"Za pieniądze to nie zdrada". Była prostytutka
ujawnia kulisy porno-biznesu w Warszawie
Zbliża się pora lunchu. Facet siedzi w biurze i przegląda broszurkę z menu. Blondynki, rude.
Wysokie, niskie. Szczupłe, przy kości. Wybrał. Szybki telefon i wychodzi na "lunch". Możliwe,
że na jego liście dań znalazła się kiedyś Dominika. - Płaci 200 zł za godzinę, a potem wraca
do żony i dzieci - mówi WawaLove.
KATARZYNA ZAJĄC-MALAROWSKAwczoraj (11:12)
283
133
572
81
Dominika zarabiała dziennie 500 zł (SPL/East News, Fot: Adam Tuchlinski)
30 lat, miły głos, a za sobą kilka lat pracy w agencji towarzyskiej. Od 10 lat jest
z jednym chłopakiem. Angażuje się w życie szkoły swojego 5-letniego synka. Nie lubi
bezczynności. Zawsze sobie powtarza: "Jeśli coś ma być zrobione, to trzeba działać". Osiem
lat temu nie miała za co opłacić czynszu. - Kiedy człowiek jest postawiony pod ścianą, nie
kalkuluje. Robi wszystko żeby jakoś przeżyć - mówi Dominika. Zadzwoniła pod numer z
ogłoszenia znalezionego w sieci. Umówiła się na rozmowę rekrutacyjną. Została prostytutką.
Katarzyna Zając-Malarowska: Jak wyglądały twoje początki?
REKLAMA
Dominika: - Trafiłam do ludzi, którzy prowadzili "domówkę". To prywatne mieszkania, w
których pracują dwie, trzy dziewczyny, a nie kilkanaście, jak w agencji towarzyskiej. Każda
ma swój pokój. Jest kameralnie. Facetom to odpowiada, bo czują się bardziej anonimowo niż
w agencji. Chyba że popiją w weekend albo są na kacu - wtedy im wszystko jedno. Muszą
się wyżyć.
Gdy dzwonią na numer z ogłoszenia, decydują się na konkretną dziewczynę i to z nią
ustalają szczegóły. W pierwszej "domówce" pracowałam tam rok, ale często zmieniałam
miejsca, bo mieszkania były na
, Saskiej Kępie, w centrum, na Mokotowie i Sadybie.
Dlaczego nie chciałaś pracować w agencji towarzyskiej?
- Wiedziałam, że ich właściciele traktują dziewczyny jak własność. Nie ma kompromisów, ani
uregulowanych godzin pracy. Dziewczyny są praktycznie uwiązane. Ogłoszenia agencji
często można znaleźć za wycieraczkami samochodów czy w skrzynkach na listy. Widać na
nich wyretuszowane sylwetki i twarze, które z rzeczywistym wyglądem dziewczyn nie mają
nic wspólnego. Klienci często dzwonią z reklamacjami, bo kobieta w agencji okazuje się inna
niż na zdjęciu. Na porządku dziennym są wtedy teksty: „Szmata na twarz i za ojczyznę”.
Zobacz wideo: Tulenie za opłatą. Powstał pierwszy w Polsce salon profesjonalnego
przytulania
REKLAMA
Skąd właściciele biorą zdjęcia dziewczyn?
- Są po prostu kupowane. Najczęściej od modelek pracujących w branży porno, bo niektóre
dziewczyny nie chcą by ich zdjęcia znalazły się w ulotkach. Dlatego agencje muszą sobie
radzić. Ich właściciele dysponują tysiącami takich zdjęć. Musi być roszada. W centrum
Warszawy jest duża konkurencja, trzeba się przebić, pokazać. Jest duży przemiał.
Dość szybko sama zaczęłaś prowadzić domówkę. Dlaczego się na to zdecydowałaś?
- Po roku pracy zaszłam w ciążę. Pracodawcy podziękowali mi za współpracę. Wtedy
postanowiłam, że otworzę swoją. Prowadziłam ją ponad dwa lata.
Klient dzwoni do was, umawia się z dziewczyną i co potem?
REKLAMA
- Klientowi nie podajemy dokładnego adresu. Zna jedynie ulicę i numer bloku. Gdy pojawi się
na miejscu, dziewczyny, wyglądając przez okno, wysyłają mu numer mieszkania. Gdy
zapłaci, bierze prysznic. Potem może już robić to, na co zgodzi się dziewczyna. To ona
decyduje, czy pozwoli mu na więcej. Obie strony muszą się czuć swobodnie. Jedni wolą
wyzywającą bieliznę i szpilki, inni uwielbiają fetysze, dominację, przebieranki. Są serwisy
wyspecjalizowane w tego typu usługach.
Miałaś propozycje, które były dla ciebie niekomfortowe?
- Oczywiście trafiło się kilka dziwnych próśb. Jeden klient kładł się na podłodze i prosił,
żebym go deptała. A potem dochodziło tylko do
oralnego. Inny chciał, żebym biegała
po domu w przebraniu pokojówki, a zaspokajał się sam. Są też tacy, którzy chcieli tylko
obejrzeć film porno, bo to była ich fantazja.
prostytutek to mit?
- Stawki są różne. Ale dziewczyna w ciągu dwóch dni jest w stanie zarobić na wynajem
pokoju w Warszawie. Przeważnie godzina kosztuje 200 zł. Zdarza się też 600 zł, ale bardzo
rzadko. Dziewczyny, które biorą takie stawki na pewno pracują rzadziej. Średnio zarabia się
500 zł dziennie, z czego połowę trzeba oddać właścicielom lokalu. W niektórych agencjach
zabierane jest nawet 70 procent zarobku. Pieniądze idą na opłacenie ochrony, czynszu,
różne rachunki. Niektórzy właściciele wymyślają niestworzone rzeczy, żeby tylko jak
najwięcej kasy wyciągnąć dla siebie. Niektóre dziewczyny muszą płacić karę za spóźnienie.
