Upadły Anioł Prolog 10 rozdział

background image

1

U

U

U

U

U

U

U

U

p

p

p

p

p

p

p

p

a

a

a

a

a

a

a

a

d

d

d

d

d

d

d

d

łłłł

łłłł

yyyy

yyyy

A

A

A

A

A

A

A

A

n

n

n

n

n

n

n

n

iiii

iiii

o

o

o

o

o

o

o

o

łłłł

łłłł

A

A

A

A

A

A

A

A

u

u

u

u

u

u

u

u

tttt

tttt

o

o

o

o

o

o

o

o

rrrr

rrrr

::::

::::

e

e

e

e

e

e

e

e

llll

llll

e

e

e

e

e

e

e

e

n

n

n

n

n

n

n

n

k

k

k

k

k

k

k

k

a

aa

a

a

aa

a

7

77

7

7

77

7

4444

4444

B

B

B

B

B

B

B

B

e

e

e

e

e

e

e

e

tttt

tttt

a

aa

a

a

aa

a

::::

::::

n

n

n

n

n

n

n

n

iiii

iiii

g

gg

g

g

gg

g

h

h

h

h

h

h

h

h

tttt

tttt

____

____

a

aa

a

a

aa

a

n

n

n

n

n

n

n

n

g

gg

g

g

gg

g

e

e

e

e

e

e

e

e

llll

llll

9999

9999

4444

4444

background image

2

Spis tre

Spis tre

Spis tre

Spis tre

ś

ci

ci

ci

ci

Prolog

Prolog

Prolog

Prolog ---- str. 3

str. 3

str. 3

str. 3

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 1 1 1 1 ---- str. 4

str. 4

str. 4

str. 4

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 2

2

2

2 ---- str. 11

str. 11

str. 11

str. 11

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 3

3

3

3 ---- str. 20

str. 20

str. 20

str. 20

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 4

4

4

4 ---- str. 31

str. 31

str. 31

str. 31

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 5

5

5

5 ---- str.38

str.38

str.38

str.38

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 6

6

6

6 ---- str.48

str.48

str.48

str.48

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 7

7

7

7 ---- str.71

str.71

str.71

str.71

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 8

8

8

8 ---- str.83

str.83

str.83

str.83

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 9

9

9

9 –

– str.

str.

str.

str.92

92

92

92

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 10

10

10

10 –

– str.

str.

str.

str.106

106

106

106

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 11

11

11

11 –

– str.

str.

str.

str.113

113

113

113

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 12

12

12

12 –

– str.

str.

str.

str.

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 13

13

13

13 –

– str.

str.

str.

str.

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 14

14

14

14 –

– str.

str.

str.

str.

Rozdzia

Rozdzia

Rozdzia

Rozdziałłłł 15

15

15

15 –

– str.

str.

str.

str.

background image

3

P

P

P

P

P

P

P

P

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

L

L

L

L

L

L

L

L

O

O

O

O

O

O

O

O

G

G

G

G

G

G

G

G

Przyjaciel to człowiek, który wie wszystko o tobie i wciąż cię lubi.

— Elbert Hubbard

Wiele osób zmienia się ze względu na innych, niektórzy po to, by

dołączyć do elity, inni - by ktoś ich zauważył, a jeszcze inni po to, by nie

stać się ofiarą tych, którzy coś znaczą. Nie powinniśmy się zmieniać dla

upodobań pozostałych. Lepiej być niedostrzeganym na swój sposób, niż

być widocznym dla innych, podlizując się im i tańczyć tak, jak nam

zagrają. Mogę otwarcie powiedzieć: JESTEM KIMŚ!!! JA COŚ ZNACZĘ!!!

Niektórzy przez zmienianie się stają się dwulicowi, inni stają się

niewolnikami tych, którym próbują się przypodobać, a niektórzy nawet

nie zauważają miłości, która jest na wyciągnięcie ręki albo, co gorsza,

ranią ją i zadają ból, bo inni tego sobie życzą. Każdy powinien pamiętać,

że lepiej mieć jednego przyjaciela na całe życie, który będzie z nami na

zawsze i będzie nas wspierał w decyzjach, które podejmiemy, niż mieć

tysiące przyjaciół nie znających naszej prawdziwej natury…

background image

4

1111

1111

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

BPOV

- Nie możesz mi tego zrobić, POJEBAŁO CIĘ?! - wrzeszczałam na Renee.

Każe mi do siebie mówić „mamo”. Phi! Jakby mnie w ogóle obchodziło

to, czego życzy sobie ta suka.

- Uważaj na słowa, młoda damo. Tak nie przystoi osobie na twoim

poziomie.

Taa, jak zwykle gadanina o tym, jak szlachetną, bogatą i wpływową

jesteśmy rodzinką, o ile w ogóle można nas nazwać rodziną. Po

pierwsze, ojca Charliego nie widziałam od jakiś pięciu lat, bo wziął z

mamą rozwód, i mieszka teraz w Forks, gdzie, przy okazji, jest

komendantem policji (Czy to nie śmieszne? Stróż prawa ma taką

przykładną córę jak ja, która na co dzień łamie prawo na wiele różnych

sposobów), a ja z mamą i jej nowym Alfonsem Philem na Florydzie. No,

ale oczywiście Renee musi robić nowy projekt sukni dla kilku ważnych

szych w Nowym Yorku i dlatego musi tam być. A jak na prawdziwą

mamusię przystało, to zamiast córki bierze ze sobą swojego przydupasa.

No, ale nie zgadniecie, co ja w tym czasie będę robić! No, no, kto

zgadnie?? Jadę do… OJCA!!! Na serio, mówię poważnie, ta wariatka

chce mnie wysłać do Foks (czyli największego zadupia na świecie), kiedy

ona sama będzie latać po klubach w NY. I niech ktoś mi powie, gdzie tu

jest sprawiedliwość? A wracając do tematu, to właśnie prowadzę

ciekawą konwersację z Renee na temat mojego wyjazdu, ale jak ona

raczy mówić: RODZICE ZAWSZE MAJĄ RACJĘ! Gówno prawda, rodzice

się mylą w wielu kwestiach dotyczących dzieci, a już na pewno moi

staruszkowie mają z tym problemy.

background image

5

- Nigdzie nie jadę, rozumiesz?! Jestem już prawie dorosła i mogę o sobie

decydować!!! - wykrzyczałam jej to prosto w twarz, bo przecież inaczej

się nie da.

- Pojedziesz do ojca i to najbliższym samolotem, bo JA TAK MÓWIĘ!!!

- Mam gdzieś to, co mówisz!!! - Ale Renee raczej nie przejęła się moimi

słowami, wyciągnęła torbę podróżną i zaczęła pakować moje ciuchy, jak

leci.

- Co ty, do cholery, robisz, co?! –Naprawdę, ta dziwka zaczyna mnie

irytować.

- Pakuję cię, skoro sama tego nie potrafisz - odparła spokojnym tonem,

nadal wyrzucając moje ciuchy z szafy i wkładając je do torby.

- Czy ty jesteś chora psychicznie, czy tylko taką udajesz, bo jeśli tak, to

świetnie ci to wychodzi?!

- Przykro mi, ale jeszcze nie ukończyłaś osiemnastu lat, a do tego czasu

ja decyduję za ciebie! Mam nadzieję, że to zrozumiałaś, a jeżeli nie, to

trudno. Tak czy inaczej, twój samolot wylatuje o wpół do piątej, a ty o

tej porze będziesz siedzieć na jego pokładzie. O szesnastej Phil

przyjedzie z pracy, by zawieść cię na lotnisko. Do tego czasu masz być

gotowa.

- Ty myślisz, że możesz mi rozkazywać? - zapytałam się tej bezczelniej

suki, która w dupie ma moje zdanie, a do tego nie przywykłam. Każdy w

szkole mnie szanował, oczywiście, od przedszkola do trzeciej klasy

wszyscy mnie mieli za nic, ale to się zmieniło, gdy poszłam do czwartej

klasy. A tu teraz nagle mamuńcia, z którą zamieniam dwa słowa na rok,

sprzeciwia mi się??? Też byście się wkurwili na moim miejscu.

background image

6

- Tak, tak właśnie myślę. - I zaczęła wychodzić z mojego pokoju. - Spakuj

się i pamiętaj, Phil będzie czekał na dole o szesnastej - rzuciła mi przez

ramię i wyszła.

Co za perfidna dziwka, ale nie mam innego wyjścia, jeżeli chcę zemścić

się na swojej byłej koleżance Angeli za popchnięcie mnie, przez co

wpadłam w kałużę i byłam cała mokra, i obryzgana błotem. Oczywiście

mówiła, że to niechcący, ale ja jej nie wierzyłam. Zawsze coś do mnie

miała, ale nigdy nie wiedziałam, o co jej biega. Cała szkoła się wtedy ze

mnie nabijała i dlatego postanowiłam zmienić się z szarej,

bezwartościowej i cichej myszki na pewną siebie, piękną i silną Bellę

Swan. Oczywiście, ta moja „zmiana” nikomu nie przypadła do gustu, a

już zwłaszcza Renee i Philowi, ale mam ich gdzieś.

No więc koniec końców spakowałam się i poszłam do łazienki wziąć

prysznic. O tak, osobna łazienka to jest to, a gorący prysznic to mój raj.

Jak zawsze do umycia włosów użyłam mojego truskawkowego

szamponu(truskawki wymiatają, uwielbiam wszystko co z nimi

związane), po wyjściu opatuliłam się grubym ręcznikiem i poszłam do

pokoju poszukać jakiś ciekawych ciuchów. Tylko nie pomyślcie, że non

stop chodzę w czarnych ubraniach, mam w nosie kolczyki, na głowie

irokeza i preferuję picie krwi. Jeżeli tak myślicie, to muszę wyprowadzić

was z błędu. Ubieram się normalnie, chociaż o wiele modniej niż kiedyś,

no i moje ciuchy są bardziej wyzywające.

Po paru minutach szperania w szafie wyciągnęłam różową tunikę, na

której przedstawiona była kobieta. Bluzka miała wycięty dekolt i krótki

rękaw, oprócz tego mój strój posiadał czarne, dżinsowe rurki i

dziesięciocentymetrowe szpilki tego samego koloru co spodnie.

Następnie poszłam do łazienki i zaczęłam robić sobie makijaż. Oczy

background image

7

podkreśliłam czarną kredką, a usta pomalowałam różowym

błyszczykiem, co dało niezły efekt. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Po

wszystkim poszłam na dół i zrobiłam sobie kilka kanapek. Gdy

spojrzałam na zegarek była piętnasta czterdzieści pięć. Postanowiłam

zatem umyć zęby. Poszłam do swojej łazienki i przy okazji poprawiłam

makijaż. Gdy schodziłam z powrotem na dół, Alfons już czekał i

obmacywał Renee na blacie kuchennym, a ta oczywiście nie pozostała

mu dłużna. Po pewnym czasie, gdy pokonałam odruch wymiotny,

odchrząknęłam.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci, Phil, w molestowaniu Renee na

kuchennym blacie? - zapytałam głosem ociekającym sarkazmem.

- Bello, jak ty się zachowujesz?! - nawrzeszczała na mnie suka.

- Jak ja się zachowuję?! Ty lepiej spójrz na siebie i swojego przydupasa! -

odpyskowałam jej.

- Nie będziesz się tak odzywała ani do mnie, ani do swojej matki?! -

podniósł głos Alfons.

- Spieprzaj, nie jesteś z rodziny, więc się nie wpierdalaj, jak cię nie

proszą!

- Bello, jak śmiesz zwracać się tak do swojego ojczyma? - obruszyła się

Renee, która dopiero teraz przestała obmacywać tyłek Phila.

- Jak byście nie byli tak bardzo zaabsorbowani sobą i ugniataniem dupy

partnerowi - Tu spojrzałam znacząco na Renee, która momentalnie

spuściła głowę - moglibyście zobaczyć, że jest szesnasta piętnaście, a

mamy spory kawałek na lotnisko.

background image

8

- Rzeczywiście, już późno, będziemy się zbierać - błysnął inteligencją Phil

i pocałował Renee na do widzenia.

- Oj, przestańcie się obmacywać. Rusz dupę, Alfons, chcę z stąd odlecieć

jak najszybciej - skomentowałam ich okazjonalne okazywanie uczuć.

- Isabello! - wydarła się na mnie Renee

- No co, ja tylko mówię to, co widzę - odpyskowałam tej zdzirze. -

Możemy już jechać? - spytałam słodko Phila.

- Ależ oczywiście – odpowiedział, po czym puścił Renee i poszedł po

moje walizki.

- Będę za tobą tęsknić, skarbie. - Uśmiechnęła się Renee i zaczęła się

powoli do mnie zbliżać z rozłożonymi ramionami. Może miała zamiar

mnie przytulić czy inne tego typu gówno. Chyba ją kompletnie pojebało!

- Spierdalaj ode mnie! - powiedziałam do tej zdziry, która jest przez

przypadek moją matką, i odskoczyłam od niej.

- Bello, jak możesz mówić tak do swojej matki, dobrze wiedząc, że nie

zobaczysz jej przez kilka najbliższych miesięcy? - Mówiąc to zaczęła

pociągać nosem, a ja zauważyłam, jak w jej oczach powoli zaczynają

zbierać się łzy.

- Nie przesadzaj. Nigdy nie byłyśmy ze sobą blisko, więc teraz nie

odpierdalaj Love story. Weź się ogarnij, bo ci się makijaż rozmaże, a jak

Alfons zobaczy te wszystkie zmarszczki ukryte pod podkładem, to

spierdoli od ciebie tak jak ja teraz.

- Mogę wybaczyć ci te wszystkie przykre słowa, które mówisz o mnie, bo

wiem, że gdzieś w środku nadal jest moja grzeczna i dobra córeczka.

background image

9

Ha, ha, ha. Nadzieja matką głupich jak to mówią, no i patrzcie państwo,

to stwierdzenie idealnie opisuje moją mamunię. Na szczęście

zauważyłam, jak Alfons schodzi z moimi torbami, dlatego jak najszybciej

przerwałam tę gadkę.

- Tak więc żegnam i życzę miłego pieprzenia się z Alfonsem po hotelach

w Nowym Yorku. Pa! - Tak właśnie pożegnałam się z moją mamuśką i

wyszłam z domu, nie patrząc nawet, czy Phil idzie za mną.

Po tym jak weszłam do samochodu, usłyszałam trzask drzwi i

wiedziałam, że to mój „tragarz”. Gdy już wreszcie zapakował walizki do

samochodu, ulokował swoje grube dupsko za kierownicą. Jechaliśmy w

kompletnej ciszy, gdy w końcu ten patafian się odezwał:

- Nie powinnaś tak traktować swojej matki, Isabello - powiedział jakże

spokojnym tonem psychiatry, do którego na marginesie powinien się

zapisać.

Oczywiście ja jak to ja postanowiłam nie zniżać się do jego struktur

społecznych i przemilczałam pytanie, udając, że go nie zadał.

- Możesz udawać, że nie słyszysz, ale to nie zmieni tego, co chcę ci

powiedzieć.

A ja nadal milczę. Wiem, że Phil tego nienawidzi, więc czemu na koniec

nie mogłabym go powkurwiać? Bo to nie jest dobre Isabello, odezwała

się ta część mnie, która jeszcze jest dobra. Niektórzy mogliby ją nazwać

sumieniem, ale ja takowego nie posiadam.

- Bello, twoją matkę bardzo rani twoje postępowanie wobec niej i mnie,

ja rozumiem, że jesteś jeszcze młoda i chcesz się wyszaleć, ale twój

młodzieńczy bunt przekracza granice. Zastanów się, czy chcesz, by twoje

background image

10

zachowanie raniło innych? Proszę tylko o to, abyś rozważyła moje

słowa.

Na szczęście właśnie parkowaliśmy przed lotniskiem i Alfons mógł

wreszcie zakończyć swój wykład na temat: „Jak najłatwiej wkurwić

innych”. Po tym jak doszliśmy do bramek, Phil odwrócił się.

- Pa, Bello, zadzwoń, jak dolecisz na miejsce! - I pomachał mi ręką.

Ominęłam tego pajaca-pederastę i poszłam przed siebie. Po wszystkich

formalnościach mogłam wreszcie usadowić mój królewski tyłek i zapaść

w głęboki sen.

Gdy się obudziłam usłyszałam piskliwy głos stewardessy:

- Prosimy o zapięcie pasów, za chwilę lądujemy.

No to czas się przygotować na spotkanie z tatuśkiem i jego żelaznymi

zasadami, ale nie ma osoby, która mnie złamie.

background image

11

2

22

2

2

22

2

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

BPOV

Po tym jak wysiadłam z samolotu, miałam kurewski skurcz w prawej

nodze. Nie ma to, jak miło spędzić czas przed spotkaniem ze swoim

zjebanym ojczulkiem. Gdy w końcu się ogarnęłam i odnalazłam walizki,

poszłam poszukać tego, który rzekomo mnie spłodził, ale jak tak

spojrzeć na dziwkarską naturę Renee, to nie wiem, czy przypadkiem nie

jestem córką sąsiada. Co ja pieprzę, przecież moim sąsiadem jest

sześćdziesięciopięcioletni emeryt, który zamieszkał tu z powodu córki

Emilii. Taa, mówił, że wyprowadził się, dlatego że nie chciał jej

przeszkadzać. Ha! Ja tam przypuszczam, że dziewczyna miała dość

zgreda i wykopała go za drzwi, mówiąc: „Pa tatku, będę tęsknić.

Zadzwoń, jak dojedziesz”. Kobieta ma trzydzieści pięć lat, męża (i na

pewno życie seksualne). Na jej miejscu też bym tak zrobiła. A wracając

do tematu, to gdzie się podział ten pojeb, czytaj tatuś? Nigdzie go nie

widzę, może zapomniał. Tak, na pewno, marzenie ściętej głowy. Już to

widzę, jak mój kochany ojciec zapomniałby o przyjeździe swojej jedynej

córki.

Na moje nieszczęście, gdy się odwróciłam, zauważyłam tabliczkę, na

której widniało moje imię i nazwisko. No, po prostu, kurwa, super! Żeby

komuś takiej siary narobić, to trzeba mieć dyplom magistra. Ojciec,

pisząc to, pewnie myślał, że mnie nie pozna. W końcu nie widział mnie

pięć lat, a ja zmieniłam się od tamtego czasu i to bardzo. Oczywiście na

lepsze – Nie, nieprawda, teraz bardziej ranisz innych. – Oj, zamknij się!

Znowu to pierdolone drugie „ja”. –Możesz sobie wmawiać kłamstwa,

background image

12

ale ja wiem swoje – Jestem, kim jestem i dobrze mi z tym. Jestem

pierdolnięta, gadam sama ze sobą. Muszę przestać, bo zbzikuję.

Popatrzyłam jeszcze raz na tabliczkę z moimi danymi. Pewnie ojciec już

mnie zauważył i nawet nie ma szans, żebym mogła zwiać. Chwila,

chwila, przecież to nie może być mój ojciec. Przetarte dżinsy - to nie w

stylu mojego ojca. Bluza z napisem Fuck You. OMG! Być może Charlie

przeszedł operację plastyczną? Tak i wygląda jak siedemnastolatek.

Dobra, Bella, czas się ogarnąć, podejść do tego CIACHA i zatrzepotać

rzęsami. No, a jak. Nikt nie oprze się urokowi Belli Swan.

Przedstawienie czas zacząć, pomyślałam i ruszyłam w stronę chłopaka.

Podeszłam do kolesia, a ten po prostu zaczął ostentacyjnie się ślinić.

- Cześć! Widzę, że mnie szukasz - powiedziałam do tego zboczeńca,

który właśnie wytrzeszczał na mnie gały. Słodko się uśmiechnęłam i

udawałam, że niczego nie widzę.

- Ty jesteś Bella? – zapytał, jakby właśnie odkrył Amerykę.

- Tak, właśnie dlatego powiedziałam: „Widzę, że mnie szukasz”.

Pamiętasz? - odparłam już trochę ostrzejszym tonem, no bo on jest

naprawdę niedorozwinięty.

- Ach, tak, pamiętam. Przepraszam, wybacz zamyśliłem się. - Tak i już się

boję tego, o czym ty sobie myślałeś, gapiąc się na mój dekolt.

- Myślałam, że mój tata po mnie przyjedzie. - Chciałam jak najszybciej

zmienić temat, bo paplanie z niedorozwiniętymi jest nie dla mnie.

- Przyjechałby, ale ma urwanie głowy w pracy i nie ma jak cię odebrać –

odparł, dziwnie do mnie mrugając. Ludzie, czy to miał być flirt? Bo jeżeli

tak, to bardziej przypominało to początkującego Alzheimera.

background image

13

- A ty jesteś? - zapytałam go, no bo mimo wszystko jakaś kultura musi

być.

- Mike Newton i jestem twoim nowym sąsiadem.

- Ja, tak jak już wiesz, mam na imię Bella - przypomniałam mu, bo z jego

ilorazem inteligencji mógł zapomnieć.

- Piękne imię dla pięknej dziewczyny. - Że co, proszę? Ha! Ha! Ha!

Lepszego testu to nie mógł zapodać. I jeszcze to jak porusza brwiami.

Musiałam udać, że mam kaszel, bo bym zeszła ze śmiechu na lotnisku, a

nie chcę mieć takiej śmierci.

- Dzięki za komplement… - Jak miał na imię ten idiota? - … Mike – Uf,

było blisko. Może i jest głupi, ale zabawka to w końcu zabawka, nie? Nie

będę wybrzydzać.

- To co, możemy już jechać? - Nogi mi odpadają, a ten tu czeka na

jebane zaproszenie czy co?

- Och tak, jasne. Samochód stoi na parkingu zaraz go podstawię.

Zaczekaj tutaj, dobra? - Jeny, koleś, wyluzuj, nie mam pięciu lat.

Nie czekając na moją odpowiedź, pomknął jak gazela na ten (jak

zakładam) chujowy parking. A tak na marginesie, to on na serio biegł jak

gazela. Muszę poszukać czegoś w necie, może rzeczywiście ma tego

Alzheimera. Nie zdziwiłabym się.

Po tym jak już Pan A

*

podjechał swoim autem, które, jak się okazało,

było bryką. Wiedziałam, że długo to on w ciszy nie wytrzyma, więc

postanowiłam mu pomóc, by się bidulek nie męczył.

*

„A” to skrót od Alzheimera

background image

14

- Fajne autko - powiedziałam do tego ciula obok, a on automatycznie

wyszczerzył się jak dziecko na widok lizaka.

- Dzięki - powiedział to z taką dumą, jakby ktoś właśnie wręczał mu

order Virtuti Militari.

Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. No, oczywiście jeżeli ktoś przez

pojęcie ciszy rozumie włączenie radia na stację, gdzie ktoś gra bliżej

niezidentyfikowane dźwięki na cały regulator, nieudolne próby

poflirtowania ze mną przez… No, jak mu tam? Oj, przecież wiecie, o

kogo chodzi, a jak ktoś nie wie, to mówię o tym czubie, który siedzi za

kierownicą, podskakując na fotelu, śpiewając piosenkę Britney Spears

„Lucky”.

Ten koleś jest dziwny i to bardzo. No bo serialnie, jaki NORMALNY facet

robiłby fikołki na siedzeniu, śpiewając piosenkę o jakieś dziewczynie z

problemami, kiedy obok siedzi taka piękność jak ja? Odpowiedź brzmi:

ŻADEN! On naprawdę powinien zgłosić się do specjalisty i to szybko.

Jeżeli chciał się pochwalić swoim głosem i zdolnościami wokalnymi, to

nic mu nie wyszło, bo, do kurwy nędzy, słuchając tych jego skowytów do

księżyca, można oszaleć.

Trzy chujowe piosenki później…

- Jesteśmy na miejscu - odparł wielce z siebie zadowolony Michael.

Chyba tak ma na imię? Ale kogo to obchodzi, nigdy więcej ten idiota

mnie nie zobaczy, już ja tego dopilnuję.

Wyciągnął moje walizki i postawił przede mną z ciężkim westchnieniem.

background image

15

- Wiem. Dzięki, że przypomniałeś mi gdzie mieszkam - wysyczałam

tonem, który aż ociekał sarkazmem.

