EmilyMaguire
Ujarzmićbestię
PrzełożyłaHannaSzajowska
CZĘŚĆPIERWSZA
SaraClarkprzezdwaipółrokuczułasięjakdziwadło.Zaczęłosię,kiedyna
dwunasteurodzinydostałaoprawionywskóręegzemplarzOtella,iskończyło,gdy
nauczycielangielskiegopokazałjej,codokładnieznaczy„bestiaodwóch
grzbietach”.
WtymczasieprzeczytaławszystkiesztukiSzekspira,apotemzabrałasiędojego
sonetów,następnieodkryłaMarlowe’a,Donne’a,Pope’aiMarvella.Wśród
rówieśników,którzynieczytalinicopróczprogramutelewizyjnego,irodziców,
którzyskłanialisięwstronę„PrzegląduFinansowego”,Sarabyłazmuszona
ukrywaćswojeliterackiepreferencje.Chowałaantologiepoezjipodłóżkiemi
przeczytałaEmmęprzyświetlelatarki,takjakchłopcywjejwiekuczytają
„Playboya”.Przezpierwszedwalatagimnazjumbyłazangielskiegonajlepszaw
klasie,choćnieotworzyłażadnegopodręcznika.Niebyłopotrzeby,ponieważ
programzawierałkilkaznanychjejtekstów,komiksyiartykułyzgazet.
Apotem,pierwszegodniatrzeciejklasygimnazjum,SarapoznałapanaCarra.Był
niepodobnydonauczycieli,którychdotychczasspotkała.Przezczterdzieściminut
swojejpierwszejlekcjiopowiadałotym,dlaczegol&atsmaznaczeniedla
australijskichnastolatkówwroku1995.
PodczasdrugiejlekcjiSarapodniosłarękę,żebyskomentowaćcoś,copowiedział
oHamlecie.
Kiedypozwoliłjejmówić,zaczęłainiemogłaprzestać.Zostaławjegoklasieprzez
całąprzerwęnalunch,akiedyponowniewyszłanaświatłodziennieiujrzała,jak
gromadzącesięnaszkolnymboiskugrupkiuczniówobrzucająjąprotekcjonalnymi
spojrzeniami,byłacałkowicieodmieniona.
PanCarrrozpocząłaktywnąkampanię,bypodtrzymaćmiłośćSarydonauki.Chcąc
zapobiecnudzie,przynosiłjejzdomuwłasneksiążkiinapisałliścik,który
umożliwiałjejdostępdodziałudladorosłychwbibliotece.Każdapowieść,sztukai
wierszbyłydokładnieomawiane.Kiedymówił,żewiedział,iżbędziezachwycona
jakimśutworem,ponieważtennależałdojegoulubionych,byłtodlaniej
największykomplement.
PodczasgdypanCarrkształtowałumysłSary,jejciałozmieniałosięsamorzutnie.
Wciągunocypojawiłysięmałe,tkliwepiersi,atakżeabsurdalnieumiejscowione
włosy.Zaczęłabudzićsięwśrodkunocyiznajdowałaprześcieradłazrzuconena
podłogę,awłasneręcezaplątanewpiżamę.
Ilekroćprzechodziłkołoniejkapitandrużynyszkolnej,wysokiiszczupłyblondyn
imieniemAlex,Sarazniewyjaśnionychpowodówzaciskałauda.Zaczęłamarzyćw
ciągudnia,jakstaćsiępiękniejszą.
PewnegoczerwcowegodniapanCarrpoprosiłSaręoradę,jakuczynićSzekspira
bardziejatrakcyjnymdlaklasy.Omawianedotejporysonetyniezdołaływzniecić
iskryentuzjazmuwnikimopróczniejiuważał,żemogłabymupomócdociec,
gdziepopełniłbłąd.ZdaniempanaCarraproblempolegałnatym,żewielesonetów
dotyczyłokwestii,którebyłyniezrozumiałedlaprzeciętnegoczternastolatka.Sara
odparła,żeprzeciętnyczternastolatekdoskonalerozumiesprawyzwiązanez
miłością,żądząitęsknotą;tojęzykichodstrasza.Przecieżcodrugapiosenkaw
radiudotyczyspraw,októrychpisałstaryWilliam,aczkolwiekwięcejwnich
pochrząkiwaniaimniejinteligencji.
Roześmiałsięgardłowoiwyciągnąłrękęwjejstronę.Gorąca,wilgotnadłoń
dotknęłajejgołegokolana.Sarawjednejchwilizauważyła,żeczołopanaCarra
błyszczy,żaluzjesąopuszczone,drzwizamknięte,ajejsercewalijakszalone.Nie
poruszyłasięaninieodezwała.
Ledwieoddychała.
PanCarrpochyliłsięnakrześleiprzesunąłdłońnaramięSary,potempozwolił,
żebyześlizgnęłasięispoczęłanajednejznigdyjeszczeniedotykanychpiersi.
Czuła,żemogłabysięrozpłakać,aleteżażmdliłojązpodniecenia.Siedziała
zupełnienieruchomozrękamiopuszczonymiwzdłużbokówipatrzyła,jak
głaszczeiugniatajejpiersiprzeztanipoliester.Złotaobrączkaślubnazabłysław
świetleichciałasięgnąć,żebyjejdotknąć,alepowstrzymałasię.Bezkońca
powtarzałjejimię,ażzaczęłobrzmiećjakmantra,jednaztych,zktórych
korzystająbuddyści,bywprowadzićsięwtrans.
Saraochsaraochsaraochsaraochsaraoch.
Dłońwślizgnęłasiępodjejbluzkę,podstanikiSaręzaskoczyłdreszcz,któryją
przeszył,kiedyjegoplaceschwyciłylewysutekiścisnęły.Ochsara.Przesunąłsięw
przód,nasambrzegkrzesła,głowęopuściłnapierś,nogamimocnościsnąłjej
nogi.Musiałaprzygryźćdolnąwargę,żebysięnieroześmiać.Jakietodziwne,że
mądryiwykształconyczłowiekmógłdoprowadzićsiędotakniegodnegostanu,
zaledwiedotykającjejpiersi!
PanCarrprzestałskandowaćjejimięiwsalipanowałacisza,którązakłóciłjedynie
jegochrapliwyoddechiszelestrozpinanejbluzki.ApotemSarapoczułajęzyk
przesuwającysięposutku.Zzaskoczeniagwałtowniesapnęła.Topodnieciłopana
Carrajeszczebardziejijegogłowaprawiezniknęławjejnawpółrozpiętejbluzce,
kiedyuklęknął.Sarzewyrwałsięchichot,którypanCarrnajwyraźniej
zinterpretowałjakozachętę.OchSaraochSaraochochochochtakapiękna-Saraoch.
Rozsunąłjejnogiiukląkłmiędzynimi,głowęwciążtrzymałprzyjejpiersi,ale
ręceodsuwałyukładanąwfałdyspódnicęzszorstkiegomateriału.Sarausiłowała
sobieprzypomnieć,któremajtkiwłożyłategoranka.Miałanadzieję,żenietew
kaczuszki.GdybypanCarrzobaczył
kaczuszkinajejbieliźnie,pomyślałby,żejestdzieckiem,iwtedybyprzestał.Alei
takniezdołałbyzobaczyćbielizny,ponieważustamiprzywarłdojejsutka,jakby
byłgłodnymdzieckiem,aonamatkąociężkich,pełnychmlekapiersiach,anie
dziewczynką,któraledwiemiałaczymwypełnićstanik.Podobałosięjejuczucie
towarzyszącessaniu.Robiłtodelikatniejibardziejrytmicznie,niżsięspodziewała.
Wfilmachwszystkotowyglądałonatakieszaleńczeiniekontrolowane.Saranie
miałaspecjalniemateriałudoporównań,alepanCarrwydawałsiędobrywtym,co
robił:wssaniusutkaigłaskaniujejprzezbieliznęwidealnychodstępach.Głaskanie
issanie,głaskanieissanie.
Tempouległozmianie,kiedywepchnęłajegogorącądłońwswojemajtki.
„VCydawałosię,żeczegośszuka,ręceporuszałysiępospiesznie,pocierająci
naciskającjednoukrytemiejscepodrugim,apotemprzesuwałysiędalej.Sara
pomyślała,żewie,coonpróbujeznaleźć,izastanawiałasię,czemumaztymtyle
kłopotu.Wahałasię,czymupowiedzieć,żetoprzegapił,aledoszładowniosku,iż
niewie,jaktoopisać.
Alepotemjejciałoprzeszyłgorącydreszczikrzyknęłazzaskoczenia,wypychając
biodradoprzodu.Znówpoczułafalęgorąca,poktórejnastąpiłakolejnaijeszcze
następna,gdynieprzestawałnaciskaćsekretnegomiejsca.Niemogłapowstrzymać
dźwięku,którynarósłjejwgardle,miaławrażenie,żerozpływasiępoddotykiem
swegonauczyciela.
PanCarrodsunąłsięgwałtownie,rozpaczliwiełapiącpowietrze.OchSaraźleto
takiezłeochSaraochsaratakiezleochsaraoch.
Saranigdywżyciunieczułasięlepiej.Nigdy.Zastanawiałasię,cozrobić,jakgo
zmusić,żebykontynuował.Iwreszciezdałasobiesprawę,żeręcecałyczas
trzymaławzdłużboków.
Położyłajenajegoramionach,aonpodniósłnaniąwzrok;twarzmiałściągniętą
żądząipoczuciemwiny.Ześlizgnęłasięzkrzesłaiklęknęłaprzednim,anastępnie
powolirozpięłasuwakspodni.
Odnosiławrażenie,jakbyznajdowałasiępozawłasnymciałem,przyglądałasię,jak
ręcesięgajądośrodkaichwytajątędziwną,twardą,gorącąrzecz.Zupełniejakby
opuściłjąrozsądekikontrolęprzejęłaczęśćskładającąsięzpierwotnegoinstynktu
iżądzy.
PanCarrjęknąłijegomantrastałasięszalona,nabrałaszybkości,brzmiałajak
niski,rozpaczliwypomruk.Odepchnąłjejrękęiprzezsekundęmyślała,żesię
zezłościł,alepotempowiedziałOchBożeoch-BożeochBożeiupadłnanią.Poczuła
rozdzierającybólimusiaławepchnąćdoustpięść,żebypowstrzymaćkrzyk.Po
chwilibólustał,pojawiłosięciepłoispokój.PanCarrpatrzyłjejwoczyicoś
mruczał.Dotknęłajegotwarzyiwłosów,ustawykrzywiłymusięwgrymasiei
zacząłporuszaćsięszybciej.Wreszcieostatnirazmruknąłgłośnoizsunąłsięz
niej,zostawiającposobieciepły,lepkibałagan.
Całyincydenttrwałniespełnadziesięćminut.Gdyzapinałabluzkę,słyszała
dzieciakiwrzeszczącezaoknem,dźwiękgwizdkadobiegającyzboiskasiatkówki,
uruchamianysilniksamochodu.Wzięłachusteczkęzpudełkanabiurkuiwytarłato,
costrużkamiciekłojejpoudach.
PanCarrpatrzył.Pojegoczerwonychpoliczkachsunęływielkiełzy.Sara
skończyładoprowadzaćsiędoporządku,poczympodeszłaiotarłamutwarz.
-Wszystkowporządku-powiedziała.-Niemusipanmiećwyrzutówsumienia.
-Wcaleichniemam,Saro.Iwtymcałydramat.
2
PonieważpanCarrbyłjejnauczycielem,dotegomiałżonęidzieci,absolutnienie
mógł
dopuścić,żebywczorajszyincydentsiępowtórzył.
-Och-powiedziałaSara,któramyślała,żezatrzymałjąpozajęciach,byponownie
zrobilitocowczoraj.Sposób,wjakijąpocałował,kiedytylkodrzwizostały
zamknięte,to,jakprzesunął
palcamipojejwłosach,gdypytał,jaksięmiewa,jakgładziłjejudo,kiedyusiedli-
wszystkowydawałosiępotwierdzaćpoczątkoweprzypuszczenie.
-Nieobchodząmnieterzeczy.Poprostuzpanemczujęsięszczęśliwa.
-Och,Saro...-Ścisnąłjejudo.-Chciałbym,żebywystarczyłoto,żeczujemysięze
sobąszczęśliwi,aleniewystarcza.Straciłbympracę,dzieci.Mógłbymtrafićdo
więzienia.Prawoniedbaonaszeszczęście.Maszczternaścielatizgodniezprawem
niemożeszocenić,cocięuszczęśliwia.
-Cóż,prawosięmyli.-Sarazrobiłato,oczymmyślała,odkądusiedli:pochyliła
sięiucałowałazmarszczkęmiędzyjegobrwiami.-Założenie,żeniewiem,czego
chcę,jestobraźliwe.
Wciąguminionychstulecioczekiwano,żedziewczynywmoimwiekuwyjdąza
mążibędąrodzićdzieci.Pięćsetlattemuuważanobymniezazdolnądo
wykarmieniarodziny,aterazniewolnominawetdecydować,czylubięjakiegoś
faceta,czynie.Toabsurd.
-Wiem,żetosięwydajeniemądre.
-Tojestniemądre.Żałuję,żenieżyjęwśredniowieczu.Cholera,dotejpory
miałabymjużwłasnąwioskę.
PanCarrsięroześmiał.
-Zpewnościąbyłabyśbardzoszczęśliwa,gdybyśniezwracałauwagina
analfabetyzm,trądito,żeludziomcuchniezust.
Sarapoczuła,żerobisięjejcorazcieplej.Byłazawstydzona,żesięzniejśmieje,a
towywołałofalęgorąca.Alenietylkoto,takżesposób,wjakidotykałjejuda.Jego
dłońbyłatakdużajakjejdwie.Ponownieucałowałazmarszczkę,potemjegoczoło
iwreszcieusta.
-Saro...
-Społeczeństwotegonieaprobuje.Więcgonieinformujemy.
-Saro...
-Wczorajprzeżyłamnajlepszydzieńwswoimżyciu.CzułamsięjakPip,kiedypo
razpierwszyidziedodomupannyHavisham.Wczorajzaszływemniewielkie
zmiany,wykutezostałopierwszeogniwołańcucha,którymniespęta.Muszęsię
dowiedzieć,jakibędziemójłańcuch.
Ciernieczykwiaty.Żelazoczyzłoto.
PanCarrzabrałrękęzjejudaiwstał.Podszedłdooknairozsunąłżaluzje,ujrzał
naprostokątnydziedziniec,kręcącgłową.
-Podczasszesnastulatpracynauczycielskiejnigdynienatknąłemsięnaucznia
choćwpołowietakinteligentnegojakty.Irzadkowidywałemkogośotakiej
urodzie.-Puściłżaluzjeztrzaskiemiodwróciłsię,żebystanąćtwarządoSary.-
Niktniemożesiędowiedzieć.
-Wiem.Wporządku.
-Niktniemożenawetpodejrzewać.
Niemogłapowstrzymaćuśmiechu.Podeszłaiprzycisnęłatwarzdojegopiersi.
-Będziemyostrożni.-Przesunęłarękomapojegoplecach,czując,jakijestdużyi
masywny.
-Ostrożniiszczęśliwi.
Przytuliłjąmocno,jakbyprzestraszony,jakbymyślał,żekurczowetrzymaniesię
jejzdołagouratować,wyciągnęłarękęipogładziłagopotwarzy.Ucałowała
kręconejasnewłosywwycięciujegokoszuli,aonjęknąłiwymówiłjejimię
ochSara.
-Jakmamdopanamówić?-Skierowałapytaniedojegoobojczyka.-Czymogę
mówićdopanaDaniel?
-Absolutnie.Niemożeszsiędotegoprzyzwyczajać.Gdybyśzwróciłasiętakdo
mniewklasie...
-Dobrze,jużdobrze.-„Wyjęłamukoszulęzespodniiprzesunęładłoniąpo
brzuchu.Skóratambyłatakamiękka.Gdybynieszorstkiewłosyponiżejpępka,
mógłbytobyćbrzuchdziecka.
Miałskórętakmiękkąjakona.
PanCarriSaraumówilisięnaspotkanieposzkolenastacjibenzynowejzarogiem.
StamtądpojechalinadstrumieńToongabbie.Podczasjazdycałyczastrzymał
dłonienakierownicyipatrzył
nadrogę,aleopoezjimówiłwtakisposób,żemarzyła,bynigdyniedotarlido
celu.Zatrzymał
jednaksamochódobokstrumienia,wmiejscuzasłoniętymodstronydrogiprzez
drzewainiskiekrzaki,izrobiłzniąrzeczy,któresprawiły,żesłowastałysię
zbędne.Pieprzeniebyłouwolnionąpoezją.
Ozachodziesłońcaodwiózłjądodomu,zatrzymującsięnakońcuulicyi
ostrzegając,żebygonawszelkiwypadekniecałowałanadowidzenia.
-Niechcęiść-oznajmiłaSara.Poklepałjąoręce.
-Jestposzóstej.Twojamatkabędziesięmartwić.
Saraprychnęła.Matka,którasiedemdziesiątgodzintygodniowospędzałana
uniwersytecie,aresztęczasuwswoimgabineciewdomu,nawetbyniezauważyła,
gdybySaraniewróciłananoc.
Ojciecpracowałjeszczeintensywniejniżmatkailedwiesięorientował,żema
drugącórkę.Jejsiostrajednakniemiaławłasnegożyciaiwidziaławszystko.
OczywiścieKelly,któramiałajużsiedemnaścielat,naskoczyłananią,kiedytylko
Saraweszładodomu.
-Uczyłamsię-powiedziałaSara,ponieważwprawdzieKellyuwielbiałanagabywać
Saręoto,gdziebyła,tojeszczebardziejlubiładopytywaćsięojejonaukę.Ale
wtedyKellychciaławiedzieć,czegosięuczyła,gdzie,zkimiczemuniedałosię
tegozorganizowaćwpokojuSary,któryrodzicewyposażyliwnarożnebiurko,
lampędonauki,ergonomicznekrzesło,komputeridobrzezaopatrzonepółkiz
książkami.
-Zajmujsięwłasnymisprawami-odparłaSara,przepychającsięoboksiostry.
-Wiesz,żeniewolnocimiećchłopaka.
-Aco?
Kellywywróciłaoczyma.
-Ato,żejeżelispotykaszsięposzkolezjakimśchłopakiemimamasiędowie...
-Jakmiałabysiędowiedzieć,jeślijejktośniepowie?
-Więcjestcośdoopowiadania?
-Akuratciotymopowiem.Kellywyglądałanazranioną.
-Jabymtakzrobiła.
-Jakbyśmiałaoczymopowiadać.
-Alezciebiesuka.
-Poznaswójswego-rzekłaSaraiposzładoswojegopokoju,żebymyślećopanu
Carrzeażdokolacji.
SarzeiKellyniewolnobyłospotykaćsięzchłopcami,ponieważkolidowałobytoz
ichnauką.Kiedydostanąsięnauniwersytet,znajdączasnarandki,alenanic
poważnego,nic,cozajęłobyzbytwieleczasu.Kobietaniemożerozpraszaćsięna
romanse,dopókinieustabilizujekarieryzawodowej.NieprzeszkadzałotoKelly,
którazamierzałazaparęlatzostaćprawnikiem,aokołotrzydziestkiwyjśćza
innegoprawnikaiwwiekulattrzydziestudwóchoraztrzydziestupięciukolejno
urodzićdwóchprzyszłychprawników.Niezamierzałaryzykowaćznalezieniasięw
sytuacji,gdyktośmógłpostawićjejzarzut,żejestzależnaodmężczyzny.Podobnie
jakichmatkaKellywyjdziezmąż,kierującsięzgodnościążyciowychcelów,co
byłojedynymsposobemzapewnianiasobieprzetrwaniamałżeństwaprzezczas
dłuższyniżdokońcamiesiącamiodowego,zczegozdająsobiesprawęwszyscy
inteligentniludzie.
Saraniepotrafiłazrozumieć,cotowszystkomazniąwspólnego.Miałaczternaście
lat,gładkąskóręilśniące,brązowewłosydopołowypleców.Przeczytaławięcej
książekniżktokolwiek,kogoznała,mówiłapłynniepofrancuskuitrochęgorzej
pojapońsku.Odbyłatrzystosunkiseksualne,dwarazydoświadczyłaorgazmui
byłatakzakochanaikochana,żekręciłosięjejwgłowie,ilekroćusiłowała
pomyślećoczymśinnym.Aletobyłowporządku;niemusiałamyślećoniczym
innym.Przeciętnemyślisądobredlaprzeciętnychludzi.Onaniebyłaprzeciętna.
Inigdyniebędzie.
3
SzybkopoczulisięsfrustrowaniciasnymtylnymsiedzeniemwfalconiepanaCarra
itym,ileczasumarnowalinadojazdiparkowanie,toteżzaczęlispotykaćsięw
szkole.Klasabyłazbytryzykowna,oceniłpanCarr,alestaraniezbadałszkołęi
zaproponowałwieleinnychmiejscspotkań.
Byłaczytelnia,którejnigdynieużywanopogodzinachiktórądałosięzamknąć,ale
znajdowałasięnatymsamympiętrzecopokójnauczycielski,więcmusieli
zachowywaćsięcicho.
Bezpieczniejszybyłmagazynklasybiologicznej,ponieważmieściłsięwszopce
oddzielonejodgłównegobudynkuszkołyuczniowskimigrządkamiwarzywnymi,
alebrakowałotampowietrzaimiejscewypełniałnawóz,któregosmród
utrzymywałsięnaskórzejeszczewielegodzinpóźniej.
Szatniagimnastycznachłopcówbyłaidealna-zdalaodgłównegobudynku,
zamykanaizpodłogamiwyłożonymikafelkami,którezdradziłybyprzybycie
intruzówodpowiedniowcześnie,bySaraipanCarrucieklitylnymwyjściem-ale
korzystanozniejnazajęciachsportowychpolekcjach,codziennieoprócz
poniedziałków.Byłateżstołówka(pustakażdegopopołudnia,aletrudnobyłosię
doniejdostaćniepostrzeżenie)orazaudytorium(tyleżenależałoopuścićjeprzed
piątątrzydzieści,bowówczasodbywałysiętamlekcjetańca).
Codziennie,kiedysięrozstawali,panCarrmówiłSarze,gdziemasięzjawić
następnegodniapopołudniu.Wniektórednispieszyłsię,bomiałzebranie,często
sięspóźniałidwukrotniewogólenieprzyszedł.Zostawiałwłączonytelefon,żeby
wiedzieć,czyktośgonieszuka,ikilkarazymusiałwyjśćwsamymśrodku
pieprzenia,ponieważdzwoniłjakiśnauczycieliinformował,żeidziedobiblioteki,
pokojunauczycielskiegoczyinnegomiejsca,gdziepanCarrponoćmiał
przebywać.
Wniektórednidrzwibyłyzamknięte,apanCarrmiałopuszczonespodnie,zanim
jeszczeSarazdążyłaodłożyćszkolnątorbę.Winnegodzinamisiedziałujejstópi
prowadziłwykładnatematpoezji,wogóleniedotykającSarydochwili,kiedy
musiaławyjść,wtedybłagałojeszczepięćminut.Jeżelisięzgadzała,azgadzałasię
niemalzawsze,całowałjądelikatnieikochalisię.Tenjedenraz,kiedyodmówiła,
bomusiaławracaćdodomu,spojrzałnaniąwilgotnymi,szerokootartymioczyma,
jakbygouderzyła.Potemwymierzyłjejmocnypoliczek,nazwałjąpuszczalskąi
powiedział,żezadawaniesięzniątostratączasu.Zmusił,żebyuklękła,rozpiął
spodnieijednąrękątrzymającjązatyłgłowy,adrugąopierającsięościanęszatni,
pieprzyłjąwustaażdowytrysku.
Ciężkoopadłanazimnekafle,piekłyjąoczyiskóragłowy,usiłowałasięnie
udławić,niezwymiotować.Zapiąłzamekwspodniachilekkopchnąłjąstopą.
-Cóż,możesziść,Saro.Wiem,żestraszniesięspieszyszdodomu.Biegnij.
Chwyciłasięjegonógipodciągnęładopozycjistojącej.Wyjęłazkieszenijego
koszulikraciastąchusteczkędonosa,rozwinęła,podniosładoust,wyplułakwaśną
substancję,którąmiaławustach,złożyłachusteczkęiponownieumieściławjego
kieszeni.
-Obrzydliwe-powiedziała,ponieważtakiebyło,aletejnocyniemogłaspaćz
żalu,żeniezatrzymałachusteczki.
NadwiegodzinykażdegodniaSaraClarkprzestawałaistnieć.Powszystkimnigdy
nieumiałarozpoznaćdokładnegomomentu,kiedytosiędziało,alezawsze
dochodziłodoprzekroczeniabariery,rozpłynięciasię,wchłonięcia.Nieistniała
granica,pozaktórąkończyłosięjejciałoizaczynałociałopanaCarra.PanCarr
wyjaśnił,żetowłaśniemiałnamyśliSzekspir,mówiąco„bestiiodwóch
grzbietach”.Kiedydwojeludzicałkowiciepogrążałosięwwyrażaniumiłości,
przestawaliistniećjakooddzielneistotyistawalisięjednością.Ponależycie
odbytymstosunkupowstawałtwórwiększyniżsumajegoczęści.Rodziłasiębestia
odwóchgrzbietach,alejednejduszy.Sarawiedziała,żetoniemetafora:gdybyktoś
zaglądałdomiejscaichtajnegospotkaniacodzienniemiędzytrzeciąapiątą,nie
zobaczyłbydziewczynkiijejnauczycielauprawiającychseks,tylkorzucającego
się,wrzeszczącegodwugłowegopotwora.Otępiałestworzenie,nieświadomeświata
pozasamymsobą,nieżywiąceżadnychpragnieńoprócztego,bybardziejstaćsię
sobąimniejwszystkiminnym.
Przezpozostałedwadzieściadwiegodzinykażdegodniaipodczasniekończących
sięweekendówzdalaodszkołySaraczułasiębardziejsobąniżkiedykolwiek,
jakbygranicejejciałastałysięgrubszeniżpoprzednio,jakbyporuszałapowietrze,
kiedyszła.Gdycoranobiegłabosodołazienki,czułakażdewłóknodywanu,który
udeptywałyjejstopy.Wgryzającsięwporannągrzankę,czułamaleńkiebruzdy
cienkiejpowierzchnikażdegozęba,któryciąłchleb.Czułakażdykubeksmakowy
pobudzanyprzezdżemtruskawkowy.Stymulacjabyłatakintensywna,żenie
potrafiłazjeśćwięcejniżpółkawałka.
Szczotkowaławłosy,myłazęby,brałaprysznic-wszystkotobyłojakmasturbacja.
Zapinałastanik,myśląc:skóranamoichplecachjestgładszaniżnatwarzy.
Szturchałasię,mówiąc:„tomójpalec,tomojeżebra”.Budziłasięwnocy,boktoś
dotykałwnętrzajejud,palcejakiejśobcejosobyciągnęłyjązasutki.Kiedywsiadła
doautobusu,straszymężczyznadotknąłjejpośladkówizadrżała,jakbywetknąłw
niącałąrękę,jakbyzabrałkawałekjejduszy.
Ciałostalemiałagorące.Majtkizawszewilgotne.Cowieczórjejwłosydomagały
sięmycia,anogigolenia.Częstomiałapoobcieranekolanaidrobnesiniaki
pojawiałysię,bladłyiponowniepojawiałysiępowewnętrznejstronieudi
nadgarstków.Czasamimiałaśladyugryzieńnapośladkachalboztyłuszyi.Czuła
sięwyższaisilniejsza,chodziławiększymikrokami.Jaśniałainiemogłauwierzyć,
żewszyscy,którzynaniąpatrzą,niewiedzą.
-Niktniemożewiedzieć.-PanCarrpowtarzałtocodziennie,przed,po,anieraziw
trakcie.
Niekiedyłagodziłprzekaz,mówiąc,żechciałbypowiedziećświatu,jakieczuł
szczęście,jakiejdoświadczałekstazy.Powtarzał,żemarzyoświecie,gdzie
prawdziwanamiętnośćzasługiwałabynauczczenie,aniekarę.Kiedyindziejstawał
sięsurowy,nawetgroźny,mówiłjej,żegdybyktośsiędowiedział,onstraciłby
pracęimożenawettrafiłdowięzienia.
-Pomyślotym,kiedynastępnymrazempoczujeszchęć,żebypoplotkowaćz
przyjaciółkami.
-Janieplotkuję-odpowiedziałaSara,cobyłoprawdą,alerzeczywiściekusiłoją,
bypowiedziećkomuśotym,cosiędziało.Czułaprzymuspowiedzenianagłos:
„Kochamgo”,itoprzykimś,ktousłyszyibędziewiedział,żetoprawda.
Myślała,czyniepowiedziećJess,którąznaładłużejniżkogokolwieknaświecie,
nieliczącwłasnejrodziny.Jessmieszkaławdwupiętrowymdomu,naśladującym
stylTudorów,tużobokdwupiętrowegodomuSary,teżnaśladującegostylTudorów,
odkąddziewczynkimiałypoczterylata.Ichrodzicegralirazemwtenisaichodzili
natesamewieczorneprzyjęcia.SaraiJesszostałyprzyjaciółkaminiedlatego,że
szczególniesięlubiły,aleponieważżycioweokolicznościsprawiły,iżniebycie
przyjaciółkamiwymagałobypodjęciastanowczejdecyzji,ażadnaznichnieczuła
wystarczającejniechęcidodrugiej,żebytakądecyzjępodjąć.Alenawetgdyby
znałysięodstulat,SaraniepowiedziałabyJessopanuCarrze.Jesschichotała,
kiedysłyszałasłowo„penis”,ikrzywiłasięprzy„pochwie”.Nudziłająpoezjai
uważała,żepanCarrtopiła,ponieważzmuszałich,żebysięjejuczyli.
JessSaraznałanajdłużej,alenajlepszymjejprzyjacielembyłJamieWilkes,
któregopoznałazaledwiedwaipółrokutemu,pierwszegodniawgimnazjum,na
pierwszejlekcjitegodnia-
geografii.Uczniówusadzonoalfabetyczniewsalizestołamiustawionymiw
podkowę,cooznaczało,żeClarkznalazłasiędokładnienaprzeciwkoWilkesa,
obojewdrugimrzędzie,mającyprzedsobątylkoBurtoniYatesa.Nauczycielkazał
impatrzećprostoprzedsiebie,podczasgdyrozdzielanozadanianacałyrok.Tak
więcprzezdziesięćminutJamieiSaramusielipatrzećnasiebieprzezszerokość
sali.Jamieodwracałwzrok-patrzyłwstolikalbowbok-alewciążpowracał
spojrzeniemdoSary.Uśmiechnęłasiędoniego;spojrzałwdół,potempodniósł
oczyiteżsięuśmiechnął.Kiedyrozdzielonozadania,nauczycieloznajmił,żeprzy
pierwszymbędąpracowaćwparach.Nieznającnikogo,Sarauniosłabrwii
spojrzałanaJamiego,któryzrobiłsięczerwony,poczymskinąłgłową.Przekonali
się,żedobrzeimsięrazempracujeimajątakiesamopoczuciehumoru.Pozatym
niski,chudyiastmatycznyJamiebyłnaturalnymsprzymierzeńcemsłabo
rozwiniętej,zagrzebanejwksiążkachSary.Obojetrzymalisięnaobrzeżach
klasowegożyciairazembylitamszczęśliwi.
Jamiegwałtowniereagowałnasłońce,wiatripyłkitraw.Gwałtowniereagowałteż
naSarę.
Monitorowałkażdyjejoddechinastrójiteraz,kiedywszystkieoddechyinastroje
przeznaczonebyłydlapanaCarraiznimzwiązane,Jamiewiedział,żecośsięznią
działo.
-Jesteśchora?-zapytał,kiedyprzyszładoszkoływewtorek,wszóstymtygodniu
romansuzpanemCarrem.
-Wżyciusięlepiejnieczułam.-Byłatoprawda.Poprzedniegopopołudniapan
Carrczytał
jejzPieśniisonetówDonne’a.Wyjaśnił,żemiłosnewierszeDonne’abyły
inspirowaneprzeznastoletniąuczennicę,zktórąpóźniejautoruciekł.„Wyobraź
sobie-powiedział,rozpinającSarzebluzkę-żeDonnéniekochałbyswojej
młodziutkiejuczennicy.-Zdjąłjejbluzkęistanik,nakrył
dłońmipiersi.-Cóżzastratadlazachodniejkultury.Jakżetragicznastrata”.
-Jesteścałarozpalona-stwierdziłJamie.-Jakwzeszłymroku,kiedynaobozie
miałaśgorączkę.Imaszprzekrwioneoczy.Naprawdęuważam,żepowinnaśpójść...
-Nicminiejest!-Sarasięroześmiała.-Ależzciebieniańka.
-Jessmówiła,żeostatnioniewracaszzniądodomu.Myśli,żejesteśnanią
wkurzona.
-Dramatyzuje.Zostawałamtrochęposzkole.Uczyłamsięwbibliotece.
-Czemupoprostuniewróciszdodomuitamsięniepouczysz?Sarago
zignorowała.W
duchurecytowaławierszThomasaCarew,któregonauczyłasięnapamięćostatniej
nocy.
ZamierzałapowiedziećgopanuCarrowitegopopołudnia.NosiłtytułUniesieniei
miałanadzieję,żewtakiteżstangowprowadzi.Wpewnymfragmenciezcałą
pewnościąbyłamowaołechtaczce,dotegomasawzmianekopłynachieliksirach,
cozmusiłojądomyśleniaotym,jakfatalniemusicodzienniewyglądaćjejbielizna.
-Myślę,żecośpaniukrywa,pannoClark.-Jamieużyłtonupełnegofałszywej
pewnościsiebie,zktóregokorzystał,kiedykazałstarszemubratwynosićsięze
swojegopokoju,boskopiemutyłek.-Myślę,żemożezostajeszposzkole,żebysię
zkimśspotykać.
Jejsercezabiłoszybciej.
-Czemutaksądzisz?
-Niewiem.Możedlatego,żecodzienniepodczasostatniejgodzinybawiszsię
włosami.Icodwadzieściasekundzerkasznazegarek,apotemgnaszdodrzwi,
kiedytylkozadzwonidzwonek.
-Nieprawda.Uniósłbrwi.
-Wczorajpopołudniuwciągupółgodzinyczteryrazyodnowawiązałaśwarkocz.
PanCarrlubiłsiębawićjejwłosami.Czasamikorzystałzkońskiegoogonajakoz
czegośwrodzajusmyczy,pociągnięciemkierującjejgłowętam,gdziechciałją
umieścić,albojeślimiaławarkocze,używałichjakolejców.Wczorajowinął
warkoczwokółswojegofiuta,apotemrozpuścił
jejwłosyizmusił,żebyprzeciągałanimipocałymjegociele.
-Ha!Czerwieniszsię.Czemuminiepowiesz?Myślałem,żejesteśmyprzyjaciółmi?
-Jamie,jesteśmy,aleto...-Sprawdziła,czynapewnonikogoniemawzasięgu
głosu.-Niktniemożewiedzieć,dobrze?
-Dobrze.
-Mówiępoważnie.Będąstrasznekłopoty,jeżeliktokolwieksiędowie.Takiez
więzieniemwłącznie.
Jamiesięroześmiał.
-Itwierdzisz,żetoJessdramatyzuje!Czemuktokolwiekmiałbyiśćdowięzienia
za...-
Zamrugał.-Nierozumiem.
-Ponieważjestemnieletnia,aonjestnauczycielem.-Niezdołałapowstrzymać
uśmiechu,chociażwiedziała,żewtymmomenciepowinnazachowaćpowagę.
-Co?Żartujesz?-Zamrugałszybko.-Żartujesz?
-Nie.CodziennieposzkolespotykamsięzpanemCarrem.Mamznimromans.
Jamiemrugałjeszczeprzezkilkasekund.Potempotrząsnąłgłowąiklepnąłjąw
ramię.
-Suka-rzekł.-Przezsekundęprawieciuwierzyłem.
4
PodczasgdypanCarrnieprzestawałostrzegaćSaryprzedwyjawieniemich
sekretu,samocierałsię-jakżepodniecająco!-ojegoujawnienie.Pewnegorazu
kazałbiurowemuposłańcowidoręczyćjejkopertępodczasdrugiejlekcji,
matematyki.Zzewnątrzumieszczononapis„FormularzzgłoszeniowyKonkursu
Mówców”.Wśrodkuznajdowałasięnotka:„Twojatwarz,wykrzywionawbliskiej
agoniirozkoszy,właśniepojawiłamisięprzedoczymanieproszona.Jestem
uwięzionyzabiurkiem,płonę”.Winnymliściku,upuszczonymnajejławkę
podczaslekcjiangielskiego,kiedygłębokosięzamyśliła,trzymającmiędzy
wargamipióro,napisał:„O,jakchciałbymbyćtympiórem”.Czasami,mijającSarę
nakorytarzach,ocierałsięojejpupęalbopiersilubszeptał
obsceniczneczyromantycznesłowa,czasemjednoidrugie.
Ichromanstrwałdwamiesiące,kiedySaramiaławklasiewystąpienienatemat
EmilyDickinson,poetki,którą-jakwiedziała-panCarrpragnąłbyusunąćzlisty
lektur.Saraodebrałatojakoosobistązniewagęibyłazdecydowanananiego
wpłynąć.Kiedyjejkoledzyzklasydrzemalinatyłachsali,przekazywalisobie
liścikialboukradkiemsłuchaliwalkmanówschowanychwpiórnikach,Sarazpasją
wykłócałasięoznaczenieEmilyDickinson.PanCarrśledziłjejsłowazuwagą,od
czasudoczasuprzerywając,żebycośwyjaśnićalbozadaćpytanie.
-Niejestemprzekonanyosłusznościtwojegotwierdzenia,żeDickinsonbyła
komiczna.
Czymożemydostaćjakiśprzykład?
-Oczywiście.-Saraspojrzałamuwoczyiwyrecytowała:
CzysteSzaleństwotonajwyższyRozum-
GdyjeprzeniknąćZrozumieniabłyskiem-
AczystyRozumtoupadekwObłęd-
LeczWiększość-jakweWszystkim-
NarzucaswojeKategorie-
Przyjmijje-jesteśNormalny-
Odrzuć-czekająnaFuriata
KajdanyiKaftany-
Zuśmiechemzacząłpowoliklaskać.
-Bardzoimponujące,alemoże„zgryźliwa”byłobylepszymsłowemniż
„komiczna”?-
Pochyliłsięwprzódnakrześle.-Imamnadzieję,żerozumiesz,jakajesteś
prowokacyjna.Kajdanyjakokarazaróżnicępoglądów?No,no.
Saraczuła,żezaczynająpalićtwarz.Odwróciławzrokispojrzałanaklasę,ale
wydawałosiężenikt-zwyjątkiemJamiego,któryzszerokootwartymioczymai
rozchylonymiustamiwpatrywałsięwnieświadomegopanaCarra-niezauważył
tegokomentarza.Niesłuchali,jakkujonkaSarainudziarzpanCarrdyskutująo
poezjijakiejśnieżywejlaski.Niezdawalisobiesprawy,żesąświadkamigry
wstępnej.
Sarazakończyłaprezentacjęanegdotą:
-UtwórEmilyDickinsonzostałkiedyśodrzuconyprzezredaktora,który
skrytykowałtakniekonwencjonalnysposóbużyciaznakówprzestankowych,
zwłaszczazbytczęsteużyciemyślnikówJejodpowiedźbyłabardzoprecyzyjna:
„Bomyślę,proszępana”.Czytającdziśtępoezję,czujemybicierozszalałegoserca
Emily,przyspieszonyoddech,gorącąkrewpędzącąwżyłach.Czujemyjej
gwałtownośćisamistajemysięgwałtowni.
PanCarrpodziękowałjejzapracęiwywołałnastępnegoucznia,alepolekcji
szepnął,żebyspotkałasięznimzaraznastacjibenzynowej,ichociażobojgu
zostałojeszczepółdnialekcji,ucieklinaswójstarynadstrumieniem,gdziepan
Carrwyznał,żejejreferatnapełniłgonieznośnątęsknotą.
-Niezdawałemsobiesprawy,żeEmilyDickinsonmożebyćerotyczna-rzekł,a
Sarapowiedziałamu,żejejnicniewydawałosięerotyczne,dopókiniepokazałjej,
iżwszystkotakiejest.
NastępnegopopołudniawstołówcepanCarrmiałpaskudnynastrój.OskarżyłSarę,
żecelowoprowokujegodotegorodzajuryzykownychzachowań,przezktóre
zostaniezwolniony.
Nazwałpodstępnąmanipulatorką,codoprowadziłojądopłaczu.Powiedział,żejest
brzydka,kiedypłacze,więcwstrzymywałaoddech,dopókiniezdołałaodzyskać
nadsobąkontroli.Zawstydzona,czujączawrotygłowy,przycisnęłabrzydkątwarz
dojegopiersiiosłabłazulgi,kiedypogładziłjąpowłosachiwyznał,żemu
przykro,ajesttakapiękna,iżledwiemógłtoznieść.
-Chodziomojążonę-wyjaśnił.-Wczorajpopołudniuzadzwoniładobiurai
powiedzielijej,żeposzedłemdodomu,boźlesięczułem.Płakałapółnocy.Nie
wiedziałem,cojejpowiedzieć.
Sarauniosłagłowę,stanęłanapalcachiucałowałajegousta.Rozmasowałamu
plecyipocałowałazauszami.
-Tak,mnieteżprawieprzyłapali.Głupiaprzyjaciółkamojejgłupiejsiostry
widziała,jakszłamprzezparking.Skłamałam,żemiałamprzynieśćcośpannie
Wrightzjejsamochodu.Chybaminieuwierzyła...-UcałowałajegojabłkoAdama.
-Lepiejjużtakniewychodźmy.
-Prędzejczypóźniejktośnasnakryje.
-Możewtedytobędziebezznaczenia.ZrobiłkrokwtyłispojrzałSarzewtwarz.
-Jakmogłobyniemiećznaczenia?Kochamswojążonę,Saro.Kochamswoje
dzieci.Czymaszpojęcie,cobydlanichoznaczało,gdybysięonasdowiedziały?
Sarazamarła.Nigdynieprzyszłojejnamyśl,żeniepragnąłtego,czegoona.
Myślałaojegorodziniewkategoriachprzeszkody,jakoswoichrodzicachiwieku.
Zakładała,żewszystkieprzeszkodyzostanąprzezwyciężone,żemiłośćjestmakiem,
wzniesionymwiecznienadbałwany,bezdrżeniawtwarzpatrzącymsztormomi
cyklonom.Alejeślimiłośćoznaczałato,coczułdożony,Sarabyłasztormem.
Przeszkodą,dlaktórejniebyłomiejsca.
-Rzucamniepan?
-Czycię„rzucam”?-PanCarrsięroześmiał.-Boże,cozawyrażenie.
Saraniemogłanicnatoporadzić,znówzaczęłapłakać.
-Czemujestpantakipodły?
-Och,rozkosznie.-Przytuliłją.-Tośmiesznemyślećotym,onas,jakoczymśw
rodzajuromansunieletnich,którymógłbysięzakończyć„rzuceniem”.Jakbyśmy
moglitozakończyć,wypowiadająckilkasłówek.Chciałbym,żebytobyłotakie
proste,naprawdę.Chciałbymmócpowiedzieć„tokoniec”iżebytakbyło.Tyija
nieprzestaniemysiępotrzebować,dopókiobojeniebędziemymartwiipogrzebani.
-Ażpopiołemmójhonorwyniosłysięstanie?
-MójBoże,jesteśniesamowita.-PanCarrzłatwościąuniósłSaręiposadziłna
blacie.
Rozsunąłjejnogi,ichręcewspólniepracowałynadtym,żebyrozpiąćjegozamek
błyskawiczny,zdjąćjejmajtki,zsunąćmuspodnieiszortydokolan.-Jakto
możliwe,żezawszedokładniewiesz,copowiedzieć?Byłemtakimponurakiem,
takimpaskudnymtypem,aty,och!-Wszedłwnią.-
Och,Saro,obawiamsię,żeobrócętwój„wyniosłyhonor”wprochjeszczeprzed
twoimipiętnastymiurodzinami.Mojebiedactwo,och,Boże,czyjaciękrzywdzę?
-Nie-odparła,chociażbolało.
-Krzywdzę,prawda?-Zacząłporuszaćsięszybciej.-Powiedzmi,Saro,proszę.
Krzywdzęcię,tak?
-Tak,toboli.Alemniesiętopodoba,proszępana,naprawdę.Jęknął.Skończył.
-Och,mojamaleńkaSaro.Zawszewiesz,copowiedzieć.
-Sara?-odezwałsięJamie.Byłpiątkowywieczórirozłożylisięnakanapiew
salonieuJamiego.MieliwłączoneMTV,ależadneznichnieoglądałotelewizji.
SaraczytałaPaniąBovary,aJamieprzeglądał„RollingStone”.
-Mm?-Niepodniosławzroku.OdwczorajszegoreferatunatematEmily
DickinsonJamiepowiedziałdoniejnajwyżejdwasłowa.Zastanawiałasię,czy
wreszciezamierzazapytać.
-Chceszpić?Westchnęła.
Jamiewyszedłzpokojuiwróciłzpuszkącoliitorbądoritos.Usiadłnapodłodze,
otworzył
napójipociągnąłłyk,potemotworzyłchipsyischrupałgarść.
-Nowięc.
-Co?
-TyipanCarrnaprawdę...
Sarzepodskoczyłoserce.Zamknęłaksiążkęiusiadłaprosto.
-Tak.Mówiłamci.Kiwnąłgłową.
-Myślałem...Ee,więcwy...całujeciesięiterzeczy?
-Tak.
Jamiepociągnąłnastępnyłyk.
-Zrobiłaśtoznim?Skinęłatwierdząco.
-Kurwa.-Jamiewstałikopnąłwypełnionefasoląsiedzisko.-Kurwa,Sara,to...on
musimiećczterdziestkę!
-Nie.Matylkotrzydzieściosiemlat.
-Jestnauczycielem!
-Kochamysię.
Jamieusiadłipodniósłswojeczasopismo.PochwiliSarawróciładopowieści.
Czułasięzawiedziona,alewzasadzieniewiedziaładlaczego.Czegosię
spodziewała?Gratulacji?Usiłowałasobiewyobrazić,jakbysięczuławodwrotnej
sytuacji,alemyślotym,żeJamierobikobiecierzeczy,którepanCarrrobiłjej,
okazałasiępoprostuzbytdziwaczna.Byłabyzaskoczona,gdybyJamiechociaż
słyszałopewnychrzeczach,którerobilizpanemCarrem.Alewkońcuonateżo
nichniewiedziała,dopókipanCarrjejnienauczył.Kilkamiesięcytemubyła
równieniewinnajakJamie.Terazwątpiła,bycokolwiekwseksiemogłoją
zaszokować.
-Jesteśzły?-zapytałaJamiego,kiedywychodziła.Wzruszyłramionami.
-Ktojeszczewie?
-Tylkoty.Nikomuniepowiesz,prawda?
Potrząsnąłgłową.Sarzezdawałosię,żewidziałałzęzbierającąsięwjegolewym
oku,aleodwróciłsię,zanimzdołałasięupewnić.
-Dobranoc-powiedziałizamknąłdrzwi,pierwszyraznieproponując,że
odprowadzijądodomu.
5
Czasamidotegostopniabyłnauczycielemangielskiego,żedostawałaszału.Kiedy
zamykał
drzwiszatni,wymknęłosięjej,żepoprzedniegowieczoruskończyłaPaniaBovary,
iterazchciał
marnowaćcennyczasnarozmowęoksiążce.
-Możemyporozmawiaćpóźniej.Uśmiechnąłsię.
-Niecierpliwa,tak?
Sarazrzuciłazramieniaszkolnątorbę.
-Weekendysątakiedługie.Doponiedziałkowegopopołudniajestempoprostu...
-Napalona?
Poczuła,żesięczerwieni.Padłosłowozrodzajutychużywanychprzezdziewczyny
dzielącesiępapierosemwtoalecie,żebyopisaćchłopaków,zktórymiobwoziłysię
wsobotniewieczory.
Saranieuważała,żebytosłowowłaściwieoddawałojejuczucia.
-Nieotochodzi.Poprostuzapanemtęsknię.
-Więcpospieszsięisiadaj.-Wskazałnaławkęznierdzewnejstali,którabiegła
przezśrodekpomieszczenia.-Mówdomnie.-Usiadłujejstóp,patrzącwgórę.-
Chcęwiedzieć,comyślałaśoEmmieBovary.
Sarawestchnęła.
-Niewiem.Trochęjejnienawidziłam,szczególnietego,jaktraktowałaswoje
dziecko,aleteżjejwspółczułam.
-Powiedzmidlaczego.
-Boszukałaczegośzdumiewającego,ekstazy.Alejejmążbyłtakimwołem
roboczym,żezakochałasięwpierwszymfacecie,któryofiarowałjejniecouczucia
iokazałsięświnią,apotemwnastępnymfacecie,strasznymtchórzu,iwydajesię,
żeimbardziejszukała,tymgorzejtrafiała.
-Itosprawia,żezasługujenatwojewspółczucie?
-Myślę,żetosmutne;nigdynieznalazłatego,czegoszukała.
-Myślisz,żeto,czegoszukała,wogóleistnieje?Saratrąciłagobutem.
-Tak.-Chwyciłjejstopę.
-Acosprawia,żenieuważaszsięzażyjącąurojeniamijakbiednaEmma?
-Pan.
PanCarrzmarszczyłbrwi.
-Ach,Saro.-Zacząłrozwiązywaćjejsznurówkę.
-Niepowiedziałpan,żetęskniłzamnąwweekend.
-Nie?-Nadalrozwiązywałsznurowadło.
-Nie.
-Achcesz,żebympowiedział.-PanCarrzsunąłjejbutyiustawiłnapodłodzeobok
siebie.
-Tylkojeślitoprawda.
Powolizdjąłjejskarpetki,zakażdymrazemużywającoburąk,potempołożył
skarpetkinabutach.
-Oczywiście,żezatobątęskniłem,głuptasie.-Uniósłjejlewąstopędousti
ucałował
kolejnokażdypalec.-Przebywaniezdalaodciebietakdługojestnieznośne.-
Ucałowałwierzchstopyikostkę.-Rozdzierające.
-Nierozumiem,czemuniemożemyspotykaćsięwweekendy.Napewno
mogłabym...
Całowałjejłydkę,przesuwającsięcorazwyżej,terazprzestał.
-Jestempewien,żemogłabyś,Saro,alejabymniemógł.Żyjęwświecie
dorosłych,adoroślimająobowiązki.Zobowiązaniawobecinnychludzi.Niemogę
takpoprostuodwrócićsięplecamidorodziny,bociebienachodzichętka.
Saraprzygryzłausta.Nienawidziła,kiedymówiłdoniejtymbelferskimtonem.Co
więcej,nienawidziła,kiedywspominałoswojejrodzinie.Wiedziała,żegdzieśtam
są-śpiąwjegołóżku,jedząprzyjegostole,śmiejąsięzjegosterczącycho
porankuwłosów-alesamamyślonichsprawiała,żeczułabólwpiersi.Żałowała,
żewogóleporuszyłasprawętegocholernegoweekendu.
-Przepraszam.-Sięgnęładojegotwarzyiprzesunęławnętrzemdłonipogładkim
czole,potemposzorstkimzarościenapoliczkachiszczęce.-Zapominam,żesą
inniludzie,którzypanapotrzebują.Kiedyjestemzpanem,zapominam,żena
świecieistniejecokolwiekinnego.Proszę,niechpannieprzestajecałowaćmojej
nogi.Takbardzomisiętopodoba.
-WniejKsięstwa,wemniezaśKsiążętadrzemią.Cóżtrzebawięcej?
-Uśmiechnąłsię,niepokazujączębówipochyliłgłowę.Jegowargiprzez
najkrótszymomentdotykałykolanaSary,potemponownienaniąspojrzał:-
Źródło?
-Donné.Eee,Wschódsłońca}
-Grzecznadziewczynka.-Zacząłlizaćwewnętrznąstronęjejud,podsuwając
spódniczkęcorazwyżejiwyżej.Poruszałsięwolno.Nieznośniewolno.Gdydotarł
dogóry,byłaprawiewełzach.Jęknął,namomentprzyciskająctwarzdojej
bieliznywkroczu,poczymsięodsunął.
-Zdejmijmajtki.Ispódnicę.
Wstałaizrobiła,ocoprosił,aonsiedziałponiżejiwpatrywałsięmiędzyjejnogi.
-Terazpołóżsięnaławce.Naplecachz...-Rozsunąłjejkolana.
-Nogipoobustronach.Tak.Grzecznadziewczynka.
Stalpodniąziębiła,aleSaranienarzekała.Zakilkaminutbędziewniej,awtedy
możeleżećnawetnatłuczonymszkle.
Ukląkłpolewejstronieiująłjejręce.
-Cościpokażę,Saro,ichcę,żebyśuważała.Kiedyczujeszsięsamotna...-Chwycił
jejlewądłońiumieściłdokładniemiędzynogami.-Kiedyzamnątęsknisz...-
Prawądłońułożyłjejnałechtaczce.-Chcę,żebyśzrobiławłaśnieto.
Sarazamknęłaoczyipozwoliła,żebywykonywałzaniąruchy.Tobyłyjejręce,jej
palce,aletopanCarrsprawiał,żejęczałaidrżała.Kontrolowałją,popychając,
żebyszładalej,ciągnęła,poruszałasięszybciej,zakreślałamniejszekoła.
-Jużprawietamjesteś,kochanie-powiedziałizaczęłagoprzekonywać,żenie,ale
jąuciszył.-Chcę,żebyśnaprawdęmocnozacisnęłamięśnie.Spróbujiściśnij
własnepalce.
Prawienatychmiastzaczęładochodzić,ściśnięciewywołałofale,którezmusiły
mięśniedoskurczów,atewywołałykolejnefale.Usiadła,krewdopływającado
głowywprawiłapomieszczeniewruchobrotowy.Zamknęłaoczyiczekała,aż
zawrotyustąpią.Kiedyuniosłapowieki,zobaczyła,żepanCarrpatrzynaniąz
dołu,uśmiechającsięsamymiwargami.
-Cóż,uznałbymtozasukces.Dotknęłajegowargpalcem.
-Co?
-Dobrzesięspisałaś.Jużmnieniepotrzebujesz.
-Nie.-Potarładłońmiojegotwarziusta.Ześlizgnęłasięnapodłogę,ucałowałate
ustaipoczuławłasnysmak.-Potrzebujępana.Potrzebujęcię.Potrzebuję.
-Całkiemnieźleporadziłaśsobiewłasnym...
-Niechsiępanzamknie!Myślipan,żetotakisprytne,alewiem,copróbujepan
robić.Nieudasię.-Saracałowałago,mocowałasięzjegospodniami,ściągała
własnąprzepoconąbluzkę.-
Niemożepansprawić,żebymzapanemnietęskniła.Głupiorgazmtonic.Rozumie
pan?Nic.
Boże,jestpantakigłupi?Zawsze,zawszejestemsama.
Mogłabymmiećtysiącorgazmówdziennie,gdybymchciała.Aleodtegotylko
czułabymsiębardziejsamotna.Nierozumiepan?Jeślisiędotknę,toprzypomnimi,
żeniedotykampana.Niechcędotykaćanibyćdotykanaprzeznikogoinnego.
Potrzebujępana.Pana!Ico,terazchwytasz,tygłupistaruchu?
Wgłowietakpulsowałajejkrew,żewidziałajakprzezmgłę.Niedostrzegła
wyrazujegotwarzy,kiedyjąprzewrócił,aledźwięk,którywydał,wchodzącwnią,
byłprzerażający.Apotemznikłopytanie,czysiępotrzebują,wydawałosię,żenie
moglisięzsiebiewyplątać,niemogliprzestaćtrzymaćsiękurczowoiwpijaćw
siebiepazurami,niemogliprzestaćbyćjednym.KiedypanCarrzsunąłsięzniej,
dyszącitakgwałtowniełapiącpowietrze,żeSarazadrżałazlękuojegoserce,na
dworzeiwśrodkubyłociemno.
KiedySarawróciładodomu,jejmatkasiedziaławpokojuodfrontu.
-Gdziebyłaś?-zapytała,niepodnoszącoczuznadksiążki.
-UJamiego.
-Niekłam,Saro.Jamiedzwoniłdociebiegodzinętemu.
Sarębolałynogiibok.Potrzebowałagorącegoprysznicaimiękkiegołóżka.
Oparłasięościanę,takdalekoodkrzesłamatki,jaksiędało,niewychodzącz
pokoju.
-Spędzałamczaszprzyjaciółmi.Niezauważyłam,żezrobiłosiępóźno.
Przepraszam.
-Twojasiostramówimi,żeodtygodnipóźnowracaszdodomu.
Sarazamknęłaoczy.Czemu,docholery,matkęnaglezaczęłoobchodzić,coona
robi?RoktemuSarazabiłaby,żebydoczekaćsiętyleuwagi,aleterazchciała
wtopićsięwścianę.Chciałabyćniewidzialnadlawszystkichopróczniego.
-Przepraszam,mamo,aleniemamnicinnegodopowiedzenia.Byłamz
przyjaciółmiizagapiłamsię.Więcejsiętoniepowtórzy.
Matkaodłożyłaksiążkę.
-Wiem,cosiętudzieje.Maszczternaścielat,próbujeszzaznaczyćswoją
niezależność.
Badaszgranicewłasnejosoby.Tocałkowiciezdrowyinaturalnyodruchdlakogoś
wtwojejgrupiewiekowej.
-Niejestemgrupąwiekową,mamo.
-Oczywiście,żenie.JesteśSarąClark.Indywidualnością.Widzęcię.-Uśmiechnęła
się.-
Jesteśindywidualnością,któramusiwidzieć,gdziesąjejgranice.Negocjujmywięc.
Wolałabymiećnormalnąmatkę,którapokrzyczałabyprzezparęminutiobcięłajej
kieszonkoweczycośwtymrodzaju.Zamiasttegowszystkomusiałobyćzrobione
tak,jaknakazywałytorobićbadania.Każdarodzicielskadecyzjabyła
podejmowanawzgodziezopiniąspecjalisty.Książka,którąmatkaczytała,nosiła
prawdopodobnietytułRodzicielstwodlazawodowców.Pewniezalecanotu:„Pozwól
dzieckunapodejmowaniedecyzji,raczejnegocjując,niżżądając.Pozwóldziecku
naniezależność”.
Przyspieszyłabywszystko,zgadzającsięwziąćudziałwgrze.
-Dobrze,chciałabymwracaćdodomunajpóźniejdodziewiątejwtygodniui
dwunastejwweekendy.
Śmiech.
-Pierwszaregułanegocjacji:zawszeprośowięcej,niżoczekujesz.Odrzucamtę
ofertęiproponuję,żebyścodziennieposzkolewracałaprostododomu.Weekendy
będziemynegocjowaćodprzypadkudoprzypadku,wzależnościodtego,dokąd
idzieszizkim.
-Niemogęcodzienniewracaćprostododomu.Nauczycielodangielskiegodajemi
korepetycjepolekcjach.
-Dlaczego?
-Mamtrochękłopotów.Zostatniegoreferatudostałamtylkoczwórkę.
Matkaskinęłagłową.
-Świetnie.Uczsięzeswoimnauczycielem,alebądźwdomuprzedszóstą
trzydzieści.
-Mogęteraziśćsiępołożyć?
-Zachwilę.Musimyzdecydować,jakąponiesieszkarę.Izachowajmyproporcje.Co
twoimzdaniembędziewłaściwe?
-Myślałam,żenegocjowaniegranictobyłakara.
-Bardzozabawne.-Westchnęła.-Świetnie,jazdecyduję.Jesteśuziemionana
miesiąc.
Chodziszdoszkołyiwracaszdodomu.Przezmiesiąc.Wporządku?
-Cudownie.Itakniechcęchodzićnigdziepozaszkołą.
-Oczywiście,Saro,jestemtegopewna.Dobranoc.
Sarazaczęłasięoddalać,uważając,żebyiśćnormalnieitrzymaćsięwcieniu.
Gdybymatkazauważyła,żekuleje,albo,cogorsza,dostrzegłazadrapanianaszyi,
jejżyciebyłobyskończone.
Kiedydotarładodrzwi,ukradkiemzerknęłanamatkę,tylkożebysięupewnić,czy
niczegoniezauważyła.Niepotrzebniesięmartwiła:matkapogrążyłasięjużna
powrótwlekturze.
6
Sarauśmiechnęłasię,kiedypanCarrwszedłdoklasy.Nieogoliłsiętegorankai
maleńkiewłoski,któreczęstoczułanajegotwarzypodkoniecdnia,byływidoczne.
Zchęciąbyzapytała,czymożewyrwaćjezębamialbojeogolić.
Rozbawiłjąnietylkozarost:wogólepanCarrwyglądałzabawnie.Zwyklestawiał
włosydziękiodrobinieżelu,aledzisiajleżałypłaskonaczaszce.Nosmiał
czerwony,jakbypoprzednidzieńspędziłnaplaży,oczypodkrążone.Wyglądał
staro,jakbyzbliskamiałpachniećsyropemnakaszelikulkaminamole.Niemogła
siędoczekać,kiedyzaczniemudokuczać,żewyglądajakdziad.Onzrewanżowałby
sięjejtymsamym,ponieważiSarawyglądałaokropnie.Ichniechlujnywygląd
stanowiłkonsekwencjętego,copoprzedniegowieczoruzaszłowmęskiejszatni,i
myślotymjąrozpaliła.Tryskałaradościąjużodsamegopatrzenia,jakibył
zmieniony.Spójrzcietylko,coznimzrobiłamojamiłość,myślała.Mojamiłość
jesttaksilna,żedasięjązobaczyć.
Zmusiłasię,żebyoderwaćodniegowzrok,wpatrywałasięwksiążkę,takby
wyglądało,żeśmiejesięzczegoś,cotamnapisano.Aleitakniktjejnie
obserwowałopróczJamiego,którydoskonalewiedział,dlakogoprzeznaczyła
uśmiech.Podniosławzrok,spoglądającprostowoczypanaCarra.Och!Jakmogą
byćtakzielone?Wdziałakażdycalciałakochanka,zaskoczyłojąizachwyciło,co
pewnejegoczęścimogłyzrobić,aletooczylubiłanajbardziej.Oczy,które
kompletniejąrozbierały,podjegospojrzeniemczułasięnagawsposób,którynie
miałnicwspólnegozbrakiemubrania.
Odchrząknął.
-Zanimzacznę,chcęcośoznajmić.
Och,uwielbiałateżjegogłos.Możenawetbardziejniżoczy.Taktrudnobyłona
niegopatrzećiniemócgodotknąć.Ścisnęłaudaiwbiłaspojrzeniewwierzch
ławki.
-Jakzpewnościąwiecie,dokońcasemestruzostałynamniespełnatrzytygodnie.-
Przeczekał,ażucichnąokrzykiradości,poczymkontynuował:-Cooznacza,że
musiciezemnąwytrzymaćzaledwieczternaścielekcji.
Saraspojrzałananiego.Zpoważnąminąwpatrywałsięwścianęzajejplecami.
-Kiedywróciciepoprzerwie,zastaniecienowegonauczyciela,któryzpewnością
będzieuczyłtęklasęztakąsamąprzyjemnościąjakja.
Sarachciała,żebynaniąpopatrzył.Musiaławiedzieć,cotooznacza.Musiała
zobaczyćjegooczy.
-Wywalilipana?-zawołałJerryGleason.WszyscysięroześmialiopróczSary,
którabyłapewna,żewłaśnietonastąpiło.
-Niesamowite,alenie.-Uśmiechnąłsię,lecznieszczerze.-Przenoszęsiędo
Brisbane.
Wciążnaniąniepatrzył.Brisbane?Toniemogłabyćprawda.Usiłowaławziąć
głębokioddech,alezabrakłopowietrza.Najejramieniuzamknęłasięjakaśdłoń.
-Wporządku?-wyszeptałJamie.Pokręciłagłową,żenie.
-Skądtanagłaprzeprowadzka?-zapytałJamie.
-Wcalenienagła.-PanCarrskierowałodpowiedźdotylnejściany.-Żonamaw
Brisbanerodzinę.Planowaliśmyprzenosinyodjakiegośczasu.Dziśranodostałem
zwydziałupotwierdzenie,żeczekanamnienowaposada.
ŻołądekSarysięskurczył,agardłowypełniłożółcią.Zakrywającustadłonią,
odepchnęłakrzesłoiwybiegłazsali.Słyszała,jakJamiewypowiadajejimię,
potempanCarrzapytał:„Cosięst...”,aJamiepowiedział:„Typieprzonyzboku”.
Dotarładokoszanaśmieciwholu,tużnimwypłynęłozniejśniadanie.Kiedy
skończyławymiotować,przekonałasię,żeJamiestoiobok,adrzwiklasyzostały
zamknięte.
-Pieprzonyzbok-powtórzyłJamie.
-Pieprzsię,Jamie.-SaraotarłaustaiposzłaprostodoklasypanaCarra.
Razemśmypowieśćomiłosnejdoli
czytalicnegoLancelota.Sami
byliśmy,anisięobawążadną
duszaniezmąci,ajenochwilami
zamiastnaksięgę,oczynaszepadną
wzajemnasiebie...izblednąjagody.
Jednasięchwilastaładlanaszdradną:
gdyśmyczytali,jakorycerzmiody
ustanalicuzłożyłuśmiechnionym,
ten,coznimterazgorzkieświęcęgody,
mychsięustdotknąłwpragnieniuszalonym.
Taksiążkaduszęnamzgubiłabiedną,
ijużeśmywdniunieczytalionym...
Saraoddałamutenkawałekpapieru.
-Coto,kurwa,jest?
-DanteAlighieri.TozPiekła,Saro.Jeszczenieczytałaś,wiem,aleprzeczytasz.
Przeczytaszto,kiedymnieniebędzie,ipomyśliszomnie.Widzisz,Francescai
Paolo...
-Nieprzeczytam.-Wyrwałakartkęzjegodłoni,podarłanadwieczęści,potemna
cztery.-
Niemogęuwierzyć,żepantorobi.
-Saro,ostatnianocbyłaszalona.Weszotym,prawda?
-Myślałam,że...Byłamszczęśliwa.Wstałiprzeczesałdłoniąwłosy.
-Spróbujzrozumieć...Zjawiamsięodziewiątejtrzydzieści,kiedyrodzina
spodziewałasięmnieodszóstej.Koszulęmampodartą.Napiersiśladypo
ugryzieniach.Całeplecycholerniepodrapane.Mojażonazaczynapłakaćinie
mogęjejpowstrzymać.Potemmoje...-Wziąłtrzygłębokieoddechy.-Dziewczynki
jeszczeniespały.Teżpłakały.Tobyło...-PanCarrprzycisnął
czołodotablicy.-Musiałemdokonaćwyboru,Saro.
-Acozemną?Czyjamamwybór?Milczałzbytdługo.
-Więctotyle?-Narastaławniejpanika.Umysłgorączkowoszukałczegoś-
czegokolwiek-
comogłobyzmienićjegodecyzję.-Wszystkoto...wszystko,copan,comy
zrobiliśmy,iwszystkoto,comipanpowiedział.Niemogęuwierzyć,żeniemówił
panpoważnie.Wiem,żetak.Naszeduszesązłączone!Wemotym.Czujętoza
każdymrazem,kiedy,Boże,nawetniewiem,jaktonazwać.Alewtymjesteśmy
jednym.Wiepan,żetoprawda.
PanCarrukląkłujejstóp.Ukryłtwarznajejkolanach.Chciałagoskrzywdzić,
wymierzyćcioskolanemwszczękę,uderzyćwtwarz,kopnąćwodrażającejadra.
Nie,chciałategopragnąć.
Chciałamócgonienawidzić.
-Comogęzrobić,żebypanzostał?
Słowazostałystłumioneprzezjejspódnicę,alebyływystarczającowyraźne.
-Nic.Przykromi.
Niechciałamuwierzyć.Byłzdenerwowanyscenązeswojągłupiąrodziną.Uspokoi
się,jeślionamupomoże.Pogładziłajegotłustewłosy,marząc,żebypozwolił,by
mujeumyła.
-Wtakimrazieilemamyczasu?
Podniósłnaniąspojrzenie.
-Wciążchceszzemnąbyć?
-Ha.-Zmusiłasiędouśmiechu.
-ujeżdżamzamiesiąc.
Miesiąctodługo,żebyzmieniłzdanie.Więcejniżdługo.Saraniepodzieliłasięz
nimtąmyślą.Odważnieskinęłagłową.
-Wporządku,niemarnujmyczasunakłótnieipłacz.
Zaszlochałiponownieukryłtwarznajejkolanach,tyleżetymrazemnajpierw
uniósł
spódnicę.Zarostpodrapałjejuda,ałzyjezmoczyły.
-Dziękuję,Saro,och,mojaSaro,dziękuję.Gładziłagopogłowieiczułasięsilna.
7
PrzezcałysierpieńSarabyłaprzekonana,żepanCarrzostaniewSydney.Ich
popołudnioweschadzkistałysięwyjątkowonamiętne.Niechodziłooto,czymu
wierzyła,czynie:wgłębiduszybyłaotymprzekonana.Onbyłdlaniejjak
powietrze,awszystkoinneprzypominałobiegpodwodą.
Jamietwierdził,żeżyjezłudzeniami,alebyłzabardzozazdrosny,byzdobyćsięna
obiektywizm.PozatymnieznałpanaCarratakjakona.Nierozumiał,żepanCarr
powiedział
klasie,swojejrodzinieidyrektorowito,comusiałpowiedzieć,żebymusię
upiekło.Tobyłypubliczniewypowiedzianesłowa,któreszływparzezjego
powszechnieznanymwizerunkiem.
TylkoSarawidziałajegoprawdziwejaisłyszałaprawdziwemyśli,więctylkoona
mogławiedzieć,żenicnaświecienieutrzymagozdalaodniej.
Apotem,ostatniegodniaszkoły,odbyłosięzebranieisprezentowanomu
pożegnalnyupominek-skórzanąaktówkęzinicjałamiwygrawerowanymina
rączce-aonwygłosiłmowę,wymieniłnazwęszkoły,wktórejmiałuczyć,i
podmiejskądzielnicęBrisbane,gdziesięmieściła,iwszystkowydawałosiętakie
rzeczywiste.Pierwszyrazpomyślała,żeJamiemógłmiećrację.
Zapewnepowodem,dlaktóregopanCarrnigdynieopowiadałoszczegółach
przeprowadzki,był
fakt,żetobyjązdenerwowałoitymsamymzepsułotemiłechwile,którespędzali
razem.„Niebyłabyśtakachętna”,powiedziałJamie.
AlepotempanCarroznajmił,żemadlaniejniespodziankę,izrobiłosięjejgłupio,
żewniegozwątpiła.Niespodziankataknaprawdęniebędzieniespodzianką,ale
oświadczeniem,żetylkoodchodzizeszkołyinieopuszczastanu.Będzie
deklaracją,żeoczywiścienigdyniemógłbyjejopuścić.
-Jutrorano-rzekł,ściskającjejręcetakmocno,żemusiałasięskupić,by
powstrzymaćgrymas-zabioręcięzkońcatwojejulicyoósmej.
-Zobaczępanawsobotę?-Saragocałowała.-Niezłagratka.Dokądjedziemy?W
comamsięubrać?
-To,dokądjedziemy,jestniespodzianką.Włóżcośładnego.Ipowiedzmamie,że
wróciszpóźno.
Wczesnymrankiemwsobotędwudziestegoósmegosierpnia1995rokubyłodość
zimno,żebywłożyćdżinsy,alepowiedziałSarze,byubrałasięwcośładnego,więc
miałanasobiebiałąbawełnianąsukienkęplażowązmotylkamiwyszytymina
staniczkuiobrąbku.PanCarrbył
zachwycony,ucałowałwszystkiemotylkiidałjejswojąskórzanąkurtkę,by
włożyłająwsamochodzie.Nicniemówił,kiedyprowadził.Grałoradio-jakaś
stacjazpopularnąmuzykądladorosłych-inuciłkolejnepiosenki,cochwila
zerkającnaSaręzuśmiechem.Jazdatrwałokrótko.
-Niespodzianka-oznajmił,zatrzymującsięprzyZajeździedlaZmotoryzowanych
wParramatta.
-Idziemydomotelu?
-Zaczekajtu,ajasięzamelduję.
Pobiegłprzezparking,apominuciewróciłzkluczemprzyczepionymdokawałka
drewna,którytrzymałwgarści.
-Chodź,Saro,szkodaczasu.Ruszsię.
Sarapierwszyrazwżyciuznalazłasięwpokojumotelowym,aleprawienie
zarejestrowałajegowyglądu.Pomarańczowezasłony,obłażącelustroiwrażenie
wilgoci,tylkotylezapamiętałazsamegopomieszczenia.Kiedyweszładośrodka,
kazałjejzdjąćubranie,apotempchnąłnapodłogę.
-Dzisiaj-powiedział-jesteśmoja.
Zrozumiała,żenaprawdęwyprowadzasiędoBrisbane.
Przezpierwszągodzinęgryzłjejnogi.Zacząłodlewejkostki,przesunąłsięwgórę
dopiszczela,łydki,kolana,uda,apotemdoprawegoudaiwdółdokostki.Płakała
ikopałagowtwarz,ażniedałosięrozpoznać,czykrewpochodziłazjejnóg,czyz
jegonosaiust.
-Nienawidzęcię-oświadczyła,kiedybyłwniej,ajegonogiocierałysięotysiące
ugryzień.
-Nieprawda.-Wysunąłsięzjękiem,tryskającnajejuda.Wtarłwszystkowjej
skórę,mieszająctozkrwią.Wylizałjądoczysta,apotemcałowałtakczule,że
znówzaczęłapłakać.
Pieściłjejpiersi,delikatniessałsutki.Nazywałaniołkiem,księżniczką,ochsaraoch.
Błagała,żebyjejnieopuszczał.
-Muszę,alewszystkobędziedobrze.-Całowałjejtwarzmiejscezamiejscem.-Są
dwie,leczdwietakjakramionaCyrklapodwójne;twojadusza,jakigła
unieruchomiona,Jednakwrazzmojąsięporusza.
-Cozakupagówna-wyszlochałaSara.-Całkowiciestuprocentowegówno.
-Sara,musisz...
Uderzyłagowtwarz,mocno,raz,drugi,trzeci.
-Poprostusięzamknij-rzekła.-Nieprzywiozłeśmnietu,żebygadać,apozatymi
takniechcęsłuchać,comaszdopowiedzenia.
Postąpiłzgodniezjejżyczeniem.Przezresztędnianiewydarzyłosięnic
przypominającegorozmowę.Nicprzypominającegocokolwiek,czegowżyciu
doświadczyła.Wcześniejszegryzienietoteżbyłonic.Jaktrzymaniesięzaręce.
Myślała,żeumrze,inieobchodziłojejto.BestiawalczyłaożycieiSarachciała,
żebyzwyciężyła.
PodkoniecdniaSaraledwiezdołałausiąść.PanCarrzaniósłjąpodprysznici
umył.Dużopłakał,alesięnieodzywał,onateżnie.
Bowłaściwiecozostałodopowiedzenia,kiedygryzienieiszarpaniesięskończyło,
akrzykiucichły?Podwiózłjąnaprzystanekautobusowywciszyizachował
milczenie,kiedyłkałaiwbijałapaznokciewjegotwarderamię.Wkońcu,zbyt
wyczerpana,żebytociągnąć,Sarawysiadłazsamochodu,aonodjechał.
CZĘŚĆDRUGA
1
Jamieprzepychałsięprzeztłumnaprzyjęciu,szukającwzrokiemSary.Jesswłaśnie
wróciłazpółrocznegowypadudoEuropyznowymchłopakiemiSaraobiecała,że
przyjdzie,aleJamieprzeszukałfrontowyhol,salon,salębilardowąikuchnięinic,
abyłozawcześnie,nawetdlaSary,nazamknięciesięwjednejzsypialni.Powinien
sięuprzeć,żejąprzywiezie,tylkotakmiałbypewność,iżjegoprzyjaciółkasię
zjawi.
Przezkuchenneoknozauważył,żenazewnątrzznajdowałosiędwarazytyleludzi
cowśrodku.Tampowinienjąznaleźć.Saramiałateorię,żewkażdych
okolicznościachpalaczesąnajbardziejinteresującągrupąludzi,aponieważw
dzisiejszychczasachpalaczezawszeznajdowalinadworze,tamteżnależałojej
szukać.Twierdziła,żepalaczesąnajbardziejodjazdowizpowodudobitnego
lekceważeniawłasnegozdrowiaiśrodkowegopalcawytkniętegowstronę
politycznejpoprawności.Szczególnieteraz.Starsipalaczemieliprzynajmniej
wymówkę,że„wtedyniewiedzieliśmy”albo„rzuceniewtymwiekubymnie
zabiło”.LudziezpokoleniaSaryiJamiegoniemielinicnaswojąobronę.
Przetrwalilataedukacjizdrowotnejisponsorowanychprzezrządreklam
pokazującychczarnąsmołęwylewającąsięzrozciętychpłuc.Odchwilikiedy
zapalilipierwszegopapierosaizwahaniemunieśligodoust,palaczezpokoleniaY
wiedzieli,żewciągajądopłucnabytąpozawyżonejcenieczarnąśmierć.Sara
nauczyłasięnapamięćlistychemikaliówznajdującychsięwpapierosach,by
recytowaćjąludziom,którzymówilijejoszkodliwościpalenia:akroleina,beznen,
formaldehyd,nitrozaminy,wielopierścieniowewęglowodoryaromatyczne,uretan,
arsen,nikiel,chromikadm.Przyostatniejsylabiezaciskaławargiimruczała:
„kadmmm”.
Potemzaciągałasięgłębokoimówiła„mniam”.Lekceważeniedobrego
samopoczuciabyłosuper.
Palaczebylisuper.Rujnowanipodatkamiiwysyłaninadwór,żebykulilisięprzy
drzwiach,itakokazywalisiębardziejodlotowiniżcioróżowychpłucach
porządniccy,którzykręcilinosemnapokojach.„Aleniety,Jamie-mówiła-wiem,
maszastmęitakdalej,ipaliłbyś,gdybyśmógł,prawda?”.
Alechociażdym-wkilkuróżnychtypach-wisiałnadpodwórzem,tymrazemSara
niecieszyłasięjegoobecnością.Jamiezerknąłnazegarek:ósmaczterdzieści
dziewięć.Możliwe,żesięspóźniała.Wręczbardzomożliwe.Niepamiętałsytuacji,
żebyspóźniłasięmniejniżdwadzieściaminut.Zwykleraczejgodzinę.
JamiezauważyłShelleyiJessstojącezwysokimblondynemprzybasenie.Podszedł
donichwsamąporę,żebyusłyszećmężczyznękończącegonajwyraźniej
nieprzyzwoitąopowieść.ShelleyiJessobejmowałysięiześmiechempotrząsały
głowami.JamiestanąłzaShelleyiobjąłjąwpasie.
Dalejtrzęsłasięześmiechu,tyleżeodwróciłasięlekko,bypocałowaćgow
policzek.
Powstrzymująccorazbardziejirytującąwesołość,JessprzedstawiłaJamiego
Mike’owi,aShelleypróbowałazrelacjonowaćmuhistoryjkę,którąMikewłaśnie
opowiedział.Pojawilisięwniejlokalnatelewizyjnasława,odkurzacziizba
przyjęć,alepowódtegoniemalhisterycznegośmiechupozostałdlaniegoniejasny.
Jamiewiedział,żewobecnościSary,którapatrzącnaniego,wywróciłabyoczyma,
odważyłbysiępowiedzieć,żeniewidziwtymniczabawnego.Aleniebyłojej,więc
tylkosięuśmiechnąłiczekał,ażśmiechucichnie.
