Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 09


Kallysten
PO WYJCIU Z PUDEAKA
# 9
`蓕t W苌zt Ty苌w缒吷?
Wiedzia艂am, gdzie przebywa Anando. Spotyka艂am sie z nim, rozmawia艂am, sp臋dzi艂am
ostatni膮 noc w jego ramionach. A teraz, nie wiedzia艂am czy kiedykolwiek jeszcze go
zobacz臋.
Kiedy znikn膮艂 dzie艅 po zabawie z okazji Halloween, chwil臋 zaj臋艂o mi zrozumienie, \e
zrobi艂 to dla naszego dobra  a troszeczk臋 d艂u\ej, \e mo\e wkroczyli艣my w ostatnie
stadium naszej znajomo艣ci.
Jednej ze sp臋dzonych wsp贸lnie nocy podda艂am si臋 jego woli, przekazywa艂 mi wtedy
rozkazy przez kom贸rk臋. Po wszystkim nawet my艣l mi przez g艂ow臋 nie przesz艂a, aby odda膰
mu ten telefon, ostatecznie nie poprosi艂 o jego zwrot. Nie pami臋ta艂am o nim, a\ do po艂owy
grudnia. Czytaj膮c w艂asne listy do Ciebie, moja droga, nagle mnie ol艣ni艂o. Ten telefon wci膮\
gdzie艣 by艂. Mo\liwe, \e zapami臋ta艂 ostatnie po艂膮czenie, mog艂am mie膰 numer telefonu
Ananda.
Otworzy艂am szaf臋 poszukuj膮c kurtki, kt贸r膮 w艂o\y艂am tamtego wieczoru, by艂am pewna,
\e kom贸rka jest wci膮\ w kieszeni. Wyci膮gn膮wszy j膮 pr贸bowa艂am w艂膮czy膰, jednak okaza艂o
si臋, ze jest kompletnie wy艂adowana. Nie mia艂am jednak pasuj膮cej 艂adowarki, a by艂o ju\
bardzo p贸zno. Tej nocy nie zmru\y艂am oka, nie \eby by艂o to a\ tak dziwne od pami臋tnej
nocy, gdy m贸j wampir wyjecha艂, tym razem jednak, bardzie ni\ t臋sknota i \al, moje my艣li
okupowa艂y pytania. Czy m臋\czyzna odbierze, gdy zadzwoni臋? Czy b臋dzie chcia艂 ze mn膮
rozmawia膰?
O brzasku, podjecha艂am do najbli\szego sklepu RTV&AGD i czeka艂am a\ w ko艅cu go
otworz膮. Kupi艂am 艂adowark臋, przywioz艂am j膮 do domu, pod艂膮czy艂am telefon i
zadzwoni艂am do pracy w celu powiadomienia innych, \e jestem chora. Robi艂am ten trik juz
pi臋tnasty raz w tym miesi膮cu. M贸j szef nie by艂 zadowolony, wiedzia艂am, \e odb臋d臋 z nim
kolejn膮  przyjacielsk膮 pogaw臋dk臋 , gdy w ko艅cu jutro p贸jd臋 do biura. Nie obchodzi艂o mnie
to.
Zmusi艂am si臋 do odczekania, a\ telefon si臋 w pe艂ni na艂aduje, po czym od艂膮czy艂am
kom贸rk臋 od kontaktu. Je艣li Anando odbierze, je艣li b臋dzie ze mn膮 rozmawia艂, ostatni膮
rzecz膮, jakiej chcia艂am by艂o nag艂e zerwanie po艂膮czenia. Desperacko, wcisn臋艂am klawisz
menu i szybko znalaz艂am zak艂adk臋  po艂膮czenia przychodz膮ce . Gdy wybra艂am dan膮 opcj臋
wy艣wietli艂 mi si臋 jedynie jeden numer. Przez chwile tylko patrzy艂am na ekran, moje usta
sta艂y si臋 suche, a wn臋trzno艣ci skr臋ca艂y si臋 z oczekiwania. Co mia艂am mu powiedzie膰? Co
mog艂oby nak艂oni膰 go do powrotu do Haventown?
By艂am zbyt zdenerwowana, aby teraz zadzwoni膰, po艂o\y艂am telefon na 艂贸\ku i posz艂am
do 艂azienki, chc膮c wzi膮膰 prysznic. W ten spos贸b uspokoi艂am si臋 i oczy艣ci艂am g艂ow臋 z
druzgoc膮cych my艣li. Gdy wysz艂am spod natrysku, owini臋ta mi臋kkim r臋cznikiem, by艂am ju\
gotowa. Mia艂am po prostu powiedzie膰, \e za nim t臋skni臋, a je艣li by si臋 nie roz艂膮czy艂, z
pewno艣ci膮 wiedzia艂abym co dalej. Je艣li tylko si臋 nie roz艂膮czy&
Staraj膮c si臋 nie my艣le膰 o takiej mo\liwo艣ci, wybra艂am jego numer. Wstrzyma艂am oddech
po us艂yszeniu pierwszego sygna艂u, potem by艂 drugi, trzeci& Za czwartym sygna艂em, 艂zy
wype艂ni艂y moje oczy. Po sz贸stym, gotowa by艂am si臋 roz艂膮czy膰.
Odebra艂 po si贸dmym sygnale. Serce prawie wyskoczy艂o mi z piersi, na dzwi臋k jego
zaspanego  zaspanego? Czy\bym go obudzi艂a? Czy b臋dzie z艂y za t臋 nag艂膮 pobudk臋? 
powoli wycedzonego: -Tak? - nie posiada艂am si臋 z rado艣ci. Jednocze艣nie zrobi艂o mi si臋
bardzo smutno. Chyba nie zdawa艂am sobie sprawy z tego, jak bardzo za nim t臋skni艂am,
dop贸ki ponownie nie us艂ysza艂am jego g艂osu.
- Witaj Anando, to ja& Virginia.
Odczeka艂am trzy sekundy na odpowiedz, jakiekolwiek potwierdzenie, \e kto艣 jest po
drugiej stronie1. Kiedy ono nie nadesz艂o, ponownie przem贸wi艂am: - Chcia艂am ci tylko
powiedzie膰, \e& I t臋skni臋. Bardzo.
Ponownie ucicha艂am czekaj膮c. Wydawa艂o mi si臋, \e wampir westchn膮艂, cho膰 mo\e sobie
to wyobrazi艂am.
- Wr贸cisz? - zapyta艂am, gdy cisza sta艂膮 si臋 niezno艣na. Nienawidzi艂am sposobu, w jaki
dr\a艂 m贸j g艂os przy ka\dym s艂owie.
Mija艂y kolejne sekundy. W ko艅cu Anando wysili艂 si臋 na odpowiedz. Rado艣膰 z
mo\liwo艣ci przeprowadzenia z nim kolejnej rozmowy, zosta艂a zniszczona ch艂odnym
brzmieniem jego g艂osu oraz s艂yszalnego w nim zak艂opotania.
- Obawiam si臋, \e nie mog臋. 艣egnaj, Virginio.
Nie mog艂am oderwa膰 s艂uchawki od ucha ws艂uchuj膮c si臋 w przerywany sygna艂 przez
pe艂ne pi臋膰 minut, po czym rzuci艂am si臋 na 艂贸\ko.
U艂o\y艂am si臋 na po艣cieli z telefonem w d艂oni, zamkn臋艂am oczy powstrzymuj膮c 艂zy.
Mimo wszystko rozp艂aka艂am si臋, nie mog艂am nic na to poradzi膰. Po nieprzespanej nocy,
dr臋twia艂a z powodu ch艂odu w s艂owach Ananda, nie d艂ugo zaj臋艂o mi zapadni臋cie w sen.
Obudzi艂am si臋, a noc zaoferowa艂a mi now膮 sposobno艣膰. Zadecydowa艂am, \e zadzwoni臋
ponownie.
1
Powiedzia艂abym, \e tak samo jest z Wami i komentarzami! Ja te\ czekam na potwierdzenie, \e ktokolwiek jest po
drugiej stronie :P
Nie czekaj膮c, a\ utrac臋 stalowe nerwy, wybra艂am jego numer, wiedz膮c, \e moimi
mo\liwo艣ciami s膮: ponowne us艂yszenie jego g艂osu lub definitywne zako艅czenie naszej
znajomo艣ci, gdy Anando nie odbierze. Jednak odebra艂.
- Virginio, chyba nie rozumiesz znaczenia s艂owa  \egnaj .
Nie mog艂am nie zmarszczy膰 nosa na to do艣膰 nietypowe powitanie. - Je艣li nie chcesz ze
mn膮 rozmawia膰, to dlaczego odbierasz?
Nie odpowiedzia艂, jednak nie roz艂膮czy艂 si臋.
- Wiem dlaczego wyjecha艂e艣.
艣adnej reakcji.
- Chcia艂am ci臋 przeprosi膰. Nie powinnam by艂a naciska膰&
Po艂膮czenie natychmiast zosta艂o przerwane. Teraz by艂am w艣ciek艂a, zadzwoni艂am
ponownie. Nie odebra艂, dlatego podj臋艂am kolejn膮 pr贸b臋, tym razem udan膮. Mimo wszystko
Anando nie odezwa艂 si臋 do mnie. M贸wi艂am przez chwil臋 do s艂uchawki, pr贸buj膮c uzyska膰
jak膮kolwiek odpowiedz, bez skutku. Nie us艂ysza艂am cho膰by 艣wistu powietrza, oznaki
oddechu; oczywi艣cie, \e nie mog艂am tego us艂ysze膰. Nie mog艂am by膰 cho膰by pewna czy
mnie s艂yszy. Ostatecznie zniech臋ci艂 mnie ten brak reakcji, wy艂膮czy艂am telefon. Ch艂odna
kom贸rka rozgrza艂a si臋 pod wp艂ywem ciep艂a mojej d艂oni, tak jak w pewnych chwilach
rozgrzewa艂a si臋 sk贸ra Ananda. Czu艂am si臋 taka samotna.
Nast臋pnego dnia uda艂am si臋 do pracy, ca艂y dzie艅 przeciek艂 mi przez palce, z ca艂ej si艂y
stara艂am si臋 nie my艣le膰 o moim kochanku. Jednak, gdy wr贸ci艂am do domu, pierwsze co
zrobi艂am zadzwoni艂am& do niego. Oczywi艣cie odebra艂, jednak nic nie powiedzia艂...
Przez p贸艂torej tygodnia, dzwoni艂am ka\dego dnia. Czasami robi艂am to, gdy si臋
obudzi艂am. Czasami telefonowa艂am z pracy. Po pracy. W nocy. Opowiada艂am mu o swojej
codzienno艣ci, swoje sny. Wspomina艂am nasze wsp贸lne zabawy, m贸wi艂am, co wtedy
czu艂am. M贸wi艂am wszystko, co mi 艣lina na j臋zyk przynios艂a.
Wiem, moja droga, jest specjalna nazwa dla takich ludzi. Natr臋ci. Widzia艂am jak staj臋 si臋
coraz mniej dojrza艂a przy ka\dym nawi膮zanym po艂膮czeniu. Ka\dego dnia, powtarza艂am
sobie, \e przestan臋 robi膰 z siebie po艣miewisko, je艣li w ko艅cu nie dobierze. Ale on odbiera艂
za ka\dym razem, nie zwa\aj膮c na czas. Nic nie m贸wi艂, ale odbiera艂 i wys艂uchiwa艂 moich
opowie艣ci dop贸ki si臋 z nim nie po\egna艂am. Wtedy bardzo czule m贸wi艂  dowidzenia i si臋
roz艂膮cza艂.
