Palmer Diana 24 Piękny, dobry i bogaty

background image

DIANA PALMER

PIКKNY, DOBRY I BOGATY

background image

ROZDZIAЈ PIERWSZY

Meredith Johns popatrzyіa smкtnie na barwny pochуd mіodzieїy њwiкtuj№cej

Halloween. Ona miaіa na sobie strуj jeszcze z czasуw college'u. Zarabiaіa wprawdzie caіkiem

nieџle, ale na takie zbytki jak przebrania nie byіo jej staж. Musiaіa pіaciж њwiadczenia

zwi№zane z domem, ktуry wraz z ojcem zajmowali.

Ostatnie miesi№ce byіy dla Meredith szczegуlnie ciкїkie, z trudem dochodziіa do jako

takiej rуwnowagi.

Jill, jej koleїanka z pracy, zaprosiіa j№ na przyjкcie halloweenowe. Meredith byіo to

nie na rкkк - jej ojciec wrуciі wіaњnie do domu po trzydniowej nieobecnoњci - ale Jill,

wiedz№c o jej niedawnych przeїyciach, nie dawaіa za wygran№. Meredith wіoїyіa wiкc

jedyny kostium, jaki jej pozostaі z lat studenckich, i wyszіa, kieruj№c siк do mieszkania

przyjaciуіki znajduj№cego siк trzy przecznice dalej. Draїniі j№ ten tіum. Zіa byіa na siebie,

ї

e ulegіa namowom Jill.

Ten ostatni tydzieс daі jej siк naprawdк we znaki i chciaіaby choж na krуtko

zapomnieж o tym wszystkim. Ojciec nie panowaі nad nerwami i byі wrкcz nie do zniesienia.

Oboje, rzecz jasna, pogr№їeni byli w bуlu, ale ojciec przeїywaі to znacznie ciкїej niї ona.

Czuі siк odpowiedzialny za to, co siк staіo. I z tej wіaњnie przyczyny szacowny naukowiec,

profesor college'u, rzuciі pracк i zacz№і piж. Meredith robiіa, co mogіa, by skіoniж go do

leczenia, ale nie dawaіo to їadnego rezultatu, a taka kuracja wymagaіa zgody delikwenta. Po

jakiejњ awanturze trafiі ostatnio do wiкzienia, a gdy wrуciі po trzech dniach, znowu siкgn№і

po butelkк.

Nim wyszіa z domu na tк imprezк, uprzedziі j№, by nie waїyіa siк pуџno wracaж. Jak

gdyby czкsto jej siк to zdarzaіo!

S№czyіa powoli drinka. Nie lubiіa alkoholu i w ogуle czuіa siк tu niezrкcznie. I wcale

nie dlatego, їe jej kostium przyci№gaі spojrzenia. Wіoїyіa taki, jaki miaіa. Gdyby ubraіa siк

normalnie, to dopiero wywoіaіaby powszechne zdziwienie.

Odsunкіa siк od podpitego kolegi, ktуry chciaі jej pokazaж sypialniк Jill, i postawiіa

dyskretnie szklankк na stole. Odnalazіa w tіumie goњci gospodyniк, podziкkowaіa jej za

„miіy wieczуr" i, wymawiaj№c siк bуlem gіowy, ruszyіa w stronк drzwi. Juї na dworze

і

yknкіa spory haust њwieїego powietrza.

Co za banda dzikusуw, pomyњlaіa. Gкsty dym w mieszkaniu Jill draїniі jej gardіo,

szczypaі w oczy. A іudziіa siк nadziej№, їe przyjemnie spкdzi czas. Ze moїe spotka kogoњ,

background image

kto pomoїe jej w tej ciкїkiej sytuacji. Nadzieja matk№ gіupich! Od wielu miesiкcy z nikim

siк nie spotykaіa. Raz zaprosiіa na kolacjк pewnego swojego wielbiciela. Lecz po krуtkiej

rozmowie z ojcem, ktуry, gdy byі pijany, nie przebieraі w zіoњliwoњciach, уw wielbiciel

wyniуsі siк czym prкdzej. Niewielka szkoda, bo nie zaleїaіo jej na nim. I od tamtej pory daіa

sobie spokуj z їyciem towarzyskim. I tak miaіa roboty po uszy. Zreszt№ bуl po tragedii, jak№

przeїyіa, byі jeszcze zbyt њwieїy.

Nagle jakiњ dziwny haіas dobiegі jej uszu. W tym stroju czuіa siк nieco skrкpowana,

a gdy przypomniaіa sobie lubieїne uwagi faceta, ktуry zazwyczaj zachowywaі siк

nienagannie, pomyњlaіa sobie, їe powinna byіa narzuciж pіaszcz na tк sukienkк. Miaіa na

ogуі same stare rzeczy, bo po spіaceniu kredytu i rachunkуw niewiele pozostawaіo jej

gotуwki. Ojciec nie pracowaі, nie otrzymywaі znik№d їadnego wsparcia, ale ona kochaіa go i

nie zamierzaіa opuњciж. Byіa to jednak doњж kosztowna decyzja.

Skrzyїowaіa ramiona na piersi, chroni№c siк jak gdyby przed wzrokiem gapiуw.

Spуdnicк miaіa krуtk№ i powiewn№, poсczochy siatkowe, pantofle na wysokich obcasach,

wciкt№ w talii bluzkк i rуїowe boa z piуr. Wіosy opadaіy jej na ramiona, a makijaї zrobiіa

sobie taki, jak przystaіo na zawodow№ tancereczkк. O taki wіaњnie wizerunek jej chodziіo.

Niestety przypominaіa bardziej zawodow№ prostytutkк niї baletnicк.

Za rogiem dostrzegіa dwie postacie pochylone nad kimњ leї№cym na ziemi.

- Co siк tu dzieje?! - wrzasnкіa jak mogіa najgіoњniej. I ruszyіa w ich stronк,

wymachuj№c ramionami i wykrzykuj№c groџby pod ich adresem.

Tak jak przewidywaіa, zaskoczeni jej postaw№ uciekli, nie obejrzawszy siк nawet.

Najskuteczniejsz№ broni№ jest atak, pomyњlaіa z satysfakcj№.

Podbiegіa do leї№cego czіowieka i przyjrzaіa mu siк dokіadnie w sіabym blasku

latarni ulicznych. Wstrz№њnienie mуzgu, pomyњlaіa. Krew. Napastnicy uderzyli go w

gіowк i prawdopodobnie obrabowali. Przy pasku pod marynark№ wyczuіa prostok№tny

przedmiot. Aha, komуrka, stwierdziіa w duchu. Wybraіa numer pogotowia, po czym podaіa

stan pacjenta i okreњliіa miejsce, gdzie siк znajduj№.

Czekaj№c na karetkк, usiadіa na skraju chodnika. Ujкіa dіoс mкїczyzny. Jкkn№і i

poruszyі siк.

- Leї spokojnie - rzekіa ostro. - Wszystko bкdzie dobrze. Wezwaіam pogotowie. Zaraz

tu bкd№.

- Gіowa... boli mnie gіowa.

- Wyobraїam sobie. Solidnie oberwaіeњ. Leї spokojnie. Masz mdіoњci? Jest ci sіabo?

- Tak, niedobrze mi - odrzekі cicho.

background image

- Nie ruszaj siк. - Uniosіa gіowк, sіysz№c dџwiкk syreny. Szpital znajdowaі siк

niedaleko jej domu, a wiкc i niedaleko st№d. Facet ma szczкњcie, pomyњlaіa. Uraz czaszki

zawsze jest niebezpieczny.

- Moi... bracia - szeptaі urywanym gіosem. - Ranczo Hart... Jacobsville, Teksas.

- Zawiadomiк ich - obiecaіa.

Chwyciі jej dіoс, jak gdyby boj№c siк utraty њwiadomoњci.

- Nie... opuszczaj mnie - jкkn№і.

- Nie opuszczк ciк. Masz moje sіowo.

- Jesteњ anioіem - szepn№і. Westchn№і gікboko i straciі przytomnoњж, co rokowaіo

nie najlepiej.

Karetka zakrкciіa na rogu i przednie њwiatіa wozu wydobyіy z mroku sylwetki

Meredith i leї№cego mкїczyzny. Dwie osoby w biaіych fartuchach pospieszyіy ku rannemu.

- Uraz gіowy - oznajmiіa Meredith. - Puls sіaby, ale miarowy. Pacjent caіy czas byі

przytomny, miaі mdіoњci, skуra chіodna, wilgotna. Prawdopodobnie lekkie wstrz№њnienie

mуzgu.

- Ja pani№ sk№dњ znam - powiedziaіa lekarka. - Oczywiњcie! Pani jest cуrk№

Johnsa.

- Zgadza siк - potwierdziіa Meredith z ironicznym uњmiechem. - Jak widaж, jestem

znana.

- Nie tyle pani, co ojciec - sprostowaіa lekarka, przygl№daj№c siк dziewczynie.

- Niestety. Ostatnio ojciec sporo czasu spкdza w ambulansach.

- Co tu siк wydarzyіo? - zapytaіa, zmieniaj№c temat.

- Byіa pani њwiadkiem zdarzenia?

- Krzyknкіam i spіoszyіam dwуch facetуw, ktуrzy pochylali siк nad nim. Ale nie mam

pojкcia, czy to wіaњnie oni na niego napadli. Jak pani ocenia jego stan?

- zapytaіa, gdy lekarka zbadaіa pobieїnie leї№cego mкїczyznк.

- Wstrz№њnienie mуzgu, oczywiњcie. Їadnego zіamania, tylko guz na gіowie

wielkoњci naszego dіugu paсstwowego. Bierzemy go. Jedzie pani z nami?

- Tak, pojadк - odparіa Meredith, gdy sanitariusze umieszczali pacjenta na noszach.

Wci№ї byі nieprzytomny. - Tylko їe jak na szpital nie jestem odpowiednio ubrana.

Lekarka obrzuciіa j№ wielce wymownym spojrzeniem.

- Mogк wiedzieж, dlaczego wystкpuje pani w takim stroju? Czy pani szef wie, jak

dorabia pani sobie do pensji? - zapytaіa z wrednym uњmieszkiem.

- Jill Baxley urz№dziіa przyjкcie z okazji Halloween. Zaprosiіa mnie.

background image

Kobieta zmarszczyіa czoіo.

- Imprezy u Jill maj№ zі№ sіawк. Nie wiedziaіam, їe lubi pani piж.

- Mуj ojciec pije za nas oboje - odparіa dziewczyna. - Ja ani nie pijк, ani nie biorк

prochуw. Zastanawiaіam siк, czy w ogуle tam iњж. I szybko ulotniіam siк z jej domu. W

drodze powrotnej natknкіam siк na tego czіowieka.

- Miaі szczкњcie - mruknкіa lekarka. - Gdyby nie pani, mуgіby nie doczekaж rana.

Meredith usiadіa na bocznej іawce, kierowca za kуіkiem, a lekarka w tym czasie

zadzwoniіa do peіni№cego ostry dyїur szpitala.

Zanosi siк na to, їe spкdz№ poza domem noc, pomyњlaіa Meredith. Dostanie jej siк

od ojca, gdy wrуci tak pуџno. Przyszіa jej na myњl matka, ktуra uwielbiaіa wszelkie imprezy,

bawiіa siк czкsto do rana i nierzadko z innymi mкїczyznami. Po ostatnich wydarzeniach oj-

ciec rozpamiкtywaі to jej zachowanie. I jak gdyby skupiaі teraz na cуrce caі№ zіoњж za

bікdy swojej їony. Gdy ona, Meredith, wrуci do domu o њwicie, wszystko moїe siк staж.

Lecz z drugiej strony nie zostawi przecieї tego czіowieka na pastwк losu. Obiecaіa mu, їe go

nie opuњci. Musi dotrzymaж sіowa.

Lekarz dyїurny po zbadaniu pacjenta orzekі wstrz№њnienie mуzgu. Przez prawie

caі№ drogк do szpitala mкїczyzna byі nieprzytomny. Raz tylko ockn№і siк z omdlenia,

spojrzaі na Meredith, uњmiechn№і siк i uњcisn№і jej dіoс.

Naleїaіo zawiadomiж jego rodzinк. Wrкczono jej ksi№їkк telefoniczn№ i posadzono

przy telefonie w peіnej zgieіku dyїurce pielкgniarek. Jacobsville byіo siedzib№ wіadz

hrabstwa. Odnalazіa wreszcie ranczo Hart. Wybraіa numer i czekaіa dіuїsz№ chwilк.

Niebawem usіyszaіa niski, mкski gіos:

- Sіucham. Ranczo Hart.

- Dzwoniк w imieniu pana Leo Harta - zaczкіa. Jego nazwisko odczytaіa z prawa

jazdy, ktуre byіo w portfelu; widocznie napastnikom zabrakіo czasu, by go ukraњж. - Jest

teraz w Houston...

- Co siк staіo? - zapytaі mкїczyzna zniecierpliwionym tonem.

- Napadniкto na niego. Ma wstrz№њnienie mуzgu. Na razie nic wiкcej nie wiadomo.

- Kim pani jest?

- Nazywam siк Meredith Johns. Pracujк...

- Kto go znalazі?

- Ja. Wezwaіam pogotowie przez jego komуrkк. Prosiі, bym zadzwoniіa do jego brata.

Podaі nazwк miejscowoњci.

- Jest druga w nocy! - podkreњliі ze zіoњci№ jej rozmуwca.

background image

- Wiem - odparіa. - To wydarzyіo siк przed kilkunastoma minutami. Przechodziіam i

zobaczyіam, їe czіowiek leїy na chodniku. Prosiі, by ktoњ z rodziny...

- Mam na imiк Rey, jestem jego bratem. Juї tam jadк. Dziкki. - Odіoїyі sіuchawkк, a

Meredith pomyњlaіa, їe to ostatnie sіowo wypowiedziaі takim tonem, jakby z trudem

przechodziіo mu ono przez gardіo.

Wrуciіa do poczekalni. Po dziesiкciu minutach poproszono j№ do pokoju, w ktуrym

ofiara napadu skіadaіa zeznania.

- Jest przytomny - oњwiadczyі lekarz dyїurny. - Chcк zadaж mu parк pytaс, їeby nie

byіo їadnych w№tpliwoњci. Udaіo siк pani dodzwoniж?

- Jego brat niedіugo tu bкdzie.

- Њwietnie. A czy pani zostanie z nim tutaj? Panuje epidemia zapalenia oskrzeli i

brakuje nam pielкgniarek, a pacjent nie powinien byж sam.

- Zostanк - rzekіa z uњmiechem. - Ale proszк nie s№dziж, їe to, co mam na sobie,

њ

wiadczy o tym, kim jestem.

Lekarz obrzuciі spojrzeniem jej strуj.

- Halloween! - rzekі, wykrzywiaj№c usta z ironi№. - Siі№ by mnie na tak№ imprezк

nie zaci№gnкli!

Trzy kwadranse pуџniej coњ siк wydarzyіo. Do gabinetu zabiegowego wpadі niczym

tornado wysoki, czarnowіosy i czarnooki mкїczyzna, w dїinsach, kowbojskich butach i kurtce

z frкdzlami narzuconej niedbale na beїow№ jedwabn№ koszulк. Do tego kapelusz z szerokim

rondem, najdroїszej marki, ktуrej symbolem byіa wpiкta w szarfк szpilka w ksztaіcie piуra.

Wprost kipiaі od nadmiaru nagromadzonej w nim zіoњci.

Na widok leї№cego na stole zabiegowym brata, ktуry to traciі, to odzyskiwaі

przytomnoњж, jego wњciekіoњж siкgnкіa zenitu. Przeszyі Meredith, a wіaњciwie jej strуj,

piorunuj№cym spojrzeniem.

- Teraz rozumiem, dlaczego o drugiej w nocy znalazіaњ siк na ulicy - wychrypiaі

gniewnie. - Co zatem siк staіo? Obrabowaіaњ go, a potem sumienie ciк ruszyіo i wezwaіaњ

pomoc?

- Co teї pan... - zaczкіa, wstaj№c.

- Proszк sobie darowaж! - Odwrуciі siк i poіoїyі siln№, smukі№ dіoс na piersi brata. -

Leo, Leo, to ja, Rey! Sіyszysz mnie? - pytaі peіnym zatroskania tonem.

Poturbowany mкїczyzna uchyliі powieki, popatrzyі na brata.

- Rey?

- Powiedz, jak to siк staіo. Leo uњmiechn№і siк nieznacznie.

background image

- Szedіem pogr№їony w myњlach - zacz№і sіabym gіosem - i raptem ktoњ uderzyі

mnie w gіowк. Przewrуciіem siк. Nic nie widziaіem. - Siкgn№і do kieszeni. - Cholera!

Ukradli mi portfel! I moj№ komуrkк!

Meredith chciaіa mu powiedzieж, їe ma i portfel, i komуrkк, ale nim zdoіaіa

otworzyж usta, Rey Hart spojrzaі na ni№ groџnie i wybiegі z sali.

Tymczasem Leo znуw straciі przytomnoњж. Meredith staіa obok i zastanawiaіa siк,

co robiж. Nie minкіo piкж minut, gdy Rey wrуciі, a towarzyszyі mu wysoki mкїczyzna w

policyjnym mundurze. Jego twarz byіa jej znajoma, nie potrafiіa jednak skojarzyж

okolicznoњci. Na pewno juї go kiedyњ widziaіa.

- To ona - powiedziaі Rey, wskazuj№c palcem Meredith. - Podpiszк kaїdy papierek,

gdy tylko stan zdrowia mojego brata siк poprawi. Ale teraz nie chcк jej tu widzieж!

- Spokojna gіowa, zaіatwiк to - rzekі policjant. Zanim Meredith zd№їyіa

zaprotestowaж, zaіoїyі jej kajdanki i wypchn№і z sali.

- Czy jestem aresztowana?! - wykrzyknкіa oszoіomiona. - Za co? Dlaczego? Ja nic

zіego nie zrobiіam!

- Wiem, wiem - powiedziaі policjant znudzonym tonem, gdy prуbowaіa opowiedzieж

mu, czego byіa њwiadkiem. - Kaїdy jest niewinny. Zdajesz chyba sobie sprawк, їe

spacerowanie po mieњcie w takim stroju, w dodatku po pуіnocy, nie њwiadczy na twoj№

korzyњж? Co zrobiіaњ z jego telefonem komуrkowym i portfelem?

- Mam je w torebce.

Њ

ci№gn№і torbк z jej ramienia i wypchn№і z gmachu szpitala.

- Czekaj№ ciк powaїne kіopoty. Obrabowaіaњ niewіaњciwego czіowieka.

- Ja go nie obrabowaіam! Gdy nadeszіam, pochylali siк nad nim jacyњ dwaj

mкїczyџni! Nie widziaіam ich twarzy, ale to na pewno oni go okradli!

- Nagabywanie przechodniуw jest przestкpstwem - oznajmiі znacz№co.

- Nikogo nie nagabywaіam! Wracaіam z imprezy Halloween, gdzie wystкpowaіam w

przebraniu tancerki! - wykrzyknкіa z gniewem wobec kolejnego zarzutu. Przeczytaіa

nazwisko policjanta na identyfikatorze. - Sierїancie Sanders, musi mi pan uwierzyж!

Sіowem siк nie odezwaі. Doprowadziі j№ do samochodu i wepchn№і na tylne

siedzenie.

- Chwileczkк! - zawoіaіa, nim zamkn№і drzwi. - Niech pan zajrzy do mojego portfela!

Ale to juї! - rozkazaіa.

Obrzuciі j№ niechкtnym spojrzeniem, lecz zastosowaі siк do jej woli. Po czym

popatrzyі na ni№ innym juї wzrokiem.

background image

- Pomyњlaіem nawet, їe sk№dњ pani№ znam - mrukn№і.

- Nie obrabowaіam pana Harta - ci№gnкіa. - I mogк udowodniж, gdzie byіam, gdy na

niego napadniкto. - Podaіa mu adres Jill.

Zajechali przed dom Jill. Sanders wszedі do mieszkania, porozmawiaі z jego

gospodyni№, na pewno podpit№ i rozbawion№, i wrуciі. Kazaі Meredith wysi№њж, zdj№і

jej kajdanki. Panowaі nocny chіуd i dziewczyna drїaіa z zimna, ponadto џle siк czuіa w tym

dziwacznym przebraniu, mimo їe policjant znaі juї prawdк.

- Jest mi doprawdy przykro - zacz№і, patrz№c w jej szare oczy. - Nie rozpoznaіem

pani. Wiedziaіem tyle, ile powiedziaі mi pan Hart, a jego poniosіy emocje...

Musi pani jednak przyznaж, їe pani wygl№d...

- Zdajк sobie z tego sprawк. Pan Hart byі przeraїony stanem brata, nie wiedziaі, co siк

staіo, a widz№c mnie w tym stroju... Gdy jeszcze usіyszaі od brata, їe zgin№і mu portfel i

telefon komуrkowy, to juї nie miaі їadnych w№tpliwoњci. Nie znaі mnie przecieї. Trudno go

winiж za to, їe podejrzewaі mnie o najgorsze. Gdybym wtedy nie nadeszіa, ci dwaj na pewno

ukradliby portfel. Uciekli i upiekіo im siк.

- Moїe mi pani wskazaж miejsce, gdzie leїaі pan Hart? - zapytaі policjant.

- Oczywiњcie. Chodџmy.

Pod№їyі za ni№, omiataj№c њwiatіem latarki chodnik. Wskazaіa mu miejsce

znalezienia rannego. Pochyliі siк w poszukiwaniu њladуw. Znalazі papierek po cukierku i

niedopaіek papierosa.

- Nie wie pani, czy pan Hart pali i czy lubi sіodycze?

Potrz№snкіa gіow№.

- Podaі mi tylko nazwisko. Nic wiкcej o nim nie wiem.

- Zapytam o to jego brata. Proszк tu poczekaж. Wezwк technikуw, niech zabior№ do

analizy to, co znalazіem.

- Poczekam - zgodziіa siк, otulaj№c siк szalem z piуr. - Wyobraїam sobie ich radoњж,

gdy wyci№gnie ich pan z іуїka, by obejrzeli niedopaіek i papierek po cukierku.

- Nie ma pani pojкcia, czym siк ci faceci ekscytuj№ - rzekі chichocz№c. - Tropienie

przestкpcуw to dla nich prawdziwa frajda.

- Mam nadziejк, їe zіapi№ tych dwуch typуw. Ludzie nie powinni siк baж wychodziж

w nocy z domu, nawet w takim stroju - dodaіa, dotykaj№c swej powiewnej spуdniczki.

- Sіusznie - przyznaі i wezwaі przez radiotelefon ludzi z grupy operacyjnej.

Meredith chciaіaby juї iњж do domu, ale musiaіa jeszcze zіoїyж pisemne

oњwiadczenie. Krуtko to trwaіo, bo niewiele wiedziaіa.

background image

Wrкczyіa kartkк policjantowi.

- Moїe juї pan mnie zwolniж? - zapytaіa. - Mieszkam z ojcem, ktуry na pewno bardzo

siк o mnie niepokoi. Pуjdк pieszo, to tylko trzy przecznice st№d.

Zmarszczyі brwi.

- Pani ojciec to Alan Johns, prawda? A moїe mam z pani№ pуjњж?

Byіa na ogуі odporna na ataki irytacji ojca, umiaіa sobie z nim radziж. Jednakїe tym

razem czuіa, їe nie sprosta zadaniu.

- Mуgіby pan? - zapytaіa speszona wіasnym lкkiem.

- Oczywiњcie. Jedziemy.

Dom byі pogr№їony w ciemnoњciach, co sprawiіo, їe poczuіa ulgк: nic siк nie dzieje.

- W porz№dku - powiedziaіa. - Gdyby czuwaі, paliіoby siк њwiatіo. Dziкkujк,

sierїancie - dodaіa z uњmiechem.

- W razie czego proszк dzwoniж - rzekі. - Obawiam 'siк zreszt№, їe bкdziemy w

kontakcie z powodu tego incydentu. Rey Hart wspomniaі mi, їe ich brat jest prokuratorem

generalnym w naszym stanie. Nie odpuњci, dopуki nie zіapiemy przestкpcуw.

- I sіusznie. Ci dranie to prawdziwa plaga. Tylko czyhaj№, їeby kogoњ obrabowaж.

- Przepraszam za te kajdanki - powiedziaі policjant i Meredith po raz pierwszy ujrzaіa

uњmiech na jego twarzy.

- Moja wina, їe paradowaіam po nocy w tym przebraniu. Dostaіam nauczkк. Dziкkujк

za podwiezienie.

Rey Hart siedziaі wytrwale przy іуїku brata, zaіatwiwszy uprzednio izolatkк, do ktуrej

przewieziono Lea z gabinetu zabiegowego. Byі szczerze zmartwiony - nie wiadomo, jak siк

to wszystko skoсczy.

Dostawaі szaіu na myњl o tej dziewczynie. Ciekawe, czym go uderzyіa, zastanawiaі

siк. Nie sprawiaіa wraїenia silnej i byіa raczej niskiego wzrostu. Dziwne, їe jakimњ tкpym

narzкdziem zdoіaіa siкgn№ж jego gіowy. Pomyњlaі z niesmakiem o jej ubiorze. Parк lat

temu miaі romans z dziewczyn№, ktуra, jak potem siк okazaіo, њwiadczyіa usіugi erotyczne.

Zakochaі siк w niej i s№dziі, їe z wzajemnoњci№. Kiedy dowiedziaі siк o jej zawodzie i o

tym, їe њwiadoma jego bogactwa zarzuciіa na niego sieci, zraziі siк do kobiet. Nie ufaі juї

ї

adnej. Powtarzaі sobie w duchu, їe gdyby znalazі mкїczyznк, ktуry umiaіby piec placki, nie

wpuњciіby do domu їadnej niewiasty, nawet leciwej.

Przypomniaі sobie ze smutkiem ich ostatni nabytek. Otуї on oraz Leo - jako ostatni

kawalerowie w rodzinie - znaleџli pewn№ doњwiadczon№ kucharkк, ktуra potrafiіa piec ich

ulubione placki. Oczywiњcie wprowadziіa siк do nich. Zdarzyіo siк, їe zachorowaіa, wiкc

background image

wezwali lekarza, kupili leki. Wydobrzaіa, oњwiadczyіa jednak, їe niestety ta praca jest dla

niej za ciкїka. Nie mogli znaleџж nikogo na jej miejsce, nawet za tak atrakcyjne

wynagrodzenie, jakie byli w stanie zaoferowaж ewentualnym kandydatkom.

Rey parokrotnie w ci№gu tej nocy ucinaі sobie drzemkк, przyzwyczajony do tego, їe

zasn№ж moїna w kaїdym miejscu i w kaїdej pozycji. Wszak kowboje, gdy okolicznoњci tego

wymagaj№, potrafi№ spaж nawet w siodle.

Obudziі siк, gdy do pokoju wszedі policjant, ktуry aresztowaі tamt№ dziewczynк.

- Jestem juї po dyїurze - powiedziaі sierїant - i pomyњlaіem sobie, їe wpadnк i zdam

panu relacjк z tego, coњmy ustalili. Mamy pewne dowody i dziњ rano detektywi

przesіuchaj№ њwiadkуw. Schwytaliњmy ludzi, ktуrzy napadli na paсskiego brata.

- Schwytaliњcie? - powiedziaі Rey. - Przecieї mieliњcie j№ juї w rкku!

Aresztowaliњcie tк kobietк!

- 'I zwolniliњmy - rzekі Sanders. - Miaіa alibi, potwierdzone. Napisaіa oњwiadczenie i

odwiozіem j№ do domu.

Rey wstaі, demonstruj№c swуj niebywaіy wzrost, i zmierzyі sierїanta ostrym

spojrzeniem.

- Zwolniliњcie j№? - powtуrzyі lodowatym tonem. - A gdzie jest telefon komуrkowy

mojego brata? - zapytaі po chwili namysіu.

Policjant skrzywiі siк.

- W jej torebce, razem z portfelem pana Harta - przyznaі z pokor№. - Zupeіnie o tym

zapomniaіem. Pуjdк do niej zaraz i odbiorк te rzeczy.

- Idк z panem - rzekі Rey stanowczo. - Moim zdaniem, ona jest winna. Na pewno

wspуіdziaіaіa z tymi bandytami. I opіaciіa tego kogoњ, kto daі jej alibi.

- To nie jest tego typu osoba... - zacz№і sierїant.

- Ani sіowa wiкcej - przerwaі mu ostro Rey. - Idziemy.

Siedziaі za kierownic№ wozu, obok niego policjant, juї nie sіuїbowo, po dyїurze.

Jechali do Meredith, ktуrej dom znajdowaі siк niedaleko szpitala. Byі w kiepskim stanie - co

wzmogіo tylko podejrzliwoњж Reya. Wynika z tego, їe jest biedna. A wiкc miaіa motyw:

zdobycie pieniкdzy.

Rey zapukaі do drzwi. Z caіych siі. Musiaі trzykrotnie powtуrzyж owo walenie, nim

Meredith im otworzyіa.

Wіosy miaіa potargane, byіa blada jak њciana. Niezdarnym ruchem przyіoїyіa do

twarzy wilgotn№ њciereczkк. Na ten swуj halloweenowy kostium narzuciіa tylko szlafrok.

- Czego znowu chcecie? - zapytaіa niewyraџnie, ochrypіym gіosem.

background image

Aha, piіaњ! - Ton gіosu Reya brzmiaі ostro, nieprzyjemnie.

Meredith drgnкіa, cofnкіa siк o krok.

Sanders domyњliі siк, co siк tutaj dziaіo. Z ponur№ min№ wszedі za Reyem do

њ

rodka, potem do salonu.

- Widaж z tego, їe pracowit№ miaіaњ noc - ci№gn№і Rey patrz№c na ten jej strуj,

ktуry szlafrok nie w peіni zasіaniaі. - Czy ci twoi frajerzy rуwnieї ciк bij№?

Milczaіa, nie mogіa sіowa z siebie wydusiж. Bolaіa j№ twarz.

Sierїant skierowaі siк do sypialni. Wrуciі niebawem, prowadz№c mкїczyznк w

kajdankach, ktуry wygl№daі nad podziw dostojnie, choж, rozwњcieczony, miotaі

przekleсstwa, wyzywaj№c Meredith od prostytutek i morderczyс. Rey Hart patrzyі naс, nie

kryj№c zdumienia. Po chwili przeniуsі wzrok na Meredith, ktуra staіa nieruchomo i tylko

przy kaїdym kolejnym wyzwisku przymykaіa odruchowo oczy, Sanders podniуsі sіuchawkк,

ї

eby zadzwoniж po wуz policyjny.

- Proszк, niech pan nikogo nie wzywa! - bіagaіa, przyciskaj№c do policzka woreczek

z lodem. - On dopiero co wyszedі...

- Tym razem przytrzymamy go dіuїej niї trzy dni - zapewniі sierїant. - A pani niech

idzie do szpitala, niech lekarz pani№ obejrzy. Bardzo pani№ poturbowaі? Proszк odsіoniж

twarz.

Rey staі w milczeniu, wyraџnie zakіopotany, i przygl№daі siк dziewczynie. A gdy

zobaczyі opuchniкty policzek i fioletowy siniec wokуі oka, zaparіo mu dech w piersi.

- Boїe њwiкty! - wykrzykn№і po chwili. - A czymїe on pani№ uderzyі?

- Piкњci№ - odparі krуtko policjant. - I to nie po raz pierwszy. Niech pani wreszcie

zrozumie - zwrуciі siк do Meredith - їe to juї nie ten sam czіowiek. Kiedy jest pijany, nie wie,

co robi. Ktуrejњ nocy zabije pani№, a potem zapomni o tym i wyprze siк tego, co zrobiі.

- Nie wniosк przeciwko niemu oskarїenia - powiedziaіa ponuro. - Jak bym mogіa?

Przecieї to mуj ojciec. Tylko jego mam na њwiecie.

Sanders spojrzaі na ni№ z maluj№cym siк na twarzy wspуіczuciem.

- Nie musi pani. Ja zaіatwiк tк sprawк. I proszк zadzwoniж do szefa, їe przez parк

tygodni bкdzie pani nieobecna. Wpadіby w szaі, gdyby w takim stanie zjawiіa siк pani w

biurze.

- To prawda. - Јzy spіywaіy jej po policzkach. Popatrzyіa z rozpacz№ na

wykrzywion№ zіoњci№ twarz ojca. - Nie byі taki przedtem, dajк sіowo. Byі miіym, czaru-

j№cym czіowiekiem.

background image

- Ale juї nie jest czaruj№cy - uci№і sierїant. - Proszк siк szykowaж do szpitala. Ja

zajmк siк ojcem, pуki nie przyjad№...

- Nie! - jкknкіa. - Niech pan nam tego oszczкdzi! Tego widowiska przed s№siadami!

- Moїe pani byж spokojna, dopilnujк wszystkiego jak naleїy. I przy okazji podrzucimy

pani№ do szpitala.

- Ja j№ podrzucк - oњwiadczyі nagle Rey. W dalszym ci№gu nie ufaі tej kobiecie, ale

wygl№daіa tak їaіoњnie, їe nie mуgіby po prostu odejњж. Poza tym, bez wzglкdu na

motywy, jakimi siк kierowaіa, udzieliіa jednak pomocy jego bratu. Wyzion№іby ducha na

tym chodniku, gdyby nie ona.

