Mises: Konflikty interesów grupowych
dodano: 20.04.2010 6:00
Autor: Ludwig von Mises
Źródło:
mises.org
Tłumaczenie: Tomasz Jetka
Wersja
[Artykuł pochodzi z ksiązki Ludwiga von Misesa:
The Clash of Group Interests and Other
Essays
ze wstępem autorstwa Murraya N. Rothbarda]
I
Nazwanie współczesnych antagonizmów społecznych „napięciami” byłoby z pewnością
eufemizmem. To, czemu musimy stawić czoła, to konflikty uważane za nieodwracalne i
skutkujące praktycznie niekończącymi się wojnami, zamieszkami wewnętrznymi i
rewolucjami. To nie umiłowanie pokoju oparte na filozoficznych przesłankach powoduje, że
możemy cieszyć się brakiem wojny, a raczej fakt, że zaangażowane grupy jeszcze nie
skończyły przygotowań do walki i, rozważając możliwe korzyści, czekają na bardziej
sprzyjający moment, by przeprowadzić pierwsze uderzenie.
Walki pomiędzy ludźmi nie stoją w sprzeczności z konsensusem, który został zawarty w
odniesieniu do współczesnych doktryn społecznych. Obecnie uznaje się za niemalże dogmat
twierdzenie, iż istnieją niedające się załagodzić konflikty interesów pomiędzy grupami.
Różnice występują tylko w związku z pytaniem, na jakie faktycznie grupy dzieli się ludzkość
i z jakimi naprawdę konfliktami mamy do czynienia. Nacjonaliści uważają, że tymi grupami
są narody (co w Europie oznacza grupy językowe); rasiści dzielą świat na rasy; marksiści zaś
wskazują na klasy społeczne. Jednak wszyscy są jednomyślni co do tego, że jedna grupa nie
może się rozwijać bez szkody dla innej. W myśl tego poglądu, naturalnym stanem relacji
pomiędzy grupami jest konflikt.
Ta filozofia społeczna odrzuca jakąkolwiek krytykę, kryjąc się za zasadą polilogizmu. Marks,
Dietzgen i inni radykałowie tzw. socjologii nauki twierdzą, że struktura logicznego myślenia
danej osoby różni się w zależności od klasy społecznej, do której ta osoba należy. Tym
samym, mogą istnieć tylko dwie przyczyny tego, że ktoś nie zgadza się z nauką Marksa: albo
nie jest on proletariuszem, przez co nie jest w stanie pojąć filozofii klasy robotniczej, albo jest
po prostu zdrajcą. W tym kontekście próżne wydają się próby dyskusji nad marksizmem, jego
przeciwnicy bowiem z góry zostaną uznani za „sługusów burżuazji”. W podobny sposób
niemieccy rasiści deklarowali, że występują fundamentalne różnice w logice pomiędzy
rasami. Zasady „nie-Aryjskiej” logiki i wynikających z niej teorii naukowych nie są
prawdziwe w odniesieniu do „Aryjczyków”.
Gdyby takie rozumowanie było prawdziwe, nikła wydaje się nadzieja na pokojowe
współżycie ludzi. Jeżeli członkowie poszczególnych grup nie są nawet w stanie dojść do
porozumienia w kwestiach matematycznych lub fizycznych twierdzeń, czy biologicznych
zagadnień, tym bardziej nie zgodzą się co do zasad, które rządzą bezkonfliktowym
społeczeństwem.
1
Jestem świadomy tego, że współcześnie większość zwolenników polilogizmu nie idzie w
swoich twierdzeniach aż tak daleko jak marksiści, rasiści itp. Jednak powściągliwość i
zachowawczość stawianych tez wcale nie sprawi, że błędna doktryna przestanie taką być.
Faktem jest, że dzisiejsze nauki polityczne i społeczne czerpią całymi garściami z
polilogizmu, pomimo tego że obrońcy tej doktryny nie podejmują się dokładnego objaśnienia
jej podstaw i założeń. Dla przykładu, ricardiańska teoria wymiany międzynarodowej jest
odrzucana dlatego, iż prezentuje „ideologiczną nadbudowę” interesów (klasowych)
dziewiętnastowiecznej, brytyjskiej burżuazji. Każdy, kto sprzeciwi się modnej idei ingerencji
rządu w działania przedsiębiorców i związków zawodowych, zostanie — według
marksistowskiej terminologii — uznany za obrońcę niesprawiedliwych dążeń klasy
„wyzyskiwaczy”.
Sposób, w jaki badacze społeczni, historycy, redaktorzy i politycy stosują terminy „kapitał” i
„praca” oraz radzą sobie z problemami ekonomicznego nacjonalizmu, jest dowodem na to, że
całkowicie przyjęli koncepcję nieuniknionych konfliktów pomiędzy interesami
poszczególnych grup. Jeżeli faktycznie takie spory istnieją, nie jesteśmy w stanie uniknąć
międzynarodowych, czy wewnętrznych wojen.