- A tak. Zapomniałem, że już kiedyś tu byłaś. - Czy mi się zdawało, czy on

na serio się zawstydził?

- No, to teraz już będziesz pamiętał. - I uwierzcie, że gdyby wzrokiem

można było zabijać, to ja chciałabym mieć taki dar, ale zawsze można

spróbować. Pan A chyba załapał, że lepiej nie wkurwiać Belli Swan, bo

szybko postawił moje walizki na ganku, dał mi klucze do domu i zwiał do

siebie, mówiąc ciche „do widzenia”. I dobrze, nie będzie mnie już

bardziej wkurwiać.

Super, nie ma co! Stoję na ganku, sama jak palec i do tego z ciężkimi

walizkami, a Charliego nie ma w domu. Plusem jest to, że mam wolną

chatę i nikt mi nie stoi nad uchem, i nie pieprzy, że powinnam

przeprosić tego idiotę, który NIESTETY jest moim sąsiadem. Prawda boli,

no, ale kiedyś muszę wejść do tej rudery zwanej „domem”. Rudera to

mało powiedziane.

Ten dom był dwu piętrowy i zbudowano go z desek pomalowanych na

biało. Na ogród wychodziło okno z kuchni i z salonu. Budynek jako taki

nie był ogromny, ale najmniejszy też nie. Oczywiście na Florydzie

mieszkałam w większym i o wiele bardziej unowocześnionym

mieszkaniu niż to. Pamiętam, jak kiedyś, gdy miałam sześć lat,

próbowałam wspiąć się na drzewo tuż obok domu. Była to wysoka

jabłoń i zawsze lubiłam jeść z niej jabłka, nawet jeśli były niedojrzałe.

Teraz bym ich nie tknęła, ale wtedy byłam mała i głupia, nie to co teraz.

Gdy wspinałam się na jabłonkę, źle stanęłam i zleciałam. Tata i mama

zrobili taką aferę, jakby nie wiem, co się stało. Oczywiście zawieźli mnie

do szpitala i okazało się, że to tylko zwichnięcie kostki. Ale rodzice

background image

16

nawet tydzień po zdjęciu bandaża elastycznego nie pozwolili mi na

dłuższe spacery niż od łóżka do łazienki. Życie było wtedy takie proste.

No, ja tak wtedy nie myślałam, bo non stop się przewracałam,

kaleczyłam, itp. To się zmieniło, odkąd zaczęłam nosić szpilki. Z początku

nie było łatwo, ale po kilkunastu złamanych obcasach nauczyłam się i

teraz mogę nawet biegać w szpilkach po schodach.

- Dobra, Bella, dosyć wspomnień, bo się jeszcze wzruszysz - nakazałam

sobie w myślach. Taa, chciałabym zobaczyć coś, co wzruszy Bellę-Zimną-

Sukę-Swan. Takie przezwisko dostałam w szkole i się go trzymam. Taka

jestem i nic mnie nie zmieni, koniec kropka.

Zauważyłam, że nadal stoję na zewnątrz, a przydałoby się wejść do

środka, bo na zewnątrz piździ jak na Arktyce. Ja chyba powinnam iść na

tę terapię razem z… z sąsiadem, bo moje porównania wcale nie są

gorsze od śpiewu Pana A.

Po wejściu do środka pierwszą myślą, jaka mi się nasunęła, było to, że

nic się nie zmieniło, nawet zapach jest taki sam. Cynamon z nutką

wanilii. To ulubione rzeczy Charliego. Lubi wszystko, co związane z

cynamonem i wanilią. Nawet po tym jak obeszłam cały dom, mogłam

stwierdzić, że Charlie niczego nie przestawił, ani nie ruszał. Wszystko

jest tak, jak pamiętam.

Postanowiłam pójść do swojego pokoju i się rozpakować. Gdy weszłam

do środka, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Stało tam nowe łóżko.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było rzucenie się na nie i zakopanie w

pościeli. Czyli jednak nie wszystko zostało na swoim miejscu.

Rozejrzałam się po pokoju i dostrzegłam, że wszystkie meble i sprzęty

mam nowe. Tylko korkowa tablica, na której przypięte były moje rzeczy,

została taka sama. Wszyscy aktorzy, w których skrycie się

background image

17

podkochiwałam, aktorki, którym zazdrościłam, a także zdjęcia, na

których jestem ja, Renne i Charlie. Niestety, nikogo więcej nie było, ani

kumpli, ani przyjaciółek.

- Oj, Bello, przecież w tamtych czasach jeszcze nie miałaś przyjaciół.

Pamiętasz? - przypomniało mi moje drugie „ja”.

- Tak, pamiętam i to aż za dobrze. Wszystkie poniżenia, wyzwiska. Byłam

popychadłem, kimś kogo można było wyśmiać i ubliżać mu. Nikt nie

traktował mnie poważnie, każdy przypominał sobie o mnie, jeśli

chodziło o oddanie pracy w terminie, ale tak poza tym to nic więcej. Na

szczęście zmieniłam się i teraz jestem szanowana.

- Ale teraz to ty zachowujesz się wobec słabszych, tak jak kiedyś inni

zachowywali się w stosunku do ciebie - odpyskowała moja dobra strona.

Dobra, to za dużo powiedziane, to tylko mikroskopijna część mnie, która

jeszcze w jakimś minimalnym stopniu ma uczucia.

- Zamknij się! - wrzeszczałam, bo już puszczały mi nerwy, które są dzisiaj

w kiepskim stanie. Mi naprawdę chyba odbiło, gadam sama ze sobą. Ta

terapia naprawdę, by mi się przydała. Ale jeśli zamknęliby mnie razem z

Panem A, to ja raczej zrezygnuję. Czy ja właśnie rozważałam możliwość

pójścia do psychiatryka? Jestem chora psychicznie.

Po skończeniu mojego, jakże cudownego, monologu wewnętrznego,

zaczęłam się rozpakowywać. Po skończonej pracy zorientowałam się, że

dochodzi dziewiętnasta, więc poszłam na dół coś przekąsić.

W kuchni, a dokładnie na lodówce, wisiała kartka od Charliego.

Cześć Bells,

background image

18

Mam nadzieję, że się cieszysz z przyjazdu tutaj. A

zresztą, pogadamy, jak przyjadę. Właśnie, co do powrotu,

nie jestem pewien, o której godzinie wrócę, ale pewnie

gdzieś około północy.

Dobranoc, tata.

Tak, tego można było się spodziewać. Charlie nigdy nie był dobry w

okazywaniu tego, co czuje. Nagle usłyszałam jakieś dziwne dźwięki i

myślałam, że Charlie już wrócił, ale go nie było. Po głębszej analizie

doszłam do wniosku, że to mój pusty brzuch domaga się jedzenia. Więc

nie pozostało mi nic innego, jak go posłuchać i zajrzeć do lodówki. Gdy

ją otworzyłam i spojrzałam do jej wnętrza, zamurowało mnie. Zresztą,

co ja mówię. Jakiego wnętrza? Tam prawie nic nie było. Nic, oprócz

masła, sera i kawałka wędliny. No cóż, mi na kanapki starczy, a że tatuś

będzie musiał jutro głodować, bo ja nie zamierzam jechać do sklepu, to

już nie moja sprawa. Tak więc po skończony posiłku (jeżeli posiłkiem

można nazwać te resztki) postanowiłam pójść się wykąpać. Kolejnym

minusem tego domu było to, że jest tu tylko jedna łazienka.

Poczłapałam więc do pokoju wziąć kosmetyczkę i wróciłam na korytarz

do łazienki.

Oczywiście, jak zawsze, do kąpieli użyłam mojego szamponu o zapachu

truskawek, który tak uwielbiałam. Po dokładnym myciu przebrałam się i

poszłam do pokoju. A moim celem było łóżko. O tak! Potrzebuję

odpoczynku, bo padam na ryj. Na pewno nie mam zamiaru czekać do

północy na przyjazd Charliego tylko po to, by go uściskać i oznajmić, że

będę mieszkać z nim przez jakiś czas. Może i będzie mu smutno, ale

mam na to wyjebane. Jutro jest sobota, a w poniedziałek muszę iść do

tej zasranej szkoły. Dobrze, że znam tam chociaż Jacoba. Ciekawe, co

background image

19

tam u niego słychać. Muszę go odwiedzić i przekonać się, ale teraz czas

na sen…

background image

20

3333

3333

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

BPOV

Gdy się obudziłam, okazało się, że jest siódma rano. Ja pierdole, co mi

się zebrało na poranne wstawanie i to w dodatku w weekend. Tak to do

szkoły nie mogę się obudzić, a teraz?!

Po tym jak już się poużalałam nad swoim ciężkim losem, zwlokłam

dupsko z łóżka i poszłam do łazienki. Gdy skończyłam z poranną toaletą,

postanowiłam stawić czoła wilkowi (kurwa, jak on jest wilkiem, to ja

chyba czerwonym kapturkiem). Tak czy inaczej, przetrwam wszystko i

będę walczyć o swoje.

Schodząc po schodach, usłyszałam dźwięk telewizora. Charlie wstanie o

drugiej w nocy, byle tylko nie przegapić meczu. Takie zachowanie mogę

opisać jednym słowem -faceci. Niższa forma życia żerująca na nas -

kobietach.

- Cześć, Charlie- powiedziałam, starając się przekrzyczeć wrzaski

kibiców. Jak w ogóle można tego słuchać?

- Po pierwsze, cześć. Po drugie, nie mów do mnie po imieniu. Jestem

twoim tatą, a nie kolegą. A po trzecie, już wstałaś, jest jeszcze wcześnie,

idź się wyśpij.

- No, nie ma co. Miło witasz córkę, której nie widziałeś pięć lat.

- Przepraszam, Bells, ale miałem ciężki dzień w pracy. A tak na

marginesie, to strasznie urosłaś, no i zmieniłaś ciuchy. Mama mówiła, że

od jakiegoś czasu zachowujesz się nagannie. Czy to prawda?

background image

21

- Mama przesadza, nie zmieniłam się. Zauważyłam, że mam nowe meble

w pokoju - odpowiedziałam wymijająco. Nie mam czasu na kłótnie ze

staruszkiem.

- I co, podobają ci się?

- Tak, całkiem, całkiem. - Charlie chyba czekał na zjebane słowo

dziękuję. Phi! Pojebało go chyba, ja za nic nie dziękuję, ja zawsze dostaję

to, czego chcę.

- No to fajnie, że ci się podoba – odparł, kryjąc rozczarowanie. A co mnie

to?! Może mu być smutno, mi to zwisa i powiewa.

- Och, prawie bym zapomniał - powiedział Charlie lekko zdenerwowany.

- Coś się stało? - zapytałam, no bo zdenerwowany pan komendant to

nowość

- W poniedziałek idziesz do szkoły. To jest kawałek drogi, a ja nie będę

mógł cię wozić. - No i na szczęście. Narobiłby mi tylko niepotrzebnej

siary. - Więc załatwiłem ci auto.

- Co? Kupiłeś mi auto? - Ja nie mogę, od kiedy on taki rozrzutny?

- Odkupiłem go od starego znajomego. Pamiętasz Billy’ego Blacka, ojca

Jacoba.

- No pewnie, to z nim zawsze jeździłeś na ryby i oglądałeś mecze w

telewizji - odpowiedziałam. Przecież jak można byłoby zapomnieć o tych

„męskich” wypadach na ryby.

- No, właśnie o tego mi chodzi.

- I co w związku z tym? - zapytałam ze zniecierpliwieniem.

background image

22

- To było kiedyś jego auto, ale za niewielką kwotę sprzedał mi je.

- Dlaczego chciał je sprzedać?

- Ma swoją ciężarówkę i drugie auto nie było mu potrzebne. -

Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

- Chcesz je zobaczyć? – zapytał, a na jego twarzy można było dostrzec

radość.

- Czemu nie? Chciałam jechać dzisiaj do Jacoba, zobaczyć, co u niego

słychać - odparłam zgodnie z prawdą. Przecież nie będę się cały dzień

kisić w domu.

- A, Jacob. Lepiej, żebyś do niego nie jeździła w najbliższym czasie.

- Niby czemu mam do niego nie jechać? - Nikt nie będzie mi mówił, co

mam robić, a już zwłaszcza on, zasrany tatuś, którego nie obchodzi

własna córka.

- Bells, posłuchaj, Jacob wpadł w złe towarzystwo. Billy próbuje

przemówić mu do rozumu, ale to nic nie daje. Jeżeli zrobi jeszcze jeden

wyskok w szkole, to go zawieszą albo wyrzucą. Więc proszę, trzymaj się

od Jake’a na jakiś czas z daleka.

- Będę robić, co mi się podoba, a ty nie możesz mi tego zabronić! -

wydarłam się na niego.

- I tu się mylisz. Nie jesteś jeszcze pełnoletnia i do tego czasu ja decyduję

za ciebie. Jeżeli będziesz się sprzeciwiać, cię uziemię.

- Nie możesz! - Popierdoliło go już kompletnie na starość.

- Założymy się? - zapytał pewny siebie.

background image

23

- Nienawidzę cię! - wywarczałam mu prosto w tę jego wąsatą gębę i

pobiegłam na górę do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i położyłam się

do łóżka.

- Spokojnie, Bello, spokojnie - powtarzałam to sobie jak mantrę i, o

dziwo, podziałało.

- Już ja pokarzę temu wąsikowi, gdzie jego miejsce - syczałam sama do

siebie. - Muszę mieć jakiś plan i pokazać mu, że jestem „godna” jego

zaufania.

- To jest myśl. W domu będę przykładną dziewczynką robiącą

zmęczonemu pracą tatusiowi obiadki, ale poza domem mogę robić, co

zechcę. Gdyby ktoś zgłosił Charliemu moją prawdziwą postawę, to i tak

nie uwierzy, bo przecież jestem przykładną córką, i na pewno będzie

mnie bronił, mówiąc: To nie możliwe, Bella w życiu by tak nie postąpiła,

to dobra dziewczyna. Tak, jestem niezaprzeczalnie genialna!

Kurwa, ale co ja mam tu robić cały dzień. Zawsze mogę iść przejść się po

lesie. Zbiegłam po schodach i zaczęłam zakładać kurtkę (panują tu takie

mrozy, że można oszaleć), i oczywiście pojawił się Charlie. Co, on ma

radar czy co?

- Gdzie idziesz? - spytał poważnym tonem.

- Przejść się, mogę? I chciałam cię przeprosić za moje wcześniejsze

słowa, wcale tak nie myślałam. Wybaczysz mi? - Ja pierdolę, na co to

przyszło, żebym ja musiała kogoś prosić o wybaczenie.

- Nie mógłbym ci nie wybaczyć, Bells. Możesz iść i przy okazji zrobisz

zakupy, bo w lodówce jest pusto. – Tak, pusto to mało powiedziane, ja

bym to bardziej porównała do czarnej dziury, aniżeli do pustki.

background image

24

- Jasne, tylko gdzie jest moje auto? - spytałam najbardziej niewinnie, jak

tylko potrafiłam.

- W garażu. Z tego wszystkiego zapomniałem ci go pokazać.

- No to chodźmy - powiedziałam, po czym pomaszerowałam za

tatuśkiem.

- A oto twoje auto. Wiem, że nie jest to najnowsza marka, ani nic

wielkiego, ale jeździ i to całkiem sprawnie. - No i znowu czekał na

podziękowania. A niech sobie je w dupę wsadzi! Nie, Bello, teraz udajesz

grzeczną dziewczynkę tatusia. PAMIĘTAJ! Dobra, dobra, załapałam.

Przede mną stała toyota, owszem, nie był to najnowszy model, ale też

nie jakaś stara ciężarówka. Auto było koloru czerwonego, a to jeden z

moich ulubionych.

- Wow, tato, ten samochód jest niesamowity. Już go kocham. Dziękuję. -

Po tych słowach (jak na prawdziwą córkę przystało) podeszłam do

Charliego i go przytuliłam. Chyba był trochę zmieszany, ale też mnie

przytulił. Dziwne ciepło przeszło po moim ciele, ale to pewnie dlatego,

że kogoś przytulałam.

- Cieszę się, że ci się podoba. A teraz pędź już do tego sklepu, tylko

uważaj na siebie. - Po tych słowach puścił mnie i zaczął wracać do domu.

Mi nie pozostało nic innego, jak jechać po zakupy. Wsiadłam do auta i

okazało się, że kluczyki są w stacyjce. Tak, Charlie zawsze myśli o

wszystkim.

W trakcie jazdy oglądałam domy innych i tak naprawdę to dom

Charliego nie wyróżnia się niczym szczególnym od reszty. Ludzie żyją

tutaj własnym życiem. Technologia tak do końca jeszcze nie zdążyła tu

background image

25

dotrzeć. Jak dla mnie to istna męka. Na Florydzie było pełno sklepów z

modnymi ciuchami, a tutaj do pierwszego lepszego spożywczaka trzeba

jechać kilka kilometrów. To miasteczko to jedno wielkie zadupie, które

powinno być oznaczone na mapie jako tereny pod bagna albo

zarośnięte pole, które lepiej omijać.

Po wieczności i kilkunastu dziurach później dojechałam do tego

pieprzonego sklepu. Po przebyciu takiej drogi spodziewałam się jakieś

galerii, która byłaby rekompensatą za jazdę. Jeżeli też tak myśleliście, to

witam w klubie o nazwie „Pomyłka”. Tak szczerze to wątpię, czy ten

sklepik miał więcej niż 3 x 3. No cóż, mam nadzieję, że chociaż

asortyment będzie lepszy. Po wejściu do sklepu przywitała mnie

dziewczyna mniej więcej w moim wieku.

- Witam, w czym mogę pomóc? – spytała i można było od razu

zorientować się, że wita tak każdego, ponieważ mówiła to jak maszyna.

- Robię tylko zakupy, nie chcę, by mój tata umarł przeze mnie z głodu

dzień po moim przyjeździe - powiedziałam do dziewczyny. Jej oczy nagle

stały się większe i już myślałam, że wylecą jej z orbit i potoczą się po

podłodze

- Ty jesteś córką komendanta Swana? - zapytała z nadal wybałuszonymi

oczami.

- Tak, jestem Bella. - Pomyślałam, że jeżeli zna bliżej mojego tatę, to

muszę byś grzeczna.

- Charlie nie mógł się doczekać twojego przyjazdu, o niczym innym nie

mówił, tylko o tym, jak bardzo za tobą tęsknił. Mieć takiego ojca to

skarb. - O czym ona bredzi? Taki ojciec to przekleństwo.

background image

26

- Tak, mój ojciec jest jedyny w swoim rodzaju – potwierdziłam, bo

bardziej pierdolniętego ojca to na świecie nie ma. Z głębi sklepu dobiegł

mnie jakiś głos. Zapewne właścicielki.

- Angela, miałaś posegregować puszki, a nie plotkować z klientkami.

- Już idę, szefowo. - Dziewczyna zaśmiała się. - Do zobaczenia! -

krzyknęła i ruszyła w kierunku, z którego dochodził głos szefowej. Gdy

zrobiłam zakupy i udałam się do kasy, zastałam tam panią około

pięćdziesięciu lat. Po zapłaceniu wyszłam ze sklepu i zaczęłam wracać

do domu. Po czasie, który zdawał się być wiecznością, w końcu do niego

dotarłam.

- Charlie, już jestem! – krzyknęłam, gdy weszłam do środka, ale nikt nie

odpowiedział. Pomyślałam, że może poszedł do sąsiadów.

Wypakowałam wszystkie produkty i zobaczyłam, że jest dziewiąta, więc

czas na śniadanie. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam i po krótkim czasie

na moim talerzu znajdowały się płatki z mlekiem. Naprawdę byłam

głodna. Opróżniłam cały talerz, a to nie przychodzi mi łatwo. Raczej

jestem z grupy „niejadków”. To, że nie jem, nie znaczy, że jestem jakoś

strasznie chuda. Jestem raczej szczupła, mam przeciętną wagę.

Przeciętną na moje sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. A

będąc już przy tym temacie, musicie wiedzieć, że mam czym oddychać i

to właśnie tym najczęściej uwodzę facetów. Długie rzęsy i lekko

falowane brązowe włosy również mi w tym pomagają, ale piersi to

najbardziej rozpoznawalny przez chłopaków atut. Tak więc patrząc na

moją dłuuugą listę chłopaków w tak krótkim czasie, mogę stwierdzić, że

mam powodzenie u płci przeciwnej. Z tą krótką listą nie chodzi o to, że

tak szybko mnie rzucali, wręcz przeciwnie to ja się nimi nudziłam. Faceci

to tylko zabawki, które mają za zadanie nam dogadzać, starać się o

background image

27

nasze względy i naprawiać w domu kran, gdy się zepsuje. Ewentualnie

mogą łapać myszy, gdy któraś z nas się ich boi. No bo do czego oni nam

są więcej potrzebni? Z dzisiejszą technologią możemy bez problemu się

bez nich rozmnażać. Płci męskiej byłoby dużo trudniej bez nas, bo

przecież ktoś musi ugotować, pozmywać, uprać, wyprasować, itp.

Mężczyźni potrzebują pokojówek na cały etat i przez całe życie. Na

początku tę rolę pełni matka, potem dziewczyna, narzeczona, żona, a na

sam koniec sanitariuszka z domu spokojnej starości. Więc same

widzicie…

Po posprzątaniu po śniadaniu poszłam trochę pooglądać telewizję. Jak

zwykle nic nie przykuło dostatecznie długo mojej uwagi. Zdziwiła mnie

cisza w domu. Czyżby Charlie jeszcze nie wrócił? Wyjrzałam przez okno,

ale jego radiowóz stał na podjeździe, a więc jest w pobliżu. Po krótkim

namyśle postanowiłam się przejść. Wyszłam na dwór i po prostu szłam

tam, gdzie nogi mnie poniosą. Musiałam się w końcu zatrzymać, bo

powoli dostawałam zadyszki. Rozejrzałam się dokoła i spostrzegłam, że

jestem na polanie, na której lubiłam bawić się, gdy byłam jeszcze

dzieckiem. Przypomniało mi się, jak goniłam motyle z moim psem

Rokim. Był on ogromnym wilczurem, ale kiedyś, gdy spuściłam go ze

smyczy, uciekł i więcej nie wrócił. Płakałam chyba z tydzień. Po zwykłym

kundlu, który na dodatek uciekł. Żaden normalny by tak nie rozpaczał.

Po zaginięciu Rokiego więcej tu nie przychodziłam, bałam się, że

powrócą wspomnienia. Teraz mam to gdzieś. Głupi kundel gdzieś polazł,

to i pewnie zginął pod kołami samochodu albo zdechł z głodu.

Gdy spojrzałam na zegarek w telefonie, okazało się, że dochodzi

dwunasta, więc przydałoby się iść i zrobić Hrabiemu a la Wąskowi

obiad. Kurwa, nie myślałam, że udawanie potulnej córuni będzie aż

takie trudne. Muszę być silna i wytrzymać przez jakiś czas.

background image

28

Doskonale znałam drogę powrotną, w końcu nie raz tu przychodziłam.

Gdy weszłam do domu, Hrabia a la Wąsek siedział przed telewizorem i

oglądał jakiś durnowaty mecz.

- Robię obiad. Na co miałbyś ochotę? - zapytałam normalnym tonem, bo

jeszcze mnie nie wkurwił, ale znając moje wahania nastrojów, niedługo

to nastąpi.

- Wszystko, co zrobisz, będzie przepyszne, Bells. - Raczył odpowiedzieć,

nawet na mnie nie patrząc. No i mój dobry humor rozpierdolił się na

miliony kawałeczków. On powinien wiedzieć, że należy mi się szacunek.

Jestem jak bomba atomowa, jeden niewłaściwy ruch i jesteś trupem.

Nie odzywając się, żeby jeszcze nie pogorszyć sprawy, ruszyłam w

stronę lodówki. Po dogłębnej analizie stwierdziłam, że zrobię lasagne.