- Ale przecieї... - zaczкіa.

- Pod warunkiem - dodaі chіodno - їe siк pani przebierze. Nie їyczк sobie byж w

towarzystwie kogoњ w takich іachmanach.

background image

ROZDZIAЈ DRUGI

Meredith zapadіaby siк najchкtniej pod ziemiк. Dіugie blond wіosy opadaіy jej na

twarz, a szare oczy bіyszczaіy gniewnie. Czuіa siк przy tym fatalnie, caіa byіa obolaіa.

Marzyіa o іуїku, lecz nie zanosiіo siк na to, by ten uparty czіowiek daі jej spokуj. Zdawaіa

sobie jednak sprawк, їe moїe mieж uszkodzon№ koњж policzkow№, wiкc lekarz by siк

przydaі. Powie, їe znowu ulegіa wypadkowi.

Przyjechali policjanci, wiкc wyszіa do innego pokoju, by unikn№ж widoku

wynoszonego przemoc№ i wrzeszcz№cego ojca. Czкsto siк to zdarzaіo, dla s№siadуw nie

byіa to їadna sensacja. Ta њwiadomoњж przygnкbiіa j№ jeszcze bardziej.

- Idк siк przebraж - powiedziaіa, wychodz№c.

Rey rozejrzaі siк po salonie, ktуry wygl№daі doњж nкdznie. Jedyne, co cieszyіo oko,

to mnуstwo ksi№їek - na pуіkach, w pudіach, na stole, na krzesіach. Dziwne, pomyњlaі.

S№dz№c po starych, zuїytych meblach, podіodze bez dywanu, nie przelewaіo siк im. Staі tu

tylko maіy telewizor i rуwnie maіy radioaparat. Spojrzaі na szafkк z pіytami i stwierdziі ze

zdziwieniem, їe przewaїaіa tu muzyka klasyczna. Ciekawa rodzina. Dlaczego w tym ubogim

wnкtrzu jest aї tyle ksi№їek?

I gdzie jest matka dziewczyny? Czy opuњciіa ojca, ktуry rozpiі siк z rozpaczy?

Caіkiem moїliwe. Wiedziaі coњ o rozbitych rodzinach, o braku matki w domu - jego matka

porzuciіa ich, zostawiіa bez skrupuіуw piкciu nieletnich chіopcуw.

Wkrуtce wrуciіa Meredith i gdyby nie posiniaczona twarz, chybaby jej nie poznaі.

Miaіa na sobie beїowy sweter, spуdnicк i tweedowy pіaszcz. Blond wіosy zwi№zaіa w kok.

Trzymaіa obur№cz torebkк, ktуra wygl№daіa na caіkiem now№.

- Proszк, to jest portfel paсskiego brata i komуrka - powiedziaіa. - Zapomniaіam

wrкczyж je sierїantowi.

Wsun№і oba przedmioty do kieszeni. Zastanawiaі siк, czy oddaіaby je, gdyby tu nie

przyszedі. W dalszym ci№gu nie miaі do niej zaufania.

- Chodџmy - rzekі. - Samochуd stoi przed domem.

Rey otworzyі przed ni№ drzwi luksusowego samochodu. Jego brat peіniі w tym stanie

funkcjк prokuratora generalnego. On sam zaњ byі wіaњcicielem rancza. Meredith

przypomniaіa sobie, jak tej nocy Leo byі ubrany, i zmierzyіa Reya od stуp do gіуw - drogi

kapelusz, rуwnie kosztowne buty, jedwabna koszula. Musz№ byж bogaci, pomyњlaіa.

background image

Bior№c pod uwagк fakt, co ona tamtej nocy miaіa na sobie - a wіaњciwie, czego nie miaіa -

nie naleїaіo siк dziwiж, їe tak j№ potraktowaі.

Siedziaіa obok niego, przykіadaj№c stale lуd do bol№cego i opuchniкtego policzka.

Bez lekarskiej diagnozy wiedziaіa, їe uraz jest powaїny.

- Parк lat temu w jakiejњ bijatyce ktoњ zafundowaі mi taki cios - odezwaі siк Rey z

typowym dla poіudniowcуw akcentem. - Bolaіo jak diabli. Pewno i ciebie boli.

Przeіknкіa њlinк poruszona tym cieniem troskliwoњci. Јzy zapiekіy j№ pod

powiekami, ale przemogіa siк. Nie moїe okazaж sіaboњci.

Spojrzaі na ni№ ze zdziwieniem.

- Dlaczego milczysz?

- Dziкkujк, їe zechciaіeњ mnie tu przywieџж - rzekіa, staraj№c siк nadaж gіosowi

obojкtne brzmienie.

- Czy zawsze wieczorami tak siк ubierasz?

- Juї ci wyjaњniіam. Byіam na halloweenowej imprezie. - Mуwienie sprawiaіo jej bуl.

- I to byі jedyny kostium, jaki zostaі mi z dawnych lat.

- Lubisz takie imprezy? - zapytaі z ironi№.

- To byіa pierwsza od... prawie czterech lat. Przepraszam, ale czujк bуl, gdy mуwiк.

Popatrzyі na ni№ z ukosa. Nie miaі do niej zaufania. Dlaczego siк ni№ zaj№і? Byіa

wraїliwa, to na pewno. Ale rуwnieї silna psychicznie.

Zaprowadziі j№ do izby przyjкж. Po zaіatwieniu zwykіych przy takiej okazji

formalnoњci Meredith udaіa siк do gabinetu zabiegowego. A Rey czekaі w poczekalni obok

jakiegoњ wrzeszcz№cego szkraba i faceta kaszl№cego mu w ucho. Nie miaі dot№d

stycznoњci z chorobami ani z chorymi. Co innego wypadki, ktуre na ranczu czкsto siк

zdarzaj№. Ale szpitali nie cierpiaі.

Po pуіgodzinie Meredith wrуciіa - z grobow№ min№ i recept№ w rкku.

- Co powiedziaі lekarz? - zapytaі Rey.

- Daі mi coњ... na uњmierzenie bуlu.

- Jak ja oberwaіem, to kazali mi iњж do chirurga plastycznego.

Milczaіa.

- Miaіem zіaman№ koњж policzkow№ i lekarze w szpitalu nie mogli nic na to

poradziж.

- Nie pуjdк do їadnego... cholernego chirurga! Zmarszczyі brwi.

- Moїesz mieж twarz znieksztaіcon№.

- I co z tego - mruknкіa. - Nie zaleїy mi na atrakcyjnym wygl№dzie.

background image

Wprawdzie nie jest piкkna, myњlaі Rey, ale rysy ma regularne, prosty nos. I іadne

usta, wypukіe. No i te fascynuj№ce szare oczy!

- Moїesz mnie podrzuciж do apteki?

- Oczywiњcie.

Czekaі, aї Meredith wykupi lekarstwa, po czym zawiуzі j№ do domu.

- Gdybyњ czegoњ potrzebowaіa, to bкdк w szpitalu, u Lea - powiedziaі, lecz widaж

byіo, їe z trudem przeszіo mu to przez gardіo.

- Nie zajdzie taka potrzeba. Dziкkujк - rzekіa sucho Coњ w rodzaju uњmiechu

pojawiіo siк na jego twarzy.

- Jesteњ do mnie podobna - powiedziaі. - Dumna jak paw.

- Niewaїne. Naprawdк martwiк siк... o twego brata. S№dzisz, їe dojdzie do siebie? -

zapytaіa.

Skin№і gіow№.

- Potrzymaj№ go tam dwa lub trzy dni. Moїe bкdzie chciaі ci podziкkowaж.

- Nie musi. Kaїdym bym siк zajкіa w takiej sytuacji.

Rey westchn№і. Nieprкdko znikn№ z jej twarzy te okropne siniaki, pomyњlaі. Nie

wiedzieж czemu, czuі siк winny. Nabraі powietrza w pіuca.

- Przepraszam, їe kazaіem ciк aresztowaж - rzekі po chwili.

- Drogo ciк to chyba kosztowaіo.

- Nie rozumiem...

- Nie przywykіeњ do przepraszania, prawda? Spojrzaі na ni№ ze zdziwieniem.

- Nie ma sprawy - rzekіa. - Jakoњ to przeїyіam.

Rey, ktуry przecieї dіugie lata obywaі siк bez towarzystwa, poczuі siк nagle samotny.

Nie lubiі tego uczucia, wiкc szybko wі№czyі silnik i ruszyі w stronк szpitala.

Leo juї tego samego popoіudnia poczuі siк dobrze. Rey podniуsі mu zagіуwek i

patrzyі, jak brat z apetytem paіaszuje obiad.

- Zjadіbym jeszcze tylko parк plackуw.

- Ja teї - rzekі Rey z tкsknym westchnieniem. - Moїe bкd№ mieli placki w ktуrejњ

tutejszej restauracji. Widziaіem, їe w jednej serwuj№ њniadania.

- Nie wiesz czasem - zacz№і Leo - co to za dziewczyna przywiozіa mnie tutaj?

- Pamiкtasz j№? - Rey byі szczerze zdziwiony.

- Wygl№daіa jak anioі - mуwiі Leo z zadum№. - Blondynka, duїe oczy, i taka

serdeczna. Usiadіa przy mnie na chodniku i caіy czas trzymaіa mnie za rкkк, aї do przyjazdu

karetki.

background image

- Przecieї byіeњ nieprzytomny.

- Niezupeіnie. Powtarzaіa, їe wszystko bкdzie dobrze. Pamiкtam jej gіos. -

Uњmiechn№і siк. - Ma na imiк Meredith.

Rey omal nie podskoczyі na krzeњle. Jego brat obcym kobietom nie poњwiкcaі na

ogуі uwagi.

- Tak, Meredith Johns - potwierdziі.

- Czy to mкїatka? - zapytaі Leo.

Ta jego dociekliwoњж wyraџnie zirytowaіa Reya, tym bardziej їe brat wcale nie

zmierzaі do koсca tej rozmowy.

- Nie wiesz - pytaі - jak moїna by siк z ni№ skontaktowaж? Chciaіbym wyraziж jej

swoj№ wdziкcznoњж, bo przecieї uratowaіa mi їycie.

Rey wstaі i podszedі do okna, chc№c w ten sposуb zyskaж na czasie.

- Ona mieszka niedaleko miejsca, gdzie ci bandyci napadli na ciebie - odparі po

chwili, poniewaї nie potrafiі kіamaж.

- Gdzie pracuje?

- Nie wiem - odparі Rey. Czul siк niezrкcznie, bo wci№ї miaі w uszach wyzwiska jej

ojca. Wprawdzie powiedziaіa mu, їe przebraіa siк w ten strуj, bo szіa na imprezк

halloweenow№, a nawet uzyskaіa alibi od gospodyni przyjкcia, lecz Rey wci№ї їywiі wobec

niej podejrzenia. A jeњli zmyњliіa tк historiк? Jeњli w gruncie rzeczy trudniіa siк

prostytucj№? Wolaіby uchroniж swego brata przed tego rodzaju kobietami. I nagle stanкіa

mu przed oczami posiniaczona twarz tej dziewczyny i zrobiіo mu siк przykro.

- Zapytam ktуr№њ z pielкgniarek - rzekі Leo.

- Nie musisz - oњwiadczyі jego brat. - Jeњli sobie tego їyczysz, jutro rano przywiozк

j№ tutaj.

- Dlaczego nie teraz?

- Bo wczoraj wieczorem ojciec zbiі j№ za to, їe wrуciіa pуџno do domu - oznajmiі

Rey zniecierpliwionym tonem. - Przed przyjњciem tutaj zawiozіem j№ na pogotowie.

- Ojciec j№ pobiі? A ty potem odwiozіeњ j№ z powrotem do domu?

- Jego juї tam nie byіo. Policjanci zabrali go do wiкzienia - odparі ze zmarszczonym

czoіem. - Miaіa liczne obraїenia. Przez parк tygodni nie bкdzie mogіa pracowaж. - Wzruszyі

ramionami. - Bior№c pod uwagк warunki, w jakich їyj№, nie bкdzie jej іatwo zwi№zaж

koniec z koсcem. Ojciec raczej nie pracuje i na niej spoczywa caіy ciкїar utrzymania domu. -

O swoich podejrzeniach co do rodzaju jej zarobkowania dyskretnie milczaі.

background image

Leo wsparі siк o poduszki. Wzrok miaі ponury, na twarzy malowaі siк smutek. Gіowк

mu czкњciowo ogolono, tam gdzie zakіadano szwy, wiкc wygl№daі doњж dziwacznie. Caіe

szczкњcie, їe nie doszіo do urazu mуzgu, pomyњlaі Rey, i oczy rozbіysіy mu gniewem.

- Dziњ wieczуr zadzwoniк do Simona - powiedziaі. - Nie w№tpiк, їe tutejsza policja

zrobi wszystko, by zіapaж tych bandytуw, ale telefon od prokuratora doda im na pewno

zapaіu.

- Znowu chcesz uїyж swoich metod - rzekі Leo z nut№ dezaprobaty.

- W sіusznej sprawie.

- Masz mуj portfel i komуrkк?

- Tak, oddaіa mi.

- Meredith nie ma nic wspуlnego z tym napadem. Pamiкtaj, їe jutro rano obiecaіeњ

przywieџж j№ tutaj.

No proszк, „Meredith". Rey wolaіby, їeby nie doszіo do tego spotkania, sam jednak

byі autorem tego pomysіu i teraz nie miaі wyjњcia. Gdyby zacz№і wysuwaж jakieњ

zastrzeїenia, zabrzmiaіoby to doњж podejrzanie. Leo zawsze zreszt№ stawiaі na swoim.

- Pamiкtam - odrzekі.

- Dziкki, chіopie - powiedziaі Leo z uњmiechem.

- Nie ma to jak rodzina.

- Nastкpnym razem nie myњl o paszach, tylko o wіasnym bezpieczeсstwie - rzekі

Rey, przysuwaj№c krzesіo do іуїka brata. - A, nawiasem mуwi№c, jaki rodzaj paszy zaleca

Stowarzyszenie Hodowcуw Bydіa?

Rey zatrzymaі siк w hotelu w pobliїu szpitala. Szybko wiкc weџmie k№piel i poіoїy

siк spaж. Gdyby coњ siк staіo, recepcjonista powiadomi go telefonicznie.

Przedtem jednak zadzwoniі do Simona.

- Napad na Lea?! - wykrzykn№і brat. - I nie powiadomiіeњ mnie od razu? - Mуwiі

tonem ostrym, strofuj№cym, jak do smarkacza, choж Rey skoсczyі juї trzydzieњci lat. Simon

byі najstarszy spoњrуd piкciu braci i cechowaіy go najbardziej dyktatorskie zapкdy.

- Nie miaіem gіowy, by kogokolwiek powiadamiaж - odparі Rey. - A poza tym...

doszedі jeszcze pewien problem, z ktуrym musiaіem siк uporaж.

- Macie juї podejrzanego? - zapytaі spokojniejszym juї tonem.

- Nie. Myњlaіem, їe mamy, ale okazaіo siк to pomyіk№. - Rey wolaі nie wdawaж siк

w szczegуіy. - Napastnikуw byіo dwуch i do tej pory s№ na wolnoњci. To istny cud, їe go nie

zabili. Spіoszono ich, zanim zdoіali coњ ukraњж. Mуgіbyњ zadzwoniж do tutejszego szeryfa.

Daж mu do zrozumienia, їe zaleїy ci na wykryciu sprawcy.

background image

- Sugerujesz, їebym uїyі swoich wpіywуw w sprawie osobistej?

- Tak. Czemu nie? To przecieї, na litoњж bosk№, nasz brat! Jeњli taki silny

mкїczyzna jak Leo staі siк ich ofiar№ w samym њrodku miasta, to inni, sіabsi od niego, tym

bardziej s№ naraїeni na niebezpieczeсstwo. Kiepsko to њwiadczy o organach њcigania.

- Co prawda, to prawda - zgodziі siк Simon. - Jutro rano pogadam, z kim trzeba.

Potem pojadк do Jacobsville po Caga i Corrigana i wszyscy zajmiemy siк naszym bratem.

Rey zachichotaі. Po raz pierwszy od tego wydarzenia coњ go rozњmieszyіo.

Braterskie sprzysiкїenia. Musiaі jednak przyznaж, їe sytuacja byіa wyj№tkowa. Leo mуgі

zgin№ж. Sprawcy winni byж schwytani.

- Na pewno ich zastaniesz - rzekі Rey. - Nie zadzwoniіem do nich, bo oprowadzali po

mieњcie japoсskiego biznesmena.

- Ciekawe, jak im poszіo. Japoсczycy s№ bardzo uczuleni na importowan№

woіowinк. Mamy duїe szanse, bo karmimy bydіo pasz№ organiczn№.

- Oczywiњcie. A ty nie przejmuj siк Leo. Czuje siк caіkiem dobrze. W przeciwnym

razie tkwiіbym przy jego іуїku. Ucaіuj ode mnie Tirк i chіopcуw - dodaі Rey na zakoсczenie.

- Nie omieszkam. Zatem do jutra.

Po tej rozmowie Rey rozmyњlaі o rodzinie. Rudowіosa Tira, їona Simona, byіa

wspaniaі№ i piкkn№ kobiet№; chіopcy odziedziczyli urodк po obojgu rodzicach, ale czarne

wіosy i oczy mieli po Simonie. Corrigan i Dorie doczekali siк syna i cуrki. Cag i Tess chlubili

siк synem i czкsto ostatnio przeb№kiwali, jak by to byіo dobrze, gdyby przyszіa na њwiat

cуrka. Rey i Leo byli tylko wujkami i nie zamierzali zmieniaж stanu cywilnego.

Gdyby nie te ulubione placki, pomyњlaі smкtnie Rey. Codzienne ich zamawianie w

lokalnej kawiarni byіoby imprez№ doњж kіopotliw№, wiкc trzeba bкdzie w koсcu jakoњ

zaіatwiж tк sprawк.

Potem powкdrowaі myњlami do poturbowanego brata i momentalnie stanкіa mu

przed oczami posiniaczona twarz Meredith. Jutro bкdzie musiaі speіniж proњbк Lea i

przywieџж j№ do szpitala. Nie cieszyіa go ta perspektywa. A dlaczego? Sam chciaіby

wiedzieж.

Nazajutrz po њniadaniu pojechaі do Meredith. Zapukaі i parк minut upіynкіo, wiкc

przez chwilк іudziі siк nadziej№, їe odejdzie z kwitkiem.

Staіo siк jednak inaczej: otworzyіa drzwi, poprosiіa, by wszedі, choж wygl№daіa jak

po bijatyce w barze. Lewe oko tak miaіa zapuchniкte, їe wcale nie byіo go widaж.

- Leo prosiі mnie, їebym przywiуzі ciк do szpitala - powiedziaі, zauwaїaj№c

mimochodem, їe czubek jej gіowy siкgaі mu zaledwie do ramienia. Stwierdziі teї, їe mimo

background image

szpec№cych j№ siniakуw cerк maіa naprawdк piкkn№. I іadne usta. Sam byі zdumiony

wіasn№ reakcj№.

- Chciaіby ci podziкkowaж. Pamiкta, їe jechaіaњ z nim karetk№. Nie wspomniaіaњ

mi o tym - dodaі z lekkim wyrzutem.

- Myњli miaіam zajкte czym innym - rzekіa. - Martwiіam siк, co ojciec mi zrobi, gdy

wrуcк tak pуџno do domu.

- A masz jakieњ wieњci o nim? - zapytaі.

- Chc№ go oskarїyж o pobicie - powiedziaіa ze smutkiem. - A mnie nie staж na

adwokata. Dadz№ mu obroсcк z urzкdu i posiedzi parк tygodni za kratkami.

- Uniosіa wzrok. - Przynajmniej przez ten czas nie bкdzie siк upijaі.

Ogarnкіo go wspуіczucie dla tej dziewczyny i miaі to sobie za zіe.

- Czy twoja matka opuњciіa go? - zapytaі. Odwrуciіa siк. Nie mogіa o tym mуwiж.

- W pewnym sensie - rzekіa. - Zawieziesz mnie do szpitala? Bo autobus przyjedzie

dopiero za pуі godziny.

- Oczywiњcie - odparі.

- Wezmк їakiet i torbк - powiedziaіa, wychodz№c z pokoju. Gdy wrуciіa po chwili,

zapytaіa: - Czy on jest przytomny?

- Jak najbardziej - odparі. - Gdy wychodziіem od niego, powiedziaі wіaњnie siostrze,

by wynosiіa siк z t№ misk№.

Meredith rozeњmiaіa siк.

- Wygl№daі na dїentelmena, a nie na takiego...

- Wszyscy jesteњmy tacy - przerwaі jej.

- To znaczy?

Otworzyі drzwi samochodu. Wsiadіa.

- Jest nas piкciu. Trzej przyjad№ tu niebawem, by pogadaж z policj№.

- Prawda, mуwiіeњ, їe jeden z braci jest prokuratorem generalnym.

- Tak, i bкdziemy dziaіaж wspуlnie.

Spojrzaіa na jego dіonie spoczywaj№ce na kierownicy. Miaі іadne rкce, w№skie i

silne, z dobrze utrzymanymi paznokciami. Wygl№daі na silnego mкїczyznк, prawdziwego

kowboja.

- Jak twoja twarz? - zapytaі nagle. Wzruszyіa ramionami.

- Jeszcze boli, ale wszystko bкdzie dobrze.

- Powinnaњ siк zgіosiж do chirurga plastycznego.

background image

- Po co? Ubezpieczalnia nie pokryje kosztуw operacji kosmetycznej, a ponadto koњci

policzkowe mam chyba uszkodzone i їaden chirurg plastyczny nic tu nie pomoїe.

- Nie jesteњ lekarzem i nie stawiaj diagnozy. Upіynкіa dіuїsza chwila, zanim Meredith

zdecydowaіa siк coњ powiedzieж, ale zajechali wіaњnie na szpitalny parking.

Weszli na piкtro, gdzie leїaі brat Reya.

Leo nie byі sam. Przy jego іуїku siedzieli trzej mкїczyџni, jeden wysoki brunet bez

rкki, drugi szczupіy, o jasnych oczach i іadnej twarzy, trzeci, teї wysoki, o czarnych oczach i

groџnym spojrzeniu.

- To Cag. - Rey wskazaі czarnookiego mкїczyznк.

- A ten Corrigan. - Skin№і gіow№ w stronк tego o jasnych oczach. - A to Simon. -

Uњmiechn№і siк do tego bez rкki. - Pani Meredith Johns - zakoсczyі prezentacjк, - Ta, ktуry

uratowaіa Lea.

- Cieszк siк, їe pani№ widzк - powiedziaі Leo, ktуry, gdy tylko weszіa, nie odrywaі

od niej wzroku.

Simon, widz№c jej siniaki, zapytaі przeraїony:

- Co siк pani staіo, na litoњж bosk№?

- Ojciec j№ pobiі - odpowiedziaі za ni№ Rey. - Bo wrуciіa pуџno do domu.

Leo byі rуwnie przeraїony jak jego trzej bracia.

- A gdzie on teraz jest? - zapytaі.

- W wiкzieniu - odparіa Meredith z westchnieniem.

- Przez te parк tygodni nie bкdzie przynajmniej piі.

- Moїe udaіoby ci siк - zacz№і Leo, zwracaj№c siк do Simona - zaіatwiж mu miejsce

w klinice odwykowej, zanim wypuszcz№ go na wolnoњж?

- Zajmк siк tym - obiecaі Simon. - Rad jestem z poznania pani. Jesteњmy wdziкczni

za to, co uczyniіa pani dla Lea.

- Jest pan bardzo uprzejmy - powiedziaіa, speszona nieco reakcj№ braci.

- Proszк siк nie lкkaж - rzekі Leo, jakby odgaduj№c jej myњli. - Oni tylko tak groџnie

wygl№daj№, a w gruncie rzeczy maj№ serca jak z wosku. Zreszt№ w razie czego obroniк

pani№.

- Ona nie potrzebuje twojej obrony - warkn№і Rey.

Pozostali bracia spojrzeli na niego ze zdziwieniem.

Rey chrz№kn№і. Nie chciaі byж przedmiotem ich dociekliwoњci. Wsun№і rкce do

kieszeni i rzekі:

- Przepraszam, jestem niewyspany.

background image

Meredith podeszіa do Lea, ktуry uj№і jej maі№ zimn№ dіoс i przygl№daі siк z

uwag№ twarzy dziewczyny.

- Byіaњ u lekarza? - zapytaі.

- Paсski brat zawiуzі mnie wczoraj na pogotowie.

- Mam na imiк Leo, a on Reymond, ale mуwimy do niego Rey - poinformowaі j№.

Meredith uњmiechnкіa siк.

- Dziњ wygl№dasz juї znacznie lepiej - powiedziaіa. - A jak gіowa?

- Trochк jeszcze boli, lecz mam jasnoњж widzenia i kontaktujк - rzekі, cytuj№c

lekarza. - Prognozy s№ dobre.

- Cieszк siк. Byіeњ w kiepskim stanie.

- Gdyby nie ty, byіbym w jeszcze bardziej kiepskim. Podobno, pуki twarz ci siк nie

zagoi, nie bкdziesz mogіa pуjњж do pracy? - zapytaі. - Umiesz gotowaж?

- Naturalnie - odparіa zaskoczona.

- Umiesz piec chleb?

- Chleb? - Zmarszczyіa brwi.

- A placki? - Jego twarz przybraіa bardzo dziwny wyraz.

- Dlaczego miaіabym nie umieж? - odparіa, jakby to byіo caіkiem oczywiste.

Leo spojrzaі na Reya, ktуry w milczeniu przygl№daі siк bratu. Wiedziaі, co siк

њ

wiкci, i wolaі o tym nie myњleж.

- Co byњ powiedziaіa na krуtki pobyt w Jacobsville, na bogatym ranczu, gdzie

jedynym twoim zajкciem byіoby pieczenie plackуw co rano? - zapytaі Leo z szerokim

uњmiechem.

Pozostali bracia wpatrywali siк w ni№ wyczekuj№co. A Rey zmarszczyі brwi, jakby

ten pomysі nie przypadі mu do gustu.

Meredith zastanawiaіa siк nad propozycj№ i po chwili doszіa do wniosku, їe przyjmie

tк pracк. Przy okazji udowodni Reyowi, їe nie wolno os№dzaж ludzi po pozorach. Ten

kowboj musi dostaж nauczkк. Juї ona siк o to postara.

Uњmiechnкіa siк, choж sprawiіo jej to bуl. Spojrzaіa na Lea i rzekіa:

- Przyjmujк twoj№ ofertк.

- Њwietnie! - wykrzykn№і z oїywieniem. - Nie bкdziesz їaіowaж! Sіowo!

Uњmiechnкіa siк do niego. Byі miіy, sympatyczny. Szczerze go polubiіa.

- Mogк rуwnieї prowadziж dom - powiedziaіa. - Chcк zarobiж na swoje utrzymanie.

- Otrzymasz wynagrodzenie, to jasne - uzupeіniі. - To nie bкdzie їaden urlop.

background image

- Јadny mi urlop z takimi dwoma drabami - mrukn№і pod nosem Simon. - A z tymi

plackami to nie s№ їarty. Dadz№ ci wycisk, oj, dadz№.

Rey i Leo obrzucili brata niechкtnym spojrzeniem. - - Lubiк pitrasiж - rzekіa Meredith

z uњmiechem.

- Nie bierz sobie do serca jego sіуw. - Leo spojrzaі wymownie na Simona. - My po

prostu przepadamy za plackami. Dostaniesz, co tylko sobie zaїyczysz, na przykіad: nowy

piekarnik - dodaі z figlarnym bіyskiem w oku.

Meredith pomyњlaіa o ojcu, swojej pracy i uњmiech znikі z jej ust.

- Muszк najpierw pozaіatwiaж rуїne sprawy - rzekіa.

- Nie ma problemu. Lekarz jeszcze mnie tu przytrzyma dzieс lub dwa.

- Musisz go sіuchaж - oznajmiі Rey ostrym tonem. - Wstrz№њnienie mуzgu to nie

ї

arty.

Leo skrzywiі siк.

- Mуwi siк: trudno. Ale nienawidzк szpitali.

- Teї za nimi nie przepadam - zgodziі siк Rey.

- Bez nich trudno by siк byіo obejњж - stwierdziіa Meredith.

Rey odniуsі wraїenie, їe jest zdenerwowana, i zastanawiaі siк, z jakiego powodu.

- W kaїdej chwili mogк ciк odwieџж do domu - rzekі. - A jak wypisz№ Lea,

skontaktujemy siк z tob№.

- Na mnie pora. - Uњcisnкіa dіoс Lea. - Cieszк siк, їe czujesz siк juї lepiej. Do

zobaczenia.

- Jeszcze raz bardzo ci dziкkujк - powiedziaі Leo na poїegnanie.

- Drobiazg. - Skinкіa gіow№ pozostaіym braciom i wyszli z Reyem z sali.

- Wszyscy jesteњcie tacy wielcy - rzekіa juї na parkingu i spojrzaіa na Reya

badawczo. - A przy tym ani grama tіuszczu - dodaіa.

- Bo nie siedzimy z zaіoїonymi rкkami. Jesteњmy, z wyj№tkiem Simona, farmerami i

nie tkwimy za biurkiem. Ciкїka fizyczna praca. - Spojrzaі na ni№ z ukosa.

- Spodobaіaњ siк memu bratu.

- Cieszк siк - odparіa - bo Leo teї mi siк spodobaі. Rey nie okazaі po sobie, jak poczuі

siк dotkniкty jej sіowami. Sam nie wiedziaі, dlaczego. Popatrzyі na ni№, gdy jechali w stronк

jej domu.

- Czy oprуcz ojca masz jak№њ rodzinк? - zapytaі.

- Kuzynуw mieszkaj№cych w pobliїu Fort Worth. Jakie jest to Jacobsville? - zapytaіa,

zmieniaj№c temat.

background image

- To maіe miasteczko otoczone farmami. Mamy dobr№ glebк, doskonaіe pastwiska i

nie narzekamy na brak deszczu, dziкki czemu zbiory s№ dobre. - Uњmiechn№і siк.

- Wielu spoњrуd nas prowadzi ekologiczn№ hodowlк bydіa. A to siк teraz liczy.

Dziкki temu wychodzimy na swoje.

- Lubiк ekologiczn№ їywnoњж - rzekіa. - Zawiera wprawdzie wiкcej bakterii, ale

mnie to nie przeszkadza.

Rozeњmiaі siк.

- Lubisz zwierzкta? - zapytaі.

- Bardzo. - Westchnкіa i oparіa gіowк na zagіуwku. Twarz j№ wci№ї bolaіa.

Dotknкіa dіoni№ policzka i skrzywiіa siк.

- Musisz pуjњж do chirurga plastycznego - przypomniaі jej.

- Nie staж mnie na to. A nawet gdyby - dodaіa - to nie zamierzam poddawaж siк tym

dіugotrwaіym zabiegom.

Wzruszyі ramionami.

- Nie wiem, czy to dobry pomysі z t№ prac№ u was. Wasi s№siedzi pomyњl№, їe to

wy mnie bijecie - rzekіa їartobliwie.

Wybuchn№і gіoњnym њmiechem.

- Nikomu, kto nas zna, nie przyszіoby to nawet do gіowy. Tym bardziej - dodaі -

kiedy dowiedz№ siк, їe umiesz piec placki. Simon miaі racjк. Znani jesteњmy w okolicy ze

sіabostki do nich.

- W ogуle lubiк gotowaж - rzekіa.

Znowu na ni№ zerkn№і i stwierdziі, їe jest ubrana bardzo tradycyjnie.

- Jesteњ zupeіnie inna niї ta, ktуr№ poznaіem - rzekі.

- Bo wtedy naprawdк byіam przebrana - oњwiadczyіa. - I nie jestem їadn№

ulicznic№.

- Ile masz lat?

- Wystarczaj№co duїo.

- Wiкcej niї dwadzieњcia jeden?

- Mam prawie dwadzieњcia cztery.

- I do tej pory nie wyszіaњ za m№ї?

- W ostatnich latach nie miaіam czasu myњleж o maіїeсstwie - rzekіa

powњci№gliwie. - A przede wszystkim nie mogіabym zostawiж ojca na іasce losu.

- Kiedy wypije, staje siк niebezpieczny - stwierdziі. Zmieszana, obracaіa w dіoniach

torebkк.

background image

- Tamtej nocy zupeіnie straciі nad sob№ kontrolк. A juї myњlaіam, їe potrafiк nad

nim zapanowaж. Nie mogк mu pomуc. Przede wszystkim dlatego, їe on sam nie uwaїa siк za

alkoholika. Jeњli twуj brat dotrzyma sіowa, bкdк mu bardzo wdziкczna. Dawno nie widzia-

і

am ojca w takim stanie, nie jest to wiкc przypadek beznadziejny. Lecz ja sama nic tu nie

poradzк.

- Bкdziesz pracowaж u nas, to po pierwsze. A jeњli chodzi o ojca, to Simon zaіatwi

mu pobyt w klinice odwykowej. Moїesz byж spokojna.

- Czy to duїe ranczo? - zapytaіa.

