CECILY VON ZIEGESAR
TYLKO
TYLKO
TYLKO
TYLKO
CIEBIE
CIEBIE
CIEBIE
CIEBIE
CHce
CHce
CHce
CHce
plotkara 6
plotkara 6
plotkara 6
plotkara 6
Przeklad Malgorzata Strzelec
Tytul oryginalu
YOU'RE THE ONE THAT I WANT
- 1 -
A jesli milosc, czym jest, rzecza jaka?
Jesli jest dobra, czemu torturuje?
Geoffrey Chaucer Troilus i Kresyda
przekl. M. Slomczynski
*
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
Znacie to powiedzenie: dzisiaj jest pierwszy dzien reszty twojego zycia? Zawsze myslalam, ze brzmi
to tak sentymentalnie, ale dzis odkrylam, ze ma gleboki sens. Poza tym zaczynam myslec, ze nie ma
nic zlego w byciu sentymentalnym. Przeciez idac rano do szkoly, mozna zyczyc portierowi milego
dnia, kiedy otwiera ci drzwi. I dlaczego wlasciwie nie zatrzymac sie, zeby powachac bzy, które rosna
przed domami wzdluz Piatej Alei? A skoro juz przy nich stoisz, to zaszalej i wlóz za ucho galazke bzu.
Dopiero kwiecien, ale juz mozesz wlozyc te nowe skórzane klapki od Coacha w odcieniu miety no
wiesz, te z wyhaftowana zólta rózyczka, które nosisz po domu od miesiaca. Wreszcie mozesz w nich
wyjsc! Oczywiscie, pewnie bedziesz miala problemy w szkole, bo to nieprzepisowe obuwie, ale jak
inaczej pochwalisz sie nowym brazylijskim pedikiurem?
Wiem, wiem. Pewnie pomyslicie, ze zwariowalam, bo tyle we mnie mu. Ale w tym tygodniu wszyscy
- 2 -
sie dowiemy, czy dostalismy sie do college'ów, do których skladalismy papiery. Jak na razie to
najpowazniejszy moment w naszym zyciu. Od tej chwili raz na zawsze bedziemy zaszufladkowani
wedlug szkól, które wybralismy, czy raczej wedlug szkól, które nas wybiora: kujon dostal sie do Yale,
czwórkowa lesbijka siatkarka laduje w Smith, ekscentrycznej dziedziczce fortuny ojciec kupil przyjecie
do Browna. Mówie tylko ze moze warto spojrzec na to z jasniejszej strony. Listy zostaly juz wyslane -
co sie stalo, to sie nie odstanie. Ja w kazdym razie jestem gotowa na nastepny krok.
TA GLUPIA GRA, W KTÓRA KIEDYS WSZYSCY GRALISMY (I PO CICHU NADAL TO ROBIMY)
Skoro sprawa przyjecia do college'u jest juz prawie za nami, nadszedl czas, aby skupic sie na czyms
równie waznym: naszym zyciu milosnym. Najwyzszy czas abys ty i twój wymarzony chlopak (dodaj do
kazdej linijki „w lózku”):
Wypili po wlochatym pepku i zasneli az do switu
Karmili sie nawzajem lodami z goracym kajmakiem
Poogladali stare filmy
Ponurkowali nago
Popuszczali kólka z dymu
Zagrali w twistera.
Zafundowali sobie zmywalne tatuaze
Wybrali imiona dla dzieci
Urwali sie z WF - u
Spróbowali bikram jogi.
Oczywiscie nie namawiam do niczego niezgodnego z prawem. Zdecydowanie to nie jest dobry czas,
zeby cos schrzanic. Slyszeliscie o tej obiecujacej mlodej aktorce, która w zeszlym roku dostala sie do
Harvardu, a potem uciekla na caly maj do LA, do swojego chlopaka, tez aktora? Przyjecie do
Harvardu... cofnieto! Ta lista to najprostszy znany mi sposób, zeby zrzucic z siebie kilogramy stresów,
które ostatnio na nas ciazyly Pomysl z dieta tez moze byc nie od rzeczy!
Wasze e - maile
P: Droga Plotkaro!
Chcialam ci podziekowac za podtrzymanie mnie na duchu, kiedy bylam klebkiem nerwów.
- 3 -
Nie wiem, jak ty, ale ja zlozylam papiery do dwunastu szkól i ostatniej nocy snilo mi sie, ze
nie przyjeto mnie do zadnej. Mozesz mi powiedziec, dlaczego nie powinnam uciec do
Meksyku? 3maj sie.
róza
O: Droga rózo!
Meksyk to fajny pomysl, ale dwanascie szkól? Daj spokój, na pewno dostaniesz sie chociaz
do jednej, jesli nie do wszystkich dwunastu! Jezeli masz ochote rzucic sie z mostu, nim
nadejdzie te dwanascie listów, to trzymaj sie swoich przyjaciól.., no chyba ze sie boisz, ze
sami chca cie zepchnac! To trudny czas dla nas wszystkich.
P
P: Droga P!
Wiec ta dziwaczka z Connecticut, ta z odwyku, na dobre zniknela z zycia N? Bo jesli on jest
sam, to zamierzam rzucic sie na niego.
s.zybka
O: Droga s.zybka!
Przykro mi, kochanie, ale musisz poczekac w kolejce - i zadnego wpychania sie poza
kolejnoscia! Niestety, ktos juz go dorwal. Wlasciwie to zawsze bylo jej miejsce i tak pewnie
zostanie. Pewnie wiesz, o kim mówie. Ale nie badz zazdrosna: Jej zycie jest dalekie od
doskonalosci.
P
Na celowniku
N spaceruje i przypala na schodach Metropolitan Museum of Art. Podejrzewam, ze teraz - kiedy jest
kapitanem druzyny lacrosse i nie spotyka sie juz z ta absurdalnie pokrecona panienka z odwyku -
moze sie wreszcie rozluznic i cieszyc zyciem. B urywa sie dzis rano z apelu i pedzi do domu. Ma
nadzieje - choc szanse sa niewielkie - ze komisja z Yale tak bardzo chce ja przyjac, ze wystala list
poranna poczta. To dopiero klebek nerwów! Widziano ja takze w dziale z bielizna w Barneys -
przymierzala komplet, który mozna opisac tylko jako „szukam okazji”. S obgryza paznokcie, opalajac
sie na Owczej Laczce, a przygladaja jej sie setki zachwyconych chlopaków. Czym wlasciwie ona sie
- 4 -
tak martwi? D i V udaja, ze sie nie widza, gdy stoja w kolejce po bilety na nowy film Kena Mogula
Angelika. J przymierza u Bergdorfa Goodmana pantofle od Manola z wezowej skórki, na które jest juz
lista oczekujacych. Czym wlasciwie ma zamiar za nie zaplacic i gdzie zamierza je nosic? Moze to
jeszcze dzieciak, ale ma spore ambicje.
NA WYPADEK, GDYBYSCIE CHCIELI PRZEZYC NA NOWO TE CENNE CHWILE...
V kreci film dokumentalny o tym calym zamieszaniu wokól przyjec do college'ów. Mysle, ze to dobra
okazja, zeby wyrzucic cos z siebie i miec swoje cztery minuty slawy. W ciagu nastepnych dwóch
tygodni bedzie krecila po lekcjach przy fontannie Bethesda w Central Parku.
Trzymam za was kciuki wszystkimi czterema konczynami. Powodzenia!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
B jest gwiazda w jej wlasnym, malym filmie
- Po prostu powiedz, jak sie teraz czujesz. No wiesz, skoro w tym tygodniu przyjda informacje
z college'ów i tak dalej.
Vanessa Abrams zerknela przez kamere i poprawila obiektyw tak. zeby w kadrze zmiescily sie
wiszace kolczyki Blair z jadeitów i krysztalów Swarovskiego. Bylo przyjemne kwietniowi - popoludnie i
park zamienil sie w dom wariatów. Za plecami Blair i Vanessy grupa chlopców z ostatniej klasy ze
Szkoly Swietego Judy ganiala za frisbee po tarasowych schodach wychodzacych na fontanne
Bethesda, przeklinajac i przytrzymujac sie nawzajem - efekt tlumionego stresu zwiazanego z
przyjeciami do college'ów. Wokól fontanny lezaly wyciagniete idealnie opalone i wymanikiurowane
ciala dziewczat ze szkól srednich przy Upper East Side. Dziewczyny palily papierosy i wcieraly w nogi
najnowszy balsam do opalania Lancôme'a, podczas gdy skrzydlata kobieta z brazu, stojaca posrodku
fontanny, wyrozumiale patrzyla na nie z góry.
Vanessa nacisnela guzik nagrywania.
- Mozesz zaczynac, gdy bedziesz gotowa.
Blair Waldorf oblizala blyszczace usta i odgarnela za uszy odrastajace juz, krótko przyciete
- 5 -
wlosy. Pod prosta czarna koszulka polo i szarym mundurkiem Constance Billard miala nowa bielizne -
stringi i stanik z turkusowego jedwabiu i czarnej koronki, komplet, który kupila w dziale z bielizna w
Bameys. Oparla plecy o brzeg fontanny i usiadla wygodniej na zlozonym reczniku kapielowym, który
Vanessa dala jej do siedzenia.
Goracy dzien i stringi to fatalne polaczenie.
- Obiecalam sobie, ze jesli dostane sie do Yale, w koncu zrobimy to z Nate'em - zaczela Blair.
Spuscila wzrok i zaczela bawic sie rubinowym pierscionkiem, który nosila na lewej dloni. - Wlasciwie
to nawet nie wrócilismy do siebie.., jeszcze nie. Ale oboje wiemy, ze chcemy tego i gdy tylko list
przyjdzie... - Spojrzala w kamere, ignorujac dziwaczne, przenikliwe spojrzenie Vanessy, dziewczyny o
ogolonej glowie, noszacej czarne wojskowe buty. - Dla mnie to nie tylko o seks tu chodzi, ale o cala
moja przyszlosc. Yale i Nate to dwie rzeczy, których zawsze pragnelam.
Przechylila glowe. Wlasciwie to chciala mnóstwa rzeczy. Ale wylaczajac przesliczne srebrne
sandalki z wezowej skórki na platformie od Christiana Louboutina, te dwie rzeczy byly najwazniejsze.
- Chcialbys, frajerze! - krzyknal jakis chlopak i zlapal frisbee tuz przed nosem kumpla.
Blair zamknela niebieskie oczy i otworzyla je znowu.
- A jesli sie nie dostane... - zrobila pauze dla efektu. - Ktos, do cholery, zaplaci mi za to.
Moze powinna w tym tygodniu nosic kaganiec.
Blair westchnela, siegnela pod koszulke i poprawila ramiaczka stanika.
- Niektórzy z moich przyjaciól, na przyklad Serena i Nate, nie przejmuja sie tak bardzo sprawa
college'u. Ale to dlatego, ze nie musza mieszkac z matka, która jest zdecydowanie za stara na ciaze, i
to z tlustym, odrazajacym ojczymem. W koncu nawet nie mam juz wlasnego pokoju! - Otarla lze i
posepnie spojrzala w kamere. - To wlasciwie moja jedyna szansa na szczescie. Chyba na to
zasluzylam, no nie?
Sygnal na brawa.
N ma ochote posmakowac jej blyszczyku
Nate Archibald doszedl do konca promenady obsadzonej wiazami, prowadzacej do tarasu i
fontanny Bethesda, rzucil niedopalek skreta wypalonego niemal do konca i minal kumpli grajacych
we frisbee. Jakies trzy metry od niego u podstawy fontanny siedziala ze skrzyzowanymi nogami Blair
i mówila do kamery. Wygladala na zdenerwowana i niewinna. Jej delikatne dlonie poruszaly sie przy
- 6 -
lisiej twarzyczce, a krótki mundurek ledwo zakrywal umiesnione uda. Nate odrzucil zlocistobrazowe
loki z zielonych oczu i wsunal rece do kieszeni spodni w kolorze khaki. Blair wygladala naprawde
seksownie.
W tej samej chwili wszystkie dziewczyny w parku myslaly dokladnie to samo, tyle ze na jego
temat.
Nate mgliscie kojarzyl te dziwna dziewczyne z ogolona glowa, stojaca za kamera. Normalnie
Blair nie chcialaby miec z nia nic wspólnego, ale nigdy nie przegapilaby okazji, zeby opowiedziec o
sobie. Blair lubila byc w centrum zainteresowania. I chociaz Nate z nia zerwal i zdradzil ja kilkanascie
razy, nadal lubil poswiecac jej swoja uwage. Zanurzyl dlonie w fontannie, przeszedl za Blair i
ochlapal ja delikatnie - kilka kropel wyladowalo: na jej odslonietym ramieniu.
Blair blyskawicznie odwrócila sie i zobaczyla Nate'a. Wygladal bardziej seksownie niz
kiedykolwiek. Byl w wypuszczonej bladozóltej koszulce z rozpietym kolnierzykiem i podwinietymi
rekawami, dzieki czemu widziala jego cudowne, opalone miesnie i idealna twarz.
- Nie podsluchiwales tego, co mówilam, prawda? - zapylala ostro.
Pokrecil glowa, a ona wstala z recznika, calkowicie ignorujac Vanesse. Jesli idzie o Blair, juz
skonczyly.
- Hej. - Nate pochylil sie i pocalowal ja w policzek. Pachnial dymem, swiezym praniem i nowa
skóra - dokladnie tym. czym powinien pachniec chlopak.
Mniam.
- Czesc. - Blair obciagnela mundurek.
Dlaczego, do diabla, nie dostala sie do Yale juz dzisiaj?
- Wlasnie przypominalem sobie, jak zeszlego lata prawie calkowicie uzaleznilas sie od ciastek
przekladanych lodami - powiedzial Nate.
Nagle poczul, ze ma ochote zlizac z jej ust ten slodko pachnacy blyszczyk i przejechac
jezykiem po jej zebach.
Udala, ze poprawia nowe kolczyki, zeby je zauwazyl.
- Jestem zbyt zdenerwowana, zeby jesc, ale lemoniada to bylby teraz swietny pomysl.
Nate usmiechnal sie. a Blair wsunela mu reke pod ramie, tak jak zawsze to robila, gdy szli
razem. Przebiegl ja stary, dobrze znany dreszczyk. Zawsze tak bylo, gdy znowu wracali do siebie -
wygodnie, a zarazem ekscytujaco. Podeszli do straganu ustawionego na szczycie schodów i Nate
kupil dwie puszki lemoniady Country Time. Usiedli potem na pobliskiej lawce. Nate wyciagnal z
oliwkowego plóciennego plecaka firmy Jack Spade srebrna piersiówke.
Czas na drinka!
- 7 -
Blair odpuscila sobie lemoniade i zlapala butelke.
- Nie wiem. czym sie tak denerwujesz - uspokajal ja Nate. Jestes najlepsza uczennica w
klasie.
Sam mial ambiwalentne odczucia, jesli idzie o przyjecie do college'u. Zlozyl papiery do pieciu
szkól i - to prawda - chcial sie dostac do którejs z nich. ale byl pewny, ze bedzie sie swietnie bawil,
niezaleznie od tego, gdzie wyladuje.
Blair wziela jeszcze jeden lyk z piersiówki, nim ja oddala.
- Na wypadek, gdybys zapomnial: totalnie spieprzylam obie rozmowy kwalifikacyjne -
przypomniala mu.
Nate slyszal o jej niewielkim zalamaniu nerwowym w czasie pierwszej rozmowy
kwalifikacyjnej do Yale i o tym, ze na koniec pocalowala rozmawiajacego z nia czlonka komisji. Sly-
szal lez o przelotnym flircie w pokoju hotelowym z absolwentem, który mial przeprowadzic z nia
druga rozmowe. W pewnym sensie byl odpowiedzialny za obie wpadki. Po kazdym zerwaniu Blair
strasznie sie wsciekala.
Wyciagnal reke i poprawil pierscionek z rubinem na jej dloni.
- Wyluzuj. Wszystko bedzie dobrze - powiedzial kojacym glosem. - Obiecuje.
- W porzadku - zgodzila sie Blair, chociaz prawda byla taka, ze nie przestanie sie zamartwiac,
dopóki nie powiesi nad lózkiem powiadomienia o przyjeciu do Yale w srebrnych robionych na
zamówienie ramkach od Tiffany'ego. Wlaczy nowy krazek Raves, przy którym zawsze sie napalala,
chociaz wlasciwie byl dose glosny i wstretny, polozy sie na lózku, bedzie czytac raz za razem list z
Yale, podczas gdy Nate wykorzysta jej nagie cialo...
- I dobrze. - Nate pochylil sie i zaczal ja calowac, przerywajac jej seksualna fantazje.
Blair jeknela w duchu. Gdyby tylko mogla kochac sie z nim tu i teraz, na tej starej, brudnej
lawce w Central Parku! Ale musiala poczekac na wiadomosci z Yale. Obiecala to sobie.
jedyna rzecz, której S nie ma
Na drugim korku promenady Serena van der Woodsen zajadala czekoladowe lody na patyku i
zajmowala sie swoimi sprawami, kiedy zauwazyla na lawce dwoje swoich najlepszych przyjaciól.
Prawic sie pozerali i wygladali jak zywa reklama prawdziwej milosci. Serena westchnela. Szla powoli
i oblizywala loda.. Gdyby tylko prawdziwa milosc mozna bylo kupic.
- 8 -
Owszem, miala miliardy chlopaków, którzy totalnie sie w niej durzyli i byli totalnie ubawowi.
Byl Perce, Francuz, który scigal ja malym pomaranczowym kabrioletem po calej Europie. Byl Guy,
angielski lord, który chcial uciec z nia na Barbados. Conrad, chlopak ze szkoly z internatem w New
Hampshire, który przesiadywal z nia do switu i palil cygara. Dan Humphrey, poeta piszacy chorobliwe
wiersze, który nigdy nie potrafil znalezc odpowiedniej dla nie metafory. Flow, gwiazdor rocka, który
nie dawal jej spokoju - ale przeciez tak naprawde nie przeszkadzalo jej, ze zamecza ja ktos tak
przystojny i slawny. I Nate Archibald, chlopak, z którym stracila dziewictwo i którego zawsze bedzie
kochac, ale tylko jako przyjaciela.
A to i tak tylko skrócona lista.
Jednak nigdy nie znalazla tej prawdziwej milosci, takiej jak ta miedzy Blair i Nate'em.
Wyrzucila resztki loda do kubla na smieci i przyspieszyla kroku. Jej rózowe klapki frotte firmy
Mella glosno uderzaly o brukowany chodnik, dlugie jasne wlosy plynely za nia, a krótka, szara
plisowana spódniczka od mundurka Constance Billard unosila sie wokól jej nieskonczenie dlugich
nóg. Gdy podeszla blizej, chlopcy dokazujacy wokól fontanny Bethesda i jezdzacy na deskach wzdluz
promenady zamarli i zaczeli sie gapic. Serena, Serena, Serena - byla wszystkim, czego pragneli.
Ale w zyciu nie odwaza sie powiedziec jej chocby „czesc”.
- Dlaczego nie wynajmiecie pokoju w Mandarin? To raptem pare przecznic stad - zazartowala
Serena, kiedy podeszla do przyjaciól na lawce.
Nate i Blair spojrzeli na nia szczesliwym, nieprzytomnym wzrokiem.
- Zrobilas to? - zapytala Serena w sposób, który moze zrozumiec tylko najlepsza przyjaciólka.
- Aha - Blair pokiwala glowa. - Nie mówilam zbyt dlugo, bo Nate podsluchiwal.
- Nieprawda! - zaprotestowal Nate.
Serena zerknela na niego.
- Chcialam sie tylko upewnic, ze Blair za bardzo nie pani kuje. Powinnam sie domyslic, ze
zdolasz ja uspokoic.
Blair wziela lyk lemoniady.
- Masz juz jakies wiadomosci?
Serena podwedzila jej puszke.
- Nie, pietnasty raz dzisiaj mówie, ze jeszcze nie. - Napila sie i otarla usta rekawem
bladorózowej bluzki Tocca. - A ty?
Blair pokrecila glowa. I wtedy wpadla na pomysl.
- Ej. a moze otworzymy nasze listy razem? No wiecie, zebysmy denerwowali sie razem, w tym
samym czasie?
- 9 -
Serena wziela kolejny lyk lemoniady. Dla niej brzmialo to jak najgorszy pomysl na swiecie, ale
gotowa byla zaryzykowac, ze ktos jej wydrapie oczy, byle tylko uszczesliwic przyjaciólke.
- Dobra - zgodzila sie z wahaniem.
Nate nic nie powiedzial. Za zadne skarby nie mial zamiaru przylaczac sie do tej malej
imprezki. Wyciagnal piersiówke do Sereny.
- Chcesz?
Zmarszczyla idealny nos i zamachala nieopilowanymi palcami u stóp.
- E, nie. Spóznie sie na pedikiur. Do zobaczenia. Odwrócila sie i ruszyla ku poludniowemu
koncowi parku, zabierajac ze soba do polowy wypita puszke lemoniady.
Miala zwyczaj podbierania róznych rzeczy, calkiem nieswiadomie. Lemoniady, chlopców...
D ratuje V albo na odwrót
Vanessa czekala cierpliwie, az Chuck Bass poprawi czerwona obrózke na szyi snieznej malpki,
tak by monogram „C” byl widoczny w kamerze. Chuck zjawil sie przy fontannie zaraz po odejsciu
Blair. Nie powiedzial nawet „czesc”. Po prostu usiadl na reczniku razem z malpa i zaczal mówic.
- Do cholery, lepiej, zeby NYU mnie przyjelo, bo chce zostac w mieszkaniu, które rodzice
dopiero co mi kupili. Wtedy moglibysmy zostac razem z Cukiereczkiem. - Chuck poglaskaj zwierzatko
po krótkim bialym futerku. W sloncu blysnal zloty sygnet z rózowym kamieniem i monogramem. -
Wiem, ze to tylko malpa, ale to mój najlepszy przyjaciel.
Vanessa zlapala ostrosc na logo Prady na czarnych skórzanych sandalach Chucka. Paznokcie
u palców stóp mial swiezo wypolerowane, a nad opalona w solarium kostka zwieszala mu sie zlota
bransoletka. Vanessa zostala przyjeta do NYU juz w styczniu. Mysl, ze w przyszlym roku Chuck
móglby chodzic z nia na zajecia, byla wiecej niz niepokojaca.
- Oczywiscie, niezaleznie od tego, gdzie pojade, wynajme sobie mieszkanie - ciagnal Chuck. -
Ale dekorator wybral mi do mieszkania meble od Armaniego Casa. Daj spokój, kto do cholery
chcialby mieszkac na Rhode Island w jakims pieprzonym Providence?
Daniel Humphrey rzucil niedopalek camela na stos mokrych, zielonych lisci na koncu
promenady. Zeke Freedman i reszta kumpli ze szkoly Riverside grali w hokeja na rolkach. Przez
chwile zastanawial sie, czy sie nie przylaczyc. W koncu kiedys Zeke byl jego najlepszym przyjacielem
- 10 -
- nim Dan zaczal spotykac sie z Vanessa Abrams, swoim drugim najlepszym przyjacielem. Teraz nie
mial zadnych przyjaciól i tamte czasy wydawaly mu sie bardzo odlegle. Odwrócil sie, zapalil
kolejnego camela i kontynuowal rytual samotnych spacerów po szkole.
Fontanna Bethesda w sloneczny dzien to nie bylo miejsce dla niego: zbyt duzo napakowanych
sportsmenów biegalo tam bez koszulek i za duzo opalonych dziewczat sluchalo iPodów, siedzac w
bikini od Missoni. Ale dzien byl sliczny, a on nie mial dokad pójsc.
Zobaczyl Jenny i jej przyjaciólke z Constance Billard, Elise Wells; robily sobie nawzajem
pedikiur. Siedzial tez ten dupek Chuck Bass, chlopak z jego klasy w Riverside. Rozwalil sie pod
fontanna ze swoja malpa i gadal z...
Dan przejechal drzaca dlonia po przydlugich wlosach w stylu zbuntowanego poety i zaciagnal
sie solidnie papierosem. Vanessa nie cierpiala slonca, a jeszcze bardziej nienawidzila facetów w
stylu Chucka, ale zrobilaby wszystko dla dobrego filmu. Gotowosc do cierpienia dla sztuki byla jedna
z wielu rzeczy, która laczyla Dana i Vanesse.
Zaczal grzebac w torbie na ramie, wyciagnal pióro i notatnik w okladkach z czarnej skóry,
które zawsze nosil ze soba. Zanotowal kilka linijek o tym, jak Vanessa zdziera noski butów tak dlugo,
az zaczyna przeswitywac metal. Moze to poczatek nowego wiersza.
czarne
podkute buty
martwe golebie
brudny deszcz
- Krece dokument, moze chcesz wziac udzial? - zawolala do niego Vanessa, przerywajac
Chuckowi w polowie zdania.
Dan mial na sobie poprzypalany papierosami bialy podkoszulek i workowate jasnobrazowe
sztruksy. Wygladal jak ten sam niechlujny, rozczochrany poeta, którego zawsze znala i kochala. Od-
kad „New Yorker” opublikowal jego wiersz Zdziry, Dan zaczal bardziej zwracac uwage na swój
wyglad. Kupowal ciuchy we francuskich butikach, takich jak Agnes B. albo APC. I zaraz potem zdradzil
ja z anorektyczna zdzira poetka o zóltych zebach. Mystery Craze. Ale Mystery to historia i moze stary
Dan wrócil na dobre.
Mysl. zeby usiasc i porozmawiac z Vanessa, byla troche niepokojaca, ale moze jesli skupia sie
na filmie, to nie beda musieli wygrzebywac wszystkich brudów. Dan zerknal na Chucka, który czesal
malpe dziecieca szylkretowa szczotka do wlosów Mason Pearson.
- 11 -
- A ty...?
- Juz skonczylismy - splawila Chucka Vanessa. - Wróc, jak bedziesz mial jakies wiesci.
Oczywiscie nie musiala tego mówic. Chuck i tak by wrócil. Wszyscy wróca. Nie zdolaja sie
powstrzymac. Tak latwo namówic tych egocentryków do wygrzebywania wlasnych brudów, ze prawo
powinno tego zabraniac.
- Ale nie doszedlem do tego, ze wynajalem dla Cukiereczka rzecznika - nadasal sie Chuck. -
Idziemy do telewizji i...
- Daruj sobie - warknela Vanessa. Podciagnela rekaw czarnej koszuli i udala, ze zerka na
zegarek. Dan jednak wiedzial, ze Vanessa nie nosi zegarka. - Nastepny.
Chuck wsial i odszedl z malpa na ramieniu. Dan usiadl. Dlonie spocily mu sie z nerwów.
- Wiec o czym jest ten film? - zapylal.
Dziewczyna wylegujaca sie przy fontannie upuscila zapalniczke, która Vanessa jej odkopnela.
- Jeszcze nie jestem pewna. Chce pokazac, jak wszyscy teraz wariuja. No wiesz, w zwiazku z
college'ami i w ogóle - wyjasnila. - Ale nie tylko o to chodzi.
- Aha - Dan pokiwal glowa.
Vanessa nigdy nie robila prostych rzeczy. Pogrzebal w torbie w poszukiwaniu paczki cameli.
Zapalil papierosa.
- Ostatnio troche sie denerwuje tymi listami - przyznal.
Vanessa zerknela do kamery i zaczela nagrywac. Blada twarz Dana wygladala w sloncu tak
krucho, ze trudno bylo uwierzyc, ze ja zdradzil. Ze byl w stanic zrobic cos tak podlego.
- Mów dalej.
- Chyba najbardziej gryzie mnie to, ze uslysze, jak kumple z klasy mówia mi ..Bedzie nam
ciebie brakowac w przyszlym roku”. - Dan zaciagnal sie papierosem. Skóra w kolorze kosci sloniowej
po wewnetrznej stronie ramienia Vanessy sprawila, ze zapomnial, o czym mówi. Kosc sloniowa,
dobre.
- Mów dalej - zachecila go Vanessa.
Dan wydmuchal dym prosto w kamere.
- Nikt nie bedzie za mna tesknil ani ja za nikim nie zatesknie, moze z wyjatkiem ojca i siostry.
- Przerwal i przelknal sline. I toba oraz twoimi ramionami z kosci sloniowej, chcial dodac ale
pomyslal, ze lepiej to zapisac.
Vanessa starala sie milczec, ale niemadra przemowa Dana bardzo ja poruszyla, chociaz wcale
nie wspomnial o jej ramionach.
- Za mna tez nikt nie zateskni - stwierdzila, przyciskajac twarz do ekranu z podgladem, zeby
- 12 -
nie spojrzeli sobie w oczy.
Dan strzepnal popiól i wtarl go w ziemie pieta zdartych niebieskich pum. To bylo dziwne
uczucie: rozmawiac z Vanessa z takim dystansem, skoro raptem miesiac temu byli w sobie za-
kochani, a on po raz pierwszy uprawial seks.
- Ja bede za toba tesknil - przyznal sie cicho. - Juz mi ciebie brakuje.
Vanessa wylaczyla kamere, nim powiedzialaby cos zbyt osobistego.
- Baterie padly - rzucila szorstko. - Wróc moze innym razem - dodala, zalujac, ze zawsze musi
byc taka jedza.
Dan wstal i zarzucil na ramie torbe.
- Milo bylo cie spotkac - odparl z niesmialym usmiechem
Nie mogac sie powstrzymac, Vanessa odpowiedziala usmiechem.
- Wzajemnie. - Zawahala sie. - Obiecujesz, ze wrócisz, kiedy sie czegos dowiesz?
Milo bylo znowu zobaczyc jej usmiech.
- Obiecuje - odparl szczerze Dan i pomaszerowal z powrotem promenada.
Moze tylko majstrowala przy obiektywie, ale wygladalo to zupelnie tak, jakby Vanessa
obserwowala przez kamere jego tylek, gdy odchodzil.
och, mlodym byc i beztroskim
- Jak milo, ze twój brat Daniel powiedzial nam chociaz „czesc” - rzucila sarkastycznie Elise
Wells do Jenny Humphrey. Wyciagnela nad glowa dlugie, piegowate ramiona, a potem opuscila je. -
Chyba sie mnie boi.
Jenny zdjela stope z kolan Elise i obejrzala swiezo pomalowane paznokcie. Elise rozmazala
czerwony lakier MAC New York Apple na najmniejszym palcu, gdzie paznokiec byl malusienki, przez
co wygladalo to tak, jakby ktos mlotkiem przylozyl w noge Jenny.
- Ostatnio Dan zachowuje sie dosc dziwacznie - zauwazyla. Nie chce cie rozczarowac, ale to
chyba nie ma z toba nic wspólnego. W tym tygodniu powinien dostac odpowiedz z college'ów.
Dziewczyny siedzialy na lawce po drugiej stronie fontanny, naprzeciwko miejsca, gdzie
Vanessa ustawila kamere. Jenny oslonila oczy przed sloncem i zerknela ponad obmurowaniem
fontanny, co sie dzieje.
Vanessa filmowala teraz Nicki Button - kolejna maturzystke z Constance Billard. Powszechnie
- 13 -
bylo wiadomo, ze Nicki miala dwie operacje nosa. Zeby sie zorientowac, wystarczylo porównac
zdjecia z ksiegi pamiatkowej z trzech ostatnich lat.
- Robi wywiady tylko z tymi, którzy koncza szkole - oswiadczyla Elise. Odgarnela obciete na
pazia grube i sztywno jak sloma wlosy za piegowate uszy. - Pytalam ja w czasie przerwy w szkole.
Jenny zmarszczyla brwi. Dlaczego tak jest, ze najfajniejsze rzeczy zawsze przypadaja tym z
ostatniej klasy? Obciagnela stanik, który zawsze podjezdzal jej pod pachy. Struzki potu zbieraly jej sie
w miseczkach, przez co miala wrazenie, ze wlozyla mokry kostium kapielowy, a nie dodatkowo
wzmacniany, wygodny stanik Bali dla kobiet z duzym biustem.
- I tak nie chcialabym byc w jej glupim filmie - mruknela.
- Jasne - zasmiala sie Elise. - Jakbys nie starala sie przez caly czas nasladowac Sereny van der
Woodsen.
Co za podlosc!
Jenny przyciagnela kolana do piersi i spiorunowala wzrokiem Elise. Czy byla uznana,
miedzynarodowa modelka? Czy byla blondynka? Czy nosila dlugi do kolan trencz z Burberry i palila
importowane, francuskie papierosy. Czy spacerowala bezmyslnie, podczas gdy chlopcy gapili sie na
nia z wywalonymi jezorami? Czy ukrywala, ze tak naprawde jest najbystrzejsza dziewczyna w klasie?
Nie!
Tak naprawde Jenny byla najbystrzejsza dziewczyna w swojej klasie, ale to zaden sekret.
- Wymien jedna rzecz, która zrobilam tak jak Serena.
Elise odkrecila buteleczke z lakierem, która stala na brzegu fontanny i zaczela malowac sobie
paznokcie u rak. Kolor byl zbyl jaskrawy i gryzl sie z jej blada, piegowata skóra.
- Nie chodzi o to. co robisz... - Urwala. - Tylko o to, jak zawsze kumplujesz sie z nia na
spotkaniach grupy. Jakbys chciala, zeby wszyscy wiedzieli, ze przyjaznisz sie z modelka. I o to, jak
zawsze przymierzasz te modne ciuchy w sklepach, jakbys miala gdzie je nosic. Zupelnie jak Serena.
Nawet nie wspomniala o krótkim flircie z Nate'em Archihaldem, razacym przykladzie sytuacji,
gdy dziewczyna z mlodszej klasy traci glowe dla starszego chlopaka. To byloby zbyt zenujace.
Nagle, nie wiadomo skad, pojawila sie pilka i odbila sie od glowy Jenny.
- Auc! - wykrzyknela wsciekla, czerwieniac sie.
Wstala i wsunela stopy w rózowe zamszowe klapki DKNY, które kupila na ostatniej
wyprzedazy w Bloomies, jeszcze bardziej rozmazujac nadal mokry lakier na paznokciach.
- Nie wiem. co cie gryzie - warknela na Elise - ale wole trzymac sie mojego dziwacznego
brata, niz sluchac, jak sie mnie czepiasz.
Elise nadal malowala paznokcie, co bylo jeszcze bardziej wkurzajace.
- 14 -
- Jak chcesz - rzucila urazona Jenny i glosno tupiac, zeszla schodami, jak najdalej od fontanny,
w strone zachodniej czesci Central Parku. Nasladuje Serene, szydzila w myslach. Jej ogromne piersi,
rozmiar DD, podskakiwaly przy kazdym kroku. Jakbym miala szanse chocby sie zblizyc do idealu.
Ale Jenny podchodzila do wyzwan powaznie i nic nie sprawiloby jej wiekszej przyjemnosci, jak
udowodnienie Elise, ze nie jest jakims nieudacznikiem, próbujacym co i rusz nasladowac Serene. I za
kazdym razem bez skutku. Jakis chlopak zagwizdal za nia, gdy przechodzila kolo niego, kolyszac
piersiami. Odrzucila krecone brazowe wlosy z twarzy, udajac, ze go nie zauwazyla. Moze i nie ma
metra osiemdziesieciu, blond wlosów i olsniewajacej urody, ale chlopcy i tak za nia gwizdza. To
chyba cos znaczy, prawda? I nie wszystkie modelki sa wysokimi blondynkami. Uniosla podbródek i
bardziej dziarsko pomaszerowala, nasladujac sposób, w jaki chodza po wybiegu modelki na pokazach
w Metro Channel. Elise odszczeka, co powiedziala, gdy zobaczy twarz Jenny w „Vogue” albo „Elle”
Zrobi taka furore, ze nawet Serena jej pozazdrosci.
Na pewno Serena nie pozazdroscilaby jej tej psiej kupy w która Jenny prawie weszla, gdy
próbowala stac sie druga Gisele.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
Tak wiec jest juz czwartek i nikt jeszcze nie dostal zadnej wiadomosci. Przepraszam bardzo?! A
wszystko przez denerwujacy, kretynski pomysl amerykanskiej poczty. Najwyrazniej w zeszlym roku o
tej porze poczta odebrala miliony telefonów od maturzystów wybierajacych sie do college'ów, którzy
oskarzali poczte o zgubienie powiadomien, a nawet o grzebanie w nich. Pewnie. Jakby listonosza
naprawde obchodzilo, czy dostaniesz sie do Princetown. Wiec w tym roku postanowili wypróbowac
system, który nazywa sie Ogólnokrajowa Pula Powiadomien o Przyjeciu - brzmi to madrzej, niz
wyglada w rzeczywistosci. Zasadniczo chodzi o to, ze college'e maja wysylac listy calymi paczkami
wedlug kodu pocztowego, zeby mozna bylo je dostarczyc wszystkie naraz.
- 15 -
Jakbysmy nie dosc sie juz nacierpieli. W kazdym razie plotka mówi, ze paczki wyszly w poniedzialek,
a poniewaz zasadniczo mam ten sam kod pocztowy, nasze listy powinny dojsc... DZISIAJ!!
Wasze e - maile
P: Droga P!
Jestes super. Uwaga wszyscy: impreza dzis wieczór w restauracji mojego ojca. True West,
hotel Pier, ostatnie pietro, West Street. Zarezerwowalem pare apartamentów w hotelu,
wiec bedzie mnóstwo miejsca, zeby wypuscic troche pary.
Wyluzujcie.
luzak
O: Drogi luzaku!
Nie, to ty jestes super. Do zobaczenia dzis wieczór!
P
Na celowniku
B dreczy listonosza. To wlasnie przez takich jak ona wszyscy teraj cierpimy! S czyta ogloszenia
towarzyskie w „Time Out” podczas pedikiuru u kosmetyczki w Mandarin Oriental. Zeby bylo
ciekawiej, najwyrazniej zatrzymala sie na stronie Kobiety szukaja kobiet. D siedzi na marmurowej
podlodze w korytarzu swojego domu pod skrzynkami na listy i pisze zaciekle w malym czarnym
notatniku. Chyba presja go dopadla. N popija z rodzicami whisky z woda gazowana w Yale Club. Juz
zaczeli swietowac? J kupuje w pobliskim kiosku wysoki na metr stos czasopism z moda. Szuka czegos
do szkoly czy po prostu przygotowuje kolaz? A V robi wywiady doslownie ze wszystkimi. To bedzie
wyjatkowo nudny film!
Jesli masz duzego psa, który lubi gryzc listonoszy, to prosze: trzymaj go na smyczy.
Ludzie, pamietajcie, jedziemy na jednym wózku.
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
- 16 -
do biegu, gotowi, otwierac!
- O mój Boze, nie moge oddychac - jeknela dramatycznie Blair. Przycisnela do brzucha jedna z
wypelnionych lupinami z jeczmienia poduszek z lózka jej brata Aarona. - Zaraz zwymiotuje.
Nie bylby to jej pierwszy raz.
- Uspokój sie - poradzila jej Serena, ukladajac dwa stosy bialych, kremowych i szarych kopert
na narzucie z konopi w kolorze oberzyny. Jej przedwczorajsze przeczucia w parku na temat zabawy we
wspólne otwieranie listów okazaly sie bolesnie trafne. Po prostu Blair za bardzo byla nastawiona na
rywalizacje, zeby zachowywac sie w cywilizowany sposób.
- Umre - jeknela Blair, trzymajac sie za brzuch.
Obie dziewczyny siedzialy ze skrzyzowanymi nogami na lózku Aarona w jego sypialni, która
teraz byla tez pokojem Blair - do dnia, kiedy wyjedzie do college'u. Jej prawdziwa sypialnia zostala
przerobiona na pokój dziecinny dla Yale, jej nowej przyrodniej siostrzyczki, która powinna urodzic sie
w czerwcu. Aaron mieszkal razem z jej mlodszym bratem Tylerem. Blair gardzila ekologicznym
wystrojem pokoju, który przesiakl zapachem starych sojowych hot dogów i ziolowych papierosów.
Zastanawiala sie, czy nie upomniec sie o apartament w hotelu Carlyle przy Madison. Przynajmniej do
konca szkoly.
I jak tu mówic o idealnym miejscu na randke z Nate'em, gdy juz dostanie sie do Yale! No tak,
ale najpierw musi sie dostac.
Na lózku miedzy dziewczynami lezaly dwa stosy kopert, odwróconych tak, zeby nie bylo widac
adresu zwrotnego. U Blair lezalo siedem listów, u Sereny piec, a jednak stos tej drugiej byl wyzszy.
Nie da sie ukryc - koperty do Sereny byly podejrzanie wypchane.
- No dobra? Gotowa? - zapytala Serena. Wyciagnela reke i uscisnela dlon Blair, zeby zyczyc jej
powodzenia.
- Czekaj!
Blair zlapala butelke wódki Ketel One, która podwedzila z nocnej szafki ojczyma, i otworzyla
ja zebami.
- Im dluzej to odwlekasz, tym bardziej bedzie bolec - odparla Serena, powoli tracac
cierpliwosc.
Blair pociagnela lyk, zamknela oczy i siegnela po pierwsza koperte ze swojego stosu.
- 17 -
- Pieprzyc to. Bierzemy sie do roboty.
Trrach!
Droga pani Waldorf
Komisja rekrutacyjna z przykroscia informuje pania, ze przejrzelismy Pani podanie i niestety
nie mozemy Pani zaoferowac miejsca na uniwersytecie Harvarda przyszlej jesieni.
Trrach!
Droga pani van der Woodsen
Komisja rekrutacyjna przejrzala Pani podanie i z przyjemnoscia proponuje Pani miejsce na
uniwersytecie Harvarda...
Trrach!
Droga pani Waldorf
Dziekujemy za Pani podanie. Na uniwersytet Princeton zglosilo sie w tym roku wyjatkowo
wielu chetnych. Decyzja o przyjeciu jest zawsze trudna. Z przykroscia informujemy Pania, ze nie
mozemy Pani zaoferowac miejsca na wydziale...
Trrach!
Droga pani van der Woodsen
Dziekujemy za Pani niebywale podanie. Uniwersytet Princeton z przyjemnoscia proponuje
Pani miejsce na wydziale...
Trrach!
Droga pani Waldorf
Z przykroscia informujemy Pania, ze uniwersytet Brown nie moze...
Trrach!
Droga pani van der Woodsen
Komisja rekrutacyjna jest pod wrazeniem Pani podania. Z przyjemnoscia zapraszamy Pania na
uniwersytet Brown...
Trrach!
Droga pani Waldorf
Przejrzelismy Pani podanie i postanowilismy nie przyznawac Pani miejsca w Wesleyan
przyszlej jesieni. Zyczymy powodzenia.
Trrach!
Droga pani van der Woodsen
Komisja rekrutacyjna uniwersytetu Wesleyan z przyjemnoscia proponuje Pani miejsce...
Trrach!
- 18 -
Droga pani Waldorf
College Vassar to niewielka uczelnia i moze przyjac ograniczona liczbe chetnych. Z przykroscia
informujemy Pania, ze nie mozemy zaproponowac Pani miejsca przyszlej jesieni.
Trrach!
Droga pani van der Woodsen
Dziekujemy za zlozenie podania na uniwersytet Yale. Z przyjemnoscia zapraszamy Pania...
Trrach!
Droga pani Waldorf
Dziekujemy za zlozenie podania na uniwersytet Yale. Komisja rekrutacyjna wpisala Pani
nazwisko na liste rezerwowych. Biuro poinformuje Pania o ostatecznej decyzji 15 czerwca lub
wczesniej.
Trrach!
Droga pani Waldorf
Przejrzelismy pani podanie i z przyjemnoscia proponujemy Pani miejsce na uniwersytecie
Georgetown.
Blair cisnela ostatni list na narzute i zlapala butelke wódki. Jest na liscie rezerwowych w Yale
i dostala sie tylko do Georgetown? Alez to bylo tylko wyjscie awaryjne! W zyciu nie myslala, ze
rzeczywiscie tam wyladuje.
Napij sie jeszcze i przemysl to sobie drugi raz, paczuszku.
Spanikowana wziela lyk i podala butelke Serenie.
- A jak u ciebie? - dopytywala sie.
Patrzac na przerazona twarz Blair, Serena zorientowala sie, ze wiesci nie byly najlepsze. Nie
wiedziala, co powiedziec.
- Ehm.., dostalam sie.., wlasciwie.., wszedzie...
Blair spojrzala z niedowierzaniem na plik listów w dloniach Sereny. Na wierzchu lezala
kremowa koperta z charakterystycznym niebieskim naglówkiem uniwersytetu Yale. Wzrok jej sie
zamglil.
- Czekaj no, zlozylas podanie do Yale?
Serena kiwnela glowa.
- W ostatniej chwili pomyslalam, ze wlasciwie czemu nie, no wiesz...
- I dostalas sie?
Serena znowu pokiwala glowa.
- Przykro mi.
- 19 -
Siegnela po pilota i wlaczyla telewizor Aarona, a polem go wylaczyla. Blair z odslonietymi
zebami piorunowala ja wzrokiem, przez co Serena poczula sie nieswojo.
Blair ciagle przeszywala ja spojrzeniem. W pierwszej klasie niechcacy odciela nozem pasmo
zlotych wlosów Sereny, tak na trzydziesci centymetrów dlugie. Przez wszystkie te lata czula sie z lego
powodu winna - ale teraz koniec. Zalowala, ze nie obciela Serenie calej glowy. Zlapala butelke i
wsciekla wziela nastepny lyk wódki. Co takiego miala Serena, czego jej zabraklo? Blair byla najlepsza
w klasie i chodzila na wszystkie dodatkowe zajecia, które oferowali w Constance. Miala same piatki
na koncowych egzaminach. Pracowala charytatywnie. Prowadzila francuski klub. Byla notowana w
krajowym rankingu tenisistek. Cala jej szkolna kariera - praktycznie cale jej zycie - bylo
podporzadkowane dostaniu sie do Yale. Jej ojciec tam studiowal. Jego ojciec tam studiowal. Jej
stryjeczny dziadek ufundowal dwa budynki i boisko. Serene na jesieni wyrzucono ze szkoly z
internatem. Nie chodzila na zadne zajecia dodatkowe, wlasciwie prawie nie miala zadnych zajec
pozaszkolnych. Utrzymywala, ze ma srednie oceny, a wyniki na egzaminach koncowych gorsze nawet
od Nate'a. Ojciec Sereny studiowal w Princeton i Brown, to najwieksi konkurenci Yale. A jednak
Serene przyjeli na Yale, a Blair dostala sie na pieprzona liste rezerwowych! Czy Serena wiedziala cos,
czego ona nie wiedziala po dwunastu dwugodzinnych sesjach z pania Glos, spieta, noszaca peruki
doradczynia dla uczennic ostatnich klas w Constance Billard i po stu czternastu tygodniach zajec
przygotowawczych do egzaminów koncowych?!
- Pewnie nawet tam nie pójde - rzucila niepewnie Serena, próbujac zbagatelizowac sprawe. -
Musze.., no wiesz.., odwiedzic wszystkie szkoly, nim sie zdecyduje. - Zebrala zmyslowe blond wlosy
na czubku glowy i zmarszczyla brwi. - Moz w ogóle nie pójde od razu do college'u. Moglabym zostac
w miescie i spróbowac aktorstwa albo czegos takiego.
Blair zeskoczyla z lózka, rozrzucajac listy z odmowami Wiec Serena dostala sie do Yale, ale
tak naprawde nawet nit chce tam pójsc?
- Co, do cholery?! - krzyknela, rozlewajac wódke na mate z trawy morskiej na podlodze.
Serena zebrala swoje listy i schowala za plecami.
- A co z pozostalymi szkolami? Musialas...
Nagle brat Blair. Aaron, wsunal do pokoju swoja zadowolona z siebie glowe przyszlego
studenta Harvardu z rastafarianskimi dredami.
- Chyba slyszalem jakies krzyki. - Zerknal na listy w reku Sereny. - Przyjeta do Harvardu! -
Wszedl do pokoju i wyciagnal reke, zeby przybic z nia piatke. - Pieknie! - Usmiechnal sie szeroko do
Blair. - Co jest, siostrzyczko?
Blair nie byla pewna, czy zabic ich oboje, czy raczej zabic siebie.