Toczone przez nas konflikty zbrojne nie tylko nie stoją w sprzeczności z doktrynami
społecznymi, ale są nawet ich logiczną konsekwencją.
II
Pierwsze pytanie, na które musimy znaleźć odpowiedź, jest następujące: Co jednoczy ludzi z
poszczególnych grup, których konflikty rozpatrujemy?
W przypadku systemu kastowego, odpowiedź jest oczywista. Społeczeństwo podzielone jest
na ściśle ustalone kasty. Przynależność do jednej z nich wiąże się z konkretnymi przywilejami
(privilegia favorabilia), bądź wykluczeniami (privilegia odiosa). Z zasady, człowiek
dziedziczy swoją przynależność do kasty z racji urodzenia, pozostaje w niej przez całe swoje
życie i pozostawia swój status dzieciom. Jego los jest nierozerwalnie związany z daną kastą.
Pomijając powszechny wzrost poziomu życia, członek jednej z kast nie może spodziewać się
polepszenia swojej sytuacji osobistej. Z tego też powodu, występuje solidarność interesów
wewnątrz tych grup, natomiast konflikty pojawiają się tam, gdzie w relacje wchodzą różne
kasty. Każda uprzywilejowana grupa dąży do tego, by utrzymać dotychczasowe uprawnienia i
jeszcze bardziej je rozszerzyć. Natomiast każda z ograniczonymi swobodami, stara się znieść
wykluczenia na nią nałożone. Widzimy więc, że w społeczeństwie kastowym faktycznie
istnieją nieuniknione antagonizmy pomiędzy interesami różnych grup.
Kapitalizm zastąpił dawny system kastowym równością ludzi wobec prawa. Jak twierdzą
liberalni ekonomiści, w społeczeństwie wolnorynkowym, nie ma ani uprzywilejowanych, ani
wykluczonych. Nie istnieją kasty, więc nie występują również konflikty z nimi związane.
Mamy do czynienia z pełną harmonią odpowiednio rozumianych (dzisiaj powiedzielibyśmy
raczej: długookresowych) interesów indywidualnych i grupowych. Liberałowie nie
kwestionują tego, że w krótkim okresie nadanie przywilejów konkretnej grupie osób może
doprowadzić do polepszenia jej sytuacji za cenę strat dla reszty społeczeństwa. Cła importowe
na pszenicę, zwiększają jej cenę na rynku wewnętrznym i tym samym podwyższają
przychody krajowych rolników (jako, że esej ten nie dotyczy problemów ekonomicznych, nie
wskażemy, co musiałoby charakteryzować rynek, by taki efekt faktycznie miał miejsce).
Jednak nieprawdopodobne wydaje się, aby konsumenci, tworzący zdecydowaną większość
2
społeczeństwa, trwale zaakceptowali stan rzeczy, który jest dla nich szkodliwy, a przynosi
korzyści wyłącznie producentom pszenicy. Będą oni raczej próbowali albo znieść to prawo,
albo zapewnić sobie podobne przywileje. Jeżeli zaś wszystkie grupy będą cieszyć się różnymi
przywilejami, naprawdę skorzystają tylko te grupy, które będą wyróżnione w dużo większym
stopniu niż inne. W przypadku równych przywilejów dla wszystkich, to co dana osoba jest w
stanie zarobić jako producent i sprzedawca, zostaje pochłonięte przez to, co musi wydać jako
konsument i kupujący. Jednak z punktu widzenia całego społeczeństwa, wszyscy są
przegranymi, wprowadzenie ceł sprawia bowiem, że produkcja jest przenoszona z najbardziej
korzystnych miejsc do tych, które oferują gorsze warunki [ale są uprzywilejowane – przyp.
tłum.], sprawiając, że zmniejsza się dobrobyt całego kraju. W krótkim okresie interesy danej
grupy można zaspokoić, udzielając jej przywilejów z niekorzyścią dla innych obywateli kraju.
Natomiast szeroko pojęte (tzn. długookresowe) korzyści będą z pewnością większe bez
jakichkolwiek przywilejów.
W ramach wolnorynkowego społeczeństwa fakt, że jeden człowiek posiada dokładnie taką
samą pozycję jak ktoś inny, nie skutkuje wspólnotą ich krótkookresowych interesów.
Przeciwnie, to właśnie równość w systemie podziału pracy i społecznej współpracy czyni
ludzi rywalami i konkurentami. Konflikt pomiędzy konkurentami może co prawda zostać
złagodzony przez dobrze rozumiany interes wszystkich członków społeczeństwa, jednakże —
w przypadku braku przywilejów grupowych — nigdy nie utworzy się grupa osób, których
wspólny interes będzie zupełnie różny od dążeń reszty społeczeństwa. Przy założeniu wolnej
wymiany, producenci butów są po prostu konkurentami. Tylko wtedy utworzą osobną grupę
interesów, gdy zostaną wprowadzone konkretne przywileje, takie jak na przykład cło na buty
(privilegium favorabile), czy prawo dyskryminujące ich działalność na korzyść innych ludzi
(privilegium odiosum).
