1
Urszula Lip
JAK ZNISZCZYĆ OBCĄ FORMĘ ŻYCIA (BEZ STRAT WŁASNYCH)
ZIEMIA DLA LUDZI
Kosmici są wśród nas, choć może niekoniecznie zieloni, to wiadomo nie od
dzisiaj. Czają się w wyeksploatowanych sztolniach i kopalniach, w starych
zamkach, opuszczonych fabrykach, w kanałach, w głębokich jeziorach,
zbiornikach retencyjnych, w lasach i na pustyniach, w falujących łanach
kukurydzy, czyli wszędzie tam, gdzie człowiek zagląda rzadko, a jak już zajrzy,
to gorzko tego żałuje. Można je spotkać pod postacią śliniących się karalucho-
podobnych stworzeń lub stworów z migdałowymi oczami i przerośniętym
mózgiem, ale mogą przybrać także postać mężczyzn w czarnych garniturach i
czarnych okularach przeciwsłonecznych, zwykłych księgowych czy nauczycieli,
nie mówiąc już o tak prozaicznym przebraniu jak kostium psa, kota czy świnki
morskiej. Kosmici rzadko darzą ludzkość miłością, bywają chciwi, okrutni, są
lepiej wysportowani, bardziej przystosowani do zmiennych warunków
pogodowych, posiadają lepszą technologię, a bywa i tak, że czytają w myślach.
Ponadto kierują się własną, pokrętną logiką, dlatego jeśli już dochodzi do
konfrontacji, trudno jest z nimi walczyć, bo nigdy nie wiadomo, czym takiego
zaskoczyć i czym on zaskoczy ciebie.
Na szczęście w ciągu ostatniego ćwierćwiecza ludzkość wypracowała
skuteczne środki obrony przed kosmitami. Pomysłowość w tej dziedzinie jest
dość duża i warto przy tym zauważyć, że te same środki można wykorzystać
zarówno przeciwko kosmitom, jak i np. zmutowanym krokodylom. A bywa, że i
przeciwko komunistom, terrorystom czy scjentologom.
Co zatem należy zrobić, aby zniszczyć obcą formę życia i czy należy to robić?
Odpowiedź na to drugie pytanie jest oczywista: i trzeba, i należy. Nie lubimy
przecież, gdy ktoś obcy włazi nam na podwórko i bezczelnie podrzuca śmieci.
Planeta Ziemia należy do nas i jeśli chcemy ją zniszczyć, możemy to zrobić bez
pomocy jakichś tam zielonych paskudnych stworów z przerośniętym mózgiem.
Jak zniszczyć te wybryki natury?
Przede wszystkim należy znaleźć ich czuły punkt. Każdy kosmita posiada
jakąś piętę Achillesa.
KULKA W ŁEB
Z całą pewnością najlepszym ze sposobów eksterminacji obcej formy życia
jest broń palna tudzież materiał wybuchowy. Kula z karabinu i kilka ton
plastyku na zawsze unicestwi stwory, a jeśli jakiś egzemplarz cudem się
uchowa, miotacz ognia lub mała bombka atomowa załatwią resztę. Należy przy
2
tym uważać, żeby nie został nawet maleńki kawałeczek, ponieważ kosmici mają
tendencję do samoregeneracji. W ten sam sposób trzeba potraktować wszelką
progeniturę, jaką goście z kosmosu mogli zostawić na naszej plancie, i w tym
celu niezbędne jest wysadzenie w powietrze ich siedziby, a potem staranna
dezynfekcja, dezynsekcja i dezyderacja zgliszcz.
Zanim jednak nastąpi sam akt dezintegracji, kosmici muszą zgromadzić się w
jednym miejscu, żeby można było ich zgładzić wszystkich za jednym
zamachem. Jak się okazuje, zadanie wcale nie jest takie trudne. Najczęściej
wystarczy podpatrzeć, gdzie obca forma życia ma główną siedzibę, gniazdo
tudzież miejsce odpoczynku, i tam podłożyć bombę, najlepiej o dużej sile
rażenia. Gdy zniszczymy siły głównodowodzące lub kosmitę-przywódcę, inni
kosmici załamią się moralnie i fizycznie, oddadzą się w niewolę, popełnią
zbiorowe samobójstwo albo wsiądą na swoje statki kosmiczne i uciekną.