- 20 -
- Nie jestem twoja siostra - odgryzla sie. Z rozmachem po stawila butelke wódki na komodzie
Aarona z ekologicznego drewna bukowego, prawie tlukac szklo. - Ale skoro obydwoje jestescie tak
ciekawi, to dostalam sie na pieprzona liste rezerwowych do Yale. A jedyne miejsce, gdzie mnie
przyjeli, to Georgetown. Pieprzone, cholerne Georgetown.
Serena i Aaron przez chwile tylko patrzyli na nia z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia i
strachu wobec Wszechpoteznego Gniewu Blair.
- To nie tak zle - mruknela w koncu Serena. Nie wiedziala zbyt wiele na temat Georgetown,
ale spotkala kiedys milusich chlopców, którzy sie tam uczyli, a poza tym to moze byc fajnie mieszkac
w tym samym miescie co prezydent. - Jestem pewna, ze uniwerek Yale tylko gra trudnego do
zdobycia. A jesli jednak tam nie wyladujesz. To przynajmniej bedziesz miala cos w zanadrzu.
Latwo mówic Serenie, skoro ona w zanadrzu ma Harvard i Brown. Blair wsunela stopy w nowe
golebioszare pantofle od Eugenii Kim i porwala z lózka czarny zapinany sweter od DKNY.
- Daj spokój. Blair, nie badz takim frajerem. New Haven to zwykla dziura. Pewnie nie
cierpialabys tego miejsca. - Aaron wsunal kciuki z odciskami od gitary do kieszeni zielonych, woj-
skowych spodni. - W dystrykcie Columbia przynajmniej maja sklepy Prady.
Oczywiscie Blair uslyszala tylko, jak Aaron mówi „frajer”.
- Odpieprzcie sie - syknela na nich oboje i wyszla z pokoju. Zamierzala wpasc do domu
Nate'a. Istniala spora szansa, ze jego przyjeli tylko do jakiejs beznadziejnej szkoly dla wielbicieli
trawki, jak Hobart albo UNH. Przynajmniej okaze jej wspólczucie.
Moze nawet w ramach tego wspólczucia pójdzie z nia do lózka. Chociaz nie miala na to
nastroju.
N ma zbyt dobre nowiny, zeby sie nimi dzielic
Nikogo poza nim nie bylo w domu, ale z przyzwyczajenia Nate upchnal zwiniety granatowy
recznik kapielowy od Ralpha Laurena w szpare miedzy drewniana podloga a zamknietymi drzwiami
do jego pokoju. Dopiero potem usiadl na narzucie w czarno - zielona krate i zapalil. Zaciagnal sie
mocno i wzial pierwsza koperte z niewielkiego stosu na nocnej szafce. Rozerwal koperte.
Gratulujemy, panie Archibald
Uniwersytet Brown z przyjemnoscia proponuje Panu...
Punkt!
- 21 -
Nate rzucil list na lózko, zaciagnal sie znowu i rozdarl druga koperte.
Drogi panie Archibald
Komisja rekrutacyjna przejrzala panskie podanie i zaprasza Pana na uniwersytet Boston, na
wydzial...
Drugi punkt!
Pociagnal skreta i oparl go na brzegu nocnej szafki. Nastepna koperta.
Hampshire College otrzymal w tym roku duzo znakomitych i ciekawych podan. Panskie
wyróznialo sie. Panie Archibald, z przyjemnoscia zapraszamy Pana najblizszej jesieni do Hampshire.
Trzeci punkt!
Oslania koperta - byl w stanie zlozyc podanie tylko do czterech szkól.
Dziekujemy za zlozenie podania. Komisja rekrutacyjna uniwersytetu Yale z przyjemnoscia
oferuje Panu miejsce...
Cztery cholerne punkty!!!
Nate nie mógl sie doczekac, kiedy powie Blair. Mogliby razem isc na Yale i mieszkac w domu
dla malzenstw, tak jak marzyli. Moze nawet mogliby miec psa. Doga.
Nate przejrzal inne papiery upchniete w kopertach. Do listów powiadamiajacych o przyjeciu z
Brown i Yale dolaczono listy od trenerów lacrosse, którzy gwarantowali mu miejsce w druzynie.
- Jasny gwint - sapnal, czytajac listy.
Nie przyjeli go tak po prostu. Im cholernie na nim zalezalo.
Dolacz do nas.
Siegnal po komórke i juz mial wybrac prywatna linie Blair, gdy telefon zadzwonil mu w dloni.
Na malym ekranie pojawilo sie imie BLAIR.
- Hej. Wlasnie mialem do ciebie dzwonic. - Zasmial sie. - jak poszlo?
- Wpusc mnie - odparla krótko. - Jestem jakies dwa domy od ciebie.
O - oo.
Nate poslinil palce i scisnal zarzacy sie koniec skreta, nim sie calkiem wypalil. Rozpylil troche
wody kolonskiej Hermesa Rau D'Orange Verte, zeby odswiezyc powietrze w pokoju. Nie mial jednak
zamiaru ukrywac tego, ze palil trawke. Po prostu nie chcial dymem przyprawic Blair o mdlosci.
Rozlegl sie dzwonek, wiec przycisnal guzik domofonu.
- Jestem w swoim pokoju - poinformowal ja przez nowoczesny wideointerkom. - Wchodz na
góre.
Na lózku lezaly cztery listy powiadamiajace o przyjeciu. Zebral je, potowy pochwalic sie Blair
niesamowita nowina: razem pójda na Yale! Ten rodzaj trawki zawsze sprawial, ze sie napalal. Moze
- 22 -
Blair wreszcie bedzie gotowa na seks i uda im sie stosownie uczcic sukces - bez ubran.
Albo i nie.
Dom Nate'a byl jeszcze fajniejszy od mieszkania Blair - w koncu to byl caly dom, z ogrodem i
wszystkim, a poniewaz byl jedynakiem. Nate mial cale pietro dla siebie. Ale schody zawsze
denerwowaly Blair - czy jego rodzice nie mogli zainstalowac windy?
- Umieram - jeknela Blair, gdy tylko pokonala ostatni schodek. Slaniajac sie, weszla do pokoju
Nate'a i padla twarza w materac lózka. Potem obrócila sie na plecy i zagapila przez swietlik w
suficie. - A przynajmniej zaluje, ze nie umarlam.
Istniala spora szansa, ze Blair nie myslalaby o smierci, gdyby dostala sie do Yale. Nate
wsunal listy ze szkól do biurka i usiadl obok niej. Ostroznie poglaskal ja kciukiem po nieskazitelnie
gladkim policzku.
Dziekujemy ci, kremie do twarzy La Mer.
- Co sie dzieje? - zapytal delikatnie.
- Ta glupia zdzira Serena dostala sie do Yale i do wszystkich innych szkól, do których zlozyla
papiery, a ja tylko do pieprzonego Georgetown. W Yale jestem na liscie rezerwowych. Wszedzie
indziej mnie odrzucili. - Blair obrócila sie i przycisnela twarz do nogi Nate'a. Dzis wlasnie powinna
stracic dziewictwo, ale to bylo oczywiste: ktos tak beznadziejny jak ona nigdy nie bedzie uprawial
seksu. - Nate, co teraz zrobimy?
Nate nie wiedzial, co powiedziec. Jedno bylo pewne. Nie zamierzal powiedziec Blair o tym, ze
dostal sie do Yale. Moglaby go udusic poduszka albo cos takiego.
- Znam sporo chlopaków, którzy w zeszlym roku byli na liscie rezerwowych. Wiekszosc z nich
sie dostala - tlumaczyl.
- Tak, ale nie do Yale - zawodzila Blair. - Wszystkie beznadziejne szkoly maja strasznie dlugie
listy rezerwowych, bo ludzie traktuja je jak wyjscie awaryjne i w koncu ich nie wybieraja.
- Och.
To typowe dla Blair. Dla niej kazda szkola poza Yale byla beznadziejna.
- W Yale wiedza, ze prawie kazdy przyjety wybierze ich, wiec na ich liscie rezerwowych
pewnie sa ze dwie osoby i te dwie osoby w zyciu sie nie dostana. - Westchnela ciezko. - Cholera! -
Usiadla i strzepnela paproch z dzinsów Seven. - A jak u ciebie? Gdzie sie dostales?
Nate wiedzial, ze nie powinien zatajac informacji przed swoja dziewczyna, przed dziewczyna,
która kochal, ale nie potrafil zlamac jej serca.
Albo tak jej wkurzyc, zeby stracila ochote na figle.
- Aaaa - ziewnal, jakby to byla najnudniejsza rozmowa pod sloncem. - Do Hampshire. BU.
- 23 -
Brown. To tyle.
Wiec zapomnial wspomniec o Yale. To tak samo, jakby sklamal, prawda?
Tak?
Blair wbijala lodowaty wzrok w drewniana podloge, obracajac na palcu rubinowy pierscionek
tak szybko, ze Nate'owi zakrecilo sie w glowic. Polozyl sie obok niej i objal ja w talii.
- Georgetown to dobra szkola. Blair zesztywniala.
- Ale to tak daleko od Brown - poskarzyla sie.
Nate wzruszyl ramionami i zaczal masowac jej plecy miedzy lopatkami.
- Moze pojade do Bostonu. Zaloze sie, ze jest regularne polaczenie miedzy Bostonem i
Columbia.
Lzy naplynely do oczu Blair. Kopnela pietami w materac.
- Ale ja nie chce isc do Georgetown. Nienawidze Georgetown.
Nate przyciagnal jej glowe do swojej piersi i pocalowal ja w kark. Od miesiecy nie lezeli
razem na jego lózku i teraz naprawde poteznie sie napalil.
- Bylas tam i ogladalas szkole?
Szczerze mówiac, nie obejrzala zadnej szkoly poza Yale.
- Nie - przyznala.
Nate przeciagnal jezykiem po platku jej ucha. Brzoskwiniowy zapach jej szamponu sprawial,
ze robil sie glodny.
- Poznalem mnóstwo fajnych dziewczyn z Georgetown. Powinnas tam pojechac. Moze nawet
bardziej ci sie tam spodoba niz w Yale - powiedzial stlumionym glosem, bo lasil sie twarza do jej
karku.
- Jasne - odparla gorzko Blair.
Mgliscie docieralo do niej, ze Nate sie do niej przystawia, ale byla zbyt zdenerwowana i czula
tylko jego sline na uchu. Nate opadl na plecy i wciagnal ja na siebie. Mial zamkniete oczy i
zacisniete usta u napalonym, najaranym, szczesliwym usmiechu.
- Mmmm - mruknal, rozkoszujac sie nia na sobie.
- Zaluje, ze nie dostalam sie do Yale - szepnela Blair.
Wtedy moglaby po prostu sciagnac z siebie ubranie i w koncu to zrobic, tak jak zawsze sobie
wyobrazala. Wsunela glowe pod jego brode i zaciagnela sie milym, przesyconym dymem zapachem.
Seks bedzie musial poczekac.
Nate otworzyl oczy i westchnal ciezko. Stosunek przerywany, czesc 20, przygotowana
specjalnie dla niego przez Blair Waldorf.
- 24 -
Wlasciwie to nie zasluzyl sobie na seks.
- Obiecaj mi, ze obejrzysz. Georgetown - powiedzial, starajac sie byc wspierajacym
chlopakiem, a nie klamliwym sukinsynem.
Blair objela go mocno. Jej zycic bylo zalosnym pieklem, a najlepsza przyjaciólka zdradliwa
zdzira, ale przynajmniej miala Nate'a - slodkiego, czulego i prostolinijnego Nate'a. I mial racje. Nie
zaszkodzi obejrzec Georgetown. W tym momencie byla gotowa na wszystko.
- Dobrze, obiecuje - zgodzila sie.
Nate w sunal dlon do jej dzinsów, ale ona ja zlapala i wyciagnela.
Na prawie wszystko.
zwyciezca jest....
- Juz jest! - Dan uslyszal, jak szepcze jego mlodsza siostra, gdy zamykal za soba drzwi do
mieszkania. - Szybciej!
Cisnal klucze na chybotliwy stary stolik w korytarzu i zrzucil z nóg pumy.
- Czesc! - krzyknal i pobiegl do kuchni, gdzie na ogól zbierala sie jego rodzina.
Jak zwykle Marx, ogromny czarny kocur Humphreyów, lezal wyciagniety na popekanym zóltym
blacie kuchennym, z glowa oparta na pomaranczowej scierce. Do polowy pusty kubek z kawa stal w
tym samym miejscu, w którym Dan zostawil go rano, tuz obok rózowego nosa Marksa. W kuchni bylo
wlaczone swiatlo, a na blacie stal niedojedzony beztluszczowy jogurt jagodowy Danona - ulubiony
Jenny. Dan poczochral czarne uszy Marksa. Na stole brakowalo codziennego stosu poczty, co wydalo
sie Danowi podejrzane, i nigdzie nie bylo widac Jenny.
- Ej? Jest ktos w domu? - krzyknal.
- Tutaj - dobiegl glos Jenny z sasiadujacej z kuchnia jadalni.
Dan pchnal wahadlowe drzwi prowadzace do jadalni. Przy stole ramie w ramie siedzieli Jenny
i ojciec. Rufus. Rufus mial na sobie szara koszulke Metsów. Jego potargana, sztywna, siwa broda
rozpaczliwie wymagala wyczesania. Jenny nosila srebrna bluzeczke w tygrysic pasy, która wygladala
na dosc droga, a paznokcie miala pomalowane na jaskrawoczerwono. Naprzeciwko nich lezaly stos
kopert i zamkniete pudelko czekoladowych pliczków Entenmann oraz bialy papierowy kubek
delikatesowej kawy.
- Siadaj, synu. Czekalismy na ciebie - wyjasnil Rufus z nerwowym usmiechem. - Kupilismy
- 25 -
nawet dla ciebie twoje ulubione paczki. Dzisiaj twój wielki dzien!
Dan zamrugal. Przez ostatnie siedemnascie lat ojciec narzekal na koszty wychowywania i
oplacania szkól dla dwójki niewdziecznych nastolatków i ciagle grozil, ze przeprowadza sie do kraju,
gdzie opieke medyczna i edukacje zapewnia panstwo, A jednak posial Dana i Jenny do dwóch
najdrozszych i najlepszych niekoedukacyjnych szkól na Manhattanie, przyklejal do lodówki ich
piatkowe karty ocen i ciagle przepytywal z laciny i poezji. Sprawial wrazenie, jakby bardziej
denerwowal sie listami z college'ów od Dana.
- Otworzyliscie juz moje listy? - zapytal ostro Dan.
- Nie. Ale zaraz to zrobimy, jesli sie nie pospieszysz i nie usiadziesz - odparla Jenny. Popukala
w koperty blyszczacym, czerwonym paznokciem. - Na samym wierzchu polozylam ten z Brown.
- Jezu, dzieki - mruknal, siadajac. Jakby cala ta sprawa nie byla dosc stresujaca. Nie
spodziewal sie, ze bedzie otwieral listy przed widownia.
Rufus siegnal przez stól po pudelko z paczkami i otworzyl je.
- No dalej - ponaglil syna i wsadzil sobie paczka do ust.
Drzacymi palcami Dan otworzyl ostroznie koperte z Brown i rozlozyl kartke papieru.
- O mój Boze, na pewno cie przyjeli! - pisnela Jenny.
- Co pisza? Co pisza? - dopytywal sie Rufus, poruszajac nerwowo krzaczastymi, siwymi
brwiami.
- Przyjeli mnie - odpowiedzial cicho i podal ojcu list.
- No pewnie, ze przyjeli! - upajal sie wiadomoscia Rufus. Zlapal ze stolu wczorajsza, niemal
pusta butelke chianti, otworzyl ja zebami i pociagnal lyk. - No, otwieraj nastepny!
Drugi list byl z New York University - NYU - gdzie Vanesse przyjeto juz wczesniej.
- Zaloze sie, ze cie przyjeli - Jenny zachowywala sie irytujaco.
- Csss! - syknal na nia ojciec.
Dan rozdarl koperte. .Spojrzal na ich pelne oczekiwania twarze i powiedzial spokojnie:
- Przyjeli.
- Juuuhuuu! - wykrzyknal Rufus, uderzajac sie w piers jak szczesliwy goryl. - Mój chlopak!
Jenny siegnela po nastepna koperte.
- Moge te otworzyc?
Dan przewrócil oczami. Mial jakis wybór?
- Jasne.
- Colby College - przeczytala Jenny. - Co to za miejsce?
- W Maine, ty ignorancie - odparl ich ojciec. - Otworzysz wreszcie, prosze?
- 26 -
Jenny zachichotala i wsunela palec pod zamkniecie koperty. To bylo zabawne, zupelnie jakby
wreczala Oscara albo cos takiego.
- Oscara dostanie... Dan! Przyjeli cie!
- Super. - Dan wzruszyl ramionami. Nawet nie pojechal do Maine, zeby odwiedzic Colby, ale
jego nauczyciel od angielskiego upieral sie, ze maja tam najlepszy program dla pisarzy na
Wschodnim Wybrzezu.
Jenny siegnela po nastepna koperte i otworzyla ja bez pytania.
- Uniwersytet Columbia. Ups. Nie przyjeli cie.
- Lajdaki - warknal Rufus.
Dan znowu wzruszyl ramionami. Columbia byla prestizowa uczelnia, miala wymagajacy,
twórczy program i byla blisko domu, wiec nawet nie musialby mieszkac w akademiku. Ale zwazywszy,
w jak klaustrofobicznej sytuacji wlasnie sie znalazl, mieszkanie w domu przez nastepne cztery lata
wydawalo sie mala atrakcja.
Ostatnia koperta byla z colleges Evergreen w stanie Waszyngton, który znajdowal sie tak
daleko, ze wydawalo sie to wrecz romantyczne. Dan przesunal koperte w strone Rufusa i wzial kubek
zaoferowanej mu kawy.
- Otwórz te, tato.
- Evergreen! - krzyknal Rufus. - Zostawisz nas dla pólnocno - zachodniego wybrzeza Pacyfiku!
Czy masz pojecie, ile tam pada?
- Tato - jeknela Jenny.
- Juz dobrze, dobrze. - Rufus rozdarl koperte, rozdzierajac przy okazji list. Mruzac oczy, spojrzal
na pognieciona kartke. - Przyjeli! - Zlapal kolejnego paczka, wsunal go do ust i pchnal pudelko w
strone Dana. - Cztery na piec, nie najgorzej!
- Wyjdzmy gdzies na kolacje, zeby to uczcic! - zawolala Jenny, klaszczac w dlonie. - Przy
Orchard Street otworzyli nowa restauracje, chyba jest naprawde fajna. Wszystkie modelki tam
chodza.
Rufus wykrzywil sie do Dana.
- Nim wróciles, twoja siostra oznajmila, ze zostanie super - modelka. Najwyrazniej pod koniec
miesiaca bede latal wlasnym odrzutowcem, kupowal konie wyscigowe i lodzie za miliony, które
zarobi. - Wycelowal w nia umazanym czekolada palcem. I zaplacisz tez czesne Dana, prawda?
Jenny przewrócila oczami.
- Tato.
Rufus zerknal na nia.
- 27 -
- A skad wlasciwie masz te bluzke? - Jego czolo poczerwienialo i zaczelo sie blyszczec, jak
zawsze, gdy sie denerwowal. - Jezeli nie przestaniesz bawic sie moja karta kredytowa, to wysle cie
do szkoly z internatem. Slyszysz?
Jenny znowu przewrócila oczami.
- Nie musisz mnie wysylac. Sama chetnie pojade.
Dan odchrzaknal glosno i wstal.
- Spokój, dzieciaki. Wieczorem jest impreza, ale zanim wyjde, mozecie mnie zaprosic do
Chinczyka. Tam gdzie zwykle, przy Columbus.
- Nuda! - jeknela Jenny.
- Jestesmy umówieni - zgodzil sie Rufus, mrugajac do syna. - A tak przy okazji, glosuje za
NYU. Dzieki temu bedziesz mógl mieszkac w domu, pomoge ci w studiach, a ty w zamian bedziesz
NUM. - umawial ze swoimi lebskim profesorkami od angielskiego.
Dan mial wrazenie, ze wyladowal w jakims czerstwym disneyowskim filmie o nie
wychodzacych z domu, napalonych ojcach. Zlapal paczka, zgarnal stos listów i ruszyl do swojego
pokoju. Na niezascielonym lózku lezal czysty notatnik, który czekal, zeby go wziac i wypelnic
ponurymi, umeczonymi strofami. Ale Dan byl zbyt szczesliwy, zeby pisac. Dostal sie do czterech z
pieciu szkól, do których zlozyl papiery! Nie mógl sie doczekac, kiedy o tym powie.
Problem tylko, komu o tym powiedziec?
dopóki on jest szczesliwy, ona tez jest szczesliwa
- A co jesli jest sam w domu i wlasnie podcina sobie zyly albo cos takiego? - zamartwiala sie
na glos Vanessa. Spiorunowala wzrokiem dwudziestodwuletni ubrany w skóre tylek swojej siostry
Ruby.
Ruby stala w progu pokoju Vanessy, rozmawiajac jednoczesnie przez telefon stacjonarny i
komórke. Próbowala zorganizowac zblizajaca sie trase jej zespolu.
- Islandia! - wykrzyknela Ruby. - Mamy piate miejsce na liscie przebojów w pieprzonym
Reykjawiku!
- Wielkie halo! - warknela Vanessa, szesnasty raz sprawdzajac poczte elektroniczna, chociaz
nikt nie przyslal jej e - maila.
Wmówila sobie, ze Dana nie przyjeto do zadnej ze szkól, do której skladal papiery, i ze w tej
- 28 -
chwili wlasnie stoi na moscie George'a Washingtona i pisze list pozegnalny przed skokiem Nawet
jesli gdzies sie dostal, to pewnie przezywa rodzaj apokalipsy egzystencjalnej i wlasnie wchodzi nago
do rzeki Hudson w poblizu portu, zeby oczyscic sie ze zlej karmy, która odbiera mu wszystkie
zdolnosci twórcze, zeby potem wrócic do pisania.
Gdyby byla ze soba szczera, przyznalaby, ze wcale tak bardzo sie nie martwi. Dan byl dobrym
uczniem i blyskotliwym pisarzem. Musial gdzies sie dostac. Chciala miec tylko pretekst, zeby
zadzwonic do niego i znowu porozmawiac, bo odkad widziala sie z nim w poniedzialek w parku, nie
mogla przestac o nim myslec.
Wpadla na pomysl, zeby zadzwonic do niego pod pretekstem kolejnego wywiadu do filmu, ale
to bylo tak oczywiste zagranie, ze juz na sama mysl dostawala wysypki. Zastanawiala sie tez, czy nie
zadzwonic do mlodszej siostry Dana, Jenny, pod pretekstem wywiadu na temat, jak to jest miec
rodzenstwo, które wlasnie przezywa meki w zwiazku z college'em. Wtedy Jenny wypaplalaby Danowi,
ze Vanessa dzwonila i wypytywala o niego, a wtedy on zadzwonilby do niej albo napisal e - maila.
Ale daj spokój, jak nisko mozna upasc?
Ruby nadal stala w progu i gadala przez telefon. To byl problem, który wynikal z faktu, ze
Ruby spala w salonie, a Vanessa miala tylko ten pokój - Ruby uwazala sypialnie Vanessy za swój
pokój dzienny.
- Poczekaj. Ktos wlasnie dzwoni - oznajmila Ruby komus, po drugiej stronie linii. Zatkala nos i
odezwala sie glosem telefonistki. - W tym momencie wszystkie linie sa zajete... - Urwala. - O, czesc
Danielu! Mozesz zadzwonic pózniej? Mam teraz wazny telefon od zespolu. Mamy zamiar podbic
wszechswiat.
Vanessa rzucila sie po sluchawke i wyrwala ja z dloni Ruby.
- Slucham? - odezwala sie niesmialo. - Dan? Wszystko.., u ciebie w porzadku?
- Aha - odparl Dan, tak szczesliwy, jakim go w zyciu nie slyszala. - Dostalem sie wszedzie
oprócz Columbii.
- Super! - odpowiedziala Vanessa, przyswajajac powoli wiesci. - Ale chcesz isc do Browna,
prawda? Pewnie nawet nie brales pod uwage NYU albo innych szkól?
- Nie wiem - odparl Dan. - Musze to sobie przemyslec.
Przez chwile oboje milczeli. To, co oczywiste, juz sobie powiedzieli, a poza tym mieli tyle
spraw do omówienia, ze to az przytlaczalo.
- W kazdym razie gratuluje - zdolala wydusic z siebie Vanessa.
Nagle zrobilo jej sie strasznie smutno. Dan pojedzie do Brown w Providence, na Rhode Island,
gdzie pewnie pozna jakas dlugowlosa, chuda dziewczyne z Vermont, która bedzie lepila garnki, grala
- 29 -
na gitarze i robila mu na drutach swetry, podczas gdy Vanessa zostanie w Nowym Jorku i bedzie
dalej mieszkac ze swoja pokrecona siostra.
Ruby wyrwala jej telefon z reki.
- Ej, Dan, wiesz co? Ruszam na osiem miesiecy w trase razem z SugarDaddym. Wyjezdzam w
przyszlym tygodniu. Moze sie tu wprowadzisz? Mielibyscie z moja siostra prawdziwe milosne
gniazdko!
Vanessa spiorunowala ja wzrokiem. Zostaw to Ruby, a wszystko popsuje w najbardziej
nietaktowny, zenujacy sposób. Ruby oddala telefon, a Vanessa przytrzymala sluchawke pare
centymetrów od ucha. Co, do cholery, mam teraz powiedziec?
Dan nie mial nic przeciwko zamieszkaniu bez rodziców w takiej fajnej okolicy jak
Williamsburg, a mieszkanie z Vanessa mogloby byc fantastyczne. Ona krecilaby swoje filmy, a on by
pisal. Zupelnie jak w Yaddo - to jedno z tych miejsc dla pisarzy i artystów, do którego kiedys jezdzil
jego ojciec. Moze znowu by sie pogodzili i przez caly czas kochali sie, jak ci artysci i pisarze w latach
siedemdziesiatych.
Z drugiej strony to sie dzialo troche za szybko. Odchrzaknal.
- Musialbym porozmawiac na ten temat z tata. Wybieramy sie dzis wieczór swietowac u
Chinczyka. Moze spotkamy sie potem na imprezie na West Street?
Vanessa nie nalezala do imprezowych dziewczyn, ale domyslala sie, ze Dan ma powody, zeby
swietowac.
- Brzmi fajnie - zgodzila sie.
- Pogadam z tata o tej przeprowadzce. Byloby calkiem fajnie - rzucil luzno Dan.
Vanessa poczula sie nagle jak dziewczyna z tych lzawych filmów ze szczesliwymi
zakonczeniami, których tak nie cierpiala. Taka, co „zyje dlugo i szczesliwie” ze swoim cudownym
mezem w domku z jedwabnymi zaslonkami, a nie z czarnymi przescieradlami, jak w mieszkaniu Ruby.
- Super - ucieszyla sie, chociaz nie cierpiala tego slowa.
Rozlaczyla sie i oddala telefon siostrze, która nadal trajkotala przez komórke.
- Moge pozyczyc cos z twojej szafy? - szepnela do Ruby.
Siostra uniosla brew i pokiwala glowa.
Zapowiada sie niezla impreza.
- 30 -
jakby byla w nastroju do swietowania
Blair wyszla z windy i stanela. Gapila sie na domowej roboty transparent przyczepiony do
frontowych drzwi jej apartamentu. Blair, hura! Jestesmy z ciebie dumni! Otworzyla drzwi. Mookie,
pies Aarona, zywiolowy brazowo - bialy bokser, zamerdal do niej ogonem i tracil ja mokrym nosem w
nogi.
- Spieprzaj - warknela Blair.
Przez chwile zastanawiala sie, czy nie stal sie cud. Moze jej ojciec gej mieszkajacy we Francji
albo jakas dobra wrózka zadzwonila do komisji w Yale, która zdecydowala sie przyjac ja od razu. To
malo prawdopodobne, ale...
- Serena powiedziala nam. co sie stalo! - pisnela z zachwytem jej ciezarna matka. Szla
korytarzem, zataczajac sie poteznie. - Lista rezerwowych, chrzanienie. Nie moge zrozumiec, czym sie
tak denerwujesz, kochanie. Praktycznie przyjeli cie do Yale!
Blair zdjela sweter i rzucila go na antyczny szezlong stojacy w rogu. Mookie zamierzal znowu
obwachac jej pupe, wiec go kopnela.
- To nie takie proste, mamo.
Z powodu ciazy blond wlosy Eleanor rosly szybciej niz zwykle i opadaly juz na ramiona, co
zdaniem Blair bylo zalosna próba wygladania na kobiete w odpowiednim wieku do rodzenia dzieci.
Eleanor klasnela obwieszonymi pierscionkami dlonmi.
- No cóz, moja mala marudo, i tak mamy rodzinna uroczystosc. Wszyscy czekaja w jadalni!
Rodzinna uroczystosc. Cudnie.
Stól nakryto najlepszymi krysztalami i srebrami Eleanor. Jedzenie matka zamówila w Blue
Ribbon Sushi, ulubionej restauracji Blair. Cyrus i Aaron juz byli podpici szampanem. Nawet jej
dwunastoletni brat Tyler wygladal na lekko podchmielonego.
- A myslalas, ze wyladujesz w jakims lokalnym, podrzednym college'u - powiedzial Aaron,
nalewajac Blair szampana. - Wiedzielismy, ze stac cie na wiecej.
Cyrus mrugnal do niej niebieskim okiem, metnym, przekrwionym i wylupiastym.
- Yale odrzucilo mnie, kiedy skladalem do nich podanie. Najwyzszy czas, aby tego pozalowali.
Jesli chcesz, zebym im skopal tylek w sprawie twojego podania, to z przyjemnoscia to zrobie.
Blair skrzywila sie. Czy chcialaby, zeby w Yale wiedzieli, ze jest jakos spokrewniona z
- 31 -
Cyrusem?!
- Ja nie pójde do college'u - oglosil Tyler, saczac szampana jak zawodowiec. - Bede didzejem
w klubach w calej Europie. A potem otworze kasyno.
- To sie okaze. - Eleanor wrzucila sobie na talerz pietnastocentymetrowy kawalek roladki
sushi i zachichotala. - Dziecko znowu jest glodne.
Blair miala wrazenie, ze matka nie wygladalaby, jakby byla w dwudziestym miesiacu ciazy, a
nie w siódmym, gdyby tyle nie jadla. Wypila kieliszek szampana i siegnela do nietknietego pudelka z
sushi. Najpierw napcha sie wegorzem, a potem zaleje to szampanem w takiej ilosci, zeby mogla
wyrzygac sobie flaki na wierzch. A polem spotka sie z Nate'em na tej glupiej imprezie na West
Street, ale tylko na dziesiec minut, bo od patrzenia, jak wszyscy swietuja, podczas gdy ona zupelnie
nie ma powodu do radosci, jeszcze bardziej zachce jej sie rzygac. A potem zasnie, ogladajac
Sniadanie u Tiffany'ego ze swoja ulubiona aktorka. Audrey Hepburn nawet nie chodzila do college'u,
a mimo to miala cudowne zycie.
Matka wziela kawalek sushi i wgryzla sie w niego, jakby to byl hot dog. Znali sie z Cyrusem
niecaly rok, i malzenstwem byli dopiero od listopada, a Eleanor juz zaczynala nabierac jego
nawyków, jesli idzie o sposób jedzenia. Odlozyla resztki sushi i otarla usta biala lniana serwetka.
- A teraz, skoro jestesmy wszyscy, chcialabym cie prosic, kochanie, o przysluge.
Blair podniosla wzrok znad wegorza. Najwyrazniej matka zwracala sie do niej. O kurcze.
- Wiesz, minelo juz troche czasu, odkad was urodzilam, wiec mój lekarz pomyslal, ze dobrze
by mi zrobila szkola rodzenia, zebym przypomniala sobie co nieco. Zapisalam sie na intensywny kurs.
Zaczyna sie o czwartej po poludniu i trwa dwie godziny. Problem polega na tym, ze Cyrus pracuje nad
swoim nowym projektem w Hamptons, a poza tym i tak jest przeczulony na punkcie tego typu rzeczy.
Myslisz, ze moglabys ze mna chodzic, kochanie? Musze miec partnera, a to raptem pare godzin po
szkole.
Blair wykaszlala resztke wegorza do serwetki i rzucila sie do szampana. Szkola rodzenia? Co,
do cholery?
- Myslalam, ze to Aaron chcial zostac lekarzem - poskarzyla sie. - Dlaczego on nie moze
chodzic?
- Ty zawsze tak dobrze potrafilas zaopiekowac sie matka - powiedzial Cyrus.
- Mam próby zespolu - odparl Aaron. Jakby w ogóle bral pod uwage zgloszenie sie na
ochotnika.
- Ja tez - dodal szybko Tyler.
Eleanor nie mogla poprosic zadnej ze swoich przyjaciólek z towarzystwa. Wszystkie mialy
- 32 -
dzieci mniej wiecej w wieku, kiedy idzie sie do college'u. Dla nich ciaza Eleanor byla niebywale,
potwornie zenujaca.
- Dobrze. Pójde - zgodzila sie ponuro Blair.
Odsunela talerz i wstala. Na sama mysl, ze mialaby ich znosic chwile dluzej, robilo jej sie
niedobrze. Poza tym chyba i tak wszyscy zapomnieli, co swietuja.
- Przepraszam - powiedziala. - Musze szykowac sie do wyjscia.
Matka wyciagnela reke i objela ja.
- Oczywiscie, kochanie. - Scisnela córke w talii. - Jestes moja najlepsza przyjaciólka.
He?
Blair wykrecila sie z objec i uciekla do tak zwanego swojego pokoju. Przynajmniej
Georgetown bylo dalej niz Yale - mialo ten jeden plus. I nie zaszkodzi zadzwonic pod numer na liscie
z zawiadomieniem, zeby umówic sie na wizyte.
Szkoda, ze nie zlozyla papierów na uniwersytecie w Australii.
Sciagnela dzinsy oraz koszulke i bez przekonania zaczela ubierac sie na impreze. Wlozyla
bardziej obcisle, ciemniejsza dzinsy i czarna koszulke bez rekawów. Ramiona wydawaly jej sie blade i
zwiotczale. Uszczypnela sie ze zloscia.
- Ej, siostruniu - zawolal do niej Aaron, stajac pod drzwiami. - Moge wejsc?
Blair przewrócila oczami do odbicia w lustrze.
- I tak cie nie powstrzymam - odparla zalosnie.
Aaron otworzyl drzwi. Mial na sobie koszulke Harvardu, dupek. To byla swego rodzaju
tradycja, ze wklada sie jakis ciuch ze szkoly, do której sie chce pójsc, gdy tylko czlowiek dowie sie, ze
sie dostal. Tyle ze Aaron wiedzial o przyjeciu do Harvardu od kilku miesiecy.
- Pomyslalem, ze moglibysmy razem pojechac na impreze.
- Swietnie - westchnela Blair. - Jestem prawie gotowa.
Wziela kredke do oczu Chanel i pociagnela pod oczami ciemnoszare kreski. Potem nalozyla
troche blyszczyku MAC i przeczesala palcami wlosy. Koniec. Zrobione.
- Nie wkladasz koszulki z Yale? - zapytal Aaron, patrzac, jak Blair szuka pod lózkiem
odpowiednich butów. - Nikomu nie powiem o liscie rezerwowych.
- Jezu, wielkie dzieki - odgryzla sie Blair, wkladajac nudne, czarne mokasyny Coach. Szarpnela
drzwi pokoju i wyszla na korytarz, nawet nie zwracajac uwagi, ze w obcislych dzinsach obszerne,
bawelniane figi zmarszczyly sie i podjechaly jej w górna czesc tylka.
Tyle, jesli idzie o dni, kiedy ubierala sie jak kobieta sukcesu!
- 33 -
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
JAK WYSKOCZYC Z LISTY REZERWOWYCH I DOSTAC SIE DO WYBRANEGO COLLEGE’U
Zorganizuj strajk glodowy pod biurem komisji rekrutacyjnej.
Zdaj jeszcze raz egzaminy koncowe, oszukuj i zdobadz idealne wyniki.
Naucz sie grac Yankee Doodle na skrzypcach i zacznij grac pod oknami komisji. W koncu zaczna cie
blagac, zebys zapisala sie do szkoly, o ile wtedy przestaniesz grac.
Kup wiecej butów niz Imelda Marcos, dostan sie do Ksiegi Guinnessa, napisz pamietnik, w którym
zdradzisz wszystkie sekrety, i zdobadz nagrode Pulitzera za powiesc.
Skorzystaj ze swojej platynowej karty i kup dziekanowi od rekrutacji nowe BMW kabriolet, które
wszyscy twoi kumple chcieliby dostac w prezencie na zakonczenie szkoly.
Wasze e - maile
P: Droga P!
Spotkalam tego chlopaka jakis czas temu na imprezie w Nowym Jorku. Przekonal mnie, ze w
przyszlym roku wybiera sie do Georgetown i ze zostanie kapitanem naszej druzyny lacrosse.
Zamierzal gdzies w poblizu trzymac swoja lódz. Mielismy poplynac na Floryde w czasie ferii
wiosennych. Nigdy wiecej sie nie odezwal i teraz podejrzewam, ze nawet nie zlozyl
- 34 -
papierów do Georgetown.
zlamane - serce
O: Drogie zlamane - serce!
Pewnie znalazl inny port dla swojej lódki. Przykro mi.
P
P: Droga P!
Slyszalem, ze ta glupia blondynka z Constance dostala sie wszedzie, bo przespala sie ze
wszystkimi czlonkami komisji rekrutacyjnych.
bestia
O: Droga bestio!
Nie wiem, czy rozmawiamy o tej samej blondynce z Constance, ale moze ona jest
madrzejsza, niz wszyscy przypuszczali.
P
P: Droga P!
Jak wszyscy wiedza, pracuje w komisji rekrutacyjnej college'u dla dziewczat Dorna B. Rae w
Bryn Mawr w Pensylwanii. Nadal przyjmujemy podania. Przyjedzcie i same sie przekonajcie!
camiI
O: Droga camil
Kuszaca propozycja. Zadbam, zeby dotarla do B i do wszystkich innych
desperatek.
P
Na celowniku
N i jego kumple swietuja przyjecie do szkól na tarasie na dachu jego domu. Nawet przechodnie jako
bierni palacze byli na haju. Dawna dziewczyna N, ta z Greenwich - pamietacie: wariatka, narkomanka
i dziedziczka fortuny - jest na zjezdzie w Szwecji, gdzie „zmienia sie na lepsze”. J ma bezplatna
konsultacje u wizazystki w stoisku Clinique w Bloomingdale'u w SoHo. Trzeba wiedziec, jakiej
- 35 -
wielkosci ma sie pory i jakiego peelingu uzywac, nim zostanie sie slynna supermodelka. V, tez w
Bloomingdale'u w SoHo, daje sie calkowicie odmienic powabnemu transwestycie przy stoisku MAC.
Wazna randka dzis wieczór? S wyciaga z bankomatu mnóstwo kasy i pakuje to wszystko do
jaskraworózowej torebki Birkin ze skóry aligatora. Zamierza splacic komisje rekrutacyjne tych
wszystkich szkól, do których sie dostala? Postanowila oddac pieniadze na cel dobroczynny? Z okazji
przyjecia chce sobie kupic prezent w jednym z tych ekskluzywnych butików, które przyjmuja tylko
gotówke? D z ojcem w sklepie z alkoholami na Broadwayu kupuja wielka butelke szampana Dom
Perignon. To sie nazywal dumny ojciec. B zwraca do dzialu z bielizna w Barneys szczesliwy
komplecik. Pewnie doszla do wniosku, ze przynosi pecha.
Osobiscie uwazam, ze, jesli idzie o college, tez mam co swietowac.
Do zobaczenia na imprezie dzis wieczorem!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
N musi cos wyznac
True West to jedno z tych miejsc, które co wieczór wydaje sie nowoczesne, ale zarazem jest
tak klasyczne, ze mogloby istniec od zawsze. Sciany pokryte sa lustrami, na których drinki i
specjalnosci dnia wypisywano pomaranczowa kredka swiecowa. Biale skórzane lawy w ksztalcie
podków staly przypadkowo rozrzucone w jadalni, a na kazdym stole za obrus robila sztuczna skóra z
jelenia. Kelnerzy ubrani w dzinsowe tuniki od Dries van Notena i turkusowe kowbojki z wezowej
skórki, nosili koktajle na staromodnych pomaranczowych tacach jak ze stolówki. Rozbrzmiewala
dziwaczna japonska muzyka ludowa, a za barem ciagnela sie sciana z wychodzacymi na rzeke
Hudson oknami o zabarwionych na pomaranczowo szybach.
Gdyby nie znoszone, czarne wojskowe buty, trudno byloby poznac Vanesse w czarnej, obcislej
minispódniczce ze sztucznej skóry i powiewajacej czerwono - czarnej bluzeczce w pasy zebry. Dzieki
milemu transwestycie ze stoiska MAC w Bloomingdale w SoHo usta miala pomalowane na czerwono,
a brwi po raz pierwszy w zyciu wyregulowane. Wybrala sobie miejsce przy dalszym koncu baru i
oparla kamere na ramieniu.
- 36 -
Impreza miala niezwykla atmosfere - cos jak pierwszy dzien w szkole. Dziewczyny w takich
samych koszulkach BU piszczaly i rzucaly sie sobie w ramiona. Chlopcy w swetrach z Brown przybijali
piatki. Vanessa obserwowala ich w milczeniu, czekajac, az ktos z wlasnej woli podejdzie i udzieli
wywiadu.
- Chyba mam cos do powiedzenia - oznajmil wyjatkowo przystojny chlopak, który nosil
spodnie khaki i prosta, biala koszule. Postawil dzin Tanqueray z tonikiem na barze i usiadl na stolku
obok Vanessy. - Mam powiedziec, jak sie nazywam, do jakiej szkoly ide i tak dalej?
Vanessa nakierowala kamere na jego przekrwione, ale nadal blyszczace, zielone oczy.
- To zalezy, czy chcesz - odparla. - Powiedz mi tylko, jak przezyles cale to zamieszanie.
Nate wzial lyk drinka i wyjrzal przez pomaranczowawe okna. Po drugiej stronie rzeki nad
lotniskiem Newark krazyly samoloty.
- Zabawne jest to, ze do tego momentu prawie wcale sie nie denerwowalem - przyznal
Wyciagnal marlboro light z paczki, która ktos zostawil, i zaczal turlac papierosa w te i z powrotem po
barze. - A glupie jest to, ze nie powinienem sie stresowac, tylko swietowac.
Spojrzal w kamere i skrepowany odwrócil wzrok. Za jego plecami lawy zapelnialy sie i nagle
muzyka zrobila sie tak glosna, ze ledwo slyszal wlasne mysli.
- Nie wiem, dlaczego nie powiedzialem jej, ze zlozylem tam papiery - wymamrotal.
- Komu? - naklaniala go do dalszego mówienia Vanessa. - Gdzie?
- Mojej dziewczynie - wyjasnil Nate. - Widzisz, ona naprawde chce isc do Yale. To chyba
najwazniejsza rzecz w jej zyciu. Zlozylem tam papiery, bo maja nowego trenera lacrosse, który w
niecaly rok wyciagnal ich z gównianej drugiej ligi na prowadzacy zespól pierwszoligowy. Dzisiaj
dowiedzialem sie, ze sie dostalem, a ona jest tylko na liscie rezerwowych. W ogóle nie powiedzialem
jej, ze zlozylem tam papiery, a teraz naprawde boje sie przyznac, ze sie dostalem. Dopiero co sie
pogodzilismy. Jak jej powiem, znowu ze mna zerwie.
Czekal na reakcje Vanessy. Kiedy sie nie odezwala, siegnal po drinka.
- W ten weekend przyjezdzaja trenerzy z Yale i Brown popatrzec, jak gram. Blair wybiera sie
do DC obejrzec Georgetown, wiec na szczescie nie bede musial klamac, skad sa trenerzy i tak dalej. -
Uniósl brwi i oparl brode na dloniach.
Ciezko byc klamczuchem, nie?
Nagle znajomy zapach mieszanki olejków i paczuli wypelnil jego nozdrza.
- Udalo sie, Nate! - westchnela Serena, zarzucajac mu ramiona na szyje.
Jasne wlosy upiela w nieporzadny wezel na czubku glowy. Wlozyla bardzo filmowe poncho z
bialymi i zlotymi fredzlami, a do tego biale dzinsy.
- 37 -
Skrzyzowanie striptizerki z Las Vegas z Showgirls i panienki z serialu The OC.
Nate pocalowal ja w policzek i postaral sie wygladac na tak podekscytowanego, jak powinien.
- Ups. - Serena natychmiast go przejrzala. - Znowu zerwaliscie z Blair?
- Jeszcze nie. - Nate juz zamierzal jej wszystko wyjasnic, ale na drugim koncu ogromnej
restauracji Blair wlasnie wysiadla z windy i idac w ich kierunku, piorunowala wscieklym wzrokiem
plecy Sereny.
Na jednej z lawek grupa uczennic z Constance Billard zaczela szeptac miedzy soba.
- Slyszalam, ze Blair dolaczyla jakis kretynski scenariusz zamiast eseju do podania na Yale.
Pani Glos powiedziala jej, zeby to zmienila, ale i tak go wyslala. Dlatego sie nie dostala -
powiedziala do Rain Hoffstetter Nicki Button.
Rain i Nicki w przyszlym roku ida razem do Vassar i wciaz zerkaly na siebie i piszczaly.
- Slyszalam, ze Blair napisala esej do Yale dla Sereny. Dlatego jest laka wsciekla. Zalatwila
Serenie przyjecie, a sama trafila na liste rezerwowych - oznajmila swojej najlepszej przyjaciólce. Kati
Farkas, Isabel Coates.
Kati i Isabel dostaly sie do Georgetown i Rollins, ale Isabel dostala sie tez do Princeton i juz
nosila tamtejsza koszulke. Sama mysl, ze sie rozstana, lamala im serca, wiec caly czas trzymaly sie
za rece.
- A ja slyszalam, ze Serena zebrala tysiac piecset szescdziesiat punktów na egzaminach
koncowych. Udaje, ze jest taka glupi, ale to wszystko gra. To dlatego moze tak czesto wychodzic i
nigdy sie nie uczy. Po prostu nie musi - stwierdzila z zazdroscia Kati.
- O czym rozmawiacie? - zapylala Blair, gdy doszla do Sereny i Nate'a siedzacych przy barze.
Dopiero co sie zjawila, ale juz nie cierpiala tej imprezy. Nie cierpiala tego, ze tak wiele
dzieciaków nosilo te glupie koszulki z college'ów, nie cierpiala tej dziwacznej, japonskiej muzyki i
tych glupich pomaranczowych glosników Bose'a nad barem i nie cierpiala tego, ze Serena rozmawia z
Nate'em w ten intymny sposób, caly czas tulac sie do niego, jak to zawsze robila, gdy rozmawiala z
facetami.
- O niczym! - odparli jednoczesnie Serena i Nate.
Serena obrócila sie na stoiku barowym.
- Nadal jestes na mnie wsciekla?
Blair skrzyzowala rece na piersi.
- Dlaczego nie wlozylas koszulki z Yale? A, racja. Dostalas sie, ale nie wiesz, czy tam
pójdziesz - dodala sarkastycznie.
Serena wzruszyla ramionami.
- 38 -
- Nie wiem. W ten weekend pojade do kilku miejsc. Mam nadzieje, ze to mi pomoze sie
zdecydowac.
Nagle Nate Spodl sie pod pachami. Zeslizgnal sie ze stoika, polozyl dlonie na ramionach Blair
i pocalowal ja w czolo.
- Slicznie wygladasz - powiedzial, starajac sie odciagnac jej uwage od Yale.
- Dzieki - odparla Blair, chociaz doskonale wiedziala, ze wyglada jak spieta jedza z dobrego
domu, która nigdy sie nie zabawila. Chryste, nawet nie wlozyla kolczyków!
Dalej przy barze siedziala grupa dziewczyn w ciemnozielonych koszulkach Dartmouth, które
wykrzyczaly durny hymn Dartmouth, a potem strzelily po kielichu wódki.