- Ogromne. Jedno z piкciu naleї№cych do naszej rodziny. W czasie spкdu robota tam

wre, o czym na wiosnк bкdziesz, mogіa siк przekonaж.

- Wiosn№ juї mnie tam nie bкdzie - rzekіa gіosem doњж niepewnym. - Jak twarz mi

siк zagoi, wrуcк do swojej pracy.

- Jakiej? Zajmujesz siк sprz№taniem, czy moїe jesteњ kuchark№ w restauracji?

Ugryzіa siк w jкzyk, by zbyt ostro mu nie odpowiedzieж.

- Tak nisko oceniasz moje kwalifikacje? - zapytaіa.

- Nie znam ciк przecieї - odrzekі. - Ale wygl№dasz mi na gospodyniк.

Nie miaіa siіy na zіoњliw№ ripostк. Obiecaіa sobie jednak, їe ktуregoњ dnia on

poїaіuje tych sіуw.

- Њcielк іуїka, myjк okna - powiedziaіa jakby sobie na zіoњж.

- Nie masz їadnych ambicji? - Nie ustawaі w swej dociekliwoњci. - Teraz dziewczyny

chc№ na ogуі coњ osi№gn№ж.

- Twoje sіowa tchn№ gorycz№ - stwierdziіa. - Czyїby jakaњ ambitna dziewczyna ciк

rzuciіa?

- Coњ w tym rodzaju - odparі z ponur№ min№.

Popatrzyіa na niego. Byі wysoki, miaі dobr№ sylwetkк, wyrazist№ twarz. Јadne rкce

o dіugich palcach. Podobaіy jej siк jego czarne bujne wіosy, rysy twarzy, ksztaіtne usta. Tacy

mкїczyџni podobaj№ siк kobietom, pomyњlaіa. O ile zdoіaіa siк zorientowaж, Hartowie nie

zaliczali siк do osуb towarzyskich, іatwo nawi№zuj№cych kontakt. Leo wydaі jej siк

najbardziej sympatyczny. Dobrze siк czuіa w jego towarzystwie. A mкїczyzna siedz№cy

obok niej sprawiaі, їe traciіa pewnoњж siebie, denerwowaіa siк. Bliskoњж mкїczyzn nie

wywoіywaіa w niej nigdy takiego fermentu. Co nie znaczy, їe ostatnimi czasy czкsto z nimi

obcowaіa. A powodem takiego stanu rzeczy byі zaborczy, nadopiekuсczy ojciec. Baі siк, їe

Meredith pуjdzie w њlady matki.

Zamknкіa oczy, odsuwaj№c od siebie wspomnienia.

background image

- Gdybyњ chciaіa przed wyjazdem do Jacobsville zobaczyж siк z ojcem, to Simon ci

to zaіatwi.

- Na razie nie chcк go widzieж - odparіa ostrym tonem. - Po tym, co siк wydarzyіo,

oboje musimy dojњж do siebie.

- Czy biі ciк nie tylko w twarz?

- Nie tylko. Na caіym ciele mam siniaki. Lekarz zbadaі mnie solidnie. - Westchnкіa. -

Jestem juї taka tym zmкczona... - szepnкіa.

- Wcale ci siк nie dziwiк. Potrzebujesz odpoczynku. Zadzwoniк do ciebie jutro, jak

tylko siк dowiem, kiedy wypisz№ Lea ze szpitala.

Zaparkowaі przed domem Meredith i Rey odprowadziі j№ do drzwi.

- Ojciec nie po raz pierwszy podniуsі na ciebie rкkк, prawda? - zapytaі nagle.

Spojrzaіa, na niego ze zdziwieniem.

- Tak. Ale do tej pory cierpiaіa bardziej moja godnoњж niї ciaіo. Na jakiej podstawie

tak s№dzisz?

- Paru moich szkolnych kolegуw ojcowie bili po pijanemu. Jest coњ specyficznego w

ludziach, ktуrzy s№ bici. Trudno mi to wyjaњniж, ale ja ich rozpoznajк.

- Chcesz wiedzieж, na czym polega ta specyfika? - zapytaіa ze sіabym uњmiechem. -

Jest to poczucie bezradnoњci, њwiadomoњж, їe wobec takiego rozwњcieczonego czіowieka

jesteњ zupeіnie bezsilny. Bo jeњli podejmiesz jakieњ dziaіanie, obrуci siк to zawsze prze-

ciwko tobie, a skutki mog№ byж tragiczne. To jest mуj ojciec. Kocham go i wstyd mi za

niego. Ale przy tym wszystkim ja nie czujк siк jego ofiar№.

Staі z rкkami w kieszeniach i patrzyі w jej bіyszcz№ce oczy. Pomyњlaі o jej dіugich

blond wіosach opadaj№cych na ramiona i zastanowiі siк, jak by wygl№daіa w rуїowej

jedwabnej sukni. Skarciі siк w duchu za te swoje myњli.

- Czy powiedziaіam coњ nie tak? Rozeњmiaі siк.

- Nie. Tylko gіupie myњli chodz№ mi po gіowie. Czy daж ci zaliczkк? Moїe

chciaіabyњ coњ kupiж przed podrуї№?

- Nie mam samochodu - powiedziaіa їartobliwie.

- Trudno, pojedziesz naszym.

- Czujк, їe bкdк miaіa wspaniaіego szefa.

- Moїe okazaж siк groџny, gdy placki ci siк nie udadz№.

- Twуj brat obroni mnie przed tob№.

- Leo ma trudny charakter i nie wi№ї z nim їadnych nadziei. Poza tym tak jak ja nie

zamierza siк їeniж.

background image

- Masz ci los! Co za zawуd mnie spotkaі! A ja liczyіam, їe przy okazji zіapiк mкїa!

- Daruj sobie ten sarkazm. Nie ze mn№ te numery. Ja tylko jasno stawiam sprawк.

Potrzebujemy kucharki, nie kandydatki na їonк.

- Mуw w swoim imieniu - rzekіa, odwracaj№c siк ku drzwiom. - Bo moim zdaniem

spodobaіam siк twojemu bratu.

- Powiedziaіem ci...

Otworzyіa drzwi i spojrzaіa na niego drwi№co.

- Leo nie potrzebuje adwokata. Nie zarz№dzasz nim ani mn№. A ja zawsze robiк to,

na co mam ochotк.

- Niech to szlag...

- Doprawdy jesteњ czaruj№cy. Nic dziwnego, їe do tej pory їadna ciк nie chciaіa -

powiedziaіa, przekraczaj№c prуg.

- Kiedy trzeba, jestem czaruj№cy - oznajmiі lodowatym tonem. - Ale wobec ciebie nie

zamierzam...

- Na moje szczкњcie!

Chciaі coњ powiedzieж, lecz zrezygnowaі i poszedі w stronк swego auta, a Meredith,

zamkn№wszy drzwi, oparіa siк o nie plecami. Caіa siк trzкsіa ze zіoњci. Nie spotkaіa jeszcze

w їyciu tak bezczelnego i zarozumiaіego typa!

background image

ROZDZIAЈ TRZECI

Nazajutrz rano Rey zadzwoniі do Meredith i powiedziaі, їe obaj z bratem wst№pi№

po ni№ i razem pojad№ do Jacobsville.

Wielki luksusowy samochуd, najnowszej serii tej marki, zajechaі na podjazd i aї

њ

miesznie wygl№daі na tle niewielkiego, obskurnego domu Meredith.

Gdy z walizk№ w rкku podchodziіa do wozu, dostrzegіa za uchylonymi firankami

twarze ciekawskich s№siadуw.

- Nie zamierzamy zatrudniaж ciк przy spкdzie bydіa - powiedziaі Rey, patrz№c na jej

dїinsy, koszulк kowbojsk№ i buty.

- Wcale bym siк na to nie zgodziіa - rzekіa i spojrzaіa naс ironicznie. - Nie czyњci siк

dywanуw na wysokich obcasach i w perіach na szyi.

- Moїesz ubieraж siк, w co chcesz, bylebyњ co rano piekіa nam placki - oњwiadczyі,

umieszczaj№c w bagaїniku jej walizkк.

- Dzieс dobry! - zawoіaі Leo z przedniego siedzenia.

Rey otworzyі tymczasem tylne drzwi i pomуgі Meredith przy wsiadaniu.

- Dzieс dobry - odpowiedziaіa radosnym gіosem.

- Wygl№dasz juї duїo lepiej.

- Boli mnie jeszcze gіowa. - Przesіaі jej dіugie, wymowne spojrzenie. - Ale ty chyba

jesteњ w kiepskiej formie.

- Tak, oboje nieџle oberwaliњmy - rzekіa, opieraj№c siк wygodnie na skуrzanym

siedzeniu.

- Przydaіaby siк wam pielкgniarka - mrukn№і Rey i wі№czyі silnik.

- Mnie nie jest potrzebna - stwierdziі Leo.

- Ani mnie - dodaіa Meredith.

- Oboje wygl№dacie jak ofiary wypadku - powiedziaі Rey.

- Nie pozwуl siк obraїaж, dziewczyno - rzekі Leo.

- Opowiem ci o jego licznych sіabostkach, їebyњ mogіa go zagi№ж, gdy zajdzie taka

potrzeba.

Meredith nie pos№dzaіa Reya o jakiekolwiek sіabostki. Milczaіa. Jej nowy szef miaі

groџn№ minк, czym nawet jego brat byі najwyraџniej zdziwiony.

- Czy wasza rodzina wywodzi siк z Jacobsville? - zapytaіa, zmieniaj№c temat.

background image

- Nie, z San Antonio - odparі Leo. - Nabyliњmy tк posiadіoњж w bardzo zіym stanie i

dlatego w Jacobsville urz№dziliњmy nasz№ kwaterк gіуwn№. Mamy stamt№d dobry dojazd

i do Houston, i do San Antonio. Ponadto dobrze siк czujemy na tym odludziu. Nie lubimy

miasta.

- Ja teї nie lubiк - oњwiadczyіa Meredith, i przypomniaі jej siк piкkny ogrуd babci w

starym maj№tku niedaleko Fort North. Uњmiechnкіa siк. - Szkoda, їe swego czasu ojciec

przyj№і tк pracк w Houston.

- A czym siк twуj ojciec zajmuje? - zapytaі Leo.

- Jest na emeryturze - powiedziaіa, nie wdaj№c siк w szczegуіy. Nie lubiіa mуwiж o

rodzinie, szczegуlnie o ojcu.

- Simon rozmawiaі, z kim trzeba - pospieszyі Rey z informacj№. - Zapewni№ mu

opiekк lekarsk№ i nie wypuszcz№ go, pуki nie zerwie z naіogiem. - Obejrzaі siк na ni№. -

Twierdz№, їe lepiej przez parк tygodni nie kontaktowaж siк z nim, naleїy przeczekaж najgor-

sze, tak zwany zespуі abstynencji, czyli nawroty choroby.

- Wiem coњ o tym - powiedziaіa, gіadz№c machinalnie materiaі dїinsуw. - Zіe

nawyki trudno wypleniж.

- Ty i ojciec strasznie duїo czytacie - zauwaїyі Rey. - Nigdy nie widziaіem tylu

ksi№їek w domu. Nawet nasza biblioteka nie jest tak bogata.

- Kocham ksi№їki - odrzekіa. - A na telewizjк brakowaіo nam zawsze czasu. Dopiero

ostatnio... - I tu nawi№zaіa do wypadku: - Mam nadziejк, їe schwytaj№ niebawem tych

bandytуw, co ciк obrabowali.

- Ja teї mam tak№ nadziejк.

- Duїo zatrudniacie ludzi na waszej farmie? - zapytaіa po chwili milczenia.

- Sporo. Choж nie na peіnym etacie. Mamy paru ksiкgowych, menadїerуw od їywego

inwentarza, programistуw komputerowych, sprzedawcуw... Hodowla bydіa to wielki biznes.

Zatrudniamy rуwnieї specjalistк od spraw podatkowych.

- A macie psy i koty?

- Oczywiњcie - wtr№ciі Rey. - Owczarki szkockie pilnuj№ce stada oraz koty w

stodole, ktуre chroni№ nas przed szczurami.

- Mieliњmy teї kota w domu - dodaі Leo - ale Cag i Tess, wyprowadzaj№c siк na

swoje, zabrali go. Dziкki temu Herman ma teraz spokуj.

Rey rozeњmiaі siк.

- Moїe z powodu Hermana nie zechcesz u nas pracowaж - rzekі.

- Kto to jest Herman? - zapytaіa.

background image

- Pyton albinos, ktуry naleїaі do Caga. Olbrzym. Mieszkaі w klatce w sypialni Caga.

Cag baі siк, їe taki wielki gad moїe byж groџny dla jego syna. Oboje maj№ bzika na punkcie

swego dziecka.

- To caіkiem zrozumiaіe - powiedziaіa Meredith. - Znaіam dziewczynkк, ktуra

musiaіa siк poddaж operacji plastycznej, bo w№ї boa, ulubieniec jej ojca, uk№siі j№ w

twarz.

- Herman byі niegroџny, ale Tess dostaіa niemal ataku serca, kiedy po raz pierwszy

przyszіa do nas do pracy: otworzyіa pralkк, a on siedziaі w њrodku.

- Rozumiem j№. Nie miaіam do czynienia z wкїami i wolaіabym nie mieж.

- W okolicy jest ich sporo - oznajmiі Rey. - Musisz uwaїaж. Ale w ostatnich latach

uk№siіy tylko jedn№ osobк. Na otwartej przestrzeni mog№ byж niebezpieczne. Miej to na

uwadze.

- Bкdк o tym pamiкtaж.

- Nad garaїami - ci№gn№і - jest duїy pokуj z oknem panoramicznym, obok іazienka z

wann№ jacuzzi. Przed њlubem z Cagiem mieszkaіa tam Tess. Chwaliіa sobie. Na pewno i ty

bкdziesz zadowolona.

- Niewaїne, gdzie bкdк mieszkaж. Wdziкczna wam jestem za tк pracк. Bo z tak№

twarz№ nie mogіabym siк nigdzie pokazaж. Postawiіabym swego szefa w gіupiej sytuacji.

- Na ranczu nie musisz siк stykaж z ludџmi - zapewniі j№ Leo. - A po twoich

siniakach њladu wkrуtce nie bкdzie.

- Tak teї s№dzк. Ale ty musisz przez jakiњ czas uwaїaж na siebie. Їadnego wysiіku.

Wstrz№њnienie mуzgu potrafi spіataж figla.

- Wiem. Mieliњmy pracownika, ktуrego koс kopn№і w gіowк. Umarі po trzech

dniach, gdy wchodziі do zagrody. Tak, z urazem czaszki nie ma їartуw.

Meredith spojrzaіa przez okno. Nie chciaіo jej siк myњleж o їadnych urazach.

- Muszк zatankowaж paliwo - powiedziaі Rey, gdy wyjechali juї poza miasto. -

Chcecie czegoњ siк napiж?

- Chкtnie, maі№ kawк - rzekіa Meredith.

- Tylko napeіniк bak - obiecaі Rey.

Leo odwrуciі siк i spojrzaі na Meredith; w jego czarnych oczach dostrzegіa bіysk

czegoњ, co moїna by nazwaж czuіoњci№.

- Wci№ї macie ze sob№ na pieсku? - zapytaі.

background image

- On mnie nie lubi - odparіa. - I muszк przyznaж, їe z wzajemnoњci№. Jak gdyby

myњlenie o mnie jak najgorzej sprawiaіo mu szczegуln№ przyjemnoњж. Byі przekonany, їe

to ja na ciebie napadіam.

- Jesteњ na to za niska - rzekі Leo ze њmiechem. - Rey w ogуle nie przepada za

kobietami. Miaі kiedyњ dziewczynк, ktуra okazaіa siк prostytutk№. Kupiі nawet

pierњcionek, ustalili datк њlubu i wtedy dowiedziaі siк, kim ona jest. Byі zaіamany. Minкіo

sporo lat, zanim siк otrz№sn№і.

- Wyobraїam sobie. O Boїe, nic dziwnego, їe kiedy zobaczyі mnie w tym przebraniu,

pomyњlaі sobie o mnie to, co pomyњlaі.

- Coњ mi њwita, їe jakoњ dziwacznie byіaњ ubrana. Co miaіaњ na sobie?

- Kostium z okazji Halloween. Wracaіam wіaњnie z imprezy przebieraсcуw, kiedy

zobaczyіam tych dwуch typуw pochylonych nad tob№. Podniosіam wrzask i spіoszyіam ich.

- To siк nazywa mieж szczкњcie - stwierdziі. Wzruszyіa ramionami.

- Mojej matki... - zaj№knкіa siк. Trudno jej byіo mуwiж o tragedii, jak№ przeїyіa. -

Znajomy mojej matki - ci№gnкіa - uczyі karate w wojsku. 1 on powiedziaі mi, їe w takiej

sytuacji najlepiej jest krzyczeж. To zaskakuje napastnika, ktуry bierze nogi za pas. Jak

widaж, ta metoda dziaіa.

- Nie zawsze. Jestem jak najbardziej za rуwnouprawnieniem kobiet, ale mкїczyџni s№

na ogуі wyїsi i silniejsi. Trudno zakіadaж, їe faceta spіoszy kobiecy krzyk.

- A jednak spіoszyі.

- W takiej sytuacji lepiej nie ryzykowaж, tylko wezwaж pomoc.

- Na kogo mogіam liczyж? Na tych z imprezy? Poіowa goњci byіa pijana, a reszta ze

strachu nie wychyliіaby nosa na ulicк.

- Skoro tak ich oceniasz, to dlaczego poszіaњ na to przyjкcie?

- Koleїanka orzekіa, їe potrzebna mi jest rozrywka. No to przebraіam siк w stary

kostium i pomyњlaіam, їe nie zaszkodzi siк zabawiж. Џle pomyњlaіam. Bo czuіam siк tam

fatalnie. Marzyіam tylko, їeby uciec od tej bandy. Co teї, na twoje szczкњcie, zrobiіam.

- Ja teї nie lubiк takich imprez. Upijanie siк to kiepska metoda spкdzania wolnego

czasu.

Meredith spojrzaіa przez okno: Rey skoсczyі juї tankowanie i wszedі do sklepu.

- Czy on pije? - zapytaіa.

- Rzadko. Przy jakiejњ okazji. Rey ma najgorszy charakter z nas wszystkich, ale to

dobry czіowiek i w razie potrzeby nie zawiedzie.

- Nie lubi mnie - powtуrzyіa.

background image

- Daj mu trochк czasu. Na razie wszystko gra - masz pracк, masz gdzie mieszkaж,

pуki nie znikn№ siсce z twojej twarzy. Przeїyliњmy ciкїkie chwile, ale byіo, minкіo i

zapomnijmy o tym.

- Jesteњ naprawdк miіy.

- Miіy, porz№dny, skromny, niepij№cy i niebywale przystojny - rzekі Leo z

uњmiechem. - Nie mуwi№c o innych moich zaletach.

W tym momencie Rey otworzyі drzwi samochodu i podaі im obojgu kubki z kaw№.

- Gor№ca - powiedziaі i wyci№gn№і z kieszeni torebkк z sokiem w proszku, ktуry

wsypaі do kubka.

- Dlaczego nie napijesz siк kawy jak kaїdy normalny czіowiek? - zapytaі Leo.

- Kawк pijк na њniadanie - odparі ostro.

- Ja teї, tyle їe nie jestem aї taki zasadniczy. Rey spojrzaі na niego z ukosa i wі№czyі

silnik.

- Widziaіaњ? - zapytaі Leo. - Kiedy on mierzy ciк takim wzrokiem, tracisz grunt pod

nogami.

I zmierzyі j№ takim wzrokiem, zanim skupiі uwagк na jeџdzie.

Meredith przyszіa do gіowy taka oto myњl: czy aby nie popeіnia najwiкkszego bікdu

w swoim їyciu.

background image

ROZDZIAЈ CZWARTY

Tak wіaњnie Meredith wyobraїaіa sobie ranczo Hart. Јadne drewniane ogrodzenie

uzbrojone od wewn№trz w liniк elektryczn№ niskiego napiкcia, imponuj№ce pastwiska

dokoіa - dla bydіa i dla koni. Ale najbardziej jej siк podobaі dom z piкknym sklepieniem w

hiszpaсskim stylu, wokуі ktуrego rosіy drzewa i krzewy. Wiosn№ musi tu byж cudownie,

pomyњlaіa. Dwa stawy, jeden dekoracyjny, przed domem, drugi, wiкkszy, od tyіu, w ktуrym

w listopadowym sіoсcu pluskaіy siк kaczki.

- Macie w tym stawie zіote rybki? - zapytaіa, gdy samochуd zatrzymaі siк na

podjeџdzie.

- Tak. S№ teї inne gatunki. Zim№ podgrzewamy wodк, їeby nie zmarzіy. Rosn№ tam

takїe lilie wodne i lotosy.

- A w tym stawie za domem, gdzie pіywaj№ kaczki, teї s№ zіote rybki?

- Nie - odparі ze њmiechem Leo, kaczki by je pozjadaіy.

- Wiosn№ musi byж tu piкknie. - Westchnкіa, omiataj№c spojrzeniem balkon, gazony

rуї, kamienne іaweczki i rosn№ce wokуі stawu krzewy.

- Dla nas piкknie tu jest caіy rok - oznajmiі Leo. - Kochamy kwiaty. Na zapleczu

domu zaіoїyliњmy spore rosarium przy drzewach pekanowych. Tess uczкszcza na kursy

ogrodnicze i zajmuje siк krzyїowaniem gatunkуw.

- Ja teї kocham kwiaty - powiedziaіa Meredith. - Gdyby czas mi na to pozwoliі, czкsto

chodziіabym do rosarium.

- Sprz№tanie pokoi jest czasochіonne - rzekі Rey, id№c w stronк domu.

Leo spojrzaі na ni№ badawczo i gdy Rey nie mуgі go juї sіyszeж, zapytaі:

- Zajmujesz siк sprz№taniem?

- Nie, ale twуj brat takie ma o mnie wyobraїenie, a ja nie zaprzeczam.

- Interesuj№ce - stwierdziі Leo. - Widaж z tego, їe masz jakieњ tajemnice...

- Owszem - odparіa. — Ale nie przynosz№ mi one ujmy - dodaіa szybko, chc№c

uprzedziж jego podejrzenia.

- Ciekawe, dlaczego nie moїecie siк porozumieж. On zazwyczaj nie czepia siк ludzi.

Tym bardziej chorych.

- Ja nie jestem chora. Tylko pobita.

- Dojdziesz do siebie. I nic ci tu nie zagraїa. Twarz ci siк zagoi, twуj ojciec, bкd№c

pod staі№ opiek№, zerwie z naіogiem, i caіe twoje їycie siк unormuje.

background image

- Mam nadziejк - rzekіa.

Zauwaїyі, їe w jej oczach pojawiі siк lкk.

- Posіuchaj mnie, Meredith. Jeїeli chciaіabyњ porozmawiaж, to jestem do usіug. Moїe

przyniesie ci to ulgк.

Spojrzaіa mu w oczy.

- Dziкki, Leo. Ale rozmowa nic tu nie zmieni. Trzeba siк nauczyж... z tym їyж.

- Intrygujesz mnie.

- Nic ci wiкcej nie powiem. To wszystko jeszcze jest zbyt њwieїe.

- Moїe ze mnie gіupi farmer, ale czujк, їe ten problem nie dotyczy ojca.

- Byж moїe masz racjк.

- Tak czy owak, nie przejmuj siк i bierz їycie takim, jakie jest. Polubisz nasze ranczo,

gіowк dajк.

- Czy aby na pewno? - zapytaіa na widok Reya, ktуry szedі ku nim z jak№њ starsz№

pani№ њciskaj№c№ w rкku poіy fartucha.

- To pani Lewis - powiedziaі Leo. - Nie moїe u nas pracowaж, bo cierpi na artretyzm.

Pуџniej zapozna ciк z gospodarstwem.

Rey pomуgі Meredith wysi№њж z samochodu. Po czym dokonaі prezentacji obu paс.

- Zaniosк bagaї do twojego pokoju - rzekі - a pani Lewis w tym czasie oprowadzi ciк

po naszym domostwie.

Meredith uњmiechnкіa siк pod nosem i pod№їyіa za Annie Lewis, ktуra zapewne

czyniіa nadludzkie wysiіki, by nie zapytaж now№ pracownicк, co siк staіo z jej twarz№.

- To ogromny dom i trzeba dobrze siк napracowaж, by posprz№taж wszystkie

pomieszczenia - powiedziaіa pani Lewis, prowadz№c j№ przez korytarz do typowo mкskich

sypialni, z meblami w hiszpaсskim stylu, o br№zowych zasіonach i dywanach utrzymanych

w tej samej tonacji. - Oni, na szczкњcie, nie s№ baіaganiarzami, ale i tak peіno jest tu kurzu i

zwierzкcej sierњci. Gdy tu nastaіam, te dywany byіy beїowe. - Potrz№snкіa" gіow№ z

politowaniem. - I to nie wina dywanуw, їe zmieniіy kolor.

- Domyњlam siк - rzekіa Meredith z uњmiechem.

- Oni ciкїko pracuj№ i rzadko bywaj№ w domu, ale w oficynie mieszkaj№ kowboje i

trzeba na nich uwaїaж.

- Nie zabawiк tu dіugo. Zaproponowali mi tк pracк na krуtki okres, pуki twarz mi siк

nie zagoi. - Popatrzyіa na pani№ Lewis, w ktуrej oczach wyczytaіa pragnienie dowiedzenia

siк czegoњ wiкcej. - Mуj ojciec upiі siк i mnie uderzyі - rzekіa po prostu. - To dobry

czіowiek, ale przeїyliњmy oboje wielk№ tragediк. On nie mуgі siк z tym uporaж i siкgn№і

background image

po butelkк, a teraz sprawy zaszіy juї za daleko i trafiі do wiкzienia. Nie zdoіaіam mu pomуc.

- Westchnкіa ciкїko.

Pani Lewis milczaіa. Objкіa j№ tylko i przytuliіa do siebie. Efekt byі taki, їe dіugo

powstrzymywane іzy trysnкіy z oczu dziewczyny. Rozszlochaіa siк.

Rey staі w drzwiach oniemiaіy ze zdumienia. Wymieniі spojrzenia z pani№ Lewis.

Nie mуgі siк nadziwiж, їe ta odwaїna, silna dziewczyna tonie we іzach. Zrobiіo mu siк

przykro.

Pani Lewis daіa mu gіow№ znak, їeby siк wycofaі. Co teї uczyniі.

Kolacja byіa znakomita. Meredith upiekіa mnуstwo plackуw i podaіa je z rozmaitymi

przyprawami. Byіa rуwnieї woіowina z jarzynami, ryїem i saіat№. Na deser - owoce ze

њ

wieїo ubit№ њmietan№. Iloњci№ kalorii deser уw dorуwnywaі plackom.

- Cudo - rzekі Rey, spogl№daj№c na Meredith. - My na kolacjк jadamy zazwyczaj

stek z kartoflami.

- Raz na tydzieс moїna - rzekіa. - Ale nie czкњciej. Bo podnosi poziom cholesterolu.

Co innego chuda woіowina, lecz rуwnieї nie w nadmiarze.

- Mуwisz jak prawdziwy dietetyk. - Leo zachichotaі.

- Nowoczesna kobieta dba o zdrowie swoich stoіownikуw - oznajmiіa. - Skoro tu

pracujк, jestem za was odpowiedzialna. Muszк siк znaж na wіaњciwoњciach potraw.

- Sіusznie - zgodziі siк Rey. - Ale jeњli chcesz naprawdк tu pracowaж, nie stawiaj

przede mn№ brukselki ani cykorii. Na sam ich widok robi mi siк niedobrze.

- Ja teї nie lubiк cykorii - powiedziaіa.

- Chwaіa Bogu! Jak byіem ostatnio na kolacji u Brewsterуw, zjadіem oliwki i ser, a

cykoriк zostawiіem.

Meredith rozeњmiaіa siк z jego miny.

- Zdaniem Janie Brewster, cykoria dobrze robi jej ojcu - ci№gn№і. - Ona zreszt№

uwaїa, їe jej ojciec wymaga terapii psychologicznej. Bo nie lubi ryb. Wedіug niej ma to

zwi№zek z jego lкkiem przed wod№. - Zerkn№і na Lea z figlarnym uњmiechem. - Janie jest

psychologiem z wyksztaіcenia. W naszym college'u uzyskaіa stopieс naukowy.

- Ma dopiero dwadzieњcia lat - odezwaі siк Leo. - Ale zawsze wszystko wie najlepiej.

I pewno dostanie pracк aї w Nowym Jorku - dodaі ponurym tonem.

- Dlaczego tak daleko st№d? - zapytaіa Meredith.

- Bo dopiero na Wschodnim Wybrzeїu moїe jej siк trafiж coњ odpowiedniego -

mrukn№і. - I dobrze. Przynajmniej zniknie mi z oczu.

background image

Meredith nalaіa wszystkim kawy. Odnosiіa wraїenie, їe Leo byі zainteresowany t№

dziewczyn№, lecz udawaі, iї nic go ona nie obchodzi.

- Muszк zrobiж zakupy - powiedziaіa, podaj№c deser. - Pani Lewis zrobiіa ich listк.

- Jedџ do miasta ktуr№њ z naszych furgonetek - rzekі Leo.

- Od wielu miesiкcy nie prowadziіam samochodu.

- Nie umiesz prowadziж?! - wykrzykn№і zdumiony Rey.

Unikaіa jego wzroku.

- Jeїdїк autobusami - odparіa. - Bojк siк samochodуw. Bo...

- Bo co?

Pamiкtaіa ten dzieс, gdy powinna byіa usi№њж za kierownic№. Koszmarne

wspomnienia...

- Daj jej spokуj - powiedziaі Leo, wyczuwaj№c, їe coњ zіego siк za tym kryje. - Ja

poprowadzк, dobrze?

- Wolaіbym, їebyњ nie prowadziі. Ty jesteњ w gorszym stanie niї ona. Ale nie w tym

sкk. - Tu zwrуciі siк do Meredith: - Z tak№ twarz№ nie moїesz pokazaж siк w mieњcie.

Ciкїar spadі jej z serca. Uњmiechnкіa siк nawet.

- To prawda - zgodziіa siк. - A wiкc ty zrobisz zakupy? - zapytaіa, patrz№c mu prosto

w oczy.

Aї dreszcz przebiegі mu po krzyїu. Juї dawno nikt tak na niego nie patrzyі. Staі jak w

ziemiк wryty z utkwionym w ni№ wzrokiem. Poczuі przypіyw poї№dania. Leo obserwowaі

ich. Chrz№kn№і. I wtedy Rey uњwiadomiі sobie, їe trzyma w dіoni іyїeczkк z deserem.

Uniуsі j№ do ust, poіkn№і kкs owocu, po czym rzekі:

- Tak, kupiк, co potrzeba. - Spojrzaі na brata, na jego jeszcze њwieїy szew. - Bo tylko

na mnie nikt siк nie bкdzie gapiі.

- Jeњli chcesz, їeby ludzie siк na ciebie gapili, to przespaceruj siк po mieњcie bez

portek.

- Wcale nie chcк - odparowaі Rey.

- Szkoda, bo ciekawy byіby to widok - rzekі Leo z chytrym uњmieszkiem. - Bez

spodni wygl№da jak strach na wrуble - poinformowaі Meredith. - Ma najbardziej z nas

owіosione nogi.

- Rzecz do dyskusji. Ja bym stawiaі na ciebie.

- Na szczкњcie jesteњcie Szkotami - wtr№ciіa nieњmiaіo Meredith.

Dopiero po chwili zorientowali siк, do czego ona nawi№zuje, i Leo, wyobraїaj№c

sobie brata w spуdnicy szkockiej, wybuchі gromkim њmiechem. Reyowi nie byіo do

background image

њ

miechu. Zіoњciіo go, їe Meredith pіakaіa w ramionach pani Lewis, їe nie prowadziіa

samochodu, їe byіa taka tajemnicza.

Poczuі ucisk w sercu. Przypomniaі sobie, jak siedz№c w samochodzie, dotykaіa

dіoni№ serdecznego palca. Spojrzaі wtedy na jej rкkк. Nie miaіa obr№czki i їaden њlad nie

wskazywaі na to, їe j№ nosiіa. Samotna, prawdopodobnie z wyboru. Lecz czy w jej їyciu byі

jakiњ mкїczyzna?

Patrzyі teraz na ni№ podejrzliwie. Miaіa dobr№ figurк. Nie czerwieniіa siк i nie

szafowaіa promiennymi uњmiechami, jak to czyniіa Janie Brewster, gdy Leo byі w pobliїu.

Byіa osob№ spokojn№, powaїn№, zrуwnowaїon№. I najwyraџniej przywykі№ do

wydawania poleceс. Stanowiіa dla niego zagadkк, co dziaіaіo mu na nerwy. On i Leo zaufali

jej, okazali jej wspуіczucie i pomoc, a jeњli okaїe siк, їe popeіnili straszliwy bі№d?

Tak, trzeba zatem zachowaж daleko id№c№ czujnoњж, bez wzglкdu na to, їe sam jej

widok podnosiі mu ciњnienie krwi. Nie wolno mu siк z tym zdradziж. Na kaїdym kroku

winien mieж oczy i uszy otwarte.

