PRZYCZYNY KAMPANII
Przyczyn krucjaty nikopolitańskiej należy doszu-
kiwać się w szybkich podbojach Turków na terenie po-
łudniowych Bałkanów w drugiej połowie XIV wieku.
Węgrzy po nieudanych próbach wywołania powstania
antytureckiego na terenach Bułgarii czuli się zagrożeni
i spodziewali się odwetu ze strony Turków. W skład
cesarstwa bizantyjskiego w tym okresie wchodził Kon-
stantynopol (wraz z otaczającymi go, przybrzeżnymi
obszarami), południowa Grecja i niektóre północne wy-
spy na Morzu Egejskim. Niewielkie posiadłości państw
krzyżowców w Grecji czy Bułgarii rozpadły się na
mniejsze królestwa, które szybko znalazły się pod
zwierzchnictwem tureckim. Podobny los spotkał słabe
państwo Serbów, które rozpadło się wskutek uderzenia
Osmanów w środek Bałkanów.
Dla prawosławnych Bałkanów połączenie sił
z katolikami z północy okazało się prawie niemożliwe.
I choć elita rządząca, szukając pomocy, często zwracała
się ku północy, większość mieszkańców wolała
zwierzchnictwo tureckich muzułmanów niż węgier-
skich katolików. Podobne tarcia miały miejsce między
prawosławnymi Rumunami z Wołoszczyzny i Moł-
dawii a ich katolickimi zwierzchnikami z Węgier.
Na obszarze okrojonego cesarstwa bizantyjskiego
zamęt ten osiągnął kolosalne rozmiary. Cesarze zwykle
byli wasalami otomańskiego władcy i między wojsko-
wymi a mieszkańcami, rządzącą elitą a zwykłą ludno-
ścią powszechnie panowała wrogość. Mimo stłumienia
chłopskich i miejskich rewolt w połowie XIV wieku,
duże części Tracji i Macedonii pozostały niezamieszka-
łe. Wyjątek stanowiło kilka ufortyfikowanych miast,
które w rzeczywistości były cytadelami otoczonymi
grządkami warzyw uprawianych w celu wyżywienia
nieopłacanych garnizonów.
Tymczasem turecka ekspansja wydawała się sta-
rannie zaplanowana i wprowadzana w życie z całym
rozmysłem. Turcy osmańscy nie byli pierwszymi Tur-
kami na Bałkanach, ale szybko wchłonęli terytoria zaję-
te już wcześniej przez innych przybyszy. Pierwszą sto-
licą państwa osmańskiego była Bursa w Anatolii. Jed-
nak w krótkim czasie, prawdopodobnie po niedługim
okresie urzędowania w pierwszej stolicy na terenie Eu-
ropy, Didimotichonie, Osmanowie uczynili swoją sie-
dzibą Adrianopol (od tej pory pod nazwą Edirne), który
stał się bazą wypadową do dalszych podbojów. Kon-
stantynopol opierał się Osmanom aż do 1453 roku.
Podboje Turków osmańskich wydawały się nie do po-
wstrzymania aż do lat 80. XIV wieku, kiedy miał miej-
sce kryzys.
Działania były prowadzone głównie przez armie
rozlokowane w trzech granicznych marchiach (Uc):
pierwsza posuwała się w kierunku północno-
wschodnim przez Trację i była dowodzona przez wład-
cę, druga – w kierunku północno-zachodnim przez
Bułgarię pod dowództwem Kara Timurtasza, i trzecia,
próbująca się wedrzeć w kierunku zachodnim do Gre-
cji, dowodzona przez Gãziego Evrenosa.
W tym czasie hospodar wołoski, Wład I Uzurpator,
myślał o wykorzystaniu pomocy Turków do wybicia
się na niepodległość spod panowania węgierskiego. Je-
go rywal, zasiadający na tronie hospodar wołoski Mir-
cza Stary, był bardziej sceptyczny wobec korzystania
z otomańskiej pomocy. Udało mu się zdobyć Dobru-
dzę, co dało jego księstwu dostęp do Morza Czarnego,
a także podpisać traktat z Polską w 1389 roku. W od-
powiedzi na to osmański dowódca Ali Pasza Cãndãrli
zdobył Nikopolis nad Dunajem i w 1391 roku Osma-
nowie po raz pierwszy wyprawili się na północ od rze-
ki. To zmusiło Mirczę do zawarcia ponownego poro-
zumienia z królem węgierskim Zygmuntem Luksem-
burskim, w wyniku którego najprawdopodobniej
w 1392 roku Mircza i Zygmunt szczęśliwie odzyskali
Nikopolis. Zdawało się, że powstaje nowa bałkańsko-
chrześcijańska koalicja, jednak w następnym roku suł-
tan osmański, Bajazyt I Błyskawica, po kampanii god-
nej swojego przydomku, przywrócił tureckie pano-
wanie. Królestwo Bułgarii ze stolicą w Tyrnowie zo-
stało podbite, natomiast Widyń i Serbia musiały po-
wrócić do statusu osmańskich wasali. Jednocześnie Ba-
jazyt utrzymywał przyjazne stosunki z Serbią w ramach
zabezpieczenia przeciw Węgrom.
W tym okresie praktycznie niezamieszkałe rów-
niny Tracji i wschodniej Macedonii zostały zasiedlone
przez ludność napływającą z Anatolii. Wśród nich
znajdowały się również plemiona koczownicze, które
zamieszkały na terenach górskich, stając się ludnością
wojowniczo-pasterską (yürük).
Znaczenie bektaszytów – derwiszy towarzyszących
wojskom tureckim – było większe, niż powszechnie się
przyjmuje. Byli oni nie tylko muzułmańskimi misjona-
rzami, ale również propagatorami kolonizacji i ponow-
nego zagospodarowania obszarów zniszczonych przez
wojnę. Byli tolerancyjni, co wpłynęło na zacieśnienie
kontaktów z chrześcijańskimi sąsiadami. W końcu XIV
wieku muzułmanie (zarówno tureccy przybysze, jaki
i lokalni konwertyci) stanowili już większość miesz-
kańców Tracji.
Znaczenie włoskich kolonii nad Morzem Czarnym
podczas kampanii nikopolitańskiej nie zostało do tej
pory wystarczająco dostrzeżone. Sam basen Morza
Czarnego wraz z Krymem jako centrum sieci komuni-
kacyjnej stanowił jedną z największych na świecie arte-
rii handlowych. Włosi dominowali na morzu i mimo że
często walczyli między sobą, wyprawy krzyżowe miały
przewagę morską jeszcze długo w wieku XV. W końcu
XIV wieku Genua, wraz z placówkami tworzącymi
wspólnotę w dużej mierze autonomicznych kolonii, by-
ła największą potęgą morską. To właśnie z Genui wy-
ruszali kupcy i poszukiwacze przygód, by penetrować
tereny położone w górnym biegu wielkich rzek
wschodniej Europy. Forteca na wyspie niedaleko Giur-
giu, zaledwie 100 kilometrów od Nikopolis, mogła zo-
stać założona właśnie przez Genueńczyków, a statki
genueńskie najprawdopodobniej żeglowały w głąb lądu
aż do Żelaznych Wrót na granicy Węgier.
Królestwo Węgierskie różniło się od swych za-
chodnich sprzymierzeńców w krucjacie nikopolitań-
skiej. Odmienności kulturowe pomiędzy regionami by-
ły ogromne – w centrum i na zachodzie państwo za-
mieszkiwali Madziarzy wyznania katolickiego; na pół-
nocy, na terenach dzisiejszej Słowacji – Słowianie wy-
znania katolickiego; na południu Słowianie wyznania
katolickiego lub prawosławnego; na wschodzie zaś,
w Transylwanii – i katolicy, i prawosławni. Transylwa-
nii udało się nawet zachować częściową autonomię, ale
osiedlanie się przybyszy z Saksonii i działania zako-
nów, które próbowały narzucić prawosławnej ludności
obrządek katolicki, spotęgowały napięcia międzywy-
znaniowe. Niektórzy miejscowi wojewodowie (voivo-
des) przyjęli obrządek katolicki i kulturę węgierską. In-
ni z kolei przenieśli się wraz ze swoimi podwładnymi
i oddziałami wojskowymi na tereny Mołdawii i Wo-
łoszczyzny. Południowa granica była jeszcze bardziej
płynna ze względu na to, że władza węgierska w Chor-
wacji, Dalmacji i w regionie Maczwy na terenie Serbii
była zwykle bardzo silna, podczas gdy w Bośni tylko
formalna.
Mołdawia i Wołoszczyzna uznały zwierzchność
Węgier. W górach i u ich podnóży władzę dzierżyli
przywódcy mówiący po rumuńsku, ale na sąsiadują-
cych równinach wędrowne grupy pochodzenia turec-
kiego całkiem niedawno zaakceptowały mołdawskie
i wołoskie panowanie. Dotyczyło to też słowiańskich
społeczności wzdłuż kilku większych rzek.
Zarówno Mołdawia, jak i Wołoszczyzna zawdzię-
czały swój rozkwit sprawowaniu nadzoru nad ważnymi
szlakami handlowymi. Gdy Mołdawia powiększyła się
o tereny na północny wschód, które wcześniej należały
do Złotej Ordy, Wołoszczyzna uzyskała bezpośredni
dostęp do Morza Czarnego. W końcu XIV wieku, pod
panowaniem wojewody Mirczy Starego, Wołoszczyzna
osiągnęła szczyt rozwoju kulturalnego i politycznego,
jednak jej status pozostał niejasny, a struktury politycz-
ne i militarne słabe.
Tymczasem Węgry były słabsze, niżby się zdawa-
ło. Ludwik Węgierski, który był także królem Polski,
umierając w 1382 roku, pozostawił wdowę, Elżbietę
Bośniaczkę, i dwie córki: jedenastoletnią Marię i dzie-
więcioletnią Jadwigę. Maria została koronowana jesz-
cze w dniu pogrzebu zmarłego monarchy, ale Polacy
odmówili uznania jej za swoją królową (a w zasadzie
za swego króla). Zamiast niej, po przedłużających się
negocjacjach, zaakceptowali prawa do tronu Jadwigi.
W ten sposób skończył się krótki okres unii pomiędzy
Węgrami a Polską, która po ślubie Jadwigi z księciem
litewskim Jagiełłą została zastąpiona przez kolejną, łą-
czącą Polskę z Litwą. Maria została wcześnie zaręczo-
na z Zygmuntem, margrabią brandenburskim, synem
cesarza niemieckiego Karola IV. Ten ostatni nigdy nie
pogodził się ze stratą Polski, którą pragnął rządzić
z Węgier. Zygmunt i Maria nie spieszyli się do ołtarza,
na Węgrzech rządziła w tym czasie królowa matka,
Elżbieta Bośniaczka. Sytuację komplikowała również
postawa króla Neapolu Karola III z Durazzo, podo-
piecznego Ludwika Węgierskiego, utrzymującego, że
jest prawowitym spadkobiercą korony świętego Stefa-
na. Wkraczając w 1385 roku na teren Dalmacji, zmusił
Marię do abdykacji. Karol został jednak zamordowany
przez zwolenników królowej matki, Elżbiety. Jego
stronnicy dołączyli wówczas do powstania bana Bośni,
Tvrtka I Kotromanicia, wspomaganego również przez
Wenecjan. Maria została uprowadzona, a Elżbieta udu-
szona, na co Zygmunt zareagował przystąpieniem do
walki. Uwolnił Marię i koronował się na króla Węgier
w 1387 roku. Osiem lat później, gdy zmarła królowa
Maria, wielu Węgrów uznało, że Zygmunt Luksembur-
ski stracił prawa do tronu królewskiego, i wznieciło
powstanie.
Chociaż Zygmuntowi udało się stłumić powstanie,
jego panowanie przypominało raczej przewodnictwo
lidze magnackiej niż autokratyczną monarchię. W mię-
dzyczasie musiał stawić czoło zagrażającej jego pań-
stwu otomańskiej ekspansji. W późniejszym okresie
swego panowania został również cesarzem niemieckim.
Wraz z tym, jak zbliżało się niebezpieczeństwo
osmańskie, władca Węgier dążył do poprawy stosun-
ków z prawosławną częścią społeczeństwa i powierzył
strategicznie istotne księstwo w Transylwanii (z głów-
nym ośrodkiem Fogaraszem) oraz hrabstwo Severin
Mirczy Staremu. Wydarzenia lat 1391-1392 przekonały
Zygmunta Luksemburskiego, że pomoc zachodniej Eu-
ropy jest konieczna, a sułtanowi Bajazytowi I pokazały,
że nie może ufać wasalnemu państwu bułgarskiemu.
Podczas gdy Zygmunt nawoływał do krucjaty, Bajazyt
zniszczył Tyrnowo. Naddunajskie zamki przygraniczne
w Silistrze, Nikopolis i Widyniu zostały wzmocnione,
a muzułmanów zachęcono do osiedlenia się w strate-
gicznym regionie nad Dunajem. Węgrzy i Wołosi od-
zyskali natomiast Nikopolis Mniejsze na północnym
brzegu rzeki.
Tymczasem Bajazyt, dla umocnienia swej pozycji,
zimą na przełomie 1393 i 1394 roku, wezwał swoich
chrześcijańskich wasali na zjazd do Seres w północnej
Grecji. Tam wybrał serbskiego księcia Stefana Laza-
revicia jako swojego najbardziej zaufanego wasala.
Jednocześnie cesarz Manuel II nabrał przekonania, że
Bizancjum bez pomocy z Zachodu czeka zagłada. Po-
wróciwszy do obleganego przez Turków Konstantyno-
pola, zdołał odeprzeć siły osmańskie i rozpoczął przy-
gotowania do przetrwania nowego oblężenia, na które
nie trzeba było długo czekać. Z przerwami trwało ono
osiem lat. Turcy nie dysponowali wówczas jeszcze
wielkimi działami, którymi pół wieku później mieli
roznieść mury Konstantynopola. Tymczasem Bajazyt I
Błyskawica był niepokojony na wschodzie krwawymi
kampaniami Timura Chromego.
Podczas gdy Turcy oblegali Konstantynopol, na li-
nii Dunaju rosła liczba toczonych walk. Jedną z nich
była bitwa na Rowinie, której dokładna data wciąż jest
przedmiotem dyskusji historyków. Wydaje się, że star-
cie było wynikiem wypadu osmańskiego na tereny
Transylwanii i Wołoszczyzny na początku 1395 roku.
Bajazyt zaatakował siedem węgierskich umocnionych
miast i zamków, zanim – najprawdopodobniej 17 maja
– doszło do krwawej bitwy z wojskami Mirczy niedale-
ko rzeki Ardżesz. Wołosi uznali się za zwycięzców, ale
Osmanowie nie zamierzali rezygnować i na krótko ob-
sadzili na tronie Wołoszczyzny rywala Mirczy, księcia
Włada I Uzurpatora. Rozmieścili również garnizony
w Nikopolis Mniejszym i Giurgiu.
Gdy stało się jasne, że Mircza stracił kontrolę nad
terytorium na południe od Dunaju, Zygmunt Luksem-
burski podwoił starania, aby otrzymać pomoc z za-
chodniej Europy. Jego ambasadorowie odwiedzili dwo-
ry większości europejskich władców, potwierdzając
traktaty zarówno z Francją, Wenecją, wieloma książę-
tami niemieckimi, jak i cesarzem bizantyjskim Manue-
lem czy Mirczą Starym. Otrzymali również obiecującą
odpowiedź od Anglii, joannitów i Aragonii, która pa-
nowała wówczas nad Sycylią oraz częścią Grecji. Zdaje
się, że Zygmunt Luksemburski planował raczej kampa-
nię obronną lub wyprzedzający najazd na wroga niż
przeprowadzany na szeroką skalę atak na terytorium
osmańskie. Zachodni monarchowie mieli jednak ambit-
niejsze plany. W maju król Francji Karol VI Szalony
wysłał list do króla Anglii Ryszarda II, w którym pisał:
Zatem, szlachetny bracie, nadchodzi sprawiedliwa
chiuila (...) w której Ty i ja, dla odkupienia grzechów
naszych przodków, powinniśmy podjąć wyprawę krzy-
żową, by przyjść z pomocą naszym drogim chrześcijań-
skim braciom i wyzwolić również Ziemię Świętą.
Bezpośrednim skutkiem tych porozumień było na-
łożenie specjalnych podatków (na przykład książę Bur-
gundii zebrał ogromną sumę w wysokości 700 tysięcy
złotych franków). Tymczasem Węgrzy powrócili do
domu, przynosząc pokrzepiające wiadomości – z pew-
nością można mówić o szczęściu, ponieważ ich posel-
stwo przybyło akurat w czasie czteroletniego rozejmu
w trakcie wojny stuletniej między Francją i Anglią.
Pomoc obiecały obie strony tego konfliktu, ale przy-
wództwo objęli Burgundczycy, którzy wzięli na siebie
najcięższe zadania. Książę Filip II Śmiały chciał unik-
nąć udziału w jakichkolwiek konfliktach między An-
glikami i Francuzami, a ponadto w krucjacie widział
możliwość zademonstrowania odzyskanej przez Bur-
gundię siły. Już w 1394 roku wysłał zbrojną delegację
pod dowództwem Guillaume’a de la Trémoille i Re-
gniera Pota, której celem była ocena sytuacji panującej
na Węgrzech. Po powrocie wzięli oni udział w rozmo-
wach na temat planów wojennych, które prowadzono
w zamku Hôtel d’Artois w Dijon.
Tam też syn księcia Filipa, Jan de Nevers (Jan bez
Trwogi), obiecał poświęcić swoje pierwsze czyny woj-
skowe służbie Bogu. Zaproponował też, że poprowadzi
krucjatę, na co mimo jego niedoświadczenia i złama-
nego ramienia (wskutek niedawnego upadku z konia)
wyrażono zgodę w sierpniu 1395 roku. Uroczysta msza
została odprawiona w katedrze Saint Denis w Paryżu,
ale nawet wtedy Jan de Nevers nie został pasowany na
rycerza, ponieważ mial otrzymać tytuł rycerza Jezusa
Chrystusa podczas pierwszej bitwy z niewiernymi.
W rzeczywistości jego rola była symboliczna, gdyż
prawdziwe dowództwo zostało powierzone hrabiemu
d’Eu. Do starszych doradców należeli admirał Jean de
Vienne, marszałek Jean II le Meingre zwany Boucicau-
tem, dwóch sire de Bar, hrabia de la Marche oraz pa-
nowie de Saimpy, de Roye i de la Trémoille.
Entuzjazm wobec krucjaty był powszechny i auten-
tyczny, do tego stopnia, że jedynie członkowie najwyż-
szej arystokracji byli dopuszczeni do wzięcia w niej
udziału. Burgundzcy szambelanowie włożyli niesamo-
wity wysiłek w przygotowanie dla krzyżowców broka-
towych strojów, pozłacanych i posrebrzanych uprzęży,
zaopatrując wojska hrabiego de Nevers w zielone saty-
nowe namioty i tuniki. Również zbroje i zastawy sto-
łowe były najwspanialsze z możliwych.
Joannici także zamierzali wziąć udział w wypra-
wie, ponieważ zagrożenie tureckie objęło ich siedziby
na Rodos, w Izmirze i innych miejscach na Morzu
Egejskim. Philibert de Naillac, wielki mistrz zakonu jo-
annitów w Akwitanii, zgodził się wesprzeć krucjatę
i niezwłocznie udał się wraz z posiłkami na Rodos. Za-
równo papież Bonifacy IX, jak i antypapież Benedykt
XIII, poparli wyprawę. Senat Wenecji zgodził się
uczestniczyć w działaniach krzyżowców, aczkolwiek
tylko wspierając ich na morzu. W tym samym czasie
weneccy ambasadorowie potajemnie starali się rozpo-
cząć negocjacje między Osmanami a Bizancjum, po-
nieważ ich wzajemna wrogość zagrażała interesom
handlowym Wenecji. W lutym 1396 roku Bizantyjczy-
cy pozornie zgodzili się na 10 galer wojennych, wybu-
dowanych w Wenecji w celu użycia w regionie Dunaju,
ale nie wydaje się, by brały one udział w działaniach
1396 roku.
Był to nowy rodzaj krucjaty, w którym przywódz-
two objęli świeccy władcy, odbierając je pozostającym
w tle papieżom. Zapał do krucjaty był w zasadzie nie-
zauważalny wśród zwykłych ludzi, ale niemal sprzecz-
ne ideały wypraw krzyżowych i rycerskości złączyły
się w jedno u arystokracji. Jak pisał około 1395 roku
sławny burgundzki poeta Eustachę Deschamps:
Princes mondain, je vous reąuier etproy
Que vous maidiez les Sarrasins conquerre:
Je suis la loy, soiex avecques moy
Pour conquerir de cuer de Sainte Terre.
(Dziś, książęta, proszę was i modlę się o to,
byście pomogli mi pokonać Saracenów:
ja jestem prawem, pójdźcie ze mną
zdobyć serce Ziemi Świętej).
DOWÓDCY WALCZĄCYCH ARMII
DOWÓDCY KRZYŻOWCÓW
Zygmunt Luksemburski, margrabia Brandenbur-
gii i drugi syn cesarza niemieckiego Karola IV, urodził
się w 1368 roku. Dzięki zaręczynom z Marią, córką
króla Ludwika Węgierskiego, objął władzę na Wę-
grzech w 1387 roku. W 1410 roku został również wy-
brany na cesarza niemieckiego, dziewięć lat później zaś
na króla Czech. Zmarł w 1437 roku. Był człowiekiem
o wielkich ambicjach i ogromnej energii. Promował
ideę krucjat przeciwko Turkom osmańskim, próbował
doprowadzić do zakończenia zarówno schizmy we-
wnątrz Kościoła katolickiego, jak i tej między Kościo-
łem katolickim a prawosławiem. Działał na rzecz za-
kończenia wojny stuletniej między Anglią a Francją,
z kolei na terenie Czech zwalczał husytów. Chociaż je-
dynie kilka z jego planów zakończyło się sukcesem,
panowanie Zygmunta przyniosło znaczący rozwój
miast i handlu w Europie Środkowej.
