wszyscy mowia zajebe cie,42

background image

98

p o r a d n i k p s y c h o l o g i c z n y c z e r w i e c / l i p i e c 2 0 0 8

f i l m o w a p s y c h o t e r a p i a

99

wspaniałego mężczyznę. Jest postacią fikcyjną, ale
przecież nikt nie jest doskonały” – mówiła bohater-
ka. To był prawdziwie idealny mężczyzna, który
jednak przegrał ze swoim realnym odpowiedni-
kiem, aktorem go odtwarzającym. Bohaterka (Mia
Farrow) wybrała tego prawdziwego, a on ją oszukał
i porzucił. Zrozpaczona znowu idzie pocieszyć się
do kina, gdzie kolejny gwiazdor, tym razem Fred
Astaire, śpiewa i tańczy, a jej się oczy rozjaśniają.
Tylko iluzja daje szczęście. U podstaw tego filmu leży
wielki smutek, tyle że ubrany w śmieszność.

Allen jest wielki dlatego, że wyraża w charaktery-
styczny dla siebie, komediowy sposób rozpacz. Jest
wytworem i jednocześnie piewcą swoich czasów.

Z kolei w filmie „Życie i cała reszta” Allen gra men-
tora głównego bohatera, młodego, trochę rozchwia-
nego pisarza. Przekazuje chłopakowi swoje poczucie
zagrożenia, namawia go na kupno strzelby i poucza,
jak skompletować niezbędnik przetrwania, w który
każdy współczesny człowiek powinien być wyposa-
żony. I tu już jesteśmy w Ameryce późniejszej, tej
po zamachu 11 września.

Pokazuje nam też, że w tym świecie nikt nie może
być normalny. Każdy ma jakąś swoją obsesję. I może
tu mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się
ostatnio uczepił kryminałów i opowiada teraz hi-
storie osnute na morderstwach.

Wydaje mi się, że Allen, do jakiego się przyzwy-
czailiśmy, Allen autor, zaczął się chować za kinem
gatunkowym. Nie tylko sam występuje coraz rza-
dziej (we „Śnie Kasandry” go nie ma), ale wycofał
też swojego neurotycznego bohatera z właściwym
mu wątpiąco-sceptycznym oglądem świata. Allen,
który zawsze rozbijał konwencje, eksperymentował
z narracją, zaczął robić dość konwencjonalne kry-
minały, które właściwie mógłby zrobić każdy inny
w miarę sprawny reżyser.

No, przecież nie może już siebie pokazywać jako mło-
dego człowieka zżeranego przez nerwicę. Musiałby
pewnie robić filmy o chorobach, o umieraniu. Wolał
się staruszek odsunąć, przyglądać temu światu
w stylu nieco demodé...

Zastanawia się nad tego świata zbrodniami. I tak
jak zawsze lubił, odnosi się do wielkich klasyków
literatury rosyjskiej: we „Wszystko gra” zapolemi-
zował sobie ze „Zbrodnią i karą” Dostojewskiego.
Rachunki krzywd wcale nie muszą być wyrównane,
zło nie musi zostać ukarane, a bohatera, którego by-

najmniej nie dręczą wyrzuty sumienia, ratuje przed
karą szczęśliwy dla niego przypadek. Ta historia
pokazywała – i tu odzywał się Allen ironista grający
na nosie Dostojewskiemu – że świat jest całkowicie
niemoralny, że rządzi nim czysty przypadek.

We „Śnie Kasandry” natomiast jest już inaczej.
Z dwóch braci popełniających zbrodnię jeden prze-
żywa głęboką skruchę, drugi skutecznie buduje
sobie ochronę przed dostępem sumienia. Obaj więc
płacą za zbrodnię: jeden rozpadem osobowości, drugi
zasłonięciem się zimną zbroją. Ostatecznie natomiast
– co już można interpretować ingerencją opatrzności
– obaj płacą za zbrodnię cenę najwyższą.

