Piekna ujarzmia bestie Eloisa James

background image
background image

JamesEloisa

Eloisa'sFairyTales02

Pięknaujarzmiabestię

ReputacjaLinnetThryneległawgruzach.Jedynymratunkiemprzedskandaleminieuchronnym
potępieniemlondyńskichsalonówjestmałżeństwo.Rodzina
postanawiawydaćskompromitowaną
dziewczynęzahrabiegoYelvertona.Problem
wtym,żehrabiajestszorstki,nieprzystępnyiobdarzony
gwałtownym
temperamentem.Itylkokobietawyjątkowa,pięknajaksłońceiksiężyc,mogłabyujarzmić
jegoserce...

background image

1

Pewnegorazu,nietakBardzodawnotemu...

Wbajkachznajdzieciewięcejpięknychdziewczątniżkamykównaplaży.Mleczarkiocerzejakkwiat
magnoliistojąramięwramięzgwiaździstookimiksiężniczkami.Szczerzemówiąc,gdybyzliczyćkażdą
paręoczulśniącychjakgwiazdywtychwszystkichuroczychtwarzyczkach,pewniepowstałabyztego
całagalaktyka.

Jednakniezmieniato,niestety,faktu,żeprawdziwekobietyrzadkokiedyprzypominająbaśniowe
księżniczki.Mająpożółkłezębyalbokrostynatwarzy.Cieńwąsikanadwargąalbonostakwielki,że
myszymogłybysobiezrobićzniegoskocznięnarciarską.

Naturalnie,sąteżiładnekobiety.Alenawetoneulegają„owymtysięcznymwłaściwymnaszejnaturze
wstrząśnieniom",naktórenarzekałjużdobryksiążęHamlet*.

Krótkomówiąc,małoktórakobietaswąurodązaćmiewasłońce.Niebędziemywięcopiewaćząbków
jakperełki,słowiczegogłosuitwarzyczkitakpięknej,żenajejwidokaniołyskręcałybysięzzazdrości.

LinnetBerryThrynnemiaławszystkieteatuty,możetylkozwyjątkiemsłowiczegogłosu.Brzmiał
przyjemnieinicponadto,

*WilliamSzekspir,Hamlet,przeł.JózefPaszkowski.

alezapewnianoją,żejejśmiechprzypominamelodyjnydźwiękzłotychdzwoneczków.Choć,jaksię
rzekło,słowiczygłosniewchodziłwgrę,nierazwspominanoosłodkichptasichtrelach.

Niemusiałazaglądaćdolusterka,żebysięprzekonać,żejejwłosylśnią,oczybłyszczą,azęby...no,te
możespecjalnienielśniły,aleprzynajmniejbyłybiałe.

Byłajednąztychdziewcząt,którychurodapopchnęłabykażdegostajennegodobohaterskichczynów,a
księciadomniejdramatycznych-alejednak-posunięć,takichjakprzedarciesięprzezjeżynowygąszcz
tylkopoto,byskraśćjejcałusa.Niestety,niezmieniałotopewnegopodstawowegofaktu.

Potym,cozdarzyłosięwczoraj,niktjużjejniezechcezażonę.

Klęskatamiaławielewspólnegoznaturąicharakterempocałunkówiztym,doczegopocałunki
zazwyczajprowadzą.Choćmożejeszczewięcejznaturąicharakteremksiążąt.Konkretnie,księcia
Sussex,AugustaFryderyka.

CałowałsięzLinnetnieraz.Prawdęmówiąc,całowałsięzniąbardzowielerazyizakażdymrazem
wyznawałjejgorącąmiłość.Niewspominającotym,żekiedyśpóźnąnocąnawrzucałjejtruskawekdo
sypialniprzezokno.

Oczywiście,narobiłtymokropnegonieporządkuidoprowadziłdoszałuogrodnika.

Niezrobiłtylkojednego-nieprzyrzekłjejmałżeństwa.

background image

-Fatalniesięskłada,żeniemogęsięztobąożenić-powiedziałprzepraszającymtonemwczoraj,kiedy
wybuchł

skandal.-Jesteśmyksiążętamikrwi,noiwiesz...wzwiązkuztymniezawszemogęrobićto,cochcę.Mój
ojciecjestniecoprzewrażliwionynatympunkcie.Naprawdę,wielkipech.Napewnosłyszałaśomoim
pierwszymmałżeństwie.Anulowanoje,boAugustaniebyładośćdobradlaWindsorówjakocórka
hrabiego.

Linnetniebyłacórkąhrabiego;jejojciecbyłzaledwiewicehrabiąiwdodatkuniemiałnajlepszych
koneksji.Cogorsza,nicniesłyszałaopierwszymmałżeństwieksięcia.Jakośtaksięzłożyło,żewszyscy
plotkarzeobserwującyjejflirtprzezkilkaminionychmiesięcyzupełniezapomnieliwspomnieć,żejej
wybranekmapoża-

łowaniagodnyzwyczajzalecaniasiędodziewcząt,zktóryminiemoże-alboniepowinien-braćślubu.

Książęskłoniłsięzamaszyście,odwróciłiopuściłsalębalową,byoddalićsiędozamkuWindsor-albo
wjakieśpaskudnemiejsce,gdziekryjąsięszczury,któreuciekłyztonącegookrętu.

Linnetzostałazupełniesama,nieliczącskwaszonejprzyzwo-itkiitłumueleganckichgości.Niebawem
teżprzekonałasię,jakwielelondyńskichpanienimatronnatychmiast,zniekłamanąradością,uznałojąza
wszetecznicęnajgorszegogatunku.

Wsekundępoodejściuksięciazaczętounikaćjejwzrokiem.Gdziekolwiekspojrzała,napotykała
odwróconeplecy.

Gwarpodnieconych,arystokratycznychgłosówprzypominałgęganiestadagęsigotowychdoodlotuna
północ.

Choć,oczywiście,toonamusiałazerwaćsiędoodlotu-napółnoc,napołudnie...nieważnegdzie,byle
prędzejopuścićmiejsceporażki.

Niesprawiedliwośćlosuspotkałajątymwiększa,żeLinnetbynajmniejniebyłałatwądziewczyną.Nie
bardziejniżjakakolwiekinnapannauwodzonaprzezksięcia.

Zradościązgarnęłagłównąnagrodęwsalonowejgrze-jasnowłosego,czarującegoarystokratę.Szczerze
mówiąc,nierobiłasobienadzieinazamążpójście.Zdecydowanienieoddałabymuswegodziewictwa
bezzaręczynowegopierścionkaiakceptacjikróla.

PozawszystkiminnymuważałaAugustazaprzyjaciela,więctymboleśniejbyłazawiedziona,gdynie
złożyłjejwizytynastępnegodniapotymupokarzającymwydarzeniu.Nieonjeden.Linnetnapróżno
wypatrywałagościprzezoknoswojegolondyńskiegodomuipowolidochodziładowniosku,żejużnikt
sięuniejniezjawizwizytą.Nikt.Anijednażywadusza.

OdjejdebiutuwtowarzystwiekilkamiesięcytemudrzwitegodomubyłyjakbramawiodącadoZłotego
Runa,czylidojejuroczejosóbki,obdarzonejprzytympokaźnymposagiem.Młodzimężczyźnizbiegali
sięwpodskokach,pląsachiwygibasach,obsypującjąprezentamiikwiatami,niezapomniawszyteżo
zostawianiukartwizytowych.

Nawetksiążęzniżyłsiędotego,byodwiedzićjąażczteryrazy,cobyłoniesłychanymwręcz

background image

komplementem.

Ateraz...brukulicylśniłwsłońcu,awokółpanowałacisza.

-Niemogęuwierzyć,żedoszłodotegoottak,bezżadnegopowodu!-stwierdziłojciec.Onteżjużzszedł
dosalonu.

-Książęmniepocałował-odparłasuchoLinnet.-1niebyłbytożadenpowóddoniesławy,gdybynie
baronowaBuggin,któratowidziała.

-Pocałunki!Teżmicoś!Pocałunkitonictakiego.Chciałbymraczejwiedzieć,dlaczegopowiadają,że
spodziewaszsiędziecka.Zksięciem!-WicehrabiaSundonpodszedłdocórkiipopatrzyłnapustąulicę.

-Zdwóchpowodów.Żadenznichniemanicwspólnegozdziećmi,copowinnocięzadowolić.

-Mianowicie?

-Zjadłamnieświeżąkrewetkęnaporankumuzycznym,któryladyBrimmerwydaławzeszłyczwartek.

-Icoztego?

-Źlesiępoczułam.Niezdążyłamnawetdobiecdotoalety.Zwymiotowałamdodonicy,pod
pomarańczowedrzewko.

-Wzdrygnęłasięnasamowspomnienietejchwili.

-Tegoniesposóbopanować-przyznałwicehrabia.Nienawidziłfizjologii.-Rozumiem,żeuznanotoza
objawporodu?

-Nieporodu,tato,tylkostanu,którygopoprzedza.

-Naturalnie.Pamiętasz,jakpaniUnderfootzwymiotowaławsalitronowejiomałoconietrafiławjego
wysokośćkrólaNorwegii?Nieprzezkrewetkęaninieprzezdziecko.Wszyscywiedzieli,żedamabyław
sztokpijana.

Moglibyśmytwojąniedyspozycjęzłożyćnakarbnietrzeźwości.

-Czytobymiwczymśpomogło?Małoktochciałbypoślubićpijaczkę.Pozatymniechodziłotylkoo
krewetkę.

Doszłajeszczetamojasuknia.

-Acóżtakiegoznowuztwojąsuknią?

-Włożyłamtegowieczorunowąsukniębalowąimojasylwetkazprofiluprawdopodobniezasugerowała
niektórym,żejestemwodmiennymstanie.

Ojciecobróciłjąiprzyjrzałsięjejtalii.

background image

-Wedługmniewyglądasznormalnie.Pozatym,żeniewątpliwietrzęsieszsięzzimna.Naprawdęmusisz
takodsłaniaćdekolt?

-Muszę,bowprzeciwnymraziebędęwyglądałajakopasłamatrona-odparłazezniecierpliwieniem.

-Wtymproblem-odparłlordSundon.-StroiszsięjakwiejskadziewczynanajarmarkBartłomieja.Do
diaska.

Poleciłemtwojejprzyzwoitce,kładącnatoszczególnynacisk,żemaszwyglądaćnajskromniejze
wszystkichpaniennasali.Czyjawszystkiegomuszęsamdoglądać?Czynikttuniepotrafiwykonać
najprostszychpoleceń?

-Mojasukniabyłaskromna-próbowaławyjaśnićLinnet,aleojciecniesłuchał.

-Bógjedenwie,jakbardzosięstarałem!Opóźniłemtwójdebiutwnadziei,żedojrzałośćprzydaci
powaginatyle,bysocjetamogłacięzaakceptowaćizapomniećoreputacjitwojejmatki.Alecóżztego,
skorotwójdekoltmówiwszystkim,jakąjesteświetrz-nicą.

Linnetwzięłagłębokioddech.

-Taaferaniemiałanicwspólnegozdekoltami.Suknia,którąmiałamwczorajnasobie,była...

-Affairel-wykrzyknąłojciec.-Romans!Wychowałemcięwedługnajsurowszychzasad...

-NiechodzimioaffairewrozumieniuFrancuzów-przerwała.-Miałamnamyślito,żesukniabyła
przyczynąwczorajszejkatastrofy.Widzisz,onamadwieozdobnehalkii...

-Pokażmiją-zażądałlordSundon,zkoleiprzerywająccórce.-Idźiwłóżjąnasiebie!

-Niemogęwłożyćbalowejsuknizsamegorana!

-Natychmiast.Iprzyprowadźmitutętwojąprzyzwoitkę.Chcęusłyszeć,copaniHutchinsmanaswoją
obronę.

Zatrudniłemjąwłaśniepoto,byuniknąćtakichkłopotów.Zachowywałasięjakprawdziwapurytanka,
więcjejzaufałem!

Linnetposzławłożyćsukniębalową.

Tkaninaciasnoobejmowałajejpiersi,afałdyspódnicyupiętonaboki,byodsłaniałydrugąspódnicęz
pięknej,belgijskiej

koronki.Tazkoleiodsłaniałatrzeciąwarstwęzbiałegojedwabiu.Modelcudowniewyglądałnakartach
sklepowegokatalogumadameDesmartins,akiedyLinnetwłożyłająwczorajszegowieczoru,efektuznała
zazachwycający.

Aleteraz,gdypannasłużącaskończyładrapowaćwszystkietkaninypodczujnymokiempaniHutchins,
Linnetprzyjrzałasiękrytycznieswojejtalii.

background image

-WielkiBoże-powiedziałaniepewnie.-Naprawdęwyglądamjakwciąży.-Odwróciłasiędolustra
bokiem.-

Popatrzcietylko,jaktosięukłada.Wszystkoprzeztęfalbanępodsamymipiersiami.Zupełnie,jakbymsię
spodziewałabliźniąt.

PokojówkaElizanieodezwałasięanisłowem,aleprzyzwoitkanieokazałaskrępowania.

-Moimzdaniem,toniehalki,tylkotwojepiersi-stwierdziłaoskarżycielskimtonem,jakbytoLinnet
ponosiławinęzarozmiarbiustu.

ZdaniemLinnettakobietamiałatwarzjakgargulec.Jejpostaćprzywodziłanamyślśredniowieczne
katedryzcałymichkamiennymreligijnymzaangażowaniem.Wicehrabiazatrudniłją,oczywiście,właśnie
dlatego.

Linnetodwróciłasiędolustra.Sukniarzeczywiściemiałagłębokidekolti,szczerzemówiąc,bardzojej
siętopodobało,jakożewiększośćmężczyzn,zwłaszczamłodych,zwysiłkiempodnosiławzrok,by
spojrzećwyżej.Bylitaktymzajęci,żeLinnetmogłasięwtedyprzenosićmyśląpozamurybalowejsali.

-Jesteśzbytbogatowyposażonawtymmiejscu-ciągnęłapaniHutchins.-Zadużociałaugóry.A
dodatkowosukniajesttakudrapowanawtalii,żerzeczywiściewyglądasz,jakbyśoczekiwała
szczęśliwegorozwiązania.

-Ktotumówioszczęściu-westchnęłaLinnet.

-Niewtwojejsytuacji-zgodziłasięprzyzwoitkaiodchrząknęła.Robiłatownieprawdopodobnie
irytującysposób,jakniktinny.WciąguostatnichmiesięcyLinnetprzekonałasię,żechrzą-kaniepani
Hutchinszawszepoprzedzajakiśnieprzyjemnykomentarz.

-Dlaczego,dolicha,żadnaznastegoniezauważyła?-wykrzyknęłazrozpaczą,zanimpaniHutchins
zaczęławygłaszaćkrytyczneuwagi.-Totakieniesprawiedliwe,żestraciłamreputację,abyćmożenawet
szansenazamążpójście,tylkodlatego,żemojasukniamazadużofalbanihalek!

-Zawiniłyteżtwojemaniery-odparłapaniHutchins.-Przykładtwojejwłasnejmatkipowiniencię
nauczyć,żejeślibędzieszzachowywaćsięjakkokota,ludzienatychmiastzacznącięodpowiednio
traktować.Przeztychkilkamiesięcystarałamsięwytłumaczyćci,cojestwłaściwe,aconie,alenie
słuchałaśmniewcale.Terazmusiszzebraćto,cozasiałaś.

-Mojemanieryniemająnicwspólnegoztąsukniąiztym,jakonasięukładanamojejfigurze-
stwierdziłaLinnet.

Rzadkoprzeglądałasięwlustrze.Gdybychoćrazspojrzałauważnie,gdybyodwróciłasiębokiem...

-Toprzeztendekolt-upierałasiępaniHutchins.-Wyglądaszjakdojnakrowa,zapozwoleniem.

Linnetmałoobchodziłyjejsłowa.Dlaczegoniktjejnieostrzegł?Dlaczegoniktniepowiedział,żedama
powinnazawszeoglądaćsięzprofilu,przymierzającnowąsuknię,bomożesięokazać,żecałyLondyn
zacznieplotkowaćnatematjejciąży?

background image

-Wiem,żeniejesteśenceinte-wywodziładalejpaniHutchinsztakąminą,jakbyjejbyłoprzykroztego
powodu.-

Alepatrzącnaciebie,ztrudembymwtouwierzyła.

Znowuodchrząknęła.

-Jeślichceszrady,natwoimmiejscuzasłoniłabymniecotendekolt.Jestwręcznieprzyzwoity.
Próbowałamciotympowiedziećkilkarazywciąguminionychdwóchmiesięcyidwudziestutrzechdni,
odktórychmieszkamwtymdomu.

Linnetpoliczyładopięciu,apotempowiedziałazkamiennątwarzą:

-Mamtylkotakibiust,paniHutchins,itakąsamąsuknię,jakienosząwszystkie.Dekoltwniejniczymsię
nieróżniodinnych.

-Wyglądaszjakfregata-odparłaprzyzwoitka.

-Słucham?

-Jakfregata.Jakkobietalekkichobyczajów!

-Alefregatatoprzecieżstatek!

-Taki,cobywawniejednymporcie.

-Niedowiary!Tochybapierwszydowcip,któryodpaniusłyszałam.Jużsięmartwiłam,żeniemapani
poczuciahumoru-odparłaLinnet.

KącikiustprzyzwoitkiopadływdółipaniHutchinszamilkła,urażona.Niechciałasłyszećotym,by
zejśćzLinnetdosalonu.

-Niemamnicwspólnegoztym,cocisięprzytrafiło-stwierdziła.-Towolaniebaimożeszpowtórzyć
ojcumojesłowa.Zrobiłamwszystko,comogłam,żebywbićcidogłowyjakieśzasady,alebyłojużza
późno.

-Toniesprawiedliwe-zauważyłaLinnet.-Każdamłoda,niedoświadczonafregatapowinnamieć
możliwośćzakotwiczeniachociażwjednymporcie,zanimjązatopią.

PaniHutchinsażsięzatchnęła.

-Jeszczemaszczelnośćżartować.Brakcipoczuciaprzyzwoitości!Wszyscywiemy,ktozatoponosi
winę!

-Szczerzemówiąc,uważam,żewięcejwiemoprzyzwoitościinieprzyzwoitościniżwiększośćludzi.W
końcutojadorastałamubokumojejmatki,aniepani.

-Istądsiębiorątwojeproblemy-zasyczałaprzyzwoitkazponurymuśmiechem.-Twojamatkaniebyła
jakąśtamcórkąfolusznika,którazwiałazwędrownymkotlarzem.Skradałasięjakzłoczyńcawemgle,na

background image

oczachwszystkich.

Niebyładyskretna.Całyświatwidziałjejzepsucie!

-Złoczyńcawemgle-powtórzyłaLinnet.TobrzmijakcytatzBiblii,prawda,paniHutchins?

Przyzwoitkazasznurowaławargiiwyszłazpokoju.

background image

2

ZamekOwfestruPendine,WadaRodowasiedzibaksiążątWindebank

JPiersYelverton,hrabiaMarchantidziedzicksięciaWindebank,zwijałsięzbólu.Oddawnawiedział,
żemyślenieodolegliwościach-cóżzaparszywe,durnesłówkonaokreślenietegokoszmarnego
cierpienia-tylkojewzmacnia,ategosobienieżyczył.Więcudawał,żewszystkojestwporządkuitylko
niecomocniejwspierałsięnalasce,byprzynieśćulgęprawejnodze.

Bóldoprowadzałgodoszału.Zresztą,możenietyleból,ilefakt,żemusitustaćimarnowaćczas,
rozmawiającztympatentowanymidiotą.

-Mójsyncierpinastrasznerozwolnienieibólebrzucha-objaśniałlordSandys,ciągnącgowstronę
łóżka.

SynSandysależałwłóżku,wymizerowanyiżółtyjakpłótnosplamioneherbatą.Miałchybaokoło
trzydziestki.Nadługiejtwarzymalowałsięwyraznieznośnejpobożności.Wdłoniściskałmodlitewnik.

-Jesteśmywrozpaczy-dodałSandys.Widaćbyło,żemówiszczerze.-Leczyłogojużpięciu
londyńskichlekarzy,aWaliajestdlaniegoostatniąszansą.Puszczalimukrew,przystawialipijawki,poili
nalewkamizpokrzywy.Pijetylkooślemleko,krowiegonierusza.Aha,pozatympodawanomusiarkę,
alebezskutecznie.

Tozaczynałobyćinteresujące.

-PewniejednymztychgłupkówbyłSydenham-stwierdziłPierś.-Maobsesjęnapunkciesiarki
złocistej.Leczyniąnawetodciski.Pozatymwierzyteżwopium.

Sandysskinąłgłową.

-DoktorSydenhammiałnadzieję,żesiarkazłagodziobjawy,aleniestetyniepomogła.

-Nicdziwnego.Byłwystarczającodurny,żebyprzyjęligodoKrólewskiegoKolegiumLekarskiego,ato
wielemówi.

-Alepanteż...

-Wstąpiłemdoniegozuprzejmości.

PrzyjrzałsięsynowiSandysa.Mężczyznarzeczywiściewyglądałżałośnie.

-CałatapodróżdoWaliiteżciniepomogła.Choryzamrugałoczymaiodpowiedziałpowoli:

-Jechaliśmypowozem.

-Przekrwioneoczy-zauważyłPierś.-Pewnieniedawnoposzłamukrewznosa.

background image

-Cotooznacza?Czegomupotrzeba?-dopytywałsięSandys.

-Porządnejkąpieli.Zawszematakikolorskóry?

-Toprawda,trochężółtawy-przyznałlord.-Nieodziedziczyłtegopomojejrodzinie.

Zważywszynato,żenoslordamiałbarwęwiśniową,byłotosporeniedopowiedzenie.

-Czyspożywałeśniedawnominogi,mójdobrypanie?-zapytałPierśpacjenta.

Tamtenpopatrzyłnaniego,jakbynaczolemedykawyrosłyrogi.

-Nogi?Czyjenogi?Niejadłemżadnychnóg.Pierśwyprostowałsię.

-NieznahistoriiAnglii.Możelepiejbyłoby,żebyumarł.

-Panpytałominogi?-włączyłsięSandys.-Onnieznosiowocówmorza.Brzydzisięwęgorzami.

-Pozatymjestgłuchyjakpień.KrólHenrykPierwszyjadałminogi.Jedenzwieluszalonychkrólów,
jakichmieliśmywtymkraju,aleitaknormalniejszyodaktualniepanującegowładcy.Byłjednaknatyle
głupi,żekiedyśzjadłporcjęminogówiprzekręciłsięztegopowodu.

-Niejestemgłuchy!-odparłpacjent.-Mambardzodobrysłuch,tylkowywszyscybełkoczeciepod
nosem.Boląmniestawy.Itojestnajgorsze.

-Umierasz,itojestnajgorsze-poinformowałgoPierś.Sandyszłapałgozaramięiodciągnąłnabok.

-Niemówtakichrzeczyprzymoimsynu.Madopierotrzydzieścidwalata.

-Aciałoosiemdziesięciolatka.Niezaczęstobywałuaktorek?

-Ależskądże-żachnąłsięSandys.-Mojarodzinazadajesiętylkoz...

-Nocnymiptaszkami?Mewkami,flądrami?Choćflądryponowniewprowadzajądonaszejrozmowy
marynistycznąnutę,apodobnotwójsynnielubiowocówmorza.Alejeślitorybkipłciżeńskiej...

-MójsynjestczłonkiemKościoła!-wybuchnąłSandys.

-Tojesteśmywdomu-odparłPierś.-Wszyscykłamią,aledewocisąwtymmistrzami.Złapałsyfilis.
Wszyscydewocigomają,aimbardziejsąpobożni,tymwięcejwidaćobjawów.Powinienemsię
zorientować,gdytylkozobaczyłemtenmodlitewnik.

-Mójsynjestinny-odparłSandyszautentycznymprzekonaniemwgłosie.-ToczłowiekBoga.Zawsze
takibył.

-Jakwłaśnietłumaczyłem...

-Wiem,comówię.

-Hm.Więcjeślitoniefląderka...

background image

-Wżadnymrazie.-Sandyspokręciłgłową.-Onnigdy...Nieinteresujegoto.Tenchłopiectoświęty.
Kiedymiał

szesnaścielat,zabrałemgopodRóżęWenus,wWhitefriars,alenawetniespojrzałnażadnąz
dziewczynek.Zaczął

sięmodlićipoprosił,żebysiędołączyłydomodłów,aleoneoczywiściemiałytogdzieś.Tonaprawdę
kandydatnaświętego.

-Jegoświętościąwkrótcezajmiesięnajwyższysędzia.Janiemamtunicdoroboty.

Sandyszłapałgozaramię.

-Musipancośzrobić!

-Niepotrafię.

-Aleinnilekarzedawalimulekiiwszyscymówili...

-Todurnie,którzyniepowiedzieliprawdy.

Sandysprzełknąłślinę.

-Wszystkobyłodobrze,dopókinieskończyłdwudziestulat.Śliczny,zdrowychłopak.Inagle...

-Zabierzsynadodomuidajmuumrzećwspokoju.Boumrzenapewno,niezależnieodtego,czybędęw
niegowlewałroztwórsiarki,czynie.

-Dlaczego?-szepnąłSandys.

-Jestchorynasyfilis.Jestgłuchy,marozwolnienie,żółtaczkę,zapalenieoczuistawów,adotego
krwotokiznosa.Ipewniecierpinaczęstebóległowy.

-Nigdyniebyłzkobietą.Nigdywżyciu.Przysięgam.Niemażadnychrannaintymnychczęściachciała.

Powiedziałbymiotym.

-Niekonieczniemusiałbyćzkobietą-odparłPierś.WysunąłramięzuściskuSandysaistrzepnął
pogniecionyrękaw.

-Jakmożemiećsyfilisbez...

-Tomógłbyćmężczyzna.

Sandysbyłtakwstrząśnięty,żePierśustąpił.

-Albomogłeśbyćprzyczynątysam,lordzie,cojestdużobardziejprawdopodobne.Słodkiepanienki,
któreodwiedzałeśwmłodości,zainfekowałychłopcajeszczezanimsięurodził.

-Leczylimniertęcią-protestowałSandys.

background image

-Alebezskutecznie.Wciążjesteśchory.Aterazprzepraszam,alemamparęważnychspraw.Naprzykład
leczeniepacjentów,którzymająprzedsobąconajmniejrokżycia.

Pierśwyszedł.Wkorytarzuspotkałswojegomajordomusa,Prufrocka.

-Niemampojęcia,kiedytypracujesz-skarciłgo.-Chybaciężkojestprowadzićtakidużydom,ciągle
snującsiępokorytarzach,żebychwytaćwszystkieskrzydlatesłowawyfruwającezmoichwarg.

-Radzęsobiebeztrudu-zapewniłgoPrufrockiruszyłzanim.-Mamolbrzymiąpraktykę.Chybatrochę
zaostropotraktowałeś,panie,tegolorda,niesądzisz?

-Ostro?Byłemzaostry?Niemożliwe.Powiedziałemmutylko,coczekajegosyna.Krótkomówiąc,mają
wracaćdodomu

iczekaćnaanielskiechóry,bonaziemskimpadolecudasięniezdarzają.

-Tak,aletojegosyn.Ijeślidobrzezrozumiałem,ojciecprzekazałmutęchorobę.Przecieżtodlaniego
strasznycios.

-Mójojciecbysiętymnieprzejął-zapewniłgoPierś.-Toznaczy,gdybymiałjeszczejednego
dziedzica.AleSandysmamrowiedzieci.Dziedzicatytułuijeszczekilkuwzapasie.

-Skądwiesz,panie?

-Bowspominałokościele,tyośle.WpakowałchłopakawobjęciaKościołaitozdajesięod
najmłodszychlat.

Dziedzictytułupewnieszlajasiępoburdelachjakjegotatuńcio.Sandysnigdybyniepozwolił
chłopakowinierozstawaćsięzBiblią,gdybytoonmiałdziedziczyćtytuł.Tenfacetjestzbędny.Idobrze,
przynajmniejwtychokolicznościach.

-Pańskiojciecbyłbywstrząśniętynasamąmyśl,żemógłbyprzekazaćdzieciomchorobętegorodzaju-
zauważył

Prufrock.

-Możeitak-Pierśprzezchwilęudawał,żesięnadtymzastanawia.-Amożeinie.-Dziwięsię,że
ojciecnieożenił

sięjeszczezjakąśhożądwudziestolatką.Alboszesnastolatką.Czasuciekainiedługoniebędzieszansna
następnegodziedzica.

-JegoWysokośćbyłgłębokozwiązanyzJejWysokościąiwciążcierpizpowodusmutnychwydarzeńz
przeszłości

-stwierdziłPrufrock,wykazująccałkowitybrakszacunkudlaprawdy.

Pierśniepofatygowałsięzodpowiedzią.Nogabolałatakstrasznie,jakbyktośwbiłmuwudorozżarzony
pogrzebacz.

background image

-Muszęsięnapić,więcmożebyśsięruszyłi,jakprzystałonadobregokamerdynera,powitałmniew
drzwiachbibliotekiszklaneczkąmocnejbrandy?

-Wolęiśćobok,żebyewentualniepanapodtrzymać-odparłPrufrock.

-Izdajecisię,żedałbyśradę?-zaśmiałsięPierś,patrzączukosananiepokaźnejposturymężczyznę.

-Szczerzemówiąc,nie.Alemógłbymwezwaćsłużącego,którypociągnąłbypanapopodłodze.Jest
marmurowa,więcpadając,mógłbypandoznaćwstrząsumózgu,iwtedybyłbypan,byćmoże,milszydla
pacjentów,niewspominającodomownikach.Betsyznowusięprzezpanapopłakaładziśrano.Chybasię
panuzdaje,żepodkuchennerosnąnadrzewach.

DziękiBogu,bibliotekabyłajużblisko.Pierśzatrzymałsięnachwilęiprzelotniepomarzyłoamputacji,
niepierwszyrazzresztą.Mógłbysprawićsobieegipskąlektykęwstylutych,wktórychnoszono
Kleopatrę.Chodzeniebyłobywprawdziecholernietrudne,aleprzynajmniejpozbyłbysiętego
piekielnegobólu.

-Przyszedłlistodpańskiegoojca-powiedziałPrufrock.-Pozwoliłemsobiepołożyćgoprzyłóżku.

-Chceszpowiedzieć,żepozwoliłeśsobiegootworzyć-poprawiłgoPierś.-Icotampisze?

-Wyrażaniejakiezainteresowaniepańskimiplanamimałżeńskimi-odparłpogodniemajordorrius.-
Zdajesię,żepańskiostatnilist,wktórymwymieniłpanniezbędnecnotyswejprzyszłejżony,wcalego
niezniechęcił.Muszępowiedzieć,żemnietoniecozdziwiło.

-Ten,wktórymnawyzywałemgoodidiotów?-zirytowałsięPierś.-Teżdoniegozajrzałeś,tywścibski
szczurze?

-Jestpandziśniezwyklepoetyczny-skomentowałPrufrock.-Tewszystkieporównania...mewki,flądry,
aterazjeszczeiszczury,itowodniesieniudoskromnegolokaja.Jestemzaszczycony,zapewniam.

-Czegoznowuchceksiążę?-spytałPierś.Widziałjużdrzwibibliotekiiniemalczułsmakbrandyw
gardle.-

Mówiłemmu,żeniewezmęsobieżony,jeśliniebędziepięknajaksłońceiksiężyczarazem.Tocytatz
literatury,gdybyśniewiedział.Idodałemjeszczemnóstwoinnychwarunków,licząc,żewpędzęgotymw
ostatecznądesperację.

-Aondalejszukażony-uzupełniłPrufrock.

-Chybadlasiebie,mamnadzieję.Trochęzadługoztymczekał-odparłPierś,zupełnienie
zainteresowanywieściami.-Ludziewtymwiekuniemająjużtakichjajjakwmłodości,jeśliwybaczysz
miwulgarneujęcietejprawdy,Prufrock.Bógjedenwie,żejesteśbardziejkulturalnyodemnie.

-Kiedyśbyłem,zanimjeszczezacząłemupanapracować-odparłkamerdynerizukłonemotworzył
drzwiswemuchlebodawcy.

Pierśmyślałtylkoojednym.Ozłocistym,iognistymwsmakupłynie,stanowiącymdoskonałelekarstwo
naból.

background image

-Więcondalejszukażony-Pierśpowtórzyłmachinalnie,kierującsięprostowstronękarafki.Nalał
sobiesolidnąporcję.-Cozaparszywydzień.Wprawdzietoniemójinteres,itwojteznie,aleszkoda,że
nicniemogłemzrobićdlatejdziewczyny,któradziśranozastukaładotylnychdrzwi.

-Tejzewzdętymbrzuchem?

-Toniejestzwykłaopuchlizna.Jeślijązoperuję,umrze.Jeshniezoperuję,chorobająwykończy.Więc
poszedłemnałatwiznę.

Dopiłbrandy.

-Odesłałjąpanzpowrotem?

-Niemiaładokądpójść.OddałemjąpodopiekęsiostryMatyldy,kazałempołożyćwzachodnimskrzydle
idaćtyleopium,zębyzapomniałaobożymświecie.Naszczęściezamek,estnatyleduży,żemoże
pomieścićwszystkichtychumarlakow.

-Pańskiojciec.Isprawamałżeństwa-przypomniałPrufrock.Wyraźniepróbowałzmienićtemat.Pierś
nalałsobiekolejną

szklankę,tymrazemmniejszą.Niechciałutkwićnawiekiwbutelcebrandy,tymbardziej,żenadmierne
piciezmniejszyłobyprzeciwbólowewłaściwościtegonapitku.

-AhaMałżeństwo-przytaknąłposłusznie.-NajwyższyczasMatkaprzepadładwadzieścialattemu.
Chociaż

„przepadła"toniejestwłaściwesłowo.Mojadrogamamanżyjesobiewygodnienakontynencie,więc
JegoWysokośćmógłbysięwkońcuożenićporazdrugi.Niełatwobyłodostaćtenrozwód,wiesz
przecież.Pewniekosztowałtyle,coniewielkimajątekziemski.Ojciecpowiniensięuwinąćzezbiorami,
pókisłońceświeci...innymisłowy,dopókijeszczemuodczasudoczasustaje.

-Pańskiojciecniezamierzasiężenić-odparłPrufrock.Coswjegogłosiesprawiło,żePierśpodniósł
wzrok.

-Nieżartuj.

Prufrockskinąłgłową.

-Mamwrażenie,żeJegoWysokośćpostrzegapana,alboraczejpańskiemałżeństwo,jakowyzwanie.
Możedlatego,żepostawiłpantakwielewymagań.Możnapowiedzieć,żeksiążęsięuparł,by
zrealizowaćswójplan.Tewszystkietrudnościwzbudziłyjegozainteresowanie.

-Apiesznimtańcował.Nigdynieznajdzieodpowiedniejkobiety.Wyrobiłemsobieniezłąreputację.

-Pańskitytułznaczywięcejniżreputacja-stwierdziłPrufrock.-Niewspominającotakimdrobiazgujak
majątekpoojcu.

-Psiakrew,pewniemaszrację.-Pierśuznał,żenależymusięjeszczejednaszklaneczka.-Acozmoim
kalectwem?

background image

Myśliszżekobietawyszłabyzamężczyznę...cojaplotę!Oczywiście,żebywyszła!

-Wątpię,bywieledamuznałotozapoważnyproblem-odparłPrufrock.-Natomiastpańska
osobowość...

-Dodiabłaztobą-mruknąłPierśbezprzekonania.

background image

3

-NawidokLinnetwkraczającejdosalonuojciecgłośnojęknął.

-Wzeszłymmiesiącuodrzuciłemtrzechkandydatówdotwojejręki,aterazjestemprzekonany,że
następnychjużniebędziePsiakrew,gdybymnieznałprawdy,sambymsięzastanawiał,czyjesteś
dziewicą.Wyglądaszjakwpiątymmiesiącu.

Linnetusiadłaciężko,ahalkiuniosłysięjakbiałachmurkaiudrapowaływokółniej.

-Przecieżniejestemwciąży-odparła,choćzaczynałaczućsięjakciężarna.

-Damynieużywajątakichsłów-skarciłjąlordSundon.-Czytysięniczegonienauczyłaśodtejswojej
guwernantki?

Pomachałmonoklemwpowietrzudlapodkreśleniawagisłów.

-Możnawspominaćopoważnymstaniealboostateczniepowiedzieć,żejestsięenceinte.Aleniew
ciąży,botowulgarnesłowoimawulgarnekonotacje.Ludzieznaszejsferymajątęprzyjemność,anawet
szczęście,żemogązapomniećoprzyziemnychsprawach,opłodności,o...

Linnetodbiegłamyślamidaleko.Ojciecstałsięzjawąodzianąwbłękit.Jegokamizelkazapinanana
srebrneguzikiintarsjowanekościąsłoniową,zdobnawpolnemaki,ijegopruskikołnierzbyłyszczytem
elegancji.Naprawdęnieobchodziłogoto,coprzyziemne,alejegocórkazupełniesobieztymnieradziła.

Naglerozległosiępukaniedodrzwi.Wbrewsobie,Linnetznadziejąwsercupopatrzyłanakamerdynera,
którywszedł,byzapowiedziećgościa.NapewnoksiążęAugustwszystkoprzemyślałjeszczeraz.Jak
mógłbysiedziećwswoimpałacu,wiedząc,żeLinnetwłaśniezostałaodrzuconaprzezcałąsocjetę?
Musiałprzecieżsłyszećonieszczęsnymincydencienabalu,kiedypojegoodejściuniktnieodezwałsię
doLinnetanijednymsłowem.

Oczywiściewyszedłwtedy,gdyplotkawłaśniesięroznosiławsalibalowej.Zniknąłwdrzwiachz
grupkąswoichprzyjaciółinawetsięnieobejrzał...ijużpochwiliwszyscygościeodwrócilisięodniej.
Niewątpliwietylkoczekali,jakksiążęzareagujenawiadomość,żeLinnetspodziewasiędziecka.

Aprzecieżonnajlepiejwiedział,żetonieprawda.Aprzynajmniej,żedzieckoniejestjego.Może
właśniedlategojąodsiebietaknagleodepchnął.Możetakżeuwierzyłplotkarzomiuznał,żektoinnyjest
ojcemdziecka.

Całasalabalowadałajejodczućswojąpogardę.Tak,tonapewnootochodziło.

Niestety,kamerdynerzaanonsowałnieksięcia,tylkociotkęLinnet,ladyEtheridge,którąbliscynazywali
Zenobią.

Samawybrałasobietoimięjakomłodadziewczyna,gdydoszładowniosku,żeHortensjanie
odzwierciedlajejosobowości.

background image

-Wiedziałam,żetosięźleskończy-oświadczyłaciotka,zatrzymującsięwdrzwiachiupuszczając
rękawiczkinapodłogęzamiastoddaćjelokajowi,którystałtużobok.

Zenobiauwielbiaładramatycznesytuacje,agdysobiewypiłaprzykolacji,przechwalałasięprzed
wszystkimi,żebyłabylepsząladyMakbetniżsłynnaSarahSiddons.

-Mówiłamcizestorazy,Corneliusie,żetamałajestzaładnaiżetojejzaszkodzi.Iproszę,jestjuż
enceinte,ajadowiadujęsięotymostatniaspośródwszystkichlondyńczyków.

-Niejestem...-zaczęłaLinnet.

Alezagłuszyłjągłosojca,którypostanowiłprzejśćdoataku,zamiastwyjaśnićnieporozumienie.

-Toniejejwina,żeposzławśladymatki.

-Mojasiostrabyłaczystajakśnieg-huknęłaZenobia.

Odsłowadosłowazaczęłasiępotyczka,bezszansnarozejm.

-Możeibyłajakśnieg,Bógjedenwie,żemogęcośotympowiedzieć,alebyłowniejdośćciepła,gdy
jejnatymzależało.Wszyscywidzieliśmy,jakiżarwniejpłonął,szczególniewbliskościrodziny
królewskiej.Terazjużwszystkorozumiem!

-Rosalynzasługiwałanakróla-wykrzyknęłaZenobia.Wkroczyłanaśrodeksalonuistanęławpozie
łuczniczki.

Linnetnatychmiastzorientowałasię,żenaśladujepaniąSiddons,któratydzieńtemunascenieCovent
GardenwroliDesdemonywtakiejwłaśniepozieodrzucałaokrutneoskarżeniaOtellaoniewierność.

Niestety,biednypapadopiętniedorastałwojowniczemuMaurowi.Prawdąbyło,żejejnajdroższa
mateńkazdradzałagonaprawoilewo,idobrzeotymwiedział.CiotkaZenobiateżwiedziała,choć
udawała,żejestinaczej.

-Niesądzę,żetomaterazjakieśznaczenie-wtrąciłaLinnet.-Mamanieżyjeodkilkulat,ajejsympatia
dorodzinykrólewskiejniematunicdorzeczy.

Ciotkarzuciłajejomdlewającespojrzenie.

-Zawszebędębronićtwojejmatki,choćspoczywajużwzimnymgrobie.

Linnetskuliłasięwkąciepokoju.Toprawda,jejmatkabyłajużwgrobie.Napewnobardziejzanią
tęskniłaniżZenobia,zważywszyżeobiesiostrybezprzerwysiękłóciły,itowdodatkuomężczyzn.Choć
trzebaprzyznać,żeciotkaznacznielepiejsięprowadziłaniżmatka.

-Wszystkoprzeztęurodę-stwierdziłojciec.-UderzyłaLinnetdogłowy,takjakniegdyśRosalyn.Moja
żonauważała,żewszystkojejwolno,bojesttakapięknai...

-Rosalynnigdyniezachowywałasięniewłaściwie!-przerwałaZenobia.

background image

-Zachowywałasięnieodpowiedzialnieprzezdługielata-sprzeciwiłsięojciec.-Aterazcórkaposzław
jejśladyijejreputacjajestzrujnowana.Zrujnowana!

Zenobiaotworzyłaustaizamknęłajebezsłowa.Zapadłacisza.

-Nieważne,jakabyłaRosalyn-odezwałasięwkońcu,poprawiającwłosy.-Terazmusimysięzająć
nasządrogąLinnet.Wstań,kochanie.

Linnetwstała.

-Wydajemisię,żetopiątymiesiąc-oceniłaciotka.-Niemampojęcia,jakcisięudałotoprzedemną
ukryć.HrabinaDerbyobeszłasięzemnąbardzoostro,sądząc,żeukrywałamtoprzednią.Musiałam
przyznać,żesamanicniewiedziałam,iwcaleniejestempewna,czymiuwierzyła.

-Niespodziewamsiędziecka-odparłaLinnet,cedzącsłowa.

-Wczorajtwierdziłatosamo-przytaknąłojciec.-Ranowcalenatakąniewyglądała-stwierdził,
spoglądającnajejtalię.-Aleterazjużtak.

Linnetobciągnęłahalkęwydymającąsiępodpiersiami.

-Widzisz,ciociu?Wcaleniejestemenceinte.Totylkosfałdo-wanatkanina.

-Mojadroga,itakkiedyśbędzieszmusiałasięprzyznać-odpowiedziałaZenobia,przeglądającsięw
kieszonkowymlusterku.-Wkońcuitaksięwyda.Wtymtempie,zakilkamiesięcybędzieszogromna.Ja
przezorniewyjeżdżałamnawieśzawsze,kiedymojataliachoćtrochęsięposzerzała.

-Comyzniązrobimy?-jęknąłojcieciopadłnakrzesłojakmarionetka,którejprzeciętosznurki.

-Tujużnicsięniedazrobić-odparłaZenobia,pudrującnos.-Niktnieżyczysobiekukułczychjajw
gnieździe.

Trzebająbędziewysłaćzagranicę,możetamkogośzłapienamęża.Naturalnie,trzebabędziepoczekać,
ażdojdziedosiebie.Musiszpodwoićjejposag.Naszczęście,będzietwojądziedziczką.Prędzejczy
później,wydamyjązakogoś.

OdłożyłapędzelekdopudruipogroziłaLinnetpalcem.

-Twojamamabyłabybardzorozczarowana,kochanie.Czyżbyniczegocięnienauczyła?

-Rozumiem,żetwoimzdaniemRosalynpowinnazrobićzLinnetrównierozwydrzonąkobietę,jakona
sama-

zirytowałsięojciec.Widaćbyłojednak,żeniemajużsiłyaniochotysiękłócić.

-Niespałamzksięciem-powiedziałaLinnetgłośnoiwyraźnie.-Może,gdybymtozrobiła,czułbysię
zobowiązanymniepoślubić.Alejaniechciałam.

Ojciecjęknąłioparłgłowęozagłówekfotela.

background image

-Niemówtak-odparłaZenobia,mrużącoczy.-Dzieckokrólewskiejkrwistanowiprzynajmniejjakąś
wymówkę.

Jeślijednaktenbękartjestniższegoroduniżksiążęcy,tojaniechcęotymsłyszeć.

-Janie...-upierałasięLinnet.Ciotkaprzerwałajejstanowczymgestem.

-Wiesz,Corneliusie,myślę,żetomożebyćdobrerozwiązanie.ZwróciłasiędoLinnet:

-Powiedznam,ktojestojcemtegodziecka,awtedytwójtatazobowiążegodomałżeństwa.Niktponiżej
książęcejranginieodważysięmuodmówić.

Niemalnatychmiastprzeniosławzroknaojcadziewczyny:

-Byćmożebędzieszsięmusiałpojedynkować,Corneliusie.Maszjakieśpistolety,prawda?Kiedyś
groziłeśprzecież,żewyzwieszlordaBilletsforda.

-BoznalazłemgowłóżkuzRosalyn-odpowiedziałbezżalu,rzeczowymtonem.-Wnaszymnowym
łóżku.

Mieliśmyjeledwieodtygodniaalbooddwóch.

-Mojasiostramiaławielenamiętności-powiedziałaZenobiazczułością.

-Zdawałomisię,żeprzedchwilątwierdziłaś,żebyłaczystajakśnieg!-warknąłwicehrabia.

-Bomiałapięknąduszę!Umarławstaniełaski.Niktniezaprzeczył,więcZenobiamówiładalej:

-Takczyowak,obejrzyjtepistolety,Corneliusie,isprawdź,czydziałają.Możebędzieszmusiałkogoś
zabić.Choćwedługmnie,jeślipodwoiszposag,szybkosiędogadacie.

-Niemadokogostrzelać-odpowiedziałaLinnet.Zenobiaparsknęłaśmiechem.

-Tylkoniewmawiajmi,żetobyłoniepokalanepoczęcie,mojamiła.Niewierzę,żebybyłotomożliwe
nawetdawnotemuwJerozolimie.Zakażdymrazem,kiedypastoropowiadaotymnaBożeNarodzenie,
myślęsobie,żetabiednadziewczynamiałaniełatwezadanie,bywytłumaczyćsięprzedwszystkimiz
tego,cosięstało.

-Niemampojęcia,dlaczegowciągaszwtoPismoŚwięte-zdziwiłsięojciecLinnet.-Chodzioksięcia,
nieoBoga.

Linnetjęknęła.

-Tasukniamniepoprostupogrubia.Zenobiaopadłanakrzesło.

-Chceszpowiedzieć,żeniespodziewaszsiędziecka?

-Oddłuższegoczasu.Nieprzespałamsięanizksięciem,aniznikiminnym.

background image

Gdytaprawdawreszciedotarładociotki,zapadłaponuracisza.

-WszechmogącyPanie,czytoznaczy,żemaszzrujnowanąopinię,choćnawetniespróbowałaśkonfitur?
-

wykrztusiławkońcudama.-Cogorsza,pokazywaniecienkiejtaliiwcaleciterazniepomoże.Wszyscy
poprostuuznają,żepozbyłaśsięproblemu,jaktosięmówi.

-Boksiążęniechciałjejpoślubić-uzupełniłponurowicehrabia.-Sambymtakpomyślałwpodobnej
sytuacji.

-Toniesprawiedliwe-rozzłościłasięLinnet.-Zpowodu...hm...reputacjimojejmamywszyscyzgóry
uznali,żejestemflirciarą!

-Tomałopowiedziane-skrzywiłsięojciec.-Wszyscyzgóryzałożyli,żebędzieszwietrznicą,aterazsą
przekonani,żetoprawda.Chociażniezrobiłaśniczłego.

-Jesteśpoprostuzbyturodziwa-napuszyłasięciotka.-Wszystkiekobietywnaszejrodziniecierpiąz
tegopowodu.

WeźchoćbybiednąRosalyn,któraumarławtakmłodymwieku.

-Tyjakośniewyglądasznacierpiącą-odparłszorstkowicehrabia.

-Ajednakcierpię.Naprawdę-zapewniłagoZenobia.-Wiem,kimmogłabymbyćicomogłabym
osiągnąć,gdybyniekajdanymejpozycjispołecznej,któreniepozwalająmirozwinąćskrzydeł.Byłabym
ozdobąteatrówcałegoświata.PodobniejakRosalyn.Pewniedlategobyłataka...

-Jaka?-rzuciłzaczepniewicehrabia.

-Nieodparciepociągająca.

-Raczejrozwiązła-syknąłlordSundon.

-Wiedziała,żejestgodnanajlepszychpartiiwtymkraju-rozczuliłasięZenobia.-Jakwidać,Linnetteż
marzyłaowysokourodzonymarystokracieiterazponositegosmutnekonsekwencje.

-Rosalynniemiałaszansnatakiemałżeństwo-sprostowałwicehrabia.-Właśniepotoustanowiono
KrólewskiePrawoMałżeńskie,jakbyścieniewiedziały.

WskazałLinnetpalcem.

-Niezastanawiałaśsięnadtym,zanimrozpętałaśtenskandalzmłodymAugustem.ChrystePanie,
przecieżwszyscywiedzą,żeparęlattemuożeniłsięzjakąśNiemką.Zdajemisię,żewRzymie.Sam
królmusiałsiętymzająćianulowaćtomałżeństwo.

-Dowczorajnicotymniewiedziałam-odparłaLinnet.-WkońcuAugustsammiotympowiedział.

-Dziewczętomniemówisiętakichrzeczy-wyjaśniłaciotkalekceważąco.-Jeślitaksięoniąmartwiłeś,

background image

Corneliusie,todlaczegonieraczyłeśosobiściesięniązaopiekowaćnatychwszystkichbalach?

-Bobyłemzajęty!Znalazłemjejprzyzwoitkę,botysięztymzabardzoleniłaś.Wybrałempanią
Hutchins,bardzoszanowaną

kobietę,któradobrzerozumiała,wczymproblem.Gdzieonajest?Zapewniałamnie,żetwojareputacja
będzienieskazitelna.

-Niechcezejśćnadół.

-Boisię-mruknął.-Atwojaguwernantka?Następnaniewinna.Storazyjejmówiłem,żemaszbyć
idealniewychowana,żebyświatzapomniałoreputacjitwojejmatki.

-PaniFlaccideobraziłasię,kiedywczorajpowiedziałeś,żejestnarzędziemszatana,ioskarżyłeśją,że
zrobiłazemnieladacznicę.

-Możeodrobinkęzadużowypiłem-przyznałojciecbezcieniażalu.-Musiałemzapomniećorozpaczy,
kiedypowiedzianomiprostowoczy-prostowoczy!-żemojacórkaokryłasięniesławą.

-Wgodzinępóźniejstądwyjechała-dodałaLinnet.-Izdajemisię,żeniewróci,boTinklemówi,że
zabrałazesobąsporączęśćnaszychsreber.

-Srebratodrobiazg-zauważyłaZenobia.-Niepowinnosiędrażnićsłużby,boprzecieżoninajlepiej
wiedzą,gdzietrzymamykosztowności.Jestcośważniejszego.Twojaguwernantkaprawdopodobnie
wiedziałaosłodkichbilecikach,któreprzysyłałcitenkrólewskiejkrwipodlec?

-Niepisywałdomniemiłosnychliścików,jeśliotocichodzi.Alekiedyśnadranemrzucałwmojeokno
truskawkami.PaniFlaccideipaniHutchinspowiedziaływtedy,żeniktniepowiniensięotym
dowiedzieć.

-AteraztaFlaccideopowieotymcałemuświatu-oświadczyłaciotka.-Dureńzciebie,Corneliusie.
TrzebabyłowypłacićjejpięćsetfuntównarękęizmiejscaodesłaćdoSuffolk.Terazbędziesobie
używaćizjednejtruskawkizrobicałepole.Pewniezacznierozpowiadać,żeLinnetspodziewasię
bliźniąt.

Linnetpomyślała,żeniechybnietakwłaśniesięstanie.Guwernantkanigdyjejniepolubiła,podobnie
zresztąjakwiększośćkobiet.OdkądLinnetzadebiutowaławtowarzystwie,wszystkiedziewczętazbijały
sięwgrupkiichichotałyzajejplecami.Oczywiście,żadnaznichniepowiedziałaLinnet,cojetakbawi.

Zenobiawyciągnęłarękęizadzwoniłanasłużbę.

-Nierozumiem,dlaczegoniezaproponowałeśmiherbaty,Corneliusie.WżyciuLinnetzaszławielka
zmiana,alemimowszystkotrzebacośjeść.

-Jestemzrozpaczony,atychcesz,żebymcięczęstowałherbatą?-jęknąłwicehrabia.

Tinkleotworzyłdrzwitakszybko,żenapewnopodnimipodsłuchiwał.Trudnomusiębyłodziwić.

-Podajnamherbatęicośdozjedzenia-zadysponowałaZenobia.-1dotegocośwyszczuplającego.

background image

Lokajzrobiłzdziwionąminę.

-Ogórki,ocetitakdalej-zniecierpliwiłasięZenobia.Kiedywyszedł,wskazaładłoniątalięLinnet.

-Cośtrzebaztymzrobić,mojadroga.Niktnienazwałbyciępulchną,aledalekocidochudości,prawda?

Linnetznowupoliczyładopięciu.

-Mamtakąsamąfiguręjakmatka.Ijakty,ciociu.

-Szatańskiepokusy-mruknąłojciec.-Tonieprzyzwoite,taksięodsłaniać.

-Cozapech-odcięłasięLinnet.-Złapałamksięcia,alewładcaciemnościsięnieukazał.

-DalekoAugustowidodiabławcielonego-uspokoiłająciotka.-Wcalesięniedziwię,żenieudałomu
sięciebieuwieść.Strasznyzniegofajtłapa.

-Powinnizabronićmody,którazmienianiewinnedziewczęwmatronęspodziewającąsiępotomstwa-
złościłsięlordSun-don.-Niewłożyłbymczegośtakiego.Toznaczy,gdybymnosiłsuknie.Toznaczy,
gdybymbyłkobietą.

-Zkażdymrokiemjesteścorazgłupszy-stwierdziłaZenobia.-Niemampojęcia,dlaczegomojasiostra
zgodziłasięzaciebiewyjść.

-Bomamakochałatatę-odparłaLinnetznajwiększąstanowczością,najakąmogłasięzdobyć.Trzymała
siętejwersjiodlat,toznaczyodpewnegokłopotliwegowieczoru,kiedytozastałamatkęzinnym
mężczyznąwsytuacjiniedwuznaczniesugerującejintymnąbliskość.

-Kochamtwojegotatę-wyjaśniłajejwtedymatka.-Alepamiętaj,mojadroga,żetakimkobietomjakja
miłośćniewystarczadoszczęścia.Potrzebujępodziwu,wierszy,poezji,kwiatów,klejnotów...nie
mówiącjużotym,żeFrançoisjestzbudowanyjakmłodybógiwyposażonyjakogier.

Linnettylkozamrugała,więcmatkadodała:

-Nieprzejmujsię,kochanie,wyjaśnięcitowszystkodokładniej,kiedybędzieszstarsza.

Nigdydotegoniedoszło,aleLinnetwkońcusamauzyskałainformacjewystarczającedozrozumienia,co
takbardzopociągałomatkęuFrançois.

Ojciecspojrzałwjejstronę.

-Rosalynkochałamnietaksamo,jakAugustkochałciebie.Krótkomówiąc,niewystarczająco.

-Bożewielki,niewtrącajmniewbagnorozpaczy!-jęknęłaZenobia.-DajbiednejRosalynspoczywać
wspokoju,dobrze?Bopożałujędnia,wktórymzgodziłasięzostaćtwojążoną!

-Wszystkodobrzepamiętam-odpowiedziałponurowicehrabia.-Linnetjesttakasamajakmatka,to
widaćjaknadłoni.

background image

-Jesteśniesprawiedliwy-skrzywiłasiędziewczyna.-Wtymsezoniebyłamwzoremskromności.Jak
zresztąprzezcałeżycie!

Zmarszczyłbrwi.

-Tylkożewtobiejestcośtakiego...

-Cośfrywolnego-przerwałamuZenobiamiękko.-NiechBógbędziełaskawdlaRosalyn...bomaszto
poniej.Towszystkojejwina.Tedołeczki,tenbłyskwoku,taminka.Rzeczywiściewyglądaszjak
kokota.

-Kokotabawiłabysięowielelepiejniżja-zaprotestowałaLinnet.-Zachowywałamsię,jakprzystało
namłodądamęztowarzystwa,możeciespytaćpaniąHutchins.

-Torzeczywiścieniesprawiedliwe-zgodziłasięZenobia.Zbrzegujejgrzankispłynęłakropelkamiodu,
zakołysałasięłagodnieikapnęłanafiołkowyjedwabporannejsukni.

-Mamnadzieję,żepowiedziałaśhrabinie,iżnigdyniebyliśmyzAugustemsamnasam-mruknęła
Linnet.

-Skądmiałamtowiedzieć?-spytałaZenobia.-Niemamwgląduwtwójwizytownik.Muszęprzyznać,
żebyłamrówniewstrząśniętajaknaszadrogahrabina.

Linnetjęknęła.

-MogłabymsięterazrozebraćdonagawklubieuAlmacka,jedynymzresztą,gdziesięwpuszczakobiety,
iniktnieuwierzyłbymi,żeniespodziewamsiędziecka.Nawetgdybymmiałatalięjakosa.Takwynikaz
twoichsłów,ciociu.

WdodatkutatozwolniłpaniąFlaccideijestempewna,żetawiedźmaoplotkujemnieprzedcałym
Londynem.

Naprawdębędęmusiałasięprzenieśćzagranicęalbozaszyćnawsi.

-Francuzówłatwojestzadowolić,choćtacaławojnaniecokomplikujesprawę-powiedziała
zachęcającociotka.-

Alemamlepszypomysł.

Linnetnieodważyłasięzapytać,cotozapomysł,aleojciecodezwałsięznużonymgłosem:

-Ococichodzi?

-Nieoco,tylkookogo.

-Więcokogo?

-OYelvertona,dziedzicaWindebank.

background image

-Windebank?Okimtymówisz,dodiabła?MożeoYon-ningtonie?OWalterzeYonningtonie?Jeślijego
synwdał

sięwojca,zanicniepozwolęLinnetzbliżyćsiędoniego,nawetgdybyspodziewałasiędziecka.

-Uprzejmiecidziękuję,tatusiu-mruknęładziewczyna.Ponieważciotkaniepoczęstowałajejgrzanką,
samasięgnęłaponiądopółmiska.

-Szczupłość,kochanie.Maszbyćszczupła-napomniałająZenobiauprzejmie,leczstanowczo.

Linnetzacisnęławargiiposmarowałagrzankępodwójnąilościąmasła.

Ciotkawestchnęła.

-Corneliusie,przecieżYelvertonjestksięciemWindebank.Naprawdę,czasemzastanawiamsię,jakty
sobiedajeszradęwtejcałejIzbieLordów,takniewielewiedzącoarystokracji.

-Wiem,cotrzeba-odrzekłwicehrabia.-Aresztamnienieobchodzi.JeślichodziłocioWindebanka,
dlaczegoniepowiedziałaśotymodrazu?

-Bomyślałamojegosynu-wyjaśniła.-Naturalnie,majeszczedrugitytuł.Niechsobieprzypomnę...i
takiedziwneimię.Peregrine,Penrose...och,jużwiem.Pierś.

-Brzmijakjakieśnabrzeżewporcie-wtrąciłlordSundon.

-PaniHutchinsnazwałamnieranofregatą-wtrąciłaLinnet.-Nabrzeżecałkiemnieźledotegopasuje.

Zenobiapokręciłagłową.

-Właśnieprzeztakieuwagiznalazłaśsięwkłopotach,Linnet.Powtarzamcibezprzerwy,żeinteligencja
naniccisięnieprzyda.Damamabyćpięknaielegancka,czylimiła,łagodnaisubtelna.

-Mimotowszyscyuważają,żejesteśdamą-odparowałaLinnet.

-Bojestemmężatką-odpowiedziałaspokojnieZenobia.-Araczejbyłam,dośmierciPhilipa.Teraznie
muszęjużbyćsłodkaianielska.Wodróżnieniuodciebie.WięczanimpojedzieszdoWaliinaspotkaniez
Yelvertonem,przypomnijsobiezasadydobregowychowania.Oilesięniemylę,jesthrabiąMarchant.A
możeMossford?Niejestempewna.Nigdyznimnierozmawiałam.

-Jateżnie-stwierdziłlordSundon.-ChceszwyswataćLinnetzniedorostkiem,Zenobio?Nicztegonie
wyjdzie.

-Ależskądże.Napewnomapowyżejtrzydziestki,aleniewięcejniżtrzydzieścipięćlat.Pamiętasz
chybatęplotkę,Corneliusie?

-Niedbamożadneplotki-odpowiedziałzurazą.-Inaczejniewytrzymałbympodjednymdachemz
twojąsiostrą.

-Naprawdę,powinieneśsobieleczyćśledzionę-dokuczyłamu,odkładającgrzankę.-Zbytwieleżółci

background image

fermentujewtwoimciele,atowzbudzapotężneemocje.Rosalynnieżyje.Dajjejspoczywaćwspokoju,
dobrze?

Linnetpostanowiławtrącićsiędorozmowy.

-CiociuZenobio,dlaczegouważasz,żeksiążębędzieskłonnywydaćmniezaswojegosyna?Jeślito
właśniemasznamyśli?

-Bojestzrozpaczony-odpowiedziałaciotka.-PowiedziałamiotympaniNemble,serdeczna
przyjaciółkaladyGrymes,którejmąż,jakwiesz,jestprzyrodnimbratemWindebanka.

-Nicmiotymniewiadomo-odparłwicehrabia.-Imałomnietoobchodzi.DlaczegoWindebankjest
nibyzrozpaczony?Czyjegosyntopółgłówek?Nieprzypominamsobieżadnychsynówkręcącychsięw
IzbieLordówaniwklubieuBoodle'a.

-Zgłowąwszystkowporządku-oznajmiłatriumfalnieZenobia.-Mamlepsząwiadomość!

Wsaloniezapadłacisza.Linnetzojcemzastanawialisię,cochceimobwieścić.

-Brakujemuczegoś-wyjaśniłaciotka.

-Czego?-Sundonniedomyślałsię,coszwagierkamanamyśli.

-Koniuszka-uzupełniła.

-Palca?-zdziwiłasięLinnet.

-Nalitośćboską-zirytowałasięZenobia,zlizująckroplęmioduzpalca.-Czywtymdomuwszystko
trzebatłumaczyćdosłownie?Miałwypadekwmłodości.Chodziolasce.Zostałimpotentem,nazywając
rzeczpoimieniu.

Niezdążyłpocząćdziedzicainiemanatoszanswprzyszłości.

-Istotnie,wtymszczególnymprzypadkutrzebanazywaćrzeczpoimieniu-stwierdziłojcieczwyraźną
satysfakcją.

-Cotoznaczyimpotent?-zainteresowałasięLinnet.

Wsalonieznówzapadłacisza,adwojenajbliższychkrewnychzaczęłojejsięprzyglądaćztakąuwagą,
jakbybyłarzadkimokazemchrząszcza,którywłaśniewypełzłspoddywanu.

-Tyjejtowyjaśnij.-OjcieczwróciłsiędoZenobii.

-Niewtwojejobecności-oburzyłasięciotka.Linnetczekała.

-Naraziewystarczy,jeślicipowiemy,żepoprostuniemożemiećdzieci-wyjaśniławreszcieciotka.-1
tojestnajważniejsze.

Linnetnatychmiastskojarzyłatęinformacjęzróżnymikomentarzami,którenierazsłyszałaodmatki,i

background image

stwierdziła,żeniemaochotydowiadywaćsięwięcej.

-Adlaczegodziękitemumazniegobyćlepszymąż,niżgdybybyłpółgłówkiem?-spytała.

-Półgłówkiśliniąsięprzystolealbojeszczegorzej-odparłaciotka.

-TyprzecieżmówiszoBestii!-wykrzyknąłojciec.-Słyszałemonim.Tylkozpoczątkuniezrozumiałem,
okogochodzi.

-Marchantniejestżadnąbestią-skarciłagoZenobia.-Tooszczerstwa,Corneliusie.Myślałam,żenie
zniżaszsiędowysłuchiwaniatakichbzdur.

-Wszyscygotaknazywają-stwierdziłwicehrabia.-Maokropnycharakter.Jestgenialnymlekarzem,
przynajmniejtaksięonimmówi,alejestgorszyodsamegodiabła.

-Sprzeczkitonormalnarzeczwmałżeństwie.-Zenobiawzruszyłaramionami.-Poczekaj,ażzobaczy,
jakaLinnetjestpiękna.Będziezdumionyizachwycony,żelosdałmutakącudownążonę.

-Czynaprawdęmamwybórtylkomiędzypółgłówkiemabestią?-spytałaLinnet.

-Nie,międzypółgłówkiemaniesprawnym-zirytowałasięciotka.-Twójmążbędziezachwycony,
sądząc,żedzieckojestwdrodze.Teśćteżnapewnobędziewsiódmymniebie.

-Takuważasz?-zdziwiłsięlordSundon.

-Jeszczetodociebieniedotarło?-Zenobiaskoczyłanarównenogi,przeszłakilkakrokówiodwróciła
się,dramatycznieszeleszczącsuknią.-Zjednejstrony,mamysamotnegoksięciaijegojedynegosyna.
Niezapominaj,żeksiążęjestzafascynowanyrodzinąkrólewską.Uważasięzaserdecznegoprzyjaciela
naszegokróla,aprzynajmniejuważałsię,dopókikrólowiniezaczęłysięroićkróliczkiwgłowie.

-Istotnie-przytaknąłwicehrabia.

-Cicho-zgasiłagoZenobia.Nielubiła,gdyjejprzerywano.-Więczjednejstronyjestsamotny,
zdesperowanyksiążę.Zdrugiejokaleczony,niesprawnysyn.Amiędzynimi...królestwo.

-Królestwo?-wicehrabiawybałuszyłoczy.

-Wprzenośni-wyjaśniłaLinnet,biorącnastępnągrzankę.Lepiejznałaciotkęniżojciecinauczyłasię
rozumiećjejretoryczneozdobniki.

-Królestwobezprzyszłości,boniemadziecka,którebędziekontynuowaćród-uzupełniłaZenobia,
szerokootwierającoczy.

-Czyksiążę...-zacząłSundon.

-Cicho-powtórzyłaznaciskiemZenobia.-Pytamwięc,czegotrzebatejnieszczęsnejrodzinie?

AniLinnet,anijejojciecnieodważylisięodpowiedzieć.Ibardzodobrze,bopytaniebyłoretoryczne.

background image

-Pytamrazjeszcze,czegotrzebatejnieszczęsnejrodzinie?Trzebaim...potomka!

-Jaknamwszystkim-westchnąłwicehrabia.

Linnetpoklepałagoporękawie.Pechsprawił,żechoćjejmatkatakszczodrzedarzyławszystkich
swoimiłaskami,dałamężowitylkojednodziecko,itocórkę,któraniemogłaodziedziczyćwiększej
częścirodowegomajątku.

-Potrzebują...-Zenobiapodniosłagłos,jakbychciałazwrócićnasiebieuwagępubliczności,i
wyrecytowała:-Onipotrzebująksięcia!

PodłuższymmilczeniuLinnetodważyłasięspytać:

-Jakiegoksięcia,ciociuZenobio?

Wodpowiedziotrzymałapromiennyuśmiechaktorkiprzyjmującejhołdy,anawetbukietyróżod
wdzięcznejpubliczności.

-Jakiegokolwiekksięcia,mojadroga.Aty,zrządzeniemlosu,maszdokładnieto,czegoimpotrzeba.Oni
szukająpotomka,atygomasz.Cowięcej,jesttodzieckokrólewskiejkrwi.

-Jużrozumiem,ococichodzi-powiedziałpowoliwicehrabia.-Towcaleniejestgłupipomysł,
Zenobio.

Ciotkaporóżowiałanatwarzy.

-Janiemiewamgłupichpomysłów.Nigdy.

-Alejanienoszędzieckaksiążęcejkrwi-włączyłasięLinnet.-Jeślidobrzezrozumiałam,książę
Windebankszukakobietywciąży...

Widząc,żeojciecsięskrzywił,poprawiłasięnatychmiast.

-Toznaczy,książębyćmożezgodziłbysięzaakceptowaćkogośwtaktrudnejsytuacjijakja,bowtedy
jegosynmógłbymiećsyna...

-Niezwykłegosyna-zapiałatriumfalnieZenobia.-Księcia.Windebanknieprzyjmiedorodzinybyle
kogo.Jeststraszniewyniosły.Prędzejbyumarł.Aleksiążęcegosyna?Temusięnieoprze.

-Ale...

-Maszrację,Zenobio.Dalipan,cozachytrawiedźma!-ryknąłojciec.

Zenobiawyprostowałasięjaktrzcina.

-Jaktymnienazwałeś,Corneliusie?Zamachałręką.

-Nieważne,niebierztegodosłownie.Tobyłwyrazpodziwu.Niesamowitegopodziwu.
Niesamowitego...

background image

-Dobrze,jużdobrze-odparłapojednawczo,poprawiającwłosy.-Tenplanjestgenialny.Powinieneśsię
zobaczyćzksięciemdziśpopołudniu.TrzebająbędziezawieźćnatenślubażdoWalii,boMarchanttam
mieszka.

-Ślub...-zamyśliłasięLinnet.-Czywyoczymśniezapomnieliście?

Spojrzelinaniąijednocześniezapytali:

-Oczym?

-Nieurodzężadnegoksięcia!-wykrzyknęła.-NiespałamzAugustem.Niemamwbrzuchunicpozatymi
grzankami.

-Cozaniesmacznauwaga-skrzywiłasięciotka.

-Racja-dołączyłsięojciec.-Absolutnieniesmaczna.Mówiszojedzeniujakjakaśmieszczanka.

-Niesmacznejestprzedewszystkimto,żeplanujeciesprzedaćmojenienarodzonedzieckoksięciu,który
jestzafascynowanyrodzinąkrólewską,chociażjanienoszężadnegodziecka!

-Trzebabędzietoszybkozałatwić-stwierdziłaciotka.

-Jakto?

-Załóżmy,żetwójojciecdziśodwiedziWindebanka,izałóżmyteż,żeWindebankpołkniehaczyk.Codo
tegoniemadwóchzdań.Jakmówiłam,jestzdesperowany,apozatymucieszysięnamyślopotomkuz
królewskiegorodu.

-Aletonierozwiązujeproblemu-upierałasięLinnet.

-Oczywiście,żenie-odparłaZenobiazmiłymuśmiechem.-Wszystkiegozaciebieniezałatwimy.
Będzieszmusiałasięsamapostarać.

-Nibyoco?

Ojciecwstał,wyraźnieniezainteresowanydalsząrozmową.

-WłożęsurdutodJeanadeBryiheskiebuty-mruknąłpodnosem.

-Tylkonietensurdut-zawołałazanimZenobia.Zatrzymałsięwdrzwiach.

-Dlaczegonie?

-Boliniaramionsugerujenapięcie.Atymusiszwyglądaćnaspokojnego.Przecieżchceszuratować
przyszłośćjegorodu,prawda?

-Więctenszarozielony,zzakładkaminaobszyciu-zdecydowałwicehrabia,skinąłgłowąizniknąłza
progiemsalonu.

background image

-CiociuZenobio-odezwałasięLinnetznieskończonącierpliwością,jakjejsięwydawało.-Jakim
cudemmampostaraćsięodzieckokrólewskiejkrwi,bydaćjemężowi,któregoniewidziałamnawetna
oczy?

Zenobiauśmiechnęłasięwodpowiedzi.

-Mojadroga,żadnakobietazmojejrodzinyniemusizadawaćtakichpytań.

Linnetotworzyłaustazezdziwienia.

-Niechceszchybapowiedzieć...

-Ależnaturalnie,mojadroga.Odchwili,gdyojciecpodpiszepapiery,zostanieciokoło...dwunastu
godzindowyjazdudoWalii.

-Dwanaściegodzin-powtórzyłaLinnet,wnadziei,żesięprzesłyszała.-Niechceszchybapowiedzieć...

-Augustchodziłzatobąjaknasznurku-odpowiedziałaciotka.-Wystarczyjednospojrzenieisłodki
uśmiech.Bożeświęty,czymatkaniczegocięnienauczyła?

-Nie-odparłachłodnoLinnet.

-Szczerzemówiąc,ztakimbiustemniemusiszsięnawetuśmiechać-dodałaZenobia.

-Naprawdęchcesz,żebymja...-Linnetzabrakłosłów.

-Tak,żebyśuwiodłaAugusta.Iposzłaznimdołóżka-potwierdziłaciotka.Dwanaściegodzinitylko
jedenksiążę...

Nictrudnego.

-Aleja...

-JesteścórkąRosalyn,czynie?Imojąsiostrzenicą.Uwodzeniemaszwekrwi,szczególniejeślichodzio
rodzinękrólewską.

-Niewiem,jaksiętorobi-odparłaponuroLinnet.-Możewyglądamnauwodzicielkę,aleniąnie
jestem.

-Ależjesteś-padłaenergicznaodpowiedź.Ciotkawstała.-Linnet,poprostudajsobiezrobićdziecko.
Pomyśl,ilumłodymkobietomsiętoudało,choćniemiałytwojegorozumu,figury,urodyaniuśmiechu.

-Wychowywanomniewcnocie-odparłaLinnet.-Miałamguwernantkęopięćlatdłużejodinnych
dziewcząt,właśniepoto,żebymsięnienauczyłatakichrzeczy.

-Błądtwojegoojca.ZraniłagoniedyskrecjaRosalyn.Linnetmusiałazrobićdziwnąminę,boZenobia
westchnęłazminąkobiety,któradźwiganabarkachciężarcałegoświata.

-Znajdęcikogośchętnego,jeśliniechceszzbliżaćsiędoksięcia.Totrochęniewłaściwe,aleoczywiście

background image

wszystkiewiemyoodpowiednichinstytucjach,któresłużąpomocąwtakichrazach.

-Ojakichinstytucjach?

-Odomachpublicznychdlakobiet,naturalnie-odparłaZenobia.SłyszałamojednymnieopodalCovent
Garden.

Podobnoobsługujątampanowiezcałkiemprzyzwoitychrodzin.Robiątodlasportu,przypuszczam.

-Ciociu,niechceszchybapowiedzieć,że...

-Jeśliniepotrafiszuwieśćksięcia,musimyznaleźćinnerozwiązanie-odparłaZenobia,poklepującjąpo
ramieniu.-

Zaprowadzęciędotegozamtuza.Jakrozumiem,damamożestanąćzazasłonąizukryciawybraćsobie
mężczyznę,któryjejsiępodoba.WybierzemykogośpodobnegodoAugusta.Zastanawiamsię,czymożna
poprostuwysłaćzamówienieiprzyśląnamkogośdodomu?

Linnetjęknęła.

-Niechciałabym,żebyśmyślała,żeopuszczamcięwpotrzebie-stwierdziłaciotka.-Chcęprzyjąćna
siebietęodpowiedzialnośćizastąpićcikochającąmatkę,skoroRosalynopuściłatenpadół.

Ażdziw,żeprzezcałysezon,anawetprzezdługielataprzedtemciotkajakośnieczułaciążącejnaniej
odpowiedzialności.Linnetpostanowiłajednakotymniewspominać.

-Niepójdędożadnegozamtuza-powiedziałatylko.

-Wtakimrazienapiszliścikdotegoswojegonieznośnegoksięcia-odparłaZenobia.-Szczerzemówiąc,
dobrzerobisz,tolepszeniżzamtuz.Tookropne,gdymałżeństwozaczynasięodkłamstwanatemat
dzieckawdrodze.Choćprawdęmówiąc,małżeństwoznaturywiążesięzkłamstwami.Zawielepokus.
Tewszystkiesuknie,wydatkiprzekraczającenaszeuposażenie...Niewspominającomężczyznach.-
Dotknęławargamiczubkówpalców.

-Alejachciałabym...

-Jestemszczęśliwa,żeniemammęża-stwierdziłaciotka.-Naturalnie,niecieszymnie,żebiedny
Etheridgezmarł...

noale...

Iwyszła.

Kwestia,czegoLinnetchciałabyodmałżeństwa,niebyławartadalszejrozmowy.

background image

4

Żartujeszchyba-powiedziałPierśdoPrufrocka.-Mojewymaganiadotycząceprzyszłejżonyzajęłybitą
stronęlistudoojca.

-Fascynującalektura-przytaknąłjegototumfacki.-Szczególniepodobałmisięfragmentopańskiej
niesprawnościwłóżku.Itenśladłzyobok...

-Toniebyłałza,tylkobrandy,tybaranie-zdenerwowałsięPierś.

-Całeszczęście-odetchnąłPrufrock.-Przykromibyłonamyśl,żepłakałpannadtymlistem,zamiast
zalewaćsięłzamiwswympustymłożu.

-Nibydlaczegoniemiałbymsięzalewać?-spytałPierśzastanawiającsię,czywypićjeszczejedną
szklaneczkę.

Lepiejnie.-Pokażmimężczyznęzpodobnymkalectwem,któryniezałamujesię,patrzącwponurą
przyszłość,jakagoczeka.

-Ponurą,przygnębiającąprzyszłość-poprawiłgoPrufrock.-Proszęniezapominaćopańskich
ulubionychaliteracjach,gdynapięciedochodzidoszczytu.

-Którynietęsknizadobrą,kochanążoną,któryniezaznadotykulepkichpaluszkówobejmującychjego
kciuk,który...

-Przejdźmydosedna:któryniepochędoży-skonkretyzowałPrufrock.

-Myślisz,żewtensposóbpoprawiszminastrój?

-Nietakitomiód,jaksiępanuwydaje-stwierdziłPrufrockbezspecjalnegoprzekonania.

-Dojakiejtyszkoływłaściwiechodziłeś?-spytałPierśzciekawością.-Jesteśzabardzooczytanyjak
nalokaja.

Większośćznichpotrafipowiedziećtylkorzeczywrodzaju„jakpansobieżyczy,milordzie",inatym
koniec.Naszerozmowypowinnywyglądaćmniewięcejtak:„Prufrock,sprowadźmidziwkę".Atynato:
„jakpansobieżyczy,milordzie".

-Icobytopanudało?-spytałPrufrock.-Wwiadomejsytuacji?

-Racja-mruknąłPierś.-Chybapójdępopływać.Właśniejestprzypływ.

Wyszedłzzamkuprzezzachodniąbramę,wciążzastanawiającsięnadswoimmajordomusem.Gdygo
zatrudniałroktemu,niewątpił,żejestpodstawionyprzezojca.Jednymsłowem,szpieg.Bezdwóchzdań.

Tylkoskądstaruszekwytrzasnąłtakiegosłużącego?TegoniesamowitegoPrufrockazjegopoczuciem
humoruijęzykiemostrzejszymniżusamegoPiersa?Krótkomówiąc,jedynegonacałymświecie,którego

background image

Pierśmiałbyochotęzatrudnićnastałe,nawetwiedząc,żetocholernyszpieg?

Odpowiedźbyłatylkojedna:ojciecgorozumiałalbochoćtrochępoznał.Pierśuznał,żetoniemożliwe,i
przestałsięzastanawiać.

Basenkąpielowywyciętowskaletużnadbrzegiemmorza.Falenapełniałygowodąpodczasprzypływu,
alebyływnimznacznieniższeniżnapełnymmorzu.Szafirowelustrowodypiękniewyglądałowblasku
zachodzącegosłońca.

Morzeuspokoiłosię,jakzwykleozmierzchu.Pierśprzezdłuższąchwilęwpatrywałsięwmigotliwefale
izłocistyblasksłońcanawodzie.

Potemotrząsnąłsięizdjąłubranie.Wciąguminionychlatprzekonałsię,żejeślizaniedbaćwiczenia
choćprzezjedendzień,bólnogibędzieniedozniesienia.Właśniewczorajzrezygnowałzpływaniaidziś
ponosiłtegokonsekwencje.Normalnieteżgobolało,alekiedyniepływał,ztrudempowstrzymywałsię
przedwzięciemlekuzopium.

Nielubiłtakichchwil.Opiumzresztąteż.