Wszystko si臋 zmieni艂o dwa dni przed 艣wi臋tami.
Kiedy zadzwoni艂am co艣 oko艂o p贸艂nocy, sygna艂 rozbrzmia艂 jedena艣cie razy. Anando
dotychczas odbiera艂 ju\ po trzecim, czwartym razie, przez chwil臋 my艣la艂am, \e nadesz艂o
najgorsze. Zm臋czy艂a go moja bezsensowna paplanina. Ju\ nigdy wi臋cej nie us艂ysz臋 jego
g艂osu.
Wtedy po艂膮czenie zosta艂o nawi膮zane. Na jednym wydechu wyszepta艂am: -Anando?
Jednak to nie on odebra艂 telefon, tylko jaka艣 kobieta. - Obawiam si臋, \e Anando jest w tej
chwili troszk臋 przywi膮zany do wykonywanych czynno艣ci.
W jej g艂osie da艂o si臋 s艂ysze膰 rozbawienie, zastanawia艂am si臋, czy jej s艂owa nie maj膮
znaczenia dos艂ownego. Znaj膮c go, nie by艂o to nieprawdopodobne. Nie wiedzia艂am czy
powinnam si臋 odezwa膰, czy roz艂膮czy膰. Nie by艂am nawet pewna czy jestem z艂a, czy czuj臋 si臋
zdradzona lub zraniona. Ju\ nie by艂am pewna niczego. Stara艂am si臋 nie my艣le膰, o tym z kim
Anando m贸g艂 by膰, je艣li w og贸le by艂 z kim艣, jednak wiedzia艂am, \e nie powinnam mie膰
nadziei, \e egzystowa艂 w celibacie od chwili opuszczenia Haventown.
- Jeste艣 t膮 osob膮, kt贸ra dzwoni do niego ka\dego dnia? - zapyta艂a.
Odpowiedzia艂am odr臋twiale. - Tak.
- Jak masz na imi臋, dziecko?
Nie wiem czemu ponownie odpowiedzia艂am. W jej g艂osie by艂o co艣 wymuszaj膮cego na
mnie jak膮kolwiek reakcj臋. - Virginia.
- Virginia. - Moje imi臋 zabrzmia艂o jakby mia艂a je na ko艅cu j臋zyka. - Jeste艣 cz艂owiekiem,
nieprawda\, Virginio?
Ch艂odny spos贸b, w jakim wym贸wi艂a s艂owo  cz艂owiek spowodowa艂o, \e zrozumia艂am, i\
ona nim nie jest. Tym razem nie odpowiedzia艂am. Ona ju\ wszystko wiedzia艂a.
- C贸\, w ko艅cu zrozumia艂am, dlaczego moje kapry艣nie Dziecko jest takie roztargnione.
W tej chwili wiedzia艂am, kim jest tak kobieta. Stw贸rczyni膮 Ananda. Wci膮\ jednak nie
mia艂am poj臋cia, co powinnam odpowiedzie膰. Nagle sprawy sta艂y si臋 jeszcze bardziej
surrealistyczne.
- Masz jakie艣 plany na 艣wi臋ta?
- Co& co?
Zachichota艂a. - Co mo\esz da膰 wampirowi, kt贸ry ma wszystko, czego kiedykolwiek
pragn膮艂, Virginio? Mo\esz da膰 mu jedn膮 rzecz, cho膰 on jest zbyt uparty, aby przyzna膰 si臋,
\e jej chce.
By艂am zaszokowana tym, \e m贸wi艂a o mnie jak bym nie by艂a niczym innym jak
zabawk膮, kt贸r膮 mog艂a da膰 swojemu rozpieszczonemu dziecku. Chcia艂am si臋 roz艂膮czy膰.
Nawet nie wiesz, moja droga, jak bardzo si臋 teraz ciesz臋, \e tego nie zrobi艂am.
- Mieszkasz w stanie Kalifornia, prawda? - Nie czeka艂a na moj膮 odpowiedz. - Podaj mi
sw贸j adres, cukiereczku, wtedy b臋d臋 mog艂a ci臋 do nas sprowadzi膰 na Bo\e
Narodzenie.
Serce dudni艂o mi w piersi. Je艣li jej pos艂ucham, zobacz臋 si臋 z Anandem ju\ za dwa dni.
Poda艂am jej m贸j adres, nie zastanawiaj膮c si臋 co w艂a艣ciwie robi臋.
Dopiero, gdy si臋 roz艂膮czy艂am, zrozumia艂am jak bardzo by艂o to szalone. Nie wiedzia艂am
nic o tej kobiecie, nie zna艂am nawet jej imienia. Mog艂a by膰 morderczyni膮. Mog艂a podawa膰
si臋 za kogo艣 zupe艂nie innego. Mog艂a ju\ zmierza膰 ku mojemu domowi w celu pozbawienia
mnie \ycia.
By艂am na siebie w艣ciek艂a. Czy\bym str膮ci艂a zdrowy rozs膮dek? Czy\bym by艂a gotowa
porzuci膰 moje dotychczasowe \ycie, dla jednego zidiocia艂ego wampira, kt贸ry po prostu ode
mnie uciek艂?
M贸j gniew utrzymywa艂 si臋 do nast臋pnego dnia, kiedy to kurier przyni贸s艂 mi specjalnie
bilety, w jedn膮 i drug膮 stron臋, do Nowego Jorku. Mia艂am dotrze膰 na miejsce wieczorem,
podczas Wigilii, a wyjecha膰 dwa dni p贸zniej.
Podar艂am bilet na milion kawa艂eczk贸w, zanim zd膮\y艂abym zmieni膰 zdanie i przysta膰 na
t臋 zwariowan膮 propozycj臋. Nied艂ugo p贸zniej zacz臋艂am tego \a艂owa膰. Mog艂am jedynie
przypomina膰 sobie jak bardzo t臋skni臋 za Anandem. Przyzna艂am sama przed sob膮, \e
rozmowy telefonicznie nie za wiele mi pomog艂y. Pozwoli艂y mi one mie膰 nadziej臋. Anando
odsun膮艂 si臋 tak daleko ode mnie, na ile tylko m贸g艂 bez zmiany kontynentu. Wyjecha艂 do
innej kobiety. Jedynym s艂owem, jakie by艂 w stanie wym贸wi膰, powtarza膰 ka\dego dnia, by艂o
zwyk艂e dowidzenia.
Mo\e w ko艅cu mia艂am poj膮膰 jego intencje.
艢wi臋ta Bo\ego Narodzenia sp臋dzi艂am w \a艂osnym stylu. Zosta艂am w domu unikaj膮c
znajomych i nie odbieraj膮c telefon贸w od mojej rodziny. Ca艂y czas wyobra\a艂am sobie, co
mog艂oby si臋 sta膰, gdybym wesz艂a na pok艂ad samolotu. Anando m贸g艂by czeka膰 na mnie na
lotnisku. M贸g艂by zabra膰 mnie gdzie艣 na uroczyst膮 kolacj臋. Po wszystkim ta艅czyliby艣my,
potem zabra艂by mnie do domu i&
Moje marzenia niczemu nie pomaga艂y.
W pierwszy dzie艅 艣wi膮t zadzwoni艂 telefon. By艂am tak zaskoczona, \e gdy ju\ 艂apczywie
za niego chwyci艂am praktycznie dwa razy wypad艂 mi z r膮k przy mozolnych pr贸bach
odebrania. Czu艂am sucho艣膰 w ustach, gdy przem贸wi艂am: S艂ucham? - wstrzyma艂am oddech
czekaj膮c na odpowiedz. G艂os, kt贸ry us艂ysza艂am nie nale\a艂 do osoby, o kt贸rej 艣ni艂am.
- Zadam ci proste pytanie, Virginio - powiedzia艂a kobieta z drugiego ko艅ca. By艂a
zdenerwowana. - Mam ci wys艂a膰 kolejny bilet czy powinnam da膰 sobie spok贸j z
byciem mi艂膮 i zaci膮gn膮膰 ci臋 do Nowego Jorku si艂膮? Nie musisz teraz odpowiada膰. Je艣li
nie pojawisz si臋 u nas w Sylwestra, twoja odpowiedz b臋dzie wystarczaj膮co jasna.
Bilety dosta艂am nast臋pnego dnia. Patrzy艂am na nie bardzo d艂ugo, zastanawiaj膮c si臋, co
powinnam zrobi膰. Chcia艂am zobaczy膰 si臋 z Anandem, to by艂o oczywiste. Ale czy mia艂am
ryzykowa膰 w艂asne \ycie? Jego Stw贸rczyni, je艣li ta kobieta w og贸le ni膮 by艂a, wydawa艂a si臋
by膰 do艣膰 konfliktowa. Zagrozi艂a mi porwaniem, je艣li nie przyjad臋 z w艂asnej, niewymuszonej
woli. Sk膮d mog艂am wiedzie膰, czy mnie po prostu nie zabije, w chwili gdy wysi膮d臋 z
samolotu?
A sk膮d mog艂a艣 wiedzie膰, \e Anando ci臋 nie zabije, w momencie, gdy b臋dziecie ju\ sami,
us艂ysza艂am zdradliwy g艂os gdzie艣 w mojej g艂owie. Od chwili, gdy wesz艂am do klubu chc膮c
troch臋 urozmaici膰 swoje \ycie, zacz臋艂am st膮pa膰 po bardzo kruchym lodzie. Czy ten wyjazd
a\ tak bardzo odbiega艂 od tej normy?
Przez cztery dni bi艂am si臋 z my艣lami, nie zamierza艂am i艣膰 na policje, czy opuszcza膰
miasta w celu ukrycia si臋 przed gniewem kobiety. Zastanawiaj膮c si臋 nad tym teraz, mog臋
艣mia艂o powiedzie膰, \e na tamtym etapie decyzja ju\ zosta艂a podj臋ta, musia艂am tylko si臋 z
tym pogodzi膰.
Ostatniego dnia roku, dosz艂am do wewn臋trznego kompromisu. To by艂a ostatnia szansa,
na ponowne ujrzenie Ananda. Musia艂am stawi膰 temu czo艂a i zaakceptowa膰 mo\liwe skutki
mej decyzji, jakiekolwiek by one nie by艂y.
