Lynn Sandi Na zawsze 04 Na Zawsze Collin

background image
background image
background image

Korekt

a

Barbara

Cywińska

Hanna

Lachowska

Zdjęcie

na

okładce

©

Connor

Evans/Shutterstock

Projekt

graficznyokładki

MałgorzataCebo-Foniok

Tytułoryginału

Colli

n

Colli

n

Copyright

©2014bySandiLynn.

Published

byarrangementwithBrowne&MillerLiteraryAssociates,LLC.

All

rightsreserved.

For

thePolishedition

Copyright

©2015byWydawnictwoAmberSp.zo.o.

ISBN

978-83-241-5411-1

Warszawa

2015.WydanieI

Wydawnictwo

AMBERSp.zo.o.

02-952

Warszawa,ul.Wiertnicza63

tel.620

4013,6208162

www.wydawnictwoamber.pl

Konwersja

dowydaniaelektronicznego

background image

P.U.OPCJ

A

juras@evbox.p

l

background image

Moim

wielbicielom,wszystkimrazemikażdemuzosobna.

Obyście

pokochali

Collinatakjakjegotatę!

background image

Rozdział1

S

pojrzałem

na

zegarek w telefonie, tkwiąc w jednym ze słynnych nowojorskich

korków.Mamazpewnościąmniezabije,jeśliznowuspóźnięsięnakolację.Dwarazy
wtygodniumiałembyćwdomunakolacji.Wtedwawieczory,kiedyprzychodziłado
nasJuliazJakiem,jedliśmywspólnierodzinnąkolację.PowinienembyłwyjśćzBlack
Enterpriseswcześniej,alepojawiłsięnieoczekiwanygość.Niesamowitalaska.Jedno
prowadziło do drugiego, był seks, no i teraz spóźnię się na kolację. Zaparkowałem
range rovera i pojechałem windą do penthouse’u. Poszedłem prosto do kuchni, skąd
dobiegałarozmowa.DziękiBoguniezaczęlijeszczejeść.

– O, jesteś – powiedziała

mama, kiedy

podszedłem do niej i pocałowałem ją w

policzek.

Musiało się wydarzyć coś niezwykłego.

Wszyscy

byli zdecydowanie zbyt radośni.

Juliauśmiechnęłasię,kiedypocałowałemjąwpoliczekiuścisnąłemdońJake’a.

Co

jest?Czuję,żeświętujemy,czycośwtymrodzaju.

Julia

spojrzałanamnieichwyciłamniezarękę.

Jestem

wciąży.Zostanieszwujkiem!–uśmiechnęłasię.

Co?

Gratulacje!–wykrzyknąłem,obejmującjąiprzyciągającdosiebie.

–Dziękuję,braciszku.
UściskałemteżJake’a.
–Gratuluję,stary.Rany.Myślałem,że

poczekacie

ztymjeszczeparęlat?

Tak,my

też.Alestałosięiniemoglibyśmybyćszczęśliwsi–uśmiechnąłsięJake.

Odwróciłemsię

do

taty,któryuśmiechałsięoduchadoucha.

–Cóż,

zdaje

się,żebędzieszdziadkiem–powiedziałemiobjąłemgoramieniem.

Tak,i

chybajedenwnuknaraziewystarczy.Zalatujeszperfumamiidomyślamsię,

żetozjejpowodusięspóźniłeś.

–Pracowałem,tato.Przygotowywałem

kontrakt

najutrzejszespotkanie.

– Naprawdę?

Kiedy

trzy godziny temu wychodziłem z biura, miałeś już prawie

wszystkoskończone.

Westchnął.
Odszedłem,

bo

nie miałem ochoty tego słuchać. Nie rozumiał, przez co

przechodziłem, a nie byłem w nastroju na kazanie Connora Blacka. Mama i Julia
zawołały nas do stołu i usiedliśmy razem do rodzinnej kolacji. Cieszyłem się

background image

szczęściem Julii i Jake’a; na pewno będą wspaniałymi rodzicami. Julia promieniała,
Jake był cały w uśmiechach, rodzice tryskali radością, a ja byłem zadowolony, że
ConnoriEllerywreszciemającośpozamną,naczymbędąmoglisięskupić.

Nie

byłemwzoremsyna,odkądHaileywyjechała.Zależałomi,żebynamsięudało,

ale stwierdziła, że skoro ona wyjeżdża do Włoch, a ja zostaję w Nowym Jorku, nie
możenamsięudać.Wyjechała,żebystudiowaćmodę,kiedyzostałaprzyjętadojednej
znajlepszychszkółprojektowania,ibyłateraznastażuujakiegośznanegoprojektanta,
wschodzącej gwiazdy designe’u. Wyjechała, nie mówiąc nawet „przepraszam”. W
następnym tygodniu przypadały moje dwudzieste drugie urodziny, a chodziliśmy ze
sobą prawie sześć lat. Jak można tak po prostu wyrzucić przez okno sześć lat?
Myślałem,żecośnasłączy,ibyłempewny,żedlaniejtakżematoznaczenie.Imdłużej
o tym myślałem, tym bardziej byłem wściekły. No cóż, teraz to już przeszłość. Nigdy
więcejniepozwolę,żebykobietazrobiłamicośtakiego.OdkądHaileywyjechała,za
dużoimprezowałem,zadużopiłem,uprawiałemsekszkażdąkobietą,któraspojrzała
w moim kierunku, i doczekałem się etykiety Pierwszego Playboya Nowego Jorku.
Kobietyprzepadałyzamnątakjakzamoimtatą.MamanazywałatoKlątwąBlacków.
Doszedłem do wniosku, że wiele kobiet to lepszy pomysł niż jedna. Żadnych
związków, żadnych zobowiązań, nic. Po prostu dobry seks i buziak na do widzenia.
Kiedyjednakobietaznikała,pojawiałasięnastępna.

Wszystko

wporządku,Collin?–spytałamama.

Spojrzałem

na

nią.Patrzyłanamnieniebieskimioczami.

–Tak,oczywiście.

Dlaczego

pytasz?

Wydajesz

się nieobecny. Twoja siostra zadała ci pytanie, a tym nie

odpowiedziałeś.

Prawda

byłataka,żezatopionywrozmyślaniachoHailey,nawetjejnieusłyszałem.

Przepraszam,Julio.Co

mówiłaś?

Popatrzyła

na

mnie,wydymającusta.

–Później

pogadamy,po

kolacji.

W

porządku–uśmiechnąłemsię,kończącjedzenie.

Wyciągnąłem

telefon

zkieszeniiposzedłemnagórę,doswojegopokoju.Usiadłem

nałóżku.Juliazapukałalekkododrzwiispytała,czymożewejść.

Hej

–uśmiechnąłemsię,wyciągającdoniejrękę.

Ujęłają

i

usiadłaobok.

background image

–Martwięsię

o

ciebie,Collin.

Nie

martwsię,siostrzyczko.Nicminiejest–powiedziałemzuśmiechem.

–Minęłojuż

kilka

miesięcy,odkądHaileywyjechała.Rozmawiałeśznią?

–Nie.Dała

mi

jasnodozrozumienia,żelepiejbędzie,jeślisobieodpuścimy,boto

tylkoutrudnisprawę.Zresztą,dodiabłaztym.Mamtojużzasobą,idędoprzodu.

Julia

objęłamnieramieniem.

–Myślę,że

wcale

niemaszjeszczetegozasobą,comniezresztąniedziwi.Niebyło

toażtakdawnotemu,ajadoskonalewiem,żejeślibyłosięwzwiązkutyleczasuco
wydwoje,niełatwozostawićtozasobą.

No

cóż,myliszsię.Zmarnowałemsześćlatżyciawjakimśidiotycznymzwiązku.

Nigdy więcej tego nie zrobię. Teraz poznaję świat, imprezuję i dobrze się bawię.
Robięto,copowinienembyłrobićprzezostatniesześćlat,zamiastdaćsięuwiązaćdo
jednejlaski.

–Wiem,że

wcale

takniemyślisz,Collin.

Prawda

jednakbyłataka,żemożerzeczywiścietakwłaśniemyślałem.Nadalbyłem

złynaHaileyzato,żezerwałanaszzwiązek.Spojrzałemnazegarekizobaczyłem,że
jużczaswybraćsiędobaruzAidenem.PocałowałemJulięwpoliczekiwstałem.

–Posłuchaj,muszęjużiść.

Za

półgodzinymamsięspotkaćzAidenem.Jeszczeraz

gratuluję.Będziecieświetnymirodzicami.

–Dziękuję,

Collin.A

tynienapytajsobiekłopotów.

Tego

niemogęobiecać–mrugnąłemdoniej,wychodzączpokoju.

Poszedłem

do

łazienki i umyłem zęby. Skropiłem się wodą kolońską i zacząłem

schodzićnadół,kiedyzatrzymałamniemama.

–Collin,dokądsię

wybierasz?

–spytała.

–Umówiłemsię

z

Aidenem.

– Naprawdę choć

jednego

wieczoru nie mógłbyś spędzić w domu? Prawie cię już

niewidujemy?–Wydęławargi.

Daj

spokój, mamo. Mam prawie dwadzieścia dwa lata. Ostatnią rzeczą, na jaką

mam ochotę, jest siedzenie w domu z rodzicami, jeśli mogę wyskoczyć gdzieś ze
znajomymi.Pozatymtatawidzimniecodzienniewbiurze,przezcałydzień.

–Cóż,

a

janie,itęsknięzasynem.

Kocham

cię, mamo – powiedziałem, pocałowałem ją w policzek i wsiadłem do

windy.

Kiepsko

sięztymczułem.Bardzokochałemmamęinieznosiłemczućsięprzeznią

background image

winny, ale czekała mnie dobra zabawa i tym właśnie zamierzałem się zająć, bez
względunato,comówiła.

Do

ClubSpojechałemtaksówką,bowiedziałem,żesięnapijęiniebędęwstanie

prowadzić. Tata właśnie starał się zatrudnić nowego szofera. Denny przeszedł na
emeryturę; tata go do tego zmusił, bo Denny miał problemy zdrowotne i to zaczynało
być dla niego zbyt męczące. Tata wyraźnie nie spieszył się z zatrudnieniem nowego
szofera, chyba dlatego, że nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek poza Dennym mógł
wozićjegoalbojegorodzinę.

Kiedy

taksówkapodjechałapodClubS,Aidenjużtamnamnieczekał.Wysiadłem,

przybiliśmy piątkę i weszliśmy do środka. Muzyka ryczała, podłoga drżała pod
stopami. Tłok był większy niż zwykle i tańczyły piękne dziewczyny. Od samego
patrzenia na nie czułem, że mi staje. Podszedłem do baru i zamówiłem, jak zawsze,
szkocką, a Aiden whisky. Od kilku miesięcy zwykle tu właśnie się spotykaliśmy.
Przychodziłytufantastycznelaski,któreumiałysiędobrzezabawić.Gdybymoirodzice
wiedzieli, że to tu bywam, nie byliby zachwyceni. Usiedliśmy przy stoliku i
wychyliliśmy swoje szklaneczki. Jakaś ładna dziewczyna przyglądała mi się ze
swojegobarowegostołka.Kiedyuśmiechnąłemsiędoniejizmrużyłemoko,podeszłai
usiadłaobok.

–Słodkijesteś–uśmiechnęłasię.
–Dzięki,mała.

Ty

teżjesteśsłodka.

–Mogę

ci

postawićdrinka?–spytała.

Nie.Ale

jamogępostawićtobie.

Podniosłemrękę

i

dałemznakAmber,naszejkelnerce,żebyprzyniosładlakażdegoz

nas po dwie wódki. Kiedy tylko postawiła je na stoliku, stuknęliśmy się, a potem
wychyliliśmytakszybko,jaksiędało.Podrugimdziewczynachwyciłamniezarękęi
pociągnęła na parkiet. Objąłem ją w pasie, a ona przesunęła po mnie tym swoim
seksownym tyłeczkiem w górę i w dół. Od razu mi stanął. Miała naprawdę krótką
sukienkę,dziękiczemumogłembeztruduwsunąćpodniąręceipołożyćjenajejgołym
tyłku.Wydawałasięzadowolona;odrzuciłagłowęwtył,kiedyścisnąłemjejpośladki.
Kiedy zmieniła się piosenka, wróciliśmy do stolika, żeby jeszcze się napić. Aiden
siedziałtamjużznaprawdęgorącąlaseczkąnakolanach.Wszyscywypiliśmywięcej,

background image

niżpowinniśmy,izanimzdążyłemsięzorientować,cosiędzieje,znalazłemsięprzed
klubemiprzypierałemswojądziewczynędościanybudynku.

–Jedźmy

do

ciebie–uśmiechnęłasięiugryzłamnielekkowdolnąwargę.

Odwróciłemsię

i

zawołałemtaksówkę,którąpojechaliśmydopenthouse’u.

Musimy

zachowywaćsiębardzocicho.Moirodziceśpią–wyszeptałem,ostrożnie

zamykajączasobądrzwi.

Zaśmiała się,

kiedy

wziąłem ją na ręce i spróbowałem wnieść na schody.

Oczywiście potknąłem się i przewróciliśmy się oboje. Wybuchnęliśmy śmiechem.
Zakryłem jej usta ręką i w końcu dotarliśmy do mojego pokoju. Cicho zamknąłem
drzwi.

–Collin,zejdźtu,natychmiast!–wołał

tata

zdołu.

Przewróciłem

oczami

izszedłemdojegogabinetu.

–Co?

Wiesz

co,Collin.

Westchnąłem, krzyżując

ramiona

na piersi. Wiedziałem, o co chodzi. O tę gorącą

brunetkę,zktórąwróciłempoprzedniegowieczorudodomu.

–Uspokójsię,

tato.To

miładziewczyna–powiedziałemzuśmiechem.

–Naprawdę?

A

jakona,dodiabła,manaimię?

Cholera,przygwoździłmnie.Jeśli

mnie

pamięć nie zawodziła, nie dotarło do mnie

jej imię, ale gdybym przyznał się do tego tacie, dostałby szału, więc szybko ją
ochrzciłem.

Ma

naimięDarcy.

– Gówno

prawda! Ma

na imię Renee. Zapytaj, skąd to wiem, Collin. No, dalej,

zapytaj!–wrzasnął.

–Skąd

znasz

jejimię,tato?

Bo

przedstawiłamisiędziśrano,kiedyprzechodziłemkorytarzem,aonawyszłaz

twojegopokoju,nago!Mamajestwkuchni,gotowacięzabić.Całkiemciodbiło,kiedy
Hailey wyjechała, ale od dziś koniec z tym. Rozumiesz? A teraz zabieraj tyłek do
kuchniiprzeprośmamę,może,możeudacisiętoprzeżyć.

Po

wczorajszym wieczorze miałem koszmarny ból głowy, a wrzaski ojca tylko

pogorszyły sytuację. Teraz musiałem jeszcze stawić czoło mamie. Ostatnią rzeczą,
jakiej chciałem, było sprawić jej zawód, ale ostatnio nic innego nie robiłem.
Wyszedłemzgabinetuiruszyłemprostodokuchni.Mamasiedziałaprzystole.

background image

Siadaj,ale

już!–rzuciła,patrzącnamniegniewnie.

–Mamo,ja…

Milcz.Nie

ważsięodezwaćsłowem,dopókiniepowiemwszystkiego,comamci

dopowiedzenia.

Celowała

we

mniepalcem.Niepamiętam,żebykiedykolwiekwcześniejtozrobiła.

Byłanaprawdęwkurzonaiwpewnymsensieprzeraziłomnieto.

– Wiem, że cierpisz, Collin. Wiem, że

jest

ci ciężko od czasu, kiedy wyjechała

Hailey,aleprzestałeśchybanadsobąpanować.Wychodziszcowieczór.Wracasznad
ranem, zajeżdżając alkoholem. Nie mam ochoty oglądać nagich dziewczyn,
wychodzącychranoztwojejsypialni.Tobrakszacunkuiniebędętegotolerowaław
swoimdomu.Cotysobie,dodiabła,wyobrażasz?

Patrząc

w

jejrozgniewane,aleteżbardzosmutneoczy,nienawidziłemsiebiezato,

żetaksięprzezemnieczuła.

Przepraszam,mamo.Nie

pomyślałem;tosięjużwięcejniepowtórzy.

Masz

rację;tosięwięcejniepowtórzy.Connor,chodźtutaj!–zawołała.

Do

kuchniwszedłtataispojrzałnamnie.

–Ciągleżyjesz,

jak

widzę.

Przewróciłem oczami. Miałem wrażenie, że

moja

głowa zaraz eksploduje. Mama

wstała z krzesła i zaczęła przygotowywać składniki koktajlu na kaca, który zawsze
robiła.Boże,nieznosiłemtego.

Connor,nie

maszczasemczegośdopowiedzeniaCollinowi?–spytała.

Tata

spojrzałnamnie,siadającnakrześle.

–Postanowiłem,żebędziesz

dzisiaj

naspotkaniuwbiurze,apotemomówimykilka

rzeczy,którymibędzieszmusiałsięzająć.

Mowy

niema,tato.Mamdzisiajwolnydzień.

Nie

wysiedziałbym na spotkaniu z tym kacem. Mało spałem ostatniej nocy i

marzyłemtylkootym,żebywrócićdołóżka.

–Zmieniłem

termin

twojegodniawolnegoinieprzypadaondzisiaj–poinformował

mnietata,podnoszącsięzkrzesła.

Mama

podałamiszklankęzkoktajlem.

– Proszę,

syneczku, wypij

wszystko, bo w biurze będziesz musiał dać z siebie

wszystko–uśmiechnęłasię.

Tata

dopiłkawę.Wychodzączkuchni,odwróciłsiędomnieispojrzałnazegarek.

Masz

jakieśpiętnaścieminut,żebysięprzygotować.Czekamprzywindzie.Lepiej,

background image

żebyśsięniespóźnił.

background image

Rozdział2

W

itaj,Collin–powiedziałaValerie,kiedywchodziłemdogabinetuojca.

–Dzieńdobry,Valerie.Ilezostałocijeszczednidoemerytury?
–DziesięćijadędoArizony–odparłazuśmiechem.
–Fajnie.–Zmrużyłemoko.
Otworzyłemdrzwi.Przybiurku,naprzeciwojca,siedziałabardzoseksownakobieta,

ubranacałanaczarno.Kiedyodwróciłasię,żebynamniespojrzeć,oczamiwyobraźni
natychmiastzobaczyłem,jakpochylamjąnadbiurkiemibioręodtyłu.

–Collin,prowadzęwłaśnieważnąrozmowękwalifikacyjną.
–Przepraszam,tato,alemusisztoprzejrzeć,jakjużskończysz.
Usiadłemnakrześleobokdziewczynyiwyciągnąłemdoniejrękę.
–Witaj.JestemCollinBlack,aty…?
Uśmiechnęłasiędomnieiuścisnęłalekkomojądłoń.
–Witaj.JestemBriana.
–Miłomiciępoznać,Briano–powiedziałem,całującjąwrękę.
Tataprzewróciłoczamiiwstałzzabiurka.
–Nodobra,Collin,dzięki,żemitopodrzuciłeś.Aterazwracajdosiebieiweźsię

doroboty.

MrugnąłemdoBriany,apotemwyszedłemizamknąłemzasobądrzwi.Byłagorąca,

a po sposobie, w jaki na mnie patrzyła, poznałem, że ma na mnie ochotę. Valerie
pokręciłagłową,kiedymijałemjejbiurko.

–Co?–spytałem.
–Niedalekopadajabłkoodjabłoni,topewne.
Ruszyłem korytarzem do biura, które zajmowała Julia, i otworzyłem drzwi, ale nie

byłojejtam.Usłyszałemjednakjakieśdźwiękidobiegającezjejłazienki.Podszedłem
tamizapukałemdelikatnie.

–Julio?Wszystkowporządku?
UsłyszałemszumspuszczanejwodyiJuliawyszła,ocierającustaserwetką.
–Porannemdłości–westchnęła.
–Och.Niedobrze.
Usiadłempodrugiejstroniejejbiurka.Otworzyłaszufladęiwyciągnęłamiętówkę.
–Cotyturobisz?Czytoniejesttwójwolnydzień?

background image

–Miałbyć,aletatazmieniłtopoubiegłejnocy.
–Acosięznowustało?–spytała.
–Wróciłemdodomuzdziewczyną.Ranoonawyszłazpokojuinakorytarzuwpadła

natatę.Niewiem,czywspomniałemjuż,żebyłanaga.

–Collin!Cotywyrabiasz?
–Tak,wiem.Oszczędźmikazania,wysłuchałemjużpojednymodtatyimamyinie

jestemwnastrojunawięcej.Mamkacaijestemwykończony.Nierozumiem,dlaczego
mamponieśćkaręzato,żesiędobrzebawiłem.

–Możedlatego,żewtwoimprzypadkudobrazabawanaogółkończysiękatastrofą

– uśmiechnęła się. – Żałuję, że nie mogłam być dziś rano muchą na ścianie waszej
kuchni.

– Tak, no cóż. Było, minęło. Muszę tylko jakoś przetrwać ten dzień. Masz może

noweplanysiłowni?

–Tak,mamjetutaj–powiedziała,podającmirysunki.
Zwinąłemje,podszedłemdoniejipocałowałemwczubekgłowy.
–Mamnadzieję,żepoczujeszsięlepiej,siostrzyczko.
–Dzięki,Collin–powiedziałazuśmiechem.
Wsunąłem plany pod pachę i wyszedłem. Właśnie wykonywałem zwrot o sto

osiemdziesiątstopni,kiedyzobaczyłemtatę.Szedłwmojąstronę.

–Zaczekaj,synu.
Wziąłemgłębokioddechiodwróciłemsiępowoli.
–Tak,tato?
–Możeszjużwracaćdodomu.
–Mówiszpoważnie?
–Tak.TylkonajpierwmusiszpodrzucićteplanydobiurawChicago–uśmiechnął

się.–Samolotjużczeka.

–Ha,ha.Bardzozabawne,tato–zaśmiałemsię.
–Przykromi,aletonieżart.
–Możeszwysłaćjepocztą,dostanąjejutrorano–oznajmiłem.
–Mógłbym.Alechcę,żebydostalijedzisiaj–uśmiechnąłsiępodnosem.
Pokręciłemgłową,wyrwałemteczkęzjegorąkiodszedłem,prychając.

Byłemnagórze,pakowałemakurattorbępodróżną,kiedydopokojuzapukałamama.
–Wejdź,mamo.

background image

–AwięctatawysyłaciędoChicago.
–Tak.Natowygląda–westchnąłem.–Wie,żenieczujęsiędzisiajdobrze,alenic

gotonieobchodzi.

–Wiesz,żetonieprawda,Collin.Chcesz,żebymztobąpoleciała?–spytała.
–Nie.Jestemjużdużymchłopcem,mamo.MogępoleciećdoChicagosam.
Położyładłońnamoimpoliczku.
–Zawszebędzieszmoimmałymchłopczykiem,bezwzględunawiek–powiedziała

zuśmiechem.

Objąłemjąimocnouścisnąłem.
–Wiem.Kochamcię,mamo.
–Jateżciękocham.NapiszmiSMS,kiedyjużwylądujesz.Bezdyskusji.
Westchnąłem,apotemuśmiechnąłemsiędoniejszeroko.
–Mamlepszypomysł.Zadzwoniędociebie.
Jużwychodziłem,kiedyzadzwoniłmójtelefon.Wyjąłemgozkieszeni.Dzwoniłtata.
–Słucham–mruknąłemniechętnie.
– Zmiana planów, Collin. Polecisz liniowym, bo z samolotem coś jest nie tak,

mechanikmusigoobejrzeć.

–Żartujesz?
–Abrzmitotak,jakbymżartował?
Stałem,kręcączniedowierzaniemgłową.
–Maszlotzadwiegodziny.Sugeruję,żebyśszybkopojechałnalotnisko.Biletjuż

tamnaciebieczeka.

Słyszałemwjegogłosie,żebyłzachwyconycałątąsytuacją.Miałemzapłacićzato,

żeprzyprowadziłemdziewczynędodomu,wtakiczyinnysposób.

– Świetnie, właśnie wychodziłem. A tak przy okazji, kiedy zatrudnisz nowego

szofera?

–Niewiem.Późniejpogadamy–odparłisięrozłączył.
Chwyciłemtorbęiruszyłemposchodachnadół.
– Lecę samolotem liniowym, bo z odrzutowcem coś się stało – powiedziałem do

mamyiruszyłemdowindy.

–Wszystkobędziedobrze,kochanie.Miłegolotu–życzyłamiipocałowałamniew

policzek.

Przewróciłem oczami i zjechałem windą na parking. Wsiadłem do range rovera i

pojechałem na lotnisko. Zaparkowałem w niedozwolonym miejscu, chwyciłem torbę

background image

leżącąnasiedzeniuobokipobiegłemdokasy.

–Wczymmogępomóc?–spytaładziewczynazablatem,uśmiechającsięszeroko.
–JestemCollinBlack,mamtuodebraćbiletdoChicago.
–Muszęzobaczyćdokumenttożsamości,panieBlack.
Byłaślicznaioblizywałapełnewargi.Gapiłemsięnajejusta,wyobrażającjesobie

na swoim penisie. Dziewczyna wystukała coś na komputerze, a potem wręczyła mi
biletrazemzezłożonąkartkąpapieru.Rozłożyłemją–wśrodkubyłjejnumertelefonu.
Spojrzałemnaniązuśmiechem.

– Może zadzwoni pan do mnie po powrocie do Nowego Jorku – odezwała się

niewinnie.

–Myślę,żetozrobię.–Skinąłemgłowąizacząłemodchodzić,niespuszczajączniej

wzroku.

Spojrzałemnabilet.Co,udiabła!Klasaekonomiczna!Tochybadowcip?
W drodze do bramek wyciągnąłem z kieszeni telefon i zauważyłem, że przyszedł

SMSodtaty.

„Zapomniałem ci powiedzieć, że na pierwszą i biznes klasę nie było już miejsc.

Miłegolotuekonomicznąsynku”.

Nie miałem zamiaru odpowiadać, bo wiedziałem, że zrobił to celowo. Jezu,

naprawdę postarał się, żebym zapłacił za swój błąd. Przy bramce podszedłem do
dziewczyny za blatem. Błysnąłem uśmiechem i spytałem, czy mogę dopłacić do
pierwszejklasy.

– Nie, przykro mi, ale nie ma miejsc ani w pierwszej klasie, ani w biznesowej.

Przyszedłpanwostatniejchwili.Jużwpuszczamypodróżnychnapokład.

Przewróciłemoczami,westchnąłem,podnoszączpodłogitorbę,istanąłemwdługiej

kolejce ludzi czekających na wejście do samolotu. Dzisiaj wieczorem naprawdę się
upiję. Byłem ciekaw, czy spotkam się z Ellie. Znalazłem swoje miejsce i wcisnąłem
się jakoś. Przynajmniej było przy oknie. To jakiś absurd, żebym musiał latać w ten
sposób. Ale może mi się poszczęści i obok usiądzie jakaś gorąca laska. Nic z tego.
Jakiśzaziębionydzieciak,którykaszlał,jakbymiałzarazwyplućpłuca.

–Hej,możezasłoniszusta?
Spojrzałnamniespodzmarszczonychbrwi.
–Nietwójzakichanyinteres,frajerze.
–Gdziejesttwojamama,mały?–spytałemzirytacją.
–Niewiem.Siedzigdzieśztyłu.

background image

Założył słuchawki i podkręcił muzykę na swoim iPodzie. Była tak głośna, że

słyszałem rapera mimo ryku silników samolotu. Pokręciłem głową i spojrzałem w
okno. Kiedy można już było korzystać z telefonów, wyjąłem komórkę z kieszeni i
zacząłem przeglądać zdjęcia. Było jedno zdjęcie Hailey, którego nie usunąłem. Moje
ulubione.Poprostuniepotrafiłemgousunąć.

–Ktoto?Twojalaska?–spytałchłopak.
Spojrzałemnaniegoostro.
–Tochybanietwójzakichanyinteres?
–Dupek–mruknął,spoglądającnaswojegoiPoda.
Włączyłemaparatipodniosłemtelefon.
–Hej,mały.Uśmiech,proszę.
Jaktylkoodwróciłgłowę,zrobiłemmuzdjęcie.
–Cojest,kurczę–powiedział,aleznowudostałatakukaszlu.
–Napamiątkętegolotu–mruknąłemzuśmiechem.
–Dupek–wymamrotał.
WysłałemjegozdjęcieJuliirazemzwiadomością.
„Tatawysłałmniesamolotemliniowym,iproszęzkimutknąłem”.
„Orany!Przezabawne.Bądźmiłydlategodzieciaka.Pamiętaj,żeniedługobędziesz

wujem.Aletodziwne,żeonlecipierwsząklasą”.

„Nie – lecę klasą ekonomiczną, bo na pierwszą i biznes nie było już miejsc.

Pieprzyćto”.

„LOL!Zuchtata”.
„Ha,ha.Cieszęsię,żeciętobawi”.
„Przepraszam.Miłegolotu.Kochamcię”.
„Jaciebieteż,siostrzyczko”.
Spojrzałemnamłodego,któryznowukaszlał.
–Jesteśchory,czyco?–spytałempoważnie.
Odwróciłgłowęispojrzałnamnie.
–Ta.Mamcysticfibrosis.
Wiedziałem,cotojest,bowcollege’umusiałemzrobićotymprezentacjęwPower

Poincienazajęciazezdrowiaihigieny.

–Przykromi,chłopie.
–Niepotrzebujętwojejlitości–odparł.
– Nazywam się Collin i nie mam w ofercie litości – powiedziałem z uśmiechem i

background image

wyciągnąłemdoniegorękę.

Skrzywiłsięispojrzałnamojądłoń,apotempowolijąuścisnął.
–JestemJacobKline.
–Miłomiciępoznać,JacobieKline.
–Jasne–mruknąłsmutno.
Naprawdę było mi go teraz żal. Rozumiałem już, skąd ta szorstka poza. Musiał

ukrywaćjakośsmutek,którymiałwśrodku.

–PocoleciszdoChicago?
–Dokolejnegospecjalisty–odrzekł.
–Ilemaszlat?
–Dwanaście.
Odwróciłemgłowędookna.Byłomiżaltegodzieciakainiemogłemuwierzyć,że

jegomatkaniesiedziobokniego.Cotowogólezamatka?

–Mogęzamienićsięmiejscamiztwojąmamą,jeślichcesz,żebysiedziałaztobą–

zaproponowałem.

–Nie.Jesteśwporzo–uśmiechnąłsię.
Przegadaliśmy z Jacobem cały lot. Opowiedziałem mu o Hailey, a on o swojej

chorobie.Powiedział,żeniemawieluprzyjaciół,bodzieciakisięboją.Kiedysamolot
wylądował,siedziałemnaswoimmiejscu,ażpoJacobaprzyszłamama.

–Cześć,mamo.TojestCollin.Mójnowykumpel!–zawołałzuśmiechem.
–Miłomiciępoznać,Collin.JestemDiana–uśmiechnęłasię.
Była to starsza kobieta, wyglądała na zmęczoną. Kiedy wysiadaliśmy razem z

samolotu,sięgnąłemdokieszeniiwyjąłembanknotdwudziestodolarowy.Podałemgo
Jacobowi.

–Trzymaj,ikupsobiecośfajnegowChicago–mrugnąłemdoniego.
–Rany!Dzięki!–wykrzyknąłJacob.
–Tobardzomiłoztwojejstrony,Collin,aleJacobniemożetegoprzyjąć.
–Ależmoże.Proszę,niechmupanipozwolitoprzyjąć.
–Dziękuję.Jestpanbardzomiły.
PrzybiłempiątkęzJacobem,apotempomachałemdoniegoijegomamy.Wsiadając

dosamochodu,zauważyłem,żeJacobiDianastojąkawałekdalej.WsamolocieJacob
powiedział mi, że nie mają pieniędzy, bo jego mama właśnie straciła pracę, a całe
swojeniewielkieoszczędnościwydałanatępodróżdlaniego.Poprosiłemkierowcę,
żebyzaczekał,iwysiadłemzauta.PodszedłemdoDianyizapytałem,czyniemógłbym

background image

podrzucićichdohotelu.Opierałasiętrochęnapoczątku,aleJacobuprosiłjąwkońcu,
żebysięzgodziła.

Spytałem,gdziesięzatrzymają.Niepatrzącnamnie,odpowiedziała:
–Chciałamprosićtaksówkarza,żebyzawiózłnaspoprostudonajtańszegomotelu.

To wszystko zdarzyło się tak szybko, naprawdę w ostatniej chwili, więc nie miałam
czasuwszystkiegoprzygotować.

Nie mogłem pozwolić, żeby Jacob mieszkał w jakimś brudnym hotelu. Nie w jego

stanie.Miałemjużnawetpomysł.

– Proszę posłuchać, zanim mi pani odmówi, muszę coś wyjaśnić. Nie powinniście

zatrzymywać się gdzieś, gdzie może nie być zbyt czysto, nie przy chorobie Jacoba.
Zabioręwasdohotelu,gdziesamsięzatrzymam,iopłacęwaszpokójnatakdługo,jak
będzietokonieczne.

Dianapodniosłarękęiodrazuprzybrałatondefensywny.
– Nie, to absolutnie wykluczone. Nie. Nie mogę na to pozwolić. To bardzo miłe z

pańskiejstrony,aleprzecieżjestpanobcy,nieznanaspan,amypana.Noinigdynie
mogłabymsięsięnatozgodzić.

Jacobopierałgłowęojejramięiwyglądałnazmęczonego.
– Posłuchaj, Diano. Jacob powiedział mi, że straciłaś pracę i wydałaś całe swoje

oszczędności na wyjazd do specjalisty do Chicago. Zaraz się przedstawię i już
będziemysięznali.

Wyciągnąłemdoniejrękę.
–Cześć,Diano,jestemCollinBlack,pracujędlaBlackEnterpriseswNowymJorku.

PrzyleciałemdoChicago,żebydostarczyćdokumentydonaszegotutejszegobiura.Moi
rodzice kochają się jak wariaci, moja siostra i jej mąż spodziewają się swojego
pierwszego dziecka, a moja dziewczyna, z którą byłem przez sześć lat, właśnie mnie
rzuciła i poleciała do Włoch studiować modę. Proszę pozwolić mi sobie pomóc, bo
naprawdęlubięJacoba,tomójprzyjaciel.

Przekrzywiłagłowęipatrzyłanamnie.
–JesteśsynemConoraBlacka?–zapytała.
–Tak,toja.Znaszmojegoojca?
–Nie,nieosobiście,alewiem,ktotojest.Corokuorganizujeimprezycharytatywne

narzeczdziecizautyzmem.

–Toprawda.Nototerazjużznaszmojąrodzinęiwiesz,żelubimypomagaćinnym.

Więcproszęcię,Diano,pozwól,żebymwampomógł.

background image

– Rodzice byliby z ciebie bardzo dumni – uśmiechnęła się. – Dziękuję, Collin.

Obiecuję,żeoddamdług.

WyciągnąłemtelefoniwysłałemwiadomośćdoEllie.
„Hej,mała.Jestemwmieście.Copowiesznamałyclubbingdziświeczorem?”
„Najwyższyczas,panieBlack.Zastanawiałamsię,kiedyznowusięzobaczymy”.
„Dziświeczorem,maleńka.Osiódmej?”
„Super.Będęwcentrum,więcspotkamysięwtwoimhotelu”.
„Będęczekał”.
Elliebyłaseksownądziewczynąiniemogłemsiędoczekać,kiedyznowupójdęznią

dołóżka.Odezwałsięmójtelefon–dzwoniłamama.Cholera,zapomniałemzadzwonić
doniejpowylądowaniu.

–Cześć,mamo.
–Żyjesz?Mówiłeś,żezadzwonisz,jakjużbędziesznamiejscu.
–Przepraszam,mamo,alebyłembardzozajęty.
–Naprawdę?
– Naprawdę, mamo. Obiecuję, że wyjaśnię wszystko, jak wrócę do domu. Teraz

muszękończyć.Właśnieprzyjechałemdohotelu.

Kierowca wyjął nasze torby z bagażnika i podał nam. Diana i Jacob stanęli przed

TrumpHotelinieodrywaliwzrokuodfasady.

–Chodźcie,spodobawamsiętu–zachęciłemzuśmiechem.
Weszlizamnądośrodkaipodeszlidorecepcji.
–Witam,panieBlack.Apartamentjestjużgotowy–oznajmiłapracownicahotelu.
–Dziękuję.Będępotrzebowałjeszczedodatkowegopokojudlamoichgości.
–Oczywiście,panieBlack.Najakdługozatrzymająsięunaspańscygoście?
SpojrzałemnaDianę.
–Tylkodwienoce–odparła.
–Napewno?Naprawdęmożeciezostaćdłużej.
–Napewno.Jutromamywizytęutegospecjalisty,anastępnegorankawracamy.Nie

mogęzostaćtudłużejniżtoabsolutniekonieczne.

–Dwienoce–powtórzyłemrecepcjonistce.
DianaiJacobpodeszlidoszklanejwindyiwpatrywalisięwnią.Nachyliłemsiędo

recepcjonistkiiszepnąłem:

– Proszę im powiedzieć, że minibar w pokoju jest darmowy, tak jak posiłki do

pokoju.Wszystkoproszęzapisaćnamójrachunek.

background image

–Naturalnie,panieBlack.
ZawołałemDianęirecepcjonistkapodałajejklucz,apotemwyjaśniła,żeminibari

posiłkidopokojusąjużzawartewcenie.

–Napewno?–dopytywałaDiana.
–NatympolegaurokTrumpHotel–mrugnąłemdoniej.
Chłopiechotelowypodszedłiwziąłtorby.Dianauściskałamnieizełzamiwoczach

podziękowałazapomoc.

–Odwagijutro–powiedziałemdoJacobaiprzybiliśmypiątkę.
–Bułkazmasłem–odparł.
Weszlidowindyimachali,kiedyruszyładogóry.Wyciągnąłemzkieszenitelefoni

zadzwoniłemdotaty.

–Halo–odpowiedział.
–Cześć,tato.MusiszpojutrzeprzysłaćpomniesamolotdoChicago.
–Collin,kupiłemcibiletpowrotny.
–Wiem,alecośsięwydarzyło.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał. – Nie możesz nawet polecieć do

Chicago,żebyniewładowaćsiępodrodzewjakieśkłopoty?

–Niewładowałemsięzżadnekłopoty,tato.Poznałemkogoś.
–JezuChryste,Collin,tomiwystarczy…
–Nie,tato,pozwól,żeciwyjaśnię.Poznałemdziecko.Choredziecko.
–Co?–spytałspokojnie.
OpowiedziałemmuoJacobie,Dianieiotym,żestraciłapracę.
– To bardzo miłe, co dla nich zrobiłeś, synu. Jestem z ciebie dumny – oznajmił

ojciec.

– Dzięki, tato. Muszę już kończyć. Muszę podrzucić te plany do biura, a potem

spotkaćsięzeznajomymi.

–Niepakujsięwżadnekłopoty.
–Niewpakujęsię,tato.

background image

Rozdział3

P

rzeszedłem przez drzwi Black Enterprises i jak zawsze zostałem ciepło powitany

przezwszystkiepanie.PojechałemwindądobiuraMac.

–Aniechmnie,jeślitonienaszpanprzystojniak–uśmiechnęłasię,kiedywszedłem

dośrodka.

–Wiesz,comożeszzdobyćdziękitakimpochlebstwom–powiedziałem,chwytając

sięzakrocze.

–Mampowiedziećtwojemutacie,żemniemolestujesz?–uśmiechnęłasię,całując

mniewpoliczek.

– Smutne, ale pewnie by ci uwierzył. – Wydąłem usta. – Tu są plany – dodałem,

podającjejteczkę.

Mac – Mackenzie – była dyrektorem biura w Chicago. Doglądała wszystkiego i

pilnowała,żebydziałałobezzarzutu.Miałajużswojelata,pracowaładlataty,odkąd
postawiłtenbudynek,iznałamnieoddziecka.Byłacałkiemniezłajaknaswójwieki
lubiliśmysobiepożartować;tymwiększaszkoda,żenieinteresowalijejchłopcy.

–Cozrobiłeś?–spytała.
Usiadłemnakrześlenaprzeciwjejbiurkaiskrzyżowałemręcenapiersi.
–Comasznamyśli?
– Twój tata nie kazałby ci lecieć aż do Chicago, gdybyś nie zrobił czegoś, co go

wkurzyło.

– Wyszedłem, upiłem się i przyprowadziłem do domu dziewczynę. Chyba nic

wielkiegobysięniestało,gdybyniewyszłazmojegopokojunagainiewpadłaprosto
natatę.

Macusiadłazabiurkiemipokręciłagłową.
– Collin, zacznij myśleć głową. Co się z tobą dzieje? Nie możesz tak po prostu

sprowadzać obcych dziewczyn do domu, w którym śpią twoi rodzice. Mogłeś
przynajmniejzabraćjądohotelu.Chybacięnatostać.

Zaśmiałemsię.
– Tak, tak, tak. To się więcej nie powtórzy. Naprawdę wkurzyłem mamę, a to

ostatniarzecz,jakąchciałemzrobić.

–Dostałeśnauczkę.Rozumiem,coczujeszwzwiązkuzHailey.Wierzmi,znamto.

Alerzucaniesięnakażdąkobietę,któranaciebiespojrzy,nieuleczyzłamanegoserca.

background image

Przewróciłemoczamiiwestchnąłem.
–Wiem,aleniechcęrozmawiaćoHailey.Onanależyjużdoprzeszłościitamjest

jejmiejsce.

– Świetnie, ale pamiętaj, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Teraz trudno to

dostrzec,alepewnegodniazrozumiesz–mrugnęładomnie.

Wstałemipocałowałemjąwpoliczek.
– Szkoda, że nie lubisz facetów. Zobacz, co tracisz – mrugnąłem, łapiąc się za

krocze.

–Zabierajmisięstąd,zanimzadzwoniędotwojegotaty–uśmiechnęłasię.
–Niezrobiłabyśtego–zauważyłem,otwierającdrzwi.
–Pewnienie–mruknęłazuśmiechem.
WyszedłemzbiuraMaciposzedłemkorytarzemdowind.Odezwałsięmójtelefon.

Wyjąłemgozkieszeniizobaczyłem,żemamwiadomośćodEllie.

„Cześć,przystojniaku.Jestemwholutwojegohotelu.Atygdzie,dodiabła,jesteś?”
„Już jadę, maleńka. Coś mnie zatrzymało w biurze. Powiedz, żeby wpuścili cię do

mojegopokoju.Będęzakwadrans”.

Kiedy tylko dotarłem do hotelu, otworzyłem drzwi, ale nie zauważyłem Ellie.

Przeszedłemdosypialniipokręciłemzuśmiechemgłową,rozpinającguzikikoszuli.

–Najwyższyczas,przystojniaku.Zaczynałamsięczućsamotnawtymwielkimłóżku

–uśmiechnęłasię.Byłazupełnienaga.

– Nie ma problemu. Już jestem i obiecuję, że więcej nie poczujesz się samotna –

powiedziałem z uśmiechem. Chwyciłem butelkę, zrzuciłem spodnie i wskoczyłem na
łóżko.

Oddzwonkamojegotelefonugłowarozbolałamniejeszczebardziej.Wysunąłemsię

spodramieniaEllieiwyjąłemkomórkęzkieszenispodni.

–Halo–szepnąłem.
–Śpisz?!–wrzasnąłtata.
–Jużnie.
– Musisz jechać do biura i odebrać dzisiaj te plany. Mackenzie załatwi

wprowadzenietychzmianibędziemożnaruszyćztymdoprzodu.

–Dobra–mruknąłem.
–Późnosięwczorajpołożyłeś,Collin?
–Tak,tato.Mogęoddzwonićpóźniej?

background image

–Jasne,synu.Zadzwoń,jakjużniebędziesztakiskacowany.
–Narazie,tato.
Odłożyłem telefon na nocną szafkę i spojrzałem na Ellie, która ciągle spała.

Wyszliśmy wczoraj na miasto, wypiliśmy za dużo, a potem przez całą noc
uprawialiśmyseks.TęskniłemzaHailey,niemogłemtemuzaprzeczyć.Ilekroćszedłem
dołóżkazjakąśdziewczyną,myślałemoniej.Dlategozawszenajpierwmusiałemsię
upić. Kiedy byłem pijany, nie musiałem o niej myśleć. Kiedy byłem trzeźwy, miałem
wrażenie,żejązdradzam,chociażtoonamnieporzuciła.Niemogłemteżniepomyśleć
o Jacobie i Dianie. Dzisiaj miał wizytę u specjalisty, więc przyszło mi do głowy, że
fajnie byłoby się potem z nimi spotkać. Ellie poruszyła się, kiedy wstałem z łóżka i
zacząłem wciągać spodnie. Podszedłem do okna w salonie apartamentu i rozsunąłem
zasłony.Wyjrzałemnazewnątrz–słońcejużjaśniałonaniebie.Pochwiliwróciłemdo
sypialni,wziąłemkomórkęizacząłempisaćdoHailey.

„Hej, jak…” – wystukałem. A potem cisnąłem telefon na kanapę i przeczesałem

włosypalcami.

–Cojest,przystojniaku?–spytałaEllie,obejmującmniezpasieramionami.
– A, mam teraz tyle na głowie. Jest kilka spraw, które muszę załatwić, wezmę

prysznicispadam.Możeszzamówićsobiecośdopokoju,jeślimaszochotę.

–Nie,wezmętylkorzeczyiuciekam.Dobrzesięwczorajbawiłam.Możeznowusię

dzisiajspotkamy?

Odwróciłemsiędoniejiuśmiechnąłemlekko.
–Chciałbym,aleniemogę.Mamjużcośzaplanowanenawieczór,ajutrowcześnie

ranowylatuję.Aledziękujęcizawczorajszywieczór.

–Kiedytylkopojawiszsięwmieście,przystojniaku!–uśmiechnęłasięiwróciłado

sypialni.

Wszedłempodprysznic,akiedyspodniegowyszedłem,Elliejużniebyło.Ubrałem

sięiposzedłemdopokojuDiany,zobaczyć,czywyszlijużdospecjalisty.Zapukałem,
aleniktnieodpowiedział,więczszedłemnadółdorecepcjiizostawiłemwiadomość
dla niej i Jacoba. Wezwałem samochód, a kiedy byłem już w drodze do Black
Enterprises,zadzwoniłaJulia.

–Halo–odebrałem.
–Jaktwojagłowa?
–Doskonale,adlaczegopytasz?
–Paręminuttemurozmawiałamztatą,powiedział,żepóźnosięwczorajpołożyłeśi

background image

ranoniebyłoztobąkontaktu.Chybanaprawdęsięociebiemartwi.

Przewróciłemoczamiiwestchnąłem.
–Niemapowodu,żebysięomniemartwił.Nicminiejest.Jeślilubięsięzabawić,

coztego.Możejemuteżprzydałobysiętrochędobrejzabawy.

–Myślę,żetatawidziwtobiesiebie,kiedybyłmłodszy.Słyszałeśplotki.
–Icoztego?Niejestemniminicminiebędzie.
–Obiecajmi–poprosiła.
–Obiecuję.Aterazmuszękończyć,bojestemwbiurze.
Rozłączyłem się i pokręciłem głową, wychodząc z samochodu. Kiedy wchodziłem

do budynku, Mac właśnie wychodziła. Wsunęła rękę pod moje ramię i obróciła mnie
dosiebie.

–Jadłeśjużśniadanie?–spytała.
–Nie,aco?
– Świetnie. W takim razie pójdziesz ze mną. Umieram z głodu, a przy okazji

przejrzymyprojekty.Rozmawiałamwczorajwieczoremztwoimtatą.

Weszliśmy do restauracji, zamówiliśmy śniadanie, ale kiedy tylko zaczęliśmy

oglądaćplany,zadzwoniłamojakomórka.Wyjąłemjązkieszeni–dzwoniłaDiana.

–Halo–odebrałem.
–Collin,mówiDiana.Dostałamtwojąwiadomośćwrecepcji.
– Cześć, Diano, Zastanawiałem się, czy nie mielibyście ochoty spotkać się ze mną

popołudniu.Pomyślałem,żemoglibyśmypójśćdoFieldMuseum.Jacobowinapewno
bardzo by się tam spodobało. Ja byłem zachwycony, kiedy byłem w jego wieku.
Prawdęmówiąc,nadaljestem.

–Tobardzomiłoztwojejstrony,Collin,aleniechcemycizabieraćczasu.Wiem,że

jesteśbardzozajęty.

–Szczerzemówiąc,niejestemażtakzajętyinaprawdęmamnatoochotę.Jacobowi

siętamspodoba.Zaparęgodzinbędęwhotelu.Wporządku?

–Dziękuję,Collin.Będziemyczekali.
Rozłączyłemsię,aMacspojrzałanamniedziwnie.
–Terazspotykaszsięzkimś,ktomadziecko?–spytała.
– Nie, poznałem ich w samolocie. Jacob jest chory, przylecieli tu do specjalisty.

Diana właśnie straciła pracę i wydała wszystkie oszczędności na tę podróż. Żal mi
tegodzieciaka,więcpomyślałem,żewyprawadomuzeumdobrzemuzrobi.

–No,nie…patrzcietylko,CollinBlackzachowujesięjakdorosły,odpowiedzialny

background image

człowiek.–Zmrużyłaoko.

–Nodobrzejuż,dobrze,możemyterazprzejrzećteplany?

background image

Rozdział4

R

any! Mamo, patrz! – Jacob podbiegł do Sue

[1]

, największego i najsławniejszego

tyranozaurareksanawystawie.

Ruszyli przodem, a ja zostałem z tyłu i uśmiechnąłem się do siebie. Jacob był tak

podekscytowany, jak przypuszczałem. Rodzice często przyprowadzali tu Julię i mnie,
kiedy byliśmy dziećmi. Kiedyś przyszedłem tu z Hailey, ale nie była zachwycona;
powiedziała, że to nie jej klimaty. Byłem trochę zraniony, bo to muzeum to jedno z
moich ulubionych miejsc. Podszedłem do Diany i Jacoba, który spojrzał na mnie z
szerokim uśmiechem na twarzy. Wyciągnąłem telefon i zrobiłem zdjęcie Sue,
dinozaura,apotemwysłałemjeJulii.

„Suezarazciępożre,Julio!”
„Lol,cotyrobiszwtymmuzeum?”
Kiedyśstraszyłemjątakzawsze,kiedytubyliśmy,aonanaprawdęsiębałaiszukała

ratunku u taty. Mama mówiła, żebym jej nie straszył, ale nie potrafiłem się
powstrzymać. Była to jedyna rzecz, której Julia nie była tak naprawdę pewna w tym
muzeum, więc wykorzystywałem to jak mogłem. Poprosiłem Jacoba i Dianę, żeby
stanęliprzeddinozauremizrobiłemimzdjęcie.ToteżprzesłałemJulii.

„PrzywiozłemtuJacobaiDianę”.
„Tatamionichmówił.Tomiłeztwojejstrony”.
„Pogadamyotym,jakwrócędoNowegoJorku”.
KiedyweszliśmydoDinosaurHalliJacobpobiegłdowłochategomamuta,spytałem

Dianęowizytęuspecjalisty.

–Jakwamposzło?
– Jak zawsze. Tak naprawdę nie ma nic nowego, co mogliby dla niego zrobić.

Lekarzdałmireceptęnanowyantybiotyk,nawypadekgdybyznowupojawiłasięjakaś
infekcjapłucnaimazamiaromówićinnemetodyleczeniaznaszymlekarzemzNowego
Jorku.

–Przykromi,Diano.Naprawdęchciałbymwamjakośpomóc.
– Jesteś bardzo miły, Collin, dziękuję. Ale poradzimy sobie. Wychowuję go

samotniejużpięćlat,odkądojciecJacobazginąłwwypadkusamochodowym.

Boże,niebyłempewny,czywytrzymamwięcej.Dianaprzypominałamimojąmamę.

Była silna i chyba umiała walczyć. Jacob spojrzał na nas, chwycił nas za ręce i

background image

pociągnął w stronę kolejnej grupy dinozaurów. Wyszliśmy z sali i poszliśmy po
kanapkidoFieldBistro.Widziałem,żeJacobjestjużzmęczony.Zacząłkaszleć.

– Może zajrzymy jeszcze na kilka wystaw i będziemy się zbierać – zwróciła się

DianadoJacoba,przeczesującmuwłosypalcami.

–Mamo,nie,inieróbmitakzwłosami.
–Możetwojamamamarację,bracie.Wydajeszsięzmęczony–stwierdziłem.
Znowuzacząłkaszleć.
–Nodobra,tomożechodźmyjuż.–Znowuzakaszlał.
Diana wzięła go za rękę i wyszliśmy z muzeum. Samochód czekał na nas przy

krawężniku. W hotelu Diana podziękowała mi i powiedziała, że weźmie prysznic, a
Jacob trochę w tym czasie odpocznie. Zaproponowałem, żeby zamówiła kolację do
pokoju,aspotkamysięranonaśniadaniuwrestauracji.PrzybiłempiątkęzJacobem,a
Dianasięuśmiechnęła.

Jadącwindąnagórę,wyjąłemtelefonipostanowiłemnapisaćdoEllie.
„Hej,seksi.Potrzebujęciędzisiaj.Proponujęalkoholidzikiseks”.
„Brzmidobrze,przystojniaku.SpotkajmysięwStingray’skołoósmej”.
„Włóżdlamniecośseksownego”.
„Zawszewkładam”–odpowiedziała.
Wpokojuodrazusięrozebrałemiwszedłempodgorącyprysznic.Miałemjeszcze

kilka godzin do spotkania z Ellie, więc postanowiłem się zdrzemnąć. Śniła mi się
Hailey. Byliśmy na plaży w Hamptons, graliśmy w siatkówkę i jedliśmy hamburgery.
Zbudziłemsięzlanypotem.Cholera,pomyślałem,usiadłemnałóżkuizasłoniłemtwarz
rękami. Wstałem i się ubrałem. To nic takiego, nic, czego morze alkoholu i napalona
kobieta nie mogłyby uleczyć. Kiedy czesałem się przed lustrem, Ellie przesłała mi
swoje nagie zdjęcie. Uśmiechnąłem się, patrząc na jej idealnie krągłe piersi. Nie
mogłemsiędoczekać,kiedydotknęichustami.Poczułem,żemistaje,imiałemochotę
zwalićkoniaprzytymzdjęciu.Alepotemdoszedłemdowniosku,żewolępoczekać,aż
będęjąmiałdlasiebiecałą.Odpowiedziałemnajejwiadomość.

„Niemogęsiędoczekać,kiedycięprzelecę”.
„Jateż.Mamkilkazabawek,któresobiewypróbujemy”.
O Boże. Mój członek, który już opadał, znowu stanął na baczność. Uśmiechnąłem

się,odkładająctelefon,iwtymsamymmomenciektośzapukał.Podszedłemdodrzwii
otworzyłemje.

–Tata!

background image

–Witaj,synu.Wybieraszsięgdzieś?–spytał,wchodzącdopokoju.
–Hm,prawdęmówiąc,tak.
–Świetnie,przyłączęsiędociebie–powiedział,stawiająctorbęnapodłodze.
–Cotyturobisz?
–Sprawdzam,coplanujesz.
–PrzyleciałeśażdoChicago,żebysprawdzić,coplanuję?
–Owszem–odparłikiwnąłgłową.
–Tato,dajspokój.
Westchnąłiusiadłnakrześle.
– Słuchaj, mama martwi się o ciebie. Więc żeby sprawić jej przyjemność,

powiedziałem,żepolecęzatobąisprawdzę,coporabiasz.

–Jeślitaksięmartwiła,dlaczegosamanieprzyleciała?
–MiałajużjakieśplanyzPeyton,którychniemogłaodwołać.Pomyślotymwten

sposób–możemyspędzićtrochęczasurazem,jakojcieczsynem–uśmiechnąłsię.

ChwyciłemtelefoninapisałemdoEllie.
„Przykro mi, mała. Muszę odwołać nasze spotkanie. Właśnie pojawił się tu mój

tata”.

„Weźswojegoseksownegotatusiazesobą.Zabawimysię”.
„Bardzośmieszne.Odezwęsię,kiedybędęnastępnymrazemwChicago”.
„Świetnie, przystojniaku, ale będzie mi cię dzisiaj brakowało. Naprawdę miałam

ochotęwypróbowaćtezabawki”.

„Następnymrazem,maleńka”.
Westchnąłemiodłożyłemtelefon.
– Pozwól, że zgadnę. Właśnie odwołałeś spotkanie z Sarah, Tru, Bellą, Ellie albo

Riley.

Przekrzywiłemgłowęizmarszczyłembrwi.
–No,któraztychuroczychdziewcząttobyła?–zapytał.
–Ellie.
Uśmiechnął się. Nie tym swoim ciepłym, kochającym uśmiechem. To był uśmiech,

którymówił„znamtentyp”.

–Niemusiałeśodwoływaćspotkaniazmojegopowodu,Collin.
–Owszem,tato,musiałem.Umieramzgłodu.Możemyiśćnakolację?
Zachichotał, wstając, i wyszliśmy razem z pokoju. Poszliśmy do Joe’s Seafood,

jednej z naszych ulubionych restauracji, w której zwykle jadaliśmy, kiedy byliśmy w

background image

Chicago. Usiedliśmy, zamówiliśmy po szkockiej i zaczęliśmy przeglądać menu. Tata
odchyliłsięnaoparciekrzesłairzuciłmitoswojespojrzenie.Takie,jakbypróbował
mniewybadać,ajanaprawdęniebyłemwnastrojunakazanie.Uśmiechnąłemsiędo
niego,kiedykelnerkapostawiłaprzednamiszklaneczkiiprzyjęłazamówienie.Potem
wyjąłemtelefoniwysłałemSMSdoJulii.

„Wiedziałaś, że tata jest tu, w Chicago, i właśnie jem z nim kolację, zamiast

uprawiaćclubbingzEllie?”

„LOL,bardzomnietocieszy.Terazwiem,żeniewpakujeszsięwżadnekłopoty”.
„Dzięki,siostrzyczko.Doceniamtwojewsparcie”.
„Miłegoczasuztatusiem,braciszku”.
Westchnąłem,odkładająctelefon,ispojrzałemnaojca.

background image

Rozdział5

O

tworzyłem oczy i nie mogłem uwierzyć, jak bardzo boli mnie szyja. Tata spał na

łóżku,amniewysłałnadostawkę,botoonwkońcupłaciłzatenpokój.Poszedłemdo
łazienki, ale akurat brał prysznic. Cholera. Wziąłem telefon, żeby sprawdzić
wiadomości.Byłajednaodmamy.

„Mam nadzieję, że miło spędziłeś czas z tatą. Poleciałabym z nim, ale nie mogłam

odwołać spotkania z Peyton. Wiem, że źle się czuł z tym, że kazał ci zmienić plany i
leciećdoChicago,imartwiłsięociebie.Dozobaczenia,skarbie.Kochamcię”.

Stałemigapiłemsięwtelefon.Awięctoonsięmartwił,aniemama.Okłamałmnie,

alewiedziałem,żenigdybysiędotegonieprzyznał.Wyszedłzłazienkiispojrzałna
mnie.

–Dobrzespałeś,synu?–zapytał.
Uśmiechnąłemsię,bowiedziałem,jakbardzokochamnieiJulię.
–Tak,tato.Doskonale.
–Todobrze.Copowiesznaśniadanie?
– Mam się spotkać na śniadaniu z Dianą i Jacobem. Zjedz z nami, proszę.

Odwołałem też ich lot do Nowego Jorku i poprosiłem w recepcji, żeby odebrali dla
nichpieniądze.Wrócąznami,jeśliniemasznicprzeciwtemu?Zaplanowałemtojuż
wcześniej.

– Oczywiście, że nie ma nic przeciw temu. Nie mogę się doczekać, kiedy ich

poznam.