Stanąłnaskaleizanurkował,czując,jakwłosyotaczająswobodniejegotwarz.Psiakrew,znowu
zapomniałotasiemce.Jegociałoradowałosię,gdynogaporuszałasięswobodnie,niedźwigającciężaru
ciała.Niezastanawiającsię,śmignąłprzedsiebie,znacznieszybszywwodzieniżnalądzie.

Przepłynąłbasendziesięćrazy,potemdwadzieścia...popięćdziesięciubyłjużzmęczony,alezmusiłsię,
byprzepłynąćjeszczedziesięćidopierowtedypodciągnąłsięnaskalneobramowaniejednympłynnym
gestem.Wodaspływałamuzramion.Przedwypadkiemniezwracałuwaginaswojeciało.Terazcieszył
się,żematakiesilneramionaimocnytułów.Jakolekarzwiedział,żetozwykłapróżność,aleniedbało
to.

-Milordzie-odezwałsięmłodylokaj,podającmudużyręcznik.

Pierśzmierzyłgowzrokiem.

-Jesteśnowy.Jakmasznaimię?

-Neythen,milordzie.

-Brzmijaknazwajakiejśokropnejchoroby.Alboproblemówżołądkowych.„Przykromi,lordzie
Sandys,pańskisynjestchorynanejtenaimaprzedsobąledwiemiesiącżycia.Niestety,niemogęmu
pomóc".Sandyswolałbyusłyszećcośtakiegoniżwiadomośćosyfilisie.

Neythenzrobiłzdziwionąminę.

-Mamamówiła,żetoimięświętego,anienazwachoroby.

-Jakiegoświętego?

-Notego,comuucięligłowę.Aonjąwziąłpodpachęiposzedł.Dosamegodomu.

background image

-Pewniepodrodzenabrudził-stwierdziłPierś.-Pozatymtomałoprawdopodobne,choćzdrugiej
stronykurczakiteżpotrafiąbiegaćbezgłowy.Matkamyślała,żeteżbędzieszmiałtakidar?

Neythenzamrugałoczyma.

-Nie,milordzie.

-Możepoprostumiałatakącichąnadzieję.Matkilubiąmyślećoprzyszłościswoichdzieci.Kusimnie,
żebycięściąćisprawdzić,czymiałarację.Czasemnajbardziejnieprawdopodobneprzesądyznajdują
twardenaukowewyjaśnienie.

Lokajcofnąłsięokrok.

-Boże,cozadzieciuchzciebie.DlaczegoPrufrockciętuprzysłał?Choćręcznikbardzosięprzydał,nie
powiem.

-PanPrufrockprosiłpowtórzyć,żepacjentczeka.

-Tuzawszekręcąsięjacyśpacjenci-odpowiedziałPierś,wycierającwłosy.-Najpierwmuszęsię
opłukać.Całyjestemwsoli.

-PanPrufrockm.ówił,żetoważne.

-Nie,najpierwkąpiel,potempacjent.Jeślizacznęsłuchaćsięwłasnegolokaja,wyjdęnakompletnego
nieudacznika.

-AletenpacjentprzyjechałzsamegoLondynu-powiedziałNeythen.Tojakiświelkilord.

-Wielki,powiadasz?Pewnietakigruby,żemusercewysiada,co?Bądźtakmiłyipodajmilaskę.

Neythenspełniłprośbę.

-Wcaleniejestgruby-odpowiedział.-Widziałemgo.Wyglądanaważnegoczłowieka.Jestcałyubrany
waksamitichudyjakpatyk.Imaperukę.

-Kolejnyumarlak-odparłPierś,ruszającścieżką.-Tylkotacytutrafiają.Niedługotrzebabędzie
założyćcmentarz.

Neythenmilczał,niewiedząc,conatoodpowiedzieć.

-Tynaturalnienanimniespoczniesz-uspokoiłgoPierś-boweźmieszswojągłowępodpachęi
poleciszdoswojejwsi,żebyciępochowaliprzykościele.Alejazaczynamsięczućjakjakiśmroczny
szczurołapzHameln.LudzieprzyjeżdżajądomniedoWaliiiznikają.Następnegodniaprzyjeżdżają
kolejni.

-Niektórychprzecieżpanleczy,prawda?-spytałNeythen.

-Nielicznych-odpowiedziałPierś.-Małokogo.Popierwsze,jestemanatomopatologiem,cooznacza,że
najlepiejznamsięnatrupach.Trupysięnieruszająiniechorują.Żywychmogętylkoobserwować.

background image

Czasemnawetniewiem,nacoumarli,apotem,posekcji,itakjestjużzapóźno.Czasemotwieramciało
idalejniemampojęcia,cobyłoprzyczynąśmierci.

Neythenzadygotał.

-Maszrację,żewoliszbyćlokajemniżlekarzem-pochwaliłgoPierś,wspinającsięskalistąścieżką
prowadzącądozamku.-My,chirurdzy,ciąglekogośkroimy,zażyciaalbopośmierci.Tylkotakmożnasię
dowiedzieć,cojestwśrodku.

-Toobrzydliwe!

-Nicsięniemartw-uspokoiłgoPierś.-Jeśliudacisiędobrnąćdodomubezgłowy,tobędęcięmógł
potempokroićizobaczyć,jaktozrobiłeś.Prawda?

Neythenmilczał.

-Tylkoniepróbujsięzwalniaćzpracy-ostrzegłgoPierś,pokonującostatniodcinekdrogipośródskał.
Weszlinagładkąpłaskąścieżkę.-JeśliPrufrocksiędowie,żekolejnypracownikzwolniłsięzpowodu
moichniewczesnychuwag,tomojagłowapotoczysiępobruku.

MilczenieNeythenasugerowało,żepostanowiłjeszczetrochęwytrzymać.

Doszlidozamku.

-Chybajednakobejrzętegopacjentaprzedkąpielą.

-Wtakimstanie,milordzie?-spytałmłodylokaj.

Pierśpopatrzyłnasiebie.Byłowiniętywpasieręcznikiem,apozatymnicnasobieniemiał.

-Mówiłeśchyba,żepacjentczeka,prawda?

-Tak,ale...

-Uwielbiamkonwersowaćzlordamiwaksamitnychstrojach,samemubędąctylkowręczniku-padła
odpowiedź.-

Itakkłamią,aleprzynajmniejmająsięnabaczności.

-Kłamią?-Neythenbyłwstrząśnięty.

-Jakwszyscylordowie.Wtychdziwnychczasachtylkobiedotęstaćnauczciwość.

background image

5

Linnetwyszłazsalonuipobiegłaprostodopokojumatki,wiedząc,żetamniktniebędziejej
przeszkadzał.

OzdobionykwiatowymimotywamibuduarniewielesięzmieniłodśmierciRosalyn.Brakowałotylko
jednego-

uroczej,pełnejenergiiosóbki,którawnimzamieszkiwała.

Osóbki,którąmążkochałgorąco,niedbającojejzdrady.Osóbki,którąkochaliwszyscymężczyźni.

IktórąkochałaLinnetnietylkozajejurodę.

Linnetusiadłaprzytoaletce,jakkiedyś,gdynagłaśmierćzabrałajejmatkę.Miaławtedyzaledwie
czternaścielat.Nasrebrnychszczotkachosiadłkurz;trzebaprzypomniećTinkle'owi,żebypokojówka
dokładniejsprzątałatenpokój.

Dotykaładłoniąkażdejznich,wspominając,jakmatkasiedziałaprzedlustrem,szczotkowaławłosyi
zaśmiewałasięzjejopowieści.Nikttakserdecznienieśmiałsięzjejżartówjakmatka.PrzyRosalyn
każdyczułsięjaknajdowcipniejszyczłowieknaświecie.

Linnetwestchnęła.Matcespodobałbysiężartofregaciekotwiczącejprzypirsie.

Zaśmiałabysię,musnęłatwarzuperfumowanądłoniąipomknęłanaspotkaniezjakimśprzystojnym
kochankiem,awjejoczachwciążtańczyłobyrozbawienie.

Linnetoderwałapalceodsrebrnejszczotkiiuniosłagłowę.Rosalynuśmiechnęłasiędoniejzportretuna
ścianie.

Linnetodpowiedziałauśmiechem.Wiedziała,żenajejpoliczkachtworząsiędokładnietakiesame
dołeczkijakumatki.Matakiesamelokiobarwiepłomiennychpierwiosnków.Takiesamebłękitneoczy,
takiesamekapryśnewiśnioweusta,takiesame...

Wcalenietakiesame.

Och,miałamatkiwdzięk.Wiedziała,żepotrafikusićmężczyznspojrzeniemtaksamojakona,iżeprawie
wszyscypatrząnaniąlekkooszołomionymwzrokiem.Zenobiamówiła,żeto„rodowyuśmiech"iżejest
ichnajwiększymskarbem.TylkożeLinnet...

Nigdynieodważyłasięnanicwięcej.Prawdęmówiąc,nielubiłasięnawetcałować.Pocałunkibyły
mokreizaślinione...ślinabyłatakaobrzydliwa.

Zawszesobiewyobrażała,żepewnegodniadosalibalowejwejdziejakiśmężczyznaionaodrazu
będziewiedziała,żejegopocałunkidasięjakośwytrzymać.Alejaknarazienikogotakiegoniespotkała,
przezcałysezon.Właśniedlategozdecydowałasięnaflirtzksięciem.

background image

Dziewczyna,któraflirtujezksięciem,niemusijużflirtowaćznikiminnym.Wszyscywiedządlaczego,i
niktnietraktujejejjaknieuprzejmejdziwaczki.Pozatymodczasudoczasurzucałamłodzieńcom
zachęcającespojrzenie,żebynadalsiękołoniejkręcili.Czułasięwtedyjakaktorkanascenie...jak
Zenobia.

Ktobypomyślał,żeona,jedynacórka,nieodziedziczypomatcejejnajważniejszejcechy,określającej
całąRosalyn?

Ajednaktaksięstało.

Wcaleniepragnęłamężczyzn.Więcej,wogólejejsięniepodobali.

Byliduzi,owłosieniibrzydkopachnieli.Nawetojciec,któregoprzecieżkochała,zachowywałsięjak
dzieciak.

Ciąglemarudził,narzekałibyłpoprostunieznośny.Wszyscymężczyźnibylitacy.Jakdzieci,zupełniejak
dzieci.

Czymożnapragnąćkogośtakiego?

Usłyszaławmyślachsłowamatkiiodpowiedziałajejzirytacją-wyposażenijakogieryczyteżnie,
wszyscybyliżałośni.

Naglecośjejprzyszłodogłowy.Jeślihrabiabyłniesprawny,toznaczy,że...

Byłniesprawny.

Niemusielibysięcałować.Niemusiałabyznosićtegowszystkiego,cowiązałosięz„wyposażeniem
ogiera".Samamyślotym(dziękujęci,mamo!)przezdługielatanapełniałająwstrętemiprzerażeniem.

Wystarczyudawać,żejestwciąży,wyjśćzategoczłowieka,apotempowiedzieć,żestraciładziecko.

Niespotkałajeszczemężczyzny,któregonieudałobyjejsięswoimwdziękiemułagodzić.Wkońcuuczyła
siętegoodprawdziwejmistrzyni.Matkazawszepotrafiłaugłaskaćojca,nawetwtedy,gdywyrzuciłz
domunauczycielafrancuskiego,któregozatrudnionodlaLinnet,alboprzegnałgachazeswegonowego
łóżka.

Prawdęmówiąc,tenargumentprzemawiałnakorzyśćmałżeństwazPiersem.Wiedziała,żenigdygonie
zdradzi,aprzecieżmężczyznawjegostaniemusisięliczyćztakąmożliwością.

Lepszażonanapewnomusięnietrafi-pięknaicnotliwazarazem.Gotowymateriałnaświętą,nic
dodać,nicująć.

Wstałairozejrzałasiępobuduarze.

-Tęsknięzatobą-powiedziaładoroześmianejkobietynaportrecie.-Straszniezatobątęsknię.

Nadźwięktychsłówsercesięwniejścisnęło,więcwybiegłazpokoju.

background image

6

Przykolacjiojciecstwierdził,żeksiążęWindebankrzuciłsięnajegopropozycjęzentuzjazmem
niegodnymarystokraty.

-Bezwątpieniajużotobiesłyszał.Zenobio,miałaśzupełnąrację.SkandalikzLinnetniezrobiłnanim
specjalnegowrażenia.Możnapowiedzieć,żebyłnimzachwyconywcichościducha.

-Linnetzwróciłanasiebieuwagętowarzystwanadługoprzedtympechowymwieczorem-stwierdziła
Zenobia.

-Toprawieniedowiary,alebardziejinteresowałogowykształcenieLinnetniżjejuroda.Powiedziałem
mu,żewietyle,ilekażdamłodapanna,iżejestnajmądrzejsząkobietą,jakąznam,itogozadowoliło.
Niemampojęcia,dlaczegonieożeniłsięponownie.JegożonauciekładoFrancjiwielełattemu,
prawda?Zabrałasynazesobą.

-BotobyłaFrancuzka.Rozwiódłsięznią-wyjaśniłaZenobia.-Plotkowano,żeodzyskaniewolności
kosztowałogodwatysiącefuntówsterlingów.Alenieskorzystałzeswobody.-Pokręciłagłową.-Do
tegoczasumógłbymiećcałytłumspadkobierców.

-Niepodobamisiętajegofascynacjarodzinąkrólewską-mruknąłlordSundon.Kompletnieoszalałna
punkciemonarchii.Tłumaczyłmi,żejegopraprababkazestronyojcabliskoznałaHenrykaVIII.

-Tego,którymiałsześćżon?-spytałaLinnet.

-Iwszystkiekazałpomordować-stwierdziłaZenobiazsatysfakcją,gestykulującwidelcem.-Zupełnie
jakSinobrody,tylkożetosiędziałowrzeczywistości.

-Wkażdymrazie,Windebankaniezmierniecieszy,żewjegożyłachpłyniekrewTudorów,ateraz
dołączydoniejkrewdynastiihanowerskiej,dziękinaszejLinnet.

Wicehrabiabyłwznacznielepszymhumorzeniżrano.

-Wszystkodobre,cosiędobrzekończy-powiedział,dopijającwino.-Kiedyśbędziemysięśmiaćztej
całejhistorii.

Linnetjakośniepotrafiłasobietegowyobrazić.

-Rozumiem,żeposłałaśksięciuliścik-spytałająZenobia.Skinęłagłową,choćwcaletegoniezrobiła.

-ZobaczęsięznimdziśwVauxhall-zapewniła.Wrzeczywistościzaplanowałamiłądrzemkęw
powoziepodczasrundywokółLondynu.

-WVauxhall?-spytałaZenobiazpowątpiewaniem.-Jestwprawdziedośćciepło,aletodziwnywybór.
Powiniencięraczejzabraćdojednejzkrólewskichrezydencji.

-Pewniezabierze-odpowiedziałojciec.-Tylkopamiętaj,maszranowrócićdodomu.Windebankchce

background image

sięztobązobaczyć.Powiedziałemmu,żechcemycięjaknajszybciejwysłaćdoWalii.Niemasensu
tkwićdłużejwLondynie.

Wprawdziewichrodzinietomatkabyłauosobieniemwszelkiejsromoty,aleterazLinnetwydałosię,że
ojciecbył

równienieprzyzwoity,tylkoinaczejtookazywał.Szczerzemówiąc,byłbardziejprostacki.

-Wydajemisię,żebardzodobrzenatymwyjdziesz-mówił.-PrzecieżAugustitakbysięztobąnie
ożenił.Apozanimżadeninnyksiążęniejestkandydatemnamężawtymroku.ZatoMarchantzczasem
odziedziczyksiążęcytytuł.

-Mogłatrafićlepiej,bocotozapożytekztakiegomężczyzny-odparłaZenobia.-Rozumiem,żeksiążę
dostanieodkrólaspecjalnązgodęnaślubsyna?

Wicehrabiaskinąłgłową.

-Naturalnie.Przyniesiejątujutro.DziśzsamegoranawysłałposłańcadoWalii,żebyuprzedzićsyna.Na
ogół

ludzienieżeniąsiętaknagle,żeniewspomnęodziecku.

-Trzebajaknajszybciejdoprowadzićdotegomałżeństwa-podkreśliłaciotka.-Nawypadek,gdybyta
dzisiejszaschadzkawVauxhallnieprzyniosłaspodziewanegoefektu.

-Askorojużotymmowa...-zacząłojciec.

NadźwiękjegogłosuLinnetzesztywniała.Wiedziała,ocomuchodzi,słyszałatojużmilionrazy.

-Tato,niemożeszmniewysłaćdoWaliibezprzyzwoitki!-wykrzyknęłaoburzona.

-Przykromiprzypominaćcitębolesnąprawdę,aleodtejporyniebędzieszjużpotrzebowała
przyzwoitki-

powiedział.-Choć,jeślitakbardzocinatymzależy,możeudamisięprzekonaćpaniąHutchins,byci
towarzyszyła.

Zenobiazmrużyłaoczy.

-Czychceszprzeztopowiedzieć,Corneliusie,żezamierzałeśposłaćcórkędotejdzikiejWaliibez
żadnejopieki?

-NiemogęterazwyjechaćzLondynu-zacząłsięwymawiać.

-Będęsięczułanieswojo,wyruszającwtakdługąpodróżzupełniesama,tymbardziej,żejadęna
spotkaniezBestią

-włączyłasięLinnet.Mówiłalekkim,leczstanowczymtonem,takim,jakiegoużyłabymatka.Iżeby
przypieczętowaćsprawę,zmierzyłaojcawzrokiemwsposób,któregonauczyłasięodciotki.

background image

-HrabiaMarchantpadłofiarąpomówień-wyjaśniłwicehrabia.-Jegoojciecwszystkomiopowiedział.
Jakwiadomo,jestdoskonałymlekarzem.Pamiętaciepewnie,żejegomatkauciekłaznimdoFrancji.
Skończyłtamuniwersytet,potemwróciłdoAnglii,skończyłOksfordizostałczłonkiemKrólewskiego
TowarzystwaLekarskiegowwiekudwudziestutrzechlat,cosiędotądnigdyniezdarzyło.Potem
wyjechałdoEdynburgaiczymśsiętamzajmował.Możezresztątobyłowcześniej,przedtym
Towarzystwem...

-Corneliusie-ucięłaZenobia.-Jesteśpodłymtchórzem.

-Wcalenie!-zaprzeczyłwicehrabia.-MamwLondynieważnesprawydozałatwienia.Jakwiesz,
zbierasięniedługoIzbaLordów,ajajestemjejważnymczłonkiem.Bardzoważnym.Mójgłosjesttam
niezbędny.

-Jesteśpodłymtchórzem-upierałasięZenobia.-ZanicniechceszspotkaćsięosobiściezBestią,
chociażwysyłaszdojegosamotniswojącórkę,którajestwdodatkuciężarna,ichceszmująoddaćza
żonę.

PotychsłowachLinnetzaczęłasięczućjakjednazdworekkrólaArtura.Wszystkietepannyprędzejczy
późniejpadałyofiarą

jakiegośgada,którydusiłjewswychwężowychskrętach.Ciotkainstynktowniezmieniałakażde
wydarzeniewmelodramat,choćtrzebaprzyznać,żeakurattahistoriaświetniesiędotegonadawała.

-Oddajeszswojącórkęnałaskęiniełaskęjakiegośdzikusa!-GłosZenobiinabrałdramatycznego
wyrazu.

Odziwo,wicehrabiasięniepoddał.

-Zdecydowałem,żeniepojadędoWalii.

Linnetznałatennaburmuszonyton.Oznaczał,żeojciecrzeczywiściesięnieruszyzLondynu.

-Dlaczego?-spytała,uprzedzającZenobię.

-Niebędęhandlowałwłasnymdzieckiem-huknąłwodpowiedzi.-Byłemrogaczem,toprawda,alenie
zamierzamzostaćstręczycielemmojejjedynejcórki!

-Jużnimsięstałeś!-warknęłaLinnet.-Sprzedałeśmniedzisiejszegopopołudnia,kłamiącnatemat
dziecka,któregowcaleniepoczęłam.

LordSundonzacisnąłszczęki.

-Twojamatkanigdynieodezwałasiędomniewtakisposób.

Toprawda.Linnetniepamiętałaanijednejsytuacji,wktórejgłosRosalynstraciłbysłodki,dźwięczny
ton.ZatoLinnetażskrzeczałazezłości,którejniepotrafiłaukryć.

-Przykromi,aletonmojegogłosuniezmienifaktów.

background image

-Faktysątakie,żekażdadziewczynajesttowarem,któryupłynniasięwtakiczyinnysposób-
stwierdziłaZenobia.

-Alenaprawdęuważam,żepowinieneśpojechaćzLinnet,Corneliusie.Cobędzie,jeśliMarchant
spojrzynatębiedaczkęizmiejscaodmówipoślubieniajej?

-Nieodmówi-odpowiedziałSundonbezemocji.-Wszyscywiemy,że...

WtymmomencieotworzyłysiędrzwiipojawiłsięwnichTinkle.

-JegoWysokośćksiążęWindebankprosiowybaczeniezatakwczesnąwizytę.

-Otejporze?-zdziwiłsięwicehrabia.

-Czekaprzeddomem?-spytałaZenobia.

Okazałosię,żeksiążęnaprawdęsiedziwpowozie,czekając,ażlordSundonznajdziedlaniegowolną
chwilę.

-Wprowadźgo-poleciłwicehrabiaizwróciłsiędoLinnet:-Założęsię,żeniemógłsiędoczekać
spotkaniaztobą.

-Przecieżniemożemnietakzobaczyć!-zaniepokoiłasię,patrzącwdółnaswojąszczupłątalię.-Wtej
sukniwcaleniewyglądam,jakbymnosiłapotomkakrólewskiegorodu.

-Powiedziałemmu,żeprawienicniewidać-uspokoiłjąojciec.-Poprostuszybkousiądź.Przyjmiemy
gowróżanymsalonie.

KsiążęWindebankmusiałmiećconajmniejsześćdziesiątkę,alewyglądałdużomłodziejibyłbardzo
przystojny.

Miałkrólewskiprofil,godnywybicianamonetachijakżeodpowiednidlajegopozycjispołecznej.To
musiałabybyćrzymskamoneta,orzekłaLinnet.

-PannoThrynne-powiedziałzukłonem.-Jestpanitakpiękna,jakmimówiono.

Linnetzłożyłaukłonidealniezgodnyzkanonamidobregowychowania.

-Jestemzaszczycona,WaszaWysokość.

-Pozwoliłemsobieniepokoićwasotejgodzinie-zwróciłsiędoojcaiciotkiLinnet-ponieważ
postanowiłemosobiścietowarzyszyćpannieThrynnedoWalii.Mójsynjestwspaniałymmężczyzną,
naprawdęwspaniałym.

Umilkł.

-Alepodobnołatwounosisięgniewem-uzupełniłaZenobia,posyłającmuwłasnąwersjęrodowego
uśmiechu.-

background image

Proszęusiąść,WaszaWysokość.

Pomimomłodzieńczegowygląduksięcia,gdysiadał,jegostawyzatrzeszczały,jakkrzesłozbytdługo
zostawionenadeszczu.Spojrzałnagleczujnymwzrokiem.

-Omoimsynukrążywielepomówień.

-Proponuję,żebyśmypominęliwstępneuprzejmości-odpowiedziałaZenobia,troskliwieukładając
fałdysukni.-

Przecieżjużniedługobędziemyrodziną.LordMarchantmożebyćzaskoczony,anawetwstrząśnięty
przyjazdempannymłodej,więcwydajemisięnaturalne,WaszaWysokość,żepragniesztowarzyszyć
naszejkochanejLinnet.

-Więcwszystkojestustalone-przytaknąłojciec,rezygnując

zwszelkichpozorówniezadowolenia.

KsiążęspoglądałtonaZenobię,tonawicehrabiego.

-CzypannaThrynnepojedziezdamądotowarzystwa?Możezpanią,ladyEtheridge?

-Niematakiejpotrzeby-odparłapogodnieZenobia.-ReputacjaLinnetjestitakzrujnowana.Niewarto
pilnowaćpustejstajni,jaktosięmówi.ChybażechceszzabraćzesobąpaniąHutch-ins,kochanie?-
zwróciłasiędoLinnet.

Linnetprzeniosławzrokzojcanaciotkę,czującznajomybólwokolicyserca.Stary,znajomyból,z
którymłatwobyłosobieporadzić.

-Niematakiejpotrzeby-odpowiedziała.-Zapozwoleniem,WaszaWysokość,wolęjechaćsama,
naturalniezmojąpokojówką.Ciociamarację,przyzwoitkaniejestmijużpotrzebna.

Książęskinąłgłową.

-Proszęwybaczyć-dodała,wstając.-JestemumówionawogrodachVauxhall.

Panowiewstali,podobniejakZenobia,którateatralnymgestemprzyjęłapomocksięcia.

PochwiliLinnetsiedziałajużwrodzinnympowozie,poleciwszystangretowiStubbinsowi,byobwiózłją
poLondynie,nieważnektórędy.Niechjejrodzinapozostaniewcałkowiciebłędnymprzekonaniu,że
LinnetspędzaczasnagorącejschadzcezksięciemAugustem.

Wyglądajączpowozu,uświadomiłasobienagle,żebyćmożejużnigdyniewrócidoLondynu.Zaoknem
ciągnęłysiędługieszeregiszarych,ponurychdomów,pokrytychgrubąwarstwąwęglowegopyłu.

Oznaczałoto,żeniezobaczyjużojca,którynigdynieopuszczałmiasta.AniciotkiZenobii,która
wyjeżdżałajedynienanajbardziejbezecneprzyjęciawwiejskichposiadłościach.

Wtymmomenciewcalejejtoniezmartwiło.

background image

7

Trzypowozypodeskortąośmiuosóbzesłużby,wioząceLinnetiksięciaWindebank,dotarłydoWaliiw
dwatygodniepóźniej.Ponieważksiążęprzykażdymposiłkuporuszałtylkojedentemat-swegosyna-
Linnetwiedziałajużonimtyle,żesamamogłabyspokojniezaprotegowaćgodoKrólewskiego
TowarzystwaLekarskiego.Toznaczy,gdybyniebyłjużczłonkiemtejszacownejorganizacji.

PokilkupierwszychdniachnieustannegogadulstwanatematPiersaLinnetzrezygnowałaztowarzystwa
księciawpowozie,tłumacząc,żejejstan,wpołączeniuzkołysaniempowozu,wywołujeuniejnudności.

Okazałosięwtedy,żemożesięwygodnieułożyćnapoduszkachksiążęcejkolasy.Ponieważmiałażelazny
żołądek,przezcałąpodróżoddawałasięlekturze,zzadowoleniempogryzającjabłkozajabłkiem,
wyciągniętajakdługanasiedzeniupowozu.

Waliaoglądanazokienkolasybyłazielona,tąciemną,pełnążywotnościzielenią,którapachniewiatremi
wodą.

Nigdyprzedtemnieczułazapachumorza,aleinstynktnatychmiastpodpowiedziałjej,cotojest.
Przywodziłnamyśldzikość,ryby,swobodęibudziłmarzeniaopodróżachnanieznanewyspy.

Kiedyniewpatrywałasięwmorze,rozmyślałaotymdzikim,genialnymlekarzu,zaktóregomiała
niedługowyjść.

Wedługojca,niezasłużenienazwanogoBestią,bozbytszorstkotraktowałospałychkolegówmedyków.

-Lekarzetodurnie-klarowałjejzpowagąWindebank.Weźmynaprzykładgorączkę.Pierśodkrył,że
puszczaniekrwiprzy

podwyższonejtemperaturzeciałajestzabójczedlapacjentów.CzłonkowieKrólewskiegoTowarzystwa
walczyliznimdoupadłego,ażwkońcuprzedstawiłstatystykizgonówiporównałjezwynikamileczenia
szanowanegomedykaKetelaera.Ketelaerstraciłwszystkichpacjentówzwyjątkiemtrzech,auPiersa
zmarłtylkojedenpacjent,przytejsamejliczbiechorych.

Takwięcmiaławyjśćzageniusza.Wyglądałonato,żePierśłatwowybuchagniewem,gdymusięktoś
sprzeciwia,aleonabyłapewna,żedasobieznimradę.

Przedsamymprzyjazdemdozamkuowinęłasięwtaliikawałkiempłótna,bysiępogrubić,iprzejrzała
sięwlustrze.

Pomijająckibić,wyglądałajakprawdziwaksiężniczkazbajki:ogromne,błękitneoczy,czerwonozłote
loki,pięknacera.Itenrodowyuśmiech.

Uznała,żewystarcządwatygodnie,bynarzeczony(amożejużmąż)rozkochałsięwniejbezpamięci.
Potemprzyznamusię,

żeniejestwciąży.

background image

Zamekzbudowanonanadbrzeżnychskałach,powozywięczaczęłysięwspinaćpodgórę.Zlewejstrony
wschodziłożółtesłońce,wróżącupalnydzień.

-Cieszsiętąsłonecznąpogodą-zapowiedziałksiążę.Ostatniegodniapodróżyzaprosiłagodoswego
powozu.-

Obawiamsię,żeWaliatodeszczowakraina.Byłbymwdzięczny,mojamiła,gdybyśnamówiłamegosyna
doprzeprowadzkidoLondynu.Mógłbytamzdziałaćbardzowieledobrego.Oczywiście,niesugeruję,
żebyotworzył

normalnąpraktykęlekarską.PrzecieżbędzieparemAnglii.Alemógłbykonsultowaćnajciekawsze
przypadki.

Książęopisywałswegosynawsposób,którywydawałjejsiętrochędziwny.Jakbyniezbytdobrzego
znał,choćtowydawałosięniemożliwe.

Gdyzamekbyłjużblisko,Linnetzciekawościąwyjrzałaprzezokno.Naskałachwznosiłasiępotężna
budowlazjasnoszaregokamienia,bronionaczteremaalbopięciomawieżami.

-Czyjestbardzostary?-spytała.

-Nawetstarożytny-odparłksiążę,równieżspoglądającwokno.-Należydorodzinyodwielupokoleń.
Jedenzmoich

przodkówwygrałgowpikietę.Pierśmusiałprzeprowadzićcałkowityremont,boodwiekównikttunie
mieszkał.

Powozyprzejechałyprzezbramęizatrzymałysięnadziedzińcu.

-O,jesteśjuż,Prufrock-powiedziałksiążę,zeskakującnabruk.

Majordomuswyglądałbardzomłodojaknaswojestanowisko.Miałokołotrzydziestki,achudybyłjak
bocian.Jegoskóramiałakolormlecznejherbaty.

-WaszaWysokość-skłoniłsięPrufrock.

PotemprzeniósłwzroknaLinnet,którawłaśniewysiadałazpowozuzpomocąjednegozesłużących.
Wyraźnienienauczyłsięjeszczeprzybieraćnieruchomejmaskilokaja,boszerokootworzyłoczy,ajedna
brewpodjechałamudogóry,przydającjegotwarzynieoczekiwanegowdzięku.

-TojestPrufrock-przedstawiłgoksiążę.-AtopannaThrynne,narzeczonamojegosyna.Pierśpewnie
cięuprzedził

onaszymprzyjeździe.

Prufrockwprowadziłichprzezwielkieodrzwiadoogromnejsienizeschodamiprowadzącymidogóry
poobujejstronach.DrzwibyłygrubościdłoniLinnetiprzetrwałynapewnoniejednooblężenie.

-Gdzieznajdziemymojegosyna?-spytałksiążę.Wjegogłosiebrzmiałnowyton-jakbyztrudem

background image

powstrzymywał

radość,cotrochęzdziwiłoLinnet.

Zdjęłakapeluszipelisęipodałajemłodemulokajowi.

-LordMarchantjestwzachodnimskrzydleinaturalniewieoprzybyciuWaszejWysokości-
odpowiedziałPrufrock.

-Posłałemdoniegolokaja,gdytylkodojrzeliśmywaszepowozy.Pewnieniedługoprzyjdzie.Jeślipanna
Thrynnechcesięodświeżyć,zaprowadzęjąwrazzpokojówkądojejpokojów.MożeWaszaWysokość
takżezechceodpocząć?

-Bzdura-odparłksiążę.-Wyjechaliśmyzgospodyledwiedwiegodzinytemu,możenawetpóźniej.
Pacjencisąnatrzecimpiętrze,prawda,Prufrock?

-Tak,ale...

Książęruszyłprzedsiebie.Potemzawahałsię,odwróciłichwyciłrękęLinnet.

-Pójdziemyrazem-powiedziałpodnosem,jakbydosiebie.Zanimzdążyłasięodezwać,byliwpołowie
schodówzlewejstronysieni.

-WaszaWysokość-sapnęła,unosząckrajsukni.

-Dalej,chodźmy-ponaglałją.Odchwili,gdyznaleźlisięwzamku,zachowywałsięjakczłowiek
ulegającyjakiejśprzemożnejsile.PociągnąłLinnetwgłąbkorytarza.

Linnetztrudemdotrzymywałamukroku,ajejsercetłukłosięwpiersicorazszybciej.Zachwilęspotka
tegodziwaka,któregomapoślubić.Stworzyłasobiewwyobraźnijegoobraz:Wysoki,chudy,
przechylonynabokzpowodukalectwa,ztwarząściągniętąbólem,aleemanującąniezwykłąurodą,jaką
niewątpliwieodziedziczyłpoojcu.

Skręcilizaróg.Dojejuszudotarłyjakieśgłosy.Książęjeszczebardziejprzyspieszyłkroku,ciągnącjąza
sobą.

Drzwinakońcukorytarzabyłyotwarteiksiążębezwahaniawszedłdośrodka.

Znaleźlisięwsalizsześciomałóżkami,wktórychleżelipacjenci.Nadchorympolewejstroniedrzwi
stałagrupkamężczyzn.Książępuściłjejramięipostąpiłkrokdoprzodu.

-Pierś-powiedziałschrypniętymnagległosem.

Żadenzmężczyznnawetnieodwróciłgłowy.Bylimłodzi,prawdopodobniestudenci,uważniewpatrzeni
wchorego.

-Uczyich-szepnąłksiążę.

Linnetprześliznęłasięwzrokiempoichtwarzachinieomylnierozpoznałaswegonarzeczonego.

background image

-Gorączkaprosówkowa.Wysokatemperatura,wysypka,dreszcze.-Mówiłzniezachwianąpewnością,
autorytarnie.

-Wypryskipojawiłysięnatrzecidzień,costanowiostatecznydowód.

Miałdłuższypodbródek,niżsobiewyobrażała,alepozatymbyłdoskonaływkażdymcalu:gładkieblond
włosy,wyjątkowyintelekt,szczupłasylwetka,aroganckiespojrzenie.

PewniedlategoprzezwanogoBestią.Przeztoaroganckiespojrzenie,któremówiło,żeuważasięza
mądrzejszegoodwszystkichzebranych.TylkożeLinnetdostrzegławnimdobroć,którazadawałakłam
przezwisku.

Byłdoskonaleubrany.Szczerzemówiąc,niespodziewałasię,żewWalii,albogdziekolwiekpoza
Londynem,zobaczykogośwtakeleganckimporannymsurducie.Jejojcieczpewnościąbymu
pozazdrościłtakiegoubrania,atobardzowieleznaczyło.

Młodyczłowiekstojącypoprawejstroniełóżkaodezwałsięzwahaniem:

-Huxhamtwierdzi,żewysypkamożepojawićsięsiódmego,dziewiątegoalbojedenastegodnia.

-Zmojegodoświadczeniawynika,żejednaktrzeciego-odparłjejnarzeczonygłosemjakbystworzonym
douspokajaniaprzerażonychpacjentów.Przezchwilęzastanawiałasię,skąduniegotenfrancuskiakcent,
aleprzypomniałasobie,żeprzecieżmieszkałzmatkąweFrancjiprzezwiększączęśćżycia.

-Twojedoświadczenienicnieznaczy-warknąłjakiśniewdzięcznystudent,któregoniebyłowidaćzza
innychmężczyzn.-PodobniejakHuxhama.Tenczłowiekporuszasiępoomacku.Równiedobrzemógłby
powiedzieć,żewypryskipojawiająsięnanowiuksiężyca.Traktujetowszystkojakczarnąmagię.

-Wysypcetowarzyszyłopogorszenienastrojuistanylękowe-odparłjejnarzeczonyzlekkąnaganąw
głosie.-Lobbwyraźniewspominaotychobjawachwzwiązkuzkrostamiprosówkowymi.

-Atybyśsięniezałamał,gdybyśsięobudziłcałypokrytyobrzydliwymiwypryskami?-spytałczyjś
szorstkigłos.

Książęprzesunąłsięnieco,bydostrzec,ktotopowiedział,apotemsięuśmiechnął.Linnetspochmurniała,
gdyzrozumiała,cowywołałotenuśmiech.

-Hejty,wtymłóżku,czynieczujeszsięprzygnębiony,anawetzałamany?Tawysypkamożeprzecież
oznaczać,żektościjużkopiegrób!

-Thak...-odezwałsiępacjent.

-Bardzozabawne-odpowiedziałniewidocznymężczyzna.-Spytajciego,jakikolormaniebo,dobrze?

Niktnieodezwałsięanisłowem.

-Nieeski-mruknąłpotulniepacjent.Nastąpiłwybuchśmiechu.

-Jesteśosioł-stwierdziłblondyn.Linnetbyłategosamegozdania.Jakmożnatakbrutalnieżartowaćz

background image

umierającego?

WtymmomenciegrupamłodychlekarzyniecosięprzesunęłaiwkońcuLinneitdostrzegłaautoratych
wszystkichokropnychuwag.

-Osłemjestten,ktodiagnozujepacjenta,niezadającmuanijednegopytania.Przecieżtenpacjentma
zesztywniałyjęzykidlategotawargataksięzabawnieukłada.Możejęzykjestwyschnięty,może
spuchnięty.Takczyowak,niejesttodobryznak.Jeślijestwyschnięty,rzeczywiściemożetobyć
gorączkaprosówkowa.Acosugerowałbyspuchniętyjęzyk?

Napierwszyrzutokatenordynuswydałjejsięwysoki,anawetpotężny.Blondynbyłwysokiiszczupły,
aletamtenbyłjeszczewyższyiowielemocniejzbudowany.Samemięśnie,pełnedrapieżnejsiły,która
wydawałasięnienamiejscuprzyłożuchorego.Takiczłowiekpowinienraczejprowadzićhordy
wikingówdoboju...szalećjakdzikiwojownik...albocośwtymstylu.

Mężczyznawskazałnaklatkępiersiowąpacjenta,alenaglenamomentpodniósłgłowęiichspojrzenia
sięspotkały.

Jegotwarznatychmiastprzybrałakamiennywyraz.

To,cowjegoojcubyłopiękne,uniegobyłosurowe.Błękitneoczylśniłyjakskutelodem.Niewyglądał
nakulturalnegoczłowieka.Takiejtwarzyniktniechciałbyoglądaćnamonecie-anirzymskiej,aniżadnej
innej.

Wyglądałjakbrutal,jak...jakbestia..

SercedrgnęłowpiersiLinnet,kiedyprzesunąłwzrokiempojejtwarzy,apotempociele,jakbybyła
kolejnądiagnozowanąpacjentką.Potem,niestarającsiębyćuprzejmym,powiedział,nieodrywającod
niejwzroku:

-Togorączkaplamista,głupcze.Powinnosięgopołożyćwewschodnimskrzydle,aniewzachodnim,bo
jużniezakaża.

Powinieneśnadalodpiłowywaćludziomkończyny,bodiagnozujeszzupełniebezsensu.Apotemdodał:

-Patrzcie,kogomytumamy!Ojcunaprawdęudałosięściągnąćniewiastępiękniejsząniżsłońcei
księżyc!

Wjegogłosiezadźwięczałcieńpogardy,którysprawił,żeLinnetwyprostowałasięsztywno.

-Pierś-zmitygowałgoksiążę

BezlitosneoczyjegosynaprzesunęłysięztwarzyLinnetnaksięcia.

-Przyjechałteżmójkochanytatuńcio.Cozawspaniałaniespodzianka!Wiecieco,chłopcy?

Lekarzebezwstydniegapilisięnanią.WodróżnieniuodhrabiegozareagowalinawidokLinnetcałkiem
normalnie.

background image

Wystarczyłjejjedenrzutoka,bysięotymprzekonać.

-Żenięsięwłaśnie-obwieściłPierś.-Zkobietą,którawyraźniemarzyotym,byzostaćksiężną.Ale
mamszczęście,co?

Podszedłdonich,omijającłóżko.

Linnetpowstrzymałasię,byniezrobićkrokuwtył.Uświadomiłasobiezprzerażeniem,żejeśliteraznie
potraktujegojakrównegosobie,toprzezresztężyciabędziemusiałaznosićjegodocinki.

Zdecydowaniewyglądałnaczłowieka,którylubisięznęcaćnadsłabszymiodsiebie.Podszedłdonieji
stanąłbardzoblisko,bynadniągórować.Chciał,żebysięgoprzestraszyła.

-Mójojciecpoinformowałcię,żezamierzamżyćrówniedługo,jakkażdynormalnyczłowiek?-spytałz
niesmakiemwgłosie.

-Niewspominałotym-odparła,zadowolona,żeniedrżyjejgłos.Ledwieskrywanapogardawjego
oczachsprawiła,żeLinnetnapięłasięjakstruna.-Naszczęściezzamiaramiróżniebywa-dodała.-
Zawszepozostajenadzieja.

-Jarzadkozmieniamplany.Niechciałbym,żebyśfatygowałasiętakikawałdoWaliitylkodlatego,żeś
sięspodziewałaujrzećmnienakatafalku.

-Książęsporomiopanuopowiedział,aresztędopowiedziałamsobiesama,poznawszypańskąreputację
-odparła.

Znowuprzesunąłwzrokiempojejsylwetce.

-Bardzociekawe.Szkodatylko,żemniezapomniałpowiedziećokilkusprawach.

Linnetzwróciłasięwstronęksięcia.Przecieżmusiałwspomniećwliścieodziecku-odziecku,które
jakobymiałaurodzić?Marchantwyraźniezatrzymałwzroknajejpogrubionejtalii.

Aleksiążęwpatrywałsięwswojegosynajakgłodomórwkonfitury.Zdajesię,żegraszłaowiększą
stawkę,niżjejsięwydawało.

-Aty,panie,musiszchybabyćmoimojcem-ciągnąłMarchanttonem,którybynajmniejniezdradzał
radościzespotkania.

-Takjest-zająknąłsięksiążę.-Jestemnim.Zapanowałakrępującacisza.Marchantwyraźnienie
zamierzałsięodzywać,aksiążęniemógłzebraćsięnaodwagę.

-Teraz,kiedywiemyjuż,ktojestkim-oświadczyłaLinnetpromiennymgłosem-zejdźmymożenadółi
dajmychwilęspokojupańskiemunieszczęsnemupacjentowi.

Choryoparłsięnałokciuizfascynacjąobserwowałrozgrywającąsięprzednimscenę.

-Nieprzeszkadzajciesobie-wybełkotałledwiezrozumiale.Marchantprzeniósłwzroknanią.

background image

-Pięknaitakapogodna.OmójBoże,janaprawdęmamszczęście.

-Takieuroczerodzinnespotkaniazawszebudząwnasnajlepszeuczucia,prawda?-Odwróciłasięi
ruszyławstronędrzwi.Wproguzatrzymałasięijeszczerazodwróciła.Dokładnietakjaksię
spodziewała,wszyscymężczyźnigapilisięnaniąotwarcie,włącznie-sercezabiłojejzzadowolenia-z
jejnarzeczonym,niewspominającopacjencie.

-Doktorze?

-Zdajesię,żemuszęodegraćswojąrolę-odpowiedział.Nagleuświadomiłasobie,żecałyczas
wspierałsięnalasce,którązaciskałwprawejdłoni.Patrzyła,jakidziewjejstronę.Dziwne,ale.

jegopotężneciałoporuszałosięzupełnieinaczej,niżtosobiewyobraziła,gdypowiedzianojej,żeutyka.

Skradałsięjakranny,dzikilew,rozdrażnionyzadanąmuranąiprzeztojeszczebardziejgroźny.

-Niemówmitylko,żeJegoWysokośćzapomniałpowiedziećci,żetwójprzyszłymążjestkaleką-
rzucił,gdybył

jużprzydrzwiach.Minąłojcaobojętnie,udając,żeniewidzijegodłoni,którauniosłasięnapowitaniei
pochwiliopadła.

Linnetpostanowiłaniekorzystaćnaraziezrodowegouśmiechu.

-Owszem,wspomniałotym-odparła.-Możeniepowinnambraćpanapodrękę,żebypannieupadł?-
spytała,jakbyniezauważyła,żewcaleniepodałjejramienia.Zmrużyłoczy.Obojewiedzieli,żejest
potężnyjakdąbiżejejdłońnajegoramieniuniebędziemuciążyła.

-Ostrograsz-powiedział.

-Zgaduję,żecitrzejmłodzipanowietopańscystudenci?-zagadnęła,gdyszlikorytarzem.Zanimiksiążę
wymieniał

powitalneuprzejmościzpozostałymilekarzami.

-Aha,umieszliczyćdotrzech-odparłzaprobatą.-Todobrzewróżynaszemupotomkowi.

-Aja,naiwna,myślałam,żeniebędziemymielidzieci.

-Prawdąjest,żeodpowiedzialnośćzatospoczniecałkowicienatwoichbarkach-powiedział,
poruszającsięwpłynnymrytmie,jakbysięskradał.Wyprzedziłją.-Choćmuszęprzyznać,żeojciecw
liściesugerował,żepodtymwzględemokazałaśsięmniejopieszała,niżsięwydaje.

Niechciałabiec,bydotrzymaćmukroku.Tobybyłonajgorsze.Byłwyraźnieprzyzwyczajonydotłumu
młodychlekarzydepczącychmupopiętach.

Odwróciłgłowę.

-Słyszałaś,copowiedziałem?

background image

-Niestety,naswojenieszczęście-odparłasłodko-nierozumiem,coznaczysłowo„opieszała",więc
ominąłmniepańskiniewątpliwykomplement.

-Mówiłemotymochłapkukrólewskiejkrwi,któryjakobynosiszwłonie-warknął.

Linnetspojrzałaprzezramię.Księciaanilekarzyniebyłowidać.

-Noicoztego?Zatrzymałsię.

-Wtymbrzuchuniemadziecka,pannoThrynne.Poduszka,którąsiępaniobwiązaławpasie,wystarczy,
żebyoszukaćmojegoojca,aleniemnie.-Wzruszyłramionamiiposzedłdalej.

Linnetpopatrzyłanajegoplecyistwierdziła,żemusiukrócićtojegoprzyzwyczajeniedowyprzedzania
innych,bowprzeciwnymrazieprzezresztężyciabędziemusiałazanimbiegać.

-Czytozpowoduurazutakpanchodzi?-spytała,podnoszącgłos.

-Ajakcisięzdaje?Żedlaprzyjemnościzataczamsięjakpijanymarynarz?

-Niemiałamnamyśliutykania,aleto,żegnapankorytarzemjakdziewkakuchennazmykającaprzed
kucharzem.

Zamarłnamoment,apotem,kujejzdumieniu,wybuchnąłśmiechem,niecochrypliwym,jakby
zardzewiałym,bodługonieużywanym.

-Irytujemnieprzyglądaniesięcudzymplecom-wyjaśniła.

Jegooczyzalśniłyniezwykłymblaskiemwpółmrokukorytarza.Nieodziedziczyłurodypoojcu,ale
Linnetzaczęładostrzegaćwnimjegowłasnyurok.Byłprzystojny,choćbrutalnyidziki-wjegooczach
kryłasięmęskasiła.

-Psiakrew.Niespodziewałemsię,żebędziesztaka.

-Widaćniejestemrówniesławnajakpan-odpowiedziała,stającujegoboku.Niepodałjejramienia,
alemimotooparłananimczubkipalców,wnadziei,żedziękitemuniebędzietakpędził.

-Ztakąurodąsocjetanapewnopaniązauważyła.

-Acopanwieosocjecie?

-Nicanic-odparłiruszyłprzedsiebie.Nieskomentowałtego,żewzięłagopodrękę,alemimo
wszystkozwolnił

kroku.

-Chwilowocieszęsięraczejzłąsławąniżdobrą-stwierdziła,postanawiającwziąćbykazarogi.

-Zpowodudziecka,któregowcaleniepoczęłaś-zauważył.-Todziwne,zawszewydawałomisię,że
ludzieztowarzystwastarająsięraczejtuszowaćciążęniżjejbrak.Czytapoduszkatomiałbyćjakiś

background image

dowcip?

-Owinęłamsięniądopierodziśrano,dlapana-powiedziała.

-Jakudałocisięwykombinować,żewtejsytuacjimójojcieccisięnieoprze?Bardzointeligentnie
zagrałaśnajegoobsesjiprzedłużeniarodu.-Porazpierwszywjegogłosiezadźwięczałpodziw.

-Dziękuję-odparła.

-Szkoda,żecisiętonieudało.

Linnetpomyślałatosamo,aleuznała,żezanicsiędotegonieprzyzna.

-Och,amniesięwydaje,żedoskonaledosiebiepasujemy-odpowiedziała,tylkopoto,żebysięznim
podrażnić.

-Stukniętylekarz,którywrzeszczynawszystkich,czylija,iprzebiegłapiękność-toty-wkraczają,
kulejąc,wnoweszczęśliweżycie?Niewydajemisię.Chybaczytujeszzadużobajeczek.

-Aktomówi,żeumiemczytać?Przecieżledwiepotrafięliczyć,zapomniałeś?

Spojrzałnanią,aonaporazkolejnypostanowiłaniepoczęstowaćgorodowymuśmiechem.

-Zdajemisię,żemyliłemsięcodotwoichtalentów.Prawdopodobniepotrafiszdoliczyćdodziesięciu,
wtęizpowrotem.

-Och,jakmiłousłyszećcośtakiegoodsłynnegolekarza...iwogóle-zagruchała.

Kącikjegoustpowędrowałdogóry.

-Zdradźwięc,kiedyplanowałaśpoinformowaćswegomęża,żedzieckaniebędzie?

-Mogłamjeprzecieżstracić.

-Jestemlekarzem,niezapomniałaśprzypadkiem?

-Myślałam,żetylkochirurgiem.

-Jestemwszechstronny-odparłiprzyspieszyłkroku.

Zacisnęłapalcenajegoramieniu,czując,jaknapinamięśnie,byutrzymaćrównowagępomimoutykania.
Mocniejoparłsięnalasce.Spojrzałnaniązukosaizwolniłbezsłowa.

-Więcjednakjesteśchirurgiem-stwierdziłaipowtórzyłapytanie:-Czycimłodziludzietotwoi
studenci?

-Niemamstudentów-odparłzniesmakiem.-ZostawiamtakiezajęciadurniomzLondynu.Ci,których
widziałaś,tobeznadziejniidioci,którzyprzyjechalituchybatylkopoto,żebyzmienićmiżyciewpiekło.
Możezauważyłaśnajwiększegobaranaznichwszystkich,tegoblondynaprzepychającegosięprzed

background image

innych.Onjestnajgorszy.

-Chybajestzastarynastudenta-oceniła.

-ToSébastien.Mójkuzyn.Właściwiecałkiemnienajgorszychirurg.Podobnonawetpiszepodręcznik
chirurgii,aletaknaprawdętosięprzestraszyłiprzyjechałtu,żebysięukryć.

-Przedczym?

-Uznał,żeNapoleonzwariował.Wcalemnietoniedziwi.PozatymjestmarkizemLatourde1'Affitte,
więcwłaściwietocud,żeprzetrwałostatnichdziesięćlatiniestraciłtejswojejprzystojnejłepetyny.

Dotarlidoschodówwiodącychnaparter.

-Jeślichceszdalejtrzymaćmniepodrękę,przejdźnalewąstronę-poleciłMarchant.-Chociażw
zasadziemogłabyśzejśćztychschodówsamodzielnie.

Linnetprzeszłanalewo,tylkopoto,żebygoniecozirytować,itymrazemchwyciłajegoramięodspodu.
Tonawetjejsiępodobało,teprężącesięmięśnie.Poczułasięjakpogromcadzikiegozwierzęcia.Bestii.

-Zdajesię,żechceszmniewsobierozkochać-stwierdził.

-Czemunie.

-Ileczasusobiedajesz?-Wjegogłosiebrzmiałoautentycznezainteresowanie.

-Niewięcejniżdwatygodnie-odparła.Iwtedyposłałamutenswójuśmiech-dołeczki,urok,
zmysłowość...

wszystkonaraz.

Nawetniemrugnął.

-Towszystko,comaszwzanadrzu?

Niewytrzymałaizachichotała,raz,apotemdrugi.

-Zazwyczajtozupełniewystarcza.Ażnadto.

-Pewniepowinienemterazupewnićcię,żesięniemylisz-stwierdziłinadałswemugłosowipłaczliwy,
przepraszającyton:-Toniemojawina,towszystkoprzezciebie.-Apotemwykrzyknął:-Nie,powinno
byćnaodwrót.Tonietwojawina,towszystkoprzezemnie.

-Pewniejesteśodpornynamojesztuczkizewzględunatenuraz-stwierdziła.Dopieroterazzdałasobie
ztegosprawę.Przeliczyłasię,uznając,żejegoniesprawnośćbędziezaletą.Niestety,byłprzezto
niepodatnynajejwdzięki.

Oznaczałotoporażkęichmałżeństwa.

background image

Jegoojciecbędziemusiałsiępogodzićzbrakiemdziedzica.Błękitne,chłodneoczyMarchantaomiotły
spojrzeniemjejtwarz.

-Cośwtymstylu-mruknął.

-Niebędęotymwspominać,jeślitobolesnytemat-odparła,zdecydowanarozdrażnićgodogranic
możliwości.-Napewnociężkojestżyćzeświadomością,żejestsię...jaktosięmówi?Sa-fandułą?
Śniętymwęgorzem?

-Śniętymwęgorzem?-Kujejrozczarowaniunierozzłościłogoto,tylkorozbawiło.-Raczejmyślałbym
osobiejakoo...

-Tak?

-Muszęsięzastanowić.Poszukaćodpowiedniegowyrażenia.

-Nieprzejmujsięzanadto-uspokoiłago.-Weźmiemyślub,apotembeztruduuporamsięznaszym
wspólnymkłopotem.Waliajestpełnazdrowychparobków,gotowychwyświadczyćprzysługęswemu
panu.

-Niemamyżadnegowspólnegokłopotu-warknął.Ztrudemukryłauśmiech.

-Ależmamy-odparła.-Twójojciecobiecałmiślubztobą,aogłoszeniejużposzłodo„MorningPost".

-Izdajecisię,żebardzosiętymprzejąłem?

-Tynie,aletwójojciectak.

-Ojciec,któregospotkałempięćminuttemuporazpierwszyoddwudziestusześciulat?

-Cóż...Otocałaja.Twojanarzeczona.Pewniejedyna,jakaci

sięwogóletrafi.

Wjejtoniemusiałobyćcoś,cojązdradziło,boznowuwybuchnąłtymschrypniętymśmiechem.

-Niezamierzamsięztobążenićiwyglądanato,żetyteżzamnieniechceszwyjść.Ale,dodiabła,w
innejsytuacjiniepuściłbymciętakłatwo.

-Spokojnie,spokojnie-szepnęła,zaciskającmocniejpalcenajegoramieniu.Posłałamukolejny
uśmiech.

-Och,przestań-mruknął.-Przecieżniechceszzamniewyjść,ajateżniemamochotysiężenić.
Właściwie,jaktysięnazywasz?

-JestempannaThrynne,córkaCorneliusaThrynne,wicehrabiegoSundon.

-Jajestemhrabią-poinformował.-Alepewniedoskonaleotymwiesz,bowyraźnieuwzięłaśsięna
mojegoojca,oczarowu-jącgoopowieściamiokrólewskiejkrwi.Skądsiędowiedziałaśotejjego

background image

słabości?

-Mojaciotkasłyszała,jakchlubiłsiępochodzeniemodHenrykaVIII-odpowiedziała,prześlizgującsię
wzrokiempojegosmukłejsylwetce.-Alejaniewidzężadnegopodobieństwa.Henrykbyłzdecydowanie
mocniejzbudowanyodwasobu.

Wdrzwiachczekałmajordomus.

-ToPrufrock-oznajmiłhrabia.-Wieowszystkim,codziejesięwtymzamkuipozanim.Prufrock,
naprawdępowinieneśmnieostrzec,żeojciecplanujenapadnanasząfortecę.Mógłbymwtedywyjechać
najakiśczas.

-Doszedłemdoidentycznegowniosku,milordzie-stwierdziłmajordomus,kłaniającsięLinnet.-Pani
pokojówkajestwsypialni,pannoThrynne.Możezechcepanisiętamudaćnaodpoczynek.

Naszczycieschodówrozległysięmęskiegłosy.Lekarzeschodzilinadół;naczelekroczyłksiążę.

-Och,dodiabłaciężkiego-zirytowałsięMarchant.Popatrzyłnadrzwiwejściowe.

-Hej,ty,otwieraj-rzuciłwstronęstojącegoprzynichlokaja,którynatychmiastspełniłpolecenie.

Linnetprzyglądałamusięzpewnymrozbawieniem.Odwrócił

się.

-Atypójdzieszzemną-oznajmił.Roześmiałasię.

-Atyuciekajischowajsięwjakąśdziurę!Słyszę,jaknadchodziwielki,zływilk!

Nachmurzyłsięizmrużyłoczywgrymasie,którybyłwręczprzerażający.Alepochwiliwyciągnąłrękę.

-Proszęcię-powiedział.

Właściwie,czemunie,pomyślała.Alenieprzyjęłapodanejjejdłoni.Wyszliprzezpotężnedrzwiprosto
wjasnydzień.

-Słońcejeszczesięnieschowałozachmurami-stwierdziłMarchant,spoglądającwniebo.-Mieliśmyje
przezcałyranek,costanowirekord.Tu,wWalii,ciąglepada.

-Czymożemypójśćwstronęmorza?-Czuławpowietrzupobudzającą,słonąświeżość;zoddali
dochodziłszumfal.

Wprawdzieniemiałakapelusza,comogłooznaczać,żedostanieodsłońcapiegów,alejakośjejtonie
obchodziło.

PaniHutchinswprawdzietwierdziła,żepiegisąnieatrakcyjne,alenaszczęściezostaładaleko,w
Londynie.

-Tędy-wskazałhrabia.-Możeszmniewziąćpodrękę,jeślichcesz.

background image

Wiedziała,żenapewnoniepozwolijejpójśćpokapelusz,więcnawetnieporuszałategotematu.

-Jesteśbardzouprzejmy.JeszczetrochęibędzieszsięnadawałnawetdoAlmack'sa-powiedziała,
zaciskającpalcenajegoramieniu.

-DoAlmack'sa?Cototakiego?

-Miejsce,wktórymsocjetabywanatańcachwkażdąśrodę.

-Brzmiokropnie.

-Toprawda,bywatamnudno-powiedziałapozastanowieniu.

Spojrzałnaniązukosa.

-Nielubisztańczyć?

-Lubię-odparłabezspecjalnegoentuzjazmu.

-Corobiąpanie,którenietańczą?Mojamatkaniewyobrażasobiebeztegożycia.Jestnamniewściekła,
żeniemożeterazpotańczyć.

-Dlaczego?.

-WszystkoprzezSeba.WysłałswojąmatkęrazemzmojądoAndaluzji,żebynicimsięniestałow
Paryżu,nawypadekgdybyNapoleonpostanowiłzaatakowaćAnglię.Naturalnie,mctakiegosięniestało
iobiedamygorącotęskniązasaląbalową.

Linnetnieodpowiedziała.Marzyłaopodróżach,ozwiedzaniutakichmiejscjakAndaluzja,Grecjai
jeszczedalej.Z

radościązrezygnowałabyztańcówdokońcażyciazamożliwośćzwiedzeniaPartenonu.

-Jaksięnazywasz?

-Jużcimówiłam-nachmurzyłasię.-Panna...

-Towiem.Powiedz,jakmasznaimię.

-Linnet.Aleniewypada,żebyśsiędomnietakzwracał,skoroniezamierzaszsięzemnążenić.

-Ale„MorningPost"jeszczeotymniezawiadomiłem-zapewnił-Czyli,ztowarzyskiegopunktu
widzenia,jesteśmyzaręczeni.Takprzyokazji,jamamnaimięPierś.Nienazywa,mnieMarchantem,bo
tomniedoprowadzadoszału.

Ścieżkaskręciła,apotempoprowadziłaichobokniedużego

domku.

-Cototakiego?-spytałaLinnet.

background image

-Wartownia.Zdajesię,żebyłtakimomentwniedokońcasławnejhistoriitegozamku,żemieszkałtu
człowiekzajmującysięnadzorowaniemprzemytu.

Linnetjużchciałazadaćkolejnepytanie,gdynagleścieżkawyprowadziłaichnaotwartąprzestrzeń.U
stópurwiskamorzelśniłowsłońcujakolbrzymiszafir.

-Jakiepiękne!-szepnęła,puszczającjegoramię.-Niewiedziałam,żeażtak.

-Nigdyniewidziałaśmorza?Pokręciłagłową.

-OjciecwoliLondynprzezcałyrok.Czytobasen1?

-Tak.Wykutogowskale.Przypływgonapełnia,aodpływopróżnia.

-Hodujeciewnimryby?

-Ależskądże,jatupływam.Jeśliudamisięwytrzymaćwbliskość!tatusiajeszczeparędni,tociętu
zaproszę,żebyśspróbowały-Ruszyłwdółurwiska.-Alepewniebędzieszsiębała.

Zmrużyłaoczyiwbiławzrokwjegoplecy.Pochwiliodwrocilsiedoniej.Zalozylarecenapiersii
czekala.

-Alezciebiemaruda-mruknąłniecierpliwie.Czekaładalej.

Oparłsięolaskęijęknął.

-Cozakoszmarnyból.

Alewróciłdoniej.Wiatrodmorzarozwiewałjegociemnewłosy,którefruwaływokółgłowy.Linnet
zaśmiałasię,bobyłownimcos,cobudziłowniejuczucie...

Słabości.

Wydałojejsiętożałosne.Zacisnęłapalcenajegoramieniu

-Damyniepływają-poinformowałago.

-Właśnie,żetak.SamposłałemkilkapacjenteknadmorzeSzczególnietych,którychproblemybiorąsięz
umiłowaniasłodyczy.Noitych,któremająkobiecebolączki.Oilesięorientuję,wjeżdżajądomorzaw
powozie,apannysłużącepomagająimunosićsięnawodzie.

Zastanowiłasię.

-Przecieżciężarubranianapewnościągajenadno.Wjegooczachzabłysłazłośliwaradość.

-Nago,głuptasie.Służącarozbieraswojąpanią,atawślizgujesiędowodyjakryba.

-Och...

-Jateżpływamnago-powiedział.-Iniepotrzebujędotegożadnychurządzeń.

background image

-Czytoniejestnieprzyzwoite?

Schodziliskalistąścieżkądobasenu.Pierśradziłsobieztymzłatwością,znajdującoparciedlalaski.

-Szczerzemówiąc,jestmiwszystkojedno,alePrufrockprzysyłałmitupacjentów,więcpostanowiłem
zadbaćomojąprywatność.Widzisztenznak?-Wskazałnasłupekwbitywziemię,doktórego
przytwierdzonoczerwonąpoprzeczkę.-Jeśliustawięjąpionowo,otak-przekręciłdrewienko-niktze
służbynieodważysięiśćdalej.

Skinęłagłową.

Ustawiłpoprzeczkęwpoziomie.

-Jeśliwybierzeszsiępopływać,konieczniepamiętajotymznaku.

Linnetjużotwierałausta,żebypowiedzieć„ależjaniemogę",alewporęjezamknęła.Właściwieczemu
nie?

Przestałabyćdebiutantką,któramusizważaćnakażdyruchwobawie,byjejnieuznanozaniemoralną.

Miałazszarganąopinię.Atakimkobietomprawdopodobniewolnobyłopływaćwmorzu.

Tamyślkazałajejsięzłośliwieuśmiechnąć.

-Cociętakbawi?-zirytowałsięPierś.

-Myślotym,jakwijeszsięwtejwodzie-odparła.-LordzieMarchant-dodała,żebysięznim
podrażnićtrochębardziej.

-Wcalesięniewiję-odparł.-Mogęcipokazać,jeślichcesz.Bylijużprzysamymbrzegubasenu,więc
puściłjejramię.

-Zwyklestądwskakujędowody.-Wskazałpłaskąskałęnadtafląbasenu.

Linnetpochyliłasię.Cudowniechłodnawodaprzeciekałaprzezpalce,jakbybyłaobdarzonażyciem.

-Teżmożeszsięwykąpać-poradziłjejPierś.-Widać,żejesteśspoconaizgrzana.Twarzci
poczerwieniała.Pewnieprzeztępoduszkę,którąwypchałaśsobietalię.

-Toniegrzeczniemówićkomuśokolorzejegotwarzy-napomniałagoLinnet,niecourażona.-Pozatym
niezamierzamsiękąpaćwtwojejobecności!

-Dlaczegonie?Jestemśniętymwęgorzem,pamiętaszchyba!Anawypadek,gdybyśsięzastanawiała,czy
nawidoktwojegocudownegociałazakochamsięwtobie,informujęcię,żenie.Jakolekarzciągle
oglądamkobiececiałaijakdotejporyżadneznichmnieniepobudziło.

Wyprostowałasię.

-Jakżemiprzykro-odparłazprzekąsem.

background image

-Dlaczego?Bonieulegnętwoimniewątpliwymwdziękom?Rozumiem,żetodlaciebiezaskoczenie.

-Toprawda.Aleteżdlatego,żemężczyźni...-przerwała,niewiedząc,jaktopowiedzieć.

-Żemężczyźnisątacypożądliwi,ajanie?Większośćkobietteżulegażądzy.

-Ajanie-odpowiedziałapogodnie.Uniósłbrew.

-KsiążęAugustmusiałbyćwielcerozczarowany.

-Prawdopodobnie-odrzekła.-Choćszczerzemówiąc,niemampojęcia,dlaczegozemnąflirtował.
Obojewiedzieliśmy,żenicztegoniewyniknie.

-Pewnielubisiępośmiać-stwierdziłhrabia.Tobyłypierwszemiłesłowazjegostrony.

-Powinnamwrócićdozamku-mruknęła.-Zachwilęnanosiewyskocząmipiegi.

Wzruszyłramionami.

-Piegiczęstododająuroku.Chociażkiedyśmiałempacjentkę,którakupiławaptecepłynnapiegii
spaliłasobiesporykawałekskórynaprawympoliczku.

Linnetwzdrygnęłasięiruszyłapodgórę.

-Nieczekasznamnie?-zadrwił.-Jużmisięzaczęłowydawać,żeniepotrafiszzrobićkrokubez
oparcia.

Mielibyśmyprzynajmniejcośwspólnego:podporępięknejprzyjaźni.

Podałjejramię,któreprzyjęła.

-Niemampojęcia,dlaczegowogólewspominałemopływaniu-dokuczałjejdalej.-Przecieżdamanie
zanurzyłabynawetczubkówpalcówwoceanie.Takazimnawoda...

-Ajabymzanurzyła-odparłaLinnet.Niedbałaozimno;marzyła,byrzucićsięwtęszafirowątoń.-Czy
mieszkańcyzamkunaprawdęprzestrzegajątegotwojegoznaku?

-Bojąsięmnie.

-Naprawdę?

-Tyteżpowinnaś.Uśmiechnęłasię.

-Musiszsięlepiejpostarać.

-Możerzeczywiściepowinnaśzamniewyjść-zauważył.Wodpowiedziwybuchłaserdecznym
śmiechem.

background image

8

KiedyPierswszedłwieczoremdosalonu,okazałosię,żezjawiłsięwnimpierwszy.Właśnieotomu
chodziło.

Sébastienkrzywopatrzyłnajegozwyczajpopijaniabrandy,aponieważPierśniemiałochotyznimsię
spierać,wolałwychylićszklaneczkęprzedprzyjściemkuzyna.

Jakprawdziwypijak,pomyślał.

Odstawiłszklankęnakredens.Prufrockotworzyłdrzwi,zaanonsował:

-PannaThrynne-izamknąłzaniądrzwi.

Jegonarzeczonawyglądałajeszczepromienniejniżrano,oiletobyłomożliwe.

Byłacholerniepiękna.Naprawdę.Ojciecprzeszedłsamegosiebie.NajpierwznalazłPrufrocka,apotem
ją.

Wyglądałajakksiężniczka,ztymiwszystkimizachwycającymikrągłościami,słodkąbuziąikremową
cerą.Byłazdecydowaniepiękniejszaniżsłońceiksiężyc.Imiałafantastycznybiust.Choćprzecieżto
tylkofunkcjonalnegruczołymleczne,przypomniałsobieznaciskiem.

-Mojanarzeczono-powitałjądwornie.-Napijeszsiębrandy?

-Damyniepijąbrandy-odparta.Miałanasobiebiałąwieczorowąsuknięzplecionkąprzydekolciei
pianąprzezroczystychfalbannadole,zornamentemwkwiaty.Bardzosprytne,boczłowiekmiał
wrażenie,żejeśliwysiliwzrok,tozobaczyjejnogi.

-Ładna-powiedział,wskazującnasuknięlaską.-Choćzdajemisię,żewzielonymbyłobycibardziej
dotwarzy.

-Wszystkiemojewieczorowesukniesąbiałe-wyjaśniła.-Możeszminalaćszampana?

-Janie,alePrufrockmoże.Jaktylkowróci.Dlaczegobiałe?

-Niezamężnedamywieczoremubierająsięnabiało.

-Aha,jakodziewice!-zrozumiał.-Wtensposóbreklamujecienamałżeńskimrynkuswójbrak
doświadczeniawsprawachseksu?

-Dokładnietak-odparła.Ujęłabutelkęszampanaizaczęławalczyćzkorkiem.

-Nalitośćboską-powiedział.-Oddajmito.Niewiedziałem,żejesteśwtakiejpotrzebie.-Wyjąłkorek
inalałjejkieliszek.-Cozrobiłaśztąpoduchą,którąnosiłaśwtaliiprzezcałerano?

Wyraźnieniemiałajejnasobie.Jejciałowyglądałojakideałkobiecejfigury.Szczupłetam,gdzietrzeba,

background image

azaokrągloneimiękkiewewszystkichwłaściwychmiejscach.

-Wyrzuciłamją.Miałeśrację.Gorącomiwniejbyło.

-Ojciecbędzieprzerażony.Ledwieprzyjechałaś,ajużstraciłaśdziecko.Mazupełnegofiołanapunkcie
historiinaszegorodu,wiesz?

-Kiedyśsięitakdowie,więcczytoniewszystkojedno?Niemiałampojęcia,żetaktroskliwiedbaszo
jegouczucia.

-Hm-pociągnąłłykbrandy.

-Dlaczegodopieroterazspotkaliściesiępierwszyrazpotylulatach?PrzecieżmieszkaszwAngliiod
dłuższegoczasu,inaczejniewyrobiłbyśsobietakiejzachwycającejreputacji.

Bliskośćtakpięknejkobietybyłanieconiepokojąca.Miałabłękitne,ogromneoczy,wtakimodcieniu
błękitu,jakioceanprzybieratużprzedburzą.

-ZasłużyłemsobienaniąjeszczewOksfordzie-wyjaśnił.-MiałemteżpraktykęwEdynburgu,więc
plotkiomojejuroczejosobowościrozeszłysięszeroko.Ludzieniemająwyraźnielepszychtematówdo
rozmowy.Dlaczegoniemaszrudychrzęs?Malujeszje?

-Oczywiście,żetak.Rozumiem,żeniespotkałeśsięzojcem,ponieważ...

Nieodpowiedział,czekając,cosamawymyśli.

-PonieważcałedzieciństwospędziłeśweFrancji?

-Pojechałemtamjakosześciolatek.Dorastałemrazemzkuzynem,tymblonddurniem,którybłędnie
zdiagnozował

gorączkę.Widziałaśgo.

-CzyweFrancjiwieluarystokratówzajmujesięleczeniem?-spytała.-Unastorzadkość.

Wzruszyłramionami.

-Imnie,iSebastienaoddzieckafascynowałokrojeniestworzeńiobserwowanie,comająwśrodkuijak
todziała.

Żadenznasztegoniewyrósł,apozatym,jakmożepamiętasz,większośćfrancuskiejarystokracjizginęła
podczasrewolucji.

Spojrzałnanią.

-Pamiętasz?Byłaśjużwtedynaświecie?

-Oczywiście,żetak.Czywamtakżegroziłaśmierć?

background image

-Francuskieuniwersytetymedycznezamkniętow1792roku,więcprzenieśliśmysiędoOksfordu.

-Udałowamsięuniknąćnajgorszego.Mieliścieszczęście.Dopiłaszampana.Pierśobserwowałjej
szyję,gdyprzełykała

płyn.Ludzkieciałotofascynującarzecz.

-Wdziewięćdziesiątymczwartymmojamatkastraciłamęża.Naszczęście,ocaliłagłowę-dodał.

-Dlaczegoniezobaczyłeśsięzojcempopowrociedokraju?

-Niechciałem.Miałemzłewspomnieniaonim.Tosłabeuszidureń.

-Takjakmój-odparła,zaskakującsamąsiebie.-Alekochamgo,bojestmoimojcem.Pozatymtwój
wcaleniejestdurniem.Podrodzerozmawiałamznimcowieczórprzykolacjiizapewniamcię,żejest
dwarazymądrzejszyodmojego.

-Tomożewyjdzieszzaniego?-spytałżartem,zanimzdążyłsięzastanowić,apochwiliażsięzatrząsłz
obrzydzenia.

Prędzejbypopełniłojcobójstwo,niżbydotegodopuścił.

Zmarszczyłanosek.

-Chybaudasięznaleźćkogośstarszegoodemniemniejniżodwadzieścialat.Wolałabymkogośtakiego,
gdybymmiaławybór.

-Aledecydującsięnamałżeństwozemną,niemiałaśwyboru,prawda?

-Kobietyrzadkokiedymogąwybierać-odparła.-Rzadkokiedypytasięnasozdaniewtakich
sprawach.

-Gdybymciępoprosiłorękę,miałabyśwybór.Zaniosłasięśmiechem.

-Przecieżniechceszsięzemnąożenić.

-Wyjdzieszzamnie?-spytał.

-Nie.

-Samawidzisz.Czujeszsięterazsilniejsza?Odrzuciłaśzalotyhrabiegojeszczeprzedkolacją.Napewno
przedpójściemspaćudacisięskłonićdooświadczynktóregośztychnieszczęsnychdoktorków.
NajlepszekoneksjemaBitts;jestdrugimsynemwicehrabiego,albojakośtak.

Znowusięzaśmiała.Poczułniepokój,bojejśmiechzacząłmusięniezwyklepodobać.Naprawdębyła
niebezpiecznąkobietą.

DrzwiotworzyłysięznowuiPrufrockwprowadziłtrzechmłodychlekarzy,którzyzawracaliPiersowi
głowępodpozoremstudiowaniamedycyny.

background image

-Penders,KibblesiBitts-przedstawiłich,wskazująckażdegoskinieniemgłowy.-Kibblestojedyny
spośródnich,którymamózgwporządku.Bittstoszlachcic,więcniemiałpokimodziedziczyćrozumu.A
Penderssiępowoliuczyitojestdobryznak,bogorzejjużbyćniemogło.Panowie,otopannaThrynne,
mojanarzeczona.

Posłałaimtenpatentowanyuśmiech,którymijegowcześniejpotraktowała.Rozpłynęlisięjakmasłona
słońcu,aPendersnawettrochęsięzachwiałnanogach.

-Bądźmężczyzną-napomniałgoPierś,wymierzająckuksańca.-Widywałeśjużchybawżyciupiękne
kobiety,prawda?

-Bardzomimiłopoznać-wygłosiłformułkęKibblesiskłoniłsiętaknisko,żeomałocosięnie
przewrócił.

DrzwiotworzyłysięponownieiPrufrockzaanonsował:

-KsiążęWindebank.MarkizLatourdePAffitte.

Pierśoparłsięokredens,ciekaw,jakjegonarzeczonaporadzisobiezroląjedynejkobietywsalonie.
Spojrzeniemostrzegłojca,żebytrzymałsięzdala,astarszypanusłuchał,podszedłdooknaizaczął
spoglądaćnamorze.

Linnetmiaławięcustóptylkoczterechadoratorów.NawetSébastien,któryzdaniemPiersamiałswój
rozum,zachowywałsię,jakbygozeszczętempostradał.

LinnetzaśmiałasiętymswoimgardłowymtonemiSébastienprzysunąłsiędoniej,aoczyzalśniłymu
takimblaskiem,jakiPierświdywałwcześniejtylkonasalioperacyjnej.

Kuswemukompletnemuzdumieniupoczuł,żemaochotęwarknąć.Tozazdrość,postawiłszybką
diagnozę.Adotegosyndrompsaogrodnika.Samjejniechcę,alenikomuinnemuteżniepozwolę
pobawićsięmojąślicznąnowązabawką.

Odsunąłsięwięcodkredensuipokuśtykałwstronęukochanegorodziciela.Musiałwkońcusięztym
uporać.Niemożeprzecieżgościćgopodswoimdachemijednocześniekompletnieignorować.

Książęodwróciłsięistałbiernie,jakbyczekałnauderzenie.Tobyłopoprostuokropne.

-Myślałem,żezawarliśmyumowę-zacząłPierś.Książękiwnąłgłową.

-Złamałemją.

-Miałeśsiędomnieniezbliżać.Wzamianzatozgodziłemsię,żeumieściszswoichszpiegówwmoim
domu...

Ojciecchciałcośpowiedzieć,alePierśuniósłdłoń.

-Przestańtraktowaćmniejakidiotę.Prufrocksamnieprzedarłsięprzeznaszewalijskiebezdroża.
Zastanawiamsię,czynieobniżyćmupensji,boprzecieżtyteżmupłacisz.

background image

Milczenie.

Pierśprzesunąłspojrzeniempojegopostaci.Niewiedziećczemu,obrażanieojcaprzestałogobawić.
Nienawidziłgoodtylulat...Ateraz,gdyspotkalisiętwarząwtwarz,zezdumieniemstwierdził,żetopo
prostuzwyczajnyczłowiek.

-Rozumiem,żeskończyłeśzopium-powiedział.Jakolekarz,byłtegopewny.Oznakiuzależnieniaznał
napamięć,zanimjeszczezacząłstudiowaćmedycynę;obserwowałjezkolanmatki.Uwłasnegoojca.

-Dwanaścielattemu.Jaksięczujematka?

-Pewniewiesz,żejejmążzostałściętypodczasrewolucji.Lubiłago.

Skinieniegłową.

-Oczywiście,żewiesz.Wjejdomuteżpewnieutrzymujeszszpiegów.

-Dobrzezrobiłeś,żewywiozłeśjązFrancji.-Książęnawetniepróbowałzaprzeczać.-Niepodobami
sięto,cotamsięterazdzieje.

-TopomysłSebastiena-odparłPierś.-Janiezawracałemsobietymgłowy.Toonmiesiąctemu
wywiózłobienaszematkizagranicę,apotemsampojawiłsiętutaj.

-Ja...jazostanętuażdotwojegoślubu,apotemdamcispokój.-Książęskłoniłsięnerwowo.

Pierśzastanowiłsię,czypowiedziećmuotym,żerezygnujeześlubu,alepostanowiłsięwstrzymać.To
niebyłasprawajegoojca,choćprzecieżdostarczyłmupannęmłodą.Spojrzałnaniąprzezramię.
UśmiechałasięwłaśniedoSeba.

-Jestcudowna-powiedziałksiążęzdumą.

-Nawetlepiej,poczęłaprzecieżdzieciakakrólewskiejkrwi-odparłPierś,przechodzącdosedna
sprawy.-Zrobiłeścałkiemniezłyinteres:żonaidziecko.Dwawjednym.Jakżeuroczo.

-KsiążęAugustmanieodpartyurokdlakobiet,szczególnietakmłodychipięknychjakpannaThrynne.
Alenawypadek,gdybyśsięniepokoił,onagoniekocha.Wiem,bopytałem.

Piersomałocosięnieroześmiał.Nie,Linnetniebyławksięciuzakochana.Byłapodtymwzględem
trochępodobnadoniego.Możliwe,żeionanigdyniezaznategokłopotliwegouczucia.

-Ajeśliurodzidziewczynkę?Wdalszymciąguniebędzieszmiałnastępcy.

-Zobacz,ilusynówmanaszkról-odpowiedziałojciec.-Jestdużaszansa,żetobędziechłopak.Anawet
jeśliurodzidziewczynkę,twojączęśćmajątkumożedziedziczyćpotomekdowolnejpłci,amójprawnik
twierdzi,żeczęśćmojegoteżmożnabędziewtensposóbzapisać.Małanieodziedziczytytułu,ale
dostaniewiększączęśćdóbr.