Na koszul臋 za艂o\y艂am grubsz膮 kurtk臋, przywdzia艂am tak\e sk贸rzane spodnie i buty,
pomimo, \e na zewn膮trz mia艂am przebywa膰 tylko kilka minut. Kiedy wysz艂am z terminala,
czeka艂 na mnie nieznajomy facet, w d艂oniach dzier\y艂 tabliczk臋, na kt贸rej widnia艂o moje
imi臋. Wygl膮da艂 na znudzonego i pogr膮\onego we w艂asnych my艣lach, gdy tak przygl膮da艂 si臋
mijaj膮cym go ludziom. By艂 jednym z nich, z jego ust wy艂ania艂a si臋 delikatna mgie艂ka, to
ciep艂y oddech miesza艂 si臋 z grudniowym powietrzem. Prze艂kn臋艂am 艣lin臋 i ruszy艂am w jego
kierunku. Nie zaszczyci艂 mnie nawet jednym spojrzeniem, jedynie wzi膮艂 ode mnie baga\ i
podprowadzi艂 do czekaj膮cej limuzyny. Szybka oddzielaj膮ca pasa\er贸w od kierowcy by艂a
uniesiona, wi臋c jedynie mog艂am obserwowa膰 to, co dzia艂o si臋 na zewn膮trz przez ciemne
szyby. Czu艂am si臋 bardzo samotna na ty艂ach auta, powr贸ci艂y w膮tpliwo艣ci. Jednak nie ba艂am
si臋 ju\ o w艂asne \ycie. Ba艂am si臋, \e Anando nie b臋dzie chcia艂 ze mn膮 rozmawia膰 czy
cho膰by mnie zobaczy膰.
Nie musia艂am martwi膰 si臋 d艂ugo. Po kilku minutach samoch贸d wjecha艂 do podziemnego
gara\u. Kierowca zaparkowa艂, otworzy艂 drzwi auta od strony pasa\era i poprowadzi艂 mnie
do windy z napisem  prywatne . Otworzy艂 j膮 wciskaj膮c odpowiednie klawisze stanowi膮ce
kod. - Dwudzieste pi膮te pi臋tro - powiedzia艂. - Zabior臋 pani baga\.
W windzie by艂y tylko trzy przyciski: dwadzie艣cia pi臋膰, dwadzie艣cia cztery i parking.
Nacisn臋艂am przycisk z numerem dwadzie艣cia pi臋膰 jak nakaza艂 mi m臋\czyzna. W chwili,
gdy winda zacz臋艂a jecha膰 w g贸r臋 straci艂am pewno艣膰 siebie, jednak zanim zacz臋艂am
porz膮dnie panikowa膰 drzwi si臋 rozsun臋艂y, nie wiedzia艂am co robi膰& ucieka膰 czy pru膰 na
prz贸d. Nie mia艂am tak\e za du\ego wyboru. Przy windzie sta艂a starsza kobieta, jej d艂onie
spoczywa艂y na fartuchu, wyr贸\nia艂 si臋 on na tle jej czarnej sukni. Jej jasny u艣miech
obejmowa艂 ca艂膮 twarz, rozci膮gaj膮c zmarszczki. Zrozumia艂am, \e tak\e jest ona cz艂owiekiem,
jako艣 ta my艣l mnie uspokoi艂a. Odebra艂a moj膮 kurtk臋 i poprzez korytarz wy艣cielony
grubymi, bogato zdobionymi dywanikami, z pi臋knymi malowid艂ami na 艣cianach,
poprowadzi艂a mnie do saloniku. Zapuka艂a w drzwi i otworzy艂a je, gestem nakaza艂a mi
wej艣膰 do 艣rodka, po czym zamkn臋艂a za mn膮 wej艣cie do pomieszczenia.
Mia艂am nadziej臋, \e Anando b臋dzie na mnie czeka艂. Jednak przed kominkiem siedzia艂a
kobieta, w d艂oniach trzyma艂a ksi膮\k臋. Zamkn臋艂a j膮 i spojrza艂a na mnie, ciekawo艣膰 bi艂a z jej
oblicza.
- Wi臋c ty jeste艣 t膮 Virgini膮 - powiedzia艂a ch艂odna.
- Jestem ni膮. - Obliza艂am usta i zapyta艂am: - A ty jeste艣 Stw贸rczyni膮 Ananda, tak?
- Jam jest - odpowiedzia艂a, wydawa艂o mi si臋, \e ze mnie szydzi. Zlustrowa艂a mnie od
st贸p do g艂贸w i westchn臋艂a. - Co, do cholery, moje Dziecko w tobie zobaczy艂o?
Skrzywi艂am si臋 na te ch艂odne s艂owa, zrobi艂abym krok w ty艂 gdyby nie 艣ciana za mn膮.
Jako艣 spos贸b, w jakim przemawia艂a i porusza艂a si臋 wskazywa艂 na jej podesz艂y wiek. Ka\dy
jej ruch ogranicza艂 sie do niezb臋dnego minimum, jakby z biegiem lat utraci艂a wigor, cho膰
nie wygl膮da艂a na starsz膮 ni\ dwudziestopi臋ciolatka. G艂adka sk贸ra, delikatnie zarysowane
rysy twarzy by艂y uwie艅czone z艂otymi lokami opadaj膮cymi do jej ramion. Mia艂a na sobie
ciemne d\insy i prost膮 koszulk臋, st膮pa艂a boso po mi臋kkim dywanie. By艂a pi臋kna i
d艂ugowieczna.
Zapiek艂y mnie policzki. Teraz ju\ wiedzia艂am, dlaczego Anando nie chce nikomu
ojcowa膰, nie m贸wi膮c nawet o takim nic, kt贸rym by艂a ja. Dlaczego mia艂by kogo艣
przemienia膰, gdy w jego \yciu by艂a ju\ nie艣miertelna kobieta, taka jak ona?
Odwr贸ci艂am wzrok, rozgl膮daj膮c si臋 po ca艂ym pomieszczeniu. Opr贸cz sofy, na kt贸rej
kobieta si臋 wylegiwa艂a, znajdowa艂o si臋 tam wiele r贸\nych sprz臋t贸w, jak np. antyczne
biurko stoj膮ce przy oknie. Pokaznie zas艂ony blokowa艂y dost臋p promieni s艂onecznych do
pomieszczenia. Naro\nikowa szafka stoj膮ca przy 艣cianie by艂a wype艂niona po brzegi
ksi膮\kami. Nad kominkiem wisia艂 obraz, kt贸ry w szczeg贸lny spos贸b przyku艂 moj膮 uwag臋.
Kobiet膮 przedstawion膮 na nim z pewno艣ci膮 by艂a gospodyni domu, ale ubrana zosta艂a w
d艂ug膮 sp贸dnic臋 i gorset pochodz膮ce z dawnej epoki. Nie mog艂am nic poradzi膰 temu, \e
natychmiastowo wyobrazi艂am sobie u jej boku Ananda. Czterysta lat, powiedzia艂 kiedy艣.
Jakim rodzajem kobiety by艂a jego Stw贸rczyni, aby cztery wieki temu wybra膰 sobie na
Dziecko m臋\czyzn臋 o ciemnej karnacji, podczas gdy ona sama by艂a nieziemsko blada? Ile
zaszokowanych spojrze艅 zignorowa艂a spaceruj膮c wraz z nim przy swoim ramieniu?
Nagle przed moimi oczami mign臋艂a d艂o艅. - Czy ty w og贸le mnie s艂uchasz?
Zamruga艂am, po czym spojrza艂am na jej twarz. Wywr贸ci艂a oczyma z niezadowoleniem.
- Oczywi艣cie, \e nie - powiedzia艂a, wzdychaj膮c bole艣nie. - Ostatecznie jest to jedna z
rzeczy, kt贸r膮 obydwoje mo\ecie si臋 poszczyci膰. Ale przyjecha艂a艣, mam nadziej臋, \e
uda mi si臋 nie wykorzysta膰 tego przeciwko tobie.
- Nie mia艂am wyboru - wymamrota艂am.
Prychn臋艂a cicho. - Ociupinka wdzi臋czno艣ci by艂aby mile widziana, dziecko. Jeste艣 w moim
domu, zobaczysz si臋 z moim Dzieckiem tylko wtedy, gdy tak zadecyduj臋.
Zesztywnia艂am na my艣l, \e kobieta mog艂aby mnie uderzy膰. Bi艂am si臋 z my艣lami przez
cztery dni, wyjecha艂am z mojego stanu, a teraz ona grozi艂a mi, \e mog臋 nie zobaczy膰 si臋 z
Anandem? Chcia艂o mi si臋 krzycze膰. M贸j wyraz twarzy musia艂 podpowiedzie膰 jej, w jakim
stanie jestem, poniewa\ malutki u艣miech pojawi艂 si臋 w k膮cikach jej ust.
- No, o wiele lepiej. Nie wolno ci zapomnie膰, dzi臋ki komu tu jeste艣.
- Wiem, \e ty mnie tu sprowadzi艂a艣 - powiedzia艂am, staraj膮c si臋 nie zabrzmie膰 jak
buntowniczka. - Nie wiem tylko dlaczego.
Wzruszy艂a ramionami i obr贸ci艂a si臋 do mnie plecami ruszywszy w stron臋 swojego
siedziska. Wzi臋艂a do r臋ki ksi膮\k臋 i wyj臋艂a z niej zak艂adk臋. By艂a ni膮 d艂uga tasiemka z
przywieszonym do niej srebrnym kluczykiem. Wr贸ci艂a do mnie z tym kluczem
zawieszonym na palcu.
- Moje pobudki nie za wiele by ci wyja艣ni艂y. Nie powiem ci wi臋c, dlaczego, ale mog臋
powiedzie膰 po co. - Wlepi艂a we mnie swoje oczy. By艂a bardzo powa\na. - Wymusi艂am
na tobie przyjazd w to miejsce, aby艣cie wraz z Anandem mogli sobie w ko艅cu
ostatecznie powiedzie膰 dowidzenia. Je艣li go dobrze znam, odszed艂 nie uprzedziwszy
ci臋 o tym, nieprawda\? - Odczeka艂a chwil臋, ale zaraz uzupe艂ni艂a swoj膮 wypowiedz,
gdy nie odpowiedzia艂am. - Zabaw si臋 z nim ten ostatni raz, Virginio. Pozw贸l mu si臋
od ciebie od艂膮czy膰. Wymu艣 na nim to dowidzenia, kt贸rego ci nie da艂.
Powoli potrz膮sn臋艂am g艂ow膮. - Ale ja nie chce si臋 z nim \egna膰.
Kobieta zachichota艂a. - Wi臋c upewni si臋, \e nigdy nie wydostanie si臋 spod twojego
wp艂ywu. Po tych kilkudniowych obserwacjach, jakie przeprowadzi艂am, stwierdzam, \e nie
powinno to by膰 takie trudne.
Zmarszczy艂am brwi. Nie by艂am pewna, o co jej chodzi, lub czego spodziewa艂a si臋 po
mojej rozmowie z Anandem, nie m贸wi膮c ju\ o przekonaniu wampira do czegokolwiek, gdy
ten odmawia艂 dania jakichkolwiek odpowiedzi na moje pytania, kiedy do niego m贸wi艂am.
Zanim zd膮\y艂am co艣 wtr膮ci膰, kobieta pokiwa艂a g艂ow膮.
- Gotowa na spotkanie z nim?
Czy by艂am gotowa? Nawet teraz nie mog艂abym tego jasno okre艣li膰.
- Chodz ze mn膮.
Wskaza艂a na drzwi za mn膮, usun臋艂am si臋 z drogi. Z d艂o艅mi w kieszeniach, wci膮\ boso,
poprowadzi艂a mnie w stron臋 windy.