Poszedł ubrać się do sypialni, a ja wszedłem pod prysznic. Kiedy zeszliśmy do

restauracji,DianaiJacobjużtamczekali.Kiedypodeszliśmydostolika,Dianawstała
ipodałaojcurękę.

–Miłomipanapoznać,panieBlack–uśmiechnęłasię.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Diano. To musi być Jacob – powiedział

ojciec,kładącdłońnajegogłowie.

Usiedliśmy i zamówiliśmy śniadanie. Diana była spanikowana, mówiła, że jej lot

zostałodwołanyimuszączekaćnakolejnydoNowegoJorku.

–Niemusicieczekać.Polecicienaszymprywatnymsamolotem–uśmiechnąłsiętata.
– Panie Black, nie mogłabym. Collin już i tak wiele zrobił dla Jacoba i dla mnie.

Naprawdęmożemyzaczekać.

background image

–Bzdura.Lecicieznami.
SpojrzałemnaDianę.
– Nie ma sensu się z nim spierać. Zawsze wygrywa. Chyba że spiera się z mamą.

Wtedytoonawygrywa.

–Collin…
–Nawetniepróbujzaprzeczać,tato–przerwałemmu,aonsięroześmiał.
Zjedliśmywczwórkęwspaniałeśniadanie,akiedyspojrzałemnazegarek,okazało

się, że czas wyjeżdżać z hotelu. Chłopiec hotelowy przyszedł do pokoju po nasze
bagaże,atatasprowadziłpodhotelsamochód.

Wsiedliśmydosamolotu.Jacobbyłzachwycony.
–Rany!Alesuper!–wykrzyknąłizacząłkaszleć.
Tataspojrzałnamnie,apotemnaJacoba.
–Usiądź,gdzietylkomaszochotę,ajaktylkowystartujemy,pokażęci,gdziesągry

komputerowe.

–Tusągrykomputerowe?Alesuper!Słyszałaś,mamo?
–Tak,kochanie–uśmiechnęłasięDiana.
Wszyscyzajęliśmymiejsca,akiedytylkoznaleźliśmysięwpowietrzutataiDiana

odpięlipasyiusiedliprzyokrągłymstoliku,ajapokazałemJacobowigrywideo.

–Gdziepracowałaś,Diano?–spytałtata.
–WRogersMediaCorp.ByłamsekretarkąGlennaWilliamsa,wiceprezesa.
Ustawiłem system dla Jacoba i usiadłem z nimi przy stoliku. Tata odchylił się na

oparciekrzesłaipotarłbrodędłonią.

–Słyszałemjakiśczastemu,żetoną–powiedział.
–Tak,tostałosiętaknagle.Pewnegodniaprzyszłamdopracyidowiedziałamsię,

żezwalniająwszystkich,pozakilkomaosobami.

Jacobzacząłkaszlećprzyswojejgrzeitataspojrzałwjegostronę.
–WktórejczęściNowegoJorkumieszkacie?–zapytałDianę.
–WBrooklynie–odparła.–Przeprowadziłamsiętamzmężemzarazpoślubie.
–Przykromizpowodutwojegomęża.Jacobmówił,żenieżyje.
–Dziękuję,panieBlack.–Odwróciławzrok.
–Mojasekretarka,Valerie,przechodziwłaśnienaemeryturę,więcszukamkogośna

jej miejsce. Na razie nikt nie zrobił na mnie specjalnie wrażenia, aż do tej pory.
Miałabyś ochotę pracować dla Black Enterprises jako moja sekretarka? Dostaniesz
pełne ubezpieczenie zdrowotne i bardzo dobrą pensję. Gwarantuję, że będziesz

background image

zarabiaładwarazytylecowRogersMediaCorp.

–PanieBlack,jestpanpewny?
–Absolutnie.Przyjdźjutrodobiurakołodziewiątej,aValeriewszystkocipokaże–

uśmiechnąłsię.

– O mój Boże, panie Black, nie wiem, jak panu dziękować! – powiedziała Diana,

wstałaiuściskałaojca.–Niemapanpojęcia,iletodlamnieznaczy.

Spojrzałemnatatę,kiedyDianaposzłaopowiedziećotymJacobowi.
–Dzięki,tato.Jesteśnaprawdęwspaniały.
–Nie,synu,tojacidziękuję.Totyjąznalazłeśipomogłeśjej.Gdybyniety,ciągle

niemiałbymsekretarki–mrugnąłdomnie.

Kiedytylkorozsunęłysiędrzwiwindy,rzuciłemtorbynapodłogę.Mamanadeszła

odstronykuchni,wyciągającdomnieramiona.

–Witajwdomu,Collin.Jakąmiałeśpodróż?
–Wporządku,mamo.Dobrzebyćznowuwdomu.
Mamapodeszładoojcaipocałowałagonamiętnie;byłtodługipocałunek,zdawał

sięniemiećkońca.

–Uch,możebyścieprzestali,wydwoje,alboposzlinagórę.
–Wierzmi,synu,właśniesiętamwybieraliśmy.–Tatazmrużyłoko.
Przewróciłem oczami, chwyciłem torby i poszedłem do swojego pokoju.

Usłyszałem, jak mama chichocze za moimi plecami. Rzuciłem torby na łóżko i
wyciągnąłemtelefon.ZauważyłemSMSodAidena.

„Cześć, stary, jesteś już w mieście? Kroi się duża impreza u Tiny Brian. Wszyscy

będą”.

„Cześć,właśniewróciłem.Októrejtaimpreza?”
„Oósmej”.
„Spotkamysiętam”.
Bingo.Imprezabyładokładnietym,czegobyłomiteraztrzeba.Dobrzeznaliśmysię

zTiną.Spotykaliśmysięodczasudoczasuimiłospędzaliśmyrazemczas.Aleniebyła
w moim typie. Nie zrozumcie mnie źle, to miła i seksowna dziewczyna, ale nie było
między nami tego iskrzenia, które miałem z Hailey. Iskrzenia, które – jak sądziłem –
nigdy się nie skończy. Usiadłem na łóżku i wyciągnąłem zdjęcie, na którym byliśmy
razem. Chowałem je w nocnej szafce. Przypomniały mi się nasze najlepsze czasy, co
bolało jak wszyscy diabli. Podniosłem telefon i odszukałem jej imię. I – cholera –
wysłałemdoniejwiadomość.

background image

„Cześć,couciebie?”
„Cześć,Collin.Wporządku.Auciebie?”
Żałowałem,żeniemogęnapisaćjejtegosamego.Niechciałemjejokłamywać.
„Niedobrze,Hailey,tęsknięzatobąjakwszyscydiabli”.
„Niezaczynajznowu.Musiszzostawićtozasobą,Collin”.
Zostawićzasobą?Czyonajestpoważna,docholery?
„Atyzostawiłaśtozasobą,Hailey?”
„Tak,zostawiłam.Przepraszam,jeślitocięzaboli,alepoznałamkogoś”.
Kiedytoprzeczytałem,zrobiłomisięniedobrzeipoczułemnieznośnybólwsercu.
„Cieszęsiętwoimszczęściem.Niebędęcięwięcejniepokoił”.
„Przykromi,alesądzę,żeniebyłonamtopisane”.
Jakmogłabyćtakązimnąsuką?Jakbypewnegorankaobudziłasięjakozupełnieinna

osoba. Nie wiedziałem już nawet, kim tak naprawdę była. Ale na pewno nie
dziewczyną,którąpoznałemwszystkietelatatemu.Nieodpowiedziałemnajejostatnią
wiadomość.Jeśliuważała,żeniebyłonamtopisaneiznalazłakogośinnego,niechtak
będzie. Nie będę kłamał, że nie byłem zdruzgotany – bo byłem, znowu. Jej słowa
bolałymniebardziej,niżkiedykolwiekwyobrażałemsobie,żemogąmnieboleć.Jeśli
jednak chciała, żebym zostawił to za sobą, to właśnie tak zrobię, ale jednego byłem
pewny–jużnigdyniepozwolę,żebyktośtakbardzomniezranił.

Położyłem rękę na gałce i przekręciłem, a kiedy drzwi się otworzyły, drgnąłem,

zaskoczony,bozanimistałaJulia.

–Witajzpowrotem–powiedziałaiuściskałamnie.
–Jezu,Julio,przestraszyłaśmnie.
–Przepraszam,aletotyotworzyłeśdrzwi.Właśniemiałamzapukać.Gdziemamai

tata?

–Ajakmyślisz?–mruknąłem,wyszedłemzpokoju,zamknąłemdrzwiispojrzałem

wgłąbkorytarza.

–Och–powiedziałaJulia,schodzączamnąposchodach.
Poszedłemdokuchni;Juliausadowiłasięprzystole.
–Jaksięczujesz?–zapytałem.
–Wporządku.Aty?
–Fantastycznie,Julio!
–Tak,jasne.Niezemnątenumery.
Przewróciłem oczami, nalałem sok do szklanek i pchnąłem jedną w stronę Julii po

background image

blaciestołu.

–Soku?–spytałem.
–Dzięki.Aterazpowiedzmi,cosiędzieje.
–Nic,Julio.Dlaczegouważasz,żecośsiędzieje?
Juliaoparłałokcienastoleipchnęłaszklankęzpowrotemdomnie.
–Bocięznamipotwojejtwarzywidzę,żecośsięstało.Mnienieoszukasz.
Westchnąłem.
– Doskonale. Wysłałem SMS do Hailey, a ona kazała mi zostawić to wszystko za

sobąipowiedziała,żekogośpoznała.

–Och,Collin,takmiprzykro.
– Przykro z jakiego powodu? – spytał tata, wchodząc do kuchni z szerokim

uśmiechemnatwarzy.

SpojrzałemnaJulięidyskretniepokręciłemgłową.
–Och,zżadnego,tato.Mówiłamwłaśnie,żebardzomiprzykrozpowoduchoroby

Jacoba.

–Och,notak.Tookropnachoroba.Miłocięwidzieć,księżniczko–uśmiechnąłsię,

całującjąwczoło.–Jesteściegotowidokolacji?

Spojrzałemnaniego,zdezorientowany.
–Kolacja?Mamjużplanynawieczór,tato.
–Opowiedzotymswojejmatce,synu.
–Oczymmamiopowiedzieć?–spytałamama,wchodzącdokuchni.
–Collinchcecicośpowiedzieć.–Tatauśmiechnąłsięiuniósłjednąbrew.
–Ocochodzi?
Cholera.Jejnigdyniepotrafiłemodmówić.
–Onic,mamo.Mówiłemwłaśnietacie,żeniemogęsiędoczekać,kiedypójdziemy

razemnadobrąkolację.Jużdawnonigdzieniebyliśmy.

–Och,świetnie.Bałamsię,żemożeszmiećjużplanynawieczór–uśmiechnęłasię

mama.

–Cóż,mam,aledopieronapóźniej.Jakeidzieznami?–zapytałemJulię.
–Nie,musidzisiajpomócswojemutacie.
Spojrzałemnazegarek.
–Doskonale,więcchodźmy.Umieramzgłodu–uśmiechnąłemsię,próbująctrochę

ichpogonić,żebyzdążyćpóźniejnaimprezę.Niechciałemsięspóźnić.

–Spieszyszsięgdzieś,synu?–spytałtata.

background image

–Uch,nie.Tylkojestemnaprawdęgłodny–uśmiechnąłemsię,wchodzącdowindy.

background image

Rozdział6

P

ocałowałem mamę i Julię na pożegnanie i wyszedłem z restauracji. Ponieważ tata

wziąłlandrovera,musiałempojechaćdoTinytaksówką.

–Nareszcie,stary–powitałmnieAidenzuśmiechem.Przybiliśmypiątkę.
–Przepraszam.Musiałemiśćzrodzinąnakolację.Wiesz,żemoirodzicemająfioła

napunkcierodzinnychkolacji.

–Jasne,żewiem.Chodź,napijmysięiimprezujmy!–wykrzyknął.
Weszliśmy do środka, a potem od razu do kuchni, gdzie Tina i kilkoro naszych

znajomychzebrałosięwokółstołu.Przygotowywalidrinki.

–Collin,rusztyłekichodźsięnapić!–zawołałaTina.
Czułem, że muszę zapomnieć o Hailey raz na zawsze. No dobrze, pewnie nie

zapomnę na dobre, ale przynajmniej na tę noc, jeśli naprawdę porządnie się nawalę.
Wziąłemwódkęzsokiemcytrynowymipodniosłemkieliszek.

–Pieprzyćzwiązki!–powiedziałemiwychyliłemzawartośćkieliszka.
–Tak,ipieprzyćwieleróżnychkobiet!–Aidenuśmiechnąłsię,podnosząckolejny

kieliszek.

Stałemprzystole,wlewającwsiebiejedenkieliszekzadrugim,kiedyktośpoklepał

mnieporamieniu.OdwróciłemsięizobaczyłemYasmin.

– Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś ani nie odpowiedziałeś na żadną z moich

wiadomości?

–Pocomiałbymdociebiedzwonić?–odparłem.
Chwyciła mnie za nadgarstek i wyciągnęła do ogródka na tyłach domu, gdzie było

ciszej.

–Cochceszprzeztopowiedzieć?Kochaliśmysię,powiedziałeś,żetobyłnajlepszy

seks,jakipamiętasz,iżenaprawdęcisiępodobam.

Cholera.Cozawieczór.Westchnąłemispojrzałemwjejzieloneoczy.
–Yasmin,seksztobąbyłfantastycznyinaprawdęuważam,żejesteśurocza,aleto

byłtylkoseks.Wiedziałaśotym.

–Nie,niewiedziałam!–krzyknęła.–Niejestempanienkąnajednąnoc,tydraniu!

Mówiłeś, że jestem piękna, myślałam, że to dla ciebie coś znaczy. – Po jej twarzy
zaczęłypłynąćłzy.

Nie miałem ochoty stać tam i słuchać jej zawodzenia. Miałem ochotę na piwo, ale

background image

kiedychciałemodejść,chwyciłamniezaramię.

– Wal się, Collin! Jesteś tylko zimnym draniem bez serca i mam nadzieję, że

dostanieszto,nacozasługujesz.Naprawdęmyślałam,żejesteśinnyniżreszta.

Patrzyłemnajejmokrąodłeztwarz.Tak,czułemsięźle,alenicniemogłemnato

poradzić.

–Przykromi,Yasmin,aleźlemyślałaś–powiedziałem,kręcącgłową,iodszedłem.

Wróciłem do środka, zostawiając ją, łkającą, w ogródku. Wyjąłem piwo z lodówki i
wypiłemtakszybko,jakpotrafiłem.

–Rany,zwolnij,brachu–rzuciłmójkumpelBrett.–Chybaniejestażtakniedobrze.
–Nawetniewieszjak–odparłem,dokończyłembutelkęisięgnąłemponastępną.
Spojrzałemnazegarek;byłapierwszawnocy.Cholera.Jutroosiódmejmiałembyć

w biurze na spotkaniu. Impreza trwała w najlepsze; Aiden był już w sypialni z jakąś
laseczką.OdszukałemBretta ispytałem,czy możewezwaćmi taksówkę,żebymmógł
wrócićdodomu.Zaśmiałsięizaprowadziłmniedoswojegosamochodu.

–Zapomnijotaksówkach,Collin.Jacięzawiozę.Dzisiajmamrolęszofera.
–Dzięki,chłopie.Jestemtwoimdłużnikiem.
Poprosiłem,żebyBrettwysadziłmnienadolnymparkingu,żebymmógłpojechaćna

górę windą. Kiedy ruszyła ogarnęły mnie mdłości. Uch. Nie wiedziałem, czy
wytrzymam. Zdecydowanie za dużo wypiłem. Kiedy drzwi się otworzyły,
spróbowałempójśćdoswojegopokoju,alepotknąłemsięnaschodachiupadłem.Było
mi wszystko jedno. Musiałem się tylko położyć, i to właśnie zrobiłem. Film urwał u
szczytuschodówizasnąłemnakorytarzu.

Poczułem,żecośdźgamniewbok,akiedyostrożnieotworzyłemoczy,zobaczyłem

tatę,którystałipatrzyłnamnie.

–Cojest,dodiabła,Collin!–wrzeszczał.
Przyłożyłemdłońdoczołaizamknąłemoczy.
–Przestań,tato.
– Natychmiast zabieraj stąd swój żałosny tyłek! Śmierdzisz wódą, a za godzinę

musiszbyćwbiurze.Weźprysznicisięogarnij.Niemamczasuterazsiętobązająć,
aletojeszczeniekoniec–powiedział,przechodzącnademną,izszedłwdółschodów.

Leżałem tam, w głowie mi huczało i wibrowało, jakbym jechał pociągiem. Nie

miałemochotywstaćiiśćdobiura.Miałemochotęspędzićresztędniawwygodnym
łóżku.Naglektośchwyciłmniezaramię.

– Chodź, Collin. Wstawaj. – Mama pomogła mi się podnieść. Zabrała mnie do

background image

łazienki i posadziła na sedesie. Puściła wodę z prysznica i zaczęła mi zdejmować
koszulę.

–Wporządku,mamo,przestań.Sampotrafięsięrozebrać.
–Bądźostrożny.Przygotujęcikoktajl,będzieczekałwkuchni.Lepiejsiępospiesz,

botatajestwściekły.

–Tak,tak,tak–wymruczałem.
–Czasamipatrzęnaciebieiniewiemjuż,kimjesteś–stwierdziłaznutązawoduw

głosie,apotemwyszłazłazienkiizamknęłazasobądrzwi.

Wstałemostrożnieiwszedłempodprysznic,pozwalając,byciepławodaspływała

pomoimciele.Umyłemsięiubrałem.Zszedłemnadółdokuchni,gdzietatasiedział
przystoleamamastałaprzyblacie,trzymającszklankętegoohydnegokoktajlu,który
ostatniopijałembardzoregularnie.

–Wypijtonatychmiast!–poleciłasurowo.
–Mamo…
–Niedenerwujmnie,młodyczłowieku.Siadajprzystole,ianisłowa.Zrozumiano?
Skinąłem głową i usiadłem. Tata tylko patrzył na mnie gniewnie z drugiej strony

stołu.

–Porozmawiamyotympóźniejinapewnocisiętarozmowaniespodoba.
–Tato…
– Nie denerwuj mnie. Szybko dokończ koktajl i zabieraj tyłek do garażu. Mamy

spotkanie.–Pokręciłciężkogłowąiwstał.

Dopiłemkoktajl.Włożyłembutyipocałowałemmamęnapożegnanie.
–Przepraszam,mamo.
–Zawszeprzepraszasz,Collin,aletojużniewystarczy.
Wszedłemdowindyispuściłemwzrok,czekając,ażdrzwisięzasuną.

Kolejny raz z trudem udawało mi się skupić na spotkaniu. Z drugiej strony stołu

patrzyłanamnieJulia;wjejoczachteżwidziałemrozczarowanie.Zdajesię,żeniktjuż
niebyłzemniezadowolony.Kiedyspotkaniedobiegłokońca,tatapowiedział,żebym
poszedłznimdojegogabinetu.Poprosił,żebymusiadł,apotemspojrzałnazegarek.

– Niedługo przyjdzie Diana, więc załatwię to szybko. Myślę, że jesteś jednym z

najinteligentniejszych ludzi, jakich znam, i masz znakomity zmysł biznesu. Musisz
wziąć się w garść i przestać się zachowywać jak bogaty rozpieszczony dzieciak, bo
inaczejzwolnięcięztejfirmyikompletnieodetnęodpieniędzy.Niesądź,żeblefuję.

background image

Rozumiesz?

Kiwnąłemgłową,wstałemzkrzesłairuszyłemdodrzwi.
– Hailey powiedziała mi wczoraj, że muszę zostawić to za sobą i że spotyka się z

kimś innym. Wyobraź sobie tylko, jakbyś się czuł, gdybyś usłyszał coś takiego od
mamy. – Powoli otworzyłem drzwi i poszedłem do swojego biura. Usiadłem przy
biurku, odwróciłem fotel i spojrzałem przez okno na ruchliwe miasto w dole. W
głowie ciągle mi huczało, więc otworzyłem szufladę biurka i wyjąłem fiolkę
ibuprofenu.Jużmiałemwrzucićkilkatabletekdoust,kiedydopokojuweszłaJulia.

–Hej–uśmiechnęłasię.
–Hej.Jeśliprzyszłaśpalnąćmikolejnekazanie,darujsobie.Tatawłaśniezagroził,

żewylejemniezpracyiodetnieodpieniędzy.

–Nigdybytegoniezrobił,Collin.–Juliausiadła.
– Dawno temu też bym tak myślał. Ale teraz nie jestem już taki pewny –

powiedziałem,spuszczającwzrok.

– Myślę, że musisz poszukać pomocy i porozmawiać z kimś o Hailey. Idź do

psychiatry.

Parsknąłemśmiechem.
–Jasne,jasne.Niepójdędopsychiatry.Poradzęsobie.
– Radzisz sobie, kiedy pijesz. Nie widzisz, Collin, że to tylko plaster, i bez niego

nigdynieprzestanieszoniejmyśleć.

–Nierozumiesz,Julio.Niktnierozumie,jaktojest,coterazczuję.Możeoszalałem.

Ktowie,docholery.

–Onabyłatwojąpierwsząmiłością,apierwsząmiłośćtrudnozapomnieć.Alenie

możesz zapijać problemów. Mama i tata zawsze nas uczyli, że problemy należy
rozwiązywać.Aalkoholniejestrozwiązaniem.

–Mówisz,jakbymbyłalkoholikiem.Niejestemalkoholikiem,Julio.
–Niepowiedziałam,żejesteś.Tylkomartwięsię,żewszedłeśnadrogędonikąd.
Westchnąłem,wstałemzkrzesłaiwyjąłembutelkęwodyzminiaturowejlodówki.
–Niemartwsięomnie.Nicminiebędzie.Naprawdę.
–Zapomniałeś,żezakilkadnimaszurodziny?–spytała.
–Nie,niezapomniałem,amamaitataotymniewspominali.
Uśmiechnęłasięipodniosła.
– To dlatego, że przygotowują dla ciebie przyjęcie niespodziankę. Nie waż się

powiedzieć im, że coś wiesz. Jake i ja zabieramy cię na kolację, a potem wrócimy z

background image

tobądodomu.Mówięciotymtylkodlatego,żebyśniezaplanowałczegośiniezepsuł
imtego.Więcdajęcicynk.

Podszedłemdoniejiuściskałemją.
–Dzięki,żemiotympowiedziałaś.Bonapewnocośbymzaplanował.
–Wiem–uśmiechnęłasię.
Położyłemdłońnajejbrzuchuipoczułemniewielkiewybrzuszenie.
–Jaksięmiewamójsiostrzeniecalbosiostrzenica?
–Świetnie,muszękupićsobiejużjakieściążoweubrania.Wswojeprzestałamsię

mieścić.

–Mamapewnieniemożesięjużdoczekać,kiedyzabierzecięnazakupy.
–Toprawda.Wybieramysięjutro–powiedziałaJulia,otwierającdrzwi.–Kocham

cię,mójmałybraciszku.

–Jateżciękocham,mojastarszasiostro–odparłemzuśmiechem.

background image

Rozdział7

Connor

S

iedziałem przy biurku, rozmyślając o Collinie i o tym, co, do diabła, mam z nim

zrobić.WkońcupodniosłemsłuchawkętelefonuizadzwoniłemdoDenny’ego.

–Cześć,Connor.
–Cześć,Denny.Jaksięmasz,przyjacielu?
–Znaszmnie;nienarzekam.
–Dobrzesiębawisznaemeryturze?–spytałem.
–Możebyć.
– Zastanawiałem się, czy nie mógłbym wpaść do ciebie później. Muszę z tobą

pogadaćoCollinie.

–Jasne.Będętucałydzień.
–Doskonale.Więcdozobaczenia.
Zawsze mogłem liczyć na dobrą radę Denny’ego. W końcu zawsze dorzucał swoje

trzygrosze,kiedychodziłoooEllery.

Spotkałem się z Dianą, która zaakceptowała moją propozycję i zgodziła się zostać

moją sekretarką. Valerie spędziła z nią cały dzień i pokazała jej wszystko co trzeba.
Skończyłem papierową robotę i zajrzałem do Collina, żeby sprawdzić, co porabia, i
powiedzieć,żewychodzęitegodnianiewrócęjużdobiura.Kiedywszedłemdojego
gabinetu, stał i patrzył w okno z rękami w kieszeniach. Bardzo przypominał mi mnie
samegozczasów,kiedybyłemwjegowieku.

–Synu–powiedziałem,wchodzącdopokoju.
–Cześć,tato.
–Mamspotkanie,więcwychodzęidzisiajjużmnietuniebędzie.
– Dobrze. Wezmę taksówkę albo pojadę do domu z Julią. Wiesz, naprawdę

powinieneśzatrudnićjużkogośnamiejsceDenny’ego.

–Tak,wiem.Zobaczymysięwdomu.
Wyszedłemzbudynku,wsiadłemdolandroveraipojechałemdoDenny’ego.Kiedy

tam dotarłem, siedział w ogródku na tyłach domu. Podszedłem i uściskałem go. Nie
widziałemgoodmiesiącainaprawdęmigobrakowało.

–SiadajiopowiedzmioConnorzejuniorze–powiedział.

background image

Westchnąłem,usiadłemiwziąłemszkocką,którąjużdlamnieprzygotował.
–Dlaczegotaknazywaszmojegosyna?
– Bo niedaleko pada jabłko od jabłoni. Mówiłem ci, że pewnego dnia przeszłość

wrócidociebieiugryziecięwtyłek–uśmiechnąłsię.

Przewróciłemoczami.
–Mazłamaneserceizadużoimprezuje.Bógjedenwie,zilomakobietamiuprawiał

jużseks.

– Jak już mówiłem, niedaleko pada jabłko od jabłoni – zaśmiał się Denny. –

Chłopak ma twoje geny, Connor. Postaraj się postawić na jego miejscu, bo
przeżywałeśkiedyśtosamo.Wieszjuż,jaktojest.Miałeśzłamaneserce,bouważałeś,
że jesteś odpowiedzialny za śmierć Amandy. On ma złamane serce, bo miłość jego
życia,aprzynajmniejontakuważa,porzuciłagoiwyjechaładoinnegokraju.Próbuje
się jakoś bronić, tak jak ty kiedyś. Tłumi ból alkoholem i seksem. Tak jak ty kiedyś.
Różnica polega na tym, że ty możesz mu pomóc. Twojego ojca nie było przy tobie,
więc starałem się go zastąpić tak, jak umiałem. Ale ty przeżywałeś kiedyś to samo,
więcmożeszdoniegodotrzeć.

–Próbowałem.Niechcemniesłuchać.
–Tak,znamtouczucie–uśmiechnąłsięipodniósłswojąszklaneczkę.–Myślę,że

musisz zagrać z synem w otwarte karty i powiedzieć mu o zasadach, jakimi się
kierowałeśwstosunkudoswoichkobiet.

Spojrzałemnaniegozprzerażeniem.
–Niemamowy,żebympodzieliłsiętymzeswoimsynem.
–Porzućswójdoskonaływizerunek,Connorze.Collinokropniecierpi.Robitosamo

co ty kiedyś. Musisz pokazać mu, że to droga donikąd i że jeśli z niej nie zejdzie,
pożałujetego.Byłeśżałosnymdraniem,dopókiniepoznałeśEllery.Musiszpowiedzieć
muoAshlyniotym,cozrobiłatwojejrodzinie.Nigdyniewiadomo,możesięzdarzyć,
żeonteżspotkapsychopatkętakąjakona,jeślisięwporęnieopamięta.

Wychyliłemwhisky.
– Myślałem już o tym. Różnica polega na tym, że ja w jego wieku byłem bardziej

odpowiedzialny, jeśli chodzi o pracę, Zagroziłem mu, że go zwolnię i odetnę od
pieniędzy,jeślinieweźmiesięwgarść.

– Czy to na pewno było mądre posunięcie? Po prostu bądź z nim, Connor. A co

mówiotymwszystkimEllery?

–Denerwujesię,oczywiście,imartwioniego.

background image

–ChłopakmananazwiskoBlackipochodzizwybitnejikochającejsięrodziny.Da

sobieradę.Alebędziepotrzebowałdotegotwojegoprzewodnictwa.

– Dzięki, stary. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć – uśmiechnąłem się. –

Będziesznajegoprzyjęciuurodzinowym,prawda?

– Za nic bym tego nie przepuścił. Może nawet trochę sobie z nim pogadam. –

Zmrużyłoko.

Wstałemzkrzesła,uścisnąłemgolekkonapożegnanieipojechałemdodomu.

Piłemkawęwkuchni,kiedyCollinzszedłnadół.
–Dzieńdobry,Collin–przywitałagoEllery,kiedypocałowałjąwpoliczek.
–Dzieńdobry,mamo.Tato…–powiedział,spoglądającnamnie.
–Będzieszmusiałwrócićnagórę,żebysięprzebrać–stwierdziłem.
–Dlaczego?
–Bopojedziemydzisiajzagraćwgolfa.
Spojrzałnamniedziwnie.
–Hm?
–Niejedziemydobiura.Urwiemysiędzisiajzpracyispędzimytrochęczasurazem,

jakojcieczsynem.

–Och–mruknął,zaskoczony.–Dobrze.CzyJuliaotymwie?
–CzyJuliawieoczym?–spytała,wchodzącdokuchni.
–Witaj,księżniczko–uśmiechnąłemsię,kiedypodeszła,żebymniepocałować.
–Tataijaniebędziemydzisiajwbiurze.Zamiasttegojedziemypograćwgolfa.
–Wamtodobrze!–uśmiechnęłasię.–Jawybieramsięzmamąpociążoweubrania.
–Zdajesię,żedzisiajcałarodzinawagaruje–zaśmiałasięEllery.
Wstałemzkrzesłaiobjąłemjąramionami.Mimożeminęłojużtylelat,jejzapach

nadaldoprowadzałmniedoszaleństwa.Przysunąłemustabliżejjejuchaiszepnąłem:

–Mymożemypowagarowaćrazempóźniej.Całąnoc,jeślimaszochotę.
–Mhm–jęknęła.–Niemogęsiędoczekać.
–Halo!Tusądzieci!–krzyknęłaJulia.
Zaśmialiśmy się z Ellery i pocałowaliśmy na do widzenia. Potem ja i Collin

wsiedliśmydorangeroveraipojechaliśmynaśniadanieprzedpartiągolfa.

–Uwielbiamteichomlety–powiedziałCollin,wkładająckawałekdoust.
–Zawszetunajbardziejlubiłeśjeśćśniadania–uśmiechnąłemsię.
Collinspojrzałnamnieiupiłłykkawy.

background image

–No,dobra,tato.Przyznajsięjuż.Wczorajbyłeśgotówmniezwolnićiodciąćod

kasy,adzisiajzabieraszmnienaśniadanieigolfa.Ocochodzi?Maszzamiarpalnąć
mikazanie?

background image

Rozdział8

S

iedziałem tam i słuchałem, jak ojciec opowiada o swojej przeszłości. O swoich

kobietach, swojej prześladowczyni i o tym, jak to się stało, że jest tym, kim jest.
Rozwaliłmnie,kiedyzacząłmówićoswoichzasadach.Trudnomibyłotegosłuchać.
Rozumiałem, dlaczego przypominałem mu jego samego. Zauważył, że zachowuję się
dokładnietaksamojakonkiedyś.Byłomigożal.Żałowałem,żedoprowadziłemgodo
tego,żemusiałjeszczerazwrócićdoswojejprzeszłości.Powiedziałemmu,żenicmi
niejestiżebysięniemartwił.Aleonwiedział,żejestinaczej,iprzyznał,żejednaksię
martwi.

–Pewnegodnia,synu,spotkaszmiłośćswojegożycia.
–Jużspotkałem,tato.
– Przykro mi to mówić, ale nie, nie spotkałeś. Hailey nie była miłością twojego

życia.Zrozumieszto,kiedywreszciespotkasztęjednąszczególnąosobę.

To,comówił,niemiałożadnegoznaczenia.Haileybyłamiłościąmojegożyciainikt

nie przekonałby mnie, że jest inaczej. Nikt inny nie wiedział, co się dzieje w mojej
głowie i w moim sercu. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo kochałem tę dziewczynę –
kiedyśiteraz.Pośniadaniuniemalprzezcałydzieńgraliśmywgolfa.Tobyłoświetne
spędzić cały dzień z tatą. Ale bez względu na to, ile czasu spędzałem z kimkolwiek
innym,Haileyciąglebyłanajważniejszainiemogłemprzestaćoniejmyśleć.

–Muszęporozmawiaćztobąotwoichurodzinach–oznajmiłtata.
–Toznaczy?
– My z mamą musimy być na imprezie charytatywnej, z której nie możemy się

wykręcić.Więczabierzemycięgdzieśnastępnegodnia.

Uśmiechnąłemsiędosiebie,bogdybymjużnieznałprawdy,chybabymmuuwierzył.
–Niemasprawy,tato.
–JuliaiJakechcącięzaprosićnakolację,więcnieplanujnicinnego.
–Wporządku–powiedziałem.
Spojrzał na mnie dziwnie i wrócił do golfa. Dokończyliśmy grę i wróciliśmy do

domu, a potem zabraliśmy mamę, Julię i Jake’a na kolację. Po kolacji wróciłem do
domu i spędziłem resztę wieczoru z mamą i tatą. To wywołało uśmiech na twarzy
mamy,amniebyłomiło,żebyłazadowolona.

background image

–Stolat,mójkochanymałychłopczyku–życzyłamimama,kiedyweszładomojego

pokojuipocałowałamniewpoliczek.

–Dzięki,mamo–uśmiechnąłemsię.
–Przygotowałamcinaśniadaniewszystko,conajbardziejlubisz.Więcubierajsięi

chodźnadół.

Sięgnąłem po telefon leżący na nocnej szafce w nadziei, że Hailey przynajmniej

przysłałamiżyczeniaurodzinowe.Przejrzałemwiadomości,aleanijednaniebyłaod
niej,cosprawiłomiwielkizawód.Wstałemzłóżka,wziąłempryszniciubrałemsię,a
potem zszedłem na dół na wspaniałe śniadanie, które przygotowała dla mnie mama.
Wchodzącdokuchni,przywołałemnatwarzwymuszonyuśmiech.

–Mamo,jaktupiękniepachnie.
–Dziękuję.Siadaj,ajaprzyniosęcitalerz.
–Wszystkiegonajlepszegowdniuurodzin,synu–uśmiechnąłsiętata.
–Dzięki,tato.
Mamapostawiłanastoletalerzzjajkamiifrancuskimigrzankami,apotemusiadła

obokmnie.

–Takżałuję,żeniemożemybyćdzisiajztobą–stwierdziłazesmutnąminą.
– Nie ma sprawy, mamo. Możemy pójść gdzieś kiedy indziej. To żaden problem.

Jestemjużdużymchłopcem.–Puściłemdoniejoko.

–Cóż,przynajmniejspędziszdzisiajczaszJuliąiJakiem.
Tak, pomyślałem w duchu. Bardzo kochałem swoją rodzinę, ale jedynej osoby, z

którąnaprawdęchciałemspędzićswojeurodziny,tutajniebyło.

Resztę dnia spędziłem z biurze, nadrabiałem zaległości z kilku ubiegłych tygodni.

Uznałem, że może już czas rzucić się w wir pracy, bo pewnego dnia to będzie moja
firma, a chciałem odnosić takie sukcesy jak tata, no i chciałem, żeby był ze mnie
dumny.

–Wszystkiegonajlepszego,bracie–życzyłmiJakeipodałmirękę.
–Dzięki.–Usiadłemprzystole.
Zjedliśmy w trójkę wspaniałą kolację i nie mogłem się doczekać, kiedy wrócę do

domu i naprawdę zacznę pić na swoim przyjęciu. Jeśli był jakiś wieczór, kiedy
naprawdępotrzebowałemsięupić,towłaśnieten.Minąłcałydzieńbezjednegosłowa
odHailey.Kolejnyrazudałojejsięzłamaćmiserce,itojajejnatopozwoliłem.Po
kolacjiwsiadłemdorangeroveraJuliiiJake’airazempojechaliśmydodomu.

–Aterazpamiętaj,żebyśudawałzaskoczenie–przypomniałamiJulia.

background image

Drzwi windy się otworzyły, nagle rozbłysły światła i wszyscy zawołali:

„Niespodzianka!”. Uśmiechnąłem się szeroko, zrobiłem krok do przodu i udałem, że
jestemwszoku.

– O mój Boże! Nie mogę uwierzyć, że to zrobiliście – uśmiechnąłem się do

rodziców.

–Jesteśzaskoczony,kochanie?–spytałamamazszerokimuśmiechem.
–„Zaskoczony”niejestwłaściwymsłowem,mamo.Rany.Dziękujęwamobojgu.
Kiedy rodzice już mnie wyściskali, a mama obdarzyła mnie dwudziestoma dwoma

urodzinowymicałusami,podeszładomniePeytoniwyciągnęłaramiona.

–Wszystkiegonajlepszegozokazjiurodzin,Collin–powiedziałaiucałowałamnie

wobapoliczki.

–Dziękuję,Peyton.AgdzieHenry?
–Wdrodze.Pacjentgozatrzymał.Niemuszępytać,jaksięczujesz.
Wziąłemgłębokioddech.
–Jakośsiętrzymam.
– Przykro mi z powodu zachowania Hailey, ale chcę, żebyś wiedział, że moje

uczuciadociebienigdysięniezmienią.Kochamciębardzoinic,comogłabyzrobić
mojacórka,nigdytegoniezmieni.

–Jateżciękocham,Peyton.Dziękuję–uśmiechnąłemsię.–Ateraz,wybacz,bardzo

potrzebujęscotcha.

Poszedłemdobaru,gdziebarmannalałmiszklaneczkę.Upiłemłykiusłyszałemza

sobąmęskigłos.

–Mamnadzieję,żepodobającisiętwojeurodziny.
–WujekDenny,jakmiłocięwidzieć.Couciebie?
–Wszystkowporządku,synu.Aleniemówmyomnie.Pytaniewieczorubrzmi,cou

ciebie?

Niemogłempowstrzymaćuśmiechu,boczułemjuż,żezbliżasiękazanie.Pamiętamz

czasów, kiedy dorastałem, że mój ojciec ciągle słuchał jego kazań. Denny miał taki
specjalny ton głosu, którego używał tuż przed wygłoszeniem kazania. Nie wyglądał
dobrzeiwiedziałem,żetatabardzosięoniegomartwi.

–Wszystkowporządku.
– Chodź, usiądziemy – powiedział, objął mnie ramieniem i pociągnął w stronę

kanapy,naktórejniktniesiedział.–Twójtatabardzosięociebiemartwii,szczerze
mówiąc,jateż.

background image

–Radzęsobie,wujku.Jestdobrze,niemasięocomartwić.
– Naprawdę? Bo zalewasz się i uprawiasz seks ze wszystkimi kobietami w tym

stanie.

–Ciszejtrochę,wujkuDenny–mruknąłem,rozglądającsiędookoła.
Dennyzaśmiałsięgłośno.
–Wrodziłeśsięwojca,topewne.Pewnegodnia,mójchłopcze.Pewnegodniaona

zwalicięznóg.Iwierzmi,toniebędzieHailey.Onaitaknigdyniebyłatąjedynąi
pewnegodniawreszcietozrozumiesz.Aterazwybaczmi,muszęporozmawiaćztwoją
mamą.

Wstał i zostawił mnie, a ja siedziałem jak zamurowany. Jestem pewny, że miałem

takisamwyraztwarzy,jakiwidywałemzawszeuojca.

– Chodź, Collin. Czas, żebyś zdmuchnął świeczki. – Mama uśmiechnęła się i

zaprowadziłamniedokuchni.

Wszyscy zebrali się dookoła, śpiewając „Sto lat”, a ja zdmuchnąłem dwadzieścia

dwiepłonąceświeczki.

–Pomyślałeśsobiejakieśżyczenie,synu?–spytałtata.
–Tak,pomyślałem–odparłemzuśmiechem.
Nazewnątrzmogłosięwydawać,żeświętujęswojeurodziny,alewśrodkubyłem

złamanymczłowiekiem,zpustkątakgłęboką,żewszelkieemocjeginęływniej,bysię
jużnigdynieodnaleźć.Kiedyodkroiłempierwszykawałektortu,podałemnóżmamiei
poszedłem do baru po kolejnego scotcha. Jeszcze raz, ostatni raz, musiałem się
znieczulić.Jutrobędzieinaczej.Aletegowieczoruchciałemowszystkimzapomnieć.

background image

Rozdział9

Trzymiesiącepóźniej…

P

ourodzinachipoważnychprzemyśleniachpostanowiłemtrochęwyhamować.Mam

namyślito,żezacząłembardziejuważaćnato,corobię.Nieupijałemsięjużwśrodku
tygodnia, bo byłem skoncentrowany na firmie i swojej pracy. Ale nadrabiałem to w
weekendy. Zaczynałem imprezować koło szóstej w piątkowe wieczory i kończyłem o
dwudziestej w niedziele. Chodziłem do klubów, na imprezy u znajomych i często
uprawiałem seks. Ciężko mi się do tego przyznać, ale złamałem kilka serc. Kobiety
wiedziały, że chodzi tylko o jedną noc, więc to nie moja wina ani nie mój problem,
jeśli nie potrafiły tego zrozumieć. Jeśli chodzi o rodziców, uporządkowałem trochę
swoje życie i zacząłem zachowywać się jak odpowiedzialny dorosły człowiek. Ale
Juliinieudałomisięnabrać.Znałamniezadobrze.Zdarzałomisięnocowaćunieji
Jake’a, bo nie chciałem, żeby rodzice widzieli, jak bardzo jestem pijany. Właściwie
nieźle się bawiłem. W końcu zacząłem też zapominać o Hailey, bo im więcej było
kobiet, z którymi spałem, a potem zostawiałem, tym lepiej się czułem. Miałem to co
najlepsze z obu światów, fantastyczną pracę i mnóstwo kobiet, na które wystarczyło
pstryknąćpalcami.Niepotrzebowałemstałegozwiązku.Mojesercegoiłosięiporaz
pierwszy od czasu, kiedy Hailey ode mnie odeszła, czułem się dobrze. Moje nowe
życiowemottobrzmiało:stałezwiązkiniesłużąszczęściumężczyzny.

–Dzieńdobry,Diano.Jesttam?
–Jest,Collin–uśmiechnęłasię.
– Wysłałem wczoraj wieczorem wiadomość do Jacoba, ale nie odpowiedział.

Wszystkoznimwporządku?

– W jak najlepszym. Wczoraj przyszedł do niego kolega, grali w jakąś grę wideo,

więcpewniepoprostuzapomniał.

–Todobrze.Cieszęsię,żemałynawiązujenoweznajomości.
–Bardzodziękuję.Jestznacznielepiej,odkiedymogłamgoprzenieśćdoprywatnej

szkoły.Dziękitwojemuojcuitobie.

–Niewspominajotymnawet.–Zmrużyłemoko.
Otworzyłemdrzwiizobaczyłemtatę,którysiedziałtyłem,zwróconydookna.
–Cześć,tato.Wszystkowporządku?

background image

Odwróciłsięispojrzałnamnie.
–Tak,synu.Wjaknajlepszym.TylkomyślałemoDennym.
–Czytoznaczy,żezatrudniłeśnowegoszofera?
–Owszem,synu,zatrudniłem.Znaszgo.
–Tak?–spytałem,zdezorientowany.
–Tak.ZatrudniłemRalphazdziałutransportu.
Niemogłempowstrzymaćśmiechu.
–MówiszoRalphiem?
Tataspojrzałnamniesurowo.
–Zgadzasię,inienazywajgotak.Tobardzodobrypracownik,ipracujetuodwielu

lat.Myślę,żebędziebardzodobry.

Przewróciłemoczami.
–Skorotakmówisz.AleniejestDennym,topewne.
–NigdyniebędziedrugiegotakiegojakDenny–powiedziałtataiznowuodwrócił

siędookna.

– Dzień dobry, tato. Dzień dobry, braciszku – powiedziała Julia, wchodząc do

gabinetu.

–Dzieńdobry,księżniczko.
–Hej,siostrzyczko.Rany.Jesteśgrubszaniżwczoraj!
Szturchnęłamniewramię.
– Idziemy dzisiaj z Jakiem na USG i chciałam zapytać, czy ty i mama nie

poszlibyścieznami.

Oczymojegoojca,jeszczeprzedchwilątakiesmutne,rozbłysły.
–Bardzochętniebymposzedł.Rozmawiałaśjużzmamą?
– Tak, była zachwycona. Chciała, żebym najpierw zapytała ciebie. Jesteśmy tam

umówieninatrzecią.Możeciespotkaćsięznamiulekarza.

–Doskonale.WyślęRalphadodomupotwojąmamę.
ZnowuzacząłemsięśmiaćiJuliateżniemogłapowstrzymaćśmiechu.
–Cozaokropnezwasdzieci.Mamnadzieję,żeotymwiecie–stwierdziłtata.
WstałemzkrzesłaipocałowałemJulięwpoliczek.
–No,uciekamstąd.Czekamniejeszczespotkanieitrochępapierkowejrobotyprzed

weekendem. Lepiej zadzwoń do mnie, kiedy będziesz już wiedziała, czy będę miał
siostrzeńcaczysiostrzenicę–rzuciłemjeszcze,wychodzączbiura.

background image

Kiedykończyłemprzeglądaćdokumenty,zadzwoniłmójtelefon.ByłatoJulia.
–Noi?–spytałem.
–Będzieszmiałsiostrzeńca!–powiedziałaJulia,podekscytowana.
–Och,towspaniaławiadomość,Julio.Gratuluję.Mamaitatasąpewniewsiódmym

niebie.

–Owszem.Tatamiałłzywoczach,amamawybuchnęłapłaczem.
–Nojasne.Tofantastycznie.Niemogęsiędoczekać,kiedygopoznam.
–Idziemyteraznakolację.Dołączyszdonas?–spytała.
–Nie,mamjużplany.Zobaczymysięjutro.
–Dobrze.Niewpakujsięwkłopoty.
–Tegoniemogęobiecać–zaśmiałemsię.
Zamknąłem komputer, chwyciłem teczkę i wyszedłem z budynku, żeby zacząć

weekend.Wybierałemsiędodomkunaplaży;mieliśmyzamiarzAidenemzajrzećdo
nowegoklubu,któryotwartowokolicy.Niechciałemmartwićrodziców,pokazującsię
wdomu,bonastępnegodniamielileciećdoChicago.

Kiedy wjechałem na podjazd, Aiden siedział w swoim samochodzie i czekał na

mnie.

–Najwyższyczas,chłopie–powiedział.Wysiadłiprzybiliśmypiątkę.
– Przepraszam, musiałem dokończyć to, co robiłem w biurze, a potem utknąłem w

koszmarnymkorku.

Wsunąłem klucz w zamek i otworzyłem drzwi. Zaniosłem torby prosto do mojego

pokoju,podczasgdyAidenrozsiadłsięnakanapieiczekał.

–Stary,muszęnajpierwwziąćprysznic.Zamówdlanaspizzę.Umieramzgłodu!–

krzyknąłemwdółschodów.

Wziąłemprysznic,ubrałemsięizszedłemnadół.
–Zamówiłeś?
–Tak,powinnabyćzakilkaminut–odparłAiden.
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi. Chwyciłem portfel, otworzyłem i

zostałemzaskoczonyprzezpięknądziewczynę,którastałanaprogu.Spojrzałanamniei
uśmiechnęłasięszeroko.

– Przywiozłam pizzę. To będzie dwadzieścia dolarów, proszę – odezwała się

nieśmiało.

Wyciągnąłemtrzydzieściipodałemjej.
–Proszę,dziesięćtotwójnapiwek.–Mrugnąłemdoniej.

background image

Zagryzła wargę i podziękowała. Już odchodziła, ale zatrzymała się nagle i

odwróciła.

–Normalnienierobiętakichrzeczy,alemożemiałbyśochotępóźniejgdzieśwyjść?
Aniechto!Niebyłemtujeszczenawetgodziny,ajużbyłemumówiony!
– Jasne. Mój przyjaciel Aiden i ja wybieramy się właśnie do tego nowego klubu,

który właśnie otworzyli w Northpoint. Będziemy tam koło dziewiątej, gdybyś miała
ochotęsięznamispotkać.

– Świetnie. Spytam znajomych, czy nie chcieliby tam pójść. Możesz dać mi swój

numer?Napiszę,kiedyjużtambędziemy.

–Jasne,dajmiswójtelefon–uśmiechnąłemsię.
Wystukałemswójnumeriwcisnąłem„zapisz”.
–Atakprzyokazji,jakmasznaimię?
–Alexis.Aty?
–Collin.
–Więcdozobaczenia,Collin.–Uśmiechnęłasięizabrałaswojefantastyczneciało

zpowrotemdosamochodu.

Zatrzasnąłemdrzwiiposzedłemzpizządokuchni.
–Nieźle.Naprawdęnieźle,brachu.Niewidziałemjej.Laska?
–Cholera,naprawdęświetnalaska!
–Lepiejuważaj,chłopie.Tinamówiłaminiedawno,żekilkajejprzyjaciółekuważa

cięzakobieciarza.

–Skądimprzyszłodogłowycośtakiego?
–Jejdwiekoleżanki,zktórymisięprzespałeś,sąwściekłe,bonieodpowiadałeśna

ichtelefony–zachichotał.

–Noi?Niepowinnybyćzaskoczone.Znająmnie,wiedziały,czegosięspodziewać.
– Tylko mówię, bracie – uśmiechnął się. – Kocha je i porzuca. Taki jest Collin

Black.

–Porzucamje,tak.Kocham–nie–powiedziałem.
Zjedliśmy pizzę, usiedliśmy na kanapie, obejrzeliśmy mecz hokejowy, wypiliśmy

kilkapiw,apotemposzliśmydoklubu.

– Hej, myślałam już, że nigdy was tu nie znajdziemy. Ale tu tłumy – powiedziała

Alexis.

–Hej.Dzięki,żeprzyszłaś–uśmiechnąłemsięiobjąłemjąlekko.

background image

Wyglądała bardzo seksownie w krótkiej, obcisłej, czarnej spódniczce, czarnej

bluzce bez rękawów i czarnych butach na wysokich obcasach. Przedstawiłem ją
Aidenowi, a ona mnie swoim znajomym. Gadaliśmy, piliśmy i tańczyliśmy. Alexis
umiała się ruszać. Zastanawiałem się, jak by wyglądała, tańcząc na rurze. Na samą
myślotympoczułem,żemistaje.Tenogi,owinięteciasnowokółrury,zsuwającesię
wdół.

–Chodźzemną–powiedziałem,chwyciłemjązarękęipociągnąłemnatyłyklubu.
Był tam długi korytarz z toaletami, a na końcu drzwi po lewej stronie z napisem

„Magazyn”. Przekręciłem gałkę i, o dziwo, drzwi się otworzyły. Wciągnąłem ją do
środkaizamknąłemdrzwi.Wgórześwieciłomętneświatło.

–Comyturobimy?–spytałazuśmiechem.
–Chciałembyćztobąsam.Caływieczórpatrzyłemnatwojeciało.
Zarzuciła mi ręce na szyję i pocałowała mnie. Podniosłem ręce do jej wielkich

piersi,akiedyzacząłemjeściskać,jejrękapowędrowaładomoichspodni.

–Ach–jęknąłem,przerwałempocałunekiprzylgnąłemustamidojejszyi.
Podniosłemjejbluzkęirozpiąłemstanik,czującpodpalcamijejpiersi.
–OmójBoże.Zarazskończę–powiedziała.
–Mówiszpoważnie?–spytałem.
–Tak–wyjęczała.Całyczasugniatałemjejpiersi.
Wsunąłemjednąrękępodspódniczkęichwyciłemjązacipkę.
–Nie!Niedotykajmnietamnadole.Chcętylko,żebyśdotykałcycków.
Podniosłemrękędogóry,najejpiersi,podczasgdyonaszybkoprzesuwałarękąw

góręiwdółmojegoczłonka.Czułem,żenaprawdęmuszęsięjużzniąkochać,aona
najwyraźniej na razie nie zamierzała mi na to pozwolić. Zsunąłem trochę spodnie,
zacisnąłem wargi na jej stwardniałym sutku i zacząłem ssać. Wtedy jęknęła głośno i
nagle zesztywniała. Skończyła. Nie mogłem uwierzyć, że jest już po wszystkim.
Podniosłemnaniąwzrok,aonasięuśmiechnęła.

–Dobra,terazciobciągnę.Itobybyłonatyle.
Stałemigapiłemsięnaniązniedowierzaniem.
–Eee…toniechceszsiękochać?
–Nigdyjeszczeniemiałamwsobieczłonka.Niejestemjeszczenatogotowa.Ale

mogęciobciągaćtakdługo,ażskończysz.Zawszetakrobięiniktjeszczenienarzekał.

Tadziewczynabyładziwna,ajazprędkościąświatłatraciłemochotęnaseks.
–Wieszco?Dajsobiespokój.Jużniejestemwnastroju.

background image

–Napewno?
–Tak,napewno–odparłem,marszczącbrwi.
Miałemochotęjaknajszybciejsięstamtądzmyć.Wciągnąłemspodnie,zapiąłemje,

otworzyłemdrzwiiszybkoprzeszedłemprzezkorytarzdobaru.Alexistruchtałatużza
mną.Aidenprzybarzepodniósłdłoń,żebyprzybićzemnąpiątkę.Spojrzałemnaniego
zukosaiusiadłemobok.

–Cojest,bracie?Niestrzeliłeśgola?
–Niechcęotymmówić.Talaskajeststuknięta.Muszęsięnapić.
Podniosłemrękę,żebyprzywołaćbarmana.Aidenobserwowałjakąśdziewczynęw

rogusaliiwkońcuzebrałsięnaodwagę,żebydoniejzagadać.Wychyliłemscotchai
usłyszałemzasobągłosAlexis.

– My już idziemy, Collin. Wybieramy się jeszcze do innego klubu. Takiego, który

lepiejznamy.Idzieszznami?

– Nie, tu mi dobrze. Miłej zabawy – uśmiechnąłem się i życzyłem sobie z duchu,

żebyjaknajszybciejzeszłamizoczu.

–Wporządku,dziękujęjeszczerazza…no,wieszzaco–uśmiechnęłasię.
Odpowiedziałem wymuszonym uśmiechem, a po chwili Alexis i jej znajomych już

niebyło.Przewróciłemoczamiizamówiłemjeszczejednąszkocką.Aidenpodszedłdo
mnie i powiedział, że zabiera dziewczynę, którą tu poznał, do domu, i że po drodze
może podrzucić mnie do domku na plaży. Odparłem, że nie chcę jeszcze wracać i że
złapiętaksówkę.Niebyłemjeszczewystarczającopijany,żebyzakończyćwieczór.

background image

Rozdział10

Amelia

N

ocbyłapiękna,doskonałanaspacerpoplaży.Musiałampomyślećiuspokoićumysł,

a spacer nad wodą zawsze pomagał. Było ciemno, ale światło księżyca w magiczny
sposób odbijało się w wodach oceanu. Spojrzałam na pudła stojące w kuchni i łzy
napłynęłymidooczu.Tobyłwyczerpującydzieńichciałamsięodprężyć,jeślitow
ogóle było jeszcze możliwe. Wyszłam przez drzwi na patio, na ciepły piasek. Lekki
wietrzyk,któryowiewałmitwarz,działałkojąco.Wzięłamgłębokioddechizaczęłam
się uspokajać. Woda polizała mi stopy, więc szybko uniosłam sukienkę, żeby jej nie
zamoczyć. Kiedyś woda była moim życiem, a teraz stała się tylko odległym
wspomnieniem,którewypełniałomojesercesmutkiemirozpaczą.

Idąc, nie mogłam oderwać oczu od gwiazd na niebie. Orion tak jasno świecił.

Obserwacja gwiazd dobiegła końca, kiedy potknęłam się o coś i upadłam. Zaraz też
zdałamsobiesprawę,żepotknęłamsięomężczyznę,któryleżałtwarządoziemi.

– Przepraszam… Wszystko w porządku? Nie widziałam cię. To całkowicie moja

wina.

Nieodpowiedział,więctrąciłamgolekko.
–Hej,wszystkowporządku?
Nie ruszał się, a ja zaczynałam wpadać w panikę. Przysunęłam się bliżej i

przewróciłam go na plecy. Jego twarz zajaśniała w świetle księżyca, a ja po prostu
przezchwilętylkosięnaniągapiłam.Potemnachyliłamsięiprzyłożyłamuchodojego
ust, żeby sprawdzić, czy oddycha. Jego oddech cuchnął alkoholem, więc domyśliłam
się, że stracił przytomność. Wstałam, otrzepałam sukienkę z piasku i ruszyłam dalej.
Czymogęgotuzostawić?Zastanawiałamsię,czyniepowinnamspróbowaćgoobudzić
i zapytać, gdzie mieszka. No ale skoro wypił tak dużo, że zasnął na plaży, to jest na
właściwym miejscu. Szłam dalej w swoją stronę, kiedy usłyszałam jęk. Odwróciłam
sięipatrzyłamprzezchwilęnapostaćleżącąnapiasku,pijanąibezradną.Zawróciłam
ipotrząsnęłamgozaramię.

–Nodobra,musiszwstać!
Otworzyłoczyispojrzałnamnie.
–Kimjesteś?–wybełkotał.

background image

–Kimś,ktosięociebiepotknął.Maszszczęście,żenicsobieniezłamałam.
–Cholera,mojagłowa.Całaplażawiruje…
–Taktobywa,jaksięzadużowypije.Jesteśstąd?–zapytałam.
Odwróciłgłowęiwskazałpobliskidom.
–Totwójdom?Jesteśpewny?
Skinąłgłowąispróbowałusiąść,aleznowusięprzewrócił.
– Chodź, spróbujemy cię dostarczyć do domu – powiedziałam, próbując go

podnieść.–Nodobra,będzieszmusiałmipomóc.Uklęknij,ajachwycęcięzaramiona
ipomogęciwstać.

Zrobiłto,ocogopoprosiłam,ajaostrożniepomogłammusiępodnieść.Potknąłsię

iomalnieprzewróciliśmysięrazem.Aletrzymałamgomocno.Objęłamgoramieniem
wpasie,ajegoramięzarzuciłamsobienaszyję.

–Idziemy.Tylkomałymikroczkami.
–Dlaczegotorobisz?–spytał.
–Szczerzemówiąc,niewiem.Poprostuniemogłamzostawićcięnaplażynacałą

noc.

Potykał się ciągle i narzekał, że go mdli. Powiedziałam mu, że jeśli zwymiotuje,

zostawięgotuibędziespałnadworze.Kiedydotarliśmydopatio,otworzyłamdrzwii
pomogłammuwejśćdośrodka.

–Terazjużpójdę.Wdomubędzieszbezpieczny.
Odwrócił się, pomachał mi ręką na pożegnanie, a potem upadł na schodach i leżał

tam. Przewróciłam oczami, podeszłam do niego i pomogłam mu wejść na schody. U
szczytuspytałamgo,którypokójjestjego.Wskazałdrzwinawprost.Pomogłammutam
wejśćidopilnowałam,żebypołożyłsięnałóżku.Ziewnął,alekiedychciałamodejść,
złapałmniezarękę.Odwróciłamsięispojrzałamnaniego.

–Jesteśpiękna.
Uśmiechnęłamsięlekkoipołożyłamrękęnajegodłoni.
–Założęsię,żemówisztowszystkim.
Wyszłam z pokoju, ale ciągle czułam dotyk jego ręki. Jakby nadal mnie za nią

trzymał. Czułam jego miękkie palce wokół nadgarstka. Zanim wyszłam z domu,
zatrzymałam się w pokoju na dole i spojrzałam na porozstawiane tam zdjęcia. Jego
mamabyłapiękna,atatabardzoprzystojny.Terazwiedziałamjuż,pokimodziedziczył
urodę.Jegosiostrateżbyłapiękna.Patrzyłamnatępięknąrodzinęiczułam,żeserce
mipęka.Ruszyłamzpowrotemdosiebietakszybko,jakpotrafiłam,zoczamipełnymi

background image

łez.

background image

Rozdział11

C

holera–wyjęczałem,przewracającsięnabokiusiłującotworzyćoczy.Leżałemna

kołdrze, całkowicie ubrany, i zastanawiałem się, jak, do diabła, się tu dostałem.
Przesuwającsiępołóżku,poczułemcoś.Piasek.Jak,dodiabła,dostałsiętupiasek?
Cholera,nieznosiłemupijaćsiętak,żeurywałmisięfilm.