A jeśli mieszkają w agencji i nie przyjmą klienta, bo śpią, to też potrąca im się wypłatę.
Najlepiej mają te, które znają języki obce. Do Warszawy przyjeżdża wielu facetów z Europy
Zachodniej. Pan, który zaprosi ją do hotelu na godzinę, zostawia napiwek albo upominek.
Zamiast 200 zł płaci 200 euro. Poza tym ci z zagranicy są przyjaźniej nastawieni. Nie są
roszczeniowi, nie mówią: „Płacę to wymagam”.
Dużo dziewczyn szukało u ciebie pracy?
REKLAMA
Rotacja jest naprawdę ogromna. A nie wszystkie grają fair. Niektóre przychodzą do nowego
miejsca, okradają nowe koleżanki, które są zajęte klientem i wychodzą. Inne kombinują.
Biorą od klienta dodatkowe opłaty za seks oralny czy bez zabezpieczenia. Albo gdy klient
wymyśli sobie jakiś fetysz.
Ilu klientów może przewinąć się w ciągu dnia?
- Liczba zależy od dzielnicy i pory dnia. W centrum największy ruch robi się popołudniami,
panowie wpadają po pracy. Ale zdarzało się, że pracowałyśmy najintensywniej od 10. do 18.
Niebezpiecznie jest w nocy w weekend. Wtedy przychodzą pijani i po narkotykach. Parę lat
temu w Śródmieściu grasował facet, który oblewał takie dziewczyny kwasem.
Jak wyglądają dziewczyny?
- Nie wiem jakiej odpowiedzi się spodziewasz. Przecież to normalne kobiety, więc na co
dzień wyglądają zwyczajnie. Ubierają się na sportowo, czasem w dżinsy. Dopiero, jeśli klient
sobie zażyczy, zakładają wyzywającą bieliznę, kabaretki, pończochy. Wiele z nich to
samotne matki, które doświadczyły przemocy, uciekły z domu i nie mają gdzie mieszkać. To
w większości nie są imprezowiczki i narkomanki. Ta praca wymaga nałożenia maski.
Jak ty sobie z tym radziłaś?
- Odcinałam się. Nie każdy nadaje się do tej pracy. Jeżeli odbywa się kilka stosunków
dziennie z przypadkowymi ludźmi, którzy nie zawsze odpowiadają ci mentalnie czy
wizualnie, to trzeba umieć zachować dystans. Dziewczyny powinny traktować to jak
normalną pracę: uśmiecham się, robię, co mam robić i koniec. Zostawiam to w czterech
ścianach. Nie roztrząsam, nie biorę do siebie.
Żałowałaś kiedykolwiek, że byłaś prostytutką?
- Gdy urodziłam synka, traktowałam to jako poświęcenie dla niego. Człowiek w pewnym
momencie chowa dumę do kieszeni. To doświadczenie zmieniło moje patrzenie na świat.
REKLAMA
Stało się ono bardziej ludzkie i liberalne. Niektórzy nie zdają sobie sprawy jak to rzeczywiście
wygląda.
Czyli jak?
- Facet siedzi w biurze, zaczyna przeglądać broszurki z dziewczynami. I zamiast na lunch,
wyrywa się na spotkanie. 90 procent takich spotkań kończy się seksem oralnym. Faceci nie
mają specjalnych oczekiwań. Tak naprawdę to może z pięć procent wie jakiej przyjemności
konkretnie oczekuje. Dziewczyny często robią za psychologa, a wtedy kończy się
przeważnie na rozmowie. Faceci muszą się wygadać, wyżalić. Opowiedzieć, co się im nie
klei w życiu. Czasem chcą uczcić sukces, awans w pracy, chcą być docenieni. Często do
codziennego życia wkrada się rutyna i gubimy zainteresowanie drugą osobą. Czasem żona
jest po operacji albo w ciąży i nie ma ochoty na seks.
Żona w ciąży, a mąż się zabawia?
- Kobietom ciężko o tym mówić. Mnie łatwiej byłoby przełknąć niezobowiązujący skok w bok
mojego partnera, niż to, że emocjonalnie zaangażował się w związek z inną kobietą. Dla
ułatwienia sprawy jedna koleżanka powiesiła na drzwiach tabliczkę z napisem: „Za pieniądze
to nie zdrada”. W Polsce seks jest tematem tabu, sprawy łóżkowe są
demonizowane,
uznawana jest za zło, a masturbacja ma prowadzić do
śmierci. A wcale nie jesteśmy konserwatywnym i świętoszkowatym narodem. I nie ma w tym
nic złego.
Sama jednak nie powiedziałaś swojemu partnerowi, że pracowałaś "w tym" biznesie?
- Po prostu mówiłam, że idę do pracy. On nie dopytywał. To ciężki temat, bo to życie w
kłamstwie. Ale facet raczej nie byłby w stanie tego zaakceptować. Za to mój brat wie. Ale on
absolutnie w to nie wnika, mówi, że to moja decyzja. Wie, że miałam ciężko. Mój facet też
wiele razy zawalił pracę. Trzeba było się ratować. Kiedy kobieta ma nóż na gardle, dziecko
do wyżywienia, to jest w stanie się poświęcić.
*Imię bohaterki zostało zmienione.