Jak pokazują nam filmy z serii Obcy (Alien), sprawa nie zawsze jest jednak
tak prosta. Kosmiczne stwory, które wyglądają jak skrzyżowanie karalucha z
koparką, odznaczają się sprytem właściwym ich ziemskim protoplastom
(karaluchom, nie koparkom) i skutecznie potrafią ominąć przeszkody, szybko
biegać (nawet po ścianach i sufitach), a także - z odrobiną wysiłku - obsługiwać
urządzenia techniczne. Nie wiadomo, czym właściwie się żywią, więc nie
można ich wytruć. Można je natomiast zastrzelić (należy przy tym uważać, żeby
się nie poparzyć kwasem solnym, które kosmici mają zamiast krwi), rozjechać
samochodem, skosić serią z karabinu maszynowego, przytruć gazem, spalić
miotaczem ognia, zniszczyć bombą atomową, a w ostateczności wyrzucić w
otwarty kosmos i po kłopocie. Ten ostatni sposób, praktykowany we wszystkich
częściach Obcego, można by opatentować i zacząć stosować jako metodę
pozbywania się szczególnie uciążliwych członków społeczeństwa.
BOMBA ATOMOWA
Wredne są kosmiczne stwory - bywa że w wielu wypadkach dzielni
(amerykańscy!) herosi w panterkach, mimo szczerych chęci i wysokich
nakładów finansowych, przegrywają z kosmitami w przedbiegach w
pojedynkach na kałasznikowy. Dzieje się tak wtedy, gdy kosmitów jest bardzo
dużo - np. kilka tysięcy. Część ginie w bezpośrednim starciu, ale reszta
zwycięża samą liczebnością. Wtedy pozostaje jedyne rozsądne rozwiązanie:
bomba, najczęściej atomowa.
Co należy zrobić, aby podłożyć bombę? Nie zawsze przecież można ją zrzucić
z przestworzy, jak to zrobiła Ripley w Obcym II. Mija się to z celem, gdy
jesteśmy na Ziemi i nie chcemy jej niszczyć, a siebie skazywać na samobójczą
ś
mierć. Otóż trzeba podkraść się do miejsca, w którym kosmici się zbierają, i
cichcem podłożyć bombę, wcześniej wziąwszy pod uwagę niespodziewane
okoliczności w rodzaju nagłego zdemaskowania. Każdy kosmita, niestety, jest
zazwyczaj przygotowany na atak i chroni swój słaby punkt, więc ryzyko
3
zdemaskowania jest zazwyczaj bardzo wysokie. Czasem nie wystarczy się
cichutko podkraść, trzeba przypuścić atak frontalny. Najlepiej jednak, gdy grupa
podzieli się na dwie części - jedna będzie podkładać bombę, a druga dla
niepoznaki rzuci się prosto w paszę lwa i bohatersko polegnie ku chwale
ludzkości.
OGIEŃ I WODA
Broń palna, jak wiadomo, skuteczna jest niemal w stu procentach. Bywają
jednak kosmiczne stwory, na które kula z karabinu nie działa, a ogień sprawia,
ż
e się tylko głupio rechoczą. Tak postępowało złowieszcze oko w filmie Moja
macocha jest kosmitką, ale w końcu okazało się, że jedynym sposobem na
obrzydliwego stwora było podłączenie go do prądu o wysokiej częstotliwości,
co zresztą przyczyniło się do uratowania Ziemi przed zniszczeniem. Z kolei
ohydny blob z filmu o takim samym tytule rósł sobie w ciepełku i miotacze
ognia sprawiały mu niebywałą rozkosz. Zniszczenia dokonano dopiero przy
pomocy śniegowych, po oblaniu wynaturzonego stwora ciekłym azotem.
Zasadniczo jednak ogień bywa niemal stuprocentowo skuteczną bronią
przeciwko kosmitom. Bardzo wrażliwa na ciepło okazuje się kosmitka z filmu
Gatunek i jej partner seksualny z Gatunku II, i nie chodzi tu o ciepło w sensie
metaforycznym, ale o zwykły miotacz ognia, który niszczy DNA obcych tkanek
skutecznie, choć - jak to bywa w takich filmach - nie na zawsze. O ile jednakże
w Gatunku I ogień załatwiał sprawę, w Gatunku II już to nie wystarcza - należy
dodać do rozpylaczy krew murzyna z uszkodzonym kodem genetycznym.
Trzeba jednak pamiętać o tym, by dokładnie opryskać rzeczonym płynem każdy
skrawek skażonego terenu, by nie dopuścić do niekontrolowanego wysypu
rozmnożonych przez pączkowanie kosmicznych macho-twardzieli.
Zadziwiająco mało odporny na ogień okazuje się także złowrogi przybysz z
filmu Mroczny anioł, dwumetrowy drab z długimi blond włosami, który -
wygłaszając slogan: "Przybywam w pokoju" - w bezceremonialny sposób
destyluje pewien narkotyk z ludzkich mózgów. Robi to oczywiście dopóty,
dopóki dzielny amerykański policjant nie wbije go na metalową rurę i nie
podpali. Sama rura nie wystarcza, ogień okazuje się tutaj niezbędnym
czynnikiem dezintegrującym niesympatycznego przybysza.