To bardzo proste i szybkie do przygotowania danie, czyli coś akurat dla

mnie. Gdy wstawiłam potrawę do pieca, wzięłam się za sprzątanie

kuchni. Wierzcie lub nie, ale gdy robię coś w kuchni, zawsze jest

bałagan. I dlatego właśnie nie lubię gotować, bo po pierwsze, trzeba

posprzątać kuchnię, a po drugie, trzeba zmywać. Plusem tego

wszystkiego jest chyba tylko konsumpcja. Z rozmyślań o plusach i

minusach gotowania wyrwał mnie dzwonek oznajmujący, że lasagnia już

się upiekła. Nakryłam do stołu i zawołałam Charliego.

- Już idę. - Dobrze, że nie powiedział Bells

. Co ja jestem Dzwoneczek, a

może Piotruś Pan. Kiedyś uwielbiałam tę bajkę, ale to było dawno temu.

Bells to po angielsku dzwoneczek.

background image

29

- Co tak smakowicie pachnie? – zapytał Charlie, niuchając nosem jak

pies za złodziejem. Za bardzo przyzwyczaił się do pracy i, na

nieszczęście, wziął przykład z psów.

- Ugotowałam lasagne, mam nadzieję, że lubisz.

- Oczywiście, że tak - odpowiedział i nareszcie przestał wąchać wszystko

dookoła.

Reszta posiłku upłynęła nam w ciszy. Po jedzeniu Charlie zaproponował,

że to on pozmywa, skoro ja gotowałam. No, jak tam sobie chcesz,

Wąsek, ja ci nie bronię. Oczywiście tak nie powiedziałam. Wkurzyłby się,

jak nie wiem co, a jak się wkurzy, na twarzy pojawiają mu się wszystkie

kolory tęczy, aż w końcu staje się siny i jego czarne wąsy fajnie

kontrastują z resztą jego twarzy. Nie można się nie śmiać na taki widok.

Pobiegłam do siebie na górę, żeby mnie nie korciło go trochę

powkurwiać. Pomyślałam, że wejdę na neta. Gdy sprawdziłam pocztę,

okazało się, że mam wiadomość od Renee.

Cze

ść

, Bello!

Mam nadziej

ę

,

ż

e w Forks nie jest tak

ź

le, jak my

ś

lała

ś

. Wiem,

ż

e min

ę

ło tylko kilka godzin, a ja ju

ż

si

ę

o Ciebie martwi

ę

. Nie

powiem,

ż

e nie, bo tak jest, ale nie chc

ę

by

ć

matk

ą

, która

nadzoruje ka

ż

dy krok dziecka. Musz

ę

ju

ż

ko

ń

czy

ć

, bo zaraz

mamy samolot do Nowego Yorku. Napisz, jak tam jest i co
porabiasz.

Całuj

ę

, mama.

background image

30

Odpisałam, że trochę się nudzę, ale nie jest najgorzej i inne takie bzdety.

Popisałam trochę ze znajomymi z Florydy. I tak nadszedł wieczór.

Poszłam na dół zrobić sobie coś do zjedzenia i gdy wyciągałam rzeczy

potrzebne mi na zrobienie kanapek, zadzwonił dzwonek. Poszłam

otworzyć i nie uwierzycie, kto stał na moim ganku…

background image

31

4444

4444

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

BPOV

Ten chłopak to największe, pieprzone ciacho NA ŚWIECIE. Ciemne,

krótko obcięte włosy, skórzana kurtka, ciemne spodnie świetnie

opinające jego umięśnione nogi. Zauważyłam, że pod szarym

podkoszulkiem rysuje się niezły „kaloryferek”. Tak więc Pan A przy nim

to pikuś. Oby nie okazało się, że ten przystojniak jest równie głupi co

on…

- Cześć, Bello! - Skąd on zna moje imię?

- Czy my się znamy? – zapytałam szczerze zaciekawiona. Raczej

pamiętałabym takiego przystojniaka.

- Nie poznajesz mnie? - zapytał z lekkim niedowierzaniem.

- Raczej bym cię pamiętała.

- Jestem Jacob.

- Jacob? – Nie, to niemożliwe. Mój kumpel z czasów dzieciństwa. Ten

nieśmiały chłopiec nie mógł stać się takim ciachem.

- Tak, we własnej osobie. - Nie mogę uwierzyć. Mogę się założyć, że

moja szczęka leżała właśnie na podłodze. A już chciałam go poderwać…

- Wow! Zmieniłeś się - odparłam zgodnie z prawdą.

- Ty również. Już nie jesteś tą samą małą Bellą, która była szkolnym

kujonkiem – powiedział, lustrując mnie wzrokiem z góry na dół tak samo

jak ja jego chwilę temu.

- Może wejdziesz? - zapytałam i szerzej otworzyłam drzwi.

background image

32

- Już myślałem, że nigdy nie spytasz. - Po tych słowach wszedł do środka

i zaczął się rozglądać.

- Nie ma Charliego? – spytał, nadal się rozglądając.

- Nie. Pojechał na komisariat i nie będzie go przez kilka godzin. - Gdy to

powiedziałam, wyraźnie się rozluźnił. Czyżby się go bał? Nie,

niemożliwe, żeby ktokolwiek bał się pojeba Charliego. Ja się boję tylko

tego, że mnie oślini, a tak poza tym to może mi naskoczyć.

Zaprowadziłam Jake’a do kuchni i gestem dłoni nakazałam, żeby usiadł.

- Napijesz się czegoś? Soku, herbaty… czegokolwiek – dodałam, gdy

nadal patrzył na mnie wyczekująco.

- A nie masz czegoś mocniejszego?

- Masz na myśli szampan Piccolo? - zażartowałam. „Czegoś

mocniejszego”, Jacob jakiego znałam kilka lat temu nie tknąłby alkoholu.

- To badziewie jest dla dzieci. Miałem na myśli piwo.

- No to muszę cię rozczarować, ale nie ma czegoś takiego w mojej

pokaźnej kolekcji mocnych trunków.

- To w takim razie sobie daruję.

- Jak chcesz, ale od kiedy ty pijesz? Jak dobrze pamiętam zarzekałeś się,

że nie będziesz pił nic mocniejszego jak herbata Lipton. A nawet ona

była dla ciebie czasami za mocna - powiedziałam i wstawiłam wodę dla

siebie na herbatę.

- To było dawno. Czas robi swoje. Chociaż, jak tak na ciebie patrzę, to

dobrze ci to robi. Wyładniałaś. - Puścił mi oko.

background image

33

- Nie dla psa kiełbasa, Jacob - ostrzegłam go. - Jesteśmy kumplami. - To

prawda, zawsze traktowałam Jake’a jak brata, a nie chłopaka. Mimo że

Jacob to mega ciacho, kumple to kumple.

- Ale podziwiać mogę, co? - Zrobił minkę, przy której zawsze się

łamałam. Kot ze Shreka by mu pozazdrościł.

- Casanova się znalazł.

- No weź, nie bądź taka. - Naburmuszył się.

- Och, przestań - odparłam, bo nikt nie wytrzyma tych maślanych oczek.

- Czyli mogę. To świetnie. - Wyszczerzył się jak jakiś chory na umyśle

klaun.

- Ty lepiej opowiadaj, co tam u ciebie słychać, i czemu boisz się

Charliego? - Zmieniłam temat na bardziej wygodny dla nas obojga. No,

może dla mnie.

- U mnie wszystko po staremu. Po prostu dorosłem i zrozumiałem kilka

rzeczy. I wcale nie boję się twojego ojca. Można powiedzieć, że ostatnio

zaczynam wkurwiać wszystkich dookoła. A może to oni wkurwiają

mnie… ? - zamyślił się. Myślenie nigdy nie było jego dobrą stroną.

Zawsze za jego myślenie ktoś obrywał.

- I teraz przyszedłeś powkurwiać mnie. Zgadłam? - Woda się

zagotowała, więc wrzuciłam woreczek herbaty i zalałam go wrzątkiem.

- Tak, właśnie taki miałem plan - odparł ze śmiechem.

- No to ci się nie uda – powiedziałam i postawiłam moją herbatę na

stole, po czym usiadłam.

background image

34

- Gadam o sobie. Teraz twoja kolej. Co porabiałaś na Florydzie przez ten

czas?

- Po pierwsze, kłóciłam się z matką i idiotą Philem; po drugie,

pracowałam nad wyglądem; po trzecie, chodziłam po sklepach i po

czwarte, spotykałam się ze znajomymi. To tyle - opowiedziałam mu to w

wielkim skrócie.

- O co kłóciłaś się z matką i tym jak mu tam… ?

- Philem, ale ja mówię na niego Alfons albo przydupas.

- No, o co się z nimi kłóciłaś?

- O mój nowy wizerunek - odparłam szczerze. Po co mam kłamać, w

końcu to mój najlepszy przyjaciel.

- Mi tam się podoba.

- Powiedz to Renne. - Jemu może się podobać, ale to niczego nie

zmienia. Popieprzona matka i jej jeszcze gorszy „wybranek serca”. Ja to

mam przesrane życie.

- A o co tak dokładniej się pokłóciliście? - zapytał ze szczerą ciekawością.

- Coś ty się tego punktu uczepił. Nie możesz się mnie spytać o sklepy, do

których chodziłam? - Chciałam jak najszybciej to skończyć. Owszem,

Jacob jest moim przyjacielem, ale gadanie o pojebanej Renne nie należy

do moich ulubionych czynności.

- Dobra, dobra.

- Charlie mówił, że mogą cię wyjebać ze szkoły. To prawda? - Od

początku jego przyjścia korciło mnie, by go o to zapytać, ale nie chcę być

wścibska.

background image

35

- Po prostu żaden staruch z tej szkoły nie zna się na żartach. Każdy jest

tam tak pojebany, że obchodzi go tylko to, czy tego dnia będzie kogoś

ruchał, czy może sam zostanie zruchany. Takie są właśnie problemy

wszystkich nauczycieli i uczniów. O nic innego się nie martwią.

- Coś ty wykombinował? - Co mogło się mu uroić w tej jego chorej

łepetynie?

- Nic, naprawdę nic. - Spojrzałam na niego wzrokiem „Taa, akurat”. W

końcu się poddał. - Oj dobra, powiem ci. Wysłałem babie od historii

kwiaty i podpisałem się jako dyrektor. Wiedziałem, że czują do siebie

miętę. Przynajmniej ona, a on… To miało się okazać przy okazji mojego

małego „eksperymentu”.

- No i co dalej? - Jak on coś wymyśli, to nie może się nie udać.

Przynajmniej kiedyś tak było.

- Na kartce napisałem, żeby przyszła jutro do jego gabinetu i miała pod

ubraniami skąpą bieliznę.

- Że co? - Ten kretyn kompletnie oszalał. Burdel jeszcze ze szkoły chce

zrobić.

- Nie przerywaj mi, bo ci nie powiem – odpowiedział, chichocząc pod

nosem na wspomnienie tego dnia.

- Już się zamykam. - Ciekawe czy uwierzył… ?

- No więc, na czym skończyłem… A tak, no i następnego dnia poszedłem

za nią do gabinetu dyra. Nie zamknęła do końca drzwi, więc widziałem,

jak zaczyna z nim flirtować, rozbierając się jednocześnie. Dyrektor nie

wiedział, co się dzieje, i próbował ją uspokoić, ale ona mówiła coś w

stylu „przecież wiem, że pan tego chce” albo „nikt się o tym nie dowie,

background image

36

obiecuję”. Podeszła do niego i zaczęła go powoli rozbierać. Gdybyś

widziała jego minę. Jak jakaś zagubiona sarenka, która nie wie, o co

halo. Nie wiem, jak ja wytrzymałem pod tymi drzwiami, ale na szczęście

nie wybuchnąłem śmiechem. W końcu go pocałowała, ale on ją

odepchnął, mówiąc, że ma żonę i dzieci. Gówno prawda. Po prostu nie

chciał, żeby takie stare i pomarszczone pruchno go obmacywało. W tedy

nie wytrzymałem i zacząłem się tarzać ze śmiechu przed drzwiami

gabinetu. Chyba mnie usłyszeli, bo wyszli stamtąd. Oczywiście w pełni

ubrani. Baba powiedziała, że dostała od dyra kwiaty, ale on powiedział,

że niczego do niej nie wysyłał. No i cała wina była jak zwykle po mojej

stronie, i dlatego grozili mi wywaleniem - zakończył historię, nadal

chichocząc.

- Grozili ci wywaleniem za jeden wyskok?

- Nie, no co ty. Tych „wyskoków”, jak to je nazwałaś, było więcej, o wiele

więcej.

- Musisz mi je kiedyś opowiedzieć.

- Jasne, czemu nie. Mogę ci powiedzieć, jak doprowadziłem do łez pana

Bannera, facia od bioli. - Już to sobie wyobrażam, jakiś kolo po

czterdziestce płacze jak dziecko.

- No, Bells, muszę się już zbierać.

- Już? - Z Jakiem czas zawsze szybko leci.

- Jestem umówiony z kumplami, a poza tym spotkamy się w szkole –

powiedział, wstając i kierując się do wyjścia.

- Dzięki za opowiedzenie jednej z historii twojej pracy matrymonialnej.

Była bardzo pouczająca.

background image

37

- Zawsze do usług. – Wyszedł, chichocząc pod nosem. Coś czuję, że ta

jego wypowiedź miała drugie dno…

Zamknęłam drzwi i poszłam zjeść moją kolację, której nie ruszyłam,

ponieważ przyszedł Jacob, i kompletnie o niej zapomniałam. Po posiłku

udałam się na górę do pokoju, wzięłam rzeczy i poszłam się wykąpać.

Prysznic działa cuda. Ubrałam się w piżamę i wróciłam do pokoju.

Zrobiłam się śpiąca, więc klepnęłam na moje kochane łóżeczko i

zasnęłam. Śniła mi się para szmaragdowo-zielonych oczu.

background image

38

5555

5555

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

BPOV

Gdy się obudziłam, okazało się, że jest dziewiąta trzydzieści. No,

nareszcie wyspałam się. Jeszcze w piżamie poszłam do kuchni. Charlie

zostawił mi kartkę z informacją, że jedzie na ryby z Billy’m. Lepiej, żeby

nie dowiedział się o wczorajszej wizycie Jacoba. Zacząłby wydzierać

wąsiska, że powinnam omijać Jake’a. Zaczęłam robić się coraz bardziej

głodna, a moje motto brzmi: „głodna Bella to wkurwiona Bella”. I

dlatego lepiej mnie nie wkurzać, gdy jestem na głodzie. Postanowiłam,

że zjem płatki. Gdy już miałam naszykowane jedzenie i zaczęłam siadać

do stołu, zadzwonił jebany telefon. Niechętnie ruszyłam dupsko i

poszłam odebrać.

- Słucham? - zapytałam, a mój głos ociekał jadem.

- Dzień dobry. Nazywam się Carlisle Cullen. Czy zastałem komendanta

Swana?- odezwał się męski głos.

- Nie, przykro mi, nie ma taty - odpowiedziałam grzecznie, mimo iż

byłam wkurwiona na maksa. Skoro ten jebaniec zna mojego ojczulka, to

trzeba zachowywać jebane pozory.

- A wie może pani, kiedy wróci?- Pani? Co ja, kurwa, sześćdziesiąt lat

mam, czy co?

- Powinien być dzisiaj wieczorem. Czy coś jeszcze?- Ja pierdolę! Robię

się coraz bardziej głodna, a to nie wróży nic dobrego dla tego złamasa, z

którym rozmawiam.

- Tak. Proszę przekazać mu, że dzwonił doktor Carlisle Cullen, i

powiedzieć, żeby oddzwonił do mnie, jak wróci.

background image

39

- Dobrze, przekażę. Do widzenia - powiedziałam i pierdolnęłam

słuchawką tak mocno, że pewnie słyszeli mnie na Marsie, ale mam to w

dupie.

Gdy już opanowałam swoje nerwy, wróciłam do kuchni, by zjeść (i tak

już zimne) śniadanie. Po skończonym posiłku poszłam do łazienki trochę

się ogarnąć. Gdy zauważyłam moje odbicie w lustrze, pomyślałam, że

podmienili mnie w nocy, ale jednak to coś to byłam ja. Wyglądałam

koszmarnie. No, cóż. Trzeba coś z tym zrobić. Gdy już się wykąpałam i

ubrałam, postanowiłam, że włączę kompa i sprawdzę, czy kochana

mamunia do mnie nie pisała. Kurwa, przecież my nigdy tyle nie

gadałyśmy, ile teraz piszemy. Przynajmniej mam na myśli te moje

odpowiedzi, czyt. dwa zdania.

-Yhm. A oto i jest wiadomość od Renee. - Jeżeli nie jest to testament jej

albo Phila, nie interesuje mnie to.

Bells!

Piszę, bo chciałam Ci się pochwalić, że właśnie wydałam pierwszy projekt
sukni, i muszę Ci powiedzieć, że klientka była zachwycona. Teraz pracuję nad
nową kreacją. Ma to być zwiewna, delikatna i ogólnie letnia sukienka. Jak na
razie mam kilka pomysłów. To tyle o mnie. Powiedz, jak tam się czujesz przed
pójściem do szkoły i spotkaniem starych znajomych? Mam nadzieję, że pogoda
Wam dopisuje. Trzymaj się ciepło i pozdrów ode mnie tatę.

Pozdrawiam, mama.

Wow, no to się rozpisała. Odpisałam jej, że cieszę się z jej szczęścia i

takie różne bzdety. Mam jedynie nadzieję, że uwierzyła. Zauważyłam, że

nie dostałam żadnej wiadomości od tych pojebów z Florydy (czyt.

background image

40

kumpli ze szkoły). Jeżeli myślą, że ja pierwsza się odezwę, to się grubo

mylą. Zobaczymy, jak się będą płaszczyć i podlizywać, gdy wrócę. Oprócz

kilku ogłoszeń na poczcie nie znalazłam niczego ciekawego. Usłyszałam

dzwonek do drzwi, więc wyłączyłam komputer i zwlekłam się na dół.

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że przede mną stoi idiota Newton.

- Cześć! - rzucił tekst na powitanie i wyszczerzył się jak psy w reklamie

psiej karmy.

- No, hej. Coś się stało, że do mnie zawitałeś? - Cóż za zaszczyt mnie

spotkał, ciekawe za co? Bożeeee, co ja ci takiego zrobiłam, że mnie aż

tak nienawidzisz? Dobra, to było głupie pytanie.

- Nie, nic się nie stało. Po prostu nudziłem się w domu i pomyślałem, że

pojadę do kina. Wpadłem się zapytać, czy nie pojechałabyś ze mną? -

Kurwa, jeżeli on myśli, że to randka, to się przeliczył. Chociaż, z drugiej

strony, nudzi mi się jak cholera, a z niego zawsze można się pośmiać.

- Dobra, chętnie. Kumple przecież jeżdżą razem do kina.

- Ta, kumple. - Mina mu zrzedła i spuścił wzrok.

- No to fajnie, że się rozumiemy. Skoczę się przebrać i możemy jechać.

Mógłbyś zaczekać w salonie? - Otworzyłam trochę szerzej drzwi, żeby

mógł wejść. Gdy on rozpierdolił się na MOJEJ kanapie, ja poszłam na

górę. Zdecydowałam, że założę ciemne rurki, niebieską, obcisłą bluzkę,

do tego czarne sandałki na obcasie. Poszłam do łazienki się umalować.

Najpierw nałożyłam trochę podkładu, oczy pomalowałam na jasny szary

i podkreśliłam je ciemną kredką, a na usta nałożyłam mój ulubiony

różowy błyszczyk. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone.

Zaczęłam wychodzić z pokoju. Po drodze wzięłam jeszcze tylko torbę i

wpakowałam do niej portfel, telefon, błyszczyk, itp.

background image

41

- Możemy już jechać! - zawołałam tego idiotę, bo przecież pewnie nie

słyszał, jak schodzę.

- Dobra, no to chodźmy - powiedział i pociągnął mnie do wyjścia.

Zamknęłam drzwi od domu i mogliśmy już jechać. Co najdziwniejsze,

Pan A wcale się do mnie nie odzywał, nie flirtował i nawet nie włączył

radia, a co za tym idzie, nie śpiewał i nie podskakiwał w fotelu. Jeżeli

strzelił focha, to mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Gdy

dojechaliśmy na miejsce, spytałam Newtona, na jaki film idziemy. Na to

pytanie wyraźnie się ożywił i jestem w stu procentach pewna, że gdyby

na parkingu było mniej ludzi, zacząłby skakać i klaskać w ręce jak

przedszkolak na widok nowej zabawki. Jedyne, co mi teraz pozostało, to

modlić się o to, by ten pacan nie zaciągnął mnie na Królewnę Śnieżkę

albo inne badziewie tego typu.

- Zamówiłem bilety na „Piłę 6”. Co ty na to?

- Jak dla mnie może być. Chociaż i tak mam niezły horror z tobą. -

Ostatnie zdanie, jak widać, nie ruszyło Mike’a, bo dalej był

uszczęśliwiony.

- Cieszę się, że nie nudzisz się ze mną. - Ten koleś nawet sarkazmu nie

rozpoznaje. Co za zjeb.

- Chodźmy już, bo nam film minie.

******

Jak już usiedliśmy na swoich miejscach, seans akurat się zaczął. Film był

nudny jak flaki z olejem. A co do tych flaków, to było ich tam pełno. W

prawie każdej scenie musiał ktoś zginąć. Mike za każdym razem, gdy

ktoś umierał, przybierał inny kolor zieleni. Szczerze, to nie wiedziałam,

background image

42

że zielony ma aż tyle odcieni. Najbardziej podobał mi się ten, który

pojawił się na Newtonie tuż po tym, jak facet topił się we flakach krowy.

Mike coraz mocniej wbijał paznokcie w fotel. Jak tak dalej pójdzie, to

przebije podłokietniki na wylot.

Gdy już ten chujowy film skończył się i wyszliśmy z sali, Pan A miał na

twarzy odcień zieleni, który przybrał na ostatnim morderstwie.

Przeprosił mnie na chwilę i pobiegł do łazienki(tym razem nie biegł w

podskokach tak jak na lotnisku). Mogę się założyć, że teraz klęczy nad

kiblem i rzyga jak ja rok temu na osiemnastce mojej kumpeli z Phoenix.

Po balandze miałam takiego kaca jak stąd do wieczności. A wracając do

tematu Newtona, siedziałam na ławce pod salą i czekałam na tego

zjeba. W końcu zarzygany książę raczył do mnie wrócić.

- Możemy już wracać?- zapytałam Newtona, a zielony zaczął powoli

schodzić mu z twarzy.

- Jasne.

Gdy doszliśmy już do samochodu, pomyślałam, że fajnie byłoby jeszcze

trochę powkurwiać Mike’a. Ostatnio nikogo nie wkurwiałam, więc teraz

korzystam, póki mogę.

- Moim zdaniem ten film był całkiem niezły, a tobie jak się podobał?-

zaczęłam rozmowę, czekając tylko, aż znowu zrobi się zielony.

- Może być. - O nie, tak szybko to my tematu nie zakończymy.

- A jaka scena podobała ci się najbardziej?- Widać było, że na to pytanie

lekko się spiął, ale uparcie nie dał tego po sobie poznać. Udaje

twardziela, zobaczymy jak długo.

- Raczej nie mam ulubionej - odpowiedział wymijająco.

background image

43

- Mi najbardziej podobała się scena, gdzie ta doktorka rozcinała głowę

temu zabójcy i wszędzie tryskała krew. - Tak, tak, tak. Znowu zrobił się

zielony.

- Nawet całkiem realistycznie wyglądała ta krew - odparł z niesmakiem.

- A pamiętasz, jak wrzeszczała jakaś baba, gdy stopniowo zamarzała

przez zimną wodę?- nadal się z nim droczyłam, czekając na ten odcień

zielonego, który mi się podobał.

- Nie, jakoś ten fragment wyleciał mi z głowy.

- A może pamiętasz, jak ten koleś zaczął wypluwać z siebie krew? - Już

powoli zaczynał się zbliżać do kulminacyjnego punktu, w którym puści

pawia i zarzyga sobie całe auto. Byle jego rzygi ominęły mnie.

- To pamiętam aż za dobrze. Całe szczęście, nie zakrztusił się tą krwią. – I

ot, mam swój ulubiony odcień.