Zwlokłemsięzłóżkaizeschodów,żebyzrobićsobiefiliżankękawy.Spojrzałemna

zegar – było południe. Wrzuciłem kawę do ekspresu, wziąłem kubek z szafki i
wcisnąłemguzik.Pokręciłemgłową–całyczasczułemzapachróż.Rozejrzałemsiępo
kuchni, próbując dociec, skąd może dochodzić, ale nigdzie nie było żadnych róż.
Chwyciłemsięzakoszulęnapiersiipodciągnąłemjądonosa.Notak,toja.Cosię,do
diabła, wydarzyło ubiegłej nocy? Podniosłem kawę, wróciłem na górę i wziąłem
prysznic. Potem podniosłem koszulę z podłogi i powąchałem ją jeszcze raz, przed
wrzuceniemdopralki.Zapachbyłprzyjemny.Mogłabygoużywaćkobieta.Jakaśwoda
toaletowa albo balsam do ciała. Z kim ja wczoraj byłem? Westchnąłem i zrobiłem
sobie jeszcze jeden kubek kawy. Wyszedłem na zewnątrz na plażę. Stałem tam i
patrzyłem, jak fale rozbijają się o brzeg. Wyjąłem z kieszeni telefon i spojrzałem na
datę.ByłtodzieńurodzinHailey.Postanowiłem,żenicmnietonieobchodzi;teżnie
wyślę jej życzeń. Ona zostawiła to już za sobą i ja też, a po wszystkim, co się
wydarzyło, nie moglibyśmy zostać przyjaciółmi. Kiedy tak gapiłem się w swoją
komórkę,usłyszałemgłos.

– Dobrze, że dzisiaj nikt się o ciebie nie potknie. – Dziewczyna uśmiechnęła się i

pobiegładalej.

Niezwolniłanawet,ajaniemiałempojęcia,ocojejchodzi.
–Przepraszam?Comówiłaś?
Zatrzymałasięiodwróciła.
–Powiedziałam,żetodobrze,żeniktsiędzisiajociebieniepotknie.
Pokręciłemgłową.
–Przykromi,alemusiałaśmniezkimśpomylić.
Zaśmiałasięiruszyławmojąstronę.Byłapiękna,zwłaszczakiedysięuśmiechała.
–Nie.Znikimcięniepomyliłam–odparła,podchodzącbliżej.
–Nierozumiem.Przykromi.
Powiałwiatripoczułemdelikatnyzapachróż.Tensam,którybyłprzedtemnamojej

background image

koszuli.

– Za dużo wypiłeś i straciłeś przytomność na plaży wczoraj wieczorem. Byłam na

spacerze i potknęłam się o ciebie. Więc cieszę się, że doszedłeś do siebie i stoisz
pewnienanogach,takżeniktsięociebieniepotknie.

Zmarszczyłem brwi i przekrzywiłem głowę. Ta dziewczyna. Ta dziewczyna, która

pachniałaróżami,zaintrygowałamnie.

–Bardzomiprzykro.Niccisięniestało?–zapytałem.
–Nic.Ajaktysięczujesz?
Kopnąłemstopąpiasekispuściłemoczy,zakłopotany.
–Nienajgorzej.
–Pewniemaszkoszmarnegokaca.Zupełnieniekontaktowałeś.Samaniewiem,jak

udałomisiędoprowadzićciędodomu,apotemwciągnąćnaschody.

–Typołożyłaśmniedołóżka?–spytałemzdezorientowany.
– Tak. Pomyślałam, że nie powinieneś spędzić nocy na plaży. No, muszę lecieć.

Cieszęsię,żelepiejsięczujesz–uśmiechnęłasięipobiegładalej.

–Zaczekaj!–zawołałem.–Mieszkasztuwokolicy?
–Wdomunarogu,polewejstronie.
–Maszjakieśimię?Czymamcięnazywaćdziewczyną,którasięomniepotknęła?
–MamnaimięAmelia–roześmiałasię.
–JestemCollin–powiedziałemzuśmiechem.
–Miłociępoznać,Collin,facet,którypodłożyłmisięnaplaży.
Zachichotałem i patrzyłem, jak odbiegała. Rany, pomyślałem. Jaka fantastyczna

dziewczyna.

Telefon w mojej ręce zaczął wibrować. Spojrzałem na ekranik – przyszła

wiadomośćodAidena.

„Bracie, poznałem świetną dziewczynę! Wychodzimy dzisiaj razem, może się

przyłączysz?”

„Nie,bawciesiędobrze.Chybazostanędzisiajwdomu”.
WróciłemdodomkunaplażyiniemogłemprzestaćmyślećoAmelii.Jejuśmiechi

zapachzostałyzemnąiprzezresztędnianieumiałemsięskupićnaniczyminnym.Ale
musiałem zrobić małe zakupy, więc wskoczyłem do samochodu i pojechałem do
miejscowegosupermarketu.

Mójtelefonznowuzabrzęczał;przyszłanowawiadomośćodAidena.

background image

„Napewnoniechcesziśćznami?”
„Napewno”,odpisałem.
Patrzyłemwtelefoniprzeznieuwagęwjechałemwczyjśwózek.
–OBoże,przepraszam–powiedziałem,podniosłemwzrokizobaczyłemAmelię.
– Najpierw podłożyłeś mi się na plaży, a teraz niemal stratowałeś wózkiem w

sklepiespożywczym.

–Bardzoprzepraszam–zacząłemsięśmiać.–PisałemakuratSMSdoprzyjacielai

niezauważyłemcię.

–Oczywiście,żemnieniezauważyłeś.Oczymiałeśwbitewtelefon,zamiastpatrzeć

przed siebie. Jeśli chcesz pisać wiadomości, pchając wózek, przynajmniej się
zatrzymaj.

Lubiłasięprzekomarzać.Wywoływałanamojejtwarzyuśmiech,aoddawnanikomu

siętonieudało.

– Cieszę się, że na ciebie wpadłem, dosłownie – zaśmiałem się. – Chcę ci

podziękować za to, że nie zostawiłaś mnie na noc na plaży. Nie zrozum mnie źle,
uwielbiam spędzać noce na plaży, pod gwiazdami. Tylko nie pijany do
nieprzytomności.Miałemnadzieję,żezjeszzemnąkolację.

Spojrzałanamnie,apotemodwróciławzrok.
–Przykromi.Niemogę.
–Dlaczego?–spytałem,zmieszany.
–Bopoprostuniemogę–rzuciłaizaczęłapchaćwózekalejką.
Chwyciłemswójwózekidogoniłemją.
–Och,rozumiem;twójmążalbochłopakniebyłbyzachwycony.
–Niemammężaanichłopaka.
Super,pomyślałem.Jestsama.Dobrze.
–Więcdlaczegoniemożesz?
Zatrzymaławózek,odwróciłasięispojrzałanamnie.
–Słuchaj,Collin,wydajeszsiębardzomiły,aleniejestemzainteresowana.
Wporządku,więcniejestzainteresowana.Toniemożliwe.
–Wporządku,niejesteśzainteresowana.Jateżniejestemzainteresowany.Chcęci

tylkopodziękowaćzato,żepomogłaśmiwczorajdotrzećdodomu,iprzeprosićzato,
że wjechałem w ciebie wózkiem – uśmiechnąłem się. – Nie rozumiem, dlaczego
kobiety zawsze uważają, że jeśli facet zaprasza je na kolację, to automatycznie musi
byćzainteresowany.

background image

–Bozwyklejest–powiedziała,krzywiącsię.
–Cóż,nieja.Myślępoprostu,żejesteśfajnądziewczynąichcęcipodziękować.Co

wtymzłego?Czypróbujęzaciągnąćciędołóżka?Wżadnymrazie.Czychcęsięztobą
związać? W żadnym razie. Czy chcę ci się odwdzięczyć, jako nowy przyjaciel? Jak
najbardziejtak!

Stałaipatrzyłanamnie,zagryzającdolnąwargę.Próbowaławysondować,ocomi

chodzi.

–Nodobrze,zjemztobąkolację.
– Dobrze. Dziękuję. Może ugotuję coś u siebie w domu? Nie mam ochoty dzisiaj

wychodzić.

–Wporządku,mnieteżniechcesięnigdzieiść.Możepomogęcigotować.
–Nie.Będęgotowałdlaciebie.Pamiętaj,żetomojepodziękowanie.
–Dobrze–uśmiechnęłasię.–Więcmożeprzyniosędeser?
–A,todobrypomysł.–Odpowiedziałemjejuśmiechem.–Jeszmięso?
–Tak,jemmięso.
–Świetnie,bomamzamiarprzyrządzićsteki.Maszjakieśalergiepokarmowe?
–Nie–roześmiałasię.
–Nieśmiejsię.Wtymtempiepewnieprzygotowałbymcoś,nacojesteśuczulona,i

pewniedostałabyśwstrząsuanafilaktycznego.

–Niemartwsię.Niejestemnanicuczulona.
–Wtakimraziewporządku.Dokończęzakupyispotkamysięumniekołosiódmej.
–Dozobaczenia,Collin.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i odjechaliśmy ze swoimi wózkami w dwie różne

strony.Przezcałezakupyuśmiechałemsiędosiebie.

Upewniłem się, że mam wszystko, łącznie z dwoma butelkami wina. Nakryłem do

stołudladwóchosóbirzuciłemstekinapatelnię.Kończyłemdoprawiaćsałatkę,kiedy
odezwałsiędzwonek.Serceprzyspieszyłominagle,kiedypodchodziłemdodrzwi.

–Hej–rzuciłem,niemalbeztchu.
–Cześć–powiedziała.
–Cotammasz?–spytałem,odbierającodniejtorbę.
–Deser.Kupiłambrowniesundae.Mamnadzieję,żelubiszczekoladę.
–Kocham.Wejdź.
Weszła do kuchni i położyła talerz z ciastkami na blacie. Wyjąłem z lodówki bitą

background image

śmietanęikarmelowąpolewę.

–Pachnietuwspaniale–zauważyłaAmelia.
–Dziękuję.Przygotowałemdlanasstekizpolędwicywołowejzsosem,brokułami

na parze, pieczonymi pomidorami i sałatką Cezara. Ale zaczniemy od skampi z
marynowanychkrewetek.

–Rany–uśmiechnęłasię.–Gdzienauczyłeśsiętakgotować?
–Odmojegoniania,Masona.
–Miałeśniania?
–Tak,byłnajlepszy.Doskonalegotowałinauczyłmnieimojąsiostręwszystkiego,

cosamumiał.Ateraz,woliszczerwonewinoczybiałe?Bojestpinotimerlot.

–Możebyćpinot.
Wyglądałatakpięknie.Miałanasobieślicznąbiałąsukienkębezpleców;wniejjej

opalona skóra pięknie się złociła. Długie i proste jasne włosy opadały jej luźno na
ramiona. Była dość wysoka, ale drobna. Przyłapałem się na tym, że gapię się na nią
więcej,niżpowinienem.Nalałemwinodokieliszkówipowiedziałem,żebywyszłana
patio.

–Pomyślałem,żemożemyzjeśćtutaj,wieczórjesttakipiękny.
–Jestrzeczywiściepiękny–zgodziłasięzuśmiechem.
Usiadłazkieliszkiemwręce,ajaprzyniosłemscampizkrewetek.
–Wyglądawspaniale.
–Dzięki.Alezaczekaj,ażspróbujesz.–Zmrużyłemoko.
Patrzyłem w jej niebieskie oczy, pociągając łyk wina. Owładnęła mną; było to

uczucie,któregooddawnaniezaznałem.Prawdęmówiąc,niewiem,czykiedykolwiek
wcześniejczułemcośpodobnego.Zjadłakawałekkrewetkiiuśmiechnęłasiędomnie.

–Och,Collin.Tojestprzepyszne!
–Dziękuję.–Skinąłemgłową.
Wstałemiposzedłemdodomuporesztęnaszejkolacji.Denerwowałemsię,żenie

będziejejsmakowała,ajawyjdęnatotalnegoidiotę.Możepowinienembyłpoprostu
zaprosićjądorestauracji.

background image

Rozdział12

P

owtórzę. Och! Wspaniałe jedzenie. Musisz być szefem kuchni. Jesteś zawodowym

kucharzem,prawda?

Zaśmiałemsię.
–Nie,niejestemkucharzem,alelubięgotować.
–Takichmężczyznlubię–uśmiechnęłasię,kładącdłońnasercu.
PodniosłemswójkieliszekipokazałemAmelii,żebyzrobiłatosamo.
–Dziękujęci,żebyłaśwczorajdlamnietakdobra,iproszęcię,byśprzyjęłamoje

przeprosinyzato,żewjechałemwciebiedzisiajwózkiemwsupermarkecie.

Ameliaroześmiałasiępromiennie,stuknęliśmysiękieliszkami.
– Dziękuję za tę wspaniałą kolację i przyjmuję twoje przeprosiny za to, że

podłożyłeśmisięnaplażyistratowałeśmniewózkiem.

Mrugnąłem do niej i zabraliśmy się do jedzenia. W tej dziewczynie było coś, co

sprawiało, że czułem się przy niej szczęśliwy. Dokończyliśmy kolację, poszliśmy
razemdokuchniizajęliśmysięciastkami.Iwtedyzmartwiałem,boktośnagleotworzył
frontowe drzwi. Podniosłem wzrok i otworzyłem usta, bo zobaczyłem mamę i tatę,
którzywłaśniewchodzilidokuchni.

–Och,wybacz,synu…Niewiedzieliśmy,żemaszdzisiajtowarzystwo–uśmiechnął

siętata.

– Mamo? Tato? Co wy tu robicie? Myślałem, że jesteście w Chicago? – spytałem

przezzaciśniętezęby.

– Postanowiliśmy, że polecimy tam w przyszłym tygodniu – oznajmiła mama. –

Witaj,jestemElleryBlack,mamaCollina–powiedziałamamazuśmiechem,podając
Ameliirękę.

–Dobrywieczór,jestemAmelia.–Ameliatakżesięuśmiechnęła,potrząsającręką

mamy.

–AjajestemConnor,tataCollina.
–Miłomipanapoznać,panieBlack.
–Synu,przykromi,jeśliwczymśprzeszkodziliśmy–powiedziałtata.
–Mogliścienajpierwzadzwonić–mruknąłem.
– Szczerze mówiąc, pomyśleliśmy, że nie będzie cię w domu. Naprawdę nas

zaskoczyłeś.

background image

OdwróciłemsiędoAmelii.
–Przepraszam.Niemiałempojęcia,żesiętupojawią.
–Naprawdęniemaproblemu.Dałabymwszystko,żebymoirodzicenagletuweszli.
Usłyszałem w jej głosie nutę smutku. Nie chciałem zadawać jej żadnych pytań, bo

byliznamimoirodzice,ipewnieusłyszałbym,żetoniemojasprawa.

–Weźmykocizjedzmydesernaplaży–zaproponowałem.
–Dobrze–uśmiechnęłasięAmelia.
–Collin,naprawdęnamprzykro.Możemysobiepójść.Prawda,Connor?
–Nieprzejmujsię,mamo.Idziemynaplażę.
Tata podał mi koc, a Amelia i ja wzięliśmy nasze brownie sundea i poszliśmy na

plażę. Kiedy rozłożyłem koc na piasku, Amelia podała mi ciastko i usiedliśmy obok
siebie,twarządooceanu.Wodabyłaspokojnaiwiałlekki,kojącywietrzyk.

–Niepowiedziałaśmi,jakmasznanazwisko–powiedziałem,zerkajączukosana

Amelięzuśmiechem.

–Cóż,miałam zamiarcipowiedzieć, dopókinieusłyszałam twojego.Będziesz się

śmiał.

–Dlaczego?NazywaszsięBlack?–spytałemżartem.
Odłożyłaciastkoiwyciągnęładomnierękę.
–Miłomipanapoznać,panieBlack.NazywamsięAmeliaJeanGray.
Przekrzywiłemgłowęiuścisnąłemjejdłoń.
–Miłomipaniąpoznać,pannoGray.
Pokręciłemgłowąiobojesięroześmialiśmy.
–Mówiłam,żebędzieszsięśmiał.
–Nodobrze,terazkiedyznamjużtwojenazwisko,powiedzmiosobiecoświęcej.
– Nie ma nic więcej do powiedzenia. Nazywam się Amelia i myślę, że to ci

powinnowystarczyć.Kiedyludziezaczynająopowiadaćnawzajemosobie,tworzysię
więź,ajaniejestemtymzainteresowana.

–Więcniejesteśzainteresowananawetprzyjaźnią?–zapytałem.
–Przyjaźń?Dałamsobieztymspokójjużdawnotemu.
Cośbyłoztądziewczynąnietak.Byłajakbyzłamanaimiaławsobietensamsmutek

cojakiedyś.Amożejeszczeteraz.

–Właśnietozrobiłaś–oznajmiłem.
–Cozrobiłam?–spytałaispojrzałanamnie.
–Powiedziałaśmicośosobieinawettegoniezauważyłaś.

background image

–Cóż,wtakimraziemożepowinnamprzestaćmówić.
–Świetnie.Możeszrobić,cochcesz,alejamamzamiaropowiedziećciosobie.
Zaśmiałasięipopatrzyłanamniedziwnie.
–Askądprzyszłocidogłowy,żechcęcokolwiekotobiewiedzieć?
– To bez znaczenia, czy chcesz, czy nie. I tak ci opowiem – uśmiechnąłem się. –

Mieszkam w Nowym Jorku i pracuję w firmie mojego taty, Black Enterprises. Tata
chce,żebymprzejąłją,kiedyonodejdzienaemeryturę.Mamsiostrę,którąuwielbiami
która właśnie spodziewa się dziecka; synka, jeśli chodzi o ścisłość. Ukończyłem
zarządzanienauniwersytecieColumbiaimammnóstwoprzyjaciół.Zadużoimprezuję,
co próbuję zmienić, a na tych imprezach zwykle za dużo piję. Ale to już wiesz, gdyż
potknęłaśsięomniewczorajwieczorem–dodałemzuśmiechem.

–Pocomiotymwszystkimmówisz?Adlaścisłości,tymisiępodłożyłeś.
–Nie.Powinnaśbyłapatrzećpodnogi.
–Patrzyłamwgwiazdy,bouwielbiamjeidziałająnamnieuspokajająco.Totynie

powinieneśbyłsięupićizasnąćnaplaży.

–Touché,Amelia.Touché–uśmiechnąłemsię.
Odwróciłagłowę,alesięuśmiechała.Tojabyłemodpowiedzialnyzatenuśmiechi

bardzobyłemztegozadowolony.Trąciłemjąłokciem,aonawodpowiedzizrobiłato
samo.

– No dobrze, panie Black. Przyjdź do mnie jutro rano o dziewiątej i przynieś mi

kawę i śniadanie. Usiądziemy i porozmawiamy jeszcze trochę. Pojutrze wyjeżdżam –
powiedziała,podniosłasięiruszyławstronęswojegodomu.

–Dokądwyjeżdżasz?!–zawołałemzanią.
–Dodomu!–odkrzyknęła.
–Agdzietojest?
–WNowymJorku.
Patrzyłem, jak odchodziła plażą. Nie chciałem, żeby odchodziła, ale musiałem

przygotować się do naszego jutrzejszego spotkania. Wstałem, podniosłem koc i
talerzyki po ciastkach i ruszyłem z powrotem do domu. Wiedziałem, że teraz będę
musiałwytłumaczyćrodzicom,kimonajestijakjąpoznałem.Gdybymskłamał,itakw
końcubytoodkryli,więcpostanowiłempowiedziećprawdę.

–Jużzpowrotem?–spytałtata,kiedywszedłemdokuchni.
–Tak,Ameliamusiałajużiśćdodomu.

background image

–Czyonamieszkawokolicy?–zapytałamama.
–Tak,dalejprzytejsamejulicy,narogu.
– Hm. Od dwóch lat nikt tam nie mieszkał. Właściciele kupili ten dom, wstawili

trochęrzeczy,apotemanirazusięniepokazali.Jesteśpewny,żetamwłaśniemieszka?

–Takpowiedziała,tato.
–Opowiesznam,jaksiępoznaliścieikiedy?–uśmiechnęłasięmama.
Notak.Wiedziałem,żeniebędęmusiałdługoczekać.
–Jesteśpewna,żechceszznaćprawdę,mamo?
–Oczywiście,żetak,Collin.
–Niespodobacisięto.
–No,puśćjużfarbę!–rozkazałamama.
–Dobrze,alemożeszbyćnamniezła–odparłem,podnoszącręcedogóry.–Byłem

wczoraj z Aidenem w nowym klubie. Wypiłem za dużo, straciłem przytomność na
plaży, Amelia mnie znalazła, przyprowadziła do domu i pomogła wejść na górę. No
dobrze, niezupełnie mnie znalazła, potknęła się o mnie, a potem, dzisiaj, w
supermarkecie,niechcącywjechałemwniąwózkiem.Więczaprosiłemjąnakolację,
żebypodziękowaćjejiprzeprosić.

Mamaspojrzałanatatęisięuśmiechnęła.
–Jużjąpolubiłam.
–Tahistoriabrzmiznajomo–uśmiechnąłsiętata.
–Lubiszją?–spytałamama.
–Myślę,żetomiładziewczyna.Niejestzainteresowanazwiązkiemaniprzyjaźnią.
–Hm,bardzoznajomo–mruknąłtataispojrzałnamamę,unoszącjednąbrew.
Uśmiechnęła się do niego; to wystarczyło, żeby pochylił się i pocałował ją.

Pocałunekzdawałsięniemiećkońca.

–Idędołóżka.Dozobaczeniarano–oznajmiłem,przewracającoczami,iposzedłem

doswojegopokoju.

Następnegorankawstałemwcześnie,bezociągania.Niespałemwiele,bocałąnoc

myślałem o Amelii. Cholera. O co chodzi? Zszedłem na dół i zastałem tatę na patio,
gdziepiłwłaśniekawę.

–Cześć,tato.Wcześniewstałeś.
–Dzieńdobry,synu.Zawszewcześniewstaję.Mamajeszcześpi.Chybazmęczyłem

jąwnocy–uśmiechnąłsię.

–Tato,naprawdę.Wydajemisię,żecelowomówisztakierzeczy–powiedziałem,

background image

siadając.

Zachichotałiupiłłykkawy.
–NaprawdępodobacisięAmelia,prawda?
–Właściwiejejnieznam.
– To bez znaczenia. Jak tylko wszedłem tu wczoraj, od razu zauważyłem, że jesteś

jakiśinny,apotem,kiedywróciłeśzplaży,wydawałeśsięnaprawdęszczęśliwy.Od
dawnaciętakiegoniewidziałem.

Patrzyłemprzedsiebie,zastanawiającsię,czypowiedziećmu,coczuję.
–Jestwniejcoś,tato.Coś,comanamniedobrywpływ.
Spojrzałnamnieisięuśmiechnął.
– Znam to uczucie. Zrób wszystko, co w twojej mocy, żeby ją zdobyć, jeśli

naprawdęjąlubisz.Gdybyśpotrzebowałmojejpomocy,poprostudajmiznać.

–Dzięki,tato.Aleniesądzę,żebynękaniejejcokolwiekdało.
–Hej,mniedało.–Zmrużyłjednooko.
Wstałemzkrzesłaipołożyłemdłońnajegoramieniu.
–MuszępojechaćpokawęiśniadaniedlaAmelii.Pogadamypóźniej.
–Bawsiędobrze,synu.

background image

Rozdział13

W

jechałemnapodjazdizatrzymałemsamochód.Wziąłemdużąbrązowątorbęidwie

kawy,którekupiłemwkafejcejakąśmilędalej.Niewszedłemjeszczenawetnaganek,
kiedyAmeliaotworzyładrzwi.Boże,wyglądałacudownieimojeserceprzyspieszyło
trochę.

–Jesteśpunktualnie–uśmiechnęłasię.
–Zawsze–odpowiedziałemuśmiechemipodałemjejtorbę.
Kiedy wszedłem do domu, zaskoczyły mnie stojące wszędzie kartonowe pudła;

zapieczętowaneiopisane.Nadoleniebyłożadnychmeblipozakuchennymstołem.

–Przepraszam,mamtumałytorprzeszkód.Wybaczmitenbałagan.
–Niemasprawy.
Chciałem ją spytać, co się tu dzieje, ale bałem się, że mnie odprawi. Postawiłem

kawynastoleiusiadłemnakrześle,podczasgdyAmeliaotwierałatorbę.

–Przywiozłeśmnóstworzeczy.
– Nie wspomniałaś, co lubisz jeść na śniadanie, więc musiałem zgadywać. I

postanowiłemprzywieźćwszystkiegopotrochu.Musibyćtucoś,cozjesz.

Najpierwwyjęłabajgleimuffiny.Potemstyropianowepojemnikizkawałkamitarty.
– Lubię wszystko, co tu jest. Dobra robota, panie Black. – Otworzyła szufladę i

wyjęłazniejpapierowetalerzykiiplastykowesztućce.

–Super.Rozumiem,żesięwyprowadzasz–powiedziałem.
–Niewiem,skądcitoprzyszłodogłowy–mrugnęładomnie.
OBoże,zacząłmistawać,musiałemsięopanować.
– Stwierdziłaś wczoraj, że dałabyś wszystko, żeby twoi rodzice nagle tam weszli.

Czyonijużtuniemieszkają?

– Kto dał ci prawo, żeby o to pytać? Prawie cię nie znam, nie masz prawa! –

warknęła.

Podniosłemrękędogóry.
– No, Amelia. Przepraszam. Powiedziałaś, żebym przyszedł, to usiądziemy i

porozmawiamy. Najwyraźniej zmieniłaś zdanie, więc po prostu pójdę sobie, a ty
zajmiesz się swoimi sprawami. Przepraszam, że chciałem poznać cię trochę lepiej –
powiedziałem,wstałemiruszyłemdodrzwi.

–Zaczekaj,Collin.Przepraszam.Nierozumiesz.Zostań,proszę–powiedziała,idąc

background image

zamną.

Wziąłemgłębokioddech.Wjejgłosie,kiedyprosiła,żebymzostał,byładesperacja.

Odwróciłemsięispojrzałemwsmutnebłękitneoczy.Takbardzochciałemjąobjąći
mocnouścisnąć.

– Uch – jęknęła, przykładając dłonie do głowy. – Ten dom należał do moich

rodziców.Zginęlidwalatatemuwwypadkunałodzi.

–Amelia…–wyszeptałemipodszedłembliżej.
Podniosłaręce,żebymniezatrzymać.
–Nie.Niechcęlitości–powiedziała,wróciładostołuiusiadła.
–Naprawdębardzomiprzykro.Niemiałempojęcia.Przepraszam–powiedziałem,

kręcącgłową.

–Usiądźidokończkawęiśniadanie.Przepraszam,żebyłamtakaniegrzeczna.Nie

lubięotymmówićizamknęłamsiębardzopotymwypadku.Przestałamsięwidywaćz
przyjaciółmi i przez cały czas właściwie siedzę sama w swoim mieszkaniu w
kampusie.Toznaczy,kiedyniejestemnazajęciach.

Usiadłemiwziąłembajgla.
–Zajęcia?
– Studiuję na Uniwersytecie Nowy Jork i mieszkam w mieszkaniu w kampusie.

Jestem na ostatnim roku. Naprawdę trudno było mi po tym wszystkim skupić się na
nauce.

Zabrzęczałakomórka,którąmiałemwkieszeni.
–Przepraszam–powiedziałem,wyjąłemjąizobaczyłem,żenapisaładomnieJulia.
„Dlaczegoniepowiedziałeśmiotejuroczejdziewczynie,którąpoznałeś?”
„Nie miałem dotąd okazji. Dopiero się poznaliśmy. Niech zgadnę – tata ci

powiedział?”

„Tak,ipowiedział,żenaprawdęjąlubisz.Taksięcieszę”.
„Nie podniecaj się na razie za bardzo. Pogadamy później. Teraz właśnie z nią

jestem”.

„Och,przepraszam.Niemogęsiędoczekać,kiedywszystkiegosiędowiem.Kocham

cię”.

„Jaciebieteż,siostrzyczko”.
–Przepraszamcię,tomojasiostra,Julia.
–Niemasprawy.Nigdynieprzepraszajzachwilerozmowyzrodziną.
Odgryzłem kawałek bajgla, który trzymałem w ręce, i zastanawiałem się, co

background image

powiedzieć.

–Posłuchaj,Amelia,będęztobązupełnieszczery.Niewiem,copowiedzieć,bonie

chcęsprawićciprzykrości.

Spojrzałanamnieiłagodniepołożyładłońnamoimramieniu.
–Przykromi,żetaksięprzymnieczujesz.
Jej dotyk sprawił, że całe moje ciało przeszył dreszcz. Jej miękkie palce na mojej

skórze…Uświadomiłemsobie,żepatrzęnajejusta.Wyobraziłemsobie,żejecałuję,i
byłemciekaw,jakbytobyło.Jedynązasadą,jakiejzawszeprzestrzegałem,byłazasada
niecałowania. Kobiety, z którymi sypiałem, nigdy nie dotykały moich ust. Dla mnie
pocałunek był czymś wyjątkowym i namiętnym, nie chciałem dzielić tego z kimś
przypadkowym.Patrzyłem,jakmoirodzicesięcałująmilionyrazy,kiedydorastałem,i
zawsze było w tym dużo pasji. Jedyną dziewczyną, z którą się kiedykolwiek
całowałem, była Hailey, a odkąd się rozstaliśmy, moje wargi nie dotknęły ust żadnej
kobiety. Ale kiedy siedziałem tam i gapiłem się na Amelię, czułem obezwładniające
pragnienie,żebyjąpocałować.Chciałempoczućjejmiękkiewarginaswoich.

–Wszystkowporządku?–zapytała.
Wyrwanyzesnunajawie,uśmiechnąłemsiędoniej.
–Tak,wjaknajlepszym.
–Przyglądałeśmisię.Dlaczego?
Cholera.Zauważyłato.Musiałemszybkocośwymyślić.
–Próbujęcięrozgryźć.
–Możejaniechcę,żebyśmnierozgryzł.
–Myślę,żechcesz–stwierdziłem.
–Jestpanbardzobezpośredni,panieBlack.
–Apanijestbardzozamkniętawsobie,pannoGray.
–Muszętakabyć.
–Dlaczego?
–Powypadkuodsunęłamsięodżycia.Wszyscyiwszystko,cokochałam,zostałomi

odebrane.Nietylkorodzice,takżemojasiostraichłopak.

Spuściłemwzrok,boniechciałemwidziećbóluwjejoczach.
–Jakisensmażycie,jeślijesteśsaminiemaszzkimgodzielić?Jakjużmówiłam,

odsunęłam się od przyjaciół. Czy też raczej powinnam powiedzieć, że to oni się ode
mnie odsunęli. Nie byli w stanie znosić dłużej moich łez i tego, że nie chciałam
wychodzić z mieszkania. Nie mam im tego za złe. Nie jestem najprzyjemniejszym

background image

towarzystwem.

Niemogłemdłużejwytrzymać.Musiałemjejdotknąć,pocieszyćją,ukoić.Sięgnąłem

nadstołemichwyciłemjązarękę.Otworzyłaszerokooczyispojrzałanamnie,alenie
zabraładłoni.

– Jesteś dobrym człowiekiem. Nie pozwolę ci siedzieć tu i użalać się nad sobą.

Mamydzisiajcałydzieńibędzieszsiędobrzebawiła,czycisiętopodoba,czynie.

–Nie,niebędę.Rządziszsięiwcalemisiętoniepodoba!
–Będziesz,atyjesteśupartaiwcalemisiętoniepodoba!–odparłem.
Przezchwilętylkostałaipatrzyłanamnie.
–Mammnóstworoboty–zauważyłacicho.
–Obiecuję,żepomogęciztymwszystkimpopowrocie–uśmiechnąłemsię.
–Więcdobrze.Wezmętylkotorebkęimożemyiść.
–Hej,Amelia?Możewolałabyśsięprzebraćwjakiśluźniejszystrój.Sukienkanie

jestodpowiednianato,cozaplanowałem.

–Och,nodobrze.Zarazwracam.
Kiedyposzłanagóręsięprzebrać,rozejrzałemsiępoparterze.Wyglądałonato,że

wszystkojestjużspakowaneigotowedodrogi.Podszedłemdobiurka,którestałow
rogu salonu. Był to antyk, który na pewno spodobałby się mojej mamie. Podniosłem
zdjęcie, na którym była Amelia i jakiś facet. Pewnie jej chłopak. Wyglądali na
naprawdę szczęśliwych, jak kiedyś ja i Hailey. Taka tragedia i taka strata w tak
młodym wieku. Czułem, że z czasem powie mi o tym więcej. Odstawiłem zdjęcie na
miejsceiwróciłemdoholu.

–Jestemgotowa–uśmiechnęłasię.
–Wyglądaszwspaniale.
–Dziękuję–odparłanieśmiało.

background image

Rozdział14

Z

abrałem ją do Deep Hollow Ranch, żeby pojeździć konno. Rodzice zabierali tam

mnie i Julię, kiedy byliśmy dzieciakami. Nie byłem tam od paru lat, bo Hailey nie
lubiłakonnejjazdy.ChciałempodzielićsiękońmizAmeliąimiałemnadzieję,żejej
siętospodoba.

–Ranczo?–spytała,kiedyskręciliśmywbitądrogę.
–Mamnadzieję,żelubiszkonie.
–Uwielbiamkonie,alenigdynażadnymniesiedziałam.
Spojrzałemnanią.
–Nigdyniejeździłaśkonno?
–Nie.Spędziłamcależyciewwodzieinawodzie.
–Cóż,więctotwójszczęśliwydzień,bodzisiajbędzieszjeździłanakoniu.
–Mogęcięocośprosić?–zapytała.
–Jasne.Oco?
–Czymogłabymusiąśćnakoniuztobą?Trochęsięboję.
–Oczywiście.Chciałemtozaproponować.
Uśmiechnęła się, otworzyła drzwiczki i wysiadła, a potem wzięła głęboki oddech.

NaprzeciwnaswyszedłMurray.

– No, no, no, Collin Black. Od lat cię widziałem, chłopie – powiedział i uściskał

mnie.

–Murray.Miłocięwidzieć,przyjacielu.TojestAmelia–uśmiechnąłemsię.
–Miłociępoznać,Amelio.
–Przyjechaliściepojeździć?
– Nie inaczej. Ale tylko na jednym koniu. Amelia nigdy dotąd nie jeździła konno,

więcnajpierwusiądziezemną.

–Chodźciezemnądostajni.OsiodłamMajestic.Będziedlawasdoskonała.
Poszliśmyzanim.Murraywyprowadziłklaczzboksuiosiodłałją.Wskoczyłemna

niąpierwszy.Ameliatrochęnerwowopopatrywałanaklacz.

– Chodź, moja droga – zachęcił Murray. – Najpierw się z nią zaprzyjaźnij, wtedy

poczujeszsiępewniej.Mówdoniej,pogłaszczją.Musiszsięzniąoswoić.

AmeliapodeszładoMajesticizaczęłajągłaskać.Przesunęładłoniąpojejgrzywie,

przywitała się z nią. Patrzyłem na nią z uśmiechem, aż w końcu podniosła głowę i

background image

spojrzałanamnie.

–Jesteśgotowa?–zapytałem.
–Tak.Chyba.
Włożyła stopę w strzemiono, a ja podciągnąłem ją do góry. Usiadła za mną, a ja

powiedziałem, żeby się trzymała. W chwili, kiedy objęła mnie w pasie ramionami
ogarnęłomnieuczucie,jakiegonigdywcześniejniezaznałem.Nieumiałbymgonawet
opisać.

Ruszyliśmywzdłużbrzegupobiałej,piaszczystejplaży.Zapierałomidechwpiersii

poczułem,jakbardzomitegobrakowało.Byłemszczęśliwy,żemogędzielićtęchwilę
zAmelią.

–Collin,jaktupięknie–zachwyciłasię.
–Prawda?Tęskniłemzatym.
–Dlaczegoprzestałeśtuprzyjeżdżać?–zapytała.
–Mojabyładziewczynanieznosiłajeździćkonno,więcnieprzyjeżdżaliśmytutaj.
–Wieletraciła.
Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, kiedy tak jechaliśmy wzdłuż plaży. Nie

poganiałem konia, bo nie chciałem przestraszyć Amelii. Mniej więcej po godzinie
pomyślałem,żeAmeliamiałabymożeochotępoprowadzić.

–Możezamienimysięmiejscami?–spytałem,zatrzymującklacz.
–Naprawdę?–Ameliabyłapodekscytowana.
ZeskoczyłemzkoniaipowiedziałemAmelii,żebyprzesunęłasiędoprzodu.Miała

na twarzy uśmiech, którego nigdy nie zapomnę. Jej błękitne oczy były pełne światła i
szczęścia. Pierwszy raz, odkąd się poznaliśmy, widziałem ją taką. Usiadłem za nią i
poprosiłem, żeby wzięła wodze. Powiedziałem jej, co ma robić, a potem położyłem
ręcenajejbiodrach.Spojrzałanamnieprzezramięiuśmiechnęłasię,kiedyMajestic
ruszyłazmiejsca.

–OBoże–zaśmiałasię.–Tojestfantastyczne.Uwielbiamjeździćkonno.Dziękuję

ci,Collin.Dziękujęcizato.

–Cieszęsię,żecisiępodoba.Proszębardzo.
Jeździliśmy jeszcze około godziny. Potem chwyciłem wodze i nakazałem Amelii,

żebysiętrzymała.

–Dalej,Majestic!–zawołałem.
Końprzeszedłwgalop,aAmeliamocnochwyciłamniezaramiona.
–Wszystkowporządku?–zapytałem.

background image

– Tak. To jest wspaniałe – uśmiechnęła się i odwróciła głowę, żeby na mnie

spojrzeć.

Wróciliśmynaranczo.ZeskoczyłemzkoniaipomogłemzsiąśćAmelii.
–No,icootymmyślisz?–spytałMurray,podchodzącdonas.
–Byłocudownie!–zawołałaAmelia.
–Dobrze.Towłaśnielubięsłyszeć.
Uścisnąłemjegodłoń,aonpowiedział,żebymsięznowupokazał.Przykazałmiteż,

żebymprzysłałrodziców.WróciłemzAmeliądosamochodu.Naniebiegromadziłysię
chmury.

– Zanosi się na deszcz – zauważyłem. – Chodźmy do restauracji, zanim zacznie

padać.

–Dorestauracji?
–Niemów,żeniejesteśgłodna.
–Szczerzemówiąc,jestem–uśmiechnęłasię.
–Todobrze.Jateż.Zabioręciędomojejulubionejknajpy.
Usiedliśmy przy cichym stoliku w rogu sali w Nick and Toni’s. Amelia przejrzała

menuizapytałamnie,cojestdobre.

–Majątunajlepszegokurczakaznajlepszymipomidoramizapiekanymizczosnkiem,

jakiegokiedykolwiekjadłem.

Zaśmiałasię.
–Uwielbiamkurczaka,więctozamówię.
Kelnerkaprzyniosładlanaspokieliszkuwinaiprzyjęłazamówienie.Spojrzałemna

Amelięipodniosłemkieliszek.

–Zaniezwykłyifantastycznydzień.
–Niezwykły,toprawda–zgodziłasięzuśmiechemitakżepodniosłakieliszek.
–Daszmiswójnumertelefonu?–spytałemnagle.
Patrzyłanamnieprzezchwilę,zagryzającdolnąwargę.
–Chceszdomniekiedyśzadzwonić?
–Takimiałemzamiar,aletylkojeślitytegochcesz.
Wmilczeniuprzyglądałamisięponadstolikiem.
–Tak,chciałabym,żebyśzadzwonił.
Kiedy to usłyszałem, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wyjąłem

komórkę i zapisałem numer, który mi podała. Potem wcisnąłem zielony guzik i jej
telefonzadzwonił.Wyjęłagozmałejtorebkiispojrzałanamniezuśmiechem.

background image

–Halo?–odebrała.
–Cześć.Terazmaszmójnumer,nawypadekgdybyśchciaładomniezadzwonić.
–Dziękuję–wyszeptała.
Pojawiły się zamówione dania i oboje odłożyliśmy telefony. Amelii smakował

kurczak i panna cotta z białą czekoladą, którą zamówiłem dla nas na deser.
Skończyliśmy jeść, a kiedy wyszliśmy na zewnątrz, lunął deszcz. Pobiegliśmy do
samochodu,aleniemogłemwymacaćkluczykówwkieszeni.Niebyłoichtam.

–Collin,przemokniemy–zaśmiałasięAmelia.
–Zostawiłemkluczykinastoliku.
Podbiegłem do niej, chwyciłem ją za rękę i powiedziałem, żeby zaczekała pod

daszkiem,asamwpadłemdośrodka.Kelnerkabyłatakmiła,żeczekałajużnamniez
kluczykami.WyszedłemnazewnątrziuśmiechnąłemsiędoAmelii,biorącjązarękę.

–Gotowanapowtórkę?
–Jasne.
Pobiegliśmydosamochoduwdeszczu,którypadałjeszczemocniejniżprzedchwilą.

SzybkootworzyłemdrzwiczkiiAmeliawskoczyładośrodka.Wskoczyłempodrugiej
stronie,zatrzasnąłemdrzwiczkiiobojezaczęliśmysięśmiać.Byliśmyprzemoczenido
suchejnitki.Zwłosówściekałamiwoda,dżinsylepiłymisiędonóg.Niemiałemw
samochodzie ręcznika, ale wziąłem bluzę leżącą na tylnym siedzeniu i podałem ją
Amelii.

–Proszę,wytrzyjsiętym.
–Niechcęzniszczyćcibluzy–odparła.
–Nieprzejmujsię.Totylkowoda.
–Proszę–powiedziała,wzięłabluzę,otarłaminiątwarziodłożyłanabok.
Spojrzała mi w oczy, a jej dłoń musnęła mój policzek. Uśmiechnąłem się lekko i

położyłemmojąrękęnajej.Naszeustaniemalsięstykały.Iwtymmomencieodezwała
się moja komórka. Hailey. Po co, do cholery, ona do mnie dzwoni? Odrzuciłem
połączenieispojrzałemnaAmelię.

–Wszystkowporządku?–zapytała.
– Tak. Pomyłka – odparłem, przekręciłem kluczyk w stacyjce i wyjechałem z

parkingu.

AleodwożącAmeliędodomu,niemogłemprzestaćmyślećotelefonieHailey.
–Dziękujęci,Collin,tobyłwspaniałydzień.Naprawdętodoceniam.
–Pojadętylkododomuprzebraćsięwcośsuchegoizarazwracam,żebycipomóc,

background image

takjakobiecałem.

–Naprawdę?
–Tak.Myślałaś,żekłamię?
–Nie.Alewydajeszsiętakinieobecnypotymtelefonie.
–Och,nie.Wszystkowporządkuipostaramsięjaknajszybciejprzyjechać.
–Dobrze.Więcdozobaczenia.
Patrzyłem,jakbiegławdeszczudodrzwi.Potemwyjechałemzpodjazduiruszyłem

ulicąwstronęmojegodomu.

–Jesteśprzemoczony!–wykrzyknęłamama,kiedywszedłemdośrodka.
–Wiem.Dlategoprzyjechałem,żebysięprzebrać.
–Notosiępospiesz.Niechcę,żebyśzłapałprzeziębienie-powiedziałamama.–A

potemzejdźnadół.Chcę,żebyśopowiedziałmiwszystkooAmelii.

–Przykromi,mamo.Niemamczasu.Muszęjejjeszczepomóczrzeczami.Opowiem

wamwszystkopóźniej.Tato,wracaciewieczoremdomiasta?

–Tak,ilepiej,żebyśzabrałsięznami.Jutroranomusiszbyćwbiurze.
– Nie martw się, będę – powiedziałem, pobiegłem na górę i zrzuciłem mokre

ubranie.

Przebrany zszedłem na dół i powtórzyłem rodzicom, co powiedział mi Murray z

rancza. Uśmiechnęli się i odparli, że może później się tam wybiorą. Pocałowałem
mamę w policzek i pojechałem z powrotem do Amelii. Kiedy otworzyłem drzwi,
schodziławłaśniezeschodów,niosącdużepudło.

–Dlaczegonamnieniezaczekałaś?–spytałem,odbierającodniejpudło.
–Nagórzezostałojużtylkoto,więcpomyślałam,żezniosęjenadół.
Postawiłempudłonapodłodzewholu,przystercieinnych.
–Comaszzamiarznimizrobić?
– Agent z biura nieruchomości ma wezwać organizację charytatywną, która to

wszystkoweźmie.

–Niemawnichnic,cochciałabyśzatrzymać?
– Nie. Przejrzałam wszystko, zanim zaczęłam pakować. Naprawdę muszę sprzedać

tendom.Szybkokończąmisiępieniądze.Kiedyzginęlimoirodzice,niebyłożadnego
testamentu ani funduszu powierniczego, więc to wszystko, i wszystko, co mieli na
kontach, trzeba było uwierzytelnić. Kiedy spłaciłam długi ojca, okazało się, że został
mitylkotendom.Najwyraźniejmoirodzicemielikłopotyfinansowe.Takczyinaczej,
tendomjutroranozostaniewystawionynasprzedażiterazpozostajemitylkoczekać,

background image

ażktośgokupi–zakończyła.

– Rynek nieruchomości to grząski teren. Kiedy już dostaniesz ofertę, może

chciałabyś,żebymjaalbomójtatająprzejrzał.Niechcę,żebyktościęoszukał.

–Dziękuję.Aleniktmnienieoszuka.Mambardzodobregoagenta.
Podszedłemdoniejipołożyłemjejdłonienaramionach.
–Poprostubądźmądra.
Spojrzałanamnie,przekrzywiłagłowęizmarszczyłabrwi.
–Chceszpowiedzieć,żeniejestemmądra?
Cholera.
– Nie, nie to miałem na myśli. Myślę, że jesteś bardzo mądra, ale na świecie jest

mnóstwoludzi,którzymająochotęwykorzystaćinnych.Aterazpowiedzmi,cojeszcze
trzebazrobić.

–Hm.Nic–powiedziała,odwracającsię.
– Jak to nic? Wcześniej mówiłaś, że masz mnóstwo pracy i dlatego nie chciałaś

nigdziewyjść.

–Notak…powiedziałamtak,bochciałamsięwykręcić.
–Och.–Zmarszczyłembrwi.
–Przepraszam,Collin.Alecieszęsię,żejednakwyszłam,bonaprawdędobrzesię

bawiłam.

Marsnamoimczolezmieniłsięwuśmiech,kiedyusłyszałem,żeAmeliadobrzesię

bawiła.Wyjrzałemprzezoknoizauważyłem,żeprzestałopadaćiwyszłosłońce.

–Hej,miałabyśochotęwyskoczyćnakawę?MoglibyśmyprzejśćsiędoStarbucksa

narogu.Jużniepadaisłońceświeci.

–Jasne–rzuciła,włożyłabutyiwyszłaprzeddom.

background image

Rozdział15

W

zięliśmy kawy i usiedliśmy przy stoliku w kącie. Te kilka dni, które właśnie

minęły, były najszczęśliwsze od bardzo dawna. Naprawdę polubiłem Amelię i
żałowałem,żeniemożemyspędzićzesobąwięcejczasu.

–Niepowiedziałaśmi,costudiujeszwNowymJorku–zauważyłem.
–Pielęgniarstwo.OdjutrazatydzieńzaczynamstażwMountSanaiHospital.
–Towspaniale,Amelio.Pielęgniarstwotoświetnyzawód.
–Mójtatazawszemówił,żebyłabymdobrąpielęgniarką.Pamiętam,żekiedybyłam

mała,prosiłam,żebyudawał,żemazłamanąrękęalbojakąśranę,izarazbrałamsiędo
bandażowania.Zawszechciałamopiekowaćsięinnymiipomagaćim.

Amelia zaczynała się otwierać, a mnie to naprawdę cieszyło. Miała kojący, słodki

głos i było w niej coś łagodnego. Uczucia, z którymi tak długo walczyłem, zaczęły
budzić się do życia, a to oznaczało tylko jedno: ból. Nie mogłem przestać myśleć o
pocałunku, do którego prawie doszło wcześniej. Ciągle odtwarzałem ten moment w
pamięci.Pocałowalibyśmysię,gdybynietelefonHailey.Dodiabłaznią.

–WięcjutrowracaszdoNowegoJorku?–zapytałem.
–Tak.Zajęciazaczynająsiępojutrze.Aty?
–Jateż.Jutroranomuszębyćwbiurze.
Naglecośmnieuderzyło.
–Niewidziałemtwojegosamochodu.Jaktuprzyjechałaś?
–Autobusem–odparła.
–Możeszpojechaćzemnąjutrorano–zaproponowałemzuśmiechem.
–Naprawdę?
–Tak,naprawdę.Niemasensu,żebyśtraciłapieniądzenaautobus.
–Dziękuję,Collin.Jestemtwojądłużniczką–uśmiechnęłasiędomnie.
Dopiliśmy kawę i spacerem wróciliśmy do jej domu. Nie chciałem się z nią

rozstawać,aleniechciałemteżprzesadzić.

–Cóż,terazchybajużpójdę.Podjadępociebiejutrokołosiódmej.
–Świetnie.Będęgotowa–powiedziałazuśmiechem.
Odwróciłemsięiwyszedłem.
–Miłegowieczoru.
–Dzięki.Nawzajem.

background image

Wsiadłem do range rovera i pojechałem do domu. Mamy i taty nie było, więc

założyłem,żepojechalidoMurrayanaranczo.Wyciągnąłemtelefonizauważyłem,że
mamwiadomośćodHailey.

„Cześć,próbowałamsiędodzwonić,alenieodpowiadałeś.Byłamtylkociekawa,co

słychać”.

Dlaczego nagle zaczęło ją to interesować? Ile razy do niej dzwoniłem, odrzucała

połączeniealboradziłami,żebym„zostawiłtozasobą”.Napewnoniepotrzebowałem
teraz,żebyzaczęłamieszać.Poszedłemwkońcudoprzoduzeswoimżyciem.Życiem
bez niej – i takiego życia właśnie teraz chciałem. Położyłem się na łóżku i zacząłem
przeglądać zdjęcia w komórce. Kiedy jeździliśmy z Amelią konno, zrobiłem nam
zdjęcie na Majestic. Uśmiechnąłem się teraz na widok uśmiechu Amelii. Miała taki
ładny uśmiech. W jakiś sposób przypominał mi uśmiech mamy. Postanowiłem
zadzwonićdoJulii.

–Cześć–odebrała.
–Cześć,siostrzyczko.Couciebie?
–Wszystkowporządku.Pytaniebrzmi:couciebie?
–Chybamamkłopoty–powiedziałem.
–Coznowu?Cozrobiłeś?
–Poznałemdziewczynęionanaprawdęmniezauroczyła.
Usłyszałemśmiech.
–Tomająbyćkłopoty?Uważam,żetowspaniale.
–Nie,nierozumiesz,Julio.Niechcęznowuprzeztoprzechodzić.
–Posłuchaj,Collin.Czas,żebyśposzedłzeswoimżyciemdoprzodu,iwyglądana

to, że to właśnie zrobiłeś. Ta dziewczyna musi być wyjątkowa, jeśli tak cię
zainteresowała.Idźzatym.Jeślicośmaztegobyć,będzie.Miłośćznajdziedociebie
drogę. Nie można jej pomóc i nie można jej powstrzymać. A teraz przestań się
zachowywaćjakdzieckoipozwól,żebywszystkodziałosięnaturalnie.

Przewróciłemoczamiprzyjejostatnimzdaniu.
–Muszękończyć.Wydajemisię,żemamaitatawrócili.
–Zobaczymysięjutrowbiurze,braciszku.
–Narazie,Julio.
Ale prawda była taka, że nie chciałem więcej myśleć o Amelii. Zamknąłem oczy i

postanowiłemuciąćsobiedrzemkę.

background image

Zbudziłmniedźwięktelefonu.Spojrzałemnazegariuświadomiłemsobie,żespałem

ponaddwiegodziny.Podniosłemkomórkę–przyszławiadomośćodAmelii.

„Cześć,tuAmelia.Wybieramsięnaspacerpoplażyipomyślałam,żejeśliniemasz

nic do roboty, może miałbyś ochotę się przyłączyć. Będę przechodziła koło twojego
domu.Jeślichcesziśćzemną,wyjdźnaplażę.Tylkoniekładźmisiępodnogami.Nie
odpowiadajnatenSMS”.

Nie mogłem powstrzymać śmiechu. Byłem ciekaw, dlaczego nie chciała, żebym

odpowiedział.Wydałomisiętodziwne.Wstałem,przeczesałemwłosyiposzedłemna
plażę.Niemogłemuwierzyć,żenaprawdęzaproponowałamispacerpoplaży.Zresztą
to nie miało znaczenia. Byłem uszczęśliwiony, że to zrobiła. Usiadłem na piasku,
patrzyłem, jak fale liżą brzeg, i czekałem na Amelię. Odwróciłem głowę i
uśmiechnąłemsię,widzącjąwoddali.Mojeserceprzyspieszyłoizjakiegośpowodu
poczułemsięzdenerwowany.Kiedypodeszłabliżejwstałemipodszedłemdoniej.Na
twarzymiałapięknyuśmiech.

–Niebyłampewna,czydostałeśmojąwiadomość–odezwałasię.
–Napisałaś,żebymnieodpowiadał.
Zaśmiałasięiruszyliśmyrazemwzdłużbrzegu.
–Dziękuję,żepostanowiłeśmitowarzyszyć.
–Dziękuję,żemitozaproponowałaś–uśmiechnąłemsię.
Ameliaszłaobokzewzrokiemspuszczonymnapiasek.Takbardzochciałemwziąć

ją za rękę, nie chciałem jednak przekroczyć jakiejś granicy. Słońce już zaszło i nad
wodą robiło się coraz ciemniej. Amelia opowiedziała mi trochę o Uniwersytecie
Nowojorskim,ajajejomoichdoświadczeniachzColumbią.

– Mam pomysł. Może wrócimy do domu i rozpalimy ognisko. Moglibyśmy piec

marshmallows.

–Możezrobimys’mory?–spytałemzszerokimuśmiechem.
– Jasne. Muszę zobaczyć, czy mamy wszystko, co potrzebne, ale wydaje mi się, że

tak.

–Jeślinie,możemypobiecdosklepuikupić,cotrzeba–zauważyła.
Wróciliśmy do domu i zaczęliśmy szukać w kuchni batoników czekoladowych,

krakersówipianekmarshmallows.Niebyłokrakersów.Cholera.

–Zaczekaj!–zawołałem,wyciągająctelefon.
„Wracaciedodomunaplażyczydomiasta?”–napisałemdomamy.
„Dodomunaplaży.Będziemyzajakieśpięćminut.Aco?”

background image

„Moglibyście wstąpić do sklepu i kupić pudełko krakersów? Amelia i ja chcemy

zrobićs’mory,alezabrakłonamkrakersów”.

„Oczywiście,kochanie.Świetnazabawa!”
OBoże.Miałemnadzieję,żemamaniebędziechciałasiędonasprzyłączyć.
„Dzięki,mamo”.
– Problem rozwiązany. Moi rodzice właśnie jadą do domu. Zatrzymają się przy

sklepieikupiąnamkrakersy.

–Twoirodzicewydająsięfantastyczni–uśmiechnęłasięAmelia.
–Isą.Polubiszichnapewno.Anaraziechodźmyrozpalićognisko.
Wróciliśmy na plażę, gdzie mój tata wiele lat temu przygotował dołek na ogień.

Nagleprzypomniałomisię,jaksiadywałemtuprzyogniskuzHailey.Ztąróżnicą,że
tymrazemnicwzwiązkuztymnieczułem.Kiedyogieńjużpłonął,pobiegłemdodomu
po szpikulce i pianki. Podałem jeden szpikulec Amelii i oboje wystawiliśmy pianki
nadpłomienie.

–Nierobiłamtegoodlat.–Ameliaspojrzałanamniezuśmiechem.
–Totakiefajneimiłorobićtorazemzkimś.
Postanowiłem,żezapytamozdjęciezjejchłopakiem.Musiałempoznaćjejhistorięi

miałemnadzieję,żenieprzekroczęjakiejślinii.

– Kiedy byłem wcześniej u ciebie w domu, widziałem zdjęcie, na którym jesteś z

chłopakiem.Tobyłtwójchłopak?

–Nierozmawiamonim.–Odwróciławzrok.
– Wiem, że to coś zupełnie innego, ale dziewczyna, z którą byłem sześć lat,

zostawiłamnie,żebystudiowaćmodęweWłoszech.

–Tak,tocośzupełnieinnego.Niemożnatychsytuacjiporównywać–rzuciłaAmelia

izaczęłasiępodnosić.

Chwyciłemjązanadgarstek.
–Nieodchodź.Tylkozapytałem.Wystarczyłobyprostetaklubnie.
Usiadłaipatrzyłanamniechwilęwmilczeniu.
–Tak,tobyłmójchłopak.
–Przykromizpowodutegowypadku,Amelio.
–Mnieteż.
Siedzieliśmywciszy,ażusłyszałem,żemamaitataidąwnasząstronę.
– Proszę, synu. Pudełko krakersów. Witaj, Amelio. Miło znowu cię widzieć –

uśmiechnąłsiętata.

background image

–Dobrywieczór.Mnietakżemiłopaństwawidzieć.
–Proszę,nazywajnasConnoriEllery–odezwałasięmama.
–Przyłączyciesiędonas?–zapytałaAmelia.
O mój Boże, nie mogłem uwierzyć, że właśnie zaprosiła moich rodziców, żeby z

namiusiedli.Spojrzałemnanichznacząco.

–Bardzochętnieposiedzielibyśmyzwami,Amelio,alezarazwracamydomiasta.
–Wyjeżdżacie?–spytałem.
– Tak. Pomyśleliśmy, że lepiej będzie pojechać dzisiaj wieczorem. Nie zapomnij

jutroranodobrzezamknąćdrzwi.Mogęsięciebiespodziewaćwbiurzekołoósmej?–
spytałtata.

– Nie, przyjadę później. Zaproponowałem Amelii, że odwiozę ją na uniwersytet,

żebyniemusiałajechaćautobusem.Wyjeżdżamyosiódmej.

– A więc dobrze. Zobaczymy się, kiedy już dotrzesz. Przyjdź od razu do mojego

gabinetu,musimyprzejrzećplanytegonowegobudynkudlaTrichoEnterprises.

–Wiem,tato,przyjdę.
–WięcstudiujesznauniwersyteciewNowymJorku?–spytałazuśmiechemmamai

usiadła.

Tatalekkoująłjąpodramięipomógłwstać.
– Chodź już, kochanie, zostaw ich samych. Porozmawiasz z Amelią innym razem.

Naprawdęchciałbymjużwyjechać.

– Och, dobrze już, Connor – powiedziała mama z irytacją. – Miło było znowu cię

zobaczyć,Amelio.Musiszkiedyśprzyjśćdonasnakolację.

–Dziękuję,Ellery,ciebieteżbyłomiłowidzieć.
Tata mrugnął do mnie, a potem odwrócił się i razem z mamą weszli do domu.

Widziałem,żesprawiłemAmeliiprzykrość,pytającojejchłopaka.Niemiałemtakiego
zamiaru. Chciałem tylko, żeby trochę się przede mną otworzyła. Postanowiłem
opowiedziećjejoHailey.Niebyłempewny,czytonaprawdętakidobrypomysł,ale
musiałemzaryzykować.Wbiłemdwiepiankinaszpikuleciuniosłemgonadogniem.

