głowę. Leżała bezwładnie z przymkniętymi oczyma.
- David - wyszeptała,
- Chyba tym razem żadne z nas nie może udawać, że nie
wiemy, co robimy - silił się na obojętność.
Claudia odczuła te słowa jak policzek. Przez chwilę leżała
zszokowana, a potem odsunęła się raptownie.
- Dlaczego to... zrobiłeś? - spytała drżąc.
David wziął, poduszkę i ustawił ją pionowo pomiędzy nimi.
- Traktuj to jako prezent urodzinowy - rzekł. Odwracając
się tyłem, ułożył się do snu.
-Oczekuję twoich przeprosin.
Podano im śniadanie jak w hotelu. Milcząc pili kawę. Clau
dia miała minę lodowatą, a David beztroską. Leżąc bezsennie
przez długie godziny, postanowiła najpierw zawstydzić Davida,
udając, że z godnością ignoruje ten incydent. On jednak zdawał
się nie zwracać żadnej uwagi na jej demonstracje. Udawanie, że
nic się nie stało, stanowiłoby najłatwiejsze wyjście z sytuacji,
ale prawdopodobnie odpowiadałoby Davidowi. Był mężczyzną,
a doświadczenie mówiło Claudii, że ostatnią rzeczą, na jaką ma
ochotę każdy mężczyzna, jest rozmowa o uczuciach, zwłaszcza
przy 'śniadaniu. Ona również nie pragnęła takiej dyskusji, ale
dlaczego miałaby siedzieć spokojnie, jakby akceptując to, że ją
całował? Z pewnością w wieku trzydziestu lat była dość dojrza
ła, by porozmawiać o wczorajszej nocy, nie jąkając się i nie
zacinając z zażenowania. Tak więc odstawiła filiżankę i zażąda
ła, by poprosił o wybaczenie.
R S
92
- W porządku. Bardzo mi przykro.-- David nie podniósł
nawet oczu znad gazety.
Claudia nie chciała takich niedbałych, niemal lekceważących
przeprosin. Spojrzała na niego ze wzrastającym gniewem.
- I to ma wystarczyć?
- Powiedziałaś, że chcesz przeprosin, więc stwierdziłem, że
jest mi przykro. Czego chcesz więcej?
- Warto byłoby zacząć od czegoś, co by wskazywało, że
wiesz, z jakiego powodu jest ci przykro.
- Aaa... wyobrażam sobie, że chcesz, bym przeprosił za to,
że cię całowałem. - Westchnął. - Osobiście nie bardzo wiem,
dlaczego miałbym przepraszać za coś, co nam obojgu sprawiło
przyjemność, ale jeśli w rezultacie przestaniesz o tym gadać,
mogę powiedzieć „przepraszam".
- I to znów wszystko?! - krzyknęła Claudia, gotując się ze
złości. - Omal mnie nie zgwałciłeś! Myślisz, że jeśli mimocho
dem bąkniesz przy śniadaniu „przepraszam", to ja będę potulnie
milczeć?!
David odrzucił gazetę, uderzając pięścią w stół. Spojrzał na
Claudię oczyma zimnymi i pełnymi gniewu.
- A teraz posłuchaj przez chwilę - powiedział ostrym gło
sem. - Czy masz zamiar siedzieć te i przekonywać mnie, że nie
sprawiło ci to przyjemności?
- Nie chciałam, żebyś mnie całował - obstawała przy
swoim, choć wiedziała, że to nie jest odpowiedź na jego oskar
żenia.
- W takim razie nie trzeba było mnie prowokować od
rzekł. - Nie jesteś naiwną nastolatką, jesteś doświadczoną ko
bietą trzydziestoletnią. Powinnaś wiedzieć, że nie należy w ku
sej koszulce kłaść się do łóżka z mężczyzną i kpić, że nie jest
dosyć męski.
- A ja jestem zaskoczona - odcięła się Claudia - że jako
R S
93
doświadczony mężczyzna nie potrafiłeś poradzić sobie w tej
sytuacji bez użycia siły.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wreszcie David skapi
tulował, wzruszając ramionami.
- No dobrze. W porządku, zgadzam się z tobą. Straciłem
panowanie nad sobą i być może nie powinienem cię całować,
ale ty nie powinnaś mnie prowokować. Może to niezbyt ele
gancko z mojej strony, ale przypomnę ci, że to tylko dzięki mnie
poprzestaliśmy na pocałunkach.
Zapadła cisza. Wzburzonej Claudii płonęły policzki. Dałaby
wiele, żeby skłamać, ale wrodzona uczciwość powstrzymała słowa
oburzonego protestu, które już miała na ustach. Odwróciła oczy.
- Być może - powiedziała.
- Być może?
- No dobrze, to prawda.
- A więc mam przepraszać za to, że przestałem?
- Nie! - Wybuchnęła. Próbował w nieuczciwy sposób tak
zagmatwać sprawę, że w końcu straciła rozeznanie w swych
odczuciach. — Sądziłam, że zawarliśmy rozejm - mruknęła po
nuro po chwili.
- Wydaje się, że jednak go nie dotrzymaliśmy. Zawrzyjmy
wobec tego nowy. Obiecuję, że nie będę cię całować, jeśli ty
przyrzekniesz nie prowokować mnie.
- Czy mówimy o sytuacjach publicznych czy prywatnych?
- spytała ostrożnie.
-" Powiedziałbym, że od czasu do czasu możemy cmoknąć
się publicznie, aby wyglądać jako małżeństwo bardziej wiary
godnie, Ale są pocałunki i pocałunki, jeśli wiesz, co mam na
myśli.
- Wiem. - Na twarz Claudii wystąpiły znów rumieńce.
- Solennie przyrzekam nie dotykać cię, gdy będziemy sami.
Czy to ci wystarczy?
R S
94
- Tak. - Odwróciła wzrok. Miał niesamowitą umiejętność
wytrącania jej broni z ręki.
- A więc umowa stoi?
- Tak.
Zgodnie z obietnicą David podrzucił Claudię do domu Lucy.
Potem miał pojechać do biura, by spotkać się z Patrickiem i re
sztą inżynierów, którzy brali udział w negocjacjach.
- Do widzenia, żono. Zachowuj się grzecznie. I nie zapomi
naj o warunkach rozejmu. Chyba że chcesz, bym znów zaczął
cię całować.
Claudia nie odpowiedziała. Zatrzasnęła drzwiczki i poszła
ścieżką ku małej werandzie.
- Co tu się działo wczoraj wieczorem?! - zawołała Lucy,
ledwie Claudia stanęła w drzwiach. - Co ty rzeczywiście my
ślisz o nim?
- Jest absolutnie niemożliwy. Zadufany, arogancki, wynio
sły i wstrętny.
- Sądziłam, że go lubisz. - Kuzynka nie ukrywała zasko
czenia.
- Ja... lubię go? Ja go nienawidzę!
- To dlaczego powiedziałaś, że jest wspaniały? - Lucy była
zupełnie zbita z tropu. - Wczoraj wieczorem zachowywałaś się
tak, jakby Justin był ucieleśnieniem wszystkich twoich marzeń.
- Ach, Justin... - Gniew Claudii opadł natychmiast.
- A myślałaś, że kogo mam na myśli? - Lucy przyglądała
się jej z dziwnym wyrazem twarzy.
- Davida - przyznała, idąc za panią domu do jej funkcjonal
nej kuchni. Patrzyła, jak gospodyni nastawia czajnik.
- Dlaczego? Co on takiego zrobił?
Jak mogła opowiedzieć kuzynce o jego pocałunkach? Do
tychczasowe doświadczenia Claudii z mężczyznami sprawiły,
że stała się odporna na próby podrywów. Byia więc zaszokowa-
R S
95
na, kiedy okazało się, że emocje, nad którymi, jak się zdawało,
całkowicie panowała, wymknęły się spod kontroli i pchnęły ją
w ramiona człowieka, którego nawet nie lubiła.
- Nie chodzi o to, co on zrobił, ale o sposób, w jaki siedzi
i kręci tym swoim długim nosem. Sprawia, że czuję się... och,
sama nie wiem... po prostu głupia.
- Ty? - Lucy z kubkiem kawy w ręku spojrzała na nią zdu
miona. Jej kuzynka była zawsze błyskotliwa i pewna siebie,
więc nie mogła sobie wyobrazić, że ona kiedykolwiek może
poczuć się głupio.
Claudia mieszała tymczasem swoją kawę, wpatrując się
w nią ponuro.
- Czy on jest taki niemiły dla wszystkich, czy tylko dla
mnie?
- Chyba ci się coś wydaje - zaczęła uspokajać ją Lucy.
- Ilekroć widywałam Davida, był zawsze czarujący, a znam go
dobrze, jak wszyscy tutaj. Mam wrażenie, że jest niekiedy zbyt
powściągliwy, ale to już jego sposób bycia. W zasadzie - zwie
rzyła się, prowadząc gościa z powrotem do salonu - Uważam
go za bardzo atrakcyjnego. Właściwie nie jest przystojny, ale
pociągający. Jego twarz niewiele zdradza, lecz ma piękny
uśmiech. Odnosi się wrażenie, że za tą angielską rezerwą ukrywa
się człowiek niezwykle namiętny.
Claudia przypomniała sobie jego pocałunki. Zadrżała.
- Nie zauważyłam - powiedziała nonszalancko, choć we
wnętrzny głos oskarżał ją, że kłamie.
- Doprawdy? - Lucy nie mogła ukryć zdziwienia. - Przykro
mi, ze go nie lubisz. Okazuje się bardzo miły, kiedy się go lepiej
pozna. -Opadła na kanapę, kładąc nogi na stoliczku do kawy.
- Odnosi ogromne sukcesy. Kiedy przejął firmę, była w stanie
całkowitego upadku; ale on wyprowadził ją na czyste wody.
Teraz możemy się ubiegać o udział w tak prestiżowych proje-
R S
96
ktach jak w Telema'an. Projekt tej rangi mógłby zapewnić fir
mie miejsce wśród największych przedsiębiorstw, lecz jeśli
szejk powierzy jego realizację komuś innemu, będzie to groziło
utratą wiarygodności. Przypuszczam, że David ma w tej chwili
dużo kłopotów i pewnie dlatego nie poznałaś go od najlepszej
strony.
- Nie wydawało mi się, żeby był czymś zmartwiony, kiedy
wczoraj wieczorem rozmawiał z tobą. - Claudia nie mogła po
wstrzymać się od tej uwagi.
- Tak. Jest dla mnie zawsze miły - przyznała Lucy. Jeśli
dosłyszała w głosie kuzynki nutkę zazdrości, nie dała tego po
sobie poznać.- Wielu łudzi sukcesu jest zbyt zachwyconych
sobą, by tracić czas dla żon swoich pracowników, ale David
traktuje nas tak, jakbyśmy były równie ważne jak inżynierowie.
- Czemu zatem się nie ożenił, jeśli odnosi tyle sukcesów,
jest taki miły i w ogóle pod każdym względem cudowny? - spy
tała Claudia, ostentacyjnie przeglądając kolekcję płyt kompa
ktowych na półce. Była odwrócona plecami do kuzynki i miała
nadzieję, że głos jej brzmi tak, jak gdyby nie przywiązywała
żadnej wagi do odpowiedzi.
- Nie wiem - odrzekła Lucy nie bez żalu. - Jestem pewna,
że Patrick wie, ale ten nudziarz nie lubi plotkować. Słyszałam
jednak, że David był kiedyś zaręczony, ale nie mam pojęcia, co
się potem stało.
- Prawdopodobnie ta narzeczona nie mogła wytrzymać jego
wiecznej wyniosłości - zasugerowała Claudia cierpko. Musiała
ukryć kamień, który legł ciężarem na jej sercu, kiedy okazało
się, że David pokochał kogoś na tyle, by pragnąc się ożenić.
- Ty go rzeczywiście nie znosisz, prawda? - Lucy z zain
teresowaniem popatrzyła, na kuzynkę.
Claudia przygryzła wargi. Niby przypadkowo odsunęła się
od półki z płytami i usiadła obok kuzynki na kanapie.
R S
97
— Po co mamy tracić czas, rozmawiając o Davidzie Stirlin-
gu? Opowiedz mi raczej o Justinie - zaproponowała. - Przecież
przyjechałam tu, żeby go poznać.
Lucy znała Claudię od dzieciństwa. Kuzynka zachowywała
się dość dziwnie, ale jeśli nie chce przyznać się, o co właściwie
chodzi, to jej sprawa. Skoro Claudia pragnie ją przekonać, że
jest szaleńczo zakochana w Justinie Darke'u, Lucy weźmie
udział w tej grze, ale ani przez chwilę nie uwierzy, że to prawda.
W porze lunchu zabrała ją do klubu - zwykłego baru. z bar
dzo prostym menu, ale posiadającego basen, nad którym spę
dziły popołudnie, wesoło plotkując w cieniu parasoli. Claudia
stwierdziła z ulgą, że kuzynka łatwo zaakceptowała jej rzekome
zauroczenie Justinem. Po pocałunkach ostatniej nocy tym bar
dziej jej zależało, by David sądził, że mocno zainteresowała się
kimś innym. Nie chciała, by Lucy zdradziła mu, że ona zacho
wuje się inaczej niż zwykle. Miała już dosyć kłopotów, usiłując
nie myśleć o Davidzie i jego pieszczotach, pamiętając, że dziś
wieczorem musi znów położyć się obok niego w łóżku. David
nie powinien się dowiedzieć, że wprawia ją to w. zakłopotanie.
Później niż zwykle przysłał po nią samochód do domu Lucy,
a kiedy wróciła, zajęty był porządkowaniem papierów. Spojrzał
na nią, nie przerywając pracy.
- Jak udało się spotkanie? - spytała, zatrzymując się
w drzwiach, nagle onieśmielona.
- Bardzo dobrze. Ale mamy jeszcze sporo do zrobienia.
- Odłożył jakiś plan na stos papierów i wstał, patrząc na nią,
jakby ją widział po raz pierwszy. Ubrana była w przewiewne
białe spodnie i prostą białą bluzkę, a jej skóra zaróżowiła się od
słońca. Jedwabiste jasne włosy zaczesała za uszy. Stała przy
wejściu, jakby niepewna jego przywitania.
- Dobrze ci minął dzień? - zapytał.
- Świetnie. - Zapadła niezręczna cisza. Istotnie, łatwiej im
R S
98
było, kiedy się kłócili, pomyślała Claudia z desperacją. A prze
cież zdawało jej się, że zawsze wie, co powiedzieć. .
- Chyba jesteśmy znów dziś zaproszeni do Lucy na ja
kieś przyjęcie - odezwał się w końcu David. - O której nas
oczekują?
- Około wpół do ósmej.
David poruszył ramionami, jak gdyby chcąc je rozprostować.
Wyglądał na zmęczonego. Być może nie spał tak wiele zeszłej
nocy, jak dotąd myślała.
- Nie musisz tam jechać, o ile nie masz ochoty - zapropono
wała nieoczekiwanie. - Jestem pewna, że Lucy nie będzie miała
do ciebie pretensji, jeśli zostaniesz w domu.
- Ja również jestem tego pewien - zgodził się nie bez ironii.
- Ale jeśli masz nadzieję spędzić beze mnie cały wieczór, ga
wędząc z Justinem, to obawiam się, że będę musiał rozczarować
was oboje.
Claudia chciała zaprzeczyć, że żywiła taką nadzieję, ale zmil
czała.
- Poza tym - ciągnął David - wiadomość o naszym małżeń
stwie rozeszła się z fenomenalną szybkością. Lucy zapowiada.
że to przyjęcie urodzinowe, ale każdy oczywiście traktuje je jako
spotkanie z okazji naszego rzekomego małżeństwa, więc nie
mogę zostać w domu, prawda?