- Tak, całe szczęście. Pomyśl, co by było, gdyby rzeczywiście było tak, jak

przypuszczasz. Ta lekarka w życiu by go nie uratowała. - Na te słowa

Mike docisnął gaz do dechy i łamał wszystkie ograniczenia prędkości. To

zapewne dlatego, że już długo nie wytrzyma.

- Mike, dlaczego tak szybko jedziesz? Stało się coś?- zapytałam głosem

niewiniątka.

- Wiesz…yyy…ja…obiecałem mamie, że…pojadę odebrać babcię z…

lotniska, i jestem już troszkę spóźniony. - Wow, co za oryginalny pomysł

na wymówkę.

- A skąd jest twoja babcia? – Ciekawe, co tym razem wymyśli ten głąb?

background image

44

- Ona jest z… Kanady - powiedział na jednym wdechu widocznie

zdenerwowany.

- A ile ma lat?

- Sześćdziesiąt sześć, a co? - Denerwowały go moje pytania. Mógł podać

wiek prawdziwej babci, ale ona zapewne nie żyje. Chyba.

- Tak się tylko pytam. A to mama twojej mamy, czy taty? - Zaraz

wpadnie w pułapkę…

- M..ma..mamy. - To mnie utwierdziło w przekonaniu, że jego babcia

nie żyje.

- A ile lat miała twoja babcia, gdy urodziła twoją mamę?

- Dwadzieścia cztery.

- A ile twoja mama ma lat?

- Trzydzieści osiem.

- No to skoro twoja mama ma trzydzieści osiem lat, a jej mama urodziła

ją gdy miała dwadzieścia cztery, to wychodzi na to, że twoja babcia ma

sześćdziesiąt dwa lata, a nie sześćdziesiąt sześć? - I co ty na to? Na

chwilę go zatkało, ale dość szybko się otrząsnął.

- Pewnie się pomyliłem. A z resztą, cztery lata pomyłki to nie tak dużo -

zaczął się usprawiedliwiać. - O, patrz, dojeżdżamy. - Nawet nie wiem,

kiedy dojechaliśmy. Mike wyskoczył z auta i pobiegł do domu,

zostawiając mnie w samochodzie. Skoro jest takim macho, to jestem

ciekawa, jak będzie się tłumaczył. Nawet mam pomysł, jak mogę

sprawić, by ten idiota był jeszcze bardziej zażenowany.

background image

45

Wyszłam z samochodu z uśmiechem na ustach i poszłam w kierunku

drzwi. Jak je tylko otworzyłam, coś zaczęło wciągać mnie do środka.

Okazało się, że to coś, to nie kto inny jak Charlie.

- Gdzie ty się podziewałaś?!- zaczął na mnie faflunić i wciągać nosem

swoje wąsiska.

- Byłam z Mike’iem w kinie, czy to źle tato, że zaprzyjaźniam się z

sąsiadami? - I znowu trzeba grać jebaną córeczkę tatusia. Żal.

- Mogłaś chociaż zostawić kartkę.

- Charl…tato, i tak nie było cię w domu. Myślałam, że będziesz na rybach

cały dzień.- Teraz zaczęłam się usprawiedliwiać.

- Tak, ale zaczęło padać i musieliśmy wracać. - Powoli zaczął się

uspokajać i musiałam to wykorzystać

- Przepraszam, tato. Będę pamiętać o tym następnym razem. - Kurwa,

dlaczego ja muszę przepraszać, skoro to on nafaflunił mi na twarz?

- Dobrze, Bells. Ja też cię przepraszam, nie powinienem tak na ciebie

naskoczyć- Czyt. Napluć- ale bardzo się o ciebie martwiłem.

- Dobra, to ja zacznę robić obiad. A, tato, dzisiaj rano dzwonił jakiś

doktor Cullen i prosił, żebyś do niego oddzwonił. - Prawie bym

zapomniała o tym kretynie, który zniszczył mi śniadanie. Zginie za

siedem dni…

- Dobrze, zaraz do niego zadzwonię.

- Tato, jeszcze jedno. Złowiliście coś w ogóle?

- Kilka sztuk, ale za to są duże – odpowiedział, dumny z nie wiem,

kurwa, czego.

background image

46

- W takim razie dzisiaj na obiad będzie ryba.

- To ja ci nie przeszkadzam. - I zwiał do salonu. Faceci.

Zaczęłam robić obiad i nawet nie wiem, jak to się stało, ale stawiałam

już gotowe danie na talerzach. Dzisiaj czas szybko mi zleciał przy

gotowaniu. Zawołałam tego, który (jak głoszą plotki) jest moim ojcem.

- Pyszne. - Jak zwykle, bardzo rozwinięta odpowiedź Charliego.

- Dziękuję.

Resztę posiłku zjedliśmy w ciszy. Jak zwykle to Charlie zmywał, więc ja

poszłam na górę trochę odpocząć. Położyłam się na łóżku i chyba

zasnęłam. Miałam bardzo dziwny sen.

Byłam na Mojej Polanie i goniłam motyla. Za mną biegł Roki i szczekał,

tak jakby próbował mnie zatrzymać. Motyl zaczął odlatywać w stronę

lasu otaczającego polanę. Nie wiele myśląc, zaczęłam biec za nim. Owad

zaczął dziwnie się iskrzyć. Wyglądał tak, jakby był zrobiony z

drobniutkich brylantów. Gdy weszłam do lasu, wszystko zaczęło się

zmieniać. Słońce zniknęło i ogarnęła mnie ciemność. Nie widziałam już

motyla, ale dziwną pustkę. Słyszałam jeszcze wycie Rokie’go, ale

dochodziło ono do mnie jakby z oddali. Poczułam się bardzo senna i

zaczęłam spadać w dół. Najdziwniejsze było to, że nie dotykałam ziemi,

tylko ciągle spadałam… Nagle poczułam, jak coś silnego obejmuje mnie i

ciągnie ku górze. Czułam, jakby to coś było złe. Próbowałam walczyć, ale

nie miałam siły. Bałam się, że ta istota mnie skrzywdzi. Emanowało od

niej silne ciepło, ale i siła.

background image

47

- Nie bój się, Bello. Daj sobie pomóc. Nie opieraj się - usłyszałam głos. Był

spokojny i ciepły. Przestałam się bronić, wiedząc, że ta osoba nie zrobi

mi nic złego…

Przebudziłam się nagle. Czułam dziwne mrowienie na ciele. Nie wiem,

co to było, ale było to dziwne. Byłam ciekawa, co ten sen oznaczał i

czemu w ogóle na początku się bałam. Hello, w końcu jestem Bella

Zimna Suka Swan i JA NICZEGO się nie boję.

Za oknem było już ciemno, a ja byłam jeszcze w ubraniach. Poszłam do

łazienki, umyłam się i przebrałam w piżamę. Gdy już dowlokłam się do

łóżka, poczułam zmęczenie. Szybko zasnęłam, wiedząc, że jutro będę

musiała iść do tej zasranej szkoły…

background image

48

6666

6666

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

BPOV

- Bello, obudź się. Zaraz musisz iść do szkoły. - Gdy otworzyłam oczy,

zobaczyłam tego pojeba, czyt. Charliego, który pochylał się nade mną.

- Już, już. Przecież wstaję. - Jego błędem było wkurwianie mnie z

samego rana, a jeszcze nic dzisiaj nie jadłam.

- Dobra, to ty wstawaj, a ja pędzę do pracy. Powodzenia w szkole,

kochanie. – Kurwa! Jakie znowu „kochanie”?! Może zaraz wyskoczy z

ksywą „prosiaczku”. Pieprzony wąsik. Nienawidzę go!

- Dzięki. Na pewno będzie fajnie. - Już to widzę. Jebany Newton nie da

mi żyć i będzie jedynie pałętał się pod nogami. Pozostaje mi mieć

nadzieję, że Jake mi z nim pomoże, ale z moim dzisiejszym planem Mike

nie odezwie się do mnie aż do Gwiazdki.

Poszłam do łazienki, by ogarnąć się trochę, i zeszłam na dół. Na

śniadanie zrobiłam tosty i popiłam je sokiem. Do szkoły miałam na

ósmą, więc powinnam się już powoli zbierać. Zarzuciłam torbę na ramię

i poszłam do garażu. Odpaliłam moje cudeńko i pognałam do zawszonej

budy.

******

Dojechałam szybciej, niż się spodziewałam, więc miałam jeszcze trochę

czasu do rozpoczęcia lekcji. Szkoła nie była tak duża jak ta, do której

chodziłam w Phoenix. Tutaj był to jeden duży, długi budynek. Obok

znajdowała się hala, a z drugiej strony widać było boisko. Parking był

prawie pusty. Stały tam tylko dwa samochody i muszę powiedzieć, że

background image

49

były niezłe. Jedno srebrne, a drugie czerwone. Nie wiem, jakie to marki,

ale takie auta trudno znaleźć w Forks. Wyszłam z mojej toyoty i udałam

się w kierunku szkoły. Przystanęłam, bo zauważyłam, że pod oknami

stoją ławki. Ruszyłam w tamtym kierunku. Usiadłam na jednej z nich i

wyciągnęłam z mojej torby mp3. Włączyłam pierwszą lepszą piosenkę,

oparłam się głową o oparcie i zamknęłam oczy. Zastanawiałam się nad

moim snem. Może poznałam kogoś, kto miał podobny głos… Nawet

jeżeli tak, nie wyjaśnia to mojego strachu przed tą osobą. Ja nie boję się

nikogo, a już zwłaszcza we śnie. Przestałam w końcu myśleć nad tym

głupim snem i odprężyłam się, słuchając 30 Seconds To Mars. Nagle

poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę i zakrywa mi usta. Otworzyłam

oczy, ale przeciwnik podszedł od tyłu.

- Aaarggh. - Zaczęłam się miotać.

- Spokojnie, to tylko ja - odparł znajomy głos.

- Odbiło ci? - A ten kretyn nie ma co robić, tylko musi mnie straszyć?!

- Też się cieszę, że cię widzę- odparł sarkastycznie Jake.

- Sorry, ale nie atakuj mnie tak następnym razem, bo to się źle dla ciebie

skończy.

- Już to widzę. Ale czekaj, czekaj… To będzie jakiś następny raz?

- Nie podniecaj się tak, bo ci jeszcze stanie. - Tutaj sugestywnie

wskazałam głową jego krocze.

- Żeby on stanął, to potrzeba większych umiejętności. - Hej, czy on

znowu flirtuje? Seksoholik, zboczeniec i idiota w jednym to wybuchowa

mieszanka.

background image

50

- Co ty możesz wiedzieć o moich umiejętnościach? - Jeżeli tak chce się

bawić, to pobawimy się oboje.

- Wątpię, żebyś była wyćwiczona w tego typu sprawach.- Tego typu? Czy

on nie zna słowa „seks”? Nie mówili mu w podstawówce?

- Może mam ci udowodnić?

- A chcesz?

- Nie cwaniakuj, Jake.

- Nawet pożartować sobie nie można - mruknął pod nosem. - Jaką masz

pierwszą lekcję?- Kurwa, dopiero teraz się skapłam, że jeszcze nie

poszłam po plan lekcji.

- Jeszcze nie byłam po plan.

- To lepiej się pośpiesz, bo za dziesięć minut jest dzwonek.

- Już idę, tato - powiedziałam i poszłam w kierunku szkoły. Nie było

trudno znaleźć sekretariat, pierwsze drzwi po lewej. Za biurkiem

siedziała stara (i nieźle pomarszczona) baba.

- Dzień dobry. Nazywam się Isabella Swan i przyszłam po mój plan lekcji.

- Oh, jest. Proszę. - Wręczyła mi kartkę.- Niech każdy nauczyciel

podpisze ci się. Wypełnioną kartkę przynieś pod koniec zajęć. - Może

mówiła to słodkim głosikiem, ale widziałam, jak na mnie patrzy. Coś w

stylu: „co się z tą młodzieżą stało”. Zostawiłam tego przestarzałego

dziwoląga i zaczęłam wracać do Jacoba. Zauważyłam, że kłóci się z

jakimś kolesiem. Był wysoki, jakieś sto dziewięćdziesiąt pięć

centymetrów, miał ogromniaste bary i czarne, lekko kręcone włosy.

Wyglądał na nieźle przypakowanego. Jake przy nim to pikuś. Chłopcy

background image

51

zażarcie się o coś kłócili i wyglądało na to, że żaden z nich nie odpuści.

Nie chciałam, żeby mój kumpel dostał po mordzie (a dostałby na

pewno), więc poszłam ich rozdzielić.

- Dobra, panowie, o co poszło?- zapytałam luźnym tonem, przerywając

ich kłótnię.

- Bello, nie wtrącaj się. To sprawa pomiędzy mną, a Emmettem.

- Witaj, Emmett. Jestem Bella Swan, miło mi cię poznać. - Nie

spodziewałam się, że chłopak odwróci się do mnie i to z uśmiechem.

- Nazywam się Emmett Cullen –powiedział, nie zwracając uwagi na

Jacoba, który mordował go wzrokiem. Dosłownie.

- No, to o co wam poszło - spytałam Jake’a.

- Ten ciul tutaj - Wskazał ręką na Emmetta - zarzuca mi, że dręczę jego

młodszego brata.

- Bo tak jest. Nie kłam, widziałem, jak dokuczasz innym, w tym mojemu

bratu - mówiąc to, Em zwrócił się do Jake’a.

- Hej, chwila. Jake, to prawda? - Nie wiem dlaczego, ale nagle zachciało

mi się chronić brata Emma. To nie w moim stylu... Muszę iść do lekarza,

może się okazać, że to coś poważnego.

- Oj, tam. Szturchnąłem go raz czy dwa, ale nic więcej.

- Lepiej, żebyś go więcej nie dotykał, bo gorzko tego pożałujesz -

pogroził mu Emm.

- Ciekawe, co mi zrobisz?- zapytał wojowniczo Jacob.

background image

52

- Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć. - Zaczęli się mierzyć wzrokiem, gdy

nagle Cullen odwrócił się do mnie.

- Do zobaczenia, Bello- powiedział Emmett i zaczął kierować się w

stronę szkoły.

- Jake, coś ty wykombinował?- ZNOWU!

- No, bo ten jego brat, to kompletna ofiara, a mi się nudziło. - I znowu

zrobił minę niewiniątka. Przewróciłam oczami na jego głupie

zachowanie.

- Lepiej chodźmy już na lekcję. - Odwróciłam się i skierowałam w stronę

szkoły. Jacob dogonił mnie dopiero przed drzwiami.

- Co masz pierwsze?- zapytał.

- Angielski, a ty?

- W-F. Dasz radę znaleźć klasę, bo ja muszę lecieć się przebrać?

- Pewnie. Możesz iść.- Jake poszedł w swoim kierunku, a ja kierowałam

się według wskazówek zjebanej mapki, która była do bani. Przede mną

otworzyły się drzwi i ktoś mnie nimi uderzył. Upadłam na ziemię.

- Auu! Idioto, uważaj!- wrzeszczałam. Nie wiem, kim był ten ktoś, ale

nawet jakby to był prezydent, i tak skopałabym mu dupę. Gdy zamkną

mnie w więzieniu, przynajmniej będę miała spokój. Żarcie darmo,

materac w kącie darmo, sesja fotograficzna darmo, mogą też dorzucić

srebrne bransoletki, a na dodatek jesteś wśród swoich.

- Przepraszam, ja…ja…nie chciałem - zaczął się jąkać. Nie powiem, głos

miał całkiem sympatyczny. Tak jakbym go skądś znała… Chłopak pomógł

mi wstać i dopiero teraz otworzyłam oczy. Ten koleś był mega kujonem.

background image

53

Za duży sweter, durne tenisówki, dziwaczne okularki, za których nie

można było dojrzeć połowy twarzy, przydługie rude albo raczej

miedziane włosy. Może i było mu przykro. Ale to i tak gówno daje, bo

jestem wkurwiona na maksa i opieprzę tego ciula.

- Mam w dupie to, czego chciałeś, a czego nie! - Widziałam, że chłopak

spuścił głowę i zaczął gapić się w podłogę. Ominęłam go i ruszyłam do

klasy. Gdy już ją znalazłam, przeprosiłam nauczyciela za spóźnienie (tak,

właśnie przez tego idiotę byłam spóźniona już na pierwszą lekcję) i

poprosiłam, by się podpisał. Kiedy skończył, usiadłam na miejscu, które

jako jedyne było wolne. Obok mnie siedziała dziewczyna. Niska, krótkie,

ciemne i nastroszone włosy. Była modnie ubrana, co mnie zdziwiło. No

bo kto przejmowałby się modą w takim deszczowym zadupiu jak Forks?

Gdybym miała ją do czegoś porównać, to do elfa albo jakiegoś innego

gównianego skrzata. Nauczyciel gadał i gadał, a ja nic z tego nie

zakapowałam. Jedyne, o czym myślałam, to ten kujon. Jak znowu stanie

na mojej drodze, przysięgam, że już więcej nikogo nie wkurwi, bo mam

zamiar upozorować jego samobójstwo. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię,

ale coś wymyślę. W końcu zadzwonił jebany zbawienny dzwonek.

- Cześć, nazywam się Alice Cullen - zagadał do mnie ten chochlik.

- Bella Swan.

- Słuchaj, na pewno zostaniemy przyjaciółkami. Będziemy jeździć razem

na zakupy i urządzać piżama party, i…

- Hola, hola. Czekaj, kto ci powiedział, że chcę się z tobą kumplować? -

Co ona sobie wyobraża, że przyjaźnię się z byle kim?

- No ja myślałam, że…

background image

54

- To lepiej nie myśl, bo to ci kiepsko wychodzi - rzuciłam zimnym tonem i

odeszłam od tej dziwaczki. Pojebało ją konkretnie.

Następną moją lekcją była historia. Mapę szkoły wyrzuciłam do kosza i

miałam jedynie nadzieję, że Jake zaprowadzi mnie do klasy.

- Siema, piękna. - Znikąd pojawił się mój kumpel.

- Nie możesz o mnie zapomnieć, Jake, czy po prostu tak lubisz uwieszać

się ludzi?- spytałam głosem ociekającym jadem.

- Tylko martwię się, żebyś się nie zgubiła. - Troskliwy to on jest, ale tylko

wtedy, gdy czegoś potrzebuje.

- Taa, jasne. A jeżeli już jesteś, to zaprowadź mnie do sali od histy.

- Jak sobie życzysz - powiedział i pociągnął mnie w bliżej nieznanym

kierunku.

- Spotkałam Alice Cullen. Dziwaczka z niej, a jak zacznie paplać, to nie

może się zamknąć.

- Wiem, miałem z nią do czynienia. Emmett to jej brat. Jest jeszcze

Edward i to on jest najmłodszy z nich wszystkich. - Tak właśnie wygląda

streszczenie historii czyjejś rodziny według Jake’a.

- To o niego kłóciliście się z Emmettem? - Przypomniałam sobie, że

poszło im o najmłodszego z rodzinki.

- Tak, właśnie on jest tą ofiarą losu, którą pomiatam. To znaczy

popycham.

- Oczywiście. Tak właściwie, ile on ma lat?

background image

55

- Siedemnaście. Tak naprawdę oni różnią się tylko miesiącami. Alice i

Emm są bliźniakami dwujajowymi. Wiem, że nie widać, ale tak jest.

Przeprowadzili się do Forks jakieś dwa lata temu. Edzio został

adoptowany przez Cullenów, gdy miał pół roku. Podobno jego rodzice

porzucili go przed drzwiami sierocińca. Są jeszcze Jasper i Rosalie Hale,

sąsiedzi Cullenów. Jeżeli chodzi o drugie połówki, to Emmett jest z

Rosalie, Jasper jest z Alice, a Edzio jest wolny. A zresztą, kto by go

chciał?

- Ciekawa rodzinka.

- Taaa. Myślą, że mogą rządzić, ale to zwykli debile. A oto i twoja klasa.

Powodzenia życzę. - Zaśmiał się i poszedł w drugą stronę. O co temu

klaunowi chodziło? A zresztą, kto by się zagłębiał w umysł Jake’a.

Weszłam do klasy, usiadłam w pustej ławce na samym końcu i czekałam

na nauczyciela. Okazało się, że historii uczy baba. A, no tak. Przecież

Jacob opowiadał mi, jak próbował swoich sił jako swatka.

Zachichotałam, bo nie wyobrażam jej sobie, jak się rozbiera, by pokazać

fikuśną bieliznę. Ta baba jest pomarszczona, ma może pięćdziesiątkę na

karku, maluje się, jakby ją ktoś pobił i nosi kiecki jak wiedźma z

siedemnastego wieku.

- Uspokójcie się!- Jezu, jaki głos. Jakby ktoś paznokciem po szybie

jeździł.

- Przepraszam za spóźnienie, ale mojemu koledze leciała krew z nosa i

musiałam zaprowadzić go do pielęgniarki. - Dopiero teraz zauważyłam,

jak do klasy weszła jakaś blondi.

background image

56

- Dobrze, siadaj, ale więcej masz mi się nie spóźniać- wykrzyczała

nauczycielka i wróciła do lekcji. Nie było więcej wolnych miejsc, więc

blondynka usiadła obok mnie.

- Cześć, niezła wymówka z tym kuzynem - powiedziałam do niej po

cichu, żeby to babsko (od teraz przezywam ją „wiedźma”) nie usłyszało.

- Ja wcale nie kłamałam. Mojemu sąsiadowi naprawdę leciała krew z

nosa. On tak zawsze ma, kiedy się denerwuje – szepnęła. - A tak w

ogóle, jestem Rosalie. - Wyciągnęła do mnie rękę. Chwila, chwila.

Rosalie to przecież sąsiadka tych pojebów Cullenów, więc skoro się z

nimi zadaje, pewnie jest tak samo tępa jak oni.

- Bella. - Uścisnęłam jej dłoń i odwróciłam się przodem do tablicy. Chyba

załapała aluzję, bo więcej się do mnie nie odezwała.

Nawet nie wiem, kiedy minęła lekcja, ale wiem, że teraz mam W-F i

muszę skorzystać z pomocy Jake’a. Znowu…

- Hej, znowu nie wiesz, gdzie masz lekcję? - Skąd on to wie? Geniusz.

- Oczywiście, że wiem. Sala gimnastyczna jest w tę stronę. - I poszłam w

prawo. Tak naprawdę to strzelałam, ale miałam nadzieję, że się nie

pomyliłam. Ale jak to mówią „nadzieja matką głupich”, a ja głupia nie

jestem.

- Bello, sala gimnastyczna jest w drugą stronę! - krzyknął za mną Jacob i

zaczął się śmiać.

- Przemądrzały głupek - powiedziałam i zawróciłam. Zobaczymy, kto

teraz będzie się śmiał…

- No, nie mów mi, że strzeliłaś focha. - A ja nadal nic. - Oj ,dobra.

Przepraszam. Tylko już przestań się dąsać.

background image

57

- Dobra, ale przestajesz się ze mnie nabijać. Przecież wiesz, że z mapy

nic nie wyczytam, a jestem tu nowa. Więc racz zamknąć gębę i

zaprowadź mnie na salę.

- Jasne, pani kapitan. - Zrobił poważną minę i szedł dalej.

- Widziałam Rosalie - zaczęłam gadkę ciekawa, czy zacznie gadać.

Kiwnął głową i szedł przed siebie. Stanął dopiero przed jakimiś

drzwiami. Kiwnął na nie głową i zawrócił. Co mu jest? Zajrzałam do

środka i okazało się, że to damska szatnia. Przebrałam się i poszłam na

salę. Zauważyłam Mike’a i jakąś tlenioną blondynę obok niego. Z tego,

co zauważyłam, była to „tradycyjna” blondi

i

z kawału. Od razu widać

było, że laska na niego leci, a on ma ją głęboko w dupie. Podeszłam do

nich.

- Cześć, Mike - grzecznie się przywitałam, udając, że nie widzę

morderczego wzroku jego adoratorki.

- Hej, Bella. - Wyraźnie mu ulżyło, że nie jest sam na sam z tą lalą.

- Cześć. Jestem Jessica - wtrąciła się blondi.

- Bella, sąsiadka Mike’a - odpowiedziałam do tego pustaka.