– Moja była dziewczyna, Hailey, i ja znaliśmy się od dzieciństwa. Nasze matki są

najlepszymiprzyjaciółkami.Zaczęliśmysięumawiać,kiedymieliśmyposzesnaścielat
ipopewnymczasiezrobiłsięztegopoważnyzwiązek.ObojeskończyliśmyColumbię,
a Hailey wkrótce potem dostała propozycję stypendium i wyjazdu do Włoch, żeby
studiowaćmodę.Nieprzeszkadzałomito,bosądziłem,żenaszamiłośćjestdośćsilna,
żeby wytrzymać związek na odległość. Ale Hailey była innego zdania. Pewnego dnia

background image

przyszła do mnie, powiedziała, że to się nie uda, że związki na odległość nie mają
szans. Że jej przykro, ale czas, żeby ruszyła ze swoim życiem dalej i skupiła się na
studiach.Wyleciaładwadniwcześniej,niżplanowała,inawetsięniepożegnała.

–Tonaprawdęwstrętnezjejstrony–powiedziałaAmelia.
–Tak,wstrętne,prawda?
–Musiałeśbyćzdruzgotany.
– Byłem. Zacząłem imprezować niemal każdego wieczoru. Piłem zdecydowanie za

dużoi…

Urwałem i nie powiedziałem tego, co zamierzałem, bo nie chciałem, żeby Amelia

źleomniepomyślała.

–Sypiałeśzwielomakobietami,prawda?–spytała.
Spuściłemzewstyduwzrokilekkoskinąłemgłową.Ameliapołożyładłońnamojej

ręce.Byłemzaskoczony,aleteżzachwycony.

– Każdy na swój sposób radzi sobie z bólem. Wygląda na to, że ty próbowałeś

zapomnieć,ajaodcięłamsięodwszystkich,boniechciałamotymrozmawiać.

–Czasamimusimyrozmawiaćorzeczach,którenasnajbardziejbolą,żebyodnaleźć

spokój.

Ameliaprzekrzywiłagłowęiuśmiechnęłasiędomnie.
–Niepodobamisię,żetomówisz,alewiem,żemaszrację.
Uśmiechnąłemsięipodałemjejdwakrakersyitrochęczekolady.
–Twojepiankisągotowe.
Wsunęła je z czekoladą między krakersy i odgryzła kawałek. Trochę czekolady

dostało się na jej policzek. Pochyliłem się i starłem ją kciukiem. Amelia natychmiast
podniosłarękędomojej.

–Przepraszam.Miałaśtuczekoladę.
–Dziękuję–szepnęła.
Odsunąłem się i powiedziałem, że zaraz wrócę. Poszedłem do domu, wziąłem

serwetki,dwakieliszkiibutelkęwina.Alekiedywróciłemnaplażę,Ameliawłaśnie
wstałaizbierałasiędoodejścia.

–Dokądidziesz?–zapytałem.
–Przepraszam,Collin.Muszęiść.Zobaczymysięrano.
Ruszyła przed siebie, ale pobiegłem za nią. Zaszedłem jej drogę i delikatnie

złapałemjązaramiona.

–Cotakiegozrobiłem?Albopowiedziałem?Proszę,nieidźjeszcze.

background image

–Niczegoniezrobiłeśaniniepowiedziałeś.Poprostuniemogętegoztobąrobić.

Przepraszam–odparła,odepchnęłamnienabokiruszyładalej.

–Dodiabła,Amelia!Zasługujęnajakieśwyjaśnienie!
Zatrzymałasięistałaprzezsekundę.Potemnaglesięodwróciła.
–Chceszwyjaśnienia?Doskonale,dostanieszwyjaśnienie.Znamciędwadni.Tylko

dwadni,ajużczujęsięwinna,żespędzamztobączasidobrzesiębawię.Czujęsię
winna,botojapowinnambyłazginąćwtamtymwypadku.Niemoirodzice,niemoja
siostrainapewnonieBilly!–krzyknęła.–Niezasługujęnaszczęścieanizabawę!

Sercemipękało,kiedysłuchałemtegokrzyku.Podszedłemdoniejpowoli,choćnie

miałempojęcia,comożezarazzrobić.Aleniezrobiłanic,tylkotamstała.Zbliżyłem
siędoniejostrożnie,spojrzałemwsmutneniebieskieoczyiująłemwdłoniejejtwarz.

–Zasługujesznaszczęście.Nigdyniemyślnawet,żetakniejest.Niewiem,cosię

wydarzyło,alewiem,żedotegowypadkuniedoszłoztwojejwiny.Niemamywładzy
nadlosem.Przeżyłaśzjakiegośpowodu.Nigdyotymniezapominaj–zakończyłemi
objąłemją.

–Oniniepowinnibylizginąć,Collin.Poprostuniepowinni.–Zaczęłapłakać.
Trzymałemjąmocnoibardzobyłomijejżal.Czułemjejból,kiedytakpłakałana

mojejpiersi.Wkońcuprzestałaipodniosławzrok.

–Przepraszam–powiedziała.
–Nieprzepraszaj.Nigdynieprzepraszajzato,coczujesz.
Staliśmytam,patrzącsobiewoczy.Miałemwielkąochotęjąpocałować,aleniew

takich okolicznościach. Odsunąłem się. Musiałem to zrobić, bo w przeciwnym razie
pocałowałbymjąimożezepsułto,copojawiłosięmiędzynamiwtejchwili.

–Wrócimy,żebyzjeśćpianki?
–Amożemyzamówićpizzę?–zapytałazesłabymuśmiechem.
Zaśmiałemsięiprzytknąłemmojeczołodojejczoła.
–O,tak.Pizzatoświetnypomysł.
Objąłemjąramieniem,onapołożyłagłowęnamoimramieniuiposzliśmywstronę

domu. Wyciągnąłem menu pizzerii i kiedy już oboje wiedzieliśmy, co chcemy zjeść,
zadzwoniłemiczekaliśmynapizzę.

background image

Rozdział16

Z

adzwoniłbudzikipobiegłempodprysznic.NiemogłemprzestaćmyślećoAmeliii

ubiegłym wieczorze. Zamówiliśmy pizzę i rozmawialiśmy o muzyce. Okazało się, że
mamy podobny gust. Po prysznicu ubrałem się, wziąłem torbę, zamknąłem dom i
pojechałemdoAmelii.Kiedywjechałemnapodjazd,stałajużnagankuzbagażami.

–Dzieńdobry–uśmiechnąłemsię.
–Dzieńdobry.Proszę,jakświetniewyglądaszwgarniturze.
Uśmiechnąłemsię,chwyciłemjejtorbyipołożyłemobokmoichnatylnymsiedzeniu.

OtworzyłemdrzwiczkiiAmeliawsiadła.

–Gotowawracaćdomiasta?–zapytałem.
–Niebardzo.Wolałabymzostaćtutaj.Uwielbiamtomiejsce.
–Jateż–odparłemidotknąłemjejręki.
Odwróciła się i spojrzała na mnie z uśmiechem. Mógłbym oglądać ten uśmiech

każdegoranka.

–Myślę,żeprzydałbynamsięStarbucks,zanimwyruszymywdrogę.Cotynato?
–Czytapanwmoichmyślach,panieBlack.
Podjechałempodokienkodlakierowcówizamówiłemdlanaskawęimuffiny.Przez

całądrogędomiastaśpiewaliśmykilkazmoichulubionychpiosenekiodbyliśmydługą
rozmowęopolityce.Byłtotemat,naktórynigdywięcejniepowinniśmyrozmawiać.

–MieszkamprzyThirdAvenue75,wbudynkuThirdAvenueNorth.
–ToniedalekoBlackEnterprises.
Kiedydotarliśmynamiejsce,wysiadłemiwziąłemjejbagaż.
– W porządku, Collin, wezmę torby. Dziękuję za podwiezienie. Doceniam to –

powiedziałaipocałowałamniewpoliczek.

–Drobiazg.Całaprzyjemnośćpomojejstronie.
–Dozobaczenia–pożegnałasięAmelia.
– Odezwij się czasem – odparłem, wsiadłem do samochodu i zacisnąłem ręce na

kierownicy.

Mdliło mnie ze zdenerwowania, kiedy patrzyłem, jak Amelia znika w drzwiach

budynku. A jeśli to koniec naszej znajomości? Jeśli to, co zdarzyło się w Hamptons,
było tylko snem i teraz, po powrocie do rzeczywistości, nic z tego snu nie zostanie?
Pojechałemdobiuraiodrazuruszyłemdogabinetuojca,alenajpierwzatrzymałemsię

background image

nachwilęuDiany.

–Jakciminąłweekend?–zapytała.
–Fantastycznie!JakJacob?
–Kiepskosięczuł.Alewszystkobędziedobrze.
–Powiedzmu,żeprzyjdędzisiajwieczorempograćznimnakomputerze.
–Ucieszysię–uśmiechnęłasięDiana.–Tatajużnaciebieczeka.
Westchnąłem.
–Wiem.
Kiedy wszedłem do gabinetu, rozmawiał przez telefon. Gestem pokazał mi, żeby

usiadł. Podszedłem do ekspresu i nalałem sobie filiżankę kawy, a potem usiadłem na
krześle.

–Jakąmieliściepodróż?–zapytał,kiedysięrozłączył.
–Świetną.Awy?
–Niezmieniajtematu,synu.Widzę,żejesteśzauroczonytądziewczyną.
–Zauroczony?Naprawdę,tato?Powiedziałeś„zauroczony”?
–Collin,przecieżwiesz,comamnamyśli–westchnąłtata.
– Bardzo lubię Amelię. Jest wspaniałą dziewczyną, ale jest skomplikowana, i to

mnieniepokoi.

Tataodchyliłsięnaoparciefotela.
–Skomplikowana?Toznaczy?
–Jejrodzice,siostraichłopakzginęliwwypadkunałodzidwalatatemu.Wczoraj

wieczoremAmeliapowiedziałami,żetoonapowinnabyłazginąć,anieoni.Zamknęła
sięwsobieiwidać,żesięboi.

– Tak jak ty – rzucił tata. – Hailey zostawiła na tobie ślad, to dlatego twoje

zachowaniebyłoostatnionieakceptowalne.Alerozumiemto,wiem,skądsiętowzięło.
Jeślinaprawdęlubisztędziewczynęichceszzniąbyć,spraw,żebytaksięstało.Jatak
zrobiłem, a wierz mi, byłem bardziej poplątany niż ty. Nauczyłem się przezwyciężać
strachipozwalać,byrzeczydziałysiętak,jakpowinny.

– Dzięki, tato, za twoją mądrość. A teraz weźmy się do tych planów. Mam dzisiaj

mnóstworoboty.

Tata uśmiechnął się, wyjął z szuflady dokumenty i przez następną godzinę

pracowaliśmyrazem.

–Puśćfarbę,braciszku–powiedziałaJulia,wchodzącdomojegogabinetu.

background image

–Rany,jesteśjeszczegrubszaniżostatnio–uśmiechnąłemsię.
– Nie przyszłam tu rozmawiać o mojej wadze. Przyszłam po relację z twojego

romantycznegoweekendu.

–Chceszzobaczyćjejzdjęcie?
–Zamknijsię!Jużmaszjejzdjęcie?
OdblokowałemtelefonipokazałemjejnaszezdjęcienaMajestic.
–Toona.Amelia–powiedziałem,podająctelefonJulii.
–Jesttakaładna,Collin.Jeździliściekonno?
–Tak.Ameliarobiłatopierwszyrazitrochęsiębała,więcpojechaliśmynajednym

koniu.

–Och,tosłodkie.–Juliauśmiechnęłasięipołożyładłonienasercu.
–Przestań,Julio.Jesteśmytylkoprzyjaciółmi.
–Uprawialiścieseks?
–Nie!Nigdybymtegoniezrobił.
Przewróciłaoczami.
–Naprawdę,Collin?Uprawiaszsekszkażdą,któranaciebiespojrzy.
–Alenieznią.Onajestinna.Nawetjejjeszczeniepocałowałem.
Juliaotworzyłaszerokooczy.
–Rany.Onamusicisięnaprawdębardzopodobać.
–Tak.Bardziejniżmamochotęprzyznać.Och,zapomniałemcipowiedzieć,Hailey

dzwoniładomnieiprzysłałaSMS.

–Poco?Czegochciała?
–Ktotomożewiedzieć,dodiabła?–powiedziałem,wstającodbiurka.–Chciała

wiedzieć,coumnie.Jakbyjątowogóleobchodziło.

Juliapodniosłasięipołożyłamiręcenaramionach.
–Posłuchaj,idźzagłosemserca.Nieoglądajsięwprzeszłość.
Uśmiechnąłem się do siebie, kiedy wychodziła. Nie mogłem przestać myśleć o

Amelii, a najgorsze było to, że strasznie za nią tęskniłem. Rany, co ja miałem teraz
zrobić?Wróciłemdogabinetutaty.

–Comogędlaciebiezrobić,synu?
–Chciałbym,żebyśkupiłdom.
Podniósłwzrokznaddokumentówitylkopatrzyłnamnie.
–Żebymcozrobił?
– Tato, posłuchaj. Dom na plaży należał do rodziców Amelii, a ona musi go

background image

sprzedać, bo zostało jej już bardzo mało pieniędzy. Boję się, że sprzedaż potrwa za
długo.Możeszgokupić,apotemznowuwystawićnasprzedaż?

Tataspojrzałnamnietak,jakczęstotorobił,kiedybyłemdzieckiem.Nazywałemto

wtedy „spojrzeniem wyjaśniającym”. Miał ten sam wyraz twarzy, kiedy zaczynał mi
cośwyjaśniać.

– Collin, synu, posłuchaj. Wiem, że chcesz pomóc tej dziewczynie. Nie dziwię ci

się.Aleprzychodzitakimoment,kiedytrzebasobieuświadomić,żeniezdołaszpomóc
wszystkim. Nie mogę tak po prostu kupić jej domu tylko dlatego, że ona potrzebuje
pieniędzy.

–Dlaczegonie?Maszichjaklodu.
–Niewtymrzecz,synu.Nodobrze,zaproponujęcicoś.Jeślitendomniesprzeda

sięwtrzymiesiące,kupięgo.

–Trzymiesiącetozadługo,tato.
–Ajeśliwamsięniepoukładaizatrzymiesiącejużniebędzieciesięspotykali?
–Dobrzewięc.Trzymiesiące–zgodziłemsię.

Minęłokilkadni,ajaniemiałemżadnejwiadomościodAmelii.Niedzwoniłemdo

niej ani nie pisałem, bo bałem się, że teraz, kiedy wróciliśmy do Nowego Jorku, nie
będzie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Fakt, że nie zadzwoniła ani nie przysłała
SMS-asprawiał,żeczułemsiębardzoniepewnie.PoszedłemdoJacobaizagraliśmyw
Xboksa. Kaszlał tego dnia bardziej niż zwykle. Diana powiedziała, że lekarz zmienił
mulekarstwonanowe,któreniedziała.

–Notomaszjużdziewczynę?–spytałJacob.
–Możejestktoś,ktomnieinteresuje.
–Taknapoważnieczytotylkoniezobowiązującyflirt?
Niemogłempowstrzymaćśmiechu.
–Jeszczeniewiem.Właśniejąpoznałem,aletoraczejniebędzieniezobowiązujący

flirt.Onaniejestwtymtypie.

–Super.Umówiliściesięjuż?
– Tylko kilka razy, w Hamptons. Nie rozmawiałem z nią jeszcze po powrocie do

miasta.

–Och.Cóż,mamnadzieję,żesięwamułoży.
–Dzięki,bracie.
– Nie ma sprawy. Moja mama lubi jednego takiego faceta. Poznałem go. Ja go nie

background image

lubię.

–Dlaczego?
–Bonie.
–Alejeślitwojamamajestznimszczęśliwa,tylkotosięliczy.
–Nieobchodzimnieto.Niechcę,żebysiętukręcił.
Słyszałemwjegogłosiezłość,kiedyotymmówił.Podejrzewałam,żenielubiłtego

faceta,boniebyłjegotatą.Kiedyskończyliśmygrę,Jacobspojrzałnamnie.

–Myślę,żepowinieneśzadzwonićdoniejigdzieśjązaprosić.
–Sądzę,żeniebardzowiesz,oczymmówisz.
–Serio,chłopie.Zadzwoń.Możecięzaskoczy–zachęcałizacząłkaszleć.
–Przepraszam,ailetymaszlat?
–Poprostuzróbto.Chybaniemaszcykora?
–Nie!
– A więc masz cykora! – zawołał, chodząc po pokoju i udając, że trzęsie się ze

strachu.

–Tymałydraniu.Niemaszpojęcia,oczymmówisz.
–Więczadzwońdoniej.Teraz.
–Świetnie.Zadzwonię!–rzuciłemiwyjąłemtelefonzkieszeni.
Wybrałemnumer,aJacobusiadłnałóżku.
–Cześć,Collin–przywitałasięAmelia.
Boże,takcudowniebyłousłyszećjejgłos.
–Cześć,Amelia.Couciebie?
–Wporządku.Auciebie?
–Wporządku.Posłuchaj,możeposzłabyśjutrozemnąnakolację?
–Jasne,bardzochętnie.Aleniemogęwrócićzbytpóźno.Mamdużonauki.
– Nie ma sprawy. Dopilnuję, żebyś wróciła wcześnie. Może przyjadę po ciebie o

szóstej?

–Dobrze.Dojutra.
–Narazie,Amelia.
SpojrzałemnaJacoba,którysiedziałnałóżku,podnosząckciukdogóry.
–Dzięki,brachu.
–Spoko–uśmiechnąłsię.
OdJacobaposzedłemprostododomu.Mamabyławsalonie,pracowałanadjednym

zeswoichobrazów,tatasiedziałnakanapiezlaptopem.

background image

–Cześć,Collin.DobrzesiębawiliściezJacobem?–spytałamama.
Podszedłemdoniejipocałowałemjąwpoliczek.
–Tak,świetnie.
–Couniego?–zapytałtata.
–Dzisiajkiepskosięczuł.Dianamówiła,żelekarzzmieniłmulekarstwo.
–Cholera,żałuję,żeniemogęczegośdlaniegozrobić–denerwowałsiętata.
–Atakzinnejbeczki,zadzwoniłemdoAmeliiiidziemyjutronakolację.
–O,świetnie,możeszprzyjśćzniąnakolacjęrodzinną–uśmiechnęłasięmama.
–Uch.Zapomniałem,żetojutro.Mamo…
– Nie opuścisz chyba rodzinnej kolacji, Collin. Oczekuję tu jutro was obojga –

oznajmiłamama,wstałaiwyszłazpokoju.

Odwróciłemsięispojrzałemnatatę,którysiedziałzszerokimuśmiechemnatwarzy.
–Matkitrzebasłuchać,synu.Niezróbjejzawodu–dorzucił,spoglądającnaekran

laptopa.

Przewróciłemoczamiiposzedłemdosiebie.Wyjąłemzkieszenitelefoniwysłałem

doAmeliiSMS.

„Zjemy jutro kolację w mnie w domu. Zapomniałem, że to wieczór rodzinnego

spotkania,imamachce,żebymnanimbył.Ztobą.Przykromiinaprawdęzrozumiem,
jeślizmieniszzdanie”.

„Niemazacoprzepraszać.Myślę,żerodzinnakolacjabędziebardzomiła.Jużsię

naniącieszę”.

„Naprawdę?”
„Tak,naprawdę”.
„Aleitakpociebieprzyjadę”.
„Dobrze.Będęczekała”.

background image

Rozdział17

L

imuzyna zatrzymała się przy krawężniku pod Third Avenue Building North.

Wysłałem SMS do Amelii, że już czekam. Spojrzałem na Ralpha, który siedział w
samochodzie.

–Ralph,musiszwysiąśćiotworzyćdrzwiprzedAmelią.
–Och,przepraszam,panieBlack–powiedziałiwyskoczyłzlimuzyny.
Przewróciłem oczami i westchnąłem. Myślę, że tata popełnił błąd, zatrudniając

Ralphiego. Spojrzałem w okno i zobaczyłem Amelię, która schodziła właśnie po
schodach.KiedyRalphieotworzyłdrzwiczki,usiadłaobokmnie.Wyglądałapiękniew
czarno-różowej letniej sukience. Jej włosy wyglądały inaczej niż zwykle, nie były
proste,tylkofalowałylekko.Cholera.Czułem,żestajemiodsamegopatrzeniananią.
Niewspominającjużotym,żeznowupachniałaróżami.

–Wyglądaszwspaniale–uśmiechnąłemsię.
–Dziękuję.Tyteż.
Po drodze rozmawialiśmy trochę o jej studiach. Potem wjechaliśmy windą do

penthouse’u i widziałem, że zrobiło to na niej wrażenie. Kiedy tylko drzwi się
otworzyłyiweszliśmydoholu,zkuchniwybiegłaJulia.

–Cześć,jestemJulia,siostraCollina.AtymusiszbyćAmelia.
–Tak,toja.Miłomiciępoznać.Gratulujępotomka.
Juliauśmiechnęłasięipołożyłaręcenabrzuchu.
–Dziękuję.CzyCollinmówiłcijuż,żetochłopczyk?
–Owszem.Totakieekscytujące.
Julia wzięła ją pod ramię i pociągnęła do kuchni. Poszedłem za nimi, wdychając

wspaniały aromat, który wypełniał mieszkanie. W kuchni podszedłem do mamy i
pocałowałemjąwpoliczek.

–Pięknietupachnie,mamo.
–Dzięki,skarbie–uśmiechnęłasię.
Odwróciłemsięizobaczyłem,żetata,JakeiJuliarozmawiajązAmelią.Jużmiałem

przyłączyćsiędorozmowy,kiedyusłyszałem,żedokuchniwchodziDenny.

–Cudownietupachnie,Ellery!–powiedziałdośćgłośno.
Podszedłemiuściskałemgo.
–Niewiedziałem,żetudzisiajbędziesz.

background image

– Poczułem się trochę lepiej, więc postanowiłem, że przyjdę pomęczyć trochę

twojegostaruszka–uśmiechnąłsię.

–Wszystkosłyszałem,Denny.–Tatateżsięuśmiechnąłiuścisnąłjegodłoń.
PodszedłemdoAmeliiipoprosiłem,żebypoznałaDenny’ego.
–Denny,tojestmojaprzyjaciółka,Amelia.
Dennyzmierzyłjąwzrokiem,apotemsięuśmiechnął.
–Miłomiciępoznać,Amelio–powiedziałipocałowałjąwrękę.
–Dziękuję.Mnietakżemiłociępoznać,Denny.Dużootobiesłyszałam.
–Niesłuchajich.Niewiedzą,comówią.
ObojezAmeliąroześmialiśmysięwtejsamejchwili.Apotemmamaoznajmiła,że

kolacjajestgotowaiżemamysiadaćdostołu.Dennywziąłmniepodrękęiodciągnął
nabok.

–Jestolśniewająca,synu.Przypominamitwojąmatkęsprzedlat.Tojestktoś,itona

pewnojesttawłaściwa.

–Chybajeszczenatozawcześnie,wujkuDenny–zachichotałem.
–Zabawne,twójojciecmówiłtosamo.–Dennyzmrużyłoko.
Poklepałem go po plecach i zajęliśmy miejsca przy stole. Po kolacji i pysznym

owocowymflanie,którymamakupiławpiekarninadeser,Ameliaijaprzesiedliśmy
sięnakanapę.

–Mamnadzieję,żedobrzesiębawisz?
– O, tak. Masz wspaniałą rodzinę. I tyle szczęścia, że są obecni w twoim życiu.

Nigdynieuważaj,żetooczywiste–dodałazesmutkiem.

–Przykromi,Amelia.Tomusibyćdlaciebietrudne.
Odwróciłasiędomnieipołożyłaswojądłońnamojej.
–Trochęjest,bosprawia,żezaczynamtęsknićzaswojąrodziną.Alejestteżmiłe,

bo dobrze czuć się częścią czegoś, choćby przez kilka godzin. Chciałabym zobaczyć
twójpokój–oznajmiła.

Spojrzałemnanią,zmieszany.
–Naprawdę?
– Nie wiedziałeś, że można wiele powiedzieć o człowieku na podstawie tego, jak

maurządzonypokój?

– Nie, nie wiedziałem. Ale możesz przeprowadzić u mnie taką analizę, jeśli tylko

chcesz–uśmiechnąłemsię.

Amelia też się uśmiechnęła. Wstaliśmy i poszliśmy do mojego pokoju. Otworzyła

background image

drzwi i kiedy tylko weszliśmy do środka, zaczęła się rozglądać. Podeszła do mojego
łóżkaiprzesunęłaponimręką.Potempodeszładookien,wyjrzała,odwróciłasiędo
toaletki,apotemspojrzałanazdjęciawiszącenaścianie.

– Jesteś zdeterminowany i lubisz rywalizację. Wiesz, czego chcesz, i wiesz, jak to

zdobyć.Tenpokójmówiteż,żejesteśzmysłowyiseksowny.Lubiszseksiszukaszgo
wszędzie,gdzietylkomożesz.

–No,toniejestprawda–przerwałemjej.–Toseksszukamnie–uśmiechnąłemsię.
Onateżlekkosięuśmiechnęłaipokręciłagłową.
–Twojanajwiększasiłajestteżtwojąnajwiększąsłabością–pragnieniefizycznych

przyjemności.

–Nodobra,zkimomnierozmawiałaś?
Spojrzałanamnieizagryzładolnąwargę,apotemspuściławzrok.Podszedłemdo

niejpowoli.

– Nie ma mowy, żebyś odgadła to wszystko z wyglądu mojego pokoju. –

Uśmiechnąłem się i zacząłem ją łaskotać. Postanowiłem, że nie przestanę, dopóki się
nie przyzna. Upadła na łóżko, a ja na nią, łaskocząc ją bez ustanku, aż w końcu się
poddała.

–Nojużdobrze,dobrze–odezwałasięześmiechem.–Wyguglałamcięipopytałam

trochęwkampusie.

– Dlaczego to zrobiłaś? – Uśmiechałem się, nie przestając jej łaskotać. Potem

przestałemispojrzałemwjejbłękitneoczy.–Dlaczegoniespytałaśmnie?

–Bowtedywiedziałbyś,żejestemzainteresowana.
Tobyłatachwila;niczegoniepragnąłembardziej,niżmusnąćjejwargiustami.W

jej oczach widziałem, że ona też tego chciała. Przesunąłem wierzchem dłoni po jej
policzku i pochyliłem się nad nią. A zaraz potem jej miękkie wargi dotknęły moich.
Pocałowałemjądelikatnie,apotemspojrzałemnanią,żebyupewnićsię,żewszystko
jest w porządku. Uśmiechnęła się do mnie, więc wiedziałem, że jest dobrze. Znowu
dotknąłemustamijejwarg,tymrazemjerozchyliła,zapraszającmójjęzykdośrodka.
Czułem,żeuśmiechasiędomniewtympocałunku.Przerwałemgo,zanimposunęliśmy
siędalej,ispojrzałemwoczyAmelii.

–Chybapowinniśmyprzestać.Musiszsięjeszczeuczyć.
–Dobrypomysł–wyszeptała.
Wstałem,wziąłemjązarękęipomogłemjejwstaćzłóżka.
–Zobaczymysięjeszcze?–zapytałem.

background image

–Bardzobymchciała.
Nachyliłemsięijeszczerazdelikatniejąpocałowałem.
–Chodźmy,odwiozęciędodomu.
–NieRalphie?–zapytała.
–Nie.NieRalphie.Tylkotyija.
Zeszliśmy po schodach na dół, Amelia pożegnała się z moimi rodzicami, Julią i

Jakiem.Potemwskoczyliśmydorangeroveraiodwiozłemjądodomu.

–Chceszwejśćnagórę?–zapytała.
– Bardzo, ale nie chcę ci przeszkadzać w nauce. Więc idź, poucz się trochę i

obiecaj,żejutrogdzieśzemnąwyjdziesz.

–Obiecuję,żegdzieśztobąjutrowyjdę–uśmiechnęłasięiprzekrzywiłagłowę.
–Ajaobiecuję,żeniebędzietammoichrodziców.
–Dobranoc,panieBlack–powiedziałaAmeliaimusnęławargamimojeusta.
– Dobranoc, panno Gray – odpowiedziałem i pocałowałem ją po raz ostatni tego

wieczoru.

Wchodziłemwłaśnienaschody,kiedymamawyszłazsypialniizatrzymałamnie.
–Wydawałomisię,żesłyszałam,jakwchodziłeś–uśmiechnęłasię.–Dziękuję,że

przyprowadziłeśdzisiajAmelięnakolację.Touroczadziewczyna,Collin.

–Tak,toprawda.
Mamaposzłazamnądopokoju.Kładłemakurattelefoniportfelnatoaletce.
–Mogęcicośpowiedzieć?–spytała.
–Jasne,mamo.Cotakiego?–odparłem,zdejmująckoszulę.
–Przypominaszmibardzotwojegotatę,kiedybyłmłodszy.
– Na litość boską, Ellery, mówisz tak, jakbym był starym ramolem. – Tata

uśmiechnąłsię,stającwdrzwiach.

Spojrzałemnaniegoiparsknąłemśmiechem.
–Niejesteśramolem,tato.
–Kochamcię,Connor,alewłaśniepróbujęporozmawiaćznaszymsynem.Wracaj

dołóżka,ajazarazdociebiedołączę.

–Czekamniecierpliwie,Elle.–Zmrużyłjednooko.
Przewróciłemoczamiicisnąłemwniegopoduszką.
–Przestań,tato!
Zaśmiałsię,odrzuciłpoduszkędomnieiposzedłdosypialni.

background image

–Mamo,jestjakiśceltejrozmowy?–zapytałem.
– Tak, jest. Masz wiele cech swojego ojca i równie wielkie serce. Każda kobieta

chciałaby mieć kogoś takiego w swoim życiu. Trzeba jednak kogoś wyjątkowego, by
umiałwytrwaćwzwiązkunadobreinazłe.Chcętylko,żebyśpamiętał,nawypadek
gdybyśchciałporozmawiać,żetujestem.Twójojciecijaprzeszliśmybardzowielew
ciągu tych wszystkich wspólnych lat. Gdyby nie był takim człowiekiem, jakim jest,
nigdybyminiewybaczyłiniewytrwałprzymnie.Pękniętychludzimożnauleczyćinie
mapotrzebybaćsięspróbowaćtozrobić.

Patrzyłem na nią zdezorientowany. O co w tym wszystkim chodzi? Czy ona

zauważyła, że mam pewne obawy związane z Amelią? Że czuję, jak bardzo jest
zamknięta w sobie i obciążona śmiercią najbliższych, co może później wywoływać
problemywzwiązku?Wkońcujestmojąmatkąiniktnieznamnietakdobrzejakona.

–Dzięki,mamo–uśmiechnąłemsięipocałowałemjąwpoliczek.–Tatanaciebie

czeka.Wyświadczciemitylkoprzysługęiniehałasujciezabardzo.

Roześmiałasięiobjęłamnie.
–Takmiprzykro,żecitorobimy.Dobranoc,skarbie.
–Dobranoc,mamo.
Położyłem się do łóżka, ale w chwili, kiedy kładłem telefon na nocnej szafce,

przyszławiadomośćodJulii.

„Naprawdę polubiłam Amelię. Myślę, że świetnie do siebie pasujecie, i nie chcę,

żebyścośschrzanił”.

„Ja też naprawdę ją lubię. Jest inna, Julio. Nigdy jeszcze nie czułem się tak przy

żadnejdziewczynie”.

„Wiem,braciszku.Widaćtopotobie”.
„Trochęsięboję”.
„Mamtamprzyjśćiciprzyłożyć?”
Roześmiałemsię.
„Nieradzę.Mamaitatasąwpokojuobok.Naprawdęmuszęsięjużwyprowadzić!”
„Ha,ha.Dobrypomysł.Zatkajuszy,Collin.Dobranoc”.
Uśmiechnąłem się, odłożyłem telefon i naciągnąłem na siebie kołdrę, a potem

założyłem ręce za głowę. Nie mogłem przestać myśleć o Amelii. I nie mogłem się
doczekać,kiedyjąjutrozobaczę.Całkowiciezdominowałamojemyśliimodliłemsię
tylko,żebymjazdominowałjej.

background image

Rozdział18

Z

anim pojechałem po Amelię, wstąpiłem po chińskie jedzenie na wynos i butelkę

wina.Ameliamyślała,żezjemyuniej,alejamiałeminnyplan.Byłpięknywieczóri
należałosięnimcieszyć.Podszedłemdojejdrzwiizapukałem.Otworzyłazszerokim
uśmiechemnatwarzyizaprosiłamniedośrodka.

– Cześć – uśmiechnąłem się, położyłem dłonie na jej biodrach i pocałowałem ją

delikatnie.

–Cześć.
Rozejrzałem się po małym mieszkanku, które nazywała domem. Zrobiło na mnie

wrażenie,żewydawałosiętakprzytulne.

–Niemówiłaś,czymieszkaszzkimś.Niemaszwspółlokatorki?–zapytałem.
– Miałam, kiedy mieszkałam w innym budynku. Ale po wypadku przeprowadziłam

się tutaj. Chciałam być sama. Więc odpowiadając na twoje pytanie, nie, nie mam
współlokatorki.

– Cóż, twoje mieszkanie jest bardzo ładne. Podoba mi się – powiedziałem z

uśmiechem.

–Dziękuję.Jestwporządku.Przyniosłeśjedzenie?
–Tak.Alezostawiłemjewsamochodzie.Postanowiłem,żezjemygdzieindziej.
–Zdajesię,żemaszjużplan–uśmiechnęłasięAmelia.
–Mam.Więcjeślipójdzieszzemną,zobaczyszjaki–zachęciłem,podającjejramię.
Droga do Central Parku zajęła nam pięć minut. Zaparkowałem i spojrzałem na

Amelię,którauśmiechnęłasiędomnie.

–CentralPark?
–Tak.CentralPark.Jednozmoichulubionychmiejsc.
Wysiedliśmy z samochodu. Wziąłem koszyk z tylnego siedzenia, podałem Amelii

koc,wziąłemjązarękęipowędrowaliśmyprzedsiebie.

–Powiedzmi,dlaczegotaklubisztenpark.
–Tojednozulubionychmiejscmojejmamy,aJuliaijazawszespędzaliśmytudużo

czasu. Kiedy byliśmy dzieciakami, mama zabierała nas tu ze sobą, kiedy malowała
swoje obrazy. Nasz opiekun, Mason, bawił się tu z nami, a całą rodziną
przyjeżdżaliśmytunapikniki.Wpewnymsensietodlanasjakbydrugidom.

–Tonaprawdęfajniebrzmi,Collin.–Ameliasięuśmiechnęła.

background image

–Przepraszam.Chybastajęsięsentymentalny.
Ameliażartobliwietrzepnęłamniewramię.
–Nie.Maszpapierowetalerzyki?
–Poco?
–Nachińskiejedzenie.
Uśmiechnąłemsięszeroko.
–Niepotrzebujemytalerzyków.Zjemyzkartoników.
–Tobarbarzyństwo.
–Nie–zaśmiałemsię.–Tofajneibędziemymoglisiędzielić.Ująłempałeczkami

kawałek kurczaka w sosie słodko-kwaśnym i podniosłem do jej ust. – Uważaj, jest
bardzogorący.

Podmuchałananiegoostrożnie,apotemwzięładoust.Boże,byłatakaseksowna,że

mójumysłzacząłprodukowaćnieprzyzwoitewizje.Rozmawialiśmy,śmialiśmysię,a
Amelia mówiła, jak się denerwuje przed stażem w szpitalu. Po jedzeniu włożyliśmy
kartonikizpowrotemdokoszyka,ajanalałemnampojeszczejednymkieliszkuwina.
Tymczasemzapadłaciemnośćiwgórzejasnoświeciłygwiazdy.Ameliapołożyłasię
nakocuipoklepałago,żebymzrobiłtosamo.Wyciągnęliśmysięwięcoboksiebiei
patrzyliśmywniebo.

–Widzisztegoczłowiekanaksiężycu?–zapytałaAmelia.
–Tak,widzęgo.Dzisiajwyglądanaszczęśliwego.
–Jestemdzisiajszczęśliwa.–Odwróciłagłowęispojrzałanamnie.
–Jateż–uśmiechnąłemsięiwziąłemjązarękę.
Leżeliśmy tak przez chwilę, a potem Amelia zaczęła pokazywać różne konstelacje.

Śmialiśmy się, kiedy pokazałem coś, co, jak sądziłem, było Małą Niedźwiedzicą, a
okazałosię,żetocośzupełnieinnego.Apotem,nagle,jejgłosprzycichł.

– Żeglarstwo było całym życiem mojego ojca. Jego pasją. Zaczął uczyć mnie

żeglować,kiedymiałamtrzylata.Mojastarszasiostra,Alana,nigdysięjakośdotego
nieprzekonała,alejatak.Mojąulubionączęściąłodzibyłzawszeżagiel.Fascynowało
mnie,jaktakikawałekmateriału,napędzanywiatrem,wprawiałódźwruch.Takjakto
jesttwojemiejsce,moimbyłaotwartawoda.Mojarodzinaczasamiżeglowałacałymi
dniami.Pewnegorazumójojciecwziąłwolnenacałymiesiąciwypłynęliśmyłodzią
na otwarte wody. Na cały miesiąc – powiedziała i spojrzała na mnie. – Byłam
zachwycona. Moja mama i siostra uważały, że to za długo, i chciały wracać. Ja
mogłabymzostaćtamnazawsze.

background image

Zacisnąłempalcenajejdłoni.Ameliapowolizamknęłaoczy.
– Moja rodzina wzięła udział w regatach w Kalifornii. To było coś, czego mój

ojciec wyczekiwał każdego roku. Dwa lata temu pierwszy raz popłynął z nami Billy.
Tego dnia zapowiadali sztormy, ale według radaru do naszego rejonu miały dotrzeć
dopiero po wyścigach. Postawiliśmy żagiel, a mój ojciec miał plan. Bardzo chciał
wygrać te regaty. Stałam obok niego przez cały czas. Byłam drugim oficerem, a on
nigdy się nie mylił. Dobrze nam szło i wszyscy świetnie się bawiliśmy. Mijaliśmy
kolejnełodzie,kiedynagle,dosłownieznikąd,nadpłynęłyciemnechmuryipodniosły
się wielkie fale. Tata krzyknął do mnie, żebym usiadła nisko i mocno się trzymała.
Mama wpadła w panikę, więc krzyknął do niej, żeby przestała i trzymała się tak
mocno,jakpotrafi.Nigdyniezapomnęstrachuwjegooczach.Słyszałamtylkokrzyki
ludzinainnychłodziach.Wiałbardzosilnywiatr,falemiotałynami,ażwkońcujedna
nas zalała. Tata tracił kontrolę nad łodzią, zaczęliśmy się przechylać. Nigdy w życiu
tak bardzo się nie bałam. Billy krzyknął moje imię, wołał, żebym do niego przyszła.
Alejaniemogłam.Tataskręciłostrowstronęwyspy,którąbyłowidaćwoddali.Inne
żaglowce popłynęły w przeciwnym kierunku. Cały czas powtarzałam tacie, żeby
zawrócił, bo wokół wyspy nie było żadnych plaż. Przez lornetkę widziałam tylko
poszarpane,skalistebrzegi.Wiedziałam,żejeśliuderzymywteskały,niebędziedla
nasodwrotu.

Leżałemipatrzyłemnapłynącepojejtwarzyłzy.
–Amelia,nicwięcejniemusiszmówić.
Aleonaniesłuchała.Dalejopowiadałaostrasznymdniu,którynazawszeodmienił

jejżycie.

– Pociągnęłam ojca za ramię. Błagałam go, żeby zawrócił. Wyrwał mi się, a jego

łokieć uderzył mnie w twarz i przewrócił. Billy krzyknął. Próbowałam się podnieść,
aleniebyłamwstanie.Billywstałipuściłsięburty.Wtedywłaśniewłódźuderzyła
kolejna fala i zabrała go do wody. Krzyknęłam i próbowałam podpełznąć tam po
pokładzie.Pamiętamdeszcz,biłtakmocno,żebolałymnieoczy.Mojamamaisiostra
obejmowałysię,krzyczałyipłakały,ajausiłowałamdotrzećdoburty,żebyzobaczyć,
cosięstałozBillym.

Amelia podniosła rękę do twarzy i otarła łzy. Sięgnąłem i otarłem tę jedną, którą

ominęła.

– Zbliżyliśmy się do wyspy. Łódź płynęła prosto na wielką skałę. Ostatnie słowa

mojego ojca, które usłyszałam, brzmiały: „kocham cię”. Łódź uderzyła w skałę,

background image

przewróciłasięi wszyscywpadliśmydo wody.Nigdynie zapomnę,jakpróbowałam
wypłynąćnapowierzchnięizaplątałamsięwwodorosty.Omalnieutonęłam.

Przesunąłem palcem po bliźnie, ciągnącej się wzdłuż jej ramienia. Zauważyłem ją

podczasnaszegospotkanianaplaży,dzieńpotym,jakmipomogła,aleniechciałemo
topytać,aonasamanigdyoniejdotądniemówiła.Terazpodejrzewałem,żebyłato
pamiątkapotamtymwypadku.

–Rozcięłamsobieramięnaskale,kiedyłódźsięrozbiła,iwpadłamdowody.Stąd

ta blizna. W końcu udało mi się wydostać spod łodzi i wypłynąć na powierzchnię.
Zaczęłam wołać innych, ale nikogo nie widziałam. Zanurkowałam znowu, ale nic nie
widziałam. Woda była mętna, pełna gęstych wodorostów. Nagle usłyszałam w górze
helikopter.Wypłynęłamnapowierzchnięizaczęłamkrzyczećimachaćrękami.Zrany
tryskałakrew,wodawokółmnierobiłasięczerwona.Następnąrzeczą,jakąpamiętam,
jest chwila, kiedy obudziłam się na szpitalnym łóżku, a obok siedziała moja ciocia i
płakała.

Odwróciłagłowęispojrzałanamnie,azkącikajejokaspłynęłakolejnałza.
–Jesteśpierwsząosobą,którejopowiedziałamotymwypadkutakszczegółowo.
Otarłemjejłzę,apotemobjąłemjąramieniemiprzyciągnąłemdosiebie.
–Słowaniesąwstanieopisać,jakbardzociwspółczuję.
–Przedtymwypadkiemplanowałam,żewnastępnymrokusamawystartujęwtych

regatach.Aleterazśmiertelniebojęsięwodyimogętylkopatrzećnaniązdaleka.

Objąłem ją mocniej, a ona spojrzała na mnie z takim smutkiem, że niewiele

brakowało,azapłakałbymrazemznią.Mojewargimusnęłylekkojejusta,wczułym
pocałunku, który nagle zmienił się w namiętny. Ogarnęło mnie pożądanie i zanim
zdążyłemsięzorientować,mojeręcezaczęływędrowaćpowszystkichwygięciachjej
ciała.Ameliaprzerwałanaglepocałunekiodsunęłasię.

–Przepraszamcię,Collin.Niemogę.
–Nietojacięprzepraszam.Posunąłemsięzadaleko.
ObojeusiedliśmyiAmeliaspojrzałanamnie.
–Wporządku.Niemazacoprzepraszać.Poprostuzrobiłosięzagorącoizaciężko,

a ja nie jestem na to gotowa. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy kiedykolwiek będę –
powiedziała i odwróciła się ode mnie. – Wiesz co, po prostu zabierz mnie do domu,
proszę.Niepowinnambyłategorobić.

Osłupiałem.
–Robićczego,Amelia?

background image

–Proszę,odwieźmniedodomu.Chcędodomu.–Zaczęłapłakać.
–Poco?Żebyśsiedziałatamcałkiemsama,odciętaodżycia,takjakrobiłaśtoprzez

ostatniedwalata?

–Nietwojasprawa!–rzuciłaostro.
–Moja,ponieważnaprawdęcięlubięiniechcę,żebyśdłużejcierpiała.
Wstałapowoliiruszyłaprzedsiebie.
–Nietybędzieszmimówił,kiedymamprzestaćcierpieć.
– Doskonale. Jeśli tego chcesz, doskonale. – Wstałem, pozbierałem koc i koszyk i

poszedłemdosamochodu.Ameliaszłazamną.Rzuciłemwszystkonatylnesiedzeniei
odjechaliśmy w milczeniu. Kiedy podjechaliśmy pod jej dom, wysiadła, trzasnęła
drzwiczkamiiweszładośrodka.

Odjechałemstamtąd,mocnozaciskającpalcenakierownicy.Skręciłemzarógisię

zatrzymałem.Otworzyłasięprzedemną,atodopieropoczątek.Kiedyopowiadałamio
tym, wszystko do niej wróciło, spychając ją znowu w rozpacz i strach. Cały czas
miałem w uszach słowa mojej mamy: nawet złamanych ludzi można naprawić. Nie
tylko Amelia była połamana, ja też, choć w inny sposób. Potrzebowaliśmy siebie
nawzajem. Wysiadłem z samochodu i poszedłem za nią. Ktoś akurat wychodził z
budynku, więc przytrzymałem drzwi, a potem poszedłem prosto na drugie piętro.
Zapukałemzwahaniem,niepewny,cojeszczeczekamnietegowieczoru.

background image

Rozdział19

D

rzwiotworzyłysięiAmeliawestchnęła.

–Niewiemczemu,byłampewna,żetuprzyjdziesz.
–Isłusznie,dodiabła!–odparłem.–Niechcęsiękłócićiniechcęodchodzićstąd

zły.Niechcęrobićnicpozatym,żebybyćztobą.Jestemszczęśliwy,kiedytrzymamcię
wramionach,bowtejchwiliuważam,żetamwłaśniepowinnaśsięznajdować.

Sąsiedzi zaczęli otwierać drzwi i wyglądać na korytarz. Amelia złapała mnie za

koszulęiwciągnęładomieszkania.

–Wejdźdośrodka.Robiszprzedstawienie.
Chwyciłem ją za ręce. Próbowała się oswobodzić, ale tylko mocnej ją

przytrzymałem.

– Spójrz na mnie, Amelia – poprosiłem. – Tak mi przykro z powodu tego, co się

wcześniejstało.Niechcę,żebyścierpiała,iniechcę,żebyśsięmniebała.

–Niebojęsięciebie,Collin.Tylkoże…
–Żeco?
Wzięłagłębokioddechispojrzałamiwoczy.
–Bojęsiężycia.
Przyciągnąłemjądosiebieiprzytuliłem.
– Ja też, Amelia. Ja też. Ale chyba oboje najbardziej boimy się tego, co

niespodziewane.

–Codzienniebojęsię,żestaniesięcośzłego,bojużtegodoświadczyłam,iwiem,

żeżyciemożezmienićsięwułamkusekundy.–Wysunęłasięzmoichobjęć.–Skoro
jużtujesteś,comogęcizaproponować?

– Nic, Amelia. – Przeczesałem włosy palcami. – Czy kiedykolwiek rozmawiałaś z

jakimślekarzemotym,coczujesz?

– Nie. Z nikim nie rozmawiałam. Jak już mówiłam, tobie pierwszemu tak

szczegółowoopowiedziałamowypadku.

–Dlaczegotozrobiłaś?
Spojrzałanamnie,apotemodwróciłaoczy.
–Niewiem,Collin.Poprostuczułam,żemogę,żetakjestdobrze
–Właśnie.Czułaś,żetakjestdobrze.Takjakdobrzebyćztobą.
Wtymmomenciemójtelefonzacząłdzwonić.Wyjąłemgozkieszeniizobaczyłem,

background image

że to Hailey. Odrzuciłem połączenie i wsunąłem telefon z powrotem do kieszeni.
UsiadłemnakanapieipoprosiłemAmelię,żebyusiadłazemną.Wyciągnąłemdoniej
ramionaiusiadłaminakolanach.

–Jeślimamyspędzaćrazemczas,musimytrochęzwolnić–powiedziała,opierając

głowę na mojej piersi. – Naprawdę cię lubię, Collin. Mimo, że stratowałeś mnie na
plażyiprzejechałeśwózkiem.

Roześmiałemsię.
–Nieprzejechałem.
Spojrzała na mnie z uśmiechem, a ja pocałowałem ją delikatnie w usta. Nigdzie

indziej nie chciałem wtedy być. Wystarczało mi, że trzymam ją w ramionach. Ale
niepokoiłmniefakt,żeHaileyciągledomniewydzwania.

–Jestemzaskoczony,żewróciłeśwczorajdodomu–powiedziałtata,wchodzącdo

kuchniinalewającsobiekawy.

–Adokądmiałbympójść?
Spojrzałnamniezezdumieniemiupiłłykzkubka.
–Myślałem,żezostanieszuAmelii,skorowidziałeśsięzniąwieczorem.
–Nie.Idziemydoprzodupowoli.Bardzopowoli.
– To dobrze, synu. Tak powinno być. Nie jest dobrze poruszać się za szybko. Nie

spieszciesięidobrzesiępoznajcie.

–Onanaprawdęmaproblemy,tato.Poważneproblemy.
–Cochceszprzeztopowiedzieć?–zapytał,odstawiająckubek.
– Opowiedziała mi o tym wypadku na łodzi i prawie mnie to wykończyło. To

straszne,coprzeżyła.Naprawdęniewiem,czysambyłbymwstaniepozbieraćsiępo
czymśtakim.

–Zdajesię,żeonasięniepozbierała,ajeślitotakpoważnyproblem,jakmówisz,i

jeśli naprawdę ją lubisz, może uda ci się jej pomóc. Biedna dziewczyna pewnie nie
dostałażadnegowsparciapotymwypadku.

Siedziałem, kręcąc głową i zastanawiając się, czy powiedzieć mu, że Hailey do

mniedzwoni.

–Haileyzadzwoniładomniewczoraj,kiedybyłemzAmelią,iniezdarzyłosiętopo

razpierwszy.

Tataspojrzałnamnieznadtelefonuiuniósłjednąbrew.
–Cochceszprzeztopowiedzieć?Czegoonachce?

background image

–Niewiem.Kiedyrozmawialiśmyostatnimrazem,była…wiesz,copowiedziała.
–Ciąglecośdoniejczujesz?
–Chceszznaćprawdę?Nie.Nicnieczuję.Prawdęmówiąc,przyAmeliiczujęsię

tak,jaknigdywcześniej.

–Ach,znamtouczucie–uśmiechnąłsiętata.
– Wiem. Mama jest twoją pokrewną duszą i tą jedyną, a kiedy ją poznałeś,

całkowiciezmieniłatwojeżycie…itakdalej,itemupodobne…

–Collin!–wykrzyknęłamama,wchodzącdokuchni.
– Przepraszam, mamo. Tato, przykro mi, ale słyszałem to już milion razy od was

obojga,ibardzowaskocham,ale…

–Aleco,synu?–spytałcichotata.
–Niewiem–powiedziałem,wstajączkrzesła.–Sampojadędzisiajdobiura.
–Dlaczego?Ralphiejestnadole–zauważył.
–Nie,dzięki,tato,pojadęsam.Kochamcię,mamo–powiedziałemipocałowałem

jąwpoliczek.

Im więcej myślałem o Hailey i jej telefonach, tym bardziej byłem ciekawy.

Wsiadłem do samochodu i wybrałem jej numer. Jeśli mam być z Amelią, muszę
załatwićsprawyzHailey.

–Cześć,Collin.Próbowałamsiędociebiedodzwonić.
–Tak,widziałem.Czegochcesz,Hailey?
–Cosięstało?
–Nicsięniestało.Dlaczegodomniewydzwaniasz?
– Chciałam tylko sprawdzić, co u ciebie. Może pogadalibyśmy kiedyś wieczorem

przezSkype’a?

Niewiedziałem,skądwzięłasiętazmiana,aleHaileyrozmawiałazemnąinaczej.
–Przepraszam,Hailey,aleczytyprzypadkiemniemaszchłopaka?Chybaniebędzie

zachwycony,żesiedzisznaSkypiezeswoimbyłym?

–Nieułożyłomisięznim.
Szybkotoposzło,pomyślałem.
–Przykromitosłyszeć.
–WkażdymraziezakilkatygodniwracamdoNowegoJorkuimożejużtamzostanę.
Cholera. Co takiego stało się we Włoszech, że chce wrócić do domu? Chyba nie

chciałemwiedzieć.

–Tomiło.Twoirodzicenapewnobardzosięucieszą.

background image

–Aty?–zapytała.
–Coja?Hailey?Jesteśtam?Halo?–Klik.
Niemiałemnajmniejszegozamiaruodpowiadaćnatopytanie,więczrobiłemto,co

musiałem,żebyprzerwaćrozmowę.WdrodzedobiuranapisałemSMSdoAmelii.To
oniejmusiałemterazmyśleć,nieoHailey.

„Dzień dobry, piękna. Wiem, że zaczynasz dzisiaj zajęcia w szpitalu, ale miałem

nadzieję,żemógłbymtampociebiepodjechaćizjedlibyśmyrazemkolację”.

„Dzieńdobry.Bardzochętnie.Kończęosiódmej”.
„Świetnie!Podjadępodszpital.Miłegodnia”.
„Dzięki,Collin.Nawzajem”.
Samo czytanie jej słów wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Wszystko w niej

kazałomisięuśmiechać.Ciężkopracowałemprzezcałydzieńipoprowadziłemważne
spotkanie, co zrobiło wrażenie nawet na moim tacie. Zostałem w biurze do czasu, aż
mogłempojechaćpoAmelię,izałatwiłemjeszczekilkaważnychspraw.

background image

Rozdział20

Z

atrzymałemsięprzedwejściemdoszpitalawchwili,kiedywdrzwiachpojawiłasię

Amelia.Wsiadładosamochoduiuśmiechnęłasiędomnie.

–Cześć.
–Cześć.–Odpowiedziałemuśmiechem.–Jaktwójpierwszydzieńwszpitalu?
–Tobardzointeresujące,aletrudniejsze,niżsądziłam.
Wyciągnąłemrękę,chwyciłemjejdłońipocałowałem.
–Będzieszwspaniałąpielęgniarką.Nigdyotymniezapominaj.
Ameliazachichotałaipołożyłagłowęnamoimramieniu.
–Wszystkowporządku?–spytałem,odjeżdżającspodszpitala.
–Tak.Poprostucieszęsię,żemamtendzieńjużzasobąiżecięwidzę.
Uśmiechnąłemsięimusnąłemwargamijejczoło.Jateżcieszyłemsię,żejąwidzę.

Oboje mieliśmy ochotę na pizzę, więc pojechaliśmy do Pizzapopolous. Kiedy
weszliśmy do środka, zobaczyliśmy Julię i Jake’a, którzy siedzieli przy jednym ze
stolików.Juliapodniosłagłowęisięuśmiechnęła.

–Hej!–zawołała,wstajączkrzesła.
–Cześć,siostrzyczko.Zdajesię,żemieliśmyochotęnatosamo.Cześć,Jake.
–Witajcie.Miłowaswidzieć–uśmiechnąłsięJake.
–Siadajcieznami–zaproponowałaJulia.
SpojrzałemnaAmelię,którasięuśmiechnęła.
–Dobrze–powiedziałem,odsuwająckrzesłodlaAmelii.
ZjedliśmyfantastycznąkolacjęzJuliąiJakiem,którzywyszlijednakdośćszybko,bo

Julianieczułasięnajlepiejibyłazmęczona.Podniosłemsięipocałowałemjąnado
widzenia.

–Zobaczymysięjutrowbiurze–powiedziałemdonichobojgazuśmiechem.
PotemusiadłemznowuichwyciłemAmelięzarękę.
–Miłobyłozjeśćkolacjęzsiostrąiszwagrem.
–Toprawda.Bardzoichlubię.Prawdęmówiąc,lubięcałątwojąrodzinę.Wszyscy

sątacymili.

– Są w porządku – uśmiechnąłem się. – Miałaś już jakieś wiadomości o domu? –

zapytałem.

– Nie – odparła i spuściła wzrok. – Agent dzwonił do mnie wczoraj i mówił, że

background image

oglądałygotrzyosoby,alecenabyładlanichwszystkichzawysoka.

–Zawysoka?ToHamptons,dodiabła.Czegosięspodziewali?
–Niewiem.Żałuję,żeniemogęgozatrzymać.Mieszkaliśmytambardzokrótko,ale

tobyłoszczególnemiejscedlamoichrodziców.

–AtendomwNowymJorku,wktórymdorastałaś?–zapytałem.
Spojrzałanamnie,zdezorientowana.
–NigdyniemieliśmydomuwNowymJorku.DorastałamwPalisadesPark,wNew

Jersey.Wydawałomisię,żeciotymmówiłam–zaśmiałasię.

–Nie.Alechybaniebyłookazji,bozawszerozmawialiśmyoHamptonsiNowym

Jorku.Więczałożyłem,żezawszetumieszkałaś.

Kiedytaksiedzieliśmyirozmawiali,zadzwoniłtelefon.Wyciągnąłemgozkieszeni.

PrzyszedłSMSodmamy.

„Cześć, kochanie. Jedziemy w ten weekend do domu na plaży całą rodziną, żeby

uczcić urodziny Jake’a. Więc nie planuj nic innego i weź ze sobą Amelię. Bardzo
chcielibyśmy,żebytakżeprzyjechała”.

SpojrzałemnaAmelięisięuśmiechnąłem.
– Mama pisze, że cała rodzina wybiera się na weekend do domu na plaży i

chciałaby,żebyśteżprzyjechała.OrganizujemytamurodzinyJake’a.Cotynato?

Ameliazawahałasię,apotemzgodziła.
–Będziefajnie–uśmiechnęłasię.
– Tego możesz być pewna! Tam gdzie ja jestem, zawsze jest fajnie. – Zmrużyłem

oko.

Odpisałemmamie.
„Świetnypomysł,Ameliachętniesięprzyłączy”.
„Doskonale”.
Dokończyliśmy kolację i odwiozłem Amelię do domu. Odprowadziłem ją na górę,

położyłemdłonienajejbiodrachidelikatniepocałowałemjąnapożegnanie.

–Miłospędziłemdzisiajczas–oznajmiłem.
–Jateż–odparłazuśmiechem.
Przyciągnąłemjądosiebieiobjąłem.Jejzapachdoprowadzałmniedoszaleństwai

odrazupoczułem,żestajęsięgotowy.Ameliawysunęłasięzmoichobjęćispojrzała
namnie.

– Przepraszam – powiedziałem. – Nic nie mogę na to poradzić, kiedy jestem przy

tobie.

background image

Ameliasięroześmiała.
–Wporządku,rozumiem,Collin.Niemusiszprzepraszać.
–Lepiejjużpójdę.Musiszsięjeszczeuczyć,ajapowinienemwracać.
–Dziękujęzakolację.Następnymrazemjastawiam–uśmiechnęłasię.
Pochyliłemsięidelikatniemusnąłemjejustaswoimi.
–Nigdy.Jazawszepłacę–mrugnąłemdoniejiwyszedłem.
Słyszałem jej śmiech jeszcze przez zamknięte drzwi. Uśmiechałem się do siebie

przezcałądrogędodomu.

Przez kilka kolejnych dni widywaliśmy się z Amelią po jej zajęciach w szpitalu.

Podjeżdżałem po nią, kupowaliśmy gdzieś jedzenie na wynos i jechaliśmy do niej.
Przywoziłemzesobąlaptopipracowałemtrochę,podczasgdyonaodrabiałazadania
domowe.Pomagałemjejnawetprzygotowaćsiędokonkursu,wktórymmiałaniedługo
wziąć udział. Chciała zrobić wszystko, co musiała, przed wyjazdem na weekend.
Czułem,żezbliżasiędomnieicorazbardziejsięprzedemnąotwiera.Rozmawialiśmy
dużoodzieciństwieiotym,jakdorastaliśmy.Dzieliliśmysięrodzinnymihistoriami,a
AmeliapowiedziałaminawettrochęoBillym.

Siedzieliśmyrazemnakanapie.Miałemnakolanachlaptop,aonasiedziałaobokz

nosem w swoim podręczniku. W końcu zamknęła go, spojrzała na mnie i się
uśmiechnęła.

