SUSAN CROSBY
Prawie miodowy miesiąc
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Obserwował ją od siedmiu godzin, odkąd tylko wyszła z
domu o fasadzie pokrytej ciemnym piaskowcem i udała się
taksówką
na
bostońskie
lotnisko
Logan.
Utrzymując
odpowiednią odległość, przeszedł za nią przez odprawę.
Następne pół godziny spędził w hali odlotów, gdzie udawał, że
czyta jakiś brukowiec, podczas gdy ona wystukiwała coś
pospiesznie na podręcznym komputerze, nieświadoma tego, że
ktoś ją śledzi. Przez cały ten czas rozmawiała tylko zjedna
osobą, właścicielem podobnego laptopa, wymieniając uwagi na
temat tego jakże przydatnego w podróży urządzenia.
Tuż przed odlotem zebrała bagaże, a on szedł za nią do
samolotu,
uważnie
przyglądając
się
współpasażerom.
Zastanawiał się, który z nich mógłby przeszkodzić mu w
pomyślnym wypełnieniu zadania.
W czasie podróży przejrzał informacje o niej, które
przekazano mu poprzedniego dnia. Fakty były następujące:
Paige O’Halloran; lat dwadzieścia osiem; jedyne dziecko
Patricka O’Hallorana, właściciela trzeciej co do wielkości linii
żeglugowej; ukończyła Smith College, a potem Uniwersytet
Harvarda. Od pięciu lat zatrudniona w firmie ojca na stanowisku
specjalisty od spraw finansowych.
I jeszcze jedno - ostatnio zrobiła coś, co do niej zupełnie nie
pasowało, a czego skutkiem było jego obecne zajęcie.
Do podanych faktów dodał jeszcze swoje obserwacje. Był
pewien, że panna Paige często podróżuje, bo gdy tylko usiadła
w samolocie, zsunęła z nóg szpilki i włożyła miękkie pantofelki,
przypominające baletki. Nie oglądała filmu. Natychmiast zajęła
się komputerem, nie zwracając uwagi na turbulencje. Kiedy
zaczynało rzucać samolotem, przytrzymywała laptop mocno
jedną ręką, podczas gdy drugą pośpiesznie wystukiwała, dane.
W chwilach odpoczynku zamiast najnowszej powieści
przeglądała czasopisma poświęcone ekonomii.
1
RS
Dwukrotnie udała się do toalety i gdy przechodziła koło
niego, ze zdziwieniem stwierdził, że jej ciemnozielona spódnica
i kremowa bluzka nie są pogniecione. Włosy ciągle były upięte
w elegancki kok, a makijaż pozostał nieskazitelny. Tylko raz
podczas lotu opuściła oparcie i przez kilka minut odpoczywała z
zamkniętymi oczami, ale nie zasnęła. Zjadła wegetariański
posiłek, wypiła szklaneczkę kalifornijskiego wina Chardonnay,
a dwie czekoladki podane na deser wsunęła do teczki, z
uprzejmym uśmiechem dziękując stewardowi.
Wszystko to świadczyło o tym, że jest pewna siebie i
całkowicie się kontroluje.
Jej wygląd zaprzeczał tej charakterystyce - była delikatna,
niemal krucha, pełna kobiecego wdzięku, o niezwykle jasnej
cerze. Mimo że wysoka, miała bardzo szczupłą sylwetkę.
Paige O’Halloran nie należała do istot rzucających się w oczy,
do osób, których wygląd przyciąga wzrok i świadczy o tym, że
są wyjątkowe.
Gdyby nie wiedział o jej niefortunnej przygodzie, byłby
pewien, że jest zadowolona ze swojego życia. Ale jednym nie
przemyślanym
czynem
zniszczyła
wizerunek
w
pełni
szczęśliwej osoby, co spowodowało, że zaczęła go intrygować, a
w jego zawodzie było to bardzo niebezpieczne.
Jego rozmyślania przerwał cichy, melodyjny głos, który
poinformował pasażerów o zbliżającym się końcu podróży.
Pasażerowie zaczęli się przeciągać, porządkować gazety, a on
wykorzystał tę chwilę, by pójść do toalety. Kiedy wracał na
swoje miejsce, jego podopieczna, składając komputer, upuściła
na podłogę dyskietkę.
Pochylił się, by ją podnieść, i owiał go zapach delikatnych
perfum. Ze wszystkich jego zmysłów najbardziej rozwinięty był
węch. Wyczuwał wszystkie zapachy, nawet te przytłumione
perfumami. Rozpoznawał woń strachu, podniecenia, a poza tym
potrafił określić najprzeróżniejsze rodzaje perfum, wód
kolońskich i wód po goleniu.
2
RS
Tym razem ze złością stwierdził, że ma trudności. Wciągnął
głęboko zapach jej perfum, by go zapamiętać, ale denerwowało
go, że nie zna ich nazwy. Rozpoznał jaśmin zmieszany z
odrobiną
róży.
Ale
ostateczny
zapach
nie
zawierał
zdecydowanie kwiatowej nuty. Doszedł do wniosku, że ma dość
czasu, by zająć się jego analizą później,
Kiedy podnosił dyskietkę, zauważył brzeg pończochy
opinający udo. Pasek do pończoch? Ta opanowana, elegancka
kobieta nosi pończochy?
Zaskakujące. Psuło mu to cały jej obraz. A jeszcze przed
chwilą mógłby się założyć o cały swój majątek, że Paige zawsze
chodzi w rajstopach.
Ujrzał dłoń wyciągniętą w swoim kierunku. Natychmiast
zauważył krótkie, nie polakierowane paznokcie świadczące o
tym, że ich właścicielka stale pracuje na komputerze i że przede
wszystkim ceni sobie prostotę. Z ulgą odnotował, że chociaż raz
fakty pokrywają się z jego wcześniejszymi informacjami na jej
temat.
- Dziękuję - powiedziała i popatrzyła na niego pytająco, bo
zwlekał z oddaniem dyskietki.
Oczy Paige były brązowe, ale chwilami przebijał w nich
odcień błękitu, a może zieleni. Nie potrafił tego jednoznacznie
określić.
- Proszę bardzo - wymamrotał i szybko wrócił na swoje
miejsce. Starał się zapomnieć zarówno o perfumach, jak i o tych
przeklętych pończochach, które zupełnie nie pasowały do tej
kobiety. Nie powinien zawracać sobie głowy takimi głupstwami.
Nie mógł pozwolić sobie na żadne odstępstwa od ustalonego
trybu postępowania.
Miał przecież określone zadanie do wykonania.
Paige O’Halloran zwolniła kroku, gdy zobaczyła na lotnisku
w San Francisco umundurowanego mężczyznę z tabliczką, na
której widniało jej nazwisko. Podeszła do niego zdziwiona i
przedstawiła się
3
RS
- Dobrze, że już pani tu jest.
Miała przed sobą mniej więcej pięćdziesięcioletniego
mężczyznę, bardziej przypominającego boksera niż kierowcę.
Nie podobał się jej jego złamany nos ani pokiereszowana twarz.
- Nie zamawiałam samochodu - powiedziała stanowczo.
Wtedy mężczyzna wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i podał
jej. Był to faks wysłany przez ojca, w którym prosił, by
odebrano ją z lotniska.
- Pójdę z panią po bagaż i zaniosę go do samochodu -
powiedział, zabierając jej z rąk teczkę i komputer. Potem
skinieniem głowy nakazał jej, by poszła za nim.
To nie były jej urodziny, więc dlaczego ojciec zrobił jej taką
niespodziankę? Właściwie to już czuła się niepewnie, kupując
bilet pierwszej klasy. Ojciec wiedział, że nie szafowała
pieniędzmi firmy. Nazywała to odpowiednim ukierunkowaniem
przepływu gotówki. Według niego były to niepotrzebne,
niczemu nie służące oszczędności. Ale Paige ciągle jeszcze
pamiętała trudne lata.
Stała przy taśmie bagażowej. Splotła dłonie, bo tak naprawdę
nie wiedziała, co ma z nimi robić - nie trzymała przecież teczki.
Miała tylko przewieszoną przez ramię małą torebkę, w której
był portfel i klucze. Uspokoiło ją tylko to, że teczka i komputer
były bezpieczne w rękach kierowcy. Rozejrzała się wokół
siebie. Był wieczór, dochodziła dziewiąta, a w Bostonie zbliżała
się już północ. Wokół niej stał tłum ziewających, zmęczonych
ludzi, którzy z niecierpliwością oczekiwali na swój bagaż.
I wtedy zauważyła tego mężczyznę. Stał naprzeciwko niej. To
on podniósł i oddał jej dyskietkę. Był bardzo wysoki. Dopiero
teraz zwróciła na to uwagę, bo w samolocie przykucnął przy jej
siedzeniu. Był naprawdę świetnie zbudowany. Pewnie uprawiał
kulturystykę. A może jest wojskowym, pomyślała, patrząc na
jego krótko ostrzyżone włosy i gładko ogoloną twarz. Ale było
w nim coś nietypowego.
4
RS
Okulary przeciwsłoneczne! Miał na nosie okulary, choć był to
najkrótszy dzień w roku, a w dodatku wieczór. Co za dziwak!
Potrząsnęła głową i starała się patrzeć na taśmę, ale coś zmusiło
ją, by znowu powrócić wzrokiem do potężnej, nieruchomej
postaci.
Jego ubiór pasował do sylwetki. Miał na sobie czarną
skórzaną kurtkę, czarny golf i ciemne okulary, przez które, jak
sądziła, obserwował kobietę w czerwonej, króciutkiej sukience.
Wytarte dżinsy opinały długie, mocne nogi.
Boże, chroń nas od takich supersamców, pomyślała. Dobrze,
że nie przyłapał jej na tym, że go obserwowała. Bo było w nim
coś fascynującego...
Nagle głośny, niski dźwięk zaskoczył wszystkich. Na taśmie
zaczęły pojawiać się walizki i torby. Wskazała swoje rzeczy i
wyszła z budynku za obładowanym bagażami kierowcą. Czuła
się jakoś niepewnie.
Znaleźli się w dziwnie pustej części lotniska. Nie było tu ani
pasażerów, ani pracowników zajętych swoimi sprawami.
Patrzyła na plecy idącego przed nią mężczyzny i czuła, że
ogarniają nieokreślony strach.
Ależ Paige, zaczęła strofować się w myślach, to, że nie
podoba ci się wygląd tego faceta, nie oznacza, że stanowi on dla
ciebie zagrożenie. Uspokój się natychmiast!
Przystanęła i z pewnej odległości patrzyła, jak niski człowiek
wkłada jej torby do bagażnika.
W ciemnościach dał się słyszeć jakiś dziwny, skrzypiący
dźwięk. Pojawiał się w regularnych odstępach. Zaczęła
wpatrywać się w mrok, niepewna, czy obserwować kierowcę,
czy szukać źródła tego dźwięku. Może to skrzypienie butów?
Drgnęła, gdy tuż przy niej pojawił się wysoki mężczyzna w
skórzanej kurtce.
Nie miał żadnego bagażu - to było pierwsze, na co zwróciła
uwagę - poza małą podręczną torbą. Dlaczego więc stał przy
taśmie bagażowej?
5
RS
- Proszę pani?
Popatrzyła na kierowcę, który stał przy otwartych drzwiach
samochodu. Z ulgą wsunęła się na siedzenie, ale nie udało jej się
nawet rozejrzeć, gdy pojawił się on. Mężczyzna w czarnej
kurtce, pachnący skórą i niebezpieczeństwem.
Zanim zdążyła krzyknąć, drzwi się zamknęły. Chwyciła za
klamkę drugich drzwi...
- Zamki elektroniczne - powiedział, patrząc na jej nieudane
próby wydostania się z samochodu.
Ciągłe obawy jej ojca spełniły się. Została porwana.
Naprawdę porwana. Próbowała opanować strach, który chwycił
ją za gardło.
- Kim pan jest? Czego pan chce? - zwróciła się do napastnika.
Zdjął okulary i przyjrzał się jej bacznie.
- Nazywam się Rye Warner i jestem twoim ochroniarzem -
powiedział obcesowo.
6
RS
ROZDZIAŁ DRUGI
- Proszę to udowodnić - powiedziała Paige, chociaż właściwie
było to niepotrzebne. Od razu rozpoznała jego głos, ale musiała
mieć kilka minut na uwolnienie się od strachu.
Wyjął z kieszeni prawo jazdy i podał jej, a potem skierował
na nie światło małej latarki, by mogła zapoznać się ze
szczegółami.
Bryan Henry Warner. Płeć męska, włosy - ciemne, oczy -
ciemne, wzrost - 184 cm, waga - 90 kg. Określiła jego wiek na
trzydzieści pięć lat. Nad zdjęciem, w górnym lewym rogu
widniał różowy znak honorowego krwiodawcy. Bryan Warner.
Przez kolegów nazywany Rye. A przez nią...
- Warner-Barbarzyńca - stwierdziła, oddając mu prawo jazdy.
- No cóż, Harry, w końcu spotkaliśmy się - zauważył. Paige
była zadowolona, że ciemność ukryła grymas, który pojawił się
na jej twarzy, gdy usłyszała przezwisko, jakie wymyślił dla niej
w trakcie jednej z wielu rozmów telefonicznych, które odbyli w
ciągu ostatnich dwóch lat.
- ,,Harry" rymuje się ze słowem ,,czary", a ty jesteś jak
czarownica, jak jędza - wyjaśnił jej. - Choć i tak to zbyt
pozytywne określenie dla ciebie.
Zignorowała tę złośliwość, założyła nogę na nogę i
wygładziła spódnicę.
- Dlaczego mój ojciec uważa, że potrzebny mi jest
ochroniarz? - zapytała.
- Patrick odkrył, że ktoś chce cię porwać.
- Znowu? - jęknęła. - I ty mu uwierzyłeś? Posłuchaj, Warner,
mój ojciec już trzykrotnie zatrudniał kogoś takiego jak ty, bo
sądził, że ktoś na mnie dybie.
- Ico?
- Jak dotąd, nic poważnego mi nie zagrażało.
- Tym razem naprawdę jesteś w niebezpieczeństwie.
7
RS
Zaskoczyła ją pewność brzmiąca w jego głosie. Odwróciła się
i wyjrzała przez okno, ale nie widziała prawie nic przez
przyciemnione szyby. Czuła na sobie wzrok Warnera.
- Dlaczego tym razem wybrał ciebie?
- Może dlatego, że jestem najlepszy.
- I z pewnością najdroższy - nie mogła powstrzymać się od
złośliwości.
- Słuchaj, Harry, rozmawiamy o tym już od dwóch lat. Może
rzeczywiście moje finansowe wymagania są dość wygórowane.
- Dość?! Niezwykle wygórowane.
- Ale ja pracuję szybko i dzięki temu płacisz mi tyle samo
albo i mniej niż innym.
- To musi być bardzo męczące, żeby ciągle mieć o sobie tak
dobre mniemanie.
- To musi być nudne trzymać się ciągle przepisów i reguł. -
Rye postanowił jej podokuczać.
A co zapobiegłoby bankructwu firmy, gdybym tego nie
robiła? Paige chciała mu rzucić te słowa w twarz, ale
zreflektowała się po chwili.
- A któż tym razem mi zagraża? - zapytała z ironią.
- Wygląda na to, że twój narzeczony wpadł w tarapaty, gdyż
robił interesy z niewłaściwymi ludźmi.
Paige zesztywniała.
- Nie mam i nigdy nie miałam narzeczonego.
- A to niespodzianka! - wykrzyknął.
- O co ci chodzi? - Jej głos był lodowaty.
- Czy mówi ci coś nazwisko Falcon?
Joey Falcon. Utraciła przez niego szacunek do siebie samej.
Przełknęła z trudem ślinę.
- Chciał, żebym za niego wyszła, ale odrzuciłam jego
oświadczyny.
- Wykorzystał cię jako osłonę.
- Jak? I po co?
8
RS
- Był na tym samym statku co ty, bo ukrywał się przed
swoimi... nazwijmy ich dobroczyńcami. Miał znajomego wśród
załogi i ten dał mu listę pasażerów. I wybrał ciebie.
- A ja myślałam, że urzekł go mój wdzięk i uroda. -
Sarkazmem pokryła brak wiary w siebie, który towarzyszył jej
przez całe życie.
Nie lubiła zmian. Ustalone zwyczaje, porządek dnia ułatwiały
jej panowanie nad sobą, chociaż wiele wysiłku kosztowało ją
dostosowanie się do narzuconych sobie reguł, takich jak
półgodzinne ćwiczenia jogi rano czy równie długa kąpiel
wieczorem.
Jedyny tydzień w życiu, gdy nie postępowała według swoich
ustaleń, zakończył się całkowitą klęską. Wydawało jej się, że
utraciła swoją osobowość, bo zamiast uprawiać jogę,
spacerowała po pokładzie statku, a w porze kąpieli tańczyła przy
świetle księżyca.
Nigdy więcej! Nigdy nie przedłoży żadnych rozrywek nad
ćwiczenia, które utrzymywały ją w równowadze psychicznej.
Joey Falcon przekonał ją o tym skutecznie.
Paige westchnęła. Powinna była przewidzieć to, co się
wydarzy, zanim zdecydowała się na siedmiodniowy rejs po
Karaibach. Powinna usiąść i spisać wszystkie za i przeciw, a
wtedy z pewnością nie uległaby czarowi Falcona. Pierwszy raz
w życiu kierowała się impulsem i również po raz pierwszy
doznała takiego upokorzenia.
Już w chwili gdy statek odbijał od brzegu, Joey znalazł się
przy niej i przez następne dni nie odstępował jej ani na krok.
Ponieważ nie była przyzwyczajona do tego, by okazywano jej
uwielbienie, schlebiało jej takie zachowanie. Szóstego dnia Joey
oświadczył się, ale wtedy wdarła się w to wszystko ponura
rzeczywistość. Paige zaczęła dostrzegać w tym człowieku jakiś
fałsz. Poczuła dziwny niepokój. Wydawało się jej, że jest wobec
niej nieszczery. Nie było w tym nic groźnego, ale straciła do
niego zaufanie.
9
RS
Nie mógł uwierzyć, że Paige nie chce się z nim więcej
spotykać. Dzwonił do niej codziennie. Zasypywał ją kwiatami i
prezentami. Niepokój Paige zamienił się w gniew, a potem w
strach.
- Całe szczęście, że okazał się chciwy - odezwała się,
przerywając milczenie. - Gdyby mnie naprawdę kochał, pewnie
nigdy bym się go nie pozbyła. Przypuszczam, że zażądał od ojca
pieniędzy.
Rye drgnął na te słowa. Dzięki obecności Lloyda pozwolił
sobie na chwilę odpoczynku, a długie milczenie Paige niemal go
uśpiło.
- Kiedy Patrick odmówił spłaty jego długu - ziewnął - Falcon
poinformował go, że dzięki zaręczynom z tobą otrzymał
prolongatę terminu płatności i dodatkowe pieniądze. Teraz
ukrywa się, a ponieważ dłużnicy żądają, aby wywiązał się ze
swoich zobowiązań, zaproponował im ciebie w zastaw.
- Dobrze, że chociaż o tym wiemy.
- Z dokumentów, które widziałem, wynika, że Falcon ma
poważne kłopoty finansowe. Myślę, że wkrótce dowiemy się, co
nam grozi.
- Czyli powinnam się ukrywać? A jeśli wtedy mój ojciec
będzie w niebezpieczeństwie?
- Wynajął ochroniarzy.
- Jak długo muszę siedzieć w San Francisco?
- Dopóki nie pozbędziemy się Falcona i jego dłużników.
- A jeśli wcześniej zakończę tu moje zajęcia?
- Ta sprawa, z powodu której tu przyjechałaś, jest fikcyjna.
Musisz się ukryć, Paige. Nie wolno ci się z nikim kontaktować
oprócz mnie, a ja z kolei będę o wszystkim informował twojego
ojca.
Paige doskonale panowała nad sobą, ale Rye wiedział, że tak
naprawdę w jej żyłach płynie gorąca krew.
- Dokąd jedziemy? - spytała. - Do ciebie?
- Do małego hoteliku.
10
RS
- Dlaczego wybrałeś San Francisco? Wiem, że tu mieszkasz,
ale przecież każdy może sprawdzić, że często współpracujesz z
moim ojcem. I jeśli twoja osoba jest tak znana, jak twierdzisz...
- Posłuchaj. Robię to dla twojego ojca. Zadzwonił do mnie do
Londynu i błagał o pomoc, więc przestań być złośliwa.
Przyleciałem do Bostonu, żeby cię odnaleźć, i od tamtej chwili
nie zmrużyłem oka. Jestem cholernie zmęczony.
- Jeśli naprawdę przyleciałeś z Londynu, to gdzie są twoje
bagaże?
- Na lotnisku. Lloyd pojedzie po nie później.
- Co za głupi pomysł! Nie mogliśmy ukryć się gdzieś bliżej
mojego domu?
- Mam tu coś do załatwienia. Mogę jednocześnie pilnować
ciebie i wywiązać się z wszystkich zaległych zobowiązań.
- Przypuszczam, że uwzględnisz to, wystawiając nam
rachunek. - Głos Paige ociekał słodyczą.
- Słucham?
- Nie widzę powodu, dlaczego mielibyśmy płacić za to, co
robisz dla innych.
Rye nie wiedział, czy śmiać się, czy wybuchnąć gniewem,
słysząc, jak Paige troszczy się o finanse O'Hallo-ranów.
- Nie opuszczę cię ani na chwilę, Harry. - Specjalnie użył
znowu nie lubianego przez nią przezwiska.
Lloyd wjechał na podjazd i okrążał właśnie trzypiętrowy dom
przerobiony na hotel. Potem zatrzymał się przed niewielkim
budynkiem. Reflektory samochodu oświetliły murowany
dworek porośnięty bluszczem i odgrodzony od szosy niskimi
krzewami. Potem zgasły i tylko żółte światło na ganku
wskazywało drogę.
- Zaczekaj chwilę - Rye zwrócił się do Paige, a potem wysiadł
z samochodu i poszedł za kierowcą do domku, który kiedyś był
mieszkaniem dozorcy. Na kominku płonął niewielki ogień, a
jego płomienie oświetlały elegancki salon.
11
RS
- Wszystko w porządku? - zapytał Lloyda, który właśnie
ustawił bagaże na puszystym dywanie.
- Wszystko jest załatwione tak, jak pan sobie życzył.
- Nie mów do mnie ,,pan".
- Dobrze, proszę pana.
Rye odwrócił się w jego stronę. Poza pokiereszowaną twarzą i
krzywym nosem dostrzegł w nim silny charakter i wrażliwość.
- Wspaniale się spisałeś, Lloyd. I to w tak krótkim czasie.
- Dziękuję panu.
Poirytowany Rye wzruszył ramionami i zaczął sprawdzać
resztę domu - sypialnię z olbrzymim łożem i kominkiem, na
którym również płonął ogień, a następnie łazienkę ze wspaniałą
wanną.
- Wszystko wygląda rewelacyjnie.
- Kanapa w salonie nie jest zbyt wygodna.
- Zauważyłem. Ale jestem tak zmęczony, że jest mi to
obojętne. Będę się tym martwił jutro.
- Proszę się przespać. Ja będę wszystkiego pilnował.
- Dziękuję, przyjacielu. - Westchnął. - No cóż, księżniczka
czeka. Mam przeczucie, że przed nami bardzo trudne zadanie.
- Nie wydaje mi się, żeby pana zbytnio lubiła.
- Och, trochę się kiedyś kłóciliśmy, rozmawiając przez
telefon.
- Jest bardzo ładna, jeśli wolno mi zauważyć.
- Tak sądzisz? Możliwe, jakoś nie zwróciłem na to uwagi.
Wrócił do samochodu i małym pilotem otworzył wszystkie
zamki.
- Jak śmiałeś mnie zamknąć? - zapytała Paige z wściekłością.
Zignorowała dłoń, którą do niej wyciągnął, i sama wysiadła z
samochodu.
- Ależ, Harry, musiałem chronić cię przed intruzami.
- A teraz tracisz cenny czas, by osobiście wprowadzić mnie
do domu.
12
RS
- Musiałem wszystko sprawdzić. - Wyjął jej z rąk płaszcz i
torebkę i podał je Lloydowi. Zanim zdążyła zaprotestować,
wziął ją na ręce.
- Co robisz? Postaw mnie zaraz! - Zaczęła go odpychać.
- Obejmij mnie - rozkazał.
- Słucham?
- Obejmij mnie - powtórzył. - Jeśli tego nie zrobisz, będę
musiał cię pocałować. Wybieraj.
- O czym ty mówisz?
- Jesteśmy obserwowani. Peige rozejrzała się wokół.
- Nikogo nie widzę, a zresztą kogo to obchodzi?
- Siwowłosa pani w różowym szlafroku przygląda nam się z
okna na piętrze. Harry, do licha, obejmij mnie.
- Nigdy w życiu.
- No cóż, ostrzegałem cię. - Nachylił się nad nią.
- Dlaczego mam to zrobić? - zapytała pospiesznie, odchylając
się nieco. Miała nadzieję, że wyczuł w jej głosie groźbę.
Uśmiechnął się triumfalnie.
- Bo właśnie wchodzimy do apartamentu dla nowożeńców.
- Chyba żartu...
Przysunął się bliżej, ale znowu odchyliła głowę.
- Pomóż mi, Harry...
Paige przytuliła się do niego. Oddychał spokojnie, bez
wysiłku. Nie rozumiała, dlaczego, ale było jej bardzo dobrze.
Może dlatego, że jeszcze nikt dotąd nie wziął jej w ramiona.
- No, już jesteś wolna. Chyba nie było aż tak źle.
Jego głos przebił się przez kłębiące się w jej głowie myśli.
Puściła go, a on postawił ją na miękkim, grubym dywanie.
Zachwiała się lekko i Rye przytrzymał ją za łokieć.
- W porządku? - zapytał.
- Oczywiście. Czemu miałoby być inaczej? - Patrzyła na
piękny pokój, urządzony w angielskim, wiejskim stylu, ciepły i
przytulny.
13
RS
- Wydaje mi się, że odpowiada ci rola żony - nie mógł
powstrzymać się od złośliwości.
Paige udała, że nie słyszy ironii w jego głosie.
- Przecież nie jestem głupia, Warner. Wiem, że muszę
udawać. To dla mojego dobra.
- Czy w nocy też będziesz taka przekonywająca? Paige nie
była w stanie nawet zareagować na taką odzywkę.
- Lubię takie wyzwania - mówił dalej, uśmiechając się lekko.
- Ty egoistyczny łobuzie...
W pokoju pojawił się Lloyd i chrząknął głośno.
- Ustawiłem pani bagaże w sypialni. Czy mogę coś jeszcze
dla pani zrobić?
Ta chwila pomogła Paige zapanować nad sobą. Odwróciła się
i wyciągnęła do niego rękę.
- Proszę, nazywaj mnie po imieniu. A jak mam się do ciebie
zwracać?
- Lloyd, proszę pani. - Ujął jej dłoń. - Przyniosłem małą
przekąskę. Nie wiedziałem, jakie trunki pani lubi, więc
zamówiłem kilka gatunków. Czy coś jeszcze?
- Nie, dziękuję. Chyba że potrafisz sprawić, by za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko to okazało się
snem.
- Niestety, tego nie potrafię. Dobranoc - zasalutował,
wychodząc.
Rye podniósł się, by go pożegnać. Był bardzo zmęczony, a
Paige nie ułatwiała mu sytuacji. Obserwował, jak unosi
celofanową folię okrywającą owoce, bierze kiść ciemnych
winogron i siada na kanapie. Popatrzył na mebel z tęsknotą, bo
czuł, że zasypia na stojąco. Paige powoli zsunęła pantofle z nóg
i zaczęła jeść winogrona. Przestała, gdy zauważyła, że patrzy na
nią.
- O co chodzi? - spytała, a wojowniczy ton jej głosu przywołał
go do rzeczywistości.
14
RS
Nie odpowiedział. Zdjął kurtkę i rozwiesił ją na oparciu
krzesła. Sięgnął po talerz, na który nałożył trochę owoców,
krakersów i sera. Otworzył butelkę czerwonego wina i napełnił
szklankę.
- Napijesz się?
Odpowiedziało mu milczenie. Odwrócił się i zobaczył, że
Paige wpatruje się w pistolet zatknięty za pasek jego dżinsów.
- Skąd to masz? Przecież nie mogłeś go mieć w samolocie?
- Dostałem od Lloyda na lotnisku. Czemu pytasz? Boisz się
broni?
- Do tej pory nie znałam nikogo, kto by nosił broń. Wszystko
to zaczyna wyglądać bardzo realnie.
- Nie traciłbym czasu na żarty, Harry. Nalać ci wina,?
- Tak, poproszę. Powinnam przyrządzić coś do jedzenia.
Przepraszam. Trudno mi się przyzwyczaić do tej dziwnej
sytuacji.
- Po prostu musisz ze mną współpracować, Paige. -Podał jej
szklankę. - To ułatwi całą sprawę. Może po spędzeniu razem
kilku dni uda nam się...
- Kilku dni? - W jej głosie zabrzmiało przerażenie. - Ilu?
- Nie mam pojęcia.
- A co z...
Usiadł przy niej, wypił łyk wina i odstawił szklankę na niski
stolik, który stał przed nimi.
- O co chcesz spytać?
- O święta. Za cztery dni gwiazdka.
Jej głos był cichy i łagodny. Zaskoczył go też wyraz jej
twarzy. Skąpiradło, które lubi święta? Nie chciał stwarzać
konfliktów, więc podsunął jej swój talerz.
- Poczęstuj się. Może wrócisz do domu na święta, ale tego nie
mogę ci obiecać.
Machinalnie wzięła plasterek sera i zaczęła go obracać w
palcach.
15
RS
- Muszę być w domu na święta - powiedziała cicho po chwili
milczenia.
Rye potrząsnął głową. Zjadł resztę krakersów i odstawił pusty
talerz na stół.
- Oczy mi się zamykają. Będę spał na kanapie. Lloyd pilnuje
domu, więc się nie bój.
- Widzę, że każesz mi iść spać.
Minął ją i wszedł do łazienki. Paige napełniła znowu szklankę
winem, nałożyła na talerz trochę jedzenia i, posługując się
łokciem, otworzyła drzwi do sypialni. Gdy zamykały się za nią,
usłyszała głos Rye'a.
- Tylko nie korzystaj z telefonu.
- Dlaczego? - Otworzyła szeroko drzwi.
- Istnieją różne urządzenia wykrywające. Jedna rozmowa i
jesteśmy namierzeni.
- Chcę zatelefonować do taty.
- W Bostonie jest pierwsza w nocy.
- No to co?
- Pewnie już śpi.
- I co z tego?
- Ojciec wie, że tu jesteśmy. Pozwól mu spać. Paige zaczęła
chodzić po pokoju.
- Dlaczego? Czemu tata traktuje mnie jak dziecko? Dlaczego
nie powiedział, co się dzieje? Wynajął cię, nic mi nie mówiąc,
chociaż podobno jestem dorosła. A ty? Ty pozwoliłeś, żebym
myślała, iż coś mi grozi z twojej strony. To cię bawiło, prawda?
Rye stał spokojnie i usiłował nie słyszeć jej słów. Czuł, że
ogarnia go senność. Wyciągnął pistolet zza paska i położył go
na stoliku przy kanapie.
- Porozmawiamy jutro.
Uniosła w górę ręce i roześmiała się gorzko.