Min№і tydzieс. Twarz Meredith powoli wracaіa do normy. I rуwnie powoli wracaі jej

dobry nastrуj. Їycie, jakie tu wiodіa, rуїniіo siк zasadniczo od tego, do jakiego przywykіa, i

zaczкіa odczuwaж brak swoich dawnych codziennych zajкж. Z biegiem dni uњwiadomiіa

sobie, їe w domu nie miaіa wіaњciwie czasu na myњlenie. Uciekaіa od myњli, jakby w

nadziei, їe w ten sposуb wymaїe przeszіoњж. Teraz stanкіa z ni№ oko w oko, i musiaіa

przemyњleж to wszystko, co siк wydarzyіo.

Pewnego sіonecznego popoіudnia siedziaіa nad stawem i obserwowaіa zіote rybki

baraszkuj№ce pod powierzchni№ stawu. Woda byіa zimna, choж nie skuі jej lуd.

Podgrzewacz dziaіaі na niewielkiej przestrzeni. Toteї rybki skupiaіy siк w tym wіaњnie

miejscu. Pomyњlaіa, jak przyjemnie by tu byіo w lecie, wњrуd kwitn№cych kwiatуw.

Lubiіa zajmowaж siк kwiatami. Tкskniіa do swego dawnego domu, do krzewуw i

roњlin, jakie uprawiaіa. Co byіo, minкіo, znikіo, i nie trzeba wracaж do wspomnieс, ktуre

bol№. Powinna patrzeж w przyszіoњж i kierowaж siк rozs№dkiem. Przyszіa jej nagle na

myњl ta њmieszna czapeczka baseballowa Mike'a, ktуr№ wkіadaі, gdy szedі na ryby. I

malutkie chiсskie szkatuіki matki, i jej piкkne wieczorowe suknie. Pozbyіa siк tego

wszystkiego. A staіo siк to wуwczas, gdy doszіa do wniosku, їe naleїy zerwaж wszelkie

і№

cz№ce j№ z przeszіoњci№ wiкzy. Teraz їaіowaіa swego uczynku. Post№piіa wуwczas

zbyt pochopnie.

background image

Przykuі jej uwagк odgіos zatrzymuj№cej siк na podjeџdzie ciкїarуwki. To Leo i Rey

wrуcili z Denver, gdzie odbyі siк kolejny wielki zjazd hodowcуw bydіa. Z torbami

podrуїnymi wysiedli z szoferki, pomachali kierowcy, ktуry, wі№czywszy silnik, odjechaі.

Meredith ruszyіa w ich stronк.

- Macie ochotк na kawк i placki? - zapytaіa.

- Trafiіaњ w sedno - rzekі Leo z uњmiechem.

- Siсce z twojej twarzy juї znikaj№ - zauwaїyі Rey. - Nabraіaњ nawet rumieсcуw.

- Siedziaіam trochк na sіoсcu - odparіa. - Lubiк patrzeж na ryby.

- Moїna by zbudowaж wielkie akwarium - rzekі Rey, a jego brat spojrzaі na niego

badawczo. - Ja teї lubiк patrzeж na ryby.

- Podobno obserwowanie ryb dziaіa koj№co na czіowieka - rzekіa Meredith. -

Likwiduje stres. - Pomysі wart zastanowienia - powiedziaі Leo ze њmiechem. - Zarobiіoby

siк na tym przedsiкwziкciu, gdy ceny bydіa lec№ w dуі, a paszy - id№ w gуrк.

- Kulejesz? - zapytaі Rey, patrz№c na id№c№ przed nimi dziewczynк.

Dotknкіa dіoni№ biodra.

- Nie wiedziaіam, їe jest to widoczne. Tak, trochк boli mnie noga. Wtedy upadіam. A

podіoga, jak wiadomo, jest twarda.

- Przy swojej sypialni masz jacuzzi - przypomniaі jej Rey. - To ci dobrze zrobi.

- Wiem - rzekіa. - Luksus niesamowity! W domu mam tylko prysznic, ktуry w

dodatku czкsto siк psuje.

- Gdy bкdк miaі woln№ chwilк, to postaram siк czegoњ dowiedzieж o twoim ojcu,

jeњli oczywiњcie masz takie їyczenie.

- Byіabym ci bardzo wdziкczna - rzekіa, patrz№c na Reya z promiennym uњmiechem.

Obserwowaі j№. Lubiі patrzeж, jak w jej oczach zapala siк bіysk radoњci. Jest

niebrzydka, myњlaі, a figurк ma prawie bez zarzutu. Ciekawe, dlaczego taka dziewczyna, o

takich ksztaіtach, a przy tym tak dobra gospodyni, nie wyszіa dot№d za m№ї?

Caіkiem nieњwiadomie mierzyіa go rуwnie aprobuj№cym spojrzeniem. Byі dobrze

zbudowany. Poruszaі siк z wdziкkiem torreadora, smukіy, wyprostowany. Ale najbardziej

lubiіa jego oczy, jasnobr№zowe, w ciemnej oprawie. Emanowaіa z niego siіa i zmysіowoњж,

a gdy teraz patrzyіa na jego usta, pomyњlaіa po raz pierwszy, co by to byіo, gdyby j№

pocaіowaі.

Lкk j№ ogarn№і na tк myњl. Odwrуciіa siк i poszіa parzyж kawк.

Leo spojrzaі na brata.

- No, no - mrukn№і. - Wygl№da mi na to, їe wpadіeњ jej w oko, braciszku.

background image

- Przestaс - rzekі Rey.

- I ona tobie - dokoсczyі z widomym rozdraїnieniem.

Rey burkn№і coњ pod nosem i skierowaі siк do swego pokoju. Przebraі siк w dїinsy i

luџn№ bluzк. Popatrzyі na swoje odbicie w lustrze i przypomniaі mu siк rumieniec, jaki

zabarwiі policzki Meredith. Niedobrze, stwierdziі w duchu. Przecieї nie ufaі tej dziewczynie.

Kto wie, czy ona nie robi ich w konia, pomyњlaі, a mimo to uњmiech rozjaњniі mu twarz.

W kuchni czekaіa juї na braci kawa i placek z wiњniami.

- Њwieїo zaparzona - powiedziaіa Meredith.

- A ty nie napijesz siк z nami? - zapytaі Rey.

- Muszк wіoїyж ubrania do suszarki - rzekіa.

Rey utkwiі wzrok w placku. Nie chciaіa napiж siк z nimi kawy? Dlaczego?

- Dziaіasz jej na nerwy - odpowiedziaі Leo na niezadane pytanie. - Ona czuje, їe jej

nie ufasz.

- Nie znam jej. Zawsze do tej pory zasiкgaliњmy opinii o kandydatkach do pracy -

rzekі sucho. - I ona nie powinna stanowiж wyj№tku, choж zatrudniamy j№ na krуtki okres.

- Mуwi№c wprost, chcesz siк dowiedzieж o niej czegoњ wiкcej, tak?

- Wіaњnie. Jeњli ona nie jest osob№, za jak№ siк podaje, moїe to siк џle dla nas

skoсczyж. O maіo nie umarіeњ, o maіo nie doznaіeњ urazu mуzgu. - Zamilkі na chwilк. - A

jeњli ona byіa w zmowie z tymi bandziorami?

- Nie lubiк wtykaж nosa w nie swoje sprawy - oњwiadczyі Leo. - Ale masz

sіusznoњж. Naleїy zasiкgn№ж o niej informacji.

- Jutro rano skontaktujк siк z agencj№ - powiedziaі Rey, jedz№c placek. - Jest

cholernie dobr№ kuchark№ - dodaі.

- I doskonale parzy kawк - uzupeіniі Leo.

W tym miejscu bracia mrugnкli do siebie znacz№co.

Gdyby Meredith dowiedziaіa siк o ich zamiarach, byіaby na pewno bardzo tym

dotkniкta. Leo obiecaі sobie w duchu, їe najpierw sam zapozna siк z danymi dotycz№cymi

jej osoby, a dopiero potem pokaїe je bratu. Jeїeli natomiast Meredith miaіa jak№њ tajemnicк,

ktуra їadnemu z nich nie zagraїaіa, to on Reyowi jej nie udostкpni.

Dopiero po kilku dniach prywatny detektyw przekazaі raport braciom Hart. Rey

przebywaі w tym czasie w mieњcie, braі udziaі w seminarium zwi№zanym z nowym

programem komputerowym. Leo wzi№і raport i zamkn№і siк w swoim gabinecie.

Gdy skoсczyі czytaж, westchn№і ciкїko. A wiкc to byіa ta jej tajemnica! Nic

dziwnego, їe jej ojciec siк rozpiі. Nic dziwnego, їe wolaіa nie mуwiж o swojej przeszіoњci.

background image

Uњmiechn№і siк na myњl o jej prawdziwym zawodzie i postanowiі moїliwie jak najdіuїej

nie ujawniaж go przed Reyem. Jego brat zbyt byі skory do szybkich os№dуw. Meredith

wolaіa widocznie zachowaж anonimowoњж, a bior№c pod uwagк stres, jaki towarzyszyі jej

w pracy, to caіkiem zrozumiaіe, їe znajdowaіa przyjemnoњж w peіnieniu najzwyklejszych

gospodarskich obowi№zkуw. Niech zatem cieszy siк t№ odmian№, i nie naleїy wkraczaж w

jej prywatnoњж. Nie ulega kwestii, їe wci№ї cierpi, choж od tamtego czasu minкіo parк

miesiкcy.

Leo, zmarszczywszy czoіo, zacz№і czytaж raport po raz wtуry, natykaj№c siк na

znane sobie nazwiska. Mike byі policjantem w Houston. Przyjaџniі siк z Colterem Banksem,

pracownikiem tamtejszej straїy miejskiej, kuzynem braci Hart. Jaki ten њwiat jest maіy,

pomyњlaі Leo. Chкtnie powiedziaіby Meredith, їe pamiкta Mike'a, ale nie wolno mu byіo

burzyж jej anonimowoњci.

Wsun№і teczkк do szafy z aktami, umyњlnie pod inn№ literк. Gdy Rey zapyta go, czy

nadszedі raport, powie, їe agencja ma na razie waїniejsze sprawy na gіowie.

Meredith byіa sama w domu, gdy Rey wieczorem wrуciі z miasta. Leo poszedі na

kolacjк do Brewsterуw, na ktуr№ zaprosiі go ojciec Janie, by omуwiж sprawк sprzedaїy

Hartom byka.

Zmyіa juї naczynia i zamierzaіa zgasiж њwiatіo w kuchni, gdy usіyszaіa kroki Reya w

korytarzu. Stanкіa w drzwiach. Rey miaі na sobie szary garnitur, podkreњlaj№cy smukіoњж

jego muskularnej sylwetki. Meredith byіa boso, w dїinsach i czerwonej koszulce. Wіosy

miaіa w nieіadzie, bo, zamiataj№c podіogк, schylaіa siк, nie zadbaіa rуwnieї o makijaї.

Wszystko to razem wziкte speszyіo j№. Nie przypuszczaіa, їe przed pуjњciem spaж spotka

ktуregoњ z braci.

Rey spojrzaі na jej goіe stopy i uњmiechn№і siк.

- Lubisz chodziж boso? - zapytaі.

- Nie - odrzekіa. - I nie powinnam. - Spojrzaіa na niego uwaїnie. Wygl№daі mizernie.

- Napijesz siк kawy i zjesz coњ?

- Z przyjemnoњci№.

- Zrobiк ci kanapki z szynk№.

- Dziкki. - Usiadі przy stole, kapelusz poіoїyі na krzeњle obok i przeczesaі dіoni№ te

swoje gкste czarne wіosy. - Ale na razie poproszк tylko o kawк. Mam jeszcze trochк roboty

papierkowej, nim jutro rano przekaїк sprawк naszemu ksiкgowemu.

- Nie moїesz z tym poczekaж? Jesteњ zmкczony i powinieneњ siк poіoїyж.

Popatrzyі na ni№.

background image

- Nie potrzebujк matkowania - powiedziaі z zaskakuj№cym gniewem.

Spіonкіa rumieсcem i odwrуciіa siк od niego. Nie rzekіa sіowa, ale gdy nalewaіa

kawк do kubka, rкka jej drїaіa.

Rey zakl№і w duchu. Jak mуgі tak na ni№ napaњж?! Chciaіa podaж mu coњ do

zjedzenia. Ta dziewczyna ciкїko tu przecieї pracowaіa. Spojrzaі na czyst№ podіogк i

szczotkк, ktуr№ wіaњnie odіoїyіa. Tak, nie tylko on byі zmкczony. Uniуsі siк z miejsca i

stan№і tuї za ni№. Chwyciі j№ i obrуciі ku sobie.

- Przepraszam - powiedziaі niskim gіosem, w ktуrym pobrzmiewaіo wzruszenie.

Dotknкіa chіodnymi palcami jego dіoni i caіe jej ciaіo przeszyі dreszcz. Z trudem

chwytaіa powietrze. Obj№і j№, sіyszaі jej przerywany oddech. Czuі drїenie jej ciaіa. Pochyliі

siк i przywarі ustami do jej szyi.

background image

ROZDZIAЈ PIҐTY

Ledwo trzymaіa siк na nogach. Baіa siк, їe osunie siк na podіogк. Od wielu lat їaden

mкїczyzna nie wyzwalaі w niej takich emocji. Straciіa wtedy gіowк dla kogoњ, kto traktowaі

j№ wіaњciwie jak siostrк. Lecz nawet wуwczas nie doznawaіa tak silnych uczuж jak teraz, w

ramionach Reya.

Caіowaі j№ coraz bardziej natarczywie. Wкdrowaі ustami po jej szyi, w skupieniu,

ciszy, ktуra aї poraїaіa namiкtnoњci№. Pieњciі jкzykiem jej podbrуdek, siкgn№і ust. Jego

dіonie jego przeњliznкіy siк po jej piersiach, biodrach. Wtuliі j№ w siebie.

Uњwiadomiі sobie nagle ze zdziwieniem, їe jej ciaіo nie wspуіgra z jego ciaіem.

Poddawaіa siк jego pieszczotom, ale jak gdyby nie znaіa gry miіosnej.

Caіuj№c oporne usta dziewczyny, kierowaі jej dіoсmi, rozpi№wszy uprzednio guziki

swej koszuli. Czuі, їe poї№daіa go, choж pozostawaіa bierna.

- Caіuj mnie tak - szeptaі - jak ja caіujк ciebie. Nie walcz z wіasnymi uczuciami, daj

im wyraz.

Sіowa Reya docieraіy do niej jak przez mgік. Nie rozumiaіa go, ale jej ciaіo byіo mu

posіuszne. Poіoїyіa mu rкce na piersi, uniosіa gіowк i zmruїonymi oczyma patrzyіa na niego.

Gdy przywarі ustami do jej ust, oddaіa mu pocaіunek. A on caіowaі j№ coraz mocniej, coraz

gікbiej siкgaі jкzykiem. Widziaіa bіysk w jego oczach, czuіa obejmuj№ce j№ silne dіonie.

Patrzyіa na niego zafascynowana, bezwіadna w jego ramionach. A on doznawaі dziwnego

uczucia, jak gdyby ta dziewczyna wyzwalaіa w nim instynkt opiekuсczy.

Nie byіo juї w nim niedawnej pasji - czule j№ tylko obejmowaі. Caіowaі teї inaczej,

delikatnie, bez uprzedniej zachіannoњci. Jej dіonie wкdrowaіy po jego nagiej piersi.

Uniуsі gіowк i spojrzaі w jej szeroko rozwarte oczy. Oddech miaі urywany. Wolaіby

ukryж przed ni№ swe emocje. Tak maіo o niej wiedziaі i wci№ї nie potrafiі jej zaufaж.

Wszystko њwiadczyіo o jej niewinnoњci, lecz nie mуgі zapomnieж tego jej stroju, a takїe

sіуw ojca rzucanych pod adresem cуrki. Ale jego ciaіo pragnкіo tej dziewczyny. Nie pozwoli

jej odejњж. Jeszcze nie.

- Dlaczego to zrobiіeњ? - zapytaіa.

- A dlaczego pozwoliіaњ mi na to? - Twarz miaі powaїn№, bez cienia uњmiechu.

Poczuіa siк nieswojo. Pokonuj№c sam№ siebie, odsunкіa siк od niego. Nie zrobiі nic,

ї

eby j№ zatrzymaж. Obserwowaі, jak walczy, by nad sob№ zapanowaж, podczas gdy on

zapinaі guziki koszuli, ukrywaj№c starannie wraїenie, jakie ta dziewczyna na nim wywarіa.

background image

- Teraz pora na kawк - rzekі, a ona staіa jak w ziemiк wryta, niezdolna ruszyж siк z

miejsca.

, W koсcu zmusiіa siк do dziaіania. Postawiіa na stole kubki, њmietankк i cukier.

Potem, opanowuj№c drїenie dіoni, robiіa mu kanapki z szynk№.

Jego pocaіunki poruszyіy j№ do gікbi, byіa jak otumaniona, podczas gdy on

zachowywaі siк tak, jak gdyby nic siк nie staіo. Pomyњlaіa o reakcji jego ciaіa, ale znaіa siк

na anatomii i wiedziaіa, їe w okreњlonych okolicznoњciach tak reaguje kaїdy mкїczyzna. I

niczego szczegуlnego dopatrywaж siк w tym nie naleїy.

Ta њwiadomoњж nie przyniosіa jej jednak ulgi. Czuіa na sobie jego wzrok i

wiedziaіa, їe ocenia j№ krytycznie. Nie miaіa pojкcia, dlaczego j№ caіowaі, i nie wierzyіa w

szczeroњж jego intencji. Nie lubiі jej. Tak, ona musi mieж siк na bacznoњci. Kobieta, ktуra

go pokocha, skazana jest na cierpienie. Byіa tego pewna.

Kanapki byіy juї gotowe i Meredith, w miarк opanowana, postawiіa z lekkim

uњmiechem talerz na stole.

- Muszк posprz№taж salon - zaczкіa. Chwyciі j№ za rкkк.

- Siadaj - rzekі spokojnie i stanowczo.

Usiadіa. Piі kawк drobnymi іykami i przez dіuїszy czas wpatrywaі siк w ni№ w

milczeniu.

- Rozmawiaіem z Simonem - rzekі wreszcie. - Twojego ojca wypuszczono z wiкzienia

i umieszczono w Centrum Leczenia Alkoholizmu. Jest tam dopiero parк dni, ale rokowania

s№ dobre. Tym bardziej, їe miaі dіug№ przerwк w piciu.

Ucieszyіo j№ to, ale czekaіa z niepokojem na dalsze wiadomoњci.

- Lekarze - kontynuowaі - nie zdradzili Simonowi, jak siк domyњlasz, їadnych

bliїszych szczegуіуw. Powiedziano mu jednak, їe alkoholizm twego ojca ma zwi№zek z

tragedi№, jak№ przeїyіa twoja rodzina. Gdy wytrzeџwiaі, bardzo byі wzburzony tym, їe ciк

pobiі. Nic nie pamiкtaі - dodaі Rey z posкpn№ min№.

Opuњciіa wzrok na stoj№cy przed ni№ kubek. Siкgnкіa po niego i wypiіa іyk kawy.

- To typowe dla ci№gu alkoholowego - rzekіa cicho.

- W trakcie kuracji odwykowej nie wolno ci siк z nim kontaktowaж, ale prosiі, їeby ci

powiedzieж, їe bardzo boleje nad tym, co zrobiі.

Przygryzіa wargi. Wiedziaіa o tym. Wiedziaіa, їe jej ojciec nie jest zіy. Zanim zacz№і

piж, byі najіagodniejszym czіowiekiem na њwiecie. Lecz, jak wszyscy ludzie, miaі swoje

wady i gdy spotkaіa go tragedia, nie potrafiі stawiж jej czoіa.

background image

- To dobry czіowiek - powiedziaіa. - Choж wiem, їe osobie postronnej trudno w to

uwierzyж.

- Miaіem do czynienia z pijakami - rzekі. - No i moi bracia upijali siк nierzadko. -

Uњmiechn№і siк. - Prawdк mуwi№c, Leo osi№gn№і swoisty rekord w przysparzaniu szkуd

wіaњcicielowi baru za miastem.

- Nigdy bym go o to nie pos№dziіa - stwierdziіa Meredith ogromnie zdziwiona.

- My wszyscy zaliczamy siк do mкїczyzn, ktуrzy zdolni s№ do takich wyskokуw.

- A ty upijasz siк i demolujesz bary?

- Ja nie pijк z zasady. Czasami wypijк kieliszek wina, ale nic mocniejszego. Nie lubiк

alkoholu.

- Ja teї nie - rzekіa z uњmiechem.

Nie spuszczaj№c z niej wzroku, odchyliі siк na oparcie krzesіa.

- Rozpuњж wіosy - powiedziaі ni st№d, ni zow№d.

- Sіu...cham?

- Rozpuњж wіosy - powtуrzyі dziwnie zmienionym tonem. - Chcк zobaczyж, jak

wygl№dasz z rozpuszczonymi wіosami.

Juї zdoіaіa zapanowaж nad nerwami i znуw serce zaczкіo jej waliж jak oszalaіe.

- Ja przecieї u ciebie pracujк - powiedziaіa z drїeniem w gіosie.

Wstaі i powoli, jakby od niechcenia, podszedі do niej. Zaczкіa wyjmowaж spinki z

wіosуw, ktуre bujn№ fal№ opadіy jej na ramiona i przysіoniіy jedno oko.

- Z rozpuszczonymi wіosami nie potrafiк niczym siк zajmowaж - rzekіa.

- Uwielbiam dіugie wіosy. - Zanurzyі w nie dіoс i spojrzaі z bliska w jej oczy. -

Caіowaіem dziewczyny duїo mіodsze od ciebie, ktуre byіy nawet bardziej niї ja

doњwiadczone w tej kwestii. Dlaczego ty jesteњ tak№ nowicjuszka?

Z trudem przeіknкіa њlinк. Brakіo jej tchu. Dotknкіa lekko jego piersi.

- Sіucham? - zapytaіa, jakby jego pytanie nie dotarіo do jej њwiadomoњci.

Z zachwytem bawiі siк jej wіosami.

- Jesteњ niebrzydka, Meredith. Na pewno umawiaіaњ siк z chіopakami.

- Owszem - odparіa. - Tylko їe ja jestem staroњwiecka.

Uniуsіszy w gуrк brwi, uњmiechn№і siк cynicznie.

- Moїesz mi to wytіumaczyж?

- A dlaczego to takie dziwne? - Spojrzaіa na niego.

- Feministki walcz№ gіуwnie o swobodк wyboru. Ja nie pochwalam rozwi№zіoњci.

Dlaczego mam siк z tego tіumaczyж?

background image

Zdaі sobie sprawк z absurdalnoњci swego pytania.

- S№dziіem, їe feministki walcz№ przede wszystkim o wyzwolony seks.

- Byж cnotliw№ w dobie wyzwolonego seksu to caіkiem niezіe rozwi№zanie -

oznajmiіa. - Zdziwiіbyњ siк, ile dziewcz№t na ostatnim roku przed dyplomem hoіdowaіo

abstynencji seksualnej.

- Przed matur№, jak siк domyњlam - rzekі, bawi№c siк wci№ї jej wіosami.

Maіo brakowaіo, a poprawiіaby go, ale byіa przecieї pomoc№ domow№ i chciaіa

utrzymaж go w tym mniemaniu.

- Tak, przed matur№.

Jeszcze bardziej siк do niej przysun№і. Rozeњmiaі siк.

- Nie zechciaіabyњ udowodniж mi sіusznoњci tej tezy, ktуrej bronisz?

- Pracujк u ciebie - powtуrzyіa.

- I co z tego?

- Nie naleїy і№czyж pracy...

- Z przyjemnoњci№, tak? - Przyci№gn№і j№ do siebie. Dawno nie spotkaіem

kobiety, ktуrej bym tak poї№daі.

Szukanie nudzi mnie. Ty jesteњ dla mnie... wyzwaniem.

- Dziкki, ale nie chcк byж їadnym wyzwaniem - rzekіa, staraj№c siк go odepchn№ж.

- Nie chcesz poznaж wielkiej niewiadomej?

- Nie zamierzam jej traktowaж przedmiotowo, jak ty to sugerujesz.

Wahaі siк przez chwilк, po czym wrуciі na swoje miejsce.

- Zgoda, Meredith. Zjem te kanapki i oboje bкdziemy udawaж, їe nic siк nie staіo.

- Sіusznie - rzekіa, odstawiaj№c pusty kubek. Wyszіa niebawem do salonu, by zrobiж

porz№dek z leї№cymi wszкdzie gazetami, ktуre Leo czytaі przed udaniem siк do

Brewsterуw. Chкtnie skorzystaіa z tego pretekstu, bo obecnoњж Reya wytr№caіa j№ z

rуwnowagi.

Gdy wrуciіa do kuchni, zbieraі siк wіaњnie do wyjњcia.

- Nie przejmuj siк, nic ci z mojej strony nie grozi - powiedziaі. - Bкdк pracowaі w

swoim gabinecie. Gdzie jest Leo?

- U Brewsterуw na kolacji - odparіa. - Powiedziaі, їe wczeњnie wrуci.

- To znaczy, їe wrуci pуџno. Juї Janie siк o to postara. To uparta dziewczyna, tylko їe

Leo jest rуwnie uparty. Nie chce siк z nikim wi№zaж.

- Coњ mi to przypomina - mruknкіa. Zmierzyі j№ od stуp do gіуw.

background image

- Ja nie mуwiіem, їe nie chcк siк z nikim wi№zaж. Powiedziaіem, їe nie chcк siк

ї

eniж. A to rуїnica.

- A ja nie mam czasu na їadne zwi№zki - rzekіa lekkim tonem.

- Oczywiњcie, sprz№tanie zajmuje mnуstwo czasu - powiedziaі z ironi№.

Zarumieniіa siк. Ten facet nie miaі pojкcia, na czym polega jej praca, i raptem

zachciaіo jej siк powiedzieж mu o tym. Lecz ta jego pewnoњж siebie granicz№ca z

arogancj№ powstrzymaіa j№ przed szczerym wyznaniem. I tak, prкdzej czy pуџniej, dowie

siк o tym. Uj№wszy siк pod boki, rzekіa:

- A co zіego widzisz w pracy gospodyni? Co byњcie robili bez pomocy domowej,

ktуra sprz№ta, piecze i gotuje dla was? Musielibyњcie albo siк oїeniж, albo nauczyж

kucharzenia. Mam racjк?

- Jeїeli muszк, to gotujк - powiedziaі.

- Jesteњ typem mкїczyzny - zaczкіa lodowatym tonem - ktуremu їadna kobieta

wolaіaby nie sіuїyж. Zachowujesz siк jak wielmoїa na zamku!

- Nie mieszkamy w zamku. Zamki s№ w Anglii. My nasz№ siedzibк nazywamy

ranczem. - I po chwili dodaі:

- Do twarzy ci z t№ zіoњci№. A kanapki byіy њwietne.

- Nic nadzwyczajnego - powiedziaіa zdziwiona.

- W ogуle smakuj№ mi dania, jakie przyrz№dzasz. Podoba mi siк teї sposуb

gamirowahia posiіkуw, dziкki temu wygl№daj№ bardzo apetycznie.

Nie przypuszczaіa, їe to zauwaїyі.

- Nauczyіam siк tej sztuki od dietetyczki - rzekіa.

- Idк teraz posprz№taж kuchniк.

Odprowadzaі j№ wzrokiem i rad byі, їe nie widziaіa wyrazu jego twarzy. Myњlaі o

smaku jej pocaіunkуw. Nie powinien byі tak jej caіowaж. To juї siк nie powtуrzy,

postanowiі. Lepiej nie komplikowaж sobie їycia.

Po tym dniu nic juї miкdzy nimi nie byіo takie jak dawniej. Gdy Rey znajdowaі siк w

pobliїu, ciarki przebiegaіy Meredith po plecach. Wodziіa za nim wzrokiem, a gdy on j№ na

tym przyіapaі, czerwieniіa siк po korzonki wіosуw.

Leo zauwaїyі to i miaі za zіe bratu, їe zwodzi dziewczynк. Wiedziaі przecieї, їe Rey

jest zatwardziaіym przeciwnikiem maіїeсstwa.

- Dlaczego to robisz? - zapytaі go kiedyњ wieczorem, gdy byli sami w pokoju.

Rey obrуciі ku niemu zdziwiony wzrok.

- Czyїbyњ uwaїaі, їe flirt to rzecz naganna?

background image

- W tym wypadku tak - odrzekі Leo. - Ty jesteњ w tym dobry, ona nie.

- Przecieї ma juї swoje lata - stwierdziі Rey, wzruszaj№c ramionami.

- Co chcesz przez to powiedzieж? Їe j№ uwiedziesz? Ta dziewczyna doњж siк juї

nacierpiaіa przez ojca. Duszк wci№ї ma okaleczon№. Nie stosuj wobec niej tych swoich

zagrywek.

- I kto to mуwi?! - zapytaі z gniewem Rey. - Od tygodni zwodzisz Janie Brewster, a

obaj dobrze wiemy, їe nie masz wobec niej powaїnych zamiarуw. Chodzi ci tylko o tego

cholernego byka!

Leo zamrugaі powiekami.

- Janie to jeszcze dziecko. A ja nie jestem їadnym uwodzicielem! I ten cholerny byk

nie ma tu nic do rzeczy!

- Ona nie jest juї dzieckiem - odparowaі Rey. - M№cisz jej w gіowie, wiedz№c

doskonale, їe jest w tobie zakochana.

- Wcale nie jest we mnie zakochana! Najwyїej zadurzona!

- Nie widzisz, jak na ciebie patrzy? Leo chrz№kn№і.

- Mуwimy o Meredith, nie o Janie - rzekі ostro. Rey zmruїyі oczy.

- Meredith jest dorosіa - przypomniaі.

- Ale pracuje u nas. Nie zamierzam przygl№daж siк obojкtnie, jak j№ podrywasz.

- Czyїbyњ byі zazdrosny?

- Prowokujesz sprzeczkк? - zapytaі Leo lodowatym tonem. - Znуw mamy siк

pokіуciж o kobietк.

Oczy Reya rozbіysіy.

- Gdybyњ nie zacz№і w mojej obecnoњci skіadaж Carli niedwuznacznych propozycji,

nic bym o niej nie wiedziaі. To byі dla mnie cios. Nigdy ci tego nie zapomnк.

- Mam nadziejк, їe zapomnisz. Ona zіamaіaby ci їycie. Jesteњ moim bratem. Nie

mogіem obojкtnie przygl№daж siк temu.

Rey wymruczaі przekleсstwo i odwrуciі wzrok. Leo miaі racjк: uratowaі go przed

nieszczкњciem, lecz mimo wszystko bolaіa go rola brata w tej aferze.

- Nie prуbuj swoich sztuczek z Meredith - powiedziaі stanowczo Leo. - Ona dosyж siк

juї w їyciu nacierpiaіa. Zostaw j№ w spokoju.

Rey spojrzaі przez ramiк.

- To niech ona zna swoje miejsce w tym domu! - oњwiadczyі z wњciekіoњci№. -

Gdziekolwiek siк ruszк, ona juї tam jest i poїera ranie wzrokiem. Nie jestem њwiкty!

- Nie podnoњ gіosu - ostrzegі go Leo.

background image

- Niby dlaczego? Myњlisz, їe stoi za drzwiami i podsіuchuje? A nawet jeњli? To niech

wie! Leci na mnie. Nawet њlepiec by to dostrzegі.

- To nie powуd, їebyњ j№ wykorzystaі. Ona nie jest z tych, z jakimi na ogуі siк

zadajesz.

- Faktycznie. Dziewczyna bez ambicji. A przy tym tak nieznaj№ca siк na rzeczy, їe aї

nie do wiary. Nigdy nie s№dziіem, їe caіowanie kobiety moїe byж tak nudne - powiedziaі,

staraj№c siк 'nadaж gіosowi obojкtne brzmienie. - Їenuj№ca naiwnoњж!

Meredith, z filiїank№ kawy w drї№cej rкce, staіa za drzwiami niczym pos№g. Niosіa

kawк dla Reya i usіyszaіa sіowa nieprzeznaczone dla jej uszu. Јykaj№c іzy, wrуciіa szybko

do kuchni.

Serce nie jest przedmiotem іami№cym siк іatwo, powtarzaіa sobie w duchu,

wycieraj№c rкcznikiem іzy. Po chwili uprzytomniіa sobie ku wіasnemu przeraїeniu, їe Rey

mуwiі prawdк: czкsto wpatrywaіa siк jak urzeczona w niego. Byі przystojny, atrakcyjny,

przyci№gaі wzrok. Lubiіa na niego patrzeж. Moїe i zadurzyіa siк w nim... Ale nie dawaіo mu

to prawa do obraїania jej. Jak mуgі wygadywaж o niej takie straszne rzeczy?!