Urażona w głębi duszy jego podejrzeniami, Claudia zadała
sobie bardzo wiele trudu przygotowując się na przyjęcie i kiedy
skończyła, wiedziała, że wygląda świetnie. Włożyła oszałamia
jącą kremową suknię, która nie sięgała nawet kolan, a złote
pantofelki sprawiały, że jej nogi wydawały się dłuższe i smu-
klejsze. Suknia była tak prosta, że doskonałe do niej pasował
duży i ciężki złoty naszyjnik oraz dobrane do niego kolczyki,
które wprawdzie stanowiły udrękę dla jej uszu, ale efekt był tego
wart. Czy David uzna, że ona dobrze się prezentuje? Może
R S
99
pomyśli, że biżuterii jest za dużo, ale z pewnością nie będzie
mógł nic zarzucić sukni,
Davida istotnie zaskoczył jej widok. Przez dobrą chwilę wpa
trywał się w nią z zapartym tchem.
- Aż tyle zachodu dla Justina? - zadrwił wreszcie, gdy był
już w stanie wydobyć z siebie głos. - Jesteś pewna, że warto?
Claudia z trudem opanowała rozczarowanie. Czegóż mogła
oczekiwać? Że porwie ją w objęcia i powie, że jest piękna?
Czemu cię, idiotko, obchodzi, co on myśli, skarciła się w duchu
surowo.
- Jeszcze nie wiem - odpowiedziała. - Ale z przyjemnością
sprawdzę.
- Czy wolno mi przypomnieć, że dziś wieczorem spotkasz
się wyłącznie z moimi pracownikami? - zauważył z nagle po
ciemniałą twarzą. - Wolałbym raczej, żebyś się na cały wieczór
nie przykłeiła do Justina. Postaraj się zachowywać jak dziew
czyna, którą mógłbym poślubić, jeśli to nie jest dla ciebie za
trudne.
- A jaki to rodzaj dziewczyny? - spytała Claudia słodko.
- Muszę oczywiście wiedzieć, kogo mam udawać.
- Chciałbym ożenić się z dziewczyną uczciwą, bezpreten
sjonalną i wrażliwą. A ponieważ są to cechy, których w tobie
nie dostrzegłem, pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że okażesz
się dobrą aktorką.
R S
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Dom Lucy pełen był już gości. David i Claudia słyszeli
z daleka rozchodzące się w pustynnej nocy odgłosy rozmów
i śmiechy. Stali po ciemku przy samochodzie.
- Czy naprawdę jesteś przekonany, że wszyscy uwierzą
w nasze małżeństwo? - spytała Claudia, tracąc nagle pewność
siebie.
- Czemuż by nie? Nikt nie zwietrzy tej komedii, o ile tylko
potrafisz trzymać ręce z dala od Justina. Musimy jednak wyglą
dać jak zakochani - dodał tonem tak ironicznym, że zarumieniła
się z przykrości.
- Nie bardzo wiem, jaką minę powinien mieć ktoś, kto jest
w tobie zakochany - odcięła się.
- Postaraj się wyglądać po prostu tak jak wczoraj w nocy,
kiedy się ze mną całowałaś - dogryzł jej nielojalnie. - To zu
pełnie wystarczy.
Claudia z trudem powstrzymała się od niecenzuralnego ko
mentarza. Urażona, sama poszła w kierunku drzwi.
- Jeśli wejdziesz z taką miną - David chwycił ją za ramię
- wszyscy będą sądzić, że już wszczęliśmy kroki rozwodowe.
- Nie mogę się wprost tego doczekać.
- Och, łamiesz mi serce. - Mocniej ścisnął jej ramię. - A te
raz wejdziemy razem, uśmiechnięci, i będziemy udawać zako
chanych do obłędu, pamiętając cały czas o naszej umowie.
W jego głosie brzmiała tak stanowcza nuta, że Claudia, choć
R S
101
wciąż jeszcze poirytowana, zgodziła się na wszystko. Weszli do
środka. Rozległ się życzliwy szmer. Lucy podbiegła do nich
z okrzykiem radości.
- Claudio, wspaniale wyglądasz! Prawda, że jest piękna?
- zwróciła się do Davida, ściskając go serdecznie.
Tymczasem David patrzył, jak Patrick wziął Claudię w ob
jęcia i podniósł do góry. Poczuł ukłucie zazdrości na widok
innego mężczyzny, trzymającego ją w ramionach. Śmiała się,
miała tego wieczoru oczy błyszczące i bardzo niebieskie,
a twarz ożywioną i miłą. Czy rzeczywiście mógł pomyśleć
o niej „dość ładna", kiedy zobaczył ją po raz pierwszy? Teraz
była po prostu piękna. Przytaknął Lucy.
- Wszyscy już wiedzą o waszym sekretnym małżeństwie
- szepnęła. - Obawiam się, że będzie toast i kilka przemówień.
Jęknął, ale jednocześnie poczuł ulgę, że zmieniła temat.
- Czy nie powiedziałaś im, że nie chcemy żadnych cere
monii?
- Oczywiście, ale nie możesz przeszkodzić ludziom, którzy
chcą ci zrobić przyjemność. Oni cię lubią, Davidzie. Traktuj to
jako wprawkę przed prawdziwym małżeństwem.
David spróbował wyobrazić sobie, że wchodzi tutaj z in
ną kobietą u boku, ale obraz Claudii narzucał mu się nieustan
nie. Tymczasem ona wciąż radośnie paplała z Patrickiem. Po
myślał, że przy nim nigdy nie zachowywała się tak swobodnie
i wesoło.
-• Sądzę, że ta jedna próba wystarczy mi na długo - rzeki do
Lucy. Wziął Claudię za rękę. - Chodźmy. Trzeba przywitać się
ze wszystkimi.
Każdy miał wielką ochotę poznać Claudię i złożyć obojgu
serdeczne gratulacje. Nikogo nie dziwiło, że pobrali się po tak
krótkiej znajomości.
- Po co czekać - orzekła jakaś sympatyczna kobieta po pięć-
R S
102
dziesiątce. - Jesteście oboje dość dorośli, by wiedzieć, czego
chcecie, więc nie ma sensu zwlekać.
- Nigdy nie zależało mi na uroczystym weselu - dorzuciła
Claudia, czując, że powinna włączyć się do rozmowy. - Zawsze
wydawało -mi się, że ważne jest jedynie zobowiązanie, jakie
podejmują wobec siebie dwie osoby, a nie wielkość tortu czy
kolor obrusów.
- Słusznie - zgodziła się tamta, - Liczy się tylko to, że oboje
z Davidem się kochacie, a to wszyscy widzą.
- Doprawdy? - uśmiechnął się David. - Sądziliśmy raczej,
że dobrze to ukrywamy.
- Ach, nie, kiedy ludzie są zakochani, bardzo łatwo to po
nich poznać. Otacza ich coś w rodzaju glorii. Dostrzegłam ją od
razu, kiedy weszliście.
- Istotnie? -spytała Claudia miękko, nie śmiejąc spojrzeć
w oczy Davidowi.
Ktoś inny spytał, jak się poznali, ale nie była w stanie nic
wymyślić. Nie pamiętała, czy już ustalili jakąś wersję,
- Ty im opowiedz, kochanie - zrzuciła odpowiedzialność na
Davida.
- Siedzieliśmy obok siebie w samolocie. - Nie dał się zbić
z .tropu. Pomyślał z rozbawieniem, co by też powiedzieli, do
wiadując się, że ten samolot wystartował zaledwie czterdzieści
osiem godzin temu.
- Och, jakie to romantyczne! Czy to była miłość od pier
wszego wejrzenia?
David nie odpowiedział natychmiast. Delikatnie poprawił
popieiatoblond pasmo włosów Claudii, spadające jej na czoło.
- Niezupełnie - przyznał. - Ale to nie trwało długo. Prawda.
Claudio?
Claudia miała wrażenie, że traci grunt pod nogami. Czuła
jeszcze dotknięcie gorących palców Davida. Przypomniała so-
R S
103
bie ich pierwsze spotkanie i to, że uznała go wtedy za człowieka
zimnego i zamkniętego w sobie. Zorientowała się z zażenowa
niem, że wszyscy czekają na jej odpowiedź.
- Tak, to nie trwało długo - powtórzyła, łyknąwszy szam
pana.
Poczuła ulgę, gdy podeszli do kolejnej grapy, gdzie stanęli
trochę dalej od siebie. Ale tam wzbudziły jej zakłopotanie liczne
pytania: o ślub, o miesiąc miodowy, o to, co mąż podarował jej
na urodziny. Odpowiadała możliwie ogólnikowo. Oświadczyła
jednak, że miesiąc miodowy spędzą na Seszelach, a od męża
dostała pierścionek z szafirem i diamentami. Cały czas czuła na
sobie spojrzenie tkwiącego w pobliżu Davida, a sama też obser
wowała go kątem oka, jak śmieje się i rozmawia z kolegami.
Uśmiechał się do wszystkich, ale nie do niej. Wyraźnie domi-
nował nad otoczeniem. Nie był wyższy czy masywniej zbudo
wany niż pozostali mężczyźni, lecz emanowała z niego siła
i autorytet, które sprawiały, że stanowił centrum towarzystwa.
- Próbowałem dotrzeć do pani przez cały wieczór. - Młody
inżynier przedstawił się jako Pete, przerywając jej rozmyślania.
Odciągnął ją na bok i patrzył na nią z jawnym zainteresowa
niem. - Pani wygląda zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrazi
łem, kiedy usłyszałem, że David się ożenił.
- A czego pan oczekiwał? - Miał tak rozbrajający uśmiech,
że Claudia również uśmiechnęła się do niego.
- Myślałem, że będzie pani podobna do innych jego dziew
czyn. Ale gdy panią zobaczyłem, nie jestem zaskoczony, że
zdecydował się ożenić z kimś tak niezwykłym.
- Inne dziewczyny? Och, nie zdawałam sobie sprawy, że tak
bardzo odbiegam od ustalonego wzorca. Więc jakie były te inne
dziewczyny?
- No cóż, ja tak naprawdę niezbyt dobrze je znałem. - Pete
za późno uświadomił sobie, że wkroczył na bardzo niebezpie-
R S
104
czny teren. — Widywałem je, kiedy pracowałem w Londynie, ale
tylko na balach w firmie albo na takich spotkaniach jak to...
Wszystkie dziewczyny były bardzo miłe... - dodał, nie umiejąc
rozszyfrować wyrazu twarzy Claudii. - Bardzo ładne, bardzo
wdzięczne, ale... David nie patrzył na nie tak, jak patrzy na
panią.
Claudia byt gotowa w to uwierzyć. David nie mógłby patrzeć
na ładną, miłą dziewczynę z taką irytacją, niesmakiem i pogar
dą, jak na nią. Zdając sobie sprawę, że jej palce zacisnęły się
kurczowo i że paznokcie wpijają się jej w dłonie, rozluźniła je
ukradkiem. Nie chciała, by Pete sądził, że jest zazdrosna. Czyż
mogłoby ją obchodzić, gdyby David miał cały harem ładnych,
pełnych wdzięku dziewcząt, oczekujących go grzecznie w Lon
dynie?
- Z kim on teraz rozmawia? - spytała obojętnie. David stał
roześmiany w drzwiach z Justinem i małą, ładną dwudziesto
latką.
Pete z wyraźną ulgą przyjął zmianę tematu rozmowy,
- O, to Justin Darke, amerykański architekt.
- Znam Justina. Chodzi mi o dziewczynę.
Plecy odwróconego tyłem Davida zasłaniały widok, więc
Pete ofiarnie wykręcił szyję, by ją dojrzeć.
- To córka Johna Phillipsa, Fiona. Studiuje i teraz, jak przy
puszczam, odwiedza rodziców w czasie wakacji Miła dziew
czyna - dodał.
No, oczywiście, sposób, w jaki David uśmiechał się do Fiony
dostatecznie świadczył, że on również uważa ją za miłą dziew
czynę. Była niewątpliwie ładna i zapewne łagodna. A przede
wszystkim młoda. Patrząc na jej dziecinnie świeżą cerę i nie
winny wyraz twarzy, Claudia zapomniała już, jak starała się
przekonać samą siebie, że jest zadowolona z ukończenia trzy
dziestu lat. Któż mógłby pragnąć dojrzałości, mając do wyboru
R S
105
młodość, pomyślała smutno. I która dziewczyna chciałaby być
błyskotliwa i pewna siebie, gdyby mogła pozostać uczciwa, bez
pretensjonalna i wrażliwa - posiadać te wszystkie zalety, które
w oczach Davida tworzą idealną kobietę. Niemniej to nie Fiona
miała dzisiaj uchodzić za jego żonę. Należało mu o tym przy
pomnieć. Przeprosiła Pete'a i ruszyła w stronę Stirlinga.
- Hej! — zawołała, podchodząc bliżej i wsuwając mu rękę
pod ramię. - Stęskniłam się za tobą!
David przyjrzał się jej badawczo, próbując odgadnąć, co
oznaczał ten niezwykły blask w jej oczach. Miał nadzieję, że
zachowywała się przyzwoicie. Towarzysko była przez cały czas
w świetnej formie, ciągle z kimś rozmawiała, Bóg jednak wie,
co zdążyła już naopowiadać, na przykład o ich planach na mie
siąc miodowy. Ale przynajmniej nie zmonopolizowała na cały
wieczór Justina.
- Claudio, to jest Fiona Phillips. A Justina już znasz - dodał
sztywno.
- Oczywiście! Miło mi znów pana spotkać po tak krótkim
czasie.
Davida nie zaskoczył ciepły uśmiech, jakim obdarzyła Justi
na, lecz fakt, że to do jego własnego ramienia przytuliła się,
witając Fionę. Co to znów za gierka z jej strony?
- Justin mówił, że pani pracuje w telewizji. - Fiona miała
wielkie, brązowe oczy, miękkie loki i ładniutka buzię bez ma
kijażu.
- To prawda - oświadczyła Claudia niedbale. - Zajmuję się
produkcją programów.
- Chętnie robiłabym coś podobnego, gdy skończę studia
- westchnęła Fiona. - To musi być nadzwyczaj interesujące!
- Ale i bardzo wyczerpujące ... - Claudia mimo woli czuła
się rozbrojona jawnym podziwem dziewczyny, ale po nagłym
zesztywnieniu ramienia i palców Davida zrozumiała, że ziryto-
R S
106
wal się. Telewizja to coś zbyt tandetnie błyskotliwego jak na
jego gust. Z pewnością wszystkie jego miłe dziewczyny pracują
w poważnych instytucjach i przedsiębiorstwach, tam gdzie lu
dzie ubierają się rozsądnie i prowadzą głębokie dyskusje na
doniosłe tematy. No dobrze, w takim razie pokaże im, że ona
jest zupełnie inna. Zaczęła sypać anegdotkami dotyczącymi gro
teskowych wydarzeń w swojej firmie. Fiona i Justin bawili się
świetnie, ale uśmiech Davida stawał się coraz bardziej wymu
szony.
- Pani pewnie nie chciałaby rozstać się ze swoim zawodem?
spytała Fiona, ocierając załzawione od śmiechu oczy.
- Zrezygnować z mojej pracy!? - zawołała zdumiona Clau
dia. - Oczywiście, że nie! Zbyt wiele trudu kosztowało mnie
zdobycie jej.
- Myślałam, że ze względu na małżeństwo.
- A ! - Porwana własnym opowiadaniem Claudia nagłe
oprzytomniała. — Chwilowo, oczywiście, nie chcemy jeszcze,
żebym przestała pracować. Oszalałabym, siedząc przez cały
dzień bezczynnie i czekając na Davida. Ale - dodała prowoka
cyjnie - inaczej, rzecz jasna, będzie, gdy doczekamy się dzieci.
- Zatem zamierza pani mieć dzieci?
- Zdecydowanie! - zawołała Claudia, rzucając spod rzęs
spojrzenie na Davida, który z trudem utrzymywał kamiennie
spokojną twarz.
- Ile? - zapytała znów Fiona, wyraźnie wzruszona.
- Ja chciałabym sześcioro, ale David uważa, że czworo wy
starczy, prawda, kochanie? - Przytuliła znów policzek do jego
ramienia.
