Władysław Bieńkowski O pseudo nauce bibliologii i o najpilniejszych zadaniach bibliografii Związek Bibliotekarzy i Archiwistów Polskich, 1953

background image

W Ł A D Y S Ł A W B I E Ń K O W S K I

O PSEUDO-NAUCE BIBLIOLOGII

i O NAJPILNIEJSZYCH ZADANIACH

BIBLIOGRAFII

ZWIĄZEK BIBIOTEKARZY I ARCHIWISTÓW POLSKICH

W A R S Z A W A 1 9 5 3

background image

2

OPRACOWANIE WERSJI ELEKTRONICZNEJ:

ORGANIZACJA CZERWONEJ GWARDII

2012

__________________________________

Nakład 1.500 egz. Papier drukowy satynowany V. kl. 60 gr. form. 61x86 cm

Obj. 3 ark. Zam. nr. 416 z dn. 12.XII.1952. r. Druk ukończono dn. 14.IV.53 r.

___________________________________________________________________________

Warszawska Drukarnia Naukowa, Warszawa, Śniadeckich 8. 4-B-50492

background image

3

OD WYDAWCY

Prace przedkongresowe i I Kongres Nauki Polskiej, ujawniając braki i potrzeby,

wskazały bibliotekarstwu polskiemu właściwy kierunek rozwoju, podkreśliły nieodzowną

konieczność aktywnego włączenia się w szeregi budowniczych podstaw socjalizmu w Polsce

Ludowej. Potwierdziły i zaakcentowały ten postulat obrady Ogólnopolskiej Konferencji

Bibliotekarskiej (1952 r.).

Nie wszystko na rozległym terenie pracy bibliotekarskiej, otoczonej troskliwą opieką

Partii i Rządu, zostało uregulowane i nie wszystko jeszcze idzie po właściwej, słusznie

wytyczonej linii rozwoju. Potrzeba rewizji stanowiska zaznacza się zwłaszcza w dziedzinie

prac teoretycznych, będących podstawą szkolenia bibliotekarskiego, jak również w

rozumieniu i realizowaniu postulatu aktywnego i szczerego włączenia się w nurt prądu,

tworzącego nową socjalistyczną kulturę.

Taką próbą rewizji i obrachunku jest niniejsza broszura. Treścią jej jest tekst odczytu,

wygłoszonego w Kole Warszawskim ZBiAP. Mimo stosunkowo długiego okresu czasu, jaki

upłynął od wygłoszenia odczytu, nie straciła ona na aktualności.

Zarząd Główny ZBiAP podejmując wydanie drukiem tego referatu jest przekonany, że

stanie się on początkiem generalnej dyskusji nad wielu podstawowymi zagadnieniami.

Dyskusja zaś ta powinna nie tylko ustalić właściwe pojęcia, nie tylko wyjaśnić zasadnicze

problemy, ale również wśród szerokich rzesz bibliotekarzy ugruntować zrozumienie

ideologicznego i społecznego znaczenia tych spraw oraz właściwego kierunku rozwoju

polskiego bibliotekarstwa.

Oddając do rąk Kolegów niniejszą broszurę, zapraszamy do dyskusji, dla której

otworem stoją łamy naszych zawodowych czasopism.

background image

4

Na wszystkich ważniejszych odcinkach naszego życia naukowego obserwujemy

zwycięską ofensywę marksistowskiej, dialektycznej metody badania i pojmowania zjawisk.

Pozwoliła ona wymieść już wiele burżuazyjnych przesądów, idealistycznych wypaczeń i

zafałszowań naszego obrazu przyrodniczej i społecznej rzeczywistości. Wspaniałe,

rewolucyjne osiągnięcia radzieckiego przyrodoznawstwa wywarły silny wpływ na

kształtowanie się tej dziedziny wiedzy zarówno w Polsce jak i na całym świecie. Podobne

znaczenie dla rozwoju nauki mają radzieckie osiągnięcia w innych dziedzinach wiedzy. W

krajach, które wyzwoliły się z więzów kapitalizmu, zbliżają one naukę do potrzeb człowieka,

czynią z niej narzędzie przebudowy świata. Marksizm, materializm historyczny, staje się

orężem coraz szerszej grupy uczonych zarówno z młodego jak i często starszego pokolenia w

ich walce przeciwko reakcyjnym koncepcjom burżuazyjnej nauki w dziedzinie zagadnień

społecznych.