Mircza Stary, hospodar Wołoszczyzny, otrzymał
również drugi przydomek – Wielki. Doszedł do władzy
jako wojewoda w 1386 roku i szybko zaczął dążyć do
powiększania terytorium swojego państwa nad Morzem
Czarnym. Przystąpił do sojuszu bałkańsko-chrześ-
cijańskiego, który został rozbity przez Osmanów w bi-
twie na Kosowym Polu w 1389 roku. Jak większość
wołoskich władców w średniowieczu, Mircza wchodził
w układy raz z Węgrami, raz ze wzrastającym w siłę
imperium osmańskim po to, by ratować autonomię
swego państwa. Był również zmuszony walczyć ze
swoimi konkurentami do władzy, którzy podobnie jak
on byli wykorzystywani jako pionki w grze swoich po-
tężnych sąsiadów. Jeśli chodzi o udział w tragicznej
krucjacie nikopolitańskiej, miał niewielkie pole ma-
newru. Po druzgocącej porażce Osmanów, zadanej
przez Timura Chromego w 1402 roku, Mircza popierał
wielu osmańskich książąt w walce o kontrolę nad znaj-
dującym się w kryzysie imperium. Gdy tylko odzyskali
siłę, Wołoszczyzna stała się ich państwem wasalnym,
do czego doszło zapewne już po śmierci Mirczy
w 1418 roku. Poza granicami Wołoszczyzny Mircza
był różnie oceniany. Spośród krzyżowców jedynie En-
guerrand de Coucy zdawał się z nim zaprzyjaźniony.
Osmanowie uznawali go za najdzielniejszego i naj-
sprytniejszego spośród chrześcijańskich książąt.
Jan, syn Filipa, księcia Burgundii, urodził się
w 1371 roku i większość swego dzieciństwa spędził we
Flandrii. Jego flamandzkie motto życiowe brzmiało Ic
hond („Nigdy się nie poddam”). Na scenie publicznej
pojawił się już w 1384 roku i niemal od razu został
hrabią de Nevers. Sześć tygodni przed jego czternasty-
mi urodzinami odbyły się jego zaślubiny z Małgorzatą
Bawarską. Przez kilka kolejnych lat przebywał
w gwardii swego ojca, gdzie zdobywał doświadczenie
wojskowe i polityczne. W 1404 roku został księciem
Burgundii, a już w 1405 również Flandrii i Artois. Zo-
stał opisany jako niewysoki, ciemny mężczyzna z niebie-
skimi oczami, pełną twarzą, bezwzględnym spojrzeniu,
wysuniętą szczęką i ogromną spłaszczoną głową. To,
czy właśnie po bitwie pod Nikopolis uzyskał przydo-
mek Jana bez Trwogi (lub Jana Nieustraszonego), jest
dyskusyjne, ale z pewnością był jedynym władcą Bur-
gundii z tego okresu, który potrafił zwycięsko dowo-
dzić wojskiem. Miał opinię szorstkiego, pozbawionego
uroku i, w przeciwieństwie do większości francuskiej ‘
arystokracji, nieprzejmującego się wyszukanym ubio-
rem. Był dzielny, | przebiegły i ambitny, lubił wzbu-
dzać w innych strach. Niestety jego panowanie jako
księcia było zdominowane przez konflikt z Ludwikiem
Orleańskim, czego skutkiem była wojna domowa,
w której udział brały dwie frakcje – burgundczyków
i armaniaków – co dało Anglikom możliwość mszcze-
nia się na Francuzach. Jan de Nevers został zamordo-
wany w 1419 roku.
Philibert de Naillac, którego rodzina należała do
najważniejszych w regionie Berry w centralnej Francji,
stał się najsławniejszym z jej przedstawicieli. Jako
młodszy syn musiał szukać szczęścia poza dworem
i wstąpił do zakonu joannitów. Od 1383 roku był wiel-
kim mistrzem zakonu w Akwitanii. Kiedy w 1396 roku
nadeszło wezwanie do krucjaty, pomagał w rozdyspo-
nowaniu rodzinnych posiadłości między swych braci.
Wysłano go do głównej siedziby joannitów na Rodos,
gdzie w marcu niespodziewanie zmarł wielki mistrz Ju-
an Fernández de Heredia. Philibert de Naillac został
wówczas jego następcą i niemal natychmiast udał się na
czele zakonnej eskadry galer wojennych wraz z resztą
floty krzyżowców w kierunku ujścia Dunaju. Po po-
wrocie na Rodos, mając pod swym dowództwem małą
flotę, wyprawiał się na wybrzeże Libanu (znajdujące
się wówczas pod rządami Mameluków) i nieustannie
utrudniał Osmanom działania na Morzu Egejskim.
Zmarł w 1421 roku.
DOWÓDCY OSMAŃSCY
Bajazyt I zwany Błyskawicą urodził się w 1354
roku jako syn osmańskiego władcy Murada I i Gülçiçek
„Kwiatu Róży” Hatun, która według niektórych źródeł
była Greczynką. Około 1381 roku został mianowany
zarządcą niedawno podbitej prowincji anatolijskiej
i w kilka lat później odpowiadał już za interesy impe-
rium osmańskiego na całym Wschodzie. Zdobył repu-
tację żołnierza dzielnego, ale porywczego. Prawdopo-
dobnie po zwycięstwie nad Karamanidami w 1386 roku
otrzymał przydomek Yildirim, czyli Błyskawica. Wła-
dzę objął po śmierci Murada I na Kosowym Polu.
W następnym roku Bajazyt pojął za żonę Marię (znaną
również jako Despina lub O1ivera), córkę serbskiego
cara Łazarza Hrebeljanovicia, który również stracił ży-
cie w bitwie na Kosowym Polu. Brat Marii, Stefan La-
zarević, jako nowy władca serbski, pozostał lojalnym
wasalem i przyjacielem Bajazyta aż do jego śmierci.
Jedyna przegrana bitwa osmańskiego sułtana była też
ostatnią przez niego stoczoną – w 1402 roku pod Anka-
rą. Sułtan dostał się do niewoli Timura Chromego,
gdzie zmarł rok później. Niezależnie od tego, że ucho-
dził za wybitnego wojownika, Bajazyt był również jed-
nym z pierwszych władców otomańskich, którzy patro-
nowali literaturze. Wspierał islamskie bractwa religijne,
jego córka Nilüfer „Lilia wodna” miała rzekomo poślu-
bić przywódcę derwiszy Suhrawardiego.
Pozostali dowódcy osmańscy odgrywali jedynie
drugorzędną rolę w silnie scentralizowanej organizacji
wojskowej, mimo to znajdowali się wśród nich utalen-
towani przywódcy. Najwyższy rangą był wielki wezyr,
czyli najważniejszy z ministrów sułtana, Kara Timur-
tasz, syn słynnego wojownika beja Kara Alego. Pierw-
sza wzmianka o nim pochodzi z okresu panowania Mu-
rada I, kiedy dowodził armią osmańską podczas wy-
praw wzdłuż rzeki Tundży. Niedługo później podbił
znaczną część wschodniej Bułgarii i został bejlerbejem
tureckich wojsk w europejskiej części państwa osmań-
skiego. Pełniąc tę funkcję, utworzył dwa pułki elitarnej
konnicy, zwanej ulufeciyan (regularnych lub opłaca-
nych oddziałów). Do wojska przyjmował również buł-
garskich wojowników wyznania chrześcijańskiego vo-
inaks. Dzięki swej waleczności, jako pierwszy bejlerbej
uzyskał prawo posiadania sztandaru z trzema końskimi
ogonami. Kilka lat później zdobył dozgonną wdzięcz-
ność Bajazyta, zabijając jego niebezpiecznego rywala –
przybranego brata sułtana. Timurtasz został zamordo-
wany w 1405 roku podczas wojen domowych, które
opanowały państwo po śmierci Bajazyta. Został po-
chowany w meczecie w Bursie, który sam wcześniej
ufundował.
Kariera beja Gãziego Evrenosa była jeszcze bar-
dziej burzliwa. Według niektórych źródeł, Evrenos, syn
beja ‘İsã (Jesusa) Prangiego, pochodził z rodziny o bi-
zantyjskich korzeniach, która poddała się tureckim
władcom Karasi i przeszła na islam w początkach XIV
wieku. Gãzi Evrenos znalazł się wśród oddziałów wy-
słanych przez Orchana na pomoc bizantyjskiemu cesa-
rzowi Janowi VI Kantakuzenowi podczas wojny do-
mowej przeciwko jego konkurentowi do władzy, cesa-
rzowi Janowi V. Po zdobyciu przez Turków osmań-
skich przyczółka na europejskim brzegu Dardaneli
w 1354 roku Evrenos stał się jednym z najskuteczniej-
szych dowódców na Bałkanach, co nie uległo zmianie
za panowania kolejnych pięciu sułtanów. Został uc-
bejem, czyli zarządcą zachodniej marchii, podporząd-
kowując Turkom Saloniki, Macedonię, Albanię i do-
chodząc w końcu do centralnych ziem Grecji. W od-
różnieniu od innych ówczesnych dowódców osmań-
skich Gãzi Evrenos był ortodoksyjnym muzułmaninem
– odbywał pielgrzymki do Mekki, popierał budowę
meczetów, religijnych szkół (madrasa), schronisk dla
ubogich (imaret), zgromadzeń derwiszy, łaźni publicz-
nych (hammam) oraz schronisk dla kupców (karawan-
seraj). To właśnie za jego czasów Komotini, miasto
znajdujące się obecnie we wschodniej Grecji, stało się
centrum tureckiej kultury muzułmańskiej w Europie.
Zmarł 17 listopada 1417 roku. Inskrypcja na jego gro-
bie znajdującym się w Jenidze głosi: Zabrany z prze-
mijającego świata do sfer wiecznych, otrzymujący bożą
łaskę i przebaczenie, błogosławiony, męczennik, król
Gãzich (religijnie zmotywowanych wojowników)
i walczących za Jihad, zabójca niewiernych i 17 wie-
rzących w wielu bogów, (...) Haji Evrenos, syn Isa,
niech Bóg oświetli jego grób a piasek uczyni pachną-
cym, dzięki łasce Wszechmogącego Boga i Jego zgo-
dzie.
Stefan Lazarević był najwierniejszym z wasali
Bajazyta. Urodził się około 1373 roku, godność księcia
serbskiego odziedziczył po śmierci ojca Łazarza Hrebe-
ljanovicia na Kosowym Polu w 1389 roku. Był wów-
czas jeszcze bardzo młody i jego matka, regentka Mili-
ca, najprawdopodobniej zaaranżowała małżeństwo
między siostrą Stefana i Bajazytem. Wkrótce potem
Stefan i Bajazyt I stali się towarzyszami broni i pozo-
stali nimi aż do czasu dostania się Bajazyta do niewoli
pod Ankarą. Stefanowi udało się wydostać ze szponów
Timura Chromego i w drodze powrotnej do Serbii od-
wiedził Konstantynopol, gdzie cesarz Manuel II Paleo-
log nadał mu oficjalny tytuł despoty Serbii. Wojna do-
mowa pomiędzy osmańskimi książętami rywalizujący-
mi o władzę umożliwiła Stefanowi powiększenie tery-
torium Serbii. Został również wasalem Węgier, w wy-
niku czego około 1403 roku od króla Zygmunta Luk-
semburskiego dostał we władanie Belgrad. W później-
szych latach Stefan Lazarević ponownie próbował na-
wiązać dobre stosunki z Osmanami, jednak jego bezpo-
tomna śmierć w 1427 roku zniweczyła te plany. Został
pochowany w ufundowanym przez siebie monasterze
w Resavie.
WOJSKA STRONI KONFLIKTU
KRZYŻOWCY
Francja w XIV wieku była najbogatszym pań-
stwem w Europie. Feudalizm XII i i XIII wieku umoż-
liwił rozwój tak zwanego „nieprawego feudalizmu”
(ang. bastard feudalism), w ramach którego rycerze
służyli w zamian za zapłatę, nie zaś z racji zobowiązań
wynikających z relacji łączących ich z seniorami.
W tym czasie nastąpiła także odnowa idei rycerskości
związana z wysiłkami starej arystokracji, by zachować
dotychczasowy porządek społeczny, który był zagrożo-
ny przez nowo wzbogaconą warstwę. Oprócz tego woj-
na dawała dzielnym, sprawnym i mającym szczęście
możliwość awansu społecznego.
Ze wszystkich regionów Francji Burgundia była
najpotężniejszym. Książę Burgundii dorównywał siłą
wojskową królowi, a zakup Flandrii pozwolił mu kon-
trolować jedną z potęg ekonomicznych średniowiecznej
Europy. Główna część sił Burgundii opierała się na
gwardii książęcej, będącej stałym zapleczem wojsko-
wym. Rdzeń armii tworzyli ciężkozbrojni żołnierze,
zdolni do walki konno i pieszo. Mniejszy kontyngent
stanowili łucznicy konni i kusznicy, którzy w rzeczywi-
stości stanowili piechotę konną. Towarzyszyła im lekka
jazda.
Mimo że w 1396 roku w armii krzyżowców znala-
zło się niewielu łuczników i kuszników, ich liczba
w świcie hrabiego de Nevers (13,6%) była tak napraw-
dę większa niż we wcześniej formowanych wojskach
burgundzkich. Niemniej jednak największe znaczenie
pod względem taktycznym przypisywano żołnierzom
ciężkozbrojnym. Ponadto wspomniany ideologiczny
kontekst krucjaty działał przeciwko wykorzystywaniu
podczas niej łuczników i kuszników. To zaś pociągało
za sobą stosowanie nadmiernie ofensywnej taktyki, któ-
ra okazała się nieodpowiednia wobec taktyki wybranej
przez armię Bajazyta.
Poleganie na zbrojnej konnicy odzwierciedlało
również w pewien sposób porządek społeczny Burgun-
dii, w którym pozycja starej arystokracji była silniejsza
niż w jakimkolwiek innym miejscu Europy. W istocie
burgundzka elita rycerska wierzyła, że cieszy się jesz-
cze wyższym statusem społecznym niż rycerze z in-
nych ziem. Szlachcic, który został dopiero niedawno
nobilitowany, nawet jeśli zasłużył na tytuł swoimi hero-
icznymi czynami, walecznością i lojalnością, w obec-
ności tych o dłuższym rodowodzie musiał skromnie
trzymać się z boku. Jednym ze skutków tej zasady było
przedkładanie lojalności i służby ponad wszystko inne.
Honor był dużo ważniejszy od życia, nakazywał nigdy
nie odmawiać stoczenia bitwy, nawet wbrew zdrowemu
rozsądkowi.
Zauważalny na początku XIV stulecia wzrost zna-
czenia piechoty został w latach 90. tego wieku w pew-
nym stopniu zahamowany. Szczególnie dotyczyło to
Francji, Burgundii i Niemiec. Należy również zauwa-
żyć, że większość tak zwanych „kuszników genueń-
skich” w rzeczywistości nie pochodziła z Genui, lecz
była rekrutowana za jej pośrednictwem. W burgundz-
kim wojsku transport odbywał się na ogromnej liczbie
wozów. Dunaj natomiast stał się dla krzyżowców
głównym szlakiem transportowym. W tym celu w Ra-
tyzbonie w Bawarii zgromadzono wielką liczbę łodzi.
Inne statki dołączyły do floty w Budapeszcie i być mo-
że w Wiedniu, podczas gdy statki krzyżowców, który-
mi miał zostać przetransportowany ekwipunek, żeglo-
wały jeszcze w górę Dunaju od Morza Czarnego.
Wysokie morale wojska krzyżowców wynikało
z przekonania rycerzy o ich militarnej przewadze oraz
z lekceważącego stosunku do przeciwnika. Stosunek do
wojny, jaki mieli rycerze, został już wcześniej opisany
przez burgundzkiego poetę Eustachę Deschampsa
w 1386 roku: Vaillant cuer peut en tout temps faire gu-
erre („waleczne serce jest zawsze gotowe do walki”).
Gdy wyruszali teraz na najbardziej prestiżową ze
wszystkich rycerskich wypraw, na krucjatę, ich entu-
zjazm był jeszcze większy. Niestety wielu z nich uzna-
wało schizmatyckich greckich chrześcijan i muzułma-
nów za wrogów. Nawet Petrarka, sławny włoski poeta
i humanista, napisał: Osmanowie są tylko wrogami, ale
schizmatyccy Grecy są gorsi od wrogów. Osmanowie
nienawidzą nas mniej, ponieważ boją się nas mniej.
Grecy (...) jednakże, zarówno boją się, jak i nienawidzą
nas całą swoją duszą.
Udział Niemców w krucjacie był czasem pomija-
ny. Oczywiście to Burgundczycy odgrywali główną ro-
lę, a Francja wciąż uznawana była za kolebkę rycer-
stwa. Struktura arystokratycznej armii niemieckiej
w XIV wieku była podobna do francuskiej. Konnica
była zwykle podzielona na gleven, które odpowiadały
francuskim lances. Opisana w 1373 roku przykładowa
jednostka składała się ze zbrojnych rycerzy, wspiera-
nych przez kuszników łub łuczników oraz konnych
giermków. Zdarzały się odstępstwa od tego wzoru, ale
w każdym przypadku większość stanowili cięż-
kozbrojni jeźdźcy.
Wojsko węgierskie zmieniało się znacznie na prze-
strzeni XIV stulecia. Nowa dynastia Andegawenów
wprowadziła zachodnioeuropejskie zasady wojskowe
i użyła istniejących wojsk baronów, nazywanych ban-
deriami (węgierskie chorągwie jazdy), jako podstawy
nowej armii. Zarazem przetrwały pozostałości wcze-
śniejszego systemu wojskowego, między innymi insur-
rectio (wojsko zaciężne) całego rycerstwa, oraz spe-
cjalne nieszlacheckie grupy wojskowe. W razie nad-
zwyczajnego zagrożenia mobilizowano wszystkich
mężczyzn. Tak powołane wojsko mogło się znacznie
różnić od znanego w Europie Zachodniej. Elita armii
przypominała zbrojnych rycerzy z Niemiec czy Francji,
chociaż Węgry mogły też wystawić ogromną liczbę
lekkiej kawalerii, w tym licznych łuczników konnych.
Wśród węgierskiej szlachty zachodnioeuropejskie
koncepcje były często przyjmowane jedynie powierz-
chownie. Węgrzy cały czas odczuwali łączność Turka-
mi i innymi ludami stepowymi. Zachodnie wpływy
feudalne i rycerskie były jeszcze bardziej ograniczone
w Transylwanii i słowiańskich prowincjach południo-
wych, gdzie walczące siły składały się przede Wszyst-
kim z podległych lokalnym przywódcom (kneziom) od-
działów milicji. To właśnie lekka jazda czyniła wojsko
węgierskie tak charakterystycznym. Większość wywo-
dziła się ze społeczności Szeklerów (Székely) podzielo-
nych na 6 klanów i 24 rody, z których każdy zapewniał
100 elitarnych żołnierzy lekkiej jazdy oraz milicję. Tu-
reccy Pieczyngowie osiedleni na Węgrzech nie byli
liczni i szybko zostali zasymilowani przez liczniejsze
plemię przybyłych tam Kipczaków (Kumanów), którzy
zostali zmuszeni do przemieszczenia się na zachód
przez Mongołów. Stanowili oni znaczną siłę militarną.
Przybyli tu także Osetyjczycy, których Mongołowie
również przepędzili ze stepów. Nowo przybyli służyli
jako konni łucznicy, mimo że w wyniku feudalizacji
elit w końcu XIV wieku znaczenie militarne Osetyj-
czyków wyraźnie zmalało. Potrzeba lekkiej jazdy była
jednak oczywista i w 1395 roku król Zygmunt rozkazał,
by każdemu ciężkozbrojnemu rycerzowi węgierskiemu
wyposażonemu w kopię towarzyszyło dwóch łuczni-
ków na koniach. Pół wieku po bitwie pod Nikopolis,
Bertrandon de la Broquière zanotował, że Węgrzy:
używają krótkich, mocnych kopii (...) ścierają się konno
jeden na jednego i zawsze w parach (...) na terenach
granicznych Austrii i Czech są lekcy kusznicy. Na Wę-
grzech łucznicy mają takie same łuki jak te Turków, ale
nie są tak dobre czy mocne. Ani ludzie nie są tak dobrzy
w strzelaniu. Węgrzy strzelają trzema palcami, podczas
gdy Turkowie kciukiem i palcem serdecznym.
Choć rycerstwo dominowało w siłach węgierskich,
piechota wciąż pełniła swoją funkcję i werbunek na-
jemników na dużą skalę rozpoczął się podczas wło-
skich kampanii wojennych węgierskich królów w po-
łowie XIV wieku. Należeli do nich kusznicy, jak donosi
Bertrandon de la Broquière, pisząc o bitwie o Nikopo-
lis: On (król Zygmunt Luksemburski) miał 25–30 tysię-
cy Węgrów ze sobą, ale tylko 200 lombardzkich i ge-
nueńskich kuszników.
Uważa się, że w 1396 roku Zygmunt planował
kampanię obronną i mimo iż jest mało prawdopodobne,
by poprzestał jedynie na biernych działaniach, to w ta-
kim wypadku przede wszystkim opierałby się na ist-
niejących umocnieniach. Ich zły stan mógł być powo-
dem, dla którego Zygmunt z taką łatwością przyjął żą-
danie krzyżowców dotyczące walki ofensywnej.
W końcu XIV stulecia większość zamków podlegała
władzy baronów, a nie służyła obronie państwa, i cho-
ciaż uczyniono wysiłki, by wzmocnić południowo-
wschodnią granicę, to jednak prace te przeprowadzono
już po bitwie o Nikopolis.