– Hej, młodzieży. Dosyć tych plotek - powiedział nauczyciel i podzielił

nas na grupy. W mojej niestety był Mike, który non stop chciał się

przede mną popisać, ale trochę mu to nie wychodziło. Całą lekcję

graliśmy w siatkę. Moja drużyna wygrała wszystkie sety. Zawsze byłam

dobra w siatkówkę, ale najbardziej lubię piłkę nożną. Wiem, że to

Nie chce obrazić tu żadnej blondynki .

background image

58

bardziej męski sport, ale ja go lubię i jestem całkiem niezła. Widziałam,

jak głąb Newton kieruje się w moim kierunku, więc szybko pomknęłam

do szatni. Przy wyjściu czekał na mnie Jacob.

- To co, idziemy na lunch?

- Pewnie.

Stołówka nie była jakiś gigantycznych rozmiarów, ale dało się przeżyć.

Jake poszedł stanąć w kolejce, a ja zajęłam nam stolik. Po jakimś czasie

przyszedł z tacką wypakowaną żarciem.

- Jeżeli ty to wszystko zjesz, to ja jestem księżniczką.

- No to lepiej szukaj królewicza, bo mam zamiar to wszystko zjeść.

- Weź sobie coś jak chcesz.

- Wow, co za hojność. Mamy dzisiaj jakieś święto? - Mówiąc to,

sięgnęłam po oranżadę.

- Tak, dzisiaj jest Światowy Dzień Dobroci Dla Zwierząt.

- Dobra, zaznaczę sobie w kalendarzu i obiecuję, że za rok coś ci kupię.

Już chciał rzucić jakąś ciekawą i zjadliwą ripostę, ale zauważył coś w

drzwiach stołówki i chyba nawet zawarczał. Kurwa, brzmiał jak Król Lew.

Natychmiast powiodłam za nim wzrokiem i zobaczyłam, że na stołówkę

wchodzą Cullenowie i Hallowie, a za nimi włazi ta pokraka, przez którą

spóźniłam się na lekcję. Spojrzał w moją stronę i jestem pewna, że

dojrzał chęć mordu w moich oczach, bo spuścił głowę i zaczerwienił się.

Nawet nieźle ten rumieniec rozświetlił mu twarz. Co ja pieprzę?!

background image

59

Przecież ten debil walnął mnie DRZWIAMI! Zabiję go przy pierwszej

lepszej okazji. Odwróciłam głowę w stronę Jake’a.

- Ten prymus, co idzie za rodzinką, to kto?- wysyczałam, nadal walcząc

ze sobą, żeby nie zerwać się z krzesła, pójść, złapać go za te jego

miedziane kłaki, zaciągnąć do najbliższego lasu i przypierdolić mu kłodą.

A potem zakopać i postawić tabliczkę z napisem: „Ku pamięci wszystkim

debilom”. Robiąc to, przysłużyłabym się naszemu krajowi. Może nawet

daliby mi Nobla? Im bardziej o tym myślę, tym bardziej pomysł z tym

ciulem i lasem wydaje się kuszący…

- To Edward Cullen. Ten, którego tak zażarcie bronią - prychnął Jake.

- Co?! - Nie mogę. -To nie może być brat Emma!

- Mówiłem ci, że został adoptowany.

- Nie dziwię się, że go nie lubisz. Ja już na pierwszej lekcji obmyślałam,

jak go zabić. - Cóż za ironia, nie? Najpierw chciałam go bronić, a teraz

chętnie mu przypierdolę.

- Co ci zrobił, że aż tak go nienawidzisz?

- Co mi zrobił?! Ty się jeszcze, kurwa, pytasz, CO ON MI ZROBIŁ?! No to

ci powiem, co mi zrobił! Szłam sobie spokojnie korytarzem, aż tu nagle

ten pojeb pierdolnął mnie DRZWIAMI! Wyobrażasz to sobie? A potem

tylko zaczął wyjąkiwać jakieś przeprosiny, chociaż do końca nie jestem

pewna, bo tak się wtedy zapowietrzył, że połykał co drugie słowo -

wyrzucałam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego i mocą

bomby jądrowej.

background image

60

- Ja codziennie go prześladuję, a on jedynie mnie szturchnął, bo pewnie

się spieszył na jakieś kółko. I uwierz mi, z nas dwóch to on najbardziej

oberwał przy tym zderzeniu. Edek stracił równowagę i nie zauważył za

sobą kosza na śmieci. Gdy się odwrócił, centralnie do niego wleciał. Te

kosze mają kółka, więc nie pozostało mi nic innego, jak popchnąć go

razem z Cullenem w środku w stronę, w którą Ed szedł, zanim na mnie

wpadł. I tak Edward może pochwalić się, że przejechał przez pół szkoły z

głową w koszu na śmieci. Widoki może nie były najlepsze, ale za to był

sławny. Każdy miał na telefonie zdjęcia i filmy, jak nasz E próbuje

wydostać się z „pułapki śmierci”. Kiepsko mu to szło, bo nie miał

wystarczająco dużo siły, by przechylić kosz i z niego wyjść. Jak mu się to

już udało, wyglądał olśniewająco. Kubek z jogurtem zaczął mu się

wylewać na włosy, na dżinsach była przylepiona skórka od banana.

Ukochany sweterek był obklejony gumami, okularki się przekrzywiły i

prawie spadły z nosa. A jak stanął na równe nogi, jogurt zaczął spływać

w dół. Oczywiście, jak na Edka przystało, spalił buraka, spuścił głowę i

poszedł w swoją stronę. Jedyne, za co mogę go przepraszać, to zapewne

za to, że spóźnił się na to swoje kółko. Mam nadzieję, że mi wybaczy -

dokończył ze skruszona miną, usilnie walcząc ze śmiechem.

- Ta, ha, ha, historia jest, ha, ha, jeszcze lepsze niż ta o swataniu - ledwo

wydusiłam te słowa z siebie i wybuchliśmy niekontrolowanym

śmiechem. Pewnie cała szkoła gapiła się na nas jak na wariatów, ale

mam to wyjebane w kosmos. Gdy już się trochę ogarnęliśmy, spojrzałam

w stronę Edwarda. Patrzył się na mnie. Gdy zobaczył, że przyłapałam go,

jak się na mnie gapi, spuścił głowę i znów się zarumienił. Przypomniałam

sobie historię Jake’a i znowu zaczęłam się śmiać. Cullen pewnie domyślił

background image

61

się, że śmieję się z niego, bo pochylił głowę jeszcze niżej i wymamrotał

coś do reszty rodzinki.

- Żarty żartami, ale zaraz kończy się przerwa, więc lepiej się zbieraj. -

Mój napad śmiechu minął natychmiast, gdy przypomniałam sobie o

lekcjach, które mnie dzisiaj czekają. Jakby tego było mało, muszę raz w

tygodniu chodzić na jedną popierdoloną dodatkową godzinę

matematyki, bo Renne poprosiła o to Charliego. Może miałam kiepskie

oceny, ale nie jestem typem matematycznego świra jak Edzio.

- Taa, chodźmy już. Ja mam teraz biologię, a ty? - Byłam ciekawa, czy i

tym razem Jake musi mnie odprowadzić.

- Ja też - odpowiedział i uśmiechnął się. Zaczęliśmy wychodzić ze

stołówki. Doszliśmy do klasy, a ja usadowiłam się w pustej ławce pod

oknem. Jake już miał miejsce w ławce za moją, ale przysunął sobie

krzesło i usiadł obok mnie. Nagle do klasy przyszedł Ed i gdy na mnie

spojrzał, zauważyłam niepewność w jego oczach, jednak wszedł

nauczyciel i kazał mu zająć miejsce. Nie spodobało mi się, że w klasie nie

ma żadnego wolnego miejsca oprócz tego w mojej ławce. Tak jak się

spodziewałam, Edzio usiadł ze mną i odsunął się jak najbliżej końca

ławki. Dobrze dla niego, bo centymetr bliżej, a udusiłabym gada. Jak już

nie mógłby oddychać, to na koniec przypierdoliłabym mu piórnikiem

albo jego opasłym tomem encyklopedii, którą ze sobą przytaszczył.

- Panie Black, skończył pan już podrywać pannę Swan?- zwrócił się w

moją stronę nauczyciel. W ogóle zapomniałam, że Jacob dosiadł się z

boku ławki.

background image

62

- Nie jestem pewien, czy Bella zgodzi się pójść ze mną na randkę.- Co ten

głąb powiedział? Randkę? Już pożałuje, że się urodził.

- Proszę wrócić na miejsce, a na odpowiedź będzie pan musiał poczekać

do przerwy, bo teraz mamy lekcję!- Jake posłusznie odszedł na miejsce,

a pan Banner rozdał każdemu formularz do uzupełnienia. Dotyczył on

podziału komórki roślinnej. Przerabiałam ten temat w Phoenix, więc ten

test nie był zbyt trudny. Zresztą biologia to mój ulubiony przedmiot.

Zauważyłam, że Edward od czasu do czasu patrzy na moją kartkę. Czy to

możliwe, żeby taki naukowiec nie znał odpowiedzi na pytania? Gdy

oddałam kartkę, nauczyciel podejrzliwie na mnie spojrzał.

- Czyżbyś ściągała, Swan? - Posądź mnie jeszcze o rozpętanie drugiej

wojny światowej, staruszku.

- Miałam te tematy na Florydzie, a poza tym biologia to mój ulubiony

przedmiot. - Słodko się uśmiechnęłam. Nauczyciel zmiękł i zmierzył

mnie wzrokiem. O nie, tylko nie to. Jeżeli myśli, że mnie poderwie na

dobre oceny, to się grubo myli.

- Dobrze, wracaj do ławki.- Czułam na sobie jego wzrok. Byłam prawie

pewna, że gapił się na mój tyłek. Mam nadzieję, że się myliłam i wcale

nie mu się nie podobam. Jakimś cudem dożyłam do przerwy. Chociaż to

Edkowi bardziej groziła nagła śmierć (oczywiście z niewyjaśnionych

przyczyn). Edward zmył się, gdy tylko Jake do mnie podszedł. Mieliśmy

zamiar wychodzić z klasy, ale zawołał mnie nauczyciel.

- Panno Swan, mogę chwilkę z panią porozmawiać? - Spojrzał znacząco

na Jacoba.

background image

63

- Przepraszam, ale Bella musi wracać ze mną, a ja się bardzo śpieszę. Nie

mógłby pan porozmawiać z nią kiedy indziej?- Jacob zawsze wie, co ma

robić.

- Bello, czy to prawda? - Pan Banner nie zwracał uwagi na Jake’a, tylko

skupił się na mnie.

- Tak. Przykro mi, ale naprawdę się spieszę. - Dobrze, że umiem kłamać,

bo byłoby cienko.

- Dobrze. W takim razie porozmawiamy innym razem - powiedział i

powrócił do sprawdzania testów.

- Dzięki, Jacob - zwróciłam się do niego, gdy tylko wyszliśmy z klasy.

- Spoko. Ja już wiem, o czym ten kolo sobie myślał, gapiąc się na twój

tyłek.

- Ale i tak dowalę ci za tę twoją gadkę o randce.

- Tylko żartowałem.

- Tak czy siak, mam jeszcze dzisiaj tylko dwie lekcje - odparłam

uradowana, że już niedługo będę mogła się stąd wyrwać.

- Ja też mam jeszcze dwie. Angielski i dodatkowy trening, a ty?

- Hiszpański i dodatkowe zajęcia z matmy.

- Chce ci się chodzić na dodatkowe zajęcia? Ja i mój trening to co

innego, ale ty przecież nienawidzisz matmy.- Jake zna mnie jak nikt inny.

background image

64

- Na Florydzie miałam kiepskie oceny i Renee, jak na kochaną matkę

przystało, musiała o tym donieść Charliemu, a ten zjeb kazał mi chodzić

na dodatkową godzinę z tego przedmiotu. - Zrobiłam minę męczennicy.

- Współczuję.

- No to łączymy się w bólu.

Czy już mówiłam, jak nienawidzę hiszpańskiego? Jeżeli nie, to właśnie

mówię. To najgorszy z możliwych języków. Już szybciej poszłaby mi

nauka chińskiego. Nie dość, że ten język jest do dupy i nim gardzę, to

jeszcze nauczycielka się na mnie uwzięła i przez całą lekcję mnie

wypytywała. Dobrze, że siedziałam w ławce z jakąś dziewczyną, a ona mi

podpowiadała, bo inaczej dostałabym pałę. Jak się okazało, dziewczyna

z ławki miała na imię Angela i dopiero wtedy przypomniałam sobie, że

to ją spotkałam w sklepie. Była całkiem miła, ale ja nie lubię „szarych

myszek”. Spakowałam się i wyszłam z klasy. Nigdzie nie było widać

Jake’a, więc pomyślałam, że pewnie zajęcia mu się przedłużyły. Na

korytarzu zauważyłam jakiegoś chłopaka. Nie widziałam jego twarzy, ale

postanowiłam zapytać się go, gdzie odbywają się dodatkowe zajęcia z

matematyki.

- Sorki, wiesz może, w której klasie są dodatkowe zajęcia z matmy? -

Podeszłam do kolesia od tyłu i puknęłam go lekko w ramię. Wtedy on

odwrócił się i okazało się, że to nie kto inny jak Edward Cullen, który,

nawiasem mówiąc, już jest martwy. Wyglądał, jakby zobaczył kosmitę.

Dodatkowy wpierdol za zniewagę. Zamknęłam oczy, w myślach

policzyłam do dziesięciu i zaczęłam się powoli uspokajać, ale gdy tylko

background image

65

podniosłam powieki i zobaczyłam tego kretyna, to po prostu nie

wytrzymałam i wydarłam się na całe gardło.

- I co się lampisz!?

- Eee…ja…tylko…ten…no..- plątał się w zeznaniach i nadal patrzył na

mnie jak na ufoluda. Ma chłopak przesrane…

- Słuchaj, mam dzisiaj dość ciężki dzień. Kiepski poranek mogę jeszcze

jakoś przeżyć, durne wygłupy upośledzonego kumpla też. Jest chory

psychicznie, więc jasna sprawa, że czasem mu odbije. Ale tego, że

„tajemniczy ktoś” przypieprzył mi drzwiami, już nie zniosę! - Czułam, że

moja twarz płonie, i byłam prawie w stu procentach pewna, że z uszu

leci mi para. Edward szerzej otworzył oczy. Wyglądał na zaskoczonego

moim wybuchem. Lepiej dla niego, żeby zaczął wołać o pomoc, bo za

moment zaciągnę go do tego lasu i zrealizuję mój plan ratowania

ludzkości. Uwierzcie mi, jestem tego bliska.

- Ja…naprawdę nie chciałem. Przepraszam - to ostatnie prawie

wyszeptał. Spuścił wzrok i gapił się w podłogę. Kurwa, kogo on

przeprasza?! Mnie czy jebaną posadzkę?! Spokojnie, Bello, spokojnie. To

tylko nic nie znaczący kretyn, który znalazł się w niewłaściwym miejscu,

o niewłaściwym czasie. Po prostu go omiń i idź dalej, jak gdyby nigdy nic.

Że niby, kurwa, co?! Pierdolnął mnie drzwiami, a ja mam mu TO

wybaczyć?! Nic z tego!

Gdy skończyłam swoją małą, wewnętrzną kłótnię, znowu zaczęłam

liczyć, tylko że tym razem do dwudziestu(tak na wszelki wypadek). Jak

już skończyłam, zaczęłam z nim spokojnie rozmawiać.

background image

66

- Słuchaj, po prostu mi powiedz, gdzie jest ta klasa, w której odbywają

się dodatkowe lekcje z matmy, a ja tam pójdę i nigdy więcej się już nie

spotkamy, a przynajmniej mam taką nadzieję. - To ostatnie niebyło

przeznaczone dla jego uszu, ale gówno mnie obchodzi, czy to usłyszał

czy nie.

- Dobra, więc klasa matematyczna jest na końcu korytarza po lewej

stronie - powiedział nieśmiało.

Wyminęłam go i skierowałam się w stronę klasy. Doszłam tam chwilę

przed dzwonkiem. Usiadłam w środkowej ławce i czekałam na

najgorsze. Dzwonek zadzwonił i do klasy weszło około dziesięciu

uczniów, a za nimi pani. Wyglądała…przeciętnie. Blond włosy z

ciemnymi pasemkami, słabo opalona cera i lekko zadarty nos. To tak w

wielkim skrócie.

- Witam. Wszyscy wiedzą, na czym polega lekcja, ale dołączyła do nas

nowa uczennica i dlatego powtórzę jeszcze raz. Na lekcji dostaniecie

przydzielone zadania z danych stron. Macie godzinę lekcyjną na ich

wykonanie. Jeżeli nie zdążycie, musicie je zrobić w domu. Istnieje

możliwość, że na każdej lekcji będę sprawdzać wyrywkowo kilka osób.

Jeżeli znajdę osobę, która czegoś nie ma, chociażby cyrkla, to

automatycznie wstawiam jedynkę. Jeżeli będziecie mieli jakieś

problemy, to proszę się do mnie zgłosić, a ja wtedy dam wam listę

naszych szkolnych „korepetytorów”. Ich zadaniem będzie spotykanie się

z wami po lekcjach i pomaganie w zadaniach. Tymi pomocnikami będą

chętni uczniowie, którzy się zgłosili w zeszłym tygodniu. To na tyle.

Gdybyście mieli jeszcze jakieś pytania, przyjdźcie do biurka. Zaczynamy

lekcję. Otwórzcie zeszyt i napiszcie temat ze strony trzydziestej piątej.

background image

67

Lekcja wlokła się niemiłosiernie, a ja i tak gówno z tego rozumiałam.

Otrząsnęłam się dopiero, gdy wszyscy zaczęli wychodzić z klasy.

Jacob miał teraz trening, więc zanim się przebierze, minie sporo czasu, a

ja chcę do domu. A raczej do kochanego łóżeczka, na które się rzucę i

zapadnę w głęboki, kilkumiesięczny sen, i obudzę się dopiero na

początku wakacji. Taa, chciałoby się. Wiem, że nic z tego, ale zawsze

mogę pomarzyć. Niestety, chuj bombki strzelił, bo Jake czekał na mnie

przy wyjściu z wielkim bananem na gębie. Nie lubię, gdy się tak

uśmiecha. Oznacza to, że znowu coś zrobił, a oberwę oczywiście JA!

- Witam ponownie - powiedział radośnie. I z czego ten głąb się cieszy?

Boję się, że odbiło mu kompletnie i będę musiała zawieść go do

psychiatryka, a tym samym stracę popołudnie. Zamiast tego mogłabym

go przywiązać do hydrantu i przyjechać po niego jutro.

Nie owijając w bawełnę, od razu przeszłam do rzeczy.

- Po prostu powiedz, co spierdoliłeś. Od kogo mi się oberwie i za co?

- Bello, Bello, Bello. Czy ty myślisz, że ja zawsze muszę coś spieprzyć?

- Tak, Jacob, tak właśnie myślę. - Zaczęliśmy wychodzić na zewnątrz.

- Ranisz mnie. - Teatralnym gestem przyłożył sobie dłoń do serca, a

przynajmniej to było jego zamiarem, bo pomylił strony. - Tak czy inaczej,

wszystko jest w jak najlepszym porządku.

- Yhm… Tylko czemu ja ci nie wierzę?

- Nie masz do mnie zaufania i już. Po prostu chcę cię przywitać w nowej

szkole i aby tradycji stało się za dość, postanowiłem zrobić akcję o

background image

68

kryptonimie „Achmed detonuj!”- Już chciałam zapytać, o czym bredzi i

czy przypadkiem wszystko z nim w normie, ale w tej samej chwili

usłyszałam wybuch i odwróciłam się w kierunku, z którego dochodził.

Okazało się, że pochodził z klasy chemicznej, tej na parterze. Kłębki

dymu zaczęły wylatywać przez otwarte okno, a tuż za nimi wyleciał

Edward Cullen. Chyba zawadził nogą o parapet, bo runął na ziemię jak

długi. Gdy już wstał, można było podziwiać jego bujną czuprynę

poskręcaną i poplątaną we wszystkie strony. Z okna dalej leciał dym i

wyglądało to trochę tak, jakby włosy Cullena się przypalały. W ustach

Eda było trochę trawy z ziemią, co nadawało całemu przedstawieniu

przyrodniczej nutki. Ogólnie Edzio wyglądał jak ekolog, który stoczył

roczną bitwę o metr kwadratowy trawnika, nie chcąc go przeznaczyć na

obwodnicę. Po prostu nie można było się nie zaśmiać. Gdy ja i Jake

doszliśmy do siebie, nadszedł czas na przesłuchanie.

- Ciekawe, czemu nie wyszedł przez drzwi, tylko skakał przez okno?

- A skąd ja mam to niby wiedzieć?- zapytał mój kumpel z szokiem

wymalowanym na twarzy.

- Nie udawaj głupszego, niż jesteś, bo już gorzej być nie może, tylko

odpowiedz na moje pytanie.

- No dobra, wykradłem klucz z pokoju nauczycielskiego i zamknąłem go

od zewnątrz.

- A jak doszło do tego mini „wybuchu”?

- Nie jestem, aż taki głupi, za jakiego mnie masz. Trochę słuchałem na

lekcji i wiem, jakich gazów nie można ze sobą mieszać. Podmieniłem

etykietki.

background image

69

- I znowu ci nie wierzę.

- Znalazłem w necie, zadowolona?

- Bardzo. Muszę przyznać, że to nawet ciekawy pomysł, ale jak Emmett

cię dorwie…Nie chcę być w twojej skórze.

- Skąd on niby będzie wiedział, że to ja? A poza tym godzinę temu

skończył zajęcia i pojechał do domu.

- Cwaniaczek z ciebie. Nie doceniałam cię, ale Emm i tak się o tym

dowie, a wtedy będzie już po tobie. Jaki chcesz nagrobek?

- Najlepiej z ciemnego marmuru, cztery wiązanki białych lilii, do tego

order pośmiertny i jeszcze...

Szybko przerwałam jego listę życzeń.

- Zrozum, nie mam na to funduszy. Koszty twojego pogrzebu muszą się

zmieścić w granicach mojego kiszonkowego.

- Jak możesz?! Własnego przyjaciela chcesz pochować za dwadzieścia

dolców? Co ty, serca nie masz?! –„Wow!” to jedyne słowo, które opisuje

stan Jacoba. Zaczął dyszeć, zrobił się czerwony na twarzy, a oczy

przybrały purpurowy odcień. Chyba mamy inne wyobrażenia na temat

jego pogrzebu…

- Nie przesadzaj. Może nie byłaby to uroczystość godna bohaterów

wojennych, ale zawsze coś. Zamiast orderu przyczepiłabym ci kokardkę,

to prawie to samo. - Głupkowato się wyszczerzyłam.

- A myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i choć trochę ci na mnie zależy.

- Ależ oczywiście, że zależy. Dla nikogo innego nie kupiłabym kokardki.

background image

70

- Cóż za hojność - mruknął i zaczął iść w stronę swojego motoru.

- Dobra, dobra. Jak chcesz. Mogłabym ci kupić jakąś tanią podróbę, np.

„Virtuti Militari”. Może być?

- Wiesz co? To może ja już zacznę się ubezpieczać?

- Tak, to jest bardzo dobry pomysł.- Jake będzie miał wymarzony

pogrzeb, grupa ubezpieczeniowa zarobi, a ja zaoszczędzę dwadzieścia

dolców. Wszyscy na tym skorzystają.

- To zacznę oszczędzać od jutra. Do zobaczenia. - Wsiadł na to swoje

dwukołowe coś i odjechał. My naprawdę jesteśmy aż tak pojebani, czy

tylko ja mam takie wrażenie?