- Za dziesiec minut wychodze - poinformowala bez ogródek Nate'a Blair. - W koncu to srodek
tygodnia.
Jakby to kiedykolwiek wczesniej przeszkodzilo jej w imprezowaniu.
Nate pocalowal ja w skron. Chcial jak najszybciej zabrac ja stad, zanim Serena niewinnie
wypapla, ze Nate lez dostal sie do Yale.
- Chcesz obejrzec zachód slonca albo cos takiego? - zaproponowal niezrecznie.
- Jak chcesz - odparla Blair, caly czas trzymajac rece skrzyzowane na piersi.
- Mna sie nie przejmujcie. - Serena obrócila sie na stoiku w strone Vanessy. - No dobra,
sionko, jestem gotowa na zblizenie.
Vanessa nie musiala niczego wlaczac. Nawet na chwile nie przestala ich filmowac.
cos stracila
- Chyba powinnam byc szczesliwa - stwierdzila Serena.
Vanessa powoli wodzila kamera po jej nieskazitelnej twarzy, a potem zrobila panoramiczne
ujecie, szukajac jakiego defektu czy drobnej skazy, które moglaby wyluskac na zblizeniu. Niczego nie
znalazla. Wtedy Serena wsadzila do ust paznokiec i zaczela go ogryzac.
Aha!
Wyjela kciuk z ust i zmarszczyla brwi.
- I jestem szczesliwa - upierala sie, jakby starala sama siebie przekonac. - Dostalam sie do
wszystkich szkól, do których zlozylam papiery. Nawet nie pytali, dlaczego nie chcieli mnie z
powrotem w szkole z internatem. Tylko ze... - Urwala, gdy zobaczyla chlopaka i dziewczyne w
- 39 -
koszulkach z Middlebury, calujacych sie przy windach. Westchnela. - Zaluje, ze nie mam z kim
swietowac.
Japonska muzyka ludowa zmienila sie nagle w dziwaczne rytmy nowego albumu Raves.
Dwóch chlopaków w czapkach z uniwersytetu Pensylwania i zóltych krawatach sciagnelo koszule, ob
rócilo czapki daszkiem do tylu i zaczelo tanczyc breakdance. Cztery pijane dziewczyny z
proporczykami Vanderbilt tez zdjely koszulki i tez zaczely tanczyc breakdance, tyle ze robily to
fatalnie.
- Kiedys tanczylam na stolach - zwierzyla sie Serena nostalgicznym lonem skonczonej
piosenkarki kabaretowej w srednim wieku. - A teraz popatrz na mnie.
Oczywiscie jakies dziewiecdziesiat procent facetów w tym lokalu patrzylo wlasnie na nia i
próbowalo wymyslic jakis zgrabny tekst, zeby namówic ja do tanca. Oprócz chlopców przygladala jej
sie niska dziewczyna z mlodszej klasy, o kreconych wlosach i ogromnych piersiach i zastanawiala sie,
jak zagadnac Serene.
Wlasnie zjawili sie Jenny i Dan. Zostawili rozczulonego ojca, który nad karafka slodkiego
bialego wina w ich ulubionej chinskiej restauracji na Upper West Side robil sie coraz bardziej
nostalgiczny. Stali przed winda i rozgladali sie po restauracji.
- Uprzedzalem, ze tu bedzie okropnie - powiedzial do mlodszej siostry Dan.
Zwykle nie cierpial imprez, a ta powinna wkurzyc go jak malo co, ale czul sie wyjatkowo z
siebie zadowolony i impreza idealnie pasowala do jego nastroju.
Ale Jenny patrzyla tylko na Serene.
- Nie martw sie, dam sobie rade - odparla.
Podciagnela bluzke bez pleców w tygrysie pasy i zaczela przepychac sie prosto do baru.
- Gdybym na razie odpuscila sobie college - trajkotala Serena - moglabym popracowac jako
modelka. A moze tez spróbowac aktorstwa.
Jenny oparla sie o bar i czekala na chwile, gdy bedzie mogla zapytac Serene o rade, jak zaczac
kariere modelki. Cala drzala z niecierpliwosci i czula sie jak kretynka z powodu wlasnego
zdenerwowania.
Dan ruszyl za Jenny tylko z obawy, ze siostra zamówi jakas wybuchowa mieszanke i bedzie
musial odwiezc ja do domu, nim zjawi sie Vanessa. I wtedy zauwazyl, ze Vanessa juz jest. Z kamera
oparta o ramie przeprowadzala z Serena wywiad.
Usta miala pomalowano na ciemnoczerwone w uchu nosila kolczyk - srebrnego weza, a
opinajaca sie. czarna spódniczka przylegala jej do ud. Czerwono - czarny top zsuwal sie z jej nagich
ramion, odslaniajac skóre w kolorze kosci sloniowej w sposób, którego nigdy wczesniej nie widzial. A
- 40 -
przynajmniej nie w miejscu publicznym.
Nie zastanawiajac sie. co robi, przepchnal sie przez tanczacy tlum, podszedl do Vanessy od
tylu i pocalowal ja w szyje. Jej blade policzki zaczerwienily sie, gdy obrócila sie gwaltownie na sloiku,
prawie przy tym upuszczajac ukochana kamere.
- Nie musze przeciez isc od razu do college'u ... - Serena urwala w polowie zdania, patrzac jak
Vanessa i Dan obsciskuja sie jak napalone, wyglodniale bestie.
Ciecie!
Jenny postanowila wykonac swój ruch. Uderzyla Serene reka w bark, majac nadzieje, ze
bedzie to wygladalo, jakby wpadla na nia przypadkiem.
- Hej. Gratulacje i w ogóle - wypalila niezrecznie. - Na prawde kwietna bluzka.
Gdyby Serena byla Blair albo jakas inna dziewczyna z ostatniej klasy, pewnie splawilaby
Jenny krótkim „dzieki”, zastanawiajac sie jednoczesnie, co ta denerwujaca gówniara robi na imprezie
maturzystów. Ale Serena nigdy nikogo nie splawiala. To byla jedna z tych rzeczy, która sprawiala, ze
nie sposób bylo jej sie oprzec, albo która calkiem oniesmielala - to zalezy kin sie jest i jak bardzo
pragnie sie Sereny. Poza tym Jenny byla akurat dziewiatoklasistka z grupy, która Serena opiekowala
sie razem z Blair, wiec nie byly sobie calkiem obce.
Jenny obciela wlosy. Miala gesta, prosta grzywke i kreconego pazia, który siegal jej do brody.
Wlosy miala ciemne, a brazowe oczy okragle i wielkie. To zdecydowane ciecie dobrze jej zrobilo.
- Sliczna fryzura! - Serena zeslizgnela sie ze stolka, zeby Jenny nie stala samotnic. -
Wygladasz jak ta modelka na nowych reklamach Prady.
Jenny wybaluszyla oczy, tak ze prawie jej wyszly na wierzch.
- Serio? Dzieki - sapnela, czujac sie, jakby ktos popukal ja w ramie magiczna rózdzka,.
Podszedl do nich barman i Serena zamówila dwa kieliszki szampana.
- Masz ochote napic sie ze mna? - zapytala.
Jenny byla oszolomiona. Czy ma ochote? To byl zaszczyt. Przejechala palcem po mokrym
brzegu kieliszka z szampanem.
- No wiec.., pracowalas jeszcze gdzies jako modelka? - zapytala. - Naprawde podobala mi sie
ta reklama perfum.
Serena skrzywila sie i upila lyk szampana. Dwa miesiace temu Les Best poprosil ja, zeby byla
gwiazda jego kampanii reklamowej dla nowych perfum. Koniec konców nazwal je nawet Lzy Sereny.
Na zdjeciu reklamowym Serena stoi i placze na drewnianym mostku w Central Parku, w zóltej
sukience w samym srodku zimy. W przeciwienstwie do powszechnej opinii by na jej policzkach byly
prawdziwe. Zdjecie zrobiono w chwili, gdy brat Blair - wegetarianin noszacy dredy. Aaron Rose -
- 41 -
zerwal z nia. Wlasnie w tamtej chwili zaczela plakac.
- Wlasciwie to myslalam, ze teraz moglabym sie zajac aktorstwem - odparla.
Jenny pokiwala I entuzjazmem glowa.
- Strasznie mi sie podoba, ze wygladasz tak prawdziwie na tej reklamie. Oczywiscie
wygladasz niesamowicie, ale jakby Wcale nie robili zadnego retuszu ani nie w tym stylu.
Serena zachichotala.
- O mój Boze, mialam tyle podkladu! No wiesz, tej bezowej farby, która smaruja ci cala twarz!
I wyretuszowali mi gesia skórke, prawie sobie tylek odmrozilam!
Na chwile zgasly nad barem swiatla i wszyscy zaczeli krzyczec. Jenny zachowala spokój, chcac
pokazac, ze czesto bawi sie na imprezach, które wymykaja sie spod kontroli.
- Szczerze mówiac - oznajmila Serena, z przyjemnoscia odrywajac sie od rozmyslania nad
swoja niepewna przyszloscia - kazda dziewczyna moze byc modelka. Musisz tylko dobrze wygladac
na zdjeciach.
- Pewnie tak - odparla z wahaniem Jenny.
Latwo mówic Serenie, ze kazda moze byc modelka, skoro ja natura obdarzyla nogami dlugimi
az po szyje, cudowna twarza, niesamowitymi blekitnymi oczami i dlugimi, gestymi blond wlosami.
- Ale skad wiadomo, czy dobrze sie wyglada na zdjeciach?
- Idziesz na zdjecia próbne - wyjasnila Serena.
Dopila szybko szampana i wyjela paczke gauloise'ów z torebki ze zlotej lamy od Diora W
ciagu sekundy barman pojawil sie, zeby dolac jej szampana i podac ogien.
Znacie to powiedzenie - uroda równa sie wygoda.
- Sluchaj, jesli jestes zainteresowana, moge popytac i umówic cie z ludzmi, których znam -
zaproponowala Serena.
Jenny spojrzala na nia wielkimi brazowymi oczami, nie wierzac, ze dobrze zrozumiala rak
bardzo chciala uslyszec wlasnie takie slowa, ze nie mogla uwierzyc, ze to prawda.
- Masz na mysli prace modelki? Dla mnie?
Wtedy wlasnie Serene rozproszyl jek zza pleców.
- Ehm, sluchajcie - zawolala ponad ramieniem do Vanessy i Dana. - Na dole sa apartamenty i
takie tam, no wiecie.
- Zawsze myslalam, ze jestem za niska - upierala sie Jenny, martwiac sie, ze Serena zapomni,
o czym mówila.
- W zyciu. Bedziesz swietna - zapewnila ja Serena. - Zadzwonie do paru osób, a potem
napisze do ciebie e - maila, dobra?
- 42 -
- Serio? - wyrwalo sie Jenny.
Nie mogla uwierzyc, ze to sie dzieje naprawde. Zostanie modelka! Odstawila szampana. Ale
teraz ma tyle rzeczy do zrobienia. Manikiur, pedikiur, regulacja brwi, wydepilowanie wasika, moze
nawet powinna zrobic henna pasemka, o których zawsze marzyla.
- Nie dopijesz tego? - zapytala Serena, wskazujac na kieliszek Jenny.
Jenny pokrecila glowa, nagle czujac, ze jest absolutnie nieprzygotowana.
- Musze wracac do domu i przygotowac sie - zawahala sie. Potem wspiela sie na palce i
pocalowala Serene w policzek. - Dziekuje. Strasznie ci dziekuje!
Serena usmiechnela sie zyczliwie do mlodszej kolezanki. No wiec cóz, jej najlepsza
przyjaciólka wsciekla sie na nia, a ona nie byla zakochana. Przynajmniej miala przyjemnosc z lego, ze
pomagala Jenny.
Gdy tylko Jenny wyszla, za stolkiem Sereny pojawilo sie trzech mlodszych uczniów z Riverside.
Podpuszczali sie nawzajem, zeby zaprosic Serene na dól do apartamentu.
- Czlowieku, ale to jest laska. Jak to mozliwe, ze nie ma chlopaka? - mruknal jeden z nich.
- Sam ja zapytaj - odparl drugi.
- To ty ja zapylaj - rzucil trzeci.
Ale albo byli zbyt glupi, albo za bardzo tchórzliwi, albo zbyt oniesmieleni uroda i domniemana
inteligencja Sereny, zeby chociaz blizej podejsc. Serena wziela kieliszek Jenny i przelala resztki
szampana do swojego.
Bycie piekna wcale nie jest zabawne, jesli nie podchodzi do ciebie nawet nieudacznik.
chca tylko zrzucic duchy
- Nie moge uwierzyc, ze to sie dzieje - westchnela po raz trzydziesty tego wieczoru Vanessa.
Odkad Dan podszedl do niej i cmoknal ja w szyje, nie przestawali sie calowac, a teraz
zdzierali z siebie ubrania w jednym z apartamentów hotelu Pier. Chciala mu powiedziec, ze tak
bardzo za nim tesknila i ze to glupie, ze przestali ze soba rozmawiac. I chociaz seks w apartamencie
hotelowym tuz przed skonczeniem szkoly to wyswiechtany banal, tak wlasnie bylo najlepiej.
Pokoje w hotelu Pier mialy okragle okna, wychodzace na rzeke Hudson, zwisajace ze scian
kotwice z kutego zelaza i wykladziny dywanowe w morskim odcieniu. Darmowe mydlo, szampon i
balsam do ciala w lazience zrobiono na bazie wodorostów, a posciel byla w kolorze jasnego,
- 43 -
oceanicznego blekitu. Wiatraki z matowej stali obracaly sie na suficie, chlodzac noc, która miala
okazac sie bardzo goraca.
Dan wyszarpnal z dzinsów pasek i rzucil nim przez pokój. Byl pijany szczesciem i napalony jak
diabli. Rzucil sie na lózko i kilka razy podskoczyl na nim.
- Huura! - wrzasnal - - Ju - huu!
Vanessa objela go za kolana, a on upadl na nia. Zaczal mocowac sie z jej bluzka, az w koncu
sciagnal ja Vanessie przez glowe.
- Gosciu! Przezylem! - wrzasnal jakis pijany glupek.
Po sasiedzku grupa chlopaków w koszulkach z Bowdoin i Bates grala w glupie, pijackie gierki i
ogladala mecz Netsów w telewizji.
- Gdybysmy mieszkali razem, moglibysmy to robic codziennie - zdal sobie sprawe Dan i
powiedzial to na glos, patrzac, jak Vanessa rozpina stanik.
Rzucila biustonosz na podloge i skrzyzowala rece, zaslaniane nagie piersi.
- Zapytales tate?
- Aha - odparl radosnie Dan. - Powiedzial, ze w porzadku. Jesli jednak pogorsza mi sie oceny
albo nie bede przychodzil przynajmniej dwa razy w tygodniu na kolacje z nim i Jenny, to bede musial
wrócic do domu.
Odsunal rece Vanessy i zanurkowal w kierunku jej piersi. Vanessa objela jego rozczochrana
glowe i zamknela oczy. Pila tego wieczoru tylko cole, ale i tak miala wrazenie, ze lózko wiruje. Ona i
Dan znowu byli zakochani. Mieli razem zamieszkac. Moze nawet beda razem studiowac na NYU. To
zbyt piekne, zeby bylo prawdziwe.
A czy cokolwiek moze pozostac tak piekne?
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
- 44 -
Podoba mi sie to, ze dzis prawie polowa ludzi z ostatnich klas nie zjawila sie w szkole. Chcialabym
takze zwrócic wam uwage na cos, co moglo wam umknac w czasie wczorajszej rozpusty. Ktos - tak
naprawde nasz przyjaciel, którego znamy praktycznie od przed szkola - ostentacyjnie nie zjawil sie na
wczorajszej imprezie. A oto dlaczego.
GOSC, KTÓRY NIGDZIE SIE NIE DOSTAL
Zawsze byl taki pewny siebie i nikt nie mial watpliwosci, ze facet dostanie sie tam, gdzie bedzie
chcial. Nigdy nie przyszlo nam na mysl, ze jego pewnosc siebie moze tak urazic nauczycieli, ze
odmówia mu rekomendacji. Ze jego krzykliwy sposób ubierania sie jakby byl modelem prosto z
wybiegu, oraz sugerowanie, ze jego rodzina moze po prostu kupic szkole, do której postanowi
uczeszczac, mogla zniechecic takze komisje. Ze byl zbyt pewny siebie albo zbyt leniwy, albo jedno i
drugie, zeby podejsc do egzaminów koncowych wiecej niz raz. Albo ze zamiast wstepnego
wypracowania wysle razem z podaniem kasete wideo i nagraniem szkolnego musicalu, w którym
nawet nie gral glównej roli.
Wiec odrzucono jego podania. I nie cztery ani nie piec razy, ale dziewiec. Odmówiono mu dziewiec
razy. Auc! Nawet najgorszy smiec w takiej sytuacji zasluguje na wspólczucie. Ale jestem pewna, ze
znajdzie sposób, zeby gdzies sie wkrecic. Zawsze mu sie udaje.
Wasze e - maile
P: Droga P!
Jestem administratorka na prestizowym uniwersytecie na Wschodnim Wybrzezu i w ten
weekend wybieram sie do Nowego Jorku, zeby spotkac sie z obiecujacym uczniem. Nasz
uniwersytet chce, zeby zaczal u nas studiowac od przyszlej jesieni, wiec obowiazkowo
musze zrobic dobre wrazenie. Mam nadzieje, ze nie masz nic przeciwko temu, ze zapytam,
co najbardziej cenisz w szkole? A co wazniejsze, jak powinnam sie ubrac?
adminka
O: Droga adminko!
Przeprowadzilam dosc wiele rozmów z komisjami college'ów, zeby nie miec ochoty
traktowac tych pytan powaznie, skoro nie musze. Jakie podajecie frytki w stolówkach?
- 45 -
Moim zdaniem to calkiem istotna sprawa. A co do ubioru, w którym masz uwiesc tego
wyjatkowo cennego ucznia... Pomaranczowy jest nowa czernia.
P
Na celowniku
N odprowadza B z True West, podczas gdy wiekszosc z nas dopiero zaczyna zabawe. S tanczy
samotnie na wspomnianej imprezie, chociaz jestem calkiem pewna, ze grupa chlopaków za nia chce
myslec, ze tancza z nia. J kupuje tony lakierów do paznokci, zestawów do depilacji i henny w
otwartym dwadziescia cztery godziny na dobe sklepie Duane Reade przy Broadwayu. V i D wytoczyli
sie z hotelu Pier dzis rano, akurat zeby zdazyc do szkoly. C i jego malpka pija samotnie na tarasie
jego apartamentu w Sutton Place. Mogloby byc nam go zal, ale jemu po prostu nie da sie wspólczuc.
Ups, to juz dzwonek. Wiecej przy innej okazji.
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
zobacz, jak skacze J
Jenny zawsze zbierala pochwaly za doskonala kaligrafie i wierne kopie najwazniejszych prac
klasycznych twórców. Bycie artysta i zrecznym kopista ma swoje dobre strony: potrafila podrabiac
notki od ojca, jak na przyklad dzisiejsze zwolnienie w zwiazku z rzekoma wizyta w centrum u
alergologa. Pociagala groteskowo nosem, gdy wreczala zwolnienie nauczycielce matematyki, pani
Hinckle. Na koncu sali Elise odgarniala sztywne wlosy za uszy i udawala, ze nie podsluchuje.
- Nastepnym razem spróbuj zaplanowac wizyte po szkole - pouczyla ja pani Hinckle,
odkladajac notke na biurko. Machnela na Jenny. - Teraz uciekaj.
- Dziekuje - odpowiedziala zaklopotana Jenny.
Pani Hinckle byla starsza pania i traktowala wszystkie uczennice jak swoje wnuczki. Piekla im
ciasteczka z platków owsianych, robila dla nich kartki swiateczne i jablka w karmelu. Jenny miala
wyrzuty sumienia, ze wykorzystuje uprzejmosc nauczycielki, ale wazyla sie jej kariera. To wazne!
Zdjecia próbne - jak napisala jej w e - mailu Serena - odbywaly sie w studiu fotograficznym na
- 46 -
Zachodniej Szesnastej. Grupa wysokich, chudych dziewczat o wydetych ustach i jasnych wlosach
palila papierosy na chodniku na dole. Modelki, pomyslala Jenny, starajac sie nie czuc oniesmielenia.
Nacisnela dzwonek do studia na drugim pietrze i ktos ja wpuscil domofonem do ciemnego
pomieszczenia, które wygladalo jak jakis dok zaladunkowy z winda towarowa obita falista blacha.
Jenny wsiadla do windy, nacisnela „2” i próbowala zapanowac nad lekiem.
- Halo? - Wysoka kobieta o spiczastej brodzie, noszaca bialy beret z lakierowanej skóry,
czarne skórzane szorty i biale zamszowe kozaki do kolan powitala Jenny, gdy ta ledwo wysiadla z
windy. - Zgubilas sie?
Jenny zdala sobie sprawe, ze powinna byla przebrac sie i zdjac szkolny mundurek, ale teraz
juz bylo za pózno.
- Przyszlam na zdjecia próbne. - Nadal nie do konca wiedziala, o co w tym chodzi, ale brzmialo
fajnie.
- Ach. - Kobieta obrzucila ja wzrokiem od stóp do glów. - Moge zobaczyc twoja ksiazke?
Jenny zerknela na swój szkolny plecak.
- Moja ksiazke?
Kobieta znowu obrzucila ja wzrokiem i wskazala na puste krzeslo miedzy dwiema blond
modelkami, które wygladaly na bardzo znudzone.
- Usiadz.. Zawolam cie, gdy bedzie gotowy. A potem zniknela za bialym parawanem, za
którym Jenny dostrzegla blyski fleta i cienie postaci chodzace po pokoju. Nagle rozlegla sie kakofonia
histerycznego smiechu, który odbil sie od blaszanego sufitu i Jenny przeszedl dreszcz.
Zerknela na dziewczyne siedzaca obok. Zula gume, a jej powieki opadaly tak, jakby balowala
przez cala noc Jenny odwrócila wzrok i spróbowala opuscic powieki w ten sani wyluzowany,
pretensjonalny sposób, ale od razu blyskala bialkami oczu. Bardziej przypominala Noc zywych trupów
niz wyluzowana, znudzona modelke.
Kobieta w berecie wyszla zza parawanu.
- Ty - wskazala na Jenny.
Jenny zarumienila sie i zerknela przepraszajaco na dziewczyny, które przyszly tu przed nia.
Potem poszla za kobieta.
Studio za parawanem mialo ceglane sciany pomalowane na bialo i drewniana podloge.
Posrodku pokoju stal obity czerwonym aksamitem szezlong, który wygladal na antyk. Wokól niego
ustawiono reflektory na trójnogach i srebrne ekrany odblaskowe.
- Zdejmij sweter i polóz sie - polecil jej przysadzisty mezczyzna z blond kozia bródka, który juz
patrzyl na nia przez wielki aparat Polaroida.
- 47 -
Z bijacym sercem Jenny odlozyla plecak i na nim zlozyla zapinany sweter. Usiadla na brzegu
szezlonga, zawstydzona tym, jak blado i kosciscie wygladaly jej nagie kolana w ostrym swietle.
- Polozyc sie?
- Na plecach - polecil fotograf, przyklekajac raptem pare kroków przed nia.
Polozyc sie na plecach? Nie mogla tego zrobic, nie w samym bawelnianym, srednio
wzmacnianym staniku, który miala dzis na sobie. Co by bylo, gdyby jej piersi przelaly sie po zebrach
az pod pachy, przez co wygladalaby jak calkowicie zdeformowana?
Wsunela sie glebiej i oparla na lokciach w pozycji, która uznala za dobre markowanie
polozenia sie.
W tej pozycji jej piersi jeszcze bardziej wystawaly w przód niz zwykle.
- Moze byc - mruknal fotograf, rzucajac zrobione polaroidy na podloge i podczolgujac sie
blizej, zeby zrobic nastepne.
Jenny zacisnela nogi, zeby mezczyzna nie mógl zobaczyc jej bielizny.
- Jaki wyraz twarzy mam miec? - zapytala niesmialo.
- Niewazne - odparl, robiac kolejne zdjecia. - Sciagnij tylko ramiona do tylu i trzymaj uniesiona
brode.
Ramiona Jenny zaczely drzec z wysilku, ale nie przejmowala sie tym. Chyba spodobala sie
fotografowi. Traktowal ja jak prawdziwa modelke.
- Dobra. Skonczylismy - powiedzial w koncu, wstajac. - Jak sie wlasciwie nazywasz?
- Jennifer - odpowiedziala Jenny. - Jennifer Humphrey.
Mezczyzna kiwnal na kobiete w berecie, która zanotowala cos w swoim notatniku.
- Moge zobaczyc zdjecia? - zapytala Jenny, wskazujac na polaroidy rozrzucone na drewnianej
podlodze. Kazdy zakrywal czarny papier fotograficzny, który trzeba bylo zerwac, zeby zobaczyc
zdjecie.
- Przykro mi, kochanie, ale te sa moje - odparl jej fotograf z rozbawionym usmiechem. - Chce
cie tu widziec w nastepna niedziele. O dziesiatej rano. Zrozumiano?
Jenny pokiwala glowa z zapalem i wlozyla sweter. Nie byla do konca pewna, ale wygladalo na
to, ze zatrudniono ja jako modelke do sesji zdjeciowej!
A przynajmniej czesc jej osoby.
- Wiec do czego byly zdjecia próbne? - zapytala nastepnego dnia Serena, kiedy zobaczyla
Jenny na spotkaniu grupy w czasie lunchu. - Przepraszam, ze nie zdobylam wiecej informacji. Pod tym
wzgledem moje znajome modelki sa beznadziejne.
- 48 -
Jenny zakryla usta dlonia.
- Kompletnie zapomnialam zapylac, ale bylo swietnie. Wszyscy byli dla mnie mili, jakbym byla
prawdziwa modelka i w ogóle.
- Dobra, ale powinnas sie dowiedziec, do czego sa zdjecia - poradzila jej Serena. - Znam jedna
dziewczyne, która robila zdjecia do reklamy gumy, a okazalo sie, ze chodzilo o podpaski. Chyba
pomylilo jej sie „Carefree” ze „Stayfree”.
Jenny zmarszczyla brwi. Podpaski? Nikl nic o tym nie mówil.
- Nie pozwól styliscie ubrac cie w cos, w czym nie bedziesz dobrze sie czula. Wiem, ze
reklama Lesa Besta jest swietna, ale daj spokój: sukienka z odkrytymi ramionami w lutym? Potem
chorowalam przez trzy tygodnie - dodala Serena.
Reszta dziewiatoklasistek z grupy zachichotala uprzejmie. Uwielbialy sluchac historii Sereny
na temat pracy modelki, ale potwornie zazdroscily Jenny i nie chcialy jej zachecac. Jak to mozliwe,
zeby najnizsza dziewczyna w klasie, ta z kreconymi, nudnymi, brazowymi wlosami i z idiotycznie
ogromnym biustem mogla zostac modelka? To nie mialo sensu.
- Zaloze sie, ze to katalog superwielkiej bielizny, ale ona byla zbyt glupia, zeby zapytac -
szepnela do Mary Goldberg i Cassie Inwirth Vicky Reinerson.
- To na pewno cos zwyczajnego, jak sok pomaranczowy - zapewnila Jenny Cassie, próbujac
zachowac kamienna twarz.
Elise tez byla zazdrosna, ale bardzo sie starala tego nie okazac.
- Gdzie jest Blair? - zapytala Serene, próbujac zmienic temat.
Blair byla druga opiekunka grupy. Serena wzruszyla ramionami.
- Nie wiem. Ostatnio jest na mnie wsciekla.
Mary, Cassie i Vicky tracily sie porozumiewawczo pod Stolnu Uwielbialy, kiedy pierwsze
dowiadywaly sie o klótniach Blair i Sereny.
- Slyszalam, ze Blair nie dostala sie do zadnego college'u. Jej ojciec wysylaja zaraz po szkole
do Francji, zeby pracowala u niego - oglosila Mary.
Serena znowu wzruszyla ramionami. Z doswiadczenia wiedziala, jak strasznie ludzie
przeinaczaja fakty i jak szybko roznosza sie plotki. Im mniej sie mówi, tym lepiej.
- Kto wie, co teraz zrobi.
Jenny nadal rozmyslala nad podpaskami. Czy naprawde mialaby cos przeciwko, gdyby sesja
zdjeciowa w przyszlym tygodniu wiazala sie z czyms nieciekawym, na przyklad mrozonymi daniami
bez tluszczu albo kremem na pryszcze? Zawsze to jakis poczatek. Jak inaczej zostanie odkryta?
- Skoncz z ta paranoja - syknela do niej Elise, chociaz miara sie do siebie nie odzywac.
- 49 -
Odkad zaprzyjaznily sie dwa miesiace temu, Elise popisywala sie niesamowita umiejetnoscia
czytania w myslach Jenny. To dopiero bylo wkurzajace.
Jenny zerknela na Serene. Ta eterycznie piekna starsza kolezanka zgodzila sie kiedys na
sfotografowanie nieokreslonej czesci ciala przez dwóch slynnych fotografów, a potem zdjecie po-
jawilo sie na autobusach i dachach taksówek w calym miescil To jedna z tych rzeczy, która sprawila,
ze Serena byla jedna z najpopularniejszych dziewczyn w miescie, jesli nie we wszechswiecie!
Podpaski to podobna rzecz.
W pewnym sensie.
rzeczy, o których nikt nie musi wiedziec
- Zapomnijcie o obolalych piersiach, o spuchnietych kostkach, o rozstepach. Wyobrazcie
sobie, ze wasze posladki to balony, z których uchodzi powietrze. Rozluznijcie sie. Wyyydech.
Blair odmawiala wyobrazania sobie takich rzeczy. Juz samo lezenie na podlodze z grupa
kobiet w ciazy o smierdzacych stopach, które jeczaly jak przezarte krowy, bylo dosc okropne. Nie ma
sensu pogarszac sytuacji, angazujac w sprawe posladki.
Na podlodze po prawej stronie Blair zachichotala jej matka.
- Ale zabawa, co?
Po prostu czad.
Blair miala ochote ja zdzielic. Wziela wolne z „powodów osobistych” i nie poszla do szkoly. Za
bardzo zdenerwowala sie lista rezerwowych do Yale, zeby spojrzec w oczy kolezankom z klasy, a
zwlaszcza Serenie. Ale po szesciu godzinach ogladania powtórek Newlyweds, po calym kanonie
beztluszczowego sorbetu czekoladowego Haagen - Dazs i po tym zaczela zalowac, ze nie poszla do
szkoly.
- No dobrze. Rodzice mieli chwile odpoczynku, a teraz czas, zeby popracowali. Pamietajcie,
zeby zrobic dziecko, potrzebne sa dwie osoby!
Modna na Upper Kast Side szkole rodzenia prowadzila szczupla od jogi pielegniarka Ruth.
Miala mocno krecone wlosy. Zajecia odbywaly sie w ultranowoczesnym penthousie przy Piatej Alei.
Ruth wyszla za projektanta urzadzen domowych, który wlasnie odniósl wielki sukces. Projektowal
zmywarki, lodówki i pralki, które wygladaly jak statki kosmiczne i kosztowaly tyle. co nowy
samochód. Mieli z Ruth piatke dzieci, w tym bliznieta dwujajowe. Co pewien czas któres z dzieci
- 50 -
przechodzilo przez salon wziac cos z ogromnej chromowej lodówki w kuchni, ze stoickim spokojem
patrzac na rozciagniete na podlodze ciezarne kobiety.
Pewnie wszystkie wyrosna na chorych psychicznie ginekologów, pomyslala Blair.
Ruth podciagnela dziwaczne czarno - biale spodnie do jogi od Yohji Yamamoto, przykucnela
na podlodze i zmarszczyla twarz tak mocno, ze wygladala jak pawian, który próbuje wydalic z siebie
caly bananowiec.
- Pamietacie etapy porodu, które omawialismy na poczatku zajec? Tak wyglada twarz w
trzecim etapie. Nic, co chcecie pokazywac ludziom. A potem, kiedy znieczulenie przestanie dzialac, a
wy zaczniecie przec... Zapomnijcie. Wtedy wlasnie zaczniecie wrzeszczec na meza, zeby wsadzil
sobie w tylek umowe przedmalzenska. Dzieci moze i sa ladne, ale ich rodzenie - nie To ciezka robota.
Blair uniosla sie na lokciach. Nie mieli teraz zadnych bardziej zaawansowanych technicznie
metod? Nie mogli po prostu wyciagnac dziecka.., laserowo?
- Teraz czas na troche przyjemnosci. Panie, prosze sie rozluznic na podlodze. Partnerzy maja
przykleknac u ich stóp, tam gdzie ich miejsce. A teraz drogie panie, przygotujcie sie na wspanialy
masaz stóp!
Tak sie skladalo, ze wszyscy pozostali partnerzy byli mezami ciezarnych, a nie ich
siedemnastoletnimi córkami. Mezowie powinni masowac zonom stopy. To czesc ich roboty. A nie có
rek.
Blair zagapila sie na stopy matki. Przypominaly jej wlasne, tyle ze te byly okryte cielistymi
podkolanówkami. Juz na sama mysl o ich dotykaniu wszystko podchodzilo Blair do gardla.
- Zacznijcie od prawej piety. Oprzyjcie stope na jednej dloni i ugniatajcie kciukami. Nie bójcie
sie mocno ugniatac. One nosza przez caly dzien dwoje ludzi. Maja mocne stopy!
Blair ujela ostroznie prawa stope matki. Jedno bylo pewne: po kazdych zajeciach szkoly
rodzenia kupi sobie wyjatkowo drogie szpilki u Manola i zaplaci za nie karta kredytowa matki. Bedzie
tez potrzebowala solidnych zabiegów u kosmetyczki, zeby pozbyc sie wspomnien tego dotykania i
gadania o rodzeniu, juz nie wspominajac o smrodzie stóp.
- A teraz oprzyjcie jej stope o piers i bebnijcie palcami po nodze, zaczynajac od duzego palca,
konczac na kolanie. Wiem, ze to brzmi dziwnie, ale same zobaczycie, jakie to cudowne uczucie.
Mezowie zaczeli bebnic. Naprawde sie wciagneli.
- Musze do lazienki - oznajmila Blair, puszczajac noge, która uderzyla z gluchym loskotem o
gruby welniany dywan.
- Skorzystaj z lazienki blizniaków. Na koncu korytarza po prawej - powiedziala Ruth,
podchodzac, zeby zajac miejsce Blair.
- 51 -
- Aaach... - jeknela Eleanor, gdy Ruth zaczela bebnic palcami o jej stope.
Lazienka byla wielka i nowoczesna jak reszta mieszkania, ale zawalona butelkami clearasilu i
róznymi produktami do pielegnacji wlosów. Na podlodze stala srebrna, plastikowa kuweta dla kota,
która wygladala, jakby zaprojektowal ja maz Ruth. Wszedzie po kafelkach walaly sie trociny z
kuwety. Blair nie byla pewna, gdzie znajduje sie kuweta Kitty Minky w ich apartamencie, ale z
pewnoscia nie w jej lazience. Jakie to niehigieniczne!
Stanela przy umywalce i odkrecila kran, gapiac sie na odbicie w wysmarowanym pasta do
zebów lustrze. Jej waskie usta mialy opuszczone kaciki, a male, niebieskie oczy patrzyly zimno i
wsciekle. Krótkie ciemne wlosy odrastaly wolniej, nizby chciala, i teraz doszly do etapu, kiedy zwisaly
bez wyrazu. Uniosla koszulke i obejrzala cialo. Piersi wygladaly na male, a brzuch troche sflaczal,
poniewaz nie grala w tenisa przez cala zime. Nie, zeby byla gruba albo cos takiego. Ale moze gdyby
zapisala sie do druzyny plywackiej i utrzymala kondycje, chcieliby ja w Yale i juz mialaby za soba
seks z Nate'em, a jej zycie byloby cudowne, a nie...
Nagle drzwi lazienki otwarly sie. Trzynastoletnie blizniaki Ruth, chlopiec i dziewczyna z
aparatami na zebach, kreconymi rudymi wlosami jak matka, staly w progu i gapily sie na Blair.
Dziewczyna miala na sobie szary, plisowany mundurek Constance Billard. Blair opuscila koszulke.
- Szukamy kota - wyjasnila dziewczyna.
- Jestes lesbijka? - zapytal chlopak. Blizniaki zachichotaly jednoczesnie. - Bo jesli tak, to jak
zaszlas w ciaze?
Slucham?
Blair siegnela do drzwi i zatrzasnela je przed nosami dzieciaków. Tym razem zamknela je
porzadnie na zamek. Polem opuscila klape toalety i usiadla na niej. Na podlodze lezal zniszczony
egzemplarz Jane Eyre, wiec go podniosla. Przeczytala te ksiazke dwa razy. Raz z wlasnej woli, gdy
miala jedenascie lat i drugi raz w dziewiatej klasie na zajecia angielskiego. Teraz przeczytala kilka
pierwszych stron. Czula sie jak Jane zamknieta, torturowana przez wlasna rodzine i niedoceniana
mimo wielkiej inteligencji i wrazliwosci. Gdyby tylko mozna bylo jakos uciec z tej lazienki - przez
klape w podlodze na ulice. Zlapalaby taksówke prosto na lotnisko, wsiadla do samolotu lecacego do
Anglii albo nawet Australii, zmienila nazwisko, znalazla prace jako kelnerka albo guwernantka,
zakochala sie w swoim szefie jak Jane, wyszla za maz i zyla dlugo i szczesliwie.
Najpierw jednak musiala sie pozbyc smrodu stóp ciezarnych kobiet, którym jej skóra
najwyrazniej juz przesiakla. Nie zastanawiajac sie, co wlasciwie robi, Blair zamknela ksiazke, wstala i
odkrecila kran nad wanna. Wlala do wody korek mydla w plynie Kiehla o zapachu ogórka, zdjela
ubranie i weszla do wanny. O tak. Zamknela oczy i wyobrazila sobie siebie lezaca na plazy w
- 52 -
Australii w bikini w rózowo - granatowa kratke, które prawie kupila w zeszly weekend, i patrzaca na
swojego przystojnego meza surfujacego po Pacyfiku. O zachodzie slonce poplyneliby jachtem ku
horyzontowi, pijac szampana, jedzac ostrygi i kochajac sie na pokladzie, a jego zielone oczy
blyszczalyby w swietle ksiezyca. Zielone oczy...
Blair usiadla w wannie. Nate! Nie musiala uciekac - nie, dopóki miala Nate'a. Z tylnej
kieszeni dzinsów, które rzucila na podloge obok wanny, wystawala komórka. Zlapala telefon i
wybrala numer do Nate'a.
- Co jest? - zapytal upalonym glosem.
- Bedziesz nadal mnie kochal, jesli nie pójde do Yale? - zamruczala Blair, lezac w pianie.
- Pewnie, ze tak - odpowiedzial Nate.
- Myslisz, ze jestem gruba i stracilam forme? - zapytala, wynurzajac jedna noge z wody, a
potem druga. Paznokcie u stóp miala pomalowane na bordowo.
- Blair, absolutnie nie jestes gruba, wrecz przeciwnie - zbesztal ja Nate.
Blair usmiechnela sie i zamknela oczy. Rozmawiali z Nate'em w ten sposób z tysiac razy, ale
za kazdym razem poprawialo jej to nastrój.
- Ej, kapiesz sie, czy co? - zapytal.
- Yhm. - Blair otworzyla oczy i siegnela po butelke z mydlem. - Szkoda, ze cie tu nie ma.
- Móglbym wpasc - zaoferowal sie z nadzieja Nate.
Gdyby tylko byla we wlasnej wannie.
- Kochanie? - zawolala Eleanor Waldorf zza drzwi. - Wszystko u ciebie w porzadku?
- Tak! - odwrzasnela Blair.
Po prostu leze sobie w wannie instruktorki ze szkoly rodzenia matki i bawie sie w sekstelefon
ze swoim chlopakiem.
- Nie zapominaj, ze tutaj jest mnóstwo ciezarnych kobiet z nadaktywnymi pecherzami!
Dzieki za przypomnienie.
- Cholera, musze konczyc - powiedzial Nate. - Trenerzy lacrosse z college'ów wydzwaniaja.
Przyjezdzaja w ten weekend zobaczyc, jak gram.
Prosze zwrócic uwage, jak postaral sie, zeby nie powiedziec, z których college'ów.
- A ja jutro rano wyjezdzam do Georgetown, ale zadzwonie stamtad, dobra? - Blair rozlaczyla
sie. Z pluskiem wstala i wytarla sie jednym z bialych, puszystych reczników, lezacych obok wanny na
pólce. Ubrala sie i przeczesala palcami wilgotne wlosy. Teraz jej odbicie w lustrze wygladalo zywiej,
a ona sama pachniala swiezoscia i ogórkiem. Moze to kapiel, a moze goraca rozmowa z Nate'em, ale
czula sie jak zupelnie nowa osoba.
- 53 -
Na zewnatrz w korytarzu ciezarne tloczyly sie wokól zapiekanek z kozim serem i oliwkami z Eli.
Blair zatrzymala sie przy drzwiach, czekajac niecierpliwie, az Eleanor przestanie gawedzic z Ruth na
temat projektów lodówek meza Ruth.
Jedno z blizniaków, dziewczyna w mundurku z Constance Billard, podeszla do niej, niosac kota
himalajskiego.
- To Jasmine - powiedziala dziewczyna.
Blair usmiechnela sie sztywno i poprawila w uszach diamentowe wkretki.
- Przechodzisz zalamanie nerwowe? - dopytywala sie dziewczyna. - Slyszalam, ze musialas
zrezygnowac ze szkoly.
To zadna tajemnica, jak szybko plotki rozchodza sie po szkole. Do poniedzialku ta ruda
nieudacznica z aparatem na zebach opowie kazdej chetnej do sluchania duszy, jak to Blair Waldorf
ogladala sobie piersi w lazience w jej domu. Blair zaczela naprawde cieszyc sie perspektywa wyjazdu
do Georgetown. Tam przynajmniej nikt jej nie zna i wszyscy beda traktowac przyzwoicie i z naleznym
szacunkiem.
- Mamo! - zawolala ostro. - Czas na nas.
I tak jak Blair przewidziala, ledwo zamknely sie za nimi drzwi, zla blizniaczka pobiegla do
swojego pokoju, zalogowala sie na komputerze i po chwili wiadomosci zaczely fruwac po calym
Internecie.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
SZCZEROSC JEST PRZEREKLAMOWANA
Wiecie, jak to zawsze sie mówi, ze szczerosc to najlepsza strategia i ze tylko zwiazki oparte na
szczerosci i otwartosci sa prawdziwe. Cóz, uwazam, ze to bzdura. Nie, zebym uwazala, ze klamstwo
- 54 -
jest w porzadku. Czasem po prostu im mniej mówisz, tym lepiej. W koncu, jak interesujaca moze byc
osoba, która nie ma zadnych sekretów? A gdzie tajemnica? Element zaskoczenia? Przyznaj, to
ekscytujace, gdy twój chlopak wyjezdza na weekend, a ty nie masz pojecia, do czego jest zdolny
Lubisz, gdy chlopak, w którym sie podkochujesz, ma kogos, ale trzyma sie na uboczu i czasem
wychodzi wykonac tajemniczy telefon. Nie jest ciekawiej, gdy sobie wyobrazisz, ze wszyscy - których
znasz - prowadza podwójne zycie?
Spójrzmy prawdzie w oczy, gdyby rzeczywiscie zalezalo nam tylko na szczerosci, to czy
opowiadalibysmy tyle glupot o sobie nawzajem i tak dobrze sie przy tym bawili?
Wasze e - maile
P: Droga P!
To zabrzmi dziwnie, ale moje mama prowadzi zajecia w szkole rodzenia w naszym salonie w
domu. Ostatnio byla u nas ta dziewczyna z ostatniej klasy ze swoja matka, która jest
zdecydowanie za stara na dziecko. W kazdym razie ta dziewczyna zamknela sie w naszej
lazience chyba na godzine, a potem wyszla stamtad mokra. Wszystkie dziewczyny w mojej
klasie boja sie jej i uwazaja, ze ona jest taka super, ale ja teraz wiem, ze to wariatka. Nic
dziwnego, ze nie dostala sie do college'u.
dobraplotka
O: Droga dobraplotko!
Mówisz, ze jest z ostatniej klasy? Slonko, my WSZYSTKIE jestesmy wariatkami.
P
P: Droga P!
Mój kuzyn studiuje w Yale i pracuje jako przewodnik dla przyszlych studentów. Powiedzial
mi, ze do Yale nie ma listy rezerwowych. Rozsylaja tylko takie listy, zeby spelnic krajowe
wymogi liczby przyjec, czy cos takiego.
drea
O: Droga drea!
Fuj! To brzmi tak przerazajaco, ze moze byc prawdziwe.
- 55 -
P
Na celowniku
D pije pozegnalna kawe w restauracyjce przy Broadwayu. J cwiczy krok modelki z wybiegu w
autobusie jezdzacym Siedemdziesiata Dziewiata. S lapie samolot do Bostonu. Chyba calkiem po -
waznie potraktowala decyzje. B pociaga z jednej z tych malych buteleczek z wódka w czasie lotu do
DC - próbuje nabrac troche sympatii dla Georgetown. V wyrzuca znak „tylko dla pan”, który
podwedzila z toalety baru w Williamsburgu. C i jego ojciec leca gdzies prywatnym odrzutowcem.
Wybieraja sie przekonac jakas latwowierna instytucje, zeby przyjela C od najblizszej jesieni? Ojciec
niósl walizeczke - wyobrazmy sobie, ze byla pelna pieniedzy.
Pamietajcie, mamy prawie trzy tygodnie, zeby zdecydowac, do której szkoly chcemy pójsc.
Wykorzystajcie madrze ten czas. Puszczam do was oko. Przeciez wiecie - ja na pewno go
wykorzystam!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
dziwak z harvardu skradl serce S
Serena wysiadla z limuzyny lotniska Logan i polknela sie na bruku sciezki prowadzacej do
biura rekrutacji Harvardu. Jej cialo buzowalo kofeina z wielkiego cappuccino Starbucks, które wypila
w czasie lotu. Byl sloneczny wiosenny poranek, chlodniejszy niz w Nowym Jorku. W Cambridge
panowala wrzawa - wszedzie krecili sie uliczni sprzedawcy i modni, nasladujacy styl cyganerii
studenci, którzy siadali na lawkach i pili kawe. Zastanawiala sie, dlaczego Harvard dorobil sie opinii
takiej powaznej i nieprzystepnej instytucji, skoro prezentowal sie tak milo i przystepnie.
Jej przewodnik czekal na nia tuz przy drzwiach. Wysoki, ciemnowlosy chlopak w okularach o
srebrnych oprawkach - idealny, ekscentryczny, przystojny intelektualista.
- Nazywam sie Drew - przedstawil sie, wyciagajac reke.
- Juz mi sie tu podoba - wyrzucila z siebie, sciskajac jego dlon. Zawsze tak wyskakiwala, gdy
sie denerwowala. Tyle ze teraz to nie nerwy, tylko przedawkowala kofeine.
- 56 -
- Moge ci zafundowac standardowa dwugodzinna wycieczke, ale moze bedzie lepiej, jesli od
razu mi powiesz, co chcialabys zobaczyc - zaproponowal Drew.
Mial jasnobrazowe oczy i nosil bezowy sweter dziergany w warkocze i oliwkowe sztruksy,
które byly tak idealnie zaprasowane, ze Serena oczami wyobrazni widziala, jak Drew wyjmuje je z
paczki od J. Crew, która przesiala mu mama, i od razu je wklada. Lubila, gdy chlopcy zwracali uwage
na mode, ale to bylo niemalze pociagajace, gdy chlopak wygladal super mimo dziwacznych ubran,
które wybierala mu matka.
- Chcialabym zobaczyc twój pokój - odparla, nawet nie zastanawiajac sie, jak to zabrzmi. Ale
to byla prawda. Naprawde chciala zobaczyc, jak wyglada akademik.