–No,tobybyłonatyle.Skończyłam.Terazbędęmiałaspokojnągłowęwweekend.
– To świetnie – odparłem, odłożyłem na bok komputer i przyciągnąłem Amelię do

siebie.Delikatniepocałowałemjąwczubekgłowy.–Taksięcieszę,żepojedzieszz
nami.

–Jateż.Czybędzietamktośjeszczepozatwojąrodziną?
–ChybatylkoPeytoniHenry.
–Czytoniesąrodzicetwojejbyłejdziewczyny?
–Tak.
–Niesądzisz,żetomożebyćdlanichniezręcznasytuacja,jeśliprzywiezieszswoją

dziewczynę?

Uśmiechnąłem się do siebie. Nigdy dotąd nie było mowy o tym, kim dla siebie

jesteśmy.

–Nie,wszystkowporządku.PeytoniHenrytonaprawdęfajniludzie.
Mójtelefon,któryleżałnastole,zacząłbrzęczeć.Ameliapodniosłasięisięgnęłapo

background image

niego.PrzyszedłSMSodJacoba.

„Nigdy nie zgadniesz. Twój tata właśnie zaprosił mnie i mamę do domu na plaży.

Czytoniesuper,chłopie?”

Zaśmiałemsięiodpisałem:
„Fantastycznie,człowieku.Niemogęsiędoczekać,kiedysięzobaczymy”.
„Będzieekstra.Tezniemogęsiędoczekać”.
„Przyjeżdżaciejutroczywsobotę?”
„Mamamówi,żemożemydopierowsobotę,bojutromamywizytęulekarza”.
„Dobrze.Najpierwzobaczsięzlekarzem.Toważniejsze.Dozobaczeniawsobotę,

koleżko”.

–ToJacob.TatazaprosiłjegoiDianęnaweekend.
–Super.Nareszcieichpoznam–uśmiechnęłasięAmelia.
Spojrzałemjejwoczyipołożyłemdłońnajejpoliczku.
–Więcjesteśmojądziewczyną?–zapytałemzuśmiechem.
Przygryzławargę,zanimmiodpowiedziała.
–Więcjesteśmoimchłopakiem?
Zaśmiałemsięipocałowałemją.
–Jestem.
– W takim razie ja jestem twoją dziewczyną – uśmiechnęła się i objęła mnie za

szyję.

–Więctojużoficjalnie.
–Oficjalnie.
Niczegoniepragnąłemwtejchwilibardziej,niżkochaćsięznią,alewiedziałem,

żeonaniejestnatogotowa,iniemiałemnicprzeciwtemu,żebypoczekać.

– Wyjeżdżamy rano, nie masz jutro żadnych zajęć ani wykładów, więc może

przenocujeszunasipojedziemyrazem.

–Naprawdę?Twoirodziceniebędąmielinicprzeciwtemu?
–Napewnonie.
–Możenajpierwichzapytasz?
Uniosłemjednąbrew.
–Serio?Chcesz,żebymichzapytał?
–Tak.Totwoirodziceiichmieszkanie.Więcnależytouszanowaćizapytaćicho

zdanie.

–Maszrację.

background image

WysłałemSMSdomamy.
„Czy Amelia może przenocować dzisiaj w pokoju gościnnym, skoro wyjeżdżamy

jutrorano?”

„Świetnypomysł.Serdeczniezapraszamy”.
SpojrzałemnaAmelięipokazałemjejwiadomośćnaekranikukomórki.
Uśmiechnęłasięiwstała,żebyspakowaćtorbęnaweekend.
–Pomócciwczymś?–spytałem.
– Nie, to potrwa tylko chwilę. Och, możesz wziąć moją ładowarkę z szuflady

biurka?

Wstałemzkanapyiotworzyłemszufladę.Byłowniejzdjęcie,ananimAmelia,jej

tata i siostra przed dinozaurem Sue. Wyjąłem je, a kiedy na nie patrzyłem, Amelia
stanęłazamoimiplecami.

–ToSue–powiedziała.
– Wiem – odparłem, wyjąłem swój telefon i otworzyłem zdjęcie zrobione w Field

Museum.

–O,tyteżmaszzdjęcieSue!–uśmiechnęłasię.
–Tojednozmoichulubionychmuzeów–powiedziałem.
–Imoich.Tatazabrałnastamporazpierwszyczterylatatemu.Byłamzachwycona.
–Pojedziemytamrazemizrobimysobiezdjęciepodtymdinozaurem–przyrzekłem

zuśmiechem.

–Byłobysuper–odparłaipocałowałamniewusta.
Wydawałamisięcorazbardziejidealnaitakświetniepasowaładomojegoświata.

ByłomibardzomiłopodzielićsiętymmiejscemzJacobemiDianą,alepojechaćtamz
kimś,wkimbyłemzakochany,będziejeszczewspanialej.Założyłemkosmykwłosów
zajejuchoiwsunąłempalecpodjejpodbródek.

–Jesteśdoskonała.
–Nie,niejestem.Niktniejestdoskonały.
–Cóż,możetoprawda,aletyjesteśdoskonaładlamnie–uśmiechnąłemsię.
Nasze usta znowu się spotkały i tym razem było to coś więcej niż przelotny

pocałunek. Był namiętny i gorący. Przesunąłem się do przodu, Amelia cofnęła się i
oparła o ścianę. Jedną rękę oparłem o ścianę nad jej głową. Drugą oparłem o jej
biodro,żebyniezawędrowałatam,gdziejąwyraźnieciągnęło.Mójjęzykwysunąłsię
zjejust,akiedyprzywarłemwargamidojejszyi,wydałacichyjęk,któryposłałmnie
nadrugąstronę.

background image

–Musimyprzestać–powiedziałembeztchu.
–Wiem–wyszeptała.
Westchnęła,kiedysięodsunąłem,ispojrzałanamnie.
–Przepraszam–powiedziała.
–Nieprzepraszaj.Niemaszzacoprzepraszać.Zaczekamtyle,ilebędzietrzeba.
–Niechodzioto,żeniemamochotynaseksztobą,Collin.Bomam.Tylkoczuję,że

toniejestodpowiednimoment.

Uśmiechnąłemsięlekkoiująłemjejtwarzwdłonie.
– Oboje będziemy wiedzieli, kiedy nadejdzie właściwy czas, i wtedy będzie

cudownie.

–Niewątpię.Przytobiezawszeczujęsięcudownie.
Przytknąłemczołodojejczołaipocałowaliśmysięostatnirazprzedwyjazdemdo

penthouse’u.

Wyszliśmyzwindywchwili,kiedymamaschodziłazgóryzuśmiechemnaustach.
–Cześć,Amelio.Witajwnaszymdomu.
–Dziękuję,Ellery.
–Mamo,onajużtubyła.
–Wiem,Collin.Alenigdydotądniezostawałatunanoc.–Mamaspojrzałanamnie

zukosaiwyjęłamizrąktorbęAmelii.–Pokażęjej,gdziejestpokójgościnny,atyidź
porozmawiaćztatą.Jestwsalonie.

Amelia spojrzała na mnie z uśmiechem i poszła z mamą na górę. Poszedłem do

salonu.Tatasiedziałnakanapiezlaptopem.

–Cześć,synu.Couciebie?
–Wporządku,tato.
–JakcisięukładazAmelią?
–Naprawdędobrze.Bardzojąlubię–oznajmiłemzuśmiechem.
–Chybapowinieneświedzieć,żeHaileyprzyleciaładzisiajdoNowegoJorku.
– Kiedy z nią ostatnio rozmawiałem, coś o tym wspominała. Ale rozłączyło nas,

kiedyspytała,czysięztegopowoducieszę.

– Och. – Tata się uśmiechnął. – Też kilka razy wykorzystałem tę sztuczkę. Zawsze

przerywarozmowęwtakimważnymmomencie.

–Prawda?Uczyłemsięodnajlepszych–uśmiechnąłemsiędoniego.
JużmiałdodaćcośjeszczenatematHailey,kiedydopokojuweszłamamazAmelią.

background image

–Oczymrozmawiacie?–spytałamama.
–Omawialiśmyjeszczesprawyzwiązanezpracą–odparłtata.
WstałemizaprowadziłemAmeliędokuchni.
–Jesteśgłodna?Mogęcicośprzygotować?
– Nie, Collin – uśmiechnęła się i objęła mnie ramionami. – Twoja mama jest

fantastyczna.Powiedziała,żegdybymkiedykolwiekchciałaoczymśpogadać,mogędo
niejprzyjść.Totakaciepła,troskliwaosoba.

– To prawda. Miała naprawdę trudne dzieciństwo, oboje jej rodzice umarli, kiedy

była jeszcze bardzo młoda. Przeszła wiele, więc wiele rozumie – tłumaczyłem,
założyłempasmowłosówzauchoAmeliiipocałowałemjąwusta.

– Robi się późno, a jutro trzeba wcześnie wstać. Może pójdziemy na górę –

zaproponowała.

Poszliśmy na piętro. Pocałowałem ją na dobranoc i poszedłem do swojego pokoju

podrugiejstroniekorytarza.Rozebrałemsię,włożyłemspodnieodpiżamyiposzedłem
dołazienki,żebyumyćzęby.Drzwibyłyzamknięte,więczapukałem.

–Amelia,jesteśtam?
–Tak,chciałamwłaśnieumyćzęby–powiedziała,otwierającdrzwi.
–Jateż.Mogęsiędociebieprzyłączyć?–spytałemzuśmiechem.
–Totwojałazienka,głuptasie–zaśmiałasięAmelia.–Wchodź.
Chwyciłem szczoteczkę do zębów i stanąłem przed umywalką obok Amelii.

Widziałem, że mierzy mnie wzrokiem z góry na dół, podczas gdy ja starałem się nie
patrzeć na nią, bo wyglądała tak seksownie w krótkich spodenkach i obcisłym
podkoszulku.Odrazupoczułem,żemistaje.OBoże,nieteraz.Skończyłemmyćzęby,
wypłukałem usta i odłożyłem szczoteczkę. Potem odwróciłem się i spojrzałem na
Amelię,któraszczotkowaławłaśnieswojepięknejasnewłosy.

–Notodobranoc–pożegnałemsię,chcącjaknajszybciejucieczłazienki.
–Zaczekaj–powiedziała.
Odwróciłemsięispojrzałemnanią.
–Cosięstało?
–Myślę,żemożepowinieneśpocałowaćmniejeszczeraz.
Przezchwilępatrzyłemnaniązuśmiechem,apotempołożyłemręcenajejbiodrach.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – oświadczyłem, pochyliłem się i

pocałowałemją.

Amelia podniosła dłonie i położyła je mojej nagiej piersi. Głaskała ją delikatnie,

background image

podczas gdy nasze usta zajmowały się sobą nawzajem. Jeśli chodzi o mnie, była to
tortura, bo tak bardzo chciałem znaleźć się w niej. Przerwałem pocałunek i
spojrzeliśmysobiewoczy.Podniosłemjąiposadziłemnablacie.Wzięłamniezarękę,
wsunęła ją pod swoją koszulkę i położyła na swojej piersi. Zacząłem pieścić ją
miękko,czując,jakjejsutektwardniejepodmoimdotykiem.Ameliawydałacichyjęk,
ajanatychmiastzabrałemrękę.

–Zabijaszmnie.
–Przepraszam.Tylkoże…
–Wiem–powiedziałem,ująłemjejtwarzwdłonieipocałowałemjejwargi.–Nie

tutaj.Niewmojejłazienceinapewnoniewtymmieszkaniu,kiedywpokojuoboksą
moirodzice.Obejmijmnienogami–dodałemzuśmiechem.

Zrobiła to, o co prosiłem, a ja podniosłem ją do góry i zaniosłem do łóżka.

Położyłemjąipocałowałemwczoło.

–Prześpijsiętrochę–przykazałem.
Kiedy wstawałem z łóżka, Amelia chwyciła mnie nagle za rękę. Odwróciłem się i

spojrzałemnanią.

–Kiedyjestemztobą,zapominamowszystkichzłychrzeczach,którespotkałymnie

wżyciu.

–Jateż–uśmiechnąłemsię.
–Dobranoc,Collin.
–Dobranoc,Amelia.
Wróciłemdoswojegopokojuipołożyłemsiędołóżka.Niemogłemprzestaćoniej

myśleć. I o tym, że gdybym się nie powstrzymał, może dzisiaj po raz pierwszy
uprawialibyśmysekswmojejłazience,przyrodzicachwpokojuobok.Niemogłemna
to pozwolić. Seks z Amelią musiał być inny. Ona nie była typem na jedną noc, bara-
bara-a-teraz-już-pani-dziękuję. Chciałem, żeby była w tym magia, żeby było to coś,
czego nigdy nie zapomni. Zasługiwała na to – i na wiele więcej. Zamknąłem oczy,
wyobrażając sobie, jak kocham się z nią, i nagle ze snu wyrwał mnie jej głos, który
wołałmniepoimieniu.

–Collin,nieśpisz?
Otworzyłemoczyizobaczyłemjejsylwetkętużobokłóżka.
–Cosięstało?
–Miałamkoszmarnysenowypadku–wyszeptała.
–Chodźtutaj–poklepałemmateraciprzesunąłemsiętrochę.

background image

Wsunęłasiępodkołdrę,apotemwmojeramiona.Drżałanacałymciele,ajejtwarz

byłamokraodłez.

– Ćśś. Wszystko w porządku. Jestem tutaj – powiedziałem, całując jej głowę.

Leżałemobok,chroniącjąprzedkoszmarem,któryprzywiódłjąwmojeramiona.

background image

Rozdział21

O

budziłem się sam. Wstałem, poszedłem do pokoju Amelii i lekko zapukałem do

drzwi.Nieodpowiedziała,więcpchnąłemdrzwi.Niebyłojejtam.Zszedłemnadółi
znalazłemjąwkuchnizmamą,przygotowywałyśniadanie.

–Dzieńdobry,Collin–odezwałasięmama,kiedypodszedłemipocałowałemjąw

policzek.

–Dzieńdobry,mamo.
Ameliauśmiechnęłasiędomnie,ajapocałowałemjądelikatniewusta.
–Dzieńdobry.
–Dzieńdobry–uśmiechnęłasięznowu.
–Gdzietata?
–Zarazzejdzie.Ubierasię,cotyteżpowinieneśjużzrobić,mójpanie–oznajmiła

mama,celującwemniechochelką.

–Terazpójdęwziąćszybkiprysznic.Wracamzapiętnaścieminut.
–Pośpieszsięiwróćzadziesięć.Śniadaniejestjużprawiegotowe.
Wbiegłemzpowrotemnaschodyiwskoczyłempodprysznic.Kiedywychodziłemz

łazienki,tataszedłwłaśniekorytarzem.

–Dzieńdobry,synu–powiedział.
–Dzieńdobry,tato.Lepiejsiępospieszizejdźnadół,zanimmamazaczniewołać.
– Wysłuchałem już swoje, kiedy brałeś prysznic. Może gdyby ktoś wstał trochę

wcześniej,zamiast…

Zasłoniłemuszy.
–La,la,la…
Tatazachichotałizszedłnadół.Kilkaminutpóźniejruszyłemzanimiusiadłemprzy

stole.NaśniadaniemamazAmeliązrobiłynaleśnikizowocami,poktórychmieliśmy
wyruszyćnadmorze.

Wsiadłem z Amelią do swojego range rovera, a mama z tatą do swojego. Tata

zaproponował, żebyśmy pojechali jednym samochodem, ale ja lubię prowadzić sam.
Nigdy nie wiadomo, czy nie trzeba będzie wrócić wcześniej. Amelia wzięła mnie za
rękę.Spojrzałemnaniąisięuśmiechnąłem.

–Niemiałamjeszczeokazjipodziękowaćcizato,żepozwoliłeśmiwczorajspaćze

sobą.Naprawdęprzykromi,żecięniepokoiłam.

background image

–Niemaszzacoprzepraszać.Iproszębardzo.Wierzmi,kiedymówię,żebyłato

dlamnieprzyjemność.Zawsześniącisiękoszmaryowypadku?

–Czasami.
Podniosłemjejdłońdoustiprzycisnąłemdoniejwargi.
–Zrobięwszystko,cowmojejmocy,żebytosięniezdarzało.
Podjechaliśmypoddomnaplaży.Zaparkowałemkołotaty,chwyciłemtorbyAmelii

iruszyłemnagórędoswojegopokoju.

–JuliaiJakezajmąpokójJuliipodrugiejstroniekorytarza,atymożeszzająćpokój

gościnny, obok mojego. Kiedyś był to pokój moich rodziców, ale później tata
rozbudował dom, dodając kolejne sypialnie na tyłach. To było naprawdę irytujące,
ciągleuprawialiseks,ajamusiałemtegosłuchać.

–Twoirodzicesąświetniitacywsobiezakochani–zaśmiałasięAmelia.
– Tak, cóż, czasem nie potrafią utrzymać rąk przy sobie, zwłaszcza przy innych

ludziach.

–Myślę,żetowspaniałe.
Wziąłemjejtorbydopokojuipostawiłemnałóżku.
–JuliaiJakepowinnituniedługodotrzeć.
Zeszliśmynadół.Mamaitatabyliwkuchni.Całowalisię.Przewróciłemoczami.
–Widzisz,mówiłemci.Przepraszambardzo,rodzice.Mamytowarzystwo,aAmelia

nie jest przyzwyczajona do tak otwartych zachowań seksualnych, więc może
wyhamujcie trochę i nie wprawiajcie swojego syna w zakłopotanie przy jego
dziewczynie,dobrze?

Obojespojrzelinamniewosłupieniu.
–NieprzygotowałeśAmeliinanas?–spytałamama.
–Przygotowałem.Alemimowszystko…
–Niemasprawy.Uważam,żetofantastyczne–uśmiechnęłasięAmelia.
–Widzisz,synu?–zachichotałtata.–Onaniemanicprzeciwtemu.
–Dlaczegoimtopowiedziałaś?
Ameliazachichotała,kiedychwyciłemjązarękęipociągnąłemnaplażę.Wbiegłem

do wody po kolana, ale kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że ona zatrzymała się na
brzegu.

–Chodźtutaj–zachęciłem,wyciągającrękę.
–Nie.Tumidobrze.
–Amelia?Ocochodzi?

background image

Patrzyłaprostoprzedsiebie,nawodę,inaglemnieolśniło.Wypadek.Towszystko,

coprzeżyławwodzie.Onasięboi.Zabardzo,żebywejśćdowody.Wróciłemdoniej
iobjąłemjąramionami.

–Nicnieszkodzi.Zrobimytoinnymrazem.
– Już nie wchodzę do wody, Collin. Od wypadku nie wchodzę do wody, i tak już

zostanie.

Chciałemcośpowiedzieć,alewtejsamejchwilizawołałamnieJulia.
–Collin!Amelia!–Pomachaładonasspoddomu.
–Chodź,pójdziemydoJuliiiJake’a–uśmiechnąłemsięiwziąłemjązarękę.
Pobiegliśmyzpowrotem.PotrząsnąłemdłoniąJake’aiuściskałemsiostrę.
– Rany – mruknąłem, kiedy położyła sobie moją rękę na brzuchu. – Nie można cię

jużobjąć.

Juliazaśmiałasięiżartobliwietrzepnęłamniewramię.ZabrałaAmeliędośrodka,

a ja zostałem na zewnątrz z Jakiem. Kilka chwil później tata wyszedł do nas, niosąc
kilkapiw.Jednopodałmnie,drugieJake’owi.

–Dzięki,tato–uśmiechnąłemsięiusiadłemprzystole.
–Widziałem,jakstaliściezAmeliąnabrzegu–odezwałsię.
–Niechciaławejśćdowody.Nieruszysiędalejniżnabrzeg.Powiedziała,żeteraz

niewchodzidowodyiżetakjużzostanie.

Tataspojrzałnamnieiwestchnął.
– Cóż, rozumiem to, biorąc pod uwagę, co ją spotkało, ale czy to będzie problem,

kiedybędziemywchodzićwieczoremnałódź?

–Niewiem,tato.Będęmusiałjązapytać.
–Naprawdęmijejżal–stwierdziłJake,odstawiającpiwo.
–Mnieteż,stary.
Kobiety wyszły z domu i Amelia usiadła mi na kolanach. Uśmiechnęła się, kiedy

pocałowałem ją w policzek. Zbliżyłem swoje piwo do jej ust i zapytałem, czy
chciałaby się napić. Skinęła głową, a ja lekko przechyliłem butelkę. Wyglądała
piekielnieseksownie,pijącpiwoprostozbutelki.Denerwowałemsięnamyślotym,
żemuszęzapytaćjąołódź.Skoroniechciaławejśćdowody,byłemniemalpewny,że
niezechceteżwejśćnałódź.

Julia,Jakeimoirodzicepojechalidomiastanazakupy.Chcieli,żebyśmypojechali

razemznimi,alewolałemzostaćiodprężyćsiętrochęzAmelią.Pozatymdawałomi
tookazję,żebyspytaćjąołódź.Trzymającsięzaręcezeszliśmynaplażęiusiedliśmy

background image

napiasku.

–Mojarodzinapopłyniedziświeczoremłodzią.
–Och.–Ameliaspuściławzrok.
–Niechcesziśćznami?–zapytałem.
–Nie.Niewejdęjużnażadnąłódź.
Zauważyłem,żezaczęładrżeć.
–Uspokójsię,Amelia.Niemusisztegorobić.
–Zostanętuizaczekamnaciebie.
–Jeślityniepójdziesz,jateżzostanę.
–Totwojarodzina.Musiszpójść.
–Onitozrozumieją–uznałem.
Ameliawstałairuszyłaprzedsiebie.
–Dokądidziesz?Wracaj.
–Możetobyłjednakbłąd,żeprzyjechałamtuwtenweekend.
Wstałemszybkoipodszedłemdoniej.
–Dlaczegotakmówisz?
– Bo twoja rodzina lubi robić rzeczy, których ja nie mogę robić, i to jest nie w

porządkuwobecciebie.

–Masznamyślirzeczy,którychnierobisz,anie„niemożesz”robić.
Odwróciłasięodemnieiniepowiedziałaanisłowa.
–Amelia,spójrznamnie.
– To nie podlega dyskusji, Collin. Taka jestem i nic, zwłaszcza ty, nie może tego

zmienić.Aterazwybacz,pójdęsiętrochępołożyć.

Wróciładodomuizostawiłamniesamegonaplaży.Byłazdenerwowana,widziałem

w jej oczach strach, kiedy wspomniałem o łodzi. Wsadziłem ręce do kieszeni i
poszedłem za nią. Wziąłem piwo z lodówki i usiadłem na zewnątrz. Chciałem dodać
jejotuchy,alewidziałem,żechciałazostaćterazsama,imusiałemtouszanować.Jej
lękibyłyzrozumiałe,aleniemogłaprzecieżprzestaćżyćzpowodutamtegowypadkui
naprawdę chciałem, żeby to zrozumiała. Może przekraczałem granicę, ale nie
zamierzałemsiedziećipatrzeć,jakumierazażycia.

JakiśczaspóźniejprzyszłaJuliaiusiadłaobokmnie.
–GdzieAmelia?–spytała.
–Poszłasiępołożyć.
–Wszystkowporządku?Cośsięmiędzywamistało?

background image

Westchnąłemispuściłemwzroknabutelkę.
–Boisięwchodzićdowodyiniechcewejśćnałódź.Niewiem,coztymzrobić.
Juliapołożyłarękęnamojej.
–Musiszwspieraćjąwjejdecyzjach.Onawyraźniemaurazpotym,cojąspotkało,

i nie ma w tym nic dziwnego. Wiem, że zareagowałabym podobnie, gdybym
doświadczyłaczegośtakiego.Nigdyniebyłeśwtakiejsytuacji,braciszku,więctrudno
citozrozumieć.

–Myliszsię,Julio.Rozumiemto.Ichcęjejpomóc.
–Rozumiesz,alejakoktośzzewnątrz.Nieprzeżyłeśtego.Niewidziałeśtegocoona

i na pewno nie przeszedłeś przez to, przez co ona musiała przejść. Rozumiem, że
chcesz jej pomóc, ale zmuszanie jej, żeby robiła coś, na co nie jest gotowa, sprawi
tylko,żeodsuniesięodciebie.

Niebyłemwstanienicpowiedzieć.PodniosłemsięzkrzesłaipocałowałemJulięw

policzek.

–Dziękujęzatęrozmowę.Pójdęzobaczyć,couniejsłychać.
Cichouchyliłemdrzwipokojuiwetknąłemgłowędośrodka.Ameliaodwróciłasięi

spojrzałanamnie.Wszedłemiusiadłemobokniej,objąłemjąiprzytuliłem.

–Przykromi.–Pocałowałemjąwczubekgłowy.
–Niepotrzebnie.Tojamamproblemy.
– Wszyscy mamy problemy, kochanie. Niektórzy więcej niż inni, ale prawda jest

taka,żekażdysobiezczymśnieradzi.Jednakmożnanadtympracować.

–Proszę,możemyterazotymniemówić?–zapytała.
Mójtelefonzacząłbrzęczeć.Wyciągnąłemgoizobaczyłem,żeprzyszławiadomość

odAidena.

„Cześć,brachu,jestemwHamptons.Tyteż?”
„Tak,jestemwdomuzAmeliąicałąrodziną”.
„Super.Chodźmywieczoremdoklubu”.
Może to nie był taki zły pomysł, skoro Amelia nie chciała iść na łódź. Zapytałem,

czychciałabyiśćdoklubu,aonasięzgodziła.

„Spotkajmysiętamkołoósmej”.
„Ekstra.PrzyjdęzSonyą.Niemogęsiędoczekać,kiedyjąpoznasz”.

background image

Rozdział22

A

meliaijawyszliśmyzeswoichpokoiwtymsamymmomencie.Stanąłemjakwryty,

kiedyjązobaczyłem.Wyglądałatakseksownie,żemusiałemwłożyćrękędokieszeni.

–Rany,wyglądaszcudownie–uśmiechnąłemsięiprzesunąłemponiejwzrokiem.
Krótka czarna spódniczka odsłaniała długie nogi, a srebrzysty top na cieniutkich

ramiączkachpięknieprzylegałtojejkobiecychkształtów.Włosy,upiętepobokach,z
tyłuopadałyjejfalaminaplecy.

–Dzięki–powiedziała,podeszładomnieiprzesunęładłoniąpomojejjedwabnej

koszuli.–Tyteż.

Uśmiechnąłemsię,pocałowałemjąizeszliśmynadół.Mojarodzinaposzłajużsię

bawićnałodzi,więcwziąłemklucze,zamknąłemdomipojechaliśmydoklubu.

–Chłopie!–Aidenuśmiechnąłsięipodszedłdonaspodbudynkiem.
–Cześć,bracie–powiedziałemiprzybiliśmypiątkę.–TojestAmelia.Amelio,to

mójnajlepszyprzyjaciel,Aiden.

Aidenująłjejdłońipocałowałjądelikatnie.
–Miłomiciępoznać.
–Dziękuję,mnieteżmiłociępoznać–odparła.
–GdzieSonya?–zapytałem.
– Pokłóciliśmy się i poszła sobie. Nic wielkiego. Pełno tu dupek; jest na co

popatrzeć.

Spojrzałemnaniegoostro.
–Aiden,nieprzymojejdziewczynie.
Amelia zaśmiała się i powiedziała, że nie ma sprawy. Wzięła pod rękę mnie i

Aidena i razem weszliśmy do klubu. Aiden odwrócił się do mnie i powiedział
bezgłośnie:

–OmójBoże…Tycholernyszczęściarzu.
ZajęliśmystolikwrogusaliiAidenposzedłdobarupodrinkidlanaswszystkich.

PostawiłprzedAmeliąkieliszekwina,amniepodałszkocką.

– Chłopie, pamiętasz, jak byliśmy tu ostatnio z tą dziewczyną z pizzerii. Najpierw

zrobiłeśjejdobrze,apotemonapowiedziała,żejestjeszczedziewicąiniejestgotowa
naseks?Tobyłnumer!–roześmiałsię.

Przymknąłemoczy.Mójtakzwanyprzyjacielbyłidiotą.Ameliaspojrzałanamnie,

background image

unoszącjednąbrew.

–Tobyłotamtejnocy,kiedysiępoznaliśmy–uśmiechnąłemsięipocałowałemjąw

rękę.

–Przepraszam,Amelia.Mojawina–powiedziałAiden.
Zawsze mówił niewłaściwe rzeczy w niewłaściwym czasie. Byłem zakłopotany i

widziałem, że Amelia jest zdecydowanie niezadowolona. Kelnerka podeszła do
naszegostolikaizapytała,czyjeszczecośnampodać.Ameliapodniosłaswójkieliszek
i poprosiła o kolejny. Ja zamówiłem jeszcze jedną szkocką, a Bałwan zamówił dla
każdegopodwiecytrynowewódki.Kiedyjejużwypiliśmy,spojrzałemnaAmelię.

–Zatańczymy?–uśmiechnąłemsięiwyciągnąłemdoniejrękę.
Uśmiechnęłasię,podałamidłońiwyszliśmynaparkiet.Powódcewypiłajeszcze

dość szybko swoje wino i było to już po niej widać. Parkiet należał do niej.
Chwyciłemjązabiodraiprzyciągnąłemdosiebie.Zaczęłaprzesuwaćsięwgóręiw
dółmojegociała, cobyłobardzo podniecające.Wziąłemgłęboki oddechizagryzłem
dolnąwargę,żebyodwrócićswojąuwagęoderekcji.Ameliaodwróciłasiędomniei
zarzuciłamiręcenaszyję.

–Chybatroszkęzadużowypiłaś–uśmiechnąłemsięipocałowałemjąwczoło.
–Moimzdaniemciąglezamało.Chodź,napijemysięjeszczewódki!–zawołała.
Wróciliśmy do stolika. Aiden rozmawiał z jakąś laleczką. Była ruda, a więc

zupełnieniewjegotypie,imocnosiędoniegokleiła.

–Słuchajcie,chciałbym,żebyściepoznaliAmberlyn.Amberlyn,tojestmójkumpel

Collinijegodziewczyna,Amelia.

PrzywitaliśmysięiAmeliaodwróciłasiędoAidena.
–Jeszczepowódce?–spytała.
–Jasne,dodiabła,pięknapani!–ryknąłAideniprzybiłzAmeliąpiątkę.
–Idźcie,jamamdość.Będęmusiałwasodwieźćdodomu.
–Serio?Nigdywcześniejcitonieprzeszkadzało.
Kopnąłemgopodstolikiem.
–Powiedziałem–mamdość.
Aiden wyciągnął rękę i pokazał kelnerce, żeby przyniosła jeszcze wódki.

Zamówiłembutelkępiwaipatrzyłem,jakresztatowarzystwaidziewtango.

– Chodź, trzeba cię położyć do łóżka – odezwałem się, podnosząc Amelię z

siedzeniadlapasażera.

background image

Objęłamnieramionamiispojrzałanamniezuśmiechem.
–Jesteścholernieprzystojny.Mogęsobiewyobrazić,jakizciebieogierwłóżku.
–Dzięki.Nierozmawiajmyjużotym.Musiszsięterazprzespać.
Kiedywnosiłemjąnaschody,przywarłanaglewargamidomoichustizaczęłasię

śmiać.

–Ćśś,wszyscyjużśpią.
Posadziłem ją na łóżku, ale wtedy chwyciła mnie za koszulę, opadła na plecy i

pociągnęłamnienasiebie.

–Chcę,żebyśmnieterazwypieprzył–oznajmiłaipocałowałamnie.
–Amelia,przestań.
–Nie,mówięserio.Chcętego.Chcęciępoczućwśrodku.
– Jesteś pijana, a ja nie chcę spać z tobą, kiedy jesteś pijana. Przynajmniej nie za

pierwszymrazem.–Podniosłemsięiodsunąłemnabokkołdrę.Zacząłemzdejmować
jejbuty,alewtedypowiedziała,żejąmdli.Pomogłemjejdojśćdołazienki.Pochyliła
sięnadtoaletąizaczęławymiotować.Przykląkłemobokniejidelikatnierozcierałem
jej plecy. Kiedy już skończyła, oparła się o ścianę, a ja zmoczyłem ściereczkę do
naczyń.Uniosłemjejtwarzistarłemrozmazanytuszwokółjejoczu,apotemwytarłem
jejusta.Uśmiechnąłemsię,pocałowałemjąwczubekwnosaipomogłemjejwstać.

–Przepraszam–powiedziała,kiedykładłemjądołóżka.
–Jesteśnaswójsposóburocza,kiedysięupijesz–stwierdziłem,nakryłemjąkołdrą

ipocałowałemwczoło.–Zobaczymysięrano,maleńka.

Zamknęła oczy, a ja wyszedłem z pokoju. Z kuchni dobiegały jakieś dźwięki.

Zszedłemnadółizobaczyłem,żetatawłaśniewyciągabutelkęwodyzlodówki.

–Cześć,synu.Dopierowróciliście?
–Nie,jużjakiśczastemu.Byłemnagórze,zAmelią.Wypiłazadużoizrobiłojej

sięniedobrze.

Zaśmiałsię.
– Znamy to, znamy. Powiem twojej mamie, żeby zrobiła dla niej jutro rano swój

koktajl.

–Lepiejdlaniej,niżdlamnie–uśmiechnąłemsię.–Dobranoc,tato.
–Dobranoc,synu.
Położyłemsiędołóżka,alezarazrozległosięcichepukaniedodrzwi.
–Collin?–usłyszałemszeptJulii.–Nieśpisz?
–Nie,wchodź.

background image

– Właśnie szłam na dół, żeby coś zjeść, kiedy wydało mi się, że cię słyszę. Teraz

wróciliście?

–Czywtymdomuniktnigdynieśpi?–roześmiałemsię.
Juliapodeszłaiusiadłanabrzegułóżka.
– Ostatnio źle mi się śpi, bardzo niewygodnie. I nie mogę się powstrzymać, kiedy

twójsiostrzeniecjestgłodny.

–Chceszpowiedzieć,kiedytyjesteśgłodna.–Zmrużyłemoko.
–No,jestemnaprawdęciekawa…CzytyiAmelia…
–Nie,Julio,jeszczenie–przerwałemjej.
Uśmiechnęłasięipoklepałamnieporamieniu.
–Jestemzciebiedumna.Niespieszyszsiędoniczego.Grzecznychłopiec.
–Zdajeszsobiesprawę,żemnietozabija?
–Tak,alebędzieszzadowolony,żeczekałeś–powiedziała,wstajączłóżka.
–Tak.Wiem,żebędęiżeonateżbędzie.
–Dobranoc,mójmałybraciszku.
–Dobranoc,mojadużasiostro.

Następnego ranka wstałem z łóżka, zajrzałem do Amelii i poszedłem na dół na

śniadanie. W kuchni pachniało bekonem i jajkami, to znaczy tym, co Jake lubił
najbardziej.

–Stolat,chłopie–uśmiechnąłemsię,kiedyjużgouściskałem.
–Dzięki.AgdzieAmelia?
–Jeszcześpi–odparłem,nalewającsokupomarańczowegodoszklanki.
–Jużprzygotowujędlaniejkoktajl–odezwałasięmama.–Tatapowiedziałmi,że

sięprzyda.

TatawszedłdokuchniramięwramięzAmelią.
–Ellery,ktośbardzopotrzebujetwojejmikstury,itozaraz–oznajmił.
–Jużpodaję,kochanie.
SpojrzałemnaAmelię,starającsięnieroześmiać,aleniemogłemsiępowstrzymać.

Podszedłemiobjąłemjąramionami.

–Wyglądaszjakuroczaofiaralosu,kochanie.
Trzepnęłamnierękąwpierś.
–Dzięki.
–Proszę,kochanie.Wypijdodna.

background image

WziąłemszklankęzrąkmamyipodałemAmelii.Powąchałająispojrzałanamnie.
–Cotojest?
– Słynny koktajl na kaca autorstwa mojej mamy. Nie będę kłamał i mówił, że

smakujewspaniale,bomówiącszczerze,jestohydny.Aleobiecuję,żepoczujeszsiępo
nimznacznielepiej.

Tatawziąłswojąkawęiusiadłprzystole.
– Pragnę cię oficjalnie powitać w naszej rodzinie, Amelio. Każdy, kto to wypije,

jestprzyjęty.–Zmrużyłoko.

–Spokojnie,Amelio,niejesttakizły–przekonywałaJulia.
–Żartujesz?Jestwstrętny–zaoponowałJake.
Amelia usiadła przy stole i zaczęła pić. Ściągnąłem usta, bo czułem, przez co

przechodzi.

–Musiszwychylićtoduszkiem.Udawaj,żetowódka,czycośwtymrodzaju.Nie

możesztakcedzić.Jednymhaustem,wierzmi,takbędzielepiej.

Spojrzała na mnie ze strachem w oczach, a potem przechyliła szklankę. Wypiła

wszystko,odstawiłaszklankęnastółiskrzywiłasięwuroczymgrymasie.

–Wiem,kochanie.Wiem,żetoohydne,alenaprawdędziała–zapewniłem.
– Pamiętaj o jednym, Amelio – odezwał się tata. – Jeśli kiedykolwiek będziesz

miałakacaprzyEllery,napewnobędzieszmusiałatowypić.

–Tonieprawda,Connor–zaprotestowałamama.
–Naprawdę,Elle?
–Właśnie,mamo,naprawdę?–powiedzieliśmyjednocześnie–Jake,Juliaija.
Ameliawybuchnęłaśmiechemizjadłakawałeksuchegotostu.Resztaznaswsunęła

wspaniałe śniadanie, a potem zaczęliśmy przygotowania do przyjęcia urodzinowego
Jake’a.

Usłyszałempukaniedodrzwiiodrazuwiedziałem,żetoJacobiDiana.Zerwałem

sięzfotelaiotworzyłem.

–Cześć,kumplu!–zawołałemzuśmiechem.
–Cześć,Collin.
PocałowałemDianęwpoliczekwmomencie,kiedydoholuweszłaAmelia.
– Diana, Jacob, chciałbym, żebyście poznali moją dziewczynę, Amelię. Amelio, to

sąJacobiDiana.

–Takmiłowreszciewaspoznać.Collinciąglemiowasopowiada.

background image

–Całaprzyjemnośćpomojejstronie–uśmiechnęłasięDiana.–Niemogłaśtrafić

lepiej.Collintoanioł.

– Nie posuwałbym się chyba tak daleko, Diano – roześmiał się tata, wchodząc do

holu.

FajniebyłozobaczyćznowuJacoba.Dośćdługosięniewidzieliśmy.
–Jaksięczujesz?–spytałem,mierzwiącmuwłosy.
–Wsumiedośćdobrze,człowieku.
–Natyledobrze,żebytrochęposerfować?
–Poserfować?Mówiszpoważnie?
–Jasne.Jeślitylkotwojamamaniebędziemiałanicprzeciwtemu.
–Mamo,proszę.Mogępójść?Mogę?–błagałJacob.
Dianaspojrzałanamnieniepewnie.
–Samaniewiem…
–Diano,proszę,możeszmizaufać–uśmiechnąłemsię.–Będziewdobrychrękach,

pójdzieznamiteżJake.

–Nodobrze,tylkobądźciebardzoostrożni.
–Hurra!–wrzasnąłJacob.
–Przebierzemysięwkostiumykąpieloweiruszamynaplażę.–Ameliaspojrzałana

mnieisięuśmiechnęła.–Pójdzieszznami?Proszę?

–Nie.Zprzyjemnościąpopatrzęsobienawaszplaży.
Westchnąłem i pocałowałem ją w czoło. Jacob i ja pobiegliśmy się przebrać, a

Ameliawzięłakoc,kilkaręcznikówizeszłanaplażę.

–Chodź,bracie!Weźmiemydeskizgarażu.
–Uważajcie,Collin.Wiesz,jaksięboję–przypomniałamama.
– Tak. Nie martw się, mamo. Wszystko będzie w całkowitym porządku –

stwierdziłem,kiedyprzebiegaliśmyprzezkuchnię.

ZdjąłemdeskiześcianygarażuizabraliśmyjezJacobemnaplażę.Jakejużsiedział

wwodzie,aJuliasiedziałanakocuirozmawiałazAmelią.

–Falewydająsięwporządku!–zawołałemdoJake’a.
–Sąekstra,bracie.Pospieszciesię.
PrzykląkłemobokJacobaipołożyłemmurękęnaramieniu.
– Posłuchaj, chłopie. Chcę, żebyś oddychał oceanicznym powietrzem, żebyś

naprawdęgłębokojewciągał.Zgoda?

–Jasne,żezgoda.

background image

Dałemmukilkawskazówekipochwilijużbyłnadesce.Spadłkilkarazy,alejai

Jaketeżspadaliśmy.Wsumiebyłonieźle.Jacobniespieszyłsięiuważniesłuchał,co
do niego mówiłem. Wydawał się szczęśliwy, że jest na powietrzu i w wodzie. Julia
zawołała Jake’a i powiedziała mu, że muszą wracać do domu i przygotować się do
przyjęcia.Jacobijazostaliśmytrochędłużej.

–Chodź,kolego.Musimywracaćnabrzeg.Niedługozaczniesięprzyjęcie.
Wróciliśmy na plażę i kiedy tylko wyszliśmy z wody, Amelia podbiegła do nas,

podała Jacobowi ręcznik i wzięła od niego deskę. Potem podeszła do mnie i
pocałowałamojezimnewargi.

–Świetnietamwyglądaliście–uśmiechnęłasię.
–Dzięki,mała.Jacobnieźlesobieradziłichybadobrzesiębawił.
Usiedliśmywtrójkęnakocu,żebysięwysuszyć,apotemruszyliśmydodomu.
–Dobrzesięczujesz,bracie?–spytałem.
–Fantastycznie.Lepiejniżkiedykolwiek–odparłzuśmiechem.
Położyłemmurękęnagłowie.
–Tosuper,kolego.
Amelia wzięła mnie za rękę i uścisnęła ją mocno. Spojrzała na mnie, a potem

pochyliłasięipocałowałamnie.

–Jesteśnajwspanialsząosobą,jakąznam.
–Przestań–uśmiechnąłemsię.–Myślę,żetotyjesteśnajwspanialsząosobą,jaką

znam.

Dianawyszładonas.Jacobwstałipodbiegłdoniej.
–Mamo,tobyłosuper!Niemogęsięjużdoczekać,kiedyznowutozrobię!Iwiesz

co?

–Co,kochanie?–uśmiechnęłasięDiana.
–Świetniesięczuję!Nietak,jakzwykle.
–Towspaniale,Jacobie.Aterazchodź,zdejmiemytenmokrystrójiwłożyszsuche

ubranie.Zobaczymysięwdomu,Collin.

Ameliaodwróciłasięimusnęłaustamimojewargi.
–Skądwiedziałeś?
–Co?
–ŻesłonawodaudrożnidrogioddechoweJacoba?
–Czytałemtrochę.Nicwielkiego.
– Nie, to coś wielkiego. Bardzo wielkiego – szepnęła, pocałowała mnie znowu i

background image

obojeprzewróciliśmysięnapiasek.

background image

Rozdział23

Z

aczęli przybywać goście i przyjęcie się rozkręcało. Mama zapewniła mnóstwo

jedzeniaidośćalkoholu,bynapoićniewielkąarmię.Kiedyjużzebrałasięcałarodzina
iprzyjaciele,przybyliwreszciemoidziadkowie.PrzedstawiłemichAmelii,jaktylko
babciazakończyławykładotym,żerzadkomniewidują.Dennyniemógłprzyjechać,
ponieważznówczułsięnienajlepiej,atopoważniezaniepokoiłomojegotatę.Kiedy
nakładaliśmyzAmeliąjedzenie,usłyszałemzasobąjakiśgłos.

–CześćCollin.
Zamarłemnachwilę,słyszącjejgłos.Odetchnąłemgłębokoisięodwróciłem.
–Hailey,cotyturobisz?
– Rodzice powiedzieli, że tu będą, więc się do nich przyłączyłam. Muszę z tobą

porozmawiać.

SpojrzałemnaAmelię,któramierzyławściekłymwzrokiemHailey.
–Hailey,tomojadziewczyna,Amelia.
–Dziewczyna?Niewiedziałam,żesięzkimśspotykasz–odparła.
– Wielu rzeczy jeszcze nie wiesz, Hailey. A teraz przepraszam, ale idziemy coś

zjeść.

Wziąłem Amelię za rękę i wyprowadziłem na zewnątrz, do stołu, przy którym

siedzieliJacobiDiana.Zauważyłem,żezkątasalipatrząnanasmoirodzice.

–Nopięknie.Niepowiedziałeś,żebędzietutwojabyła–prychnęłaAmelia.
–Todlatego,żeniewiedziałem,żeprzyjdzie.
–Myślałam,żejestweWłoszech.
–Jesttutwojabyła?Nieładnie,Collin–wtrąciłsięJacob.
Posłałem mu ponure spojrzenie, na co się roześmiał. W oczach Amelii widziałem,

jakbardzosięzdenerwowała.

–Wiedziałeś,żewróciła?
–Dowiedziałemsiękilkadnitemu.Pozatymkogotoobchodzi?Mnienapewnonie

–stwierdziłem.

–Czemuminiepowiedziałeś?–zapytałaAmelia.
–Acomiałempowiedzieć?Hej,atakprzyokazji,tomojabyławróciładomiasta?
–Tak,mniejwięcej.Możewtedyniewzięłabymniezzaskoczenia.
–Niechcęjużotymgadać.Poprostuzjedzmy–westchnąłem.

background image

Teraz się rozzłościłem. Byłem zły na Hailey za to, że pojawiła się na moim

rodzinnym przyjęciu. Co ona sobie myślała po całym tym czasie? Nie dość, że mnie
wkurzyła, to jeszcze zdenerwowała Amelię i bałem się, że to może doprowadzić do
kłótni.Spojrzałemnadrugąstronępatioizauważyłem,żerozmawiazJulią.Podeszła
domniePeytoniobjęłaramieniem.

–TakmiprzykroCollin.Mówiłamjej,żebynieprzychodziła,aleniechciałamnie

słuchać–szepnęłamiwucho.

–NieszkodziPeyton.Niemartwsiętym.
Uściskałamnieiposzładomoichrodziców.SpojrzałemnaHaileyistwierdziłem,że

wygląda jakoś inaczej. I to nie zewnętrznie. Chodziło o jej nastrój. Wydawała się
niepewnasiebieismutna.Kiedyjużwszyscyzjedli,odśpiewaliśmyStolatJake’owii
każdy dostał kawałek tortu. Próbowałem namówić Amelię, ale odmówiła. Jej
wcześniejszaradośćzniknęłaiterazbyławponurymnastroju.

– Hej, myślisz, że moglibyśmy teraz porozmawiać? – zapytała Hailey, podchodząc

domnie.

SpojrzałemnaAmelię.
– Jasne. Pogadajcie i miejmy to już za sobą, żebyśmy mogli się skupić na naszym

wieczorze–powiedziała.

–Amelia,chceszwejśćdośrodkaipograćzemnąwX-boksa?–zapytałJacob.
–Pewnie,bardzochętnieJacobie.
NaodchodnymAmeliadałamicałusaipowiedziała,żebędzienamnieczekać.Nie

chciałemrozmawiaćzHailey,aleniemiałemwyjścia.

–Nieprzeciągajmytego,Hailey.Oczymchceszrozmawiać?
– A możemy przynajmniej iść w jakieś spokojniejsze miejsce? Na przykład na

plażę?

Przewróciłemoczamiiwestchnąłem.
–Dobrze.
Poszliśmy na plażę. Hailey usiadła na piasku. Usiadłem obok niej i zapytałem, o

czymchciałazemnąporozmawiać.

–Jestemwciąży–odezwałasięispuściławzrok.
Sercenamomentmistanęło,niewiedziałem,copowiedzieć.
–Rany.Twoirodzicewiedzą?
–Nie,jeszczenie.Niewiem,jakimtoprzekazać.
–Acozojcem?Wie?

background image

–Tak,wieiniebyłzachwycony.Kiedyodmówiłampoddaniasięaborcji,zerwałze

mną.

–Jakmiło–rzuciłem.
Położyładłońnamojejdłoni.Natychmiastjącofnąłem.
– Posłuchaj Hailey, przykro mi, że musisz przez coś takiego przechodzić, ale mam

dziewczynę, na której mi bardzo zależy, i to ona jest na najważniejszym miejscu w
moimżyciu.

–Przepraszam,Collin.Takmiprzykro,żecięzraniłam.–Zaczęłapłakać.
Wstałemiruszyłemprzedsiebie,poczymodwróciłemsiędoniej.
– Przeprosiny tym razem nie pomogą, Hailey. Dokonałaś wyboru w chwili, gdy

wsiadłaśdotamtegosamolotu.

Odwróciłem się i poszedłem do domu. Wziąłem piwo z lodówki i powiedziałem

Amelii,byprzyszładomojegopokoju,gdyjużskończązJacobemgrać.Poszedłemna
górę i usiadłem na łóżku. Pociągnąłem łyk piwa i w tym momencie weszła Amelia i
usiadłaobokmnienałóżku.

–Jakposzło?–zapytałazniepokojem.
–Jestwciąży.
–Todzieckoniejest…
–Boże!Nie!–przerwałemjej.–Podobnofacet,zktórymbyła,nieucieszyłsięna

wieśćodzieckuichciał,abydokonałaaborcji.Agdyodmówiła,wyrzuciłją.

–Tookropne.Jakmożnabyćtakokrutnym?
–Niewiem,aletoniemojasprawa–odparłem,odstawiającpiwo.
Amelia położyła mi rękę na piersi i przytuliła się do mnie. Objąłem ją i złapałem

mocnozaramię.Zniąwszystkowydawałosiędobre.Byłemszczęśliwyiniktniemógł
mitegopopsuć.

Obudziłem się z Amelią w ramionach. Zasnęliśmy razem po rozmowie na temat

Hailey.Ostrożnieprzesunąłemramięicichowysunąłemsięzłóżka,byjejniezbudzić.
Stanąłem obok i patrzyłem na nią przez chwilę, po czym przykryłem ją kołdrą.
Zakochiwałemsięwtejdziewczynieitakbardzochciałemjejtopowiedzieć,alesię
bałem.Zszedłemnadółizaparzyłemdzbanekkawy.Juliaweszłaakuratwchwili,gdy
kawabyłagotowa.

–Dzieńdobry,Collin.
– Dzień dobry, Julio. Wyglądasz na większą niż wczoraj – uśmiechnąłem się i

background image

nalałemjejfiliżankękawy.

–Dzięki.Taksięczuję.Haileycipowiedziała?
–Tak.
–Chceszotymporozmawiać?
–Niemaoczymrozmawiać.Toniemazemnąnicwspólnego.
–Nieruszacięwcale,żeonajestwciąży?
–Aczemumiałoby?Rzuciłamnieipowiedziała,bymżyłdalej.Więctakzrobiłem.

Nic do niej nie czuję. Jestem szczęśliwy z Amelią. To jej pragnę. Hailey będzie
musiałasamasobieporadzićzdzieckiem.Toniemojawina,żewpadła.

–Rany.Powiedzlepiej,conaprawdęczujesz–roześmiałasię.
–Właśnietozrobiłeminiechcęwracaćdotegotematu.Ateraz,jeślipozwolisz,to

zaniosęmojejdziewczyniekawy.

Zrobiłem Amelii kawę dokładnie taką, jaką lubiła – z odrobiną mleka i łyżeczką

cukru.Wróciłemdosypialni,agdyotworzyłemdrzwi,ujrzałem,jakleżyisięwemnie
wpatruje.Uśmiechnąłemsięiodstawiłemkubkinanocnystolik.

–Witaj,piękna–nachyliłemsięipocałowałemją.
–Witaj,przystojniaku.Niemogęuwierzyć,żeobojezasnęliśmy.
–Przyniosłemcikawy.
Usiadła,gdypodawałemjejkubek.
–Dziękuję–uśmiechnęłasię.
Wdrapałemsięzpowrotemdołóżka,aonaoparłagłowęnamoimramieniu.
–Niechcęwracaćdomiasta.Bardzomisiętupodoba.
–Wiem,mnieteż.Alejutromaszszkołęipraktyki.Ajamuszępracować.Narazie

niemusimywracać,więcdziśbędziemyrobićto,nacomaszochotę.Wybórnależydo
ciebie–oznajmiłemipocałowałemjąwczoło.

–Chcępojeździćkonno.
–Naprawdę?–zapytałem.
–Tak.Tamtegodniabyłowspanialeichciałabymtopowtórzyć.
–Wtakimraziewybierzemysięnakonie.
–Świetnie.Aterazchciałabymwziąćprysznic–stwierdziła.
–Jasne.Spotkamysięnadole.
Ucałowała mnie w usta, a potem wstała. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem z

powrotem.Roześmiałasię,padającnałóżko.Nachyliłemsięiznówjąpocałowałem.
Tymrazemgłębokoizpasjąiwcaleniechciałemjejpuszczać.Kiedyodsunąłemsię,

background image

uśmiechałasiędomnie.

–Czułempoprostu,żemuszętozrobić–odpowiedziałemuśmiechem.
–Możesztorobić,kiedytylkozechcesz.
–Itakbędzie,obiecuję.Aterazlećpodprysznic.
Wstała, a ja klepnąłem ją lekko w jej doskonałą pupę. Zachichotała i wyszła z

pokoju.

Kiedyzszedłemnadół,ujrzałemsiedzącychprzystolerodziców.Mieliopuszczone

głowy.Rozejrzałemsiępokuchni.Mamawyjęłajużczęśćskładnikównaswójkoktajl
nakaca.OmójBoże,wprostidealnie!

–Dzieńdobry,drodzyrodzice!–wrzasnąłem.
–OBoże,Collin.Zamilknij!–odezwałasięmama,unoszącgłowę.
–Synu,jaktysięzachowujeszprzymatce.
–Cosięstało?Czyżbyściezadużowypilipoprzedniegowieczoru?–wyszeptałem

douchamamy.–Maszkaca?–szepnąłemwuchotaty.

Do kuchni weszła Julia, więc uniosłem palec do ust, dając jej do zrozumienia, by

zachowałaciszę.

–Pozwólcie,żewampomogę,drodzyrodzice,idamwamcoś,cowamulży.
Julia roześmiała się bezgłośnie, podając mi odpowiednie składniki. Wrzuciłem

wszystkodoblenderaiwłączyłemnamaksymalneobroty.Obojerodzicepodskoczyli.

–Chryste!Collin!–krzyknąłtata.
–Przepraszam,tato–roześmiałemsię.
Nalałemnapójdoszklanekiwręczyłemrodzicom.Aonitylkosiedzieliisięnamnie

gapili.

–Nacoczekacie?Pijcie–nakazałem.
PrzysiadłasiędonichJulia.
–Mamszczerąnadzieję,żewaszwnuknigdyniezobaczywaswtakimstanie.Coby

sobiepomyślał?–uśmiechnęłasię.

–Zróbmyto,Connorze–oznajmiłamamaiuniosłaszklankę.
Obojewypiliakuratwmomencie,gdydokuchniweszłaAmelia.Nawidokblendera

zrobiłaprzerażonąminę.

–Wiesz,żejategoniepotrzebuję.
–Wiem,kochanie.Todlanich–roześmiałemsię,wskazującrodziców.
–Fuj–odpowiedziała.

background image

Moi rodzice, Julia, Jake, Diana i Jacob wyjechali dość wcześnie z powrotem do

miasta.Tatachciałwrócićisprawdzić,jaktamDenny.Powiedziałemim,żezAmelią
zostaniemyażdowieczoraispędzimydzieńnajeździekonnejiwypoczynkunaplaży.
PrzezcałyczasnaszejprzejażdżkiAmeliauśmiechałasięoduchadoucha.

–Uwielbiamto–odezwałasię,gdyjechaliśmybrzegiemmorza.
–Torelaksujące,prawda?
–Otak.
Wyciągnąłemdoniejrękę,aonająwzięła.Jechaliśmytużoboksiebieitrzymaliśmy

się przez resztę drogi za ręce. Nie da się wyrazić słowami tego, co czułem. Kiedy
zakończyliśmy przejażdżkę, podjechaliśmy do domku na plaży i przebraliśmy się w
kostiumy. Aż przygryzłem wargę, gdy ujrzałem Amelię w jej skąpym bikini. Cholera,
robiłem się twardy na sam jej widok. Poszliśmy na plażę i położyliśmy się na kocu.
Wziąłemjązarękę,gdytakleżeliśmywsłońcu.Cośmiprzyszłodogłowy.

–Hej–odwróciłemsiędoniej.
–Tak?
–Wstań.
–Poco?
– Zobaczysz – Boże, bałem się tego, co zamierzałem zrobić, ale czułem, że to

konieczne.

Obojewstaliśmy.Nachyliłemsię,wziąłemjąpodkolanaipodniosłem.
–Cotyrobisz?–roześmiałasię.
–Ufaszmi?–zapytałempoważnie.
Zamilkłaispojrzałanamnie.Zjejtwarzyzniknąłuśmiech,zupełniejakbywiedziała,

cozamierzamzrobić.

–Ufaszmi?–Spytałemponownie.
–Nie,Collin,proszę.–Wjejoczachpojawiłysięłzy.
–Pytamostatniraz.Ufaszmi?
–Tak,ufamci,ale…
–Żadnychale,Amelia–stwierdziłemiruszyłemwstronęwody.
Zacisnęłamocniejręcenamojejszyi.
– Nie, Collin! Proszę, błagam cię! Jeśli ci na mnie zależy, nie rób tego. Proszę! –

krzyknęła.

–Zależyminatobieidlategotorobię–rzuciłemiwszedłemdowody.
Czułem,jaksercejejwalizprzerażenia,azoczupłynąłzy.

background image

–Proszę,zanieśmniezpowrotem.
Woda sięgała mi już powyżej pasa. Amelia płakała, a ja czułem się jak jakiś

cholerny potwór, ale wiedziałem, że tego właśnie potrzebuje, by mogła znów zacząć
normalnieżyć.

– Kochałaś wodę. Powiedziałaś, że to był twój żywioł. Nie możesz pozwolić, by

jedenwypadekcitoodebrał.

–Tybydlaku!Nienawidzęcięzato!–krzyknęła,gdyopuściłemjądowody.
Zaciskała mocno powieki i się trzęsła. Nie dlatego, że woda była chłodna, ale ze

strachu.

–Trzymamcięiniepuszczę.Obiecuję.Kochanie,proszę,rozluźnijsię.
Trzymałemjąrówniemocnojakonamnie.
–Nienawidzęcię–stwierdziła,wciążnieotwierającoczu.
– Nieprawda. Poczuj to. Poczuj wodę, fale. Wszystko, co kiedyś tak kochałaś.

Wiem, że się boisz, ale otwórz oczy. Tu jest pięknie, kochanie, a ja chcę to z tobą
dzielić.

–Chrzańsię!–wrzasnęła.
Serce mi pękało, ale to był jedyny sposób, by znów pokochała wodę, miejsce, w

którym kiedyś czuła się bezpiecznie i dobrze. Musiała zrozumieć, że znów może tak
być.

–Możeszmnienienawidzić.Alemusisztozrobić.Robięto,ponieważciękocham,

Ameliaichcę,abycisiępoprawiło.

Powiedziałem to. Powiedziałem jej, że ją kocham, i mówiłem szczerze.

Znieruchomiała,zrękamioplatającymimojąszyję.Wyciągnęłajednądłoń,zanurzyław
wodzie,powoliporuszałaniąwprzódiwtył.Odetchnąłemgłęboko,bowreszciesię
uspokoiła.

–Jestcudowna,prawda?–zauważyłem.
Uniosłagłowęzmojegoramieniaispojrzałanamnie,azoczuwciążpłynęłyjejłzy.

Starłemjedelikatnieiuśmiechnąłemsię,poczympocałowałemjąwusta.