Kiedydziewczynysięuspokoiły,Mikewystartowałzinnąszokującąopowiastkąi
pochwiliznówgwałtowniełapalipowietrzeizanosilisięśmiechem.Mimożetym
razemJamiewysłuchał
całejhistorii,nieuznałjejzaszczególniezabawną.Podejrzewał,żegdybytoon
opowiadał,ShelleyiJessledwieuniosłybykącikiustwuśmiechu.Bawiłje
wyraźnietenmężczyzna,aniejegoprzekaz.Mikemiałopalonąskóręispłowiałe
odsłońcawłosysurfera,dotegogłos,którybeztrududałobysięsłyszećmimo
rykufal.Niebyłjednaksurferem,wkażdymrazieniezawodowym,pisywałdo
męskiegoczasopismaozasięgukrajowym,cooznaczało,żepłaconomuzajadanie
lunchuzgwiazdamipornoipiciekoktajlizsupermodelkami.Tofragmenty
wywiadów„niedopublikacji”dostarczałymuniewyczerpanegoźródła
wzbudzającychhałaśliwąwesołośćanegdot.
-JestztobąSara?-zapytałaJess,kiedyMikezamilkłnachwilę,żebyzapalić
papierosa.
ShelleywyraźniesięspięłanawspomnienieSary.OdsunęłasięodJamiegoi
spojrzałananiegokątemoka.
-Nie,niewidziałemjej-odparł,pilnując,żebyjegogłosniezdradzałzatroskania.
-Nowłaśnie,gdzietasłynnaSaraClark?-zapytałMike.Jamiewzruszył
ramionamiizastanowiłsię,czemutenmężczyzna,któregonigdyniewidział,
miałbygopytać-jego,nieukrywającegozwiązkuzShelley-omiejscepobytu
Sary.
-Przypuszczam,że„słynna”SaraClarkzajmujesięterazdokładnietym,zczego
jestsłynna
-powiedziałaShelley.
TerazzkoleispiąłsięJamie.
-Cotomaznaczyć?
JesssięroześmiałaidałaMike’owikuksańcawramię.
-Iconarobiłeś?Mówiłamci,żeJamietobiałyrycerzSary.
-Cośmiumknęło.Oczymwymówicie?
MikeklepnąłJamiegowplecy.Tenzdusiłwsobieimpuls,żebyoddaćklepnięcie.
-JessiShelleyopowiadałymilegendyotwojejprzyjaciółceSarze.Ostrzegały,
żebymichprzytobieniepowtarzał,ponieważrzekomosięwkurzysz,aletak
naprawdęwiem,żepoprostumnienabierały,atyzepsułbyścałązabawę,wszystko
prostując.
Jamieuniósłbrwi,patrzącnaShelley.Wbiławzrokwziemię.
-Każdesłowotoprawda-oznajmiłaJess.
-Zobaczymy.-Mikepotarłpodbródek.-Prawdaczyfałsz:Saramieszkaw
paskudnejnorzebezmeblianijedzenia,alewszędziemastosyksiążekichłodziarkę
pełnąpiwa.
Jamiesięroześmiał.
-Toprawdawjakichśpięćdziesięciuprocentach.
-Nodobrze-przyznałaJess.-Więcmożemałóżkoijakieśjednokrzesło.Ale
miałamracjęcodobruduiksiążek.
-Domyślamsię,żetenfragment,jaktopracujenapełnyetatwrestauracjiod
czasówliceumiwciążmanajlepszewstaniewynikizangielskiegoteżjestprawdą
tylkowpołowie?
Absurdalne,aleJamiepoczułprzypływdumy.
-Toakuratprawdawstuprocentach.Zajęłateżtrzeciemiejscezfrancuskiego.
-Ktośtujestmiwinienprzeprosiny-rzekłaJess,dotykającramieniaShelley.
ShelleyzerknęłanaJamiegoiuśmiechnęłasięzpoczuciemwiny.
-Ach,alenawetniedoszedłemdotego,cociekawe.-MikenachyliłsiędoJamiego
izniżył
głos.-Powiedz,czytoprawda,żetadziewczynauwodzimężczyzn,recytując
poezję?
Jamiemiałochotęsięodsunąć,alezapanowałnadodruchem.
-Zdarzałosię.
-Chociażzwyklepoprostuwchodziimówifacetowi,żezabieragozsobądodomu
-
dodałaJess.
Toteżbyłaprawda,aleJamieniezamierzałjejpotwierdzać.
-Afrancuskadrużynarugby?
JamiespiorunowałShelleywzrokiem.Przysięgłategoniepowtarzać.
-Toniebyłacała...Mikeklasnąłwręce.
-Muszępoznaćtędziewczynę.
-Niesądzę,żebyśnapodstawietychopowiastekwyrobiłsobiewłaściwezdanieo
Sarze.
-Alesąprawdziwe?
Jamiewzruszyłramionami.ObronahonoruSaryniemiałazbytwielesensu,
ponieważsamaopowiedziałabyte-igorsze-historyjki,gdybypofatygowałasię
przyjść.Chodziłotylkooto,żegdybytubyła-gdybyMikemógłzobaczyćjej
drobnekości,usłyszećokrągłesamogłoskiigłęboki,niskiśmiech-zrozumiałby,
żedowolnaliczbaskandalizującychopowiastekoSarze,słuchanieichprzezpółtora
dnia,niezbliżaczłowiekadojejpoznania.SaryClarkniedałosięopisaćw
prostychsłowach.
-Wadzisz?Mówiłam!Oczekujębezwarunkowychprzeprosin,mójpanie.-Jess
połaskotałaMike’awbrzuch,aonpacnąłjąporękach,apotemchwyciłwpasiei
pocałował.Jesszachichotałaiwtuliłasięwniego,apotemjakbyzapomnieli,że
przerwalirozmowęwpołowie.
-Ach,nowamiłość-powiedziałaShelley.-Pamiętam,kiedymytacybyliśmy,w
dawnychczasach.
Jamiezmusiłsiędośmiechu.OniShelleychodzilizesobąodsześciumiesięcy,
JessiMikeprawietrzy.
-Och,chciałbymkażdezdanieakcentować,wsuwająccijęzykwusta,alewiem,że
gdybymzacząłciętucałować,mógłbymniedaćradyprzestać.
Shelleywzięłagozarękę.
-Mogłabymniechcieć,żebyśprzestał.
MikepchnąłJessnabarierkęotaczającąbasenijejręceznalazłysięnajego
pośladkach.
Boże,Sarabyłabyzachwycona.Niedarujesobie,kiedyjejpowie,żeprzegapiła
widokJess,którawreszcieporzucaswojąprzesadnąskromność.
JamiepocałowałShelley,ponieważwiedział,żetegooczekuje,apotemnie
przestawałjejcałować,bo-jakzwykle-przekonałsię,żecałowanieShelleyjest
wyjątkowoprzyjemne.
Naprawdębyławspaniałądziewczynąitworzyliznakomitąparę.Shelleypodobało
się,żelubiłsięuczyćibyłłagodny,mówiła,żeniemożesiędoczekać,kiedyJamie
skończyuniwerekizałożywłasnebiuroksięgowe,marzy,żebyzostać
kierowniczkąjegobiura,atakżekucharkąiosobistąmasażystką.Przycinałamu
włosy,ponieważtwierdziła,iżniezniosłabymyśli,żetoinnafryzjerkaz
nożyczkamiwrękumadostępdojegorozkosznychpiaskowychloków,aonnie
chciałnikogoinnegowtejroli,ponieważShelleypodczasstrzyżeniaprzyciskała
piersidojegokarkuiopowiadałazabawnehistoryjkiowszystkichtychlubieżnych
facetachztłustymiwłosami,którzyprzychodzilisiędoniejostrzyc.
-Okej,stop.-Uśmiechnęłasię,patrzącnaniegozdołu.-Nie,nie,stop,przerwa.
Ciągdalszynastąpiwnajbliższejprzyszłościiwbardziejdogodnymmiejscu.
Potarłjejszyję.NadramieniemShelleyzobaczył,żeMikeiJesszniknęli.
-Moglibyśmywejśćdośrodka.Znaleźćmiłyodosobnionypokój.Shelley
zachichotała.
-Albowrócićdomnie.Mamyitatyniebędzieażdopółnocy.Jamiezadługosię
wahał.
UśmiechShelleyzbladł.Wysunęłasięzjegouścisku.
-Niechceszpójśćdomnie?
-Ależchcę.Oczywiście,żechcę.-Próbowałprzyciągnąćjądosiebie,alesię
opierała.-
Myślałemtylko,żeniechcętakdługoczekać.Gdybyśmyweszli...
-Mógłbyśmniezerżnąć,apotemwrócićnadółikręcićsiętu,czekającna
przyjścieSary.
-Cozakurewskaniesprawiedliwość.-Niemógłuwierzyć,żejesttaka
niesprawiedliwa.Tenjedenraz-tak,przyznawałsię,żebyłtotylkojedenraz-
zupełnieniemyślałoSarze.Całkiemszczerzemiałochotęnasekszeswoją
dziewczynąwjednymzobcychpokoiwtymobcymdomu,któregowłaścicielinie
znał.
-Tazazdrośćrobisięmecząca,Shell.
-Męczącesięrobitotwojezachowanie,Jamie,jakbyśtylkozabijałzemnąnudędo
czasu,ażnajdroższaSarapójdzieporozumdogłowyiporzuciswojeżycie
megadziwki,żebyustatkowaćsięutwojegoboku.
-Niezamierzamznówwysłuchiwaćtegogówna.-Ruszyłdowejścia,zatrzymałsię
iodwróciłdoShelley.-Sarajestmojąprzyjaciółką.Kiedyokazujeszjejbrak
szacunku,okazujeszgoteżmnie.
Shelleysięroześmiała,dźwięcznieigłośno.
-Och,darujsobie.JakbynazwanieSaryClarkdziwkąbyłoobraźliwe.To,
praktycznierzeczbiorąc,jejoficjalnytytuł.
Jamiewszedłdośrodka.Sprawdziłsalon,kuchnię,bawialnię,hol.Niewątpliwietu
jejniebyło.IShelleymiałaracjęcodoSary.Miałaracjętakbardzo,jakby
wślizgnęłasiędownętrzajegogłowy,przespacerowałatamiporobiłanotatki.
Mikepojawiłsięponownie,wymiętyiszczęśliwy.PowiedziałJamiemu,żewidzieli
zJessShelleypłaczącąwholu;Jessbyłatamterazijąpocieszała.
-Wkopałeśsię,co?
-Taak.Chybalepiejpójdęsięzniąpogodzić.
-Czasamilepiejimpozwolić,żebysięwypłakały.
Jamieskinąłgłowąipociągnąłłykpiwa.Byłwyjątkowobeznadziejnywtakich
pogaduszkach.ZanimpodszedłdoniegoMike,kręciłsięwpobliżugrupyludzi,
którychznałzuniwerku,udając,żesłuchaichrozmowy.MikeodciągnąłJamiego
odgrupy,atenstałtuokowokozledwiesobieznanymfacetem,któryprzed
chwiląuprawiałsekszjednązjegonajstarszychprzyjaciółek.Człowiekinnego
pokrojurzuciłbycośwrodzaju:„NoijaktamstaraJesssprawiasięwłóżku?”.
Jamieniewiedział,czemupotrafiłtopomyśleć,aleniepowiedzieć.Cowyjaśniało,
dlaczegoprzyjaźniłsięwyłączniezdziewczynami.
-WięclegendarnaSarasięniepokazała?Jamiewzruszyłramionami.
-Niewidziałemjej.Możegdzieśsiętukręci.
-Wyglądaminadziewczynę,którejfacetniemożeniezauważyć.
-Tofakt.
Mikeskinąłgłowąizapaliłpapierosa.
-Wstylu„spójrztylkonatępaskudną,zaćpanąkurwę,którarzucasięnawszystko,
conosispodnie”?
-Nie!Jesspowiedziała,żetakwygląda?Mikesięroześmiałiuniósłręce.
-Jessniczegominiemówiłaojejwyglądzie.Potychwszystkichopowieściach
założyłempoprostu,że...-Przygryzłwargę,zapatrzyłsięwprzestrzeń.-Więcjak
właściwiewygląda?
Jamiezwlekałzodpowiedzią,wrzuciłprawiepełnepiwodopobliskiegokartonu,a
potemwziąłkolejnezestojącegoniecodalejpudła,otworzyłizacząłpić.Niemiał
pojęcia,jakopisaćwyglądSary.Niebyłabrzydka.Niewyglądałajakzaćpana
kurwaaniwogólekurwaczyćpunka.
Niewyglądałanawystarczającodorosłą,żebystudiowaćnauniwersytecie,
mieszkaćsamotnie,pićalkohol,palićiuprawiaćseks.Miałazaskakującogłęboki
głos.
Wyglądałajakcórkamieszkającychzamiastemwykształconychludzizgórnych
warstwklasyśredniej.Wrzeczywistościbyłakimśtakim.Masaosóbokreśliłabyją
jakoniskąichudą,aleJamienazywałtośredniąbudową.Skóręmiałatakjasną,że
możnająbyłowziąćzaangielskąturystkę.Jakojedynaznanamuosobamimo
włosówsięgającychdopośladkówniewyglądałanareligijnegoświra.Włosybyły
lśniąceiprawieczarne,akiedyjezwiązywała,końskiogonrobiłsięgrubszyniż
jegonadgarstek.Jejoczybyłykurewskoprzerażające.
OczywiścieniepowiedziałtegowszystkiegoMike’owi.Poprostuwzruszył
ramionamiiodparł:
-Jestwporządku.
PoczymposzedłszukaćShelley.
2
Większośćdzieciaków,któreSaraznała,zapisywałasięnakursprawajazdyw
szesnasteurodziny.Przezcałyrokwsobotyuczyłysięprowadzićinasiedemnaste
urodzinyodbierałyprawojazdy,aposkończeniuosiemnastkidostawałyodmamyi
tatynowiutkisamochód.ZpierwszymetapemSarasobieporadziła;wwiekulat
szesnastuwciążjeszczespełniała-chociażledwie,ledwie
-oczekiwaniarodziców.Alepotemwszystkodiabliwzięliiprzezwiększośćroku
starałasięzarobićdośćpieniędzy,żebysięnakarmić,ubraćizostaćwszkole,nie
miaławięcaniczasu,aniforsynalekcjejazdy.Siedemnasteurodzinybyły
rozmazanymwspomnieniempicia,paleniaipieprzenia,poktórymnastąpiłkolejny
rokgorączkowejwalkioprzetrwanieiprzedosiemnastkązdecydowała,żelepiej
zrezygnujezprawajazdy.Dośćczęstobyłapijanaalbonaćpana,apozatymprośba
opodwiezieniebyłanajprostszymsposobemściągnięciamężczyzndojej
mieszkania.
Minusemstatusuosobybezprawajazdyokazałasiękoniecznośćpoleganiana
lokalnejprywatnejfirmieautobusowej,któracowieczórwoziłajądopracyiz
pracy.Jakojedynyprzewoźnikautobusowywtejdzielnicyniemielikonkurencji,
kierowcyniedbaliwięcoto,żebytrzymaćsięrozkładu,czasamiwręczkompletnie
goignorowali,kończączmianęgodzinęczydwiewcześniej.Wtakichsytuacjach-
kiedyjużodmroziłasobietyłek,czekającdwadzieściaminutnaprzystanku,
zdawałasobiesprawę,żedziśmapecha-byłazmuszonaiśćpieszo,łapaćstopa
albodzwonićdoJamiego.Obiecałamu,żenigdy,przenigdy,niebędziejeździć
stopem,asobie,żebędzietorobićtylkozadnia.
-Cholera.-Przestąpiłaznoginanogę,żebysięrozgrzać,alestopymiała
zmęczonepopodwójnejzmianieitupaniesprawiałojejból,więcprzestała.
Obejrzałasięzasiebienaknajpęzestekami.Będziemusiałatamwrócić,żeby
skorzystaćztelefonu.Naprawdęniemiałaochotytegorobić:pojedenastejpijacy
zaczynalizachowywaćsiępaskudnie,aonawciążbyłaubranawfirmowy
mundurek,cooznaczało,żeniemożenikogokopnąćwjajaanikazaćmusię
odpieprzyć.
Wkażdymrazieniemoże,nienarażającsięnautratępracy.
-Cholera.Cholera.Cholera.-Skórzanakurtkabyławystarczającociepła,alewiatr
smagał
jejgołenogi.Obolałe,zmęczone,zimnegołenogi.Jeszczerazzaklęła,podeszła
dobrzeguchodnikaiwystawiłakciuk.
Niedługototrwało-trzyczyczteryminuty,siedemczyosiemsamochodów-
zanimzatrzymałsięprzyniejnowymodelcommodore’akombi.
-Dokądjedziesz?-zawołałkierowca.Okołoczterdziestki,ciemny,rzednącewłosy,
okularywdrucianejoprawce.Sararzuciłaokiemdownętrzasamochodu:fotelik
dladzieckaikilkaksiążeczekzobrazkaminatylnymsiedzeniu,pustapuszkapo
dietetycznejcolinapodłodzezprzodu,niebieskimiśzmuszkąwkropkizwisający
zlusterkawstecznego.
-PółnocneParramatta.Zarazzawięzieniem.Czytopanupodrodze?
-Jasne.Wskakuj.
Samochódpachniałjakdnojejlodówki,alebyłownimciepło,więcczułasię
szczęśliwa.
Prowadziłjakczłowiekprzyzwyczajonydowożeniamałychdzieci.Jechałpowoli,
aleczęstoiszybkooglądałsięnaboki,przezramięipatrzyłwlusterkowsteczne.
-Dopierozpracy?-zapytał,zerkającwbokiwdół,najejgołenogi.
-Tak.Normalniekorzystamzautobusu,alesięniezjawił.
-Mimowszystkonaprawdęniepowinnaśwsiadaćdosamochodówzobcymi
mężczyznami.
Saraspojrzałananiego.Miałmnóstwozmarszczekwokółoczuitroszeńkę
zakrzywionynos.Zprzodupewnieniedałobysiętegozauważyć,aleonapatrzyłaz
bokuiwidziałaskrzywienie,pewnieodfutbolualbomożeodsquasha.Zpewnością
niepobarowejbójce;byłzbytgładkoogolony.Jakieśtrzylataibędzietomiałza
sobą.Imiałładneuszy.Małe,zgrabneuszy.
-Toznaczy...-znówzerknąłnajejnogi-mógłbymbyćmordercązsiekierąalbo
seryjnymzabójcą.
-Mógłbypan,aleniejest,prawda?
Zachichotał,zrobiłmusięodtegopodwójnypodbródek.
-Cóż,chybaraczejbymciniepowiedział,gdybymbył,prawda?Sarasię
uśmiechnęła.
-Niemusiałbypan.Mamwbudowanywykrywaczpsychopatów.-Dotknęłajego
ramienia,przelotnie,napróbę.Gwałtowniechwyciłpowietrze,potemusiłowałto
zatuszować,chrząkając.
Dotknęłagoponownie,tymrazempozwalającdłonizatrzymaćsięnajego
przedramieniu.-Widzę,żejestemcałkowiciebezpieczna.
Pierwszyrazspojrzałjejwtwarz.
-Ilemaszlat?
Musnęłarękąmiękkiewłosynajegoramieniu.
-Wystarczającodużo.Zmarszczyłbrwi,patrzącprzedsiebie.
-Gdzieskręcam?
-Wlewonanastępnychświatłach.
Prowadziłwmilczeniu.Sarazastanawiałasię,dlaczegotakpóźnowweekendową
nocjeździłrodzinnymkombipoprzedmieściach.Podejrzewała,żezmierzałdo
jednegozburdelinaSorrelStreet.Albonaprawdębyłpsychopatąszukającym
kolejnejofiary.
-Dokądsięwybieraszdziświeczorem?Toznaczy,kiedyjużmniepodrzucisz.
Oblizałusta.
-Och...donikąd.
Prawiedojechali.Byłatakazmęczona,naprawdępowinnapoprostusiępołożyć.
Mężczyznaprzygryzałwargę,owielezabardzokoncentrowałsięnaprowadzeniu.
-Stańprzedtąciężarówką.
Zrobił,jakprosiła.Trzymałręcedokładnienadrugiejinadziesiątejipatrzył
prostoprzedsiebie.Czułazmęczenie,owszem,alebyłotonajsłabszezjejodczuć.
Byciekelnerkąodzierałojązosobowości;stawałasiędziewczynąwmundurku,
którauśmiechasięwyzywającododwudziestuparukolejnychfacetówpytających
ją,czyuprzejmetraktowaniegościdajejejsatysfakcjęzawodową,typowąkelnerką,
któraniewylewapiwanagłowęstarszegogościa,chociażtenszczypiejąwtyłekza
każdymrazem,kiedyprzechodziobokjegostolika,niezawodną,kompetentnąparą
rąk,którezajmowałysięwycieraniem,ustawianiem,zapisywaniemkodów
zamówieńiszorowaniem.Czternaściegodzinzamykaniasięnaświatsprawiło,że
rozsadzałająchęćotwarciasię.
-Zmierzamwypićpiwoprzedpójściemdołóżka.Teżchcesz?Mężczyzna
kurczowotrzymałkierownicędrżącymirękoma.
-Chętnie.
Paplał,kiedyotwieraładrzwi-byłwykończony,niemógłdługozostać,wdomu
czekałananiegożona-alekiedywszedł,umilkł.
Saraobserwowałajegotwarz.Poreakcjinajejmieszkaniezawszeumiała
stwierdzić,jakfacetbędziesiępieprzyć.Uniesionebrwiiskrzywienieoznaczały,że
będziejąpieprzył,jakbybył
księciem,aonapomywaczką;smutneoczyipełnelitościwestchnienia,żezostanie
małądziewczynkązerżniętąprzezdobregoopiekuna;otwartadezaprobatadlajej
brakuumiejętnościdbaniaodomstanowiłaostrzeżenie,żebędzieniegrzeczną
córeczką,którątatuśukarze;wahania,nawetstrach,żetoonabędziekierować
akcją,pokazywaćbiedakowi,iżwszystkojestwporządku.
Ulubieniprzeznią-inarazienajrzadziejspotykaniwogóleniereagowali,nawet
sięnierozglądali.
Ztymileżałanaplecach,kiedytylkodrzwizostałyzamknięte,cimoglispędzićw
jejruderzedzieńinocinawetniezauważyćkoloruścianczyukładukuchni.
-Czyto...-Zamrugał.-Mieszkaszsama?
-Tak.-Saraprzeszłaobok,sięgającnaprawo,żebyzapalićświatłowsypialni,a
potemnalewo,pstrykająckontaktemwłazience.Wkorytarzo-kuchnio-saloniebyło
jużwłączone.
Mężczyznanadalmrugałwpółmroku.Naprawdępowinnapostaraćsięolampę.
Wysoką,jasnąlampędopostawieniaoboksofy.Alewłaściwewjakimcelu?Jedyne,
coturobiła,tospała,pieprzyłasięiuczyła,więcdopókiwidziałaksiążki,nie
potrzebowałazbytwieleświatła.
-Długotumieszkasz?
Sarawręczyłamupiwoiotworzyłajednodlasiebie.
-Odzawsze-oświadczyła,botakczuła.Minęłopięćlat,prawiejednaczwartajej
całegożycia.
Mężczyznaupiłłykpiwa,znatężeniemwpatrującsięwżółtąodnikotynyścianę
przednim.
-Mówiłaś,żeilemaszlat?
-Niemówiłam.-Sarazsunęłakurtkęikopnięciemzrzuciłabuty,wzdychającz
natychmiastowejulgi,jakąprzyniosłotojejstopom.-Papierosa?-zaproponowała.
-Nie,janie...-Kiwnąłgłowąwkierunkupodręcznikównaskładanymstolikudo
kart.-
Jesteśstudentką.
-Kiedyniejestemkelnerką.-Sarapadłanajednozkrzesełzapięćdolarów,
wskazującmu,żepowinienusiąśćnadrugim.Zawahałsię,zastanawiającsię
pewnie,czyrozklekotanygratgoutrzyma,potemzacząłprzysiadać,ażprzycupnął
nabrzegusiedzenia.
-Costudiujesz?
-Sztukę.-Sarazdusiłanawpółwypalonegopapierosa.Zpoczątkuuznałagozatyp
nerwusa,aleterazstałosięjasne,żetoobrońca.Widziała,jakzajegomałymi
czarnymioczymaobracająsiękółkazębate:żewystarczyłobyparęgroszy,by
załatwićjejjakieśporządnemeble,mógłbyzapłacićprzynajmniejjejczesnena
uniwerku,pilnowaćodbieraniajejzpracy,kiedyzostawałatamdopóźna,żebynie
musiaławracaćsamadotegoponuregomieszkanka.
-Hej,nieobejrzałeświdoku.-Sarawstałaizrobiłatrzykroki,żebyznaleźćsięw
sypialni,apotemkolejnedwadookna.Niemusiałasprawdzać,wiedziała,żeidzie
tużzanią.
-Touliczka.-Wjegogłosiezabrzmiałagniewnanuta.-Zaśmieconauliczka.
-Cozapesymista.Patrzysznaprawdziwyskarbiec.Spójrz,mamytamkilka
materaców,jakieśopony,atotrzcinowekrzesłobyłobyurocze,gdybynie
wypchniętesiedzenie.-Saraczułaoddechztyłuszyi.-Tentelewizorwkuchni
pochodzizuliczki.Niemakoloru,alepozatymdziaławystarczającodobrze.Lubię
oglądaćwieczornewiadomości,kiedywrócędodomupopracy.Wtensposóbmam
towarzystwo.
-Niemaszrodziców?
-Każdymarodziców,głuptasie.
-Gdziesą?Czemutakżyjesz?
Saręzachwycało,żechciałjązrozumieć.Zacholeręniemiałszans,alezachwycało
ją,żechciał.Sięgnęłazasiebie,chwytającgozaręceioplatającjegoramiona
wokółwłasnejtalii.Cichomruknąłzzadowoleniaipogładziłtyłjejszyi.
-CzytałeśJaneEyre?-zapytała.
-Czyczytałem...-Wjegogłosiewyraźniezabrzmiałozaskoczenie,aleszybkosię
opanował.-Ach,tak,tak,chyba,wszkole.Dawnotemu.
-Pamiętasz,dlaczegoJaneporzucawygodęThornfiledHall,mimożezostanie
bezdomnaiwnędzy?Dlaczegodobrowolnierezygnujezestanowiskaguwernantki,
żebystaćsiężebraczką?
-Nie...-Zachichotałwjejwłosy.-Niespodziewałemsięegzaminu.Nieuczyłem
się.
-Odeszła,ponieważjejgodnośćbyławartawięcejniżfizycznawygoda.-Sara
odwróciłasięispojrzaławgórę,wjegotwarz.-Idlategojatakżyję.
Och,talitośćwjegooczach!Sarazdjęłamuokulary,żebywidziećjąbez
przeszkód,iczystaszczerośćtegouczuciasprawiłajejból.Wwybuchunamiętności
pocałowałago,szarpnęłakoszulę,pasek,zamek.Chwyciłarozkoszniemiękkie
ciałowokółpasaipociągnęłagodołóżka,którejęknęłowproteście.Wiedziała,że
cuchniesmalcem,starymipapierosamiipiwem,aletenmężczyznawydawałsięoto
niedbać.
-OJezu-powtarzał.
Biegłość,zjakąjąrozebrał-łatwość,zjakązdjąłjejsukienkęprzezgłowę,nie
wplątująckońskiegoogonawzamek,wyćwiczonysposóbzdejmowaniagumkido
włosów-zrobiłananiejwrażenie.Musiałmiećcórkę,pomyślała.Mężczyźni,
którzymającórki,wiedzą,jakrozebraćdziewczynę,niesprawiającjejbólu.
Sarateżpotrafiłarobićwrażenieswoimidobrzewyćwiczonymidziałaniami:
prezerwatywawyciągniętaniewiadomoskąd,otwartajednąręką,założona,zanim
miałszansępowiedzieć,żewolałbyjejniezakładać.Apotem,dziękinieznacznemu
poruszeniubiodrami,ledwiezauważalnemunachyleniumiednicy,znalazłsięwniej.
Jegotwarznatychmiastsięzmieniła,odmienionaprzezwyraz,którysprawiał,że
Saraprzelotniekochałakażdegomężczyznę,któregopieprzyła:szok,żebyłw
środku,połączonyzwdzięcznością,iżmunatopozwalała.Uwiększościtenwyraz
twarzypojawiałsięwmomenciepenetracji,apotemprzekształcałsięwtriumflub
determinację,aletenuroczy,omiękkimbrzuchuojcieccórekpozostałzszokowany
iwdzięcznyniemaldokońca.Później,wkońcowychchwilach,byłjakwszyscy
ogarniętychęcią,żebytozakończyć,ipodwpływemtejżądzyjegotwarzstałasię
brzydka.
Sarajakzwykleprzeżyłaorgazm,ponieważwiedziała,jakdziałałojejciało,jaksię
ustawić,napinaćizwalniać,zaciskaćipuszczać,jakpowstrzymaćmężczyznęprzed
wytryskiem,dopókiznimnieskończy.PanCarr-kolejnymężczyzna,któryjako
ojcieccórekumiałrozbieraćdziewczynętak,żebyniepotargaćjejwłosów-
nauczyłjąwszystkichtychrzeczyibyłamuzatowdzięcznawkażdymdniuswego
życia.Alenauczyłjąteż,żeorgazmtonic,cośjakkichnięciealboporządnypłacz.
Dlategochoćszukałaseksujaknarkotyku,którymbył,ichociażprzeżywała
orgazmzaorgazmem,zawszemiałanadziejęnacośinnego:nastopieniesięw
jedno,stworzeniebestiiodwóchgrzbietach.Zkażdymmężczyznązakażdym
razemczekałanatenmomenttranscendencji,roztopieniesięja,którepozwalałona
wchłonięcieinnegoroztopionegoja.Takbardzochciała,żebypanCarrniebył
jedynym,którypotrafiłdoprowadzićjądotakiegostanu,aleposiedmiulatach
pełnegodeterminacjipieprzeniazaczynałatracićwiarę.Obokpociłsięidyszał
kolejnymężczyzna,którypróbowałitymsięcieszył,aleostatecznieokazałsię
zaledwiedobrydozerżnięcia.
Kiedywyszedł,Sarawypaliłaostatnietrzypapierosyiwypiładwapozbawione
gazupiwa,którewcześniejotworzyła.Pchnęłanabokprzeterminowanyrachunek
zaprąd,żebydostaćsiędoŚwiatazabawy,zaniosłaksiążkędosypialni.
Przekroczyłajużpołowę,miałanadzieję,żesenprzyjdziedziświeczorem
wcześnie.Jednakczytałaniespełnagodzinę,kiedyprzepaliłasiężarówka.
Pomyślała,czybyniewstaćijejniezmienić,aleuznała,żetozadużywysiłek.
Ostatniwers,któryprzeczytała,echemrozbrzmiewałjejwgłowie:Nigdysięnie
zdarzyło,żebymiałarzeczywistyzwiązekzżyciem.Przezwiększączęśćnocyleżała,
nieśpiąc,słuchałatylkopiskuidrapaniaszczurówwuliczcepodoknem.
Wostatniąsobotęwieczorem,kiedymiałabyćnaimpreziezestarymiszkolnymi
przyjaciółmi,Saraniekładłasięcałąnoc,pieprzyłaosiemnastoletniego
zawodowegotancerza.W
niedzielęspała,uczyłasięizdjęłasłuchawkętelefonicznązwidełek.Wczoraj,w
poniedziałek,poszłanauniwerek,apotemdopracy,późniejuprawiałaseksz
mężczyzną,którypodwiózłjądodomu.Dopierowewtorekranoodebrałatelefoni
zostałaskrzyczanaprzezJesszanieobecnośćnasobotnimprzyjęciu.Sarębolała
głowaizachwilęspóźniłabysięnauczelnię,więcchcączamknąćustaJess,
obiecała,żespotkasięznimiwpubiepopracy.
Przezresztędniażałowałaswojejobietnicyidotarłanamiejscewzłymhumorze,
spodziewającsięnudów.Nawetniezmieniłacuchnącychroboczychciuchów.Zulgą
zauważyła,żeprzeszedłteżJamie,mniejzachwyciłająobecnośćShelley,natomiast
byłazaskoczona,żechłopakJessjestseksowny.Pożałowała,żenieznalazłaczasu,
abysięprzebrać.
-Wreszciesięspotykamy-powiedziałMike,ujmującjejdłońiskładającnaniej
pocałunek.
-Wreszcie?Wiemotwoimistnieniuzaledwieodtrzechdni.Przytrzymałjejrękę.
-Alejawiemotwoimodmiesięcy.Jesscałyczasotobieopowiada.Sarauniosła
brwi,patrzącnaJess,którapromieniała.Cóż,najlepszego.Odwróciłasiętwarządo
Mike’a.
-Więcpewnieuważasz,żejestemdziwką-kujonką,któraokropnieniedbaodom.
Roześmiałsię.
-Aniejesteś?
-Odczasudoczasu.Aleniekiedy...-szarpnięciemuwolniłarękęizakręciłasięna
pięcie
-...jestemtylkoprostą,ciężkopracującąkelnerką,którarozpaczliwiepotrzebuje
szklankizimnegopiwa.
Mikeposzedłiprzyniósłjejpiwo.Saraskorzystałazokazji,żebypowiedziećJess,
jakąseksownązłapałasztukę.
-Naprawdęlubiętegofaceta-powiedziałaJess.-Całkiemseriogolubię,wiesz?
-Wspaniale-odparłaSara.-Gratulacje.
Jamieodciągnąłjąnabokinachyliłsię.
-Nawetotymniemyśl-wyszeptał.
-Niewiem,oczymmówisz.
-Sara,mówiępoważnie.Spójrz,jakaszczęśliwajestJess.Poprostuwtymwypadku
trzymajręceiwszystkoinneprzysobie.
-Aleniesposóbmusięoprzeć.Jakimcudemmamsięopanować?
-Nieżartuję.-Jamiezmrużyłoczywsposób,którymiałnadaćmuwygląd
poważnyisurowy.Saranigdymuniepowiedziała,jakasłodkabyłatamina,bo
wtedyprzestałbyjąrobić.-
Możeszmiećkażdegofaceta,jakiegochcesz.Zwyjątkiemtegojednego.
-Mogęmiećtego?-wskazałanaprzypadkowegopijakazgarbionegoprzystole.
Wreszcieuśmiech.
-Tak,Saro.
-Dzięki,mamo.-Ucałowałagowpoliczek.Zastanawiałasię,czyusiąśćiwypić
piwo,któreMikepostawiłdlaniejnastole,aleniewiedziała,jaksiedzieć
naprzeciwkoseksownegonieznajomegoinieflirtować.
Wzięładorękipiwo.
-Dzięki.Aterazbardzobymchciałazostaćipogadać,aleJamiepowiedział,że
mogęmiećtegofacetatam.
-Sara!Nieto...
-Powiedziałeś,żemogę,Jamie,imamzamiartozrobić.Tylkopopatrz.
Zapadłapełnazaskoczeniacisza.Poczułaprzypływdumy,żeswoimzachowaniem
potrafiichzaszokować,aponimjeszczewiększyprzypływstrachuprzedtym,co
miałazrobić.Odwróciłasięiruszyławkierunkustołu,którywskazała.Mężczyzna
wpatrywałsięwniemalpustąszklankę.
Miałtłusteczarnewłosy,haczykowatynosiszpakowatyzarost.Saro,oSaro,
pomyślała,czemurobisztakierzeczy?Czemuniemożeszpoprostuusiąśćz
przyjaciółmi,napićsię,apotemwrócićdodomu,umyćzębyipołożyćsiędo
łóżka?Czemuzawszemuszę...
-Niezrobitego,prawda?-dobiegłjągłosMike’a.
-Niemamowy-rzekłaShelley.-Tenfacetjestokropniebrzydki.Saraniemiała
wyboru,ponieważmężczyznabyłbrzydki,aświatbył,jakibył,więc
prawdopodobnieniezdarzałosię,żebykobietychciałyznimsypiać.Sara
wiedziała,żejestładna,izdawałasobiesprawę,żeniezrobiłanic,byzasłużyćna
swojąurodę,podobniejaktenmężczyzna,abyzasłużyćnabrzydotę.Niebyłow
porządku,żemusiałiśćprzezżycieniechcianyipozbawionydotyku,kiedySara
miałacałechcenieidotykanie,jakiemogłaznieść.Apozatym:Miłośćprzemienia
wkształtpełenuroku.Sercesnomwierzy,nietrzeźwemuoku,Stądnaobrazach
Kupidynmaskrzydła,Alejestślepy.Tenmężczyznamiałtakąsamąszansęjakkażdy
inny,byokazaćsiętym,ktorozszczepijejduszę,bystanęłaotworem.
3
WtygodniuSaracodziennieranobiłasięzmyślami,czypozwolićsobiena
opuszczenietylkojednegodnianauniwerku.Pracowaładługoidopóźna,
imprezowałajeszczedłużej,byłazbytzmęczona,zbytskacowana,musiała
posprzątaćmieszkanie,wypraćubrania,zająćsiękolejnąpracąpisemną,którą
miałaoddać.Alewiedziała,żenawetjedendzieńnarobiłbyszkody,ponieważ
wydawałobysię,żeniestałosięniczłego,ikusiłobyją,żebyznowunieiśćna
uczelnię,ażwreszciebysiętoźleskończyło.Zatemcodzienniezwlekałaswoje
zmęczone,obolałe,skacowanezwłokizłóżka,wrzucałanagrzbietnajmniejbrudne
ciuchy,potykałasięopogniecionepuszkipopiwiezpoprzedniegowieczoruiszła
dwieprzecznicedoprzystankuautobusowego.Zawszesiadałaztyłuzgłowąopartą
oszybę,znogamiułożonyminasiedzeniu,żebyniktniezająłmiejscatużobok.
Jazdatrwaładwanaścieminutikażdąsekundępoświęcałanarozmyślanie,jak,do
cholery,przetrwakolejnydzień.Wiedziała,żesiępochoruje,kiedytylkopoczuje
nawózzmączkikostnejnatrawniku.Zaśnienazajęciachgenderstudies,napewno.
Tylkocudemmogłabydotrwaćdolunchuiniezemdleć.
Icodzienniecudsięzdarzał.Nieważne,jakzmarnowanasięczuła,gdychwiejnym
krokiemopuszczałaautobus,zmiejscaodświeżałjąwidokbudynkuMilesa
Franklina.Niebyłtopięknybudynek;standardowakonstrukcjazlat
siedemdziesiątychzczerwonejcegły,czteropiętrowa,zoknamiolustrzanych
szybachzażelaznymikratami.Aletobyłjejprawdziwydom,domduchowy.
Gdybymogłasobiepozwolić,abyniepracować,spędzałabytukażdąchwilę.
Uwielbiałaczytelniędlastudentówzwytartymipomarańczowymiizielonymi
sofami,obłupanymistołamizformikiichwiejnymikrzesłami.Uwielbiałastary
srebrnysamowar,którymtylkostudencidrugiegoitrzeciegorokuumielisię
posługiwać,żebysięniepoparzyć.Uwielbiałapiskswoichtenisóweknapodłogach
pokrytychlinoleum,uporczywestukaniedrzwifrontowychoframugęwwietrzne
dni,niszępodschodamimiędzytrzecimaczwartympiętrem,gdziezawszemożna
byłozastaćJoegoD.,kupićtrochętrawy,strzelićdymka.Uwielbiałastarych
ćpunów,którymcałądekadęzajęłouzyskanielicencjatu,iuwielbiałalśniących
nowościąstudentówpierwszegoroku,którzyzażarciedyskutowalioteoriach
Barthes’aiLacana,jakbyionilśnilinowością.Aprzedewszystkimuwielbiała
zajęcia,gdzieprzeżywaławzlotyprzekonaniaowłasnejmądrościiupadki,gdy
dochodziładowniosku,żejestzupełnąignorantką.
PozostalistudenciubóstwialiSarę,ponieważchętniedzieliłasięswoimizawsze
precyzyjnymi,spójnyminotatkamiinieszczędziłapochwałorazsłówzachęty.
Czasamisypiałazeswoimikolegami,czasemzwykładowcamiiprowadzącymi
zajęcia,aletoaniniedodawało,aninieujmowałojejpopularności.Przynajmniej
tutajpieprzeniesiędlazmniejszeniastresu,uczczeniaczegośalbozabicianudy
byłopowszechne.Kolejnypowód,dlaktóregouwielbiałatomiejsce.
Marzyła,żebyzostaćnauniwersytecienazawsze:uczyćsię,nauczać,myśleć,
rozmawiaćirżnąćsię.Spaćpodeukaliptusemzawydziałemfizykiwlecieina
gąbczastejzielonejsofiewczytelniwydziałusztukiwzimie.Pićkiepskąkawęi
piwozapółcenyijeśćorzeszkiorazczekoladoweciasteczkazhaszyszem
produkcjiJoegoD.Zostałojejjeszczesześćmiesięcydouzyskanialicencjatu,a
potemrokmagisterki;codalej,niewiedziała.Chociażprawiewszyscy,których
znała,twierdzili,żejestprzesądzone,iżdokonawielkichrzeczy,nikt,wtymtakże
Sara,niewiedział,cotomiałoznaczyć.
Cokolwiekrobiła,kierowałaniądeterminacja,żebyniespełniaćcudzych
oczekiwań.Aoczekiwaniatewzależnościodtego,kogosięzapytało,były
następujące:zajdziewciążęibędzieżyłazzasiłku;zostanierozpieszczaną
kochankąjakiegośbogategobiznesmena;forsownepicierozwiniesięwpełny
alkoholizmiSaraumrzewrynsztoku,ściskającpustąbutelkępodenaturacie;jej
okazjonalnezabawyznielegalnymisubstancjamistanąsięmniejokazjonalnei
wreszciedojdziedopunktu,kiedyzacznierobićnumerki,żebyzapłacićzakolejną
działkę,albozmęczysięsamodzielnąwalkązżyciemiwrócidorodziców,by
znosićichgównianewymagania,jeślipokryjąuniwersyteckidługisprezentują
tradycyjnąnaantypodachpostuniwersyteckąpodróżpoEuropie.
Pierwszeiostatniebyłośmiechuwarte,zpozostałymiflirtowałaprzezlata.Musiała
zachowaćczujność,żebyteflirtyniezmieniłysięwromanse.Musiałaciężko
pracować,żebybyćkimświęcejniżżywymbanałem.
JamieczekałnaSaręwuniwersyteckimpubieprzytymcozwyklestoliku.
Codzienniespotykalisiętunalunchu,ponieważSarachodziładobudynkuwydziału
ekonomiitylkowówczas,gdymiałanastrójnapoderwanieprawiczka,aJamie
odmówiłprzychodzeniadoczytelniwydziałusztukiprzekonany,żewszyscytam
uważaliludzistudiującychhandelzabezdusznychiniezdolnychdoczytania
literatury.
Sarakupiłapiwoipaczkępapierosów,poczymruszyławstronęJamiego,który
popijał
kawęipodjadałztalerzafrytki.
-Dzwoniłemdociebie,kiedywczorajwróciłemdodomu-powiedział.-Po
drugiej.Gdziebyłaś?
-SzalałamzAndympijakiem.-Saraucałowałagowpoliczekiusiadła.-Mówo
bezrobotnychpijakachwśrednimwieku,cochcesz,ale,cholera,potrafiąsię
zabawić.Niesądzę,żebywcałymSydneyznalazłsiępub,wktórymniepiłam,ani
ulica,naktórejniewymiotowałamalboniesikałamwczorajwnocy.Noijaktunie
kochaćfaceta,któryniepuszczabutelkinawetwtedy,kiedypieprzydziewczynę.
-Jezu,Saro!-Jamiewyglądał,jakbymiałsięrozpłakać.-Czemurobisztakie
rzeczy?
Wzruszyłaramionami.
-Nostalgiedelaboue.
-Nawetniezamierzampytać,cotoznaczy,bonicmnietonieobchodzi.Wesz,żeto
tylkokwestiaczasu,zanimjedenztychfacetówpoderżniecigardło.
Sarawywróciłaoczyma.Jamieurządzałjejtensamwykładconajmniejrazw
tygodniu,chociażczasamiprzepowiadałpociskwczaszcealbopończochęwokół
szyizamiastpoderżnięciagardła.Wiedziała,żemiałrację,aleteżżenigdynie
zrozumiałbykoniecznościtakiegopostępowania.Abydoznaćnajwyższejrozkoszy,
trzebastawiaćczołośmiertelnemuniebezpieczeństwu.
-Chciałbym,żebyśprzynajmniejmiałakomórkę.Zawszetojakieśzabezpieczenie.
-Dobrypomysł.Wybacznachwilę,tylkowyjmęsobieztyłkatrochędodatkowej
kasy.
-Cóż,gdybyśniewydawaławszystkiegonawódęipapierosy...Sarapociągnęła
piwaizapaliłapapierosa,ignorującgniewnespojrzenieJamiego.
-Poważnie,całytydzieńbrałamdodatkowezmiany,aitakbrakujemipięćdziesiątki
narachunekzaprąd.Doprzyszłegotygodniauzbieram,alejeżelimnieodetną,będę
musiałazapłacićzapodłączenie...
Jamiepołożyłnastoleprzedniąpięćdziesięciodolarowybanknot.
-Trzymaszsiębudżetu?
Sarawzruszyłaramionami.Jamiecopółrokusporządzałdlaniejnowybudżetiza
każdymrazemtłumaczyłamu,żetobezsensu,bowżyciuniebędziego
realizować,aleniepotrafiłtegoprzyjąćdowiadomości.
-Cośtammusiałobyćźle...Znówobniżylicistypendium?
-Niewiem.Staleobniżają.Jestowielemniejszeniżto,codostawałamwliceum,a
jużwtedyledwiestarczałominaczynsz.Gdybyniewszystkietenadgodziny,
byłabymwtragicznejsytuacji.
-Wesz,Saro,żepropozycjamamyjestaktualna.
Odkądrozeszłysiędrogijejirodziców,paniWilkesaspirowaładorolimatkiSary.
IchociażWilkesowienależelidonajbardziejhojnychludzi,jakichznała,awolny
pokójwichdomubył
większyniżcałejejmieszkanie,nigdynieczułapokusy,bywejśćdoichrodziny.
Przedewszystkimobaj,JamieiBrett,bylikiedyśjejkochankami,imyślotym,że
zostalibydefactojejbraćmi,wydawałasiękoszmarna.Pozatymbardziej
potrzebowałaprzestrzeniemocjonalnejniżfizycznej,aWilkesowienależelido
ludziodbywającychgłębokiewzruszającerozmowyprzykolacjiimówili,żeim
„zależy”.Wizja,żemoglibyszturchaćjejmózg,próbowaćzajrzećwintymne
zakamarkipsychiki,obrzydzałajejjedzenie,agdybyniejadła,wszyscyuznaliby,że
jestanorektyczką,ichcielibysięwpieprzaćwkwestięjejobrazuwłasnegociała.I
niemogłapowiedziećtegoJamiemu,ponieważchciałbyporozmawiaćzniąotym,
dlaczegoczułasięzagrożonaemocjonalnąbliskością.
-Dzięki,Jamie,alemieszkanieztwojąrodzinązrujnowałobymiżycieseksualne.
Jamiesięuśmiechnął,alesztucznie,wwymuszonysposób,któryoznaczał,żejest
sfrustrowany.
-Zastanawiaszsięczasem,żemaszspierdolonąskalęwartości?Poważnie,Saro,to
tylkoseks.
TegowłaśnieJamienierozumiał:nigdyniebyłtotylkoseks.Nawetw
najszybszym,najpaskudniejszym,najbardziejanonimowympieprzeniuchodziłoo
coświęcejniżseks.O
połączenie.Ospojrzenienainnąludzkąistotęiznalezienieodbiciawłasnej
samotnościiubóstwa.
Świadomość,żerazemmieliściemoc,bychwilowopozbyćsięwrażeniaizolacji.O
doznanie,coznaczybyćczłowiekiemnanajbardziejpodstawowym,najbardziej
instynktownympoziomie.Jakmożnatookreślićsłowem„tylko”?
Aopróczwszystkiegoistniałamożliwość,żeznajdzieinnegomężczyznętakiego
jakon.
Drugąpołowębestii,któraszarpałajejwnętrzności,kopiącirycząc.
Saradokończyłapiwoizdusiłapapierosa.
-Czyabynieprowadziliśmytejrozmowyjużwcześniej?
-Tak.Zakażdymrazem,kiedymusiszprosićmnieopieniądze,boniestaćcięna
takistylżycia.
SaraszybkimruchemstrąciłapięćdziesiątkęnakolanaJamiego.
-Możeszzatrzymaćswojepieniądzeiswojeosądy,bardzodziękuję.
-Sara,przestań.Zerwałasięzkrzesła.
-Idędobiblioteki.
Wyciągnąłrękę,jegominawyrażałaubolewanie.
-Weźtepieniądze,Saro,proszę.
-Niepotrzebuję.Waśniesobieprzypomniałam,żemamgdzieśupchniętetrochę
forsy.
Jamiepodszedłdoniej,wymachującbanknotem.
-Gównoprawda.
-Nie,poważnie.Serio-odparła,wybiegajączbaru,ijeślinawetniebyłatoprawda
wtamtymmomencie,tostaniesięnią.
JamiepodszedłdodrzwiSarywłaśniewchwili,gdysięotworzyły.Wprogustał
siwowłosymężczyznawgarniturzewprążki.
-Cojest?-Mężczyznadotknąłjegopiersi.-Czemutusięczaisz?
-Nieczaję.Czy,eee,Sara...
-Tak.Przepraszam-powiedziałtamten,mijającJamiego.-Spieszęsię.
-Sara?-Jamiewszedł,zamykajączasobądrzwi.-Jesteśubrana?
-Tak.Tutaj.
Wszedłdosypialniizmiejscazacząłsiędławićwciągniętymwpłucaodorem
nasieniaipotu.Skupiłsięnapłytkichoddechach,żebyzminimalizowaćilość
wdychanychproduktówubocznychseksu.Sarależałanaboku,jejsplątanecudowne
włosyzakrywałypołowętwarzyicałeramię,naktórymsięopierała.Owiniętabyła
wprześcieradłowkolorzeburgunda,któreprzylegałodowystającychkości
biodrowychiraczejpodkreślało,niżkryłomałe,okrągłepiersi.
JamieodwróciłwzrokodzmęczonejseksemSarytylkopoto,byprzeżyć
konfrontacjęzczymśznacznieokropniejszym.Napodłodzeobokjejłóżkależała
pomarszczona,zmętniałaprezerwatywa,kłąbzgniecionychchusteczeki-Jamie
miałwrażenie,żepłucamueksplodują-
schludnystosikbanknotówdwudziestodolarowych.
WpatrywałsięwSarę.
-Czytosątepieniądze,któremiałaśgdzieśupchnięte?
-Tak,upchniętewspodniachJoego.-Roześmiałasię,pokazującmulśniące,
wilgotnewnętrzeust.
Jamiedawnotemuprzestałotwarciereagować,kiedySararobiłacośpodobnego.
Wduchuczułmaleńkieokruchyszkładźgającegowserce.Takmałe,żewłaściwie
wcalenieraniły,alebyłotychułamkówtakdużo,iżwpewnymsensiesercebolało
gocałyczas,akażdynowykawalątekczyniłbóltrochęgorszym.
Zmusiłsię,byprzywołaćnatwarzwyraz,jakmiałnadzieję,przesadnegoszoku.
-Obrabowałaśtegobiednegostaruszka,którykuśtykając,opuszczałtwoje
mieszkanie?
-Jesteśdoprawdyzabawny.Taksięskłada,żeJoejestprawdziwymdżentelmenem
starejdaty.Zprawdziwąprzyjemnościąpomagającymfinansowomłodej
dziewczyniewpotrzebie,nieprosząconicwzamian.
-Cóżzaświęty.
-Niewiesznawetpołowy.Kochanystaruszeknietylkodałmidośćpieniędzy,żeby
zapłacićwszystkierachunkiztegomiesiąca,alepotempozwoliłmipieprzyćsię
przezjakieśtrzygodziny.
Czującbardzogwałtownemdłości,Jamiewyszczerzyłzębywuśmiechu.
-Cóżzabezinteresowność.
-Wiem.-Ziewnęła.Wglądałanamałąidziecinną,taką,którejprzydałbysię
pocałuneknadobranocodmamy.-Szczęściarazemnie.
4
-Mamwielkienowiny.-Jessowinęławarkoczwokółpalca,uśmiechającsię
wstydliwieipatrzącwstół.
Shelleyodstawiładietetycznącolęipochyliłasięwprzód.
-Nowięc?Mów,mów.
Saraobserwowałaparęprzystolikuobok,próbującdokonaćocenyichzwiązku.
Mężczyznabyłconajmniejtrzydzieścilatstarszyniżjegotowarzyszkaipodobne
rudewłosyorazjasnaskórawskazywałynawspólnegeny,aledziewczyna
sprawiaławrażeniezahipnotyzowanej,uśmiechałasięikręciłagłową,jakbypoza
krainąmarzeńnigdyniespotkałakogośtakiegojaktenfacet.
-Sara?Słuchasz?Toważne.SaraskinęłagłowąwstronęJess.
-Tak.Oczywiście.Najwyższeskupienie.
-Okej,cóż...-Jessuśmiechnęłasię,przeniosławzrokzShelleynaSaręiz
powrotem.-
Wychodzęzamąż!
Shelleykrzyknęła,rzucającsięprzezstółichwytającJesswniezgrabnyuścisk.
-Gratulacje!Och,jakietocudowne!
-Wiem,wiem!Zapytałmniewczorajwnocyioczywiścieodrazupowiedziałam
„tak”,iniemamjeszczepierścionka,bopójdziemygowybraćrazemdziśpo
południu,aleniemogłamsiędoczekać,żebyprzekazaćwamnowinę.Ach!
-Ach!-pisnęłaShelley.
Ludziepatrzylinanie,ponieważkrzyczały,ściskałysięizrzuciłyzestołusóloraz
pieprz.W
małejkawiarnitylkoPannaMajiPanGrudzieńpozostaliobojętninawrzaski
ShelleyiJess.
Mężczyznadalejmówiłcośowielezacicho,żebySaramogłausłyszeć,a
dziewczynanieprzestaławpatrywaćsięniego,jakbyniebyłstaryibrzydkiinie
nosiłokropnegokrawatuzeSnoopym.Sarapoczuładrobneukłuciezazdrości,ale
przedewszystkimbyłaszczęśliwa,gdyżznalazładowód,żeistniałaprawdziwa
miłość.Uśmiechnęłasiędonich,wiedząc,żeniezobaczylibyjej,nawetgdyby
podeszłanagaipołożyłasięnaichstole.
-Ico,Saro?
-Odebrałomigłos.-Cobyłoprawdą.Miałamnóstwodopowiedzenia,alewiększa
częśćwypowiedziwymagałabynazwaniaJessgłupią,pieprzonąidiotką,wykazała
więcdośćwrażliwości,bypowstrzymaćsięodobrażaniadziewczyny,która
przeżywałachwilębuzującej,królewskiejradości.
-Oooch,mogłabymwydrapaćcioczy,takajestemzazdrosna.-Shelleyuścisnęła
rękęJess.-
Cóż,możetenowinywreszciezdopingująJamiego.
Saraomałoniepołknęłapapierosa,któregozamierzałazapalić.
-Chcesz,żebyJamiesięoświadczył?Małżeństwo?ZJamiem?
-Co?Nieuważasz,żenamzesobądobrze?
-Boże,niemampojęcia.-Sarazamilkła,żebyzapalićpapierosa.-AleJamiei
małżeństwo?
Totakimaminsynekspodklosza.
Shelleyprychnęła.
-Węcczemu,docholery,spędzasznimtyleczasu?
Sarazastanowiłasięnadtym,aledośćprzelotnie,ponieważShelleypatrzyłananią
spodprzymrużonychpowiek.PozatymprzyjaźńSaryiJamiegobyła
skomplikowanajakwszystkiedługoterminowezwiązki.Tenzłośliwy,paskudny
komentarzwracałdoniejjakbumerang,ponieważJamiebyłowiele,wielelepszy
niżkażdyznanyjejmężczyzna.Tylkotakikruchy.Aletuiterazniemiejsceani
czas,żebyzagłębiaćsięwto,coznaczyłdlaniejJamie.
-Mamtylkonamyśli,żenamojeokosłabyzniegomateriałnamęża.Jeślicoś
takiegoistnieje,aodrazuzaznaczę,żewtoniewierzę.
-Cóż,wkażdymraziemoimzdaniemjestidealny-odparłaShelley.-Imiał
całkowitąracjęcodociebie.Jesteścyniczna.
Saradostałagęsiejskórki.PotemzałatwitozJamiem,naraziewzruszyła
ramionamiizaciągnęłasiępapierosem,jakbyzupełniejejtonieobchodziło.
Późniejtegowieczoru,powieludrinkachdlauczczenianowin,Mikeodwiózł
wszystkichdodomu,wysadziłJamiego,potemShelley,wreszcieJess.
-Hej-powiedział,kiedyzostałatylkoSara.-Wskakujdoprzodu.Czujęsiętujak
jakiśpieprzonyszofer.
Mikeprowadziłzjednąrękąnakierownicy,adrugąnaudzieSary,wykorzystując
każdązmianębiegów,żebyprzenieśćdłońbliżejjejkrocza.Wyśmiałago,kiedy
wyznał,jakpragnąłjejodpierwszejchwili,gdyjązobaczył,jeszczegłośniej
zaśmiałasię,gdynazwałjąpieprzonądziwką.
ZaparkowaliprzeddomemiuciszyłśmiechSary,chwytającjąiwpychającjejjęzyk
doust.
-Przyjemniecałujesz-powiedział,kiedysięodsunęła.
Sarapocałowałagoponowniewpodziękowaniuzakomplement.Onniebyłw
całowaniutakidobry.Językmiałniezgrabnyiopadałamuszczęka.Alejednąręką
mocnotrzymałSaręzaudo,adrugąkreśliłzygzakiwzdłużjejkręgosłupa.Po
kilkuminutachzacząłgmeraćprzyzamkubłyskawicznym.
-Przestań-powiedziała.
-Nie.-Mikeprzesunąłrękę,terazobejmowałjąwtalii.Zdecydowanyton
przemawiałnajegokorzyść,podobniebardzoseksownysposób,wjakigładziłbok
jejszyi.
-Nieczujeszsięźleztegopowodu?
-Udajesz,żetysiętakczujesz?
-Janiczegonieudaję.Czujęsięświetnie.Zastanawiamsiętylko,dlaczegotynie
czujeszsięztymźle.
-KochamJess.Toniesamowitadziewczyna.Alezniąniejesttakjakmiędzynami.
Przyseksiejestspięta.Zakażdymrazemmusimyurządzaćwielkieprzedstawienie.-
UjąłrękęSaryipołożyłsobiewkroczu.-Zarazwybuchnę,Saro.Bądźkumpelą,
co?
Sarazabraładłoń,apotemzdjęłazsiebiejegoręce.Niebędzie„kumpelą”.Jeżeli
mielibysiępieprzyć,todlatego,żewydałobysiętodobrympomysłem,anie
dlatego,żebłagałjąjakklientbezgroszabłagaprostytutkę.
-Dobranoc,Mike.
-Co?Nie!
-Jedźostrożnie.
PóźniejtejnocysamawłóżkuSararozważałapropozycjęMike’a.Nietyleto,co
powiedział,ilesposób,wjakitozrobił.Jakbybyłpewien,żeonanieodmówi.
Jakbydziałałnapewniaka.Jakbyłamałajakąśzasadę,niechcącsięznimpieprzyć.
Byłaprzyzwyczajonadotakiegozachowania,alenieodmienniejąirytowało.Ludzie
nierozumieliróżnicymiędzybyciemłatwąwsensierżnięciasięzkażdym,kto
poprosił,abyciemłatwąwsensienieskazywaniafacetanasześciomiesięczne
oczekiwanie,zanimzdecydujesięiśćznimdołóżka.Sarabyłałatwawtymdrugim
sensieiczułasięurażona,kiedyludzimyśleliinaczej.Jejwersjabyciałatwą
oznaczała,żeniemarnujeczasunagierki,tadrugabyłarozpaczliwiesmutnym
przypadkiemkogoś,ktoleżyiczeka,bydaćsięwykorzystaćkażdemu,kto
przejdzieobok.
Wiedziała,żeniepowinnojejzaskakiwaćzachowanieMike’a.Przezcałeswoje
aktywneżycieseksualneuwalniałaodfrustracjimężczyznzakochanychw
oziębłychksiężniczkach.KiedypanCarrwyjechał,rzuciłasięwramiona
romantyczniezaangażowanegoirozpaczliwienapalonegomężczyznyiodtamtej
porypieprzyławdzięcznychchłopcówimężów.PierwszymbyłAlexKnight
-kapitanszkolnejdrużyny,wyjątkowyuczeń,zapalonysportowiec,przywódca
grupykościelnejmłodzieżyimiaładlaniegomnóstwowspółczucia.Jego
dziewczynaLauraodmawiałaseksu,dopókiniebędziemiałaobrączkinapalcu.
AlexzradościączekałnaLaurę,alenienaseks.ItuwkroczyłaSara.
WielesięodAleksanauczyła.Naprzykładtego,żemężczyźnimogąmówićjedno,
potemdrugie,następniepostępowaćwsposóbsprzecznyzjednymidrugim
poglądemiwjakiśsposóbwciążżywićprzekonanieowłasnejintegralności.Alex
opowiadał,żekochaLauręiożenisięznią,kiedyzrobidyplom.Potemzwracałsię
doSaryiwygłaszałkazanie,żejestzamłoda,byjeździćzmężczyznaminad
strumieńToongabbie,zamłoda,bywogólezadawaćsięzfacetami,iżepowinna
siębardziejszanować.Akiedyzrzuciłjużzpiersicałytenciężar,pieprzyłją,aż
gwizdało.
Alexzawszeczegośżałował.Jegotwarzciemniałazpoczuciawiny,kiedy
wzrastałaczęstotliwośćitemperaturaichspotkań.Czułsięwinny,żezdradzaLaurę,
winny,żewykorzystujedlawłasnejprzyjemnościzadurzonąwnimczternastoletnią
dziewczynkę,winnyodwróceniasięodswegoBoga.Ajednakrobiłtodalej.Pod
koniecrokuAlexpowiedziałSarze,żeLaurazalałasięnaimpreziezokazjikońca
rokuizrezygnowałazeswojegocennegodziewictwa.Wartobyłoczekaćiteraz
kochalisiębardziejniżkiedykolwieki...Wwiekulatczternastuijedenastumiesięcy
Saramiałajużzasobąromansowebzdury.
Postanowiłaprzestrzegaćzasadynarzuconejprzezmatkęiniemiećchłopaka.
Bawiłoją,kiedymówiłamężczyznomproponującymjejchodzenie,żeniemoże,
ponieważmatkauważa,iżzaangażowaniewromantycznyzwiązekprzeszkodziłoby
jejwrozwojunaukowym.Czybyłobywporządku,pytaławtedy,gdybyśmysię
tylkopieprzyli?
Doczasu,gdyskończyłaszesnaścielat,rozniosłosięotym.SaraClarkrobiła
rzeczy,którychnierobiłygrzecznedziewczynki,robiłajeumiejętnieiz
entuzjazmem.Ibyłaseksowna,cowartozaznaczyć,ponieważwiększośćdziewczyn,
którepieprzyłysięzewszystkim,copopadnie,byłarozpaczliwiebrzydka.W
okolicyażkipiałoodniekończącychsięplotekoseksualnychskandalachz
udziałemSaryClark,zktórychmniejwięcejpołowabyłaprawdziwa,aledzięki
temuutrwaliłasięjejreputacja.Najlepszymsposobemnaspędzeniesobotniejnocy
napółnocno-zachodnichprzedmieściachSydneybyłospotkaniezSarą.
Przyjmowaładowiadomości,żeopatrzonojątakączyinnąetykietką,irobiłato,co
sprawiałojejprzyjemność.Miałaniemalidealneocenynastudiach,byłapięknai
pieprzyłasięjakgwiazdaporno.Jeżeliodczasudoczasujakiśdupekuznawał,że
łatwaznaczy„niewybredna”albożeczerpanieradościzseksurównałosię
„proszeniuoniego”,musiałaztymżyć,podobniejakzfaktem,żejejrodzice
okazalisięemocjonalnierównieupośledzenijakintelektualniebłyskotliwi.
NiedostatkiinnychniemogływpłynąćnażycieSary,jeśliimnatoniepozwoli.A
niepozwalała.
Mikeniestanowiłwyjątku.Niebyłosensusięmartwić,żeuznałjązapewną
zdobycz:nietaktowyglądałoiprzekonałsięotymdziświeczorem.Następnym
razem,kiedybędzieobśliniałjejtwarziprzesuwałdłońmiwzdłużkręgosłupa,
możezdecydujesięznimpieprzyć,amożenie.W
każdymraziechodziłotylkooto,nacomiałaochotę,anieoto,coondostawałlub
czegoniedostawałodksiężniczkiwpąsach,wktórejbyłzakochany.
Jamieuważał,żeskoroprzezostatnichdziesięćlatwidziałSaręwchodzącądo
różnychpomieszczeńconajmniejdwatysiącerazy,powinienbyćjużdotego
przyzwyczajony.Powinien.
Niebył.Nawetkiedyspodziewałsięjązobaczyć,gdysiedziałprzylepkimstoliku
natyłachpubu,pociągałpiwo,naktóreniemiałochoty,zastanawiałsię,czemu
poprosiłagoospotkaniewniedzielęrano,usiłowałodgadnąć,cozłegostałosię
tymrazem,iwpatrywałsięwdrzwiwściekły,żekazałamuprzyjśćodziesiątej,aza
pięćjedenastanadalsięniepojawiła,nawetwtedywidokSarywchodzącejprzez
drzwistanowiłcośfantastycznego.Zakażdymrazemprzeżywałwstrząs.Zetaka
osobamogłaistnieć-mogłaiśćwjegostronę-mogłachciećznimrozmawiać-
świadomośćtegofaktuzawszebyłaświeżaicudowna.
Pocałowałagowpoliczek,zapaliłapapierosa,rozsiadłasięwkrześlenaprzeciw,
pociągnęłałykjegopiwa,wykrzywiłasię,bobyłobezgazuiciepłe,igłośno
wypuściłapowietrze.
-Jamie,posłuchaj:musiszmicośobiecać.
-Tylkopodwarunkiem,żenajpierwprzeprosiszzato,żedomagałaśsięmojej
obecnościtutajobezbożnejgodzinie,apotemkazałaśmiczekaćpięćdziesiątsześć
minut.
-Powinieneśmidziękować.-Dmuchnęłamudymemwtwarz.-Todlatwojego
dobra.
-Dziękuję.Cotakiego?
-To,żecięostrzegam.Shelleyrozpaczliwiechcewyjśćzamąż.
-Odpieprzsię.
-Jamie,obiecajmi,żesięzniąnieożenisz.
-Jakbyistniałatakamożliwość.-Roześmiałsię.Małżeństwo!Mikemógłsobiena
topozwolić,dobiegałtrzydziestkiimiałdomnawłasność,aleJamieiShelley
mielipozaledwiedwadzieściadwalata.Nawetnietraktowalisięzbytpoważnie.
Tylkoże...OstatniejnocyShelleypłakała,kiedywychodziłodniejzdomu.
Powiedziała,żejąwykorzystałinawetniezadałsobietrudu,byzniąporozmawiać
albobyćdlaniejmiłympozasypialnią.Niebyłatoprawda,Jamiezawszebyłdla
niejmiły.Chybażejejwyobrażenieobyciumiłymróżniłosięodjegokoncepcji.
Chybażespędzałaznimczas,czekając,byzrobiłcoś,conigdy,ażdotejchwili,nie
przyszłomudogłowy.
-Powiedziała,żechcewyjśćzamąż?Saraskinęłagłową.
-Powiedzmitylko,żedotegoniedopuścisz.
-Oczywiście,żenie.Janiechcę...Toznaczychcę,alekiedyś,nieterazinie...nawet
niewiem,czy...jąkocham,chyba,ale...
-Poprostumiobiecaj.Spojrzałjejwoczy.
-Dajęsłowo,żeniemazamiarużenićsięzShelley.Kiwnęłagłową.
-Grzecznychłopiec.
5
Pięćipółrokutemu,kiedySaramieszkałajeszczepoddachemswoichrodziców,
dostałapocztąkartkę.Byłpierwszydzieńpracypocztypoprzerwiezokazji
Gwiazdkiitaksięzłożyło,żewypadłnadwadniprzedszesnastymiurodzinami
Sary,więcwskrzynceznalazłosiętegodniakilkakartekadresowanychdoniej.
Pierwszaodbabcizestronymatki.Zbukietemróżowychiżółtychkwiatówi
wierszemorozkwitającejkobiecościwśrodku.DrugakartkabyłaodciociGladi
wujkaRicka.Teżzkwiatami,alenaszczęściebezwiersza,tylkoznapisem
„Szczęśliwejsłodkiejszesnastki”.Trzeciaoddziadkówzestronyojca.Mieszkalina
TasmaniiiSaranigdyichniewidziała,alecorokudostawałaodnichurodzinową
kartkęidwadzieściadolarów.Wtymroku,kujejzaskoczeniu,pojawiłsię
dodatkowybanknotpięciodolarowy.
-Hej,mamo,babciaidziadekClarkprzysłalimiwtymrokudwadzieściapięć
dolców.
Najwyraźniejrozumieją,żeteraz,kiedyjestemdorosła,potrzebujęwięcej
pieniędzy.
Matkapodniosławzrokznadksiążki.
-Szesnaścielattoniedorosłość,Saro,ijeślimatoprowadzićdokolejnejdyskusji
otym,żechceszznaleźćsobiepracę,możeszodrazuprzestać.
-Poprostuchcęmiećtrochępieniędzynawłasnewydatki.Zawszemówisz,że
musimynauczyćsięodpowiedzialnościiniezależności.-Prawdabyłataka,żeSara
potrzebowałapieniędzynagrog,trawęiciuchy,którychniewybierałamama.
-Niebędęznówprzeztoprzechodzić,Saro.Kiedyskończyszuniwersytet,
znajdzieszpracę,niewcześniej.Koniecdyskusji.-Matkawróciładolektury.
NadąsanaSararozdarłaostatniąkopertę.Białakartazsamotnązłotąróżąodługiej
łodydzenapierwszejstronie.Wśrodkuschludnym,pochylonympismemwypisano
naczarno:„Słodkiejszesnastkiinigdyniezostałaś...zapomniana”.
Saraprzestałaoddychać.Chociażnieznalazłapodpisuani-sprawdziłanakopercie
-adresuzwrotnego,znałatopismorówniedobrzejakwłasne.Skreślononim
kiedyś:„Jesteśgwiazdą”i
„Świetnarobota,aleniezapominajoźródłachcytatów”.Późniejtosamopismo
tłoczyłosięnaskrawkachpapieru.„Zdekoncentrowanyprzeztwojekolana.
Samochód3.30?”i„Nieidźnatreningpiłkarski,muszęjeszczerazucałowaćtwoje
plecy...”.
Powiedziałamukiedyś,podczasuściskówiwyznańposeksie,jaksiębała,żedo
szesnastychurodzinniktjejniepocałuje.Jaksiębała,żeżadenmężczyznanigdyjej
niezechce,żezostaniebłyskotliwym,leczsamotnymnaukowcem.Będziemiała
kilkafakultetówimasękotów.
Odparłwtedy,żedoczasukiedyskończyszesnaścielat,zupełnieonimzapomni.
Oznajmiła,żenigdy,imówiłatopoważnie.
Wspomnienieonimsprawiło,żetwarzzaczęłająpalić,aoczyzaszłymgłą.
Siedziałazupełnienieruchomo,chcąc,żebydrżenienógustało,zanimmatka
podniesiespojrzenieznadksiążkiizauważy.Wpatrywałasięwkartkę,ażsłowasię
rozmazały.Takniewielesłów!Niemógł
podarowaćjejkilkuwięcej?Niemógłprzynajmniejnapisaćswojegoimienia?Nie
dlatego,żebypotrzebowałapodpisu,bygorozpoznać,aleponieważtobyłojego
imię...Niemógłjejtegoofiarować?
Sarawstała,zgarniającswojeurodzinowekartkiidwadzieściapięćdolarów.
-MogępójśćdoJamiego?
Matkaspojrzaławgórę,zmarszczyłabrwi,znówwróciładoksiążki.
-Ostatniospędzaszznimmasęczasu.Jestteraztwoimchłopakiem?
Sarawykrzywiłasięnadopuszczonągłowąmatki.
-Niewolnomimiećchłopaka.
-Otóżto.
Przesunęłapalcamipozłotejróży.
-Otóżto.Mogęiść?
-Tak,Saro.Aleproszę,przebierzsię.WtakimstrojuJamiegotówpomyśleć,że
niezbytpoważnietraktujeszzasadęzabraniającąposiadaniachłopaka.
Sarazastanowiłasię,skądmatkawie,comanasobie,skorowogólenaniąnie
patrzy.ApozatymJamiepatrzyłnaniąinaczej.Mogłabysięzjawićwbieliźniei
tylkobyzapytał,czychcezagraćwNintendo.Wszystkojedno,itakniewybierała
siędoJamiego.ZamierzaławymknąćsiędoKlubuLigowegoiznaleźćkogośdo
uprawianiaseksu.Kogośstarego.Tomiałbyćjejosobistyprezenturodzinowyz
inspiracjipanaCarra.
Saranigdywięcejniemiałaodniegowiadomości.Szesnasteurodzinybyły
ostatnimi,którespędziławdomurodziców,toteżniewiedziała,czyjeszczenapisał,
ajeślitak,toczykartkinieskończyływkuchennymkoszuznierdzewnejstali.
Apotem,pewnejzimnejczerwcowejnocy,prawiesiedemlatpotym,jakją
zostawił,SarazobaczyłapanaCarra.Autobus,którymjechała,stanąłnaświatłach
trzyprzecznicedorestauracji,kiedywyjrzałaprzezoknoimignąłjej,
przejeżdżającobok.Trwałotoniespełnasekundę,tylkoprzelotnywidokgęstych
jasnychwłosówiokrytychczerniąramion,alewiedziała,żetoon.
Odwróciłasięnasiedzeniu,próbującjeszczerazgozobaczyć,jednaksamochód
zniknąłjużzarogiem.Mimotobyłapewna.Wszędziebygopoznała.
-Uhm,jasne-podsumowałJamie,kiedypowiedziałamunastępnegodnia.Udawał,
żeczytaRozważnąiromantyczną.JamienienawidziłpanaCarra.Jamienienawidził
wszystkichfacetów,zktórymibyłaSara,alenajbardziejpanaCarra,ponieważbył
pierwszy.Zastanawiałasię,czyczternastoletniJamiemiałnadziejębyćjej
pierwszym.Wiedziałateraz,żekiedyśsięwniejkochał,aletosięskończyło,gdy
zaliczyłaseksznim.Niezpowoduseksu,byłwporządku,alezpowodutego,co
stałosiępóźniej.Nielubiłaotymmyśleć,więcniemyślała.
-WkażdymraziewksiążcejestosiemnastuD.Carrów,wyobraźsobie.
Zadzwoniłamdonichwszystkich.Nic.Musigoniebyćwspisie.
-Potrzebujeszpomocy.Maszurojenia.
Saraszturchnęłagopiórem.Jamiejejoddał.Sarazabrałamupióroiprzewróciła
gonaplecy.Poddałsięcałkiemłatwo,prawiesięniewyrywał,kiedyprzyciskała
munadgarstkidopodłogi.Oparłatwarznajegotwarzy,nosnanosie.Gdybybył
innymmężczyzną,dowolnyminnymmężczyzną,otworzyłabyusta,wessałajego
bladądolnąwargęiprzygniotławłasnymciężarem.
Napiąłdrobne,zwartemięśnieuwięzionychramioniwewnętrznąstronąudnacisnął
górnączęśćjejud.Gdybybyłjakimkolwiekinnymmężczyzną,zareagowałaby
uściskiem.
-Przeproś-rozkazała.
-Niemamowy.
-Niemamurojeń.Tobyłon.
-Czynieprzyszłocinamyśl,żetwojaobsesjanapunkciekogoś,kogonie
widziałaśodsiedmiulat,jestnieconiezdrowa?
-Nie.-Sarastoczyłasięzniegoizauważyła,żetwarzmusięściągnęła.Możenie
miał
dosyć.DziewczętawrodzajuShelleyRodgersmalowałyustainosiłykolorowe
spinkidowłosów,żebyzwabićfaceta,akiedyjużzostałzłapany,robiłysięszarei
bezpłciowe.
-Pojechałamdziśranodoszkoły-powiedziała,zapalającpapierosa.
-OBoże,jesteśszalona.
-Chciałamtylkowiedzieć,czyktośmiałodniegowieści.Pomyślałam,żemożesię
zkimśskontaktował,jeśliwrócił.Pomyślałam,żemożenawet...-Sarawestchnęła.
Wiedziała,żeJamiemiałrację.Wariactwembyłoprzypuszczenie,żemogłabypo
prostuwejśćdostaregobudynkuzczerwonejcegłyiznaleźćgozabiurkiemw
klasiedoangielskiegoczekającegonanią.
-Wkażdymraziekiedywykończona,złairozczarowanawychodziłam,
zobaczyłamtegodzieciaka,którychowałsięnaprzystankuzpapierosem...
-Cholera,Sara,proszę,powiedz,żenie...
-Owszem.Podeszłamdoniegoipowiedziałam:„Ciwszyscy,coniekochają
tytoniuichłopców,sągłupcami”.Aonnato:„Co,kurwa?”.„ToMarlowe”,
wyjaśniłam.Achłopaknato:
„Co?”.NoiopowiedziałammuoMarlowe,jakzostałzadźganynożemwbarowej
bójce.Byłdosyćzainteresowanyiwyjaśniłam,żetenwerspojawiłmisięwgłowie,
kiedygozobaczyłam-pięknegochłopca-stojącegotamizaciągającegosię
pięknymtytoniem.Zaproponowałmipapierosa-szluga,jakgonazwał-ipaliliśmy
razem,apotempowiedziałammu,żenikotynajestnarkotykiemdwufazowym.
Wiedziałotym,uczylisięnafizyce.Jednocześnieodprężaidodajeenergii”,
powiedział.Apotemjaskomentowałam:„Jakorgazm”.Aonpotworniesię
zarumieniłija...
-Przestań!Boże,toodrażające,Saro.Ipewnienielegalne!Roześmiałasię.
-Ochłoń.Miałszesnaścielat.Całkowicielegalneicałkowicierozkoszne.-
Chłopiecbył
naprawdęrozkoszny:greckibógwwiekuszkolnymzgładkąjakuniemowlęcia
piersią,odzyskującysiływtakimtempieiztakimentuzjazmem,żenadrabiałtym
swojąniezdarność.Niebyłtym,czegoszukała,aleniktniebył.Wszyscysłużyliza
pocieszenie.
Jamieprzytuliłją.
-Maszproblem,Saro.Jesteśseksoholiczkączycoś.
-Spadaj.Zwyklesięśmiejesz,kiedyopowiadamcitakierzeczy.Cosięztobą
dzisiajdzieje?
Puściłjejramiona,aleująłjednązrąkiodwrócił.Bezsłowazacząłkreślićkołana
wnętrzujejdłoni.Całepopołudniedziwniesięzachowywał.Jakczłowiekw
potrzebie.Dotykałjejizerkał
kątemoka.„Zdawałosię,żezarazcośpowie,alepotemzmieniłzdanieiodwrócił
wzrok.
-Jamie,cojest?
Puściłjejrękęipodniósłksiążkę.