Drew zarumienil sie i Serena w odpowiedzi tez. Nagle to do niej dotarlo - od pierwszej klasy
chodzila do szkoly tylko dla dziewczat. Same dziewczyny przez dwanascie lat. College bedzie pelen
chlopaków. Chlopcy przez caly dzien, kazdego dnia. Chlopcy, chlopcy, chlopcy.
Hura!
- Jestes glodna? - zapytal Drew. - Jadalnia w moim akademiku serwuje calkiem przyzwoite
jedzenie. Zabralbym cie do jednej z najwiekszych bibliotek, a potem moglibysmy zajrzec na lunch i
obejrzec akademik. Jest koedukacyjny, wiec... - Znowu sie zaczerwienil i poprawil okulary.
- Swietnie - odparla Serena.
Drew wyprowadzil ja z biura rekrutacji i poprowadzil sciezka przez dziedziniec Harvardu. Na
bardziej niz zielonych trawnikach pelno bylo studentów grajacych we frisbee albo czytajacych ksiazki.
Pod klonem siedzial jakis profesor i sprawdzal prace.
- To Widener, biblioteka humanistyczna - powiedzial Drew, gdy Serena szla za nim po
imponujacych schodach prowadzacych do budynku. - Mam podwójna specjalizacje: muzyke i chemie,
wiec rzadko spedzam tu czas - wyjasnil, otwierajac przed nia drzwi.
Weszli do cichego, chlodnego pomieszczenia. Drew wskazal na zamknieta przeszklona szafe
pod odlegla sciana.
- Maja tu naprawde niesamowita kolekcje oryginalnych manuskryptów. No wiesz, papirusy ze
starozytnej Grecji i takie tam.
Papirusy?
Drew stal cierpliwie z rekoma w kieszeniach porzadnie zaprasowanych sztruksów, czekajac,
az Serena zada mu jakies pytanie na temat biblioteki. Ale Serena za bardzo byla zainteresowana
Drew. Doszla juz do wniosku, ze zdecydowanie jest milutki, ale chlopakowi, który z kamienna twarza
uzywa slów typu papirus, po prostu nie mozna sie oprzec!
Nawinela pasmo wlosów na palec i zagapila sie na sufit biblioteki, jakby byla zafascynowana
- 57 -
projektem.
- Specjalizujesz sie w muzyce? Grasz na czyms?
Drew wbil wzrok w podloge i mruknal cos pod nosem.
Podeszla blizej.
- Slucham? Odchrzaknal.
- Na ksylofonie. Gram na ksylofonie w orkiestrze.
Zawsze myslala, ze ksylofon to tylko zabawka dla dzieci, wymyslona po to, zeby jakies slowo
w angielskim zaczynalo sie na „x”
*
. Klasnela w rece z zachwytu.
- Moge posluchac, jak grasz?
Drew usmiechnal sie z wahaniem.
- Mam próbe o trzeciej, ale dopiero sie ucze. Poza tym pewnie nie bedziesz chciala tak
dlugo...
Serena zamówila samochód, który mial zawiesc ja do Providence, zeby po poludniu mogla
obejrzec Brown. Jej brat Erik uczyl lic tam i tym razem obiecal, ze ja oprowadzi po kampusie, zamiast
zabrac na balange z kumplami, z którymi wynajmowal dom poza kampusem. Ale to tylko Erik.
Wybaczy jej, jesli sie spózni.
Kiedy masz siedemnascie lat i jestes piekna blondynka, zawsze mozesz sie spóznic.
- Jasne, ze zostane. - Wziela Drew pod ramie i wyciagnela go z biblioteki. - Chodz, umieram z
glodu!
Komu potrzebna biblioteka pelna papirusów, jesli Harvard ma tyle do zaoferowania?
B wyróznia sie w g
- Nazywam sie Rebecca Reilly i bede twoja przewodniczka w ten weekend. To jest
identyfikator, mapa i gwizdek. Przypnij, prosze, identyfikator i przez caly czas nos ze soba mape i
gwizdek.
Blair patrzyla na niska, radosna, farbowana blondynke, która stala przed nia. Nie miala nic
przeciwko byciu radosna. Sama zachowywala sie tak, kiedy próbowala naklonic projektantów typu
Kate Spade, aby ufundowali torby z prezentami na jedna z wielkich imprez charytatywnych, które
organizowala, albo kiedy namawiala nauczycielke, aby wypuscila ja wczesniej na wyprzedaz próbek
Chloé. Ale takie zachowanie - szczere i w dodatku wobec rówiesników - bylo naprawde zalosne.
- 58 -
- Gwizdek? - powtórzyla Blair.
Przez caly lot myslala o tej wyprawie jak o czyms, co ma poprawic jej samoocene. Spedzi
dzien z jakas dziwaczna przewodniczka, przy której poczuje sie wyrafinowana i inteligentna. Potem
wezmie pokój w Ritz - Carltonie albo w równie dobrym hotelu i spedzi wieczór, moczac sie w wannie,
pijac szampana i prowadzac goraca rozmowe z Nate'em przez telefon.
- Georgetown daje wszystkim studentkom gwizdki. Mamy tu bardzo silna grupe dbajaca o
interesy kobiet. Przez ostatnie dwa lata nie zdarzyly sie na kampusie zaden gwalt ani napasc! -
oznajmila Rebecca z poludniowym akcentem.
Rzucila Blair promienne spojrzenie spod gestych, pomalowanych na niebiesko rzes. Jej
farbowane wlosy pachnialy kosmetykami Finess, a biale skórzane reeboki wygladaly na tak nowe,
jakby nigdy nie noszono ich poza centrum handlowym.
Blair strzepnela wlos z rekawa nowego rózowego zakietu od Mami.
- Musze zarezerwowac pokój w hotelu na dzis wieczór...
Rebecca zlapala ja za reke.
- Nie wyglupiaj sie, kochanie. Zatrzymasz sie u mnie i moich kolezanek Jest nas czwórka, po
prostu odlot. Przezyjesz najlepszy wieczór swojego zycia, bo dzis mamy impreze pod haslem
Poludniowe Pieknosci, tylko dla dziewczyn.
Slucham? Od kiedy urzadza sie imprezy dla samych dziewczyn?
- Super - odpowiedziala slabym glosem Blair.
Szkoda, ze nie zarezerwowala pokoju wczesniej. Rozejrzala sie wokól po innych gosciach
witanych przez przewodników. Wszyscy: i goscie, i gospodarze byli dziwnie podobni do Rebecki.
Jakby wszyscy dorastali na przedmiesciach, gdzie kazdy jest blond, szczesliwy, czysty i
nieskomplikowany. Blair czuli sie wsród nich jak ciemnowlosy, zuchwale obciety, stylowo ubrany i
znudzony kosmita.
Wlasciwie to byla ta poprawiajaca samoocene rzecz, które oczekiwala. Widzicie, jestem inna,
madrzejsza i lepsza od tych dziewczyn, powiedziala sobie. Przynajmniej nigdy sie nie znizyla do
ufarbowania na blond swoich naturalnych, ciemnoorzechowych loków.
- No dobra, zacznijmy wycieczke! - Rebecka zlapala Blair za reke, jakby mialy po cztery lata, i
wyciagnela ja z biura rekrutacji.
Slonce lsnilo na wodach Potomacu, a iglice starej kaplicy jezuitów wznosily sie
majestatycznie na wzgórzu. Blair musiala przyznac, ze kampus starego uniwersytetu Georgetown byl
piekny, a samo miasteczko znacznie milsze i czystsze niz New Haven. Zdecydowanie brakowalo tu
jednak tej jedynej w swoim rodzaju atmosfery typu „jestesmy najbystrzejszymi dzieciakami z klasy”.
- 59 -
- Przed toba po lewej zobaczysz nowoczesny budynek. To Biblioteka Lauinger. Zdobyla
nagrode architektoniczna. Posiada najwiekszy zbiór...
Rebecca szla po brukowanej sciezce tylem, twarza do Blair, i paplala same nudy na temat
Georgetown. Blair ignorowala ja, przygladajac sie ludziom krazacym po glównym kampusie. Chlopcy i
dziewczyny ubrani od stóp do glów w ciuchy Brook Brothers albo Ann Taylor maszerowali w strone
biblioteki, a ich plecaki od Coacha pekaly w szwach wypchane ksiazkami. Blair powaznie traktowala
nauke, ale to w koncu sobota. Czy ci ludzie nie maja nic lepszego do roboty?
Rebecca zatrzymala sie nagle i przycisnela dlon do czola.
- Slonko, mam taaakiego kaca. Od chodzenia tylem tak mi sie kreci w glowie, ze zaraz sie
porzygam.
Blair juz chciala cos powiedziec, ze cala ta sytuacja sprawiala, ze chcialo jej sie rzygac, ale z
drugiej strony wiekszosc sytuacji tak na nia dzialala.
- Moze usiadzmy gdzies i napijmy sie.., kawy - zaproponowala, zadowolona, ze zabrzmialo to
tak zwyczajnie i przyjaznie, chociaz tak naprawde to potrzebowala martini z wódka.
Rebecca objela Blair za szyje.
- Dziewczyno, czytasz w moich myslach! - pisnela. - Jesieni totalnie uzalezniona od
karmelowego macchiato, a ty?
Fuj.
Dochodzila dopiero druga po poludniu. Kawa musi wystarczyc.
- Jest tu w poblizu jakies miejsce?
Rebecca wziela Blair pod ramie.
- Pewnie, ze tak!
Wyciagnela blyskawicznie rózowo - bialy telefon Nokii.
- Daj mi minute, zeby zebrac dziewczyny. Moze nasza impreza Poludniowych Pieknosci
moglaby sie zaczac wczesniej?
Blair skrzywila sie i pomacala telefon komórkowy w mietowej torebce od Prady. Juz tesknila
za Nate'em. Szkoda, ze nie pozyczyla od niego tej srebrnej piersiówki, która zwykle nosil ze soba.
Mialaby przynajmniej pamiatke i troche wódki do macchiato.
Rebecca podniosla wzrok, rozmawiajac przez telefon z przyjaciólkami. Zaslonila mikrofon
dlonia.
- Juz siedza w barze - szepnela, a jej policzki zarózowily sie z zaklopotania. - To przy M Street.
Masz cos przeciwko temu, zebysmy tam sie z nimi spotkaly?
- Nie ma sprawy - zgodzila sie szybko Blair.
- 60 -
Dajcie jej drinka i papierosa, a bedzie szczesliwa w kazdym towarzystwie.
jak bardzo go chca?
- Stary, nie mówiles mi, ze trenerzy to laski - syknal do Nate'a jeden z jego najlepszych
kumpli, Jeremy Scott Tompkinson. Biegi za dluga pilka.
Nate zakrecil rakieta nad glowa i czekal, az Jeremy go minie, zeby przechwycic podanie. To
byl popisowy manewr, ale skuteczny. Poza tym powinien sie popisac. Odrzucil pilke z powrotem do
Jeremy'ego, pokazujac, ze potrafi wspólpracowac z, druzyna, tak jak uczyl go trener Michaels. Obaj
chlopcy pobiegli ku srodkowi boiska.
- Ta wysoka to trenerka z Yale. Ta niska jest z komisji rekrutacyjnej w Brown, przeprowadzala
ze mna rozmowe - wyjasnil Nate. - Trener z Brown nie mógl przyjechac ze wzgledu na mecz.
- Stary, ale to sa laski! - powtórzyl Jeremy. Jego zmierzwiona czupryna w stylu gwiazdy rocka
powiewala na wietrze, gdy biegli. - Nic dziwnego, ze cie przyjeli!
Nate usmiechnal sie do siebie szeroko i otarl pot z czola. Byloby milo wierzyc, ze kompletnie
nie zdaje sobie sprawy ze swojej idealnej prezencji, ale on doskonale wiedzial, ze jest
przystojniakiem. Po prostu nie zachowywal sie przy tym jak dupek.
Za linia boczna obie kobiety przygladaly mu sie uwaznie. Wtedy trener Michaels zagwizdal.
- Chlopcy, dzisiaj musimy wczesniej skonczyc! - krzyknal, spluwajac na trawe. - Obchodzimy
dzis z zona. czterdziesta, rocznice slubu. - Wsadzil sekate dlonie w kieszenie zielonej wiatrówki
Land's End i skinal na Nate'a. Splunal po raz kolejny na trawe. - Chodz tu, Archibald.
Nate ruszyl za trenerem w strone dwóch kobiet.
- Byloby pieknie, gdybysmy mieli wlasne boisko - powiedzial do kobiet trener Michaels.
Wskazal reka na trawnik Central Parku, gdzie koledzy Nate'a rozmontowywali bramki. Ale kiedy gra
sie w miescie, trzeba korzystac z tego, co jest.
Jakby rzeczywiscie bylo im tak ciezko.
Na pobliskiej lawce cztery dziesiatoklasistki w zielonych, plisowanych mundurkach Seaton
Arms chichotaly i szeptaly miedzy soba, patrzac tesknie na Nate'a.
- Przynajmniej w parku zawsze macie widownie - zauwazyla trenerka z Yale. Byla wysoka i
miala cos z konia z ta grzywa blond wlosów i kanciasta, chociaz ladna twarza. Uliczny sprzedawca
handlowal napojami i lodami z wózka zaparkowanego w poblizu lawek Rozpiela przednia kieszen
- 61 -
granatowego plecaka z naklejka z szarym buldogiem Yale. - Moge wam postawic Gatorade albo cos
innego?
- Nie, dziekuje, prosze pani. Musze wracac do domu do zony. - Trener Michaels wymienil z
obiema kobietami uscisk dloni, a polem klepnal Nate'a w plecy. - To utalentowany chlopak. Dajcie
mi znac, gdybyscie mialy jakies pytania.
Trener odszedl, a Nate uderzyl rakieta w swieza, wiosenna trawe.
- Lepiej wróce juz do domu wziac prysznic wymamrotal, niepewny, co kobiety sobie
zaplanowaly.
Brigid, jego rozmówczyni z Brown, patrzyla na niego wyczekujaco. Zostawila mu wiadomosc
na telefonie komórkowym, proszac, zeby spotkal sie z nia w hotelu Warwick New York o piatej po
poludniu „omówic mozliwosci”.
Cokolwiek to znaczy.
Trenerka z Yale wreczyla mu niebieska, nylonowa torbe sportowa z wytloczona wielka biala
litera Y.
- Z gratulacjami od druzyny - powiedziala. - Masz tu pulower, spodenki, wszystko. Ochraniacz.
Nawet skarpetki.
Brigid zmarkotniala. Pewnie nie wpadla na taki pomysl.
- Nadal jestesmy umówieni na pózniej? - zapytala szybko. Moge ci postawic obiad.
Miala jasnorude wlosy, czego Nate nie pamietal z rozmowy w pazdzierniku. Zastanawial sie,
czy je ufarbowala. Wlasciwie wygladala o wiele ladniej, niz ja zapamietal, i spodobalo mu sie, ze nie
próbowala go uwiesc torba z bluzami i tym podobnym smieciem z Brown. Nawet jesli postanowi isc
do Yale, to czy naprawde potrzebuje firmowych ochraniaczy?
- Przyjde - zapewnil ja. Wyciagnal dlon do trenerki z Yale. - Dziekuje, ze pani przyjechala.
Ale trenerka nie poddawala sie latwo.
- A co powiesz na pózne sniadanie jutro? Mieszkam w hotelu Wales na Madison, Sambeth
jest na dole. Podaja tam nieprzyzwoicie pyszne nalesniki.
Nate zauwazyl, ze trenerka miala naprawde ladne piersi - duze, ale jedrne. Wygladala jak
siatkarka z druzyny olimpijskiej. Przerzucil torbe z Yale przez ramie.
- Jasne - zgodzil sie. - Sniadanie brzmi super.
Swiadomosc, ze dwa college'e, do których najtrudniej sie dostac, uganiaja sie za nim, mogla
naprawde wbic czlowieka w dume. To moze byc fajna zabawa - przekonac sie, jak bardzo go chca.
- 62 -
chlopak z upper west side ucieka z klatki
- Powiedz mi szczerze, czy to jest nieprzyzwoite? - zapytala Jenny.
Vanessa przysiadala na brzegu lózka Jenny i filmowala ja w trakcie wybierania stroju na sesje
zdjeciowa. Miala pomóc Danowi spakowac sie, ale on znalazl notatnik z wierszami z okresu, gdy mial
trzynascie lat, i teraz przegladal go w nadziei na odnalezienie jakiejs perelki.
Powodzenia.
Jenny przekonala sama siebie, zeby pojawic sie na sesji zdjeciowej bez stanika. Nigdy
wczesniej nie odwazyla sie na cos takiego, przynajmniej nie publicznie. Oprócz tego postanowila
wlozyc blekitny, ciasnawy T - shirt.
- Wiec co o tym myslisz?
- Tak, to nieprzyzwoite - odparla rzeczowo Vanessa, pilnujac, zeby ostrosc kamery byla na
plecach Jenny, bo inaczej film z dozwolonego od lat trzynastu zmienilby sie w dozwolony od lat
osiemnastu.
- Serio? - Jenny odwrócila sie, zeby obejrzec tylek w lustrze na drzwiach szafy. Nowe dzinsy od
Earl sprawialy, ze jej nogi wygladaly na o wiele dluzsze. Prawdziwy cud inzynierii.
Vanessa sfilmowala caly pokój. To byl typowy pokój dorastajacej nastolatki, ozdobiony na
bialo i rózowo, z kolazami ze zdjec wyrwanych z magazynów mody na scianach i pólkami pelnymi
ksiazek dla nastolatek oraz na wpól ubranych lalek Barbie. Jednak dziela sztuki na scianach byly
zdecydowanie jedyne w swoim rodzaju. Idealna replika Pocalunku Klimta, imponujaca kopia
Wiatraków van Gogha i oszalamiajacy mak w stylu O'Keeffe, starannie namalowany przez sama
Jenny.
Vanessa z powrotem przesunela kamere na wlasciwy temat.
- Moze wlóz czarna koszulke? - zaproponowala. - I stanik.
Jenny posmutniala.
- Az tak zle?
W progu pojawil sie jej ojciec. Dlugie pasma siwych wlosów upial gumka Jenny na czubku
glowy.
- Jezu, dziewczyno, wlóz jakas bluze czy cos - sapnal. - Co powiedza sasiedzi?
Jenny wiedziala, ze ojciec sie wyglupia, ale jasne bylo, co wszyscy mysla na ten temat.
- 63 -
Wyciagnela z szafy bluze i wciagnela ja przez glowe.
- Wielkie dzieki. Milo wiedziec, ze was to obchodzi - odparla, piorunujac wzrokiem tate. -
Mam jakas szanse tez przeprowadzic sie do ciebie? - zapytala Vanesse.
- W zadnym wypadku - odparowal Rufus. - Kto bedzie mi wypijal caly sok pomaranczowy, nim
wstane rano? Kto bedzie pakowal do przegródki na maslo w lodówce butelki z lakierem do paznokci?
Kto zafarbuje mi czarne skarpetki na rózowo?
Jenny przewrócila oczami. Tata czulby sie samotny, a ona i tak nie chcialaby mieszkac z
Danem i Vanessa - niekiedy praktycznie byli malzenstwem i w ogóle. To by bylo zbyt dziwne.
Nagle Vanessa poczula straszne wyrzuty sumienia, ze za - bicia Rufusowi syna, po tym jak
matka Dana uciekla do Pragi z jakims baronem czy kims takim.
- Bedziemy przychodzic na obiad w weekendy - zaproponowala niezdarnie. - Albo wy
moglibyscie czasem wpasc i cos ugotowac. Ruby ma mnóstwo sprzetu kuchennego. Przydaloby sie,
zeby ktos nauczyl mnie z niego korzystac.
Rufus rozpromienil sie.
- Mozemy urzadzic szkole gotowania!
Vanessa pomajstrowala przy kamerze, próbujac zalapac ostrosc na Rufusie.
- Panie Humphrey, czy moge panu zadac kilka pytan? - poprosila.
Rufus usiadl na podlodze i przyciagnal do siebie Jenny.
- Uwielbiamy byc w centrum uwagi! - powiedzial i uszczypnal córke w bok.
- Tato - jeknela Jenny, krzyzujac rece na piersi, chociaz miala na sobie bluze.
- Wiec jak to jest miec syna, który dorósl, zeby isc do college'u i wyprowadzic sie?
Rufus pociagnal sie za szpakowata brode. Usmiechal sie ale jego brazowe oczy byly wilgotne
i smutne.
- Jesli chcesz znac moje zdanie, to powinien byl sie wyprowadzic juz dawno temu.
Amerykanskie rodziny rozpieszczaja dzieci. Dzieciaki powinny zaczynac nauke, gdy tylko potrafia
uniesc glowe, i przed czternastym rokiem zycia powinny wyprowadzac sie z domu. Znowu uszczypnal
Jenny. Nim zaczna obrazac sie na swoich ojców.
- Tato - jeknela znowu Jenny. A potem rozpromienila sie. Ej, czy to znaczy, ze moge wziac
pokój Dana? Jest dwa razy wiekszy od mojego.
Rufus zmarszczyl brwi.
- Nie rozpedzajmy sie za bardzo - mruknal. Nadal potrzebuje pokoju. - Uniósl brew, patrzac na
Vanesse. - Moze go jeszcze wykopiesz od siebie. Moze nawet wykopia go z college'u!
- Ale wlasnie powiedziales... - zaczela Jenny i urwala.
- 64 -
Ojciec zawsze zaprzeczal sobie. Powinna juz sie do tego przyzwyczaic.
- W kazdym razie kiedy juz zaczne zarabiac jako modelka, zmienie wystrój w tym pokoju -
oswiadczyla.
Rufus przewrócil teatralnie oczami na uzytek kamery. Jenny uszczypnela go w reke. Wtedy w
drzwiach pojawil sie Dan. Mial na sobie zielona koszulke polo Lacoste, która pare lat temu przyslala
mu matka. Teraz koszulka byla o jakies trzy rozmiary za mala i przez to Dan wygladal w niej jak jakis
nawalony dziwak, grajacy w golfa.
- Ta koszulka zostaje tutaj - zarzadzila Vanessa.
Dan zachichotal, sciagnal koszulke i rzucil ja do kosza Jenny.
- Ej! - zaprotestowala Jenny. - Korzystaj ze swojego kosza!
- To tylko koszulka. Dasz sobie z nia rade - odgryzl sie Dan.
Wtedy Jenny wybuchla smiechem. Dan myslal, ze taki z niego ogier, bo opublikowal wiersz w
„The New Yorker” i dostal sie do tylu college'ów, ale bez koszulki wygladal naprawde mizernie. I czy
to nie zalosne, ze robil bez pytania wszystko, co kazala mu Vanessa?
- Naprawde bede za toba tesknic - westchnela Jenny, udajac strapiona.
Rufus wyciagnal z kieszeni paczke miniaturowych papierosów i bez wyjasnienia poczestowal
wszystkich. Zapalil swojego i wypuscil dym.
- Moze tak bedzie lepiej - westchnal.
Vanessa wylaczyla kamere i przeturlala w ustach niezapalonego papierosa. Trudno bylo nie
czuc wyrzutów sumienia, gdy Rufus wygladal tak smutno, ale z drugiej strony nie mogla sie
doczekac, kiedy bedzie miala Dana tylko dla siebie, dwadziescia cztery godziny na dobe, siedem dni
w tygodniu. Spojrzala na blada, koscista piers Dana. Piers udreczonego artysty. Jej faceta.
- Gotowy? - zapytala podekscytowana, usmiechajac sie szeroko.
Dan odwzajemnil usmiech. Nadal byl pijany ze szczescia i nie mial zamiaru trzezwiec.
- Gotowy - odpowiedzial ochoczo.
Miejmy nadzieje, ze spakowal pare innych koszulek.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
- 65 -
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
DENERWUJACA DZIEWCZYNA
Wiecie, kogo mam na mysli. Te, która mysli, ze jest taka sliczna i madra, i ze wszyscy chlopcy sie w
niej kochaja. Krzyczy „Ja, ja, ja” i macha reka za kazdym razem, gdy nauczyciel zadaje pytanie. Jest
najbardziej zadufana osoba w klasie, ale boi sie, ze wyjdzie na zbyt zadufana, wiec ciagle chichocze i
zachowuje sie jak glupia, zeby ukryc swój rzekomy geniusz. Nigdy nie widzialam, zeby po pijanemu
ktos zachowywal sie glosniej i bardziej zenujaco od niej. Gdyby nie przyjaciele, zemdlalaby w kaluzy
wlasnych wymiocin na podlodze w lazience albo wrócila do domu z najbardziej oblesnym, starszym
facetem. Ale jej przyjaciele zawsze sie nad nia ulituja i na drugi dzien jest jeszcze bardziej wesola niz
zwykle i usmiecha sie jakby nigdy nic.
Z Denerwujaca Dziewczyna jest tak, ze - niezaleznie od tego, czy Ja lubimy, czy nie - kazda z nas ma
cos z niej w sobie. To dlatego tak bardzo ja kochamy i tak bardzo jej nienawidzimy. To nasz najgorszy
koszmar. No bo ile razy chcialas podniesc reke, kiedy znalas odpowiedz, ale nie robilas tego, zeby nie
zachowac sie jak idiotka? Ile razy chcialas po prostu usiasc chlopakowi na kolanach i zaczac go
calowac, ale nie robilas tego, bo balas sie, ze rozesmieje sie w twarz? W pewnym sensie
Denerwujaca Dziewczyna to ty minus brak pewnosci siebie. Jest taka zadowolona z siebie, ze masz
ochote jej przywalic. Ale w glebi duszy zalujesz, ze nie jestes tak okropna jak ona, i przejmujesz sie
tym, co sobie pomysla ludzie. Spójrzmy prawdzie w oczy: ludzie zawsze znajda jakis powód, zeby nas
nienawidzic, zwlaszcza jesli jestesmy piekne.
Jednak jest pewna blondynka, która najwyrazniej nie potrafi zrobic niczego zle. Nie dosc, ze dostala
sie do wszystkich nieosiagalnych college'ów, do których zlozyla podanie, to jeszcze w kazdej z tych
szkól juz ustawiaja sie kolejki facetów pragnacych z nia porozmawiac.
Wasze e - maile
P: droga P!
Slyszalem, ze wybuchl caly skandal w zwiazku z falszerstwami. Placisz komus, kto robi
- 66 -
absolutnie przekonujace zawiadomienie o przyjeciu do szkoly typu Princeton czy innej. I
szkoly nic nie moga z tym zrobic, bo listy wygladaja calkiem jak prawdziwe.
wyga
O: Drogi wygo!
W dzisiejszych czasach wszystko mozna kupic, ale jesli nie byles dosc dobrym uczniem,
zeby o wlasnych silach dostac sie do szkoly tak wymagajacej jak Princeton, to czy
naprawde chcesz zalatwiac sobie falszywe przyjecie? No bo koniec konców bedziesz mial
mnóstwo prac domowych do odrobienia!
P
Na celowniku
Nowinki: S i milutki kujon okularnik z Harvardu karmia sie nawzajem frytkami w jednej z tamtejszych
jadalni. S ma jasno okreslone kryteria oceny college'u. Ladni chlopcy, sa. Przyzwoite frytki, sa. B
siedzi w barze karaoke w Georgetown z nowymi kolezankami. To chyba naprawde zalamanie
nerwowe! N ma prywatna sesje z dlugonoga blondynka, trenerka druzyny lacrosse z Yale. No prosze,
jakby nie ukrywal juz dosc sekretów przed B. Mala J robi zakupy w malenkim sklepiku z
biustonoszami w Village, gdzie oceniaja twój rozmiar na oko i oznajmiaja ci, ze nosisz zupelnie inny,
niz myslalas. W jej wypadku miseczka El V i D w Williamsburgu robia razem zakupy w spozywczym.
Wlasciwie to klóca sie, czy kupic spaghetti, czy makaron w jakims bardziej interesujacym ksztalcie.
Aha, jak stare malzenstwo.
A wracajac do mnie, zastanawiam sie, czy nie wskoczyc w dres i nie udawac, ze jestem trenerka
lacrosse. Kto wie, moze mi sie poszczescil.
Badzcie grzeczni. Ja na pewno nie bede.
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
- 67 -
trzydziesci sekund prawdziwej milosci
Serena przytrzymala w dloniach policzki Drew i chuchnela mu na okulary. Potem potarla szkla
czubkiem idealnego nosa.
- Obiecujesz, ze przyjedziesz do mnie do Nowego Jorku?
Spedzila cale popoludnie, siedzac tuz obok Drew w kanale orkiestry w trakcie próby. Dyrygent
pozwolil jej nawet zagrac na kotlach i dzwonkach! Oczywiscie nie mogla spokojnie usiedziec, patrzac
na Drew, grajacego na ksylofonie. Sposób, w jaki przymykal oczy, zaciskal usta i przytupywal noga w
trakcie gry, byl po prostu uroczy. Po próbie kupil jej cappuccino i zjedli na spólke czekoladowe
ciastko. Do tego czasu Serena wpadla juz w taki zachwyt nad Drew, ze zaciagnela go do jego pokoju
na prywatna lekcje gry na ksylofonie.
No prosze.
Nie zeby go wyciagnela z porzadnie zaprasowanych sztruksów - to nie byl tego typu chlopak -
ale zdecydowanie wiedzial, jak calowac. Lezeli teraz objeci na jego waskim lózku w pogniecionych
ubraniach i z rozczochranymi wlosami. Serena chciala tak zostac juz przez reszte weekendu, ale
niestety musiala jechac.
Drew zdjal okulary i wytarl je o poduszke. Wlozyl je z powrotem i odchrzaknal.
- Wiec myslisz, ze przyjedziesz tu na jesieni?
- Zdecydowanie! - westchnela Serena. Wtulila glowe w jego piers. - Nie wiem, jak wytrzymam
do tego czasu bez ciebie.
Drew zostaly tylko dwa tygodnie zajec na drugim roku. Potem wyjezdzal na cale lato do
Mozambiku studiowac gre na perkusji.
Pocalowal ja we wlosy.
- Przyjade odwiedzic cie przed wyjazdem, a potem bede codziennie pisal.
Och.
Serena zamknela oczy i pocalowala go. Dlugo. Bardzo dlugo. Byla pora obiadowa i w
akademiku panowala cisza. A potem nagle w korytarzu na zewnatrz rozleglo sie mnóstwo glosów -
studenci wracali po obiedzie do pokojów, zeby studiowac, poflirtowac z kims z drugiego konca
korytarza, poderwac kogos, udawac, ze sie ucza, zrobic sobie drinka, zagrac w rozbieranego pokera,
zamówic pizze.
- 68 -
Drzwi otworzyly sie i Drew odsunal sie od Sereny.
W progu stal rudy chlopak w czerwonej czapce z daszkiem i czarnych spodenkach do kosza.
- Hej. Co jest? - rzucil z wyraznym akcentem z Massachusetts.
- Wade, to Serena. Serena, to mój kumpel z pokoju. Wade. Serena przyjechala z Nowego
Jorku. Wybiera sie wlasnie do Brown - wyjasnil wyraznie speszony Drew.
Serena usiadla i otarla usta.
- I po drodze zajrzalas do Harvardu - rzucil drwiaco Wade. - Chyba ci sie tu spodobalo.
Serena zaczerwienila sie jeszcze mocniej. Spuscila nogi na podloge i wsunela stopy w
brazowe zamszowe pantofle na plaskim obcasie od Calvina Kleina.
- Lepiej juz pójde. Kierowca czeka na mnie od ponad godziny.
- Odprowadze cie - zaproponowal Drew.
Gdy tylko wyszli z pokoju i ruszyli korytarzem do wyjscia, Drew uscisnal lekko dlon Sereny.
- Przez ostatnie dwa lata wciaz trul mi, ze nie mam dziewczyny. Nie spodziewal sie zobaczyc
mnie z kims tak... - zawahal sie i przygryzl usta, jakby zawstydzony strumieniem przymiotników, który
prawie wyrwal mu sie z ust.
Zabójczo atrakcyjna? Niewiarygodnie wyjatkowa? Tak slodka, ze slinka cieknie do ust?
Kobieca?
Serena usmiechnela sie do niego szeroko, gdy przytrzymal dla niej drzwi. Miala od przyplywu
uczuc zarózowione policzki. Drew nie musial konczyc zdania, bo ona czula sie tak samo jak on.
U stóp schodów czekal juz szary lincoln, gotowy blyskawicznie zabrac ja do Providence.
Objela Drew, przycisnela policzek do jego twarzy i wziela gleboki wdech, jakby chciala zabrac jak
najwiecej jego osoby ze soba.
- Kocham cie - szepnela mu do ucha, odsunela sie i zbiegla po schodach do samochodu.
Drew uniósl reke i pomachal na pozegnanie odjezdzajacemu samochodowi. Serena plakala i
byla tak szczesliwa, jak nie czula sie juz od bardzo, bardzo dawna. W koncu znalazla prawdziwa
milosc.
Milosc, która potrwa jakies trzydziesci sekund..
B dowiaduje sie czegos w college'u
- No dobra, wiec chcecie uslyszec cos ohydnego? - zapytala reszte dziewczyn Forest, jedna ze
- 69 -
wspóllokatorek Rebecki w Georgetown.
Blair siedziala wokól stolu z Rebecca i jej trzema kolezankami z pokoju w glebi Moni Moni,
czerstwego baru karaoke w Georgetown. Caly autobus wycieczkowy pelen dziwnie wygladajacych
Wegrów w dresach zmonopolizowal karaoke. Wkladali wszystkie sily w Slaying alive Bee Gees. Blair
i pozostale dziewczyny pily zielone mrozone koktajle z kiwi, które nazywaly sie Kiwi - Balwan i
próbowaly ignorowac ohydna muzyke. Drinki byly zbyt mocne i dziewczyny mialy klopot w zlozeniu
zdania w calosc.
- I tak nam powiesz, nawet jesli nie chcemy tego slyszec - odparla Gaynor.
Gaynor miala ciemne wlosy z blond pasemkami, a nos tak maly i tak zadarty, ze Blair mogla
bez wysilku do niego zajrzec.
Czego oczywiscie nie zrobila.
- Powiesz nam wreszcie? - jeknela Rebecca.
- No dobra - odparla powoli Forest.
Zapalila teatralnym gestem papierosa. Forest z pochodzenia byla Koreanka i tez rozjasnila sie
na blond, chociaz wygladalaby wiele lepiej, gdyby zostawila wlosy w naturalnym kolorze.
Blair oczywiscie miala to gdzies, wiec nie powiedziala na ten temat nawet slowa.
- Wiecie, ze Georgetown jest nastawione na braterska milosc, dlatego nie ma tu bractw,
rywalizacji i tak dalej? Cóz, wlasnie sie dowiedzialam, ze istnieje tajne bractwo lacrosse i w ramach
inicjacji starsi chlopcy zmuszaja mlodszych do zjedzenia krakersa ze sperma. Wokól tego maja caly
rytual. No i jak niej zjesz, to nie dostajesz sie do druzyny.
Wszystkie dziewczyny skrzywily sie, lacznic z Blair. Czasem chlopcy sa po prostu.., obrzydliwi.
Z wyjatkiem Nate'a, który nigdy w zyciu nie zrobilby czegos chocby w polowie tak obrzydliwego.
- Jestes z Nowego Jorku? - odezwala sie Fran.
Fran miala tylko metr piecdziesiat wzrostu, wazyla ze trzydziesci kilo i mówila dychawicznym
szeptem. Skóre miala tak przezroczysta, ze Blair miala wrazenie, ze widzi, jak koktajl z kiwi plynie
przez jej zyly.
- Bylam tam tylko raz. Zatrulam sie jedzeniom w restauracji sushi i przez caly tydzien
rzygalam.
- Jakbys juz nie dosc sie narzygala - zazartowala Forest, sugerujac, ze Fran sama zadbala o
swoje filigranowe rozmiary.
- Znasz tego chlopaka, Chucka Bassa? - zapytala Gaynor.
Blair kiwnela glowa. Wszyscy znali Chucka. czy tego chcieli, czy nie.
- Czy to prawda, ze nigdzie sie nie dostal? - zapytala Rebecca, kruszac lód miedzy lekko
- 70 -
wystajacymi zebami.
To prawdziwa przykrosc stwierdzila Forest bez cienia wspólczucia.
Blair w milczeniu pila drinka. Poniewaz Georgetown zapowiadalo sie coraz gorzej, a ona
praktycznie nie miala wyjscia, prawie wspólczula Chuckowi.
- Znasz Jessice Ward? - zapytala Rebecca. - Uczyla sie tu semestr, a potem przeniosla sie na
Brown?
Blair pokrecila glowa. Nie znala Jessiki, ale rozumiala, dlaczego sie przeniosla.
- A Kati Parkas znasz? - zagadnela Fran. - Bylysmy razem na obozie.
Blair pokiwala ze zmeczeniem glowa. Ta gra robila sie coraz mniej zabawna.
- Chodzi ze mna do klasy w Constance.
- A Nate'a Archibalda? - zapytala Gaynor. Szturchnela Forest lokciem i poruszyla znaczaco
brwiami. - Pamietasz go?
Forest oddala jej.
- Zamknij sie - warknela, wygladajac jednoczesnie na wsciekla i smutna.
Blair zjezyla sie.
- Co z nim?
- Byl tu raz. I szczerze mówiac, nie widzialam bardziej ujaranego faceta. Ale slyszalam, ze
dostal sie do druzyny lacrosse we wszystkich najlepszych szkolach, nawet w Yale. Pewnie nawet nie
zawracal sobie glowy skladaniem tu papierów. Nie musial.
- Nate Archibald - powtórzyla Fran. - Wszystkie jestesmy w nim takie zakochane -
zachichotala chrapliwie. - Szczególnie Forest.
- Zamknij sie! - warknela znowu Forest.
Blair wszystko zaczelo sie przewracac w zoladku. Wegrzy wzieli teraz na tapete Eminema.
„Na, na, na, na, na. Na, na, na, na, na”. Beznadziejnie rapowali. Odsunela drinka.
- Nate dostal sie do Yale? To bzdura - powiedziala praktycznie do siebie.
Z drugiej strony, jesli chodzi o Nate'a, nigdy nie wiedziala, w co wierzyc.
- Dlaczego mialybysmy cie oszukiwac? Nawet cie nie znamy - odgryzla sie Gaynor.
Blair patrzyla na nia przez chwile, a potem schylila sie i wyjela spod stolika torebke.
- Zaraz wracam - oznajmila i potykajac sie, poszla do lazienki.
- 71 -
N jak niegrzeczny
Brigid przeprowadzala rozmowe kwalifikacyjna z Nate'em zeszlej jesieni, wiec wiedziala juz,
ze Nate od urodzenia kazde lato spedza, zeglujac w Maine. Dlatego zakladala, ze lubi homary. A
poniewaz miala zapewnic mu wszystko, co najlepsze, aby namówic go na Brown, zabrala go do
restauracji Citarella, gdzie zamówila dla nich dwojga ogromnego pieczonego na ruszcie homara,
butelke szampana Dom Pengnon i koszyk frytek.
- Dorastalam w Maine - wyjasnila, bawiac sie swoimi perlami. - W Camden. Moja rodzina
caly czas zeglowala i zajadala homary.
Prawda byla taka, ze Nate'a ten homar raczej smieszyl - kojarzyl mu sie z glupiutkim,
animowanym skorupiakiem, który tanczyl na ogonie i trzymal w szczypcach mikrofon, spiewal,
opowiadal dowcipy i rozsmieszal ludzi. I z pewnoscia to nie byl ten rodzaj jedzenia, za którym tesknil,
gdy burczalo mu w brzuchu.
Czyli praktycznie zawsze.
- Wiec... - Brigid nalala sobie szampana do kieliszka, chociaz kelner przed chwila go napelnil.
Przebrala sie w wydekoltowana pomaranczowa sukienke i nalozyla blyszczaca szminke oraz
tusz do rzes. Jasnorude wlosy miala swiezo wyszczotkowane. Wygladala jeszcze ladniej niz
wczesniej: w parku przy boisku do lacrosse. Bawila sie nózka kieliszka.
- Wiec dosc juz o mnie. Czy ty... - Zagryzla usta. - Masz dziewczyne?
Nate grzebal w salacie, rozsmarowujac kozi ser na lisciach. Byl pewien, ze wydekoltowana
sukienka Brigid i flirt wykraczaly poza jej misje zwabienia go do Brown. Podejrzewal, ze sie w nim
podkochuje. Ale mimo to nadal zasiadala w komisji rekrutacyjnej, a on chcial zrobic jak najlepsze
wrazenie.
- Ehm... Tak jakby - odparl z wahaniem. - To znaczy czasem jestesmy razem, czasem nie.
Najwyrazniej spodobala jej sie jego odpowiedz.
- A teraz jestescie razem?
Nate zawsze wolal piwo od szampana, ale wypil zawartosc kieliszka duszkiem - w stylu Blair.
Teoretycznie znowu byli razem. hip - hip, hura. Ale wlasciwie nie omówili warunków. Czy flirtowanie
z czlonkinia komisji rekrutacyjnej w Brown kwalifikuje sie jako zdrada?
Nagle zadzwonil jego telefon. Wyciagnal go blyskawicznie z kieszeni, wsciekly, ze zapomnial
- 72 -
wylaczyc go przed kolacja. Zerknal na maly ekranik. O wilku mowa.
Nate nie myslal zbyt przytomnie po szesciu dymkach z fajki wodnej, która wypalil wczesniej w
domu Anthony'ego Avuldsena. Rozmowa z Blair moze go troche otrzezwic.
- Przepraszam, powinienem odebrac - wytlumaczyl sie Brigid. - Czesc - powiedzial do
telefonu.
- Czesc - odpowiedziala zimno Blair. - Zanim cokolwiek powiesz, musze ci zadac pytanie.
Mówila w urywany sposób, jakby starala sie artykulowac jak najmniej sylab. Nate zorientowal
sie, ze troche wypila.
- Dobra.
- Powiedz mi prawde. Zlozyles papiery do Yale?
O kurcze.
Nate zlapal kieliszek z szampanem i wypil go duszkiem. Cholera! - zaklal w duchu. Cholera,
cholera, cholera. Na to pytanie istniala dobra odpowiedz. Jesli powie „tak”, okaze sie lajdakiem i
klamca, jesli powie „nie”, bedzie lajdakiem i klamca.
Brigid usmiechala sie do niego wyczekujaco. Jej usta byly lsniace i skrzyly sie. Przynajmniej
pewna pociecha byl fakt, ze Blair znajdowala sie wiele kilometrów stad, w Georgetown, a on jadl
kolacje z pracownica Brown, która nie mogla sie doczekac, zeby zobaczyc go nago. Postanowil
powiedziec prawde.
- Aha, zlozylem. I chyba mnie przyjeli.
Blair wydala z siebie dziwny, bulgoczacy dzwiek i Nate uslyszal odlegly, znajomy odglos
wymiotowania do toalety.
- Pieprz sie! - warknela do telefonu i rozlaczyla sie.
Nate wylaczyl telefon i schowal go do kieszeni. Zjawil sie kelner z homarem.
- Kurcze, wyglada smakowicie - rzucil Nate bezbarwnym glosem.
- Masz ochote na kawalek ogona? - zapytala Brigid, z wprawa dobierajac sie do parujacego
skorupiaka. Wskazala na sztucce ze stali nierdzewnej do lamania szczypiec, które przyniósl wlasnie
kelner. - Czy wolisz zaczac od szczypiec?
Tak naprawde Nate mial ochote na kilka kolejnych dymków z fajki, a potem na wielka miske
czekoladowych lodów Breyers i siedzenie w pólsnie przed Matriksem, którego obejrzal juz
osiemnascie razy.
Brigid odlozyla homara.
- Dobrze sie czujesz?
Wzruszyl ramionami.
- 73 -
- Chyba moja dziewczyna wlasnie ze mna zerwala.
Zielone oczy Brigid otworzyly sie szeroko.
- Biedactwo. - Machnela na kelnera. - Moze pan to zapakowac? - Odsunela krzeslo. - Chodz.
Postawie ci piwo i papierosa.
Nate próbowal sobie wmówic, ze skoro Blair nie bylo w poblizu i nie mogla go zamordowac,
to byl wlasciwie bezpieczny i mógl dobrze sie bawic przez nastepne dwadziescia cztery godziny - nim
Blair wróci. Mógl nawet zabalaganic nieco z Brigid, jesli tylko mialby ochote.
Problem polegal jednak na tym, ze mial juz dosc zrywania z Blair, skoro oboje wiedzieli, ze
powinni byc razem przez reszte zycia. W przeciwienstwie do Blair tak naprawde nie obchodzilo go, do
którego college'u pójdzie. Wlasciwie to najchetniej wcale nie szedlby do zadnego college'u przez
najblizsze pare lat. O ile sie orientowal, jedyny sposób, zeby udobruchac Blair, to sprawic, zeby
komisje Brown i Yale wycofaly jego przyjecie. A jak najlatwiej tego dokonac - odgrywajac role dupka?
Pieprzyc to, mruknal pod nosem Nate.
Wstal i pomógl Brigid wlozyc dzinsowa kurtke, która powiesila na oparciu krzesla. Przejechal
palcami po jej karku, gdy wyjmowal jej wlosy spod kolnierza. Stali bardzo blisko siebie Oddech Brigid
pachnial Hawaiian Punch.
- Jak bardzo Brown mnie chce? - zamruczal jej do ucha.
Jej zielone oczy otworzyly sie szeroko.
- Bardzo - szepnela niepewnym glosem.
Jej klucz do pokoju hotelowego lezal na stole. Nate wzial go i wrzucil do swojej kieszeni.
- Bardzo - szepnela znowu.
Kelner wreczyl Nate'owi plastikowa torbe z siedmiokilowym homarem zawinietym w folie.
Nate rzucil torbe na stól i objal Brigid w talii.
- Pokaz mi - powiedzial chrapliwym glosem, zniesmaczony jego brzmieniem.
Raczej nie mial na mysli homara.
S wybiera mniej uczeszczana droge
Raptem po pólgodzinie jazdy do Providence Serena poprosila kierowce, zeby zatrzymal sie na
stacji benzynowej. Sklepik spozywczy byl maly i zle zaopatrzony, ale kupila cole, twiksa i miejscowa
gazete, zeby miec cos do roboty, gdy bedzie wzdychac do Drew. Na zewnatrz przy dystrybutorach stal
- 74 -
chlopak, trzymajac napis Brown. Mial na sobie splowiale dzinsy, ladna koszule w bialo - niebieskie
pasy i mokasyny na golych stopach. Na plecach nosil skomplikowany fioletowo - czarny plecak w sty
lu takich, jakie ludzie zabieraja na dlugie podróze. Jego ciemne, krecone wlosy wygladaly na czyste.
W ogóle chlopak sprawial wrazenie calkiem normalnego.
- Podwiezc cie? - zawolala do niego.
Chlopak odwrócil glowe.
- Mnie?
Serenie spodobaly sie jego wielkie, szeroko otwarte brazowe oczy. - Mam kierowce, który nas
tam zawiezie. Chodz - zaproponowala.
Chlopak usmiechnal sie niesmialo i ruszyl za nia do samochodu. Usiadl blisko drzwi i polozyl
miedzy nimi plecak. Przyszyto na nim late w postaci wloskiej flagi. Serena pila cole i udawala, ze
czyta gazete. Wtedy chlopak wyjal z plecaka szkicownik i olówek i zaczal cos gryzmolic.
W pierwszej chwili myslala, ze odrabia prace domowa albo pisze list. W koncu jednak
ziewnela, oparla glowe na podglówku i ukradkiem zapuscila zurawia, zeby zobaczyc, co chlopak
pisze. Ku jej zaskoczeniu szkicowal jej portret - A wlasciwie jej dloni.
- Bede mogla to sobie zatrzymac, gdy juz skonczysz? - zapytala.
Chlopak podskoczyl, jakby naprawde myslal, ze rysuje bardzo dyskretnie i nikt sie nie
zorientuje. Zamknal szkicownik i wsunal olówek za ucho.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi. - Serena przeciagnela sie, wyciagajac rece nad glowa, a potem opuscila dlonie
na kolana. - I tak jestem nieprzytomna. Nie krepuj sie, rysuj dalej.