Większość relacji na temat kampanii nikopolitań-
skiej opisuje Wołochów jako sojuszników niepewnych,
którzy dezerterowali w kluczowym momencie. W rze-
czywistości stanowili oni znaczącą siłę, choć na ich lo-
jalności rzeczywiście nie można było polegać. Jeśli
chodzi o mieszkańców, większość w narażonej na atak
Wołoszczyźnie stanowili rumuńskojęzyczni Wołocho-
wie. Ich społeczeństwo było bardziej plemienne niż
feudalne, w dużej części składało się z koczowniczych
pasterzy mieszkających w górach i na pogórzach. Tym-
czasem pozostała ludność, w tym turecko-mongolscy
koczownicy, zamieszkiwała równiny na północ od Du-
naju.
Wołoscy wojownicy uchodzili za najlepszych na
Bałkanach. Niektórzy z nich walczyli konno jako łucz-
nicy, inni byli sławni dzięki umiejętności walki w lesie.
„Większość wojska stanowiła piechota konna zwana
voinici lub iunaci, natomiast elitarna jazda nosiła nazwę
viteji, czyli rycerze. Trzecim typem oddziałów woj-
skowych byli strljeri – straż graniczna – których nazwa
pochodzi od greckiego terminu z Bizancjum, stadiotai
(parafeudalnej elity). Razem z jednostkami złożonymi
z zagranicznych najemników, wołoskie oddziały dobo-
rowe tworzyły Curteni, czyli gwardie przyboczne wo-
jewody i jego bojarów.
Mircza Stary jest uznawany za władcę, który roz-
budował armię stalą (Dorobanti) opartą na formacjach
milicji, której nazwa pochodzi od tureckiego terminu
derbendci, oznaczającego „obrońcę przełęczy”. Woło-
ska Oastea cel Mare, czyli „Wielka Armia”, była rów-
nież pierwszą wspominaną w dokumentach z okresu
władzy Mirczy, kiedy to przeprowadzono pobór wol-
nych mężczyzn z regionów znanych jako Judete. Ter-
min ten mógł funkcjonować już w 1374 roku, chociaż
nazwa Oastea cel Mare nie pojawia się w dokumentach
przed początkiem XV wieku.
Jeden z ważniejszych czynników dotyczących
kampanii nikopolitańskiej jest często pomijany. Jest
nim mianowicie druzgocąca przewaga krzyżowców na
morzu dzięki flotom Wenecji i Genui. Ponadto domina-
cja ta rozszerzała się w górę biegu rzek, które wpadały
do Morza Czarnego, szczególnie w przypadku Dunaju.
Najważniejszą kolonią genueńską nad Morzem Czar-
nym była Kaffa na Krymie. Tutaj urzędował Caput Ga-
zarie, który był odpowiedzialny za obronę ośrodków
genueńskich w basenie Morza Czarnego. Dowodził do-
brze uzbrojoną armią, w skład której wchodzili liczni
kusznicy, a nawet dysponował małą flotą. Włoskie ga-
lery mogły zaatakować wroga prawie natychmiast, były
również w stanie zdobywać małe nadbrzeżne fortece.
W porównaniu z nimi morska flota joannitów była po-
mniejszym graczem, ale jej wpływy też były znaczące.
Jej członkowie byli najbardziej fanatycznymi świętymi
rycerzami, kultywującymi ideę męczeństwa, zabijali
zarówno tureckich więźniów wyznania muzułmańskie-
go, jak i znajdujących się w niewoli schizmatyckich
Greków.
OSMANOWIE
Społeczeństwo osmańskie i armia osmańska były
oparte na modelu persko-muzułmańskim, a nie na tra-
dycji tureckiego koczownictwa. Osmański system woj-
skowy również różnił się od tego, który był przyjęty
w innych społecznościach muzułmańskich, ponieważ
istnienie bałkańskich elit chrześcijańskich obok turec-
kich elit wojskowych na terenie Anatolii było akcepto-
wane. Z drugiej strony odwoływanie się do dziedzictwa
Bizancjum i bałkańskiej przeszłości chrześcijańskiej
było bardziej wyraźne na pograniczach niż w prowin-
cjach centralnych, w nazewnictwie wojskowym było to
szczególnie widoczne w nazwach średniej i niższej
rangi, rzadziej w dowódczej.
Najwyższą pozycję w państwie zajmował władca,
który tymczasem był jedynie księciem (amîr), a nie suł-
tanem. Poza swoim haremem (harim), czyli służbą
dworską, miał również tak zwany birum, czyli „służbę
zewnętrzną”, w skład której wchodziły takie formacje,
jak na przykład słynni janczarzy (jeni czeri). Wszyscy,
którzy należeli do birum, byli znani jako kul lub „nie-
wolnicy”, chociaż w rzeczywistości wielu z nich było
ludźmi wolnymi. Zachodnich obserwatorów najbardziej
zadziwiła jednak dyscyplina panująca w strukturach
wojskowych. Jak zauważył pokolenie później Bertran-
don de la Broquière: Nie ma nikogo na tyle silnego, by
odważyłby się pod groźbą kary śmierci przekroczyć
swoje uprawnienia. Myślę, że jest to jedna z przyczyn,
dla których odnieśli oni tak duże zwycięstwo i udało im
się tyle podbić poprzez wojnę (...). .
Elitarne jednostki otomańskiego wojska powstały
wraz z narodzinami państwa osmańskiego i bardziej
przypominały wojska persko-muzułmańskie niż turec-
kie. W siłach otomańskich dominowała konnica, która
cieszyła się dużym prestiżem. Kilka nowych pułków tej
formacji utworzono w XIV wieku. Te jednostki, któ-
rych dotyczyło prawo lenne, były znane jako timarli
(od nadawanej kawalerzystom ziemii – timar), te opła-
cane bezpośrednio przez państwo zaś – maasli. W dru-
giej połowie XIV wieku wzrost kosztów wojennych
spowodował biurokratyzację państwa. Proces ten upo-
dobnił imperium osmańskie do powstałych na Bliskim
Wschodzie państw islamskich. Od każdego właściciela
timaru oczekiwano zgromadzenia kilku różnych od-
działów, chociaż formalnie zobowiązany był jedynie do
pierwotnej formy służby wynikającej z nadanych ziem.
System ten miał jednak wiele cech wspólnych z bizan-
tyjskimi lennami nazywanymi pronoia, dlatego też po
podboju ziem Osmanowie nie mieli trudności z prze-
tworzeniem istniejących pronoii i ich bałkańskich od-
powiedników w nowe lenna typu timar.
Poza elitą pałacową i oddziałami straży armia
osmańska była podzielona na dwie części odpowiadają-
ce podziałowi państwa na Anatolię (wschodnią część)
i Rumelię, czyli Bałkany (część zachodnią). Każdą
z nich dowodził bejler-bej (bej bejów), któremu podle-
gali bejowie sandżaków (czyli jednostek terytorialnych
i wojskowych). Wszyscy ci wyżsi oficerowie otrzymy-
wali bezpośrednio od władcy chorągwie, które miały
symbolizować zwierzchnictwo władcy, nie zaś rangę
konkretnego dowódcy. Pod tym względem różniły się
one zasadniczo od europejskich chorągwi herbowych.
Między zachodnim a otomańskim wojskiem istniały też
interesujące podobieństwa, szczególnie dobrze widocz-
ne na niższych stopniach. Na przykład rumeliański
gödner – mały oddział liczący od trzech do pięciu wal-
czących wspólnie mężczyzn – pochodzi prawdo-
podobnie od greckiego kontarionu, oddziału lekkiej
kawalerii używanego do tych samych zadań, co za-
chodnie jednostki kawalerii uzbrojone w kopie.
Głównym źródłem XIV-wiecznej osmańskiej myśli
wojskowej był sułtanat Mameluków w Egipcie i Syrii,
gdzie rozkwitły tradycje muzułmańskich teorii militar-
nych, od kompleksowych strategii po indywidualne
ćwiczenia z bronią. Większość tekstów z dziedziny
wojskowości pisana była w języku arabskim, którym
posługiwali się jedynie bardziej wykształceni Turcy
osmańscy. Język turecki był już powszechny wśród elit
wojskowych we wschodniej i środkowej części świata
muzułmańskiego, podobnie jak na północy euro-
azjatyckich stepów. Niektóre z mameluckich tekstów
wojskowych, w tym furusiyya (w szerszym znaczeniu –
umiejętności wojskowe), zostały przetłumaczone na
kipczacki turecki i wydaje się, że tą drogą dotarły do
państwa Osmanów.
Bitwa pod Nikopolis może być uznawana za przy-
kład klasycznej taktyki tureckiej. Zajęto silną pozycję,
która została dodatkowo wzmocniona umocnieniami
polowymi i służyła jako baza dla kontruderzenia. Inne
aspekty militarnego potencjału armii tureckiej, które
wprowadziły zachodnich obserwatorów w zdumienie,
to poprzedzający natarcie wywiad wojskowy w zakre-
sie rozeznania w siłach wroga, jego ruchach i zamia-
rach, sposób dowodzenia i kontrolowania przebiegu bi-
twy, a także zdyscyplinowanie, trzeźwość oraz spokój
żołnierzy.
Postrzeganie wojska osmańskiego jedynie przez
pryzmat elitarnych oddziałów otomańskich byłoby my-
lące, ponieważ w skład osmańskiej armii, wchodziło
również wielu żołnierzy sprawiających dużo gorsze
wrażenie. Tureckie siły plemienne, które tworzyły
główny trzon wcześniejszych armii władców osmań-
skich, a teraz pozostawały jeszcze w dyspozycji sułta-
na, składały się w dużej mierze z konnych łuczników
pochodzących z tak zwanych ocak, czyli grup męż-
czyzn, z których jedni szli na wojnę, podczas gdy inni
pozostawali w domach, by opłacać ich wydatki.
Większość tych oddziałów plemiennych, która
wkroczyła do Europy w drugiej połowie XIV wieku,
nieco później przekształciła się w jednostki akindżajów
(przygranicznych wojowników). Towarzyszyły im tak-
że istniejące tam grupy wojskowe wyznania chrześci-
jańskiego. Spośród zamieszkujących Bałkany społecz-
ności pasterskich rekrutowało się wielu nowych
akindżajów, co spowodowało, że ich oddziały posługi-
wały się miejscowymi językami i znały dobrze tamtej-
sze strony. Podobnie jak inne otomańskie wojska na
Bałkanach i regularne oddziały, te także były podzielo-
ne na „lewą” i „prawą” część.
Konnicę müsellem utworzyli pierwsi władcy oto-
mańscy jako uzupełnienie tureckich sił plemiennych.
Pod koniec XIV wieku formacja ta stała się korpusem
zwiadowczym, który sprawdzał przydatność dróg i mo-
stów. Większość osmańskiej konnicy tworzyli lennicy
timarli, często mylnie zwani spahisami – tak jak elitar-
ne pułki jazdy pałacowej. Timarli służyli zwykle od
marca do października, a zimą doglądali swych mająt-
ków. Fundusze na wojnę pozyskiwano z posiadanych
ziem, ale mogły też pochodzić z premii teraqqi, które
miały mobilizować do jak najlepszej postawy i starań
o awans. Mający wartościowsze lenna wystawiali do
walki do pięciu uzbrojonych podwładnych zwanych je-
beli. Wszyscy walczyli pod chorągwią bejów rządzą-
cych w ich sandżaku. Znaczna część bałkańskiej jazdy
timarli była chrześcijańska. Byli to członkowie ocalałej
arystokracji wojowników, która zaakceptowała osmań-
skie zwierzchnictwo. Najlepszą otomańską jazdą były
dworskie oddziały sześciu bölükat, czyli pułków pod
bezpośrednim dowództwem władcy. Większość była
zwana spahisami, chociaż był to tytuł tylko jednego
konkretnego pułku. Inne to silahdarowie (trzymający
broń władcy), ulufeciyan-i yemin (opłacani wojownicy
tworzący „prawą” część armii), ulufeciyan-i yesar (od-
powiednio „lewą” część armii), guruba-i yemin (nie-
osmańscy muzułmanie „z prawej”) igureba-i yesar
(z lewej). Nie byli liczni, po kilkuset w każdym pułku,
ale świetnie wyekwipowani i opancerzeni.
Piechota otomańska była podobnie podzielona na
formacje zwykłe i elitarne. Wyłączając służby obozo-
we, żołnierzami o najniższym statusie byli yaya, którzy
służyli jako opancerzony korpus siły roboczej. Więk-
szość pieszych żołnierzy tworzyli azabowie, czyli „ka-
walerowie” rekrutowani spośród muzułmańskich chło-
pów. Liczbę mężczyzn przeznaczonych do armii okre-
ślano na podstawie liczby gospodarstw. Chociaż nie-
wyszkoleni, wystarczająco dobrze służyli jako łucznicy
towarzyszący janczarom (yeni ceri). Liczba azabów
szybko rosła od 1380 roku; stopniowo byli też przyspo-
sabiani do służby na morzu i uzbrajani w kusze.
Oczywiście najsłynniejszą otomańską formacją
piechoty byli janczarzy. Wraz z kolejnymi podbojami
w południowo-wschodniej części Bałkanów w latach
60. XIV wieku Osmanowie wzięli do niewoli wielu
żołnierzy. W przeciwieństwie do swych chrześcijań-
skich wrogów, Turkowie osmańscy rzadko zabijali jeń-
ców wojennych. Eliminacja całych rzesz młodych lu-
dzi, za których nie można było doczekać się okupu, by-
ła postrzegana jako marnotrawstwo potencjału militar-
nego. Najlepsi byli wcielani do pułków konnych.
Osmańscy władcy utworzyli również elitarny regiment
piechoty nazywany „nową armią” – yeni ceri. Nie jest
wiadome, ile dokładnie ort (batalionów) janczarów ist-
niało w czasach bitwy pod Nikopolis, ale najlepsi
z nich formowali jeden z doborowych oddziałów straż-
niczych Bajazyta – solaków, a dokładniej rikabsolakla-
ri.
Oddziały wasalów pod względem reputacji i war-
tości bojowej były bardzo zróżnicowane, a na żoł-
nierzach z anatolijskich państewek tureckich zazwyczaj
nie można było polegać. Wśród muteferrika znajdowali
się synowie otomańskiej arystokracji i wasalni książęta
przebywający na dworze Osmanów poniekąd w charak-
terze zakładników-gwarantujących lojalność ich ojców
wobec imperium. Wojnucy tworzyli chrześcijańskie siły
pomocnicze z Bałkanów, a wielu z nich miało uzbrojo-
nych podwładnych (jamaków). Przy tym nieliczni, któ-
rych nazywano lagatorami, mogli należeć do wyżej po-
stawionych wojnuków.
Jeśli chodzi o morale wojsk, to postawa Anatolij-
czyków została tak scharakteryzowana w poemacie na-
pisanym przez Burhana al-Dina, sędziego religijnego
z Erzincan, który zmarł dwa lata po bitwie pod Niko-
polis: Niech dzięki będą składane Bogu, to jest dzień
bohaterów, cały świat widzi, że jesteśmy w epoce kon-
fliktów. Z ziemi zachodzącego słońca po krainę, gdzie
wschodzi, człowiek miłości (w znaczeniu mistycznym,
człowiek kochający Boga) przelatuje w ostatnim krót-
kim tchnieniu. Podobnie jak zachodnioeuropejskie ry-
cerstwo, otomańskie elity wojskowe bardzo pragnęły
pozyskać sławę za życia i po śmierci. Ich stosunek do
działań wojennych jest dobrze ukazany w Iskenderna-
me napisanym przez Ahmediego kilka lat po Nikopolis:
Ci, którzy pozostawiają po sobie sławne imię, ni-
gdy nie umarli,
Ci, którzy nie pozostawili po sobie śladu, nigdy nie
żyli.
Z pewnością dla tego przyszedłeś na świat,
Tamci ludzie wspomną twoją wartość.
Obym nie umarł! Mówisz ty, szlachetnego urodze-
nia?
Staraj się więc pozostawić po sobie błogosławione
imię.
Według innego tureckiego autora, Oruja, wojowni-
cy z pogranicza opisali siebie jako przyjaciół obcych,
przecierających szlak islamu ze Wschodu na Zachód.
Osmańscy żołnierze nie byli jednak bardzo ortodoksyj-
ni.
W podtrzymywaniu morale na polu bitwy ważną
funkcję pełniły w wojsku muzułmańskim sztandary
i muzyka wojskowa. Niektóre chorągwie miały charak-
ter religijny, inne symbolizowały obecność władcy
i przedstawiały hierarchię dowodzenia w bardziej przej-
rzysty sposób niż miało to miejsce w armiach europej-
skich. Jak napisał Konstatin Mihajlović, żyjący jedno
pokolenie po bitwie pod Nikopolis: chorągiew, która,
jest biała (sandżak Ak) z inskrypcją o pozłacanych lite-
rach, jest najważniejszą spośród wszystkich, ponieważ
oznacza, że cała potęga sułtana jest na polu bitwy (...)
Drugi sztandar jest czerwony i należy do konnicy dwor-
skiej (sześć pułków bölükat). Trzecia chorągiew jest
zielona i czerwona. Czwarta jest czerwona i złota –
przedstawia piechotę Janczarów.
SERBOWIE
System wojskowy na prawosławnych Bałkanach,
przypominający zachodnioeuropejski feudalny, szczyt
rozwoju osiągnął w XIV stuleciu. Zachodnie Bałkany
znajdowały się pod większym wpływem Europy Za-
chodniej niż wschodnie Bałkany, podobnie północ Bał-
kanów była pod większym wpływem Zachodu niż ich
południe. Pod koniec XIV wieku w większości sło-
wiańskojęzycznych krajów bałkańskich dominowali
bojarzy z silną wojskową świtą.
Serbia pasowała do tego schematu, mimo że armia
panującego księcia była (przynajmniej teoretycznie)
dowodzona przez wojewodę wielkiego, wojewodów
mniejszych i „przywódców jednego tysiąca” (tisucnik).
Termin vitez można tłumaczyć jako rycerz. Bogactwo
Serbii, którego źródłem były nowo odkryte kopalnie
srebra, pozwoliło jej władcom na importowanie wło-
skiej broni i uzbrojenia. Duża część elity wojskowej
była wspierana przez majątki znane jako pronijar (od
grecko-bizantyjskiego terminu pronoia). Niższa arysto-
kracja wojskowa w Serbii nazywana była voynuj (lub
vojnuk) i służyła podobnie jak ciężkozbrojne rycerstwo.
Nie jest jasne, jak wyglądała ich struktura wojskowa,
ale skoro ich jednostki miały teoretycznie po 50, 100
i 1000 żołnierzy, to jest prawdopodobne, że oddziały te
miały wspólne cechy z bizantyjskim system pułków al-
lagia. Niezależnie od parafeudalnej arystokracji woj-
skowej i różnego rodzaju najemników, władca serbski
mógł się odwołać również do instytucji pospolitego ru-
szenia, podobnie jak to się odbywało w Wielkiej Armii
Wołoszczyzny.
Serbska taktyka była najprawdopodobniej podobna
do stosowanej przez Bułgarów i Bizantyjczyków. Ce-
sarz bizantyjski Manuel II Paleolog napisał około 1400
roku, że członek arystokracji wojskowej powinien wie-
dzieć jeszcze przed ukończeniem 16 roku życia, jak po-
sługiwać się łukiem i włócznią oraz jak jeździć konno.
Tymczasem w trakcie otwartej bitwy zarówno serbska,
jak i bułgarska kawaleria zazwyczaj była wysyłana
przed ustawioną w szyku obronnym piechotą.
PLANY STRON KONFLIKTU
PLAN INWAZJI KRZYŻOWCÓW
Pogląd, według którego krzyżowcy z krucjaty ni-
kopolitańskiej planowali dotrzeć aż do Jerozolimy, jest
mitem, jednakże ich intencje nigdy nie zostały osta-
tecznie wyjaśnione. Mało prawdopodobne wydaje się
również, by Zygmunt Luksemburski zamierzał prowa-
dzić jedynie działania obronne, ponieważ w średnio-
wieczu utrzymanie dużej armii w jednym miejscu na-
wet przez krótki czas było niemożliwe. Zygmunt pla-
nował najprawdopodobniej przeprowadzenie ataku wy-
przedzającego na Bułgarię. Mógł również chcieć prze-
prowadzić armię przez Transylwanię na tereny Wo-
łoszczyzny, potwierdzając tym samym niepewne soju-
sze i z Transylwanią, i z Wołoszczyzną.
Dowódcy francuscy i burgundzcy, obawiając się
karpackich przełęczy, woleli trzymać się blisko swoje-
go zaopatrzenia na Dunaju i mogli mieć nadzieję na
oderwanie terytorium Serbii od państwa osmańskiego.
Zapewne planowali przemarsz przez Bułgarię w celu
zdobycia osmańskiej stolicy, Edirne, ocalając tym sa-
mym pozostałości po cesarstwie bizantyjskim i zmusza-
jąc Turków do powrotu do Anatolii. Jeżeli w rzeczywi-
ście mieli takie intencje, to ich przygotowania miałyby
sens – Nikopolis byłoby świetną bazą do kolejnych
wypadów na południe.
Tak czy inaczej, w 1396 roku armia krzyżowców
była typową, jeśli chodzi o brak środków dla przedłuża-
jącej się kampanii. Również jej logistyka pozostawiała
wiele do życzenia. Dowódcy krzyżowców wyraźnie
ignorowali rady tych, którzy już mieli doświadczenie
w walce z Turkami. Niepowodzenie pierwszej próby
było wynikiem wojskowej arogancji i niewiedzy
o wrogu, a także faktu, że naprzeciw krzyżowców stał
jeden z najlepszych dowódców ówczesnej epoki – Ba-
jazyt I Błyskawica.