Oczywiście ofensywa ta znajduje się u nas dopiero w początkowym stadium. Wiele

jest jeszcze do zrobienia, szczególnie w naukach humanistycznych będących do niedawna

zarówno w swych założeniach jak i wnioskach bezpośrednim wyrazem burżuazyjnej

ideologii. Walka z tymi pozostałościami jest tym pilniejsza, że burżuazyjna humanistyka

przeżywa dziś — pod dyktandem imperialistycznych podżegaczy wojennych — okres

ostatecznego rozkładu i poniżenia. „Dyplomowani lokaje” imperialistów głoszą dziś z

uniwersyteckich katedr apologię najnikczemniejszych, ludożerczych poczynań swych

mocodawców.

Filozofia i historia, ekonomia i socjologia w ustach oficjalnych, uznanych przez

kapitalistyczne rządy przedstawicieli — wprzęgnięte zostały do pracy nad uświęceniem i

obroną imperialistycznej polityki rozpalania światowej pożogi, polityki bomby atomowej i

wojny bakteriologicznej.

Nigdy tak ostro i zasadniczo nie zarysowała się przepaść między nauką służącą

człowiekowi w budowie nowej wspaniałej przyszłości, nauką dającą ludzkości władzę nad

potężnymi siłami przyrody, aby mogły być wykorzystane dla szczęścia człowieka — a

„nauką” ginącego świata, pragnącego w ślepej nienawiści obrócić w zgliszcza i więzienie cały

glob ziemski. Świadomość tej przepaści winna być dla naszych naukowców bodźcem do

wzmożonej pracy nad demaskowaniem i usuwaniem obcych i wrogich ideologicznych

pozostałości. Nauka nasza, czerpiąc wzory z przodującej światu nauki radzieckiej, winna

służyć wielkiemu dziełu budowy socjalizmu, wyrażać dążenia i ideologię przodującej siły

społecznej — klasy robotniczej, winna jej służyć jako narzędzie w pracy i oręż w walce.

Związek z dokonującymi się epokowymi przeobrażeniami jest pierwszym i najłatwiejszym

background image

5

uchwytnym sprawdzianem słuszności drogi każdej nauki. Dla naukowców — mówi tow.

Bierut — największym niebezpieczeństwem .jest „utracenie żywej łączności teorii z praktyką,

a więc życiem partii, z życiem klasy robotniczej, z codziennymi procesami przemian i walk

społecznych”.

Przytoczone zdanie nie ma nic wspólnego z wąskim utylitaryzmem. Żywa i stała więź

między teorią i praktyką ważna jest nie tylko dla praktyki. Idzie tu o coś więcej: o wartość

samej teorii. Teoria oderwana od realnych, praktycznych uchwytnych sprawdzianów przestaje

być teorią, staje się zamkniętą w sobie konstrukcją metafizyczną, w której panuje absolutna i

niczym nieskrępowana dowolność. Takich „teorii" w naukach burżuazyjnych znaleźć

możemy pod dostatkiem w każdej dziedzinie. Oczywiście dowolność tych idealistycznych

„teorii” jest w praktyce poważnie ograniczona. Jest to, ściślej mówiąc, absolutna dowolność

w obronie interesów ginącego świata i jego władców, oraz szkalowania wszystkiego co

twórcze i postępowe.

Pomińmy tu wielkie i często omawiane dziedziny nauki i zwróćmy uwagę na jedno z

ubocznych zjawisk, jeden z zaułków nauki, do którego na naszym terenie nie dotarła jeszcze

poważniejsza próba rewizji.

1. BIBLIOLOGIA PRZEJAWEM ROZKŁADU BURŻUAZYJNEJ NAUKI

Częstym zjawiskiem w nauce burżuazyjnej jest odrywanie nawet całkowicie

praktycznych dyscyplin i umiejętności od ich konkretnych zadań, od ich przedmiotu i

przenoszenie w dziedzinę czystej abstrakcji. Nazywa się to „unaukowieniem” danej

dziedziny. Unaukowiona w ten sposób dyscyplina obraca się w sferze abstrakcyjnych

schematów, wymyślonych problemów, nie mających często żadnego odpowiednika w

dziedzinie istotnych, wyznaczanych przez życie zagadnień.

Jedną z takich właśnie nauk jest „bibliologia”. Moglibyśmy nie zajmować się nią,

gdyby nie dwie ważne przyczyny: jedna to fakt, iż poprzez koncepcje bibliologii

oddziaływuje jeszcze ciągle na naszym gruncie burżuazyjna ideologia, przemyca się w

rozmaitej, dość niekiedy zawoalowanej postaci; druga przyczyna zmuszająca do krytycznego

rozpatrzenia bibliologii płynie stąd, iż wiąże się ona z zagadnieniami o dużej praktycznej

doniosłości — z całym systemem prac pomocniczych nauki, z bibliografią i bibliotekarstwem.