- Bredzi膰 co艣 o ch臋ci pojechania do Europy z okazji rozpocz臋cia nowego roku
- powiedzia艂a, wciskaj膮c przycisk z numerem dwadzie艣cia cztery. - Mimo, i\ sam si臋
do tego nie przyzna, w zaufaniu powiem ci, \e bardzo si臋 zmartwi艂 faktem, \e
przesta艂a艣 dzwoni膰.
Nic nie odpowiedzia艂am. Chcia艂am do niego zadzwoni膰, ale za艂o\y艂am, \e skonfiskowa艂a
mu telefon.
- Wi臋c musia艂am go jako艣 powstrzyma膰 przed odej艣ciem - ci膮gn臋艂a dalej. - Czasem
bywa taki uparty. Z reszt膮 pewnie o tym wiesz.
Spojrza艂a na mnie pytaj膮co, po czym wysz艂a z windy. To pi臋tro by艂o bardziej naturalne,
bardziej nowoczesne, zwodniczo przypomnia艂o mieszkanie Ananda w Haventown.
Odczu艂am 艣mieszn膮 ulg臋, u艣wiadamiaj膮c sobie, \e nie mieszkaj膮 razem.
- Sypialnia jest tam. - Wskaza艂a na koniec korytarza, jednocze艣nie zbli\y艂a si臋 do drzwi
po prawej stronie i zni\y艂a g艂os do szeptu. - Nic nie wie o twoim przyjezdzie, nie
b臋dzie wiedzia艂, \e to ty, dop贸ki mu na to nie pozwolisz. Za艂atwisz mu dobr膮
zabaw臋, prawda?
Patrz膮c na drzwi u艣miechn臋艂a si臋, malutki, t臋skny u艣mieszek, wr臋czaj膮c mi srebrny
kluczyk wraz ze wst膮\eczk膮. Wzi臋艂am go dr\膮c膮 d艂oni膮, patrz膮c jak kobieta obraca si臋 na
pi臋cie i idzie w kierunku windy.
- Czekaj - powiedzia艂am, 艣ciszaj膮c g艂os. Obejrza艂a si臋 na mnie. - Wci膮\ nie rozumiem&
- Nie widzia艂am si臋 z nim przez przesz艂o sto lat - uci臋艂a szybko. - Wraca do mnie tylko
wtedy, gdy zostanie zraniony. Porz膮dnie zraniony. - Obdarzy艂a mnie przenikliwym
spojrzeniem i wzruszy艂a ramionami. - Wci膮\ nie wiem, w jaki spos贸b mog艂aby艣 go
tak skrzywdzi膰, jednak to zrobi艂a艣. Wi臋c ruszaj i napraw to, co popsu艂a艣. - Jej szare
oczy nabra艂y srogiego wyrazu, nagle zacz臋艂y przypomina膰 dwa sople. Zadr\a艂am. -
Uwa\aj jednak. Je艣li pogorszysz spraw臋, sprawi臋, \e bardzo tego po\a艂ujesz.
I bez ostrze\enia zostawi艂a mnie przed zamkni臋tymi drzwiami, kt贸rych otworzenie
przera\a艂o mnie i ekscytowa艂o jednocze艣nie.
Wzi臋艂am g艂臋boki wdech i zamkn臋艂am na chwil臋 oczy. Nie pomog艂o to w uspokojeniu
mojego oszala艂ego pulsu czy my艣li. Wsun臋艂am kluczyk do kieszeni od spodni i otworzy艂am
drzwi.
Drzwi otworzy艂y si臋 z delikatnym trzaskiem dobrze naoliwionego metalu. I zrobi艂am
krok w prz贸d, przyzwyczajaj膮c oczy do ciemno艣ci. Na ka\dej 艣cianie, serie potr贸jnych
艣wiecznik贸w roz艣wietla艂y pok贸j p艂omieniami 艣wiec. 艢wiat艂o odbija艂o si臋 od przer贸\nych
metalowych przedmiot贸w powieszonych na hakach na 艣cianie. Ledwie zwr贸ci艂am na nie
uwag臋. Jedynie widzia艂am Ananda. Aa艅cuchy zwisaj膮ce z sufitu, zmusza艂y go do
pozostania na 艣rodku pomieszczenia. Nie mog艂am oderwa膰 od niego oczu.
Zapach kadzid艂a dotar艂 do moich nozdrzy, gdy spojrza艂am w jego twarz. Teraz ju\
wiedzia艂am, dlaczego kobieta powiedzia艂a, \e Anando nie b臋dzie m贸g艂 mnie rozpozna膰.
Ostra wo艅 maskowa艂a m贸j zapach, a opaska na oczach zadba艂a o ukrycie mnie przed jego
czujnym spojrzeniem.
- Daj spok贸j, Mary. Wypu艣膰 mnie.
Jego g艂os stanowi艂 mieszank臋 zdenerwowania i irytacji, z 艂atwo艣ci膮 mog艂am stwierdzi膰
dlaczego. Kajdany mieszcz膮ce si臋 na jego nadgarstkach, 艂膮cz膮ce go z grubymi 艂a艅cuchami,
wymusza艂y na m臋\czyznie trzymanie mocno rozsuni臋tych r膮k ponad g艂ow膮.
Zastanawia艂am si臋 jak d艂ugo musia艂 przebywa膰 w danej pozycji, jednak nie
wypowiedzia艂am nawet s艂owa. Teraz ju\ wiedzia艂am do czego jest kluczyk wypychaj膮cy
moj膮 kiesze艅.
Zrobi艂am kilka krok贸w w jego kierunku, upajaj膮c si臋 widokiem jego cia艂a. Mia艂 na sobie
wyblak艂e d\insy i rozpi臋t膮 koszul臋 z kr贸tkimi r臋kawami, ukazuj膮c膮 jego nag膮 pier艣.
Pragn臋艂am go dotkn膮膰.
- Mary - powt贸rzy艂, wydawa艂o si臋, \e traci艂 cierpliwo艣膰. - Je艣li my艣lisz& - Uci膮艂 nagle i
przekrzywi艂 g艂ow臋 na bok, ws艂uchuj膮c si臋 w cisz臋. Mog艂am sobie wyobrazi膰 jak
bardzo by艂 zaskoczony, gdy u艣wiadomi艂 sobie, \e istota znajduj膮ca si臋 kilka st贸p od
niego \yje i posiada bij膮ce serce.
R臋ce mi dr\a艂y, gdy pochyli艂am si臋 i po艂o\y艂am je na jego piersi.
- S艂uchaj - powiedzia艂 ostro - nie wa\ne ile ci zap艂aci艂a, nie&
Zamkn臋艂am d艂o艅 w pi臋艣膰, a moje paznokcie wbi艂y si臋 w jego sk贸r臋. Zasycza艂 i wycofa艂 si臋
na tyle daleko, na ile pozwoli艂y mu na to 艂a艅cuchy.
- Jestem wampirem - zawarcza艂, pokazuj膮c mi k艂y. - Lepiej pomy艣l dwa razy zanim
mnie wkurzysz.
- Bo co? - zapyta艂am zmienionym g艂osem, mia艂am nadziej臋, \e m臋\czyzna nie rozpozna
mojego g艂osu. - Ugryziesz mnie?
Przybli\y艂am si臋 do niego, dociskaj膮c do piersi faceta ca艂e swoje cia艂o. Obj臋艂am go r臋k膮 w
pasie, chc膮c zapobiec jego ponownemu wycofaniu si臋, drug膮 d艂oni膮 nacisn臋艂am na jego
g艂ow臋 przybli\aj膮c go do mojej szyi. Poczu艂am jak sztywnieje, gdy jego usta dotkn臋艂y mojej
sk贸ry. Poch艂on膮 m贸j zapach i westchn膮艂, nagle odechcia艂o mi si臋 walczy膰 ze mn膮.
- Virginia.
Nie zamierza艂 mnie ugryz膰, wycofa艂am si臋. W chwili, gdy go pu艣ci艂am, odwr贸ci艂 g艂ow臋
w kierunku k膮ta.
- Posun臋艂a艣 sie za daleko - powiedzia艂, gniewnie cedz膮c ka\de s艂owo. - Gdy uda mi si臋
st膮d wydosta膰, ju\ nigdy wi臋cej mnie nie zobaczysz.
Odwr贸ci艂am si臋 chc膮c si臋 dowiedzie膰 czemu m贸wi do 艣ciany, spojrza艂am w kierunku
naro\nika spodziewaj膮c si臋 zobaczy膰 tam jego Stw贸rczynie. Zamiast tego zobaczy艂am ma艂膮
kamerk臋 tu\ przy suficie. Czerwone 艣wiate艂ko pokazywa艂o, \e jest ona w艂膮czona.
By艂am wdzi臋czna Mary, wygl膮da艂o na to, \e tak ma w艂a艣nie na imi臋, za danie mi szansy
ponownego zobaczenia si臋 z Anandem. Jednak nie by艂a to wdzi臋czno艣膰 tak ogromna, aby
pozwoli膰 jej na ogl膮danie darmowego show na \ywo. Rozejrza艂am si臋 dooko艂a poszukuj膮c
jakiej艣 szmaty do przykrycia sprz臋tu. Nie znalaz艂szy niczego, szybko rozpi臋艂am koszul臋 i
zsun臋艂am j膮 z ramion. Potrzebowa艂am a\ trzech pr贸b, aby zarzuci膰 j膮 poprawnie,
zakrywaj膮c obiektyw.
- Jest tu tylko jedna kamera? - zapyta艂am, zwracaj膮c si臋 do Ananda.
- Tak. Zas艂oni艂a艣 j膮?
Nie odpowiedzia艂am. Stan臋艂am przed nim, dotkn臋艂am jego prawego nadgarstka, w
miejscu, gdzie metal wbija艂 si臋 w sk贸r臋. Drgn膮艂, jednak nie by艂am pewna czy z poruszy艂 si臋
z b贸lu czy, dlatego i\ go zaskoczy艂am.
- Czy to boli?
Pyta艂am o wbijaj膮cy si臋 w sk贸r臋 metal, jednak gdzie艣 pod t膮 os艂on膮, skrywa艂o si臋 drugie
dno. Mary powiedzia艂a, \e to dla niego bolesne, jednak wci膮\ nie wiedzia艂am czy mog臋 jej
wierzy膰. Czy m臋\czyzna przez ostatnie miesi膮ce cierpia艂 r贸wnie mocno co ja? Czy t臋skni艂 za
mn膮?
Musia艂 zrozumie膰 sens mojego pytania, poniewa\ powiedzia艂: - Nie powinna艣 by艂a
przychodzi膰. To jedynie wszystko jeszcze bardziej komplikuje. - Zamilkn膮艂, po czym doda艂
jakby po g艂臋bszym przemy艣leniu: - Stan膮 si臋 trudniejsze dla ciebie.
Jako艣 ten dodatek nie zabrzmia艂 wiarygodnie. Przesun臋艂am paznokciami po jego
ramionach, zmarszczy艂am brwi z niezadowoleniem, poniewa\ materia艂 jego koszuli
stanowi艂 du\y op贸r. Nie powinien.
- Powinna艣 teraz odej艣膰, zanim zrobisz co艣, czego b臋dziesz \a艂owa膰.