To właśnie przeciwko doktrynie kapitalizmu wystąpił Karol Marks ze swoją ideą
nieuniknionych konfliktów pomiędzy interesami klasowymi. Według niego, w systemie
kapitalistycznym czy demokracji burżuazyjnej nie istnieją kasty, jednak występują klasy
społeczne: wyzyskiwacze i wyzyskiwani. Proletariusze mają wspólny cel: zniesienie obecnego
systemu płac i stworzenie bezklasowego społeczeństwa socjalizmu. Z drugiej strony,
burżuazja jednoczy się, by zachować kapitalizm.
Koncepcja walki klasowej Marksa jest w całości oparta na jego analizie funkcjonowania
kapitalizmu i ocenie socjalistycznych metod produkcji. Jego rozważania dotyczące systemu
kapitalistycznego już dawno zostały uznane za całkowicie błędne. Natomiast jedyny
argument, który Marks przedstawia, aby wskazać wyższość socjalizmu nad kapitalizmem,
opiera się na jego rzekomym odkryciu prawa historycznej ewolucji. Mianowicie twierdzi on,
iż socjalizm musi nastąpić jako niezaprzeczalne prawo natury. Marks nie mógł mieć żadnych
wątpliwości dotyczących zalet socjalizmu, gdyż był całkowicie przekonany, iż bieg historii
jest ciągłym rozwojem od mniej pożądanych modeli (społecznej) produkcji w kierunku
bardziej korzystnych. Według Marksa, każdy następny etap organizacji społeczeństwa musi
koniecznie być lepszy od wcześniejszego. Całkowicie arbitralnie przyjmując, że przyszłość
nieuchronnie doprowadzi ludzkość do socjalizmu, wierzył, że to wystarczy, by udowodnić
wyższość socjalizmu. Marks nie tylko powstrzymał się od jakiejkolwiek analizy
socjalistycznej ekonomii, ale zanegował każdą taką próbę, uznając ją za „utopijną” i
„nienaukową”.
Każda karta historii ostatnich kilkuset lat przeczy marksistowskiej teorii, iż proletariat jest
ponadnarodowy i postępuje zgodnie z interesami wszystkich robotników, niezależnie od ich
3
pochodzenia. Delegaci partii robotniczych z różnych krajów tworzyli w konspiracji
Międzynarodowe Stowarzyszenia Robotników [tzw. Międzynarodówki – przyp. tłum.].
Jednak w czasie prowadzenia próżnych rozmów na temat ponadnarodowego braterstwa,
grupy nacisku z różnych krajów walczyły między sobą. Robotnicy ze stosunkowo nisko
zaludnionych krajów dążyli do ochrony swoich wysokich zarobków (np. poprzez bariery
imigracyjne), sprzeciwiając się zrównaniu płac poprzez wolny przepływ pracy pomiędzy
krajami. Próbowali zapewnić doraźny sukces polityki „pro-pracowniczej”, która
powstrzymuje napływ towarów z zagranicy do kraju. Tworzyli zatem napięcia społeczne,
które nieuchronnie muszą prowadzić do wojny, jeżeli tylko poszkodowani przez takie
regulacje oczekują, że będą w stanie — przy użyciu siły — znieść szkodliwe działania obcych
rządów.
Nasze czasy są przepełnione poważnymi konfliktami pomiędzy ekonomicznymi interesami
konkretnych grup. Jednak konflikty te nie są wrodzoną cechą niczym nieskrępowanego
kapitalizmu. To ingerencje rządu w działanie rynku doprowadziły do takiej sytuacji. Nie są to
również konflikty w rozumieniu marksistowskiej walki klas. Narodziły się one dlatego, iż
ludzkość cofnęła się do wyróżniania i uprzywilejowywania konkretnych grup w stosunku do
innych, tworząc tym samym nowy system kastowy.
W społeczeństwie kapitalistycznym klasa właścicieli (posiadaczy majątku) jest tworzona
przez ludzi, którym udało się osiągnąć sukces w zaspokajaniu potrzeb konsumentów oraz
przez spadkobierców takich osób. Jednakże ich przeszły sukces i zasługi dają im tylko
przejściową przewagę nad innymi. W celu jej utrzymania muszą o nią stale rywalizować. Co
więcej, nie tylko są skazani na ciągłe konkurowanie ze sobą nawzajem, muszą również bronić
swojej wysokiej pozycji przed nowymi graczami, którzy dążą do detronizacji
dotychczasowych zwycięzców. Działający rynek na bieżąco pozbywa się nieodpowiednich
kapitalistów i nieuzdolnionych przedsiębiorców, a w ich miejsce stawia parweniuszy.