-Nocóż,wtakimraziepójdędoniej,zanimSebastienporwiemijądoFrancji-odparłPiers,wiedząc,
żezbytszybkoprzerywarozmowę.Niemógłjużdłużejznieśćtęsknegospojrzeniaoczustarego

background image

człowieka.

Ojciecściągnąłbrwi.

-LAffittetotwójkuzyn.Przecieżnieskradniecinarzeczonej.

-Toprawda,jesteśmykuzynami.Alespójrz,tato-powiedziałtoostatniesłowozprzekąsem-nakobietę,
którądlamniekupiłeś.NiematakichwieluweFrancjianinawetwAnglii.

-Toprawda-odparłojciec.-1niechodziosamąurodę.PierśpowoliobróciłwzroknaLinnet.Bez
wątpieniabyłapięknością,alejejurodaniepotrafiłaprzysłonićbłyskuinteligencjiwoczach.Jego
zdaniem,cieńcynizmuwgłosieprzydawałjejjeszczewdzięku...byłapołączeniemAfrodytyzAteną.

-Idź.-Ojciecgwałtowniemachnąłręką.-Udawaj,żemnietuniema.Niemusiszsiępatyczkować.

PierśprzeszedłprzezsaloniwłączyłsiędorozmowyLinnetzkuzynem.

-Mojanarzeczono-warknął,rzucającSebastienowiznaczącespojrzenie.

FrancuzuśmiechnąłsiędoLinnetztymswoimgalijskimwdziękiem,zktórymsiębezwstydnieobnosił.

-Niewolałabyśraczejwyjśćzamnie?Pierśjestnieznośnyjaksamszatan.Mieszkamznimodlat,więc
wiem.

LinnetzmierzyłaSébastienatakimspojrzeniem,jakbypoważnierozważałajegopropozycję,aPierś
nabrałnagłejochoty,bystrzelićkuzynawszczękę.

Cosięzemnądzieje,dodiabła,pomyślał.Dawnojużpostanowiłem,żelepiejmibędziesamemu.Nie
będęsięmusiałnikimprzejmować.

-Rzeczywiście,wybierzraczejjego.-Zmusiłsiędowypowiedzeniatychsłów.-Jestsympatyczniejszy.
Alejamamwięcejpieniędzy.

Sébastienwzruszyłramionami.

-Mojemajątkizostałyskonfiskowane.Alemimotojestemwystarczającobogaty.

-Natyle,żebyubieraćsięjakpajac-dokuczyłmuPierś.-Podobnomiałeśdziśzająćsięjakąśamputacją.

-Jużskończyłem.

-Cotywłaściwieodcinaszludziom?-zainteresowałasięLinnet.

-Ręceinogi-odpowiedziałSébastien.

-Mógłzostaćdrwalem,alewybrałłatwiejsząrobotę-włączyłsięPierś.

-Myślałam,żeprzecinaszludziodgórydodołu-powiedziała.Niewyglądałanaprzerażonąalbopełną
obrzydzenia,wodróżnieniuodwszystkichinnychmłodychdam,którePierśmiałokazjępoznać.

background image

-Zadużeryzykozakażenia-wyjaśniłSébastien.

Jużotwierałusta,pewniepoto,żebyuraczyćjąkrwawymiopowieściamiozgonachnastole
operacyjnym,alePrufrockwezwałwszystkichnakolację.PrzystoleLinnetposadzonopoprawejstronie
Piersa,aSébastien,dziękiBogu,zostałzesłanynadrugikoniecstołu,obokksięcia.

-Miałaśszczęście,żezadzwonilinakolację-powiedziałPierśdoniej.-Mójkuzynzanudziłbycię
historiamiozakażeniachiśmierci.

-Tobardzomiło,żezapewniłeśmitowarzystwomarkizadoflirtu,tymbardziej,żeprawdopodobnie
niedługozamieszkamnakontynencie.

-Będzieszmusiaławyjechaćzkraju?Zpowodutegonieistniejącegodziecka?

Wzruszyłaramionami.

-Ślubztobąbyłgenialnympomysłemmojejciotki,żebyzapobiecnieuchronnejkatastrofie.

Prawdziwydżentelmenpewniezareagowałbynatesłowanatychmiastowymioświadczynami.Pierś
natomiastskwitowałjemilczeniem.

-Życzypanisobiewina?-PrufrocknachyliłsięnadLinnettak,żezapuszczałżurawiaprostowjej
dekolt.

-Zjeżdżajstąd-warknąłPierś.-Toprywatnarozmowa.KiedysięożenięzLinnet,będzieszmusiał
zacząćsięzachowywaćjakprawdziwylokaj.Niemożeszwpadaćnieproszonydomałżeńskiejłożnicy,
niemówiącjużopodsłuchiwaniumałżeńskichzwierzeń.

-Jakpansobieżyczy-odparłPrufrockiodpłynął,nieoglądającsięzasiebie.

-Chybazraniłeśjegouczucia-stwierdziłaLinnetidodała:-Dziwnytentwójmajordomus.

-Toszpiegmojegoojca-wyjaśniłPierś.-Prufrockaniestaćnazranioneuczucia,bopobierapensjęod
dwóchpryncypałów.Słuchaj,jutroranopójdziemypopływać.

Zanimzdążyłaodpowiedzieć,dodał:

-Jeślizanurkujesziutoniesz,ludziezacznąplotkować.Powiedzą,żecięspecjalnieutopiłem,żebymieć
frajdępodczassekcjizwłok.

Linnetzmarszczyłanosek.

-Aktoinnynauczyciępływać,jaknieja?Chociażobawiamsię,żeitakniedaszsobieradywwodzie.
Jaktylkopoczujeszwodę,zacznieszpiszczećiuciekaćzpowrotemdozamku.

-Tonieprzyzwoite.Pierśprzewróciłoczyma.

-Jaknamłodądamę,któraostatniozadawałasięzksięciemkrwi,jesteśokropniepruderyjna.Nie
zagrożętwojejcnocie.Pozatympójdziemytamwcześnierano,kiedytwojaprzyzwoitkabędziejeszcze

background image

smaczniespała.Nie,czekaj!

Typrzecieżniemaszprzyzwoitki!

Uśmiechnęła,się,nietymcudownymuśmiechemzdołeczka-mi,którysłużyłjejdomanipulowania
wszystkimityminieszczęsnymigamoniami,aleukradkowym,prawietajemnymuśmieszkiem.Tylkolekkie
wygięciekącikówustiradośćlśniącawoczach.

-Dobra-powiedział,wstającodstołu.

-Przecieżjeszczeniebyłodrugiegodania...

-Alepacjencikonająnapiętrze-rzuciłiuciekł.Odpatrzeniawteoczyzacząłtracićgłowę.

Trzebabyłozastosowaćstrategicznyodwrót.Przecieżniezamierzałsiężenić.Nigdywżyciu.

background image

9

Linnetpołożyłasiędołóżka,mającprzedoczymagłębokązmarszczkęmiędzybrwiamiPiersa.Czy
pojawiłasiętamzpowodunieustannegobólu,czyteżprzeztenjegookropnycharakter?Wbrew
zdrowemurozsądkowicośwtychdzikichoczachibolesnymgrymasieustkazałojejdrażnićsięztym
mężczyzną,rozśmieszaćgoibudzićjegozainteresowanie.

Cozaabsurd.Widaćbyłowyraźnie,żePierśpostanowiłprzejśćprzezżyciesamotnieiniewracałjuż
więcejdotegotematu.

Ajednakwciążmyślałaotychbrwiachizasnęła,mającprzedoczymatwarzPiersa,którąśmiech
wygładziłzezmarszczekbólu.Piersa,któryniebyłPiersem.

Obudziłasię,widzącnadsobąwłaśnieowązmarszczkę.

-ChrystePanie-warknął.-Nawetniedrgnęłaś,kiedywszedłemdotwojejsypialni,stukająclaską.
Odzywamsiędociebieraz

idrugi,atydalejleżyszjakdługaztymswoimuśmieszkiemnatwarzy.

-Któragodzina?-mruknęła,odsuwającwłosyztwarzy.

-Właśnieświta.

Usiadłnaskrajułóżka,jakbyprzyjaźnilisięodniepamiętnychczasów.

-Nogamniebolijakjasnacholera,więcczymożeszsięuprzejmieogarnąć,żebyśmymogliwreszcie
pójśćpopływać?Tylkowtensposóbmogęuporaćsięzbólem.

-Popływać...-powiedziałaiprzeturlałasięnabok,opierającpoliczeknadłoni.-Naprawdęmyślisz,że
będęztobąpływać?

Wbiłpalcewudo.

-Pośpieszsię.Słońcejużwstaje.

-Naprawdęciętakboli?

-Masażpomaga-powiedział.Miaławrażenie,żecedzisłowaprzezzaciśniętezęby.-Ładniepachniesz.

-Towiciokrzew-odparła,zadowolonazkomplementu.Powolizaczęłasiębudzić.-Wieszco,chybanie
powinieneśwchodzićdomojejsypialni.

-Dlaczegonie?Jeślinasnakryją,tonajwyżejbędziemymusieliwziąćślub,nicgorszegosięniezdarzy.
Zresztąitakmamytozrobić.Pozatym,wtychokolicznościach...-Wzruszyłramionami.

Pomyślała,żeowe„okoliczności"toprawdopodobnieutrataprzezniegomęskiejpotencji.Miałrację-

background image

niktniepowie,żeimpotentzrujnowałjejreputację.Przeturlałasięnaplecyiprzeciągnęłarozkosznie.

-Właściwie,tonawetzabawne-powiedziała.

-Cotakiego?Mężczyznawtwojejsypialni?Ztwojąreputacjąprzysiągłbym,żetodlaciebie
codzienność.

-Twojareputacjaskłaniałamniedosądu,żejesteśbystry,więczaskoczeniejestobustronne.-Usiadłana
łóżkuobokniego.

-Iluichrzeczywiściebyło?-spytałzciekawością.

-Anijednego.Nawetdomniemanegoojcamojegonieistniejącegodziecka.Szczerzemówiąc,nielubię
byćsamnasam

zmężczyznami.Kiedytylkosiętrochęodprężyszizaczynasięrobiemiło,mężczyznanatychmiastsięna
ciebierzuca.

-Niedanemibyłotegodoświadczyć-odparłsucho.-Możebyssięubrała?Obiecuję,żesięnaciebie
nierzucę.

-Pocotenpośpiech?

-Bojestwysokawoda.Basensięnapełnił,asłońcewłaśniewstało.Najlepszaporanapływanie,słowo
daję.

-Niezamierzamsięrozbierać.Znowuwzruszyłramionami.

-Jakwolisz.Tylkopamiętaj,żejeśliwejdzieszdowodywsukni,niebędęnurkował,żebywyciągnąćcię
zdna.

-Włożękoszulkę-postanowiła,czując,żeogarniająpodniecenie.-Tytezbędzieszmusiałmiećcośna
sobie.

-Mogębyćwgatkach,jeślicibardzozależy-powiedział,zupełnieniezainteresowanytematem.

Linnetukryłasięzaparawanemwkąciepokoju,zachwyconatym,jakdobrzesięczujewobecności
Piersa.

Wiedziała,żeniebędziesięrwałdocałowania,nierzucisięnakolanaalbo-cobyłobynajgorsze-nie
stracinadsobąkontroliiniezaczniejejobłapiaćTobyłowspaniałe.

-Wieszco-odezwałasięzzaparawanu,nakładającprzezgłowęporannąsuknię.-Niechcęcięstraszyć,
alezprzyjemnościąwyszłabymzamążzakogośtakiegojakty.

Mruknąłcośpodnosem.

-Tyjedennieśliniszsięnamójwidok-wyjaśniła.-Wiemżeniezacznieszoblizywaćsięoduchado
uchaiodgrywaćCzerwonegoKapturka.

background image

-Chybapowinienembyćwroliwilka,aniemałejdziewczynki!

-Wiesz,ocomichodzi.-Wyjrzałazzaparawanu.-Czymógłbyśmipomóczapiąćsukniędokońca?Nie
sądziłam,żetaktrudnojestubieraćsiębezpokojówki.-Odwróciłasię,żebyzapiąłguziki.Znowu
ogarnęłojąnieznaneprzedtempoczuciewolności

-Niktminiemówił,żeutratareputacjitotakafrajda-powiedziaławesoło.-Wogólesięnieboję,że
zerwieszzemnietęsuknię

-Mamwrażenie,żeutratareputacjitoznacznielepszazabawaniżto,coterazrobimy.Czytyzawszetyle
gadasz?-

warknął.-Zabierajmysięjużstąd,nalitośćboską.

PodrodzePierśprzekręciłpoprzeczkęnasłupku,potemwyszlizzazakrętuispojrzeliprzedsiebie.

Morzebyłodziśbardziejbłękitne.Abasenwyglądałjakidealnieutrzymanytrawnik,tyleżeodbijałosię
wnimbłękitneniebo.Promieniesłońcapadałyzukosanawodę,ślizgającsięponiewielkichfalkach,
powstającychprzyskalnejścianie,oddzielającejbasenodmorza.

-Jaktupięknie-wykrzyknęłaLinnet.

-Otejporzewodajestzimnajakcyckiczarownicy-stwierdziłPierśizdjąłsurdut.Linnetzmusiłasię,
bypatrzećnawodę.Niepowinnasięnaniegogapić,ponieważon,naturalnie,nawetnaniąniespojrzy.
Alejużpochwilijejwzrokmimowolipowędrowałkuniemu.

Zdjąłkoszulę.Zdjął.Koszulę.Byławtowarzystwieprawienagiegomężczyzny.Niewtakiejsytuacji,
jakąsugerowałytesłowa,alezawsze...Pierśbyłnaprawdęprzystojny.Porazpierwszywżyciumusiała
przyznać,żematkamiałarację,przynajmniejwtychsprawach.Jegomięśnie...

Odwróciłsiętyłemiwtedyzobaczyłapotężneramiona,iszczupłątalię,i...

Zdejmowałbuty!

Linnetniepotrafiłaodwrócićwzroku.Cogorsza,jakiścichygłosikwjejgłowiezacząłopowiadać,co
widzi,zupełniejaknarratorpowieści.Pochyliłsię...Tak!Zarazściągniespodnie...Zsuwajezbioder.
Hm...jegopośladki...

-tugłosikniecosięzakrztu-sił-sątakieinne.Inneniżmoje.Umięśnione.I...-Znowuprzerwa...-Czy
onsięterazodwróci?

-Docholery,mówiłemciprzecież,żebędęwgatkach!

NatemrukliwesłowaLinnetpodskoczyła,jakbyktośwypaliłjejnadgłowązpistoletu.Trzebaszybko
oprzytomnieć.Na

szczęście,onbyłniesprawny.Aonagapiłasięnaniegobezwstydnie...jakbybyławtymzamtuzie,o
którymopowiadałajejciotka.

background image

Cóżzniejzaokropnaosoba.Wręczperwersyjna.

Zsunęłapantofelki,nierozwiązująckokard,zwinęłapończochy.Postanowiłamyślećotympływaniujako
kąpielizkimśzrodzeństwa.Normalnarzecz.Pozatymonabędziewkoszulce,aonwgatkach.Spojrzała
naniegoukradkiem.

Byłybiałeichybazasłaniałytomiejsce.

-Możeszmipomóczguzikami?-zawołała.

Stanąłztyłu.Miaławrażenie,żeskórapłonieodjegodotyku.Gdybytowyczuł,umarłabychybaze
wstydu.

-Powiedzmi,jaksiępływa?-wykrztusiła.-Czymamwskoczyćdowody,apotemsamabędęwiedziała,
corobić?

-Pokażęci-powiedział.-Pamiętaj,wodabędziezimna.Zanurzyszczubkipalcówizarazzwiejeszdo
zamku.

Zanic.Wtymmomenciewszystko,cozimne,wydałojejsięmilewidziane.Cośdziwnegostałosięz
temperaturąjejciała,miaławrażenie,żecałajestczerwonajakburak.Ajednocześniesiętrzęsła.

-Toco,mamodrazuwskoczyć?

Zacząłcośmówićwodpowiedzi,aleonajużbyłanapłaskiejskałce,którąpokazałjejpoprzedniego
dnia.Odbiłasięiskoczyładowody.Przezchwilęczułapędpowietrza,odktóregozakręciłojejsięw
głowie.Koszulkafrunęładogóryinagle-oBoże!-nigdywżyciunieczułatakiegozimna.Otoczyłoją
całą,gdyszłanadno.Miaławrażenie,żezanurzasięwlodzie,zamarzaażdoszpikukości.

Wchwilępóźniejmocneramięobjęłojąwtaliiipoczułaruchwodywprzeciwnymkierunku.Wynurzyła
sięnapowierzchnię,kompletnieoszołomiona,iwciągnęławpłucahaustpowietrza,niedowierzając,że
wciążjeszczeżyje.

-Tywariatko!-krzyknąłPierś.Awięcjednakżyła.Przynajmniejczęściowo,bonigdywżyciuniebyło
jejtakzimno.

Jedynąciepłąrzecząnacałymświeciebyłotociałotużobokniej.

-Straszniemiz-zimno-wyjąkała,obejmującgozaszyjęiprzywierającdoniegocałymciałem.Zrobiło
jejsięprzyjemnie.Znowucośkrzyczał,alewuszachmiałapełnowodyimezadobrzegosłyszała.
Otoczyłajegociałonogamiiramionami.Ontakżejąobejmowałramieniem.

Naglezrozumiała,codoniejwołał.

-Zaniccięniepuszczę-odpowiedziała,otrząsającztwarzymokrewłosy,boniezamierzałagopuszczać
nawetnachwilę.-Zamarznę.Albosięutopię.Atyjesteśtakiciepły.

-Mieliśmypływać,pamiętasz?-wysyczałprzezzaciśniętezęby.Pewnieteżmubyłozimno.Chociaż
powinienbyćdotego

background image

przyzwyczajony.

-T-tak,wiem,żemamypływać-ztrudemwystękała.-Powiedzmi,jaktosięrobi,tosięzastanowię.

Prawdęmówiąc,niezamierzałagopuścićaninachwilę,azdo

wyjściazbasenu.

Pierśbezlitośnieodsunąłjąodsiebie.Westchnęłaurywanie,boznowuzrobiłojejsięzimno.Zadzwoniła
zębami.

-Najpierwnauczsięunosićnawodzie-warknął.Wjegogłosiebrzmiaładziwnieponuranuta.

Przyszłojejtobeztrudu.

-Terazsobiespokojnieumrę,prawda?-powiedziała,zanurzonawlodowatejwodzie,dzwoniączębami
jakkastametami.

-Chybapowinnaśjużwyjść-stwierdziłzdesperowany.

-A-alenajpierwmnierozgrzej-poprosiła.

Zakląłpodnosemiprzyciągnąłjądosiebie.Byłotaksamocudowniejakprzedtem.Westchnęłazulgą,
oparłagłowęnajegoramieniuipozwoliła,bywniknęłowniąciepłozjegociała,rozgrzanegojak
palenisko.Wsekundępóźniejmocneramionaotoczyły,ąwtaliiiposadziłynaobramowaniubasenu.
Podniosłastopynadwodę.

-Ręcznikisątam-mruknął.

Spojrzałananiegozgóry.Byłatakoszołomiona,zezpoczątkuniezrozumiała,copowiedział.Pierśczuł
sięwwodziejakwswoimżywiole.Patrzyła,jakobracasięjakfryga,odbijaodskalnejścianyiwynurza
wpołowiebasenu.Taflęwodyprzecięłanajpierwjedna,apotemdrugarękaijużbyłnadrugimkońcu,
zostawiającspienionyśladnapowierzchni.

Naskaleleżałytrzyręczniki.Dygocąc,owinęłasięjednym,potemwzięładrugiizawinęławeńwłosy.
Wróciłanaskałęipatrzyła,jakPierśprzecinawodę,pokonującjednądługośćbasenuzadrugą.
Wyglądałonato,żenieprędkoprzestanie,więcposzłapotrzeciręcznik,usiadłanaobramowaniuiotuliła
nimstopy.

Siedziałatak,zawiniętawręcznikipoczubeknosa,ipatrzyłanaszerokieramionaiplecyPiersa,który
niestrudzeniepływałdalej.

Porannepromieniesłońcapowoliogrzewałyjejowinięteręcznikamiciało.PaniHutchinschyba
zemdlałabynatenwidok.Zemdlała?Dostałabyapopleksji.Niédość,żeLinnetsiedziałanadsamąwodą,
ubranawyłączniewmokrąkoszulkę,tojeszczeledwienawyciągnięcieramieniaodniejpływałnagi
mężczyzna.

Wtejsytuacjikilkapiegównaprawdęniemiałoznaczenia,więcprzechyliłagłowędotyłuichłonęła
słoneczneciepło,rozkoszującsiębłękitemniebanadgłową.Byłotakwysoko,żeniepotrafiłasobie

background image

wyobrazić,gdziesiękończy.Gdzieśtamleniwiekrążyłjakiśmorskiptak.Pewniewypatrywałryb.

Pierśdotknąłobramowania.Pięćdziesiątybasen.Niezatrzymałsię-zawróciłipopłynąłdalej.Jego
ciałomusiałouporaćsięzgorączkowąenergią,którejnaturęmógłzłatwościąokreślićkażdylaikbez
medycznegowykształcenia.

Sześćdziesiątdługości.Byłwyczerpany,alewciążczuł,jakpodskórąpulsujewrzącalawa.

Wkońcuwyszedłnabrzegijegooczynatychmiastpobiegływjejstronę.Odrzuciłagłowędotyłu,ajej
szyjalśniłakremowąbieląwpromieniachsłońca.Ręcznikzsunąłsięzrudychloków,któreodcinałysię
odbiałegopłótna.

Ledwiezdążyłdojśćdosiebie,przeciągnęłasięiotworzyłaoczy.

-Przepraszam,żecięomałoconieutopiłam-powiedziała,posyłającmutensekretnyuśmieszek,który
takgo...

Którytakmusiępodobał.

-Naprawdęniechciałam-tłumaczyłasiędalej.-Tylkożetybyłeśowielecieplejszyodemnie.

Zwłaszczakiedytuliłosiędoniegotocudowne,kobiececiało,przywierająctakmocno,jakwodorosty
dookrętowejliny.

-Terazjestcijużchybacieplej-zauważył,słyszącswójszorstkigłos.Naszczęście,onanigdynie
odgadnie,skądtazłość.Bogudziękizatęokropnąreputację.

Zamrugała.

-Ojej,niemaszczymsięwytrzeć!Pewniejestcistraszniezimno.

Wstałaniezgrabnieiwtedywszystkieręcznikiopadłynaziemię.

Świętokradztwembyłobynazwaćtepiersigruczołamimlecznymi.Byłycudowne,wydatne,prężne...
Mokrakoszulkastałasięzupełnieprzezroczysta.Przykleiłasiędojejudidopięknego,ciemnegotrójkąta
międzynogami.

-Proszę,weźten-stwierdziła.Rzuciłamuręcznik.Jakośgozłapałipośpiesznieowinąłsięwpasie.

-Wieszco?-Spojrzałananiego,anajejpoliczkachpojawiłsięlekkirumieniec.

-Cotakiego?-odparł,układającsobiedyskretnietoiowoimocniejobwiązującsięręcznikiem.

-Jesteślekarzem,więcpewniebędzieszsięśmiał,alemojamatkapowiedziałamikiedyś,że...

-Żeco?-Zawszepotrafiłpanowaćnadswoimciałem.Zawsze.Tobyłpoprostuprzypadek.

-Powiedziała,żemężczyznomzwisa.

background image

-Zwisa?-powtórzył.Jeślipopatrzyprostowjejtwarz,niebędziewidziałtejkoszulki,przyklejonejdo
piesiidobioder.Niebędziemyślałostrasznymgłodzie,któryzapłonąłnaglewlędźwiach.Totylko
popędbiologiczny,nicponadto.

-Żezwisa-powtórzyłaizachichotała.-Zprzodu.Aletobieniezwisa,prawda?-Machnęłarękąw
kierunkuokolicyjegopasa.-Niekrępujecię,żetomówię,prawda?Wydawałomisiętotakieokropne,
żecośtamzwisa.Ale...aleuciebienicniezwisa.Uciebiestoi.

Niewytrzyma!iwybuchnąłśmiechem.

Zawtórowałamu.

-Tak,wiem-powiedziała.-Głuptaszemnie.Pierśzacząłmiećniepokojącewrażenie,żezichdwojga
ktoinnyjestgłuptasem.

background image

10

Linnetprzezgodzinęmoczyłasięwciepłejkąpieli,popijającgorącączekoladęikończącczytaćCamillę
piórapannyFannyBurney.Gdyskończyłasięigorącawoda,iksiążka,wyszłazwanny.

-Ciekawe,czytujestbiblioteka-powiedziaładoswojejpokojówkiElizy.-Zabrałamzesobątylkopięć
książekiwszystkieprzeczytałampodrodze.

-Aniemożepaniprzeczytaćichjeszczeraz?-spytałaEliza,podającjejręcznik.-Tookropne
marnotrawstwo,oglądaćjetylkoraz.Lepiejkupićsobiewstążkę,bomożnajejużywaćbezkońca.

-Tęchybarzeczywiścieprzeczytamporazdrugi-LinnetkiwnęłagłowąwstronęCamilli.-Była
całkiemniezła.

PannęButterworthiszalonegobaronaczytałamjużdwarazy.Awłaściwienawettrzy.

Usiadłaprzytoaletce.

-Dziwne,żepannatyleczyta-powiedziałaEliza,zabierającsiędoczesaniajejmokrychwłosów.-
Szkoda,żepanowiewLondynieniewiedzieli,żezpannytakamądrala!

-Acotozaróżnica?Elizawydęławargi.

-Niktnielubi,kiedykobietamarozumdłuższyniżwłosy,alezdrugiejstronydamyztowarzystwanie
czytajątyle,copanna.

Możebytotrochęotrzeźwiłotychwszystkichbałwanów,cotakgadali,żeksiążęsięzpannązabawił.

-Wątpię-odparłaLinnet.-Obawiamsię,żedzieckokrólewskiejkrwitociekawszytematniżmoje
lektury.

-Onimajątubibliotekę.PanPrufrockwspominałmiotymwczorajprzykolacji.

-Wygodniewamtu?-Ojciec,czującwyrzutysumienia,żesamzniąniejedziedoWalii,wyprawiłLinnet
nietylkozElizą,aledałjejtakżedoobsługiczterechlokai,dwóchstangretówijeszczechłopcana
posyłki.

-Bardzo,proszępanienki.Mieszkamywzachodnimskrzydle,razemzchorymi,coumierająnaterakii
innechoróbska.Zabronilinamchodzićdowschodniego,botamleżąróżnizarażeni.Imożnacośodnich
złapać.W

każdymskrzydlejestosobnagospodyniijeszczezarządcazamku.Wczorajwnocyktośtakstrasznie
jęczał,żebałamsię,żeniezasnę,alewkońcuprzestał.PanPrufrockmówi,żejeślitosiępowtórzy,to
mamsięposkarżyćionigouciszą.

-Jakimnibysposobem?Bodomyślamsię,żejęczałzbólu,prawda?

background image

-Pewniedadząmujakieślekarstwo.Możepanienkaposiedziprzedkominkiem,ażjejwyschnąwłosy?

Linnetjęknęła.

-Niechcę,boniemamcoczytać.Mogłabyśskoczyćdotejbibliotekiimicośprzynieść?

-Poproszęlokaja,żebypowiedział,gdzietojest.Jedenjestcałkiemprzystojny,tylkostrasznieśmiesznie
sięnazywa.

Wczorajmiopowiadał,jakdoktorgostraszył,żemuutniegłowęibędziepatrzył,czyonpotembędzie
mógłchodzić.

Wdziesięćminutbyłajużzpowrotem,zestosemksiążekpodpachą.

-Straszniedużoichtamjest-wysapała.-Tylkożeniemogłamznaleźćnicpodobnegodotychpowieści,
copanienkalubiczytać.

Książkirzeczywiścieniecosięróżniłysięodjejzwykłychlektur,alezdesperowanaczytelniczkanie
cofniesięprzedniczym.

-Wiedziałaś,żepozjedzeniumelonaznikaopuchlizna?-spytałaElizęjakiśczaspotem.

-Naprawdę?Możejaksięktośuderzywpalec,totak.Alenacoinnegochybaniepomaga.Mójtatko
miałokropniespuchniętynosodpicia.Niechpanienkaodłożywreszcietęksiążkę.Trzebawdziaćgorset.

Linnetzniechęciąodłożyłaksiążkę.

-Piszątutakże,żecebulaodświeżaoddech.

-Atojużczystagłupota-stwierdziłaEliza,sznurującgorset,apotemwkładającjejsuknięprzezgłowęi
uważając,byniezburzyćfryzury,którąupięławysokoiozdobiłalśniącymiemaliowanymikwiatuszkami.
Kiedyzaczęłazapinaćguziczki,Linnetznowuzłapałaksiążkę.

-MojaciotkapijemnóstwoeliksiruDaffy'ego,żebynieprzybraćnawadze-powiedziała.-Aonitu
radząduszonypoliczekwołowy.

-Toobrzydliwe-skrzywiłasiępokojówka,aleponamyśledodała:-1pewniedlategodziała.

-Ciekawe,colordMarchantmyśliotychwszystkichcudownycheliksirach-zamyśliłasięLinnet.-
Wieszmoże,gdziegoznaleźć?

-Pewnieotejporzesiedziupacjentów.Niechpanienkastoispokojnie.Jeszczetylkotenostatniguzik.
Gotowe.Mapanienkagodzinędodrugiegośniadania.

Linnetobejrzałasiępospieszniewlustrze,tymrazemzprzoduizboków.

-Dzieciakanicanicniewidać-zaśmiałasięEliza.-Ciekawe,kiedyksiążętozauważy.Podobnoma
fiołanapunkciekrólewskiejrodziny.Całkiemmuodbiło.Będziestrasznierozczarowany,jaksięokaże,
żezpanienkiżadnaladacznica.

background image

Linnetwestchnęła.

-Czysłużbazawszemusiwszystkowiedzieć?

-Tutejsinicniewiedzą-oburzyłasięEliza.-Choćmuszęprzyznać,żepodschodamizaczęłysięjuż
zakłady.PanPrufrock

niejesttakinadętyjaknaszpanTinkle.PanTinklenigdybynacośtakiegoniepozwolił.

-Zakładaciesię,czyjestemwciąży,czynie?

-Skądżeznowu!Mywszyscywiemyprzecież,żekazałapanienkaStubbinsowiobwozićsiępoLondynie
iżadenksiążęsiędopanienkiniedosiadłpodrodze.Zakładidzieoto,czylordMarchantsięwpanience
zakocha.

-Mamnadzieję,żeniepostawiłaśnatowszystkichpieniędzy-stwierdziłaLinnet,kierującsięku
drzwiom.

-Mywszyscyznaszegodomuobstawiamypanienkę.Atutejsistawiająnajegolordowskąmość,wszyscy
codojednego.Bojąsięgojaksamegodiabła.Myślą,żetojakiśodmieniec.

-Ipewniemająpotemuniejedenpowód-przytaknęłaLinnet.-Wkońcupracująuniegonieoddziś.
Przegrasztenzakład,Elizo.Obojeuznaliśmy,żedosiebieniepasujemy.

Elizaodpowiedziałaszerokimuśmiechem.

-Możeniechpanienkapójdziedoniegoipopytaotenmarynowanypoliczek,czycotamtojest?-
PodskoczyłakuLinnetiniecoobciągnęłajejsuknię.-Terazmożepanienkajużiść.

Linnettrafiładoinfirmeriinatrzecimpiętrze,alekiedyzajrzaładośrodka,niezastałatamaniPiersa,ani
żadnegozpozostałychlekarzy.Pacjent,któregopoznaławczoraj,uniósłgłowęipowiedziałcoś,czego
niezrozumiała,więcdoniegopodeszła.

Przypominałtrochępsa-takiegokosmategokundla,którywłóczysiępoulicachzminązarazemżałosnąi
zawadiacką.

-Chybaciębolitawysypka-powiedziała.-Wczorajnassobienieprzedstawili.JestempannaThrynne.

-AjaHammerhock-wykrztusiłpacjent.Rzeczywiściemiałokropniespuchniętyjęzyk.

-Mogęcijakośpomóc?-spytała.-Możeprzynieśćwody?

-Doktormówi,żejemujużnicniepomoże-odezwałsięjakiśgłoszajejplecami.

Odwróciłagłowę.Wsąsiednimłóżkuleżałmałychłopiec.WyglądałnielepiejniżHammerhock-same
kościizęby

-itaksa-

background image

mojakontrochęprzypominałbezdomnego,zaniedbanegokundla.Rozczochranewłosysterczałyna
wszystkiestrony,otaczającbladąbuzię.Drgnęła,zaniepokojona.Toniemożliwe,żebytendzieciakbył
jednymzpacjentówczekającychnaśmierć,októrychwspominałaEliza.

-To,żenicmuniepomoże,nieznaczy,żeniechcemusiępić-stwierdziła.-Jakmasznaimię?

-Gavan-powiedział,opierającsięnałokciu.-Wczorajmówili,żeHammerhockmajakąśtamgorączkę.
Więcpielęgniarkaprzychodzituodczasudoczasu,kładziemumokrąścierkęnatwarzidajemujakieś
leki.

Hammerhockpokiwałgłową.

-Gdzietapielęgniarka?-spytałaLinnet.Szczerzemówiąc,czułasiętrochęnieswojo.

-Poszłaodpocząć-odpowiedziałGavan.-Machandrę,jakzadługosiedziznami,umarlakami.

-Zumarlakami?Tyteżumierasz?Gavanskrzywiłsię.

-Doktormówi,żewszyscykiedyśumrzemy.Hammerhockzacząłsiękrztusićnałóżku.Linnetodwróciła
siędoniego.Pokazałnakubekzwodą,więcpomogłamusięnapić.Położyłsiępotemnawznaki
zamknąłoczy.

Linnetpopatrzyłanapozostałychpacjentów,alewszyscybylinieprzytomni.UsiadłanałóżkuGavana.

-Skądsiętuwziąłeś?

-Mamamnieprzywiozła-powiedział,pochmurniejąc.-1zostawiła.

-Mieszkaciedalekoodzamku?

-Niebardzo.No,alenatargmamybliżej.

-Doktorsiętobązajął-pocieszyłago.-Niedługobędzieszmógłwrócićdodomu.

-Nicztego-odpowiedziałchłopiec.-Niemogę,bojestemchory,atuprzynajmniejmamłóżko,conie?
Więcmamapowiedziała,żemamzostać,bonawetprześcieradłomidali,widzisz?Ijedzenie.Iletylko
zechcę.

Drzwiotworzyłysięcichoiweszłaprzezniegrupkamężczyzn.ZanimLinnetzdążyłasięodwrócić,
dobiegłjąmrukliwygłosPiersa:

-Patrzciepanowie,ktotusiedziipolerujesobieaureolkę.LinnetpatrzyłanaGavana,którywyprostował
sięnałóżkuiuśmiechnąłoduchadoucha.

Pochwiliusłyszałastuklaski.Pierśstanąłpodrugiejstroniełóżka.

-Zadajeszsięzumarlakamialboznoworodkami,co?

-Zjakiminoworodkami?-spytałGavan.-Znasztępanią,doktorze?-dodałnatychmiast,wskazującna

background image

Linnet.

Pierśuniósłbrwi.

-Trochęjąznam.Cooniejmyślisz?Zastanawiamsię,czybysięzniąnieożenić.

Gavanskinąłgłową.

-Tatkomówią...-Zawahałsię.

-Śmiało-zachęciłgoPierś.-Onatylkowyglądajakdama,alewcalejąniejest.

Linnetposłałamugniewnespojrzenie.

-Tatkomówią,żenajlepszekobitymajądużejabłuszka-oznajmiłGavanipopatrzyłprostonabiust
Linnet,więcPierś,oczywiście,zrobiłtosamo.-Bierzją,panie,pókiczas-poradziłdzieciak.-Utykasz,
notomałoktórabędziecięchciała.

NiedbającokrzywąminęLinnet,Pierśpochyliłsię,żebyprzyjrzećsiębliżejomawianymfragmentomjej
anatomii.

-Jesteśpewny?Zawszepodobałymisiębrunetki,takietrochęcygańskiezurody.

Gavanrzuciłmuspojrzeniepełneniesmaku.

-Doktorze,czytysięwogólenieznasznababach?

-Możetrochęmniejodciebie.

-Dziewucha,cowyglądajakCyganka,pewnieniąjest.Więcjakjąsobieweźmieszzaślubną,to
będzieszmusiał

spaćporowach,boonadługowjednymmiejscunieusiedzi.

-Aniemógłbymjejpuścićsamopas?

-Poślubieniewolno-odparłchłopiec.-Ludziesąwtedyzwiązanizesobą.Jakłańcuchem.Takmówi
tatko.

-Jaksiędziśczujesz?-Pierśzmieniłtemat.-Wstawałeśjuż?

-Siostrachciała,żebymsikałdonocnika,notoudałem,żemnietrafił,iobsikałemjejbuta.Powiedziała
żejestemgorszyodszatana,ikazałamiwracaćdołóżka.-Zaśmiałsięjasno,radośnie,jakdzieciw
parku.

-Gdzietasiostra?-spytałaLinnet,podnoszącwzroknaPiersa.-Gavantwierdzi,żemadepresję.

-Zadużotuludziumiera-potwierdziłpogodniechłopiec.

-Pewniepodpijamojąbrandy-stwierdziłPierś.-Teżbymtozrobił,gdybyGavanobsikałmikapcie.

background image

Gavan,powieszmi,jeślisiostraMatyldawtoczysiętupijanajakbela,prawda?

Chłopiecenergiczniepokiwałgłową.

-Lubiszją?-spytałaLinnet.

-Niepozwalamiwstawać.Mówi,żejakwstanę,topołożykogośobcegonamoimłóżku.

Zsąsiedniegołóżkarozległsięzduszonykaszel.Pierśijegoniewielkaświtaprzeszlijużdalej,więc
LinnetpochyliłasiędopanaHammerhocka.

-Tak?

-Nalitośćboską,kobieto,odsuńsięodniego-rozległsięrykzajejplecami.-Możejeszczezaraża,ty
tępaidiotko!

Linnetzlekceważyłagokompletnie,wsłuchującsięwbełkotHammerhocka.

-Tasiostratowiedźma-wykrztusiłwkońcu,ciężkooddychajączwysiłku.

-Naprawdęchceszwyjśćzadoktora?-dopytywałsięGavan.-Wiesz,boonniejestmiły.Ciągle
wyzywaludzi,asiostrateżgoprzezywa.Mówi,żetodiabełwcielony.

Jaknazawołanie,zdrugiegokońcasalirozległsięwściekłyryk.ToPierśzłościłsięnajednegoz
lekarzy.

-Mojamamuśkadałabymuwucho-powiedziałGavan.-Jeślizaniegowyjdziesz,teżbędzieszmusiała
goodczasudoczasunatłuc.

Obojepopatrzylinapotężnąpostaćhrabiego.

-Możeniebyćłatwo-zreflektowałsięchłopiec.

-Racja-zgodziłasięLinnet.-Mówisz,żechciałbyśwstaćzłóżka?

-Niemogę-odparłGavan.-Booddadząmojemiejsce.Straszniedużochorychludzichcetubyć,wiesz?

-Niepozwolęimnato-obiecałaLinnet,widząc,żeHammerhockkiwagłowąnapotwierdzeniesłów
Gavana.-

Chybaszybkosięterazmęczysz,więcmożelokajzaniesiecięnadwór.Pewnieprzedchorobąbyłeś
bardzożywymdzieckiem.

-Wczorajniedałemradydojśćdokibla-stwierdziłGavanzpowątpiewaniem.-Czepiałemsięsiostry
jakpijanypłotu.

-Tookropne-odpowiedziała.-Alejakośsobieztymporadzimy.

Wstałaizadzwoniłanalokaja.Pierśbyłdaleko,dręczyłkolejnegopacjentainiezwróciłuwagi,kiedy

background image

sympatycznymłodylokajNeythenowinąłGavanakocemiwyniósłgozsali.

Linnetruszyłazanimi.

-Dokądidziemy,panienko?-spytałNeythenprzezramię.

-Nadbasen-powiedziała.

-Cototakiegobasen?-zaciekawiłsięGavan.Oczybłyszczałymuzpodniecenia.-Jakaśsadzawkadla
ryb?Kiedyśtakąwidziałem.Ja...

Gadałnieprzerwanie,gdyschodziliposchodachiszliścieżką.Zamilkłdopiero,gdyznaleźlisięnad
basenem,itotylkodlatego,żeotworzyłszerokobuzięzezdziwienia.

-Pięknietu,prawda?-powiedziałaLinnetzuśmiechem.-Neythen,czymożeszgoposadzićnatym
płaskimkamieniu?

-Aleogromniasty-wykrzyknąłchłopiec.Linnetspostrzegła,żewpatrujesięwocean.-Niewiedziałem,
żejestażtaki.Całatawoda...Gdzieonatakpłynie?

-Odpływaipotemwraca-wyjaśniłaLinnet.Siedzieliwetrójkę,wpatrującsięwfale.

-Ilemaszlat,Gavan?-spytała.

-Sześćitrzyćwierci-odpowiedział.-Widzisz,jakąścieżkęrobisłońcenatychfalach?

Rzeczywiście,złocistasmugawiodławdalażpohoryzont.

-Wyglądajakdroga-powiedziałGavan.-Topewnietadrogadonieba,októrejmówiłamimamuśka.

Neythenpoprawiłsięnakamieniu.

-Musiszjużwracaćdopracy?-spytałagoLinnet.

-PanPrufrockniebędziesięgniewał.Toporządnyczłowiek-odparłNeytheniściślejowinąłGavana
kocem.

-Tylkożejachybaniepójdędonieba-stwierdziłchłopiec.Niewyglądałnazaniepokojonegotą
perspektywą.

-Oczywiście,żepójdziesz-odpartaLinnet.-Alenieodrazu.

-Pewnieniewpuszczajątych,coniewierząwtewszystkieozdóbki.Harfy,chmurkiitakdalej.

-Wcalenietrzebawniewierzyć-zapewniłagostanowczoLinnet.-Drzwidoniebasamewiedzą,kiedy
sięmająotworzyć.

Popatrzyłanachłopca.Czynaprawdęumierałnajakąśokropnąchorobę?Sercejejpękałonasamąmyśl
otym.

background image

Gavanwestchnął.

-Sątujakieśpsy?-zapytał.LinnetpopatrzyłanaNeythena.

-Wstajnijestpies.Starykundel,którydonikogonienależy.

-Toznaczy,żemożebyćmój-ucieszyłsięGavan.-Mójbratmapsa,alejaniemamtakiego,cobybył
mójnazawsze.

Wyraźnieniemiałochotynadalszefilozoficznerozważanianatematżyciapośmierci.

-Chodźmytam!-zawołał.

-Pielęgniarkabędziesięociebiemartwić-upomniałagoLinnet.

AleGavanprzekonałją,żepielęgniarkapewnienawetniezauważyjegonieobecności,anawetjeśli,to
tylkosięucieszy.

-Mówi,żejestemjakzadrawboku-wyjaśnił.-Proszę,możemytylkopopatrzećnategopsa?

Poszliwięcdostajniipróbowalizwabićdosiebiemałegoszaregokundelka,którywyróżniałsięjedynie
błyszczącymiczarnymiślepiamiiogólniezaniedbanymwyglądem.PochwiliLinnetusłyszałastukanie
laskiPiersa.

-Tujesteście-odezwałsięniezbytprzyjemnymtonem.-Nalitośćboską,pielęgniarkahisteryzuje,że
ktośwykradł

chłopaka.

-Alenieoddałajeszczenikomumojegołóżka,prawda?-wykrzyknąłGavan,podniósłsięiomałosię
nieprzewrócił,aleNeythenzdążyłgopodtrzymać.

-Niemożegooddać,bocałejestzapchlone-odparłPierś.

-Janiemampcheł-zirytowałsięGavan.-Czymyślisz,że...

-Oczywiście,żenie-warknąłPierś.-Cotychceszzrobićztymbrudnymkundlem?

-Tobędziemójpies-odpowiedziałGavan.-Oswojęgoibędziespałnamoimłóżku.

Udałoimsięzagonićpsawkątstajni,alewcaleniechciałdonichpodejść,choćGavanw
nieskończonośćwołał:

„Burek,donogi!".

-PewnienienazywasięBurek-wymądrzyłsięPierś.

PrawieniepatrzyłnaLinnet.Aonapoczułasiębardzozaniepokojonatym,jakjejsercezabiło,kiedy
wszedłdostajni.Niedługozacznienadsłuchiwać,czyskądśniedobiegastukotjegolaski,jakjakaś

background image

zakochanaidiotka.

-Ajak?-spytałGavanzprzejęciem.-Kiedyśbyłtwój,doktorze?

-Oczywiście,żenie.Jakchcesz,żebydociebieprzyszedł,dajmumięsa.-Pierśskinąłgłowąwstronę
Neythena.-

Prufrockcięszuka.Zameldujsięuniego,apotemwróćizanieśtegosmarkaczanagórę.

-Jeśliniejesttwój,togosobiewezmę-powiedziałGavan.-BędziesięnazywałRufus.

-LepiejJabłuszko-zaproponowałPierś,posyłającLinnetzłośliwespojrzenie.-Będzieszwtedyzawsze
pamiętałoradachtwojegotatki.

-Togłupieimię.Jakieśtakiedziewczyńskie.Rufuslepiejpasuje.-Gavanpotrząsnąłgłowąirzucił
patyk.-Przynieś,Rufus!

Linnetwyprostowałasię,widząc,żeGavanmaochotęnamówićpsadozabawywaportowanie.

-Cotydocholerywyczyniasz?-spytałjąPierś.-Niebyłocięnadrugimśniadaniu.

Pochyliłsięnadniątak,żeażsięprzestraszyła.

-JatylkozabrałamGavananadwór-wyjaśniła.-Niemamnicdoroboty,chybażezacznęczytaćtwoje
medycznetraktaty.

-Maszrobićto,coinnedamy.Trzymajsięzdalaodmoichpacjentów!

-Dlaczego?

-Dlaczego?Bojacikażę!Parsknęłaśmiechem.

-Boiszsięswojejpielęgniarki.

-WcalesięniebojęsiostryMatyldy.Onadoskonalezaprowadzaiutrzymujedyscyplinę.

-Topocoprzykuśtykałeśponasażdostajni?

-Możesięwtobiezakochałem,zgodniezwyobrażeniamicałejtutejszejsłużby.

-Twoiludziewcaletakniemyślą-sprostowała.-Tomoinatoliczą.

-Mójlokajpowiedziałmioichzakładach.Twojasłużbastracimnóstwopieniędzy-stwierdziłz
satysfakcją.-Mamnadzieję,żeimdobrzepłacisz,bozbankrutują.

Linnetwykrzywiłasiędoniego,apotemspojrzaławdół,naziemię.Gavanczołgałsięnaczworakach,a
Rufusostrożnieobwąchiwałjegopalce.

-Niemożesztrzymaćdzieciakapodstrażątejherod-baby,wotoczeniuciężkochorychludzi.

background image

Pierśzaśmiałsięurągliwie.Odpowiedziałamugniewnymspojrzeniem.

-Jestemwrednymdraniem,co?

-Właśnie.

Oparłsięmocniejnalasce.

-Będziemytustali,wstajni,prowadzącpoważnądyskusjęoopiecenadpacjentami,czymogęjuż
wracaćdodomu?

-Możeusiądziesznatejławeczce?-zaproponowała.

-Dlaczegoniemiałbymiśćdosiebie?

-Bochcęztobąporozmawiaćopacjentach,którzyleżąplackiemiczekająnaśmierć.

-Poco,dodiabłaciężkiego,chceszzemnąotymrozmawiać?Urodatozamało,żebyzostaćmedykiem.

-Nietrzebabyćmedykiem,żebywiedzieć,żeniepowinnosięzostawiaćchoregodzieckaztymi
wszystkimiumierającymiludźmi.Całymidniamileżywłóżku.Pielęgniarkaniepozwalamuwstaćnawet
nachwilę.

-Bojejzabroniłem-odpowiedziałuprzejmie.-Zazwyczaj

mniesłucha,bopłacęjejpensję.

-Przecieżtośmieszne-rozzłościłasięLinnet.-Powinieneśzobaczyć,jakibyłszczęśliwynawidok
oceanu.Ateraz,ztym...-popatrzyłaznowunadziecko.Rufuswłaśniepodniósłnogęiobsi-kiwałgołe
stopyGavana.

-SiostrzeMatyldzietosięniespodoba-stwierdziłradośnie

Pierś.-Powie,żetotwojawina.Linnetwzruszyłaramionami.

-Neythenopłuczemunogiwpoidledlakonipodrodzedo

infirmerii..

-Więccotwoimzdaniempowinienemzmienićwzachodnim

skrzydle?

-Wprowadzićtampogodneakcenty.

-Chodziciośmierć,prawda?-Pierśprzysunąłsiędoniej.-

Boiszsięjej!

-Niechodziośmierć-westchnęła.

background image

-Todobrze-ucieszyłsięPierś.-Tobyłafascynującakonwersacja,alemojanogamajużdośćtych
emocji-stwierdził

izacząłzbieraćsiędowyjścia.Linnetzmrużyłaoczy.Ogarnąłjągniew.

-Zamierzaszsobietakpoprostuodejśćodemnie?Pierśspojrzałprzezramię.

-Czyzamierzam?Cojazamierzam?Odejść?Odciebie?-Parsknąłśmiechem.-Tak,takimamzamiar.

Śmignęłaobokniegoistanęławdrzwiach.

-Dlaczegoniechceszmniesłuchać?

-Bojesteśoślicą.

-PowinieneświdziećtwarzGavana,kiedymówiłoniebie-krzyknęłagniewnie.-Powiedział,żesłońce
nafalachwygląda

-Aniechsobienawetwyglądajakkonającakrowa-przerwałjejPierś.-Jakitomazwiązek?

-Przecieżonumiera,tyidioto-wybuchnęła.

-Wszyscyumieramy.

-AlenietakjakGavan.Nietakszybko,nietakmłodo.

-Aktogotamwie,kiedyonumrze?-Wzruszyłramionami-Szczerzemówiąc,sądużeszanse,żety
odejdzieszpierwsza.Choćmbykobietysąbardziejdługowieczne,aleonmazaledwiesześćlat,aty
pewniejużzedwadzieściapięć.

-Tylkodwadzieściajeden-odparłapochmurnie.

-Sądzącpowyglądziematki,dzieciakdożyjepóźnejstarości.Totwardakobietaimiaładośćrozumu,
żebygotuprzywieźć,kiedyspadłzestogusianaidoznałskomplikowanegozłamaniaz
przemieszczeniem.

-Skomplikowanego...

-Złamania.Kości-wyjaśnił.-Czymogęterazwreszciepokuśtykaćzpowrotemdodomuidonieść
siostrze,żepacjentzostałodnaleziony,choćjestobsikanyprzezpsaipewniezapchlony?Niezbytjejsię
tospodoba.

-Myślałam,żejestumierający.Mówił,żekazałeśmuleżeć.

-Jesteśgłupsza,niżmyślałem-odparłniegrzecznie.-Rzeczywiściekazałemmuleżeć.Zastosowaliśmy
innowacyjnątechnikęleczeniapoprzezunieruchomieniekończynywgipsie,zdoskonałymskutkiem,nie
chwalącsię.Ilerazymamcipowtarzać,żenogamniebolijakjasnacholera?

-Czytykonieczniemusiszbyćtaki...

background image

-Chamski?Wtargnęłaśdomojejinfirmerii.Zabrałaśzłóżkachłopaka,któremuledwietrzydnitemu
zdjąłemgips.

Kazałaśgozanieśćnadmorze,apotemdostajni,aterazpełzanaczworakachpoziemi.Przecieżon
nawetniemożestaćowłasnychsiłachNiedałbyradydojśćdołóżka,gdybyś...

-Patrzcie!-zawołałGavanzzaichpleców.-Patrzcietylko!

Odwrócilisię.

Stałwyprostowany,zRufusemwramionach.Pieslizałgopobrodzie.

-Jużmniepolubił!

background image

11

Linnetubierałasięnakolacjęwponurymnastroju.Jaksięokazało,zachodnieskrzydłowcaleniebyło
umieralnią.

Wyszłanakompletnąidiotkę,alenieostudziłotojejbojowegonastroju.Pierśdoskonaledbałociała
swoichpacjentów.Alenieobchodziłogo,jakciężkojestimleżećwłóżkudzieńzadniem.

Właściwieniepowinnazajmowaćsięnieswoimisprawami.Niepasowalidosiebie,apomysł,żePierś
sięwniejzakocha,itoprzedupływemdwóchtygodni,byłpoprostuśmieszny.Małżeństwobyłopoza
dyskusją.

Napisaławięcdoksięcialiścikzprośbą,bynastępnegodniaruszyliwdrogępowrotną.Musiała
zdecydować,comazrobićzeswoimżyciem.Postanowiławrócićdoojca.Potemgdzieśwyjedzie.
Najlepiejnakontynent.Samotnie.

Brzmiałotożałośnie,aleodśmiercimatkiLinnetstalebyłasamotna.

Zirytowana,żerozczulasięnadsobąjakdziecko,wzięładorękiksiążkę,alejakośniepotrafiła
zapomniećobożymświecie,zaczytującsięopisamiremediumnabólzęba.Zaczęłasięobawiać,że
książęniebędziechciałtakszybkowyjechać.

Niemiałapojęcia,dlaczegoPierśodtylulatnierozmawiałzksięciem,aleminajegoojcapowiedziała
jejprawiewszystko.Obecnośćsynabyładlaniegowielkimszczęściem,nawetjeśliPierśprzez
większośćczasuzachowywał

sięjakkompletnyidiota.

WkońcuusiadłaprzytoaletceizaczęłaczytaćnagłosfragmentymedycznegotraktatuElizie,która
zręcznymiruchamipalców

układałajejwłosywskomplikowanąfryzurę.Naglenadziedzińcurozległsięjakiśhałas.

-Cosiętamdzieje,dolicha?-zdziwiłasięLinnet.Elizaodłożyłainkrustowanygrzebieńiskoczyłado
okna:

-Tojakiśpowóz!Właśniesięzatrzymuje.Wyglądakubekwkubekjakdynia,takiżółtyibłyszczący.

Linnetpodeszładookna,akuratnaczas,bydostrzec,jakzpowozuwysuwasięszczupładamskastopaw
eleganckim,obszytymklejnotamibucikunawysokimobcasie.Stopanależaładodamyodzianejw
śliwkowypodróżnykostiumiuroczykapelusikozdobionyniejednyminiedwoma,aleażtrzemapiórami.

-Cudowny-westchnęłaEliza.NapewnozLaBelleAssemblée.Mawsobiecośtakiego.Odrazuwidać.

Linnetusiadłaprzytoaletce.

-PewnieprzyjechałajakaśmojarywalkadorękilordaMar-chanta.

background image

-Raczejpacjentka-uspokoiłająEliza,zpowrotembiorącsięzagrzebień.-Tutejsimówią,żezjeżdżają
siędoniegoludziezcałejWielkiejBrytanii,wiepanienka?ZcałejAngliiinawetzzagranicy.Ize
Szkocji,choćtotakikawał

drogi.

Linnetniezamierzałazastanawiaćsię,czyPierśjestdobrymlekarzem.Niepotym,jakzacząłsięzniej
naśmiewać.

Miałdiabelskieoczy,poprostudiabelskie.Podły.Doskonalewiedział,żeuznałaGavanaza
umierającego,ipozwolił,żebyzrobiłazsiebieidiotkę.

-Mamszczerąnadzieję,żetokolejnakandydatkanaksiężnę-powiedziała.-Zprzyjemnościąpopatrzę,
jakprzymierzasiędospędzeniaresztyżyciaztymczłowiekiem.

-Gotowe-stwierdziłaEliza,wsuwającozdobnygrzebieńwjejwłosy.-Fryzurajaksiępatrzy.

Linnetwstałairuszyłakudrzwiom,alepochwilisięzawahała.Niemiałaochotyschodzićnadół.Nie
teraz,kiedyPierśjąwyśmiałiwystrychnąłnadudka.

-Może...

-Nie-odparłatwardoEliza.-Możemapanienkaracjęitenczłowiektoszatanwcielony,aleniewolno
siępaniencechować

przednimwsypialni.Proszęiśćdosalonuirozkochaćgowsobie.

Linnetjęknęła.

-Wszyscyliczymynapanienkę-dodałasłużącaiwypchnęłajązadrzwi.

Linnetpowolischodziłaposchodach,ponuroliczącwmyślikażdykolejnystopień.Myślała,żeprzeżyła
największeupokorzeniewswoimżyciutegodnia,kiedywszyscygościenabaluodwrócilisięodniej
plecami.Ktobypomyślał,żepoczujesięowielegorzej,kiedyjakiśgłupidoktorekroześmiejejejsięw
twarz?

Zsalonudochodziłożywionygwar.Prufrockstałtużobokotwartychdrzwiinawetniepróbował
wyglądaćjaklokaj.

-Mów,mów-odezwałasiędoniego,gdyzeszłazostatniegostopnia.

-Księżnaprzyjechaławodwiedzinydosyna.Toznaczy,byłaksiężna-wyjaśnił.

-MasznamyślimatkęlordaMarchanta?Aleonaprzecieżmieszkazagranicą,prawda?-Linnetpoczuła
dreszczykciekawości.

-Zdajesię,żebyłaprzezkilkamiesięcywAndaluzji,aleznudziłojejsiętamipostanowiłaprzyjechać
doWalii,żebyzrobićniespodziankęsynowi.

background image

-Ażtusięokazało,żewłaśniegościuniegoksiążę.Bardzociekawe!

-Książębyłnagórze,kiedyprzyjechała,więcmadamejeszczeniewie,jakaprzyjemnośćjączeka-
odparłPrufrock,otworzyłszerokodrzwi,wszedłdośrodkaizaanonsował:-PannaThrynne.

Wszyscywsaloniezamilkliizwrócilisiękudrzwiom.BezwstydnienaśladującZenobię,Linnet
zatrzymałasięnachwilęwdrzwiachweleganckiejpozie,poczymweszładosalonu.

Wszyscyruszylikuniej:markizLatourde1'Affitte,trzechmłodychlekarzy...tylkoniePierś.

PodaładłońjegokuzynowiSebastienowi,którypochyliłsięwdwornymukłonie,jakprzystoi
francuskiemuszlachcicowi.Aleonaniepatrzyłananiego,tylkostrzelałaoczymawbok.Aha,tamjest.
Piersstałopartyofortepian,zprzymkniętymioczami,jakbyniechciałwidziećtego,codziejesięw
salonie.

Oczywiście,spojrzałnanią.Byłrównieśpiącyjaklewnałowach,czatującynaniewinnągazelę.Wjego
spojrzeniubyłaprzekora...icośjeszcze.

To„cośjeszcze"sprawiło,żeLinnetcałasięspięła.Zwróciłasięwstronęmarkizaiposłałamuuroczy
uśmiech.

-Proszęmiopowiedzieć,cosiędzisiajzpanemdziało.CzylordMarchantmówiłpanu,markizie,jak
doprowadziłamgodoszału,bozabrałamjednegozjegopacjentównaświeżepowietrze?

Sébastienzaśmiałsięserdecznieiodparłzprawdziwiefrancuskimwdziękiem.

-TakczęstosamdoprowadzamPiersadoszału,żeprzestałemzauważać,kiedysięwścieka.Przedstawię
paniąjegomaman,amojejciotce,boonsammazamałoobycia,żebysiętymzająć.Chodźmydoniej.
Przyjechałaledwiegodzinętemu.

WchwilępóźniejLinnetdygałaprzeddrobniutką,nieskazitelnieeleganckądamą.

-LadyBernaise,czymogępaniprzedstawićpannęThryn-ne?-ZwróciłsiędoowejdamySébastien.-
Jakpaniwiadomo,przyjechaładoWalii,żebypoznaćpanisyna.

MatkaPiersawydawałasięwogóleniezmęczonapodróżą.Byłapiękna,ajejpromiennacerailśniące
włosysprawiały,żeniewyglądałanaswojelata.

-Enchantée-odpowiedziałazlekkimuśmiechem,którynatychmiastprzywiódłLinnetnamyśljejsyna.
Mówił

zarazemwszystkoinic.

-DowiedziałamsięoddrogiegoSébastiena,żeprzeznaczonopaniąnażonędlamojegosyna.

-Nieprzeznaczono-poprawiłająLinnet.-Zaproponowano.

-NiebyłamwAngliiodwielulat-LadyBernaisemachnęłaręką.-Proszęmiwybaczyćprzejęzyczenia.
Chcepaniwyjśćzamojegosyna?

background image

-Jeślinie,tochętniezajmęjegomiejsce-zaoferowałsięSébastien.Nibyżartował,alewjegogłosie
dźwięczał

poważnyton.

Linnet,uśmiechającsię,rzuciłamuspojrzeniespodrzęs.ByłcałkowitymprzeciwieństwemPiersa:
uprzejmy,wymowny,troskliwy.Ieleganckoubrany.

-Obawiamsię,żeniepasujemydosiebiezpanisynem-zwróciłasiędoladyBernaise.

DamaztrzaskiemotworzyławachlarzispojrzałasponadniegonaLinnet:

-Skądtapewność,mojamiła?

-Spędziłaznimniecowięcejniżpięćminut-wtrąciłSébastien.

-LordMarchantsammitopowiedział-wyjaśniłaLinnet.-Ajasięznimzgodziłam.Obawiamsię,że
doprowadzamtegobiedakadoszału,atoźlewróżymałżeństwu.

-Odkiedytojestembiedakiem?-spytałPierś,stajączajejplecami.

-Trudnouznaćcięzakogośinnego,kiedymasznasobietakieubranie,moncher-odpowiedziałajego
matka.-

Gdziejeznalazłeś,nawysypisku?

-Nie,naśmietniku-sprostował.-Więc,maman,czyjacijużwspominałem,żemójdrogi,godny
pogardytatkotakżebawiumniewgościach?

LadyBernaisenaułameksekundyzmrużyłaśliczneoczy.

-Obawiamsię,żeradośćznaszegospotkaniapotylumiesiącachsprawiła,żezapomniałeśmiotym
powiedzieć.

-Prawdopodobnie-zgodziłsięznią.-Idotegotamojafatalnapamięć.Nocóż,pewniezachwilędo
nasdołączy.

LadyBernaiseodchrząknęła.

-Nie,jużniebierzeopium-uspokoiłjąPierś.SébastienposłałLinnetsmętnyuśmiech.

-Widzipani?Jużzaczęliśmytraktowaćpaniąjakczłonkarodziny.

Linnetpróbowałasięszybkozorientować,ocowtymwszystkimchodzi.Czyżbyksiążębrałopiumz
powodujakiejśchoroby?Wyglądałcałkiemzdrowojaknapięćdziesięciolatka.

-Jestuzależniony-wyjaśniłPierś,odczytującjejmyślirównieszybko,jakobawyswojejmatki.-Opium
działaprzeciwbólo-wo,cooznacza,żeuzależnia.Toznaczy,żeksiążęniepotrafiłgoodstawić.Pewnie
zaczęłosięoduśmierzaniajakiejśdrobnejdolegliwościwrodzajustłuczonegopalca.Popewnymczasie

background image

zacząłsięsnućpodomujakbłędny,dostarczającnamzmamannieustającychrozrywek.

LadyBernaisezamknęławachlarzitrzepnęłanimsynapogłowie.

-Niemówprzymnieoojcuztakimbrakiemszacunku.

-AkiedymamanwkońcuuciekładoFrancjiizabrałamniezesobą,todziękiBoguojciecsięznią
rozwiódł-

uzupełniłPierś.-Rozpowiadałnaprawoilewo,żegozdradziłaiuciekłazogrodnikiem.Co,między
namimówiąc,byłokompletnąbzdurą.Naszogrodnikmiałprawieosiemdziesiątlatinieprzeżyłbytakich
emocji.

-Pierzeszpublicznienasząlingerie.-LadyBernaisezmierzyłagogniewnymspojrzeniem.

-Linnettoniepubliczność-odparłPierś.-Jestmojąnarzeczoną,przynajmniejdoczasu,kiedyktóreśz
naszamieściodwołaniew„MorningPost".

-MójojcieczajmiesiętymnatychmiastpomoimpowrociedoLondynu-poinformowałagoLinnet.-
Jutrowyjeżdżam.

-Czytokonieczne?Jestpanitakaravissante-odezwałasięladyBernaise.-Naprawdę.Doskonaleby
siępaniczuławeFrancji.Ijeszczelepiejbypaniwyglądaławinnychkolorachzamiasttejbieli.Może
wartowyjśćzaPiersachoćbyztegopowodu.

-Jakomążzprzyjemnościąbędępanitowarzyszyłdowszystkichmodistes-wtrąciłSébastien.-
NatomiastPierśprędzejskona,niżwejdziedomagazynumód.

-Tak,aletyjesteśorokmłodszyodniego-osadziłagoladyBernaise.-Pierśpowinienożenićsię
pierwszy.

Linnetotworzyłausta,żebycośodpowiedzieć,gdynagleladyBernaiseotworzyławachlarziukryłaza
nimtwarz.

Wszyscywsalonieodwrócilisięwstronędrzwi,nawetzajęciżywąrozmowąmłodzilekarzeilokaj
stojącyprzykredensie.

Książębyłbladyiwyglądałdużostarzejniżkilkagodzintemu.Aleodrazuruszyłprostokunim,nie
zwracającuwaginanikogoinnego.

Miałnasobieaksamitnespodnieiniezwykleeleganckiaksamitnysurdut,którypodkreślałjegorzymski
profil.

Linnetpomyślała,żewcaleniewyglądanauzależnionegoodopium.Zdrugiejstrony,cóżmogławiedzieć
otychsprawach?

-Przystojny,prawda?-mruknąłPierśprostowjejucho.

-Bardzo-przytaknęła.

background image

-Niepowtórzętegomaman.Niepowiemteż,żemiałplanycodociebie,gdybymjasięprzypadkiemnie
zdecydował.Bardzomożliwe,żeonawciążżywijakieśuczuciadotegostaregołobuza.

Książęwłaśniepochylałsię,składającpocałuneknadłoniswejbyłejmałżonki.Opuściławachlarz,ale
twarzmiałakompletniebezwyrazu.

-Boże,niechonniepatrzytakprosząco-mruknąłPierś.-Przecieżtenczłowiektozniewagadla
męskiegorodu.

Chybabędzieszmusiałajednakwyjśćzamnie.Albozakogośobcego.Byletylkoniezaniego.

-Możeżałujepopełnionegobłędu-odparłaLinnetrówniecicho.-Jakmyślisz,czytwojamatkabyłaby
gotowamuwybaczyć?

-Branieopium?Całkiemmożliwe.Aleto,żeprzedcałymLondynemzrobiłzniejladacznicęi
nimfomankę?Izawlókłsprawędosądów?Niesądzę.

LadyBernaisesiedziałasztywnowyprostowana,mierzącksięciawzrokiem,którybynajmniejnie
zachęcałdoflirtów.

-Powiedzmi,Robercie,coporabiałeśprzeztewszystkielataodczasumojegowyjazdu-powiedziała
przenikliwym,czystymgłosem,przypominającymodgłosgradubijącegoomarmurowąpowierzchnię.

-Oj-mruknąłPierś.

-Racja-zgodziłasięznimLinnet.-Niepatrzmynato.

-Czemunie?Jegozdenerwowaniesprawiamiprzyjemność.Tendureńrzuciłjąwporywieopiumowego
obłędu,alepodobnopotemtegożałował.

LinnetspojrzałanaPiersa.

-Jakzachowująsięludzieuzależnieniodopium?Oczymupociemniały.

-Takiczłowiekwjednejchwiliświetniesiębawi,tańczywgatkachpocałymdomuizachowujesięjak
ofiaraporażeniasłonecznego.Wnastępnejzaczynawymiotować.Bardzonieatrakcyjny,odpychający
nałóg.

-Wiedziałeś,cosięznimdzieje,kiedybyłeśdzieckiem,jeszczeprzedwyjazdemdoFrancji?

-Byłemzamały,żebytozrozumieć.Alenauczyłemsięjużwtedyrozpoznawaćobjawynarkotykowego
oszołomienia.Dziecinarkomanówbardzoszybkoucząsiębaćspowolnionejmowy,utratypanowanianad
sobą,przekrwionychoczu.

-Zauważałeśzmianywoczach?

-Wtedypewnienie.Terazbymzauważył.Uzależnieniodopiumstalemajązwężoneźrenice.

-Tomusiałobyćstrasznietrudnedlamałegodziecka.Takmiprzykro-powiedziała,kładącdłońnajego

background image

ramieniu.

Spojrzałnaniązgóryznieodgadnionymwyrazemtwarzy.

-Ajajestemzatowdzięczny-odpowiedział.

-Dlaczego?BomatkawywiozłaciędoFrancji?

Jegoramiębyłociepłepodjejpalcami.Niewiadomoczemu-cozagłupota-przypomniałasobiejego
muskularneciało,którewidziałarano.

-Boprzeztozostałemlekarzem-odpowiedziałspokojnie.-Gdybyojciecniebyłuzależniony,
siedziałbympewnieterazwjakimślondyńskimklubie,grałwszachyizastanawiałsię,czybysobiez
nudówniestrzelićwłeb.

LadyBernaisewyraźnieznużyłasięrozmowązbyłymmężem.NaglepojawiłasięubokuLinnet.

-Najdrożsi,bólgłowymidolega-obwieściła.

-Małżeńskaodmiana?-dociąłjejPierś.-Myślałem,żetrzebabyćpoślubie,żebycierpiećztego
powodu.

-Żartownyjakzwykle-odparła,grożącmuwachlarzem.-Życietonieżart,atyżartujesz.Zapewniam
cię,żeprzeztwojegoojcapotrafimniebolećgłowa,nawetjeślidzielinascałykontynent.

-Przepraszamcię-odezwałsięksiążę,stajączaladyBernaise.-Nieodchodź.Japójdędosiebie.

-Nie,nie,zostańznaszymsynem-odparła,niepatrzącnaniego.-Straciłeśzbytwielelatbezniego.
Zasłużyłeśsobie,alezdajemisię,żeterazrozumiesz,ilestraciłeś.

-Tak.

KsiążęniepatrzyłnaPiersa.Zamiasttegowbijałwzrokwswojąbyłążonę,pochłaniającoczymajej
drobnekształty,cudownąfigurę,lśniącewłosy,elegancję,zjakąwyciągnęładłońnajpierwdoPiersa,a
potemdoLinnet.

-Zdajemisię,żeJegoWysokośćniepomyliłsię,wybierająccięnażonędlaPiersa-powiedziała.-Tak.
Wreszcieudałomusięzrobićcośdobrze.

Tonjejgłosuzdradzałniekłamanezdziwienieztegopowodu.Ztymisłowyodwróciłasięiwyszła.

-Weźsięwgarść-poradziłPierśojcu.-Wyglądaszjakpiesoblizującysięnawidoksoczystejkości.Do
diabła,dawnopowinieneśwziąćsobiedrugążonę.Onawyszłazamążdrugiraz,więcczemutytegonie
zrobiłeś?

Mielibyśmynowąksiężną,którapróbowałabypomiataćmatnan.Todopierobyłobyciekawe.

Książęprzełknąłślinę.

background image

-Niktinnysiędlamnienieliczy-odparł.-Zraniłemjątakstrasznie,dlategożejąkochałem.Choćwtedy
oczywiścietegonierozumiałem.Terazponoszękonsekwencjemoichdecyzjiztamtychlat.

-Brzmiszjakbohaterkiepskiegomelodramatu-podsumowałobojętniePierś.

-Cicho-napomniałagoLinnet.

-PannoThrynne,dostałemodpaniwiadomośćzprośbą,żebyśmywyjechalijutrozsamegorana-
powiedziałksiążę.

Wjegogłosiebrzmiałarozpacz.

-Możezostańmyjeszczekilkadni...paniladyBernaisemoglibyściejeszczezesobąporozmawiać-
zaproponowałaLinnet.-Niemapowodudopośpiechu.

-Wiedziałem-wtrąciłPierśzdramatycznymgestem.-Przezcałyczasudawałaśtylko,żemnienie
chcesz.

Linnetrzuciłananiegookiemiwybuchłaśmiechem.

-Tak,dziśuświadomiłamsobiedokładnie,jakizciebieskarb.Kobietymarząokimśtakim.

-Tobardzomiłozpanistrony-ucieszyłsięksiążę.-Choćniechciałbymjejrozgniewaćjeszcze
bardziej.

-Och,cudownie-stwierdziłPierś.-Niechciananarzeczonaijeszczemniejmilewidzianyczłonek
rodzinypostanawiają...

Linnetwymierzyłamusolidnegokuksańcałokciemwżołądek,więczamilkł.

-Zostaniemytakdługo,jakksiążębędziesobieżyczył-oznajmiła.-Mogęjeszczerazprzemyślećmoje
małżeńskieplany.Możepańskisynreprezentujesobąwięcej,niżbytosięwydawałozpozoru.-Rzuciła
Piersowisardonicznespojrzenie.-Niepowinnamgotakpośpiesznieodrzucać.Możeontylkowygląda
jaknieznośnydzieciak.Albotylkosiętakzachowuje,atamgdzieśwśrodkujestdorosły,którykiedyśsię
wkońcuujawni.

-Itakbędęksięciem,nieważne,dziecinnymczydorosłym-stwierdziłPierś.-Niedostanieszlepszej
propozycjimałżeńskiej,chybażewyjdzieszzamojegoojca.

-Czytoznaczy,żemisięoświadczasz?-zapytałasłodko.

-Nie,ojciecjużtozrobiłzamnie-odpowiedział.-Więcjak,WaszaWysokość?Zostanieszibędzieszz
powrotempróbowałsięwkraśćwłaskimaman?Tylkozgóryostrzegam,żetoniemożliwe.

Linnetuszczypnęłago.

-Oczywiście,żemożliwe.Tymbardziej,żeksiążęmożeliczyćnadobreradyswegowłasnegosynai
spadkobiercy.

background image

-Nahemoroidymożeimógłbymcośzaradzić-zgodziłsięPierś.-Alepodobnomałżeństwotojeszcze
gorszadolegliwość.

Książępokręciłgłową.

-Tynigdysięnieożenisz,prawda?Linnetzlitowałasięnadnim.

-Możesięożeni,aletylkowtedy,gdysamtegobędziechciał-powiedziała.-Sammusisobieznaleźć
żonę.

-Wtejokolicyjesttoniezwyklełatwe-wtrąciłPierś.-Niewyobrażaszsobie,ilemłodychdam
przybywatuzróżnymidolegliwościami,opuchliznami,ślepotą,wymiotami...wszystkotojesttakie
urocze.

-Nocóż,będzieszmusiałwybraćktórąśztejgrupy-odparła,wzruszającramionami.

-Możepowinienemobstawaćprzytwojejkandydaturze-zauważył.

-Nienużyciętadziecinada?-zirytowałasię.-Proszęgoniesłuchać-zwróciłasiędoksięcia.-
Pewnegorazuzjawisiętujakaśkobietazdzieckiemwdrodzeionsięzniąwkońcuożenizrozsądku.

-Towcalebyniebyłorozsądne,chybażebymwiedziałnapewno,żeurodzichłopca-włączyłsięPierś.
-Aztego,cowiem,niemasposobu,żebytosprawdzić.

-Zawszeprzecieżmożeszprzekazaćmajątekjednemuzjejkolejnychdzieci-poradziłaLinnet.

Pierśryknąłśmiechem.Książęuśmiechnąłsięsztywno.

-Kwestiapierworództwamożesięwydawaćzabawna,itodlaobojgazwas,jakwidzę,alemoja
rodzinanositytułodseteklat.

-Dochwili,kiedygozhańbiłeś,uzależniającsięodopium-stwierdziłPierśiodwróciłsięodniego.-
Chybajużczasnakolację.Prufrock,nacoczekasz,dodiabła?Dzwoń,zanimzaczniemynadgryzaćsię
nawzajem.

Linnetwzięłaksięciapodramię.

-Trudnydzień-powiedziała.Poklepałjejdłoń.

-Cieszęsię,żecięwybrałem.Rozumiem,comiałaśnamyśli.

Pierśwyszedłjużzsalonu,niedbającwogóleoto,żedobremanierynakazywałymuprzepuścićprzed
sobąLinnet,aprzedewszystkimojca,którypierwszypowinienwejśćdojadalni.

-Byćmożezauważyłksiążę,żeniespodziewamsiędziecka-odważyłasięwreszcieprzyznać.Czułasię
winnazawprowadzeniegowbłąd,cozaowocowałowyjazdemdoWalii.

Książę,niezmierniezakłopotany,pokręciłgłowąnaznak,żeniczegoniedostrzegł.

background image

-Naprawdęuważam,żesynksięciakiedyśznajdziesobieżonę-dodała,choćszczerzemówiąc,wcale
takniemyślała.Niewyobrażałasobiekobiety,któranietylkozaakceptowałabyzachowaniePiersa,ale
takżepotrafiłamusięsprzeciwić.

-Możeitak.Możeitak.Miałemnadzieję...aleterazwidzę,żejesteściebardzopodobnidosiebie.

-Przepraszamzaszczerość,aletobrzmijakobelga-stwierdziłaLinnet,uśmiechającsiędoniego.

-Absolutnieniemiałemtegonamyśli.Cozamierzaszdalejrobić,mojadroga?

-WrócędoLondynu,apotembyćmożewyjadęzagranicę.AlbopójdęodrazudoladyJerseyipokażę
jejsię,żebysięprzekonała,żeżadnegodzieckasięniespodziewam.ApotemzmuszęksięciaAugusta,by
przyznał,żeniedałammuokazjidoniewłaściwegozachowania.Potemwyjdęzamąż.

-Doskonale-odparłksiążę.-Możeszliczyćnamojepoparcie.Jestemprzekonany,żemojezdanie
wywrzeznaczącywpływnaladyJersey.

-Dziękuję-odpowiedziałazuśmiechem.

background image

12

Linnetprzyśniłasięmatka.Siedziaławnogachłóżka,śmiałasiędoniejirzucałajejwiśnie.Trochę
niecelnie,bojednaodbiła

sięodramieniaLinnetispadłanapodłogę,adrugatrafiławłóżko.

-Mamo!-zaniepokoiłasięLinnet.-Wszystkopobrudzisz.Prześcieradłobędziecałewplamach.

Matkadalejsięśmiała.

-Totylkozabawa,kochanie.Musisz...

Nieusłyszałaostatnichsłów,boktośjąbrutalniewyrwałzesnu.Zamrugałapodkurtynąrozpuszczonych
włosówizobaczyła,żewnogachłóżkarzeczywiściektośsiedzi.Tylko,żeniebyłatomatka,alePierś,
któryzachowywałsiętakswobodnie,jakbybyłjejbratem,któregozresztąnigdyniemiała.

Wystarczyłojednospojrzenienajegoszczupłątwarzpokrytązarostem,byjejciałopowiedziało,żetona
pewnoniebrat.Byłbezsurduta,aprzezbiałepłótnokoszuliwydaćbyłowęzłymięśni.Poczuła
rumieniecnapoliczkach.

-Dzieńdobry-szepnęła.

Cozaabsurd!Ten...tenimpotentnaśmiewałbysięzniejdoupadłego,gdybyzorientowałsię,jakbardzo
jejsiępodoba.Właśnie.Poprostupodobałojejsięfizycznepięknojegociała.Nicpozatym.

-Noico,wstanieszwreszcie?-spytałnapastliwie,jakzwykle.-Przyniosłemcigorącejczekolady.
Czujęsiętrochęjaktwojapokojówkaalboraczejjakjedenztycheunuchów,którzykiedyśbiegalina
posyłkiróżnychcesarzowych.

Wcaleniewyglądałjakeunuch,choćwłaściwieniemiałapojęcia,jacyonisą.Wzięławdłoniegorącą
filiżankęiobjęłająpalcami.Płynbyłgęstyiciemny,niemalkorzenny.

Terazzrozumiała,dlaczegoludziompodobasięmałżeństwo,przynajmniejtym,którymsięononaprawdę
podoba.

Wspanialejestobudzićsięranoobokkogośbliskiegoipogadaćznimnadfiliżankągorącejczekolady.
PozatymwidokPiersasprawiałjejprzyjemność.Ponieważonwogóleniezwracałnaniąuwagi,mogła
cieszyćoczygrąjegomięśni,obserwującjespodrzęs.

Męskieciałowyglądałozupełnieinaczejniżkobiece,alebyłonaswójsposóbpociągające.Posłaław
myślachprzeprosinymatce.

Miałaśrację,mamo.Pierśwyciągnąłrękę,ażbicepsynapięłysiępodrękawemkoszuli.