Odsun臋艂am si臋 i rozejrza艂am po pokoju w poszukiwaniu czego艣 u\ytecznego. Obok
s艂odkiej bu艂ki le\a艂 no\yk z cienkim ostrzem, szeroki jak moje dwa z艂膮czone palce, d艂ugi jak
moja ca艂a d艂o艅, z por臋czn膮 r臋koje艣ci膮, do艣膰 ostry. Podnios艂am go i wr贸ci艂am do Ananda,
kt贸ry wci膮\ be艂kota艂2.
- Mary pewnie my艣la艂a, \e wy艣wiadczy mi przys艂ug臋, ale ona nie rozumie&
Zamilk艂, gdy do艂o\y艂am nu\ do jego ramienia, ostrze delikatnie docisn臋艂am do jego
sk贸ry.
- Virginia? - powiedzia艂, po raz pierwszy tego dnia jego g艂os zadr\a艂. Po raz pierwszy
wydawa艂o si臋, \e nie ukrywa prawdziwych emocji. - Co robisz?
Unios艂am n贸\ i przesun臋艂am ostrzem po jego r臋kawie. - Nie boisz si臋 mnie, prawda?
Materia艂 rozdzieli艂 si臋 na dwie cz臋艣ci, praktycznie bez \adnego nacisku z mojej strony.
Powt贸rzy艂am manewr, tym razem zaczynaj膮c od do艂u i docieraj膮c do jego ko艂nierza,
koszula zsun臋艂a si臋 po plecach wampira. Teraz na jego ciele trzyma艂 j膮 tylko jeden r臋kaw.
- A powinienem? - odpowiedzia艂 pytaniem na pytanie. Jego g艂os ponownie si臋
wzmocni艂, prawdopodobnie dlatego, \e ju\ wiedzia艂 co robi臋.
- Nie wiem. - Przesun臋艂am woln膮 d艂oni膮 po jego ramionach, zsuwaj膮c si臋 na tors,
ciesz膮c si臋 delikatnym dr\eniem, kt贸re wywo艂a艂 m贸j dotyk. - Czy kiedykolwiek
wcze艣niej da艂am ci pow贸d do strachu przede mn膮?
Prychn膮艂. By艂 to do艣膰 dziwny dzwi臋k bior膮c pod uwag臋, \e wyda艂 go po艂owicznie nagi,
przykuty do sufitu m臋\czyzna z os艂oni臋tymi przepask膮 oczyma. - To do ciebie niepodobne
- powiedzia艂. Wysycza艂 ostatnie s艂owo, poniewa\ jednocze艣nie przejecha艂am paznokciami
po jego brodawce.
- Nie chcesz tego robi膰
- Nie? - wymrucza艂am. Szybkimi, precyzyjnymi ci臋ciami, zako艅czy艂am rozcinanie na
nim koszuli. Strz臋pki ubrania upad艂y u jego st贸p, pozostawiaj膮c jego nag膮 pier艣 ku
rozkoszy moich oczu i d艂oni. Po艂o\y艂am n贸\ na pod艂odze i przycisn臋艂am r臋ce do jego
torsu, przez chwil臋 chc膮c jedynie poczu膰 g艂adk膮 sk贸r臋 pod opuszkami. - Dlaczego
mia艂abym ci臋 dotyka膰, je艣li nie sprawia艂oby mi to przyjemno艣ci?
Moje palce przesuwa艂y sie po jego obna\onej piersi, po czym dotar艂y do obojczyk贸w,
szybko przesun臋艂am je na szyj臋 wampira. Obj臋艂am d艂o艅mi jego twarz. Niezdolna do
stawienia oporu, zbli\y艂am si臋 na tyle mocno, \e nasze cia艂a si臋 zetkn臋艂y. Pochyli艂am si臋 w
prz贸d, tak, \e nasze twarze dzieli艂y ju\ tylko milimetry. M臋\czyzna nie poruszy艂 si臋, by艂
bardzo spokojny, gdy ja my艣la艂am, \e zaraz serce wyskoczy mi z piersi.
2
Widzicie jak szybko role si臋 odwr贸ci艂y, przez telefon to Virginia nadawa艂a, teraz czas \eby facet zacz膮艂 m贸wi膰 do
艣ciany :P
- Dlaczego mia艂abym ci臋 ca艂owa膰 - wyszepta艂am - je艣li bym tego nie chcia艂a?
Musn臋艂am ustami jego wargi, dotyk, kt贸ry ledwie mo\na przyr贸wna膰 do poca艂unku.
Pozwoli艂 mi na to, jednak nie odpowiedzia艂.
- Virginia, prosz臋 - powiedzia艂 niskim g艂osem. Mog艂am poczu膰 na ustach ka\de jego
s艂owo.
- Jedynie wszystko utrudniasz.
Nagle wycofa艂am si臋, zrywaj膮c nawi膮zane po艂膮czenie. Przez chwil臋 jego cia艂o run臋艂o w
prz贸d, jakby w poszukiwaniu mojego, jednak szybko ponownie znieruchomia艂.
- Utrudniam? - zapyta艂am ze z艂o艣ci膮. - To nie ja uciek艂am bez po\egnania.
- Nie uciek艂em - odrzek艂, jego sk贸ra by艂a bardzo blada pod opask膮. - Ja wyjecha艂em.
Nigdy nie zamierza艂am pozosta膰 w Haventown na zawsze.
Zirytowana tym, z jak膮 ostro\no艣ci膮 kontrolowa艂 w艂asny wyraz twarzy, wsta艂am i
usadowi艂am si臋 za nim, znalaz艂am si臋 tam, gdzie nie musia艂am patrze膰 na jego oblicze. Czy
to wszystko by艂o udawane, czy naprawd臋 nie dba艂 o nas? Jego Stw贸rczyni powiedzia艂a, \e
cierpi. Czy mog艂am jej wierzy膰? Czy raczej powinnam wierzy膰 Anandowi?
Nie potrafi艂am si臋 zdecydowa膰 na \adn膮 z powy\szych opcji, ponownie podesz艂am bli\ej
do Ananda, tym razem przycisn臋艂am pokryte koronk膮 piersi do jego plec贸w, obejmuj膮c go
r臋koma w pasie. Po艂o\y艂am policzek na jego ramieniu i zamkn臋艂am oczy.
Nie w ten spos贸b sobie to wyobra\a艂am. My艣la艂am, \e b臋dzie ze mn膮 rozmawia艂. Mo\e
nawet chcia艂 mi to wszystko wyja艣ni膰. Dotyka艂 mnie w spos贸b, za jakom t臋skni艂am. Zamiast
tego, pomy艣la艂am gorzko, pr贸buje mnie jedynie przegoni膰.
Chyba, \e&
Robi艂 to? Jego s艂owa by艂y wystarczaj膮co jasne, odbiera艂y mi ca艂膮 nadziej臋, r贸wnie dobrze
jak jego sztuczne opanowanie. Ale nie odpycha艂 mnie od siebie, nie wyrywa艂 si臋 z okow贸w,
chc膮c uciec przed moim delikatnym dotykiem, nie walczy艂 z nim. By艂o zupe艂nie inaczej,
jego cia艂o wci膮\ przylega艂o do mojego, ulega艂, nie wyrywa艂 si臋 nawet, gdy rozluznia艂am
uchwyt. Czy\by jego cia艂o m贸wi艂o prawd臋, jakiej nie da艂o si臋 s艂ysze膰 w jego g艂osie?
Lekkim jak pi贸rko dotykiem ponownie zaszczyci艂am jego pier艣, pie艣ci艂am jego sutki,
dop贸ki nie stwardnia艂y. Powoli zsun臋艂am w d贸艂 moj膮 praw膮 d艂o艅, omijaj膮c p臋pek, i
usadowi艂am j膮 na jego kroczu. Twarde wybrzuszenie wewn膮trz jego spodni 艣wiadczy艂o o
tym, \e rozkoszowa艂 si臋 moimi pieszczotami, ale jego s艂owa, po raz kolejny, nie
odpowiada艂y reakcjom fizycznym.
- Pope艂niasz b艂膮d, Virginia - powtarza艂 uparcie. - Ona nie powinna ci臋 tu sprowadza膰.
To wszystko jest b艂臋dem&
Przerwa艂, gdy delikatnie 艣cisn臋艂am jego fallusa przez materia艂 spodni. - Je艣li naprawd臋
tak s膮dzisz - powiedzia艂am wprost do jego ucha, pozwalaj膮c warg膮 podra\ni膰 ma艂\owin臋 -
ka\ mi przesta膰. Powiedz to w艂a艣nie teraz. Powiedz  Virginio, chc臋, \eby艣 przesta艂a i
przysi臋gam zrobi臋 to. Powiedz  Chc臋, \eby艣 sobie posz艂a i wr贸c臋 do domu. Tyko to
powiedz, Anando. Proste s艂owa.
Wstrzyma艂am oddech, ca艂kiem znieruchomia艂am, czekaj膮c na jego reakcj臋. Mija艂y kolejne
sekundy, pomi臋dzy nami zawis艂a cisza. W ko艅cu zwiesi艂 g艂ow臋, ale nic nie powiedzia艂.
Trzymaj膮c d艂o艅 na jego cz艂onku, przejecha艂am paznokciami po jego piersi, czasem ledwie
muskaj膮c sk贸r臋, czasem delikatnie naciskaj膮c. Wycisn臋艂am delikatny poca艂unek na jego
karku. Zadr\a艂 na skutek tego delikatnego dotyku, potem ponownie, gdy obsypa艂am
poca艂unkami jego rami臋. Moje d艂onie spoczywa艂y teraz w jego pasie, zanurkowa艂am pod
jego ramieniem, chc膮c ponownie usadowi膰 si臋 przed nim, b臋d膮c tak blisko jak tylko si臋 da.
Czu艂am jak moje cia艂o dociska si臋 do jego przy ka\dym wdechu, jaki zrobi艂am.
Przesun臋艂am d艂o艅mi po jego ramionach i dotkn臋艂am kajdan, kt贸re zmusi艂y go do
po艂膮czenia moich plac贸w z jego. 艢cisn膮艂 mnie i wysun膮艂 si臋 w prz贸d, jakby poszukiwa艂
mych ust. Unikn臋艂am go, szybko jednak zrezygnowa艂am z poca艂owania jego szyi i
zbli\y艂am si臋 do szcz臋ki kochanka, powoli, znacz膮c sobie 艣cie\k臋 poca艂unkami, kieruj膮c si臋
w stron臋 ust, wci膮\ przypominaj膮c mu, \e na t臋 chwil臋, ze swojej w艂asnej woli, jest
ca艂kowicie pod moja kontrol膮. Gdy dotkn臋艂am wargami jego ust, zapragn臋艂am, aby otoczy艂
mnie ramionami, mocno trzyma艂 przy sobie, przez chwil臋 sprawiaj膮c, \e poczu艂abym, i\
nigdy nie pozwoli mi odej艣膰. Wiedzia艂am, ze to tylko iluzja, mimo wszystko zadowoli艂am
si臋 mo\liwo艣ci膮 wtulenia w niego.
- Za ka\dym razem, gdy dzwoni艂am - zagai艂am, wypowiadaj膮c s艂owa przy jego
policzku - dlaczego odbiera艂e艣?
Delikatnie odwr贸ci艂 g艂ow臋 i musn膮艂 ustami moja sk贸r臋. - A chcia艂aby艣, \ebym nie
odbiera艂?