-Powiedzjeszczeraz,comamrobićztąksiążką?
-Rozpoznawaćaluzjeseksualne.
-UJaneAusten?
-Niekpij.-WzięładorękiDumęiuprzedzenieiprzerzuciłastronydopierwszej
zaznaczonej.-NaprzykładKarolinaproponujepanuDarcy’emu,żenaprawimu
pióro:Znakomicienaprawiampióra.ADarcyodpowiadawtedy:Dziękuję,ale
zawszesamsobieztymradzę.
-Tak,i?
-Boże,wyfinansiścijesteścietępi!PanDarcymówiKarolinie,żewolałbysię
masturbować,niżpozwolićjejdotknąćswojego„pióra”.
Jamierzuciłksiążkęnapodłogę.
-Niewewszystkimchodzioseks,Saro.Wgruncierzeczywwiększościspraw
chodziocośinnego.Fakt,żepotrafiszznaleźćseksualnypodtekstwcałkowicie
niewinnejksiążce,jestkolejnymdowodem-gdybymgopotrzebował-żemasz
poważnyproblem.
Sarazamknęłaswojąksiążkęipołożyłanatej,którąrzucił.
-Ato,coczyniciędzisiajtakrozkosznymtowarzyszem...czyjesttojednaztych
wielu,bardzowielurzeczy,którekompletnieicałkowicieniewiążąsięzseksem?
-Idzieszdopracyczymarnujęczas?
-Mówdomnie.
-Oczym?-Potarłoczy.Papierosowydymgodrażnił,alenigdynienarzekał.Sara
wiedziałaotymijeszczebardziejgozatolubiła.
-Tymipowiedz.
Jamieprzygryzłdolnąwargę.CzołomiałzmarszczoneizdaniemSarywyglądał,
jakbymiał
sięrozpłakać.Cholera.Nienawidziła,kiedypłakał.Niewiadomowtedy,corobić.
Cholera.
-Shelleyjestwciąży.
Sarazapatrzyłasięnaniego,roześmiała,zdałasobiesprawę,żetoniejestzabawne,
zaklęła,znówsięroześmiała,apotemwstałaikopnęłasofę.
-Kurwa.
Jamiechwyciłjązanogęipociągnąłwdół.Otoczyłagoramieniem,oparłgłowęo
jejgłowę.Powiedziałagłośnocoś,co,miaławielkąnadzieje,byłooczywiste.
-Usunie.
-Nie.-Tobyłobardziejwestchnienieniżsłowo.
-Kurwa.Więcco?
-Pobieramysię.Jejtatadajenamwkładnamieszkanie.-Jamieprzycisnąłtwarzdo
ramieniaSary.Przezflanelępiżamyczułajegołzy.CholernaShelley.Saramiała
ochotępójśćtamizrobićztądziwkąporządek.Wymierzyćjejsolidnegokopaw
brzuchalbozepchnąćzjakichśschodów.Czekała,żebyJamiezerwałsięnarówne
nogiipowiedział,żeżartował,aleonpłakał,ażprzemokłagórajejspodni.
-Zawszechciałemmiećdzieci-wyszeptał.-Weszotym,Saro,zawszeto
powtarzałem,prawda?Tojestto,czegochciałem,tylkoniecowcześniej.Pewnietak
będziedobrze.Poprostumuszęprzywyknąćdotejmyśli.
Saragładziłatyłjegogłowyiprzysięgłasobie,żegołymirękomawydrzeShelley
serce.
Wyrwieje,rzucinaziemięibędzieponimskakać,ażzmienisięwkrwawąbreję.
6
WpierwszymtygodniusierpniaShelleyiJamieurządziliskromnąkolacjęwswoim
mieszkaniu,żebyuczcićcudownątriplę:kredythipoteczny,zaręczynyiciążę.
Towarzystwoskładałosięzdwóchblondynek,ichświeżozłapanychfacetówiSary.
Jamieoprowadziłjąpomieszkaniuniemaltakmałymjakjejwłasne,aleznacznie
nowszym.
Usiłowaławydawaćdźwiękipełneuznaniaiudawać,żecieszysięzjegoszczęścia,
alewśrodkusięgotowała.DlaczegośtakiegoJamierzuciłuniwerekisprzedawał
usługifinansoweprzeztelefon.Zpowoduczegośtakiegomiałpodkrążoneoczy.
-Uważasz,żejestohydne,prawda?-zapytał,kiedyniezdołałazdobyćsięna
stosownyentuzjazmdlafaktu,żeoknasypialniwychodziłynarezerwat.
-Nie.Podobamisię.Jestemzazdrosna.Jestznacznieładniejszeniżmoje.Alew
końcudostajesięto,zacosiępłaci,prawda?Tomiejscejestpozazasięgiem
ubogiegostudenta.
-Uważasz,żepowinienemzostaćnauniwerku?
-Odnoszęwrażenie,żecośzmarnowałeś.
Jamieopuściłżaluzjeiusiadłnabrzegułóżka.SarasłyszałachichotShelley
dobiegającygdzieśzkorytarza.
-Mamobowiązki.Niemogęstudiować,kiedymamwszystkieteobowiązki.
Później,kiedysprawysięułożą,mogęwrócić.-Jamiemówił,jakbyprzećwiczyłtę
kwestię.
Sarapokręciłagłową.
-Jamie,nieudawaj,żetegochcesz.Zostałeśwrobionyi...
-Chcętego.Wspierajmnie.
Sarausiadłaobokipołożyłamurękęnakolanie.
-Wporządku.Jeżelijesteśszczęśliwy,jateżjestemszczęśliwa.
-Tobyłoprzekonujące.
-Staramsię.
Jamiepoklepałjąpodłoniiuśmiechnąłsię,aSarazapragnęłagopocałować.Była
tochęćczystoplatonicznaalboniemalplatoniczna.CałowanieJamiegobyło
naturalneipocieszające.
Sposóbnapowiedzenie„tyjesteśwporządku,jajestemwporządku”bezwzględu
naróżnice,któreichdzieliły.Alemożeterazteróżnicestałysięzaduże.Czygdyby
pocałowałagonałóżku,któredzieliłzShelley,byłobytoprzekroczeniejakiejś
granicy?Granicy,którazawszesprawiaławrażeniemiękkiejipłynnej,ateraz
zdawałasięsztywnairestrykcyjna.
Saranienawidziłasztywnychgranic.NienawidziłaShelley.Nienawidziłażaluzjii
publicznychparków,izapachusmażonejcebuli.Pocałowałago.Trochęzadługoto
trwało.Z
otwartymiustami.Zlekkimdotknięciemjęzyka.
-Cotobyło?
-Pocałunek.Żebyświedział,jakszczerzecieszęsiętwoimszczęściem.-Sara
uważnieobserwowałajegotwarz.Czycośpoczuł?Cośmusiałpoczuć.Onaczuła
sięcałkiemrozgrzana.
-Shelleyzrobiłaponcz.Chodźsięnapić.-Jamiewyszedłzpokoju,aSarazadrżała
wnieznanym,zimnympowiewieodrzucenia.
WypiłaszklankęponczuShelley.Byłzasłodki,zezbytdużymikawałkamiananasa,
któreopadłynadnoszklanki.Rzuciłauprzejmesłowonajegotematiposzłapo
butelkęjimabeama.
-Ach.Dziewczynawmoimguście.-MikedoniejmrugnąłiSaranalałamu
szklaneczkę.
-Oooch,takiemocnetakwcześnie?-zapytałaShelleyzuniesionymibrwiami,
rzucającJessprzeszywającespojrzenie.
-Och,nabourbonanigdyniejestzawcześnie.-Saraopróżniłacałąszklankę
jednymhaustem.Nieplanowałapiciawtakimtempie,alenieplanowałateż,że
pocałujeJamiegoaniżezechce,byoddałpocałunek,nieplanowała,żektośbędzie
doniejmrugałanitraktowałjąprotekcjonalnie.Nalałanastępnąporcjęi
uśmiechnęłasiędoMike’a.
-Gotowynapowtórkę?-zapytała,wskazującnajegowciążpełnąszklankę.
Uniósłjąiwypił,niespuszczającoczuzSary.
-Chodźzobaczyćnowywóz,Mike.BratShellzałatwiłdlanaspohurtowejcenie-
odezwał
sięJamie.
Sarapowiedziała,żeteżchciałabyzobaczyćnowysamochód,aleJamieją
zignorowałizabrałMike’anadwór.Zabolało.Jamienigdyjejnieignorował.Nie
mógłbyćwkurzonyzpowodupocałunku.Tobyłcholerniedobrypocałunek.
Kiedytylkomężczyźniwyszli,JessiShelleyzaczęłygadaćjaknajęte.Spójrznaten
pierścionekzbrylantemiczytoniezabawnemiećwłasnemieszkanie,jesttakie
piękne!Ajakwyposażone!Och,owyposażeniumożnabyłogadaćbezkońca.Sary
nieciekawiłowysłuchiwanie,jakieprzeszkodyShelleymusiałapokonać,by
zakupićsofę;swojąnabyłanawyprzedażyzadwadzieściapięćdolarów.
Marzyła,żebyJamieiMikewrócili,zanimumrzeznudów.Bardzosięstarałanie
byćseksistką,ponieważsamanienawidziłategotypudyskryminacji,alesmutna
prawdawyglądałatak,żedziewięćdziesiątprocentkobietwjejwiekustanowiły
cholernenudziary.Dlaporównaniaspośródmężczyznwjejwiekuzaledwie
siedemdziesiątprocentwywoływałośpiączkę.Dodajmydziesięćlatizdejmijmyz
nichciuchyitrudnobyłobyznaleźćfaceta,wktórymniepotrafiłabyodkryćczegoś
interesującego.
-Powiemwam,żejednegosięniespodziewałam-mówiłaShelley-nieustannej
presji,żebytorobić.Kiedymieszkałwdomu,wystarczyłrazalbodwawtygodniu,
ateraznudzimiotoconoc!
-Nielubisztegoznimrobić?-zapytałaSara.ShelleyiJessspojrzałynasiebiei
wywróciłyoczyma.
-Nieotochodzi,Saro.Robienietegoconocjestwyczerpujące.Czasami
chciałabymsiępoprostuprzytulićipójśćspać.Tenjedenraz,kiedySarazrobiłato
zJamiem,byłtroskliwy,aleszybki.„Wydarzyłosiętodawnotemu,alenawet
biorącpoduwagęmniejsząstarannośćidłuższyczas,niemogłasobiewyobrazić,
jakimsposobempieprzenieJamiegomogłobybyćwyczerpujące.
Wszystkojedno,tagłupiadziwkazrujnowałamużycie,przynajmniejmogłabytoz
nimrobićbeznarzekania.
-Wtakimraziecorobisz?-SarazapytałaShelley.-Poprostugozostawiasz,żeby
samsięsobązajął?
Shelleypobladłaizaczęłaoglądaćswojepaznokcie.
-Jamietegonierobi.
-Napewnorobi.
-Myślę,żeShelleywieotymlepiejodciebie-wtrąciłasięJess.-Wkońcutoonaz
nimmieszka.
-Słusznie-przyznałaSara.-Mieszka.
Jamiebyłwkurzony.Poprawka.Jamiebyłwkurzonyosiódmej,kiedySarago
pocałowała,ateraz,osiódmejczterdzieścipięć,zmieniłsięwskoncentrowaną
masęwściekłości,któraprzyjęłapostaćistotyludzkiej.Saradoprowadzałagodo
szału,cozabezwstydnadziwka,starałsięzcałychsił,byniezłapaćjejzaten
końskiogoniniewyrzucićnaulicę.
Najpierwtenpocałunek.Uważał,żecałkiemnieźlesobieporadził.Oddał
pocałunek,copewnieniebyłowłaściwe,biorącpoduwagę,żewgręwchodziła
Shelley,alechciałbyzobaczyćjednegoheteroseksualnegomężczyznę,wktórym
kołatałasięodrobinażycia,aktóryniezareagowałbynaSaręchoćby
instynktownie,wpierwszychsekundach.Potemodszedł.Tuzdecydowaniepostąpił
właściwie.Bógjedenwie,cobysięwydarzyło,gdybytegoniezrobił.
AleSara,tapróżna,samolubnakrowa,niemogłapostąpićjakonisobiepójść.
ZaczęłatakwyraźnieflirtowaćzMikiem,żeczułsięzawstydzonywobecJess.
UdałomusięwyciągnąćMike’anadwór,zdalaodjejmuśnięćkońcamipalcówi
sugestywnychuśmiechów,alewkońcumusielitamwrócić,akiedytylkoweszli,z
miejscazaczęłaodnowa.
-Hej,chłopaki,możecienamcośwyjaśnić?-zapytałaiJamiewiedział,żeszykują
siękłopoty,boobie,JessiShelley,powiedziały:„Zamknijsię!”.Oczywiście
zignorowałaje,wstałaipochyliłasię,opierającdłonieostół,takżepodciągnęłaT-
shirtiodsłoniłaskrawekbladejskórygórnejczęścipośladków.Jamiewiedział,że
gdybypochyliłasięjeszczeodrobinę,zobaczyłbycienkąróżowąbliznę,którawiła
sięwzdłużjejkręgosłupa.
-Jakczęsto,waszymzdaniem,normalny,zdrowyAustralijczykwalikonia?
JamiespojrzałnaShelleyizobaczył,żejestczerwonanatwarzy.Późniejmusię
dostanie.
NiechciałazapraszaćSary.Powiedziała,żemilejbyłobymiećusiebietylkoMike’a
iJess.
Spokojniej.Czułasięzagrożonaprzezsamotnekobiety,teraz,kiedysamaniebyła
samotna.
Właściwienieotochodziło:miałanakopysamotnychprzyjaciółek.Czułasię
zagrożonaprzezSaręiwsumie,czemuniemiałabysiętakczuć?
-Maciejakieśdanestatystyczne?Dlatwojegoczasopisma?-zapytałMike’a.
Niemógłdopuścić,bySarasięzorientowała,żeczułsięzakłopotany.Potrafiła
zwęszyćstrach.MikesięroześmiałispojrzałnaSaręwtakisposób,żeJamiemu
wywróciłsiężołądek.
-Niemaoficjalnychdanych,nie.-WziąłpapierosazaproponowanegoprzezSarę,
końcamipalcówmuskającjejnadgarstek.
-Wtakimrazienapodstawiewłasnejwiedzy-ciągnęłaSara,zapalającMikeowi
papierosa-
osobistychdoświadczeńifaktuzarabianianażyciepisaniemomężczyznachiich
penisach.
Jamiepróbowałrzucićjejostrespojrzenie,alepatrzyłatylkonaMike’a.To
naprawdęgowkurzyło,bocomiałznaczyćtenpocałunek,jeżelipolowałana
Mike’a?Chodziłoopróbęwywołaniawnimzazdrościczypadłofiarąmyślenia
życzeniowego?Amożeraczejtenpocałuneknicdlaniejnieznaczyłijego
konsekwencjeniezaprzątałyjużjejgłówki?
-Absolutneminimumtojakieśtrzyrazywtygodniu.
-Czykolacjajużgotowa,Shell?-zapytałJamie.
-Tak,powinnabyć.Sprawdzę.-Uśmiechnęłasiędoniegoipoczułulgę.Niewiniła
gozabezceremonialnezachowanieSary,uważała,żesiedząwtymrazem.Zdał
sobiesprawę,żefaktycznietkwiliwtymrazem,aprzynajmniejpowinni,ipoczuł
sięstraszniewinny.
-Acozżonatymi?Mężczyznamiwstałychseksualnychzwiązkach?Nadaltorobią?
-Cholera,jasne.Każdyfacet,którytwierdzi,żetegonierobi,poprostukłamie.
-Niemamnicwięcejdododania.-SaraskinęłagłowądoJess,którauśmiechnęła
sięzprzymusem.
-Aty,Saro?-zapytałMike.
Jamieprawiezaskomlał,gdyobrazSary,którasiędotyka,pojawiłsięwjego
umyśle.Niebyłtonowyobraz,raczejstaryulubieniec.Tylkonormalniemiałnad
nimjakąśkontrolę,pozwalał
mupojawiaćsięwyłączniewtedy,gdysiedziałzamkniętywłaziencezodkręconą
wodą.
-Cóż,tymipowiedz-odparła.-Gdybyśmógłmiećgwałtowne,przejmującedo
szpikukościorgazmybezkońca,niedająceczasunadojściedosiebie,jakczęsto
byśtorobił?
Jamiewyszedłzpokoju.Stałwkorytarzuzczołemopartymościanę,ażpulsmu
zwolnił,aciałosięodprężyło.PotemposzedłdokuchniizapytałShelley,czy
potrzebujepomocy.
-Nie.Wszystkojestjaktrzeba.Myślę,żepowinieneśtrzymaćsiębliskoSary.
Powstrzymaćją,żebysięniekompromitowała.
-Zniąwszystkowporządku.
-Twoimzdaniem.
Jamiezajrzałdokorytarza,chcącmiećpewność,żenikogoniemawpobliżu.
Słyszał
ochrypłyśmiechMike’a,atakżeniższySary.
-Cotomaznaczyć?
-Samaniewiem,Jamie.Opowiadaszmi,jakajestbystra,jakainteresującaczyco
tam,alejapoprostu...poprostujejnieczuję.Jestjakfacet.
Jamieuśmiechnąłsię,myślącowłosachSary,jejśmiechu,delikatnychstopach,
którezmieściłybysięmuwdłoni.
-Jakto„jakfacet”?
-Jest...odległa.Nieodsłaniasię,wiesz?Poprostusięupijaimówioseksie.Nie
pozwala,żebyktokolwiekjąpoznał.
-Kiedysięupijaiopowiadaoseksie,właśniesięodsłania.Takajest.Shelley
westchnęła.
-Jakietosmutne.
Jamiechciałsięzniąsprzeczać,aleniebyłpewien,czyniepodzielajejzdania.
Wzruszył
ramionami,wyjąłzlodówkikolejnepiwoiwróciłdojadalni,gdzieSaranalewała
kolejnąszklankębourbonaimówiłaoseksie.
PodczaskolacjiSarazachowywałasiębezzarzutu.KiedyJessrozgadałasięo
trudnościachutrzymaniaświeżościmięsawokniewystawowymdelikatesów,Sara
wydawałasięsłuchaćkażdegosłowa.Nawetbezcieniasarkazmuzadawałapytania.
PotemShelleyopowiedziałaoplanieoszczędnościowym,któryrozpoczęli,ijakdo
końcarokubędąmielizebranywkładnaodpowiednidom.Jamieażsięskurczył,
spodziewającsięzgryźliwościzestronyprzyjaciółki,alepoważnieskinęłagłowąi
wdałasięwdyskusjęokorzyściachpłynącychzlokatyostałymoprocentowaniuw
stosunkudozmiennegoiotym,czylepiejkupićnowydom,czycośdoremontu,
jeślibędziewładnymmiejscunaprzedmieściu.
Pokolacjisiedzieliprzystoleipili,ażponczsięskończył.Shelleyzaproponowała,
żeodwieziewszystkichdodomu,skorojakojedynaniepiła.MikeiJesssię
zgodzili,aleSaraudała,żeniezrozumiałaaluzji,iodparła,żezostanieiwykończy
bourbona.Shelleywywróciłaoczyma,takbytylkoJamietozobaczył,alesięnie
sprzeczała.
-Jesteśjeszczenamniewściekły,Jamie?-zapytałaSara,kiedytylkozostalisami.
-Nie.-Oparłsięimpulsowiodgarnięciawłosów,którezasłaniałyjejleweoko.-
Strasznietrudnosięnaciebiewściekać.Udałomisięprzezjakieśpółgodziny.
-A...onmniekocha!-ŚcisnęłaramięJamiego.Rękęmiałagorącąiwilgotną.
Dyszała.
Mimowolnezerknięcienajejpiersiujawniłosztywnesutkistercząceprzezbiałą
bawełnę.ObrazSary-wilgotnej,nagiej,wijącejsiępodnim-przemknąłmuprzez
głowę.Odepchnąłgo,alebyłozapóźno.Potrafiławyczućżądzętaksamojak
strachiwtymsamymstopniująpodniecały.
-Tenpocałunekbyłcałkiemseksowny,hm?
-Boże,czasamiciężkobyćtwoimprzyjacielem.
-Bochceszmniezerżnąć,tak?-Położyłarękęnawybrzuszeniujegodżinsów.
Zawstydzonywstałiodsunąłsię,aleposzłazanim.Stanęłaprzednimiujęłagoza
ręce.-Wporządku.Teżtegochcę.Takstrasznietegochcę.
-Co?Saro,ja...-Pocałunekzamknąłmuusta.Wiedział,żetoniemożliwe,tosen,
żart.Alepocałunekwydawałsięprawdziwy.-Saro,zaczekajsekundę,ja...
-Niechceszmniezerżnąć?-Rozpinałamudżinsy.
-Nie,chcę,ale...
-Jamie,posłuchajmnie.Nigdywżyciuniebyłamtakamokra.Niemiałampojęcia,
żewogólemożebyćtakmokro.Rozumiesz?Potrzebuję,żebyśmniezerżnąłito,
kurwa,teraz.
Niemógłuwierzyć,jakbardzotegopragnął.Ruszyliwstronęsypialni,aleokazała
sięzadaleko.Dywanwkorytarzubyłmiękki.Onabardziej.Obojebylicałkowicie
ubrani.Dżinsywystarczającozsuniętewdółibieliznaodsuniętanabok.Chciałjej
całyczasdotykać,bobyłatakamiękkaiotwarta,imokra,aleodpychałajegorękęi
poprowadziłagowsiebie.„Niemamydużoczasu”.Wszystkojedno,ponieważjuż
szczytował.BezprezerwatywyiJamiebyłtymzachwycony,ponieważtooznaczało,
żemógłjąodpowiednioczuć.Czućsiebie,jaksięwniąwtłacza,wypełniają.Czuć
cudowną,jakżecudownąSarę,jegoSarę.
Shelleywróciła,kiedysiedzielizpowrotemprzystole.Gdywieszałakluczena
haczykuprzydrzwiach,Sarawlałasobieresztębourbonazbutelkiprostodo
gardła.ZapaliłapapierosaiJamiezauważył,żetrzęsąsięjejręce.
-Koniecwódy-powiedziała.-Chybabędęlecieć.
-Odwiozęcię-zaproponował,myśląc:kochamcię.
-Jesteśzabardzopijany.Przejdęsię.Shelleywestchnęła.
-Zabioręcię.Chodź.Sarawstała.
-Nie,poważnie,przejdęsię.-PocałowałaJamiegowczoło,namomentobejmując
dłoniątyłjegogłowy.PotempodziękowałaShelleyzakolacjęizniknęła.
7
Mikestałwdrzwiach,pobrzękująckluczykamidosamochoduiprzestępującznogi
nanogę.
-Jamie,stary,chodźdopubu.
JamiezdecydowanieniechciałiśćdopubuzMikiem.Musiałczekaćwdomuna
telefonodSary.Samniemógłdoniejzadzwonić,boShelleychciałabywiedzieć,
czemudzwonidoSary,skorowidziałjązaledwiedwanaściegodzinwcześniej.
-Proszę,Mike,zabierzgo.-ShelleywręczyłaJamiemujegoportfel.-Zupełnie
jakbymiał
dzisiajrobaki.Doprowadzamniedoszału.
-Muszę...
-Bawsiędobrze.-Shelleyucałowałagowczoło,popchnęłaizamknęłysięzanim
drzwi.
Usiedliwogródkupiwnym,pustymotakwczesnejporze,iMikejakieśdziesięć
minutspędziłnadarciuswojejpodkładkinamałekawałki,podczasgdyJamieklął
wduchu,żewychodząc,niezabrałkomórki.Usiłowałsobieprzypomnieć,gdzie
jestnajbliższabudkatelefoniczna.
-Więc,a...-MikezapatrzyłsięwprzestrzeńzalewymuchemJamiego.-Chodzio
Sarę.
Chodziliściekiedyśzesobączycośtakiego?
Jamiemuskręciłsiężołądek.
-Nie,nigdy...zawszebyliśmykumplami.
-Tak,ale...Startowałeśdoniej?
-Cokolwiektoznaczy.
Mikeobrzuciłgopogardliwymspojrzeniem.
-Pieprzyłeśją?
Jamieupiłdużyłykpiwaiprzełknąłzwysiłkiem.
-Tylko...-Odchrząknął.-Tylkoraz.Mieliśmyposzesnaścielat.Zalaliśmysię.
-Tak,i?„Wystrzałowa,co?
-Tak,pewnietak.
-Ach,stary,samnatoczekam.
Jamiesiedziałwmilczeniuprzezkolejnąminutę.Niebyłdobrywrozmowachna
intymnetematyzmężczyznami,brakowałomuinstynktu,którynajwyraźniej
wskazywałinnymfacetom,dojakiegostopniamogąsobiepozwolićnaszczerość
bezpopadaniawzniewieściałość.Alemyślopowierzchownym,płytkimMikeu
wydającymgardłowedźwiękinadSarąsprawiła,żewjegoitakniespokojnym
żołądkuzakipiałó.
-ChybaniezmierzaszstartowaćdoSary?Mikewyglądałnazaskoczonego.
-Startować?Stary,myślałem,żejesteścieblisko.Niemówiciotakichrzeczach?
JeszczejakieśtrzysekundytemuJamiemyślał,żemówi.Wzruszyłramionami,
czekał.
-Obrabiamnieodmiesięcy.Niemogęuwierzyć,żenicciniepowiedziała.
-Obrabia?-Jamiewalczył,żebynieujawnićwgłosienarastającejpaniki.
-Nowiesz.Pocałunektu,uścisktam.Kusimnie.Urabia.Jamiepociągnąłpiwa.Nie
pozwoli,żebyMikezobaczył,jaktonimwstrząsnęło.ZresztąpewnieMikegada
bzdury.
-Jestembezradny,prawdęmówiąc.Onapoprostu...-Mikeudał,żezarzucawędkęi
nawijażyłkę-złapałamnienahaczyk.Jestemzdanynajejłaskę.Kiedytylko
zechce,mamniewgarściizrobię,cokolwiekmikaże.Ionateżotymwie,cwana
dziwka.
Jamiemuchciałosięwymiotować.
-CzujeszsięźlezpowoduJess?
-Tak.-Mikepotarłczoło.-Wpewnymsensie.Jessjestsłodka,aleSara,stary.
PieprzyćSaręClark!Nierezygnujesięztakiejokazjibezpowodu.
-Maszfajki?-zapytałJamieiMikewręczyłmupaczkę.Jamiezapalił,ignorując
natychmiastowyuciskwpiersi.
Mikesamzapaliłpapierosaigłębokosięzaciągnął.
-Nowięc,cochciałemcipowiedzieć.Wczorajwieczorem,uwas,robiliśmy
świństwanaoczachwszystkich.Niemieliściepojęcia!
-Umnie?-Jamiepoczuł,żedotwarzynapływamukrew.-Oczymtymówisz?
-JaiSarazabawialiśmysięprzykolacji.
Kolacja.Jamieprzewinąłwgłowietaśmę.Przykolacjinicsięniewydarzyło.Przed
kolacjąSaragopocałowałaiflirtowałazMikiem.PokolacjiShelleyodwiozła
Mike’aiJessdodomu,aSara...Boże!OczymMikemówił?
-Siedzęsobie,jempysznyposiłek,któryugotowałatwojauroczapani,inagle
mamrozpiętespodnieiczujęrękęnafiucie.-Mikepotrząsnąłgłową,jakbyniedo
końcamógłwtouwierzyć.-
ToSara,gawędzioróżnychpożyczkachitakimtamgównieicałyczasobrabia
mniepodstołem.
Oczywiściesięzrewanżowałem.Kiedypoposiłkuoblizywałempalce,czułemnie
tylkosmakkurczaka,rozumiesz,cochcępowiedzieć?
-Przepraszam,muszę...-Jamiepognałdotoaletyidotarłwsamąporę,żeby
zwymiotowaćtakobficie,jakbyzwracałwszystko,cokiedykolwiekzjadłiwypiłw
życiu.Pokilkuminutachprzestałizacząłkołysaćsięnapiętach,żebyzłapać
oddech.Potemprzypomniałsobie,jakpowiedziała:„Nigdywżyciuniebyłamtaka
mokra”,iżołądekponowniemusięwywrócił.
KiedyJamiemiałszesnaścielat,niepragnąłniczegowięcej,jaktylkoobudzićsię
pewnegorankaiodkryć,żewczarodziejskisposóbstałsięwłasnymbratem.Brett
byłwszystkim,czymniebyłJamie.Silnyimuskularny,podczasgdyJamiesłabyio
łamliwychkościach;opalonyiowyrazistychrysach,Jamiezaśblady,piegowaty,z
mysimiwłosami,któresterczałyprostobezwzględunato,ileużyłmazidła.Brett
byłgwiazdąsportu,Jamiegocałeżyciezwalnianozwuefuzpowoduastmy.Noiza
Brettemszalałydziewczyny.Umiałznimirozmawiaćbezjąkaniasięipatrzeniana
własnestopy,iwiedział,cosprytniepowiedzieć,żebyskłonićjedośmiechuiżeby
patrzyłynaniego,podnoszącrozjaśnioneoczy.NaJamiegodziewczynypatrzyły
wyłączniezlitością.Czasaminazywałygo„słodkim”i„takimmiłymfacetem”,
używającsłów,którebyłydlaAustralijczykajakpocałunekśmierci.Australijczyk
miałbyćszorstki,twardy,wyrazisty.
ToBrettopowiedziałJamiemuosekretnymżyciuSaryClark.Twierdził,żeczas,by
Jamiewiedział,iżjegoprzyjaciółeczkatonajlepszadupawSydney.Oznajmił,że
Jamiejestżałosny,krążącwokółniejjakzakochanyszczeniak,kiedySararobitoz
każdymfacetem,którydwarazynaniąspojrzał.Brettwyznałzszerokim
uśmiechem,żeosobiściemoczyłwniejtrzyrazyjednejnocy.
SaraClarkjegozdaniembyłaszalona.Kompletniebezzahamowań,seksownajak
diabliwariatka.
Nieciągnęłategogównazgadaniem,zaangażowaniemizabieraniemnakolację,
któregodomagałysięinnedziewczyny.Chciałapoprostukutasa.
Jamiezpoczątkunieuwierzył.ZnałSaręlepiejniżktokolwiekinny-samatak
twierdziła.
Tylenocysiedziałanajegołóżkuigadaładozachrypnięcia,ajemusztywniała
szyjaodpatrzeniananiązdołu,zmiejscanapodłodze.Opowiedziałamuo
NietzschemiWilliamieBlakeu.
OpowiedziałaoswoimromansiezpanemCarrem,otym,jakrodziceją
ignorowali,jakniemogłaspaćdłużejniżdwiegodzinybezprzerwy.Mówiłacałą
noc,spojrzeniemiałaszalone,nakręconaigenialna,sprawiała,żeczuł,jakby
wszystko,cosłyszałdotejpory,straciłoznaczenie.Nigdynieprzestawała,dopóki
przezoknoniewlewałsięblasksłonecznegoświatła.Rozglądałasięwtedy,jakby
dopierozauważyła,gdziesięznajduje,śmiałazzakłopotaniemiwymykałarazem
ześwitem,żebyzdążyćdodomu,zanimobudząsięjejrodzice.Napewnobymu
powiedziała,gdybyspałazjegobratem.Inapewnobyłwystarczającoblisko,żeby
wiedzieć,czysypiała,zkimpopadnie.Napewno.AleBrettniemiałpowodu
kłamać.WgruncierzeczyBrettjakojedynyrozmawiałzJamiemszczerze.
Traktowałgojakmężczyznę,inaczejniżrodzice,którzyuważaliJamiegoza
pięciolatkaitozrobionegozeszkła.
Jamiepopytałtrochęiodkrył,żeprzezostatnichkilkalatgównowiedział.Każdy
facet,zktórymporuszyłtentemat,wiedziałoSarze,wieluzwłasnego
doświadczenia.Jamiezacząłmyśleć,żetoniewporządku,żezostałztego
wyłączony.Czemuonustawiczniemiałkołekwspodniach,kiedySaraobrabiała
każdegofaceta?
Okazja,bywyrównaćtęniesprawiedliwość,trafiłasięwnastępnymtygodniu,kiedy
jegorodzicepojechalidoweekenddoMelbourne.Brett,zawszechętnydo
imprezowania,zaprosiłpół
uniwersytetu,żebywpadlisięnawalić.JamiezaprosiłSarę,aonasięroześmiałai
powiedziała,żejestdziesiątąosobą,któratorobi.
Zjawiłasiępóźno,samaipijana.Pachniałaperfumami,miałaumalowaneustai
spódniczkęwcielistymkolorze,którastalepodjeżdżałajejnaudach.Jamie
wykierowałjązdalaodśliniącejsięhordyipowiedział,żepiękniewygląda.
Odparła„orany”,zarzuciłamuramionanaszyję,przycisnęłasiędoniegocałym
ciałemizaczęłakołysaćsięwrytmmuzyki.Jamiegładziłjąpowłosachi
przycisnąłrękęponiżejjejkręgosłupa,apotem,pominucie,odważyłsięprzesunąć
spoconedłonienajejpośladki.Znówpowiedziała„orany”,aon„Sara,ja
naprawdę...”,poczymmocnopocałowałagowustaizapytała:„Chceszpójśćna
górę?”.
DotamtejporydoświadczenieseksualneJamiegoograniczałosiędodziewczyny
poznanejpoprzedniegolata,kiedyjegorodzinawynajęłanawakacjedomwPearl
Beach.Miałasiedemnaścielat,nastroszoneblondwłosy,łydkigrubościjegoudi
tendencjędoprychania,kiedysięśmiała,czyliczęsto.Jamiemunicsięwniejnie
podobało,alechciałapoćwiczyćsekswoczekiwaniunachwilę,kiedytrafisięktoś,
kogopolubi,aJamiedoszedłdowniosku,żetocholerniedobrypomysł.
Podkoniectrzytygodniowegopobytuuścisnęłamudłoń,oznajmiła,żeniebył
całkiemdoniczego,iżyczyłamuszczęścia.
To,coJamieiSarazrobiliwjegosypialni,wniczymnieprzypominałotego,co
robiłztamtądziewczynąwletnimdomu.TozSarąbyłotakodległeodtamtej
pełnejdeterminacjikopulacjinasucho,żezdumiałagomożliwośćuznaniatych
dwóchdoświadczeńzatensamakt.
Swojeodczuciamógłopisaćtylkojakorozkoszi,coniesamowite,Sarawydawała
sięczućtosamo.
Przycisnęłatwarzdojegopiersiipowiedziała:„Ktobypomyślał?”.Iszesnastoletni
Jamieuznał,żetobyłoto,aleszesnastoletniJamiebyłidiotą.
Ijaksięokazało,byłnimteżdwudziestodwuletniJamie.
Kiedymyłtwarz,dotarłodoniego,żepowiniensamporozmawiaćzSarą,anie
bezkrytycznieprzyjmowaćnawiaręwszystko,cousłyszałodMike’a.Telefonnie
załatwiłbysprawy,musiałwidziećjejtwarz.
Drzwizostawiłaniezamknięte.Pchnąłjeiwszedłdośrodka,czującmrózna
plecachnamyśl,żekażdymógłpchnąćtedrzwiiwejśćdośrodka.
-Saro?
-Sypialnia.
Siedziałanaparapecie,palącpapierosa,zksiążkąwmiękkichokładkachotwartąna
kolanach.„Wydawałasięmałaiopuszczona,takbardzowyglądałana
zmaltretowaneiopuszczonedziecko,którymwrzeczywistościbyła.Pragnąłjej
dotknąć,byćprzezniądotykany,znówpoczućciężarjejdrobnejrękinaczłonku.
Chciałbyćdośćblisko,znówczućdymwjejwłosach,skosztowaćpotucieknącego
wzdłużkręgosłupa.Alejakmógłjejdotknąć,kiedynawetnieodwróciłasię,żeby
naniegospojrzeć,kompletnienieprzyjęładowiadomościjegoobecnościw
pokoju?Oparłsięościanę,najbliżejniej,jaksięodważył.Nadalsięnieporuszyła,
nieliczącpodniesieniapapierosadoust,zaciągnięciasię,opuszczeniaręki,
wypuszczeniadymu.
-Niepowinnaśzostawiaćotwartychdrzwi.
-Pewnieniepowinnam.-Wydmuchnęładymprzezokno.
-Toniebezpieczne.
-Pewnietak.
-Każdymógłwejść.Byłabyśwpułapce.Wzruszyłaramionami.
-Jezu,Saro!Chcesz,żebyktościpoderżnąłgardło?
-Przestańbyćtakąpieprzonąniańką.Pocoprzyszedłeś?Nigdywżyciutakbardzo
niechciałnikogouderzyć.Wziąłgłębokioddech.
-Cosięstałowczorajwieczorem,Saro?
-Niepamiętasz?Musiałeśbyćbardziejpijany,niżsądziłam.-Wyrzuciła
niedopałekzaoknoiobojeobserwowali,jakpłyniewdółilądujenauliczce,
zostawiajączasobąśladdymu.
-Podpaliszcośwtensposób.Powinnaśgonajpierwzgasić.
-Tak,pewniepowinnam.
-Niezbytwielemyśliszokonsekwencjachswoichczynów,prawda?
-Niemyślęokonsekwencjachtego,gdziewyrzucamniedopałki,fakt.
-Musibyćmiło,kiedynicaniniktcięnieobchodzi.
Saramilczałaprzezbardzodługąchwilę.Bezwzględunato,jakdługotopotrwa,
bezwzględunato,jakbardzobędziesiępocił,trząsłijakiemiałmdłości,Jamie
niezamierzał
wychodzićztegopokoju,dopókiSaraniestawimuczoła.Obserwowałjejręce,
kiedyzapaliłanastępnegopapierosa.Serdelkowatepalcemałejdziewczynki
zakończoneschludnymipaznokciamipoważnejmłodejkobiety.
Niewytrzymał,oparłrękęnajejramieniu.
-Saro?Proszę.
Podniosłananiegowzrokiminęmiałaprzeraźliwiesmutną.
-Przepraszam-rzekła,czubkiempalcadotykającjegopodbródka.-Niewiem,co
powiedzieć.
Jamieprzygotowałsięnanajgorsze.
-Byłodoniczego?
-Och,Boże.
-Ażtakźle?Byłemtakibeznadziejny?
Wstała,wciążdotykającjegobrody.Przezsekundęmyślał,żegopocałuje.Żołądek
musięprzewrócił.Alenie.
-Byłocudownie.Aleniepowinnodotegodojść.Będzieszmiałdziecko,nalitość
boską.
-Wiem,poprostu...
-Cholera,Jamie.-Sarapogładziłagopotwarzy.-Jestemtakąsamolubnąkrową.
Czułamsię,jakby...trudnomipatrzećnato,cosiędziejewtwoimżyciu.Musiałam
byćztobą,bliskociebie.Niemyślałamotym,cosięstaniepotem,poprostu...
Możeszmiwybaczyć?
-Niemaczegowybaczać-odparł,czując,jakżółćpodchodzimudogardła.
Najejtwarzypojawiłasięulga.Amożewyczerpanie.
-Kochamcię,wieszotym?
-Jasne.-AMike?Niemógłsięzmusić,żebytopowiedzieć.Czuł,żegoobejmuje,
głowętrzymałamunaramieniu.Poddłoniąmiałjejkręgosłup.Jakmógłbyją
zapytać,czy...uch,niechciałnawetotymmyśleć.Alewiedział,żeniezdołamyśleć
oniczyminnym,dopókisięnieupewni.
-Saro?Ee,widziałemdzisiajMike’aipowiedział...
-Mike.Orany.-MocniejobjęłaJamiego.-Będzietuniedługo.
-Saro,nie,proszę,powiedzmi,żenie...
-Jeszczenie.
-Ale...
Sarauwolniłasięzjegoobjęć.
-Jamie,nie.
Niemógłtegoznieść.Niemógłtego,kurwa,znieść.Zacząłpłakać,wiedział,żeto
jąwkurzyło,ale...Boże,niemógłtegoznieść.Kurwa.
-Idźdodomu,Jamie.
-Saro,jakmożesz...
-Idźdodomu.
8
OstatniemiesiącerokuzawszebyłydlaSarypracowite.Końcowepracedooddania,
egzaminywymagająceprzygotowańiobecnościijaknajwięcejnadgodzinw
knajpiezestekami.
JedyneodprężeniestanowiłsekszMikiem,któryzjawiałsięuniejwdomucokilka
nocy,czygoprosiła,czynie.Nienarzekała,pasowałjej.Niemiałaczasuani
energiinapodrywaniefacetów.
Mikezjawiałsię,zaspokajałjąiznikał.Idealnymężczyznanatenokres.
Jamienatomiastsprawiałwrażeniezdeterminowanego,żebyukaraćjązawielki
błąd,jakipopełniła,pieprzącsięznim.Rozmawiałzniątylkowtedy,kiedy
zadzwoniła,inawetwówczaspozostawałzimnyidaleki.Jeśliwidywalisięw
towarzystwieinnych,byłdawnymprzyjacielskimsobą,alewchwiligdyzostawali
sami,znajdowałpretekst,żebywyjść.Kiedyotymmyślała,czułanieznośnysmutek
zpowodubólu,którymusprawiła,itego,żewydawałsięzdecydowanywymierzyć
zatokaręichprzyjaźni.Naszczęściemiałaniewieleczasunamyślenie,więcból,
chociaższarpiącywnętrzności,byłrzadkiiprzelotny.
WBożeNarodzenieposzłapopracydoKlubuLigowego,żebyznaleźćsobie
jakiegośmłodegoogieradoujeżdżenia,alezaczęłarozmawiaćzbramkarzem
imieniemBob,któryprzyznał
sięjej,żezgłosiłsięnaochotnikadopracyprzezświęta,botolepszeniżsiedzenie
samotnie.Saręprzygniotłozrozumienieiobrzydzeniedlasamejsiebie.Całąnoc
spędziła,rozmawiającznimprzydrzwiach,ignorującszpecącytrądzik,który
pokrywałmutwarzigrubąszyję.Kiedyotrzeciejwświątecznyporanekskończył
pracę,Sarazrobiłamulodanaprzednimsiedzeniujegosamochodu,aonsię
rozpłakał.
RestauracjęzamkniętodoNowegoRoku,dorozpoczęciazajęćnauniwerkumiała
półtoramiesiąca,awszyscy,którychznała,spędzalitydzieńmiędzyświętamia
NowymRokiemzrodzinami.Ruszyłabywkurspoklubach,alebyłaspłukanai
kiedyjużzwolniłanatyle,żebytozauważyć-potworniezmęczona.Spaławięcpo
dwanaście,trzynaście,czternaściegodzindziennieitęskniłazaJamiem,
zastanawiałasię,czykiedykolwiekudasięjejwyrwaćzSydney,iodnowa
przeczytaławszystkieswojeksiążki,coniezajęłodużoczasu,ponieważmiałatylko
tedwadzieściatrzy,którezabrałazesobą,gdywyprowadzałasięzdomu.
Czytającwtensposób-bezwyznaczonegoterminu,bezplanu-przypomniała
sobie,dlaczegotakuwielbiałaliteraturę.Przypominałotorżnięcienowego
mężczyznyzeświadomością,żedoprowadzałdoorgazmuinnekobiety,alekiedyi
onadojdzie,będzietowyłączniejejprzyjemność.Otwierałasięprzedwłasnymi
książkami,asłowaweszływniąipieprzyłyjądoutratyzmysłów.
Kiedyczytała,jakEmmaBovarywierzyła,żewkraczawcoścudownego,gdzie
wszystkobędzienamiętnością,ekstazą,delirium...Saraprzypomniałasobieo
własnychnadziejachnaucieczkęodrzeczywistościpoprzezseksualnąpasjęi
oczymawyobraźnizobaczyłapanaCarraciskającegoniąprzezobskurnyhotelowy
pokój.Czuła,jakbyzerwanozjejciaławarstwęskóry,zsunęławięcspodnieod
piżamyidrażniłasięrogiemtwardejokładki,ażpoczułasięlepiej.
JakolekkiprzerywnikprzeczytałaPrzygodyHucka,aleobrazdojrzewającego
białegochłopcaitwardegoczarnegoniewolnika,nagichidryfującychnatratwie,
kazałjejstanąćnaczworakachipocieraćrękązmaltretowanąprzezksiążkę
łechtaczkę.PotemPieśniisonetyDonne’aokazałysiętaknieznośnieerotyczne,że
musiałajeodłożyć,żebyniewyrządzićsobieprawdziwejkrzywdy.Późniejwybrała
JaneEyreiprzeszłaprzezniąspokojnieażdokilkuostatnichstron,przyktórych
zaczęłasięskręcać.Jeżeliwhistoriiliteraturyistniejecośbardziejerotycznegoniż
moment,wktórymJanecałujeniewidząceoczypanaRochestera,jeszczesięnato
nienatknęła.
Potem,czytającscenęzRyszardaIII,kiedyRyszarduwodziświeżoowdowiałą
Annę,Sarabyłatakarozpalona,żespadłazsofy,wywracającpopielniczkęi
uderzającmocnogłowąodeskipodłogi.Gdysiedziaławśródrozsypanego
popiołu,masującczoło,zaczęłasięzastanawiać,czyJamieniemaracji.Możejej
zainteresowanieseksembyłonienormalne,jejgłódprzesadny.Możespadaniez
mebliprzylekturzeSzekspirabyłoperwersją.Przeczytałatenfragmentponownie:
Nie,winowajcabyłatwojapiękność;
Niebyłoprzedniąucieczki;wsnachnawet
Czułem,żecałyświatbymzgładził,byle
Jednągodzinęspędzićnatwymłonie.
Nie,jejreakcjabyłazupełniewłaściwa.Każdy,ktoprzeczytałtęscenęinieczuł
podniecenia,musiałbyćmartwyodpasawdół.Ajednakchciała,żebyJamiebyłtu
itemuzaprzeczył.Chciała,żebytubył.
Taksięzłożyło,żewwigilięNowegoRoku,kiedyMikeiJessurządziliimprezęw
swoimnowymdomu,wypadałydwudziestedrugieurodzinySary.Podarowałaby
sobietoprzyjęcieispędziłanocnamieściezresztąpijanychinapalonychsingli,
aleJamiemiałbyćnaprzyjęciu,musiaławięciść.Zamierzałazaciągnąćgogdzieś,
gdzieniemógłbyuciec,izmusić,żebyznówzostałjejprzyjacielem.
AlezanimzdążyławymyślićjakiśsposóbnarozdzielenieJamiegoztym
napuchniętymstworemujegoboku,Mikezabrałjąnagórę,dooddzielnego
pokoju.Ostatnitydzieńspędziłzeswojąrodzinąimałobrakowało,żeby-jakto
ujął-„wystrzelił”.Sarazamierzałamupowiedzieć,żetoniejejproblem,alepotem
pchnąłjąnałóżkoirozdarłbieliznęwkroczu,isamateżbyłagotowawystrzelić.
-Zgadnij,cosięwydarzyłourodzicówJesswBożeNarodzenie?-zapytałMike,
kiedyskończyli.
Saraczesaławłosy.Spojrzałananiegowlustrzeiuśmiechnęłasię.
-Mmm?
-PoznałemurocząJocelynClark.-Mikestanąłzaniąipocałowałjąwszyję.
Sarapatrzyłaprostoprzedsiebie.
-Pogawędziłemsobiezniąprzylunchu.
ZwyrazutwarzySarytrudnobyłocokolwiekwyczytać.Zastanawiałasię,jakdługo
zajęłobyjejzebraniepieniędzywystarczających,żebyzniknąć.Gdybysięnatym
skoncentrowała,pewnieniezbytdługo.MogłabypojechaćdoLondynu,Francjilub
NowejZelandii.Każdemiejscebyłobydobre,gdybyniktjejtamnieznał.
-Jaktosięstało,żeniewidujeszswojejmamy?Uśmiechnęłasiędojegoodbicia.
-Podobamisiętwojakoszula.Dobrzeciwniebieskim.
-Bomoimzdaniembyłanaprawdęmiła.Pytałaociebie.
-Powinieneśczęściejnosićniebieski,podkreślatwojeoczy.
-Wfyglądatrochęjakty.Maszjejoczyipodbródek.Nosmusibyćpotwoimtacie.
Niepoznałemgo.Najwyraźniejpracował.
-Jesscijąkupiła?Madobrygustdoubrań,tojejmuszęprzyznać.
-Musinaprawdęciężkopracować.Wyobraźsobie,pracawGwiazdkę!Jest
księgowymczykimśtakim,prawda?
-Specemodubezpieczeń.Ztego,cowiem,nigdywżyciuniewziąłanidnia
wolnego.Możenawłasnyślub,niejestempewna.-SaraodsunęłasięodMike’a.-
Jeżelikiedykolwieksiędowiem,żerozmawiałeśomniezmoimirodzicami,to
będziekoniec.Nietylkotegonędznegoromansiku,alewszelkichkontaktówmiędzy
nami.
Mikesięgnąłponią.
-Saro,totwoirodzice...
-Przestań!-Kilkarazygłębokoodetchnęła,trzymającprzedsobąwyciągnięteręce.
-Jeżelijeszczekiedykolwiekchceszzemnąrozmawiać,natychmiastprzestańo
nichgadać.
-Chryste,Saro,uspokójsię.Przepraszam.Chodźtu.
Wglądałnaskruszonegoipozwoliła,żebyjąobjął.
-Poprostubyłemciekawy-powiedziałjejdoucha.-Jesstwierdziła,żewyrzucili
cięzpowodujakiegośskandalu.Czegośzwiązanegozseksem?Myślałem,żemoże
minęłodośćczasu.
Niemoglibyściesięjakośpogodzić?
SarawcisnęłagłowęwramionaMike’a,kurczowoprzywierającdojegociała.Fala
adrenalinyigwałtownienapięciemięśnispowodowały,żekrewodpłynęłajejz
głowyibałasię,żezemdleje.Źlezinterpretowałjejnapięcieizacząłgładzićjąpo
włosach.
-Wszystkowporządku-powiedział.-Wszystkowporządku,maleńka.-Powtarzał
towkółko,aSarakipiałazezłościiusiłowałaodzyskaćpanowanienadsobąna
tyle,żebystaćbezpomocy.
Wreszciejejpulszwolniłdopoziomuprzypominającegonormalny.
-Niczegoomnieniewiesz-odparła,spokojnierobiąckrokwtył.
-Sara?-Sięgnąłwjejstronę.Odskoczyła,trzymającręceprzedsobą.
-Niedotykajmnie.Nigdywięcej.
Podniósłręce.Gapiłsięnaniązotwartymiustamiprzezkilkasekund,opuściłręce,
zacząłjewyciągać,potemwróciłodprzeczesywaniawłosówpalcami.
-Saro,ja...
Odprawiłagoniedbałymmachnięciemiodeszła,trzymającgłowęwysoko
uniesioną.Niebędziepłakać.Toponiżejjejgodności.
Jamiewidział,jakSaraiMikesięwymykają,adwadzieściadwieminutypóźniej
zobaczył
Sarępodrywającąwielkiegoczarnegofacetaoogolonejgłowie,przyciskającądo
niegoswojerozchichotane,rozochoconeciało.TrzyminutypóźniejSaraiten
mężczyznacałowalisięprzypłocie.Jamiestarałsięczerpaćztegospektaklu
odwagę,sprawić,byjejwidok,takgładkorzucającejsięwczyjeśramiona,
wzmocniłgo.Powtórzyłsobie,żeteraz,kiedywidziałagotylkojakokolejnego
stojącegofiutawniekończącejsiękolejcestojącychfiutów,jegosytuacjasię
poprawiła.
Bolałotak,żechciałwyrwaćsobietopieprzonesercezpiersi.
Aletobyłodobre.Saraoznaczałaból,Shelleypociechę.Jakdługootympamiętał,
umiał
trzymaćsięzdalekaodniejikoncentrowaćnabyciutakimojcem,najakiego
zasługiwałojegodziecko.Ajegodzieckozasługiwałonadobregoojca-każde
dzieckozasługiwałonadobregoojca.
Sarastanowiładowód,jakipopieprzonystajesięczłowiek,którymarodzicówdo
dupy.
-Jamie,maszsekundkę?-Mikeklepnąłgowplecy.
JamiespojrzałnaMike’a,ogarnąłspojrzeniemjegospoconątwarz,rozczochrane
włosyiszybkoodwróciłwzrok.
-Cojest?
-Sarasięnamniewkurzyła,napoważnie.
-Dlaczego?-zapytałJamie,starającsięniezwracaćuwaginaobsceniczne
przedstawienieprzypłocie.
-Kurwa,gdybymtojawiedział.Typowa,cholerna,nieracjonalnakobieta.Możejest
przedmiesiączką.
-Saraniemiewamiesiączki.-Kiedytesłowawyszłyzjegoust,zdałsobiesprawę,
cozniegozaświr,żeoczymśtakimmówi.ZcałąpewnościąMikepatrzyłnaniego
tak,jakbycałetozdaniewygłosiłpogrecku.Jamieuznał,żerówniedobrzemoże
towyjaśnić.-Manipulujetabletkami.Niewierzywsenstraceniapięciudnico
miesiąc,żebyczućsięjakgówno.
Mikeskrzywiłsięipokręciłgłową.
-Wiedziałem,żejesteściezesobąblisko,alenie,żegadacieotakichrzeczach.
Człowieku,tojestodrażające.
-Chodzioto,żecokolwiekjądenerwuje,tonieto,jasne?-Jamiegowłaściwenie
obchodziło,coMikeonimpomyśli.Saranajwyraźniejszykowałasiędowyjściaze
swoimnowymprzyjacielem,aJamienawetniezłożyłjejżyczeńurodzinowych.
Nigdynieopuściłskładaniażyczeńodczasutrzynastychurodzin,kiedydałjej
książkęośredniowiecznejEuropie,aonapierwszyrazpocałowałagowpoliczek.
-Skoroznaszkażdynajdrobniejszyszczegółjejżycia,tomoże,dokurwynędzy,
podzieliszsięzemnąjakimiśprzemyśleniamiotym,cozniąjestnietak.
Jamiewestchnął.Saracierpiałanajakieśzaburzenieosobowości,którenie
pozwalałojejczućsięszczęśliwą,dopókinieprzysporzyłabóluikłopotówsobiei
wszystkimdookoła-tobyłozniąnietak.
-Cosięstało?-zapytał,wiedząc,żetegopożałuje.
-Tylkopróbowałemzniąporozmawiać,czemuniewidujeswoichstarych,ajej
odbiłoiwypadłazpokoju.
ToprzykułopełnąuwagęJamiego.
-Cojejpowiedziałeś?
Mikewyzywającouniósłpodbródek.
-Powiedziałem,żejestgłupia,zachowującurazęwobecwłasnejrodziny,bokiedyś
sięjejdostałozapieprzenieparufacetów...
-Cholera,Mike.Powiedziałeśjejto?
-Nietymisłowami.-Mikekopnąłpiasek.-Próbowałembyćmiły.
-Może,aleźlewszystkozrozumiałeś.Zupełnieźle.
-Więcco?Czemuichniewiduje?
-TosprawaSary.Gdybychciała,żebyświedział,tobyświedział.-Jamiebył
zadowolony,żemawystarczającąwymówkę,bytrzymaćjęzykzazębami.Nie
chciałbybyćzmuszonydoopowiedzeniatejhistorii.
-Chcępoprostuzrozumieć,czemujesttaka...czemujesttaka,jakajest.
Jamiemutopytanieniedawałospaćponocach.Ilerazymyślał,żeznalazł
odpowiedź,cośmusięprzypominałoalboonawygłaszałajakieśstwierdzenie,i
jegopewnośćznikała,zostawałztymsamymstarymstosem„może”,„zapewne”i
dużąliczbą„gdybytylko”.
-Saradokonaławprzeszłościgłupichwyborów,wciążczasemtorobi,ale...została
paskudniepotraktowana,spotkałyjągównianerzeczy.Poprostujejuwierz,kiedy
mówi,żesąsprawy,októrychniemożerozmawiać.Poprostupozwóljejbyć,kim
jest.-Niechciałjużwięcejmówićinajwyraźniejniemusiał.Mike’aprzepełniał
żal,wpatrywałsięwziemięzpobladłątwarzą.
-Przeproszę.
-Niedzisiaj,dobrze?Myślę,żemiaławystarczającąporcjędramatyzmu.-Jamie
otarłłzę,którazaczęłasięzbieraćwjegolewymoku.Zdążyłwsamąporę.-Nie
psujmyjejtychkilkuostatnichurodzinowychgodzin,co?
Mikeszerokootworzyłoczy.
-Tojejurodziny?
JamieobserwowałSaręnadramieniemMike’a,patrzył,jaksięcałuje,śmieje,staje
napalcach,okręcanapięcieiwychodzi.Pragnąłjejkażdymężczyznaiwszyscy
staralisięznaleźćbliskoniejalbooniejporozmawiaćipozastanawiaćsięnadnią,a
prawdopodobnienieznalazłasięanijednaosobanaświecie,którażyczyłabyjej
wszystkiegonajlepszegowdniuurodzin.
9
OdziesiątejwieczorempierwszegodniarokuJamieleżałzwiniętynasofiez
Shelley,kiedyzadzwoniłaSara.Byławstaniehisterii.„Proszę,przyjedź-szlochała.
-Naprawdę,naprawdęciępotrzebuję”.SpojrzałnaShelleyzwiniętąwsalonie.
Miałanasobiebiało-żółtąpiżamęwsłoneczniki,któraniecałkiemzakrywałajej
brzuch,ikompletniepotarganewłosy.Dochwiligdyzadzwoniłtelefon,spędzali
wyjątkowoprzyjemnywieczór.Przytulalisięprzedtelewizorem,całowalii
wymyślaliidiotyczneimionadladziecka.Niepamiętał,żebybyłomuażtak
przyjemniewjejtowarzystwie,odkądzaczęlizesobąchodzić.Nowyrok,wszystko
zacznęodnowa,pomyślał.
Saranaprawdęmiałagłoszrozpaczonejosoby.Powiedział,żezarazprzyjedzie.
-Proszę,niemówmi,żeidzieszdoSary-odezwałasięShelley,kiedyodłożył
słuchawkę...
-Stałosięcośzłego.Muszępójść.Shelleymruknęła.
-Całyczascośsiędzieje.Toztobądziejesięcośzłego,żezostawiaszmnieo
dziesiątejwnocy,żebyiśćdoniej.
-Dajspokój,Shell.Onaniemanikogoinnego.Wysunęładolnąwargę.
-Takmiłospędziliśmywieczór.Niemożepoczekaćdojutra?Jamiepochyliłsięi
ssałtęwargębędącąoznakąniezadowolenia,ażShelleyzaczęłachichotać.
-Taklepiej-rzekł,przygładzającjejkędzierzawewłosy.-Sprawdzę,czyznią
wszystkowporządku,apotemwrócę.Obiecuję.
-Cholera,jesteśzadobry,JamieWilkesie-powiedziałaShelley,alesię
uśmiechnęłaiposłałamucałusa,kiedywychodził.
Sarawyszłamunaspotkaniedodrzwiubranatylkowbieliznę,zpiwemwjednej,a
papierosemwdrugiejręce.Nieminęłosześćdziesiątsekund,aJamiesiedziałnajej
łóżkuigładził
jąpoplecach.Przezpijackiełzyopowiedziałamu,cozaszło.
MikewpadłniezapowiedzianyokołoósmejizastałjąwłóżkuzCharlesem,
facetemzostatniegowieczoru.Nie,właściwietonietak,żeznalazłichwsamym
łóżku.Raczejzapukałizostałpowitanyprzezogromnego,nagiego,czarnoskórego
faceta,którytrzymałrozchichotanąSaręnaramieniu.Mikewyrzuciłzsiebiepotok
obraźliwychsłów.Charleszaprotestowałprzeciwkoużywaniutakichwulgarnych
określeńiwalnąłgopięściąwtwarz,niepuszczającSary.Mikedokonałodwrotuz
rozwalonymnosem.CharleszapytałSarę,czysąjacyśinnibylikochankowie,o
którychpowinienwiedzieć,zanimsiębardziejzaangażują.Wodpowiedzikopnęła
gownerkiikazałamusięodpieprzyć,aonrzuciłjąnaziemię,obrzucił
wszystkimiwyzwiskami,którymiwcześniejobraziłjąMike,izłamałjednozjej
krzeseł.
-Chcemisięodtegorzygać-szlochaławpoduszkę.Miałanasobie
bladoniebieskiestringiistanikdokompletu.Jamieniepamiętał,żebyShelley
kiedykolwieknosiłastringi.Alboskompletowanąbieliznęjakiegokolwiekrodzaju.
Poprzednionosiłazwykłekolorowebawełnianemajtkiiniedobranyczarny
poliestrowystanik,aleobecniewybierałabieliznęciążową.Rozumiał,żeto
koniecznezpunktuwidzeniawygody,alestrójtenbyłokropniebrzydki.Kiedy
dzieckojużsięurodzi,kupijejtakisłodkikomplecikjakten.
-Odczegochcecisięrzygać?-JamieprzeczytałwczasopiśmieMike’a,że
mężczyźni,którychpodniecatyp„dziewczynwrozpaczliwympołożeniu”,mają
kłopotyzdominacją.Jamiezastanawiałsię,czyjestmizoginemalboczytłumiw
sobienienawiśćdokobiet,boSarawydawałamusięatrakcyjnabardziejniż
kiedykolwiek.Wielemówiące.
-Rzygaćmisięchceodtego,jakmężczyźniuzurpująsobieprawowłasnoścido
mnie,ponieważprzeżyliorgazmwmoimciele.-Sararobiłagłębokiewdechypo
cotrzecimsłowie.
Jamieczułpodniecenie,alemyślał,żemożezpowodubielizny,aniesłabościczy
rozpaczy.
Gdybycośnasiebiewłożyła,mógłbysięcodotegoupewnić.Albogdybyzostała
wbieliźnie,aleprzestałapłakać.Każdaztychewentualnościpowiedziałabymuto,
cochciałwiedzieć.
-Nienawidzęmężczyzn.Nienawidzęich.Myślą,żewiedząwszystko.Mężczyźni!
Nicniewiedzą.Dobrzysątylkodojednego,awiększośćnawetwtymniejest
dobra.
-Jeżelitakbardzoichnienawidzisz,czemuspędzaszznimikażdąchwilę?-Jamie
zmusił
siędopatrzenianazdjęciewieżyEifflanadjejłóżkiem.Byłtookropnylśniący
plakatznapisem
„KochamParyż”nagórzewkolorachczerwonym,niebieskimibiałym.Paręlat
temukupiłagozapięćdziesiątcentównaszkolnejzabawie.Twierdziła,iż
przypominałjej,żejedyne,cobędziemiałazeświata,dopókinieruszytyłkaisama
goniezobaczy,toobskurne,masowoprodukowanezdjęciadlaturystów.
-Niespędzamznimikażdejchwiliinatymwłaśniepolegaproblem.Wiesz,comi
powiedziałMike?Powiedział,żeniemamserca!Możeszuwierzyć?
Jamienigdyniesłyszał,żebySaramówiłatakierzeczy.Zmieniałamężczyznjak
bieliznę.
Bladobłękitną,rozkoszną,skąpąbieliznę.Przestań.
-Oncięniezna,Saro.-Jamiepoklepałjejgładkie,bladeplecy.-Myślisz,że
pomogłoby,gdybyśnatrochęwyszła?Zabioręcięnadrinka,żebyśprzestałaotym
wszystkimmyśleć.-Jamiebyłzsiebiedumny.Jeżelipójdądopubu,będziemusiała
sięubrać.
-Cholera,jesteśdlamniezadobry,Jamie.Cozacholerniemiłyfacet.
Cóż,codotegoShelleyiSarasięzgadzały.Aleczynadaluważałybygozamiłego
faceta,gdybywidziały,jakwyobrażasobie,żechwytaSaręzatyłekobiema
rękoma,przyciągadosiebie,wciskatwarzwjędrnepośladki,wsuwapalec
wskazującypodstringiiprzejeżdżajęzykiemwzdłuższczeliny?CzySaraiShelley
powiedziałaby,żejest„zadobry”,gdybywiedziały,żemaogromnąerekcję
wywołanąpocieszaniempijanej,zagubionejdziewczynybezrodziców?Musiał
wyhamować,zanimzrobisięzapóźno.
-Saro,możeszwstać?
-Dlaczego?
-Żebymógłztobąporozmawiać.Usiądź,proszę,zróbtodlamnie.Sara
przewróciłasięnaplecy.
-Możeszzemnąrozmawiać,kiedyleżę.
Takbyłogorzej.Wydawałasiętakaotwarta,ręcewzdłużboków,nogilekko
rozchyloneizgiętewkolanach.Wystawałyjejżebraikościbiodrowe.Czułsilną
potrzebę,bydotknąćwygięciajejtalii.Byłatakaperfekcyjna,żeledwiemógłnanią
patrzećizupełnieniepotrafiłodwrócićwzroku.
-Czemusięnamniegapisz?JamiepodniósłwzroknawieżęEiffla.
-Możeszcośnasiebiewłożyć?
-Dlaczego?
-Ponieważtrudnoztobąrozmawiać,kiedyjesteśprawienaga.
-Dlaczego?
-Maszszlafrokalbocoś,comógłbymcipodać?
-Szlafrok?Czytocoś,conosząpękatekobietywciąży,boniechcą,żeby
ktokolwiekwidział,jakgruboiokropniewyglądają?
Jamiewstał.
-Wychodzę.
Ujęłagozarękęipociągnęławdół.
-Nie.
-Wiem,żejesteśzdenerwowana,aleniebądźpaskudnadlaShelley.
-Przepraszam.Kochaszmnie?
-Tak.
-Alenietakbardzo,jakkochaszją?
-Tocoinnego.
Ciężkoklapnęłanabrzuchiznówschowałatwarzwpoduszce.Pozwoliłsobiena
kolejneuważnespojrzenie.Skóręmiałatakągładkąibladą.Trupiobladą.
Bezkrwistą.
-Pomasujmiplecy-powiedziała.-MówiszjakMike.
-CotakiegomówięjakMike?
-Mikezawszepowtarza,żezJessjest„inaczej”.Masujmocniej.Niezłamięsię.
Jamiedocisnąłmocniej.
-Pewnieniejestemwtymtakidobryjakon.
-Nigdyniemasujemipleców.Myślę,żemasujeplecyJess,pewnietak,niewiem,
możegospytam.AtymasujeszplecyShelley?
-Czasami.Ostatniobrzuch.-Ogarnęłagofalapoczuciawiny.Jakzraniona
poczułabysięShelley,gdybywiedziała,corobił.Tylkopocieszałstarą
przyjaciółkę.Wjejłóżku.Ubranąwsamąbieliznę.Pijanąibezbronną.Tonic
złego,Shell.
-Pomasujeszmibrzuch?-Saraodwróciłasiętakgwałtownie,żeniemiałczasusię
odsunąć.
Jednąrękęmiałnajejbrzuchu,drugawylądowałanalewejpiersi.Zyskałjuż
pewność,żepodniecenie,któreodczuwał,niemiałonicwspólnegozjejrozpaczą,a
wszystkozfaktem,iżświadomiegouwodziła.
Uniósłręce.
-Nie.
Chwyciłagoiumieściłajegodłoniezpowrotemtam,gdziebyły.Zabawne,
wydawałasiętakazziębnięta,jakbyniemiaławsobiekrwi,bysięogrzać,alejej
skórapłonęłaiczułsercewalącezacieklepodlewąpiersią.
Odsunąłsię.
-Wracamdodomu,doShelley.Jestwciąży,wiesz?
-Wiem.Nieodchodź.-Sarausiadłaijednympłynnym,wyćwiczonymruchem
zdjęłastanik.
Jamiewzbraniałsięprzedspojrzeniemnajejpiersi.Zamiasttegopopatrzyłna
zapłakanątwarzbezwyrazu.Tylkotajednaczęśćjejskórymiałajakiśkoloricały
skupiałsięwokółoczu,takczerwonychiopuchniętych,żeledwie
rozpoznawalnych.Właściwiecałajejgłowawyglądaładziwnie,zadużaiw
dziwnychkolorach,jaktespreparowanezdjęciawinternecie,twarzeserialowych
gwiazdumieszczonenaciałachdziewczynzrozkładówek.
-Poprosiłaś,żebymtuprzyszedłwłaśniepoto?
-Może.
Jamiewolałbyjejtakbardzoniekochać.Chciałbyumiećpoprostująspławići
wyjść.Alechciał,żebyzrozumiała,comurobi.Musiałjejpowiedzieć,żegozabija,
apotemzobaczyć,jakzareaguje,czytocokolwiekdlaniejznaczy.
-Jakmożeszuważać,żejestwporządku,jeśliużyjeszmnie,kiedybędęci
potrzebny?Mikemipowiedział,żetamtejnocy,kiedytyija...powiedział,żebył...
żedotykaliściesiępodczaskolacji.-Wyrwałmusięszlochiłzyzaczęłypłynąć
strumieniem.Nieważne.-Powiedział,żebyłaśpodniecona.Zebyłaścała...Całeto
pożądanie,Saro,Boże!Myślałem,żebyłodlamnie!
WyjęłachusteczkęzpudełkaiotarłaJamiemutwarz.
-Było,Jamie.Przysięgam.Niepowinieneśgosłuchać.Jestociebiezazdrosny.
Jamieodepchnąłjejrękę.
-Byłemtamtejnocytakiszczęśliwy.Myślałem,żenaprawdęmniepragnęłaś.
-Pragnęłam.Ipragnęteraz.-Sarachwyciłajegodłońisiłąwepchnęłasobie
międzynogi.-
Czujesz?TodlamojegoJamiego.
Czuł.Czułwilgotnyżarpromieniującyprzezzbytcienkimateriał.Wilgotnyżar,
któryjejciałowytworzyłowyłączniedlaniego.Niebyłotunikogoinnego,to
musiałobyćdlaniego.O
Boże.ZamknąłoczyiskoncentrowałsięnaobrazieShelley.Dokładnietakażona,
jakiejpowinienpragnąć.Pomyślodziecku.Pomyśl,jakpoczujeszsięjutro,kiedy
Sarauda,żetonigdysięniewydarzyło.
-Muszęiśćdodomu-powiedział,nieprzesuwającręki.
-Musiszzostaćzemną.
Znówgopocałowałaizatraciłsięnasekundę.Potemprzypomniałsobie,że
podczasostatnichtrzydziestusześciugodzinrobiłatoconajmniejzdwomainnymi
mężczyznami.ByłdlaniejniczymiwszystkimdlaShelley.Odsunąłsię.
-Ostatnimrazem,kiedymy...powiedziałaś,żezrobiłaśto,bodenerwowałaśsię
mnąiShelley,idzieckiem,wszystkim.Inadaltakjest.Taknaprawdęmnienie
chcesz,aleniemożesz,kurwa,znieść,żektośinnychce.
-Możetakbyłozpoczątku,aleteraz...-Złożyłamokrypocałuneknajego
zamkniętychustach.-Wystarczy,żenaciebiepatrzęichcęcięzerżnąć.
Całowałją,niemająctakiegozamiaru.Miałpodpalcamijejpiersi,bardziejgorące
wdotyku,niżpamiętał,alepozatymtakiesame.Wymówiłajegoimięichwyciła
przódjegoszortów,alezałkałiodsunąłsię.
-Dlaczegoteraz?Wszystkietelata,Saro,ikiedywreszciemam...Czemurobiszto
teraz?-
Własnygłosbrzmiałmuwuszachjakgłoszałamanegoczłowieka,aletomiało
sens,boSarasprawiała,żesięrozpadał.Niedługobędziezapóźno;jeszczetrochęi
nigdynieposkładasiędokupy.
-Niewiemydlaczego.-Sarapchnęłagonaplecyiusiadłananimokrakiem.
Pozwoliłjej.-
Tojakwulkan.Cholerstwodrzemieprzezlata.Ludziebudujądomydokładnieu
podnóża.-
Rozpinałamukoszulę,ściągałaszorty.-Apotempewnegodnia:bum!Taniegroźna
staragórawybuchainaglemagmazalewawszystkieteuroczehotelikiirestauracje,
istaroświeckiechatyzbali.Ipotem,aledopieropotem,wszyscymówią,żeta
katastrofawisiaławpowietrzu.Była,kurwa,nieunikniona.Zawszechodziłoo
wulkan,nigdyogórę.
Stanęła,mającgomiędzynogami,ipochyliłasięwprzód,żebyumieścićjedną
rękęnaścianienadjegogłową.Drugązsunęłastringidokolan,następnieuniosła
kolejnoobienogi,kopnięciemrzucającskrawekwilgotnejbawełnyobokłóżka.
KucnęłanadJamiem,przytrzymującsięjegoramienia.
-Wiem,żecięzraniłam,iwiem,boiszsię,żeznówtozrobię,iniemogęobiecać,że
nie.
Czasamimyślę,żeranicięsamfaktmojegoistnienia.Aleobiecujęnieudawać,że
tosięniestało,inieudawać,żenicnieznaczyło.-Zmieniłapozycjęimokrewargi
sromoweotarłysięojegoczłonka.Uniósłbiodra,wysilającsię,żebyznaleźćsięw
środku,alezawisławpowietrzu,tużpozajegozasięgiem.-Poproś,żebymcię
zerżnęła.
-Zerżnijmnie,Saro.Proszę.
Uśmiechnęłasięiopadłananiego.Będącwniej,Jamienajpierwzamknąłoczy,a
potemjeotworzył,ponieważSarasięznimkochałainiechciałtegostracić.
-Jesteśkurewskopiękny-powiedziała,ciągnącrzadkorosnącewłosynajego
piersi.-
Jesteśpięknym,cudownym,niesamowitymmężczyznąijestemzciebietakadumna.
-Przemawiałałagodnie,dotykającjegopiersiibrzucha,ześlizgującsięwdółi
unoszącnajegoczłonkuwłagodnymtempie.-Chybanigdyciniemówiłam,jaka
jestemzciebiedumna,alejestem.Będziesznajlepszymtatą...
-Szsz.Proszę,Saro,niemówo...
-Uporajsięzrealnościątejsytuacji,Jamie.-Uśmiechnęłasięiprzyspieszyła.-
Byliśmydługoprzyjaciółmiiświadomość,jakietouczuciemiećwsobietwojego
kutasa,nigdytegoniezmieniłainiezmieniteraz.Zakilkamiesięcybędziesz
żonatymmężczyznązdzieckieminadalmoimnajlepszymprzyjacielem,inadal
będęchciałasięztobąpieprzyć,imożetynadalbędzieszchciałpieprzyćmnie.
Takajestrzeczywistość.
-Zawsze,zawszebędęciępragnął,Saro.To...ach!-Chciałjejpowiedzieć,żetylko
tegozawszepragnął,alesięgnęławtył,chwyciłajegojądrainiemógłmówić.
-Widzisz,zawszewiedziałam,żepewnegodniabędzieszmiałwłasnąrodzinę.
Przeżyłamszokitak,wkurzyłamsię,żetostałosiętakszybko,alezawsze
wiedziałam,żesięstanie.Jesteśopiekunem,Jamie.Zostałeśstworzonydoojcostwa.
-Iwszystkotomówiła,masującmujądraipodskakującnajegopenisie.Oddech
zacząłsięjejrwać.-Janatomiastzostałamstworzonadotego.
Jamiezrozumiał,mówiłamu,żenigdyniezostaniejegożoną,nieurodzimu
dziecka.
Oferowałamuszansenaposiadanierodziny,którejzawszepragnął,idziewczyny,
którejzawszepożądał,aleniewtymsamymdomu,nieztegosamegoźródła.Ito
byłowporządku,naprawdę.
Aleterazchciał,żebysięzamknęła,bochoćtakbardzokochałdźwiękjejgłosu,
nigdywżyciurównierozpaczliwieniepotrzebowałdojść.
-Sara-powiedziałitobyłowszystko.Wymówiłjejimię,apóźniejwszystko,co
kiedykolwiekpragnąłjejpowiedzieć,przepłynęłomuprzezkrocze.Zadrżał,
zaszlochał,apotemleżałnieruchomo.
10
PrzezstyczeńilutyJamieiSarawidywalisięrównieczęstojakzawsze,alezamiast
oglądaćfilmy,upijaćsięalbowychodzićnalunch,włazilidołóżkaSaryizostawali
tamdoczasu,gdyJamiemusiałiśćdodomu.Saręzaskoczyło,jaklubiłasięznim
pieprzyć,alejeszczebardziejłatwość,zjakązasypiała,kiedyzniąbył.Jegooddech
wjejuchu,rękawokółtalii,jegozapachidźwiękuspokajały.Wielerazymusiałją
budzić,bypowiedzieć,żeczasnaniego,aonaspędzałanoc,bezskutecznieusiłując
odzyskaćspokój,któryzabrałzesobą.
Mikezapukałdojejdrzwipodkoniecstycznia.Nosmusięwyleczyłiwróciłz
podkulonymogonem.WyznałSarze,żezaniątęsknił,asekszJessprzypominał
muczasy,kiedymiałtrzynaścielatidoprowadzałsiędowytrysku,walącgórę
poduszek.Saraniepotrafiławymyślićżadnegopowodu,żebysięznimnie
przespać,itakwznowiliromans.Wciągumiesiącaznówśmiertelniejąznudził.Nie
mogłasiędoczekaćjegoślubuwczerwcu.Nietylesamegoślubu,ilemiesiąca
miodowego,którymiałjejzapewnićpełnetrzytygodnieprzerwywspotkaniachz
nim.
TrzeciegomarcaShelleyurodziładziewczynkę,którąnazwanoBianca.Saraposzła
doszpitala,zabrałażółteróżedlaShelley,cygarodlaJamiegoimaleńkibiały
czepeczekdladziecka.
Trzymałabiało-różowezawiniątko,któreJamiewepchnąłjejwobjęcia,i
próbowałapoczućcośinnegoniżzniecierpliwienie.Jamieodprowadziłjądo
przystankuautobusowego,całyczasopowiadającoskurczachiznieczuleniu
zewnątrzoponowym,karmieniachikąpielach.NiepocałowałSarynapożegnanie,
zamiasttegouścisnąłjejrękęipodziękował,żeprzyszłazobaczyćjego
„dziewczyny”.Wdrodzedodomuusiłowałaniemyślećotymgorącymruchliwym
zawiniątku,aleczułajegociężarwpustychramionach,słyszałagulgoczące
dźwięki,któreprzebijałysięprzezwarkotautobusu.Czułasięzranionai
skołowana.Wstrząśnięta,żetowydzielająceciepłoismrodekstworzeniezostało
stworzoneprzezJamiego,żepotrafiłoobciążyćjejramionaikazaćjejmarszczyć
nos,umiałouczynićJamiegoślepymnanią,niewrażliwymnajejpożądanie.
TamtegowieczoruSarazrobiłazłerzeczy.Niebezpieczne,bolesne,brudnerzeczy.
Niewróciładodomu,dopókijejciałanieopuściłapamięćdziecka.Dopókijej
skóraniezostałaotartaażdokrwi,aonaniezaczęłacuchnąćjakbezdomna
wariatka.
WpierwszychtygodniachponarodzinachBiankiJamietrzymałsięzdalaodSary.
Dzwonił
doniejcowieczór,przepraszajączakolejneopuszczonespotkanie.Dzieckobyło
nieprzewidywalne,wymagające,niedałosięgozostawić.Shelleywyczerpana,
chora,niemógłjejodmówić.Dotegopraca,domiprzygotowaniadoślubu.
Przyjdziesięzniązobaczyćprzypierwszejokazji.
Saraodparła,żeitakjestzajęta.Programstudiówmagisterskichokazałsiębardziej
wymagający,niżsięspodziewała,iokazałosię,żeczasrutynowopoświęcanyna
naukęniewystarcza.Terazosiódmejznajdowałasięwczytelniwydziałusztuki,
razemzresztąubranychnaczarnozatwardzialcówopodkrążonychoczach,pijąc
kawę,postukującnogąiklikającdługopisem.