Wtedyporazpierwszyzrozumiała,dlaczegooczymatkilśniłytakimblaskiem,gdywyruszałana
spotkaniezktórymśzjejkochanków.

background image

Nagleuświadomiłasobie,nacowłaściwiepatrzy.Pierśtrzymałwrękulaskęipochylałsięcoraz
bardziejdoprzodu.

Spojrzałanajejdrugikonieciusiadłagwałtownie,wydającprzenikliwyokrzyk.Omałoconierozlała
czekolady.

-Przestańnatychmiast!Znowudźgnąłlaską.

-Taktrudnocięobudzić,żemusiałemprzeprowadzićmałyatakartyleryjski.

Kasetkazbiżuteriąbyłajużnaskrajutoaletki.Jeszczejednopchnięcieispadnie.

Linnetpośpiesznieodstawiłaczekoladęnanocnąszafkę.

-Dawaj!-wykrzyknęła,złapałalaskęipołożyłasięnaplecach.-Przestańsięwygłupiaćjakjakiś
smarkacz,zniszczyszmikasetkę.Dostałamjąodmatki.Toweneckarobota,wzórzmacicyperłowej.

Pierśpochyliłsiękuniej,opierającdrugądłońzjednejstronyjejbioder.

-Jużdrugiraznazwałaśmniedzieckiem.Zamniejszerzeczywyzywasięludzinapojedynek.

-Aleniety-odparła,mierzącgowzrokiem.-Przecieżjesteśkaleką.

Namomentzapadłacisza.

-Tobyłookrutne-powiedziałcicho,pochylającsięjeszczebardziej.

-Tymówiszludziomjeszczegorszerzeczy-odparła,słyszącradośćisatysfakcjęwswoimgłosie.

Poprawiłsięinaglejegoobiedłonieznalazłysiętakbliskojejtalii,żepoczułapłynąceodnichciepło.
Ściskałalaskę,niemogącpowstrzymaćuśmiechu.Uwielbiałasięznimdrażnić...choćwiedziała,żeto
ryzykowne.

SłowaPiersapotwierdziłyjejmyśli.

-Niktcijeszczeniepowiedział,żeprzezywająmnieBestią?Zmarszczyłanos.

-Nianiaciętaknazwała,jakmiałeśdwanaścielat?Icoterazzrobisz,znajdzieszdlamniejakieś
przezwisko?Niccitonieda,boitakcałyLondynwyzywamniejużodnajgorszych.

-Nocóż,tosamoprzytrafiłosięmojejmatce-odparł.-Tulącsiędotakiejladacznicy,czułbymsięjakw
domu.

Zniejakimtrudemzamachnęłasięlaskąidziabnęłagowpierś.

-Możeszsiętrochęodsunąć?Zachowujeszsięnieprzyzwoicie.

Nieruszyłsię.Woczachbłysnęłomucośowielegorszegoniżzwykłanieprzyzwoitość.Linnetnagle
uświadomiłasobie,żesięmyliłacodoniego.Wydawałojejsię,żeniesprawnymężczyznajest-notak-

background image

jestniezdolnydoodczuwaniapożądania.

Pierśwyraźnieniemiałztymproblemu.

Natychmiastodgadłjejmyśli.Powoliprzesunąłwzrokiempojejtwarzy,zatrzymałgonawargach,
przesunąłnaszyję,zatrzymał...

Izamarł.

Spojrzaławdółispostrzegła,żedelikatnapłóciennakoszulkanocnaowinęłasięściślewokółciała,
odsłaniającdekolt.Piersibyłyledwiezakryte,aróżowesutkiwidaćbyłocałkiemwyraźnie.Odłożyła
laskęiskrzyżowałaramiona.

-Niegapsiętaknamnie-powiedziała.

-Jesteśprzecieżmojąnarzeczoną.

Jegogłosbyłniskiischrypnięty,bezironicznegotonu,któryzwykletowarzyszyłkażdemujegosłowu.

-Jużnie-odpowiedziała,oblizującdolnąwargę.

-Wieszco,zdajemisię,żepowinniśmysiędokładniejzastanowićnadtymcałymnarzeczeństwem.Nie
możnatakwylewaćdzieckarazemzkąpielą.

Znowusiędoniejprzysunął.Tymrazemoparłdłonienapoduszce,ajegotwarzznalazłasiętużnad
Linnet.

-KsiążęAugustmniecałował-uprzedziła.Niestety,jejgłosniebyłgładkijakmiód,tylkopoprostu
piskliwy.

-Rywalizacja-powiedział,aoczyzabłysłymujeszczebardziej.-Mówilici,żeuwielbiam
rywalizować?

Pochyliłsięiprzelotniemusnąłustamijejdolnąwargę.Linnetzamrugała,czując,jakcałeciałoogarnia
falaemocji.

-Jedenzerodlaksięcia-wykrztusiła.

-Jeszczenawetniezacząłem-odparł.-Wieszco?Dajmysobienarazieztymspokój.Muszępoprawić
technikę.

Poczytamjakieśksiążki.Zastanowięsięnadstrategią.

Linnetoddychałaurywanie.Przymknęłaoczy,czekającnadotykjegowarg,nato,byon...

-Co?-zapiszczała.Dlaczegotenczłowiekztakąłatwościązbijałjąztropu?

-Smakujeszczekoladą-mruknął.Jegowargibyłytużprzyjejwargach.OczyLinnetsamesięzamknęły.
Błagam...

background image

tak...Żołądekzacisnąłjejsię,gdypoczułajegozapach-aromatmiętyiczekolady.

-Gdybyśbyłacukierkiem,tobymcięnajpierwnadgryzł.Pochyliłgłowęilekkougryzłjejdolnąwargę.
Wbrewrozsądkowi,poczuła,jakfalaciepłaspływawdółjejciała.

Otworzyłaoczy.

-Chybarzeczywiściepowinieneśnajpierwpoczytaćtoiowo-mruknęła.-Pierwszyrazwżyciucałujesz
sięzkobietą?Jeślitomiałbyćpocałunek.

Pierśwyprostowałsięipostukałpalcemwpodbródek.

-Niechsięzastanowię...chybacośsobieprzypominam...Nie!Niejesteśpierwsza.Rozczarowałemcię?

-Itakwszystkomijedno.Wstał.

-Dodiabła,cozrobiłaśzmojąlaską?Aha,jest.Czymogłabyśwkońcuwstaćztegołóżkaiwłożyćcoś
nasiebie,żebyśmymogliwreszcieiśćpopływać?

Tylkożeterazwszystkosięzmieniło.WprawdziePierśwyglądałdokładnietaksamojakprzedtem,
obojętnyisardonicznyjakzwykle,aleLinnetbyłajużkimśinnym.Niemogłatakpoprostuwyjśćzłóżka
iprzejśćprzezpokójwsamejkoszuli.Niepotympocałunku.Araczejwstępiedopocałunku.Spojrzał

naniąiodgadłjejmyśli.

-Popierwsze,nawetcięniepocałowałem.Podrugie,oilepamiętasz,niemógłbymciępotympocałunku
zdeflorować,nawetgdybyśmydoszlitakdaleko.Potrzecie...potrzeciejużnicniemamdopowiedzenia,
alepunktdrugichybawzupełnościwystarcza,prawda?

Linnetodchrząknęła.

-Wstanę,tylkoprzesiądźsiętam.-Wskazałakrzesło.-Twarządościany.

-Ajakbędziemypływać?Jeżeliwwodziebędęmusiałpatrzećwdrugąstronę,tosięutopisz-
powiedziałspokojnie.

-Wtakimrazieidęsobie.Muszępływaćcorano,bowprzeciwnymraziebolimnienoga.

-Nie!-odpowiedziała.-Chciałabympójśćnadmorzeichcęsięnauczyćpływać.

Wieczoremprzygotowałasobiesuknię,koszulęipończochy,nawypadek,gdybyjednakprzyszedł.

-Takmyślałem.Więcubierajsię,docholery,izbierajmysię,zanimsłońcestaniewysoko.Niedługobędę
musiałiśćdopacjentów.Mająpaskudnynawykumieraniawnocy.

Blaskjegooczujużprzygasł.Byłterazrównieobojętnyjakzawsze.Linnetspokojniewyszłazłóżkai
ukryłasięzaparawanem.

-Zaczęłamczytaćjednązksiążekztwojejbiblioteki-powiedziała.-Jakiśmedycznypodręcznik.

background image

-Tak?Który?-spytałobojętnie.

-MedyczneobserwacjeibadaniadoktoraFothergilla.Bardzociekawalektura.

-Kompletnebzdury.Niewierzwanijednosłowo.Szczerzemówiąc,niewierzwnic,cowyczytaszw
tychksiążkach.Większośćznichtodziełabezmózgichidiotów.

Wysunęłagłowęzzaparawanu.

-Chceszpowiedzieć,żesokzżonkilajednakniepowodujeimpotencji?Cozarozczarowanie!

-Rozumiem,żesnujeszjużplanynaprzyszłość-powiedział,odsuwająckosmykwłosówznadoczu.-
Dlategoszczęściarza,którybędzietwoimkolejnymmężczyzną.

-Powiedz,czytozadziała?-spytała,chowającsięzpowrotemzaparawan.

-Małoprawdopodobne.Pończochaciupadła.Rzucićci?

-Poproszę.

Jedwabnapończochaprzeleciałanadparawanemiwylądowałanajejramieniu.

-Pocozawracaszsobiegłowętymipończochami?-zapytał.-Przecieżzapięćminutitakjezdejmiesz
Właśniezapinałapodwiązkę.

-Przecieżniemogęwyjśćnadwórbezpończoch!

-Zaminutębędzieszmiałanasobietylkokoszulkę.

-Aleniemogęwyjśćbezpończoch-upierałasię,choćitakpostanowiławyjśćbezgorsetu.Sznurowanie
byłozbytkłopotliwe.-Możeszmipomócpozapinaćguziki?

PodeszładoPiersa,którywyglądałprzezokno.

-Słońcejużwstało.Powinienempójśćnagórę.

-Nie.Najpierwpływanie-stwierdziłatwardo.-Zapnijmisuknięiidziemy.

Dotyklodowatejwodynatwarzyiciele,choćmniejniespodziewany,byłrówniebrutalny.

Pierśpodciągnąłjądogóry,aonaprzywarładoniego,krzycząc-OBoże,oBoże!-ikrztuszącsię.Jego
silne,ciepłeramięobejmowałojąmocno.

-Możeszzłapaćoddech?-krzyknąłjejdoucha.Pokręciłagłową.Niechciałagopuścić,alebezlitośnie
oderwał

jąodsiebieiprzewróciłnaplecy.

-Unośsięnawodzie!Zrobiła,cokazał.

background image

-Dobrze.Ateraztosamonabrzuchu.

Spojrzałananiegozniedowierzaniem,więcobróciłjąjednymruchem.

Natychmiastopadłanadno,alewyciągnąłjąnapowierzchnięwody.

-Nabrzuchu-powtórzył.-Maszzamknąćoczyiunosićsięwwodzienabrzuchu.Tojestrówniełatwe,
jakunoszeniesięnaplecach.

-Najpierwmnier-rozgrzej-zaszczękałazębami.

Przyciągnąłjądosiebieiprzytulił.Trzymałjątużpodpiersiamiipomimolodowatejwodypoczuła,jak
ogarniająfalagorąca,opadającażdostóp.Poczułagęsiąskórkę,ażnazbytświadomaumięśnionego
męskiegociałatużobok,itejtwardejczęści,którąjejmatka...

Myśliomatcewtejsytuacjiwydałyjejsięnagleniewłaściwe,więcodegnałajeodsiebie.

-Dobrze-mruknęłaiwzięłagłębokioddech.Puściłjąizaczęłasięunosićnawodzie.

-Prawiepływasz-krzyknąłjejdoucha.

Otworzyłausta,żebymuodpowiedziećipociągnęłasolidnyłykmorskiejwody.

-Pfuj!-splunęła.-Pfuj!

-Wychodźjuż.Ustaciposiniały,niewspominającjużopalcach.Mnieteżmarznietoiowo.Muszęsię
poruszać.

Trzęsącsięnacałymciele,niezgrabniepodeszładoręcznikówizawinęłasięwnieodstópdogłów.
Potemwróciłanadbaseniusadowiłasięnapłaskiejskale,bypopatrzeć,jakPierśprzecinawodę,robiąc
kolejnenawroty.

Byłojeszczecieplejniżpoprzedniegodnia.Niemogłasiępowstrzymaćiuniosłatwarzdosłońca,choć
niemalnapewnooznaczałotopiegi.Dopieropodłuższejchwilisłoneczneciepłozaczęłowsączaćsięw
jejszyjęiramiona.

Powierzchniaskałypromieniowałaciepłem,więczdjęłaręcznikzwłosów,żebywyschły.Apotem
ręcznikznóg,żebywysuszyćkoszulkę.

KiedyPierśpodciągałsięnaobramowaniebasenu,prawiejużzasypiała,otulonaręcznikamiirozgrzana
słońcem.

Zamrugała.-Jużskończyłeś?

-Natowygląda.Atyznowuzużyłaśwszystkieręczniki.Usiadła.

-Przepraszam.Weźten-podałamuten,którymiałanawłosach.-Jesttylkotrochęmokry.

Wziąłgobezsłowaizacząłsięwycierać,aLinnetułożyłasięwygodnieipatrzyła.Niemiałapojęcia-

background image

naprawdę-żemężczyźnitakwyglądają.Tak...tak...pociągająco.Tak...

Możebyłabardziejpodobnadomatki,niżjejsięwydawało.Niepodobałojejsięto.Usiadła.

-Niewstawaj-powiedział.-Przewróćsięnabrzuch.

-Nicztego!

-Chcęcięnauczyćpływaćnasucho,zamiastcięprzekrzykiwaćwwodzie,kiedypiszczysz,żecizimno.

-Aha.

Przetoczyłasięnabrzuch,układającsięwygodnienaręcznikachirozgrzanejskale.Spojrzałananiego
przezramię.

-Icodalej?

background image

13

Piersspoglądałzgórynaabsolutniecudowneciałoswojejnarzeczonej-ewentualnejnarzeczonej-
wiedząc,żewłaśniewpadłwpoważne,głębokiekłopoty.

Równiegłębokie,jaktaślicznaszparkamiędzyjejzachwycającymi...

Przecieżtoojciecjąwybrał.Więconzanicniemożesięzniąwiązać,nawetgdybybyłanajpiękniejszą
kobietąwcałejAnglii.

Jestnajpiękniejsza,szepnąłcichygłoswjegomyślach.Nigdyniewidziałkogośtakpięknego.Szczerze
mówiąc,nawetsobiekogośtakiegoniewyobrażał.

Ukląkłobokniejibrutalnieposkromiłtęczęśćsiebie,którapragnęłagłaskaćpiękne,gładkieplecy,
krągłepośladkiiszczupłenogi.

-Ułóżręcewzdłużtułowia-poleciłgłosem,zachrypniętymjakunałogowegopalaczakiepskiegotytoniu.
Pochylił

sięipokazałjejprawidłowyruch.

-Najpierwjednaręka,potemdruga.Kiedyrękajestwgórze,przekręcasztwarzwprzeciwnąstronę,
żebywziąćoddech.

Posłusznieobróciłagłowęiporuszyłarękami.

-Bardzodobrze-pochwalił,zpowrotemkierującwzroknajejpośladki.-Nogipowinnybyć
wyprostowaneimająspokojnieuderzaćwodę.

Wkońcuspojrzenianicnieznaczą.Tonormalne,żenaniąpatrzy.Chociażwłaściwiebyłatookrutna
tortura.Miał

przedsobąnajcudowniejsząkobietę,jakąkiedykolwiekspotkał,awidziałichprzecieżsetki.Możenawet
tysiące.

Obnażałyprzednimpiersi,pośladki,pokazywałynajbardziejintymnemiejsca,aonnawetniedrgnął.

Aterazcałejegociałopulsowało,dosłownieszalałozpożądania.Wstałimocnoobwiązałsię
ręcznikiemwpasie,jakbychciałsięukarać.Dodiabła,niepozwoliojcusobąmanipulować!Nigdynie
zgodzisięnażonę,jakąpodsuwamutenżałosnytyp.

Patrzył,jakLinnetćwiczy,istarałsięignorowaćpodszeptyzmysłów.Miałacałkiemniezłewyczucie
rytmu.

Ależoczywiście,mruknąłcichygłosikwjegogłowie.Nauczyłbyśjąswojegorytmu,aona...

Odepchnąłodsiebietemyśli.

background image

-Czasnanas-powiedziałenergicznie,odwracającsięodLinnet.-Całytłumpacjentówjużczeka,
niektórzymożenawetjużzeszliztegoświata.Niezwlekajmyzezwłokami,tobyłobywbrewdobrym
manierom.

Wstałaipochwiliusłyszał,jakwkładasuknię.

-Zaczekaj!-zawołała,gdyżwaworuszyłprzedsiebie.-Musiszmipomócsiępozapinać,zapomniałeś?

Odwróciłsię.Stałanaskrajubasenu,ciemnorude,wilgotnewłosyopadałynajejramiona,otaczając
buzięzaróżowionązwysiłku.Uśmiechałasię-prawdziwym,naturalnymuśmiechem,anietym
wystudiowanym,którymhipnotyzowałajegobiednychstudentów.

-Niemogętakwrócićdozamku-powiedziała.-Fakt,niemamprzyzwoitki.Alepomóżmisięzapiąć,
chybażechcesz,żebycałamojasłużbazaczęłagadać,żespotykamysięnagolasa.

-Niebądźgłupia.Służbaitakdoskonalewie,comyturobimy.Icoztego?

-Twójojciecbyłbyzgorszony.

Mruknąłcośpodnosem,niechcącwyjaśniać,jakmałoliczysięzjegozdaniem.

-Chodźtutaj.Niebędęłaziłpotejskaleolasce.Zamrugałaijużbyłaprzynim.

-Przepraszam.Kiedypływasz,jestwtobietylesiły,żezapominamotejnodze.Jaktosięwogólestało?
-Odwróciłasię,żebymógłpozapinaćguziki.

Kobieceplecysąbardzodelikatne.Oczywiście,wiedziałotymwcześniej,przyglądałsięniejednemu
okaleczonemukręgosłupowi.PlecyLinnetwyginałysięwidealnychmiejscach,jakbezbłędniewykonane
działosztuki:wybrzuszeniakręgówustawioneidealniejednonaddrugim.Kości,októrychuczyłsięna
wykładach,wyglądałyzupełnieinaczej,kiedyobciągałajetaperłowaskóra.

-Gdziemaszkoszulkę?-spytałnagle.

-Och,zdjęłamją.Mokrepłótnojeststraszniezimne,wiesz?Odsunęławłosy,żebyniezaplątałysięw
guziki,ajejkremo-wobiałaszyjapochyliłasięprzednimjakłodygadelikatnegokwiatu.Słowadocierały
doniegowzwolnionymtempie.Pewniezdjęłakoszulkę,kiedybyłodwróconytyłem.Stałazupełnienaga
podgołymniebem...choćtylkoprzezsekundę.

-Pierś?-zapytała.-Cosięstałoztwojąnogą?

-Tobyłotakdawno,żejużniepamiętam-odpowiedział,przetykającostatniguzikprzezdziurkę.

Prychnęłazniedowierzaniem,schyliłasiępowilgotnąkoszulkę,apotemwzięłagopodrękę.Nawetnie
zauważył,żenaniączeka,dopókidelikatnadłońnieujęłajegoramienia.

-Czywczorajpojawilisięjacyśnowipacjenci?-zaciekawiłasię.-Opowieszmi,wjakisposób
rozmieszczaszswoichchorych

wsalach?Elizamówiłamiwczoraj,żeurządziłeśsalewobuskrzydłachzamku.

background image

-Wedługchorób,jakieunichdiagnozuję-odpowiedział,wciążmyślącotym,jaktojest,żerazwpojone
manieryzostajączłowiekowinacałeżycie.

-Więcjak?

-Chorzynazakaźnegorączkileżąosobno.Idzielęteżludziwedługpłci.Kobietywjednejsali,
mężczyźnigdzieindziej.Niemogępozwolić,żebyfikalizesobąponocach,kiedyprzyjdzieimnato
ochota.

-Maszwięcejkobietczymężczyzn?

-Kobietyzdecydowaniewygrywają.

-Dlaczego?Jesteśmybardziejchorowite?

-Nie,alemaciewięcejrozsądkuipotraficiepoprosićopomoc.Mężczyźnizazwyczajpracująwpolu,aż
padną,szczególnietutajwWalii.Ładna,czystaśmierć.Polecamkażdemu.

-Adzieci?

-Czasami.Influencazbierasporeżniwo,więczwykleumierają,zanimtudotrą.

Poczuł,jakzadygotała.

-Tostraszne,Pierś.

-Samożycie.

-WiemoGavanie,aczysątujeszczejakieśinnedzieci?

-Dwiedziewczynki.

Bylijużprzydomkustrażnika.Niepowiedziałanicwięcej,aledoskonalewyczuwałjejemocje.

-Nieróbtego-powiedziałostrzegawczo.

-Czego?

-Tego,cozamierzasz.Otoczyłciętakikwakierskinimb.Niewiem,ococichodzi,alejużmnieto
denerwuje.

-Niemamtunicdoroboty-zapewniłagotakimracjonalnymtonem,żenatychmiastwzbudziłwnim
czujność.-

PrawiejużkończęObserwacjedoktoraFothergilla,awdodatkuwedługciebietostekbzdur.Byłamw
twojejbiblioteceinieznalazłamtamżadnychpowieści.

-Czytymsięzajmujesznacodzień?Czytujeszpowieści?

-Tak,alejestichzamało,więcczytamteżprzewodnikipodróżneisztukiteatralne.-Wzruszyła

background image

ramionami.

Odwróciłsięipopatrzyłnanią,niedostrzegająckremowejskóryidługichrzęs-nocóż,dostrzegał,ale
starałsięskierowaćwzrokwinnąstronę.Niedokońcamusiętoudało,aleprzecieżniemógłnie
widziećuniejwszelkichoznakwybitnejinteligencji.

Jakojciecdokonałtegocudu?Skądonjąwytrzasnął?

-Jednymznajlepszychlekarzy,jakichkiedykolwiekspotkałem,byłapewnaKatalonka-powiedział.

-Jakjejsiętoudało?-spytałaLinnet.-CzywHiszpaniikobietymogąstudiowaćmedycynę?

-Wiesz,gdziejestKatalonia?

-Mówiłamciprzecież,żeczytujęprzewodniki-odparłazlekkąirytacją.

-Jejojciecjestwspaniałymlekarzem,mistrzemwswoimfachu-ciągnął.-Samjąuczył,apotemzmusił
profesorów,żebyjąprzyjęlinauczelnię.Podejrzewam,żejużwtedyumiaławięcejniżoni,alestudia
dałyjejdyplom.

Milczałaażdodrzwizamku,którePrufrockszerokootworzyłprzednimi.

-Czekałeśnanas,co?-spytałPierś.

-Janie,aletrojepacjentówtak.Dwójkajestnagórze,ajedenwpokojumyśliwskim.Markizimłodsi
doktorzyjużtamsą.

-Wpokojumyśliwskim?-spytałaLinnet.

-Wyrzuciliśmystrzelbyiprzerobiliśmygonaambulatorium-wyjaśniłPierś,uwalniającjejramię.-Jeśli
niemasznicprzeciwkotemu,wdrapsięsamanateschody.Muszęsiębraćdoroboty.Przedewszystkim
chcęzdążyćdopokojumyśliwskiego,zanimSébastienwykończymojegonowegopacjenta.

-Jeśliktośbardzoźlewygląda,kładęgotam-wyjaśniłPrufrock.-Toznaczy,jeślizdradzaobjawy
zakaźne.

-Alejak...

Drzwizamknęłysię,zanimzdążyłaskończyćzdanie.

background image

14

KiedyjakiśczaspóźniejLinnetzajrzaładoinfirmerii,Gavansiedziałnałóżku.

-Cześć,panienko!-powitałjązszerokim,szczerbatymuśmiechem.

Złóżkaobokrozległsięjęk.

-Jakpansięczuje,panieHammerhock?-spytałaLinnet.

-Gorączkaminęła-odpowiedziałchłopiec.-Aletwarzmadalejokropnąijęzykteżnienajlepszy.
Przyszedłdoktorikazałmupowtarzaćsłowo„tak",bomusiępodobało,jakjewymawiał.

-Co?-spytałazdziwiona.

-Mówi„chah",prawda,panieHammerhock?-wyjaśniłGavan.-Doktorsięstrasznieśmiał.Jateż.

PanHammerhockmruknąłcośpodnosem.

-Doktorpowiedział,żeprzeżyje.

-Cieszęsię-odpowiedziałaLinnet.-Widzisz,Gavan,niekażdyzaraz...

-Zabierzemniepaninadwór?-przerwał.-Czekamiczekam.Ktowie,coporabiaterazmójRufus!
Muszędoniegoiść!

-Wydajemisię,żeniewolnociwstawać.

-Doktorpowiedział,żemożeoddziśzacząćchodzić-zabrzmiałsurowygłoszajejplecami.

Linnetskoczyłanarównenogi.

-SiostraMatylda?

Przyłóżkustałakobietaodzianawskórzanyfartuch,którysięgałjejzakolana.Włosyupięławkoczek,
którywyglądałjakczarnakulka,jejnosdlaodmianyprzypominałbiałąkulkę.Długipodbródeknadawał
twarzywyrazsurowości.

-PaniHavelock-odparłatamtalodowatymtonem.

-Bardzoprzepraszam-jąkałasięLinnet.-LordMarchantmówiłmiosiostrzeMatyldzie,alepewnie
chodziłomuokogośinnego.Macietutylupacjentów,żepewniejestteżwięcejpielęgniarek.

-Doktornazywamnietakzaplecami,bojestimpertynenckiiniepoważny-odparłapaniHavelock.Nie
musiaładodawać,żenieżyczysobie,byLinnetzwracałasiędoniejwtensposób.-Niejestem
pielęgniarką.Zarządzamtymskrzydłem.JeślizamierzapannazabraćGavananadwór,proszęniechodzić
znimdostajni.Nieżyczęsobieznaleźćnanimanijednejpchły.Tenchłopakprzyciągajejakmagnes.

background image

Gavanprzytaknąłnatychmiast:

-Niebędziemychodzićtam,gdziesąpchły.Panienkazabierzemnietylkonadbasen,popatrzećnafale.-
Oczymubłyszczałyjakmisjonarzowi,którystanąłuperłowychbramraju.

PaniHavelockmruknęłacośpodnosem.Wyraźnieniezauważyłaaureolinadjegogłową.

-Niezgodziłabymsięnato,aletendzieciakdoprowadzaresztępacjentówdoszału.Niechsięstąd
zabiera.

-Tylkoniechpaninieoddamojegołóżka-powiedziałGavan,pochmurniejąc.

LinnetskinęłanaNeythena,któryczekałprzydrzwiach.

-Weź,proszę,GavananaręceizejdziemyzdrogipaniHavelock.Napewnomadziśbardzodużopracy.

PaniHavelockposłałajejmorderczespojrzenie,podktórymLinnetnagleuświadomiłasobie,jakwielka
jestróżnicamiędzystarymskórzanymfartuchemabladożółtąporannąsukniąozdobionąwiśniowymi
wstążkami.

Mimotocelowoodpowiedziałapewnymsiebieuśmiechem.Toniejejwina,żeurodziłasięwrodzinie,
którauważała,żeczłowiekpowinienspędzaćporankinaskładaniuwizytznajomym,wieczoryna
porządkowaniuwstążeczekikupowaniukolejnych,anocenaparkieciesalibalowej.

PaniHavelockteżniewybierałasobierodzinyipochodzenia,którepozwalałojejnapracę-albo
zmuszałodoniej-

wszpitaluPiersa.Zazdrośćztegopowodubyłazupełnieabsurdalna.

-Czypanisamazajmujesięwszystkimipacjentamiwtymskrzydle?

-Oczywiście,żenie.Tobyłobycałkiemniewłaściwe.Pomagająmisłużąceiposługacze.

WidaćuznałaLinnetzakompletniebezwartościowąosobę,boodwróciłasięiodeszłabezpożegnania.

Oczywiście,nawetniezajrzelinadbasen.NeythenzostawiłGavanawstajniiwróciłdoswoich
obowiązków,obiecując,żewrócizagodzinę.Linnetsiedziałanatopornejławceskleconejzdeseki
patrzyła,jakGavanbawisięzRufusem.

-Wyglądajakośinaczej-powiedziałchłopiec.-Chybateraz,kiedymamnie,jestszczęśliwszy,prawda?

Linnetpopatrzyłanapsa.Rufusniemiałzbytwielesierści,aleta,któramupozostała,sterczałasztywno
jakszczotka.

Jednouchostało,adrugie,wpołowieodgryzione,opadałowdół.Ogonłamałsięnaprawo,więcmerdał
tylkozjednejstronyciała.

-Niejestzbytpiękny.

background image

-Właśnie,żejest-sprzeciwiłsięchłopiec.-Panienkaźlenaniegopatrzy.

-Ajakmampatrzeć,żebybyłodobrze?-spytała.

-Tak,żebyzobaczyćwnimpsa.Rufusziajałzwywieszonymjęzykiem.

-Mabardzodługijęzyk-stwierdziłaLinnet.

-Prawda?Itakiróżowy.Tobardzodobrze.Chybapowinniśmygowykąpać.PaniHavelocknieznosi
pcheł.Widzipanienka,jakonsiędrapie?

Piesrzeczywiściedrapałsiępocałymciele.

-Trzebagowykąpać-stwierdziłGavan.-1tokoniecznie,panienko.

Jeszczetegobrakowało.Jużsobiewyobrażała,jaktobędziewyglądało.

-Natymetapierekonwalescencjiniemożeszsięzmoczyć.Chybapoprosimyktóregoślokaja.

-Dzieńdobry,pannoThrynne.

ToniebyłPiers.Oczywiście,toniemógłbyćPiers,którymiałprzecieżtyleważnychrzeczydo
zrobienia.Dziwne,jakpodobnie

brzmiałgłosjegoojca,choćtakbardzoróżnilisięzwyglądu.Dziwneteż,araczejkompletnieidiotyczne
byłoto,żeserceLinnetażpodskoczyłonadźwięktegogłosu.Wstałaiskłoniłasięprzedksięciem.

-Witam,WaszaWysokość.CzymogęprzedstawićGavanaijegopsaRufusa?

Gavanpodniósłwzrok.

-Waszakość?Dziwneimię!

-Tonieimię,tylkotytuł.Tenpanjestksięciem-wyjaśniłaLinnet.

GavanskinąłgłowąiznowuzacząłdrapaćRufusapobrzuchu.

-Obawiamsię,żepozatąławeczkąniematugdzieusiąść-powiedziałaLinnetisamausiadła.Była
zmęczonapolekcjipływania.-Przyszedłksiążęzajrzećdokoni?

Książęprzycupnąłnadrugimkońcuławki.

-Musiałemwyjśćzdomu.

Linnetodgadła,żeladyBernaisezeszładosalonu,aleniewiedziała,comaodpowiedzieć.Książęukrył
twarzwdłoniach.Dotknęłajegoramienia.

-Takmiprzykro-powiedziała.

-Wszystkotomojawina.Spomiędzypalcówspłynęłałza.

background image

Naglepowietrzeprzeciąłostrygłos,odktóregoLinnetażpodskoczyła.

-Uroczascenka,co?

Jakmogłachoćprzezchwilępomyśleć,żePierśmagłospodobnydogłosuksięcia?Byłzupełnieinny-
niższy,mocniejszy,bardziejmęskiipełengniewu.

-Gavanzdobywanowepchły,amójdrogitatkozdobywanowychprzyjaciół.Iwszyscysątacy
szczęśliwi.Wszystkotodziękitobie,Piękna.

-Niemówtakdomnie!-rozgniewałasię.

-Wszystkotodziękitobie-powtórzył,stukająclaską.

-Nieróbzsiebieidioty-odparowała.

Książęwestchnąłgłębokoiopuściłdłonie.Oczymiałczerwoneibłyszczące.

-Niechcesz,żebymcięprzepraszał.Ale...

-Myślisz,żezmieniłemzdanie?-Gdzieśsiępodziałajegoobojętność.Wpadłterazwistnąfurię.

LinnetrzuciłapośpiesznespojrzeniewstronęGavana,alechłopiecwpełzłwkątstajni,wziąłRufusana
kolanaiszeptałjakieśsekretyprostowkosmateucho.Niezwracałuwaginanicinnego.

-Wiem,żenicsięniezmieniło-odpowiedziałksiążęłamiącymsięgłosem.-Aleniepotrafięprzestać
cięprzepraszać.Patrzyłemwczorajnaciebieinatwojąmatkę,iwiedziałem,żekiedyśmiałemwszystko,
czegoczłowiekmożeoczekiwaćodżycia.Wszystko,cosięliczy.Iżetozniszczyłem.Zniszczyłemmoje
małżeństwo.

Gorzejjeszcze.Spowodowałemtwojekalectwo...

-Zamknijsię.-GłosPiersabyłzimniejszyodfaloceanu.-Powiedziałemcijuż,żenigdyciniewybaczę.
Zresztą,nawetgdybymtozrobił,nieodmieniszprzeszłościżadnąmagią.

Książęotarłkolejnąłzę.

-Niezniszczyłeśnas.Podjąłeśracjonalną,choćbłędnądecyzję,żewolisznarkotycznąeuforięodżycia
wrodzinie.

Ktowie,możemiałeśrację?Nigdyniekusiłomniesypianieztąsamąkobietąprzezcałeżycie.Nie
wspominającostworzeniuminiaturowej,sikającejpodsiebiekopiimniesamego.

-Przestań!-Linnetskoczyłanarównenogi.Pierśzmrużyłoczy.

-Och,cudownie,terazbędziemymielipokazkobiecegowspółczucia.

-Ktotumówiowspółczuciu?Widzę,jakrobiszzsiebiekompletnegodurnia,aponieważwdomu
patrzyłamnaidentycznąsytuację,niebudzitowemnieszczególnegowspółczucia.Prędzejpogardę.

background image

-Jeślitwójojciectobeksa,tomogęcitylkoprzyklasnąć.

-Jesteśidiotą.Twójojciecnadużywałopium.Straciłrodzinę.Zraniłtwojeuczucia.-Przerwała.

-Ohoho-skomentowałPierś.

-Zustmitowyjąłeś-posłałamuuśmiech,którymiałgozirytować.-Czytewszystkiedyplomyuderzyły
cidogłowyiuznałeś,żemaszprawozachowywaćsięjakrozpaskudzonysmarkacz?

-Proszę,proszę.Możeszmitowyjaśnić?Książęwstałizachwiałsięlekkonanogach.

-Nie,nie,towszystkomojawina-jęknął.

-Jesteśmytegosamegozdania-przytaknąłPierś.-Więcprzestańnamjużtymzawracaćgłowę.

-Pewnie,pocosięwysilać,synzradościąbędziebudziłwpanupoczuciewinyprzykażdejokazji-
mruknęłaLinnet.

-Zawszebywasztakasarkastyczna?-Pierśwyglądałnaniecozdziwionego.

-Nie.Zazwyczajjestemcałkiemsympatycznąmłodądamą-odparłaLinnet.-Totybudziszwemnie
wszystko,conajgorsze.

-Wyjeżdżam-powiedziałksiążęsmętnymgłosem.-Toznaczy,wyjedziemyrazem.Niechciałazemnąw
ogólerozmawiaćdziśrano.Ja...odwiozępaniądoLondynu,pannoThrynne.Niewiem,czemudopiero
terazdomniedotarło,żemójsynnigdyniezgodzisięnażonęzmojegowyboru.

-Naprawdę?-Linnetoparładłonienabiodrach.Pierśuniósłbrew.

-Aco,wolałabyśsamasobiezasłużyćnamojąrekuzę?

-Tonicnieda-zwróciłasiędoksięcia.-Zostańmytutaj,ażbędęcałkiemprzekonana,żeniemam
ochotynaślubztymwrednym,samolubnymsześcioletnimsatrapą.

-Panienkamówiomnie?-włączyłsięnieoczekiwanieGavan.

-Nie.Idźsiębawićzpsem-odpowiedziałaizerknęłananiego.

-Uczęsięnanowochodzić-oświadczyłchłopiec.-Rufusmipomoże.

-Świetnypomysł-odparłPierś.-SiostraMatyldaniebędziewnieskończonośćtrzymaćdlaciebie
łóżka,wiesz?

Gavanwstał,zachwiałsię,apotemdzielniewyszedłzestajni,zpsem.unogi.Patrzyli,jakpokonywał
przejściemiędzystajennymibudynkami.

-Przejdźtamizpowrotem,apotemwracajpodczułąopiekęMatyldy-poleciłPiers.

-Jeślipozwolicie,wrócędozamku-powiedziałksiążę.Wyprostowałsięiskłoniłuprzejmie,aleoczy

background image

wciążmiał

zapuchnięte.

Linnetodczekała,ażodejdziedalej,apotempowiedziała:

-Musiszmuwkońcuprzebaczyć.

-Czemu?-spytałPierśzpołowicznymzainteresowaniem.

-Botoniszczywasobu.

-Bredzisz,wiesz?Tu,wWalii,nieużywamytakiegojęzyka:„Niszczywasobu".Zaczekaj!Słyszałemjuż
gdzieśtakizwrot.Odjednegowariata,któryprzystałdoRodzinyMiłości.

Patrzyłananiegobezsłowa.

-Niespytasz,cotozarodzina,żebyśmogłapopędzićtamczymprędzejisiędonichprzyłączyć?

-Niesądziłam,żeczekasznaodpowiedź.KiedyHamletmonologuje,togadaigada,bezżadnych
wtrętów.

Pierśrzuciłjejspojrzeniepełneniesmakuiodwróciłsię,byodejść.

Podniosłagłos.

-Musiszwybaczyćojcu,ponieważgniewtoniszcząceuczucie,któreprzeszkadzaciwpracylekarza.

-Szczerzemówiąc,raczejmipomaga.Odrazuspostrzegam,kiedyktośkłamie.Uwierzmi,ludzienikomu
niekłamiątakjaklekarzom.

-Bujda-odparła.-Mężombardziej.Wybuchnąłśmiechem.

-Twójojciecżałuje,żebrałopium.Żałuje,żewygnałmatkędoFrancji,apotemsięzniąrozwiódł.

Jegouśmiechstałsięniemaldrapieżny.

-Uzależnieniczęstożałujątego,cosięstało.Nieraztowidziałem.

-Aczłonkowierodzinysobieprzebaczają-odparła.

-Naprawdę?Acotyotymwiesz?

-Moirodziceczęstomiewalidotegookazję.Pokuśtykałkuniejiująłjąpodbrodę.

-Atyimwybaczyłaś?Napewno?

Zamrugała,zaskoczonajegosłowami.Opuściłrękę.

-Niewydajemisię.Łatwiejudzielaćrad,niżsamemuznichkorzystać.

background image

-Oczywiście,żewybaczyłam-odparła,alewjejgłosiebrzmiałaniepewność.

-Czytwójojciecniepowinienprzyjechaćturazemztobą?-spytał,trafiającodrazuwnajczulsze
miejsce.-Przecieżnieszczędziłemwysiłku,bywszyscyuznalimniezabestię.Aontakpoprostuposłał
cięsamąwtęwalijskądzicz?

-Wtowarzystwietwojegoojca-odparła.-Któryjestksięciem.

-Obojemamykompletnienieodpowiedzialnychrodziców,żebyniepowiedzieć,obojętnychnanaszlos-
stwierdził

zzadowoleniem.-Aterazkończmytęurocząpogawędkę.Przyszedłemzawołaćcięnadrugieśniadanie.

-Nieodpowiedzialnośćnieoznaczabrakumiłości,ajeślimyśliszinaczej,tojesteśnaprawdęgłupi.Mój
ojciecmniekocha.Onpoprostunieumie,alboniejestwstanie,rozstaćsięzwygodamiLondynu.Twój
ojciecewidentnieciękocha,bowytrzymujeztobą,choćjesteśwybuchowyinieprzyjemny.

-Rozumiem,żeostrzegasz,żebymnierobiłsobienadzieiopartychnatymdrobnympodobieństwie
międzymnąatobą?

Niespostrzegła,żepodszedłbliskoniej.Naglepoczułazapachczystego,męskiegociała,któryogarnąłją
jakpieszczotaisprawił,żesercezaczęłoszybciejbić.

-Mamychybawięcejwspólnegoniżnieodpowiedzialnychrodziców-powiedziałiprzełożyłlaskędo
lewejręki.

Czekałabezruchu.Musnąłdłoniąjejpoliczek,dotknąłwłosów.Czekaładalej,bezjednegosłowa.

Wydawałojejsię,żecałyświatczekarazemznią,boodgłosystajni,nierównekrokiGavanaw
korytarzu,tupaniekoni,skrzypdrewnaoddaliłysięnagleizostałotylkowyrazistespojrzeniejegooczu.

-Maszoczy...-zaczęła,aleprzerwałjejwpółsłowa.

Jegowargibyłyjakbrandy...cudownafalaemocjispłynęłajejpoplecachiodebrałaoddech.

KiedyksiążęAugustporazpierwszywsunąłjęzykwjejustamyślała,żeoszalejezezłości.Tylkodobre
manierywpojonejejprzeznajsurowszeguwernantki,jakieojciecmógłznaleźćnabrytyjskiejziemi,
powstrzymałyjąprzedwymierzeniemmupoliczka.Zatoteraz....WodróżnieniuodAugustaPierśnie
wpychałjęzykatam,gdziegonieproszono.Zamiasttego,przesunąłnimpojejzłączonychwargach,a
jegodotykbyłtaksłodki,żesamajerozsunęła,zapraszającgodośrodka.Alenieskorzystałzzaprosin.
Zwlekał,smakowałją,drażniłdotykiem.

Sercetłukłojejsięwpiersiipragnęła...takbardzogopragnęła...Wyszłamunaspotkanie,dotykającgo
swoimjęzykiem,smakującjegoaromat.Wreszcie..wreszciemocnadłońprzyciągnęłajejgłowębliżej
twardegomęskiegotorsu.Pochyliłgłowęoułamekcala,alewyczulonezmysłyLinnetnatychmiast
wyczułyruchizmianęjegozamiarów.

Pocałunekniebyłczułąadoracją.Byłdrapieżny,głodny,pełendzikiegopożądaniaiszaleństwa,jak
napadnaprostejdrodze.Instynktownieotoczyłaramionamijegoszyję.Smakowałdymnąherbatą,którą

background image

piłnaśniadanie,ijeszczedzikszymaromatem-męskimpożądaniem.r

Żadendżentelmenniepowinienwtensposóbcałowaćdamy.Linnetbyławsiódmymniebie.

15

Wieczór

Linnetmyliłasię,twierdząc,żeojciecrozpraszagowpracy.Największąprzeszkodąbyłaonasama.
Pierśwpatrywał

sięwnowo

przybyłąpacjentkę,prawieniezauważającjejspuchniętegobrzucha.Zamiasttegowidziałpociemniałe
oczyLinnet,wktórychpełenirytacjibłękitzastąpiłocoś...innego.

Tooczywiściebyłotylkopożądanieseksualne.Uczucie,zpowoduktóregomilionymężczyznrobiłyz
siebiekompletnychdurniów.Linnetbyłaoszałamiającopiękna,aon...Bógjedenwie,dlaczegogo
pragnęła,aletakbyło.Awkażdymrazienatowyglądało.

NagledotarłdoniegogłosSébastiena:

-Mapanibardzodużybrzuchjaknapiątymiesiąc,paniOtter.Czywpanirodziniebyłykiedykolwiek
bliźnięta?-

Mówiącto,postukałwbrzuchzjednej,apotemzdrugiejstrony.

-Wyglądasz,jakbyśwybierałdojrzałemelony-zirytowałsięPierś,odsuwająckuzynanabok.-Przecież
tooczywiste,żenienosijednegodziecka,chybażezadałasięzniedźwiedziem!

-Nigdywżyciu!-jęknęłapaniOtter.

-Doktorżartuje-uspokoiłjąSébastien.-Matakiedziwnepoczuciehumoru.

-Tusąpośladki-Pierśwskazałnamałewybrzuszenie.-Atudrugie,choćbyćmożetogłówka.Trudno
powiedzieć.

Czywpanirodziniebyłybliźniaki,paniOtter?Jeślitak,toproszęsobiesprawićdwiekołyski.

-Mamaporoniłakiedyśbliźniaki.Ciotkateż-powiedziałakobietadrżącymgłosem.-Dlategotu
przyszłam.Ichdzieciurodziłysięmartwe.

-Odrazumartwe,czyumarłypotem?-uściśliłPierś.

-Potem-odparła.-Takmisięzdaje.Byłystraszniemałe.Pamiętam,jakmatkawspominała,żemiały
rączkiwielkościorzecha.Wskorupce.

-Tenarazieżyją-powiedziałPierś.-Niechpaniwracadodomuikładziesiędołóżka.Naresztęciąży.

background image

-Co?

-Dołóżka-powiedział,przesadnieakcentującsłowa.-Wolnowstawaćtylkonasiku,aitolepiejnie.

-Toniemożliwe!Mążmniepotrzebuje.Iteść,counasmieszka.Jestjużstary,aja...

-ProszępowiedziećpaniHavelock,żemapanidaćłóżkowzachodnimskrzydle.Przynajmniejnaparę
miesięcy.

Spróbujemyprzeprowadzićrączkipanidzieciprzeztenniebezpiecznyorzechowyetap.

-Łóżko?-spytałapiskliwymgłosem.-Mamtuzostać?

-Będziepanizachwycona-zapewniłjąPierś.-Wszyscymoipacjenciuwielbiajątubyć.Mam
gospodynię,którazajmujesięnimijakświęta.Niedługobędąjąkanonizować.Naprawdę.

-Niemogęsiępołożyćnakilkamiesięcy!Mążmniepotrzebuje,jestemprzewodniczącąkółkaszwaczeki
prowadzędobroczynne...-ucichłanawidokminyPiersa.

-Rozumiem,żejestpaniniezmierniewartościowąosobą,wsparciemdlacałegohrabstwa.Tylkożejeśli
panichcedaćswoimdzieciomszansę,żebyprzyszłynaświatjeszczeżywe,musisiępanipołożyćna
czterymiesiące.

Naturalnie,bliźniętatostrasznykłopot,więcjeślipostanowipaniwrócićdodomu,wszyscyto
zrozumiemy.Założęsię,żepanimatkalepiejsięwysypiałazjednymdzieckiem,aniezdwójkąurodzoną
wtymsamymczasie.

Potrząsnęłagłową.

-Jestpanipewna?Matcewyraźnieudałasiędrugaciąża.Wtakimrazieproszępójśćnagórę-
dokończył,widząc,żekobietawpatrujesięwniegowmilczeniu.Odwróciłsiędodrzwiiwyrzuciłjąz
myśli.-Tojużwszyscy?Niezawracałemsobiegłowyprzebieraniemsiędokolacji,żebymócodrazu
pójśćnaobchód.

-Niepodobamisiępacjentzgorączką,którypojawiłsiędziśrano-powiedziałSébastien,idącwślad
zanim.

-Pewniegorączkawybroczynowa-odparłPierś.-Mamyteraznaniąsezon.

Myślałtylkoopływaniu.Jutrorano.

-Niewydajemisię.Wyglądagorzej.

-Tomożebyćjeszczegorzej?Połowachorychnawybroczynymiumiera,nawetimniepuszczamkrwi.
Pozatymobajwiemy,żeniejesteśnajlepszymdiagnostą,prawda?

Sébastienpokręciłgłową.

-Tenczłowieknaprawdęjestchory.Powiedziałem,żebygospodynidałamuosobnypokój.

background image

-Doskonale.-Pierśzatrzymałsięnamoment,żebyuśmierzyćniecobólprzedschodzeniemzeschodów.

-Jaktamnoga?-spytałkuzyn.Rzuciłmuwściekłespojrzenie.

-Ajaktamtawitka,cojąnosiszwspodniach?

-Nicanicnieboli-odparłradośnieSébastien.-Wodróżnieniuodtwojejnogi,cownoszępotym,że
zataczaszsięjakpijakwBożeNarodzenie.

-Bredzisz-rzuciłPierś,zhukiemkuśtykającposchodach.-Widziałeśmojąmatkę?

-Kręcisiępozamku,szukająctwojegoojca,żebygopodręczyćtym,żesiędoniegonieodzywa.Ubrała
sięjaknaaudiencjęukrólowej.

Pierśzatrzymałsięiciężkooparłoporęcz.

-Przesadzaszztympływaniem-poradziłSébastien.-Ograniczwysiłekipływajcodrugidzień.

Nicztego.Nieteraz,kiedymazkimfiglowaćwbasenie.

-Zastanowięsięnadtym-powiedział,ruszającprzedsiebie.-Myślisz,żematkachcedoniegowrócić?

Sébastienzamyśliłsię.

-Manasobiejedenztychgorsetów,którepodnosząpiersitakwysoko,żeniesposóbichniezauważyć.

-Zboczenieczciebie,kiedywidzisztakierzeczyuwłasnejciotki.

-Przecieżjejniepożądam-sprzeciwiłsięSébastien.-Wodróżnieniuodtwojegoojca.

-Tylkogodręczy-stwierdziłPierś,alejegogłosbrzmiałniepewnie.Samtowidział.

-Myślę,żeraczejgopragnie.Ibbybyłodobrze.Miałabyzpowrotemtytułksiążęcyizostaław
bezpiecznejAnglii,ajaprzywiózłbymtumojąmatkę.

-Dlaczego...-zacząłPierś,aleSébastienniezwracałjużnaniegouwagi.Schodziłgodnieposchodach,
wdumnejpozie,ni-

czymkogutpiejącyoświcie.Bezwątpienialepiejznałsięnakobietach.Cóż,jeślisądzićpowymyślnych
haftachnakamizelce,sambyłkobietą.

-Onanigdyniepogodzisięztwoimojcem,jeślitymuniewybaczysz-rzuciłkuzynprzezramię.-Chowa
doniegourazęnietylkozewzględunasiebie,aleprzedewszystkimnaciebie.

-Bredzisz-powtórzyłPierś.

Sébastienzszedłnadółiwkroczyłdosalonu.Pochwilidobiegłstamtądjegogłos:

-Ach,matante,wyglądaszolśniewająco,jakosiemnastolatka!

background image

-Bredzi!-kolejnyrazpowiedziałPierś,terazjużdoPruf-rocka,którystałprzydrzwiachztakąminą,
jakbysięświetniebawił.

Rzeczywiście,matkawbiłasięwsuknię,którąwyraźnieuszytodlakogośzbiustemopołowęmniejszym.

-Maman-ukłoniłsięiucałowałkoniuszkijejpalców.Rozejrzałsię,aleobiektujejkobiecychzabiegów
nigdzieniebyłowidać.-Gdziejestksiążę?

-Ktotaki?-spytałazpogardą.

-Nowiesz:orlinos,wysokiekościpoliczkowe,nieprzytomnespojrzenie?Kiedyśmieszkaliśmyznim
razem.

Pociągnęłałykwina.

-Pewnieniemaochotynawinoprzedkolacją.Podobnojutroranowyjeżdża,więcbędziemymielicały
zamekdlasiebie.

Uśmiechałasięwesoło,alePierśdostrzegłcieńwjejoczach.Psiakrew,Linnetmiałarację.Sébastien
pewnieteż.

-Gdziemojanarzeczona?-spytał,rozglądającsięwokoło.Młodzilekarzeskupilisięnaturalniewokół
butelkisherry.Sébastienkopałpolananakominku,niebacząc,żemożezniszczyćwyglansowanebuty.

-Niewiem-odparłamatka.-Możewydajepoleceniapokojówkompakującymkufry.

-Niewyjeżdża-zakomunikował,przyjmujączrąkPrufrockakieliszekbrandy.-Próbujedoprowadzić
mniedoszału,drażniąc

się,żeprzyjmiemojąrękę.Tylkożejajejniczegonieobiecywałem.

Woczachmatkibłysnąłżal.

-Onanigdyzaciebieniewyjdzie,kochanie.Samympojawieniemsięwdrzwiachwywołałabysensację
nadworzeNapoleona.Atebzduryojejreputacji...niktniebędziezwracałnatouwagi.

-Chceszpowiedzieć,żejestdlamniezadobra?

-Dobra?Otymniewiem-odparła,poruszającwachlarzem.-Alezpewnościązbytpiękna.Powinieneś
jąpoślubićodrazu,gdyprzyjechała,zanimmiałaokazjęlepiejciępoznać.

Prufrockruszyłkłusemkudrzwiom.Pierśodwróciłsię,doskonalewiedząc,ktosięwnichzarazpojawi.

WieczorowasukniaLinnetbyłaskrojonanaklasycznąmodłę.Pierśsłyszałpogłoski,żerzymskiematrony
podobnonienosiłykoszulekpodtunikami.Linnetwyraźniewzięłasobiedosercatęprawdęhistoryczną.

Muślinjejsuknibyłtakcienki,żekiedystanęławprogu,czekając,ażPrufrockjązaanonsuje,Pierś
dostrzegłpodfałdamikształtjejkolana.Atkaninawokółdekoltu...nocóż,niewielejejbyło.Trochę
koronkituitam,isznurekpereł,którysubtelniekierowałuwagękujejpiersiom.

background image

Poczuł,żenieznanydotądrodzajuśmieszkuwykrzywiamuwargi.Matkaniewiedziaławszystkiego.Ta
sukniabyławyraźniedlaniego.

Zacząłkuśtykaćprzezsalon,aleSébastienwyprzedziłgoiustawiłsięzprzodu,mruczącpodnosem:

-Przepraszam.Śpieszęsię.

WięcPierśzwolniłtempo.FrancuskagalanteriaSébastienabyłabezkonkurencyjna.Niemiałsobiepod
tymwzględemrównych.WprzelocieSébastienwziąłodPrufrockakieliszekszampana,żebypodaćgo
Linnetzukłonem.

WidokkuzynacałującegopalceLinnetzniesmaczyłPiersa.Odwróciłsięipokuśtykałzpowrotemdo
kredensu,gdziezostawiłswójkieliszek.

Przyjdziedoniegosama.Zresztąniematoznaczenia,boprzecieżonitylkotoczązesobągrę.Najbardziej
fascynowałogoto,

żeniełączyłichflirt,tylkoniesamowitepodobieństwocharakterów.

WpewnymsensieLinnetstanowiłajegokobiecyodpowiednik-niedawałasiępolubić.Byłazbyt
piękna,zbytinteligentnaizbytwygadana.

Ztym,żeonniebyłnawetprzystojny.

Nieprzyszładoniego.Zamiasttego,zdawałasięzachwycaćgadaninąSébastiena,codoprowadzało
Piersadoszału.

Wpięćminutpóźniejdosalonuwszedłojciec,przegranyiznużony,jakczłowiek,którysiępoddał.
Okazałosię,żePierśnienawidzitegojeszczebardziejniżtęsknychspojrzeńJegoWysokości.

WkońcuSébastiensampodprowadziłLinnetdoniego.

-Zdajesię,żeniezauważyłeśswojejnarzeczonej.

-Dobrywieczór,narzeczono.

-Witaj,Belzebubie-odparła,pochylającgłowę.Wjejoczachtańczyłsekretnyuśmieszek.

-Och,zostałemzdegradowany-odpowiedziałleniwie,opierającsięokredens.-Zdajęsię,żedotej
porynazywanomniewcielonymLucyferem.CzyBelzebubniejestprzypadkiemdiabłemniższegorzędu?

-Demonycisiępomyliły.BelzebubtopoprostuinneimięZłego.

-Todobrze-odparłPierś.-Jakcijużmówiłem,uwielbiamwygrywać.

-Dośćtychuprzejmości-przerwałSébastien.-Jeślinajdziemnieochotapopatrzećnawarczącena
siebiepsy,pójdęoglądaćichwalki.

-Tylkospokojnie-odparłPierś.-NiewolnowyzywaćLinnetodwarczącychpsów.Pamiętaj,żekiedy

background image

tylkorzucimiwtwarzoświadczynytatusia,będzieszmógłjądopaść.Chyba,żejąobrazisz.

NaturalnieSébastienskorzystałzesposobności,byskłonićsięznowu,ująćdłońLinnetioświadczyć,że
skądże,żejestprzecieżnajbardziejuroczą,sympatyczną,wręczcudownąozdobąswojejpłci,żenie
spotkałjeszczenikogotakiego,itakdalej.Pierśobserwowałgo,dziwiącsię,żeSébastienniewidzi,jak
bardzoLinnetgardzitakąuniżonością.

Och,oczywiście,żesięuśmiechałaipodawałamudłoń.Alewjejoczachbłyszczałaobojętność,choćna
wargachigrałtenuroczyuśmiech,którytraktowałajakbrońpalną.

Sébastienwyraźniepadłofiarąowegouśmiechu.Pierśpierwszyrazwżyciuwidziałgowtakimstanie.

-Wystarczy-uspokoiłLinnet.-Gdybytorzeczywiściebyławalkapsów,byłabyśmastyfempostawionym
naprzeciwmałegospanielka.Zachowajamunicjędlamocniejszychprzeciwników.

Sébastiennachmurzyłsię.

-Oczymtymówisz,Pierś?Nigdyniesłyszałemwiększychbzdur.

Linnetwzięłagopodramięizaśmiałasięperliście.

-Jestpoprostuzazdrosny-stwierdziła,choćjejoczymówiływyraźnie,żedoskonalezdajesobie
sprawę,ocomuchodziło.-Jesteśniezwykleelegancki,milordzie.Ażtrudnouwierzyćżedorastaliściew
tymsamymdomu.

-Jestemprzecieżuosobieniemmody-oświadczyłPierś.SébastieniLinnetprzezchwilęprzyglądalisię
jegoubiorowi.

Miałnasobieto,cozawsze:prostysurdutzezwykłymiguzikami,bylejakiespodnie,anaszyifular,
któregozawiązaniezajęłomuniewięcejniżpięćsekund.Wdodatkusurdutbyłwkoszmarnym,
musztardowymodcieniu.

Dlaporównania,fałdysurdutaSébastienabyłyszerszewobwodzieniżsukniaLinnet.

-Oszukujeszsamsiebie-uświadomiłgoSébastien.

-Właśnieżejestemuosobieniem-upierałsięPierś.-Gdybyniemojaosoba,niewyróżniałbyśsiętak
bardzonakorzyść,wiesz?

-Wyjątkowonaciąganydowcip-podsumowałaLinnet.-Alerozumiem,ocochodzi.Przyzwykłym
kundluwyścigowychartwyglądabardziejkrólewsko,prawda?

-Apudelbardziejabsurdalnie-odparowałPierś.

-Możeszmnieobrażaćdowoli-stwierdziłSébastien,wpatrującsięwLinnetzminąwyrażającą
kompletnezauroczenie.Onabyłazkoleitakprzyzwyczajonadotakiegozachowaniamęż-

czyzn,żenawetgoniezauważała.Wjejzachowaniuniebyłoaniodrobinytriumfu.

background image

-Trudnospotkaćludzi,którzybardziejróżnilibysięubioremniżwydwaj-stwierdziła.

-Powinnaśnaszobaczyćwdzieciństwie-odparłPierś.-Jaledwiechodziłem,aSebastienbiegałdwa
razyszybciejodemnie.Potem,kiedytrochępodrośliśmy,zacząłubieraćsiędwakroćtakeleganckojak
ja.Pewniechciał

zrównoważyćmojeniechlujstwo.

-Zatoobajinteresowaliściesięmedycyną-uzupełniła.-Jak,ulicha,udałowamsięrozwijaćte
zainteresowania?

NieznamwLondynieanijednegodżentelmena,którymógłbysiępochwalićumiejętnościamiwtej
dziedzinie.

-Wjakiejkolwiekdziedzinie-poprawiłją,unoszącbrwi.

-Potrafiątańczyć-stwierdziła.

-Możetojestwyjaśnienie.Janieumiemtańczyć,więczająłemsiękrojeniemludzi.

-Alenieszłomunajlepiej,więczacząłemtorobićzaniego-dołączyłsięSebastien.

Linnetsięroześmiała.Tenśmiechbyłowielebardziejczarującyniżjejwystudiowanyuśmieszek.Był
szorstkiisłodkizarazem,jakciepłabrandyzmiodem.

-Toniebyłżart-wyjaśniłPierś,pociągającłykzkieliszka,żebyuodpornićsięprzeciwkotemu
śmiechowi.

-Myślałam,żetotyjesteśznanymlekarzem.

-Jajestemdobrywodgadywaniu,nacoludziechorują.Problemwtym,żenajlepiejmitowychodzi,
kiedyjużsąmartwi.NatomiastSebastienjestniezływtejbardziejeleganckiejodmianiechirurgii.Biorą
sięzażywychpacjentów,którzychcielibyjeszczetrochępobyćnatymświecie.

LinnetposłałaSebastienowikolejnyuśmiech,aPierśmiałwrażenie,żenieszczęśnikzachwiałsięna
nogach.

-Jaktodobrze,żewraziepotrzebyzawszebędęmogłapoprosićpanaopomocchirurgiczną-
zagruchała.

-Tak.Jakbędzieszpotrzebowaćamputacjinogi,waldoniegojakwdym-stwierdziłPierś.

-Tobyłabyzbrodnia-szepnąłSébastiengołębimgłosem.

Psiakrew.Pierśpoczułukłuciewiny.Sébastienniemiałpojęcia,jakatokusicielkaujęłagopodramięi
igrałazjegosłowami.Jaktakdalejpójdzie,złamiemuserce.

-Przestań-mruknąłdoLinnet.Posłałamutenswójuśmiech.

background image

-Nigdywięcejnieuśmiechajsiędomniewtensposób-warknął.-Rzygaćmisięodtegochce,a
ponieważ,jakmisięwydaje,maszpantofelkiobszyteperłami-idiotycznastratapieniędzy-tokwasy
żołądkowemogącijenieodwracalniezniszczyć.

Sébastiennachmurzyłsię.

-Kuzynie,czynaprawdęuważasz,żetojesttematdokulturalnejrozmowy?Jeślitak,tojesteśgorszy,niż
myślałem.

PannaThrynnetodelikatnykwiatuszekinależyjątraktowaćznajwyższymszacunkiem.Atyopowiadasz
jejoamputacjinógigrozisz,żezwymiotujeszjejnapantofelki.

Pierśuniósłbrewispojrzałnaniąwymownie.WestchnęłaipoklepałaSébastienaporamieniu.

-Przepraszam-powiedziała.-Jegolordowskamośćcałkiemsłuszniezauważył,żejestemmistrzynią
flirtu,wprzeciwieństwiedoniego.

-Ładnie-stwierdziłPierśzautentycznympodziwem.-Jesteśteżjednąznajwiększychmistrzyń
konwersacji,jakieudałomisięspotkaćwżyciu.Tymbardziej,żemasztęswojąbroń.

-Uśmiech?-spytała.-Bardzomisięprzydaje.Teżpowinieneśkiedyśspróbować.

Sébastienskrzywiłsiękwaśno.Właśniezaczęłodoniegodocierać,żeLinnetjestnietylkodelikatnym
kwiatuszkiem.

-Tonietwojaliga-wytłumaczyłmuPierś.-Jestprawdziwąmistrzynią.Nicdziwnego,żecałyLondyn
uznał,żeowinęłasobieksięciaAugustawokółmałegopalca.

-Tounasrodzinne-tłumaczyłaLinnet,jakbytrochęzawstydzona.-Alenaprawdęchciałabymsię
dowiedziećczegoświęcejochirurgii-powiedziaładoSébastiena.-Mówiłpan,żeniedasięuniknąć
zakażenia.Jakichsposobówpanpróbował?

ZdaniemPiersa,Sébastienczęstobywałgapowaty,alenigdywsprawachzawodowych.Byłdoskonałym
chirurgiemoniesamowitejkoncentracji,szybkichinieprawdopodobniezręcznychpalcach.

-Gdybynieobawaprzedzakażeniami-zaczął-moglibyśmysobiepozwolićnainterwencje,jakichw
dzisiejszychczasachniesposóbsobienawetwyobrazić.Naprzykład,mamwzachodnimskrzydlekobietę
zespuchniętymbrzuchem.Toprawienapewnojakiśrodzajraka,któryspowodowałpowstanieguza,
czylitakiejnarośli.Jestpewniewielkościjabłkaalbonawetwiększa.

-Jestempewien,żetoguz-wtrąciłPierś.-Alejegorozmiarpoznamydopierozakilkamiesięcy.

Linnetzamrugała,aletrzebaprzyznać,żenawetsięnieskrzywiłaaniniepisnęła,wodróżnieniuod
większościdam,któremiałyokazjęusłyszećoszczegółachpraktykimedycznej,aszczególnieojego
fascynacjisekcjamizwłok.

-Gdybyśmyznalimetodęopanowywaniazakażeń,mógłbymotworzyćjejbrzuchiwyciąćtenguz-
wyjaśnił

background image

Sébastien.-Mogłabywrócićdodomuidalejspokojnieżyć.

Pierśmusiałprzyznać,żekuzynwyglądałszczególnieatrakcyjnie,kiedyrozprawiałochirurgii.Kosmyk
włosówopadłmunaczoło,oczybłyszczały.Możejednaknależałozmienićtemat.Linnetbyławyraźnie
zafascynowana.

-Czyalkoholpomaga?-spytała.-Czytałam,żeżołnierzewpolupolewająranybrandy,boalkohol
zmniejszaryzykoinfekcji.

-Niewystarczająco-odpowiedziałPierś.-Kiedybyliśmymłodsiimniejrozgoryczeni,próbowaliśmy
wszystkiego,cosiętylkoda.Alepacjenciażnazbytczęstoumierali.

-Odeszliprawiewszyscy-przytaknąłSébastien.Jegotwarzprzybrałasłodko-smutnywyraz,tak
pociągającydlakobiet.Pierśniepotrafiłbyzrobićtakiejminy,nawetgdybyjegożycieodtegozależało.
Naturalnie,Sébastienmówił

serio.Naprawdęśmierćpacjentówbyładlaniegociężkimprzeżyciem.

-Więcprzestaliśmyeksperymentować-podsumowałPierś.-Sébastienniemógłsiępogodzićztak
wysokąśmiertelnością.

-Kończynytoinnasprawa-stwierdziłSébastien.-Alewnętrzeciałatozadużeryzyko.

-Biednakobieta-stwierdziłaLinnet.

Pierśjużzapomniał,odczegozaczęłasiętarozmowa.

-Aha.Nocóż,przynajmniejprzyszłatutaj.Dostałatyleopium,żenieczujejużbólu.

-Jestprzytomna?

-Prawienigdy.Ibardzodobrze.Rakżołądka-jeślinatocierpi-wydajesięszczególniebolesny.

-Cozjejrodziną?Wzruszyłramionami.

-Niemampojęcia.Możeniemabliskich.

-Niktzpacjentówniemarodziny?Wcaleniewidaćtuodwiedzających.

-TymzajmujesięsiostraMatylda.Naprawdęniemampojęcia.

Linnetzmrużyłaoczy.

-Mamwrażenie,żepaniHavelockjestbardzosurowa.Pewniepowiedziałapacjentom,żeniezgadzasię
naodwiedziny.

-Napewnonie-zaprzeczyłSébastien.-Jestszorstka,alemadobreserce.

CałySébastien.Widziałwludziachtylkodobro.

background image

-Szczerzemówiąc,wcaleniemadobregoserca,jeślirozumieszprzeztozdolnośćodczuwania
współczucia.Dlategojątutrzymam,choćjesttakaniesympatyczna.Potrafiprzytrzymaćwrzeszczącego
dzieciakainawetniemrugnąćokiem.

-Wrzeszczącedziecko?-Linnetażzadygotała.Awięcjednakmiałajakieśczułemiejsce.

-Gavanwrzeszczałwniebogłosy,kiedyskładaliśmymunogę-powiedziałPierś.-Aspójrznaniego
teraz.Jużniekrzyczyizacząłznowuchodzić.Niedługowrócidodomu.

-Tak,alejakdługobyłtutajbezmatki?Sébastienzmarszczyłczoło.

-Przyjrzęsiętemu,pannoThrynne-obiecał,rzucającjejbeznadziejnierozkochanespojrzenie.-Jakie
panimadobreserce.

MyzPiersemodmiesięcyzajmujemysiętymchłopakiemiwogólenieprzyszłonamtodogłowy.

-Nocóż,wystarczy,żezajmujeciesiępacjentamiitymikaczętami-powiedziałazeleganckimgestem
dłoni.-SamaporozmawiamzpaniąHavelocknatematodwiedzin.

-Kaczętami?-zdziwiłsięSébastien.Pierśśmiałsięwkułak.

-Tymigłuptasami-wyjaśnił,wskazującnaPendersa,Kibble-saiBittsa,którzytłoczylisięwokółlady
Bernaise,zafascynowanijejodważnymdekoltem.

-Ach,rozumiem-pojąłżartSébastien.-ChodzązaPiersemjakmłodezakaczką.Zasłodką,kochaną
kacząmamą.

-Rzeczywiście,trudnotosobiewyobrazić-zgodziłasięznim.

-Tenuśmiechpodobamisiębardziej-oświadczyłPierś.Uśmiechzniknął.

-Byłtakiwrednyisarkastyczny-wyjaśnił.-Pokazywałtwójprawdziwycharakter.

Zmrużyłaoczy.Przezchwilęmyślał,żeszampanzjejkieliszkawylądujemunatwarzy.Wtymmomencie
Prufrockzadzwoniłnakolację,więcLinnetpoprostuodwróciłasięodniegoiodpłynęłagodnieuboku
Sébastiena,demonstracyjnieujmującgopodramię.

PoposiłkumatkaPiersawstałaizuroczymuśmiechem,któryobjąłwszystkichwtowarzystwie,włącznie
zjejbyłymmężem,zaproponowała:

-Możeprzejdziemyterazwszyscydosalonu?Prufrockbyłtakmiły,żezorganizowałdlanasodrobinę
rozrywki.

Piersowiwystarczyłojednospojrzenie,żebyodgadnąćszatańskiplanmaman.

-Tańce!-wykrzyknąłwchwilępóźniej,widząc,żepoodsuwanomeble,aPrufrockzasiadłprzy
fortepianie,wtowarzystwietyczkowategolokaja,którydzierżyłskrzypce.-Jaktomiłoztwojejstrony,
mamusiu.Marzyłemotym.

background image

Matkaprzypłynęłakuniemuwobłokujaśminowychperfum.

-Kochanie,światniekręcisięwokółciebieiprzykromi,jeślikiedykolwiekwyrobiłamwtobie
przekonanie,żejestinaczej.Usiądźsobieiodpocznij.Naturalnie,Sébastienzatańczyzemną.

-Ależnaturalnie-potwierdził.Jeślimatkapostanowiłaodegraćkomedię,dlaczegomiałbyrezygnowaćz
zabawy?

Ojciecusiadłnaprostymkrześleobokkanapyipatrzył.Nawetnieudawał,żeniejestzainteresowany.Po
prostupożerałwzrokiemswojąbyłążonę,którakrążyłapoparkieciewrytmwalca,śmiejącsiędo
siostrzeńca.

-Mataksamolekkikrokjakdawniej-powiedziałPierśpochwili.Uznał,żewolirozmawiać,niż
patrzećnatańczących.Denerwowałogo,żeBittsciągleuśmiechasiędoLinnet.Wolałgowrolilekarza,
nawetkiepskiegolekarza,niżmłodegogalanta.

-Twojamatka?-Ojciecskinąłgłową.-Szkoda,żejejniewidziałeś,gdymiałasiedemnaścielat.Była
wiotkajakmłodabrzózka,awoczachmiałatakibłysk,żewszyscywokółsięwniejkochali.

-Poprosiszjądotańca?

Ojciecspojrzałnaniegozlekkimgrymasem.Pierśnagleuświadomiłsobie,wstrząśnięty,żetengrymas
odczasudoczasupojawiasięinajegotwarzy.

-Ależoczywiście.Zorganizowałacałązabawę,więcbyłbympodły,gdybymniedałjejokazjido
odmowy.Wtedy,naturalnie,nietańczyłosięwalca.

-Wtedy?-powtórzyłPierśzgłupiąminą.

-Naruszyłemwszelkiezasadydobregowychowania-odpowiedziałojciec.-Nieczekałemz
zaproszeniemdotańca,ażktośnassobieprzedstawi.Poprostupociągnąłemjązasobąnaparkiet.

-Notoruszaj-odparłPierś.-Porwijjądotańca.

-Onanieżyczysobieporywania.Chcetylkoodrzucićmojezaproszenie.

Tak,Pierśzdecydowanierozpoznawałtensardonicznyuśmieszek.Takisam,jakjego.

-Zewzględunamojeprzewinienianiemogęjejodmówićtejprzyjemności-dodałksiążę.

Matkamożeimiałaochotęodmówićtańcaojcu,alezatoSébastienniezamierzałprzepuścićokazji
zatańczeniazLinnet.Dodiabła,Pierśniezamierzałspokojniesiedziećnakanapieipatrzeć,jaktenfircyk
szepcekomplementyprostowuchojegonarzeczonej.

Wstałijużmiałodejść,alezatrzymałsięnamoment.

-Powodzenia-powiedziałojcu.

-Natojużzapóźno-odparłksiążę.-Dobranoc.

background image

16

Podłyjesteś-powiedziałaLinnetdoPiersa.Obudziłją,łaskoczącwnoswstążeczką.

-Przyniosłemcigorącączekoladę.

-Towjakimśstopniuzmazujetwojewiny-odparła,opierającsięozagłówek,żebynapićsię
aromatycznegopłynuiukradkiempopatrzećnaPiersa,choćlichowie,dlaczegowciążpociągałjąten
nieokrzesanytyp.

Alekobieta,któraprzezcałąnocśniłaotym,żecałujesięzpewnymlekarzem-inietylkocałuje-nie
powinnaudawaćnawetprzedsobąsamą,żeniejestnimzafascynowana.

-PrzestańsiętakznęcaćnadSebastienem-poprosił.Niepatrzyłjejwoczy,tylkobawiłsięwstążkąjak
dziecko,zawiązującjąnasupełkiipróbując,ilewytrzyma.

-Zniszczyszmiwstążkę.Tomojaulubiona.

-Jedwabna?-zawiązałkolejnysupełek.

-Oczywiście.Czemupytasz?

-Potrzebujemyczegoślepszegodoprzywiązywaniapacjentównastolepodczasoperacji.Narazie
używamysznurówiwszyscynarzekajązpowoduobtarć.Możejedwabbysięnadał.-Obwiązałwstążką
słupekłóżkaimocnoszarpnął.Odrazurozerwałasięnapół.

-Nalitośćboską,pocojązniszczyłeś?Owińsznuryjedwabiem.

-Niezłypomysł.Słyszałaś,comówiłemnatematSébastiena?

-Tak.Boiszsię,żestracisztowarzyszazabaw.Pierśparsknął.

-Czasemżałuję,żeniejestemmałymchłopcem.

-Dlaczego?

-Zatrzydzieścialboczterdzieścilat,niewięcej,będziemyumielizapanowaćnadzakażeniami.
Nadejdzierewolucjawchirurgii.

-Ilemaszlat,trzydzieści?Możejakosiedemdziesięciopięcio-latekbędzieszdalejoperować,jeślisię
mocnooprzeszostół.

-Ibędęobcinałludziomnosytrzęsącymisięrękami.

-Nazywamcięchłopcem,bozachowujeszsięjaksześciolatek,któryjestzłynaswoichrodzicówichce
sięnanichzemścić.

background image

-Kochammatkę-powiedział,jakbyrzeczywiściezwracałuwagęnajejsłowa.Wtymmomencie
uświadomiłasobie,żePierśzawszesłuchatego,cosiędoniegomówi.Takijużmacharakter.

-Tooczywiste,żejąkochasz.Ojcateż.Aonkochaciebie.

-Takieczułeemocjewczesnymrankiemsprawiają,żerobimisięniedobrze.

-Ciąglemaszjakieśproblemyzżołądkiem-zauważyłazłośliwie.-MożeSébastienweźmieciępodnóż
zajakieśtrzydzieścilat.

-Dajspokój,mamnadzieję,żenie.Jestświetnywswoimfachu,aleoperacjatoniezabawa.Chodźmy
już,dobrze?

Nielubięintymnychpogawędek,szczególniezkobietą,zktórąjeszczeniespałem.

Linnetdopiłaczekoladęiwstała.Smutnojejbyło,żePierśnigdyniebędziemógłsięzniąkochać.

-Opowiedzmiotymwypadku,wktórymzraniłeśsięwnogę...itakdalej-poprosiła,idącwkierunku
parawanu.

Wieczorempoprzedniegodniaprzygotowałasobiesuknię.

Kiedynieodpowiedział,odwróciłasięizobaczyła,żePierśwpatrujesięwjejplecy.

-Cosięstało?Pobrudziłamsięczekoladą?

-Takoszulanocnajestpraktycznieprzezroczysta-powiedziałniskim,chrapliwymgłosem.-Widzę
twojepośladki.

Jednymsusemznalazłasięzaparawanem,czującfalęgorącawpodbrzuszu.Ogarnąłjąsmutek.Szczerze
mówiąc,dotejporynigdyniemiałaochotynasekszmężczyzną,ateraz,kiedywreszciejejsięto
zamarzyło,wybrałaPiersa.

Piersa,którybyłniesprawny.Cozaokrutnaironia.

-Niepodobamisięokreślenie„pośladki"-powiedziała,pilnującsię,bywjejgłosieniezabrzmiała
nutapożądania.

-Totakimedycznytermin.

-Tojakmammówić?Pupcia?Zadek?Tyłeczek?

-Najlepiejpupa.

-Amniesiępodobatyłeczek.Brzmiuroczo.

Linnetnarzuciłasuknięprzezgłowęiodczekała,ażfałdyułożąsięnajejsylwetce.Potempogłaskałasię
popupie.

background image

Rzeczywiście,byłaokrągłai-miejmynadzieję-urocza.

Podeszładotoaletki.

-Muszętylkowyszczotkowaćwłosy.Chcęjezapleść,żebysięnieplątały.Elizamaznimistraszny
kłopot.

Stanąłzaniąipozapinałguziczkisuknibezproszenia.Linnetprzeciągnęłaszczotkąpowłosach,apotem
pochwyciłajegospojrzeniewlustrzeiznieruchomiała.

-Jakbyśmybylimałżeństwemodconajmniejdziesięciulat-powiedziałzkrzywymuśmieszkiem.

-Niezamierzaszsiężenić,prawda?

-Niewidzęsensu.

-Dlaczego?-Naglesamazrozumiałapowody.-Aha,boniemożesz...niemożeszmiećdzieci?

-Przecieżmałżeństwowynalezionotylkopoto-odpowiedział.-Inaczejniemiałobysensu.

Otworzyłausta,aledoszładowniosku,żeniemapocostawaćwobroniemiłościalbochoćbyprzyjaźni,
rozmawiającztakimmizantropem.Tymbardziej,żeteżuważała,żemiłośćimałżeństworzadkoidąw
parze.

Związaławarkoczpołowąwstążkiiwstała.

-Idziemy?

Zlustrowałjąwzrokiem.

-Wtymwarkoczuwyglądasznaczternastolatkę.Iniewłożyłaśpończoch.

-Doszłamdowniosku,żetorzeczywiścieniemasensu.Przecieżitaknikogoniespotykamypodrodze.

-Prufrocknienależydotychmajordomusów,którzyuważają,żesłużbamusibyćwpełnejgotowościod
świtudoświtu.

-Bardzonietypowytentwójmajordomus-powiedziała,wsuwającdłońpodjegoramięidostosowując
siędojegokroku.

-Jużcimówiłem.Toniemajordomus,tylkoszpiegmojegoojca.

-Tylkopocoojcuszpiegwtwoimdomu?Pierśwzruszyłramionami.

-Przestańtorobić...takigestzdradza,żepróbujeszuniknąćodpowiedzinapytanie.Pocotwojemuojcu
szpiegwtwoimdomu?

-Pewniechcewiedzieć,cotusiędzieje.

-Mówisz,żeumatkiteżmaswoichludzi.

background image

-Tak.

-Dalejjąkocha,prawda?Zwzajemnością.

-Sébastienteżtaktwierdzi.Musząsięzdecydować,cochcąztymzrobić.

Linnetspojrzałananiego.Miałtakzaciętywyraztwarzy,żewolałanierozwijaćtematu.Pozatymto
właściwieniebyłajejsprawa.

-Mówiłeś,żeprzydzielaszpacjentówdoróżnychsalwzależnościodschorzenia.

-Ipłci-uzupełnił,strącająclaskąkawałekzwietrzałejskały.-Straszniesięprzejmująprzyzwoitościąi
manierami.

-TodlaczegoGavanleżykołopanaHammerhocka?Powiedziałeśmi,żepanHammerhockmożezarażać.

-Małoprawdopodobne.Tagorączkaprzestajebyćzakaźna,kiedynaskórzepojawiająsięwyrzuty.Po
prostubałemsię,żesięwnimzakochasz.Takiekrostyprzyciągnąkażdąkobietę.Niewspominającotym
uroczymbełkocie.Niestety,przeszedłmucałkiemzeszłejnocy.