Mocniej zacisn臋艂am wok贸艂 niego d艂onie. - Nie. Chcia艂am, \eby艣 ze mn膮 rozmawia艂. -
Niezale\nie od tego jak bardzo si臋 stara艂am, nie potrafi艂am nie wyrazi膰 swego b贸lu w tych
s艂owach. - Chcia艂am, \eby艣 oznajmi艂 mi zamiar odej艣cia.
Zesztywnia艂, w jego g艂osie us艂ysza艂am cie艅 ch臋ci obrony. - I co mia艂em powiedzie膰,
Virginio? Ustanowi膰 nowe regu艂y? Tematy, o kt贸rych nie b臋dziemy rozmawia膰, rzeczy, o
kt贸re nigdy mnie nie poprosisz? Nigdy wcze艣niej nie trzymali艣my si臋 regu艂. My艣lisz, \e
tym razem by艂oby inaczej?
Spojrza艂am w g艂膮b siebie zanim udzieli艂am mu odpowiedzi. Nie chcia艂am zosta膰
przemieniona, a nawet je艣li, nie zamarza艂am si臋 do tego przyzna膰, nawet przed sam膮 sob膮.
Jedynie by艂am ciekawa. Czy 艂atwo by艂oby mi trzyma膰 si臋 z dala od tematu przemiany oraz
mo\liwo艣ci zaistnienia danej sytuacji? Pewnie nie. Czy zdo艂a艂abym trzyma膰 si臋 jego
pro艣by? Mo\e.
- Je艣li wiedzia艂abym, \e alternatyw膮 jest utrata ciebie - powiedzia艂am w ko艅cu -
trzyma艂abym si臋 regu艂, kt贸re by艣 stworzy艂.
Poca艂owa艂am jego pier艣 ponad sercem. Moja prawda d艂o艅 zsun臋艂a sie na jego krocze.
Zmi臋k艂 na czas naszej rozmowy. Delikatnie potar艂am go przez d\ins, po czym unios艂am
d艂o艅 i po艂o\y艂am j膮 na jego ramieniu. Aa艅cuchy zabrz臋cza艂y cicho, gdy zacz臋艂am go pie艣ci膰.
Podnios艂am g艂ow臋, zauwa\y艂am, \e chwyci艂 za 艂a艅cuch i mocno ci膮gn膮艂. Moje oczy
spocz臋艂y na jego twarzy, nie by艂am w stanie d艂u\ej nie patrze膰 mu w oczy. Odwi膮za艂am
opask臋. Anando zamruga艂 kilka razy, po czym spojrza艂 na mnie. Wydawa艂 si臋 dziwnie
podatny na zranienie, jakby nie wiedzia艂, co zaraz nast膮pi.
Nagle, przypomnia艂am sobie, \e ju\ widzia艂am to spojrzenie, podczas naszej ostatniej
nocy w Haventown, gdy zada艂am niewygodnie dla niego pytania. To nie by艂o spojrzenie,
kt贸re lubi艂am. Nie chcia艂am, aby Anando wzbrania艂 si臋 przede mn膮. Uderzy艂o we mnie to
ch艂odne poczucie 艣wiadomo艣ci, zadr\a艂am na skutek odmro\e艅, jakie pozostawi艂o ono na
mojej duszy. Ju\ nigdy wi臋cej nie b臋dzie sie czu艂 przy mnie swobodnie, nie je艣li s膮dzi, \e w
ka\dej chwili mog臋 podj膮膰 temat, kt贸ry dla niego jest zakazany.
T臋 decyzj臋 podj臋艂am szybciej, ni\ cho膰by w to wierzy艂am. Unosz膮c dwie d艂onie, aby
obj膮膰 jego twarzy, zmusi艂am nasze wargi do spotkania w cnotliwym poca艂unku,
zastanawiaj膮c si臋, czy zrozumie, ze jest to pewien rodzaj przeprosin.
- Pierwszej nocy - powiedzia艂am, powoli cedz膮c s艂owa. - Gdy zajrza艂am do skrzyni z
zabawkami i zobaczy艂am w niej 艂a艅cuchy& - Jak dawno to by艂o& Tak wiele si臋
zmieni艂o od tamtej chwili, przynajmniej dla mnie. Ale jedna rzecz pozosta艂膮 taka
sama. - To nie by艂 przedmiot, kt贸rym chcia艂abym sie zabawi膰. Nawet teraz, je艣li mog臋
by膰 z tob膮, pod warunkiem, \e jedno z nas b臋dzie zakute, przez metal czy s艂owa,
wci膮\ nie tego chce. - Prze艂kn臋艂am 艣lin臋, przep臋dzaj膮c zbieraj膮ce si臋 w mych oczach
艂zy. To by艂a moja decyzja. Nie by艂o powodu do p艂aczu. W ten spos贸b 艂atwiej przez to
przebrn臋, a on na pewno. - Wi臋c s膮dz臋, \e& to by艂oby prawdziwe po\egnanie,
prawda?
Mija艂y sekundy, a\ w ko艅cu odpowiedzia艂: - Wypu艣膰 mnie, Virginio.
Najpierw jedn膮 d艂o艅, a potem drug膮, moje trz臋s膮ce si臋 d艂onie wszystko utrudnia艂y,
uwolni艂am go. Mrukn膮艂 cicho i poruszy艂 r臋koma to w prz贸d, to w ty艂, po czym roztar艂 sobie
obola艂e nadgarstki.
Schowa艂am kluczyk w tylniej kieszeni spodni, my艣l膮c, \e b臋dzie to dobre przypomnienie
na to, i\ taki by艂 m贸j wyb贸r. Pozwolenie mu odej艣膰 by艂o lepszym rozwi膮zaniem ni\
trzymanie go w okowach, kt贸re rani艂y nas oboje. Tym razem to ja si臋 \egna艂am.
Ze s艂abym u艣miechem, odwr贸ci艂am si臋. Zdo艂a艂am zrobi膰 jedynie krok w kierunku k膮ta,
chc膮c zabra膰 moja koszul臋, zanim otoczy艂y mnie jego ramiona. Trzyma艂 mnie bardzo mocno
przy sobie, jego u艣cisk by艂 r贸wnie nieust臋pliwy jak 艂a艅cuchy.
- Odbiera艂am ten cholerny telefon, poniewa\ tak\e za tob膮 t臋skni艂em - wymrucza艂 w
moje w艂osy, tak cicho, \e ledwie wy艂apa艂am jego s艂owa.
- Mog艂e艣 wr贸ci膰.
- A potem co?
Smutek w jego g艂osie zrobi艂 g艂臋bsz膮 ran臋 w mojej duszy, ni\ si臋 tego spodziewa艂am.
Stara艂am si臋 to zwalczy膰, nie chcia艂am my艣le膰, \e ucieczka, dla niego, by艂a jedyn膮 mo\liw膮
opcj膮.
- Wtedy po pewnym czasie wyga艣liby艣my sobie wszystko - odpowiedzia艂am,
delikatnie t艂umi膮c p艂acz.
M臋\czyzna westchn膮艂. - I jak cz臋sto by艣 potem o tym my艣la艂a? Jak cz臋sto widzia艂bym w
twoich oczach ten l臋k przed tym, \e gdy ty b臋dziesz si臋 starze膰, ja pozostan臋 m艂ody? Jak
d艂ugo zaj臋艂oby ci poproszenie mnie o przemian臋, Virginio? Poniewa\ w ko艅cu poprosi艂aby艣
o to. Ja to wiem. - Bardzo cicho, jakby do samego siebie, doda艂: - One zawsze o to prosz膮.
Nigdy nie bra艂am pod uwag臋 mo\liwo艣ci, ze inne kobiety mog艂y go prosi膰 o
przemienienie. Czy\bym przywo艂a艂a stare wspomnienia, kr膮\膮c wok贸艂 tematu nawet nie
pytaj膮c wprost? Teraz zrozumia艂am, ze nie byli艣my wtedy sami. Czterysta lat& Mog艂am
zada膰 tyle r贸\nych pyta艅, przecie\ nie wiedzia艂am o nim wszystkiego. Musia艂y by膰 setki,
tysi膮ce sposob贸w, aby go zrani膰, gdy si臋 tak bardzo na mnie otworzy艂. A ja w艂a艣nie
wybra艂am jeden z nich. Oczywi艣cie, \e chcia艂 ode mnie uciec, zanim odkryj臋 wi臋cej jego
s艂abych punkt贸w. Chroni艂 sam siebie.
- Przepraszam - wyszepta艂am, staraj膮c si臋 wyrwa膰 z jego u艣cisku. - Nie powinnam&
- Nie.
Ni by艂am pewna czy nie chce, \ebym go przeprasza艂a, czy odsuwa艂a si臋 od niego.
Przysun膮艂 mnie bli\ej, poca艂owa艂 moj膮 g艂ow臋, potem rami臋, w ten sam spos贸b, co ja
wcze艣niej. Jego usta dotkn臋艂y blizn, kt贸re pozostawi艂 na zgi臋ciu mojej szyi, poca艂owa艂 je,
delikatnie ocieraj膮c si臋 o nie z臋bami, wysy艂aj膮c dreszcze wzd艂u\ mojego kr臋gos艂upa. Moje
d艂onie spocz臋艂y na jego, chwyci艂am si臋 nadgarstk贸w m臋\czyzny.
- Zr贸b to - wymrucza艂am. - Je艣li chcesz&
Nie musia艂am ko艅czy膰. Jego usta spocz臋艂y na bliznach. Bardzo delikatnie, jego k艂y
dotkn臋艂y sk贸ry przebijaj膮c j膮. Pojawi艂 si臋 znany mi b贸l, po kt贸rym nast膮pi艂a fala gor膮ca, gdy
upi艂 艂yk mojej krwi powolnym, cho膰 silnym poci膮gni臋ciem. Jego pier艣 delikatnie
zawibrowa艂a, gdy zamrucza艂 z przyjemno艣ci, poczu艂am jak jego cz艂onek twardnieje przy
moim ty艂ku.
Zbyt szybko wszystko sie sko艅czy艂o. Kilka razy obmy艂 ran臋 delikatnymi poci膮gni臋ciami
j臋zyka. Za ka\dym razem, odczuwa艂am niesamowit膮 mieszank臋 b贸lu i przyjemno艣ci. Dr\膮c,
obr贸ci艂am si臋 w jego obj臋ciach i docisn臋艂am moje cia艂o do piersi wampira, chowaj膮c twarz
w zag艂臋bieniu jego szyi.
Jego dr\膮ca d艂o艅 spocz臋艂a na moich w艂osach, gdy delikatnie przeci膮gn膮艂 d艂oni膮 po
kosmykach i wyszepta艂: - S艂odka Virginio - tym samym tonem, jak gdy si臋 ze mn膮 \egna艂.
Przylgn臋艂am do niego jeszcze mocniej. - Kochaj si臋 ze mn膮 - poprosi艂am, praktycznie
b艂aga艂am.
- Je艣li to koniec, je艣li to jest ostateczne po\egnanie, kochaj si臋 ze mn膮 ten ostatni raz.