Przypomniałam sobie, jak wyglądał Edzio po małej eksplozji, i od razu

uśmiechnęłam się na tę myśl. Może w tej szkole jednak nie będzie tak

źle…?

background image

71

7

7

7

7

7

7

7

7

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

EPOV

Obudził mnie natarczywy dźwięk budzika. Nareszcie minął nudny

weekend i w końcu mogę iść do szkoły, i spędzić cały dzień w bibliotece

szkolnej. Poszedłem do łazienki i gdy już załatwiłem „swoje sprawy”,

zszedłem na dół do jadalni. Jak zwykle spotkałem tam całą moją

przyszywaną rodzinę oprócz Carlisle’a, który musiał pojechać wcześniej

do szpitala. Esme jak zwykle krzątała się w kuchni. Carlisle i Esme

zastępują mi rodziców. Bardzo cieszę się, że miałem takie szczęście i

zostałem adoptowany akurat przez nich. Carlisle jest lekarzem w

tutejszym szpitalu. Zawsze mogę znaleźć w nim oparcie. Mam do niego

wielki szacunek, jest dla mnie jak ojciec. Carlisle to spokojny człowiek,

którego trudno wyprowadzić z równowagi. Ma trzydzieści osiem lat i

jest wysokim blondynem o niebieskich oczach. Jego żona natomiast jest

bardzo opiekuńcza. Czasami zwierzam się jej z jakiś sekretów czy

problemów, a ona za każdym razem potrafi mi pomóc. Ma lekko

kręcone, brązowe włosy, które sięgają jej prawie do pasa. Nie jest zbyt

wysoka, raczej w normie. Opalona cera i oczy koloru szarego

wpadającego w zieleń, to ją wyróżnia z naszej rodziny.

background image

72

Ich biologiczne dzieci, Alice i Emmett, to naprawdę zwariowane

rodzeństwo. Pomimo tego, że są bliźniakami, różnią się wszystkim. Alice

jest niską brunetką, zaś Emmett to wysoki, dobrze zbudowany misiek,

który budzi powszechny strach, ale jeśli pozna się go bliżej, staje się

całkiem miły i sympatyczny. Alice to skaczący i pełny energii chochlik. Za

to jej brat, jakby go tu opisać... Głupiutki osiłek - tak, to go idealnie

obrazuje. Nie chcę obrażać Emma, ale jego iloraz inteligencji jest

naprawdę niski.

- Cześć, wszystkim! – powiedziałem, podchodząc do Emma i Al.

- Hej, robię naleśniki. Masz ochotę? - zapytała, jak zwykle troskliwa,

Esme, wychylając się z kuchni.

- Chętnie. - Usiadłem do stołu i zauważyłem, jak Emmett wpycha w

siebie dziesięć naleśników na raz.

- Emmett, jesteś obrzydliwy - skomentowała Ali.

- Byłem głodny - wysapał Emm z buzią pełną jedzenia, przy okazji trochę

napluwając na Alice.

- Ygh… - wysapała i wstała, kierując się do kuchni, by odstawić talerz. Ja

osobiście przez resztę posiłku nie próbowałem nawiązać rozmowy,

obawiając się, że tym razem ofiarą śliny Emmetta będę ja. Gdy już

byliśmy gotowi do szkoły, poszliśmy do garażu. Dzisiaj mieliśmy jechać

do szkoły moim autem. Na miejscu powinni już na nas czekać Jasper i

jego siostra Rosalie Hale. Jesteśmy sąsiadami. Poza tym Alice chodzi z

Jazzem, a Emm z Rosalie. Ja zostaję sam… Jak do tej pory nie spotkałem

żadnej dziewczyny godnej uwagi (tzn. mądrej, z poczuciem humoru,

background image

73

dobrej łagodnej, itp.). Kogo ja chcę oszukać… Przecież to jasne, że żadna

nie zechce takiego kujona i cieniasa jak ja.

Droga do szkoły upłynęła nam dość normalnie. Oczywiście przez słowo

NORMALNIE mam na myśli krzyki Alice i Emmetta. Oni po prostu

uwielbiają sobie wzajemnie dokuczać.

Na parkingu szkolnym stało tylko jedno auto - audi Jaspera. Al i Emm

nawet się nie połapali, że jesteśmy już na miejscu.

- Dobra, dzieciarnio. Wysiadamy.

- Co?! - krzyknęli jednocześnie, zapewne źli o to, że przerwałem ich

sprzeczkę.

- Jesteśmy na miejscu - odpowiedziałem nadal spokojnie. Wygramolili

się z auta i poszli w stronę szkoły. Zamknąłem moje kochane volvo i

poszedłem za nimi. Miałem matematykę, więc skierowałem się w stronę

klasy, by przygotować się na lekcję. Siedziałem w ławce z Angelą Weber.

Bardzo miła i dobra dziewczyna. Wysoka, czarne włosy związane w luźną

kitkę. Nie w moim guście, ale dobrze się uczy i można z nią pogadać. Ja

zajmowałem miejsce od strony okna. Miałem niezły widok na parking i

ławki stojące naprzeciwko okna, z którego patrzyłem. Około pięciu

minut później moją uwagę przykuło coś na zewnątrz. Popatrzyłem w

tamtym kierunku i zauważyłem, jak na parking wjeżdża całkiem dobrze

zadbana toyota. Wysiadła z niej drobna brunetka. Była ubrana w bardzo

obcisłą, turkusową bluzkę, rurki i kozaki. Skierowała się w stronę ławek i

dopiero gdy usiadła, zobaczyłem jej twarz. Na początku mnie zatkało.

Była piękna. Tak, to jedno banalne słowo doskonale ją opisuje. Twarz w

kształcie serca, gładka cera, wydatne i lekko zaróżowione usta, lekko

background image

74

kręcone brązowe włosy. Nie widziałem więcej szczegółów, bo siedziała

dość daleko. Nigdy jej jeszcze nie widziałem w naszej szkole, ale już od

jakiegoś czasu mówiono o jakiejś nowej. Podobno miała przyjechać

córka komendanta, Isabella. Widziałem parę razy jej ojca, gdy byłem u

Carlisle’a w szpitalu. Ta dziewczyna w ogóle nie przypominała pana

Swana. Nie chodzi mi o to, że nie miała wąsów czy coś w tym stylu, po

prostu ma inne rysy twarzy. W pewnym momencie od tyłu podszedł do

niej Jacob Black, czyli największy kretyn w całej szkole. Zawsze wyżywa

się na młodszych albo słabszych, czyli na przykład na mnie. Black jedną

ręka zasłonił Isabelli oczy, a drugą usta. Dziewczyna momentalnie

zaczęła się rzucać. Chłopak coś do niej powiedział, a ona się uspokoiła,

chociaż nadal mordowała go wzrokiem. W pewnej chwili wstała z ławki i

poszła w kierunku szkoły. Black tylko potrząsnął głową i usiadł. Czyżby

oni się znali? Kto normalny chciałby się zadawać z Jacobem Blackiem?

Po jakimś czasie do Jake’a podszedł Emmett. Black natychmiast się

podniósł i groźnie spojrzał na Emma. Nawet bym się z tego zaśmiał, bo

Emmett jest wyższy od Jacoba i ten musi zadzierać głowę, ale po minie

Emma stwierdziłem, że raczej nie poszedł tam na pogaduchy. Mój brat

zaczął coś mówić i mogłem się domyślić, że razem z Jacobem właśnie się

kłócą. Nawet znałem powód ich kłótni. Tym powodem byłem ja. Od

samego początku Black mną pomiatał. Gdy przeprowadziliśmy się tutaj

jakieś dwa lata temu, Jacob nawet mnie nie zauważał. Dopiero jak

niechcący wpadłem na niego, spiesząc się do klasy, w której lekcje miała

Alice (rzucił ją chłopak i musiałem ją pocieszyć), popchnął mnie w

kierunku koszy na śmieci. Później wszystko samo się potoczyło i nawet

nie wiedziałem, kiedy pędziłem przez szkołę z głową w jednym, wielkim

śmietniku. Kosz się zatrzymał, a ja jakimś cudem wygramoliłem się z

background image

75

niego, byłem cały oblepiony jakimś paskudztwem, a jogurt spływał ze

mnie litrami. Nie mam żalu ani pretensji do Blacka. Alice, jak mnie

zobaczyła, po prostu pękała ze śmiechu i kompletnie zapomniała o tym

kretynie. Doszła do wniosku, że widocznie „nie byli sobie przeznaczeni”.

Jakoś tak wyszło, że zaczęla się spotykać z Jasperem, i dotąd więcej nie

musiałem lądować w śmietniku. Wracając do Emma i Jacoba, zapewne

doszłoby do rękoczynów, gdyby Isabella nie weszła pomiędzy nich i nie

załagodziła sporu. Emmett coś odburknął do Jacoba i poszedł w stronę

drzwi prowadzących do szkoły. Ciągle mówię mojemu rodzeństwu, żeby

nie wtrącali się, ale oni i tak mnie nie słuchają. Isabella i Black weszli do

szkoły, a ja wróciłem do zadania. Do lekcji zostało jeszcze trochę czasu,

więc poszedłem w stronę klasy Emma, żeby mu wygarnąć, że nie

potrzebuję niańki. Jak już tam dotarłem to oczywiście okazało się, że

Emmett gdzieś wyparował. Znając go, można się domyślić, że jest teraz z

Rose. No cóż, powydzieram się na niego innym razem. Chciałem wyjść z

klasy i pójść na swoje lekcje, ale gdy nacisnąłem klamkę, drzwi w coś

uderzyły. Okazało się, że tym czymś była Isabella. Ta piękna, cudowna

Isabella. Tak, Cullen, to właśnie ta piękna i cudowna Isabella, która leży

teraz na ziemi i to PRZEZ CIEBIE, pokrako!!! Gdy sam siebie

ochrzaniałem w myślach, dziewczyna wstawała.

- Auu! Idioto, uważaj! - wykrzyczała na mnie. Jakby nie patrzeć, miała

rację. Jestem idiotą.

- Przepraszam, ja… ja… nie chciałem - zacząłem się plątać. No, po prostu

super! Stoi przede mną najładniejsza dziewczyna na świecie, a ja jak ten

ostatni kretyn spuszczam łeb i się rumienię.

background image

76

- Mam w dupie to, czego chciałeś, a czego nie. - Mówiąc to wyminęła

mnie i poszła w swoja stronę. Próbując się pocieszyć, mówiłem sobie, że

mogło być gorzej. Taa, drzwi mogły być metalowe, a nie drewniane. Tak,

wiem, jestem mistrzem w pocieszaniu samego siebie. No nic, kolejna

porażka do kolekcji. Wróciłem do mojej klasy i czekałem na resztę. Po

kilku minutach zadzwonił dzwonek i do środka weszła nauczycielka wraz

z pozostałymi uczniami. Oczywiście, jak pani poprosiła kogoś do

odpowiedzi, każdy tylko patrzył w stronę mojej ławki i czekał na

podpowiedź, ale na przerwie wyśmiewał się z mojej wiedzy. Byłem,

jestem i zostanę kujonem, i nikt tego nie zmieni. Taki na przykład Jacob

Black ma kumpli, wszyscy go lubią (albo boją - to zależy), no i Isabella się

z nim kumpluje, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Mnie pewnie

nawet nie zauważy… Lekcja się skończyła, a ja nic nie usłyszałem. Pouczę

się w domu. Na korytarzu spotkałem Alice i Jaspera. Szli w moim

kierunku, trzymając się za ręce.

- O czym tak gadacie? - zapytałem.

- Miałam angielski z tą nowa dziewczyną, Bellą. Wydawała mi się fajna,

więc po dzwonku zagadałam do niej, a ona zaczęła na mnie krzyczeć, że

„co ja sobie myślę”, „ lepiej, żebym nie myślała, bo kiepsko mi to

wychodzi” i takie tam.

- Może miała zły humor. - Taa, ciekawe przez kogo, Cullen?

- Edward, ja rozumiem, że można być w kiepskim nastroju, ale żeby aż

tak? - zastanawiała się Al.

- Nie dziwcie się jej, bo to moja wina.

- Jak to twoja wina? - zapytał zdziwiony Jazz.

background image

77

- Jakby wam to powiedzieć? Dostała ode mnie drzwiami - wyszeptałem

na jednym wdechu. Zatkało ich na dobre kilka minut. Pierwszy

„odwiesił” się Jasper.

- I ty nadal żyjesz? To chyba cud? Ta dziewczyna wygląda na taką, co ma

charakterek.

- Trochę na mnie powrzeszczała i poszła w swoją stronę.

- I tak nie powinna się do mnie w taki sposób odzywać - skwitowała

Alice.

- Nie czepiajcie się jej tak. Może powiedziałaś coś, co mogłoby ją

zezłościć? - nadal próbowałem bronić Belli.

- Nie powiedziałam nic takiego, a poza tym czemu ty tak za nią

obstajesz? - Alice jak zwykle domyślna. Tylko co mam im powiedzieć?

Wiecie, spodobała mi się Isabella, zakochałem się w niej od pierwszego

wejrzenia, chociaż nic o niej nie wiem. Taa, na pewno zrozumieją.

- Po prostu. Nie wydaje się taka zła. - Kiepsko kłamię, ale mam nadzieję,

że się nie połapią. Po minie Al wiedziałem, że nie wierzy i w domu

będzie chciała wszystko ze mnie wyciągnąć.

- Jak na razie mam na jej temat kiepskie zdanie. - Jasper zakończył naszą

małą dyskusję. Pożegnaliśmy się i każdy ruszył w stronę swojej klasy.

Dzień dłużył mi się niemiłosiernie, być może dlatego, że moje myśli

zajmowała piękna, brązowooka dziewczyna, która, nawiasem mówiąc,

mnie nienawidzi. Nadszedł czas lunchu i, co za tym idzie, czas

przebywania z Bellą w jednym pomieszczeniu. Wchodząc na stołówkę,

od razu zacząłem szukać jej wzrokiem. Siedziała przy jednym stoliku z

background image

78

Jacobem i gadali sobie w najlepsze, dopóki on mnie nie zauważył. Bella

także spojrzała w moją stronę, a ja od razu się zaczerwieniłem. Nadal ze

spuszczoną głowa pomaszerowałem do stolika, przy którym siedziała już

cała nasza paczka.

- A nie mówiłam, że ta nowa jest okropna? - powiedziała Rose do

Emmetta. - Popatrz, pierwszy dzień w nowej szkole, a ona już

zaprzyjaźnia się z największym kretynem.

- Może po prostu nie zauważa, jaki Black jest naprawdę - myślałem na

głos. Spojrzałem w oczy Belli, które były zwrócone w moją stronę, i

dostrzegłem w nich czysty gniew. Szybko się odwróciłem.

- To chyba jest ślepa, a poza tym ona dobrze wie, jak Jacob zachowuje

się. Emmett rozmawiał o jego zachowaniu względem ciebie w jej

obecności.

- Właśnie, Emmett, czy nie mówiłem ci już, że jestem dorosły i nie

potrzebuję niańki? Prosiłem cię, żebyś się nie wtrącał, ale ty mnie w

ogóle nie słuchasz.

- Edwardzie, nie dam tobą poniewierać jak jakimś śmieciem tylko

dlatego, że jesteś nieśmiały i trochę niezdarny. - Przypominaj mi Emm,

przypominaj. - Black musi zrozumieć, że ma się trzymać od ciebie z

daleka.

- Robicie mi wstyd i ludzie jeszcze bardziej się ze mnie śmieją. - Nie

chodziło mi tutaj dokładnie o wszystkich ludzi, a tylko o Bellę, ale ona

też zalicza się do tej kategorii. Emm chciał już coś powiedzieć, lecz

przerwał mu nagły wybuch śmiechu. Jak się później okazało, osobą,

która się śmiała, była Bella. Jej uśmiechnięte usta, lekko zaróżowiona

background image

79

twarz, niesforne kosmyki włosów spadające na czoło - wszystko to

przedstawiało najcudowniejszy obrazek, jaki kiedykolwiek widziałem.

Gdy Bella wyrównała oddech, spojrzała w moim kierunku, tak jakby

czytała mi w myślach i naśmiewała się z moich fantazji. Speszyłem się i

odwróciłem z powrotem do stolika. Wszyscy patrzyli na mnie jakoś tak

dziwnie, a Alice miała zadumana minę.

- Podoba ci się, prawda? - To pytanie padło z ust Al.

- To i tak nieważne. - Tu miałem rację. Moje myśli to tylko chore

fantazje, które nie znajdą ujścia w rzeczywistości. Może i podoba mi się

Bella, ale ona mnie nie lubi. Ba! Ona mnie niecierpi. Jestem ciekaw, jaką

kompromitującą scenkę z mojego nudnego życia opowiedział jej Jacob.

Mam tylko nadzieję, że nie tą o wyjeździe na białą szkołę. Miałaby mnie

za totalne zero. Nie patrząc na resztę, wstałem i szybkim krokiem

ruszyłem w stronę drzwi. Dotarło do mnie to, że nigdy nie będę mógł

mieć Belli przy sobie, zawsze będzie kilka kroków ode mnie. Jak niebo.

Widzę je, ale nigdy nie będę mógł go poczuć. Blisko, ale jednocześnie

zbyt daleko. Z tą myślą wyszedłem ze stołówki, nie oglądając się za

siebie. I tak zobaczyłbym tam tylko naśmiewającą się ze mnie Bellę.

Po przerwie miałem w planie biologię. Bardzo lubię ten przedmiot, a

najbardziej nauczyciela, który zawsze wszystko dobrze wyjaśnia.

Wchodząc, do klasy zauważyłem, że przy mojej ławce siedzi Black i z

kimś rozmawia. Podchodząc bliżej, zauważyłem, że tym kimś była Bells.

Nie wiedziałem, czy mam ich zostawić samych i usiąść z kimś innym, czy

może skierować się na stare miejsce. Moje rozmyślania przerwał

nauczyciel, karząc mi usiąść w ławce z Bells. Cholera. I co ja teraz zrobię?

Narzekałeś, że Bella jest jak niebo. Niby tak blisko, ale jednocześnie tak

background image

80

daleko, więc teraz masz to czego chciałeś: Bellę siedzącą tuż obok ciebie.

Super, ale nie to miałem na myśli. Walić chmurki i aniołki, od dzisiaj

wolę piekło. A będąc już przy temacie piekła, zacząłem się chorobliwie

pocić w miejscach, w których nigdy się jeszcze nie pociłem (w sensie

ręce, a nie jakieś seksualne podteksty). Usiadłem w ławce i odsunąłem

się na sam jej koniec.

- Panie Black, skończył pan już podrywać pannę Swan? - głos nauczyciela

rozwiał moje myśli.

- Nie jestem pewien, czy Bella zgodzi się pójść ze mną na randkę. - Że

co!? Randkę?! Jak on może?! Myślałeś, że będzie czekał? A może ma ją

zaprosić na rundkę gry w bingo dla seniorów? Ogarnij się, leszczu. Moje

wewnętrzne konflikty zbrojne zaczęły mnie już poważnie denerwować.

- Proszę wrócić na miejsce, a na odpowiedź będzie pan musiał poczekać

do przerwy, bo teraz mamy lekcję! - Coraz bardziej lubię tego gościa.

Jacob wrócił do swojej ławki, pan Banner rozdał wszystkim testy o

podziale komórki roślinnej. Ja i Bella wzięliśmy się do pracy. Co jakiś czas

zerkałem na jej formularz, sprawdzając, czy nie potrzebuje pomocy przy

zadaniu. Skończyła szybciej, niż się spodziewałem, ja sam byłem dopiero

w połowie. Zapewne przez to, że patrzyłem się non stop w stronę Bells.

Gdy podeszła do biurka, nauczyciel zaczął z nią o czymś rozmawiać, a ja

spokojnie wróciłem do zadań. W momencie, gdy zadzwonił dzwonek,

spakowałem swoje rzeczy do torby i wręcz wybiegłem z klasy. Ostatnią

lekcją, jaka mi została, była chemia.

Jako zadanie domowe było stworzyć reakcję chemiczną dowolnych

gazów. Ze względu na to, że parterowa klasa chemiczna była wolna,

poprosiłem o pozwolenie na skorzystanie z niej przez najbliższe

background image

81

czterdzieści pięć minut. Gdy już je uzyskałem, wziąłem się do pracy.

Nalałem do jednej z menzurek siarki i chlorofilu, następnie chciałem

dolać do tego podgrzanego oleju, ale gdy tylko te składniki połączyły się

ze sobą, nastąpił wybuch. Płyny w moich rękach pękły i jakiś gaz zaczął

ulatniać się w klasie. Podbiegłem do drzwi, ale nie chciały się otworzyć,

więc wyskoczyłem przez okno. Niestety, zahaczyłem stopą o parapet i

poleciałem prosto na trawnik. Zamrugałem parę razy oczami i

spróbowałem się podnieść. Przyszło mi to bez większych problemów. Na

podniebieniu czułem smak ziemi. Okazało się, że rzeczywiście miałem w

ustach trawę. Chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę szkoły.

Kierowałem się w stronę łazienek.

Dyrektor zauważył mnie na korytarzu i, nie komentując nawet mojego

krytycznego wyglądu, odwrócił się do nauczyciela stojącego obok.

- Panie Smith, czy jest jeszcze w szkole Jacob Black?

- Nie, panie dyrektorze, sam widziałem, jak wychodzi z klasy i żegna się z

kolegami.

- Tak czy inaczej, sprawdzę to, a ty, Edwardzie, jedź już do domu.

Pożegnałem się i skierowałem w stronę mojego auta. Emmett i Alice

zapewne wrócili z Hallami. Jadąc drogą do domu, zastanawiałem się, co

sądzi o mnie Bella. Mogę się założyć, że uważa mnie za kompletnego

kujona i nudziarza. To się dziewczyna nie pomyliła. Och, zamknij się już.

Co? Czy ty właśnie zabluźniłeś? Tak i dobrze mi z tym. To, że się dobrze

uczę, to nie moja wina, po prostu wiedza sama pcha mi się do głowy.

Inni muszą wkuwać całymi nocami, by zrozumieć, o co chodzi, a mi

wystarczy, że pouczę się kilka minut, i już wszystko umiem. Taki dar. Z

background image

82

tym, że jestem nudny, muszę się akurat zgodzić. Nie mam życia

towarzyskiego, ale gdybym je miał, to może Bella zwróciłaby na mnie

uwagę. Taa, mów sobie tak, to może kiedyś uwierzysz... Nie słuchałem

już mojego drugiego „ja”, teraz wyobrażałem sobie w ramionach

mojego pięknego Anioła...

background image

83

8

8

8

8

8

8

8

8

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

BPOV

Po obiedzie postanowiłam, że trochę ogarnę ten syf w moim pokoju

zwany bałaganem. Proszę was, słowo „bałagan” to poważne

niedomówienie. To istna czarna dziura, w której można zginąć...

Dosyć tego dramatyzmu... czas ogarnąć to coś. Tak więc na sprzątanie

straciłam ponad dwie godziny, ale myślę, że warto było je poświęcić.

Cały mój pokoik lśni czystością. Na żadnej półce nikt nie dopatrzy się ani

grama kurzu, podłoga jest wypastowana, łóżko pościelone. A jak! Gdy

Bella chce, to potrafi coś zrobić i nikogo nie wkurwić w tym samym

czasie. No, ale niestety ten dobroczynny dar trzeba jakoś sobie odbić i

już nawet wiem jak...

Zeszłam na dół, założyłam kurtkę i postanowiłam zrobić sobie długi

spacer. Zakończyłam go przed drzwiami moich sąsiadów, a mianowicie

Newtonów. Grzecznie zadzwoniłam do drzwi i po chwili otworzyła mi

jakaś kobieta. Po wyglądzie mogę ocenić, że ma około czterdziestu lat.

Odrosty i masa tapety na twarzy jeszcze pogorszyły jej wygląd. Patrzyła

na mnie raczej ciepło, ale jeśli jest taka jak jej syn, to wolę mieć w niej

zaprzysiężonego wroga, byle tylko mnie unikała.

background image

84

- Dzień dobry. Nazywam się Isabella Swan, zastałam może Mike’a? -

Granie dobrej dziewczynki nawet nieźle mi wychodzi.

-Witaj, nazywam się Melinda. Mike jest u siebie w pokoju, zaraz zejdzie.

- Pewnie rozmawia ze swoją babcią? - Czas rozpocząć misję.

- Babcią? Jaką znowu babcią? Obie babcie Mike’a nie żyją... - Chciała

jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał jej głos Mike’a schodzącego po

schodach.