Otworzyl szkicownik.
- Nie masz nic przeciwko?
- Nie. - W koncu byla zawodowa modelka. Oparla sie i ulozyla rece tak samo, jak trzymala je
wczesniej. - Tak jest dobrze?
- Yhm - mruknal chlopak, pochylony nad rysunkiem.
Mial sniada cere, geste czarne loki i pachnial swieza mieta.
Serena zamknela oczy, próbujac sobie przypomniec, jakiego koloru wlosy ma Drew.
Pamietala, ze jego wspóllokator Wade byl rudy. A wlosy Drew byly... ciemny blond? Kasztanowe?
Nie, naprawde nie mogla sobie przypomniec. Otworzyla oczy i zerknela znowu na chlopaka. Jego kark
byl delikatny i brazowy. Gdybysmy mieli dzieci, przez caly rok bylyby opalone i mialyby wlosy w
kolorze zlotobrazowego piachu, tak pieknie lsniace w sloncu, pomyslala. I wtedy przerazona
odwrócila glowe. Co z nia jest nie tak? Nawet nie znala jego imienia!
- 75 -
Chlopak znowu podniósl wzrok.
- Chodzisz do Brown?
Serena wygladala za okno. Szyba byla brudna, wiec widziala w niej odbicie chlopaka. Mial
podkrecone rzesy, a jego brazowe oczy byly tak cudownie lagodne, zupelnie jak u jelonka Bambi,
albo cos w tym stylu.
- Jeszcze nie, ale byc moze zaczne od przyszlego roku.
Czekaj no, czy jeszcze piec sekund temu nie byla zdecydowana na Harvard?
- Mam nadzieje - odparl cicho i wrócil do rysowania.
Serena nie wiedziala, co sie z nia dzieje, ale byla strasznie podniecona. A co gdybym go po
prostu zlapala i pocalowala? - zastanawiala sie w myslach. Kierowca sluchal transmisji z jakiegos
meczu bejsbolowego, nawet by nie zauwazyl.
- Wiesz, bylabys wspaniala modelka dla artystów - powiedzial chlopak. - Moglabys pozowac
w Brown na zajeciach z rysunku postaci. Profesor Kofke zawsze szuka dobrych modeli.
- Dzieki. Wlasciwie to juz pracowalam jako modelka - zaczela Serena, ale zamknela sie, zeby
nie wyjsc na rozpuszczonego bachora.
Chlopak wsunal olówek za ucho i przyjrzal sie rysunkowi.
- Dla mnie to nawet nieistotne, czy model jest piekny, czy nie. Zwykle rysuje tylko rece.
Serena zerknela mu nad ramieniem. Naprawde pachnial mieta.
- Narysowales moje rece ladniejsze, niz sa. Spójrz na mój kciuk. Obgryzlam go do zywego! A
ten... - Wyciagnela maly palec lewej reki. - Moje biedne skórki!
Ale chlopak nawet nie spojrzal. Rozpial boczna kieszen plecaka, wyjal kawalek papieru i podal
go jej.
Serena rozlozyla kartke. To byla strona wyrwana z gazety. Mocniejszy brzuch w siedem dni
glosil podpis.
- Odwróc - podpowiedzial jej chlopak.
Obrócila wycinek. Po drugiej stronie znajdowala sie reklama Lez Sereny. Oto ona, placzaca
wsród sniegu Central Parku w zóltej, odkrytej sukience.
- To twoje prawdziwe imie? Serena? - zapytal, patrzac na nia oczami jelonka Bambi.
-Tak.
Wzial od niej z powrotem wycinek.
- Sklamalem, mówiac, ze rysuje tylko rece. Myslalem, ze snie, gdy zabralas mnie ze stacji
benzynowej. Od dwóch miesiecy cie maluje. Z tego zdjecia. Nadal nie skonczylem. Obraz jest w
pracowni w Brown. - Zlozyl wycinek i schowal go do plecaka. Wyciagnal reke. - Nazywam sie
- 76 -
Christian.
Serena przytrzymala jego dlon chwile dluzej w uscisku. Pewnie powinna byla sie przestraszyc,
ale zamiast tego jeszcze bardziej sie napalila.
- Móglbys mnie troche oprowadzic po college'u? - poprosila. - Mialam sie spotkac z bratem,
ale jestem juz tak spózniona, ze pewnie poszedl do baru albo cos takiego.
Erik nie pogniewa sie, jesli go wystawi. Rodzenstwo przez caly czas wykreca sobie takie
numery. Poza tym Christian pewnie zafunduje jej o wiele bardziej drobiazgowe zwiedzanie.
O, zaloze sie, ze tak.
B przylacza sie do tajnego stowarzyszenia w g
Wegrzy znikneli, a zastapily ich trzy kobiety w mundurach ochrony Smithsonian Museum,
spiewajace Whitney Houston: „And IeeeeleeeI will always love you!”
To dopiero bolalo.
Gdy rozlaczyla sie z Nate'em, Blair podeszla do baru i zamówila do ich stolika dzbanek
margarity z rózowych grejpfrutów.
- Ocalilyscie mi zycic - oznajmila Rebecce, Forest, Gaynor i Fran, stawiajac dzbanek na stole.
Dziewczyny pokiwaly glowami, kompletnie zalane. Blair usiadla, zapalila papierosa, zaciagnela sie i
podala go Rebecce. - Ciesze sie, ze dostalam jako przewodnika ciebie, a nie jakiegos frajera.
Rebecca podala papierosa dalej. Szminki dziewczyn wymieszaly sie, tworzac na filtrze
rozmazana plame w kolorze sliwki.
- W zeszlym miesiacu Forest oprowadzala przyszlego studenta. Dziekan od spraw studenckich
dorwal ich w pralni, gdy praktycznie juz to robili. Wyleciala z oprowadzania.
- Zamknij sie - jeknela Forest, ale usmiechala sie.
Blair próbowala wyobrazic sobie, jak wygladalaby jej wizyta, gdyby przewodnikiem byl facet.
Ale znajac jej szczescie, trafilby jej sie jakis totalny dziwak. Popatrzyla na Forest i zastanawiala sie,
czy nie powinna powiedziec czegos o tym, ze przez farbowane na blond wlosy wygladala jak tania
zdzira i nic dziwnego, ze biuro rekrutacji nie chcialo, zeby kogokolwiek oprowadzala. Ale poniewaz
byla juz zalana w pestke, powiedziala cos zupelnie innego.
- Któras z was jest jeszcze dziewica?
Cztery dziewczyny zachichotaly i zaczely kopac sie pod stolem. Blair zapalila nastepnego
- 77 -
papierosa, lekko zdenerwowana faktem, ze prawic przyznala sie przed takimi ewidentnymi
wywlokami, ze nadal jest dziewica.
- Nie musicie mówic, jesli nie chcecie.
Rebecca zamrugala oczami w pijackiej próbie wziecia sie w garsc.
- Wlasciwie to wszystkie jestesmy. Widzisz, zawarlysmy pakt. - Zerknela po kolezankach
wokól stolu. - W Georgetown nie ma stowarzyszen, ale my mamy cos takiego. Nazwalysmy sie
stowarzyszeniem dziewic.
Blair wytrzeszczyla oczy. Za chwile zostanie wciagnieta w jakis kult dziewictwa, ale byla tak
wsciekla i zraniona, ze wydawalo jej sie, ze to calkiem dobry pomysl.
- Nie mamy nic przeciwko baraszkowaniu, Boze bron. Kazda z nas zrobila juz prawie wszystko,
ale zadna nie poszla na calosc - wyjasnila Gaynor. Potarla zadarty nos. - Zostawiamy to na noc
poslubna.
- Albo przynajmniej az spotkamy prawdziwa milosc - dodala Fran. - Bo ja nigdy nie wyjde za
maz.
- Kazde z rodziców Fran trzy razy bralo slub i trzy razy sie rozwodzilo - wyjasnila Rebecca.
Blair zgasila papierosa. Pieprzyc Nate'a. Pieprzyc Yale, Nagle niczego innego tak nie
pragnela, jak przylaczyc sie do ich malego stowarzyszenia.
- Ja tez - przyznala. - To znaczy ja tez jestem dziewica.
Cztery dziewczyny popatrzyly na nia zaskoczone, jakby nie mogly uwierzyc, ze tak
wyrafinowana nowojorska dziewczyna jak Blair nigdy nie spróbowala seksu.
- Koniecznie musisz do nas dolaczyc - oznajmila chrapliwym szeptem Fran. - A kiedy tu
przyjedziesz, bedziemy juz razem. I to nie tylko do zakonczenia szkoly, ale juz na zawsze!
Blair oparla lokcie na stole, gotowa do dzialania.
- Co mam zrobic?
Cztery dziewczyny zachichotaly nieprzytomnie, jakby po prostu uwielbialy rytualy inicjacyjne.
- Ja jestem najnowsza czlonkinia - wyjasnila Forest.
- Wczesniej miala prawie czarne wlosy - wtracila sie Gaynor.
- Najpierw musisz pozwolic nam ogolic ci nogi - powiedziala Fran.
- A polem rozjasnimy ci wlosy - dodala Rebecca.
I to one czepialy sie tych krakersów z dodatkiem?!
Blair wyprostowala sie na krzesle. Jej zycie bylo do bani, poza tym zawsze chciala sprawdzic,
jakby wygladala jako blondynka. Wziela drinka, wypila go duszkiem i odstawila Z brzekiem szklanke.
- Jestem gotowa - oznajmila nowym siostrom.
- 78 -
- Hura! - krzyknely chórem dziewczyny i polaly sobie kolejke.
- Jesli zaraz czegos nie zjem - jeknela Rebecca - puszcze pawia.
- Ja tez - przytaknely jej pozostale dziewczyny.
- Musimy isc do drogerii, zanim ja zamkna - dodala Rebecca. - Mozemy kupic tez cos na
wynos.
Pychota. Moze nawet zafunduja sobie smazona skórke wieprzowa!
Blair zlapala torebke i chwiejac sie, wstala.
- Ostatnia w taksówce to pijana, nieprzeleciana zdzira.
Piec dziewczyn wzielo sie pod rece i zataczajac sie, wyszlo z baru.
Pytanie: nawet gdyby byly twoimi nowymi najlepszymi przyjaciólkami, to czy pozwolilabys
czterem pijanym zdzirom ogolic sobie nogi i ufarbowac wlosy?
dwoje to towarzystwo, troje to tlok
- To niesamowite - zachwycal sie Dan, patrzac, jak w garnku gotuje sie spaghetti.
Zerknal na Vanesse, która stala obok niego i kroila cebule na desce opartej o zlew. Od
krojenia cebuli lzy plynely jej strumieniem po policzkach. Pocalowal ja w mokra twarz. - Popatrz na
nas.
Vanessa rozesmiala sie i odwzajemnila pocalunek. Wlasciwie cale to wspólne mieszkanie
bylo niesamowita zabawa. Ruby wyjechala rano tego dnia, a potem wprowadzil sie Dan, przywiózlszy
taksówka wszystkie swoje rzeczy. Popoludnie spedzili, robiac zakupy w spozywczym i kupujac glupie
drobiazgi do mieszkania, typu magnesy na lodówke w ksztalcie zwierzatek grajacych rocka albo
czarne przescieradla z wzorkiem w neonowozielone statki UFO. Teraz gotowali swój pierwszy posilek
jako wspólnie mieszkajaca para.
O ile spaghetti z cebula i gotowym gulaszem mozna uznac za gotowanie.
Dan wsunal jedna dlon pod koszulke Vanessy, a druga zgasil palnik. Obiad moze poczekac. Z
twarzami przycisnietymi do siebie wytoczyli sie z aneksu kuchennego do salonu i padli na materac
Ruby, który teraz byl sofa w ich salonie. Materac nadal pachnial Poison Christiana Diora i herbatka z
lukrecji, która Ruby wiecznie pila, ale teraz nalezal do nich i mogli kochac sie na nim, kiedy tylko
chcieli.
- Co zrobimy w poniedzialek, gdy oboje nie bedziemy mieli ochoty isc do szkoly? -
- 79 -
zastanawiala sie na glos Vanessa, podczas gdy Dan calowal jej reke.
Jej dlonie pachnialy cebula..
- Urwiemy sie? Nie musimy sie juz martwic tym. czy dostaniemy sie do college'u.
Wyciagnela mu pasek ze spodni i strzelila go nim w tylek.
- Niegrzeczny chlopiec. Pamietasz, co powiedzial twój tata? Jesli twoje oceny pogorsza sie,
wracasz do domu.
- Ej, to bylo przyjemne - zazartowal Dan.
- Tak? - Vanessa zachichotala i znowu strzelila go paskiem, tym razem troche mocniej.
I wtedy ktos kichnal.
Dan i Vanessa oderwali sie od siebie smiertelnie przerazeni. W progu stala dziewczyna. Miala
potargane fioletowoczarne wlosy. Czarne szorty. Rozdarta, czarna koszulke z Ozzfest. Czarne
podkolanówki. Czarne tenisówki za kostke Converse. Miala ze soba cos w rodzaju oskarda i
wojskowy worek.
- Pozwolicie, ze sie przylacze? - Kopniakiem zamknela za soba drzwi. - Nazywam sie Tiphany.
Ruby wspomniala, ze zatrzymam sie tutaj?
Ruby nic nie wspomniala, ze jej znajoma ma sie tu zatrzymac, ale z drugiej strony. Ruby nie
byla najlepiej zorganizowanym czlowiekiem na tej planecie. Vanessa wyplatala sie z objec Dana.
- Ruby wyjechala dzis rano do Niemiec. - Wtedy zdala sobie sprawe, ze Tiphany sama weszla
do mieszkania. - Dala ci klucze?
- Kiedys tu mieszkalam - wyjasnila Tiphany. - Przez pewien czas mieszkalysmy razem z twoja,
siostra. - Podeszla i rzucila swoje rzeczy na materac, na którym siedzieli. Schylila sie i otworzyla
worek. Wysunela sie z niego mala glówka z oczkami jak paciorki i wasikami. Tiphany podniosla
stworzenie i wziela na rece jak male dziecko.
Dan pobladl. Zwierze wygladalo jak szczur.
- Co to jest? - zapytala zaintrygowana Vanessa.
Ruby nigdy nie wspominala o nikim o imieniu Tiphany, ale przez rok mieszkala w
Williamsburgu sama, nim w koncu rodzice pozwolili Vanessie wyjechac z Vermont do siostry. Pewnie
przez ten rok wydarzylo sie mnóstwo rzeczy, o których Vanessa nie wiedziala.
- To Pierdzioszek. Fretka. Ma klopoty z pierdzeniem i lubi zjadac ksiazki, ale co noc spi obok
mnie zwiniety w klebek i jest taki kochany. - Tiphany podrapala fretke pod broda. - Prawda.
Pierdzioszku? - Podala stworzenie Vanessie. - Chcesz go potrzymac?
Vanessa wziela chude zwierzatko na rece. Fretka spojrzala na nia brazowymi paciorkami oczu.
- Prawda, ze slodki? - zapytala i usmiechnela sie do Dana.
- 80 -
Przyjmujac goscia, jeszcze mocniej czula, ze stanowia z Danem pare. Poza tym Tiphany
wydawala sie fajniejsza i ciekawsza od wszystkich ludzi, z którymi Vanessa chodzila do szkoly, to
bylo pewne.
Dan nie odpowiedzial usmiechem. Od momentu, kiedy otworzyl listy z powiadomieniami o
przyjeciu, nieustannie chodzil pijany ze szczescia. Dostal sie do college'u i wrócil do Vanessy.
Mieszkali razem Wszystko ukladalo sie latwo i przyjemnie Tiphany nie pasowala do tego równania.
- Do czego to? - zapytala Vanessa, wskazujac na oskard.
Tiphany podniosla narzedzie i kilka razy zamachnela sie nim. Polem oparla oskard o sciane.
- Do pracy. Pracuje na budowie. Glównie przy rozbiórkach. Mam powazny projekt przy
Brooklyn Navy Yard i na razie wlasciwie nie mam gdzie mieszkac. Wiec to naprawde fajnie, ze Ruby
pozwolila mi tu przekiblowac.
Vanessa odwrócila sie do Dana.
- Makaron - rzucila nagle.
Dan wstal i poszedl do kuchni. Otworzyl sloik gulaszu, wrzucil zawartosc razem z cebula do
rondelka i odkrecil palnik. Potem wylal gar parujacego makaronu do durszlaka w zlewie. Wyjal trzy
miski z kredensu.
- Chyba wszyscy chetni moga juz jesc - krzyknal.
- Umieram z glodu. Ach, mam dla was maly prezent - Tiphany pogrzebala w worku
marynarskim i wyciagnela do polowy oprózniona butelke Jacka Danielsa. Odlala troche whisky do
korka i podsunela go Pierdzioszkowi. - Od tego rosnie mu futro na piersi - wyjasnila Vanessie i
pociagnela lyk z butelki.
Vanessa oddala fretke i poszla pomóc Danowi znalezc sztucce.
- Wszystko w porzadku? - szepnela.
Dan nie odpowiedzial. Wsypal rozpuszczalna kawe do kubka i zalal ja goraca woda prosto z
kranu. Tiphany postawila Pierdzioszka na podlodze. Fretka pognala do stosu tomików z poezja Dana i
zaczela je obgryzac.
- Nie! - wrzasnal Dan i rzucil lyzka w malego gryzonia.
- Ej, nie drzyj sie na niego! - krzyknela Tiphany, zabierajac Pierdzioszka na rece i przyciskajac
go do piersi. - To dopiero dziecko.
Vanessa podala jej miske ze spaghetti.
- Dan to poeta - powiedziala, jakby to wszystko wyjasnialo.
- Widze - odparla Tiphany bez sladu goryczy.
Wziela miske i poszla na materac, zeby zjesc. Pierdzioszek usiadl jej na kolanach, oparl lapki
- 81 -
na brzegu miski i zaczal glosno wciagac makaron.
Nagle w calym mieszkaniu zasmierdzialo zgnilymi jajkami, kwasnym mlekiem i plonaca
siarka. Tiphany zakryla twarz dlonia i parsknela.
- Ups! Pierdzioszek pierdnal!
To sie nazywa popsuc atmosfere.
- Jezu - Dan zlapal scierke, zeby zakryc nia nos i usta.
- Daj spokój - szepnela Vanessa, zaciskajac palcami nos. - Nie jest tak zle. Ona jest mila.
Dan spojrzal na Vanesse sponad scierki. Czul, jak w gwaltownym tempie wraca do
rzeczywistosci. Byl rozczarowany huba, ze tak wkurzyla go dziewczyna, która wlasciwie wydawala sie
calkiem fajna - na swój szalony, kochajacy fretki sposób.
Rzucil scierke, nalozyl sobie troche spaghetti i usiadl na drugim koncu materaca.
- Wiec - zaczal i postanowil postarac sie troche - w którym college'u sie uczylas?
Tiphany zachichotala i nawinela spaghetti na widelec.
- W szkole zycia - odparla radosnie.
- Super - stwierdzila Vanessa. - Musze zrobic z toba wywiad do filmu.
- Super - zgodzil sie Dan, troche zbyt entuzjastycznie.
A moze wcale nie super?
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
GDZIE JEST NASZE MIEJSCE?
Czy zastanawialiscie sie kiedys, jak wygladaloby wasze zycie, gdybyscie chodzili do zupelnie innej
szkoly, w zupelnie innym miescie i mieli zupelnie innych przyjaciól? Pewnie wygladalibyscie zupelnie
inaczej niz teraz, inaczej byscie mówili, inaczej byscie sie ubierali. Chodzilibyscie na inne zajecia po
- 82 -
lekcjach, sluchali innej muzyki. Cóz, wlasnie o to chodzi w tym calym wybieraniu college'u.
Oczywiscie rodzice i nauczyciele powiedza wam, ze to niewazne, gdzie pójdziecie, wazne, jak
wykorzystacie czas. Jestem pewna, ze to tylko czesc prawdy. Jesli mam nie dopasowac sie do jakiejs
szkoly, bo wszyscy tam nosza dzinsy Seven zamiast Blue Cults albo mysla, ze noszenie ze soba
szczeniaka pudelka w kolorze karmelowym w torbie dla psów z Burberry jest pretensjonalne, to wolf
dowiedziec sie o tym juz teraz.
Chociaz oczywiscie dzinsy i pies to jeszcze nie wszystko, co okresla dziewczyne. Ale w pewnym
sensie.., to calkiem duzo.
Dobra rzecz w tym wszystkim, to fakt, ze jesli ktos z nas popelnil albo zamierza popelnic straszliwa
gafe towarzyska, bedzie miel czarne zaslony college'u, za którymi moze sie ukryc i wykreowac nowy
wizerunek. I wyglada na to, ze niektórzy z nas przejda ogromna przemiane. Pamietacie tego
chlopaka, który nigdzie sie nie dostal? Jego ojciec wpadl na genialny pomysl: uznal, ze wlasciwym
miejscem dla syna bedzie akademia wojskowa. Kolejne cztery lata w mundurze. Zadnych butów od
Prady. Wlosy na jezyka. I koniec z monogramami!
Wasze e - maile
P: Droga P!
Chodze do Georgetown i jestem prawie pewna, ze widzialam te dziewczyne, B, o której
zawsze tyle opowiadasz, jak siedziala z jakimis wywlokami w podlej dziurze karaoke, gdzie
tylko chodza najgorsze typy, i bawila sie jak nigdy w zyciu. Wszystkie byly zalane w pestke,
a na kampus odwiózl je jakis oblesny typ w lexusie.
dia
O: Droga dia!
Czyzbym wyczuwala w twoim glosie zazdrosc? Co te wywloki ci zrobily? Mysle, ze to dobrze,
ze B rozszerza pole dzialania i zawiera nowe przyjaznie.
P
P: Droga P!
Myslalam, ze N dostal sie juz do wszystkich szkól Ivy League
*
, ale chyba widzialam go z ta
- 83 -
kobieta, która przeprowadzala ze mna rozmowe w Brown. Siedzieli w restauracji, do której
poszlam z rodzicami. I wygladalo to tak, jakby cos kombinowali. O co mu chodzi?
celeste
O: Droga celeste!
Dobre pytanie. Moze martwi sie, ze w Brown zmienia zdanie. A moze ma juz dosc bycia tyle
razy rzucanym przez wiecie - kogo!
P
Na celowniku
J z osobistym doradca w Bloomingdale'u dostaje garsc rad na temat bielizny. W koncu poprosila o
fachowa pomoc - Bogu dzieki! N i czlonkini komisji rekrutacyjnej z Brown jada razem winda w hotelu
Warwick New York. Niech zgadne: chciala przeprowadzic druga rozmowe kwalifikacyjna? B i cztery
pijane blondynki w Walgreens w Georgetown kupuja jednorazowe maszynki do golenia i blond farbe
do wlosów. S lezy na dachu pracowni w Brown i liczy gwiazdy z jakims chlopakiem w stylu
latynoskiego kochanka. Ludzie, ta dziewczyna umie sobie radzic! D, V i jakas starsza dziewczyna z
fretka i fioletowoczarnymi wlosami funduja sobie espresso w kawiarence w Williamsburgu. Wyglada
na to, ze D szybko odnalazl sie w nowym miejscu.
Mam przeczucie, ze to bedzie dluga i bolesna noc - jakby to bylo cos niezwyklego. Wypijcie rano
mnóstwo red bulla i gatorade, a rano w poniedzialek bedziecie jak nowi. Nie moge sie doczekac,
kiedy o wszystkim uslysze!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
nazajutrz rano
- To chyba dobrze, ze juz sie dostalem do Brown, nie? - rzucil arogancko Nate.
Zapalil skreta, którego wlasnie sobie zrobil, zaciagnal sie i podal Brigid. Potem wstal,
wskoczyl w spodnie khaki i podszedl do okna. Pokój Brigid w hotelu Warwick New York wychodzil na
- 84 -
szyb wentylacyjny. Pokój byl w porzadku, o ile czlowiek lubi wzorki w kwiatki i brazowe dywany, ale
to nie calkiem Plaza.
- Nie podaja w tej dziurze kawy do pokoju? - zapytal ostro.
Brigid siedziala na lózku, calkiem naga, luzno zawinieta w przescieradla.
- Na dole jest restauracja, ale biora chyba piec dolców od filizanki herbaty.
Nate obrócil sie.
- No i?
Chcial, zeby poczula, ze ta noc to byla jedna, wielka pomylka. Ze przyjecie go do Brown bylo
pomylka.
Oparla skreta na brzegu szklanej popielniczki.
- Wiesz, ze zwykle tego nie robie - powiedziala, obrzucajac k spojrzeniem niebieskozielonych
oczu, jakby próbowala wyczytac z jego ciala odpowiedz.
Nate otworzyl szafke ze sprzetem naprzeciwko lózka i wlaczyl telewizor. Zaczal ogladac
przeglad sportowy na MSNBC, celowo ignorujac Brigid.
- Lubie cie. Wiesz to, prawda? - dopytywala sie, wypalajac mu wzorkiem dziury w plecach. -
Zrobilismy to, bo naprawde sie lubimy?
Nate nie odpowiedzial.
Brigid podciagnela przescieradlo pod brode.
- Nie powiesz o tym nikomu w Brown, prawda?
Wylaczyl telewizor i rzucil pilota na lózko. Teraz Brigid wygladala na powaznie zaniepokojona,
a tego wlasnie chcial.
- Moze tak - odparl. - Moze nie.
Zagryzla usta. Jej jasnorude wlosy sterczaly we wszystkie strony.
- Cofna twoje przyjecie - ostrzegla go.
Doskonale. Nate wsunal stopy do butów i wciagnal przez glowe nie do konca rozpieta
koszule.
- A ja moge wyleciec z pracy.
Zlapal skreta z popielniczki i zaciagnal sie.
- Musze leciec - syknal, nie wypuszczajac dymu z ust.
Za godzine mial umówione pózne sniadanie z trenerka z Yale, a wczesniej chcial sie
odpowiednio doprawic, zdusil skreta miedzy dwoma palcami i schowal go do kieszeni.
- Moze powinnismy byli zostac przy homarze - rzucil do Brigid, wpychajac koszule w spodnie.
Otworzyla usta i zamknela je z powrotem. Oczy miala zaczerwienione, jakby miala sie
- 85 -
rozplakac.
- To wszystko?
- To wszystko - odparl Nate, a potem obrócil sie i wyszedl bez slowa.
To nara!
W korytarzu przycisnal guzik windy i czekal, przyciskajac czolo do sciany. Nigdy wobec nikogo
nie zachowal sie tak paskudnie, a przynajmniej nie celowo, i teraz czul sie fatalnie. Z drugiej strony
zrobil to dla Blair, a poza tym nie zamierzal brnac dalej i doprowadzic do wywalenia Brigid z pracy.
Chcial tylko dostac Z Brown list, w którym napisza, ze juz go nie chca.
A po tym malym przedstawieniu zapewne go dostanie.
nazajutrz rano, czesc //
- A wlasciwie gdzie ty, do cholery, jestes? - dopytywal sie Erik.
- Csss - szepnela do telefonu Serena. - Jestem na wydziale sztuki. W pracowni malarskiej. -
Zerknela na Christiana. Lezal obok niej na podlodze i spal na kawalku nieuzywanego plótna. Mial
zielona farbe we wlosach. - Zasnelismy tutaj.
- Zasnelismy? - przedrzeznial ja Erik. - Nie moge uwierzyc, ze jestes tu i nawet cie nie zobacze
- jeknal, udajac urazonego, chociaz Serena wiedziala, ze pewnie przez cala noc imprezowal i teraz
marzyl tylko o tym, zeby z powrotem zasnac. Wiec zakochalas sie, czy co?
Serena usmiechnela sie. Okolone dlugimi rzesami oczy Christiana byly zamkniete, a jego
slodkie usta rozluznione. Wygladal jak spiace dziecko.
- Nie jestem pewna - odpowiedziala cicho. - Powinnam juz wyjezdzac do Yale. - Zamknela
oczy. - Ten weekend to jakies szalenstwo.
- Jeszcze sie nie skonczyl - ziewnal Erik. - Nie moge uwierzyc, ze nie spie. Do cholery, jest
dopiero dziewiata rano w niedziele! W kazdym razie zadzwonie po samochód dla ciebie. Bedzie
czekal na ciebie po drodze na parking. I nie zabieraj wiecej chlopaków przypadkowo spotkanych na
stacjach benzynowych. Baw sie dobrze w Yale, ale wybierz raczej Brown, zebysmy mogli sie
spotykac. Pogadamy pózniej. Wiesz, ze mnie kochasz. Czesc - paplal bez sensu i w koncu sie
rozlaczyl.
Serena wylaczyla telefon, zastanawiajac sie, czy powinna obudzic Christiana, czy pozwolic mu
spac. Nad górna warga zasechl mu wasik od soku z limonki z brazylijskiego koktajlu, który przyrzadzil
- 86 -
im wczoraj wieczór, i wszedzie na oliwkowej skórze mial drobne, zielone plamki. Sama byla troche
pobrudzona farba i wymieta. Serena jednak nalezala do tych dziewczyn, które moga spedzic cala noc
na podlodze w pracowni, obudzic sie, rozprostowac zgniecenia na dzinsach, przeczesac palcami
wlosy, nalozyc na usta odrobine balsamu o smaku wisniowym i voilr - bogini gotowa.
Promienie sloneczne przesuwaly sie po wysokich oknach w drewnianych framugach. Z
miejsca, w którym stala, budynki z czerwonej cegly nalezace do kampusu Brown wygladaly na
spokojne i spiace, prawie jak miasto duchów. Nagle sciezka pod oknami przeszla grupa studentów w
starych bluzach i z wielkimi, turystycznymi kubkami z kawa. Serena odsunela sie od Christiana i
wlozyla pantofle od Calvina Kleina. Oparty o przeciwlegla sciane pracowni stal ukonczony juz obraz,
kopia reklamy Lez Sereny. Trudno bylo zrozumiec, dlaczego uzyl tyle zielonej farby, skoro zdjecie
zrobiono w sniezny lutowy dzien, ale nawet mimo tej zieleni obraz byl oszalamiajacy. I dziwny.
Christian wypracowal sobie technike, zgodnie z która caly rysunek wykonywal jedna linia. Na obrazie
rysy twarzy Sereny byly polaczone ze soba. Oczy z nosem, nos z ustami, które laczyly sie z broda,
policzkami, uszami, wlosami. Przez to wygladala troche jak postac ze Shreka, zwlaszcza przy tym
zielonym kolorze. A jednak obraz byl piekny na swój niepowtarzalny sposób.
Serena wyjela z torebki szminke od Chanel, znalazla na podlodze kawalek papieru i napisala
rózowymi, polyskliwymi literami: Podoba mi sie ten zielony kolor. Odwiedz mnie w Nowym Jorku.
Caluje, S. Potem podsunela kartke Christianowi, zlapala torbe i wyszla na paluszkach z pracowni.
- Au rewir - szepnela i poslala chlopakowi calusa.
Zawahala sie. Czy to wstretne, ze wymyka sie bez pozegnania? Nie zrobili nic poza tym, ze sie
calowali i zasneli w swoich objeciach. Poza tym to bylo romantyczne.
Samochód zatrabil glosno i Christian poruszyl sie. Serena wymknela sie cicho i zeszla po
schodach. Nigdy nie lubila pozegnan, a gdyby Christian sie obudzil, w zyciu nie dojechalaby do Yale.
- Kocham cie - szepnela, wychodzac z budynku.
Poniewaz odwiedzala w Brown Erika, znala kampus dosc dobrze, zeby znalezc parking.
Zignorowala wybrukowana sciezke i przeszla trawnikiem. Buty zamokly jej od rosy, a do nóg
przykleila sie swiezo skoszona trawa. Czarna limuzyna siata na poboczu i czekala na nia. Nagle
Serene ogarnelo wrazenie déjr vu. Czy to raptem wczoraj Drew calowal ja na pozegnanie u szczytu
schodów prowadzacych z akademika na Harvardzie, podczas gdy limuzyna czekala, zeby zabrac ja do
Brown? Czy to wczoraj powiedziala innemu chlopakowi „Kocham cie”?
Aha, zgadza sie. Wczoraj.
Kierowca otworzyl jej drzwi i Serena wsiadla. „Ciebie tez kocham”, szepnela przepraszajaco
do Drew. chociaz nie bylo go w poblizu. Weekendowe odwiedzanie szkól mialo pomóc jej wyjasnic
- 87 -
rózne rzeczy, ale Serena czula sie jeszcze bardziej zagubiona. Jak ma kiedykolwiek skupie sie na
college'u, jesli wszedzie pelno jest chlopców, którzy tylko czekaja, zeby sie w nich zakochala?
Zawsze jest college dla kobiet Dorna B. Rae w Bryn Mawe w Pensylwanii. Nadal przyjmuja
podania!
nazajutrz rano, czesc ///
- Strzel klina, siostro.
Blair otworzyla jedno oko i zobaczyla stojaca nad nia Rebecce, która machala ogromna
krwawa mary z lodyga selera, kawalkiem cytryny i mieszadelkiem do koktajli w ksztalcie rózowego
flaminga. Farbowane na blond wlosy Rebecki byly swiezo ulozone. Dziewczyna wlozyla rózowy dres
frotté z Juicy Couture, a na powiekach miala jaskrawoniebieska kreske.
Klin. A Blair czula sie jak brudny, rozczochrany pies. Spróbowala usiasc, ale z jekiem padla z
powrotem na nadmuchiwany materac. Skóra glowy ja piekla. Skóra nóg plonela. Cala jakos dziwnie
pachniala. Co jej sie stalo?
Bez komentarza.
- Przysiegam na Boga, ze po wypiciu tego lepiej sie poczujesz. - Rebecca przyklekla i
podniosla glowe Blair jak matka, która podaje choremu dziecku cieply rosól. - To nasz sekretny
przepis.
Jakie to uspokajajace.
Blair usiadla i, krzywiac sie, wypila gesta, czerwona miksture. Smakowala jak wódka i chipsy
ziemniaczane o smaku bekonu.
Blee!
- Twoje wlosy beda wygladac o niebo lepiej, gdy zaczna odrastac - powiedziala Rebecca. -
Mozesz zastanowic sie nad ufarbowaniem brwi pod kolor.
Blair zapomniala o wlosach. Wiedziala, ze sa teraz blond, albo z grubsza przypominaja blond,
ale nie odwazyla sie spojrzec, dopóki nie wróci do domu i nie znajdzie sie w zasiegu fryzjera z salonu
Elizabeth Arden Red Door. Rebecca bedzie musiala pozyczyc jej czapke.
W pokoju staly dwa pietrowe lózka ustawione do siebie prostopadle, zeby dziewczyny mogly
gadac i chichotac przez cala noc. Lózka byly puste.
- A gdzie reszta? - wychrypiala Blair.
- 88 -
W ustach miala smak, jakby wypila lakier do paznokci.
- Poszly po bajgle. - Rebecca zwiazala wlosy w ciasny konski ogon. - Co niedziele jemy bajgle
i opowiadamy o chlopakach, z którymi moglysmy sie przespac poprzedniego wieczoru, ale tego nie
zrobilysmy.
Co za fenomenalna zabawa.
Blair zdecydowanie miala zbyt duzego kaca, zeby rozmawiac o bajglach albo chlopcach.
- Musze wracac do domu - wymamrotala.
W domu bedzie mogla lezec we wlasnym lózku, ogladac stare filmy i jesc croissanty z tacy,
która przyniesie jej Myrtle. Moglaby napisac do Nate'a paskudnego e - maila. I nie musialaby patrzec
na niepokojacego zajaczka wielkanocnego, którego dziewczyny zrobily z czerwonych prezerwatyw
LifeStyle i powiesily pod sufitem sypialni.
- Nie mozesz wyjsc, nim wróca - upierala sie Rebecca.
Usiadla na lózku blizej Blair, rozpiela metalicznorózowe pudelko zestawu do minikiuru i
zaczela czyscic sobie paznokcie u stóp ostro zakonczonym przyrzadem ze stali nierdzewnej.
- Musimy nauczyc cie naszego specjalnego okrzyku.
Blair z miejsca postanowila sobie, ze jesli kiedykolwiek przyjdzie jej mieszkac w akademiku,
to zdecydowanie poprosi o jedynke. W zyciu nie bedzie siedziala z banda dziewczyn, podczas gdy one
beda sobie grzebac w paznokciach u stop i budowac figurki z prezerwatyw. Od pierwszej klasy
chodzila do szkoly tylko dla dziewczyn. Zdecydowanie miala dosc przebywania z dziewczynami,
wielkie dzieki.
Zmusila sie do wstania i próbowala zachowac spokój mimo blekitnej koszuli nocnej z
atomówkami, pozyczonej od Gaynor. Musiala wziac prysznic i wracac do domu. Wlasciwie to pieprzyc
prysznic. Prysznic oznaczal lazienke z lustrem, a za wszelka cene chciala uniknac ogladania sie.
Wlozyla dzinsy, krzywiac sie, gdy otarly sie o ogolone do zywego nogi. Wciagnela przez glowe
biala bluzke i pomyslala, ze czuje sie zbyt kiepsko jak na tak ladna rzecz. Odwiesila koszule nocna na
oparcie krzesla przy biurku.
- Musze isc, i to juz - uparla sie.
Na podlodze lezala szara bejsbolówka Georgetown.
- To twoje? - zapytala Rebecce.
- Wez sobie - zaproponowala hojnie Rebecca.
Blair zlapala czapke i wlozyla ja.
- Podziekuj wszystkim w moim imieniu i pozegnaj ich ode mnie - powiedziala slabo.
Wtedy otworzyly sie drzwi do pokoju i Forest. Gaynor oraz Fran wpadly, niosac papierowe
- 89 -
torby pelne cieplych, swiezo pieczonych bajgli i parujace kubki kawy. Zoladek Blair skrecil sie troche
z glodu, a troche grozac wymiotami.
- O mój Boze, juz wychodzisz! - krzyknela Forest. Upuscila torbe i rzucila sie na Rebecce i
Blair. - Dziewczyny, robimy kóleczko!
Blair zacisnela usta, bo czula, ze zaraz zwymiotuje. Zbyt szybko wstala. Albo moze nie
powinna byla pic krwawej mary.
Albo nie powinna pozwolic pijanym dziewczynom golic sobie nóg i zniszczyc wlosów.
Dziewczyny stanely w ciasnym kregu ze zlozonymi rekoma. Blair chwiala sie miedzy Rebecca i
Forest. Od polaczonego zapachu ich perfum robilo jej sie niedobrze.
- Co mówimy...? - szepnela Fran chrapliwym, entuzjastycznym glosem. To brzmialo jak
poczatek jakiegos zaspiewu.
- Co mówimy, gdy on mówi „Chodz, wiesz, ze tego chcesz”? - zaspiewaly cztery dziewczyny. -
Mówimy „Poczekaj, dupku!”
Dziewczyny splotly ramiona w kregu jak zapasnicy.
- Nie ma seksu bez prawdziwej milosci. Przyjazn na zawsze!
Odsunely sie od siebie, pokrzykujac i podskakujac jak cheerleaderki.
- Musze isc - wymamrotala po raz piecdziesiaty Blair, czujac, jak wszystko przewraca jej sie w
zoladku.
Chwiejnym krokiem ruszyla do drzwi, majac nadzieje, ze zdazy do lazienki, ale bylo za pózno.
Zamiast tego zerwala z glowy czapke i zwymiotowala do niej.
- Zadzwonie po twój samochód. - Rebecca zlapala telefon i sprawnie wybrala numer. - Nic
chcemy, zebys spóznila sie na samolot.
Siostry siostrami, ale nikt nie chce chorej siostrzyczki, która rzyga ci w sypialni.
- Prosze. - Fran podala jej niebieska czapke z wielkim bialym „Y”. Czapka z Yale. - Wez moja.
Blair wziela czapke i poszla do lazienki. Zerknela do lustra na ulamek sekundy i zrozumiala, ze
desperacko potrzebuje czapki. I ciemnych okularów. I nowego zycia.
nazajutrz rano, czesc IV
- Rano potrzebuje naprawde sporo czasu, zeby sie ubrac, chociaz zawsze wyglada, jak
wyglada. - Dan uslyszal po przebudzeniu Vanesse mówiaca do Tiphany.
- 90 -
Lezal na plecach w lózku Vanessy i sluchal glosów dziewczyn, które tlukly sie po kuchni,
przygotowujac sniadanie.
Wyglada, jak wyglada? To znaczy jak? - zastanawial sie.
- Ej, potrzeba czasu, zeby opanowac noszenie na wpól wpuszczonej koszuli - odparla Tiphany.
Potem Vanessa powiedziala cos, czego Dan nie doslyszal, i obie dziewczyny wybuchly
smiechem.
Tiphany gotowala jajko bez skorupki w mikrofalówce. Vanessa oparla kamere na ramieniu.
- Wiec powiedz mi, dlaczego postanowilas nie isc do college'u.
Tiphany zwiazala fioletowoczame wlosy w wezel i otworzyla kredens, zeby wziac talerz.
- Wlasciwie to nie mialam wyboru. Po prostu nigdy nie zebralam sie do tego, zeby zlozyc
podanie.
- Wiec co zrobilas, gdy wszyscy inni wyjechali do szkól? - dopytywala sie Vanessa.
Tiphany wsadzila do tostera dwa kawalki chleba i zajrzala do wszystkich szuflad w kuchni w
poszukiwaniu noza.
- Przez jakis rok po prostu sie obijalam. Pojechalam na Floryde. Mieszkalam na plazy i robilam
piercing wszystkim chetnym. Potem przez jakis czas pracowalam jako kelnerka na statku
wycieczkowym. Pózniej rzucilam statek i zostalam w Meksyku. Malowalam domy, potem wrócilam i
zaczelam pracowac na budowie. - Usmiechnela sie szeroko i wytarla nóz z masla. - To byla
fantastyczna podróz.
- Super - stwierdzila Vanessa.
Tiphany byla chyba najbardziej interesujaca, entuzjastyczna osoba, jaka kiedykolwiek
poznala, i Vanessa czula, ze zaczyna sie w niej durzyc. Nie w erotycznym znaczeniu tego slowa, ale
raczej w sensie „tez chcialabym taka byc”.
- Ale gdybys mogla cofnac czas, poszlabys do college'u? - zawolal Dan, stajac w drzwiach
sypialni.
Mial na sobie wyblakla, czerwona koszulke i biale bokserki. Jego wlosy byly straszliwie
zmierzwione.
- Hej, spiochu - powiedziala Tiphany, ignorujac jego pytanie.
- Hej, spiochu - powtórzyla dokladnie tym samym tonem Vanessa. - Dobrze sie czujesz?
- Tak. - Dan speszony obciagnal koszulke. - Dopiero co wstalyscie?
- Krecimy sie juz od jakiegos czasu - odpowiedziala niepewnie Vanessa.
Tiphany wyjela jajko z mikrofalówki, zrzucila je na tost i zaniosla talerz do salonu. Pod
przescieradlem na materacu Ruby widac bylo wybrzuszenie w miejscu, gdzie Pierdzioszek zwinal sie
- 91 -
w klebek i spal. Tiphany wlozyla do odtwarzacza swoja plyte CD i podkrecila glosnosc. To bylo cos
halasliwego i ostrego, czego Dan nigdy wczesniej nie slyszal. Zdecydowanie nie brzmialo to jak
poranna muzyka. Tanecznym krokiem podeszla do Vanessy i wziela ja za rece. Ku zdumieniu Dana
Vanessa zaczela podskakiwac i krecic tylkiem do muzyki.
Co prosze?
Vanessa nie tanczyla. Nigdy przenigdy. Co Tiphany z nia zrobila?
Podczas gdy dziewczyny tanczyly, Pierdzioszek wyslizgnal sie spod przescieradla i podbiegl do
nowiutkich, niebiesko - zlotych, stylizowanych na stare pum Dana, które staly kolo drzwi
wejsciowych. Powachal je pare razy, a potem odwrócil sie, przykucnal i zaczal siusiac.
- Ej! - krzyknal Dan i popedzil ratowac but.
- Pierdzioszek? - Tanecznym krokiem podeszla Tiphany. - Juz dobrze, kochanie. Chodz do
mamusi. - Przykucnela i wyciagnela rece. - Nic sie nie bój.
Vanessa przylaczyla sie do nich. Policzki miala zarózowione od tanca.
- Och, Dan. Przestraszyles go?
- Nie, nie przestraszylem. - Dan machnal gniewnie reka na fretke. - Idz do mamusi, ty
sukinsynie - mruknal pod nosem.
W jego glowie rodzil sie nowy wiersz. Nosil tytul Zabic fretke.
wielki debiut J
- Ustawcie sie w szeregu, dziewczyny. Wedlug rozmiarów! - warknal Andre, asystent
fotografa.
Byla jedenasta rano w niedziele. Jenny zjawila sie w studiu godzine temu Wstala o szóstej i
szykowala sie trzy godziny. Wziela prysznic, wysuszyla wlosy i umalowala sie - trzy razy. Za
pierwszym razem przesadzila z iloscia makijazu, za drugim wygladala po prostu dziwacznie, a za
trzecim rozsadnie postanowila sobie wyschnac i pójsc bez makijazu, skoro i tak powinien sie tym
zajac stylista.
Zdjecia odbywaly sie w tym samym studiu co wczesniejsze. Bialy ekran i czerwony szezlong
zniknely, a zastapil je ogromny kawal sztucznej trawy na podlodze i rozpieta nad nia siatka do
siatkówki. Kiedy lenny sie zjawila, odkryla, ze nie jest jedyna „modelka” pozujaca do zdjec. Zjawilo
sie piec dziewczyn i wszystkie wygladaly.., jak modelki. Stylistka powiedziala Jenny, zeby przebrala
- 92 -
sie w ciemnoniebieski biustonosz do biegania Nike z lycry i spodenki od kompletu, tez z lycry. Polem
zwiazano jej wlosy w konski ogon i nalozono na usta odrobine blyszczyku. Jenny czula sie bardziej
gotowa do lekcji WF - u niz sesji zdjeciowej, ale wtedy zauwazyla, ze pozostale modelki tez tak
ubrano.
- Ustawcie sie przed siatka. Pospieszcie sie, dziewczyny. To nie wymaga wyzszej matematyki
- marudzil Andre.
Poniewaz zwykle byla najnizsza dziewczyna w klasie, Jenny stanela na koncu szeregu obok
plaskiej dziewczyny raptem pare centymetrów od niej wyzszej.
Andre podszedl, zlapal ja za reke, pociagnal na drugi koniec szeregu i ustawil obok wysokiej
dziewczyny z prawie tak wielkimi piersiami jak Jenny. Poprzesuwal tez kilka innych dziewczyn w
szeregu.
- Tak bedzie dobrze - krzyknal przysadzisty fotograf. Poglaskal sie po koziej bródce,
przygladajac sie szeregowi. - Zlapcie swoje sasiadki w talii.
Dziewczyny zrobily, jak kazal.
- E, nie. Wygladacie jak cheerleaderki. Odsuncie sie od siebie o krok i oprzyjcie rece na
biodrach. Nogi szeroko. - Podniósl aparat i spojrzal. - Sciagnac lopatki, brody do góry, wlasnie tak -
poinstruowal je i zaczal pstrykac zdjecia.
Jenny starala sie jak mogla, zeby wygladac na odwazna, silna i gotowa do wyzwan, jak
powinna wygladac modelka Nike.
- Do czego wlasciwie ida te zdjecia? - szepnela do dziewczyny stojacej obok.
- Do jakiegos pisma dla nastolatek - odpowiedziala tamta. - Jaka mamy miec mine? -
krzyknela do fotografa.
- Niewazne. - Fotograf stanal na podwyzszeniu i dalej robil im zdjecia.
Jenny rozluznila sie i przestala nasladowac modelki Nike. Co wlasciwie mial na mysli,
mówiac, ze to niewazne?
Zamknela oczy i wydela dolna warge przesadnie, udajac nadasana, zeby sprawdzic fotografa.
- Dobra robota, mala! - krzyknal fotograf.
Jenny otworzyla oczy kompletnie zaskoczona. Odslonila zeby i zmarszczyla nos. A potem
wywalila jezyk.
- Doskonale! - odparl fotograf.