OSMAŃSKI PLAN OBRONY
Strategia Bajazyta sprowadzała się do umocnienia
kontroli nad Bułgarią, bez której pozycja Osmanów
w Europie byłaby nie do obronienia. Jedynym dość do-
brze ufortyfikowanym miastem na północnym brzegu
granicznego Dunaju był Widyń (w zasadzie lenno buł-
garskie, a nie część osmańskiego terytorium). Pozostałe
ośrodki na linii Dunaju były mniejsze, choć niektóre
z nich, jak Nikopolis, były ważnymi miejscami prze-
praw przez rzekę o znaczeniu strategicznym.
Bajazyt właśnie Nikopolis uczynił centrum osmań-
skiej władzy w tym regionie, powierzając je doświad-
czonemu weteranowi, bejowi Doğanowi. Osmanowie
raczej niechętnie przydzielali swym dobrze wyszkolo-
nym wojskom zadania obronne i do utrzymywania
ufortyfikowanych miejscowości wykorzystywali buł-
garskich sprzymierzeńców lub wasali. Dzięki temu
większa część armii tureckiej była gotowa do udziału
w ważnych kampaniach w trybie niemalże natychmia-
stowym.
Gdy tylko krzyżowcy zaatakowali terytorium
osmańskie, bej Doğan otrzymał rozkaz stawiania oporu
aż do ostatniego żołnierza. Duża waga, jaką Bajazyt
przywiązywał do twierdzy nikopolitańskiej, może
oznaczać, że zdawał sobie sprawę z zamierzeń swych
wrogów. Poza tym kampania miała miejsce w czasie,
gdy większość koni tureckich była dobrze odkarmiona
po niedawnych żniwach, a znaczna część oddziałów
właśnie zgromadziła się w celu oblężenia Konstantyno-
pola. Nawet krwawy najeźdźca Timur Chromy był za-
interesowany innymi terenami. Wynik mógł być tylko
jeden – całkowite zwycięstwo osmańskie.
KAMPANIA
GROMADZENIE SIĘ WOJSK KRZYŻOW-
CÓW
W ordonansie burgundzkim, który jest dokumen-
tem urzędowym, ustalono, że siły krzyżowców z Fran-
cji i Burgundii mają się zebrać 20 kwietnia 1396 roku
w Dijon. Inne zarządzenia określały zasady, według
których armia miała być organizowana, zaopatrywana
i utrzymywana w dyscyplinie. Podczas bitwy hrabia
(de Nevers) i jego kompanie domagają się walki zawsze
jako awangarda, co zresztą miało doprowadzić do klę-
ski pod Nikopolis. Inne przepisy dotyczące dyscypliny
mogą rzucić światło na panujące w armii zwyczaje. Na
przykład wprowadzający zamęt szlachcic mógł stracić
swego konia i uprząż, podczas gdy ten bez szlacheckich
korzeni za wyciągnięcie noża podczas kłótni mógł stra-
cić rękę, a przyłapany na kradzieży – ucho.
Przetrwało wiele tego typu dokumentów, które da-
ją nam wyobrażenie o tym, jak naprawdę wyglądała
armia, która została zorganizowana wokół gwardii
książęcej hrabiego de Nevers i de facto stanowiła armię
w armii. Na początku kampanii tworzyła spójną struk-
turę wojskową, składającą się ze 108 rycerzy, 107
giermków, 12 łuczników i 22 kuszników. Większa
część pozostałych francusko-burgundzkich oddziałów
składała się z gwardii innych przedstawicieli wysoko
urodzonej szlachty. Na przykład marszałek Boucicaut
zabrał ze sobą tylko 15 rycerzy i 70 „szlachetnie uro-
dzonych”.
Liczba dokumentów poświęconych chorągwiom
pokazuje, jak bardzo były one ważne. Książę Burgundii
miał nie mniej niż 16 chorągwi przygotowanych dla
swojego syna, hrabiego Jana bez Trwogi, które miały
wskazywać bliski związek księcia z krucjatą oraz du-
chowy cel wyprawy. Osiem z nich (cztery białe i cztery
niebieskie) nosiło wizerunek Matki Bożej, patronki
krzyżowców, pozostałe osiem – herb Burgundii. Cho-
rążym został Philippe de Mussy, do jego eskorty zaś
wybrano trzech uznanych i doświadczonych rycerzy
(Jacques de Courtiambles, Jean de Blaisy i Damas de
Buxeul). Chorągiew hrabiego powierzono giermkowi
Jeanowi de Gruuthuse, któremu towarzyszyło dwóch
innych giermków (Philippot de Nanton i Huguenin de
Lugny). Ścisła eskorta księcia składała się z sześciu ry-
cerzy z jego gwardii (Guillaume de Mello, Jean de Bla-
isy, który jednocześnie towarzyszył chorążemu, Jean de
Sainte-Croix, Helion de Naillaca, który byl bratem Phi-
liberta, Guillaume de Vienne oraz Geoffrey de Charny).
Wybrano także dowódców odpowiedzialnych za zaopa-
trzenie, w tym piekarza, podczaszego, dwóch kuchmi-
strzów, rzeźnika i drobiarza.
Większość dowódców pochodziła z gwardii księcia
Burgundii. Do doradców młodego hrabiego de Nevers
należeli Philippe de Bar, admirał Jean de Vienne, Guy
de la Tremoille, Guillaume de la Tremoille i Oudart de
Chaseron. W razie potrzeby mieli się stawić jeszcze
hrabia de la Mar- che Jacques de Bourbon, Henri de
Bar, Philippe d’Artois, a także koneta- blowie Francji:
hrabia d’Eu i Jean II le Meingre, zwany marszałkiem
Bo- ucicaut. Enguerrand de Coucy przybył z Włoch na
krótko przed rozpoczęciem kampanii. Uznany przez
księcia oraz księżną Burgundii za najbardziej doświad-
czonego rycerza Francji, również dołączył do krzy-
żowców. Radą mogła służyć jeszcze trzecia grupa do-
świadczonych i uznanych rycerzy, do której należeli:
Henri de Montbeliard, Henri de Chalon, Guillaume de
Vienne, Jean de Chalons, Jacques de Vienne, Guillau-
me de Mello, Geoffrey de Charny, Jean de Blaisy, Jean
de Trie i Helion de Naillac, były szambelan księcia
Francji. Niektórzy z nich tworzyli również eskortę cho-
rągwi.
W gwardii hrabiego de Nevers znajdowało się 35
mężów doświadczonych w prowadzeniu wojen i kru-
cjat, ale wszyscy oni (z wyjątkiem jednego) brali udział
tylko w kampaniach nad Bałtykiem lub w północnej
Afryce. Tylko Jean de Vienne w 1366 roku walczył
z Turkami osmańskimi podczas wyprawy u boku Ama-
deusza VI zwanego Zielonym Hrabią. Oczywiście inni
żołnierze spoza gwardii hrabiego walczyli już z Turka-
mi, a niektórzy z nich służyli w otomańskiej armii jako
najemnicy.
W tym samym czasie niewielkie oddziały krzy-
żowców zbierały się w Niemczech, gdzie jednym
z pierwszych, którzy zamierzali wziąć udział w krucja-
cie, był książę Palatynatu Ruprecht Pipan, najstarszy
syn księcia Bawarii Ruprechta III. W innych oddziałach
służyli: jeden z trzech hrabiów Katznellenbogen, hrabia
Cilly Herman II, burgrabia Norymbergi Jan III i inni
rycerze z Bawarii, Miśni, Turyngii, Hesji, Saksonii,
Nadrenii, Szwabii, Alzacji, Styrii i Luksemburga.
W krucjacie mieli też wziąć udział Anglicy, być może
pod wodzą hrabiego Huntingdon. Mały oddział przybył
z Aragonii w Hiszpanii, dotarło też kilku polskich ryce-
rzy.
Odnośnie do tej krucjaty pojawiały się również
słowa krytyki. Nieugięty propagator idei krucjatowej,
Philippe de Mézières, utrzymywał, że przygotowania są
źle prowadzone. Prawie siedemdziesięcioletni de Mé-
zières, żyjący w konwencie celestynów w Paryżu, po-
mstował przeciw organizatorom krucjaty, którzy zigno-
rowali jego rady i byli do niej duchowo nieprzygoto-
wani. De Mézières uważał bowiem, że rycerze wyru-
szają na Wschód powodowani próżną Panią Ambicją,
jedną z najpotężniejszych Pań tego świata. Przepowia-
dał im klęskę.
Zebrani w Dijon francusko-burgundzcy krzyżowcy
pobrali z góry żołd na cztery miesiące, a 113 członkom
gwardii hrabiego de Nevers wydano jasnozielone stro-
je. W ostatnim tygodniu kwietnia 1396 roku oddziały
wyruszyły. Enguerrand de Coucy, Henri de Bar
i mniejszy oddział Francuzów skierowali się w stronę
Mediolanu i Wenecji. Trzydziestego kwietnia hrabia de
Nevers dołączył do swoich oddziałów, które dotarły już
do Montbeliard, i wyruszył razem z nimi na Wschód.
W marcu na Rodos zmarł Juan Fernandez de Here-
dia, wielki mistrz zakonu joannitów. Wielka Kapituła
wybrała na jego następcę Philiberta de Naillac. To, czy
zdążył przybyć z Francji, jest niepewne, ale niedługo
później uzbrajał już eskadrę galer joannitów, żeby ta
zgodnie z planami dołączyła do statków płynących
z Wenecji i znajdujących się pod panowaniem genueń-
skim Chios i Lesbos.
Pierwszy etap marszu krzyżowców, do Wiednia,
przebiegał bez problemów. Rada miejska Ratyzbony 11
maja została poproszona o łodzie do transportu zaopa-
trzenia w dół Dunaju. Siły niemieckie pod rozkazami
Ruprechta, księcia Palatynatu, i hrabiego Katznellen-
bogen również dołączyły do Francuzów i Burgundczy-
ków w Ratyzbonie. Dwudziestego pierwszego maja
straż przednia pod dowództwem d’Eu i Boucicauta do-
tarła do Wiednia, a siły główne krucjaty trzy dni póź-
niej. Tam królewskie powitanie sprawił im książę Au-
strii, mimo że niektórzy z księży towarzyszących armii
narzekali już na zdeprawowanie rozprzestrzeniające się
pośród oddziałów.
Tymczasem sire de Coucy i jego mniejszy oddział
dotarli do Mediolanu, gdzie jednak ich misja mająca na
celu udobruchanie Giangaleazza Viscontiego nie po-
wiodła się. Visconti nie mógł pogodzić się z utratą kon-
troli nad Genuą, nie podobał mu się również sposób,
w jaki traktowano jego córkę Valentinę na dworze
francuskim. Niezrażeni niepowodzeniem de Coucy i de
Bar kontynuowali podróż w kierunku Wenecji, gdzie –
jak podają źródła – wsiedli na statek płynący do leżą-
cego na wybrzeżu dalmatyńskim Senju, który wówczas
znajdował się pod zwierzchnictwem Węgrów. Stamtąd
oddział de Coucy ego udał się najprawdopodobniej
bezpośrednio do Budapesztu, dokąd właśnie dotarły in-
ne wojska krzyżowców, w tym oddziały pod dowódz-
twem bastarda sabaudzkiego, Czesi, a być może także
przedstawiciele zakonu krzyżackiego i Polacy. Groma-
dzili się również Węgrzy, a wraz z nimi Wołosi pod
dowództwem wojewody Mirczy.
Flota rzeczna składająca się z 70 statków i barek
także płynęła w dół Dunaju z Wiednia do Budy. Lądem
podążały za flotą główne siły krzyżowców, które dotar-
ły na miejsce dopiero pod koniec lipca. Widząc rozmia-
ry armii, która rozbiła obóz poza Budapesztem, król
Zygmunt napisał: te lance mogłyby podtrzymać niebo
przed upadkiem. Rzeczywista liczebność wojsk jest
jednak tematem od dawna trwającej dyskusji. Siły
krzyżowców prawdopodobnie wynosiły około 16 tysię-
cy żołnierzy. Tradycyjne źródła tureckie podają liczbę
10 tysięcy ludzi służących w osmańskich oddziałach,
ale po dodaniu wojsk bałkańskich wasali liczba ta mo-
gła wynieść około 15 tysięcy. Jedno jest pewne: armie,
które spotkały się pod Nikopolis, były do siebie liczeb-
nie bardzo podobne.
NAJAZD
Strategia działań krzyżowców została ostatecznie
ustalona w Budapeszcie. Zygmunt oczekiwał ataku
osmańskiego, do którego jednak nigdy nie doszło.
Z węgierskich akcji zwiadowczych nie wynikało, by si-
ły tureckie zbierały się blisko granic. Francuzi i Bran-
denburczycy uznawali Bajazyta za tchórza i nalegali na
natychmiastową ofensywę, na którą Zygmunt zgodził
się niechętnie. Wydaje się, że w rzeczywistości musiało
dojść do jakiejś wyprawy w głąb Bałkanów, ponieważ
flota krzyżowców gromadziła się na Morzu Czarnym.
Nicolas Garai, palatyn Węgier, prowadził straż
przednią wzdłuż lewego brzegu Dunaju. Za nią podąża-
li Francuzi i Burgundczycy z królem Zygmuntem Luk-
semburskim i głównymi silami węgierskimi z tyłu.
W tym samym czasie konwój statków przewożących
zaopatrzenie żeglował w dół rzeki. W Orszowie, zale-
dwie kilka kilometrów w górę rzeki od wąskiego prze-
smyku z wartkim nurtem zwanego Żelaznymi Wrotami,
armia znowu zgromadziła się, żeby przekroczyć Dunaj.
Z jednej strony wznosiły się południowe Karpaty,
z drugiej zaś rozciągały się nierówne i pagórkowate
ziemie Serbii. Przeprawa przez rzekę wszystkich od-
działów trwała aż osiem dni. Francuzi i Burgundczycy
zaczęli prześladować miejscową ludnością prawosław-
ną. Byli oczywiście na terytorium wasalnym Osmanów,
choć oficjalnie Serbia była związana przymierzem
z Węgrami. Księża i mnisi błagali o lepsze traktowanie,
co jeden z kleryków z Saint Denis towarzyszących
krzyżowcom tak skomentował: Równie dobrze mogliby
mówić do głuchych osłów. Zbytnia pewność siebie
Francuzów i Burgundczyków mogła przyczynić się do
niezachowania ostrożności podczas kolejnego etapu
marszu, w Widyniu. Nie jest też do końca jasne, czy
flota rzeczna zaopatrująca wojska pożeglowała dalej, za
Żelazne Wrota, czy została. Liczba małych okrętów,
których obecność w pobliżu Nikopolis odnotowano,
wskazywałaby, że niektóre z nich jednak przepłynęły.
Część węgierskiej armii podążała inną trasą, przez
Transylwanię, i wkroczyła do Wołoszczyzny po prze-
byciu Karpat. Tam otrzymali transylwańskie kontyn-
genty, prawdopodobnie usunęli Włada, proosmańskie-
go rywala Mirczy Starego, oraz wyrzucili turecki garni-
zon z Nikopolis Mniejszego. Przypuszcza się również,
że Mircza po odzyskaniu kontroli nad Wołoszczyzną
skontaktował się z zakotwiczoną w pobliżu ujścia Du-
naju flotą krzyżowców. Dokładne miejsce postoju floty
jest nieznane, choć możliwe, że była nim kolonia ge-
nueńska – Kilia. Czterdzieści cztery okręty, których
głównym dowódcą był słynny wenecki admirał Tom-
maso Mocenigo, opuściły Rodos, a 29 lub 30 sierpnia
cała armada (lub jej część) pożeglowała w górę Dunaju.
Według Jeana Froissarta, najeźdźcy, po przekro-
czeniu rzeki, zaatakowali kilka miejsc, w tym zamek,
prawdopodobnie Bełogradczik, który przetrwał do cza-
su, gdy armia krzyżowców pomaszerowała w stronę
Nikopolis. Jeden z braci dowodzących tą warownią
miał następnie udać się do Bajazyta, by ostrzec go
przed H inwazją. To może być prawda, ale i bez tego
osmański władca otrzymał wiele innych ostrzeżeń.
Widyń byl stolicą niewielkiego, bułgarskiego księ-
stwa, które było wasalem państwa osmańskiego, choć
w latach 60. XIV wieku należał do Węgier. Sam zamek
był silną twierdzą, a jego fosa mogła być zasilana wodą
z Dunaju. Gdy jednak armia krzyżowców dotarła tam
na początku września, bułgarski władca Iwan Stracimir
otworzył przed nią bramy miasta. Niewielki garnizon
turecki, dowodzony podobno przez dowódcę wojnu-
ków, został natychmiast rozgromiony i zastąpiony 200–
300 krzyżowcami. To było pierwsze starcie krzyżow-
ców i w związku z tym hrabia de Nevers wraz z 300 in-
nymi żołnierzami został uroczyście pasowany na ryce-
rza „na polu chwały”.
Orjachowo było silnie ufortyfikowanym miastem,
górującym nad Dunajem, podobno z podwójnymi mu-
rami, które się jednak nie zachowały. Strzegło ważnego
miejsca przeprawy przez rzekę i miało silny garnizon.
Znajdowało się nie tylko na granicy terytorium wasal-
nego, ale przede wszystkim imperium osmańskiego. Li-
cząc na zdobycie garnizonu przez zaskoczenie, oddział
składający się z 500 Francuzów i Burgundczyków do-
wodzonych przez konetabla d’Eu i marszałka Bouci-
cauta maszerował w nocy, by bez oczekiwania na po-
moc Węgier zaatakować o świcie. Miejscowi zniszczyli
jednak most nad fosą i atak się załamał. Kilka kolej-
nych podejść zostało odpartych i dopiero nadejście Wę-
grów przekonało obrońców, że lepiej będzie się pod-
dać. Osmański dowódca wysłał do obozu krzyżowców
poselstwo z propozycją złożenia broni w zamian za da-
rowanie życia garnizonowi. Zygmunt chętnie przystał-
by na to, ale inni krzyżowcy utrzymywali, że ich żoł-
nierze już wspięli się na mury i należy im się za to pra-
wo do zdobyczy. W rezultacie doszło do kolejnego po-
gromu, mordowano zarówno muzułmanów, jak i lud-
ność prawosławną, do niewoli wzięto jednak wielu bo-
gatszych mieszkańców i być może garnizon, w nadziei
otrzymania okupu za jeńców. Był to kolejny przypadek,
kiedy Węgrzy odczuli, że dopuszczono się zniewagi ich
króla.
W tym samym czasie statki Wenecjan, Genueń-
czyków i joannitów kontynuowały żeglugę w górę rze-
ki. Dwunastodniowa podróż szeroką rzeką nie stanowi-
ła żadnego problemu dla średniowiecznych okrętów.
Na wysokości Nikopolis Dunaj rozlewał się niemalże
na kilometr, a nieco dalej w dół można było natrafić na
wyspy rzeczne i moczary. Flota przybyła na miejsce
najprawdopodobniej 10 września i zakotwiczona, poza
zasięgiem strzał, czekała na główną armię dwa dni.
Nikopolis wznosiło się na wysokim urwisku nad
Dunajem. Było ważnym portem i miejscem przepraw
rzecznych, położonym blisko płynącej na północ przez
Wołoszczyznę i sięgającej prawie Transylwanii Aluty
oraz Osymu, którego dolina prowadziła w kierunku
centralnej Bułgarii. Nikopolis było jednym z najważ-
niejszych strategicznie miejsc nad dolnym Dunajem
i jednocześnie najpotężniejszym, na jakie do tej pory
natrafili najeźdźcy. Jego fortyfikacje zostały niedawno
wzmocnione, a stacjonujący w nim liczny i dobrze zao-
patrzony garnizon był dowodzony przez niezwykle do-
świadczonego beja Doğana.
Straż przednia złożona z oddziałów francusko-
burgundzkich rozłożyła swój obóz naprzeciw cytadeli,
a Zygmunt wraz z wojskiem węgierskim naprzeciw
miasta. Linię obrony z kilku stron wyznaczały wysokie
urwiska, od południowego wschodu teren przed mura-
mi był stosunkowo płaski, choć poprzecinany jarami.
Francuzi i Burgundczycy zbudowali drabiny, by wspi-
nać się na ściany skalne, a Węgrzy zrobili dwa podkopy
prowadzące w kierunku murów. Obie taktyki zawiodły.
Późniejsi kronikarze podkreślali brak w armii krzyżow-
ców machin kruszących mury. Sprawa ta pozostaje ta-
jemnicą. Żadne machiny oblężnicze nie zostały dostar-
czone drogą lądową, trudno jednak wyobrazić sobie sy-
tuację, w której krzyżowcy nie zakładaliby potrzeby ich
wykorzystania w całej kampanii. Być może tego rodza-
ju sprzęt został na pokładach statków albo ze względu
na lokalizację Nikopolis dowódcy krzyżowców zdecy-
dowali się na blokadę, licząc na wciągnięcie Bajazyta
w rozstrzygającą bitwę. Była to oczywiście często sto-
sowana taktyka – garnizon zacząłby cierpieć głód, pod-
czas gdy najeźdźcy mogliby być zaopatrywani łodziami
przypływającymi z przyjaznego terytorium Wołoszczy-
zny.
Nie było też w obozie żadnych wiadomości o nad-
chodzącym z odsieczą Bajazycie. Do mitów należy
jednak przeświadczenie, że krzyżowcy byli tak pełni
buty i lekkomyślni, iż nie dostrzegali konieczności wy-
słania oddziałów zwiadowczych. Teza ta była stawiana
przez tych, którzy uznawali klęskę krzyżowców za karę
za ich własne grzechy. Niemniej jednak zaopatrzenie
w żywność z Wołoszczyzny musiało ograniczać chęć
zapuszczania się głębiej w nieprzyjazne terytorium na
południu w poszukiwaniu pożywienia. Pobożni kroni-
karze podkreślali również upadek moralności w obozie
krzyżowców. Napięcie między Węgrami a Francuzami
i Burgundczykami wyraźnie przybrało na sile, a prawo-
sławni Wołosi byli poruszeni zachowaniem krzyżow-
ców w stosunku do miejscowej ludności prawosławnej,
spośród której wielu mogło być właśnie Wołochami.