-Dzisiajchybajestcieplej-powiedziała,gdyminęlidomekstrażnika.Widaćjużbyłobasen.

-Niepodobamisiętoniebo-odparłPierś,mrużącoczy.

-Dlaczego?Niemaanijednejchmurki.Odwróciłasię,żebyrozpiąłjejsuknię.

-Takiposzarzałyodcieńoznaczaburzę.Byćmoże.

-Byćmoże?Przecieżtydiagnozujeszchoroby,aniepogodę.-Zdjęłasuknię.-Rozbierajsię,dobrze?
Ćwiczyłampływaniewczorajwieczorem...

-Naprawdę?

-Napodłodze.WtedyweszłaElizaiutwierdziłasięwprzekonaniu,żedoresztyzwariowałam.

Wbiegłanaskalnąpłytęnadbasenem.

-Zwolnij.Zaczynamsięprzytobieczućjakkaleka.

-Raniętwojenieistniejąceuczucia?-docięłamu.Stanęłanabrzeguskały.Znadmorzawiałlekkiwiatr,
niosączesobąniepokojący,słonyaromat.

Pierśzdejmowałbuty.Rzuciłnaniąokiem,apotemdalejsięrozbierał.Bardzo,aletobardzochciała,
żebyznowuspojrzałwjejstronę,bowiedziała,żewiatrprzykleiłkoszulkędociałatak,żewidaćbyło
wszystkiekrągłości.

Chciała...

Nagleuświadomiłasobie,jakbardzojestokrutna.Zrobiłojejsięprzykro.Naprawdę,niepowinna

background image

roztaczaćswoichwdziękówprzedczłowiekiem,którynigdyznichnieskorzysta.

Usiadła,podciągająckolanadopiersi.Pierśwłaśniezdejmowałkoszulę.Obserwowałago,udając,że
wpatrujesięwwodę.Miałtakipięknytors...kędzierzawe,czarnewłosyschodziływdół,kryjącsiępod
tkaninąspodni.Palcejejdrżałyzniecierpliwości,żebygodotknąć,pogładzićpierś,plecy,apotem
zsunąćsięażna...

Pupę.Choćmożewłaściwszymsłowembyłybyjednakpośladki,pomyślała,patrząc,jakPierśodkłada
spodnieikoszulęnabok.

Wchwilępóźniejbylijużobojewwodzie.Nieprzerażałojąjużzimno;uwielbiaławskakiwaćdo
basenuiczućzapierający

dechwpiersiach,lodowatychłód.Miaławrażenie,żebudzisiędopierowchwili,gdywpadadowody.

Uwielbiałateż,gdyPierśprzyciągałjądosiebie.Aletymrazemniepozwoliłjejnazbytdługie
przytulanie.

-Poruszajrękami!-warknął.-Spróbujpopłynąć.

Wzięłagłębokioddechiodepchnęłasięodkrawędzibasenu.Natychmiastposzłanadno.

Wyciągnąłjąipodholowałdobrzegu.

-Połóżsięnawodzie,apotemzacznijpracowaćrękami-polecił.-1niezapominajonogach.

Taksiętrzęsła,żeledwiebyławstaniesięruszyć...alejednaksięudało.Wchwilępóźniejporuszałasię
wwodzie.

Powoli,niezgrabnie,alejednakpłynęła,zamiastjakzwyklepójśćnadno.Pierśbyłprzynieji
wykrzykiwał

polecenia,którychprawieniesłyszała.Alewkońcuzrozumiała,ocochodzi,izaczęłaporuszaćrękami
naprzemian,dogóry,apotemokrągłympociągnięciemwdół,głowanabok,nogi...

Złapałjejnogitymiwyćwiczonymidłońmichirurgaiwyprostowałje,pokazując,jakpowinnypracować.

Jakostatniaidiotka,natychmiastzapomniałaopływaniuipomyślała,żemógłbyprzesunąćtedłonie
wyżej...apotemjeszczewyżej.

Niewpadłnato.

Wpięćminutpóźniejbyłapodrugiejstroniebasenu.Sercebiłojejjakmłotem,atwarzrozjaśniłszeroki
uśmiech.

-Daszradęprzypłynąćzpowrotem?-zawołałPierś.

Bezsłowaodepchnęłasięodkrawędziizaczęłamozolnieprzebijaćsięprzezwodę.Wpołowiedrogi
pociągnęłasolidnyłykgorzkiejmorskiejwody.Ramionajejomdlewały.

background image

Falazalałajejtwarz,więczawahałasięinatychmiastzaczęłatonąć.

Pierśotoczyłramionamijejtalię.

-Wystarczytegodobrego-stwierdził.-Chodźtutaj.Przyciągnąłjądosiebie.Wtuliłasięwniego
naturalnymruchem,jakdzieckoprzytulającesiędomatki.Ztąróżnicą,żejegomocne,twardeciałow
żadnejmierzenieprzypominałomatczynego.

-Sercecibijejakmłotem-powiedział.-Tozadużywysiłekdlakogoś,ktonierobinicpozatańcem.

Niezamierzaławyjaśniać,żetoniezwysiłku.Pozwoliłasięposadzićnaobramowaniubasenuinie
spojrzałanawet,kiedyodpłynął,przecinającsporefaleztakąłatwością,jakbytobyławanna,anie
morskibasen.

Nogisiępodniąuginały,jakbybyłyzwaty.Możeimiałrację.Znalazłaręcznikiprzyniesionewcześniej
napoleceniePrufrockaiznowuzawinęłasięwewszystkie.

WkońcupowinnapowiedziećPrufrockowi,żebyprzynosiłjedenwięcej,dlaPiersa.Wyciągnęłasięna
słońcuiprzyznałasamaprzedsobą,żezprzyjemnościązdejmowałazsiebieręcznik,żebygooddać
Piersowi.Albonawetdwaręczniki.

Musiałwtedynaniąspojrzeć.Wtakichchwilachczuła,żeżyje,iżekrewśpiewawjejżyłach.

Pewniejejmatkaztakąsamąradościąpędziłanaswojeschadzki.Pełnaenergiiisiły.Biednamamusia.

Linnetodwróciłasięnabok.Wuszachbrzmiałjejśmiechmatki.Pewniebyłauzależnionaodtego
rozkosznegouczucia,którewLinnetbudziłPierś.Wtensamsposób,wjakiojciecPiersabyłuzależniony
odopium.

Prostejakdrut.

Pierśmiałrację.Niepotrafiławybaczyćmatcetychschadzekzobcymimężczyznami.Iobojętnościdla
własnejcórki.Małotego.Pewnegodeszczowegodniawyruszyłanaspotkaniezkochankiemizginęław
wypadku,kiedypowózwpadłnasłup.

Nigdybymczegośtakiegoniezrobiła,pomyślałaLinnet.Niezrobiłabym,aletonieznaczy,żetegonie
rozumiem.

Szczególnieteraz,kiedykażdydotykPiersarozpalawemniekrew.

Tamyślzdawałasięwypełniaćlodowatąpustkę,którądotejporyLinnetczuławokolicyserca.

-Kochamcię-szepnęławiatrowi,nagrzanejsłońcemskale,rybomimorzu...iwspomnieniumatki.

Pierśwyszedłzwodyiprysnąłjejlodowatymikroplamiwtwarz.

-Podzieliszsięręcznikami?Niezauważyłaśjeszcze,żejestemdużowiększyodciebie?

Podałamuręcznikzsuniętyzwłosów.

background image

-Jeszczejeden-powiedział,wycierającsięenergicznie.Dałamuten,którymowinęłasobiestopy.

-Wiesz,iluludzicierpinachoroby,odktórychodpadająpalceunóg?Dajmiinny.

Zamrugała.

-Mojepalcesąjaknajbardziejnaswoimmiejscu.

Wjegooczachdostrzegłajakąśniecnąprzekorę,jakiśpierwotnyogień,którypobudziłcałejejciało.W
jednejchwili.Poczułasięjakniewolnicaustópradży,bezwładnaibezwolna.

-Innyręcznik-polecił.

Niespieszyłasię.Odsłoniłaramię,przetoczyłasięnabok,od-wijającręcznik,jakbybyłaopakowanym
weńprezentem.Niemusiałapatrzećniżej,bywiedzieć,żesutkinaprężyłyjejsiępodwilgotnąkoszulką.
Niemusiałapatrzećwyżej,bywiedzieć,żePierśchłonietenwidok.

Rzuciłamuręcznikiułożyłasięzpowrotemnaskale,zrękamipodgłową.Wytarłsięstarannie,nie
spuszczajączniejwzroku,bezcieniaprzyzwoitości.

-Jesteś...-zacząłwkońcu,owijającsięręcznikiemwpasie.-Jesteśjak...

Naglepoderwałgłowędogóry.

-Aniechtojasnyszlag!

background image

17

Linnetusiadłaispojrzałatam,gdzieon.Horyzontpociemniał,jakbynadciągałanoc;faleoceanulśniły
stalowoi...

Pierśpodniósłjąnanogijednymszarpnięciem,apotemschyliłsiępolaskę.Puściłjejdłońikrzyknął:

-Biegnijdozamku!Najszybciej,jakpotrafisz.

Spojrzałaprzezramięnawałchmur,którykłębiłsięniemalnadichgłowami,tworzącniesamowity
kontrastzniebempodrugiejstronie,którewciążbyłobłękitneirozjaśnionesłońcem.

Pierśruszyłścieżką.

-Linnet!-ryknął,nieoglądającsiędotyłu.-Ruszsię,skończonaidiotko!

Popędziławjegostronę.Szedłcałkiemszybko,rozkołysanym,nierównymkrokiemwrytmienatrzy.
Uważnieobserwował,gdziestawialaskę,byniezaklinowałasięmiędzyskałami.Linnetdopędziłagoi
odwróciłasięponownie.

Chmurawcaleniebyłaczarna,tylkociemnozielonobłękitna;wzdymałasięifalowałajakżywe
stworzenie.Strachustąpiłmiejscafascynacji.LinnetznowupobiegłazaPiersem.

-Cotojest?-zapytała.-Cototakiego?

-Pogoda-odparłzniesmakiem.-Cholernawalijskapogodaityle.Mogłabyśsięwreszcieruszyć?

-Nigdzienieidębezciebie-odparła.Dopadłichpierwszypodmuchwiatru,wyrywającjejsłowazust.

Wystarczyłojednospojrzenie,byzrozumieć,żeniezdążądobiecdozamku.Chmuradosłowniepożerała
błękitoceanu,pędząckuwybrzeżujakdrapieżnezwierzę.Anadnimiwciążlśniłspokojnybłękitnieba.

Pierśjeszczebardziejprzyspieszyłkroku.Dopieroterazbyłowidać,jakąsiłądysponujewzdrowej
nodze.

-Domekstrażnika!-usłyszałajegosłowapomimowyciawiatru.Dochodzilijużprawiedozakrętu,przy
którymstał

domek.

Wiatrdąłimwplecy.NagleLinnetpoczułaukłuciatysiącaigiełnaramionach.Ztrudemchwytała
oddech.Pierśruszyłwtakimtempie,żewyprzedziłjąnieco.Otworzyłszarpnięciemdrzwi,chwyciłjąza
rękęiwciągnąłdośrodkaztakąsiłą,żejejstopynamomentoderwałysięodziemi.

Izatrzasnąłdrzwizanimi.

Przezsekundęspoglądalinasiebiewpółmrokupanującymwdomku.Apotem-jakbynaglerozpętałasię

background image

strzelanina

-drewnianedrzwizatrzęsłysięoduderzeń.

-Bożewielki-szepnęłaLinnet.-Cototakiego?

-Grad-odpowiedziałipokuśtykałdopokoju.-Dlategozawszezostawiamytuzamknięteokiennice.

Przechyliłgłowęinadsłuchiwałchwilę.

-Sądzącpoodgłosie,wielkościpiłektenisowych.

-Nigdywżyciuniesłyszałamoczymśtakim-wykrzyknęłaizafascynowanawpatrywałasięwdrzwi,
dygocącejakbyuderzaływniesetkipięścirozgniewanegotłumu,którychciałgwałtemwedrzećsiędo
wnętrza.

-Aleowalijskiejpogodziemusiałaśchybasłyszeć,prawda?Topotrwadwie-trzygodziny.Powiedziałaś
swojejpokojówce,żeidzieszpływać?

Linnetskinęłagłową.

-Prufrockjąuspokoi.Burzeprzechodzątutakczęsto,żezabroniłemmuwysyłaćludzinapomoc.
Pacjencibędąmusieliradzićsobiesami,podczułąopiekąSebastiena.

-Kaczętanapewnomupomogą-zaśmiałasięLinnet.Jejgłosniemaltonąłwhukugradu,miotanego
wiatremodachdomku.Poczuła,żedygocenacałymciele,zemocjiizimna.-Sątumożejakieśubrania
albokoce?-spytała,dzwoniączębami.

Pierśłypnąłnaniąokiem.

-Aco,zapomniałaśręczników?

-Umieramzzimna-odparła,krzyżującramiona,żebysięchoćtrochęogrzać.-Coztymikocami?

Wskazałlaskądrzwipolewejstroniekominka.

-Rozpalogień-poprosiła.

-Rozkaz-odparłsarkastycznie,aleodłożyłlaskęiwziąłkrzemieńzpółki.Naszczęście,wpalenisku
ktośułożył

gotowąrozpałkęikilkapolan.

Zadrzwiamibyłaniewielkasypialnia,wktórejmieściłosiętylkosporełoże.Oknowychodziłonadrugą
stronędomu,więcgradniehałasowałtutakmocno.

Otworzyłakomodępodoknem.Najednejzpółekleżałojakieśzawiniątko.Rozłożyłajepalcami
trzęsącymisięzzimna.Okazałosię,żetomęskakoszulazgrubegolnu,znaczniegrubszaodkoszulz
białegopłótna,jakiezazwyczajnosiłPierś.

background image

Obwąchałająostrożnieikuswejuldzeprzekonałasiężejestczysta,tylkopognieciona.Mokra,lodowata
koszulkawjednejsekundzieznalazłasięnapodłodze.Linnetbyłacałamokra,więcwysunęłagłowę
przezdrzwi.

-Pierś,czymogę...

Nieprzewidziałatylkojednego.PierśYelverton,hrabiaMarchant,byłzupełniegoły.

Siedziałwkuckiprzedkominkiemikrzesałogień.

-...wziąćtwójręcznik?-dokończyła.

-Wiatrgoporwał.

-Twojegatkiteż?

-Pewniezapomniałemjewłożyć.Zwyklepływamnago.Popatrzyłnanią,wzrokiemtakpalącymjakłyk
francuskiego

koniaku.Falaciepłaspłynęłajejdogardła,ogarnęłapiersi,brzuchizeszłaniżej,zupełniejakbynapiła
siętegoszlachetnegotrunku.Niemogłasiępowstrzymaćiopuściławzrok.Byłtakiumięśniony:nogi,
plecy,ramiona...

-Mamwstać,żebyśmniemogłasobiedokładnieobejrzeć?-spytałzrozbawieniem,alewjegogłosie
brzmiaładzika,głęboka,męskainiebezpiecznanuta.

CałeciałoLinnetzareagowałonatenton.Łagodneciepło,miękkośćbrandynaglezmieniłysięwpożar.
Nogisiępodniąugięły.

-Lepiejnie,jeśliniemaszręcznika.

Zacząłsięodwracać,więcinstynktownie,jednymsusemznalazłasięwsypialniizamknęładrzwi.

Oparłasięplecamiipośladkamioszorstkie,drewnianedeski.Jestemnaga,pomyślała.Jestemnaga,w
jednymdomuznagimmężczyzną,więcpowinnam...

Błyskawiczniewciągnęłaprzezgłowękoszulę,którasięgałajejledwiedokolan,cobyłoitak
skandaliczne.Grubepłótnodobrze

maskowałojejfigurę,choćnaprężałosięnieconapiersiach.Koszulęuszytodlaszczupłegomężczyzny,
cooznaczało,żePiersowinanicsięnieprzyda.Zdecydowaniesiębywniąniezmieścił.

Podeszładołóżkaprzykrytegoszorstkimkocem.Podspodembyłolnianeprześcieradło,wystarczająco
duże,bymógłsięwnieowinąćpostawnymężczyzna.

Ściągnęłaprześcieradłozłóżka,otworzyładrzwiiwrzuciłalnianąpłachtędośrodkapokoju,niepatrząc.

-Cotomabyć?-GłosPiersasłychaćbyłowyraźniemimowyciawiatru.

background image

-Okryjsiętym-krzyknęła.

-Niemapotrzeby.

-Wręczprzeciwnie!-Drzwiporuszyłysiępodjejdłonią.-Iniewchodźtu,dopókisięwtonieowiniesz.

Drzwiotworzyłysię,odpychającjąwtył.

-Znalazłemserwetę.

Rzeczywiście,byłowiniętywpasieniebieskąserwetą.

-Prześcieradłobyłobylepsze-powiedziała,instynktownieprzesuwającwzrokiempojegoszerokiej
piersi.Spojrzałaniżejigwałtowniewciągnęłapowietrze.

-Tonieprzyzwoite!

Zawiązałserwetęnawęzełnalewymbiodrze,więcledwiezasłaniałato...

-Niemożesztakchodzić!

-Niemogęzawinąćsięwprześcieradło,chybażezamierzaszsiedziećnatymkocu-powiedziałz
krzywymuśmieszkiem.-PewniejestwnimtylepchełconaRufusie,atodużeosiągnięcie.

Linnetzprzerażeniemspojrzałanałóżko.

-Niezamierzamnanimsiadać!

-Niematunicinnego-odpowiedział.-Niewiemczemu,alepraktycznieniematużadnychmebli.
Domyślamsię,żesąsiedzijesobiewypożyczyli.Walijczycytooszczędnyludek.Pewniedoszlido
wniosku,żeskoronikttuniemieszka,tostółikrzesłatylkosięniepotrzebniemarnują.Mamyszczęście,
żeniktniewyniósłtegołóżka.

Linnetzerknęładodrugiegopokojuponadjegoramieniem.Rzeczywiście,stałtamtylkosolidnykredens.
Spojrzałanałóżko.

-Ztego,cowiem,żadnapchłanieprzeżyjebezjedzenia,czylikrwi,dłużejniżkilkatygodni-
powiedział,rzucającprześcieradłozpowrotemnałóżko.-Czymogłabyśjezpowrotemrozłożyć?Mojej
nodzeniespodobałsiętenbiegpodgórkę,więcalbousiądę,alboupadnę.Sambymsiętymzajął,ale
trzymamsięnanogachtylkodziękilasce.

Linnetzaczęłapracowiciewtykaćkrawędzieprześcieradłapodmaterac.

-Tonietakiełatwe,jakmisięwydawało-spróbowałazacząćzwyczajnąrozmowę.Ztrudem
powstrzymywałasięodpatrzenianaPiersa.

-Chceszpowiedzieć,żepowinienempłacićpokojówkompodwapensyekstrazakażdełóżko?-spytał
znudzonymgłosem.

background image

Linnetdoszładokrańcaposłaniaipoddałasię.Wsunęłazadużoprześcieradłapodmateracprzy
wezgłowiuiterazzabrakłotkaninyprzynogachłóżka.

-Możeszsiadać-wskazałałóżko.Jęknąłiopadłnamaterac.

-Lepiejci?-spytała.Pochwilisamaprzycupnęłanakrawędziłóżka,żebyzostawićjaknajwięcej
miejscapomiędzynimi.Niezamierzałastaćprzezdwiegodziny,ażdokońcaburzy,choćnawetsiedzenie
najednymłóżkuzmężczyznąbyłoniewłaściwe.

Pierśwbiłpalcewmięśnieprawejnogi,żebyjerozmasować.

-Wszystkojestlepsze,niżstaćnaniejpotakimbiegu-powiedział,niepatrzącnaLinnet.

-Odjakdawnamasztebóle?-spytała.

-Prawiecałeżycie.

-Dlaczegotoniechcesięgoić?Pokręciłgłową.

-Niebędęwiedział,dopókiniezrobięsobiesekcjizwłok.Zamrugała,alemilczała.

-Głupidowcip.Przypuszczam,żezanikłmijakiśmięsień,tamwśrodku.Miałempacjentówzzanikami
powypadkach.Uniektórychbólzczasemustał.Uinnych...nie.

-Niemażadnejszansy?-Przezmomentwpatrywałasięwjegopalce.-Przecieżnawetniewidaćblizny.

Odwróciłnogęnieconazewnątrz.Westchnęłazprzerażeniemnawidokokropnej,nierównejszramy
ciągnącejsięodpachwinyażzakolano.

-Jakimcudemtoprzeżyłeś?

-Niemampojęcia-odparłchłodno.-Przedewszystkimgroziłozakażenie.Twardydrańzemnie,ityle.

Podniósłnaniąwreszciewzrokiuśmiechnąłsięszeroko.

Niepotrafiłaodpowiedziećuśmiechem.Byławstrząśniętanamyślostraszliwymbólu,jakimusiał
towarzyszyćtakiejranie.Instynktowniepogładziłabrzegiblizny.

-Czytobliznacięboli,czymięśniewnodze?

Pierśnieodpowiedział,więcspojrzałananiego.Przyglądałsięjejpalcom.

-Jesteśpierwsząkobietą,któradotknęłategomiejsca-powiedziałpowoli,znieprzeniknionątwarzą.-
Dziwne.

Oczywiście,żekobietygoniedotykały.Przecieżbyłniesprawny.Jejkremowepalceodcinałysięodjego
ciemnejskóry.Nagleuświadomiłasobie,żetrzymadłońnawewnętrznejstroniemęskiegouda,bardzo
blisko...

background image

Natychmiastcofnęłarękę.

-Miłobyło-powiedziałgardłowym,głębokimgłosem.

Linnettaksięzawstydziła,żepoliczkimiałanapewnoczerwonejakpiwonia.Zaryzykowałaukradkowe
spojrzenienatwarzPiersa.Jużwiedziała,cowyrażatenwzrok.Pożądanie.Wzięłagłębokioddech.

-Chciałamtylko...-zaczęłaiprzerwała.

Widaćbyło,żetennieznośnyłobuzztrudempowstrzymujesięodśmiechu.

-Niewiem,cociętakbawi-oburzyłasię.-Chciałamcitylkookazaćtrochęwspółczucia.

Pierśoparłsięowezgłowiełóżkaizałożyłręcezagłowę.Cośdziwnegozaczęłosiędziaćzserwetą.
Niesposóbbyłotegoniezauważyć.Jakośprzestałagozasłaniać.

-Jeszczeżadnejkobiecieniepozwoliłemsiętamgłaskać-powtórzył.

Skinęłagłową.

-Tozrozumiałe.

Zacisnęładłoniewpięściiułożyłajenapodołku,alejejpalcewciążczułydotykjegoskóry.

-Byłobardzoprzyjemnie.PowinienemsprowadzićsobiekokotęCootymsądzisz?Mogłabymieszkaćw
zachodnimskrzydlezGavanemiumierającymipacjentami,tymi,którymniedoleganiczakaźnego.

Linnetoparłasięosłupekłóżka.Wiatrwyłnazewnątrzmałegodomku.Miaławrażenie,żenacałym
świeciebylitylkooni

dwoje.

-Poco?-spytałazautentycznymzainteresowaniem.-Zęby

odczasudoczasutadamagłaskałaciępobliźnie?

-Towcaleniebyłabydama-zaprotestowałPierś.-Właśnieotochodzi.-Oczymusięśmiały.Ilśniłow
nich...

Totylkopożądanie,pomyślałaLinnet.Zwykłepożądanie.Podciągnęłanogiiusiadłabokiem.Wpatrywał
sięwniąuważnie.

-Czytakakokotamożezrobićdlaciebiecoś,czegoniezrobiłabydama?.,

-Damynakładająnaczłowiekazbytwielezobowiązań-odpowiedział,przesuwającsiętak,żedotknął
nogąjejstóp.

Przeszyłjc|dreszcz.

-Masznamyślimałżeństwo?-wykrztusiła,dumnazsiebie,żeniezareagowałanatendotyk.

background image

-Cośwtymstylu-przytaknął.-Dzielenieżyciaztąsamąosobąprzezwielelat.Niemów,żesamasię
nadtymniezastanawiałaś.

Owszem,zastanawiałasię.Niktchybanieflirtujezksięciemprzezdwamiesiące,niemyślącotym,jak
bytobyło,gdybywidywałosiętętwarzcodziennieprzyśniadaniuprzezresztężycia.

AjeślitymksięciemjestAugust,niesposóbniepopaśćwdepresjęwwynikutakichmyśli.

-Zastanawiałaśsię!-zaśmiałsię.-Jesteśtakimsamymsamotnymwilkiemjakja!

Pokręciłagłową.

-Wcalenie.Naprawdęchcęwyjśćzamąż.Chciałabymsięteżzakochać,choćwiem,zetoniezawsze
idziewparze.

Parsknąłironicznie.

-Jesteśromantyczką,nawetjeślibezmrugnięciaokiemzastanawiaszsięnadzdradąmałżeńską.

-Nicdziwnego,skoroczytamtylepowieści.

-Powieściniemająnicwspólnegozżyciem.

-Sąlepszeodżycia.Miłojestczytaćotym,jakźliludzieponoszązasłużonąkarę.

-Możeusiądzieszobokmnie?Tensłupekjestchybabardzotwardy,aozagłówekmożnasięwygodnie
oprzeć.

Toprawda,byłojejniewygodnie.Tylko,że...spojrzałananiegoczujnie.

-Burzajeszczenieprzechodzi-wyjaśnił.-Będziemytuuwięzieniprzezkilkagodzin.Pozatymtwoja
wiedzaożyciuwydajesięniepełnaichciałbymnatentematztobąporozmawiać.Zawszechciałem
poznaćcudzołożnicę.

Tylkożewszystkie,któredotejporyspotkałem,byłyjużchorenasyfilis,więcwolałemnieodsłaniać
szczegółówichrozwiązłejprzeszłości.

-Niejestemżadnącudzołożnicą,przecieżnawetniemammęża.Choćmożewartowspomnieć,żew
realnymświecienaszesamnasampodczastejburzybyłobyskaząnamojejreputacjiimusielibyśmy
wziąćślub-powiedziała,sadowiącsięobokniego.

-Nietraćnadziei-odparłuprzejmie.-Tytułksiążęcywciążjestwtwoimzasięgu.Tylkożeniew
związkuzemną.

MytuwWaliimałodbamyotakierzeczy.Mójojciecsiedzipewniewzamkuimodlisięocud.Twój
czekawLondynie,przekonany,żejesteśjużhrabiną,nadobrejdrodzedozostaniaksiężną.

-Ojakimcudziemarzytwójojciec?-spytała.

background image

-Żebyczassięcofnął.Żebymatkamuwybaczyła.Żebymojekalectwozniknęło.

Skinęłagłową.

-Jestzrozpaczony.

-Niemawnuka.Cozarozczarowanie.Linnetdałamukuksańca.

-Przestańmarudzić.Wieszrówniedobrzejakja,zetwojojciecniejestżadnympotworem.Głupio
robisz,żeprzypisujeszmu

takąrolę.

-Niepowiesz,żejestemdziecinny?

-Tonierobinatobiewrażenia.Natomiastnielubisz,gdycięktośuważazagłupka.Takmisię
przynajmniejwydaje.

Niemożliwe,żebyśniezauważyłjegocierpienia.

-Skorotakmówisz...

-Takmówię.Cierpi,bokochaciebieitwojąmatkę.

-Teraztyzaczynasztęsamąstarąśpiewkę-odparłznudzony.-Cmoknętegodziadawpoliczek.
Wystarczy?

Uśmiechnęłasiędoniego..

-Nie'-zadygotałizasłoniłoczyramieniem.-Niepróbujosłabiaćmojejwolitątwojąminką.
Arystoteleswierzyłwwolnąwolęijateżwniąwierzę!

Linnetwybuchłaśmiechemiodsunęłarękę,którąsięosłaniał.

-Popatrztylko.-Uśmiechrozświetliłcałąjejtwarz.-Jesteśteraznamojerozkazy.

-Fatalnie-zażartował.-Tymrazemniezadziałało.Mozęzaczynasztracićmoc.

Ijednympłynnymruchemprzygwoździłjąciałemdołozka.Linnetotworzyłaustazezdziwienia.Nagle
znalazłasięnaplecachzrękamiwjegodłoniachponadgłową.

Uśmiechnijsięjeszczeraz,tosprawdzimy,czytwojamagiadziałazopóźnieniem,czyteżjastałemsięna
niąodporny-powiedziałnibytozprzekorą,alewjegogłosiebrzmiałapieszczota.Szorstka,bezwstydna
pieszczota.

Uśmiechnęłasię.Aletymrazemtoniebyłrodowyuśmiech.Byłgłodny,pełentęsknotyidzikiego
pożądania.

Pierśmilczał.

background image

Czułakażdycaljegomuskularnegociała.

-Jesteśteraznamojerozkazy?

-Niedokońca-odparł,patrzącnaniązgóry.-Aledolicha...niezłajesteś.

Linnetrozchyliłaustaikoniuszkiemjęzykaoblizaładolnąwargę.

-Chciałabymciępocałować.Poczuła,jakwciągnąłhaustpowietrza.

-Alboraczej...wolałabympocałowaćtwojeudo-dodała,zastanawiającsię,czyprzypadkiemnie
zwariowała.

-Ty...-zaczął.

-Tak?

-Zrobiszwszystkodlawygranej,prawda?Lekkosięuśmiechnęła.

-Lubięrywalizację.Myślałeś,żetylkotytakmasz?

-Jużnie-mruknął,apotempowoli,bardzopowolipochyliłgłowęnadjejtwarzą.

Poczułasmakmorskiejsolinawargach.PocałunekbyłtakijaksamPierś:szorstkiiwładczy,bezśladu
dobrychmanier.Znowupoczułasięjakniewolnicależącaustóppanaiwładcy.Nie,nieustóp,bo
przecieżcałejejciałowibrowałopodjegociężarem.

Czułaciężarswegopana,poddawałasięjego...

-Cholera-Pierśoderwałwargiodjejwargiwlepiłwniąwzrok.-Dlaczegonaglezaczęłomisię
wydawać,żekochamsięzeszmacianąlalką?Wczorajmiałemwrażenie,żeumieszsięcałować.

Uwolniłaręceiobjęłagozaszyję.

-Wcalesięniekochamy.

-Racja.Zapomnijmyotymiprzejdźmydorzeczy.Pocomamsięwysilaćdlajakiejśprzywiędłej...

Stłumiłajęk.

-Zamknijsię,Pierś.

Przezmomenttoczylipojedyneknaspojrzenia.Potemjegooczypociemniały,awargiznówwzięływ
posiadaniejejusta.

Zapomniałaoroliniewolnicyiskupiłasięnajegosmaku,ognistymimęskim.Naciężarzetwardego,
muskularnegociała,którejąprzygniatało.Najegożarłocznympocałunkuiswojejchciwejodpowiedzi..

Kiedygocałowała,jejciałotopniałozrozkoszy,adłoniezaczęływędrowaćwdółjegopleców,
zatrzymującsięprzezmomentnaniebieskiejserwecie.

background image

Jegonogaznalazłasięmiędzyjejnogami,akoszula...cosięwłaściwiezniąstało?Pewnie...

Pierśoderwałwargiodjejustiprzesunąłnimipopoliczku.Jegodotykpaliłjakogień.

Linnetwpatrywałasięwsufitniewidzącymwzrokiem,oszołomionajegodotykiemizapachem.Podsunął
koszulęjeszczewyżejiprzytuliłdoniejjeszczebardziej.Czułacałejegogorąceciało.

Opuściłgłowęniżejijęknął.

-Dodiabła,Linnet,masznajcudowniejszepiersi,jakiekiedykolwiek...

Niesłyszała,comówi,boująłjednąznichwdłoniobjąłsutekustami.Tobyłocudowne,oszałamiające
i...zaczął

ssac.Westchnęła.Albonawetkrzyknęła.Choćgardłowyjęktrudnonazwaćkrzykiem.Niepowinna
wydawaćtakichodgłosów,powinnara-Przestań-powiedział,uniósłgłowę,odchyliłsięizajrzałjejw
oczy.

-Nieprzerywaj-prosiła.

-Znowuzaczęłaśmyśleć.Całazesztywniałaś.

-Nie-przesunęłapalcamipojegopiersi,takjaksobiewymarzyła.Poszerokichmięśniachipłaskich,
brązowychsutkach.-Jesteśpiękny.

-Atyjesteśstuknięta,skorotakmyślisz-odparłobojętnie.Musnęłapalcamisutek,azjegogardła
wydarłsięochrypłyjęk.Dotknęłajeszczeraz,alemocniej.Pochyliłsięnadnią,więcdotknęławargami
tegomiejsca,któreprzedtempieściłapalcami.

Poczuła,jakzadygotał,więczaczęłapróbowaćinnychpieszczotliźnięcie,nawetdelikatnegryzienie.
Cokolwiek,byleznowu

poczućtendygot.Połowąumysłuwybiegładoniego,połowąskupiałasięnaswoichdoznaniach.

-Wystarczy-powiedział.Przetoczyłsięnaplecyipociągnąłjąnasiebie.

-Twojanoga!-szepnęła.-Przepraszam,ja...

Wsunąłkolanomiędzyjejuda.Naglezabrakłojejsłów.Wszystkiedoznaniaskupiłysięwtymjednym,
wrażliwymmiejscu.

-Och-jęknęła.-Proszęcię...

Usłyszałajegośmiechipoczuła,żeznowudotykajejsutkawargami,ssąc,liżąc,smakującisycącsiętą
pieszczotą.

Potemdotknąłdrugiegoissałgotakdługo,ażzprzytłumionymkrzykiemzacisnęłanoginajegokolanie.

Oparłasięoszerokieramiona,zamykającoczy.

background image

-Chceszdojść?-zapytałgłuchym,chrapliwymszeptem.Potarłznowukciukiemjejsutek.Jęknęła.

-Zdajemisię,żemógłbymcięzarazdoprowadzićdoszczytu-powiedział.

Pochwyciławjegogłosiechłodny,lekarski,toninatychmiastzorientowałasię,cosiędzieje.Pochyliła
sięidelikatnieugryzłagowwargę.

-Znowurobiszzsiebieidiotę.

-Dlaczego?-bawiłsięjejpiersiami,ażcaładygotała.

-Obserwujesz-szepnęła.-Zawszetakrobisz,kiedyczujeszsięniewygodnie.Och!

-Nieczujęsięniewygodnie.Tyteżnie.

Przesunąłdłoniąpojejbrzuchuiwsunąłjąmiędzynogi.OdsunąłLinnetniecodotyłu.

-Alezdajemisię,żemogęsprawić,żebycibyłojeszczewygodniej.

Linnetotworzyłausta,alenieodezwałasięanisłowem.Całasiętrzęsła.

-Wygodniejcibędzienaplecach-powiedział,obracającjąbeztrudu.-Wygodniejcibędzie,jeśli
pocałujęciętu...-

dotknąłwargamijejpiersi-idotknętutaj.-Zacząłpieścićmiejscemiędzynogami.

Linnetniewiedziała,czyPierśjąterazobserwuje,czynie.Ledwiezauważyła,żejegoustapieściłyteraz
jejbrzuch.

To,cowyczyniałpalcami,sprawiało,żewyginałaciałocorazwyżejicicho,gardłowojęczała.

Wtedyszerzejrozsunąłjejnogi.

Oszołomionapieszczotami,uniosłagłowęispostrzegłajegociemnączuprynęmiędzyswyminogami.

-Cotywyprawiasz?-zawołała,próbującodepchnąćgoodsiebie.-Przecieżto...coty...przestań
natychmiast!

Zapóźno.Dotknąłwargamidelikatnegownętrzauda,czulełaskoczącjejęzykiem,którycorazbardziej
sięzbliżał

do...

-Cudowniepachniesz-mruknąłrozmarzony.-EsencjaLinnetzlekkąnutąoceanu.Asmakujesz...

Westchnęła.

-Smakujesznajsłodszymmiodem-dodałiznowuzacząłjąpieścić.Zgiąłjejnogiwkolanachiwziąłw
posiadaniejęzykiem.Jejciałopłonęło.Toczyłagłowąpołóżkuinapinałasięcorazmocniej,corazbliżej
niego,jęczącprzykażdymdelikatnymmuśnięciu.

background image

Wsunąłwniąpaleciwtedywybuchła,krzyczączrozkoszytakgłośno,żezagłuszyłanawetwiatr.

PotemznowuusłyszałaszumburzyiszeptPiersa,którycałowałjączule.

-Takadelikatna-mruknął.-Wszystkodziałajakwzegarku.

-Znowustawiaszdiagnozę!-wykrzyknęła,ztrudemunoszącgłowęzpoduszki,byzmierzyćgogniewnym
spojrzeniem.

Odpowiedziałjejprzekornybłyskjegooczu.

-Stawiamdiagnozędlanajbardziejróżowej...-ucałowałjąznowu,ażzadrżała-najsłodszej-kolejny
pocałunek...-

najbardziejrozkosznejczęściLinnet.

background image

18

Linnetodsunęłasięiusiadła,opierającsięozagłówek.Pierśzdjąłdłoniezjejud,więczsunęłanogi,
podciągającjepodbrodę,żebyosłonićswojąintymność.

Niemogłauwierzyć,żepozwoliłasobienacośtakiego.Ażskręcałojązewstydu.

-Tobyłobardzoniewłaściwe-powiedziała,byionpoczułsięchoćtrochęwinny.-Jestempewna,że
niktnie...

Gdzietysiętegowszystkiegonauczyłeś?

-Skądwiesz,coludzierobią,aczegonierobią?-Pierśułożyłsięnabokuipodparłłokciem.-Jako
lekarz,mogęcipowiedzieć,żeludziewyprawiająmnóstworzeczy,którychjeszczeniespróbowaliśmy.
Czyktośkiedyśwtajemniczałcięwsekretyalkowy?

Pokręciłagłową.

-Takmyślałem-stwierdziłzsatysfakcją.-Maszpoważnebrakiwedukacji.

-Ococichodzi?

Wbrewzdrowemurozsądkowi,jejciałowciążdrżało,wciąż...

-Wiesz,cocisięwłaśnieprzydarzyło?Zaśmiałasię,zanimzdążyłasiępowstrzymać.

-Traktujętojakopotwierdzenie-stwierdził.-Pierwszazasadagłosi,żemiędzykochankaminiema
rzeczyniewłaściwych.

-Mówisz,jakbyśpouczałswojekaczęta-zirytowałasię.-Widziałam,jakzadręczasztych
nieszczęśnikówpytaniami,żebyzbićichztropuizmusićdowygłaszaniagłupot.

-Uwierzmi,napewnonierozmawiałbymznimiotakintymnychsprawach.Przedewszystkim,mająza
bardzoowłosionepiersijaknamójgust.

Objęłakolanaramionami.

-Mówiszzupełniebezsensu!

-Jeszczebardziejbezsensownejestto,żepewnaznanamimłodadamaniemanajmniejszegopojęciao
ludzkimsystemierozrodczym.

Niemogłatemuzaprzeczyć.

-Domyślamsię,żetwojamatkaumarła,zanimzdążyłaciopowiedziećonajważniejszychrzeczach.

-Wiemonajważniejszychrzeczach-mruknęła.

background image

-Tak?Todlaczegomyślałaś,żemęskienarządysązawszeobwisłe?Jakwedługciebiemiałobyto
działać?Jaknadziewaniekiełbaski?

-Drobnapoprawka-powiedziała,przesuwającwzrokwtamtomiejsce.Serwetadawnojużzginęław
ogniuwalki.-

Matkaoczywiściemówiławprzenośni.

-Tojesterekcja-powiedział,przesuwającdłoniąposwoimciele.-Takprzyokazji,wcaleniejestem
niesprawny,copowinnaśpojąćnatychmiast,kiedyzobaczyłaś,jakmistaje,zamiastzwisać.

Linnetścisnęłowgardle.Wolałabysamagotampogłaskać.

-Mężczyznadostajeerekcji,kiedychcespaćzkobietą.Jeśliniechce,tozwisa.

-Aha.Czylimatkamiałarację.Czymożeszsprawić,żebyzwisnął,bochciałabymzobaczyć,jakto
wygląda?

Znowuprzesunąłponimręką.

-Nicztego.Niemożliwe.

-Niepanujesznadnim?

-Wtejchwilinie.Wtwojejobecnościbardzorzadko,kumojemuzdziwieniu.

Linnetpoczułasięniecolepiej,słysząctesłowa.

-Jeślichceszwiedzieć,niejestemprawiczkiem-powiedział,jakbytobyłnajzwyklejszytematrozmowy.
-Aleniepowiedziałbym,żenaprawdękochałemsięzkobietą.Byłemzjedną...czyteżzdwoma,araczej
zkilkoma.Natymkoniec.Aletyewidentniejesteśdziewicąitozdumiewająconiedoinformowaną.Czy
możeszmipowiedzieć,jaktwoimzdaniemtowszystkosięodbywa?-spytałzprowokacyjnymbłyskiem
woku.-Będęmógłcięwtedypoprawić.

-Czylinakrzyczećnamnietak,jakkrzyczysznaswojekaczęta,kiedysiępomylą?-Pokręciłagłową.-
Nicztego.

-Czytoznaczy,żechceszpominąćwykładiprzejśćodrazudozajęćpraktycznych?Terazsamsię
dotykam.-

Spojrzałanajegorękę,obserwującjejruch.-Przydałabymisiępomoc.

-Naprawdęmyślałam,żejesteśniesprawny-szepnęła.-Byłampewna,żeniemożesztegorobić.

-Zastanówsiędobrze-powiedział.-Podejrzewam,żestarczyciwiedzy,byodgadnąć,cozamierzam
zrobićztymnarzędziem.Jestcałkiemsprawne.

Wzięłagłębokioddech,niespuszczającwzrokuzjegodłoni.

background image

-Możesięniezmieścić-stwierdziła.-Takmisięwydaje.

-Amniesięwydajeinaczej.

-Byłamprzekonana,żety...toznaczy,twójojciecmówił...Chodziłooto,żeniemożeszmiećdzieci?

-Pytałaśmnierazczynawetdwarazy,wjakisposóbzraniłemsięwnogę-powiedział,spoglądającjej
wtwarz.

Oczymiałmrocznejakczarnyaksamit.

-Pytałamtrzyrazy-sprostowała.-Albonawetcztery.

-Pewnegodniamójojciecbyłwstanieeuforiiwywołanejprzezopium.Wszedłemdopokoju-miałem
wtedysześćlat-aonwyobraziłsobie,żetodiabełponiegoprzyszedł.Iżezarazskrad-niemuduszę.

-Wziąłcięzadiabła?Sześcioletniedziecko?

-Dziwne,prawda?Terazparęosóbpewniebysięznimzgodziło,alezapewniamcię,żedawnotemu
byłemładnymchłopczykiemiwcaleniecuchnąłemsiarką.Choćbyćmożemierzyłemtyle,conajmniejsze
diabełki,czegododziśniemogęodżałować.Wkażdymrazieojciecwrzuciłmniedokominka,żeby
ocalićswojąduszę.Pewniepowinienemsięcieszyć,żejesttakimdobrymchrześcijaninem.

Linnetgwałtowniewciągnęłapowietrzeizasłoniłaustaręką.

-Naszczęścieogieńsięniepalił,alewpaleniskubyłżeliwnystojaknapolana.Nadziałemsięnajedenz
prętówistądtauroczapamiątka.

Przysunęłasiędoniego.

-Tostraszne.Musiałeśbyćprzerażony,napewnobardzocierpiałeś.Okropneprzeżycie.Dladziecka...
właściwiedlawasobu.

-Niewielepamiętam-odparłPierś.-Leciałemwpowietrzu,jakiśtamból...Aleto,codziałosiępotem,
pamiętamażzadobrze.Bobólniechciałmnieopuścić.

-WięcmatkazabrałaciędoFrancji,

-ApotemdoBawarii.Donajlepszychlekarzy.Niestety,niktznichniepotrafiłpowiedzieć,dlaczego
noganiechcesięgoić.Bosięniegoiła.Przeztenczas,kiedynasniebyło,ojcieczłożyłpozeworozwód.
Kosztowałogotoconajmniejćwierćmojegodziedzictwa,alewkońcuwmajestacieprawauznanojego
żonę,amojąmatkę,zadegeneratkę.

-Niebyłsobą-odparłaLinnet,gładzącgoponodze.Palceprzesuwałysięponierównejskórze.-
Powinieneśtowiedziećjakolekarz.

-Alejakosyn...-pokręciłgłową.

-Więcpowiedziałeśmu,żejesteśimpotentem!Dlatego,żetakchlubisięhistoriąrodu.Doskonale

background image

wiedziałeś,cogonajbardziejzaboli-świadomość,żesamdoprowadziłdowygaśnięciaswojejlinii.

-Rzeczywiście,niewyglądatonajmądrzej,kiedyotymmówisz.-Piersteżpołożyłdłońnajejnodze,
rysującpalcemkółeczkanaudzie.-Możezastanowięsięnadpojednaniem.

-Myślę,żewarto.

-Przedewszystkimchciałemcipowiedzieć,żeniejestemimpotentem.Wybacz,żeniezalejęsięteraz
łzamiiniepopędzędozamkupogodzićsięztatusiem.

Linnetskupiłasięnajegonodze.Jejpalceprzesunęłysięzbliznynazdrowąskórę,porośniętąwłosami,
elastyczną,pokrywającąmocnemięśnie.Niepatrzyłanajegotwarz.

-Przecieżpostanowiliśmyzrezygnowaćznaszegodziwnegonarzeczeństwa.

Skinąłgłową.

-Toznaczy,żepowinnaśsięterazdobrzezastanowić.Janiemamnicdostracenia,atwojedziewictwo
wisinawłosku.

TypowedlaPiersa.Ktoinnystarałbysięjąokłamaćalbozwodzićnadziejaminamałżeństwo,tylkopoto,
żebysięzniąprzespać.Alenieon.

-Cobyśpowiedział,gdybymodmówiła?-Położyłaotwartądłońnatwardymumięśnionymudzie.
Dobrzewiedziała,żenie

odmówi.Byćmożenigdywięcejwżyciuniebędziemiałaokazji,bykochaćsięzmężczyzną,którego
naprawdępożądała.Wzruszyłramionami.

-Jesteśinteligentnąkobietą.Masznazbyciutowar,którywysokocenisięnarynku,szczególniecennyze
względunatwojąurodę.Dlaczegomiałabyśmigooddać,itozadarmo?

-Mówisz,jakbymmiałaoddaćsiętemu,ktodanajwyższącenę.Milczał.

-Możeitakbyło-powiedziała.-Aleaukcjęodwołano,bowszyscysąprzekonani,żestraciłammój
cennytowar.

Pierśnieodzywałsięanisłowem.

-Jeślicigooddam,możeszzagwarantować,żeniebędzieztegodziecka?

-Nie-odpowiedział.-Wtymdomkuniemapewnychniezbędnychakcesoriów.

Usłyszałatonrozbawieniawjegogłosie.

-Ajeślizajdęwciążę?

-Weźmiemyślub.

background image

Skinęłagłową,czującnagłeskrępowanie.Pierśprzyciągnąłjądopiersi.

-Uważam,żepowinniśmysiędokładniezastanowićnadtymwszystkim-powiedziałinaglejegousta
wzięływposiadaniejejwargi,czuleipożądliwie.

-Wkońcu-szepnąłwkilkaminutpóźniej,muskającoddechemjejskórę-kwestiemałżeńskiewymagają
wielkiejrozwagi.Zastanowienia.Upewnieniasię,żeżadneznasniebędziemiałonajmniejszychnawet
wyrzutówsumienia.

Wygięłaciało,tulącsiędoniego,niezainteresowanażadnymiprzemyśleniami.Niemiałanawetdośćsił,
bygodotknąć.Czułasięoszołomiona,bezwładna,jakbywjejżyłachpłynęłabrandyigromadziłasię
międzyudami.

Pragnęławięcej.

Tajedna,jedynarzecz,któraprzykuwałajejuwagę,uciskałaterazjejudo.Pierśwciążcośmówiłz
przekąsemimiałajużtegodość.Więcprzesunęładłońwdółizamknęłająnanim.

Zamilkłwjednejchwili.Byłgorący,gładki,pulsującyżyciempodjejpalcami,iowielezaduży.Pierś
cofnąłsię.

-Trzymaszgojakdorodnyogóreknachwilęprzedzerwaniem-mruknął,aletonjegogłosuzdradzał,że
wcaleniejestażtakzblazowany,jakmożnabysądzićztychsłów.

Delikatnieprzesunęłapalcamiwgóręiwdół,jakonprzedtem.Jęknąłgłucho.Skóraporuszałasięw
fascynującysposób...Linnetzacisnęłapalce,aPierśodrzuciłgłowędotyłu.

Byłzarazemmiękkiitwardy-dziwnepołączenie,lepiejzrozumiałedlaciałaniżdlaumysłu.Zacisnęła
palcesilniejiznowugogładziła.Zadrżałazemocji,aPierśstraciłnamomentoddechizjegogardła
wyrwałsięchrapliwyjęk.

Pożądanienarastałowniejażdoutratytchu.

-Chybawystarczy-szepnęła,odsuwającdłońiprzyciągającPiersadosiebie.Napewno.

-Wystarczy?-zaśmiałsięznowu,aleonazbytbyłazajętapieszczeniemjegomocnejszyijęzykiemi
ocieraniemsięojegobiodra.

-Chodźtu-pociągnęłagonasiebie.

-Powoli-szepnął,przesuwającjęzykiempojejwargach,apalcamisięgającniżej,kujejkobiecości.-
Jesteśdziewicą.Wewnątrzmożebyćmałaprzeszkoda.Napewnosłyszałaś,żeutratadziewictwamoże
boleć.

Linnetprawiegoniesłyszała,zafascynowanajegopieszczotami.Pragnęłajednakczegoświęcejniż
głaskanie,czułościisłodkiepocałunki.Mocniejobjęłajegoramiona.

-Teraz-powiedziałazdecydowanie.

background image

Czułagotam,wtymmiejscu,iinstynktowniewygięłasiękuniemu.

-Powoli-szepnąłznów.

Niechciałaczekać.Byłazgłodniała.Pragnęłażaru,ruchu,całkowitejbliskości.Takbardzo,żesłowa
zamierałyjejwgardle,Zatkałacichowjegoramionach.Aonwiedział...niewiadomoskądwiedział,
czegopragnęła.Silnadłońuniosłajejbiodrawyżej,

palcewbiłysięwmiękkieciało.Potemszepnąłwgęstwinęjejwłosów:

-Napewnochcesz?

Niezawracałasobiegłowyodpowiadaniem,tylkozamruczałacośwjegoucho,jakbyutraciłazdolność
mowy.

Znowuwiedział,ocojejchodzi,bowszedłwniągładkim,zdecydowanymruchem,napierając
lędźwiami,apotempchnął.

-Boli?-spytałsekundępóźniej,zwargaminajejpoliczku.Żadnegobólu.Napięcie,nacisk,oddaniesię,
bezgraniczna

uległość...szaleństwo.

Wygięłabiodrajeszczebardziejiprzyjęłagowsiebiegłębiej.

-Czymożesz...-słowaznowuzamarłyjejnaustach,gdysięwniejporuszył,przeszywającjejciało
iskrami.

-Mogęsięzatrzymać-szepnął-żebyśsięprzyzwyczaiła.Twojeciałosięrozciągnie,jeślidaszmunato
czas.

Nigdyprzedtemniemówiłtakgłębokimgłosem,aleonaledwiegosłyszała.Wygięłasięwłukjeszcze
bardziej,szukającnowychdoznań,płomieniaemocji.Byłoprzyjemnie,ale...

Chwyciłagozaramiona.

-Czytowszystko?-spytałainagleuświadomiłasobie,copowiedziała.-Byłomiło-pośpieszyłago
zapewnić.-

Bardzo,bardzomiło.Naprawdę...-umilkłanagle,kiedyponownieporuszyłlędźwiami.

Znowusięśmiał,głębokim,bezgłośnymśmiechem.Opierałsięłokciamitużprzyjejgłowieiczuła,jak
całejegociałodygoce.Otworzyłaoczyipopatrzyłananiegozirytacją.

-Tenśmiechjestzupełnienienamiejscu.

-Aha-powiedziałiskubnąłjejwargę.Ruchjegociałaznowuwywołałfalędoznań,któradotarłaażdo
stóp.

background image

Zamknęłaoczy.

-Dobrzeci?-spytał

Czytonaprawdęjużwszystko?-pomyślała.Owszem,byłomiło.Aleprzecieżchybatoniekoniec?

-Tak,dobrze-powiedziała,całującgowpodbródek.

-Wtakimraziemogęjużruszyć?

-Ruszyć?Jakto?-Instynktowniechwyciłagozaramiona.Wprawdzieseksjąniecorozczarował,alenie
zamierzałapozwolićPiersowi,byodszedł.-Jużjestpowszystkim?

Wtuliłtwarzwkrzywiznęjejramienia,alenadalsłyszałajegośmiech.

-Przestańsięzemnieśmiać!-krzyknęła,zastanawiającsię,czybygozsiebieniezepchnąć,zanimsam
niezejdzie.

Damunauczkę.Podciągnęłakolana,oparłastopyołóżkoinaglezaparłojejdechwpiersiach.Rozkosz
ogarniałająfalazafalą,przepływającprzezcałeciało.

Pierśoddychałgwałtownie.Bezsłowauniósłsięlekkoipodciągnąłjejlewekolanodogóry.

-Och-westchnęła,odrazurozumiejącjegoniemąkomendę,iobjęłagowlędźwiachnogami.Znaleźli
sięjeszczebliżejsiebie,aonzagłębiłsięwniejjeszczebardziej.Spodobałojejsięto.Byłowspaniale,
ajeszczewspanialejsiępoczuła,gdysięlekkozakołysała,bylepiejsiędoniegodopasować.
Dopasowaniebyłoidealne.

-Tojestbardzoprzyjemne-szepnęła,całującgowpodbródek.-Podobamisię.

-Muszęsięruszyć-wycedziłprzezzaciśniętezęby.-Koniecczułościdladziewic.

-Trudno-odpowiedziałarozczarowana,odsuwającodniegonogi.Naprawdębyłowspaniale.Jejcałe
ciałoażdrżało.

Wysunąłsięzniej.Poczułaobezwładniającąpustkę.Instynktownieprzywarładoniego,pełnażalui
zawodu.Wtedyznowuwniąwtargnął.

Jęknęłaiponownieobjęłagonogami,wyginającbiodra,bysięznimspotkać.

-Coto...-wykrztusiła.

Nieodpowiedział.Zamiasttegowycofałsięniecoiznówpchnął.Pchnięciezapchnięciem.Razza
razem...

Przywarładoniegojakskorupiakdoskały,ogarniętadzikąrozkoszą,któraprzenikałajądoszpikukości.

SłyszaławłasnejękiiurywanyoddechPiersa.Powoli,powolizacząłwzbieraćwniejżar,tak
przeogromny,żewbiłapalcewjegociało.

background image

-Linnet-mruknąłnieswoimgłosemiprzerwał.Gdzieśprzepadłojegoopanowanieidystans.Przytuliła
godosiebie,całującramiona,szyjęipodbródek.

-Powinniśmy...

-Co?-szepnęła,wyrwanazoszołomienia.-Czyzrobiłamcośźle?Trzebainaczej?Czymam...

-Cichobądź-odpowiedziałprostowjejucho.

Mógłbyćgrzeczniejszy.Powinnagoskarcić,alewłaśniewtejchwiliwsunąłdłońtam,gdziebyli
połączeni,izaczął

jąpieścić.Jedenpowolnyruchkciukaicałejejciałoeksplodowałojakogieńpolanybrandy.

Wydałazduszonyokrzyk.Jegoobecnośćwniej,potężnego,gorącegoiwładczego,byłajakgorączkawe
krwi.

Mruknąłzzadowoleniemipchnąłznowu.Zobaczyłagwiazdy.Naprawdę.To,cowyprawiałajegoręka,
wpołączeniuzgwałtownymipchnięciami,doprowadzałojądowrzenia.

-Pierś!-krzyknęła.-Pierś!

Straciłcałkowicienadsobąkontrolęipchnąłztakąsiłą,żełóżkostuknęłoościanęgłośniejniżgrad
bijącywdachdomku.

Żareksplodowałwjejciele,zalewającjąszaloną,niewyobrażalnąrozkoszą.Nieprzytomna,niczegonie
widziała,niczegoniesłyszała,czułatylko,jaksięrozpływawwyzwalającym,gorączkowymspazmie
szczytowania.

Dojejuszudotarłzduszonyjęk,zwierzęcochrapliwy.Otworzyłaoczyijakprzezmgłęujrzałatwarz
Piersa,któryodrzuciłgłowędotyłuipchnąłporazostatni.

Widoktejtwarzy,twarzymężczyznywmiłosnymzapamiętaniu,uszczyturozkoszy,przeszyłjąkolejną
kaskadąpalącychiskier,iwtedyzacisnęłasięwokółniego,dokładniewtymmomenciegdyzakrzyczał
głośnoiprzenikliwie.

Apotemopadłnanią.

background image

19

Późnympopoludniem

LadyBernaiseposzładosiebie,wymawiającsiębólemgłowy.

-Książęgrawszachyzmarkizem-relacjonowałPrufrock,idącposchodach.-Położyłemnowego
pacjentawizolatce.Sąuniegokaczęta.

Piersuniósłbrew.

-Kaczęta?Przejąłeśtoodniej!

Prufrockjaknazawołanieprzybrałminęurażonejniewinności.

-GdziejestsiostraMatylda?-spytałPiers.

-Wporannymsalonie,zpannąThrynne-poinformowałgomajordomus.-Wedlepanażyczenia,młoda
damarozmawiazpaniąHavelockoopiecenadpacjentami.Kiedydonichzajrzałem,nieszłoimto
najlepiej.

Pierszawahałsięnamoment,apotemwduchuwzruszyłramionami.Czytomajakieśznaczenie?Gdy
tylkoLinnetwyjedzie,pozwoligospodynizpowrotemzaprowadzićswojeporządki.Wszystkojedno,czy
pacjencibędąsięwidywalizbliskimi,czynie.Itakbędąumierali,chybażeonzSebastienemwymyśli
jakiśsposób,byzatrzymaćichnatymświecieprzezjakiśczas.

Wszedłdopokoiku,wktórymizolowalinowychpacjentówprzedpostawieniemdiagnozy.Jeśliwogóle
udałosięjąpostawić.

Kaczęta-psiakrew,onteżprzejąłodLinnettoprzezwisko-skupiłysięwokółłóżka,wiodącgwałtowny
spór.

Uderzyłlaskąosłupekłóżka.Natychmiastumilkli.

-Bitts,cotozapacjent?

Bittswyprostowałsięjakstruna.

-PanJuggs,sześćdziesięcioośmioletniwłaścicielpubuzLondynu.

-Sześćdziesięcioośmioletni?-zdziwiłsięPiersiodsunąłKib-blesa,żebyprzyjrzećsięchoremu.-
Nieźlesięjużnarobiłeśwtym

pubie,człowieku.Zostawidlanasparępiw.Dlaczegoniezakręciszkranówinieodejdzieszwspokoju?

Pacjentbyłkrępyiłysy,alezatomiałparęniesamowitych,krzaczastychbrwi,ruchliwychjakżywe
stworzenia.

background image

-Dokroćset!-rzuciłzewspaniałymcockneyowskimakcentem.-Mójojciecdożyłdziewięćdziesięciu
dwóchiniezamierzampójśćpodbratkiwcześniejodniego.Toznaczy,jeślijesteśtakdobry,jakmówią.

-Raczejniejestem-odparłPierś.-Objawy,Bitts?

-Głuchota.

-Bzdury,właśnieuraczyłmnieodpowiedzią.Niezbytuprzejmą.Mamnadzieję,żezarazwspomnicośo
„całejnaprzód".Długosłużyłeśwmarynarce,Juggs?

-Dwanaścielatjakokapralwczternastymregimencie,panie.Odczasudoczasutracęsłuch.Czasami
wszystkołapięwyraźnie,apotemcorazciszej,ażwkońcunic.

-Starość-stwierdziłPierś.-Wyskakujzłóżkaioddajjekomuśinnemu.

-Tosamomamczasemzewzrokiem.Poprostuwszystkogaśnie-dodałJuggs.-Alepotemwraca.

-Atojużniestarość.Comaszdopowiedzenianatentemat,Bitts?

-Wpłucachniemażadnychszmerów.Zastosowałemosłu-chiwanie,któregosięuczyliśmy.Kończyny
silne,reakcjenormalne.

-Maciecośdododania,wydwaj?-spytałPierśPendersaiKibblesa.

-Utraciłczasowowzroktrzyrazy-uzupełniłKibbles.-Porazpierwszy,kiedyobserwowałwjazdkróla
NorwegiidoLondynu,potemwsześćdziesiąteurodzinyżony,apotemnaparadziewojskowej.Wydaje
się,żetoznacząceokoliczności.

-No,no,ślubzkobietąmłodsząodsiebie...wykradaszmiódmłodzieży?

-Tylkooosiemlat-broniłsięJuggs.

-Twojadiagnoza?-PierśzwróciłsiędoKibblesa.

-Wewszystkichtrzechprzypadkachnadmiernepodniecenie

przyspieszyłobicieserca.

-Aodkiedytoprzyspieszonetętnopowodujeutratęwzroku?-wtrąciłPenders.-Myślę,żetobyło
zatrzymaniepracyserca.

-Ataksercateżniepowodujeutratywzroku-zaoponował

Bitts.

-Powoduje,jeślinastąpiczasowezatrzymaniedopływukrwidogłowy-odparłPenders.-Kręciłosię
panuwgłowieprzytychokazjach,panieJuggs?

Mężczyznazaprzeczyłruchemgłowy.

background image

-Alebyłomistraszniegorąco.

KtośotworzyłdrzwizaplecamiPiersa.Wiedział,żetoLinnetbowyczułjejzapach:lekkikwiatowy
aromatznutącytryny.Zaćząłsięzastanawiać,czypobudzenieseksualnewyczulanerwywęchowe.

UroczygłosiksiostryMatyldyprzywołałgodorzeczywistości

-Doktorze,jestemgłębokourażonatym,cosiędzisiajstało,wyraźniezapanapozwoleniem,jeślinie
zachętą.

GłębokourażonaPrzykro,żepanuprzerywam,aletoniemożeczekać.

-Wewszystkichprzypadkachutratywzrokupacjentmiałprawdopodobniegorączkę.Cotosugeruje?-
spytałPierśswojekaczątka.Potemniechętnieodwróciłsiędoobukobiet.

Linnetnaprawdębyłapiękna.Idealnepoliczki,idealnewargi,

idealny...

Idealny,tajemniczyuśmiechwidealnychoczach.Irytujące.

Zmusiłsię,bynieodpowiedziećuśmiechem.

-Cotywyprawiasz,dodiabła?-zapytał.Uśmiechzniknął.

-Chcęsiędowiedziećodgospodynizachodniegoskrzydłazamku,tegowłaśnieskrzydła,jakwygląda
opiekanadpacjentami,łączniezdietąiodwiedzinamirodzin.

-Rozumiem-odpowiedział.Skinąłgłowąwstronęsiostry

Matyldy.

-Takijestcelwaszejrozmowy.Panirolapoleganaodpowiadaniunapytania,dopóty,dopókijestpani
gospodyniątegoskrzydła.

PierśsiostryMatyldywydęłasięznacząco.Przypominałotoniecoropuchę,którazachwilęzacznie
rechotać,siedzącnaliściuwodnejlilii.

-Czujęsięgłębokourażonatymiimpertynenckimipytaniami.Jeślidoktormapytaniadotyczącemojej
pracyalbopacjentów,proszęsięzwracaćbezpośredniodomnie.

Pierśodwróciłsiędokacząt.

-Okresowautratawzrokuisłuchu,ewentualnagorączka.Jakiejeszczezadawaliściepytania?

Zapadłomilczenie.

-Rozumiem,żeżadnych-stwierdził.-Ty,tamwłóżku.Mówisz,żeniekręciłocisięwgłowie.Ktości
powiedział,żepoczerwieniałeśnatwarzy?

background image

Juggspokręciłgłową.

-Czułeśsłabośćwkolanach?Gorąconazmianęzzimnem?

-Samogorąco.Irazczydwazwymiotowałem.

-Nieprzyszłocidogłowy,żebyotymwspomnieć,co?Oczymjeszczenamniepowiedziałeś?

-Żonamówi,żebyłempoddobrądatą.Aletonieprawda.-Juggstaksięnachmurzył,żejegobrwi
złączyłysięnaśrodkuczoła.Pierśuznał,żetoniezmiernieinteresującowygląda,aleraczejnieznajdzie
poklaskuulondyńskichdandysów.

-KupiłemnaszpubPodSyrenądwadzieścialattemu,więcdobrzewiem,kiedyczłowiekjestzawiany.
Trzeźwybyłem,jakmisiętozrobiło.

-Pijacyzazwyczajostatniprzekonująsię,żesięspili-powiadomiłgoPierś.-Większośćprzyznajesię
dopijaństwadopieronastępnegodnia.Ktojakkto,aletypowinieneśtowiedzieć,panieszynkarzu.

OdwróciłsiędosiostryMatyldy.

-Proszępowiedziećmaksymalniewpięciusłowach,cosiostrętakzirytowało?Rozumiem,żenie
podobająsięsiostrzepytaniapannyThrynne.

Pierśgospodyniznowusięwydęła.

-Tamłodadamaniemapojęciaoopiecenadchorymi.Sugeruje,żejestemokrutna...

-Powiedziałamtylko,żenieludzka-wtrąciłaLinnet.Znowuużyłategoswojegouśmieszku,więckaczęta
jużchwiałysięnanogach.NawetJuggswychylałsięzłóżkaichłonąłjąwzrokiem.

-Tylkodlatego,żezabroniłampacjentomodwiedzinnaczaspobytuwszpitalu-wyjaśniłaszorstko
siostraMatylda.

-Wieszrówniedobrzejakja,milordzie,żewielunaszychpacjentównigdystądniewyjdzie.Nie
wytrzymamtychwszystkichłezihisterii.Rodzinymogąsiępożegnać,kiedyzostawiająpacjentówunas.
Niemasensuprzedłużaćbólu.

-Czylirobicietodlaichdobra-nachmurzyłasięLinnet,alePiersjązignorował.-CzypaniJuggsteż
zostałatakpotraktowana?

SiostraMatyldaskinęłagłową.

-Oczywiścieżetak.-PosłałaLinnetspojrzeniepełnegłębokiejniechęci.-Niestety,tamłodadama
sprzeciwiłasięmoimpoleceniomiposłałatękobietędokuchni.Pewniesątamzniąsamekłopoty..

-Cooznacza,żemożemypoprosićjąnagórę,zebydokładnieopisaławyglądpanaJuggsawkrytycznych
sytuacjach

-wtrąciłaLinnet.-PaniHavelock,czymogłabypanijąprzyprowadzić?

background image

Ciekawe,żechoćLinnetważyłaconajmniejtrzydzieścikilomniejniżgospodyni,wyraźniezdobyłanad
niąprzewagę,bopaniHavelockciężkimkrokiemwyszłazpokoju.

-SłodkiJezu,jatamzanicbymniedrażniłwaszejgospodyni-stwierdziłJuggsipopatrzyłnaLinnetz
podziwem.-

Dobrazpanikobieta.Mojastaraokropniebysięczuła,jakbymusiałaodjechaćizostawićmnietu
samego.

Zamartwiłabysięnaśmierć.

-Totenuśmiech,prawda?-spytałPiers.

-MójuśmiechwogóleniedziałanapaniąHavelock-odparłaLinnet.-Odjakdawnajesteście
małżeństwem,panieJuggs?

-Niedługobędądwadzieściaczterylata.Tachorobadopadłamniepierwszyrazwnasządwudziestą
rocznicęślubu.

-Niewspominałpanotymwcześniej-stwierdziłBittsizapisałcośwnotesie.-Awięcmamyjużcztery
przypadki.

-Możebyłoichjeszczekilka-przyznałsięJuggs.-Długosięzbierałemztąwizytą.Właściwietylko
mojastarasiętymprzejmuje.

DrzwiotworzyłysięznowuidokomnatyweszławściekłajakosasiostraMatylda,prowadzącokrągłą,
wyraźniezaniepokojonąkobietkęwkapeluszuprzybranymwiśniami,którektośwydziergałzwełny.

-Jakpanimążwyglądapodczastychjegoataków?-spytałPierś,niezadającsobietrudu,bysię
przywitać.

PaniJuggszamrugała.

-Normalnie.Taksamojakzwykle.

-Czerwonynatwarzy?

-Niebardziej,niżkiedysobiepodpije.

-Nigdysięnieupijam-upierałsięJuggszłóżka.

-Oczywiścieżetak-jegożonapokiwałagłowątakenergicznie,żewiśnienakapeluszupodskoczyłydo
góryiopadły.-Popijałeśjakzwykleprzyświęcie.Niewymigujmisiętu,panieJuggs.

-WtedywYorkuwypiłemledwiekufelek-oświadczyłtriumfalniepacjent.

-Takbełkotałeś,żeledwomożnaciębyłozrozumieć.-Poklepałagoponodze.-Kufelekczydwatonic
złego,alejakledwomówisz,toodrazuwiadomo,żewypiłeśdużowięcej.TenatakwYorkutobyła
ostatniakropla,któraprzepełniłaczarę-powiedziałakobietanibydoPiersa,aleprzedewszystkimdo

background image

Linnet.-Jużprzedtemmiobiecał,żepójdziedolekarza,jeśliznowuźlesiępoczuje.

-Dokroćset-zdenerwowałsięJuggs.-Nierazpiłemwięcejinicminiebyło!

-Acotobyłazaokazja?-spytałaLinnet.-Teżzałożyłapaniwtedytenfantastycznykapelusz,paniJuggs?

Kobietarozpromieniłasię.

-Pewnie,żetak.Jasne.Tobyłaparadawojskowa.PanJuggswłożyłmundur,choćostatniozrobiłsię
trochęprzyciasny.Alezawszegonosiprzytakichokazjach.Zrobiłamsobiewtedytenka-

pelusz,specjalnienatendzień,choćbyłojużlatoiraczejzagorąconatakikapelusz.

-PanJuggspewniestraszniesiępocił-stwierdziłPierś.

-Nie,onsięnigdyniepoci.Nicanic-odparłazdumąjegożona.-Przeztoniemuszętakczęstoprać
tegomunduru,ibardzodobrze.Alejegokoledzydosłowniespływalipotem.

-Noinaglestraciłemwzrokażdonastępnegodniarano-dokończyłsmętniepanJuggs.

-Naszpastorpowiedział,żetokarazagrzechy-wyjaśniłapaniJuggs.

-Wtedyuznałem,żeczasiśćdolekarza.Boraczejniegrzeszyłemponadmiarę.

-Noico,Bitts?Kibbles?Penders?Wydajemisię,żesprawajestcałkiemjasna,prawda?-Pierś
machnąłkunimręką,spoglądającnaichnieruchometwarze.-Skonsultujciesięzesobą,barany.

OdwróciłsiędosiostryMatyldy.LinnetoglądałaszydełkowearcydziełopaniJuggs.

-Przegrałasiostrabitwę-powiedział.-PaniJuggswłaśnierozwiązałazagadkęślepotyswojegomęża.
Jestemidiotą,bodotejporynierozmawiałemzrodzinamipacjentów.

PaniJuggsotworzyłaszerokousta.

-Jarozwiązałamzagadkę?Chodziopicie,prawda?

-Nie-odpowiedział.

SiostraMatyldasyczałajakczajniknaogniu.

-Któryzobjawówbyłnajważniejszy?-spytałazaciekawionaLinnet.

-Wszystkienaraz.-Pochwyciłwzrokkacząt.-Juggsostatnioprzybrałnawadze,jegomundurjestza
ciasnyiniewygodny,dolegliwościpojawiająsiętylkoprzyświęcie,kiedyjestmugorącoipijepiwo,
pewnieżebysięochłodzić,choćpopiwiewymiotuje.Dotegomundurjestzciężkiejwełny,watowanyna
ramionach,aprzytym-coniezwykleważne-Juggssięniepoci.

-Udarsłoneczny!-wykrzyknąłKibbles.PendersiBittsdalejsięzastanawiali.

-Takjest.Dobrawiadomość,panieJuggs,jesttaka,żemożepanwstaćchoćbyzaraziwracaćdo

background image

swojegopubu.Zławiadomośćjesttaka,żeniemożnośćpoceniasię,wełnianymunduriupalnydzieńto
kombinacja,któramożesięźledlapanaskończyć.Możepannawetumrzeć.Mapancholerneszczęście,
żesiępandotejporynieprzekręcił.

-Dlaczegotaksiędziało?-pytałazdziwionapaniJuggs.-Przecieżniebyłoażtakgorąco.

-Mążpowinienpićwięcejwody-wyjaśniłKibbles.

-Ianikroplipiwa,kiedyjestupał-zaleciłPierś.-Nawetjednegokufelka.

-Tylkootochodziło?Żebypiłwięcejwody?-PaniJuggswciążniedokońcarozumiałasytuację.Jej
mążusiadłnałóżku.

-Wiedziałem,żeniejestemtaknaprawdęchory-powiedziałzulgąiwstał.-Naparadachniepijęwody,
bowszereguniemożnasięodlać.

-Copogorszyłosprawę-stwierdziłBitts,pośpiesznierobiącnotatki.

PierśpozwoliłJuggsomwyjśćzsalirazemzkaczętami.

-PaniHavelock,niechsiępanizastanowi,czywolipaniwprowadzićzmianyzaleconeprzezpannę
Thrynne,czyposzukasobiepaninowejposady.

PaniHavelockspojrzałanaLinnettakciasnosznurującwargi,jakbySébastienzszyłjeniciąchirurgiczną.

-Dobra-powiedziałPierś.-Jestpanizwolniona.

UjąłLinnetpodramięichciałjąpoprowadzićnadół,alezatrzymałasięwkorytarzu,czekającna
gospodynię.

-Jegolordowskamośćtylkożartował-zwróciłasiędopaniHavelockiposłałajejswójuśmiech,mimo
żepodobnowcaleniedziałałnatęponurąkobietę.

Pierśotworzyłusta,bycośpowiedzieć,aleuszczypnęłagotakmocno,żezamknąłjebezsłowa.

-Jutroporozmawiamyoorganizacjiodwiedzin-stwierdziłaLinnet.-Oczywiścieurządzimytotak,by
rodzinyjaknajmniej

przeszkadzałypaniwpracy.Widziałam,jakdoskonalegospodarzypaniwtymskrzydle,paniHavelock.

UśmiechrzeczywiścieniedziałałnaMatyldę,alemimotogospodynizatrzymałasięnamoment.Widać
było,żerozważa,czymasiępoddać,czywalczyćdalej.

-Jakośsobieradzęzkaprysaminaszegodoktora-mruknęławkońcupodnosem.

-Dozobaczenia,paniHavelock-odparłaLinnetiodpłynęławgłąbkorytarza,ciągnączasobąPiersa.

background image

20

Tywiedźmo,wtrącaszsięwewszystko-skarciłjąPierś.-Poczekajchwilę.Nogamnieboli.Otworzył
jakieśdrzwi.-

Popatrznotylko!Pustełóżko,czekającenapacjenta.-Pokuśtykałdośrodka.-Idealnemiejscena
odpoczynek.

Linnet,opartaoframugędrzwi,wybuchnęłaśmiechem.

-Dwuosobowe-stwierdziłPierś,uważając,bywjegogłosienieznaćbyłonadziei.-Czymożeza
bardzocięboli?

Rzuciłamupochmurnespojrzenie.

-Nietwojasprawa.

-Ależoczywiście,żemoja.Chodźtuizamknijdrzwi.NiemożemynarażaćbiednejsiostryMatyldyna
kolejnywstrząs.Wystarczyjejjaknajedendzień.

Linnetspełniłaprośbę.

-Nochodźdomnie.-Poklepałłóżko.-Czasnaprywatnąkonsultacjęutwojegoulubionegodoktora.
Opowiedzmiotymnieprzyjemnymuczuciu,żewszystkocięwśrodkuobcierazwinytegorozwiązłego
diabła,któryciępodlewykorzystał.

Zaśmiałasię.

-Mamusiąśćnałóżkutylkopoto,żebyciotymopowiedzieć?

-Jakmampostawićdiagnozębezbadania?-spytałspokojnie.-Bezdokładnegobadania.

-Ażtakmnienieboli.Pozatymniemożemytegozrobićdrugiraz.

-Dlaczegonie?-Wyciągnąłdoniejlaskę.-Weźmieszją?

Podeszłaiujęłajejkoniecwdłoń,aPierśwtymsamymmomenciepociągnąłjąwswojeobjęcia,jak
rybęnawędce.

Upadłananiego,miękka,delikatna,pachnącasłodycząikobieca.

Objąłjąmocno.

-Dolicha,ładnyzapach-mruknął.

-Typachnieszmydłem-odparła,wciągającpowietrze.-Nieprzyjemnymmydłem.

background image

-Szarym.Próbujemysiępozbyćszpitalnejgorączki.

-Acotoznowutakiego?

-Poszpitalachczasamirozprzestrzeniasiętakaczyinnagorączka,zabijającpacjentów,którzyprzedtem
niemieliumówionejrandkizgrabarzem-wyjaśnił,dmuchającjejwewłosy,bydotrzećdodelikatnego
uszka.-Tenzamektoidealnemiejscenaszpital,bomatakcholerniedużokomnat,żewiększość
pacjentówmożnapołożyćosobnoipoczekać,ażdojdądosiebie.

-Chciałabymnająćkilkakobietzewsi,żebyprzychodziłyiczytałyksiążkipacjentom,którzysą
przytomniiniezarażają-oznajmiłaLinnet.

-Wiejskiekobietyiczytanie.Tomożebyćproblem.

-Wiejskiekobiety,którepotrafiączytać-poprawiłasię,lekkozirytowana.-Napewnosątakie.Ijeszcze
zedwiedozabawyzdziećmi.Możebędąmogłyjeteżuczyćczytania.

-Dozabawy?Tojestszpital,awkażdymraziecośwtymrodzaju.Niezamierzamyzatrudniać
wędrownejtrupykomediantów.

-Pacjenciszybciejzdrowieją,jeślimajączymzająćmyśli.PopatrzchoćbynaGavana.

Umilkłanatychmiast,alePierśpochwyciłwjejgłosieton,którykazałmumocniejskubnąćpłatekjej
ucha.

-Cotyznowuknujesz?

-Nictakiego.DziśpoobiedzieGavanpięćrazyprzeszedłprzezcałąstajniętamizpowrotem.Noga
bardzosięwzmocniła.

Wciążzastanawiającsięnadtonemjejgłosu,pogładziłcudownąpierś.

-Bolicię?

-Trochę-potwierdziłanieśmiało,rumieniącsięjakpensjonarka.

-Chcesz,żebymtamzajrzałisprawdził,czywszystkojestwporządku?Będęzachwycony.-Naprawdę
takmyślał.

Nawypadekgdybysięzgodziła,jużzacząłcałowaćpodstawęjejszyiiwypukłośćpiersi.Corazbliżej
sednaproblemu,jakkolwiekbynatopatrzeć.

-Nie-odpowiedziałazdecydowanie.

Błądziładłońmipojegoodzianejwkoszulępiersi.Wyciągnąłkoszulęzespodni,bybyłojejwygodniej.

Ściągnęłajązniegozuroczą,łakomąminkąizaczęłagłaskaćskórę.Miałwrażenie,żeprzypiekago
żywymogniem.

background image

Przetoczyłsięnabok,bymogłabezprzeszkódbadaćjegociało.

Pochyliłagłowęeleganckim,wdzięcznymgestem,jakczapla,któraprzyglądasięczemuśwtoniwody.

-Proszę-powiedział,wpatrującsięwniązprzejęciem,niemalzawstydzonygardłowym,przepełnionym
pragnieniemtonemswegogłosu.Alewstydszybkominął.

Tymbardziej,żepochwiliróżowyjęzyczekmusnąłjegosutek.Jęknąłchrapliwie.

-Dlaczegozamykaszoczy?-Zmusiłsiędozadaniategopytania,bymyślećlogicznie.

-Smakujęciebie-odparłamarzycielsko.-Takiprzyjemnysmak.Izapachteż,choćwciążjesttrochę
słonyimydlany.Aletoprzyjemnemydło,nietookropne,szpitalne.

Drobneząbkiskubnęłyjegociało,którewygięłosięwłuk,błagającoto,czegoniemogłodostać.

Pocałunkiprzeniosłysięniżej,nabrzuch,nagładkąskórę,którejjeszczeniktprzedniąniepieścił.Pierś
zamknął

oczy,alewchwilępóźniejotworzyłjenatychmiast,gdyspytała:

-Czyniepowinieneśzdjąćspodni?Uniósłgłowę.