Rynek wciąż czyni biednych bogatymi, a bogatych biednymi. Charakterystycznymi cechami
klasy właścicieli jest to, że jej struktura podlega ciągłym zmianom, że jest otwarta dla
każdego, że, aby się w niej utrzymać, trzeba nieprzerwanie odnosić sukcesy w prowadzonym
biznesie. Ponadto, członkowie tej klasy są poróżnieni między sobą właśnie przez ciągłą
konkurencję. Ci biznesmeni, którym się powodzi, nie są zainteresowani regulacjami, które
chroniłyby słabych kapitalistów przed problemami stawianymi przez rynek. Tylko
niekompetentni przedsiębiorcy mają interes w takich „stabilizujących” regulacjach. Jednakże
w ramach czystego kapitalizmu, który nastawiony jest na politykę konsumencką, nie mają
żadnej możliwości zapewnić sobie tych przywilejów.
Nasze czasy są jednak okresem polityki faworyzującej producentów. Współczesne,
„nieortodoksyjne” teorie za główne zadanie dobrego rządu uważają wprowadzanie przeszkód
wiodącym innowatorom dla wyłącznej korzyści ich mniej efektywnych konkurentów i na
koszt konsumentów. W przeważającej ilości krajów przemysłowych jest to widoczne przede
wszystkim w regulacjach, które chronią krajowych rolników przed ich zagranicznymi
konkurentami, którzy działają w bardziej korzystnych warunkach przyrodniczych. Natomiast
w większości krajów rolniczych można dostrzec odwrotną sytuację: to rodzimi przemysłowcy
są chronieni przed ich rywalami z innych krajów, którzy wytwarzają dobra po niższych
kosztach. Jest to nic innego, jak powrót do restrykcyjnej polityki ekonomicznej, która została
porzucona przez liberalne kraje w osiemnastym i dziewiętnastym wieku. Gdyby nie zostało to
wtedy uczynione, nigdy nie osiągnęlibyśmy tak niesamowitego postępu ery kapitalizmu.
Gdyby Europa nie otworzyła swoich granic dla importu amerykańskich produktów —
4
bawełny, tytoniu, pszenicy itp. — i gdyby wcześniejsze generacje Amerykanów surowo
zabroniły importu wytworów europejskiego przemysłu, Stany Zjednoczony nigdy nie
osiągnęłyby dzisiejszego stanu rozwoju ekonomicznego.
To właśnie tak zwana polityka producencka integruje grupę ludzi, którzy w innym przypadku
traktowaliby siebie nawzajem jako konkurentów. Tworzy się tym samym grupa nacisku
posiadająca wspólne interesy. Gdy powstawała kolej, powożącym dyliżansami w ogóle nie
przyszłoby do głowy, aby organizować strajk przeciwko temu nowemu rodzajowi
konkurencji. Takie wysiłki nie miałyby po prostu żadnych szans na powodzenie, gdyż nikt
inny by ich nie poparł. Jednakże dzisiaj, producenci masła skutecznie agitują przeciwko
wytwórcom margaryny, a muzycy przeciwko muzyce z odtwarzaczy. Współczesne
międzynarodowe konflikty mają te same podstawy. Amerykańscy farmerzy starają się
ograniczyć dostęp do argentyńskich płatków zbożowych, bydła i mięsa. Europejczycy
postępują podobnie w stosunku do produktów z Australii czy Ameryki.
Fundamentalnych przyczyn dzisiejszych antagonizmów między grupami należy upatrywać w
trwającym procesie powrotu do systemu kastowego. Australia i Nowa Zelandia są
demokratycznymi państwami. Jeżeli pominęlibyśmy fakt, że ich wewnętrzna polityka rodzi
coraz to nowe konflikty pomiędzy grupami interesów, moglibyśmy powiedzieć, że stworzyli
oni homogeniczne społeczeństwo, w którym wszyscy są równi wobec prawa. Jednak w myśl
regulacji dotyczących imigracji, ograniczających wjazd do kraju zarówno kolorowym jak i
białym przyjezdnym, rządy tych krajów zjednoczyły wszystkich swoich obywateli w jedną
uprzywilejowaną kastę. „Prawowici” mieszkańcy mają zagwarantowaną pozycję, która
zapewnia wyższą produktywność i co za tym idzie, wyższe płace. Nieprzyjęci do
społeczeństwa zagraniczni pracownicy i farmerzy są pozbawieni takich przywilejów.
Również, gdy amerykański związek zawodowy zabrania kolorowym obywatelom dostępu do
danej gałęzi przemysłu, ma miejsce wyodrębnienie osobnych kast w oparciu o różnice
rasowe.
