Czasy ostateczne klimatystów
Podczas gdy wielu katolików zaniepokojonych kryzysem w Kościele
coraz częściej zastanawia się, czy żyjemy w czasach ostatecznych,
swoją własną narrację wieszczącą kres dziejów głoszą także
wyznawcy religii klimatycznej.
Epidemia koronawirusa na jakiś czas zepchnęła na plan dalszy
wszelkie możliwe kwestie, jednak agitacja klimatystów z całą
pewnością nasili się ponownie, gdy tylko sytuacja wróci do normy.
Obecnie ekologiści cieszą się, że wstrzymane w wielu krajach życie
gospodarcze sprzyja planecie, lecz nie rezygnują bynajmniej z narracji
o końcu świata.
Zagrzewając szkolną młodzież do wzięcia udziału w tak zwanym
strajku klimatycznym, znany lewicowy reżyser Michael Moore napisał
na Twitterze: Planeta zabije nas, zanim my zabijemy planetę.
Uwierzcie mi. Młodzi widzą, że to już koniec. Długo po tym, gdy już
nas nie będzie, oni będą przeklinali nasze imię za to, co im zrobiliśmy.
U kresu dni będą nam wypominali, że pozwoliliśmy, aby zaledwie
jeden procent ludzkości zaplanował tę destrukcję. Kiedy, zdaniem
Moore’a, nastąpi koniec? Najprawdopodobniej za dwadzieścia lat.
Gniew planety
Nieco mniej czasu całemu światu daje skrajnie lewicowa polityk
amerykańskiej Partii Demokratycznej, Alexandria Ocasio-Cortez, która
od wielu miesięcy przekonuje, że pozostało nam raptem dwanaście
lat. W przeciwieństwie do Michaela Moore’a twierdzi jednak, że
ostatecznego końca ludzkości da się uniknąć, jeśli tylko wprowadzony
zostanie Nowy Zielony Ład, czyli zestaw socjalistycznych rozwiązań
krępujących całą gospodarkę.
Nakręcana przez potężne media, polityków i celebrytów histeria
związana z rzekomym końcem czasów sprawia, że wiele osób zaczyna
coraz częściej myśleć o tym, w jaki sposób uniknąć katastrofy, na
przykład przenosząc się do miejsc mniej narażonych na zalanie przez
oceany czy też pustynnienie. W zachodniej prasie już od dłuższego
czasu znaleźć można artykuły z pełną powagą rozważające, które
regiony Europy czy Stanów Zjednoczonych nadają się najlepiej do
ucieczki przed gniewem planety.
Wieszczenie rychłego końca świata, czy raczej końca ludzkości, ma
swoje źródła przede wszystkim w kulturze protestanckiej, w której już
od kilkuset lat funkcjonują rozmaite odłamy wzywające do
radykalnych zmian w imię mającego wkrótce nadejść końca
wszystkiego. Teoria Armagedonu, czyli ostatecznego starcia dobra ze
złem, stanowi szczególnie ważny element doktryny głoszonej przez
adwentystów oraz świadków Jehowy. Zyskała ona na popularności
szczególnie w XIX wieku, a więc w okresie tak zwanego Wielkiego
Przebudzenia protestantyzmu w Stanach Zjednoczonych,
charakteryzującego się ogromnym wzrostem popularności nowych
jego nurtów.
Forsowanie narracji o końcu świata mającym nastąpić za dwanaście
lub dwadzieścia lat może się więc wydawać w Polsce czymś nieco
dziwnym, lecz w krajach protestanckich ma już bardzo długą tradycję.
Poddane dyktatowi liberalizmu społeczeństwa zachodnie
zeświecczyły się jednak w tak dużym stopniu, że dziś akceptują nową
wersję Armagedonu. Wyznawcy religii klimatycznej nie czekają już na
powtórne nadejście Chrystusa, lecz na ostateczną wojnę (to nasza
druga wojna światowa – przekonuje Ocasio-Cortez), którą stoczą ze
sobą świadomi ekologicznie i miłujący planetę obywatele z wielkimi
trucicielami i osobami dopuszczającymi się „ekologicznych
grzechów”.
Milenarystyczny komunizm
Zdaniem wielu badaczy marksizmu, wielką, a być może najważniejszą
inspiracją dla komunizmu Karola Marksa była właśnie protestancka
tradycja myśli eschatologicznej. Amerykański ekonomista Murray
Rothbard stwierdził nawet, iż autor Kapitału był milenarystycznym
komunistą, którego teoria stanowiła uwieńczenie długiej tradycji
radykalnych sekt, takich jak choćby niemieckiego i holenderskiego
anabaptyzmu z XVI wieku czy też ugrupowań rozwijających się w
Anglii w okresie wojny domowej w XVII wieku.