-Poco?Przecieżitakniemożemyzrobićniczegonaserio,Linnet.Twojabiednakuciapkaniezniesie
kolejnegonajazdutego...

-Tego?-spytała,gładząctomiejsce.-Alechciałabymmusięprzyjrzeć.Dokładnie.Oczywiście,jeśli
maszchwilęczasu.

-Chwilęczasu?-spytał,niewierzącwłasnymuszom.-Och,tak.Raczejmam.Tylkolepiejzamknijmy
drzwinazasuwę.

Linnetwstaławięciposzłajezamknąć,dziękiczemuPierśzauważył,żesięuroczozarumieniła,ajej
oczyrozbłysłynamiętnością.Jejpożądaniewjednejchwilirozpaliłoijego.Ztrudemudałomusię
zsunąćspodnieibieliznę.

Położyłsięiczekał,cobędziedalej.

Wtedyona...

Uklękłaobok,apotempołożyłasięnaboku.Miałprzedoczamicudownekształtyjejciała:piersi,
szczupłątalięipięknąwypukłośćbioderoraztyłeczka.

-Półkule-powiedział,przesuwającdłoniąpotychbiodrachidalej.-Taksięjeszczemówinapośladki.
Bardziejpoetycko.

Palcemusiętrzęsły.

Linnetprzezchwilępatrzyłananiego,apotemwyciągnęłarękęiotoczyłapalcamijegomęskość.

background image

Dźwięk,jakiwydobyłsięzjegoust,byłconajmniejnieelegan-cki.Szczerzemówiąc,byłpoprostu
zwierzęcy.

Wydałomusię,żetwarzLinnetjeszczebardziejporóżowiała.Zmuszającsię,byniepołożyćsię
bezwładnieiczekaćnato,cosiębędziedziało,mocniejprzesunąłdłoniąpojejpośladkach,apotem
wsunąłjąwtocudownemiejscemiędzynogami.

Skrzywiłasię.

-Bardzoobolałe-powiedział,wysuwającdłoń.-Przepraszamcię.Naprawdę.

Wjejoczachbłysnęłorozbawienie.

-Aleniechciałbyśtegocofnąć?

Cofnąćnajbardziejekstatycznegoprzeżyciaseksualnego,jakiegodoświadczyłprzezcałeżycie?

-Zanic.

Chybaspodobałajejsiętaodpowiedź,bopoprawiłasięnałóżku,pochyliłanadtym,cotrzymaław
dłoni,idotknęłajęzykiem.

Odrzuciłgłowędotyłu,gdypoczułgorące,wilgotnemuśnięcie.

-Linnet-wykrztusił.

-Tak?-Spojrzałananiegoznamysłem.Wgłowiemusięzakręciło,gdypomyślał,nadczymonamoże
sięzastanawiać.

Odchrząknął.

-Czujęsięwobowiązkuwspomnieć,że...

Pochyliłasię,liznęłaznowu,apotemzamknęłananimustamiękkiejakwilgotnyjedwab.Wydał
gardłowyokrzyk.

-Tak?-spytałaznowu,wpatrującsięwniego.Wjejoczachtańczyłypsotnechochliki,iskierki
pożądania...

Wyglądałajakuosobieniepoważnychkłopotów.

-Większośćdam,toznaczykobiet,którymniepłacisięzapewnerzeczy,niezadowalamężczyznwten
szczególnysposób-powiedziałchrapliwie.

Zmarszczyłabrwi.

-Naprawdę?Dlaczego?Kiedymizrobiłeścośpodobnego,powiedziałeśprzecież,żetojestcałkiem
właściwe.

background image

Przesunęłapaluszkamipocałejdługości,lekkojakpiórkiem.

-Podobamisiętaczęśćciebie.Matakiciekawykształt,jakbystworzonydopocałunków.Widzisz?

IzanimPierśzdążyłcokolwiekzrobić-choćprawdęmówiąc,animuwgłowiebyłopowstrzymywanie
jej-

pochyliłasięznowuiciasnoobjęłagowargami.Tobyłojakdelirium,jakgorączkawekrwi,jak...

-Sądzącpoodgłosach,niejesteśniezadowolony-powiedziała,przerywającnachwilę.

-Tyjędzo-odparł,unoszącgłowę.-Tylkonie...

-Niedotykaćcięwięcej?-odparłazudawanymsmutkiem.-Szkoda,bowłaśnieprzyszłomidogłowy
paręrzeczy,któremogłybycisięspodobać.Naprzykład...

Zrobiłatosamo,tylkogłębiej,obejmującgomocniejdłoniąnadole.Szarpnąłbiodramidoprzodui
uświadomiłsobienagle,żemaniewięcejniżpięćsekund,byuprzedzićLinnet,cudownąLinnet,otym,
cosięzarazstanie.

-Jeślinieprzestaniesz-wykrztusił-tozarazdojdę.Toznaczy,żemojaspermawypłynieprostowtwoje
usta.

Chociażpewniezdążęsięwysunąć.

-Czytoszkodliwe?-spytaławyraźniezaciekawiona.Wcalesięniebała.Cośwnimsięuspokoiło,
zniknęłyjakieśpotężnezahamowania.

-Nie-szepnął.Linnetujęławprawądłońjegojądraizaczęłasięnimibawić,głaskaćipocierać.Rude
włosylśniływpromieniachsłońcapadającychukośnieprzezżaluzje;jedwabistewłosyksiężniczki.Ale
żadnaksiężniczkanaświecieniepotrafiłabydaćmutakiejrozkoszy.

Mógłsięwycofać.Nakazywałtosobie.Nigdyjeszczeniepozwoliłżadnejkobiecienatakiintymnyakt.
Nigdy.

Aleniepotrafiłpowstrzymaćnawetjęków,któresamepłynęłymuzgardła.Jądranapięłysięicałejego
ciałowygięłosięwłuk,porazostatni.Figlarniepołaskotałagojęzykiem,wzbudzającrozkoszneuczucie,
którespłynęłoażdojąderiniżej,dostóp...

Zatraciłsięwtychdoznaniachjaknigdyprzedtemwżyciu.Umysłzamknąłsię,jakzatrzaśniętyw
pudełku,izostawiłgosamego-zwykłegomężczyznęwdłoniachiustachkobiety,którasięnimbawiła.
Niemanaświeciepotężniejszegoafrodyzjaku,pomyślałmętnie.

Apotemitamyślgoopuściła,bojejdłonie...jejusta...

Zapomniał,bysięwycofać.Zapomniał,jaksięnazywa.Zapomniał,żejestlekarzem.Zapomniał...

ZapomniałowszystkimpozaLinnetiłukiemjejszyi,wilgotnymciepłemjejusticichympomrukiem,
którymówił

background image

mu,żejestzadowolona.

Szczerzemówiąc,jegoumysłbyłwciążpustąkartą,kiedyprzysunęłasiędoniegoipowiedziała
gardłowym,namiętnymgłosem:

-Terazjesteśmidłużny.Miałarację.

background image

21

Wieczorem,pokolacji,wszyscyspotkalisięwsalonieprzykieliszkubrandy(dlapanów)ifiliżance
herbaty(dlapań).

Linnetztrudemzachowywałasięjakdamieprzystoi.PragnęładotykaćPiersa,rozmawiaćtylkoznim,
uśmiechaćsiędoniegozwyraźnymzaproszeniem.Dręczyłjąprzemożnygłód,jakbypożądaniebyło
jedynąemocją,jakapozostaławjejciele.

Odczasudoczasuprzezjejumysłprzepływałamyśloprzyszłości-araczejniepokojącydreszcz.W
końcustraciłaprzecieżcnotę,którabyłajejnajcenniejszymmajątkiem.Ojciecbyłbyprzerażony,
zwłaszczagdybywiedział,żePierśobiecałożenićsięzniątylkowtedy,gdybyzaszławciążę.

Alewystarczyłojednospojrzenienaszczupłe,choćmuskularne,ciałoPiersa,byrozdygotaneserce
zaczęłopodchodzićjejdogardła,aodstópwgórępełzłafalażaru.Niebyłocosięoszukiwać:mającku
temuokazję,oddałabymuswącnotęjeszczeraz.Raz,drugiitrzeci.

Ogarnęłojąszaleństwo.Byłajakpijana,jakbyktośdolewałjejbrandydoherbaty.Alejużpokilku
minutachprzebywaniawsaloniezaczęłasięzastanawiać,czyprzypadkiemtonieladyBer-naisedolała
sobieczegośmocniejszegodoherbaty.Damauparłasię,żeporanatańce,wybrałasobiemarkizaza
partnera,aLinnetskazałanatowarzystwoBittsa.Potem,choćtaniecsięskończył,flirtowałaradośnie.
Oczyjejbłyszczały,awachlarzporuszał

sięnieustannie.

Linnetzwestchnieniemspojrzałanaswojąbiałąsuknię.LadyBernaisemiałanasobiecudownąkreacjęz
fioletowegomuślinu,ozdobionąpodsamymstaniczkiemwstążkamiobarwieświeżychjeżyn.Choć
właściwietrudnotobyłonazwaćstaniczkiem,bodekoltsuknibyłtakgłęboki,żeodsłaniałniemalcałe
piersi.

Pierś,opartyościanę,obserwowałzsardonicznymuśmieszkiemcorazbardziejwyzywającezachowanie
matki,któraflirtowałazmłodymilekarzami,poklepującichwachlarzemiśmiejącsiętymswoim
gardłowym,francuskimśmieszkiem.

Linnetpochwyciłajegowzrokiwskazaładłoniąmiejscenasofietużoboksiebie.

-Wzywałaśmnie?-zapytałwchwilępóźniej.

Całejejciałozadygotało,gdyusiadłtakblisko,ocierającsięoniąmocnymramieniem.

-Czytwojamatkaprzypadkiemnieprzesadziłazszampanem?-spytałacicho,starającsięniepokazaćpo
sobie,jakbardzosięcieszy,żeprzyszedłdoniej.

-Niesądzę.Myślę,żeznalazłasobienowązabawę...nazywasię„pomęczksięcia".

-Żebybyłzazdrosny?-spytałaLinnet,przenoszącwzroknajegoojca.-Zdajesię,żetodziała.

background image

Książęsiedziałsztywnowyprostowany,niespuszczającwzrokuzbyłejżony.

-Sprawajestchybabardziejskomplikowana-odparłPierś.-Widzisz,ojciecrozwiódłsięznią,
zarzucającjej,żebyła...

-Ach,rozumiem-westchnęłaLinnet.-Mówciszej,proszę.Ojcieccięusłyszy.

-Noicoztego?

-Oileciędobrzerozumiem,ladyBernaiseepatujeterazswąniezależnością.Jakokobietarozwiązła
możebawićsięzewszystkimi,nawetzmłodymimężczyznami.Choćoczywiścieniejestprzecież
rozwiązła.

-Zdajemisię,żegłównymzawodnikiemjestszanownypanBitts-uzupełniłPies.-Ktobypowiedział,
żekryjesięwnimtakidwornyzalotnik?Choćpodejrzewam,żejestszczerywtym,corobi,przecieżto
synwicehrabiegoczyjakośtak.

-Tylkoczyona...-szepnęłaLinnet.

-Nigdywżyciu-uspokoiłjąPierś.-Mójojciecteżotymdobrzewie.Matkauwielbiaflirtować,w
końcujestFrancuzką,alebyławierną,oddanążonąmojegoojcaiswegodrugiegomęża.

-Jakionbył?-ZafascynowanaLinnetobserwowałaeks-księżną,któranaprośbęBittsazasiadłaprzy
fortepianie.

Pozostalidwajdoktorzydołączylisiędonich.

-Przeztendekoltmogąpewnieobejrzećjejpępek-skrzywiłsięPierś.-Wracającdotematu,drugimąż
mamanbył

doskonałymmałżonkiem,dokładnymprzeciwieństwemmojegoojca.Lojalny,niezamądry,bardzodobrze
wychowany.Niestety,straciłgłowę,dosłownie,powybuchurewolucji.Postanowiłnieopuszczać
majątku,upierającsię,żejegochłopiniesąażtakrozgniewaniiagresywnijakgdzieindziej.

Księżnaśpiewała.Oczyjejbłyszczały,apalcefruwałypokia-

wiciturzc

-Uroczamelodia-zachwyciłasięLinnet.-Przecieżtopoangielsku!

-Inaczejbyłobybezsensu-odparłsuchoPierś.-Ojciecniezrozumiałbysłówfrancuskiejpiosenki.

Linnetzaczęłasięprzysłuchiwaćuważniej.

-Figlarnabyłazniejdzierlatka-rozlegałysięradosnetrelebyłejksiężnej.

-Fantastyczne!-wykrzyknęłaLinnetizachichotała.Piosenkapasowałajakulałdojejciotkialbomatki,
choćzanicbyotymniewspomniałaPiersowi.

background image

-Ojcatochybaniebawi-skinąłgłowąjejtowarzysz.

-Czujęsięjakwteatrze-wyznała.Rzeczywiście,książętaksięskrzywił,żewreszciedałosięzauważyć
rodzinnepodobieństwomiędzynimasynem.

-Wczorajczułemsiętaksamo.Gdybyśmysiedzieliwloży,byłobydużociemniej-odparłPierś.

-Iwtedyco?

Dolnawargaksięciawyraźniestężała.Przebierałpalcamipokolanie.

-Objąłbymcięramieniem-mruknąłPierś.-Ryzykującpublicznezgorszenie.

Pochwilizrobiłto,oczymmówił,sadowiącsięwygodniejnasofie.Linnetspojrzałananiego.

-Myślę,żegdybymbyłabardzo,bardzozmęczonaporóżnychnieoczekiwanychtrudachdnia,mogłabym
oprzećgłowęnatwymramieniu-powiedziałaiwprowadziłatowczyn.

PalcePiersazataczałykółeczkanajejramieniu,odwracającmyśloddramatu,któryrozgrywałsięprzed
ichoczyma.

LadyBernaiseskończyłapieśńiwstałaodfortepianu,szeleszczącjedwabiami.Kaczętastłoczyłysię
wokółniej.

Wszyscysięśmiali,awłaściwiezwijalisięześmiechu.

-Fatalnie-skomentowałPierś.-Aktorzyniepowinnizapominaćopubliczności,czylionas.

Właśniewtedymatkawygłosiłaswymjasnym,wysokimgłosemuwagę,któraprzebiłasięprzezgwari
śmiech.

Rozłożyławachlarz,ajejoczyniebezpiecznielśniłytużnadjegokrawędzią.

-PanieBitts,zawszemisięwydawało,żetwardegomężczyznęnietakłatwojestznaleźć.

Linnetzakrztusiłasięześmiechu,alePierśpatrzyłnaojca.

-Wywabiławkońcustaregolwazjaskini-szepnąłprostowjejwłosy.

Rzeczywiście,książęskoczyłnarównenogi.Doktorzyrozbieglisięnabokijakplewypodpodmuchem
wiatru,aonwziąłladypodrękęiwyciągnąłjązadrzwi,zanimLinnetzdążyłachoćbymrugnąćokiem.

-Wstyd-stwierdziłPierś,alenawetniedrgnął.Linnetchciaławstać.

-Powinniśmy...

PierśpochwyciłwzrokKibblesaiszybkimruchemgłowywskazałmudrzwi.Posekundziekaczątjużnie
byłowsalonie.

-Koniecprzedstawienia-oświadczyłsmętniePierś.-Tylkotyijawmrokuteatralnejwidowni.

background image

-Agdzietwójkuzyn?-spytałaLinnet,nagleuświadamiającsobie,zenigdzieniemamarkiza.

-Prufrockwyciągnąłgostądkilkaminuttemu.Pewniepojawiłsięjakiśpacjentzezłamaniem,boto
specjalnośćSebastiena.

Linnetoparłasięmiękkoojegoramię,pozwalając,byprzyciągnąłjąbliżejdosiebie,apotem
przechyliłagłowęispojrzałanasufit.Niebyłotamniczegowartegouwagi,alewtejpoziePierśmógł
obcałowywaćjejszyję.

-Mmmm-zamruczałagardłowo.

-Uwielbiam,kiedytorobisz-powiedziałPierś,całująckącikjejust.

-Cotakiego?

-Wydajesztenpomruk,któryoznacza,żejesteśchętnaigotowa.

-Sugerujesz,żejestemłatwa?-spytała,urażona.

-Atysugerujesz,żebymcięnieszanował,gdybyśbyła?Wkońcutonietyopiewałaśurokitwardych
mężczyzn-

oświadczył.-Tylkomojamatka,kobieta,którajestzewszechmiargodnamojegoszacunku.

-Niejestemłatwa-upierałasięLinnet.

-Wiemotym,najlepiejzewszystkichmężczyznnaświecie-potwierdził,pieszczącjejucho.-Mimo
wszystko,czymogłabyśdziświeczórprzynajmniejtrochępoudawaćrozpustnicę?

Linnetpoczuła,żedygoce.Pierśtrzymałjąmocnoilizał-naprawdęlizał!-koniuszekjejucha.

-Tobardzodziwnapieszczota-powiedziała,unikającodpowiedzinajegopytanie.

Skubnąłjąwpłatekucha,awjejwnętrzunatychmiastzapłonąłżar.

-Bardzodziwna!-wykrztusiłaztrudem.

-Tetwojewłosywchodząmiwdrogę.

-Jeślichodziowieczór...-zaczęła.-Wtymmomenciektośotworzyłdrzwi.

WprogustałPrufrock.

-Przepraszam,żeprzerywam,alejegolordowskamośćmarkizprosipanaopomoc.

-Trudnaoperacja?-spytałPierś,wciążpieszczącuchoLinnet.

Chciałausiąśćprosto,alejejniepozwolił.

-Natowygląda-potwierdziłPrufrock,apotem,posłusznyniewidocznemusygnałowialboniepisanemu

background image

zwyczajowi,wycofałsięnakorytarzizamknąłzasobądrzwi.

-Dolicha-westchnąłPierś.

-Czytrudnoobcinaćkończyny?-spytałaLinnet.-Wedługmnietoraczejprostarobota,jakcięcie
drzewa,tylkobardziejbrudząca.

-Gdzietwojapanieńskawrażliwość?-zirytowałsięPierś.-Tobrzmiało,jakbyśmiałaochotępotrzymać
drugikoniecpiły.

-Czemunie-odparłapochwilizastanowienia.-Tobybyłointeresujące.Dajmiwreszcieusiąść
normalnie.

ZgorszyliśmyPrufrocka.

-Prufrocka?Jegonicniezgorszy.Pozatymjesteśmojąnarzeczoną.Wolnonamsięprzytulać.

-Aleniebezprzyzwoitkiwpobliżu-odparłatwardoLinnet.

-Jasne.Nieuwierzę,żewtrakciesezonunigdzienieruszałaśsiębezprzyzwoitki.

-Naprawdęnigdzie.

-Izobacz,doczegotodoprowadziło...dociążyzksięciemizaręczynzmaniakiem.

PonieważLinnetczęstonawiedzałypodobnemyśli,nawetniepróbowałaprotestować.Zamiasttego
odwróciłatwarzoułamekcala,byjegowargi,którewędrowałypojejpoliczku,dotknęłyjejust.

Pocałunekbyłdziki,pożądliwyiwcaleniedżentelmeński.Rozchyliławargi,pozwalając,araczej
zapraszającgo,bynasyciłgłód.Pocałunekbyłpytaniem,naktórezamierzałaodpowiedziećprzecząco.
Niepowinnitegorobićporazdrugi.

Oderwałasięodniego,nabierająctchu,tylkożePierś-tabestia-zacząłsięzniejśmiaćipołożyłdłonie
najejpiersiach.StaniczekLinnetniebyłażtakprowokującyjakdekoltladyBernai-se,alezatotrzymał
siętylkodziękijednejmarszczonejwstążce.WięcPierś,sprytnyiprzebiegły,rozwiązałkokardęnajej
prawymramieniu,uwalniającnagiepiersi,którewpadłymuprostowręce.

-Jesteśtakapiękna-szepnął.Potarłkciukamisutki,ażkrzyknęłazzachwytu.

Niewypuszczałzrąktychpiersi,gniótłjeiściskałniemaldobólu,apotempochyliłgłowę...

Linnetwygięłasięinstynktowniewtyłiwydałacichyokrzyk.Najegodźwiękoprzytomniałanatychmiast.

-PrzecieżPrufrockstoizadrzwiami-mruknęła,odpychając

Piersa...

Puściłpiersidopieropodrugimodepchnięciu.Całejejciałoogarnęłopodniecenie,gdyzobaczyładzikie,
niekontrolowanepożądaniewjegooczach.

background image

-Nicztego-powiedziała,biorącgłębokioddech,cosprawiło,żepiersiporuszyłysięinapięły,aoczy
Piersaprzywarłydonichjaktonącydolinyratunkowej.

-Boże,jesteśdoskonała-szepnął.

-Niesądzisz,żesątrochęzaduże?-spytała,czując,żewłaśniepalnęłagłupstwo.-Mójojciec...to
znaczymojaguwernantkapowiedziałamikiedyś,żewyglądamjakkrowa.

-Gdybykrowywyglądałytakjakty...-zacząłPierś,alesamniewiedział,jakskończyćtozdanie.
Zamiasttegowyciągnąłdłon,tymrazemznabożnymszacunkiem.-Twojepiersi,Linnet,sąidealne.To
marzeniekażdegomężczyzny.

-Twojeteż?-spytała.

-Nigdynieśmiałemmarzyćokimśtakimjakty-odpowiedział,wkońcuspoglądającjejwoczy.

Czuła,jakradość,którączuławsercu,rozjaśniajejtwarz.Wnimnatychmiastsięcośzmieniło.Poprawił
jejstanik,pociągnąłzawstążkęizawiązałkokardę.Linnetnawetniedrgnęła.Obserwowałajego
spuszczoneoczyizastanawiałasię,ocomuchodzi.

-To,żenigdyniemarzyłemotobie,nieoznacza,zezamierzamsięztobąożenić-powiedziałwkońcu.

-Wiem-odparła,desperackopróbujączebraćmyśli.-Niepasujemydosiebie.Jużtoustaliliśmy.

-Słuchaj,przyniosłemcicoś-zmieniłtemat.Sięgnąłdokieszeniiwyciągnąłniedużymuślinowy
woreczekstaranniezawiązanytasiemką.

-Coto?

-SólEpsom.Weździświeczoremdługąkąpiel,ajutrobędzieszmogłapójśćpopływać.

Wzięławoreczek.

-Jeszczejednąkąpiel!Służbabędzienarzekać,żeznowumusidźwigaćgorącąwodędomojejsypialni.

Wzruszyłramionami.

-Jaksobieżyczysz.

Wstał,trzymającwjednejręcelaskę.DrugądłońwyciągnąłdoLinnet,żebypomócjejwstać.

-Muszęjużiść.

Wyglądałnazirytowanego,jakbyobwiniałjąocoś.Ujęłajegoramię.

-Cosiędzieje?-spytała.

-Nictakiego.

-Jeszczeprzedchwiląbyłobardzomiło,aterazjesteśzdenerwowanyinieprzyjemny.

background image

Odwróciłsięiwarknął:

-Żadenmężczyznanielubitracićgłowydlakobiety.Linnetnachmurzyłasię.

-Niewidzęobjawówutratygłowy.

-Wielelattemupostanowiłemsięnieżenić-odpowiedział,krzywiącsię.-Ledwiepotrafięzadbaćo
siebie,niewspominającjużonikiminnym.

Linnetskinęłagłową.

-Wprawdzietogłupipowóddorezygnacjizmałżeństwa,aletotwojasprawa.Przecieżnieprosiłamcię,
żebyśzmieniłzdanie,prawda?

-Nie.

-Todlaczegomniewiniszzagłupiemyśli,któreprzychodzącidogłowy?-zirytowałasię.-Jatam
wcaleniemyślałamomałżeństwie,kiedysięcałowaliśmy.

Zaśmiałsięgardłowo.

-Jateżnie.

-Więcskądtagrobowamina?-spytałaipuściłajegoramię.

-Zgłupoty?-odparłizłagodniałtrochę.-NaprawdęmuszęiśćpomócSebastienowi,bobędzienamnie
wściekły.

Wjegooczachzpowrotembłysnąłuśmiech,więcujęłagopodramięirazemwyszlizsalonu.Zanim
otworzyłdrzwi,zatrzymałsięipocałowałjąwnos.

-Linnet,gdybymchciałsiężenić,totylkoztobą.

-Wiedziałam,żetepiersinacośmisięwżyciuprzydadzą-stwierdziłazsatysfakcją.

Zaśmiałsięnatesłowa.

-Gdybymbyłinny,wszystkoułożyłobysięinaczej.

-Domyślamsię-odparła.-Miałabymnarzeczonego,którynieatakujemniecochwilajakżmijaz
migreną.

-Zmigreną!Robiszzemnieciotkęhisteryczkę.

-Właśniezmigreną-odparłazbezczelnymuśmieszkiem,apotemdodałaspokojnie:-Nauczsię
kontrolowaćswojeemocje,Pierś.Naprawdęnieuznałamcięzaswojegowybranka,choćtwoje
pocałunkisąbardzoprzyjemne.

Zamrugałiwbiłwzrokwswojąlaskę.

background image

-Wyszedłemnagłupka.Wdodatkunapróżnegogłupka.

-Niechodzionogę-wyjaśniłapośpiesznie.

Aleonuśmiechałsięjuż,otwierającprzedniądrzwi.

-Topewnieomójniewyparzonyjęzyk?

-Kobietamusibraćtakierzeczypoduwagę-stwierdziła.-Możejejnieodpowiadaćnieprzyjemna
atmosferaprzykażdymśniadaniu.

Zawahałasię,alewkońcustwierdziła,żepowieto,comyśli:

-Przecieżmysiętylkobawimy.Amnie...mnienależysiętrochęzabawypotym,coniedawnoprzeszłam.

Skinąłgłową.

-Toprawda.Osiołzemnie.Maszrację.

Inagle,niedbającoobecnośćlokajów,Prufrockaikogokolwiekinnego,ktoakuratprzechodziłby
korytarzem,pochyliłsięipocałowałjążarłocznieiwładczo.

Żądał,anieprosił.

Aonainstynktowniedałamuto,czegochciał.Uczepiłasiędłoniąklapyjegosurduta,przywarładojego
ciała,rozchyliłausta.Potemwyprostowałsię,pochyliłiszepnąłjejdoucha:

-Uwielbiamsięztobąbawić.

Ijużgoniebyło,tylkonaschodachrozległosięechojegociężkichkroków.

Linnetzmusiłasię,byspojrzećwoczyPrufrockowi.

-Chciałabymsięwykąpać.

Skinąłgłowąwstronęjednegozlokajów.

-Oczywiście,pannoThrynne.Pokojówkajużczekawsypialni.-Odchrząknąłidodał:-Tenkundel,który
teraznazywasięRufus,zostałwykąpanyiprzystrzyżony,choćmoimzdaniemjegourodaniewielenatym
zyskała.

ZupełniezapomniałaopsieGavana.

-Proszęgoprzyprowadzićdomojegopokoju-poleciła,wzdychając.

Prufrockowiniezbyttosięspodobało.

-Stajniamuwystarczy.Ostatecznieprzebieralnia,jeślipaninalega.

Pokręciłagłową.

background image

-Obiecałamchłopcu.Boisię,żeRufuswnocyucieknie.

-Nie,jeśligozamkniemywprzebieralni.

-Alejaobiecałam-upierałasię.-Będęwdzięczna,jeśliktośgodomnieprzyprowadzi,kiedysię
wykąpię.

Naturalnie,majordomustraktowałjązwielkąpowagą,jakbyniezauważyłtegopocałunku.Alekiedyszła
poschodach,czułanaramionachspojrzeniacałejsłużby,kłującejakigły.JesteśmywWalii,powiedziała
sobiewmyśli.

Nikogonieobchodzi,cotusiędzieje.Tuniktsięniewymienianowinkami,jesteśmydalekood
wszystkichsąsiadów.

WalijskieplotkinazawszezostająwWalii.

background image

22

RobertYelverton,książęWindebank,czasamimyślałwdesperacji,żePierś,jegosynidziedzic,
odziedziczyłponimtylkojednącechę-skłonnośćdouzależnień.Niebyłtylkopewny,czyopracy-
godnejpochwałypracychirurga-

możnamówićjakoouzależnieniu.Mimotoszaleńcze,bezkompromisowezaangażowaniePiersawtę
jedną,jedynądziedzinężyciaprzypominałomuwłasneopętanieopium.

Byćmożeucieszyłbysięwięcnawieść,żeprzekazałPiersowinietylkoskłonnośćdoobsesji:gniewna
mina,zjakąwyciągnąłswojąbyłążonę,Marguerite,zsalonubyłaidealnąkopiągrymasu,którytak
częstogościłnatwarzyjegosyna.

-Alorsl-wykrzyknęła,napróżnopróbującuwolnićnadgarstekzjegouścisku.-Robercie,niemasz
prawatraktowaćmnietakobcesowo,ty...ty...-wyraźnieniemogłaznaleźćodpowiednichangielskich
słów,bopochwiliwybuchnęłapotokiemepitetówpofrancusku.

Robertwpadłwotwartedrzwibiblioteki,ciągnącswądawnążonęzasobą.Gdytylkoznaleźlisię
wewnątrz,puścił

jejdłoń.Zawirowałaprzednim,błyskającgładkąskórąpiersiiszeleszczącsuknią.Przeszyłagotaka
tęsknota,żeniemalupadłnakolana.Nietylkofizycznepięknobyłejżonysprawiało,żetrzęsłymusię
ręce.Przedewszystkimuwielbiałjejurokiciepło.Uśmiech,zjakimspoglądałananiegoznadfiliżanki
herbatylubjedwabnejpościeli,utraconeszczęście,jakimbyłoichmałżeństwo.

-Ty...ty...cretinl-wykrzykiwała,głosemłamiącymsięzezłości:-Jakśmiesztraktowaćmniewten
sposób!Jakśmiałeśmniedotknąć?

-Niemampojęcia-odpowiedziałszczerze.-Czułem,żetwojepopisywsalonieidązadaleko,więc
powinienemsięwłączyćiodegraćswojąrolę.

-Wmoimżyciuniegraszżadnejroli.Wolałabymwziąćsobiemężazulicy,zrynsztokunawet,niż
pozwolićcizbliżyćsiędomnie.

-Wiem.

Zamrugała,awjejoczachzgasłogień.

-Topocomnietuprzyciągnąłeś?Niemamysobienicdopowiedzenia.

-Zmieniłemsię,Marguerite.Niejestemjużtymmężczyzną,któregopoślubiłaś.

-Niebyłeśtym,któregopoślubiłam,jużwpięćlatponaszymślubie-oświadczyła,odwracającsięku
drzwiom.

-Gdybybyłjakikolwieksposób,żebycofnąćcierpienia,któresprawiłemtobieiPiersowiprzezlata
mojegouzależnienia,zrobiłbymtozradością-odpowiedziałzrozpacząwgłosie.-Odciąłbymsobie

background image

rękę,oddałbymżycie,żebytoodmienić.

Zatrzymałasięzdłoniąnaklamce.Wąskieramionazesztywniałyznapięcia.Wbrązowychpuklachlśniły
nieliczne,bardzonielicznepasemkasiwizny.

-Niejestemtym,któregopoślubiłaś.Jestemstarszyiowielemądrzejszy-przekonywał,modlącsię,
żebyzostałajeszczechoćkilkachwil.-Wtedynierozumiałem,jakbardzopowinienemcięcenić.

Margueriteodwróciłasiębardzopowoliioparłasięodrzwi.

-Tylerazymiobiecywałeś,żeprzestanieszbrać.Tylerazy...

-Wiem.Niepotrafiłemdotrzymaćsłowa.

-Rozumiem,żewkońcujednakprzestałeś.Pierśtwierdzi,żeniebierzeszodlat.

-Odsiedmiu.Prawieodośmiu.

-Dlamnieniepotrafiłeśprzestać,aleprzestałeś...dlaczego?Dlaczegowłaściwieprzestałeś?Co
pokochałeśbardziejniżswojeopiumowesny?

-Zycie.Omałonieumarłem.Ikumojemuzdziwieniuprzekonałemsię,żejednakpragnężyć.-Zbliżyłsię
doniej,niezabardzo,alenatyle,bypoczućcieńaromatufrancuskichperfum.Przezchwilępatrzylina
siebie.Dwojeludziwśrednimwieku,rozdzielonychlatamigniewuiżalu.

-Jesteśpięknajakzawsze-powiedziałiodchrząknął.

-Zawszemówiłeśtylkoourodzieipatrzyłeśtylkonato,copowierzchowne-odparłabezgniewu.

-Naprawdę?-Niepamiętałtego.-Kochałemcięzacoświęcejniżurodę.Podziwiałemtwojąsiłę,
Marguerite,itwojąinteligencję.Sposób,wjakiprzyjęłaśnasiebieobowiązkiksiężnejiwywiązywałaś
sięznichztakimtaktem,twojerelacjezmojąmatką.Wychowanienaszegosyna.

-Teraztakmówisz.

-Teraztakmówię.Przykromi,żenigdywcześniejciniemówiłem,jakcięuwielbiamiszanuję.Na
świeciejesttylkojednajedynakobieta,którąszanujętakjakciebieikochamtakjakciebie.

-Kto?-Ty

-Och.Trochęzapomniałamangielskiegoiniezrozumiałam,comówisz.

Staranniedobierałsłowa.

-Wiem,żenigdyniezgodziszsięponowniewyjśćzamnie,bosprawiłemtobieiPiersowizbytwielki
ból.Alegdybyśmogłaprzebaczyćmikrzywdy,któreciwyrządziłem...-Przerwał,przełknąłślinęi
podjąłmyśl.-Obawiamsię,żetoniewybaczalne,aleniepotrafięmyślećoniczyminnym.

Wzruszyłaramionamitypowofrancuskimgestem.

background image

-Alors,Robercie.Mamjużzasobąetap,kiedychciałamcięzamordowaćzato,żezrujnowałeśmoją
reputację,anawetzato,żekochałeśopiumbardziejodemnie.Aleto,cozrobiłeśmojemudziecku,
mojemusynkowi...Tegoniemogęciwybaczyć.

Podszedłokrokbliżej.

-Nieoczekujętegoodciebie.

-Myślęjednak,żeonpowiniencitowybaczyć-odpowiedziałazesmutnymspojrzeniem.Chybanie
zauważyła,żestoitużobokniej.-Pierśmawsobiezadużogoryczy.Niepowinnotakbyć.

-Wiem.Może...możekiedyś.

Niemyślałteraz.Niepotrafiłsiępowstrzymać.Ręcejakbyzwłasnejwoliuniosłysięiujęłyjejtwarz.
Zanimzdążyłagoodepchnąć,pochyliłsięijąpocałował.Tenpocałunekmiałwyrazićwszystko:żal,
miłośćitęsknotę.Długie,zimnelataspędzonebez

narkotyku,wtrzeźwości,kiedyonabyłażonąinnego,ajemuniepozostałonicpozaroztrząsaniemswojej
bezgranicznejgłupoty.

Przezmoment-błogosławiony,cudownymoment-oddałamupocałunek.Smakowałajakmorele:słodko-
kwaśnoitakznajomo,żesercemuniemalpękło.

Potempchnęłagowpierśiodsunęłaodsiebie.Odwróciłasiębezsłowa,otworzyładrzwiiwyszła,
pozostawiajączasobątylkoulotnąsmugęperfum.

Mimoto...wjejoczach,wjejmiękkichwargachbyłocośtakiego...

Nadziejatoryzyko.Najprawdopodobniejobrócisięwpył,wpoczucieklęskiibólu.Odlatnieodważył
sięulegaćtakbezrozumnymemocjom.Ajednaknadziejawciążwzbieraławnajtajniejszymzakątkujego
zbolałegoserca.

background image

23

Linnetmiałacichąnadzieję,żepewienimpulsywnydoktorzlaskąpojawisiętejnocywjejsypialni,ale
niestetytaksięniestało.Zjawiłsiędopieroranoizacząłkropićjejtwarzciepłączekoladą.Ocknęłasię
zesnu.

-Cotywyprawiasz?-spytała,apotemzaczęłazlizywaćczekoladę.

-Chcęzobaczyć,jakbyśwyglądałazospą-odpowiedział.-Jeszczejednakropkanalewympoliczku.
Tak,terazjestkoszmarnie.Wiesz,żekrólowaElżbietamiałastrasznedziobypoospie?

-Fu!-wykrzyknęłaLinnet,chwyciłachusteczkęizaczęłaenergiczniewycieraćtwarz.-Jesteśokropny!

-Dlaczego?-zapytał,opierającsięosłupekłóżka.-Czybliznynatwarzytotakastrasznarzecz?

-Oczywiście,żetak-nachmurzyłasię.-Czyjestemjużczysta?

-Jakłza.Dlaczegomyślisz,żetostraszne?

-Dlatego-odparłapoprostu.-Botojeststraszne.

-Wielekobietniejesttakurodziwychjakty,ażyjąsobiecałkiemszczęśliwie.Nawettezbliznami.

-Tak,ale...

-Ztego,cowiemy,królowaElżbietaświetniesiębawiła-dodał.

-Nigdyniewyszłazamąż,prawda?-LinnetwyjęłaPiersowizrękifiliżankęzczekoladąipociągnęła
łyk.

-Żadenprzepisniezabraniamałżeństwakobietomozłejcerze.

-Alesązatoniepisanezasady,któremówią,coczynikobietęgodnąpożądania.Pięknacerajestna
pierwszymmiejscu.

-Atyspełniaszwszystkiewarunki,prawda?-zmrużyłoczy,jakbywypatrywałbrakówjejurody.

Nieodpowiedziała.Jakikolwiekkomentarzbyłbyzaproszeniemdodrwin.

-Ciekawe,czyospabyłabywiększymprzekleństwemdlapięknejkobiety,czydlabrzydkiej-zastanawiał
sięPierś.

-Dlapięknej-stwierdziłaLinnetbezwahania.-Mawięcejdostracenia.

-Niemogędziśranoiśćpopływać-powiedział,zmieniająctemat.-Sébastienmusioperowaćpacjenta,
któryprzyszedłwczorajwieczorem,więcbędęprzynimstałigodręczył.

background image

Linnetposmutniała.

-Oczywiście.

-Pomyślałemwięc,żemożepójdziemypopołudniu.

-Możebyć-odparłapochmurnie.Niepatrzyłnanią,tylkodźgałlaskąstosikksiążeknanocnejszafcepo
drugiejstroniełóżka.

-Sprawiaciprzyjemnośćspychanieich?-spytała.

-Wcaleniespycham.Chcętylkosprawdzić,naileprocentudamisięwysunąćtęzwierzchu,zanim
wszystkiespadnąnaziemię.

Spadły.

-Okołoczterdziestuprocent.PowiedziałemPrufrockowi,żetrzebawyremontowaćdomekstrażnika.-
Wstałzłóżka.

Zamrugała.Zrobiłkrokkuniej,apotempochyliłsię,byjąpocałować.

-Mhm-powiedział.-KwintesencjaLinnetznutączekolady.Siedziała,wpatrującsięwzamkniętedrzwi.
Trzymaławręku

wystygłączekoladęizastanawiałasię,dlaczegokazałPrufrockowiprzeprowadzićtenremont.
Właściwie,dobrzewiedziała,dlaczego.Jejpłonącepoliczkibyłytegodowodem.Podobniejakdrżenie,
któreprzeszyłojejuda.

Jeden,jedynyraz,obiecałasobie.Wtedytoniebędzierozpusta.Aonaniebędzierozpustna.

Tylko,żekiedyznaleźlisięjużwtymdomku,zmieniłazdanie.Byłarozpustna.

Jejzachowaniemożnabyłookreślićtylkotymjednymsłowem.Tegodniainastępnego,ijeszcze
kolejnego.

Atakżetegodnia,gdyPierśspotkałjąwholu,gdzieczytałaCamillęgrupcepacjentów,wciągnąłjądo
alkowy,wsunąłdłońmiędzyjejudaisprawił,że...

Nocóż,totakżebyłorozpustne.

Totylkozabawa,powtarzałasobiecowieczórprzedzaśnięciem.Tylko,żezcorazwiększym
niepokojem.

Mysiębawimy,ajednocześniedajemyksięciuokazję,byponownieoczarowałswojąbyłążonę.Albo
onajego.Niesposóbbyłoniezauważyć,żerozwiedzenimałżonkowiespędzającorazwięcejczasuna
rozmowach,wcorazbardziejprzyjaznymtonie.

Nadszedłwreszcietydzień,kiedyLinnetuzyskałaniepodważalnydowód,żeniepoczęlidziecka.Mimoto
Pierśuznał,żeniejestjeszczegotów,byposłaćdo„MorningPost"zawiadomienieorezygnacjiz

background image

narzeczeństwa.

-Lepiejdmuchaćnazimne-powiedział,apotemwyjaśniłjejszczegółowo,dlaczegokondomyczasem
zawodzą.

-Możewtakimraziepowinniśmyprzestać-stwierdziła,choćdoskonalewiedziała,żeżadneznichnie
manatoochoty.

-Przecieżtotylkozabawa-odpowiedziałPierś.

-Irozpusta-uzupełniłaLinnet.

-Wydajemisię,żebłędnieużywasztegorzeczownika-droczyłsię.Anirazunieprzyszedłdojej
sypialni,żebysiękochać,nigdyniesypializesobąwjejłóżku.Aletejnocyzajrzałdoniejkołopółnocy,
wyciągnąłjązpościeliizaprowadziłdobiblioteki,żebypokazaćjejpewienniezmiernieważnytekst,
specjalnienazakończeniejejedukacji.

Okazałosię,żesamgonapisałnaskrawkachpapierurozsypanychnakanapie.Nakażdymbyłainna
propozycja.

-Przymiotnikawłaściwieteż-dodałzpowagą.Siedziałnakanapiekompletnienagi.Blaskkominka
odbijałsięodskórynajegotorsie;muskularnenogiwyciągnąłprzedsiebie.

-Naprzykład,niepowiedziałbym,żemojamamonzachowujesięrozpustnie,paradującwstroju,który
więcejodsłania,niżzasłania.

-Nigdyniebyłarozpustnicąiterazteżniąniejest-uzupełniłaLinnet.-Więclepiejposługiwaćsiętym
słowemopisowo,wfunkcjiprzymiotnikaalboprzysłówka.

-Tyniejesteśrozpustnicą,botakakobietaczęstozmieniamężczyzn-stwierdził,łaskawieprzychylając
siędojejzdania,alewtypowydlasiebiesposób,uzasadniającjeinnymargumentem.

-Szczerzemówiąc,natęetykietkęzasługujekażdakobieta,któraidziezmężczyznądołóżka-stwierdziła
Linnet.-

Towcaleniemusibyćwięcejniżjednołóżko.Zachowałamsięzgodnieztym,cosądziomniewiększość
londyńskiejsocjety.

-Źleciztym?

Siedziaławtulonawdrugikoniecsofy,nakoszulinocnej,któradawnozsunęłajejsięzramion.

-Spójrznamnietylko.

Spojrzał.Spodobałjejsiębłyskwjegooku.

-Nieotomichodziło-wyjaśniłapospiesznie.-Siedzęwbibliotecepewnegodżentelmena,gołajak
mniePanBógstworzył.Dochodzędowniosku,żenaprawdęjestemnieodrodnącórkąmejmatki.Mam
tylkonadzieję,żeniezasłużęsobienatakąreputacjęjakona.

background image

Wduchuwcaleniebalasięutratyreputacji...tylkozłamanegoserca.Alewolałasięztakimiobawami
niezdradzać.

Okazałosię,żeobojelubiąsiedziećnadbasenem,wdomkustrażnikaalbowbibliotece,irobićsekcję.
Sekcjęsłów.

Albosekcjęzwłok,choćtęostatniątylkowopowieściachPiersa.Analizowalizachowaniaznajomychi
pacjentów.

PonieważLinnetregularnieodwiedzałachorychnaniezakaź-nechoroby,dzieliłasięzabawnymi
opowieściamiopaniHavelockijejpotyczkachznielicznymipodopiecznymi,którzymielidośćodwagi,
bysięprzeciwkoniejbuntować.

Piersomałonieumarłześmiechu,gdypewnegowieczoruLinnetodgrywałaniejakiegopanaCuddly,
któregożonaprze-szmuglowaładoszpitalaflaszkęginu.Cuddlyupiłsięwsztokkuniezadowoleniu
siostryHavelock.

-Niewiem,czypowinienemsłuchaćtakichopowieści-zamyśliłsięPiers.

-Czemunie?

-Lepiejniewnikaćwżyciepacjentów.Totylkoprzypadkichorobowe-stwierdziłimachnąłręką.-
Chorobymogęleczyć.

Linnet,owiniętawkoc,siedziałanapodłodzemiędzyjegowyprostowanyminogami.

-Jesteśbeznadziejniegłupi-poinformowałago.Pochyliłsięiująłwdłońpasmojejwłosów.

-Powinniśmyjesprzedawać.

-Niemachętnychdozakupu.

-Wświetlekominkabłyszcząjakprawdziwegwinee.Toznaczy,gdybygwineebyłyczerwieńsze.

Oparłasięokanapęipozwoliłamusiębawićwłosami.Podnosiłjedogóry,apotempuszczałipatrzył,
jakopadają.

Zwykłazabawa,nicwięcej.

background image

24

Pewnegopięknegoporanka,wkilkatygodnipopierwszymspotkaniuLinnetzGavanem,Neythenzniósł
chłopcanadółizostawiłnasłońcuprzeddrzwiamifrontowymizamku,żebyczekałnarodziców,którzy
mieligozabraćdodomu.

Linnetznalazłagotamiusiadłaobok,żebypogawędzić.

-Ojciecpociebieprzyjedzie?Wzruszyłramionami.

-Pewniemama,bryczką.Takmnieprzywiozła.Tatajestciąglewpolualbouowiec.

-Więcjesteśsynemfarmera-odgadłaLinnet.-Teżchcesz

pracowaćwpolu?

-Tataniejestfarmerem.Zarządzadużymmajątkiemdlajednegopana,któregonigdyniemawdomu.Aja
będędoktorem-powiedziałchłopieczwielkąpewnościąsiebie.-Będęlepszyniżcidwaj-dodał,
wskazującgłowąwstronęzamku.

-Całkiemnieźlesobieztobąporadzili-odpowiedziała,ukrywającuśmiech.-Corodzicemyśląotych
planach?

-Jeszczeonichniewiedzą,conie?NobotababaHavelockniepozwoliłamamiemnieodwiedzać.
Mieszkamytublisko,wTydfil.-Wskazałrękąnawschód.-Mamachciałamnieodwiedzać,awtedy
Havelockjejzabroniła.

Powiedziała,żebytunieprzyjeżdżałazanic.

-WięcTydfiljestniedalekostąd?-spytałaLinnet,aleGavanwłaśniepróbowałwstać.Linnetpoderwała
sięipostawiłagonanogi.

-Jestbryczka!-wykrzykiwał,szalejączpodniecenia.-Tomama!

Bryczkapodjechałapoddrzwi,apowożącakobietazeskoczyłanaziemię,podbiegłaichwyciłachłopca
wramiona.

-Wszystkodobrze!-wykrzykiwała.-Zdrówjakrybaiwesołyjakszczygiełek!

Gavanmocnozłapałmatkęzaszyję.

-Wcaleniepłakałem-pochwaliłsię.Dopieroterazłzypociekłymupotwarzy.-Nawetjakmnie
przytrzymalii...-

słowazginęływśródłkania.

LinnetwskazałamiejscenaławceoboksiebieimatkaGavanapodeszła,byusiąśćzchłopcemwciąż

background image

uczepionymjejszyi.ZwyglądubyłaniewielestarszaodLinnet.Spodkapeluszalśniłyczarnewłosy.

Usiadła,głaszczącsynapowłosach.

-Płacztoniczłego-pocieszyłago.-Naprawdę.

Potemusiedliobojewsłońcu.Gavanwtuliłtwarzwjejramiona,aonakołysałagołagodnie.

Ktośotworzyłdrzwi.LinnetusłyszałastukanielaskiPiersa.Odwróciłasięirzuciłamuostrzegawcze
spojrzenie.Toniebyłczasnaszorstkiesłowa.Pierś,jaknasiebie,zachowałsięcałkiemuprzejmie.

-PaniWing-powitałkobietę.-Nogagoisięidealnie.Przeznajbliższytydzieńchłopiecpowinien
codzienniewstawaćnagodzinę,apotemstopniowocorazdłużejbyćnanogach.Dostałlaskęikoniecznie
powinienjejużywać.

PaniWingskinęłagłową.

-Dziękuję,milordzie.Niewiem,jaksiępanuodwdzięczymy.ObjęłaGavanatrochęmocniej.Wjej
oczachzalśniłyłzy,alewidaćbyło,żetopełnasiłykobieta,któraniełatwoulegasłabościom.

Pierśodwróciłsięnapięcieichciałodejść.

-Proszępoczekać!-zawołała.Zatrzymałsięwpółobrotu.

-Madam?

-Chcęjeszczecośpanupowiedzieć,milordzie-zaczęła.OdczepiładłonieGavana,wciążobejmującejej
szyję,inaturalnymgestempodałagoLinnet,którawyciągnęłaramiona.Chłopiecprzestałzanosićsię
płaczem;pozostałamutylkolekkaczkawka.

-TetygodniebezGavana,bezwiadomościotym,cosięznimdzieje,byłystrasznedlajegoojcaidla
mnie.Poprostustraszne.Toniebyłokonieczne.Mieszkamyprzecieżpodrugiejstroniewzgórza.
Mogliśmygobezkłopotuodwiedzać,nieprzeszkadzającnikomu.Ta...tapanagospodynipowiedziała
mi...

-Zmieniamyjużtęzasadę-przerwałjejPierś.-ProszęporozmawiaćzpannąThrynne.Totatrzpiotka,
którasiedziobokpani.-Ztymisłowywyszedł,ciężkoutykając.

-Niesamowite-skomentowałapaniWing,opadającnaławkę.-MówiłampanuWing,żechcę
powiedziećdoktorowi,cootymwszystkimmyślę,iżemusiętopewnieniespodoba.-Zdjęłakapeluszi
zaczęłasięnimwachlować.-Jakonnamniespojrzał!Jaknaszczurawpaszarce!

-Niejestażtakizły-tłumaczyłagoLinnet.Gavannaglezsunąłsięzjejkolan.

-Mamo,muszęcipokazaćRufusa,mojegopsa!

-Psa?-ZdziwionapaniWingzamrugała.

-Tapaniznalazładlamniepsawstajni-wyjaśniłGavan,wyciągającsennegoRufusazcieniapod

background image

ławką.

-Patrz,mamo,tonajlepszypiesnaświecie,prawda?

Rufususiadłzwywieszonymjęzykieminastawiłswojejedyneucho.

-Napewnodobryzniegoszczurołap-powiedziałapaniWing,przyjrzawszysiępsu.Potemodwróciła
siędoLinnet.

-Paniwynalazłamutegopsa?

-Tak,zabrałamniedostajni,zanimjeszczemogłemsamchodzić,itamgoznaleźliśmy-rozgadałsię
Gavan.Usiadł

natrawieobokRufusa,którypolizałgopotwarzy.-Trzymałagownocyusiebiewsypialni,żebynie
uciekł.Zabrałamnieteżnadmorze.

WargipaniWingzadrżały.Wyciągnęładłońi,niepatrząc,poklepałaLinnetpokolanie.

-Niepotrafięwyrazić,iletodlamnieznaczy-powiedziałałamiącymsięgłosem.-Conocniemogłam
spać,myślącoGava-nie,samiuteńkimwtymwielkimzamku.Bałamsię,żecośpójdzieźleinigdygojuż
niezobaczymy.-

Sięgnęłapochusteczkę.

-Byłamtutylkoprzezczęśćjegorekonwalescencji-odparłaLinnet-alewyglądałnazadowolonego.To
pogodnychłopiec.

-Bardzopogodny,prawda?-paniWingotarłaoczy.-Powiempani,żeprzezczasjegonieobecności
zrobiłamczterykapynałóżko.Cztery.Skroiłam,zszyłamiwykończyłam.

Linnetniemiałapojęcia,ileczasuzajmujezrobieniejednejkapy,aledomyśliłasię,żejesttobardzo
pracochłonne.

-Naturalnie,miałampomoc-wyjaśniłapaniWing.-MytuwszystkiewTydfil-wskazałagłową
kierunek-robimyrazemnarzuty.Akiedycośsiędzieje,jaktenwypadekGavana,spotykamysięczęściej.
Żebyzająćczymśmyśli.

Linnetwpadłanapewienpomysł.

-Dorobienianarzutniepotrzebakrosienaniniczegotakiego,prawda?

PaniWingpokręciłagłową.

-Nie,pracapolegagłównienazszywaniukwadratów.Siadamywkręguiszyjemyrazem.Igadamybez
przerwy.

Dopieropóźniejzakładamnarzutęnaramę,żebyjąwykończyć.

background image

-Zastanawiamsię,czyniemogłabypaniczasemprzyjśćtutaj,dozamku-zamyśliłasięLinnet.-Widzi
pani,wzachodnimskrzydlejestsalapełnakobiet,którestraszniesięnudzą.Naprzykład,jednaznichjest
wciążyzbliźniakamiiprzezkilkamiesięcymusileżećwłóżku.ApaniTrustymiałaokropnezłamanie
stopyidopierozaczynakuśtykać.

-Atagospodynibysięnatozgodziła?

-Załatwięto-stwierdziłastanowczoLinnet.-Zrobimykółkoszwaczek,tuwzamku.Mogłabypani
przychodzićdonasrazwtygodniu,paniWing?Znalazłabypaniczas?

-Oczywiście.Doktorjestszorstkiinieprzyjemny,aleprzecieżuratowałżyciemojegoGavana.-Skinęła
głową.-

Szyciepomagaludziom,którychcośboli.Odwracauwagę.Tylkonieprzybólachporodowych.Natonic
niepomaga.Pozatym,niewidziałamjeszczerodzącejkobiety,którazrobiłabychoćjedenprostyszew.

-PaniWing,jużwidzę,żetosiępaniświetnieuda-stwierdziłaLinnetzradosnymuśmiechem.

-Lubiędoprowadzaćsprawydokońca-odpowiedziałapaniWing.-Widzę,cotrzebazrobić,irobięto.
Naszczęście,mójmążniezwracauwaginatakierzeczy.Tobydopierobyło,gdybyśmyobojesię
wykłócaliowszystko,cojestwedługnasźle.Niedługobyśmyzesobąwytrzymali!-Wybuchnęła
śmiechem.

-PorozmawiamzpaniąHavelock,gospodyniązzachodniegoskrzydła.Możeumówimysięzajakiś
tydzieńalbodwa,kiedyGavanbędziejużpewniejchodził?

PaniWingskinęłagłową.

-Bardzodobrze.-Spojrzałanachłopca.-Chybaniepowinientaksięturlaćpoziemi,bojeszczeurazi
sięwtęnogę.

-Chybanicgonieboli-stwierdziłaLinnet.-Tokochanychłopak.

-Paniteżjestkochana-odparłapaniWingiujęłajejdłon.-Niepotrafięwyrazićsłowami,jakmniepani
uspokoiła.

To,żepanitubyła,kochanie,żedałamupaniRufusaiżepomożemipaniodpłacićsiędoktorowitym
szyciem.

-Linnet-odpowiedziała,serdecznieściskającdłońpani

Wing.-MamnaimięLinnet.PaniWingzaśmiałasięcicho.

-AjaDiana.Todziwneimię,pojakiejśtamzagranicznejbogini,którapodobnoniebyłaaniołkiemw
pewnychsprawach.Rozumiem,żeteżsięzacznieszznamiuczyćszyć,prawda?

UśmiechLinnetprzygasł.

-Przyjechałamtutylkozwizytą,zadwatygodniemniejuzpewnieniebędzie,więcsięniespotkamy.

background image

-Wielkaszkoda-odparłaDiana.-Naprawdę.No,alejakdogadaszsięzpaniąHavelockizawiadomisz
doktora,totakczyowakprzyjdę.

-Tylkosięgoniebój.Tylkotakstraszy,nikomumezrobił

jeszczekrzywdy.

-Przyjdępomóctymkobietom,żebynawetbyłnajgorszy-odparłaDianairoześmiałasięznowu.-
Gavan,wstawaj,ty

gapo...

-Dajmilaskę-powiedziałchłopieciwstałzjejpomocą.-Widzipanienka?Wyglądamteraztaksamo
jakdoktor,prawda?

Stałwsłońcu,wspartyolaskę,iuśmiechałsięspodrozwichrzonejgrzywki.Linnetniepotrafiła
powstrzymaćsięodśmiechu.

-Rzeczywiściewyglądaszjakprawdziwydoktor,Gavanie.

-Bojaprzecieżbędędoktorem.Najlepszymnaświecie-oświadczyłzprzekonaniem.

background image

25

Wieczórnastępnegodnia

Przyjęlismydowschodniegoskrzydłakolejnychdwóchpacjentówztągorączką-powiedziałSébastien.

-Jakągorączką?-spytałPierś.

-Tą,którawedługciebiejestwybroczynowa,awedługmnienie.Chciałemrano,żebyśnanichspojrzał,
aleniemogłemcięznaleźć.

PośniadaniuPierśzaciągnąłLinnetdopustejsypialni,akiedypotemzasnęła,przeleżałgodzinęujej
boku,rozluźnionyizadowolony,lekkogładzącjąporamionach.Słyszał,żegowołają,alenie
zareagował.

Myślałoojcu,oLinnet,potemznowuoojcu,oPrufrocku,

0matce,oSébastienie.Iznowuoojcu.IoLinnet.

-Zajrzędonichpokolacji-obiecał.Weszlirazemdosalonu.KibblesiPendersstaliprzykredensie,w
bliskimsąsiedztwiekarafkizwinem.Linnetsiedziałaobokjegomatki,aojciecnaprzeciwkonichi
znowupatrzyłnamatkętymswoimgłodnymwzrokiem.

-GdzieBitts?

-Kiepskowyglądałiprzyznałsię,żeźlesięczuje,więcwysłałemgonagórę.

PierśspojrzałSébastienowiwoczy.

-Źlesiępoczuł?

-Bólgłowy,alebeztemperatury.-Kuzynwzruszyłramionami.-Niesądzę,żebytobyłaszpitalna
gorączka,alelepiejtrzymajmygozdalekaodzachodniegoskrzydła,pókitosięniewyjaśni.

1zdalekaodtwojejrodziny.

Odrodziny.Piersaprzeszyłzimnydreszcz.

-Aha,znamtospojrzenie-zakpiłSébastien.-Tak,jateżsięnapiję.Dziękuję,Prufrock.

-Comasznamyśli?-spytałPierś.

-Twarz,którawysłałatysiąc...ponurychgrymasów-odparłSébastien,wyraźnierozbawiony.-To
znaczy,żeplanujeszzrobićcoś,czymwdłuższejperspektywiewyrządziszsobiekrzywdę.Nierazto
widziałem,nierazjeszczezobaczę.

-Myślisz,żenistąd,nizowądnauczyłeśsięstawiaćdiagnozy?Itomnie?Niepotrafiszsobieporadzić

background image

nawetzezwykłągorączką!

-Zatodobrzewiem,żelubiszbyćnieszczęśliwy-odparłSébastien,przechylająckieliszek.-
Paradoksalnie,jesteśszczęśliwydopierowtedy,gdyjesteśnieszczęśliwy.Osiągaszto,odrzucającludzi,
którymchoćtrochęzależynatwojejpaskudnejosobie.Takichjakja,tylkożemnieniemożeszsiępozbyć,
więcdałeśsobiespokój.Rodziców.-

OdwróciłsięiwskazałkieliszkiemLinnet.-Itwojąniewiarygodniepięknąnarzeczoną.

-Pięknotoniewszystko-odparłPierś.

-AleLinnetjestspełnieniemwszelkichmarzeńmężczyzny-uśmiechnąłsięSébastien.Odstawiłkieliszek.
-Zawszebyliśmynierozłączni,tyija.

-Poprostupowiedzmiprawdę.Chceszucieczjakąśpasterką?

-Nie.Nie.

Pierśposzedłzajegowzrokiem.

-ChceszucieczLinnet.-Wszystkiemięśniewjegocielenapięłysięjakstruny.Linnetbyłajego.Jegoi
tylkojego.

-Gdybymniezechciała,uciekłbymzniąchoćbynakrajświata.Albopognałtamzanią.-Sébastienz
powrotemodwróciłsiędoPiersa.-Zawszebyłemodciebieszybszy.Kochankiemteżbyłemlepszym,
choćmożeniepowinienemterazotymwspominać.

-Nigdyniezawracałemsobiegłowymiłością-odpowiedziałPierś.

Linnetwybuchnęłaśmiechem.Brylantylśniływjejuszach,migotaływokółszyi.Wyglądałajak
księżniczkazbajki,stworzonamachnięciemczarodziejskiejróżdżki.

-Toprawda.Nigdyciętonieobchodziło.Terazteżcięnieobchodzi,prawda?Chociażojcieczapakował
cijąjakprezencikipodałprostodorąk.

Pierśskrzywiłsię,aSébastienzaśmiałsięurywanie.

-Więctodlatego.NiemożeszzaakceptowaćLinnet,bowybrałjątwójojciec.Takgorąconienawidzisz
gozajegodawnegrzechy,żezanicnieprzyznasz,żeznalazłciodpowiedniążonę.

PierśzłapałSébastienazabladoróżowyfularnaszyiiprzyciągnąłdosiebie.

-Nogamniebolijakjasnacholera-wycedziłprzezzaciśniętezęby.

Kuzynnawetniedrgnął.Patrzyłmuprostowoczy.

-Więcniechnogadotrzymujecitowarzystwaconoc.Wtwoimłóżkuniemamiejscadlakobiety,potych
wszystkichstrasznychrzeczach,któreprzeszedłeś.

background image

Pierśpuściłfular.Sébastienmiałrację,choćpowiedziałtowinnymsensie,zsarkazmem.

KonieckochaniasięzLinnet.Itojuż.Wjegożyciuniemadlaniejmiejsca.Nieteraz,kiedyczuł,że
przezdługiedni,anawettygodniebędziemógłmyślećtylkoostraszliwymbóluwnodze.

Wtakichokresachpotrafiłwybuchnąćgniewem,gdyzestołuspadłachoćbyszpilka.Darłsięna
Prufrockairesztęsłużby,gdychoćbydrgnęli.Gdybólprzenosiłsiędogłowy,Pierśzamykałsięw
zaciemnionympokoju,drżącnacałymciele.

-Maszrację-powiedział.-Maszabsolutnąrację.Sébastien,wciążrozgniewany,spojrzałnaniego
uważnie.

-Nigdytakłatwonieustępujesz.Więcjeślizrozumiałeś,jakiegłupstworobisz,odrzucającLinnet,
dlaczegosięjejnieoświadczysz?

-Myślałem,żechceszjądlasiebie.

-Chcę-mruknąłkuzyn.

-Notoidź,pokażsięzdobrejstrony-zachęciłgozeznużeniem.Możepowinienwychylićdrugą
szklankębrandy?

Dziśchybajednaniewystarczy.

-Niemampoco.

-Tylkodlatego,żeojciecprzywiózłjązAngliidlamnie?Bezsensu.Onaszukamęża,atybędzieszdla
niejdobry.

Namyśl,żeLinnetwyjdziezainnego,ażskręciłogozbólu.Zainnegomężczyznę.ZaSébastiena?
Niemożliwe.

-Aleniemożecietuzamieszkać.

Kuzynrozparłsięnakanapie,podniósłkieliszekbrandyiprzyjrzałsięmupodświatło.

-Dlaczegonie?Dobrzemitu.Zamekjestduży,miejscawystarczy.Atypotrzebujeszmoich
chirurgicznychumiejętności,czycisiętopodoba,czynie.

Pierśrzuciłmuwymownespojrzenie.

-Niechcęjej-powiedziałgłośnoiwyraźnie,bydotarłotowreszciedojegoromantycznegokuzynka.-
Niewezmęjejsobie.

Jużnigdywięcej,dodałwmyśli.

-Zanimznowuzacznieszmarudzićnatematmojegoojca-dodał-powiemcitylko,żetojużsięzmieniło.

Zrozumiałem,Linnetpomogłamizrozumieć,żerobięzsiebiekompletnegoidiotę.Prufrocktokról

background image

wszystkichlokajów,aLinnet...

-Królowawszystkichkobiet-dokończyłcichoSébastien.

-Alejajestemzbytschorowanyjakdlaniej.Nietylkodlaniej.Dlawszystkich.Bestiazemnie,
Sébastienie.Wieszotymrówniedobrzejakja.

Kuzynwzruszyłramionami.

-Jacięlubię,nawetkiedysięwściekasz.

-Boznamysięoddziecka.Niemaszwyboru,musiszzemnąwytrzymywać.Niemacosięoszukiwać,
jestempoprostupodły.Możegdybymbyłinny,gdybymniemiałtakiegocharakteru,gdybym...

-...niefolgowałsobieizacząłnadnimpanować-dodałsuchoSébastian.

-Nierozumiesztego.-Jaknazawołanie,dostałskurczumięśni,abólprzeszyłmunogę.

-Żadenrozsądnyfacetzesprawniedziałającymnarządembytegoniezrozumiał-odparłkuzyn.-
GdybymmiałchoćcieńszansyuLinnet,niedbałbymoból,zaciągnąłbymjądoołtarza,wsadziłobrączkę
napaleciliczyłnato,żewszystkosięzczasemułoży.

-Dlategotakkiepskociidziediagnozowanie-odparłPierś,próbującwyprostowaćnogę,żebyulżyć
mięśniom.

-Jakto?

-Niepotrafiszpołączyćobjawówzobserwacjami.Jedenzbolałypodleczniewyparzonymjęzorem...

Uniósłrękę,gdySébastienotworzyłusta.

-Takiwłaśniejestem,atydobrzeotymwiesz.Wkażdymrazie,takiktośjakja,zkobietątakąjakLinnet,
możeoznaczaćtylkojedno.

-Cotakiego?

-Nieszczęście-odparłbeznamiętnie,znowuopierającstopęnapodłodze.

-Niekoniecznie.

-Nieszczęściedlaniej.

Pierśpociągnąłłykzłocistej,ognistejbrandy,któraspłynęłamudogardła.

Sébastienmilczał.Potemspytał:

-Niepotrafisznadtymzapanować?

-Jestem,jakijestem-odparłPierśiprzełknąłpłyn.-Niechcępatrzeć,jakonamarnieje,kiedyjadostaję
obłęduzbólu.Albozaczynasięmniebać,takjakmatkaojca,kiedyzacznęnadużywaćlaudanum.

background image

-Niebierzeszgo.

-Alemógłbym.Mamjezawszepodręką,zawszemnietokusi.Jakiojciec,takisyn.Niemogęnarazić
Linnetnacośtakiego.

-Dodiabła,tyjesteśwniejzakochany-szepnąłSébastien,wpatrującsięwniegoszerokootwartymi
oczyma.

WdrugimkońcusalonuLinnetśmiałasięcichoipostukiwałaPendersaporamieniuwachlarzem.Tamten
dosłowniewiłsięujejstóp.

-Aktobyniebył?-Pierśwkońcupowiedziałtonagłos.-Ktobyniebył?

DosalonuwszedłPrufrockiskierowałsiękunimszybkimkrokiem.

-Pielęgniarzzewschodniegoskrzydłamawrażenie,żetemupacjentowizgorączką,któregoprzyjęliśmy
wczoraj,znaczniesiępogorszyło.

-Pójdętam-powiedziałPierś.Brzęknąłodstawianykieliszek.-1takniemamtunicdoroboty.

-Przestań-zacząłSébastien,alewodpowiedziusłyszałtylkostuklaskiitrzaskzamykanychdrzwi.

Pierśzeznużeniempopatrzyłnaschody.Ztyłuzostałświatwyperfumowanychkobietizłocistejbrandy.
Tamnagórzebyłprawdziwyświat,umierającypacjencionapiętychbólemtwarzachiprzerażonych
oczach.

Ruszyłprzedsiebie.

Naszczycieschodówczekałpielęgniarz.

-Pacjenttrzydnitemudostałwysypki,wkilkadnipopierwszychobjawach.

-Jakich?

Pielęgniarzprzytrzymałdrzwidowschodniegoskrzydła,żebyPierśmógłprzejśćprzodem.

-Zaczęłosięodsztywnościszyiiramion.Onjestmłynarzem,więcmyślał,żesiępoprostuprzedźwigał,
noszącworkizmąką.Wnocydostałdreszczynazmianęzgorączką.Wedługswoichwłasnychsłów,po
parudniachzrobił

sięczerwonyjakgotowanyhomar.

-Ateraz?

-Odwczorajnicniejadł,zwymiotował,kiedydostałtrochęrosołu.Magorączkęinarzeka,żeniemoże
oddychać.

PoprosiłempanaPrufrocka,żebypanaprzyprowadził,bowyszłymunaskóręstrasznepęcherze.Iwargi
mujakbyczernieją.

background image

-Dodiabłaciężkiego-zakląłPierś,przejęty.Oczywiście,kiedyzbadałpacjenta,okazałosię,żegardło
mapokrytebrązowawymikropkami,azauszamipojawiłasięopuchlizna.

-Dodiabła,ijeszczerazdodiabła.Ktoznimprzebywał?Ktogobadał?

-WczorajprzyjąłgodoktorBitts.Noijasięnimzajmowałem.-Pielęgniarzbyłzdenerwowany,alesię
niezałamywał.-Potemmilordpoleciłgotrzymaćwizolatce.DoktorBittskazałpołożyćgodo
pacjentówzgorączkąwybroczynową.

-Toniegorączka-wyjaśniłPiers,zamykającdrzwi.-Toscarlatinaanginosa.Czylipłonicaalbo
szkarłatnagorączka.Albogorzej,scarlatinamaligna.Tooznaczapoważnekłopoty,chybażemamy
odosobnionyprzypadek.

Gdziepołożyliścietychdwóchpacjentów,którzyprzyszlidziśrano?

-Wgłębikorytarza-odpowiedziałpielęgniarz.-Wjednejkomnacie,botoszewcyztegosamego
warsztatu.

Zachorowalijednegodnia.

-Skądpochodzą?

-ZLittleMillow.

-Jakieśdwiemilestąd.

-TenpierwszypacjentjestzAferbeeg.

-Omilę,niewięcej.Czyszewcymówili,żektośinnywwarsztacieteżchoruje?

-Pytałemotocałątrójkę.Młynarzrozwoziłmąkęprzezdwadni,zanimsięrozłożył.Myślał,żeto
przeziębienieiżemusamoprzejdzie.

-Rozwoziłmąkę...PewniedowieluwsiwokółAferbeeg.Weszlidokomnaty,wktórejleżeliszewcy.
Obajmieliwysypkę,

pęcherzeiwrzodywgardle.Młynarzbyłunichpięćdniwstecz,żebynaprawilimubuty.

-Corazgorzej.Obawiamsię,żetopoczątekepidemii-stwierdziłponuroPiers.-Przedewszystkim
musimyzadbaćomieszkańcówzamku,którzyjeszczeniestojąnaproguśmierci.

ZadzwoniłpoPrufrocka,apotemstanąłuszczytuschodówigestemrękizatrzymałgowpółdrogi.

-Pamiętaszplany,któreprzygotowaliśmywzeszłymrokunawypadekepidemii?

Prufrockskinąłgłową.

-Czasjewprowadzićwżycie.Zzamkumusząwyjechaćwszyscymieszkańcyniezajmującysię
bezpośrednioopiekąnad

background image

pacjentami.Wszystkichrekonwalescentównależynatychmiastodesłaćdodomu,chybażekogośboli
gardło,czujesztywnośćkończynalbomagorączkę.Niechlokajewypożycząwszystkiepojazdyw
obrębieparumilirozwioząludzidodomów.Wywieźstądksięciaimojąmatkę.Inaturalniepannę
Thrynne.

Prufrockszerokootworzyłoczyibezsłowazbiegłnadół.

Pierśpoczułukłuciewsercunamyśl,żejużnigdyniezobaczyLinnet.

Potemodwróciłsięiwszedłdowschodniegoskrzydła.Szkarlatynabyłaśmiertelnąchorobą,wdodatku
wyglądałonato,żemłynarzzdążyłzarazićcałkiemsporoosób.AlePierśbyłznanyztego,żepotrafił
wyciągnąćpacjentówzkażdejgorączki,nawetzeszkarłatnej,izamierzałwalczyćzchorobąwszelkimi
dostępnymisposobami.NiegdyśdowodziłnaforumKrólewskiegoTowarzystwa,żeanginosa
niekonieczniemusiprzechodzićwbardziejzabójcząodmianęmaligna,iotonadarzałasięokazja,byto
udowodnić.

Poniespełnagodzinieusłyszałturkotpowozównapodjeździe,apotemznowuturkot,gdyodjeżdżałyz
pacjentami.

WmiędzyczasieobajzSebastienemprzeprowadzilidrobiazgowebadaniawewschodnimskrzydleiku
swemuprzerażeniuprzekonalisię,żechorobajużsięprzeniosłapomiędzypacjentami,cobardzo
skomplikowałosytuację.

-Toprzezkaszel-stwierdziłPierś.-Alezdajemisię,żeprzenosisiętakżeprzezdotyk.Niechpod
każdympokojemstaniewiadrozmieszankąwody,mydławpłynieialkoholu.Musiciebardzoczęstomyć
ręce-polecił

pielęgniarzowi.

Częśćbardzoosłabionychpacjentówumrze,alenietakszybkojakci,którzyznajdąsiępodopieką
konowałówwpobliskichmiasteczkach,będąmielipuszczanąkrewidostanąśrodkiwymiotne.

-Słabaherbataibulion-poleciłpielęgniarzowi.-Będziemyspędzaćgorączkę,schładzającciała
pacjentów.

Pootwierajciewszystkieoknaiwlewajcieimpłynydogardła.Wyślijcieteżzawiadomieniedo
wszystkichkościołówwodległościpięciumilodAferbeegalbobliżejzostrzeżeniem,żewszyscychorzy
zobjawamibólugardłaalbogorączkimusząnatychmiastprzejśćkwarantannę.

-Upewnijmysię,czyPendersiKibblesnieprzegapiliwczesnychobjawówchorobywzachodnim
skrzydle-

powiedziałwjakiśczaspóźniej.-Jaknaraziemamysześciupacjentów,alemamnadzieję,żeniktpo
tamtejstroniejeszczesięniezaraził.

Niestety,myliłsię,itobardzo.

-Jaktosięmogłostać?-spytałwdesperacjipokilkugodzinach.Wcałymskrzydlebyłopięćkolejnych
przypadkówzwczesnymiobjawamiscarlatinaeanginosae.

background image

Sébastienpokręciłgłową.

-Tylkomyodwiedzamyobaskrzydłanazmianę.Jaksięczujesz?

-ToBitts!-wykrzyknąłPierś.

-WielkiBoże,toBitts.Ciekawe,czyktośsięnimzajął.

Wdwieminutypóźniejbylijużnadrugimpiętrze,gdziemieszkaligoście.Bittsbyłcałyrozpalony.

-Wszystkomnieswędzi-wykrztusił.Jegolokajkręciłsięwpobliżuzniespokojnąminą.

-Przedewszystkimtrzebagoschłodzićipodawaćmuwodę-zaleciłPierś.

-Bitts?

Młodylekarzotworzyłoczy.

-Wyliżeszsię.Maszbiałynalotnamigdałkach,aniebrązowy.Musiszdużopić.Bógjedenwie,ilerazy
wbijałemcidogłowy,żepacjencimusząprzyjmowaćdużopłynów,więcterazwykorzystajtęnaukędla
własnegodobra.

Naustachchoregopojawiłsięcieńuśmiechu.

-Dasobieradę-powiedziałSébastien,idącprzodem.-Możepójdzieszsięterazprzespaćparęgodzin,a
potemmniezmienisz?

Prufrockczekałnanichwpołowieschodów.

-JegoWysokośćiladyBernaiseniechcąwyjechać-powiedział.

-Niezałamujrąk,Prufrock-uspokoiłgoPierś.-Samznimiporozmawiam.

-Przecieżniewsadzęichsiłądopowozu.PannaThrynnejestrazemznimi.

Pierśwestchnął.

-Zajmęsiętym-powiedziałdoSébastiena.-Pamiętasztakiwykład,naktórymzalecano,bystosować
pianęzesfermentowanegosłodudopędzlowaniagardełpacjentówchorychnaszkarlatynę?

Sébastienpokręciłgłową.

-Zapominamotakichszczegółach,gdytylkowyjdęzsaliwykładowej.

-NiechsiostraMatyldasiętymzajmie-stwierdziłPierś.-Wartospróbować.-Kiedyomawiałszczegóły
terapii,ktośzacząłuderzaćpięściąwefrontowedrzwi.Obajumilkli.Lokajotworzyłbramę,przezktórą
weszło,pięcioro...nie,ośmioropacjentów.Sześciuowłasnychsiłach,pozostałychwniesionoalbo
wciągnięto.

-Zajmęsięnimi-powiedziałSébastien.-Typorozmawiajzrodzicami,apotemsięprześpij.Będziemy

background image

sięzmieniać.

Pierśskinąłgłową.

-Próbujumieszczaćprzypadkianginosawzachodnimskrzydle,amalignawewschodnim.

Pochwilijegolaskazastukałanaschodach,apotemwkorytarzuwiodącymdosalonu.

Matka,ojcieciLinnettworzyliuroczągrupęrodzinną.OdsamegopatrzeniaPiersaogarnęło
wyczerpanie.

Rozmawiali

0MichaleAniele,astółprzednimibyłzastawionytalerzykamizciastemifiliżankamiherbaty.Wydawali
sięnależećdoinnegoświata-świataporcelany,włoskichartystów,francuskichperfum1łagodnych
kobiecychgłosów.

Najegowidokmatkaskoczyłanarównenogi.

-Niewyjadęstąd,Pierś.Niezostawięcię.

-Zwariowałaś?-Zdenerwowałsię,niezbliżającsiędoniej.-Jesteśmywsamymśrodkupoważnej
epidemiiszkarlatyny,maman.Jeślituzostaniesz,prawdopodobniesięzarazisz.

Potrząsnęłagłowąztypowofrancuskąwzgardą.

-Mamgdzieśtwojąszkarlatynę.Ktosiętobązajmie,jeślizachorujesz?Muszęzostać.

-Chceszskazaćnaśmierćswojąpokojówkę?Młodziludzieczęściejzapadająnaostrąpostaćtej
choroby.

-Jużodesłaliśmynaszychpokojowych.Będąnanasczekaćwzajeździewewsi-wtrąciłjegoojciec.

-Niemożecietuzostać-upierałsięPierś.-Jeszczemitegobrakuje,żebysięowasmartwić.

-Nieruszęsiębezciebie-burknęłamatka.Dobrzewiedział,pokimodziedziczyłimpulsywnecechy
swojegocharakteru:widziałjewjejporywczymspojrzeniu.

-Domekstrażnika-odezwałasięLinnet.

Odwróciłsiędoniej,ledwierozumiejąc,oczymonamówi.

-Cotakiego?

-LadyBernaisemożezamieszkaćwdomkustrażnika,asłużbabędziezostawiaćdlaniejjedzeniepod
drzwiami.Toniedaleko,podrodzenadmorze-zwróciłasiędojegomatki.-Będzietambezpiecznieina
tyleblisko,żebędziesiępanimogłasynemzająć,jeślizachoruje.

-Pomoimtrupie-stwierdziłPierś.

background image

Alejegomatkawłaśniewstawałazmiejsca.

-Przenoszęsiędodomkustrażnika-powiedziałastanowczo.

-Niezbliżajsiędomnie-ostrzegłzrezygnacją.Miałdorozegraniainne,owieleważniejszepotyczki.-I
niewychodźfrontowymidrzwiami.Nakorytarzujestpełnopacjentówinapewnowszyscykaszlą.
Musiszwyjśćoknem.

OdwróciłsiędoLinnet.Byłacudownairównieodległajakkrólowaelfów.Nibyostatnigłupekstarałsię
jątakązapamiętać:słodki,zgrabnynosek,stanowczypodbródek,podwinięterzęsy,cerabezskazy.Comu
przypomniałooszkarlatynie.

-Musiszwyjechać-powiedział.-Natychmiast.

-Dobrze.-Zaplotłanerwowopalce.-Och,Pierś-zrobiłakrokwjegostronę.

-Nie-ostrzegłjąznaciskiem.-Naprawdęmusiszwyjechać.Niemogęmyślećotobieanisięociebie
martwić.

Skinęłagłową.

-Nazawsze-dodał.-JedźsobiedoLondynu,doFrancji.Gdziecięoczyponiosą.

-Nie!-jęknęła.