Bez uwolnienia się od narosłego w ciągu długiego czasu bagażu ideologicznego, bez

odrzucenia fałszów i przesądów nie uda się pchnąć prac w wymienionych dziedzinach we

właściwym kierunku.

background image

6

Bibliologia w jej dzisiejszej postaci kształtowała się na przestrzeni długiego czasu.

Wyraźne początki widzieć można już w XVIII w. Od XVIII w. po nasze czasy obserwować

możemy jak wiedza o książkach służąca bibliotekarzom, bibliofilom i pisarzom — głównie

historykom — z umiejętności praktycznej: sporządzania spisów książek — katalogów i

bibliografii, przekształcała się w naukę o książce, zagarniając po drodze wszystkie dziedziny,

które bezpośrednio czy pośrednio z książką się wiązały. Z umiejętności praktycznej

przenoszono ją gwałtem w dziedzinę rozbudowanych teorii, odrywano ją od konkretnych

zadań, umieszczając w sferze mglistych abstrakcji.

Nie jest zadaniem niniejszego szkicu obrazowanie rozwoju bibliologii, ani dociekanie

historycznych przyczyn tego rozwoju. Ograniczymy się do przyjrzenia się tej quasi-nauce w

jej obecnej, współczesnej nam postaci. Dla jasności terminologię stosować będziemy przyjętą

współcześnie mimo, iż przez cały XIX w. (a niekiedy i dziś jeszcze) terminów bibliologia i

bibliografia używano zamiennie, bądź uważając je za synonimy, bądź też przypisując

jednemu lub drugiemu większą ogólność.

Sformułowana w r. 1802 przez Peignota definicja „la bibliographie... la plus vaste et la

plus universelle de toutes les connaissances humaines” wytyczyła kierunek rozwoju nauki,

którą ostatecznie przyjęto nazywać „bibliologią”. Do dziś przytoczone zdanie służy jako

motto rozpraw z tej dziedziny. Po wytyczonej przez Peignota linii stworzenia uniwersalnej

nauki o książce, nauki ogarniającej niemal całokształt wiedzy i umiejętności ludzkiej —

poszła większość teoretyków bibliologii XIX w.

Charakterystyczną ewolucję przechodziło umiejscowienie bibliologii wśród innych

nauk. Pierwotnie wiedzę o książce i druku, umiejętność sporządzania spisów książek

zaliczano do historii literatury. W miarę jednak, jak ta ostatnia zainteresowania swoje

ograniczała w zasadzie do zjawisk literackich (w dzisiejszym znaczeniu tego słowa), jak

historia piśmiennictwa rozpadała się na historię poszczególnych dziedzin nauki, zaczęto

bibliologię uważać za odrębną naukę historyczną.

Ekspansja bibliologów w kierunku zaliczania do swej specjalności wszystkich

rzeczywistych i rzekomych zagadnień bezpośrednio czy pośrednio odnoszących się do książki

spowodowała dążenie do uznania jej za całkowicie odrębną naukę, obejmującą całość

problematyki od procesu powstawania książki (dzieła) poprzez jej druk aż do

rozpowszechnienia i użytkowania.

Powstawała w ten sposób super nauka obejmująca niezliczone mnóstwo dziedzin

teoretycznych i praktycznych. Wiedza o książce z pomocniczej umiejętności urastała do

background image

7

rozgałęzionego systemu pretendującego do uznania wszystkich samodzielnych nauk i

dyscyplin za pomocnicze w stosunku do siebie,

W okresie głębokiego upadku burżuazyjnej idealistycznej filozofii u schyłku XIX w.

chwycono się bibliologii jako nowej możliwości stworzenia rodzaju systemu filozoficznego, z

którego wyrastał nowy schemat klasyfikacyjny porządkujący nauki, rozwiązujący sprawę ich

wzajemnego ustosunkowania i zależności.

Naczelną tezą tej koncepcji jest założenie, iż przedmiotem badań w ogóle jest książka

— nie jej treść, nie zawarte w niej idee i w konsekwencji nic stosunki społeczne, których te

idee są wyrazem — lecz książka jako produkt drukarski, jako zjawisko fizykalne.