- Mamo, dlaczego mnie wołałaś, mówiłem ci, że jestem zajęty.

- Synu, masz gościa. - Dopiero po tych słowach spojrzał w naszą stronę.

- Bella? - zapytał ze zdziwieniem. Nie, kurwa, Święty Mikołaj. On jest

ślepy czy niedorobiony?

- Taa, to ja. Przyszłam zobaczyć, co porabiasz, ale dopiero teraz

przypomniałam sobie, że przecież przyjechała do ciebie babcia.

- Babcia? - Po minie mogę stwierdzić, że on i jego matka są podobni.

- Tak, Mike, babcia. Sam mi mówiłeś, że musisz po nią jechać na

lotnisko. To było, gdy wracaliśmy z kina i tak ci się spieszyło.

- Aaa, ta babcia. Teraz już kojarzę. - Nagłe olśnienie padło na tego

pojeba.

- Mike, ale ty nie masz żadnej babci - zwróciła mu uwagę jego mama.

Spojrzał na nią groźnie.

- Bo mi nie chodziło o babcię, tylko o dziadka. - Ja pierdolę, ale on

pomysłowy.

background image

85

- Ale mój ojciec mieszka w Meksyku, a twój drugi dziadek zmarł rok

temu - odparła Melinda.

- Mamo, czy mogłabyś pójść ze mną na chwilę do kuchni?

Mama Mike’a zrobiła podejrzliwą minę, ale poszła za nim. Cała ta ich

gadanina trwała dobre pięć minut, a ja nienawidzę stać dłużej, niż to

konieczne. Na szczęście, gdy już miałam pakować mój zgrabny tyłek do

ich salonu, wrócili. Matka pokręciła tylko głową i poszła na górę, a Mike

szczerzył się jak pies z reklamy pedigree

i

. Tylko że tam psy mają bielsze

zęby.

- To co tam słychać? - Kurwa, ale on ma teksty na powitanie.

- Wiesz co, Mike, ja już chyba pójdę, nie chcę ci przeszkadzać, jak masz

gości.

- Eee, to tylko babcia. - Machnął na to lekceważąco ręką.

- To w końcu to jest babcia czy dziadek? - Będzie nam łatwiej gadać, jeśli

w końcu się zdecyduje.

- No, dziadek, tylko się przejęzyczyłem.

- Nie będę przeszkadzać, do zobaczenia. - Po tych słowach szybko

doszłam do drzwi i pognałam do domu. To jeszcze nie koniec. Moja

misja dopiero się zaczęła. Zobaczymy, jak długo „babcia”, to znaczy

„dziadek”, zostanie w gościnie u Mike’a?

Poszłam do domu i zaczęłam oglądać telewizję, czekając, aż ten pajac

wróci z pracy i zacznie zrzędzić. Ja to mam przesrane życie. Dobrze, że

background image

86

jest jeszcze Jake. On i jego pomysły zawsze mnie doprowadzają do łez.

Nieważne czy ze śmiechu, czy z rozpaczy, liczy się efekt.

Po pewnym czasie zdecydowałam, że pierdolę MTV, i poszłam na górę

do swojego pokoju. Postanowiłam pościągać sobie piosenki na telefon.

Nigdzie nie mogłam znaleźć kabla USB. Przerzuciłam wszystkie rzeczy w

szafkach, ale tego skurwysyna nigdzie nie było. Już chciałam podejść do

kolejnej szafki, kiedy zaplątałam się w moje ciuchy leżące na podłodze.

- No, kurwa, co jest? Jakieś fatum, czy coś. - Podniosłam głowę do góry.

- Daj mi spokój, obiecuję, że będę grzeczna. - Po tych słowach

podniosłam się z podłogi, ale lekko się zachwiałam i instynktownie

chciałam złapać się czegoś, co jest najbliżej. Na moje nieszczęście

trafiło

na

książkę i znowu się wyjebałam. Kurwa jego mać, co ta książka tu

robi?! Człowiek próbuje się jakoś dokształcać, a tu wszystko przeciwko

tobie. Karma do ciebie wróciła. Wypierdalaj z mojej głowy! Nie wierzę w

takie gówno jak karma, przeznaczenie albo miłość od pierwszego

wejrzenia. Takie głupoty wymyślają babcie nie mające co robić po

nocach. Menopauza źle wpływa na kobiety, no ale bez przesady. Niech

zaczną robić na drutach, a nie wymyślać chore bujdy.

Wstałam (już bez żadnych obietnic bez pokrycia) i ze zgrozą

stwierdziłam, że mój pokój odzyskał dawną świetność. Taa, syf powrócił

i to ze zdwojoną mocą. Ewoluował jak Pikachu z Pokemonów.

Nienawidzę tej bajki. Grrr. Tak czy inaczej, nie odczuwam żalu czy

takiego innego badziewia. Owszem, straciłam dwie godziny na

sprzątanie, które na dłuższą metę gówno dało, ale te kilka godzin

porządku to już coś. Dzisiaj pobiłam swój życiowy rekord. Zawsze

bałagan powracał już po kilkunastu minutach. Tak więc jestem z siebie

background image

87

dumna. No nic, wracam do poszukiwań mojego zaginionego skarbu -

kabla USB.

i

Chyba każdy to zna, ale to tak na wszelki wypadek-

http://www.pedigree.pl/

Dobra, poddaję się. Jest możliwość, że ten kabel został w Phoenix, a ja

oczywiście zapomniałam go wpakować. Kupię sobie drugi jutro... w tym

miesiącu... no dobra, kiedyś tam go kupię. A teraz czas na... OBIAD!!!

Kurwa, nie wiem, z czego ja się tak brechtam, skoro to ja muszę go

przygotować. Zawsze była to działka Renee. Stare przyzwyczajenia

szybko nie mijają. Z miną męczennika powlokłam się na dół i zaczęłam

wyciągać potrzebne mi składniki. Mam jedynie nadzieję, że Wąsek

doceni moje poświęcenie i zacznie mi składać hołdy, bo inaczej nie chcę

być na jego miejscu...

EPOV

Dojechałem do domu akurat na obiad. Zjadłem go szybko i już chciałem

iść do swojego pokoju, i rozmyślać na temat Belli, i jej cudownego

uśmiechu, kiedy dopadł mnie ten potwór.

- Musimy porozmawiać. - Tak właśnie brzmią pierwsze słowa

zapowiadające klęskę żywiołową. Jak je usłyszycie, to uciekajcie.

- Jakoś nie mam ochoty. - Próbowałem się w jakikolwiek sposób

wymigać.

background image

88

- To nie było pytanie. - Po tych słowach wciągnęła mnie do swojego

pokoju i zamknęła drzwi. Zacząłem się bać.

- Alice ja nic nie zrobiłem, nie widziałem, ani nie słyszałem. To wina

kota. - Mogłem powiedzieć, że Emma, ale nie będę go wkopywał, męska

solidarność.

- Alice, ja nic nie zrobiłem, nie widziałem, ani nie słyszałem. To wina

kota. - Mogłem powiedzieć, że Emma, ale nie będę go wkopywał, męska

solidarność.

- Edward, my nie mamy kota. - Przewróciła na mnie oczami i

kontynuowała swój wywód: - Ja chcę tylko spokojnie porozmawiać o

tobie i tym, co czujesz do Belli Swan.

- Al, daj spokój. Nic się nie dzieje. - Westchnąłem.

- Edward, nie jestem ślepa. Widzę, że wlepiasz w nią swoje gały jak wół

w malowane wrota. - Cała Alice i jej cudowne porównania.

- Podoba mi się i tyle, nic więcej. - To prawda. Na razie Bella tylko mi się

podobała, ale bardzo bałem się, że mogę się zakochać.

- A co takiego ci się w niej podoba?

- Jest ładna, zgrabna, ma piękne brązowe włosy, w jej oczach można

utonąć i do tego jest mądra. - To tak w wielkim skrócie.

- Skąd możesz wiedzieć, że jest mądra i że w jej oczach można utonąć?

- Mieliśmy razem sprawdzian z biologii i często patrzyłem, czy Bella nie

potrzebuje pomocy, ale ona rozwiązała test bardzo dobrze i szybko. A co

background image

89

do oczu, widziałem je, kiedy uderzyłem ją drzwiami - tę ostatnią część

wyszeptałem. Raczej nie lubię tego wspominać.

- Ona nie jest dla ciebie. Edwardzie, nie pakuj się w to. Decyzja należy do

ciebie, ja zawsze będę z tobą , ale to nie znaczy, że każdy wybór poprę.

Nie chcę mówić „a nie mówiłam”. - Po tych słowach otworzyła drzwi i

wyszła z pokoju.

Może Al ma rację? Może nie powinienem pozwolić swoim uczuciom

dojść do głosu? Alice łatwo mówić, ponieważ ma miłość swojego życia,

która ją kocha. U mnie jest kompletnie odwrotnie. Moja „życiowa

miłość” mną gardzi. No, to masz problem stary. Nie poddam się. Głupie

gadanie Alice mnie nie zniechęci. Jeszcze zobaczy, że uda mi się z Bellą.

Taa, jak cię dostrzeże... Właśnie! Bella musi mnie dostrzec. To jest myśl!

Teraz tylko potrzebny jest mi Emmett i jego nad wyraz rozwinięta

wyobraźnia.

Skierowałem się do pokoju brata, ale nie zastałem go tam.

Przeszukałem każdy kąt domu i nie było po nim śladu. Może pojechał do

sklepu po kolejną paczkę gumisiowych żelków? Tylko że Emm zawsze

zwołuje naradę rodzinną i pyta każdego, co chce ze sklepu, bo nie chce

mu się dwa razy jeździć. Garaż. To tam przesiaduje godzinami z Rosalie.

Oboje uwielbiają samochody i mechanikę. Wszedłem do środka

pomieszczenia i, rzeczywiście, Emm tam był. Sprawdzał coś pod maską

samochodu.

- Hej, Emm, mam mały problem.

- Edward, przecież wiesz, że ja z algebry jestem do kitu. Idź i sprawdź w

necie.

background image

90

- Emmett, nie przyszedłem tutaj w sprawie matematyki, tylko chodzi mi

o Bellę. - Na te słowa Emm tak szybko poderwał głowę, że aż uderzył się

nią w maskę samochodu. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że nawet tego

nie zauważył.

- Edward, ty mnie wkręcasz, czy naprawdę przyszedłeś porozmawiać ze

mną o dziewczynach, bo jeśli tak, to jestem z ciebie dumny! - Czy mi się

wydawało, czy ja na serio zauważyłem łzy zbierające się w oczach

Emma? Dzieciak.

- Emmett, nie przyszedłem gadać o dziewczynach, tylko, ściśle mówiąc,

o tym, co zrobić, by Bella mnie zauważyła. Muszę stać się lubiany i

popularny, ale jak? Tylko szybko.

- Stary, ja na to wszystko pracowałem latami. - Taa, mówiłem już, że

Emm jest jednym z najbardziej popularnych kolesi w szkole? Jeśli nie, to

już mówię. Emmett od drugiej klasy gra w szkolnej drużynie. Baseball to

całe jego życie. Gra na pozycji pierwszobazowego, wszyscy go znają i

lubią. Każdy, kto w końcu dojdzie do tego, że jesteśmy braćmi, zadaje

pytanie: „No co ty? Nie gadaj, on nie może być bratem Emmetta!”. Emm

zna się na rzeczy, więc przyszedłem po radę akurat do niego.

- To zrób mi skróconą wersję dwunastu kroków.

- Dobra, ale to może być terapia wstrząsowa i nie ponoszę

odpowiedzialności za późniejsze uszczerbki na zdrowiu - wygłosił to jak

formułkę na Dzień Nauczyciela. Taa, tylko ten jeden raz był

przygotowany...

- Dobra, dobra. Zgadzam się, gdzie podpisać? - zapytałem sarkastycznie.

background image

91

- Ha, ha, bardzo śmieszne. Ale wracając do tematu, musimy najpierw iść

do Alice i zobaczyć twoją garderobę. Ona pozmienia tam to, co chce, i

pierwszy punkt na naszej liście będzie już zrobiony.

- No właśnie, jest problem. Nie chciałbym, żeby Alice miała w tym swój

udział. Ona nie popiera moich „zalotów” do Belli.

- To mamy problem, bo ja w ogóle nie znam się na modzie.

- Ale Rosalie się zna, zadzwonisz do niej? Może ona mi jakoś pomoże. -

Łapałem się ostatniej deski ratunku.

- Jasne i tak miałem do niej iść za pół godziny, co to za różnica, czy teraz,

czy potem - powiedział Emm.

Gdybym tylko wiedział, że te trzydzieści minut zrobią wielką różnicę,

zaczekałbym.

Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę posiadłosci Rosalie i

Jaspera. Zdzwoniliśmy do drzwi i po kilku sekundach otworzyło nam

„coś”. Nie wiem, jak inaczej to nazwać. Budową ciała przypominało w

jakimś stopniu człowieka, ale z wyglądu... Tu mógłbym dyskutować. Ja i

Emmett popatrzyliśmy najpierw na siebie, potem na kosmitę, potem

jeszcze raz na siebie. Z boku to musiało wyglądać komicznie, ale nam

wcale nie było do śmiechu.

- Chyba jednak jest jakaś różnica - powiedziałem do Emmetta, po tym

jak zebrałem swoją szczękę z ziemi. Chyba jednak wolałbym przyjść tutaj

za pół godziny...

- Co to jest?! - krzyknął Emmett, wskazując na to coś. Sam zadawałem

sobie takie pytanie.

background image

92

Po chwili, gdy znowu spojrzeliśmy na obcego, na jego twarzy zaczęły

pojawiać się szczeliny i kawałki skóry zaczęły odlatywać, a do tego ciało

tego kosmity zaczęło się trząść . Jeśli to coś pożarło Jaspera, to nie chcę

być na jego miejscu i doświadczyć gniewu Alice...

9

9

9

9

9

9

9

9

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

EPOV

- Rosalie, kto przyszedł? - Z wnętrza domu dobiegł mnie głos Jaspera.
Dopiero po pewnym czasie zaczął do mnie docierać sens
wypowiedzianych przez niego słów. Że to niby ma być Rosalie? Chyba w
innym wcieleniu.

- To tylko ci dwaj idioci - odpowiedziała Rose, śmiejąc się na cały głos.

Po tych słowach zza jej pleców wyjrzała głowa Jazza. Jego mina musiała
wyrażać to samo, co moja i Emma: totalny szok i zdziwienie.

- Chłopaki, czemu tak dziwnie się na nas patrzycie?! - próbował
przekrzyczeć chichoty swojej siostry.

- Jasper, czemu Rosalie ma na twarzy takie dziwne coś i czemu tak
rechocze? – Emmett jak zwykle delikatny i owijający w bawełnę. Rose
najwyraźniej nie spodobała się jego wypowiedź, bo nagle umilkła.

- Ja wcale nie RECHOCZĘ! - wykrzyczała w stronę Emmetta. - Ja mogę
jedynie dziewczęco chichotać!

background image

93

- Kochanie, przecież wiesz, że lubię twój śmiech, ale musisz przyznać, że
do najpiękniejszych to on nie należy.

- To może my wejdziemy do środka, co tak będziemy na dworze stać.
Zaczyna robić się zimno i chyba nawet kropi – stwierdziłem, pragnąc jak
najszybciej zakończyć ich kłótnię.

- Tak, tak. Lepiej wejdźmy nim zacznie lać - gorączkowo poparł mnie
Jasper.

Nie czekając nawet na ich odpowiedź, wepchnąłem Emmetta do środka.
Jazz zatrzasnął za nami drzwi i powiedział Rosalie, żeby poszła do
łazienki i zmazała to coś z twarzy. Ta niechętnie na to przystała, nadal
mordując Emma wzrokiem. Gdy zniknęła za drzwiami swojego pokoju,
Jasper gwizdnął i odwrócił się do nas.

- Masz przejebane, stary - cierpko stwierdził Jazz.

- Przecież ja nic złego nie zrobiłem, stwierdziłem jedynie fakt - bronił się
zdezorientowany Emm.

Posadziliśmy go na sofie, żeby przypadkiem nie upadł pod natłokiem
myśli i oskarżeń Rose.

- Kiedy ty się w końcu nauczysz, że kobiety zupełnie nie lubią TAKICH
faktów? Wolą być adorowane, zabierane na randki, komplementowane,
a nie, by jakiś idiota mówił im, że rechoczą jak żaby - spokojnie wyjaśnił
mu Jasper.

- Ale przecież dobrze wiesz, że śmiech Rose brzmi jak żaba w stawie. -
Odwrócił się w kierunku Jaspera. - I nie próbuj mi tutaj kłamać, sam się z

background image

94

niej w dzieciństwie śmiałeś - wytknął mu Emm.

- Ale to było dawno, poza tym i tak przywaliła mi wtedy tą głupią
koroną, w której non stop łaziła jak jakaś dama. - Prychnął.

- Tak czy inaczej, oberwie ci się - podsumowałem.

- A może macie jakiś pomysł, jak to załagodzić? – jęknął zdesperowany
Emm. - Kiedyś już była na mnie wściekła i zrobiła mi trzytygodniowy
celibat. To było wtedy, kiedy ty i wasi rodzice wyjechaliście do
dziadków, a ja i Rose zostaliśmy sami w domu. - Chyba nawet trochę
zaszlochał na to wspomnienie.

- Uuu, to musiało być ci ciężko wytrzymać tak długo w łóżku samotnie. –
Brawo, Jasper, no to go, kurna, pocieszyłeś.

- Oczywiście, że tak. Ja już normalnie głodem przymierałem.

- Jak to głodem? Przecież nie zamknęła ci lodówki na kłódkę? -
Zdziwiłem się.

- No teoretycznie nie, ale bez gumisiowych żelków to jak na głodówce.

- Jakich gumisiowych żelków, przecież miałeś celibat, a nie post.

- Chwila, to o czym my tak właściwie gadamy? - zapytał Emm.

- No jak to o czym? O tym, jak Rosalie zabroniła ci się ze sobą kochać -
powiedział Jazz.

- Co? Jakie kochać? Ja nie mówię wcale o seksie. Gdy powiedziałem

background image

95

„celibat”, miałem na myśli zakaz jedzenia żelków przez trzy długie
tygodnie.

- I to z tego powodu tak rozpaczasz?

- Czy waszym zdaniem ten powód jest nie wystarczający? Przecież to jak
jakaś apokalipsa - jęknął i ukrył twarz w dłoniach.

- Dobra, tylko spokojnie. Rosalie nie jest aż tak... bezwzględna, żeby
zabronić ci jeść twoje ukochane misiowe żelki. Musi tylko trochę
ochłonąć...

- Kto musi ochłonąć? - zapytała Rosalie wchodząc do pokoju, już bez tej
zielonej breji na twarzy. Jej oblicze niczego nie zdradzało. No, Emmett
musi zacząć się modlić. Najlepiej za nas wszystkich. Tak na wszelki
wypadek, gdybyśmy ja i Jasper oberwali czymś, co miało trafić w Emma.

- Edward musi ochłonąć - szybko wymyślił Emmett. - Tak właściwie to
przyszedł tutaj, bo ma do ciebie prośbę.

- Dzięki, Emmett, sam mogłem jej powiedzieć – syknąłem. Nienawidzę,
gdy ktoś traktuje mnie jak dziecko lub udaje, że nie ma mnie w pokoju.

- A tak właściwie to o co chodzi? – zapytała Rose.

- Możemy iść pogadać na osobności?

- Jasne, chodźmy do mojego pokoju - zaproponowała i ruszyła w stronę
schodów.

- Więc o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - zapytała bez zbędnych

background image

96

ceregieli, siadając na łóżku. Wskazała miejsce obok, więc ja również
usiadłem.

- Pamiętasz może Bellę? To ta nowa.

- Ta nieuprzejma i patrząca na wszystkich z góry? – Nie pomagasz, Rose,
nie pomagasz.


- Tak, ta sama. No, więc ona tak jakby mi się podoba i chciałbym, żeby
zwróciła na mnie uwagę, i tak sobie pomyślałem, że najlepiej zacząć od
ubioru, więc zgłosiłem się z tym do ciebie.

- Cieszę się, że przyszedłeś z tym do mnie, ale czemu nie poprosiłeś o
pomoc Al? Ona też zna się na ciuchach. - W jej głosie nie było
zdziwienia, podejrzliwości czy czegoś takiego. Jej głos był spokojny.

- Alice nie popiera mojego zauroczenia Bellą i dlatego nie chcę jej w to
mieszać, i ciągle wysłuchiwać, jakim to jestem idiotą.

- Moim zdaniem również jesteś idiotą Edward. Ta dziewczyna jest twoim
kompletnym przeciwieństwem. Owszem, mówią, że przeciwieństwa się
przyciągają, ale ty i ona... Boję się, że może wam nie wyjść. O ile
oczywiście coś się zacznie. Być może Bella woli innego albo cię nie
zauważy lub będzie chciała zabawić się twoim kosztem. Takich „ale” jest
jeszcze całkiem sporo i być może nie wszystkie przychodzą ci do głowy.
Edwardzie, jesteś pewien, że gra jest warta świeczki? Być może, gdy
knot się wypali, pozostanie jedynie ciemność? - Właśnie czegoś takiego
nie dopuszczałem do mojej głowy. Chciałem wierzyć, że to moje
zauroczenie przerodzi się w odwzajemnioną miłości i wszyscy będą
szczęśliwi, ale Rose może mieć rację. Nie wszystko może pójść po mojej
myśli.

background image

97


- Zaryzykuję.

- Dobra, więc od czego chciałbyś zacząć?

- Najlepiej od początku, ale weźmy się najpierw za ciuchy.

- Okej, więc może jedźmy do jakiegoś sklepu. W Seattle otworzyli
ostatnio fajny sklep z męską odzieżą. Miałam tam niedługo jechać z
Emmettem, ale teraz jest idealna okazja. - Zeskoczyła z łóżka i podbiegła
do drzwi. - No, na co czekasz? Rusz tyłek i chodź już. Zakupy potrwają
kilka godzin, a ty się obijasz. Nie mamy czasu. - Boże, kiedy ona złapała
takiego kopa energii? Przed chwilą siedziała sobie ze mną spokojnie, aż
tu nagle takie BUM! Ehh, kobiety...

Zszedłem na dół i od razu wleciał na mnie Emmett. Zaczęło robić mi się

duszno i miałem mroczki przed oczami.

- Emmett, zejdź z niego, bo go zgnieciesz - wysapał Jazz, próbując

ściągnąć ze mnie tego klocka. I chwała mu za to!

Znaczy chwała Jasperowi, że próbuje ze mnie ściągnąć Emmetta, a nie

chwała Emmettowi za to, że mnie miażdży.

- Eddie, nie wiem, co zrobiłeś, ale jesteś wielki! – wykrzyknął uradowany

Emm, gdy już Jasper mnie spod niego wyciągnął.

- Ale o co tak właściwie chodzi? - wysapałem pomiędzy łapczywym

chwytaniem powietrza. I czy mi się zdaje, czy rzeczywiście moje żebro

jest złamane? Zacząłem macać swoją klatkę piersiową, czekając na ból,

a w między czasie Emmett kontynuował:

background image

98

- Rosalie nawet na mnie nie nakrzyczała ani nic. Po prostu do mnie

podeszła i dała mi buziaka. Powiedziała też o tych waszych zakupach i

zapytała, czy dołączę, ale ja, jasna sprawa, chcę jeszcze trochę pożyć,

więc odmówiłem - te całe zakupy to tylko przykrywka dla morderstwa,

ta dziewczyna to demon zakupowy i lepiej jej unikać - a ona jedynie

powiedziała „okej” i poszła do samochodu.

- I czym tu się tak ekscytować? - mruknął Jazz, ale Emm chyba go nie

usłyszał. - I tak prędzej czy później przypomni sobie o twojej jakże

inteligentnej uwadze, a wtedy już po tobie. – Jednak Emmettowi te

słowa nie popsuły humoru i dalej pląsał po domu jak jakaś balerina.

Niech chłopak nacieszy się tym szczęściem, bo coś czuję, że Jazz ma

rację i ta jego euforia długo nie potrwa. Na razie niech będzie w tym

swoim świecie pełnym gumisiowych żelków, gdzie nie ma gniewu

Rosalie.