Odsiódmejdodziewiątejkłócilisię,czySlessornaprawdębyłmodernistą,aHope
geniuszemczynudziarzem.Czasamipomagalisobieprzyukładaniuplanówprac
pisemnychalboformułowaniupunktówdodyskusji.Jedlipolaneczekoladą
herbatniki,ciasteczkazhaszemalboorzeszkipodkradzionezuniwersyteckiego
baru.Odziewiątejżyczylisobieszczęścia,całowalisię,przelotniealboserio,i
udawalisięnaswojezajęciaalbospotkania.Wporzelunchudokonywali
przegrupowania,zjadalito,cozostałozporannejsesji,iznówtrochęsiękłócili.Po
południumielikolejnezajęcia,wczesnywieczóroznaczałnaukęwbibliotecealbo
przepisywaniepracwpracownikomputerowej,poczymSarałapałaautobusprosto
dopracy,gdziezajmowałasiękelnerowaniemdodziesiątej.Jamiedzwoniłco
wieczórojedenastej.Rozmawialiparęminut,apotemSaraznówsięuczyła.
Przeważniekładłasięokołotrzeciejizasypiałaprzedświtem.Wweekendyspała,
uczyłasięinikogoniewidywała.
Właściweniemiałaczasu,żebyspędzaćgozJamiem,aleitakirytowałająi
rozpraszałajegoprzeciągającasięnieobecność.Wtrzecimtygodniuzaczęłasię
gubićwlekturzeinawykładachprzyłapywałasięnamarzeniachnajawie.Doszła
downiosku,żewięcejczasutraciła,wyobrażającgosobie,niżgdybynaprawdę
spotkalisięnagodzinkę.Niemogłamutegooczywiściepowiedzieć,bozrobiłby
sięckliwy.Zamiasttegoprzeztrzykolejnewieczorynieodbierałatelefonui
trzeciejnocy,czternaścieminutprzedpółnocą,stanąłwdrzwiachwkoszulii
krawacie,cuchnącyzasypkądlaniemowląt.
Odtygodniniktjejnietknął.Todlategochciałosięjejpłakać,kiedyJamie
pocałowałjąwszyję,dlategosekswydałsięjejbolesnywswejintensywności,
dlategomusiałaugryźćsięwjęzyk,żebypowstrzymaćsięodpowiedzeniaczegoś
głupiego,kiedypóźniejleżaławjegoramionach.
-Chybanaprawdęzamnątęskniłaś-odezwałsię.
-Och,cóż-odparła.
KiedyBiancaskończyłamiesiąc,JamieiShelleysiępobrali.Nieodbyłasię
pierwotnieplanowanawystrzałowaimpreza,ponieważszczęśliwaparakiepsko
stałazpieniędzmiibyławyjątkowozmęczona.Shelleymiałanasobiebladoróżową
jedwabnąsuknięikwiatywewłosach.
Sarapomyślała,żewyglądałacałkiemładnie.Jamieczęstosięuśmiechał,ale
główniedoswojejcórki,którapodczascałejceremoniispaławramionachmatki.
Przyjęcieodbyłosięwsalinależącejdokościoła,zdrobnymiprzekąskamii
beczkowymwinem,októrezadbalirodzicepannymłodej,orazsprzętemgrającym
wynajętymprzezrodzicówpanamłodego.
Podczasprzyjęcia,kiedyShelleywyszłanakarmićBiance,JamiezaciągnąłSarędo
magazynkunazapasy.
-Dlaciebie.
Wręczyłjejczarnepudełeczko.Wewnątrzznajdowałasięzłotaobrączka.Sara
wpatrywałasięwniąbezwyrazu.Jamiewyjąłobrączkęzpudełka,uniósłprawą
dłońSaryiwsunąłjąnapalec.
-Zobacz,wyglądapięknie.
-Kupiłeśdwiewceniejednejczycośwtymstylu?-zapytałaizmiejscatego
pożałowała.
Przesunęłapalcamipogrubejzłotejobrączce.-Pocoto?
-Chciałemcipokazać,żeślubniezmieniatego,codociebieczuję.Saramiała
wrażenie,żezaczęłasiędusić.
-Wiem.Niemusiszmidawaćślubnejobrączki.Ludziezauważą.Jamiepocałował
jejrękę.
-Niktniezauważy,jeżelibędzienaprawejręce.Zresztątożadnaślubnaobrączka,
to...-
Uśmiechnąłsię,jeszczerazpocałowałjejpalecserdeczny.-Niejest
wygrawerowana,Saro.Jestjakmy,jakto,conasłączy.Piękna,silnaibezimienna.
Saraomałoniezwymiotowałasześciukieliszkówmozelskiegowina,którewypiła.
Jamiebyłczasemtakimrzewnymdupkiem.Alechociażtensentymentalizm
przyprawiałjąomdłości,jegooczysprawiły,żepoczułasmutekiniepotrafiłabyć
okrutnaanisarkastyczna.
-Chodźtu.-Złapałagowpasieiprzyciągnęładosiebie.-Mówiłamci,jakświetnie
wyglądaszwtymgarniturze?-Pocałowałagowszyjęnadkołnierzykiem.
-Nie,Saro,muszęwracać...
-Zaminutę.-Rozpięłamuspodnie.-Pragnęcię.
-Jakmożeszbyćtakakurewskoniedelikatna?Niemogętegorobićna,och,Saro,
nie.
-Cśś.-Wyjęłajegojużtwardegoczłonkaiobrabiałagowdłoniach,aJamie
całowałjąwszyjęipodniósłspódnicę.ZzadrzwisłyszałaOnlyYouistukot
wysokichobcasównakafelkachpodłogi,bezosobowyszmerczterdziestuosób
prowadzącychdwadzieściarozmów.
-Sara,tonaprawdęniewporządku-szepnąłjejdouchaJamie,kiedyodsunęłana
bokmajtkiiwprowadziłagowsiebie.Upadłanapudłozpapieremtoaletowymina
chwilęsięrozdzielili.Potemwszedłwniąponownieipoprostusiępieprzyli,oboje
całkiemubrani,obojezezwykłymizłotymiobrączkami,obojeprzygryzający
wargi,żebypowstrzymaćkrzyk.Zacząłsięszybkikawałekihałaszsalistałsię
głośniejszy,kiedybutynaobcasachiciężkieskórzanebutydogarniturówzaczęły
walićwparkiet,akilkuopitychpiwemmężczyznusiłowałośpiewaćzzespołem.
Dusznymagazynekcuchnąłwybielaczem.Sara,jużlekkopodpita,zorientowałasię,
żewidzijakprzezmgłę.Zamknęłaoczy,alewtedypoczuła,jakbyszybkoskądś
spadała,więcjeotworzyła.Jamiemiałczerwonątwarz,potkapałmuzeskronina
jejsukienkę.Uśmiechnąłsię,właściwebyłtogrymas,idotknąłjejtwarzymokrą,
gorącądłonią,takżepoczułanapoliczkuzimnąobrączkęizagryzłamocnowargi,
mocno,mocno,żebypowstrzymaćwycie,kiedyprzetoczył
sięprzezniąorgazm.
Jamiewyszedłpierwszy,kiedyjużsprawdziła,czyniemaodciskuszminki,
mokrychplamaniinnychwymownychśladów.Sarausiadłanapudleizlizałakrew
zwnętrzawargi.Wstrząsnęłotoniąmocniejniżcokolwiekinnegoodbardzo
dawna.ZpewnościąbardziejniżrżnięciesięzJamiemdotejpory.Znienacka
ogarnęłojąnieznaneuczucie,cośprawdziwego,jasnegoigłębokiego.Niemiłość,
alecoścholerniepodobnego.Coś,cotrochęprzypominałomiłość,kiedybyło
dostatecznieciemnoikiedyprzekręciłosięgłowęnabokizmrużyłooczy.Poczuła
toizrozumiała,żemakłopoty.
Pieprzeniesiędlaprzyjemnościbyłotrudną,niebezpiecznągrą.Szczególniedla
kobiet,którychciałazostałyspecjalniezaprojektowanetak,bywmanewrowaćjew
przywiązanie.Sarawiedziała,jaktodziała:gwałtownefaleadrenalinyi
testosteronutworzącepożądanie,delikatnyszumdopaminy,niezawodnie
pojawiającysięjakpopapierosie,apotemcałatarozkosznaserotonina.Akiedy
byłanatymcudownymnaturalnymhaju,władzęprzejmowałpierwotny,liczący
trzymiliardylatinstynktistawałasięzaledwieściskającą,zasysającąmaszynądo
kopulacji.
Wybornespazmyorgazmuoznaczałypoprostusposóbnawywołanieskurczów
szyjkimacicyiwessaniespermyjakodkurzacz.
Wbłogichchwilachpotym,gdydrżenieustało,zaczynałanapływaćoksytocyna,
zatruwającjejkrewtąsamąsubstancjąchemiczną,którawywołujeprzywiązanie
matekdodzieci.Imczęstszewystawienienajejdziałanie,tymmocniejszawięź.
BiologicznychwytzapewniającyprzetrwaniegatunkuuSarydziałałgenialnie.To
właśnieczułaterazdoJamiego.Niemiłość,poprostuchemiczneuzależnienie
wywołanemiesiącamizażywanianarkotyków.Przysięgłasobie,żezmniejszy
dawki.
11
Zpowodukaca,którypozwoliłjejwstaćzłóżkasporopoczwartejpopołudniu,
SaraspóźniłasięnaobchodyurodzinJamiegowpubie.Kiedytamdotarła,Mikei
Jamiebylijużnawpół
pijani,ichstolikwogródkupiwnymzaśmiecałypusteszklankiipełnepopielniczki.
Jamiewyglądał
gównianieiSaramutopowiedziała.
-Spróbujspaćwnocypopółgodzinyizobaczymy,ktobędziewyglądałgównianie.
Powinnaśusłyszeć,jakgłośnopotrafiwrzeszczećmójdzieciak.DziękiBogumama
zgodziłasięwziąćjąnadzisiaj.Shellijajesteśmywykończeni.
-Biedak.-Saraucałowałagowczołoizwalczyłachęćprzesunięciasięniżej,
pocałowaniagowusta.WyprostowałasięipoklepałaJamiegoporamieniu.-
Zawszemożeszzostaćumnie,gdybyśpotrzebowałprzerwy.
-Nieróbtego,stary-ostrzegłMike.-DerazyspędziłemnoczSarą,wogólenie
spałem.-
Chwyciłjąwpasieiposadziłsobienakolanach.Palnęłagoobiemarękomai
ześlizgnęłasięzjegokolannakrzesło.
-Cojest?Dziewczynysąwwiniarni,odprężsię.Jamieodchrząknął.
-Tak,alejatujestem.
-Wiesz,żeniepotrafimyzSarąutrzymaćrąkprzysobie.-Mikewykonał
gwałtownyruchdoprzodu,chwyciłtwarzSarywdłonieipocałowałjąwusta.
-Boże,chybaprzydałbysięwammomentnaosobności.-Jamiewstał.-Drinki?
Obojezłożylizamówienia,akiedyodszedł,SarauderzyłaMike’aporęce,która
ukradkiemsunęłapojejnodze.-Cosięztobądzieje?Jesteśnaglewolnyi
zapomniałeśmipowiedzieć?
-TotylkoJamie.
-Ikażdy,ktopostanowiprzejśćsięwtympublicznymmiejscunajruchliwszego
dniatygodnia.Czasamijesteśdurny.
Mikeponowniepołożyłjejrękęnaudzie.
-Minęływieki,Saro.Niedługoeksploduję.
-CzytywogóleuprawiaszsekszJess?
-Rzadko.Apozatymtonietosamo.Onanierobitegocoty,niewie,colubię.
Sarawywróciłaoczyma.
-Więcczemujejniepowiesz?Amożejapowinnam?Utniemysobiebabską
pogawędkęidamjejparęrad,jakmacissaćfiuta,żebyśnieobmacywałpublicznie
jejprzyjaciółek.
-Cosięztobą,kurwa,dzieje?
Nieodpowiedziała.Właśniezdałasobiesprawę,żeMikeiJamiestanowilicałyjej
intymnyświat.Ostatniopieprzyłakogośinnegoprawieczterymiesiącetemu,
podczasswoichurodzin.AMike’aniewidziałaodponadmiesiąca,cooznaczało,
żeprzezcałytenczasuprawiałasekstylkozJamieminikiminnym.Jaktosięstało,
docholery?
-Todlatego,żesiężenię?-TonMike’abyłtakprotekcjonalny,żemiałaochotę
wymierzyćmupoliczek.
-Wiesz,żemnietonieobchodzi.
-Jasne,ale...-Mikepogładziłwewnętrznąstronęjejnogi.-Tojużzakilka
miesięcy.Możetrochęciodbija?Możenawetjesteśzazdrosna?
-Nie.
-Toco?Maszchłopakaczyjak?
-Nie.
-Toczemujesteśtakazimna?
-Niejestem.Byłamzajęta.Jeżeliznajdęczaswtygodniu,spotkamysięiurządzimy
dymanko.Wporządku?
-Jezu,jesteśtakkurewsko...
-Drinki.DziękiBogu!-SaraodwróciłasiędoMike’aplecamiipomogłaJamiemu
postawićszklanki.Potemwypiłaobadrinki,swójiMike’a,dwomapotężnymi
haustami.
-Oj!-powiedziaładoMike’a.-Chybamusiszpójśćpowięcej.
-Głupiadziwka-rzekł,alewstałiruszyłdobaru.
-Ocochodziło?-zapytałJamie.
-Jestwkurzony,boodjakiegośczasutegonierobiliśmy.
-Och.-Jamiepociągnąłpiwa.-Ee,jakdługo,odkąd...Spojrzałananiego.Wbił
wzrokwdziuręwblacie.Martwiłoją,żewyglądanatakiegozmęczonego,ito,
jakiestresującezrobiłosięjegożycie.Chciałagopocałowaćjaknależy,wusta,ale
poprzestałanakolejnymklepnięciuwramię.-Wystarczającodługo,żeby
podejrzewał,żeukrywamgdzieśchłopaka.
Jamiezerknąłnaniązniespokojnymuśmiechem.
-Aukrywasz?
-Cóż,tyjesteśchłopakiem.
-Tak,aletonietosamo.
-Zwyjątkiemsytuacji,kiedytojesttosamo-odparłaSarazaskoczona,żeto
powiedziała,itym,żeniespodziewanieścisnęłojąwgardle.
-Och.-Uśmiechnąłsię,zaczerwienił,zerknąłprzezramię,apotemznówpopatrzył
jejwoczy,ponowniesięuśmiechnąłizmarszczyłbrwi.-Jestemtwoim
chłopakiem?
-Nie.Absolutnienie.Pojęcianiemam,skądcitoprzyszłodogłowy.
-Sara!-Jamiekuksnąłjąwramię.Oddałamuizauważyła,żenieuciekłprzed
ciosem,pochyliłsię.Spodobałosięjejtakżeto,żenieprzeciągnąłtegodłużejniż
trzeba,oparłsięojejramię,apotemodsunął,zmierzyłjąwzrokiemiodgarnąłjej
kosmykwłosówztwarzy.
-Nierozumiem,comówisz-powiedział.
-Jateżnie.
-Aleitakmisiępodoba.
-Mnieteż.-Kulawjejgardlesiępowiększyła.Chciała,żebyMikesiępospieszył,
potrzebowałanastępnegodrinka,alechciałateż,żebyniewracał,bo...Boże,cosię
zniądziało!
Chciała,żebyMikeniewracał,bomogłabybyćsamazJamiem.Kompletnie
zmiękłainiechcącystałasięmonogamicznazpowoduJamiego.Podziewięciu
latachniemalcodziennychkontaktównaglepragnęłaichwięcej.
-Jestempijana,wiesz.
-Niejesteś.
-Jestem.Nawalona.Niepowinieneśsłuchać,cowygaduję,kiedyjestempijana.
-Itakniesłuchamtego,cowygadujesz.Jatylkowykorzystujęcięseksualnie.
JegouśmiechoszołomiłSarędotegostopnia,żechwyciłagozakołnierzyk,
przyciągnęładosiebieipocałowaławusta.
-Saro!-Wyrwałsięiobejrzałprzezramię,potemzerknąłnadjejramieniem,
wrócił
spojrzeniemdojejtwarzy.-Czyprzypadkiemwłaśnienieochrzaniłaśzacoś
takiegoMike’a?
-Tak.Cholera.Tak,owszem.Przepraszam.Niewiem,cosięzemnądzieje.
Przyglądałsięjejprzezkilkasekund.Zmrużenieoczuuwydatniłoworki,wyglądał
natrzydziestkę.
-Cośsięzmieniło,prawda?Międzynami?
-Niewiem.Ja...Tak,takmyślę...Może.Czuję,że...-Zauważyła,żeMikezmierzaw
ichstronęzdrinkami.WestchnęłainachyliłasiębliżejdoJamiego.-Później
dokończymy.Obiecuję.
MikeusiadłobokSary,stawiającprzedniątacęzczteremaszklaneczkamibourbona
inatychmiastwkładającjejrękępodspódnicę.
-Wlewaj.
Sarawypiła,rozmawiałazJamiemonieistotnychsprawachipozwoliła,żebyręka
Mike’atrafiładojejmajtek.Pamiętała,żekiedyśtakierzeczysprawiałyjej
przyjemność,alenieumiałasobieprzypomniećdlaczego.PalecMike’abyłszorstki
iuporczywy,nieprzestawałsięporuszać,choćnieczułapodniecenia,aJamie
siedziałtużobok.Zastanawiałasię,jakczujesięJamie,wiedząc,żepalec
wskazującyjegokolegipowoliwbijałsięwjejciało,iczywiedział,żechciałato
przerwać,aleniemogłazebraćdośćenergii,bytozakończyć.
WktórymśmomencieprzyłączyłysiędonichShelleyiJess.Sarabyłazadowolona,
ponieważMikewyjąłzniejpalec.Shelleyzaczęłaopowiadaćotym,jakiema
problemyzprawidłowymkarmieniemBianki.Saręzdegustowałatadyskusjao
popękanychsutkachizainfekowanychprzewodachmlecznych,aleJamiesięgnął
przezstółipoklepałShelleyporamieniu,mówiąc:„Świetniesobieradzisz,Shell”,
aonasięuśmiechnęła,pochyliłaipocałowałago.Mokrypocałunekzotwartymi
ustami.Saraniemogłaniezauważyć,jakdużebyłyjejpiersiijakładniewyglądała
teraz,kiedypozbyłasięreszteknadwagipociąży.
Saraczułasięjaknegatywnabohaterkawfilmiedlanastolatkówzlat
osiemdziesiątych.
Dziewczynazdługimiwłosami,wobcisłejbluzce,którauwodzichłopakatej
dobrej,alenakońcugotraci,ponieważjestpłytkaitandetnainiestanowi
konkurencjidlasłodkiej,oświeżowyszorowanejtwarzydziewczynyzzasadami.
DotknęłaramieniaJamiego,zajrzałamuwoczy.
-Zagramywpokera?
Skinąłgłowąikiedyjużskończyłnaprawdędługi,jaksięwydawało,pocałunekz
Shelley,wszedłzaSarądopubu.Kiedyznaleźlisięwśrodku,chwyciłagozarękęi
pociągnęłaobokautomatów,anastępnienatyły,dobaruzwinem.Byłato
najbardziejodosobnionacześćpubu,atodlatego,żekiepskooświetlonaibez
stołówdobilarduczyautomatówdopokera.Nieliczącparusamotnychpijakówi
barmanki,SaraiJamiebylitamsami.Wepchnęłagodolożywkącienajdalszymod
drzwiiwślizgnęłasięnamiejsceobokniego.
-Taklepiej,co?Wzruszyłramionami.
-Lepiejzczym?
-Dlanas.Niktnastuniezobaczy.
-Słusznie.Świetnie.
Saręjegogłosprzejąłchłodem.
-Cosięstało?
Stukałwstółkońcamipalcówiniepatrzyłnanią.
-Jamie?Cojest?Zrobiłamcoś,cocięzdenerwowało?Prychnął.
-Jesteśniesamowita.
Sarapoczułasięzupełniezagubiona.Półgodzinytemuprzyznałasiędo
bezprecedensowegoatakunieproszonejmonogamii,aonbyłmilutki,ciepłyimiał
szklisteoczy.Cosprawiło,żestałsięnagletakizimny?Nakryłajegodłonie
własnymi,powstrzymująctoirytującebębnienie.
-Możeszmiwyjaśnić?
Znówprychnął,odtrącającjąichowającręcedokieszeni.
-Właśniewidziałem,jakktościwsadzałpalce,nalitośćboską.
-A,to.
-Wiesz,jaksiępoczymśtakimczuję?Położyłagłowęnajegoramieniu.
-Tak.Przepraszam.
-Powiedziałaśmi,żejużznimniesypiasz.
-Nie,powiedziałam,żeostatnioznimniespałam.Niemówiłam,żewięcejtegonie
zrobię.
Inietwierdziłam,żeniepozwolęmusiędotknąć.
Jamiewestchnął.
-Musisztorobićnamoichoczach?
-MusiszczulićsięzShelleynamoichoczach?
-Jestmojążoną.
-Nienawidzętego,żejesttakaładnaimatewielkiecycki,imożeztobąspaćkażdej
nocy.
Janigdyztobąnieśpię.Inigdyniegapiszsięnamojecycki.
-Jesteśpijana.
-Mówiłam.Aterazpozwolisz,żebymcidałaporządnyurodzinowypocałunekczy
nie?
UstaJamiegopozostałysztywne,uściskniechętny,aleSaraniepoddawałasię,
gładząctył
jegoszyiiskubiącjegowargi,ażpoczułareakcjęjegociała.Pocałowałjąmocnoi
długo,przerywającdopiero,kiedywsunęłamurękęzapasek.-Niegrzeczna.
-Wrócimydomnie?Westchnął.
-Niemogę.Biancajestwdomuz...
-Jasne.-Usiadłaprosto.
-Niebądźtaka.Zapaliłapapierosa.
-Jaka?
-Totyniechciałaśsięwiązać.Totynalegałaś,żebymciągnąłtozShelley.
-Tak,wiem.
-Chybaże...tocośmiędzynami...możeczasnarenegocjacje.
-Toznaczy?
Jamieująłjejrękęipodniósłdoust.
-Mówiłaśprzedtem,żesytuacjasięzmienia.Myślę,żechceszczegoświęcej,i
wiem,żejategochcę.Myślę,żepowinniśmyotymporozmawiać.
Mniejwięcejoczymśtakimmyślała.Alesłysząc,jaktomówi,widzącnapięciew
jegooczach,zamarła.Nigdywżyciuniepotrafiłabytegozrobić.
-Myślę,żejestnamdobrze,jakjest.
Jamiepuściłjejdłoń,zacisnąłustaiskinąłgłową.
-Zostawięją,Saro.Jeżelimniezechcesz,zostawięją.
-Nie.
-Saro,ja...
-Nie.
Zaczęłymudrżećusta.
-Alepowiedziałaś,żesytuacjasięzmienia.Powiedziałaś,żechcesz,żebybyło
inaczej.
-Przepraszam,Jamie,aleniemówiłamnictakiego.Nicsięniezmieniło.Źlemnie
zrozumiałeś.
Ponownieskinąłgłowąispojrzałjejprostowtwarz.Miałoczyjaktenbezdomny
jednonogiżebrakbłagającyludziopieniądzenadenaturatprzedknajpą,wktórej
pracowała.Gdybywpatrywałsięwniąjakieśdwiesekundydłużej,możebysię
złamała.Aleniezrobiłtego.
-Przepraszam.-Przepchnąłsięobok,wplątującsięwnogiSary,kroczemiałna
wysokościjejtwarzy.-MuszęzabraćShelleydodomu.Trzebabędzienakarmić
Biance.
-Okej.Zobaczęcięniedługo?
-Cozaróżnica?-odparłizniknął.
Sararuszyładogłównegobaru.Zamierzałasięupićwtakimstopniu,żebynie
przejmowaćsiętym,cowłaśniezaszło.Upićwystarczająco,żebynieprzejmować
siętym,kogozabierzedodomu,doswojegonędznegomieszkanka.Upić
wystarczająco,byzapomnieć,jakabyłażałosna.
Obokstołówdogrypanowałtakitłok,żeniechcącnikogoprzypadkiemoparzyć,
musiałatrzymaćpapierosanadgłową.Toteżbyłoryzykowne,bojejwyciągnięta
rękaznajdowałasięnawysokościwielutwarzy.Ajednakwartobyłosiępomęczyć;
mieszankapotu,hałasuipapierosówdziałałakojąco.Przypomniałajej,żenależała
dodziewczyn,którelubiątłokibliskośćobcych.
Jamiebyłbytuchory.Dostałbyatakuastmy.
-Doprawdy,Saro,postępujeszwyjątkowonierozważnie,palącwtakimmałym
pomieszczeniu-ktośodezwałsięwprostdojejucha.
Saraznałatengłos.Znała,bobrzmiałechemwjejgłowieprzezosiemdługichlat.
Znała,bostanowiłcholernąścieżkędźwiękowąjejżycia.Szumiałjejwuszachjak
krew.Nie,tobyłoprawdziwe,szumkrwi,waląceserce.Wszystkietedźwiękibyły
realnei,coniesamowite,realnybyłtakżejegogłos.
Wułamkusekundy,któregopotrzebowała,żebysięodwrócić,zebrałasięwsobie,
byprzetrwaćgrozęchwili,gdygozobaczy.
-Kurwa-powiedziała,gdyjejnarządywewnętrznesięroztopiły,amięśnie
zmieniływgalaretę.Byłtam.Stałdokładnieprzednią,wystarczającoblisko,żeby
godotknąć.-Ożeżkurwa.
-Niemapotrzebyprzeklinać,Saro.Czemuniedopaliszswojegoohydnego,
rakotwórczegopetanazewnątrz?-Głowąwskazałdrzwi.
Wpatrywałasięwniego.Oczymiałdokładnietakie,jakzapamiętała:takzielone,że
obcypodejrzewalisoczewkikontaktowe;takrozumiejące,żeczułasięodkryta,
odsłonięta,odartadonagawkażdymsensie.Kiedyśmupowiedziała„masztakie
zieloneoczy”,aonodparł„nietakzielonejaktwojeserce”.
-Chodź.Otrząśnijsię.-Ruszyłwkierunkudrzwiiposzłazanim,aleniemiała
wrażenia,żezdołałasięzczegokolwiekotrząsnąć.Ledwiemogłaoddychać.
Zatrzymałsię,kiedyzeszlinadółzewnętrznymischodami,więciSarastanęła.
Usiłowałapowiedziećcośsensownego,aleniemogłamyślećoniczyminnym
oprócztego,żekiedywymówił
jejimię,zabrzmiało,jakbywypowiedziałjenagłosjakopierwszyczłowiekna
świecie.Chciałacofnąćsiędotegomomentu,takbymócjeszczerazusłyszeć:
„Doprawdy,Saro”.
-Niechnonaciebiespojrzę.-Kręciłgłowąjakkrewny,któryostatniowidziałją,
gdydopierozaczynałachodzić.Westchnął,uśmiechnąłsię,przeczesałpalcami
włosy.-MałaSaraClark.
-PanCarr-powiedziała.
Roześmiałsię,odsłaniającdrobne,białezęby.
-Czyjesteśmywszkole?
-Och.Cóż.-Saraklepnęłasięwczoło.Czułasięjakczternastolatka.
-Daniel,proszę.Iprawdęmówiąc,niejestemjuż„panem”,ale„doktorem”.
-Ooo!Jestempodwrażeniem.DoktorCarr.-Drażniłasięznim,byukryćfakt,że
rzeczywiściebyłapodwrażeniem.Niechodziłootytuł.Wszystkorobiłonaniej
wrażenie:mowaiwłosy,zachowanie,oczy,zęby,ciuchy.Byłtakkurewsko
imponujący,żenierozumiała,pocomiałbychciećtracićczasnarozmowęznią.
Pocowogólesiętuzjawił?
Czytałjejwmyślach,jakzawsze.Wyjaśnił,żeprzeprowadziłsięzpowrotemdo
Sydneymniejwięcejroktemu,mieszkałwRosehillibyłdyrektoremszkołydla
chłopcówwParramatta.
-Kurwa!-powiedziałaiobojesięroześmiali.-Myślałam,żedyrektorzysą
kompletniestarzyipomarszczeni.
-Są.
-Toniemożeszbyćdyrektorem.Jesteśzbytpiękny.Poczerwieniałiprzezułamek
sekundySarazobaczyłagotakiego,jakibyłwtedy:zczerwonątwarzą,spoconego,
umęczonego.Zobaczyłasiebiepodnim.
-Aty...cóż,nieprzypuszczałem,żemogłabyśjeszczewyładnieć,ale...-Dotknąłjej
ramienia.-Jesteśtusama?
-Co?-Wpatrywałasięwjegorękę.Dużą,ciepłąimiękką.Paznokciemiał
wymanikiurowaneiidealnieczyste.Żadnychzastarzałychwżerów,głęboko
osadzonegobruduwpęknięciachdłoni,inaczejniżwiększośćmężczyzntutaj.Jak
smakowałabyjegoskóra?Jaksól,kredaczykrew?
-Jesteśtutajsama?
-Och.Nie,przyszłamz...-Saraniemogłasięskoncentrowaćnaniczymoprócztej
rękinajejramieniu.Powinnabyłacośzauważyćalbosobieprzypomnieć,może
powiedzieć.
-Zchłopakiem?-Opuszkipalcówucisnęłygórnączęśćjejramienia.Żałowała,że
niejestgrubsza,miałbywięcejciaładowbijaniapalców.Żałowała,żeniejest
obwisła,wtedychwyciłbyjąpełnągarścią,zamiastpodszczypywać.
-Zprzyjaciółmi.Przyszłamzprzyjaciółmi.
-Amasz...?-Potarłleweoko.Sarachciałaszarpnąćgozarękę,przyciągnąćdo
siebieissaćtepalce,jedenpodrugim.-Czymaszchłopaka?
-Nie.
-Tocudownie.
-Tak.Jaktwojażona?
-Jesteśmyrozwiedzeni.
-Och.-Wielkisupełwjejżołądkuzacząłsięrozluźniać.Nawetniewiedziała,że
gotamma,dopókiniepoczułaulgizwiązanejzjegorozplataniem.-Niewiem,co
powiedzieć.
Powiedziałabymci,jakaniewiarygodnieszczęśliwasięczuję,alezapewnebyłoby
toniestosowne.
-Nie.-Danielsięuśmiechnął.-Byłobycudownie,gdybyśtopowiedziała.
-Jestemniewiarygodnieszczęśliwa,żejesteśrozwiedziony.Zejesteśrozwiedziony
ijesteśtutaj.
-Naprawdęcieszyszsię,żemniewidzisz?-zapytał.Wokółoczuimiędzybrwiami
niespodziewaniepojawiłymusięzmarszczki.-Myślałem,żemożeszmnie
nienawidzić.
Położyładłońnajegoczole,żebyrozprostowaćtebruzdy.Nowebruzdy.Powstałe
jakoskuteknieznanychwydarzeń,oddzieleniespędzonegoczasu.
-Nienawidziłamcięzato,żemniezostawiłeś.Wziąłjązarękęitrzymał.Uścisnął.
Puścił.
-Przepraszam.Myślałem,żetobędzie...Przepraszam,Saro.
-Wporządku-odparłaiteraz,kiedywrócił,rzeczywiściebyłowporządku.
Spojrzałnaniązgóry,zrozchylonymiustami,zczubkiemjęzykawystającym
spomiędzyzębów.
-Masznajpiękniejsząskórę,jakąkiedykolwiekwidziałem.Wciążchcęjejdotykać.
-Odkądtoprosiszopozwolenie?
Zamknąłoczyipogładziłjejramię.Kiedyspojrzałnaniąponownie,oczymiał
szkliste.
-Czywspomniałem,żejesteśtakpiękna,żezapieramidech?
Przerwaliimtrzejmężczyźniwbiałychstrojachdokręgli.PrzyjacieleDaniela.
Albokoledzy.Albocoś.Saraniemogłasięskupićnatym,comówił.Byłtaki
szacownyiuroczy,alekiedywymieniałzmężczyznamiuściskdłoni,Sarze
przypomniałosię,żepierwszyorgazmprzeżyładziękistaraniutejwłaśniedłoni.
Dźwiękjegogłosusprawiał,żechciałazamknąćoczyizdjąćzsiebieubranie.
Kręciłosięjejwgłowiejakjakiejśbohaterceromansu,któramdlejezakażdym
razem,gdyzbliżasięprzystojny,potężnieumięśnionybohater.Całakrew
gwałtownieodpłynęłajejdogenitaliów,głowęzostawiającwypełnioną
powietrzem.
Danielwłaśniepowiedziałcośzabawnego.Zorientowałasię,ponieważmężczyźni
wybuchnęliśmiechem.Żlesięczułaztym,żeniesłyszałajegowypowiedzi,bonie
zapamiętałagojakoszczególniezabawnego.Zawszebyłzbytzasadniczy,żebybyć
zabawnym.Możesięzmienił.
Minęłoosiemlat.
MężczyźnipoklepaliDanielapoplecach,kiwnęligłowamidoSaryiwrócilitam,
skądprzyszli.Danielodwróciłsiędoniejizacząłwyjaśniać,kimbyli,czymsię
zajmowaliidlaczegomusiałbyćdlanichmiły.Cośosiecipowiązaństarych
kumpliianachronicznymsystemieszkolnejadministracji.Ożeżkurwa,pomyślała
Sara,niechmówicałąnoc,całytydzień,wiecznie.
-Niesłyszyszanisłowaztego,comówię.
-Słyszę.Tylkonierozumiem.Przepraszam.Ująłjejobieręce.
-Tonietwojawina.Niesądzę,żebympowiedziałcośsensownego.Myślałemo
tobiekażdegodniaprzeztylelatiterazstoiszprzedemnąiniepotrafięnawet
jednegozdaniasformułowaćtak,jakbymchciał.
Ręcemiałgorąceigładkie,uwielbiałaje.Pamiętała,jakbardzopodniecałoją
przyglądaniesię,kiedyprowadziłlekcję,sposób,wjakiprzyużyciurąkcoś
podkreślał,dźgałpowietrzealbokreśliłpalcamikółka.Uwielbiałato,żewszyscy
patrzylinajegoręce,aoneznałysekrettego,cokryłosiępodjejubraniem.ASara
znałajegosekrety.Każdeścięgno,plamkęimięsieńukrytepodgarniturem,tylko
żewtedynienosiłgarniturów,aledżinsy,T-shirtyiczarnąskórzanąkurtkę,którą
czasamipozwalałponosićSarze,gdyodwoziłjądodomu.
Ledwiepotrafiłaznieśćmyśl,żezwiekiemmógłsięzmienićnietylkopod
względemdoborugarderoby.Żemogąistniećzmarszczkiczyplamyodsłońca,
którychniewidziała,albomożejegomięśniesflaczałybądźstałysiębardziej
zwarte.Czyprzybrałnawadze?Trudnopowiedziećprzeztewszystkieciuchy,które
miałnasobie,alekiedyśobejmowałachybawęższątalię.Mógłmiećgdzieśnową
bliznęjakta,którąonasamamiałanaplecach.Chciałaskierowaćnaniegoświatłoi
smakować,dotykać,ugniataćkażdączęśćjegociała.
-Znówniesłuchasz-rzekł,ściskającjejręcemocniej,niżbyłotokonieczne,żeby
zwrócićnasiebieuwagę.Boże,toteżpamiętała.Brutalnośćtychrąk.Tendencjędo
nadużywaniasiły.
Niedbałeokrucieństwo,zjakimszczypał,dźgałczydrapał.Przyjemność,którą
czerpałzdoprowadzaniajejdopłaczuizmuszania,bybłagała.Pamiętała,żekiedy
ostatniogowidziała,omałojejniezabił.Zapomniałajuż,jakąwymówkąuraczyła
rodzicówdlawyjaśnieniaswojegostanu.Pamiętałażal,któryczuła,gdyzbladły
ostatniesińceijejciałopowróciłodonormalnegostanu.
-Saro?-Ścisnąłdośćmocno,byzamrugała.-Denerwujęsięprzezciebie.Powiedz
coś.
-Miażdżyszmiręce.
-Och!-Puściłjejdłonie,apotemszybkoująłponownieiprzesunąłpalcamipo
kostkach.-
Zapomniałem,jakiemaszdrobnekości.Będęmusiałuważać,żebycięniepołamać.
Zapóźno,kurwa,pomyślała.
-Możeszmnieodwieźćdodomu?-zapytała.Danielpoprowadziłjąnaparking.
-Usiłowałemcięodnaleźć,odkądwróciłemdoSydney.-Otworzyłdrzwi
srebrnegobmwiwskazałjejsiedzeniepasażera.-Wyprowadziłaśsięzdomu.
-Tak.
-Iniemacięwksiążcetelefonicznej.
-Ciebieteżnie.Uśmiechnąłsię.
-Dyrektorszkołytoidealnyceltelefonicznychdowcipów.Jakątymaszwymówkę?
-Zależyminaprywatności.
-Rozumiem.Todlategojesteśtakamałomówna?
-Tożadnamałomówność,toszok.Iniecoprzerażenia.Nieodezwałsię,dopókinie
wyjechalinadrogę.
-Boiszsięmnie?
Saraodwróciłasięwjegostronę,byodpowiedzieć,ipoczuła,żeznówpogrążasię
wmarzeniach.Cotakiegosprawiało,żeniemogłaoderwaćodniegowzroku?
Właściwieniebył
przystojny,jeślioczywiściezawzorzecurodyprzyjmiesiętychciemnowłosych
niepokojącychbohaterówopermydlanychzobrzmiałymiwargamii
zmarszczonymibrwiami.Kiedyzobaczyłagopierwszyraz,pomyślała,żewygląda
jakBillyIdol,ponieważmiałpostawioneblondwłosyinosił
czarnąskórzanąkurtkę.Takieodniosłapierwszewrażenie,alekiedypodeszła
bliżej,zorientowałasię,żezupełnienieprzypominałBillyIdola.Niebyłpodobny
donikogo.Chociażwszyscyuważali,żetak,bojegotwarz,ciałoisposób
poruszaniasięprzywodziłynamyślgwiazdyfilmuirockowychpiosenkarzy.
-Boże,przeraziłemciętak,żezaniemówiłaś.
-Cośwtymrodzaju.Kiedyjesteśmyrazem,ogarniamnieszaleństwo.Zapadamsię
wświatfantazji.Samasiebieniepoznaję.Tomnieprzeraża.
-Wiesz,comnieprzeraża?-Danielzerknąłnanią,apotemprzeniósłspojrzeniez
powrotemnadrogę.-Spędzenieresztyżyciawtakżałosnymstanie,wjakim
upłynęłomitychostatnichosiemlat.Spędzenieresztyżyciabezkobiety,którą
kocham.
-Och.
Wszystko,czegopragnęła,sprowadzałosiędomarzenia,żebypanCarrwróciłdo
niejiwyznał,jakązdalaodniejczułrozpacz.Wyznał,żemusijąmiećteraz,
zawszeinawieki.Żebyon,tylkoon,wypowiedziałsłowapowtarzaneprzeztak
wielumężczyzn,którzyjejnieobchodzili.
Mogłajedyniepowiedzieć„och”.
Zapytałoadres,podjechałpodjejdom,odprowadziłjądodrzwiiodrzucił
zaproszenie,żebywejść.Niepocałowałjej,aleprzycisnąłwewnętrznąstronędłoni
dojejtwarzyidługotakstał.
-Chcęcięjutrowieczoremdokądśzabrać.
-Mampracę.Zabrałrękę.
-Przyjadępociebieosiódmej.
-Naprawdęmuszę...Odchodził.
-Siódma-zawołałprzezramię.
PrzezosiemlatSarażyłazpustką,którejnicniemogłoporuszyć.Animężczyźni,
aniwódka,aninarkotyki,aniwiedza,aninadzieja.Żyłazniątakdługo,żepustka
stałasięcechąjejosobowościdającąprzewagę,twardość,umożliwiającą
wchodzeniewintymnąrelację,gdytymczasempozostawaładaleka,azarazem
namiętnainiewzruszeniespokojna.Zbudowałaswojeżyciewokółznajdującejsięw
centrumświatadziuryokształcieDanielaCarra.Inagletenbrakzostałtakpo
prostuwypełniony.Przepełniony.Wylewałsiępozagranice.
Terazpojawiłasięnowapustka,aleniewniej,tylkowokółniej.Pierwszyrazodlat
czułasięfizyczniepodatnanazranienie.Maleńkiemieszkaniewydałosię
przepastne,skrzypiącełóżkoogromne,asofachciałająpołknąć,kiedysięnaniej
schroniła.Żadnegobezpieczeństwaanipociechy.Wszystkieprzestrzeniebyły
niezmierzone,ponieważonichniewypełniał.Pragnęła,żebyprzyszedłije
powiększył.Miałanadzieję,żewkrótcetosięstanie.
CZĘŚĆTRZECIA
1
Sarazadzwoniładopracy,żejestchora,istałaprzeddomemoszóstejtrzydzieści.
Danielpodjechałoszóstejczterdzieścipięć.Podczasjazdyzapytałuprzejmie,jak
jejminąłdzień,alepozatymsięnieodezwał.Saraniemiałanicprzeciwciszy,
mogładziękitemumedytowaćnadjegoudami.Wiedziała,żepodmodnie
workowatymi,lnianymi,beżowymispodniamimięśnienapinałysięiodprężały
przykażdymhamowaniuiprzyspieszeniu.Wiedziała,żekręconeblondwłosy
pokrywającejegonogirzedły,apotemkończyłysięwpołowiewysokości
wewnętrznejstronyud.
Skóratambyłabladaimiękkajakudzieckaireagowałanałaskoczącyjąjęzyk
gęsiąskórką.
Podczasdziesięciuminut,którychDanielpotrzebował,żebydojechaćdoParramatta
iznaleźćmiejscedoparkowania,Saradoprowadziłasiędobezgłośnego
szaleństwa.
-Meksykańskajestokej?-zapytał,kładącrękęwdolnejczęściplecówSaryi
prowadzącjąalejkąnatyłach.
-Tak-powiedziała,jakbytomiałojakieśznaczenie.Restauracjaokazałasię
ciemnainawpółopustoszała.Usiedliwnarożnejlożyobokzdjęciachihuahuaw
sombrero.Danielzamówił
dzbaneksangriiiszklankęszkockiej,apotemzwróciłsiędoSary,marszczącbrwi.
-Czytomalowidłonatwarzyjestnamojącześć?
-Och,tak,taksądzę.
-Wyglądaszlepiejbeztego.Pospolitedziewczynysięmalują,pięknymniejestto
potrzebne.
Sarawzruszyłaramionamiiwzięładorękimenu,alekiedytylkozamówili,poszła
dodamskiejtoaletyistarłacałąszminkę.Gdywróciła,dotknąłpalcemjejwargi
uśmiechnąłsię.
-Gdziebyłeśprzeztewszystkielata?-spytała,kiedydziobalijedzenie.
-A,wielkiepytanie.Krótkaodpowiedźbrzmi,żenapółnocy.-Danielpociągnął
łykszkockiej.Byłzdenerwowanyczyzawszepiłdokolacjiszkockązwodą?Sara
czułafizycznyból,żetegoniewie.
-Czemuniepodaszmidługiejodpowiedzi?Znówpociągnąłdrinka.
-Wporządku.PrzeprowadziłemsiędoBrisbane,uczyłemangielskiegoihistorii
współczesnejwkoszmarnieniedoinwestowanejszkolepublicznej,ukończyłem
doktorat,dawałemkorepetycjedzieciomimigrantów,prowadziłemmęskągrupę
modlitewnąwlokalnymkościele,nauczyłemsięjeździćnanartachimówićpo
francusku,zabrałemrodzinęnawycieczkępoAmerycePółnocnejiEuropie
Zachodniej,patrzyłem,jakmojamatkaumieranarakapiersi,przeprowadziłemsię
doKempsey,rozkręciłemprogramwyrównawczydlanastolatkówzbiednych
rodzin,zdobyłemnagrodęobywatelską,świętowałemdwudziestąpiątąrocznicę
ślubu,zacząłemuprawiaćjogging,nauczyłemsięgotować,rozwiodłemsię,
przeprowadziłemdoSydney,zdobyłemetatwprestiżowymcollege’udla
chłopców,szukałemdziewczyny,októrejmyślałemcodziennieprzezostatnich
osiemlat,znalazłemtędziewczynę,usiadłemnaprzeciwniejiwypiłemszkocką.
Koniec.
Sarazdałasobiesprawę,żewstrzymywałaoddech.Wbiławzrokwblatstołuiprzez
kilkasekundgłębokooddychała.Niemogłasięzmusić,żebynaniegospojrzeć.
-Teraztwojakolej-powiedział.Sarapopatrzyłanaswójtalerz.
-Szkoła,pracakelnerki,uniwerek,nigdzieniebyłam.Nuda.
-Hm,niewspomniałaśochłopakach.Przeztewszystkielata,amówimyookresie
dojrzewania,niebyłożadnychromansów,żadnychprzygód?
-Nicwartegowspomnienia.Jedzeniemiwystygło.-Odepchnęłatalerzirozejrzała
sięwposzukiwaniupopielniczki.
-Tusięniepali,Saro.
-Wiem.Awidzisz,żebympaliła?
-Widzę,żeszukaszpopielniczkiitrzęsieszsięjakprawdziwynałogowiec.
Sarazamarła,zdającsobiesprawę,żefaktyczniedrżąjejramiona.
-Uwielbiamsposób,wjakisięporuszasz.Myślę,żezawszebędęzabierałciędo
miejsc,gdzieniewolnopalić,żebymócpatrzeć,jaksięwijesz.-Uśmiechnąłsiędo
niejwąskimiwargamiimusiałapołożyćręcenakolanach,żebyopanowaćich
drżenie.Nachyliłsiędoniej,obiedłoniepłaskooparłnastole.-Poczułaśsię
skrępowana?
-Nie,wcalenie.Nachyliłsiębardziej.
-Jesteśczerwonanatwarzy.
Saraprzycisnęładłońdopoliczka,płonął.
-Gorącotutaj.
Przysunąłsięjeszczebardziej,takżeprawiewstałzkrzesła,iująłwdłoniejej
podbródek.
-Twojatwarzmadokładnietakisamkolorjakpodczasorgazmuimasztaksamo
zarumienionąszyję.
Sarapoczułakroplepotuspływająceposkroniach.Usiłowaławymyślićcoś
zabawnegoiciętego,alepotrafiłamyślećtylkoojednym:Nigdysięnieczerwienię,
włóżkuaninigdzie.Nawetkiedywdziesiątejklasiewygrałabiegprzełajowy,nie
miałaczerwonejtwarzy.Jamiepowiedział
wtedy,żejestbezkrwista,ipowtórzyłtowzeszłymtygodniupotym,gdykochali
sięgodzinamiwjejdusznymmieszkaniu,przyzamkniętychoknach.
SarapróbowałaoderwaćspojrzenieodzielonychoczuDaniela,aletrzymałją
mocnozagłowęiodsunięciesięwymagałobyruchunatylegwałtownego,że
przekraczałjejmożliwości.
Wszystkoprzekraczałojejmożliwości.Siedziała,milczącowpatrującsięwteoczy,
iczuła,jakżarzkońcówpalcówDanielarozprzestrzeniasięodczubkajej
podbródkaprzezpoliczkiinosorazczołoiwdół,naszyjęipierś.
-Gdziepracujesz?-zapytałDaniel,puszczającjejbrodęiodchylającsięnakrześle.
-WWesternSteakhouse.Zatłuszczonadziurapodrugiejstronierzeki-odparła,
jakbytobyłanormalnacodziennarozmowa.
-Brzmifascynująco.Jakdługosiętymzajmujesz?
-Odkądwyprowadziłamsięzdomu.
-Czyli?
-Jakieśsześćlattemu.
-Chodziłaśwtedydoszkoły.-Zmarszczyłbrwi.-Dlaczegoopuściłaśdom?
Sarabałasiętegopytanianawetwnormalnychokolicznościach,atetakieniebyły.
Zwyklekłamała,alejemuniepotrafiłaskłamać.Gdybymupowiedziała,czułby
litość,ategobyniezniosła.
-Tocałahistoria.Zostawmyjąnapóźniej.-Uśmiechnęłasię,jakbychodziłoo
nagrodę,naktórąwartoczekać.
Danielskinąłgłową,alewyglądałnazdenerwowanego.Żebypoprawićnastrój,
Sarazapytałagoolekcjefrancuskiego,naktórechodził.Zadałapytaniepo
francuskuiwnagrodędostał
sięjejoślepiającyuśmiech.Byłniązachwyconyipromieniałapodwpływemtego
zachwytu.
Myśląctylkoopodtrzymaniutegoblasku,opowiedziała,jakpojegowyjeździez
SydneyzaczęłasięcodziennieposzkolespotykaćzAleksemKnightem,twierdząc,
żenalekcjefrancuskiego.
Musiałapotemuczyćsięprzezpółnocy,żebyjejwynikiusprawiedliwiałygodziny
spędzanerzekomonakorepetycjach,ataknaprawdęnapieprzeniu.
Wpatrywałsięwniąprzezkilkasekund.Kiedysięodezwał,głosmiałcichy.
-Tonajbardziejwstrząsającarzecz,jakąwżyciusłyszałem.Czujęsięchory.
-Co?Dlaczego?-Roześmiałasię.-Jakbyśniewiedział,żenastolatkispędzajączas
przeznaczonynanaukę,pieprzącsięnatylnychsiedzeniachsamochodów.
-Nieoto...Byłaś...-Danielprzesunąłdłońmipowłosach.-AlexKnightbył
kapitanemszkolnejdrużyny.ByłprzewodniczącymMłodychChrześcijan!Oślizgły,
małygówniarz.-
Pociągnąłdużyłykszkockiej.-Zdawałaśsobiesprawę,żeto,corobił,było
nielegalne?Aon?
-Żartujesz?
-Gdybymwiedział,żechłopieczdwunastejklasyromansujeznieletnią
dziewczynką...
-Daniel!-Sarachwyciłagozarękęiprzestałperorować,żebyspojrzećnajejrękę.
-Alexmiałsiedemnaścielat.Delattymiałeś?
-Nieoto...
-De?
-Trzydzieścicoś.
-Trzydzieściosiem.Mójdrugikochanekmiałodwadzieściajedenlatmniejniż
pierwszy,azatemwmoichoczachbyłkompletnymdzieciakiem.-Saraścisnęła
jegodłoń.-Prawdęmówiąc,byłnajmłodszyzewszystkichfacetów,zktórymi
spałamwroku,gdyodszedłeś.
-Zewszystkich...Cotymówisz?Byliteżinni?
-Oczywiście.
-Ja...cholera.-Potarłoczy,wciągnąłpowietrzeprzezzęby.-Duinnych?
Szalałzzazdrości.Zachwyciłojąto.
-Niemampojęcia.Straciłamrachubę.
-Ale...
-Aleco,Danielu?Ocochodzi?
-Byłaśtakabystra.Takainteligentna.-Zamknąłoczy.
-Zabawnasprawazrozumempoleganatym,żemężczyźnimajątendencję,bygo
niedostrzegać,kiedynosimykrótkiespódnice.
-Zamknijsię,Saro.
Danielodmówiłprzejrzeniamenuzdeseramiiwniespełnagodzinępoprzyjściu
znówsiedzieliwjegosamochodzieijechalizpowrotemdodomu.Sarakilkarazy
zaczynałamówić,alejejnatoniepozwolił.Zakażdymrazem,gdyotwierałausta,
zdejmowałlewąrękęzkierownicyiunosił.„Nie”tojedyne,copowiedział.
Kiedyznajdowalisięjednąprzecznicęodjejmieszkania,zjechałnaopustoszały
parkingprzyboiskudosiatkówki.
-Okej,posłuchaj.-Wyłączyłsilnikiwciemnościachodwróciłsiędoniejtwarzą.-
Jestemniesamowicieporuszonytym,comidzisiajpowiedziałaś.
-Najwyraźniej.-Sarazapaliłapapierosa.
-Musiszpalićwmoimsamochodzie?
-Jeżelicisiętoniepodoba,możeszodwieźćmniedodomu.Właściwie-Sara
otworzyłaokno,strzepnęłapopiółnaasfalt,zamknęłaoknoispojrzałanaDaniela-
itakmożeszmniezabraćdodomu.Mamdosyć.
-Powiedz,jakmamsięczuć,Saro.Wszystkietelataspędziłem,wierząc,że
mówiłaśpoważnie,kiedytwierdziłaś,żejestemjedynymmężczyzną,któregow
życiupokochasz.
Zignorowałemfakt,żebyłaśdzieckiemłaknącymuwagi,którezawszemówiłoi
robiłoto,comiałomisprawićprzyjemność,czytegochciało,czynie.
Zignorowałemfakt,żebyłaśzbytnaiwna,byzrozumieć,coznaczykogośkochać
i...
-Przestań!-Sarawalnęłapięściamiwdeskęrozdzielczą.-Cozabzdury.Każde
słowo,którekiedykolwiekcipowiedziałam,mówiłampoważnie.Kochałamcię,
Danielu.Kurwa,takbardzociękochałam.
-Gdybyśmniekochała,nierzuciłabyśsięprostowramionategochłopaka.
-Niemogęuwierzyć,żetoodciebiesłyszę.-Saraodwróciłasię,żebynaniego
spojrzeć,podwijającnogipodsiebie.-Pamiętasz,jaksięzemnądrażniłeś,że
byłamtakanapalona,ajanienawidziłamtegosłowaizeskromnąminkąmówiłam:
„Ochnie,poprostuzatobątęskniłam”
czycośwtymstylu.-Zobaczyła,żeprzeztwarzDanielaprzemykauśmiech,co
dałojejodwagę,bysięgnąćidotknąćjegoramienia.-Martwiłamsię,żecośjestze
mnąniewporządku.Zenormalnedziewczynkinierobiąsiętakiemokre,że
kochankowieśmiejąsię,kiedyichdotykają.Martwiłamsię,żeuznałeśmnieza
dziwkęalbozakogośodrażającego,bozawszebyłamtakaspragnionaciebie,
spragnionaseksu.Alekiedyzapytałam,czycośjestzemnąnietak,zacytowałeś
JohnaWilmotai...
-Bogdybyśrozkoszswojamniejkochała,niebyłabyśdlamnieparą.
-Tak.Itesłowabyłydlamnietakimpodarunkiem.Wiedzieć,żemojepragnienie
niejestczymśpotwornym,żekażdy,ktomyślał,żeniepowinnamchciećtak
bardzo,takczęsto,niebył
mniewart.
-Niezdawałemsobiewówczassprawy,żetwojepożądanieniebyłojednostkowe.
Założyłem,żetennienasyconyapetyt,którytakpodziwiałem,miałaśtylkonamnie.
Sarazacisnęłausta.Poczułapotizorientowałasię,żecałątwarzmawilgotną.
Kiedywcześniejwyszłazmieszkania,zadrżaławreakcjinazimnewieczorne
powietrzeisklęłasamąsiebie,żewłożyłatakąkusąletniąsukienkępodkoniec
kwietnia.Aleterazupałjądusił.Złośćizakłopotaniezawszedziałałynanią
rozgrzewające
-Danielu,proszę,niezrozummnieźle.Zapierwszymrazem,kiedymniedotknąłeś,
cośuruchomiłeś.Dosłownie.Ledwiemiałamświadomość,żemamciało,apotem,
bum,mojeciałokrzyczy,cieknie,boliidrżyprzezcałyczas.Idziękitobie
uznałam,żetowporządku.Pokazałeśmi,corobićztymżarem,potrzebąijak
kurewskoniesamowiciemogęsięczuć.-Jegoramiędrżałopodjejdłonią.Ścisnęła
mocniej.-Problempolegałnatym,żewyjechałeś,niewyłączająctegoczegoś.
-Boże,Saro.-Głosmiałrówniedrżącyjakramię.-Niewiedziałem.Niezdawałem
sobiesprawy,że...nietegosiępotobiespodziewałem.Nigdybymniewyjechał,
gdybym...Boże,nietakiejciebiesięspodziewałem.Sarawymacałarączkęautomatu
isprawdziła,żezostałaustawionanaparkowanie,potemzwolniłaręcznyhamuleci
uklękłaobokniego.Całyświatbyłmokry.Taniapoliestrowasukienkaprzywarła
jejdoplecówipiersi,potściekałponogachitworzyłkałużepodkolanami.Włosy
przykleiłysiędokarku,czoła,uszuipoliczkówTwarzmiałamokrąimokreusta.
Wyraźnieczuła,żewilgoćmiędzyjejnogamijestgęstszaibardziejgorąca.
Mieszałasięzwilgociązespoconychudipotemspływającymzbrzucha.
Apotempoczuła,jakmokrajestjegoszyjaimokreustapodjejwargamiotwierały
sięiwciągałyjąwsiebie.UstapanaCarra.WargipanaCarra.Jegojęzykizęby,
ostreinieprzyjemne,imokre,mokre,mokre.Poczułakrewiprzezjejciało
przepłynęłafalarozpoznania.Byłjedynymmężczyzną,którycałowałtak,że
bolało.
Sarapamiętałapierwszyraz,kiedyjąugryzł.Miaławtedyczternaścielatisiedzieli
wjegosamochodzie,kazałsięjejodwrócić,żebywziąćjąodtyłu.Uznała,żeto
dziwne,niewidziećjegotwarzy,gdyjestwniej,idziwnebyłoteżzupełnie
odmiennewrażeniewywołanekątem,podktórymwszedł,dziwneiprzyjemne.
Wkrótcedyszałaiunosiłasięnadnimiopadała,akiedyprzeżyłorgazm,ugryzłją
mocnowramię.
-Chcętylkociebie.-Sarapoomackuszukałajegorozporka.-Zawszecię
chciałam.Żałuję,żekiedykolwiek...
Danielugryzłjąwpoliczek.
-Idźdotyłu-powiedział,alenieczekał,żebygoposłuchała.Chwyciłjązabiodrai
nawpół
popchnął,nawpółrzuciłponadznajdującąsiępośrodkukonsoląnatylnesiedzenie.
Pchnąłjąnabrzuchipodciągnąłsukienkędobioder.Sarasięgnęłazasiebie,żeby
godotknąć,alezłapałjązanadgarstkiiprzytrzymałobarazem.Potemoznajmił,że
jestniemożliwa,igłębokozatopiłzębywjejprawymudzie.Sarakrzyknęłazbólui
pożądania.Danielznówjąugryzłigryzł,gryzł,gryzł,ażobaudaopływałypotem,
ślinąiznaczyłajekrew.Niezdjąłjejbielizny,niepozwoliłsięodwrócić,niedałsię
pocałowaćanidotknąć.Gryzłjąjeszczeijeszcze,ażwkońcutakpłakała,żemiała
kłopotyzezłapaniemtchu.
Apotemnagleprzestał,przeniósłsięnaprzedniesiedzenieiodwiózłjądodomu.
Prosiła-
błagała-żebyzniąwszedł.Kiedyodmówił,znówpłakałaipytała,czymogłabyw
takimraziepojechaćdoniego.Albomożemoglibyzostaćnadworze?Czy
mogliby,proszę...
-Muszęzostaćsam,Saro.Tenwieczórniewypadłdobrze.Zupełnienietak,jak
planowałem.
-Danielu,proszę,proszę,niezostawiajmnie.Wszystkomisięmieszai...
Wysiadłzsamochodu,przeszedłnajejstronę,otworzyłdrzwiichwytającjąza
ramię,wyciągnąłnazewnątrz.Saratrzymałasięgokurczowo,usiłującgo
pocałować,aleudałosięjejtylkoobślinićjegonieruchomypodbródek.Odepchnął
jądośćmocno,byusiadłanaczwartymczypiątymstopniu.Kiedywstała,
wślizgiwałsięnasiedzenie.
Potemodjechał,zostawiającjądrżącąizakrwawionąnaśrodkuulicy.Właśnietak,
jakjązostawiłwszystkietelatatemu.
2
Jamiewiedział,żemusipostępowaćzSarąostrożnie.Dwadnitemuprawie
powiedziała,żegokocha,aonbyłtakuszczęśliwiony,żenaciskałzamocnoi
stchórzyła,wycofałasię.Musiał
pamiętać,żeSaranigdysięnieangażowała,przerażałająutratatakwielkimtrudem
okupionejniezależnościiżelepsiodniegoniezdołalijejzdobyć.Czekałnanią
tylelatiteraz,kiedyprawiedoniegonależała,zasadniczeznaczeniemiało,by
umiałopanowaćradośćipozwolićjejpodjąćtrop.
Postanowiłzostawićjąwspokojunaparędni,bynieuznała,żesięprzesadnie
zaangażował.
Mądrośćmetodypolegającejnawycofaniupotwierdziłasię,kiedynadrugidzień
zadzwoniładoniegodopracyibłagała,żebyprzyszedł.„Takmiprzykro,żesię
pokłóciliśmy-powiedziała-
naprawdęcięterazpotrzebuję”.Udałomusięukryćuśmiechnaczaswystarczająco
długi,byprzekonaćszefa,żemapotwornybólgłowyimusiiśćdodomu.
KiedytylkoSaramuotworzyła,wiedział,żecośjestbardzoniewporządku.Była
czerwonanatwarzy,atosięSarzenigdyniezdarzało.Twierdziła,żetozpowodu
gorącegodnia.
-Niejestgorąco,Saro.-Jamiedotknąłjejczoła.Płonęła.-Chybacięrozkłada.
Czujeszsięchora?
-Czujęsiędobrze.Czemumnieniepocałowałeś?
Całującją,Jamieteżpoczułgorąco.Zdjąłkoszulęsobie,potemjej.Brzuchiplecy
miałarówniegorącejakczoło.
-Dlaczegoniejesteśnauniwerku?Jesteśchora,tak?-zapytał,alejedyną
odpowiedzią,jakiejsiędoczekał,byłdotykjejjęzykawuchu.Idącdosypialni,
rozpiąłdżinsy,zdjąłSarzestanik,całującjejpiersi,kopnięciemzrzuciłmajtki,
położyłsięzniąnałóżkuipociągnąłzagumkęjejspodnioddresu.
-Zaczekaj.-Usiadła.-Wyłączświatło.
-Co?Dlaczego?-Wprowadzenieumysłuwstan,którypozwalałmusprostać
sytuacji,gdybyłzSarą,należałodotrudnychzadań.Popierwsze,musiał
zapomnieć,żenajprawdopodobniejjestnajgorszymkochankiem,jakiego
kiedykolwiekmiała,podrugie,musiałzapomniećożonieicórce.
Potrafiłuzyskaćtenskomplikowanystanwyparciawyłączniewtedy,gdywpełni
skupiałsięnatym,jakodbierałjądotykiem,jakpachniała,jakwyglądała.
KoncentrującsięnafizycznejobecnościSary,podniecałsiętakbardzo,żenie
mogłygopowstrzymaćnawetlękprzedniepowodzeniemaniciężkiegokalibru
poczuciewiny.Iotobyłtwardyjakskałaigotowy,aonazakłócamutenstan.
-Poprostuczułabymsięswobodniejprzyzgaszonymświetle.
MówiłajakShelley.Niedobrze.Niedaradytegozrobić,jeżelibędziemyślało
Shelley.
Wydarzeniamusiałysięszybkotoczyćalboowładnienimpoczuciewinyido
niczegoniedojdzie.
Jamiezrobiłdwakrokidowyłącznika,powtarzającsobie,żeodpowiedninastrój
siępojawi,kiedyznajdąsięwłóżku.Pozatymnadalbędziedośćjasno,żebymógł
jąwidzieć,ponieważoknonadłóżkiemwpuszczałodośrodkaświatłosłoneczne.
Alekiedypstryknąłwyłącznikiem,Saraspuściłażaluzje.Wpokojupanowałytakie
ciemności,żeledwierozróżniałjejsylwetkęnałóżku.
-Czemuniemogęnaciebiepatrzeć?-Macałnaoślepitrafiłnajejbiodrawciąż
okrytemiękkątkaniną.
-Cśś.Skończmnierozbierać-powiedziała,przyciągającgodosiebie.
Jamieniepotrzebniesięmartwił.Sarabyławyjątkowapodkażdymwzględem,ale
przedewszystkimzpowodutego,jaksięprzyniejczuł.Wświeciezewnętrznym
Jamiewidziałsięjakoniewystarczającego.Zamały,zachudy,zbytniecierpliwy,
zbytpasywny.Przerażałogo,żektośdostrzeżefakt,iżjestzbytsłabyipełen
wątpliwościjaknamężaiojca.Całyczasbyłpewien,żepowiniemusięnogai
wyjdzienajawjegonieudacznictwo.AlekiedykochałsięzSarą,czuł,żewszystko
byłojaktrzeba.Jamiebyłtaki,jaktrzeba.SaraiJamie,tołatwe,idealneisłuszne.
-Saro?-zapytałpotem,kiedyleżałazgłowąnajegopiersi.-Powiedziałabyśmi,
gdybycościsięstało?
-Mmm.
-Czytoznaczytak?Wymamrotałacośwjegopierś.
-Nierozumiemcię.
Westchnęłaiuniosłagłowęnatyle,byzłożyćpocałuneknajegopodbródku.
-Czydziewczynaniemożemiećparuchwilspokoju,żebynacieszyćsiępoblaskiem
szaleńczegoorgazmu?
Jamiewiedział,żeczegośunika,aleitakniezdołałpowstrzymaćuśmiechu.Shelley
niemiewałaorgazmówpodczasstosunku,aproszę,Saramaszaleńcze.Zapewnił
jejtychkilkaminutpożądanejciszy,apotemspróbowałponownie.
-Zostałaśwkońcuwpubieizalałaśsięwtrupa?
-Nie,wyszłamniedługopotobie.
-Mamnadzieję,żenieszłaśsamadodomu.
-Niestresujsię,mamo.-Dotknęłajegotwarzypalcami.-Ktośmniepodwiózł.
-Facet?-Tak.
-Mike?Mówiłaś,żeniebędzieszsięznimwięcejwidywać.Owionęłogozimne
powietrze,kiedyusiadła.
-Proszę,niezaczynaj.
Jamieteżusiadłispojrzałjejwtwarz,chociażwtychciemnościachtaknaprawdę
nicniewidział.
-Niczegoniezaczynam,Saro.Poprostupróbujęporozmawiać,atyjesteśstrasznie
tajemnicza.
-Niezamierzamtegoznosić,Jamie,naprawdęniemogę.Poprostuwyjdź,jeżeli
zamierzaszzachowywaćsięjakdupek.
Naglezdałsobiesprawę,żetokłótnia.Niezorientowałsię,żesięzbliża,alenagle
łup,bum,znajdowałsięwśrodkukłótnizSarą.Sięgnąłpojejrękę.
-Zawszewszystkomimówiłaś,aterazcośukrywasz.Czujęsię,jakbymciętracił.
Saraodsunęłaramię.
-Niemiałamświadomości,żemniezdobyłeś.
-Wiesz,ocomichodzi.
-Nie,niewiem.
Jamiemuzrobiłosięniedobrzeodchłoduwjejgłosie.Niewątpliwiejątracił,ale
cokolwiekpowiedział,tylkopogarszałosytuację.Musiałsięwycofaćnabardzo
znaczącąodległość,zanimonaodsuniesięodniego.
-Nieważne.Przepraszam.Chodźmycośzjeść,dobrze?
-Byłobyfajnie-odparłaciutcieplejszymtonem.
Zażegnawszykryzys,Jamiewstałiwłączyłświatło.Zacząłsięubierać,myśląc
tylkootym,jakboleśniedotknęłagojejzłośćiżewprzyszłościbędziemusiał
bardziejuważaćnato,comówi.
-Pójdziemydopubuczy...-Podniósłwzrokznadguzikówkoszuliikątemoka
zobaczył
Sarę.Gdybyspojrzałsekundępóźniej,spodnieoddresubyłybypodciągnięte,ale
terazstałaschylona,zwypiętymtyłkiemispodniaminawysokościłydek.Jamie
patrzył.Odkolandomiejsca,gdziezaokrągleniepośladkówprzechodziłowuda,
jejskórabyłapurpurowa.Saraprzezsekundępatrzyławpodłogę,apotempowoli
sięwyprostowała,stającplecamidościany.Chociażniewidziałjużtyłujejud,nie
potrafiłodwrócićwzrokuodmiejsca,wktórymprzedchwiląsięznajdowały.
-Przestańsięgapić.-Sarapodciągnęłaspodnie,ponowniesięschyliłaipodniosła
stanik,apotemkoszulkę.
Jamienieumiałprzestaćpatrzećnamiejscepotychzmaltretowanychkawałkach
ciała.Nicdziwnego,żebyłarozgorączkowanainieprzytomna.Aleczemumunie
powiedziała?Jakmogłacośtakiegoprzednimukrywać?Cozapotworność,myśl,
żeleżałapodnim,udając,żedobrzesiębawi,kiedywrzeczywistościmusiałoją
koszmarnieboleć.
-Cosięstało?-zdołałzapytać,kiedysiadałanabrzegułóżkaiwkładałaskarpetki.
-Nic,czympowinieneśsięprzejmować.
Nicczympowinien...czynaprawdęwłaśniepowiedziała,żetonic,czympowinien
sięprzejmować?Poprosił,żebypowtórzyła,copowiedziała.Itak,tobyłoto:„To
nic,czymmusiszsięprzejmować”.
Zacząłpłakać.
-Zostajeszzgwałcona,pobitaimamsiętymnieprzejmować?
-OJezu!-Sarawstałaigoobjęła.-Och,nie-powiedziała,pociągającgona
łóżko.-Ochnie,Jamie.Niemogęuwierzyć,żeotympomyślałeś.Janie...tonie
byłonicwtymrodzaju.O
Boże.Przepraszam,żecięprzestraszyłam,niechciałabym,żebyś...-Pocałowałago
wpoliczek.-
Dlategoniechciałam,żebyśtozobaczył.Zawszemyśliszonajgorszym.
Jamiepoczułfalęulgi.Apotemnagleobrzydzenia.
-Pozwoliłaś,żebyktościtozrobił?
-Tylkotakwyglądają.-Saraoglądaławłasnedłonie.-Topoprostumaliny.Wiesz,
żełatworobiąmisięsiniaki.
Tylkomaliny.Łatworobiąsięsiniaki.Nieprzejmowaćsię.Cóżzapociecha.Sara
pozwoliłakomuś,żebygryzłjejnogidośćmocnoidośćdługo,byspowodować
takciężkieobrażenia.Cozapsycholrobicośtakiegodziewczynie,zpozwoleniem
czybez?
-CzytobyłMike?
Sarapotrząsnęłagłową.Ustazacisnęłatakmocno,żezbielały.Białeustaw
czerwonejtwarzy.Jejnaturalnekoloryzostałyodwróconejaknanegatywie.
-Muszęwiedzieć,ktocitozrobił.
Saraszerokootworzyłausta,warginabierałykoloru,gdyukładałajewO.
-Niczegoniemusiszwiedzieć.Doceniamtwojątroskę,aleteraz,kiedyci
wyjaśniłam,żeniemasięczymmartwić,przyszedłczas,żebyśzostawiłtentematw
spokoju.
Jamiespróbował.Wytrzymałosiemsekund.
-Więctocoś,cosprawiaciprzyjemność?Byciezjadanąwczasieseksu?
Sarawyszłazpokoju.Jamiekilkakrotnieuderzyłsięwczołoiposzedłzanią.
Siedziałaprzykuchennymstolezpapierosem,udając,żeczytaksiążkę.
-Zapytałemtylkodlatego,żemożenastępnymrazemzechcesz,żebymcięuderzył
czycośwtymstylu.Możepoprostunieumieszczerpaćzbytwielkiejsatysfakcji,
kiedystaramsiębyćdelikatnyimyślęotwojejprzyjemności,podczasgdy
naprawdęchciałabyśdostaćporządnelanie.-
Jamienienawidziłsamegosiebie.Gadałjakmarudna,histerycznababa.Widoktych
purpurowychuduruchomiłwjegomózgujakiśprzełącznikiJamieniewiedział,
jakgowyłączyć.
Niepodniosławzrokuznadksiążki.
-Naszespotkaniacałkowiciemniesatysfakcjonują,Jamie.
Spotkania?Wjejustachzabrzmiałotojakprzypadek.Jakbyprzypadkiemwpadlina
siebie,kiedyobojebylinadzy,askorojużsięnasiebienatknęli,przyokazjizdarzył
sięseks.Czyznaczyłotodlaniejtylkotyle?Byłpoprostukolejnymkutasem,który
miałjądymać?AjeślitymwłaśniebyłJamie,kimwtakimraziebyłtendrugi
mężczyzna?Czyakt,któryspowodowałuniejtesiniaki,teżnazwałabytylko
„spotkaniem”?
-Mamnadzieję,żeprzynajmniejużyłaśprezerwatywy.Facet,któryrobi
dziewczyniecośtakiego,jestpewnie...
-Nie,żadnejprezerwatywy.-Sarapodniosławzrokiuśmiechnęłasię,poczym
wróciładolektury.Jamiepodszedłiwyrwałjejksiążkęzrąk.Saramrugnęłatrzy
razy,potemjejtwarzzastygławplastikowąmaskę.
-Nieużywałaśprezerwatywy?
-Niebyłopotrzeby.Niezerżnęłamgo.
-Nie...więccozrobiłaś?
Sarawyjęłamuksiążkęzrąk,otworzyła,włożyłazakładkęiumieściłanastole.
-Tonietwojasprawa.
-Jeżeliuprawiaszseksbezzabezpieczenia,tomojasprawa.Roześmiałasiębez
śladuwesołości.
-Ależproszę,możesznakładaćgumę,zanimzaryzykujeszzarażeniesię,kiedy
mniepieprzysz.Alepiejpoprostuwogóletegonieróbmy.
Byłobardzoźle.Nietylkodlatego,żetopowiedziała,aleponieważzrobiłatoz
takimspokojem.Jakbybyłojejwszystkojedno,wtęczywewtę.Byłobardzo,
bardzoniedobrze.Usiadł
nakrześleobokiująłjejdłonie.
-Jeżeliterazsięzamknę,wybaczyszmi,żezachowałemsięjakgłupifiut?
Saraspojrzałaponadjegoramieniem.Zauważył,jakiemiałaczerwoneoczy,a
zawszeobecnecieniepodnimiwyglądałynaciemniejszeniżzwykle.Musiał
dosłownieugryźćsięwjęzyk,żebyprzestaćjąprzesłuchiwać.
-Niejesteśgłupimfiutem.-Ponowniepopatrzyłamuwoczy.-Jesteśuporczywie
zrzędliwymwrzodemnatyłku.
-Przestanę,przysięgam.
-Nieprzestaniesz.Zrzędzisz,odkądsiępoznaliśmy.-Uśmiechnęłasię.-Poprostu
przestańbraćwszystkotakosobiście,okej?
Nigdynieczułtakbezgranicznejwdzięczności.Mógłbyćwiecznieszczęśliwy
wyłączniedziękisiletegouśmiechu.
-Spróbuję.
-Wiem.-Pocałowałagoicałagoryczostatniejpółgodzinysięrozpłynęła.Potem
byłajużzwykłąsobą,śmiałasię,opowiadałaświńskiedowcipyizadużopaliła.
Jamieteżstarałsięzachowywaćnormalnie.Alepodspodemkryłsercecałew
purpurowychsińcach.Takichjaksińcepodjejoczyma.Jaksińcenajejnogach.
Sarażałowała,żepoprosiłaJamiego,byprzyszedł.Myślała,żejegoobecność
przyniesieulgę,auwaga,jakąjejpoświęci,będzieidealnymantidotumna
wspomnieniezębówDaniela.
ZwyklekiedyJamiesięzniąkochał,czułaciepłoispokój,aledziśjegonieśmiałe,
pełnewahaniapocałunkiiostrożnepchnięciasprawiły,żezrobiłosięjejdusznoi
poczułasięsamotna.Chciałananiegowrzasnąć,żebyniebyłtakiostrożny,tak
cholernieopanowany.
Zacisnęłazębyiskoncentrowałasięnapieczeniuud,gdyocierałysięo
prześcieradło.
MyślałaozębachDaniela.Złośliwych,ostrych,drobnych.Potemoróżowych
dziąsłach,zktórychwyrastały,iowargach,zaktórymisiękryły.Myślałaojego
mokrych,czerwonychustachztymizłymi,białymizębamiiszorstkim,gorącym
językuiotym,żepewnegodniateokrutne,piękneustabędąjącałącałować,lizaći
gryźć.Jamiegrzeczniejąpieprzył,aonamyślałaoDanielu.Kiedyobojedoszli-
Sarapierwsza,zgłowąpełnąustDaniela,apotemJamie,zustamipełnymiimienia
Sary-poczuła,żewjakiśsposóbokradłaJamiegoiwtymmomenciezrozumiała,
żenigdynieudasięjejmiećichobu.
Niemiałapojęcia,cozrobi.DanielCarrdopadłjątak,żeniepotrafiłanormalnie
myśleć.
Odkądponowniepojawiłsięwjejżyciu,mokryżarsączyłsiękażdymporemjej
skóryizatraciławszelkirozsądek.Ostatniejnocyzrobiłabywszystko,ocokolwiek
bypoprosił,alewłaściwieonicnieprosił.Dzisiajotrzeźwiłjąbóliprzeraziłasiła
własnejtęsknoty.Dzisiajbyławnajwyższymstopniuniepewnasiebie.
Przeztrzeciączęśćswojegożyciazachowywałagowpamięciisercujakojedynego
człowieka,któregomogłabykochać.Każdyzsetekmężczyzn,zktórymibyła,
zostałdoniegoporównanyiżadenmuniedorównał.Wyborukierunkustudiów
dokonałapodwpływemledwieuświadomionegomarzenia,żeonwróci,awtedy
Sarazrobinanimwrażenieswoimoczytaniem.
Nawetjejpragnienie,bypodróżować,wykiełkowałozjegodawnowygłoszonego
poglądu,żeoglądanieświatatonajlepszaedukacja,jakączłowiekmożezdobyć.
AjednakbyłakimświęcejniżEliząDoolittlewłasnejprodukcji.Intensywnośćjej
inicjacjiseksualnejigłębokastrata,którejdoznała,kiedyjązostawił,wymusiłyna
niejanalizęsiłykryzysuwiekuśredniego,podczasgdybyłajeszczedzieckiem.
Uczyniłojątosilną,samoświadomąiniezależną.Ichociażjejprzedwczesną
dojrzałośćseksualnąwywołałapotrzebaznalezieniazastępstwadlaDaniela,szybko
zdałasobiesprawę,żemaprawdziwytalentdoseksu.Wbadaniuirozwojutego
wrodzonegouzdolnieniaodnalazłaprawdziwąradość.Jejżyciebyłowłaśnietakie
zjegopowodu,alewciążstanowiłojejprywatnąwłasność.
OddającsięDanielowi,musiałabytowszystkoodrzucić.Jakbywzięładorękiigłęi
wbiławramię,mówiąc:hej,tojestto.Chcębyććpunkąichcę,żebyresztamoich
dninaziemitobyłydniwypełnionedragami,idopókitaksięczuję,nie
przeszkadzami,jeśliumrę,zostanęsplugawionaalbozniszczona.Nigdyniepojadę
wczterystronyświata,niebędęmiałarodzinyanikariery,nigdyjużniezobaczę
rodziców.Niejestemognistąkuląpotencjału,któraczeka,żebyznaleźćdlasiebie
miejscewświecie.Jestemniczyminiepragnęnicoprócztegoszczęściaitego
bólu,itejnicości,pustki,miłości.