Niemniej późniejszych kronikarzy najbardziej uderzyła
nieuzasadniona pewność siebie armii krzyżowców.
Żołnierze ośmielający się rozpowiadać, że Bajazyt się
zbliża, mieli podobno być karani jako „plotkarze” od-
rąbaniem uszu. Jeśli chodzi zaś o Osmanów, ich garni-
zon bronił się tak skutecznie, że w chwili gdy wróg od-
stąpił od oblężenia, nadali swojemu dowódcy, bejowi
Doğanowi, przydomek Bohatera Wiary (Shujd al-Din).
REAKCJA BAJAZYTA
W chwili najazdu krzyżowców Bajazyt i najlepsza
część jego armii oblegali Konstantynopol. Wywiad
Osmanów nie ustępował w niczym wywiadowi mu-
zułmańskich poprzedników – sułtan mógł przerwać ob-
lężenie i wyruszyć (spaliwszy uprzednio wszystkie te
machiny, których nie można było łatwo przetranspor-
tować) już wtedy, gdy krzyżowcy opuścili Budapeszt.
Przepłynięcie floty krzyżowców przez Dardanele i Bos-
for byłoby trudne do ukrycia i fakt, że nie usiłowano
powstrzymać przeprawy oddziałów osmańskich na
Bałkany, świadczy o tym, że wojska te musiały już
znajdować się po drugiej stronie. Mówi się również, że
Bajazyt już wcześniej zgromadził wojska nieopodal
Edirne, kiedy szpieg przyniósł mu kopię listu bizantyj-
skiego cesarza Manuela adresowanego do Zygmunta
Luksemburskiego, w którym pisał: Czemu zwlekasz?
Turcy gotują się na Ciebie, przygotuj się!
Informacje na temat osmańskich działań wojen-
nych zawarte w źródłach osmańskich są skąpe. Bizan-
tyjski kronikarz Dukas twierdzi, że: Bajazyt, który zo-
stał poinformowany na wiele dni wcześniej o zgrupo-
waniu wojsk na zachodzie, zebrał całą swoją armię, od
wschodu do zachodu, powiększając ją jeszcze o prowa-
dzone przez siebie oddziały, które odstąpiły od oblęże-
nia Konstantynopola. Według tureckich kronikarzy Ba-
jazyt posłał naprzód beja Gãziego Evrenosa na czele
straży przedniej składającej się z lekkiej jazdy, praw-
dopodobnie w celu obserwacji ruchów wroga, pozo-
stawił jednak luźną blokadę wokół Konstantynopola.
Zapewne z tego powodu Bizantyjczycy nie mogli wziąć
udziału w operacjach na morzu.
Co więcej, Bajazyt nakazał wojskom znajdującym
się na Bałkanach, żeby nie atakowały krzyżowców,
lecz zgromadziły się między Edirne a Płowdiwem. Po-
tężna armia zgrupowała się bardzo szybko. Konnica
prowincji zebrała się najpierw pod chorągwiami bejów
swoich sandżaków, by dopiero później przemieścić się
na miejsce zgrupowania. Inni zostali w celu obrony
swego ojczystego terytorium. Naczelnym dowódcą był
oczywiście Bajazyt, tymczasem jego młodzi synowie
dostali we władanie, pod nadzorem starego i niezawod-
nego wezyra beja Kara Timurtasza, kontyngenty sta-
cjonujące na terenie Rumelii i Anatolii. Wojska wasali
zebrały się nieopodal Płowdiwu wraz z przybyłymi
przez Sofię Serbami pod dowództwem Stefana Laza-
revicia. Warunki panujące na zniszczonej wojną ziemi
mogły być powodem, dla którego właśnie obszar
wzdłuż rzeki Maricy został wybrany na miejsce kon-
centracji wojsk. Tereny pomiędzy Edirne i Płowdiwem
znajdowały się bardzo daleko na południe od patroli
krzyżowców.
W późniejszych latach zgrupowanie wszystkich sil
przed wyruszeniem na wojnę zajmowało armii otomań-
skiej sześć tygodni. Tym razem jednak szybkość mobi-
lizacji przeprowadzonej przez Bajazyta i jego zdanie
się na względnie mało liczebne wojska ewidentnie za-
skoczyło krzyżowców. W 1484 roku dotarcie z Edirne
nad Dunaj zajęło znacznie większej armii osmańskiej,
ciągnącej ze sobą machiny oblężnicze, trzy tygodnie.
Najwyraźniej w 1396 roku Bajazyt poruszał się szyb-
ciej.
W Księdze czynów Melika Daniszmenda, jednym
z najwcześniejszych przykładów literatury Turków
osmańskich, datowanej na 1360 rok, został opisany
sposób, w jaki wyruszała otomańska armia. Dostojniej-
si żołnierze zabierali ze sobą szaty honorowe, konie,
sztandary religijne oraz te kojarzone z dawnymi boha-
terami, ponadto wielkie bębny i pary pozłacanych bę-
benków. Na czele armii osmańskiej szedł oddział zwia-
dowczy składający się z akindżajów, najprawdopodob-
niej pod dowództwem beja Gãziego Evrenosa, za któ-
rym jechał konny korpus zwiadowczy (müsellem), by
sprawdzić stan dróg, mostów czy przełęczy. Jako straż
przednia jechała elitarna konnica, za którą podążały
główne siły piechoty, jazda pałacowa władcy, płatnerze
i oddziały specjalne. Skrzydła natomiast były chronione
przez spahisów. Pochód armii zamykały tabory.
Główna armia osmańska podążała bezpośrednio
z Edirne do Tyrnowa, oddziały serbskie wyruszyły zaś
z Płowdiwu. Obie kolumny musiały poruszać się po
niegościnnych terenach Bałkanów, docierając do prze-
łęczy Szipka 20 i 21 września, i połączyły się w Tyr-
nowie 21 lub 22 września. Tam wojsko tureckie zostało
zauważone przez węgierski oddział zwiadowczy pod
dowództwem Jana z Marothu, doświadczonego bana
z okolic Belgradu. W tym samym czasie osmańskie od-
działy zwiadowcze dostrzegły obóz krzyżowców pod
Nikopolis.
Nie wydaje się, by Osmanowie byli w jakikolwiek
sposób niepokojeni do 24 września, kiedy dotarli pod
Nikopolis. Bajazyt rozkazał rozbić obóz na wzgórzu
położonym kilka kilometrów na południe od miasta.
Turecka wersja romansu Varqa ve Gülşah, napisanego
przez Yusuf-i Meddãha w końcu XIV wieku, podaje
barwne szczegóły na temat zakładania obozu: Grano na
bębnach, piszczałkach i trąbach. Pojawiały się em-
blematy z końskich ogonów, lance, sztandary i chorą-
gwie zakończone księżycami. Cała armia, szereg za sze-
regiem, oddział za oddziałem, zakładała żelazne zbroje,
zarówno na do Iną, jak i górną część ciała. Wszyscy
zsiedli ze swoich koni. Rozbili obóz naprzeciw wroga,
wznieśli swoje namioty, splecione liny namiotowe za-
kryły oblicze słońca. Postawili namiot dowódcy i inne
namioty, i pawilony.
Według źródeł osmańskich Bajazyt dotarł pod mu-
ry Nikopolis najprawdopodobniej w nocy i rozmawiał
z bejem Doğanem, ale jest mało prawdopodobne, by
zdołał dostarczyć dodatkowe zaopatrzenie. Osmański
kronikarz Neşri mówi, że wcale nie było potrzebne;
dowódca garnizonu miał powiedzieć do Bajazyta: Za-
pasów mamy w bród i teraz, gdy sułtan jest tutaj, nie
powinniśmy zostać pokonani. Na to Bajazyt miał od-
rzec: Wytrzymajcie, bądźcie dzielni. Zaopiekuję się
wami. Zobaczycie, że znajdę się tutaj niczym błyskawi-
ca!
Bajazyt zdecydował się zastosować tradycyjną tak-
tykę islamską i sprowokować wroga do ataku. W tym
wypadku krzyżowcy nie zostaliby zaskoczeni przez
wroga w swoim obozie. Dlatego Osmanowie wznieśli
umocnienia polowe w wybranym przez siebie miejscu.
Zgodnie z pochodzącymi z końca XIV wieku mame-
luckimi podręcznikami wojskowymi umocnienia miały
składać się z okopów i palisady, w której otwory były-
by chronione przez pieszych łuczników i konnicę. Eu-
ropejskie relacje spod Nikopolis wspominają tylko
o palisadzie, nie wspominając o żadnym rowie, chociaż
późniejsze otomańskie wojska znały już technikę oko-
pywania się.
Krzyżowcy znaleźli się wówczas między armią
wroga z jednej strony a nikopolitańskim garnizonem
z tyłu, bez jakiejkolwiek bazy, do której można byłoby
się wycofać. Dunaj przecinał drogę między nimi a Wo-
łoszczyzną. To oznaczało, że w przypadku klęski woj-
ska Zygmunta Luksemburskiego znalazłyby się w pu-
łapce. Takie położenie oraz tradycyjnie ofensywna tak-
tyka Francuzów i Burgundczyków wymusiły na armii
krzyżowców przejście do ofensywy.
Dwudziestego czwartego września, jeśli nie wcze-
śniej, Mircza Stary wraz ze swoimi Wołochami, kilko-
ma Niemcami, de Coucym i innymi krzyżowcami prze-
prowadzili rozpoznanie terenu. Źródła tureckie nie
wspominają o tym, natomiast europejskie albo są bez-
ładnie napisane, albo fakt ten wyolbrzymiają. Pierwszy
zwiad przeprowadził najprawdopodobniej Mircza.
Zygmunt zezwolił mu na wzięcie tysiąca mężów w celu
zbadania pomyślności wiatrów, wrócił on do króla
i powiedział mu, że (...) widział 20 chorągwi i 10 tysię-
cy mężów pod każdą z nich, a każda z chorągwi była
ustawiona oddzielnie od innych.
Innymi słowy szeregi osmańskie składały się z 20
oddziałów. Domniemany „wypad” de Coucyego jest
trudniejszy do odtworzenia, ale najprawdopodobniej
rycerz ten starł się z akindżajami beja Gãziego Evreno-
sa. Wśród dowódców sił zwiadu znajdowali się Rey-
naud de Roye, Jean de Saimpy, szambelan Burgundii,
Chȃtelain de Beauyas i sire de Montcavrel. Oddział
składał się z 500 zbrojnych rycerzy i podobnej liczby
konnych kuszników i łuczników (w tym ostatnim przy-
padku zapewne Wołochów) oraz Węgrów jako prze-
wodników. Według Froissarta natknięto się na znacznie
większe siły tureckie, które strzegły „przesmyku”, ale
de Coucy, bohater i dobroczyńca Froissarta, przygoto-
wał własną zasadzkę. Dwustu francuskich konnych
miało sprowokować Turków do pościgu, podczas gdy
reszta krzyżowców z okrzykiem Nasza Pani będzie
z Panem de Coucy na ustach, miała rozgromić oddział
osmański. Jakkolwiek ta relacja byłaby przejaskrawio-
na, to może dobrze oddawać wpływ wołoskich przyja-
ciół de Coucyego na obraną przez niego taktykę. Był on
w zasadzie jedynym francuskim dostojnikiem, który
miał dobre stosunki z Mirczą. Opisany przez Froissarta
„napad” mógł być w rzeczywistości jedynie częścią du-
żego rekonesansu przeprowadzonego przez Mirczę.
Również 24 września, krzyżowcy, być może oba-
wiając się wypadu ratunkowego z nikopolitańskiego
garnizonu, dokonali rzezi na tysiącach jeńców z Orja-
chowa. Podobnie drastyczne posunięcia były dość czę-
ste na polach bitew zachodniej Europy, lecz dla Tur-
ków osmańskich stanowiły nowość. Krzyżowcy nie
mieli też czasu na pochowanie ciał, co miało ich nie-
bawem drogo kosztować.
BITWA
Bitwa pod Nikopolis rozegrała się w poniedziałek,
25 września 1396 roku, na odsłoniętym terenie w po-
bliżu murów miasta. Dokładne zlokalizowanie toczo-
nych walk jest jednak przedmiotem dyskusji. Żadne
z dwóch najbardziej prawdopodobnych miejsc nie pa-
suje do wszystkich szczegółów podanych w zachowa-
nych źródłach. Poniżej przedstawione pole bitwy leży
na paśmie ziemi na wprost głębokiej doliny, prawie w
połowie drogi między Nikopolis a obecną wioską Byala
voda. Nie ma już w tym miejscu drogi, chociaż prze-
chodzi tędy wiejska dróżka – prowadzi z miejsca,
w którym mogła znajdować się brama w średniowiecz-
nych murach Nikopolis, przez bród i łączy się z drogą
do Tyrnowa, przecinającą dolinę rzeki Jantry.
Bajazyt obrał pozycję na nieco wyższym terenie
niż płaskowyż na południowy wschód od Nikopolis
i wykorzystał naturalne uwarunkowanie terenu do za-
bezpieczenia obozu. Lewe skrzydło jego armii stało tuż
przy lesie, a prawe było chronione przez strome zbocza
prowadzące w dół na naddunajskie bagna. Co jednak
najważniejsze, przed Bajazytem znajdował się wąski,
porośnięty drzewami jar.
Szyk armii osmańskiej był w zasadzie zgodny
z XIV-wiecznymi tradycjami wojskowymi Turków
anatolijskich. Piesi łucznicy zazwyczaj zajmowali po-
zycję przed głównymi oddziałami jazdy, które dzieliły
się na centrum i mniejsze oddziały na skrzydłach. Te
ostatnie mogły być wysunięte do przodu, co nadawało
całej armii kształt półksiężyca. Zgodne z wcześniej
praktykowanymi zwyczajami było umieszczenie bał-
kańskiej, a ściśle rumelijskiej jazdy na prawej flance,
ponieważ bitwa rozgrywała się na terytorium europej-
skim. Anatolijska jazda tworzyła lewe skrzydło, pie-
chota zaś centrum chroniące się za palisadą. Kilka ów-
czesnych ort janczarów było zapewne rozmieszczonych
raczej pośród zwykłej piechoty tworzonej przez aza-
bów, aniżeli trzymane z tylu z dworskimi oddziałami
Bajazyta. Przed palisadą stała lekka jazda akindżajów,
którzy mieli wyciągnąć wroga do przodu w kierunku
głównej linii obrony i wystawić go na oskrzydlające
ataki jazdy.
Sam Bajazyt znajdował się w pewnej odległości na
tyłach, za grzbietem wzgórza, z otaczającą go osobistą
strażą, a być może również z pułkami pałacowymi
z lewej i prawej strony. Najprawdopodobniej po lewej
stało wojsko serbskie pod dowództwem Stefana Laza-
revicia. Dalsze szczegóły opisane w Pochwale zwycię-
stwa pod Nikopolis (Niğbolu zafernȃmesi’ne) wskazują
na to, że rumelijska konnica była dowodzona przez sy-
na Bajazyta, Sulejmana Çelebi, wspomaganego przez
Ali Paszę Cãndãrliego, pochodzącego z Rumelii bejler-
beja Firuza Malkoça i Timurtasza (nie mylić z paszą
Kara Timurtaszem). Anatolijską konnicą prowincji do-
wodził inny syn Bajazyta, Mustafa Çelebi, wspierany
przez bejlerbeja Kara Timurtasza i kontyngenty wasal-
ne, głównie z byłego terytorium Karamanu z dowód-
cami bejem Mehmedem, bejem Turhanem, bejem Besi-
rem i bejem Tahirem. Bajazyt chciał sprowokować
krzyżowców do ataku i potem, gdy będą walczyć z jego
piechotą, uderzyć na nich ze skrzydeł. Francusko-
burgundzkie oddziały przedarły się jednak przez
osmańską piechotę szybciej, niż się spodziewał, ataku-
jąc tak gwałtownie, iż rozdzieliły armię otomańską.
Nie licząc wasali króla Zygmunta Luksemburskie-
go z terenów Wołoszczyzny i Transylwanii, morale obu
armii było wysokie, lecz jeśli chodziło o dyscyplinę,
sprawy miały się całkiem inaczej. Podobnie jak więk-
szość zachodnioeuropejskich armii, krzyżowcy nie byli
nauczeni radzić sobie ze zwrotami w trakcie bitwy.
Turcy osmańscy wręcz przeciwnie, nawet pokonani nie
uciekali z pola bitwy. Zamiast tego przegrupowywali
się ponownie za swoimi pierwotnymi pozycjami. Krzy-
żowcy wcale nie rzucili się szalonym pędem do bitwy,
rozpaleni winem i odwagą, jak sugerowano. Poprzed-
niego dnia po wieczornym bankiecie ich przywódcy po
burzliwej dyskusji uzgodnili szyk bojowy, w jakim
mieli stanąć do bitwy. Zygmunt zalecał ostrożność
i, wspierany przez de Coucy ego, chciał mieć pewność,
czy Bajazyt zamierza atakować. Chciał również wysłać
transylwańską i wołoską lekką jazdę, aby oczyścić
przedpole z akindżajów. Mircza Stary, który zaakcep-
tował ten plan, miałby rozpocząć atak, ponieważ rościł
sobie prawa do tego terytorium. W takim wypadku
francuscy i burgundzcy rycerze zaatakowaliby główne
siły Turków wspomagani przez Węgrów i innych krzy-
żowców. Wielu z dowódców francusko-burgundzkich
było oburzonych, że mieliby wkroczyć na pole bitwy za
tymi, których uważali za chłopów, hrabia d’Eu miał
nawet powiedzieć: Tak, tak, król Węgier chce zacho-
wać najlepsze i chwałę dla siebie!
Zygmunt Luksemburski ustąpił i następnego ranka
francusko-burgundzkie oddziały zajęły swoją, pozycję
na przedzie armii. Za nimi, wzdłuż dłuższego frontu,
ustawili się Węgrzy, Niemcy, joannici oraz zapewne
Czesi i Polacy. Po prawej stały oddziały transylwańskie
prowadzone przez Lackovicia, a po lewej Wołosi słu-
żący Mirczy Staremu. Oznaczało to, że lewe skrzydło
krzyżowców znajdowało się blisko spadku prowadzą-
cego w dół doliny Dunaju, natomiast prawe skrzydło
niedaleko od początku dwóch wąwozów, które biegły
poniżej zachodnich murów Nikopolis.
Wczesnym rankiem 25 września Zygmunt wysłał
swojego wielkiego marszałka, by nakłonił sprzymie-
rzeńców, aby nie spieszyli się z decyzją o natarciu ze
względu na dogodną pozycję obronną. Hrabia de
Nevers wezwał wówczas swoich doradców. De Coucy
zgodził się z radą króla węgierskiego, ale d’Eu chwycił
sztandar Najświętszej Marii Dziewicy i krzyknął: Na-
przód w imię Boga i świętego Grzegorza, dziś ujrzycie
mnie, walecznego rycerza. Doświadczony w walce de
Coucy z przerażeniem zwrócił się do admirała de Vien-
ne, który – być może wzruszywszy ramionami – odpo-
wiedział: Gdzie nie można usłyszeć prawdy i rozsądku,
musi rządzić arogancja. W dalszym ciągu panowie ci
doradzali poczekać na Węgrów, ale d’Eu nalegał na na-
tychmiastowe wyruszenie. Podał w wątpliwość odwagę
rycerzy, a ponieważ żaden z nich nie chciał być zhań-
biony, atak rozpoczęto. D’Eu dowodził awangardą;
hrabia de Nevers i de Coucy wraz z głównymi siłami
podążali tuż za nim. Rycerze, giermkowie i niewielka
część piechoty konnej szli naprzód razem z Niemcami
i innymi krzyżowcami, w tym również Wołochami.
Jedynymi widocznymi dla krzyżowców oddziałami
tureckimi byli akindżajowie na zboczu wzgórza, po
drugiej stronie zadrzewionego jaru. Mieli oni przesło-
nić palisadę i turecką piechotę z tyłu. Najprawdopo-
dobniej zwiadowcy krzyżowców stoczyli potyczkę
z akindżajami na równinie, przedostając się na zbocze
wzgórza. Oddziały dworskie Bajazyta i wojsko serbskie
były schowane za wzgórzem.
Być może Francuzi i Burgundczycy wierzyli w eu-
ropejski mit, według którego wojsko tureckie miało się
składać jedynie z lekko uzbrojonej jazdy, i dlatego wy-
ruszyli naprzód na skraj płaskowyżu, nie informując
o tym nawet Zygmunta Luksemburskiego. Tam natknę-
li się na opadające w dół do wyschniętego koryta rzeki
zbocze o gęstych zaroślach i drzewach. Konfrontacja
z rzeszą ciężkozbrojnej jazdy nie leżała w kompeten-
cjach akindżajów, dlatego jakiekolwiek starcia mogły
mieć charakter co najwyżej potyczek. Europejskie kro-
niki utrzymują, że ta źle wyposażona lekka jazda turec-
ka rozproszyła się, odsłaniając znajdującą się za palisa-
dą piechotę. W rzeczywistości akindżajowie mieli
prawdopodobnie za zadanie wystrzelić kilka strzał z łu-
ków, wciągnąć wroga w głąb pola bitwy, by następnie
wycofać się, okrążając flanki swojej armii, i sformować
na nowo szyki wokół skrzydeł.
W tym momencie oddziały francusko-burgundzkie
na krótko się zatrzymały, być może zaskoczone stro-
mym, pokrytym gęstą palisadą zboczem i ogromną
liczbą piechoty ustawionej w dwóch wielkich blokach.