Usłyszałem, jak auto zatrąbiło, i musiałem się pośpieszyć, by Rosalie nie

wkurzyła się bezpośrednio na mnie. Złapałem kurtkę i wybiegłem z

domu.

- No, nareszcie. Ile można czekać? A mówicie, że to my, kobiety,

potrzebujemy kilku godzin na wyjście z domu. Czekam tu, czekam, a ty

nic – powiedziała, odpalając silnik i wyjeżdżając na drogę.

- Słyszałem, że te nasze spokojne zakupy to istna katastrofa i lepiej,

żebym uciekał, to prawda?

- Ktoś ci głupot nagadał, a ty uwierzyłeś - powiedziała, ale zauważyłem,

jak jej oczy niebezpiecznie świecą. Poprawiłem okulary, które zsunęły mi

się z nosa, i mocniej wcisnąłem się w fotel.

background image

99

Coś czuję, że te zakupy, to jednak nie był taki dobry pomysł...

*****

No i oczywiście miałem rację. Rosalie wpadła w jakiś... szał. Chociaż to

nie do końca opisuje jej stan. Biegała, wrzeszczała na mnie (to chyba

najbardziej lubiła), przepychała się i chyba nawet trochę podskakiwała.

Ja jedynie siedziałem na tyłku i czekałem na rozkazy. Emmett powinien

mi dziękować. To dla niego przymierzałem tysiące swetrów, bluzek,

spodni, butów, czapek, itp., ale na szczęście odwróciłem uwagę Rose od

żartu Emma na temat jej rechotu i nie wrzeszczała aż tak bardzo, jak

powinna.

Otrząsnąłem się z tego letargu dopiero wtedy, gdy Rosalie zaczęła

ciągnąć mnie do sklepu z bielizną.

- Rosalie, nie przesadzaj. Nie będę paradował z tobą u boku w

poszukiwaniu bokserek. - Mówiąc to, szarpnąłem ramieniem, w które

aktualnie Rose zaczęła wbijać swoje pazury. Kurde, ile je zapuszczała?

Całe życie czy jak?

- To ty nie przesadzaj. Czy wiadomo, do czego może dojść pomiędzy

tobą a Bellą? Bielizna to niezaprzeczalnie jeden z ważniejszych punktów

naszej wycieczki.

- Wycieczki? Ty ten obóz przetrwania nazywasz wycieczką? - wręcz

pisnąłem i zacząłem mocniej się szarpać. Ta dziewczyna jest psychicznie

background image

100

chora. Jeśli się pospieszymy, to może jeszcze jakiś lekarz będzie w stanie

jej pomóc... Mało prawdopodobne, ale co mi szkodzi.

- Rosalie, zrozum, że cudem będzie, jeżeli ona ze mną pogada. Na razie

nie zanosi się nawet na to, a co dopiero mówić o bliższym kontakcie.

- Ty widzisz wszystko tylko w czarnych barwach, Edwardzie, a w życiu

trzeba mieć trochę dystansu - stwierdziła tak, jakby to była filozofia

ponad moją męską głowę.

- Ale, Rose...

Nie zdążyłem dokończyć, bo jak zwykle mi przerwała.

- Nie musisz się tłumaczyć, Edwardzie. Ja wszystko rozumiem. Kiedy

dorośniesz do tej rozmowy, wpadnij, ale na razie sobie to wszystko

przemyśl - powiedziała z nonszalancją i odwróciła się w stronę innego

sklepu. I o co jej tak naprawdę chodziło? Nad czym ja mam myśleć? To,

że Bella mnie nie lubi, to czysty fakt, nie podlega dyskusji. A Rosalie chce

nad tym debatować? Znowu nic nie rozumiem. Czas przywyknąć, to

Rosalie.

*****

Nareszcie zakupy minęły i zaczął się powrót do domu. Najdziwniejsze

jest to, że żyję i mam wszystko na swoim miejscu. Po akcji ze sklepem z

bielizną Rose miała jeszcze kilka wybuchów. Nie dziwcie mi się, że kłócę

się z grizzly, ale ona tak się rozkręciła, że chyba zapomniała, z kim jest

na zakupach. Kurde, nie jestem Alice, żeby mnie do kosmetycznego

ciągnąć i pitolić o jakiś błyszczykach. Po drodze pokazywała jakieś nie

wiadomo co i marudziła, że to niby mi zrobi coś tam z cerą i będzie

background image

101

lepiej, niż jest. Niestety, nic nie zrozumiałem. Zauważyła, że

przewróciłem oczami nad jej babskimi problemami, i chyba chciała mi

coś zrobić, ale byli ludzie, a ona jest, jak to powiedziała, wykwintną

damą, która jest zawsze opanowana i panuje nad emocjami. Pff, chyba

w innym życiu.

- Edwardzie, czemu się tak szczerzysz? Mów, bo zaczynam wykręcać

numer do psychiatry. - Dopiero teraz załapałem, gdzie jestem.

W klatce z Bestią, a myślałeś, że w lunaparku?

- Nie, nie musisz nigdzie dzwonić. A tak w ogóle, to skąd masz numer do

psychologa?

- Nie do psychologa, tylko do psychiatry. Nikomu, kogo znam, psycholog

nie pomoże. Załamałby się nerwowo po pierwszych pięciu minutach

sesji.

- Rosalie, od samego początku naszych zakupów korci mnie, by zadać ci

pytanie, ale chcę szczerej odpowiedzi, a nie uników i zmian tematu. -

Przemilczałem to, że uważa mnie za wariata, i postanowiłem zadać to

ryzykowne pytanie, przez które może wrócić mroczna wersja Rosalie.

- Jasne, pytaj.

- Czy ty tak po prostu odpuściłaś Emmettowi?

Na te słowa uśmiechnęła się diabolicznie. O, już znałem odpowiedź.

Emmett pewnie siedzi teraz na necie i robi to, co misie lubią najbardziej,

a w jego wykonaniu to słuchanie muzyki na cały regulator i fałszowanie

tak, że kwiatki więdną, a rybki w jego akwarium pływają do góry

background image

102

brzuchem. Słyszałem i wiem, że boli. Chłopak jest nieświadomy

zbliżającego się niebezpieczeństwa.

- Edwardzie, a co ja takiego mam mu wybaczyć? - spytała słodkim

głosikiem.

Już chciałem powiedzieć coś w stylu: „No to, że powiedział bolesną

prawdę na temat twojego niby śmiechu”. Ale w porę ugryzłem się w

język i powiedziałem to, co chciała usłyszeć.

- To jego wierutne kłamstwo. Jak on tak mógł ten cudny odgłos nazwać

rechotem? - Udałem szok i niedowierzanie najlepiej, jak tylko umiałem.

Zachowywałem się jak baba na plotach.

- No właśnie, ja też nie rozumiem tej jego dziwnej logiki. - Albo wie, że

kłamię, albo nie chce dopuszczać do siebie tej smutnej prawdy. Tak czy

inaczej nie oberwało mi się za to małe kłamstewko, dzięki któremu

wszyscy są szczęśliwi.

*****

W domu od razu rzuciłem się na moje kochane łóżeczko, ale nawet

dobrze nie poczułem pościeli pod swoim ciałem, a już do pokoju wpadł

Emmett.

- I jak? Była bardzo zła? Tylko mnie nie okłamuj, od tego zależy moje

marne, misiowe życie. - Ledwo wyłapałem pojedyncze słowa. Dyszał i

połowę z nich połykał.

- Nie, nie była zła - wymamrotałem w poduszkę.

background image

103

- Ale jesteś pewien? Może źle odczytałeś jej emocje?- Emmett próbował

nie patrzeć na cudowny scenariusz, ale i tak dało się słyszeć w jego

głosie nutkę nadziei.

- Emmett, Rosalie była w dobrym humorze, może aż za dobrym, ale i tak

obydwaj dobrze wiemy, że ci się nie upiecze. Następnym razem

będziesz pamiętał, by ugryźć się w język i zamiast tego powiedzieć

słodziutki komplement.

- Ale to była prawda - załkał, próbując się bronić. Normalnie starałbym

się go jakoś pocieszyć, może nawet objąłbym go ramieniem i zaczął

tulić, ale teraz marzyłem tylko i wyłącznie o spokojnym śnie. Bez

Rosalie, zakupów, rozhisteryzowanego Emmetta i całej bandy.

- Emmett, ja nigdy nie miałem dziewczyny, a i tak wiem lepiej, że one

nie chcą prawdy.

- To wychodzi na to, że z naszej strony chcą jedynie kłamstw?

- Nie, źle mnie zrozumiałeś. Tutaj nie da się powiedzieć, że w danym

przypadku chcą prawdy, a w danym kłamstwa. Każda kobieta jest innym

labiryntem zagadek i niebezpieczeństw. Musisz wiedzieć, kiedy co

mówić, a już na pewno w obecności Rosalie. To tak, jakbyś chodził po

polu minowym. Na każdym polu miny są poustawiane inaczej i nie masz

pewności, że jeśli na tamtym terenie szedłeś bokiem i nic cię nie

spotkało, tutaj też będzie tak samo. Jeden fałszywy krok i cię nie ma.

Zostają tylko, rozwalone po całym polu, małe kawałeczki ciała.

- Ty chciałeś mnie niby pocieszyć, czy jeszcze bardziej przerazić? Jedno z

nich ci się na pewno udało.

background image

104

- Emmett, nie możesz się u mnie chować.

- Tak, masz rację. - Niemożliwe, Emmett zrozumiał i się ze mną zgodził. -

Rosalie wszędzie mnie znajdzie. - A już myślałem, że dotarło.

- Musisz się z nią spotkać, szczerze przeprosić i powiedzieć, że coś cię

opętało i chyba te twoje żelki były przeterminowane. Ja tymczasem

będę się o ciebie modlił. Przygotuj się do tej rozmowy i wszystko będzie

okej.

- No to mam mało czasu, bo Rosalie mnie wzywa - to ostatnie

wyszeptał, jakby się bał, że zaraz wyjdzie z ziemi i gdzieś go zaciągnie.

- Skoro cię wzywa, to lepiej nie zwlekaj.

- Ale jak ja mam ją przeprosić za to, że powiedziałem to, co myślę? - No i

znowu się zaczyna.

- Idź do Jaspera, a najlepiej do Alice. Albo nie. Najlepiej idź od razu do

Rose i nie denerwuj jej bardziej.

- Dobra, to ja lecę.

- Leć, leć. Tylko nie połam skrzydeł.

Chciałem powiedzieć mu jeszcze coś na drogę, ale nie wiedziałem co.

Połamania nóg czy pióra w tej sytuacji nie miałoby sensu. Chociaż to o

nogach? Bardziej pasowałoby poszarpania na strzępy, ale jeszcze by tu

wrócił i zaczął płakać.

Nareszcie cisza i spokój. Rosalie przyjdzie jutro i pomoże mi dopasować

poszczególne ciuchy. Znając mnie, założyłbym byle co, ale na pewno nie

wyglądałbym gorzej niż Emmett rok temu, gdy chciał wkurzyć trochę

background image

105

Alice i zaczął wciskać na siebie wszystkie jej ciuchy. Poddał się przy

pierwszej sukience, gdy w taki sposób utkwiły mu w niej ramiona i

głowa, że nic nie widział, ani nie mógł ruszać rękoma. Wpadł w popłoch i

dopiero wrzask Alice sprawił, że się zatrzymał i dał sobie pomóc.

Skończyło się na tym, że sukienkę trzeba było pociąć, bo przecież Emm

wciskał wszystko na siłę i myślał, że jak weszło to i zejdzie. Żeby

udobruchać Alice, kupił, a raczej poprosił Rose, by to zrobiła, inną

sukienkę o podobnym fasonie. Wydał sporo kasy, ale teraz już wie, że

mimo iż on i Alice są bliźniakami, to w te same ciuchy nie wejdą.

Moja rodzina to istne wariatkowo. Brakuje jeszcze tylko kuzyna ze

szpitala psychiatrycznego i wszystko byłoby jasne. Nikt nie jest

normalny, ale my przekraczamy wszelkie granice.

background image

106

1111

1111

0

0

0

0

0

0

0

0

R

R

R

R

R

R

R

R

O

O

O

O

O

O

O

O

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

D

D

D

D

D

D

D

D

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

Z

IIII

IIII

A

A

A

A

A

A

A

A

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

Ł

BPOV

- No kogóż to moje piękne oczy widzą? Cóż to się stało, że nareszcie

zawitałeś w skromne progi szkoły?

- Stwierdziłem, że trochę edukacji mi nie zaszkodzi. Dziwi mnie twój

widok, Bells.

- Bardzo śmieszne, Jake. Przecież wiesz, że ja zawsze jestem głodna

wiedzy - odparłam lekkim tonem i poszłam w stronę kolejki. Nareszcie

zaczął się lunch, umieram z głodu.

Rano ten durny budzik nie zadzwonił i dobrze, że ten wąsaty pajac mnie

obudził, bo bym zaspała. Niestety, nie zdążyłam zjeść śniadania i cały

dzień głodowałam. Pierwszą lekcją była chemia i to babsko by mnie

chyba zabiło, gdybym znowu nie przyszła na jej zajęcia. Jacoba nie

widziałam od początku dnia, więc zdziwiłam się, kiedy go zobaczyłam.

Jeśli nie chciało mu się przyjść rano, to musiał nieźle powalczyć, żeby

teraz zwlec swój tyłek z łóżka.

Usiedliśmy do naszego stolika i jak zwykle podbieraliśmy sobie jedzenie.

W pewnym momencie zauważyłam, że Jake wytrzeszcza gały.

Powiodłam za jego wzrokiem i zauważyłam, jak na stołówkę wchodzą

Cullenowie i ich sąsiedzi. Za nimi, jak zwykle, toczyła się ta ofiara losu.

Coś mi jednak nie grało... To nie był stary Edward. Ten, zamiast swojego

durnego, czerwonego sweterka, miał modny T-shirt z nadrukiem znanej

kapeli rockowej, okulary zniknęły, pewnie ma soczewki. Włosy, zwykle

background image

107

„ulizane”, były teraz w lekkim nieładzie. Nowy Edward był tak inny od

starego, że tylko oczy zdradzały całą tę „metamorfozę”.

Nagle, jakby wiedział, że na niego patrzę, odwrócił wzrok w moją stronę

i posłał mi krzywy uśmiech. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że

wygląda nawet seksownie. Seksownie? Ty się dobrze czujesz? Przecież to

jest Edward! Ten kujon, idiota i gnojek, którym każdy bawi się, jak chce?

Taa, seksowny to jego drugie imię. Może teraz i jest bardziej do

przyjęcia, ale to tylko ciuchy. Znając jego zdolności, wróci do domu w

podartych i upapranych.

Do rzeczywistości przywrócił mnie śmiech Jacoba. Odwróciłam się w

jego stronę, tym samym zrywając kontakt wzrokowy z Cullenem.

- A to dobre! Ha, ha, ha. Nie wiem, co się z nim stało, ale chyba wystąpił

w „Zamieńmy się żonami”. To cholerstwo może zmienić człowieka, ale

nie wiedziałem, że aż tak.

- Jake, on nie ma żony - zgasiłam jego przypływ radości.

- No nie ma, ale mi chodziło, że to on nią był. - Zrobiłam do niego

zdziwioną minę. - Bo ty nie łapiesz mojego poczucia humoru. -

Westchnął i fochnął się na całego. Zrobił obrażoną minę i wcisnął się w

krzesło, dalej pałaszując swój lunch.

- Że niby ja nie rozumiem twojego poczucia humoru?

- Mało tego, powiem ci więcej. Ty nie masz za grosz poczucia humoru!

- Ooo, przegiąłeś. Chyba ci te oczojebne cukierasy zaszkodziły.

background image

108

- Nic mi nie zaszkodziło. Nie masz poczucia humoru i nie znasz się na

żartach.

- To się jeszcze okaże. Zrobię taki kawał, że posikasz się ze śmiechu i

będziesz błagał o więcej! - wykrzyczałam mu prosto w twarz. Co on

sobie niby myśli? Chce wojny, to będzie ją miał.

- Już to widzę. Nie mów, bo jeszcze się przestraszę.

- Daj mi dwa tygodnie, góra miesiąc.

- Potrzeba aż tyle, żeby coś wymyślić?

- Nie, potrzeba mi tyle, żeby udupić Cullena.

- Oj, no weź, proszę cię. Nie mogłaś znaleźć sobie kogoś lepszego? Może

i ma niezłe IQ, ale jest „niedoświadczony życiowo”. - Na ostatnie dwa

słowa zrobił w powietrzu palcami cudzysłów i taką minę, jakby to była

oczywista oczywistość.

- Jeśli mówiąc „niedoświadczony życiowo”, masz na myśli to, że mało

przeżył, to przypomnij sobie wszystkie kawały, które mu zrobiłeś. W

ciągu kilku miesięcy wyjdzie ci ponad setka. - Widząc jego skupioną

minę, od razu pożałowałam swoich słów. - Jacob, oboje wiemy, że jesteś

cienki z matmy, więc daj sobie spokój z tymi obliczeniami.

- Wcale nie jestem cienki, jak to zgrabnie ujęłaś, z matmy. Po prostu

gorzej mi idzie. System nie przewiduje takiego geniusza jak ja i dlatego

nikt nie potrafi mnie czegoś nauczyć.

- Jacob, ty nawet nie wiesz, ile wynosi liczba pi. Ty nawet nie wiesz, co

to jest.

background image

109

- Umiem liczyć do dziesięciu i się nie chwalę.

- Dobra, zostawmy twój intelekt i wróćmy do sprawy. Mogę się z tobą

założyć, że zrobię Edowi kawał wszechczasów, nie pozbiera się po nim

do końca życia.

- A co ty niby chcesz zrobić? Chwalić się to ja też umiem - zapytał z miną

zwycięzcy.

- Zabawić się, to, co zwykle. A myślałeś, że poprosić o korepetycje?

- A na czym ten plan miałby polegać?

Uśmiechnęłam się do niego i plan sam zaczął mi się formować w głowie.

Oj, Eddie, Eddie. Już mi cię szkoda...

EPOV

- I jak? Myślicie, że zauważyła? - zapytałem zdenerwowany.

Gdy wszedłem na stołówkę i zauważyłem, że Bella mi się przygląda,

ucieszyłem się. To oznaczało, że zauważyła zmianę. Niestety, oprócz

chwilowego spoglądania na mnie nic nie zrobiła.

- Edwardzie, tego nie da się nie zauważyć. Wyglądasz jak nie ty. Każdy to

spostrzegł - pocieszała mnie Rose.

Może i miała rację. Może jestem zbyt niecierpliwy, ale miałem nadzieję,

że spodobam się Belli i zacznie ze mną rozmawiać. To nie poszło

dokładnie tak, jak myślałem.

background image

110

- Daj jej przetrawić te informacje. Chyba nie myślałeś, że od razu rzuci ci

się w ramiona? - Jak zwykle Emmett i jego pocieszające gadki.

- Emmett, nie pomagasz - wysyczała w jego stronę Rose.

- On ma rację. Edwardzie, nic ci nie wyjdzie z użalania się nad sobą. A co

jeśli ona nadal nie będzie chciała z tobą gadać? Załamiesz się i

wpadniesz w depresję? Edward, bądź poważny. Same ciuchy i styl bycia

nie zmienią jej zdania o tobie. Nie możesz zmienić się wewnętrznie, a

chyba to jej najbardziej nie pasuje.

- Alice, Bella mnie nie zna. Najpierw chcę stać się do przyjęcia. Zacząłem

od ciuchów. Małymi kroczkami. Dopiero potem zaczną się schody.

- Obyś tylko nie złamał nogi, zanim wejdziesz na pierwszy stopień -

mruknęła i wróciła do przerwanego posiłku.

Coś mi się wydaje, że Alice nadal nie popiera moich zalotów do Belli.

Wiem, że ryzykuję i mogę skończyć ze złamanym sercem, ale jestem

gotowy postawić je w puli. Jestem pewien, że ja i Bella idealnie byśmy

do siebie pasowali. Nie znamy się jeszcze dokładnie, ale czuję między

nami coś... jakąś chemię. Nie mogę zrezygnować tylko dlatego, że może

się nie udać. Jeśli nie zaryzykuję, nigdy nie dowiem się, co mogłem

zyskać.

Jeśli nadal nic się nie zmieni, będę musiał coś wykombinować. Nie wiem

tylko co.

Może jakaś inna fryzura?

Taa, tylko jaka? Moje włosy nie chcą się układać. Plączą się we wszystkie

strony i nie da się nad nimi zapanować.

background image

111

A jeśli byś się bardziej opalił? Spójrz na Blacka. Przy nim wyglądasz jak

biała ciota. Może Bella właśnie takich lubi?

Jest tylko jeden mały problem. W Forks nie świeci słońce, do solarium

nie pójdę! Mam jej zaimponować, a nie robić z siebie jakąś cizię.

Doczepię sobie jeszcze tylko tipsy i zostaniemy najlepszymi

psiapsiółkami. Nie ma co, ekstra plan.

No to zostaje nam popracować nad twoimi mięśniami... o ile jakieś

masz.

Z tym to będzie problem. Chociaż, jeżeli Emmett by mi pomógł, to

nawet mogłoby się udać.

Taa, za jakieś sto lat. Ale nie bój nic, Bella na pewno zaczeka. Zostanie

wierna idiocie, który nawet słoika nie jest w stanie sam otworzyć. Już

nawet Esme jest silniejsza. Nawet Romeo i Julia mieli większe szanse na

związek niż wy. Miłego, samotnego umierania.

Nie będzie tak źle. Coś się wymyśli. Poczekamy, zobaczymy.

*****

Już chciałem wsiąść do mojego auta, ale zauważyłem, jak Bella kieruje

się w moją stronę. Mało tego, ona się uśmiechała!

Im bardziej się zbliżała, tym ja stawałem się bardziej zdenerwowany.

Ręce zaczęły mi się pocić i musiałem oprzeć się o auto, żeby nie upaść.

Nie za bardzo mogłem myśleć, wszystko było jakąś nieskładną papką

bzdur.

background image

112

- Hej, Edwardzie, chciałabym z tobą porozmawiać. - Uśmiechnęła się

słodko i zagryzła wargę.

- O... jasne, czemu nie - zaczynałem się jąkać.

Świetnie, Edd, stoi przed tobą najlepsza laska w szkole, a ty zachowujesz

się jak jakiś czubek. Ogarnij się!

- Słuchaj, może usiadłbyś ze mną jutro podczas lunchu, co? Oczywiście

przy innym stoliku niż tym, przy którym siedzę z Jacobem.

- O... jasne, czemu nie. - Cholera, powtarzam się!

- To do jutra! - Odwróciła się i pomachała mi, zanim wsiadła do

samochodu.

Gdy zniknęła mi z oczu, w końcu mogłem odetchnąć.

Bella Swan chce ze mną zjeść lunch! To najlepszy dzień w moim życiu!

Będę musiał jeszcze poprosić Rosalie o kilka rad, ale i tak zapowiada się

ciekawy dzień.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
10 Rozdział 24
10. Rozdzial 8, Rozdzial VIII
10 Rozdział 09 Mnożenie szeregów Szeregi podwójne
Broken Heart Od Prologu do Rozdziału 24
10 Rozdzial 09 D5PNIZIF53L56XMN Nieznany
10 rozdzial 09 zebky4722c64adug Nieznany (2)
10 rozdzial 10 T4V5BT7NMECVJO7Y Nieznany
10 Rozdzial 31 33
10 Rozdział 08Całka funkcji trzech zmiennych
Dlaczego zwierzęta 10 Rozdział 9 – Zewnętrzne i dziedziczone czynniki ryzyka w chorobie sercowo na
10 rozdzial6
10 rozdzial 234
10(2), Rozdziat dziesiaty
12. Rozdzial 10, Rozdzial X
HAITH - Psychologia dziecka, Rozdział 10, ROZDZIAŁ 10
10 Rozdzial 9A
2(10), ROZDZIA˙ DRUGI
10 rozdzial 09 WHOZPMRNMHSN32O4 Nieznany

więcej podobnych podstron