Jenny zachichotala. Wlasciwie to bylo o wiele zabawniejsze, niz kiedy starala sie wygladac
ponetnie i ladnie. Przynajmniej mogla popisac sie osobowoscia. Po raz pierwszy w zyciu przed
aparatem - i to w staniku do biegania - calkowicie zapomniala o swoich piersiach.
- 93 -
A to samo w sobie zakrawalo na cud.
yale chce zobaczyc N w samych ochraniaczach
- Jak leci, trenerze? - rzucil Nate, siadajac obok trenerki z Yale przy stoliku w Sarabeth. Spóznil
sie czterdziesci piec minut. - Przepraszam za spóznienie. Jestem strasznie sponiewierany po ostatniej
nocy.
Po skrecie wypalonym w pokoju Brigid wypalil kolejne dwa. Teraz mial oczy male jak szparki i
nie potrafil przestac sie usmiechac.
Wystrój Sarabeth byl jasny, kwiecisty. Siedzialo tu mnóstwo matek z dziecmi z Upper East
Side i ojców czytajacych niedzielne gazety. Pachnialo syropem klonowym.
- Siadaj.
Trenerka wskazala krzeslo naprzeciwko niej. Kaskada jasnych wlosów opadala jej na ramiona.
Usta pomalowala na czerwono i miala na sobie srebrzysty top. Wygladala jak zaginiona starsza
siostra Jessiki Simpson.
- Ladna czapka - dodala z usmiechem.
Nate mial na sobie jedna z czapek Yale, które mu dala.
- Mam tez na sobie ochraniacz - dodal, starajac sie z calych sil zachowac kamienna twarz.
Zaczynal nabierac wprawy w odgrywaniu dupka. Zlapal slodka buleczke z koszyka na stole i
wsadzil sobie cala do ust. - Jestem cholernie glodny - powiedzial z pelnymi ustami.
- Jedz, ile chcesz - rzucila hojnie irenerka. - Jestem przyzwyczajona do przebywania w
towarzystwie calej druzyny wyglodnialych chlopaków.
- Yhm - chrzaknal Nate.
Bedzie trudniej, niz sie spodziewal. Zlapal w palce caly kawal masla i wepchnal go sobie do
ust, w których jeszcze mial bulke.
- Wiec powiedz mi, dlaczego wlasciwie mam chciec grac z tymi mieczakami?
Trenerka pociagnela lyk koktajlu z szampana i soku pomaranczowego.
- Jestes typem chlopaka, który lubi wyzwania, widze to. Inaczej zaczynasz sie nudzic. Robisz
rzeczy, których mozesz zalowac. Moje zadanie to skopac ci tylek i obiecuje, ze to zrobie.
Nate przelknal grudke masla. Nic dziwnego, ze druzynie z Yale tak dobrze poszlo w tym roku.
Musial przyznac, ze byl pod wrazeniem. Z drugiej strony, przekonanie go do Yale bylo zadaniem
- 94 -
trenerki - glównym powodem, dla którego przy jechala do Nowego Jorku. A jego zadaniem bylo
sprawic, aby z niego zrezygnowano.
Moze zle sie zabral do rzeczy. Otarl usta i spojrzal swoimi zielonymi oczami, którym nie mozna
sie oprzec, prosto w niebieskie oczy trenerki.
- Czy ktos juz ci mówil, ze jestes prawdziwa laska? - Polozyl reke na jej kolanie pod siolem.
Trenerka posiala mu spokojny, pewny siebie usmiech.
- Bardzo czesto, zwlaszcza chlopcy z druzyny.
Nagle Nate poczul ostry, palacy ból w dloni.
- Cholera! - wrzasnal, zabierajac reke. Zwinal dlon na swoich kolanach. Trenerka z Yale
drgnela go widelcem Krwawil!
- I musze przyznac, ze pociagasz mnie. Jestes przystojnym chlopakiem. Ale musi mi
wystarczyc to, ze na jesieni zobacze cie w meskiej szatni w samych ochraniaczach z Yale. - Siegnela
do torebki i rzucila mu plaster. - Umowa stoi?
Nagle Nate zdal sobie sprawe, ze jednak byc moze Yale to idealne miejsce dla niego. A co
jesli Blair jednak sie dostanie? Mogliby razem tam sie uczyc i zyc dlugo i szczesliwie. Moze Serena
tez tam pójdzie i wszyscy troje beda mogli zyc dlugo i szczesliwie.
Malo prawdopodobne.
- Stoi - zgodzil sie i machnal na kelnera zdrowa reka.
Zamówil piwo i rzucil trenerce ten arogancki, ujarany usmiech, który sprawial, ze dziewczyny
mdlaly, a nauczycielki stawialy mu piatki, chociaz zaslugiwal na trójc.
Trenerka przejechala kciukiem po zabkach widelca.
- Mysle, ze bede sie dobrze bawic, majac cie w druzynie - stwierdzila.
A my wszyscy bedziemy dobrze sie bawic, ogladajac go w samych ochraniaczach.
yale trafia do serca S spiewem
Nigdzie nie bylo widac przewodnika Sereny po Yale, ale to zadna niespodzianka, skoro
spóznila sie ponad godzine.
- Wróc kolo trzeciej - powiedziala jej recepcjonistka z biura rekrutacji. - Wtedy zaczyna sie
nastepne oprowadzanie.
Serena stala przed centrum dla odwiedzajacych - zabytkowym bialym budynkiem z czarnymi
- 95 -
okiennicami - i zastanawiala sie. co teraz.
- Do re mi fa sol la si do! - Dobiegl ja glos meskiego chóru z drugiego konca Elm Street.
- La, la, la, la! - rozleglo sie znowu.
Serena ruszyla ulica w kierunku glosów, ku imponujacej kaplicy Battell. Gdy dotarla na
miejsce, zobaczyla grupe chlopców, chór stojacy pod lukiem drzwi i cwiczacy glos. Slyszala o
slynnych Whilffenpoofs, meskiej grupie z Yale, spiewajacej a cappella, ale nigdy ich nie slyszala. Nie
miala pojecia, jacy sa uroczy!
Nagle zaczeli spiewac Midnight Train to Georgia. Serena usiadla u stóp schodów
prowadzacych do kaplicy. Miala nadzieje, ze nie beda mieli nic przeciwko temu, ze zostanie i
poslucha. I popatrzy - na chlopiecego blondyna z przodu, spiewajacego tenorem, który co i rusz
wystepowal w przód i spiewal slodkie, krótkie solo; na umiesnionego gracza w rugby z tylu, który
spiewal najglebszym barytonem, jaki w zyciu slyszala; na piegowatego kujona, który wreszcie mógl
sie wykazac; na wysokiego, bladego, chudego chlopaka o miekko opadajacych, ciemnych wlosach,
który spiewal solo z cudownym angielskim akcentem i nosil buty w stylu lat czterdziestych jak
najprawdziwszy dandys.
Miala ochote wstac i zaspiewac wlasne solo a cappella: „Chlopcy z Yale, chlopcy z Yale.
Mniam, mniam, mniam!”
Chlopcy zaspiewali ostatnia, dluga, slodka nute, stajac na palcach, zeby ja wyciagnac. Potem
blond tenor, nucac, zbiegl po schodach kaplicy w strone Sereny. Gdy dobiegl do niej, opadl na kolana
i zapatrzyl sie na nia.
- „Raz, dwa, trzy... Piekna dziewczyno, czy nie zakochalabys sie we mnie?” - zaspiewal.
Serena zachichotala. Zartowal sobie?
- „Piekna dziewczyno, nie zechcialabys byc moja rodzina?” - podlapal piosenke gracz rugby,
stojacy u szczytu schodów.
- „Piekna dziewczyno, a moze poswiecilabys popoludnie na calowanie mnie w cieniu drzewa?
” - zgodnie dolaczyla reszta grupy.
Serena wsunela dlonie pod uda, czerwieniac sie straszliwie. Teraz juz rozumiala, dlaczego
Blair tak bardzo chciala isc do Yale!
- „Dzis jest niedziela, a w niedziele zamiast mówic, spiewamy. Jest sliczny dzien. Nie
poszlabys ze mna na spacer?” - zaspiewal blond tenor, biorac ja za reke.
Serena zawahala sie. To bylo z jego strony dosc bezczelne, tak podejsc i zaczac jej spiewac.
Chlopak zauwazyl jej wahanie.
- Nazywam sie Lars. Jestem na drugim roku - szepnal, jakby bal sie, ze reszta grupy uslyszy, ze
- 96 -
mówi, zamiast spiewac. - To byla improwizacja. Na okraglo tak robimy.
Serena troche sie uspokoila. Lars mial wspaniale jasnoniebieskie oczy i drobniutenkie piegi
na nosie. Nosil dokladnie takie same jasnobrazowe buty od Camper, jakie kupila na urodziny bratu.
- Przegapilam spotkanie ze swoim przewodnikiem - przyznala sie.
- „Ja cie oprowadze, nie ma sprawy” - odspiewal.
Spojrzala ponad jego ramieniem na College Street i stara czesc kampusa Yale. Grupa
dziewczyn bawila sie frisbee na trawniku New Haven, a wokól nich wznosily sie strzeliste okna
starych budynków. To bylo piekne miejsce.
- „Piekna dziewczyno, wszyscy cie oprowadzimy” - zaspiewali Whiffenpoofs.
Serena znowu sie rozesmiala i pozwolila, aby Lars pomógl jej wstac. Skoro Yale chce jej tak
bardzo, to niech ja ma!
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
MALO ZNANE FAKTY (ALBO WIERUTNE KLAMSTWA - SAMI OCENCIE)
W Georgetown dziala organizacja prostytutek pod przykrywka stowarzyszenia dziewic. To wyjatkowo
zamknieta grupa, która istnieje od pól wieku.
Seryjna morderczyni podrózujaca z fretka i uzywajaca egzotycznych imion typu Fantasia i Tinkerbell
znajduje sie na wolnosci w okolicach Nowego Jorku. Ulubiona bron: oskard.
Sprytna oszustka podaje sie za czlonka komisji rekrutacyjnej uniwersytetu Brown, przyjmuje
studentów i zbiera czesne. Kiedy studenci pojawiaja sie na jesieni, okazuje sie, ze na uniwerku nikt o
nich nie slyszal. Jak na razie wladze usiluja przyskrzynic sprawczynie tych skandalicznych matactw.
- 97 -
W najnowszym wydaniu „Treat” zamieszczono artykul Czy rozmiar piersi ma znaczenie? Myslicie o
tym samym, co ja?
Wydzial sztuk w Brown pieje z zachwytu nad najmlodszym profesorem z Wenezueli, który specjalizuje
sie w olejnych abstrakcyjnych portretach ikon pop - kultury, zwlaszcza ze swiata nastolatków. Znowu
zapytam: myslicie o tym samym, co ja?
Oczywiscie to wszystko moze byc stekiem bzdur.
Wasze e - maile
P: Droga P!
Jak to jest, ze nie martwisz sie wyborem college'u? Zaczynam myslec, ze moze tak
naprawde chodzisz dopiero do ósmej klasy i tylko masz starsza siostre albo brata, czy cos
takiego, i stad wiesz tyle rzeczy.
ptaszek
O: Drogi ptaszku!
Uwielbiam to, ile czasu poswiecacie, myslac o MNIE. Czy stane sie taka ikona pop - kultury,
o których ludzie pisza doktoraty, jak Madonna? Powiem ci tylko jedno: ósma klasa - bylam,
widzialam.
P
P: Droga P!
Wywalili mnie z Brown, zanim jeszcze zaczalem pierwszy rok. Naprawde zaskoczylo mnie
to, ze w ogóle mnie przyjeli, bo w ostatniej klasie mialem praktycznie same dwóje. W
koncu jednak okazalo sie, ze wcale mnie nie przyjeli. Bylem zamieszany w ten przekret -
ktos przyjmowal dzieciaki i bral od rodziców pieniadze, a szkola nic o tym nie wiedziala.
Teraz nosze sprzet graczy w klubie golfowym mojego ojca.
putter
O: Drogi putterze!
W pewnym sensie mam nadzieje, ze jestes tym znudzonym, wiecznie ujaranym chlopakiem,
- 98 -
jak ten w klubie golfowym MOJEGO ojca, który wiecznie opowiada, ze przyjeto go do
Brown, a potem wydalono. To dobra historia. Mam nadzieje, ze nic takiego nie przydarzy
sie mnie ani nikomu z moich przyjaciól.
P
P: Droga P!
Czy mozesz mi wyjasnic, jaka jest róznica miedzy dziewczyna, która po prostu umawia sie z
róznymi facetami, a zdzira? Bo wiem, ze moge wygladac na zdzire, ale co jest zlego w tym,
ze ma sie duzo kumpli? Zaden z chlopaków nie ma nic przeciwko. Tylko dziewczyny sie
czepiaja.
popularna
O: Droga popularna!
Spoko, spoko, spoko. W gruncie rzeczy pewna dziewczyna bliska memu sercu - znana tutaj
jako S - nalezy wlasnie do tego typu dziewczyn i sama zobacz, jak swietnie na tym
wychodzi!
P
Na celowniku
Jakas halasliwa dziewczyna o fioletowoczarnych wlosach, która nosi zywa rybe w niebieskiej
plastikowej torbie, ciaga V i D po Chinatown. Powiedzmy tylko, ze przez pewien czas nie zamierzam u
nich jadac. B w salonie Elizabeth Arden Red Door po godzinach otwarcia, w niedziele. Potraficie
przeliterowac „korekta koloru”? S z czolem przycisnietym do szyby pociagu New Haven - Nowy Jork
cicho pociaga nosem. Chyba niewiele spala w ten weekend, prawda? N w ciemnym zaulku sprzedaje
swoja bluze z Brown za paczke trawki za dziesiatke. Mala J biega w Riverside Park. Próbuje zlapac
kondycje przed nastepna sesja zdjeciowa?
Kto by pomyslal, ze ten weekend tyle zmieni w naszym zyciu?
Do zobaczenia jutro w szkole.
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
- 99 -
B zasluguje na medal
- Do pani M dzwoniono z Georgetown - w szkolnej bibliotece Constance Billard szepnela do
Kati Farkas Rain Hoffstetter.
Dziewczyny udawaly, ze wybieraja ksiazki na temat wspólczesnego malarstwa
amerykanskiego do czytania w czasie przerwy na samodzielna nauke.
- W sobote wieczór Blair i grupa dziewczyn z Georgetown zostaly przylapane na uprawianiu
seksu za pieniadze. Poszly do jakiegos baru dla samotnych i przez cala noc podrywaly facetów. Jej
matka przychodzi na rozmowe do biura pani M, bo teraz nawet nie moze jechac do Georgetown.
Blair - rzecz jasna - wlasnie powiedziala bibliotekarce, ze nie bedzie sie uczyc, bo ma wazne
spotkanie razem z matka w gabinecie pani dyrektor.
- Tak myslalam sobie, ze wyglada dzis zabawnie - zastanawiala sie na glos Isabel Coates. -
Pewnie jesli tyle sie czeka, zeby stracic dziewictwo, to równie dobrze mozna chciec na tym zarobic.
- Ale dlaczego nosi rajstopy? Dzisiaj jest ze dwadziescia stopni! - zauwazyla Kati.
Laura Salmon zachichotala.
- Moze dostala jakiejs pokrzywki, no wiecie, po takiej ilosci seksu.
A moze pozwolila czterem pijanym dziewczynom ogolic sobie nogi?
Gabinet pani M znajdowal sie na parterze, na koncu korytarza za recepcja. Kiedy Blair szla do
dyrektorki, zauwazyla, ze biurko recepcjonistki jest zastawione kwiatami, glównie bukietami róz.
- Z jakiej to okazji? - zapytala Donne, nowa recepcjonistke na pól etatu.
Donna wzruszyla ramionami i przybila pieczatke z nazwiskiem pani M na kolejnym liscie.
- Sama mi powiedz.
Blair sprawdzila wizytówke przy najwiekszym bukiecie, wspanialej mieszance zóltych róz i
frezji. Sereno, Sereno, napisano. Ciagle spiewam twoje imie. A podpisano: Caluje. Lars i
Whiffenpoofs z Yale.
- To jasne - skrzywila sie Blair, idac do gabinetu pani M.
Moze gdyby byla taka sama zdzira i przespala sie z kazdym chlopakiem z Whiffenpoofs, to tez
by sie dostala do Yale.
Gabinet pani M byl caly w trzech kolorach: czerwonym, bialym i niebieskim. Tapeta w
niebiesko - biale paski. Czerwony dywan. Granatowa sofa. Krzesla obite czerwono - bialym perkalem.
- 100 -
Bardzo to bylo patriotyczne. Nawet pani M byla czerwono - bialo - niebieska: granatowy zakiet ze
spodniami w stylu starej panny, czerwona szminka, blada cera i czerwony lakier na paznokciach.
Tylko jej wlosy, brazowe i krecone, wylamywaly sie ze schematu.
- Podobaja mi sie twoje krótkie wlosy - stwierdzila pani M, gdy Blair weszla do pokoju.
Pewnie, ze ci sie podobaja, ty lesbo, pomyslala Blair, usmiechajac sie uprzejmie. Pogladzila
sie po wlosach.
- Dziekuje.
Wlasciwie to ulzylo jej, ze minelo juz tyle czasu, a nikt, nawet matka, nie zauwazyl, ze
przefarbowano jej naturalne, ciemnobrazowe wlosy na jaskrawozólty, a potem z powrotem na bra-
zowy. Kolorystka odwalila kawal dobrej roboty, ale teraz odcien wlosów byly nienaturalnie jednolity,
a skóra szczypala ja jak wsciekla od takiej ilosci chemikaliów.
Blair usiadla na sofie i wtedy, kolyszac sie, weszla do gabinetu M jej matka, trzymajac sie za
brzuch, jakby dziecko mialo wypasc, gdyby przestala je przytrzymywac. Pasemka blond pazia
przykleily jej sie do policzków, a skóre miala zaczerwieniona i w plamach. Powachlowala sie dlonia.
- W zeszlym roku o tej porze gralam pelen mecz tenisa piec razy w tygodniu. A teraz nie moge
przejsc przecznicy, nie zalewajac sie potem!
Pani M poslala jej uprzejmy usmiech, jak zawsze, gdy rozmawiala z rodzicem.
- Bieganie za dzieckiem szybko przywróci pani dobra forme.
Jasne, jakby w ich apartamencie w pokoju pokojówki nie spala juz niania!
Blair przewrócila oczami i podrapala sie po piekacych od golenia lydkach. Nie przyszla na to
spotkanie, zeby rozmawiac D dzieciach. Przez okno gabinetu dojrzala kobiete w wojskowym
mundurze polowym, idaca Dziewiecdziesiata Trzecia. Ten widok podsunal jej pomysl. Czy nie istnial
jakis program wojskowy, który sponsorowal nauke w college'u? Moglaby wstapic do wojska, pójsc na
Yale, a potem odsluzyc minimum wymaganej sluzby. Wyobrazila sobie siebie po pas w zabloconych
okopach, walczaca z wrogiem, podczas gdy inni ucza sie w bibliotekach albo cos takiego. Moglaby
zostac bohaterem, zdobyc medal! A kiedy uznano by ja za zaginiona w akcji, Nate ruszylby jej na
ratunek, ryzykujac zycie, zeby ja wreszcie odzyskac i przespac sie z nia po tylu latach.
Szeregowiec Blair. Juz niedlugo do dostania w twojej wypozyczalni kaset wideo.
Pani M usadowila szeroki, meski tylek w obitym czerwonym materialem fotelu za
mahoniowym biurkiem.
- Skoro jestescie tu obie, chcialabym pogratulowac Blair jej wyników w szkole. Nigdy nie
miala ocen ponizej czwórki. Doskonala frekwencja. Wspanialy popis zaangazowania i umiejetnosci
przywódczych. Blair, dostaniesz wiele nagród z okazji ukonczenia szkoly.
- 101 -
Matka Blair usmiechnela sie niewyraznie do dyrektorki. Najwyrazniej myslami byla gdzie
indziej.
- Wiec dlaczego nie dostalam sie do Yale? - dopytywala sie Blair. - Po co pracowac tak ciezko,
skoro szkola taka jak Yale przyjmuje glupsze ode mnie dziewczyny z mojej klasy?
Pani M przekladala papiery na biurku.
- Nie moge wypowiadac sie w imieniu Yale i trudno mi przyznac, ze rozumiem ich decyzje. Ale
wedlug naszych danych jestes na liscie rezerwowych. Nadal istnieje spore prawdopodobienstwo, ze
zostaniesz przyjeta.
Blair skrzyzowala rece na piersi. To nie wystarczy. Spiorunowala wzrokiem matke. W tym
momencie mama powinna przekupic pania M fura pieniedzy dla szkoly, o ile dyrektorka wykona kilka
telefonów do dziekana od rekrutacji w Yale i zapewni Blair miejsce. Ale Eleanor po prostu siedziala,
gapila sie przez okno i dyszala jak pies latem.
- Mamo? - zapytala ostro Blair.
- Szuuu! - dyszala Eleanor, zapamietale wachlujac sie dlonia. - Czy moglabys wezwac dla
mnie samochód, kochanie? - Matka wstala z krzesla i przykucnela na szkarlatnym dywanie pani M w
pozycji, która Blair rozpoznala z zajec w szkole rodzenia. - Szuuu! Mysle, ze chyba jestem na bardziej
zaawansowanym etapie, niz ktokolwiek sie spodziewal!
To sie nazywa wyczucie czasu.
Blair skrzywila sie, gdy matka zaczela oddychac, jak uczono ja w szkole rodzenia.
- Szuuu, szuuu, szuuu!
- Mamo!
Pani M zadzwonila do Donny w recepcji.
- Donna, dzwon po karetke. Pani Waldorf Rose chyba zaczela rodzic.
- Nie! - sprzeciwila sie Blair. - Lenox Hill jest kawalek stad. Samochód mamy czeka na nia pod
szkola. - Matka zlapala ja za reke i mocno scisnela. Blair miala wrazenie, ze dobrze mówi.
- Zapomnij - rozkazala pani M w wojskowym stylu, z którego dziewczyny zawsze sie nabijaly. -
Samochód pani Rose czeka przed szkola. Powiedz kierowcy, ze pani Rose wychodzi i musi jechac do
szpitala Lenox Hill.
- Szuuu, szuuu, szuuu! - dyszala Eleanor.
- Ale juz - warknela przez telefon pani M.
Blair wyciagnela z torebki telefon i zadzwonila do Cyrusa.
- Mama rodzi - poinformowala obojetnym tonem poczte glosowa. - Jedziemy do szpitala. -
Rozlaczyla sie i wsunela dlonie pod pachy matki. - Chyba nie chcesz jej tu rodzic, prawda, mamo?
- 102 -
- Nie - zakwilila Eleanor i z trudem wstala. Objela Blair jedna reka za ramie, druga pania M w
pasie. - Szuuu, szuuu, szuuu - dyszala, gdy we trzy szly korytarzem i wychodzily przez niebieskie drzwi
Constance Billard.
- Zadzwonie do szpitala i powiem, ze jedziecie - zaproponowala rozsadnie pani M.
- Atak serca? - zapytal kierowca, gdy otwieral dla nich drzwi. Sprawial wrazenie prawie
szczesliwego z tego powodu.
- Nie, idioto - warknela Blair. - Rodzi. A gdybys sie zamknal, juz bysmy byly na miejscu.
- Szuuu, szuuu, szuuu! - sapala matka, sciskajac reke Blair, jakby umierala.
Gdy samochód odjezdzal od kraweznika, Blair spojrzala na okna biblioteki na drugim pietrze w
szkole. W oknach pelno bylo twarzy dziewczyn gapiacych sie na ulice.
- O mój Boze. Chyba wlasnie urodzila w gabinecie pani M! - krzyknela Rain Hoffstetter.
- Kto? Blair? - zapytala Laura Salmon.
- Nie, kretynko, jej matka - wytlumaczyla jej Rain.
- To na pewno wina Blair. Slyszalam, ze stres moze spowodowac przedwczesny poród -
stwierdzila Isabel Coates.
- Biedna jest jej mama. „A, tak przy okazji, pani córka jest prostytutka. I, wlasnie rodzi pani
nastepne dziecko, któremu spieprzy pani zycie!” - dodala Nicki Button.
- Idzie! Szuuu! - syknela Eleanor, opadajac na czworaka na tyle samochodu. - To juz! - jeknela,
wgryzajac sie w winylowy podglówek.
Blair odwrócila sie od okna i poklepala matke po ramieniu.
- Juz prawie jestesmy na miejscu, mamo - mruknela, cieszac sie, ze to ona znalazla sie w
poblizu, gdy jej matka zaczela rodzic, a nie jakas denerwujaca sprzedawczyni z Saksa albo ktos taki. -
Wyobraz sobie... - Próbowala przypomniec sobie cos, o czym mówila im Ruth na zajeciach, ale
pamietala tylko to o posladkach, z których uchodzi powietrze jak z balonu, a lego w zyciu nie
powiedzialaby na glos. Zamiast tego pomyslala o czyms co jej samej pomagalo sie rozluznic. -
Wyobraz sobie, ze jest miske czekoladowych lodów i ogladasz Sniadanie u Tiffany'ego - powiedziala
w koncu.
- Idzie, juz! - wrzasnela znowu matka. Klykcie jej zbielaly, a twarz zrobila sie fioletowa z
wysilku.
Blair zdala sobie sprawe, ze to niewazne, co powie. Poród sie zaczal, reszta to kwestia minut.
Samochód zatrzymal sie na swiatlach przy Osiemdziesiatej Dziewiatej i Park Avenue. Pochylila sie do
przodu i przysunela do ucha kierowcy.
- 103 -
- Chcesz, zebysmy kompletnie zmasakrowaly tylne siedzenie, czy olejesz swiatla i dowieziesz
nas na miejsce w trzydziesci sekund?
Kierowca wcisnal gaz i jednoczesnie ostro zatrabil.
Kobieta rodzila!
N i S tesknia za dawna paczka
Nate wlasnie wychodzil ze szkoly po burritos i trawke za dziesiec dolców na lunch, ale
zatrzymal sie gwaltownie. Kobieta o jasnorudych wlosach siedziala na lawce luz przed szkola z
czarna torebka od Kate Spade grzecznie na kolanach i workiem z Brown przy stopach. Na kolanach
miala tez otwarta, gruba powiesc i wygladalo to tak, jakby siedziala w ten sposób juz od kilku godzin.
Nate wymknal sie tylem i zszedl schodami do szatni w podziemiach. Tym razem chyba zignoruje
burczenie w zoladku i zapomni o tradycyjnym skrecie przed trygonometria. W przeciwnym wypadku
ryzykowalby, ze spotka Brigid.
- Stary, co ty kombinujesz? - zapytal Jeremy, obserwujacy go z dolu schodów.
- Nic takiego - burknal Nate. - Ej, jadles juz? - zapytal z nadzieja.
- Skad. Ide wlasnie do sklepu. Idziesz? - Jeremy poklepal kieszen workowatych spodni khaki,
zeby Nate uslyszal suchy szelest bibulki i ziela. - Masz ochote najpierw na mala przystawke?
Nate wyciagnal dwudziestodolarowy banknot i podal go kumplowi.
- Przynies mi kanapke z tunczykiem i gatorade, czy cos takiego.
Jeremy wzial pieniadze.
- Co, znowu nie skonczyles trygonometrii?
- Nawet nie zaczalem.
Jeremy zdjal plecak i wyciagnal z niego zeszyt. Podal go Nate'owi.
- Zacznij przepisywac. Jak wróce, przyniose ci tu jedzenie.
- Dzieki - odpowiedzial z wdziecznoscia Nate.
Prawda byla taka, ze Jeremy byl jeszcze gorszy z trygonometrii od niego, ale jako przyjaciel
byl pierwsza klasa.
- Ej! - zawolal Jeremy, zatrzymujac sie u szczytu schodów. - Slyszales o matce Blair? Chyba
zaczela rodzic w czasie spotkania z dyrektorka w szkole.
Nate patrzyl na kumpla, jakby bal sie odpowiedziec, zeby nie uslyszala go Brigid. Uniósl reke i
- 104 -
skinal sztywno glowa, a potem ruszyl do zatloczonej szatni. Cholera. Jezu Chryste. Czy zycie Blair
mogloby byc jeszcze bardziej popieprzone i melodramatyczne?
Poczekaj i sam sie przekonaj.
Szatnia na dole to jedyne miejsce w szkole, gdzie mozna korzystac z „urzadzen kieszonkowych
”. Krecilo sie tam pelno chlopaków, sluchajacych odtwarzaczy MP3 albo tloczacych sie w grupkach
przy laptopach, na których ogladali DVD. Nate usiadl przed swoja szafka na zimnej podlodze pokrytej
linoleum w zgnilozielonym odcieniu. Wyciagnal telefon i zadzwonil na komórke do Sereny. Rzecz
jasna, nie mógl zadzwonic do Blair. Nie kiedy byla w szpitalu przy matce i w ogóle.
Tak jakby w ogóle zamierzal do niej zadzwonic. Cykor.
Serena siedziala w bibliotece w Constance Billard na najbardziej pozadanym miejscu przy
oknie i udawala, ze ignoruje plotki, krazace po sali. Zwlaszcza ze polowa byla na jej temat.
Doskonale zdawala sobie sprawe, ze cala szkolna recepcja na dole wyglada jak pokaz kwiatów od
Macy'ego i ze wszystkie przyslali jej wielbiciele z Ivy League. Ale jak mogla rozkoszowac sie faktem,
ze zakochala sie w trzech róznych chlopcach, skoro nie miala z kim podzielic sie wrazeniami? Jak
miala wybrac jednego z nich bez obiektywnej rady najlepszej przyjaciólki?
Czekaj no, a nie miala wybierac college'u?
Najwyrazniej Blair wsciekla sie jak cholera z powodu tego Yale i nie zamierzala rozmawiac z
Serena. No i wygladalo na to, ze teraz i tak przez jakis czas bedzie zajeta, skoro nieoczekiwanie
przybedzie jej mala siostrzyczka. Serena nie mogla pójsc do zadnej ze swoich rzekomych przyjaciólek
i kolezanek z klasy typu Isabel Coates albo Kati Farkas, bo - sadzac po plotkach, które krazyly po
szkole - uwazaly, ze Serena przespala sie z cala, orkiestra Harvardu, z kazdym profesorem wydzialu
sztuki w Brown i wszystkimi czlonkami chóru Whiffenpoofs w Yale.
- Slyszalam, ze zrobila to nawet z pierwszym skrzypkiem - mruknela niezbyt dyskretnie jedna
dziewczyna. - To jakies pietnastoletnie cudowne dziecko z Japonii.
- A znasz tego profesora z wydzialu sztuki w Brown, z którym sie spiknela? To najstarszy
tamtejszy nauczyciel. Pracuje tam, odkad zalozono szkole!
Od 1764 roku? No to rzeczywiscie jest bardzo stary!
- Slyszalam, ze ukradla scenariusz o Audrey Hepburn, który napisala dla Yale Blair. I dzieki
temu sie dostala. Blair dowiedziala sie i teraz sa smiertelnymi wrogami.
Dla Sereny to nie byla pierwszyzna, ze jest bohaterka tak obrazliwych plotek. Jej tajemniczy
powrót na jesieni do Constance po prawie dwóch latach w szkole z internatem sprawil, ze stala sie
weteranka w wojnie na pólprawdy i plotki. I wiedziala, jak najlepiej sobie z nimi radzic: ignorowac.
- 105 -
Nagle zabuczal jej telefon i zawibrowal w kieszeni rózowego plóciennego plecaka od Lulu
Guinnessa. Zerknela i rozpoznala numer Nate'a.
- Hej - szepnela, przykladajac telefon do uchu i chowajac sie za wielkim podrecznikiem do
chemii. - Slyszales o matce Blair?
- Dlatego dzwonie - odparl Nate. - Co sie stalo?
Serena nie nalezala do osób, które lubia opowiadac banialuki.
- Nie jestem pewna. Wiem tylko, ze Blair poszla na rozmowe z dyrektorka, i nagle ona i jej
matka praktycznie wybiegly ze szkoly do samochodu. Recepcjonistka powiedziala paru dziewczynom
z naszej klasy, ze matka Blair rodzila i pojechaly do Lenox Hill.
- Jezu - mruknal Nate.
- Wlasnie - Serena odparla. - Miala termin dopiero na czerwiec.
- Myslisz, ze powinnismy isc do szpitala? Jutro czy jakos tak? Moglibysmy wziac kwiaty i...
- Nie wiem - odparla z wahaniem, chociaz z pewnoscia miala sporo kwiatów do rozdania. - To
wlasciwie prywatna, rodzinna sprawa. Mozemy nie byc mile widziani.
Wlasciwie to matka Blair zawsze traktowala ich jak rodzine. To Blair nie chciala ich widziec i
oboje o tym wiedzieli.
- Aha - zgodzil sie Nate. - Pewnie masz racje. Ja chyba tylko... - Urwal.
- Wiem - odparla cicho Serena.
Oboje marzyli, zeby znowu we trójke tworzyli paczke, tak jak kiedys. Szkoda, ze Blair tak sie
na nich wkurzyla.
- Najgorsze jest to, ze wlasciwie podoba mi sie pomysl pójscia do Yale - przyznal sie Nate. -
Blair mnie zabije.
Serena wyjrzala przez okno. Facet od wyprowadzania psów prowadzil naraz dwadziescia psów
w strone Central Parku. Odchylil do tylu glowe i spiewal na cale pluca.
- Ja wlasciwie tez - stwierdzila, chociaz nie byla do konca przekonana. Drew. Christian czy
Lars? Jak ma zdecydowac? - A moze powinna zrobic sobie rok przerwy.
- Moglibysmy wszyscy wyladowac w Yale - myslal na glos Nate.
No to by bylo cos.
- Moze - zgodzila sie Serena. Nagle uderzylo ja, ze w bibliotece panuje nienaturalna cisza.
Zerknela ponad podrecznikiem, zeby zobaczyc, co sie dzieje, i czterdziesci par oczu szybko odwrócilo
wzrok. Cala biblioteka podsluchiwala jej rozmowe.
Cóz, miala za swoje, skoro rozmawiala przez telefon w bibliotece, co, jak wszyscy wiemy, jest
zabronione.
- 106 -
- Bede juz konczyc - rzucila szybko do Nate'a. - Zaraz i tak bedzie dzwonek.
- Ej - powiedzial Nate, nim sie rozlaczyl - czy ta dziewczyna, co goli glowe, nadal robi wywiady
z ludzmi w parku?
- Chyba tak - odparla Serena.
- To super - odpowiedzial z roztargnieniem. - Na razie - dodal i rozlaczyl sie.
Serena zamknela podrecznik. Moze powinna zasuszyc kilka przyslanych jej kwiatów w tej
ksiazce i zrobic dla matki Blair jakas ladna kartke albo cos takiego.
Nate schowal telefon do kieszeni i skoczyl na góre, zeby pójsc do kwiaciarni i wyslac matce
Blair jakis bukiet. W ostatniej chwili przypomnial sobie, dlaczego chowal sie w szatni. Brigid nadal
siedziala i na niego czekala.
Obrócil sie, wrócil powoli na dól i wykrecil numer 411. Blair zawsze mówila, ze gdyby
mieszkali razem, zamawialaby trzy razy w tygodniu kwiaty od Takashimayi. Naprawde byla marudna,
jesli idzie o kwiaty. Wybral numer.
- Chcialbym poslac kwiaty pacjentce szpitala Lenox Hill na Manhattanie - powiedzial do
kobiety po drugiej stronie.
Jeremy zbiegl ze schodów za jego plecami.
- To mile - stwierdzil, podajac kumplowi torbe z szarego papieru i garsc reszty.
- Na bileciku prosze napisac „Caluje, przecinek, Nate” - powiedzial Nate.
To mile.
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
OGLOSZENIA O NARODZINACH W „NEW YORK TIMESIE”
Przygotowywalam dla nich ogloszenie o slubie, a teraz raptem.. hm, piec miesiecy pózniej pisze
- 107 -
ogloszenie o narodzinach. Wobec tego:
Yale Jemimah Doris Rose, córka. Miala pojawic sie na poczatku czerwca, ale ten maty krasnal nie
mógl sie doczekac. Wobec tego urodzila sie w szpitalu Lenox Hill przy Upper East Side na
Manhattanie o drugiej siedemnascie po poludniu. Dwudziestego kwietnia, wczoraj. Czas porodu:
czterdziesci piec minut. Waga: piec kilo i piecdziesiat cztery gramy. Wzrost: czterdziesci osiem
centymetrów. Gdyby poczekala troche dluzej, bylaby jak Big Mac, a nie jak maly Whopper. Dumni
rodzice to Eleanor Waldorf Rose, dama z towarzystwa, oraz Cyrus Solomon Rose, inwestor
budowlany, mieszkajacy przy Wschodniej Siedemdziesiatej Drugiej. Rodzenstwo Aaron Elihue Rose,
lat siedemnascie; Tyler Hugh Waldorf Rose, lat dwanascie, Blair Cornelia Waldorf, lat siedemnascie,
która odpowiada za niezwykle imie dziecka. Blair najwidoczniej ma nadzieje, ze nowa siostrzyczka
przyniesie jej szczescie na uniwersytecie o tym samym imieniu. Bóg jeden wie, ze potrzebuje tego
szczescia. Matka i dziecko maja sie dobrze. Rodzina wraca do apartamentów jutro popoludniu.
Wasze e - maile
P: Droga Plotkaro!
Zeszlego wieczoru zobaczylam, ze mój starszy brat czyta w lózku „Treat”. Zabralam mu
pismo, ale pokazal mi strone, która tak go wciagnela. Byla tam dziewczyna z mojej klasy z
Constance w biustonoszu do biegania, który byl dla niej zdecydowanie za maly. Stala razem
z modelkami ustawionymi wedlug rozmiaru piersi. Brat zapytal, czy moze wyrwac sobie to
zdjecie i powiesic w szafce. Powiedzialam, ze nie, ale pewnie i tak kupi sobie to pismo. Gdy
bym byla na miejscu tej dziewczyny, chyba umarlabym ze wstydu.
feniks
O: Drogi feniksie!
Miejmy nadzieje - przez wzglad na twoja kolezanke z klasy - ze twój brat nie ma zbyt wielu
kolegów.
P
Na celowniku
Cala grupa dziewczyn z ostatniej klasy Constance Billard w Wicker Garden przy Madison Avenue
- 108 -
grucha nad drobiazgami dla dzieci. Kazdy pretekst jest dobry, zeby pójsc na zakupy. J i E przypadkiem
wsiadaja do tego samego autobusu i przez cala jazde udaja, ze sie nie widza. Nadal gniewaja sie na
siebie, hm? V robi sobie fioletowe pasemka w salonie fryzjerskim w Williamsburgu. Ej, jak moze
zrobic sobie pasemka, skoro nie ma wlosów?! N wychodzi ukradkiem ze szkoly dla chlopców
Swietego Judy po tym, jak juz nawet wozny wyszedl. Kurcze, ale z niego paranoik. B w Zitomer przy
Madison kupuje pieluchy i spioszki z kaszmiru za trzysta dolarów. Zgadnijcie, kto bedzie ulubiona
starsza siostra tej malej? S spaceruje po parku i rozdaje kwiaty bezdomnym. Licza sie intencje.
Ide do kiosku obejrzec to pisemko!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
rozmiar sie liczy
Dan wszedl na pierwsza lekcje angielskiego we wtorek i zobaczyl, ze wszyscy chlopcy w
klasie slecza nad jakims pisemkiem dla nastolatek.
- Ludzie nie zdaja sobie sprawy, ze na zywo wygladaja na jeszcze wieksze - rzucil ze swojej
lawki na koncu sali Chuck Bass, najmniej lubiany przez Dana chlopak ze szkoly Riverside.
Chuck mial na sobie wojskowy, zielony beret, który odebral w West Point w ostatni weekend.
To byla nowa ulubiona rzecz, z która - tak jak ze sniezna malpka - nie rozstawal sie, nawet gdy szedl
do lazienki. Chuck podniósl wzrok:
- Mam racje?
Dan mial nieprzyjemne wrazenie, ze Chuck mówi do niego.
- Jakby byly napelnione helem albo cos takiego - dodal drugi chlopak, pochylajacy sie nad
lawka Chucka, zeby na cos spojrzec.
Chuck pokrecil glowa. Jego ciemne wlosy siegaly juz prawie podbródka i ukladaly sie w pazia,
którym potrzasal z nieskrywana duma.
- Stary, gdyby byly pelne helu, to ona by latala. - Zerknal znowu do pisma. Jego zloty sygnet z
monogramem i rózowym oczkiem blyszczal w ostrym swietle. Chuck zerknal znowu na Dana. - Stary,
to twoja siostra. O co jej, do cholery, chodzi?
Dan odruchowo chcial powiedziec Chuckowi, zeby sie pieprzyl, ale poniewaz dotyczylo to jego
- 109 -
mlodszej siostry Jenny, która czesto pakowala sie w rózne klopoty, poczul, ze powinien sprawdzic, co
jest grane. Usiadl na lawce przed Chuckiem i oparl stopy na krzesle. Na podlodze cos ruszalo sie w
pomaranczowej torbie od Prady Chucka. Nagle wyjrzal z niej bialy lebek o oczach jak zlote kulki. To
byla malpka Chucka, szczerzyla sie szatansko.
Dan spiorunowal wzrokiem Chucka.
- O co chodzi z moja siostra?
Chuck z glupawym usmieszkiem podal mu pismo. - Nie mów, ze nic o tym nie wiedziales.
Czasopismo bylo otwarte na dwustronicowym zdjeciu zatytulowanym Czy rozmiar piersi sie
liczy? Artykul byl powazna dyskusja na temat pozycji towarzyskiej dziewczyn w zaleznosci od
wielkosci biustu. Wychodzilo na to, ze jesli masz zbyt male lub zbyt duze piersi, to prawdopodobnie
bedziesz bojkotowana towarzysko. Jesli twoje piersi sa okragle, ale nie potwornie wielkie, to bede
uwazac cie za zdzire. Popularne dziewczyny maja, zwykle ladny, sredni rozmiar: 34 B. Dan przyjrzal
sie zdjeciu. Jenny i piec innych dziewczyn ubrano w podobne niebieskie staniki do biegania i szorty z
lycry. Ustawiono je przed siatka do siatkówki wedlug rozmiaru biustu, od najwiekszej do
najmniejszej. Pozostale dziewczyny byly modelkami - blondynki o szerokich, idealnych usmiechach,
plaskich brzuchach i zlotej opaleniznie. Dziewczyna obok Jenny ewidentnie miala implanty, ale mimo
to jej piersi nie byly tak wielkie jak Jenny, w stu procentach naturalne. Piersi Jenny wygladaly
nienormalnie i prawie dziwacznie, upchniete w za malym staniku do biegania. A zeby bylo jeszcze
gorzej, Jenny wywalila jezyk, a jej wielkie, brazowe oczy blyszczaly tak, jakby bawila sie jak nigdy w
zyciu.
- Chryste - mruknal Dan.
Rzucil czasopismo na lawke Chucka. Dlonie zaczely mu sie pocic i drzec, jak zawsze, gdy
musial zapalic.
Wiedzial, ze artykul ma na celu pomóc dziewczynom o duzych piersiach. I byla tam Jenny,
która wygladala dziwacznie, ale sprawiala wrazenie dumnej z siebie. Ale to nie powstrzyma
wszystkich facetów, którzy zobacza to zdjecie przed wyrwaniem go, dopisaniem jakiegos sprosnego
komentarza, a potem przyklejeniem na drzwiach w toalecie.
- Pisza tutaj, ze osmiu facetów na dziesieciu woli sliczna dziewczyne z przecietnym biustem
od przecietnej dziewczyny z wielkimi cyckami - rozwodzil sie Chuck.
Dziekujemy, kapitanie Dupku.
To bylo calkiem oczywiste dla Dana, ze jego siostra tak bardzo chciala zostac modelka, ze
nawet nie pomyslala, jak bedzie wygladac to zdjecie. Z drugiej strony, nie tak dawno bardzo
kompromitujace zdjecia Jenny pojawily sie w Internecie. Ludzie gadali o tym dzien albo dwa i bylo po
- 110 -
sprawie. A Jenny w ogóle sie tym nie przejela. Jest jak pan Magoo: pakuje sie na oslep w najbardziej
zenujace i dziwaczne sytuacje, i wychodzi Z nich cala i zdrowa, nikogo nie winiac. Mial nadzieje, ze
tym razem bedzie tak samo, ale na wszelki wypadek Dan postanowil ja ostrzec.
Jenny siedziala sama przy lustrzanej scianie na tylach stolówki w podziemiach Constance
Billard i jadla grillowana kanapke z serem i marynatami. Skupila sie na uwaznym ulozeniu marynat
na toscie i próbowala udawac, ze nie przeszkadza jej, ze je sama. Wokól niej panowala dziwna cisza,
której nie potrafila wytlumaczyc, ale za kazdym razem, gdy zerkala w lustra, widziala pochylone nad
talerzami glowy kolezanek ze szkoly, jedzacych w ciszy.
Jasne. Od kiedy dziewczyny w szkole sredniej jedza w ciszy? Tak naprawde to na sali
buzowalo - buzowalo od najswiezszych, soczystych ploteczek.
- Slyszalam, ze nawet jej za to nie zaplacili. Zglosila sie na ochotnika - szepnela Vicky
Reinerson.
- Ale to Serena jej zalatwila, pamietasz? Na spotkaniu grupy? - syknela Mary Goldberg. - Cala
byla w skowronkach: „Och. Jenny, kazdy moze byc supermodelka”.
- Latwo jej mówic - zgodzila sie Cassie Inwirth. - Ale wcale mi nie zal Jenny. To takie
oczywiste, ze tylko chce na siebie zwrócic uwage.
- Aha, ale nikt nie zyczylby sobie takiej uwagi - sprzeciwila sie Vicky.
Trzy dziewczyny rzucily ukradkowe spojrzenie na tyl glowy Jenny. Jak ona mogla tak po prostu
siedziec i jesc lunch, jakby nigdy nic?
W torbie Jenny zadzwonila komórka.
- Hej - odebrala telefon, nawet nie sprawdzajac, kto dzwoni.
Tylko Dan i Elise dzwonili do niej, a z Elise juz sie nie przyjaznila. Wsunela komórke pod
wlosy, zeby schowac ja przed kucharkami.
- Co jest?
- Chcialem tylko sprawdzic, czy u ciebie wszystko w porzadku - wymamrotal Dan.
Jenny spojrzala na swoje odbicie w lustrze. Miala dzis we wlosach rózowe metalowe spinki i
uwazala, ze wyglada fajnie i troche retro.
- Hm, chyba tak.
- Wiec nikl nic ci nie powiedzial ani... - zawahal sie Dan.
- O czym? A co? Zrobiles cos dziwnego, Dan? - rzucila oskarzycielsko Jenny.
- O twoim zdjeciu w czasopismie? Wszyscy faceci tutaj podkradli to pisemko siostrom.
Wieszaja zdjecie w szalkach i takie tam.
- 111 -
Dreszczyk przebiegi Jenny po kregoslupie. Dan nie denerwowalby sie tak, gdyby zdjecie bylo
tak dobre, jak myslala, ze jest.
- Widziales je? Co jest nie tak?
Nie odpowiedzial.
- Dan! - Jenny prawie krzyknela. - Co jest nie tak?
- Zdjecie jest... - Dan szukal slowa. - No dobra, caly artykul jest o tym, jak to plaskie
dziewczyny albo takie, co maja naprawde duze piersi, nie sa lubiane. Artykul mial chyba je pocieszyc,
ale na zdjeciu w porównaniu z reszta dziewczyn wygladasz jak. ., dziwolag z cyrku. Zasadniczo
postarali sie, zeby twoje piersi wygladaly na tak wielkie jak ty na takie dziwadlo, jak tylko sie dalo.
Jenny odsunela tace z jedzeniem i oparla glowe na chlodnym, drewnianym stole. Nic
dziwnego, ze w stolówce jest tak cicho. Wszystkie dziewczyny szeptaly na jej temat, dziwadla z
wielkimi cyckami.