–Wszystkowporządku?–zapytałem.
–Niewiem–wyszeptała.
–Niejesttakźle,prawda?–Tymrazemzmoichoczuzaczęłypłynąćłzy.
Położyłamidłońnapoliczkuidelikatniegopogłaskała.
–Powiedziałeś,żemniekochasz.
–Bociękocham.

background image

–Jeszczesięniekochaliśmy.
–Niemuszęsięztobąkochać,bywiedzieć,żesięwtobiezakochałem.
–Jesteśpewien?Niepróbujeszsamsiebieprzekonaćdlatego,żewróciłaHailey?
–Oczywiście,żenie.Zacząłemsięwtobiezakochiwaćodnaszejpierwszejrandki.

Haileyniemaztymnicwspólnego.

–Todobrze,bojateżciękocham–uśmiechnęłasięiprzytuliłamnie.
Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się, bo ona kochała mnie tak, jak ja ją.

Pocałowałemjąiuwolniłemzobjęć.

–Gotowadopowrotunabrzeg?–spytałem.
–Jeszczenie–uśmiechnęłasię.–Chcępobyćztobąwwodzie.
–Więcwszystkowporządku?
–Ztobączujęsiębezpieczna–oznajmiłaiochlapałamniewodą.
–Ach,więctotakchceszsiębawić?–roześmiałemsięiochlapałemjejtwarz.
Pisnęła wesoło i znów zaczęła chlapać, a potem naprawdę mnie zaskoczyła, bo

zaczęłaodemnieodpływać.

–Wracajtutaj!–zawołałemizacząłemzaniąpłynąć.Boże,ależbyłaszybka.
Zwolniła, a ja zdołałem ją dogonić. Złapałem ją od tyłu i oboje poszliśmy pod

wodę. A kiedy się wynurzyliśmy, roześmiała się. Uwielbiałem tę jej stronę, ukrytą
przedwszystkiminaostatniedwalata.

Przestałasięśmiaćipołożyładłoniepoobustronachmojejtwarzy.
–Dziękuję.Dziękujęcizawszystko.

background image

Rozdział24

W

róciliśmy do domku na plaży, bo musieliśmy się przebrać i wracać do miasta.

Poszedłem do swojego pokoju, a Amelia do swojego. Wyciągałem akurat szorty z
szuflady, gdy usłyszałem jej wołanie. Gdy otworzyłem drzwi do jej pokoju, stała na
środku, owinięta w prześcieradło. Przechyliłem głowę i uśmiechnąłem się do niej.
Odpowiedziała uśmiechem. Nigdy jeszcze nie wyglądała tak seksownie. Jej blond
włosy były wciąż wilgotne i zaczynały się skręcać. Prześcieradło podkreślało jej
idealnekształty.Podszedłemdoniejipogłaskałemjąpotwarzy.

–Jesteśpewna?
– Niczego w życiu nie byłam pewna bardziej. Trochę się denerwuję, bo seks

uprawiałamtylkozBillym.

–Mnąsięniemusiszdenerwować,kochanie.Będętaki,jakbędzieszchciała.
Naszeustaspotkałysięwnamiętnympocałunku,ajapołożyłemdłońnajejkarku.To

byłoto.Chwila,naktórączekałemoddnia,kiedyjąujrzałem.Mogłemzbadaćcałejej
ciało, i to nie tylko rękami, ale i językiem. Kochanie się z nią miało być spokojne i
delikatne, ponieważ na to zasługiwała. Zamierzałem skupić się na wszelkich jej
potrzebachidopilnować,bynigdyniezapomniałatejchwili.

Puściła prześcieradło, które zsunęło się na podłogę. Przerwałem pocałunek i

zagapiłem się na jej piękne nagie ciało. Była bardziej idealna, niż myślałem, a nie
sądziłem, że to w ogóle możliwe. Wpatrywała się we mnie, biorąc mnie za rękę i
kładąc ją na swojej piersi. Byłem taki twardy i pragnąłem się w niej zanurzyć.
Poprowadziłem ją do łóżka. Położyła się na plecach, a nogi zwisały jej z łóżka.
Uśmiechnąłem się, zsuwając szorty i kładąc usta na jej krągłej piersi. Jęknęła, gdy
delikatnie uszczypnąłem zębami twardy sutek, a potem oblizałem go, by złagodzić
pieczenie. Złapałem drugą pierś i zacząłem pieścić, wprawiając ją w większe
podniecenie,poczymzsunąłemsięwzdłużjejbrzuchaizatrzymałem,gdymojepalce
dotknęły jej łechtaczki. Jęknęła i odrzuciła głowę do tyłu, gdy zataczałem palcami
malutkiekółka.Oderwałemustaodjejpiersiispojrzałemnanią.

– Dopilnuję, byś była w pełni usatysfakcjonowana, i nie będę się śpieszył.

Zapewniam,żenicniebędzienaprędce.Zasługujesznacałąprzyjemność,jakąmogęci
zapewnić.

–Kochamcię–wyszeptała.

background image

–Jaciebieteż–odparłem,biorącdoustjejdrugąpierś.
Przesunąłem palce w dół i poczułem jej wilgoć. Jęknąłem, wsuwając w nią palec.

Czułem,jakajestciasna.

–Chcę,abyśtakdoszła–powiedziałem.
–Proszę–uśmiechnęłasię.
Włożyłemwniądrugipalecizacząłemporuszaćnimiwprzódiwtył,ajejbiodra

zaczęłysięporuszaćwtymsamymrytmie.Jęczałacorazgłośniej,corazbardziejmnie
podniecając. Przyłożyłem kciuk do jej łechtaczki i pocierałem nim tak długo, aż nie
mogła już dłużej wytrzymać, odrzuciła głowę do tyłu i krzyknęła gwałtownie.
Natychmiast się do niej przysunąłem i wylizałem do ostatka całą przyjemność, jaka z
niejwyciekła.Wsunęłamipalcewewłosyiprzytrzymałagłowę.

–OBoże–powtarzaławkółko.
Podniosłem się i pozbyłem resztek odzieży. Uśmiechnęła się, widząc mój sprzęt.

Oblizałaustaiusiadłanałóżku.Wzięłagodoustizaczęłassać.Zaskoczyłamnie,ale
nie zamierzałem narzekać. Złapałem ją za włosy i stałem, patrząc, jak jej głowa
poruszasięwgóręiwdół.Cudowniebyłoczućnasobiejejustaimogłemsobietylko
wyobrażać, jak bym się czuł, gdyby wokół mnie zaciskały się ścianki jej cipki.
Powstrzymałem ją, bo musiałem to poczuć. Sięgnąłem po gumkę, ale ona mnie
powstrzymała.

–Bioręśrodkiantykoncepcyjne.Oddawna.
Położyłasię,ajawepchnąłemsięmiędzyjejnogi.
–Jeślicościęzaboli,powiedz,aprzestanę.
–Collin,uwielbiamtwojądelikatność,alenalitośćboską,zerżnijmniewreszcie–

uśmiechnęłasię.

Zachichotałem, pocałowałem ją w usta, a potem spojrzałem w jej piękne oczy i

wsunąłemsięwnią.Chciałemrobićtopowoli,byjejniezranić.Wsunąćsięostrożnie,
ale ona miała inne plany. Położyła dłonie na moim tyłku i jednym ruchem wepchnęła
mniegłębokowsiebie.Ażjęknąłem.

–Amelia,jesteśniesamowita.
–Tyteż.
Na początku przyjąłem powolne tempo, ale gdy objęła mnie nogami w pasie,

przyspieszyłem, zagłębiając się w nią jeszcze bardziej. Nasze usta spotkały się, a
językirozpoczęłyerotycznytaniec.Byłemnaskrajuorgazmu.

–Zarazdojdę.Dojdzieszzemną?

background image

– Tak! – krzyknęła, spinając się. Czułem, jak dochodzi. Pchnąłem po raz ostatni i

spuściłemsięwnią.

Sercanamłomotały,oddechybyłypłytkie.Opadłemnaniąitrzymałemmocno.Nie

chciałemjejjużnigdywypuścić.Kiedyopanowaliśmyoddechy,usiadłemiodgarnąłem
jejwłosyztwarzy.

–Jesteścudowna–uśmiechnąłemsię.
Pogłaskałamniedelikatniepopoliczku.
–Tobyłnajlepszysekswmoimżyciu.Niesądziłam,żewogólemożnacośtakiego

poczuć.

–Starałemsię–uśmiechnąłemsię.
–Jestpandoskonaływłóżku,panieBlack.Niemamsłównato,coczułam.Posłałeś

mniewmiejsca,wjakichjeszczeniebyłam.

Nachyliłem się i pocałowałem ją jeszcze raz, po czym musieliśmy się ubierać i

ruszaćdomiasta.

WciągunastępnegomiesiącastaraliśmysięzAmeliąbyćjaknajwięcejczasurazem.

Widywaliśmysiępraktyczniecodziennie.Spędzałemzniąwiększośćnocy,chociażnie
byłozbytwygodnie,biorącpoduwagę,jakmałemiałałóżko.Niechciałazostawaćna
noc u mnie z powodu rodziców. Wciąż pojawiała się kwestia szacunku. Naprawdę
musiałemsobiesprawićwłasnemieszkanie.

KtóregośdniapodczasrodzinnegoobiaduzadzwoniłtelefonAmelii.Wstałaodstołu

iodebrałago.Naglezrobiłasięniesamowiciepodekscytowana.

–Cosiędzieje?–zapytałem,gdysięrozłączyła.
– Dom moich rodziców w Hamptons został sprzedany. Kupiec zapłacił gotówką i

jutromamsięspotkaćzpośrednikiem,żebyodebraćpieniądze.

Wstałemiprzytuliłemją.
–Towspaniaławiadomość,kochanie.Taksięcieszę.
– Dzięki. To idealny moment. Teraz mogę spłacić pożyczki studenckie i wciąż

zostaniemidośćpieniędzynażycie,dopókiniezacznęzarabiaćjakopielęgniarka.

Wszyscyjejpogratulowaliiznówusiedliśmydoobiadu.Kiedykobietysprzątałyze

stołu, podszedłem do barku i nalałem sobie szkockiej. Chwilę później obok mnie
pojawilisięJakeitata.

background image

–Nalaćwampojednym?–zapytałem.
–Nie,dzięki–odparłJake.
–Pewnie.Maszchwilę?–spytałtata.
–Ocochodzi?
– Wiem, że chcesz mieć własne mieszkanie i mam propozycję. Jeśli by ci to

odpowiadało, to chciałbym ci kupić mieszkanie na tym samym piętrze co to Julii i
Jake’a.

Przysięgam,żeserceprzestałomibić.
–Mówiszpoważnie?–zapytałem,podającmuszkocką.
–Rozmawiałemztwojąmamąiuznaliśmy,żepowinieneśmiećwłasnemieszkanie.

Doskonale sobie radzisz i zaskoczyłeś mnie swoimi osiągnięciami w Black
Enterprises.Jestemzciebienaprawdędumny,synu.

–Tato,niewiemcopowiedzieć.Dziękuję–uścisnąłemgo.
–Niemazaco,ajakjużsięwyprowadzisz,tobędziemyzmamąmoglisiębzykaćw

dowolnymmiejscuiczasie,niemartwiącsię,żektośnaglewrócidodomu.

Natychmiastzasłoniłemuszy.
–Tato!
Roześmiałsięiuniósłbrew.Dopokojuweszłymama,JuliaiAmelia.Mamaposłała

miciepłyuśmiech.Podszedłemdoniejimocnojąprzytuliłem.

–Dziękujęmamo.Kochamcię.
–Jaciebieteż,mójdrogi.
–Cosiędzieje?–chciaławiedziećAmelia.
Odwróciłemsięipołożyłemdłonienajejbiodrach.
–Będęmiałwłasnemieszkanie.
–Tocudownie.Gdzie?
–Piętroniżej.ObokJuliiiJake’a.
Uśmiechnęłasięimniepocałowała.
–Towspaniale.
–Lepiejodwiozęciędodomu,robisiępóźno–puściłemdoniejoko.
–Maszrację,robisiępóźno–uśmiechnęłasię.
–Późno?Jestdopierowpółdodziewiątej–odezwałsiętata.
Posłałemmuponurespojrzenie,byzrozumiał,comiałemnamyśli.
– Och, masz rację, robi się późno. Lepiej już idźcie. Skontaktuję się jutro z

pośrednikiemiobejrzymymieszkanienadole.

background image

–Jeszczerazdziękuję,tato.
Pożegnaliśmysięzewszystkimiipowiedziałemmamie,żewrócęnanoc.Ucieszyła

się,ponieważchciałamiranozrobićśniadanie.

Wsiedliśmy do mojego range rovera i odwiozłem Amelię do jej mieszkania. Gdy

tylkoprzekroczyliśmypróg,odwróciłasię,złapałamniezakoszulęiwpiłasięustami
w moje wargi. Natychmiast zsunąłem ręce do dołu jej bluzki, a ona przerwała
pocałunekiuniosłaręce.

–Boże,muszęcięzerżnąćopartąościanę–oświadczyłemirozejrzałemsięwokół.

–Cholera,kochanie,tuniemaanijednejwolnejściany.–Iroześmiałemsię.

– Obiecuję ci wspaniały seks pod ścianą, gdy tylko wprowadzisz się do nowego

mieszkania – uśmiechnęła się i przygryzła mi delikatnie dolną wargę. Rozpiąłem
spodnie.

–Trzymamzasłowo–rozpiąłemjejstanikizrzuciłemnapodłogę.
Ściągnęła mi spodnie i złapała mojego twardego kutasa. Zaczęła przesuwać dłonią

wgóręiwdół,ajastraciłemjakikolwiekkontaktzrzeczywistością.

–Inietylkosekspodścianą–dodała,nieprzerywająccałowania.–Wkuchni,na

stole,włazience,napodłodze.Poprostupieprzonysekswkażdymmożliwymmiejscu.

To było to. Po tych słowach musiałem się w niej zanurzyć. Zerwałem z niej

majteczkiipchnąłemjąnałóżko.Gdywsunąłemwniądwapalce,byupewnićsię,że
jestgotowa,jęknęła.

– Chcę, żebyś mnie wziął od tyłu – oznajmiła, wypychając z siebie moje palce i

przewracającsięnabrzuch.

–Cholera,kochanie.Jatukonam.
–Toproszęsięruszać,panieBlack.Chcęcięnatychmiast!
Wsunąłemsięwnią,ażobojejęknęliśmy.Poruszałemsięwprzódiwtyłszybko,aż

oboje w tym samym momencie osiągnęliśmy orgazm. Opadłem na nią i delikatnie
zacząłemcałowaćpokarku.

–Jesteścudowna,kochanie.Naprawdęcudowna.Kochamcię–wyszeptałem.
–Jaciebieteż,Collin.
Sturlałem się z niej na drugą stronę wąskiego łóżka. I chociaż uwielbiałem

przebywać z nią tutaj, to było tu zdecydowanie za mało miejsca jak na dwie osoby.
Leżeliśmytakoboksiebie,objąłemjąramieniem,aonazaczęłamniegłaskaćpopiersi.

–Toładniezestronytwojegotaty,żekupicimieszkanie.Bardzosięcieszę.
–Maswojepowody–roześmiałemsię.

background image

–Comasznamyśli?
– Rodzice bardzo się cieszą, że z nimi mieszkam, ale utrudniam im pożycie, bo

zawsze wpadam na nich, jak zaczynają coś robić poza swoją sypialnią i krzyczę na
nich.Pozatymtatauważa,żejestemjużdośćdojrzałyiodpowiedzialny,byzamieszkać
samemu. Nie mówiąc o tym, że wiecznie narzekam, jak małe jest twoje mieszkanie –
uśmiechnąłemsię.

–Tak,toraczejbeznadziejne,prawda?
–Nie.Ztobąwszędziejestdoskonale.Nomożepozatym,żeniemożemysiębzykać

podścianą.

Zachichotała.Przesunąłemrękę,nachyliłemsię,zacząłemlizaćjejpierśiwsunąłem

doustsztywnysutek.

–Kochanie,muszęiść.Obojemusimyjutrowcześniewstać.
–Niemożeszzostać?–posmutniała.
–Chciałbym,aleobiecałemmamie,żewrócęnanoc.Niedługoniebędziemymusieli

siętakżegnać.Będzieszmogłazostawaćnanoc,ajaranoodwiozęciędoszkołyina
praktyki.

–Niemogęsiędoczekać–uśmiechnęłasięipocałowałamnienapożegnanie.

background image

Rozdział25

G

adałem z Amelią przez telefon do drugiej nad ranem. Następnego dnia, jeszcze

zanimwstałemzłóżka,sięgnąłempokomórkęizobaczyłemSMSodHailey.

„Cześć Collin. Chciałam spytać, czy moglibyśmy porozmawiać. Powiedziałam

wczorajrodzicomisąbardzozdenerwowani,ajamuszęzkimśpogadać”.

Westchnąłem.Niebyłempewien,czytodobrypomysł.Nawetniechodziłooto,jak

bardzo mnie skrzywdziła. Pogodziłem się z tym, a nic nie dzieje się bez przyczyny.
Razem dorastaliśmy i znaliśmy się od urodzenia. Więc uznałem, że mogę jej
wysłuchać.

„Nodobra.Damciznać,jakbędęmiałchwilę”.
„Dzięki.Doceniamto”.
Wziąłem prysznic, ubrałem się, zbiegłem na dół i podążyłem za cudownym

zapachemfrancuskichtostówikawy.

–Dzieńdobry,mamo–uśmiechnąłemsięipocałowałemjąwpoliczek.
–Dzieńdobry,tato–dodałem,nalewającsobiekawy.
–Jesteśdziśwdoskonałymhumorze,synu–odezwałsię.
–Todlatego,żewszystkojestdobrze.
Usiadłemdostołu,amamapostawiłaprzedemnątalerzzfrancuskimitostami.
–RozmawiałeśzHailey?–zapytałamama.
–Niebardzo,aco?
– Peyton i Henry martwią się o nią. Ostatnio cały czas siedzi zamknięta w swoim

pokoju.CzyweWłoszechcośsięstało?

–Tak,wpadła–rzuciłem,wgryzającsięwtost.
–Co?!–wykrzyknęłamojamama.
–Dziwięsię,żeciociaPeytondociebieniedzwoniła.Haileypowiedziałaimotym

wczorajwieczorem.

–Jakaszkoda–odezwałsiętataipociągnąłłykkawy.
– Peyton dzwoniła do mnie wieczorem, ale nie odebrałam, bo byliśmy z twoim

ojcemwpołowie…

–Stop!Niemożeszpoprostupowiedzieć,żebyliściezajęci?Naprawdęmusiciesię

zawszewdawaćwtakieszczegóły?

Spojrzałemnamojegoojca,któryśmiałsiędorozpuku.

background image

–Toniejestśmieszne,tato.Jakbyściesięczuli,gdybymprzyprowadziłtuAmelięi

uprawialibyśmysekstakgłośno,żesłychaćbynasbyłowkażdympokoju?

–Collin,towcaleniejestzabawne–odezwałasięmama.
– No właśnie! I teraz rozumiesz, jak się czuję. Nie podoba mi się wizja moich

rodzicówuprawiającychseks.Topoprostu…poprostu…

–Dobrzesynu.Rozumiemy.Postaramysiębardziejzważaćnasłowa–oświadczył

tata.

–Mówisztoodlat–przewróciłemoczami.
–WtakimraziezadzwoniędoPeyton.Czujęsięokropnie.–Mamapocałowałamnie

wczołoiruszyłanagórę.

Tatawstałischowałtalerzdozmywarki.
–Ralphodwieziemniedziśdobiura.Jedzieszznami,czywoliszsam?
–Pojadęsam.
–Todozobaczeniawbiurze.
–BawsiędobrzezRalphiem–roześmiałemsię.
Tatazatrzymałsięispojrzałnamnie.
–Jesttrochędziwny.
Wybuchnąłemśmiechem,poczymzłapałemkluczykizkuchennegoblatu.
Akurat gdy zaparkowałem w garażu Black Enterprises, zadzwonił mój telefon.

Wyciągnąłemkomórkęispojrzałemnawyświetlacz–mojadziewczyna.

–Dzieńdobry,kochanie.
–Dzieńdobry.Ijakśniadanie?
–Byłoświetne.Szkoda,żeniebyłotamciebie.
– Odwołali mi dziś praktyki, więc idę z Giną do biblioteki pouczyć się do

egzaminów.Pozatymmuszęnapisaćpracęnajutro.

–Dobrzeskarbie.Miłegodniaidozobaczeniapóźniej.Kochamcię.
–Jaciebieteż.
Gdytylkowszedłemdobiura,zatrzymałamniemojasekretarka,Blythe.
–PanieBlack,pańskiojciecchcepanawidziećwswoimgabinecie.
–Widzieliśmysięledwiepółgodzinytemu.
Wzruszyłaramionamiiznówzaczęłacośpisaćnakomputerze.Wszedłemdobiura,

odstawiłemteczkę,złapałemkubekkawyiruszyłemdogabinetuojca.

–Dzieńdobry,Diano,jaksięmasz?
– Dzień dobry, Collin. Dobrze. Czy mógłbyś zamienić ze mną kilka słów po

background image

spotkaniuzojcem?

–Pewnie.Anaraziesprawdzę,czegochcestaruszek.–Puściłemdoniejoko.
Otworzyłemdrzwi.Tatawłaśniekończyłrozmowętelefoniczną.
–Siadaj.
–Cosiędzieje?
–Gratulacjesynu.WłaśniepodpisaliśmyumowęzFirmanem–uśmiechnąłsię.
–Jakto?Mówiszpoważnie?
–Tak,śmiertelniepoważnie.
– Jak to się stało? Przecież ja właściwie powiedziałem panu Firmanowi, żeby

spadałpotym,jakpróbowałmiwciskaćkit.

–Wyglądanato,żespodobałeśmusiętyitotwojepodejście,żemaszwnosie,jeśli

nasoleją.

Siedziałemtak,patrzącnauśmiechniętegoojca.Wiedziałem,żebyłdumny,itomnie

cieszyło.PewnegodniaBlackEnterprisesbędziemojeizamierzałemdopilnować,by
dalejbyłorówniesilneiprzynosiłozyski,taksamojakrobiłtotata,gdyprzejąłfirmę
oddziadka.

–Dostanieszdużąpremię,synu.Późniejzabioręcięnalunchibędziemyświętować

–uśmiechnąłsię.

–Dzięki,tato.–uśmiechnąłemsięiuścisnąłemmudłoń.
Kiedywychodziłemodojca,zatrzymałemsięprzybiurkuDiany.
–Słyszałamdobrewieści.Gratuluję.
–Dzięki.Oczymchciałaśporozmawiać?JaksięczujeJacob?
– Wczoraj był na wizycie lekarskiej i powiedziałam doktorowi, że Jacob czuł się

znacznie lepiej po tym, jak zabrałeś go na surfing. Niestety pogorszyło mu się po
powrocie do miasta. Lekarz powiedział, że woda morska na pewno pomogłaby
Jacobowi,ponieważzawieradużosoli.Wiedziałeśotym,prawda?

Uśmiechnąłemsiędelikatnie.
–Miałemnadzieję,żetopomoże.Trochęposzperałemiznalazłemkilkaartykułówo

naturalnych sposobach pomagania pacjentom z mukowiscydozą. Obawiam się, Diano,
żemusiszsięprzeprowadzićnadocean.

– Jasne. Nie stać mnie na to. Poza tym musiałabym się wyprowadzić gdzieś, gdzie

jestciepłoprzezcałyrok.

–DoKalifornii–powiedziałempoważnie.
– Nie wygłupiaj się. Wracaj do biura. Muszę tu dokończyć coś dla twojego ojca,

background image

zanimmniezwolni–puściładomnieoko.

Położyłemjejrękęnaramieniuiuśmiechnąłemsię,poczymruszyłemdosiebie.Nim

dotarłemdoswojegobiura,zawołałazamną.Odwróciłemsię.

–Dziękuję–uśmiechnęłasię.
Skinąłemgłową,włożyłemręcedokieszeniiwróciłemdosiebie.

– Za twój czasem nieznośny temperament. – Tata uśmiechnął się, unosząc

szklaneczkęzwhisky.

Trąciłemjegoszklankęswoją.
–Dzięki,tato.Doceniamto.
– Zadzwoniłem do twojej mamy, by się do nas przyłączyła, ale jest u Peyton.

Ciekawe,cosiętamdzieje.

–Okurczę.ZapomniałemoHailey.
–Oczymtymówisz?
– Rano dostałem od Hailey SMS z pytaniem, czy mógłbym z nią porozmawiać, bo

PeytoniHenrysąnaprawdęzmartwienitym,żejestwciąży,ajasięzgodziłem.

–PowieszAmelii?
–Niemyślałemotym.Poco?Przecieżtotylkokrótkarozmowa.
–Synu,jeśliczegośsięwżyciunauczyłem,totego,abynigdyniekryćniczegoprzed

kobietą,którąsiękocha.Nawetnajmniejszegodrobiazgu.Zaufajmiwtejkwestii.

Zadzwoniłakomórkataty.WyciągnąłemswojąiwysłałemSMSdoAmelii.
„Kochamcięskarbie”.
„Jaciebieteżkocham.Mamnadzieję,żedzieńmijaciprzyjemnie”.
„To najwspanialszy dzień mojego życia. Poza tym, kiedy cię zobaczyłem po raz

pierwszy.Opowiemciowszystkimpóźniej”.

„LOL.Niemogęsiędoczekać”.
Tatarozłączyłsięiuśmiechnął.
– Pośredniczka jest już w drodze do mieszkania. Powiedziałem, że spotkamy się z

niąnamiejscuzakwadrans.

–Świetnie,chodźmy.–Sięgnąłempokluczyki.
Pojechaliśmy do domu. Gdy wysiedliśmy z windy, ujrzałem pośredniczkę i serce

zaczęło mi walić jak oszalałe. Cholera. Odwróciła się i spojrzała na nas, otwierając
drzwinaprzeciwkomieszkaniaJuliiiJake’a.

–Dzieńdobry,panieBlack.Jakitenświatmały.

background image

–Owszem–odparłemiwszedłemztatądomieszkania.
–Znapanimojegosyna?–zapytałtata.
Kurczę.
– Owszem. Dopiero co podpisaliśmy umowę sprzedaży domu w Hamptons –

uśmiechnęłasię.

Ojcieczłapałmniezakark.
–Doprawdy?–Spojrzałnamnie.
Wykręciłemsięzjegouściskuiuśmiechnąłemdopośredniczki,Macy.
–Obejrzyjmytopięknemieszkanie,dobrze?
Oprowadziła nas, a ja zakochałem się w tym miejscu. Wyobraziłem sobie, jak

zamieniamjewmójdom.DomdlamnieizczasemdlaAmelii.

–Cootymsądzisz,synu?
– Jest świetne, tato. A do tego wy jesteście piętro wyżej i gdybyście mnie

potrzebowali,towkażdejchwilimogęprzyjść.Jestemzachwycony,żejesttakblisko
do rodziny. Julia i Jake są naprzeciwko. Muszę być blisko mojej rodziny. – Starałem
siętrochępokadzić,abyniekrzyczałnamniezatendomnaplaży.

Ojciecspojrzałnamnieiprzewróciłoczami.
–Weźmiemyje.Mogęodrazuwypisaćczek,abysyndostałklucze.Jestempewien,

żewprostniemożesiędoczekać,kiedysiętutajwprowadzi.

– Wspaniale. Pobiegnę na dół, przyniosę z samochodu papiery i zaraz się tym

zajmiemy.

Gdytylkowyszła,tatapodszedłdomnieipacnąłwtyłgłowy.
–Cośtyulichazrobił?
–Aj,tato.Przestań.Nodobrze,kupiłemdomrodzicówAmeliiwHamptons.
–Acocipowiedziałem,gdymnieotoprosiłeś?
–Wiem,aleposłuchajmnie.Tendomjestdlaniejbardzoważnyismutnojejbyło,

gdy musiała go sprzedać, ale potrzebowała pieniędzy. Chcę, aby kiedyś ten dom stał
sięnaszymdomem.Takjaktyzrobiłeśdlamamy.

Ojciecwestchnąłipodszedłdookna.
–Onajesttąjedynądlaciebie,prawda?
–Taktato.Jestdlamniecałymświatem.KiedybyłemzHailey,myślałem,żejestem

w niej zakochany, ale tak nie było. Owszem, kochałem ją, naprawdę. Ale nie
wiedziałem,czymjestprawdziwamiłość,dopókiniepoznałemAmelii.Czujędoniej
coś, czego nie czułem do Hailey. Odkrywam nowe uczucia i emocje, rzeczy, których

background image

nie potrafię wytłumaczyć. Chcę ją chronić przed złem na świecie. Pomagać jej i
spędzićzniąresztężycia.Tato,wyobrażamsobiezniąprzyszłośćidzieci.Wiem,że
zabrzmi to dla ciebie dziwnie i uważasz, że jeszcze na to za wcześnie, ale ona jest
miłością mojego życia i zrobię wszystko, by ją uszczęśliwić. A jeśli zakup domu, z
którym łączy swoje ostatnie dobre wspomnienia przed stratą rodziny, sprawi jej
przyjemność,towłaśnietakzrobię.

Pośredniczka wróciła z papierami, a tata podpisał odpowiednie dokumenty i

wypisałczek.Dziewczynapodałamikluczeiuśmiechającsięszeroko,wyszła.

–Toniejestdziwne–odezwałsięmójtata.
–Co?–zapytałemzaskoczony.
– Nie uważam, aby to, co powiedziałeś, było dziwne, bo to samo zrobiłbym dla

twojej mamy. Całe życie poświęciłem temu, by ją uszczęśliwiać, bez względu na
koszty. Znam to uczucie, synu. Jestem z ciebie dumny. Kupiłeś swoją pierwszą
nieruchomość – uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. – A teraz możemy
porozmawiaćospłatachtegomieszkania.

–Jakto?Myślałem,żejedlamniekupujesz,takjakdlaJulii.
–TylkożeJulianiekupiłasobiejużdomu–uśmiechnąłsię.
–Tato,nieżartuj.
Roześmiałsięizabrałmnienagórę.

background image

Rozdział26

E

llery,gdziejesteś?!–krzyknąłtata,gdyweszliśmydopenthouse’u.

–Tutaj,Connor!–zawołała,schodzączeschodów.
–Zapytajswojegosyna,cozrobił.
–Pozatym,żezawarłświetnąumowędlaBlackEnterprises?–Mamauśmiechnęła

sięipocałowałamniewpoliczek.–Gratuluję,kochanie.

–Dzięki,mamo.
–Tak,Ellery,pozatym.
–Cozrobiłeś?
Nabrałemgłębokopowietrza,poczympowiedziałem.
–KupiłemdomrodzicówAmeliiwHamptons.
–Och.Itąinformacjąchciałeśsiętakbardzozemnąpodzielić,Connor?
–Tatabyłwściekły–odparłem.
–TendomwieledlaAmeliiznaczył.Rozmawiałyśmyotymniedawno,gdypytałam,

jak się miewa. Powiedziała, że naprawdę przykro jej było, że musi go sprzedać,
chociaż wolałaby go zostawić, by jeździć tam latem i czuć bliskość rodziny. Jesteś
zupełniejaktwójojciec.Widzętozkażdymdniemcorazwyraźniej–uśmiechnęłasięi
pogłaskałamniepopoliczku.–Bardzosłusznie!Powieszjej?

– Jeszcze nie. Chcę zaczekać i zobaczyć, jak sprawy się między nami ułożą. Poza

tymniechcę,bysięnamnieotowściekała.

– Uzna, że jesteś najbardziej niezwykłą i szczodrą osobą na całym świecie –

uśmiechnęłasięmama.

–Jeszczerazdziękuję,mamo.Przepraszam.Muszęsięczegośnapić–powiedziałem

iruszyłemdokuchni.Słyszałem,jakmamapodnosigłos,więcstanąłempozazasięgiem
ichwzrokuizacząłemnasłuchiwać.

–Acodociebie,szanownypanie,tojakmogłeśsiędenerwowaćnasynazato,że

zrobiłdokładnieto,cosambyśzrobił?Powinieneśbyćzniegodumny,Connor.Jesteś
wspaniałymojcemidobrzewychowałeśswojegosyna.

–Jestemzniegodumny,Ellie.Jestświetnymfacetem,poprostuwolałbym…
–Wolałbyś,abynajpierwzapytałcięozdanie,prawda?Niewkurzyłeśsięoto,że

kupiłtendom.Zabolałocię,ponieważtwójsynsampodjąłrozsądną,dojrzałądecyzję.
Connor,boiszsię,żeCollinniebędziecięjużpotrzebował,prawda?

background image

–Tak,cośwtymguście–odparł.
Niezastanawiałemsięwcześniejnaduczuciamiojca.Bałsię,żepuścimnietak,jak

Julię.Cholera,terazpożałowałem,żewcześniejznimotymnieporozmawiałem.Nie
sądziłem, że poczuje się niepotrzebny. Gdy tylko skończyli rozmowę, podszedłem do
nich.

–Tato,przepraszam,żeniezapytałemcięozdaniewsprawiekupnadomu.Wiem,że

pewnie powinienem był się z tobą naradzić, ale naprawdę chciałem zrobić coś
samodzielnie.Przepraszam.

–Chodźtu,synu–przytuliłmnie.–Nieprzepraszaj.Jesteśdorosłyimożeszrobić,

cocisiętylkopodoba.Wiedzjednak,żezawszemożesznamnieliczyć,bezwzględu
nawszystko.

–Dzięki,tato–uśmiechnąłemsię.
–Aterazwynośsięstąd.Mamztwojąmamąpewnesprawydozałatwienia–puścił

domnieoko.

Pokręciłemgłowąiprzewróciłemoczami.
–Bawciesiędobrze.
–O,zamierzamy–odparłiruszyłnagórę.

PowiedziałemAmelii,abyzamknęłaoczy,iwsunąłemkluczdozamka.Otworzyłem

drzwi,wziąłemAmelięzarękęiwprowadziłemdośrodka.

–Dobrze,terazmożeszotworzyćoczy.
–OBoże!Jestniesamowite!–zawołała,rozglądającsiępomieszkaniu.
–Cieszęsię,żecisiępodoba–uśmiechnąłemsię.
Przeszła przez salon do kuchni. Myślałem, że dostanie zawału, gdy ujrzała część

jadalnązpięciomadużymioknamiskładającymisięnajednąześcian.

–Och,jakieromantyczneobiadymożemysobietutajurządzać–uśmiechnęłasię.
Podszedłemdoniejiobjąłemjąwpasie.
–Będziesztuspędzaćwieleczasu.
–Mamnadzieję–odrzekłaiodchyliłagłowędotyłu,ajaucałowałemjejusta.
–Rozejrzyjsięwokół.Cowidzisz?–zapytałem.
Wysunęłamisięzobjęćiobeszłamieszkanie,rozglądającsięwokół.
–Hm…Nicpozamnóstwempustychścian.
Uśmiechnąłemsię.
–Nowłaśnie.Awiesz,cotooznacza?–zapytałem,rozpinającspodnie.

background image

Odwróciłasiędomnieiprzygryzającwargę,uśmiechnęłasięoduchadoucha.
–Mnóstwoseksuprzyścianie!–zawołała,zdejmującbluzkę.
– Właśnie tak. Mnóstwo seksu przy ścianie i myślę, że powinniśmy od razu się do

niegozabrać–zrzuciłemkoszulęispodnie.

Amelia stała na środku pustego pokoju, z dżinsami spuszczonymi do kostek i

rozpinałastanik.Zaczęłasiępowolicofaćdościany.

–Kurczę–rzuciłem,idącwjejstronę.
Byłem już twardy jak skała, a jeszcze nawet jej nie dotknąłem. Rozebrałem się do

końca i szybko do niej podszedłem. Oparłem dłonie o ścianę po obu stronach głowy
Amelii i zacząłem ją powoli całować. Ona odwdzięczyła się, delikatnie przesuwając
pomniedłonią,wgóręiwdół.Doprowadzałamnietymdoszaleństwa.Przesunąłem
rękędojejmokrejcipkiiwsunąłemwniąpalce.

–Kochanie,jesteśtakawilgotna.
–Mhm.Tylkodlaciebie–wyszeptała.
– Muszę cię skosztować – jęknąłem. Uklęknąłem i przyłożyłem do niej usta,

smakującjejsoki.

Złapałamniezawłosyizaczęłagwałtownieporuszaćbiodrami.
–Boże,zarazdojdę!–krzyknęła.
–Tak,skarbie,chcęcięusłyszećipoczuć–powiedziałem,liżącjąszybko.
Tużprzymoichustachjejciałonapięłosię,uwalniającorgazm.
–OBoże!Boże!–wołała.
–Jesteśgotowa,kochanie?–zapytałem.
–Tak–odparłazduszonymgłosem.
Wsunąłemwniąmojegofiutaiwszedłemgłęboko.Objęłamnienogami,wsuwając

mniejeszczegłębiej.

–Ah!–ażjęknąłem.
Trzymałem ją za tę doskonałą pupę i pompowałem. Piersi podskakiwały jej na

wszystkie strony, aż poprosiła, bym zaczął je ssać. Zwolniłem, wziąłem je do ust,
przygryzającissącsutki,takjaksobietegożyczyła.

–Szybciej,Collin.Szybciej!Zarazznówdojdę!–zawołała.
Tymrazemprzytrzymałemjąjednąręką,adrugąoparłemościanę.Wsuwałemsięi

wysuwałem najszybciej, jak mogłem, dążąc do spuszczenia. Jęczała coraz bardziej i
mocniejzaciskałanogi.Czułem,jakdoszła,zalewającmnieswoimisokamiwchwili,
gdysamdoszedłem.Sercanamwaliłyjakoszalałe,niemogliśmyzłapaćtchu.Wtuliłem

background image

twarzwjejszyję.Pogłaskałamniepowłosach.

–Kochamcię,Collin.
–Jaciebieteż,Amelia.Mocniej,niżmożeszsobiewyobrazić.–Uniosłemgłowęi

delikatnie pocałowałem ją w usta. – A teraz chodźmy kupić meble, co ty na to? –
uśmiechnąłemsię.

–Świetnypomysł–odpowiedziałauśmiechem.

Byliśmy w sklepie meblowym, gdy zadzwoniła moja komórka. Dzwoniła Hailey.

Westchnąłem,gdyspojrzałanamnieAmelia.

–Czemudociebiedzwoni?
–Pewniedlatego,żejądziśspławiłem.
–Jakto?Oczymtywogólemówisz?
– Przysłała mi rano SMS i pytała, czy moglibyśmy porozmawiać, bo powiedziała

rodzicomodzieckuibardzosięzdenerwowali.

–Imusiotymporozmawiaćztobą?–odezwałasięlekkorozłoszczonaAmelia.
– Kochanie, posłuchaj. Nie przejmuj się Hailey. Wiesz, że cię kocham. Po prostu

staramsiębyćmiły.Iwcaleniejestempewien,czyrobięsłusznie.

–Wyciągniebłędnewnioski.
– Nawet jeśli, to jej to wyjaśnię. To nic takiego. A teraz chodźmy, pora wybrać

łóżko–puściłemdoniejoko.

Kupiłemwszystkiemeble,jakichpotrzebowałem.FajniesięrobiłozakupyzAmelią.

Mieliśmy taki sam gust, jeśli chodzi o meble. W drodze powrotnej kupiliśmy
tajszczyznę na wynos. W mieszkaniu położyliśmy na podłodze koc i zjedliśmy obiad
pałeczkamizkartonowychpudełek,rozmawiająciśmiejącsięzżycia.

– Oddzwoń do Hailey. Spotkaj się z nią jutro i porozmawiajcie. Nie będzie mi to

przeszkadzało–stwierdziłaAmelia.

–Jesteśpewna?Boniemuszętegorobić,jeślimiałobyciętozdenerwować.
–Niezdenerwuje.Zróbto.
Sięgnąłem po komórkę i zadzwoniłem do Hailey. Odebrała po drugim dzwonku i

umówiliśmy się na dziesiątą rano następnego dnia w Starbucksie. Spojrzałem na
Amelięisięuśmiechnąłem.

–Poczekaszchwilę?Muszętylkozajrzećnadrugąstronękorytarza.
–Jasne–roześmiałasię.
WstałemiposzedłemdomieszkaniaJulii.Zapukałemlekko.OtworzyłmiJake.

background image

–Cześćsąsiedzie,cotam?
– Macie może kilka dodatkowych koców, które mógłbym pożyczyć na kilka nocy?

Niechcęwchodzićnagórę,żebymnierodziceprzesłuchiwali.

–Ha,ha!–roześmiałsięJake.–Oczywiście,żemamykoce.Wchodź.
ZsypialniwyszłaJuliaiuśmiechnęłasięnamójwidok.OBoże,wkoszulinocnej

wyglądałanaolbrzymią,alenieodważyłemsięnicpowiedzieć.

–Coturobisz,przystojniaku?–zapytała,całującmniewpoliczek.
– Twój młodszy brat postanowił spędzić noc w swoim nowym apartamencie i

poprosiłopożyczeniekoców.Podejrzewam,żebędziemiałgościa–odezwałsięJack.

–Czytoprawda?–spytałaJulia.
–Tak.Ameliazostajenanoc–potwierdziłem,biorącodJake’akoce.
–Bawciesiędobrze–życzyłanamJulia,gdyotworzyłemdrzwi.
Odwróciłemsięiuśmiechnąłemdoniej.
–Byzacytowaćtatę–zamierzamy.
Juliazasłoniłauszy.
–Przestań!Iwypierztekoce,zanimjeoddasz!
Roześmiałem się i zamknąłem drzwi. Wróciłem do siebie, rozłożyłem koce w

sypialniiznówkochałemsięzmojądziewczyną.

background image

Rozdział27

S

pojrzałemnazegarek.Byłkwadranspodziesiątej.Siedziałemnadfiliżankąkawyi

wyglądałem przez okno, czekając, kiedy pojawi się Hailey. Wyciągnąłem komórkę i
wysłałemjejSMS.

„Hej,gdziejesteś?Muszęwracaćdopracy”.
Poczekałem jeszcze dziesięć minut, ale Hailey mi nie odpisała. Westchnąłem i

wstałemodstołuakuratwchwili,gdyzaczęładzwonićmojakomórka.Zdziwiłomnie,
żeAmeliadzwonipodczaspraktyk.

–Hej,skarbie.Czycośsięstało?
–Collin,mampraktykinaoddzialepołożniczym.JesttuHailey.Widziałamją,ajej

mamaprosiła,bymdociebiezadzwoniła.

–Wszystkozniąwporządku?
–Straciładziecko.Myślę,żepowinieneśprzyjechaćdoszpitala.
–Dzięki,skarbie.Jużjadę.Kochamcię.
–Jaciebieteżkocham.Dozobaczenia.
Orany.Niemogłemuwierzyćwto,żestraciładziecko.Natychmiastpojechałemdo

szpitala. Tam pielęgniarka powiedziała mi, w którym pokoju leży Hailey. Byli z nią
PeytoniHenry.

–Cześć,Collin.Tomiłe,żeprzyszedłeś–przytuliłamniePeyton.
–Cześć,Collin.Dzięki,stary.–Henryuścisnąłmojądłoń.
Wyszli z pokoju, a ja podszedłem do łóżka Hailey. Nie spojrzała na mnie.

Wpatrywałasięwciążwścianę.

–Hej,Hailey.
–Hej–wyszeptałaiotarłałzę.
–Przykromizpowodudziecka.
–Amnienie.Coturobisz?–zapytała,odwracającsiędomnie.
–Twojamamaprosiła,bymprzyjechał.
–Jakcholerniecudownie.Ajaproszę,abyśsobieposzedł.
–Czemu?
–Boniechcęciętutaj.Jesteśostatniąosobą,jakąchciałabymwidzieć.
–NaprawdęHailey?Bowczorajchciałaśzemnąrozmawiać.
–Tobyłowczoraj,adziśjestdzisiajiniechcęcięwidzieć.Potrzebowałamcię,gdy

background image

wróciłam,atysięodemnieodwróciłeś.

Byłem coraz bardziej rozzłoszczony. Nie mogłem na nią krzyczeć, bo właśnie

straciładzieckoibyłabardzoroztrzęsiona.Położyłemrękęnajejdłoni.

– Mam nadzieję, że czujesz się lepiej, Hailey – wyszedłem z pokoju. Na końcu

korytarzaujrzałemAmelię.Podszedłemdoniejiwziąłemjązarękę.

–Wiem,żejesteśzajęta,więczobaczymysiępóźniej,dobrze?
–Dobrze.Wszystkowporządku?–zapytała.
–Doskonale,kochanie–odparłem,pocałowałemjąwczołoiposzedłemdobiura.

Minęło kilka tygodni. Spędziliśmy je z Amelią na spotkaniach z przyjaciółmi i

ustawianiu rzeczy, które mama przyniosła mi do mieszkania. Posłałem po Amelię
Ralpha,ponieważszykowałemdlaniejobiad.Usłyszałemdźwiękotwieranychdrzwii
natychmiast się uśmiechnąłem. Otarłem dłonie w ściereczkę i poszedłem do
przedpokoju.

–Cześć,skarbie–pocałowałemją.–DobrzecisięjechałozRalphiem?
Zachichotała.
–Bądźmiły.Cośpachniewprostcudownie.
–Dziękuję.Jakciminąłdzień?–zapytałem.
–Dobrze.Atwój?
–Teraz,kiedytujesteś,jestznacznielepiej–złapałemjązabiodraipocałowałem.
Rozległosiępukaniedodrzwi.
–Spodziewaszsiękogoś?–spytałaAmelia.
– Nie – odparłem i otworzyłem drzwi. Ku mojemu zaskoczeniu na progu stała

Hailey.

–Cześć,maszchwilę?
–Właściwienie.Jestemwpołowie…
–Jużdobrze,kochanie.Porozmawiajcie.PójdęprzywitaćsięzJulią.CześćHailey–

powiedziałaAmeliaiprzeszłanadrugąstronęholu.

Zamknąłemdrzwiiwestchnąłem.
–Czegochcesz,Hailey?
–Chcęprzeprosićzato,copowiedziałamwszpitalu.Tobyłoniegrzeczneiniena

miejscu.

Skinąłemgłową.
–Dobrze,przeprosinyprzyjęte,aterazwybacz.–Skierowałemsiędokuchni.

background image

–Collin,wciążciękochamichcę,abyśdałnamjeszczejednąszansę!–krzyknęła.
Zamarłem.
–Co?Mamdziewczynę.
–Noicoztego,zerwijznią.Wiem,żenadalmniekochasz.
Nie mogłem uwierzyć, że w ogóle to słyszę. Ona nie miała pojęcia, co mi zrobiła.

Odwróciłemsięizmierzyłemjąwzrokiem.

– Nie chcę cię martwić, Hailey, ale cię nie kocham. I prawdę mówiąc, nigdy nie

kochałem.

–Jakmożesztakmówić,skoroprzezsześćlatbyliśmywzwiązku?
– Byłem młody. Żadne z nas nie wiedziało, czym naprawdę jest miłość, a

podejrzewam,żetynadalniewiesz.

–Och,atyowszem?–zapytała.
–Tak.Wiem,ponieważdziewczyna,wktórejjestemnazabójzakochany,jestteraz

podrugiejstroniekorytarza.Hailey,gdybyśmnienaprawdękochała,toniezrobiłabyś
tego,cozrobiłaś.Niemogłabyśottakodejść.Aletakwłaśniezrobiłaśizłamałaśmi
serce.Wielokrotniemówiłaśmi,żeniebyłonampisaneiżemamżyćwłasnymżyciem.
I tak właśnie robię. A teraz wracasz do Nowego Jorku i uważasz, że możesz zacząć
tam,gdzieprzerwaliśmy?Naprawdęmyślałaś,żebędęnaciebieczekałpotym,comi
zrobiłaś?

–Przepraszam.Popełniłambłąd.Proszę,wybaczmi.–Zaczęłapłakać.
Widzącstrumieniełez,poczułemsięźle.Aleniemogłemdlaniejniczrobić.
– Jedyny błąd, jaki zrobiłaś, to założenie, że możesz mnie odzyskać. Znajdziesz

sobiekogoś,Hailey.

–Jużkogośznalazłam,Collin.Ciebie.Chcęcięznówwmoimżyciu.Chcęciętulić,

całowaćikochaćsięztobą–łkała.

–Przykromi.
Podeszła do mnie i przycisnęła usta do moich. Odepchnąłem ją i spojrzałem w

czerwoneodłezoczy.

–Powiedzmiteraz,żenicnieczułeś–odezwałasię.
Stałemtak,gotówporazostatnizłamaćjejserce.
–NieHailey.Nicnieczułem.Tomiędzynamiskończyłosięjużdawnotemu.Ateraz

proszę,wyjdź,bomuszędokończyćobiad.

Podbiegła do drzwi mieszkania, otworzyła je na oścież i pognała korytarzem,

płacząc w głos. A ja stałem z opuszczoną głową. Miałem wyrzuty sumienia, że ją

background image

zraniłem, chociaż wiedziałem, że nie powinienem ich mieć. Amelia weszła do
mieszkaniaiobjęłamniemocno.

–Nicjejniebędzie,Collin.
–Wiem–odparłemipocałowałemjąwczoło.–Chodź,obiadczeka.

Kilka dni później pielęgniarka, którą tata wynajął do opieki nad Dennym

poinformowałanas,żezmarłzpowoduatakuserca.Nigdyjeszczeniewidziałemtaty
w takim stanie. Kiedy otrzymał wiadomość, byłem u niego w gabinecie i widziałem,
jakzoczupłynąmułzy.MamateżnieprzyjęłatejwiadomościdobrzeichociażJuliai
ja kochaliśmy Denny’ego, wiedzieliśmy, że musimy wspierać rodziców. Wszyscy
ponieśliśmy ciężką stratę, ale to moi rodzice odczuli ją najmocniej. Mieliśmy się
wszyscy spotkać w penthousie rodziców, ponieważ prawnik Denny’ego, który był też
prawnikiem mojego ojca, miał przyjść i przeczytać to, co zostawił Denny. Zgodnie z
instrukcjąlistymiałyzostaćotwartedzieńpojegośmierci.

Zanim poszedłem na górę, wziąłem prysznic. Kiedy spod niego wyszedłem,

owinąłem się ręcznikiem i usiadłem na brzegu łóżka. Amelia była ze mną w pokoju.
Przebierałasię.

–Wszystkowporządku,kochanie?–zapytała.
Wkońcuzłamałemsięiodpuściłem.Zopuszczonągłowąhuśtałemsięwprzódiw

tył,azoczupłynęłymiłzy.

– Collin. – Amelia usiadła obok i przytuliła mnie mocno. – Tak mi przykro, że

musiszprzeztoprzechodzić.

Objąłem ją i ścisnąłem mocno. Wtuliłem głowę w jej ramię i płakałem. Głaskała

mnie i mówiła, że wszystko będzie dobrze. Byłem jej za to wdzięczny, bo teraz
potrzebowałemjejbardziejniżkiedykolwiek.Kiedydoszedłemdosiebie,ubrałemsię
iposzliśmydopenthouse’u.JuliaiJakewychodziliwtymsamymczasiezmieszkaniai
zobaczyłem,żeJuliamaopuchnięte,czerwoneoczy.Pocałowałemjąiobjąłem.

Zebraliśmysięwszyscywjadalniprzystole.
–Dziękuję,żewszyscysiętuzjawiliścieiprzykromizpowoduwaszejstraty.Mam

tu list napisany przez Denny’ego jakiś miesiąc temu. Jesteście gotowi, by go
wysłuchać?

–Tak–odezwałsiętataispuściłwzrok.
Prawnik odchrząknął i rozwinął kartkę. Okulary miał zsunięte nisko na nos. Zaczął

czytać.

background image

„Cześć,rodzino.Jeślisiedzicieterazprzystolewjadalniisłuchacietego,tomoże

to oznaczać tylko jedno – wreszcie kopnąłem w kalendarz. Connor, upewnij się, że
wziąłeś sobie podwójną whisky, bo zawsze tego potrzebowałeś podczas moich
wykładów. A teraz chcę, abyście wszyscy słuchali uważnie, co mam wam do
powiedzenia.Tomójpogrzebijatujestemgospodarzem.Chcę,abyściewszyscyotarli
łzy,bonamoimpogrzebieniebędziepłaczu.Więcdamwamterazchwilę,byściesię
ogarnęliibędziemykontynuować”.

Siedzieliśmy wszyscy i patrzyliśmy na siebie. Prawnik powiedział, że mamy pięć

minut na rozmowę i wzięcie tego, co jest nam niezbędne. Tata wstał i poszedł do
salonu,wprostdobarku.Podążyłemjegośladem.

–Twojamatkachcekieliszekczerwonegowina.Zanieśjej,ajanalejęciszkockiej.
–Jasne,tato.Nalejpodwójnąporcję–uśmiechnąłemsiędelikatnie.
Poszedłem do kuchni i przygotowałem dwa kieliszki dla mamy i Amelii. Wziąłem

teżzlodówkibutelkęwodydlaJuliiiwróciłemdojadalni.

–Proszę,mamo.–Postawiłemprzedniąkieliszekwina.
–Dziękujękochanie–odparła.
Usiadłem, podałem wino Amelii, a wodę Julii. Prawnik wrócił do pokoju, zajął

swojemiejsceizacząłznówczytać.

„Teraz,kiedywszyscyjużmająto,czegopotrzebują,możemykontynuować.Connor,

zakładam,żeterazmniejużprzeklinasziwziąłeśsobiepodwójnąszkocką.Wkażdym
razieotomojeżyczenia.Kiedyjużskremujeciemojeciało,chcę,abyścierozsypalije
nad Pacyfikiem. Dziękuję wam, Connor i Ellery, że opiekowaliście się mną przez te
wszystkie lata. Nie da się wyrazić słowami, jak bardzo was oboje kocham. Julia,
Collin, obserwowanie, jak dorastacie, było najwspanialszą częścią mojego życia, a
patrzenie, jak Connor biedzi się, próbując być idealnym ojcem, jeszcze dodało temu
blasku. Connor, dobrze sobie radziłeś i mam nadzieję, że trochę pomogłem ci w
podejmowaniu prawidłowych decyzji dotyczących życia. Jake, ty i Julia będziecie
wspaniałymirodzicami,awaszedzieckobędzieniesamowitymszczęściarzem.Ellery,
byłaś dla mnie zawsze jak córka i przez te wszystkie lata wiele przeszliśmy. Prawdę
mówiąc, razem z Connorem wykończyliście mnie swoim uporem więcej razy, niż
jestem w stanie spamiętać. Ale tej części mojego życia nigdy bym nie zmienił. Jakby
Connorzachowywałsięnieodpowiednio,dajmuEllerykilkarazyprzezłebipowiedz,
żetoodemnie”.

Roześmieliśmysięwszyscycicho.

background image

„Collin,jesteśprawdziwym synemswojegoojca. Jestemzciebie dumny,taksamo

jak z niego. Obserwowanie, jak wyrastasz na mężczyznę, było dla mnie wspaniałą
przygodąijestemdumny,żemogłemnazywaćcięwnukiem.Julio,jesteśpięknąmłodą
kobietąiżałuję,żeniemogłemdoczekaćdnia,kiedynaświeciepojawisiętwójsynek,
ale bogowie wezwali mnie do domu. Jesteś zupełnie jak twoja matka i patrzenie, jak
rośniesz i przeciwstawiasz się swojemu tacie, było bezcenne. Jestem dumny, że
mogłemnazywaćcię wnuczką.Connor,dla ciebienapisałemoddzielny list,byśmógł
goprzeczytaćwsamotnościisięniedenerwować.Możesznazwaćmniegłupcem,ale
takiesąmojeżyczenia.RodzinoBlacków,daliściemizżyciatyle,żenigdyniezdołam
się wam za to odwdzięczyć. Kocham was wszystkich bardzo, więc nie
przyzwyczajajciesięzabardzodotego,żemnieniema.Zawszebędęwpobliżuibędę
nad wami czuwał. Słyszałeś, Connor? Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. A teraz
pijcie,jedzcieiradujciesię,rodzinoBlacków.

Pokójwamwszystkim.
Całuję
Denny”
Prawnik wyciągnął z teczki zaklejoną kopertę. Tata wziął ją i schował do kieszeni

marynarki.Wstaliśmyiuściskaliśmysięwszyscy.Patrzyłem,jakmamamocnotulitatę.
Objąłem Amelię i przeszliśmy do kuchni, gdzie zacząłem z Julią szykować jedzenie.
Rodzice weszli i przytulili nas, po czym usiedliśmy do jedzenia i rozmów o życiu z
Dennym.

background image

Rozdział28

T

ydzieńpóźniejsiedziałemwswoimgabinecie,gdyweszłaJuliaipodałamijakieś

dokumentydopodpisania.Usiadła.Wyglądałanaprawdęniedobrze.

–Wszystkowporządku?–zapytałem.
–Tak.Poprostujestemgotowawypchnąćzsiebietodziecko.
–Domyślamsię–roześmiałemsię.
Przejrzałempapieryipodpisałemje.KiedyoddawałemteczkęJulii,onawstała,po

czymzgięłasięwpół,trzymajączabrzuch.Natychmiastdoniejpodbiegłem.

–Julio,cosiędzieje?–zapytałem,mocnotrzymającjązaramię.
–Totylkoskurcz.Nicminiejest.
–Jesteśpewna?
–Tak,takmisięwydaje–powiedziała,prostującsię.
Puściłemją,agdyruszyładodrzwi,nagleznówzgięłasięwpół.
–Collin,chybazaczynamrodzić–zawołała.
–Co?Toniemożliwe.Maszjeszczemiesiąc.
–Powiedztoswojemusiostrzeńcowi.
Wpadłemwpanikę.Toniemogłosięterazdziać.
–ZadzwoniędoJake’a.
–Jestpodrugiejstroniemiastanaspotkaniu.
–Cholera,Julio,zadzwoniędotaty.
Złapałemkomórkęiwybrałemnumertaty.Nieodebrał.Zadzwoniłemdomamy.Też

nie.Juliaznówkrzyknęłarozdzierająco.Podbiegłemdoniej.

–Niktnieodbiera.Comamrobić?
–Zabierzmniedoszpitala!–wrzasnęła.–Niepanikuj,bojeślityspanikujesz,toja

też.

–Jasne.Chodźmy.Zabioręcię.–Pomogłemjejwstać.
Podtrzymywałem ją, gdy czekaliśmy na windę. Znów złapał ją skurcz i wszyscy

zebralisięwokół,byzobaczyć,cosiędzieje.

–Wracajciewszyscydopracy.ZabieramJuliędoszpitala.Rodzi.
Otworzyły się drzwi i weszliśmy do środka. Gdy tylko dotarliśmy do garażu,

pomogłemJuliiwsiąśćdosamochodu.Akuratgdyruszałem,zadzwoniłtata.

–Tato!

background image

–Synu,cosiędzieje?
– Julia rodzi. Jesteśmy w drodze do szpitala. Musisz złapać Jake’a. Julia

powiedziała,żejestnaspotkaniupodrugiejstroniemiasta.

–OBoże.Dobrze.RazemzmamąpojedziemypoJake’aispotkamysięzwamiw

szpitalu.PowiedzJulii,żebyzaczekałazporodem,ażprzyjedziemy.

–Tatapowiedział,żebyśzaczekałazporodem,ażprzyjadą.–Spojrzałemnanią.
–Jasne,zrobięcowmojejmocy–prychnęłazirytowana.
TegodniaAmelianiemiałapraktykiwiedziałem,żejestnawykładzie,alemimoto

wysłałemjejSMS,gdytylkostanęliśmynaczerwonymświetle.

„JadęzJuliądoszpitala.Rodzi”.
„OBoże!Przyjadę,jaktylkoskończąsięzajęcia.Jakietoekscytujące!”
–OBoże!Toboli!–krzyknęłaJulia.
Złapałemjązarękę.
–Będziedobrze,Julio.
–Niebędzie!–wrzasnęła.
Jechałem tak szybko, jak tylko się dało w południowym ruchu Nowego Jorku.