Umie艣ci艂 palce pod moim podbr贸dkiem i uni贸s艂 moj膮 g艂ow臋. W migoc膮cym blasku 艣wiec,
przygl膮da艂 mi si臋 przez d艂u\sz膮 chwil臋, odwr贸ci艂am wzrok, zastanawiaj膮c si臋, o czym
m臋\czyzna my艣li, co widzi na mojej twarzy, gdy tak intensywnie mi si臋 przygl膮da. Potem
bardzo powoli, jego usta opu艣ci艂y si臋 na moje w celu dania mi s艂odkiego poca艂unku. Jego
j臋zyk tr膮ci艂 me wargi, po czym wsun膮艂 si臋 do 艣rodka. Otar艂am si臋 swym j臋zykiem o jego, po
chwili u艣wiadamiaj膮c sobie, \e czuj臋 swoj膮 w艂asn膮 krew. Nie przeszkadza艂o mi to;
wiedzia艂am, kim jest Anando od chwili naszego pierwszego spotkania. Je艣li ju\ mia艂am co艣
poczu膰, by艂 to dreszcz podniecenia spowodowany wiedz膮, \e potrzebuje mnie, aby
zaspokoi膰 w艂asne potrzeby na tak prymitywnym poziomie. Mo\e by艂a to jeszcze jedna z
rzeczy, za kt贸r膮 t臋skni艂am, gdy nasze drogi si臋 rozesz艂y; wiedzia艂am, \e nie pozwol臋
\adnemu innemu wampirowi mnie ugryz膰.
Poca艂unek zako艅czy艂 si臋 r贸wnie s艂odko, jak sie zacz膮艂. Pozwalaj膮c d艂oni膮 opa艣膰 do mej
tali, Anando chwyci艂 mnie za r臋k臋 i wyprowadzi艂 z pokoju. Prowadzi艂 mnie do sypialni,
mieszcz膮cej si臋 na ko艅cu korytarza. Czer艅 mebli, niebieskie p艂贸tna na 艣cianach
przypomina艂y mi o mojej pierwszej wizycie w jego mieszkaniu w Haventown, mia艂a
wra\enie, \e tam jeste艣my, w domu, b臋d膮c razem kolejnej nocy, tak bardzo podobnej do
wszystkich innych, jakie sp臋dzili艣my razem.
Ukl臋kn膮艂 na jedno kolano, chc膮c zdj膮膰 mi buty. Po艂o\y艂am d艂o艅 na jego ramieniu, aby
utrzyma膰 r贸wnowag臋, pozostawi艂am j膮 tam, delikatnie zaciskaj膮c palce, gdy zsuwa艂 ze
mnie sk贸rzane spodnie, jego palce dotyka艂y ka\dego fragmentu sk贸ry, kt贸ry odkry艂.
Dr\a艂am, gdy w ko艅cu powsta艂, moje ca艂e cia艂o wyczekiwa艂o jego dotyku. Jednym palcem,
tr膮ci艂 koronkowy brzeg mojego stanika, pod膮\aj膮c nim od przodu ku paskowi i powtarzaj膮c
ten manewr przy drugiej miseczce. Nie mog膮c ju\ d艂u\ej czeka膰, rozpi臋艂am biustonosz.
Zsun膮艂 si臋 on z moich ramion, gdy rozpina艂am mu spodnie. Wsun臋艂am d艂onie pod pasek od
nich i delikatnie wysun臋艂am spod materia艂u jego cz艂onka, zanim zsun臋艂am nogawki w d贸艂
jego n贸g. Wyszed艂 z nich i chwyci艂 moje d艂onie.
- Tym razem \adnych gierek - powiedzia艂.
Usi艂owa艂am si臋 do艅 u艣miechn膮膰. - Tylko my.
Puszczaj膮c moj膮 lewa d艂o艅, chwyci艂 za narzut臋, ci膮gn膮c j膮 w d贸艂, daj膮c nam dost臋p do
po艣cieli. Wsun臋艂am si臋 pod bawe艂niane okrycia. Wydawa艂y si臋 zimne i g艂adkie przy mojej
sk贸rze. Anando do艂膮czy艂 do mnie, jego sk贸ra by艂a nawet g艂adsza, co stwierdza艂am, gdy
nasze cia艂a do siebie przylgn臋艂y. Jak zawsze, powoli rozgrzewa艂 si臋 pod moim dotykiem.
Ca艂owali艣my si臋 i pie艣cili艣my, nasze d艂onie igra艂y na ciele partnera, opuszki palc贸w i
paznokcie, otwarte d艂onie i knykcie palc贸w. Nie musz膮c o tym m贸wi膰, r贸wnomiernie
zacz臋li艣my powoli, wydobywaj膮c je spod ko艂derki desperacji, 艂akn膮c ka\dego poca艂unku i
dotyku. To by艂y ostatnie pieszczoty, jakimi mogli艣my si臋 obdarowa膰. Obydwoje o tym
wiedzieli艣my
Jego m臋sko艣膰 pulsowa艂a przy moim biodrze, pozostawiaj膮c tam mokry 艣lad, sprawiaj膮c,
\e by艂am nawet bardziej wilgotna. Powstrzymywa艂am sie przed dotkni臋ciem go tak d艂ugo,
ile tylko zdo艂a艂am, jednak jego twardo艣膰 n臋ci艂a, wzywa艂a mnie, musia艂am po艂o\y膰 na niej
swoj膮 d艂o艅. Anando j臋kn膮艂, gdy to zrobi艂am, jego biodra wygi臋艂y si臋 ku mnie. Unios艂am
nog臋, otaczaj膮c ni膮 go i otwieraj膮c si臋 na jego przyj臋cie. Poruszy艂 si臋 ku mnie, wsuwaj膮c
pomi臋dzy fa艂dki, zatrzymuj膮c si臋 na chwil臋 na wej艣ciu do mego cia艂a, czekaj膮c a\ wpuszcz臋
go do 艣rodka.
Nie chcia艂am niczego ponad poczuciem jak mnie wype艂nia, kompletnie wype艂nia, jednak
on droczy艂 si臋 ze mn膮, tak samo jak ja wcze艣niej. To pchniecie by艂o bardzo powierzchowne,
bardzo kr贸tkie, m臋\czyzna szybko si臋 wycofa艂, pozostawiaj膮c we mnie jedynie czubek
g艂贸wki jego penisa. Spr贸bowa艂am u\y膰 w艂asnej nogi, jako dzwigni i zmusi膰 go do
mocniejszego zag艂臋bienia si臋 we mnie, jednak powstrzyma艂 mnie przetaczaj膮c moje cia艂o na
plecy. Le\a艂 na mnie, opieraj膮c si臋 na przedramionach. Usadowiwszy sie pomi臋dzy moimi
udami, z 艂atwo艣ci膮 m贸g艂 we mnie wej艣膰. Jednak pozosta艂膮 w takiej pozie jak sprzed chwili,
n臋c膮c mnie 艣wiadomo艣ci膮 tego, co mia艂o zaraz nadej艣膰, zamykaj膮c mnie we w艂adzy swego
cia艂a, gdy sama umiera艂am z potrzeby.
- Czego chcesz, Virginio? - wymrucza艂, jego s艂owa pie艣ci艂y me usta.
艣adnych gier, tak powiedzia艂, ale chyba nie potrafi艂 si臋 przesta膰 si臋 ze mn膮 droczy膰,
nawet ten ostatni raz.
Owin臋艂am go nogami i chwyci艂am si臋 kurczowo jego ramion. - Wiesz, czego chce.
Moja pr贸ba przyci膮gni臋cia go do siebie spe艂z艂a na niczym, gdy delikatnie odsun膮艂 si臋 w
ty艂, wydawa艂o mi si臋, \e zaraz kompletnie si臋 ze mnie wysunie. Znieruchomia艂am, wi臋c
wyszed艂 z mojego cia艂a.
- Chce to us艂ysze膰. Powiedz&
- Pragn臋 ci臋. Zawsze ci臋 pragn臋艂am. Od chwili, gdy ujrza艂am ci臋 w klubie, ty& - Jego
cz艂onek wszed艂 we mnie bez ostrze\enia. Jednak nie ca艂kowicie, jeszcze nie, cho膰 ju\
g艂臋biej ni\ pocz膮tkowo. - To zawsze by艂e艣 ty - kontynuowa艂am, sapi膮c ci臋\ko,
wbijaj膮c paznokcie w jego sk贸r臋. - My艣la艂am& my艣la艂a, \e chodzi o to jak dobrze
czu膰& - Wycofa艂 si臋, jednak szybko napar艂 ponownie, nim zd膮\y艂am zaprotestowa膰.-
& ale to zawsze by艂e艣 ty. Nawet wtedy, gdy jedynie ze sob膮 rozmawiali艣my&
Pozwoli艂am sobie na p艂acz. Wci膮\ by艂 troch臋 g艂臋biej, jednak nie ca艂kowicie zagnie\d\ony
we mnie. Moje cia艂o dr\a艂o, ogie艅 poch艂ania艂 moje wn臋trzno艣ci. Z pewno艣ci膮 umr臋, je艣li
szybko mnie nie wype艂ni  lub przynajmniej, takie mia艂am wra\enie.
- Wystarczy艂a mi rozmowa z tob膮 - doko艅czy艂am, pozbawiona tchu.
Zatrzyma艂 si臋 w po艂owie wysuwania ze mnie. W s艂abym 艣wietle, dostrzeg艂am delikatny
u艣miech.
- Je艣li chcia艂a艣 rozmowy to& - powiedzia艂, zawieszaj膮c reszt臋 wypowiedzi w pr贸\ni.
- Zaczynasz sprawia膰, i\ \a艂uj臋, \e ci臋 rozku艂am. Zamierzasz mnie wypieprzy膰 czy
powinnam&
Nie musia艂am doko艅czy膰 tej grozby. Zacz膮艂 si臋 we mnie porusza膰, wolniej ni\
chcia艂abym, ale bez przerw, jego penis nieustannie to wsuwa艂 we mnie, to wysuwa艂,
rozci膮ga艂 mnie przyzwyczajaj膮c do swojej wielko艣ci, rozogniaj膮c w moim ciele po\ary
nami臋tno艣ci.
W ciemno艣ciach, jego twarz nadal pozostawa艂a powa\na, mimo i\ prze\ywa艂 rozkosz.
Od chwili naszej ostatniej nocy w Haventown, smutek zasnu艂 jego oblicze. Nie mog艂am
tego znie艣膰. Nigdy nie chcia艂am, aby Anando by艂 nieszcz臋艣liwy. Moja d艂o艅 delikatnie
przesun臋艂a sie po jego plecach, docisn臋艂am jego g艂ow臋 do poca艂unku. Przejecha艂am
j臋zykiem po jego wargach, po czym otworzy艂am jego usta. Nasze j臋zyki przywar艂y do
siebie, poruszaj膮c si臋 zgodnie z wolnym rytmem pchni臋膰 jego m臋sko艣ci.
Chcia艂abym wierzy膰, ze uprawiali艣my w ten spos贸b mi艂o艣膰 przez ca艂膮 noc, przed艂u\aj膮c
ten ostatni taniec tak d艂ugo, jak tylko zdo艂ali艣my, ale prawd膮 jest, \e obydwoje za bardzo
pragn臋li艣my, aby to trwa艂o. Nasz poca艂unek sta艂 si臋 bardziej \ar艂oczny, o wiele bardziej
niekontrolowany, zar贸wno jak pchni臋cia Ananda. Nie chcia艂am, aby to si臋 sko艅czy艂o, lecz
przyjemno艣膰 rozbrzmiewa艂a we mnie coraz to g艂o艣niej, ostra nura surowej potrzeby,
sprawi艂a, \e wygi臋艂am si臋 w 艂uk i j臋kn臋艂am wprost w usta Ananda.