Nie musimy rozpatrywać problemu, czy jest prawdą, czy nie, iż przetrwanie i dalszy rozwój
zachodniej kultury wymaga zachowania geograficznej segregacji różnych ras. Celem tej pracy
jest analiza ekonomicznych aspektów konfliktów grupowych. Jeżeli byłoby prawdą, że
względy rasowe powodują, iż niewskazane jest utworzenie miejsca, w które mogliby zostać
przesiedleni kolorowi mieszkańcy przeludnionych obszarów świata, nie zaprzeczałoby to
stwierdzeniu, że w nieskrępowanym społeczeństwie kapitalistycznym nie występują
nieuniknione i niedające się załagodzić konflikty grup interesów. Wskazywałoby to jedynie
na to, że czynniki rasowe sprawiają, iż niepożądane jest w pełni konsekwentne
wprowadzenie kapitalizmu i systemu rynkowego. Byłoby to jedynie dowodem na to, że
konflikty pomiędzy rasami, z przyczyn powszechnie nazywanych nieekonomicznymi, są
nieuniknione. Z pewnością zaś nie obalałoby to tezy liberałów, iż w ramach nieskrępowanej
przedsiębiorczości oraz wolnego przepływu ludzi, towarów oraz kapitału nie występują
konflikty nie do pogodzenia, wynikające ze słusznie rozumianych interesów jednostek i
różnych grup ludzi.
III
Od wieków panuje przekonanie o tym, iż na świecie przeważają nieuniknione konflikty
pomiędzy grupami interesów. Była to jedna z podstawowych zasad merkantylistów, którzy
konsekwentnie wnioskowali z niej, że wojna jest wrodzonym i wiecznym modelem relacji
międzyludzkich. Merkantylizm był filozofią wojny.
5
Chciałbym zacytować przy tej okazji dwie późne manifestacje tej doktryny. Jako pierwszą
przytoczę wypowiedź Woltera, w którego czasach zachwyt nad merkantylizmem był już
przeszłością — francuski fizjokratyzm i brytyjska ekonomia polityczna przejmowały jego
miejsce. Jednakże Wolter jeszcze o nich nie słyszał (pomimo, że jego przyjacielem był David
Hume, jeden z czołowych przedstawicieli nowych idei). Pisze on zatem w 1764 w swoim
Dictionnaire Philosophique:
être bon patriote, c’est souhaiter que su ville s’enrichisse par le commerce et soit puissante
par les armes. Il est clair qu’un pays ne peut gagner sans qu’un outre perde, et qu’il ne peut
vaincre sansfaire des malheureux
[1]
.
Mamy tutaj przepiękną językowo formułę współczesnej walki, zarówno militarnej jak i
ekonomicznej. Prawie osiemdziesiąt lat później możemy znaleźć kolejny przejaw tej
doktryny. Co prawda używając mniej wyszukanych słów, ale za to bardziej dobitnych, książę
Ludwik Napoleon Bonaparte, przyszły cesarz Napoleon III, stwierdza:
La quantité des merchandises qu’un pays exporte est toujours en raison directe du nombre
des boulets qu’il peut envoyer à ses ennemis, quand son honneur et sa dignité le
commandent
[2]
.
Argumentów przeciwko podstawom takiego myślenia powinniśmy szukać w osiągnięciach
klasycznych ekonomistów i zainspirowanych przez nich, wolnościowych działaniach rządów.
Wtedy to, po raz pierwszy w historii człowieka, powstała filozofia społeczna, która
ukazywała, że ludzkie interesy wszystkich ludzi i wszystkich grup ludzi mogą trwać w
harmonii. Po raz pierwszy pojawiła się filozofia pokojowego współdziałania i współistnienia
ludzi. Było to świadectwem radykalnych zmian w tradycyjnej moralności i ustanowieniem
nowych standardów etycznych.
Wszystkie poprzednie szkoły moralności były heteronomiczne. Postrzegały one prawo
moralne jako ograniczenia nałożone na człowieka przez niezmierzoną mądrość Boską albo
tajemniczy głos sumienia. Chociaż potężne grupy miały możliwość polepszenia swojego
ziemskiego życia, szkodząc tym słabszym, to jednak, respektując obowiązujące zasady
etyczne, powinny wyrzec się dążeń do swoich własnych egoistycznych interesów osiąganych
na koszt innych. Przestrzeganie prawa moralnego prowadziło do utraty przewagi, którą dana
grupa mogła sobie zapewnić.
W świetle teorii ekonomii sprawy przedstawiają się całkowicie inaczej. W ramach
nieskrępowanego wolnego rynku nie występują konflikty pomiędzy egoistycznymi interesami
jednostek i różnych grup. W krótkim okresie osoba bądź grupa może zyskać szkodząc
interesom innych ludzi. Jednakże w długim okresie zaangażowanie w takie działania przynosi
podobnie negatywny efekt temu, kto je stosuje, co i poszkodowanemu. Wyrzeknięcie się
krótkoterminowych korzyści w celu zapewnienia pokojowego funkcjonowania całego
mechanizmu społecznej kooperacji może się co prawda wydawać stratą, jednak jest ona
wyłącznie przejściowa. Sprowadza się bowiem do porzucenia małych, natychmiastowych
zysków dla nieporównywalnie większych korzyści w przyszłości.