M.CH.: Wszedł na polskie ekrany kolejny film
Woody’ego Allena. To najwyższy czas, żebyśmy
w „Filmowej psychoterapii” zajęły się reżyserem,
dla którego psychoterapia jeszcze do niedawna
była dyżurnym tematem, ale i obiektem kpin. Co
ty na to, Kasiu?

K.M.: Ja go lubię najbardziej właśnie wtedy, kiedy
robi sobie jaja z psychoterapii i z siebie samego.
Był to cudowny odgromnik dla Ameryki lat 70.,
80. Nam dopiero teraz Allen w takiej funkcji by się
przydał. Potwierdzał potrzebę istnienia psychotera-
pii dla takich pofajdańców jak on sam, a z drugiej
strony wyśmiewał się z tej potrzeby jak z siebie
samego: brzydala i nieudacznika, który otoczony
pięknymi kobietami jakoś sobie jednak całkiem
nieźle w życiu radzi.

Kiedy zaczynamy się zbliżać do stanu amerykań-
skiej świadomości społecznej sprzed 30 lat i na nowo
oglądamy filmy Allena z lat 70., widzimy o wiele wy-
raźniej, jak wiele w nich prawdy o naszych czasach.
Pokazują one neurotyków w świecie dobrobytu, lu-
dzi, którzy stracili Boga, ale niezbyt komfortowo się
bez niego czując, nieustannie prowadzą z nim dialog.
Jak mówił Allenowski bohater: „Dla ciebie jestem
ateistą, dla Boga – konstruktywną opozycją”.

Można powiedzieć, że on dialoguje z Bogiem albo ze
swoją pustką. Szuka w niej jakiegoś sensu. Prezen-

tuje ludzi, którzy mając już dostęp do wszystkiego,
zaczynają się zastanawiać, na co im to wszystko.
Te rozmowy między kochankami, którzy ciągle się
mijają, są o krok za daleko albo za blisko, nieustan-
nie sobie coś wyjaśniają...

Mówią w kółko o miłości („Wszyscy mówią kocham
cię”), ale ich związki kończą się rozpadem. W „Annie
Hall” mówi się też o zdrowej żywności, wszyscy
leżą na kozetkach u analityków, dziewczyny na
imprezach opowiadają o warsztatach rozwoju.

Allen nigdy niczego nie bierze na poważnie, tymi
dowcipami osłania się przed grozą świata, one bu-
dują jego poczucie bezpieczeństwa.

Wszystko poddaje zwątpieniu, nie ma tematu, któ-
rego by nie odważył się obśmiać, dowcipkuje sobie
nawet z Holocaustu. Allen bardzo wymownie wy-
raził swoją filozofię szczęścia w świetnej „Purpuro-
wej róży z Kairu”. Sprawił tam, że fikcyjna postać
filmowa ożyła i zeszła z ekranu. „Właśnie poznałam

W S Z Y S C Y M Ó W I Ą

Z A B I J Ę C I Ę ?

„SEN KASANDRY”, OSTATNI FILM WOODY’EGO ALLENA, OPOWIADA HISTORIĘ DWÓCH

NIEROZWAŻNYCH BRACI. KŁOPOTY FINANSOWE PROWADZĄ ICH DO ZBRODNI.

DLACZEGO ALLEN – KOMIK I KPIARZ – ZACZĄŁ ROBIĆ KRYMINAŁY? – NA TO PYTANIE

STARAjĄ SIĘ ODPOWIEDZIEĆ Katarzyna Miller i

Manana Chyb

Wątpiący neurotyczny intelektualista:

Woody Allen w „Annie Hall” (1977)

background image

100

p o r a d n i k p s y c h o l o g i c z n y c z e r w i e c / l i p i e c 2 0 0 8

f i l m o w a p s y c h o t e r a p i a

Z

d

ci

a: Z

o

si

a Z

ija

, K

IN

O Â

W

IA

T, E

A

S

T N

E

W

S

Allen pokazuje, że to, co jest pozorem, bohaterowie
uznają za prawdziwą wartość i w imię tej wartości
są w stanie popełnić rzeczy najgorsze.