Czuіa siк upokorzona. Rzadko ujawniaіa swoje uczucia i nie zwykіa im siк

poddawaж, ale przecieї Rey caіowaі j№ z takim zapamiкtaniem, їe zaczкіa і№czyж z tym

jakieњ nadzieje, snuж marzenia. Zdaіa sobie teraz sprawк z wіasnej naiwnoњci. Pierwszy od

lat mкїczyzna zwrуciі na ni№ uwagк i ona juї straciіa dla niego gіowк. Leo uwaїaі swego

brata za kobieciarza i miaі racjк. Rey przywykі widocznie do kobiet lubuj№cych siк w takich

zmysіowych igraszkach. Tak wiкc te pocaіunki, ktуre tyle dla niej znaczyіy, byіy dla niego

tylko gr№. A ona tak serio je potraktowaіa.

Moїe byж spokojny, pomyњlaіa. Ona, Meredith, wiкcej sobie na to nie pozwoli. Od

dziњ jest tylko pracownic№, uprzejm№, miі№, sympatyczn№, ale nawet nie spojrzy w jego

stronк. Dziкki Bogu, їe usіyszaіa sіowa Lea. Oszczкdzi jej to dalszych upokorzeс. Teraz

pocierpi trochк, za to pуџniej nic jej nie zaskoczy. Zawsze przecieї gіosiіa pogl№d, їe

prawda, nawet najgorsza, jest lepsza od kіamstwa. Przyszіa pora, by tк maksymк zastosowaж

wobec siebie.

Nazajutrz rano, gdy obaj bracia zeszli na dуі na њniadanie, na ktуre skіadaіy siк jajka

na bekonie i placki, Meredith przywitaіa ich chіodnym, profesjonalnym uњmiechem.

Rey byі wyraџnie przygnкbiony. Nie obrzuciі jej badawczym, aroganckim wrкcz

spojrzeniem, co ostatnio weszіo mu w zwyczaj. Wіaњciwie to w ogуle na ni№ nie spojrzaі.

Leo wszcz№і rozmowк o rуїnych gospodarskich sprawach. Niektуre chore sztuki bydіa musi

zbadaж weterynarz, naleїy je zatem spкdziж na poіoїone bliїej domu pastwisko.

background image

- Czym oprуcz siana karmicie bydіo? - Meredith trochк na siік wі№czyіa siк do

rozmowy.

- Stosujemy rуїne mieszanki - odparі Leo. - Ale bez zwierzкcego biaіka. Pod tym

wzglкdem nie jesteњmy nowoczeњni. Їadnych hormonуw, їadnych pestycydуw, wyі№cznie

naturalne њrodki. Dziкki temu zaopatrujemy w miкso i jego przetwory sieж supermarketуw,

zaіoїyliњmy ponadto stronк w internecie, by poszerzaж dystrybucjк.

- Ciekawe - przyznaіa. - Pieczeс jak sprzed wieku.

- Bo taka teї ludziom smakuje. My stawiamy na zdrow№ їywnoњж. Aha, byіbym

zapomniaі, pani Lewis prosiіa mnie, bym ciк zapytaі, co ty dodajesz do ciasta na placki.

- Oliwк z oliwek - odparіa.

Rey spojrzaі na placek, ktуry trzymaі w rкku, takim wzrokiem, jakby znalazі w nim

wіos.

- Oliwк?

- To najzdrowszy roњlinny tіuszcz - stwierdziіa Meredith.

Bracia spojrzeli po sobie.

- No cуї - powiedziaі Leo - nie widzк їadnej rуїnicy.

- To prawda - zgodziі siк Rey po chwili. - Ale z masіa nie zamierzam rezygnowaж.

Nie ma nic lepszego niї chleb posmarowany њwieїym, pachn№cym masіem.

Meredith odwrуciіa wzrok. To, czym Rey smarowaі chleb, byіo najzwyklejsz№

margaryn№. Uњmiechnкіa siк pod nosem i dolaіa sobie kawy.

Obaj bracia spкdzali wіaњnie byki z niїej poіoїonego pastwiska, gdzie trawa kwitіa aї

do pуџnej jesieni, gdy wielki byk szarpn№і siк nagle i uderzyі rogiem w ramiк Lea.

Leo krzykn№і i kopn№і go, lecz zwierzк nie raczyіo siк nawet obejrzeж i

pocwaіowaіo nonszalancko w stronк nowego pastwiska.

- Pokaї, jak to wygl№da - powiedziaі Rey, zleciwszy kowbojom dokoсczenie dzieіa.

- Chyba trzeba bкdzie zaіoїyж szwy - rzekі Leo przez zaciњniкte usta. - Zawieџ mnie

do domu, zmieniк koszulк i pojedziemy do Lou Coltrain.

- Cholerne byczysko - warkn№і Rey, pomagaj№c bratu wsi№њж do ciкїarуwki.

Gdy zajechali przed dom, Meredith koсczyіa wіaњnie zamiatanie schodуw. Spojrzaіa

na zakrwawiony rкkaw koszuli Lea.

- Pozwуl, їe obejrzк - powiedziaіa. Nie zwaїaj№c na zakіopotan№ minк Reya,

zawinкіa rкkaw, wilgotnym pіуtnem przemyіa ranк i zaіoїyіa opatrunek. - Tak, konieczne s№

szwy. W drodze do miasta uciskaj bandaї.

- Muszк zmieniж koszulк - zacz№і Leo.

background image

- Musisz jechaж do lekarza. Do ktуrego mam zadzwoniж?

- Do doktor Lou Coltrain - odparі.

- Zaraz zadzwoniк, a wy juї jedџcie - poleciіa nie znosz№cym sprzeciwu tonem.

Rey spojrzaі na ni№ z zaciekawieniem, prowadz№c brata z powrotem do ciкїarуwki.

Wyszіa im na spotkanie pielкgniarka doktor Lou i zaprowadziіa do gabinetu.

- Trzeba zaіoїyж szwy - zdecydowaіa lekarka. - A jak siк zapatrujesz na zastrzyk

przeciwtкїcowy?

Leo skrzywiі siк.

- No wiesz...

- Nie martw siк. - Klepnкіa go po ramieniu. - Zaіatwimy to bіyskawicznie.

- Nie cierpiк zastrzykуw - rzekі Leo, patrz№c bіagalnie na brata.

- Tкїec jest sto razy gorszy - oњwiadczyі Rey. - Poza tym doktor Lou nagradza

podobno grzecznych pacjentуw gum№ do їucia.

Leo zmierzyі Reya piorunuj№cym spojrzeniem.

Leo przyjechaі wreszcie do domu. Meredith podaіa mu kawк, ukroiіa kawaіek placka

z wiњniami i poprawiіa poduszkк na oparciu krzesіa.

Rey z kamienn№ twarz№ przygl№daі siк tym zabiegom.

- Moїe i mnie coњ siк naleїy? - zapytaі. Spojrzaіa na niego bez cienia uњmiechu.

- Tobie siк naleїy figa z makiem - powiedziaіa. Uniуsі na ni№ wzrok. Czuі siк tak,

jakby go ktoњ za karк postawiі w k№cie bez kolacji. Nieprzyjemne doznanie. Popatrzyі

ponuro na nich oboje i naburmuszony wyszedі z pokoju.

background image

ROZDZIAЈ SZУSTY

- Џle siк zachowaіam - rzekіa Meredith, gdy zostali sami. - Znуw naraziіam siк

twojemu bratu.

- Bardzo dobrze. Niech siк przekona, їe nie wszystkie kobiety na niego lec№. Nadmiar

sukcesуw niejednego porz№dnego mкїczyznк wywiуdі na manowce.

- Nic dziwnego, їe podoba siк kobietom.

- Od czasуw podstawуwki umawiaі siк z dziewczynami. Ale zaangaїowaі siк

naprawdк tylko raz. Okazaіo siк potem, їe niezіy byі z jego wybranki numer. I dlatego zraziі

siк do kobiet.

- Nie moїna uogуlniaж - rzekіa, popijaj№c kawк.

- Przykіad naszej matki teї zrobiі swoje. Zostawiіa ojca z piкcioma chіopakami i tyle

j№ byіo widaж... Mimo to trzech spoњrуd nas oїeniіo siк i wszyscy dobrze trafili.

- Ja teї miaіam brata...

- Wiem - oznajmiі ku jej zdziwieniu. - Michael Johns. Byі policjantem w Houston.

- Sk№d wiesz?

- Pamiкtasz Coltera Banksa?

- Tak. Byі przyjacielem Mike'a.

- Colter jest naszym kuzynem. Ja teї znaіem Mike'a.

Zacisnкіa piкњж, usiіuj№c powstrzymaж cisn№ce siк do oczu іzy.

- Czy ktoњ jeszcze... o tym wie?

- Nie, nikt. Moi bracia widywali siк z Colterem bardzo rzadko, a Mike'a w ogуle nie

znali. Nie powiedziaіem im o tym i nie zamierzam tego zrobiж.

Meredith spojrzaіa mu prosto w oczy.

- Czego jeszcze dowiedziaіeњ siк o mnie? - zapytaіa.

Wzruszyі ramionami.

- Wszystkiego - rzekі. Zrobiіa gікboki wydech.

- I nie podzieliіeњ siк t№ wiedz№ z Reyem?

- Wolaіabyњ, їebym zachowaі to dla siebie, prawda? Ale w swoim czasie Rey dowie

siк prawdy i tak i moїe mieж їal, nie uwaїasz?

- Nie zamierzaіam tworzyж wokуі siebie nimbu tajemniczoњci. Wszystko jest jeszcze

zbyt њwieїe i po prostu trudno mi o tym mуwiж.

background image

- Colter opisaі mi okolicznoњci. To nie byіa twoja wina. Ani twojego ojca. Moim

zdaniem, on dlatego siк rozpiі, їe caі№ winк wzi№і na siebie, choж nie miaі po temu їadnych

podstaw.

Skinкіa gіow№.

- Zastanawialiњmy siк potem oboje, co by byіo, gdyby... Niepotrzebnie, ale w takiej

sytuacji trudno przestaж mуwiж o tym, co boli.

- Nie wolno zadrкczaж siк tym, co naleїy juї do przeszіoњci - stwierdziі Leo.

- Wiele rzeczy nie wolno - mruknкіa.

- Inne sprawy siк teraz licz№ - powiedziaі Leo. - Po pierwsze, kuracja odwykowa

twojego ojca. Po drugie, co juї siк staіo - wyrwaіaњ siк z codziennoњci. Widzк, jak przez ten

tydzieс siк zmieniіaњ. Zupeіnie inna z ciebie dziewczyna...

- Chyba tak. Nigdy dot№d nie mieszkaіam na ranczu. Podoba rai siк tu. Tu panuje

zupeіnie inny rytm їycia.

- Kiedy caіkiem wydobrzejesz, postaramy siк, їebyњ tutaj znalazіa dla siebie jak№њ

pracк.

- Chcesz siк mnie pozbyж ze swojej siedziby? - zapytaіa ze њmiechem. - A zreszt№...

nie zamierzam opuszczaж Houston. - Nie dodaіa, їe przede wszystkim nie zamierza byж tak

blisko Reya, ktуry wyraџnie j№ lekcewaїy. - Jestem tu dopiero tydzieс.

- Nigdy w їyciu - odparі. Krzywi№c siк, dotkn№і ramienia. - Cholerne byczysko -

szepn№і.

- Dali ci jakieњ њrodki przeciwbуlowe?

- Nie. Mam w domu proszki, ktуre zaїyjк w razie czego. Na razie nie muszк.

- Wedіug statystyki najwiкcej wypadkуw jest na farmach i ranczach.

- Kaїda praca zwi№zana jest z pewnym ryzykiem - powiedziaі.

Wypiіa іyk kawy.

- Wydaje mi siк - rzekіa - їe dziaіam na nerwy twemu bratu. Wolaіby nie widzieж

mnie tutaj.

- Znam jego podejњcie do kobiet, ale mam nadziejк, їe nie bierzesz tego do siebie.

- Staram siк. Moїe niedіugo humor mu siк poprawi.

- Oby... On nie moїe siк pozbieraж po tych przeїyciach.

- Bardzo j№ kochaі?

- Jego zdaniem, bardzo - rzekі Leo z westchnieniem. - Ale wedіug mnie bardziej

ucierpiaіa jego duma niї serce. - Umilkі na chwilк. - Nie miaіem wyjњcia. Specjalnie

zaaranїowaіem tк sytuacjк, їeby przekonaі siк, z kim naprawdк ma do czynienia. I to byі

background image

bі№d. Fatalny! Nigdy mi tego nie wybaczyі. A teraz, ilekroж zwracam uwagк na jak№њ

kobietк, usiіuje mi j№ odbiж...

Gіos mu siк zaіamaі i Meredith spojrzaіa w inn№ stronк.

- Miaіam okazjк siк o tym przekonaж - rzekіa.

- Nie, nie chodzi o ciebie. Uњmiechnкіa siк z przymusem.

- Wiem, mn№ siк nie interesuje. I moїesz byж spokojny, z mojej strony teї nic mu nie

grozi. Staіam za drzwiami i sіyszaіam, co mуwiі do ciebie. Nie podsіuchiwaіam, ale mуwiі

podniesionym tonem, nie sposуb byіo nie sіyszeж. Musiaіabym byж ostatni№ idiotk№, їeby

w kimњ takim siк zakochaж.

Leo dostrzegі smutek w jej oczach.

- Jak mogіem do tego dopuњciж? - rzekі z poczuciem winy.

- Dobrze siк staіo. Wiem przynajmniej, їe nie moїna traktowaж go powaїnie. A poza

tym nie przyjechaіam tu, by szukaж mкїa.

- Rey to nie materiaі na mкїa. Kocham go, ale muszк to stwierdziж. Biedna bкdzie ta,

ktуra straci dla niego gіowк. - Spojrzaі na Meredith uwaїnie. - Nie daj siк oczarowaж.

- To mi nie grozi - oњwiadczyіa. - Nawet gdybym miaіa u niego szanse.

Wypiі do koсca kawк i wstaі.

- Przebiorк siк i wrуcк do roboty. Dziкki za pomoc.

Meredith zamierzaіa udaж siк do kurnika, by pozbieraж jajka. Nie ma prostszego

zajкcia - siкga siк do kurzych gniazd i wyci№ga jajka, jeszcze ciepіe.

Ale staіo siк inaczej. Zatrzymaіa siк najpierw poњrodku kurnika, by oczy przywykіy

do panuj№cego tam mroku, po czym ruszyіa w stronк kurzych gniazd. I wtedy wzrok jej padі

na coњ dіugiego, dropiatego, o bіyszcz№cym jкzyku.

Meredith, dziewczyna z miasta, wrzasnкіa, rzuciіa koszyk w stronк gada i wybiegіa z

kurnika.

Annie porzuciіa pranie i wybiegіa przed dom, їeby zobaczyж, co spowodowaіo taki

tumult.

- Tam jest wielki... czarno - biaіy w№№№ї! - krzyknкіa Meredith, ktуra caіa siк

trzкsіa ze strachu.

- Przy jajkach, jak siк domyњlam - powiedziaіa Annie i wytarіa rкce w fartuch. -

Zaraz wezmк kij i zaіatwiк sprawк.

- Sama nie moїesz tam iњж. To zwierzк ma chyba z pуіtora metra!

background image

- To nie jest grzechotnik - rzekіa Annie. - I nie zamierzam go zabiж. Wezmк go na ten

kij i zaniosк do stodoіy. To poїyteczne stworzenie, ktуre zjada szczury i їmije jadowite. Ale w

naszej okolicy sporo jest grzechotnikуw, te s№ groџne i musisz na nie uwaїaж.

I wіaњnie wtedy zatrzymaіa siк tuї obok ciкїarуwka.

- Co siк tu dzieje? - zapytaі Rey, wyіadowuj№c skrzynki z przyczepy.

- W№ї jest w kurniku! - wykrzyknкіa Meredith.

- Tak? - zapytaі obojкtnie.

- Przeniosк go do stodoіy - powiedziaіa Annie.

- Ja siк nim zajmк - rzekі Rey. - Boisz siк wкїy? - zapytaі kpi№co Meredith.

- Pierwszy raz w їyciu widziaіam takiego wielkiego!

- Zawsze musi byж ten pierwszy raz - stwierdziі aluzyjnie, zatrzymuj№c wzrok na jej

biuњcie.

Gdyby spojrzenia podpalaіy, to spіon№іby na pyі - Tymczasem, zdrowy i caіy,

skierowaі swe kroki do kurnika.

Wyszedі po paru minutach - z wкїem owiniкtym wokуі obydwu jego ramion.

- Spуjrz, nasz znajomy! - wykrzykn№і do Annie. - Widzisz tк szramк po ranie, gdy

dostaі siк do kombajnu?

- Faktycznie - przyznaіa Annie. - Czeњж, stary. - I pogіaskaіa go pod obrzydliwym

pyskiem.

- Jak moїesz go dotykaж? - jкknкіa Meredith. - Tak№ paskudк!

- Trzeba jej chyba powiedzieж - zaczкіa Annie, spogl№daj№c na Reya pytaj№co - їe

on zwykі mieszkaж w naszym domu.

- Nie bуj siк - rzekі Rey, widz№c blad№ jak pіуtno twarz Meredith. - Zaniosк go na

strych.

- Nie bуj siк, dziewczyno. Jeњli go nie sprowokujesz, nic ci zіego nie zrobi. Jest

naprawdк іagodny - uspokajaіa j№ Annie. - I dokoсcz zbieraж jajka.

Meredith westchnкіa gікboko, przesіaіa Annie rozpaczliwe spojrzenie i wkroczyіa do

kurnika. Skуra jej cierpіa, gdy zbieraіa jajka, szczegуlnie te, po ktуrych њlizgaі siк w№ї.

Zawsze juї kurnik budziі w niej bкdzie lкk. To њmieszne, mуwiіa sobie w duchu, patrzyіa

przecieї na rannych od pociskуw ludzi, na ofiary wypadkуw, na rуїne straszne rzeczy, a

zwykіy w№ї budzi w niej takie przeraїenie. Weџ siк w garњж, dziewczyno!

Wyszіa na њwiatіo sіoneczne z koszem peіnym jaj. Staraіa siк przybraж na twarz

spokojny, іagodny wyraz.

background image

Rey czekaі na ni№ oparty o bіotnik ciкїarуwki, ze skrzyїowanymi na piersi

ramionami, z kapeluszem nasuniкtym na oczy.

Przez dіuїsz№ chwilк nie miaіa odwagi spojrzeж na niego. A gdy uniosіa wzrok,

stwierdziіa, їe on wygl№da bardzo atrakcyjnie.

- Przemogіaњ siк, wskoczyіaњ ponownie na grzbiet konia, ktуry ciк poniуsі - rzekі. -

Jestem z ciebie dumny.

- Ucieczka niczego nie zaіatwia - powiedziaіa.

- A od czego ty uciekasz?

Obiema dіoсmi przygarnкіa koszyk do piersi.

- Nie musisz siк tym interesowaж - odrzekіa z godnoњci№.

- Muszк. Pracujesz u mnie.

- Niedіugo przestanк. Tydzieс, dwa i wracam do domu.

- Czyїby? - Odszedі od samochodu i stan№і tuї przed ni№, wysoki, kusz№cy.

Dotkn№і delikatnie palcami jej ust. - Te blizny s№ jeszcze caіkiem њwieїe. Wziкіaњ

miesi№c urlopu, o ile siк nie mylк?

- Tak, ale nie muszк tu siedzieж przez caіy czas.

- Powinnaњ. - Pochyliі siк i zbliїyі usta do jej ust. Wstrzymaіa oddech. A on

uњmiechn№і siк bezczelnie. - Wszystko moїe siк zdarzyж. Mogіabyњ, na przykіad, polubiж

ї

ycie na wsi.

- Nie cierpiк wкїy.

- To byі nietypowy egzemplarz. Na ogуі jego bracia њpi№ od listopada, z tym їe teraz

jest wyj№tkowo ciepіo jak na tк porк roku. Wiosn№ naleїy uwaїaж. Ale nie martw siк.

Obroniк ciк przed wкїami. Przed innymi zagroїeniami rуwnieї.

- A kto obroni mnie przed tob№?

- Czyїby ci taka obrona byіa potrzebna? Jesteњ przecieї peіnoletnia, i to nie od dziњ.

- Prowadziіam doњж samotniczy їywot - rzekіa cicho.

- Moїe wiкc najwyїszy juї czas, їebyњ wyszіa z tego swojego kokona.

- Nie mam zapotrzebowania na romans.

- Ani ja. - Uњmiechn№і siк. - Ale jeњlibyњ siк o to postaraіa, mуgіbym zmieniж

zdanie.

- Nie zamierzam. - Popatrzyіa na niego chіodno. - I nie wyobraїaj sobie, їe „poїeram

ciк wzrokiem" - dodaіa znacz№co.

background image

Nietrudno byіo siк domyњliж, їe podsіuchaіa ich rozmowк. Zrobiіo mu siк gіupio,

tym bardziej, їe to, co powiedziaі bratu, byіo nieprawd№. Nie chciaі, by Leo wiedziaі, jak

bardzo on, Rey, jest zauroczony t№ dziewczyn№.

- Ci, co podsіuchuj№, dowiaduj№ siк zawsze o sobie czegoњ przykrego -

oњwiadczyі.

- To prawda. A teraz przepraszam ciк, muszк juї iњж. Chwyciі j№ za ramiк i

przyci№gn№і do siebie.

- Wcale tak nie myњlaіem - wyszeptaі z ustami przy jej wargach. - Ta twoja

niewinnoњж doprowadza mnie do szaleсstwa! Nie mogк spaж po nocach...

- Przestaс!

- Niby dlaczego?

- Jeњli s№dzisz... їe ja... їe w ogуle... - Nie staж jej byіo na їadn№ sensown№

wypowiedџ. Tupnкіa nog№, odwrуciіa siк i pobiegіa do kuchni, omal nie wyrywaj№c drzwi

z zawiasуw. A towarzyszyі jej w tej ucieczce drwi№cy њmiech Reya.

Jeїeli Meredith s№dziіa, їe Rey przeprosi j№ za te sіowa, to byіa w bікdzie.

Obserwowaі j№ tylko spod oka, gdy wykonywaіa swoje codzienne gospodarskie czynnoњci.

Nie naprzykrzaі siк jej, nie narzucaі. Po prostu patrzyі. Tak j№ to jednak peszyіo, їe potykaіa

siк co krok. Te jego czarne oczy sprawiaіy, їe serce waliіo jej jak mіotem.

- Dlaczego nie chcesz zaj№ж siк czymњ innym niї prowadzenie domu? - zapytaі

ktуregoњ wieczoru, gdy Leo, jak zwykle, spуџniaі siк na kolacjк.

- Bo prowadzenie domu jest znacznie mniej stresuj№ce - odparіa, nie patrz№c na

niego.

- Marnie za to pіac№ - ci№gn№і. - A poza tym w niektуrych domach mogіabyњ mieж

problemy z gospodarzem, ktуry chciaіby siк z tob№ zabawiж.

- Ty teї masz do mnie takie podejњcie - ni to zapytaіa, ni to stwierdziіa.

Spojrzaі na ni№ wilkiem.

- Nie, ja nie. Lecz inni mog№ ciк tak traktowaж. To niezbyt bezpieczne zajкcie. W

kaїdym innym zawodzie prawo chroni pracownika.

- Їeby mieж zawуd, trzeba skoсczyж odpowiedni№ szkoік. A ja jestem za stara na

naukк.

- Na to nigdy nie jest za pуџno. Wzruszyіa ramionami.

- Ale ja lubiк gotowaж i sprz№taж.

- Њwietnie sobie radzisz z udzielaniem pierwszej pomocy. Zachowaіaњ spokуj i

godne podziwu opanowanie.

background image

- To zawsze w їyciu siк przydaje - rzekіa krуtko.

- Lubisz byж tajemnicza, prawda? - zapytaі z nut№ irytacji.

- Bo to bywa caіkiem zabawne.

- Jakieї to ciemne sprawki ukrywasz przede mn№, Meredith? - Tym razem gіos jego

brzmiaі spokojnie.

- Nic, co mogіoby wzbudziж twуj niepokуj, nawet gdybyњ wpadі na trop ktуrejњ z

tych ciemnych sprawek. Macie co rano њwieїe placki i to siк liczy.

- Owszem, mamy. I jesteњ w ogуle њwietn№ kuchark№. Tylko їe ja nie lubiк

tajemnic.

Spojrzaіa na niego przez ramiк.

- To juї gorzej.

Usiadі przy stole i patrzyі na ni№ w milczeniu.

- Twoje nazwisko jest mi sk№dњ znane - odezwaі siк po chwili marszcz№c brwi. -

Tylko jakoњ nie mogк z nikim go sobie skojarzyж.

Niedobrze, pomyњlaіa. Nie chciaіa wracaж do przeszіoњci, jeszcze nie teraz, kiedy

wspomnienia wci№ї s№ їywe.

- Tak bywa - odparіa zdawkowo.

- Moїe ktуregoњ dnia wreszcie sobie przypomnк - rzekі wzruszaj№c ramionami.

Na szczкњcie wszedі Leo i przerwaі tok jego myњli. Meredith podaіa kolacjк i

zasiadіa do niej wraz z braжmi.

Nazajutrz rano Rey pojawiі siк w kuchni ze strzelb№ w futerale. Zanim usiadі do

stoіu, oparі broс o szafkк.

- Wybierasz siк na polowanie? - zapytaіa Meredith. Popatrzyі na ni№ spod oka.

- Strzelam do rzutkуw. Жwiczк caіy rok.

- Na mistrzostwach w San Antonio zdobyі dwa medale - rzekі z dum№ Leo. - Strzelec

klasy „A".

- Jakiej uїywasz strzelby? - zapytaіa odruchowo. W jego oczach pojawiі siк cieс

zainteresowania.

- Rуїnej. Ale co ty wiesz o strzelbach?

- Brat uczyі mnie strzelaж, ale dopiero po skoсczeniu... hm... szkoіy њredniej

potrafiіam... - j№kaіa siк, improwizuj№c tк opowiastkк. Nie mogіa mu powiedzieж, їe po

college'u przestaіa siк juї tym zajmowaж. Za duїo by wiedziaі.

- Wiкc umiesz strzelaж - rzekі z wyraџn№ kpin№ w gіosie. - Mam strzelbк i mogк ci

j№ daж.

background image

- A jak№ masz w tym futerale?

- Dwunastkк.

- Sprуbowaіabym tej, jeњli nie masz nic przeciwko temu. Їyczysz sobie jeszcze trochк

dїemu jabіkowego? - zapytaіa, zmieniaj№c temat.

- Chкtnie - powiedziaі i posmarowaі placek dїemem. - Doі№czysz do nas, Leo? -

zapytaі brata.

- Tym razem chyba siк wybiorк - odparі Leo, staraj№c siк powstrzymaж uњmiech.

Wiedziaі, їe Mike Johns byі doskonaіym strzelcem, wielekroж nagradzanym. Jeїeli przekazaі

siostrze swoj№ wiedzк, to Meredith pokaїe klasк i Rey oniemieje ze zdziwienia. Nie, Leo nie

odmуwi sobie tej przyjemnoњci.

- Razem zawsze weselej - powiedziaі Rey.

- Tak teї uwaїam - zgodziі siк Leo, sznuruj№c usta.

Meredith sіowem siк nie odezwaіa. Skoсczyіa posiіek, poczekaіa, aї bracia skoсcz№

jeњж, i wstawiіa naczynia do zmywarki.

W swoim pokoju wіoїyіa dїinsy, buty, dіug№ flanelow№ bluzк, na ni№ ocieplan№

kamizelkк i gotowa juї byіa wysіuchaж cennych wskazуwek Reya dotycz№cych obchodzenia

siк z broni№.

Jak na listopadowe pi№tkowe popoіudnie w klubie strzeleckim panowaі duїy ruch.

Dzieс byі chіodny, lekki mrуz szczypaі w policzki. Rey i Leo spotkali siк z dwoma starymi

znajomymi, teї amatorami strzelania, ktуrych przedstawili Meredith.

- To jest Jack, a to Billy Joe - powiedziaі Rey. Ten pierwszy byі wysoki i szczupіy,

drugi zaњ, gruby i niski, z trudem chwytaі oddech. - Stanowimy czкњж druїyny naszego

klubu - dodaі.

- Z tym їe Rey zgarnia medale - rzekі Billy Joe z widocznym wysiіkiem. - Ratuje

honor naszego klubu. A teraz zabieramy siк do dzieіa - powiedziaі. - Idк do furgonetki po

broс.

Meredith spojrzaіa na niego z niepokojem. Policzki miaі nienaturalnie czerwone. Byі

spocony. Znaіa te objawy.

- Ktoњ powinien z nim pуjњж - powiedziaіa nagle, przerywaj№c pogawкdkк Jacka z

Reyem.

- Sіucham? - zapytaі Jack.

I w tej wіaњnie chwili Billy Joe zatrzymaі siк, po czym upadі na ziemiк przed

drzwiami swojej furgonetki.

- Dajcie mi komуrkк! - krzyknкіa Meredith, biegn№c ku leї№cemu.

background image

Klкczaіa juї przy Billym, gdy Leo podaі jej telefon.

- Przykryjcie go czymњ! - poleciіa, wybieraj№c numer. Z komуrk№ przy uchu

rozpiкіa mu koszulк aї po przeponк. - Znajdџcie jego portfel - ci№gnкіa - i odczytajcie z

prawa jazdy jego wiek i wagк.

Leo tak zrobiі, podczas gdy Rey i Jack stali w milczeniu obok leї№cego kolegi.

- Chcк mуwiж z lekarzem dyїurnym - powiedziaіa po uzyskaniu poі№czenia. -

Meredith Johns z tej strony. Mam pacjenta, lat szeњжdziesi№t, ktуry nagle zasіabі i upadі.

Objawy њwiadcz№ o moїliwoњci zawaіu. Sіaby puls - mуwiіa ze wzrokiem utkwionym w

zegarku, trzymaj№c chorego za przegub dіoni. - Czterdzieњci uderzeс na minutк, pіytki

oddech, barwa twarzy szara, poci siк. Potrzebna karetka, rozpoczynam reanimacjк.

Po dіuїszej chwili rozlegі siк w sіuchawce mкski gіos. Meredith przekazaіa mu dalsze

dane i oddaіa telefon Leo. Sama zaњ ze skupieniem to uciskaіa klatkк piersiow№ pacjenta, to

nachylaіa siк i metod№ usta - usta prуbowaіa przywoіaж oddech chorego.

Rey obserwowaі j№ oniemiaіy ze zdumienia, zarуwno jej profesjonalnym

zachowaniem wobec pacjenta, jak i њwiadcz№cym o fachowoњci informacjom przekazywa-

nym lekarzowi dyїurnemu.

W ci№gu piкciu minut karetka byіa juї na miejscu. Pielкgniarka wysіuchaіa relacji

Meredith, po czym poі№czyіa siк z tym samym lekarzem, z ktуrym Meredith rozmawiaіa

uprzednio.

- Lekarz mуwi, їe њwietnie siк pani spisaіa - rzekіa, gdy umieszczaіy w karetce

Billy'ego. - Zna siк pani na rzeczy.

- Skoсczyіaњ pewno z wyrуїnieniem kurs udzielania pierwszej pomocy -

skomentowaі Rey.

Miaіa to byж pochwaіa, ktуra jednak doprowadziіa Meredith do wњciekіoњci.

Obrzuciіa Reya gniewnym spojrzeniem.

- Owszem, skoсczyіam - rzekіa z naciskiem - ale college. Jestem dyplomowan№

pielкgniark№.

background image

ROZDZIAЈ SIУDMY

Rey gapiі siк na swoj№ kucharkк z takim wyrazem Uwarzy, jakby nagle duch mu siк

ukazaі. Jego wyobraїenia o tej dziewczynie rozpadіy siк w proch i pyі. Staіa siк raptem kimњ,

kogo nie znaі. Byіa wysoko wykwalifikowan№ pielкgniark№, nie їadn№ domorosі№

kuchark№, i na pewno nie miaіa nic wspуlnego z zawodem, o jaki j№ podejrzewaі.

- Widzк, їe jesteњ zaskoczony - powiedziaіa. - Mam nadziejк, їe on siк z tego

wykaraska - zwrуciіa siк do pielкgniarki.

- Oddech ma juї w normie, puls mu siк wyrуwnuje, wraca њwiadomoњж.

Karetka ruszyіa.

- Dlaczego nie wі№czyli sygnaіu? - zapytaі Rey.

- Nie ma potrzeby - odparіa Meredith. - Syrenк wі№cza siк wtedy, gdy pacjentowi

trzeba natychmiast udzieliж pomocy.

- Uratowaіa pani їycie Billy'emu - powiedziaі Jack, њciskaj№c mocno jej dіoс. - To

mуj najlepszy przyjaciel. Dziкkujк pani z caіego serca.

- Taki mam zawуd - odrzekіa. - Tylko nie goсcie karetki - ostrzegіa, podchodz№c do

furgonetki Billa.

- Bкdк jechaі ostroїnie - obiecaі Jack.

- Ho, ho - powiedziaі Leo. - Co za energia kryje siк pod t№ mask№ chіodu!

- Taki mam zawуd - powtуrzyіa. Skierowaіa wzrok na Reya, w ktуrego oczach

dostrzegіa zіoњж, bo nie ulegaіo w№tpliwoњci, їe czuі siк zrobiony w konia. - Wiem, co

myњlisz - rzekіa - ale przecieї kіamstwa nie moїesz mi zarzuciж. Nigdy nie pytaіeњ, gdzie

pracujк i co robiк. Byіeњ pewien, їe wszystko o mnie wiesz - dodaіa z ironi№.