Prawdęmówiąc,byłemzaskoczony,żeniespowodowałemwypadku.Skakałemzpasa
na pas i przejeżdżałem na prawie każdym czerwonym świetle. Julia cierpiała, a ja
skupiłemsięnatym,bydowieźćjądoszpitala,zanimwodyodejdąjejwmoimrange
roverze.ZadzwoniłJake.

–Jake!–odebrałemkomórkę.
–Collin,Julianieodbieratelefonu.
–Chybazostawiłagowpracy.Masz,porozmawiajznią.
Wyglądałonato,żegłosJake’auspokoiłJulię,gdynaglekrzyknęła:
–Lepiejżebyśzdążyłdowieźćswójzadnaczasdoszpitala,Jake’uJensen!
Rzuciławemnietelefonem,ajapodniosłemgozmoichkolan.
–Chłopie,onastraszniecierpi,niemyślaławcaletego,copowiedziała.
–Właśnieżetak!–wrzasnęła.
Kiedydotarliśmywkońcudoszpitala,złapałemwózekinwalidzkiipomogłemjejna

nim usiąść. Wprowadziłem wózek na izbę przyjęć, gdzie pielęgniarka natychmiast
zabrała nas na oddział położniczy. Podała mi dokumenty do wypełnienia i nazwała
panemJensenem.

–Och,niejestemjejmężem.Jestemjejbratem.Jejmąż,Jake,jestwdrodze.
Pielęgniarkaprzeprosiłanasinakazałamiwyjśćzsali,byJuliamogłasięprzebrać

background image

w szpitalną koszulę. Chwilę później byłem znów przy niej. Wziąłem ją za rękę,
ucałowałemiusiadłemobok.

–Jestzawcześnie,Collin.Bojęsię.Aco,jeślibędzieznimcośnietak?
– Będzie wszystko w porządku. Jest po prostu niecierpliwym maluchem i chce jak

najszybciejzobaczyćświat–uśmiechnąłemsię.

Pielęgniarka podłączyła Julię do monitora płodu i powiedziała, że wszystko

wyglądadoskonale.Juliamiałajeszczekilkaskurczy,któreprawiepołamałymirękę.
Przyszedł lekarz, więc wyszedłem z sali, by mógł ją zbadać. Gdy wróciłem, Julia
uśmiechałasięszeroko.

–Mogędostaćznieczuleniezewnątrzoponowe.Lekarzjużsiętymzajął.
– To świetnie, zaraz przestaniesz cierpieć – powiedziałem i wybrałem numer taty.

Nieodpowiadał.

Kilka minut później przyszedł anestezjolog ze znieczuleniem. Nadszedł kolejny

skurcz, a Julia zacisnęła palce na moim ręku tak mocno, że aż wbiła mi paznokcie w
skóręizacząłemkrwawić.Przygryzłemtylkowargęinawetniepisnąłem.Kiedyminął
skurcz,anestezjologpodałjejznieczulenie.Musiałemsięodwrócić,bonawidokigły
zrobiłomisięsłabo.Boże,dobrze,żeonategoniewidziała.Położyłasięzpowrotemi
wyraźniepoczułasięlepiej.Kiedywyszedłanestezjolog,dośrodkawpadlimama,tata
iJake.PodbieglidołóżkaJulii.Jakewciążjącałował,amamacochwilębiegałado
łazienki,byzmoczyćokłady.Tataspojrzałnamnieisięuśmiechnął.Podszedłdomnie,
objąłmnieramieniemiwyprowadziłnakorytarz.

–Synu,dziękuję,żezająłeśsięswojąsiostrą.
–Nopewnie,tato.Miałaszczęście,żebyłemnamiejscu.
Tataspojrzałnamojezakrwawioneramię.
–Wszystkowporządku?Wyglądanato,żenieźlecisięoberwało.
–Tak–uśmiechnąłemsię.–Jestpoprostutrochęwystraszona.Boże,atewszystkie

krzykiiprzeklinania!Zupełniejakbyjącośopętało.

–Tak.Pamiętam,jakwaszamamarodziła.Tobardzomęczącasprawasynu.
Wróciliśmydosali,amamamnieprzytuliła.
–Jaktodobrze,żetambyłeś.
–Wielkiedzięki,stary.Jestemtwoimdłużnikiem.–Jakeuściskałmnie.
Odciągnąłemgonabokipokazałemmuramię.
–Ojtak,jesteś–uśmiechnąłemsię.
–Auć,przykromistary.

background image

Pocałowałem Julię w czoło i powiedziałem, że idę sprawdzić, czy przyjechała już

Amelia.Siostrauśmiechnęłasiędomnieinimzdążyłemwyjść,zawołała.

–Hej,Collin!
Odwróciłemsiędoniej.
–Tak?
–Kochamcię.
–Jaciebieteż,siostrzyczko.
SpotkałemAmelięwholu.Poszliśmydokafejki.
–Cocisięstałowramię?–zapytała.
–Julia–roześmiałemsię.
Wysłałem do taty SMS z pytaniem, czy któreś z nich chciałoby coś z kafejki.

Odpisał, że właśnie schodzi z mamą na dół. Kupiłem nam po kawie i usiedliśmy w
oczekiwaniunarodziców.

–Niemogęuwierzyć,żeniedługozostanęwujkiem.
–Wiem.Niesądziłam,żetakszybkonadejdzieporód.
–Lekarzstwierdził,żezdzieckiemjestwszystkowporządkuizamierzaprzyjśćna

świat–uśmiechnąłemsię.–Chceszmiećdzieci?–zapytałemniztego,nizowego.

Oparłagłowęnamoimramieniu.
–Tak.Uwielbiamdzieci.
–Ilebyśchciałamieć?
–Aczemupytasz?–zapytała,spoglądającnamnie.–Boiszsię,żepowiempięćlub

sześć?

–Nie.Aleniechceszchybatakwielu,co?–odparłemzaniepokojony.
Roześmiała się, ale ponieważ w tym momencie przyszli moi rodzice nie

odpowiedziała mi na pytanie. Chociaż kochałem dzieci i chciałem je mieć, to moim
zdaniemdwójkazupełniewystarczała.

– Nie mogę uwierzyć w to, że zostanę babcią! – zawołała podekscytowana mama,

ściskającAmelię.

–Czypowinienempytać,corobiłeśwśrodkudniaidlaczegoniebyłocięwbiurze?

–zapytałemtatę.

Spojrzałnamnieisięuśmiechnął.
–Naprawdęchceszusłyszećodpowiedź?
Przewróciłemoczami,bojużwiedziałem.Spojrzałemnaniegoimamęipokręciłem

głową.

background image

–Co?–zapytała.–Twójtatawróciłdodomu,bozapomniałjakiśdokumentów.
–Dobrze.Darujsobieszczegóły.Jużznamodpowiedź.
WtymmomenciewszyscydostaliśmySMS-y.WiadomośćodJake’abyłakrótka.
„Jużczas!”
Rodzice poderwali się z miejsc i pognali do windy. Wziąłem Amelię za rękę i

zostaliśmywpoczekalni,podczasgdyrodziceposzlidoJulii.Powiedziałaim,żechce,
abyobojebyliświadkaminarodzinichpierwszegownuka.

–Nieodpowiedziałaśminapytanie.–PocałowałemAmelięwrękę.
–Jakiepytanie?–uśmiechnęłasię.
–To,ilechceszmiećdzieci.
–Więcsięzacząłeśdenerwować?–roześmiałasię.
–Wcalenie–skłamałem.
–Spokojnie,panieBlack.Myślę,żedwójkatoidealnerozwiązanie.Agdybyjeszcze

przydarzyłosiętrzecie,toteżnieszkodzi.

Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek. Miała takie samo zdanie na temat

dziecijakja.

– Mam nadzieję, że pasuje ci moja odpowiedź – uśmiechnęła się i delikatnie

ścisnęłamniezarękę.–Kochamcię.

–Owszemijaciebieteżkocham.
Czekaliśmy spokojnie, a po jakiejś godzinie z sali wyłonił się mój tata z

największymuśmiechem,jakikiedykolwiekwidziałem.

–Jużjest!
Wstałemiuściskałemojca.Byłtakiszczęśliwy.Poszliśmyznimdosali.Stanąłemw

drzwiachipatrzyłem,jakmojastarszasiostratrzymaswojenowonarodzonedziecko.
Oczyzaszłymiłzami,gdynamniespojrzała.

–Chodźipoznajswojegosiostrzeńca,BraydenaConnoraJensena.
Spojrzałem na tatę. Miał łzy w oczach. Podszedłem do Julii, a ona podała mi

dziecko. Byłem przerażony, że mam je wziąć. Było takie malutkie. Sądząc z tego, jak
dużazrobiłasięJulia,spodziewałemsięczegoświększego.Alenieodważyłemsięnic
powiedzieć.

–Brayden,poznajswojegowujka,Collina.Będzienajlepszymwujkiemnaświeciei

będzieciębardzorozpieszczał.

– Właśnie tak, mały. Już jesteś kochany. – Delikatnie uścisnąłem jego malutką

rączkę.

background image

Juliadotknęłamojegoramienia.
–Dziękuję,żezająłeśsięmnądoprzyjazduJake’a.Przepraszamzatwojeramię.
–Nieprzejmujsię,siostro,niemazaco.–Puściłemdoniejoko.

background image

Rozdział29

O

tworzyłemoczyipoczułemzapachróż,którytakkochałemnaAmelii.Wtulałasię

we mnie. Miałem wyrzuty sumienia, że nie powiedziałem jej o domku na plaży.
Nadchodziła zima, więc domek został zamknięty aż do następnego lata. Amelia
poruszyłasięwmoichramionachiziewnęła,otwierającswojepiękneniebieskieoczy.

–Dzieńdobrykochanie–uśmiechnąłemsię,całującjąwgłowę.
–Dzieńdobry.
–Wciążwyglądasznazmęczoną.
–Biorącpoduwagętrzyzestawyćwiczeń,którewczorajzafundowałeś,totrudnosię

dziwić–odparłazuśmiechem.

–Alejakieprzyjemnezestawy.
Pocałowała mnie w pierś i wstała z łóżka. Wyglądała niesamowicie seksownie w

jedwabnejhaleczce,którąjejkupiłem.

–Gdzieidziesz?
–Zrobićnamkawę.Zostańtuisięnieruszaj.
–Takjest,proszępani–zasalutowałem.
Uśmiechnąłem się, kładąc ręce pod głowę i wspominając wczorajszy wieczór.

Odezwałasięmojakomórka;dzwoniłtata.

–Cześćtato.
– Dzień dobry, synu. Chciałem cię poinformować, że Diana wzięła dziś wolne,

ponieważJacobjestwszpitalu.Weźwolneprzedpołudnieiodwiedźgo,co?

–Dzięki,tato,takzrobię.
–Dozobaczeniapopołudniu.
Ameliaweszładopokojuipodałamikubekzkawą.
–Wydawałomisię,żezkimśrozmawiasz.
–Owszem.Zmoimtatą.Jacobznówjestwszpitalu.
–Onie,tookropne.
–Gdycięodwiozę,pójdęgoodwiedzić.
–Todoskonałypomysł,kochanie.–Nachyliłasię,bymniepocałować.–Jacobna

pewnoucieszysięnatwójwidok.

Podjechałem na parking, zaparkowałem range rover i wszedłem z Amelią do

szpitala.

background image

–Papa,kochanie.Miłegodnia.–Pocałowałemjąnapożegnanie.
–Pa,skarbie.Dajznać,jaksięczujeJacob.
–Dobrze.
Skręciła w prawo, a ja w lewo. Podjechałem na oddział pediatrii. Jedna z

pielęgniarekzaprowadziłamniedopokojuJacoba.Kiedywszedłem,leżałnałóżku,z
maskątlenowąnatwarzy,aobokniegosiedziałaDiana.

–Cześć,stary–uśmiechnąłemsięodwejścia.
–Cześć,Collin.Coturobisz?–zapytałaDiana.
– Tata zadzwonił i powiedział, że Jacob trafił do szpitala, więc przyjechałem

sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. – Podszedłem do niego i położyłem mu
rękęnaramieniu.

Uniósłobakciukiwgórę.
– To bardzo miło z twojej strony i jestem pewna, że Jacob jest zachwycony twoją

wizytą.

Znówuniósłwgórękciuki.Zpowodumaskiniemógłrozmawiać.Współczułemmu

inaprawdęprzykromibyłonaniegopatrzećwtakimstanie.Onmierzyłsięztymprzez
całe życie, ale dla mnie to była nowość i nie wiedziałem, czy zdołam się do tego
kiedyśprzyzwyczaić.

– Wiesz, jak tylko stąd wyjdziesz, to przyjadę i spędzimy razem cały dzień. I

będziemyrobić,cotylkozechcesz.

ZaproponowałemDianie,byposzłacośzjeść.Siedziałatutajprzezcałąnociwidać

było, że jest wykończona. Przyjęła tę propozycję, wiedząc, że nie zostawię Jacoba
samego. Na stoliku nocnym przy łóżku leżała książka Dziennik cwaniaczka.
Podniosłemjąiprzejrzałem.

–Mamacitoczytała?
Skinąłgłową.Otworzyłemwzałożonymmiejscu.
–Chcesz,żebymcipoczytał?
Znówskinąłgłową.Uśmiechnąłemsięizacząłemczytać.
Spędziłem z Jacobem pół dnia. W końcu musiałem iść, bo miałem umówione

spotkanie.PocałowałemDianęwpoliczek,pożegnaliśmysięipogłaskałemJacobapo
głowie.

–Zadzwoń,jakstądwyjdziesz,jasne?–Wskazałemgopalcem.
Skinąłgłową.

background image

Kiedy wszedłem do sali posiedzeń, tata był już na swoim miejscu i przeglądał

notatki.

–JaksięmiewaJacob?–zapytał,spoglądającnamnie.
–Niewiem,tato.Okropnietowygląda,jaktakleży.Musimypogadaćpospotkaniu.
–Dobrze,synu.
Kiedy tylko skończyło się spotkanie, poszedłem z tatą do jego gabinetu. Wyjąłem

butelkęwodyzlodówki.

–Siadaj.Oczymchciałeśrozmawiać?–zapytał.
–Myślę,żepowinieneśwynająćDianiedomwKalifornii.
–Cotakiego?–Spojrzałzaskoczony.
– Myślałem o tym, od kiedy zabrałem Jacoba na surfing. Było mu tam znacznie

lepiej.Nawettymiotymwspominałeś,pamiętasz?

–Tak,pamiętam.
– Mają związane z wodą programy dla dzieci z mukowiscydozą i życie tam na

pewnobyłobydlaobojgaznacznielepsze.

Tataspojrzałnamnie,przechylającgłowę.
–Collin,chcesz,żebymprzeniósłtammojąsekretarkę?
– Tak. Wiem, że tutaj doskonale się sprawdza, ale równie dobrze sprawdzi się w

Kalifornii. Wiem, że Reese odeszła ostatnio z galerii sztuki, by zająć się swoim
dzieckiem. Możesz dać tę robotę Dianie. Jest inteligentna i na pewno sobie z tym
poradzi. Będzie miała blisko do domu, a Jacob będzie mógł się widywać z innymi
dziećmi w takich programach. Uważam, że Kalifornia byłaby dla nich lepszym
miejscem.

– Synu, wiem, że chcesz im pomóc, ale nie możesz po prostu kazać komuś

przeprowadzićsięnadrugąstronękraju.

–Czemunie?JacobjestdlaniejwszystkimiDianazrobiwszystko,bymupomóc.

PozatymMasonjestblisko,boznówsiętamprzeprowadzili,imógłbybyćdlaniego
jakstarszybrat.Jestempewien,żebymusiętospodobało.

–Noniewiem,Collin.Topoważnykrok.
– Możemy im pomóc, tato. Nie proponowałbym tego, gdybym nie był o tym

przekonany. Poza tym chciałbym, aby nasza firma zaczęła organizować imprezy
charytatywne na rzecz chorych z mukowiscydozą. Przez te wszystkie lata nigdy nie
zajęliśmysięniczympozaautyzmem.

Ojciecodchyliłsięnakrześleizałożyłręcezagłowę.

background image

–Todoskonałypomysł.Dopilnuję,abyBarbsiętymzajęła.
–Dzięki,tato–uśmiechnąłemsię.
–Zastanowięsiępoważnienadtwojąsugestiąiwrócimydotegotematuzakilkadni.
–Świetnie.–Wstałem.
–Awłaśnie,powiedziałeśAmelii,żekupiłeśdom?
–Nie.
–Synu.
–Wiem,tato.
Powiedziałemmu,żebysięniemartwił,chociażsamcałyczassięotomartwiłem.

Gdywyszedłemzbudynkunamróz,zadzwoniłamojakomórka.

–Cześć,mamo.
–Cześć,kochanie.UrządzamdziśobiadrodzinnyioczekujęciebiezAmelią.Wiem,

że informuję cię w ostatniej chwili, ale właśnie to wymyśliłam. Będą też Julia z
dzieckiem, Jake. Więc jeśli masz coś w planach, to to odwołaj. Do zobaczenia o
szóstej.

Nie miałem planów, a nawet gdybym miał, to musiałbym je odwołać, bo mamy

zdaniejestnajważniejsze.

–Przyjedziemy,mamo.Kochamcię.
–Jaciebieteż,mójdrogi.
Kiedy szedłem ulicą do Starbucksa, minąłem kwiaciarnię. Zatrzymałem się i

postanowiłem kupić Amelii róże. Bez specjalnej okazji. Po prostu chciałem jej
pokazać,żejąkocham.Kiedyzastanawiałemsięnadwyboremróż,dostałemSMSod
Amelii.

„Cześć,skarbie.Skończyłamwcześniejpraktyki.Muszępodskoczyćdobibliotekipo

książkę.ApotemwezmęzCheritaksówkęipodjadędociebie”.

„Amelia, zostań z Cheri w szpitalu. Poślę po was Ralpha i on odwiezie was tam,

gdziesobiezażyczycie”.

„Jesteśpewien?”
„Tak.Dozobaczeniapóźniej.Kochamcię”.
„Dziękujękochanie.Teżciękocham”.
Natychmiast zadzwoniłem do Ralpha i powiedziałem, żeby zabrał dziewczyny.

Poprosiłemsprzedawczynięodwatuzinyczerwonychróż.Gdyjeukładała,usłyszałem
zasobąjakiśgłos.

–Tozabawne,żetusięspotykamy.

background image

Odwróciłemsię.
–CześćHailey.
–Kupujeszkwiatyswojejdziewczynie?–zapytała.
–Tak.Coturobisz?
– Nic. Po prostu przechodziłam obok i zobaczyłam, że tu stoisz, więc uznałam, że

zajrzęisięprzywitam.

Sprzedawczynipodałamizuśmiechemróże,ajawręczyłemjejkartękredytową.
–Notosięprzywitałaś,aterazsiępożegnamy.
–ZakilkadnilecędoParyża.
–Todobrze.ZawszelubiłaśParyż.
– Tak. Może spotkam jakiegoś francuskiego przystojniaka, który zwali mnie z nóg

swoimfrancuskimakcentem.

– Mam nadzieję, że ci się uda, Hailey. A teraz przepraszam, ale muszę iść.

Powodzenia.

Ruszyłemdowyjścia,alezatrzymałemsięnajejsłowa.
–Powiedzmijedno.Czyonauszczęśliwiaciębardziejniżja?
–Tak–powiedziałem,zamykającoczyiopuszczającgłowę.
–Wtakimraziecieszęsię,żejesteśszczęśliwy.Dozobaczenianastępnymrazem–

powiedziała,kładącmirękęnaplecach,apotemwyszła.

Zadzwoniłamojakomórka.Tobyłmójtata.
–Halo?
–Gdziejesteś?–zapytał.
–Wkwiaciarni.
– To świetnie. Zrób mi przyjemność i wybierz jakieś róże dla mamy, a potem

będzieszmógłodwieźćmniedodomu,boodesłałeśRalpha.

Okurczę.Całkiemzapomniałem,żenieprzyjechałdziśsam.
–Dobrze,tato.Jakiegokoloruróżewybraćdlamamy?
–Ruszwyobraźniąizestawjakąśmieszankę.Spotkamysięnaparkingupodziemnym.
Rozłączyłemsięizawróciłemdolady.Sprzedawczyniuśmiechnęłasiędomnie.
–Przepraszam,alepotrzebujędwatuzinyróżwróżnychkolorach.
–Jasne,panieBlack.Niekupujeichpanprzypadkiemdlaswojejmamy?
–Tak–uśmiechnąłemsię.
Ułożyła bukiet z kolorowych róż i podała mi go. Wyszedłem z kwiaciarni, wciąż

myśląc o pytaniu, które zadała mi Hailey, i o smutku w jej głosie, gdy jej

background image

odpowiedziałem.Zadzwoniłtelefon.Znowutata.

–Halo?
–Weźteżtrochęróżowychróżdlatwojejsiostry.
Przewróciłemoczamiiwestchnąłem.
–Dobrze,tato.
Wróciłemdokwiaciarni,akwiaciarkaznówsiędomnieuśmiechnęła.
–Poproszęjeszczeodwatuzinyróżowychróż.
–Siostra?
–Tak.
–Panaojcieczawszekupujedlaniejróżoweróże.Zarazwrócę.
Podałamibukiet,ajaprzedopuszczeniemkwiaciarnizadzwoniłemdotaty.
–Cześć,synu.
–Zanimwyjdę,powiedz,czyjeszczedlakogośmamkupićkwiaty?
– Nie. Tylko dla mamy i Julii. Zakładam, że poszedłeś tam po kwiaty dla Amelii,

prawda?

–Tak.
–Notomaszjużwszystko.Wracajszybko.
–Jużidę.–Rozłączyłemsię.

Wszedłem do mieszkania, a z kuchni wyszła do mnie Amelia. Na widok róż

uśmiechnęłasięszeroko.

–Todlamnie?
–Nie.Dostałemjeodjakiejśdziewczynywbiurze.
Wyrazjejtwarzybyłbezcenny.Spojrzałanamniespodzmrużonychpowiek.
–Jakadziewczyna?
–Niewiem.Jestnowa.Wkażdymraziepowiedziała,żemniekocha,imijedała.

Ładne,prawda?

–Powiedziała,żeciękocha?
–Tak.Dziwne,prawda?Bardzomibyłomiło.Byłaniesamowicieładna.Alejeślije

chcesz,mogęcijeofiarować.

Uśmiechnąłemsię.
–Nie,dziękuję–prychnęłaiodeszła.
Nodobrze,możetrochęprzesadziłem.Musiałemnaprawićsytuację.
–Oczywiście,żesądlaciebie,kochanie.Tylkożartowałem.

background image

–Odejdź,Collin.Właściwietodziśwracamdosiebie.
Okurczę.Cojatakiegozrobiłem?
– Amelia, tylko żartowałem. Proszę, kochanie. Mama zaprosiła nas dziś na obiad.

Oczekująnas.

–Tomożeszpowiedziećrodzicomotejdziewczyniezbiura!–warknęła.
Rozglądałasięzaswoimibutami.
–Amelia,proszę.Sądlaciebie.Przepraszam,żetakżartowałem.
–Nie.Uważam,żewcalenieżartowałeś,ichcęterazzostaćsama,Collin.
–Naprawdę?Ajakwróciszdosiebie?
–Wezmętaksówkę,jakkażdyinnynowojorczyk.–Otworzyładrzwi.
Wyszedłemzanią.
–Proszę,nieróbtego.
Odwróciłasięispojrzałanamnie.
–Zabolało?
–Tak,itobardzo.
Uśmiechnęłasię.
– I dobrze. To cię nauczy nie żartować ze mnie, panie Black – roześmiała się i

weszładomieszkania.

–Amelia!–krzyknąłemizacząłemjągonićwokółmieszkania.
Roześmiałasięipobiegładokuchni.
–Gdybyświdziałswojąminę.
–Niechciętylkodopadnę,czekaciękara.
– Tylko jeśli oznacza to, że będziesz trzymał moje dłonie nad moją głową i będę

opartaościanę.

Zamarłemnaśrodkupokoju.Onateżsięzatrzymałaiodwróciładomnie.
–Serio?–zapytałem.
–Tak,serio–uśmiechnęłasię.
–Terazczypopowrocieodmoichrodziców?
Zrobiłaminęirozejrzałasięwokół.
–Jednoidrugie.
–Jasne!–powiedziałemizacząłemrozpinaćspodnie.

background image

Rozdział30

C

hryste,alezciebiegorącalaska–powiedziałem,próbujączłapaćoddech,gdysięz

niejwynurzyłem.

–Widzisz,cosiędzieje,kiedyzabardzomnienakręcisz?–uśmiechnęłasię.
Puściłemjejnadgarstkiipocałowałemje.
–Chybaniezrobiłemcikrzywdy,co?
–Owszem,aletobyłsłodkiból,skarbie.–Puściładomnieoko.
Pocałowałemjąwczubeknosaizerknąłemnawiszącynaścianiezegar.
– Cholera! Już kwadrans po szóstej. Matka mnie zabije! – krzyknąłem, biegając

wokółisięgającpospodnie.

PodniosłemzziemiubranieAmeliiirzuciłemwjejstronę.
– Pośpiesz się i ubieraj. Mieliśmy tam być piętnaście minut temu. Moja matka

nienawidzispóźnialskich.

–Collin,wyluzuj–roześmiałasię.
– O, nie. Nie ma się z czego śmiać – powiedziałem, kiedy zadzwonił telefon.

Podniosłem go ze stolika. To była matka. – A nie mówiłem – rzuciłem, pokazując na
telefon.

–Aniechto–mruknęłaAmelia,sięgającpobuty.
Wybiegliśmy z pokoju i popędziliśmy do apartamentu na górze. Nie było czasu, by

czekaćnawindę.Otworzyłemdrzwi,ijaktylkoweszliśmy,matkawyszłazkuchni.

–Czemunieodbierałeś,kiedydzwoniłam?–zapytała,wskazującnamniepalcemi

ściskającAmelię.

–Byliśmyjużprawienamiejscu.
–Spóźniliściesię!
–Wiem,przepraszam.
–Usiądźcie,obiadzarazbędziegotowy.
Weszliśmydojadalni,aojciecposłałmiszyderczyuśmiech.PodszedłemdoJuliii

pocałowałemjąwpoliczek,apotemprzywitałemzsiostrzeńcem.

–Cześć,Brayden–uśmiechnąłemsię.
PoobiedziewziąłemBraydenaodJuliiiposzedłemdosalonu.Ojciecjużtambyłz

poobiedniąszklaneczkęwhiskywręku.

– Masz źle zapiętą koszulę. Czy to dlatego się spóźniłeś? Amelii najwyraźniej

background image

spodobałysięteróże.–Mrugnąłdomnie.

Namojejtwarzypojawiłsięszerokiuśmiech.
–Owszem,spodobałyjejsięidlategosięspóźniłem.Straciłemrachubęczasu.
–Gratuluję–uśmiechnąłsię,podnoszącszklankę.
Braydenzacząłmarudzićipróbowałemgoukołysać.Aletoniepomagało.
–Tato,pomóżmi.Czemuonpłacze?
Ojcieczachichotał.
– Może jest głodny. Daj mi go na chwilę. – Wstał i wziął ode mnie niemowlę.

Trzymanie Braydena w ramionach sprawiało mu frajdę. Od czasu śmierci Denny’ego
nie był sobą. Rozmawiałem o tym z mamą, którą stwierdziła, że on potrzebuje czasu.
Podszedłemdokominka,naktórymstałaurnazprochamiDenny’ego.

–Tato,kiedyrozsypieszjegoprochy?
– Pomyślałem, że moglibyśmy wszyscy pojechać w przyszłym miesiącu. Brayden

będziemiałwtedyponaddwamiesiące,aAmeliabędziemiałaferie,prawda?

–Aha.
– W takim razie ustalone. Pojedziemy zaraz po świętach i spędzimy tam dwa

tygodnie.Będęmiałczas,żebywszystkozorganizować.

–Cotakiego,tato?
–DlaJacobaiDiany.
–Naprawdę?
–Przemyślałemtopotwoimwyjeździeidoszedłemdowniosku,żemaszrację.Tak

będziedlanichnajlepiej.Oczywiście,jeśliDianazgodzisiępojechać.

–ZabierzjąiJacobaznamidoKalifornii.Wtensposóbbędziemogłaspędzićtam

trochęczasuiwczućsięwatmosferę.

–Jużotympomyślałem,synu.
Podszedłemdoniegoilekkogouścisnąłem,uważając,żebyniezgnieśćBraydena.
–Wiem,żezarzadkotomówię,alekochamcię,tato.
–Jaciebieteż,Collin.
–Cotusiędzieje?–zapytałaJulia.
–Zwyczajnarozmowaojcazsynem–odparłojciec.
DopokojuweszłaAmeliazmatkąimamazabrałaodojcaBraydena.
– Chcę wam o czymś powiedzieć – oznajmił ojciec, kiedy wszyscy usiedli. –

Postanowiłem,żepoświętachpolecimywszyscydoKaliforniiiwspólnierozsypiemy
prochy Denny’ego. W ten sposób będziemy mogli spędzić święta w Nowym Jorku, a

background image

sylwestrawKalifornii.

–Acozfirmą,tato?–zapytałaJulia.
–Niemartwsię,księżniczko.Przezdwatygodniefirmasobiebeznasporadzi.
Amelia zerknęła na mnie i się uśmiechnęła. Marzyłem o tym, by zabrać ją do

Kalifornii. Jedyne, co mnie martwiło, to tragiczne wspomnienie tego, co się tam
wydarzyło.

SpacerowaliśmyzAmeliąulicamiNowegoJorku,trzymającsięzaręceioglądając

świąteczneświatłaidekoracje,którerozświetlałymiasto.Ameliabyławwyśmienitym
humorze, ponieważ właśnie skończyła zajęcia i zaliczyła pierwszy semestr praktyk.
Chciałem, by te święta były dla niej wyjątkowe i niezapomniane. Powiedziała mi, że
ostatnie dwie Gwiazdki spędziła sama. Myślałem, że pęknie mi serce, ponieważ nikt
nie powinien spędzać świąt samotnie. Przed spotkaniem z moją rodziną w FAO
Schwarz, wstąpiliśmy do Starbucksa. Julia i Jake chcieli pokazać Braydenowi
Świętego Mikołaja i zrobić zakupy. Chcieli spędzić ten czas z rodziną, a tata chciał,
żebyśmypotemwszyscyrazemzobaczylichoinkęprzyRockefellerCenter.

–Takawasmakujewyjątkowodobrze–stwierdziłaAmelia.
–Czemu?
–Boumieramzzimnaimiłojestwypićcościepłego.
–Mogęcięrozgrzaćiwstrzyknąćcitrochęciepłychpłynów–uśmiechnąłemsię.
–Przypomnęciotym,kiedywrócimydociebie.
–Przeprowadźsiędomnie–wypaliłem.
–Cotakiego?–roześmiałasię.
–Mówiępoważnie,Amelia.Chcę,żebyśsiędomniewprowadziła.
–Jużitakprawietammieszkam–powiedziała.
Chwyciłemjązarękę.
–Tonietosamo.Chcę,żebyśmiałatamwszystkieswojerzeczy.Ciuchy,kosmetyki,

wszystkieteswojekobiecegadżety.Chcę,żebyzalałymójpokójiszafę.Chcęcięmieć
wswoimłóżkudwadzieściaczterynadobę,siedemdniwtygodniu,ichcęwiedzieć,że
nie ma innego miejsca, do którego mogłabyś pójść. Chcę, żeby mój dom był twoim
domem,naszymdomem.

– O Boże, jakie to słodkie – powiedziała siedząca obok dziewczyna. Amelia

spojrzała na nią i się roześmiała. – Czemu ty nigdy nie mówisz mi takich rzeczy? –
zapytaładziewczynachłopaka,zktórymbyłaiplasnęłagowtwarz.

background image

Chłopakobrzuciłmnieponurymspojrzeniem.
–Dzięki,stary.
Zachichotałem i ścisnąłem Amelię za rękę. Wpatrywała się w mnie ślicznymi

niebieskimi oczami, które wprawiały mnie w zachwyt za każdym razem, gdy na nią
patrzyłem.

– Dobrze. Wprowadzę się do ciebie, ale tylko dlatego, że jesteś niezły w łóżku! –

Mrugnęładomnie.

Siedząca obok dziewczyna ponownie wyciągnęła rękę i plasnęła w twarz swojego

chłopaka.

WstałemzszerokimuśmiechemnatwarzyiobjąłemAmelię.
–Takbardzociękocham,skarbie.Dziękuję.
–Jateżciękocham.
Objąłem ją i wyszliśmy ze Starbucksa. Przez całą drogę do FAO Schwarz

całowałemjąwpoliczekituliłemdosiebie.WeszliśmydośrodkaizauważyłemJulię
iJake’aprzypółcezpluszakami.

–Hej,siostra!–krzyknąłem.
Uśmiechnęłasięipomachaładonas.Schyliłemsię,bypocałowaćBraydena,który

leżałwwózku.

–Aniołekzniego–powiedziałemdoJuliiiJake’a.
–Cieszęsię,żetakmyślisz.Zadzwoniędociebiedziśwnocy,kiedybędziesiędarł

wniebogłosyotrzeciejnadranem.

–Nie,dzięki–zachichotałem.
Mamaitatapodeszlidonasodtyłu.Mamapocałowałamniewpoliczekispojrzała

namniepodejrzliwie.

–Masztendziwnywyraztwarzy.
–Jaki?–zapytałem.
–Tensam,którymatwójojciec,kiedysięzczegośnaprawdęcieszy.Cosiędzieje?

–uśmiechnęłasię.

Spojrzałemnaojca,aletentylkoprzewróciłoczami.
–Cóż,mampewnewieści,zktórychnaprawdęsięcieszę.
– Błagam, tylko nam nie mów, że Amelia jest w ciąży – odezwał się poważnym

tonemojciec.

– Skąd, tato! Poprosiłem Amelię, żeby się do mnie przeprowadziła, a ona się

zgodziła!

background image

Ojciecwyraźnieodetchnąłzulgą.
–Gratuluję,synu.Gratuluję,Amelio.
–Tocudownie–powiedzieliJakeiJulia.
Mamawpatrywałasięwemniezełzamiwoczach.
–Mamo,cosięstało?
– Nic. Cieszę się. Ale chodzi o to, że mój mały chłopiec jest już mężczyzną,

wyprowadziłeśsięzdomu,ateraz…

–Oj,mamo.–Objąłemją.
– Chodźmy, Ellery. Zabierzmy naszego wnuka do Świętego Mikołaja – powiedział

ojciec,obejmującmamę.

Juliapchnęławózekiwszyscyruszyliśmyzanią.WtedyzobaczyłemBigPiano.
–Julio,patrz!
Uśmiechnęłasięizatrzymała.
–Pamiętasz,jaknatymgraliśmy,gdybyliśmydziećmi?–zapytała.
–Chodź,zagramy.
–Okej!–krzyknęła.
Weszliśmynapianino.
–Pamiętasz,cozawszegraliśmy?–zapytałem.
–Jasne–odparła,wchodzącnaodpowiedniąnutę.
Mamastanęłaprzednamiizaczęłanasnagrywaćtelefonem.Ojciecstałobokniejz

szerokimuśmiechemnatwarzy.Kiedyskończyliśmynasząpiosenkę,wciągnęliśmydo
zabawyJake’aiAmelięiwygłupialiśmysię,wygrywającróżnemelodie.

– Przepraszam was dzieci, ale jest tu pewne niemowlę, które chce zobaczyć

ŚwiętegoMikołaja,akolejkarobisięcorazdłuższa–przerwałanammama.

Roześmialiśmy się i zeszliśmy z pianina. Kiedy Julia położyła Braydena na rękach

Mikołaja, mały zaczął wrzeszczeć, a ja wybuchnąłem śmiechem. Jak tylko zrobili mu
zdjęcie,zawołałemAmelięicałąrodzinęiwszyscyzrobiliśmysobiewspólnezdjęcie
zeŚwiętymMikołajem.

–Wesołychświąt,skarbie–uśmiechnąłemsię,kładącsięnaniejicałującjąwusta.
–Mmm…Wesołychświąt.
Zsunąłemsięzniejisięgnąłempodłóżko,gdzieschowałemjedenzprezentów.
–Chciałbym,żebyśtootworzyła–uśmiechnąłemsię,wręczającjejmałe,atłasowe

pudełko.

background image

–Collin.
–Poprostujeotwórz.
Powoliotworzyławieczkoispojrzałanapierścionek.
–Topierścionekprzedzaręczynowy

[2]

.Mamnadzieję,żecisiępodoba.

Oczywypełniłyjejsięłzami,kiedywyciągnęłapierścionekzpudełka.
–Jestprzepiękny.
–Przeczytajnapis.
–Nazawszeztobą–przeczytała.
Po jej policzku spłynęła łza. Wziąłem od niej pierścionek i sięgnąłem po jej lewą

dłoń.

–Mogłabyśgonosićnalewejdłoni?
–Tak.Niewyobrażamsobie,bymmogłagonosićgdziekolwiekindziej.
Wsunąłem więc pierścionek na palec jej lewej dłoni, uniosłem ją do góry i

delikatniepocałowałem.

– Ten pierścionek jest moją obietnicą. Obietnicą wspólnej przyszłości i tego, że

będę tylko z tobą. Jest też obietnicą, że któregoś dnia się z tobą ożenię, bo nie
wyobrażam sobie życia bez ciebie. Tym pierścionkiem przyrzekam ci moją wieczną
miłość.

Trzymałemjązarękę,kiedypłakała,aonaobjęłamnieiprzyciągnęładosiebie.
– Zmieniłeś całe moje życie, Collin. Byłam w fatalnym miejscu, a ty byłeś jedyną

osobą, której udało się mnie stamtąd wydostać. Obiecuję, że nigdy nie zdejmę tego
pierścionka.Maszmojądozgonnąmiłość.

Uśmiechnąłemsię,wpijającsięwjejusta,ikochaliśmysięprzeznastępnągodzinę.

Oczywiście spóźniliśmy się na górę, żeby uczcić święta z moją rodziną, ale kiedy
weszliśmy, a mama zobaczyła na palcu Amelii pierścionek, uśmiechnęła się i
pocałowałamnie.

background image

Rozdział31

L

ecieliśmysamolotemdoKalifornii.Jacobbyłwswoimżywiole,gdyżgrałnanowej

konsoligier,którąkupiłemmunaGwiazdkę.GralirazemzJakiemimogliśmyzJulią
porozmawiać.

–Bojęsię,jakAmeliazareagujenaKalifornię–przyznałem.
–Rozmawiałeśzniąnatentemat?
–Nie,onateżnicotymniemówi.
–Niemartwsię,Collin.Będzieszprzyniej,gdybyzaczęłapanikować.
– Nie była jeszcze na łódce i boję się, jak zareaguje, kiedy będziemy chcieli

rozsypaćprochyDenny’ego.

– Jest teraz o wiele silniejsza, niż wtedy, gdy ją poznałeś. Zauważyłam w niej

ogromną zmianę. Daj jej szansę, a nic jej nie będzie. A jeśli coś pójdzie nie tak,
będzieszwiedział,jakjejpomóc.

Spojrzałemnarodziców,którzyzajmowalisięBraydenem.
– Popatrz tylko na nich – powiedziałem. – Tak się cieszą, że mają przy sobie

Braydena.

–Wiem–roześmiałasięJulia.–Mamajużzapowiedziała,żezajmiesięnim,kiedy

wrócędopracy.Niemogęsięjużdoczekać,żebyznowuzobaczyćMasonaiLandona.

–Wiem,żeoniteżciesząsięnatospotkanie.RozmawiałemzMasonemoJacobiei

powiedział, że jeżeli ich przeprowadzka do Kalifornii wypali, chętnie zabierze go
czasamidonas.

Ameliapodeszłaiusiadłaznami.
– Powinniście zobaczyć, jak Jake i Jacob grają w tę grę. Są naprawdę dobrzy –

roześmiałasię.

Objąłemjąipocałowałemwgłowę.
– Kocham cię, skarbie – powiedziałem, chociaż im bliżej byliśmy Kalifornii, tym

bardziejsięobawiałem.

Na lotnisku czekał na nas samochód Masona i Landona. Jak tylko wysiedliśmy z

samolotu,Masonkrzyknął:

–OBoże,dajciemitodziecko!

background image

JuliapodałamuBraydenairesztaznasprzestałaistnieć.
–Acozemną,wujkuMasonie?Kiedyśteżbyłemtwoimdzidziusiem,pamiętasz?
– Phi, Collin. Teraz jesteś już mężczyzną. Zajmę się tobą i księżniczką, jak tylko

skończęztymmałymksięciem.

Landon uściskał nas wszystkich i przedstawiłem go Amelii, Dianie i Jacobowi.

Wsiedliśmydolimuzynyipojechaliśmydodomu.Gospodyni,Louise,niskakobietao
krótkich czarnych włosach, zajmowała się domem, kiedy nikt w nim nie mieszkał.
Znałemjąoddziecka.ZwyklepodróżowaliśmydoKaliforniitrzy,czteryrazywroku,
żeby zajrzeć do galerii i odwiedzić przyjaciół. Zazwyczaj wtedy, kiedy mieliśmy z
Juliąferieszkolne.OstatnimrazembyłemtujeszczeprzedrozstaniemzHailey.

–Mojemaleństwa–powiedziałaLouise,kiedyszliśmypopodjeździe.
–Cześć,Louise–uśmiechnąłemsięiuściskałemją.
–Atokto?ToniejestHailey?
– Nie, Louise. Nie jestem już z Hailey od niemal roku. To jest Amelia, miłość

mojegożycia.

LouisewyciągnęłaręcedoAmelii.
–Jeśligouszczęśliwiasz,towitajwrodzinie.
–Dziękuję–uśmiechnęłasięAmelia.
Weszliśmydodomu,ajaruszyłemnagórę,żebyzanieśćbagaże.
–Ehm–odezwałasięJulia.
–Ocochodzi?–zapytałem,zatrzymującsięnaschodach.
– Chyba nie zamierzacie spać w jednym pokoju? – uśmiechnęła się. – Ponieważ z

tego,copamiętam,kiedypojechaliśmyzJakiemdoAspennaŚwiętoDziękczynienia,
tatuśniepozwoliłnamspaćwjednympokoju,ponieważniebyliśmyjeszczepoślubie.

– Naprawdę, Julio? Ponieważ z tego, co ja pamiętam, miałaś wtedy tylko

osiemnaście lat. Nie, czekaj. Przypominam sobie, że Jake wślizgiwał się do twojego
pokoju każdego wieczoru po tym, jak mama i tata poszli spać, więc chyba jednak
dzieliliściepokój.–Mrugnąłemdoniej.

–JulioRose!–krzyknąłojciec.
–Zabijęcię,Collin!–krzyknęłaJulia,goniącmnieposchodach.
Usłyszałemśmiechmamy.
–Toniejestśmieszne,Ellery.
Juliasiłowałasięzemnąnałóżku,kiedyusłyszałempłaczBraydena.
–Twójdzidziuśpłacze.Niepowinnaśzobaczyć,cosiędzieje?–uśmiechnąłemsię.

background image

– Jeszcze cię dorwę, mały braciszku. Kiedy nie będziesz się tego spodziewał –

uśmiechnęłasięiwyszłazpokoju.

Usiadłemnałóżku,próbujączłapaćoddech,aAmeliapołożyłasięobokmnie.
– Macie z Julią wspaniały kontakt. Przypomina mi się moja relacja z siostrą.

Chryste,jakjazaniątęsknię.

– Wiem, skarbie – powiedziałem, nachylając się, by ją pocałować. – Chodź,

zejdziemy na dół i zobaczymy, co się dzieje. – Wziąłem ją za rękę i pomogłem jej
wstaćzłóżka.

Poszła do kuchni z resztą kobiet, a ja wyszedłem na tył domu. Spojrzałem przed

siebienawodęiobserwowałempłynącąłódkę.Zakilkadnimieliśmyrozsypaćprochy
Denny’ego,ajamiałempewienpomysł,jaksprawić,byAmeliapoczułasięlepiejna
pokładzie łodzi. Jutro zamierzałem wprowadzić mój plan w życie. Dziś wieczorem
chciałemspędzićkażdąchwilęzmojądziewczynąirodziną.

–Gdzieidziemy?–zapytałazuśmiechemAmelia.
–Zobaczysz–odparłem,jadącwdółdrogi.
Obawiałem się jej reakcji po dotarciu do celu. Nie wiedziałem, co zrobi.

Zatrzymałemsięnaparkingu,aonaspojrzałanamnie.

–Czemujesteśmynaprzystani?
–Chciałbymcicośpokazać–stwierdziłem.
–Tusąjedyniełódki.
Spojrzałem na nią i zauważyłem w jej oczach strach. Nie tylko strach, mógłbym

przysiąc, że widziałem też błysk nienawiści. Zaparkowałem samochód i kiedy
otworzyłemdrzwi,Ameliaoznajmiła:

–Nieruszamsięzsamochodu.
–Amelia,skarbie,proszę.
–Nie!–wykrztusiła,krzyżującramiona.
–Dobrze.Możeszzostać.Alejaidę.
Wysiadłem i zamknąłem za sobą drzwi. Ruszyłem w stronę przystani, mając

nadzieję, że zmieni zdanie. Ale tak się nie stało. Usiadłem na jednym z doków, w
pobliżuparkingu.Możetobyłbłąd.Amożenie.Nawetjeślipodjęładecyzję,żenigdy
więcejniewejdzienapokładłodzi,decyzjesąpoto,byjezmieniać.Siedziałemprzez
dwie godziny i myślałem o Amelii i o tym, że może nie miałem racji. Może
powinienem uszanować jej decyzję. To był jej wybór, by nie wchodzić więcej na

background image

pokład.Niemogłemjejzmusićdoczegoś,czemubyłaprzeciwna.Ichociażudałosię,
kiedy za pierwszym razem zabrałem ją do wody, tym razem chodziło o coś innego.
Wziąłem głęboki oddech i zacząłem się podnosić, kiedy usłyszałem za plecami czyjś
głos.

–Cotakiegochciałeśmipokazać?
Wstałemiuważniesięjejprzyjrzałem,apotemwziąłemjązarękę.
–Totam–oznajmiłem.
Zaprowadziłemjądożaglówki,którąwynająłemnacałydzień.Stanęłananadbrzeżu

iwpatrywałasięwłódź.

– Kiedyś mówiłaś mi, jak bardzo kochasz żeglować i jak cudownie czujesz się na

wodzie.Chcęcitozwrócić.Niechcę,żebyśsięczegokolwiekbała.

Nieodezwałasięanisłowem,alemocniejścisnęłamojądłoń.Weszliśmynapokład,

aonanatychmiastusiadła,zcałejsiłytrzymającsięburty.Stałemipatrzyłem,jakjej
nogizaczęłysiętrząść.

Cojadocholeryzrobiłem?Oczymmyślałem?
– Tak mi przykro, skarbie – powiedziałem, kiedy ukląkłem przed nią i położyłem

ręcenajejkolanach.–Niechciałemsprawićciprzykrości.Chodźmy.Zabieramciędo
domu–dodałem,wyciągającrękę.

Pokręciłagłową.
– Zdecydowałam się tu przyjść i zostanę. Przez ostatnie dwie godziny o tym

myślałam i nie zamierzam się teraz wycofać. Nie mogę. Muszę to zrobić. Nie mogę
dłużej żyć w strachu. Nauczyłeś mnie znowu cieszyć się życiem. Dałeś mi nadzieję,
poczuciebezpieczeństwaimiłość.Mogęprzynajmniejspróbować.

–Och,skarbie.–Objąłemjąimocnoprzytuliłem.–Jesteśniesamowitąkobietą,ale

niechcę,żebyśażtaktoprzeżywała.

–Umieszżeglować?–zapytałaszeptem.
–Ja?Oczywiście,żeumiemżeglować.Jestemwtymmistrzem.
–Toodcumujłódźipłyniemy.Musisztozrobićteraz,zanimzmienięzdanie.
–Jużsięrobi!–powiedziałem,całującjąwusta,izacząłemszykowaćżagle.
Musiałemsięnieźlenatrudzić,żebyuzyskaćodpowiedniąprędkość.
–Collin,cosiędzieje?
–Nicskarbie,niemartwsię.
–Wiatrwiejezdrugiejstrony.Musiszzmienićkierunek–zauważyła.
–Próbuję,skarbie,poczekajchwilę.

background image

–Bożeświęty–parsknęła,wstajączmiejsca.–Mówiłeś,żeumieszżeglować.
–Boumiem.
–Przesuńsię–nakazała,zajmującmojemiejsce.
Poszłojakpomaśle,uśmiechnąłemsiędosiebie.
Stanąłemzaniąimocnojąobjąłem,kiedywypłynęłanaocean.Lekkiwiatrpieścił

naszetwarze,amorskiepowietrzebyłojakzawszeorzeźwiające.

–Tujestpięknie–westchnęła.
–Maszrację.Wszystkowporządku?
–Niezupełnie.Aledamsobieradę.
–Przypomnijsobie,jaktobyłoprzedwypadkiem.
–Próbuję,aletotrudne,wiesz?
–Wiem.Aleświetnieciidzie.Małymikroczkami,skarbie.Małymikroczkami.
Odwróciłasięispojrzałanamniezuśmiechem.Nachyliłemsię,ipocałowałemjej

miękkieustaiżeglowaliśmyprzezkilkagodzin.Aninachwilęjejniepuściłem.Albo
obejmowałem ją w pasie, albo trzymałem za rękę, chciałem tylko, by czuła się
bezpiecznie.

Zacumowaliśmy łódź, a jak tylko zeszliśmy z pokładu, Amelia chwyciła mnie i z

całejsiłyprzytuliła.

–Cosięstało,skarbie?
–Dziękuję.Towszystko–wyszeptała.
Zamknąłemoczyipocałowałemjąwczubekgłowy.
–Niczegoniezrobiłem.Totydokonałaśwyboru.
–Niezrobiłabymtego,gdybyniety.
Odsunąłemsięodniejipocałowałemwusta.
–Kochamcięichcę,żebyśbyłapogodzonazeswoimżyciem.
–Jestem,dziękitobie–uśmiechnęłasię.

background image

Rozdział32

W

szyscygotowi?–spytałojciec.

–Gotowi.–Juliauśmiechnęłasię,trzymającBraydena.
To był dzień, w którym mieliśmy rozsypać prochy Denny’ego po Pacyfiku.

ŚcisnąłemAmelięzarękę,kiedywchodziliśmynapokładjachtu.

–Wszystkowporządku?–zapytałem.
–Nicjejniejest.–Ojciecuśmiechnąłsię,obejmującjąramieniem.
–Wszystkowporządku–uśmiechnęłasiędonas.
To był idealny dzień. Na błękitnym niebie mocno świeciło słońce. Na pokładzie

czekaładeskaserów,krakersów,owoceorazbutelkizwinemiszampanem.

– No dobrze, posłuchajcie wszyscy – oznajmił ojciec. – Chciałbym wszystkim

podziękowaćzato,żetudzisiajjesteście.TakiebyłożyczenieDenny’ego,ichociażz
początku nie byłem zachwycony, teraz jestem szczęśliwy, że mogę to zrobić. Dzięki
temu jesteśmy wszyscy razem, a Denny był częścią naszej rodziny. Chciałbym więc,
żeby wszyscy jedli, pili i cieszyli się żeglugą. Jak tylko wypłyniemy odpowiednio
daleko,rozsypiemywwodziejegoprochy,takjaksobietegożyczył.

Mama podeszła i usiadła obok mnie, gdy obserwowałem Amelię i Jacoba. Oboje

oparlisięobarierkęiwpatrywaliwwodę.

–Jakcisiętoudało?
–Cotakiego?–zapytałem.
–PomócAmeliiprzezwyciężyćstrachprzedżeglowaniem?
–Zabrałemjąnaprzystańimodliłemsię,byzechciałazemnąpopłynąć.Zajęłojej

tokilkagodzin,alewkońcuzgodziłasię,ajapomogłemjejprzeztoprzejść.

–Tocudownadziewczyna.Taksięcieszę,żejąznalazłeś–uśmiechnęłasię.
–Toonamnieznalazła,pamiętasz?
– Tak jak ja znalazłam twojego ojca. Wygląda na to, że zostałeś nagrodzony za

swojegrzechy.Jesteśzupełniejakojciec,ajajestemzciebiebardzodumna.Mówiłmi
otejfundacjinarzeczchorychnamukowiscydozę.Myślę,żetodoskonałypomysł,że
chcesz ją założyć. A to, co już zrobiłeś dla Diany i Jacoba, jest wspaniałe. Jesteś
niesamowitym mężczyzną, Collin, i moim słodkim chłopcem – uśmiechnęła się przez
łzy,głaszczącmniepopoliczku.

–Mamoprzestań.

background image

–Nicnatonieporadzę.JesteśmyzojcemtacydumnizciebieizJulii.
Objąłemjąipocałowałemwpoliczek.
–Todlatego,żemamynajlepszychrodzicównaświecie.
Ojciec oznajmił, że już czas rozsypać prochy i wszyscy zgromadziliśmy się wokół

niego.Najpierwupewniłsię,żewszyscytrzymamykieliszki.Ameliapodeszładomnie
i objęła mnie w pasie. Patrzyliśmy, jak ojciec otworzył urnę i wysypał prochy
Denny’ego.

–Żegnaj,przyjacielu.Spoczywajwspokojuiszczęściunawieki.
–ZaDenny’ego–powiedziałem,podnosząckieliszek.
–ZaDenny’ego–powtórzyliwszyscy.
Kiedy prochy zostały rozsypane, a ojciec osuszył łzy, podszedł do mnie i Julii i

mocnonasprzytulił.

–Bardzowaskocham.
–Myteżciękochamy,tato–powiedzieliśmyrównocześnie.
Poklepałnaspoplecachisięuśmiechnął.
–AterazpójdęuratowaćmojegownukaprzedMasonem.

Głaskałemjejwłosyitrzymałemwramionach,gdyspała.Patrzyłem,jakjejklatka

piersiowaunosisięwgóręiwdółprzykażdymoddechu.Myśl,żeniepowiedziałem
jejjeszczeodomkunaplaży,niedawałamispokoju.Niemogłemczekaćdolata,byjej
towyznać.MusiałemtozrobićzarazpopowrociedoNowegoJorku.Otworzyłaoczyi
zarazjezamknęła,anajejtwarzypojawiłsięuśmiech.Przesunęłarękę,którależałana
moim torsie, i dotknęła slipek. Delikatnie chwyciła mój członek i z uśmiechem
otworzyłajednooko.

–Maszerekcję–uśmiechnęłasię.
–Zawszemam,kiedyjestemprzytobie.
–Tomożecośztymzrobimy,cotynato?–zapytała,wysuwającsięzmoichramion

isiadającnamnieokrakiem.

–Tomisiępodoba–uśmiechnąłemsięichwyciłemzębamijejpierś.
–Mnieteż–powiedziała,wsuwającczłonekdośrodka.
Pchnąłem ją biodrami, pieszcząc jej nabrzmiały sutek. Wyprostowała się,

rozkoszując się pełną długością mojej erekcji, i wydała z siebie lekkie westchnięcie.
Jej biodra poruszały się rytmicznie, gdy delikatnie się poruszała. Odrzuciłem do tyłu
głowę,oddającsięrozkoszy,którąmidawała.Byłabardzomokraiczułemjejwilgoć

background image

spływającąpomoichjądrach.

–Kochanie,jestmicudownie.
–Mnieteż–szepnęła,nieprzestającsięporuszać.
Chwyciłem ją za piersi i zacząłem je ugniatać, skupiając się na twardych sutkach,

którymi lubiłem się bawić. Jej biodra zaczęły poruszać się szybciej i czułem, jak się
wokółmniezaciska.

–Dalej,kochanie,pokaż,jakcidobrze.
– Collin, Collin. O Boże – szepnęła, gdy jej ciało znieruchomiało i rozluźniło się,

sprawiając,żejarównieższczytowałem.

–Ach–jęknąłem,podrzucającbiodraidługozniejniewychodząc.
Upadłanamnieizanurzyłatwarzwmojejszyi.
–Dzieńdobry.
–Bardzodobry–uśmiechnąłemsię,całującjąwgłowę.
Naglerozległosiępukaniedodrzwi.
–Śniadaniegotowe–powiedziałojciec.
–Dobrzetato,zarazprzyjdziemy.
Ameliasturlałasięzemnieiwybuchłaśmiechem.
–Agdybywszedłdośrodkaizobaczył,jaknatobieleżę?
–Wtedyzrobilibyśmymumałypokaz.–Mrugnąłemdoniej.
–Collin,toniejestśmieszne.
– Właśnie, że jest. Mówiłem ci już o tym, jak nakrył Julię, kiedy po raz pierwszy

uprawiałaseks?

–SłodkiBoże!Mówiszpoważnie?
–Jaknajbardziej.Zapytajjąkiedyśoto.Myślałem,żejązamorduje.Chodź,lepiej

sięubierzmyizejdźmynadół,zanimktośprzyjdzieiwyważydrzwi.

Louise jak zwykle przygotowała na śniadanie prawdziwą ucztę. Wziąłem talerz i

dołączyłemdoojca,matkiiAmeliinapatio.SpojrzałemnaplażęizobaczyłemJacoba,
którybawiłsięwwodziezMasonem.

–Synu,chciałbym,żebyśbyłprzymnie,kiedybędęrozmawiałzDianą.Chcemyją

też zabrać do galerii. Przy plaży jest też dom na sprzedaż. Jest mniejszy, ale
niepotrzebny im przecież ten duży dom. Należy do mnie i jeśli Diana zdecyduje, że
chcesiętuprzeprowadzić,wynajmęgojej.

–Jasnetato.Dajmiznać,jakbędzieszgotowy.
– Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem na plaży i mówiła, że jej się tu podoba,

background image

więc zobaczymy. Dzwoniłem do galerii, do Joela, i powiedziałem mu o naszych
planach. Mówił, że chętnie pozna Dianę i pomoże jej we wszystkim. Jedliśmy też
wczoraj kolację z Ianem i Rory i mówili, że będą mieli ją i Jacoba na oku, jeśli
zdecydujesiętuprzeprowadzić.

–Wspaniale.Wyglądanato,żewszystkojużzorganizowałeś.
Rodzicewstaliodstołu.
– Jak tylko skończysz jeść, porozmawiamy z nią. Amelia może spędzić ten dzień z

mamąiJulią.Wybierająsięnazakupy.

–Och,uwielbiamzakupy–uśmiechnęłasięAmelia.
–Majątucudownebutiki.Niemogęsięwprostdoczekać,żebycijepokazać.Nie

zawracaj sobie głowy pieniędzmi, bo Connor sponsoruje naszą dzisiejszą wyprawę,
prawda,skarbie?–uśmiechnęłasię,głaszczącgopopoliczku.

–Natowygląda.Możeszkupić,cotylkochcesz–zadeklarowałojciec.
Weszlidodomu,ajanachyliłemsiędoAmelii.
–Tylkosięnieograniczaj,ajeślizobaczysz,coścowedługciebiemisięspodoba,

kupto.

–Collin,przestań–zachichotała.
–Mówiępoważnieiwierzmi,mamaitakzrobiwszystko,żebyścośkupiła.
Skończyliśmy śniadanie i zabraliśmy talerze do środka. Pocałowałem Louise w

policzekipodziękowałemzawspaniałyposiłek.Ameliaposzłanagóręprzebraćsięw
letniąsukienkę,wktórejmiałazamiarwybraćsięnazakupy,ajapostanowiłempójść
naplażędoJacobaiMasona.Kiedyzszedłemnadół,zobaczyłem,żeJacobrozmawia
zjakąśdziewczynką.PodszedłemdoMasona,którystałniecozboku.

–Cześć,Mason.Ktotojest?
–Niejestempewien.Właśniewychodziliśmyzwody,kiedydonaspodeszła.
–Fajnie.Miłyzniejdzieciak.
Pochwilidziewczynkaodeszła,aJacobpodszedłdomnieiMasona.
–Cześć,stary.Ktotobył?–zapytałem.
–ManaimięLexiimieszkawdomuprzyplaży.
–Próbowałaciępoderwać?–uśmiechnąłemsię.
– Daj spokój, Collin. – Odwzajemnił uśmiech. – Też ma mukowiscydozę –

powiedział,kiedyruszyliśmywstronędomu.