- Rozumiem. Następny Patrick O’Halloran. Sam ustalasz
wszystko. Ty tu rządzisz.
- Paige... - Usiadł ciężko na kanapie.
16
RS
- Och, nie mów takim tonem, Warner. Nie lituj się nad biedną,
zdenerwowaną kobietką, która przecież nie wie, co robi. Mylisz
się. Doskonale potrafię zadbać o siebie.
Jeden but upadł na podłogę, potem drugi. Rye podniósł się i
popatrzył na Paige z uwagą. Jej zadziorność rozbawiła go, ale
powstrzymał uśmiech, bojąc się dalszych zarzutów.
- Posłuchaj, w ciągu dwóch dni spałem tylko przez cztery
godziny. Nie jestem w stanie teraz rozmawiać z tobą. - Zdjął
golf i położył dłonie na klamrze od paska. - Jeśli chcesz zostać i
popatrzeć, jak się rozbieram, proszę bardzo. Nie jestem
wstydliwy. Ale to może popsuć nasze stosunki, nie uważasz?
17
RS
ROZDZIAŁ TRZECI
Przyglądała mu się najpierw obojętnie, potem z uwagą.
Zauważył tę zmianę i pochlebiło mu to, ale postanowił tego nie
okazywać.
Bez
pośpiechu
zaczął
rozpinać
spodnie,
spodziewając się, że Paige ucieknie. Nie zrobiła tego. Jej wzrok
zaczął go podniecać. Czuł ciepło rozchodzące się po całym ciele
i suchość w ustach.
- Przykro mi, że nie mam wdzięku egzotycznej tancerki...
Otworzyła szeroko oczy, jakby dopiero teraz zdała sobie
sprawę z tego, co robi.
- Widziałaś już dość? - zapytał rozbawiony. Uśmiechnęła się
złośliwie.
- Masz piękne skarpetki, Warner - rzuciła przez ramię,
kierując się w stronę sypialni.
Rye popatrzył na swoje stopy. Ujrzał uśmiechnięty pysk
Goofy'ego. Skarpetki były prezentem urodzinowym od siostry.
Rozebrał się do naga. Włożył podkoszulek i spodenki. Zdążył
jeszcze usłyszeć szum płynącej wody i zasnął.
Paige odstawiła szklankę na brzeg wanny i zanurzyła się w
pienistej,
ciepłej
wodzie.
Westchnęła.
Czuła
fizyczne
zmęczenie, ale umysł pracował bez zarzutu. Piła wino i
rozmyślała o sytuacji, w której się znalazła. Chyba rzeczywiście
grozi jej niebezpieczeństwo, na co wskazywała
zresztą obecność Rye'a. Nie angażowano go do prowadzenia
błahych spraw. Żądał wysokiego honorarium, ale zasługiwał na
nie. Poza tym ojciec miał do niego pełne zaufanie. Zanim
zaczęła z nim rozmawiać, znała go już z przeróżnych opowieści.
Miała wrażenie, że jest jakąś mityczną postacią z baśni lub
filmu.
Okazał się człowiekiem z krwi i kości. Nie lubiła
muskularnych
mężczyzn.
Uważała,
że są najbardziej
egoistycznymi istotami na świecie. Ona na pewno zadowoli się
jakimś spokojnym, wrażliwym człowiekiem.
Akurat, Paige! Może kimś w typie Joeya Falcona? szydziła
sama z siebie.
Oparła głowę o krawędź wanny. Joey był romantyczny,
czarujący, bez przerwy prawił jej komplementy, przynosił
prezenty, przepuszczał pierwszą przez próg, podsuwał jej
krzesło - i to się jej podobało. Rye był zupełnie inny. Nie było w
nim nic romantycznego. Na pewno nie szedłby wolniej, żeby
mogła nadążyć za nim na szpilkach.
Z pewnością nie byłby uległym wielbicielem. Ale to, co
widziała, chyba jej się podobało. Musi być ostrożna. Miał na nią
zbyt duży wpływ już od czasu pierwszej rozmowy telefonicznej.
Zadzwoniła wtedy do niego, aby zamiast zwykłego rachunku
przedłożył szczegółową listę wydatków. Od tej pory
kontaktowali się bardzo często. Rye'owi udało się to, czego nikt
dotąd nie osiągnął: wytrącił ją z równowagi.
A teraz Warner-Barbarzyńca pojawił się osobiście w jej życiu.
Paige wsunęła się pod kołdrę i usiłowała nie słyszeć szumu
prysznica. Wspólne mieszkanie z mężczyzną było dość
krępujące. Oczami wyobraźni widziała go stojącego w
strumieniach wody.
Obudziła się pół godziny temu, zmusiła do ćwiczeń i
medytacji, a potem, kiedy usłyszała, że Rye wchodzi do
łazienki, wsunęła się z powrotem do łóżka. Tej nocy spała
mocno, choć kilkakrotnie budziła się, bo śnił się jej ojciec, Rye i
Joey, przed którymi musiała się ukrywać.
Szum wody ucichł, a inne dźwięki sprawiły, że zaczęła się
zastanawiać, co Rye teraz robi. Cisza, gdy się wycierał, stuk
metalu o porcelanę podczas golenia, szum suszarki do włosów,
szelest ubrania i metaliczny brzęk klamry paska. Spojrzała na
zegarek. Wszystko to trwało trzynaście minut.
Kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, postanowiła
wstać. Niestety minęła godzina, zanim pojawiła się w salonie
ubrana w błękitną wełnianą spódnicę i jasnoniebieską jedwabną
bluzkę.
19
RS
- Dzień dobry - powiedziała, wchodząc do pokoju.
Postanowiła, że dzisiaj nie pozwoli mu się pokonać. Rye
siedział na kanapie. W jednej ręce trzymał filiżankę gorącej
kawy, a w drugiej pióro. Przed nim leżał jakiś formularz.
- Nigdzie nie pójdziesz.
- Nie miałam wcale takiego zamiaru - powstrzymała się od
ostrzejszej wypowiedzi.
- Jesteś wystrojona.
- Przepraszam, gdybym wiedziała, spakowałabym swój
więzienny drelich. Byłam jednak pewna, że wyjeżdżam, żeby
załatwić sprawę służbową. - Popatrzyła na niego zaczepnie. -
Wstałeś lewą nogą?
Opadł na oparcie kanapy i głośno wypuścił powietrze z płuc.
- Przepraszam. Źle spałem. Przeżywałem ostatnio trudny
okres. Kawa jest gorąca. Lloyd przyniósł też ciastka i owoce.
Paige nalała sobie kawy i usiadła naprzeciwko Rye'a.
- Chciałabym porozmawiać z tatą.
- Kiedy tylko zechcesz. Musisz tylko skorzystać z dodatkowej
linii.
- Jak mogę przekazać dane z mego komputera do biura?
- Nie możesz.
- Ale...
- Wyobraź sobie, że to wakacje, Harry.
- I mam spędzać czas, patrząc, jak pracujesz? Wspaniale!
Zatopiła zęby w miękkim, posypanym migdałami ' ciastku i w
jej oczach pojawił się wyraz zachwytu.
- I co? - zapytała, myśląc, że ma okruchy na bluzce, ponieważ
Rye wpatrywał się w nią intensywnie.
- Nic. - Opuścił wzrok na papiery.
- Czy nie moglibyśmy dojść do porozumienia? - zapytała
Rye'a, wycierając kąciki ust. - Nie mogę przez cały dzień
oglądać telewizji. Zwariuję.
- Masz drukarkę?
- Nie. Posługuję się modemem.
20
RS
- Jeśli załatwię ci drukarkę, będziesz mogła pracować, a
Lloyd przekaże wszystko faksem do biura, oczywiście nie stąd.
- Wspaniale. A co z otrzymywaniem danych?
- Wymyśl coś, a ja to załatwię.
Oczy Rye'a spoczęły na jej wargach i poczuła, że traci
panowanie nad sobą.
- Wygodnie ci się spało? - zapytał i wpisał coś do formularza.
Uśmiechnęła się złośliwie.
- Cudownie. Łóżko jest takie duże. Miałam mnóstwo miejsca,
by się wygodnie ułożyć i...
- To jest hotel dla nowożeńców. - Nie spuszczał z niej
wzroku. - A może zamienilibyśmy się łóżkami? Tobie będzie
wygodniej na kanapie niż mnie.
- Przy twoim zajęciu musisz pogodzić się z pewnymi
niedogodnościami, Warner. Jest tu jakaś obsługa, czy mam sama
posłać łóżko?
- Prosiłem w recepcji, żeby nam nie przeszkadzano.
- I nie możemy w ogóle wychodzić? Nawet po to, by coś
zjeść?
- Lloyd będzie zaopatrywał nas w żywność. Możesz mieć
wszystko, czego zapragniesz.
- Kiedy on śpi? W dzień dba o nas, a w nocy pilnuje domu.
- Nie będzie pracował każdej nocy. Robił to tylko wczoraj, bo
byłem bardzo zmęczony. - Rye podniósł słuchawkę i zaczął
wystukiwać jakiś numer.
- To znaczy, że zatrudniamy dodatkową osobę, bo ty
przychodzisz do pracy niewyspany? Nic dziwnego, że twoje
rachunki są tak wysokie.
- Wszystko jest względne, Harry. Na ile oceniłabyś swoje
życie?
Paige
chciała
coś
powiedzieć,
ale
zrezygnowała.
Przygwoździł ją tym razem. Nie potrafiła znaleźć właściwej
odpowiedzi. Zaczęła bębnić palcami o poręcz krzesła, podczas
gdy Rye nadal starał się uzyskać połączenie. Potem rozsiadł się
21
RS
wygodnie na kanapie i z uśmiechem przyglądał się nogom
Paige. Poczuła dreszcz, widząc niekłamany podziw w jego
oczach. Nie pasowało to zupełnie do jej wizerunku Warnera-
Barbarzyńcy.
- Mówi Warner - rzucił do telefonu, a potem zakrył ręką
słuchawkę i zwrócił się do Paige. - Czy ty nigdy nie nosisz
mini?
Widziała, jak przesuwa oczyma po jej ciele, centymetr po
centymetrze, i obserwuje jej reakcję. Zrobiło się jej gorąco. Nie
potrafiła sobie poradzić z uczuciem, które ją ogarnęło.
Może Rye nie zauważy, co się z nią dzieje?
Nadal nie spuszczał z niej wzroku, a Paige czuła się coraz
bardziej niepewnie.
- Kiedyś pokazywałam kolana - zmusiła się do mówienia. -
Ale teraz pracuję z mężczyznami i muszę bardzo troszczyć się o
swój wygląd.
- Nie przypuszczam, że to... - Zwrócił się do słuchawki. -
Patrick... Wszystko w porządku... Zapytaj ją sam... Dobrze...
Rozumiem... Już ją daję. - Podał słuchawkę Paige.
- Jak się czujesz, maleńka? - zapytał ojciec, a Paige odrzekła:
- Jestem na ciebie wściekła.
- A co myślisz o Warnerze? Miły, prawda? Rye wpisywał coś
do kolejnej rubryki. Jest młodszy, niż sądziłam, pomyślała.
- Doskonały jako strażnik więzienny - odpowiedziała, patrząc
na jego uniesione brwi i lekko skrzywiony kącik ust.
- Rye wie, co robi. Możesz mu zaufać.
- No cóż, nie mam innego wyjścia. Dlaczego nie powiedziałeś
mi o Joeyu? Przecież nie jestem dzieckiem.
- Dla mnie jesteś. Przez długi czas ty troszczyłaś się o mnie.
Teraz moja kolej.
Złość Paige zmalała.
- Oboje dbamy o siebie nawzajem, ale ja już dorosłam. I
naprawdę potrafię wiele znieść. Czy rzeczywiście uważasz, że
jestem w niebezpieczeństwie?
22
RS
- Tak.
- A co z tobą? Jak ty się obronisz?
- Mam doskonałą ochronę, kochanie. Nie martw się o mnie.
Czy Rye mówił ci, żebyś nie dzwoniła do domu?
- Tak. Przekazał mi wszystkie swoje polecenia. - Popatrzyła
na Rye'a, który nalewał sobie kawy do filiżanki. - Jesteś pewien,
że nie mogę zajmować się interesami?
- Rye uważa, że powinnaś dać sobie spokój, a teraz on jest
szefem.
- A co będzie z ofertą Collinsa i Abrahamsona?
- Poczekamy do twojego powrotu.
- Obiecujesz?
- Czy cię kiedykolwiek oszukałem? Paige roześmiała się
ironicznie.
- To miał być żart?
- Przecież nie kłamię w ważnych sprawach - obruszył się.
- A co z innymi ochroniarzami, których dla mnie
wynajmowałeś, nie informując mnie o tym?
- Ależ Paige, robiłem to dla twojego dobra.
- Oj, tato! Jestem na ciebie zła. Pamiętaj, porozmawiamy o
tym, gdy wrócę do domu.
- Przebaczysz mi.
- Nie bądź tego taki pewien. Kiedy znowu będę mogła z tobą
pogadać?
- Codziennie. Nie denerwuj się, dobrze? Wyobraź sobie, że
jesteś na wakacjach.
- Czy ty i Warner umówiliście się? To są dokładnie jego
słowa. Ale przecież, jak obaj pamiętacie, kłopoty zaczęły się
właśnie podczas wakacji.
- Wszyscy popełniamy błędy.
- Tak, tylko mój był ogromny.
- Wszystko będzie dobrze, maleńka. Nie trać nadziei. Powoli
odłożyła słuchawkę.
23
RS
- Chyba nie jest to odpowiedni czas na urlop -stwierdziła
głośno.
- Dlaczego? - zainteresował się Rye, kończąc wypełnianie
formularza.
- Zaczynamy współpracę z nowym wspólnikiem. Mój ojciec
ma zwyczaj zawierania kontraktów z nieodpowiednimi firmami.
A mnie przy nim nie ma i naprawdę boję się, jak to się skończy.
- Rozwijając firmę, twój ojciec stale ryzykował.
- Ale teraz jest to zupełnie niepotrzebne. Wielu ludzi jest od
nas zależnych, ponieważ pracują dla nas. Powinien być bardziej
ostrożny. - Wstała, nalała sobie kawy, podeszła do kominka i
zaczęła wpatrywać się w płonący ogień. - Zresztą i tak zrobi, co
zechce, a ja dowiem się o wszystkim ostatnia.
- Czy ty zawsze jesteś taka porządna? - Rye zmienił nagle
temat.
Odwróciła się, nie rozumiejąc pytania. Poza tym nie podobał
jej się sposób, w jaki na nią patrzył.
- O co ci chodzi? - zapytała.
- No wiesz, wygląda na to, że nigdy się nie brudzisz, a twoje
rzeczy się nie gniotą. Masz zawsze nieskazitelny wygląd i
fryzurę.
Mimowolnie obciągnęła spódnicę i przygładziła włosy. Rye
przyglądał się jej bez przerwy. Doszedł go zapach jej perfum.
Nagle zapragnął zrobić coś, co podkreśliłoby więź między nimi,
którą, mimo postawy Paige, wyczuwał.
- Opowiesz mi o Falconie? - zapytał.
- Po co?
- Jesteś doskonała w negocjacjach - uśmiechnął się Rye. - Czy
zawsze postępujesz tak ostrożnie?
- Staram się być opanowana w interesach. Nie daję się
ponosić emocjom.
- Tak było do momentu, gdy poznałaś Falcona - zauważył z
naciskiem.
- Ale to nie były kontakty służbowe.
24
RS
- Masz rację.
Paige wypiła łyk kawy i odstawiła filiżankę.
- Joey Falcon jest nieskończenie słodki.
- Nieskończenie słodki - powtórzył za nią Rye, z trudem
powstrzymując się od śmiechu.
- I oddany jak pies.
- I to ci się podoba?
- Wtedy nie zastanawiałam się nad tym. Po prostu
odpowiadało mi takie zachowanie. Sama nie wiem. Teraz już mi
na nim nie zależy. Chciałabym, żeby na zawsze zniknął z mego
życia.
- To może się spełnić, zależy tylko, kto pierwszy go dopadnie.
- Nie chcę, żeby stała mu się krzywda. Pragnę tylko, żeby się
ode mnie odczepił.
Rye wstał i nałożył sobie na talerz trochę jedzenia. Paige
pokręciła przecząco głową, gdy gestem zachęcił ją, żeby zrobiła
to samo. Zapanowała męcząca cisza.
- Byłem zdumiony, gdy dowiedziałem się, ile masz lat -
odezwał się w końcu. - Patrick ma teraz czterdzieści sześć,
prawda? To znaczy, że miał osiemnaście, gdy się urodziłaś.
- A mama siedemnaście. - Paige ucieszyła się ze zmiany
tematu.
- To dlatego mówiłaś, że nawzajem z ojcem dbacie o siebie...
O, przepraszam, nie chciałem podsłuchiwać.
- Mama umarła, kiedy miałam cztery lata. Jej rodzina nigdy
nie zaakceptowała wybranego przez nią męża. Rodzice
zamieszkali u ojca taty. Dziadek założył firmę. Kiedy zmarł -
miałam wtedy sześć lat - firma była na progu bankructwa.
Ojciec postawił ją na nogi.
- Zrobił nawet więcej, ale jaką cenę ty za to zapłaciłaś?
- Ja? - Paige była zaskoczona. Nikt dotąd nie pytał, czego jej
brakowało w dzieciństwie.
25
RS
- Młody, samotny ojciec, rozwijająca się firma, która
pochłaniała cały jego czas. Pewnie wychowywały cię wciąż
zmieniające się opiekunki.
- Rosłam przy ojcu. Gdy wracałam ze szkoły, szłam do jego
biura, chodziłam z nim do portu, razem podróżowaliśmy. Na
początku mieszkaliśmy w małym mieszkanku obok biura.
Potem, gdy firma zaczęła lepiej prosperować, kupiliśmy dom.
Zanim wyjechałam na studia, pracowałam w biurze. Tata
zawsze wracał na noc do domu.
- Wygląda na to, że nie prowadził życia towarzyskiego.
- To prawda. Kochał mamę nad życie, nade wszystko. I ciągle
ją kocha. Nigdy jej nie dorównam.
- Jesteś podobna do matki? - zapytał.
- Nie wiem. Prawie jej nie pamiętam, wiem o niej jedynie to,
co opowiedział mi mój ojciec. Ale chyba nie jestem do niej
podobna. Przynajmniej tata tak mówi.
- Nie wiesz, jak wyglądała?
- Nie. W przypływie rozpaczy po jej śmierci ojciec zniszczył
wszystkie zdjęcia.
- Czemu?
- Nie wiem.
- Nie pytałaś? Potrząsnęła przecząco głową.
Nie lubiła ujawniać uczuć. Gdyby popatrzyła teraz na Rye'a,
dostrzegłaby w jego oczach współczucie, a tego nie chciała.
- Jak poznałeś mojego ojca? - zapytała. Zastanawiał się przez
chwilę.
- Chyba spotkaliśmy się po raz pierwszy, kiedy z kilkoma
innymi przewoźnikami odkryli kradzieże towarów na niektórych
trasach. Wynajęli mnie, żebym znalazł sprawców.
- A skąd ojciec wiedział, że powinien zwrócić się właśnie do
ciebie?
Wzruszył ramionami.
- Ludzie interesu przekazują sobie takie informacje.
Niektórych
kontaktów
strzegą,
niektórymi
się
dzielą,
26
RS
szczególnie gdy chodzi o bezpieczeństwo. Wtedy współpracują
ze sobą.
- Dzięki ich dyskrecji łatwo ci zachować anonimowość -
rzekła Paige. - Bez tego nie mógłbyś skutecznie działać.
Rye skinął głową. Podziwiał sposób jej myślenia, logikę.
Z zadowoleniem stwierdził, że jest twardą, silną oraz
opanowaną kobietą i z pewnością nie wymaga tak troskliwej
opieki, jak to wyobrażał sobie Patrick. Dobrze, że była taka.
Gdyby okazała się delikatna i wrażliwa, jego miękkie serce
natychmiast dałoby o sobie znać, a tego pragnął uniknąć.
- Jeśli chcesz teraz popracować, ja wykonam kilka telefonów.
Paige wypiła do końca kawę i odstawiła filiżankę na stolik.
- Kiedy Lloyd dostarczy mi drukarkę?
- Zadzwoni, jak tylko się obudzi. Jeśli jeszcze czegoś
potrzebujesz, powiedz mu.
Paige zajęła się komputerem.
- A kim jest Lloyd? - zapytała po chwili. - Twoim
pracownikiem czy kimś innym?
- Kimś innym.
- To znaczy? - Odwróciła się.
- On sam ci to powie, jeśli będzie chciał. Od czasu do czasu
mi pomaga.
- A ten wspaniały samochód należy do ciebie czy do niego?
- Wynajmujemy go. A dlaczego pytasz?
- Ma przyciemnione szyby. Z pewnością bylibyśmy w nim
bezpieczni. Nie mogę znieść myśli, że jestem tu uwięziona.
- Zastanowimy się... - wymamrotał Rye i podniósł słuchawkę
telefonu. Zaczął rozmawiać, używając służbowego żargonu.
Zapisywał przy tym całe strony w notatniku. Paige
przysłuchiwała się rozmowie, bo podobał się jej sposób, w jaki
Warner załatwiał sprawy - nigdy nie zapomniał poświęcić kilku
minut na wymianę uprzejmości; pytał rozmówcę o zdrowie,
rodzinę, pamiętał o specjalnych okazjach.
27
RS
Z nią nigdy tak nie rozmawiał. Poczuła zazdrość. Za kogo ją
uważał i dlaczego traktował tak pogardliwie? Czyżby była
gorsza od innych jego klientów?
Kiedy rozpoczął chyba dziesiątą rozmowę, jego głos zmienił
się, stał się ciepły i czuły.
- Cześć... Czuję się dobrze... A ty? Też tęsknię za tobą...
Wszystko w porządku?... Chętnie byłbym z tobą, ale nie mogę,
wiesz dobrze... A jak maleństwo?
Ołówek w ręce Paige drgnął. Maleństwo? A więc jest ktoś w
jego życiu. Zona? Może i dziecko? No cóż. Nie powinno jej to
dziwić. Była zła na siebie. Pomyślała, że jest przecież
inteligentny, przystojny, odnosi sukcesy, potrafi też być czuły i
troskliwy. Pewnie inne kobiety wolą zdecydowanych i twardych
mężczyzn, ale ona nie.
Czemu czujesz się rozczarowana? pytała siebie. Bo jakaś
cząsteczka mnie - maleńka, prawie niewidoczna - pragnęłaby,
żeby się mną zainteresował, odpowiedziała w duchu na zadane
sobie pytanie. Tak, wreszcie uświadomiła to sobie. Po prostu
jest to chwila szczerości. No cóż, poradzi sobie i z tym. I wtedy
pomyślała o swojej matce. Kobieta doskonała. Jedyna kobieta w
życiu ojca. Cicha, łagodna - kwintesencja kobiecości. Paige
próbowała być lepsza od niej. Rye spowodował, że zdała sobie z
tego sprawę.
Znajomość z Joeyem Falconem uświadomiła jej, że się
zmieniła. Opanował ją jakiś niepokój, oczekiwanie na coś, co
się zdarzy. Przez ostatni rok pragnęła czegoś nieznanego, nowej
pasji, przełomu. Ale nie można zaprzestać chodzenia w kółko,
jeśli nikt cię nie wyciągnie z tego zaklętego kręgu.
Trzeba zrobić coś samemu. Trzeba pomyśleć o przyszłości.
Nie bardzo wiedziała, jak, szczególnie teraz, w tej sytuacji. Tata
i Rye nakazywali jej jedno: słuchaj nas, a my zaopiekujemy się
tobą.
Ale ona nie chciała, by się nią opiekować.
28
RS
Rye odłożył słuchawkę i przeciągnął się. Spojrzenie na
zegarek potwierdziło to, co mu mówił żołądek - pora na lunch.
Popatrzył na Paige. Siedziała nad komputerem przy nieco za
wysokim stoliku. Starała się rozluźnić ramiona i szyję, by
usunąć napięcie spowodowane niewygodną pozycją. Był
pewien, że choć nie zna jej zbyt dobrze, potrafi rozpoznać
nastrój tej dziewczyny.
Paige z pewnością zaprzeczyłaby, że miewa zmienne nastroje,
ale zdążył już zauważyć, że tak się dzieje. Najbardziej
spodobało mu się, gdy zażartowała z jego skarpetek. Lubił też
jej zapalczywość. Przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, potem
podniósł się z kanapy i stanął za Paige.
Kiedy położył jej ręce na ramionach, drgnęła.
- Nie skradaj się! - krzyknęła.
Nacisnął palcami jej spięte ramiona i uśmiechnął się, gdy
mimowolnie jęknęła.
- Mam przestać? - zapytał.
- Nie.
Uśmiechnął się jeszcze raz i zaczął masować jej kark.
Zaskoczyło go, że jest taka krucha. Paige pochyliła głowę.
- Poczekaj chwilę - powiedział. Wziął poduszkę i położył ją
na oparciu krzesła.
- Usiądź przodem do oparcia - nakazał - i ułóż głowę na
poduszce.
Paige popatrzyła na krzesło, a potem na swoją spódniczkę.
Usiadła tak, jak polecił jej Rye, ale wtedy spódniczka za bardzo
się obciągnęła, odsłaniając uda Paige. Chciała wstać.
- Chyba nie...
- Harry, widziałem już nie raz kobiece nogi. To mi naprawdę
nie przeszkadza.
- Ale...
- Zaufaj mi.
29
RS
ROZDZIAŁ CZWARTY
Spódniczka uniosła się, ukazując krawędzie pończoch,
ciemnoniebieskie satynowe podwiązki i skrawek gładkiej skóry.
Paige bezskutecznie usiłowała ją obciągnąć, ale każdy ruch
podnosił ją jeszcze bardziej w górę.
- Daj spokój - powiedział Rye, a w jego głosie pojawił się
nowy, szorstki ton.
Paige pochyliła się i oparła głowę na poduszce.
- Zamknij oczy i odpręż się - powiedział Rye. Znowu położył
ręce na jej ramionach i poczuł, że jest bardziej spięta niż
przedtem. Z jej ust zaczęły wydobywać się westchnienia ulgi.
Nie sądził, że będzie tak na niego działała. Była taka
delikatna, taka wiotka. Owiewał go zapach jej perfum. Czuł, że
bardzo jej pragnie, ale to było czyste szaleństwo. Zatrudniono
go, by ją chronił, a nie uwodził. Postanowił nie myśleć o tym, co
czuje, lecz skupić się na masażu. Na chwilę otworzyła oczy,
jakby chciała coś powiedzieć, po czym przymknęła je znowu.
Gdy dźwięk telefonu wdarł się w ciszę, Paige podskoczyła na
krześle. Wstała, wygładziła ubranie i zaczęła przysłuchiwać się
ostatnim zdaniom rozmowy. Domyśliła się, że dzwonił Lloyd.
Rye był odwrócony do niej plecami. Popatrzyła na pistolet
ukryty pod pachą. Bała się siły Rye'a. Ten człowiek nie miał
sobie równych.
Mógłby ją zgnieść bez trudu. Cieszyło ją to, że mu się
podoba. Tak długo dokuczali sobie nawzajem. Zdawała sobie
jednak sprawę z tego, że Rye nie zaryzykuje utraty pracy.
Pozostawała jeszcze kobieta, z którą tak czule rozmawiał.
Kim była? Czy znaczyła coś w jego życiu? A może to tylko
krótkotrwała znajomość?
Paige nie miała zamiaru flirtować z tym człowiekiem, ale
ciekawiło ją, na ile Rye mógłby sobie pozwolić, jak daleko by
się posunął.
- Harry.
30
RS
Drgnęła i popatrzyła na niego.
- Porozmawiaj z Lloydem. Powiedz mu, czego potrzebujesz.
Z trudem podeszła do telefonu.
- Dzień dobry, Lloyd. Mam nadzieję, że odpocząłeś.
- Tak. Dziękuję pani.
Pośpiesznie wymieniła nazwę i rodzaj drukarki, a potem z
wahaniem zapytała, czy mógłby kupić dla niej jakieś
wygodniejsze rzeczy, dres albo coś w tym rodzaju.
- Oczywiście, proszę pani.
- Nie potrzebuję wielu ubrań. Może już dziś pojadę do domu,
więc nie wydawaj zbyt wiele pieniędzy. Rozmiar. ..
- To niepotrzebne, proszę pani. Przyjadę za godzinę...
- Ale...
Lloyd odłożył słuchawkę. Przez chwilę Paige patrzyła na
telefon, kręcąc głową. W tym momencie Rye wyszedł z
łazienki.
- Po której stronie łóżka sypiasz? - zapytał.
- Dlaczego pytasz?
- Bo mam zamiar przespać się do przyjazdu Lloyda, a nie
chciałbym spać na twojej części.
- Prawdę mówiąc, korzystam z całego łóżka.
- Trudno...
- Ale nie przejmuj się tym, idź spać - zaczęła go namawiać.
Przynajmniej nie będzie na niego patrzeć i może uda jej się
zebrać myśli. - Mnie to nie przeszkadza.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście. Czuj się jak u siebie.
Przymknął drzwi dzielące oba pokoje tak, że nie widziała, co
robi, ale mogła go słyszeć. Najpierw spadły na podłogę buty,
potem usłyszała szelest materiału, gdy wsuwał się do łóżka. Mój
Boże! Nigdy dotąd nic takiego jej się nie zdarzyło. Dlaczego
właśnie teraz, kiedy była najbardziej podatna na urok tego
mężczyzny. A może wkroczyła w najtrudniejszy dla kobiety
31
RS
okres, mając dwadzieścia osiem lat? Położyła się na sofie. I nie
wiedziała nawet, kiedy zasnęła.
Obudził ją dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Wszedł
Lloyd obładowany paczkami. Ukłonił się ziewającej i
przeciągającej się Paige.
- Warner śpi - szepnęła, biorąc od niego część zakupów.
- Nie, nie śpię. - Rye pojawił się w drzwiach, w pośpiechu
wsuwając koszulę do spodni.
- Sałatka z makaronem dla panny O’Halloran i kanapka dla
pana - powiedział Lloyd, kładąc dwie torby na małym stoliku. -
Obiad włożę do lodówki, wystarczy podgrzać w mikrofalówce.
- Sałatka z makaronem... moja ulubiona! - zawołała Paige. -
Skąd wiedziałeś?
- Uważaj na niego. Lloyd potrafi czytać w myślach -
zażartował Warner.
- Mam nadzieję, że spodobają się pani również rzeczy, które
kupiłem.
Sięgnęła do torby i wyciągnęła długi, kremowy sweter,
niebieskie dżinsy, szaroniebieską bawełnianą koszulkę i leginsy
w tym samym kolorze. I w końcu dwie białe bluzeczki
przypominające gorseciki. Potem pojawiły się białe tenisówki i
trzy pary skarpetek. Wszystko pasowało na nią idealnie.
- Skąd wiedziałeś, jaki rozmiar odzieży będzie dla mnie
odpowiedni? - spytała ze zdziwieniem.
Rye uśmiechnął się do Lloyda, zachęcając go do odpowiedzi.
- Mam dobre oko.
- Rzeczywiście. I niezły gust. A co jest w tym pudełku?
- Ciasteczka czekoladowe. Domowy wypiek od pani
MacKenzie, proszę pana.
- Ale ona nie wie... - Rye odsunął kanapkę, którą właśnie
podnosił do ust.