Milczaі. Przygl№daі siк jej chwilк, po czym odwrуciі wzrok.

- Odeszіa mi ochota na strzelanie - rzekі. - Pojadк do szpitala, dowiem siк, co z

Billym.

- Jadк z tob№ - powiedziaі Leo. - A ty, Meredith?

- Teї siк z wami zabiorк. Porozmawiam z tym lekarzem. Sprawiaі miіe wraїenie.

- Uwaїaj - mrukn№і Rey - bo moїe on teї ma swoje sekrety. A tacy ludzie s№

niebezpieczni.

Leo, otwieraj№c przed Meredith drugie drzwi ciкїarуwki, mrugn№і do niej figlarnie. I

usiadі obok Reya.

background image

У

w lekarz, Micah Steele, byі wysokim, przystojnym mкїczyzn№. Meredith

wyobraziіa go sobie z dubeltуwk№ na ramieniu. Ale i w biaіym fartuchu, ze stetoskopem na

piersi, prezentowaі siк caіkiem nieџle.

- Sіyszaіem, їe Callie jest juї w szpitalu - powiedziaі Leo.

- Tak, lada chwila urodzi. Nie widzisz, їe caіy jestem w nerwach?

- Callie to miіa dziewczyna - rzekі Rey.

Micah spojrzaі naс groџnie.

- Miaіem szczкњcie - powiedziaі - їe nie zjawiіeњ siк w biurze jej szefa, Kampa, gdy

byіa jeszcze pann№.

Rey skrzywiі siк.

Kamp podobno jada skorpiony na њniadanie. Wolк prawnikуw, ktуrzy lubi№ mniej

wyszukane potrawy.

- Doszіy mnie sіuchy, їe tutejsza palestra ostrzega przed tob№ wszystkich czіonkуw

stowarzyszenia.

- Nie uderzyіem їadnego lokalnego prawnika - rzekі Rey wyraџnie zakіopotany. -

Mathersona z Victorii owszem - mrukn№і. - Nawiasem mуwi№c, ledwo go tkn№іem. Miaі

szczкњcie, їe byіem trochк... zawiany.

Gdyby nie to, nieџle by oberwaі.

Meredith sіuchaіa tej rozmowy z szeroko rozwartymi oczami, ale obaj panowie,

pochіoniкci tematem, nie zwracali na ni№ uwagi.

- Matherson reprezentowaі faceta, ktуry oskarїyі nas o pobicie - wyjaњniі jej Leo. -

Cag uderzyі go, i to nie raz, kiedy tamten siк upiі i atakowaі Tess, obecn№ їonк Caga. Ale

draс przysiкgaі, їe to nieprawda, їe wcale jej nie atakowaі, a my zmyњlamy, bo chodzi nam

tylko o pretekst, by na niego napaњж. Przekonaі іawк przysiкgіych, їe naleїy mu siк

odszkodowanie za krzywdк, jak№ poniуsі. Niewielka to byіa kwota, ale chodziіo o zasadк -

podkreњliі Leo - i Reya to rozwњcieczyіo. Po іadnych paru kolejkach w barze podszedі do

Mathersona, ktуry siedz№c przy stoliku, piі sobie spokojnie piwo, i oskarїyі go o matactwa w

prowadzeniu postкpowania. Efekt byі taki, їe wychodz№ce na parking okno o witraїowych

szybach przestaіo istnieж.

- Jak to „przestaіo istnieж"? - zapytaіa przeraїona Meredith.

- No bo Matherson z ogromn№ pomoc№ Reya wybiі w њcianie spor№ dziurк, ktуr№

oknem trudno by juї nazwaж - oњwiadczyі Leo.

Micah Steele miaі tak№ minк, jakby resztk№ siі powstrzymywaі siк od њmiechu.

background image

- A on - tu wskazaі palcem lekarza - musiaі z tyіka Mathersona wydіubywaж szkieіko

po szkieіku. I znowu facet podaі nas do s№du.

- Lecz tym razem іawa przysiкgіych - wtr№ciі Rey - po wysіuchaniu mistrzowskiej

mowy Kempa, w ktуrej zilustrowaі wszystkie nasze krzywdy, zas№dziіa tylko pokrycie

kosztуw leczenia tyіka powoda. Wіaњciciel baru nic nie straciі, bo te drogocenne witraїowe

szyby byіy ubezpieczone.

- O ile mi wiadomo - dorzuciі lekarz - dwaj ochroniarze wyszli potem na spotkanie

Reya i gdyby nie jego przyjazny uњmiech, nie wpuњciliby go do њrodka.

- Od tamtej pory nie naduїywam alkoholu - rzekі Rey. - Umiem juї przeciwstawiaж

siк agresji, uїywaj№c innych metod, nie siіy fizycznej.

Lekarz i Leo, przeprosiwszy ich, ruszyli w stronк schodуw.

Rey zіy byі na brata i Micaha za tк gadaninк na jego temat, ale jeszcze wiкksz№ urazк

czuі do Meredith, їe tak siк przed nim maskowaіa.

- Nie miaіem pojкcia, їe ukoсczyіaњ studia - rzekі.

- Dlaczego nie wspomniaіaњ o tym na pocz№tku, gdy przywiozіaњ Lea do szpitala? -

Mуwiі te sіowa niskim, przytіumionym gіosem. - Mogіem, oczywiњcie, sam wyci№gn№ж

pewne wnioski, ale w koсcu to twoja sprawa, nie moja.

- Tak, zgoda, lecz od tego tylko krok do zwierzeс, na przykіad: dlaczego ojciec

zacz№і piж. A dla mnie to wszystko jeszcze jest zbyt њwieїe... nie mogк przestaж o tym

myњleж. Pуі roku... - Spojrzaіa w bok. - Nieіatwo uciec od zіych wspomnieс.

Rey uj№і jej dіoс, przyci№gn№і j№ ku sobie. Na korytarzu byіo pusto, dobiegaіy ich

tylko przytіumione dџwiкki dzwonkуw i komunikatуw pіyn№cych z gіoњnika, a takїe stukot

tac uprz№tanych po obiedzie.

- Opowiedz mi - poprosiі. Uniosіa na niego peіne bуlu oczy.

- Nie... jeszcze nie - szepnкіa. - Moїe kiedyњ, pewnego dnia. Teraz nie mogк.

- Dobrze - rzekі po chwili. - Chciaіbym tylko wiedzieж, gdzie nauczyіaњ siк strzelaж.

- Nauczyі mnie mуj brat, Mike - odparіa z nieukrywan№ niechкci№. I pomyњlaіa

zaraz, їe chкtnie poіoїyіaby gіowк na jego piersi i wypіakaіa caіy swуj bуl. Nie miaіa nikogo,

kto podtrzymaіby j№ na duchu - ani wtedy, gdy to siк zdarzyіo, ani potem. Ojciec zamkn№і

siк w sobie i zacz№і piж. Praca byіa jej jedynym ratunkiem.

Rey, wci№ї trzymaj№c j№ za rкkк, usiіowaі poskіadaж w pamiкci pewne fakty

zwi№zane z imieniem jej brata.

- Mike. Mike Johns - powiedziaі, zmarszczywszy czoіo. - Przyjaciel naszego kuzyna

Coltera. Leo teї go znaі. Mike zostaі zabity.

background image

Meredith usiіowaіa wyrwaж rкkк z jego dіoni. Zabrakіo jej siі. I wtedy Rey przytuliі

j№ mocno do piersi. Nie walczyіa juї ze іzami, ktуre spіywaіy jej po policzkach. Gіaskaі j№

po gіowie, pieszczotliwie, koj№co.

- W Houston byі napad na bank... - przywoіywaі w pamiкci znane mu przecieї

wydarzenia. - Mike byі policjantem. Byі wtedy w banku razem z wasz№ matk№. To byіa

њ

roda. Miaі wolny dzieс, ale z pistoletem siк nie rozstawaі. Trzymaі go za paskiem spodni. -

Zamilkі na chwilк. Meredith szlochaіa. I Rey jeszcze mocniej przytuliі j№ do siebie. - Mike

odruchowo wyci№gn№і broс i wystrzeliі, a wtedy jeden z tych bandytуw otworzyі ogieс z

tego cholernego maіego pistoletu maszynowego. On i twoja matka zginкli na miejscu.

Meredith wpiіa siк palcami w jego plecy. Trwali tak, objкci, nie zwaїaj№c na

zaciekawione spojrzenia przechodz№cych obok ludzi.

- Zіapano ich obydwu - ci№gn№і. - W Teksasie nie puszcza siк pіazem zabуjstwa

policjanta. Po miesi№cu w trybie pilnym oskarїono ich i skazano. Ty i twуj ojciec

skіadaliњcie zeznania.

Micah i Leo zmierzali wіaњnie ku nim i zobaczyli, їe coњ zіego dzieje siк z Meredith.

Gdyby nie silne ramiк Reya, osunкіaby siк na podіogк.

Niewiele zapamiкtaіa z tego, co siк staіo, tyle tylko, їe znalazіa siк w gabinecie

zabiegowym. Gdy oprzytomniaіa, znуw zaczкіa szlochaж, i wtedy zrobiono jej zastrzyk ze

њ

rodkiem uspokajaj№cym. Obudziіa siк juї na ranczu, w swoim pokoju nad garaїem.

Rey siedziaі przy jej іуїku, w tym samym ubraniu, jakie miaі na sobie, gdy szli na

strzelnicк. Ona teї byіa tak samo ubrana jak przed wyjњciem, tyle їe przykryta byіa narzut№,

a jej buty staіy obok іуїka.

- Ktуra godzina? - zapytaіa niezbyt przytomnym gіosem.

- Od momentu, gdy zemdlaіaњ, minкіo piкж godzin - odparі z uњmiechem. - Micah

uznaі, їe sen dobrze ci zrobi. Ty, zdaje siк, niewiele sypiasz? - zapytaі ku jej zdziwieniu.

Westchnкіa i odgarnкіa wіosy z czoіa.

- Gdy zasypiam, mкcz№ mnie koszmary... Widzк ich leї№cych we krwi na podіodze,

tak jak na tych policyjnych fotografiach, i budzк siк zlana potem. - Zamknкіa oczy i

zamyњliіa siк.

- Zіapali tych bandytуw - przypomniaі jej Rey. - Ten, co zabiі, dostaі doїywocie bez

szansy na wczeњniejsze zwolnienie.

- Wiem, ale to nie wrуci їycia moim bliskim. A czy ci wiadomo, dlaczego oni to

zrobili? Zaіoїyli siк. Przez gіupi zakіad dwoje niewinnych ludzi straciіo їycie.

- Oni wіasne їycie teї zmarnowali. I їycie swoich rodzin.

background image

Popatrzyіa na niego, jak gdyby jego sіowa do niej nie dotarіy.

- Czy nigdy nie przyszіo ci do gіowy - zacz№і ciepіym, іagodnym tonem - їe bandyci

teї maj№ rodziny? Wiкkszoњж z nich ma kochaj№cych, uczciwych rodzicуw.

Њ

wiadomoњж, їe twoje dziecko zabiіo kogoњ, musi byж nie do zniesienia.

- Nie zastanawiaіam siк nad tym - przyznaіa.

- Rodzice na ogуі dobrze wychowuj№ swoje dzieci - mуwiі dalej. - Lecz, jak

wiadomo, z dzieжmi rуїnie bywa. Nad niektуrymi trudno zapanowaж, inne maj№ sіabo

rozwiniкty odruch samokontroli, jeszcze inne zіe skіonnoњci i prкdzej czy pуџniej l№duj№

w wiкzieniu.

- Nigdy nie podejrzewaіam ciк o tak№ wraїliwoњж - rzekіa i aї siк speszyіa tym

doњж obcesowym stwierdzeniem.

- Ja, niewraїliwy? - zapytaі z uraz№. - Zbieram robaki z szosy, їeby nie zginкіy pod

koіami mego wozu, a ty odmawiasz mi wraїliwoњci?

Rozeњmiaіa siк.

- No, widaж z tego, їe juї lepiej siк czujesz. Wszystko bкdzie dobrze. Nie martw siк.

Sporo ostatnio przeїyіaњ. Nic dziwnego, їe siк zaіamaіaњ.

- Miaіeњ szczкњcie.

- Ja? Dlaczego?

- Bo gdybyњmy zaczкli strzelaж, ty byњ siк zaіamaі - powiedziaіa z uњmiechem. - W

klubie strzelniczym Mike'a nazywali mnie „Orle Oko".

- „Orle Oko"? - powtуrzyі z pow№tpiewaniem. - No, przekonamy siк na strzelnicy.

Meredith zdaіa sobie nagle sprawк, їe ten mкїczyzna staі jej siк bliski, prawie

niezbкdny. I z lкkiem pomyњlaіa o swoim rychіym powrocie do Houston.

Dotkn№і jej policzka. Siniaki miaіy jeszcze czerwonoїуіt№ barwк, ale juї znacznie

mniej rzucaіy siк w oczy. Rey zachmurzyі siк.

- Pijany czy trzeџwy, nic nie tіumaczy faceta, ktуry podnosi rкkк na kobietк.

- Zdarza siк niektуrym.

- Kobieta jest kolebk№ їycia. Jak moїna poіamaж kolebkк?

- Masz oryginalne porуwnania.

- W naszych їyіach pіynie hiszpaсska krew. Jeden z moich przodkуw przywкdrowaі

do Teksasu i za zasіugi dla korony otrzymaі duїy szmat ziemi bкd№cej pod hiszpaсskim

zarz№dem. - Zauwaїyі zdziwienie na jej twarzy. - Znasz legendк o Cydzie?

- Tak! - - wykrzyknкіa. - To byі wielki hiszpaсski bohater.

background image

- Naszym przodkiem nie byі jednak on, lecz czіowiek, ktуry walczyі bohatersko o te

ziemie z wrogimi mu s№siadami i pуki їyі, sprawowaі nad nimi wіadzк. Dziкki niemu te

ziemie, a wiкc i nasze ranczo, s№ po dziњ dzieс w posiadaniu naszej rodziny.

- Oryginalne nadanie? - zapytaіa. Rey skin№і gіow№.

- Obszar jest tej wielkoњci, jakiej byі setki lat temu. Zauwaїyіaњ w jadalni stare srebra

stoіowe?

- Tak.

- Przyjechaіy z Madrytu.

- Pami№tka rodzinna - wyszeptaіa. Spojrzaі w bok. Milczaі dіuїsz№ chwilк.

- Opowiedz mi szczegуіowo o tym, co siк wtedy wydarzyіo - powiedziaі, odbiegaj№c

od tematu. - Przyniesie ci to ulgк, zobaczysz.

Spojrzaіa na duї№ siln№ dіoс obejmuj№c№ jej ramiк. Dawaіo jej to poczucie

bezpieczeсstwa. Tak, postanowiіa, wyrzuci to z siebie. On j№ na pewno zrozumie.

- Ojciec poprosiі mnie, bym zawiozіa mamк do banku. Sam nie miaі czasu, a sprawa

nie cierpiaіa zwіoki. Ja tego dnia pracowaіam w klinice i nie mogіam siк zwolniж, a moja

koleїanka, ktуra chкtnie by mnie zast№piіa, miaіa chore dziecko. W tej sytuacji Mike poje-

chaі z mam№. I dlatego oboje z ojcem ponosimy winк za to, co siк staіo.

- Bo wy їyjecie, a oni nie, tak?

- Nie! Nie dlatego!

- Mam racjк, Meredith. - Wytrzymaі jej spojrzenie. - Tak samo czuj№ siк ludzie,

ktуrzy przeїyli katastrofк lotnicz№, samochodow№, ktуrzy ocaleli po zatoniкciu statku. To

normalna reakcja czіowieka, ktуry uratowaі їycie, gdy inni je stracili. A kiedy wњrуd tych

innych jest rodzina czy przyjaciele, poczucie winy jest jeszcze silniejsze. Czкsto rozmawiamy

na te tematy z Janie Brewster.

- Dlaczego wіaњnie z ni№?

- Skoсczyіa psychologiк w tutejszym college'u.

- Jak ona wygl№da?

- Siкga mi do ramienia, ma jasne wіosy i zielone oczy.

- Mуgіbyњ siк z ni№ oїeniж.

- Ja nie zamierzam siк їeniж. Kocham wolnoњж.

- Tak jak i ja. Nie po to siк uczyіam, їeby siedzieж w domu. Ale lubiк gotowaж.

Jeszcze za їycia mamy czкsto wracaіam z pracy i gotowaіam, bo ona tego nie znosiіa.

- Wiem sporo o zawodzie, jaki uprawiasz. Jesteњ drug№ osob№ po lekarzu. Nie

wolno ci tylko na wіasn№ rкkк wypisywaж recept.

background image

- Zgadza siк.

Przygl№daі siк jej szczupіej sylwetce, ktуrej urodк podkreњlaі jeszcze kostium, jaki

wіoїyіa na tк okazjк.

- I przez te wszystkie lata tylko nauka i egzaminy, i kariera zawodowa... A mкїczyџni?

- zapytaі, nie odrywaj№c od niej wzroku.

- Umawiaіam siк... Ale nie w gіowie mi byіo wi№zanie siк z kimkolwiek. Ojciec

wychodziі ze skуry, їeby sfinansowaж moje studia. Nawet Mike... przykіadaі siк do tego. -

Westchnкіa cicho i zacisnкіa dіoс. - I co, miaіam chodziж na imprezy i piж wino jak inni

studenci?

- Wњrуd studentуw nie panuj№ przecieї takie obyczaje.

- Bardzo byњ siк zdziwiі - powiedziaіa ze њmiechem. - Ale ja nie mieszkaіam w

campusie. Dojeїdїaіam na wykіady. A to przyjкcie, z ktуrego wracaіam, gdy ci bandyci

napadli na Lea, wydawaіa moja koleїanka z college'u, ktуra odbywa u nas praktykк. Nie

cieszy siк dobr№ opini№. Powinnam byіa przewidzieж, їe nie bкdzie tam za ciekawie, lecz

byіam w doіku i ulegіam jej namowom. To byі bі№d.

- Ale szczкњcie dla mojego brata - podkreњliі Rey. - Mogli go przecieї zabiж. -

Zamilkі i po chwili mуwiі dalej: - Wspomniaіaњ, їe biegіaњ za nimi?

Skinкіa gіow№.

- Tak, Mike nauczyі mnie „taktyki szokowej". Baіam siк, їe nie odniesie skutku, ale

nie miaіam przecieї broni i mogіam jedynie tк taktykк zastosowaж. I sprawdziіa siк w

dziaіaniu.

- Podziwiam twoj№ odwagк. - Rey pokrкciі gіow№ w skupieniu. - I jestem ci bardzo

wdziкczny. Ale mogіaњ podzieliж los mego brata.

- Ale nie podzieliіam. - Zadrїaіa, jakby nagle zrobiіo jej siк zimno. - Moim zdaniem,

istnieje њcisіy zwi№zek miкdzy poszczegуlnymi wydarzeniami - rzekіa w zamyњleniu. - Nie

wierzк w chaos. Kaїda komуrka ciaіa ludzkiego to prawdziwy cud, dlatego nie wierzк w

przypadkowoњж istnienia czіowieka. A skoro nie jest przypadkowe, to musi mieж sens. -

Wzruszyіa ramionami. - Dlatego nie podajк w w№tpliwoњж istnienia Boga.

Oboje milczeli dіuїsz№ chwilк.

Nagle Rey pochyliі siк. Caіowaі jej policzki, szyjк. Dotknкіa dіoсmi jego piersi.

Odsunкіa siк. Nie stawiaі oporu. Byіa tym kompletnie zaskoczona. Nie byі ani zaborczy, ani

agresywny. Na nic nie nalegaі, do niczego jej nie zmuszaі. Po prostu caіowaі j№ tkliwie, z

czuіoњci№.

background image

- Budujesz mur miкdzy nami - szepn№і. - Niepotrzebnie. Jestem zbyt dobrym

hodowc№ bydіa, by bez zezwolenia naruszaж czyjeњ terytorium.

Nie za bardzo docieraіy do niej jego sіowa. Poddawaіa siк dotkniкciom jego ust,

przytulaіa dіonie do jego muskularnej piersi. Czuіa wyraџnie gіoњne bicie jego serca.

- Czego chcesz? - zapytaі z ustami przy jej ustach.

- Pocaіuj mnie...

- Pocaіunki s№ niebezpieczne. Nie wiesz o tym? Uzaleїniaj№ jak narkotyk.

Caіe ciaіo jej pіonкіo. Czuіa jego dіonie na swoich piersiach, ramionach, brzuchu.

Podniecaіo j№ to, prowokowaіo, chciaіa czegoњ wiкcej.

- Nie wystarcza ci to? - zapytaі.

Ciaіo jej poddawaіo siк jego pieszczotom, drїaіa w oczekiwaniu na jeszcze wiкksz№

rozkosz. Rey wyj№і spinki z jej wіosуw, ktуre opadіy fal№ na ramiona dziewczyny. A ona

nic nie widziaіa, nic nie sіyszaіa, o niczym nie myњlaіa. Chciaіa tylko, їeby to trwaіo, trwaіo

bez koсca.

background image

ROZDZIAЈ УSMY

Rey usіyszaі odgіos krokуw dobiegaj№cy z korytarza. Spojrzaі na Meredith

przymruїonymi oczyma. Wstaі i podszedі do okna. Meredith trwaіa w bezruchu. Serce jej

waliіo. Przeraїona byіa tym, co siк wydarzyіo.

Drzwi otworzyіy siк na oњcieї i w progu stan№і Leo z tac№. Na tacy - porcelanowa

filiїanka ze spodeczkiem, srebrny dzbanek na kawк, cukiernica, miseczka ze њmietank№,

serwetka, іyїeczka. Na talerzu - kawaіek kurczaka i kanapki z saіatk№.

- Pomyњlaіem, їe na pewno jesteњ gіodna - powiedziaі z uњmiechem i postawiі tacк

na stoliku. - Przyszіa pani Lewis i poprosiіem j№, by przyrz№dziіa coњ smacznego.

- Dziкkujк! I podziкkuj ode mnie pani Lewis. Rzeczywiњcie zgіodniaіam.

Rey chrz№kn№і gіoњno, tіumi№c њmiech, a ona szybko chwyciіa kanapkк, boj№c

siк spojrzeж w jego stronк. Leo popatrzyі na brata.

- Coњ ci dolega? - zapytaі.

- Skurcz їoі№dka - odparі Rey. - To od tych ostrych przypraw.

- Weџ tabletkк przeciwko zgadze i popij j№ mlekiem - doradziі Leo.

- Juї mi lepiej. - Rey nabraі powietrza w pіuca i rozejrzaі siк po pokoju. Zatrzymaі

wzrok na Meredith.

- Wszystko bкdzie dobrze - oznajmiіa, nie patrz№c na niego. - I dziкkujк ci za

rozmowк. - Przywoіaіa na usta cieс uњmiechu.

A on wci№ї na ni№ patrzyі. W jego czarnych oczach zapaliіy siк iskry. Przygl№daі

jej siк bacznie, jak gdyby coњ nagle przykuіo jego uwagк. A Meredith siedziaіa na іуїku,

wіosy opadaіy jej na ramiona i uњmiechaіa siк. Jest bardzo іadna, pomyњlaі. Ma dobre, czuіe

serce. Zaryzykowaіa їycie dla zupeіnie obcego czіowieka. Dlaczego dopiero teraz to sobie

uњwiadomiі? Dlaczego wtedy w Houston уw oczywisty fakt nie przemуwiі mu do

wyobraџni?

- Leo zawdziкcza ci їycie - powiedziaі. - Jak to moїliwe, їe naraziіaњ wіasne, by go

ratowaж?

- Przecieї zrobiіbyњ to samo - odparіa.

- Moїe i tak - zgodziі siк po chwili wahania. - Prawdopodobnie - dodaі.

- No widzisz. Masz wszystkie dane po temu, aby zostaж dobrym mкїem - zauwaїyіa z

uњmiechem. - Jesteњ przystojny, bogaty, jeџdzisz wspaniaіym samochodem i jeszcze w

dodatku lubisz zwierzкta. Kapitalne zalety!

background image

Popatrzyі na ni№ podejrzliwie.

- Nie mam zamiaru siк їeniж.

- Niewaїne, co sobie teraz myњlisz. Kaїdy kawaler broni siк przed maіїeсstwem.

Dojrzejesz do tej decyzji. - Uniosіa w gуrк brwi. - Jeњli ofiarujesz mi pierњcionek

zarкczynowy, pokaїк ci moj№ kolekcjк kapsli od butelek po piwie.

Rey wci№ї siк w ni№ wpatrywaі.

- Ja chкtnie obejrzк twoj№ kolekcjк - powiedziaі Leo, chichocz№c. - I od razu sam

zacznк zbieraж kapsle!

Rey zmierzyі brata groџnym spojrzeniem.

- Zastanawiam siк nawet, czy nie poprosiж ciк o rкkк - ci№gn№і Leo z szelmowsk№

min№.

Meredith rozeњmiaіa siк.

- Bardzo mi przykro. Rey albo їaden. Moje serce naleїy do niego. Ale їaіujк, їe nie do

ciebie.

- On ma paskudny charakter - mуwiі Leo - gorszy od grzechotnika. I nie zdoіasz go

oswoiж. A ja w przeciwieсstwie do niego jestem sympatyczny, miіy i potulny.

To prawda, myњlaі Rey, Leo miaі zawsze lepszy kontakt z otoczeniem, umiaі byж

czaruj№cy, kiedy mu na tym zaleїaіo. A on, Rey, nigdy nie potrafiі zabіysn№ж w

towarzystwie, choж miaі wszelkie dane, aby podobaж siк kobietom. Teraz, wobec Meredith,

czuі siк szczegуlnie skrкpowany - byіa taka skromna i aї їenuj№co naiwna! Nie przywykі do

obcowania z kobietami takiego pokroju. Sytuacjк pogarszaі jeszcze fakt, їe kiedy patrzyі na

Meredith, dziaіy siк z nim dziwne rzeczy.

Wci№ї czuі na ustach smak ciaіa Meredith. Brak jej byіo wiedzy w tych sprawach, ale

nie brak entuzjazmu. Myњlaі o przyspieszeniu jej edukacji, i aї w gіowie mu siк zakrкciіo,

gdy wyobraziі sobie, jak wygl№daj№ jej nagie piersi.

Od dawna juї nie miaі kobiety, tym intensywniej wiкc dziaіaіa jego wyobraџnia.

Meredith poci№gaіa go od pocz№tku, gdy jeszcze nie wiedziaі, co naprawdк sob№

reprezentuje. Teraz zaњ, gdy wiedziaі o niej juї znacznie wiкcej, byі wrкcz zafascynowany jej

osobowoњci№. Byіa kobiet№, o jakiej marzyіby kaїdy mкїczyzna.

Nie oznacza to jednak, їe chciaіaby go, o nie. Tк sprawк postawiіa jasno. Ale te jej

gіupie їarty o maіїeсstwie zirytowaіy go. Jego wolnoњж byіa dla niego czymњ њwiкtym. Nie

zamierzaі siк їeniж. W їadnym wypadku!

Lecz rzecz№ naturaln№ byіo wyobraїenie jej sobie w otoczeniu dzieci. Na przykіad, z

dzieckiem na rкku krz№ta siк rano przy kuchni. Albo wieczorem z dzieckiem na rкku

background image

ogl№da z nim razem telewizjк. Gra w berka na dworze z maіym chіopczykiem albo z maі№

dziewczynk№ zrywa polne kwiaty. Byіaby wspaniaі№ matk№.

Ma trudny, wymagaj№cy poњwiкceс zawуd. Kaїdej chwili moїe byж wezwana do

cierpi№cych i chorych, musi podejmowaж waїne decyzje, musi angaїowaж siк w codzienne

ї

ycie swoich pacjentуw, uczyж ich cieszyж siк odzyskanym zdrowiem.

Dlaczego wіaњciwie przychodz№ mu do gіowy myњli o maіїeсstwie z t№

dziewczyn№? Przecieї wcale nie chce siк z ni№ їeniж. Co do Lea, nie miaі tej pewnoњci.

Ї

achn№і siк w duchu na myњl o zaїyіych stosunkach, jakie panuj№ miкdzy bratem a

Meredith. Leo juї wczeњniej musiaі wiedzieж o jej zawodzie. Rozmawiali widocznie na ten

temat przed jej przyjazdem na ranczo, bo wcale nie byі zdziwiony, kiedy pokazaіa, co potrafi,

gdy Billy Joe dostaі ataku serca.

Jak to siк staіo, їe on, Rey, niczego nie zauwaїyі? Kiedy Leo leїaі w szpitalu,

dopominaі siк o jej przybycie. Polubiі j№. A moїe byі ni№ zainteresowany jako kobiet№?

Interesowaі siк Tess№, nim Cag zakrz№tn№і siк koіo niej, ale Tess nie zdawaіa sobie z tego

sprawy. A nawet jeњli tak byіo, to nie zdradzaіa siк z tym.

Gdy Rey przemierzaі podwуrze, kieruj№c siк w stronк stodoіy, tknкіo go nagіe

przeczucie: a jeњli Leo nie їartowaі podczas tej niby їartobliwej wymiany zdaс i naprawdк

chce siк z ni№ oїeniж? Czy Meredith jest aї tak przygnкbiona, zalкkniona, czy czuje siк aї

tak samotna, їe zgodzi siк porzuciж pracк, opuњciж ojca, by poњlubiж jego brata i

zamieszkaж tutaj, na ranczu? Ojciec pobiі j№ dotkliwie. Niewykluczone, їe bкdzie siк chciaіa

od niego uwolniж, i oto pojawiі siк Leo, bogaty, przystojny, czaruj№cy i gotуw zaopiekowaж

siк ni№ aї po grуb?

Aї nim zatrzкsіo na tк myњl. Nie wyobraїaі sobie mieszkania pod jednym dachem z

Meredith jako їon№ Lea!

Ale przecieї Leo їartowaі. Lubiі їartowaж. Caіa ta rozmowa zasadzaіa siк na їartach.

Nie ma tu mowy o jakiejњ rywalizacji. Їadnych podstaw po temu nie byіo. Nakazuj№c sobie

spokуj, nasun№і kapelusz na oczy i ruszyі przed siebie energicznym krokiem.

Nie minкіo parк dni, a Meredith otrzymaіa wielki bukiet rуї od Billy'ego Joe, ktуry

wyszedі juї ze szpitala. Wstawiіa je do wody, wyj№wszy uprzednio bilecik, ktуry bracia

niew№tpliwie przeczytali.

- On zechce siк z tob№ oїeniж - rzekі Rey z przek№sem, siadaj№c do stoіu. - Od

dwudziestu lat jest wdowcem.

Meredith spojrzaіa na Lea z figlarnym bіyskiem w oku.

background image

- Њwietnie wygl№da na swoje lata, ale niew№tpliwie przydaіaby mu siк pielкgniarka.

Ciekawe, czy on umie gotowaж?

Rey gіoњno siorbn№і.

- I ciekawe, czy on tak gіoњno pije kawк - zapytaіa bezlitoњnie.

- Chciaіem ci w ten sposуb zademonstrowaж - odparowaі Rey - їe mam gdzieњ dobre

maniery.

- Nie spodziewaj siк zatem, їe wybierzesz siк ze mn№ do jakiejњ eleganckiej

restauracji - powiedziaіa.

- Nie przewidujк z tob№ dalszej wyprawy niї do skrzynki pocztowej przy drodze.

Siedziaі z opuszczon№ gіow№, byі zіy i ta zіoњж jakby w nim narastaіa. Nie sposуb

zrozumieж mкsk№ naturк, myњlaіa Meredith. Widziaіa najіagodniejszych z pozoru

mкїczyzn, ktуrzy bili їony. Mкїczyzna pod wpіywem emocji zdolny jest do wszystkiego.

Najlepszym przykіadem byі jej ojciec.

- Powinieneњ bardziej dbaж o swoje buty. Zawsze s№ zabіocone - mуwiіa tonem,

jakim prowadzi siк niezobowi№zuj№c№ rozmowк towarzysk№. - I nie siorb zupy. Wіosy teї

powinieneњ przystrzyc.

- Cholera jasna!

Zerwaі siк na rуwne nogi, jego oczy miotaіy bіyskawice. Twarz wykrzywiaіa mu

wњciekіoњж. Meredith nie ruszyіa siк z miejsca i patrzyіa jak urzeczona na jego dіonie, ktуre

powolnym ruchem zaciskaі w piкњci.

- Rey! - powiedziaі Leo, unosz№c siк z krzesіa.

A dna w tym momencie podeszіa do Reya i spojrzaіa mu prosto w oczy - spokojnie,

wyczekuj№co.

Z trudem, ale udaіo mu siк nad sob№ zapanowaж. Podniуsі dumnie gіowк i rzekі:

- Wystawiasz mnie na prуbк! Chciaіaњ siк przekonaж, czy ciк uderzк!

- Kaїda kobieta chce wiedzieж, z jakim mкїczyzn№ ma do czynienia - powiedziaіa. - I

czy w razie czego bкdzie mogіa liczyж na jego pomoc. - Nie patrzyіa na Lea, lecz Rey

wiedziaі, co miaіa na myњli. - Masz charakterek - rzekіa z uњmiechem. - Ale do bicia nie

jesteњ skіonny.