OddaniesięDanielowioznaczałobypoświęcenieJamiego.CzyżyciebezJamiego
byłowogólemożliwe?Odkądzaczęładorastać,istniał,abyudzielićjejschronienia
podczasnajgorszychburzizłagodzićostrekrawędzieżycia.Bezprzyjaciół,bez
chłopaków,bezrodzicówprzeżyłacałkiemspokojnie,ponieważJamiezadbało
całąresztę.Bezniegonawetniewiedziała,kimjest.
Niemiałapojęcia,jakwyglądałobyżyciewświeciebezJamiego.
AleżyłajużbezDanielaCarraizupełniesięjejtoniepodobało.
Zadzwoniłotrzeciejipowiedział,żeprzyjedzieponiąoósmej.Przezramię
spojrzałanaJamiego,któryudawał,żeniesłucha.
-Muszępracować.
-Niechceszmniezobaczyć?
Jezu!MiałcudownygłosigdybyJamiegoniebyłowpokoju,powiedziałabymuto.
-Jużwczorajwzięłamwolne.Muszępójśćalbo...
-Wporządku,przyjadępociebie.Októrejkończysz?
Saraprzycisnęłarękędoust.Powinnamupowiedzieć,żebyzostawiłjąwspokoju,
żezadzwoni,kiedybędziewolna.Zeteżmiałtupet,bydzwonićdzisiajpotym,co
poprzedniegowieczoruzrobiłzjejnogami.Powinnamupowiedzieć,żeniemoże
sięznimwięcejwidywać,ponieważprzynimtracinajmniejszystrzępekambicji.
Powiedziałamu,żekończyodziesiątej,ipodałaadres.Świadomafaktu,że
Jamiemuzwysiłkuczerwieniejąuszy,wyszeptała,żeniemożesiędoczekać,bygo
zobaczyć.Żałosnytekst;kiedytylkogowygłosiła,pożałowała,alejemusię
podobał.
-Wtakimrazieprzyjadęwcześniej-odparł.
3
Danielwszedłdorestauracjiodziewiątejtrzydzieści,usiadłprzybarzeizamówił
szkocką.
Sarauśmiechnęłasię,asercejejzatrzepotałojakzawsze,kiedygowidziała.Kiwnął
jejgłową,alenieuśmiechnąłsięaniniepomachał.Nicjejtonieobchodziło.Był
tamibyłpiękny.
Kończyłazmianęwaurzeskrępowania.Pracowaławknajpiezestekamiodsześciu
lat,alekiedynaniąpatrzył,miaławrażenie,żewszystkostajesięnowei
skomplikowane.Ztrudemudawałosięjejzapanowaćnadgłosem,zachowaćrytm
krokuirównowagę.Trudnobyłoniechichotaćiniepotrząsaćwłosami.Trudno
byłouniknąćwrażenia,żegrałatylkorolęwfilmie,wktórymkelnerkazostaje
wyrwanaznudnej,poniżającejwegetacjiprzezprzystojnegostarszegomężczyznę,
któryprzyglądasięjejzdrugiegokońcasaliizakochuje,patrząc,jakwłosyspadają
jejnaoczy.
Kiedyzegarwybiłdziesiątą,SaramiałajużtorbęnaramieniuiskinęłanaDaniela,
żebyposzedłzanią.Nieprzebrałasię,niewpadłapogadaćzchłopakamiwkuchnii
niewypiłapiwazinnymikelnerkami,takjaktozwyklerobiłapozakończeniu
zmiany.Kiedywyszlinaparking,zatrzymałasięipocałowałago,aonprzyjąłtoze
zniecierpliwieniemizpomrukiemwepchnąłjądosamochodu.Jechałz
przerażającąszybkością,lekceważącwszystkieświatłanaskrzyżowaniach.
Prowadziłtakniebezpiecznie,żeSara,któraniespecjalnieobawiałasięfizycznego
bólu,błagała,byprzestał.
Zjechałzdrogiiruszyłwdółstromymnieutwardzonymzjazdem,zatrzymującsię
zpiskiemoponwsamymśrodkubuszu.Sarasłyszałaszumpłynącejwody,co
wskazywałobynarzekę,alejechalizadługo,żebymogłatobyćParramatta,a
drogędostrumieniaToongabbiepoznałaby.
-Gdziejesteśmy?-odpięłapasiodwróciłasięwjegostronę.
-Niechnaciebiespojrzę!-powiedziałDanielijużcałowałjąmocnowusta.
Całowałjąztakąsiłą,żeprawiestraciłaprzytomność.Wdusiłjejgłowęw
siedzenie,nosmiażdżyłajejjegokośćpoliczkowa.Całowałją,przyciskająccałą
twarzdojejtwarzy,alekiedypróbowałapociągnąćgonasiebie,wycofałsię.
-Cudowniebyłopatrzeć,jakpracujesz-powiedział,dysząc.-Stałmiprzez
czterdzieściminut.
-Stanąłciodprzyglądaniasię,jaksprzątamstoliki?
-Otak.Tywciasnej,przykrótkiejsukienceitychohydnychbucikach.Ijeszczeten
identyfikatorzimieniem.Bożedrogi!Nigdytaksobieciebieniewyobrażałem.
Dziewczynazidentyfikatorem.
Spojrzaławdół,napłaskie,białeszmaciakinagumowejpodeszwie.Miałrację,
byłybrzydkieijejnogiwydawałysięwnichchudszeikrótszeniżnormalnie.
Powinnabyłajednaksięprzebrać.
Danielpociągnąłjązakołnierzyk.
-Zawszemiałemsłabośćdotychsukienek.Straciłemdziewictwozkelnerką,wiesz?
Saraodchrząknęła.
-Nie,niewiedziałam.
-Każdyzchłopakówprzeżyłzniąpierwszyraz,byłamiejscowądziwką.Pamiętam,
żekiedyśzerwałemjejidentyfikator...Paula.Pewnieniepamiętałbym,jakmiałana
imię,gdybynietaplakietka.
-Jeżelipróbujeszmniewjakiśsposóbobrazić,wolałabym,żebyśpowiedziałto
wprost.
Straszniemnienudząopowieścipanawśrednimwiekuotym,jakdokazywałza
młodu.-Saraopadłanasiedzenieizaczęłapatrzećprzezokno.
-Ach,nie-powiedziałnajcieplejszym,najsłodszymgłosem,jakiwżyciusłyszała.
-
Obraziłemcię,achciałemcięskomplementować.
Całkowitazmianatonunieźlemuwychodziła.Należaładoelementówmetody,
którąstosował,żebyjąkontrolować.Odzimnegoprzechodziłdosłodkiego,
pełnegozłości,okrutnego,uprzejmegoijeszczerazodpoczątku.Sarajakoosobaz
naturyzrównoważonaczułasięzdezorientowanatakąchwiejnością,ajemu
dokładnieotochodziło,zamierzałosłabićjejmożliwościobrony.Jakby
jakiekolwiekmiała.
-Chciałempowiedzieć-ciągnął-żenawetwtymobrzydliwymstroju,zmarnymi
włosamiitłustąskórą,nawetkiedywyglądaszjaknajgorzej,atakwłaśnieteraz
wyglądasz,wciążjesteśnajbardziejponętnąkobietąnaświecie.
Saranadalsiedziałaodwróconadookna.Wiedziała,żewyglądaokropnie,inie
chciałasłuchaćfałszywychkomplementów,nierozumiałatylko,dlaczego
świadomiejądręczył.
-Och,mojaSaro.-Jegoustaotarłysięotyłjejszyi,ucho,żuchwę.
Niesłońcemjesttenpromień,cozoczujejpada;
Czerwieńjejwargmaodcieńbledszyniżkorale,
Przybieliśniegupierśjejwydajesięśniada
Saraoparłasięoniego,wjednejchwiliwszystkomuwybaczając.SonetySzekspira
stanowiłytłocałegoichromansu.Wczasielekcjibędącychdlaniejpubliczną
torturączytałczasemnagłos,akażdesłowobrzmiało,jakbynapisałjespecjalnie
dlaniej.Najbardziejlubiłsonetosiemnasty:
Doczegocięprzyrównać?
Dodniawpełniłata?
Jesteśodniegobardziejiświeża,istała”.
Terazwydawałsięoklepanyisztuczny,alebyćmożetylkodlatego,żestałsię
frazesem,napisemnakartcezżyczeniamiunoszącymsięnadżonkilami,wysoką
trawąidziewczynąotwarzyukrytejpodrondemwielkiego,białegokapelusza.
KiedySzekspirgopisał,byłoryginalnyipełenszczerości,itakteżodebrałago
Sara,gdysłyszałatekstporazpierwszy.Spojrzałnaniązdrugiegokońcaklasyi
poczuła,jakczerwieniąsięjejpoliczki,kiedyrecytuje.„Facetmajaja.Szkoda,że
namkażeprzerabiaćtewszystkiegównianemiłości-srości”-szepnęławtedyJess.
Saraniemogłasobieprzypomnieć,coodpowiedziała,alezrobiłatozagłośnoi
przerwałczytaniezwyrzutemwoczach.„Chciałabypanicośpowiedziećcałej
klasie,pannoClark?”.Sarapotrząsnęłagłowąprzerażona.PanCarrkazałjejzostać
polekcjiiwygłosiłwykładoprzeszkadzaniu.Powiedział,żenieszanujegojako
nauczyciela.Potemjąpieprzył,aonawkółkorecytowałasonet.„Żebyśnigdynie
zapomniała”-powiedział.
-Comamzrobić,żebyśznowuzaczęłazemnąrozmawiać?
-Niewiem,czychcęztobąrozmawiać.Niewiem,cochcęztobąrobić.
-Copowiesznadrinkawmoimmieszkaniu?Sarapoczuła,żemaochotęsię
rozpłakać.
-Dobrze.
Mieszkanieznajdowałosięnapiętnastympiętrzeprawienowegobudynkuw
Rosehill.SaraniechciałapatrzećnanicopróczDaniela,alezmusiłasiędo
uprzejmychuwagnatematbłyszczącejdrewnianejpodłogizdesek,marmurowej
łazienkiibardzoszerokiegobalkonu.Zdziecinnympodnieceniempokazywał
lodówkęzurządzeniemwytwarzającymlódipalisandrowepółkinaksiążki,które
zajmowałycałąścianęwsalonie.Zupełniejakbymiałosiemnaścielatipierwszy
razmieszkałpozadomem.Wtedyzdałasobiesprawę,żeprawdopodobnie
rzeczywiściepierwszyrazmieszkałsam,ipoczułaprzypływopiekuńczości.Objęła
gowpasieipocałowaławpoliczek.
-Możemyteraziśćdołóżka?Danielsięzaśmiał.
-Nie,niemożemyiśćdołóżka,Saro.Prawiesięnieznamy.
-Głupiegadanie.-Saracałowałagowszyję,corazwyżej,ażdoszładoucha.-Nikt
nieznamnietakjakty.Niepozwoliłabymciwczorajzrobićtego,cozrobiłeś,
gdybyśmysięprawienieznali.
-Popierwsze,Saro,niepozwoliłaśmitegozrobić.Niemiałaśwyboru.
-Totytaksądzisz.-Wetknęłamujęzykwucho.
-Apodrugie-Danielodsunąłsięodniejokrok,nadaltrzymającręcenajejtalii-
wczorajszywieczórstanowiłwłaśniedoskonałyprzykład,dlaczegoniemożemy
iśćdołóżka.Przytobietracęnadsobąkontrolę.
-Nieproszę,żebyśnadsobąpanował.
-Dlamniejestbardzoważne,żebyśmyzrobiliwszystkotak,jaktrzeba.Nietakjak
ostatnimrazem.
Saraprzyciągnęłago,znówprzywierającdoniegociałem.
-Będzieowielelepiej.Tymrazemjamogęcipokazaćparęrzeczy.
-Jezu,Saro!-Danielodepchnąłją,ażprzewróciłasięnastolikdokawy.Wydawało
się,żetegoniezauważył,zdejmowałksiążkizpółekimruczałcośdosiebie.Kiedy
znowusiędoniejodwrócił,miałwrękuskórzanytomwielkościksiążki
telefonicznej.Wskazałnasofęobok.-
Siadaj.
Sarazrobiła,jakkazał.
-Czytojednaztwoichfantazji?Chcesz,żebymczytałaciopowieścibiblijne,zanim
będziemysiępieprzyć?Amożetybędzieszjeczytać,kiedyja...
Danielpołożyłrękęnajejustach.
-Zamknijsię.Chcęcicośpokazać,wtedybędzieszmogłastwierdzić,jakdobrzesię
znamy.
ZabrałrękęiSarapokazałamujęzyk,alenicjużniepowiedziała.Otworzyłksięgę
nakolanachizauważyła,żetonieksiążka,alealbumzezdjęciami.Otworzyłgona
zdjęciuślubnym,młodaparananimwyglądałananajszczęśliwszą,jakąSara
kiedykolwiekwidziała.Uśmiechalisię,aleniedoaparatu,tylkodosiebie
nawzajem,mielisplecioneręce.Onzjasnymiwłosamidoramion,w
jasnoniebieskimsmokingu.Onawpowłóczystejbiałejsuknizwiankiemkwiatów
nagłowie.Transparentnadichgłowamigłosił:„GratulacjedlaDanny’egoiLisy”.
-Danny?
-WtedybyłemDannym.
Milczeli,gdySaraprzewracałastrony.Niemogłauwierzyć,żekiedyśwyglądałtak
gładkoiświeżo.Jaksurferalbokochającyplażęhipisnierób,aona,jegożona,
byłapięknamimopodkręconychwłosówiniebieskiegocieniadopowiek.
-Ilemiałeślat?
-Zamało.-Skrzywiłsię,coujawniłogłębokiebruzdywokółoczu.-Niecałe
dziewiętnaście.
Saraodliczyłalata.
-Wiesz,żeożeniłeśsięczterylataprzedtem,nimsięurodziłam?
-Okurwa-powiedziałDaniel,cojąrozśmieszyło,chociażniebyłowtymnic
śmiesznego.
Saradalejprzewracałastrony.Lisazbardzodługimiwłosamileżącanaplażyw
żółtymbikini.Danielnaplażywczerwonychkąpielówkachnapinającymięśniejak
kulturysta.Lisawkaratedzeprezentującadoobiektywudyplom.Danielwtodze
absolwentaobejmującyLisęramieniem.Stronazastroną,nanichzłotapara.W
miaręjakSaraprzewracałakartki,włosyLisystawałysiędłuższe,jegokrótsze.
-Popatrz-powiedziałDanieliodsunąłjejrękę.Wpośpiechuprzerzuciłstrony.-
Mojedziewczynki.ToAbbeywczerwonymkapeluszuiClairetam,przydrzewie.
ZrobioneweWłoszechparęlattemu.Ostatnienormalnewakacjespędzonerazem.
Sarapatrzyła.Dwieszczupłejasnowłosenastolatkiwjaskrawychstrojach
narciarskichuśmiechałysiękpiąco.MłodszaClairewyglądałamniejwięcejna
szesnaścielatimiałaoczyDaniela.Obiebyłybardzoładne.Saranicdonichnie
czuła,niemiałyzniąnicwspólnego.
Zamknęłaalbumiodłożyła.
-Dobrze,rozumiem.Myślisz,żenieznamciędobrze,boniewiedziałam,jakżyjesz
zdalaodemnie.Alesięmylisz.Ostatnichosiemlatspędziłam,stawiającczoło
realnościfaktu,żemaszrodzinę.Nigdymnietonieobchodziłoidalejmnienie
obchodzi.
-Naprawdęnicnierozumiesz.Sarazacisnęłapięści.
-Mogęzapalić?
-Nie.Westchnęła.
-Będziemysięniedługopieprzyć?
-Nie.
-Czegochcesz?
-Chcę,żebyśzrozumiała,żenieporzuciłemrodzinydlaszybkiegonumerkuani
krótkiegogorącegoromansu.Toniejestkryzyswiekuśredniego,czasowa
niepoczytalność,kaprys.Tomojeżycie.-Danielująłjejdłonieiścisnąłmiędzy
swoimi.Jegogłosstałsięledwiesłyszalnymszeptem.-Nigdyniebyłem
ryzykantem,Saro.Kiedypierwszyrazkochałemsięztobą,złamałemprawo.Wtedy
teżpierwszyrazzdradziłemżonę.Kiedyztobąbyłem,zawszetoodchorowywałem,
myślącocórkach,Lisie,omojejpracyioBogu.
-Przestańsięzachowywaćztakącholernąwyższością.Nowięcjesteśstarszy.Coś
tampoświęciłeś.Bosiępopłaczę!-Sarawyjęładłoniezjegorąkiwyciągnęłaz
torebkipapierosy.Niezwracającuwaginajegoprzymrużoneoczy,zapaliłaiod
razupoczułasięlepiej.-Pan,paniemiły,religijnyojczerodziny,znalazłsobiena
paręmiesięcychętną,kochającąiposłusznąseksualnąniewolnicę.Potempan
spierdoliłiżyłsobiejakomiły,religijnyojciecrodzinyprzezosiemlat.
Kiedytyjeździłeśnazagraniczneurlopy,szusowałeśnanartachipieprzyłeśżonę,
jatudorastałam.
Niejestemjużczternastoletniądziewicą.Widziałamwięcej,niżbyśuwierzył.Toteż
skończtemelodramatycznepierdoły.Chceszmniealbonie.Wszystkoinnewyjdzie
zczasem.
Danielpatrzyłnaniąprzezpełnychdziesięćsekund.Potemwyjąłjejzręki
papierosa,podszedłdooknaigowyrzucił.Kiedysięodwrócił,uśmiechałsię.
-Jesteśniesamowita.Toznaczy...-Podszedłiukląkłujejstóp-Jesteśniesamowita,
Saro.
Ciąglezwalaszmnieznógtym,jakajesteśpiękna,mądraiodważna.Jakmam
zachowaćrównowagę?
-Niemaszjejzachowywać.Zachowywanierównowagijestdlaresztyświata,dla
mniemusiszzwariować.
-Wiem,myślisz,żetobezsensu,alemuszęwiedzieć,czyczujeszto,coja,zanim
pozwolę,żebytosięstało.Opieraniesiętobie,kiedyjesteśtakachętna,to
najtrudniejszarzecz,jakąwżyciurobiłem,więcproszę,nieutrudniajmitego
jeszczebardziej.
-Nierozumiem.-Sarawzruszyłaramionami,aonwsposóbirytującyiczarujący
zarazemodpowiedziałjejwzruszeniemramion.
-Muszępokazaćcicośjeszcze-powiedział,wracającdopółekzksiążkami.
-Taknaprawdęinteresujemnietwójkutas.
-Przestańtakmówićalbozadzwoniępotaksówkę.-Podałjejzmiętą,żółknącą
kopertę.-
Spójrznato.
Saraprzewróciłaoczyma,alewzięłakopertęiwyjęłazniejniedużyplikzdjęć.
PierwszebyłooficjalnąszkolnąfotografiączternastoletniejSarywgranatowej
plisowanejspódniczce,białejbluzceigranatowejmarynarce,zdługimiwłosami
splecionymiwdwawarkocze.DalejdwazamazanezdjęciaSarygrającejwpiłkęw
sportowymstroju.Najednymzdjęciuwyrzucałaramionawgórę,świętując
zwycięstwo,nadrugimbiegławstronęobiektywu,wykrzywiająctwarzwkierunku
niewidocznegoprzeciwnika.NanastępnymSaranaszkolnychzawodach
pływackich.
PrawieidentyczneJamienosiłwportfelu,aletuJamiezostałwycięty,takżewidać
byłotylkojegodłońopartąnamokrymramieniuSary.Jezu,coonbynato
wszystkopowiedział?
Wzięłaostatniezdjęcieiskrzywiłasię.Kiedynależaładokomitetuwydającego
szkolnyalbum,panCarrbyłichopiekunemichciałzrobićkilkazdjęćzespołuprzy
pracy,żebyumieścićjenawewnętrznejstronieokładki.Saraipozostałaczwórkaz
komiteturobiligłupieminy,wystawialijęzyki,zamykalioczy.PanCarrwypstrykał
wtedypewniecałąrolkęfilmu,aimsięzdawało,żesątacyzabawni,robilizezai
przystawialisobienawzajemośleuszynadgłowami.Zdjęcie,któretrzymałateraz
wręku,nienależałodotychgłupich,którepamiętała.PrzedstawiałoSarę:siedziała
przystoleredakcyjnym,włosyopadałyjejluźnonaramię.Skupionanaułożonych
przedniąwycinkach,nieświadomaobecnościaparatuustawionegopodtakim
kątem,żewidaćbyłotrójkątróżowejbieliznymiędzyjejchudymi,swobodnie
rozchylonyminogami.
Położyłazdjęcianapodłodzeprzedsobą.
-Zostałyzrobione,zanimmy...Daniel,tojestchore.
-Wiem.KiedyLisamnieznimiprzyłapała,dostałaszału,straszyła,żezadzwonina
policję.
Powiedziałemjejprawdę,żeciękochałem,aletojątylkobardziejrozwścieczyło.
Myślę,żemimotegocałegogadaniaomolestowaniuiwykorzystywaniuczuła
zwyczajnązazdrość.
-Wyrzuciłacię?Danielpotrząsnąłgłową.
-Nie,byłabardzorozsądna.Zaproponowałaosobnesypialnieileczenie
psychiatryczne,ajaprzyjąłemtozwdzięcznością.Psychiatrapomógłmibardziej,
niżmogłemsiętegospodziewać.
Opowiedziałemmuwszystkootobie,oromansieizdjęciach,ofantazjach,o
wszystkim.Wtedyspytałmnie,czyjestemgotówpodjąćdecyzjęizostawićte
wspomnieniazasobą.Powiedział,żejeżelinaprawdęchcęuratowaćmałżeństwo,
muszępozostawićprzeszłośćzasobą.Zdałemsobiesprawę,żetegoniechcę.
PoszedłemdodomuipowiedziałemLisie,żeodchodzę,żebycięodnaleźć.
Oczywiściedziewczynkistanęłypojejstronie,tozrozumiałe.Obiepowiedziały,że
jeżelichodzionie,niemająjużojca.
-Daniel...-Sararozumiałaterazniecowięcej.Rozumiała,żepoświęciłwięcejniż
ona.
Rozumiała,żeprzeztopragniegojeszczegwałtowniej.Przesunęładłońmipojego
twarzy,powłosach,wdółkarkuiporamionach.-Kochamcięirozumiem,co
poświęciłeś,aleprzeszłośćtoprzeszłość,terazmożemybyćrazem.Wysunąłsięz
jejobjęć.
-Dlamniejestważne,żebyśmyzrobilitodobrze.Jeżelimniekochasz,pozwolisz
mitozrobićtak,jaknależy.Poczekasz.
Westchnęłaispojrzałanarozłożoneprzedniązdjęcia.
-Czylico,zrobiłeśje,żebywalićprzynichkonia?
-Myślałem,żepomogąmipozbyćsiętychmyśli,żebymniemusiał...Alesięnie
udało.
Nadal...poszedłemdopastoraipowiedziałem,żemamobsesjęnapunkcieinnej
kobiety.Zedręczymniepokusapopełnieniacudzołóstwa.Kazałmisięmodlićo
odpuszczenieiwięcejuwagipoświęcaćżonie.
-Zrobiłeśtak?-Myślonimzinnąkobietąprzyprawiłająodreszcze.Wdodatku
jegożonabyłatakaładna,dużoładniejszaniżSara.
-Próbowałem.Nicztegoniewyszło.KiedyLisaijasiękochaliśmy,zawsze
myślałemotobie.Czułemsięjeszczegorzej,boniebyłatobą,izostawałem
niezaspokojony,czułemwstyd,żejązdradzam,nawetmyślą.Kochałemjąito,co
czułem,budziłowemniezłość.Ciąglemyślałem,żetoprzejdzie,żetokryzys
wiekuśredniegoczycośwtymrodzaju.Alenieprzechodziło.Byłocoraz
mocniejszeimocniejsze.Ażwreszciesamezdjęciaprzestaływystarczać.
-Jakdługotrwało,zanimspróbowałeśmnieuwieść?
-Niewiem.Kilkamiesięcy.
-Próbujęsobiewyobrazić,cobymwtedyzrobiła,gdybymwiedziała,cosiędzieje.
Pewnieczułabymobrzydzenie.
-Jaczułem.
-Alenieczułamobrzydzenia,kiedymniedotknąłeś.Itobyłokompletne
zaskoczenie.
-Boże,byłemtegodniaprzerażony.Gdybynasprzyłapanoalbo,cogorsza,gdybyś
zaczęłakrzyczeć.-Danielprzysunąłsięipocałowałjąwpoliczek,jegousta
zamarłynachwilę,poczympocałowałjąmiędzypoliczkiemaczołem.-Byłem
takioszołomiony.Siedziałaśtam,tużprzymnie,czułemzapachtwoichwłosówi...
och...-Wtuliłtwarzwjejwłosy.Czekaławciszy,żebymówiłdalej.-Oszalałem.
Doprowadzałemsiędotakiejgorączkitakdługo,żetozdawałosięnieuniknione.
Wjednejchwilisłuchałem,jakmówisz...
-TobyłSzekspir,prawda?-Sarapogładziłatyłjegogłowy,pogrążającsięwe
wspomnieniach.Czułazapachkredynajegorękachisłyszała,jakpiłkatenisowa
uderzawoknoklasy.
-Tak.Rozmawialiśmy,ajamyślałemotym,jakietobyłobyuczuciedotknąćtwojej
skóry.
Patrzyłemnatwojekolano,takblisko,myślałem,żemógłbympoprostusięgnąć,
wyciągnąćodrobinęrękę,iwtedybymwiedział.Wiedziałbym,jakietouczucie
dotknąćtwojejskóry,itobywystarczyło.
-Izrobiłeśto-wyszeptałaSara.
-Atynieuciekłaśzkrzykiem-odpowiedziałszeptemDaniel.
-Chociażgdybymwiedziała,żejesteśonanizującymsięzboczeńcem
podglądaczem,nigdyniepozwoliłabymsiędotknąć.
-Aleterazjużwiesz.Ipozwalaszmisiędotykać.
-Terazjestzapóźno.Zostałamdotknięta.Danielpopatrzyłjejprostowoczy.
-Odtamtegodniaaninachwilęniezaznałemspokoju.
-Jateżnie.Byłamcałytenczasrozgorączkowana.Szukamsposobów,żebysię
ogłuszyć,dziękitemumogęzapomnieć.Pijęowielezadużo.Uprawiamseks,aż
przestajęcokolwiekczuć.
Bioręlekizwiotczającemięśnie.Jeżelirobięwszystkietetrzyrzeczynaraz,czasem
udajemisięzasnąćwnocy,aprzynajmniejmójumysłprzestajenaparęgodzin
pracować.-Saraniemogłasiępowstrzymać,żebyniepochylićsięiniepocałować
Danielawusta.-Tylerazyzasypiałamtylkopoto,żebyśnićotobie.Kiedysię
budziłam,czułam,jakbycośbyłonietak.Jakbymojaskórabyłazaciasna.
-Boże,wiem,Saro,wiem.
Niemogłategodłużejznieść.Rzuciłasięnaniego,przywierającdojegoust.
Opierałsięprzezmoment,potemjęknąłiprzewróciłjąnaplecy.Dotykałjej
wszędziejednocześnie.Włosy,szyja,uda,podciągnąłjejsukienkęnadbiodra.Był
głodnąpadlinożernąbestiązgrzytającązębamiidrącąjąszponami,jakbybyła
martwa.Wydawałdźwięki;wydobywałysięzpiersiigłębigardła.
Sarawalczyłazjegociężarem,uwolniłajednąrękęnatyle,żebysięgnąćwdółi
rozpiąćmuspodnie.Dalejdarłjejszyjęzębamiidrapałbrzuchpaznokciami.
Chwyciłajegopenisaizaczął
poruszaćsięwprzódiwtyłwjejdłoni.
-Kochamcię,Danielu-powtarzaławkółko,aonruszałsięwjejrękuiszarpał
ciało.
Naglepodniósłgłowę,spojrzałjejwoczyiuderzyłjąmocnowtwarz.
-DobryBoże,Saro!Dlaczegoniepozwoliszmitegozrobićjaknależy?Dlaczego
niepozwalasz,żebymtraktowałcięzszacunkiem?
Sararozumiała,żeniemógłwiedzieć,jakśmiesznebyłotopytanie.Nierozumiał,
żegryzieniejejnógibiciepotwarzynieoznaczałomniejszacunkuniż
satysfakcjonującyobiestronyseks.Niewiedziała,dlaczegojątoekscytowało,
podczasgdykażdynormalnyczłowiekbyłbyprzerażony.Widziałapokrętnąlogikę,
wypaczonąmoralnośćiniebezpiecznesamousprawiedliwianie.Poprostujejtonie
przeszkadzało.
-Niechcę,żebyśmnieszanował.Chcę,żebyśmniezerżnął.Otworzyłustaszeroko
jakdoryku,aległos,którysięwydobył,przypominałbolesnyskowyt.Sturlałsięz
niejnapodłogę.
-Cholera-dyszałitrzymałsięzapierś.Żałosna,zranionabestia.-Niezrobimy
tego,Saro.
Nietak.
Sarausiadła.Trzęsłysięjejręce.
-Skurwysynzciebie,wiesz?
-Taksiętonieodbędzie.-Niepatrzyłnanią.
-Dobrze.-Sarawstałaiznówwzięłasięwgarść.Patrzyłananiegoprzezcałyczas,
bojącsię,żenigdyjużnaniąniespojrzy.-Powiedzmi,jaksięodbędzie.
-Przestanieszsiępuszczać,przestanieszubieraćsięjakkurewkaizachowywać,
jakbymbył
nowąodskoczniąodtwojegoprawdziwegożycia.Dostanęodpowiedzinawszystkie
pytania,któreciebiedotyczą.
-Awtedy?Wtedybędziemyuprawiaćseks?
-Kiedyzobaczę,żejesteśgotowasięwłaściwiezaangażować,przyjdzieszi
zamieszkaszzemną.
Sarazaśmiałasię.
-Zamieszkam?
-Tak.-Wydawałosię,żedopieroterazsięzorientował,żejegowiotczejącypenis
wystajezespodni.Wydobyłzsiebiekolejnydźwięk,jakzwierzępowoliumierające
nawiejskiejdrodze.-Dotegoczasuniebędziewięcejdotykania.Tozbyttrudne.
Saraprzyjrzałamusię.Byłstary,żałosny,wymięty,nikczemny.Trzydnitemu
wróciłdojejżyciaijużwydawałrozkazy.Stawiałwarunki,którebyłyarbitralnei
bezsensowne.Byłprzekornyikłótliwy.Chciałagonienawidzić.Chciałamu
powiedzieć,żebywsadziłsobieswojeregułyirozkazywtęstarą,zbereźnądupę.
Nie,niechciała.Pragnęłazrobićwszystko,cokaże,dwarazylepiej,niżżądał,żeby
potembyłniązachwyconyiżebykochałjąidotykałjejjużzawsze.
-Dobrze-powiedziała.-Zagramwto.
4
KiedyJamiewpadłparędnipóźniej,Sarawiedziała,żemusimupowiedziećo
Danielu.
Spędzenieznimdniaimilczenienatematczegośtakiejwagibyłobyniemożliwe.
Alezanimmogłachoćbyrozważyćkwestięrozmowy,musiałarozładować
napięcie.Frustracjaseksualnabyładlaniejnowymodczuciemizupełniesięjejnie
spodobała.JeżeliDanielchciałbawićsięwjakieśdziwacznegrywoczekiwanie,
miałdotegoprawo,aleSaraniezamierzałarezygnowaćzeswojejnajwiększej
przyjemności.
-Cozamiłepowitanie-rzekłJamie,kiedypopchnęłagonaścianę.
-Tęskniłamzatobą.-WyjęłamuT-shirtzespodniiprzesunęładłońmiwgórę,po
brzuchuipiersi.-Mamwrażenie,żedawnocięniewidziałam.
-Dlamnietozawszezbytdługo.-Jamiezdjąłkoszulkęprzezgłowęirzuciłna
podłogę.-
Myślęotobiecałyczas,wieszotym?
-Wiem.Jateż.-Alenawetmówiącto,myślałaoDanielu.
Sarawiedziała,żeJamiewyrwałsięodpieluch,karmieniaipłaczuiniebędzie
nawetwprzybliżeniutakpobudzonyjakona.Zaprowadziłagonasofę,skończyła
rozbieraćiwzięłaczłonkadoust.PróbowałaprzestaćmyślećoDanielu,alenie
mogła.Pozwoliłamyślompłynąćswobodnie,wyobraziłasobie,żetoDanielbyłw
jejustachirękach.Doprowadzałagodoszaleństwa,szlochał,takabyławtym
dobra.Żałowałkażdegodnia,któryspędziła,doskonaląctechnikęzinnymi
mężczyznami.
Gwałtowniezatrzymałająrękapołożonanaczole.
-Przestań.
Spojrzaławgóręzadyszana.Jamiemiałnawpółprzymknięteoczy,skórę
zaróżowioną.
-Chodźtutaj.
Sarazdjęłaubranie,niespuszczającoczuzerekcji,któramogłanależećdo
każdego.Tofiutapotrzebowała.Nieważne,okimmyślała,kogopragnęłaalboza
kimtęskniła.Musiałapoprostumiećgowsobie,potrzebowała,żebyjej
rozgorączkowane,niecierpliweciałodoświadczyłoinwazji.Musiałazostać
wpieprzonazpowrotemwrzeczywistość.
Alejednakmiałotoznaczenie.Pierwszyrazwżyciumiałoznaczenie,zkimbyła,
jejciałowiedziało,żetomaznaczenie,iabsolutnieniechciałowspółpracować.
Jamiebyłnaprawdędzielny.
Saraniemogłazrozumieć,jakimcudemwytrzymałniezliczonepoprawkipozycji,
trzyzmianymiejscaidługieokresypełnegodeterminacjidyszeniaprzerywanego
nerwowymipoleceniami.
MożemyślałopracyalboShelley,albooczymśinnym,cogopowstrzymywało.
Saranaprawdępodziwiałajegowytrwałośćisamokontrolę,alewszystkookazało
siędaremne.DanielCarruwięził
orgazmwjejwnętrzuitylkoonmógłgostamtądwydobyć.
-Nieczekaj,poprostukończ-rzekłazgnębionaiobolała.
-Cosięstało,Sar?Corobięźle?
Sarapowiedziała,żebyłcudowny,żeproblemleżałpojejstronie.Zacisnąłszczęki.
-Spróbujemyczegośinnego.
Wypróbowalitrzykolejnepozycje,wróżnymtempie.Saraponowniestwierdziła,
żenicztegoniebędzie.
-Wporządku.-Wyszedłzniej.
-Nie.-Pociągnęłagokusobie.-Tykończ,wszystkowporządku.
-Pozwól,żebymciępolizał.
-Jamie,nie.-Sarauważałaseksoralnyzacoś,cosiędaje,anieotrzymuje,
wyjaśniłamutojużwcześniej,żeczujesięwówczasjakspodek,zktóregochłepcze
mlekołapczywykociak.Zepasywnośćbyłajakumieranie.
-Proszę,Sar.Pozwólmispróbować.-Jamieukląkłnapodłodzemiędzyjejnogami
ipotarł
wnętrzejejud.Jegokutascelowałwnią,czerwonyirozzłoszczony.-Jeżeliuznasz,
żetowstrętne,przestanę.Proszę.
Saraprzewróciłaoczyma.
-Jakchcesz.
Jamieodsunąłprzepoconągrzywkęzczołaizniknąłmiędzyjejudami.
Natychmiastpoczułasięniekomfortowoipróbowałasięwyślizgnąć,alechwyciłją
zabiodraiprzytrzymałnamiejscu.
Pokilkuminutachzaczęłasięzastanawiać,czynienazbytpospieszniewykluczyła
tenaktzeswojegożyciaseksualnego.Kilkakolejnychminutizorientowałasię,że
gorączkowołapiepowietrzeizaciskadłonienaramionachJamiego.Przypomniała
sobie,jakjejpowiedział,żeShelleybyławłóżkustraszniedespotycznaiże
orgazmymiewaławyłączniepopobudzaniujęzykiem.Sarawduchupodziękowała
Shelley,apotemstraciłakontrolęnadprocesamimyślowymi.Przezkrótki,
szczęśliwymomentzapomniałaoDanieluiszybkoznikającejmożliwości
niezależnegożycia.
Przespalipopołudnieprzytulenidosiebienapodłodzewpokoju.Saraobudziłasięi
zobaczyła,jakJamieotwieraoczy,mrugainiepewnie,senniesięuśmiecha.
Zrewanżowałasięuśmiechem,usiadłaizapaliłapapierosa.Niemogłategodłużej
odkładać.
-Muszęcościpowiedzieć.
Chwyciłjąwtaliiipodciągnąłsiędopozycjisiedzącej.-Tak?
-Chodziofaceta,zktórymwychodziłamwtedywieczorem.WzrokJamiego
stwardniał.
-Gryzonia?
-Tak.Myślę,żemożebyć...
-Psychiczny?
-...czymświęcejniżprzelotnymromansem.Myślę,żemożesięztegozrobić
poważnasprawa.
Jamiespojrzałjejprostowoczy.Wyrazjegotwarzyniezmieniłsięaniodrobinę.
-Wkażdymraziechciałam,żebyświedział.Wpatrywałsięwniąprzezpełnych
pięćsekund.
-Jasne.-Wziąłodniejpapierosyizapalił.Bardzozłyznak.-Cóż,towstrząs.
-Wiem.
-Borozumiesz,przezwszystkietelatausiłowałemcięzdobyć.Nietylkoja.Stada
facetówpróbowałycięzdobyć.Wszyscybyliśmytacygłupi,uganiającsięzatobą,
traktująccięuprzejmie,okazującszacunek,aniprzezchwilęniepodejrzewaliśmy,
żetaknaprawdępragnęłaś,żebymężczyznachciałcisolidniedołożyć.-Zaciągnął
siępapierosem,jakbypaliłpaczkędziennie.Głosmiałśmiertelniespokojny.-
Żałuję,żemiwcześniejniepowiedziałaś,Saro.Obojgunamoszczędziłobytomasy
kłopotów,prawda?Całyczaszastanawiałemsię,czyrobięcośźle,iokazujesię,że
faktycznie.Zamałociękrzywdziłem.
-Tonietak.
-Nie.Poprosuniejestemtym,kogopragniesz.
Sarazacisnęłausta,boniemogłanieskłamaćiniemogłaobracaćnożawjego
ranie.
Przyniosłaimpopiwie.Jamieopróżniłswojewniespełnaminutę.Sarapodałamu
następneikolejnegopapierosa.Zobaczyłaciepłybłyskwjegooczach.To
wystarczyłojakodowód,żeniezmroziłagokompletnie.
-Chciałabym,żebyśniebyłtakiwrogonastawiony.
-Ajakipowinienembyć?
-Mógłbyśmniewspierać.Mógłbyśbyćmoimprzyjacielem.Prychnął.
-Chcesz,żebymcipogratulował?
-Słuchaj,Jamie.Byćmożeniejesttocoś,cochciałbyśusłyszeć,alezapewniam
cię,żetonajwiększykomplement,jakikiedykolwiekwygłosiłam.Jakoprzyjaciela
cenięcięmilionrazybardziejniżjakokochanka.Jakokochanekjesteśelementem
bardzodużejiniekoniecznieprestiżowejgrupy,jakoprzyjacieljesteśtymjedynym.
MaskaJamiegopękła.Przygryzłusta,przesunąłrękąpooczach.
-Alejednakniejestem,prawda?Terazmaszkogoś,ktojestkimświęcejniż
kochankiem.
-Jeszczeniewiem,kimonjest.Aleniejesttobą.-Sarapołożyłamugłowęna
ramieniu,objąłją.-Apozatymtyteżkogośmasz.Ożeniłeśsię,maszdziecko,
rodzinęicałe...Maszcałetożycie,ajatylkomarzenia,pracęiseks.Możechcędo
kogośnależeć.
-Ja...chybaczułem,żenależyszdomnie.Przeztychkilkamiesięcyczułem,że
jesteśmyprawdziwąparą.Spędzamyrazemczas,jesteśmynajlepszymi
przyjaciółmi,praktyczniemożemykończyćposobierozpoczętezdania.Ikochamy
się.Bojakajestróżnicamiędzytym,comamy,adojrzałymzwiązkiem?
-Tymipowiedz.Totycowieczórwracaszdodomu,dodojrzałegozwiązku.
Znówzapadłowmilczenie.Sarachciaławyrzucićzsiebiewszystkonaraz,ale
Jamietakzdenerwowałsięinformacją,żebyłktośjeszcze,iżpowiedzeniemu,kim
tenktośjest,mogłobydoprowadzićgodoostateczności.Pozatymniewyglądałona
to,byjejzwiązekzDanielemnabierałtempa.Jeżelisytuacjabędziesięrozwijaćjak
dotejpory,miniezestolat,zanimzdecydujesięnaseksznią.Sarauznała,że
publicznanominacjaDanielaCarranamiłośćjejżyciamogłapoczekać
przynajmniejdoczasu,kiedydojdziedosiebieijązerżnie.
WtejprzedłużającejsięciszyJamiesięubrał,aSarasiedziałanapodłodzei
patrzyła.Kiedyusiadłnasofie,żebyzawiązaćsznurowadła,uklękłaizaczęła
całowaćjegoramionaidłonie.
Odgoniłjąmachnięciemizachichotał,aonazawiązałamusznurówki,gdy
tymczasemgładziłjąpogłowie.
-Awięc-ująłjejręce-kimjesttenwyjątkowoszczęśliwyczłowiek?
Cholera.Jejplan,żebymuniemówić,opierałsięnazałożeniu,żeniezapyta.Nie
mogłamuskłamać.Cholera.
-Niedługobędzieszmógłgopoznać.Obiecuję.
-Będziezabawnie.-Jamieuniósłjejdłoniedoustikolejnoucałował.-Jaksię
nazywa?
Cholera.Cholera,cholera.Saraodchrząknęła.
-Daniel.
Jamieprzezchwilęmilczał.Rozpaczliwietrzymałasięnadziei,żeniebędzie
pamiętał,żenieskojarzy.Wstrzymywałaoddechdochwili,kiedyponowniesię
odezwał.
-Danieljaki?
Sarawdrapałasięnasofęobokniego,otoczyłjąramieniem.Objęłagowpasiei
uścisnęła.
-Carr-powiedziałamiękko.Kolejnapauzabeztchu.
-Przypuszczam,żeCarrtoraczejpospolitenazwisko,alejednaktodziwaczny
zbiegokoliczności.
-Jamie.-Saraczułasmaktegoimienia,kiedyjewymawiała.Smakowałojaksól.-
Toniejestzbiegokoliczności.
Ramię,którejąobejmowało,zesztywniało.Zupełniejakbyzamarłwtejpozycjina
wieki.
Saraprzywarładoniegotakciasno,żeniemogłaodwrócićgłowy,byzobaczyć
jegotwarz.Mogłająsobiejednakwyobrazić,nieruchomąinapiętąjakresztajego
ciała.
-Saro-powiedziałJamie.Jegobicepspulsowałnawysokościjejszyi.-Powiedz
mi,żetobyłżart.
-Wróciłdlamnie.-Czułasię,jakbypołknęławielkiłykmorskiejwody.Odsoliw
ustachibrzuchudostałamdłości.Chciałamóczobaczyćjegotwarz.Myślałaotym,
jaksięczuła,kiedyDanielpokazałjejzdjęcia,przyktórychonanizowałsięprzez
osiemlat.Zastanawiałasię,czytakismutny,budzącygrozęperwersmógłbyćwart
zniszczeniaJamiego.Aleniemiałoznaczenia,czybyłowarto,topoprostuistniało.
Jamiezabrałrękę.Wstał,podszedłdooknaiwbiłwniepięść.Szkłobyłostarei
brudne.
Rozpadłosięnazabójczowyglądającekawałki,każdydośćduży,byprzebić
ludzkieserce.Jamiewziąłswojąkurtkęiowinąłwokółkrwawiącejdłoni.Potem
zabrałportfelikluczezestolikadokawyiwyszedł.
5
Potym,jakJamiewybiłszybęuSary,poszedłdodomuipokłóciłsięzShelley.
Zadałamucałkowicieuzasadnionepytanie,cotakiegostałomusięwrękę,ale
chociażwiedział,żejesttocałkowicieuzasadnionepytanie,wżadensposóbnie
mógłudzielićrozsądnejodpowiedzi.
Powiedział,żebyprzestałagoprześladować.Powiedział,żemadośćtegociągłego
zrzędzeniaipodejrzliwychspojrzeń.Powiedział,żesiępobrali,aletonieoznacza,
żemusijejsięopowiadaćztego,corobiwkażdejsekundzieprzezcałydzień.Atak
jestnajlepsząformąobrony.
Shellyzauważyła,żepytanie,dlaczegozalewakrwiącałąkuchnię,niejestw
żadnymwypadkuzrzędzeniem.Powiedziała,żeniechcewiedzieć,corobiłwkażdej
sekundzieprzezcałydzień,tylkocorobiłwchwili,kiedysięskaleczył.Jamie
rzuciłprzekleństwoiwyszedł.
Niesposóbwygraćwkłótni,kiedysięwie,żeniemasięracji.Niemożna
powiedziećwłasnej,miłej,zaniepokojonejinieskończeniecierpliwejżonie,że
broczysiękrwią,ponieważkobieta,którąsięubóstwia,kobietadroższaciniż
własnedziecko,kobieta,którącałeżyciestarałeśsięuszczęśliwić,kochainnego
mężczyznę.JakmógłbypowiedziećShelley,żechceumrzeć,boSarakochakogoś
innegotak,jakonkochaSarę?Iniepoprostukogośinnego.Iniepoprostuinnego
mężczyznę.Sarakochałaokrutnego,sadystycznego,manipulującegoniąprzestępcę.
Sarakochałatego,ktodokonałspustoszeń,któreJamiestarałsięnaprawićprzez
ostatnichosiemlat.
Shelleyprzyszładoniegopojakiejśgodzinie.Usiadłaprzynimiodwinęłajego
niezdarniezabandażowanąrękę.
-Myślę,żenietrzebabędziezakładaćszwów-powiedziała,dotykającczubkami
palcówposzarpanejkreskizzakrzepłejkrwi.-Przestałokrwawić.
-Przepraszam-odezwałsięJamie-tobyłouSary.
-Wiem.Dzwoniła.Poczułuciskwżołądku.
-Icoona...?
-Chciałasprawdzić,czydotarłeścałododomu.Martwiłasięociebie.
Saramartwiłasięoniego.Cóż,tobyłocoś,prawda?Niezbytwiele,ale
przynajmniejnieobojętność,awyobrażałsobie,żetowłaśnieczuła.
-Cosięstało?Mówiła,żesięposprzeczaliście?
Sarapowiedziała,żesięposprzeczali.Ciekawysposóbujęciacałejsytuacji.
Sprzeczka.
Sugestia,żeistniałajakaśróżnicazdań,żemożnabyłowyrazićpoglądyi
wynegocjowaćrozwiązanie.Nazwanietegosprzeczkąpomniejszałojejznacznie,
zmieniałowcoś,comożnarozwiązaćiprzezwyciężyć.SaraiJamiepoprostusię
posprzeczali.
-Czymożeszmiotympowiedzieć?Proszę.
-Tak...chodzioto...spotykasięzjednymfacetemion...niejestdlaniej
odpowiedni.
-Toco?Sarazawszejestzjakimśnieudacznikiem.
-Tymrazemjestinaczej-powiedziałJamie,bardzostarającsięnierozpłakać.-On
jąkrzywdzi.
-Och.-ShellypogładziłaJamiegoporęce,starannieomijającskaleczenie.-To
znaczyfizycznierobijejkrzywdę?
Jamieniewidział,jakwytłumaczyćsiniakiSary.Mógłjeopisaćzewszystkimi
intymnymiszczegółami,alewtedyShellychciałabywiedzieć,skądotymwie,aon
raczejniemógłjejpowiedzieć,żewłaśniedziśsięzniąpieprzyłprzeztrzy
godzinyiżezakażdymrazem,kiedydochodził,zmieniałpozycję,żebypatrzećna
jejskatowaneuda.TakwięckiedySaraniemogłaskończyć,bomyślałao
mężczyźnie,któryjejtozrobił,Jamiepowstrzymywałorgazm,myślącdokładnieo
tymsamym.
-Jestposiniaczona.
-Posiniaczona?Cholera.Niewyobrażamsobie,jakSaramożecośtakiegoznosić.
Comanatentematdopowiedzenia?
-Mówi,żegokocha.-Jamiezacząłpłakać.
-Ocholera.-Shellypocałowałagowpoliczek,pogłaskałapogłowieiprzycisnęła
mocnodopiersi.-Takmiprzykro,kochanie.Takmiprzykro.Wszystkobędzie
dobrze.
Jamiewiedział,żetoniejestwporządkupozwalać,byżonaleczyłajegozłamane
serce.Alezdrugiejstrony,cobyłowporządku?
PojakimśczasieBiancaobudziłasięizaczęławrzeszczeć.Wspólniezmienilijej
pieluchę,poczymShelleyusiadłanałóżku,żebyjąnakarmić,aJamiepołożyłsię
nabokuinaniepatrzył.
-Niemogęuwierzyć,żejązrobiliśmy-powiedziałJamie,gładzącwątłewłoski,
którepróbowałyokryćwciążmiękkączaszkęBianki.-Niemogęuwierzyć,żejest
nasza.
-Jateżniemogęuwierzyć.Niemogęuwierzyć,żemamtęmałądziewczynkę,inie
mogęuwierzyć,żemamciebie.CodzienniedziękujęBoguzawasoboje.
-Tak,pewnie.Zemnietodopierodarniebios.
Shellypołożyładłońnajegodłoni,obojeprzytrzymywaliterazgłówkęBianki.
-Jesteściedaremniebios,oboje.
PóźniejtegowieczoruJamieopowiedziałShelleyopanuCarrze.Wysłuchała,jak
wykrzyczał,cotenpotwórzrobiłSarze,poczymprzygotowaładlanichpo
filiżanceherbatyizaczęłatłumaczyć,dlaczegoJamieniemiałwtejsprawieracji.
Przedewszystkimto,cosięzdarzyło,niebyłotaknaprawdęmolestowaniem
seksualnym.
CzternastoletniaSaraniebyłaniewinnymdzieckiem.Nalekcjachzrolimediów
zawszedrażniławszystkichwykładamiodziecięcychniewolnikachwafrykańskich
kopalniachdiamentów,oksiężachpedofilach,oobrzezaniudziewczynekwSomalii
itysiącuinnychprzejawachniesprawiedliwości.Ciągleopowiadała,żetrzebadać
głospozbawionymgłosuibronićtych,którzyniemogąsiębronićsami,idać
poczuciesiłykrzywdzonymiciemiężonym.Biorąctowszystkopoduwagę,czy
możnauczciwiepowiedzieć,żemiałainklinacjedodemaskowaniamężczyzn,
którzyrobilitocopanCarr?Toznaczy,gdybypanCarrjązaatakowałczynawet
wykorzystałswojestanowisko,żebyniąmanipulować,czyniesprawiłobyjej
wielkiejprzyjemnościwymierzeniemusprawiedliwościwimieniuwszystkich
molestowanychdziewczynek,któreniemiałytyleodwagicoona?
-Możezabardzosiębała,żebytozrobić-powiedziałJamie,rozpaczliwiełapiąc
siętejmyśliiwpełnizdającsobieztegosprawę.-Możesiębała,żezachowasię
gwałtownie.
Shelleywtoniewierzyła.ChodziłakiedyśtotegosamegokościołacopanCarr,
któryuczył
tamwszkółceniedzielnejipomagałprowadzićzajęciaklubumłodzieżowegow
piątkowewieczory.
Jegocórkiprzechwalałysię,żeichojciecbyłłagodnyiwszystkouchodziłoimna
sucho.Wszkolebyłotaksamo.Nigdyniepodniósłgłosuaniniestukałwbiurko,
kiedyklasarozrabiała.Kiedynadzorowałrozgrywkisportowe,zawszepodkreślał
potrzebęuczciwegowspółzawodnictwaiprzestrzeganiareguł.Naochotnika
pracowałjakodoradcawuczniowskimtelefoniezaufania.
Krótkomówiąc,byłjednymznajłagodniejszych,najmilszych,najmniej
onieśmielającychmężczyzn,jakichkiedykolwiekspotkała.
-Jesttaksamoniezdolnydomolestowaniaseksualnegozużyciemprzemocyjakty
-
powiedziała.
Jamiespojrzałjejwoczy.
-Amożejestem?Czytaktrudnotosobiewyobrazić?
-Tak.Jesteśłagodnyażdoprzesady.Dlategociękocham.Podniósłzabandażowaną
rękę.
-Niezawsze.
Shelleyodwróciławzrok.
-Tak,dobrze.Maszrację.-Pociągnęłałykherbaty,wciążpatrzącnaprzeciwległą
ścianę.-
Azatemtoona.Toonaprowokujeprzemoc.Zmieniaporządnychmężczyznw
zwierzęta.
-Shelley!-Sięgnąłprzezstół,chwyciłjązabrodęiodwróciłjejtwarztak,żeby
patrzyłananiego.-Nieważsięjejobwiniać.Inieważsięporównywaćmnieznim!
-Dlaczegonie?Najwyraźniejobajzachowujeciesięprzezniąjakwariaci.
Jamiemiałochotęjąspoliczkować.Powstrzymałsię,aletrzymałjąmocnoza
podbródek.
-Gdybyświdziała,cojejzrobił...teuszkodzenia,któreon...Tenfacettocholerne
zwierzę!
Jejudawyglądająjakprzepuszczoneprzezmaszynkędomięsa.Ugryzieniaisiniaki
odkolandobioder!Gdybyśtowidziała,teżbyłabyśwystarczającowściekła,żeby
wybićszybę.
Shelleyodsunęłajegorękę.
-Chybabędęmusiałauwierzyćcinasłowo-powiedziała,wstająciodwracającsię
doniegoplecami.-Ponieważniewyobrażamsobie,żebymwnajbliższej
przyszłościmiałaokazjęobejrzećudaSary.Bowłaściwiepocomiałabymto
robić?
Jamiepozwoliłjejwyjść.Niezostałojużnicdopowiedzenia.
Myślałotymprzezwiększączęśćnocy.Shelleyprzytoczyłakilkatrafnych
argumentów,alenierozumiałanajważniejszego.Tak,Sarabyłarozwiniętanad
wiekioczywiściepanCarrmiałkilkazalet,aletożadneusprawiedliwieniew
sytuacji,gdymężczyznanajegostanowiskuwykorzystujedziewczynę,którejsię
wydaje,żejestbardziejdorosłaniżwrzeczywistości.Nauczycieluprawiającyseks
znieletniąuczennicąjestniewporządkupodkażdymwzględeminictegonie
usprawiedliwia.
Tylkocoztego?Onagokocha.Kimkolwiekjest,cokolwiekzrobi,Saragokochai
zawszegokochała.Zawszemówiła:„Onjesttymjedynym,Jamie,jedynym,o
którymmarzę,któregopotrzebujęipragnę”.Twierdziłatak,kiedymiała
czternaścielatiświeżozmiażdżoneserce,twierdziła,kiedymiałalatszesnaściei
właśniestraciładachnadgłową,potemkiedymiałaosiemnaście,pieprzyłasięze
sławamizpierwszychstrongazetidawałakoszamilionerom,awreszcieniecały
miesiąctemu,kiedyleżałanagaicałowałapierśJamiego.„Gdybynieon,
myślałabym,żebyłonamnajlepiej,jaktylkomożebyć”.Uważałatoza
komplement.
Tobyłkomplement.Byćdrugimnajlepszymwśródtysięcy,zająćdrugiemiejscapo
bogu.
Zwłaszczapobogu,któryniezjawiałsiępohołdyprzezdługichosiemlat.Bogu,
któryporzucił
najwierniejsząwswojejtrzódce,kiedybyłjejnajbardziejpotrzebny.
Saracierpiałaprzezswojąwiaręioddanie.KiedyDanielCarrspędzałczasw
słońcuQueensland,Saręzaskoczyłsztorm,uderzałaoskały,żebypęknąći
otworzyćsię.Kiedymężczyznajejżyciabawiłsięzdziećminaplaży,Sara
pracowałanadwiezmianywobskurnychrestauracjach,żebypozwolićsobiena
mieszkaniewrozpadającymsiębudynku.Kiedyonprowadziłzajęciaz
angielskiegodlanowejgrupypełnychuwielbienianastolatek,Sarazażywała
pigułki,traciłaczasirobiłaskrobanki.Akiedyonuczyłwszkółceniedzielnej,
Saradawałaodtyłuobcymfacetomnaparkingachiwzaułkach.
Akiedydziałosiętowszystko,Jamietrzymałsiędzielnie,starałsięprzetrwać,
utrzymywał
jąprzyżyciuiczekał,ażnadejdziejegoczas.Nigdynieprzyszłomudogłowy,że
robitowszystkodlaDanielaCarra,żedbaoSarę,bybyławdobrymstanie,kiedy
onwróciizażądajejdlasiebie.Agdybynawetotymwiedział,itakniemiałobyto
żadnegoznaczenia.Jamiedbałonią,bojąkochał,ikochałją,boniemógłjejnie
kochać.Nawetgdybynigdygoniepocałowała,gdybynigdysiędoniegonie
odezwała,nadalzrobiłbywszystko,cowjegomocy,żebyczułasięszczęśliwai
bezpieczna.
Nicniemogłotegozmienić.
6
DanielzabrałSarędoparkuParramatta,ponieważbyłjasny,ciepłydzień-nie
odwiedzał
parkuodpowrotudoSydneyroktemu-ichciał,żebynaraziewidywalisię
wyłączniewmiejscachpublicznych.Saraubrałasięjaknajskromniej,ograniczając
swojewysiłkidotego,żebyniewyglądaćbrzydko.Ciemne,niebieskiedżinsy,
bladoniebieskibliźniak,tenisówki.Zaplotławłosyizwiązałaniebieskąwstążką,
którąspecjalniekupiła.
Siedzielioboksiebie,niedotykającsię,naławcestojącejprzodemdorzeki.Sara
obiecałapowiedziećmuwszystko,ocozechcezapytać.Niemogłasiędoczekać,
żebywszystkozsiebiewyrzucić,niedlatego,bylubiłaopowiadaćoswoim
nędznymżyciu,aledlatego,żeimszybciejuporająsięzcałymtymuzupełnianiem
wiedzyipoznawaniemsię,tymszybciejDanieljejdotknie.
-Zilomamężczyznamibyłaś?-chciałwiedzieć.
-Wieloma.
-Saro,obiecałaś,żebędzieszzemnąszczera.Westchnęła.
-Jestem.Niewiem.Byłyichsetki.
Danielwpatrywałsięwnią,najwyraźniejczekając,iżpowie,żeżartowała.Patrzyła
naniego,niedającsięzawstydzić.
-Rozumiem.Huznichkochałaś?
-Żadnego.Zmrużyłoczy.
-Żadnego?
-Tylkociebie.
Twarzmuzłagodniałaiprzezchwilęmyślała,żemożejąpocałuje,aleontylko
skinąłgłowąipytałdalej.
-Sypiaszzkimśwtejchwili?
-Tak,tylko...tylkozJamiem.Właściwietodośćpoważnei...okej,kochamgo,ale
niewsposób...niejestemzakochana.Znamgoodzawszei...Toskomplikowane.
Danielzamknąłoczy.
-Wyjaśnijmito.
-Jestmoimnajlepszymprzyjacielemiwłaściwiezawdzięczammużycie.Jesttaki
wersetuDickinson:Rozmowaztobąbyłamischronieniem.Towłaśnieczujędo
Jamiego.Alezrobiłdzieckotejgłupiejdziewczynieisięzniąożenił,chociaż
kochamnie,aja,cóż,jakochamciebie.
Powiedziałammuotobiei...-Sarazadrżałanatowspomnienie.-Nieprzyjąłtego
dobrze.
-Chcę,żebyśprzestałaznimsypiać.
-Niemożeszoczekiwać,żebym...
-Dowidzenia,Saro.-Danielwstał.-Zadzwoń,kiedybędzieszgotowapodjeśćdo
tegopoważnie.
-Daniel,nie!-Chwyciłagozarękęipociągnęła.-Przestanę,obiecuję.
Przepraszam.
Usiadł,strącającjejrękęzramienia.
-Jestktośjeszcze,okimpowinienemwiedzieć?Potrząsnęłagłową.
-Grzecznadziewczynka.Aterazchcęsiędowiedzieć,coztwojąrodziną.
Sarazacisnęłaręce.
-Mojamamajestprofesoremekonomii.Tatajestspecemodubezpieczeń,który
pracujeśredniopięćsetgodzintygodniowo,kalkulującstatystyczne
prawdopodobieństwoniewypłaceniażadnegoodszkodowaniaiuniknięcia
konsekwencjiprawnych.Kellyjeststarszaodemnieotrzylata.Ostatnio,kiedyo
niejsłyszałam,studiowałaprawonaUniwersytecieNowejPołudniowejWalii.Sara
zapaliłapapierosa,aDanielprzesunąłsięnadalekikoniecławki.Kiedyrobiłcoś
takiego,miałaochotęgokopnąć.„Właściwiemiałaochotękopnąćgochoćbypo
to,żebygodotknąć.
-Poznałemtwojąmatkęnaspotkaniurodzicówznauczycielami.Byławspaniałajak
ty,aletakaobcesowa,taka...
-Zła?
Danielsięroześmiał.
-Pamiętam,żepomyślałemcośpodobnego.Piałemzzachwytu,jakajesteś
cudownai...
-Pieprzyliśmysięwtedy?
-Nie,niepieprzyliśmy.-Danielwykrzywiłsię,żebyzademonstrowaćniesmak.
Bywał
sprośny,aleniemógłznieśćtego,conazywał„tandetnymsłownictwem”.
„Pieprzyć”,„fiut”,
„cycki”i„wyrwać”byływykluczone.„Pierdoleniejejcipykutasem”wjakiśsposób
miałowiększąklasę.-Alebyłemtobązafascynowany.Chybatrochęzabardzo
podkreślałem,jakajesteśfantastyczna.
-Powiedziałeśjej,żejestemfantastyczna.-Sarazdeptałapapierosaiprzesunęłasię,
żebyznówbyćbliżejniego.
-Tak,aleonamówiłaotobiejakocudzymdziecku.Wypowiadałasięnatemat
metodprowadzenialekcjiiosiągnięćintelektualnychizaznaczyła,żechociażjesteś
bystra,marnujeszinteligencjęnaczytanieromantycznychśmieci.
-Całamama.
Danielskręciłgórnączęśćciałatak,żepatrzyłSarzeprostowoczy.
-Zasugerowałemtwojejmatce,żeczytanieromantycznychpowieścijestzupełnie
normalneudziewczynkiwtwoimwieku,aleodparła,żegdybytoodniejzależało,
niemarnowałabyśczasunalekcjetakiejakmoje.Gdybytoodniejzależało,nie
uczyłabyśsięoniecelowychkoncepcjachwrodzajudekonstrukcjialbo
etnocentryzmu,niezajmowałabyśsięteżekspresjąiinterpretacją.
Wedługtwojejmatkipowinienembyłuczyćciępisaniajasnych,zwięzłych
wypracowań,ityle.
Miałcudownygłos,alechciała,żebyprzestał.Chciała,żebyjąpocałował,dotknął
jejidał
dozrozumienia,żejestowiele,znacznielepszaniżwszystkieznanemuosoby.
-Kiedywyszła,mogłemmyślećtylkootym,jakbardzojesteśpodatnanazranienie.
Zedziewczynkatakświadomaświatajakty,zmatkąotakmartwymsercu,będzie
dostępnadlakażdego,ktookażejejnajlżejszyśladuczucia.
Sarapoczułauciskwgardle.Usiłowałamupowiedzieć,żebysięzamknął,ale
słowauwięzłyjejwgardle.Odkaszlnęłaiuniosłarękę,bynakazaćmuciszę.
-Dobrzesięczujesz?
-Wporządku.Możeszsięnachwilęzamknąć?
-Okej.-Pojakimśczasiekontynuował:-Chciałemtylko,byświedziała,że
rozumiem,ocochodziztwojąmamą.Rozumiem,żemusisznienawidzićjejzaten
chłód.Alemogłabyśteżspojrzećnatojakja.Gdybyniebyłatakaoschłainie
pozbawiałacięmiłości,możenierozkładałabyśnógztakąłatwością.
Cośwniejpękłoipolałysięłzy.Danielkucnąłprzednią,twarzmiałzmarszczoną
ztroski.
-Doprowadziłemciędopłaczu.Przepraszam.-Wręczyłjejgranatowąchusteczkę.-
Niemiałempojęcia,żetakciętozdenerwuje.
-Gównoprawda,Daniel.Celowopieprzyszmiwgłowie.Ostatniopowiedziałeś,że
niemogłeśsięopanować,żepróbowałeśmisięoprzećiniemogłeś.Terazmówisz,
żeświadomiemniewykorzystałeś.Niewiem,comammyśleć.
Przezchwilęmilczał,kołyszącsięnapiętachiprzyglądającsięSarze,która
próbowałaodzyskaćspokój.Kiedyjejoddechwróciłdonormy,odezwałsię
ponownie,patrzącjejprostowoczy.
-Snułemmarzenia,próbowałemsięoprzeć,zdecydowałemsięspróbować,apotem
zmieniłemzdanie,późniejpoznałemtwojąmatkęiznówzmieniłemzdanie,
następniemodliłemsięipostanowiłemzostawićcięwspokoju.Postanawiałemraz
to,razto,itakwkońcuwykorzystałemtwojąwrażliwość.Alegdybymtegonie
zrobił,zrobiłbytoktośinnyinajprawdopodobniejnieczułbynic,tylkomiałby
świadomość,żekorzystazokazji.Kochałemcięiwciążkocham.Itylko
podkreślam,żeposiadanietakichrodzicówsprawiło,żełatwiejprzyjęłaśmniedo
swojegożycia.
Saraprzejrzałagoizobaczyłaczarnesercemanipulatora.Serce,którejąkochałoi
któreonakochała.Zapaliłapapierosa,dmuchającmudymemprostowoczy.
Wzdrygnąłsię,alenieodsunął.
-Czydlategoodeszłaśzdomu,Saro?Ponieważtwoirodzicebylizbytzasadniczy?
Ponieważbylitacyzimni?
-Nie.Zsurowościąmogłabymżyć.Przynajmniejdoczasuskończeniaszkoły.
-Więccosięstało?
-Opowiemci-zgodziłasię.-Aleniepodniecajsięzabardzo,niezamierzam
więcejpłakać.
-Myślisz,żelubię,kiedypłaczesz?-Tak.
-Cóż,możetrochę-odparłbezśladuzawstydzenia.-Aleprzedewszystkimchcę
wiedzieć,cobyłotakokropne,żenasześćlatpowstrzymałocięodwidywania
rodziny.
-Zostałamzgwałcona.Rodzicetegoniezaaprobowali.-Sarawzruszyła
ramionami,jakbyciałomogłoprzekonaćmózg,żeniemasiętuczym
denerwować.
-OChryste.Kochanie,ja...-Danielpołożyłręcenajejkolanach,alezanimjeszcze
jejmózgzdążyłzarejestrowaćprzyjemnośćjegodotyku,zabrałje.-Powiedzmi,
cosięstało.
Saraprzesunęłajęzykiempozębach,jakbyostrzyłanóż.Zdumiewające,jaką
satysfakcjęprzynosiłaświadomość,żeteżmożegozranić.Oblizałausta,czując
smaknieobecnejkrwi,którakiedyśtambyłaiznówbędzie.
-Towszystko-odparła.-Szczegółymożeszsobiewymyślić,jeżelichceszmieć
coś,przyczymbędzieszwaliłkonia.
-Jesteśniemiła,Saro.Nawetjaknaciebie.-Wstałipodszedłdobrzegurzekiz
rękomagłębokowkieszeniach.Sarazmiejscapoczułaskruchę.Niemógłnic
poradzićnato,żejąranił,takbardzochciałjąpoznać,iżniemógłsię
powstrzymać,niepotrafiłbyćwobecniejuprzejmyinieszczery.
-Przepraszam!-zawołała.-Proszę,wróćiusiądźzemną.Opowiemciwszystko,
cozechcesz.
Wolnopodszedłzpowrotemdoławkiiusiadł.
-Jakmożemybyćrazem,jeśliniezdradziszmiswoichtajemnic?
-Wiem.Przepraszam.Opowiemci.
-Wszystko,dobrze?
-Tak.-Sararozejrzałasięipoczułarozczarowanie,żeparkbyłopustoszały.
Czasaminieobecnośćbywabardziejduszącaniżcokolwiekinnego.Wsłoneczną
sobotępublicznyparkpowinienbyćpełendzieci,mam,psówifrisbee.Niepowinna
tupanowaćciszajakwdomupogrzebowym,człowiekniepowinienmiećwrażenia,
żemógłbywrzeszczećiwrzeszczeć,inieusłyszałbygoniktopróczkaczek.
Zrobiłagłębokiwdech.
-Miałamszesnaścielat.ByłaimprezawdomuuJamiego...
-Jamiego,zktórymterazsypiasz?Znałaśgowtedy?
-Tak,tyteż.JamieWilkes.Byłwnaszejklasie.Właściwietobyłaimprezajego
brataBretta,dlategochciałampójść.
-LubiłaśBretta?
-Otak,Brettjestwspaniały.Spałamznimparęrazy,alezasadniczobyliśmypo
prostunaprawdędobrymikumplami.Chciałampójśćnatęimprezę,bomielibyć
wszyscyjegokumplezuniwerku,więcmiałabymcośwrodzajuzimnegobufetuze
starszymifacetami.
Danielsięzmarszczył.
-SypiaszzJamiemijegobratemjednocześnie?
-Nie!Nieprzerywaj.
SkinąłgłowąiSarawróciładoopowieści.
-Więcwszyscycifacecisięzamnąuganiają,podajądrinki,papierosyiskręty,
prosządotańcairzucajątewszystkieteksty.Niespieszyłamsię,trzymałamsię
Jamiegoizastanawiałam,naktóregosięzdecydować,atunagleJamiezaczynado
mniestartować.No,przytulasięiopowiada,jakświetniewyglądamitakierzeczy.Z
początkudziwniesięczułam,byłsłodkiiwogóle,aletotylkomałyJamie.A
późniejprzestałobyćdziwnieizaczęłobyćpodniecająco,boodwiedzałamjego
sypialniętysiącerazyimyśloseksietamwydałamisiętakazboczonaiświńska.
Zaczęłamfantazjować,jakpatrzę,kiedysięspuszczanaswojeplakatyze
Spidermanemijakpieprzęgonapodłodze,patrzącwgóręnafosforyzujące
gwiazdki,któremanasuficie.
Poszłamnacałość.Ibyłozupełnieinaczej,niżmyślałam.Wcaleniedziwnie,
czułamsięniesamowicie.Chcępowiedzieć,żepraktyczniebyłprawiczkiem,więc
zdarzyłsiępoprostuszybkinumerek,alezJamiem.Moimnajlepszym
przyjacielem,wiesz?Isposób,wjakinamniepatrzył...
Boże,niktnigdytaknamnieniepatrzył.Ztakimuwielbieniem.
-Zaczekaj-przerwałDaniel.-Jataknaciebiepatrzę.Jacięuwielbiam.
Sarapoczuła,żesiędusi.
-Możeszmiprostupozwolićtopowiedzieć?
Zmarszczyłbrwi,linienaczolewyglądałynagłębszeniżzwykle.
-Wporządku.Alewrócimydotegopóźniej,obiecuję.
Saraskinęłagłową,wiedząc,żewjejopowieścibyłobardzowielerzeczy,do
którychonzechcepóźniejwrócić.Prędzejumrze,niżzdołazaspokoićDaniela.
-Jamieposzedłprzynieśćnampiwoipapierosy.Niebyłogozminutę,kiedydrzwi
sięotworzyły.Niepatrzyłamwtamtąstronę,poprawiałamwłosyipowiedziałam:
„O,jakszybko”,czycośwtymrodzaju,atengłos,nieJamiego,mówi:„Słyszysz
to,stary?Czekananas”.Odwróciłamsięiwdrzwiachstoitychdwóchfacetów.
Powiedziałamim,żeJamiezszedłtylkopopiwo,myślałam,żepojmąaluzjęisię
zmyją,alezamknęlidrzwiiwyłączyliświatło,i...-Sarazamknęłaoczyiskupiłasię
naoddechu.Wszystkowporządku.Wporządku,wporządku,wporządku.
Wszystkozniąwnajlepszym,kurwa,porządku.
-Saro?Dobrzesięczujesz?Otworzyłaoczyiuśmiechnęłasię.
-Wporządku.Byłamwciemnościztymidwomafacetami,którychprzelotnie
kojarzęzimprezy.Jedenznichbyłnaprawdęwielki,takisterydowytyp.Tendrugi
wtypiefutbolistyinaprawdęprzystojny.Winnychokolicznościachnapewnobym
toznimzrobiła.Alemartwiłamsię,żejeśliJamiewróciizastanieichwpokoju,
pomyśli,żeichzaprosiłam,izdenerwujesię.Jamienieczujesięwtakichsytuacjach
pewnie.
Powiedziałamim,żemusząwyjść.Roześmialisięitennasterydachrzuciłcośo
tym,jakźlesięczuje,żeonijegokumpelsąjedynymizpaczki,zktórymisięnie
pieprzyłam.Powiedziałammu,żemampotemuważnypowódijestohydną,
chamskąświniąiżebylepiejtrzymałsięodemniezdaleka.Pchnąłmnienałóżkoi
byłamtakazaskoczona,żeprzezsekundęnicniezrobiłam.
Potemzaczęłamtłucgopięściamiinogamiipowtarzać,żebysięodpierdolił.
Zawołałkumplaiprzytrzymalimiręcenadgłową,anogirozsunęli.Zaczęłamsię
trochębać.Wrzeszczałam,żebysięodpierdolili,imiałamnadzieję,żeJamiewróci,
zanimcośzrobią.
UrwałaispojrzałanaDaniela.Czołomiałbłyszczące,policzkijaskraworóżowe.
Skinął
głową,żebymówiładalej.
-Wkażdymrazie-wzruszyłaramionami-Jamiewrócił,dopierokiedykończyli.A
kiedywrócił,musiałsięznimibić,więcoboje,Jamieija,byliśmyposzkodowanii
następnegoranka...
-Obiecałaśopowiedziećmiwszystko.
-Coniebyłojasne?DwajmężczyźnizgwałcilimnieipobiliJamiego.
-Toskutek.Chcęwiedzieć,cosięstało.Saraniemogłananiegospojrzeć.
-Muszęzapalić.
-Śmiało-odparłiSaramimowolniepodniosłagłowę,bowjegogłosiezabrakło
irytacji,którązawszereagował,gdysięgałapopapierosa.
-Jasne.-Sarazapaliła.-Więctenwiększyfacet,Barry,podsunąłmidogóry
spódnicęizerwałmajtki.Naprawdępodarł,byłyzniszczone.Potem...wepchnąłsię
wemnie,naprawdęmocnoitobolałotakbardzo,żekrzyknęłam,iźlesięstało,bo
tenfacet,którytrzymałmniezaręce,uderzyłmniewusta,bolałonawetbardziej
niżto,corobiłBarry.Krzyczałam,mimożeustamiałampełnekrwi.Apotemten
koleś,którymnieuderzył,włożył...włożyłmitodoustija...
-Włożyłcitodoust?
-Wieszco!Swojego.
-Swojego,Saro?Czyjesteśmywszkolepodstawowej?
-Kurwamać!-Ledwiemogłaoddychać.-Włożyłmidoustpenisa.Włożył,ajago
ugryzłam,naprawdęmocno.Znówmnieuderzyłipomyślałam,żemogęsię
zadławićwłasnąkrwiąizębami,alenicmnietonieobeszło,bobyłamtaka
szczęśliwa,żegozraniłam.
Barryskończył.Pomyślałam,żetotyle,najgorszesięskończyło,ajawciążżyję.A
wtedyten,któregougryzłam,powiedziałBarry’emu,żechcemnieporządnie
przelecieć.Znówwrzasnęłam,chybawołałamJamiego,alecałeustamiałam
rozwalone,więcniewiem,jaktobrzmiało,iprzewrócilimnie,ipoczułamrękęna
tyległowy,wpychalimitwarzwmateraciwiedziałam,cochcielimizrobić.
Wstrzymałamoddechitylkomiałamnadzieję,żezemdlejęiniebędęniczego
czuła.
Oczywiściedlanichtożadnazabawa,jeżelijestemnieprzytomna,dlategociągnęli
mniezawłosyijeszczebili,wylalimipiwonagłowę.Znówzostałamzgwałcona,
tymrazemanalnie,tobyłoznaczniegorszeniżtamtopoprzednie.Jakbymnie
rozrywali.Mimożebardzosięstarali,kilkarazytraciłamprzytomność.Myślałam,
żeumieram.Miałamhalucynacje,zdawałomisię,żemojamatkastałanadłóżkiem
izawołałamdoniej,apotemspojrzałamjeszczerazitobyłJamie,tylkoniestał
takpoprostu,alewrzeszczał,ipotemusłyszałambrzęktłuczonegoszkłai
zrozumiałam,żeniemamhalucynacjiiżeJamiewłaśniestłukłbutelkęnagłowie
Barry’ego.
Saraprzerwała,żebyzdusićpapierosaizapalićkolejnego.NiepatrzyłanaDaniela,
alesłyszałajegooddech.
-Jamiemuudałosięwyrzucićichzpokoju.Tylkożegopobili...Biedak.On
wypłakiwał
sobieoczy,alejapowszystkimbyłamcałkowiciespokojna.Powtarzał,żejestemw
szoku,alenie,wkażdymrazieniesądzę.Czułamtylkozdumienie,żenadalżyję,
pragnienie,chciałamzapalić.
Jamiemnieoczyściłibyłamzawstydzona,żewidzimniewtakimstanie;robił
wszystkojednąręką,bodrugawisiałamubezwładniezboku.Trzymałręcznik
międzymoiminogami,płakałinieprzestawał,ajapoprostumyślałam:czemu
musieliprzyjśćitozrobić?Czemutedupkimusiałyprzyjśćizniszczyćidealnie
udanywieczór?ChciałamzrobićJamiemupierwszegowżyciufrancuza,ateraz
ustamiałamtakrozwalone,żebezużyteczne.PowiedziałamtoJamiemu,aonpo
prostuzacząłwyć.Nigdywżyciuniesłyszałamnictakpotwornegoizachciałomi
siępłakać,aleniemogłam,zamiasttegozwymiotowałamidziękitemumiałcoś
konkretnegodozrobienia,więcprzestałwydawaćtendźwięk.
Danielodchrząknął.
-Wezwaliściepolicję?
-Nieprzyszłonamdogłowy.Spędziłamtęnoczamkniętawpokoju,anastępnego
dniaJamieiBrettzorganizowaligrupęidołożylifacetom,którzytozrobili.
Naprawdępaskudnieichpoharatali,połamalikościiwszystko.Byłamszczęśliwa.
Miałamuczucie,żetosprawiedliwość.
RanoJamieodprowadziłmniedodomu.Niemieliśmydaleko.Chciałzemnąwejść,
alewystarczającoźlesięczułamzpowodutego,wcosięprzezemniewpakował.
Niechciałamgonarażaćnakolejną,jakwiedziałam,paskudnąscenę,kiedyczułby
sięzobowiązanymniebronić.Noiwidziałam,żejestpoważnieranny,kazałammu
iśćdolekarzaiobiecałamzadzwonićpóźniej.
Weszłamdokuchniicałatrójkasiedziałaprzyśniadaniu,każdezczęścią
niedzielnejgazetyitalerzempłatków.Ipomyślałam:cóżzaidealnascenka.Cóżza
idealna,szczęśliwarodzinka,tylkojajestemtakapopaprana.Miałamnasobie
kurtkęJamiego,którazasłaniałamojezmaltretowaneramiona,alenogiitwarz
miałamcałezafajdane.Wiedziałam,zanimjeszczektokolwieknamniespojrzał
albosięodezwał,żeniejestemjużelementemtejsceny.Alboraczej,żenigdynie
byłam,dlanichzawszebyłamzabardzopochrzaniona,nawetbezrozwalonego
nosaiwybitychzębów.