- Najzupełniej wystarczy - oświadczył, patrząc na nią
ostrzegawczo. Wytrzymała jednak jego spojrzenie z niewinną
miną.
- Czy mogę prosić państwa o chwilę uwagi? - Patrick za-
R S
107
dzwonił nożem w kieliszek i w salonie zapadła cisza, a wszy-
stkie twarze zwróciły się ku niemu.
David znów poczuł niesmak. Bóg wie, jakim cudem dał się
wciągnąć w tę krępującą sytuację.
- Proszono mnie, bym powiedział kilka słów i powitał
wśród nas Claudię i Davida. - Patrick mówił z pewnym zaże
nowaniem, przepraszająco patrząc na szefa. - Nie jestem do-
brym mówcą, więc nie będę was długo męczył, W imieniu
wszystkich zebranych serdecznie gratuluję nowożeńcom i życzę
im wiele szczęścia.
- A my wybaczamy wam, że nie zaprosiliście nas na ślub
- zawołał ktoś z tyłu, wywołując ogólny śmiech.
Claudia zorientowała się nagle, że wszyscy się nieco odsunęli
i że stała teraz pośrodku salonu sama z Davidem, który objął ją .
wpół. Otaczał ich krąg roześmianych, pełnych oczekiwania ;
twarzy.
- Przemówienie! Przemówienie! -wołano.
Claudia podziękowała w duchu losowi, że młode żony nie
mają obowiązku wygłaszania mów i z podziwem słuchała, z ja
kim opanowaniem i swobodą zabrał głos David. Jedynie lekko
wyczuwalne napięcie mięśni świadczyło o jego zakłopotaniu.
- Serdecznie dziękuję wam wszystkim - zaczął. - Bardzo
chciałbym zaprosić was na wesele, ale prawdę mówiąc, byłem
równie jak wy teraz zaskoczony, gdy okazało się, że jestem
żonaty. - Z rozbawieniem przyjęto te słowa, uznając je za żart.
- Zwiedzanie budowli wznoszonych pośrodku pustyni nie jest
idealnym początkiem życia małżeńskiego, ale sądzę, że pozwo-
liło to Claudii przekonać się naocznie, co ją w przyszłości czeka.
Jestem wam bardzo wdzięczny, że przyjęliście nas tak miło.
- Zawahał się przez chwilę, spoglądając na jasnowłosą głowę
opartą na jego ramieniu. - To był ważny tydzień w życiu Clau
dii. Nie tylko została mężatką, lecz skończyła także trzydzieści
R S
108
lat. Nie jestem pewien, czy oba te wydarzenia spełniły jej ocze
kiwania, ale stawiła im czoło w swoim własnym, niepowtarzal
nym stylu, mam więc nadzieję, że przyłączycie się do mojego
toastu: Niech żyje Claudia!
.- Niech żyje Claudia! - powtórzyli goście, podnosząc w gó
rę kieliszki, ale wszystko to docierało do niej jak przez mgłę.
Myślała tylko o tym, że David spojrzał na nią serdecznie i że
mówił o niej bez urazy. Czuła jednak, że sam był zaskoczony
własnymi słowami, równie jak ona. I niemal tak samo bezwied
nie pochylił się i pocałował ją w usta. Ale dla obojga nie był to
pocałunek konwencjonalny. Wzruszona Claudia zarzuciła mu
ręce na szyję i przytuliła się do niego, lękając się, że nie utrzyma
równowagi. Lucy, Patrick i cały tłum gości zniknął obojgu
sprzed oczu. Trwali w zapomnieniu, jak gdyby byli zupełnie
s a m i .
- Aach! -dobiegło do nich nagle sentymentalne westchnie
nie jednego ze wzruszonych świadków.
David z trudem zdobył się na to, by wypuścić Claudię z objęć
i znieść z uśmiechem życzliwy aplauz przyjaciół. Claudia
oprzytomniawszy, przeraziła się. A więc jeszcze raz pozwoliła,
by David zdał sobie sprawę, jak silnie działa na nią jego bli
skość. Zmieszanie jej pogłębił widok Lucy, zmierzającej ku niej
z radosnym uśmiechem.
- To było wspaniałe! - szepnęła konspiracyjnie. - Nikomu
nie przyjdzie do głowy, że nie macie bzika na swoim punkcie.
- Zrobiła oko do Claudii. - Marnujesz się, nie stając przed
kamerą, kuzyneczko. Po tym przedstawieniu myślę, że powin
naś zostać aktorką.
Przedstawienie, aktorstwo - te słowa podziałały na oboje jak
kubeł zimnej wody. Raptownie odskoczyli od siebie, śmiesznie
zakłopotani. David wpatrywał się w swój kieliszek, jakby nie
wiedząc, skąd go wziął. Claudia wciąż drżała z podniecenia
R S
109
i gdy ktoś podał jej. szampana, wychyliła go jednym haustem,
by uspokoić rozdygotane nerwy.
- Przykro mi, Davidzie - usprawiedliwiał się Patrick, który
w tym momencie również podszedł do nich. - Mówiłem, że nie
życzysz sobie żadnych uroczystości, ale nalegali, bym wygłosił
jakąś mowę.
- Nie przejmuj się tym - uspokoił go David, opanowując się
z wysiłkiem.
- Ale czyż oboje nie wyglądali przekonująco? - spytała
Lucy z uśmiechem.
- Bardzo przekonująco -. powiedział jej mąż sucho, przyj
rzawszy się obojgu. Mieli takie miny, jakby wciąż jeszcze z tru
dem oswajali się z rzeczywistością.
Claudia odsunęła się od Davida i podeszła do innej grupy
gości. Jednak wszyscy zaczęli się zachwycać, jak cudownie ona
i David wyglądali razem. Uśmiechała się, potakiwała, ale nie
była w stanie skoncentrować się na tym, co do niej mówiono.
Nie wiedziała, czy pragnie, by ten wieczór wreszcie się skończył
i by mogła zostać sama z Davidem, czy też się tego obawia.
Zgnębiona poczuciem, że traci kontrolę nad swym zachowa
niem, wymknęła się na werandę. Siedział tam Justin i na jej
widok zerwał się z uśmiechem z krzesła.
- Wygląda na to, że potrzebuje pani odpoczynku - zauwa
żył. - Jest trochę za dużo zamieszania.
- Coś w tym rodzaju - przyznała. Opadła na sąsiednie
krzesło i przymknęła powieki, rada, że nocne powietrze chłodzi
jej rozgrzane skronie. Siedzieli w przyjaznym milczeniu. Potem
Claudia otworzyła oczy. - Co pan tu robi?
- Chyba ja też poczułem się zmęczony. Chciałem trochę
pomyśleć.
- Przepraszam, nie chciałabym panu przeszkadzać.
- Nie - Justin zaprzeczył. - Mówiąc prawdę, myślałem
R S
110
właśnie o pani i Davidżie. Wspaniałe wyglądacie razem... -
Przerwał na moment. - Moi rodzice rozwiedli się, kiedy byłem
dzieckiem i zawsze przysięgałem sobie, że nie dam się wciągnąć
w małżeńskie kłopoty. Ale kiedy spotyka się kogoś niezwykłe
go, zaczyna się myśleć, że być może warto zaryzykować. -
Spojrzał na Claudię z półuśmiechem. - Pani i David w każdym
razie zdecydowaliście się podjąć to ryzyko.
- Och, my krótko jesteśmy małżeństwem - powiedziała,
zdając sobie sprawę, że być może sprowokowała go do zwie
rzeń, na które nie zasługiwała,
- Ale istnieje prawdziwa więź między wami, każdy to widzi.
Nie trzymacie się wciąż razem, jak niektóre pary, lecz nawet
gdy stoicie na przeciwległych krańcach salonu, jesteście świa
domi swojej obecności. To coś takiego jak elektryczność. Za
uważyłem to od razu, gdy panią poznałem.
- Doprawdy? - spytała cicho Claudia.
- Oczywiście. Jestem tego pewien. - Justin znów się zawa
hał. - Czy pani sądzi, że małżeństwo może być bardziej udane,
kiedy się je zawiera w późniejszym wieku? - wydusił wreszcie.
- O, przepraszam, to zabrzmiało niegrzecznie. Nie miałem tego
na myśli.
- Wszystko w porządku. - Claudia nie mogła powstrzy
mać śmiechu na widok jego zmieszania. - Trzydziestka to nie
jest podeszły wiek, ale rozumiem, o co panu chodzi. Im czło
wiek starszy, tym ma więcej szans rozejrzenia się po świecie
i uświadomienia sobie, czego właściwie oczekuje od mał
żeństwa.
- Właśnie. - Justin był jej wdzięczny. - Wtedy ryzyko jest
mniejsze, prawda? Mniejsze, niż kiedy poślubia się kogoś młod
szego, około dwudziestki na przykład.
Mówił tonem wymuszenie obojętnym, ale Claudia nie dała
się zwieść. Była pewna, że Justin ma na myśli jakąś określoną
R S
111
osobę, W takim razie, pomyślała z rozbawieniem, nie powinna
liczyć na niego jako na swoje przeznaczenie.
- No cóż - zaczęła ostrożnie. - Nie wydaje mi się, by istniał
jakiś idealny wiek na zawieranie małżeństw. Ryzyko jest. nie
uniknione, nie można przewidzieć, jak się sprawy rozwiną. Ale
jeśli człowiek czuje, że z osobą, którą poślubia, chciałby spędzić
resztę życia, to. nie ma chyba znaczenia, czy mają po lat dwa
dzieścia, czterdzieści czy sześćdziesiąt.
- Jest dziesięć lat różnicy między panią a Davidem, prawda?
- Justin ciągnął nadal swoje refleksje. - Czy pani sądzi, że tak
samo ułożyłoby się między wami, gdybyście się spotkali dzie
sięć lat temu?
Claudia pomyślała o sobie, gdy miała dwadzieścia lat.
Nie miała wtedy jeszcze zmarszczek pod oczyma i jej cera
była świeża jak brzoskwinia, ale była nieśmiała, pozbawio
na pewności siebie i próbowała to zamaskować brawurą grani
czącą z arogancją, skądinąd bardzo nieprzekonującą. Uśmiech
nęła się smutno, myśląc, że wówczas też nie podobałaby się
Davidowi.
- Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że. oboje czuliby
śmy do siebie to samo.
- Jestem taki szczęśliwy, że pogadałem z panią, Claudio.
- Westchnął głęboko z ulgą, jak gdyby kamień spadł mu z serca.
- Była pani cudowna... - Nagle przerwał, gdyż w drzwiach
zamajaczyła jakaś postać. - O, cześć, Davidzie.
Claudia obróciła się na widok wysokiej, masywnej postaci.
Światło padało na Davida z tyłu, nie widziała więc wyrazu jego
twarzy. Ale jego nagłe pojawienie się zaparło jej dech w pier
siach. Nie była w stanie odezwać się, nawet gdyby chciała.
- Czy pan szukał żony? - odezwał się wesoło Justin,
wstając.
- Tak - odrzekł. Claudia sądziła, że w jego głosie słyszy
R S
112
obojętność. - Szukałem. Ale, jak się wydaje, czuje się tutaj
zupełnie szczęśliwa.
- Ona jest doprawdy wielką damą - powiedział z zapałem
Justin. — Dała mi kilką świetnych rad na temat małżeństwa.
- Już teraz? - Uśmiechnął się, ale jego oczy patrzyły z gnie
wem. Był wstrząśnięty, odkrywając, jak bardzo zirytowała go
myśl, że Claudia siedziała tutaj po ciemku z Amerykaninem
i jak wielka dama udzielała mu dobrych rad. - Robi się późno.
Zastanawiam się, czy miałabyś już ochotę odjechać- zwrócił
się do Claudii, starając się mówić uprzejmie.
- Tak. - Wstała, dotknięta tym, że nie zirytował się, widząc,
że siedziała sam na sam w ciemnościach z Justinem. - Tak,
jestem gotowa.
Nie patrzyła na Davida, gdy żegnali się z Lucy i Patrickiem.
Trwało to wszystko bardzo długo, wciąż musieli się zatrzymy
wać, żegnać pozostałych gości i wysłuchiwać bez końca aluzyj
nych uwag o tym, jak wyraźnie widać, że oboje mają już ochotę
wrócić do siebie. W końcu zdołali ukryć się w mroku nocy.
David natychmiast puścił jej ramię. Poszli do wozu.
Hałas silnika był dobrym pretekstem, by nie rozmawiać
w drodze powrotnej. Zatrzymali się przed pawilonem. Cisza
stała się męcząca. David wpuścił Claudię do apartamentu i za
mknął drzwi. Zatrzymała się i stała nieruchomo, czekając na
jakikolwiek znak z jego strony. Wystarczyłoby, żeby się odwró
cił i popatrzył na nią. Nie musiał nawet się uśmiechnąć. Gdyby
powiedział: „Chodź tutaj", podeszłaby bez słowa. Wziąłby ją
w ramiona, ona zaś uniosłaby twarz ku niemu, i wtedy mogłaby
dostrzec jego uśmiech...
R S
ROZDZIAŁ ÓSMY
David odwrócił się, ale nie spojrzał na nią, nie wyciągnął
ramion i nie uśmiechnął się. Rzucił klucze na stolik. Podobnie
jak Claudia zatrzymał się, jakby nie wiedząc, co ma dalej robić.
- Myślę, że wszystko poszło dobrze - odezwała się. Nie
mogła dłużej znieść ciszy.
- Tak - zgodził się sucho.
- Chyba nikt nie podejrzewał, że nie jesteśmy małżeństwem.
- Drżącymi palcami odpinała kolczyki.
- Na pewno.
- Wszyscy byli dla nas bardzo mili - ciągnęła dalej, bawiąc
się kolczykami.
Zapadła jeszcze jedna męcząca pauza. Potem David stanął
w drzwiach, prowadzących na dziedziniec. Widocznie chciał
odetchnąć chłodnym powietrzem.
- Przepraszam za ten pocałunek - powiedział naraz. Słowa
przychodziły mu z widocznym trudem.
- Wszystko w porządku - odparła po chwili Claudia. I jej
nie było łatwo mówić z zaschniętym gardłem. I znów zapadła
cisza.
- Chodzi o to, że obiecałem już więcej cię nie całować -
wykrztusił wreszcie David. - Miałem nadzieję, że to nie będzie
konieczne, ale... - przerwał. To rzeczywiście nie było koniecz
ne, ale jak ma wyjaśnić Claudii, że jej perfumy uderzyły mu do
głowy?
R S
114
- Nie szkodzi - odrzekła. - Wszyscy przecież oczekiwali,
że mnie pocałujesz.
- Tak. - Powinien być zadowolony, że uznała to za część
przedstawienia, pomyślał David z ciężkim sercem. Czy ona tyl
ko grała, czy też czuła, że oboje całowali się, straciwszy pano
wanie nad sobą? - Po prostu nie chciałem, abyś myślała, że
zapomniałem o naszej umowie - ciągnął z uporem, sam się dzi
wiąc, że znów porusza tę kwestię. - Powiedziałem, że jeśli będę
musiał pocałować cię publicznie, to będzie tylko zdawkowe
cmoknięcie, ale dziś wieczorem to znaczyło o wiele więcej...
- Ale to naprawdę nieważne - przerwała mu z desperacją.
Czy on ją oskarża, sądząc, że przez nią stracił nad sobą kontrolę?
- To już się nie powtórzy, ani publicznie, ani prywatnie
- zapewnił uroczyście.
- Świetnie - zgodziła się. Nie wiedziała tylko, dlaczego ma
ochotę się rozpłakać. Nadał obracała kolczyki w dłoni. Napięcie
między nimi nie ustępowało.
- Jak się zdaje, dobrze ci się układa z Justinem. - Nie chciał
tego powiedzieć, ale to jedynie mogło dać Claudii do zrozumie
nia, że ten pocałunek nic dla niego nie znaczy.
- Tak - odparła przygnębiona.
- Czy długo siedzieliście na dworze? - Chciał, by zabrzmia
ło to obojętnie, ale z przerażeniem usłyszał w głosie nutkę za
zdrości.