- Oczywiście, że nie. Miała chęć coś upiec i zapomniała, że
nie mogę jeść czekolady. Nie wiem, czy dobrze zapamiętałem
32
RS
jej słowa, ale powiedziała coś takiego, że oswojenie drugiego
człowieka może być pułapką.
- Cała Kani - roześmiał się Rye.
- Kto to jest Kani? - zainteresowała się Paige, otwierając
pojemnik z sałatką.
Zadzwonił telefon. Rye podniósł słuchawkę.
- Tak?... Połącz go. To twój ojciec... - zwrócił się do Paige. -
Patrick, co się stało?... Zniszczyli coś?...
Chcesz zawiadomić policję?... Zadzwoń do mnie, jeśli znów
coś się wydarzy. Daję Paige.
- Tato? - Chwyciła słuchawkę w obie dłonie.
- Ktoś włamał się do twojego domu, córeczko.
- O Boże! Moje prezenty! Zabrali prezenty?
- Wiesz, to jest bardzo dziwne. Prawie niczego nie ruszyli.
Przyszedłem, żeby dolać wody do pojemnika na choinkę, a tu
drzwi otwarte.
- Zapytaj, czy zabrali notes z adresami - poprosił Rye.
- Słyszałem - odpowiedział Patrick. - Gdzie go trzymasz?
- W biureczku w salonie. Niczego nie zniszczyli? A prezenty
są pod choinką?
- Chyba z piętnaście pakunków.
- To dobrze. Nie znalazłeś notesu? Ma okładkę w kolorze
brzoskwiniowym. - Słyszała szelest przewracanych papierów.
- Nie widzę go.
- W takim razie go zabrali. Leżał na samym wierzchu -
zwróciła się do Rye'a.
- A w pracy? Czy też coś zginęło? Kartoteka klientów lub coś
podobnego?
- Powiedz Rye'owi, że zatelefonuję z biura.
- Chcę z nim porozmawiać natychmiast. Patrick, posłuchaj,
jeśli zginęło coś z jej biura, sprawdź, kto się tam często
pojawiał. Listonosz, konserwator, wszyscy, których sam nie
angażowałeś. Jeśli niczego nie znajdziesz, niech twoi
ochroniarze sprawdzą ostatnio przyjętych do pracy. Dzwoń w
33
RS
każdej chwili... Paige jest tu bezpieczna, przyrzekam. Nawet
jeśli mają jej notes i znajdą mój adres, nie trafią do nas...
Odezwij się jak najszybciej.
Rye odłożył słuchawkę i popatrzył na Paige, która nerwowo
chodziła po pokoju.
- Nie masz w domu alarmu?
- Nie.
- Samotna kobieta w wielkim mieście? Do czego to podobne?
- dopytywał się.
- To spokojna dzielnica. Nigdy dotąd nic się tam nie działo.
- Ale tym razem zdarzyło się włamanie.
- Posłuchaj, panie specjalny agencie, mam dość krytykowania
mnie, mojego domu i sposobu jego ochrony...
- A raczej jej braku - włączył się do jej monologu.
- No właśnie. - Ton głosu Paige był lodowaty.
- Nie mogę uwierzyć, że nie założyłaś sobie systemu
ochronnego.
- To jest bardzo drogie urządzenie.
- Drogie? - Rye aż podskoczył. - Tysiąc dolarów za spokój i
bezpieczeństwo? Przecież to taniocha.
- Tak sądzisz? I pewnie również uważasz, że lot pierwszą
klasą to najnormalniejsza rzecz pod słońcem.
- Przecież widzisz, że potrzebuję dużo miejsca - zażartował.
- Nie ponoszę odpowiedzialności za twój rozmiar, Warner -
powiedziała ze złością. - Ja tylko płacę rachunki. Na loty
międzynarodowe kupujemy normalne bilety. Jeśli chcesz
luksusu, musisz sam dopłacić różnicę.
- Tak jest od czasu, gdy ty zajmujesz się finansami?
- A co ty sobie myślisz? Muszę dbać o interes firmy. Nie
straciliśmy ani grosza, odkąd ją prowadzę.
- Bo jesteś...
- Kiedyś projektowałem ubrania dla kobiet - przerwał im
kłótnię Lloyd, o którego obecności zupełnie zapomnieli.
34
RS
Jego
spokojnie
wypowiedziane
słowa
powstrzymały
obraźliwe określenie, którego zamierzał użyć Rye. Oboje
popatrzyli na kierowcę.
- Co powiedziałeś? - zapytała Paige.
- Mówiłem, że kiedyś projektowałem ubrania dla kobiet,
dlatego wiedziałem, jaki rozmiar odzieży pani nosi.
Paige zauważyła, że Lloyd jest spięty, jakby ich kłótnia
sprawiała mu przykrość.
- Przepraszam cię, Lloyd. Kłócimy się tak od dawna, tylko
teraz po raz pierwszy robimy to, patrząc sobie w oczy. To
naprawdę nie jest nic poważnego.
- O, tak - potwierdził Rye z ironią w głosie. - Wprawia mnie
to w dobry humor. Podobnie jak ty wprost uwielbiam nasze
rozmowy.
Spojrzała na niego zaskoczona. Nagle zdała sobie sprawę, że
rzeczywiście lubiła te ich kłótnie. Nawet telefonowała do niego
specjalnie pod pretekstem wyjaśnienia niektórych rachunków, a
serce waliło jej wtedy w piersi jak szalone.
Rye denerwował się bardzo, gdy kwestionowała wydatki na
śniadanie lub taksówkę. Zmuszała go, by bardziej zastanawiał
się nad wydatkami, ale tak naprawdę nie chciała, żeby stał się
perfekcjonistą, więc od czasu do czasu odstępowała od swoich
zasad.
Rye jednak nie dawał się pokonać. Kiedyś przesłał jej
wyjaśnienie rachunku w formie opowiadania i musiała wyławiać
fakty z potoku słów. Zapłaciła mu wtedy czterdziestoma
dziewięcioma czekami. Urzędnik z banku, zaciekawiony taką
ich liczbą, nawet zatelefonował do niej, ale pieniądze wypłacili,
a Rye nie robił już więcej podobnych dowcipów.
Zawsze doszukiwała się błędów w jego rachunkach, chociaż
sama nie wiedziała, dlaczego. Postanowiła przemyśleć to
wieczorem podczas kąpieli.
Paige i Rye jedli w milczeniu, tymczasem Lloyd poszedł po
czyste ręczniki, a potem zajął się przygotowaniem miejsca na
35
RS
ustawienie drukarki. Paige poprosiła go, by poczekał godzinę,
gdyż chciała skończyć pracę, którą zaczęła rano, i przesłać
dokumenty do biura.
- Jestem do pani dyspozycji.
- Jeśli chcesz poczytać, mam tu czasopisma. Powstrzymał ją
gestem ręki.
- Zauważyłem, że czegoś zapomniałem. Wrócę za godzinę.
Gdy wyszedł, Paige usiadła do komputera.
- Czy Lloyd mówi prawdę? - zapytała Rye'a, który kończył
chyba setną rozmowę.
- Prawdę? - powtórzył zaskoczony.
- Czy rzeczywiście projektował suknie? Rye uśmiechnął się.
- Niech ci sam opowie. Ma bardzo ciekawy życiorys. Paige
wsparła brodę na dłoni.
- A może zostaw mnie tutaj z Lloydem, a sam zajmij się
swoimi sprawami. Opieka nade mną za bardzo cię absorbuje.
- Trudno. Obiecałem twojemu ojcu.
- Przecież tu chodzi tylko o to, żebym była bezpieczna. Chcę
ci po prostu ułatwić życie.
- Nie wierzę. Chyba zakładasz, że będziesz mogła Lloydem
komenderować.
- Czyżby?
- On cię bardzo lubi. To widać. Nie ma mowy. Nie zostawię
cię z osobą, którą łatwo owiniesz sobie wokół palca. Pewnie
jutro poszlibyście na wycieczkę. Nigdy! Nie zamierzam tak
ryzykować.
- To nieprawda, że mogłabym owinąć sobie Lloyda wokół
palca.
- Dobrze wiesz, że mam rację.
- No, może... trochę. Ale byłabym ostrożna.
- Nie ma mowy o żadnych spacerach.
Paige wstała, podeszła do lodówki. Wyjęła dwie butelki wody
sodowej: jedną dla siebie, drugą dla Rye'a.
36
RS
- Nie mogę uwierzyć, że znalazłam się w takiej sytuacji.
Zupełnie jak w filmie i to w nie najlepszym.
- Ale wygląd Joeya pasuje do takiej szmiry jak ulał.
- A wiesz? Podobnie pomyślałam o tobie, kiedy zobaczyłam
cię na lotnisku.
- Nie rozumiem.
- Wyglądasz jak typowy szpicel - czarna skórzana kurtka,
czarny golf i tak dalej.
- Czerń nie rzuca się w oczy. Poza tym zainteresowałaś się
mną.
- Ależ skąd.
- Sprawdzałaś każdy szczegół mojego ubrania. Jego pewność
siebie irytowała Paige.
- Zauważyłam cię w samolocie, a poza tym wyróżniałeś się w
tłumie.
Wszyscy
byli
podenerwowani,
zniecierpliwieni
oczekiwaniem na bagaże. A ciebie bardzo interesowała pewna
pani w czerwonej minisukience.
- Okulary słoneczne to wspaniały wynalazek. Uwierz mi,
patrzyłem na ciebie.
- Przez cały czas? - zapytała z niedowierzaniem.
- Denerwowałaś się tym, że Lloyd wziął twoje torby.
Wciąż na nie patrzyłaś. Raz rzuciłaś na mnie okiem,
stwierdziłaś pewnie, że nie jestem interesujący i dalej
obserwowałaś Lloyda. Ale potem nie wytrzymałaś i obejrzałaś
mnie dokładnie. Złościło cię, że idziesz do samochodu z
pustymi rękami, a potem bałaś się wejść z Lloydem na parking,
na którym nie było żywej duszy. Zgadza się?
- Tak. Jesteś lepszy, niż myślałam. Ale popełniłeś jeden błąd.
Ani przez chwilę nie myślałam, że nie jesteś interesujący.
- To co o mnie myślałaś?
- Chcesz, żebym ci powiedziała? Miałam wrażenie, że twoje
samouwielbienie jest tak ogromne jak twoja postura. Myślałam,
że jesteś kulturystą.
37
RS
- Teraz już wiesz, że nie jestem. Ćwiczę, żeby być sprawnym.
Jest to bardzo przydatne w mojej pracy. A co ty robisz, by
utrzymać formę?
- Od czasu do czasu ćwiczę aerobik i dużo spaceruję.
- Wydaje mi się, że powinnaś robić coś więcej, chociażby po
to, żeby odprężyć się po pracy. Jeśli chcesz, poproszę Kani, aby
przygotowała dla ciebie program ćwiczeń. Przynajmniej czymś
się zajmie, bo zupełnie wariuje, oczekując na dziecko.
- Kto to jest Kani? - spytała po raz drugi tego dnia. Zadzwonił
telefon.
- Tak! - zawołał Rye do słuchawki. - Coś jeszcze? Jesteś
pewien... Poczekaj, zapytam Paige. Zginęła kartoteka z adresami
twoich klientów. Czy masz jej duplikat?
- Mam skróconą listę klientów w moim komputerze, a pełny
spis jest w komputerze biurowym. Przy sobie też mam wykaz
adresów. Dlaczego pytasz?
- Może będziemy musieli skontaktować się z twoimi
przyjaciółmi. Dobrze byłoby poprosić twoich partnerów, żeby
przefaksowali niektóre informacje.
- W sekretariacie mogą dostać się do kartoteki, ale to oznacza
ujawnienie hasła.
- Trudno. Kiedy wrócisz do pracy, wymyślisz nowe. Patrick,
czy jest tam sekretarka Paige? - Uniósł ze zdziwieniem brwi. -
Matthew?... Daję słuchawkę Paige.
- Masz sekretarza? A myślałem, że już mnie niczym nie
zaskoczysz.
- Mart? Cześć. Podam ci teraz listę nazwisk dla taty. A potem
poszukamy dalszych w komputerze. - Zaczęła dyktować, ale
przez cały czas zastanawiała się, jak podać hasło swojemu
sekretarzowi tak, by Rye go nie usłyszał.
Wykorzystała moment, kiedy wszedł do łazienki.
- ,,Barbarzyńca"... tak. Tak, jak Conan Barbarzyńca...
Pamiętaj, Matt, że za trzy tygodnie oceniam twoją pracę -
38
RS
ostrzegła, słysząc śmiech sekretarza. Potem oddała słuchawkę
Rye'owi, który właśnie zdążył wrócić do pokoju.
- Jeżeli zajdzie taka potrzeba, faksujcie na numer, który wam
podałem... będziemy sprawdzać kilka razy dziennie. Nie martw
się o nią, Patrick. Jest zdrowa i bezpieczna.
Odłożył słuchawkę, zastanawiając się nad czymś przez
chwilę.
- A właśnie, twoje hasło to ,,Barbarzyńca"? - zapytał, tłumiąc
śmiech.
39
RS
ROZDZIAŁ PIĄTY
Zaczerwieniła się. Rye zauważył, że Paige zaczęła
zachowywać się bardziej naturalnie, chociaż tego właśnie się
obawiał. Im mniej ją znał, tym łatwiej było mu się nią
opiekować, wykonywać swoją zwykłą pracę.
Użyła słowa ,,barbarzyńca" jako hasła dla najbardziej tajnych
informacji. Dlaczego?
Otworzyły się drzwi. Lloyd niechcący uratował Paige przed
wyjaśnieniami. Podeszła do komputera i zaczęła naciskać
klawisze, aby uruchomić drukarkę. Po chwili wyszła z pokoju.
Lloyd podał Rye'owi małą torebkę.
- Co to jest? - Zajrzał do środka.
- Przecież ma ją pan chronić - zauważył Lloyd.
- Ale tego nie potrzebuję. - Próbował wcisnąć pomocnikowi
paczuszkę.
- Nigdy dotąd pan nie oszukiwał sam siebie - odpowiedział
Lloyd udając, że nie widzi torebki.
- Przecież ja nie jestem nią zainteresowany.
- Może pan jeszcze nie, ale ona tak. Jeśli pan tego nie
wyczuwa, to na wszelki wypadek zostawię to Paige.
- Szantaż, Lloyd? Polubiłeś ją?
- Jestem przekonany, że pan też już ją bardzo polubił, choć
nie zdaje sobie pan z tego sprawy.
- Dobrze. Zatrzymam ten drobiazg, ale na pewno nie będzie
mi potrzebny.
Rye zauważył uśmiech na twarzy pomocnika. Lloyd
niejedno już widział w swoim życiu, a poza tym był niezłym
psychologiem. Lekko dotknął ramienia Rye'a, a potem odwrócił
się w stronę drukarki, pozwalając szefowi nacieszyć się
podarunkiem - tuzinem prezerwatyw.
Obudził się nagle, chwycił broń i gwałtownie zerwał się z
kanapy. Cichutko podszedł do drzwi wejściowych i czekał,
nasłuchując. Była druga trzydzieści w nocy.
40
RS
- Puść mnie.
To był głos Paige, prosząco-nakazujący. Coś jej się śni,
pomyślał. Nikt nie mógłby się przemknąć obok niego
niepostrzeżenie, a okna sypialni były dobrze zabezpieczone.
Mimo to nie odłożył broni, wchodząc do pokoju.
Żar kominka oświetlał rzucającą się na łóżku postać. Paige
mamrotała coś przez sen. Rye odłożył pistolet na nocny stolik i
cicho wymówił jej imię.
Ucichła.
- Paige, obudź się.
Zaczęła oddychać bardzo szybko. Nie chciał jej dotykać. Miał
nadzieję, że obudzi ją dźwięk jego głosu, ale spała nadal.
Położył rękę na jej ramieniu.
- Rye! - krzyknęła, próbując uwolnić się od niego.
- Jestem tu, Harry. Wszystko w porządku. Uspokój się.
Otworzyła oczy. Pojawił się w nich wyraz ulgi. Przywarła do
niego z całych sił. Przytulił ją do siebie i delikatnie pogłaskał po
plecach.
- Już dobrze? - zapytał po chwili. Skinęła głową.
- Miałaś zły sen?
- Tak. Nie mogłam cię znaleźć, choć bardzo cię
potrzebowałam. Szukałam, szukałam i nic.
- Jestem tutaj i nigdzie od ciebie nie pójdę. - Starał się
uspokoić gwałtowne bicie serca. Potrzebowała go. Sama to
powiedziała. I w takiej chwili użyła zdrobnienia, którym
posługują się wszyscy jego przyjaciele. Nie Warner, nie
Barbarzyńca, ale Rye.
Zaczęła drżeć z zimna. Powoli uspokajała się.
- Chcesz wody? - zapytał.
- Tak, poproszę.
Puścił ją. Odsunęła się od niego równie niechętnie. Przyniósł
jej szklankę wody. Potem dołożył drewna do kominka. Usiadł
na krawędzi łóżka. Kominek dawał teraz więcej światła i Rye
zauważył, że Paige ma na sobie różową flanelową piżamę, w
41
RS
której wygląda bardziej pociągająco niż w jakimkolwiek
negliżu.
- Lepiej się czujesz? Skinęła głową.
- Chcesz porozmawiać o tym śnie?
Pokręciła niepewnie głową. Czuła się zażenowana.
- To był zwykły koszmar senny. Ktoś mnie ścigał, a ja nie
mogłam uciec. Za każdym rogiem stał mężczyzna i uśmiechał
się złośliwie.
- Czy to ktoś, kogo znasz?
- Nie. Byli jakby pozbawieni rysów twarzy. Pamiętam tylko
uśmiech. - Wstrząsnęły nią dreszcze. - To było okropne. Czułam
się bezradna. Przepraszam, że cię obudziłam.
- I tak nie spałem - odpowiedział. Bardzo mu się podobała
taka łagodna Paige. Włosy miała splecione w warkocz i w swej
różowej piżamie była taka urocza i pełna wdzięku. Podobały mu
się jej wyraziste rysy twarzy, które wskazywały, że nawet na
starość będzie ładna. Miała wrodzoną elegancję i dobre maniery.
Wszystko to przyciągało wzrok. Potrafiła dobrać stroje
odpowiednie do swej figury. Zaczął wyobrażać sobie, jak
ćwiczy aerobik i jak wspaniale musi wtedy wyglądać.
Zobaczył, że Paige wysunęła szufladę stolika i wyjęła z niej
małe pudełeczko. Zapach czekolady wypełnił pokój. Poczuł, że
ślinka napływa mu do ust na widok dwóch trufli, które wysunęła
na dłoni w jego stronę. Jedli w milczeniu.
- Czekoladki z samolotu - powiedział. - Widziałem, jak
wkładałaś je do teczki.
- Chyba nic się przed tobą nie ukryje.
- Byłem pod wrażeniem twojej powściągliwości. Uwielbiam
czekoladki. To moja słabość.
- Moja również. Ale nie jem ich od razu, żeby się sprawdzić.
- Słucham?
- Żeby sprawdzić, jak długo wytrzymam.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Zawsze tak robiłam.
42
RS
- Nigdy się nie poddajesz? Nie łamiesz zasad? Nie
podejmujesz ryzyka?
Zlizała resztki czekolady z palców, a potem podciągnęła
kolana i oparła na nich ręce.
- Chyba nie.
Ciekawiło go, dlaczego tak się zachowuje, czemu tak bardzo
stara się nad sobą panować, dlaczego nie pyta ojca o matkę?
Czemu tak szybko uległa czarowi Joeya Falcona, łamiąc
wszelkie ograniczenia, jakie sobie narzuciła. Tak naprawdę to
najbardziej interesował go Falcon. Zastanawiał się, co ją w nim
oczarowało. Chyba stawał się zazdrosny.
Zauważył, że Paige patrzy na rewolwer leżący przy pustej
szklance. Wziął go do ręki, opróżnił magazynek i wyciągnął
broń w jej stronę. Dziewięciomilimetrową, półautomatyczną
berettę.
Paige wytarła palce o narzutę i sięgnęła po rewolwer.
Zadrżała, gdy poczuła chłód stali.
- Jak się go ładuje? - zapytała, chcąc przezwyciężyć strach.
W milczeniu pokazał jej całą procedurę.
- A rozładowuje?
Zademonstrował swoje umiejętności raz jeszcze, a potem
pozwolił jej zrobić to kilka razy samodzielnie.
Paige wyjęła naboje z magazynku, a potem włożyła je
ponownie.
- Uczyłaś się kiedyś jakiegoś sposobu obrony? - zapytał.
- Nie. Nigdy nie chciałabym mieć broni - powiedziała, celując
w stronę obrazu wiszącego na ścianie.
- Nie mówię o kupnie rewolweru, ale o umiejętności
samoobrony. Przecież Patrick tak się o ciebie boi. Powinnaś się
nauczyć walczyć. Dlaczego tego nie zrobiłaś?
Rye wyjął rewolwer z jej ręki, zabezpieczył go i przypomniał,
że mając broń, należy zawsze zachować ostrożność i posługiwać
się nią tak, jakby była naładowana.
43
RS
- Patrick przesadza - odpowiedziała na jego pytanie. - Nigdy
nic mi nie groziło. To znaczy: do tej pory.
- Ale miałaś ochroniarzy.
- To była taka gra - odpowiedziała, a potem zaczęła jak
dziecko naśladować odgłos strzałów. - Tylko mokra plama z
nich została - oznajmiła i zdmuchnęła nie istniejący dymek z
lufy.
Pierś Rye'a uniosła się w tłumionym śmiechu. Wziął
rewolwer i położył go na stoliku.
- Co miałaś na myśli, mówiąc o grze?
- Patrick bawił się w swatkę. Próbował znaleźć dla mnie
męża. - Z zadowoleniem obserwowała reakcję Ryć'a, połączenie
szoku z rozbawieniem.
- Potrzebujesz męża?
- Z pewnością nie takiego, jakiego mi wybierze ojciec.
Patrzył na nią pytająco, jakby czekał na dalsze szczegóły, a
gdy nie kontynuowała tematu, zapytał, czy będzie mogła teraz
zasnąć.
- Jeśli mi się nie uda, popracuję trochę.
- No to dobranoc.
Paige przymknęła oczy i zaczęła rozmyślać o tym, że Rye
widział ją przestraszoną, niespokojną. Pewnie zacznie jej
dokuczać z tego powodu, chociaż przez chwilę odniosła
wrażenie, że zaakceptował jej słabość. Natomiast Paige nie
umiała się z nią pogodzić. Była wściekła, że widział ją w takim
stanie. Nagle usłyszała jego głos. Pewnie rozmawiał przez
telefon. Popatrzyła na zegarek. Za dziesięć trzecia. W Bostonie
dochodziła szósta. Czyżby telefonował do ojca i opowiadał o jej
snach?
Nie! Musi go powstrzymać. Wystarczyło, że on był
świadkiem jej słabości. Patrick nie może się o tym dowiedzieć,
bo nigdy nie przestanie traktować jej jak dziecka.
Odrzuciła kołdrę, wstała z łóżka i ruszyła w stronę drzwi.
Wtedy usłyszała pukanie i do sypialni wszedł Rye.
44
RS
- Z kim rozmawiałeś? - spytała.
Przyglądał się jej stojącej przed kominkiem. Płomienie
prześwietlały tkaninę piżamy, uwidaczniając kształty Paige -
szczupłe plecy, wąską talię i krągłe biodra. Zapalił światło i czar
prysł. Ale było za późno. W pamięci pozostał mu obraz
zmierzwionych
snem
włosów,
twarzy
bez
makijażu,
pogniecionej miękkiej piżamy. Paige bez rynsztunku stawała się
bardziej dostępna, normalna, pociągająca.
- Jeśli opowiedziałeś wszystko mojemu ojcu, to...
- Nie, to nie był on. Ubierz się - rzucił krótko, przerywając jej
w pół zdania.
- Po co? - Otworzyła szeroko oczy.
- Wychodzimy.
- Teraz? O trzeciej w nocy?
- Nie możesz przecież wychodzić w ciągu dnia. Chcesz wyjść
czy nie?
- Daj mi dziesięć minut.
- Pięć. Nie przejmuj się włosami. Włóż tylko coś na siebie.
Nikt nie będzie cię widział.
- Dokąd idziemy? - krzyknęła, bo Rye wszedł do łazienki.
Otworzyła szafę, wyjęła dżinsy i sweter. Zamiast odpowiedzi
usłyszała szum wody.
Pewnie chce ją zaskoczyć, by zobaczyć jej reakcję. Niech tak
będzie, chociaż ona nie lubi niespodzianek. Nikt dotąd nie
zaskakiwał jej niczym. Ale też nie znała wtedy Rye'a Warnera
osobiście.
Z uśmiechem ściągnęła górę od piżamy, włożyła bawełnianą
koszulkę i gruby sweter. Dżinsy pasowały doskonale. Były
może zbyt obcisłe, ale bardzo wygodne. Szybko zasznurowała
tenisówki. Łazienka była już wolna. Jeszcze raz zaplotła włosy,
umyła twarz, a potem zęby i weszła do salonu. Wszystko to
trwało siedem i pół minuty. Rye patrzył na nią, nakładając
kurtkę. Wpatrywała się w niego jak w zbawcę. Może znowu
45
RS
popełnił błąd, ale wszystko zostało już ustalone i nie mógł jej
rozczarować.
- Gdzie masz kurtkę? - zapytał.
- Już ją biorę - powiedziała i pobiegła do sypialni.
- Mamy przed sobą pół godziny marszu pod górę. Dasz sobie
radę?
- Oczywiście.
- Cierpisz na klaustrofobię?
- Nie. Skądże.
- Masz bardzo pogodne usposobienie - zauważył.
- Tylko udaję.
Spojrzał na nią badawczo. Zastanawiał się, co jeszcze udaje.
Bardzo chciałby wiedzieć, jaka jest prawdziwa Paige
O'Halloran.
- Przez cały czas trzymaj się mojej lewej strony - powiedział i
otworzył drzwi wejściowe.
- Dobrze.
Dobrze? Żadnego sprzeciwu? Żadnych pytań? Co się dzieje?
Czyżby tak bardzo chciała wyjść na dwór?
Wciągnęła głęboko powietrze, gdy wspinali się na pierwsze
wzgórze.
- Boże! Jak cudownie - powiedziała. Jej oczy powoli
przyzwyczajały się do ciemności.
- Cuchnie tu spalinami.
- Nie narzekaj, Warner. Psujesz mi nastrój. Tak się cieszę
odrobiną swobody.
- Byłaś w zamknięciu tylko trzydzieści godzin. Chyba nieco
przesadzasz.
- Nieważny jest czas, tylko poczucie uwięzienia. Fakt, że nie
mogę wyjść. - I nie mogę uciec od ciebie, dodała w myślach.
Szła obok niego w milczeniu. Żałowała, że nie pomyślała o
małej rozgrzewce, bo poczuła ból mięśni nóg. Zaczęła
obserwować otoczenie, by nie myśleć o bolesnych skurczach.
Spojrzała na Rye'a, ale on nie miał nawet przyspieszonego
46
RS
oddechu. Pragnęła głośno wciągnąć powietrze, ale duma jej na
to nie pozwalała.
Kiedy zamierzała poprosić go, by odpoczęli przez chwilę, Rye
wskazał pobliski budynek.
- To tu.
- Komisariat policji?
- Nie mam wyboru - stwierdził.
- A ja miałam nadzieję na obiad.
- W komisariacie są automaty... - Ucałował jej dłoń. Paige
roześmiała się, gdy otworzył przed nią drzwi.
Oficer dyżurny wyglądał typowo. Miał ponad pięćdziesiąt lat,
siwe, rzadkie włosy i twarz, która mówiła, że nic go już w życiu
nie zdziwi. Ku jej zaskoczeniu, obaj mężczyźni objęli się
serdecznie na powitanie, a potem poklepali po plecach.
- Jak ci leci? - spytał policjant, rzucając zaciekawione
spojrzenie na Paige.
- Nieźle. Jak Aggie i dzieciaki?
- Dobrze. Naprawdę dobrze. W zeszłym tygodniu po raz
szósty zostałem dziadkiem.
- Przygotowany do emerytury?
- To już za trzy miesiące. Nie mogę się jej doczekać. Cieszę
się, że zmienię zawód. Dzięki, że mnie zatrudnisz. To ta dama,
w sprawie której dzwoniłeś?
Paige podeszła bliżej i czekała, aż Rye ją przedstawi. Temu
człowiekowi na pewno można zaufać.
Policjant podał Rye'owi pęk kluczy i kawałek papieru.
- Tu masz kod zabezpieczający. Kapitan powiedział, żebyś
zatrzymał klucze.
- Jeszcze jedna przecznica i będziemy na miejscu - wyjaśnił
Rye Paige, kiedy wychodzili z komisariatu.
Była bardzo ciekawa, ale postanowiła nie pytać, dokąd idą.
- Skąd go znasz?
- Macka? Dawno, dawno temu uczęszczał z moim ojcem do
Akademii Policyjnej.
47
RS
- Twój tata jest policjantem?
- Był. Zginął podczas pełnienia służby, gdy miałem
dziewiętnaście lat.
- Bardzo mi przykro. To musiało być dla ciebie okropne
przeżycie.
- Tak. Straszne. Kapitan, o którym wspominał Mack, był
wtedy partnerem mojego ojca.
- Pewnie dlatego nie zostałeś policjantem.
- Ależ skąd. Po prostu bardziej interesowały mnie inne
sprawy, a poza tym chciałem podróżować. No, jesteśmy na
miejscu.
Weszli do niewielkiego budynku, na którym nie było żadnej
tabliczki. Paige ruszyła za Rye'em pustym korytarzem. Dotarli
do oszklonego holu, skąd wchodziło się do pomieszczenia
wyłożonego płytkami dźwiękoszczelnymi. Była w strzelnicy.
- Mam strzelać? - zapytała zaskoczona. - Po co?
- Wariowałaś siedząc ze mną, a wiesz, że nie mogę wychodzić
z tobą w ciągu dnia. To jedyna rozrywka, jaką wymyśliłem dla
ciebie. Poza tym uważam, że taka umiejętność ci się przyda.
- Jakim cudem masz strzelnicę do swojej dyspozycji?
- Projektowałem system zabezpieczeń. Strzelnica jest
własnością czterech oficerów policji. Oficjalne otwarcie
odbędzie się w przyszłym tygodniu. Kiedy Mack przejdzie na
emeryturę, zostanie tutaj szefem. Daj mi kurtkę, Harry.
Powieszę ją.
Paige starała się uspokoić przyspieszone bicie serca, które
waliło, gdy patrzyła, jak Rye wyciąga rewolwer z kabury, a z
kieszeni wyjmuje dwa pudełka z amunicją.
Nie wiedziała, dlaczego jest tak podekscytowana tym, że
nauczy się strzelać. Nigdy dotąd o tym nie myślała. Broń
oznaczała władzę, choć istniało zagrożenie, że może być źle
użyta. Uważnie słuchała każdego słowa, przyglądała się
każdemu ruchowi rąk, gdy Rye wyjaśniał jej, co ma robić.
48
RS
Po dziesięciominutowym wykładzie na temat bezpieczeństwa
i sposobu posługiwania się bronią, Rye otworzył torbę i
wyciągnął specjalne nauszniki.
- Gotowa? - zapytał.
W ochraniaczach na uszach Paige słyszała swój własny
oddech tak, jakby znajdowała się w tunelu aerodynamicznym.