Taki jest rdzeń moralnych wskazań dziewiętnastowiecznych utylitarystów. Postępuj zgodnie z
prawem moralnym dla własnego dobra, nie ze strachu przed piekłem czy ze względu na
innych, ale dla własnej korzyści. Porzuć ekonomiczny nacjonalizm i podboje, nie dla
cudzoziemców i obcych, ale swojego kraju i państwa.
6
To właśnie częściowy sukces tej filozofii przyczynił się do niesamowitych ekonomicznych i
politycznych osiągnięć współczesnego kapitalizmu. To dzięki niej żyje dzisiaj na świecie o
wiele więcej ludzi niż w przeddzień „rewolucji przemysłowej”, a ponadto w krajach, które
doszły najdalej w drodze do kapitalizmu, zwykli ludzie cieszą się z bardziej wygodnego życia
niż bogacze w przeszłości.
Naukową podstawą utylitarnej etyki jest teoria ekonomii. Etyka utylitaryzmu i ekonomia
trwają razem i razem też upadają.
Błędnym byłoby oczywiście rozumowanie zakładające, że taka teoria ekonomii jest możliwa i
potrzebna, ponieważ doceniamy jej rozwiązania w kontekście problemu utrzymania pokoju.
Istnienie regularności zjawisk ekonomicznych jak i możliwość systematycznego i naukowego
badania ekonomicznych praw nie mogą być zakładane a priori. Za każdym razem, gdy
zajmujemy się problemem, który powszechnie określa się jako ekonomiczny, naszym
pierwszym zadaniem powinno być postawienie pytania na poziomie epistemologicznym, czy
w ogóle istnieje coś takiego jak ekonomia.
Musimy sobie uświadomić, że jeżeli dokładne i rzetelne badania epistemologicznych podstaw
ekonomii miałby potwierdzić
twierdzenia niemieckiej szkoły historycznej czy amerykańskich
instytucjonalistów
, iż w rzeczywistości teoria ekonomii nie może istnieć, a prawa na
podstawie których ekonomiści budowali swoje modele są iluzoryczne, wtedy okrutne
konflikty pomiędzy rasami, nacjami i klasami społecznymi są nieuniknione. Także
militarystyczna doktryna ciągłej wojny i rozlewu krwi musiałaby zastąpić ideę pokojowej
współpracy między ludźmi. Natomiast zwolennicy pokoju byliby po prostu głupcami,
bowiem wywodzą swoje teorie, ignorując podstawowe problemy ludzkich relacji.
Nie istnieje inna poza tą, którą reprezentują „ortodoksyjni” i „reakcyjni” ekonomiści,
doktryna społeczna, która dopuszczałaby wniosek, iż pokój jest pożądany i możliwy.
Oczywiście naziści obiecują nam pokój po ich ostatecznym zwycięstwie, kiedy wszystkie
inne narody poznają w końcu swoje miejsce w społeczeństwie i zrozumieją, że muszą służyć
„rasie panów”. Marksiści także obiecują pokój po ostatecznym sukcesie proletariatu, to jest,
posługując się słowami Marksa, po tym, jak klasa pracująca przejdzie „okres długich walk,
cały szereg procesów historycznych, które zupełnie przeistoczą ludzi i warunki”
[3]
.
Marne pocieszenie. W każdym razie, te stwierdzenia wcale nie przeczą tezie, iż nacjonaliści
oraz marksiści traktują okrutne konflikty interesów różnych grup jako konieczne zjawiska
naszych czasów i że przypisują moralną wartość światowej wojnie czy walkom klasowym.
IV
Najbardziej doniosłym faktem w historii dwudziestego wieku jest bunt przeciwko
racjonalizmowi, ekonomii i utylitarnej filozofii społecznej. Wiąże się on jednocześnie z
odwrotem od wolności, demokracji i reprezentacyjnego rządu. Przyjęło się, aby rozróżniać
ten ruch na jego lewicową i prawicową odnogę. Taki podział jest jednak nieprawdziwy.
Dowodem na to jest fakt, iż niemożliwe jest zakwalifikowanie największych przywódców
tego ruchu do żadnej z tych grup. Czy Hegel był człowiekiem lewicy czy prawicy?
Wyznawcy filozofii Hegla, stojący zarówno po prawej jak i lewej stronie nie mylili się,
odnosząc się do niego, jako do swojego mistrza. Podobnie można zapytać, czy George Sorel
był zwolennikiem lewicy, czy prawicy? Zarówno Lenin, jak i Mussolini byli jego
ideologicznymi uczniami. Bismarck jest zwykle uznawany za reakcjonistę, jednak jego plan
7
opieki społecznej jest szczytem progresywizmu. Gdyby Ferdynand Lassalle nie miał
żydowskiego pochodzenia, naziści z pewnością obwołaliby go pierwszym liderem ruchu
robotniczego, założycielem niemieckiej partii socjalistów, jednym z bohaterów narodowych.
Z punktu widzenia prawdziwego liberalizmu wszyscy zwolennicy doktryny konfliktu tworzą
jedną homogeniczną grupę.