Natomiast Claudia usłyszała nie zazdrość, lecz wyrzut.
- Nie wiedziałam, że on tam siedzi. Chciałam odetchnąć
świeżym powietrzem, bo byłam zmęczona tym udawaniem. Ju-
stin był już na werandzie i nie mogłam zawrócić, kiedy mnie
zobaczył. - Nie rozumiała, dlaczego stara się usprawiedliwiać
przed Davidem.
- Wydawało się, że zrobiłaś na nim wielkie wrażenie.
Wzruszył ramionami.
R S
115
- Wczoraj wieczorem mówiłeś coś innego. - Spojrzała na
niego z wyrzutem.
- Wczoraj wieczorem było inaczej. To znaczy ja czułem co
innego - poprawił się uczciwie. - Byliśmy oboje zmęczeni
i wzajemnie wpakowaliśmy się w niepotrzebnie skomplikowa
ną sytuację. Właściwie próbuję ci powiedzieć, że doceniam to,
co dziś zrobiłaś. Niełatwo udawać żonę całkowicie obcego męż
czyzny, ale ty doskonale zagrałaś swoją rolę. Jestem pewien, że
tylko Patrick i Lucy znają prawdę. Dotrzymałaś swojej części
umowy i ja muszę zrobić to samo. Przyjechałaś tutaj poznać
Justina Darke'a i powinnaś dopiąć swego. Stosunki między wa
mi nic mnie nie obchodzą, o ile w ciągu najbliższych dwóch
tygodni nie podważą wiarygodności naszego rzekomego mał
żeństwa. Przepraszam, że stawiam to tak otwarcie, ale ogromnie
zależy mi na zawarciu tego nowego kontraktu. Skoro oboje
jesteśmy dorośli, sądzę, że uda się nam obojgu osiągnąć nasze
cele. I dlatego obiecuję, że odtąd nie będę wtrącać się do ciebie
i Justina.
- Dziękuję - odparła głucho. Z pewnością nie to chciała od
niego usłyszeć.
Ta rozmowa miała oczyścić atmosferę, ale gdy oboje kładli
się spać, Claudia czuła się jeszcze gorzej. Tej nocy nie trzeba
było stawiać między nimi poduszki. Atmosfera przygnębienia
stanowiła bardziej skuteczną barierę. Claudia długo czuwała
bezsennie, odwrócona bokiem, przytłoczona świadomością, że
David leży tylko kilka centymetrów od niej. Ale przecież zapo
wiedział, że to, co stało się wczoraj, już się nigdy nie powtórzy.
Dopóki nie zaszkodzi jego reputacji u szejka, może spędzać
urlop, jak planowała - jak chce i z kim chce. Tego przecież
pragnęła, prawda?
Gdy Claudia się obudziła, Davida już nie było. Wmawiała
R S
116
sobie, że się z tego cieszy,ałe pokój wydawał jej się wyjątkowo
pusty. W czasie śniadania zadzwonił telefon. Wściekła była, że
poczuła rozczarowanie, kiedy stwierdziła, że to tylko Lucy.
Kuzynka zawiadamiała ją, że zaraz przyjedzie po Claudię sa
mochód i przywiezie ją do klubu. Patrick i David wyszli o świ-
cie i będą zajęci przez cały ranek, ale postarają się zdążyć na
wspólny lunch.
Claudia pojechała więc do klubu, gdzie Lucy siedziała już
przy basenie.
— A oto i pani Stirling - roześmiała się. - Nie zliczę, ile osób
opowiadało mi, jaką cudowną parę stanowisz razem z Davidem.
Z trudem udało mi się utrzymać powagę.
-— Zabawne, jak łatwo ludzie wierzą w to, co im się opowiada
- zdobyła się na uśmiech Claudia.
- Gdybym nie wiedziała, o co chodzi, mnie też byłoby trud
no uwierzyć, że nie jesteście w sobie szaleńczo zakochani. - Lu
cy przyglądała jej się z namysłem. - Byłaś bardzo przekonująca.
A myślałam, że nie lubisz Davida.
- No cóż... — Claudia drgnęła. Wiedziała, że musi teraz
. postępować bardzo ostrożnie. Jeśli powie, że go nie znosi, Lucy
zacznie coś podejrzewać. Z drugiej strony nie chciała, by ku
zynka sądziła,. że on się jej podoba. - Och, po prostu byłam
w kiepskim nastroju — siliła się na obojętność. - To nie znaczy,
żebym go nie lubiła. Wolałabym tylko nie spędzać z nim tyle
czasu, chciałabym raczej poznać lepiej Justina.
- Też myślałam, że spodoba ci się Justin. - Lucy zdawała
się przyjmować za dobrą monetę wyjaśnienia Claudii. — Jest
wspaniały. I uważa, że ty także jesteś cudowna. Doszłam do
wniosku, że sporo gadałaś z nim wczoraj wieczorem. Kiedy
wyszliście, wciąż Opowiadał, jak się tobą zachwyca. Szkoda, że
on musi cię uważać za żonę swojego szefa. Inaczej wszystko
ułożyłoby się doskonałe.
R S
117
- Wiem, to już mój pech. Wreszcie spotykam tego najlepsze
go faceta i nic nie mogę poradzić. Gdyby nie David Stirling,
przezwyciężyłabym wszystkie przeszkody. Być może cieszyła
bym się, że już mam trzydziestkę.
- Trzeba coś wymyślić. - Lucy nie chciała pogodzić się
z myślą, że Claudia straci taką wspaniałą okazję. - Nie możesz
uwodzić Justina, skoro on uważa cię za żonę Davida. To nie
byłoby w porządku wobec jednego i drugiego, i wobec Patricka
zresztą też. Lecz jeśli David przekona się, że nie zrobisz żadnego
głupstwa, to może zgodzi się powiedzieć Justinowi prawdę.
Claudia pomyślała, że wołałaby umrzeć, niż prosić o to Da-
vida, ale mruknęła coś wymijająco. Na szczęście przy basenie
pojawiła się Fiona z matką. W ostrym słońcu pustyni Fiona
wyglądała jeszcze bardziej świeżo i ładniej niż poprzedniego
wieczoru i była ujmująco zachwycona spotkaniem z Claudią.
Widać było, że z przyjemnością zamieniłaby swój wdzięk mło
dości na jej obycie i swobodę towarzyską. Skierowała znów
rozmowę na pracę w telewizji. Najwyraźniej bardzo jej to im
ponowało. Claudia pomyślała, że gdyby Fiona musiała zaczynać
karierę tak jak ona, od pozycji asystentki sekretarki, ta praca nie
wydawałaby jej się aż tak godna pożądania.
- O! - zawołała nagle Lucy. - Już są! David, Patrick.
John... o, i Justin. - Mrugnęła do Claudii, której serce drgnęło
jednak na dźwięk imienia Davida. - Nieczęsto widujemy tu
Justina o tej porze.
Fiona zarumieniła się lekko. Zerwała się z fotela. Claudia
zmusiła się, by zostać na swoim miejscu i spokojnie czekała na
nadejście mężczyzn.
David zawahał się, podchodząc. Patrick cmoknął przelotnie
Lucy i było oczywiste, że on powinien zrobić to samo, witając
się z Claudią. Ale przecież obiecał... Zdecydował się na kom
promis i pogłaskał ją po włosach.
R S
118
— Jak poszło wam na zebraniu? - spytała, by ukryć, jak
bardzo ją to zmieszało.
- Nieźle. W każdym razie zasłużyliśmy na lunch.
- Oczywiście wszyscy już wiemy, dlaczego Davidowi tak
zależy na podpisaniu teraz kontraktu - odezwał się John Phil
lips, niosąc tacę z drinkami. - Podobno potrzebuje pieniędzy,
by zaopatrywać żonę w pierścionki z diamentami i szafirami,
- Rzucił na Claudię żartobliwe spojrzenie.
- Nie mówiąc już o sześciorgu dzieciach - dodał dobrodu
sznie Patrick.
- I dwóch miesiącach miodowych - dorzucił Justin,
Najwyraźniej drażnili się z Davidem przez cały ranek. Clau
dia przypomniała sobie z poczuciem winy własną historyjkę
o sześciorgu dzieciach. Pamiętała również, że coś mówiła
o pierścionku, Ale te dwa miodowe miesiące? Spojrzała pytają
co na Davida, oczekując od niego wyjaśnień, on jednak uśmie
chnął się tylko zagadkowo.
- Zdaje się, że wszyscy byli dość zaskoczeni, słysząc od
ciebie, że jedziemy na Seszele, a ode mnie, że wybieramy się
do Wenecji - rzekł pobłażliwie. - Musiałem się przyznać, że nie
doszliśmy do porozumienia w tej sprawie.
- No cóż, pobyt w Wenecji to właściwie nie jest miesiąc
miodowy - powiedziała, zgadując, że wszyscy oczekują jej ko
mentarza. - Mieliśmy tam pojechać tylko na dłuższy weekend.
- Widzę, że masz żonę o kosztownych upodobaniach -
uśmiechnął się wyrozumiale John Phillips.
- Zaczynam zdawać sobie z tego sprawę - przyznał David.
- Ale mam nadzieję, że nie czekasz codziennie na nowy pier
ścionek z szafirem i diamentami.
- Tylko raz na rok - udawała, że żartuje. - Przecież to były
moje urodziny.
- Byłam zdziwiona, kiedy dowiedziałam się, że mąż dał pani
R S
119
pierścionek - wtrąciła się matka Fiony. - Sądziłam, że nie lubi
pani pierścionków, skoro nie nosi pani obrączki.
Nastąpiła żenująca pauza, David głaskał bezwiednie wło-
sy Claudii, a ona przez chwilę czuła w głowie pustkę. Dla
czego nie wymyślili jakiejś wymówki, by uzasadnić brak
obrączki?
- Skądże, lubię pierścionki. Jednak nazajutrz po ślubie zła
pałam jakieś uczulenie na ręku. Musiałam oddać obrączkę jubi
lerowi, żeby pokryli ją wewnątrz miedzią.
Lucy spojrzała na nią z uznaniem, a David znów pogładził
ją po włosach. W tym momencie uświadomił sobie, że nieustan
nie powtarza ten gest i pośpiesznie cofnął rękę. Usiadł szybko
między Fiona i Johnem Phillipsem. Miejsce obok Claudii pozo
stało puste, więc Justin postawił tam swoje krzesło. Dotknięta
tym pozornym lekceważeniem ze strony rzekomego męża,
zwróciła się z czarującym uśmiechem do Justina. Przez chwilę
wydawało się jej, że widzi niezadowolenie w oczach Ameryka
nina, ale zaraz uśmiechnął się również, więc pomyślała, że po
niosła ją wyobraźnia. Tymczasem David i Fiona rozmawiali
przyciszonym głosem. Claudia, obserwując ich kątem oka, do
szła do wniosku, że on nie jest zainteresowany dziewczyną
o dwadzieścia lat młodszą od niego, Nie dostrzegła też żadnych
symptomów flirtu między nimi. Po prostu David lubił Fionę,
tak jak nie lubił Claudii. Tłumiąc westchnienie, podwoiła wy
siłki, by oczarować Justina.
Natomiast David z trudem udawał dobry humor. Żarty kole
gów sprawiły, że przez całe przedpołudnie musiał wysłuchiwać,
co Claudia wygadywała na przyjęciu, A potem odkrył z przera
żeniem, jak chętnie pieścił jej włosy. Teraz patrzył, jak jego
rzekoma żona ostentacyjnie flirtuje z Justinem, słuchając, jak
Fiona rozwodzi się nad jej zaletami.
- Ach, jak ja bym chciała być taka jak Claudia - rozmarzyła
R S
120
się dziewczyna. - Ona ma taką silną osobowość, jest tak pewna
siebie i czarująca...
Davida zmęczyło już wysłuchiwanie peanów na cześć Clau
dii. Dla niego nigdy nie była ani czarująca, ani uprzejma, po
myślał z przykrością. Fiona to jeszcze naiwne dziecko, ale choć
by stawała na głowie, nigdy nie potrafi być taka jak Claudia.
- Nie powinnaś nawet próbować upodobnić się do kogokol
wiek - powiedział do Fiony. - Wszyscy kochamy cię taką, jaka
jesteś.
Jego słowa zabrzmiały dość głośno w czasie krótkiej prze
rwy w rozmowie. Patrick poparł go, a Justin entuzjastycznie
pokiwał potakująco głową. Nikt nie próbował doszukiwać się
erotycznych podtekstów w wypowiedzi Davida, ale w Claudii
obudziła się podejrzliwość. Nie powinien mówić, że kocha Fio-
nę. Wszyscy muszą przecież myśleć, że kocha ją. Bez apetytu
dziobała jedzenie widelcem.. Czy nikt nie zauważył, że David
demonstracyjnie usiadł jak najdalej od niej? A przecież to on
przywiązywał taką wagę do utrzymania pozorów. Ona jednak,
nawet gdyby rzeczywiście była jego żoną, nie - okazywałaby
publicznie, że jej na nim zależy. Więc teraz też będzie udawała,
że niczego nie zauważyła i że nadal świetnie się bawi.
David natomiast nie mógł się doczekać końca lunchu. Clau
dia była duszą towarzystwa i na niej skupiała się uwaga wszy
stkich. Sądził jednak, że ona gestykuluje w sposób zbyt osten
tacyjny, że śmieje się zbyt głośno i nie mógł pojąć, dlaczego
inni tak bardzo cenią jej towarzyskie talenty. Wreszcie postano
wił to zakończyć. Spojrzał na zegarek i wstał od stołu.
- Musimy już wracać - oznajmił, ignorując fakt, że Patrick,
John i Justin nie mieli jeszcze na to ochoty. Jednak to on był
szefem, John pogłaskał żonę po plecach, Patrick zmierzwił wło
sy Lucy, Justin uśmiechnął się ze skruchą do Fiony i Claudii.
Claudia tego nawet nie zauważyła, wpatrywała się w Davida,
R S
121
który najwyraźniej zamierzał ograniczyć się do ogólnego "do
widzenia",
- A ty nie pożegnasz się ze mną, kochanie? - zapytała pro-
wokacyjnie. Odsunęła krzesło i uniosła głowę, oczekując poca
łunku.
- Oczywiście. - Popatrzył na nią chłodno. Obszedł dookoła
stół i położył jej dłoń na ramieniu.
- Do zobaczenia. - Pochylił głowę i przelotnie musnął jej
usta. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Claudia pierwsza spu
ściła wzrok.
- Do widzenia - odparła przytłumionym głosem. Będzie .
musiała odtąd uważać, by go nie prowokować.
Oboje nigdy nie rozmawiali o tym krótkim, wymuszonym
pocałunku. David nie wspomniał o nim, kiedy wrócił wieczo
rem do domu. A ona nie mogła się zdecydować, czy ma prze
praszać, czy też udawać, że nic się nie zdarzyło.
Dnie mijały, a oni dokładali starań, by się przynajmniej jak
najrzadziej dotykać. Skoro wszyscy przyjęli do wiadomości, że
oni są małżeństwem, było dosyć łatwo przeżyć dzień, nie spę
dzając wiele czasu razem. Mała cudzoziemska społeczność, ska
zana na spartańskie warunki i własne towarzystwo, nauczyła się
dbać o swoje rozrywki. Niemal co wieczór odbywało się jakieś
przyjęcie albo barbecue. Od czasu do czasu David brał Claudię
za rękę albo podtrzymywał ją, kiedy się potknęła. Raz czy dwa
wpadła na niego na jakimś przyjęciu, ale oboje odskoczyli na
tychmiast od siebie jak oparzeni. Sprawy nie wyglądały źle
wieczorami, kiedy liczne towarzystwo neutralizowało panujące
między nimi napięcie. Odpoczywali w tłumie i nawet potrafili
się razem śmiać, dopóki nie spotykały się ich spojrzenia. Jednak
gdy zostawali sami, traktowali się z nienaganną, chłodną uprzej
mością, podkreślającą jeszcze narzucone sobie milczenie. Każ-
R S
122
dej nocy leżeli w wielkim łożu obok siebie, próbując nie myśleć,
jak niewielka przestrzeń ich dzieli i jak łatwo byłoby pokonać
odległość tych kilku centymetrów. Ale w ciągu dnia wszystko
szło nieźle. David był zajęty swoimi sprawami, a Claudia i Lucy
leniwie plotkowały, leżąc przy basenie.