-Międzynamiwszystkoskończone-powiedział.Ogarnęłogodziwnepoczucieodosobnienia.Napiętrze
umieralipacjenci,alejegoserceprzeszywałból.Łzywjejoczachsprawiałymunieopisanecierpienie.

-Wiedziałaś,żetakbędzie-dodałłagodniej.-Niemadlanasżadnejprzyszłości.

Zacisnęłazębyinagleupodobniłasiędojegomatki.Pierśspojrzałnaojca.

-Wybijtookno,dobrze?Zaprowadźmatkędodomkustrażnika.Linnetzarazbędziegotowadodrogi,
pojedziecierazem.

ObojezLinnetwyglądalijakdwamarmuroweposągi.Książęwypchnąłszybęzframugi.

-Trzymajsię,kochanie-powiedziałamatka,gdyksiążępodałjejrękępodoknem.-Uważajnasiebie.

-Jasięnigdyniezarażam,maman-odpowiedziałzgodniezprawdą.Zawszeuważał,żenatura
wynagrodziłamuwtensposóbkalectwo.

Wkońcuposzlisobie.

-Niewiesznapewno,czysięniezarazisz-powiedziałaLinnet.Wjejoczachlśniłyłzy.

Wzruszyłramionami.

-Nawetjeśli,tobędęmiałnajlepsząopiekę.Bardzoniewielumoichpacjentówumieranatęchorobę,

background image

jeślizdążątunaczas.Zresztą,niezamierzamulecchorobie.

-Niechcęodciebieodjeżdżać.

-Niechcęsięztobąożenić.

Wkońcupowiedziałtojasnoiwyraźnie.

-Musiszpoczekaćnaojcanazewnątrz-oświadczył.-Niezbliżajsiędonikogo,nawetdoPrufrocka.
Słyszysz?

Czekajpodzamkiem.Wydajemisię,żetosięprzenosiprzezkaszel.

Linnetwzięłagłębokioddech.Pierśopierałsięciężkonalasce.Widaćbyłojakbardzojestznużonyi
wyczerpany.

-Niechcęodciebieodjeżdżać.

-Niemaszwyboru.NaBoga,Linnet,nailesposobówmamcitojeszczetłumaczyć?Niemamochotysię
ztobążenić.

-Alejajeszczeniezdecydowałam,czycięchcę,czynie-odpowiedziała,próbującżartowaćwobliczu
koszmaru.-

Możewłaśniechcę.

-Toniewchodziwgrę.Zresztąnigdyniewchodziło.Linnetpopatrzyłananiego,nacieńzarostu,
podkrążoneoczy,ipoczuła,jakbardzogokocha.Nigdyniepokochainnego.Byłazauroczonajego
błyskotliwąinteligencjąipoczuciemhumoru,alenaprawdępodbiłjąswoimpełnymnamiętnościsercem.

-Wynośsię-rzuciłniecierpliwie.-Niechcęcię.Nieożenięsięztobą.Jasne?

-Nie.

Widziałabólwjegooczachirozumiała,skądsiębierze.

-Pasujemydosiebie-powiedziała,wiedząc,żetoabsolutnaprawda.-Nigdyniepokochasznikogopoza
mną.

-Oślepiacięświadomośćwłasnejurody-powiedział,unikającodpowiedzinajejsłowa.-Czymożesz
wynieśćsięstądwreszcie,zanimpowiemcoś,czegopotembędężałować.

AleLinnetponiosłafalanamiętnościimiłości.

-Kochamcię!-powtórzyła.-Atykochaszmnie.

-Mamtogdzieś.

Przezchwilęniedocierałotodoniej.Potemwydawałojejsię,żeczegośniezrozumiała.

background image

-Cotakiego?

-To,copowiedziałem.Mamgdzieśtwojeuczuciaalboraczejwyobrażeniauczuć.

-Dlaczegojesteśtakiokrutny?

-Niejestem.Wtejsytuacjibezmyślnagrzecznośćjestniewskazana.Natomiastuczciwośćjak
najbardziej.

Podbiegłaizłapałagozaklapysurduta.Odskoczyłdotyłu.

-Mogębyćzarażony.Cofnijsię!

-Niejesteśchory.Nigdyniechorujesz.Wierzęci.

-Todlaczegoniewierzysz,kiedymówię:Linnet,niechcęsięztobążenić.Niechcę!-krzyknął.

-Ależchcesz-odpowiedziała,ujęłajegotwarziprzysunęładoswojej.Jejwargibyłygłodne,witałygo
izapraszały.

-Nieożenięsiędlaseksu-powiedziałiodepchnąłjąodsiebie.

Niepotrafiłagozrozumieć.Dlaczegoontojejrobi?Jejdłońsamazłapałagozarękaw,kiedysię
odwracał.

-Nalitośćboską,czytyniemaszżadnejgodności?Przeleciałemcięibyłonamdobrze.Aleniejesteśani
pierwsza,aniostatnia.

Linnetścisnęłowgardle.

-Dlaczegomówiszdomniewtensposób?

-Bokiedymówięinaczej,tomnieniesłuchasz-odpowiedziałzwyraźnymniesmakiem.-Wiesz
przecież,jakijestem,Linnet.Świetniesiębawiliśmy,fikaliśmy,brykaliśmy,nazwijtosobiejakchcesz.
Alenigdynieobiecywałemcimałżeństwa.

-Toprawda-przyznała,czując,żeogarniająfalazimna.-Dałeśmitojasnodozrozumienia.

-Powinienemcięodesłaćodrazu.Alezostałaśiokazałaśsięchętnadozabawy.

Linnetprzełknęłaślinę.

-Dlatego,żebyłam...chętna?-Chybarzeczywiściebyłatakasamajakmatka,przynajmniejwoczach
Piersa.-Tylkodlatego?

-Pozatymjesteścholerniepiękna-dodał,przeczesującwłosydotyłu.-Aletak,byłaśchętna.
Następnymrazemwpodobnejsytuacjipowinnaśwykazaćwięcejopanowania.

Serceścisnęłosięjejistwardniałojakkamień.

background image

-Słuchaj,muszęjużiść.Powinienemsiętrochęprzespać.MamyzSebastienemcałyzamekpacjentów,a
Bittsjużleży,cooznacza,żepozostalidwajteżmogąwkażdejchwilizachorować.

-Mogłabym-zaczęła,alesłowazamarłyjejwkrtani.

-Idź-powtórzyłzeznużeniem.-Nicniemożeszpomóc.Jesteśtuniepotrzebna.

-Atymnieniechcesz-powiedziałatonagłos,dłapotwierdzenia.

-Jeślichodziopożądanieseksualne,toowszem,tak.Ztakąurodąiogólnymentuzjazmemkażdy
mężczyznacięzechce.Alejakozonę,nacałeżycie,pókiśmierćnasnierozłączy?NieInigdycięnie
zechcę.

Spoglądałnaniązżyczliwościąitobyłonajgorszezewszystkiego.3

-Niechceszsięprzyznać,żemniekochasz,bowtedymusiałbyśwziąćnasiebieodpowiedzialnośćzato,
czyjesteśnieszczęśliwy,czyszczęśliwy-odparławojowniczo,zadzierającpodbródek

-Cotakiego?

-To,cosłyszałeś-odpowiedziała.-Gdybyśsięzemnąożenił,gdybyśprzyznałsiędoswoichuczuć,
okazałobysię,żejesteśnieszczęśliwyzwyboru,aniezkonieczności.

-Bzdura.

-Kochamcię.Iniebojęsiętegopowiedzieć.Pragnęcię

-Janie...

-Widzę-ucięłaiodsunęłasięodniego.Podeszładookna-Mamnadzieję,żewszystkopójdziepo
waszejmyśli.

-Napewno-mruknął.Wydawałojejsię,żesłyszybólwjegogłosie,alekiedysięodwróciła,miałtwarz
zaciętą,twardą.

Zatrzymałasięostatniraz,bobyłaupartąkobietą.

-BędęnaciebieczekaćwLondynie-powiedziała.-Przezjakiśczas.Nawypadekgdybyśzmienił
zdanie.

-Czytynaprawdęniemaszpoczuciagodności?-zapytał-Jesteśrównieżenującajakmójojciec.

-Niewstydmi,borobiętodlaciebie-odparła.-Bociekocham.

NieusłyszałaodpowiedziizresztąniespodziewałasięjejPrzełożyłanogęprzezparapet.

-Wsiądźdotegopowozu-odezwałsię,wskazującgestemduząkaretępoprawejstronie.Konie
niecierpliwiłysięiparskały.-Sądzącpoherbie,należydoksięcia.

background image

-Dowidzenia-odpowiedziała.-NiechcięBógbłogosławi.

Odeszła,zanimusłyszałaodpowiedź,boitakPierśniepowiedziałbytego,cochciała.Pozatymoślepiały
jąłzy.

background image

26

RobertpomógłMargueritezejść,apotemsamzeskoczyłnaziemię,aleonanawetniedrgnęła.Stałajak
zaklętaisłuchałagłosuPiersa,dochodzącegozsalonunadnimi.

-Chodźmy-powiedziałcichoksiążę,ujmującjązarękę.Pociągnąłjązasobąwchwili,gdyichsyn
powiedział

obojętnie:

-Niechcęsięztobążenić

-Jesttakigłupi-szepnęłaMarguerite.-Takigłupi.Linnetidealniedoniegopasuje.Nigdyniespotka
kogośtakiegojakona.

AleRobertpociągnąłjązasobąścieżkądodomkustrażnika,słuchającwmilczeniu,gdymówiłaotym,
cooddawnajużwiedział:żePierśkonieczniechcebyćcorazbardziejnieszczęśliwy.Zeniepotrafi
przyjąćuczuciakobiety,którąewidentniekochaiktórakochajego.

Ucichładopiero,gdyznaleźlisięwsalonikuniewielkiegodomku.Pomieszczenienieprzypominało
mieszkaniasłużby,tylkowiejskidomekjakiegośdżentelmena,tyleżewminiaturze.Naścianachwisiały
obrazy,meblezdobiłybarwneobicia,akanapęprzedkominkiemktośokryłszkarłatnąkapą.

-Dziwne-powiedziałaMarguerite,rozglądającsiępopokoju.-Zzewnątrzwyglądaraczejprostacko,a
wśrodkujesttakuroczo.Popatrznatęsofę.Wzeszłymtygodniuwidziałamjąchybawsalonie,prawda?

Robertdomyślałsię,dlaczegowdomkuurządzonoprzytulnegniazdko,alewolałniedzielićsiętąwiedzą
zmatkąPiersa.

-Możeszjużiść,Robercie-powiedziała,otwierającdrzwidosypialniizaglądającdośrodka.-Będzie
mitubardzowygodnie.

Służbasięmnązajmie,ajeśliPierśzachoruje,napewnooniegozadbam.Możesznamnieliczyć.

-Jakzawsze-odpowiedział,stajączanią.

Spojrzałazuśmiechemprzezramię.Pocałowałjątylkoraz,wbibliotece,bobałsię,żegoodepchniena
zawsze.

Aleczęstorozmawialiominionychlatach,otym,jakpowoliwynurzałsięzoparówopiumijak
zrozumiał,żestracił

całąswojąrodzinę.Osamotnychlatach,którerozjaśniałatylkoświadomość,żeMargueritezapewniaich
synowinajlepsząmożliwąopiekę.

-Toprawda-zgodziłasięznimspokojnie.

background image

-Acobędzie,jeślitysamazachorujesz?-objąłjąodtyłuipocałowałwpoliczek.-Cowtedy?

Kujegoniezmiernemuzadowoleniunieodsunęłasięodniego.

-Nicminiebędzie-odpowiedziałazniezachwianąpewnościąsiebie,taksamojakPierś.-Janigdynie
choruję.

-Pamiętam,żebywałoinaczej.

-Nigdy!

-Akiedybyłaśwciążyznaszymsynem?Zapomniałaśjuż,jakwtedychorowałaś?

Zaśmiałasięnawspomnienieioparłasięoniego.

-Och,jakżejanienawidziłamtejokropnejzielonejmiednicy,którątrzymaliśmywsypialni!Wyrzuciłam
jąpojegourodzeniu.

-Więcjednakbyłemprzytobie,kiedychorowałaś.Objąłjąmocniejiodważyłsiępocałowaćwucho.

-Opiekowałemsiętobąwtedy,pamiętasz?Kiedychorowałaśwśrodkunocy.Zostanętu,żebysiętobą
zająć,jeślizdarzysięnajgorsze.AjeśliPierśzachoruje,będziemyobojeujegoboku.

-Bezsensu-odpowiedziała,wysuwającsięzjegoobjęć.Odwróciłasię.-Cotyopowiadasz,Robercie?

Sercebiłomumocniejzakażdymrazem,kiedywypowiadałajegoimięztymuroczymfrancuskim
akcentem.

-Zeciętuniezostawię-odparłspokojnie.Ściągnęłabrwi.

-Robiszgłupstwo.

-Nie.

-Głupstwo-powtórzyłaznaciskiem.

Przezchwilępatrzyłjejprostowoczy,apotemoświadczyłzpełnymprzekonaniem:

-Jużnigdycięniezostawię.

-Cotywygadujesz,dolicha!

-Jeślimniestądwyrzucisz,będęspałnaścieżce,nadworze.JeśliwróciszdoEuropybezemnie,pojadę
zatobą.

Zbudujęsobieszałasprzytwojejbramie,będęspałpodtwoimoknem,będęczekałnaciebiepod
drzwiami.

Zasłoniładłoniąusta.Spomiędzypalcówdoszedłgocichyśmiech.

background image

-Tychybastraciłeśrozum,Robercie!Pokręciłgłową.

-Wręczprzeciwnie,właśniegoodnalazłem.Kochamcię.Zawszeciękochałem.Nawetkiedybyłem
oszołomiony,nawetwnarkotykowychsnachwiedziałemtylkojedno:żeciękocham.

-Szkoda,żezapomniałeśouczuciachtegodnia,kiedyPierśnieoczekiwaniewbiegłdotwojego
gabinetu...-Wjejgłosieniebyłosurowości.

-Zawsze,doostatniegotchu,będębłagałPiersaowybaczenie.AleMarguerite...Wtejchwilinieonim
chcęrozmawiać.Jestdorosłym,wspaniałymmężczyzną,wyłączniedziękitwojejopiece.Alejesteśnie
tylkojegomatką.

Jesteśmojążoną,jedynąkobietą,którąkiedykolwiekchciałempoślubić,mojąukochanążoną.Kiedy
wywiozłaśPiersadoFrancji,zachowałemsięjakidiota.Miałaśrację,żewyjechałaś.

-Byłeśunidiot-stwierdziła.Alewjejoczachlśniłazachęta,bymówiłdalej.

-Niktniebędzieciękochałtakjakja-powiedział,unoszącjejdłoniedowarg.-Niktnigdyniekochał
ciętakjakja.

Jesteśmoimsercemimoimżyciem,Marguerite.

Wkącikachjejustigrałuroczy,kobiecyuśmieszek.

-Pozwólmiwrócićdociebie.

Jegosłowazawisływpowietrzu,odbiłysięechemodściandomku.

-To,cozrobiłeś,jestniewybaczalne-powiedziaławkońcu.-Wszyscymoiznajomitakmówią.

-Mająrację.Niewybaczajmi.Tylko...tylkopozwólmiwrócić.Zacisnąłmocniejpalcenajejdłoniach.

-Ajeślisięniezgodzę?

-Opuszczętendom.

-Icodalej?

-Niepozwolę,żebyśzostałatusama.Będęczekałnazewnątrz,nawypadek,gdybyśmniepotrzebowała.
Będęprzejmowałjedzenieodsłużby,żebyśsięniezaraziła.

-Mógłbyśwtedysamsięzarazić-powiedziałamiękko.

-Zradościąumrędlaciebiewjednejchwili.

Nadziejawybuchławjegosercuiwsączyłasięwkrwiobiegfaląradości,strachuipożądania.

Margueritepodeszłaokrok,uwolniładłonieiobjęłagozaszyję,jakbystworzona,byzamknąłjąw
objęciach.

background image

Zawszetakbyło.

-Możeszzostać.

Przytuliłjąmocniej,dotknąłpoliczkiemjejwłosówizamknąłoczy.

-Monamour.

-Aleniejestempewna,czychciałabymjeszczerazzaciebiewyjść-dodała.

-Niezależyminatym.Możemyprzezresztężyciatkwićwgrzechu.

Usłyszałgardłowyśmiech.

-JestemprzecieżFrancuzką.Amyjesteśmybardzopraktyczne.

-Praktyczneizachwycające-szepnął,powolizsuwającdłońwdółjejszczupłychpleców.

-Ajeślitoopiumuszkodziłocięnieodwracalnie?Odsunąłsięispojrzałnanią.

-Janie...

Uśmiechnęłasięprzekornieipopatrzyłanałóżko.

-PrawdziwaFrancuzkanigdynieprzyjmujenajważniejszychrzeczynawiarę.

NiebotycznieszczęśliwyRobertwziąłswąbyłążonę-nie,poprostuswążonę-wramionaiprzestąpiłz
niąprógsypialni.

-Zwielkąprzyjemnościąupewnięcięcodotego.Wyprostowałsię,słyszącjejśmiech.

-Sprawdzętylko,czyLinnetjestjużwpowozie,iwrócętutakszybko,żecałasłużbauznamnieza
wariata.

-Naprawdęwariatzciebie-Margueritechichotałajakpensjonarka.

-Właśnieżenie-odpowiedziałschylającsię,żebyjąpocałować.-Wreszciejestemnormalny.Poraz
pierwszyodwielulat.

background image

27

Bardzoprzepraszam-powiedziałksiążęWindebankdoLinnet,gdyzobaczył,żełka,wtulonawpoduszki
powozu.-

Jestminiezmiernieprzykro,żepaniątuprzywiozłem,pannoThrynne.

-Linnet-wykrztusiła.-Wkońcujesteśmyprawierodziną.Mapanmożechusteczkę,milordzie?Moja
jestcałkiemmokra.

-Mójsynjesttrudnymczłowiekiem-odpowiedział,podającjejsolidnykawałekhaftowanegopłótnaze
swoimiinicjałami.

-Jesttaki...głupi-poprawiłałamiącymsięgłosem.

-Toprawda.

-Przecieżmniekocha,dobrzeotymwiem,aupierasię,żesięzemnąnieożeni.Żewogóleniechcesię
żenić.

Książęmilczał.

Linnetwydmuchałanos.

-Możejeszczezmienizdanie.

Zoczuksięciaodczytałaodpowiedź.

-Niezmieni,prawda?-Łzyznowupociekłyjejpopoliczkach.

-Och,mojakochana,jakżechętnieudzieliłbymciinnejodpowiedzi.

-Rozumiem-zatkała.-Czymożemyjużjechać?Zawahałsię.

Natychmiastzrozumiała,ocomuchodzi.

-WaszaWysokośćchcezostaćzksiężną,toznaczyzladyBernaise,prawda?

-Niemogęjejzostawić-odpowiedziałcicho.Wjegooczachlśniłaspokojnapewnośćsiebie,takasama
jakujegosyna.-Piersateżniezostawię.Mimowszystkichmoichwystępków,sąmojąrodzinąizawsze
niąbędą.

Linnetnieeleganckopociągnęłanosem.

-Zrobiłabymtosamo.Proszęsięomnieniemartwić.Damsobieradę.

-Przepraszamzawszystko-odpowiedziałksiążę.-Serdecznie,głębokoprzepraszam.Powózzabierze

background image

paniądowsi,gdzieczekasłużbaipanipokojówka.Niemożemydłużejzwlekać,bopoleciłemimruszyć
beznas,jeśliniepojawimysięprzedwieczorem.Chcę,żebyściewszyscyznaleźlisięjaknajdalejodtej
epidemii.

-Jestemgotowadodrogi-odparłaLinnetzczkawką.

-Przykromi,żeczekapaniąsamotnapodróżdoLondynu.Zmusiłasiędouśmiechu.

-Przyzwyczaiłamsiędosamotności.

-Och.-Książępoczułsięjeszczegorzej,oiletobyłomożliwe.

-Proszęniezwracaćnamnieuwagi-odparłazbladymuśmiechem.-Poprosturozczulamsięnadsobą.
Zakochałamsięwtympańskimokropnymsynu.Itobeznadziejnie.Terazmuszęjakośurządzićsobie
życiebezniego.Jakośsobieporadzę.

Choćnaraziewydawałojejsiętoniewyobrażalne.Nasamąmyślbólściskałjejserce.

-Niebędziełatwo-powiedziałksiążęipoklepałjąpokolanie.-Alejeślimniesięudało,toitysobie
poradzisz.

-Możekiedyskończęsześćdziesiątkę-powiedziałazuśmiechem-przyjadędoWaliiizmuszęPiersa,
żebyzamieszkałzemnąwdomkustrażnikanatydzieńalbodwa.

-Koniecznie-odpowiedziałksiążę.-Będziemilżejznadzieją,żekiedyśwyciągnieszgowkońcuztego
zamku.

-Jeślimupantopowie,toposześćdziesiątceniebędęmiałatunicdoroboty-odparłaszczerze.

-Wiem.Niewspomnęmuotobieanisłowem.Gdybymwiedział,jakbardzomnienienawidzi,nie
sprawiłbymcitakiegocierpienia.Głębokonadtymboleję.

-NiespotkałabymwtedyPiersa-stwierdziłaiznowuotarłaoczy.-Wyjeżdżamzezłamanymsercem.

Uścisnąłjejkolano.

-Jesteśwspaniałąkobietą,wiesz?

Uśmiechnęłasięnieśmiało,bezśladurodzinnegouroku.

-Dziękuję.ŻyczęszczęściaWaszejWysokości.

Brwiksięciapodjechałydogórywidentycznymgrymasiejakujegosyna.

-Dziękuję.-Uchyliłdrzwiczkipowozu.-OdwiedzęcięzarazpopowrociedoLondynu.

-Pewnieniesam-powiedziała.

Zatrzymałsięnamomentnaschodkach.Ledwiedotarładoniejodpowiedź,gdyzeskakiwałnaziemię.

background image

-Mamnadzieję,żenie.

Zamknąłzasobądrzwi.Rozległysięmęskiegłosy,apotempowózruszyłprzedsiebie,corazdalejod
zamku,corazdalejodoceanuimorskiegobasenu,odKibblesaiBittsa,Prufrockaipacjentów.Coraz
dalejodPiersa.

Upuściłachusteczkęnapodłogę.Odpłaczurozbolałajągłowa.Cozaprzeszywającyból.Niemogła
uwierzyć,żetendzieńjeszczesięnieskończył.Żewłaśniejedziepowozem,aniezasypiawswoim
łóżku.ZtrudemwyobrażałasobiedrogędoLondynu,dzieńzadniemwtympudle.

Pochwilipołożyłasięnamiękkimsiedzeniu,wpatrującsięwrozkołysanysufit.Byłojejniewygodnie.
Chybanadwyrężyłasobieszyjęiplecyprzypływaniu.Wkońcuzamknęłaoczyipozwoliła,byłagodne
kołysaniepowozuzabrałojądalekoodszorstkichsłówPiersa,choćwciążpowracałyechemwjejśnie.

background image

28

Wsześćdnipóźniej

Umiera-powiedziałPierś,czującukłuciebólu,którezawszemutowarzyszyłowtakichchwilach.
Spojrzałnazażywnegosześćdziesięciolatka.

-Zakażdymrazem,gdymupodajęwodę,wyciekamuzust-odezwałsiępielęgniarz.

-Zadbajoniegonajlepiej,jaksięda-poprosiłPierś,ruszająckorytarzem.-Możliwe,żeprzekrwione
oczytooznakanadchodzącegokońca.

-Wyglądajakłasica-przyznałSébastien,opierającsięościanę.

-Idźspać-poprosiłgoPierś.-Całąnocbyłeśnanogach.Jaktakdalejpójdzie,będzieszdoniczego.
Pozatymprzynajmniejoddwóchgodzinnieprzywieziononamnikogonowego.

Jakbywodpowiedzi,ktośzałomotałdodrzwi.Sébastienzaśmiałsięsucho.

-JaktamBitts?

-Przyspieszonypuls,alegorączkaustąpiła.Powiedziałemjegosłużącemu,żemożedaćmudzisiajtrochę
bulionu.

Najgorszejużzanim.

Sébastienodepchnąłsięodściany.

-Mamwrażenie,żeepidemiawygasa.

-Tobybyłologiczne-odpowiedziałPierś.-Nakazaliśmyprzecieżizolowaniechorych.DziękiBogu,że
ograniczyłasiętylkodomiejsc,któreodwiedziłtenmłynarz.

-Idęspać-stwierdziłkuzyniprzerwałnamoment.-Wiesz,żetwójojciecwciążtujest?

Pierśgwałtowniepoderwałgłowę.

-Cotakiego?

-Zamieszkałwdomustrażnika,razemztwojąmatką.Wczorajwyszedłemsięprzewietrzyć.Siedzieliw
ogrodzie.

Pomachałemim,alenaturalnieniezbliżałemsię.

-Naprawdę?-Pierśbyłtakzmęczony,żeczuł,jakbymiałwatęzamiastmózgu.-Zamieszkalirazemw
domkustrażnika?-Nasamąmyślotymmiejscubolałogoserce,jakbychciałopęknąć.

background image

-Pewnieniedługobędziemymielinowąksiężną-potwierdziłpogodnieSébastien.-Twójojciec
obejmowałjąramieniem.Słodkiobrazek.

-Zaraz!Toznaczy,żewyprawiłLinnetsamą,bezżadnejeskorty-stwierdziłPierś,czującnagłyprzypływ
gniewu.-

WysłałjądoLondynuzupełniesamą!

Sébastienzmarszczyłbrwi.

-Nielicząctłumulokajów,paniensłużącychikonnych.Razemtrzypowozyludzi.Nalitośćboską,Pierś,
przecieżtotyjąwyrzuciłeś.Zapomnijoniej.Nicjejsięniestało.Pomyśl,żetwojamatkaprzyjechałatu
samaażzAndaluzji.

Linnetbyłastorazybardziejzagrożonaniżjegomatka.AlePierśugryzłsięwjęzykinicniepowiedział.
UszczytuschodówpojawiłsięKibbles.

-Jedenznowychpacjentówkiepskorokuje.Wioskowylekarzprzystawiłmupijawki.

-Weźsięwgarść-nakazałkuzynowiSébastienchrapliwymzezmęczeniagłosem.-Linnetwyjechała.To
jużprzeszłość.

-Idźwreszciespać-warknąłPierśiodprawiłgogestemdłoni.OdwróciłsiędoKibblesa.

-Wydawałomisię,żetłumaczyliśmy,jaknależyopiekowaćsięchorymi.

-Żonamówi,żesłyszelioizolowaniuchorych,alenieosposobachleczenia.

-Wktórejtobyłowiosce?

-Llanddowll.

-Mamystamtądtrojepacjentów.PoślijtamNeythena,konno.Dobrzedogadujesięzludźmi,traktujągo
jakswojego.Niechspróbujeprzekonaćtamtegokonowała.Ajeślimusięnieuda,niechdamuwłebi
przywiezietudonas.Wsadzimygodolochu.

Kibblespokręciłgłową.

-Neythenzachorował,alenałagodnąodmianę.Jestwzachodnimskrzydle.Myślę,żePrufrockniema
wolnychludzi.

-Wtakimraziewioskowimusząradzićsobiesami-odpowiedziałPierśzeznużeniem.-Zaprowadź
mniedopacjenta.

-PanConnahmabardzowysokągorączkęisłabypuls-objaśniałKibbleswchwilępóźniej,stojącprzy
łóżkuchorego.

-Gardło?

background image

-Ciemnawysypka.Skórałuszczysiędotegostopnia-Kibblesprzekręciłrękępacjenta-żezeszłymu
paznokcie.

Pierśpopatrzyłnachorego.Mężczyznamiałzamknięteoczy,oddychałpłytkoiciężko.

-Odjakdawnachoruje?-Pierśspytałjegożonę.

-Szóstydzień-odpowiedziała.Stałaobokłóżka,załamującręce.-Tosięstałobardzonagle.
Położyliśmygowosobnympokoju,takjakmówiłpastor.Odesłałamdziecizdomu.

-Prawdopodobnieuratowałaimpaniżycie-mruknąłPierś.

-Acozmężem?CozmoimBarrisem?

Uznał,żenajlepiejbędziepowiedziećjejtowprost.

-Prawdopodobnienieprzeżyje.Oczywiściejestjakaśszansa.Jestsilny,będziemyoniegowalczyć.
Wszystkookażesięjutro.

Zacisnęładłońnasłupkułóżka.

-Czyprzeżyłby,gdybymgotuwcześniejprzywiozła,jakmiałgorączkę?Proszęmipowiedzieć.

-Nie.-Pierśspojrzałjejprostowoczy.-Przebiegchorobyjestzawszeniezmienny.Niepotrafimy
przewidzieć,ktoprzeżyje,aktoumrze.

-Czytoprzezpijawki?Niechciałamich,aledoktorsięuparł.Przyjechałażzsąsiedniejwsiiwydawało
misię,żegdybyśmyodesłaligozniczym,byłobytostratąjegoczasu.Przyłożyłjenagardle,tamgdzie
mężanajbardziejbolało,żebywyssałyzakażonąkrew.Takmówił.

-Żadenzabiegnictuniepomożeaniniezaszkodzi.JedenBógwie,kiedyprzychodziczas,żebyumrzeć.

-Bóg-szepnęła.-Toprawda.Barrisconiedzielęchodziłdokościołaizawszepomagałbiedniejszym
odnas.Nawetjeśliumrze.

Pierśpoczekał,ażkobietaweźmiesięwgarść.

-Nawetjeśliumrze,przeżyłdobreżycie.Kochałdzieci.Imnie.Jaktylkozachorował,powiedziałmito.
Przeżyliśmyzesobądwanaścielat.

-Byliścieszczęśliwi?-spytałPierś.

-Czasembywałociężko,aletak,byliśmyszczęśliwi-odpowiedziałaprzezłzy,którekapałyjejnaręce.-
Todobryczłowiek.Naprawdędobryczłowiek.

-Więcmaciepowóddodumy-odpowiedziałPierś.-Waszedzieciteż.

Wkorytarzupowiedziałzeznużeniem:

background image

-Niechpielęgniarzpodajemujaknajwięcejwody.Poprościeżonęopomoc.Trzebagoschłodzić.
Spróbujciezawijaniawmokreprześcieradła.Niewydajemisię,żebytensłódcośpomagał,tylko
śmierdzijakcholera,więcdajmysobieznimspokój.

-Dlaczegojejniepowiedziałeś?-spytałKibbles.-Żemogłapostąpićinaczej?Niestraciliśmyani
jednegopacjentaspośródtych,którzyzjawilisiętuodpowiedniowcześnie.Powinnosiętłumaczyć
ludziomtakierzeczy,żebywiedzieli,żeszkarlatynędasiępokonać.-Byłwyczerpany,alewjegogłosie
brzmiaładuma.

-Musiałabyztymżyć-odparłPierś,odwracającsię,byodejść.-Itakbędzieżyławspomnieniami.Jak
najednąkobietętowystarczy.

-ApocowspominałeśjejoBogu?-pytałdalejKibbles,biegnącwśladzanim.-Nigdyczegośtakiego
niemówiłeś.

-Obserwujludzi,tybaranie-warknąłPierś.-Tłumaczęcitobezprzerwy.Miałakrzyżyknaszyi.

-Pozostałychdwóchpacjentówjestwniezłymstanie.Powinieneśteżsięprzespać.

-Właśniewysłałemmarkizanaodpoczynek.

-ObajzPendersemprzespaliśmypopięćgodzin.Wiemy,jakpostępować.Damysobieradę.Idźspać.

-Jesteśnajlepszyznichwszystkich.-Pierśzlustrowałgowzrokiem.-Słuchasz,cosiędociebiemówi.

-Więcmizaufajiidźspać.

-TylkozajrzędoNeythena.Zachorowałktośjeszczezesłużby?

-Nikt,odczasutychdwóchpokojówekparędnitemu.Wydajemisię,żemycierąkskutkuje.

Neythenspał,więcPierśnawetniewszedłdopokoju.Oddrzwibyłowidać,żechorobamałagodny
przebieg.Twarziramionaprzybrałyrównomierną,czerwonąbarwę,cooznaczałowmiaręszybką
rekonwalescencję.

Potemposzedłdosiebie,chwiejącsięzezmęczenia.Opierałsięmocnonalasce,jakbybyłatrzeciąnogą.

Jegokamerdynerzajrzałdopokojuwczasiejegonieobecności,boprześcieliłłóżkoiprzyniósłzimny
posiłek.Pierśresztkąsiłzzułbutyipadłwchłodnąpościel.

Natychmiastprzyśniłmusiętensen-jakconocodchwilijejwyjazdu.

RoześmianaLinnetściągnęłakoszulkę,takjakostatniegodnia,gdybylirazem.Stałanaskalenad
basenem.Oczyjejbłyszczały,asłońceopromieniałojejpięknąsylwetkęjakanielskąpostać.

Zamachałdoniejręką.Schodziłścieżką,zachwilęmiałściągnąćubranieiprzyłączyćsiędoniej...

Inaglespostrzegłbłyskzębówpodwodą.Niebezpieczeństwo.

background image

Jakieśstworzenieczaiłosięnaniąwbasenie,głodneimordercze.

Krzyknął,alegoniesłyszała.Ruszyłbiegiemwjejstronę,aleniemógłbiec.Nogęprzeszyłból,alenie
poddawałsię,wymachiwałlaską,odpychałsięodziemi,rozpaczliwiewalczył,bydoniejdotrzećna
czas.

Linnetpomachałamuręką,apotemskoczyładolodowatejwodyztąswojąszalonąradością,bezkrzty
lęku,takjakpierwszegodnia,kiedynawetnieumiałaunosićsięnapowierzchni.

Obudziłsięroztrzęsiony.Sercewaliłomujakmłotem,natwarzyperliłsiępot.Przezdobrychpięćminut
niepotrafił

zebraćmyśli,poprostuleżał,wpatrującsięwsufit,tłumaczącsobie,żeprzecieżLinnetjestwdrodzedo
Londynu,całkowiciebezpieczna.Służbaojcajestlojalnaigodnazaufania.Samsięprzecieżprzekonał,
żeksiążędoskonalepotrafidobieraćpracowników.BezwahaniapowierzyłbyPrufrockowiwłasneżycie.

Tensenjestprawdopodobniewynikiemepidemii.Wyobraźniaszalejezpowoduwarunkówpanujących
wzamku.Z

powoduszkarlatyny.Zpowodujegogłupoty.

Ajednak,nawetgdysięuspokoił,cośgopopychałododziałania.Coś,czegoniepotrafiłsobieskojarzyć,
cośzwiązanegozLinnet.Napewnoniktmuoniejniewspominał.Odjejwyjazduwszyscyoniej
zapomnieli,jakbynigdynieistniała.

NawetSébastienwygnałjązeswoichmyśli.

Tylkoononiejmyślał,copięćminutalboiczęściej.Pochylałsięnadpacjentemizamiastzłuszczonej
skórywidział

jejdelikatnądłoń.KiedyśsiostraMatyldazawołałagopoimieniu,aonodwróciłsięjakfryga,bo
myślał,żetoLinnet.

To,żepomyliłichgłosy,byłoniezbitąoznakązbliżającegosięobłędu.

Cotobyło?Copowiniensobieprzypomnieć?Miałtowzasięguręki,awciążmuumykało.Cośotańcu...
cozabzdura.Przecieżnigdywżyciunietańczył.

Wkońcuodwróciłsięiznowuzasnął.

background image

29

Leżenienaplecachsprawiałobólniedowytrzymania,więcLinnetułożyłasięnaboku,aleniewielejej
topomogło.

Przewróciłasięnaplecyizaplątaławkoce.Przykrylijąkocami.Mnóstwemkoców.

-Wody-szepnęła,słyszącczyjśgłos.

Podniosławzroknapotężniezbudowanąpostaćmajaczącąwysokoponadnią.Tenktośpochyliłsięiujął
przegubjejdłoni.

Patrzyłanawłasnąrękęzfascynacjąiprzerażeniem.Skóra...to,cosięzniąstało,byłookropne.
Obrzydliwe.

-Naturalnie,mogliśmyjąodwieźćzpowrotemdozamku-dobiegłjągłosskądś...zokolicyjejstóp.-
Aleprawdęmówiąc,panSordidouznał,żeszkodapieniędzy.Niewiemyprzecież,ktotojest.Zajmuję
sięniąnawłasnykoszt,doktorze.Namójwłasnykoszt.

-Zamek-zachrypiała.Alechybajejniesłyszeli.Gardłobolałojąniemiłosiernie,ajęzykjakbynie
mieściłsięwustach.

-Wody-spróbowałaznowu.

Mężczyzna,którytrzymałprzegubjejdłoni,puściłgoiwyprostowałsię.

-Nieprzeżyłabypodróży,paniSordido-powiedział.-Obawiamsię,żetonajgorszaodmianachoroby.
Oczymaotwarte,alewyraźnieniejestprzyzdrowychzmysłach,composmentis.Pewniepatrzyjużna
drugąstronę.

-Alechybamamniejszągorączkę.

-Przekonałemsię,żetagorączkaprzychodziiodchodzi.Możekiedyjużbędziepowszystkim,napiszęo
tymtraktat.

Całkiempoważnieotymmyślę.

-Koniecznie,doktorze.Napewnobardzobypomógłludziom.

-Tobędzietraktatochorobachgorączkowych-zapowiedziałdoktor.-Awpodtytulemożecośtakiego:
Gorączkinawracające,przerywaneiciągłe,orazupławy.Napiszę,żeodnieśliśmyumiarkowanysukces,
stosującpijawkiwzatrutychmiejscach,aponadtorabarbarjakośrodekprzeczyszczający.

PaniSordidowestchnęłazaprobatą.

-Czysąjakieświadomościodksięcia?-spytałlekarz.-Botobyłksiążęcypojazd,prawda?

background image

-Takbywskazywałyherbynadrzwiczkach.PosłaliśmyczłowiekadoLondynu,pewniewrócizajakiś
czas.Szkodategostangreta.

-Pochowaliściego,prawda?

-Niewróciłdoprzytomnościpotejpierwszejnocy.Rzucałsięwgorączce,majacząc,żejestw
Londynie.

Pochowaliśmygoodrazu.PanSordidoniewidziałsensu,byztymzwlekać.

-Takobietatonapewnoniedama-stwierdziłdoktorznamysłem.-Podróżowałabezsłużącejibez
bagażu.

Popatrzcietylkonatękoszulkę.Tonapewnojakaśsłużącaalbopokojowa.Dobrazpanikobieta,pani
Sordido.

Zajęłaśsięnią,choćwiększośćoberżystekwyrzuciłabyjąnabruk.

-Nikomutunieprzeszkadza.Tostary,niepotrzebnykurnik-odparłaskromniepaniSordido.-Służąca
dajejejwodęranoiwieczorem,zgodniezpanazaleceniem,doktorze.

-Smródkurczakównapewnojejnieprzeszkadza-stwierdziłmężczyzna.-Chorzysamicuchną.

-Straszniespuchła,prawda?-spytałapaniSordido.-Cojejwypływazucha,doktorze?

TwarzlekarzazamajaczyłanadLinnet.

-Skażonypłyn-powiedział,prostującsięszybko.-Tunicsięniedazrobić,paniSordido.Wypełniła
paniswójchrześcijańskiobowiązekwobectychbiednychpodróżnych.

-Wyjdźmynaświeżepowietrze,doktorze.-EchokrokówpaniSordidostąpającejpodrewnianej
podłodzeoddaliłosięwstronędrzwi.Podniósłsiękurz,apochwilizacząłopadaćprzedoczamiLinnet
jakpyłekzeskrzydełwróżki.

Lekarzwyprostowałsięirównieżruszyłdowyjścia.

-Książęnapewnonagrodzipaniązatroskę.

-Tak,alepanSordidowcaleniejestzadowolony,żejątutrzymamaniżechodzimyrazemdotego
kurnika.Alepowiedziałammu,żemusipanjąjeszczerazobejrzeć,boniechcęmiećjejśmiercina
sumieniu.

-Bardzodobrzepanipostąpiła,bezwątpienia.Aletucuchnie,prawda?

-Nie!-Linnetudałosięprawieusiąść.-Błagam,nie!Widziałajakprzezmgłę,żepaniSordido
zatrzymałasięwprogu.

-Cosięzniąterazdzieje,doktorze?

background image

-Pewnieagonia-odpowiedział,spoglądającprzezramię.-Chodźmystąd.Próbowaliśmywszystkiego,
cowludzkiejmocy;

niestety,onazachwilęoddaduchaBogu.Szczerzemówiąc,powinnapanipowiadomićpastora.

-Och,niebędęwzywaćpastoradlatakiej...-Głosucichł.

Drżącnacałymciele,Linnetdotknęłatwarzydłonią,któraledwiezamajaczyłajejprzedoczyma.Odjak
dawnatuleży?Wydałojejsię,żeoddługichtygodni...alboodmiesięcy.

Powoli,bardzopowoliprzesunęładłońwstronęszklankistojącejoboksiennikaiprzyłożyłajądowarg.
Płynspłynął

jejdowarg,chłodnyicudowny.Alewchwilępóźniejuświadomiłasobie,żezapomniałaprzełknąćima
terazmokrąszyję.Spróbowałajeszczeraziwodawpadłajejdonosa.Napoliczkuzalśniłałza.

Czuła,żezachwilępowrócigorączka.Woda,pomyślała.Tymrazemudałojejsięprzełknąć.Alekiedy
odstawiałaszklankę,przewróciłająnabokiresztapłynuwylałasięnapodłogę.

Niemawody.Niemawody.Słowadzwoniłyjejwgłowiewrytmuderzeńserca.

Straszliwyżarpowracał,wciągającjąwgorączkowywir,wktórymnicjużniebyłosłychaćaniwidać.
Alewoda...

Powierzchniabasenumieniłasiębłękitem,chłodnaizapraszająca.ObokstałPierś,ajegoszczupła,
sardoniczna,ukochanatwarzuśmiechałasiędoniej.

Zanimogarnęłajągorączka,posłałamumyślpełnąmiłości,wspominając,jakdzielnieszedłprzezżycie
pomimocierpienia.Jegouśmiech.Błyskinteligencjiwoczach.

Onsięnigdysięniepoddaje,pomyślała.Czarnepunkcikizatańczyłyjejprzedoczamiiprzesłoniływidok
poszarzałychzestarościdesekprymitywnegoposłania.

PotemnapłynęłafalagorączkiiLinnetzamknęłaoczy.

background image

30

Następnegodnia

Późnymrankiemstałosięjasne,żeepidemiawygasa.Dozamkudotarłotylkotrzechnowychpacjentów,
wszyscywłagodnymstadiumchoroby.

PorazpierwszyodwybuchuszkarlatynySébastieniPierśzrobilisobieprawdziwąprzerwęnadrugie
śniadanieiusiedliwmałymsalonie,gdziePrufrockpodałpieczonekurczętaiwino.

-Wracakultura-westchnąłPierś.-Zaniosłeśposiłekmoimrodzicom,Prufrock?

-Takjest,milordzie-odparłmajordomus.-JegoWysokośćodebrałnaczynia,naturalnie,gdyoddaliłem
sięnabezpiecznąodległość.-Odchrząknąłidodał:-Wyglądałnazadowolonego.

-Madrańszczęście-odparłPierś.-Przebaczyłamu.-Ontakżewybaczyłojcu.Takiejestżycie.
Przyszedłczas,żebyzapomniećogniewienaojcaiiśćdalej,wprawdziekulejąc,alezawsze.

-Żylidługoiszczęśliwie-skomentowałSébastien,pociągającłykwina.-Chryste,jakdobrzeznowubyć
czystym.

Myślałem,żeniewyjdęztejwanny.

PrufrockpodałPiersowipółmisekmłodych,miękkichszparagów.

-DoktorBittswstałdziśzłóżka.Wciążjestsłaby,alejegosłużącypowtarzał,żejużdopytujesięo
pacjentów.

-Bitts-zadumałsięPierś.-Nienajgorszyzniegolekarz,szczególniedlawysokourodzonych.Lepszyod
Pendersa.

Tendureńprzyszedłdomniewczorajzróżanymnaparemdoprzemywaniajęzykówpacjentów.Myślę,że
toimniezaszkodzi,aleraczejteżniepomoże.

-Moimzdaniem,najlepsilekarzepochodzązeszlachty-stwierdziłSébastien.-Chociażbymydwaj.-
Uśmiechnął

się.Wjegozmęczonychoczachlśniłtriumf.-Odwaliliśmykawałświetnejrobotyztąszkarlatyną,Pierś.
Aprzytejchorobieprzecieżniczego

sięludziomnieamputuje,więctonienaszaspecjalność.Wkażdymrazieniemoja.

-Myjesteśmyanomalią.-Pierśzakręciłwinemwkieliszku,starającsięniemyślećoLinnet.Bez
powodzeniazresztą,bozapominałoniejnamomenttylkopodczasdiagnozowaniapacjentów.-
Większośćdżentelmenów,takichjaknaprzykładBitts,najlepiejsięczujewsalibalowej...

Przerwał.

background image

Bitts...tańczącyzLinnet,śmiejącysiędoniej.Pochylającysięnadnią.Oddychającywjejstronę.Co
wieczór,prawiecowieczór.Pierśwstałtakgwałtownie,żeprzewróciłkrzesło.

-Linnet!

Sébastienotworzyłusta.

-PrzecieżonatańczyłazBittsem.Jestemkompletnymidiotą.TańczyłazBittsemwieczorem,zanim
zachorował,apotemwyjechała,samawpowozie.

Krewodpłynęłamuzgłowy;zrobiłomusięniedobrze.

-Gdzietacholernalaska!

Prufrockpodskoczyłipodniósłjązpodłogi.Sébastienrównieżwstał,marszczącczoło.

-ObjawyuBittsapojawiłysięnastępnegodnia-stwierdziłPierśchrapliwie.-Następnegodnia,Seb!
Onamożeterazbyćgdziekolwiek.Chora.Możenawet...

OdwróciłsięiodepchnąłPrufrockazdrogitakmocno,żetamtenzatoczyłsięnakredens.

-Jadęjejszukać!

-Poczekaj!-krzyknąłSébastien.-Trzebasięzastanowić.

-Niemanadczym-odparłPierś;panikapłynęławjegożyłachjakkulkirtęci.-Jadęzanią.Dajmi
surdut,durniu-

warknąłnalokaja.-Prufrock,powóz.Najszybszy,jakimamy.Dwukółkę.

-Niewieszprzecież,gdzieonajest-protestowałSébastien.-AniktórędypojechaładoLondynu.Nie
pojedzieszprzecieżdwu-kółkądosamegomiasta.

-Spytamojcaodrogę.Ajeśliumrzedlatego,żepozwoliłjejjechaćsamej,togozabiję.

-Pierś!

NiezwracającuwaginakrzykiSébastiena,zbiegłwdółścieżką,uważniestawiająclaskę,żebysięnie
przewrócić.

Książęwyszedłzdomkuizbladłjakściana,kiedyusłyszał,cosięstało.

-PojechalidrogądoSwansea-wyjaśnił.-PoleciłemsłużbieczekaćnaniąwLlanddowll.

-WLlanddowllczyLlanddowrr?-dopytywałsięPierś.Książęzbladłjeszczebardziej.

-Wydajemisię,żepowiedziałemLlanddowll,aleniejestempewny.

-Llanddowrrwydajesiębardziejsensowne,bojestprzydrodzenapółnoc,doCarmarthen.-Pierś
zawróciłnapięcieiruszyłpodgórędozamku.Znowuprzeżywałswójsennykoszmar.Szedłwolno,za

background image

wolno,przeztęcholernąnogę.

Niezdąży,byjąuratować.

Powózjużczekałprzedzamkiem,zaprzężonywczwórkęwypoczętychkoni.

-Miałabyćdwukółka-warknąłPierśdoPrufrocka,któryczekałprzydrzwiach.

Sébastienzbiegłposchodach.

-Przecieżniewiesz,gdzieonajest.JeślizłapałatęszkarlatynęodBittsa-aprzecieżwcaleniejestto
powiedziane-

więcjeślisięzaraziła,towczesneobjawywystąpiłypodkoniecpierwszegodniapodróży.Albonawet
drugiego.Nieznajdzieszjejwpobliżuzamku,Pierś.

-Dlaczego?-warknął.

-Boniejestchora.Gdybybyła,tosłużbanatychmiastprzywiozłabyjązpowrotem.Gdybybyłazbyt
chora,żebyjąprzewieźć,przysłalibykonnegoposłańca.Minęłojużsześćdni.Nawetjeślizachorowała
drugiegodniapodróży,jużbyśmyotymwiedzieli.Służbasięniepochorowała.Nietańczyliprzecieżz
Bittsem.

Pierśzatrzymałsięznogąnastopniupowozu.

-Wyjechałasiedemdnitemu,aniesześć.Mogliodjechaćdaleko,zanimwystąpiłyobjawy.Niektórzy
pacjenci...

Aha,rozumiem.

Niepodstawiliściedwukółki,bobyćmożebędęmusiałdotrzećażdoLondynu.Rozumiem.

Sébastienpołożyłmudłońnaramieniu.

-Napewnoniezachorowała,Pierś.DojechalibezpieczniedoLondynu,iLinnetczekatamnaciebie,cała
izdrowa.

-Tegoniewiesznapewno-Pierśwskoczyłdopowozu.

-Nigdyniebędzieszwiedział,czyżyje,czyumarła,jeśliniebędziestaleprzytobie-stwierdził
Sébastienlogicznie,doprowadzającPiersadoszałutymisłowami.

Pierśrzuciłsięnasiedzenie,akuzynpodałmuprzezdrzwijegolekarskątorbę.

-Weźjązesobą,nawszelkiwypadek.Sątamwszystkiemaści,którychużywalinasipielęgniarze,choć
niemampojęcia,czycośpomagają.Trochęsłodudozrobieniapianyibuteleczkazróżanąwodą
Pendersa.Chceszeskortę?

-Niechzostanąwdomu-odparłPierś.-Neythenjeszczeleży.WystarczymiBuller.-Położyłtorbęna

background image

siedzeniuobok.

-Jestempewny,żeLinnetmasiędoskonale,alejedźponią-uśmiechnąłsięSébastien.-Damysobieradę
bezciebie.

-Niepotojadę,baranie.Przecieżonamożebyćchora-warknąłPierś.

-Jedzieszponią,więcoszczędźsobietychprotestów-stwierdziłkuzyn.-Wiedziałem,żetaksięskończy.
Niedogoniszjej,mazbytdużąprzewagę.BędzieszmusiałsięprzedniąpłaszczyćwLondynie.

-Niezamierzam...-zacząłPierś.

Sébastienwymierzyłmuprzyjaznegokuksańca,takjakwtedy,gdybylimałymichłopcami.

-Jateżjąlubię.Wszyscychcemyjąmiećwrodzinie.Apozatym...onanależydociebie.Tosiępoprostu
czuje.Jesttwoja.

-Jestmoja-powtórzyłPierś,smakująctesłowa.Pasowałyjakulał,czułjewsercu.-Jestmoja-
potwierdził.

-Więcsprowadźjądodomu-uśmiechnąłsięSébastien.Pierśpostukałwsufitpowozu.

-Odsuńsię,Seb.Muszę...-Drzwizamknęłysię,zanimdokończyłzdanie.

-Muszęodnaleźćżonę-powiedziałnagłos,choćpowózbyłpusty.-MuszęodnaleźćLinnet,przywieźć
jądodomuipoślubić.

background image

31

MalutkawioskaLlanddowrrdrzemała,skąpanawpopołudniowymsłońcu.Pierśstanąłwdrzwiach
gospody,usadowionejprzygłównymtrakcie,izacząłwymachiwaćlaskąjakwariat.Nigdzieniebyłoani
śladuchorychpodróżnych...właściwieżadnychśladówszkarlatyny.Niktniewywiesiłostrzegawczych
szkarłatnychszmatzokien,wszędziepanowałspokój.

-Tak,słyszeliśmyozarazie-powiedziałoberżysta,spoglądającnaniegozlękiemnasamąmyślo
chorobie.-

Przejeżdżałtutłumludzi,całasłużbaksięcia.Zatrzymalisięnaposiłek,apotempognaliprzedsiebie,
byledalej.

-SłużącyksięciaWindebank-potwierdziłPierś.-Zatrzymalisiętutaj?

-Prawiedowieczora.

-Czydołączyładonichmłodadamawpojeździezherbamiksięcia?

Oberżystanamomentprzymknąłoczy.

-Trudnopowiedzieć.Byłytrzypowozy,amyrazemzżonąprzygotowaliśmyjedzeniedlawszystkich
podróżnych.

Byłoichczternaścioro.Wszyscyweszlirazemdogłównejsali.

-Wszyscyrazem-powtórzyłPierś.-Amłodadama?Miaładonichdołączyćpóźnympopołudniem.

-Nicotymniewiem,możeniechciałanicdojedzenia.PierśpomyślałoLinnet,ojejzrozpaczonej
twarzynachwilęprzedrozstaniem.

-Najprawdopodobniejniemiałaapetytu.

-Zapytamchłopakaodkoni-powiedziałoberżysta,wychodzączzalady.-Onbędzienajlepiejwiedział,
czyzajechał

tuczwartypowóz.Ztego,cowiem,wszyscybardzosiędenerwowaliipowtarzali,żeksiążępoleciłim
ruszaćwdrogę,jeślionniedołączydonichprzedwieczorem.

-Przecieżchybaczekalinaniegodoskutku.-Pierśzcałejsiłystarałsięzapanowaćnadgłosem.

Nienajlepiejmusiętoudało,booberżystanerwowoobejrzałsięzaniego,zanimwyszedłzadrzwii
zawołał:

-Daw!Daw,gdziejesteś,dociężkiejcholery?

DawwłaśniezajmowałsiękońmiPiersa,wycierałjeiplotkowałprzytymzBullerem.Podskoczył,

background image

słyszącwrzaskioberżysty.

-Czyjakaśmłodadamazajechaławpowozieidołączyładotychtrzech,wktórychpodróżowalisłużący
księcia?-

spytałjegopryncypał.

Dawpokręciłgłową.

-Czekalituażdoósmej.Choćtozapóźnagodzina,byruszaćdrogąnapółnoc,wszyscysiedzielijakna
szpilkach,takbalisiętejchoroby.Pewniejechaliprzezcałąnoc.

-Toznaczy,żedonichniedołączyła-powiedziałPierś,czując,żetracinadzieję.Powinnaprzecież
dojechaćdocałejgrupynadługoprzedumówionągodziną.

-Mówili,żeczekająnaksięcia-wtrąciłDaw.-Aleniktnieprzyjechał,więcruszyliwdrogę.

Pewniepojechaładoniewłaściwejwioski.PierśrzuciłoberżyściegwineęizwróciłsiędoBullera:

-Musimyzawrócić.JedźmydoLlanddowll.

-Llanddowll-powtórzyłDaw.-Wioskaniewiększaodwychodka.

-Terazjestjeszczemniejsza,bodużoludziumarłowniejnaszkarlatynę-odparłPierś.

Jegorozmówcaodsunąłsięodpowozuiruszyli.Pierśpostukiwałpalcamiposzybie.Awięcniedotarła
doLlanddowrr.Toznaczy,że...cotomogłooznaczać?NapewnozawieźlijądoLlanddowll.

Aledlaczegoniewróciładozamku,skoronieznalazłatamsłużbyksięcia?Przecieżnieruszyłado
Londynucałkiemsama.

Niemożliwe.Bezrzeczy,bezpokojówki.Wszystkobyłowkufrach,którezabrałasłużba.PrzecieżLinnet
nawetniemogłasamodzielnierozpiąćguzikówswejsukni.

To,cojejpowiedział,niebyłoprzecieżażtakstraszne,żebyuciekłaodniegowjednejzmianieodzieży.

Zaoknemprzesuwałsięlas,milazamilą.LlanddowllbyłopoprzeciwnejstroniezamkuniżLlanddowrr.
Wkońcuzobaczyłwieżyczkiswegodomu.Koniezwolniłyistanęły.

-Niezatrzymujsię,dodiabła!-krzyknąłPierś,otwierającdrzwi.

-Koniesięzmachały-odpowiedziałprzepraszającostangret.-Jeśliichniezmienimy,będęsięmusiał
wlecnogazanogą,więcszybciejbędzie,jeślijezmienimy.

OdpowiedźPiersabyłanieparlamentarna,aleniewieledała.Zmęczonekonieposzływstronędomu.
Słońcepowolizachodziło.Czas,cennyczasprzeciekałmuprzezpalce,aonwciążbiegłścieżkąwstronę
oceanu.Pewniesięspóźni.

NadrodzepojawiłsięPrufrock.

background image

-Milordzie?

-NiedotarładoLlanddowrr-wyjaśniłPierś.-JedziemyjejszukaćdoLlanddowll.

-Psiakrew-zakląłprzejętyPrufrock.Pierśprzełknąłślinę.

-MożepojechaładoLondynunawłasnąrękę,kiedyniezastałasłużbywzajeździe.

Prufrockskinąłgłową.

-Pewnietakbyło.PannaThrynnepewnieniechciała...-Umilkł.

-Niechciałatuwracać-dokończyłPierś.Sercetłukłosięwpiersijakuwięzionyptak.

-Napewnopojechałasama-mruknąłPrufrock,choćwidaćbyło,żesamwtoniewierzy.

-Sąnowipacjenci?

-Nie-odparłPrufrock.-Ajedenztych,którzybylinaostatnichnogach,BarrisConnah,chybasię
wyliże.

Przyszływkońcuświeżekonie,więcPierśwsiadłdopowozu.Potknąłsięiomałonieupadł.Ruszyliw
drogę.

JeśliLlanddowrrbyłomałąwioską,toLlanddowllstanowiłopoprostuprzysiółekledwiezauważalny
pośródlasu.

Przygarbionazestarościgospoda,kilkadomów.Niebyłomłyna,więcmłynarznapewnotuzaglądał.
Pięćdziesiątdusz,niewięcej.

Kiedyzajechalidogospody,byłojużprawieciemno.Oberżystastanąłwdrzwiach,gdytylkopowózsię
zatrzymał.

Miałcienkinos,zapadniętepoliczki,brudnąbrodęitłustąchustkęzawiązanąwokółszyi.Zacierałręce.
Widaćbyło,żemasięnabaczności,azarazemcieszyzprzyjazdupodróżnych.

-Dobrywieczór,sir-zawołałnawidokPiersa.-WitamyPodSpłukanymGraczem.JestemSordido,
tutejszyoberżysta,alemuszęostrzecmilorda,żemamytuwewsitakidrobnykłopot...

-Szkarlatynę-przerwałmuPierś.-JestemhrabiaMarchant.Przyjęliśmyczterechpacjentówztejwsi.

-Robiliśmy,cownaszejmocy-odpowiedziałoberżysta,wyczuwająckrytykę.-Izolowaliśmyich,gdy
tylko...

-CzybyłatumłodadamawpojeździezherbemksięciaWindebank?

PierśzobaczyłtowoczachSordida,zanimmężczyznazdążyłsięodezwać.Uciekłspojrzeniemwboki
zaczął

background image

przestępowaćznoginanogę.Pierśwjednejchwilizłapałgozalepkąodbruduszmatęnaszyi.

-Gdziejest?Umarła?

-Niezrobiliśmyniczłego!-zaskrzeczałmężczyzna,czerwieniejącnatwarzyjakburak.-Zajęliśmysię
niąbardzotroskliwie.Naprawdę.Stangretemteż,zanimumarł.

Awięconażyje.Pierśpuściłszmatęiodsunąłsięokrok.

-Gdziejest?

Sordidoznowuuciekłspojrzeniemwbok.

-Odizolowaliśmyją,takjakkazałpastor.Jeślipanpoczekanasali,milordzie,żonazajrzydotejpannyi
sprawdzi,czyjestgotowadowizyty.

-Panny?

Oberżystacofnąłsięokrok.

-Myśleliśmy...doktormówił...znaczymymyśleliśmy...żetopannasłużącaksięcia.

-Pannasłużąca?Myśleliście,żeprzyszłahrabinatopokojówka?Buraczkowezabarwienietwarzy
mężczyznyzmieniłosięna

bladożółte.

-Niesposóbbyłoodgadnąć,żetodama,milordzie.Niemiałapokojówkianikufrów.

-Przecieżstangretbywampowiedziałprzedśmiercią.-Pierśzkoleipostąpiłokrok.

OczySordidaprzeskoczyłynajegolaskę,apotemzpowrotemnatwarz.

-Nicniedałradypowiedzieć.Byłchory,śmiertelniechory.Cośtammajaczył,alezupełniebezsensu.
Zarazpotemumarł.

Pierśnamomentzamknąłoczy.Coonwyprawia?Handryczysięzoberżystą,kiedyLinnet...

-Zabierzciemniedoniej.

Toniebyłaprośba,tylkorozkaz.

Mężczyznaobejrzałsięrozpaczliwieizawołał:

-Moll!

Żonabyłaniecoczyściejszaodniego;miałamałe,bliskoosadzoneoczkajakułasicy.Panikaścisnęła
gardłoPiersa.

Stangretdotejporyobserwowałwszystkozkozła;terazzsiadł,przywiązałwodzeistanąłuboku

background image

hrabiego.

-Jegolordowskamośćszukatejkobiety,znaczytejdamy-poprawiłsięSordido-którazachorowała.
Zajęliśmysięniąnanaszkoszt.Niemiałaprzysobieżadnychpieniędzy-powiedział,wysuwając
podbródek.

Pierśzmarszczyłbrwi.Możliwe,żeniezabrałazesobątorebkialbozostawiłająwsalonie,wychodząc
przezokno.

Stangretna

pewnomiałprzysobiepieniądzeodksięcianawydatkipodróżne,alejeślizachorowałizmarłodrazupo
przyjeździe,jaktwierdziłtenczłowiek...

Zonaoberżystydygnęła.

-Przykromipowiedzieć,aletapanijestbardzochora.Doktorbyłuniejwczorajipowiedział,że
zrobiliśmydlaniejwszystko,cowludzkiejmocy.

Pierśzacisnąłszczękitakmocno,żeledwiemógłwycedzićsłowa:

-Zaprowadźciemniedoniej.

-Jakjużmówiłem,proszępoczekaćchwilęnasali,amojażona,paniSordido,upewnisię,czymłoda
damamożeprzyjmowaćgości.

-Zaprowadźciemniedoniej.PaniSordidoznowudygnęła.

-Zapozwoleniem,milordzie,aleniemogłabymtegozrobićzczystymsumieniem.Tamłodadamajestw
delikatnym,wrażliwymwiekuiniejestmężatką.Pójdęnajpierwupewnićsię,czy...

GłosPiersaodbiłsięechemodściancichegodziedzińcajakstrzałzbata.

-Zaprowadźciemniedoniej,itojuż!

Ruszyłkudrzwiomgospody,uderzająclaskąwbruk,alezatrzymałgogłosstangreta:

-Milordzie!

Żonaoberżystywłaśnieznikałazarogiembudynku,ajejmążstałibezradniepatrzyłwśladzanią.

Pierśruszyłwtamtąstronę.Tooczywiste,żeniepołożylijejwgospodzie.Samprzecieżzalecał
kwarantannędlachorych.Skręcilizaróg.PaniSordidoprawiebiegła.Pierśobejrzałsięprzezramię.

JegostangretBullerwjednejchwilidopędziłkobietęichwyciłjązałokieć.

-Pójdziemyrazem,dobrze?-powiedział.Bullerbyłpotężniezbudowanymmężczyzną.Mówiłcicho,ale
widaćbyło,żepaniSordidosięgoboi.

background image

-Tonieprzyzwoite!-pisnęła.-Ladyniejestprzyzwoicieodziana!

Pierśskupiłsięnawybieraniuwciemnościachdrogipokamieniach.Czulobecnośćoberżysty,który
dreptałzanimi.

Odpobliskiegolasukładłsięcorazgęstszycień.Strachogarnąłjegoumysł,pulsowałwgłowieiw
sercu.

Szlidwie-trzyminuty,ajemuwydawałosię,żeminęłagodzina.PaniSordidowzbraniałasięprzezcały
czas,aleBullertrzymałjąmocno.

-Tutaj-powiedziaławkońcu,araczejrzuciłaimtesłowawtwarz.

Bullerodezwałsiępierwszy:

-Toprzecieżkurnik.Pierśtylkopatrzył.

-Todobrykurnik-odpowiedziałagospodyni.-Jestwysoki,nietrzebasięschylać.Odpółrokunie
trzymamytukur.

Położyliśmyjątutaj,amojasłużącazaglądadoniejcoranoicowieczór,tylkodziękimojemu
chrześcijańskiemumiłosierdziu,naprawdę.Doktorbyłuniejdwarazy,choćniemiałktozaniązapłacić.

Pierśdosłownieskamieniał.Wkurnikuniebyłookien,adrzwiwisiałynajednymskórzanymzawiasie.

Nieheblowanedeski,zktórychgozbudowano,powolizaczynałyodpadaćiścianyświeciłydziurami.

-Cotakcuchnie?-spytałBullergłosemniższymocałąoktawę.Chybamocniejzacisnąłpalcena
ramieniupaniSordido,bopisnęłazurazą.

-Tokury-odpowiedziała.-Śmierdząprzecież,ajaniemiałamczasuponichposprzątać.

Pierśotrząsnąłsięzbezwładuipospiesznieprzeciąłniewielkąpolankęprzedkurnikiem.Jakaśczęść
jegoumysłukrzyczałazpanicznegostrachu,adrugaponurośledziłaprzebiegwydarzeń,takisamjakw
tymkoszmarnymśnie.

DotarłdoLinnet.Alezapóźno...

SłyszałzasobąprotestypaniSordidoiburkliweodpowiedziBullera.Szarpnąłzaklamkę.Zawiaspuścił
idrzwizhukiemupadłynaziemię.

Zpoczątkunicniewidziałwciemności,tymbardziej,żeoczynatychmiastzaszłymułzamiwtym
smrodzie.

Uważniewymacywałdrogęlaskąiprzesuwałsiękrokzakrokiem,czekając,ażoczymusię
przyzwyczają.

-Linnet-powiedziałcicho.Cicho,bojegoserceznałoprawdę.Umarła,zjegowiny.

background image

Cisza.Zrobiłkolejnykrokiwreszciezacząłcoświdzieć.Nigdzieniebyłołóżka.Spojrzałwdół.Jeszcze
krok,abynaniąnastąpił.

Kobietaujegostópwniczymnieprzypominałaroześmianej,pięknejLinnet.Naszczęścienaturalekarza
wzięłagóręnadrozpaczą.Odrzuciłlaskę,ukląkłobokchorejiująłprzegubjejdłoni.

Przezchwilębałsię,żenieczujetętna,alewkońcujezłapał:nitkowateisłabe,alejednakbyło.

-Linnet-powtórzył,dotykającjejpoliczka.Niewidziałłuszczącejsięskóryaniskołtunionychwłosów,
tylkokształtjejukochanejtwarzyiskulonąnabokusylwetkę-jakzwykle,kiedyspała.Kochałją.Kochał
jątakbardzo,żesercemupękało.

Nieodpowiedziała.Chmurapyłuzkurzegonawozuuniosłasiędokolan,gdyzmieniłpozycję.Naturalnie,
byławgorączce.Otępiały,notowałwpamięciobjawy,jakiezdołałdostrzecwpółmroku,iniebyłw
staniewyciągnąćoczywistegowniosku.

Zamiasttegosięgnąłpolaskę,wstałipochyliłsię,bywyjśćnazewnątrz.

-Tonienaszawina-zaskowytałanajegowidokpaniSordido.Bullerwciążtrzymałjąmocno.

-Rozumiem,żeniemaciewtejchwiligościwgospodzie-stwierdziłPierś.

-Nie-wysapała.-Wtejchwiliniemanikogo,ale...

-Przejmujębudynek.Musiciesięzniegowynieść.

-Gdziejestkaretaksięcia?-spyta!nagleBuller.-Niewidzęteżjegokoni.

Namomentzapadłacisza,apotemSordidowyjaśnił:

-Naturalnie,odesłaliśmyjedoksięcia,doLondynu.

BullerznowuchwyciłpaniąSordidozaramię,alewoczachPiersamusiałobyćcośstraszniejszegoniż
groźbaużyciasiły.Kobietajęknęłaipowiedziała:

-Wszopiezagospodą.

-Wcalenie-ryknąłSordido.-Myprzecież...

-Wyprzecieżukradliścietękaretę-przerwałmuPierś.-Ukradliścieteżkonie.Ukradliścieodzieżmojej
żony.

-Niemówiłeś,milordzie,żetotwojażona!-włączyłsięSordido.

-Jestmoja.Ukradliściejejsuknięipieniądze,któremiałaprzysobie.Podejrzewam,żezabiliścieteż
stangretaksięciaWindebank.

-Nieprawda-sapnąłSordido.-Niezrobiliśmytego.

background image

-Umarł,bobyłchory.-PaniSordidopośpieszniewyrzucałasłowa.-Przyjechalipóźnąnocą,onposzedł
spaćnastryszeknadstajnią,anastępnegodniamiałjużwysokągorączkęimajaczył,istraszniekasłał.
Nawetnachwilęniedoszedłdosiebie.

Pierśpopatrzyłnaniąbezsłowa.

-Takbyło!-powtórzyłapiskliwie.-Majaczyłoróżnychrzeczach,aleniktniemiałczasu,żebyprzynim
bezprzerwystaćiwszystkiegowysłuchiwać.Pozatymbyłchory,adotegozachorowałnaszkowalijego
żona.

Mieliśmyręcepełneroboty,musieliśmyściągnąćtulekarzazsąsiedniejwsi.Apotemprzyszedłpastori
kazał,żebyizolowaćchorych.-Umilkła,zmęczonadługąprzemową.

'-Umarł-powtórzyłSordido.-Umarłbardzoszybko.Aonanie.Więcmusieliśmycośzniązrobić.

-Wynośsię,babo,razemztwoimmężem-powiedziałPierś.-Jeśliwciągugodzinynieopuścicietego
miejsca,wsadzęwasdolochówwmoimzamku.Sątylkoniewielegorszeodmiejsca,wktórym
trzymaliściemojążonę.

Otworzyłausta.

-Przecieżmilordnie...toniemożliwe!SzarpnęłasiędzikoiwyrwałasięBullerowi.

-Milordniemożetakpoprostuprzyjśćirobićludziomkrzywdę.Tonaszagospoda!MojaiSordida.
Kupiliśmyjąuczciwie

zapięćdziesiątfuntówinigdziesięstądniewyniesiemySordido!

-Jeśliwyniesieciesięodrazu,niepostawięwasprzedsędziąmagistrackim.

-Niezrobisztego,milordzie!-wrzasnęła.-Sordido,powiedzcoś!Zrobiliśmydlatejkobietywięcej,niż
sięnależało.

Zdobregoserca!

-Wyniemacieserca-odpowiedziałPierś.-Dobrzewamradzę:zbierajcieswojegratyiwynościesię
stąd.Niechcęwaswidziećwpromieniudziesięciumilodmojegozamku.WynościesięwogólezWalii.
Jeśliniezabierzeciesięstądwciągugodziny,każęwasdeportowaćdokolonii.

PaniSordidowyraźnierządziławtymstadle.Oparłapięścinabiodrach.

-Nicztego!-wrzasnęła.-Tonaszagospoda,uczciwiekupiona.Zapłaciliśmyzanią.

WtakichchwilachPierświelebyoddał,żebybyćnormalnym,zdrowymmężczyzną.Mógłbywtedy
wymierzyćsolidnypoliczekzazuchwalstwo.

-Jeśliwyniesieciesięwciągugodziny,niepostawięwasprzedsądem.Jeślidalejtubędziecie,rano
postawięwasprzedsędzią.

background image

-Niedamyrady-zaskomlałSordido.-Jestjużciemno'Jakbędziemyzarabiaćnażycie?Włożyłemwtę
gospodęwszystko,comiałem,każdylichygrosik.

AlePierśskończyłjużznimrozmawiać.

-Buller,zanieśmoją...zanieśLinnetnagórędogospody.Jednagodzina-warknąłwstronępaniSordido.
-Nawypadekgdybyściesięzastanawiali,czymojesłowocośznaczywsądziewiedzcie,żewłaśnie
uratowałemcórkęsędziegoodśmiercinaszkarlatynę.

-Robiłam,comogłam,zczystegochrześcijańskiegomiłosierdzia-jęczałapaniSordido.

Pierśpodniósłrękę.

-Onaumiera.Jateżnakazujęwamodejśćzczystegochrześcijańskiegomiłosierdzia.Bojeśliodejdzie...

PaniSordidocofnęłasię,gniotącwrękachskrajfartucha.

-Sordido!-krzyknęła,ruszającbiegiem.-Pośpieszsię,natychmiast!

-ZanieśLinnetdogospody-zwróciłsięPierśdoBullera.-Pójdęprzodemiposzukamodpowiedniego
łóżka.Potemdajtymdraniomparęgwineinapodróżiodprowadźpowózprostodozamku.Prześpijsię
trochęiwróćturano.Będępotrzebowałpomocy.

Bullerskinąłgłową,ruszyłwstronękurnikaipochyliłsięwdrzwiach.Pierśodwróciłsięipokuśtykał
przezdziedziniecdogospody.

ZgórydochodziłykrzykipaniSordido,biegającejpowszystkichpokojach.

Ruszyłprostodonajlepszejsypialni.

-Tomojapościel-powiedziałapaniSordido,stającwdrzwiach.-Milordmówił,żemożemyzatrzymać
to,conasze.

Wpowietrzubłysnęłagwinea;kobietapochwyciłająsprawnie.

-Akuchnia?-nalegała.-Pewniechcemilordgarnekalbodwa,aspiżarniajestjużwyposażonanazimę.

Wątpiłwto,alerzuciłjeszczekilkamonet.

-Preczstąd.Uciekła.

Przynajmniejpościelbyłaczystaiwmiaręmiękka.Odwinąłnarzutę,odsunąłzasłonyiotworzyłokna,
słyszącpowolnekrokiBulleranaschodach.

Razempołożylijąnałóżku.

-WielkiBoże-szepnąłstangret.-Coonijejzrobili?Nigdywżyciunieczułemtakiegosmrodu.Ajej
twarz...

background image

Pierśrzuciłokiemnaceręchorej.

-Towinaszkarlatyny,niekurnika.Buller,potrzebnamibędziewoda.Dużowody.Najpierwprzynieśmi
wiadro,apotempostawkilkagarnkównakuchni,żebywodasięzagotowała.Kiedydopilnujesz,żebyte
gnidysięstądwyniosły,wróćdozamkuiwezwijpomoc.Przeztenczasbędziemysobiejakośradzićbez
ciebie.

-Napewno?-szepnąłstangret.NieodrywałoczuodLinnet.-Niepoznałbymjej.Wżyciuniewidziałem
czegośtakiego.Byłanajpiękniejsząkobietą...

-Idźjuż-mruknąłPierśiwskazałgłowądrzwi.Poczekał,ażnaschodachrozlegnąsięjegokroki,a
potemściągnąłzniejżałosnąparodięsukienki,brudnąipodartąjakszmata.Oberżyści
najprawdopodobniejukradlijejsuknię,kiedyprzenosilijądokurnika.Rzuciłtkaninęwkąt.

Nieruszałasię,ajejszyjaigłowabyłyzupełniebezwładne,gdyPierśodsunąłbrudnewłosyzjejtwarzy,
układającjenapoduszce.Zacząłwięcdoniejmówić,powoliispokojnie,jakbyrozmawiali.Opowiadał,
corobi,kiedybadałjejuszy,gardło,poczerniałyjęzykiskórę.Znalazłnaszyiśladypopijawkachiw
jegokojącymonologwkradłosięsoczysteprzekleństwo.

NaschodachznowurozległysięciężkiekrokiBullera,więcPierśnachwilępodszedłdodrzwi.

-Przywieźzzamkuczystematerace,conajmniejdwa.Tennapewnozniszczęprzyschładzaniuikąpaniu
Linnet,apozatympodejrzewam,żewkażdymztutejszychłóżekjestrobactwo.

Bullerskinąłgłową.

-Garnkizwodąstojąnakuchni.Oberżyścipojechali.Wykradlisięstądzamoimiplecami.

Zawahałsię.

-Cotakiego?

-Ukradlipowózksięcia.Jestemtegoprawiepewien.Ijegokonie.Niewidziałemichodjazdu,alenie
brzmiałotojakodjeżdżającychłopskiwózek.Wspominalicośodziewcekuchennej,alenigdziejejnie
zastałem.Pewniezobaczyła,cosiętuświęci,iuciekła.

Pierśwzruszyłramionami.

-UkradliteżodzieżLinnet,więcprzywieźjejcośdoubrania.Wróćdozamkuiodpocznijtrochę,Buller.
Będęczekał

naciebiezsamegorana.

Stangretkiwnąłgłową,alenieruszyłsięzmiejsca.Patrzyłnaniegozniepokojem.

-Przeżyje-powiedziałPierśznaciskiem.Tobyłaobietnica,aniediagnozalekarza.

Zamknąłdrzwidosypialni,zrzuciłsurdutirozpocząłnajwiększąwalkęswegożycia.

background image

Walkęojejżycie.

background image

32

Musimycięumyć,kochanie-powiedziałdoLinnet.Nawetniedrgnęła.

-Jesteśwśpiączce,więcnaszczęścieniewiesz,jakajesteśbrudna.-Miałszczerąnadzieję,żetakjest.

-Wykąpięcięteraztak,jaksiostraMatyldakąpałaGavanarazwtygodniu.Gdybyśmiałaochotę
wyrywaćsięalbopiszczećtakjakon,toproszę,nieprzeszkadzajsobie.

Ciszo.

-Dopókiwodasięniezagotuje,niemogęumyćniezagojo-nychblizn,wobawieprzedinfekcją.

Niestety,większaczęśćjejskórybyłaotwartąraną.

Boże,jakonaschudła.Czytomożliwe,żebycośtakiegosięstałozaledwiewtydzień?Zcudownej,
zaokrąglonejsylwetkizostałszkielet,włosysuchejaksłoma,cera...

Odstópdogłówbyłapokrytawarstwąbrudu:ranyipęcherzeoblepiaławarstwakurzychodchodów.
Zacząłodstóp,boprzynajmniejznichnieschodziłaskóra.Starannieumyłkażdypalecpokolei.

-Małomnieobchodzi,skądwziąłsiętenbrud-powiedziałdoniej,myjącpalceporazdrugi.Spostrzegł,
żewodawwiadrzeprawiecałkiemzbrązowiała.-Napiszęonimartykuł,kiedytylkowyzdrowiejesz.
Cudownewłaściwościkurzegonawozu.Niemożebyćgorszyniżsfermentowanyzacier,choćzapachjest
zdecydowaniebardziejprzenikliwy.

Mówiłbezkońca,choćLinnetnawetpalcemniekiwnęławodpowiedzi.Powiedział,żeidziepowodę,a
potemprzywitałjąpopowrocie.

-Bardzoniewygodnawędrówka-tłumaczył.-Musiałemnajpierwprzestawiaćwiadro,apotemsamsię
wspinaćnakażdyschodek.Terazbierzemysiędopoważnejpracy,kochanie.Jesteśoblepionabrudem,a
jamuszęcięumyć,itomydłem,którebędziecięszczypałotam,gdziezeszłaskóra.

Naszczęścieniczegonieczuła,choćbólbyłtakprzenikliwy,żeprzytomnipacjencikrzyczeli
wniebogłosyprzynajlżejszymdotyku.Stalezaglądałjejwoczy,sprawdzając,czydrgająpowieki,co
byłooznakąniewygody.Cochwilęosłuchiwałteżklatkępiersiową;głęboki,przerywanyszmerdawałmu
pewność,żeLinnetjeszczeoddycha.

Wkońcupoprostuzacząłpolewaćjąletniąwodą,bozacząłsięniepokoić,żedotykanieotwartych
pęcherzypowysypcemożespowodowaćinfekcję.Niestety,polewanienieprzyniosłoskutku.Brudlepił
siędociałaimożnagobyłousunąćjedyniewodązmydłem.

Zapadłanoc,więczapaliłjedynąlampę,którabyławpokoju,niezamykającokna.Tylednispędziła
zamkniętawtymkurniku,świeżepowietrzemogłojejjedyniepomóc.

-Jesteśjużtrochęmniejrozpalona-powiedziałdoniej.-Gorączkaopadła,choćniewiem,czytoza
sprawąwody,czypoprostutakprzebiegatachoroba.Przekonaliśmysię,żefalegorączkiprzychodząi

background image

odchodzą.

Powoliprzesuwałsięcorazwyżej,myjącpiersi,ramionaiszyję.

-Jestemjużprzytwarzy,Linnet.Tobędzieokropnatortura.Gavandarłbysięwniebogłosy.

Gęste,cuchnącewłosyzpowrotemotoczyłytwarz,więcodsunąłjedalej.Byłyzlepionepotemikurzym
łajnem.