- Tak.
- Chcesz, żebym strzelał pierwszy?
Skinęła potakująco głową. Oboje nałożyli okulary ochronne.
Strzelał szybko. Podłoga była zasypana łuskami, a cierpki
zapach prochu wypełnił pomieszczenie. Przysunął tarczę, żeby
zobaczyć, jaki osiągnął rezultat. Wszystkie strzały trafiły prosto
w jej środek.
- A teraz ja mam zrobić to samo? - zapytała lekko przerażona
Paige.
- Ja też kiedyś zaczynałem. Potrząsnęła przecząco głową.
- Ty? To niemożliwe. Ty urodziłeś się z pistoletem w dłoni.
- Dobrze, dobrze. Zaczynaj. Patrzyła, jak Rye odsuwa tarczę.
- Nie założysz dla mnie nowej? Przecież nie będziemy
wiedzieć, które strzały ja oddałam.
Roześmiał się głośno.
- Przecież mogę trafić w środek. Uniósł wysoko brwi.
Paige dokładnie naśladowała jego ruchy. Odbezpieczyła broń.
Robiła wszystko zgodnie z jego wcześniejszymi instrukcjami.
Bardzo chciała, żeby udało jej się za pierwszym razem. Pragnęła
zasłużyć na podziw Rye'a.
Ustawiła muszkę, celując w środek tarczy i bardzo wolno
nacisnęła spust. Jej serce niemal przestało bić. Wstrzymała
oddech. Zapomniała o Rye'u i o wszystkim poza oddaloną tarczą
i rewolwerem w dłoni, która lekko drżała. Wydawało jej się, że
minęła godzina, zanim broń wypaliła.
- Tym razem zrób to szybciej - powiedział Rye i przytrzymał
jej rękę.
- Poczekaj. Gdzie trafiłam?
49
RS
- W dolny lewy róg. Widzisz?
- Och! - W głosie Paige zabrzmiało rozczarowanie. - Tak
chciałam, żeby mi się udało.
- Raz strzeliłaś i oczekujesz doskonałego rezultatu? Ależ,
Harry, nie przejmuj się. Daj sobie trochę czasu na naukę.
- Nie lubię się uczyć. Wolę od razu robić wszystko doskonale.
Opanował się, żeby nie poklepać jej protekcjonalnie po
ramieniu.
- To mnie nie dziwi, ale działasz pod presją, a to nie jest
dobre. Odpręż się.
Następne strzały były dużo lepsze. Po półgodzinie strzelania
Rye nauczył Paige czyścić broń. Bolało ją trochę ramię, ale
rozpierała też duma, że już za pierwszym razem poszło jej
bardzo dobrze.
W drodze do hotelu spojrzała na Rye'a i dostrzegła na jego
twarzy pobłażliwy uśmiech. Wsunęła dłoń pod jego ramię.
Postanowiła zapytać go o coś, co męczyło ją cały czas.
- Ta kobieta, o której wczoraj wspominałeś... Kani? Pracuje
dla ciebie? - Patrzyła na niego z nadzieją, że to potwierdzi.
Chciał już jej odpowiedzieć, gdy nagle przystanął i rozejrzał
się wokół. Paige wstrzymała oddech i starała się dostrzec to, co
go zaniepokoiło. Rye patrzył na nią, ale w rzeczywistości
obserwował, co się dzieje z tyłu. Ona miała chęć się obejrzeć,
ale zmusiła się do patrzenia na niego.
- Weź mnie za rękę. I idź wolniej - szepnął. - Chcę sprawdzić,
kto jest tam z tyłu. Nie mogę go dostrzec.
- Skąd...
- Słyszałem coś.
Skręcili w boczną uliczkę i Rye pociągnął ją do ciemnej
bramy. Oparł się o drzwi, przyciągnął ją do siebie i objął.
- Udawaj zakochaną. Obejmij mnie.
Paige zawahała się przez chwilę, ale otoczyła Rye'a lekko
ramionami tak, by mógł w każdej chwili odsunąć ją od siebie.
50
RS
Usłyszała czyjś kaszel, następnie warkot samochodu, a potem
nastąpiła cisza. Stopniowo zaczynała odczuwać siłę Rye'a i
poczucie bezpieczeństwa, jakie dawały jej jego ramiona. Nie
chciała pamiętać o tym, że coś może im grozić. Chciała po
prostu wtulić się w Rye'a i tak już pozostać.
Czuła, że dotyka policzkiem jej włosów, a jego dłoń przesuwa
się po jej plecach.
Grzało ją ciepło jego ciała. Czuła, że Rye jej pragnie. Uniosła
głowę, by spojrzeć na niego.
Nie patrzył na nią, jego słowa płynęły gdzieś nad jej głową.
- Przepraszam. Nie traktuj tego serio.
51
RS
ROZDZIAŁ SZÓSTY
,,Nie traktuj tego serio". Co on sobie myśli? Był wyraźnie
podniecony. Trzymał ją w ramionach. I ma nie traktować tego
serio?
- Zbliża się - szepnął, a jego dłoń zsunęła się niżej. Przytulił ją
mocniej.
Paige ogarnęła panika. Była podniecona, a jednocześnie
wystraszona. Nasłuchiwała odgłosu zbliżających się kroków.
Przez cały czas próbowała nie reagować na podniecenie Rye'a.
Zaczęła się kręcić, starając się uwolnić. Przyciągnął ją do siebie.
Zamarła, bo ktoś właśnie przechodził. Dopiero po chwili Rye
puścił ją i wyszli na chodnik. Teraz podążali za nieznajomym.
- W porządku - powiedział Rye. - Nie zagraża nam. Paige nie
odpowiedziała. Szła, starając się dotrzymać
mu kroku. Nie reagowała na jego słowa, więc w końcu
zamilkł. Wyczuła, że jest trochę zdziwiony jej zachowaniem.
Kiedy znaleźli się w hotelu, poszła od razu do łazienki.
Próbowała się opanować. Podniecenie wywołane nauką
strzelania i grożącym niebezpieczeństwem wytrąciło ją z
równowagi. Doszła do tego reakcja na dotyk Rye'a, a potem te
lekceważące słowa. Była wściekła. Jak mógł ją tak obrazić?
- Czujesz się lepiej? - zapytał, gdy wróciła do sypialni.
Rye stał w drzwiach łączących dwa pokoje. Ręce splótł na
piersiach. Opierał się o framugę. Po chwili zbliżył się do Paige.
Nie wiedział, dlaczego tak bardzo mu zależy, żeby znowu nie
zamknęła się w sobie.
- Łatwo się obrażasz. Przecież cię przeprosiłem. To naprawdę
była mimowolna reakcja. Nic nie mogłem na to poradzić.
- Rozumiem. W ciemnościach wszystkie koty są szare -
zaśmiała się ironicznie.
Rye nareszcie zrozumiał, o co jej chodzi. Była wściekła.
- Jeśli przypuszczasz, że w podobnej sytuacji zareagowałbym
tak na każdą kobietę, to się grubo mylisz.
52
RS
- Czyżby? - spytała wyniosłym tonem. - To znaczy, że według
ciebie różnię się od innych osobniczek płci żeńskiej i nie ma o
co się obrażać?
Czuł, że wszystko zniszczył niefortunnie dobranymi słowami.
On sam był zaskoczony reakcją swojego ciała i to w chwili, gdy
groziło im niebezpieczeństwo. Ale tak dobrze było trzymać ją w
ramionach.
Wiedział, że to co odczuwał, nie pasowało do sytuacji i
obawiał się, że Paige źle to zrozumie. I tak się właśnie stało.
Uważał, że musi się jakoś wytłumaczyć.
- Powinniśmy chyba otwarcie przyznać, że czujemy do siebie
nawzajem jakiś pociąg - odezwał się.
- Nic do ciebie nie czuję. Jesteś jedynie moim ochroniarzem i
to wszystko.
- Nie wierzę.
- Jesteś okropny.
- Okropny? Nic innego nie wymyślisz? - roześmiał się Rye.
Fascynowało go jej opanowanie, ale jednocześnie był
oczarowany, kiedy je traciła.
- Co za barbarzyńca - odcięła się.
- Wiesz co? Zróbmy eksperyment. Byłaś wściekła, bo
podnieciłem się, trzymając cię w ramionach...
- To nieprawda. Byłam zaskoczona, a nie wściekła. A poza
tym nie próbuj mnie dotykać.
- Boisz się? Wiesz, chciałbym sprawdzić twoje odruchy
warunkowe.
- O co ci teraz chodzi? - Stała się trochę podejrzliwa.
- Przypuśćmy, tylko przypuśćmy, że znowu wezmę cię w
ramiona...
- Ani się waż!
- Przecież cię nie dotykam. Puść wodze fantazji. Przypomnij
sobie sytuację na ulicy. Wyobraź sobie, że głaszczę cię po
plecach i mocno przyciągam do siebie. - Jego głos zniżył się do
cichego, hipnotyzującego szeptu. - A teraz wyobraź sobie, że
53
RS
pieszczę twoje piersi. Jakiej reakcji, według ciebie, mógłbym
oczekiwać?
- Nie wiem - wyjąkała.
Zbliżył się o krok i zaczął się w nią wpatrywać.
- Może właśnie takiej?
Paige czuła, że jej piersi twardnieją, a nogi ma zupełnie jak z
waty. Nigdy nie uważała się za osobę pociągającą, pełną
kobiecości, która wzbudza zachwyt w mężczyznach. Ale w
oczach Rye'a widziała podziw i miała nadzieję, że nie jest to
część gry, jaką wymyślił.
- Jesteś najbardziej interesującą kobietą, jaką dotąd poznałem
- odezwał się w końcu i zaczął iść w jej stronę.
Cofnęła się.
- I co teraz? Jesteś w pułapce.
- Czego chcesz? - z trudem wymówiła te słowa przez ściśnięte
gardło.
- Tego - powiedział cicho i pochylił ku niej twarz. Mogła
odejść albo zostać. Popatrzyła mu wyzywająco w oczy. Na jego
twarzy pojawił się triumfalny uśmiech, gdy przesuwał palcami
po jej wargach. Długo wpatrywali się w siebie, aż w końcu
dotknęli się ustami. Wtedy Paige przymknęła oczy, a jej ciało
ogarnął żar pożądania.
Topniała pod jego pocałunkami - najpierw wolnymi i
drażniącymi, potem silnymi i uwodzicielskimi. Delikatnie
pieścił palcami jej kark. Nawet dotyk jego ubrania podniecał ją.
Nie istniało na świecie nic oprócz Rye'a. Rye...
- Czy ja naprawdę to robię? - zapytał, dotykając ustami jej
czoła.
- Co? - Przycisnęła wargi do jego szyi i przywarła do niego.
- Ty drżysz!
Starała się uspokoić. Zamknęła oczy i kilkakrotnie wciągnęła
głęboko powietrze.
- Popełniamy błąd - stwierdziła.
54
RS
- Prawdopodobnie. Ale może jest to tylko nieodpowiednie
miejsce i czas. Ja się nie mylę, Harry. Dla mnie nie jesteś
szarym kotem - zauważył, wychodząc z jej pokoju.
Leżała w łóżku, wpatrywała się w sufit i myślała o Rye'u.
Wygląda jak facet z reklamy sprzętu gimnastycznego i jest
naprawdę wspaniały. Poza tym nie interesuje się nią tak bardzo
jak ona nim. Ale był podniecony. Tego nie mógł ukryć. Przestań
o tym myśleć, nakazała sobie w myślach. Co jeszcze o nim
wiesz?
Swoje obowiązki spełnia doskonale, naprawdę doskonale. Jest
spostrzegawczy. Zauważył jej zainteresowanie bronią. Jeśli
chce, umie być dobrym kompanem. Jego usta mają cudowny
smak...
W jego życiu jest chyba kobieta i dziecko. Jeśli to prawda,
jeśli okaże się, że po prostu wykorzystał sytuację, straci dla
niego cały szacunek.
Nie mogła dłużej czekać. Bała się nie tylko swojej reakcji na
jego obecność, ale również tego, że zostaną przełamane
wszelkie bariery. Odrzuciła kołdrę, wstała z łóżka i poszła do
salonu.
- Co się stało? - zapytał sennym głosem.
- Kto to jest Kani? - wydusiła z siebie.
- Moja siostra. A dlaczego pytasz?
Ogarnęło ją uczucie ulgi. Kilkakrotnie przełknęła ślinę,
próbując się opanować.
- Jest w ciąży?
- Tak. Może urodzić w każdej chwili.
Była zadowolona, że w ciemności nie widać jej twarzy.
- To wszystko, co chciałam wiedzieć - powiedziała.
Zamierzała odejść, gdy przytrzymał ją za ramię.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co cię martwi?
- Nie mogłam spać. To, co zdarzyło się między pójściem na
strzelnicę a tym... tym, co było potem... Boję się.
55
RS
- Przykro mi, że przestraszyłaś się typa, który szedł za nami.
Nie mam powodu przypuszczać, że ktoś nas odnalazł, ale nigdy
nic nie wiadomo.
Nie zrozumiał, o co mi chodzi, ale to i lepiej, pomyślała.
- Jak możesz tak żyć? To okropnie wyczerpujące, gdy nie ma
się chwili wytchnienia.
- Przyzwyczaiłem się. Bądź ostrożny, będziesz żywy.
- Co to jest? Hasło skautów? Rye roześmiał się.
- Nie podziękowałam ci za dzisiejszą wycieczkę -rzekła. -
Bardzo mi się podobała.
- Słyszę w twoim głosie nutkę nadziei, Harry. Ale nic z tego.
- A gdybym się przebrała? No wiesz, mogłabym ufarbować
włosy i stać się blondynką. Nikt by mnie wówczas nie poznał.
- To chyba nie wystarczy. Powinnaś jeszcze coś zmienić, żeby
wyglądać zupełnie inaczej.
- Co? Zrobię wszystko. Przyjrzał jej się dokładnie.
- Może wypchać sobie biustonosz albo...
- Idź do diabła!
- Przestań się denerwować. Chyba rozumiesz, o co mi chodzi.
Musisz coś zrobić, żeby wyglądać zupełnie inaczej.
- A ponieważ prawie nie mam piersi - powiedziała z
wściekłością - to wypchanie watą biustonosza sprawi, twoim
zdaniem, że będę nie do rozpoznania. Mylisz się jednak, bo to
tylko przyciągnie uwagę.
- Przecież nie muszą wyglądać jak melony.
- Bo teraz są jak morelki - stwierdziła z ironią.
Z trudem powstrzymał wybuch śmiechu. Paige była
zawstydzona, obrażona i zdenerwowana.
- A kogo to obchodzi, że masz małe piersi? Nie podobasz się
sobie?
- Ja nawet nie noszę stanika, więc nie mam czego wypychać -
wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Jesteś typowym macho.
Znam takich jak ty. Chcecie, żeby kobieta była przystępna i
miała duży biust. A ja taka nie jestem.
56
RS
- Nie obchodzi mnie twój biust.
- To dlaczego robisz wokół niego tyle szumu?
- To nie ja robię szum, ale ty - odpowiedział spokojnie.
- Wszyscy mężczyźni interesują się damskimi piersiami.
- Ja nie jestem taki jak wszyscy. A poza tym skąd wiesz, co
lubię, a czego nie? - W końcu wytrąciła go z równowagi. -
Traktuję kobiety tak samo jak mężczyzn. Oczywiście z początku
zauważam ładną twarz czy figurę, ale zawsze najbardziej
interesuje mnie osobowość.
- Trudno w to uwierzyć.
- Dlaczego? - Zastanowił się przez chwilę. - Rozumiem,
wyglądam na kulturystę, więc nie mogę być wrażliwy.
- Chyba tak. - Paige patrzyła, jak Rye nerwowo przechadza
się po pokoju.
- Kobieta, która najbardziej mi się podobała - powiedział
stłumionym głosem - miała tylko jedną pierś, gdy kochaliśmy
się po raz pierwszy, a gdy robiliśmy to po raz ostatni, nie miała
ich w ogóle.
Paige wpatrywała się w niego oniemiała.
- Ona wiedziała, że nie piersi stanowią o jej atrakcyjności, ale
rozum i serce.
- Kochałeś ją - ni to zapytała, ni to stwierdziła Paige.
- Aż do śmierci - powiedział, z trudem wydobywając z siebie
głos.
W ciszy pokoju słychać było tykanie zegara.
- Tak mi przykro - wyszeptała - że ona nie żyje. Że musiałeś
przez to przejść. Pójdę już. Dobranoc, Rye.
Śmieszne, pomyślał, wypowiedziała moje imię tak
pieszczotliwie. Ciekawe, jak długo będę musiał czekać, żeby
zasnąć?
Obudził go Lloyd, który przyniósł śniadanie. Było wpół do
ósmej - okazało się, że w ciągu dwóch dni udało mu się
przespać aż całe pięć i pół godziny.
57
RS
Lloyd poruszał się niemal bezszelestnie. Wkrótce w pokoju
pojawiła się Paige, którą obudził smakowity zapach boczku.
- Dzień dobry - zwróciła się do Lloyda. - Co za pyszności!
- Spałeś dobrze? - zapytała Rye'a, który usiadł przy stole.
W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
Zadzwonił telefon. Rye podniósł się, by go odebrać. Paige
jadła dalej, ale domyśliła się, że telefonuje jej ojciec, który nie
ma dla nich dobrych wiadomości.
- Chcę rozmawiać z kimkolwiek, kogo uda ci się złapać,
Patrick... Może wiesz, gdzie jest rodzina Falcona? Rodzice,
rodzeństwo... Pewnie będzie się z nimi kontaktował przed
świętami...
Święta. Muszę być w domu na święta, pomyślała Paige.
Podeszła do okna. Odsunęła zasłony i wyjrzała na zewnątrz. W
San Francisco nie można było nawet marzyć o śniegu.
- Podaj mi nazwisko i telefon tego speca od ochrony...
Kobieta?... Kto?... Gdzie ją znalazłeś? W książce telefonicznej?
Znam wszystkich, którzy są dobrzy, a o niej nigdy nie
słyszałem... Dobrze. Niech się do mnie odezwie. Dzisiaj.
Poczekaj chwilę, Patrick. Paige chce z tobą rozmawiać.
- Tato? Co się dzieje?
- Ktoś telefonuje do twoich przyjaciół, prosząc o informacje.
Na szczęście nikt nie wie, gdzie jesteś.
- Nie chciałabym ich narażać na niebezpieczeństwo.
Skontaktuję się z nimi i wszystko wyjaśnię.
- Nie, tego nie zrobisz. To by zepsuło wszystko - wtrącił się
Rye.
- Ale...
- Już to załatwiłem, kochanie - powiedział Patrick.
- Mam dość tego, że traktujecie mnie jak dziecko. To mnie i
moim przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo. Nie mówcie mi,
że mam tu siedzieć bezczynnie. Muszę coś zrobić. - Popatrzyła
groźnie na Rye'a.
58
RS
- Wytłumacz to swojemu ochroniarzowi, nie mnie -
odpowiedział na jej zarzuty ojciec.
- Tatusiu? - jęknęła łamiącym się głosem.
- O co chodzi, kochanie?
- Jutro Wigilia.
- Wiem.
- Muszę być w domu.
- To niemożliwe.
Przymknęła oczy, by powstrzymać łzy.
- Pada śnieg?
- Przestań, Paige. Twoja mama...
- Pamiętam ostatnie wspólne święta. I to, że padał śnieg.
- Ale to było dawno temu.
- Nie mów, że ciebie to nie wzrusza. Widziałam twoją twarz i
słyszałam, jak... - Popatrzyła na Rye'a, który wyczuł, że chce
zostać sama. Poszedł do łazienki i odkręcił kurek z wodą.
- Czasami słyszałam, jak płaczesz w Wigilię - mówiła Paige
do ojca, który milczał - albo klniesz lub rzucasz rzeczami w
swoim pokoju.
- Była całym moim życiem.
- A mnie dała życie. Muszę być w domu.
- Bardzo bym chciał, ale ktoś cię śledzi. Zanim go
odnajdziemy, musisz pozostać tam, gdzie jesteś.
- Ale dlaczego tak daleko od domu? I czemu właśnie Warner
mnie pilnuje? Może udałoby się załatwić kogoś w Bostonie?
- Bo ja tak zdecydowałem - powiedział ojciec stanowczym
tonem. - Jeśli nie możecie dogadać się z Warnerem, to trudno.
On jest najlepszy i dobrze o tym wiesz. Nikomu innemu nie
powierzyłbym ciebie. Rozumiesz?
- Tak.
- A jak ci się z nim układa?
- Możliwie.
- To znaczy? - zapytał zaniepokojony.
- To znaczy... Nieważne. Zapanowała cisza.
59
RS
- Zakochałaś się w nim?
- Oczywiście, że nie.
- Paige? To nie byłoby rozsądne, gdybyś się zaangażowała
uczuciowo.
- Zaangażowała?
- Wiesz, o czym mówię.
- Dlaczego?
- Bo on do ciebie nie pasuje.
- Co masz na myśli?
- Rye jest pełen pasji.
- A ja nie? - W jej głosie pojawiła się wściekłość.
- Nie potrafię ci tego wytłumaczyć.
- Spróbuj.
- On jest... jest po prostu inny. Przytłaczający swoją
osobowością.
- Nie chce mi się wierzyć, że w ogóle o tym mówimy. A może
to ja przytłoczyłabym go. Nie pomyślałeś o tym? A skąd wiesz,
że jest pełen pasji?
- Po prostu dobrze go znam.
Wszedł Lloyd i ze zdziwieniem zauważył, że Paige jeszcze
rozmawia z ojcem.
- Nie przeszkadzam? - zapytał. Potrząsnęła przecząco głową.
- Informuj nas o wszystkim, tato. Dobrze?
- Uważaj na siebie, malutka.
Po tej rozmowie dzień stracił cały urok. Wszystko się
skomplikowało. A ona potrafiła myśleć jedynie o Rye'u. Nagle
poczuła się bardzo zmęczona. Z trudnością przystosowywała się
do zmian. Najważniejsza była dla niej praca. Wydawało jej się,
że w ten sposób naśladuje swoją matkę. Całe życie ojciec
opowiadał jej, jaka była wspaniała. Paige starała się być taka jak
ona i na ogół jej się to udawało, chociaż często musiała
pokonywać swój temperament i niecierpliwość. Wiedziała, że
charakter odziedziczyła raczej po ojcu.
Jak by to było, gdyby mama żyła?
60
RS
Nigdy nie pozna odpowiedzi na to pytanie, a ojciec też się
nigdy nie zmieni.
- Przynieść coś pani, panno O’Halloran?
Paige zupełnie nie zwróciła uwagi na jego pytanie.
- Masz dzieci, Lloyd?
- Nie miałem tego szczęścia.
- Byłbyś lepszym ojcem niż mój tata.
- Z tego co wiem, ojciec bardzo panią kocha.
- Dziękuję ci, Lloyd. - Paige uśmiechnęła się, pokonana.
- Za co?
- Za przypomnienie mi tego, co jest ważne. A co jest ważne
dla ciebie?
- Pomagać innym. Cieszyć się życiem. Służyć panu
Warnerowi.
- W tej kolejności?
- Niekoniecznie.
- Jak poznałeś Warnera?
- Ocalił mi życie.
61
RS
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Łazienka wolna - oznajmił Rye, wchodząc do pokoju.
Paige zignorowała go zupełnie.
- W jaki sposób uratował ci życie?
- On...
Rye stanął za Paige.
- Jeśli ubranie się zajmie ci tyle czasu co wczoraj, to lepiej
zacznij już teraz.
- Sprawdziłam swój kalendarz. Z nikim się na dziś nie
umówiłam, Warner.
- Nie rozumiesz? Chciałbym porozmawiać z Lloydem.
- Powiedziałeś, że pozwolisz Lloydowi opowiedzieć mi coś -
przypomniała mu Paige. - Zmieniłeś zdanie?
- Ależ skąd. Ja tylko chcę przez chwilę porozmawiać z nim w
cztery oczy. Proszę cię, przestań mi wszystko utrudniać.
- Założę się, że gdy wyjdę z łazienki, Lloyda już tu nie będzie.
- Mówiłaś coś, Harry?
W odpowiedzi trzasnęła drzwiami. Rye uśmiechnął się.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki pan na nią patrzy -
powiedział Lloyd. - Proszę jej nie skrzywdzić. Czy mógłby mi
pan to obiecać?
- Ó czym ty mówisz?
- Pan ma większe doświadczenie w nawiązywaniu
krótkotrwałych związków niż ona. Proszę jej nie lekceważyć.
- A skąd ty to wszystko wiesz?
- Przyglądam się jej. I widzę w jej oczach coś więcej niż
pragnienie bycia z kimś. Dostrzegam też, że nie ma w dziedzinie
seksu żadnej praktyki. Pan też powinien to zauważyć.
- Przecież jest nowoczesną kobietą. Na pewno nie jest
dziewicą.
- Mówię panu, że nie jest taka jak inne.
62
RS
- Jest ze mną bezpieczna. Do licha, przecież ona niemal
rzuciła się na mnie wczoraj. Nie wykorzystałem tego wtedy i nie
mam zamiaru robić tego teraz - wyrzucił z siebie jednym tchem.
Lloyd pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Czy ty naprawdę chcesz jej powiedzieć, jak się poznaliśmy?
- A czemu nie, proszę pana?
- Przestań udawać lokaja - westchnął Rye. - Przerwałem twoje
wynurzenia, bo nie chcę, żebyś naopowiadał jej takich bredni,
jakie zaserwowałeś mojej siostrze.
- Pani MacKenzie potrafi docenić prawdziwego artystę.
- A ty lubisz sprawiać jej przyjemność. Ale chyba przed nikim
więcej się tak nie popisywałeś? Na pewno chcesz o wszystkim
opowiedzieć Paige? Przecież jej prawie nie znasz.
- Znam. Nie będzie mną gardzić.
- No to sprawdźmy, czy pamiętasz wszystko dokładnie. Ilu
tam było ludzi?
- Sześciu, proszę pana.
- Ilu?
- Trzech. - Lloyd opuścił głowę.
- A jakiej broni zamierzali użyć?
- Wielkiego, groźnego...
Rye popatrzył na niego z ironicznym uśmiechem.
- Scyzoryka, proszę pana.
- No właśnie. W końcu mógłbyś przestać fantazjować.
Poczekaj chwilę, przygotowałem dla ciebie listę spraw do
załatwienia. Tylko przesłucham automatyczną sekretarkę.
Lloyd usiadł na kanapie i zamyślił się.
- Ciekawe - odezwał się nagle Rye. - Jakiś facet zostawił
wiadomość, że dzwoni w sprawie pracy z polecenia Patricka
O’Hallorana i czeka na mój telefon.
- Chyba pan w to nie wierzy.
- Patrick zachowuje się jak ojciec, który znalazł idealną
opiekunkę do dziecka i na pewno nie podał nikomu mojego
63
RS
numeru telefonu. - Zaczął wybierać cyfry. - Zauważyłeś, jak
Paige posmutniała, gdy rozmawiała z ojcem o świętach?
- Tak.
- Może wiesz, dlaczego?
- To ma coś wspólnego z jej matką.
- Mówiła mi, że jej mama umarła, kiedy ona miała zaledwie
cztery lata. - Przedstawił się sekretarce Patricka. - Martwi mnie,
że w Bostonie nic się nie dzieje. Detektywi O’Hallorana nic nie
wykryli.
- Czy sądzi pan, że powinien tam pojechać?
- Paige chce być w domu na święta. Jeśli ją tam zabiorę i
umieszczę w bezpiecznym miejscu, mogę sprawdzić wszystko
osobiście.
- Jej ojciec nie chce, żeby przyjeżdżała.
- Ja tu czegoś nie rozumiem. Halo! Dzień dobry, Patrick.
- Co się stało? - zapytał ojciec Paige podenerwowanym
głosem.
- Czy kazałeś niejakiemu Carlowi Smithowi zgłosić się do
mnie?
- Nie.
- Tak też sądziłem. Zanotuj numer i każ go sprawdzić. Czy
pamiętasz, że chciałbym porozmawiać z twoim detektywem?
- Dobrze. Zadzwonię po nią. Będzie u mnie po południu. Coś
jeszcze?
- Chciałbym wiedzieć, dlaczego święta są tak ważne dla
Paige?
- Zapytaj ją.
- A czemu ty nie chcesz mi powiedzieć?
- Bo to nasza prywatna sprawa, a ty mógłbyś komuś o tym
wspomnieć. Znasz przecież tak wielu ludzi.
- Byłoby jej przykro?
- A czy to jest takie ważne? - zapytał Patrick po długiej
chwili.
64
RS
- To bardzo trudny czas dla Paige. Nie chciałbym zrobić jej
przykrości.
- Nie powinieneś tak się angażować w to wszystko. Oboje nie
powinniście tego robić.
- To znaczy, że nie powinienem o nic ją pytać?
- Przepraszam, ale mam następną rozmowę - powiedział
Patrick i odłożył słuchawkę.
Mimo że Rye znał ojca Paige od dawna, pozostawał on dla
niego zagadką. Był bardzo wrażliwym człowiekiem, ale kiedy
uważał to za konieczne, naginał prawdę do swoich potrzeb. Z
pewnością jednak nie zrobiłby świństwa własnemu dziecku.
- Mówił pan coś o jakiejś liście - przypomniał mu Lloyd.
Rye zaczął przeglądać papiery, aż wreszcie znalazł kartkę,
której szukał. Podał ją Lloydowi, a ten przez kilka chwil
wpatrywał się w sporządzony przez Rye'a spis. Na jego twarzy
pojawił się uśmiech.
- W porządku, proszę pana.
- Uda ci się to wszystko dziś załatwić?
- Oczywiście. Proszę powiedzieć pannie O’Halloran, że
niedługo wrócę.
- Będzie zła, że wyszedłeś. Pomyśli, że to przeze mnie.
- Doprawdy, proszę pana?
Dawno temu umilkł szum wody, potem Rye usłyszał
pracującą suszarkę do włosów. Nie mógł zrozumieć, dlaczego
Paige traciła tyle czasu na ubieranie się.
- Wiedziałam!
Rye popatrzył na nią znad papierów.
- Poszedł sobie. - Podbiegła do okna i wyjrzała na ulicę,
szukając samochodu Lloyda.
- Wróci. Doszedł do wniosku, że przez ten czas, kiedy ty się
ubierasz, może wiele załatwić.
Paige stała ciągle przy oknie, jakby jej wzrok mógł
przyciągnąć Lloyda z powrotem.
65
RS
Nie upięła włosów w kok jak zwykle, lecz splotła je w
warkocz. Wyglądała uroczo. Miała na sobie leginsy i obszerną
bawełnianą bluzę, którą wybrał dla niej Lloyd.
Rye nagle wyobraził sobie, że stoi przy niej i trzyma ją w
ramionach. Pieści ją, a ona odpowiada tym samym.
Paige odwróciła się do niego.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - spytała.
- Ładnie wyglądasz - odpowiedział, kładąc pospiesznie notes
na kolanach. Z jednej strony coś nakazywało mu podejść do
niej, z drugiej poczucie obowiązku mówiło, żeby się
powstrzymał od jakiegokolwiek ruchu.
- Dziękuję. Wiesz, wyglądasz... dziwnie.
- Mam dużo pracy. - Popatrzył na papiery zgromadzone na
stoliku.
- Nie chcę ci przeszkadzać.
- Co będziesz robić?