Konsekwentnie, jeśli bibliolog bada „społeczną rolę książki”, nie interesuje go rola idei czy

sądów w tej książce zawartych, lecz rola książki „jako takiej". Nie trudno wykryć, iż

stanowisko to jest niczym innym, jak przystosowaniem do nauki o książce filozofii

fizykalistów (neopozytywistów), reprezentujących w naszej epoce najbardziej schyłkowe,

najbardziej reakcyjne tendencje myśli burżuazyjnej, charakterystyczne dla obecnej fazy

rozwojowej imperializmu.

2. WAŻNIEJSZE TEORIE BIBLIOLOGICZNE

Przyjrzyjmy się koncepcjom współczesnych bibliologów na konkretnych przykładach.

Najbardziej wpływowym (po dzień dzisiejszy) kodyfikatorem bibliologii jest Paul

Otlet, który w r. 1934 opublikował „Traité de documentation”. Czym jest wg niego

bibliologia i jaki jest jej stosunek do pozostałych nauk, określają następujące zdania: „La

bibliologie a un caractère encyclopédique universel, à raison du fait que les documents (son

objet) se refèrent à l’ensemble de toutes les choses”

1

) (T. de doc. s. 11). oraz: „Bibliologie...

une science générale embrassant l‘ ensemble systématique classé de dennés relatives à la

production, la conservation, la circulation et utilisation des écrits et des decuments de toute

espèce”

2

) (s. 9).

Jeśli bibliologia ma charakter encyklopedyczny, powszechny, a zarazem jest nauką,

która cały ten zbiór podaje w formie systematycznej — prosty wniosek, że bibliologia

stanowi odrębny, niezależny od czegokolwiek innego, system, obejmujący wszystkie nauki

teoretyczne i praktyczne, jako że wszystkie one wychodzą od jakichś dokumentów i rezultaty

1

) „Bibliologia ma charakter encyklopedyczny uniwersalny, ponieważ dokumenty, (które są jej przedmiotem)

odnoszą się do całości wszystkich rzeczy”.

2

) „Bibliologia… nauka ogólna obejmująca całość systematycznie uporządkowaną danych dotyczących

produkcji, konserwacji, obiegu i użytkowania wytworów piśmiennictwa oraz wszelkiego rodzaju dokumentów

background image

8

swoje również zapisują w formie dokumentów. Daje bibliologia ponadto klasyfikację tych

nauk. Bibliologia według Otleta, to systematyczna całość wiedzy. Ta całość wiedzy dzieli się

w jednym z przekrojów na trzy części: naukową, techniczną i organizacyjną. W innym

przekroju — uwzględniającym stosunek książki do poszczególnych dziedzin nauki —

bibliologia dzieli się na: 1) bibliologię logiczną, 2) psychologiczną, 3) technologiczną i 4)

socjologiczną.

„Socjologiczny” kierunek w bibliologii nie jest bynajmniej wynalazkiem Otleta. Już w

końcu ubiegłego stulecia liberalni pisarze burżuazyjni nie mogli nie dostrzec, że książka jest

zjawiskiem społecznym, że wyrasta z określonych stosunków społecznych i wywiera

określony wpływ na jej odbiorców. Aby uwzględnić i tę stronę zagadnienia, doczepiono

modny w tym okresie wyraz — socjologia. Oczywiście i ta „socjologiczna bibliologia”

zajmuje się książką „jako taką”, książką „samą w sobie”, a nie jej treścią. „Socjologiczny

kierunek w bibliologii cieszył się przez długi czas opinią postępowości i dał asumpt, jak

zobaczymy, do wielu pseudo-badań, stworzył nowe dziedziny modne i na naszym gruncie.

Należały tu wszelkie przekroje badania czytelnictwa: psychologia czytelnictwa, pedagogika

czytelnictwa, technologia czytelnictwa z „teorią” czytelnictwa na czele. Nie potrzeba

dodawać, że ta pseudo-problematyka wychodząca z czysto formalnych założeń i badająca

formę zjawisk a nie ich treść, była przejawem burżuazyjnej, reakcyjnej ideologii w dziedzinie

zjawisk społecznych, a rezultaty tych dociekań pozbawione są wszelkiej naukowej i

społecznej wartości.