Zgadza sie.
To bylo gorsze niz reklama podpasek. Byla dziwadlem z cyrku. Moze powinna uciec i
zamieszkac ze swoja neurotyczna matka w Europie albo cos takiego. Zmienic imie. Ufarbowac wlosy
na pomaranczowo.
- Jenny? - zapytal cicho Dan. - Przykro mi.
- Niewazne - odparla zalosnie Jenny i rozlaczyla sie.
Nadal opierala glowe o stól i marzyla, zeby po prostu zniknac.
Nagle poczula obok cieplo ludzkiego ciala i zapach charakterystycznej mieszanki olejków
Sereny.
- Czesc, spiochu. Wiec Jonathan Joyce - wiesz kto, prawda? - dzwonil do mnie strasznie
podekscytowany twoimi polaroidami. Wie, ze jestesmy kumpelkami i koniecznie chce zrobic nam
razem zdjecia. Pod koniec tego tygodnia!
Czy to jakis okrutny zart? Jenny zacisnela mocno oczy i sila woli chciala zmusic Serene do
odejscia.
- Bedziesz mogla zatrzymac czesc ubran - dodala Serena.
Jenny uniosla glowe i wstala chwiejnie.
- Zostaw mnie w spokoju - mruknela i wybiegla ze stolówki prosto do pielegniarki. Zamierzala
wyblagac, zeby odeslala ja do domu.
- 112 -
mali futrzani przyjaciele D
- Pierdzioszku, zobacz no! - Tiphany posadzila sobie fretke na ramieniu i pomachala lapka
zwierzecia w strone bialej malpki Chucka Bassa. Malpa miala na sobie malenka koszulke z mo-
nogramem C. - Ej, malpko, chcesz sie zaprzyjaznic?
Vanessa i Tiphany przyszly pod szkole po Dana.
- Moze lepiej nie - ostrzegla ja Vanessa, wiedzac, ze Dan szczerze nie cierpi Chucka.
- Ej, slicznosci, jak sie nazywasz? - Chuck podszedl i podrapal fretke pod broda. Przytrzymal
malpke, tak zeby zwierzeta znalazly sie nos w nos. - Ja nazywam sie Cukiereczek. Nie martw sie, nie
gryze. Jestem naprawde slodziutka.
- A ja jestem Pierdzioszek - zacwierkala Tiphany glosem, którym wedlug niej mogla mówic
fretka. - I strzez sie, bo potrafie pierdnac! - dodala, zasmiewajac sie.
Dan otworzyl drzwi szkoly i zamarl u szczytu schodów. Zarzucil czarna torbe na ramie i zmruzyl
oczy w ostrym kwietniowym sloncu. Przez cale popoludnie martwil sie o mlodsza siostre. Jenny
pewnie byla juz w domu, lezala na lózku z twarza w poduszce, calkiem sama. Jego dom znajdowal sie
raptem dwadziescia przecznic dalej. Powinien zajrzec do niej i ja pocieszyc. Z drugiej strony, kiedy
Jenny byla smutna, chciala byc sama, dokladnie tak samo jak on. To rodzinne.
- Ej, przystojniaku, tutaj! - krzyknela do niego Tiphany tak glosno, ze szyby moglyby popekac.
Na chodniku stali Vanessa, Tiphany i Chuck Bass. Fretka Tiphany i malpka Chucka siedzialy
na ramionach swoich wlascicieli i obwachiwaly sie.
- Chryste - mruknal Dan.
Moze Chuck tez sie do nich wprowadzi i beda tworzyc wielka, szczesliwa rodzine. A moze Dan
od razu powie Vanessie, ze zamierza zostac na jakis czas u siebie. Siostra go potrzebowala.
- Mozemy odprowadzic cie do domu? - Vanessa odsunela sie od grupy, kiedy Dan zszedl po
schodach z kwasna mina. Pocalowala go szybko w policzek.
- Czesc, misiaczku, nie chodz ciagle taki wkurzony.
Dan byl zly i milczacy, odkad sie wprowadzil do niej i zjawila sie Tiphany. To zaczynalo byc
troche meczace, zawsze byc ta wesola osoba w zwiazku.
„Misiaczku”? To tylko kwestia dni, kiedy Vanessa podlapie ten krzykliwy, radosny sposób
mówienia Tiphany, denerwujac Dana jeszcze bardziej.
- 113 -
- Nie jestem wkurzony - burknal, piorunujac wzrokiem Tiphany i Chucka, którzy zajmowali sie
swoimi zwierzetami. - Tylko...
Tiphany wyciagnela w jego strone dwa wskazujace palet jak dwa pistolety i udawala, ze
strzela.
- Wiesz co. Dan. chlopcze, uwazam, ze twoja siostra jest absolutnie superowa. Pokazanie
cycków to najbardziej smialy feministyczny gest, jaki dziewczyna moze wykonac! - Miala zaplecione
wlosy z przodu, a z tylu zostawila cos w rodzaju zwariowanego, fioletowoczarnego szczurzego
gniazda, co zapewne, jej zdaniem, bylo równiez feministycznym akcentem.
Przed chwila Vanessa starala sie nie patrzec, gdy Chuck pokazywal Tiphany zdjecie Jenny, ale
nie mogla sie powstrzymac. Najsmieszniejsze bylo to, ze wlasciwie zgadzala sie z Tiphany. Jenny
moze i nie prezentowala sie jak modelka, ale zdecydowanie wygladala na odwazna.
- Tez tak mysle - zgodzila sie, nim zobaczyla mine Dana.
- Niczego nie pokazala - odparl ze zloscia Dan. - Jezu, ona ma dopiero czternascie lat.
- Ej, to mi o czyms przypomina - powiedziala Vanessa. chcac zmienic temat. - Na wypadek,
gdybys zapomnial, w ten weekend sa moje urodziny. Skoncze osiemnascie lat!
Dan zmarszczyl brwi. Nigdy wczesniej nie robili z Vanessa wielkiej sprawy z powodu urodzin.
- I pomyslalam, ze teraz, kiedy razem mieszkamy, moglibysmy zrobic impreze! - ciagnela
Vanessa.
Dan zauwazyl, ze jej króciutkie wlosy maja fioletowawy odcien, którego wczesniej nie widzial.
Impreze? Vanessa nie cierpiala imprez. To musial byc pomysl Tiphany.
- Bedzie superowo! - krzyknela Tiphany. Zlapala lape fretki i wskazala na malpke Chucka. -
Przyjdziesz, prawda? - zapytala tym idiotycznym niby - glosem fretki.
- Zdecydowanie - zaszczebiotal za malpe Chuck.
Jasna cholera!
- Chodz. - Vanessa pociagnela Dana w strone Broadwayu. To byl kolejny sloneczny dzien i
równy strumien chlopców ciagnal na zachód w strone parku. - Najpierw chce nakrecic pare
nastepnych wywiadów. Potem pójdziemy do domu i rozeslemy zaproszenia e - mailem.
- Ale...
- Nie martw sie o siostre - sprzeciwila sie Vanessa, czytajac w jego myslach. - Ona jest
bardziej pozbierana, niz myslisz. - Pocalowala go, próbujac przywolac usmiech na jego posepnych
ustach. - To nasza pierwsza prawdziwa impreza!
Dan pozwolil sie pociagnac Vanessie. Wlókl sie za nia, jakby mial nogi z olowiu. Nie cierpial
imprez, poza tym wlasciwie nie mial przyjaciól. Cala lista gosci bedzie skladala sie z Chucka,
- 114 -
Tiphany, malpy Chucka, Pierdzioszka i towarzyskiego pariasa - jego siostry Jenny. Niezla impreza.
Vanessa dzgnela go w zebra.
- Daj spokój, usmiechnij sie. Wiesz, ze tego chcesz.
- Jesli sie nie usmiechniesz, to zaraz pokaze ci cycki - zagrozila mu Tiphany, podskakujac obok
nich na chodniku. Wlozyla dzis buty od Johna Fluevoga w fioletowo - czarna krate. Rozpiela
wojskowa kurtke w kolorach maskujacych, która pozyczyla z szafy Ruby, i wsadzila Pierdzioszka za
czarny top.
- A moge ci pokazac tez moje? - przylaczyl sie Chuck.
Malpa owinela dwa razy snieznobialy ogon wokól szyi Chucka. On, w tym swoim wojskowym
berecie, i Tiphany wlasciwie do siebie pasowali.
Dan zazgrzytal zebami i usmiechnal sie slabo, zeby wreszcie sie zamkneli.
- Usmiechnal sie! - krzyknely radosnie Vanessa i Tiphany. Przybily piatke.
A o to, co sobie myslal tak naprawde Dan, gdy sie usmiechal: college Evergreen znajdowal
sie na drugim koncu kontynentu, na pólnocno - zachodnim wybrzezu Pacyfiku. Duzo tam padalo, a
ludzie byli przygnebieni. Nigdy nie bral powaznie pod uwage mozliwosci studiowania tam, ale
pomalu to miejsce zaczynalo wygladac jak raj na ziemi.
N obnaza... dusze
Central Park jak zawsze w sloneczne popoludnie pelen byl dzieciaków jezdzacych na rolkach,
deskach, grajacych we frisbee i dziewczyn w górach od bikini, udajacych, ze leza na plazy w St.
Tropez.
Vanessa ustawila kamere w tym samym miejscu co zwykle, obok fontanny Bethesda. Tiphany
wyjela Pierdzioszka spod bluzki i zaczela go kapac. Dan trzymal sie z tylu. Kupil sobie wielkiego
cieplego loda od ulicznego sprzedawcy przy promenadzie. Usiadl na lawce parkowej i czekal na
Vanesse, modlac sie, zeby Tiphany dala mu spokój.
- Wiec mysle, ze moge byc szczesliwy w West Point - zwierzal sie przed kamera Chuck. - O ile
znajde w poblizu kogos, kto zajmie sie Cukiereczkiem, zebym mógl go odwiedzac. I nie zmusza mnie
do ogolenia glowy, bez obrazy. Dostane wieksze lózko od tych malutkich lózeczek polowych, na
których kaza spac frajerom.
Najwidoczniej czeka go bolesne przebudzenie.
- 115 -
- Mama obiecala otworzyc mi rachunek u Balducciego, zeby przesylali mi pudelko brie,
kawioru, czekolady i cygar raz w tygodniu - dodal. - Bede tesknil za swoim mieszkaniem, ale lepsze
to niz nic... - Urwal i schowal twarz w kreze bialego futra na szyi Cukiereczka. - West Point -
powiedzial przytlumionym glosem. - Pieprzone West Point.
Nagle obok pojawil sie Nate Archibald. Chuck uniósl twarz i wyszczerzyl zeby we wstretnym
usmieszku, jakby przed chwila wcale nie byl bliski placzu.
- Skonczylem, jesli chcesz byc nastepny - powiedzial. Najwyrazniej nie mial ochoty obnazac
duszy w obecnosci drugiego faceta. Wstal i zaniósl malpe do miejsca, gdzie Tiphany kapala fretke. -
Moge w czyms pomóc? - zacwierkal malpim glosem.
Nate wsunal rece do kieszeni spodni khaki i przestapil z nogi na noge. Potem usiadl na
miejscu Chucka.
- Chyba naprawde schrzanilem sprawe - przyznal sie przed kamera. - Chodzi o to, ze zycie
mojej dziewczyny jest.., jak katastrofa pociagów, a ja nawet nie moge do niej zadzwonic. - Jego
zielone oczy byly smutne, gdy patrzyl, jak Tiphany plucze Pierdzioszka w strumieniu wody plynacej z
fontanny.
- Zdecydowales, do którego chcesz isc college'u? - zapytala Vanessa. Nie miala nic przeciwko
sluchaniu o zyciu milosnym tego chlopaka, ale film mial byc o wybieraniu college'ów.
Nate zmarszczyl brwi.
- O to wlasnie chodzi - wyjasnil. - Yale. Teraz chce isc do Yale. - Pokrecil glowa i usmiechnal
sie smutno, patrzac pod nogi. - Za zadne skarby nie pójde do Brown. A druzyny lacrosse w po-
zostalych szkolach nie sa równie dobre... - Oparl sie do tylu na lokciach i mruzac oczy, spojrzal w
niebo. - Wiem, ze to ona powiedziala, ale ja chyba tez w to wierzylem: ze w koncu sie pobierzemy. -
Znowu usiadl prosto, zdjal postrzepiona, bordowa czapke z daszkiem szkoly Swietego Judy i potarl ze
zmeczenia oczy. - Teraz juz nie wiem.
Tiphany podeszla z Pierdzioszkiem do Vanessy i przycisnela jego zimne, mokre cialko do jej
karku.
- Aaaj! - wrzasnela Vanessa, prawie wypuszczajac kamere Potem obydwie z Tiphany
wybuchnely histerycznym rechotem.
Nate wstal, nadal gleboko zamyslony odszedl spacerkiem.
Siedzacy na lawce Dan wyrzucil lody do kosza i zapalil papierosa. To dziwne, ale on i Nate
praktycznie mysleli o tym samym. Dan zawsze myslal, ze juz zawsze beda razem z Vanessa. Teraz nie
byl tego taki pewien.
- 116 -
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
GLINDA, DOBRA WRÓZKA
No dobra, wiec kazdy chcialby miec matke chrzestna - dobra wrózke. Cóz, pewna mloda, dorodna
dziewczyna, która pochodzi z Upper West Side i regularnie co tydzien popelnia najbardziej zenujace
zyciowe bledy, ma akurat taka dobra wrózke w postaci wysokiej, pieknej blondynki z ostatniej klasy.
Jak wszyscy wiemy, S to mistrzyni zamieniania nieslawy w magie. Na razie na to nie wyglada, ale J
moze stac sie nastepna Jessica Simpson! Albo jeszcze lepiej, nastepna S...
DZIWNE TOWARZYSTWO
Jednym z powodów, dla którego nie mozemy doczekac sie pójscia do college'u w przyszlym roku,
niezaleznie od tego, gdzie sie dostalismy, jest to, ze wreszcie bedziemy mieszkac samodzielnie bez
rodziców, nian, gospodyn, ochroniarzy czy kogokolwiek innego, kto ma na nas oko. Nawet jesli
niektórzy z nas maja wlasne skrzydlo domu albo pietro, nawet jesli mamy wlasne kuchnie i tak dalej,
to i tak chcemy sie wyniesc. No chyba ze juz sie wyprowadziliscie - jak ktos, kogo znamy - i z powodu
pewnych nieproszonych gosci nic z tego nie wynika ...
PRAWDA NA TEMAT LIBERTY, LOLITY CZY JAK SIE TAM TERAZ PRZEDSTAWIA
Powiem wam, co slyszalam. Ta noszaca fretke dziewczyna z dziwnie zaplecionymi fioletowoczarnymi
wlosami? Kiedys byla mila dziewczynka. To znaczy, ze chodzila do dobrej, prywatnej szkoly dla
dziewczat przy Upper East Side, mieszkala w domu w miescie, grala w tenisa. W ostatniej klasie
- 117 -
postanowila sie zbuntowac. „Zapomniala” zlozyc podanie do college'u, przestala chodzic do szkoly i
zaczeta szwendac sie po kraju, zarabiajac piercingiem. Zawsze, kiedy konczy jej sie kasa, wraca do
miasta, zeby pasozytowac na znajomych i okrasc ich z ubran. Zawsze jest taka radosna, ze chwile to
trwa, nim ludzie sie zorientuja.
Wasze e - maile
P: Droga P!
Jestem szefem poloznictwa i ginekologii w szpitalu Lenox Hill na porodówce. Akurat bylem
na dyzurze, gdy wpadla do nas rodzaca kobieta ze swoja nastoletnia córka. Raptem chwile
pózniej zostalem wezwany do nastepnego naglego przypadku, ale i tak bylem pod
wrazeniem tego, jak córka pomagala matce. Chcialem dowiedziec sie, jak sie nazywa, zeby
zarekomendowac ja do Yale na kurs przygotowujacy do studiów medycznych, który sam
skonczylem. Jej matke zarejestrowano pod nazwiskiem Rose, ale nigdzie nie moge znalezc
danych córki. Mozesz mi pomóc?
drpieprz
O: Drogi drpieprzu!
Mysle, ze ten ktos bedzie mial wspanialy dzien.., nie, wspaniale zycie!
P
P: Droga P!
Nie uwazasz, ze to raczej nie w porzadku przylaczyc sie do naprawde zamknietego
stowarzyszenia, które cos znaczy dla swoich czlonkin, a potem zupelnie zapomniec o nim i
nawet nie zadzwonic? To wlasciwie po co sie przylaczac?
cnotka
O: Droga cnotko!
Nigdy nie zrobilas czegos, czego potem zalowalas?
P
Na celowniku
- 118 -
B chodzi po Owczej Lace z nosidelkiem od Burberry'ego i z opatulona w srodku mala siostrzyczka.
Najwyrazniej B odnalazla w sobie miekka i czula strone. S i jej slynny fotograf mody wybieraja w
Jeffreyu stroje do sesji zdjeciowej. Wybrali miedzy innymi wyszywany krysztalami obcisly top bez
ramiaczek, do którego S zwyczajnie nie mialaby co wsadzic. Albo planuje zafundowac sobie implanty,
albo wykorzystac atrapy, albo ten top jest dla innej dziewczyny. .. N oglada u Tiffany'ego
nieskazitelne drobiazgi ze srebra dla malych dzieci. Moze mi kupic grzechotke, kiedy tylko zechce. W
Five and Dime w Williamsburgu V i dziewczyna o czarnofioletowych wlosach tancza w szeregu conge
razem z C i jego malpa. Bez komentarza. A gdzie byl D? Bez komentarza.
Jeszcze jeden dzien do weekendu, a juz slysze plotki o imprezie.
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
prezentacja w szkole
- To jest Yale w kocyku dla dzieci, który kupilam u Hermesa. A to ona i Kitty Minky, jak
ogladaja razem ze mna Sniadanie u Tiffany'ego na fotelu bujanym. Widzicie, nawet ma takie skar-
petki kotki z malutkimi uszkami i wasikami!
Piatkowe poranne spotkanie dziewczyn z najstarszej klasy Constance Billard to swietosc. Na
pól godziny siadaly na podlodze w malenkiej, pustej sali na czwartym pietrze, pily cappuccino,
wymienialy sie plotkami i opiniami na temat swiezo kupionych ciuchów. W ten piatek po raz pierwszy
od urodzenia sie Malej, Blair pojawila sie w szkole, wiec pól godziny przeznaczono na prezentacje.
- A tu spi w swoim malym koszyczku.
- Och! - zachwycilo sie jednoczesnie trzydziesci dziewczyn.
- A skad ma te fantastyczna srebrna zabawke, krowe przeskakujaca ksiezyc? - zapytala Laura
Salmon.
- To od Tiffany'ego. Prezent.
Od Nate'a, dodala w myslach Serena, która siedziala na uboczu. Nate nawet dzwonil do niej z
Tiffany'ego, zeby pomogla mu wybrac cos ladnego.
- Ten koszyk, w którym spi, jest przesliczny - dodala Isabel Coates. - Bardzo mi sie podobaja
te rózowe wstazki na uchach.
- 119 -
Dzieki, pomyslala Serena. Zamówila ten koszyk w butiku dla dzieci na poludniu Francji, skad
go jej przesiano.
- Byl recznie wyplatany z witek wierzbowych przez mnichów z Alzacji - wyrwalo sie Serenie. -
Powinien zostac w rodzinie jako pamiatka rodowa.
Wiec to znaczy, ze to prezent takze dla Blair.
Blair podniosla wzrok znad aparatu cyfrowego. Nie odzywaly sie do siebie z Serena od czasu
tego nieszczesnego wspólnego otwierania listów z college'ów. To bylo calkiem oczywiste, ze hojne
prezenty dla dziecka od Sereny i Nate'a przeslane matce Blair, byty tak naprawde propozycja
zawarcia pokoju. Ale Blair nigdy nie wybacza latwo i nie zapomina szybko.
Zadzwonil pierwszy dzwonek. Stloczona grupka dziewczyn jeknela i zaczela sie rozchodzic,
zabierajac ksiazki, olówki, gumy, szczotki do wlosów i wszystko, co potrzebne, zeby przezyc kolejny
dzien. Ociagaly sie jednak, zeby podsluchac klótnie Sereny i Blair.
Serena nie ruszyla sie z miejsca. Obejmowala kolana i patrzyla, jak Blair uklada rzeczy w za
malym, blekitnym plecaku Fendi.
- Ona jest sliczna - stwierdzila szczerze Serena.
Blair lekko usmiechnela sie zadowolona z siebie. Tak, Yale byla sliczna.
- Jak ci poszlo w weekend? - zapytala zdecydowanie. - Gdzie zamierzasz studiowac?
To bylo podstepne pytanie. Jesli Serena powie, ze w Yale, to z oczu Blair wystrzeli ogien, który
spopieli Serene. Jesli powie, ze do innej szkoly, to sklamie, bo tak naprawde jeszcze sie nie
zdecydowala. Ale Yale bylo najblizej miasta, byl tam Lars i Whiffenpoofs, i panowala pewna
sztywnosc typowa dla Nowej Anglii, która przypominala jej dom. Poza tym o ile zabawniej byloby,
gdyby ona, Nate i Blair znowu byli przyjaciólmi i poszli tam razem?
Przesunela sie na pupie po miekkim, czerwonym dywanie w strone Blair i zaczela jej
tlumaczyc.
- Wlasciwie to sie zakochalam. We wszystkich. We wszystkich szkolach. - Zaczerwienila sie i
odgarnela pasmo wlosów za ucho. - Zakochalam sie w moich przewodnikach. Wszyscy byli chlopcami
i byli tacy...
Blair uniosla reke i przewrócila oczami. Czy ludzie w ogóle sie zmieniaja?
- Nie chce tego sluchac.
Wlasciwie to chciala i wiedziala, ze Serena i tak jej powie.
- A co z twoim weekendem? - zapytala zaciekawiona Serena. - Jak bylo w Georgetown?
Blair znowu przewrócila oczami i dotknela odruchowo wlosów.
- Nie chcesz wiedziec.
- 120 -
Serena wzruszyla ramionami.
- To niewazne. I tak dostaniesz sie do Yale - stwierdzila z przekonaniem.
Zadzwonil drugi dzwonek, ale dziewczyny guzdraly sie, zerkajac na Serene i Blair ukradkiem,
udajac, ze pija z pustych kubków cappuccino.
- Slyszalam, ze Serena podpisala na przyszly rok wielki kontrakt jako modelka i odda Blair
swoje miejsce w Yale. Blair musi tylko udawac, ze jest Serena - szepnela do Isabel Coates Kati
Farkas.
A Serena bedzie udawala, ze kim jest? Kate Moss?
- Slyszalam, ze ona i Blair zamierzaja zabrac do Yale swoje dzieci i zalozyc grupe wsparcia dla
lesbijek z dziecmi - syknela Isabel Coates.
- O mój Boze. Widzialam wczoraj Serene u ginekologa mojej matki - wyrwala sie Laura
Salmon. - Czekalam na mame i wtedy uslyszalam, jak Serena mówi mu, ze zlapala te wszystkie
swinstwa od facetów, z którymi spala w ten weekend. Fuj!
- Czekaj, myslalam, ze sie poklócily - zauwazyla Kati. - Patrzcie, obejmuja sie.
Wszystkie zerknely przez ramie na Serene i Blair, które sie przytulaly.
- Nate dzwonil z dziesiec razy dziennie, zeby zapylac o ciebie - mruknela Serena, gdy
przycisnela policzek do twarzy Blair.
Blair zagryzla usta.
- Przyslal Yale naprawde sliczna zabawke.
- Wiesz, ze cie kocha - powiedziala Serena, chociaz wcale nie musiala. - I wszyscy jestesmy o
wiele szczesliwsi, gdy sie nie klócimy.
- Aha - zgodzila sie Blair.
Ale Nate i tak bedzie musial osobiscie sie wykazac. Nie zeby Blair byla taka trudna do
zdobycia.
glinda, dobra wrózka i jej maly pomocnik
- Moge tu usiasc? - zapytala Elise w porze lunchu w piatek.
- Nie wiem, po co chcesz tu siadac - burknela Jenny.
Odkad jej potworne zdjecie pojawilo sie w tym czasopismie, przemykala sie ze spuszczona
glowa i unikala za wszelka cene publicznych miejsc. Juz samo bycie w szkole bylo dosc nieznosne.
- 121 -
Ale ojciec zmusil ja do pójscia, wiec teraz siedziala, jak zwykle, pod lustrzana sciana i piorunowala
wzrokiem wlasne odbicie.
- Przynioslam ci lody. - Elise usiadla po drugiej stronie i pchnela deser w strone Jenny.
Jenny odsunela lody. Oglosila strajk glodowy.
- Nie jestem glodna. Wlasciwie to juz mialam wyjsc - dodala nadasana.
Wiec Elise znowu chciala sie przyjaznic? Szczerze mówiac, Jenny miala to gdzies.
Elise przelewala miód z malego plastikowego pojemniczka do filizanki z herbata, zaczynajac
mala ceremonie herbaciana, która codziennie urzadzala samotnie w czasie lunchu, odkad poklócily
sie z Jenny.
- Po prostu posiedz ze mna przez chwile - poprosila, a w jej glosie pobrzmiewala desperacja.
Jenny zmarszczyla brwi.
- A dlaczego mialabym to zrobic?
Elise zamieszala herbate i ostroznie wypila lyk.
- Nie wiem. - Rozejrzala sie po sali, jakby kogos szukala. - Bo cie prosze?
Jenny westchnela ciezko i wstala.
- Sluchaj, ide do pracowni komputerowej, dobra? - Przynajmniej mogla sie tam schowac przed
zlosliwym wzrokiem kolezanek, udajac, ze wysyla e - maile do przyjaciól, których nie miala. - Do
zobaczenia.
Elise zlapala ja za reke.
- Czekaj. Siadaj. Poczekaj minute.
Jenny wyrwala reke.
- O co ci chodzi?
Piegowata twarz Jenny zaczerwienila sie jak burak.
- Ja tylko...
Wtedy Serena posadzila swój sliczny tylek przy ich stoliku i Elise westchnela z ulga.
- Myslalam, ze bede musiala usiasc na niej, zeby ja tu przytrzymac - burknela.
- Co jest grane? - dopytywala sie Jenny.
Wiec teraz Elise i Serena polaczyly sily w torpedowaniu jej zycia, zeby bylo jeszcze gorsze? Po
prostu pieknie. Serena wyciagnela z torby sterte czasopism.
- Zanim cokolwiek powiesz, pokaze ci tylko rzeczy, które robil Jonathan Joyce. -
Przekartkowala pisma i zaczela pokazywac jej zdjecia. - To. I to. A jakie to jest super, nie?
Jenny patrzyla tepo na zdjecia. Modelki wyglupiajace sie na lózku w delikatnym makijazu albo
calkiem bez, w starych koszulkach, workowatych, meskich spodniach. Dziewczyna siedzaca z nogami
- 122 -
podciagnietymi pod siebie, pijaca mleko. Mezczyzna calujacy psa. Stewardesa spiaca na lotnisku,
przykryla plaszczem pilota. Nie bylo w tych zdjeciach niczego prowokacyjnego. Byly po prostu dobre.
- Chce zrobic nam zdjecia w sobote na karuzeli w Central Parku - ciagnela Serena. - Ciuchy sa
niesamowite. Jonathan zebral juz cala szafe ciuchów, które razem wybralismy. - Rozpromienila sie w
usmiechu do Jenny. - A najlepsze jest to, ze cokolwiek wlozymy do zdjec, mozemy potem zatrzymac.
Jenny nie wiedziala, co powiedziec. Jasne, ze brzmialo to niesamowicie. A mozliwosc
zatrzymania ciuchów to dodatkowy plus, ale skad miala wiedziec, czy to nie kolejny upokarzajacy
numer w stylu „spójrzcie na te dziewczyne Z wielkimi cyckami”.
- W sobote wybieram sie na impreze urodzinowa w Williamsburgu - sprzeciwila sie
nieporadnie.
- Ale dopiero wieczorem - odparla Elise. - Moglabym pójsc z toba na sesje i gwizdac w
gwizdek albo wrzeszczec za kazdym razem, gdy uznam, ze twoja godnosc jest narazona na szwank.
Zostaw sprawy w rekach Elise, a na pewno okresli je fachowymi terminami, wyczytanymi w
poradnikach matki. Jenny skrzyzowala rece na tej czesci ciala, przez która jej godnosc byla
najbardziej narazona na szwank.
- Kazalam mu obiecac, ze nie zrobi nam zadnych zbyt smialych zdjec - dodala Serena. - On i
tak jest zainteresowany tylko naszymi twarzami.
Jenny przyjrzala sie swojemu odbiciu w lustrze na scianie. Miala ladna twarz, a ten slynny
facet chcial ja sfotografowac. Co w tym zlego?
Wziela gleboki wdech.
- No dobra, spróbujmy.
- Hura! - Serena objela ja mocno. - Bedzie niesamowicie, sama zobaczysz!
Pozostale dziewczyny jedzace w stolówce spojrzaly na nie zaciekawione.
- Moze Jenny zgodzila sie oddac tluszcz z cycków do implantów dla Sereny - zasugerowala
odwaznie Mary Goldberg.
A moze Serena znalazla idealny sposób, zeby uniknal spotkania z banda wielbicieli z Ivy
League, którzy przyjada do niej w sobote!
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
- 123 -
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
O CO CHODZI Z TA IMPREZA?
Otóz bedzie na Brooklynie, a ludzie którzy ja urzadzaja, to nie ten typ, z którym zwykle sie spotykamy
towarzysko. Jednak w ten weekend praktycznie nie dzieje sie nic poza tym, a impreza zalezy nie od
tych, którzy ja urzadzaja, ale od tych, którzy na nia przychodza. Wiec proponuje: wybierzmy sie i
zabierzmy ze soba wszystkich, których znamy, i rozkrecmy zabawe. Lapiecie?
Wasze e - maile
P: Droga P!
Chodze do Georgetown i slyszalam, ze w tym roku tak wielu ludzi wybralo ten uniwersytet
jako wyjscie awaryjne, ze teraz pracownicy robia wszystko, aby przyciagnac chetnych. Na
przyklad w ten weekend wysylaja grupe dziewczyn do Nowego Jorku, zeby zwerbowaly
wszystkie dzieciaki, które sie dostaly.
gshock
O: Droga gshock!
Czy ta grupa dziewczyn nie ma przypadkiem ufarbowanych na blond wlosów i blizn po
goleniu na nogach?
P
P: Droga P!
Jestem na Yale w ramach programu dla oficerów rezerwy, to znaczy, ze moja nauke
sponsoruje wojsko i jednoczesnie odbywam sluzbe podstawowa. Oficer odpowiedzialny za
mój program dostal list od tej dziewczyny, która pisze, ze jest na liscie rezerwowych do
Yale, ale wzielaby udzial w programie wojskowym, gdyby zagwarantowano jej miejsce na
uczelni. Wobec tego mój przelozony postanowil wyslac mnie do Nowego Jorku, zebym sie z
nia spotkala. Dziewczyna napisala na dziwacznej papeterii z wzorkiem z butów i dolozyla do
- 124 -
listu zdjecie malej siostrzyczki, która nazywa sie Yale. Ta dziewczyna to jakas wariatka,
nie?
zolnierka
O: Droga zolnierko!
Nie wiesz, w co sie pakujesz. Dam ci rade: wlóz helm.
P
Na celowniku
N w FAO Schwarz próbuje wybrac miedzy wypchanym kucem naturalnej wielkosci a zabawka do
lózeczka, która odtwarza DVD i MP3. To mile, ze jest taki hojny i w ogóle, ale to zaczyna byc
smieszne. S i J kupuja, co dusza zapragnie u Bendela, podczas gdy przyjaciólka J, E, poslusznie
taszczy za nimi torby. B zaznajamia siostrzyczke z dzialem obuwniczym w Barneys, gdzie wszyscy juz
znaja jej imie. Dziesieciu przystojnych chlopaków spiewa w pociagu z New Haven piosenke z West
Side Story. Ta przyjaciólka V, co chodzi z fretka, kupuje w sklepie monopolowym w Williamsburgu
caly wór alkoholi. Chyba ktos solidnie przygotowuje sie do imprezy? Póznym wieczorem D siedzi
samotnic w knajpce w Williamsburgu i pisze. Moze urodzinowy wiersz dla V?
Sami nie zapomnijcie i nie zapomnijcie powiedziec znajomym, zeby nie zapomnieli - jutro wieczorem
zaszalejmy na Brooklynie.
Do zobaczenia na miejscu!
Wiem, ze mnie kochacie.
plotkara
a on myslal, ze nikt nie przyjdzie
- Wszystkiego najlepszego. - Dan wreczyl Vanessie wiersz, który napisal dla niej, i oparl sie o
framuge drzwi. - Chcialem ci go dac, zanim wszyscy sie zejda.
- Tylko nie mów „o ile ktos przyjdzie” - ostrzegla go Vanessa. - Przyjda.
Oparla sie o urny walke w lazience i mruzac oczy do odbicia w lustrze, nalozyla na usta
- 125 -
fioletowoczarna szminke Tiphany, potem usiadla na sedesie i zaczela czytac na glos wiersz.
rzeczy które kochasz
czarne
podkute buty
martwe golebie
brudny deszcz
ironia
ja
rzeczy które kocham
papierosy
kawa
ty i twoje ramiona z kosci sloniowej
ale te rzeczy
zaczynaja sie nam gubic
- Dzieki - powiedziala Vanessa.
Zlozyla kartke i schowala ja do szuflady toaletki pod umywalka, gdzie Ruby trzymala
wszystkie swoje mazie do wlosów i makijazu.
To byla dosc dziwna reakcja na wiersz, który mial byc slodko - gorzki.
- Jezu, czlowieku, powinienes zaczac brac jakies pigulki szczescia - mruknela z korytarza
Tiphany. - Jak mozesz pisac na urodziny dla dziewczyny wiersz, który jest taki melancholijny? -
Odepchnela Dana z przejscia, zlapala szminke lezaca na umywalce i pomalowala usta. - Na górze
róze, na dole fiolki. - Pociagnela Vanesse, zeby wstala, i pocalowala ja w policzek, zostawiajac
rozmazany fioletowoczarny slad. Potem pocalowala ja w drugi policzek. - Slonko, wygladasz
seksownie cala w buziakach!
Dziewczyny zachichotaly i obejrzaly sie w lustrze. Tiphany miala na sobie czarna jedwabna
koszulke na ramiaczkach z szafy Ruby.
- Ladna bluzka - zauwazyla Vanessa.
- Ladne spodnie - odparla Tiphany.
Vanessa pozyczyla od Ruby dól od pizamy w paski zebry, który wlasciwie calkiem niezle
komponowal sie Z czarna dzinsowa minispódniczka, czarna koszulka i wojskowymi butami.
- 126 -
Skrzyzowanie Blondie z Sex Pistols.
Dan poszedl sobie, zalujac, ze Tiphany jak zwykle byla chamska i podsluchala jego wiersz. To
co z tego, ze nie byl szczesliwy, radosny i zabawny? Mimo wszystko to byl milosny wiersz. I zawieral
pewien przekaz, gdyby tylko Vanessa poswiecila chwile, zeby go uchwycic.
- Pomyslalam, ze dzisiaj jest dobry wieczór na male przekluwanie - oglosila Tiphany.
Vanessa spojrzala w lustro na odbicie Tiphany, która nie miala przeklutych nawet uszu.
- Serio? Gdzie na przyklad?
Tiphany wyszczerzyla zeby i poruszyla zlowrózbnie brwiami.
- Nie chodzi o mnie, gluptasie! Tylko o ciebie!
Kilka razy zadzwonil dzwonek z dolu. Tiphany zlapala Vanesse za reke i wyciagnela z lazienki.
- Zaprosilam pare osób. Nie masz nic przeciwko?
- Pewnie, ze nie - odparla Vanessa, cieszac sie, ze moze uciec od rozmowy o piercingu.
Dan wpuscil gosci i chwile potem oddzial ogromnych facetów w zakurzonych,
wysmarowanych farba kombinezonach wmaszerowal do mieszkania w roboczych buciorach.
- Czesc, chlopcy. - Tiphany wyciagnela woskowy worek z salonu i otworzyla go. Byl pelen
póllitrowych butelek wódki Grey Goose. - To moja ekipa budowlana. Nie mówia za dobrze po
angielsku. - Wreczyla kazdemu butelke, a jedna otworzyla dla siebie. - Czas sie bawic!
Dan poszedl do kuchni i zrobil sobie kubek ohydnej kawy. Goscie z budowy pachnieli
rozpuszczalnikiem do farb i pewnie byli psychopatami, tak samo jak Tiphany. Ale jesli nie mówia po
angielsku, nie bedzie musial z nimi rozmawiac, a to dobrze.
Vanessa nie miala nic przeciwko obecnosci bandy obcych facetów w mieszkaniu, o ile
zachowywali sie jak nalezy. Teraz przynajmniej to przypominalo impreze. Podeszla do sprzetu i
wlozyla plyte zespolu Ruby. Poniewaz to jej urodziny, troche tesknila za siostra.
- „ Pocaluj mnie w tylek!” - zawodzila Ruby z glosników.
- „Serena! Wlasnie poznalem dziewczyne o imieniu Serena!” - na klatce schodowej rozlegl sie
chór bardziej melodyjnych glosów.
Frontowe drzwi nadal byly otwarte. W korytarzu stal chlopiecy blondyn, a za nim dziewieciu
innych chlopaków, wszyscy w granatowych garniturach, krawatach z Yale i z czerwonymi rózami w
butonierkach.
- Serena juz jest? - zapytal blondyn.
Wlasciwie to nie tyle zapytal, co wyspiewal pytanie.
- Nieeee, jeeeeszczeee nieee - odpowiedziala, zawodzac Tiphany. - Ale weeejdzeieeee! -
Podala kazdemu butelke wódki. - Tanczycie tez czy tylko spiewacie?
- 127 -
Dan stal w kuchni, palil jednego papierosa za drugim i zlopal kawe. Impreza zamieniala sie w
cos w stylu West Side Story - budowlancy kontra spiewacy. Moze nawet sie pobija.
Vanessa przysiadla na parapecie i filmowala ludzi. Impreza rozwijala sie w tak
nieprzewidywalny sposób, ze nie miala pojecia, co bedzie za chwile.
Wtedy frontowe drzwi uchylily sie i do mieszkania wpadla biala malpa w koszulce z
monogramem C.
- Cukiereczek! - krzyknela Tiphany, porywajac malpke na rece. - Pierdzioszek spi w szafie. Ale
gdyby wiedzial, ze tu jestes, zaloze sie, ze wyszedlby i pobawil sie z toba.
- Ktos ma ochote na cygaro? - zapytal Chuck Bass, wymachujac garscia cygar. - Lokaj mojego
ojca wlasnie przywiózl cala walizke z Kuby.
Lokaj?
Whiffenpoofs i ekipa budowlana Tiphany poczestowala sie cygarami. Tiphany zaniosla malpe
Chucka do szafy, w której na dnie spal Pierdzioszek, zwiniety na ulubionym szarym swetrze Dana. -
Bez zadnych wyglupów tam, dobra, dzieciaki? - powiedziala, przymykajac troche drzwi, zeby zapewnic
zwierzakom odrobino prywatnosci. Odwrócila sie do Vanessy. - A co teraz powiesz na przekluwanie?
Vanessa usmiechnela sie nerwowo.
- Wlasciwie to zawsze chcialam miec kolczyk w wardze.
- Zrobione! - Tiphany zlapala za koszule jednego ze swoich krzepkich kumpli z budowy. - Lód,
igly, wódka i zapalki. Do lazienki. Juz - rozkazala, odpychajac go.
Nagle w drzwiach pojawily sie cztery blondynki w szarych bluzach z Georgetown. Trzymaly sie
za rece.
- Jest juz Blair Waldorf? - zapytala jedna z nich.
- Jeszcze nie - odparla Tiphany, jakby znala Blair przez cale zycie. Podala kazdej butelke
wódki. - A ja zajmuje sie w lazience piercingiem, gdyby któras byla zainteresowana.
Cztery dziewczyny spojrzaly po sobie. Oczy blyszczaly im z podniecenia. Zawsze chcialy miec
takie same tatuaze. Takie same kolczyki w pepku to nawet jeszcze lepiej.
- Zróbmy to! - zawolaly chórem.
Vanessa odlozyla kamere i poszla za dziewczynami do lazienki. W koncu to jej urodziny.
Czemu nie?
Bo bedzie bolalo jak diabli?
- 128 -
B i N
Yale miala nianke na pelny etat, która mieszkala w pokoju razem z Myrtle. Ale za kazdym
razem, gdy Blair uslyszala placz dziecka, pedzila do pokoju, nim zdazyla tam dojsc niania, i glaskala
lysa glówke dziecka tak dlugo, az sie uspokajalo. Robila to tak regularnie, ze opiekunka nawet nie
wstawala, gdy slyszala placz Yale przez elektroniczna nianie, bo juz po chwili Blair gruchala nad
dzieckiem „Kto jest moja mala ksiezniczka?” glosem, którego nikt by sie po niej nie spodziewal.
Jednak tego wieczoru nianka musiala zajac sie praca, bo Blair wychodzila.
- Wróce za dwie godziny - obiecala siostrzyczce.
Taksówka wysadzila ja przy Broadwayu w Williamsburgu, na odcinku, który mozna bylo opisac
tylko jako zalosny. Smieci walaly sie po calym chodniku, a kazde drzwi pomazane byly graffiti. Blair
podejrzewala, ze ta dziwaczka z ogolona glowa, Vanessa, i jej siostra uwazaly, ze mieszkanie w
takim miejscu swiadczy o tym, jakie sa twarde, wyluzowane i nowojorskie. Blair jednak mogla sie
obyc bez tego wszystkiego, wielkie dzieki. Piata Aleja wystarczala jej w zupelnosci.
Weszla na kawal betonu upstrzony golebimi kupami, który sluzyl za schodek, i zadzwonila do
mieszkania Vanessy. Zero reakcji. Zadzwonila znowu. I ponownie: zero reakcji. Co ma teraz zrobic?
- Chyba zostawili otwarte drzwi - uslyszala znajomy glos.
Blair odwrócila sie i zobaczyla Nate'a, który stal nieco nizej od niej, na chodniku. No prosze,
oboje znalezli sie na Brooklynie. Co za niespodzianka.
Jakby Nate nie byl powodem, dla którego zjawiala sie na tej imprezie.
- Przyszlam tylko zobaczyc, kto przyjdzie. Nie moge zostac zbyt dlugo - powiedziala
pospiesznie.
Nate wygladal na zmeczonego i troche rozczochranego, ale w slodki sposób. Jakby zdrzemnal
sie w ubraniu. Wlasciwie to wygladal wlasnie tak, jak ona sie czula.
- Ja tez - odpowiedzial, niesmialo przygladajac sie Blair blyszczacymi, zielonymi oczami. -
Ladnie wygladasz. Podobaja mi sie.., twoje wlosy.
Blair dotknela wlosów. Nate byl jedyna osoba na calym swiecie, która zauwazyla, ze jej wlosy
sa odrobine ciemniejsze niz zwykle.
- Dzieki.
- Co tam slychac w domu, u dziecka i w ogóle? - zapytal.
- 129 -
Schowal rece do kieszeni, jakby nie wiedzial, co z nimi zrobic.
Ktos wyrzucil przez okno butelke wódki, która roztrzaskala sie z piec metrów od nich. Blair
zeszla z betonowego schodka. Nie zamierzala wchodzic na góre, nie teraz.
- Yale jest... - Urwala, jakby szukala wlasciwych slów do opisania siostry. - Idealna -
stwierdzila w koncu.
W jej oczach lsnil pelen szczescia blask, którego nigdy wczesniej tam nie bylo.
- Chcialbym ja kiedys zobaczyc - dodal Nate.
Blair wziela go za reke. Co robili na imprezie na Brooklynie, na która zadne z nich nie mialo
ochoty isc?
- Zobaczmy ja teraz.
W tym samym momencie zatrzymala sie taksówka i wysiedli z niej Serena, Jenny, Elise i
dwóch facetów w podobnych, zóltych jak banany garniturach od Dolce & Gabbana. Podjechala
kolejna taksówka i wysiadly z niej cztery modelki w strojach Carmen Mirandy z misami owoców na
glowie. Podjechala nastepna taksówka z modelkami i Raves - tak, caly zespól minus lider, który
wlasnie odszedl.
- Nasza limuzyna padla, wiec musielismy wziac taksówki - wyjasnila Jenny, chichoczac
wesolo.
Blair zlapala mocniej Nate'a za reke i pociagnela w strone pustej taksówki.
- Chodz.
Serena mrugnela do nich, gdy pakowali sie na tylne siedzenie.
- Wy dwoje, tylko nie rozrabiajcie!
Blair usmiechnela sie i oparla glowe na podglówku ze sztucznej skóry. Noga Nate'a dotykala
jej uda i Blair cala plonela od ciepla jego ciala. Czula sie jak Sandy z Grease, kiedy odjezdzala z
Dannym podrasowanym wozem, zostawiajac wszystkich na zabawie szkolnej. To bylo zawsze calkiem
jasne dla Blair, co polem zrobia Sandy i Danny, skoro Sandy miala na sobie te seksowne, skórzane
spodnie i w ogóle. Nic mógl oderwac od niej rak.
Tylko ciebie chce, och, kochanie!
Nate wsunal dlon miedzy kolana Blair i tak ja zostawil.
Och, ona na pewno nie bedzie rozrabiac.
- 130 -
J podrózuje ze swita
Dan ledwo poznal siostre. Ona i Serena wpadly na impreze i wygladaly jak gwiazdy filmowe w
takich samych turkusowo - czarnych legginsach w paski, bialych, spiczastych bulach do kostek i
turkusowych skórzanych kamizelkach. Wlosy mialy roztrzepane, usta pomalowane na jaskrawy róz, a
na powiekach sztuczne rzesy.
Skrzyzowanie motocyklistki z lat osiemdziesiatych i Ekipy wyrzutków.
Zeby bylo jeszcze lepiej, za nimi zjawila sie ekipa modelek i ludzi od mody prosto z sesji
zdjeciowej oraz czlonkowie bardzo nowego i bardzo popularnego zespolu Raves. Elise tez sie zjawila,
w pomaranczowym jednoczesciowym kombinezonie, który podarowal jej Jonathan Joyce za to, ze byla
taka kochana w czasie sesji.
Jenny podeszla nonszalancko do Dana i pocalowala go w policzek.
- Wszystkiego najlepszego! - pisnela, chociaz doskonale wiedziala, ze to nie jego urodziny.
Bawila sie jednak jak nigdy w zyciu i jechala na adrenalinie. - Gdzie Vanessa?
Dan wsadzil do ust dziewiecdziesiatego papierosa tego wieczoru i zapalil go szybko.
- W lazience, przekluwa sobie warge - odparl z gorycza.
- Super! - Jenny znowu pocalowala go w policzek. - Ale impreza!
Zespól zaczal rozstawiac sprzet w salonie. Elise podeszla, zeby odciagnac Jenny.
- Przepraszam. Danielu, chcialabym cos pokazac Jennifer. - Zlapala Jenny za lokiec. - Musisz
to zobaczyc. W szafie.
Czyzby zwierzaki poszly na calosc?
Dan nie wiedzial, czym tak sie martwil. Jenny nic sie nie stalo. Moze to jest ta róznica miedzy
czternastolatkiem i osiemnastolatkiem. Kiedy masz czternascie lat, cos, co dzis wydaje sie koncem
swiata, jutro moze calkiem pójsc w zapomnienie. Kiedy masz osiemnascie lat, twoje zycie zbliza sie
wlasciwie do konca.
Och, blagam! On nawet nie skonczyl osiemnastu lat!
Zespól zaczal grac i natychmiast ludzie zaczeli podskakiwac. W ciagu ostatniej godziny do
mieszkania saczyl sie równy strumien i pokoje byly juz zapchane dzieciakami ze wszystkich pry-
watnych szkól na Manhattanie. Teraz, kiedy w drugim semestrze ostatniej klasy nie bylo wazne, czy
znali Vanesse, czy nie. Daj im tylko pretekst, zeby poszalec, a ludzie natychmiast sie zjawia.