- Przecież wiesz, że nic. Nie mam zupełnie nic do roboty. I
nikogo, z kim mogłabym porozmawiać, więc pewnie pooglądam
telewizję. W sypialni, żeby ci nie przeszkadzać.
Nalała kawy dla siebie i dla Rye'a, zabrała swój kubek i
wyszła.
Co za nuda, mruczała do siebie Paige, po raz setny zmieniając
kanał. W końcu zaczęła sama wymyślać tematy audycji i od
czasu do czasu prezentowała je Rye'owi.
- Co sądzisz o tym? Mężczyźni, którzy lubią jedzenie dla
niemowląt, i kobiety, które je dla nich przecierają.
- Czy to jest twoje osobiste doświadczenie? - krzyknął w
odpowiedzi.
- A to? Kobiety, które kochają się we własnych szoferach, i
mężczyźni, którzy tego nie tolerują.
- Muszę ostrzec Lloyda - stwierdził natychmiast.
- Kobiety, które sypiają po prawej stronie łóżka...
66
RS
-..i mężczyźni, którzy od nich odeszli - dokończył, pojawiając
się w drzwiach. - Kobiety, które przeszkadzają w pracy, i
mężczyźni, którzy to znoszą.
Uśmiechnęła się, bo nie wyglądał na rozgniewanego. Był
tylko zmęczony. Brak snu. I to ciągłe napięcie. To wszystko
miało wpływ na nich oboje.
- Chodź, usiądź tu obok mnie - zaproponowała, odsuwając się,
aby zrobić mu miejsce na łóżku.
Gdy usiadł, uklękła za nim i położyła obie dłonie na jego
ramionach.
- Ach - jęknął, gdy zaczęła go masować. Odczuł prawdziwą
ulgę. - Gdzieś ty się tego nauczyła?
- Przez dwadzieścia lat grałam na pianinie, potem pracowałam
na komputerze. Wszystko to bardzo wzmocniło mi palce. Poza
tym skończyłam kurs masażu.
Obejrzał się i popatrzył na nią z niedowierzaniem. Przez kilka
minut masowała jego barki i kark w milczeniu. Z satysfakcją
zauważyła, że Rye ma gęsią skórkę.
- Jaką nazwę noszą twoje perfumy? - zapytał nagle.
- Żadnej. Kiedy skończyłam szkołę, ojciec zabrał mnie do
Paryża i tam stworzono perfumy specjalnie dla mnie.
- Nic dziwnego, że nie mogłem ich rozpoznać.
- Czy to takie ważne? Czemu ja cię o to pytam? Przecież ty i
tak musisz umieć wszystko zrobić i rozwikłać każdą zagadkę.
Jesteś perfekcjonistą. - Oparła dłonie o jego plecy. - Wyglądasz
na zmęczonego. Połóż się na chwilę. Ja pójdę do salonu.
- Jest tu miejsce dla dwojga - powiedział cicho.
- Nie kuś mnie.
Rye milczał przez chwilę, a potem odwrócił się i spojrzał jej
prosto w oczy.
- Próbuję tego nie robić. Może ty postarasz się nie wieszać
swojej bielizny w łazience?
- Miałam tu spędzić tylko kilka dni. Muszę prać swoje rzeczy.
Nie wiedziałam, że ci to przeszkadza. Przepraszam.
67
RS
Rye przypomniał sobie granatową i białą koronkową bieliznę,
wiszącą na sznurku w łazience. Popatrzył badawczo na Paige.
- A jakiego koloru majteczki masz na sobie dzisiaj? - zapytał.
- Brzoskwiniowego - odpowiedziała cicho.
- Zaskoczyłaś mnie. Jesteś pełna sprzeczności.
- Naprawdę?
- Spokojna i chłodna na zewnątrz, gorąca w środku.
- Gorąca?
- Ciekaw jestem...
- Czego?
- Czy smakujesz jak brzoskwinia?
Zbliżał się do niej powoli, dając jej czas, by mogła się
odsunąć. Kiedy dotknął ustami jej szyi, przymknęła oczy i
poddała się pieszczocie. Jęknął cicho. Jakże trudno było mu
zapanować nad sobą. Tak bardzo jej pragnął.
- Paige - westchnął.
W ustach Rye'a jej imię zabrzmiało jak zaklęcie. Do diabła!
Co ja wyrabiam, pomyślał.
68
RS
ROZDZIAŁ ÓSMY
Z cichym przekleństwem odsunął się od Paige. Usiadł na
łóżku i oparł się o ścianę.
- Lloyd wrócił - powiedział ochrypłym głosem. - Usiądź tak,
jakbyśmy oglądali telewizję.
Paige zachichotała. Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Ale tatuś miał wrócić dopiero za kilka godzin - szepnęła
rozdzierającym głosem, naśladując wystraszoną nastolatkę.
- Harry, proszę.
- Ukarze mnie, jestem pewna. A w przyszłym tygodniu jest
zabawa - mówiła dalej.
- Przestań.
Roześmiała się głośno, widząc rumieniec na jego twarzy.
- Co się stało? Lloyd kazał ci się trzymać ode mnie z daleka?
Rzucił jej spojrzenie, od którego śmiech zamarł jej na ustach.
- Zrobił to? Zgadłam?
- Jesteśmy w sypialni! - krzyknął Rye.
W drzwiach pojawił się Lloyd obładowany paczkami; z jednej
z nich wydzielał się apetyczny zapach. Paige podskoczyła z
radości.
- Pizza! Skąd wiedziałeś, że mam wielką ochotę na
pizzę? - Chwyciła pudełko, ucałowała Lloyda w policzek i
pośpieszyła do saloniku. Zanim Rye przyłączył się do nich,
zdążyła nakryć stolik przy kanapie. Usiadła po turecku na
podłodze i zachęcała Lloyda, żeby przyłączył się do nich.
Wymówił się, że ma jeszcze coś do zrobienia. Pochował resztę
rzeczy, które przyniósł, i wyszedł.
Podczas jedzenia Rye przeglądał papiery, a potem spojrzał na
zegarek i stwierdził, że trzeba zatelefonować do Patricka.
- Co to znaczy, że nie udało ci się jeszcze tego ustalić? Gdzie
jest pani detektyw? Muszę z nią porozmawiać.
- Jeszcze nie przyszła. Próbuje namierzyć ten numer.
69
RS
- Dziwne. W takim razie przylatuję z Paige do Bostonu
najbliższym samolotem. Sam zajmę się tym bałaganem. -
Udawał, że nie widzi jej pełnego wdzięczności spojrzenia.
- Nie musisz. Poczekaj. Już przyszła.
- Patrick... - zaczął Rye, ale zorientował się, że po drugiej
stronie słuchawki nikogo już nie ma. Musiał czekać. - Twój
ojciec... - zwrócił się z rezygnacją do Paige.
- Nic nie mów. Mimo wszystko jest kochany.
- Uparty.
- Również.
- To numer telefonu komórkowego - rozległ się głos Patricka
w słuchawce.
- Cudownie. Po prostu cudownie!
- To chyba nie jest dobra wiadomość.
- Można sprawdzić, kto jest właścicielem numeru, ale
potrzebny jest nakaz sądowy, żeby ustalić, gdzie się ten
człowiek znajduje. - Rye bębnił w zamyśleniu palcami o blat
stolika. - No cóż, zatelefonuję do niego i zobaczę, co uda mi się
załatwić. Chciałbym porozmawiać z...
- Przepraszam, Rye. Ktoś właśnie wszedł. Skontaktujemy się
później.
Rye rzucił słuchawkę tak, że omal nie upadła na podłogę.
- Nie wierzę mu. Chce mnie trzymać z daleka od swoich
poszukiwań. Pewnie coś już znalazł i nie chce się ze mną dzielić
informacjami. Boi się, żebyśmy za szybko nie wrócili do
Bostonu.
- Czy istnieje jakaś szansa, żebym na święta znalazła się w
domu?
- Gdybym ja tu rządził, na pewno byłoby to możliwe.
- Lećmy do domu. Tam też znajdziemy jakąś kryjówkę. -
Paige postanowiła wykorzystać sprzyjający moment.
- Dużo ryzykowaliśmy, przywożąc cię tutaj. Za każdym
razem, gdy wsiadasz do samolotu, grozi ci niebezpieczeństwo. -
Położył rękę na jej splecionych dłoniach. - Mogę straszyć
70
RS
twojego ojca, ile tylko chcę, ale obaj wiemy, że nie powinnaś
wracać do Bostonu, dopóki cała sprawa się nie wyjaśni. Przykro
mi. Wiem, że święta Bożego Narodzenia mają dla ciebie
szczególne znaczenie. Chciałbym ci pomóc.
- Podobno będzie padał śnieg.
Rye popatrzył na nią ze współczuciem.
- To tylko data, Harry. Możesz świętować umowną rocznicę
narodzin Chrystusa każdego dnia, na przykład dwudziestego
ósmego grudnia.
Poczuł, że się zdenerwowała.
- Czy sądzisz, że powinienem skontaktować się z Carlem
Smithem? - zapytał, chcąc zmienić temat.
- Oczywiście. Wykręcił numer.
- Firma Rothchild's Imports - po dwóch sygnałach odezwał się
kobiecy głos.
- Tu Rye Warner. Pan Smith chciał ze mną rozmawiać.
- Nie ma go w tej chwili. Pod jakim numerem można pana
znaleźć?
- Wolę sam do niego zadzwonić. Mniej więcej o której wróci?
- Niestety, nie mogę panu pomóc.
- Zadzwonię później.
Powtórzył rozmowę Paige, ale zareagowała na to tylko
skinieniem głowy.
- Nie wiem jak ty, ale ja bym chętnie odpoczął - powiedział.
- Połóż się na łóżku, ja prześpię się tutaj.
W drzwiach sypialni odwrócił się i spojrzał na Paige.
- Chcesz porozmawiać o swojej matce?
- Nie.
Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego Paige nie chce o niej
mówić. Z drugiej strony był jej wdzięczny, że nie porusza tego
tematu. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, to być jej powiernikiem.
Zabłysło światło. Paige obudziła się gwałtownie. Nie miała
pojęcia, gdzie się znajduje i która jest godzina.
71
RS
- Druga w nocy, śpiochu. - Coś wylądowało na kanapie. -
Ubieraj się w to. Wychodzimy.
Spojrzała na ubranie. Gdzie o drugiej w nocy nosi się strój
gimnastyczny? Zresztą to nieważne. Pewnie znowu Rye chciał
ją zaskoczyć. W ciągu sześciu minut była gotowa.
Dość długo szli ulicami San Francisco, aż znaleźli się przed
klubem ,,Zdrowie".
- Mam nadzieję, że znasz właściciela - powiedziała, gdy
wybrał numer wyłączający alarm i otworzył drzwi.
- Znam go bardzo dobrze.
- Mówisz o sobie?
- Jestem jednym z czterech właścicieli. Muszę gdzieś ćwiczyć
w wolnych chwilach, więc wpadłem na pomysł założenia klubu.
No, Harry. Bierzemy się do roboty.
- A jeśli nie zechcę?
- Przecież nie zmuszam cię do niczego. Możesz się
przyglądać.
Zdjęła kurtkę i usiadła na rowerze treningowym. Obserwował
ją przez chwilę, sprawdzając tempo, a potem rozebrał się i
zaczął ćwiczyć podnoszenie ciężarów.
- Często pracujesz jako ochroniarz? - zapytała.
- Robiłem to kilka razy. Ale nigdy nie chroniłem kobiety.
- A co robisz oprócz tego?
- Nic specjalnego. Głównie przewiduję.
- To znaczy? - Była coraz bardziej zafascynowana.
- Kiedy ktoś wyjeżdża za granicę, szczególnie jeśli jedzie tam,
gdzie jest niebezpiecznie, pojawiam się na miejscu wcześniej,
sprawdzam hotele, miejsca rozmów, środki transportu, angażuję
ochroniarzy.
- Jednym słowem działasz jako straż przednia.
- Specjalizuję się w antyterroryzmie. Pracuję głównie dla
biznesmenów. Wiesz, sprawdzałem teren również przed twoimi
podróżami.
- Naprawdę? Kiedy? Dokąd jeździłeś?
72
RS
- Do Lizbony i Hamburga.
- Niezbyt ciekawe miejsca.
- Masz rację, ale co robić? Taka praca. Jak ci idzie?
- Czy nogi mogą krzyczeć? Wydaje mi się, że je słyszę.
- Aż tak źle? - roześmiał się. - Może teraz zajmiesz się
ciężarkami? Rób to samo co ja.
Dostosowała się do jego poleceń. Wyglądała urzekająco. Czuł
zapach jej perfum i ciała. Pragnął jej aż do bólu.
Paige popatrzyła na niego ze zdziwieniem, gdy wyjął jej
hantle z rąk i odłożył na bok.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Muszę wiedzieć, czy czujesz się tak dobrze, jak wyglądasz -
powiedział, przyciągając ją do siebie. Pochylił głowę. Ich usta
się spotkały.
Paige przytuliła się do niego mocno. Nie wiedziała, co
spowodowało taką jego reakcję, ale nie miała zamiaru mu się
opierać. Jego oddech palił jej skórę, a ciche westchnienia
rozpalały ciało. Opadł na ławeczkę stojącą pod ścianą i
pociągnął ją za sobą.
- Chcę patrzeć na ciebie. Czuć cię. Smakować - wyszeptał.
- Ale dlaczego? - spytała. Nie mogła uwierzyć, że wreszcie
stracił panowanie nad sobą.
- Kiedy tylko zamykam oczy, widzę cię w tej cieniutkiej
koszulce, w której byłaś wczoraj, z prześwitującymi przez
tkaninę, spragnionymi pieszczoty piersiami - powiedział,
dotykając Paige delikatnie.
- Rye - westchnęła, a jego imię zabrzmiało jak zaklęcie.
Objęła go za szyję i przywarła do niego całym ciałem. Jego
pieszczoty przyprawiały ją o zawrót głowy. Z jej ust wydobyło
się głębokie westchnienie. Nie była już spokojną, opanowaną
dziewczyną. Dotyk Rye'a powodował, że pragnęła rzeczy dotąd
nie poznanych.
Drżała, całując jego usta, oczy, policzki. Oplatała go coraz
mocniej ramionami.
73
RS
Rye zapragnął oprzeć ją o lustrzaną ścianę i wypełnić ją sobą.
Chciał, żeby lustra odbijały ich złączone ciała. Pragnął słyszeć,
jak Paige krzyczy ze szczęścia, a sam pragnął zatracić się w niej
cały.
Westchnęła, gdy odsunął ją nieco od siebie. Bał się zarówno
swojej siły, jak i tego, że mimowolnie może sprawić jej ból. Ale
ona nie miała żadnych zahamowań. Jej pieszczoty stawały się
coraz bardziej śmiałe.
- Musimy przestać - powiedział cichym, ochrypłym głosem. -
Nie mam żadnego zabezpieczenia, a na pewno go potrzebujemy.
- Chyba tak... bo ja niczego nie stosuję. I co teraz zrobimy?
Zastanowił się.
- A mogłabyś poczekać, aż wrócimy do hotelu i zrobimy to
prawidłowo?
- Prawidłowo? A teraz robiliśmy to źle? Może być jeszcze
lepiej? Tak jest dobrze - szepnęła, tuląc się w niego.
Dotyk jej ciała zelektryzował go. Jego ręce ponownie
rozpoczęły pieszczoty. Paige czuła narastające w niej pragnienie
spełnienia, zwiększone gorącymi pocałunkami, aż wreszcie
eksplodowała, krzycząc ze szczęścia. Rye dołączył do niej. Miał
wrażenie, że ta chwila trwa całą wieczność.
- To było lepsze niż czekoladka - szepnęła, dotykając ustami
jego szyi, kiedy podniecenie opadło.
- Kabina prysznicowa w klubie jest za mała dla dwojga. Mam
pomysł. Ubierzmy się i chodźmy do hotelu. Tam wykąpiemy się
razem.
- Jest tylko jeden mały kłopot. Nie mogę się ruszyć.
Roześmiał się.
- Mówię poważnie. Nie mogę poruszać nogami. Już chyba
nigdy nie będę chodzić.
Uniósł ją i postawił. Jęknęła, gdy dotknęła stopami podłogi.
Zachwiała się, ale po chwili zmusiła się do zrobienia paru
kroków. Szedł za nią, gotów podtrzymać ją w każdej chwili.
Gdy uniosła wzrok, zobaczyła ich sylwetki odbite w lustrze.
74
RS
Chciałabym mieć takie zdjęcie, pomyślała nagle.
Rye objął ją i przytulił do siebie.
- Jesteś taka piękna - powiedział cicho.
Noc
była
bardzo
ciemna,
tylko
światło księżyca
wychylającego się zza chmur wskazywało im drogę. Słowa były
niepotrzebne, chociaż Paige zastanawiała się przez cały czas,
kiedy mu powiedzieć, czego pragnie. Na razie cieszyła się, że
szli razem przez uśpione miasto. Gdy zbliżali się do hotelu,
ogarnęło ich uczucie oczekiwania. Rye odezwał się pierwszy.
- O czym myślisz? - zapytał.
- O tobie. W łóżku. W moich ramionach. Roześmiał się.
- A mówią, że tylko mężczyźni o tym myślą. Przebywanie z
tobą staje się niebezpieczne.
Przymknęła na chwilę oczy, by zebrać całą odwagę.
- Ciesz się tą chwilą. Czasami na człowieka spada
niespodziewana klęska.
- Zniosę wszystko, jeśli ty będziesz ze mną.
- Ale... wiesz... ja... nigdy dotąd. - Nie wiedziała, co powinna
powiedzieć.
Uśmiech powoli zniknął z jego twarzy. Zastąpiły go
zaskoczenie i niedowierzanie. Zatrzymał się.
- Chcesz powiedzieć...? Nie!
Paige czekała w napięciu. Rye zastanawiał się przez chwilę.
- Jak to jest możliwe, Paige? Masz dwadzieścia osiem lat.
Spotykałaś się z chłopakami i...
- Przecież to zupełnie nie ma znaczenia. Pomyślałam, że może
powinieneś o tym wiedzieć. Żeby ta chwila była dla mnie
niezapomniana.
- Chyba byłbym mniej zaskoczony, gdybyś uderzyła mnie w
głowę - rzekł w końcu.
W milczeniu doszli do hotelu i weszli do domku. Rye zapalił
światło i zajął się rozpalaniem ognia w kominku, wkładając w to
wiele niepotrzebnej energii. Paige czekała. W końcu postanowił
się odezwać.
75
RS
- Mówmy otwarcie. Nigdy dotąd z nikim się nie kochałaś.
- Właśnie to przez cały czas chcę ci powiedzieć. Uderzył
dłonią w gzyms kominka i cicho zaklął. Paige patrzyła na niego
kompletnie zaskoczona.
- Zachowujesz się tak, jakbym popełniła jakąś zbrodnię -
powiedziała.
- Nie chcę, żeby tak było.
Czuła, jak jej policzki płoną z gniewu i zawstydzenia.
- Czy ja cię dobrze rozumiem? Wściekasz się, bo jestem
dziewicą? Bo dotąd nie spałam z mężczyzną? Czy to źle?
Myślałam, że wszyscy panowie marzą o takich kobietach.
- Mówiłem ci, że nie zachowuję się tak jak wszyscy.
- To znaczy, że mnie nie chcesz? - Czuła, że w jej głosie
brzmi smutek, który za wszelką cenę chciała ukryć. - Jeśli tak
jest, powiedz mi to wprost. Nie zmuszaj mnie, bym cię błagała.
76
RS
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Wszystko to, czego Rye się obawiał, było znowu przed nim.
Zawsze trafiał na kobiety, które potrzebowały jego opieki i
pomocy. Z początku nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
Najpierw była Joanna, którą uspokajał i tulił, gdy wyniszczające
siły raka i chemioterapii pozbawiły ją nadziei i godności. Musiał
być z nią. Nieważne, że nie dostawał prawie niczego w zamian.
Świadomość, że sprawił, iż jej ostatnie dni były do zniesienia,
przynosiła mu ukojenie. Tylko to się liczyło. Potem pojawiła się
Terri - wdowa po jego najlepszym przyjacielu. Po śmierci męża
szukała pociechy i pomocy u niego. A on nie potrafił jej niczego
odmówić. Kiedy odeszła, by rozpocząć nowe życie, zrozumiał,
że musi unikać kobiet, które go potrzebują, bo daje im zbyt dużo
z siebie.
Teraz jest Paige. Kolejna słaba istota. Nigdy dotąd nie zaufała
żadnemu mężczyźnie. A do tego przecież sprowadza się miłość.
Pierwszego razu się nie zapomina. Musiałby się starać, żeby
było cudownie. To zbyt duża odpowiedzialność.
Nie może tego zrobić ani dla niej, ani dla siebie. Połączy ich
wtedy zbyt mocna więź i Paige będzie sądzić, że go potrzebuje,
a przecież powinna polegać tylko na sobie.
Powinien więc skłamać i powiedzieć, że jej nie pragnie?
Bardzo trudny wybór. W końcu zdecydował się na kompromis.
- Nie chcę ponosić odpowiedzialności - oznajmił i czekał na
jej reakcję.
Paige oparła dłonie na biodrach i uniosła dumnie głowę.
Zaczęła iść w stronę sypialni. Przystając w drzwiach, odwróciła
się do Rye'a.
- Co się zmieniło?
- Gdybym wiedział, nigdy bym sobie na nic nie pozwolił -
powiedział przepraszająco.
- Dlaczego?
- Bo masz rację. Ten pierwszy raz powinien być wyjątkowy.
77
RS
- A więc uważasz, że to, co przydarzyło nam się w klubie, nie
było czymś wyjątkowym? Nic dla nas nie znaczyło? Faktem
jest, że nie przypuszczałam, iż może to się zdarzyć w taki
sposób.
- Jest bardzo wiele sposobów - stwierdził.
- Zaczynam wiele rzeczy pojmować. Przecież wiem co nieco
na temat seksu z książek i filmów. Ale nie sądziłam, że muszę
być profesjonalistką, by zasłużyć na romans z tobą. Uczennicom
wara ode mnie. Powinieneś wytatuować to na swoim... czole.
Nie chciał jej ranić jeszcze mocniej. Powinna wykrzyczeć
swój gniew.
- Nie zachowywałaś się jak nowicjuszka.
- Pytam jeszcze raz. Czy to coś złego?
- Mówiłaś kiedyś, że umiesz udawać. Nie zorientowałem się,
że to robiłaś.
- Reagowałam na twoje pieszczoty. Niczego nie udawałam.
Nie tak jak ty. - Podeszła do niego blisko i spojrzała mu prosto
w twarz. - Wiesz co? Znajdę mężczyznę, który mnie nauczy, jak
uprawiać seks, a potem zgłoszę się do ciebie. Zatelefonuję,
umówimy się, pójdziemy do łóżka, a potem porównam was obu
i ocenię twoje możliwości.
Wzruszył ramionami.
- Przecież wiesz, że doświadczenie nie jest ważne.
- Jeśli tak, to wszystko jest jasne. Po prostu mnie nie chcesz.
W klubie tylko się mną bawiłeś. Ty, taki doświadczony. Jestem
nowicjuszką, ale szybko się uczę.
- Posłuchaj! - Rye wreszcie stracił cierpliwość. -Nie
planowałem tego, co stało się w klubie, tak jak ty tego nie
przewidywałaś. Komplikuje to zadanie, które mam do
wykonania. I tobie też nie ułatwi życia. Ciągle słyszę dźwięki i
widzę obrazy, których nie mogę zapomnieć. Będziesz
prześladować mnie do śmierci. To właśnie chciałaś usłyszeć,
Harry? - Ujął jej dłoń i przycisnął do swojego serca. - Czujesz?
Myślisz, że już cię nie pragnę? Wstrzymuję oddech, bo
78
RS
pachniesz tak cudownie. Chciałbym być z tobą w łóżku, być w
tobie i pozostać tak na całą wieczność. Nie chcę cię? Ja po
prostu staram się być wobec ciebie uczciwy. - Odsunął jej rękę i
odwrócił się. - Kładź się spać.
- Na pewno zasnę natychmiast - wymruczała, idąc w stronę
sypialni.
- Przynajmniej będziesz leżała wygodnie - zawołał. Paige
wpadła do sypialni, chwyciła piżamę i znowu
pojawiła się w salonie.
- Zajmij to przeklęte łóżko, Warner.
- Ja... nie...
- Mam już dość twojego narzekania. To ty ustaliłeś taki
porządek, nie ja. A teraz zachowujesz się tak, jakby to była moja
wina, że musisz męczyć się na kanapie, podczas gdy ja pławię
się w luksusie. - Dotknęła palcem jego piersi. - Nikt nie powie,
że Paige O’Halloran nie uznaje kompromisu. Idź. Korzystaj z
wygody.
Minęła godzina. Rye nasłuchiwał, jak zmywała pod
strumieniem wody zapach ich miłości, a potem przewracała się
z boku na bok tak jak i on to robił na łóżku, które bez niej
wydawało się zbyt obszerne. Wstał, poszedł na palcach do
salonu i ukląkł przy kanapie.
- Przepraszam - rzekł cicho.
Paige przytuliła się do niego gwałtownym ruchem i ułożyła
głowę na jego piersi.
- Ja też - wyszeptała.
- Jesteśmy w trudnej sytuacji - powiedział, głaszcząc ją po
głowie.
- Wiem. Dla mnie to też jest okropne. Jestem taka wściekła na
siebie, że wplątałam się w to wszystko. Mam ochotę głośno
przeklinać. I dlatego mam pretensje do ciebie.
- Sprawę pogarsza jeszcze to, że jesteśmy tu zamknięci razem.
- Odsunął się, żeby na nią spojrzeć. A potem wziął ją na ręce,
79
RS
zaniósł do sypialni i położył na łóżku. - Ja powinienem spać w
salonie. Przecież muszę cię pilnować.
- Nie jesteś na mnie zły?
- Byłem bardziej zły na siebie.
- Ja też.
Gdy był przy drzwiach, zawołała go. Odwrócił się.
- Kiedy to wszystko się już skończy - powiedziała -
porozmawiamy spokojnie. W dalszym ciągu chciałabym, żebyś
to był ty.
- Żebym to był ja?
- Moim pierwszym kochankiem.
Nagle zdała sobie sprawę, że pragnie, aby Rye był nie tylko
tym pierwszym, ale i jedynym mężczyzną w jej życiu.
Początkowo zamierzał o coś zapytać, ale zrezygnował.
- Dobrze. Wtedy porozmawiamy - powiedział i wyszedł z
sypialni.
Obudził ich ulewny deszcz. Dźwięk kropli stukających o dach
zawsze sprawiał Paige ogromną przyjemność. Kochała deszcz.
Ale dzisiaj nie była szczęśliwa. Dziś była Wigilia, a w Bostonie
padał śnieg.
Wiedziała, że nie spędzi Bożego Narodzenia w domu. Kolejne
rozmowy z Patrickiem potwierdziły, że święta tylko
przeszkadzają mu w dalszych poszukiwaniach. Rye uważał, że
ojciec Paige ukrywa przed nimi coś ważnego, bo sam chce
rozwiązać sprawę i zostać bohaterem w oczach córki.
Paige nudziła się straszliwie. Bezustannie zmieniała kanały,
oglądając telewizję. Przy pomocy komputera stawiała kabałę,
wróżąc, czy powinna podjąć następną próbę zbliżenia się do
Rye'a. Kiedy po raz kolejny uśmiechnęła się do niego
zachęcająco i nie osiągnęła niczego, dała sobie spokój. W końcu
miała swoją dumę.
Przeszukując torbę z kosmetykami, znalazła buteleczkę
lakieru do paznokci. Obejrzała swoje ręce. Paznokcie były zbyt
krótkie. Zresztą przestała je malować, bo gdy tylko miała jakieś
80
RS
kłopoty, zdrapywała z nich lakier. A może polakierować
paznokcie u nóg? Przecież nie miała kompletnie nic do roboty.
Nakładała pierwszą warstwę lakieru, gdy wszedł Rye i stanął,
przypatrując się jej z zainteresowaniem.
- Co się dzieje z twoimi nogami? - zapytał. Wzruszyła
ramionami.
- Bolą?
- Wytrzymam.
- To dobrze. Jesteś bardzo dzielna.
- Nie bądź złośliwy - powiedziała. - Co mam mówić? Że bolą
mnie tak, że nie mogę się ruszyć?
- Więc to był grymas bólu? Dlaczego nic nie powiedziałaś?
Paige wybuchnęła śmiechem. Tak odczytał jej słodką minkę,
którą przybrała w celu uwiedzenia go.
- Co w tym śmiesznego? - zapytał.
- Ja. Ja jestem śmieszna, a ból wytrzymam. Możesz mi
wierzyć albo i nie, ale moja mina miała oznaczać zupełnie coś
innego. Chciałam cię sprowokować.
Pogłaskała go po policzku i uśmiechnęła się krzywo.
- Jesteś taki miły.
- Myślałem, że przez jakiś czas nie będziemy wracać do tego,
o czym mówiliśmy.
- Masz rację. Ja tylko ćwiczę. Muszę się przecież nauczyć, jak
to robić, prawda?
Jej wzrok błądził po twarzy Rye'a. Teraz, gdy już znała
prawdę, nie mogła zrozumieć, jak obywała się bez tego tak
długo. Kochała go. Tego była pewna. Kochała go już wówczas,
kiedy rozmawiali przez telefon. Oczarowała ją jego logika, ostry
dowcip i to, że doceniał nawet najbardziej absurdalne żarty.
Teraz, gdy poznała go osobiście, wpadła po uszy.
Gdyby była pewna, że to coś da, usiadłaby mu na kolanach,
wyznała miłość i uwiodła bez skrupułów. Ale nic z tego. Nie
chciał jej miłości, nie pragnął jej ciała. Bo była dziewicą! Nie do
wiary!
81
RS
Rye chrząknął, czując się niepewnie, gdy tak na niego
patrzyła. Dałby wiele, żeby wiedzieć, o czym myśli. Postanowił
porozmawiać z nią o swoich zapatrywaniach.
- Wiesz, jestem feminista. I jestem z tego dumny. Nigdy nie
popierałem teorii, że kobieta powinna być czyjąś własnością.
Kobiety i mężczyźni są istotami równie inteligentnymi i mają te
same możliwości. Oprócz siły fizycznej, oczywiście, choć
kobiety są w niektórych dziedzinach lepsze niż mężczyźni.
- W jakich?
- Są silniejsze emocjonalnie. To ogólnie znana opinia. Ty
masz w sobie ogromną siłę, Paige. Nigdy w ciągu tych dni nie
poddałaś się. Kiedy zmarł mój ojciec, myślałem, że mama się
załamie. Ale to nieszczęście ją tylko umocniło. Była
najsilniejsza z nas. Musiałabyś ją znać, żeby zrozumieć, jak
bardzo mnie to zaskoczyło. W dodatku śmierć ojca była taka
nagła i brutalna.
- Co się z nim stało? - zapytała Paige.
- Był w tajnej policji. Ktoś musiał go zdekonspirować.
Sprawa dotyczyła narkotyków. Ojca zabito. Ale mama jakoś
sobie wytłumaczyła, że taka śmierć była mu pisana. Ryzyko
zawodowe. Jest bardzo silna.
- Opowiedz mi o niej.
- Trudno ją opisać. Kani mówi, że jest postrzelona, ale to
nieprawda. Czasami przypomina dziecko.