Pewnego dnia obeszły miejski bazar, gdzie w wąskich ulicz
kach tłoczyły się małe, mroczne sklepiki i czuć było silny, ko
rzenny zapach. Claudia spędziła całe godziny na oglądaniu wy
rabianej przez Arabów ciężkiej, srebrnej biżuterii. Ale w końcu
kupiła tylko miedziane naczynko do parzenia kawy, najbardziej
typowe dla tych okolic.
- Potrzyj je i sprawdź, czy ukaże ci się twój prywatny dżinn
- zaproponowała jej Lucy, gdy nadał włóczyły się po gwarnych
uliczkach. - Czego byś od niego zażądała?
Claudia zamarła, spoglądając na naczynie. W jej wyobraźni po
jawił się natychmiast obraz Davida. Miała wrażenie, że nieoczekiwa
nie została przyparta do ściany. Przecież ona wcale go nie pragnęła.
- Zażądałabym Justina - powiedziała niemal wyzywająco,
z wymuszonym uśmiechem, czując na sobie badawcze spojrze
nie Lucy.
- Naprawdę?
- Tak, naprawdę - odparła zirytowana oczywistym niedo
wierzaniem brzmiącym w glosie kuzynki. - Ca w tym dziwne
go? Myślałam, że lubisz Justina.
- Tak, lubię. Ale nie jestem pewna, czy ty go lubisz, albo
przynajmniej, czy lubisz go tak bardzo, jak twierdzisz?
— Co masz na myśli?
- Po prostu to... - zawahała się Lucy - że masz o wiele
więcej okazji, by zakochać się w Davidzie niż w Justinie.
— Zakochać się w Davidzie?! - Wybuchnęła Claudia w na
głej panice. - Chyba oszalałaś. Nie ma mowy. Ja przecież nawet
nie lubię tego człowieka.
R S
123
- Dobrze, dobrze. - Lucy podniosła ręce w żartobliwym ge
ście kapitulacji. Ale w jej oczach nadal błyszczała nieufność.
- Pomyślałam tylko o czymś, o czym wspomniał Patrick wczo
raj wieczorem.
- A co Patrick wie na ten temat? - zirytowała się Claudia.
- On tylko podkreślił, że coś się iskrzy, tak to nazwał, mię
dzy tobą a Davidem. I wiem, co miał na myśli.
- Iskrzy się? Nie bądź śmieszna.
- Być może nie jest to najwłaściwsze określenie - zgodziła
się Lucy. - Chodzi o to, że niekiedy ty i David znajdujecie się
daleko od siebie, ale w jakiś sposób wyczuwa się, że obydwoje
myślicie o sobie. Tak jak gdyby istniało między wami jakieś
połączenie, coś w rodzaju linii elektrycznej.
- To piramidalna bzdura. Co... co... - Myśl o. tym, że
mogłaby zakochać się w Davidzie, była ciosem dla Claudii.
Zaczęła się jąkać, pragnąc jak najszybciej odrzucić tę sugestię.
- Nie miałam pojęcia, że ty i Patrick macie aż tak bujną
wyobraźnię. Niczego nie ma między mną a Davidem i nigdy nie
będzie. - Zdenerwowana, mówiła wysokim głosem, który
brzmiał nienaturalnie także w jej własnych uszach. - Zgodziłam
się udawać jego żonę, bo nie chciałam, by miał kłopoty z szej
kiem. Gdyby nie to, nie dotknęłabym tego faceta nawet w ręka
wiczkach;-
Lucy jednak nie tylko nie wyglądała na przekonaną, ale
najwyraźniej była coraz bardziej zaintrygowana. Claudia posta
nowiła więc zmienić taktykę.
- Posłuchaj - rzekła po chwili. - Przepraszam. Nie powin
nam sobie pozwolić na taki wybuch. Ale miłość to drażliwy
temat w tym momencie. Wolałam ci nic nie mówić, ponieważ
wiem, że to trochę wygląda na żart i nie brzmi poważnie, ale...
no cóż... ja poważnie zakochałam się w Justinie. Jestem zde
nerwowana, bo oczywiście nigdy nie znajdę się z nim sam na
R S
124
sam i będę musiała wyjechać, nie wiedząc nawet, co on czułby,
gdyby sprawy ułożyły się inaczej.
- Ach, jak mi przykro - powiedziała pokornie Lucy. Prze
rażona tym, że tak fałszywie oceniła uczucia Claudii, chwyciła
kuzynkę w objęcia. - Nie spodziewałam się, że tak bardzo zajęta
jesteś Justinem. Ale przecież zawsze możesz tu przyjechać, kie
dy David już wróci do Londynu. Jestem pewna, że ty i Justin
doskonałe porozumielibyście się, gdyby on wiedział, że tak
naprawdę nie jesteś mężatką.
- Niewykluczone - odparła Claudia, ale nie myślała o Ju-
stinie. Poraziła ją sama możliwość, że Davida mogłoby tu nie
być. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co by tu bez niego robiła.
Zachwiała się. O Boże, czyżby rzeczywiście popełniła taki błąd
i zakochała się w Davidzie Stirlingu? Przecież nie może zako
chać się w człowieku, który tak krytycznie ją ocenia.
Przywołała wspomnienia. Kiedy zakochała się w Michaelu,
uległa romantycznej fantazji, nie dostrzegając jego wad ani
kłamstw. Tym razem jednak było inaczej. W Davidzie nie było
nic romantycznego. Zachowywał się z irytującym chłodem,
interesowało go tylko podpisanie tego idiotycznego kontraktu.
A już z całą pewnością nie interesował się nią. Claudia zauwa
żyła, że zawsze odskakiwał z niesmakiem, gdy niechcący otarł
sie o nią. Trudno było dać wyraźniej do zrozumienia, że jej nie
znosi i gardzi nią. Kurczowo ściskając w ręku naczynko do
kawy, Claudia szła na oślep ulicą. Nie miała najmniejszego
powodu, by zakochać się w Davidzie Stirlingu, poza tym, że
czuła się bezpieczna tylko przy nim, poza tym. że nie mogła
znieść myśli o życiu bez niego, poza tym, że już się zakochała.
R S
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Jeszcze jeden wieczór, jeszcze jedno przyjęcie. Tym razem
to barbecue u Phillipsów. David westchnął, gdy Claudia mu
o nim przypomniała. Miał już powyżej uszu tych wieczorów
w zatłoczonych salonach, spędzanych na wpatrywaniu się
w nią.
- Chętnie obyłbym się choć raz bez tych wiecznych spotkań
towarzyskich. - Spojrzał na Claudię. Była tego wieczoru bardzo
milcząca. Może udałoby mu się powstrzymać ją od wyjścia?
- Znajdźmy jakąś wymówkę, powiedzmy, że boli cię głowa,
albo coś w tym rodzaju i zostańmy w domu.
Claudia zawahała się. Nigdy jeszcze nie spędzili sami całego
wieczoru. Pragnęła tego, a jednocześnie bała się, że oboje będą
się czuli niezręcznie. Tak niedawno uświadomiła sobie przecież,
że go kocha, a on nigdy nie mógł długo wytrzymać w jej towa
rzystwie.
- Możesz zostać, ja chętnie pójdę sama.
- Jeśli ci na tym tak zależy, pójdziemy oboje. - Pomyślał ze
złością, że ona szuka okazji, by zostać sama z Justinem.
Oboje mieli okropny wieczór. David był w tak ponurym
nastroju, że mimo heroicznych wysiłków nie umiał się zacho
wywać naturalnie. Sądził, że Claudia jest jak zwykle w świetnej
formie, ale nie zdawał sobie sprawy, ile ją kosztuje każdy
uśmiech. Walczyła z sobą, by nie rzucić mu się w objęcia i nie
prosić, by pozostał przy niej. Jak zwykle, stali możliwie daleko
R S
126
od siebie, ale nieustannie obserwowali się ukradkiem. Widziała,
że wyglądał na zmęczonego i żałowała, że nie siedzą teraz na
patio przy fontannie, słuchając szmeru wody i ciesząc się ciszą.
A może David wyciągnąłby się na kanapie i złożył głowę na jej
kolanach, a ona pieszczotami starłaby całodzienne zmęczenie
z jego twarzy...
- A co na to ty i David, Claudio? - zagadnął ją Justin.
- Na co? - spytała, nie słuchając. Patrzyła na Davida, który
odstawił kieliszek i zmierzał w jej kierunku.
- Jesteś chyba daleko stąd - zaśmiał się.
Davida zatrzymała Joan Phillips, wciągając go w dłuższą
rozmowę.
Claudia przygryzła usta.
- Przepraszam, co mówiłeś? - zwróciła się do Justina.
- Mówiłem, że to moja kolej. Powinienem się zrewanżować
za gościnność kolegów. Chciałbym was zaprosić na wieczorny
piknik na pustyni. Nie byłaś jeszcze na pustyni, Claudio?
- Nie - odpowiedziała z roztargnieniem.
- Gdzie jeszcze nie była? - rozległ się nagle za nimi Chłodny
głos Davida.
- Nie była. na pustyni - wyjaśnił Justin. - Właśnie na jutrzej
szy wieczór zaproponowałem piknik. Moglibyśmy podjechać
do wadi* i obserwować zachód słońca. Spodoba ci się to, Clau
dio -dodał entuzjastycznie.
- Tak, zawsze miałam ochotę zobaczyć prawdziwą pustynię.
Widziałam tylko drogę do Telama'an, a sądzę, że na pustyni są
nie tylko zakurzone drogi.
- Oczywiście! - wykrzyknął Justin. - A więc jutro wieczo
rem wyruszamy.
* Wadi - sucha dolina na pustyni, pozostałość dolin rzecznych, długa kręta
i o stromych zboczach. (przyp, red.).
R S
127
- Cudownie!- wybąkała Claudia.
David jednak zapobiegł, zdecydowanie dalszym entuzjasty
cznym uniesieniom.
- Obawiam sie, że Claudia i ja nie będziemy mogli towa
rzyszyć wam jutro. Otrzymaliśmy oficjalne zaproszenie na ko
lację u szejka, a więc ta sprawa ma absolutne pierwszeństwo.
- No, to urządźmy piknik innego dnia - nie ustępował Justin.
- Nie, nie, wy jutro pojedźcie wszyscy - rzekł David uprzej
mie, ale z pewną stanowczością w głosie, która sprawiła, że jego
młodszy kolega przestał nalegać. - Claudia będzie miała jeszcze
okazję zobaczyć pustynię.
—Czy
rzeczywiście idziemy jutro na kolację do szejka? -
zaciekawiła się Claudia w drodze do domu.
- Oczywiście. - David rzucił jej drwiące spojrzenie. - Czy
sądzisz, że to był z mojej strony pretekst, by cię zatrzymać przy
sobie?
- Nie - odparła ponuro, pragnąc w głębi duszy, aby to była
prawda. - Nie, nie myślałam tak.
Claudia siedziała przed lustrem toaletki i malowała usta. Ob
liczała dni, które pozostały do jej wyjazdu. Za pięć dni odleci
do Londynu i więcej nie zobaczy Davida. Właśnie wyszedł pół-
nagi z łazienki i szukał w szafie czystej koszuli. Usiadł potem
z westchnieniem na brzegu łóżka i zrzucił buty. Prawdopodob
nie rozmyślał o czekającej ich kolacji.
Szejk Said w czasie spotkań wypowiadał się w sposób dość
wymijający, więc David miał nadzieję, że może dziś wieczorem
przekona go, by wreszcie podpisał kontrakt. Mocował się
z opornym mankietem, ciesząc się, że Claudia jest prawie go
towa. Nie wolno im się spóźnić. Jednak kiedy spojrzał na jej
odbicie w lustrze, zapomniał o szejku i o tym, jak ważna może
być ta kolacja dla przyszłości jego przedsiębiorstwa. Dopiero
R S
128
po chwili udało mu się oderwać od niej oczy. Zabrał się dc
wiązania krawata. Claudia wstała już i uniosła ramiona, by Da-
vid mógł ją zlustrować przed występem.
- Włożyłam sukienkę grzecznej dziewczynki. Czy wyglą
dam dość skromnie jak na upodobania szejka?
Pozwolił sobie jeszcze raz na nią spojrzeć. Miała na sobie
prostą czarną sukienkę, opadającą w miękkich fałdach poniżej
kolan. Rękawy sięgały do łokcia,- a skromny dekolt podkreślał
czystą linię jej szyi. Mimo, a może właśnie z powodu swej
surowości, suknia była dyskretnie seksowna. Davidowi zaparło
dech.
- Wyglądasz... bardzo.... stosownie - powiedział z trudem.
Stosownie? Tylko tyle potrafił wydusić z siebie? Claudia
stłumiła gorzkie rozczarowanie.
- W porządku - uśmiechnęła się. - Wobec tego chodźmy.
David ostrzegł ją, że szejk może być trudny w kontaktach
towarzyskich, ale Claudii wydał się czarujący. On najwyraźniej
myślał to samo o niej. David zdumiewał się, że szejk, zazwyczaj
drażliwy i oficjalny, niemal sztywny, rozpromienił się, słuchając
jej pytań, które świadczyć miały o głębokim zainteresowaniu
sprawami jego kraju.
Nie znał Claudii z tej strony. Mógłby oczekiwać, że będzie
się zachowywała z nadmierną pewnością siebie albo rozdrażni
szejka ostrymi uwagami. Tymczasem była ciepła, ale poważna,
czarująca, lecz bez narzucania się, inteligentna, ale nie przemą
drzała. Początkowo David zachowywał czujność, jednak wkrót
ce zorientował się, że Claudia bez jego pomocy doskonale daje
sobie radę z szejkiem i całkowicie się odprężył. Przysłuchiwał
się ich rozmowie i z zachwytem przyglądał się dziewczynie.
Znał tyle różnych Claudii, Claudia złośliwa i drwiąca, Clau
dia frywolna i rozflirtowana, rozmarzona i budząca pożądanie,
Claudia błyskotliwa, zabawna, uprzejma. A teraz Claudia - pra-
R S
129
wdziwa dama, zachowująca się wzorowo. Odkąd porzuciła go
Alix, David unikał takich eleganckich, wyrafinowanych kobiet
jak ona. Inteligentna Alix dokonała spustoszenia w jego sercu.
Dziwne, ale po raz pierwszy w życiu pomyślał o niej bez gory
czy. Udzieliła mu przecież niezłej lekcji. Od tej pory szukał
kobiet prostszych, o łagodniejszym charakterze. Lubił je wszy
stkie i utrzymywał z nimi przyjazne związki, ale żadna z nich
nie skusiła go do małżeństwa. Może dlatego, że niewątpliwie
ładne, z całą pewnością miłe, wydawały mu sie trochę nudne.
Claudia mogła doprowadzić człowieka do szału, była irytująca,
nieprzewidywalna, niepokojąca, lecz nigdy nudna.
Podskoczył nagle, czując silne kopnięcie w kostkę.
- Szejk Said pyta, czy będziesz miał okazję obwieźć mnie
po Shofrar- powtórzyła pytanie Claudia z ostrzegawczym spoj
rzeniem.
- A ja sądzę, że on myślał o czymś zupełnie innym - powie
dział szejk.
David zauważył z ulgą, że gospodarz był raczej rozbawiony
niż urażony jego roztargnieniem.
- Przepraszam....— zaczął.
- Niech pan nie przeprasza - przerwał mu szejk. - Trzeba
być wyrozumiałym dla człowieka zakochanego w swojej żonie.
Gratuluję panu tak uroczej małżonki. Oczywiście wiele o niej
słyszałem od siostrzeńca, ale także od innych osób z miasta.