- 131 -
Dan nie mial specjalnie ochoty na taniec i szalenstwo. Zamiast tego postanowil sie upic.
Poszedl do salonu, zlapal butelke wódki z na wpól opróznionego worka Tiphany, a polem przykucnal
pod sciana, zeby pic i patrzec na zespól. Chuck Bass tanczyl z dziewczyna z Georgetown. Swiezo
przekluty pepek dziewczyny byl zaklejony plastrem, a metalowy gwizdek na lancuszku na szyi
podskakiwal i uderzal ja w mocno zadarty nos.
Zwazywszy na to, z kim tanczy, gwizdek moze jej sie naprawde przydac.
Dziewczyna w mundurze polowym, w helmie i z tabliczka identyfikacyjna podeszla do Dana i
zasalutowala mu.
- Widziales Blair Waldorf? - zapytala.
Dan pokrecil glowa i pociagnal potezny lyk wódki. Nie byl za bardzo pewien, czym to sie
objawi, ale czul, ze jego wlasne szalenstwo jest juz calkiem blisko.
S nie panuje nad swoimi chlopcami
Serena tanczyla z dwoma gejami, stylistami z sesji zdjeciowej. Ich zólte garnitury gryzly sie z
turkusowo - czarnymi legginsami w tak jaskrawy sposób, zupelnie w stylu lat osiemdziesiatych, ze
nie miala dosc.
- Serena? - wysoki chlopak w okularach w srebrnych oprawkach pojawil sie przed nia i wzial ja
za reke. Serena przestala tanczyc, serce bilo jej szybko. To byl Drew, z Harvardu. A moze z Brown?
- Czesc - powiedziala powoli, trzepoczac sztucznymi rzesami. Wskazala na zwariowane
pasiaste legginsy i spiczaste, biale buty. - Widzisz, tak sie zwykle ubieram.
Starala sie umiescic Drew we wlasciwym miejscu. Chlopcy juz zdazyli jej sie pomieszac. Gral
na ksylofonie czy byl malarzem?
Drew usmiechnal sie lekko. Wygladal troche niepewnie W porzadnie zaprasowanym
komplecie od J. Crew i brazowych, zamszowych butach. Wygladalo to tak, jakby nie mógl sie do-
czekac, kiedy Serena powie „Zwijajmy sie z tej dziury i chodzmy na kawe gdzies, gdzie jest milo i
cicho”.
Serena zawahala sie. Chciala byc taka dziewczyna, naprawde chciala. Dziewczyna, która pije
kawe ze swoim chlopakiem. Jak para. Ale nie chciala tego dosc mocno, zeby odpuscic sobie impreze.
Nagle ktos zlapal ja w talii i pochylil naprawde mocno. Serene zatkalo, gdy spojrzala na twarz
o mocnej, kwadratowej szczece nierozgarnietego kolegi z pokoju Drew.
- 132 -
- Och! - zawolala z szeroko otwartymi oczami.
- Pamietasz Wade'a? - powiedzial Drew, sprawiajac wrazenie jeszcze bardziej speszonego. -
Upieral sie, zeby przyjechac.
Wade przyciagnal ja do siebie i pocalowal w usta. Cmok!
- Nie cieszysz sie? - zapytal.
Serena nie chciala wyjsc na latwa, ale musiala przyznac, ze sie cieszy. Jesli o nia chodzi, im
wiecej, tym weselej. Drobna kobieta o jasnorudych wlosach z grzeczna, czarna torebka od Kate
Spade przycisnieta do boku zapytala:
- Znasz Nate'a Archibalda?
Serena pokiwala glowa.
- Juz wyszedl.
Drew nadal stal obok niej, z dlonmi w kieszeni, i wygladal, jakby potrzebowal jakiegos
zajecia.
- To mój przyjaciel Drew - przedstawila go kobiecie. - Studiuje w...
- Harvardzie - dokonczyl Drew, wyciagajac dlon w ten swój niezreczny, uroczy sposób.
Na drugim koncu pokoju Whiffenpoofs zaczeli robic chórki dla Raves. Brzmieli fantastycznie.
Serena stanela na palcach i pomachala do nich, a chlopcy przeslali jej calusa. Ale czy kogos nie
brakowalo? Artysty z Brown. Czyzby nie kochal jej tak jak reszta?
Kochal i to jeszcze jak.
Ludzie tloczyli sie przy oknach, wygladajac na cos, co dzialo sie na ulicy.
- Wezmiesz mnie na barana? - poprosila slodko Wade'a.
Wade podniósl Serene do okna, a ona spojrzala ponad glowami wygladajacych, zeby
sprawdzic, co jest grane. Na ulicy ktos malowal sprayem w odcieniach zieleni i zlota. To Christian.
Jego ciemna glowa pochylala sie w skupieniu nad praca. W miare jak malowidlo nabieralo ksztaltu,
stalo sie jasne, ze to portret Sereny z zielonymi motylami we wlosach i zlotymi skrzydlami
wyrastajacymi u ramion, jakby byla jakims przepieknym aniolem.
Serena zachichotala zawstydzona krzykliwym uwielbieniem ze strony Christiana, ale
jednoczesnie rozkoszowala sie ta sytuacja. Moze tak naprawde nie szukala prawdziwej milosci. Moze
tylko.., milosci. A milosci wokól niej nie brakowalo.
- 133 -
grzechotka B podnieca N
- Idz ta strona pokoju - szepnela Blair. - Tam jedna deska trzeszczy.
Nate ruszyl za nia do pokoju dziecinnego, oswietlonego jedynie swiatlem lampki nocnej w
ksztalcie ksiezyca, w strone koszyka wylozonego biala koronka, w którym spala Yale. W kacie obok
okna stal jablkowity kuc naturalnej wielkosci, którego Nate kazal przyslac z FAO Schwarz. Patrzyl na
nich jak wartownik.
Dziecko lezalo na plecach zawiniete w rózowy kocyk. Twarzyczke mialo pomarszczona,
czerwona i nowiutka.
- Popatrz, jak jej oczka ruszaja sie pod powiekami - szepnela Blair. - Cos jej sie sni.
Nate nie potrafil wyobrazic sobie, co moze sie snic komus tak nowemu na tym swiecie, ale
podejrzewal, ze to musialo byc cos podobnego do jego snów po tym, jak solidnie przypalil. Nic sie w
nich nie dzialo, po prostu czul. I zawsze budzil sie glodny.
Blair siegnela do koszyka i wyjela srebrna grzechotke. Wygladala jak malenka sztanga.
- Nalezala do mnie, gdy bylam mala. - Obrócila ja. - Widzisz malenkie slady po zebach?
Podala grzechotke Nate'owi. Na pierwszy rzut oka wydawala sie gladka, ale kiedy przyjrzal jej
sie uwaznie, zobaczyl setki wgniecen. To zadne zaskoczenie, ze Blair od samego poczatku byla
nieposkromiona w gryzieniu, obsesyjna i agresywna. Ale teraz byl w niej spokój, jakby uspokajanie
dziecka nauczylo ja wyciszac siebie.
Nate oddal grzechotke, która halasliwie zagrzechotala. Yale natychmiast zaczela sie krecic i
szlochac, wymachiwac nózkami i rekoma we wszystkich kierunkach. Jej mala twarzyczka zmarszczyla
sie jak suszona morela.
Blair pochylila sie nad koszykiem i wziela siostre na rece.
- Csss - szepnela. - To nic takiego. Spij dalej. - Pokolysala Yale, az dziecko przestalo marudzic.
Potem polozyla je z powrotem i opatulila kocykiem. - No prosze. Spij juz - powiedziala znowu i
spojrzala na Nate'a.
- Jest piekna - powiedzial lamiacym sie glosem.
W milczeniu wzial Blair za reke i wyciagnal na korytarz. Zamknela drzwi do pokoju dziecka.
Nate objal ja mocno i przycisnal gwaltownie usta do jej warg.
- Moich rodziców nie ma w domu - szepnal jej we wlosy.
- 134 -
W mieszkaniu panowala taka cisza, ze Blair prawie slyszala bicie swojego serca. Tyler i Aaron
ogladali filmy w bibliotece, a matka z Cyrusem wyszli. Ale nie mogla pójsc do lózka z Nate'em, kiedy
Yale spala niewinnie w pokoju obok. Zamknela oczy, pocalowala go i powiedziala:
- Dobrze, jestem gotowa.
Wreszcie.
J nie moze sie doczekac skandalicznej przyszlosci
Jenny nigdy nie byla wielka tancerka, ale jak mogla nie tanczyc w tych zwariowanych
spiczastych bialych butach? Niesamowite w skórzanej turkusowej kamizelce bylo to, ze trzymala
wszystko na miejscu. Zadnego podskakiwania. Zadnego przypadkowego obijania sie. Zadnego
falowania. Ale nawet bez tej kamizelki dobrze by sie bawila. Lepiej niz dobrze.
Raves przestali grac i oglosili, ze robia sobie krótka przerwe. Za to Whiffenpoofs dopiero sie
rozkrecali.
- „Raz, dwa, i raz, dwa, trzy” - zaczeli spiewac zgodnym jak zawsze chórem a cappella. -
.Jenny, och. Jenny” - zaczeli nucic dla niej. - „Mala siostrzyczka Sereny. Jennifer. Nie sa do siebie
podobne. Jedna wysoka, druga niska, ale to najbardziej szalone dziewczyny na swiecie”.
Serena podeszla i objela Jenny, kolyszac sie w rytm piosenki. Pozostali imprezowicze krecili
sie po pokoju, nie zwracajac specjalnej uwagi na nic, skoro prawdziwa muzyka sie skonczyla.
- .Jennifer ma cyce jak donice” - zaspiewal glosno pijany Chuck Bass.
Zataczajac sie i krecac tylkiem, przeszedl obok dziewczyn. Na ramieniu mial malpe, a na
glowie wojskowy beret. W pokoju rozlegly sie chichoty.
Ups.
- Wiesz, ze kiedys to zrobili? - dziewczyna z Scaton Arms szepnela do przyjaciólki. - Przylapali
ich w pazdzierniku na imprezie. W lazience. Byla calkiem naga, a Chuck dorwal sie do niej w
toalecie.
- Myslalam, ze jest gejem - stwierdzila dziewczyna w nowiutkiej koszulce z Vasar.
- „Kazdy chce zlapac Jenny za wielkie cyce!” - zawodzil wstretnie Chuck.
- „Chuck Bass ma owlosiony tylek!” - odgryzla sie Serena. - Olej go - powiedziala do Jenny.
Ale zamiast zrobic sie sina ze zlosci i wstydu, Jenny chichotala. Dwa tygodnie temu wystep
Chucka dobilby ja. Ale teraz wszyscy smiali sie z niego, a nie razem z nim. Majac juz za soba skandal,
- 135 -
a wlasciwie dwa albo trzy, z których wyszla calo, stala sie bardziej elastyczna. Miala swoja
przeszlosc, swoja historie. Byla dziewczyna, o której ciagle sie mówi. Z wielkimi piersiami i z cala
reszta, ona - Jennifer - skazana byla na sukces.
A jesli trafi jej sie wyjatkowo paskudny zakret w zyciu i wszystko popsuje sie tak, ze nie da sie
tego naprawic, to zawsze moze wyjechac do szkoly z internatem, jak grozil jej ojciec. Wtedy bedzie
mogla stworzyc sobie nowy wizerunek. Moze nawet wróci ze szkoly z internatem i stworzy nowa
siebie, tak jak zrobila to Serena.
Moze nawet bedzie miala tylu chlopaków co Serena. Pewnego dnia.
D odkrywa nowy talent
- Moge wziac dymka, brachu? - zapytal Damian Polk, gitarzysta grupy Raves i jeden z
ulubionych muzyków Dana.
Dan byl zbyl pijany, zeby obecnosc gwiazdy zrobila na nim wrazenie. Wyciagnal pognieciona,
do polowy oprózniona paczke cameli, która otworzyl pól godziny temu. Damian zapalil papierosa
zólta plastikowa zapalniczka Dana. Gitarzysta mial na sobie plócienny brazowy plaszcz wojskowy ze
slowami po finsku - albo czyms w tym rodzaju - wypisanymi w przypadkowym ukladzie czarnym
kolorem. To byl taki plaszcz, jaki uchodzil tylko na kims naprawde slawnym.
- Nie wiesz przypadkiem, kto tu mieszka? - zapytal.
- Ja - odpowiedzial pijany Dan. - Tak jakby. Z dziewczyna. To mieszkanie jej starszej siostry,
ale ona wyjechala. - Postanowil nie wspominac o Tiphany. Wolal myslec, ze Tiphany nie istnieje. Jak
sie teraz nad tym zastanowil, to skojarzyl, ze przez caly wieczór nie widzial ani Tiphany, ani Vanessy.
Jak dlugo moze trwac przekluwanie, zastanawial sie. W glowie mu sie cmilo od wódki.
Damian pokiwal glowa w zamysleniu.
- A masz pojecie, kto napisal te wszystkie piosenki w oprawionych w czarna skóre
notatnikach, które leza w drugim pokoju?
Dan zaczal sie nagle zastanawiac, czy nie zemdlal i czy ta rozmowa przypadkiem mu sie nie
sni.
- Wiersze - poprawil go i zamrugal, slyszac radosna piosenke, która spiewali dla jego siostry
Whiftenpoofs. Wysoki chlopak w okularach w drucianych oprawkach i niska kobieta o jasnorudych
wlosach tanczyli w salonie tango. - To moje wiersze. - Spróbowal wstac, ale kostki mu sie wykrzywily
- 136 -
i znowu opadl na sciane. Jesli w koncu sie nie niszy, to sie zsika.
Damian odsunal plaszcz do tylu i przykucnal przed Danem.
- Mówie ci czlowieku, to sa piosenki.
Dan gapil sie nieprzytomnie na slynna dwunastocentymetrowa blizne, która przecinala równie
slynne czolo Damiana. Miala byc po wypadku na rowerze do akrobacji. Uszkodzilo mu tez mózg, czy
jak?
- Czlowieku, to ja je napisalem - upieral sie. - To sa wiersze.
- Piosenki. Piosenki, piosenki, piosenki. - Damian wyciagnal dlon i pomógl Danowi wstac. -
Chodz, pokaze ci.
Dan, zataczajac sie, ruszyl za Damianem, wpadajac na ludzi i belkoczac „przepraszam”.
- Kiedy zaczniecie znowu grac? - ktos wrzasnal.
- Niedlugo, dupku - mruknal Damian i pokazal fucka.
Pokój Vanessy byl równie zatloczony co salon. Pozostali czlonkowie zespolu przysiedli na
lózku i grzebali w notatnikach Dana.
- Widziales ten? Ma tytul Zdziry - powiedzial do Damiana gitarzysta basowy, pokazujac
wiersz. - To bylaby superballada milosna, wsciekla. Idealna piosenka na srodek koncertu. Zwlaszcza
po tej smiesznej Zabic fretke.
Dan gapil sie na nich. Nadal istniala spora szansa, ze sni albo umarl, po tym jak nadepnal na
niego którys z ogromnych kolesiów Tiphany z budowy.
Damian pchnal go przed siebie.
- Znalazlem goscia, który je napisal. Wyglada dosc dobrze, zeby u nas spiewac.
Dan. chwiejac sie, stanal przed reszta. Spiewac?
- A potrafi? - zapytal perkusista, obrzucajac Dana spojrzeniem od stóp do glów i ciagnac sie
za dziwaczne, przerazajace wasy. Raves mieli specyficzny styl. Troche kojarzyli sie ze starszym
bratem, troche z seryjnym morderca.
Spiewac?
Damian klepnal Dana w plecy.
- Spróbuj, co? To w koncu twoje piosenki. Zaspiewaj je tak, jak chcesz. Gramy dosc glosno,
wiec mozesz sobie powrzeszczec. - Znowu poklepal Dana. - Po prostu maja dobrze brzmiec, jasne?
- Jasne.
Poszedl za zespolem do salonu. Mial wrazenie, jakby jego cialo bylo marionetka w rekach
jakiegos maniakalnego lalkarza z pokreconym poczuciem humoru. Po chwili zorientowal sie, ze
zdejmuje koszule.
- 137 -
Cóz, w koncu byl w zespole.
Perkusista walnal kilka razy w bebny i w pokoju rozlegl sie szmer oczekiwania.
- Zagramy najpierw Zabic fretke, dobra? - zapytal Dana. Dan kiwnal glowa. Ledwo znal slowa,
ale byl tak zalany, ze ledwo artykulowal.
Goraczkowy, ostry rytm uzupelniala falujaca melodia na basie. Muzyka idealnie pasowala do
wiersza albo piosenki, czy jak to tam, do cholery, nazwac.
- .Jestes glodna? Cos tu mam dla ciebie! Zdychaj, fretko! Zdychaj!” - wrzasnal do mikrofonu
Dan. - .Zmeczylas sie? Chodz, to cie uspie! Zdychaj fretko! Zdychaj!”
- Zdychaj fretko! - zanucili w chórku Whiffenpoofs.
Pokój byl pelen i ludziom natychmiast udzielilo sie szalenstwo chwili. Zaczeli tanczyc pogo i
zrzucac ubrania.
Dan zerwal z siebie koszulke. A co, do cholery? Pokazal wszystkim fucka.
- „Chcesz wiecej? To sobie wez! Zdychaj, fretko! Zdychaj!”
No dobra, moze byl kompletnie zalany, ale i tak lepsze to niz rozczulanie sie nad soba i
siedzenie w zakurzonym kacie.
Przynajmniej teraz wiedzial, po tych wszystkich latach, ze pisal pokrecone, chore piosenki, a
nie wiersze.
V dostaje kopa w tylek
- Ej, jest tu ktos, kto nazywa sie Vanessa? - pod lazienka wrzasnal jakis facet.
- Tak? - odkrzyknela Vanessa i uchylila drzwi.
Przez ostatnie pól godziny siedziala pochylona nad urny walka i lala zimna wode na warge,
która i tak krwawila.
Facet wsadzil jej do reki telefon. Byl bez koszuli, a na piersi mial tatuaz z wezem.
- Ta sama suka dzwonila juz chyba z piec razy. Nie lapie, ze próbujemy tu sluchac muzyki?
Vanessa wziela telefon i wsunela sluchawke miedzy policzek a ramie, podczas gdy Tiphany
przykladala jej do wargi lód.
- Slucham?
- Hej, mówi twoja siostra, pamietasz mnie? - wrzasnela ze sluchawki Ruby. - Co tam do
cholery sie dzieje?
- 138 -
- Mam impreze - wyjasnila Vanessa, chociaz to wlasciwie niczego nie wyjasnialo. Ruby
doskonale wiedziala, ze Vanessa nie ma absolutnie zadnych przyjaciól poza Danem.
- Ach, szanowna jubilatka? A któz to sie zjawil na tej imprezie?
Vanessa zerknela na Tiphany.
- To twoja siostra? - zapytala Tiphany, bezglosnie tylko poruszajac ustami.
Vanessa pokiwala glowa, a Tiphany wcisnela jej do reki garsc lodu.
- Do zobaczenia potem.
Kopnieciem odsunela walajace sie po podlodze nasiakniete krwia reczniki, a wychodzac,
zostawila za soba otwarte drzwi. Kakofonia muzyki i wrzasków oraz smród papierosów i wódki prawie
zwalil Vanesse z nóg.
- Czy to Raves.., na zywo? MTV zatrudnilo cie do nakrecenia klipu, czy co? - dopytywala sie
Ruby.
- Nie bardzo wiem - odparla szczerze Vanessa.
Wiedziala, ze impreza nabrala rozmachu od czasu, kiedy zniknela w lazience, ale nie zdawala
sobie sprawy, do jakiego stopnia.
- W kazdym razie mieszka z nami Tiphany.
- Jaka Tiphany?
- Tiphany. Dalas jej klucz. Powiedziala, ze pozwolilas jej zatrzymac sie tak dlugo, jak bedzie
chciala. Spi na twoim lózku.
Ruby przez chwile milczala.
- Czekaj no, chyba wiem, o kim mówisz. Ma fretke, tak? Zjawila sie z cala ta historyjka, jak to
podrózowala po swiecie i robila przerózne rzeczy. I potrzebuje miejsca, gdzie przez jakis czas
moglaby przekiblowac?
Zgadza sie.
- Nie moge uwierzyc, ze nadal ma klucz. Nie pamietasz tej historii o dziewczynie, która
pomieszkiwala cichaczem w mieszkaniu, kiedy sie do niego wprowadzilam? W koncu zmusilam
gospodarza, zeby sie jej pozbyl. Przez caly czas zachowywala sie, jakbysmy byly najlepszymi
przyjaciólkami.
To bardzo przypominalo Tiphany.
- Ale ona nawet nie jest stad - zawahala sie Vanessa. - Ona jest z calego swiata. Teskni za
podrózami. - To byla ulubiona kwestia Tiphany, ale kiedy Vanessa ja powtórzyla, zabrzmiala
idiotycznie.
- To chodzacy przypal - poprawila ja Ruby. I pasozyt. Zaloze sie, ze odkad sie zjawila, ani razu
- 139 -
nie placila za jedzenie, ani nic takiego. Moze z wyjatkiem alkoholu.
Vanessa nie wiedziala, co powiedziec. To byla prawda. Przez ponad tydzien wraz z Danem
praktycznie zywili Tiphany.
- Poza tym nie wolno trzymac zwierzat w tym domu. Przez fretke moga nas eksmitowac.
Wykop ja, skarbie. W porzadku?
Vanessa prawie sie rozplakala. Jak mogla byc tak glupia, zeby pozwolic dziewczynie, której
nawet nie znala, przejac kontrole nad wlasnym zyciem? Historia jak z Trujacego bluszczu, okropnego
filmu z Drew Barrymore, który sama wypozyczyla, do czego Vanessa musiala przyznac sie z pewnym
zazenowaniem. Zla dziewczyna grana przez Drew wprowadza sie do niewinnej panienki i kompletnie
niszczy jej zycie.
- Zadzwonie jutro, dobrze? - obiecala Ruby.
- Dobrze. - Vanessa rozlaczyla sie.
Dlonie jej drzaly. Rzucila telefon do umywalki i wpadla do salonu, zapominajac o krwawiacej
wardze.
Chryste.
W mieszkaniu byly tlumy. Dziewczyny z Constance Billard, Seaton Arms i innych szkól, z
którymi Vanessa wolala nie miec nic do czynienia, tanczyly pogo i ocieraly sie tylkami o biodra
chlopaków ze Swietego Judy i Riverside. Czlonkowie ekipy budowlanej Tiphany, którzy - jak
podejrzewala teraz Vanessa - byli zawodowymi wlamywaczami, albo jeszcze gorzej, atakowali sciane
salonu oskardem. Fretka Tiphany i malpa Chucka ganialy sie i oblapialy na materacu Ruby. Sama
Tiphany stala przed telewizorem i puszczala dla wszystkich jeden z filmów, który Vanessa zrobila
pare miesiecy temu. Ale gdzie byl Dan? Czy to ona go ignorowala, czy on ja?
Przepychajac sie przez tlum, Vanessa rzucila sie na Tiphany i wyszarpala jej z reki pilota.
- To prywatna rzecz! - wrzasnela, wytyczajac telewizor. Po trochu czula, jak wraca jej dawne,
wsciekle, okropne ja.., i to bylo cudowne uczucie. A jeszcze bardziej wkurzalo ja to, ze to Tiphany je
ukradla.
Zuch dziewczyna.
Tiphany zasmiala sie tym swoim glupawym, glosnym smiechem, który mówil: „czy nie
jestesmy najlepszymi przyjaciólkami?”
- Dan to nudny poeta i kiepski aktor, ale polacz obydwu i patrz, co otrzymasz! - Wskazala na
drugi koniec salonu.
Vanessa spiorunowala ja wzrokiem i odwrócila sie, zeby zobaczyc, co jej pokazywala. Nic
rozumiala, jak mogla tego nie zauwazyc. Na obróconej skrzynce od mleka stal Dan, spocony i bez
- 140 -
koszuli. Gryzl mikrofon, wypluwajac slowa wierszy i udajac, ze to piosenki. Odwrócila sie z
powrotem. Zajmie sie nim pózniej.
- To bluzka mojej siostry - stwierdzila spokojnie. - Odlóz ja z powrotem.
Tiphany otworzyla usta.
- Masz na sobie jej spodnie.
- Ale to moja siostra. Oddawaj bluzke - rozkazala Vanessa. - A potem poszukaj swoich
przyjaciól, cholernej fretki i wynos sie stad, do cholery.
Nagle ogarnela ja zlosc, która narastala w niej od rozmowy z siostra. To byly jej urodziny, a
wszyscy mieli kompletnie w nosie fakt, ze niszcza jej mieszkanie.
- Wypieprzac stad! - wrzasnela. - Macic wszyscy stad wypieprzac!!
Oczywiscie nikt jej nie slyszal, nie ponad zgielkiem pijackiego zawodzenia Dana.
Vanessa miala jednak jedna przewage. To bylo jej mieszkanie i wiedziala, gdzie jest skrzynka
z bezpiecznikami. Przepychajac sie obok na wpól nagiego, spoconego chlopaka i jego zataczajacej
sie, zalanej dziewczyny, wpadla do kuchni, weszla na blat i otworzyla metalowa skrzynke nad
kuchenka. Pstryknela kilkoma przelacznikami i muzyka ucichla, a jedyne swiatlo, które zostalo,
swiecilo nad jej glowa.
- Wszyscy wynocha! - wrzasnela ponownie.
Jej usta rozdziawily sie nienaturalnie szeroko, jak u Lucy w Fistaszkach, gdy powaznie
wkurzyla sie na Charliego Browna. Bolalo to jak cholera, bo miala swiezo przekluta warge.
- Co, do cholery? - zapytal gosc w samych pomaranczowych bokserkach.
- Kto to, do cholery, jest? - jeknela jego dziewczyna.
Ale to byly dobrze wychowane dzieciaki, a nikt nie lubi siedziec na imprezie, na której nie jest
mile widziany. Powoli ludzie zaczeli wychodzic. Vanessa miala nawet wrazenie, ze slyszy odlegly
odglos oskarda, obijajacego schody.
Usiadla na kuchence, uderzajac wojskowymi butami o drzwiczki piekarnika, i patrzyla, jak
wszyscy wychodza.
- Dlaczego nie poprosila, zebysmy sciszyli, czy cos takiego? - ktos burknal.
- Co mamy teraz zrobic? Jest dopiero pólnoc - narzekal ktos inny.
Oczywiscie Chuck Bass znalazl idealne rozwiazanie.
- Przenosimy impreze do mnie!! - wrzasnal, zabierajac malpe i wsadzajac ja pod koszule.
Objal dwie blondynki z Georgetown. - Mozecie nawet u mnie zanocowac, jesli chcecie.
Tiphany przeszla obok kuchni w samym czarnym staniku, który prawdopodobnie tez nalezal do
Ruby. Rzucila czyms w Vanesse.
- 141 -
- Masz te cholerna koszulke.
Vanessa nie uwazala, zeby tego typu zachowanie zaslugiwalo na reakcje. Patrzyla z
zadowoleniem, jak Tiphany lapie fretke za skóre na karku i ciagnie marynarski worek przez salon w
strone drzwi.
Nie grozi jej bezdomnosc. Chuck ma mnóstwo wolnego miejsca.
V i D, i slowa
Wychodzili juz ostatni maruderzy. Vanessa wlaczyla z powrotem korki i ogladala teraz szkody.
Bedzie musiala wynajac ekipe do sprzatania, bo inaczej sobie nie poradzi. Moze znajdzie sposób,
zeby obciazyc kosztami Tiphany.
Dan na czworakach szukal koszuli i butów. Nierówna grzywka opadla mu na oczy, wiec
praktycznie nic nie widzial.
Vanessa zeskoczyla z kuchenki.
- Mozesz zostac - powiedziala cicho.
W koncu to, co sie stalo, to jej wina. Gdyby nie dala sie tak wciagnac tym bzdurnym
opowiesciom Tiphany, mieszkaliby razem z Danem i swietnie by sobie dawali rade, zamiast pograzyc
sie w tej katastrofie.
Dan znalazl jeden but Pumy i wlozyl go. Zawsze to lepsze niz nic. Wstal. Dolna warga Vanessy
byla pokryta zaschla krwia, ale mimo to Vanessa wygladala lepiej, niz on sie czul.
- Musze dogonic kapele. Chca, zebym dla nich spiewal - wybelkotal pospiesznie.
Vanessa nie miala pojecia, o czym Dan mówi. Moze gdyby usiedli razem i porozmawiali tak
jak zawsze, sprawy by sie nie wyjasnily.
- To moje urodziny - przypomniala mu, próbujac panowac nad lamiacym sie glosem. -
Przeczytasz mi wiersz, który dla mnie napisales?
Dan pokrecil glowa.
- To piosenka, to wszystko sa piosenki.
- Niewazne. - Vanessa wyjela kartke z szuflady w lazience, cieszac sie, ze zadna wscibska
dziewczyna nie grzebala tam, szukajac zelu do wlosów albo czegos w tym rodzaju, i nie zabrala
wiersza.
Podala Danowi kartke i usiadla naprzeciw niego. Co za ulga - wreszcie byli sami, nawet jesli
- 142 -
sciany wokól nich sie kruszyly.
Serce nadal walilo Danowi jak oszalale, ale reszta ciala powoli sie uspokajala. Przeczytal
wiersz uwaznie. Jezyk mu sie platal od alkoholu i zmeczenia.
rzeczy które kochasz
czarne
podkute buty
martwe golebie
brudny deszcz
ironia
ja
rzeczy które kocham
papierosy
kawa
ty i twoje ramiona z kosci sloniowej
ale te rzeczy
zaczynaja sie nam gubic
- To piosenka, prawda? - zauwazyl Dan. - To znaczy slowa brzmialyby o wiele lepiej z muzyka.
- Spróbowal przeczytac wiersz jeszcze raz dla siebie, ale slowa zaczely tanczyc na stronie i nie mógl
juz ich zrozumiec. Wiedzial, ze napisal je z jakiegos powodu, ale nie mógl go sobie przypomniec.
Vanessa sapnela w smieszny sposób. Dan spojrzal na nia i zobaczyl, ze placze, z trudem
lapiac powietrze i dlawiac sie, jak ktos, komu rzadko zdarza sie szlochac. Jeszcze chwile temu Dan
swietnie sie bawil, wrzeszczac na cale gardlo do mikrofonu. Jak to sie stalo, ze nagle wszystko jest
na powaznie?
Vanessa wziela go za reke. Twarz miala mokra i w plamach. Lecialo jej z nosa, a w dolnej
wardze miala zakrwawione srebrne kólko.
- Sluchaj, wiem, ze wszystko sie pochrzanilo, ale bedzie dobrze. Podoba mi sie twój wiersz.
Podobaja mi sie brzydkie rzeczy. Oboje lubimy, gdy rzeczy nie sa idealne, prawda?
Reka Dana lezala bezwladnie w jej dloni. Dan wiedzial, ze Vanessa mówi cos waznego, ale
nie mógl sie skupic. Potrzebowal papierosa, ale z tego, co kojarzyl, skonczyly mu sie. A moze jego
- 143 -
papierosy sa w drugim bucie?
- Musze znalezc but - stwierdzil.
Lzy nadal plynely. Vanessa zlapala go mocniej za reke. Zdesperowana chciala skonczyc to, co
zaczela. Wyjasnic mu, co znaczyl dla niej jego wiersz i ile bylo w nim prawdy.
- Nie musimy pójsc do tej samej szkoly ani nawet razem mieszkac. Mozemy po prostu byc. -
Otarla nos grzbietem drugiej dloni. Na pasiastych spodniach widac bylo kropelki krwi. Potarla je ze
zloscia. - Niezaleznie od tego, co zrobimy, zawsze w pewnym sensie bedziemy razem, racja?
Dan kiwnal glowa.
- Racja - zgodzil sie automatycznie.
Nie zeby nie rozumial jej bólu, ale w tym momencie nie mógl rozmawiac o czyms tak
powaznym.
Vanessa pokrecila glowa w milczeniu. Wytarla znowu nos, pochylila sie i pocalowala go w
usta. Dan próbowal odwzajemnic pocalunek, ale bal sie, ze sprawi jej ból.
- W porzadku. - Puscila jego dlon i spróbowala sie usmiechnac. - Wynos sie. Zostan gwiazda
rocka, czy kim tam chcesz.
Dan popatrzyl na nia. Rzucala go?
Zalapal.
- Mozesz wreszcie wyjsc?! - Vanessa pchnela go w piers, próbujac zapanowac nad kolejnym
atakiem placzu.
Dan, gramolac, sie wstal. Ledwo widzial podloge, tak byla zawalona petami, pustymi
butelkami, porzuconymi ciuchami i zniszczonymi szpargalami.
- Wróce jutro i pomoge ci sprzatac - zaproponowal nieporadnie i pokustykal przez warstwy
smiecia.
Jasne, bo jutro obudzi sie swiezy i wypoczety, gotowy wlozyc gumowe rekawiczki i zlapac
scierke oraz plyn do mycia podlóg.
B i N robia to naprawde
- Nadal go masz? - Blair zdjela z oparcia krzesla przy biurku ciemnozielony kaszmirowy sweter
w serek - który podarowala Nate'ow i ponad rok temu - gdzie zostawil go wczoraj wieczorem.
Przewrócila sweter na lewa strone, zeby sprawdzic, czy zlote serduszko, które wszyla do rekawa,
- 144 -
nadal tam jest. Bylo.
Nate stal posrodku pokoju, obserwujac ja. Chcial sciagnac z niej ciuchy, zlapac ja i rzucic na
lózko, ale wiedzial z doswiadczenia, ze Blair lubi robic wszystko po swojemu, wiec musial czekac.
Blair odlozyla sweter i przeciagnela dlonia po modelu lódki, który stal na biurku Nate'a. Obok
niego stalo zdjecie Nate'a i jego kolegów ze Swietego Judy, trzymajacych dwie wielkie ryby, które
zlapali w czasie wyprawy w Maine. Z jego silnymi, opalonymi ramionami, szerokim, snieznobialym
usmiechem, zlocistobrazowymi wlosami i blyszczacymi, zielonymi oczami. Nate byl najprzystojniejszy
ze wszystkich. Rzecz jasna od dawna zdawala sobie z tego sprawe.
Nic wiedziala, na co czeka. Nie zwlekala celowo. Po prostu nie byla z nim sam na sam w ten
cudowny, intymny sposób od tak dawna, ze teraz rozkoszowala sie kazda chwila. A najzabawniejsze
bylo to, ze za kazdym razem - a bylo tych razów wiele - kiedy myslala, ze zaraz pójda do lózka,
zaczynala sie denerwowac, krecic i nie potrafila przestac gadac. Ale nie tym razem.
- Chcesz posluchac jakiejs muzyki? A moze wlaczyc jakis film? - zapytal, zastanawiajac sie.
czy powinien wprowadzic odpowiedni nastrój. Szkoda, ze nie mial zadnych swiec, kadzidelek albo
czegos takiego. Olejku do masazu? Kajdanek?
No dobra, nie rozpedzajmy sie.
Blair podeszla do pólki z ksiazkami i zapalila smieszna lampke w ksztalcie globusa, która Nate
mial od piatego roku zycia. Potem wylaczyla górna lampe. Swiatlo z globusa zmieszalo sie z
ksiezycowym blaskiem wpadajacym przez swietlik nad nimi, oblewajac pokój delikatna, blekitnawa
poswiata.
- O, prosze. - Zrzucila pantofle na plaskim obcasie od Kate Spade. Paznokcie u stóp miala
pomalowane na ciemnoczerwono. Nawet dla niej wygladaly seksownie. Usmiechnela sie szeroko do
Nate'a. - Chodz tu.
Zrobil, jak powiedziala. Wsuwajac dlonie pod jej bluzke, pomógl Blair ja zdjac, podczas gdy
ona prawie urwala mu glowe, sciagajac jego koszulke. Stanik miala cieniutki, bialy i bez drutów.
Kiedy go zdjela, polecial na podloge lekko jak papierowa chusteczka.
Nate nie ustepowal pola. Juz wiele razy doszedl tak daleko i nie zdziwilby sie, gdyby matka
Blair zapukala teraz do drzwi i oznajmila im, ze ma trojaczki i wlasnie rodzi pozostala dwójke.
Blair objela go za szyje i przycisnela sie do niego. Za kazdym razem, gdy wyobrazal sobie, jak
to robia, umieszczala siebie i Nate'a na miejscu aktorów w milosnej scenie ze starego filmu. Audrey
Hepburn i Gary Cooper w Milosci po poludniu. Kathleen Turner i William Hurt w Zarze ciala. Ale to
bylo jeszcze lepsze, bo dzialo sie naprawde i bylo takie przyjemne.
Nie potrafil sie powstrzymac, wiec caly czas ja calowal. Poprowadzila jego dlon w dól, do
- 145 -
dzinsów, a potem siegnela do jego Spodni No dobrze, moze wiec nikt nie zapuka do drzwi i niebo nie
zwali im sie na glowy. Moze tym razem naprawde im sie uda.
Pchnela go na lózko. Zrzucili z siebie spodnie i bielizne. Zostali juz tylko oni. Pocalowali sie
znowu w kazde mozliwe do calowania miejsce, az stalo sie jasne, ze nalezy przedsiewziac pewne
kroki. Nate pogrzebal w szufladzie biurka w poszukiwaniu prezerwatywy.
Nadeszla ta niezreczna chwila.
Tyle ze nie bylo w niej nic niezrecznego. Blair bez slowa wziela od Nate'a prezerwatywe,
przebiegla pocalunkami w dól jego ciala i ostroznie nalozyla kondom, jakby zakladala delikatna
dziecieca skarpetke na nózke Yale. Prosze. Od razu lepiej.
Nate zapomnial juz, jak to jest byc z Blair. Ze dotykanie jej nie przypomina oblapiania w
nawiedzonym domu, gdzie na oslep musi odgadnac, gdzie co jest, i co rusz wpadal na sciany. Przy
Blair po prostu wiedzial. Wszystko wydawalo sie na swoim miejscu.
Blair nawet nie musiala powiedziec Nate'owi, zeby zwolnil. Byli tak zgrani, ze wystarczylo
tylko zamknac oczy, objac go rekoma, lekko wygiac plecy i poczuc to.
Ta - dam!
Kiedy bylo juz po wszystkim, lezeli na plecach, trzymali sie za rece i usmiechali do sufitu, bo
wiedzieli, ze za kilka minut beda mogli zrobic to jeszcze raz. Moga spedzic reszte zycia, robiac to,
jesli tylko beda chcieli. Przysylano by im jedzenie do skrzydla domu Nate'a. Mogli zdac ostatnie
egzaminy przez Internet.
- Moze nawet nie pójde do college' u - zastanawial sie Nate. Po co mialby isc, skoro tu
czekalo go tylko przyjemnosci. Pocalowal ja w reke. - Moglibysmy razem zeglowac po swiecie. Prze-
zywac rózne przygody.
Blair zamknela oczy i spróbowala wyobrazic sobie zeglowanie wokól swiata razem z Nate'em
na jachcie wybudowanym specjalnie dla nich.
- Codziennie nosilabym inne bikini od Missoni i mialabym najpiekniejsza opalenizne -
szepnela na glos.
W myslach rozwijala swoja fantazje. Mieliby mocne i napiete ciala od pracy na jachcie i od
diety, skladajacej sie z surowych ryb, wodorostów i szampana. Nocami kochaliby sie pod gwiazdami,
a rankami kochaliby sie przy dzwieku mewich wrzasków. Mieliby sliczne, opalone, jasnowlose dzieci
o zielonych oczach, które plywalyby jak delfiny i zawsze biegaly nago. Zatrzymywaliby sie w
egzotycznych portach, gdzie miejscowi tanczyliby dla nich i dawali im podarunki z rzadkich kamieni i
futer. W koncu zebraliby takie skarby, ze byliby znani na swiecie jako najbogatsi zeglarze, a piraci
scigaliby ich, zeby ich ograbic i porwac ich niewiarygodnie piekne dzieci w stylu modeli Ralpha
- 146 -
Laurena. W tym czasie, nie majac nic innego do roboty, ona i Nate zdobyliby czarne pasy karate.
Pokonaliby wszystkich piratów i potopili ich w pelnym rekinów morzu. A potem pozeglowaliby w
swietle ksiezyca, cali i zdrowi, i kochaliby sie jeszcze bardziej niz wczesniej.
Wszystko mozliwe.
- A moze oboje pójdziemy do Yale - powiedziala z nadzieja.
Pewien lekarz ze szpitala matki zostawil dzis wiadomosc u portiera. Zamierzal
zarekomendowac Blair na kurs przygotowujacy do studiów medycznych na Yale. Nigdy nie brala pod
uwage medycyny, ale jesli dzieki temu mogla sie dostac do Yale, to czemu nie?
- Bede gral w lacrosse i specjalizowal sie w geologii - mruknal Nate.
- Aha - zgodzila sie sennie Blair.
Nate przekopywalby lasy w Connecticut w poszukiwaniu skal i nosil sliczne swetry, które
dziergalaby mu w czasie dlugich wykladów na kursie przed medycyna. Wszystkie dziewczyny z zajec
podkochiwalyby sie w blyskotliwym, mlodym biologu, który - tak by sie skladalo - bylby doradca Blair,
ale ona nawet nie zwrócilaby na niego uwagi. Nie widzialabym swiata poza Nate'em.
- I mieszkalibysmy razem - powiedziala na glos.
W sypiacym sie, starym wiktorianskim domu zaraz obok kampusu. Grzaliby na piecyku
jablecznik i piekli pianki z czekolada.
Nate wyszczerzyl radosnie zeby.
- Kupimy sobie doga.
- Nie, dwa dogi i dwa koty - poprawila go Blair.
I tak byliby zajeci studiami i kochaniem sie na antycznym lózku w trzeszczacej wiktorianskiej
sypialni, ze zapomnieliby o obcinaniu wlosów i kupowaniu nowych ciuchów. Wygladaliby jak hipisi, a
i tak ukonczyliby studia z wyróznieniem.
- I pobierzemy sie - szepnal.
- Tak. - Blair uscisnela jego dlon pod przescieradlem.
Beda mieli wspanialy slub w katedrze Swietego Patryka, a kiedy wróca z rocznej podrózy
poslubnej na poludniu Francji, zamieszkaja przy Piatej Alei w apartamencie wychodzacym na park.
Ona zostanie naczelnym chirurgiem w Nowym Jorku, a on zastanie w domu z czwórka ich
zlotowlosych, zielonookich dzieci i bedzie budowal lodzie w salonie. I zawsze bedzie pakowal jej na
lunch batonik Hershey's Kiss, zeby wiedziala, jak ja kocha.
Blair odwrócila sie i oparla glowe na piersi Nate'a. Mozliwosci bylo nieskonczenie wiele, ale
nie musieli decydowac sie juz teraz. Teraz mieli tylko postanowic, czy od razu zrobia to jeszcze raz,
czy poczekaja kilka minut i wtedy to zrobia.
- 147 -
Slyszala bicie jego serca, szybkie i glosne. Podniosla glowe i pocalowala go.
Po co czekac?
tematy ? wstecz dalej ? wyslij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostaly zmienione lub skrócone, po to by
nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
WEDRUJACE SZALENSTWO
Kiedy ostatni raz sprawdzalam, wszyscy nadal oddychali, chociaz ledwo - ledwo. Czy ostatnia noc -
która przeciagnela sie do póznego popoludnia dzisiejszego dnia - liczy sie jako jedna impreza, czy
dwie? Czy to byli prawdziwi Raves, czy tez jakas dziwaczna kapela z Williamsburga, która sie
podszywa pod nich? I czy nasz ulubiony poeta z Upper West Side naprawde byl tak pijany, ze nie
mógl znalezc drugiego buta? Nie zeby to mialo jakis wplyw na jego spiew. Wlasciwie na
Manhattanie wypadl jeszcze lepiej niz na Brooklynie, ale moze dlatego, ze do tego czasu wszyscy
bylismy juz wesolutcy. Moja ulubiona czesc wieczoru to ten moment, gdy blondynki w takich samych
bluzach z Georgetown, z gwizdkami i z pepkami zaklejonymi plastrem, odstawily male widowisko w
stylu cheerleaderek, zeby rozgrzac muzyków, a potem zaprosily wszystkich chlopaków do sypialni,
zeby pobawic sie w butelke. A ja slyszalam, ze dziewczyny z Georgetown sa takie cnotliwe.
Dwie znane osoby nie pojawily sie do konca wieczoru i nadal nikt ich nie widzial. Mówi sie, ze
zniknely razem i ze przez reszte roku szkolnego bedziemy widywac je razem, bo milosc to piekna
rzecz, i takie tam, bla, bla, bla. Jestem pewna, ze potrafimy wymyslic kilka niespodzianek, aby
uczynic ich zycie ciekawszym, prawda?
Wasze e - maile
- 148 -
P: Droga P!
Martwie sie o moja siostre. Urzadzila ostatniej nocy ogromna impreze na Brooklynie i sporo
sie tam dzialo. Pewnie tam bylas. Nic jej nie jest?
rb
O: Droga rb!
Gdy nas wywalala z domu, byla zbyt wsciekla, jak na osobe, której grozilo trwale kalectwo.
My, dziewczyny, jestesmy dosc wytrzymale. Chociaz chwile potrwa, nim zagoi jej sie warga.
No i zdecydowanie przyda jej sie pomoc w sprzataniu.
P
P: Droga P!
No dobra, wiec pojechalysmy taki kawal do Nowego Jorku, zeby zwerbowac te dziewczyne
do naszej szkoly, a ona zniknela. A potem prawie zlamalysmy pakt, który przez ostatnie dwa
lata praktycznie byl nasza misja zyciowa. To jej wina. Nie chcemy, zeby uczyla sie w naszej
szkole i zeby byla w naszym stowarzyszeniu.
beca
O: Droga beco!
Nie jestem pewna, jak moge wam w tym momencie pomóc. Ale nadal macie siebie,
prawda?
P
Na celowniku
S ma gosci na póznym sniadaniu w swoim mieszkaniu przy Piatej Alei. Sami faceci. Wedlug obslugi
stól nakryto dla czternastu osób.
J i D rozdaja autografy przed studiem MTV. Moze jeszcze nie sa stawni, ale jesli zachowujesz sie jak
stawna osoba, mozesz wycisnac swiat jak cytrynke. V rozwiesza ogloszenia „szukam wspóllokatora”
w calym Williamsburgu. C i jego kumpelka o fioletowoczarnych wlosach woza swoje zwierzaki w
wózku dla lalek w zoo przy Central Parku. C chyba znalazl idealna opiekunke dla swojej malpy na
czas, gdy w przyszlym roku wyjedzie do West Point. Zaginione osoby: B i N. Ostatni raz widziano ich
okolo dwudziestej trzeciej trzydziesci, jak wybiegali z jej mieszkania na rogu Siedemdziesiatej Drugiej
- 149 -
i Piatej Alei w strone jego domu na rogu Osiemdziesiatej Drugiej i Park Street.
Nadal kreci mi sie w glowie od widoku malp, fretek i dziewczyn w turkusowych kamizelkach, ale nie
mam az takiego kaca, zeby nie rzucic kilku pytan:
Czy D i V nadal sa razem, czy zostali tylko przyjaciólmi? I kogo wlasciwie szuka jako wspóllokatora?
Czy D zostanie miedzynarodowym bogiem rocka?
Czy B dostanie sie w koncu do Yale? Czy bedzie musiala wstapic do wojska i zostac lekarzem, zeby
tego dokonac?
Czy B, N i S pójda razem na Yale? Czy to dobry pomysl?
Czy J zostanie stawna i niedostepna supermodelka? A moze znowu narozrabia i bedzie musiala
wyjechac do szkoly z internatem, zeby uciec przed swidrujacym wzrokiem przechodniów?
Czy N zdradzi jeszcze kiedys B? A jesli tak, czy zrobilby to ze mna?
Wiem, ze nie mozecie sie doczekac odpowiedzi. Ale najpierw, prosze, wróccie do domu i
odpocznijcie.
Wiem, ze mnie kochacie.
- 150 -