- Pod jakim względem?
- Kocha życie. Wierzy w dobroć, lojalność i tym podobne
rzeczy. Jest wspaniała. Kani też jest taka ufna.
Kiedy rozmawiali, pojawił się Lloyd z obiadem, który
pachniał wspaniale. Rye i Paige przysunęli kanapę bliżej
kominka, usiedli z nogami wygodnie opartymi o stolik i popijali
czerwone wino.
- Siadaj z nami - zwróciła się Paige do Lloyda.
- Muszę wracać do schroniska...
82
RS
- Przecież jest Wigilia. Ogrzej się przy kominku. Spróbuj
wina. Usiądź choć na kilka minut.
- Obiad wam wystygnie.
- Nie szkodzi. Nie lubię gorących potraw.
- No, dobrze. Ale za wino dziękuję. Jestem alkoholikiem.
Paige o mało co nie upuściła swojego kieliszka.
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Nie piję już od siedmiu lat.
- To wspaniale. Musisz być z siebie dumny.
- Cieszę się, że żyję. To wszystko.
- Rye uratował ci życie. Proszę, opowiedz mi o tym.
- To było siedem lat temu, w wąskim zaułku w Londynie.
Wyszedłem z knajpy zupełnie pijany. Za rogiem zaczepiło mnie
trzech facetów. Pan Warner włączył się do akcji, gdy jeden z
nich mnie trzymał, drugi kopał z całych sił, a trzeci ciął po
twarzy nożem. - Przesunął palcem po bliznach. - Pan Warner
załatwił ich po kolei. Bardzo sprawnie.
Paige popatrzyła ze współczuciem na opowiadającego.
- Dlaczego to zrobili? Znałeś ich?
- Nie. Po prostu nie podobało im się, że przychodzi do knajpki
taka klientela, której zachowanie uznawali za niemoralne.
Zacisnął mocno pięści.
- Zrobili to, bo uważali, że przemocą można wszystko
załatwić - odezwała się Paige spokojnym głosem. Pomyślała o
Rye'u, który pomagał Lloydowi przez te wszystkie lata, i jej
podziw dla niego wzrósł jeszcze bardziej.
- Pan Warner zawiózł mnie do szpitala i poczekał, aż zrobią
mi wszystkie badania i prześwietlenia. Przekonał, że
powinienem przestać pić. Był przy mnie, kiedy przechodziłem
detoksykację. Potem zabrał mnie do Stanów i dał pracę. Kazał
mi ćwiczyć i nauczyć się samoobrony. Zrobiłbym dla niego
wszystko.
- Nie wpadaj w sentymentalizm, stary - odezwał się wreszcie
Rye. - Zrobiłem to, co każdy zrobiłby na moim miejscu.
83
RS
- Na pewno, proszę pana - stwierdził z ironią Lloyd, wstał z
kanapy i skinął im głową. - Do zobaczenia rano.
- Dziękuję, że mi to powiedziałeś, Lloyd. - Paige podeszła do
niego i objęła go mocno. - Uważaj na siebie.
- Do zobaczenia. Życzę miłych snów.
- Odpłacił mi stokrotnie za to, co dla niego zrobiłem -
odezwał się Rye, gdy po wyjściu Lloyda zabrali się do jedzenia.
- Wolałbym, żeby przestał już o tym mówić.
- Mam wrażenie, że odpowiada mu to, co teraz robi. Nie
pozbawiaj go tej przyjemności. Praca dla ciebie go trzyma przy
życiu. Och! Jaki cudowny zapach! - Lloyd przyniósł im
królewski posiłek: żeberka, ziemniaki, gotowaną marchewkę,
sałatę, a na deser szarlotkę.
Rye włączył radio, ale gdy rozległy się kolędy, wyłączył je
pospiesznie.
- Nie lubisz kolęd? - zapytała.
- Myślałem, że nie zechcesz ich słuchać.
- Uwielbiam je. Lubię również święta. Kupuję największą
choinkę, jaką mogę dostać, i zapraszam przyjaciół. Razem ją
ubieramy. Zajmuje nam to cały dzień, a wieczorem gram na
pianinie kolędy i razem je śpiewamy.
Rye włączył ponownie radio i wspaniała muzyka wypełniła
pokój. Paige czuła, że Warner chciałby się dowiedzieć, dlaczego
ona tak przeżywa okres świąteczny, ale nie była pewna, czy
potrafi ją zrozumieć. Nigdy dotąd o tym nie rozmawiała. Nawet
ojciec nie wiedział, co ona czuje. Zresztą nie zrozumiałby jej. A
czy uda się to Rye'owi?
Po obiedzie napili się wybornego koniaku i zaczęli grać w
warcaby. Po każdej partii Paige sięgała po następny kieliszek.
- Nie martw się, nie upiję się.
- Czy ja coś mówiłem?
- Twój wyraz twarzy mówi więcej niż słowa. A ja jestem po
prostu odprężona. Chcesz mnie wykorzystać? - zapytała
prowokująco.
84
RS
- Nie.
- Do licha!
Rye roześmiał się. Paige wyglądała cudownie. Zastanawiał
się, czy często chodzi z rozpuszczonymi włosami.
- Wiesz, że jesteś jedynym mężczyzną, któremu podobają się
moje piersi? - powiedziała z powagą.
- Chyba żartujesz?
- Chciałeś być uprzejmy?
- Co to, to nie.
- A więc przekonaj mnie o tym.
- Udowodniłem to wczorajszej nocy.
- Całe życie czekałam na ciebie - stwierdziła z przekonaniem.
- Całe życie.
Wydawało mu się, że Paige mówi poważnie, ale z drugiej
strony wypiła dość sporo.
- Dlaczego, Harry?
- Bo... bo... A o co pytałeś?
Roześmiał się. Zebrał warcaby i wyłączył światło. Tylko
blask kominka rozjaśniał półmrok pokoju.
- Dlaczego czekałaś całe życie?
- Na co?
- Dlaczego jesteś jeszcze dziewicą?
- A, o to ci chodzi.
- No więc?
- Co?
- Paige! - Nie powinien się denerwować. Wypiła
zdecydowanie za dużo, mając nadzieję, że pomoże jej to
przetrwać kolejne Boże Narodzenie.
- Opowiedz mi o twojej mamie i o świętach - poprosił.
- Moja mama była aniołem.
- Nie wątpię. Dlaczego święta Bożego Narodzenia są dla
ciebie takie ważne?
85
RS
Przymknęła oczy, jakby usiłowała przywołać jakieś
wspomnienie. Nagle zaczęła czystym głosem nucić kolędę.
Kiedy skończyła, uśmiechnęła się błogo.
- Pięknie śpiewałaś - zachwycił się Rye.
- ,,Cicha noc" była ostatnią kolędą, jaką zaśpiewałam dla
mamy.
Pomyślał, że nie jest tak pijana, jak mu się wydawało.
- Wiesz, że rodzice pobrali się z mojego powodu.
- Patrick bardzo kochał twoją matkę.
- O, tak. Ponad życie, ale ślub wzięli dlatego, że mama była w
ciąży.
- W tak młodym wieku.
- I dlatego ja ciągle jestem... Czy ja nadal jestem dziewicą po
tym, co robiliśmy poprzedniej nocy? - zainteresowała się nagle.
- Z medycznego punktu widzenia, tak - odpowiedział, a kąciki
jego ust drgały od powstrzymywanego śmiechu.
- Było cudownie - rozmarzyła się. - Czy mówiłam ci o tym?
Wiesz, powinniśmy to zrobić jeszcze raz.
- Nie sądzę.
- To mógłby być twój świąteczny prezent dla mnie. Co ty na
to?
- Powinnaś się położyć i przespać.
- Myślałam, że naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego nie
spałam dotąd z nikim.
Jednak nie jest aż tak bardzo pijana, pomyślał.
-
Moi
rodzice
używali
dwóch
rodzajów
środków
antykoncepcyjnych, a mimo to poczęli mnie.
- Czy to prawda? A może Patrick opowiadał ci tę historię,
chcąc cię uchronić przed popełnieniem jakiegoś głupstwa?
- Myślisz, że mógł tak postąpić?
- Znając twojego ojca mogę stwierdzić, że jest to bardzo
prawdopodobne.
- Może masz rację - powiedziała zamyślona. -I udało mu się.
Przez wiele lat odrzucałam wszelkie pokusy, bojąc się, że mnie
86
RS
to też może spotkać. Unikanie pokus stało się moim
przyzwyczajeniem, a potem nawet powodem do dumy.
- Do dumy? Z czego?
- Że potrafię oprzeć się pokusie.
- To tak jak z tą czekoladką?
- Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób, ale chyba masz
rację.
- Ale chciałaś być ze mną?
- I w dalszym ciągu tego chcę.
- Dlaczego?
- Chyba w ostatnich dniach zrozumiałam, że życie jest zbyt
krótkie. - Zabrzmiało to chyba przekonywająco. Czy uwierzy
jej? Przecież nie może mu powiedzieć, że go kocha. Wówczas
Rye odsunie się od niej jeszcze bardziej.
- A poza tym jestem teraz pod ręką.
- No cóż, to też się liczy.
- A gdyby teraz Joey Falcon pojawił się w twoim życiu,
przespałabyś się z nim?
Przecież dobrze wie, że nie chcę mieć nic wspólnego z
Joeyem. Czemu znów zaczyna?
- Tak bardzo chcesz się pozbyć tego balastu, że mogę jako
twój opiekun skorzystać z prawa pierwszej nocy.
- Jesteś barbarzyńcą - stwierdziła, krzyżując ręce na piersi
obronnym gestem.
- Rozpoczynasz niebezpieczną grę, Harry. Rekrut przeciwko
weteranowi. Kto wygra? Jak myślisz?
87
RS
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Paige podjęła wyzwanie. Ujęła Rye'a za ręce i nakryła nimi
swoje piersi. Kiedy zaczął je pieścić, wciągnęła głęboko
powietrze i zamknęła oczy.
Wszystko, o czym mówili tego wieczoru, wszystko, o czym
myślała, stanowiło długą grę wstępną. Pragnęła go. Tuliła się do
niego coraz mocniej.
- Musisz wiedzieć, co robisz - szeptał. - Nie wystarczy się
poruszać. Mów do mnie. Nie chcę, żebyś jutro miała do mnie
pretensje.
- Proszę, pieść mnie. Tak bardzo cię pragnę. - Jej biodra
unosiły się, szukały kontaktu z jego dłonią, a on napawał się jej
kobiecością.
Chciał, by pozbyła się strachu i niepewności, więc szeptał jej
do ucha słowa zachęty. Ciało Paige wiło się z rozkoszy, a jego
palce sięgały coraz dalej, aż dotarły do najbardziej wrażliwego
miejsca. Zaczął je dotykać, pieścić. Paige wygięła się w łuk, a
po chwili osiągnęła rozkosz, o której istnieniu nie miała dotąd
pojęcia. Westchnęła i dźwięk jej głosu wypełnił cały pokój.
Rye wstał i nalał sobie sporą porcję koniaku. Kiedy podnosił
kieliszek do ust, czuł na dłoniach zapach Paige. Wypity
pospiesznie trunek palił przełyk.
Niepewnym krokiem przeszedł do łazienki i odkręcił kran
przy wannie. Kiedy wrócił do pokoju, Paige siedziała
wyprostowana na kanapie.
- Kąpiel będzie gotowa za chwilę - powiedział głosem, który
nawet dla niego brzmiał obco.
- A ty?
- Wezmę później prysznic.
- Chodzi mi... - zająknęła się. - O to. No, wiesz. O ciebie.
- Jakoś wytrzymam.
88
RS
Podniosła się z kanapy i podeszła do niego. Ujęła jego twarz
w dłonie. W jej oczach odczytał coś, w co nie mógł uwierzyć -
pożądanie. Nic, tylko pożądanie.
- Chcę, żebyś to był ty - powiedziała cicho.
- Czekałaś tak długo. Poczekaj na kogoś, kogo poślubisz.
Zmartwiała, słysząc te słowa.
- Czy to ważne? - powiedziała po chwili. - Można przecież
zrobić to z przyjacielem.
- To ważne. Nie rozumiesz? O Boże, Paige. Nie pozwolę ci
wykorzystać sytuacji, w jakiej teraz jesteśmy, na podjęcie
decyzji zmieniającej twoje życie. Jutro możesz tego żałować.
- Nie będę.
- Nie wiesz tego.
- Wiem.
- Powinnaś się wykąpać - powiedział stanowczo, kończąc w
ten sposób dalszą dyskusję.
- Dziękuję za prezent - powiedziała i wyszła z salonu. Gdy
zamknęły się za nią drzwi, zaklął głośno. Minęło
wiele minut, zanim pogrążył się we śnie.
- Deszcz przestał padać.
Była szósta rano. Rye stał przy łóżku Paige i rzucał na nie
paczki i paczuszki. Usiadła i przycisnęła obie dłonie do obolałej
głowy. Ma kaca, pomyślał Rye zadowolony, że i ona cierpiała,
chociaż z innego powodu.
- Wesołych...
- Cicho - uciszyła go gestem dłoni. Oczy miała zamknięte.
- Świąt - dokończył szeptem. Uśmiechnął się. - Co się stało?
Masz kaca?
Poszedł do łazienki i przyniósł jej szklankę wody i aspirynę.
Połknęła pastylkę.
- Dziękuję - rzekła cicho. Oddała mu szklankę i opadła na
poduszki. - Wesołych Świąt!
- Przyniosłem ci prezenty.
Otworzyła oczy i zobaczyła stos paczek na łóżku.
89
RS
- Ale ja nie mam niczego dla ciebie.
- Nie masz? A więc muszę je zabrać - zażartował.
- Nigdy. To dla mnie. Nie oddam - powiedziała, a na jej
ustach pojawił się uśmiech. - Takie wspaniałe prezenty.
- Skąd wiesz, że są wspaniałe?
- Bo wybierał je Lloyd - oświadczyła i zabrała się do
oglądania podarunków.
Gdy rozpakowała pierwszy prezent, spojrzała na Rye'a
zaskoczona. Drugi wywołał uśmiech na jej twarzy. Po trzecim
roześmiała się, a po czwartym zeskoczyła z łóżka, objęła mocno
Rye'a i ucałowała go w policzek.
- Już wiesz, co będziemy dzisiaj robić? - zapytał.
- Ile mam czasu na ubranie się?
- Nie spiesz się. Niedługo przyjdzie Lloyd ze śniadaniem. Ja
już się kąpałem.
Słyszał, jak mruczała i śpiewała, a chwilami nawet chichotała
w łazience podczas tajemniczego obrzędu, po którym była taka
piękna i pachnąca.
- Masz może szczypczyki? - zapytała.
- Tak. Poczekaj chwilę. - Znalazł je w kieszonce walizki i
podał jej przez szparę w drzwiach.
- Tym razem oko Lloyda nieco go zawiodło.
Po kilku minutach weszła tanecznym krokiem do pokoju.
- Hej, ty!
Wyglądała niesamowicie w skórzanej kurtce i spodniach
przybranych łańcuchami. Zresztą Rye wyglądał podobnie. Na
jego widok Paige wybuchnęła śmiechem.
- Fajnie - rzekł, oglądając ją ze wszystkich stron. - Możesz
oddychać w tych ciuchach?
- Musiałam użyć szczypczyków, żeby zapiąć zamek spodni.
Strasznie obcisłe. Dokąd idziemy?
- Wsiądziemy na harleya i pojedziemy, dokąd zechcesz.
Wybieraj.
90
RS
W jej oczach pojawiły się łzy. Ofiarował jej inne święta,
którymi mogła zastąpić te, za którymi tęskniła, aby nie myślała
o domu. Nigdy w życiu nie spotkała tak troskliwego mężczyzny.
Zjedli śniadanie w milczeniu. Przed wyjściem nałożyli duże
czarne kaski.
- Harry, poruszasz się jak dama - skarcił ją. - To zupełnie nie
pasuje do tego stroju. Ruszaj się tak jak wtedy, gdy wyszłaś z
łazienki.
- To będzie trudne. Te spodnie są tak obcisłe, że zupełnie nie
mogę w nich chodzić. O kurczę!
Przed domkiem stał ogromny, błyszczący chromem, czarny
motocykl.
- Harry, to jest Harry - powiedział Rye głosem nieco
stłumionym przez kask.
- Nazwałeś ten motocykl Harry?
- Tak. Ochrzciłem go tak rok temu.
- Dlaczego?
- Bo jest równie niezwykły jak ty.
- Nie wierzę.
- Naprawdę nazwałem go Harry. - Położył rękę na sercu.
- To wiem, ale powiedz mi, jaki był prawdziwy powód
nadania mu takiej nazwy?
Przez chwilę milczał i Paige myślała, że jej nie odpowie.
- Bo startuje głośno, a gdy go trochę uspokoję, mruczy z
zadowolenia - wyznał.
- Słucham?
- Chciałaś wiedzieć.
- Ale nie znałeś mnie wtedy osobiście. Skąd...
- Tak sobie ciebie wyobrażałem.
- Mówisz prawdę? - Patrzyła na niego badawczo. A więc
jednak myślał o niej. Tak jak i ona...
- Prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. A ty myślałaś o mnie?
- Nie musisz chyba pytać.
91
RS
Wiedziała, że tego dnia nigdy nie zapomni. Czuła pod sobą
potężną, wibrującą maszynę. Przytulała się do pleców Rye'a.
Czasami była przerażona, ale pokonywała strach śmiechem.
Dla Paige były to najpiękniejsze święta w życiu. Wszystko jej
się podobało. Wiedziała już na pewno, że kocha Rye'a. I to ją
uszczęśliwiało.
Kiedy po raz kolejny zapytał o jej matkę, postanowiła mu
wszystko opowiedzieć.
- Ponieważ ty też straciłeś ojca, łatwiej ci będzie mnie
zrozumieć. Wiem, że byłeś wtedy starszy i znałeś go dobrze. Ja
miałam zaledwie cztery lata, gdy mama zmarła. Chorowała i
większość czasu spędzała w szpitalu. Ale zawsze nalegała, aby
na święta wrócić do domu. Dekorowaliśmy każdy kąt domu na
jej powrót. Była taka delikatna. Marzyłam, żeby mnie przytuliła.
Ale bolało ją każde dotknięcie. Więc mogłam tylko siedzieć
przy jej łóżku. A gdy zasnęła, gładziłam jej włosy.
- To bardzo trudne przeżycie dla małego dziecka - powiedział
Rye, kładąc dłoń na jej ręce.
- Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie zachowuje się jak
zwykła mama. Moje wspomnienia o niej to mieszanina tego, co
było naprawdę, marzeń i opowieści ojca. Nie potrafię tego
rozdzielić. To okropne, że nie pamiętam, jaka była naprawdę.
Pozostał mi w pamięci jej słodki uśmiech i nieomal
przezroczysta skóra pokrywająca wychudłe ciało. Śpiewałam
dla niej, a ona zachwycała się moim głosem. Tego roku nie było
prezentów pod choinką. Starałam się o tym nie myśleć. Ale to
było niesprawiedliwe. Kiedy powiedziałam o tym tacie, bardzo
się zdenerwował. Pamiętam, jak stał nade mną i krzyczał.
Wiem, że cierpiał. Bardziej niż ja. Ale nie chciał zrozumieć, że
nie poznawałam osoby, którą przywiózł do domu. To nie była
moja mama, ale jej cień.
- Miałaś cztery lata. Dziecko inaczej patrzy na świat. Widzi
tylko dobro i zło. To jest białe, tamto czarne.
92
RS
Aż drgnęła. Chyba całe życie czekała, żeby ktoś jej
powiedział, że ambiwalentne uczucia, jakie żywiła do matki, nie
były niczym złym.
- Od tamtej pory urządzam bardzo uroczyste święta, by uczcić
jej pamięć, ale myślę... - przerwała i zaczęła drżeć.
- Mów dalej, Paige.
- Myślę, że jej nienawidzę. O Boże! Co ja mówię!
- Nienawidzisz tego wszystkiego, co było wynikiem jej
śmierci.
- Chyba masz rację. Nie mogę już słuchać, kiedy ojciec mówi
,,twoja matka" i opowiada mi kolejną historię albo znowu
porównuje mnie do niej.
I wtedy Rye zrozumiał, że do tej pory nie wiedziała, co to jest
zabawa. Zbyt szybko dorosła. Wyprawa na strzelnicę, do sali
gimnastycznej i dzisiejszy wypad były dla niej zupełnie nowymi
doświadczeniami. Czy kiedykolwiek działała spontanicznie? A
może pamięć o wcześnie przeżytej tragedii pozbawiła ją uroków
dzieciństwa? Starał się sam sobie wytłumaczyć, że nie może nic
zrobić i nie powinien angażować się emocjonalnie bez względu
na to, jak bardzo ją lubi.
Siedział więc bez słowa, pozwalając, by sama poradziła sobie
z tym problemem.
Paige była zawiedziona. Zawierzyła mu najgłębszą tajemnicę,
a on starał się utrzymać dystans. Żałowała, że powiedziała mu
wszystko.
- Wracajmy już - odezwała się. - Powinnam porozmawiać z
ojcem. Zapomniałam zupełnie, dlaczego tu jestem. Przecież
grozi mi niebezpieczeństwo.
Był zaskoczony, ale podniósł się natychmiast. Spojrzał na
zegarek, chciał coś powiedzieć, ale nagle odezwał się sygnał
jego pagera. Musieli poszukać telefonu.
- Nie zabrałbym cię tu, gdyby to było niebezpieczne -
odezwał się, nawiązując do jej wcześniejszej wypowiedzi.
- Nie mam do ciebie pretensji.
93
RS
- Wiesz, że w tym przebraniu nikt by cię nie rozpoznał.
- Jestem zmęczona - zmieniła temat. - Jedźmy.
Patrzyła na niego, gdy rozmawiał przez telefon z pierwszej
napotkanej budki. Na jego twarzy pojawił się radosny uśmiech.
- Zostałem wujkiem - powiedział.
- Jesteś pewien, że możemy wejść do szpitala w tych strojach?
- zapytała, widząc reakcje ludzi na ich widok.
- Nie zostawię cię samej. Nie ma innego wyjścia. Bardzo chcę
zobaczyć dziecko.
Wszystkie napotkane osoby usuwały się im z drogi, patrząc na
nich z niesmakiem.
- To tu. Pokój 409.
Weszła za nim, bo nie miała innego wyboru.
- Bryan? - w głosie kobiety brzmiała niepewność, która po
chwili zmieniła się w głośny wybuch śmiechu. Rye pochylił się
nad nią i objął mocnym uściskiem.
- Gratuluję, siostrzyczko! Jak się czujesz?
- Wspaniale. Cudownie. - Uśmiechnęła się radośnie. -
Powiedz, co to za kostiumy?
Mężczyzna stojący w głębi pokoju podszedł, by go uściskać.
Rye odwrócił się i uśmiechnął się do Paige.
- To jest Harry. Harry, poznaj moją siostrę Kani i jej męża
Iaina MacKenzie.
- Harry? - powtórzyła Kani słabym głosem.
- Tak. - Im mniej będę mówić, tym lepiej, uznała Paige.
- No? - Rye skrzyżował ręce na piersi.
- No co? - zapytała z uśmiechem Kani.
- Mam siostrzenicę czy siostrzeńca?
- Nałóż to, wtedy cię przedstawimy. - Iain rzucił
Rye'owi fartuch, a potem wyjął z kołyski mały pakuneczek w
kocyku i podał mu go. - Oto Kali, twoja siostrzenica.
Na widok wyrazu twarzy Rye'a serce Paige na chwilę
przestało bić.
94
RS
- Jaka piękna - szepnął i z dzieckiem na rękach podszedł do
okna. Tylko Paige widziała łzy błyszczące w jego oczach.
Delikatnie kołysał maleństwo, szepcząc coś do niego.
Gdybym nie zakochała się w nim wcześniej, nastąpiłoby to
teraz, pomyślała Paige.
- Harry? - zapytała z wahaniem Kani. - Chciałabyś ją
potrzymać?
- O tak! Bardzo.
I już po chwili trzymała w ramionach prześliczną maleńką
istotkę.
- Jest wspaniała! I bardzo podobna do Kani - zwróciła się do
dumnych rodziców.
- Naprawdę? A ja myślałam, że jest podobna do Iai-na -
zmartwiła się siostra Rye'a.
- Gdy krzyczy i kopie, to jest podobna do mnie, ale gdy śpi
taka delikatna i łagodna, to na pewno przypomina Kani -
stwierdził Iain.
- Czy mogę wam w jakiś sposób pomóc? - zapytał Rye, nie
mogąc oderwać oczu od Paige z maleństwem na rękach. Była
zafascynowana dzieckiem.
- Tak. Jesteśmy tu już prawie dobę, a Gypsy pewnie umiera z
głodu. Mógłbyś wpaść do nas i nakarmić ją?
- Otworzyła oczy! - wykrzyknęła z zachwytem Paige i
podeszła do Rye'a, by mógł przyjrzeć się Kali. -Chyba jest
głodna.
- Zaraz się nią zajmę. - Kani wyciągnęła ręce po dziecko.
- Kiedy przyjeżdża mama? - zapytał Rye.
- Jutro rano o dziesiątej. Mógłbyś ją odebrać z lotniska?
- Przykro mi, siostrzyczko, ale nie mogę. A co gorsza, nie
będę mógł spotykać się z wami przez kilka najbliższych dni.
- Dlaczego?
- Mam pewne zadanie do wykonania. Wpadnę do was, jak
tylko będę mógł.
95
RS
Kilka minut później Rye i Paige jechali do domu Kani i Iaina.
Był to piękny, dwupiętrowy wiktoriański budynek. Gdy weszli
do środka, Rye zaczął nawoływać Gypsy, ale kocica
najwyraźniej chciała się z nimi bawić w chowanego. Rye zaczął
jej szukać, a Paige mogła spokojnie rozejrzeć się po wnętrzu,
które od pierwszej chwili ogromnie się jej spodobało.
Poszła na górę i zaglądała po kolei do łazienki, pokoju
gościnnego i wreszcie do dziecinnego. Na jednej ścianie było
namalowane uśmiechnięte słońce na błękitnym niebie, po
którym płynęły obłoczki. Z przeciwnej ściany uśmiechał się
księżyc, otoczony srebrnymi gwiazdkami. Sufit łączył kolory
nocnego nieba i pogodnego dnia.
Nad kołyską wisiały gwiazdki, księżyce i słoneczka. Paige
wzięła do ręki małego miękkiego klauna i przytuliła go do
siebie. Otworzyła szufladę i znalazła w niej sweterki i
czapeczki. W następnej były śpioszki i maleńkie kaftaniczki.
W pokoju unosił się zapach dziecięcego pudru. Paige zaczęła
się zastanawiać, czy jej mama też tak czekała na narodziny
swego dziecka. Czy przygotowała dla niej pokój? A może
pachniał tak słodko jak ten? Pewnie się bardzo bała; miała tylko
siedemnaście lat, kiedy ją rodziła. Posadziła klauna na półce i
zeszła na dół. Rye nasypywał właśnie jedzenie do miseczki.
Przy jego nogach kręciła się szara kotka.
- Gdzie ją znalazłeś?
- Schowała się za suszarkę. Zna mnie, ale wystraszyła się
chyba mego stroju. No, skończyłem. Chodźmy już. Nie
powinniśmy siedzieć tu za długo.
- Chciałabym zadzwonić do ojca. Mogłabym stąd? Tu nikt nie
będzie mi przeszkadzał.
Rye zaprowadził ją do salonu. Z niecierpliwością czekała, aż
wybierze numer. Wreszcie oddał jej słuchawkę.
- Będę obok - powiedział. - Tylko nie rozmawiaj zbyt długo -
poprosił.
Skinęła głową i usłyszała, że ojciec podnosi słuchawkę.
96
RS
ROZDZIAŁ JEDENASTY
- Cześć, tato - powiedziała. - Wesołych świąt.
- Gdzie ty, u diabła, byłaś? - wrzasnął Patrick. Dzwoniłem do
was od rana. Dziewięć razy!
- Przepraszam. Nie było nas w domu.
- Wyszliście? A ja się tu zamartwiam!
- Przepraszam - powtórzyła Paige. - Wszystko jest w
porządku. Byliśmy przebrani.
- Już dobrze, dobrze. Przykro mi, że zacząłem na ciebie
krzyczeć, ale naprawdę bardzo się niepokoiłem.
Usłyszała skrzypnięcie fotela, gdy usiadł wygodniej.
Domyśliła się, że jest w swoim gabinecie.
- Dobrze się czujesz? - zapytał już spokojnym głosem.
- Chyba tak - odpowiedziała niepewnie.
- Coś cię gryzie, Paige?
- Nie chcę cię zbyt długo zatrzymywać, tato. Wiem, że idziesz
na obiad do Winchesterów.
- Ależ mów.
Nie wiedziała, jak ma to wyrazić.
- Byliście, to znaczy... czy mama była bardzo przerażona, że
będzie mnie miała?
- Przerażona? Nie rozumiem, o czym mówisz.
- No, czy bała się ciąży? Porodu? Usłyszała głośne
skrzypnięcie fotela.
- O co ty mnie pytasz? Chyba nie jesteś...
- Oczywiście, że nie, tato. Myślałam o mamie, o sobie, kiedy
byłam malutka, i czy ciężko wam było zostać rodzicami w tak
młodym wieku?
- Byłaś oczekiwana i kochana od samego początku.
- Ale musiałeś się ożenić z mamą. To chyba nie było łatwe.
Tym razem ojciec się zawahał.
97
RS
- Wiesz, przez całe życie powtarzałem ci, że musieliśmy się
pobrać. Szczerze mówiąc, robiłem to, by cię ustrzec od
popełnienia błędów młodości.
- Udało ci się - przyznała. - A jaka jest prawda?
- Rodzina mamy miała przeprowadzić się do Dallas. A ona
nie chciała tam jechać. Na pewno nie pozwoliliby jej zostać
samej. Świadomie zaszła w ciążę, więc musieli pojechać bez
niej.
Paige nie wiedziała, co powiedzieć.
- To znaczy, że byłam ostatnią deską ratunku? - zapytała.
- Byliśmy dziećmi. Kochaliśmy się i w przyszłości
zamierzaliśmy się pobrać, a z powodu młodego wieku nie
mogliśmy decydować o sobie. Nigdy tego nie żałowaliśmy.
- Czy miałam pokój dziecinny?
- Pokój dziecinny? Poczekaj, niech pomyślę. Mieszkaliśmy z
dziadkiem, jak wiesz. Tak, było coś takiego. Miałaś swój pokój.
- A jak był urządzony? Jak pachniał?
- Nie pamiętam. Co się dzieje, Paige? Mówisz, jakbyś płakała.
- Nagle zatęskniłam za mamą, za swoim dzieciństwem.
- To sprawka Rye'a. Paige zawahała się.
- Wiesz, kiedy go sobie wyobrażałam, wydawał mi się
nadzwyczajny - rzekła cicho. - Najśmieszniejsze jest to, że on
naprawdę taki jest. Ale jest też miły i... zupełnie normalny.
Skrzypnięcie fotela rozległo się tak głośno, jakby Patrick
zerwał się gwałtownie.
- Nie wierz w to, kochanie. Ten człowiek przynosi kłopoty.
On zupełnie nie pasuje do ciebie.
- Dlaczego? - Paige aż podskoczyła.