Powiedziano mi, że ostatnio kupiła pani na bazarze naczynko
do kawy.
Claudia oniemiała, a on roześmiał się, zachwycony jej za
skoczeniem..
- O, mam wiele źródeł informacji, pani Stirling, i wiem
o wszystkim, co się dzieje w moim mieście.
Nie wiedział jednak, że ona nie była panią Stirling.
- To zdumiewające - rzekła cicho.
R S
139
Szejk strzelił palcami i natychmiast z cienia wyłonił się słu
żący, niosący szkatułkę.
- Chciałbym ofiarować pańskiej żonie prezent ślubny -ode
zwał się szejk do Davida. - Sądzę, że to będzie bardziej odpo
wiednia pamiątka z Telama'an niż garnuszek do kawy. - Skinął
na służącego, by postawił szkatułkę przed Claudią.
Otworzyła ją ostrożnie. Wewnątrz leżał tradycyjny naszyj
nik, kunsztownie wyrzeźbiony w ciężkim arabskim srebrze
i wysadzany połyskującymi w świetle, czerwonymi jak rabin
kamieniami. Zwisały z niego srebrne ziarenka i kuleczki, które
zadźwięczały, kiedy Claudia wyjęła naszyjnik ze szkatułki.
- Och, jakie to piękne! - zawołała. - Oglądałam podobne
naszyjniki na bazarze, ale żaden z nich nie był aż tak wspaniały.
Szejk Said był wyraźnie zadowolony z jej reakcji. Wskazał
coś, co zwisało między kuleczkami, wyglądające jak maleńka,
ozdobiona delikatnym filigranem tulejka.
- To jest hirz - objaśnił. - Puszka na amulet. Proszę ją otwo
rzyć.
Claudia znalazła w środku cienki kawałek papieru.
- To po arabsku. Co to znaczy? - spytała.
- To życzenia szczęścia w małżeństwie i wielu dzieci.
Szejk promieniał, kiedy Claudia zarumieniła się. Nie mógł
przecież wiedzieć, że nie było żadnego małżeństwa ani szczę
ścia, ani też nadziei na dzieci. W jej oczach zabłysły łzy.
- Dziękuję. - Tylko tyle potrafiła wydobyć z siebie, ale
szejk najwyraźniej uważał, że to wystarczy.
- To niesłychanie wielkoduszne z pańskiej strony — rzekł
David. Claudia zawiesiła już prezent na szyi. Wyglądał fanta
stycznie, kontrastując z surową czernią sukni..- To bardzo pięk
ny naszyjnik.
- Piękny naszyjnik dla pięknej kobiety - zgodził się łaska
wie szejk.
R S
131
David patrzył, jak Claudia z zachwytem oglądała wisiorki.
- Tak - zgodził się cicho z szejkiem, ale ona tego nie usły
szała.
- Powinieneś go zwrócić po moim odjeździe - Wybuchnęła
Claudia, gdy wrócili do pawilonu dla gości. - Wiedziałam, że
nie mogę odmówić, ale czułam się okropnie, przyjmując prezent
po tym, jak go tak okłamaliśmy.
- Tak, zgadzam się, to nic przyjemnego. - David ro
związywał krawat. - Ale obrazi się jeszcze bardziej, gdy go
zwrócę.
- Może i tak. - Podeszła do lustra, by odpiąć naszyjnik.
- No, to niech zostanie u ciebie.
- - A ja sądzę, że powinnaś go zachować. Przecież tobie go
podarował.
- Tylko dlatego, że uważa mnie za twoją żonę.
- Dlatego, że uważa cię za czarującą kobietę. - Podszedł
i położył jej ręce na ramionach, patrząc na odbicie w lustrze.
-Dziś wieczorem byłaś cudowna, Claudio. Zasługujesz na wię
cej niż taki naszyjnik.
- Nie zrobiłam nic niezwykłego. - Zarumieniła się nieśmia
ło pod jego dotknięciem.
- A ja sądzę, że zrobiłaś. Szejk polubił cię, a to może mieć
ogromne znaczenie dla naszego kontraktu. - David nagie uświa
domił sobie, że bezwiednie pieści jej kark i, aby uniknąć pokusy,
schował ręce do kieszeni. - Wiem, że to nie wystarczy, ale
bardzo ci dziękuję.
- Nie musisz mi dziękować. Przecież tak się umówiliśmy.
- Tak - odparł. Patrzył na nią, zdumiony, jak bardzo była
mu teraz bliska. W ciągu kilku dni stała się częścią jego życia
i trudno było uwierzyć, że kiedyś chłodno ustalał warunki ich
rzekomego małżeństwa.
R S
132
Tymczasem zakłopotana Claudia rozpaczliwie borykała się
z zapięciem naszyjnika.
- Czy mam ci pomóc? - spytał.
- Nie mogę rozpiąć zameczka. - Bała się, że on uzna to za
prowokację z jej strony.
- Pozwól, może ja spróbuję. - Jednak nie zdołał, poradzić
sobie z zameczkiem. Palce miał sztywne, ręce mu się trzęsły.
Claudia drżała, czując jego dotyk.
- Właściwie nieźle się bawiłam dziś wieczorem - próbowała
prowadzić swobodną pogawędkę. - A w dodatku dostałam je
szcze talizman.
- Czy przypuszczasz, że szejk dowiedział się o tych sześcio
rgu dzieciach, które zaplanowałaś? - usiłował żartować David.
- Nie jestem pewna, czy sześcioro dzieci to rzeczywiście
takie błogosławieństwo - powiedziała z wymuszonym uśmie
chem.
-
Może powinnaś się ustatkować, by znaleźć szczęście - za
sugerował, wciąż patrząc na jej odbicie.
O jakim szczęściu mogła myśleć? O szczęściu bez niego?
Serce jej pękało, a oczy pociemniały od cierpienia. Davidowi
w końcu udało się rozpiąć zameczek. Zdążyła schronić się w ła
zience, zanim dostrzegł łzy, które zaczęły spływać po jej poli
czkach.
-I znów zebranie- westchnęła nazajutrz Lucy, kiedy David
i Patrick nie pojawili się w porze lunchu nad basenem. - Chcia
łabym, żeby szejk podjął w końcu jakąkolwiek decyzję.
Po południu Lucy zaczęła się już niepokoić.
- Jestem pewna, że coś jest nie w porządku. Patrick zawsze
dzwoni, jeśli ma się spóźnić.
Mężczyźni pojawili się dopiero o wpół do siódmej. Mieli
poważne miny. Claudia zdenerwowała się, gdy zatrzymali się
R S
w drzwiach i wymienili znaczące spojrzenia, unikając wzroku
przestraszonych kobiet. Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi,
zerwała się z krzesła.
- Co się dzieje? - spytała Lucy.
Wtedy przestali udawać i wybuchnęli triumfalnym śmie
chem.
- Udało się! - krzyczał Patrick. Żona rzuciła mu się z pi
skiem radości na szyję. - Dziś po południu szejk podpisał
w końcu kontrakt.
- Och, jaka cudowna nowina! - Twarz Claudii rozjaśniła
się, a David w odruchu euforii chwycił ją w ramiona i okręcił
dookoła, śmiejąc się głośno. Wtuliła się tak czule w jego objęcia,
że nie mógł się powstrzymać od pocałunku. Drgnęła z rozkoszy,
a wówczas przeraził się i wypuścił ją z ramion.
- Przepraszam. Nie chciałem tego zrobić - usprawiedliwiał
się niezręcznie jak zawstydzony chłopiec. —To wszystko z ra
dości. Straciłem panowanie nad sobą.
- Nie mówmy o tym - uśmiechnęła się. Wewnętrzny głos
ostrzegł ją, by nie dała po sobie poznać, jaką przykrość sprawił
jej, wypuszczając gwałtownie z objęć. - Musiałeś z kimś się
podzielić wspaniałą nowiną, więc dobrze, że byłam pod ręką.
Cieszyli się cały wieczór. Wiadomość o kontrakcie rozeszła
się z szybkością błyskawicy. Zorganizowano improwizowane
przyjęcie w klubie, które trwało niemal do rana. Claudia, po
rwana ogólną atmosferą ulgi i satysfakcji, zapomniała, że przy
szłość GKS Engineering dotyczy jej tylko o tyle, o ile ma zna
czenie dla Patricka i Lucy. Nie włączyła się do optymistycznych
rozmów o rozwoju firmy. Wiedziała, że gdy wejdzie na pokład
samolotu, by wrócić do Londynu, na zawsze zniknie z życia
Davida. Były to jednak zbyt smutne myśli jak na ten wieczór,
więc odsunęła je na bok. Powróci do rzeczywistości jutro rano.
Teraz niech cieszy ją widok twarzy Davida, odmłodzonej, od-
R S
134
prężonej, beztroskiej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jaka
odpowiedzialność za losy pracowników ciążyła na nim i miała
satysfakcję, że nie wyrządziła im szkody, obrażając szejka.
A może nawet przyczyniła się do sukcesu.
- Musisz być bardzo zadowolony - powiedziała do Davida,
gdy późną nocą dotarli do pawilonu gościnnego. Przez cały
wieczór bawili się tak wesoło i swobodnie, że znikło napięcie
między nimi. Ale teraz, gdy zostali sami, rozmowa zaczęła znów
utykać.
- Owszem. - David rzucił się na fotel. — Ten kontrakt ozna
cza wszystko dla przedsiębiorstwa. Przez tak długi czas starali
śmy się usidlić starego Saida, że już niemal straciliśmy nadzieję.
- Spojrzał na Claudię, która przysiadła na brzegu kanapy. Za
stanawiała się, czy nie narzuca mu się zbytnio, ciągnąc tę roz
mowę. - Jestem jednak pewien, że zdecydował się po spotkaniu
z tobą, Patrick żartował, że powinnaś być stałym członkiem
naszego zespołu, negocjacyjnego.
- Czy po podpisaniu kontraktu od razu wrócisz do Londynu?
- odważyła się spytać, nie patrząc na niego.
- Nie. - David również unikał jej wzroku. - Teraz, gdy ma
my już zielone światło, praca dopiero się rozpoczyna. Muszę
zostać przynajmniej na dziesięć dni, a może i na dłużej.
- A czy nie byłoby lepiej, gdybyś trochę odpoczął?.- zary
zykowała spojrzenie na niego. - Wyglądasz na zmęczonego.
. - Odczuła natychmiast zażenowanie, gdyż spostrzegła, że
wpadła w ton poufałej rozmowy małżeńskiej. David jednak chy
ba tego nie zauważył.
- Chciałbym odpocząć od tych nieustannych rozrywek -
przyznał...- Ale wiesz co... - zawahał się. - Może spędziliby
śmy jutro noc na pustyni. Tam jest tak cicho i spokojnie. Czy
pojechałabyś ze mną? - Chciał, by to zdanie zabrzmiało swo
bodnie, ale wyrzucił je z siebie nerwowo.
R S
135
- A może wolałbyś raczej być sam?
- Chciałbym pokazać ci pustynię przed twoim odjazdem, ale
jeżeli wolisz spędzić ten czas z Justinem... - powiedział bez
barwnym głosem.
- Nie! - zawołała, przerażona zarówno -wzmianką
o odjeździe, jak i myślą, że mógłby ją zostawić samą. - To by
dziwnie wyglądało, gdybyś pojechał beze mnie.
- Tak przypuszczam. - David z trudem ukrył radość. -
A więc, jeśli nie masz nic przeciwko temu...
- Nie, nic nie mam przeciwko temu. Chętnie pojadę.
Claudia nie była przygotowana do jazdy na pustynię. Nie
bardzo wiedziała, czego się spodziewać, ale perspektywa tej
wyprawy sprawiła, że czuła się jak nastolatka, wybierająca się
na pierwszą randkę. David załatwił wszystko. Dwa materace
leżały już zrolowane w tyle wozu. Wypożyczył dwa śpiwory,
skłonił też kucharza szejka, by przygotował im kolację na
piknik.
Wyjechali późnym popołudniem. Gdy jeep się zatrzymał,
powietrze przesycone było złotą poświatą wieczoru. Rozłożyli
się na skraju wadi, koryta, wyżłobionego przez wyschniętą daw
no rzekę. Claudii zdawało się, że jest na końcu świata. Było tak
niesłychanie cicho. Aż do horyzontu rozciągała się pustka. Nie
było wozów, ludzi, zwierząt, niczego. Tylko ona i David. Blask
zachodzącego słońca otulał ich nieziemskim światłem i wszy
stko, dotychczas rozpaczliwie powikłane, stało się jasne i proste.
- Myślę - powiedziała powoli - że choćby dla tego widoku
warto było przyjechać do Shofrar.
- Nawet jeśli Justin nie dał się złapać? - próbował zażar
tować.
- Nie interesuję się Justinem, Davidzie. - Patrzyła mu głę
boko w oczy. -I nigdy się nie interesowałam.
R S
136
- A co z tą słynną przepowiednią? - spytał podejrzliwie,
- Myślałem, że to dla niej tu przyjechałaś.
- Przyjechałam, ponieważ moje życie się rozpadło i nie
miałam co zrobić ze sobą. - Spojrzała na zachodzące słoń
ce. - Nigdy nie wierzyłam w tę głupią przepowiednię. Na
wet mając czternaście lat, nie wierzyłam, by ktoś ubrany
w dziwaczny kostium mógł ujrzeć moją przyszłość w szklanej
kuli.
- To dlaczego udawałaś, że wierzysz?
- Żeby cię zirytować. - Wzruszyła ramionami trochę za
wstydzona. - Zachowałam się idiotycznie, wiem. Ale byłeś tak
krytycznie do mnie nastawiony, że nie mogłam ci wyjaśnić
rzeczywistego powodu.
- Lucy mówiła, że miałaś narzeczonego - powiedział spo
kojnie.
- Michaela. Wszystko układało się nam cudownie i myśla
łam, że jest moim przeznaczeniem. Ale on tak nie sądził - do
dała, krzywiąc się w uśmiechu. - Pewnego dnia oświadczył mi,
że zakochał się w kimś innym. Powiedział, że jestem silna i że
w odróżnieniu od tamtej nie potrzebuję nikogo, kto by się mną
opiekował. Może to i prawda, ale wtedy tak nie myślałam. Nad
ciągała trzydziestka i wydawało się, że ostatecznie rozwiały się
wszystkie moje marzenia. Wtedy zadzwoniła Lucy i namówiła
mnie, bym przyjechała tutaj. Zgodziłam się, bo bałam się moich
trzydziestych urodzin. Bałam się, że gdy obudzę się jedenastego
sierpnia, będę już wiedziała, że minęła połowa mojego życia.
A zamiast tego, obudziłam się przy tobie.
. Nastąpiła długa chwila ciszy. Pierwszy przerwał ją David.
- Obawiam się, że nie zachowałem się zbyt sympatycznie,
jak na osobę, z którą miałaś spędzić urodziny.
- Zachowałeś się, jak trzeba. Zirytowałeś mnie i nie dbałam,
co o mnie myślisz, bylebyś tylko mi. nie współczuł.
R S
137
- Żywiłem różne uczucia do ciebie, Claudio, ale mogę za
pewnić, że nigdy ci nie współczułem.
- Ale ja się rozżaliłam sama nad sobą, kiedy samolot miał
awarię- przyznała Claudia. - Jednak teraz... - Podniosła głowę
ku niebu, czując, jak ogarnia ją przestwór, światło, cisza..
--A teraz...-ponaglił ją David
- A teraz jestem zadowolona, że się tu znalazłam. - Znów
popatrzyła spokojnie na Davida.
- Ja również jestem zadowolony. - Ujął jej rękę.
- Naprawdę? - szepnęła bez tchu.
- Naprawdę - potwierdził. - A ty naprawdę nie interesujesz
się Justinem?
- Naprawdę - powtórzyła z uśmiechem.
David przylgnął gorącymi wargami do zagłębienia jej dłoni.
Przez chwilę spoglądali sobie po prostu w oczy, a ta milcząca
rozmowa trwała, dopóki nie uśmiechnęli się jednocześnie do siebie.