–Naprawdę?Powiedziałaciotym?
–Zaczęłakaszleć,itobrzmiałozupełniejakmójkaszel,więcpowiedziałemjej,że

background image

teżtakczasamikaszlęiwtedymipowiedziała.

Widziałem, że Jacob cieszył się, że w końcu spotkał kogoś takiego jak on. Kiedy

weszliśmy do domu, kobiety szykowały się na zakupy, a tata zadbał o to, by Jake
spędziłdzieńzMasonemiJacobem.PrzytuliłemAmelięipocałowałemnapożegnanie.

–Pamiętaj,żeojcieczawszystkopłaci.Kupujbezograniczeń.
Roześmiałasięipchnęłamniewklatkępiersiową.
–Postaramsię.Kochamcię.
–Jaciebieteż,skarbie.

– O czym chciałeś porozmawiać, Connor? – zapytała Diana, kiedy usiedliśmy na

zewnątrz.

–Collin,możetyzaczniesz?
–Zaczynamsięprzezwasdenerwować–stwierdziłaDiana.
Chwyciłemjązarękę.
–NiedenerwujsięDiano.Niewiemtylko,jaktopowiedzieć.
–Chceciemniezwolnić?–spytała,awjejoczachpojawiłsięstrach.
–SłodkiBoże,skąd!–wykrzyknąłem.Odchrząknąłemiwziąłemgłębokioddech.–

Myślę,żepowinnaśsięzJacobemprzeprowadzićdoKalifornii.

Roześmiałasię.
–Tak,jasne.Niemogęsięprzeprowadzić–oznajmiła,spoglądającnamojegoojca.
–Samawidziałaś,żeJacobczułsięowielelepiejwdomkunaplażywHamptons,i

widzisz, że czuje się lepiej, od kiedy przyjechaliśmy do Kalifornii. Myślę, że to dla
niegonajlepszemiejsce.

–Tomiłe,żetakmyślisz,Collin,iwierzmi,bardzobymchciałatuzamieszkaćze

względunaJacoba,aletoniemożliwe.

–Acojeślimójojciecijasprawimy,żetobędziemożliwe?
–Cotakiego?Oczymtymówisz?–dopytywałaskołowanymgłosem.
Tataprzejąłpałeczkę.
–Diano,mamtutajdomprzyplaży,którywynajmuję,ichciałbymgowynająćtobie.

Myślę,żemogłabyśtustworzyćwspaniałydomdlasiebieiJacoba.

–AleConnor,cozmojąpracą?
Ojciecodwróciłwzrok,boniechciałtracićswojejsekretarki.
–Mamtudlaciebieinnąpracę.Zarabiałabyśtrochęwięcejizachowałabyśtesame

świadczeniazdrowotne.Ztymżezamiastpracowaćwbiurze,pracowałabyśwmojej

background image

galerii.Tozaledwiedwadzieściaminutdrogisamochodem.

Jejoczynapełniłysięłzami.
– Ja… nie mogę. Już i tak za dużo dla mnie zrobiliście i nie mogłabym przyjąć

niczegowięcej.

–Majątuodpowiednieprogramy,Diano.Takie,którepomagajądzieciakomchorym

namukowiscydozę.OwielelepszeniżwNowymJorku.Jacobuwielbiawodę,kocha
plażę.Samawidziałaś,jakijestszczęśliwy,adzisiajpoznałdziewczynkę,któracierpi
natęsamąchorobę.ManaimięLexiimieszkagdzieśprzyplaży–tłumaczyłem.

Pojejpoliczkachpociekłyłzy.Ojciecspojrzałnamnieipokręciłgłową.Położyłjej

rękęnaramieniu.

– Nie płacz, Diano. Jeśli będziesz chciała się tu przeprowadzić, zrobimy to dla

ciebieiJacoba.Aledecyzjanależydociebie.Możechciałabyśobejrzećdom?Potem
zabierzemyciędogalerii.

Pokiwałagłową,aojciecpodałjejchusteczki.
–Świetnie,chodźcieobejrzećdom–uśmiechnąłemsię.
Resztę popołudnia spędziliśmy na oglądaniu domu i galerii. Ojciec przedstawił

Dianę Joelowi i od razu się polubili. Szturchnąłem ojca, ale kazał mi przestać.
Wydawałosię,żeDianiespodobałsiędomigaleria.Byłemniemalpewien,żebędzie
chciałasiętuprzeprowadzić.

–Dajsobietrochęczasuiprzemyślto–zwróciłsiędoniejojciec.–Porozmawiajz

Jacobemizapytajgo,czegochce.

–Connor,Collin,bardzowamdziękuję.Niewiem,czymsobiezasłużyłam,żewas

spotkałam.Jesteścienajcudowniejszymiludźmi,jakichpoznałam.

–Dajspokój–uśmiechnąłemsię.
Wróciliśmy do domu, a Diana powiedziała Jacobowi, że zabiera go na pizzę, bo

musząoczymśporozmawiać.

background image

Rozdział33

W

róciliśmy do Nowego Jorku, do śniegu i zimna. Chciałem jeszcze zostać w

Kalifornii, ale czekały na nas obowiązki i każdy musiał wrócić do szkoły albo do
pracy. Amelia miała jeszcze tydzień wolnego przed rozpoczęciem zajęć i praktyk.
DianaodbyładługąrozmowęzJacobemiwspólniezdecydowali,żeprzeprowadząsię
doKalifornii.Zjednejstronycieszyłemsię,ponieważJacobowibędzietamlepiej,ale
zdrugiejstronybyłomismutno,bowiedziałem,żebędęzanimitęsknił.

–Cosiędzieje?–zapytałaAmelia,siadającobokmnienasofie.
–Nictakiego.Myślałemtylkootym,żedziwniebędzieniemiećprzysobieJacoba.
– Wiem, ale sam mówiłeś, że jemu będzie lepiej w Kalifornii. Poza tym pomyśl o

tym,żebędzieszczęśliwyizdrowszy.

– Chodź tutaj – poprosiłem, sadzając ją na kolanach. – Mówiłem ci już dzisiaj, że

ciękocham?

–Zdajesię,żenie.Więclepiejmipowiedz–uśmiechnęłasię.
–Kochamcię,pannoGray,ajutrowybierzemysięnamałąwycieczkę.Tylkotyija.
–Kochamcię,panieBlack.Adokądsięwybieramy?
–Dowieszsięjutro,skarbie.Ateraz,dośćjużgadania.Pocałujmnie.
Posłała mi swój cudowny uśmiech i musnęła ustami. Kiedy pocałunek zrobił się

bardziej namiętny i niemal udało mi się zdjąć z niej bluzkę, usłyszałem pukanie do
drzwi.

–Collin,tojaJulia.Próbowałamsiędociebiedodzwonić,alenieodbierałeś.
Zerknąłem na Amelię, a ona się roześmiała. Wstałem, poprawiłem ubranie i

otworzyłemdrzwi.

–Cześć,Julio.Cosięstało?
–MożeszsięnachwilęzająćBraydenem?MusimyzJakiemzałatwićparęspraw,a

pójdzienamszybciejbezmałego.

Spojrzałem na nią, gdy tak stała z niemowlęciem na rękach. Dobrze znałem swoją

siostrę.

–ChceciezJakiemuprawiaćseksbezdzieckawdomu.
SpojrzałanaBraydena.
–Nie,czemuprzyszłocitodogłowy?
–Wiem,kiedykłamieszJulio.

background image

– W porządku – powiedziała surowym głosem i weszła do mojego mieszkania. –

Chcemy z Jakiem spędzić trochę czasu sami, ponieważ za każdym razem, kiedy
zaczynamy się kochać, nasz kochany synek zaczyna wrzeszczeć. Nie mogę mieć
orgazmu,kiedymójsynkrzyczy!Chcękochaćsięzmężembezprzeszkód.Czyproszęo
zbytwiele?

–Julio,wyluzuj!–poprosiłem.Wziąłemodniejmojegosiostrzeńcaipocałowałem

ją w policzek. – Idź spędzić trochę czasu z mężem. Możecie się kochać nawet kilka
razyinieprzejmujciesięBraydenem.Gdziesąrodzice?

–WyszlinakolacjęzPeytoniHenrym.Dziękuję,Collin.Jestemciwinnaprzysługę.
–Nieprawda.Wiesz,żezawszechętniecipomogę.
Postawiła na stole torbę z pieluchami, pocałowała Braydena i wróciła do siebie.

Stałem na środku pokoju i patrzyłem na Amelię, która siedziała na sofie i się
uśmiechała.

–Co?
– Wyglądasz bardzo seksownie, kiedy go trzymasz. Będziesz kiedyś wspaniałym

ojcem.

Podszedłemdosofyiusiadłem.
–Atybędzieszcudownąmatką.
Nachyliłem się, by ją pocałować, ale Brayden zaczął płakać. Roześmieliśmy się i

zrozumiałem,oczymmówiłaJulia.

–Powieszmi,dokądsięwybieramy?–zapytałaAmelia.
– Zobaczysz, jak będziemy na miejscu – uśmiechnąłem się i dotknąłem palcem jej

nosa.

Wsiedliśmy do range rovera i ruszyliśmy do Hamptons. Byłem pełen obaw, bo nie

miałempojęcia,jakzareaguje,gdypowiemjej,żetojakupiłemdom.Zjednejstrony
myślałem,żebędziezachwycona,alecośmimówiło,żemogłasięteżnieźlezirytować.

–JedziemydoHamptons?–zapytała.
Niepotrafiłemjejokłamać.
–Tak–odparłem.
–Poco?Jestśrodekzimy.
–Wiem,alechciałbymcicośpokazać.
Zatrzymaliśmysięprzeddomemnaplaży.
–Czemutuprzyjechaliśmy?

background image

–Chodźzamną,skarbie–poprosiłem,biorącjązarękęiotwierającdrzwi.
–Skądmaszkluczedomojegostaregodomu?
–Teraztomójdom.Naszdom.Tojagokupiłem.
– Co takiego? Czemu to zrobiłeś? Wiesz, kiedy to było i przez cały ten czas

ukrywałeśtoprzedemną?–spytałapodniesionymgłosem.

–Tak,przepraszamcięzato.Chciałempoczekaćnaodpowiedniąporę.
–Itojestwedługciebieodpowiedniapora?
–Niewiem.Alewiem,żejużdłużejniemogłemtegoprzedtobąukrywać.
Zmierzyłamniewzrokiemipokręciłagłową.
–Niewierzę.Pocomiałbyśgokupować?
– Ponieważ wiem, ile dla ciebie znaczy. Sama mówiłaś, że nie chcesz go

sprzedawać.

–Aleniechciałam,żebyśtygokupił.Niechcięszlag,Collin.Jestemnaprawdęzła!

Wdodatkuukrywałeśtoprzedemnąprzeztewszystkiemiesiące.

Byłanaprawdęwściekła.Nigdyprzedtemniewidziałemjejwtakimstanie.
–Amelia,przepraszam.
–Jakmogłeścośtakiegoprzedemnąukryć?Skorozataiłeścośtakiego,zaczynamsię

zastanawiać,oczymjeszczeminiepowiedziałeś.

– To niesprawiedliwe. Nigdy niczego przed tobą nie ukrywałem poza tym –

odparłem,podnoszącgłos.

–Chcęjużwracać.
–Dopieroprzyjechaliśmy.
Otworzyła drzwi i wsiadła do range rovera. Westchnąłem i pokręciłem głową.

Zamknąłemdrzwifrontoweiwsiadłemdowozu.Chwyciłemjązarękę,alewyrwała
dłoń.

–Kochanie,proszę.Takmiprzykro.
– To nie był ot tak, zwyczajny zakup. To coś o wiele większego, czego nie robi

zwyczajnychłopak.

–Owszem,jeślimapieniądze–rzuciłem.
–Więcwydajecisię,żeskoromaszpieniądze,tomożeszrobić,cocisiępodoba?

Collin,jestemnaciebietakawściekła.Proszę,nieodzywajsięjużdomnieizabierz
mniedodomu.Chcęjużjechać.

Włączyłemsilnikizpiskiemoponwyjechałemzpodjazdu.Podczasdrogipowrotnej

panowałagrobowacisza.Kiedyweszliśmydomieszkania,Ameliapodeszładoszafyi

background image

wyjęłaswojątorbę.

–Coty,dodiabła,robisz?
–PrzezkilkadnizatrzymamsięuCheri.Niemogętuzostać.
–Amelia,błagam.Nieróbtego.Niezrobiłemniczłego.Dodiabła,zrobiłemtodla

ciebie!–wrzasnąłem.

–Muszętoprzemyśleć.Potrzebujętrochęczasu.Boże,Collin,niemogęuwierzy,że

tozrobiłeś–powiedziała,wychodzączadrzwi.

Chodziłem w tę i z powrotem po mieszkaniu, próbując zrozumieć, co się stało.

Podszedłem do barku i sięgnąłem po butelkę whisky. Chwyciłem za szklankę i
usiadłem na kanapie. Spojrzałem na szklankę i odstawiłem ją na stolik. Co tam
szklanka. Piłem prosto z butelki. Wypiłem niemal całą butelkę i byłem kompletnie
pijany. Wstałem z kanapy i upadłem na podłogę. Pokój zawirował, ale kiedy
zamknąłemoczy,byłojeszczegorzej.Naglerozległosiępukaniedodrzwiiusłyszałem
głosojca.

–Collin?Cosiętamulichadzieje?Wszystkowporządku?
Drzwiniebyłyzamknięteikiedynieodpowiedziałem,wszedłdośrodkaizobaczył,

żeleżęnapodłodze.

–Synu,cosięstało?GdziejestAmelia?
–Odeszła.
–Boże,zionieszwhisky.
Wyciągnąłtelefoniusłyszałem,jakrozmawiałzJakiem.
–Jake,chcężebyśtuprzyszedłipomógłmizanieśćCollinadoapartamentunagórze.

Jestkompletniepijany.

–Tato,niechcęiśćnagórę–wymamrotałem,próbującsiępodnieść,coskończyło

siękolejnymupadkiem.

–Alepójdziesz.Niechcę,żebyśbyłsamwtakimstanie.Cosięstało?
ZjawiłsięJakeipodszedłdomnie.
–Podejdźzdrugiejstronyichwyćgozaramię–poprosiłojciec.
–Cześć,stary,wszystkogra?–zapytałJake.
–Spakowałasięiwyszła.
–Amelia?
– Tak, pokłóciliśmy się – wymamrotałem, kiedy mnie podnieśli i zaprowadzili do

apartamentu.

Kiedyweszliśmydośrodka,ojcieczawołałmatkę.

background image

–Cholera,tato.
–Cichobądź,synu.
–Bożesłodki.Cosięstało?–zapytałamama,biegnącwmojąstronę.
– Najwyraźniej twój syn i jego narzeczona pokłócili się, ponieważ ona spakowała

sięiodeszła,aonwypiłcałąbutelkęwhisky.

–Niecałą–wymamrotałem.
–Och,Collin.Zabierzciegonagórę–zaordynowała.
OjcieciJakeposadzilimnienałóżku.Mamaweszłazanimiizdjęłamikoszulę.
–Połóżsięnaboku–nakazała.
Zamknąłem oczy, ale widziałem tylko twarz Amelii, przepełnioną bólem, kiedy

dowiedziałasię,żetojakupiłemdom.Musiałemsięprzespać,żebyotymzapomnieć.

background image

Rozdział34

O

budziłemsięispojrzałemnazegarek.Byłapiątatrzydzieścinadranem.Głowami

pękała i postanowiłem wziąć prysznic. Stałem pod strumieniem gorącej wody przez
niemaldwadzieściaminut,wyszedłemiwłożyłemdres,któryznalazłemwszufladzie.
Zszedłem na dół, włączyłem ekspres i poszukałem składników na koktajl. Rodzice
wciążspali,więcstarałemsiębyćcichojakmysz.Pobiegłemnagórę,żebyposzukać
telefonu. Leżał na podłodze w kieszeni spodni. Sięgnąłem po aparat, modląc się w
duchu, by była jakaś wiadomość od Amelii. Ale nic nie było. Wróciłem do kuchni,
żebydokończyćkoktajl.Paręchwilpóźniejzjawilisięrodzice.

–Daj,jadokończę.Usiądźskarbie.
–Dzięki,mamo.
–Jaksięczujesz?–zapytałojciec,nalewająckawy.
–Nienajlepiej–odparłem.
–Chceszporozmawiaćotym,cowydarzyłosięmiędzytobąaAmelią?
Mamapostawiłaprzedemnąkoktajliwypiłemgoduszkiem,bymiećtozgłowy.
–ZabrałemjąwczorajdoHamptons,dodomu.Powiedziałem,żegokupiłem,aona

sięwściekła.Naprawdęsięwkurzyła,ajaniewiemdlaczego–stwierdziłem,kładąc
głowęnastół.

–Możedlatego,żetoprzedniązataiłeś,aniepowinieneś–zasugerowałamama.
–Mówiłemci,synu,żepowinieneśjejotympowiedzieć–zawtórowałojciec.
– Pamiętam, że kiedyś ktoś zrobił dokładnie to samo. Nie raz, nie dwa, ale co

najmniejtrzyrazy,Connor.

–Wiem,Elle,aledobrzewiesz,żeżałujękażdegorazu.
–Dobrze,jużdobrze.Sknociłemsprawę.Cojeszcze?Comamnibyzrobić?
Matkapodeszładomnieipocałowaławgłowę.
– Alkohol nie rozwiązuje problemów, tylko stwarza kolejne. Więc pierwsze, co

zrobisz,toodstawiszwhisky.Podrugie,musiszznaleźćsposób,bywszystkonaprawić.
Jesteśsynemswojegoojca,cośwymyślisz.

Wyszłazkuchni,aojciecusiadłnaprzeciwkomnie.
–Dajjejtrochęczasu.Musitoprzemyśleć.Tyteż.NiewysyłajSMS-ów.Dajjejpo

prostutrochęczasu.Kiedybędziegotowa,odezwiesię.

–Łatwocimówić,tato.Tęsknięzaniąjakcholera.

background image

– Wiem, synu, ale zaufaj mi. Możesz jej wysłać krótką wiadomość, napisz, że ją

kochasz i tyle. Liczą się takie drobiazgi, wiesz? Wybaczy ci. Kocha cię, a miłość
wszystkozwycięża.

–Dzięki,tato.Pójdęterazdobiura.Pojedzieszzemną?
–Nie,Ralphmniezawiezie.Mampopołudniuspotkaniepodrugiejstroniemiasta.
–Okej,zobaczymysiępóźniej.

Siedziałemprzybiurku,próbującskoncentrowaćsięnapracy,którąnależałozrobić.

Wkońcurzuciłemdługopisnabiurkoiwyciągnąłemtelefon.

„Kochamcię”.
Żadnejodpowiedzi.Westchnąłemipostanowiłempójśćnasiłownię.Trzymałemw

gabinecietorbęnawypadektakichspontanicznychwypadów.Wszedłemnasiłownięi
udałem się prosto do naszej prywatnej przebieralni, żeby włożyć spodenki do
pływania. Wziąłem ręcznik i poszedłem na basen. Kiedy otworzyłem drzwi, ze
zdumieniemzobaczyłemwwodzieJulię,mamęiBraydena.

–Collin,cotyturobisz?–zapytałamama.
–Muszępoćwiczyć.
–Ojciecwie,żeniemacięwbiurze?
–Mamo,dajspokój.Wszystkojestwporządku.
WskoczyłemdowodyipopłynąłemdoJuliiiBraydena.Wziąłemodniejniemowlęi

przytrzymałemmałegowwodzie.

–Pierwszalekcjapływania?–chciałemwiedzieć.
–Tak.Nigdyniejestzawcześnienanaukę.Jaksięczujesz?Mamamówiłami,co

sięstało.

–Jestemwdołku.Aletonicnowego,prawda?
–Niemówtak.Ameliaciękochainapewnosięodezwie.
–Nierozumiemtylko,czemutaksięzdenerwowała.Myślałem,żerobiędobrze.
–Możewściekłasię,botoprzedniązataiłeśizniąnieporozmawiałeś.
–Chciałemjejzrobićniespodziankę.Onazasługujenaniespodzianki.
BraydenzacząłmarudzićioddałemgoJulii.
– To nie Hailey, Collin. Wiem, co ci chodzi po głowie, i wiem, że się boisz. To

waszapierwszakłótnia,prawda?

–Tak–przyznałem,spoglądającwdół.
–Pierwszekłótniesązawszenajtrudniejsze.Niemartwsię,wrócidociebie,zanim

background image

sięobejrzysz.

–Dzięki,Julio.Popływamteraztrochę.Niechcęprzesadzać,boojciecsięzirytuje.
– Zdaje się, że Brayden zaczyna się zamieniać w suszoną śliwkę. Chyba lepiej

wyjmęgozwody–roześmiałasię.

–Gdziejestmama?–spytałem,kiedywyszłazbasenu.
–Niemampojęcia.Todziwne,żetakpoprostuwyszła.

Ellery

Nie chciałam widzieć, jak mój syn znowu cierpi. Bardzo przeżywał rozstanie z

Hailey i nie chciałam, by znowu przez to przechodził. Ukradkiem wyszłam z basenu,
kiedyCollinrozmawiałzJuliąiposzłamdoprzebieralni,żebyzadzwonićdoAmelii.

–Halo?–odebrała.
–Witaj,Amelia,mówiEllery.Zjadłabyśzemnąpóźnylunch?Możebyćowpółdo

trzeciej?

–WitajEllery.Jasne.Zprzyjemnością.
–Świetnie.SpotkajmysięwAureole.Zadzwonięizarezerwujęnamstolik.
–Dozobaczenia,Ellery.
–Dowidzenia,Amelio.
Wróciłam na basen i zobaczyłam, że Julia z Braydenem obserwują Collina, który

pływałwokółbasenu.

–SkończyłaśjużpływaćJulio?
–Tak,Braydenowibyłojużzimno.Gdziebyłaś?
–Musiałamzadzwonić–uśmiechnęłamsię.
–Niemów,żedzwoniłaśdoAmelii.
– Owszem, umówiłyśmy się na lunch na wpół do trzeciej. Tylko nie waż się tego

mówićbratuaniojcu.

–Niepowiem.Powodzenia,chociażwedługmnieniepowinnaśsięwtrącać.
– Cóż, nie chcę, żeby mój syn cierpiał. Zrobiłabym to samo dla ciebie –

uśmiechnęłamsię.–Lepiejubierzmyjużtegomalucha.Cześć,Collin,kochamcię.

–Cześć,mamo,Julio.Jateżciękocham.

Dotarłyśmydorestauracjiwtymsamymczasie.

background image

–Witaj,kochanie–przywitałamsię,ściskającją.
–Cześć,Ellery.
Weszłyśmydorestauracjiiodrazuusiadłyśmy.SpojrzałamnaAmelięidostrzegłam

wjejoczachsmutek.

–Jaksięczujesz?–zapytała.
–Collinmówiłci,cosięstało?–odpowiedziała.
– Tak. Po tym, jak Connor i Jake znaleźli go kompletnie pijanego, leżącego na

podłodzewswoimmieszkaniu.Przynieśligonagórę,żebyodespał.

Spuściławzrokizaczęłabawićsięłyżką.
–Niepowinienbyłtylewypić.
– Owszem, nie powinien, ale nie chciał już cierpieć. Rozumiem, że byłaś na niego

wściekła, że nie powiedział ci o domu. Naprawdę. Czasami ludziom wydaje się, że
robią dobrze, kiedy wcale tak nie jest. Powinien najpierw z tobą porozmawiać.
Niestety,matoposwoimojcuitrochępomnie.

–Comasznamyśli?
– Kiedy poznałam Connora, zataiłam przed nim wielki sekret, a kiedy się

dowiedział,zostawiłmnie.TaknaprawdęzostawiłmniewMichigan,samąwhotelu.
MusiałamsamawracaćdoNowegoJorku.

–Rety,naprawdę?
– Tak, ale tak bardzo go wtedy zraniłam, że nie sądziłam, że kiedykolwiek go

zobaczę.To,cozrobiłam,byłoniewybaczalne.AleConnortakbardzomniekochał,że
wkońcumiwybaczył.Chodzimioto,żeludziepopełniająbłędy.

–Wiem,Ellery,aleonniemożetakpoprostukupowaćdomupomoichrodzicach,

ponieważjapotrzebujępieniędzy.Poczułamsięjakżebraczka,apozatymoniczymmi
niepowiedział.Todowódnato,żedobrzewiedział,żerobiźle.

–Znamtouczucie.Aletyniejesteśżebraczką.Chciał,żebyśmiałatendomimogła

zachowaćpamięćoswojejrodzinie.Chciałcipodarowaćichcząstkę.Wprzeciwnym
raziedałbycipoprostupieniądze,prawda?Wiedział,żesącipotrzebne,aleniccinie
zaoferował,kiedydombyłnasprzedaż,prawda?

Ameliapokręciłagłową.
–Nie.
– Jeśli jeszcze się tego nie domyśliłaś, to powiem ci, że mój syn jest bardzo

szczodrąosobą.Towykapanyojciec.

–Zauważyłam–uśmiechnęłasię.

background image

Wyciągnęłamdoniejrękę.
–Ucieczkaniczegonierozwiąże.Wierzmi.Niebronięgo,alechybapowinnaśgo

wysłuchać,aonciebie.Onciękocha,Amelio.Nigdywcześniejniewidziałam,bybył
takszczęśliwy.

–Dziękuję,Ellery.
–Niemazaco,skarbie.Wiesz,żezawszemożesznamnieliczyć.

background image

Rozdział35

D

zień ciągnął się w nieskończoność. Wyglądałem przez okno gabinetu i myślałem o

Amelii. Nie odpowiedziała na moje wiadomości. Naprawdę sknociłem sprawę i
bardzo za nią tęskniłem. Serce pękało mi z bólu i za każdym razem, gdy o niej
pomyślałem, pojawiała się na nim kolejna rysa. A ponieważ myślałem o niej
bezustannie,niedługozmojegosercanicniezostanie.Musiałemnakilkadniwyrwać
się z Nowego Jorku. Zadzwoniłem do linii lotniczych, zarezerwowałem bilet do
Chicago i wróciłem do domu, żeby spakować się na weekend. Nie chciałem prosić
ojcaosamolot.Łatwiejbyłopoleciećsamolotemrejsowym.

Wsiadłemnapokładizająłemswojemiejsce.Klasapierwszaibiznesowabyłyjuż

zajęte, ale nic mnie to nie obchodziło, chciałem po prostu uciec z Nowego Jorku. Po
chwiliobokmnieusiadłastarszakobieta.

–Witam.Ależzciebieprzystojniaczek–uśmiechnęłasię.
– Dzień dobry i dziękuję. – Odwzajemniłem uśmiech i odwróciłem się do okna.

Obserwowałemstartującesamoloty,kiedynagleusłyszałemznajomygłos.

–Cholera,czemuniemogętegozmieścić?
OdwróciłemgłowęiujrzałemAmelię,którapróbowaławcisnąćtorbędoschowka.
–Codo…?–zacząłem.
Spojrzaławmojąstronęzezdumionymwyrazemtwarzy.
–Cotyturobisz?–zapytałaznadąsanąminą.
–LecędoChicago.Aty?
–Jateż.
Niemogłemwtouwierzyć.Ameliausiadłanaswoimmiejscuoboksiedzącejobok

mniestarszejpaniiodwróciławzrokwdrugąstronę.Kiedysamolotstartowałiunosił
się w górę, wpatrywałem się w okno. Jak tylko mogłem skorzystać z telefonu,
wyciągnąłemaparatiwysłałemAmeliiwiadomość.

„CzemuleciszdoChicago?”
Widziałem,jakzerknęłanatelefoniodpisała.
„Aty?”
„Nieodpowiadajpytaniemnapytanie”.
„Mogęrobić,cochcę”.
„Odpowiedzmi”.

background image

„Nie”.
–Dodiabła,Amelia.–Spojrzałemnanią.
–Niemówtakdomnie–warknęła.
Siedzącamiędzynamistaruszkapopatrzyłananaszezdumieniem.
–Możechcąpaństwozamienićsięmiejscami?–zapytałaAmelię.
–Nie.
Ameliaspojrzaławmojąstronę.
–Czemuleciszklasąekonomiczną?Niepowinieneśbyćwsamolocieojcaalboco

najmniejwpierwszejklasie?

– Pierwsza klasa była już zabukowana, a nie chciałem korzystać z samolotu ojca.

ChciałemjaknajszybciejwyleciećzNowegoJorku.

Siedząca obok mnie starsza kobieta wstała i poszła do toalety. Amelia nie ruszyła

się miejsca i patrzyła przed siebie, a ja wpatrywałem się w okno. Kiedy kobieta
wróciła,stanęłanaśrodkuprzejścia.

–Przepraszam,młodadamo,alemusisiępaniprzesunąć.Mamproblemyżołądkowe

i byłoby mi wygodniej, gdybym mogła usiąść z brzegu i nie musiała pani za każdym
razemfatygować.

Ameliaspojrzałananią,mrużącoczy.Westchnęłaiusiadłaobokmnie.
–Dziękuję,kochanie–powiedziałastarszapani.
–Niewierzę,żelecisztymsamolotem–syknęłaprzezzaciśniętezębyAmelia.
–Ajaniewierzę,żetytujesteś.
–Dziwnesąkolejelosu.–Staruszkasięuśmiechnęła.
Ameliazałożyłasłuchawki,ajaoparłemgłowęooknoiprzymknąłemoczy.Nagle

samolotobniżyłlotizacząłsiętrząść.Ameliachwyciłamniezarękę.

–Zapnijpasy–poradziłem.
–Niechcęciępuścić–wyznałazprzerażeniemwoczach.
Nachyliłemsięizapiąłemjejpas,apotemswój.Kapitanprzeprosiłzaturbulencje,

którymiałyjeszczetrochępotrwać.Byłototrochęniepokojące,alebiorącpoduwagę,
ilelatałem,byłemdotegoprzyzwyczajony.Miałemochotęwziąćjąnakolana,mocno
przytulić i powiedzieć, że nic nam nie będzie. Spojrzałem na starszą panią, siedzącą
obok Amelii, i zapytałem, czy dobrze się czuje. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
Turbulencje ustały i Amelia puściła moje ramię. Ponownie założyła słuchawki, jak
gdybynicsięniewydarzyło.

–Nie,takniemożeszrobić–stwierdziłem,wyciągającjejsłuchawkizuszu.

background image

–Oczymty,dodiabła,mówisz?–warknęła.
– Nie możesz chwytać się mnie, ponieważ umierasz ze strachu, a potem mnie

ignorować. Albo wiesz co? Zapomnij, że to powiedziałem. Przepraszam. Zajmij się
sobą,ajasobą.

–Onie,kolego.Samtozacząłeś,więclepiejotymporozmawiajmy.
–Niechcęjużztobąrozmawiać.Lepiejposłuchajsobiemuzyki–warknąłem.–A

tak przy okazji, nie zrobiłem nic złego poza tym, że cię kocham. Może bardziej, niż
powinienem.

–Sprawiłeś,żepoczułamsięjakżebraczka.
–Jakimcudem?–zapytałem.
– Kupiłeś dom moich rodziców, ponieważ potrzebowałam pieniędzy. Nie mogłeś

pozwolić,byktośinnygokupił?

–Kupiłemtendomdlanas.Chciałem,żebyśmiałacośponich.Ichociażsaminie

mielitegodomudługo,byłdlanichważny,atoznaczy,żebyłważnydlaciebie.Nie
chciałem, żebyś go straciła. Przykro mi, jeśli poczułaś się jak żebraczka, ale nie taki
byłmójcel.Chciałem,żebyśmiałacoś,coprzypominałobyciorodzinie,apieniądze
były tylko dodatkiem. A teraz skończyłem już z tobą rozmawiać, bo najwyraźniej nie
maszpojęcia,ocomichodziło–zakończyłemiodwróciłemsiędookna.

–Kupiłcidom,atysięnaniegowściekasz?–zapytałastaruszka.
–Toskomplikowane–odparłaAmelia.
– Nie widzę nic skomplikowanego w tym, że mężczyzna kocha kobietę na tyle

mocno,żekupujejejcoś,cobyłodlaniejważne.

Dalejpaniusiu,dalej,dopingowałemjąwmyślach.
Samolot wylądował. Wzięliśmy z Amelią walizki i wysiedliśmy. Szliśmy obok

siebieprzezlotnisko.

–Gdziesięzatrzymałaś?–spytałem.
–WHolidayInnExpress.
–Och.Czemu?
Roześmiałasięlekko.
–Bojesttani.Atygdzie,wTheTrump

[3]

?

–Tak.
–Oczywiście–uśmiechnęłasię.
–Chciałbym,żebyśposzłazemną.
To był daleki strzał, ale postanowiłem zaryzykować. Nie chciałem, by była w tym

background image

mieściesama.Niebyłobezpieczne.

–NigdyniebyłamwTheTrump.
– Wszystkiego trzeba w życiu spróbować i chciałbym, żebyś spróbowała tego ze

mną–uśmiechnąłemsię.

Spojrzałanamnie,awjejoczachpojawiłysięłzy.
–Przepraszamcię,Collin.
–Słucham?–zapytałemlekkopodenerwowany.
– Przepraszam za to, że zachowałam się jak suka. Za to, że nagadałam ci tyle

przykrychrzeczy.

–Ajaprzepraszam,żeniepowiedziałemciokupniedomu.
Wyszliśmyzbudynku.Nazewnątrzczekałszoferwlimuzynie.
–Dobrywieczór,panieBlack.Miłopanaznowuwidzieć.
–Dobrywieczór,Tom.Dziękuję,żepomnieprzyjechałeś.
–Czystaprzyjemność,proszępana.
Wsiedliśmydolimuzyny,aTomzamknąłzanamidrzwi.
–Dokądjedziemy,panieBlack?
SpojrzałemnaAmelię,którauśmiechnęłasiędomnieszeroko.
–DoTheTrump,Tom.
Uśmiechnąłem się i delikatnie pogłaskałem jej policzek, a potem pocałowałem w

usta.

Po cudownym seksie na pogodzenie leżeliśmy z Amelią w wannie i włączyliśmy

jacuzzi. Nie było nic przyjemniejszego niż dotyk jej miękkiej, mokrej skóry. Objąłem
ją, kiedy oparła się plecami o moją klatkę piersiową, a jej kształtna mała pupa
wpasowała się między moje nogi. Delikatnie muskała palcami moje ramię, kiedy ją
przytulałem.

– Czy to nie dziwne, że oboje zdecydowaliśmy się przylecieć do Chicago i

znaleźliśmysięwtymsamymsamolocie?–zapytała.

–Tak,alejakmówiłatastaruszka–tolos.
–Jadłamdziślunchztwojąmatką.
–Naprawdę?Czemu?
– Ponieważ do mnie zadzwoniła i mi to zaproponowała. Odbyłyśmy bardzo miłą

pogawędkęotobieiotym,żejesteśpodobnydoswojegoojca.

–Boże,całyczasotymmówi.

background image

– Twój ojciec jest wspaniałym mężczyzną i powinieneś być dumny, że jesteś do

niego podobny. Tak czy owak, chciałam się wyrwać na kilka dni i dojść ze sobą do
ładu,zanimbymdociebiezadzwoniłaibłagała,byśprzyjąłmniezpowrotem.

–Amelia–wyszeptałemjejdoucha.–Nigdyniemusiałabyśmnieotobłagać.
–Twojamamapowiedziałamiotwojejwczorajszejalkoholowejprzygodzie.
–Jakżebyinaczej–rzuciłem,kąsającjąwkark.
Ameliazachichotała.
–AczemutypoleciałeśdoChicago?
–Siedziałemwbiurze,wyglądałemprzezoknoimyślałemotobie.Przypomniałem

sobie, jak kiedyś rozmawialiśmy o Muzeum Historii Naturalnej i tyranozaurze Sue.
WtedypostanowiłemwsiąśćdosamolotuiprzyleciećdoChicago.

–Awięcchciałeśpójśćdomuzeumbezemnie?
–Chybatak.
–Tybestio!Jakśmiałeś?Obiecałeśmi,żepojedziemytamrazem.
–Amelia,chceszmipowiedzieć,żesamaniemiałaśzamiarusiętamwybrać?
–Nigdywżyciu!–krzyknęła.
–Kłamczucha–uśmiechnąłemsięipochlapałemjąwodą.
Odwróciłasięwmojąstronęiobjęłamnienogamiwpasie.
– Tak bardzo cię kocham. Zachowałam się jak idiotka, wściekając się z powodu

domu.

–Jużdobrze,skarbie,jateżciękocham–uśmiechnąłemsię,odgarniającjejwłosy

zauszy.

–Nie,toniejestwporządku.Jesteśnajbardziejkochającymiszczodrymmężczyzną,

jakiegokiedykolwiekpoznałam.Jakmogłamsięotonaciebiezłościć?Aleczujęsię
winnazpowodutegodomu,botomoirodzicepowinnisięnimcieszyć,nieja.

– Amelia, przestań tak mówić. Ty przeżyłaś. Musisz się z tym pogodzić i przeżyć

resztężycianajlepiej,jakpotrafisz.Zemnąuswegoboku,oczywiście.–Puściłemdo
niejoko.

Objęłamojątwarzipotarłaswoimnosemomójnos.
–Tęskniłamzatobąwczorajwnocyijużnigdywięcejniechcęspaćbezciebie.
–Teżzatobątęskniłemiwierzmi,niebędziesz.Musimysobieobiecać,tuiteraz,że

nigdyniepołożymysięspaćpokłóceni.Jeślisiępokłócimy,będziemymusielitosobie
wyjaśnićprzedspaniem.Zgoda?–zapytałem.

–Zgoda–powiedziałazuśmiechemipocałowałamniewusta.

background image

Rozdział36

A

melia i ja spędziliśmy cudowny czas w Chicago. Zwiedziliśmy muzeum i

poprosiliśmy kogoś, by zrobił nam zdjęcie przed tyranozaurem Sue. Zabrałem ją do
galeriirodziców,pokazałemBlackEnterprisesiprzedstawiłemMac.

–Mac,cotyturobisz?Jestsobota.
– Cześć, Collin. Właśnie miałam cię zapytać o to samo. Co ty, u licha, robisz w

Chicago?

– Mac, to moja dziewczyna, Amelia. Amelia, to jest Mackenzie. Kieruje tutejszym

biurem.

–Miłociępoznać,Amelia–uśmiechnęłasię.–Musiałamcośzrobić.Wprzyszłym

tygodniuwybieramsięnaurlop.

–Tocudownie.Jedzieszzkimśznajomym?–zapytałem.
–Tak,jedziemyzCarląnaBahamy.
Spojrzałemnaniązdziwnymwyrazemtwarzy.
–ZCarlązdziałuprojektowego?
–Znikiminnym–uśmiechnęłasięMac.
–Niewiedziałem,żeonajest…
– Cóż, nikomu jeszcze nie mówiła, więc na razie lepiej, żeby nikt nie wiedział o

naszymwyjeździe.

–Rozumiem,będęmilczałjakgrób.
– Miło było cię znowu zobaczyć, skarbie – powiedziała i pocałowała mnie w

policzek.–ImiłobyłociępoznaćAmelio.Jużzmieniłaśtegochłopca.Towidać.

–Miłejpodróży–życzyłemjejiruszyliśmywzdłużkorytarza.
–Wydajesiębardzomiła–zauważyłaAmelia.
–Bojest.Jestjednąznajlepszychosóbwfirmie.
Tego wieczoru poszliśmy na kolację, a po powrocie do hotelu zamówiłem butelkę

szampanaiprzezcałąnocpiliśmyisiękochaliśmy.

Ojciec wysłał po nas samolot do Chicago i wróciliśmy do Nowego Jorku. Amelia

skończyłaferieinastępnegodniawróciłanazajęciaipraktyki.Jaktylkowróciliśmydo
domu,odwiedzilinasmoirodzice.

background image

–Cieszęsię,żesiędogadaliście–powiedziałojciec.
–Jateż,tato.Jateż.
– Jakie to dziwne, że oboje lecieliście do Chicago i to tym samym samolotem.

Wszechświatrządzisięswoimiprawami.Wciągutychwszystkichlatnierazsięotym
przekonałem.Atakprzyokazji,jutrozaczynamrozmowyzludźminastanowiskoDiany
ichciałbym,żebyśprzytymbył.

–Dlaczego?
–Ponieważdoskonaleznaszsięnaludziachipotrzebnamitwojaopinia.
–Dzięki,tato.Będętamjutrozsamegorana,jaktylkozawiozęAmeliędoszpitala.
– Ellery, jesteś gotowa, by pójść do domu? Zdaje się, że coś mi obiecałaś –

uśmiechnąłsię.

Mamaspojrzałananiegoizagryzładolnąwargę.
– Rzeczywiście, mój drogi. Obiecałam. Mam tylko nadzieję, że sobie ze mną

poradzisz.

–Dobrze,dośćtego,wynocha!Możeciesobieflirtować,aleniewmoimmieszkaniu.

Niemamzamiarutegosłuchać.

Rodzice roześmieli się i pocałowali mnie i Amelię na pożegnanie. Przewróciłem

oczamiipokręciłemgłową.

–Uwielbiamtwoichrodziców.–Ameliauśmiechnęłasięiobjęłamnie.
–Jateż,mimożesąnieźleszurnięci.

Rodzice wyprawili przyjęcie pożegnalne dla Diany w hotelu Waldorf Astoria.

Zostałazaproszonacałafirmaichybakażdysięzjawił.Wszyscypodlizywalisięojcu,
więctomniewcaleniezdziwiło.Bawiliśmysięnieźle,alezauważyłem,żeDianajest
zdenerwowana.

–Cosiędzieje?–zapytałem,podchodzącdoniej.
– Nic takiego. Będę za wami tęsknić, to wszystko. Boję się zaczynać wszystko od

nowawnowymmiejscu.

Objąłemjąramieniemilekkouścisnąłem.
– Wiem, ale pomyśl o tym, że tam będzie wam lepiej. Poza tym to nie jest tak, że

nikogotamnieznasz.ZnaszchociażbyMasonaiLandona.

–Wiem,codziennierozmawiamteżzJoelem,alboprzeztelefon,albonaSkypie.
Spojrzałemnaniąpodejrzliwymwzrokiem.
–Doprawdy?

background image

–Tak.Towspaniałyiinteresującyfacet.Mamywielewspólnego–uśmiechnęłasię.
–Doprawdy?–zapytałemponownie.
–Czemutociętakdziwi?
–Samniewiem.Towspaniałyfacet,ajegożonazmarłaparęlattemu.
–Rozmawialiśmyoniejiomoimmężu.
Odniosłem wrażenie, że między nią a Joelem coś zaczęło się dziać albo zacznie,

kiedybędziejużwKalifornii.

NastępnegopopołudniaodebrałemAmelięzzajęćipojechaliśmynalotnisko,żeby

pożegnać się z Dianą i Jacobem. Obawiałem się tego dnia, odkąd zgodziła się na
przeprowadzkę do Kalifornii. Rodzice już tam byli, podobnie jak Julia i Jake.
PodszedłemdoJacoba,uklęknąłemprzednimipołożyłemmuręcenaramionach.

–Cześć,kolego.Chcę,żebyśmniedobrzewysłuchał.
–Jasne,Collin.Ocochodzi?
– Chcę, żebyś cudownie bawił się w Kalifornii. Nawdychaj się morskiego

powietrza.Będęczęstodociebiewpadał,żebysprawdzić,jaksobieradzisz.Tonowy
początekdlaciebieitwojejmamyimusiszjąwspierać.Masonbędziewampomagał,
alewiem,żedaszsobieradę–stwierdziłem,czując,żeoczywypełniająmisięłzami.

–Będęzatobątęsknił,Collin.
Uścisnąłemgo.
–Jazatobąteż.Będziemycodzienniewkontakcie,przeztelefonalboSMS-y,ajeśli

będzieszchciał,toiprzezSkype’a.

–Dobrze–powiedział,apopoliczkuspłynęłamułza.
Porazostatnigouścisnąłemipoklepałempogłowie.
–Noidźjużiruszajnaspotkaniegorącychkalifornijskichlasek–uśmiechnąłemsię.
Odwzajemniłuśmiechipodniósłdogórypięść.Zrobiliśmyżółwikaiwstałem,żeby

pożegnaćsięzDianą.Objąłemjąipocałowałem.

–OdzywajsięicieszsięKalifornią.NiedługowasodwiedzimyzAmelią.
– Dziękuję, Collin. Nigdy nie zapomnę tego, co dla nas zrobiłeś. To nie jest

pożegnanie.Narazie.

Uśmiechnęłasię.
Ruszylidosamolotu.PrzedwejściemnapokładJacobzatrzymałsięipomachałdo

mnie. Amelia objęła mnie w pasie i położyła głowę na moim ramieniu, kiedy
machaliśmyimnapożegnanie.

background image

Rozdział37

Dwamiesiącepóźniej

K

ochanie,jesteśgotowa?Samolotnanasczeka.

–Jużidę.Przepraszam.Niemogłamsięzdecydować,cozesobązabrać–odparła.
Jechałem do Vegas w interesach i postanowiliśmy zrobić sobie długi weekend.

AmelianigdywcześniejniebyławVegasibyłabardzopodekscytowana.

–Grałaśkiedyśwkasynie?–zapytałem,kiedysiedzieliśmyjużwsamolocie.
–Nie,aleniemogęsięjużdoczekać–uśmiechnęłasię.
–Jeślimaszjakieśnałogi,hazardmożeokazaćsięproblemem.Lepiejuważaj.
–Hm.Mamjedennałóg:ciebie–zamruczałaipocałowałamnie.
Czułem,żemamerekcję,azarazmieliśmylądować.
–Jestpanibardzoniegrzecznądziewczynką,pannoGray.Obawiamsię,żejaktylko

dotrzemydohotelu,będęmusiałpaniąukarać.

–Podwarunkiemżezrobitopannaprawdęmocno–uśmiechnęłasię.
– Chryste, Amelia, ty mnie wykończysz – powiedziałem, całując ją w skroń i

zapinającpasy.

Zachichotała.
Dojechaliśmy do hotelu Bellagio i musiałem się przygotować do spotkania. Kiedy

byłemwłazience,Ameliarzuciłasięnaolbrzymiełóżko.

–Zdajesię,żemiałeśmnieukarać?
–Zrobięto,alepospotkaniu.Obiecuję,żeniedługowrócę.Topowinnozająćokoło

godziny.Zarezerwowałemcimasażiwizytęukosmetyczkinadole.

–Wspaniale.Dziękuję–rzuciła,podchodzącdomnieodtyłu.
–Niemazaco,skarbie.Spotkaniemamtu,whotelu.Jeśliskończysz,zanimwrócę,

wróćdopokoju,apotempójdziemytrochępograć.

–Brzmicudownie,skarbie–powiedziała,całującmniewplecy.
WłożyłemmarynarkęiodprowadziłemAmeliędospa.
–Tutajsięrozstaniemy,alewkrótcesięzobaczymy.Bawsiędobrze.
–Będę.Bawsiędobrzenaspotkaniu.
–Toraczejniemożliwe–uśmiechnąłemsię,pocałowałemjąiudałemsiędopokoju

konferencyjnego.

background image

Spotkanie trochę się przedłużyło, ale udało mi się podpisać kontrakt i ojciec

powinien być bardzo zadowolony. Poszedłem do spa, żeby zobaczyć, czy Amelia
skończyła,izobaczyłem,jakwychodzi.

–Idealnewyczucieczasu.Jaktwójmasaż?–zapytałem,całującją.
–Cudowny,odprężający,niesamowity–uśmiechnęłasię.
Zachichotałem.
–MożeprzedwyjazdemzVegasskorzystamyzmasażudlapar?
–Bardzobymtegochciała–przyznała,kładącgłowęnamoimramieniuiobejmując

mniewpasie.

Pierwszą noc spędziliśmy przy stoliku do blackjacka i pokazałem Amelii, jak się

gra.Albomiaładużoszczęścia,albowciskałamikit,mówiąc,żenieumiegrać.Karta
szłajejwyjątkowodobrze.Kochałemjąbardziejniżkiedykolwiek,agranieprzeciwko
niej i obserwowanie, jaką jej to sprawia frajdę, sprawiło mi wiele radości.
Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem ją po jasnych włosach. Zapytałem, czy chce już
wrócićdopokoju.

–Jesteśgotowa,skarbie?Zdajesię,żemamycoświętować.–Mrugnąłemokiem.
–Tak,jestemgotowa–uśmiechnęłasię.
Wziąłem ją za rękę i weszliśmy do windy. Kiedy znaleźliśmy się na dziesiątym

piętrze,nacisnąłemprzyciskstop.

–Cotyrobisz?
Odwróciłemsięwjejstronęipołożyłemręcenajejudach.Przesunąłempalcamipo

krawędzi jej majtek i rozsunąłem materiał. Wsunąłem palce do środka, czując jej
podniecenie.

–Chcęcidaćmałeconieco,zanimpójdziemydopokoju.Sądzącpotym,jakajesteś

mokra,myślę,żetegowłaśniechcesz.

Oparłemjąościanęwindy,aonapodniosłakolano.
–Collin,niegrzecznyzciebiechłopiec.
–Powiedz,cochcesz,żebymcizrobił?–wyszeptałem,pieszczącjęzykiemjejszyję.
–Chcę…–rzuciłabeztchu.
–Tak?
–Chcę,żebyśdoprowadziłmniedoorgazmuteraz,apotemkilkarazywpokoju.
Odsunąłem ramiączko jej sukienki, uwalniając jej nagą pierś, i szybko poruszałem

palcami.Próbowałastłumićjęk,aledałasobiespokój,kiedyobjąłemustamijejsutek.
Położyłem palec na jej łechtaczce, czując, jak nabrzmiała pod moimi palcami.

background image

Wiedziałem,żewystarczyłobyparęruchów,amiałabyorgazm.

–No,skarbie,pokaż,jakcidobrze.
–Nieprzestawaj.Błagam,nieprzestawaj–błagała.
Poruszyłem palcami wkoło i znalazłem punkt G. Wydała z siebie jęk, a jej ciało

zacisnęłosięwokółmnie.

–OBoże!–krzyknęła,szczytując.
Uśmiechnąłem się, patrząc na nią, i podciągnąłem jej ramiączko od sukienki.

Pocałowałem ją w usta i nacisnąłem przycisk, żeby pojechać na górę, do naszego
pokoju.Drzwiodwindyotworzyłysię,anazewnątrzstałasporagrupkaludzi.

–Nicpaństwuniejest?–zapytałjakiśmężczyzna.–Windasięzacięła.
–Nie,wszystkowporządku.–WziąłemAmelięzarękęiposzliśmydopokoju.
Oczywiścietejnocyniemalniezmrużyliśmyoka.

Odwróciłemsięiotworzyłemoczy,kiedyusłyszałemwibrującytelefon.Podniosłem

gozestolikaizobaczyłemwiadomośćodojca.

„Dzień dobry, synu. Gratuluję zawarcia transakcji. Uczcimy to, kiedy wrócisz do

NowegoJorku.Mamnadzieję,żedobrzesięzAmeliąbawicie”.

„Dzięki, tato. Bawimy się świetnie. Amelia pokochała Vegas, a zeszłej nocy

wymiatałaprzystolikudoblackjacka.Zobaczymysięzadwadni”.

Odwróciłem się na drugi bok i patrzyłem, jak spokojnie spała. Wstałem z łóżka,

włożyłem coś na siebie i poszedłem na dół do recepcji. Kiedy wróciłem, Amelia
odwróciłasięispojrzałanamnie.Stałemwdrzwiachzbukietemczerwonychróż.

–Dzieńdobry,skarbie–uśmiechnąłemsię.
–Gdziebyłeś?
– Poszedłem do kwiaciarni, żeby przynieść ci kwiaty – odrzekłem, wręczając jej

bukiet.

Podniosłakwiatyipowąchałaje.
–Sąpiękne.Dziękuję–powiedziała,podnoszącsięicałującmnie.
–Niemazaco.Zarazbędzieśniadanie.Zamówiłemtwojeulubionedanie.
–Naleśnikizczekoladą?–uśmiechnęłasię.
–Zgadzasię.Naleśnikizczekoladą–odparłemipocałowałemjąwnos.
Kiedybyłapodprysznicem,zjawiłasięobsługaiprzygotowałanamstolik.
–Amelia,śniadanieczeka–ponagliłemją,wchodzącdołazienki.
–Zarazprzyjdę.Nieważsięzaczynaćbezemnie.

background image

Usiadłem przy stole i czekałem na Amelię. Po chwili wyszła ubrana w jedwabny

szlafrokiusiadłanaprzeciwkomnie.

–Umieramzgłodu–rzuciła.
–Jateż.
Podniosła srebrne wieczko z talerza i zerknęła na swoje naleśniki. Zakryła dłonią

ustaispojrzałanamniezełzamiwoczach.

Wstałemipodniosłempięciokaratowydiamentowypierścionek,któryleżałnastosie

naleśników.Uklęknąłemnajednokolanoichwyciłemjązarękę.

–Amelio,chcęztobąspędzićresztężycia.Dałaśmito,cowżyciunajważniejsze,

prawdziwąmiłość.Zakochałemsięwtobieodchwili,gdyujrzałemcięobokdomkuna
plaży,potymjakmnieuratowałaś.Zanimciępoznałem,mójświatległwgruzach,ale
tyzmieniłaśmojeżycie.Zrobiłbymdlaciebiewszystkoiwszystkocipodarował.Chcę
z tobą zbudować przyszłość. Chcę, żebyś była matką moich dzieci, i chcę się z tobą
zestarzeć.Kochamciętakmocno,żeczasamiażboli.Nieznoszęsięztobąrozstawać,
akiedywidzęcięnakoniecdnia,światponownienabierablasku.

Położyłempalecnapierścionkuprzedzaręczynowym.
–Dałemcitenpierścionekwdowódmojejmiłościiobietnicy,żesięztobąożenię.

Teraz, chcę spełnić tę obietnicę, dając ci ten pierścionek i prosząc, byś została moją
żoną.Pobierzmysię,skarbie.Zróbmytotutaj,wVegas.Niechcęczekaćcałegoroku,
żeby zaplanować idealny ślub. Chcę, żebyś już teraz była moją żoną, panią Amelią
Black.Cotynato,skarbie?Wyjdzieszzamniedzisiaj?

Zjejoczupłynęłyłzy.
– Oczywiście, że wyjdę za ciebie. Tak. Tak, wyjdę za ciebie choćby dzisiaj! –

krzyczałapodekscytowanymgłosem.

Zdjąłem z jej lewej ręki pierścionek przedzaręczynowy i wsunąłem go na prawą

dłoń. Włożyłem diamentowy pierścionek na palec i pocałowałem go. Wstaliśmy i
okręciłemjąwokół,tulącjąwramionachicałując.

–Sprawiłaś,żejestemnajszczęśliwszymfacetemnaziemi!–stwierdziłem.
–Atysprawiłeś,żejestemnajszczęśliwsząkobietą.Takbardzociękocham,Collin,

iniemogęsiędoczekać,żebyzaciebiewyjść.

–Jateżciękocham.Wszystkojużzaplanowałem.
Spojrzałanamniezuśmiechem,kiedypostawiłemjąnaziemi.
–Agdybymsięniezgodziła?
–Cóż,podjąłemtoryzyko.Alecośmimówiło,żesięzgodzisz.

background image

–Alecojamamnasiebiewłożyć?Niemamdlaciebiepierścionka!Kwiaty?Moje

włosy,makijaż!OBoże,chybazaczynampanikować.

Roześmiałemsię.
– Amelia, uspokój się. Wszystkim się zająłem. W lobby jest sklep z biżuterią.

Możemytampójśćiwybraćdlamniepierścionek.Zorganizowałemteżdwiekobiety,
które się tobą dzisiaj zajmą. Pomogą ci wybrać sukienkę i zajmą się włosami i
makijażem.

Wzięłagłębokioddech.
–Wporządku.Jesteśnaprawdęniesamowity.Wieszotym?
–Owszem,paręrazytojużsłyszałem–uśmiechnąłemsię.
Usiedliśmyprzystoleizjedliśmyśniadanie.
–Collin,bojęsię.
–Czego?
–Twoirodzicepoczująsięurażeni,niewspominającjużoJulii.
– Kiedy wrócimy do Nowego Jorku, pozwolę mamie przygotować przyjęcie dla

naszej rodziny i przyjaciół. Będzie w swoim żywiole. Posłuchaj, Amelia, nie chcę
czekać.KiedywrócimydoNowegoJorku,będzieszmiałazajęcia,praktyki,azaparę
miesięcykończyszszkołę.Niebędzieczasunaplanowanieślubu.

– Masz rację, poza tym też nie chcę czekać – powiedziała, podchodząc do mnie.

Usiadłanamoichkolanachiobjęłamniezaszyję.–Niemogęsiędoczekać,byzostać
twojążoną,panieBlack–dodała,muskającmniewargami.

AmeliaijapobraliśmysięwKaplicyKwiatów.Tobyłapięknauroczystośćibyłem

gotówwydaćkażdygrosz,bywszystkobyłozapiętenaostatniguzik.Miałemnasobie
czarnysmoking,aonabiałąsukienkędopółłydkiozdobionąkoralikami,którelśniły,
gdy szła do ołtarza. Jej piękne jasne włosy spływały kaskadą w dół, niosła bukiet
różowych i białych róż. Była najpiękniejszą panną młodą na świecie i byłem nią
kompletnie zauroczony. Ceremonia była idealna i oboje uroniliśmy kilka łez.
Ślubowałemkochaćją,szanowaćipoświęcićdlaniejswojeżycie.Pocałowaliśmysię
jakomążiżonaitrzymającsięzaręce,ruszyliśmyspodołtarza.Wyszliśmyzkaplicyi
stanęliśmyprzeddługąbiałąlimuzyną,którajużnanasczekała.

–Takbardzociękocham,paniBlack.
–Jaciebieteż,panieBlack.
Jeszcze raz pocałowaliśmy się i wsiedliśmy do limuzyny. Uczciliśmy to wspaniałą

background image

kolacją, tańcami i małżeńskim seksem. Była moją wiecznością i wybawicielką. Nie
chciałembyćznikiminnym.Zapierałamidechwpiersiachwkażdymmomenciedniai
sprawiała,żebyłemszczęśliwy.Teraz,kiedybyłaumojegobokujakomojażona,moje
życie było spełnione, i zamierzałem zbudować z nią wspaniałą rodzinę i przyszłość.
Leżeliśmy wtuleni w siebie po nocy przepojonej seksem i szampanem. Otworzyłem
oczy, kiedy słońce błysnęło przez szparę w zasłonie. Tego dnia wracaliśmy do
NowegoJorkuipowoliogarniałamniepanika.Uderzyłamniejednamyśl:Cholera,jak
japowiemrodzicom,żewzięliśmyślubwVegas?

background image

Przypisy

[1]

Słynny,niemalkompletnyszkielettyranozaurazwanegoSue,któryznajdujesięw

MuzeumHistoriiNaturalnejwChicago(przyp.tłum.).

[2]

Promise ring (ang.) pierścionek obietnica, wręczany przed zaręczynami, z

obietnicąprzyszłychzaręczyniślubu(przyp.tłum.).

[3]

Luksusowy, pięciogwiazdkowy hotel, położony w samym centrum Chicago,

należącydoamerykańskiegomultimiliarderaDonaldaTrumpa(przyp.tłum).


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lynn Sandi Na zawsze 03 Na zawsze Razem
Lynn Sandi Na Zawsze 01 Na Zawsze
Lynn J Zaczekaj na mnie 03 1 Zostań ze mną t 1
Lynn J Zaczekaj na mnie 03 2 Zostań ze mną t 2
Erickson Lynn Taniec na cienkim lodzie(1)
Erickson Lynn Taniec na cienkim lodzie

więcej podobnych podstron