Dziś drzewa i krzaki nie ciągną się w górę aż po daleki
koniec jaru, można więc sobie wyobrazić, jak łatwym
celem dla osmańskich łuczników byli szarżujący.
Z kronik krzyżowców wiemy, że oddziały francusko-
burgundzkie zostały wręcz zasypane strzałami. W bio-
grafii Boucicauta napisano: Ani grad, ani deszcz nie
pada gęściej niż wówczas ich drzewce. Boucicaut roz-
kazał swoim ludziom posuwać się do przodu i wystrze-
gać się tchórzliwej śmierci od strzały.
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie napytanie,
czy krzyżowcy zeszli wówczas z koni, by wspiąć się po
zboczu i wyrwać pale, czy może przedarli się przez nie
na koniach, ponieważ zależało to od rozkazów poszcze-
gólnych dowódców. Zbocze było strome, a w niektó-
rych miejscach nawet urwiste. Wiele koni mogło zostać
zranionych przez strzały i zrzucić swoich jeźdźców.
Wszystkie źródła są zgodne, że wierzchowce same wra-
cały do obozu krzyżowców. Wielu zrzuconych rycerzy
musiało kontynuować wspinanie się pieszo. Ci, którzy
pieszo zdobywali wzgórze, wyszarpywali pale z ziemi,
podczas gdy łucznicy dalej posyłali w ich stronę strzałę
za strzałą, przerażeni, że zabijają za mało przeciwni-
ków. Chociaż turecki łuk kompozytowy zapewniał
większy zasięg, lepszą celność i szybsze tempo odda-
wania strzałów niż długi łuk angielski, używany na za-
chodzie Europy, to jednak wystrzeliwał o wiele lżejsze
strzały, które rzadko przebijały zbroję.
Turecka poezja epicka z końca XIV wieku często
nawiązuje do widoku europejskich wojowników całych
pokrytych żelazem. Na przykład Umur Paşa Destam,
powstały pokolenie po bitwie pod Nikopolis, ale bazu-
jący na źródłach XIV-wiecznych, relacjonuje poranny
atak armii krzyżowców, w którym wrogowie ubrani by-
li w zbroję i kirysy, ich konie w zbroję, ich kolczugi były
niesamowite, ich rękawice, ich naramienniki, ich nago-
lenniki, ich hełmy, wszystko świeciło i migotało w świe-
tle. W innym miejscu opisuje azabów, którzy stawali
w obliczu tak potężnego wroga: Niektórzy trzymali
w swoich dłoniach włócznie, inni miecze, uderzając bez
przerwy w błękitne pancerze swoich wrogów, pozostali
natomiast wymachiwali sztyletami.
W krótkim czasie krzyżowcy przedarli się przez
palisadę i znaleźli się wśród piechoty, w dużej mierze
nieuzbrojonej. Ponieważ francusko-burgundzkie od-
działy zaatakowały na stosunkowo wąskim froncie,
osmańscy żołnierze piechoty, którzy przeżyli natarcie,
zostali zmuszeni do wycofania się raczej na skrzydła
niż w górę zbocza. Tradycyjne podania tureckie mówią,
że była to pułapka, w którą wpadły wojska krzyżow-
ców. Jeśli to rzeczywiście była zasadzka, to niemal się
nie powiodła. Oddziały francusko-burgundzkie rozpę-
dziły również szybko turecką jazdę ustawioną tuż za
piechotą – być może chodzi o akindżajów, którzy na
nowo sformowali swe szyki, ale na pewno byli wśród
nich spahisi, którzy ochraniali przestrzeń pomiędzy
dwiema jednostkami piechoty.
Po pokonaniu tureckiej jazdy wiekowy de Coucy
i de Vienne doradzali zrobienie przerwy, ale młodsi ry-
cerze, gotujący się z zapału, nalegali na nieprzerywanie
natarcia, licząc zapewne na znalezienie i ograbienie
osmańskiego obozu. Wtedy zostali zaatakowani przez
spahisów. Wywiązała się zacięta walka, w której po-
zbawieni koni krzyżowcy atakowali konie wroga za
pomocą sztyletów. Zanim spahisi wycofali się na
skrzydła, obie strony poniosły ciężkie straty. Wszystko
to działo się na stromym zboczu wzgórza, w palącym
słońcu – krzyżowcy byli wyczerpani. Turcy osmańscy
okazali się przeciwnikami trudniejszymi, niż się spo-
dziewano. Być może Francuzi i Burgundczycy zdali
sobie również sprawę, że Węgrzy znajdują się zbyt da-
leko, by w krótkim czasie zapewnić im wsparcie. Mimo
to kontynuowali szturm wzgórza.
W tym krytycznym momencie bitwy na grzbiecie
wzgórza pojawił się pałacowy oddział Bajazyta I Bły-
skawicy, zaskakując krzyżowców, którzy myśleli za-
pewne, że już wygrali bitwę. Elita jazdy Bajazyta ude-
rzyła w zdezorientowanych Francuzów i Burgundczy-
ków i jak pisze mnich z Saint Denis: Lew w ich obliczu
zamienił się w nieśmiałego zająca. Wielu z nich uciekło
z powrotem na płaskowyż, inni jarem zbiegali w dół
w kierunku Dunaju, gdzie w tym akurat miejscu czeka-
ło na nich raczej szerokie bagno niż rzeka, którą wcze-
śniej widzieli przy obozie około pięciu kilometrów
w górę nurtu. Reszta została i wałczyła. Nie dziwi, że
kroniki krzyżowców podkreślają waleczność swoich
mężów. Według źródeł francuskich wokół Boucicauta,
de Coucy’ego, dwóch sire de Trémoille, młodego hra-
biego de Nevers i innych szybko wyrosły stosy pole-
głych. Poeta Yusuf-i Meddãh podaje dramatyczny opis
bitwy widzianej oczami Osmanów: Wśród okrzyków
Ach! i Hej! lub tylko Władca! (Bóg), krzyki i odgłosy
trąb unosiły się do nieba. Ponad ich głowami szczęk
mieczy. Ciosy spadały bezlitośnie. Świetni wojownicy
dzierżący maczugi, robili przeszywający hałas podczas
walki. Strzały sypały się niczym deszcze i wojownicy
szukali miejsca, żeby je rozproszyć, tchórze szukali
ucieczki, pozostawiając za sobą drżenie (ze strachu).
Inne źródła tureckie stwierdzają jedynie, że Turcy
osmańscy zbliżyli się z trzech stron, co oznacza, że
spahisi dołączyli do walki na skrzydłach. Być może bi-
zantyjski kronikarz Dukas, korzystając ze wspomnień
żołnierzy z oddziałów tureckich biorących udział w bi-
twie, uznał, że oddział pałacowy Bajazyta nadszedł
z obszaru porośniętego lasem. Sporządzone wówczas
mapy rzeczywiście pokazują, że na szycie wzgórza ro-
sło wiele drzew. Osmański kronikarz Neşri oparł swoje
dzieło na relacjach synów żołnierzy biorących udział
w walce, którzy utrzymywali, że część armii krzyżow-
ców wpadła w panikę, krzycząc: Turcy są za nami!
Turkowic dostali się na tyły!
Stary admirał de Vienne próbował jeszcze zebrać
krzyżowców, ale jedynie 10 stanęło u jego boku.
Sztandar Najświętszej Marii Panny, jak mówiono, pa-
dał sześć razy, ale znów go podnoszono, póki sam ad-
mirał nie został powalony na ziemię, razem ze świętą
chorągwią trzymaną w lewej ręce. Wśród poległych
znajdowali się ponadto: Guillaume de la Trémoille
z synem, Philippe de Bar, John z Cadzaud (admirał
Flandrii), sire de Montcavrel (waleczny rycerz z Artois)
i Jean de Roye. Członek osobistej gwardii Jana de
Nevers przekonał ostatecznie hrabiego do poddania się.
Zaraz potem książę d’Eu, książę de la Marche, Guy de
la Trémoille, marszałek Boucicaut i Enguerrand de Co-
ucy również złożyli broń, podobnie jak kilku wołoskich
szlachciców.
Zachodnie i tureckie źródła są zgodne co do tego,
że bitwa pod Nikopolis składała się w zasadzie z dwóch
starć, w których Osmanowie pokonali osobno oddziały
francusko-burgundzkie i węgierskie. Dokładna ko-
lejność zdarzeń nie jest jednak do końca jasna. Nie
wiadomo, czy Francuzi przegrali przed tym, jak nade-
szli Węgrzy, czy też dwa starcia miały miejsce w tym
samym czasie. Zygmunt Luksemburski mógł nie znać
losu swoich sprzymierzeńców, skoro akindżajowie na
nowo sformowali szyki. Słynna później uwaga króla
węgierskiego do Philiberta de Naillac: Przegraliśmy bi-
twę przez dumę i próżność Francuzów. Gdyby posłu-
chali mojej rady, mielibyśmy wystarczającą liczbę do
pokonania naszego wroga została wygłoszona naj-
prawdopodobniej pod koniec bitwy. Z drugiej strony
wpływ na morale Węgrów miał widok poranionych,
cwałujących z powrotem z wąwozu koni bez jeźdźców.
Zygmunt Luksemburski, Węgrzy i Niemcy oraz
inne mniejsze oddziały krzyżowców najprawdopodob-
niej ruszyły naprzód w próżnej próbie pomocy Francu-
zom i Burgundczykom, którzy być może w tym czasie
jeszcze nie zdążyli się poddać. Wołosi i Transylwań-
czycy zapewne byli jeszcze z nimi, ale tylko do czasu,
gdy tureckie oddziały wyszły z wąwozu. Wówczas
Mircza Stary oraz Stefan Lacković uznali, że dzień zo-
stał przegrany. Żaden z nich nie czuł szczególnego
przywiązania do Zygmunta i obaj wiedzieli, że ich wła-
sne terytoria niedługo znajdą się pod panowaniem zwy-
cięskich Turków. Mircza Stary na pewno chciał zacho-
wać swoje skromne siły nienaruszone, chociaż wycofa-
nie się było oczywiście postrzegane jako porzucenie
Węgrów. Wojownicy Mirczy przeprawili się przez Du-
naj, być może używając do tego małych łodzi, które
przewoziły zaopatrzenie z Wołoszczyzny, gdy statki
krzyżowców były zakotwiczone i niezdolne do pomo-
cy. Transylwańczycy mogli uczynić podobnie, choć
bardziej prawdopodobne jest, że ruszyli z powrotem do
Transylwanii przez Orszowę.
W tym samym czasie oddziały Zygmunta porusza-
ły się naprzód, przedzierając się przez osmańską pie-
chotę, którą stanowił oddział Arabów rozbitych wcze-
śniej przez wojsko francusko-burgundzkie. To, że Tur-
cy zdołali na powrót uformować szyk, świadczy o ich
dyscyplinie. Miejsce tego starcia pozostaje nieznane.
Nie ma dowodów na to, by Zygmunt zdołał dotrzeć do
fortyfikacji na wzgórzu, co oznacza, że piechota
osmańska musiała ruszyć do przodu, być może w celu
zdobycia obozu krzyżowców i odciążenia garnizonu
w Nikopolis. Zgodnie ze słowami giermka Schiltberge-
ra, świadka tych wydarzeń: Wszyscy byli stratowani.
W tej walce strzała zabiła konia mojego pana Lienhar-
ta Richartingera i ja, Hans Schiltberger, jego posła-
niec, kiedy to ujrzałem, podjechałem do niego w tłumie
i pomogłem mu dosiąść mojego konia. Ja wsiadłem na
konia, który należał do Turków, i zawróciłem do innych
gońców. Turcy osmańscy zostali zatem złapani na
otwartym terenie, najprawdopodobniej na płaskowyżu.
Według mało znanej kroniki greckiej z XVII wieku,
która czerpała z zaginionych źródeł tureckich, arcybi-
skup Wiednia (którym według autora miał być arcybi-
skup Nicholas Kaniszay z Ostrzyhomia) zobaczył po-
grom (francuskiej) armii, poprowadził swoich żołnierzy
w środek walki, rozpoczynając kontratak przeciw Tur-
kom, i zabił wielu. Chrześcijanie krzyczeli „Zwycię-
stwo! Zwycięstwo jest nasze!” i arcybiskup był w stanie
zmusić wojska tureckie do ucieczki.
Po tym zwycięstwie Węgrzy stanęli do walki z od-
działem osmańskiej jazdy, najprawdopodobniej z pro-
wincjalnymi spahisami, którzy wysunęli się naprzód ze
swoją piechotą. Gwardia Bajazyta prawdopodobnie nie
dołączyła jeszcze do walczących i wynik bitwy wciąż
nie był przesądzony, gdy sułtan osmański wysłał Stefa-
na Lazarevicia i jego serbskich wojów do walki. Natarli
oni na główną chorągiew węgierską dzierżoną przez
chorążego Nicolasa Garaiego i obalili ją. Dążenie do
zdobycia chorągwi głównego dowódcy armii przeciw-
nika przez stulecia było jedną z głównych cech islam-
skiego sposobu walki.
Niektóre źródła zdają się sugerować, że serbski
atak był formą zasadzki i mógł się rozpocząć z obszaru
leśnego, gdzieś w pobliżu skraju jaru, ponieważ Stefan
Lazarević stal prawdopodobnie na lewo od pozycji Ba-
jazyta. Jeśli rzeczywiście tak było, to mogli uderzyć
w skrzydło lub na tyły Węgrów. Uderzenie było decy-
dujące, Schiltberger wyraża jasno: Kiedy cała turecka
piechota zastała zabita, król natarł na oddziały konne.
Kiedy sułtan turecki to zobaczył, myślał o tym, by uciec,
ałe książę Raszki (Starej Serbii), znany jako despota,
udał się w jego kierunku wraz z 15 tysiącami wybra-
nych ludzi i wielu innymi rycerzami, by mu pomóc. De-
spota rzucił się ze swoimi ludźmi w kierunku chorągwi
króla i obalili ją.
ZEMSTA BAJAZYTA
Kiedy chorągiew upadła, węgierscy dowódcy zro-
zumieli, że zbliża się klęska, i przekonali Zygmunta
Luksemburskiego do opuszczenia pola bitwy. Ich od-
wrót przez rzekę początkowo przebiegał sprawnie. Ma-
ła łódź należąca do joannitów zabrała króla Zygmunta
na galerę Tommasa Moceniga, dowódcy floty wenec-
kiej. Według Bertrandona de la Broquière’a, ko-
rzystającego ze wspomnień burgundzkich, 200 lom-
bardzkich i genueńskich kuszników powstrzymywało
Turków do czasu, gdy Władca (Zygmunt) znalazł się na
pokładzie swoich galer na Dunaju. Pozostali rycerze
albo stoczyli ostatni bój na szczytach wzgórz, albo
uciekali ścigani przez wroga. Turcy prowadzący ostrzał
z łuków do przepływających statków zapewne stali na
zdobytej skarpie, górującej nad rzeką na wschód od Ni-
kopolis.
Niektóre statki były przeciążone i zatonęły, ale
większość ważnych osobistości zdołała się uratować:
przyszły margrabia norymberski Jan III Hohenzollern,
Hermann II z tytułem hrabiego Celje, wielki mistrz za-
konu joannitów Philibert de Naillac, a także arcybiskup
Ostrzyhomia czy sam Zygmunt Luksemburski. Janos
Garai, jeden z lojalnych zwolenników króla, wylądował
na północnym brzegu i wyruszył lądem na Węgry, by
do czasu powrotu władcy zająć się jego interesami na
terenie Węgier.
Wielu zwykłych żołnierzy nie miało tyle szczęścia.
Według słów de la Broquière’a sześć tysięcy Wołochów
i rycerze z Polski zajęli pozycje na wzniesieniu nieopo-
dal władcy i zostali poćwiartowani. Schiltbereger, je-
den z giermków, był świadkiem tej katastrofy: Kiedy
jazda i piechota spostrzegły, że król ucieka, wielu z ich
szeregów ruszyło w stronę Dunaju i weszło na pokład
statków. Okręty jednak były już pełne i nie mogły
wszystkich zabrać. Gdy próbowali dostać się na pokład,
(załoga) biła ich po rękach tak, że potonęli w rzece.
Z kolei Dukas, korzystający zapewne ze świadectw tu-
reckich, napisał: Ci, którzy ocaleli, uciekli w stronę
Dunaju. Tam większość z nich rzuciła się do rzeki
i utonęła.
Dunaj, choć jest dużą rzeką, to jednak na wysoko-
ści Nikopolis miał zaledwie kilometr szerokości, a po-
ziom wody we wrześniu był prawdopodobnie niski.
Nieco dalej w dół rzeki znajdowało się kilka dużych
wysp, więc wielu krzyżowców zdołało uciec, w tym ci
z awangardy francusko-burgundzkiej. Oświadczenie
Schiltbergera, że z tych, którzy nie mogli przedostać się
przez rzekę i dostać na pokłady statków, część została
zabita, większość jednak (w tym sam Schiltberger) zo-
stała wzięta w niewolę, może być w rzeczywistości nie-
zgodne z prawdą.
Wśród tych, którzy zdołali powrócić w swoje stro-
ny, był polski rycerz Swiętosław z Sieradza. Prawdo-
podobnie zdjął on swoją zbroję, po czym popłynął
w kierunku jednego ze statków krzyżowców. Jak twier-
dził, jeden z członków załogi zranił go w rękę toporem.
Mimo to Świętosław zdołał przepłynąć przez rzekę
i uratować się. Innymi polskimi rycerzami, którzy ucie-
kli, byli Ścibor ze Ściborzyc i Tomasz Kalski. Przy-
puszczalnie wylądowali oni na północnym brzegu rzeki
i powrócili na Węgry lądem wraz z Janosem Garaim.
Wydarzenia po bitwie również bywały opatrznie
rozumiane lub przedstawiane w fałszywym świetle, na
przykład różnie podawano liczbę osób, które dostały się
do tureckiej niewoli. Wśród jeńców byli dowódcy,
między innymi sam hrabia de Nevers, marszałek Bo-
ucicaut, Philippe d’Artois czy Enguerrand de Coucy.
Zachodnie źródła podają liczbę od 400 do 12 000 jeń-
ców. Anonimowy kronikarz z Saint Denis, naoczny
świadek wydarzeń, podaje liczbę 3000, podczas gdy tu-
recki historyk Neşri, cytując syna Kara Timurtasza,
mówi o ponad 2000 wziętych do niewoli. Wspomina on
również, że ilość zdobytych łupów była nie do opisania.
Sam Bajazyt był zadziwiony przepychem, jaki zobaczył
w obozie krzyżowców, gdzie wraz ze swoimi dowódca-
mi spędził noc, świętując zwycięstwo w jednym z naj-
okazalszych namiotów. Bajazyt w obozie zobaczył
również wymordowanych jeńców z Orjachowa i z Wi-
dynia i postanowił ich pomścić, zabijając wziętych do
niewoli krzyżowców.
Następnego ranka, 26 września, Bajazyt wciąż ki-
piał gniewem. Rozkazał więc wyprowadzić wszystkich
więźniów. Według islamskiego prawa jeńcy byli wła-
snością tych, przez których zostali pochwyceni, ale co
piąty z nich powinien zostać oddany do dyspozycji
władcy. Jacques de Crequy, bardziej znany jako Jacqu-
es de Heilly, był szambelanem hrabiego Burgundii,
dowodził kilkoma rycerzami. Walczył w wojnie stulet-
niej i służył jako najemnik w osmańskiej armii w cza-
sach Murada I. Mówił po turecku i przedstawił się
triumfatorom. Podobnie uczynił Jacques de Fay, hrabia
z Tournai. Obu zaprowadzono przed oblicze Bajazyta.
Osmański władca nakazał im wskazać 20 najważniej-
szych jeńców, za których mógłby dostać największy
okup, większość krzyżowców bowiem była tak wspa-
niale ubrana, że Turcy nie byli w stanie ocenić, którzy
z nich są dowódcami, a którzy zwykłymi żołnierzami.
Bajazyt według prawa mógł skazać na śmierć nale-
żących do niego jeńców. Żaden z tureckich przekazów
nie podaje tego, co stało się później, zatem jedynymi
źródłami, jakimi dysponujemy, są świadectwa ocala-
łych więźniów, według których Bajazyt rozkazał stracić
wszystkich jeńców z wyjątkiem tych kilku, których
wybrał w celu uzyskania okupu. W pewnym momencie
jednak osmański władca przerwał egzekucję – czy to
z powodu odrazy, czy też został przekonany, że dalsza
rzeź może rozgniewać Allaha. Szacuje się, że liczba
straconych wahała się od realistycznych 300 do z pew-
nością przesadzonych 3000. Zmiana postawy Turków
mogła w jakiejś mierze być skutkiem tego, że skazani
szli na śmierć, nie stawiając oporu, lecz modląc się do
Boga i dodając sobie nawzajem otuchy. Wśród tych,
których postanowiono zgładzić, był początkowo Schilt-
berger, ale ponieważ miał tylko l6 lat, to zgodnie z tu-
reckim zwyczajem był zbyt młody, by zginąć. Według
Schiltbergera Turcy przyszli następnego dnia, każdy
z tyloma jeńcami związanymi sznurem, ilu zdołał wziąć
do niewoli. Byłem jednym z trzech związanych tym sa-
mym sznurem i zostałem wzięty przez tego, który nas
pojmał. Kiedy już wybrano spośród nich osoby prze-
znaczone na okup, każdemu Osmanowi polecono, aby
zabił swoich jeńców. Towarzysze Schiltbergera zostali
straceni, ale kiedy przyszła moja kolej, zobaczył mnie
syn króla i rozkazał, by pozostawiono mnie przy życiu.
Zostałem dołączony do starszych młodzieńców, ponie-
waż nikt poniżej 20. roku życia nie został zabity, a ja
miałem ledwie 16 lat (...). Wówczas zobaczyłem lorda
Hannsena Greifa, który był możnym z terenu Bawarii,
oraz czterech innych, związanych tym samym sznurem.