Główną bronią, która wykorzystywana jest przez antyliberałów zarówno z prawej, jak i lewej
strony, jest twórcze przezywanie swoich przeciwników. Racjonalizm zyskał miano
trywialnego i niehistorycznego. Utylitaryzm został zaszufladkowany jako system etyki
skąpych maklerów. Ponadto, poza krajami anglosaskimi jest uznawany jako wytwór
brytyjskiej „mentalności przekupek” i amerykańskiej „filozofii dolara”. Ekonomia natomiast
jest pogardliwie określana jako „ortodoksyjna” i „reakcyjna” i nazywana „ekonomicznym
rojalizmem” oraz „ideologią Wall Street”.
Smuci fakt, iż większość nam współczesnych nie jest zapoznana z teorią ekonomii. Wszystkie
najważniejsze kwestie, których dotyczą obecne spory polityczne, są natury ekonomicznej.
Nawet gdybyśmy pominęli fundamentalny problem kapitalizmu i socjalizmu, musimy sobie
uświadomić, że sprawy, o których codziennie dyskutuje się w polityce, mogą być
odpowiednio zgłębione wyłącznie stosując rozumowanie ekonomiczne. Jednakże nawet
społeczni liderzy, politycy, czy redaktorzy unikają poważnego kontaktu z ekonomiczną
wiedzą. Są nawet dumni ze swojej ignorancji. Boją się, że znajomość praw ekonomii może
zaburzyć ich naiwną pewność siebie i samozadowolenie, dzięki którym tak łatwo przychodzi
im przywłaszczanie sloganów, które usłyszeli w różnych miejscach.
Bardzo prawdopodobne wydaje się to, że nie więcej niż jeden na tysiąc uprawnionych do
głosowania wie, co ekonomiści mają do powiedzenia na temat efektów płacy minimalnej,
niezależnie od tego czy ustalonej przez rządową ustawę, czy przez nacisk ze strony związków
zawodowych. Większość ludzi na wiarę przyjmuje twierdzenie, iż wprowadzenie płacy
minimalnej powyżej stawek, które zostałyby ustalone na wolnym rynku, jest działaniem które
poprawi sytuację wszystkich tych, którzy pobierają pensję. W ogóle nie podejrzewają, że taki
przepis musi prowadzić do permanentnego bezrobocia dla znacznej części potencjalnej siły
roboczej. Nie wiedzą, że sam Marks stanowczo zaprzeczył, jakoby związki zawodowe były w
stanie podwyższyć zarobki wszystkich pracujących. Z tego powodu Marksiści z początku byli
przeciwni próbom ustalenia płacy minimalnej.
Nikt ponadto nie uświadamia sobie, iż tak entuzjastycznie popierany przez wszystkich
progresywistów plan lorda Keynesa, którego celem jest osiągnięcie pełnego zatrudnienia,
opiera się tak naprawdę na zmniejszeniu wysokości realnych płac. Keynes zaleca politykę
ekspansji kredytowej, ponieważ wierzy, iż „stopniowe i automatyczne obniżanie realnych
płac jako wynik rosnących cen” nie spotka się z takim oporem pracujących, jak próba
obniżenie nominalnych płac”
[4]
. Śmiało można więc stwierdzić, że przynajmniej w
przypadku tej zasadniczej kwestii, „progresywni” eksperci nie różnią się od lekceważonych
zwykle reakcyjnych wyzyskiwaczy klasy robotniczej. Biorąc to pod uwagę, doktryna
sugerująca, iż konflikty interesów pomiędzy pracownikami i pracodawcami są nieuniknione i
bez szans na porozumienie, jest pozbawiona swoich naukowych podstaw. Stabilny wzrost
płac dla wszystkich chętnych do pracy może być osiągnięty wyłącznie poprzez akumulację
dodatkowego kapitału i udoskonalenie metod produkcji (które jest możliwe właśnie dzięki
temu dodatkowemu bogactwu). Widzimy więc, że interes zarówno pracujących, jak i
pracodawców jest tu zgodny.
8
Równie prawdopodobne jest to, że tylko mała grupa ludzi zdaje sobie sprawę z tego, iż
zwolennicy wolnego handlu sprzeciwiają się różnym rodzajom protekcjonizmu dlatego, że
uważają takie działania za szkodliwe dla bogactwa ich własnego narodu, a nie dlatego że
pragną poświęcić interes swoich rodaków na rzecz cudzoziemców. Poza jakąkolwiek
wątpliwością jest fakt, iż prawie żaden Niemiec, w krytycznych czasach przed dojściem
Hitlera do władzy, nie uświadamiał sobie, że ci, którzy sprzeciwiali się agresywnemu
nacjonalizmowi i nie chcieli dopuścić do nowej wojny, nie byli zdrajcami gotowymi do
zaprzedania interesów narodu niemieckiego zagranicznemu kapitalizmowi, ale patriotami,
którzy chcieli uchronić rodaków przed tragedią bezsensownego rozlewu krwi.