-Muszęjeobciąć-powiedział.-Odezwijsię,jeślimożesz.Leżałabezruchu.Pierśzdusiłjęk-
podświadomąreakcję,na

którąniepozwalałsobieodczasówswojegowypadku,kiedyto

nauczyłsię,żerozklejaniesięzpowodubólutylkopogarszasprawę.

Ktobypomyślał,żeistniejejeszczegorszyból?Zszedłnadółdokuchniiprzytaszczyłkolejnewiadro
wodyinóż.

-Muszęsięichpozbyć-wyjaśnił.-Aleodrosną.Bojęsię,żezagnieździłosięwnichjakieśrobactwo.

Niełatwobyłoobcinaćwłosytępymnożem.Skróciłjenajbardziejjakpotrafił,apotemdokładnie
wyszorowałresztkijejbujnychkędziorówwodązmydłem,najdelikatniejjakpotrafił.Kiedyskończył,
wodaściekałazłóżka,ajejstrumykirozbiegałysiępopodłodzewewszystkiestrony.

-Cholera,togorszeniżmojezabiegi.ChybabędziemymusielipodwoićpensjęsiostrzeMatyldzie.

Odwróciłjąostrożnie,podtrzymującszyję,jakbybyłanoworodkiem.Plecybyłyczyściejsze,alepokryte
ostrzejsząwysypką;pęcherzepękałypodjegodotykiem.

-Nicniemogęzrobićztymbólem-powiedziałchrapliwie.-Cholerajasna,Linnet,muszęiśćpo
następnewiadrowody.Zarazwracam.

Kiedyznalazłsięzpowrotemwdrzwiach,leżałanieruchomojakmartwa.Sercesięwnimścisnęło.
Doskoczyłdołóżka,chwyciłprzegubdłoni...pulswciążbił.

Gdyskończyłjąmyć,strumykiwodynapodłodzezmieniłysię

wpienistąkałużę.

-Przeciekaprzezsufitizalewapokójpodnami-powiedziałPierś.-Tedeskipewnieniebyłytakie
czysteodnowości.Icomamterazzrobić?

Byłajużczysta,aleniewiedział,jakmająwysuszyć.Łóżkobyłonasiąkniętewodą.Obróciłjąznowui
ostrożnieułożyłręceprzybokach.

-Jużpółnoc-powiedział.-Muszęprzynieśćlampę,kochanie.Bezniejnicniebędęwidział.Poszukam
drugiej,alemambrzydkiepodejrzenia,żeoberżyścizabraliwszystko,codałosięruszyćzmiejsca.W
kuchniniemanawetjednejświecy.

background image

Wziąłlampęilaskę,apotemzacząłkuśtykaćzpokojudopokoju.Nigdzieniebyłodrugiejlampy,aleku
swemuzdumieniuwjednymznichnatrafiłnaświeżopościelonełóżko.

-Psiakrew-zakląłnagłos.PotemwróciłdoLinnet.-Pewnieważyszmniejniżmaterac.

Nawetniemrugnęłapowieką.

Spojrzałnasiebie.Byłbrudnyipokrytykurzymłajnem.Niepowinienjejdotykać.

-Będęmusiałsięrozebrać-powiedziałtonemsalonowejkonwersacji.-Wiem,żezawszelubiłaśna
mniepatrzeć.

Myślisz,żeniezauważyłem,jakmniepodglądasz?

Nieodpowiedziała,alewydawałosię,żesłyszyjejdźwięcznyśmiech.

-Oboksączysteprześcieradła,októrychpaniSordidowyraźniezapomniała-wyjaśnił.-Zaniosęcię
tam,choćpewniejesteśbardziejnieporęcznaniżwiadrozwodą.

Rozebrałsiędonaga,oparłlaskęołóżko,wziąłgłębokioddechiwsunąłjednąrękępodszyjęLinnet,a
drugąpodkolana.Przezchwilęstał,zbierającsiły.Przytuliłtwarzdojejpoliczkaiznowustłumiłłkanie.

-Nie-powiedziałtwardo,wyprostowałsię,przerzuciłciężarciałanazdrowąnogęiwysunąłchorądo
przodu.

-Napewnosięnieprzewrócę-uspokoiłLinnet.Jejrękaopadłabezwładnie.Zataczałsięcokrok,ale
szedł.Jeszczekrokibylijużwkorytarzu.

-Szkoda,żemamytakmałolamp-mruknąłikuśtykałdalej.-Psiakrew,będęmusiałusiąść-zachrypiał,
ciężkosapiąc.Wiedziałjednak,żejeśliusiądzie,tonapewnoniewstaniebezlaski,dźwigającLinnetw
ramionach.Oparł

sięwięctylkoościanę,odrzuciłgłowędotyłuioddychałgłęboko,ignorującból,któryeksplodowałw
góręnogi,ogarniającbiodro.

-Jeszczekilkakroków...możetylkotrzy,izarazbędądrzwi.Trzykrokiisuchełóżko.

Wodpowiedzibólprzeszyłgojaklancą.

Odsunąłsięodścianyizrobiłkroknaprzód.Pociągnąłchorąnogąiposunąłsięokolejnykrok.

-Przydajesiętopływanie-powiedział,pojękując.-Jesteśdlamnielekkajakpiórko.

Toniebyładokońcaprawda,aledodałamusił.Wkońcuprzeniósłjąprzezprógdosypialnirozjaśnionej
jedynieblaskiemksiężyca.Zatoczyłsięwstronęłóżka,ułożyłLinnetnamateracuiprzykryłkołdrą.

-Aterazzapozwoleniem,milady-wysapałiwjednejchwiliosunąłsięnapodłogę.

Popewnymczasiepodniósłgłowę.

background image

-Muszępójśćpolaskę-powiedziałdoLinnet.Wprawdzienogacałkiemodmówiłaposłuszeństwa,ale
mógłprzecieżporuszaćsięnaczworakach.Raczkowałwięc,kompletniegoły,korytarzem,apotempo
mokrejpodłodzedrugiegopokoju.Znalazłlaskęiwreszciemógłsięwyprostować.

Wiązankaprzekleństwniepomogła.Bólwnodzebyłtakprzeraźliwy,żenawetmokrełóżkowyglądało
zapraszająco.

-Muszędoniejwrócić-powiedziałnagłos.Księżycwędrowałponocnymniebie.

-Woda.Linnetmusidużopić.

Zostałomujednobezcenne,pełnewiadro,więczarzuciłtorbęnaramię,zawiesiłdrucianyuchwytlampy
naprzedramieniuipodniósłciężkienaczynie.Odrazuzorientowałsię,żeniedaradygoprzenieść.

Aleniemiałwyjścia.Nawetjeślijęczałprzykażdymruchuchorejnogi.Właściwiekrzyczałnacałygłos.

Leżałapodprzykryciemnieruchomo,jaknieżywa.

-Tenkorytarz-odezwałsięoddrzwi,sapiącciężko.-Nigdygoniezapomnę,Linnet.Byłgorszyod
samegopiekła.

Obawiamsię,żeniedamjużradyzejśćnadół.Muszęodpocząć.

Ponieważniewyrażałasprzeciwu,resztkąsiłpostawiłlampęnastole,atorbęprzyłóżku.Wwiadrze
zostałazaledwiepołowacennegopłynu.

-Nosicielewodyniepowinnikuleć-stwierdził,unosząclekkojejpodbródekiwlewającwodęwusta,
kroplazakroplą.

-Naraziewystarczy.Terazbalsam-powiedział,otwierająctorbę.-Szczerzewątpię,czydziała.Alez
tego,cozaobserwowałem,napewnoniezaszkodzi.Najpierwplecy.

Przetoczyłjąnabrzuchidelikatnieposmarowałbalsamemmiejscapokrytewysypką.

-Biednytyłeczek-dodał,troskliwiesmarującskórę.-Amożewolisz,żebymmówił„pośladki"?Jużnie
pamiętam.

Aterazprzód.

Wjakiśczaspóźniejpogrzebałwtorbieiwyjąłkolejnysłoik.

-WodaróżanaPendersa.Przemyjęcigardłoijęzyk-powiedziałzachrypniętymgłosem.Ciężkomuszło,
tymbardziej,żepacjentkabyławstanieśpiączki.

-Alegdybynietaśpiączka,sprawiałbymciból-stwierdził.-Niezniósłbymtego,Linnet.Wystarczająco
cięjużzraniłem.

Byłaczystaipachniałasłodko,alewciążwyglądałakrucho,jakkurczątko.Resztkiwłosówsterczały
wokółtwarzy,przezcojejgłowawydawałasięzaduża,aszyjazbytkruchaiszczupła,byutrzymać

background image

głowę.Zamkniętepowiekibyłysine.

Instynktlekarzapowiedziałmuprawdębezsłów.Pacjentkabyłabliskaśmierci.

Przykręciłlampę,spojrzałnaniąznowuizgasiłświatło.Wystarczyblaskksiężyca...initkajejpulsu.

Bardzopowoliiostrożniepodciągnąłsięnałóżkoiułożyłnakołdrze,żebyniedotykaćotwartychranna
skórzeLinnet.Alebardzochciałjąobjąć,więcotuliłtkaninąjejszyjęapotemotoczyłramionamitalię.

Ajeśliwkońcuzatkał,jeślinapościelkapałysłonekrople,toitaknikttegoniesłyszałaniniewidział.
Nikt,opróczksiężyca.

background image

33

DouszuLinnetdobiegłgłosPiersa,cichyjakszmerodległegostrumienia.Onasamabyładaleko,w
bezpiecznymmiejscu:unosiłasięwwodzienadmorskiegobasenu.Nieczułazimna,jakwtamte,odległe
poranki;otaczałojąmiłeciepło,aczasemgorąco.

Chciałasięznimpożegnać.Bardzojejnatymzależało.

Byłprzecieżjejoparciem.Jejbijącymsercem.Choćodepchnąłjąodsiebie,załamiesięnawieśćojej
śmierci.

Dobrzeotymwiedziała.

Przeztychkilkadni,kiedyleżaławkurnikuicojakiśczasodpływaławgorączkowemajaczenie,apotem
wracaładoprzytomności,nabrałabezwzględnej,niezachwianejpewności,żePierśjąkocha.Pomimo
tychwszystkichstrasznychrzeczy,którejejpowiedział.

Aonapozwoliła,bykilkomagniewnymisłowamiwygnałjązeswegożycia.Aprzecieżodrazu,gdy
zobaczyłagoporazpierwszy,powiedziałasobie,żeniemożepozwolić,byjązastraszyłizmusiłdo
posłuszeństwa.

Jeśliprzeżyje,wróciigopowstrzyma.Powiemu...cośmupowie.

Znowuodpłynęła,alekiedywróciła,jegogłosrozlegałsiębliżejibyłmniejmelodyjny.Melodyjnygłos
Piersa?

Zabawne.Cozabzdura...Pierśniemiałnicwspólnegozmelodyjnością.

Jaknazamówienie,wybuchnąłstekiemprzekleństw.Uśmiechnęłabysię,alejakośniemogłanapiąćani
jednegomięśnia.Jakietodziwne.

Szczerzemówiąc,niemiałanawetsiły,byotworzyćoczy.Zresztąjużjakiśczastemuprzestałaje
otwierać.Byłazbytwyczerpana,bypić,apowiekiskleiłysięodbrudu.

Więcznowuzanurzyłasięwwodę,błękitną,kryształowoczystąwodębasenu.Opadałacorazniżeji
corazdalej,włosyunosiłysięswobodnie,ażtunagleznowuusłyszała,jakPierśklnie.

Naprawdę,powinnaznimnatentematporozmawiać.Tewszystkieprzekleństwa...

Przypomniałasobie,żeprzecieżumiera.Leżywkurniku,aPierśjestdaleko,bowyrzuciłjązzamku.

Umierała...

Wiedziała,jakciężkoontoprzeżyje.

Nagleusłyszała,żePierśmówicośojejtyłeczku.Opośladkach,pomyślała.Alewciążbyłauwięziona
podwodą.

background image

Tylkoczynapewnouwięziona?Byłojejtakprzyjemnie.Czasamiwodarobiłasięprzerażającogorąca,
aleterazbyłachłodnailizałajejtwarz,jakbygładziłająkochającadłoń.

Dłońmatki.Nagleprzypłynęłodoniejwspomnieniezdzieciństwa.Teżmiaławtedygorączkę.Nianiacoś
powiedziała,amatkaodpowiedziałazirytacją:„Oczywiście,żedziświeczoremnigdzieniepójdę!
PrzecieżLinnetjestchora"...

Aletoniebyłdotykdłoni,tylkoramienia.Ciężkie,męskieramięobejmowałojąwtalii.

TomusiałbyćPierś.Przecieżznikiminnymniespała.

Przezchwilęjejumysłprzeskakiwałjakszalonypomiędzyjedwabistymchłodemwodywbasenie,pustką
ispokojem,ałóżkiemiPiersem.Obejmowałjąmocno.Czułajegozapach-zapachmężczyznyipotu.

Potu?PrzecieżPierśsięnigdyniepocił.

Wtymmomenciecośwypchnęłojąnadpowierzchnięwody,jakparasilnychmęskichramion,wypchnęło
jądogóry,dogóry...

Dokąd?

Otworzyłaoczy.Byłobardzociemno,więcpewniedalejleżaławkurniku.Alekurnik...ostrożnie
pociągnęłanosem,starającsięnieruszać.Nauczyłasięleżećbezruchu,żebyniepodrażniaćobolałej
skóry.

Pachniałoinaczejniżwkurniku.

Powolizacząłwracaćjejwzrokiuświadomiłasobie,żeprzezoknowpadablaskksiężyca.Leżałana
łóżku.Atoramię...rzeczywiścieobejmowałojączyjeśramię.

Przewróciłasięnabok,krzywiącsięzbólu.TorzeczywiściebyłPierś.Przyjechałponią.Przezchwilę
poprostucieszyłaoczywidokiemjegoszczupłej,zdeterminowanej,pociemniałejodzarostutwarzy.
Oczy,zamknięteweśnie,zawszeemanowałybłyskotliwąinteligencją.Ustazaskakującopełnejakna
mężczyznę,zzaokrąglonądolnąwargą.

-Pierś-szepnęła,zanimprzypomniałasobie,żeniemożemówićiżeoddawnanieudałojejsięwydaćz
gardłanawetszmeru.

Nieporuszyłsię.Oczyzaczęłyjejsięznowuzamykać...wodawbasenieprzyzywałającorazsilnej...ale
Pierśbyłtużobok,tużprzyniej.Czyprzypadkiemniemiałamudopowiedzeniaczegoś...czegoś
ważnego?

Tak.Niemożezasnąć,niemożesięznowuzanurzyć.Trzebapoczekać,ażonsięobudzi,ipowiedziećmu
tęważnąrzecz.

Wprawdziezapomniała,cototakiego,bocałąuwagęskupiłanajegotwarzy:wysokichkościach
policzkowych,długichrzęsach,kosmykuwłosównaczole,gniewnymgrymasie,którynieopuszczałgo
nawetweśnie.Nigdyprzedtemniezasypiałujejboku,choćwduszyotymmarzyła.

background image

Aterazbyłobok,leżałnaginaprzykryciu.Naprawdęzniąspał.Wtymsamymłóżku.Przezcałąnoc.

Światłoksiężycazblakłoiustąpiłomiejscapierwszympromieniomporannegosłońca.

-Pierś-szepnęła.Poruszyławargami,aleniewydobyłsięznichżadendźwięk.

Mimotomusiałcośusłyszeć,bootworzyłoczy.

Przezchwilętylkosiędoniejuśmiechał,sennieiwładczo.

-Linnet-powiedział.Radośćzaśpiewałajejwduszy.Wjednejchwiliotworzyłoczy.

-Jesteśprzytomna!Poczułajegodłońnaczole.

-Jaksięczujesz?

-Boli-odpowiedziała,wiedząc,żeniejestwstaniewydaćdźwięku.

-Napewnocholernieboli-odgadł.JaknaPiersa,tobyłwyjątkowydowódwspółczucia.-Musiszdużo
pić,Linnet.

Teraztonajważniejsze.Najgorszejeszczenieminęło.

Miaławrażenie,żePierśmówidosiebie.Mimowszystkowypiłaniecowody,choćwiększośćspłynęła
jejposzyi.

Czułasięjakoś...inaczej.

-Czysta-szepnęła.Odczytałtozjejwarg.

-Pamiętasz,żeciękąpałem,Linnet?Przypominaszsobie?Chciałapokręcićgłową,aleprzypomniała
sobie,żeniepowinnategorobić.

-Nie-tchnęłaledwiesłyszalnie.Oczyjejsięzamykały.Jegodłońnaczolewydawałasięogromna.
Delikatnydotyksprawiałjejprzyjemność.Pierśznowusięodezwał.

-Gorączkawraca-mruknął.-Tegonależałosięspodziewać,Linnet.Położęciwilgotnąchustkęnaczole.

Skrzywiłasię,gdytozrobił.

-Wiem,żetepęcherzebolą-powiedziałponuro.-Alemuszęobniżyćcitemperaturę.

Nagleprzypomniałasobie,cotakiegoważnegomiałamupowiedziećipodniosłapowieki.

-Kochamcię-szepnęła,patrzącmuprostowoczy.

-Więcżyjdlamnie-odpowiedział,pochylającsięiwbijającwniąspojrzenieprzenikliwejakwołanie
jastrzębia.-

Żyj.

background image

Zasnęłazlekkimuśmiechemnatwarzy.Basenzwodąoddaliłsię.Ledwiegobyłowidać.Zamiastniego
przyśniłjejsiękurnikiobudziłasięzlekkimokrzykiem.

Pierśwciążbyłwpokoju,aleterazmiałnaszyiśnieżnobiałyfular.Stałwdrzwiachsypialniirozmawiał
zkimśwkorytarzu.

-Proszęprzynieśćwodę.Przegotowaną-powiedział.Znowuzasnęła.Czasrozciągałsię,wydłużał,a
potemnagleznikał.Obudziłasięwśrodkunocy.Zasnęła,apotemznowubyłanoc,tylkożePierśmiałna
sobieinnyfular.

Wkońcu,potrzechdniach,spróbowałacośpowiedziećizjejgardławydobyłsięskrzek.

-Tobrzmijakkogutzkatarem-skomentowałPierś,podchodzącdołóżka.Miałszarązezmęczeniatwarz
ipodkrążoneoczy.

-Zmęczony-powiedziałabezgłośnymszeptem.Niezrozumiał.

-Zmęczenietoubocznyobjawspotkaniaześmiercią-odparł,ajegotwarzrozjaśniłasiętriumfalnym
uśmiechem.-

Jasnygwint,Linnet,napiszęotymartykuł.ŻadeninnylekarztuwWaliiniewyciągnąłbycięztego.

-Chwalipięta-szepnęła.Czułabezgraniczneznużenie,alekłującybólnaszczęściepowoliznikał.
Przypomniałasobiecośipodniosładooczuramię.Zaparłojejdechzprzerażenia.Skórabyła
ciemnoczerwonaipokrytałuszczącymisiępłatami.

Pierśusiadłnabrzegułóżka.

-Toniepięknachoroba,Linnet.Próbowałazrozumieć,ocomuchodzi.

-Niewyglądasznajlepiej.Musiałemciobciąćwłosy.Przestraszona,zamrugałaiotworzyłausta.

-Całajesteśwstrupach,odstópdogłów.Choćwłaściwie,niewiedziećczemu,akuratstopymasz
gładkie.Alepozatymnawetzauszamimaszblizny.

Znowupodniosłarękęipopatrzyłananiązniedowierzaniem.

-Dobrze,żenieoślepłaś-powiedziałzeswązwykłąbezpośredniością.-Albonieumarłaś.Szczerze
mówiąc,wszystkowskazywałonato,żeumrzesz.Tocud,żeniezłapałaśinfekcjiwtymkurniku.

Linnetzadrżałanasłowo„kurnik"iopuściłarękę.Postanowiładowiedziećsięwszystkiego.

-Blizny?-zapytała,wkładającwtosłowocałąsiłę,żebydobrzejązrozumiano.

WspółczucieniebyłowstyluPiersa.

-Prawdopodobnietak-odparł,przyglądającsięjejbadawczo.-Czasemzostają,czasemnie.Zatydzień
albodwaprzestanieszprzypominaćsparzonegowrzątkiemhomara.

background image

Linnetzamknęłaoczy,starającsięzrozumiećjegosłowa.Wyglądajakugotowanyhomaribyćmoże
zostaniejejtonazawsze.

Przestałabyćpięknością.Jestterazraczejpotworem.Łuskowa-tympotworem.

Słyszała,żePierśwstaje.Pewniemyślał,żezasnęła.Leżałasztywnowyprostowana,potemdotknęłapod
kołdrąswojegoudaitalii.Całaskórabyłanierówna,łuskowataitwardapodpalcami.

Pierśwróciłpochwili.

-Bulion-powiedział.Niebyłosensuodmawiać.Przekonałasięotymwciągutrzechminionychdni.Nie
dopuszczał

żadnychsprzeciwów.Więcotworzyłaoczyiprzełykałałyżkęzałyżką.Palcedrgałyjejkonwulsyjnie,ale
starałasięnieruszać.

TalerzbyłwkrótcepustyiPierśwyszedł.Przezchwilęleżałanieruchomo,obezwładnionastrachem,a
potemzmusiłasię,bytosprawdzić.Położyładłońnapiersi.

Skórabyłataksamotwardainierównajakwszędzie.Piersiwyglądałyidentyczniejakramiona,brzuchi
nogi.

Leżałabezruchu.Czuła,jakgorącałzaspłynęłajejpopoliczku.Najpierwjedna,potemdruga.

Pierśbyłwciążprzydrzwiach.Oddałkomuśpustytalerz.

-Położęsięwsąsiednimpokojuitrochęzdrzemnę-oświadczył.

Wiedziała,żepodejdzie,pochylisięnadniąipożegna.Przezostatnietrzydnizakażdymrazemmówił
jej,dokądwychodziijakdługogoniebędzie.

-Pokojówka-szepnęła,gdybyłbliskoniej.-Wracajdodomu.Mniewystarczypokojówka.

Przezułameksekundywjegooczachzalśniłarozpacz.Potempowiedziałspokojnie:

-Jaksobieżyczysz.Przyjedzieprzedkolacją.

ElizanaswójsposóbbyłarówniemałowspółczującajakPierś.Kiedyweszła,stanęłajakwmurowanai
położyładłońnasercu.

-Bożewszechmogący!-wykrzyknęła.Linnetczekała.

-Włosy,biednewłosymojejpanienki-zajęczałapokojówka,alejejoczyzfascynacjąiprzerażeniem
badałytwarziszyjęLinnet.

-Tonie...niemachybapanienkategonacałymciele,prawda?-spytaławkońcu.

KolejnaIzaspłynęłapopoliczkuLinnet.Skinęłagłową.

background image

-Omałopanienkanieumarła-odpowiedziałaEliza,podchodzącbliżej.Widaćbyło,żetrochęsięboi
dotknąćLinnet.-Naprawdęmałobrakowało.Podobnojegolordowskamośćzpoczątkuniemiałnadziei.

Linnetpomyślała,żewolałabyumrzeć,niżwyjśćdoludziztakimibliznami.

Elizaodgadłatonatychmiast.

-Toniedługozejdzie-zaczęłaklepaćjaknajęta.-Napewno.Będziemy...będziemypanienkękąpaćw
solachEpsom.

Codziennie.Albodwarazydziennie.Niewidziałamjeszczenikogo,ktobytakwyglądał,atoznaczy,że
tonapewnozejdzie.Tylko,że...-przerwała.

-Cotakiego?-zachrypiałaLinnet.

-Och,biednegardłopanienki-jęknęłaEliza.-Straciłapanienkagłos!

-Cotakiego?-powtórzyłaLinnet.

-Jegolordowskamośćmówił,żepanienkajednajedynawyszłaztakiejciężkiejchoroby.Możedlatego
niewidziałamunikogotakiejskóry.

Linnetzamknęłaoczy,ogarniętaskrajnąrozpaczą.Przeżyła,aleztakątwarzą.Ztakąskórą.

-Boliprzydotyku?-spytałaEliza.Linnetzeznużeniempokręciłagłową.PalceElizybyłymiękkiei
chłodne.

-Tosątakiestrupy.Nacałymciele.Napewnozejdą.

-Dodomu-szepnęłaLinnet,szukającjejspojrzenia.

-Chcepanienkadodomu?Ojcusercepęknienawidokpanienki.

WtymmomencieLinnetmiałagdzieśuczuciaswojegoojca.Chciałazpowrotemznaleźćsięwewłasnym
pokoju,dalekoodwszystkich,którzy...

DalekoodPiersa.

Dalekoodmężczyzny,którykocha!jejciałoimówił,żemawłosyjakstarezłoto.

-Powtórzęto-obiecałaEliza.-Alelordnapewnopanienkiniepuści.Zajmowałsiępanienkąsam,
przezcałyczas.

Utrzymałpanienkęprzyżyciu,chociażbyłobardzoźle,cogodzinępodawałpaniencewodęłyżeczką,
okrywał

mokrymiprześcieradłami,apotemznowupanienkęrozgrzewał.

Linnetścisnęłosięserce.Pierśzawszeogrzewałjąswoimciałem,gdypływaliwbasenie.Niewątpiła,

background image

żezrobił

wszystko,żebyprzeżyła.Nienawidziłprzegrywać,szczególniewpotyczkachześmiercią.

-Słyszałam,żepanienkastraszniewyglądała,jakznaleźlijąwtymkurniku.

Linnetpamiętaławszystkojakprzezmgłę.Niebyłytomiłewspomnienia.Tensmród...smródbył
najgorszy.

Zadrżała.

-Najpierwprzewieziemypanienkędozamku-stwierdziłaEliza.-Szkoda,żeniewidziałapanienka
księciaiksiężnej.Sąjakdwagołąbki.Książęchciałuzyskaćspecjalnąlicencję,aleladyBernaisekazała
mudaćnazapowiedziwtutejszymwiejskimkościółku.Minąłdrugitydzień,więcwprzyszłymwezmą
ślubporazdrugi.

Słyszałakiedyśpanienkatakąromantycznąhistorię?

Linnetpokręciłagłową.

-Alepewnieniebędziepanienkachciałapójśćnaślub-stwierdziłapokojówkaipogładziłajejdłoń.

-Zanic-wykrztusiławodpowiedzi.Chciałaprzeztopowiedzieć,żenigdy,przenigdyniewyjdziez
czterechściandomu.Niewtymstanie.Nigdy.Izanic.

-Nietrzebatakmówić,niedługosiępaniencepoprawi.Sąróżnemaści,solekąpieloweibalsamy.Za
tydzieńalbozamiesiącbędziepanienkawyglądaćjakzłoto.Wgazetachreklamująstraszniedużo
kremównazaczerwienionąskórę.

Wiem,bowidziałam.JakwrócimydoLondynu,tojepokupujemy.Panienkiojciecpewniekupiwszystkie
naraz.

Hrabiaprzesłałmuwiadomość,żebysięniemartwił,żepanienkagdzieśprzepadła.

Linnetzamknęłaoczyipróbowaławyobrazićsobieojcazmartwionegojejdługąnieobecnością.

-Anawet,jeśliskórapanienkiniebędzietakapięknajakprzedtem,toitaknicnieznaczy,boprzecież
niedługopanienkabędziehrabiną,apotemksiężną.

Linnetgwałtownieotworzyłaoczy.

-Każdywidzi,żeonkochapanienkędoszaleństwa-dodałapokojówkazuśmiechem.-Pozatym
powiedział

swojemuojcuimarkizowi,żesięzpanienkąożeni.Przyjechaliturazemdrugiegodnia,żebyzobaczyć,
jaksiępanienkaczuje.Niewpuściłichdośrodka,alepowiedział,żejakpanienkaprzeżyje,tosięz
panienkąożeni.Trzejlokajetosłyszeli,więcwiem,żetoprawda.

-Nie-odpowiedziałaLinnet.NigdyniewyjdziezaPiersa.Nigdyniewyjdziezanikogo,ajużnapewno

background image

niezahrabiegoMarchant.

Elizanieusłyszałajejprotestu.

-Wyjrzęizobaczę,cosiędadlapanienkizrobić.Napewnojestjakiśbalsamdlatakiejskóry.

PochwiliLinnetusłyszała,jakwołaprzezdrzwi:

-Nieobchodzimnie,żeśpi.Muszęczymśposmarowaćtęskórę.

Odpowiedziałjejjakiśpomruk.

-Dobrze,dobrze.-Wróciładopokoju,wymachującsłoikiem.

-Wysmarujępanienkętymczymś-powiedziałaipowąchałajegozawartość.-Pachniepiwem.Piwemi
sosną.

Zresztą,nieważneczympachnie,byletylkodziałało,prawda?

Linnetpozwoliłanasmarowaćsięoleistą,pachnącąmazią,na

brzuchuinaplecach.

-WielkiBoże,tujestjeszczegorzej-wykrzyknęłaEliza,smarującjejpośladki.-Choćwydawałomisię
toniemożliwe.

Kolejnełzywsiąkływpoduszkę.

KiedyPierśwróciłdopokoju-wszedłbezpukania,jakdowłasnejsypialni-Linnetpodjęłajużdecyzję.
ByłorzeczywiściezawcześnienapowrótdoLondynu.Najpierwmusinabraćsił.

Wypiłatylebulionu,iletylkomogła,wiedząc,żeimszybciejdojdziedosiebie,tymszybciejbędzie
mogławyjechać.

Pochyliłsię,jakbychciałjąpocałować.

-Idźsobie-wychrypiała,odwracająctwarz.Wyprostowałsięirzuciłjejchmurnespojrzenie.

-Czućciębrowarem.Czymcięwysmarowali?

-Balsamem-wyjaśniłaEliza,pokazującpustysłoik.

-PowiedziałemNeythenowi,żebytoprzysłałdosmarowaniarąkdlatutejszejpomocykuchennej.
Pomyślałemsobie,żenapewnoniezaszkodzi-powiedziałPierś.

-Musiałamcośzrobić-broniłasiępokojówka.-Mojanajdroższapanienkaniemożetakwyglądać.W
tymstanieniebędziemogłachodzićpoulicy,bozrobisięzbiegowisko.

Nigdy,przenigdyniespojrzęwlustro.

background image

-Idźstąd-powtórzyłachrapliwie.

-Mogłemsiędomyślić,żebędzieszjednąztychkapryśnychpacjentek-odpowiedział.

WięcLinnetpopatrzyłanaElizę.Apokojówka,niechjejBógwynagrodzi,stanęładobojuzbestią.

-Mojapanichce,żebymilordwyszedłzpokoju.Ponieważmemożemówić,proszęotowjejimieniu.

-Dobrze-warknął.Podszedłdodrzwiiodwróciłsięwprogu.-Późniejprzyniosęcikolację.Chybajuż
czasnacośbardziejkonkretnegoniżbulion.

LinnetrzuciłaEliziezrozpaczonespojrzenie.Pokojówkaznowuzrobiłakroknaprzód,jakbystałana
strażyjejłóżka.

-Jeśliprzyniesiepankolację,milordzie,dopilnuję,żebypanienkazjadławszystko,doostatniego
okruszka.Onanarazienieżyczysobietowarzystwa.

-Janiejestemżadnetowarzystwo!-ryknął.Elizaskrzyżowałaręcenapiersi.

-Nalitośćboską-mruknąłwkońcuiwyniósłsięzadrzwiLinnetusłyszałastukjegolaski,którywkońcu
ucichłnakońcukorytarza.

Elizapodeszładołóżka.

-Niedamradyutrzymaćgozdalanadługo-powiedziała,patrzącnaLinnetzgóry.-Tolekarz.Widział
panienkęwgorszymstanie.Byłzpanienkąsamnasamtejpierwszejnocy.

KolejnałzaspłynęłaLinnetpopoliczku.Elizausiadłaibezwahaniapołożyładłońnajejramieniu.

-Dobrzejuż,dobrze.Niechsiępanienkaporządniewypłacze,należysiętopaniencejaknikomuinnemu.

Podobnescenyrozgrywałysięprzezcałynastępnytydzień.Pierśwdzierałsiędopokoju,aElizago
przeganiała.

Linnetczasemmiaławrażenie,żezaczynaichtobawić.PokilkudniachElizabezobawywydzierałasię
nahrabiego.

APierśnigdyniemiałoporówprzedpodnoszeniemgłosu.Stanowiliniezłąparę.

AlerazczydwarazypochwyciławyraztwarzyPiersa,kiedynaniąpatrzył,iwiedziała,żegotymrani.
Dobrzerozumiaładlaczego.

-Aletoniemaznaczenia.Naprawdę-szeptaładosiebiewśrodkunocy.-Janiemogę...niemogęzostać
księżną.Toniemożliwe.Niedopomyślenia.

Pierśuznałwkońcu,żemożnająprzewieźćdozamku.Elizachciałaubraćjąwsuknię,aleLinnetsięnie
zgodziła.

Mogłajużcichomówić.

background image

-Prześcieradło-zachrypiała.-Jestwiększe.Elizanatychmiastzrozumiała,ocochodzi.

-Panienkiwłosyzaczynająsięjużkręcić.Dobrzetowygląda.Jakjednaztychkrótkichfryzurek,które
terazsięnosi.

Mówisię,żesąalamode,więcpewnietokolejnypomysłfrancuskichdam.

Włosybyłynieważne,wiedziała,żeodrosną.Alenamyśl,żeopuścitenpokójiludziebędąnanią
patrzeć,robiłojejsięniedobrze.Araczejsłabo.

Wkońcujednakpojechaładozamku.Zawinęlijąwprześcieradłojakmumię,aBuller,stangretPiersa,
przeniósłjąnarękachdopowozu.

Wyjazdzgospodyniebyłtakistraszny...alekiedydojechalidozamku,powitałjątamPrufrockz
lokajami.Książęteżzszedł

nadói.NawidokwspółczuciawjegooczachLinnetnatychmiastzaczęłasięmodlićoszybkąśmierć.

Aleponieważzgonnienadchodził,zamknęłaoczyiwyobraziłasobie,żetowszystkojestjakimś
złudzeniem.ŻetaknaprawdęjestwLondynieitańczyzksięciemAugustem.Książęuśmiechasięipatrzy
nanią,jakbybyłbezpamięcizakochany.

-Pewnie,żewszystkojestdobrze-szorstkigłosPiersaprzerwałjejsennajawie.-Wyglądajakhomari
jestdwarazybardziejdrażliwa.

Taniec...KsiążęAugustwirowałzniąwkoło.Wprzelociewidziaławpatrzonewnią,pełnezazdrości
twarze.Jejsukniaszeleściła...

-Nie,poprostumaatakhisterii-warknąłPierś,apotemdodałobojętnie:-NiechktośpokażeBullerowi
drogędojejsypialni.

Zamknęłaoczy.BucikiElizypostukiwałyposchodachprzednimi.Bullersapałzezmęczenia.

-Przepraszam,jeślijestemzaciężka-powiedziała.Odzyskałajużnormalnytongłosu.

-Skądżeznowu,panienko-odparłżyczliwieBuller.Życzliwośćbyłaokropna,gorszaniżuczucie,kiedy
całasalabalowasięodniejodwróciła.Szczerzemówiąc,wolałagniewPiersa.

Wchwilępóźniejbyłajużwłóżku.

-Milordprosił,żebypanienkadzisiajjużwstała-powtórzyłaEliza.-Możenawetpanienkazejśćna
kolację.

-Nicztego-odpartatwardo.Kiedynadszedłwieczór,zamknęłaoczy,alesennieprzychodził.
Wsłuchiwałasięwodgłosyzamku,odległybrzęknaczyń,skrzypieniepodłóg,odgłosotwieranychi
zamykanychdrzwi.

Mijałydni.Jadławszystko,coElizaprzynosiładopokoju,posłuszniechodziławokółłóżka,żebynabrać
sił,alestanowczoodmawiaławyjścianazewnątrz.Pierśprzestałjąodwiedzać,borzucaławniego

background image

poduszkami,gdytylkopokazałsięwdrzwiach,iniesłuchałajegogadaniny.

-Mamjużdośćsiły,żebywrócićdoLondynu-powiedziaładoElizypewnegowieczoru.-Czymożesz
zawiadomićotymksięcia?

-Powiemmu-odparłaniespokojniepokojówka.-Alecoz...

-Jestemwdzięcznamilordowizatroskęiopiekę-odpowiedziała.-Aleniechcęzaniegowychodzić.On
mówiłmitosamo,zanimzachorowałam.Niewyjdęzanikogo,ktochcemniepoślubićzlitości,Elizo.
Nigdywżyciu.

Elizawestchnęłaiwyszła.

background image

34

Chcewyjechać-powiedziałksiążę.

-Bzdura-zirytowałsięjegosyn.-Niemożejeszczepodróżować.

-Jejpokojówkamówi,żemadośćsiłiżewczorajcałydzieńbyłananogach.

-Ciąglemastrupynacałymciele.Możezłapaćzakażenie.Powinnazostaćpodopiekąlekarza.

-Czytakiezakażeniaczęstosięzdarzają?

Piersazirytowałwspółczującytonojca.Jakbytegobyłomało,obojezmatkąpatrzylisobiewoczyjak
paraoczadziałychnastolatków.Odwróciłsięiprzeczesałwłosy.Tasiemkaspadłanaziemię.

-Raczejnie-przyznał.

-Możewrócidociebie,jeślipozwoliszjejodejść-mruknąłksiążę.-Kiedywydobrzeje.

-Niewróci.-Pierśruszyłogrodowąścieżką,ścinającwysokietrawysmagnięciamilaski.

Ojciecszedłobokniego.

-Kochacięprzecież.Dlaczegomiałabydociebieniewrócić?Jawróciłem.

-Ico,terazczekasznaczułepojednanie?-Pierśzatrzymałsię,byoszczędzićkwiatowąrabatę.

-Jeślizechcesz.

Stałnieruchomo,dającdozrozumienia,żesięzgadza.Książęodetchnąłgłęboko.

-Wiem,żecisiętoniespodoba,alemuszęcięwkońcuprzeprosićzato,żedoprowadziłemciędo
kalectwaizrujnowałemciżycie.Gdybytosięnacośprzydało,chętniedałbymsobieuciąćnogędla
ciebiealbo...

-Twojaśmierćwieleniepomoże-stwierdziłPierś.Ojciecmiałtakiesameoczyjakon.Wwyobraźni
zawszewidział

jezezwężonymiźrenicamiibłyskiemopiumowegoszaleństwa.

Tobyływspomnieniazdzieciństwa.Terazstałprzednimmężczyznapełennietylkożalu,aleisiły.Pełen
miłości.

-Wybaczamci-powiedziałPierśspokojnie.Nienajlepiejmuwychodziłytakiesceny,więcprzezchwilę
zastanawiałsię,coLinnetkazałabymupowiedzieć.Szkoda,żezamknęłasięwwieżyiodgrywaŚpiącą
Królewnę.

background image

Woczachojcazalśniłyłzy.

-Alejasamnigdysobietegoniewybaczę.Nigdy-powiedział.

WtedyPierśdomyśliłsię,codoradziłabymuLinnet.Otworzyłramiona,aojciecpodszedł,bygo
przytulićjakniegdyśwdzieciństwie.

Wszystkieteemocjejeszczebardziejgorozdrażniły,więcodsunąłsięiwarknął:

-Takprzyokazji,niezrujnowałeśmiżycia.

-Cierpiszbólniedozniesienia-odpowiedziałojciec,opuszczającramiona.Pierśściąłlaskąprzywiędłą
stokrotkę.

-Niezałamałomnieto.Jestemfantastycznymlekarzem.Gdybyśsięnieuzależnił,pewniewogólenie
zajmowałbymsięleczeniem.-Spojrzałnachmurzonynaojca.-Wolałbymumrzeć,gdybymniemógłbyć
lekarzem.

Książęuśmiechnąłsiękątemust.

-Niemaszrodzinyaniprzyjaciół-rzuciłkolejnyargument.

-Bujda.MamSebastiena.SamprzysłałeśmiPrufrocka.ImamLinnet,jeśliudamisięjązatrzymać.

-Postarajsię-poradziłmuojciec.-Podwarunkiem,żetwojeżycienieleżywruinach.

-Aleonachcewyjechać.-Pierśzdekapitowałkolejnykwiat.-Nierozmawiazemną.Napisałemdoniej
list,apokojówkapowiedziałami,żeLinnetgopodarła,niezaglądającdośrodka.

-Kiedyzapragnąłemcięzobaczyćipoznać,poprosturuszyłemdoWalii,choćwiedziałem,żebędziesz
wściekły.

Linnetbyłatylkowymówką.

-Zakażdymrazem,kiedywchodzędopokoju,odwracasięichowa.-Dwakolejnekwiatyutraciły
główki.

Ojcieclekkowzruszyłramionamigestem,któryPierśdobrzepamiętałzdzieciństwa.Gestem
rozbawionejakceptacji.Zawszemyślał,żepamiętaojcatylkobędącegopodwpływemopium.Ale
wyraźniebyłoinaczej.

-Możepowinienemodwiedzaćjąnocą.

-Czemunie.Aprzynajmniejozmroku.Niebędziesięmusiaławstydzić,żenaniąpatrzysz.

-Cozabzdura.Przecieżsamwyciągnąłemjąztegokurnika.Doskonalewiem,jakonawygląda!

-Wedługtwojejmatki,głównymproblememjestwyglądjejskóry.

background image

-Dlaczego?-Pierśprzeczesałdłoniąwłosy.

-Linnetcierpizpowoduswejbrzydoty.

-Przecieżniestraciłaurody!Tylkojejskórawyglądainaczej,resztazostałabezzmian.

-AleLinnetuważa,żestraciłaurodę.Tomusiałbyćpotwornyszokdlatakpięknejkobiety.

-Trudnosiędziwić.-Nachmurzony,ściąłkolejnetrzykwiaty.-Jestnatylepróżna,żezamierzamnie
odrzucićztegopowodu,więctomusibyćcośważnego.Nasamympoczątkuepidemii,tegodnia,kiedy
razemzmamąwyskoczyliścieprzedokno,Linnetbłagałamnie,żebymsięzniąożenił.Powiedziała,że
dlamniemożenawetwystawićsięnapośmiewisko.

Ojciectylkoskinąłgłową.

-Aleewidentnietacałamiłośćsprowadzałasiętylkodokontrolowaniamniezapomocąurody.-Pierś
wbiłlaskęwziemię.-Albocośwtymrodzaju.

-Moimzdaniem,Linnetuważała,żejestniedośćdobradlaciebie.Niewidziałemżadnychoznak
wskazującychnato,żechceciękontrolować.

Pierśwybuchnąłsuchymśmiechem.

-Zejestdlamnieniedośćdobra?Dlakalekiowybuchowymcharakterzeiniewyparzonymjęzyku?

-Zależyjejtylkonatobie.Jestemprzekonany,żedotejporyniktinnyjejsięniespodobał,choćzalecali
siędoniejksiążętaiwogólewszyscyprzyzwoicikawalerowiespośródsocjety.Tamraczejniemaludzi
owybuchowychcharakterach.

-Durnie,wszyscyrazemikażdyzosobna-mruknąłPierś.

-Dołączyszdonich,jeślipozwoliszjejodejść.

-Nigdynawetnieśmiałemmarzyćokimśtakimjakona.Aniożyciuubokutakiejosoby.

-Więczacznijmarzyćteraz,pókimaszjąpodręką.Kiedyjesteścierazem,widać,że...

-...jestmojądrugąpołową-dokończyłgniewniePierś,wbijającwzrokwziemię.-Mojącholernądrugą
połową.

StaryPlatonwidaćnieżartował.Niepotrzebowałemwżyciunikogo,ażtunaglezjawiasięona.

Ojciecpołożyłmudłońnaramieniu.

-Idźipowiedzjejto.

Pierśprzełknąłślinę.Strasznypomysł.Udałomusięzwierzyćojcu,alepowtórzyćtokobiecie,któranie
chciałanawetnaniegopatrzeć,tozupełnieinnasprawa.Wokółjegostópleżałomnóstwokwiatowych
płatków.

background image

-Powiedziałeścośpodobnegomaman?

-Nie.Niechciałamniesłuchać.

Wjegogłosiezabrzmiałorozbawienie.Pierśuniósłdłoń.

-Niechcęotymwiedzieć.

Ojciecuśmiechnąłsięiwzruszyłramionami.

-Poprostuzróbwszystko,cobędzietrzeba.

background image

35

Popołudniuplanbyłgotowy.Instynktownieczuł,żenocneodwiedzinyuLinnettylkopogorsząsprawę.
Niewiedział

dlaczego,aleponieważzawszeufałswojemulekarskiemuwyczuciu,postanowiłkierowaćsięintuicją
równieżwprzypadkuLinnet.

Niestety,musiałprosićopomoc.ZalotydotejkobietybyłygorszeniżpraceHerkulesa.Aon
niespecjalnienadawał

sięnaherosa.Wspomnienietego,jakczołgałsiępokorytarzu,gołyjakświętyturecki,wciąż
przyprawiałogoodreszcz.

Przełknąłjednakdumęipoprosiłopomoc.NiechdiabliwezmąsamowystarczalnegoHerkulesa.

-Cotakiego?Chcesz,żebymwszedłdosypialniLinnet?-spytałprzerażonySébastien.-Niemamowy!

-Przecieżbędętamztobą,tykretynie-odpowiedział.-Weźmieszjątylkonaręceiprzeniesiesznad
basen.

Sébastienotworzyłustazezdziwienia.

-Nicztego!-jęknął.-Oszalałeś?

-Czykiedykolwiekpomyliłemsięprzydiagnozie?

-Oczywiście,żetak!Pierśmachnąłręką.

-Alewdziewięćdziesięciuprzypadkachnastosięniemylę,prawda?

-Acotomadorzeczy?

-Postawiłemdiagnozę,aterazmuszęwyleczyćpacjentkę.Kuzynzlustrowałgowzrokiem.

-Będziepewniewrzeszczaławniebogłosy.

-Niebędzie-zapewniłgoPierś.-KazałemPrufrockowi,żebyniktnamnieprzeszkadzał.Zabardzo
wstydzisięswojegowyglądu,byzwracaćnasiebieuwagę.

-Dalejjesttakstrasznie?-spytałSébastien.Pierśwzruszyłramionami.

-Akogotoobchodzi?

-Ją,tyidioto.

-Poprostuchodźzemną,przenieśjąnarękachioszczędźmikazania.

background image

-Ajeśliniebędziesięchciaładomnieodzywaćprzezresztężycia?-jęknąłSébastien.

-Kiedyzamniewyjdzie,będziecieobojemieszkaćwtymsamymzamku.Prędzejczypóźniejzaczniesię
dociebieodzywać,choćbyprzyśniadaniu.

AleSébastienprotestowałprzezcałądrogęnapiętro.PoddrzwiamisypialnizłapałPiersazarękę.

-Przecieżonamniezatoznienawidzi.Niechcętego.

-Niebądźgłupi-warknąłPierś.Ztrudemradziłsobiezwłasnymiwątpliwościami,więcniemiałochoty
rozwiewaćskrupułówSébastiena.Nacisnąłklamkę.

Wszystkoposzłołatwo.GdytylkoLinnetgozobaczyła,zanurkowałapodkołdrę.Wniecałąsekundę
zawinęlijąwprześcieradło.

Wydawałastłumioneokrzykiipróbowałasięwyrywać,aleniemogła,mającunieruchomioneręceinogi.

-Jesteśpewny,żejeszczeoddycha?-spytałSébastien,ciężkostąpającpościeżce.

Pierśuszczypnąłjąprzezprześcieradło,wywołującszarpaninę.Spodprześcieradładochodziływściekłe
okrzyki.

-Natowygląda-odpowiedziałflegmatycznie.

-Codalej?-spytałSebastian,gdydoszlidobasenu.

-Połóżjątutaj-poleciłPierś.-Natejpłaskiejskale.Nieudałobymisiętobezciebie,aleteraznie
zamierzamcięzatrzymywać.Niemusiszponasprzychodzić.Mojejukochanejnapewnowystarczypary,
żebywrócićdozamkuowłasnychsiłach.

Kaskadadźwiękówdochodzącaspodpłótnaprzybrałaton,którymożnabyłookreślićjedyniejako
obelżywy.

Sébastienodszedł,wzruszającramionami.Pierśodczekał,ażkuzynznikniezazakrętem,ipowiedział:

-Dobra,możeszsięztegowyplątać.Poszedłsobie.Prześcieradłoniemaleksplodowało.Pierś
skrzyżowałramionanapiersiiczekał,ażLinnetwychynienaświeżepowietrze.Miałanasobietylko
cienkąkoszulkę,więcswobodnienapawałsięwidokiem.

-Nieważsięnamniepatrzeć!-krzyknęła.Inaglezdałasobiesprawę,gdziesięznajduje.

Dzieńbyłcudownyiupalny.Nabłękicieniebasnułysięsmugiobłokówjakdelikatnepasmakoronki
ponadkołującymimorskimiptakami.

-Och-szepnęła.-Przyniosłeśmnienadbasen.

-Zdejmijkoszulkę,topopływamy-zaproponował.

Niesłyszała;wpatrywałasięwdziwnymrozmarzeniuwbłękitnąwodę.

background image

-Koszulka-powtórzył,ściągającbuty.-Zdejmijją.Odwróciłasięwreszcie.

-Nicztego-powiedziałanachmurzona.

-Jaksobieżyczysz-odparłirzuciłswojąkoszulęnabok.

Jejoczyobojętnieprzesunęłysiępojegotorsie.Ściągnąłspodnie.

-Szkodafatygi-odparła.-Niezamierzampływaćinieżyczęsobieniczegobardziejintymnego.-Widać
było,żezadygotałanasamąmyśl.

Togozaniepokoiło.Zamiastodpowiedzibezsłowapchnąłjąwplecymiędzyłopatkami.

Zkrzykiemwpadładobasenu,apochwiliwynurzyłasię,plującwodą.

-Natychmiastmniestądwyciągnij!-wrzasnęła.-Skóramniepiecze,adotegozamarzam!

-Tozacznijpływać-odparł,ściągającgatki.Znowumiałerekcję.Wskakiwaniewtymstaniedobasenu
niebyłojegoulubionąrozrywką,aleniemiałwyjścia.

Widział,żeLinnetmusięprzygląda.Skoczyłzeskałynagłówkęipodpłynąłdoniej.Naturalniedzwoniła
jużzębami.

-Wodawcaleniejestażtakzimna-powiedział.-Słońceświeciodtrzechdni.Zacznijsięruszać.-
Przeczącswoimsłowom,przyciągnąłjądosiebiejakzwykle.Odwieludniniebylitakbliskoiczułsię
tak...tak...Zacisnąłzębyjakwpierwszejfazieatakuserca.

-Musimypopływać-powiedział,odsuwającjąodsiebie.-Ruszaj!

-Dopierocobyłamchora-mruknęłabezprzekonania.

-Aterazjesteśzdrowa.Marudzisz.-Uśmiechnąłsię,widzącjejgniewnąminę,apotemwyciągnąłrękęi
uszczypnął

jąwpośladek.

Zmrużyłaoczy.

-Nieważsięmniedotykać.Nigdy.

-Właśnie,żebędę,kiedytylkozechcę-odparł.-Jesteśmoja.Zacznijpływaćalbozamarzniesz.-Nie
wdającsięwdalsządyskusję,odwróciłsięipowolipopłynąłwstronędrugiegobrzegubasenu.Po
jakiejśsekundziewyczuł,żeLinnetpłyniewśladzanim.

Kiedynoganajgorzejdawałamusięweznaki,takżeniepotrafiłmyślećoniczyminnympozabólem,
pływaniewbaseniesprawiało,żeczułsięwolny.Wodaoczyszczałamyśli,oddalałachęćsięgnięciapo
laudanumibrandy.Orazmyślosamobójstwie.

Terazpłynąłpowoli,bywraziepotrzebypomócLinnet.Miałnadzieję,żeonatakżedoznaukojenia.Gdy

background image

bylinadrugimkońcu,chwyciłasięskałyiprzezchwilęciężkooddychała.Chciałjąprzytulić,ale
powiedziałatylko:

-Damsobieradę.-Odepchnęłagoiruszyławprzeciwnymkierunku.

Tymrazempopłynąłzanią.Doskonaleradziłasobiebezpomocy,apozatymmógłswobodnieprzyglądać
sięjejnogom.

Kiedydotarlidoskały,byławykończona.Sapałaidyszała.Podsadziłją,apotemsamwspiąłsięna
brzeg.

-Jużwychodzisz?-spytała,pomykającwkierunkuręcznikówjakwystraszonykrólik.

-Muszęciępilnować,żebyśnieuciekła.Wciążodwracałasięodniegotyłem.

-Adokądpójdę?Przecieżniemamubrania.

-Oczywiście.Zupełniezapomniałem-odpowiedział.-Takitchórzjaktyzanicsięniepokażebez
odpowiedniejoprawy.

Wskoczyłzpowrotemdowodyizacząłpływać,upewniającsięodczasudoczasu,czyLinnetwciąż
siedzinaskale.

Zawinęłasięwprześcieradłoiręcznikiażpokoniuszekczerwonegonosa.

Ledwieprzepłynąłbasenjeszczedwarazy,spokójisłońceprzełamałyjejopory.Odłożyłaręcznikii
prześcieradło,anawet

zdjęłakoszulkę.Wyciągnęłasięnaskalejaksyrenaichłonęłasłoneczneciepło.

Popięciunawrotachuznał,żewystarczyjejtegodobrego.

Podciągnąłsięnaobramowaniebasenu,podszedłdoniejipotrząsnąłgłową.Kropelkizimnejwody
opadłynarozgrzaneciało,ażpisnęłazzaskoczenia.

Poczuł,żeznowumawzwód.Wystarczyłojednospojrzenienajejpostaćnaskale,aciałonatychmiast
zapomniałoozimnieiznużeniu.

-Owińsięręcznikiem-poleciłazurazą,alespoglądałananiegozniecomniejsząniechęciąniż
przedtem.-Jakmogłeś?!-wybuchnęła.

-Comogłem?Mogłabyśmiwytrzećnogi?Wiesz,żeniedamradyprzeztęlaskę.

Spróbowałproszącegospojrzenia,alezmrużyłatylkooczy:

-Wyschniesznasłońcu.

Pogładziłsiępieszczotliwie,wbijającwniąwzrok.

background image

-Tybyśrozgrzałamnieszybciej.

-Jakmożeszmniepożądać.Mnie,ztakimwyglądem?-Gwałtownieprzełknęłaślinę,alePierśuznał,że
napewnoniepotrzebajejlitości.Zresztą,nawetgdybypomyślałinaczej,jejkolejnykomentarzosadziłby
gowmiejscu.

-Wżyciuniesłyszałamtakkiepskiegokomplementu-stwierdziła.

-Kochamcięnietylkozawygląd,choćtymożesądziszinaczej.Naprzykładuwielbiamtenostry
języczek.Niemasobierównych-odpowiedział.

-Wcaleniekochamcięzaurodę-mruknęła.-Gdybytakbyło,wybrałabymSebastiena.

-AjasiostręMatyldę.Parsknęłaironicznie.

-Ostatniowyglądazdecydowanielepiejodciebie-dodał.Jaksiętegospodziewał,usiadłagwałtowniei
zmierzyłagopłonącymspojrzeniem.

-Jesteśpodłąświnią.Jakmogłeśmitopowiedzieć!

-Ach,tajejkremowaskóra-szepnąłzrozmarzeniem.-Jakpłatkiorchidei.

Wydałaodgłosniegodnydamy.

-Parskaszczy...-zakpił.-Bożewielki,jakietoniesmaczne.Mamnadzieję,żemojasłodkaMatyldanie
nabierzetegozwyczaju,zanimpoproszęojejrękę.Zarazzaraz,jachybamamjużnarzeczoną.

Zakryłasięprześcieradłem,opadłanaplecyizamknęłaoczy.

-Jesteśżałosny.

Położyłsięobokniej.Milczelirazemprzezchwilę,jakbytylkoonibylinaświecie,aoprócztegonikogo
-pozakulikiem,którypowtarzałswąniemelodyjnąśpiewkę,przycupniętynapobliskiejskale.

Kiedyusiadł,zobaczyłwotwartychoczachLinnettylebólu,żesercemusięścisnęło.Nieodwróciła
wzrokuinieodezwałasięanijednymsłowem.

Zanimodgadłajegozamiary,Pierśściągnąłzniejprześcieradło.

Myślał,żekrzyknieizasłonisięrękami,aleleżałanieruchomo,odwracającodniegotwarz.Zdążył
zauważyć,żepoliczkimamokreodłez.

-Patrzęnaciebie-powiedziałtonemtowarzyskiejrozmowy.

-Patrzsobiedowoli-warknęła.-Nicnatoniemogęporadzić.

-Jesteśjeszczeczerwona,alezaczynacijużschodzićskóra.Boże,jaktywyglądasz!

Usiadłajaklalkanasprężynie,popatrzyłanasiebieiwrzasnęłatakprzenikliwie,żekulikpoderwałsię

background image

dolotu.

-Słonawodamadziałanielecznicze-powiedział,podnoszącprześcieradłoidelikatniemasującjej
skórę.-Spójrztylko.Podspodemniejesteśjużtakaczerwona.Iniemaszblizn,przynajmniejnabrzuchu.

-Tozejdzie?-spytała,wyraźniewstrząśnięta.

-Oczywiście,żezejdzie-odpowiedział.-Testrupypokrywałygojącesiępęcherzeichroniłyjeprzed
zakażeniem.

Zdajemisię-powiedział,odrywajączłuszczonynaskórek-żezarazcałaskórasięzłuszczy,możez
wyjątkiempleców.Słońceimorskawodazrobiłyswoje.

-Myślałam,żetakjużzostanie-powiedziałatakcicho,żeledwiesłyszałjejgłoswśródhukufal
rozbijającychsięourwiskonadole.

-Gdybyśzapytała,tobymcipowiedział.Aleponieważzemnąnierozmawiałaś,nawetniewiedziałem,
żeboiszsięczegośtakidiotycznego.

Nigdywżyciuniewidziałtakzbuntowanychust.

-Cogorsza-dodał,niepatrzącnanią-straciłaśwemniewiarę.Powiedziałaś,żekochaszmniedotego
stopnia,żenieboiszsięośmieszenia.Alekiedyprzyszłocodoczego,niezgodziłaśsięnawetnacień
poniżenia.Niechciałaśsięzemnąwidziećwczteryoczy,bobałaśsię,żecięwyśmieję.Niechciałaś
widywaćsięzemnąpublicznie,bowstydziłaśsięPrufrocka.

Tymrazemonułożyłsięnaplecachiprzesłoniłoczydłonią.

-Kochamcię-odpowiedziałazpoczuciem,żesmutekPiersaodbierajejzdolnośćracjonalnego
myślenia.-Aleprzecieżztakimwyglądemniemogębyćksiężną.Niechcę,żebyktokolwiekżeniłsięze
mnązlitości.Niewyjdęzaciebie,bowyglądamjakjakaśstraszna...

-Bestia?-wtrącił.-Tegosłowaszukałaś?

-Nie.

Usiadłiwbiłwniąpłonącywzrok.

-Kochałaśmnietylkowtedy,kiedybyłaśpiękna.Wiedziałaś,żemożeszmnąmanipulować-taksamojak
manipulujeszinnymimężczyznami,posyłającimtentwójuśmiech.

-Nie!-krzyknęła.-Nieotochodziło.

-Aoco?-zdenerwowałsię.-Jednegodniabłagasz,żebymciępoślubił,obiecujesznamnieczekać,a
następnegoniechcesznamnienawetspojrzeć.-Wjegogłosiebrzmiałygniewiuraza.

Popatrzyłanaswojeciało.Byłocałeczerwoneischodziłazniegoskóra,alewświetlesłońcaiw
towarzystwiePiersaniewydawałosięjużtakiepotworne.

background image

-Myślałam,żebędzieszsiębrzydził-powiedziałaztrudem.-Niechciałam,żebyśsięzemnążeniłz
litości.Niechciałam,żebyśjeszczedotegowszystkiegomiałbrzydkążonę.

-Litośćtouczucie,któregoraczejniktzemnąniekojarzy.Cowięcej,janiemamżadnychoporów,żeby
sięztobąożenić,aprzecieżjestembestią.

-Toniejesttakdokońcaprawda-odparłapowoli.-Powiedziałeśmi,żemniepragniesz,ależesięze
mnąnigdynieożenisz.Powiedziałeś,żejestempięknaichętna,ależebędzieszteżpożądałinnych,więc
mamotobiezapomnieć.

Jegookrutnesłowazawisływpowietrzumiędzynimi.

-Maszrację-odparłPierś.-Tobyłopodłe.

Urazęwjegogłosiezastąpiłatakapustka,żeLinnetniewiedziała,comamówićdalej.

-Odrzuciłemcię,bobałemsię,żektóregośdniasięjednakuzależnię.Wdalszymciągusięboję,żemoje
wybuchyzłościcięunieszczęśliwią.

Nagleogarnęłojąprzerażenie,żePierśjązostawi,choćledwiegodzinętemugorącopragnęła,żebyjuż
nigdywięcejgonieoglądać.

-Złamałeśmiserce,odpędzającmnieodsiebie-powiedziała,obejmującramionamikolana.-Byłam
bardzonieszczęśliwa.Alekiedyzachorowałamileżałamwkurniku,zrozumiałam,żemniekochasz.

Zapadłacisza.Znowuodezwałsiękulik,niecodalejodnich.

-Powiedziałam,żemniekochasz-powtórzyła.

-Kocham-potwierdziłnieomalzirytacją.

-Postanowiłamsobie,żejeśliprzeżyję,niepozwolęcisięnigdywięcejzastraszyćtakjakwtedy,kiedy
mnieodrzuciłeś.-Wyciągnęładłoń,żebygodotknąć,ipogładziłapalcamipoudzie.-Alepóźniej,kiedy
stałamsiętakabrzydka,doszłamdowniosku,żeztakimwyglądemniemogęzostaćksiężną.

-Rozumiem,żewszystkieksiężnemusząbyćpiękne-stwierdził.-Tojednozwymagańnatym
stanowisku.

-Powinnyprzynajmniejniestraszyćludziswoimwyglądem.

-Idlategouznałaś,żemożeszmnieodrzucić,bowyglądaszjakkandydatkadojarmarcznejbudyz
osobliwościami.

Acopotem?Posiłkidopokojuprzeznastępnychpięćdziesiątlat?

-Postanowiłam,żegdzieśsięukryję-odparładrżącymgłosem.-Towszystko.

Milczenie.Apotem:

background image

-Akuratprzedemnąniemusiszsięukrywać,Linnet.

-Przepraszam-szepnęła.

-Sercemipękało,gdybyłaśbliskaśmierci,apotemznowujezłamałaś,kiedywyrzuciłaśmniezpokoju.

Niemogłaznieśćbóluwjegogłosieiświadomości,żetakbardzogoskrzywdziła,więcpchnęłago,byz
powrotempołożyłsięnaskalnejścianie.Jegociałobyłociepłeisilne.Znajomeikochane.

-Toco,pocałujeszmnienazgodę?-zapytałzczułąironią.

-Zamknijsię-odpowiedziała.Musnęławargamijegousta.Wysunęłanamomentjęzyk,byich
posmakować.

-Widzę,żepróbujeszmnieuwieśćstarymisposobami,skorourodąjużniemożesz.

Aleonadobrzewiedziała,kiedyjestnaprawdęzły,akiedynie.Terazniemiałzamiarujejzranić.
Ogarnęłająradośćiodpowiedziałagardłowo:

-Natowygląda.-Potemskubnęłagowwargę,takjakjąsam

nauczył.

Pierśrozchyliłustainachwilęobojeulegliuczuciu.Alepotemodsunąłsięodniej.

-Niemogę-powiedział.

Linnetpochyliłasięwjegostronę.Wjegogłosiebyłocoś,cowzmagałojejpodniecenie.

-Dlaczego?-mruknęłagardłowo,byćmożedlatego,żejednocześniecałowałajegopodbródek.

-Bojesteśzbytbrzydka.Niesypiamzbrzydulami.Nigdybymtakiejniepokochał.

SerceLinnetnamomentprzestałobić,alezarazzrozumiała,

doczegojesttaaluzja.

-Aja,milordzie,pokochamtylkomężczyznę,którydaradęprzenieśćmnieprzezpróg.Którymiobieca,
żenigdyniedotknielaudanuminiepodniesienamniegłosu.Potrafisztozrobić?

Spojrzałnaniągłębokimi,lśniącymi,inteligentnymiipełnymimiłościoczyma.

-Przecieżtam,wgospodzie,przeniosłemcięprzezpróg-odparłrównieniskim,gardłowymgłosem.-
Czytosięliczy?

-Możekiedyśznowubędępiękna-odpowiedziała.-Amoże

nie.

Przełożyłsięnabok,bynaniąpopatrzeć,ispotkałysięichspojrzenia,wktórychpłonęłamiłość-taka

background image

miłość,którapotrafiwyrwaćczłowiekazobjęćśmierci,nigdyniegaśnieinigdyniezawodzi.

Miłość,któraniezależyodurody,charakteruanikalekichnóg.

-Przyrzekam,żebędętrzymałwryzachtemperament-obiecał.-Choćzdajemisię,żetrochęmnie
odmieniłaś.

Chybaniejestemjużtakąbestiąjakprzedtem.

-Niemogęobiecać,żenieumręikiedyśniezostanieszsam.Pozatymchybazapomniałamci
podziękowaćzauratowanieżycia.

-Kochamcię.-Głoszałamałmusięzewzruszenia.-Kiedymyślałem,żeumrzesz,samchciałemsię
zabić.Odchwilikiedywyszłaśprzeztocholerneokno,marzyłem,żebyśdomniewróciła.

Pogładziłagopopoliczku.

-Więcwróciłam.

-Pojechałbymzatobą,nawetgdybymsięniebał,żezachorowałaś.Naprawdęchciałemzostawić
pacjentów.

Myślałemotymcałyminocami.

-Tobyłobyniegodziwe-odparłastanowczo.-Niemoglibyśmyspojrzećludziomwoczynanaszym
weselu.

-Toznaczy,żejednakbędziewesele?-Zajrzałjejwoczy.-Niełatwobędziezałatwićślubwsypialni,
alemyślę,żejakośsięuda

Wzięłagłębokioddech.

-Nielubiszgotowanychhomarów?

Wjegooczachwyczytała,żejejwyglądwcalemunieprzeszkadza.

-Niejesteśhomarem-powiedział,muskającjąwargami-Podstrupamijesteśróżowajakpoziomka.
Słodka,dojrzałajagódka.

-MamnadrugieimięJagódka-zachichotała.

-Mojajagódka.-Miałjużdośćtegogadania,więcprzykryłjąswoimdużym,mocnymidominującym
ciałem.-Nieprzeszkadzami,żebędęsiękochałzkobietą,któraobłazizeskóry.Atymaszochotękochać
sięzmężczyzną,któryczasamidostajenapadówfurii?

-Czemunie-westchnęła,ponieważjegoręka...nocóż,jednakniektóreczęścijejciałapozostałyrównie
delikatnejakdawniej.

Musiałnajpierwpomasowaćjejpiersikawałkiemprześcieradła,ażprzybrałypięknytruskawkowy

background image

odcień,alecałkiemimsiętopodobało.Pozatymucieszylisię,żenaudachLinnetzniewiadomych
powodówniebyłoaniśladuwysypkiodwewnętrznejstrony.

Kilkainnychrzeczyrównieżichucieszyło.

Potemułożylisięnaskale,aPierśpracowiciemasowałciałoswejukochanej,byprzybrałojednolitą
różowąbarwę.

-Będęmiałabliznynatwarzy?-spytałazniepokojemLinnet.-Powiedzmiprawdę.

-Nicanic.WodróżnieniuodkrólowejElżbiety.Szczerzemówiąc,choćmożeniepowinienemciotym
wspominać,odrobinaryżowegopudruikaczętaznowubędąpadaćcidostóp.-Wyraźnieuznał,żenależy
skupićsięteraznajejpiersiach.

Linnetzwahaniemprzesunęładłoniąpopoliczkach,podbródkuiwargach.Jejceraznowubyłagładka.

-Niewiem,czykiedykolwiekotymzapomnę-powiedziałaiotrząsnęłasięzniesmakiem.-Otym
kurniku,owysypce,gorączceipragnieniu.

Pierśująłjejtwarzwdłonie.

-Nigdysobieniewybaczę,żeniebyłomniewtedyprzytobie.

-Takjaktwójojciec?

-Rozmawiałemznim-powiedziałniechętnie.-Powiedziałemmuwszystko,cotybyśchciała,żebymmu
powiedział.

Rozpromieniłasię.

-Powiedziałeś,żezawszemuzależało...

-Nie.

-Przecieżnawetniewiesz,ocomichodziło.

-Nicwtymstylu.

-Notocomupowiedziałeś?-spytała,niecorozczarowana.

-Żegokocham.Nietakdosłownie,alewiem,żezrozumiał.

-Kiedybyłambardzochora,śniłomisię,żematkabyłazemnąwbasenie.

-Wwodzie?

-Podwodą.Całyczastamodpływałam,bowtedynieczułambólu,byłomichłodnoiwilgotno.Aleona
mnieodpychała.

PierśprzycisnąłLinnetdosiebie.

background image

-Porządnakobieta.

-Teżjejwybaczyłam-szepnęłaLinnet.-Kochałamnieprzecież.

-Nocóż,jesteśjaknajbardziejgodnamiłości.Nietylkozpowoduurody.Inietylkodlatego,żewżyciu
niewidziałemtakiejróżowiutkiejkobiety.

Łzyzakręciłyjejsięwoczach.

-Myślałam,żeniktjużnie...

-Cicho-odpowiedziałimusnąłwargamijejusta.-Jamyślałem,żenanikimniebędziemiwżyciu
zależało.

-Obojesięmyliliśmy-powiedziałaiprzyciągnęładosiebiejegogłowę.

-Słodkajagódko...-szepnąłwjakiśczaspóźniej.

-Tak?-Pocałunekjąoszołomił;wargijejnapuchły,asercebiłojakmłotem.

-Niemogęsięztobąkochaćnatymkamieniu.Przykromi,żemówięoczymśtaktrywialnym,ale
obtarłemsobiekolana.Możemyjużiśćdodomu?Mojełóżkojestbardzomiękkie.Niewidziałaśjeszcze
mojejsypialni,alewłaściwiemożeszjużsiętamzadomowić.

-Dodomu-powtórzyławzruszona.

-Donaszegodomu.

Wstali,udrapowalinaniejprześcieradłojakgreckątunikęitrzymającsięzaręce,poszlidozamku.

Linnetpowitałapromiennymuśmiechemwszystkich-odPrufrockaażpoksięcia.Jejoczylśniłytaką
radością,żeniktnawetniezauważyłjejróżowejcery.

Epilog

Kilkalatpóźniej

Nierozumiem,dlaczegomówisznamamę„jagódka"-spytałchłopczykswegoojcapewnegoletniego
dnia.Siedział

naskalenadbasenemiobserwował,jakmamauczypływaćjegosiostrę.

-Tonaszsekret-odpowiedziałmężczyzna.Patrzyłnamamęzdziwnymuśmieszkiem,niecałkiem
zrozumiałymdlachłopca.

-Tonielogiczne-stwierdziłJohnYelverton,przyszłyhrabiaMarchantiksiążęWindebank.-Mama
wcaleniewyglądajakjagoda.WodróżnieniuodEvie,którajesttłusta,okrągłaimaczerwonewłosy.

Niespecjalnieprzepadałzamłodsząsiostrą.Choćmiałdopierosiedemlat,jużzdążyłsięzorientować,że

background image

dziewczynkamajakąśdziwnąwładzęnadludźmi.Kiedysiędonichuśmiecha,rozpływająsięzzachwytu
idająjejwszystko,czegotylkozapragnie.

Naszczęściemamaitatasąinni.Łaskocząjąwtedytakdługo,ażsięnaprawdęroześmieje.Ontamwoli
jąszczypać.

-Dawno,dawnotemu,twojamamamiałaróżowąskórę-wyjaśniłojciec.-Naprawdębyławtedyjak
jagódka,jaknajsłodszatruskawka.

Johnnierazwidziałurodzicówtenwyraztwarzyiniespecjalniemusiętopodobało.Zupełnie
nieracjonalne.

Chłopieclubiłjasnesytuacje:wszystkobyłoalbologiczne,albonie.Tomaślanespojrzenie?
Nieracjonalne.

-Możemyjużiśćdozamkuizrobićsekcjężabie?-spytał.

-Nie.Tylkojednażabanatydzień.Żabyniesądozabawy.

-Przecieżwiesz,żeniemogłemznaleźćpęcherzykażółciowego.Muszęspróbowaćjeszczeraz.

-Wprzyszłymtygodniu-obiecałmuojciec.-Jestempewien,żeznajdzieszwżyciuniejedenpęcherzyk
żółciowy.

Kolejnabzdurawrodzajutych,którerodzicebezprzerwymupowtarzali.Wcalemusiętoniespodobało.

-Chcęsekcję!Itojuż!

Ojciecprzestałsięgapićnabasenispojrzałnaniego.Podniósłpalec.

-Pamiętasz,oczymrozmawialiśmydziśrano?

-Żemamnadsobąpanować-odpowiedziałposłuszniemałyJohn.-Iżejakpoczujęzłośćwbrzuchu,to
muszępoliczyćdodziesięciu.

-Czyterazteżpowinieneś?

-Jużnie-mruknąłniechętnie.

Eviepodpłynęładobrzegu,więcojciecwstał,żebyjąwyciągnąć.Oparłsięnalasceischyliłdo
dziewczynki.Eviezłapałagozarękę,aonwyciągnąłjąizakręciłwkoło,ażgłośnozapiszczałazradości.

Potemodłożyłlaskęiobiemarękamipomógłmamiewyjśćnabrzeg.Znowusiędosiebiegłupio
uśmiechali.

Tatozdjąłsobieręcznikzramieniaipomógłsięjejwysuszyć.

Johnprzewróciłoczamiiposzedłzajrzećdokałuż,którepowstałyprzyodpływie.Możeudamusię
znaleźćwłasnążabęiwtedytatapozwolimunadrugąsekcję.

background image

Nieznalazłanijednej.

-Nielubiąsłonejwody-powiedziałaEvie,lekkosepleniąc.Przechyliłagłowęnabokiposłałamuten
swójuśmiech,któregotaknienawidził.-Niewiesznawettego?

Pociągnąłjązawłosy.

Rozpłakałasię,aonpoliczyłdodziesięciu.

-Wcalejejnieszarpałem-tłumaczyłsięprzedtatąwsekundępóźniej.-Aniniewykręcałem.Tobybyło
podłe.

Pociągnąłemjątylko,itolekko.

-Niedalekopadajabłkoodjabłoni-stwierdziłtato,wziąłgozarękęipoprowadziłścieżkądozamku.-
Następnymrazempoliczdodziesięciu,zanimjąpociągniesz.

Johnuśmiechnąłsięszeroko.Straszniechciałbyćtakijaktato.Itakijakdziadek,bobardzolubił,kiedy
książęopowiadałmubajki.

Alenajbardziejchciałbyćjaktato.

-Możenastępnążabęzoperujęprzedsekcją-zaproponował.-Założęjejgipsnanogę.Możemyudawać,
żezawysokoskakała.

-Mhm-powiedziałtato,boznowugapiłsięnamamę.TrzymałazarękęEvie,któraciąglezanosiłasię
płaczem,choćJohndoskonalewiedział,żeniezrobiłjejkrzywdy.

-Kochaszmamę,prawda?-spytał,chcąc,byojciecwreszciezwróciłnaniegouwagę.

-Bardzo-potwierdziłtato.-Nawetniewieszjak.

-Aonakochaciebie-stwierdziłJohn.Lubiłmiećwszystkopoukładanewgłowie.

Mamazaśmiałasię.

-Tak,kochamtatę,Johnakins.Nachmurzyłsię.

-Niemówdomniejakdodziecka.Jużjestemduży.

-Przepraszam-powiedziała,dotykającpalcemjegonoska.

-Więcjeśligokochasz,aonkochaciebie,aobojekochacienas,topocowamjeszczejednodziecko?-
Powiedzielimu,żemamamadzidzięwbrzuchu,aletoniebrzmiałologicznie,choćjejbrzuch
rzeczywiściezrobiłsięokrągły.

Mamauśmiechnęłasięiwzięłagozarękę.

-Bonaszarodzinabardzolubisiękochać-wyjaśniła.

background image

Toteżbyłonielogiczne.Przecieżtatonajbardziejlubiłkroićludzi.Chybaniewartosięotokłócić,a
pozatym...

Jakośtobędzie,pewniedlategodzieciakateżwystarczymiłości.Chyba,żetobędzienastępna
dziewczynka.

background image

Odautorki

Pięknaibestiatobardzostaraopowieść.MadameGabrielledeVilleneuvenapisałabaśńLaBelleetla
Bête
w1740

roku.Niebędęsiętupowoływaćnażadnąkonkretnąwersję,bozrezygnowałamzwiększości
szczegółów,włączniezmagicznąprzemianąbohatera.Pierśpadłofiarąowielemniejbaśniowego
wydarzenia,którejednakwywarłorównieznaczącywpływnajegożycie:mięsieńczterogłowyjegouda
uległmartwicy,czylinastąpiłaśmierćtkankimięśniowej.

Nietrudnozgadnąć,żeowielepoważniejszydługzaciągnęłamwobecbardziejwspółczesnejopowieści,
czyliserialuDrHouseprodukcjistacjitelewizyjnejFox.Szczerzepodziwiambłyskotliwych,
niekonwencjonalnychidowcipnychautorówscenariusza.WprawdziePierś,mójodpowiednikich
bohatera,czylidoktoraGregory'egoHouse'a,różnisięodswegoprototyputak,jakLinnetróżnisięod
baśniowejPięknej,aleniesposóbzaprzeczyć,żejegoosobowość,niewspominającjużonodzeipracy
zawodowej,towynikinspiracjipostaciąwybuchowegodiagnostyzeszpitalaPrinceton-Plainsboro.

OpróczutalentowanegodrHouse'a,wzmiankanależysięteżosiemnastowiecznymlekarzomichirurgom,
którzywalczylizchorobamibezpomocybadań,urządzeńiterapii,naktórychtakbardzopolegająich
współcześniodpowiednicy.WieleszczegółówdotyczącychszkarlatynypochodzizTraktatuochorobach
gorączkowych
opublikowanegoporazpierwszyw1799roku,pióra

doktoraA.PhilipsaWilsona,gdzieznalazłamszczegółoweinformacjeorozwojugorączki
szkarlatynowej,jakjąwtedynazywano,orazcałkiemrozsądnewskazówkidotycząceleczenia.Twierdził,
żejegopacjencizawszezdrowieli.Jegotraktatpolemizowałznieskutecznymi,aczęstoszkodliwymi
metodamilekarzytakichjakniejakidoktorSims,któryw1796rokuzalecałleczenieszkarlatynyśrodkami
przeczyszczającymiiwymiotnymi.W

pewnymsensiedoktorWilsonbyłrówniearoganckiibohaterskijakwspółczesnydoktorHouse.

PragnętakżewspomniećserięksiążekoszkoledladziewczątzinternatemwKornwalii,pióraEnid
Blyton.Wszkoletej,zwanejMaloryTowers,byłwspaniałybasenwyciętywnadmorskichskałach,
napełniającysięwodąpodczasprzypływu.Gdyczytałamteksiążkinagłosmojejcórce,spodobałmisię
tenbasenipobudziłmojąwyobraźnię.

Zanimskończyłamcałąserię,basenPiersanabrałwłasnego,niepowtarzalnegocharakteru.

Inakoniec,przezcałyczaspisaniatejpowieściwmoichmyślachrozbrzmiewałystrofyPieśnimiłosnej
J.AlfredaPrufrockaautorstwaT.S.Eliota,choćjejautorpewniedostałbynamyślotympalpitacjiserca.
Poemat,dostępnynamojejstronieinternetowe

jwww.eloisajames.com,

zadajepytanianatematczasui

odwagi-czyistnieje„twójczasimójczas",czyjestczasnato,bysposobić„twarz,byspotykaćtwarze,
którespotykasz"iczas,bysięzastanawiać

„czysięośmielę?"Więczostawiamcię,czytelniku,zpieśniąmiłosnąEliota,wktórejśpiewająsyreny,a
ludziery-zykujązbytdługipobytwpodmorskichkomnatach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Maguire Emily Ujarzmić bestię (1)
Emily Maguire Ujarzmić bestię ( 18)
jej wlasny ksiaze eloisa james
James Eloisa Cztery Siostry 04 Rozkosz za rozkosz
James Eloisa Książę jej marzeń
James Eloisa Cztery Siostry 04 Rozkosz za rozkosz
JAMES ELOISA
James Eloisa Rozkosz za rozkosz
James Eloisa 4 Rozkosz za rozkosz

więcej podobnych podstron