Kiedy ujrzeli wielką zemstę, która się dokonywała,
(lord) płakał głośno i pocieszał żołnierzy jazdy i piecho-
ty, którzy stali i czekali na śmierć. „Trwajcie silni”,
mówił, „kiedy nasza krew tego dnia przelewa się na
chwałę chrześcijańskiej wiary, z Bożą pomocą staniemy
się dziećmi niebios”. Gdy to powiedział, ukląkł wraz ze
siuoimi towarzyszami, po czym ścięto im głowy.
Niektórzy z tych, którzy uciekli lądem, cierpieli
straszliwy niedostatek. Mieszkańcy Wołoszczyzny
i Transylwanii nie byli przyjaźnie nastawieni, zbliżała
się zima, a Karpaty były pełne dzikich zwierząt, przez
co śmierć zebrała jeszcze obfitsze żniwo. Nawet jeśli
uciekinierom udało się wrócić w swoje strony, wielu
z nich zmarło w wyniku wycieńczenia, między innymi
hrabia Ruprecht Pipan, który umarł po przyjeździe do
ojcowskiego miasta, Ambergu.
Mówiło się, że gdy krzyżowcy byli poza domem,
we Francji widziano złe znaki. Podmuch wiatru prze-
wrócił namiot królewski niedaleko Calais. Ludzie opo-
wiadali, że widzieli wielką gwiazdę „atakowaną” przez
pięć mniejszych, wyglądających niczym włócznie –
prawdopodobnie chodziło o meteoryty. W grudniu
1396 roku pierwsi uciekinierzy z pola bitwy, obszarpa-
ni, dotarli do Francji. Wielu kierowało się do Paryża,
gdzie zostali uwięzieni w zamku Chȃtelet jako włóczę-
dzy i wichrzyciele. Nie wierzono w ich opowieści
o klęsce i zapewne zostaliby straceni, gdyby nie kolejni
rycerze przybywający do miasta, wraz z którymi rosły
obawy o los krucjaty. W końcu w dwóch z ocalałych
rozpoznano służących konetabla Francji, więc zostali
zaprowadzeni przed oblicze księcia Burgundii. Nie byli
oni jednak w stanie opowiedzieć całej historii, w związ-
ku z tym książę wysłał na wschód Guillaumea de
l’Aigle, szambelana, aby ten dowiedział się, co się wy-
darzyło naprawdę.
Tymczasem ci, którzy uciekali w dół Dunaju,
prawdopodobnie zatrzymali się w genueńskiej Kilii, by
zdobyć potrzebne zapasy. Weneckie galery z królem
Zygmuntem i jego oddziałem dotarły do stolicy cesar-
stwa bizantyjskiego, Konstantynopola, gdzie król wę-
gierski jął naradzać się z cesarzem. Zygmunt Luksem-
burski mógł nawet obiecać przedsięwzięcie nowej kru-
cjaty wraz z nadejściem kolejnej wiosny. Zaraz potem
oddział węgierski odpłynął na dwóch galerach, zatrzy-
mując się w licznych koloniach weneckich w drodze do
adriatyckiego portu w Dubrowniku, gdzie ostatecznie
dotarł 21 grudnia. Po drodze król Zygmunt i jego towa-
rzysze musieli również znieść upokorzenie, jakim było
oglądanie jeńców Bajazyta maszerujących brzegiem
w kierunku Gallipoli podczas przepływania przez Dar-
danele. Philibert de Naillac, wielki mistrz joannitów,
dotarł na Rodos już pod koniec grudnia – ze względu
na krótszy dystans, jaki mial do przebycia, i możliwość
zatrzymywania się po drodze w placówkach należących
do joannitów.
OCENA BITWY I JEJ NASTĘPSTWA
OKUP I NAUCZKA
Wielu przedstawicieli zachodnioeuropejskiej elity
wojskowej miało już za sobą niewolę u Turków. Jeńcy
wzięci dla okupu byli zazwyczaj dobrze traktowani.
Pewne wiadomości o sposobie traktowania młodszych
jeńców można znaleźć we wspomnieniach Schiltberge-
ra. Jednak nic nie wiadomo o losie wielu innych więź-
niów mających niższe pochodzenie, którzy uniknęli
stracenia nazajutrz po bitwie, ale wszelki ślad po nich
zaginął. Większość z nich najprawdopodobniej stała się
tureckimi niewolnikami lub została sprzedana dalej na
wschód. Niektórzy mogli przejść na islam, odzyskać
wolność i zintegrować się z ludnością muzułmańską.
Osoby o znaczniejszym statusie, przetrzymywane
dla okupu, większość czasu swej niewoli spędziły
w Bursie, osmańskiej stolicy. Byli karmieni chlebem
i mięsem, mieli pewną swobodę ruchu i pozwalano im
nawet na udział w polowaniach. Mimo to stan ich
zdrowia pozostawiał wiele do życzenia. Hrabia de
Nevers został szybko odseparowany od swoich towa-
rzyszy. Hrabia d’Eu, który mógł być ranny, zmarł
w Mihalię nieopodal współczesnego Karacabey. Został
pochowany w klasztorze Świętego Franciszka w Gala-
cie, po drugiej stronie zatoki Złoty Róg, patrząc z Kon-
stantynopola, co oznacza, że jego ciało przekazano Ge-
nueńczykom. Tam lub w sąsiedztwie zostali pochowani
również inni rycerze, którzy zmarli w niewoli lub jesz-
cze na pokładzie statków płynących z Nikopolis. Hra-
bia de Coucy, mężczyzna w sile wieku, również nie
przeżył niewoli, choć opisywano go jako wysokiego
mężczyznę o wielkiej sile. Młodszy od niego dostojnik,
Guy de la Trémoille, przetrwał więzienie bardzo do-
brze.
Zbieranie okupów za szlachetnie urodzonych
więźniów trwało długo. Wybrany zarówno przez hra-
biego de Nevers, jak i samego Bajazyta, Jacques de He-
illy został wysłany przez Mediolan do Paryża z oficjal-
ną wiadomością o klęsce i żądaniach okupu. Do stolicy
Francji przybył w dzień Bożego Narodzenia 1396 roku
i natychmiast udał się do króla Karola VI. Wciąż mając
na sobie buty z ostrogami do jazdy konnej, ukląkł przed
władcą i zebranymi baronami, by opowiedzieć całą
przerażającą historię. Przekazał również listy od hra-
biego de Nevers do rodziców, a także korespondencję
innych więźniów. Król przyznał posłańcowi doży-
wotnią pensję w wysokości 200 ecu, ale de Heilly prze-
bywał na wolności warunkowo, zobowiązany do po-
wrotu do Bajazyta. Wraz z nim wyruszyło trzech wy-
soko postawionych rycerzy burgundzkich – hrabia Bur-
gundii sire de Vergy, hrabia Flandrii sire de Linrenghen
oraz sire de Chȃteau Morand – w celu negocjacji oku-
pu. Pośród licznych prezentów, jakie posłańcy przy-
wieźli sułtanowi osmańskiemu, znalazł się białozór
(sokół norweski) od władcy Mediolanu – ze względu na
fakt, że Bajazyt był znany z zamiłowania do polowań –
a także wspaniałe tkaniny i uprząż zdobiona zlotem
i kością słoniową. De Heilly zaproponował też zabranie
jednego ze sławnych gobelinów tkanych w Arras,
zwłaszcza zaś takiego, który przedstawiałby życie
Aleksandra Wielkiego – innego „zdobywcy całego
świata”.
Zanim misja ta wyruszyła w drogę, francuskim
ambasadorom przygotowującym grunt pod przejście
Genui pod kuratelę Francji polecono zwrócić się do
zamożnych kupców genueńskich z żądaniem dowie-
dzenia swej lojalności poprzez pomoc w wykupieniu
francuskich więźniów. Ogromnymi kwotami potrzeb-
nymi do wyswobodzenia tak dużej liczby dostojników
z całej Europy Zachodniej obciążono wiele krajów,
choć wydaje się, że Francja i Burgundia pokryły więk-
szość należności z dodatkowo nałożonych podatków.
Z początkiem stycznia 1397 roku listy z prośbami
o wsparcie, napisane przez żony lub rodziny jeńców,
zaczęły krążyć między szlachetnymi rodami. Niektóre
z najznamienitszych rodzin francuskich poprosiły
o pomoc dożę bogatej Wenecji.
W tym czasie marszałkowi Boucicaut i sire de la
Trémoille zezwolono udać się – również pod słowem
honoru – do genueńskiego władcy Lesbos, by przyspie-
szyć przekazywanie pieniędzy. Obaj jednak zachoro-
wali, de la Tremoille zmarł. Nawet gdy okup Boucicau-
ta został zapłacony, nie opuścił on hrabiego de Nevers
i dalej usiłował znaleźć potrzebną sumę pieniędzy, któ-
ra była bardzo wysoka. Ostatecznie zostały zapłacone
wszystkie okupy, w ogromnej części za pośrednictwem
lombardzkich bankierów, króla Cypru oraz właśnie
władcy Lesbos, który pomógł zorganizować przekaza-
nie zapłaty.
Jan de Nevers i Henri de Bar napisali w liście do
Niccolò Gattilusia, zarządcy niewielkiego Enezu, poło-
żonego u ujścia rzeki Maricy: Najdroższy i wyjątkowy
przyjacielu, otrzymaliśmy 2000 dukatów (...), za które
składamy podziękowania z całego serca (...), a (otrzy-
maliśmy) także wielkie i wspaniałe prezenty, które wy-
stałeś, w tym rybę, chleb, cukier i inne rzeczy (...).
Równie mocno dziękujemy Twojej drogiej i dobrej przy-
jaciółce, Twojej żonie, za bardzo piękne i wystawne
stroje i etole, które nam przesłała. Napisano w (mie-
ście) Mihaliç, 15 kwietnia (1397 roku). Według bi-
zantyjskiego kronikarza Dukasa, Bajazyt pozwolił swo-
im więźniom odejść, ponieważ zostawili oni poręczenie
od władcy Lesbos, syna Francesca Gattilusia. Czy jest
to prawdą, czy nie, więźniowie mieli wystarczający
powód, by dziękować genueńskiej rodzinie Gattilusich.
Hrabia de Nevers mógł w końcu pożeglować do
domu, prawie rok po bitwie pod Nikopolis. Najpierw
zatrzymał się na Lesbos, by przedyskutować przyszłość
z rodziną Gattilusich i otrzymać nowe, bardziej stosow-
ne ubrania, w których kontynuował podróż. Hrabia Jan
dotarł ostatecznie do Dijon 22 lutego 1398 roku – pra-
wie dwa lata po tym, jak stamtąd wyruszył. On i jego
towarzysze przywieźli skromne podarunki od Bajazyta:
żelazną maczugę, kilka lnianych tureckich tunik „wedle
tureckiej mody”, mały turecki bęben i kilka łuków ze
skórzanymi cięciwami, które według Francuzów miały
być zrobione z ludzkich jelit. Prezenty te nie zostały
właściwie zinterpretowane, aczkolwiek zasadniczy
przekaz wydawał się jasny: Turcy byli wojownikami,
którym wystarczała prosta broń; nie potrzebowali
wspaniale dekorowanego ekwipunku, jaki zabierali na
wojnę krzyżowcy.
Jednym z niewielu, których wieści spod Nikopolis
nie zaskoczyły, był Philippe de Mézières. Człowiek ten
obwieścił, że miał wizję, w której widział wielkiego
człowieka z bladą twarzą, wynędzniałego i oszpecone-
go, bez obuwia i nakrycia głowy, z pielgrzymią laską,
na której się opierał, ubranego w starą turecką szatę
w kolorze złamanej bieli, podartą, ze sznurem prze-
wiązanym w pasie, z wielką raną na lewym boku pokry-
tym krwią. Był to duch Jeana de Blaisy’ego, który
ukląkł przy Philippie i przekazał mu nowinę o straszli-
wej klęsce, opisując dziwne sceny widziane podczas bi-
twy. Powiedział on, że jest posłańcem od zabitych i
pojmanych w niewolę, wołającym do wszystkich kato-
lickich władców o znalezienie remedium na zaistniałą
sytuację. Wizyta ta natchnęła de Mezieresa do napisa-
nia w 1397 roku dzieł Desconfiture de Hongrie oraz
Epistre lamentable.
Podczas gdy de Mézières obwiniał krzyżowców za
grzeszność, inni francuscy pisarze oskarżali Węgrów.
Wśród nich był poeta Eustachę Deschamps, który jesz-
cze przed końcem 1396 roku pisał:
Nikopolis, miasto na pogańskich ziemiach,
W tych dniach widziało wielkie oblężenie
Zaniechane przez arogancję i głupotę
Węgrów, co z pola walki uciekli.
Było to oczywiście w pełni niesłuszne oskarżenie,
ale mit przetrwał. Niesława Nikopolis brała się również
z faktu, że najwyborniejsza armia krzyżowców, jaką
mogło zebrać zachodnie chrześcijaństwo, przegrała już
podczas pierwszego starcia. Wyprawa została pomyśla-
na jako wstęp do jeszcze większych przedsięwzięć, być
może pod przywództwem króla Francji Karola VI i kró-
la Anglii Ryszarda II, jednak plany te nigdy nie zostały
urzeczywistnione, a krucjata nikopolitańska przeszła do
historii jako ostatnie wielkie, międzynarodowe przed-
sięwzięcie rycerstwa feudalnego. Ruch krucjatowy oka-
zał się mrzonką.
Klęska pod Nikopolis nie stłumiła jednak en-
tuzjazmu burgundzkiej elity arystokratycznej, wojsko-
wej i intelektualnej. Wręcz przeciwnie, spowodowała
jeszcze większe zainteresowanie Wschodem, państwem
tureckim i samym islamem. Niezwykła podróż Ber-
trandona de la Broquière’a w piewszej połowie XV
wieku, była w dużej mierze inspirowana porażką Bur-
gundczyków pod Nikopolis. Mimo to przez cały XV
wiek osmańskie zwycięstwo zastanawiało Europejczy-
ków. Uważano, że Turcy mieli gorszą broń i nierozwi-
niętą sztukę walki i że siły zbrojne Zachodu reprezentu-
ją dużo wyższy poziom, szczególnie jeśli chodzi o ry-
cerzy ciężkozbrojnych i wartość ich koni.
Dalsza kariera wojskowa hrabiego Jana de Nevers
wskazuje na to, że wiele nauczył się podczas kampanii
nikopolitańskiej; był jedynym księciem Burgundii
z dynastii Walezjuszów, który posiadł umiejętność do-
wodzenia armią. Nie zapomniał też o ludziach, którzy
walczyli po jego stronie. Wielu z nich zostało nagro-
dzonych, pozostali awansowali. Na przykład kusznik
Étienne Lambin został jednym z najważniejszych
dworskich dostojników (écuyer de cuisine), a w 1405
roku – kapitanem w służbie księcia Burgundii, dowo-
dzącym 81 kusznikami i 6 łucznikami. Po raz ostatni
wzmianka o nim pojawia się w 1418 roku jako o mi-
strzu artylerii króla Francji. Boucicaut był jednym
z niewielu krzyżowców, którzy powrócili na Wschód.
Miało to miejsce w 1399 roku, podczas krótkiej kam-
panii w celu obrony interesów Genui, znajdującej się
wówczas pod zwierzchnictwem Francji. Odnaleziony
niedawno plan wojskowy, sporządzony przez Bouci-
cauta przed bitwą pod Azincourt, wydaje się odzwier-
ciedlać jego doświadczenie zdobyte w starciach z pie-
chotą tureckich łuczników między innymi pod Nikopo-
lis. Wprawdzie podczas walki z angielskimi łucznikami
plan ten się nie powiódł, ale był dowodem, że często
ostro krytykowani dowódcy francuskiej armii dostoso-
wywali się do zmieniających się okoliczności podczas
wojny stuletniej.
Kampania nikopolitańska miała znaczący wpływ
na losy Węgier. Poważnie zaszkodziła ona reputacji
węgierskiego króla, już wcześniej nadszarpniętej.
W 1401 roku Zygmunt Luksemburski został uwięziony
przez zbuntowanych baronów, którzy jednak nie znala-
złszy lepszego władcy, zdecydowali się na jego uwol-
nienie. Król zaczął wówczas realizować dłu-
goterminowy program reform wojskowych. Wcześniej,
bo w 1397 roku, w Temeszwarze (dzisiejszej Timişoa-
rze), zebrał się parlament węgierski, by przyjąć kilka
znaczących uchwał regulujących obowiązki wojskowe
wyższego duchowieństwa i baronów, dwóch grup, któ-
re musiały dostarczać tak zwane banderie – węgierskie
chorągwie jazdy – w celu obrony królestwa. Ważniej-
sze jednak, że została wówczas ustanowiona zasada mi-
litia portalis, według której na 20 dzierżawców każdy
właściciel ziemski musiał zapewnić królowi jednego
rycerza lekkiej jazdy. Bez względu na to, czy rycerze ci
wywodzili się z niewolnych chłopów, czy też spośród
najemników, ich wyposażenie było prawdopodobnie
takie, jak w przypadku konnych łuczników. Właśnie
tego rodzaju armia była przewidziana do konfrontacji
z Turkami. Również umocnienia wzdłuż południowej
granicy zmodernizowano z pomocą wojsk najemnych
włoskich kondotierów. W tym samym czasie kronika-
rze węgierscy nie byli tak nienawistni Turkom osmań-
skim, jak ich zachodni sąsiedzi. Turków nie opisywano
jako szczególnie okrutnych czy niegodziwych. Oba-
wiano się natomiast ich „fałszywej życzliwości”, która
„działa na niekorzyść duszy”, zachęcając chrześcijan
do przejścia na islam.
Wpływ nieudanej wyprawy krzyżowej na pozosta-
łą część Europy był niewielki, chociaż seria osmań-
skich wypadów przeprowadzonych już po bitwie pod
Nikopolis dotarła aż do Styrii w południowej Austrii,
wywołując przerażenie w Niemczech i Wenecji. Dwu-
dziestego dziewiątego października 1396 roku, kiedy
wieści o klęsce dopiero docierały do Europy Zachod-
niej, Wenecja przeznaczyła pięć tysięcy dukatów na
utrzymanie floty w celu ochrony weneckich interesów
w Konstantynopolu. Mimo niechęci do państwa we-
neckiego Zygmunt Luksemburski uświadomił sobie, że
pomoc Wenecjan będzie niezbędna w kolejnych wy-
prawach przeciw Turkom osmańskim. Krucjata nikopo-
litańska doprowadziła do zacieśnienia współpracy mię-
dzy Węgrami, Polską i księstwami rumuńskimi. Mimo
to rywalizacja Zygmunta z królem Polski doprowadziła
w 1410 roku do kolejnej wojny. Oprócz tego w ostat-
nich latach swego panowania Zygmunt wplątał się
w wojny husyckie w Czechach. Kwestia zagrożenia
osmańskiego, jak się wydawało, chwilowo musiała zo-
stać odsunięta na dalszy plan.
ZWYCIĘSTWO I WIELKIE ZAGROŻENIE
Dla Turków osmańskich bitwa pod Nikopolis była
wielkim, choć kosztownym zwycięstwem. Aby nagło-
śnić swój triumf, Bajazyt rozesłał grupy więźniów do
różnych muzułmańskich władców. Większość jeńców
stanowili młodzi ludzie. Niemiecki giermek, Johann
Schiltberger, został wysłany wraz z innymi szesnasto-
latkami do Kairu, do sułtana z dynastii Mameluków.
Jeńcy byli prowadzeni przez węgierskiego rycerza, ale
w przypadku Schiltbergera rany okazały się zbyt po-
ważne, by mógł on podróżować. Prawie 24 lata później
wenecki podróżnik Emmanuel Piloti przybył do Egiptu,
gdzie usłyszał o 200 francuskich i włoskich więźniach
wojennych, którzy przeszli na islam i uzyskali znaczące
pozycje w armii Mameluków, a w owym czasie stacjo-
nowali w słynnej cytadeli Saladyna. Być może wśród
nich znajdowali się towarzysze Schiltbergera.
Mamelucki system wojskowy różnił się od innych
armii islamskich, ponieważ jedynie muzułmanie mogli
oficjalnie służyć w tamtejszej armii. Gdzie indziej nie-
muzułmańscy żołnierze, w tym chrześcijanie, pełnili
służbę wojskową stosunkowo często, ale nigdzie nie
byli zasymilowani tak dobrze, jak w armii osmańskiej.
Zamiast wyruszyć do Egiptu, Schiltberger spędził sześć
lat u Bajazyta jako paź i kolejne sześć jako konny
giermek u jego sukcesorów. Kilkakrotnie został wzięty
do niewoli przez innych władców muzułmańskich, spę-
dzając lata w służbie różnych dynastii oraz podróżując
między Bliskim Wschodem, południową Rosją, Tran-
soksanią i być może północnymi Indiami. Chociaż for-
malnie cały czas był niewolnikiem, Johann Schiltberger
był traktowany jak inni chrześcijańscy najemnicy
w służbie islamskiej. Nie naciskano, aby przeszedł na
islam – zachował swoją wiarę i spotkał innych chrze-
ścijan na dalekim Kaukazie i w centralnej Azji. W 1427
roku powrócił do Rzymu.
W tamtym momencie zwycięstwo pod Nikopolis
zostało już przesłonięte przez wydarzenia ważniejsze
dla imperium osmańskiego; tuż po bitwie Bajazyt nie
zdecydował się najeżdżać terytorium wroga, jak tego
chciało wielu jego zwolenników, lecz skoncentrował
się na umocnieniu osmańskiej pozycji na ziemiach, któ-
re zostały już podbite. Na nowo podbił jednak Widyń,
którego wasalny władca Iwan Stracimir został wysłany
jako jeniec do Anatolii, a jego małe królestwo – przyłą-
czone do państwa osmańskiego. Fortyfikacje Widynia
i Nikopolis zostały również umocnione, a cały połu-
dniowy brzeg dolnego Dunaju stał się marchią granicz-
ną (Uc), której większość mieszkańców stanowili już
muzułmanie. Bajazyt przystąpił również do oblężenia
Konstantynopola.