Byliwszoku,alejazachowałamspokój.Powiedziałamim,cosięstało,izapytałam
mamę,czymogłabymnieodwieźćdoszpitala.Powiedziała„nie”.
Danielgwizdnął.
-Powiedziała„nie”?
-Powiedziała„nie”.Powiedziała,żetaksięwstydzi,żenawetniemożenamnie
patrzeć.
Tatadodał,żebędęchodziładoszkołyzinternatem.Zapytałamgo,czypójściedo
szkołyzinternatemuodpornimnienagwałt,aonnato,żemamprzestać
dramatyzować.Kellyoznajmiła,żetoniemożliwe,żebymzostałazgwałcona,bo
wszyscywiedzą,żenikomunieodmawiam.Mamazapytała,czytoprawda,aja...-
Saraprychnęła-powiedziałam,żeprawdaiuprawiałamnierazseks,alemoim
zdaniemfeministkazestarejszkołyjakonapowinnadostrzecróżnicęmiędzy
swobodąseksualnąabyciemzmuszonymdorżnięciawdupę,kiedyktośrozwalaci
twarz.
Danielroześmiałsięzszokowany.
-Podziwiamcię,Saro.Naprawdę.Jesteśkobietąnajwyższej,światowejklasy.Jesteś
boginią.
SaraiDanielrozmawialicałepopołudnie,siedzącnaławce,spacerującwzdłuż
brzegu,apotemleżącnaplecachipatrzącwchmury.Opowiedziałamu,jakmama
Jamiegozabrałajądoszpitala,podałasiebiejakonajbliższąrodzinęizapłaciła
wszystkierachunkizaleczenie,jakBrettiJamiepomoglijejznaleźćmieszkaniei
pracę,imeblezdrugiejręki.Podobałojejsię,żeDanielnazwałJamiego
bohateremitwierdził,iżzachowałasięzhonorem,opuszczającdom,zamiast
zostaćidaćsięponiżaćtymludziomoograniczonychumysłach.
Odwiózłjądodomukilkagodzinpozmroku.Podwpływemcałkowicienowego
doświadczenia,mówieniaotym,comanasercu,ibrakureakcjiwpostaci
zaskoczeniainiesmakukręciłosięjejwgłowie.Gdybypotrzebowała
potwierdzenia,żejejfascynacjaDanielemjestczymśnietylkoseksualnym,dzisiaj
byjeznalazła.Tobyłocoświęcejniżseks,alewciążmiałocharakterzasadniczo
fizyczny.Nawetkontaktznimnapoziomieemocjonalnymsprawiał,że
przechodziłyjąciarki.Ilekroćśmiałsięzczegoś,copowiedziała,albokiwał
głowąwsposóboznaczającypełnezrozumienie,jejmięśniedrgały,sygnalizując
rozpoznanie.Pragnęłagofizycznie,aleniebyłatotasamażądzanapodstawowym
poziomie,którączuławobecinnychmężczyzn.Niechodziłoorozładowanie
napięciaseksualnego,chodziłoostworzeniebestiiodwóchgrzbietach.
Zanimwysiadłazjegosamochodu,zadałapytanie,któremęczyłojąodkilku
ostatnichgodzin.
-Danielu,kiedyopowiadałam,cosięstało...kiedyopisywałam,comizrobili,co
czułeś?
Zmarszczyłbrwi.
-Żałowałemcię.Sarakiwnęłagłową.
-Ale...coz...?
-Zczym?
Zamknęłaoczyiwzięłagłębokioddech.
-Zdawałomisię,żemożesprawiłocitoprzyjemność.Trochę.Wtensamsposób,
wjakiodczuwaszpewnąprzyjemność,kiedypłaczę.
-Spójrznamnie,Saro.-Zrobiłato.Oczymiałwielkieimokre.-Uważam,żeto,co
zrobili,byłonikczemne.Sercemipękazpowodubólu,którywycierpiałaś,i
bezdusznegozachowaniatwojejrodziny.Alezdrugiejstrony-dotknąłgrzbietujej
dłoniczubkamipalców-wszystkowtobiemniepodnieca.Jeżelipodniecenie,gdy
opisujeszswojezakrwawioneuda,czynimniechorymizdeprawowanym,to,Boże
dopomóż,jestemchoryizdeprawowany.
-Takwłaśniemyślałam.-Saraotworzyładrzwi,pochyliłasięipocałowałagow
czubekgłowy.-NiechBógmiwybaczy,żeciękocham.
7
Sarażyładladnia,wktórymDanielznówjejdotknie.Prawiecodzienniezabierałją
nakolację,odwoziłpopracyalbowpadałnadrinka,alenigdynawetniepocałował
najejdobranoc.
Zaczęłaopuszczaćzajęcia,bogdybyprzestałachodzićdopracy,wylądowałabyna
ulicy,amusiałaznaleźćczas,żebygowidywać.
Telefondzwoniłnieustannie.Nieodbierała.Niemusiałasięobawiać,żeprzeoczy
telefonodDaniela:nigdyniedzwonił,ponieważwiedział,żegdybychciałznią
porozmawiać,musitylkozaczekaćpięćminut,aonazadzwonidoniego.Dzwoniła
wśrodkudnia,żebyopowiedziećozajęciach,naktórychbyła,albooksiążce,którą
właśnieskończyłaczytać,dzwoniławieczorem,żebyusłyszećjegogłosprzed
wyjściemdopracy,dzwoniławśrodkunocy,boskoroonaniemogłaprzezniego
spać,chciała,żebyionbyłobudzony.
Pewnejbezsennejnocyoglądałafilmdokumentalnyogłębinachoceanu.Fragment
poświęconorybie,któraznajdowałapartneranacałeżycie,samiecłączyłsięz
samicąiżebyprzeżyć,zasysałjejkrew,wzamianzapewniającjejstałydopływ
nasienia.Tobyłanajseksowniejszarzecz,jakąSarawżyciusłyszała.Zadzwoniła
doDanielaiopowiedziałamuotym.
Wykpiłją.
-Problemzczerpanieminformacjiztelewizjipoleganatym,żekarmiąciętymi
seksownymifakcikami,aleniczatymnieidzie.Weszotejrybietęjednąrzeczinic
więcej.Czyjeślisamicaumiera,samiecteżumiera,czymożesięodłączyć?Jeżeli
samiecumiera,czysamicamusiwieczniepływaćzgnijącymizwłokami,któreją
obciążają?Cosiędzieje,kiedyzostajezapłodniona?Czytendopływsiękończy?
Czy...
-Jezu,Daniel!Kogotoobchodzi?
-Mnie.Założęsię,żenawetniewiesz,jaksiętarybanazywa?
-Guzikmnietoobchodzi.Należędopokoleniapreferującegonatychmiastową
satysfakcję,pamiętasz?Chcęwiedziećtylkoto,conajciekawsze.Całąresztę
zostawiamnaukowcom.Dajmiszybkie,seksowne,egzotycznefakty.
Danielsięroześmiał.
-Jesteśrozkoszna.Aterazidźdołóżka,jużpóźno.
-Jeszczenie.Chcęporozmawiać.
-Orybie?
-Czemunie?Oczymkolwiek,nieważne.Chcętylkosłyszećtwójgłos.Opowiedz
miooceanie.
Przezchwilęmilczał.Myślał,amożewyciągałzpółkiwsaloniejednązeswoich
encyklopedii.Kiedyzacząłmówić,głosmiałniskiiochrypły.
-Ocean-powiedział-jestświatemsamymwsobie.Wielkierówninyciągnącesię
nadnie,długiełańcuchygórskiewznoszącesiękupowierzchni,przecięte
głębokimidolinami.Sątamaktywnewulkanywybuchającetakgłęboko,żemyna
górzenigdysięotymniedowiemy.Oceantopułapka.Chłodnyikojący,więc
zapuszczaszsiędalej,wchodziszgłębiej.Apotemnieżyjesz.Wodajesttaka
podstępna.Jeżelisięoparzysz,jestcigorącoalboczujeszból,uleczycię,ukoii
uspokoi.
Alemożeteżzamrozićcięnaśmierćalbozagotowaćtwojeciało.Zmiażdżyćcię
alboudusić.-
Zamilkł,apotemzapytał:-Nudzęcię?
-Nie,proszę,mówdalej.
-Dobrze,Saro.-Kolejnapauza.-Możesztodlamniezrobićizdjąćmajtki?
-Oczywiście.-Zsunęłaje,aonciągnąłopowieść.
-Zarłaczbiałyniemanaturalnychwrogów.Szerokorozstawionezębypozwalają
mubeztruduciąćtwardeciałoikości.Niektórerekinymająteżzębydługieiostro
zakończone,żebymogłyprzytrzymaćofiarę,kiedysięwniąwgryzą...Zmysłymają
zintegrowane:czująisłyszącałymciałem.Kiedyrekinyuprawiająseks,gryząsię
niemalnaśmierć.
-Daniel,czytytoczytasz?-Saraczułaisłyszałagocałymciałem,chciałago
śmiertelniegryźć,mieszaćjegokrewzwłasnąipłynąćzprądem.
-Cśśś.Wyobraźsobiekrokodylawbagnie,udaje,żeśpi,aletaknaprawdęcię
obserwuje,wyobrażamsobiewyraztwojejtwarzy,kiedywyskoczyztyłuizatopi
zębywtwoimłatwopoddającymsięciele.Krokodylerzucająofiarąpodczas
jedzenia,wykonujączabójczeobroty.
Połowękościmiałabyśstrzaskaną,zanimbestiawybawiłabycięztejmęki,
rozbijającczaszkęoskałę.
Czułasięrozgorączkowana,chciałaznaleźćsięwoceanierazemznim.Wbagnie
albowjeziorzeczypieprzonymstrumieniu.Potrzebowałaochłody,wilgoci,
ukrytychskałiskarbów.
Potrzebowałaciosów,ugryzieńibrakupowietrza.
-Cojeszcze?-zapytałaDaniela,któregogłosnabrałopisywanychcech.Stałsię
wilgotnyimroczny.Słyszałapluskającewokółniegoryby.
-Błękitnaośmiornicamarozmiarpiłkidogolfa.Kiedygryzie,zpoczątkuczujesz
mdłości.
Zaczynaszwidziećjakprzezmgłę.Poparusekundachślepniesz.Traciszzmysł
dotyku.Niemożeszmówićaniprzełykać.Trzyminutypóźniejnastępujeparaliżi
przestajeszoddychać.
Saraczułatruciznępłynącąiwypełniającąjejżyły.Trzyminutyibyłobypo
wszystkim.
-Taknaprawdęfascynującesąwiększeośmiornice.Możeszsobiewyobrazićte
wszystkieprzyssawki,Saro?Wyobraźsobiejednoczesnessanieiwykręcanie,
wodorosty,któreoplatającikostki.Icałyczaswodawypełniacigardłoipłuca.
Opadasznadnoiczujeszzadowolenie,masznadzieję,żetojużniedługo.
Sarabyłaślepainiema.IstniałwyłączniegłosDanielaidźwiękkończyn
uderzającychowodę,wrażenieobecnościoślizgłychgadzichstworzeńrojącychsię
tużobok.CzuławsobiemackiipowiedziałaDanielowi,jakietouczucie.
Opowiedziałamuossaniuiskrętnymruchuwewnątrzwłasnegociałaijakwodapo
prostutryska.Onteżtryskał,dodał,aonawyznała:„Tonę”.
Potemwszystkoucichło.PowoliSaraodzyskaławzrokizdolnośćmyślenia.
Poczułasięzawstydzona,siedzącsamotniewkuchniwśrodkunocy,zkablem
telefonicznymowiniętymwokół
taliiirękąwciśniętąmiędzyudami.
-Daniel.-Słyszałajegooddech,alezdawałosię,żeminęłycałegodziny,zanimsię
odezwał.
-Miałaśorgazm,prawda?
-Tak.Aty?
-Więctociępodnieca?Morskiestworzenia?
Sarazawahałasię,próbujączinterpretowaćjegoton.Drażniłsięznią?
-Jesteśzabardzozawstydzona,żebyodpowiedzieć?-Głosmiałpełenzłości.
-Tymniepodniecasz.Czemutakdziwniesięzachowujesz?
-Podnieciłaśsięmyśląopieprzonejrybie.Ohyda.Chybasiępochoruję.
SarawytarłarękęobrzegT-shirtu.
-Przestań.Przezciebieczujęsięokropnie.
-Doprawdy,Saro.Mamochotęzwymiotować.Jesteśchorądziewczynką...
-Hej!Teżsiępodniecałeś!Słyszałam...
-Czytakawłaśniejesteś?Lubisz,żebymężczyźniwpychaliciwcipężywe
stworzeniai...
Saraodłożyłasłuchawkęipłakała,płakała,płakała.Następnegodniaranoznalazła
poddrzwiamikartkę.Wewnątrzręczniewypisanywiersz:
Przynęta,JohnDonne
Pójdźzemną,zostańmojąmilą,
Izbynamwspólnednizłociło
Dnostrugpiaszczyste,wktórychprędki
Nurtzanurzymyswojewędki.
Nagrzejesięwnettońszemrząca-
Bardziejodoczutwychniżsłońca.
Przezwodykryształoweszyby
Będąciępodziwiałyryby.
Gdyzechceszzażyćwniejkąpieli,
Będziemytłumyrybwidzieli,
Jakmknąmiłośniewtwojąstronę,
Chętniejłowiąceniżłowione.
Słońceczyksiężycprzyćmiątwoje
Rybichiludzkichsercpodboje,
Lecznieubędzienamwidoku:
Tybędzieszźródłemświatławmroku.
Niechinnymarzniezwędkąwdłoni
Istopyraninadnietoni,
Niechajzapuszczagęstesieci
Albozdradzieckiesidłakleci,
Niechajzuchwaleinieczule
Wygarniarybyskrytewmule
Lubjedwabnymibłyskotkami
Nieszczęsnerybieoczymami-
Choćproceduratoprzyjęta,
Tyśsamawsobiejestprzynętą:
Ryba,conaniąsięnieskusi,
Mądrzejszabyćodemniemusi.
Nieznałategoutworu,alezorientowałasię,żepierwszewersypochodząz
Marlowe’a.
Zatemtoparodia,aleczydlategoDanieljąprzysłał,ocomuchodziło?Tomiała
byćparodiadramatyzmuichmiłościujętawsłowaDonne’aparodiującego
Marlowe’a?Czytałateksttylerazy,żenauczyłasięnapamięć.Powinnaodczytaćz
niegowiadomość.Zawierałoczywistąaluzjędoichtelefonicznejrozmowyimoże
niemiałnamyśliniczegowięcej:uznawałerotyzmmorza.
Przeprosiny.Aleczywtakimraziewidziałsiebiejakopoetę,ająjakoprzynętę,na
którąsięzłapał,podczasgdyinnimądrzejsimężczyźniuciekli?Czyzatembył
głupcem?Tyśsamawsobiejestprzynętą.Czytoznaczyło,żeuważałjejzdolność
uwodzeniazawrodzoną,podczasgdyinnekobietymusiałymarznąćzwędkąw
dłoni}AmożeDanielpodkreślałsplendorinamiętność,któremogątkwićw
codziennychsprawach?Użyciemetafizycznegokonceptu,abyprzedstawić
najbardziejpodstawoweludzkiedoświadczenia?Kryłasięwtymtakże
gwałtownośćzezdradzieckimisidłamiistopamiporanionyminadnietoni.Daniel
sprawił,żesięuwikłała,niemówiącanisłowa.
Zadzwoniładoniegoioznajmiła,żejeślipróbujeprzeprosić,powinienzrobićto
poprostu,ajeślimiałnamyślicośinnego,teżpowinienpoprostuprzyjśćito
powiedzieć.
Roześmiałsięmiękko.
-Wybrałemtenwiersz,ponieważjegotematwydawałsięstosowny,alewszystko,
cochciałemciprzekazać,zawierajądwapierwszewersy.
Saraspojrzałanapoplamionykawą,zgniecionykawałekpapieruiodczytałate
linie,chociażznałajenapamięć.
-Mówiszpoważnie?-zapytałazwielkimstrachem,żeznówsięroześmiejei
odłożysłuchawkęalbooznajmijej,żejestodrażająca.
-Niemówięrzeczy,którychniemyślę.
-Czyliwczorajwieczoremteżmówiłeśpoważnie?
-Tak,zwymiotowałem,kiedytylkoodłożyłemsłuchawkę.Potemprzepisałemten
wierszizawiozłemdociebie.Siedziałempodtymidrzwiamicałąnoc,słuchając
twojegopłaczu.
Zrozumiałem,żenaszarozmowatelefonicznastałasiętympunktemzwrotnym,na
któryczekałem.
Urządziliśmydziwacznyseksprzeztelefon,odktóregosiępochorowałem,apotem
jedynym,czegopragnąłem,byłopowtórzenietego.Zdałemsobiesprawę,żemina
topozwolisz.Jeżelimożemywywołaćwsobieobrzydzenieidoprowadzićsię
nawzajemdopłaczu,iwciążrozpaczliwepragnąćbyćrazem...Saro,pójdźzemną,
zostańmojąmiłą,iżbynamwspółnednizłociło.
-Dobrze,tak,dobrze.-Saraznówpłakała.-Alepotrzebujętrochęczasu.Muszę
wypowiedziećmieszkanie,porozmawiaćzprzyjaciółmi,muszę...cóż,masęrzeczy.
Potrzebujęprzynajmniejdwóchtygodni.
-Maszjeden-rzekłDaniel.-Zostawięcięwspokoju,żebyśzrobiłato,comusisz,a
zatydzieńprzyjadęicięzabiorę.
8
MinąłtydzieńiSaraniczegonieuporządkowała.Wwyznaczonymprzezniego
dniu,wsobotę,wpatrywałasięwścianęipaliła.Całydzieńspędziłanarozmyślaniu
otym,żetojejścianyinawetjeślipożółkłe,zodpadającąfarbąibrudnymiśladami
odpaluchów,należądoniejiniktinnyniemawobecnichżadnychpraw.O
dziewiątejtrzydzieściprzypomniałasobie,żemieszkaniebyłowynajęte,azatem
ścianynienależałydoniej,stanowiływłasnośćwynajmującego.Pojedenastu
godzinachżałobypoczymś,conieistniało,Saraczułaszaleństwo.Ubrałasięw
cokolwiekiposzładonajohydniejszegobaruwParramatta.
Miejscezapełnialimotocykliściiprzyszlimotocykliści,hałaśliwipijacy,kiwający
głowamićpuniidilerzynarkotyków,którzyzachowywalicałkowitątrzeźwość,
żebynapewnoniedaćsięnikomuoszukać.Kobietbyłoniewiele,żadnanie
zdołałabysięruszyćzmiejscabezpomocy.
Wszyscy,którzymoglicokolwiekwidzieć,wpatrywalisięwSaręzwrogościąlub
pożądaniemalbomieszankąjednegoidrugiego.Usiadłaprzybarzeobok
motocyklistyzsiwiejącymkucykiemibrodą.Nawetniestarałsięudawać,żenie
gapisięnajejpiersi,aniukryćszyderczegouśmiechu.
Sarazamówiłatequile.Motocyklistazapłacił.Nakostkachlewejrękimiał
wytatuowaneKURWA.
-Ktojesttąkurwą?
Podstawiłjejprzedoczyprawąpięść.ZYCIE,przeczytała.
-„Kurważycie”?Cotomaznaczyć?Chceszbyćmartwy?Tołatwoosiągnąć,jeśli
sięnaprawdęchce.Amoże„kurwa”jestwtymkontekściepozytywnymsłowem?
Zycietokurwa,botakcholerniekochaszjepieprzyć?
Motocyklistawydawałsięjejniesłyszeć.SkinąłnabarmanaiprzedSarąpojawiła
siękolejnatequila.Wypiła.
-Dziękuję.Alenaprawdęmyślisz,żezamierzamsiępieprzyćzjakimś
neandertalczykiem,którytatuujesobienawłochatychłapachbezsensownefrazydla
twardzieli,tylkodlatego,żekupimiparędrinków?
Nabarzepojawiłsiętrzecidrink.
-Potrafiszwogólemówić?-zapytałaSara.-Niejesteśgłuchoniemyczycoś?
-Przezpierdolonegadatliwecipyjaktyżałuję,żeniejestem.Saręprzeszyłdreszcz.
-Nocóż,topoprostuniegrzeczne.Pójdęjuż.Dziękizadrinki.Wyszłaszybko,
drżączoczekiwania,czującmdłościzestrachu.
Gdydocieraładonarożnikapubu,usłyszałałomotdrzwi,apotemciężkie
niespiesznekroki.
Zwolniła,alesięnieobejrzała.Krokisięzbliżyły.Najejszyizacisnęłasięrękaio
małoodrazuniemiałaorgazmu.
Pchnąłjąnaprzemysłowypojemniknaśmieci,twarządoprzodu.Ustamidotknęła
zimnegometalu,podpoliczkiemmiałacoślepkiego,aleciepłego.Zapach
gnijącychwarzywikociegomoczupodszedłSarzedogardłaipoczuławzbierające
torsje.Cośprzebiegłopojejlewejstopieiprzypomniałasobiegigantyczne
szczury,którewidziałaprzemykająceprzedśmietnikiemnazewnątrzrestauracji.
-Powiedz,dlaczegotakasłodkadziewczynkajaktyprzychodziwtakiemiejscei
startujedotakiegofacetajakja?
Trzymałjejgłowęwsilnymuchwycie,kiedywięcotworzyłausta,żeby
odpowiedzieć,wypełniłjegorzkismaktego,cozostałorozlanenabokpojemnika.
-Chciałamtylkowspokojuwypićdrinka-powiedziała,starającsięnieotwierać
ust.-Nicnieporadzę,jeżelijakiśtłustystarydureńłudzisię,żejestemnim
zainteresowana.
Odciągnąłjejgłowędotyłu,apotemwalnąłniąośmietnik.
-Wiesz,corobięzespryciarami,dziewczyno?
Sarasplunęłakrwią.Spadłajejnapodbródekistrużkąpociekłanapierś.
-Pieprzyszjeswoimowłosionymkutasikiem?
-Zpoczątkiemtrafiłaś.-Poczułazimnenocnepowietrzenatylnejczęścinóg,kiedy
podciągałjejspódnicęiopuściłmajtki.Chrząknąłipchnął,aSaraprzygryzła
język.Niespodziewałasiętakbrutalnegoipełnegowejścia.Łzystrumieniem
popłynęłyjejzoczu,mieszającsięztym,coznajdowałosięnabokupojemnika.
Czułametalibrud,icoś,cokiedyśmogłobyćchili.Słyszałazoknanadich
głowamibrzększklanekikobietękrzyczącą,żeCarlostopierdolonaciota.Kilka
metrówdalej,zaśmietnikiem,ryczałysilnikimotorówlokalnychtwardzieli.Nad
tymwszystkimgórowałopochrząkiwanieicmokanieciałauderzającegoociało.
Skończyłiwyszedłzniejrównieniedbale,jakwszedł.
-Szczęśliwa?-zapytał,zapinającspodnieigwałtowniedysząc.
-Wekstazie-oparłaSara.
Podciągnęłabieliznę,otarłatwarzrękawem,apotemzwymiotowałanajegobuty.
WniedzielęwieczoremSarawybrałasiędomiejscowegoKlubuLigowego,gdzie
grupa„dolatsiedemnastu”świętowałaodniesionetegodniazwycięstwo.Jej
początkowymcelembyłtrener,tłustyfacetoczerwonejtwarzy,któremubrakowało
przednichzębów,alezwymiotowałwbarzeizostałwykopany,zostawiającSarę
samnasamzdziesiątkąnadmierniepodnieconychszesnastolatków.Następnego
dniaranoobudziłasięzpulsującągłową,bólemszczękiiotartymidożywego
mięsaudami.Nazagłówkujejłóżkaudrapowanoczteryzabłoconefutbolowe
skarpetki,aprześcieradłaokazałysięcuchnąceisztywne.Żałowała,żeniepamięta,
skądsięwzięłyskarpetkiiplamy,alejejpamięćotamtejnocykończyłasięw
momencie,kiedyzamazanagrupachłopcówniosłajądomieszkania.
Poszłanauniwerek,aleniemogłasięskupić,spędziławięcranek,ćwiczącna
uniwersyteckiejsaligimnastycznej.Okołodwunastejzemdlałaiupuściłahantlena
stopęjakiegośmuskularnegofaceta.NastępnieSaraimuskularnyfacetchwiejnym
krokiemudalisiędogabinetupielęgniarki,gdziejegostopazostałaobandażowana,
aSarzepowiedziano,żemaniedowagęihipoglikemię.Potemmuskularnyzabrał
Sarędoswojegoakademikaiuprawiałzniąseks.Saraponowniezemdlaław
trakcie,afacetbyłnatylemiły,żeprzestał,ipoczęstowałjąsokiemjabłkowym,
żebymogłakontynuować.
Resztętygodniawpodobnysposóbzapełniłaobsesyjnymizachowaniami
obliczonyminausunięciewszelkiejmyśli.Wciągudniazaliczałakolejnebaseny,
skakałaprzezpłotki,szorowałapodłogiisufity,czytałaMdłościSartre’apo
francuskuibraładodatkowezmianywknajpiezestekami.Wnocypieprzyła
najokropniejszychfacetów,jakichzdołałaznaleźć.Wtygodniuzaliczyłaseksz
jednorękimchodzącymoddrzwidodrzwizprośbąowsparcie,kierowcątaksówki,
którypowszystkimodwiózłjądodomuiskasowałpełnąstawkęzakurs,idość
znanymstarzejącymsięgraczemwfutbol,któryprzezcałyczas,kiedysię
pieprzyli,kazałjejskandowaćswójsportowypseudonim.Wpiątkowąnoc,chcąc
naprawdędojśćdogranickompulsywnieuprawianegoobrzydliwegoseksu,poszła
dogejowskiegobaruwpółnocnymSydney.Zanimpadładołóżkaodziewiątejrano
wsobotę,zrobiłalodadwómgejomiobciągnęłatrzeciemu.
Zprzygnębieniemzdałasobiesprawę,żewtrakciezasypianiawciążmyślałao
Danielu.
Tydzieńmaniakalnychzachowańniepomógłinadalpożądałategoabsurdalnego
starca.Marzyła,żebycośwziąć,jakiślek,którywyleczyłbyjązpotrzebykontaktuz
nim.Zażyławszystko,cowpadłojejwręce,inadalgopragnęła.Wostateczności
sięgnęłanawetpotabletki,którychprzysięgławięcejnietknąć,tych,któreprawieją
zabiły.
JakosiedemnastolatkachodziłazdidżejemimieniemTodd,którymiałbrudne
pomarańczowedredyiciałowyrzeźbioneprzezsamegoBoga.Sarawzięłapierwszy
raz,ponieważwsunąłjejtabletkępodjęzyk,kiedysięcałowali.Połknęłaimogła
tańczyćprzyjegostolemikserskimprzeztrzydzieścigodzinzrzędu.
Pigułkistałysiękoniecznością.Zbliżałysięegzaminykońcoweimasanaukiw
połączeniuzpracąkelnerkioznaczała,żesenbyłrzadkimiprzelotnymluksusem.
Saraniemogłasobiepozwolićnatetabletki,ponieważledwiewystarczałojejna
czynsz,więcniepierwszyinieostatnirazwżyciuzaczęłaselekcjonować
mężczyzn,zktórymisypiała.Nigdyniebyłytotransakcjewprost,nigdydokładnie
prostytucja.Poprostuzamiastwybieraćfacetaznajbardziejuroczymtyłkiemalbo
takiego,któryniesamowiciesięporuszał,wybierałatychpotrafiącychzałatwićjej
dragi,zanimichzaliczyła.
Zaczęłapotrzebowaćtableteknawetdotego,żebywstaćranozłóżka.Pozwalała
wówczasToddowiijegobrudnymgłośnymkumplomzostawaćwjejmieszkaniu,
bochciałazawszemiećpodrękąkogoś,ktobydałjejnarkotyki.Wszystkodoszło
dotakiegoetapu,żewnocynaogół
musiaławyrzucaćkogośzeswojegołóżka,aleczasembyłazbytzmęczonaipo
prostuspałaobokciałajakiegośzaćpanegonieznajomego.
Pewnejnocyuczyłasiędopóźnaizsypialnidobiegłjąodgłos,jakbyktośdusił
kota.
Potykającsię,weszładopokojuwściekła,żecośjejprzeszkadza,ikurewsko
wyczerpana,mimożetegodniawzięławięcejtabletekniżzwykle.Toddbyłw
łóżkuznagą,łysąkobietą,którejzlewegoramieniasterczałaigła.Sarazamknęła
drzwiitejnocyspałanasofie.
NastępnegoranawyznaławszystkoJamiemu,któryzpomocąojcaibratausunął
nielegalnychlokatorówzjejmieszkania.PotemJamiesiedziałzSarąprzezdwa
dni,kiedyklęła,pociłasięiwymiotowała.Gdynajgorszeminęło,gotowałdlaniej
ikarmiłją,akiedyzaczynałapanikować,gładziłjąpowłosachiczytałnagłos
notatkizlekcji,żebynieopuściłasięwprzygotowaniachdoegzaminów.Nawet
zapłaciłjejczynszzatydzień,wktórymbyłazbytchora,żebypracować.Przysięgła
mu,żenigdywięcejniezrobisobieczegośtakiego.
Alewtymtygodniuzcałychsiłpróbowałazrobićwłaśniecośwtymrodzaju.
Zażyłateróżowetabletkiwnadziei,żedziękinimpoczujesięjakwtedy,kiedynie
obchodziłojąnicpozanowąporcjąpigułek.Oczywiścieniezadziałało.Ani
tabletki,anitrawa,anikoka,aniseks,aniwódaniemogłysprawić,żebyprzestała
pragnąćDaniela.Terazwidziała,jakabsurdalnabyłasamatamyśl.Jeżeliosiemlat
poszukiwańzatraceniawmężczyznachinarkotykachniezabiłojejpragnienia
Daniela,jedenpieprzonytydzieńteżniemiałszans.Trzebabyłotozaakceptować.
Wbićigłęwramię.Alenajpierwmusiałasięprzespać.
Obudziłojąuporczywestukanie.Potykającsię,dotarładodrzwiwejściowych,
wciążwmającymbyćprzynętądlaciotstroju,któryskładałsięzeskórzanejminii
złotegostanika.WprogustałDaniel,oczymiałbłyszcząceitwarzzarumienioną.
ChwyciłSaręzaramionaimocnopocałował,wciskającjątyłemweframugęi
przywierającdoniejcałymciałem.
-Boże,jesteścudownawdotyku-zamruczałjejwusta.-Jesteśgotowa?
Sarazrobiłakrokwtyłiotarławargi,próbującwziąćsięwgarść.Wpatrywałsięw
nią.
-Dopieroprzyszłaś?
-Niewiem.Któragodzina?-Wciążczułaoszołomieniepocałymtymgównie,
którezażyłapoprzedniejnocy.Dobrzebyłogowidzieć,aleniewielebrakowało,by
straciłaprzytomność.
Danielwepchnąłjądośrodkaizamknąłdrzwi.Jegooczyprzesunęłysiębadawczo
popokoju,potemprzymrużonespoczęłynaniej.
-Wschodziłaśwtym?
Sarastanęławpozie,którąuznałazaseksowną.
-Podobacisię?
-Odrażające.Icośnasiebierozlałaś.
Spojrzaławdółisięroześmiała.
-No,patrzcietylko.Niezauważyłam.Takiesięmapamiątkipoobciąganiufacetom
wciemnychuliczkach,nonie?
Pięśćtrafiłająwdolnączęśćpodbródka,aSarapoleciałaprzezkorytarzi
wylądowałanapodłodzewkuchni.Ostrożnieusiadła,rejestrującbólwlewym
biodrzeiłokciu.Danielstanąłnadnią.Saraprzyjęłajegowyciągniętąrękę,ale
kiedynawpółsiępodniosła,puściłjąiztrzaskiempadłanakuchennekafle.
Podciągnęłasięnakolanaispojrzałananiegowsamąporę,byzobaczyć,jakjego
butwchodziwkontaktzjejprawymramieniem.Ponownieupadłaitymrazem
zostaławpozycjileżącej,płaczącnapodłodze.
Danieltrąciłjąstopą.
-Wstawaj.
-Pierdolsię.Kopnąłjąwżebra.
-Wstawaj.
Sarausiadła,opierającsiędlarównowagiokuchennąławę.Danielkucnąłprzednią
iująłjązabrodę.
-Zażywałaśnarkotyki?-zapytałtakimgłosem,jakbybyłjejojcem.Jakbybyłjej
cholernymnauczycielem.
-Jasne-odparła.-Jakwszyscy,co?
Danielpotrząsnąłjejtrzymanąwdłoniachgłową.
-Cozażyłaś?
-Tylko,ee,tylkotrochęecstasyi,aa,cośnapoprawienienastrojui,och,trochę
trawy,noiwypiłammorzewódki.
-Jesteśdośćtrzeźwa,żebyzemnąrozmawiać?
-Aczemumiałabymchciećztobąrozmawiać?Jesteśpieprzonympsycholemi
katem.Poprostulubiszmniebić.-Zaczęłapłakać.-Gadaszcałetogówno,jakto
mniekochasz,jakcinamniezależy,alepotemmniekrzywdziszidoprowadzaszdo
płaczu,izostawiaszsamąnacałytydzień.
-Komuzrobiłaślaskę?
-Niesłuchaszmnie?Skończyłamztobą!Nieodpowiadamwięcejnatwojepytania.
Możeszsięodpieprzyć!
Danielpochyliłsięidelikatniepocałowałjąwusta.Potemwyjąłchusteczkęiotarł
Sarzetwarz.Rozpłakałasięjeszczebardziej,aledalejjącałowałiwycierałjejnos,
pókiniepoczułasięwyczerpana.Potempomógłjejułożyćgłowęnaswoich
kolanachigładziłjąpowłosach.
-Przepraszam.Wtejchwilitwójstanniepozwalanarozmowę.Najwyraźniejnadal
jesteśpodwpływemczegośiniepowinienemoczekiwać,żebędzieszmówićz
sensem.
-Niepowinieneśoczekiwaćczegokolwiek,skoromnieskatowałeś.Głaskałjąpo
głowie.
-Nieprzesadzaj,ledwieciędotknąłem.Najwyraźniejwzięłaścoś,cowzmacnia
wrażenia.
Poprostuleżtuiuspokójsię.
Sarależałacicho.Toprawda,żewciążbyłanahaju,prawieniespałaipocałym
tymstresiecierpiałapewnienawyczerpaniezpowodunadmiaruadrenaliny,alenie
miałaurojeń.Stłukłją,nieprzesadziła.
Pojakimśczasiekazałjejdoprowadzićsiędoporządku.Kiedywróciła,po
prysznicuiubranawpiżamę,wręczyłjejkubekkawyitalerzgrzanekzdrożdżową
pastąvegemite.
-Wyglądasz,jakbyśodtygodnianiejadła.
Sarawzięłato,copodał,iusiadłanapodłodze,zbytobolała,żebyzająćmiejscena
drewnianymkrześle.Usiadłobokiwziąłztalerzakawałektostu.
-Niejestemgotowa,żebyztobąpójść-powiedziałaSara,kiedyDanielmiałpełne
usta.
Przełknąłiuśmiechnąłsiędoniej.
-Nieprzyjmujęodmowy.
-Nieodmawiam.Mówię,żetosięniewydarzydzisiaj.Mamsprawydozałatwienia.
-Niemogęnatopozwolić,Saro.Tentydzieńbyłdlamnieswegorodzajupiekłem.
Nienawidziłemtego,żejestemzdalaodciebie,alepocieszałemsięmyślą,że
przygotowujeszsię,żebyzemnąbyć.Aterazsiędowiaduję,żewłóczyłaśsięBóg
wiegdzieiBógwiezkim.
-Nieobiecywałam,żebędęcnotliwa.Totynaochotnikazgodziłeśsięna
abstynencję,nieja.
-Nictakiegoniemówiłem.Powiedziałem,żeniebędęztobąsypiał,dopókisiędo
mnienieprzeprowadzisz,iżewtymczasietymaszprzestaćsiępuszczać.Ja
używałem,ilesiędało.
Odłożyłaniedojedzonykawałekgrzanki.
-Mówisztak,żebymniezabolało?
-Nie,gdybymchciał,żebycięzabolało,zrobiłbymcośtakiego.-Daniel
uszczypnąłjąnawysokościłokciapowewnętrznejstronie,gdzienaprawdębolało.
Odsunęłaramię.
-Iuprawiałeśwczorajwnocyseks?-Tak.
Sarawzdrygnęłasię,jakbyponowniejąuszczypnął.
-Zkim?
Potrząsnąłgłową.Zmarszczyłczołoimiędzybrwiamipojawiłysiętrzygłębokie
pionowezmarszczki.Czasamipatrzyłnanią,jakbynadalbyłauczennicą,młodą,
bystrąitakpełnądlaniegopodziwu,żekażdewypowiedzianeprzezniegosłowo
byłodlaniejprawem.Czasamitakwłaśniesięczuła.Cóż,proszępana,oczywiście
możemniepanpocałowaćioczywiściemożemniepantamdotknąć,jeżelimapan
ochotę.Itak,proszępana,jeżelipantwierdzi,żetoprawda,totakjest,ijeżelipan
twierdzi,żetojestwporządku,musibyćwporządku,izawszeuważałam,żeźlejest
pozwolićmężczyźnie,byzębamiotworzyłmiżyły,żebymwykrwawiłasięna
śmierć,aleskoropantwierdzi,żepowinnam,tosięzgadzam.
-Odpowiedz.Zkimsiępieprzysz?-Zmusiłasię,żebywytrzymaćjegospojrzenie.
-ZmłodąkobietąimieniemTricia-powiedział.-Międzyinnymi.
-Między...-Saraprzycisnęłarękędopulsującejprawejskroni.-Ilomainnymi?
-Wybieramspomiędzykilku.Zależy,wjakimjestemnastrojuiktojestdostępny.I
ilechcęwydać.
Czuławzbierającewgardlewymioty.Przełknęła.
-Pieprzyłeśprostytutki?
-Tak,Saro.
-Całytenczas...-Sarawstała,potykającsię,wpadładołazienkiizwymiotowałado
toalety.
Kawałeczekgrzanki,któryzjadła,pojawiłsięniestrawiony.Wypiłatrochęwody
prostozkranu,zwymiotowałajązpowrotemdoumywalki,ponowniesięnapiła,
umyłatwarziwróciładoDaniela.
Siedziałpoturecku,patrzyłnaniązdołu.
-Dobrzesięczujesz?
-Totylkokac.-Usiadłaizapaliłapapierosa,chcącpozbyćsiękwaśnegosmakuw
ustach.-
Imusiszzatopłacić,co?
-Takiegodokonałemwyboru.Niechcęspędzaćcałychmiesięcynastaraniachi
kolacjachzkobietą,żebyzapewnićsobieseksnawieczór.-Danieluśmiechnąłsię
konspiracyjnie.-Dogodnerozwiązaniedoczasu,gdybędęmiałusiebieswoją
dziewczynę.
Saraobserwowałagopoprzezdym.Byłtakcholerniespokojny.Byłtakkurewsko
pewnysiebie.Musiałazachowaćtenstrzępgodności,któryjejzostał.
-Coznimirobisz?-odezwałasięznajwiększąobojętnością,najakąumiałasię
zdobyć.
-Uprawiamseks.
-Poprostuzwykłyseks?Roześmiałsię.
-Cokolwiektoznaczy.
-Jakiesą?
-Tonormalnekobiety,którepoprostuwykonująswojąpracę.
-Jakwyglądają?Jakwyglądałatazostatniejnocy?
-Tlenionablondynka,ładneciało,młodszaodemnie,alestarsza,niżtwierdziła.
MaskaobojętnościSaryzaczynałasięrozpadać.Walczyła,żebyzapanowaćnad
głosemidrżeniemrąk.
-Ładneciało?Cotoznaczy?Dużecyckiidługienogi?
-Tobezznaczenia,Saro.
-Owszem,maznaczenie,żewybieraszkurwy,którewyglądająjaktwojażona.To
naprawdęwielemówiące,żewybierasztakie,któresązupełniedomnie
niepodobne.
Wstałipodszedłdookna.
-Zacznęprosićochude,brzydkiebrunetki,jeżelitocipoprawinastrój.
Zignorowałatęzniewagę.
-Nalegam,żebyśztymskończył.
-Niemaszprawanalegać.-Walnąłpięściąwzabitepłytąokno,apotemodwrócił
się,żebyspojrzećjejwtwarz.-Myślisz,żemaszwładzę,alenie.Mogęcięwziąćw
dowolniewybranymmomencie,poprostupodnieśćcięizanieśćdodomu,atam
związać.Jużnigdyniezobaczysznikogoopróczmnie,dośmierci.
-Proszę.Otojestem.Weźmnie.
Danielodwróciłsiętwarządookna,opierającczołoodyktę.Saramówiła
poważnie:naprawdęchciała,byjąporwał.Chciała,bywybórzostałodsuniętypoza
sferęjejmożliwości.
Chciałapoczućpełnąwolnośćbyciawczyimśposiadaniu.
-Miałemnadzieję,żeniebędęmusiał.Miałemnadzieję,żepójdzieszzemną
dobrowolnie,żezechceszpójść.
-Chcę.-Sarapodeszładoniego,pocałowałatyłświeżoogolonejszyi.-Problemw
tym,żestworzyłamtożycie.Niejestwspaniałe,alemoje.Jakwtejpiosence,wiesz,
zrobiłamtoposwojemu,myway.
-WersjaSexPistols,zakładam?
-Ajestinna?
-Kochamcię.
-Kochamcię.Czemutotakietrudne?Czemuniemożemypoprostuzesobąbyć?
Czemuniemożemy...niemożemyskończyćztymgadaniemipoprostubyć
szczęśliwi?
-Niechcę,żebyśbyłaszczęśliwazkimkolwiekopróczmnie.-Danielsięodwrócił.
Płakał.-
Chcę,żebyśzrezygnowałazeswojegomałegożycia.Chcę,żebyśniczegonie
miała.Chcę,żebyśbyłacałkiembezradna.Chcę,żebyśbyłaprzestraszona,złamana
idrżącazestrachu.
Sarateżpłakała.
-Pieprzonyromantykzciebie.
-MałaSaraClark.-Przesunąłswoimizadbanymipaznokciamipobokuszyi.-
Myślę,żeobojemieliśmydośćtegonapięcia,tejwalki.Powiedzmiteraz:
zamierzaszprzyjśćizemnązamieszkać?Będzieszmoja?
-Powiedziałam,żetak.Potrzebujętylko...
-Nie.-Paznokciewbiłysięwciało.-Żadnegoczekaniadłużej.
Saraspojrzałamuwoczyizapragnęła,żebybyłtrochędelikatniejszy,trochę
słabszy.
Wiedziała,żeonchciałjątwardszą,silniejszą.Właściwiezabawne,bokażdy
mężczyzna,któryangażowałsięwzwiązekzSarą,mówiłjejwktórymśmomencie,
żeniejestwystarczającomiękka.
Niewiedziała,czytoDanielwydobywałzniejmiękkość,czysambyłtaktwardy,że
onawydawałasięmiękkawporównaniuznim.
-MuszęsięzobaczyćzJamiem.
-Rozumiem.Wrócęwieczorem.-Danielpocałowałjąwczołoizniknął.
9
Wsobotęrano,trzytygodniepotym,gdyJamieostatnirazwidziałSarę,zadzwonił
Mikeipoprosił,żebyprzyszedłdopubu.Powiedział,żemusząporozmawiaćo
Sarze.Jamieniechciał
rozmawiaćoSarze,chciałrozmawiaćzSarą,aleskoroprzestałaodbieraćtelefon,
uznał,żerozmowaoniejzMikiemmusiwystarczyć.
-Chcęwiedzieć-zacząłMike,kiedyusiedliwlożyprzykilkupiwach-cotakiego
zrobiłem,żesięwkurzyła?
-Niesądzę,żebyśzrobiłcokolwiek,cobyjąwkurzyło.
-Toczemu,docholery,niechcemniewidzieć?Czemunieodbieratelefonu?
-Niebędziesięwidywaćanirozmawiaćznikimopróczfaceta,wktórymjest
zakochana.
Mikewpatrywałsięwniegoprzezkilkasekund.Potemwypiłpiwo,zapalił
papierosa,wypił
jeszczetrochę,apotempodrapałsięponosie.
-Jakiegofaceta?
-Tegostaregopierdziela.Myślionimpoważnie.Prawdziwamiłośćitakietam.
Mikewyglądałnazdeprymowanego.
-Kiedytosięstało?
-Byłajeszczedzieckiem.
-Co?
Jamiewzruszyłramionami.
-Nic.Chybawmojeurodziny.Myślę,żeposzłaznimdodomuwmojeurodziny.
-Jasne,więctobyło...zaledwiemiesiąctemu.Pieprzyłemjąprzezsześćmiesięcy,
niemożetakpoprostumnierzucićdlajakiegośniespodziewanegoprzybysza.
Jamiesięroześmiał.
-Jasne,ktopierwszy,tenlepszy.
Mikezmarszczyłbrwi,jakbywiedział,żepadłofiarążartów,aleniezorientował
się,wktórymmomencie.
-Cóż,tak.Obojepieprzyliśmysięnaboku,alecałaresztatojednorazowenumerki.
Sześćmiesięcytodlanasdługiokres.MnieiSaręłączycośwyjątkowego,
zaangażowaliśmysię.
Jamieprzestałsięśmiać.Cośbyłobardzoniewporządku.Spodziewałsięwyznań
Mike’a,jakijestnapalonyalbozły,żeSaraniepostarałasięodobrąwymówkę.
Spodziewałsięprzekleństwinarzekania.Mikebyłnaprawdęzdenerwowany.Ico,
kurwa,miałoznaczyćjakieś
„zaangażowanie”?
-Eee,jakiegorodzajujesttozaangażowanie?Mikenachyliłsięprzezstół.
-KilkamiesięcytemuJesspojechałanatoszkoleniezpracyiSarazemną
zamieszkała.
Spędziliśmyrazemdwadniitobyło...-Mikeprzeorałwłosypalcami.-Jamie,
stary,tobył
najlepszypieprzonyweekendmojegożycia.Zrobiliśmytowkażdympokoju,w
każdejpozycjiznanejludzkości,apotemwynaleźliśmyparęnowych.Pozwoliłami
robićrzeczy,którerobiłemtylkozwysokoopłacanymiprofesjonalistkami.-
Przerwał,żebypociągnąćpiwa.-Rozmawialiśmyotym,jakświetniejestznaleźć
kogoś,ktolubitakiedziwactwa.Kiedypodrywaszkogośnieznajomegodlaseksu,
niemożesztakpoprostuprosićo...notak,wkażdymraziezgodziliśmysię,żeto,
conasłączy,jestwyjątkoweiżeodtejporyzachowamymonogamięprzy
wymianienaturalnychwydzielinciała.
JęzykprzysechłJamiemudopodniebienia.Gdybynimporuszył,otworzyłbyusta,a
potemkrzyczałby,krzyczałiniezdołałbyprzestać.Aletylkopytającouniósłbrwi.
-Nowiesz-powiedziałMike,drapiącsięwszyję-ustaliliśmy,żeprzestaniemy
używaćprezerwatywpodwarunkiem,żezawszebędziemyichużywaćzinnymi
ludźmi.Wiem,żetobrzmijakośpochamsku,ale...Było...mówiętoznajwyższym
niesmakiem,aletobyłonaprawdęromantyczne.Trzebamiećdokogoświelkie
zaufanie,żebywdzisiejszychczasachniekorzystaćzochrony.JaiSaradzielimyto
zaufanie,stary.
JamiewpatrywałsięwtwarziszyjęMike’a,którydrapałsięprzezcałyczas,kiedy
mówił,iterazmiałskóręwczerwonepasy.DlaMike’aSarabyłarojem
pełzających,rojącychsięowadów.
Dokonałyinwazjipoprzezgenitaliaizagnieździłymusiępodskórą,wyjadając
wnętrzności,blokującdrogioddechowe,skubiącbrzegiserca.Biednydrańmógł
szarpaćsiępazuramiażdożywegomięsa,mógłzdzieraćsobieskóręiniezdołałby
sięjejpozbyć,ponieważtkwiłatakgłęboko.Dostawałasięczłowiekowidosamego
rdzenia.Kiedyrazsiętamznalazła,niedałosięjejpozbyćbezcholerniepotężnych
zniszczeńwkonstrukcjinośnej.
-Cóż,nieprzyjmujętegodowiadomości.Jeżelichcetozakończyć,wporządku,ale
musiprzynajmniejsamamitopowiedzieć.Niepowinienemsłyszećtegogównaod
ciebie.-Mikepotarł
nosrękąsześćczysiedemrazy.-Zamierzamdoniejpojechaćizażądać,żebyze
mnąporozmawiała.Niezamierzamakceptowaćtegogówna.
-Niebędziecięsłuchać.Powinieneśzobaczyćtegofaceta.Majakieśstolatijest
naprawdęgładki,naprawdękurewsko...zimny.Sarastraciładlaniegorozum.
Mikepociągnąłnosem,potarłgo,podrapałsięwszyję.
-Poznałeśgo?
Jamieprychnął.-Tak.Byłmoimnauczycielemangielskiegowdziewiątejklasie.
Naszymnauczycielemangielskiego.MikegapiłsięnaJamiego.
-Jajasobierobisz?
-ZapytajJess.ZapytajjąopanaCarra.Opowieci,jaknaglespieprzyłwśrodku
roku.IjakmniejwięcejwtymczasieSaraprzestałajeśćizaczęłapić,palići
pieprzyćwszystko,conosispodnie.
Mikenieuwierzył.Jamieopowiedziałmucałąhistorięalboprzynajmniejtyle,ile
samoniejwiedział.PodkoniecMikerozważałzamordowanieDanielaCarra.
Jamienieprzejmowałsięewentualnymikłopotami,naruszeniemprywatnościSary
czyobronąjejhonoru.Byławniebezpieczeństwie,aponieważJamiedostałzakaz-
podgroźbąrozwodu-widywaniasięzniąsamnasamiskoronieodbierałaod
niegotelefonówaniznimnierozmawiała,Mikechybanajlepiejnadawałsiędo
tego,bypomócJamiemuuratowaćSaręprzedniąsamą.
-Chodźmy.Będziemysiędobijać,dopókinasniewpuści-rzekłMike.
Jamierozważałpostąpieniewtakiwłaśniesposóbmniejwięcejmilionrazy.Nie
zrobiłtego,boniechciałsięrozwodzić-niewtymmomencie.Istniałoteżpewne
niebezpieczeństwo,jeśliczłowiekzjawiałsięuSarynieproszony.Ostatnimrazem
Mikedoczekałsięnagiegoolbrzymaizłamanegonosa.PodałMike’owitendrugi
powód,niewspominającopierwszym.
-Icoztego?-zapytałMike.-Itakniemamyszansnaspokojnąrozmowę,prawda?
Jamiesięzawahał.PotrzebazobaczeniaSarypiekłagojakoparzenie,aleniechciał
jejwkurzyć.Zjawieniesiębezzaproszeniajązirytuje,azjawieniesiębez
zaproszeniazMikiemwręczjąwkurzy.PozatymMikebędziepodkreślałswoje
prawo,żebyjejdotykać,Jamiebędziemusiał
siedziećiwmilczeniupatrzeć,jakręceMike’awędrująwszędzietam,gdzie
powinnyznajdowaćsięjegoręce.
-Moglibyśmyspróbowaćjeszczedoniejzadzwonić-zasugerował.
Mikewalnąłwstółpięściami,wysączyłresztępiwaichwyciłkluczykiod
samochodu.
-Pieprzyćto.Poprostupójdziemyizniąporozmawiamy.
-Spróbujęjeden,ostatniraz.Mikeznówwalnąłwstół,alesięniesprzeczał.
Przygryzłwargęidrapałsięporamionachkluczykami,patrząc,jakJamiewybiera
numer.
Jamieniespodziewałsię,żeSaraodbierze,chodziłomuraczejoprzeciągnięcie
sprawy.
Pospieszyłsię,podającMike’owiwszystkieteinformacjeprzekonany,żenajlepiej
jeststworzyćarmięprzeciwstaremuCarrowi,alezacząłjużwtowątpić.Musiał
braćpoduwagęShelley,chociażgdybypojechałspotkaćsięzSarąwtowarzystwie
Mike’a,taknaprawdęniezłamałbyzłożonejobietnicy.Alegdybypojechałz
MikiemzobaczyćsięzSarą,niebyłobyokazjidoporządnejrozmowy.Aona
znienawidziłabyJamiegozawplątaniewtoMike’a.Samsięzatonienawidził.
Tylkożepotrzebowałgodo...och,kurwa.Możnatakciągnąćbezkońca.
-Halo?-GłosSary,zachrypniętyiniecozniecierpliwiony.Jamieprawieupuścił
telefon.
Żołądekzmieniłmusięwzupę.
-Daniel?-zapytała.OchBoże.
-Toja,Sar.Zawahanie.
-Cześć.Couciebie?
-Martwiłemsięociebie.Wszystkowporządku?-Zamierzałwszystkojej
wygarnąć.Mikegestykulowałjakszalony.Jamieodwróciłsięiwyjrzałnaparking.
-Tak.Chciałamdociebiezadzwonić.Zabawne,żedzwonisz,bozamierzałam
dzwonićdociebiezajakieśpięćminut.
-Dzwoniłemcałytydzień,Saro.
-Och.-Usłyszałszczęknięciejejzapalniczki.-Słuchaj,możesztuprzyjechać?
Muszęsięztobązobaczyć.
-Teraz?-zapytał,zapominającoShelley,Mike’uicałejreszciepozbawionej
znaczenia.
Pamiętałtylkoomiękkiejskórze,niebieskichoczach,stopachpodatnychna
łaskotanie.-Mogęprzyjechaćodrazu.
-Byłobyidealnie.
-Jadę.-Jamiesięrozłączyłoszołomionysukcesem.
-Dobrarobota,przyjacielu.-MikekuksnąłJamiegowramię.Jamiezacząłuderzać
siętelefonemwczoło.Kiedyprzestał,musiałbiec,żebydogonićMike’a,któryjuż
wsiadałdosamochodu.
Chociażminęłopołudnie,Saraotworzyładrzwiwswojejróżowejflanelowej
piżamie.
TakichworówpodoczamiJamienigdyuniejniewidział.Ziemistaskóra,popękane
wargi,brązowysiniaknadprawąbrwią.Byłaniechlujnainiewiarygodnie,
przytłaczającośliczna.
-Coonturobi?-zapytała,spoglądającponadramieniemJamiego.-Mike,cotytu
robisz?
Mikewysunąłsiędoprzodu,odsuwającJamiegonabok.
-Niemożeszprzynajmniejudawać,żecieszyszsięnamójwidok?
ChwyciłaJamiegozarękęiprzyciągnęłagodosiebie.Wmieszkaniuunosiłsię
kwaśnyzapach,jakbysiępochorowała.Jamiepocałowałjąwczoło.Zakwiliła,co
byłobardzodziwne,potemchwyciłagomocniej.
-Czemugoprzyprowadziłeś?Muszęporozmawiaćztobąwczteryoczy.
-Możeszniemówićomnie,jakbymniestałtuobok?
Sarawestchnęła,puszczającJamiegoiodwracającsiędoMike’a.
-MuszęporozmawiaćzJamiemsamnasam.
-Czemumniespławiasz?
-Naprawdęniemamczasunawyjaśnienia.
-Toznajdź.Zasługujęnawyjaśnienia.
SaraodwróciłasiędoJamiegoizrobiłaminę,potempodeszładoMike’ai
położyłamuręcenaramionach.Byłatakniska,żemusiałajewyciągnąćnacałą
długość.
-Maszrację.Rzeczywiściemusimyporozmawiaćiobiecuję,żeporozmawiamy,ale
nieteraz.TerazmuszępomówićzJamiem,samnasam.
MikezdjąłdłonieSaryzramioniuścisnął.Pochyliłsięipocałowałjąwusta.
Oddałapocałunek,przyciskającsiędoniego.DokładnietegoJamiemiałnadzieję
uniknąć:byciaświadkiemwzruszającegopołączeniakochanków.
-Mike,proszę-odezwałasiętymgłosem„przelećmnie”.-Zostawnasnakilka
godzin,okej?Kiedywrócisz,poświęcęcicałąswojąuwagę.
Mikeskinąłgłową,dotykającjejtwarzywsposób,którymożnabyopisać
wyłączniejakoczuły.
-Obiecaj,żemnieznówniespławisz?
-Obiecuję.
-Nodobrze,mała.-Mikeznówjąpocałował,potempodszedłdoJamiegoiklepnął
gowplecy.-Jadędopubu.Wracamzaparęgodzin.-Otworzyłdrzwiiwyszedłz
szerokimuśmiechem.-
Bądźciegrzeczni,dzieciaki.
SaraiJamiestali,patrzącnasiebie,dopókinieusłyszeli,żeMikezapalasilnik.
WtedyJamieobjąłjąizacząłpłakać.
-Och,hej!Och,niepłacz.Jamie,proszę,przestań.-Saraucałowałagowszyjęi
twarz.Niepotrafiłstłumićłkania.Byłapoprostutaka...Boże,nieistniałytakie
słowa.Byławszystkim.-
Skończtebzdury.-Odsunęłasięiotarłamutwarzrękawempiżamy.-Chodźtui
porozmawiajzemną.
Usiadłzniąnasofie.Sofie,którąznalazłdlaniejnawyprzedażyipomógłzanieść
dodomu.
Sofie,naktórejwypiłtysiącepiw,odbyłmilionyrozmówinieuprawiałzadużo
seksu.SofieSary.
WmieszkaniuSary.ZuśmiechemSaryidłońmiSary,któreodwracałyjegodłonie.
-Nietrzebabyłoszyć?-zapytała.
Jamiepotrząsnąłgłową,odwracającsiędooknaiwidząc,żezostałozabitedyktą.
Był
ciekaw,czyzrobiłatosama,czyCarrtozrobił.
-Maszpojęcie,jakszalałem?-odezwałsięJamie.
-Przepraszam.Jeżelipoprawicitosamopoczucie,jateższalałam.
-Jedyne,copoprawiłobymisamopoczucie,towiadomość,żezerwałaśztym
starym,jakmutam...
Saraprzygryzłausta.Wyglądałanazmęczoną;biednemaleństwo.Bógjedenwie,
cotenpotwórjejrobił.
-Miałamnadzieję,żetrochęprzywykłeśdotejmyśli-powiedziała.
-Nigdysięztymniepogodzę.Jestdlaciebiezły.Sarzebłysnęłyoczy.
-Myliszsię.Jestźle,kiedyniejestemznim.Czujęsięźle.Kochamgo.Czemunie
możeszsięcieszyćmoimszczęściem?
-Poprostuniemogę.
-Spróbuj!-Saraścisnęłajegoręce.-Jesteśtakisamolubny,Jamie.Maszcałą
rodzinę.Janigdynikogoniemiałam.Terazmam,atyjesteśzłyipaskudny.
Byłzłyipaskudny.AlenietyledlaSary,iledlakażdegoczłowiekanaświecie,
któryniebył
Sarą.SzczególnieShelleysięobrywało.Mimojejnadludzkiejtolerancjicałyczas
siękłócili.Niedalejjakwczorajzapytała,czemujesttakigderliwy,skorotoona
mapopękanesutki,opuchniętekostkiiniedosypia.Jamieprzypomniałjej,żeonteż
paręrazywstawałwnocyuspokoićdzieckoicodziennienaosiemgodzinmusiał
chodzićdopracy.Apotemdodał,żejejpopękanesutkiiopuchniętekostkitoidla
niegożadnaatrakcja.Shelleypłakałaprzezgodzinę,aJamieusiłował
zrozumieć,cosięznim,docholery,dzieje.Zdałsobiesprawę,żechoćbynie
wiadomojaksięstarał,faktybyłytakie,żepatrzyłnaShelleyiniewidziałtego,co
chciałwidzieć,toznaczySary.
Niemógłprzestaćmyślećotym,żegdybyShelleyniezaszławciążę,niemusiałby
sięzniążenićimógłbypoślubićSarę.Brakowałowtymlogiki,boa)Sara
zainteresowałasięnimdopierowtedy,kiedyzamieszkałzShelley,więcgdybynie
taciąża,byćmożewcaleniezaczęłabyznimsypiać;b)Saraniechciaławychodzić
zamążic)nawetgdybySarazechciaławyjśćzamąż,tonigdyzaJamiego,
ponieważniekochałago„wtensposób”.Zwykleczerpałpociechęzfaktu,żeSara
nikogoniekochała„wtensposób”,aleterazwłaśniekogośpokochałaiJamieczuł
sięodsunięty,adotegodręczyłygoabsurdalnemyśli.NienawidziłShelleyi
nienawidziłsiebie,nienawidziłDanielaCarraiczasaminienawidziłnawetBianki.
NigdyniezdarzałomusięnienawidzićSary,alemiałświadomość,żepewnie
powinien.
-Przeprowadzamsiędoniego-powiedziałaSaranibypogodnymtonem,jakiego
ludzieużywają,przekazujączłewieści,gdychcą,żebyuznanojezadobre.
-Kiedy?
Wymamrotałacoś,cozabrzmiałojak„dzisiaj”.
-Kiedy?-zapytałponownie.Odpowiedziaławyraźniej.
-Dzisiaj.
-Dzisiaj.-Jamiezapatrzyłsięnajejpalce.Paznokciemiałaobgryzionedomięsa
jakon.
AleSaranigdynieobgryzałapaznokci,zawszejeprzycinałaiopiłowywała,tak
żebynakońcukażdegoznajdowałsięidealnybiałypółksiężyc.
-Właściwiedzisiajwieczorem.
-Dzisiajwieczorem?
-Tak,więc...muszęsięspakować,muszębyćgotowa.
-Musiszbyćgotowa.-Jamiedalejwpatrywałsięwtepostrzępionepaznokcie.
Paznokcieosobyniespokojnej,sfrustrowanej,bezsilnej.Paznokcieosoby,która
ledwiesiętrzyma.
-Przestańpowtarzaćwszystko,comówię!Jamiepodniósłwzrok.
-Niezdawałemsobiesprawy,żetorobię.
-Notak...-Sarazpółuśmiechemspojrzałamuwoczy.-Dobrzesięczujesz?
-Jasne.Aczemubynie?
Wtedygopocałowała.Miękko,słodko,takdelikatnie,takciepło.Przeztylelat
marzyłotakichpocałunkach.Przyglądałsięjejsiedzącejwklasieimyślał,że
mogłabydotknąćjegopodbródka,pochylićsięzlekkorozchylonymiustami.
Obserwował,kiedygraławpiłkęnożną,uczestniczyławbiegachprzełajowychi
pływałanazawodach,iwyobrażałsobie,cojejnaturalna,radosnaenergiabędzie
oznaczaładlamężczyzny,któregopokocha.Widziałmężczyzn,którzyją
obmacywali,szarpaliipopychali,iwyobrażałsobie,jakodmienniebyjątraktował.
Przysiągł,żejeślijąbędziemiał,nigdyniepotraktujejejostro.Jeżelikiedykolwiek
takmusięposzczęści,nigdy,przenigdyjejnieskrzywdzi,nawetwakcie
namiętności.
Rozmarzonebolesnelataokresudojrzewaniaszybkominęłyiterazbyłmężczyzną,
imiał
Saręwielerazy.Wielerazynawielesposobówiwciążjejniezranił,chociaż
rozumiał,comężczyzndotegoskłaniało.Sarakontrolowałaichswoimizbyt
miękkimiwłosami,sprytnymiustamiinienasyconącipą.Sprawiała,żejej
mężczyźniczulisięwdzięczniizarazemwykorzystani.
Byłatakanonszalancka,takcholerniearogancka,żeczłowiekchciałjązmusić,by
traktowałagopoważnie.Wzbudzałainstynktownąpotrzebępokazaniajej,żetrafiła
nakogośrównegosobie,żejestsięsilniejszym,lepszymczłowiekiem,jakiego
jeszczeniespotkała.Człowiekiem,któryjązmusi,żebytoonabłagała.Kiedy
miałosięjąwramionach,chciałosięwiedzieć,żechoćkryjesięzazbroją
wyuzdanejtechnikiiwrzaskiem,jestwniejpodziw.Tobyłabardzo,bardzosilna
potrzebaiJamieczułjąteraz,jakzawszekiedygodotykała.
Jamiejednakróżniłsięodinnychmężczyzn.Swojąuprzywilejowanąpozycję
zawdzięczał
temu,żeznałją,kiedybyłaodważna,słodkaidobrzeodżywiona.Znałją,zanim
wszystkosiępopieprzyło,itostanowiłoistotnąróżnicę.Właśniedlategonigdyby
jejnieskrzywdził,nigdyniepozwoliłby,żebyjegożądzaalbopróżnośćprzejęły
kontrolę.Jegopocałunkizawszemiałybyćwłaśnietakie-dokładnietakie-
ponieważbezwzględunato,jakomamiłjątenbydlak,prawdziwamiłośćniebyła
samolubnaaniokrutna.Prawdziwamiłośćniepowinnaranićkochanejosobyi
upuszczaćwiaderkrwizkochanka.
-Dlaczegomusisztozrobić?-zapytałJamie,nadaljącałując.
-Takpoprostujest.
Jamieznówzacząłpłakać,aonajakbytegoniewidziała,chociażwiedział,że
zauważyła.Poprostunienależaładodziewczyn,którezwracająuwagęnaból.Nie
przestałagocałować,masowaćdolnejczęścijegopleców,apotemskórynad
paskiemdospodni.Masowałaicałowała,ignorującgorącełzy,któreprzyklejały
jejrzęsydojegopoliczków.
-Dokądcięzabiera?
-Niedaleko.
Jamiepłakał,zdejmującjejpiżamę,pomagającjejzwłasnymubraniem,całującją
delikatniepodczasrozpinaniaguzików,zdejmowaniarękawówizsuwaniabielizny.
-Będęmógłsięztobąwidywać,prawda?
Saraodpowiedziałagwałtownymnabraniempowietrza.Wślizgnęłasiępodniegoi
Jamiewszedłwnią,chociażnaprawdęnieotomuchodziło.Przelotnieprzeraził
sięmyślą,żetoostatniraz,kiedysięzniąkocha,aleobawaszybkouleciała.Świat
tobyłociałoSaryzaciskającesięwokół
jegociała.Wszystko,coniebyłonią,wymykałosięzrozumieniu,aleintuicja
mówiłamu,żegdzieśnakońcuznajdująsięodpowiedzi.Zpewnościąta
niewysłowionapotrzebamiałacelwykraczającypozafizycznespełnienie.Z
pewnościąmusiałistniećsensżyciaczytajemnicaosiągnięciawewnętrznego
spokoju,czykluczdojejserca,któreczekałonaniegogdzieśnakońcu.
Nienastąpiłoobjawienie.Zaledwienazbytprzelotneuczuciespokoju,apotembyła
Sara,równieniezgłębionajakzawsze,uśmiechającasiędoniego,gładzącajego
łopatkiiplecy.Zapytał,czychce,żebywyszedł,iodpowiedziała„nigdy”.
-Saro,zapytałemwcześniej,czybędęmógłcięwidywać...
-NicnaświecieniepowstrzymamnieprzedwidywaniemmojegoJamiego-
powiedziała,alejejciałostężałopodnim,atonbyłzupełnienietaki.Znówtenniby
pogodnyton.
-Więcnicsięniezmieni?
Cisza.Smutnookaciszaostężałymuścisku.
-Saro?
-Sytuacjasięzmieni.Jakinaczejmiałobytomiećsens?
Jamiepoczuł,żesiękurczyiwypadazniej.Próbowałwcisnąćsięzpowrotem,ale
byłozapóźno.NigdywięcejnieznajdziesięwcieleSaryClark.Zdałsobiesprawę,
iżniematoażtakiegoznaczenia,wkażdymrazieniewporównaniuzperspektywą,
żemógłbyjejwięcejniezobaczyć.Z
przyjemnościązrezygnowałbyzseksunazawsze,gdybytooznaczałomożliwość
rozmowyzniąprzynajmniejcodrugidzień.
-Więctegojużwięcejniebędzie?
-Tegojużwięcejniebędzie.-Sarapołaskotałagowplecy.-Jednazniewielu
rzeczy,zaktórąbędętęsknić.
-Jasne.
-Toprawda.Właściwiewszystko,zaczymbędętęsknić,torzeczy,którerobięz
tobą.-Jejoczysięrozszerzyły,zwilgotniały,mrugnęła.-Maszjakiekolwiek
pojęcie,jakjesteśdlamnieważny?Kiedymyślę,żeniebędęcięmiała,ledwie
mogęoddychać.Patrzysznamnieżałośnie,czujeszsięodrzuconyigodny
współczucia,ichybanierozumiesz,żerezygnacjazciebiebędzienajtrudniejszą,
najbardziejbolesnąrzeczą,jakąkiedykolwiekmusiałamzrobić.
Jamieodsunąłsięodniej,odpychającciepłopochlebstwairozważającukrytepod
nimzimneprzesłanie.„Niebędęcięmiała,rezygnacjazciebie,wszystko,zaczym
będętęsknić...”.
-Nigdywięcejcięniezobaczę,prawda?-powiedział,podnoszącubranie,składając
wcałośćswojefizyczneja.
-Nigdyniemównigdy-powiedziałaSaraiokropniesięzaśmiała.
-Tobyłopożegnalnepieprzenie?
-Myślałam,żewiedziałeś.
Jamiezmusiłsię,bynaniąspojrzeć.Nagą,bezwstydniewyciągniętą.Zapalała
papierosa,jakzawsze.Jużnigdywięcejtegoniezobaczy.
-Myślałem,żetopożegnaniezpieprzonympieprzeniem.Niewiedziałem,żeto
pożegnaniezewszystkim.Udanego,kurwa,życia.Niemiałempojęcia,żejesteśdo
tegostopniaszalona.Niemiałempojęcia,żedlajakiegośstaregowariata,którycię
tłucze,zamierzaszzrezygnowaćzdziesięciulatprzyjaźni.
Wzdrygnęłasię,potempotrząsnęłagłową,jakbychciałaoprzytomnieć.
-Zobaczymysię,Jamie.Poprostubędziemysięwidywaćrzadziej.Spotkaniabędąo
wielesłodsze,boowielerzadsze.
Przezchwilęmyślał,żezaczniewrzeszczeć.Odwróciłsięisięgnąłpobuty
zadowolony,żemusisięskoncentrowaćnarozplataniupospiesznierozwiązanych
sznurowadeł.
-Wporządku,Saro.Poprostuzapiszmitelefoniadres,zadzwoniędociebieza
kilkadni.
MożeShelleyijabędziemymogliwpaśćnakolację,kiedyjużsięzadomowisz.
-Jamie,niesądzę...
-Tak,teżniesądzę,żebyShelleymiałaochotęnatowarzystwonauczycielaw
średnimwieku.Poprostuwpadnęiwypijemydrinkaczycoś.
Saradotknęłajegoramienia,alenadalwpatrywałsięwewłasnestopy.
-Chybalepiej,żebymsamadociebiezadzwoniła.Niesądzę,żebyDaniel...
-Tak,jasne,świetnie.Zadzwoniszdomnie,jakchcesz.-Butymiałwłożone.
Brakowałopowodów,żebyprzeciągaćwizytę.-Todozobaczeniapóźniej.Dzięki
zanumerek.-Wstał.
-Jamie!-Saraskokiemznalazłasięprzednim,naga,rozognionawściekłością.-
Jakmożeszbyćtakispokojny?
-Niewiem.Jakmożeszbyćtakaokrutna?
Sarawyciągnęładoniegoręce,alezszedłjejzdrogi.Rozsypałbysię,gdybygo
dotknęła.
-Niemogęcipozwolić,żebyśtakwyszedł.
-Czemunie?Przecieżtonienazawsze?Przecieżbędziemysięwidywać.
Zadzwoniszdomnie.-Jamieruszył.Krokzakrokiem,następnykrok.
-Tak,tak,zadzwonię,Jamie.Wiesz,żeciękocham,prawda?Wiesz,żezadzwonię,
kiedytylkobędęmogła?
Jejgłosjużwydawałsięodległy.Jużstałasięwspomnieniem.Więcej,
wspomnieniemmarzenia,którekiedyśmiał.Miłego,kiedytrwało.
10
Sarawzięłaprysznicwwodzietakgorącej,żeledwiemogłająznieść.Kacbył
gorszyniżrano,miejscapouderzeniachikopniakachDanielazaczynałypulsować,
adotegoniemogłaprzestaćsiętrząść.Gorącawodamiałająuspokoić,ale
poczułasięjeszczebardziejchora.Weszłaspodprysznica,zwymiotowała,chociaż
niemiałaczym,ochlapałatwarzzimnąwodąiubrałasię.
Piłakawęidygotała,starającsięwziąćwgarśćnatyle,byzacząćpakowanie,kiedy
wrócił
Mike.
-Jasnacholera,ależzatobątęskniłem-powiedział,obejmującją.-Cosięstało,
mała?
Zimnociczyco?
Sarawyślizgnęłasięzjegouścisku.
-Wszystkowporządku.Niemamtylkozadużoczasu,więc...
-Rozumiem.-MikeusiadłnasofieispojrzałnaSarę.-Cosiędzieje?
-Zczym?
-Znami.
-Och,cóż,nic.Kiedyśsiępierzyliśmy,teraztegonierobimy.Twarzprzelotniemu
sięściągnęła,aleszybkosięopanował.
-Jamiepowiedział,żesięzkimśzwiązałaś.Westchnęłaiusiadłaobok.
-Tak.
-Toprawda,żejesttwoimstarymnauczycielem?
SkinęłagłowąiMikeklasnąłjęzykiem.Nawyk,którysprawiał,żeSarachciałamu
tenjęzykodciąć.ZapaliłpapierosaizaproponowałgoSarze.Odmowniemachnęła
rękąisamawzięłajednego.
-Jamietwierdzi,żefacetciętłucze.
-J...-Sarzezacisnęłosięgardło.Odblokowałajebolesnymkaszlnięciemi
spróbowałaponownie.-Trudnomuzdobyćsięnaobiektywizm.Źletowszystko
odbiera.
-Kto?Jamie?
-Tak.
Mikepatrzyłnaniąprzezdymzmrużonymioczyma.
-Unikaszodpowiedzi,Saro.Czytenfacetciębije,czyjak?
-Nie.
OczyMike’azacisnęłysiętakmocno,żeprawiezniknęły,adolnawargadrżałajak
uniegrzecznegodziecka.
-Asiniakanaczoledorobiłaśsiępewnie,gdyuderzyłaśsięodrzwi?
Saraopanowałachęćzakryciasiniakadłonią.
-Niemampojęcia,skądsięwziął.Miałampiekielnytydzień.
-Jasne,mniejszaztym.-Mikepochyliłsię,żebyzdusićpapierosawprzepełnionej
popielniczce.-Więcjesteśztymfacetemnapełenetatitooznacza,żeznami
koniec?
-Tak.
Mikepodrapałsięwszyjędośćmocno,bypojawiłasięróżowalinia.
-Naglewierzyszwmonogamię?
-Wcalenie.Dalejbędępieprzyć,kogozechcęikiedymisięspodoba.Tylko
ponieważwkwestii„kto”zawszeonbyłnapierwszymmiejscu,ajeśliznim
zamieszkam,„kiedy”będzieoznaczaćcałycholernyczas,niewidzę,jakmiałabym
znaleźćczasalboochotęnapieprzeniesięztobączykimkolwiekinnym.
-Oszalałaś.
-Nazywajto,jakchcesz.Kochamgo.Jestwszystkim,czegokolwiekpragnęłam.
-Świetnie,straszniesię,kurwa,cieszę.
Sarasięgnęłapojegorękę,odciągającjąodgardła.Bałasię,żewprzeciwnym
raziemógłbywygrzebaćtamsobiedziurę.Dłońmiałgorącąilepką,twarz
poznaczonączerwonymiibiałymiplamami.Pierwszyrazzdałasobiesprawę,że
siedzącynaprzeciwniejmężczyznamiałuczucia.
-Przepraszam,Mike,alenaprawdęmammnóstwodozrobienia.Muszęsię
spakowaćizadzwonićdobiuranieruchomości,i...
KujejzdumieniuoczyMike’anapełniłysięłzami.Zacisnąłpowieki,alełzyspod
nichwyciekły,rzęsyzatrzymałyniektóre,leczionepochwiliwyrwałysięna
wolnośćiwsiąkaływzarostnajegoszczęce.Saraodniosławrażenie,żejeśli
zobaczydziśjeszczejednegopłaczącegomężczyznę,togozamorduje.
-Mike...-Nieznalazładlaniegosłowapociechy.Nawetgonielubiła.Jedynym,co
ichkiedykolwiekłączyło,byłaskłonnośćdogwałtownegoseksu.Kiedybył
całkowicieubrany,słaby,szlochający,chciałatylko,żebyzniknął.
-AgdybymzostawiłJess?-zapytał,przyciskającoczygrzbietamidłoni.
-Tośmieszne.Weźsięwgarść.
Spojrzałnaniąwtakisposób,żepoczuła,jakskórajejcierpnie.
-Myślę,żeciękocham,Saro.Niechciałem,alekocham.Niemogęuwierzyć,że
zamierzasz...
Sarazrobiłajedyne,coumiaławymyślić,żebyzmniejszyćtonieznośnenapięcie.
Wpakowałamusięnakolanaipocałowałago.Pocałowała,jakbybylidawno
rozdzielonymikochankami,którzyspotykająsięwśrodkustrefydziałań
wojennych,jakbyniekochałaDaniela,jakbynietęskniłaboleśniezaJamiem,jakby
jejciałoiduszaniebyływstrzępachpotygodniuparszywegoseksuitęsknotyz
rodzajutychzmuszającychdoobgryzaniapaznokci.
MikenalegałnapożegnalnepieprzenieiSarauznała,żemożenawetpoprawijejto
nastrój.
Mikewchodzącywniąbrutalnieikrzyczącysprośnościbyłkojącypotraumie
brązowychoczuJamiegoproszącychocoś,czegoniemogłamudać.
Sarazawszeinstynktowniewiedziała,żesekszkimś,kogosiękocha,jest
nieskończeniebardziejbolesnyniżnawetnajbardziejwyczerpującyseksz
mężczyzną,któryniccięnieobchodzi.
Alenagledostrzegłanoweiprzerażającekonsekwencjetegoraczejprozaicznego
spostrzeżenia.
Jeżelisekszkimś,kogokochała,sprawiał,żeczułasięzranionaiprzestraszona,a
sekszosobądominującąiperwersyjnąpowodował,żekompletnietraciłakontrolę
nadwłasnymciałem,cosię,docholery,stanie,kiedywreszciezerżniejąDaniel
Carr?
Będziejakwtedywszkole,tylkożetymrazembezprawnych,moralnychczy
społecznychbarier,którebyichpowstrzymywały.Niebędziepowodów,żeby
przestać.Ponownieprzypomniałasobiedzieńwpokojuhotelowym,jakmyślała,że
tamumrzeinicjejtonieobchodziło,dopókirobił
zniąróżnerzeczy.Trwałotoosiemgodzin.Usiłowałasobiewyobrazić,cobysięz
niąstałopodwóchdniachsamnasamwpokojuzDanielem.Potygodniuz
pewnościąbyłabytylkokupkąlepkiegokurzu.MożewłaśnietowyczułJamie.
Możedlategopatrzyłnanią,jakbyjużbyłamartwa.
Rozległosięciężkiewaleniewdrzwi.