- Po prostu nie pasuje do takiej osoby jak ty. Złamie ci serce,
malutka. Uwierz mi, tak będzie. Nie wiem, jak ci to
wytłumaczyć. Nie... moim zdaniem zupełnie do siebie nie
pasujecie.
- Dlaczego? Nie jestem wykształcona? Nie potrafię znaleźć
się w towarzystwie, a może nie jestem pociągająca?
98
RS
- O tym nawet ze mną nie mów. Nie chcę słyszeć o takich
rzeczach. Jeśli on cię wykorzystał w sytuacji, gdy nie możesz
podjąć samodzielnie decyzji... to... to będzie miał ze mną do
czynienia.
- Chwileczkę, tato. Po pierwsze, Rye nie wykorzystał mnie.
Po drugie, kto mówi, że nie potrafię myśleć za siebie. Nie
jestem aż taka głupia...
- A co z Joeyem Falconem?
- Z Joeyem Falconem? - Wiedziała, o co chodziło ojcu, ale
chciała mieć czas do namysłu. - On był... to było chwilowe
szaleństwo... Już mi na nim nie zależy.
- Nawet jeśli tak jest, to w jakie szaleństwo chcesz się teraz
wplątać?
- Ostatecznie to moja sprawa, prawda?
- Wiedziałem! Paige, kochanie, nie rób tego. To największy
błąd w twoim życiu. Ja z nim nawet kiedyś piłem i wiem...
- Aha! Przyjaciele od kieliszka? - roześmiała się ironicznie. -
Nocne rozmowy? No, ale spóźnisz się na obiad. Zatelefonuję
później. Cześć.
Rzuciła słuchawkę, jakby ją parzyła. Była wściekła. Wstała
gwałtownie z krzesła i podeszła do okna. Jak on śmiał tak z nią
rozmawiać! Jak on śmiał powiedzieć, że jest jakąś idiotką bez
mózgu! Czasami ojciec bywa taki...
Usłyszała pukanie do drzwi.
- Musimy już iść, Harry. Za długo tu siedzimy. Otworzyła
drzwi i przebiegła obok Rye'a.
- Co się stało? - zapytał, idąc za nią.
- Nic takiego. To przez ojca. Czasami potrafi być okropny.
- Dopiero teraz to odkryłaś? - Chwycił ją za łokieć i zmusił,
by szła wolniej. Przecież nie powinna ściągać na siebie uwagi
innych. - Włóż kask.
Wsiedli na motor i Rye zapalił silnik. Zanim włączył się do
ruchu, spojrzał przez ramię i zauważył ciemnego sedana.
Siedział w nim mężczyzna, który przyglądał się im uważnie.
99
RS
Rye zapamiętał numer samochodu i ruszył w przeciwnym
kierunku, niż zamierzał. W lusterku zauważył, że samochód
zawraca i jedzie za nimi. Po kilku minutach udało mu się go
zgubić.
W połowie drogi Rye przypomniał sobie o jeszcze jednym
prezencie, jaki zamówił dla Paige. Gdyby nie deszcz, dostałaby
go dziś rano. Nagle pomyślał, że byłoby lepiej, gdyby Lloydowi
nie udało się tego załatwić.
W drodze powrotnej Paige uspokoiła się. Ogarnęło ją
zmęczenie. Oparła się o plecy Rye'a. Czuła się strasznie
samotna. Pomyślała, że ojciec nigdy nie będzie jej traktował jak
kompetentnej, myślącej racjonalnie kobiety. A Rye? Zwierzyła
mu się ze swej najgłębszej tajemnicy. Oczekiwała od niego
współczucia, a on nie okazał żadnego zainteresowania jej
problemem. Wcześniej wydawało jej się, że jest taki troskliwy i
wyrozumiały, ale to nieprawda. Zapragnęła nagle powrotu do
swojego normalnego, bardzo usystematyzowanego życia. I do
wolności.
Kiedy poczuła, że motocykl zwalnia, uniosła głowę i
zauważyła coś białego przed domkiem.
Wyprostowała się i popatrzyła przez ramię Rye'a, który
właśnie zatrzymywał motor przed drzwiami.
Czuła się jak w bajce. Zsunęła się z siedzenia, zdjęła kask i
postąpiła kilka kroków.
- Śnieg - szepnęła. - Prawdziwy śnieg.
Rye podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu.
- Przepraszam, naprawdę nie wiedziałem, jak bolesne są dla
ciebie święta. Myślałem, że śnieg sprawi ci przyjemność. Nie
chciałem, naprawdę nie chciałem zrobić ci przykrości...
- Przywiozłeś śnieg. Nie mogę uwierzyć, że to dla mnie. To
najcudowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek... O, Boże!
Opadła na kolana, wzięła śnieg w dłonie i przycisnęła je do
policzków, a potem do oczu, by powstrzymać łzy.
- Nie gniewasz się? - zapytał.
100
RS
Niepewność w jego głosie sprawiła, że się uśmiechnęła.
Takim nigdy dotąd go nie widziała. Znalazła tylko jeden sposób,
by rozładować napięcie. Zrobiła kulkę ze śniegu i rzuciła mu ją
prosto w twarz.
Rye nie pozostał dłużny i rozpętała się najcichsza bitwa
świata - nie chcieli, żeby ktoś ich usłyszał. Rye'owi udało się
wrzucić jej śnieżną kulę za kurtkę. Paige usiłowała wcisnąć mu
pełną garść śniegu za koszulę.
Podejrzewała, że Rye pozwolił jej zwyciężyć, ale mimo to
bawiła się jak nigdy dotąd.
Paige jeszcze chciała ulepić bałwana, ale Rye nie zgodził się.
Otrzepali się ze śniegu i weszli do domku.
W czasie ich nieobecności Lloyd przyniósł jedzenie. Zostawił
też całą listę wiadomości dla Rye'a. Większość pochodziła od
Patricka. Paige postanowiła wziąć prysznic. Potem przebrała się
w dżinsy i sweter i zajęła przygotowaniem jedzenia.
Rye nie potrafił jej zrozumieć. Rano była taka szczera i
otwarta, a teraz, odkąd wrócili, milczała.
- Co się stało? - zapytał. - Myślałem, że dzisiejszy dzień
sprawi ci przyjemność.
- Jestem ci taka wdzięczna. Nawet nie potrafię wyrazić moich
uczuć słowami. To była cudowna niespodzianka i nigdy tego nie
zapomnę. Po prostu zrozumiałam, ile rzeczy ominęło mnie w
życiu.
- Co masz na myśli?
- Zabawę, rodzinę, miłość - zaczęła wyliczać. -Kiedy
patrzyłam na Kani i Iaina, widziałam ich miłość, którą przelali
na dziecko. Zrozumiałam wtedy, że ja też tego pragnę. Może
jeszcze nie teraz. Kiedyś. Ale chciałabym, żeby w moim życiu
był ktoś, z kim dzieliłabym wszystko.
- Na pewno będzie.
Poszedł do kuchni, opłukał talerze i schował je do pudła, które
zostawił Lloyd.
- Masz ochotę na sernik? - zapytał, chcąc zmienić temat.
101
RS
- Może później. - Weszła do kuchni i oparła się o blat stołu. -
A ty tego nie pragniesz?
- Nie. Nie teraz. Za parę lat rzucę tę pracę. Nie będę już taki
szybki i mogę zacząć popełniać błędy. Dopóki to nie nastąpi,
muszę być wolny. To nie byłoby fair wobec żony.
- Przecież czasami mogłaby jechać z tobą?
- Może i tak. Do niektórych krajów.
Paige stłumiła uśmiech. Rzuciła pomysł i należało teraz
czekać, aż przyniesie rezultaty. Popatrzyła na zegarek.
- Wpół do ósmej. Za wcześnie na spanie, chyba że zamierzasz
zerwać mnie w nocy, byśmy znów szukali nowych przygód.
- Nie dzisiaj. Czuję się mniej więcej tak jak ty. Jestem
zmęczony, ale nie śpiący. Muszę wziąć prysznic, a potem
możemy pooglądać telewizję.
- Dobrze.
Zadzwonił telefon. Podczas gdy Rye opowiadał Patrickowi o
tajemniczym sedanie, Paige uznała, że ma już dosyć prób
uwodzenia go. Pewnie ma zbyt dużo wewnętrznej siły, by
oprzeć się jej zakusom, a ona nie potrafi przełamać jego oporu.
Kiedy się kąpał, przebrała się we flanelową piżamę i
rozpuściła włosy. Potem włączyła telewizor i wsunęła się pod
kołdrę.
Rye wyszedł z łazienki ogolony i pachnący. Usiadł na brzegu
łóżka i patrzył na nią tak długo, aż zaczęła się zastanawiać, co
jest nie w porządku.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Wyglądasz zupełnie inaczej z rozpuszczonymi włosami.
- Inaczej to znaczy dobrze czy źle?
- Po prostu inaczej. Bardzo podniecająco.
Paige wciągnęła powietrze. Patrzył na nią jak na smakowitą
porcję lodów.
- Chyba masz rację. Ta flanelowa piżama rzeczywiście może
wyzwalać namiętności w każdym mężczyźnie - stwierdziła z
ironią.
102
RS
- We mnie wyzwala.
- Co się dzieje, Warner? Ofiarowałam ci siebie na srebrnym
półmisku, ale ty z tego nie skorzystałeś. Zmieniłeś zdanie?
Milczał. Patrick nakazał mu, aby zostawił ją w spokoju, a to
tylko sprowokowało go do działania. Mógłby wymienić co
najmniej dziesięć powodów, dla których postanowił nie opierać
się dłużej. Ale jeden był najważniejszy - pragnął jej.
- Dlaczego ja, Paige?
- Bo wiem, że z tobą będzie mi dobrze. Że nigdy tego nie
zapomnę.
- Skąd wiesz?
- Wiem. To instynkt. Nie potrafię ci wytłumaczyć. Wiem
tylko, że chcę pamiętać ciebie przez całe życie.
- Ja też mogę ci sprawić ból.
- Ale tylko za pierwszym razem. Jestem niedoświadczona, ale
nie głupia.
Czuł, że wszystkie jego postanowienia biorą w łeb. Chciał
uczynić dla niej to przeżycie niezapomnianym. Sama myśl o
tym, czego od niego oczekiwała i co mógł jej dać, podniecała go
ogromnie.
- Za pierwszym razem? - powtórzył za nią. - A ilu razy się
spodziewasz?
- Tylu, byś mógł mnie czegoś nauczyć. Tylu, ile będziemy
chcieli. Wiem, że potrzeba czasu, by dwoje ludzi dostroiło się
do siebie. Nie oczekuję cudów - powiedziała z powagą.
- Jesteś bardzo zasadnicza - jęknął z przerażenia.
- Mam nadzieję, że możesz się jakoś zabezpieczyć. Nie
chciałabym, by spotkała nas niemiła niespodzianka.
Pomyślała o wszystkim. Wyłączył telewizor i pokój pogrążył
się w ciszy. Żadnej muzyki, postanowił. Chciał słyszeć jej
westchnienia i szepty. Już wiedział, jaka jest, a teraz mógł ją
prowadzić, dokąd tylko chciał, i przeczuwał, że ona pójdzie za
nim.
103
RS
Przesunął palcami po jej włosach, a potem ujął jej twarz w
dłonie, pochylił się ku niej i zaczął ją całować.
- Czy to się dzieje naprawdę? - wyszeptała, gdy pokrywał jej
szyję drobnymi pocałunkami.
- Na pewno nie jest to sen - odpowiedział i pocałował ją
mocno.
Pachniała wspaniale. Objęła go w pasie i przyciągnęła do
siebie, sama dziwiąc się swojej odwadze. Patrzył na nią z
zachwytem. Powoli zdejmował z niej flanelową piżamę. Paige
była piękna. Podziwiał jej kształtną figurę.
- Och, Rye - westchnęła, gdy jego usta błądziły po wszystkich
zakamarkach jej ciała. Czuła się cudownie. Nagle Rye wycofał
się, zostawiając ją na granicy spełnienia.
Kiedy się zabezpieczył, przywarli do siebie bardzo mocno.
Nie spieszyli się. Każda chwila, każdy dotyk, każdy pocałunek
były cudem. Rye nie pamiętał, kiedy pocałunki sprawiały mu
taką przyjemność. Zapomniał, jak słodki może być smak
czyichś ust, jak oddech bliskiej osoby wywołuje dreszcz
rozkoszy w całym ciele. Zapomniał - a może nigdy tego tak nie
odczuwał.
- Muszę cię dotykać - szepnęła, pieszcząc jego twarz.
Jęknął i zamknął oczy, gdy jej początkowo niepewne ruchy
nabrały śmiałości, a kiedy dotknęła go ustami, znalazł się cały w
jej mocy, poddając się słodkiej torturze.
- Teraz kolej na mnie - wyszeptał.
Wszystko to działo się po raz pierwszy. Zachwycała go
gładkość jej ciała, niezwykły zapach perfum. Zamierzał być
bardzo delikatny, ale odkrył, że Paige pragnie go tak mocno jak
on jej.
Zapomniał, że skóra może mieć gładkość jedwabiu, a ciało
emanować tyle urokliwych woni. Nie miał pojęcia, jakim
szczęściem może być miłość, gdy ktoś pragnie drugiej osoby
nad życie. Zapomniał - a może nigdy tego tak nie czuł.
104
RS
Paige jęknęła i uniosła się, by mógł poznać jej ciało do końca.
Ale chciał jej jeszcze pokazać inne rzeczy, urzekające aż do
zapamiętania. Ona dawała mu swą niewinność, on zaś chciał jej
ofiarować czas.
- Nie spiesz się - prosiła prawie nieprzytomna z pragnienia. -
Chcę czuć cię jak najdłużej.
Zacisnął powieki i zaczął poruszać się wolniej, ale tak bardzo
chciał widzieć jej twarz, że otworzył oczy. Patrzyła na niego ze
zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi zębami. Oddychała
szybko.
Cały drżał od powstrzymywanej żądzy. Czuł, że przedarł się
przez barierę, usłyszał zachętę w jej głosie, więc napierał dalej.
Płonęła cała, jej twarz jaśniała radością. W końcu opadła na
poduszki, a z jej ust wydarł się jęk. Teraz już mógł iść za nią.
Przyciągnął ją bliżej, ukrył twarz w jej włosach i połączyli się
razem w cudownym uniesieniu.
Paige przytrzymała go, gdy chciał się podnieść.
- Nie odchodź - szepnęła. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.
Chciała mu podziękować, ale ugryzła się w język. Rye odsunął
się nieco. Przytulił twarz do jej policzka i leżeli tak przez
chwilę.
- Dobrze się czujesz? - zapytał cicho.
- Wspaniale.
- Bo ty jesteś wspaniała. - Pochylił się i pocałował
uśmiechnięte wargi Paige. Potem przesunął palcami po jej
policzku. - Nie chciałbym zadawać głupich pytań jak nastolatek.
Rozumiała, że chciał wiedzieć, co ona czuje, sama też
pragnęła mu powiedzieć.
- Warto było czekać - wyszeptała. - Naprawdę warto było.
- A potem?
- Czy można opisać niebo? - Westchnęła i uśmiechnęła się
lekko, bo poczuła, że się odprężył. - Ty uczyniłeś to czymś
specjalnym, niezapomnianym.
- Jeśli powiesz mi: dziękuję...
105
RS
- Ależ skąd, nawet nie przyszło mi to do głowy -
odpowiedziała.
- Chyba jednak przyszło.
- Wydaje ci się, że mnie znasz - roześmiała się cicho.
- Ależ nie. I mam nadzieję, że nigdy to nie nastąpi. Po prostu
zawsze jesteś uprzedzająco grzeczna.
Czy dobrze słyszała? Powiedział, że ma nadzieję, iż to nigdy
nie nastąpi. Paige zapamiętała dobrze te słowa i pozwoliła, by
przeniknęły do jej duszy. Czy on wiedział, co mówi? A może
źle go zrozumiała?
- Jesteś śpiąca? - zapytał i przyciągnął ją bliżej.
- Trochę.
- Nie wiem, co zrobić, Paige - powiedział niepewnym głosem.
- Z czym? - ziewnęła.
- Mam wziąć ręcznik?
Otworzyła szeroko oczy. No cóż. Nie da się uciec od
rzeczywistości. Trzeba się jednak umyć.
- Chyba powinnam wstać - odezwała się w końcu.
Paige poczuła się niezręcznie. Odsunęła się ku krawędzi
łóżka. Ich spojrzenia mimowolnie skierowały się na
prześcieradło - dowód tego, co się stało.
- Nie myślałem, że to będzie tak, ale gdy poczułem, że
należysz do mnie, chciałem to oznajmić całemu światu.
Mógłbym wywiesić prześcieradło w oknie, jak to robiono przed
wiekami.
- Barbarzyński zwyczaj. - Patrzyła, jak przechodzi na jej
stronę łóżka. Wziął ją w ramiona i trzymał długo - aż przestała
krępować się swojej nagości, zapragnęła go znowu i
powiedziała mu o tym.
106
RS
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Zostali przyłapani! Paige przytuliła się mocniej do
muskularnej piersi Rye'a. Zasnęli wyczerpani po całej nocy
miłości i dopiero zgrzyt klucza w drzwiach ich obudził.
- Cicho - szepnął Rye. - Nic się nie stało. Zanim zrozumiałem,
że mi się podobasz, Lloyd już o tym wiedział.
Paige była tak zaszokowana sytuacją, w której się znaleźli, że
z trudem chwytała powietrze.
Drzwi sypialni były otwarte, więc Lloyd nie mógł nie
zauważyć ich razem w łóżku. Spojrzała ponad ramieniem Rye'a
i dostrzegła wzrok Lloyda.
Widziała, jak jego oczy przesunęły się po pokoju i zatrzymały
na małym pudełku leżącym na nocnym stoliku.
Kto pierwszy się odezwie, zastanawiała się zdenerwowana
panującą ciszą.
- Dzień dobry, Lloyd - rzekła w końcu.
- Proszę pani, proszę pana - słowa Lloyda brzmiały chłodno. -
Zostawię państwu śniadanie w kuchni.
- Dzięki. - Rye przeciągnął się.
Paige chwyciła nerwowo kołdrę, bo odkrył ją niechcący.
- Jeżeli można, chciałbym z panem porozmawiać. - Lloyd stał
w salonie, odwrócony do nich tyłem.
Rye uśmiechnął się do Paige, by dodać jej odwagi, pocałował
ją w czubek głowy i wyskoczył z łóżka. Paige poczekała, aż
zaniknie za sobą drzwi, wstała, nałożyła szlafrok i poszła wziąć
prysznic.
Spojrzała w lustro; była ciekawa, czy wygląda inaczej. Włosy
miała potargane. Już chciała odkręcić wodę, gdy Rye zawołał ją,
by przyszła do salonu.
Westchnęła głośno i wyszła z łazienki.
- Lloyd mówi, że zauważył pod moim domem ciemnego
sedana. Założę się, że też okaże się wynajęty.
107
RS
- Co zamierzasz zrobić? - Starała się nie patrzeć na Lloyda, by
nie pogłębiać jego skrępowania. Do licha! Czuła się jak
nastolatka przyłapana przez rodziców. -Spotkasz się z nim?
- Tylko pod ochroną policji. Spróbuję coś załatwić. Jesteś
pewien, że cię nie śledzili? - zapytał Lloyda.
- Na pewno nie.
- Rozchmurz się, stary. To nie koniec świata - stwierdził Rye.
- A jak się pani czuje? - zwrócił się Lloyd do Paige. Obaj
popatrzyli na nią. Czuła, że się czerwieni.
- Dobrze.
Zauważyła, że Lloyd spojrzał na Rye'a z mieszaniną gniewu i
wyrzutu. Miała chęć go uściskać. Nawet jej ojciec nie był taki
troskliwy.
Lloyd skłonił się i skierował się do wyjścia.
- Będziemy w kontakcie - zawołał za nim Rye. Drzwi
zatrzasnęły się cicho.
- No cóż. To było nieco dziwne - odezwał się po chwili. -
Jesteś pewna, że Lloyd nie był twoim ojcem w poprzednim
wcieleniu?
- Jest bardzo miły. Troszczy się o mnie.
Rye wreszcie spojrzał na nią. Na potargane włosy, twarz bez
makijażu.
- Rankiem chyba nie czujesz się najlepiej - uśmiechnął się.
- Jesteś bardzo romantyczny, Warner. Ciężko wczoraj
pracowałam na tę fryzurę.
- Doprawdy? - Podszedł bliżej i delikatnie pogłaskał ją po
ramionach. - To była niezwykła noc - powiedział.
- Czy to już koniec? Zamierzasz teraz być już tylko panem
tajnym agentem i zostawić mnie w spokoju?
W jej głosie brzmiało napięcie, jakby bała się, że odejdzie.
Nie mógł tego zrobić i nie chciał. Chciał jej powiedzieć, żeby
nie próbowała na nim tych wszystkich kobiecych sztuczek.
Chciał, żeby była taka, jaką znał ją przedtem.
108
RS
Był zły, że zawsze pociągała go kobieca słabość. A słabość
oznacza zależność. Zależność to zobowiązanie. Zobowiązanie
musi być trwałe. A on nie był jeszcze gotowy na trwały
związek, a szczególnie z kimś takim, kto będzie trwać przy nim,
pozbawiając go części samego siebie.
Paige śledziła zmiany na jego twarzy. Był zakłopotany. Wahał
się. Chodzi mu o nią? Czy o nich? Postanowiła potraktować
wszystko lekko i zająć się czymś przyjemniejszym. Rye od razu
zareagował na jej dotyk.
- Stałaś się ekspertem - stwierdził.
- Mówiłam ci, że nie jestem ignorantką. Jeśli sądzisz, że nie
znam się na seksie, to się mylisz. Kobiety też o tym rozmawiają.
- Czyżby? - Przymknął oczy, poddając się pieszczocie jej
palców. - To powiedz, co wiedziałaś wcześniej?
- Och, poznałam nieco psychologię mężczyzn.
I dowiedziałam się o waszych potrzebach i pragnieniach.
- Ale sama nigdy im nie ulegałaś?
- Nie jestem mężczyzną.
Westchnął, bo jej ręka stawała się coraz śmielsza.
- Kobiety też mają swoje pragnienia. Zresztą o ich
urzeczywistnienie walczą feministki.
- Nie jestem typową kobietą. Mam w sobie wiele siły i ty o
tym dobrze wiesz.
- A będziesz zawsze taka silna? - zapytał, patrząc na nią z
powagą.
- Co masz na myśli?
- Nie zamierzasz wypróbowywać na mnie tych wszystkich
babskich chwytów, no wiesz, różnych kobiecych sztuczek?
- Sztuczek? - zastanawiała się nad tym, co Rye powiedział,
nie widząc poważnego wyrazu jego oczu, nie słysząc napięcia w
głosie, jakby to było najważniejsze pytanie na świecie.
- Myślałam, że o to nam chodziło. O różne sztuczki -
zażartowała.
- Tak, masz rację. Nie jesteś zmęczona?
109
RS
- Trochę.
Popatrzył na nią z czułością, a potem porwał w ramiona i
zaniósł do łazienki, gdzie czekała ją najcudowniejsza kąpiel.
- Samochód odjechał, proszę pana. - Po jakimś czasie Lloyd
zatelefonował do nich. - Powinienem chyba tu zostać i pilnować
domu? Dam znać, jak tylko ten sedan pojawi się znowu.
- Nie chciałbym zabierać ci tyle czasu.
- Musimy zrobić wszystko, co możliwe, żeby to wreszcie
zakończyć i by panna O’Halloran mogła wrócić do domu.
- I znalazła się jak najdalej ode mnie.
- Tego nie powiedziałem, proszę pana.
- Ale o to ci chodziło. - Rye nasłuchiwał, jak Paige mruczy
coś w kuchni, przygotowując kanapki. - Szczerze mówiąc,
jestem rozdarty między pragnieniem zakończenia tej sprawy i
kontynuowania jej. Nie chciałbym przerywać miodowego
miesiąca.
- Nie można mieć miodowego miesiąca bez świadectwa
ślubu, proszę pana. Właściwie pan uwiódł tę dziewczynę.
- Ciekawe, kto tu kogo uwiódł? - zapytał Rye czując, że się
rumieni.
- Ona jest zbyt niewinna, żeby wiedziała, co robi.
- Posłuchaj, stary. Już wcześniej kłóciliśmy się na temat
kobiet. Nie róbmy tego.
- Zauważyłem, że nie chce pan mówić o jej niewinności.
- Nie, na ten temat nie mam ochoty rozmawiać.
- Ma pan moralny obowiązek...
- W którym wieku ty żyjesz? Chronię ją, jak mi kazano. A
cała reszta to sprawa między mną a Paige. Nie jest to ani twoja
sprawa, ani też społeczeństwa, czyjej ojca. Zrozumiałeś?
- Tak. Mogę więc zakończyć tę rozmowę, proszę pana?
- Oczywiście. - Rye popatrzył na słuchawkę, zanim ją odłożył.
Lloyd był tak zły na niego, że nawet się nie pożegnał.
Opadł na kanapę i potarł zmęczone oczy. Lloyd miał rację.
Ciągle myślał o swoich obowiązkach. Po raz pierwszy w życiu
110
RS
nie dotrzymał słowa. Obiecał, że w tej sytuacji nie zmusi Paige
do podejmowania życiowych decyzji, a mimo to zrobił to.
Z rozmysłem zdecydował się na spędzenie z nią nocy.
Chciała, żeby był jej pierwszym mężczyzną. Po prostu był Paige
posłuszny. Jej uczucia do niego były na tyle silne, że Patrick
zaczął coś podejrzewać. Chciał, żeby potrafiła mu się
przeciwstawić. Dochodziła do tego wszystkiego jeszcze jego
duma, że uczyni dla niej ten pierwszy raz godnym zapamiętania.
Tak. Mógł usprawiedliwić to, co zrobił. Tylko nie potrafił
zagłuszyć swego poczucia przyzwoitości.
- Co się dzieje? - zapytała Paige, stawiając na stole talerze z
kanapkami.
Ależ była piękna. Włosy otaczały twarz, która, choć bez
makijażu, lśniła blaskiem niezwykłej urody. Poruszała się z taką
gracją, że nie mógł oderwać od niej oczu.
- Czy zastanawiałaś się nad tym, dlaczego poznaliśmy się
dopiero teraz?
- Często. Ciągle prosiłam ojca, by mi powiedział, kiedy
będziesz w Bostonie, ale zawsze mnie zbywał. Wczoraj
ostrzegał mnie przed tobą.
- Doprawdy? - Rye udał zdziwienie. - Dlaczego? Co ci
powiedział?
Popatrzyła mu prosto w oczy.
- Ze możesz złamać mi serce.
- Cieszę się wspaniałą opinią. Nawet o tym nie wiedziałem. -
Zaczął jeść kanapkę, jakby zupełnie nie przejmował się tym, co
mówi Patrick.
Paige zauważyła, że czuł się niepewnie. Był powściągliwy.
Zrobił wszystko, aby ten pierwszy raz był dla niej cudowny. Nie
myślał o własnej przyjemności i za to była mu wdzięczna. Jej
uczucie do niego po tej pierwszej nocy jeszcze się nasiliło.
Był powściągliwy, bo bał się, że teraz ona będzie się go
trzymać kurczowo. Wiedziała, że tego nie zrobi, choć miała
ogromną ochotę.
111
RS
Był rozsądny, miły, czuły, pozbawiony egoizmu. Ale nie był
uczciwy ani wobec niej, ani wobec siebie. Dlaczego? Przez całe
życie miała do czynienia z mężczyzną, który nie postępował
lojalnie, choć musiała przyznać, że ojciec taki był wobec
wszystkich. Nie chciałaby się wiązać z podobnym człowiekiem.
Nie baw się ze mną, ostrzegała Rye'a w myślach. Jakże
chciała wypowiedzieć te słowa głośno. Może kiedyś to zrobi.
Zapadła noc. Teraz nie groziła im niespodziewana wizyta
Lloyda. Telefon też powinien milczeć. Rozpalili ogień w
kominku i usiedli na kanapie wśród poduszek, przykryci kocem.
Paige oparta o pierś Rye'a. Czuła się szczęśliwa i bezpieczna w
jego ramionach. Rozmawiali o rodzinie, dzieciństwie,
dorastaniu, sukcesach i klęskach.
- Pewnie znasz wielu ciekawych ludzi - powiedziała,
przesuwając palcami po jego dłoniach.
- O, tak. - Objął ją. - Malwersantów, uciekinierów,
terrorystów.
- Na każdego złego człowieka przypada pięciu dobrych.
Zresztą...
- Aha! Rozumiem.
- Co rozumiesz?
- Chcesz się po prostu dowiedzieć, jakie znam kobiety. .
- Myślisz, że o to mi chodzi?
- No pewnie.
Czuła, że jego pierś drży od tłumionego śmiechu. Zaczął ją
pieścić powoli, ale systematycznie.
- Jesteś doskonała - oświadczył.
Paige chciała czuć dotyk jego rąk, jego ust. Objęła go za
szyję, by być bliżej.
- Czegoś chcesz, Harry?
- Wiesz, czego chcę.
- Powiedz mi to.
- Pragnę cię aż do bólu - powiedziała po chwili milczenia.
Ponownie zaczął ją całować. Jego usta były niestrudzone.
112
RS
- Nigdy dotąd nie romansowałem z kobietą podczas
wykonywania zadania. Nie rozumiem, dlaczego myślisz, że
teraz będzie inaczej. - Starał się oddychać równo. - Zawsze
byłem uczciwy.
- Ale... co ze mną?
- Sprawiłaś, że złamałem wszystkie moje zasady. A ja nawet
nie próbowałem się temu przeciwstawić.
Wsunęła palce w jego włosy i odchyliła głowę do tyłu.
Podobało jej się, gdy tak na nią burczał. Była zadowolona, że
dla niej złamał swoje zasady i cierpiał z tego powodu. Cieszyła
się, że ma nad nim przewagę.
Paige uśmiechnęła się. Ujęła twarz Rye'a w dłonie i
pocałowała go mocno. Była tak blisko, że aż się cofnął, by móc
zaczerpnąć tchu. Nie puszczała go, tuliła się do niego coraz
mocniej, aż ogarnął go żar, a ona umierała z pragnienia. Musieli
nasycić się nawzajem.
Teraz uczyła się, jak balansować na krawędzi spełnienia, by
delektować się tą ostatnią chwilą, zanim pogrąży się w
rozkoszy. Odkryła piękno miłości, rosnące szczęście umykające
słowom, a potem czułe rozmowy i pieszczoty. Rozkwitała.
Wszystko, co dotąd ukrywała, zostało ujawnione. Rye był taki
wspaniały, godny zaufania, cierpliwy, pociągający.
- A tak jest dobrze? - pytała.
- Rób, co tylko zechcesz - usłyszała jego odpowiedź. Pragnęła
spełnienia. Dla niego i dla siebie. Pragnęła tego rozpaczliwie.
Nie było ani przeszłości, ani przyszłości. Tylko teraźniejszość. I
on - obrońca, przyjaciel, kochanek.
Zanim rankiem pojawił się Lloyd, zdążyli się umyć i ubrać.
Lloyd przejeżdżał obok domu Rye'a i zauważył, że tajemniczy
sedan znów się pojawił.
- Chciałbym, żebyś został z Paige - powiedział Rye - i musicie
oboje obiecać mi, że nie ruszycie się stąd.
113
RS
- Obiecujemy - rzekła Paige. Nie chciała, żeby Lloyd miał
kłopoty z jej powodu. Będzie martwić się, by Rye'owi nic się nie
stało, i czekać na zgrzyt klucza w zamku.