Osmańscy akindżajowie, dowodzeni prawdopo-
dobnie przez beja Gãziego Evrenosa, zostali wysłani
przez Dunaj na Wołoszczyznę. Mircza Stary został po-
zbawiony tronu, na którym zasiadł go jego rywal, Wład
I, nazwany później Uzurpatorem. Mimo to na początku
1397 roku Mircza powrócił z transylwańskim woj-
skiem. Co prawda mógł nie odzyskać kontroli nad re-
gionem Dobrudży, na południe od delty Dunaju, ale
Bajazyt był zbyt zajęty zagrożeniem ze strony Timura
Chromego, by stanowczo zareagować na powrót Mir-
czy.
Sukces pod Nikopolis umożliwił Osmanom utrwa-
lenie zdobyczy terytorialnych na obszarze Grecji.
W 1397 roku wojska dowodzone przez Timurtasza
i Yaquba Paszę spustoszyły Peloponez i zmiotły z po-
wierzchni ziemi twierdzę Argos. W Werii na północy
Grecji wzniesiono nowy meczet, którego budowę nad-
zorował sam Bajazyt.
Porażka krzyżowców pod Nikopolis była silnym
ciosem dla cesarza bizantyjskiego Manuela II Paleolo-
ga, osieroconego w listopadzie tegoż roku przez matkę.
Jak napisał do swojego nauczyciela Demetriusa Cydo-
nesa: Rozumnym ludziom nie godzi się żyć dalej po tak
wielkim nieszczęściu, po tym potopie całego świata,
gorszym nawet (od biblijnego potopu) w tym względzie,
że porwał ludzi lepszych aniżeli ongiś! Oprócz tego tu-
reckie oblężenie wzmagało się: Bajazyt zażądał, by
Manuel przekazał Konstantynopol swojemu proosmań-
skiemu rywalowi – Janowi VII. Wielu mieszkańców
zaaprobowało taki stan rzeczy, a Bajazyt był tak pewny
swego, że w gronie wyższych urzędników patrzył
z okolicznych wzgórz na stolicę Bizancjum i decydo-
wał o podziale pałaców po tym, jak już miasto upadnie.
Tymczasem jednak mury Konstantynopola prze-
trzymały atak, podobnie jak cała Galata leżąca po pół-
nocnej stronie Złotego Rogu. Oblężenie zelżało wiosną
1397 roku.
Pojednanie między cesarzami Manuelem II i Janem
VII uspokoiło sytuację, ale trwający od 1399 do 1403
roku pobyt Manuela na zachodzie Europy, którego ce-
lem było uzyskanie konkretnej pomocy dla Bizancjum,
zakończył się niepowodzeniem. Po kilku latach roz-
gromiona pod Nikopolis armia krzyżowców zdążyła się
już przekształcić w hordę barbarzyńców, których już
same imiona nie chciały przejść przez gardło Manuela
Paleologa, kiedy w 1407 roku wygłaszał mowę żałobną
ku czci swego brata, Teodora I, despoty Morei. Cesarz
bizantyjski mówił o nich: ta wspaniała armia, która zo-
stała powalona pod Nikopolis – mam na myśli tę złożo-
ną z Panończyków (Węgrów) oraz Celtów, i z zachod-
nich Galatów, i z wszystkich tych, których imiona przy-
prawiają mnie o dreszcze niczym jak myśl o całkowicie
barbarzyńskiej rzeczy.
Podczas gdy państwo bizantyjskie zamknęło się na
wpływy zewnętrzne, państwa bałkańskie musiały radzić
sobie na różne sposoby ze skutkami klęski pod Nikopo-
lis. Despotat Serbii przetrwał do 1459 roku, podejmując
nawet pewne działania ekspansywne, kiedy w 1402 ro-
ku państwo Bajazyta I broniło się przez Timurem
Chromym. Po śmierci Bajazyta Stefan Lazarević zrzu-
cił tureckie jarzmo, próbował zawiązać sojusz anty-
osmański i stał się wasalem króla Węgier Zygmunta
Luksemburskiego. Ostatecznie Serbia musiała zaakcep-
tować fakt, że Osmanowie stanowili dominującą siłę
w regionie. Mircza Stary dołączył do antytureckiego
sojuszu powstałego z inicjatywy Lazarevicia, wsparł
powstanie na terenie Bułgarii i brał też udział w zażar-
tych wojnach domowych, w których po śmierci Bajazy-
ta pogrążyło się państwo osmańskie. Kiedy jednak im-
perium ponownie się zjednoczyło, Wołoszczyzna zno-
wu musiała zaakceptować jego zwierzchnictwo.
W 1409 roku mający siedzibę na Rodos zakon joanni-
tów również podpisał na krótko pokój z sułtanem
osmańskim.
Nie jest do końca jasne, czy doświadczenia wynie-
sione z bitwy pod Nikopolis miały jakiś wpływ na roz-
wój osmańskiej taktyki wojskowej. Wydaje się to mało
prawdopodobne, zwycięstwo bowiem było całkowite,
a przeciwnik wypadł fatalnie. Wybrana przez Bajazyta
taktyka w bitwie pod Ankarą w 1402 roku, podczas
której został on pokonany, była bardzo podobna do tej
spod Nikopolis, co wskazuje na to, że obie bitwy były
zaplanowane podobnie. Otomański szyk bitewny, opi-
sany przez francuskich świadków, w pełni odpowiadał
temu, który znany był w XIV stuleciu, chociaż
uwzględniono już udział artylerii polowej i bardziej
rozbudowanych umocnień, w tym odmianę szyku wo-
zowego stosowaną przez taborytów (wagenburg), a po
raz pierwszy wykorzystaną przez Turków w 1444 roku
w bitwie pod Warną.
Zwycięstwo sułtana osmańskiego pod Nikopolis
oczywiście zwiększyło jego prestiż. Bajazyt był rów-
nież wspierany na swym dworze przez wybitnych inte-
lektualistów, takich jak historyk Ibn al-Jazari, który
w trzy dni po bitwie pod Nikopolis, w obozie wojsko-
wym, skończył swoją słynną, pisaną wierszem Historię
Proroka i Kalifów. Dopiero po nikopolitańskim zwy-
cięstwie władcy osmańscy zaczęli częściej oficjalnie ty-
tułować się sułtanami aniżeli emirami, a to z kolei za-
chęcało uczonych, zarządców i urzędników do wstę-
powania na służbę u Bajazyta.
Takich ochotników były całe rzesze, zwłaszcza
w tamtym czasie, gdy wschodni świat islamski ogarnęła
anarchia spowodowana wyniszczającymi kampaniami
Timura Chromego. Napływ siły urzędniczej umożliwił
Bajazytowi administrowanie rozległym sułtanatem, na-
tomiast rozpoczęte przez niego starania, by osmańska
Porta przekształciła się z państwa niemal całkowicie
zorientowanego na wojny przeciw innowiercom w ty-
powe imperium, zostały zwieńczone dopiero przez jego
następców. Bajazyt był ponadto pierwszym władcą
z dynastii Osmanów, który utworzył szpital muzułmań-
ski w Bursie; bimaristan Dãr al-Shifã został otwarty
trzy lata po zwycięstwie pod Nikopolis. Ruiny tego
kompleksu wciąż można podziwiać.
Wrogie poczynania Karamanidów w Anatolii zo-
stały ukrócone przez Bajazyta w 1397 lub 1398 roku,
ale ekspansja w kierunku wschodnim doprowadziła do
starcia z Timurem Chromym. W 1402 roku w bitwie
pod Ankarą Bajazyt został pokonany i wzięty do nie-
woli. Jego wcześniejsze zwycięstwo pod Nikopolis da-
ło jednak Osmanom czas na wzmocnienie pozycji
w południowo-wschodniej Europie, dzięki czemu to
właśnie tam następcy Bajazyta odbudowywali potęgę
państwa, podbijając na nowo wschodnie prowincje.
Także z tych bałkańskich ziem późniejsi osmańscy
władcy rozpoczynali swoje liczne podboje, które
w XVII wieku uczyniły imperium osmańskie mocar-
stwem sięgającym od Maroka po Iran i od wschodnich
wybrzeży Afryki aż po Węgry i Ukrainę.
POLE BITWY DZISIAJ
Trasę przemarszu krzyżowców z Francji przez
Niemcy, Austrię, Węgry oraz tereny, które obecnie
znajdują się w północnej Serbii i ziemie rumuńskie po-
łożone najdalej na zachód, można przejechać stosun-
kowo łatwo, chociaż współczesne drogi nie zawsze
biegną wzdłuż Dunaju. Krzyżowcy musieli przekroczyć
rzekę w Orszowie oraz odcinek rzeki poniżej sztuczne-
go jeziora. Z kolei trasa obrana przez armię otomańską
z pierwszego punktu koncentracji wojska nieopodal
Edirne jest prostsza, ponieważ istniejące drogi biegną
po tych samych liniach, co szlaki średniowieczne.
Główny obszar działań rozpościerający się między
Widyniem a Nikopolem (współczesna nazwa Nikopo-
lis) jest trudniej dostępny. Te okolice Dunaju są odwie-
dzane przez stosunkowo niewielu obcokrajowców. Ni-
kopolis i Widyń wycierpiały wiele wskutek wysiłków
Bułgarów mających na celu usunięcie pozostałości po
otomańskiej przeszłości. Funkcjonują podstawowe po-
łączenia kolejowe i autobusowe, ale najbardziej prak-
tycznymi środkami lokomocji pomiędzy serbską grani-
cą a Nikopolis są samochód i rower, podczas gdy z wo-
dolotów pływających między Widyniem i Ruse widać
jedynie bieg rzeki. By zacytować mój dziennik z lata
1993 roku: Trasa z Sofii do Widynia (około 4–5 godzin)
była pagórkowata i od czasu do czasu wolna, chociaż
nie bardzo górzysta. W Widyniu nadal znajduje się za-
mek, ale prócz niego prawie nic więcej interesującego.
Zrównano z ziemią stare tureckie miasto, które tak bar-
dzo kochali XIX-wieczni podróżnicy. Zbudowano nawet
mieszkania robotnicze w parku wokół zamku, rozrzuco-
ne między popadającymi w ruinę XIX-wiecznymi do-
mami szlachty i ruinami kościołów. Nadal istnieje
XVIII-wieczny meczet, który jako jedyny z wielu znajdu-
jących się w mieście przetrwał przed 50 laty, ale jest
zamknięty. W Widyniu są dwa porządne hotele, ale za-
kwaterowanie można znaleźć również w prywatnych
domach poprzez organizację Turisticheska Spalnya.
By znów zacytować mój dziennik: Droga z Widy-
nia do Nikopolis mniejszymi drogami wzdłuż Dunaju
była bardzo malownicza, ale trudna do pokonania
(znów zabrała około 5 godzin). Wydaje się, że w Niko-
polis jest tylko jeden hotel, w dolinie poniżej wzgórza
z cytadelą, pojedyncze łóżko na jedną noc kosztuje 4
dolary, a zimny napój dostaje się za darmo (ceny
z 1993 roku). Średniowieczne podwójne obwarowania
Nikopolis zostały w dużej mierze zniszczone przez Ro-
sjan podczas trzykrotnej okupacji miasta, ale linia połu-
dniowo-wschodniego muru jest wciąż widoczna na po-
łudniowo-wschodnim brzegu miasta. Poza tym podróż-
nik zdeterminowany, aby odnaleźć miejsce bitwy pod
Nikopolis, potrzebuje pary mocnych nóg, butelki wody
i co najmniej połowy dnia.
CHRONOLOGIA
1391
Śmierć króla Bośni Tvrtka I Kotromanicia; oddziały
osmańskie najeżdżają Tesalię i Peloponez; wojska
osmańskie zostają pokonane przez Karamanidów
w Anatolii; Manuel II Paleolog zasiada na tronie
cesarza bizantyjskiego po Janie V Paleologu, zo-
staje wasalem Turków i u ich boku walczy w Ana-
tolii; Osmanowie pokonują Karamanidów.
Jesień, hospodar wołoski Mircza Stary rezygnuje
z przymierza z Polską i wchodzi w sojusz z Wę-
grami, otrzymuje część południowej Transylwanii;
Węgrzy i Wołosi wyprawiają się na południe od
Dunaju, podczas gdy wojska osmańskie są zajęte
walką w Anatolii; Mircza odzyskuje Silistrę; wład-
cy serbscy i bułgarscy zawiązują przymierze anty-
osmańskie; pierwsza wyprawa odwetowa Turków
na północ od Dunaju; Mircza przyjmuje osmańskie
zwierzchnictwo; joannici wysyłają posiłki na Ro-
dos., francuski król Karol VI Szalony ma pierwszy
atak obłędu, władzę przejmuje książę Burgundii,
Filip II Śmiały; Jean II le Meingre, znany jako Bo-
ucicaut, zostaje marszałkiem Francji.
1393
Wiosna, Bajazyt I Błyskawica powraca z Anatolii i od-
zyskuje kontrolę nad Bałkanami.
3 czerwca, Bajazyt rozkazuje stracić bułgarskiego cara
Iwana Szyszmana i przyłącza Tyrnowo do swojego
państwa, Widyń i Serbia stają się jego wasalami;
Węgrzy pokonują niewielki oddział Turków
osmańskich na północ od Dunaju, zdobywają Ni-
kopolis Mniejsze i ponownie ustanawiają swoje
zwierzchnictwo nad Wołoszczyzną; położona w
delcie Donu wenecka kolonia Tana zostaje splą-
drowana przez Timura Chromego.
1393-1394
Zima, spotkanie Bajazyta i podległych mu władców w
mieście Seres.
1394
Manuel II prosi Zachód o pomoc; Osmanowie docierają
pod Konstantynopol, bezpośredni szturm kończy
się niepowodzeniem i przystąpieniem do oblęże-
nia; szlachta węgierska zaprzestaje sporów z kró-
lem Zygmuntem Luksemburskim, by stawić czoło
Turkom osmańskim.
10 kwietnia, książę Burgundii Filip II Śmiały wysyła
poselstwo na Węgry w celu rozeznania się w sytu-
acji.
3 czerwca, papież Bonifacy IX wzywa do krucjaty
przeciwko Turkom i zwolennikom anty- papieża
Klemensa VII.
Wrzesień, Mircza wyprawia się na tereny leżące na po-
łudnie od Dunaju.
Październik, Osmanowie odzyskują Nikopolis Mniej-
sze, umieszczają garnizony w Turnu i Giurgiu,
wspierają Włada I Uzurpatora w walce o władzę
nad Wołoszczyzną przeciwko Mirczy; początek
czteroletniego zawieszenia broni między Anglią
a Francją.
1395
Wczesna wiosna, Osmanowie wyprawiają się na Pelo-
ponez; cesarz bizantyjski wysyła poselstwo do
Francji i Burgundii z zamiarem pozyskania pomo-
cy.
Marzec, węgierskie poselstwo przybywa do Wenecji
z prośbą o pomoc w transporcie krzyżowców, na-
stępnie posłańcy udają się do Lyonu, by spotkać
się z Filipem II, do Dijon z wizytą u księżnej Bur-
gundii, do Bordeaux, by spotkać się z Janem Lan-
casterem, pierwszym księciem Bedford, oraz do
Paryża, by tam zabiegać o pomoc Francuzów; We-
necja przystępuje do sojuszu anty- osmańskiego.
4 kwietnia, Philibert de Naillac, wielki mistrz zakonu
joannitów w Akwitanii, zgadza się przystąpić do
krucjaty, a rywalizujący ze sobą papieże Rzymu i
Akwitanii wydają bulle popierające krucjatę.
Maj, Karol VI pisze do Ryszarda II Plantageneta z pro-
pozycją przyłączenia się do krucjaty.
17 maja, oddziały Bajazyta I i Mirczy Starego toczą
krwawy bój podczas bitwy na Rowinie; Mircza co-
fa się; Osmanowie umieszczają z powrotem Włada
I na tronie.
Czerwiec, umiera królowa Węgier Maria; hrabia Jan de
Nevers łamie bark wskutek upadku z konia.
Sierpień, Karol VI zgadza się, by de Nevers dowodził
krucjatą; porzuca pomysł angielsko-francuskiego
ataku na Turków, opowiadając się za oficjalną kru-
cjatą; Osmanowie wyprawiają się na siedem miast
na Węgrzech i w Transylwanii.
Jesień, Mircza rezygnuje z aliansu z Polską i odnawia
sojusz z Węgrami.
Wrzesień, Jan VII Paleolog (rywal cesarza Manuela II)
bezskutecznie atakuje Konstantynopol z pomocą
Turków, słabnie osmańska blokada.
1396
Timur Chromy kończy pięcioletnią kampanię na Bli-
skim Wschodzie i na Rusi.
Luty, sojusz podpisany w Budapeszcie między Zyg-
muntem Luksemburskim a wysłannikiem cesarza
Manuela II.
Marzec, umiera wielki mistrz zakonu joannitów Juan
Fernandez de He- redia, Philibert de Naillac zostaje
wybrany na jego następcę.
Wczesna wiosna, flota krzyżowców zbiera się na Ro-
dos.
28 marca, wydane zostają burgundzkie ordynanse do-
tyczące wyprawy krzyżowej.
20 kwietnia, francuskie i burgundzkie oddziały krzy-
żowców zbierają się w Dijon, Enguerrand de Cou-
cy wraz z mniejszym oddziałem francuskim kieruje
się przez Mediolan do Wenecji.
30 kwietnia, de Nevers opuszcza Dijon, by dołączyć do
krzyżowców w Montbeliard.
11 maja, rada Ratyzbony zostaje poproszona o trans-
port krzyżowców w dół Dunaju.
Maj, oddziały niemieckie dołączają do francusko-
burgundzkiej armii krzyżowców w Ratyzbonie.
21 maja, pierwsze oddziały francusko-burgundzkiej
armii krzyżowców docierają do Wiednia.
30 maja, Enguerrand de Coucy, Henri de Bar i ich
zwolennicy wsiadają na pokład statku płynącego z We-
necji do Senju, następnie lądem zmierzają do Buda-
pesztu.
24 czerwca, główna część francusko-burgundzkiej ar-
mii krzyżowców dociera do Wiednia.
Lipiec, różne oddziały krzyżowców zbierają się w Bu-
dapeszcie.
Koniec lipca, główna armia krzyżowców zbiera się w
Budapeszcie.
Sierpień, flota krzyżowców wypływa z Rodos w kie-
runku Konstantynopola i ujścia Dunaju; część sił
węgierskich maszeruje przez Transylwanię, Karpa-
ty i Wołoszczyznę prawdopodobnie do Nikopolis
Mniejszego; główna armia krzyżowców maszeruje
wzdłuż Dunaju i przekracza rzekę w Orszowie; Ba-
jazyt rozluźnia blokadę Konstantynopola i zbiera
armię w Edirne; wasalne oddziały Osmanów zbie-
rają się w okolicy Płowdiwu.
29–30 sierpnia, flota krzyżowców rozpoczyna żeglo-
wanie w górę Dunaju.
Początek września, krzyżowcy zdobywają Widyń
i Orjachowo, mieszkańcy miast zostają wymordo-
wani lub wzięci w niewolę dla okupu; Mircza Stary
i Wołosi zdobywają Nikopolis Mniejsze; Bajazyt
prowadzi armię osmańską z Edirne w kierunku Ni-
kopolis; bałkańscy sojusznicy maszerują z Płow-
diwu.
10 września, czarnomorska flota krzyżowców dociera
do Nikopolis. 12 września, armia krzyżowców do-
ciera do Nikopolis; pierwsze ataki krzyżowców zo-
stają odparte.
20 września, armia osmańska przechodzi przez prze-
łęcz Szipka.
21–22 września, Bajazyt zbiera wasalne oddziały serb-
skie w Tyrnowie.
Prawdopodobnie 22 września, węgierskie oddziały
zwiadowcze lokalizują osmańską armię w Tyrno-
wie.
24 września, Osmanowie rozkładają obóz kilka kilo-
metrów od Nikopolis, prawdopodobnie w tym sa-
mym dniu oddział krzyżowców pod dowództwem
de Coucyego pokonuje turecką straż przednią;
krzyżowcy dokonują rzezi na jeńcach z Orjachowa.
25 września, Osmanowie pokonują krzyżowców
w bitwie pod Nikopolis.
26 września, Bajazyt rozkazuje stracić jeńców w od-
wecie za rzeź więźniów z Widynia i Orjachowa.
Grudzień, uciekinierzy spod Nikopolis docierają do
Francji.
21 grudnia, dwie galery z Zygmuntem Luksembur-
skim na pokładzie dopływają do Dubrownika.
25 grudnia, Jacques de Heilly przyjeżdża do Paryża
z oficjalnymi wieściami o klęsce, a także z żąda-
niami zapłacenia okupu za jeńców.
30 grudnia, francuscy ambasadorowie zostają wysłani
do Genui, by rozpocząć działania mające przygo-
tować podporządkowanie jej Francji, a także by
domagać się pomocy przy wykupie francuskich
więźniów od Osmanów.
1397
Początek, Philippe d’Artois umiera w niewoli.
18 lutego, Enguerrand de Coucy umiera w Bursie.
Wiosna, Boucicaut otrzymuje zgodę na wyruszenie do
Konstantynopola w celu załatwienia spraw zwią-
zanych z wykupieniem jeńców.
Jesień, okupy zostają dostarczone Bajazytowi przez
Francesca Gattilusia, władcę Lesbos.
1398
22 lutego, Jan de Nevers i jego towarzysze powracają
do Dijon.