Ale nie tylko ogień jest skutecznym środkiem do niszczenia kosmity.
Widzowie, którzy mieli niebywałe szczęście obejrzeć thriller Znaki, wiedzą, że
kosmicznego stwora można ochlapać wodą i w ten sposób pozbawić go życia.
Nietaktowne pytanie, dlaczego kosmici w ogóle zaatakowali tak bardzo mokrą
planetę jak nasza (przecież robili wcześniej zwiady!), pozostaje bez odpowiedzi.
NIEŚMIERTELNI...?
4
Kiedy nie ma się już broni palnej ani bomby atomowej, kiedy nie można
rozpalić ognia czy nabrać wody w dłonie, by nią chlusnąć we wrednego kosmitę
panoszącego się na podwórku, kiedy nie mamy pod ręką kontaktu z prądem czy
ciekłego azotu, pozostaje nam tylko jedno: uciekać, gdzie pieprz rośnie. W
większości wypadków na kosmitów działają ww. materiały, ale, co prawda
bardzo rzadko, zdarzają się wyjątki. Małe ludziki z filmu "Marsjanie atakują!", z
wielkimi mózgami, cierpiące na chroniczny wytrzeszcz oczu, skutecznie
wykończyła muzyka awangardowa (która niejednego nie-kosmitę wpędziła do
grobu). Z kolei w Piątym elemencie do eksterminacji tajemniczego Zła
niezbędny okazał się - co sugeruje tytuł - piąty element w postaci skąpo ubranej
rudej modelki jako dodatku do czterech kamieni.
Niestety, bywa i tak, iż parszywych kosmicznych stworzeń nie da się
zniszczyć. W takich psychodelicznych, pseudo-lovecraftowskich i pseudo-
lemowskich produkcjach jak Duchy Marsa, Ukryty wymiar, Solaris, Kula czy
Misja na Marsa, można wić się i skręcać ze złości, wystrzeliwując tysiące kul z
automatów lub spuszczając dziesięć bomb atomowych, a i tak okazuje się, że
obca forma życia nie tylko nie ginie, ale i świetnie się ma. Dobrze jeszcze, jeśli
kosmici okazują się dobrzy i zamiast zniszczenia, dają nam prezenty, ale dzieje
się tak niezwykle rzadko. Najczęściej stwory z kosmosu są złośliwe, nienawidzą
nas głęboko i z niezrozumiałych przyczyn pragną naszej śmierci. W takim
wypadku, jeśli kosmity nie można zabić, należy wsiąść na najbliższy statek
kosmiczny i uciec najdalej od źródła zagłady. Kosmos jest przecież
nieskończony.
KOSMICZNE MARIONETKI
Kosmici uwielbiają manipulować ludźmi. Kiedy podbijają Ziemię, często nie
od razu ujawniają swoją obecność. Badają grunt, myszkują, czają się, by w
najbardziej niespodziewanym momencie pokazać swoje, najczęściej szkaradne,
oblicze. Nieświadomi ludzie wykonują swe zwykłe domowe obowiązki - np. z
dubeltówką w ręku doglądają gospodarstwa - aż tu nagle okazuje się, że już nie
są ludźmi, gdyż ich ciała opanowała nieznana forma życia. Najczęściej wygląda
ona jak skrzyżowanie motylicy wątrobowej i nietoperza i przyczepia się w
okolicy karku, ale zdarzają się też obłe glisty i dżdżownice, pierwotniaki, a
nawet ślimaki. Ponieważ pasożyty te rozmnażają się szybko, niemal tak szybko
jak wirus grypy, światu grozi totalna i błyskawiczna pandemia, o ile nie znajdzie
się ktoś, kto wynajdzie sposób na rozpoznanie osoby zarażonej.
Na szczęście kosmici, chociaż mają bardziej zaawansowaną implantologię, nie
są zbyt sprytni, jeśli chodzi o duplikowanie zachowań ludzkich. Okazuje się, że
nawet najbardziej inteligentny kosmita ma trudności ze zrozumieniem natury
ludzkiej, najczęściej z tego powodu, że w działaniach człowieka generalnie brak
logiki. Głupi ufoludek, zamiast zachowywać się histerycznie i nielogicznie,
zaczyna działać metodycznie, i w ten sposób łatwo daje się zdemaskować. W
5
Screemers tytułowi przeciwnicy dzielnego bohatera (w polskim tłumaczeniu
nadano im niezbyt fortunnie miano "wrzeszczotów") początkowo znają tylko
kilka fraz w ludzkim języku i ciągle się powtarzają, przez co można ich odróżnić
od ludzi. Niestety, mnożą się błyskawicznie, a że każdy z nich jest lepszy od
oryginału, w krótkim czasie okazuje się, że tak naprawdę różnic (nawet
anatomicznych w sensie dosłownym) między androidami a ludźmi nie ma.