Nic nie zostało powiedziane, wyjaśnione, usprawiedliwione.
Claudię przepełniało radosne uczucie, że wszystko dzieje się
tak, jak powinno. Znajdowała się w innym świecie, gdzie istnieli
tylko oni dwoje i ich obezwładniające szczęście. Wszystko dzia
ło się w zwolnionym tempie, jak we śnie. Nie wiedziała, czy to
David przytulił ją do siebie, czy też ona przywarła do niego, ale
w końcu znalazła się w jego ramionach. Ich usta spotkały się
już nie z tłumioną namiętnością, jak dawniej, ale z cudownym
uczuciem bezgranicznej ufności. Claudii zdawało się, że unosi
się w promieniach słońca. Otoczyła ramionami szyję Davida,
poddała się jego pocałunkom i sama go całowała, jak tego od
dawna pragnęła.
- Claudia... - David czułe ujął jej twarz w swoje dłonie.
Nigdy nie przypuszczała, że jego oczy mogą patrzeć tak ciepło,
i uśmiechnęła się do niego z miłością. - Chciałbym cię całować
całymi nocami - wyszeptał- namiętnie.
R S
138
- Nie wierzę ci - powiedziała bez tchu, myśląc o tych dłu
gich, pełnych rozpaczy nocach, kiedy leżeli obok siebie, jak
gdyby dzieliła ich niezgłębiona przepaść.
- Ale to prawda. Chyba miałem ochotę cię całować już
wtedy, gdy siedziałaś obok mnie w tym piekielnym Samolocie,
a ja wdychałem zapach twoich perfum. Twoje włosy w świetle
słońca wyglądały jak złote przędziwo, chciałem zatopić w nich
pałce.
Claudia wyciągnęła się obok niego.
- A ja myślałam, że byłam najbardziej irytującą kobietą, jaką
kiedykolwiek spotkałeś - droczyła się z nim.
- Owszem, byłaś. Ale to nie przeszkadzało mi pragnąć
ciebie.
- Szkoda, że tego nie wiedziałam. Nie stracilibyśmy tyle
czasu... - Wyciągnęła do niego ręce, a on pochwycił je z uśmie
chem.
- Spokojnie - szepnął. - Nie musimy się śpieszyć. Nie za
dzwoni żaden telefon, nikt nie zapuka do drzwi. Jesteś tylko ty
i ja, a cała noc należy do nas.
R S
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
•'— Mój samolot odlatuje pojutrze po południu - oznajmiła
Claudia lekko.
Samochód podskakiwał na koleinach pustynnego traktu, pro
wadzącego do smugi, która majaczyła na horyzoncie, zapowia
dając Telama'an. Wolałaby, wolniejszą jazdę, nie miała ochoty
wracać. Pragnęła zostać na skraju wadi, w błogosławionej ciszy
pustyni. Ostatniej nocy, trzymając Davida w ramionach, prze
konała się, jak bardzo go kocha. Zjedli kolację dopiero wtedy,
gdy wstał księżyc, a potem leżeli, patrząc w gwiazdy. Było im
tak słodko, że Claudia miała łzy w oczach. Nie rozmawiali
o niczym ważnym, po prostu szeptali coś, żeby słyszeć własne
głosy i upewnić się, że to nie jest sen. Claudia zasnęła w końcu
w objęciach Davida i obudziła się dopiero wtedy, gdy pierwsze
promienie słońca dotknęły jej powiek. Prawie nie odzywali się
do siebie, bo o czym można mówić, kiedy przeżyło się cud?
David przyrządził herbatę. Pili ją, siedząc na materacach i pa
trząc, jak niebo staje się błękitne. A potem podniósł ją, i poca
łował mocno, zanim oznajmił, że czas już wracać.
Teraz, kiedy mijały cenne minuty, Claudia nie chciała wspo
minać o odjeździe, ale słowa same wymknęły się jej z ust.
- Więc masz jeszcze odwagę wejść do samolotu? - spytał
żartobliwie, by ukryć, że wstrząsała nim sama myśl, że ona
odjedzie. Chciał tylko cieszyć się jej bliskością i wspominać
minioną noc.
R S
140
- Muszę. - Zrobiło jej się przykro, że wcale się tym nie
przejął.
- A dlaczego nie miałabyś zostać dłużej? - zaproponował
naraz z pewnym przymusem.
- Nie mogę. - Claudia zauważyła jego wahanie. Pomyślała,
że on pragnie tylko ułatwić jej rozstanie. -I tak było mi trudno
dostać urlop w takim gorącym okresie. Ty masz swoją własną
firmę, ale większość ludzi musi dbać o utrzymanie posady.
Chętnie zostałabym, ale jeśli nie wrócę w poniedziałek, znajdzie
się ktoś, kto z największą chęcią zajmie moje miejsce. Nie mogę
ryzykować utraty pracy dla przedłużenia urlopu o parę dni. -
Westchnęłał ze smutkiem patrzyła na zbliżające się zarysy mu
rów miasta. - Boję się, że wracamy do rzeczywistości.
David chciał zaprotestować, spytać, czy miniona noc niebyła
rzeczywista, ale przypomniał sobie słowa Alix: „Żyjemy w re
alnym świecie, kochanie. Było nam ze sobą świetnie, ale nie
mogę z tobą zostać. Potrzebuję kogoś, kto ma lepsze układy, kto
wie, jak poruszać się w świecie mody, kto potrafi mi pomóc.
A poza tym Tony ma masę forsy. To także jest przydatne". Był
wtedy młody, z czasem zapomniał o Ałix, lecz z trudem słuchał,
jak Claudia również mówi o realnym świecie, jak gdyby miłość
stanowiła tylko ucieczkę od rzeczywistości. Może jednak oce
niał ją niesprawiedliwie? Miała w końcu w Londynie własne
życie, pracę, mieszkanie, rodzinę, przyjaciół. To było rzecz jasna
bardziej dla niej realne niż jedna noc na pustyni i nie mógł żądać
od niej, by to odrzuciła.
- Możliwe, że masz rację - powiedział sucho. - Rzeczywi
stość jest inna.
Claudia poczuła, że David się wycofuje i zraniło ją to. Mógł
by przecież zasugerować spotkanie w Londynie. Sama jednak
nie chciała tego zrobić, by nie myślał, że ona mu się narzuca.
Przez resztę jazdy milczeli z urazą. Po powrocie David wziął
R S
141
prysznic, przebrał się i od razu poszedł do biura, nawet nie
całując jej na pożegnanie. Bał się, że chwyci ją w objęcia i za
cznie błagać, by z nim została, ale Claudia dostrzegła tylko, że
zachowywał się szorstko i rzeczowo i że pragnął jak najszybciej
powrócić do swoich spraw.
Przypomniała sobie jednak, że spędzą jeszcze razem dwie
noce. Dziś będą znów razem, próbowała zagłuszyć swoje wąt
pliwości, a gdy tylko David weźmie ją w ramiona, wszystko
skończy się dobrze.
- Tak więc obmyśliłam cudowny plan.
- O!? Jaki? - spytała Claudia z roztargnieniem. Nie była
w stanie słuchać uważnie paplaniny kuzynki.
- Justin odwiezie cię do Menesset! - oświadczyła Lucy
triumfalnie.
- Co? - Claudia została gwałtownie wyrwana z marzenia,
w którym David mówił, że anulował jej bilet i nie pozwoli jej
odjechać.
- Anulowałam twój bilet — rzekła Lucy. :
- Co zrobiłaś?! - Claudia przez chwilę nie mogła połapać
się w sytuacji. Wyglądało to na dziwaczną parodię jej marzeń.
- Wiele myślałam o tym, co mi powiedziałaś i doszłam
do wniosku, że nadarza się doskonała okazja, by wszystko na
prawić.
- Co ja takiego powiedziałam?
- No wiesz, że nigdy nie możesz zostać sama z Justinem, że
nie wiesz, co on do ciebie czuje... Aż do tamtej chwili nie
miałam pojęcia, że zakochałaś się w Justinie. Nie mogłam do
puścić, byś odjechała bardziej nieszczęśliwa, niż przyjechałaś
- tłumaczyła się Lucy. - Justin wspominał, że jutro jedzie do
Menesset i pomyślałam, że mogłabyś zabrać się z nim i mieć
dwa dni oraz całą noc, by się z nim dogadać.
R S
142
- Lucy... - zaczęła Claudia bezradnie.
- Powiedziałam Justinowi, że denerwujesz się lotem po tam
tej awarii i spytałam, czy mógłby cię podwieźć. - Kuzynka
snuła nadał opowieść, jak zadbała o jej szczęście. - Muszę ci
wyznać, Claudio, że natychmiast uchwycił się tej możliwości.
Zgodził się tak skwapliwie, że na pewno jest w tobie zakochany.
Powinnaś mu tylko wyjaśnić, że w rzeczywistości nie jesteś
mężatką. David nie weźmie ci tego za złe, skoro i tak wyjeż
dżasz.
- Ale... - Oszołomiona Claudia urwała, patrząc na Lucy,
Pomyślała, że kuzynka zadała sobie wiele trudu. Z poczuciem
winy wspominała, jak sama wmawiała jej, że zakochała się
w Justinie. A jak ma wyjaśnić teraz, że zależy jej tylko na Da-
vidzie? Nie potrafiła powiedzieć Lucy prawdy. Nie chciała plot
kować o tak drogich jej wspomnieniach ostatniej nocy. Zresztą
nie była pewna uczuć Davida. Nie, nic teraz nie powie. Spróbuje
porozmawiać spokojnie z Justinem i wyjaśnić, że nie może
z nim jechać, a jutro ponownie zarezerwuje miejsce w samolo
cie. A dzisiaj rozważy to wszystko z Davidem, pomyślała,
uśmiechając się. Wszystko będzie dobrze.
Miała jednak gorzko żałować, że ukryła przed Lucy prawdę.
i teraz, i przedtem. Ale w tej chwili sądziła, że najłatwiej uśmie
chać się tylko i pozwolić kuzynce paplać dalej. A potem już
oczywiście okazało się za późno. Były w klubie, kiedy nadeszli
David i Patrick. Justin jednak się nie zjawił. Claudia siedziała
nad basenem i zastanawiała się, kiedy wreszcie będzie mogła
znaleźć się sama z Davidem.
Tymczasem Lucy zdążyła zatrzymać go po drodze i szybko
pociągnęła do jadalni, zdecydowana zaoszczędzić Claudii kło
potliwych wyjaśnień.
- David, właśnie szukałam cię. Czy zrobi ci różnicę, jeśli
Claudia wyjedzie jutro, a nie w niedzielę?
R S
143
- Jutro? David odczuł to jak cios. - Dlaczego?
- Justin jedzie do Menesset i może ją podwieźć.- Lucy
zniżyła głos. - Claudii trudno byłoby powiedzieć ci to, ale ona
zakochała się w Justinie, a to jest jedyna szansa, by spędziła
z nim trochę czasu.
- Czy jesteś pewna, że Claudia tego chciała? - David przez
chwilę myślał, że to jakieś nieporozumienie, ale potem jak w ko
szmarnym śnie patrzył na potakujące gesty Lucy.
- Jestem absolutnie pewna. Claudia zwykle nie mówi
o swoich uczuciach, lecz była okropnie nieszczęśliwa, nie wie
dząc, co Justin czuje do niej. Naprawdę męczyła się, marząc
o nim i udając twoją żonę.
David czuł się tak, jakby otrzymał silny cios w żołądek..
- Zrobiła wszystko, czego chciałeś - ciągnęła Lucy. - Nie
miała przecież zamiaru sprawiać kłopotów Patrickowi. Ale te
raz, gdy dostałeś ten kontrakt, Claudia również powinna otrzy
mać szansę szczęścia. Pozwól jej powiedzieć Justinowi, że
w rzeczywistości nie jest twoją żoną, żeby z nim mogła jutro
wyjechać. Nie jest ci już potrzebna jako żona.
- Nie. - David był zaskoczony, że mówi to tak spokojnie,
choć miał ochotę połamać wszystkie krzesła w jadalni, a potem
zamordować Justina. Dlaczego Claudia nie wyznała mu nic
ostatniej nocy? Czy naprawdę bała się, że sprawi tym kłopot
Patrickowi?
Claudia wiedziała już, że stało się coś złego, gdy David
ukazał się w drzwiach. Uśmiechnęła się, gdy obok Lucy szedł
w jej stronę, ale on patrzył na nią pustym wzrokiem i nie od
wzajemnił uśmiechu.
- Powiedziałam Davidowi, że jutro wyjeżdżasz z Justinem
- oświadczyła Lucy.
- Ależ...-zaczęła Claudia.
R S
144
- Przynajmniej nie będziesz musiała znosić jeszcze raz tego
lotu -przerwał jej David. Mówił głosem lekkim, uprzejmym,
całkowicie opanowanym. Morderczą wściekłość mógł ukryć,
jedynie zachowując lodowaty spokój. - Wydaje mi się, że to
dobry pomysł.
- Nie masz nic przeciwko temu? - spytała niedowierzająco.
- A dlaczego? Jak podkreśliła Lucy, nie jesteś mi już po
trzebna. Wszyscy wiedzą, że zamierzałaś pobyć -tu tylko dwa
tygodnie, więc nikt się nie zdziwi, że wyjeżdżasz dzień wcześ
niej. - Odwrócił się do Lucy. - Czemu Claudia nie miałaby
spędzić ostatniej nocy z tobą? Justinowi byłoby łatwiej zabrać
ją od ciebie, a szejk i tak już wie, że wyjedzie przede mną.
- To cudowny pomysł - zawołała Lucy z entuzjazmem.
Claudia bezradnie wpatrywała się w Davida. Dlaczego się
tak zachowywał? Nie pozwolił jej nawet nic wyjaśnić. Przecież
na pewno się domyślał, że to z nim chciała spędzić ostatnie
chwile.
- A co z moją walizką? - spytała zgnębionym głosem.
- Może Patrick podwiezie cię, żebyś mogła się spakować?
- Spojrzał na kolegę, który skinął głową, ale nie zdradził swoich
myśli. - Ja muszę wrócić do biura i czekać na faks z Londynu.
Claudia nie wierzyła własnym uszom. Więc wolał czekać na
faks, niż zostać z nią jeszcze chwilę i dać jej jakoś do zrozumie
nia, że tamta noc cokolwiek dla niego znaczyła.
- Możemy więc pożegnać się już teraz - zaproponował
z chłodną uprzejmością. -Dziękuję za to, że tak mi pomogłaś
u szejka. Z pewnością chętnie znów staniesz się kobietą nieza
mężną.
Niedowierzanie Claudii zastąpił gwałtowny poryw gniewu.
Jak śmiał traktować ją jak człowieka obcego? Jeżeli David
sądził, że ona naprawdę jest kobietą, która mogłaby spędzić noc
z jednym mężczyzną, a potem spiesznie aranżować romans
R S
145
z następnym, to nie powinna go kochać. Niech się wynosi ten
arogancki, głupi samiec. Nic ją to nie obchodzi.
- Do widzenia - rzekła ze sztucznym uśmiechem. - Było
mi bardzo przyjemnie cię poznać.
Przez chwilę skrzyżowały się ich gniewne i rozgoryczone
spojrzenia. Potem David odwrócił się, skinął głową Patrickowi
i Lucy i zniknął w budynku klubowym. Odszedł,
- Czy Claudia odleciała bez przeszkód? - Przez kilka dni
David odrzucał wszystkie zaproszenia, ale gdy Patrick niemal
siłą zaciągnął go do klubu, nie mógł już dłużej unikać Lucy
i musiał zadać jakieś niezobowiązujące pytanie dotyczące jej
kuzynki.
- Tak przypuszczam - rzekła Lucy markotnie, - Dotarła do
Menesset na czas, ale podróż nie przebiegła tak, jak tego pra
gnęła. Gdy Justin przyjechał po nią, siedziała obok niego Fiona
Phillips i biedna Claudia zmuszona była grać rolę przyzwoitki.