Zako艅czy艂 poca艂unek i spojrza艂 na mnie wzmacniaj膮c tempo, bior膮c przyk艂ad z mojego
urywanego oddechu.
- Zawsze taka pi臋kna - wymrucza艂. - Zawsze pozwalaj膮ca mi zobaczy膰 w艂asn膮
rozkosz& Dojdziesz dla mnie, Virginio? Zrobisz to&
Wystarczy艂o kilka s艂贸w, moje imi臋 na jego ustach, jego pl膮druj膮cy mnie cz艂onek, jego
miednica dociskana do mej 艂echtaczki... Wystarczy艂 po prostu on, i rozpad艂am si臋 na
kawa艂eczki, my moje cia艂o rozpad艂o si臋 dla niego, pod wp艂ywem jego d艂oni, ten ostatni raz.
A ja da艂am mu tylko moj膮 w艂asn膮 przyjemno艣膰.
Z r臋koma owini臋tymi wok贸艂 niego, przyciska艂am jego cia艂o do siebie, nie puszczaj膮c go
nawet wtedy, gdy stoczy艂 si臋 ze mnie, tak, \e le\eli艣my teraz obok siebie, jego twarz
znajdowa艂a si臋 kilka cali od mojej, nasz oczy by艂y zamkni臋te. Chwyci艂 moj膮 twarz w d艂onie,
pog艂adzi艂 kciukiem policzek. Mocno zacisn臋艂am usta, aby nie uciek艂o spomi臋dzy nich \adne
s艂owo. Chcia艂am w ko艅cu powiedzie膰 mu, ze go kocham, jednak nie mog艂am sobie na to
pozwoli膰. Te s艂owa by艂yby niczym innym jak kolejnym rodzajem 艂a艅cuch贸w, roszcz膮cym
sobie do niego prawo  wiedzia艂am, g艂臋boko w 艣rodku gdzie艣, \e tak by by艂o. Chcia艂am,
aby by艂 wolny. Dlatego siedzia艂am cicho.
Pozostali艣my w takiej pozie, patrz膮c na siebie w ciszy, tak blisko, jak tylko dwoje
kochank贸w mo\e by膰, jeszcze chwil臋 d艂u\ej. Nagle do mych uszu doszed艂 ha艂as uliczny,
艣piewy i wiwaty oraz dzwi臋k klakson贸w samochod贸w. Anando u艣miechn膮艂 si臋.
- Szcz臋艣liwego Nowego Roku, najdro\sza Virginio. Niech przyniesie ci same rado艣ci.
Pr贸bowa艂am si臋 do niego u艣miechn膮膰 i co艣 powiedzie膰, jednak nie potrafi艂am. Ba艂am si臋,
\e je\eli przem贸wi臋, nawet to zwyczajne  dzi臋kuje , zaczn臋 p艂aka膰. Azy by艂yby kolejnym
rodzajem wi臋z贸w. Powstrzyma艂am je. Zamkn臋艂am oczy, zbli\y艂am si臋 do艅 i wsun臋艂am
g艂ow臋 pod jego podbr贸dek. To nie by艂 pierwszy raz, gdy zasn臋艂am w jego ramionach, ale
by艂am bole艣nie 艣wiadoma tego, \e ostatni. To sprawi艂o, \e jego obj臋cia by艂y s艂odko-gorzkie,
jednak nie wyzwoli艂abym sie z nich za nic na 艣wiecie.
Kiedy si臋 obudza艂am, s艂abe 艣wiat艂o wdzieraj膮ce si臋 do pomieszczenia pozwoli艂o mi
przypuszcza膰, \e ju\ jest ranek. Ostro\nie wyczo艂ga艂am si臋 z jego ramion i wy艣lizgn臋艂am z
艂贸\ka, nie budz膮c go.
Moje oczy przyzwyczai艂y si臋 ju\ do braku 艣wiat艂a, obserwowa艂am go przez chwil臋. Jego
usta by艂y delikatnie otwarte, wygl膮da艂 tak spokojnie. Nie chcia艂am niczego wi臋cej, jak
pochyli膰 si臋 i go poca艂owa膰, jednak nie 艣mia艂am tego zrobi膰. Aatwiej by艂o mi odej艣膰 nie
budz膮c go.
Pozbiera艂am swoje ciuchy i wysz艂am z pokoju. Pierwsze drzwi, kt贸re otworzy艂am
prowadzi艂y do 艂azienki. By艂a tam moja walizeczka, sta艂膮 tu\ obok prysznica. Stara艂am si臋
nie my艣le膰, kto tu j膮 przyni贸s艂. Szybko si臋 umy艂am i ubra艂am. Umie艣ci艂am moje ciuchy z
dnia wczorajszego w walizce, tasiemka wystaj膮ca z tylniej kieszeni spodni przyku艂a moje
spojrzenie. Poci膮gn臋艂am za ni膮, srebrny klucz spocz膮艂 w mojej d艂oni. Trzyma艂am go w
zamkni臋tej pi臋艣ci, gdy spacerowa艂am po ca艂ym apartamencie. Kolejne drzwi, kt贸re
otworzy艂am, prowadzi艂y do pokoju, w stylu saloniku Mary, kt贸ry by艂 biurem. Podesz艂am
do biurka, wyci膮gn臋艂am kartk臋 papieru z drukarki, a w ka艂amarzu znalaz艂am pi贸ro. I
wiedzia艂am, \e post臋puj臋 jak tch贸rz pisz膮c po\egnanie na kartce papieru, jednak nie
wyobra\a艂am sobie rozmowy z Anandem.
Drogi Anando,
Tym razem to ja odchodz臋 bez po\egnania. Mam nadziej臋, \e mi to wybaczysz, tak jak ja wybaczy艂am
Tobie. Niezale\nie od tego jak bardzo jestem rozdarta, ciesz臋 si臋, \e Ci臋 spotka艂am, \e by艂e艣 obecny w
moim \yciu przez te kilka miesi臋cy. A skoro doszli艣my do tego miejsca, gdy powinni艣my ju\ si臋 rozsta膰,
raduje mnie mo\liwo艣膰 ostatniego spotkania.
Chcia艂abym powiedzie膰 Ci co艣 jeszcze, s艂owa, kt贸re ostatni raz z艂ama艂yby nasze zasady, jednak musz膮
by膰 one wypowiedziane na g艂os, a nie pozostawione, na pewn膮 艣mier膰, na kartce papieru.
Pomy艣l o mnie czasem. Ja z pewno艣ci膮 b臋d臋.
Virginia
Po艂o\y艂am klucz na li艣cie. Prosi艂 mnie o wolno艣膰, wi臋c w艂a艣nie mu ja dawa艂am.
Mo\liwo艣膰 p贸j艣cia na prz贸d, bycia szcz臋艣liwym. Zostawi艂am tam tak\e kom贸rk臋, kt贸r膮
zapobiegawczo zabra艂am ze sob膮, nie chcia艂am czu膰 pokusy do ponownego zadzwonienia.
Zapewnia艂am wolno艣膰 tak\e sobie.
Przeci膮gaj膮c wyj艣cie, podrepta艂am w kierunku windy i nacisn臋艂am przycisk. Bilet na
samolot pozosta艂 w mojej kurtce, kt贸r膮 zostawi艂am w apartamencie Mary. Ostatni膮 rzecz膮,
jakiej chcia艂am, by艂o ponowne jej zobaczenie, mia艂am nadziej臋, \e starsza kobieta b臋dzie
sta艂a przy windzie, abym mog艂a odebra膰 okrycie wierzchnie. Jakkolwiek, gdy drzwi windy
rozsun臋艂y si臋 z brzd臋kiem, ujrza艂am Mary stoj膮c膮 wewn膮trz z moj膮 kurtk膮 w d艂oni.
Zawaha艂am si臋 przed wej艣ciem do 艣rodka, ostatecznie zrobi艂am to, gdy wampirzyca
usun臋艂a si臋 w bok, robi膮c mi miejsce. Drzwi zamkn臋艂y si臋 za mn膮, kobieta nacisn臋艂a
przycisk z napisem parking, po czym wr臋czy艂a mi kurtk臋. Odebra艂am j膮 kiwaj膮c
dzi臋kczynnie g艂ow膮, staraj膮c si臋 nie spojrze膰 Mary w oczy.
艣adna z nas nie przem贸wi艂a, podczas przeja\d\ki. Wlepi艂am oczy w drzwi, wi臋c nie
musia艂am na ni膮 patrze膰. Spodziewa艂am si臋, \e co艣 do mnie powie, gdy drzwi ju\ sie
otworz膮, jednak ona nie poruszy艂a si臋, kiedy wysz艂am na zewn膮trz ruszaj膮c ku limuzynie,
kt贸ra ju\ na mnie czeka艂a. Ten sam kierowca wzi膮艂 moje baga\e, jedynie w chwili, gdy do
mnie podszed艂, o艣mieli艂am si臋 spojrze膰 na Mary. Pozostawi艂a drzwi otwarte, obserwuj膮c jak
odje\d\am. Wymusi艂am na sobie s艂owo podzi臋kowania, odpowiedzia艂a mi kiwni臋ciem
g艂ow膮. Wydawa艂o mi si臋, ze jest rozczarowana. Nie wiedzia艂am czemu. I zrobi艂am
wszystko, co chcia艂a i uwolni艂am jej Dziecko. Cokolwiek sobie my艣la艂a, nie wierzy艂am, ze
wymaga艂a ode mnie czego艣 jeszcze.
Wr贸ci艂am samolotem do domu, otoczona przez czerwonookich biesiadnik贸w,
u艣miechaj膮cych si臋 i \ycz膮cych wszystkim Szcz臋艣liwego Nowego Roku z olbrzymim
entuzjazmem. Pomimo wszystko, czu艂am si臋 dobrze. Podczas lotu spa艂am, obudza艂am si臋
dopiero, gdy dotarli艣my do Haventown. Poczu艂am si臋 spokojniejsza, ni\ w chwili, gdy od
niego odje\d\a艂am.
Nie mam \alu, moja droga. Tak naprawd臋 nigdy mu tego nie powiedzia艂am, ale
w艂o\y艂am tyle uczucia w ka\dy dotyk, ka\dy poca艂unek, jestem pewna, \e s艂ysza艂 te s艂owa.
Jestem pewna, \e wie, i\ go kocham. Dodatkowo my艣l臋, \e on tak\e mnie kocha.
Nie wiem tylko czy jest to wystarczaj膮co silne uczucie, aby wr贸ci艂.
Virginia


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 08
Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 07
Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 03
Kallysten Po wyj臋cia z pude艂ka VI
Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 02
Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 04
Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 10
Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 05
Kallysten Po wyj臋ciu z pude艂ka 01
Kuchnia francuska po prostu (odc 09) Tatar z 艂ososia
Kuchnia francuska po prostu (odc 09) Ma艂偶e gotowane w winie

wi臋cej podobnych podstron