Duch Karola Marksa unosi się bez wątpienia także nad współczesną,
klimatyczną wersją opowieści o czasach ostatecznych, o czym
świadczy choćby Nowy Zielony Ład. Osoby głoszące nadejście czasów
ostatecznych nierzadko stoją na stanowisku, że obecna sytuacja jest
na tyle dramatyczna, iż uzasadnia sięganie po nadzwyczajne środki, to
jest poddanie całej gospodarki ścisłej kontroli.
W tym właśnie duchu w swojej książce zatytułowanej This Changes
Everything: Capitalism vs Climate (To zmienia wszystko: kapitalizm
kontra klimat) Naomi Klein przekonuje, że sprawy zaszły
zdecydowanie za daleko, aby można było pozostać pasywnym.
Sięgając po niemal religijny język, pisze: I zaczęłam dostrzegać znaki
(…) ukazujące, jak pilna potrzeba reakcji na klimatyczny kryzys
mogłaby stworzyć podstawy dla masowego ruchu, który powiązałby
wszystkie te pozornie rozbieżne kwestie w jedną, spójną narrację, jak
chronić ludzkość przed niszczycielską siłą zarówno okrutnie
niesprawiedliwego systemu społecznego, jak i zdestabilizowanego
klimatu.
Innymi słowy, Klein przekonuje, że odpowiedź na nadchodzącą
klimatyczną apokalipsę wymaga jednocześnie zdecydowanej zmiany
systemu społeczno-ekonomicznego. Swoje argumenty na ten temat
powtórzyła w wydanej kilka miesięcy temu kolejnej pracy,
zatytułowanej The Burning Case for a Green New Deal (Paląca
potrzeba Nowego Zielonego Ładu), w której zaleca między innymi
wprowadzanie odgórnych zarządzeń ograniczających ruch lotniczy,
spożywanie mięsa i zużycie energii.
Apokalipsa w trybie warunkowym
Uderzającą cechą narracji narzucanej współcześnie w mediach przez
wyznawców religii klimatyzmu jest jednak to, że nadejście końca
ludzkości przedstawiają oni zazwyczaj w formie warunkowej.
Wieszcząc zbliżającą się katastrofę, występują więc niejako w roli
proroków podających warunki, po spełnieniu których ludzkość uda się
ocalić. Najwyżsi kapłani ekologicznego kultu przekonują, że
klimatyczny Armagedon może zostać zażegnany, o ile tylko ludzkość
zacznie ich słuchać. Bez tego zastrzeżenia argumenty na rzecz
radykalnej zmiany życia społecznego i gospodarczego nie miałyby
zresztą sensu, gdyż ludzkości wypadałoby jedynie czekać biernie na
kres.
Wzywanie ludzkości do wielkiego przebudzenia ma oczywiście drugie
dno. Zdaniem Naomi Klein, światu potrzebny jest nowy plan
Marshalla, który wymagałby wysiłku większego niż jakikolwiek inny
program zrealizowany do tej pory na świecie. Podobnie jak w
przypadku Nowego Zielonego Ładu większość propozycji zakłada nie
tylko wprowadzanie wielu ograniczeń w życiu obywateli, lecz także
wpompowanie ogromnych środków w rozwiązania technologiczne
mające służyć ochronie planety. Najbardziej zyskałyby na tym wielkie
korporacje specjalizujące się w nowych, energooszczędnych,
niskoemisyjnych i ekologicznych technologiach.
Najbardziej niepokojącym skutkiem funkcjonowania świeckiej wersji
teorii czasów ostatecznych jest jednak to, że skutecznie odwraca ona
uwagę ludzi od kwestii duchowych. Walka o ocalenie planety urasta
do absolutnego priorytetu, przy którym wszelkie pozostałe rzeczy
schodzą na plan dalszy. Wielu ludzi żyje katastrofą klimatyczną, nie
dostrzegając, że prawdziwa katastrofa dokonuje się w ich duszach.
W zupełnie nieoczekiwany sposób przygotowywany misternie od lat
plan narzucenia całemu światu nowej, coraz bardziej radykalnej
polityki klimatycznej może jednak stanąć pod wielkim znakiem
zapytania. Kryzys ekonomiczny i finansowy, wywołany przez
koronawirusa, w błyskawicznym tempie zmienił priorytety i być może
potrzebą o wiele pilniejszą od „ratowania planety” będzie banalna
konieczność postawienia gospodarki na nogi.
Jakub Wozinski – publicysta, autor książek, tłumacz.