Patrzyła, jak sięga po kaburę. Wyjął rewolwer, sprawdził go i
schował z powrotem.
- Zjedz coś - poprosiła. - Nie wiadomo, ile ci to zajmie.
- Szkoda czasu - powiedział, ale pod wpływem jej spojrzenia
podszedł do stołu.
- A ty się tak nie uśmiechaj, stary. Usta Lloyda drgnęły.
- Nie uśmiecham się, proszę pana.
- Uśmiechasz się i to z największą satysfakcją. Paige z
przyjemnością patrzyła, jak jadł. Pewnie wygłąda jak zakochana
nastolatka, ale nie mogła się powstrzymać, by nie pieścić
wzrokiem jego twarzy. Gdyby mu się coś stało...
Nie wolno jej nawet o tym myśleć. Bywał przecież w
gorszych sytuacjach i świetnie sobie radził. Teraz też nie da się
zaskoczyć.
Pocałował ją na pożegnanie. Był to długi i słodki pocałunek.
Od sześciu dni w ogóle się nie rozstawali. Nie chciała, by
odchodził. Przytuliła go mocno, nie pozwalając mu odejść.
Starał się odsunąć ją od siebie, ale chwyciła go za kurtkę i
przytuliła się do jego piersi.
- Przestań, Paige, przestań.
- Wiem, że powinnam być silna, ale nie potrafię.
Przepraszam. Nie jestem taka silna jak ty.
Westchnął głęboko. Przez cały ranek czuł, że taka chwila
nastąpi. Gdy tylko powiedział, że pojedzie sprawdzić, co się
dzieje u niego w domu, widział w jej oczach strach.
Szukała u niego bezpieczeństwa i spokoju - a może czegoś
więcej.
- Ja też mam swoje słabości - przyznał. - Jak wszyscy.
- Kocham cię - wyszeptała.
Zacisnął mocno powieki. Chciał powiedzieć Paige, że tylko
tak jej się wydaje. Ale zanim zdążył to zrobić, zebrała w sobie
114
RS
tyle sił, by odsunąć się od niego. Smutek powoli znikał z jej
oczu. Wreszcie opanowała się i uniosła dumnie głowę.
- Zobaczymy się niedługo - powiedziała. Wyszedł z domu i
ruszył wolno w dół ulicy. Spojrzał
na zegarek. Do umówionego spotkania miał trochę czasu.
Szedł więc, nie spiesząc się zbytnio i rozkoszując się świeżym
porankiem po deszczowej nocy.
Kocham cię. Wypowiadała te słowa tak, jakby go za coś
przepraszała.
Kocham cię. Słyszał to wyznanie już przedtem, ale nigdy nie
było ono początkiem związku na całe życie, takim jak
małżeństwo jego rodziców czy Kani i Iaina. Znaczyło tylko:
kocham cię w tej chwili. Miłość Joanny trwała do jej śmierci,
uczucie Tern wygasło, gdy znalazła wreszcie ukojenie po
śmierci męża. Żadna nie pragnęła jego, a jedynie spokoju i
bezpieczeństwa, jakie im zapewniał.
A Paige? Co mógłby jej dać? Seks? Była pełna temperamentu.
Potrząsnął głową, żeby pozbyć się nareszcie natrętnych myśli.
Musi skoncentrować się na tym, co go czeka. Wolałby, żeby nie
doszło między nimi do zbliżenia i nie prześladowała go wizja jej
delikatnej twarzy, a słowa, które wypowiedziała, przestały
rozbrzmiewać w jego myślach.
Odezwał się sygnał pagera. Szybko wyciągnął go zza paska.
Przez chwilę patrzył na ekranik, a potem zaczął biec z całych sił.
Gdyby nie lata treningu, wpadłby do domku jak burza. Teraz
zbliżył się powoli, nasłuchując. Usłyszał proszący głos Lloyda,
który mówił, żeby Paige poczekała do powrotu Rye'a. Otworzył
drzwi.
- Dzięki Bogu - powiedział Lloyd z ulgą w głosie. - Ona się
pakuje.
- Co takiego? - Rye wszedł szybko do sypialni. -Co, do diabła,
robisz?
- Jadę do domu. - Proste pytanie, prosta odpowiedź.
- Nie ma o tym mowy.
115
RS
Przechodząc do łazienki, rzuciła w niego gazetą.
- Trzecia strona! - krzyknęła, zbierając swoje rzeczy.
Rye wziął ,,The Wall Street Journal", otworzył na trzeciej
stronie i pośpiesznie odczytywał tytuły. Wreszcie znalazł to,
czego szukał. Bostońskie firmy żeglugowe podpisują umowę.
Przejrzał artykuł. Collins-Abrahamson połączyła się z firmą
O’Hallorana. Wymieniono nazwiska nowych urzędników i
dyrektorów. Podano kilka liczb. Złożył gazetę i spojrzał na
ogarniętą wściekłością Paige, która, mrucząc pod nosem
przekleństwa, pakowała pospiesznie rzeczy.
- Obiecał przecież, że nie podejmie decyzji aż do twojego
powrotu - powiedział Rye.
- Znasz przecież mojego ojca. Poczekaj, aż go dostanę w
swoje ręce. On nie tylko wykorzystał moją nieobecność, by
sfinalizować umowę. Wszystko ukartował.
- Myślisz, że nic ci nie groziło? Czyżby Patrick wymyślił tę
hecę, żebyś nie była przy rozmowach?
- Uwierz mi. Gdybyś znał Joeya Falcona, wiedziałbyś, że nie
jest to typ, który mógłby zadłużyć się u gangsterów. Ojciec go
wykorzystał. Wykorzystał też ciebie, Rye. Wiedział, że uwierzę
w grożące mi niebezpieczeństwo, jeśli zatrudni ciebie.
Czy Patrick byłby zdolny do tak perfidnego podstępu? Rye
wątpił w to.
- Powinniśmy zatelefonować do biura i sprawdzić. Jeśli to
nieprawda, znajdziesz się na polu minowym.
- Nie będę rozmawiać z ojcem przez telefon. O, nie!
Porozmawiamy osobiście. Chcę patrzeć mu w twarz, gdy
zacznie się tłumaczyć.
Chwycił ją za ramię i odciągnął od walizki, którą próbowała
zamknąć. Zrobił to za nią.
- Jestem niemal pewny, że masz rację, ale nie mogę
ryzykować. Jadę z tobą. Najpierw jednak zadzwonię na policję,
by sprawdzili, czy sedan stoi przed moim domem, a potem
zamówię bilety na samolot.
116
RS
- Dobrze. Jak chcesz. Och, on mi za to zapłaci. - Otworzyła
szeroko oczy, a na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. - Nie
zamawiaj biletów. Wyczarterujemy samolot.
117
RS
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Nie ukrywała gniewu. I to najbardziej zaskoczyło Rye'a. Szedł
za nią od windy do biura Patricka, mijając nielicznych
pracujących o tej porze urzędników. Płonęła z gniewu. Była
piękna.
Jest naprawdę urocza, gdy się złości. Urocza, to za mało
powiedziane, jest zachwycająca. Podziwiał ją, gdy się kochali,
ale teraz pociągała go bardziej. Twarz miała poważną - była
przygotowana do ostatecznej bitwy.
Nie zapukała do drzwi, lecz otworzyła je z rozmachem, tak że
uderzyły o ścianę. Odepchnęła je jeszcze raz, przechodząc, i Rye
o mało co nimi nie oberwał. Przytrzymał je, by mogły się
zamknąć za nimi.
Patrick zerwał się z krzesła. Jak zwykle, miał poluzowany
krawat i podwinięte rękawy koszuli. Swoim wyglądem mógł
rywalizować z tragarzami w porcie. Jego gęste, kasztanowe
włosy wymagały przystrzyżenia.
Rye usiadł na kanapie pokrytej skórą, oparł się wygodnie i
czekał na rozpoczęcie przedstawienia.
Paige usiadła i rzuciła na biurko gazetę.
- Ty oszuście!
Patrick spojrzał najpierw na gazetę, potem na Paige.
- Zmieniłaś coś w swoim wyglądzie.
- Nie mówimy teraz o mnie. Rozmawiamy o tobie. To... -
urwała gwałtownie, chwytając powietrze i starając się opanować
- ...to jest niewybaczalne. Jak mogłeś mi zrobić coś takiego?
Patrick rozsiadł się w fotelu i przesunął palcami po wargach.
- To było dla dobra firmy, nie zrobiłem tego tobie.
- Czuję się, jakbyś mnie uderzył w twarz. Już wcześniej mnie
oszukiwałeś, ale to, co teraz zrobiłeś, przekracza wszystkie
granice. Ryzyko tego połączenia jest...
- Dużo warte - przerwał jej Patrick. Rye wstał i podszedł do
biurka.
118
RS
- Poproszę o kawałek papieru.
Oboje odwrócili się do niego z jednakowym wyrazem
zdziwienia na twarzy.
- Słucham?
- Możesz mi dać kawałek papieru.
Patrick machinalnie otworzył szufladę biurka, wyjął kartkę
papieru z firmowym nadrukiem, dał ją Rye'owi, który
podziękował mu z uśmiechem i wrócił na kanapę. Kiedy usiadł,
wyjął z kieszeni złote pióro i zaczął coś pisać.
Paige popatrzyła znowu na ojca.
- To nie jest dobre dla firmy - rzekła spokojniejszym tonem. -
Podejmujemy zbyt duże ryzyko. Nie chciałabym być świadkiem
upadku naszego przedsiębiorstwa.
- Nie będziesz.
- Jesteś pewien, że wszystko się uda?
Patrick otarł twarz dłońmi, a potem mocno je zacisnął.
- Nie będziesz świadkiem ani przegranej, ani zwycięstwa,
Paige. Twoje stanowisko objął ktoś z fumy Collinsa-
Abrahamsona.
- Wyrzucasz mnie z pracy? - spytała zaszokowana. Rumieńce
gniewu wystąpiły na jej policzki. Chwiejnie cofnęła się. Patrick
wstał, podszedł do niej i próbował ją objąć. Gwałtownym
ruchem odepchnęła go.
- Niszczysz moją firmę - odezwał się cichym, łagodnym
głosem.
Paige wyprostowała się. Starała się zapanować nad emocjami.
Trzykrotnie próbowała coś powiedzieć, aż wreszcie udało jej się
wymówić kilka słów.
-
Odkąd
zaczęłam
tu
pracować,
mieliśmy
stały
jedenastoprocentowy dochód.
- A w poprzednich latach wynosił trzydzieści, a nawet
czterdzieści procent.
119
RS
- Lecz w niektórych filiach przedsiębiorstwa nie było żadnych
zysków, a nawet straty - przypomniała mu Paige. Jej głos stawał
się coraz bardziej cichy.
- To było dawno temu. - Znowu próbował wyciągnąć do niej
rękę i znowu został odtrącony. - To już mnie nie bawi. A ja
lubię dobrą zabawę.
- Ile kosztował nas lunch w dniu Bożego Narodzenia? -
zapytał Rye.
Paige gwałtownie odwróciła się w jego stronę.
- Słucham?
- Świąteczny lunch. Pamiętasz, ile za niego zapłaciliśmy?
Wzruszyła ramionami.
- Nie, Rye. Słuchaj, to jest bardzo ważna sprawa.
- To też - wskazał papier leżący przed nim na niskim stole. -
Przepraszam, że przeszkodziłem - dodał lekkim tonem. Był
pewien, że uspokoiła się na tyle, by dalej móc rozmawiać z
Patrickiem.
- Chcesz się dobrze bawić, tato? A ilu masz teraz
pracowników? Ci ludzie mają rodziny. Potrzebna im stabilizacja
i bezpieczeństwo. Zapytaj ich, czy wolą jedenaście procent
stałego dochodu, czy niespodzianki? Sądzisz, że obchodzi ich
to, czy się dobrze bawisz?
- Chwileczkę, Paige. Dobrze wiesz, że nigdy nikogo nie
skrzywdziłem. Mam dość siedzenia za biurkiem i przekładania
papierków. To połączenie daje mi radość. Uwalnia od stosu
papierów i tego przeklętego biura. Będę mógł negocjować,
podpisywać umowy. Tego mi brakowało. Pracowałaś dobrze,
Paige. Ale jesteś taka cholernie konserwatywna.
- Mama byłaby ze mnie zadowolona - powiedziała Paige
stłumionym głosem.
- To prawda. I nie wątpię, że nadajesz się do pracy w firmie,
ale nie w mojej.
- Nigdy nie podejrzewałabym, że jesteś takim tchórzem, tato.
Nie mogę uwierzyć, że zadałeś sobie tyle trudu, by móc
120
RS
podpisać umowę. Mogłeś wyrzucić mnie z pracy bez tej całej
wymyślonej historii. Rye poświęcił dla ciebie swój czas. Mógł
wykorzystać go, by pomóc komuś innemu, kto tego
rzeczywiście potrzebował. No cóż, myślę, że to już koniec
naszego trudnego układu rodzinnego.
- To zmiana, a nie koniec, maleńka - zaprotestował
gwałtownie Patrick. - Za jakiś czas zrozumiesz, że to będzie z
korzyścią dla nas obojga. Właściwie zawsze pracowaliśmy
razem. Nawet nie wiem, czy tego rzeczywiście chciałaś?
Roześmiała się.
- A co byś powiedział, gdyby okazało się, że chcę tresować
słonie? Dziwne, że nie interesowało cię to przez całe
dwadzieścia osiem lat. A teraz wyrzuty sumienia powodują, że
interesujesz się moimi marzeniami?
Rye uśmiechnął się. Doceniał to, że Paige potrafi się bronić.
Patrick wyglądał tak, jakby otrzymał cios w brzuch.
- Zawsze byłaś dla mnie najważniejsza, Paige.
- Zawsze byłam na drugim miejscu! - wykrzyczała, a potem
zniżyła głos do szeptu. - Na drugim, a może nawet na trzecim,
bo firma była zawsze dla ciebie ważniejsza. Ale zawsze
poprzedzała mnie matka.
- Nigdy...
- Zawsze - zaprzeczyła. - Moja matka, wzór wszelkich cnót.
Opanowana, elegancka kobieta. Miłość twojego życia. Istota
doskonała. Wiem, że jej nie dorównuję, aleja tu jestem. Żyję.
Jej ból był przeogromny.
- Kochałem twoją matkę - powiedział Patrick po chwili
namysłu.
- Czciłeśjąjak świętą. Chciałeś, żebym była dokładnie taka
sama. A to niemożliwe. Ja jestem podobna do ciebie, nie
dostrzegasz tego?
- Nie - pokręcił przecząco głową. - Jesteś bardzo podobna do
niej. Wyglądasz i poruszasz się jak ona, nawet twój śmiech...
śmiejesz się dokładnie tak samo jak ona.
121
RS
- Wyglądam jak ona? - Paige ogarnęło zdumienie. - Ale...
zawsze mówiłeś... że była piękna.
- Była najpiękniejszą kobietą, jaką znałem.
- I wyglądam jak ona?
- Zupełnie jak ona. Boże! Gdyby twoja matka żyła, wszystko
byłoby inaczej. Nie była aniołem. Za wcześnie wyszła za mąż.
Była zbyt młoda, by stać się odpowiedzialną za dziecko, za
małżeństwo. Nie mieliśmy pojęcia, w co się pakujemy. Ale
nasza miłość była taka silna. Wszystko inne było nieważne.
Tylko my, a potem ty,
Paige. Owszem, kłóciliśmy się czasami. Ale pojednanie było
zawsze wspaniałe.
Paige wpatrywała się w ojca. Jego słowa wyraźnie ją
zaskoczyły. W pewnym momencie wzięła torebkę i, jak w
transie, zaczęła iść w stronę drzwi. Gdy się przy nich znalazła,
odwróciła się i jeszcze raz popatrzyła na Patricka. Rye miał
wrażenie, że zupełnie o nim zapomniała.
Zbyt dużo wrażeń; była rozdarta między bólem, zdziwieniem
i gniewem. Nie mogła logicznie myśleć. Musiała wyjść, żeby się
opanować.
Obaj patrzyli, jak z godnością opuszcza gabinet.
- Powinieneś za nią pójść - odezwał się Patrick. -Jest bardzo
przygnębiona.
- Zostanie, bo nie ma tu samochodu.
Wyjrzał za nią i zobaczył, że wchodzi do swojego biura.
- Proszę - powiedział Rye, podsuwając Patrickowi kartkę
papieru.
- Co to jest?
- Rachunek. Wszystko dokładnie wyszczególniłem, zgodnie z
wymaganiami twojej księgowej.
- Ile?!
- Najdrożej kosztował lot czarterowy. To chyba wszystko.
Jeśli coś mi się przypomni, przyślę razem z rachunkami -
powiedział Rye. - Drogo kosztuje cię to połączenie firm.
122
RS
Patrick jakby zapomniał o obecności Rye'a.
- Czy ty masz pojęcie, co mogło z tego wyniknąć? -
Wściekłość Rye'a nareszcie znalazła ujście. Oparł się o biurko, a
jego głos pełen był złości. - Mogłem zranić, nawet zabić
każdego, kto popatrzyłby na nas krzywo. Baliśmy się ludzi,
którzy nam nie zagrażali, i wszelkich nieoczekiwanych zdarzeń.
Paige mogła zginąć, gdyby ze strachu zrobiła jakieś głupstwo.
Czy ty to rozumiesz?
- Paige zawsze postępuje rozsądnie - zaczął bronić się Patrick.
- Najbardziej rozsądni ludzie w obliczu strachu popełniają
błędy. Czy pomyślałeś o tym? - Rye zamknął oczy, bo jego
wściekłość zaczęła przekraczać granicę normy.
- Chyba nie do końca. Nie chciałem narażać ani jej, ani ciebie.
- Oczywiście. Chciałeś się tylko jej pozbyć na czas
negocjowania kontraktu. Nie mogę uwierzyć, że mnie też
nabrałeś. Czułem, że coś tu jest nie w porządku. Jesteś naprawdę
utalentowanym blagierem. Tak długo utrzymywałeś mnie w
przeświadczeniu, że muszę pilnować twojej córki.
- To twoja zasługa. Wymyśliłem tylko włamanie. Resztę
pomysłów podsuwałeś mi sam, zadając pytania.
- Paige powiedziała mi, że przestraszyłeś się, szukając nas w
dniu Bożego Narodzenia.
- Ogarnęła mnie panika. Pomyślałem, że jedziecie do
Bostonu, a umowa miała być podpisana następnego dnia.
Rye był wściekły na siebie. Co z niego za detektyw. To wina
zbytniego zaangażowania się w wykonywane zadanie. Powinien
się domyślić, o co O’Halloranowi naprawdę chodzi.
Patrick przesuwał niepewnie papiery na biurku. Czuł się
winny.
- A może coś jeszcze kryło się za tą intrygą? - zapytał go Rye.
- Przyznaj się lepiej, kiedy wpadłeś na pomysł, żeby nas
połączyć? Mnie i Paige?
123
RS
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Paige siedziała sama w swoim biurze i wyglądała przez okno.
Jej stosunek do ojca był dowodem na to, że prawdziwe uczucie
nie stawia warunków. Ciągle wyczyniał z nią różne sztuczki i za
każdym razem mu przebaczała. Tym razem też to zrobi, ale za
jakiś czas. Może dobrze się stało, że nie będzie pracować w jego
firmie. Może będzie jej lepiej w innym przedsiębiorstwie, gdzie
sama zapracuje na swój sukces.
Przecież znajdę sobie inną pracę, pocieszała się. Najbardziej
zastanowiły ją słowa ojca, gdy mówił, że jest podobna do matki.
Może to było przyczyną ich konfliktów?
Może nie potrafił z nią postępować, bo była żywym
przypomnieniem tego, co utracił. Czy dlatego nie znalazł sobie
kobiety, którą mógłby pokochać?
A do tego jeszcze Rye, następny pionek na szachownicy
Patricka.
Tak wiele zdarzyło się między nimi podczas tych sześciu dni.
Świadomość niebezpieczeństwa wzmogła napięcie i wzajemną
zależność od siebie. Teraz wszystko ulegnie zmianie. Brutalna
rzeczywistość może zniszczyć uczucia.
Czy to się działo naprawdę? Dziwny pociąg, jaki czuła do
Warnera, gdy kontaktowali się tylko telefonicznie. Odkrył w
niej taką kobietę, której istnienia nawet nie
podejrzewała - pragnącą przygód, szukającą radości życia. To,
co robili razem, powinno ją szokować, a przecież dawało jej tyle
szczęścia.
Pukanie do drzwi przerwało jej rozważania. Odwróciła się. W
drzwiach stał Rye.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Świetnie.
- Chcesz jechać do domu? Wezwać taksówkę?
- Spakuję najpierw swoje osobiste rzeczy. Nie chcę tu już
wracać.
124
RS
- Co będziesz robiła?
Umierać powoli, pomyślała. Podniosła się z krzesła i zaczęła
wyglądać przez okno. Nie mówił tego, co chciała usłyszeć.
Przecież powiedziała mu dziś rano, że go kocha. Musiał to
usłyszeć.
- Może pojadę na Hawaje. Wyśpię się, nacieszę słońcem,
poczytam.
Stanął tuż za nią.
- Ja też o tym myślałem. Co powiesz na moje towarzystwo?
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego, dlaczego chcesz ze mną jechać.
- Między nami dzieje się coś wspaniałego. Nie chcę, żeby się
to tak szybko skończyło.
- A co będzie, gdy miną wakacje?
- Wtedy będziemy się martwić.
Umrzeć teraz czy później. Podjęła już decyzję. Była pewna,
że Rye nie odwzajemnia jej uczuć.
- Nie chciałabym pomniejszać tego, co nas łączyło. Wolę
wspominać kilka cudownych dni, niż pielęgnować to, co i tak
umrze naturalną śmiercią.
- Dlaczego tak myślisz?
Jego głos brzmiał spokojnie, jakby rozmawiał o sprawach
całkiem błahych. Jeśli zaraz stąd nie wyjdzie, ona rzuci mu się
w ramiona i zacznie go błagać.
- Bo ty nie pragniesz stałego związku, a ja tak. Myślę, że
szukając pracy, rozejrzę się również za mężem.
- Chyba nie mówisz poważnie.
Stali z dala od siebie, wyprostowani, i tylko mierzyli się
wzrokiem.
- Dzięki tobie nauczyłam się kochać. Pragnę jednak więcej.
- Pojedź ze mną na Hawaje, Paige. Poznałaś zaledwie małą
cząstkę tego, czego możesz doświadczyć.
- Było wspaniale, ale nie mogę ci towarzyszyć.
125
RS
- Znowu sprawdzasz siebie?
- Możliwe. Lepiej, żebyśmy się nie spotykali. Powiedz, że
mnie kochasz, błagała go w myślach. Milczał, a ona zrozumiała,
że to odpowiedź.
- Pożegnaj Lloyda ode mnie - rzekła, z trudem panując nad
sobą.
- Do diabła! To nie może tak się skończyć.
- Słyszałeś, co mówił ojciec. Jestem bardzo konserwatywna.
Muszę działać, zanim wszystko, co miałam, ulegnie zniszczeniu.
Dziękuję ci za...
- Wypchaj się! - powiedział niskim, pełnym gniewu głosem. -
Nie chcę, nie potrzebuję twojej wdzięczności.
- Czyli nie mamy sobie nic do powiedzenia.
- To była niezwykła wyprawa, Harry.
Jej usta skrzywiły się w lekkim uśmiechu. Uniosła głowę.
- Na koniec świata i z powrotem.
Wyszedł. Stwierdziła, że jeśli się skoncentruje, uda jej się
dojść do biurka i opaść na krzesło. Postanowiła nie poddawać
się rozpaczy, nie wracać do starych przyzwyczajeń i rozpocząć
wszystko od nowa.
Rye przycisnął guzik windy i oparł się o ścianę z zamkniętymi
oczami. Wszedł do opustoszałego holu. Słyszał echo swoich
kroków. Nagle poczuł chłód.
Nałożył skórzaną kurtkę, którą niósł na ramieniu. Spojrzał w
olbrzymie, ciągnące się od podłogi do sufitu okno. Padał śnieg.
Machinalnie zapiął guziki kurtki. Przeszedł jeszcze dwa kroki
i zatrzymał się. Ruszył i znowu się zatrzymał. Wsunął ręce do
kieszeni kurtki i popatrzył na swoje nogi. Wydawało mu się, że
są przyklejone do podłogi. W ciszy holu słyszał swój własny
oddech.
- Cholera!
Pozwoliła mu odejść. Żadnych łez, błagań, kompromisów.
Powiedziała, że go kocha, i pozwoliła mu odejść. Niczego od
niego nie chciała.
126
RS
Nic. Popatrzył w przyszłość i zobaczył pustkę. Kto tu jest
słaby i wrażliwy?
Zauważył ławkę i usiadł na niej. Wspominał Paige - spokojną,
opanowaną, rozbawioną, obejmującą Lloyda, trzymającą na
ręku jego maleńką siostrzenicę. Rozkwitającą w miłości.
Powiedziała, że go kocha. I pozwoliła mu odejść.
Może oszustwo, które popełnił jej ojciec, zmieniło wszystko.
Znowu udawała kobietę opanowaną, tak jak on pozował na
silnego faceta. Dlaczego nie chciała się przyznać, że jest słaba,
wrażliwa i zależna od niego?
Westchnął głęboko, oparł głowę o ścianę i wpatrywał się w
sufit. Nie, nie mogła tego zrobić. Przecież to była jedna z wielu
rzeczy, które w niej kochał. Jedna z wielu.
Paige kątem oka zauważyła, że drzwi uchyliły się, tworząc
wąską szparę, w której pojawiła się biała chusteczka.
- Zawieszenie broni? - zapytał Patrick.
- To twoje biuro.
Otworzył drzwi szerzej i schował chustkę do kieszeni.
- Gdzie jest Rye?
- Poszedł.
- Przypuszczam, że jesteś na mnie wściekła - odezwał się
ojciec po chwili milczenia.
- Można to tak określić, ale to szybko minie.
- Dlaczego?
- Bo nie będziemy już razem pracować.
- Przyznaj, że tym razem miałem rację. Uśmiechnęła się.
Patrick odetchnął z ulgą.
- Myślę, że mi się to należało. Byłam nieugięta.
- Czyżbyś chciała to zmienić?
- Tak.
- Muszę ci się do czegoś przyznać, kochanie.
- Do czego?
- Chodzi o Rye'a. Ja... ja wybrałem go dla ciebie.
- Wybrałeś? - Paige nie mogła uwierzyć własnym uszom.
127
RS
- Tak. Dawno temu, kiedy jeszcze nie byłaś gotowa
zaakceptować takiego mężczyzny. Ale kiedy zakochałaś się w
Falconie, wiedziałem, że nie mogę czekać dłużej. On
rzeczywiście chciał ode mnie pieniędzy.
- O, a więc była jednak odrobina prawdy w tym wszystkim -
odezwała się Paige.
- Wyrzuciłem go na zbity łeb. Ale wtedy doszedłem do
wniosku, że jeśli szukasz mężczyzny, to powinnaś poznać Rye'a.
- Tato!
- Wierz mi, to nie było dla mnie łatwe. Przecież...
- Zostaw nas samych, proszę, Patrick - powiedział Rye, stając
w progu pokoju. Patrzył tylko na Paige.
Poczuła przypływ nadziei. Nie zauważyła, że ojciec wyszedł.
Siedziała i czekała, aż Rye wejdzie i zamknie za sobą drzwi.
- Chciałbym ci coś zaproponować.
- Co?
Sięgnął do kieszeni i podał jej swoją wizytówkę. Nazwisko
,,Warner" było przekreślone; zamiast niego figurowało: ,,Paige
O’Halloran".
- Proponujesz mi pracę? Dziękuję. Nie lituj się nade mną. Nie
potrzebuję tego.
- Litość? Propozycja najciekawszej z możliwych prac to nie
litość.
- Chronisz mnie. Uważasz, że to twój obowiązek, po tym, co
wspólnie przeżyliśmy. Co mogłabym dla ciebie robić?
- Księgowość całkiem u mnie szwankuje.
- Idź do diabła. - Wypowiedziała te słowa z ogromną
słodyczą, a on opuścił głowę, by nie widziała, jak się cieszy, że
odrzuciła tę ofertę.
- No cóż, jeśli ta praca ci nie odpowiada, to co powiesz na
inną ofertę? - Podał jej kolejną wizytówkę z nazwą firmy i z
nazwiskiem Paige Warner i drugą z Paige O'Halloran-Warner. -
Muszę ci powiedzieć, że z tą pracą związane są szczególne
obowiązki. Wybór należy do ciebie.
128
RS
- Dlaczego mi to proponujesz?
- Bo cię kocham, Harry.
- Dlaczego?
- Bo kochasz Lloyda, wspaniale wyglądasz w skórzanych
spodniach, lubisz flanelowe piżamy i... - Paige zaczęła płakać,
więc przytulił ją do siebie. - Nie rozumiesz? Kocham cię, bo
masz fascynujący umysł, kręcone włosy i zgrabne nogi.
- Czy poza fizyczną fascynacją jest jeszcze coś, co wystarczy
na całe życie? - zapytała. - Bo nie chcę niczego, co trwałoby
krócej.
- Harry, jesteś dla mnie zagadką. Zaledwie zacząłem cię
poznawać. Chcę to robić całe życie. Z góry się na to cieszę.
Nawet nie wiesz, jak bardzo. A teraz kolej na ciebie.
- Kocham cię.
- Dlaczego?
Odchyliła głowę do tyłu i roześmiała się.
- Bo nosisz skarpetki z wizerunkiem Goofy'ego, uważasz się
za feministe, kochasz Lloyda i płakałeś, trzymając w ramionach
swoją siostrzenicę. - Objęła go za szyję. - Bo gdy się ze mną
kochasz, nie traktujesz tego lekko, ale z odpowiedzialnością, i
było mi z tobą cudownie.
- Jak myślisz, Patrick już poszedł? Może poprosimy go tu i
oznajmimy mu dobrą nowinę?
- Myślę, że powinniśmy zamknąć drzwi i to uczcić.
Przyciągnęła Rye'a, by go pocałować. Ich spragnione
siebie usta spotkały się. Gdy czuła, że nie może już być bliżej
niego, ściągnęła go na podłogę.
- Nie możemy tego zrobić tutaj, Harry. Patrick...
- Wiem - jęknęła.
- Powiedz, duże masz łóżko?
- Dość duże - odpowiedziała ze śmiechem. Zacisnęła palce na
jego dłoni. - Nie wiem, jak powiedzieć ojcu, że miał rację.
129
RS
- Chyba znam osobę odpowiednią dla niego - stwierdził Rye i
roześmiał się. - Zorganizujemy spotkanie, kiedy przyjdzie do
nas w odwiedziny.
- Nie spodoba mu się to.
- Chyba chciałabyś, żeby ojciec też był szczęśliwy?
- A ty chcesz tego naprawdę, czy pragniesz, aby cierpiał do
końca życia?
- Dlaczego miałbym karać osobę, dzięki której poznałem
wymarzoną kobietę mego życia?
Paige uśmiechnęła się.
- Widzę w twoich oczach dziwny błysk. Naprawdę myślisz o
mnie, czy też o zemście?
- O tobie, tylko o tobie, Harry - powiedział, a jego oczy
patrzyły na nią z uwielbieniem.
130
RS