Powszechna terminologia, dzieląca ludzi na przyjaciół i wrogów klasy robotniczej oraz
nacjonalistów czy internacjonalistów, jest dowodem na to, iż ignorancja elementarnych zasad
ekonomii jest praktycznie ogólnoświatowym zjawiskiem. Filozofia konfliktu jest mocno
zakorzeniona w myśleniu współczesnych ludzi.
Jedno z zastrzeżeń zgłaszanych przeciwko popierającej wolnorynkowe społeczeństwo
liberalnej filozofii wygląda mniej więcej tak: „Ludzkość nie może cofnąć się do systemu
społecznego, który już minął. Kapitalizm nie ma przed sobą żadnych perspektyw, gdyż jest
systemem organizacji dziewiętnastowiecznego społeczeństwa, epoki, która już minęła”.
Jednakże, to co popierają ci niedoszli „progresywiści” to nic innego, jak powrót do porządku
społecznego z czasów poprzedzających „rewolucją przemysłową”. Działania proponowane
przez nacjonalistyczną ekonomię są repliką polityki merkantylistów. Konflikty pomiędzy
związkami zawodowymi nie różnią się tak bardzo od konfliktów średniowiecznych gildii.
Podobnie jak władcy siedemnasto i osiemnastowiecznej Europy, obecni przywódcy także
dążą do utworzenia systemu, w ramach którego to rząd kieruje ekonomicznymi działaniami
swoich obywateli. Niekonsekwencją jest odrzucenie możliwości powrotu do polityki Cobdena
i Brighta, gdy nie widzi się nic złego w powielaniu działań, które podejmował Ludwik XIV i
Colbert.
V
Faktem jest, iż filozofia konfliktu i rozpadu jest najszerzej uznawaną filozofią naszych
czasów. Ludzie postrzegają swoją partię, grupę językową czy naród jako nadrzędne w
stosunku do innych. Wierzą, że grupa, do której należą, nie może prosperować bez
pogorszenia sytuacji innej. Tym samym, nie są przygotowani, aby tolerować działania, które
w ich mniemaniu są porzuceniem istotnych dla grupy interesów. Dlatego też nie do
pomyślenia wydaje się pokojowa współpraca z innymi grupami. Przykładem niech będzie
nieprzejednany upór leninizmu, francuskiego nacjonalizmu czy też nazizmu. Nie różnią się
one niczym w ich stosunku do interesów własnego kraju. Żadna z tych grup nie jest w stanie
odrzucić nawet swoich najmniejszych aspiracji związanych z jednością narodu.
Niemniej, prawdą jest również, iż istnieją potężne siły, które wciąż przeciwdziałają
tendencjom zmierzającym do konfliktu i dezintegracji. W USA jest to przede wszystkim
prestiż, który zgodnie z tradycją przypisywany jest Konstytucji. Dzięki niemu zostały w porę
powstrzymane próby różnych lokalnych grup nacisku, które dążyły do złamania
ekonomicznej jedności narodu poprzez wprowadzenie międzystanowych ograniczeń handlu.
Jednakże w długim okresie nawet te szlachetne tradycje mogą się okazać niewystarczające,
jeżeli nie będą wsparte społeczną filozofią, która będzie głosiła wyższość interesu całego
społeczeństwa i jego harmonii z interesem każdej jednostki
[5]
.
9
[1]
„Bycie patriotą to nadzieja, że nasze miasto bogaci się poprzez handel i siłę wojska. Jest
jasne, że jedno państwo nie może zyskać bez straty innego i żadne nie może dominować bez
pogrążenia innego w nędzy” [tłum. własne].
[2]
„Ilość dóbr, jaką państwo eksportuje jest zawsze bezpośrednio powiązana z ilością
pocisków, które może wysłać przeciwko swoim wrogom” [tłum. własne].
[3]
Marx, Der Buergerkrieg in Frankreich, Pfemfert, Berlin, 1919. Wyd. polskie: Karol
Marks, Wojna domowa we Francji, Książka, Łódź 1945.
[4]
Keynes, The General Theory of Employment, Interest and Money, London, 1939. Wyd.
polskie: Keynes, Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, PWN, Warszawa, 1956.
Krytyczne spojrzenie na tę ideę można znaleźć w: Albert Hahn, Deficit Spending and Private
Enterprise, “Postwar Readjustments Bulletin”, No. 8, U.S. Chamber of Commerce, s. 28-29.
[5]
Dalsze rozwinięcie idei zawartych w tej pracy można znaleźć w: Ludiwg von Mises,
Socialism, an Economic and Sociological Analysis (London: Jonathan Cape, revised ed.,
1951) s. 328-351. Wyd. polskie: Ludwig von Mises, Socjalizm, Arcana, Kraków, 2009; oraz
Theory and History, an Interpretation of Social and Economic Evolution (Yale University
Press, 1957) s. 112-146.
10