Mikeotworzyłoczy,aledalejsięwniąwciskał.Sarawstrzymałaoddech.Łomot
trwał.
Mikeprzestałsięruszać.
-Totwojedrzwi?
-Cśśś-powiedziała,przyciskającramionadotyłkaMike’a,żebyutrzymaćgow
bezruchu.
-Sara!-odezwałsięgłosDaniela.-Otwórzdrzwi.RamionaSaryopadłynaboki.
-Och,Boże.Toon.Mike,to...
-Możepoczekać,cholera.-Mikeznówzacząłsięporuszać.
-Zdajeszsobiesprawę-krzyknąłDaniel-żeosobastojącanaklombiemoże
zajrzećdokładniewoknotwojegopokoju?
-Och,Boże-powiedziałaSara.
-Kurwa!-Mikewyszedłzniej.-Kurwa,toniemożliwe.Niewiarygodne,poprostu,
kurwa,niewiarygodne.Cozachorygnójszpiegujeludzi,którzysiępieprzą?
Pierdolonyzboczeniec.-Mikewciągałszorty,wrzeszczącobelgiwstronędrzwi.
Saraniebyławstaniesięporuszyć,żebypowstrzymaćMike’aprzedpodejściemi
otwarciemdrzwi.Byłotakźle,żeniemogłaanidrgnąć,anisięodezwać,objęłasię
tylkoramionamiiczekała,żebyDanielwszedł.
TwarzDanielabyłapozbawionawyrazu.ZanimniepewniestałMike,purpurowy.
-Niemożesztakpoprostuwejśći...
-Ubierajsię.-GłosDanielabyłtakspokojnyicichy,żeSarazaczęłasię
zastanawiać,czyprzeżyjetęnoc.Wstałaizaczęławkładaćbieliznę.
-Zakogotysię,kurwa,masz?-zapytałMike.
-Lepiejsobieidź,Mike.Przepraszam.
-Niezostawięcięsamejztymkutasem.
DanielprzelotniezerknąłnaMike’a,poczymjegowzrokwróciłdoSary.
-Chcecięprzedemnąchronić.Urocze.
-Dupekzciebie,stary.-Mikeusiadłnasofieizałożyłręcenapiersi.-Nigdzienie
idę.
Danielwzruszyłramionami.
-Pospieszmysięispakujmytwojerzeczy,żebyśmymogliruszyć.
-Daniel,ja...
Uciszyłjąspojrzeniemwsposóbopanowanyprzeznauczycieli,chwyciłzaramięi
poprowadziłkorytarzem.
-Idziemy.
-Przestańjejrozkazywać!-Mikewstał.-Niejestpieprzonymdzieckiem.Saro?
Zamierzaszgosłuchać?
DanielwywróciłoczymanaużytekSary.
-Rozumiem,żeJamiebyłdlaciebiedobrymprzyjacielem.Aleto...-wskazał
Mike’a.-
Czemumiałabyśpozwalać,żebytenślicznychłoptaścięposuwał?
-Cóż,toteżprzyjaciel,wporządku?Chciałamsiępożegnać.Danielpopatrzyłna
Mike’aiprychnął.
-Mamnadzieję,żeniemaszzbytwieluprzyjaciółdopożegnania.Będziesz
wyczerpana,zanimzabioręciędodomu.
-Hej!-Mikedrapałsięporamionachjakćpun.-Sara?Oczymonmówi?
-Och.-Danieluśmiechnąłsię,wzburzającitakzmierzwionewłosySary.-
Zakładałem,żewiedziałoJamiem.Widziałem,żezjawilisięrazem,imyślałem,że
każdymiałswojąkolej.
Myślałem,żesiędogadali.
SarazrobiłaminędoDaniela,chcącmupokazać,żeniejestzachwyconatakim
zachowaniem.Uśmiechnąłsięrozkosznie.Poczuła,żesięrozpływa,inachyliłasię,
bygopocałować.Tęskniłazanim,odkądwyszedł.Awłaściwieniewyszedł,tylko
kręciłsięwokół
budynkuijąszpiegował.Tęskniłazanimikochałago,byłaszczęśliwa,żewkońcu
jązabiera.
Pocałowałago,wplątującpalcewjegowłosy.
-Sara!-Miketupnął.-PieprzyszJamiego?Czytenpierdolectowłaśniemówi?
Tak?
Robiszto?
-Tak.Toznaczyrobiłam-powiedziała,patrzącDanielowiwoczy.Jechałaznim
dodomu.
Nareszcie,nareszciemiałagomieć.Czemujeszczetustała,kiedymogłabyćw
jegołóżku?Ichłóżku.
-Typarszywa,małazdziro.Jesteśkompletnie,kurwa,bezserca.Danielroześmiał
się,odgarniającjejwłosyzczoła.Potemmocnopocałowałwusta,awtlekrzyczał
Mike.Pocałunektrwałitrwał,ażwreszcieniemogłaoddychać.Kiedyjużbyła
pewna,żezemdleje,Danieljąpuścił.
Mikezniknął.
CZĘŚĆCZWARTA
1
Danielnieodzywałsięwsamochodzie.Sarateżnicniemówiła.Zastanawiałasię,
cozniązrobi,kiedydojadądodomu.Dom.DomDaniela.DomDanielaiSary,nie
DanielaiLisyczyDanielaijegorodziny.Byliwdrodzedojegodomu,aon
zamierzałpozwolićSarzetamzostaćiniktnigdyjejgonieodbierze.Złościłsięna
nią,alenadalchciał,żebymieszkaławjegodomu,idlategoSaramogłabyz
radościąwytrzymaćwszystko.
Kazałjejwziąćprysznicipatrzył,chcącmiećpewność,żewyszorowałakażdycal
swegociała.Niedotknąłjej,nielicząctego,żezaprowadziłspodprysznicado
sypialni,apotemczerwonymisatynowymiwstążkamiprzywiązałjązakostkii
nadgarstkidosłupkówłóżka.
Rozłożyłnapoduszcejejociekającewodąwłosy.Kiedyskończył,cofnąłsięi
skinąłzsatysfakcją.
-Jesteśtakapiękna,mojaSaro.-Rozebrałsię,niespuszczajączniejoczu.
-Niemusisztegorobić.Chcętubyć.Jestemgotowatubyć.Niemusiszmnie
związywać.
-Tylkonatrochę,kochanie.
-Czytokara?ZaMike’a?-Saręośmieliłaniemożnośćporuszeniasię.Ekscytujące
wrażeniebyćkontrolowaną,niemóczrobićtego,copowinna,czyliwalczyćalbo
uciekać.
Zwolnieniezdziałania,odpowiedzialnościipodejmowaniadecyzjibyło
wyzwalające.
-Myślałem,żedesperacjapopychającaciędorozkładanianógdlatakiegochudego
dzieciakabyławystarczającąkarą.-Nagiukląkłobok,takżejegoczłonekwstanie
erekcjidźgałjąwucho.-Widziałem,jakcitorobił,Saro.Widziałemwtymoknie,
jakjegochudytyłekpodnosisięiopada,widziałemtwojemiotającesiękostki.
Stałemtamnazewnątrzipatrzyłem,iczułemsmutek,żeupadłaśtaknisko.
Saraodwróciłagłowę,żebyschwytaćgowusta,alepołożyłjejrękęnaczolei
zmusił,żebyleżałaprosto,patrzącsięwsufit.Usiadłnaniejokrakiem,lewąręką
trzymałwmiejscujejgłowę,aprawązająłsięswoimczłonkiem,przesuwając
dłoniąwgóręiwdół.Walczyłazwięzamiiwpiłysięwjejciało,alejeślinawetto
zauważył,niezareagował.
-Zdumiałomnienieto,żetozrobiłaś,ależetakszybko.Zaledwieparęgodzin
temucięwidziałemitylkopółgodzinywcześniejbiednyJamiedałzsiebie,co
mógł.Odrazuprzeszłaśdorzeczyiprzyznaję,żetomniepodnieca.-Mocniej
oparłsięojejczoło,ajegoruchystałysięszybsze,kolanawbijałysięwjejżebra.-
Stałemnazewnątrzipatrzyłem,jaktedzieciakicięwalą,myślałem,jakibyłem
niemądry,płacączaseks,kiedytyzaliczałaśmasykochanków.-Głoszaczął
mudrżeć,oddychałnieregularnie.-Tylkomypotrafimysięzaspokoić,prawda
kochanie?O
Chryste.Tylkozesobąbyliśmyzaspokojenii-ach-iobojemożemyzedrzeć
genitalia,pieprzącwszystko,cosięrusza,i-ochochochBoże-tonigdynie
wystarczy,jeżeliniebędziemyrazem.
Och,dobryBoże.
Wydawałosię,żecałyciężaropierasięnajejczole,iSarasięobawiała,żemógłby
stracićkontrolęizmiażdżyćjejczaszkę.Powiedziałamuotymistraciłkontrolę,
wcisnąłjejgłowęgłębokowmaterac,znówwzywającBoga,itryskałjejnatwarz.
Czasmijał.OczyściłSaręinapoiłszkocką,aleniepozwoliłwypićwody.Usiadłna
jejpiersiachizapaliłpapierosa.Kiedychciałapociągnąć,odparł,żekiedyskończą.
Niewyjaśnił,kiedytonastąpi.Gdynarzekałanabólgłowy,dałjejdwiebiałe
kapsułki,dopopiciazapewniającszkockąprostozbutelki,akiedypowiedziała,że
maskurczwnodze,rozmasowałją.Niechciał,żebySaramówiła,iniemiałanic
przeciwtemu.Nieustanniesięmasturbował,przerywająctylko,bysięnapić,zapalić
albonakarmićSarętabletkamizalkoholem.Zakażdymrazemspuszczałsięnanią,
nigdywniej,istaranniewszystkowycierał.Potemkładłsięobokinachwilę
zasypiałzramieniemprzerzuconymprzezjejpierśizgiętyminogamiułożonymi
najejnogach.Saratrochępodsypiała,aleniezbytmocno.Budziłjądźwiękjego
głosualbowibracjełóżka,kiedynadniąkucałitorturowałswojąnieustannie
odnawiającąsię,bezdotykowąnamiętnością.
Czasmijałibłagała,żebywniąwszedł,pocałowałalbopozwoliłsiępocałować.
Niemogłaznieśćbliskościbezzbliżenia.Podwpływemwysiłków,żebysię
uwolnić,zwewnętrznejstronyramionpociekłajejkrew.Zlizałtękrew,otarłjejłzy
inapoiłszkocką,aleniepozwoliłsiędotknąćanijejnieuwolnił.
Kiedymusiałaskorzystaćztoalety,rozwiązałjąizaniósł,czekałtużpoddrzwiami,
żebyzanieśćjązpowrotemdołóżkaiznówzwiązać.Poprosiła,bytymrazem
poluzowałwstążki.
Zacisnąłjemocniej.Zemdlała.
Apotemsięocknęłaioncałowałjąpotwarzy.
-Kochaszmnie?-Pochylałasięnadniąwzbierającafala.
-Takbardzo.
-Porfiriamniewielbiła;sercenabrzmiałozaskoczeniemiwciążwzbierało,gdyw
rozwagębrałem,couczynić.Wtejchwilibyłamoją,moją,jasny,czystyideałi
dobro:wiedziałemjuż,cozrobićzjejwłosami.
-Zamierzaszmnieudusić?
-Nie,jeśliniezacznieszpanikować.-RękaDanielazamknęłasięnajejgardlei
Sarausiłowałacośpowiedzieć,aleniemogła.Rozluźniłuścisk.-Jeżelibędziesz
sięszarpać,udusiszsię.
Tocałkiemproste.Aterazbądźgrzecznądziewczynkąileżspokojnie.
PonowniepołożyłjejdłońnaszyiiSarazamknęłaoczy,poczułaspokój
przychodzący,gdybraktlenu,tu,podpowierzchniągłębokiego,zielonegomorza.
Wszedłwniąitakdobrzebyłoczuć,żewniejpływa.Walczyła,byzachować
świadomośćiskupićsięnawrażeniachpłynącychpoprzezjejuda,nasłowach,
którewcałowałwjejwłosy.Ajednaktrudnobyłogozrozumieć,trudnoskupić
umysłnatym,comówił.Wciążodpływałazprądem,ajegoostresłowa
przyciągałyjązpowrotemizmuszały,bytrwała.Starałasię,takjakjejkazał,
trzymaćgomocno,jakbyjegoczłonekbył
gałęziązwisającąnadwodospademigdybymogłaschwycićmocno,nieutonęłaby.
Gdybygoobjęłaiodpowiedniomocnochwyciła,byłabyuratowana.Kończyny
miałasparaliżowane,więctrzymałasięodwewnątrz,wiedzącjednocześnie,żeto
podstępiżewciągającgogłębiej,tonieznacznieszybciej.
Apotemzrozumiała,żeumiera,bokiedyzmusiłasiędootwarciaoczu,zobaczyła
tylkoczerńiniesłyszałajużprowadzącegojągłosuDaniela.Widziałaczerńi
słyszałają,szumnicościnietylkowokółniej,aleiwniej.Stałasięniczym,unosiła
sięwniczym,nicniesłyszała.Apóźniejwzalewieświatłabyławszystkim,czuła
wszystko,słyszaławszystko.Zostałaprzeciętanadwojeikiedyjejciałootwarłosię
ażdokońca,Danielkrzyknąłiupadłnanią,iSarateżkrzyknęła,ponieważświatło
stałosięzbytjasneiżarzbytgorący,iskurczeniechciałysięskończyć,nawetgdy
zsunąłsięzniejiznówpozwoliłjejoddychać.Jakgdybywcisnąłswojegorące
palcedusicielaprostowzakończenianerwów,ajejciałoprzeżyłoszok,bonie
zostałozaprojektowane,byktośdotykałgonieosłoniętegoskórą.Kiedykonwulsje
ustały,rozwiązałją,aonazwinęłasięwkłębekmiędzyjegonogamiizasnęła
głębokimsnemniewinnych.
SaraobudziłasięnapodłodzewkuchniDaniela.Chrapałobokniej,lewąnogę
przerzucił
przezjejbrzuch,ugniatającżebra.Poczułaświeżąmiłośćtryskającązmiejscatak
przepełnionego,żebolało,kiedyzalewałojetowciążnapływająceuczucie.
DelikatniezsunęłanogęDanielaiwyślizgnęłasięspodniego.Mruknąłiprzewrócił
sięnabok.
Niebardzomogłasięzorientować,jakimsposobemskończylinakuchennej
podłodze,ponieważwspomnieniawjejumyślebyłyzamazane.Ostatnieklarowne
dotyczyłoumieraniaiponownychnarodzin,apotemistniałotylkokilkaostrych,
brutalnychobrazów,którewydawałysięczęściąjakiegośdziwnego,
ponarkotycznegosnu.ZtrudemprzeszłanadśpiącymDanielem.
Wszystkojąbolało.
Znalazłakawęiwłączyłaekspres,mającnadzieję,żehałasizapachdelikatniego
obudzą.
Kiedyotworzyłalodówkę,wróciłapamięć:zgłodnieliiprzyszlituzjeść.Coś
odciągnęłoichuwagę
-skupilisięnasobienawzajem-tylkoniewie,jakdawnotemu,ponieważSara
czuła,żesłabojejzgłodu.Znalazławzamrażalnikupaczkęcroissantówiwrzuciła
jedokuchenkimikrofalowej.
-Corobimojadziewczynka?
Odwróciłasięiuśmiechnęła,odczegozakłułyjąsuche,popękaneusta.Daniel,z
zamglonymioczymairozczochrany,wyciągnąłręceinogiipodniósłsię,żeby
rozprostowaćplecy.
Nastąpiłgłośnytrzaskijęknął.
-Rozpadamsię-rzekł,wstającikręcącgłowąnaboki.Trzask,potemznówtrzask.
-Kawa!
Jesteścudowna!-Objąłjąilekkopocałował.Bolałyjąwargi,aleoddała
pocałunek,mocno.
-Szykujęcroissanty.
Danieluśmiechnąłsięirozejrzałpokuchni.Mikrofalówkabrzęknęłairoześmiał
się.
-Tam?Będąokropneirozmiękłe.
Sarawyciągnęłatalerz.Croissantybyłyokropneirozmiękłe,aletylkosię
roześmiałipomógłjejnałożyćnaniemasłoidżem.Zanieślikawęibrejęz
pieczywanabalkonznajdującysięztyłu,podrodzeowijającsięwobrusyzszafki.
-Jakmyślisz,któragodzina?-zapytałaSara,patrzącnaciemnenieboi
nieoświetloneoknabudynkunaprzeciwko.
Danielwzruszyłramionamiiwygiąłszyjęwtył,żebyspojrzećnazegarwśrodku.
-Dziesięćpoczwartej.Cholerajasna,musieliśmyspaćgodzinami.Nicdziwnego,
żeboląmnieplecy.
Saraprzypomniałasobie,żezegarwsypialnipokazywałszóstączterdzieścisześć,
kiedyDanielpierwszyrazjązwiązywał.
-Jakijestdzień?
Roześmiałsięipłatkiciastawypadłymuzust,poczymwylądowałynakolanach
Sary.
Przezchwilępatrzyłananiezdezorientowanaizmieszana.Wszystkobyłogorące,
migotliwe,pachniałojegoskórąibrzmiałojakjegośmiech.
-Wtorek,kosmicznykadecie.
-Och.-Zauważyła,żemiałnabrodziedżem,sięgnęłaiwytarłagopalcem.-Cosię
stałozniedzieląiponiedziałkiem?
Danielzłapałjązarękęiwłożyłpokrytydżemempalecdoust,ssałdłużej,niżbyło
tokonieczne,żebygooczyścić.
-Zniszczyliśmyje.
Weszładośrodkapopapierosyizadrżała,gdykuśtykając,przeszłaprzez
mieszkanie,oglądałojakmiejscezbrodni.Aksamitnapoduszkawkolorzeburgunda
zostałarozdarta,jejwypełnieniewalałosięnapodłodzesalonu.Kremowydywan
byłwkilkumiejscachpoplamiony.
Naścianiewholu,wpobliżulistwyprzypodłogowej,widniałkrwawyślad
wielkościikształtujejręki.Właziencelustrozostałostłuczone,podobniedrzwi
prysznica,któreroztrzaskałysięnamilionkawałeczkówzupełnieniepodobnychdo
długich,lśniącychodłamkównaumywalce.Właziencenieznalazłakrwi,ale
wyczułaintensywnysmródwymiocin.Odszukałaswojepapierosywsypialnii
usiadłanałóżku,żebyzapalić.
Sarazrzuciłazsiebieobrusibadałaciało,szukającśladówniedawnychekscesów.
Czarnesińcepowewnętrznejstronienadkolanamibladłyiprzechodziływszarość,
dalejażdokosteksięgałyławicewyglądającychjakudzieckastrupówizadrapań.
Brzuchbolałprzydotyku,alenaokowydawałsięwporządku.Zebramiała
posiniaczone,skórępolewejstronieotartą.Piersipokrywałypurpuroweiczarne
plamy,akiedypochyliłasięwprzódisprawdziławlustrze,odkryłamalinki
biegnącepoprawejstronieszyiażdoucha.Naszyiwidniałyteżczarneślady
palcówidotknęłaichzczcią,podziwiając,cozrobiłicoprzetrwała.
-Myślałem,żemnieopuściłaś.-Danielusiadłnaginabrzegułóżkaiwyjął
papierosazezmiętejpaczki.
-Nigdy.Odkądtopalisz?-zapytałagoSara,zastanawiającsię,jakeleganckoto
robił.
-Ostatniosamsiebiezaskakujędziwnymipragnieniami.Rzeczy,którychnigdyw
życiuniepotrzebowałeminiepragnąłem,naglenabierająkluczowegoznaczenia.-
Leżałwpoprzekłóżkazgłowąnajejbrzuchu.Sarazauważyła,żejegociałobyło
stosunkowonienaruszone.Niewielkieotarciatuitam,alenic,comożnaby
porównaćzjejwymęczonąskórą.
-Comizrobiłeś?-zapytała,gładzącgopoczole.Danieldmuchnąłjejdymemw
twarz.
-Comasznamyśli?
-Niewielepamiętam.
-Ach,myślałem,żetakbędzie.Szkoda.Dobrzesiębawiliśmy.
-Niewątpię.Pamiętam,jakmyślałam,żeumieram,apotemcoś,conosichyba
medycznąnazwęorgazmurdzeniowego.Jakbymmiaładodatkowyzestaw
zakończeńnerwowych.Cotobyło,docholery?
Danielwręczyłjejniedopałek,aonagozdusiła,kiedyprzewracałsięnabok,żeby
patrzećjejwtwarz.
-Szalonedni,tak?
-Mmm,pewnietak.
-Używałaśkiedyśprzyspieszaczy?Azotanuamylu?
-Tak.Didżej,zktórymsiękiedyświdywałam,byłwciągniętywtogówno.
Dostawałamodtegomałpiegorozumuitowniedobrysposób.Alewtedycałyczas
byłamnaamfieiniesądzę,żebymieszankawypadłakorzystnie.
-Jezu,Saro.-Danielzmarszczyłbrwi;ściągnęłysięwjednąlinię.-Wkażdym
razieto,czegodoświadczyłaś,stanowinaturalnyekwiwalentwdychaniaazotanu
amyluwmomencieorgazmu.Ograniczyłemcidopływtlenuikoramózgowa
poszłaspać,przestającograniczaćrejonymózgu,którestymulujądoznania.
-Udusiłeśmnie,żebymmiałamocniejszyorgazm.
-Zasadniczotak.
-Och.-Saradotknęłaobolałejszyi,zerkającwlustro,żebyznówzobaczyć
pozostawioneprzezniegoczarneśladypalców.
-Niemówtylko„och”.Powinnaśbyćpodstrasznymwrażeniem.Opanowanietej
technikikosztowałomniemasępieniędzy.Jestuważanazacośwyjątkowego.
-Agdybymumarła?
Danielobnażyłzębyiodezwałsięgardłowymgłosem.
-Poderżnąłbymsobiegardłoipowoliwykrwawiłsięnadtwoimizwłokami.
Sarauniosłajegogłowęiześlizgnęłasię,żebyleżećobokniego.Przykryłją
swoimikończynami.Musiaławalczyćzjegojęzykiem,żebycośpowiedzieć.
-Gdybymuważała,żeżartujesz,stwierdziłabym,żetonaprawdęchore.Alewiem,
żemówiszpoważnie,iniemalchcę,żebyśtozrobił.Niemalpragnę,żebyś
wykrwawiłsięnaśmierćnadmoimiwciążciepłymizwłokami.Chcę,żeby
wyłamalidrzwiiznaleźlicięnamniezpodciętymgardłem,amnieuduszoną,z
włosamisztywnymiodtwojejzaschniętejkrwi.Kiedynasrozdzielą,wyrwąmi
trochęwłosów,którezostanąprzyklejonedotwojejrany,więcczęśćmniezostanie
wtobienazawsze.Naszekomórkirazemsięrozłożą.
Danielokryłjejtwarzpocałunkami.
-Jesteśzła.Sprawiasz,żechcęrobićnajokropniejszerzeczy.Spójrz,coztobą
zrobiłem!
-Acozemnązrobiłeś?Niewielepamiętampotymbrakutlenu.Toznaczy
pamiętamfragmenty,alezamazane.
Danielusiadłisięgnąłpopapierosy,zapaliłpojednymdlakażdegoznich.
-Poczęstowałemcięszkockąiśrodkamiuspokajającymi,apotemgwałciłemprzez
dwadni.
-Niemusiszmniefaszerowaćdragamianiwiązać.
-Aletotakaświetnazabawa.Mimożezbytłatwouszkodzićciskórę.Wystarczy
bylecoijużkrwawisz.
-Nawetniemiałamszansysprawićbólutobie.Twojanienaruszonaskóranapełnia
mnieniesmakiem.-TlącysiępapierosSaryzwisłnadjegoudem.-Mogę?
-Nicztegoniebędzie,jeżelipytaszopozwolenie,Saro.
Wepchnęłamupapieroswciałoiwstrzymałaoddech,kiedyzesztywniałjego
znajdującysiękilkacaliobokczłonek.Pomijającerekcję,Danielwogólenie
zareagował.Saraodsunęłapapierosa,pozostawiającplamęnagiejczerwonejskóry
ismródspalonychwłosów.Miałgrubąskórę,będziemusiałabardziejsiępostarać.
Powinnabyłagoprzytrzymaćipoliczyćprzynajmniejdopięciu.Nie,powinna
wpychaćniedopałek,dopókinieszarpnienogąwtył,łzyniewypełniąmuoczui
niezadrżygłos.
-Naprawdękręcicięból?-zapytała,pochylającsię,żebypocałowaćoparzoną
skórę.
-Nieból,twojeskrępowanie.Lubię,kiedysięboisz,aleitakcośrobisz,ponieważ
takbardzomiufasz.Lubięwstrząsodkryciawidocznynatwojejtwarzy,kiedy
doświadczaszczegośporazpierwszy.
Saraprzypomniałasobiewszystkieswojepierwszerazyznimcałeżyciewcześniej.
Poczułasmutekzpowoduzmarnowanegoczasu;tobyłomiejsce,wktórym
powinnaprzebywaćodzawsze.
2
Dni,którenadeszły,byłyodkrywaniemibadaniem.Zamazanymzarysemkończyn,
wyszeptanychsłówicieni.DlaSarybyłotoodkrywanie,doczegozostało
stworzonejejciało.
Ramionaistniały,byutrzymywaćjejciężarponadDanielem,ręce,bychwytać,
ściskać,gładzićiokładaćpięściami.Gardło,żebyryczećiwyć.
Danielpowiedziałjejpewnejnocy,któramogłabyćporankiem,żeplanowałtood
lat.Jejkornepoddaniebyłowszystkim,czegokiedykolwiekpragnął.Wreszcie
oddałamuswojedziewictwo.
-Pozbawiłeśmniedziewictwalatatemu-przypomniałaSara.
-Byłaśwtedydziewicąwewspółczesnymznaczeniutegosłowa.Aleniebyłaś
prawdziwądziewicą,niewklasycznymznaczeniu.Tymrazemcięmam.
-Klasyczneznaczenie?Jakdziewicaskładanawofierze?-Sarzepodobałosię
brzmienietegozwrotuiznówmusięoddała.Wziąłjąpowoli,botrudnoimbyło
sięruszać.Całegodzinypóźniej,niezdolnyzmusićociężałychczłonkówdo
dalszegodziałania,Danielkontynuował,jakbynicimnieprzeszkodziło.
-Słowo„dziewica”pochodziodgreckichiłacińskichsłówoznaczających
mężczyznęikobietę.Oznaczaosobęandroginicznąlubtaką,któracałanastawiona
jestnasiebie.Wczasachstarożytnychużywanogo,byopisaćkobietęalboboginię
takąjakDiana,którabyłasama.Kobietę,któraniezgadzałasięnależećdo
mężczyzny.
-Jakja.
Danielprzewróciłsię,przygniatającją.
-Tydziewicą,zwszystkimitwoimimężczyznami.
Sarapróbowałasięuśmiechnąć,aleniebyławstanie,niemogłateżmówić.Bolała
jąszczęka.
-Ironia.
-Historia.Terazmamcięnawłasność.-Danielznówbyłwniej,alenieporuszał
się.
Odpłynęła.
Prawieniesypiali.Kiedysmródilepkośćnasienia,krwiipotustałysięprzemożne,
potykającsię,szlipodprysznicinaoślep,bezsilnie,przesuwalipocielemydłem.
Saramiałaociężałeramiona,bolałyjąplecyiszyja.Danielnarzekałnabólkościi
kolan.Razempadalinałóżko,podłogę,sofę,balkon,aleniemoglidłużejspaćani
odpocząć,boobojezaczynalibuzować.
Przestałosiętowydawaćprzyjemne,stałosięprzykrąkoniecznością.Saraznów
byłauzależniona.
Oszołomiona,nawpółdrzemiąc,przyjmowałagowciążodnowatylkopoto,by
poczućsięnormalnie.
-Cholera,Daniel,cozpracą?-Nazewnątrzbyłojasnoiobudziłasięzuczuciem,
żeznajdujesięnietam,gdziepowinna.
-Co?-Miałzamknięteoczy.Trzymałrękęnajejnosieilewympoliczku.
-Muszęzadzwonićdopracy.Muszę...
-Dzwoniłem.Powiedziałem,żemaszkrytycznąsytuacjęrodzinnąibędzieszpoza
stanem,dopókiichniezawiadomisz.Niemusiszsięmartwić.
-Acoztwojąpracą?
-Wziąłemwolne.Czterytygodnie.
Saraodsunęłajegodłońispróbowałausiąść.Zatrudne.Opadłazpowrotemna
materac.
-Co...?
Danieluchyliłpowieki.Oczymiałbardziejczerwoneniżzielone.
-Urlopdlazałatwieniasprawosobistych.Powiedziałemim...Boże,umieramz
głodu.
Powinniśmywstać.Cośzjeść.
-Coimpowiedziałeś?
UstaDanielaledwiesięporuszyły.Sarawiedziała,żetouśmiech.
-Powiedziałemim,żemamosobistykryzys,zktórymmuszęsięuporać.
Przypuszczam,żewszyscysąprzekonani,żemiodbiło.
Saraprzewróciłasięnabok,jejgłowawylądowałanajegopiersi.
-Gdybymoglicięterazzobaczyć,takakoncepcjabyłabyusprawiedliwiona.
Wyglądaszokropnie.Jakbyśmieszkałwkartonie,piłdenaturatijadłśmieci.
-Atywyglądaszjaksześciotygodniowezwłokićpunkiuzależnionejodcracku,
którazmarłanasyfilis.
-Pieprzęcię.
-Poproszę.
Jakimśsposobemdałaradę.
Sarazaczęłakrwawićibyłaprzerażona,potemzafascynowana.Niemiała
miesiączkiodszesnastegorokużycia.Pojawieniesiękrwiprzypomniałojej,żenie
brałatabletek,iwymusiłoprzerwęwtejniepowstrzymanejdeprawacji.Zmusiła
Daniela,żebywyszedłdoapteki,iczekałapodprysznicem,ażwróci.Był
zakłopotanyiniespokojny,mężczyznawśrednimwiekuzpodbitymokiemi
podrapanymipoliczkamipodającyjejpięćpudełektamponów,boniebyłpewien,
którenależałokupić.
Miałnasobieczarne,lnianespodnieiciemnozielonąkoszulkępolo.Powiedział,że
nadworzebyłosłonecznie,alechłodno.Kiedyostatnionosiłubranie?Saranie
pozwoliłamuniczegozdjąć.Samawłożyłagrubeszareskarpety,różowemajtkii
podkoszulekorazgranatowydres.Pobyciunagoprzeztydzieńokrycieciała
okazałosięseksualnątorturą.Bawełnianabieliznaocierałasięoniąjaknieśmiałe
palce,gumkiskarpetekmocnotrzymaływkostkach.
Danielkupiłświeżychlebiszynkę,kiedybyłnazewnątrz,toteżstaliterazprzy
kuchennymblacieipakowalidoustpospieszneprzygotowanekanapki.Długo
ignorowaneapetytyzostałypobudzoneiprzeszliprzezkuchnięjakburza,pożerając
stęchłeherbatnikiinawpółzamrożonysernik.Potempiliczerwonewino,ażSara
zwymiotowałaiDanielpołożyłjądołóżka.
ŚniłaoJamiemiobudziłasięzeszlochem,wołającgo.Danielbyłporuszony,
słyszącimięJamiegowypowiadaneztęsknotą,usiadłizapaliłztwarząmrocznąi
pełnąlęku.Saraprzysięgła,żetobyłszalony,poplątanysenoniczym,mieszanka
obrazówbezznaczenia,którezwróciłjejpijanymózg.Opowiedziałamusenz
poprzedniejnocy,opladzekrólików,którazmusiławszystkichwSydneydo
pozostaniawdomach,dopókiwładzenieuporająsięzproblemem.Sara-Saraze
snu-
jednakwyszłaizostałazaduszonaprzezkróliczki.Danielroześmiałsięi
powiedział,żejeststuknięta.
Skłamałamu,ponieważdzisiejszysenbyłniepokojącożywyiniezwyklespójny.
PrzyglądałasięJamiemu,któryzakładałnaszyjępętlęzesznurazaczepionegoo
wentylatornasuficie.Krzyczałaikrzyczała,żebyzszedł,przestał,żeprzeprasza,że
byłaślepa,samolubnaigłupia,iproszę,proszę,proszę,zejdźstamtąd.Jamie
spojrzałnaniąniewidzącymioczymaikopnął
krzesło,naktórymstał.Obudziłjąodgłosjegopękającegokarku.
MimozapewnieńiopowieściokrólikachDanielbyłpodekscytowany.Zdjąłubranie
iusiadł
nałóżkupoturecku,patrzącnaSaręzgóry.Szturchnąłjąwucho,potemwszyjęi
wbrzuch.
Uśmiechnęłasięipozwoliłamuuderzyćsięwtwarziszczypaćwpoliczki.Nie
zareagowałanawet,kiedypociągnąłjązawłosytakmocno,żepoczułapieczenie
skórynaczole.Zachowywałsięjakdziecko,którepopycha,szturchaidrażnisięze
zwierzątkiem.Ijakdzieckonierobiłtegozokrucieństwa,alezciekawości.Chciał
sprawdzić,jakdalekomożesięposunąć,zanimonamuodda.
Niewidzącreakcjizjejstrony,zmęczyłsięswojązabawąispróbowałSarę
rozebrać.Kiedypowiedziała„nie”,aondalejpróbował,uderzyłagopięściąw
twarz.Togopodnieciło:usiadłzdalaodniejizacząłsiępobudzać.Poprosił,żeby
opowiedziałamuoJamiem.Akonkretniechciał
wiedzieć,corobiliwłóżku.Próbowała,alesłowautknęłyjejwgardleizamiast
tegoopowiedziałamuowszystkichtychmężczyznach,którychniekochała,
zaczynającodchwili,kiedyDanielsięwyprowadził.Niedoszłanawetdoswoich
szesnastychurodzin,kiedywestchnąłicałysięupaprał.
-Jesteśnaprawdęzdeprawowany-stwierdziłaSara.
-Totydziałasznamniedeprawująco.-DanielprzycisnąłrękędoustSary.Mówił,
kiedyonaoczyszczałająjęzykiem.-Czujęsiępoprostuperwersyjnie,będącprzy
tobie,apotemmówiszmi,żerobiłaśtewszystkieokropne,rozpustnerzeczy.Jesteś
jeszczedzieckiem,amiałaświęcejkochankówniżjakobietprzezcałeżycie.
Jesteś...oczymmyślisz?Musiszopowiedziećmiowszystkim,oczymmyślisz,
wszystko.
Sarapociłasięwswoimpolarowymdresie.Niebyłatakaromantycznajakon,nie
mogłamusięprzyznać,żemyślałaotym,czyJamiejeszczekiedykolwieksiędo
niejodezwie.Przypuszczała,żeDanieluznałbyjejmyśliinieuczciwośćwtej
kwestiizaznaki,iżgokochała.Możeitak.Amożechciałapoprostuzachowaćcoś
dlasiebie.Szalupęratunkową,wktórejsięschroni,kiedyDanielkompletnieją
przytłoczy.
-Myślałam,żemożeszbyćreinkarnacjąmarkizadeSade’a-powiedziała.
-Ochtak?
Sarawidziała,żebyłzaintrygowanyprzywołaniemdoichłóżkatakiegopotwora.
-Kiedymiałamsiedemnaścielat,czytałamonimksiążkęipokazałamniektóre
fragmentyJamiemuiJess,byliprzerażeni.Uznali,żebyłjakszatanczyktośtaki.
Pamiętam,żenawetwtedymyślałamotobie.Podniecałagomyśloznieprawieniu
znaczniemłodszejkochankiitwierdził,żeobiektpożądanianależypoddawać
przemocy,ponieważkiedyzrezygnujezobrony,przyjemnośćbędziewiększa.
DanielpołożyłsięobokSaryidrapałją,zakreślającniedużekręgiwokółjejpępka.
-Czemujakosiedemnastolatkaczytałaśtakierzeczy?Kiedyjabyłemwtymwieku,
czytałemdetektywistycznekomiksy.
-Facet,któregopoznałamwklubieGoth,myślał,żejeślitoprzeczytam,będęmoże
bardziejotwarta,żeby„spożyćjegozestalonąesencję”.Wzięłamksiążkęizwiałam.
-Itymnienazywaszzdeprawowanym!
-Byłatamhistoriaomężczyźnie,któryzamknąłkobietęwlochuijejniekarmił.
Stalejąobserwował,badającjejciało,kiedyprzechodziłaprzezkolejnestadia
wygłodzenia,izabawiającsięsamzesobąwjejobecności,alepozwoliłsobiena
orgazmdopiero,gdyumarła.Brzmijakcoś,cotymógłbyśzrobić.
Danielzostawiłwokółjejpępkaognistykrąg.
-Niezrobiłbymczegośtakiego.Zupełnieźlemniezrozumiałaś.
-Doprawdy?
-Czujęsięobrażonytymporównaniem.Niejestemzłymczłowiekiem,Saro,
naprawdę.
Zapytajradęszkolnąalbokomitetkościelnynarzeczzbiórkifunduszy.Zapytaj
rodzicówmoichuczniów.Wszyscyzamniezaręczą.
-Ach,aletotylkokamuflaż.JakTedBundynoszącynarękugipsalbozabójcaz
popołudniowychfilmów,któryzawszejestprzebranyzadoręczyciela.Kobietyci
ufają,bojesteścichyiwycofany,wyglądasz,jakbyprzerażałacięsamamyślo
seksualnymzwiązku,rzeczjasnapozamałżeństwemzaaprobowanymprzezBoga.
Hedonistyczny,pieprzącydziwkiseksualnynikczemnikwprzebraniudelikatnego
bogobojnegodyrektora.
-Toniejestprzebranie,Saro.Tymwłaśniejestem.
-Gówno,togra.Nazewnątrz,wrealnymświecie,odgrywasztegogodnego
szacunkupanawśrednimwieku,akiedywchodziszzemnądośrodkaizamykasz
drzwi,zmieniaszsięwpotwora.
Aleniktbytegoniepodejrzewał,prawda?Janigdyniepodejrzewałam,kiedybyłeś
moimnauczycielem.Myślałam,żejesteśprzystojnyipewniewracaszdodomu,
żebywkażdąsobotęwieczoremuprawiaćmałżeńskisekspodkołdrą.Myślałam,że
jestpannaprawdęmiłymczłowiekiem,panieCarr.
-DoktorzeCarr.Dziękuję,pannoClark.-Mocnodźgnąłjąpalcemwpępek.-
„Wiesz,żetakiwłaśniebyłem.Przedtobą.
-Jasne,maładziewczynkacięzdeprawowała.Jesteśohydny.
-Aletoprawda.To,jakciękocham,to,jakciępragnę,twojaobecność,twojeciało
itwójśmiechwzbudzająwemniechęćznalezienianowychsposobów,żebyztobą
być.Chcęzedrzećciskóręizobaczyć,cojestpodspodem.Nietylkozobaczyć,ale
skosztować,dotknąćipowąchaćto,cosiępodniąznajduje.
Danielpocałowałjąniespodziewanieczule.Delikatneustakontrastowałyz
okrutnympaznokciemwbijającymsięjejwbrzuch.Zignorowałatendyskomforti
oddałapocałunek.PokilkuchwilachDanielzacząłpojękiwać,alenadalniezabierał
rękizjejbrzucha.Pocałowałagomocniejizareagował,wpychającczłonekwjej
okrytepolaremudo.
-Jasne-odparłaSara,przerywająccałowanie.-Tojajestemzdeprawowana,takjak
jacięzmuszam,żebyśocierałsiękutasemomojąnogę.Czemusięnieprzyznasz,
żejesteśzboczonymperwersem?
Przestałsięoniąocierać.Leżałobokzdłoniąspoczywającąpłaskonajejbrzuchui
uśmiechałsięwsposób,którysprawiał,żewyglądałjednocześniebardzostaroi
bardzouroczo.
-Uważałem,żeuprawiamwymyślnyseks,kiedyrobiliśmytozLisaranozamiast
popołożeniusiędołóżka.Potemzdarzyłamisięwzimowepopołudniemiłośćz
malutkąuczennicąiwszystkosięzmieniło.Otworzyłsięcałyświatmożliwości.Nie
istniejemiejsce,działanieczypora,któreztobąwydawałybysięniewłaściwe.
-Kochamcię.
Danielwbiłpalecwjejpępek.
-Czemutorobisz?
Roześmiałsięiwbiłpalecmocniej.Sarazaczęłapłakać.Niezpowodufizycznego
bólu-wkońcutylkowpychałpalcewjejpępek-aleponieważzrozumiała,żeon
zawszedostanieto,czegochce,choćbynawetuważałasięzanajsprytniejszą.
Dziabnięcie.
-Przestańmniedźgać!Czemujesteśtakiwstrętny?
-Jeżeliniepodobacisięto,corobię,powinnaśmniepowstrzymać.-Danielznów
jądźgnął.
„Wygrał.Uderzeniemodtrąciłajegorękęiwspięłasięnaniego,kolanami
przytrzymującmuramiona.Pozwoliłjejmyśleć,żemiałagopodkontrolą,mniej
więcejprzezpółsekundy,apotemprzetoczyłsięnaSaręiwykręciłjejręceza
plecy.Twierdził,żelubi,kiedyonawalczy,ipróbowałamuwyjaśnić,żetonie
zabawa,alezagłuszałją.Powiedziałacośjakby„przestań”iniemal
„proszę”,alezabrzmiałotojakjęk.Wymierzyłjejpoliczekikazałprzestać
zachowywaćsięjakdziecko.Zażądał:„Powiedzmi,czegochcesz”.Niemogłasię
odezwać.Ponowniejąspoliczkowałioznajmił:„Musisztopowiedzieć,boinaczej
sięniedowiem”.Biłjąpotwarzy,ażmogłatylkopopiskiwać,iwtedy,poprostupo
to,bynaprawdęniąwstrząsnąć,zszedłzniejiusiadłnabrzeżkułóżka,zupełniejej
niedotykając.
-Proszę-powiedziałaSara.
-Proszęoco?-Wydawałsiębardzo,bardzodaleki.
Proszęoco?Pomyślała,żezemdleje.Proszę,dotknijmnie.Proszę,zostawmniew
spokoju.
Proszę,Danielu.Proszę.Proszę,zróbzemnąto,corobisz,żezapominam,więcnie
czujęsiętakźle,proszę,niebądźtakiwstrętny,proszę,zróbtak,żebymznów
straciłaprzytomność,albomniezabij,albopocałuj.Proszę,nieróbmikrzywdy.Jej
głos,kiedyznówsięodezwała,byłczystyidonośny.
-Proszę,pozwólmizadzwonićdoJamiego.
Wpatrywałsięwnią,ażsiępoddałaizamknęłaoczy.Wtedywstałiwyszedł.
Saraodczekaławsypialnikilkaminut,akiedyniewrócił,wstałaiposzłago
szukać.
Mieszkaniebyłopuste.Zjechaławindąnadół,naparking,isprawdziła,żeniema
jegosamochodu.
Wwindziewdrodzenagóręjakaśkobietawkapeluszuprzeciwsłonecznym
zapytała,czySaradobrzesięczuje.Wiedziała,żeniewydobędziezsiebiegłosu,
więctylkoskinęłagłowąizakaszlała,akobietaodwróciławzrok.
WmieszkaniuSarazorientowałasię,czemukobietabyłazatroskana.Jejwłosy
stanowiłyczarnąplątaninę,pojedynczepasmasterczałyjaksklejonealbo
nażelowane.Twarzmiałachorobliwiebladąiupstrzonączerwonymiplamami,
żółtymisiniakamiipurpurowymiworami.
Ubranabyławróżowypodkoszulekigranatowespodnie,jejramionapokrywały
czerńigranat.
Wyglądałajakćpunkaalbogwiazdarocka.Gdziesiępodziałtenzdrowy,
tajemniczyblask,którymiałsiępojawiaćuzakochanych?
Danielzniknął.
Sarawzięłapryszniciogoliłanogi,pachyiliniębikini;byłaohydniekłująca.
Umyławłosyinałożyłaodżywkę,rozczesaławszystkiekołtunyistaranniezaplotła
warkocz,wiążąckoniecczerwonąwstążką.Podumywalkąznalazładettoli
ochlapałanimcałeciało,zaciskajączębyzbólu,kiedypieniłsięnamilionach
skaleczeńiotarć.
Apartamentbyłzaśmiecony.Półtorejgodzinyspędziłanasprzątaniu,apotem
ponowniemusiaławziąćprysznic,bopoczułasiębrudna.Zasłałałóżkoczystymi
prześcieradłamiinawetzerwałatrochękameliizdonicynabalkonie,iustawiłaje
wwazonienastolejadalnym.
Danielanadalniebyło.Minęłycałegodziny.
Wypaliłatrzypapierosy,apotempodniosłasłuchawkęiwykręciłanumerJamiego.
OdebrałaShelley,nazwałaSarękurwąiodłożyłasłuchawkę.Sarawypiładwieduże
szklankiwildturkeybezloduizapaliła,obserwującfrontowedrzwi.Potemznów
zadzwoniładoJamiego.Shelleyjejpowiedziała,żejeżeliznówzadzwoni,wstąpio
wydaniezakazukontaktów.Sarawypiłakolejnegodrinkaiwykonałakolejny
telefon.
-Wsamą,kurwa,porę!
-Niekrzycznamnie,Mike.
Usłyszała,jakwypuszczapowietrze,usiłujeuspokoićoddech.
-Straszniesięmartwiłem.Nicciniejest?
-Wszystkowporządku.WidziałeśJamiego?
-Gdziejesteś?
-UDaniela.JakJamie?
-Sara,dziecino,tęsknięzatobąimartwięsię,tenfacettopieprzonypsychol.Chcę
sięztobązobaczyć.Proszę.
-Naprawdęmuszęwiedzieć,cozJamiem.Westchnął.
-Jestzdruzgotany.Aczegosięspodziewałaś?Kompletniemuodbiłoicodziennie
spotykasięzpsychiatrą.Ijestnatychlekach,poktórychcałyczasśpi.
Sarazmusiłasię,żebysięodezwać.
-Możeszsięupewnić,żewie,żegokocham?
-Nie,Saro,niema,kurwa,mowy.
Zaczęłapłakaćibłagaćgo,alewtedyotworzyłysiędrzwifrontowe.NogiDaniela,
ręceDanielatrzymającetyleróż,żeniewidziałajegogłowy.Odłożyłasłuchawkęi
różeDanielaspłynęłynajejłzy.
DanielzareagowałanasmutekSarystanem,któryzpoczątkuuznałaza
współczucie.Bałasięgniewu,kiedysiędowie,żetęskniłazaJamiem,alejegogłos
pozostałcichyisłodki.Zasypałjąróżami,pocałunkamiisłowamipociechy.
Zrozumieniem.Dopierocałegodzinypóźniej,kiedymusięwypłakałaiwyznała
sekretyswojejduszy,zrozumiała,żejąpodpuszczał.
-Biednekochanie-rzekł.-Jesteśtakaniespokojnaztymimieszanymiuczuciami.
Saraniemogłaodpowiedzieć.Leżałapodnim,przygniatałją.Tylepłakała,że
bolałojągardło,aoczymiałaopuchniętetakbardzo,żeniedałosięichotworzyć.
Jegospokójbyłdarem.
Daremjakróże,któreprzyniósł.Róże,któreotaczałyichnakuchennejpodłodze.
-Uważam-ciągnąłDaniel-żepowinnaśodejść.
-Nie-wychrypiałaSara,jejoczywypełniłysięświeżymiłzami.
-Tak,Saro.Uważam,żetakjestnajlepiej.JeżelitylemyśliszoJamiem,powinnaś
odejśćibyćznim.Jeżeliniechcesztubyć,jeżeliniechceszbyćzemną,niebędę
cięzatrzymywał.
-Nie.
-Nie?Co„nie”,Saro?Nawetniezadałemcipieprzonegopytania!Coza„nie”?
-Nie,niechcęodchodzić.Poprostuodpowiadam„nie”nawszystko,comówisz.
Niemammieszanychuczuć.Kochamcię.Niechcęodchodzić,niezamierzam
odchodzić.Nigdy.-Mówieniesprawiałojejból,alekiedyjużwydusiłazsiebiete
słowa,poczułasięlepiej.Danielznówzacząłjącałowaćipodparłsięnałokciach,
więcnacisknajejżebraipierśzelżał.
-Wporządku,Saro-powiedział.-Alejeżelikiedykolwiek,kiedykolwiekdowiem
się,żewidziałaśJamiegoalboznimrozmawiałaś,tobędziekoniec.
-Koniecczego?
Danieluniósłsięnakolana,zawisłnadniąokrakiem.Podniósłróżęiprzytrzymał
przedsobąpochylonynadpiersiąSary.Jednymgwałtownymruchemdźgnąłwjej
szyjękolcem.Dośćmocno,bypojawiłasięizaczęłasiępowiększaćróżowakropla
krwi.UpuściłkwiatnabrzuchSaryizamknąłoczy.
-Dźgnieszmniekolcemróży?-Sarasiliłasięnabeztroskiton,czuławewnętrzny
sprzeciw,jakaśjejczęśćzdecydowanienielubiładramatyzowania.Alepozostała,
większaczęść-ta,którawidziała,żewjegoprzypadkutocoświęcejniż
dramatyzowanie-wygrała.Jejsłowazabrzmiałysłaboibojaźliwie.
-Nietknęcięnawetpalcem,mojekochanie.OdwiozęciędodomuJamiego.Złożę
wamobojgunajlepszeżyczenia.Apotem...-Naciągniętympalcemprzejechał
gwałtowniepogardle.
Kropelkakrwisięrozmazała,wyglądałoto,jakbypodciąłsobiegardło.
Sarawiedziała,żenigdygonieopuści.Niedlatego,żebysiębała,żeDanielsię
zabije-
groźbabyłaraczejirytującaniżprzerażająca.Mimożedopuszczałsięmanipulacji,
byłokrutnympsychotycznymdraniem;nawetkiedymiałnaszyibrudnąstrużkę
krwi,nawetkiedyjejgroziłitwarzmiałzohydzonąokrucieństwem,nawetwtedy
pragnęłagoikochała,iniemogłasiępowstrzymać,żebymutegoniepowiedzieć.
Nawetkiedywbijałwjejciałoróżanekolceiwaliłjejgłowąopodłogę,nazywając
kapryśnąidiotką,potrafiłatylkomówić„tak”.
3
Intensywnościdwóchpierwszychtygodniniedałosięutrzymać.Obojebyli
fizyczniewyczerpani.Wponiedziałekwtrzecimtygodniustaliprzedlustremiz
podziwempokazywalisobienawzajemobrażenia.Saranaokobyłamocniej
uszkodzonaniżDaniel,alezapewniłją,żekościbolągobardziej,niżpotrafiłaby
sobiewyobrazić.ObiecałSarze,żebędziesięzniąprzezjakiśczasobchodził
delikatnie,żebypozwolićotarciomisińcomnależyciesięwygoić.Onaobiecała
Danielowi,żepozwolimuspaćdłużejniżtrzygodzinyzrzęduiprzestanie
oczekiwaćakrobacjizakażdymrazem,kiedysiękochali.
Saramartwiłasię,cozrobi,kiedyDanielwrócidopracy.Nietylkobyła
bezrobotna,aleopuściłazadużozajęćnauniwerku,żebydokończyćsemestr.
Musiałazaczekaćdoprzyszłegoroku,bypodjąćnaukę.
-Możeszbyćmojąniewolnicą-powiedziałzadowolony.
-„Waśnietegozawszechciałam-odparłaiobojewiedzieli,żetożadensarkazm.
Pierwszegodnia,kiedyDanielwróciłdopracy,Saradzwoniładoniegopiętnaście
razy.Popowrociedodomuzastałjąnaprogunagąizeszklankąszkockiej.
Zamknąłdrzwi,przekręcił
zamek,odłożyłkluczeiteczkęnastółwprzedpokoju,powiesiłmarynarkęna
wieszakuprzydrzwiach.Niepatrzącnanią,wziąłzaoferowanegodrinkai
wykończyłdwomapotężnymiłykami.
Poodstawieniuszklankinastół,odwróciłsiędoSaryizmierzyłjąspojrzeniemz
górynadół.
Twarzmiałbardzoczerwoną.
-Niezapytaszmnie,jakmiminąłdzień?
-Niebardzomnietoobchodzi.Poprostusięcieszę,żewróciłeś.Zrobiłakrokw
jegostronę,alepowstrzymałją,wyciągającrękę.
-Mójdzień,Saro,byłabsolutniekurewskookropny.Tobyłnajgorszy,kurwa,
dzieńmojegożycia.-Zamknąłoczyirozpiąłpasek.-Awiesz,czemubyłtak
kurewskookropny?-Spojrzałnanią,wysuwającpasekzeszlufek.-Ponieważ
wymaganoodemnie,żebymkoncentrowałsięnabudżecieiprocedurach
porządkowych,kiedyjakaśgłupiutka,samolubna,bezmyślnapannicawydzwaniała
domniecopółgodzinyzesprawozdaniamiostanieswojejcipy.
Sarawytrzymałatospojrzenie,alemiałaświadomość,żepasekświszczęikołysze
sięwzdłużjegoboku.
-Tęskniłamzatobą.
-Tak,wiem.Powiedziałaśmiotymjużconajmniejdwadzieściarazy.Saranabrała
odwagi.
-Atyanirazu,tydraniu,och!-Skórzanypaswciąłsięwjejbrzuchiupadłana
kolana.-
Powinieneśbyćwdzięczny,żetakciękocham.Powinieneśuważaćsięza
szczęściarza...uch.-Tymrazempasopadłnajejramiona.Zaczęławstawać,aleją
pchnąłnaplecyiwymierzyłmocnyciosmiędzyuda.
Gorącyoślepiającybólprzeszyłjejkroczeażdobrzucha.Zaczęłapłakaćiukląkł
przyniejzpaskiemspoczywającymnaudach.
-Czytobolało?
-Oczywiście,żebolało.
-Zakażdymrazem,kiedydzisiajdomniedzwoniłaś,tobyłojakbiczowanie
mojegokutasaitowpomieszczeniupełnymludzi,kiedynicniemogłemzrobić,
żebyzmniejszyćtenagonalnyból.-Uniósłpasiuderzyłjąwuda.-Naprawdę
zachowałaśsiękompletniebezmyślnie.
-Aletęskniłeśzamną?Todlategoprzeżywałeśtakąagonię.
-Tak,Saro.-Uderzyłjąpasemwbiodra.-Przebywaniezdalaodciebiesprawiło
minieznośnyból,twojenieustannetelefonywzmogłycierpienie.Czytocię
uszczęśliwia?
Potrząsnęłagłową.Danielrozepchnąłjejuda,uniósłpasigwałtownieopuścił.
-Myślę,żejednakuszczęśliwia,Saro.Myślę,żepoprostusięnademnąznęcasz.
Znówpotrząsnęłagłowąiznówuderzyłjąpasem.
-Powiedzcoś.
Wbiłapaznokciewdłonie,odwracającuwagęodprzeszywającegobólumiędzy
nogami.
Zachwycałająjegowściekłość,tendowódprzedłużającejsięobsesji,aletak
gwałtowniepragnęłasięznimkochać,żeniezamierzałaprzedłużaćjegofurii.
-Niewolniktwój-wyszeptała-cóżwkażdejgodzinieidobieMamczynić,jaknie
czekaćtwojegoskinienia?
-Och,Saro.-Danielpochyliłgłowęipocałowałjejpłonącekrocze.-Mówdalej,
proszę.
-Czasmójjestwartcoś,jeślipoświęcamgotobie;Służby-jeślityżądaszodemnie
służenia.Nieśmiemkarcićzegara,gdyzbytwolnozmierzaKuporzetwego-taką
nadziejąsięłudzę
-Powrotu;arozłąkagoryczswąuśmierza.Tylkotylepamiętam.Nie!Nie
przestawaj,proszę,nie,dobrze,dobrze,ach!O,skorojestemnatwezawołanie,Daj
ścierpiećwolnośćtwą,mnieodebraną;Tycierpliwości,znieśkażdewyzwanieBez
skargnaranęprzezciebiezadaną.
Danielusiadł,ocierającustawierzchemdłoni.
-Mieszaszsonety,Saro.Toniewystarczy.
-Nauczęsięichjaknależy.Jutrocałydzieńbędęsięuczyć.Iniebędęcizawracać
głowywpracy,obiecuję.Aleproszę,proszę,proszę,Danielu,zabierzeszmnieteraz
dołóżka?
Przyglądałsięjejprzezdługąchwilę.
-Zatemdobrze.Alejutrocięsprawdzę,możeszbyćtegopewna.
SarastudiowałaSzekspirainiedzwoniładoDanieladopracy,aleitakwróciłdo
domuwokropnymnastroju.Prawiegodzinęmusiałagonakłaniać,żebyjej
dotknął,apotem,kiedyzaczął,niemógłprzestać.Przedpójściemspaćzwiązałjej
nadgarstkinadgłowąiprzywiązałlewąnogędoprawej,bymiećpewność,żeprzez
całąnoczostanieobokniego.Chociażwogóleniespałazpowodumaksymalnie
niewygodnejpozycji,spędziłacudownąnoc,słuchającjegooddechu,wspominając
czasy,kiedyjegonieobecnośćniepozwalałajejzasnąć.
Wniektórednipracowałdopóźnaikiedywreszciewracałdodomu,niemal
rozdzierałjąwgorączkowymszale,winnebyłzpowrotemwcześnieiprzepełniała
gochęćpowiedzeniajej,jakbardzotęsknił.Paręrazyspóźniłsiędopracy,bonie
mógłsięzniąrozstać,dwukrotniepłakał,wychodząc.Częstospisywałdlaniejlistę
zadańdorealizacjidanegodniaiostrzegał,żewrazieniewypełnieniaobowiązków
poniesiekonsekwencje.
Lubiłatelisty,oprócz„zmienićpościel”i„sprzątnąćłazienkę”pisał„zrobić
drzemkęwpołudnie”albo„zjeśćtabliczkęczekolady”.Czasamidodawał„zrobić
to,coskłoniciędouśmiechu”.Razcelowozignorowałajegocodziennepolecenia,
mającnadzieję,żeukarzejązapomocąwłasnegociała,aleokazałosię,żekarąza
nieposłuszeństwobyłzakazdotykaniagoprzezdwadzieściaczterygodziny.Potym
zawszerobiłato,ocopoprosił.
KiedyDanielszedłdopracy,Saradoświadczałasamotnościtakintensywnej,że
prawiepragnęła,bynigdyniewrócił.Zanimponowniepojawiłsięwjejżyciu,
większośćczasspędzałasamawswoimmieszkaniuinigdysiętakźlenieczuła.
Frustrującebyłoodkrycie,żezakochanaczułasiębardziejsamotna,niżgdyżyła
samotnie.Frustrującebyłoodkrycie,żeilekroćpoczułasięsamotna,myślałao
Jamiem.Anajbardziejfrustrującebyłoto,żezostawiławiadomościdlaJamiegou
każdejosobyzjegorodziny,każdegoprzyjaciela,któregonazwiskozdołałasobie
przypomnieć,iurecepcjonistkiuniegowpracy,aonnieoddzwonił.Myślała,żeby
wysłaćdoniegolist,alewyraźniechciał,byzostawićgowspokoju.
Potrzechmiesiącachpogodziłasięzfaktem,żeJamieniezapełnipustki,która
pojawiłasięwjejpiersizakażdymrazem,gdyDanielwychodziłdopracy,iżetak
powinnobyć.Jamienależał
doprzeszłości,aprzeszłośćitakniebyładobra.TerazmiałaDanielaibył
wszystkim,askorobył
wszystkim,niepowinnazaniczymtęsknić.
WieczoraminazmianęwybieraliksiążkizpokaźnejkolekcjiDaniela,żebyjesobie
czytać.
Czasamiczułasięjakzpowrotemwjegoklasie,tyleżeobojepiliczerwonewinoi
paliliwczasierozmowy,akiedy,conieuniknione,odkładaliksiążkę,żebysię
kochać,moglihałasowaćdowoli.
Saralubiłaprowokowaćgoostentacyjnymprezentowaniemzdobytejwiedzyi
opiniami,któresobiewyrobiła,odkądjązostawił.Kontrowersyjneokazałysię
Wichrowewzgórza:Danielbył
przekonany,żetonajwspanialszahistoriamiłosna,jakazostałanapisana,Saręto
rozwścieczyło.
-TagłupiaCatherineniepoznałabyprawdziwejmiłości,nawetgdybydostałaod
niejwtwarz,achciałabym,żebytaksięstało,botejdziewczynienależysię
porządnypoliczek.Twierdzi,żeonaiHeathcliffdzieląduszeitympodobnegówno,
apotemzwiewaiwychodzizategośmieciaLintona.Jeżelichceszrozmawiaćo
wspaniałychgotyckichhistoriachmiłosnych,tooJaneEyre.
Masztudziewczynę,którejtożsamość,samoprawodoistnienia,byłaatakowana
przezcałeżycie,aonanietylkozachowujepoczucietożsamości,alerobito,
zdobywającmiłośćtrudnego,dominującegomężczyzny.Toznaczniebardziej
romantyczneniżgłupiaCatherine,którapozwala,byHeathcliffmiałnaniątaki
wpływ,żewpewnymmomenciezaczynasięuważaćzaniego.
-AlemiłośćmiędzyCatherineiHeathcliffemjestbezwarunkowa-sprzeczałsię
Daniel.-
JanepotrafioddaćsięRochesterowidopierowtedy,gdyzostajeukaranyzaswoją
przeszłość.Jestoślepionyipoparzony,poniżony-nawetpobożny.ACatherinewie,
żeHeathclifftobestia,ikochagozato.Niechce,żebywyrwanomupazury.
Saramusiałaprzyznać,żetopotężnyargument,aledyskusjadostarczałatyle
zabawy,żecelowowybierałateksty,któregwarantowałyimróżnicęopinii.Gorąco
gardłowałaprzeciwJądruciemności,któreDanieluważałzadziełosztuki,i
wprawiłagowprzerażenieoświadczeniem,żeSylviaPlathbyłabardziej
uzdolnionąpoetkąniżTedHughes.ZatoprzywiązałSarędokrzesłaiodmawiał
uwolnienia,dopókinienauczysięnapamięćwszystkichwierszyzUrodzinowych
listów.
Trzymałjątakcałydzieńicałąnoc.Zmoczyłasięibłagałagoopapierosy,
szlochała,aleniepoprosiła,żebyjąuwolnił.Kiedywreszciejąrozwiązał,
powiedziała,żenienawidziTedaHughesabardziejniżkiedykolwiek,aDaniel
roześmiałsięinazwałajągłupiądziewczynką,leczwjegooczachwidziała,żebył
zniejdumny.
NieliczącokazjonalnychwyprawdosklepówalbonakolacjęzDanielem,Saranie
wychodziła.PrzezwiększośćdninierozmawiałaznikimopróczDaniela.Czułasię
wyłączonazeświataipopadławobsesjęnapunkciewiadomości.Codzienniebiegła
dopakistańskiegosklepuspożywczegonaroguikupowała„Telegraph”i„Herald”
oraz„Australian”.Cotydzieńczytała
„Bulletin”i„Time”oddeskidodeski.
Danielwramachżartuprzyniósłdodomu„Cosmopolitan”.Powiedział,żeSarajest
takobeznanawbieżącychwydarzeniach,żezaczynałczućsięgłupi.Zasugerował,
żebywięcejczasupoświęcałanaczytanieotym,Jaksprawdzić,czytoPan
WłaściwyczyPanWłaśnieNaTeraz”.
KiedySaraiDanieljużnatłuklisięzwiniętymwrulonpismempogłowach,razem
jeprzeczytali,chichoczączewskazówek,jakurozmaicićnudneżycieseksualne.
-Och,najwyraźniejwszystkorobimyźle-doszedłdownioskuDaniel.-
Powinniśmywięcejczasupoświęcaćnagręwstępnąizainwestowaćwświecei
zmysłowetkaniny.
-Cóż,mówią,żeświatłoświecdziałakorzystnie.Pomagaukryćnieatrakcyjne
zmarszczki.
-Hm,stanowczopowinniśmywtakimraziepostaraćsięoświece.Twojekurze
łapkisąokropne,Saro.
Saraodwróciłastronęzpełnymniesmakuprychnięciem.
-Nigdynierozumiałam,ocochodziztągównianązmysłowością.Borozumiesz,
jeżelichceszsiępieprzyć,toczemutegopoprostuniezrobić?
-Niektórzytwierdziliby,żetonudne.Wkażdymraziezdecydowanienienależysz
dotypudziewczyn,któreleżąpłaskonaplecachigapiąsięwsufitnakryte
prześcieradłem.DziękiBogu.
-Nieotomichodziło.Sekspowinienbyćpełennapięciaiagresywny.Powinienbyć
surowy.Jeżeliwiesz,żekogośpragniesz,czemumiałbyśsobiezawracaćgłowę,
marnującczasnazapalanieświec?
-Ponieważoczekiwaniemożebyćsłodkie.Historianaszegozwiązkupowinnabyć
wystarczającymdowodem.Nieceniszgobardziej,botakdługonasiebie
czekaliśmy?
-Zupełnienie.Nieżałujeszstraconegoczasu,podczasktóregomogliśmybyć
razem?
-Boże,Saro,tak.Każdejminuty.
KtóregoświeczoruSarawyszłaspodprysznicaiznalazłaDanielależącegowłóżku
zotwartymczasopismem.Oddrzwiwidziaławypisanytłustymdrukiemtytuł
artykułu:„Zawalczonajkorzystniejszywyglądnaplażę!”itowarzyszącemu
zdjęcienacałąstronę:zbliżeniedamskiegokroczaledwieprzykrytego
przejrzystymibiałymistringami,prezentująceefektpełnegowoskowania.Daniel
niewiedział,żeSaratambyła,żewidziałajegozmrużoneoczyiuchyloneusta.W
milczeniuwycofałasięzpokoju,zastanawiającsię,czytakczułasięjegożona,
kiedyprzyłapałagozezdjęciamiSary:pełnaodrazydlajegopożądaniagładkiego,
młodegociałainiesmakudlasiebie,żeniezapewniamutego,czegopotrzebował.
NastępnegodniaSarapojechaładosalonuwSydneywspomnianegowartykulei
czuławyłączniedeterminację,kiedysięrozebrała,amężczyznaimieniemNicki
rozsmarowałgorącywosknacałymjejciele.
PopowrociedomieszkaniaSarastanęłanagaprzedwysokimlustrem.Niepoznała
samejsiebie.Niechodziłotylkoobrakwłosów,alemiesiącepozostawaniaw
zamkniętychpomieszczeniach,miesiąceniedojadaniainiedostatkusnu.Żadnych
wartychwspomnieniapiersi,żadnychbioderaniud.Bezjakichkolwiekzaokrągleńi
owłosieniawyglądałajaknowonarodzonedzieckoalboobcy.Składałasię
wyłączniezniebieskawozabarwionejskóryizbytwielkichoczu.
Próbowałazobaczyćsiebietaką,jakązobaczyDaniel,próbowałaokreślić,co
takiegowtymniebyciegopociągało.Uważała,żejestzdeformowanaiwygląda
upiornie.Niemogłazrozumieć,cosprawiało,żetegopragnął.
Tejnocyuzyskałaodpowiedź.Danieloszalał.Oświadczył,żestanowiławyzwanie
dlajegopoczuciaprzyzwoitościisamokontroli,żeprzygotowanieprzeznią
własnegociaławtensposóbbyłozachowaniemkurwy,więcjakiegotraktowania
mogłaoczekiwać,żeudającniedorosłą,błagałago,bybyłdlaniejojcem,
kontrolowałją,karał,żeofiarowałamusięjakczystepłótnoiniepowinnaczuć
zaskoczenia,iżchciałzostawićnanimznak,żejejnienaturalnagładkość
sprowokujenienaturalnąbrutalność,żebyłaokrutna,prowokującgododziałań,
którychpożałuje,żezasługujenapogardę,manipulującwtensposóbjego
pragnieniami,żejestgenialna,wiedząc,czegoonpotrzebujebezsłowazjego
strony,żejejspostrzegawczośćihojnośćgozawstydzają,żebyłacudowna,boska,
niemożliwiedoskonała,żejegomiłośćdoniejjestniedoopisania.
Następnegorankaledwiemogłachodzić,alezdołaładowlecsiędolustra,gdzie
stała,uśmiechającsiędosiebie,dopókitwarznierozbolałajejtakbardzojakreszta
ciała.Wczorajbyłaarktycznymkrajobrazem:lodowapustka,nicość.Danielją
ożywił.Zębamiipaznokciami,pasamiisprzączkami,zapałkamiiszkłemnadałjej
fakturęikolor.Jegomrok-najgorszeztego,czymbył-
zostałzapisanynaniej.Cieszyłoją,żezostałataknaznaczona.
4
ApotempewnegopiątkowegopopołudniaDanielniewróciłdodomuzpracy.Nie
chcącgoirytować,gdybysięokazało,żetylkozapomniałzawiadomićopóźnym
zebraniu,Saraczekaładosiódmej,zanimzadzwoniłanajpierwdoniegodobiura,
potemnakomórkę.Wobuwypadkachodezwałasiępocztagłosowa,podobniejak
przyokazjistulubwięcejtelefonów,którewykonałaprzeznastępneczteryipół
godziny.
Ojedenastejtrzydzieściwszedłdrzwiamifrontowymi,minąłsalon,gdziesiedziała
napodłodze,szlochając,iposzedłdołazienki.Sarapobiegłazanim,aledrzwibyły
zamknięte.
-Gdziebyłeś?-zawołała.
Żadnejodpowiedzi.Stałaisłuchałaprysznica.Kiedywodaprzestałapłynąć,
spróbowałaponownie:
-Dobrzesięczujesz?Otworzyłdrzwiiwyszedł.
-Wporządku.-Obszedłjąiudałsiędosypialni.Czującpanikęwiększą,niżkiedy
goniebyło,poszłazanim.
-Cosięstało?
Siedziałnałóżku,wycierającstopy.
-Zupełnienic,Saro.-Niepatrzyłnanią.
-Taksięmartwiłam.Niemogłamsięztobąskontaktowaćiniewiedziałam...
-Poszedłemnakilkacichychdrinków.Cichychjesttusłowemkluczowym.Po
prostuniemogłemznieśćmyśliopowrociedodomuikoniecznościwysłuchiwania
twojegonieustannegogadaniaprzezcaływieczór.-Wstałipowiesiłręcznikna
zagłówku.-Więcsięzamknijalbobędęzmuszonywrócićdopubu.
Saraprzyglądałasię,jakodsuwakołdręiwłazidołóżka.Tegorankadałsię
ponieśćemocjomprzypożegnaniuipieprzyłjąwkorytarzumimootwartychna
ościeżdrzwiwejściowych.
Wchwiliorgazmuugryzłagozamocnoimusiałzmienićkoszulęzpowoduplamy
krwinakołnierzyku.Wschodzącwreszcie,powiedział:„Zastanawiamsię,czy
kiedykolwiekbędęwstaniespojrzećnaciebieiniechciećcięzjeść”.
Sararozebrałasię,wyłączyłaświatłoiwślizgnęłasięobokniego.Kiedy
próbowałagopocałować,mruknąłzniecierpliwionyizwinąłsięwkłębeknaskraju
łóżka.
-Daniel?Dlaczegotakijesteś?Westchnął.
-Mówiłemci.
-Denerwujecięmojenieustannegadanie.
-Tak,itwojaziemistatwarzorazkościstytyłek.
Sarawiedziała,żeużywaobelgjakonarzędzia,któreodwróciuwagęodtego,co
sięnaprawdęstało.Conieumniejszałojejbólu.Wzięłakilkagłębokichoddechów.
-Chciałbyś,żebymodeszła?
-Tak,dobrypomysł.Idźizawracajgłowęktóremuśinnemuztwoichkochanków.
Jestempewien,żewśródtychtysięcyznajdziesięprzynajmniejjeden,który
przyjmiecięnanoc.
-Okej,dośćtego.-Sarazapaliłalampkęnocną,przeszłanadjegociałemikucnęła
przyłóżku,patrzącnaDaniela.-Powiedzmi,cosię,kurwa,stało,albonaprawdę
odejdę.
-Wporządku,Saro.Chodźtu.-Przerzuciłnogiprzezbrzegłóżkaiwyciągnąłdo
niejręce.
Topniejąc,pozwoliła,żebypodciągnąłją.Zaczęłagocałować,aonsięroześmiał,
chwyciłjąwpasieiuniósłzpodłogi.-Poprostuniemożeszprzestać,co?
Wyniósłjązsypialniprzezkorytarz,minąłkuchnięisalon,szedłwzdłuż
wejściowegoholu.
Sarakopałagoikrzyczała,alepozostałniewzruszony.Otworzyłwejściowedrzwii
tamjąupuścił.
-Nie...-zaczęła,aledrzwisięzamknęły.
Natympiętrzemieściłosięjeszczetylkojednomieszkanieistałopuste,aleitak
znalazłasięnaterenieogólnodostępnymiupokarzającowyraźniewidoczna,gdyby
ktośwcisnął
niewłaściwyprzyciskwwindzie.Spędziłanocskulonaprzydrzwiach,nagai
przerażona.
KiedynadszedłporanekiDanielotworzyłdrzwi,byłazbytwyczerpana,żebywstać
albosięodezwać.
-Och,Saro-powiedziałichwyciłjąwramiona.Zaniósłdołóżka,gdzierozpłakał
sięprzytulonydojejbrzuchaibłagałoprzebaczenie.
-Wczoraj-wyjaśnił-zostałemwywleczonyprzedradęiotrzymałemoficjalne
ostrzeżenie.
Niewłaściwezachowanieiniezadowalającedziałania,powiedzieli.Zażądałem,żeby
sprecyzowaliswojezarzuty.-Załkał.-Nieuwaga.Spóźnienia.Zaniedbanywygląd,a
zwłaszcza...-znówzałkał-
siniakiiotarcianatwarzynadającemiwyglądosobymającej„częstegwałtowne
wymianyzdań”.
-Przykromi.
-Musimyprzestaćrobićto,corobiliśmy.Musiszsięuspokoić.
-Postaramsię.-Jużmiałaztymkłopot.Jegogłowanajejbrzuchu,łzy,dotykpo
długiejzimnejokropnejnocywystarczyły,bypragnęłarozedrzećmupierś.
-Nigdytakiniebyłem.Byłemżonatyprzezdwadzieściapięćlatiniedorobiłemsię
anijednejranynatwarzy.Izpewnościąnigdyniespóźniłemsiędopracy,bonie
mogłemprzestaćlizaćdupyswojejżonie.
-Więctowszystkomojawina?
Usiadłiprzytrzymałjejtwarzwdłoniach.
-Nietwoja,nasza.Straciliśmykontrolę.Boże,przedewszystkimwłaśniedlatego
wyjechałem.
-Tak,cóż,tymrazemniewyjeżdżasz.Niema,kurwa,mowy.Uspokoimysię,
Danielu,obiecuję.Niebędęcięgryźćanidrapaćidopilnuję,żebyśmiłoiwcześnie
trafiałdołóżka,żebyśnastępnegodniamógłsięskupić.Ibędęranotrzymaćdupęz
dalekaodtwojegojęzyka,więcnigdysięjużniespóźnisz.
-Dziękuję.-Pocałowałjąwusta,przesuwającrękomawzdłużkręgosłupa.-He
mamczasu,zanimbędęmusiałznówbyćwpracy?
-Czterdzieścidziewięćgodzinczycośtakiego.Danielznalazłsięwniejwkilka
sekund.
WponiedziałekranoSaraobserwowałajegowysiłki,żebyukryćpurpurowysiniak
napoliczkuikrwaweśladynaszyizapomocąjejpodkładu.
-Toniemożetaktrwać-oznajmiłswojemuodbiciu.Wyszedłdopracy,niemówiąc
dowidzenia.
Niepozwoliłjejsiędotknąć.Warczałipowstrzymującowystawiałręce,jeśli
choćbysięoniegootarła.Prawiesięnieodzywał,akiedytorobił,topoto,by
powiedzieć„zamknijsię”albo
„trzymajsięodemniezdaleka”.Mimotopróbowała,bocoinnegomogłazrobić?
StarożytniGrecywierzyli,żewchwilistworzeniakażdaludzkaistotaskładałasięz
dwóchoddzielnychosóbzłączonychwspólnymciałem,sercemiumysłem.
Rozzłoszczony,żestworzeniatebyłycałkowiciezadowolonesamezesobą,a
zatemniemiałyczasuaniszacunkudlabogów,Zeusrozdarłje,rozdzielająckażdą
całośćnadwiepołowy.Odtamtejporyistotyludzkiebyłynieszczęśliweisamotne,
błąkałysiępoplaneciewposzukiwaniuswoichpołówek.Wszystkieczułysię
niezadowoloneipuste,dopókinieznalazłyosoby,którajedopełniała.Każdyczuje
sięniezaspokojonyipusty,dopókinieodnajdzieosoby,któragodopełni,akiedy
odpowiedniaosobazostajeznaleziona,niepotrzebująniczegoinnego.Żadnej
pracy.Żadnejrodziny.Żadnychbogów.
Sarawierzyławgreckichbogówniebardziejniżwchrześcijańskiego,aleistotatej
opowieściwydawałasięjejidealnieprawdziwa.Wmiłościniechodzioszczęście
anibezpieczeństwo.Niechodziowspólnotęzainteresowańidzielenieżyciowych
celów.Szacunek,uprzejmość,przywiązanieniemiałyzmiłościąnicwspólnego.
Miłośćtokrewpłynącawżyłachwposzukiwaniuwłasnegoźródła.Ciało,które
krzyczy,bypołączyćsięzinnymciałem.Głębokowkościachodczuwane
zrozumienie,żenieistniejenicoprócztego.
SaraprzeztydzieńusiłowałazmusićDaniela,żebysiędoniejodezwał.Próbowała
poezji,kazań,bielizny,nagości,błagania,krzyków,wrzaskówiłkania.Codziennie
dopóźnazostawałpozadomem,akiedywracał,zamykałsięnakluczwsypialni.
Podkoniectygodniaśladynajegoszyiitwarzyzbladły,alewyglądał,jakby
postarzałsięodziesięćlat.Napięcieujawniałosięuniegopodoczamiinaczole,w
sposobie,wjakiobwisłymuramiona.Pogarszaniesięjegostanufizycznego
dodałoSarzeotuchy:umierałbezjejdotyku.
Apotemwsobotniąnocwogóleniewróciłdodomu.Niespałacałąnoc,
obserwowaładrzwi,wybierałajegonumer,mówiłasobie,żeladachwilasięzjawi.
Wduchuwidziałagozemdlonegowrynsztoku,roztrzaskanegowewraku
samochodu,obrabowanegoipobitego,wramionachkobietyowyglądziejego
żony,pobudzanegoprzezprostytutkęonienaturalniewielkichpiersiachibez
przednichzębów,siedzącegosamotnienaławcewparku,szlochającegona
podłodzewłasnegobiura,wwięziennejceli,pływającegotwarząwdółwzatoce,
unicestwionego.
OdziewiątejranowniedzielęjegokluczobróciłsięwzamkuiDaniel,potykając
się,wszedł
domieszkania.Oparłsięoframugę,zwysiłkiemsięgnąłdokieszeni,żebywyjąć
portfel,upuścił
klucze,uderzyłsięwgłowę,zakląłiczknął.WnętrznościSaryzmieniłysięw
płynnąmasęizaczęłatonąćwtym,coczuła.
Podniósłwzrok,kiedydoniegodopadła,twarzmiałwykrzywionąiugięłysiępod
nimnogi.