Oryginalną postacią jest ich wujek. Niepodważalny
autorytet dla chłopaków, wzorzec postępowania.
Postać, którą długo się w filmie zapowiada, niezwy-
kle pozytywnie, jako tego najlepszego w rodzinie,
a który – kiedy się pojawia – niszczy wszystko.
Jednym pstryknięciem palca czyni z chłopaków
zbrodniarzy. A więc to, w co wierzycie święcie
– mówi Allen – jest istotą zła. Dlatego można ten
film nazwać moralitetem. Jeśli jesteście niedojrzali
i głodni dóbr doczesnych, pójdziecie za takim fał-
szywym prorokiem.

Bywało, że Allen zaprzęgał cynizm do obrony swoje-
go bohatera. Najbardziej jest to widoczne w „Przej-
rzeć Harry’ego”, gdzie bohater, pisarz, alter ego
Allena, nie najszlachetniej sobie poczyna, diabli
go nawet do piekieł sprowadzają, ale ostatecznie
zostaje wybawiony przez własną twórczość, która
jest – jak sugeruje Allen – większa niż życie. Jednym
słowem, artyście wszystko wolno. Było to jakiś czas
po tym, jak Allen związał się z adoptowaną córką
Mii Farrow i swoją, i niewiele było argumentów
przemawiających na jego korzyść. Jedna z bliskich
bohaterowi „Przejrzeć Harry’ego” osób oskarża go:
„Nie uznajesz żadnych wartości, całe twoje życie to
nihilizm, cynizm, sarkazm i orgazm”. Na co znajduje
się szybka riposta: „We Francji można by z tego
zrobić hasło wyborcze i wygrać”.

No i jest to pewna prawda o naszym świecie!

W każdym razie nie można o Allenie powiedzieć, że
był moralistą. Może nim się staje z wiekiem, kiedy
wreszcie się ustatkował, bo przecież nie będzie sobie
szukać następnej młódki w wieku 73 lat.

A podopieczna go raczej nie zostawi, znając ten typ
relacji. Człowiek w pewnym momencie zaczyna się
rozliczać ze swoim życiem. Już kiedyś, dawno temu,
Allen zrobił poważny (świetny moim zdaniem) film
„bergmanowski” „Wnętrza”. Teraz jakby do czegoś
wrócił. Pozwolił sobie na mowy z ambony: wiem
dużo, widzę, znam ludzką naturę, pokażę ją wam
od podszewki. Niestety, to już nie „Wnętrza”.

Czy jest możliwe, żeby Woody Allen przestał chcieć
się śmiać ze świata i z siebie?

Jeśli sobie powiemy, że był to śmiech budowany na
rozpaczy, szyderczy, obronny, to może Allen odsu-
nął tę obronę i chce stanąć oko w oko ze śmiercią
i z grozą świata?

Na pewno stworzył postać filmową, która przej-
dzie do historii kina, postać na miarę Charliego,
śmiesznego pana z laseczką i melonikiem, biednego,

Śmiech Allena zawsze miał u podstaw rozpacz,

był to śmiech szyderczy, obronny. Teraz Allen coraz

mniej rozśmiesza. Częściej straszy: zbrodnią i karą

Prości chłopcy z ambicjami posiadania:

Ewan McGregor i Colin Farrell

we „Śnie Kasandry” (2008)

ale trzymającego fason. Nasze czasy reprezentuje
neurotyczny intelektualista Allena wszystko obra-
cający w żart. W jego ostatnich filmach pozostały
zagrożenie i zło, a humor, który pozwalał je znosić,
jakby powoli wyparowywał.

l


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PRZECIEŻ TAK WSZYSCY MÓWIĄ
42 NAWRÓĆCIE SIĘ DO PANA, BO INACZEJ WSZYSCY ZGINIECIE
chce panie slawic cie wciaz
2009 06 15 21;42;51
2002 09 42
Lubię cię
70713 42
70811 42
page 42 43
2003 02 42
42
70624 42

więcej podobnych podstron