Wci№ї jeszcze nozdrza falowaіy mu gniewem.

- Gdybyњ byіa mкїczyzn№, nie uszіoby ci to na sucho - powiedziaі.

- A skoro nie jestem mкїczyzn№, to co? - zapytaіa. Milczaі, patrzyі tylko w jej szare

oczy, peіne blasku.

background image

Gdy byі blisko niej, ogarniaіo go dziwne uczucie. Zwalczaі je w sobie. A zaczкіo siк

to wуwczas, gdy wniуsі j№ do jej pokoju nad garaїem. Jak mu byіo dobrze, gdy trzymaі j№

w ramionach! Dokuczaіa mu, kpiіa sobie z niego, a on pozwalaі jej na to. Їadna inna kobieta

nie odwaїyіaby siк postкpowaж wobec niego w taki sposуb. Podobnie jak jego starsi bracia za

ich kawalerskich czasуw byі na ogуі milcz№cy, maіo komunikatywny. Zraїaі tym do siebie

wiкkszoњж kobiet.

Lecz nie Meredith. Ona nawet nie zlкkіa siк jego gniewu. I oto on staі siк jak gdyby

innym czіowiekiem. Jak to moїliwe? Nie potrafiі sam sobie tego wyjaњniж.

Byіo mu z ni№ dobrze nawet wtedy, gdy wyprowadzaіa go z rуwnowagi. Tak,

wyobraїaі sobie czasem, їe do pуџna ogl№daj№ razem telewizjк.

Przeraziі siк. Usiadі, nie patrz№c na ni№ i zacz№і smarowaж placki masіem i

dїemem.

- Nie zjedz wszystkich - upomniaі go Leo.

- Zjadam tylko swoj№ racjк - rzekі. - Ona - dodaі i wskazaі palcem Meredith -

usmaїyіa dziњ tylko osiem plackуw. Jeden dla niej, cztery dla mnie, trzy dla ciebie.

- Dlaczego aї cztery dla ciebie? - zapytaі Leo.

- Bo oњwiadczyіa mi siк - odparі Rey.

- To nie byіy їadne oњwiadczyny - rzekіa Meredith, obrzucaj№c go wyniosіym

spojrzeniem. - Powiedziaіam tylko, їe jest kandydatem na mкїa, co nie oznacza, їe mojego. -

Chrz№knкіa. - Chciaіam siк przekonaж, jak zareagujesz.

Rey uњmiechn№і siк.

- To brzmi caіkiem interesuj№co - oznajmiі.

Wcale tak nie myњlaі, tak mu siк tylko powiedziaіo. Meredith nie powinna

wyci№gaж z tego їadnych wnioskуw. A jednak zaczerwieniіa siк.

Nie uszіo to jego uwagi. Co za iњcie diabelsk№ grк oboje prowadz№? Lecz on w tej

grze bкdzie gуr№.

Ona zawsze czuіa siк nieswojo pod jego spojrzeniem. Jadіa pieczeс, nie unosz№c

wzroku znad talerza. - Lubiк њwieїe owoce - powiedziaі Rey. Nadziewaі na widelec

winogrona i powoli je rozgryzaі. - S№ bardzo zdrowe - odrzekіa.

- Dbasz o to, byњmy siк prawidіowo odїywiali wtr№ciі Leo. - O ile wiem,

zapoznajesz swoich pacjentуw z zasadami dietetyki.

- W pewnym sensie. Doradzam im, jak zmieniж zіe nawyki їywieniowe, szczegуlnie

wtedy, gdy ich zdrowie tego wymaga - wyjaњniіa. Rey spogl№daі na ni№ spod

background image

przymruїonych powiek, z lekkim uњmiechem. Nie cierpiaіa tego ironicznego uњmiechu! -

Przyniosк deser. - Tak szybko zerwaіa siк z krzesіa, їe o maіo siк nie przewrуciіa.

- Krzesіo wyraџnie ci przeszkadza - powiedziaі їartobliwie Rey.

- To ty mi przeszkadzasz! - rzekіa z gniewem.

- Ja? - Uniуsі brwi ze zdziwieniem. - A cуї ja ci takiego zrobiіem?

Wyobraziіa sobie, їe wali go po gіowie najwiкksz№ patelni№ w kuchni, i sprawiіo jej

to niemaі№ przyjemnoњж.

Wyjкіa z szafy ingrediencje, jakie doda do puddingu. Ubita њmietana staіa juї w

lodуwce. Ozdobi ni№ kaїd№ porcjк. Rey skoсczy w tym czasie jeњж owoce w sposуb, jaki w

najwyїszym stopniu j№ draїniі.

Pod jej nieobecnoњж obaj bracia rozmawiali o sprawach gospodarczych, co

mianowicie naleїy zrobiж w tym miesi№cu, przed Њwiкtem Dziкkczynienia, i w nastкpnym.

Przeszli niebawem do innego tematu - obiadu w Њwiкto Dziкkczynienia.

- Zostaniesz u nas na њwiкta, prawda? - zapytaі Rey Meredith.

- Taki mam zamiar - odrzekіa, bo zaplanowaіa juї sobie specjalne њwi№teczne dania

oraz niskokaloryczny deser. - Chyba їe chcecie wyjechaж - dodaіa szybko.

- Caіa nasza rodzina spotyka siк na przyjкciu Boїonarodzeniowym. Њwiкto

Dziкkczynienia kaїdy spкdza ze swoimi їonami i dzieжmi. Pani Lewis teї urz№dza je dla

swoich dzieci, ktуre przyjeїdїaj№ do niej. My zazwyczaj jemy to, co zostaje z ich stoіu.

- W tym roku - oњwiadczyіa Meredith - zrobiк wam wyњmienity њwi№teczny obiad.

- Za pуі godziny mam spotkanie ze specami od marketingu - powiedziaі Rey,

spogl№daj№c na zegarek.

- A ja muszк z naszym mechanikiem przejrzeж spis przedmiotуw gospodarczych,

jakie trzeba nabyж - dodaі Leo.

- Co s№dzicie o saіatce greckiej na kolacjк? - zapytaіa Meredith. - Bкdzie z fet№,

jajkami i czarnymi oliwkami. Jajka, rzecz jasna, zebraіam w kurniku.

- Brzmi zachкcaj№co - orzekі Leo.

- Uwaїaj na rкce przy zbieraniu jajek - mrukn№і Rey. - Nie widziaіem ostatnio w

stodole mego wкїyka.

Meredith chіodno na niego spojrzaіa.

- Jak spotkam tam tк bestiк, wezmк j№ na kij i zaniosк do stodoіy - powiedziaіa z

wyniosі№ min№.

- Wiele bym daі, їeby to zobaczyж - rzekі Rey z ironi№.

Ja teї wiele bym daіa, pomyњlaіa Meredith, њmiej№c siк z siebie w duchu.

background image

Obaj bracia skoсczyli piж kawк i pogr№їeni w rozmowie wyszli z pokoju.

Niebawem Meredith udaіa siк z koszykiem do kurnika po resztк jaj. Zdenerwowaіy

j№ gіupie uwagi Reya na temat wкїa. Na pewno znowu wpeіzn№і do kurnika i teraz tylko

czeka, by kogoњ zaatakowaж.

Zaczerpnкіa oddechu i weszіa do њrodka. Zbliїyіa siк do jednego z gniazd. I

zmartwiaіa. W gnieџdzie byі w№ї. Owin№і siк wokуі jajek.

Trzкsіa siк caіa ze strachu, ale przecieї nie zrobi znowu z siebie widowiska. Na

podіodze dostrzegіa dіugi, gruby kij. Nie spuszczaj№c wzroku z wкїa, siкgnкіa po kij.

- Nie przejmuj siк, stary - rzekіa. - Chodzi mi tylko o to, byњ opuњciі to gniazdo. I nie

wњciekaj siк. Nie zrobiк ci krzywdy. - Co mуwi№c, wetknкіa kij pod wкїa i delikatnie

uniosіa go do gуry. W№ї zachowywaі siк spokojnie, jeњli nie liczyж syku, jaki wydawaі. Na

razie wiкc wszystko ukіadaіo siк pomyњlnie. Trzymaіa wкїa na kiju. I trzeba przyznaж - byі

ciкїki. Wyci№gaj№c go z gniazda, stwierdziіa rуwnieї, їe istotnie byі bardzo dіugi. 1 rуїniі

siк od tego, ktуrego Rey zaniуsі do stodoіy - ten miaі br№zowy grzbiet, a pod spodem byі

biaіy. Nie zdradzaі wobec niej zіych zamiarуw, wiкc siі№ rzeczy przestaіa siк go baж.

Wyszіa z kurnika, nios№c przed sob№ wкїa na kiju. Wygl№daі zreszt№ na

znudzonego. Skierowaіa siк w stronк stodoіy. Stoj№cemu przy ciкїarуwce jednemu z pra-

cownikуw aї szczкka opadіa ze zdziwienia. Ciekawe dlaczego, pomyњlaіa. Pewno nigdy nie

widziaі kobiety nios№cej wкїa na kiju.

- Јadn№ dziњ mamy pogodк - powiedziaіa do niego. A on milczaі jak zaklкty.

Wzruszyіa wiкc ramionami i szіa dalej.

W stodole wznosiіy siк aї po okap wielkie bele siana. Przy jednej ze њcian staіo

koryto i wielki pojemnik z wysuszonym i niewyіuskanym ziarnem.

- Tu ciк zostawiк - rzekіa, potrz№snкіa kijem i w№ї zeњlizn№і siк w niewyіuskane

ziarno.

Raptem przybraі atakuj№c№ postawк i wydaі groџny syk.

Ma dziwny ksztaіt іba, pomyњlaіa. Spiczasty. Јby wкїy s№ przecieї zaokr№glone. Na

pewno to jakiњ inny gatunek, stwierdziіa.

Wyszіa ze stodoіy i gwiїdї№c jak№њ melodyjkк, skierowaіa siк znowu w stronк

kurnika. Bardzo byіa z siebie dumna. Sama wziкіa wкїa na kij, zaniosіa go do stodoіy i

wrzuciіa do pojemnika z ziarnem. Juї nie boi siк wкїy. To poїyteczne stworzenia, jak

powiedziaі Rey. Nie wolno zabijaж zwierzкcia tylko dlatego, їe budzi lкk.

background image

Przy ciкїarуwce nie byіo juї tego czіowieka, ale silnik wozu byі wі№czony i drzwi

otwarte na oњcieї. Ciekawe, gdzie podziaі siк kierowca, pomyњlaіa. Gdzieњ mu siк

spieszyіo, bo nie wyі№czyі silnika.

Weszіa do kurnika, wziкіa koszyk i zaczкіa szukaж jajek. Byіo ich duїo. Ugotuje kilka

do saіatki. Zamroїony szpinak, jaki kupiіa, dobrze siк prezentowaі. Braciom taka saіatka na

pewno bкdzie smakowaж.

Ruszyіa w stronк domu, rozmyњlaj№c o wкїu i cheіpi№c siк w duchu sw№ odwag№.

Powie o tym, rzecz jasna, obydwu braciom.

- Meredith!

Uderzyіa j№ jakaњ dziwna nuta w gіosie Reya. Biegі ku niej, jakby ktoњ go goniі.

- Co siк staіo? - zapytaіa.

Zatrzymaі siк tuї przed ni№. Chwyciі j№ mocno za ramiona, wzi№і od niej koszyk,

postawiі obok i zacz№і pilnie siк przygl№daж jej przedramionom i dіoniom. Oddychaі

ciкїko. Byі blady.

- Nie uk№siі ciк? - zapytaі.

- Kto?

- W№ї! Czy w№ї ciк nie uk№siі?

- Oczywiњcie їe nie - wyj№kaіa. - Wziкіam go na kij, tak jak ty, zaniosіam do stodoіy

i wrzuciіam do pojemnika z ziarnem.

- Przynieњ mi mojego winchestera! - krzykn№і do stoj№cego opodal pracownika. -

Naіaduj i przynieњ! Szybko!

- Nic nie rozumiem - rzekіa speszona Meredith. - Co siк z tob№ dzieje? Do czego

potrzebna ci broс?

- Och, dziecinko - szepn№і i nie zwaїaj№c na znajduj№cych siк przed domem ludzi,

obj№і j№ i pocaіowaі w usta.

Nie miaіa pojкcia, o co w tym wszystkim chodzi, ale dobrze jej byіo w jego

ramionach. Odsun№і siк nagіe.

- Przepraszam. Byіem w szoku. Przeraziіem siк, kiedy Whit wpadі do mego

gabinetu...

Popatrzyіa na niego z uњmiechem.

- Nie wiedziaіaњ o tym? - zapytaі, patrz№c w jej oczy.

- O czym miaіabym wiedzieж? Wrуciі z broni№ jego pracownik.

- Tylko uwaїaj - rzekі, wrкczaj№c j№ Reyowi.

- Dziкki, Whit. - Obracaj№c siк ku Meredith, powiedziaі: - Idк go zabiж.

background image

- Zabiж wкїa?! - wykrzyknкіa. - Nie wolno go zabijaж! Jest poїyteczny, іapie

szczury...

- Kochanie - rzekі przyciszonym gіosem. - Niosіaњ na kiju jadowitego grzechotnika.

- Co? - Wytrzeszczyіa na niego oczy.

- To najbardziej jadowity w№ї w caіym Teksasie!

Zamurowaіo j№ kompletnie. Niosіa na kiju jadowitego gada! Zbladіa, wszystka krew

odpіynкіa jej z twarzy. Nogi siк pod ni№ ugiкіy i runкіa jak dіuga na ziemiк. Caіe szczкњcie,

ї

e nie na koszyk z jajkami.

background image

ROZDZIAЈ DZIEWIҐTY

- Ostatnio weszіo ci to w nawyk - mrukn№і Rey, wnosz№c j№ do jej pokoju. - Nie

s№dziіem, їe zaliczasz siк do mdlej№cych panien.

- Miaіam powуd! - krzyknкіa. - Niosіam przecieї na kiju jadowitego wкїa!

- Dzielna z ciebie dziewczyna, muszк ci to przyznaж. Niosіaњ go przez caі№ drogк

do stodoіy, a on ciк nie uk№siі! Coњ podobnego!

- Syczaі tylko... - rzekіa drї№cym gіosem.

- Zjadі kilka jajek. Prawdopodobnie z przeїarcia na nic innego nie zwracaі uwagi. Na

twoje szczкњcie.

Meredith poіoїyіa gіowк na ramieniu Reya.

- A ciebie nie uk№siі? - zapytaіa z zatroskaniem.

- Nie miaі szans. Nie sіyszaіaњ wystrzaіu? Trafiіem go, jak wypeіzaі na klepisko. -

Rozeњmiaі siк. - Gdybym ja go nie zastrzeliі, zaіatwiіby go mуj Bandyta. Istnieje naturalna

wrogoњж miкdzy wкїami niegroџnymi dla czіowieka a jadowitymi. Nie lubiк zabijaж nawet

grzechotnika, ale w naszej okolicy nie moїemy ich tolerowaж. Szczegуlnie w kurniku - dodaі,

spogl№daj№c na ni№ z czuіoњci№.

Zadrїaіa i jeszcze mocniej objкіa go za szyjк.

- A byіam taka z siebie dumna - szepnкіa. - Sk№d mogіam wiedzieж... Ten

egzemplarz odrуїniaі siк, co prawda, od innych wкїy, ale wzуr na grzbiecie miaі podobny.

Wiem sporo o skutkach uk№szeс, bo sama udzielaіam pomocy w takich przypadkach... Nie

odrуїniam jednak wкїy jadowitych od niegroџnych, chyba їe zobaczк je na obrazku i z

podpisem - dodaіa z ironi№.

- Nauczysz siк. - Z czuіoњci№ zіoїyі pocaіunek na jej czole. - Moja odwaїna

dziewczynka. Nie wyobraїasz sobie, jaki byіem przeraїony, kiedy Whit przybiegі do mnie z

t№ wiadomoњci№...

Te jego sіowa sprawiіy jej wielk№ radoњж. Poczuіa, їe ktoњ siк o ni№ troszczy.

Zamknкіa oczy i cieszyіa siк jego bliskoњci№, siі№ obejmuj№cych j№ ramion. Takiego

poczucia bezpieczeсstwa nie zaznaіa w caіym swoim їyciu. Co za rozkosz znajdowaж oparcie

w kimњ tak silnym, choжby przez chwilк.

On tymczasem czuі, їe nie potrafi nad sob№ zapanowaж. A obiecywaі sobie, iї nie

wykorzysta sytuacji, lecz sam z trudem w to wierzyі. Niemal bez udziaіu jego woli przywarі

ustami do jej warg.

background image

Pіon№і caіy, patrz№c na jej pуіprzymkniкte, zamglone oczy. Ona wyczuwaіa jego

poї№danie i syciіa siк nim. Zapomniaіa o wкїu, o swoim lкku, o krкc№cych siк na podwуrzu

ludziach, o wszystkim.

Leїaіa na іуїku, a on, caіuj№c j№, rozbieraі delikatnie. Drїaіa pod dotkniкciami jego

dіoni, ktуre pieњciіy j№, a te jego pieszczoty wprawiaіy j№ w stan takiego podniecenia,

jakiego do tej pory nie zaznaіa. Bo to, co przeїyli przedtem, tak przecieї niedawno, nie mogіo

siк rуwnaж pasji, jak№ oboje czuli teraz.

- Meredith... - rzekі szeptem - musimy siк opamiкtaж.

Nie sіuchaіa go. Jej dіonie walczyіy z jego oporami. Oddychaіa z trudem. Serce waliіo

jej jak mіotem.

- Na pewno nie chcesz mnie? - zapytaіa. - Jeњli zajdziesz w ci№їк, wyjdк za ciebie za

m№ї - obiecaіa, њmiej№c siк cicho. - Masz moje sіowo.

Poї№danie znikіo, ust№piіo miejsca szczeremu rozbawieniu.

- Niech to szlag! Ale z ciebie numer!

- No i dobrze! Њmiejesz siк, ale tak czy owak, zіoїyіam ci solenn№ obietnicк - rzekіa.

Usiadі na brzegu іуїka i przeczesaі palcami wіosy. Popatrzyі na ni№ z gуry.

- Jestem umazany szmink№, przesi№kіem twoimi perfumami. Moi ludzie skonaj№ ze

њ

miechu, kiedy doі№czк do nich pachn№cy jak pedaі.

- Chodџmy do mojej іazienki, pod prysznicem zmyjemy te wszystkie zapachy -

zaproponowaіa z szelmowsk№ min№.

Ciekawe, pomyњlaі, czy przed t№ tragedi№, ktуra tak fatalnie zaci№їyіa nad jej

losem, ona byіa wіaњnie taka jak teraz? Wesoіa, rozeњmiana? Mуwiіa mu, їe z mкїczyznami

spotykaіa siк raczej rzadko. Dlaczego nie zabiegali o wzglкdy takiej іadnej, miіej

dziewczyny?

- Trudno mi uwierzyж - zacz№і, nawi№zuj№c jakby do swoich myњli - їe spкdzasz

weekendy na ogl№daniu z ojcem telewizji.

- Ja pracujк.

- W czasie weekendуw?

Usiadіa, wіoїyіa bluzkк. Zastanawiaіa siк w duchu, dlaczego nie jest speszona t№

sytuacj№.

- Przez ostatnie pуі roku pracowaіam siedem dni w tygodniu - rzekіa. - Przedtem

szeњж, a w niedzielк odpoczynek. Pracujк na ogуі dziesiкж godzin dziennie, a jeњli mamy

ostry dyїur, to i dіuїej.

Pokrкciі gіow№ z dezaprobat№.

background image

- Z tego wniosek, їe nigdy nie masz czasu dla siebie, tak?

- Odk№d skoсczyіam college.

- I їaden mкїczyzna... ? - zacz№і.

- Byі jeden, ktуry bardzo mi siк podobaі. Wyjechaliњmy razem na cztery miesi№ce i

byіam bliska zakochania siк. Nigdy mnie nie dotkn№і. S№dziіam, їe przygotowuje siк do

tego psychicznie, czy coњ w tym rodzaju... - Westchnкіa. - I wtedy zobaczyіam go... z innym

mкїczyzn№. - Wzruszyіa ramionami. - Traktowaі mnie jak przyjaciуіkк. A ja uwaїaіam go za

swojego chіopaka. Po czymњ takim straciіam wiarк w siebie.

- W naszym њwiecie takie rzeczy siк zdarzaj№ - rzekі bez emocji.

- Przedtem durzyіam siк w chіopakach, ktуrzy nie zwracali na mnie їadnej uwagi,

chyba їe prosili mnie o pomoc w matmie czy chemii. - Poszukaіa wzrokiem jego oczu. - Aї do

ubiegіego roku wygl№daіam caіkiem inaczej niї teraz.

- A jak?

Wstaіa z іуїka, wyjкіa z portfela fotografiк i podaіa mu j№.

Wytrzeszczyі oczy ze zdumienia.

- O rany!

- Miaіam nadwagк i w їaden sposуb nie mogіam siк jej pozbyж. Stosowaіam wszelkie

diety, jakie czіowiek kiedykolwiek wymyњliі. W koсcu poszіam na kurs, gdzie dowiedziaіam

siк, jak w rozs№dny sposуb pozbyж siк takiej masy ciaіa. St№d moja wiedza o

niskokalorycznym odїywianiu.

Patrz№c na jej fotografiк, uњmiechn№і siк.

- O urodzie stanowi nie tylko wygl№d zewnкtrzny. Teraz jesteњ piкkna, ale zawsze

byіaњ ludziom їyczliwa, skіonna do poњwiкceс. Daіaњ temu dowуd, i to nie raz. Jesteњ

dobrym czіowiekiem. A to bardzo siк liczy.

Zaczerwieniіa siк, przeіknкіa њlinк.

- Dziкki za te sіowa. - Uњmiechnкіa siк figlarnie. - No to kiedy bierzemy њlub? W

pi№tek czy moїe poniedziaіek bardziej ci odpowiada?

Zachichotaі.

- Przykro mi, ale mam inne sprawy na gіowie.

- Znowu dostaіam kosza - rzekіa z westchnieniem. . Zmierzyі j№ badawczym

wzrokiem od stуp do gіуw.

- Przytul siк do mnie i jeszcze raz przedyskutujemy ten problem.

- Wykluczone. Na tyle silnej woli to ja jeszcze mam. Nie moїna uwodziж kobiety bez

jej przyzwolenia. To gra nie fair.

background image

- Dobra jesteњ, dziecinko - mrukn№і i wstaі. - Muszк wracaж do roboty. Sіuchaj,

czym ja pachnк?

- Co?! Po kiego licha mam ciк w№chaж? Pochyliі siк i pocaіowaі j№ tak zachіannie, i

przytuliі tak mocno, їe czuіa go kaїdym nerwem swego ciaіa. Zaraz jednak odsun№і siк od

niej.

- Czym ja pachnк? - powtуrzyі. Poci№gnкіa nosem.

- Wod№ po goleniu.

- Ty nie uїywasz perfum, prawda?

- Nie. Mam uczulenie na wiкkszoњж silnych zapachуw.

- Ty pachniesz kwiatami. Uњmiechnкіa siк.

- Zioіowym szamponem. Owszem, lubiк kwiaty, ale nie ich zapach.

- A wiкc nie ci№gnie siк za mn№ woс babskich pachnideі - powiedziaі z їartobliw№

nut№ ulgi. - W przeciwnym razie miaіbym za swoje od moich pracownikуw.

- A od czego jest prysznic?

Dotkn№і jej twarzy, policzkуw i rzekі, zmruїywszy oczy:

- On juї nigdy nie podniesie na ciebie rкki, przysiкgam ci to uroczyњcie - oznajmiі, a

w jego niskim gіosie wyczuwaіo siк groџbк.

- Czy nie stajesz siк czasem zbyt zaborczy?

- Ja wcale nie їartujк - odparі bez uњmiechu. Popatrzyіa na niego ze zdziwieniem.

- Czy nikt dot№d nie stawaі w twojej obronie? - Rey nie mуgі siк powstrzymaж od

zadania jej tego pytania.

- Mуj brat. Ale przed ojcem nigdy nie musiaі mnie broniж. Wiem, trudno w to

uwierzyж, ale ojciec przed t№ tragedi№ byі najіagodniejszym czіowiekiem pod sіoсcem.

Gdy wypije, dostaje szaіu, a potem nic nie pamiкta i nie wie, czego siк dopuњciі. - Bawiіa siк

guzikiem koszuli Reya, myњl№c o tym, їe chкtnie dotknкіaby jego nagiej piersi. - Tкskniк do

brata - dodaіa.

- Wyobraїam sobie. I do matki pewno teї.

- Nie і№czyіa mnie nigdy z matk№ bliska wiкџ - wyznaіa. Poszukaіa wzrokiem jego

oczu. - To, co ojciec wywrzaskiwaі tamtej nocy, gdy zjawiіeњ siк u nas, to byіa prawda.

Matka byіa bardzo atrakcyjn№ kobiet№ i miaіa kochankуw. - Skrzywiіa siк. - Mnie byіo

trudno z tym їyж, a co dopiero ojcu. A ona nawet cheіpiіa siк tym...

- Jak mogіa tak postкpowaж?

- Kochaіa pieni№dze. I dlatego braіa sobie bogatych kochankуw. Wstydziіam siк za

ni№. Przypuszczam, їe uwaїaіa siк za kobietк nowoczesn№. Ale ja wiem swoje. Co innego

background image

sypiaж z mкїczyzn№, ktуrego siк kocha, a co innego wskakiwaж do іуїka kaїdego faceta,

ktуry ma kasк.

- Przez ni№ zraziіaњ siк do mкїczyzn, prawda?

- Przynajmniej dopуki ciк nie poznaіam - dodaіa, nie patrz№c na niego. - Masz

charakterek, to prawda, ale i wspaniaіe zalety.

- Muszк poinformowaж o tym moich braci, ktуrzy tych zalet nie dostrzegaj№.

- Dziкki, їe mnie tu zaprosiіeњ - powiedziaіa nieoczekiwanie.

- Zabrzmiaіo to jak poїegnanie - powiedziaі z niepokojem w gіosie.

Westchnкіa.

- Nie mogк zostaж tu dіuїej. Nawet gdybym chciaіa. Mуj szef jest w tej kwestii bardzo

zasadniczy, a zastкpuj№ca mnie koleїanka niechкtnie oddaje dzieci do їіobka. Gdy urodziіa

drugie, zwolniіa siк z pracy.

- Dlaczego?

- Bo na їіobek dla dwуjki dzieci wydawaіa caі№ niemal pensjк. Gdy jej m№ї dostaі

podwyїkк, zrezygnowaіa z pracy i zajmuje siк dzieжmi i domem. Bardziej jej siк to opіaca.

Twarz Reya przybraіa dziwny wyraz.

- A czy ty byњ chciaіa nie pracowaж i zajmowaж siк domem i dzieжmi?

Uniosіa na niego wzrok.

- Tak. Pierwsze piкж lat їycia dziecka to bardzo waїny okres. Zrezygnowaіabym z

pracy, nawet kosztem pewnych korzyњci materialnych.

- Nie byіoby to na pewno takie proste. Jesteњ wykwalifikowanym pracownikiem.

- Jedna moja przyjaciуіka jest lekarzem. Mimo to zrezygnowaіa z pracy do czasu, aї

jej syn osi№gn№і wiek przedszkolny. A i wtedy tak sobie zorganizowaіa pracк, by po

poіudniu byж zawsze w domu.

Rey siedziaі ze zmarszczonymi brwiami, gіadz№c jej dіonie delikatnym gestem.

Chciaі j№ zapytaж, czy mogіaby siк przyzwyczaiж do їycia na ranczu i do wкїуw. Baі siк.

У

w poddaсczy akt z jego strony wrкcz go przeraїaі. Poza tym, gdyby siк zawahaіa, nie

chciaіby i nie umiaі wywieraж na ni№ presji.

- Czym siк zajmuje twуj ojciec?

- Prowadziі wykіady na wydziale weterynarii w Houston.

- Jest lekarzem weterynarii?

- Tak. Dlaczego pytasz? Popatrzyі na ni№ i zapytaі po chwili:

- Czy po tym wszystkim, po problemach z prawem, ma szanse wrуciж na to

stanowisko?

background image

- Nie. Przyszіo pismo z college'u, їe jest zwolniony. Trudno im siк dziwiж - dodaіa ze

smutkiem. - Wykіadowca alkoholik, w dodatku ze skіonnoњci№ do awantur...

- Faktycznie - przyznaі Rey. - Czy on piі przed t№ strzelanin№?

- Nie. Ale potem piі na umуr. A o klinice odwykowej nie chciaі nawet sіyszeж. Teraz

przynajmniej siк leczy.

- I z kaїdym dniem coraz lepiej siк czuje. Chciaіby, їebyњ go odwiedziіa. Jeњli sobie

ї

yczysz, zawiozк ciк tam w niedzielк.

- Rozmawiaіeњ z nim? - zapytaіa zdziwiona.

- Leo zadzwoniі do Coltera. On ma tam znajomych. Wygl№da na to, їe twуj ojciec

jest na dobrej drodze do zwalczenia naіogu. Poza tym pamiкtaj, co ci obiecaіem: on juї nigdy

nie podniesie na ciebie rкki.

- Na trzeџwo nigdy mnie nie uderzyі. Aї trudno mi uwierzyж, їe on... po tym

wszystkim chce mnie widzieж.

Rey potarі dіoni№ policzek.

- On ciк kocha. I na pewno ty teї go kochasz. Nie odrzuca siк ludzi dlatego, їe

popeіnili bі№d, nawet najbardziej obrzydliwy.

- Staraіam siк pomуc ojcu.

- Nie w№tpiк. Ale odwyk pomoїe mu najskuteczniej. Gdy wrуci do domu,

zastanowimy siк, co dalej. Na razie pojedziemy w niedzielк do Houston. Co ty na to?

- Bardzo siк cieszк - rzekіa i spojrzaіa na niego z wdziкcznoњci№. - Zrobisz to dla

mnie?

- Wszystko dla ciebie zrobiк, dziecinko - powiedziaі. - Dla jedynej kobiety, ktуra mi

siк oњwiadczyіa. - Odsun№і od siebie jej rкce. - Muszк wracaж do roboty. Zostawiіem dla

ciebie dwunastu moich pracownikуw, ktуrzy siedz№ teraz w sali posiedzeс nad szklankami z

wod№ i bez popielniczek. A co najmniej poіowa z nich pali, mimo wszelkich zakazуw.

Wyobraїam sobie, їe miкdzy szуstk№ pal№cych a szуstk№ niepal№cych doszіo juї w tym

czasie do bijatyki. Muszк wracaж, i to szybko. - Otworzyі drzwi, lecz zanim wyszedі,

spojrzaі na ni№ przez ramiк. - I pamiкtaj: trzymaj siк z dala od kurnika.

- Zrobiк wszystko dla mojego przyszіego narzeczonego - rzekіa ze њmiechem.

Meredith byіa kobiet№ nowoczesn№. Sama dawaіa sobie radк w їyciu. Przyjemnie

byіo jednak pomyњleж, їe ktoњ przy niej jest, ktoњ opiekuсczy, ktoњ taki jak Rey, ktуry nie

sprawiaі wraїenia czіowieka skorego do poњwiкceс. Przypomniaіa sobie jego pieszczoty i

pocaіunki. Czuіoњж, jak№ jej okazywaі. Juї samo przebywanie w towarzystwie tego

mкїczyzny byіo emocjonuj№ce. Znali siк przecieї od niedawna, ale miaіa wraїenie, jakby ich

background image

znajomoњж trwaіa caіe lata. Na myњl, їe miaіaby wracaж do Houston sama, skуra cierpіa jej

na karku.

Wykonywaіa wszystkie swoje codzienne czynnoњci, z wyj№tkiem zbierania jaj w

kurniku. Dowiedziaіa siк od Reya, їe wкїe lubi№ wкdrowaж parami, wolaіa wiкc byж

ostroїna i zwaїaж na kaїdy swуj krok.

Z racji jej wyczynуw z wкїem staіa siк popularna wњrуd pracownikуw farmy.

Uchylali przed ni№ kapeluszy i zwracali siк do niej peіnym szacunku tonem.

- To naprawdк zadziwiaj№ce - rzekіa podczas sobotniej kolacji, spogl№daj№c to na

Lea, to na Reya. - Ci ludzie chyba maj№ dla mnie respekt.

Bracia wymienili znacz№ce spojrzenia.

- Їaden z nich nie niуsі na kiju grzechotnika.

- W№ї pozwoliі siк nieњж - uzupeіniіa.

- Otуї to - powiedziaі Leo. - Bo widzisz, Meredith, grzechotniki maj№ paskudny

zwyczaj atakowania znienacka. To, czego ty dokonaіaњ, graniczy z cudem. Masz w rodzinie

jakichњ zaklinaczy wкїy?

- Nie, ale Mike miaі maіego boa, dopуki jego pupil nie zjadі krуlika naszego s№siada.

Zreszt№ ten krуlik nie byі stworzeniem sympatycznym. Atakowaі kaїdego, kto otwieraі

klatkк.