Skuliłsięwkąciemiędzydrzwiamiwejściowymiastołemwholu.Saraupadłana
niego,akiedypróbowałjąodepchnąć,zaczęłabićgopięściamiiwyrywaćmu
włosyzgłowy.Rozszlochałsię,żebyzostawiłagowspokoju,irozdarłamu
paznokciamipoliczki,nosibrodę.Splunęłamudooka,akiedyprzestałwalczyć,
chwyciłaupuszczoneprzezniegokluczeirozorałamutwarz.Jejwłasnaczaszka
stałasiębronią,którarozwalałamukościpoliczkoweinos.Jegołzyułatwiały
sprawę,twarzwydałasatysfakcjonująceplaśnięcie,kiedywymierzyłamupoliczek.
Ramionająbolały,widziałajakprzezmgłę,narękachiwustachmiałakrew.Biła
dalej.
Pomyślała,żemogłabygozabić,iczułastrach,aleniemogłaprzestać.Cały
tydzieńtraktowałjąchłodnoiteraztopniała,zmieniającsięwlodowemorze.
Łokciezastąpiłypoharataneręceipoleciałamuświeżakrewznosa.Rzuciłasięna
niegocałymciałem.Oczymiałnawpół
otwarte,patrzyłnanią.Czułasię,jakbyobserwowałasamąsiebie.Śledziławłasny
kościstyłokiećprzelatującyprzezdzielącąichprzestrzeńilądującynajegotwarzy.
Słyszała,żekrzyczy.Byłatakaprzerażona.Niemogłaprzestać.Rozdarłamu
zakrwawionąkoszulęizcałejsiły,najakąmogłasięzdobyć,dźgnęłakluczamiw
brzuch.Niedrgnął.Saraznalazłasiłę,bypchnąćmocniej.Jejbicepsydrżałyjaku
ćpuna,któryniedostałdziałki.Koncentrującsięnaswojejdłoni,zauważyła,że
kostkimadożywegootarteodpocieraniaojegoweekendowyzarost.
Wfizycznościjestuczciwość.Sarazawszepotrafiłapoznaćprawdęomężczyźnie
poprzezjegociało.Bladykrągnapalcuserdecznymzdradzaniewiernegomęża.
Robotnikudającymakleragiełdowegoniemógłukryćpiegowatychodsłońca
ramionizniszczonychpracąrąk.Facet,którypowiedział,żeuprawiasporty
ekstremalne,wzbudziłjejśmiech,kiedypóźniejdotknęłajegozwiotczałych
pośladkówizobaczyłaświatłoksiężycaodbijającesięodbiałejjakliliaskóry.Ailu
mężczyzntwierdziło,żenieobchodziichwygląd,apotemwsypialnizdumą
prężyliprzedniąsuperwielkiebicepsyimegawyćwiczonemięśniebrzucha?
Wwyrażaniufizyczności,wrozdzieraniuciałaimieszaniusięjegopłynówjest
uczciwość.
Sarazawszewiedziałarzeczy,doktórychDanielnieumiałprzyznaćsięgłośno.
Wiedziała,odkądwepchnąłsięwjejniedojrzałeciało.Przezcałyczas,gdy
wyrzucałzsiebieprzeprosiny,wyjaśnieniaiusprawiedliwienia,jegoprawdziwa
naturajakszalonagrzmociłajejciało.Aterazmupokazywałazębamiipazurami,
żebylitacysami.Bylijednym.
Jegorękazamknęłasięnajejdłoniibyłopowszystkim.
Freuduważał,żesublimacjapragnieńodpowiadazapowstaniecywilizacji.
Najbardziejpodstawowe,najbardziejanimalistycznepotrzebybyłytłumionei
energię,którąwinnymwypadkuzmarnowanobynahedonizm,powściąganoi
przekierowywano.Innymisłowy,powiedziałSarzeDaniel,zamiastuprawiaćseks,
ludziebudowalikatedryimiasta,inarody.
-Naświeciedośćjesttychwszystkichrzeczy,nieuważasz?
-Więcej,niżpotrzeba.
5
PiętnaściepopiątejwpiątkowepopołudnieJamieabsolutniesięniespodziewał
SaryClarkwchodzącejdojegobiura.SaraClarkprzechodziłaprzezjegopróg
tylkowjegosnach,alenawetwtedynieprzezprógbiura.
Byłaznaczniechudszaniżwsnachitakżebardziejubrana.Wogólewyglądała
inaczej.Nastarszą,mniejszą,bardziejzmęczoną.Pokonaną.Alemusiałchybaźleją
odbieraćalbodokonywał
projekcji,boSaraClarknigdywżyciuniebyłapokonana.
Pokonana,stara,zmęczona,chuda,wszystkojedno.Mogłabymiećwężezamiast
włosówikrewtryskającązoczu,awciążbyłabynajpiękniejszym,cowidziałod
ponadroku.Wpatrywałsięwdwutygodniowewykazysprzedażynaswoimbiurkui
koncentrowałnaoddychaniu.
-Nikogoniebyłoprzybiurkunadole,więcpoprostuweszłam.-Staławdrzwiach
ipomyślał,żemiałazdenerwowanygłos,aletoprzecieżniemożliwe.-Czytow
porządku,żetujestem?-Mówiła,jakbybyłaprzestraszona,aletoteżniemożliwe.
SaraClarkniebywałazdenerwowanaaniprzestraszona.Jamieuznał,żeznów
dokonujeprojekcji.Sambyłcholernieprzerażony.
Trzynaściemiesięcyidwanaściedni.Tengnójmusiałzniąskończyć.Musiała
zostaćwyrzuconanaulicęidlategowróciła.Wiedział,żerzuciłapracę,ponieważ
poszedłdorestauracji,żebyjąodszukać.Próbowałteżznaleźćjąnauniwersytecie.
Wszystkoponadroktemu.
-Domyślamsięwtakimrazie,żeniecieszyszsię,żemniewidzisz?-Sarazaczęła
płakać.
ParaliżJamiegoustąpił.CierpiącaSarawywoływaławnimodruchpodobnydo
instynktu,jakiprzejawiamatkabroniącawłasnegodziecka.Wiedział,żejestsłabą,
kiepskąiżałosnąnamiastkąojca,okropnymmężemiwogólenieudacznikiem,ale
jedno,copotrafił,icozrobiłby,nawetwydającostatnietchnienie,toopiekowaćsię
Sarą.
Objąłją,wzdrygającsię,kiedykońcamipalcówprzejechałpozbytwyczuwalnym
kręgosłupie,ajegożebrazderzyłysięzjejżebrami.Wdotykuokazałasięinna,niż
pamiętał,itoniepamięćgozawiodła.Jamiemógłbyzapomnieć,jakabyław
dotykuSaraClark,tylkowobliczukońcaczasu.Dokładniepamiętał,jakodbierałją
dotykiem:kościstą,gładkąiciepłą.Isprawiaławrażeniezbytlekkiej,jakbyciężka
rękamogłajązmiażdżyć.Zawszewydawałasięwłaśnietakaiterazteż,tylko
bardziej.Bardziejkoścista,gładsza,cieplejsza,lżejsza.Czylinietosprawiało,że
wydawałamusiędziwna.Cośinnego,coś,coniemiałonicwspólnegozdrobnymi
kośćmiiniemożliwiebladą,zawszegorącąskórą.
Próbowałsięodsunąć,żebyzobaczyćjejtwarz,aleprzywarłamocno,drżałajak
wyrzuconyzgniazdaptaszek,któregoskrzydłaniestałysięjeszczedośćsilne,by
gounieść.Byłazranionaipełnalęku,dlategowydawałamusiętakanieznana.
Jamiezawszemiałświadomość,jakłatwojązłamać,aleteraz,kiedydrżaławjego
ramionachimoczyłamukoszulęłzamiiwydzielinąznosa,jużzostałazłamana.
-Usiądź.-Próbowałwysunąćsięzjejramion,aletrzymałasięmocno,więcmusiał
nawpół
iść,nawpółzataczaćsięwtyłzkurczowouczepionągoSarą,apotemopuścićjąna
krzesło.Nierozluźniłaciasnegouchwytu.-Przestańjużpłakać.Wszystkow
porządku.Nochodź.-Uwolnił
jednąrękęiodgarnąłwłosy,którewysunęłysięzjejwarkoczaiprzykleilydo
policzka.
-Jamie,ochBoże.Takbardzoztobątęskniłam.Potrzebowałamcię,ateraz
wszystkotaksiępochrzaniło.Rozumiem,dlaczegoniechciałeś...wiem,żebyłeś
wściekły,ale,Jamie,bywałeśwściekłyjużwcześniejiwcześniejrobiłamgłupstwa,
alezawszemipomagałeś.Dlaczegonie...-
Sarapuściłajegoramiona,kryjąctwarzwdłoniach.
Byłaokrokodhisterii,cogoprzestraszyło,ponieważSarędałosięokreślić
jedyniejakospokojnąibeznamiętną.
-Musiszprzestaćpłakać,Saro,nierozumiemcię.-Jamiepogładziłjąpotwarzy,a
potemporamionachiwydawałdźwięki,któreuważałzapocieszające.Dźwięki
tegorodzajuwydawałaShelley,kiedybudziłsięzeswoichkoszmarnychsnów.Sara
nadalpłakałaitrzęsłasię.Jamiezaczął
sięzastanawiać,czybyłanajakiślekach.
Nagleucichłaiwstała,odpychającgo.
-Dość.Jeżelibędętakpłakać,jeszczemipęknąpieprzonekanalikiłzowe.-
Podeszładooknaiwyjrzała,ocierająctwarzrękawem.Jamiezauważył,żemiałana
sobiebiałykardigan.
Bardzodziwny,zrodzajutychrobionychręcznienadrutachkaftaników,wktóre
ubieraliBiance,kiedynadworzewiałchłodnywiatr.
Odchrząknęłakilkarazy,opierającczołooszybę.
-Najwyraźniejświetneciidzie.Maszwidoknarzekęiwszystko,co?Topewnie
przyjemniepatrzećcałydzieńnaszybkopłynąceścieki?
-Taa,przedwczorajwidziałem,jakwyłowilizwłoki.
-Niewidziałeś.
-Nie,niewidziałem.
Sarazpowrotemusiadłaprzyjegobiurkuizapaliłapapierosa.
-Wtymbudynkuniewolnopalić,Saro.
-Wżadnymniewolno,prawda?Chcesz,żebymsięwywiesiłaprzezoknoczycośw
tymrodzaju?
Potrząsnąłgłową.
-Więcjaksięmiewasz,SaroClark?
-Ajakwyglądam?
-Jakprzechodzonegówno-powiedziałiSarasięroześmiała.-Tęskniłemzatobą,
Sar.
Czekałemnatentelefon,którymiobiecałaś.
-Co?-Zmarszczyłabrwi.-Dzwoniłamdociebiesetkirazy!
-Nie,niedzwoniłaś.Kiedy?
Wróciładookna,uchyliłaje,strząsnęłapopiółzpapierosa,potemzamknęła.Kiedy
znówodwróciłasiędoniego,popoliczkachponownieciekłyjejłzy.
-Dzwoniłamcałyczas,przynajmniejzpoczątku.Zostawiłamwiadomościu
Mike’a,utwojejmamy,uBretta.PróbowałamporozmawiaćzShelley,aleona...
cóż,niemogęjejwinić.
Wstałipodszedłdookna.Musiałlepiejwidziećjejtwarz.
-Saro,jeżelidzwoniłaśtylerazy,todlaczegoodchodziłemodzmysłów,martwiąc
sięociebie?
-Jezu,Jamie,niktciniepowiedział?Cozakurewskie...acozwiadomościami,
któretuzostawiałam?
Jamiepoczuł,żewracająmdłości,iskupiłsięnamigającymniebieskimznaku
„parking”poprzeciwnejstronieulicy,żebyzachowaćrównowagę.
-Wiadomościami?
Otworzyłaoknoiwyrzuciłaniedopałek.
-Dwadzieściaczycośkołotego.Pewniewięcej.
Jamieusiadłizacisnąłręcewsposób,jakipokazałmuterapeuta.Miałskupićswoje
uczucia,panikęigniewmiędzydłońmi,apotemjeuwolnić,odwracającdłonie
wnętrzemdogóry.Darujtosobie,Jamie,odpuść.
-Gdziezostawiałaświadomości?
-Utejopryskliwejsukirecepcjonistki.
CzemuAngiemiałabymuniemówić,żeSaradzwoniła?Angienawetnieznała
Sary.Tylkożepewnieoniejwiedziała,ponieważcowtorekchodziłazShelleyna
jogę.Jamiezacisnąłręcetakmocno,żeprzemknęłamuprzezgłowęmyślo
łamiącychsięnadgarstkach.
-Twierdzisz,żeShelleywiedziała,żepróbujeszsięzemnąskontaktować?
-Cholera.-Sarakopnęłaścianę.-Tak,kurwa,wiedziała.Skupwściekłość.Sciśnij
międzydłońmi.Totylkokulka.Spłaszczją.
Kontroluj.Trzynaściemiesięcyidwanaściednipróbowałasięznimskontaktowaći
wszyscy,którychznał,spiskowali,żebyutrzymaćjązdalaodniego.Opanujgniew,
niepozwól,żebyonopanowałciebie.Trzynaściemiesięcyidwanaściednijego
życiazostałozmarnowanychwbóluinieszczęściu.
Kątemokazobaczył,żeSaraidzienaukosprzezpokójiwspinasięnajegobiurko.
Zdawałomusię,żesiadapoturecku,aleniemógłbyćpewny,ponieważ
koncentrowałsięnarozpaczyizdradzie,iutraconejnadziei,stłumionejiściśniętej.
Kontrolowałswojeuczucia,oneniekontrolowałyjego.
-Modliszsię?OdnalazłeśBogaczycoś?
-Rozmawiałaśzmojąmamą?RozmawiałaśzBrettem?
-Tak,iztwoimtatą.Ocochodziztympokręconymściskaniemrąk?
-Tozterapiibehawioralnej.Muszęścisnąćzłeuczuciamiędzydłońmi,apotem
mogęjeuwolnić.
-Cozakupagówna.Dajmiręce.
Tobyłakupagówna.Rozluźniłdłonieipozwolił,żebySarajeujęła,jegoręce
znalazłysięwjejdłoniach.Podziałałotoznacznielepiejniżkażdaztechnik,
którychgonauczono.KiedySaraprzycisnęłakońcepalcówdojegoskóry,panikai
gniewodeszły.Jakietomiałoznaczenie,żecierpiałbezkońcazpowodu
samolubnegointryganctwaswoichnajbliższychinajdroższych?Jakietomiało
znaczenie,żeponadrokzeswegożyciaprzeżyłbezSary,kiedyonacałyczasgo
pragnęła,potrzebowała,wzywała?Kompletnieżadnego,ponieważbyłatuterazi
nieliczyłosięnicwięcej,iniebędziesięliczyćnigdy.
-Boże,jakdobrzecięwidzieć-powiedziałJamie.-No,aleniemazawieledo
oglądania.
Jaktenstaryciętraktuje?
Uśmiechnęłasię.
-Jakkrólową.
-Wspaniale,cieszęsię.-Jamienieudusiłsiętymisłowamitylkodlatego,że
udawał,iżtojedenzjegokoszmarówiwkażdejchwilijejgłowamożepęknąći
gorącakrewtryśnienabiurko,krzesłoijegociało.
GłowaSaryniepękła.
-CokolwiekmyśliszoDanielu,powinieneświedzieć,żemniekocha.Kochamnie
tak,jakkochałbykażdy,Jamie.Nawetty.
JamieprzezmomentszczerzeżałowałDanielaCarra,którymusiałznosićpoważny
bólserca,jeślikochałSarętakbardzojakJamie.Potemspojrzałnajejsineustai
współczuciedlategodraniazniknęło.Sarawyglądałajakdwunastoletniaćpunka.
-Jeżelitakdobrzeciętraktuje,toczemuwyglądaszjakśmierć?Czemuzjawiaszsię
tuzpłaczem,roztrzęsiona?
Zeszłazbiurkaiprzyokniezapaliłanastępnegopapierosa.Przezkilkaminut
wpatrywałasięwnadchodzącąnoc,aJamiejąobserwował.Wydawałosię,żenad
czymśsięzastanawia.
DwukrotnienawpółodwracałasiędoJamiegozotwartymiustami,alezaciskała
wargiiwracaładookna.Jamieczekał,boniewiedział,coinnegomógłbyzrobić.
SondowanienigdynaSaręniedziałało.Mogłoraczejsprawić,żepoczułabysię
naciskana,awtedyuciekłabysiędosarkazmualbozaczęłażartowaćinigdybysię
niedowiedział,cosięstało.
Imdłużejczekałisięprzyglądał,tymbardziejwzrastałjegostrach.Byłaziemista,
wychudła,zabiedzona.Nawetpogwałcieniewyglądałatakźle,więcto,copróbuje
mupowiedzieć,musibyćnaprawdęokropne.Możliwe,żeznówjestnaprochach
alboczymśgorszym.Skądmożnawiedzieć,comógłbyzrobićtakichory
pojebaniecjakDanielCarr?MożehandlowałheroinąalbosprzedawałSaręswoim
zblazowanymprzyjaciołomintelektualistom.Możebyłachora.Wyglądałanachorą.
Jamiemuszybciejzabiłoserceiścisnąłrazemdłonie.
Wtelewizjiwidywałludziowyglądzieofiarobozukoncentracyjnego
opowiadających,żetomożespotkaćkażdego.Aonaniebyłapoprostukimkolwiek
-byłaSarąClark-skoromowaowysokimryzyku.Jamiespojrzałnajej
wyniszczonąsylwetkęciężkoopierającąsięoszybęiprzypomniałsobie,jak
dobrzesięczuł,tryskającwniej,mieszającjejwydzielinyzwłasnymi.
Wydawałosiętakieważne,bynicichniedzieliło,bynieistniałyżadnebarierydla
ichintymności.
PrzypomniałsobieMike’amówiącego,jakdzieleniepłynówciałabyłow
dzisiejszychczasachnajwyższymdowodemzaufania.Widział,żerękaSarydrżała,
kiedyponosiłapapierosadoust,izdałsobiesprawę,iżbardzoniewielerzeczyna
tymświeciemogłosprawić,żebySaraClarkwyglądałanatakprzestraszoną,słabą,
byszlochałaitrzęsłasię.
Działaniaikonsekwencje;codajesz,dociebiewraca,imyślisz,żecośtakiego
nigdycisięnieprzydarzy,aletachorobaniedyskryminuje-jedynybezpieczny
sekstoabstynencja-apotemponuryżniwiarzpodcinacinogiipadająteżładne
dziewczyny,amiłośćniezapewniaochronyipięknośćniezapewniaochronyiza
każdymrazem,kiedyidzieszzkimśdołóżka,idzieszdołóżkazjegopartneramii
ichpartnerami,iichpartnerami,aleSarazawszebyłaostrożna,nieliczącsytuacji,
gdymogłastwierdzić,żefacetbyłczysty.
-Boże,Jamie,tonajokropniejszarzecz.Nigdyniemyślałam,żecośtakiego
mogłobymniespotkać.-Odwróciłasięiuśmiechnęła,miałwrażenie,żepatrzyna
zwłoki.-Uzależniłamsięodmiłości.
KiedySarawygłosiłatooświadczenie,Jamieukląkłujejnóg,objąłjąwtaliii
rozpłakałsię.
Zostawiłamuwtymtęsamąswobodę,jakązawszemupozostawiała.Jamiemu,gdy
pokrywał
przódjejsukienkiłzamiismarkami,przyszłonamyśl,żenigdynieodtrąciłago
fizycznie.
Uświadomiłsobietakże,żewidywałSaręwsukiencetylkonaślubachiimprezachi
wówczasbyłatoobcisłaseksownaszmatka,anieżółtasukienkaplażowa,tym
skromniejsza,żeuzupełnionaeleganckim,białymkardiganem.Sytuacjawyglądała
dużogorzej,niżmyślał.
-Ocochodziztąsukienką,Saro?-Uniósłmokrątwarzispojrzałnanią.
Uśmiechnęłasię,auśmiechprzeszedłmetamorfozęwgrymasizpowrotemw
początkowyuśmiech.
-Podobacisię?
-Atobiesiępodoba?
-Danielmijąkupił.Jemusiępodoba.
Jamienienawidziłuśmiechu,jakimiałateraznatwarzy,więcwdusiłtwarzwjej
brzuch.
-Jezu,Saro.Zjawiaszsiępotakimdługimczasieiwyglądasztakźle.Myślałem,że
złapałaśjakąśpieprzonąchorobę,atymimówisz,żejesteśtakazakochanaiżeon
ciękocha,ajanierozumiem,bojeślibyciękochał,nieubierałbycięwjakieś
głupiestrojedlamałejdziewczynkiipilnowałby,żebyśjadła,niepaliłatyle,inie
doprowadzałbyciędopłaczu.-Jamiewiedział,żegada,comuślinanajęzyk
przyniesie.Jakietomiałoznaczenie?Całataterapia,antydepresantyilekitłumiące
zdenerwowanieoraztaśmyrelaksacyjnedziałałytylkowówczas,gdySaryniebyło
wpobliżu.Łatwobyłowziąćsięwgarść,kiedyzniknęłazpowierzchniziemi.Albo
raczejkiedytaktwierdzono.Aleterazstałatutaj,wyglądałajakstatystkazPowrotu
żywychtrupówikompletniego,kurwa,nieobchodziło,czypaplał,hiperwentylował
alboczyniszczyłjejcholerną,głupiąsukienkę.
Saragładziłagopowłosach.
-Wiem,żetobrzmiokropnie,aletowszystkoniemadlamnieznaczenia.Nigdynie
miałoznaczenia,wcosięubieram,cojemiczymamodpowiedniowysokipoziom
żelaza.Jeżelimiałamczęściowonormalneżycie,totylkodlatego,żetyniedawałeś
mispokoju.
-Itobyłotakiezłe?-zapytałJamie,czującprzeszywającybólpolewejstronie.
Zacząłsięzastanawiać,czymożnamiećzawałwwiekulatdwudziestuczterech.
-Nie,byłocudowne.Zawszeczułamsiękochana,nawetkiedywiedziałam,żenato
niezasługuję.Gdybyniety,nieprzeżyłabymokresudojrzewania.
Bólniecozelżał.
-Ale?
-Ale...-Sarawestchnęła.JejrękawysunęłasięzwłosówJamiegoiwylądowałamu
naramieniu.Zakaszlała,ponowniewestchnęłaimówiładalej.-Nigdyniebyłamtą
wrażliwąistotą,zaktórąmnieuważałeś.Kochałamcięzato,żesięomnie
troszczysz,alezawszeczułamsię...
odosobniona.Zawszeodczuwałamtępotrzebę,żeby...popychaćwszystkojak
najdalej.Siebie.Tymniepowstrzymywałeś,tużzanimdoszłamdoskraju.Daniel
mnieniepowstrzymuje.Wiążemiręceinogiirzucawprzepaść.
-Och.-Jamiezastanowiłsię,czyjesttępy.Jak,docholery,to,copowiedziała,
mogłobyćkomplementemdlaniegoalboDaniela?Wjejustachzabrzmiałoto,
jakbymiaławybórmiędzyopiekunkądodzieckaapsychopatą.Ipomijająctę
kwestię,jeżelikochałategopsychopatę,apsychopatakochałją,dlaczegoszlochała
naramieniuniańki?Czemuniebyłagdzieśzpsychopatą,żebywbijanojejwdłonie
gwoździeczyrobionoinneokropnerzeczy?
-Czytoprawda,żeciodbiło,kiedyodeszłam?-zapytałaSara.
„Odbiło”tojednozmożliwychokreśleńtamtegostanu.Innymbyłobytwierdzenie,
żekompletnie,całkowicieitotalniestraciłwolężycia.Niebyłopotrzebyobciążać
tymSary.
-Byłemdośćzdenerwowany.
-Niewiedziałam,coczujesz,Jamie.Przepraszam.Bólwbokubuchnąłpłomieniem.
-Saro,wiedziałaś,żeciękochałem.Mówiłemciotymcałyczas.
-Myślałam,żechodzioto,żelubiłeśzemnąspędzaćczas,lubiłeśmniepieprzyći
niechciałeś,żebymspędzałaczasczypieprzyłasięzinnymifacetami.Myślałam,że
towłaśniemiałeśnamyśli,mówiąc,żemniekochasz.Niewiedziałam...nie
rozumiałam,jaktrudnojestkręcićsięprzezcałydzieńzuczuciem,żebrakujeci
połowyciała.
-Czyli,eee...czyliterazrozumiesz,czymjestmiłośćzpowodu...zjegopowodu?
SaraznówzaczęłagładzićJamiegopowłosach,aleniebyłotojużkojące.Miał
wrażenie,żestarasięwtensposóbuspokoićsamąsiebiejakludzie,którzy
przesuwająmiędzypalcamipaciorkiróżańcaalboobgryzająpaznokcie.Jakon
zaciskałręce.Jamiepoczuł,żepołączeniemiędzynimizostałopoważnie
naruszone.Pierwszyraz,odkądsięzjawiła,przyszłomunamyśl,żemożejej
nieobecnośćokazałasiędlaichzwiązkuczymświęcejniżkrótkąprzerwą.Coś
zostałozniszczoneisamfaktjejobecności,kontaktjejskóryzjegoskórąnie
wystarczył,żebytonaprawić.
-Nierozumiałam,żemiłościniemożnaokiełznaćjakżądzy.Zmiłością,jeżeli
podążyszzajejwezwaniem,jeżelisięjejpoddasz,wszystkotylkosiępogarsza.Im
więcejmasz,głębiejsiępogrążasz,tymwięcejpotrzebujesz.-Sarzezałamałsię
głosiprzerwała,żebymrugnięciempozbyćsięłez.-KiedyDanielazemnąniema,
czujętęrozdzierającąpotrzebę,żebyznimporozmawiać.
Wtedydzwonięigdytylkousłyszęjegogłos,muszęgozobaczyć.Kiedygowidzę,
muszędotknąć.
Potemgodotykamitoniewystarcza,więcsiękochamy.Adokądzmierzasię
potem?Botowciążniewystarcza.Znaleźćsięwjegołóżkutomniejniżnic.Czuję
się,jakbymumierałazgłodu.
Jamiezerwałsięnarównenogiichwyciłjązaramiona.
-Saro!Tynaprawdęumieraszzgłodu!Przerażaszmnie.Musiszwrócićdo
rzeczywistości,bo,kurwa,umrzesz.
Uśmiechnęłasięsamymiwargami.Spokojnie,jakbyrozumiała,zgadzałasię,
akceptowała.
Uśmiechnęłasięwtenzrezygnowanysposóbimówiładalejgłosemzachrypłymod
nadmiarudymuialkoholu,niedostatkuwodyisnu.
-Próbowaliśmy.Przezkrótkiczaswszystkobyłonormalnie.Nocóż,nietakjaku
mniedawniej,jakwtedy,kiedymnieznałeś.AlenormalniejakuciebieiShelley.
Bawiliśmysięwdom,żyliśmy,jakbyśmybyliczęściąświata.Alekiedyjesteśmy
razem,cośsiędzieje.Tojak...synergia?
Istniejenadmiarmocy,wpowietrzuznajdujesięzadużoenergii.Nawetnieumiem
ciwyjaśnić,coznaczykochaćkogośtakbardzo.
Jejoczybyłynajsmutniejsząrzeczą,jakąJamiewidziałwżyciu,alemimotochciał
wymierzyćjejpoliczek.Czynaprawdęmyślała,żeprzestałjąkochać?Albobyła
taksamolubna,żejejtonieobchodziło?Prawdopodobnietkwiłazamkniętawe
własnymsuperspecjalnymzłudzeniuoszczególniezwartychgranicachinawetnie
przyszłojejdogłowy,żetojakżedramatycznepojawieniesięwżyciuprzyjaciela
możebyćdlaniegotrudne.Miłośćniezmieniłajejażtakdalece,żebyzaczęła
myślećokimśpozasobą.
ZadzwoniłtelefoniJamiepodszedłgoodebraćświadomy,żetonapewnoShelley
chcewiedzieć,czemuwciążjeszczesiedziwbiurzeo-zerknąłnazegarek-
cholera,oszóstejczterdzieścipięćwpiątkowywieczór.Jamiepoczułsię
zawstydzonyłatwością,zjakąskłamał
Shelley,alezulgąusłyszałwłasny,jakżespokojnygłos.Porozmawiałzniąkilka
minut,obiecał,żewrócidodomu,kiedytylkoznówzostanieprzywróconałączność
ztącholernąsiecią,żebymógł
skończyćsprawozdanie,powiedział,żejąkocha,iodłożyłsłuchawkę.
-Naprawdęjąkochasz?-zapytałaSara.
-Tak,naprawdę.Powinnaświdzieć,jakdomnielgnie.
-Aczymniewciążkochasz?
Jamieusiadłnapodłodzeiująłjązaręce.
-Zawszebędęciękochał.
Uśmiechnęłasięizsunęłanakolana,usiadła,krzyżującprzedsobąchudełydki.
-Pamiętasz,jakmówiłeś,żetocośinnego?ZekochaszShelleyimniewodmienny
sposób?
Jamieskinąłgłowązdumiony,żemogłaotymmówić,jakbychodziłoohistorię
starożytną,jakbydałosięrzeczomówićiprzeanalizowaćbeznatychmiast
pojawiającegosiębólu,bezosobistegozaangażowania.
-Teraztorozumiem.Kochaszją,bojestbezpiecznaitowydałocisięatrakcyjne,
ponieważpotrzebowałeśochronyprzedtym,coczułeśdomnie.Samataksięteraz
czuję.Czuję,żepotrzebnemischronienieprzeduczuciemdoDaniela.
Jamiepokonałfalężalunadsamymsobą.
-Saro,sytuacjajestzupełnieinna.Danielciękocha.Tymnieniekochałaśidlatego
potrzebowałemochrony.
SarapołożyłarękęnakolanieJamiego.
-Ktotwierdzi,żecięniekochałam?
Nakilkadługichsekundstanęłomuserce,apotemzaskoczyłozkolejnym
bolesnymszarpnięciempolewejstronie.
-Tak,alejednaktobyłocoinnego,zgadzasię?
Skinęłagłowąiwyrazjejtwarzypowiedziałmu,żetocośtakbardzoodmiennego,
iżnawetniepotrafiłategowyartykułować.To,coczuładoDanielaCarra,ito,co
kiedyśczuładoJamiego,nienależałodotejsamejkategorii.Nieumiałasobie
nawetwyobrazić,żemogłabyczućdoJamiegotakąnamiętność,pożądaniei
oddaniejakdlatamtegoinnegomężczyzny.
-Przyszłaśtu,bopotrzebowałaśkogoś,ktoochroniłbycięprzedtobąsamą?
-Chybatak...ja,janiewiem,corobię.-Odetchnęłaizaczęłapłakać.-Mojeżycie
niemiałotakwyglądać.Tonietakmiałobyć.
Jamieniemógłbybardziejsięzniązgodzić.Kiedydrobnaciemnowłosa
dziewczynkaśmiałospojrzałamuwoczyprzezszerokośćsalinalekcjigeografiiw
siódmejklasieiuśmiechnęłasięwtakisposób,żezabolałogooduciskuwgardle,
odrazuwiedział,jakpowinnobyć.Powinienbyłsięniąopiekowaćidbać,żeby
nigdyniecierpiała,niebyłasmutnaaniprzestraszona.Onawzamianmiałazawsze
gokochaćinigdynieranić,niezasmucaćaninieprzerażać.GdybyJamielepiejsię
niąopiekował,żadneznichnieznalazłobysięwtejsytuacji.Wszystkopotoczyło
sięfatalnie.
Sarasięwycofała.Otoczyłakolanaramionamiiopartaplecamiościanępłakała
wystarczającomocno,byzłamaćmuserce.Tyleżewcześniejzostałoroztrzaskane
namilionkawałków.Przyglądałsięjej,aonawydawałasięnieświadomajego
obecności,oczymiałaotwarte,aleskupionenaczymś,czegoJamieniepotrafił
dostrzec.Niemógłznieśćmyśliotym,comogławidzieć,jakieobrazytańczyływ
jejumyśle,kiedytakwpatrywałasięwprzestrzeń.
Zamiasttegospojrzałnajejnogi.Tenogizawszegofascynowały,bochoćkrótkie,
potrafiłynaprawdęszybkosięporuszać.WszkoleSarazawszewygrywaław
biegachzdziewczynamiodłuższych,silniejszychnogach.Wjedenastejklasie
zaczęłanosićtekróciutkie,czarneszortysportowe,któreledwiezakrywałyjej
tyłek,ikiedypanO’Gradyupomniałją,żenienosiwłaściwychstrojów
sportowych,urządziłałzawąscenęipowiedziała,iżniejestłatwosamejsię
utrzymywać,gdychodzisiędoszkoły,ijeślichce,bynosiłategłupiestroje
sportowe,będziemusiałsamjedlaniejkupić,amożewoli,żebyprzeznastępne
parętygodnimusiałazrezygnowaćzjedzenia?PanO’Gradyprzeprosiłza
nieporozumienieiSarzepozwolononosićteszorty.Jamiewiedział,żetak
naprawdękosztowaływięcejniżdotowanaszkolnaspódnica,aleSarzepodobało
się,jakwszyscychłopcy,częśćdziewczyniwielunauczycielipatrzyłonanią,gdy
miałajenasobie.TobyłodobrewspomnienieonogachSary.
ZłewspomnienieonogachSarytomieszaninakrwi,piwainasienia,którąJamiez
nichstarł,gdyzostałazgwałcona.Zdarzyłosiętojakieśsześćmiesięcyprzed
incydentemzesportowymiszortami.Pamiętał,jaksiędławił,kiedyjąwycierał,
gdyleżałanieruchomaimilcząca,akiedywszedłdołazienki,żebywypłukać
myjkę,musiałzwymiotowaćdoumywalki,ipołączeniewymiocinzmazią
ściskającązmyjkibyłonajokropniejsząrzeczą,jakąwżyciuwąchał.Dorana
pojawiłysięsińceijejnoginiebyłyjużbiałe,alenakrapianebrązowo,czarno,
niebieskoipurpurowo,zczerwonąszramątuiówdzie.Kiedyjąodprowadzałdo
domu,jakaśstarszapanispacerującazshihtzuzatrzymałasię,bysprawdzić,czy
Saradobrzesięczuje.KiedyJamiejązapewnił,żewszystkowporządku,starsza
panispojrzałananogiSaryipopatrzyłanaJamiegowtakisposób,żepoczuł
zadowolenie,iżniemiałanasmyczyowczarkaalzackiego.
Następnedobrewspomnienie:podczasichromansuSarawprawiałagowzachwyt
przeróżnymirzeczami,którerobiławłóżku.Uwielbiałassaćjegoczłonka,byćna
górze,lubiła,gdybrałjąodtyłuinastojąco.Nicztegotaknaprawdęnie
odbiegałoodnormy,alemożnabytakpomyśleć,gdymiałosięzażonęShelley.
JamieiSarazrobilitochybawkażdejpozycji,jakaistniała,alenajbardziejlubił,
kiedyonależałapodnim,oplatałanogamijegoplecyiściskała,jakbypróbowała
zmiażdżyćmukości.
Dzisiajjejnogiiresztaciaławyglądałyjakuszkieletu,byłpewien,żegdybygo
ścisnęła,nicbyniepoczuł.Skórawyglądała,jakbymogłasięrozedrzećod
niewłaściwegopotarcia.
Papierowa,zprześwitującymiprzezniąniebieskimiżyłamijakustarychludzi.Sara
miałasiedemsiniaków,któremógłzobaczyć.Większośćzaczynałajużżółknąć,
zatemmusiałymiećprzynajmniejparędni,alenaprawejgoleniwidziałdużą,
niemalczarnąplamę,którawyglądałanaobrzmiałąiświeżą.Jamieprzykryłją
rękąipoczułwydobywającysięstamtądżar.
-Corobisz?-Saraprzestraszyłagopytaniem.
-Czytoboli?-Nacisnąłciemnemiejscewewnętrznączęściądłoni.-Tak.
-Jaktosięstało?
Wyprostowałanogi,rękaJamiegopłynnieprzemieściłasięprzytymruchui
wylądowałanajejkolanie,znaczniechłodniejszymwdotykuniżtaposiniaczona
goleń.
-Niejestempewna.Znajdujęteśladyiniepotrafięsobieprzypomnieć,skądje
mam.-
Uniosłaspódnicęiwskazałaczerwonyznaknaszczyciewewnętrznejczęści
prawegouda.-Spójrznato.Bolijakcholerainiepamiętam,skądsięwziął.
JamienacisnąłznakpalcamiiSarasięwzdrygnęła.Niechodziłoojakieśmałe
zadrapanieczysiniak,aledługąnacal,lśniącą,czerwoną,wypukłąpręgę.Ktoś
przypaliłdrogocenneciałoSary,aonanieprzypominałasobie,jaktosięstało.W
sposobie,wjakiodsłoniłaprzednimtomiejsce,byłocośtakżałosnego,jakby
chciałagratulacji,bodowiodła,żeonateżmożemiećbliznymiłości.Wtensposób
faceciporównująurazypogrzewfutbolalbomatkipokazująsobierozstępy.
Jamiezawszebyłwykluczonyztegorodzajukonwersacji,aletęsytuacjępotrafił
zrozumieć,ponieważSarawidziała,jakkiedyśzłamałrękęiżebra.Izcałą
pewnościąbyłytourazyzwiązanezmiłością.
-Czyonczęstokrzywdzicięwtensposób?-Jamieniepotrafiłspojrzećjejw
twarz.NieprzestawałgładzićinaciskaćpręgiichociażSaręwyraźnietobolało,
niepowstrzymałago.
-Otak,chyba.Aletonie...niejestemjakąśmaltretowanąkobietą,nicztychrzeczy.
Obojetorobimy.Obojezapominamy,żeciałomapewneograniczenia.Jakoś...
zatracamysięwsobie.
Ostatniozłamałammudwapalce.Niezdawałamsobiesprawy,żeściskałammu
dłońtakmocno.
Madużeręce.Silnepalceznaprawdę...wielkimikostkamiijapoprostu...
powiedziałlekarzowi,żezatrzasnęłymusięnaręcedrzwiodsamochodu,alekarz
stwierdził,żetomusiałybyćciężkiedrzwi.-Sarawydałazsiebiestłumiony
dźwięk.-Bojęsię,żegozabiję.Zostawiłdlamnierodzinę,zanimjeszczewiedział,
czybędziemógłmniemieć.Ateraz...zwolniligozpracy,zpracy,którąuwielbiał.
Ciąglesięspóźniałalbonieprzychodził,alboz...zrezygnowałdlamniezcałego
życia,ajagozabijam.
Jamiezobaczył,żemiałanasobiebiałemajtkiwstokrotki,dokładnietegosamego
kolorucosukienka.JegorękaznajdowałasięjużnagórnejczęściudaSary,więc
niemusiałspecjalniesięwysilać,żebymusnąćczubkiempalcażółtybrzeżek.Tylko
milisekundakontaktu,takszybkiegoilekkiego,żeniemogłazauważyć,ale
wystarczyło,bygorozpalić.Przemieściłdłońokolejnymilimetr,więcspoczywała
naudzie,alepalcezwisałynadukwieconymkroczem.Niedotknął,tylkopoczuł
powietrzeponadnią,iwyobraziłsobie,przypomniał,jakabyławdotyku.
Kiedypatrzył,pozostawałwzawieszeniuisłuchał,zaskoczyłagoerekcja.Minęły
całemiesiące,odkądcośtakiegozdarzyłomusiębezpoważnychpracręcznych.
Shelleybyławyrozumiała,winiłazoloft,którybrał,inieznużeniepracowałanad
ożywieniemtegosmutnegomałegokoleżki,alerzadkoudawałomusięcokolwiek
więcejniżpodniesienieflagidopółmasztu.
JeżelimyślałoSarzeimasturbowałsię,czasamirobiłsięnaprawdętwardy,ale
dojściedoorgazmuzajmowałotyleczasu,żeniechciałomusiętymzajmować.
Saraopowiedziałamu,jakDanielusiłowałwycofaćsięzichszalonegowspólnego
życia,aonadostałaszału.Tamtegowieczoru,powiedziała,złamałaDanielowinos,
kośćpoliczkowąiczteryżebra.Zrobiłamuwpoliczkudziurę,któranigdycałkiem
sięniezagoiła.Zabiłabygo-tak,drobnaSarabygozabiła,choćbyłapijanai
zrozpaczona-gdybyniezdołałjejpowstrzymać.Nieskrzywdziłjej.Poprostu
trzymałzarękę,dopókisięnieuspokoiła,apotempojechałdoszpitala.
Jamiesłyszał,comówiSara,alezainteresowaniesiętymwszystkimprzekraczało
jegomożliwości.Nietylkoniepamiętał,kiedymiałpoprzedniąerekcję,aleteżta
byłanajbardziejuporczywa,jakamusiękiedykolwiekzdarzyła.Wepchnąłrękę
międzyudaSaryirozsunąłjejnogi,bymócjejwygodniedotykać.Spojrzałana
jegorękęiskrzywiłasię,alemówiładalejipozwoliłaJamiemupieścićsięprzez
majtkiwstokrotki.Wiedział,żepozwoli,bozawszepozwalałamężczyznomrobićz
niąto,czegochcieli.
-Kiedywyszedłzeszpitala,byłzmieniony-ciągnęłaSara.-Powiedział,że
udowodniłam,iżopórjestbezcelowy.Dodał,żeniezostałonic,comogłobynas
ochronićprzedsobąnawzajem.
Przekroczyliśmytęlinię.Ukłułagoudrękawjejgłosieipoczułniesmakdosiebie,
żejąwykorzystuje.Zabrałrękę,przycisnąłjąmocnododrugiejdłoni,koncentrując
sięnaobrzmiałychoczachSary.
-Cozagówno,Saro.Niemażadnejlinii,ajeślinawet,niemazasadygłoszącej,że
niemożnajejprzekraczaćtamizpowrotemtylerazy,ilecisięspodoba.
Zamknęłaoczyizacisnęławargi,robiącgłębokiwdech.Jamiemupodskoczyło
serce.
Rozpoznał,żezbierałasiły,sięgaładowewnętrznychzasobów.Słuchałagoi
rozważała,przygotowywałasię,żebyzrobićto,cotrudne.Jamiechwyciłjązaręce.
-Przekonałcię,żeniemaszwyboru,aletonieprawda.JesteśSarąClark!Jesteś
silniejszaniżon,silniejszaniżmiłośćczynamiętność,czy...jesteśnajsilniejszą
osobą,jakąznam.Niemożeszzrezygnowaćzwłasnegożycia,bozakochałaśsięw
niewłaściwymfacecie.Walczztym,Sar.
Możesztopokonać.Pomogęci.Uwolniszsięodniegoibędzieszmiałażycie,na
jakiezasługujesz.
Damcije,Sar,dam.
-Brzmiwspaniale.-Otworzyłaoczy,uniosłajegoręcedoustizłożyłanakostkach
suchypocałunek.-Aleproblemwtym,żekiedyjestemzdalaodniego,niechcę
miećżadnegożycia.
Zasłużonegoczynie.
Jamiezdałsobiesprawę,żeniemógłjejuratować.NigdyniemógłuratowaćSary
Clarkprzedniąsamąiimbardziejpróbował,tymmocnejsambyłpopieprzony.
Bezsensujestbyćmiłymfacetem.Tobyłojejprzeznaczenie:pieprzyćibyć
pieprzonąprzezkażdegodupkawtymkraju,itowłaśniezrobiła,poczymwróciła
dopunktustartu-zpierwszymdupkiem,któryjąwykorzystał.
Sarawciążmówiła.Cieszyłasię,żetuprzyszła,bozanimtęskniła,aleteżdlatego,
żerozmowaoDanielupomogłajejwyjaśnićsytuację.PorokuzDanielemczułasię
jakwpułapce,obawiałasięprzyszłości,aleterazJamiezaproponowałjejucieczkę
ijużwiedziała,żewcaletegoniechce.Pragnęławytchnieniaodszaleństwaswojej
miłosnejafery,toprawda,alejeślimiałobytooznaczaćcałkowitybrakDaniela...
cóż,jakośprzetrwatoszaleństwo.Przetrwa?Nie,przyjmie.
Jamieoparłręcenajejudach,szerzejrozsunąłnogiiukląkłmiędzynimi.
Przerwałaswojeżałosnechaotycznegadanie.
-Jamie?
-Pochylsię.
Usłuchałaizsunąłzniejsweter.Sukienkaniemiałarękawów,trzymałasięna
kokardkachnaramionach.
-Jamie?
-Tak?-Unikałjejwzroku,gdyrozwiązywałtroczeknalewymramieniu.
-Cotyrobisz?
-Słucham,gdymiopowiadasz,jakajesteśzadowolona,odrzucającwłasneżycie
dlastarzejącegosiępedofila.-Rozwiązałprawąkokardkęiprzesunąłrękomapo
jejnagichramionach.
Sukienkabyłacieniutka,apiersiSarytakmałe,żewiedział:opadnie,gdytylkoona
sięporuszy.
Oczekiwaniesprawiło,żestwardniałjeszczebardziej.
-Niepototuprzyszłam.
Jamiewiedział,żeniezniesiedłużejoczekiwania.Pewniedlatego,żeczekałnaSarę
przezdziesięćlat.Towyczerpałobycierpliwośćkażdego.Poruszyłgóręsukienkii
gładkozsunęłasiępopłaskiejpiersi,zatrzymującsięnakolanach.Piersiibrzuch
Sarypokrywałyśladypougryzieniach.
WjegoumyślepojawiłsięobrazSary,którależynagonatrawieatakowanaprzez
dzikiegopsa.
Zakręciłomusięgłowie.
-Słyszałeśmnie,Jamie?Przyszłamtuztobąporozmawiać.ZebraSarywbijające
sięwjegowłasnezawszebyłypodniecające,aleterazwyglądałanapoważnie
chorą.Jamiezacząłsięzastanawiać,czyjeślisiędoniejprzyciśnie,niezrobijej
krzywdy.Przysiadłnapiętachiprzesunął
palcamipojejklatcepiersiowej,aSarasięwniegowpatrywała.Zdałsobiesprawę,
żemusiwyglądaćjakwariat,gdytakucamiędzyjejnogamiioglądażebra.Zdał
sobiesprawę,żebył
wariatem.
-Nienawidziszgadania,Saro.Ajanienawidzęwysłuchiwaniacałegotegogówna,
jakstraszniezostajeszzranionaijakajesteśnieszczęśliwa,alenaprawdęniemożesz
goopuścić.
„Wiesz,jakbardzociękocham.Oszalałem,kiedyodeszłaś,postradałempieprzony
rozum,aletyprzyszłaśtu,ponieważźlesięczujesz.Bochcesz,żebystarydobry
Jamiesprawił,żewszystkiezłeuczuciaznikną.Spodziewaszsię,żezmuszęsiędo
uśmiechu,otręciłzyzpoliczków,uzasadniętwojągłupotę,uściskampo
przyjacielsku,apotemwrócędodomuizwalęsięwskarpetkę.
Saranicniemówiłainieruszałasię.Jamiewstałipodszedłdobiurka.Zdjąłkrawat
ikoszulę,powiesiłjenaoparciukrzesła.Usiadł,uważając,żebysięnieoprzećinie
pognieśćkoszuli,poczymzdjąłbutyiskarpetki,umieszczającjeporządnieprzy
krześle.Wstając,pozbyłsięspodniiostrożniepołożyłjenasiedzeniu,naoczach
Saryzsunąłbokserkiiułożyłnawierzchu,naspodniach.Kiedystałjużnagi,
zwróciłsiędoniejiprzywołałskinieniem.
-Chodźtu.
Sarakiwnęłagłowąiwstała,sukienkazsunęłasięnapodłogę.Nieopierałasię,
kiedyzdejmowałzniejteidiotycznemajtkiirzucałwkąt,naidiotycznąsukienkę.
CiałoSarybyłocałkowiciebezwłoseiwiedział,żeniepowiniensiędziwić.Ten
bydlak,któregokochała,lubiłjądręczyćzagłodzonąiwywoskowanądostanu
sprzedokresudojrzewania.Jamiezauważył,żewłosymiałazwiązaneżółtą
wstążką.Pociągnąłicisnąłniąprzezpokój.
-Tobolało-powiedziałaSara.Jakbywyrwaniekilkukosmykówbyłobardziej
bolesneniżprzypalanie,gryzienieczyoblewanieciałagorącymwoskiem.-Czemu
chcesztozrobić?
-Ponieważniemożnaztobąrobićniczegoinnego,Saro.Pogładziłagopowłosach
iszyi.
-Mógłbyśzemnąporozmawiać.Tęskniłamzarozmowaztobą,Jamie.Zawsze
twierdziłeś,żeprzykładamzadużąwagędoseksu.Kiedyśpowiedziałeś,że
zrezygnowałbyśzseksu,gdybytooznaczałowięcejczasunarozmowę.Pamiętasz?
-Pamiętam-Jamieodsunąłjejręceodswojejgłowy,przytrzymałramionaw
górzeipokierowałnią,żebypołożyłasięnaplecach.-Izobacz,dokądtomnie
doprowadziło.
Niewydałażadnegodźwięku,kiedysięwniąwepchnął.Wjejoczachmalowałsię
wstyd,bezradnośćismutnaczułość.Należaładoniegowtakisposóbjaknigdy
przedtem.Świadomość,żemógłbyjązranić,zawszesprawiała,iżbyłzdecydowany
tegonierobić,aleterazjejbezbronnośćwywołaławnimkonsternację.To,że
pozwalałamuzrobićzesobącośtakiego,byłoodrażające.Ajeszczewstrętniejsze,
żepozwoliła,bydoznałategotylerazy,odwielumężczyzn.Poprostuleżałai
dawałasiępieprzyć,jakgdybybyłaniczym!
Antydepresantdałmusiłę,żebypowtarzaćtoipowtarzać.Ruchfrykcyjnysprawiał
muból,onabezwątpieniaprzeżywałamęki.Leżałanieruchoma,wmilczeniu
patrzącwgórę,naniego,gdyrobiłtocorazmocniej.Tylkołzyspływającepo
policzkachświadczyły,żewogóleżyje.Zamknął
oczy.
-Przepraszam,żecitozrobiłam-powiedziała.-Przepraszam,żezmusiłamcię,
żebyśmnieznienawidził.Niezdawałamsobiesprawy.Nierozumiałam.Kocham
cię.Wiem,żetodlaciebieżadnapociecha,aleitakchcę,żebyświedział.
-Cicho-rozkazałibyłacicho.Pchnąłmocniej,głębiej,szybciej.Mięśnieud
płonęłyiniedługozabrakniemutchu,alewiedział,żetoprawiekoniec.Niebyłow
tymprzyjemności,tylkobolesnapotrzeba,żebyzakończyć.Iwtedysięstało.Upadł
najejkanciastemałeciało.
Pokilkuminutachjegooddechwróciłdonormy.Uniósłsięnałokciachiotworzył
oczy.
Patrzyławprostnaniego.
-Lepiejsięterazczujesz?-zapytała.
Jamiezobaczyłzmarszczkiwokółjejoczu,żółtyodcieńskóry,popękanewargii
sterczącekościpoliczkowe.Oczy,czerwoneizałzawione,odkądweszła,aleteraz-
ochBoże,zarazzwymiotuje-płakałaprzezniego.Terazonbyłtymdupkiem,który
jąwykorzystał,bezlitosnymmężczyzną,któryniepotrafiłdostrzec,że
potrzebowałapomocyiochrony,niekolejnegopieprzenia.Biedna,małaSara
najmniejpotrzebowałakolejnegokutasa,kolejnegoniedbałegointruza.
Zszedłzniej,zapominając,żejestnabiurku,inawpółspadł,nawpółzlazłna
podłogę.
Usiadłzramionamiwokółkolan,ześciśniętymirazemdłońmi.Ruszałasięztyłu
zanim,aleniepotrafiłsięzmusić,żebypodnieśćwzrok.Niechciałwidziećjej
posiniaczonychkolan,pogryzionychpiersi,stanowczowysuniętejszczęki.
Pierwszyraz,odkądpoznałSarę,niechciałnaniąpatrzeć,rozmawiaćzniąanijej
dotykać.Jakbymógł,kiedyzniszczenia,którebyzobaczył,byłyjegodziełem?
-Jamie?
Wstrzymałoddech,skupiłsięnaswoichrękach.Usłyszałwestchnienie,apotem
kliknięciezapalniczki.ZapachpapierosówzawszebyłdlaniegozapachemSary.Ile
torazywdychał
dolatującydoniegodym,gdyjegociałodochodziłodosiebiepostosunkuznią?
Jegomózgjeszczenieruszył,czułspokójiwdzięczność,którezjawiłysięz
zapachemdymuiseksu.
-Skrzywdziłemcię-powiedziałJamie.
-Tak,cóż,przeżyję.-Jejdłońzamknęłasięnajegoramieniu.Zimna,sucharękana
gorącej,mokrejskórze.Gorącejimokrejpowysiłku,którywłożył,byją
seksualniewykorzystać.Głosmiałanienaturalniewysoki.-Myślę,żew
ostatecznymrozrachunkuitakwygrywasz.Wciążjesteśnajlepszymprzyjacielem,
jakiegokiedykolwiekmiałam.Pewniebyłeśmiwinientrochęcierpienia.
Niepotrafiłodpowiedzieć.Nicmuniezostało.Ramięmiałzimnewmiejscu,gdzie
spoczywałajejręka.Dymjużnienapływałmudooczu.Przezkilkasekund
wpatrywałsięwswojedłonie,apotemwstał.StanąłwdrzwiachipatrzyłnaSarę
idącąprzezrecepcję.Długotrwało,zanimprzyjechaławinda,alenieodwróciłasię
iniespojrzałananiego,nawetniedrgnęła.Patrzyłaprostoprzedsiebie.Winda
przyjechałaiSaraweszładośrodka.Przezpółsekundypatrzyłananiego,zanim
drzwisięzamknęły.WtejsekundzienatwarzySarymalowałasięcałajejhistoriai
patrzenienaniąbyłoponadludzkiesiły.
6
GdybywróciładoDaniela,odrazubywiedział.Nawetniemusiałabypodchodzić
dośćblisko,bypoczułnajejskórzezapachinnegomężczyzny.Danielwiedziałby,
żebyładotykana.
Spojrzałbynanią,aonanieodezwałabysię,niewestchnęłaaniniepłakała,ale
wiedziałby.ApotemznalazłbyJamiegoioderwałmugłowę.
Niemogławrócićdodomu,chociażboleśniezanimtęskniłaitakbardzo,bardzo
żałowała-
takniewiarygodniebardzo-żewogóleposzłasięzobaczyćzJamiem.Nie
potrafiłaznieśćcierpieniaDanielaanijegożądańipytań.Niepotrafiłamuskłamać.
Niepotrafiłaznieśćbitwy,któraniewątpliwiebysięrozpętała,gdybypowiedziała
prawdę.Niepotrafiłaznieśćjegogniewu.
Niemogładopuścić,żebyJamiezostałzranionyjeszczebardziej.
Szłabezcelu.Świadomaobecnościludzi,miękkiegopośpiechurzekii
energicznegowarkotuChurchStreetwpiątkowywieczór,nieczułasiętegoczęścią.
Niemiaładokądpójść.
KiedySaraniemiaładokądpójść,szładoJamiego.Niemiaładokądpójść.
Wpadławzasadzkę.Szukającbezpiecznegomiejsca,któreznała,weszłaprostow
pułapkę.
Jamieją-co?Obracałatowgłowiebezkońca,kiedytymczasemwiatrsmagał
ciężkimioddeszczugałęziamiooknaniechlujnychmieszkańnaSorrelStreet.
Kiedydzieciakinadescewyśmiewałysięzniejzdalekaikiedykierowca
ciężarówkikrzyknął,żebyschowałasięprzeddeszczem,zastanawiałasię,co
takiegozrobiłjejJamie.Pogrzebałagdzieśprzerażenie,żejestsamapodczas
ciemnej,mokrejnocy,iszła,próbujączrozumieć,czemuczułasiętaka
zdruzgotana.
KiedySaramiałaosiemnaścielat,przeżyłaromansznaśladowcąAlistaira
Crowleya,którypotrafiłdojśćtylkowówczas,gdyleżałaidealnienieruchomo,nie
mrugnąwszynawet,iudawałamartwą.Zpoczątkuwydawałosiętoekscytujące,
szybkostałosięfrustrujące,azaczwartymczypiątymrazempoprostunudne.Było
trochęchoreitrochęponiżające,alenigdy,przenigdynieczułasiępotymtakźle.
Anipotym,jakMikewkładałjejpalce,rozmawiajączżonąprzeztelefon,po
robieniulaskiToddowi,kiedysprzedawałkokęzoknasamochodu,czyobciąganiu
wujkowiJess,Rodgerowi,podstołemnakolacji.
Tylumężczyznichłopców,twarzy,kutasów,rąk,ust,języków.Delikatnych,
brutalnych,kochających,bezosobowych,szybkich,wolnych,wpotrzebie,
obojętnych,przystojnych,brzydkich,młodych,starych,trzeźwych,uchlanych,
zboczonych,złośliwych,kładzeniasię,wstawania,podścianą,pod,nad,przy,z
tyłu,zprzodu,wiązania,ciągnięciazawłosy,rozwalaniałóżka,tłuczeniaszyb,
biciapotwarzy,lizaniaucha,łaskotaniarzęsamiikrzyków,imiłości,inienawiścii
nigdySaraniechciałazniknąćzpowodutegojak,dlaczegoigdziebyładotykana.
Zpowodutego,przezkogobyładotykana.
Jamiejejniezgwałcił.Zostałazgwałconajużwcześniejiwiedziała,jaktobyło.Nie
miałonicwspólnegozseksem.Nawetnajbardziejbrutalny,okrutny,
najgwałtowniejszyseks,nawetseksDaniela,wniczymnieprzypominałgwałtu.
Gwałtiseksróżniłysięodsiebiejakrabunekpodgroźbąnożaizłożeniedotacjina
rzeczulubionej,podnoszącejnaduchuorganizacjicharytatywnej.
Saraodebrałaswójgwałtjakokradzieżzpobiciemprzezparęulicznych
opryszków,którymdałabyswojepieniądzezdobrejwoli,gdybytylkoładnie
poprosili.Nigdynieuważałatychdwóchkundlizapartnerówseksualnych:tobyli
uzbrojenibandyci.
Pomyślała,żetym,cotakbardzobolałowzwiązkuzJamiem,byłojegozimne
opanowanie,niezaangażowaniesięwnamiętnyakt.Sarapatrzyłamuwoczyitam,
gdziespodziewałasięznaleźćprzyjaźń,zobaczyłazimno,gdziezapamiętała
miłość,znalazłagorycz.Jejciałoniebyłoważne,zrujnowałjąwewnętrznie,anikt
nigdyniezrobiłjejtegowcześniej.Czyistniałbólgorszyniżten?
Szłacałewieki.Zobaczyłaprzedsobąprzystanekiusiadłanachwilę,wpatrującsię
wdrogęistarającsięwymyślić,copowinnazrobić.Częśćjejchciaławrócićdo
biuraJamiegoispojrzećmuwtwarz,przekonaćsię,żeźleodczytałajegozimnoi
okrucieństwo.Częśćchciałaumrzeć.Zupełnieniechciała,żebytoJamieumarł,i
dlategoniemogłapójśćdodomu,doDaniela.
-Podwieźćcię?
Saraskupiłasięnaplamieprzednią.Mężczyznawychylałsięzoknasamochodu.
Potrząsnęłagłowąwjegostronę.
-Możewtakimraziepoprostusięprzejedziesz,co?-Drzwisamochoduotwarte,
zamknięte.Byłodwóch,nie,trzechmężczyznstojącychnaścieżce.
-Nie-powiedziała,alekiedytozrobiła,zrozumiała,żecimężczyźniniesłuchają.
Byłociemno,mokroinieczułaniczegopozaprzerażeniemprzedbyciem
dotykaną.Miaładość:biegła,biegłaibiegła.Nieprzestałabiecjeszczedługopo
tym,gdyjużsięupewniła,żemężczyźniodjechaliznaleźćłatwiejsząofiarę.Zdała
sobiesprawę,żejeśliprzestaniebiec,upadnie,awątpiła,bymogłaponowniewstać.
TrzyulicedalejstałdomJessiMike’a.Nielubilijej,wiedziała,alegdybypadła,
pomoglibyjejwstać.Gdybypoprosiłaoschronieniedorana,prysznic,żebyzmyć
zapachgoryczyJamiegoprzedpowrotemdodomu,niebylibyzachwyceni,ale
powiedzieliby„tak”.
Przedfrontowymidrzwiamizatrzymałasię,walnęławniepięściątrzyrazy,a
potemupadła.
KiedySaratworzyłaoczy,patrzyłanazdjęcieJessiMike’awdniuślubu.Byław
ichsypialni,wichłóżku,naga.Przeżyłachwilępaniki,cozrobiłbyDaniel,gdyby
siędowiedział,gdziejest,potemprzypomniałasobiewszystko,cosięstało,i
panikazmieniłasięwtępąrozpacz.
-Jess?-zawołałazaskoczonaochrypłościąwłasnegogłosu.Deszcz,przypomniała
sobie,ipłacz.-Mike?-Wygrzebałasięzłóżkairozejrzaławposzukiwaniuswoich
ubrań.
-Nareszcie.-Mikestanąłwdrzwiach.-Myślałem,żeprześpiszcałydzień.
Sarazerknęłanazegarprzyłóżku.Dwanaściepojedenastej.
-Mojeciuchy?
Mikespojrzałnajejciałoiażsięskurczył.
-Wpraniu.Będzieszmusiaławłożyćcośmojego,dopókiniewyschną.
-CośodJessbyłoby...
-Jesssięwyprowadziła.
-Och.-Sarazaczęłasięzastanawiać,czemuMikeniepatrzynaniądłużejniżprzez
sekundę.Nieprzeszkadzałojejto.Gdybytknąłjąchoćpalcem,zaczęłabykrzyczeći
nigdynieprzestała.
-Weźprysznic-powiedział,podającjejręcznik.-Potemcięzłożymydokupy.
Gdybymiałasiłę,roześmiałabysię.Najczarniejszymomentwjejżyciu-pieprzone
dno-ioto,kogomiaładopomocy.Mike’aLeytona,zawodowegochama.Przeszła
przedjegospuszczonymioczymawstronęłazienkiipomyślała,żeżyciejużnigdy
jejniezaskoczy.
SaraznalazłaMike’awkuchni.Usiadłaobokniego,aonnapełniłkubekparującą
czarnąkawą,spojrzałjejwoczyiwziąłzarękę.
-Cosięztobądzieje,Saro?Cierpisznajakieśzaburzeniałaknienia?
Zamknęłaoczyipociągnęłałyk.Oparzyłajęzykipodniebienie,alekawakojąco
spłynęładogardła.
-Niestetytonictakolśniewającego.
-Czemuzemdlałaśnamoimfrontowymganku?
-Szukałamazyluwdomumojejnajstarszejprzyjaciółki.Spojrzałnaniąponad
swoimkubkiemkawy.
-Jessniemieszkatuodmiesięcy.
-Wkońcucięprzyłapała,hę?
Mikeskinąłgłową,zapalającpapierosa.Sarawyrwałapaczkęzjegorąkiteż
zapaliła.Niewiedziała,cosięstałozjejpapierosami.Pewniezniszczyłysięnatym
deszczu.AlbomożezostawiłajewbiurzeJamiego.Tak,tobyłoto.Wdziałajew
duchu,biało-niebieskapaczkależącanajegobibularzu,aobokczerwona
zapalniczka.
-Okazujesię,żenaprawdęzaniątęsknię.Niewiesz,comasz,dopókitegonie
straciszitakietam.
-Ach,więctodlategoniepróbowałeśmnienapaść.Tęsknisz.Mikezaciągnąłsię
papierosem.Spojrzałjejwoczy,skrzywiłsięispuściłwzroknastół.Ciszasię
przedłużała.Sarapoczuławkręgosłupielodowateukłucie.Jeżeliwdawnych
czasachbyłowMike’ucoś,colubiła-
opróczseksu-tojegootwartość.Wymijające,niezgrabnemilczenieniebyłow
jegostylu.
-Niepodrywamcię.Doceniam,żeniepróbowałeśmnieprzelecieć,naprawdę,i
uważam,żetosłodkie,żejesteśtakilojalnywobecJess,nawetjeżeli...
-Saro!-Mikechwyciłjązanadgarstki.-Nieotochodzi!Jezu!-Przełknąłz
trudem,jakbycośutknęłomuwgardle.UwolniłnadgarstkiSaryiponownie
spojrzałjejwoczy.-Czyoglądałaśsięostatniowlustrze?
Pokręciłagłowąnadjegoniesmakiem.
-Och.Zapomniałam,żelubiszkrągłości.
-Nie,Saro,tonie...-Mikezakryłoczyiwestchnął.-Niepoznałemcię,kiedycię
zobaczyłem.Jużmiałemdzwonićnapolicję,żebyprzyjechalizabraćpobitego
dziesięciolatka,któryleżyumnienaprogu.Bojęsięciebiedotknąć,żebycięnie
złamać.Nierozbierałbymcię,gdybynietwojeciuchy,przemoczoneibrudne,i
musiałemspróbowaćcięosuszyć...drżałaśi...-Mikeznówprzełknął,nasekundę
zamykającoczy.-Cocisięstało?Czytotenstarytakcięurządził?
-Nie.Właściwieniewiem.Jeżelimasznamyślisiniakiiresztę,totak,Danielje
zrobił,aleniedlategotujestem.Nieonjestpowodem,dlaktórego...poszłamdo
biuraJamiego.
FiliżankaMike’aztrzaskiemwylądowałanastole.Wmilczeniupatrzyli,jakkawa
wsiąkawbladoniebieskiobrus.JeżeliJesskiedykolwiekwróci,niespodobasięjej
taplama.
-Cosięstało?-Mikenachyliłsięnadcałymtymbałaganem,żebywziąćpapierosy.
Sarazacisnęłakolanaażzabolało.
-Nicdobrego.Źlemniezrozumiał,on...-WzięłapapierosaodMike’aizaciągnęła
się.-
Sprawiałwrażeniebardzozmieszanego.
Mikeodebrałjejswojegopapierosa.
-Takwpływasznaludzi,Saro.Przekraczaszwszystkiegranice,łamieszwszystkie
ograniczeniailudzieniewiedzą,corobić.AJamie...Boże,tenbiednygnojeknigdy
jużniebyłtakisam,odkądodeszłaś.Musiałmiećkrótkiespięciewmózgu,kiedy
pojawiłaśsięznikąd.-MikewręczyłSarzepapierosa.-Skrzywdziłcię?
Skinęłagłową.
-Czywie,żecięskrzywdził?-zapytał,aSaraznówskinęłagłową,zastanawiając
się,czykiedykolwiekjeszczebędziewstaniemyślećoJamiembezwspomnienia
bólu,kiedyzerwałjejzwłosówżółtąwstążkę.
Zadzwoniłtelefon.Mikezerknąłnaniego,potemwzruszyłramionamiiwróciłdo
Sary.
Pogładziłjąpopoliczkukońcamipalców.
-BiednaSara-rzekłprzywtórzeupartegobrzęczenia.-Biednedziecko.
TelefonumilkłiSarazdałasobiesprawę,żemiałanapiętebarki.Rozluźniłaje,
zamknęłaoczy,pozwoliłagłowieopaśćnaramięMike’aiwdychałazapachjego
płynupogoleniu.
Przemknęłajejprzezgłowęszalonamyśl,żetodzwoniłDaniel,żejakoś
dowiedziałsię,gdziebyła,ichciałjejpowiedzieć...Telefonznówzaczął.
-Boże,jużdobrze!-MikeostrożnieuniósłgłowęSary,klepiącjądelikatnie,gdy
wstawał,isięgnąłposłuchawkę.Saraobserwowałagoimyślała,żetonapewno
Daniel,botylkoondzwoniłbytakuporczywie,dopókirozmowaniezostanie
odebrana.Tylkoonmógłwypełnićpokójnapięciemipoczuciem,żechodziocoś
pilnego,itonawettamniewchodząc.
Rozległsiętrzask,głośniejszyibardziejgłuchy,niżkiedyMikeupuściłfiliżankę.
Głośnyigłuchyodgłos,zjakimdziewięćdziesięcio-kilogramowydorosły
mężczyznapadanakolananapodłogęzdesek.Potemzcichszym„brzdęk”
wylądowałaobokniegosłuchawka.ApotemMikekrzyczałdokładnietesame
słowa,któreSarawrzeszczaławduchuodwczorajszegowieczoru.
-Jamie!-wyłMike.-Nie,Jamie!Nie,nie,nie,nie,nie!
7
Ledwieprzeżyłapogrzeb.Kilkarazysięprzewracałaiżałowała,żeMikebyłtam,
żebyjązłapać.Wśrodkudrapałyiszarpałyjąpazuramizwierzęta,chciałasię
rozbićijewypuścić.Kiedyzobaczyłatęcholernąskrzynię,wktórejbył,poczuła
pewność,żepowinnająroztrzaskać,otworzyćwłasnączaszką,alezostała
powstrzymanaprzezludzi,którzynierozumieli,żeJamiechciałby,żebytozrobiła.
„Niemożeszjejkontrolować?”-powiedziałktośiMikechwyciłjąmocnieji
pocałował
wczoło,cotylkopogorszyłowewnętrznedrapanie.KtośkazałMike’owizabraćją
dodomu,cowydawałosięniewporządku,bojakieśdzieckowyłogłośniejniż
ona,alebyłazbytzmęczona,żebywalczyć.
Mikeodwiózłjądosiebiedodomu,posadziłprzykuchennymstoleiwyszedłpo
parębutelekbourbonaiwięcejpapierosów.Kiedywrócił,oznajmił,żeniewie,co
robić,pozostałochybatylkosięupićimówićprawdę,aSarazaczęłasię
zastanawiać,dlaczegonigdyniezauważyła,jakimądrybyłMike.
-Kilkalattemu-powiedziałakrótkopootwarciudrugiejbutelki
-jednegofacetaponiosło.ByłNowyRok,obojebyliśmynieprzytomniijakoś
zdołał
przepchnąćmojągłowęprzezdrzwikabinyprysznicowej.Twarzmiałam
opuchniętą,czerwoną,czarnąipurpurowąprzeztydzień.Przezpięćdnichodziłam
takdopracy.Zjednymokiemkompletniezamkniętym.Pięćpieprzonychdniiani
jednaosobaniezapytała,czydobrzesięczuję.
Potemkolejnytydzieńzżółknącymisiniakami,paprzącymisięoczyma.Nic.-
Solidniepociągnęłazbutelki.-Jamiewracazrodzinnychwakacji.Twarzmamjuż
prawiekompletniewyleczoną.
Spogląda...-Znówpopiła.-Jamiespoglądanamnieraz.Natomaleńkierozcięcie
podokiem,nabladożółtysiniaknapoliczku...Płakał,kurwa.
-Nigdyniewidziałemfaceta,którymiałbytakąsłabośćdodziewczynyjakondo
ciebie.
-Zadużą.-Głupidrań.
Pili,ażsiępochorowaliirazemstraciliprzytomnośćnapodwójnymłożuMike’a.
Kiedysięobudzili,leżelioboksiebie,trzymającsięzaręceipatrzącwsufit.
-Kiedyzamierzaszwrócićdoswojegostaruszka?-zapytałMike.
-Chcesz,żebymzniknęła?-zapytałaSara.
-Możeszzostać,ilechcesz,aleuważam,żeniepowinnaś.Zycieidzienaprzód.Nie
możeszwieczniesięprzednimukrywać,nieważne,jakjesteśsmutna.
Przewróciłasięnabokispojrzałananiego.Mikemiałoczyprzekrwioneodwódyi
płaczu.
-Niedługopójdędodomu-powiedziała.-Kiedypoczujęsiętrochęsilniejsza.
-Uważam,żepowinnaśprzynajmniejdoniegozadzwonić.Zawiadomićgo,gdzie
jesteś,żeniccisięniestało.
-Jeżelimupowiem,gdziejestem,przyjedzietuicięzabije.
-Izkimśtakimchceszspędzićżycie?
-Czychcę?Nie.Taksamoniechcęspędzaćznimżycia,jakJamieniechciał...
czasamiitak,itakmaszwszystkospieprzone,pozostajetylkokwestiajakiwjakim
tempie.
-Boże!-Mikeodwróciłsiędoniej.Jegozdenerwowaniebyłooczywiste,wylewało
siękącikamioczuiwpadałowbruzdynatwarzy.-Mówiszteduże,wielkie,
rozdzierającerzeczyijesteśtakaspokojna.Anijednejłzy,nawetdrżeniagłosu.
Jakbywszystko,cosięterazdzieje,byłorównienudnejakcałareszta.Jesteśjak
robot.
-Poczułbyśsięlepiej,gdybympłakała?Czytobycięuszczęśliwiło?
Westchnął.
-Acomojeszczęściemiałokiedykolwiekwspólnegoztobą,Saro?
Saraprawiesięrozpłakała.Zamiasttegoprzyciągnęłagodosiebieipocałowała.
SekszawszebyłjejlekarstwemnawszystkoichociażDanieljązatokarcił,aJamie
destrukcyjnieużyłseksuprzeciwniej,nadalczuła,żemawartość.Samotność,
strachipoczuciestratyniebyłystanamiintelektualnymi,którymmożnazaradzić
przezrozmowęczyanalizę.Tobyłystanyfizyczneiukojenieuzyskiwałosiętylko
środkamifizycznymi.
StrataJamiegoobjawiałasięuSarywrażeniemnagości.Nawetprzykrytakocami
czułasięzbytodsłonięta,jakbynaskórzemiałazadużopowietrza.Wpadałoze
świataprzezdziuręwkształcieJamiego.CiałoMike’anachwilęjąosłoniłoi
zmusiło,bypoczułacośopróczbólu.
Dobrze,żetobyłMike,ponieważwiedział,dlaczegoprawieniemogłasięruszać,
dlaczegojejnogiiramionatrzymałysięgokurczowo,dlaczegozaczęłachlipać,
kiedyprzestałobejmowaćjązaszyję.Wiedział,ponieważznałJamiego,iwiedział,
jakimzimnyminieustępliwymuczuciemjesttęsknotazanim.
Trzymalisięwobjęciachiszeptalisobieróżnerzeczy,tenonsensowneiteważne.
SaraprzypomniałasobiecośzMallarmégoiwyszeptałatesłowaMike’owido
ucha,aonjęknął,jakbyzrozumiał.Późniejzapytał,copowiedziała.
-Lachairesttriste,hélas,etj’ailutousleslivres-powtórzyłaSara,tulącgoz
całychsił.-
„Ciałojestsmutne,niestety,iprzeczytałemjużwszystkieksiążki”.
-Amen-skończyłMike.
Saraobudziłasięwcześnieiwłożyłarzeczy,któreMikedlaniejwyprałiwysuszył.
Potrząsnęłanimnaprzebudzenie.
-Idziesz?-Zamrugałnawpółzamkniętymi,sklejonymioczyma.Kiwnęłagłowąi
usiadł,pocierająctwarz.
-Zobaczęcięjeszcze?
Sarasiadłaobokiwzięłagozarękę.
-Niewiem.
Odwróciłjejdłońinacisnąłkostkiodwewnętrznejstrony.
-Uważajnasiebie.
-Tyteż.-Pocałowałagowpoliczek,uścisnęłajegoręceporazostatniispokojnie
wyszłazsypialni.Gdyzamknęłysięzaniądrzwi,zaczęłabiec.
ZnalazłaDanielanasofie,nagiego,jeślinieliczyćparyczarnychskarpetek.
Policzkipokrywałmuzarost,twardyiniemalbiały.Podlewymudemleżałapaczka
solonychorzeszków.
Oczymiałzamknięte.Zgiętawłokciurękacelowaławścianęnadjegogłową.
Drugazwisałazsofy,opuszkipalcówmuskałypodłogę.
-Daniel?Niedrgnął.
NapodłodzewkałużywymiotówleżałafotografiaSary.Kwasżołądkowywyjadł
jejtwarz,zostawiająctorszzaledwieniewyraźnymcieniemgłowy.Obokstała
popielniczkazniedopałkiembalansującymidealnienabrzegu,atakżebutelka
wódki,pusta,ibutelkaszkockiej,pustawdwóchtrzecich.
Saraprzeszłanadnimiiujęłajegorękę.
-Danielu?-Pierwszyrazzrozumiała,coznaczymiećsercewgardle.Jej
blokowałotchawicęiwciskałosięwpodniebienie.Napierałonazęby.
Rękęmiałbezwładnąizimną.Oddychając,koncentrującsięnaoddychaniu,Sara
pamiętała,byużyćpalcawskazującego,aniekciuka,gdydotkałajegonadgarstka.
Serceopuściłogardłoinapełniłouszyswoimrozpaczliwymdudnieniem.Ręka
trzęsłasięjejzabardzo,żebysięnacośprzydać.Ontylkopróbujemnie
przestraszyć,pomyślała.MożeJamieteżchciałtylkotego.Saranacisnęłamocniej
nadgarstekDaniela,jeszczemocniej,potemsiępoddałaipociągnęłazarękę.
Zimna,białarękadrgnęła,potemodsunęłasięizostałaprzyciągniętadociała.
Sarapoczuła,jakwszystkowniejwzbiera.Wszystkoto,copowiedziałMike,to,
nadczymjegozdaniempowinnazapłakać,sprawy,nadktórymijegozdaniemnie
potrafiłazapłakaćiktórejejnieobchodziły,wszystkosięnaniązwaliło.Myślała,
żejestsparaliżowana,aleniemiałaracji,byłatylkoznieczulonaiterazznieczulenie
zaczynałosłabnąć,ranykrzyczały.
Kilkagodzinpóźniejprzestałapłakaćnatyle,bypodnieśćgłowę.Jejoczyspotkały
jegowzrokijęknąłzulgiismutku.Saraodpowiedziała.Ichciałasiępołączyłyi
minęłowięcejczasu.
-Kochaszmnie-odezwałsięDanieliSaranieodpowiedziała,ponieważtoniebyło
pytanie.
Tonigdyniebyłopytanieiodpowiedź„tak”lub„nie”niczegobytuniezmieniła.
Czaszatemzaakceptowaćpewnefakty.Tenżałosny,staryczłowiek,cuchnący
moczemiwymiotami,byłpierwszy.Jegorealnośćbyłapaskudniejszaizarazem
słodsza,niżwcześniejprzyznała.Nikczemniejszaibardziejludzka.Alestanowiła
jejwłasnośćwniemniejszymstopniuniżkiedykolwiek.
-Ktośumarł-powiedziałamu.
-Aleniety.Nieja.
-Nie-przyznałaSara.-Toniewporządku,prawda?
-Nigdyniebyło.
Drugifaktbyłważniejszyitrudniejszydoprzyjęcia.Przeztychdwadzieściasekund,
kiedymyślała,żeDanielnieżyje,czułastrach,odrazę,aleteżwjakimśodległym,
niezbadanymzakątkusiebiewiedziała,żepotrafibezniegożyć.Wiedziała,żeta
ciemna,skomplikowana,wniewyjaśnionysposóbpięknaplątaninabyławyborem.
Nieprzeznaczeniem.Mogłaodejść,kiedytylkochciała.Jeślizamierzałazostać,
będziemusiałatozrobićzeświadomością,żeżycieznimjestmożliwościąjednąz
miliona.Alezdrugiejstronyżycietostałyzanikmożliwości.Niektórezostają
skradzionewrazzżyciemludzi,którychkochasz.Innewypuszczasięzrąkzżalem,
niechęciąigłębokim,bardzogłębokimsmutkiem.Rekompensatązażycia
nieprzeżytejestupojnaradośćpłynącazeświadomości,żeżycie,któremasz-tui
teraz-jesttym,którewybrałeś.Kryjesięwtymmocinadzieja.