Czasami jednak można tę dziwną skłonność do okazywania emocji
wykorzystać
przeciwko
człowiekowi,
np.
zrobić
z
niego
królika
doświadczalnego. W Mrocznym mieście bezczelni kosmici z upodobaniem
robili wodę z mózgu (dosłownie i w przenośni) mieszkańcom sztucznego
ś
wiata, przeprowadzając ludzkie roszady codziennie o północy, oczywiście aż
do chwili, gdy znalazł się zbawca w postaci tajemniczego młodzieńca
dysponującego mocą zmieniania rzeczywistości wedle własnego życzenia.
Zgodnie z teorią doboru naturalnego Darwina, młodzieniec ów zaczął robić
wodę z mózgu kosmitom, co przyczyniło się do uratowania ludzkości.
Łatwiejsza sprawa ma się z motylicami wątrobowymi we Władcach
marionetek, gdzie trzeba było rozwalić całe gniazdo, a zgliszcza spryskać
specjalną substancją, by zniszczyć stwory, a i tak żaden z bohaterów nie mógł
mieć pewności, że gdzieś tam pod gruzami nie znajdzie się jakiś niedobitek, z
którego niebawem zrobi się tysiąc sztuk. Niestety, z kosmitami jak z
karaluchami - jeśli się ich nie wybije do ostatniej sztuki, wrócą w jeszcze
większej liczbie i dobiorą się do naszych lodówek.
A tego nie chcemy, bo lubi dobrze zjeść.
W PUŁAPCE PRZYSZŁOŚCI
Świat idzie naprzód w dziedzinie technologii zbrojeniowych, więc może za
kilka lat będziemy w stanie dorównać podłym kosmitom i - wzorem Żołnierzy
kosmosu - wziąć na nich odwet za straszne krzywdy, jakie nam wyrządzili. Z
odrobiną wysiłku damy sobie także radę z kolejną generacją koparko-
podobnych obcych, którzy - jak głosi fama - mają niedługo wylądować na
Ziemi. Musimy tylko zjednoczyć siły. Taka jedność daje dobre rezultaty, co
widać chociażby w Dniu Niepodległości, gdy synchronizacja czasowo-
przestrzenna i wspólny powietrzny atak frontalny pozwoliły Amerykanom (sic!)
zniszczyć złowrogą flotę kosmicznych mumii. Oczywiście na czele
zjednoczonej armii musi stanąć charyzmatyczny przywódca - (amerykański)
prezydent, uduchowiony (amerykański) guru lub niesforny żołnierz
(amerykańskiej) armii.
Nie wiadomo, jakie formy przybiorą kosmici w przyszłości. Wydawałoby się,
ż
e wszystko, co można było wymyślić w tym zakresie, już wymyślono. Nie
przestraszą nas już faceci w czerni, potworne hybrydy zwierzęce, zielone ludziki
o migdałowych oczach czy wielkie zasuszone gady. Sposoby walki z nimi
zostały dokładnie opracowane i trudno wnieść do tego tematu nowe wątki. Broń
6
palna, bomba atomowa, ogień, woda, prąd - to wszystko już było. Takie
prozaiczne środki eksterminacji, jak zwykły kij (baseballowy), nóż kuchenny
czy proca, znalazły zastosowanie jedynie w wypadku crittersów, kosmicznych
stworów wyglądających jak skrzyżowanie jeża z maszynką do mięsa.
Nie powinniśmy się zatem obawiać przyszłości - przeciwnie: kosmiczne
stwory nigdy nam nie dorównają w wymyślaniu sposobów zniszczenia
przeciwnika. Albo nie mają tyle wyobraźni, co człowiek, albo nie są w stanie
pojąć jego dziwnego upodobania do niszczenia wszystkiego, co znajduje się
wokół. Aż dziw, że mają chrapkę na taką zatrutą, brudną, pełną słonej wody
planetę jak Ziemia.
De gustibus et coloribus non est disputandum, tak więc powtórzmy na koniec
pełne patosu hasło: Ziemia dla ludzi! i wróćmy do spoglądania w
rozgwieżdżone niebo. Może, pomijając satelity, zobaczymy jakieś UFO?
© Urszula Lip