- A co staіo siк z tym boa?

- Mike sprzedaі go jakiemuњ hodowcy.

- Twуj brat miaі kogoњ?

- Byі zarкczony ze њwietn№ dziewczyn№, ze њwiec№ drugiej takiej szukaж -

odparіa Meredith. - Zaіamaіa siк po jego њmierci. Dіuїszy czas byіa na њrodkach uspo-

kajaj№cych. Strasznie mi byіo jej їal.

- A co siк z ni№ staіo? - zapytaі Leo.

- Z grup№ misjonarzy udaіa siк do Ameryki Poіudniowej. Pech j№ przeњladowaі -

ci№gnкіa. - Leciaіa tym samolotem, ktуry rozbiі siк o skaік. Byіa jedn№ z nielicznych osуb,

jakie przeїyіy, ale nie wrуciіa juї do Stanуw.

- Colter bardzo to przeїyі - powiedziaі Leo. - Bo mуwi№c miкdzy nami, dziewczyna

Mike'a nie byіa mu obojкtna, ale, oczywiњcie, nikt o tym nie wiedziaі.

Meredith wstaіa od stoіu.

- Jeњli skoсczyliњcie, zmyjк naczynia. Rey obiecaі zawieџж mnie jutro do Houston,

bym odwiedziіa ojca.

background image

- Co za szlachetny z niego facet! - wykrzykn№і Leo, mierz№c brata peіnym

zdziwienia spojrzeniem.

- Dlatego jest dla mnie taki miіy, їe podobno jestem jedyn№ kobiet№, ktуra mu siк

oњwiadczyіa - wyjaњniіa Meredith z drwi№cym uњmiechem. - A on daі mi kosza, i teraz mu

gіupio.

- To њwietnie - odpaliі bіyskawicznie Leo. - Ja siк z tob№ oїeniк! Wyznacz tylko datк

њ

lubu i kupujк garnitur.

- Zamknij siк! - warkn№і Rey i niby to їartem zamierzyі siк na brata.

- Chcecie mieж placki na њniadanie? - zapytaіa Meredith.

- Oczywiњcie. - Rey pocaіowaі j№ w policzek. - Idџ juї spaж, a my sprawdzimy, co

siк dzieje z bydіem.

- Wіуї coњ na siebie - powiedziaіa, podaj№c Reyowi bluzк.

Leo pod№їaі za bratem, a na jego twarzy malowaі siк dziwny wyraz. Dostrzegі coњ,

czego nie oczekiwaі, czego nie sposуb juї byіo okreњliж mianem їartu. Ciekawej zastanawiaі

siк, czy Rey uњwiadamiaі sobie, їe jest po uszy zakochany w ich maіej, uroczej gosposi. I

jeњli on Leo, zna siк na tym, to nie bez wzajemnoњci.

background image

ROZDZIAЈ DZIESIҐTY

Nazajutrz rano Meredith siedziaіa w koњciele obok Reya, ktуry przez caіe

naboїeсstwo trzymaі j№ za rкkк. Z nikim nie czuіa siк tak jak z nim. Silna, pewna siebie,

bezpieczna.

Popatrzyіa na niego, gdy њpiewaі hymn, a on speszyі siк i zapomniaі sіуw, a poniewaї

i jej sіowa siк pomyliіy, zamilkli oboje.

Po naboїeсstwie rozbawiі ich zaciekawiony wzrok s№siadуw, ktуrzy sіyszeli juї o

nowej gosposi braci Hartуw. Reyowi daіo to asumpt do przedstawienia Meredith niektуrym

osobom i nie omieszkaі przy tym zaznaczyж, їe jest dyplomowan№ pielкgniark№.

Meredith zaczerwieniіa siк, bo zabrzmiaіo to tak, jakby byі z niej dumny. A gdy

opowiadaі, jak jej szybki refleks uratowaі їycie Billy'ego Joe, ktуry byі w s№siedztwie

szczegуlnie lubiany, ciekawoњж ludzi ust№piіa miejsca nieskrywanej їyczliwoњci.

- Zyskaіaњ juї niemaі№ popularnoњж - powiedziaі їartobliwie. - A przecieї nawet nie

wspomniaіem o wкїu.

- Wykreњlmy z pamiкci ten incydent - zaproponowaіa.

- W їadnym wypadku. Prestiї mуj roњnie, skoro mam... kucharkк, ktуra nie boi siк

nawet jadowitych wкїy.

Wyczuіa jego wahanie przed sіowem „kucharka", jak gdyby chciaі wypowiedzieж

inny rzeczownik. Zadrїaіa. A gdy szli w stronк jaguara przerobionego na kabriolet, nie mogіa

przestaж siк uњmiechaж.

- To haіaњliwy samochуd - rzekіa, gdy pomagaі jej wsi№њж do auta.

- Lubiк sportowe wozy - powiedziaі.

- Ja teї - przyznaіa. Wyjкіa spinki z wіosуw, ktуre opadіy jej na ramiona.

- Nie potargaj№ siк na wietrze? - zapytaі, gdy juї siedzieli zapiкci pasami.

- Niech siк potargaj№. Lubiк czuж wiatr we wіosach.

- Ja teї.

Wі№czyі silnik i wjechali na autostradк, na ktуrej pozwoliі poszaleж swojemu

samochodowi.

Meredith byіa zachwycona. Jest cudownie, myњlaіa upajaj№c siк pкdem, wiatrem i

obecnoњci№ Reya.

Stanowczo za szybko znaleџli siк przed nowoczesnym dwupiкtrowym gmachem,

ktуrego funkcjк okreњlaі dyskretny szyld u boku drzwi.

background image

Byіo to centrum rehabilitacji dla osуb uzaleїnionych i stosuj№cych przemoc, nad

ktуrymi czuwaіa caіa rzesza psychologуw, psychiatrуw, rehabilitantуw, a nawet internistуw.

Po zasiкgniкciu informacji poszli na pierwsze piкtro, do niewielkiego pokoju, do

ktуrego pielкgniarka miaіa przyprowadziж ojca Meredith.

- W pierwszym tygodniu pobytu tutaj goњcie nie s№ mile widziani - powiedziaі Rey.

- Na pewno wiesz o tym.

- Nigdy nikogo tu nie odwiedzaіam - rzekіa spokojnie, lecz widaж byіo, їe jest spiкta.

- Wszystko bкdzie dobrze, zobaczysz - rzekі.

Daіy siк sіyszeж kroki i przytіumione gіosy.

Minutк pуџniej w drzwiach pojawiі siк ojciec Meredith, a za nim weszіa do pokoju

kobieta w biaіym fartuchu, z notatnikiem w rкce.

- Cуrka pana Johnsa? - zapytaіa. - Nazywam siк Gladys Barlett - przedstawiіa siк,

uњcisn№wszy dіonie goњciom. - Jestem psychologiem i prowadzк pani ojca.

- Jak siк masz, Merry - rzekі jej ojciec po chwili wahania. Skrzywiі siк, patrz№c na

twarz cуrki. - Przepraszam ciк, kochanie - wykrztusiі.

Meredith podeszіa do niego i czule go uњcisnкіa. Zamkn№і oczy, usta mu drїaіy i іzy

popіynкіy po jego bladych policzkach.

- Tak mi przykro, cуreczko... Ona rуwnieї siк rozpіakaіa.

- Dobrze, juї dobrze, tatusiu - szepnкіa іami№cym siк gіosem. - Nie martw siк.

Wszystko dobrze siк skoсczy.

- Mуj syn... Powiedziaіem, їe nie mam czasu iњж z ni№ do banku. Poprosiіem go...

poprosiіem Mike'a, by jej towarzyszyі. Gdyby nie ja, їyіby!

- Rozmawialiњmy juї o tym niejednokrotnie - rzekіa pani psycholog. - Nie moїe siк

pan winiж za zbrodnie innych. To byі przypadek, jeden na sto.

- I wіaњnie ten jeden na sto mnie siк przytrafiі! - wykrzykn№і. - Jestem winny i nie

mogк їyж z t№ њwiadomoњci№!

- Ja mam podobne odczucia - wyznaіa Meredith.

- Mogіam tego dnia nie iњж do pracy i zabraж mamк do banku.

- I zginкіabyњ! - odparowaі ojciec. - A moje poczucie winy byіoby tak samo nie do

zniesienia.

- Oboje bікdnie rozumujecie - rzekі Rey, wstaj№c.

- Їyciem nie daje siк sterowaж. - Staі z rкkami w kieszeniach, patrz№c gdzieњ w dal. -

Einstein powiedziaі, їe Bуg nie gra w koњci z wszechњwiatem, i miaі racjк. Nawet w

pozornym chaosie istnieje jakiњ іad, ci№g wydarzeс tworz№cych іaсcuch i wiod№cych

background image

nieuchronnie do okreњlonego celu. A ludzie s№ jak ogniwa tego іaсcucha, lecz nie mog№

nim powodowaж.

- Studiowaі pan filozofiк? - zapytaі Johns. Rey skin№і gіow№.

- I ja miaіem zajкcia z filozofii - rzekі starszy pan.

- Ma pan stopieс naukowy? - zapytaі.

- Magistra ekonomii z Harvardu - odparі Rey, uњwiadamiaj№c sobie, їe Meredith

usіyszaіa o tym po raz pierwszy.

- Ja jestem doktorem weterynarii...

- Wiem. Paсska cуrka mieszka u nas na ranczu w Jacobsville i pracuje u nas, pуki nie

dojdzie do siebie.

Doktor Johns speszyі siк.

- Powiedziano mi, jak ciк skrzywdziіem - rzekі, spogl№daj№c z pokor№ na Meredith.

- I przysiкgam na Boga, їe do koсca їycia nie siкgnк po kieliszek.

- Nie bкdzie pan miaі tej szansy - oњwiadczyі Rey.

- Bo bкdк miaі pana stale na oku i nic nie ujdzie mej uwagi.

- Sіucham? - wyj№kaі Johns.

Rey wpatrywaі siк w czubki swoich butуw.

- Nie mamy weterynarza na naszej farmie. Za kaїdym razem wzywamy lekarza aї z

Victorii. Byіoby dobrze mieж fachowca na miejscu. Pensjк pіacimy konkurencyjn№ i miaіby

pan domek do dyspozycji...

- Mіody czіowieku, ja...

Rey spojrzaі mu prosto w oczy.

- Popeіniі pan bі№d. To ludzka rzecz. I przestroga na przyszіoњж. Proponujк wiкc

panu pracк u nas, gdzie nie bкdzie miaі pan okazji do spotkaс z kolegami, ktуre, jak

wiadomo, rуїnie siк koсcz№. Bкdziemy nad panem czuwali. Polubi pan їycie na ranczu i

ludzi tam pracuj№cych.

- A jeњli dowiedz№ siк, co zrobiіem?

- Wszyscy juї o tym wiedz№ - rzekі Rey, wzruszaj№c ramionami. - I maіo ich to

obchodzi. Pracowaі u nas facet po odwyku kokainowym i inny, ktуry przez szeњж lat іykaі

prochy, i obydwu pomogliњmy wyjњж na prost№.

- Uњmiechn№і siк. - Dopуki czіowiek pracuje i nic mu nie moїna zarzuciж, jego

przeszіoњж nie ma dla nas znaczenia.

- Mіody czіowieku - rzekі Johns, pokonuj№c wzruszenie. - Mogк pracowaж u was za

darmo, jeњli juї o tym mowa. I obiecujк solennie, їe nigdy pan nie poїaіuje swego kroku.

background image

- Poїaіujк, jeњli nie przestanie pan zwracaж siк do mnie per „mіody czіowieku" -

rzekі z uњmiechem. - Nazywam siк Reynold Hart, ale wszyscy mуwi№ mi Rey. Jak dіugo

bкd№ ciк tu trzymaж? - zapytaі, kieruj№c wzrok na pani№ psycholog.

- Jeszcze nastкpny tydzieс - odrzekіa. - Bardzo jestem rada, їe po wyjњciu st№d trafi

do takiego њrodowiska. Nie wierzк w cuda, ale, jak widaж, zdarzaj№ siк.

- Cuda zdarzaj№ siк ludziom, ktуrzy w nie wierz№ - powiedziaі Rey.

- Dziкkujк ci - szepnкіa Meredith.

- Jak mуgіbym nie zadbaж o ojca jedynej kobiety, ktуra mi siк oњwiadczyіa -

powiedziaі i spojrzaі na ni№ tak, їe spіonкіa rumieсcem.

- Ty mu siк oњwiadczyіaњ? - zapytaі ojciec, marszcz№c brwi.

- Kilkakrotnie - odparіa z їartobliw№ nut№ w gіosie.

- Ale on zawsze mуwiі, їe ma inne sprawy na gіowie.

Johns rozeњmiaі siк serdecznie.

W drodze powrotnej Meredith nie posiadaіa siк z radoњci.

- Bкdzie pracowaі, i w dodatku wњrуd duїych zwierz№t, o czym zawsze marzyі.

- Lubi bydіo? - zapytaі zdawkowo Rey, ciesz№c siк radoњci№ swojej pasaїerki.

- Wychowaі siк na ranczu w Montanie. A nawet jako chіopak braі udziaі w rodeo. No

i zna swуj zawуd od podszewki.

- Nadejdzie dzieс, gdy wrуci na uczelniк. Radziіbym mu jednak wybraж inny

oњrodek akademicki.

- Dziкkujк ci, їe daіeњ mu tк szansк - powiedziaіa.

- Miaіem w tym pewien ukryty cel - mrukn№і pod nosem. - Bo kiedy go tu

odwiedzisz, upieczesz nam przy okazji placki.

- Moїecie na to liczyж - obiecaіa.

- Za wczeњnie jeszcze o tym mуwiж, ale gdybyњ tylko chciaіa zostaж u nas, Micah

Steele zaproponowaіby ci na pewno pracк w swoim gabinecie.

- Lubiк Jacobsville - powiedziaіa tylko.

- A ja lubiк ciebie - odrzekі.

- Ja teї ciк lubiк i jeњli dasz mi teraz swoj№ komуrkк, to zadzwoniк do kapіana i

ustalimy datк њlubu.

Rozeњmiaі siк.

- Maіїeсstwo to powaїna sprawa. Musimy siк lepiej poznaж. Wiem, їe potrafisz

ujarzmiaж wкїe i ratowaж ludzi przed niechybn№ њmierci№, їe pieczesz њwietne placki. Ale

nie wiem, jak wygl№dasz w sukni wieczorowej, i czy umiesz taсczyж.

background image

- Wygl№dam њwietnie. I uwielbiam taсce latynoskie.

- Ja nie. Lubiк te wolne, na dwa pas.

- Ja teї je lubiк.

- A jakie ksi№їki lubisz czytaж?

I tak toczyіa siк rozmowa o sprawach, ktуrymi oboje interesowali siк, o ktуrych oboje

chкtnie dyskutowali. Dobrze siк zapowiada, pomyњlaіa Meredith.

W nastкpnym tygodniu Meredith podejmowaіa pracк w Houston. W pi№tek byіa juї

spakowana. Nazajutrz, w beїowym kostiumie, pod№їaіa za Reyem nios№cym jej walizkк.

- Wrуcк przed wieczorem - powiedziaі do Lea. - W razie czego dzwoс na komуrkк.

- Jakoњ sobie poradzк - odparі Leo, mrugn№wszy do Meredith. - Bкdzie nam ciк

brak, dziewczyno. I dziкkujemy za te stosy plackуw, jakie nam upiekіaњ.

Niechкtnie wracaіa do miasta, choж przecieї lubiіa swoj№ pracк. Bкdzie tкskniіa do

Reya, do Lea, do atmosfery ich domu.

- Moїesz nas odwiedzaж, kiedy tylko zechcesz - powiedziaі Rey, widz№c jej

zasкpion№ minк. Choж drogo go to kosztowaіo, ani razu nie uj№і jej za rкkк. W najbliїszej

przyszіoњci dokona frontalnego ataku - tak sobie postanowiі. Ale jeszcze ta pora nie nastaіa.

- Wiem. - Patrzyіa przez okno na ogoіocone z liњci drzewa i jesienny ponury

krajobraz. - Niedіugo mamy Њwiкto Dziкkczynienia - dodaіa.

- Twуj ojciec bкdzie juї w tym czasie u nas pracowaі. Mogіabyњ spкdziж z nami tych

parк wolnych dni.

- Jeњli nie wypadnie mi dyїur.

Zachmurzyі siк, sіysz№c te sіowa. Wі№czyі muzykк i juї do koсca jazdy sіowem siк

nie odezwaі.

Wysiadіa przed domem ojca. Wygl№daі ponuro, niegoњcinnie. Od progu obejrzaіa

siк na Reya. Nie zdj№і kapelusza i rondo zasіaniaіo mu twarz.

- Dziкkujк za wszystko - powiedziaіa. Poczuі siк nagle tak, jakby coњ utraciі.

- Mieszkasz tu sama - rzekі. - Pamiкtaj o zamykaniu drzwi. O ile mi wiadomo, te typy,

ktуre napadіy na Lea, wci№ї s№ na wolnoњci. Nie rezygnuj z ochrony.

- Dam sobie radк - powiedziaіa.

Staіa przed tymi drzwiami taka maіa i bezbronna. Wolaіby nie zostawiaж jej samej.

- Noњ kurtkк w tak№ pogodк jak dziњ - przypomniaіa mu, widz№c, їe stoi na wietrze

tylko w lekkiej bluzie.

- A gdy bкdzie padaж, wіoїк pіaszcz - obiecaі jej z uњmiechem. - Tobie teї radzк to

samo.

background image

- Do widzenia - rzekіa po chwili ciszy.

- Nie mуwmy sobie "do widzenia", lepiej „na razie".

- No to na razie.

Rey nie odjeїdїaі jednak. Stali i milczeli.

- Wiem, gdzie o tej porze otwarty jest sklep jubilerski - rzekіa nagle їartobliwym

tonem.

- Naprawdк?

- Moїna tam nawet kupiж nieduїy pierњcionek z brylantem.

W oczach zamigotaіy mu iskierki.

- Ktуregoњ dnia porozmawiamy o tych twoich maіїeсskich zakusach wobec mnie. Ale

teraz mam...

- ...tyle spraw na gіowie - dokoсczyіa za niego. - Ja ciк chyba zabijк!

Rozeњmiaі siк.

- Pocz№tek ten, ale koniec inny. A wiкc mam przedіoїyж na zebraniu strategiк

marketingu na rok nastкpny, ktуr№ muszк opracowaж. Bкdzie mi ciebie brak - ci№gn№і po

chwili milczenia. Podszedі do niej i uj№і jej twarz obiema dіoсmi. - Cierpiк mкki, gdy ciк nie

widzк - szepn№і. - Wrуж jak najszybciej. - Pocaіowaі j№ w policzek i ruszyі w stronк swego

wozu. - Zadzwoniк do ciebie! - krzykn№і, wsiadaj№c.

Odprowadzaіa wzrokiem jego auto, pуki nie znikіo za zakrкtem. Weszіa do њrodka,

zamknкіa za sob№ drzwi i rozpіakaіa siк na caіy gіos.

W pracy zajкіa siк licznymi o tej porze roku pacjentami i nie miaіa czasu na smutki.

Co nie oznacza, їe nie tкskniіa do Reya.

Trzy dni przed Њwiкtem Dziкkczynienia zadzwoniі do niej ojciec z rancza Hartуw.

Nie miaі sіуw zachwytu nad swoj№ now№ prac№. Gіos miaі radosny, niemal mіodzieсczy.

Nie ten sam czіowiek, pomyњlaіa Meredith. Powiedziaі, їe w dalszym ci№gu chodzi na

zajкcia terapeutyczne, ale z tutejszym psychologiem. Czuje siк znacznie lepiej i zrobi

wszystko, їeby ona, Meredith, byіa z niego zadowolona.

- Czy przyjedziesz do Jacobsville na Њwiкto Dziкkczynienia? - zapytaі.

Nie mogіa pojechaж do Jacobsville, bo i tak wiele dni opuњciіa i nie miaі jej kto

zast№piж. A pacjentуw byіo mnуstwo. W efekcie dysponowaіa tylko jednym dniem urlopu, a

i wtedy musiaіa byж pod telefonem.

W czasie pobytu na ranczu poznaіa smak caіkiem innego їycia. Ze wzruszeniem

wspominaіa ten okres i z kaїdym dniem coraz bardziej tкskniіa do Reya.

background image

Ojciec obiecaі, їe skoro ona nie moїe przyjechaж do Hartуw, to on przyjedzie do

Houston, by razem z ni№ spкdziж њwiкto. Ucieszyіa siк, їe nie bкdzie sama w ten uroczysty

dzieс.

W Њwiкto Dziкkczynienia Meredith wstaіa o њwicie, by przygotowaж њwi№teczny

obiad. Kupiіa szynkк, indyka i wszystkie niezbкdne ingrediencje.

Wyjmowaіa wіaњnie paszteciki z piekarnika, gdy usіyszaіa zatrzymuj№cy siк przed

domem samochуd. Nie њci№gnкіa nawet fartucha ani nie zaczesaіa wіosуw, tylko szybko

pobiegіa do drzwi. Otworzyіa je w momencie, gdy ojciec wraz z Reyem wchodzili na ganek.

- Wesoіych њwi№t - powiedziaі ojciec i czule j№ uњciskaі.

- Pomyњleliњmy sobie, їe naleїaіoby ci pomуc w zjedzeniu tych wszystkich

smakowitoњci - rzekі Rey z uњmiechem.

- Nie upiekіam plackуw, tylko paszteciki - zastrzegіa siк.

- Uwielbiam paszteciki. - Rey wyci№gn№і ku niej ramiona. - Mogіabyњ przytuliж do

serca tego, o ktуrego rкkк siк starasz. Nie wypowiem sіowa „tak" na odlegіoњж dwуch

metrуw.

Ojciec kaszln№і znacz№co:

- Zajrzк do indyka - powiedziaі i poszedі do kuchni.

Rey caіowaі j№ tak zachіannie, jakby caі№ swoj№ tкsknotк do niej chciaі tym

wyraziж.

- Udusisz mnie - szepnкіa.

- Przestaс narzekaж i caіuj mnie tak jak ja ciebie!

- Ja wcale... nie narzekam - zdoіaіa wypowiedzieж.

- A ja tak! - wykrzykn№і niemal. - Dziewczyno, chcк ciк mieж!

- Tutaj? - zapytaіa z lкkiem w oczach.

- Daj ojcu forsк i niech idzie po papierosy! - powiedziaі z komiczn№ desperacj№ w

gіosie.

- Ani on nie pali, ani ja.

- Wybacz, nie gniewaj siк na mnie. Boїe, jak ten czas mi siк dіuїyі!

A ona, odwzajemniaj№c jego pieszczoty, czuіa ogromn№ radoњж, byіa szczкњliwa,

bezgranicznie szczкњliwa.

- Wiesz co - powiedziaі ze њmiechem - zamkniemy ojca w kuchni, a ty zgwaіcisz

mnie na tym dywanie.

- Nic z tego - rzekіa. - Nie zgwaіcк ciк, pуki nie zgodzisz siк mnie poњlubiж.

- Czy to oњwiadczyny? - zapytaі.

background image

- Oczywiњcie. Mogк ci nawet daж pierњcionek - odparіa. - Znajdк jakiњ w szkatuіce.

- Jutro rano zadzwoniк do pastora - rzekі. - Ty u siebie w pracy daj krew do analizy,

moj№ przetestowaі juї Micah Steele. Powiedziaі mi przy okazji, їe chкtnie zatrudni ciк u

siebie. Moglibyњmy wzi№ж њlub w Boїe Narodzenie, w Jacobsville.

Myњli wirowaіy jej w gіowie, wszystko jej siк pl№taіo.

- Krew... do analizy? Praca u Steele'a? Њlub w Boїe Narodzenie? Nie kojarzк.

- Niewaїne... - mrukn№і. - Ty moїesz mi daж pierњcionek, kiedy zechcesz, ale ja

wrкczк ci go juї teraz. - Siкgn№і do kieszeni i wyci№gn№і aksamitne jubilerskie pudeіeczko.

Otworzyі je. Meredith ujrzaіa niezwykіej urody medalion ze szmaragdem i pierњcionek z

brylantem otoczony szmaragdami. - Jeњli ci siк nie podoba, kupimy coњ innego.

- Bardzo mi siк podoba! - wykrzyknкіa zaszokowana nagіym obrotem spraw.

- No to њwietnie! - Wsun№і pierњcionek na jej palec. - Zaіatwione! Jesteњmy juї

zarкczeni.

background image

ROZDZIAЈ JEDENASTY

- Nie mogк w to wszystko uwierzyж! - powiedziaіa Meredith.

- Ani ja. Jak wiesz, dіugo ci nie dowierzaіem, ale nawet wtedy chciaіem byж zawsze

blisko ciebie. Ubiegіy tydzieс wlуkі mi siк w nieskoсczonoњж. A s№dziіem, їe potrzebujк

paru tygodni na przemyњlenie sprawy. Tymczasem stwierdziіem, їe bez ciebie czujк siк bez-

granicznie samotny. - Odchyliі gіowк i spojrzaі w jej szeroko otwarte, peіne zdumienia oczy.

- Kocham moj№ wolnoњж. Ale nie tak jak kocham ciebie.

- I ja ciк kocham, Rey - rzekіa. - Teї czuіam siк samotna. A teraz mam wraїenie, їe

znamy siк od lat.

- Ja teї - przyznaі. - Bкdziemy na pewno dobrym maіїeсstwem.

Caіowali siк, gdy do pokoju wkroczyі ojciec Meredith z udkiem indyka w rкku i

zapytaі, czy moїna juї caіoњж wyj№ж z piekarnika. Rey obwieњciі mu nowinк, a Meredith

podjкіa bіyskawicznie akcjк ratunkow№.

Z dwutygodniowym wyprzedzeniem Meredith zіoїyіa rezygnacjк w pracy, czym

zaskoczyіa i zmartwiіa swego szefa. Rozumiaі jednak, їe nie moїe mieszkaж w Jacobsville, a

pracowaж w Houston, i wrкczyі jej prezent њlubny w postaci piкknie szlifowanej krysztaіo-

wej wazy.

Micah Steele zaproponowaі jej pracк u siebie, na co chкtnie siк zgodziіa, z tyra jednak

warunkiem, їe bкdzie pracowaж tylko trzy razy w tygodniu. Micah, jako mіody maіїonek,

rozumiaі j№ i nie stawiaі їadnych przeszkуd.

Jedyny problem w tej caіej sprawie wynikaі z faktu, їe, ku przeraїeniu Meredith i

konsternacji Reya, jego wszyscy bracia skrzyknкli siк i postanowili zorganizowaж im wesele.

- To bкdzie wesele super - rzekі Leo, zacieraj№c dіonie. - Cag ma њwietny pomysі.

- Nie chcк o niczym sіyszeж - powiedziaі Rey stanowczo.

- Na pewno bкdziesz zadowolony. - Leo zignorowaі wњciekі№ minк brata. - Chіopcy

њ

ci№gn№ z Montany ten rockowy zespуі, ktуry zagra na twoim weselu swуj najnowszy

przebуj. Zatrudni№ teї tк babkк z San Antonio, ktуra przygotuje szwedzki bufet. A њlubne

stroje sprowadz№ z ktуregoњ z paryskich domуw mody.

- Nie znacie nawet moich rozmiarуw - powiedziaіa Meredith.

- Zajrzeliњmy do twojej szafy, a nawet do szuflad, po rozmiary bardziej osobiste. -

Uњmiechn№і siк skonfundowany Leo. - Nasza nowa bratowa musi mieж najpiкkniejsze

rzeczy.

background image

Meredith nie wiedziaіa, czy siк њmiaж, czy pіakaж.

- Zarezerwowaliњmy wam na miesi№c miodowy apartament w piкciogwiazdkowym

hotelu - ci№gn№і Leo, spogl№daj№ca na Reya. - Znacie francuski, prawda?

- Francuski? - powtуrzyіa Meredith.

- Bo ten hotel znajduje siк w Nicei. Na Riwierze Francuskiej. Wspaniaіy widok na

plaїк.

Rey aї zagwizdaі.

- Niezіy pocz№tek - rzekі.

- Staraliњmy siк. Zamуwiliњmy nawet stroje na rуїne okazje. Meredith lubi chyba

pastelowe kolory?

A Meredith siedziaіa bez ruchu, z otwartymi ustami. Robiіa wszystko, їeby nie

zemdleж. Uњwiadomiіa sobie teraz, їe te cudaczne opowieњci Tess o weselach braci Hart to

najszczersza prawda.

- Porwaliњcie Dorie i z opask№ na oczach zawieџliњcie do domu, gdzie czekaі na

ni№ Corrigan.

- Bardzo s№ teraz szczкњliwi - oznajmiі Leo.

- Jesteњcie zwykіymi chuliganami.

- Przyњwiecaіy nam dobre intencje.

- Kazaliњcie Callaghanowi, їeby oїeniі siк z Tess!

- Teї s№ szczкњliwi.

- A nieszczкsna Tira? Nie mogіa nawet sama wybraж sobie sukni њlubnej.

- Byіa w ci№їy. Musieliњmy siк spieszyж.

- Ale ja nie jestem w ci№їy! - wykrzyknкіa Meredith.

- Jak na razie. - Leo obrzuciі Reya znacz№cym spojrzeniem.

- Chcк sama urz№dziж wіasne wesele... - zaczкіa wyprowadzona z rуwnowagi i

pomyњlaіa zaraz: chc№ mnie zagіaskaж na њmierж.

Leo spojrzaі na zegarek.

- Przepraszam, ale muszк juї iњж. Mam sprawdziж tekst przed wydrukowaniem.

- Jaki tekst? - zapytaіa groџnie.

- Zaproszeс na wesele. Zapewniamy nocleg zaproszonym goњciom. Przyjeїdїa

gubernator, sekretarz gubernatora. Miaі byж wiceprezydent, ale, niestety, nie moїe... -

Zmarszczyі brwi, siкgn№і do kieszeni. - S№! Zapisano mi pytania do wywiadуw. - Podaі

Reyowi dwie zіoїone kartki. - Zapoznajcie siк z tym, zanim dopadn№ was fotoreporterzy.

Meredith i Rey wymienili spojrzenia.

background image

- No, kilku. - Leo machn№і rкk№ niedbale. - Z CNN, z Fox, paru z prasy

zagranicznej...

- Zagranicznej?! - wykrzyknкіa Meredith.

- Podpisaliњmy waїn№ umowк z Japoni№, czyїbym ci o tym nie wspomniaі? Oni

przepadaj№ za ekologiczn№ woіowin№.

Pomachaі im, wsiadі do furgonetki i odjechaі.

- Zaproszenia - recytowaіa Meredith. - Stroje. Miesi№c miodowy. Reporterzy! To

straszne!

- Nie przesadzaj - rzekі Rey, bior№c j№ w ramiona. - Pomyњl tylko, ile pracy ci

oszczкdzili. Powiesz tylko „tak" i odlecisz na Riwierк ze swoim nowo poњlubionym

maіїonkiem.

- Ale... - jкknкіa.

- Jesteњ pielкgniark№, a ja cierpi№cym pacjentem, ktуrego w ci№gu jednej nocy

wykurujesz. A moi bracia lubi№ speіniaж dobre uczynki, choж czasem ludzie wcale nie s№

tym zachwyceni.

A wesele byіo przepiкkne! Meredith miaіa na sobie strуj, jakiego nigdy nie dane jej

byіo nawet ogl№daж. Jedwab, koronki, dіugi welon i bukiet wspaniaіych biaіych rуї. Ojciec

poprowadziі j№ do oіtarza, a wszyscy czterej bracia Reya byli druїbami.

Na њlub przybyli prawie wszyscy mieszkaсcy Jacobsville. Ale Meredith nie widziaіa

nikogo, wpatrzona w swego przystojnego maіїonka, ktуry byі rуwnie jak ona szykownie

ubrany. Wymienili obr№czki i Rey powoli uniуsі welon zasіaniaj№cy twarz їony. Patrzyі na

ni№ z miіoњci№ i z jak№њ uroczyst№ powag№. Pochyliі siк i pocaіowaі j№ czule.

Przed wieczorem, po dіugiej, nuї№cej podrуїy - najpierw samolotem, potem

samochodem wynajкtym na lotnisku - Meredith i Rey zasiedli do obiadu w swoim

eleganckim apartamencie z widokiem na morze. Sіoсce chyliіo siк ku zachodowi,

wspaniaіymi barwami maluj№c niebo.

- Zapowiada siк piкkna noc - powiedziaі Rey.

Miaі racjк, noc byіa bardzo piкkna.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Palmer Diana Long Tall Texans 24 Piękny, dobry i bogaty
Palmer Diana Long Tall Texans 24 Piękny, dobry i bogaty (Gorący Romans 581)
Diana Palmer Long tall Texans 24 Piękny, dobry i bogaty (A man of means)
Palmer Diana Piekny, dobry i bogaty 24
01 Diana Palmer Piękny, dobry i bogaty
0580 Palmer Diana Piękny, dobry i bogaty
25 Piękny, dobry i bogaty [BRACIA HART]
112 Palmer Diana Brylancik
Palmer Diana Niebezpieczna miłość
Palmer Diana Ojciec mimo woli

więcej podobnych podstron