Biedna Claudia - powtórzyła z westchnieniem. - Nic nie układa
się po jej myśli.
Davida zirytował bezsensowny skurcz serca, jaki uczuł w tej
chwili. Po wyjeździe Claudii próbował na próżno wyrzucić ją
z pamięci. Wydawało mu się, że żyje z widmem. Zapach jej
perfum trwał jeszcze w pościeli, stale odczuwał jej obecność,
nieraz odwracał się nagle, spodziewając się, że zobaczy ją za
plecami.
- Czy... Claudia bardzo się zmartwiła?
- Nie rozmawiałyśmy wiele, ale miałam wrażenie, że starała
się powstrzymać od płaczu. Nigdy nie widziałam, by była aż tak
zgnębiona.
Dla Davida początkowo liczyło się tylko to, że Claudia nie
spędziła nocy z Justinem. Przez chwilę nie dręczył się już za
zdrością. Nadal jednak myślał z bólem, że dobrowolnie porzu-
R S
146
ciła go i odjechała z Amerykaninem, spodziewając się, że bę
dzie z nim sama. To jego wina, że zakochał się w Claudii, choć
doświadczenie z Alix powinno go ostrzec, że nie jest to kobieta
dla niego. Nie ma rady - należy zamknąć wspomnienia w szka
tułce z napisem „Jeszcze jedna bolesna lekcja" i zapomnieć.
Claudia robiła wszystko, by wygnać Davida z pamięci. Rzu
ciła się w wir pracy, dobrowolnie podejmowała się najtrudniej
szych zadań w nadziei, że gdy wróci do domu, będzie zbyt
zmęczona, by o nim myśleć. Ciągnęła przyjaciół na przyjęcia,
koncerty, do kin i teatrów, wszędzie, gdzie nie trzeba było roz
mawiać. Czuła się o wiele gorzej niż po zerwaniu z Michaelem.
Wtedy przede wszystkim cierpiała jej ambicja, ale nie doznała
tak bolesnej straty, nie miała poczucia straszliwej pustki. Teraz
wspomnienie Davida prześladowało ją nieustannie i napełniało
bólem. Pomyślała, że nie może tak dłużej, żyć. Po upiornym
tygodniu, który przetrwała z trudem po powrocie do Londynu,
postanowiła odrzucić dumę i raz jeszcze spróbować porozumieć
się z Davidem. Wiedziała, że będzie przerażona i zakłopotana,
ale jeśli istnieje choć najmniejsza szansa, żeby. naprawić to, co
się stało, musi podjąć ryzyko. To, co przeżyli pod gwiazdami,
sprawiało, że warto było nie cofać się przed walką. David musiał
chyba już wrócić do Londynu.. Powinna zadzwonić i spytać, czy
zechciałby się z nią spotkać. Przerzuciła książkę telefoniczną,
ale kiedy odnalazła numer GKS Engineering, zawahała się.
David czuł się zmęczony. Przesunął dłonią po twarzy i spró
bował zająć się jakąś nadesłaną mu ofertą, ale nie potrafił się
skoncentrować. Był siedemnasty września, dzień jego czter
dziestych urodzin. Nigdy dotąd życie nie wydawało mu się tak
puste i ponure. Claudia powiedziałaby, że przeżywa kryzys.
Claudia... Myśl o niej raniła mu serce. Miał nadzieję, że poczuje
R S
147
się lepiej po powrocie do Londynu, gdzie nie czyhały na niego
wspomnienia. Ale dopadły go, gotowe osaczyć, w chwili kiedy
najmniej tego pragnął. Bał się wracać do pustego domu i do
późna pracował w biurze. Z każdym dniem był coraz bardziej
zmęczony i zdenerwowany. Westchnął, odsunął ofertę i otwo
rzył szufladę biurka. Leżał tam prezent szejka dla Claudii, na
szyjnik, który wyjeżdżając zostawiła na toaletce. David bez
wiednie potarł ręką tulejkę z talizmanem i naraz podjął decyzję.
Musi zobaczyć Claudię, choć nie wiedział, co jej powie ani co
zrobi. Sięgnął po telefon i wybrał szybko numer, lękając się, że
znów zmieni decyzję.
- Patrick? Tu David. - Odchrząknął. - Przepraszam, że
przeszkadzam ci w domu, ale Claudia nie zabrała swojego na
szyjnika i pewnie chciałaby go odzyskać. Mógłbym go jej pod
rzucić, gdybym znał adres...
Claudia stała przed budynkiem GKS i z lękiem patrzyła
na połyskującą szklaną fasadę. Aż do tej pory nie zdawała so
bie sprawy, jak bogaty i wpływowy jest David. Czemu taki
facet miałby tracić czas dla niej? Potem jednak przypomnia
ła sobie, jak bezpiecznie czuła się przy nim nocą na pustyni.
Musi wierzyć, że człowiek, przebywający w tym wspaniałym
budynku, jest tym samym, który siedząc na zniszczonym mate
racu, parzył dla niej herbatę. O ile jeszcze był w gmachu. Clau
dia wielokrotnie brała słuchawkę telefonu, by do niego zadzwo
nić, ale traciła odwagę. A co się stanie, jeśli powie coś niewła
ściwego albo on będzie zajęty, lub nie będzie chciał z nią roz
mawiać? W końcu doszła do wniosku, że pójdzie do niego.
Wszystko jest lepsze niż ta nieustanna udręka. Odetchnęła głę
boko i wkroczyła przez imponujące drzwi do jasno oświetlone
go atrium. Podeszła zdecydowanym krokiem do biurka recep
cjonistki.
R S
148
- Chciałabym się zobaczyć z panem Davidem Stirlingiem
-oznajmiła.
- Czy była pani umówiona? - spytała uprzejmie urzędni
czka.
- Nie. - Claudia straciła odwagę. - To... to... sprawa oso
bista - oświadczyła desperacko.
- Proszę chwileczkę poczekać. - Recepcjonistka odwróciła
się, mówiąc coś do słuchawki. Tymczasem Claudia wpatrywała
się niewidzącym wzrokiem w tablicę z listą personelu kierow
niczego. Dopiero po kilku minutach dostrzegła figurujące na
pierwszym miejscu nazwisko „D.J. Stirling. Dyrektor naczel
ny". D.J.?
„Widzę, że inicjały J i D będą dla ciebie bardzo ważne",
przypomniała sobie słowa wróżki i lekki dreszcz przebiegł jej
po plecach. Przecież nic nie wspomniała o kolejności, w jakiej
powinny występować te litery.
- Przykro mi - powiedziała ze współczuciem, ale stanowczo
recepcjonistka. - Właśnie wychodzi.
- Czy mogę porozmawiać z jego sekretarką?
Na dwunastym piętrze David wkładał marynarkę i uprzedzał
Jan, swą cierpliwą sekretarkę, że wcześniej wychodzi. Zadzwo
nił telefon.
- W recepcji jest Claudia Cook - zawiadomiła go Ian, przy
krywając słuchawkę dłonią. - Nie chce powiedzieć, o co chodzi,
ale podobno to bardzo ważne. Czy mam jej wyznaczyć spotka
nie?
- Nie. - David spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem. -
Nie. Powiedz jej, że schodzę na dół.
Serce Claudii waliło jak młotem. Niemal zamarło, kiedy
otworzyły się drzwi windy i ukazał się David. On również wpa
trywał się w nią, jak gdyby bał się, że zniknie, chociaż stała
przed nim. Nie był w stanie wykrztusić ani słowa, tylko napawał
R S
149
się jej obecnością i starał się uwierzyć, że to jawa, nie sen.
Trwałoby to zapewne jeszcze długo, gdyby naraz drzwi windy
nie zaczęły się zamykać. Oboje rzucili się naprzód, by ją zatrzy
mać. Skończyło się na żałosnej kotłowaninie, częściowo w win
dzie, częściowo na zewnątrz. Wreszcie wydostali się z niej na
korytarz i Claudia uczyniła heroiczny wysiłek, by uspokoić
swoje rozszalałe serce.
- Sekretarka powiedziała, że już wychodzisz. Przepraszam,
jeśli jesteś zajęty. Nie będę cię długo zatrzymywać.
- Nieważne. - David już się opanował. - Czy chciałabyś
wejść do mojego biura? - Tam będzie lepiej, pomyślał. Chłod
niej, spokojniej i może mniej się przerazi, gdy ją chwyci w ra
miona, by już nie wypuścić.
Wrócili więc do biura. Sekretarka, która już zbierała się do
.wyjścia, popatrzyła na nich z ciekawością. David wyglądał na
wykończonego, a piękna dziewczyna obok niego wcale nie le
piej. Jan była zbyt doświadczoną sekretarką, by skwitować
uśmiechem niezborne jąkanie zakłopotanego szefa.
- Czy mogę już pójść?
- Oczywiście, wspaniałe, naturalnie.
Otworzył Claudii drzwi do gabinetu, ogromnego i jasnego.
Weszła tam na drżących nogach i zatrzymała się, milcząc. Tyle
razy powtarzała sobie, co chce mu powiedzieć, ale teraz czuła
zupełną pustkę w głowie. Pragnęła tylko rzucić się Davidowi
w objęcia i prosić, by ją przytulił.
- Nie spodziewałem się ciebie zobaczyć - odezwał się wre
szcie David po dłuższym milczeniu.
- Nie. - Z trudem zaczęła mówić dalej: - Bardzo chciałam
cię widzieć. Wiele myślałam od czasu, gdy opuściłam Shofrar.
- O czym?
- O przeznaczeniu - odparła z półuśmiechem.
- O przeznaczeniu? - David nagle zląkł się, że ona zacznie
R S
150
mówić o Justinie.- Sądziłem, że w to nie wierzysz - dorzucił
z goryczą.
- Nie wierzyłam i nie wierzę. Nie można przepowiedzieć
przyszłości. Sami kształtujemy swój los. Nie spotkałam prze
znaczenia, gdy skończyłam trzydzieści lat, lecz spotkałam ciebie
- dodała miękko i po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. -Nie
sądzę, by to los zdecydował, że mamy być razem - ciągnęła,
zbierając siły. - Ale wiem, że jedynie z tobą wiążę nadzieję na
szczęście. Nie mogłabym zostawić tego przeznaczeniu, musia
łam przyjść i powiedzieć ci to sama.
Nastąpiła chwila martwej ciszy.
- Nie potrzebujesz nic mówić - zaczęła znów desperacko.
- Prawdopodobnie głupio zrobiłam, przychodząc, tutaj. Nie
chciałam wprawiać cię w zakłopotanie, ale tylko powiedzieć, że
cię kocham.
David wciąż stał nieruchomo.
- T o nie był dobry moment. - Claudia potknęła, się zawra
cając ku drzwiom. - Właśnie wychodziłeś i nie powinnam cię
zatrzymywać. Już idę,
- Claudia... - odezwał się David spokojnym tonem. Stanęła
i odwróciła się do niego. - Czy chcesz wiedzieć, dokąd miałem
właśnie pójść?
Wyciągnął z kieszeni kawałek papieru i pokazał jej. Litery
skakały jej przed oczyma, pełnymi łez. Wreszcie zrozumiała,
- T o przecież mój adres...
- Dostałem go od Patricka. Szedłem do ciebie.
- Dlaczego? - Wciąż jeszcze nie wierzyła, że może mieć
nadzieję.
- Chciałem ci powiedzieć, że nie mogę bez ciebie żyć - po
wiedział po prostu. - Kocham cię. Kocham cię, kocham cię
- powtarzał, całując jej włosy, czoło i oczy. - Tak bardzo za
tobą tęskniłem. Nie powinnaś mnie nigdy porzucać.
R S
151
. - To ty nie pozwól mi nigdy odejść - odparła wtulona w je
go ramiona.
- Nie pozwolę.
- To dlaczego nie powiedziałeś nic przed moim wyjazdem?
Usiedli obok siebie na kanapie,
- Lucy przekonywała mnie, że chciałaś jechać z Justinem.
Wierzyć mi się nie chciało, ale była tak pewna siebie, że nagle
wydało mi się, że nasza noc nie miała dla ciebie większego
znaczenia. Przypomniało mi się, co mówiłaś o powrocie do
rzeczywistości i pomyślałem, że próbujesz w taktowny sposób
dać mi do zrozumienia, że między nami koniec. Nie ufałem ci
w pełni. Obawiam się, że to wina Alix.
- Alix? - zapytała Claudia, sztywniejąc, z takim przeraże
niem w głosie, że David się uśmiechnął.
-- Miałem dwadzieścia cztery lata, kiedy zaręczyłem się z nią.
Była bardzo piękna i bardzo ambitna, a mnie brakowało doświad
czenia, by zorientować się, z jaką determinacją dąży do swoich
celów. W końcu odkryłem, że romansuje ze swoim szefem w cza
sie wyjazdów zagranicznych. Gdy ją wypytywałem, była zasko
czona, że mi to przeszkadza. Zarzuciła mi, że nie żyję w realnym
świecie. Dałem sobie radę z tym, ale to przeżycie sprawłio, że odtąd
nieufnie traktowałem i piękne kobiety, i rzeczywisty świat.
- To dlatego czułeś do mnie taką niechęć przy pierwszym
spotkaniu...
- Nie czułem niechęci, ale początkowo przypominałaś mi
Alix. Nie jesteś jednak do niej podobna i nigdy nie byłaś. Ale
kiedy zaczęłaś mówić o realnym świecie... Wydawało mi się,
że chcesz złapać Justina. Stałem się tak zazdrosny i nieszczęśli
wy, że przestałem myśleć rozsądnie. I tak było aż do dziś, do
chwili gdy postanowiłem pójść do ciebie.
- Wciąż nie rozumiem, jak mogłeś pomyśleć, że jestem
zakochana w Justinie.
R S
152
- Przecież Lucy nie miała żadnych wątpliwości - uspra
wiedliwiał się. - Potem opowiadała, że wyglądałaś na zrozpa
czoną, gdy Justin zjawił się razem z Fioną.
- Wyglądałam tak, bo całą noc spędziłam, płacząc z tęskno
ty za tobą. - Wreszcie mogła się roześmiać na wspomnienie
owej upiornej podróży. - Lucy zaproponowała Justinowi, żeby
mnie podwiózł, a on uczepił się tego pomysłu, bo miał nadzieję,
że rodzice Fiony pozwolą jej również z nim pojechać. Byłam
więc ich przyzwoitka, ale nie najlepszą. Zaręczyli się jeszcze
przed Menesset.
- Czy wiesz, jaki dziś dzień, Claudio?
- Siedemnasty... - wyprostowała się nagle. - Siedemnasty
września to twoje urodziny.
- Czterdzieste - potwierdził z uśmiechem.
- Wszystkiego najlepszego - ucałowała go serdecznie. -
Jak czujesz się, mając czterdzieści lat?
- Cudownie. Sama zobaczysz za jakiś czas.
- Być może, za dziesięć lat. Ale chwilowo jestem szczęśli
wa, że mam trzydziestkę. - Przytuliła do niego policzek. - Wy
daje mi się, że teraz właśnie przeżywam najcudowniejszy okres
swego życia.
- Potem będzie jeszcze lepiej - obiecał, znowu ją całując.
- Ale nie mam dla ciebie prezentu - mruknęła.
- Powiedz, że za mnie wyjdziesz - oświadczył, - Niczego
więcej nie pragnę.
- Chyba powinnam - rzekła, udając, że się zastanawia. -
Może będziesz musiał negocjować następny kontrakt z szejkiem
i jak sobie dasz radę beze mnie?
- A skoro mowa o szejku... - David wyjął z kieszeni srebr
ny naszyjnik, który miał stanowić pretekst dla jego wizyty
u Claudii. - To był twój pierwszy prezent ślubny. Możesz go
teraz nosić z czystym sumieniem.
R S
153
- Zdaje się, że amulet działa. - Claudia patrzyła na naszyj
nik z zachwytem. - Przynajmniej, jeśli chodzi o szczęście. A te
raz możemy zacząć starać się o sześcioro dzieci.
R S