Nowością u Otleta było co innego. Rozrost bibliologii napotykał na jedno tylko

ograniczenie — zgodnie z etymologią musiała się ona ograniczać do zasięgu książki. Tę

niewygodę zauważyli bibliologowie i na międzynarodowym Kongresie bibliografii i

dokumentacji w r. 1910 w Brukseli wskazali drogę wyjścia. Bibliologia winna zająć się nie

tylko książkami, ale wszelkimi dokumentami. Myśl tę najpełniej rozwinął Otlet tworząc

„naukę” szerszą od bibliologii — dokumentologię. W ten sposób, po przekroczeniu granicy

książki, bibliologia (już jako dokumentologia) wypłynęła na nieograniczone wody. Wobec

płynności i nieuchwytności pojęcia „dokument” nic już nie stało na przeszkodzie, aby nie

tylko np. paleontologię (która przecież zajmuje się dokumentami), ale i geologię i nauki

przyrodnicze aż do astro-fizyki włączyć do jednolitego systemu naukowego — bibliologii.

Czymże bowiem są warstwy czy pokłady geologiczne, jeśli nie dokumentem, czymże jest

układ komórek organicznych — jeśli nie swego rodzaju dokumentem, czymże wreszcie jest

cała galaktyka z mgławicami spiralnymi włącznie — jeśli nie zbiorem dokumentów! Od

czasów „Summy” Św. Tomasza z Akwinu nie notowała filozofia podobnego zwycięstwa. Po

background image

9

nieudanych próbach XIX w. w rodzaju Comte’a udało się wreszcie zbudować uniwersalny

system, ogarniający całą wiedzę ludzką, system znacznie konsekwentniejszy i logiczniejszy.

Można bowiem się kłócić, czy człowieka stworzył Bóg, czy powstał on w rezultacie ewolucji

świata organicznego, ale jakże tu dowieść, że dokument nie jest dokumentem?

Kierunek wyłożony przez Otleta a reprezentowany z takimi czy innymi odmianami

przez większość bibliologów ostatnich dziesięcioleci — dał pole do niezwykle bogatych i

pomysłowych spekulacji, mnożyły się systemy, wnosząc do głów ludzi zajmujących się

sprawami książki chaos i zamęt, sprowadzając proste i elementarne, zdawałoby się, rzeczy do

czystego absurdu. Echa tych spekulacji pokutują u nas do dziś i domagają się szybkiego

wymiecenia.

Z systemów bibliologicznych przed 1939 r. przyjrzyjmy się pomysłom czeskiego

bibliologa Živnego (zmarł w 1949 r.), którego książka,, Rukovet bibliografie” tłumaczona na

język polski

3

) oddziałała na naszych bibliologów.

„Bibliología — definiuje Živny — czyli nauka o książkach, obejmuje wszelką wiedzę

o książce w najszerszym słowa tego znaczeniu” (przekł. pol. s. 57). Jedyną rzeczą, nad którą

chcemy się zatrzymać jest sam schemat klasyfikacyjny. Bibliologię dzieli Živny na ogólną

teoretyczną i bibliologię specjalną. Ta ostatnia znów rozpada się na teoretyczną i praktyczną.

Oto schemat obejmujący tylko drugą część: — Bibliologię specjalną (szczegółową) —

dzieli na dwa poddziały — bibliologię fizykalną (statyczną) i bibliologię ideologiczną

(dynamiczną), te zaś obejmują kilkadziesiąt „dyscyplin teoretycznych” i „dziedzin

praktycznych” jak 1) Nauka o materiałach i narzędziach (pisania i drukowania) 2)

Paleografia, 3) Neografia, 4) Typografia, 5) Teuchologia, 6) Morfologia bibliologiczna, 7)

Nauka o zbiorach „idealnych”, 8) Nauka o bibliotekach, 9) Muzeologia księgoznawcza, 10)

Bibliogeografia. — Wymienionym dyscyplinom teoretycznym podporządkowane są

„dziedziny praktyczne”, 11) Technologia, 12) Grafika — drukarstwo, 13) Kartografia, 14)

Introligatorstwo, 15) Bibliografia, 16) Bibliotekarstwo, 17) Muzealnictwo.

W dziale bibliologia ideologiczna figuruje 18) Bibliopsychologia, 19) Bibliología

socjologiczna, 20) Prawo biblioteczne, 21) Księgoznawstwo historyczne, 22) Estetyka

księgoznawcza, 23) Logika księgoznawcza, systematyka.

Oto nie wszystkie jeszcze z wymienionych przez Živnego dyscypliny ustawione w

fantastycznych relacjach. Bibliotekarstwo jako dziedzina praktyczna podporządkowana jest

3

) Živny: Bibliografia i bibliologia. Pojęcie, przedmiot, rozwój. Przekład z czeskiego przerobił i uzupełnił A.

Łysakowski. Warszawa 1936.

background image

10

zagadkowej nauce o zbiorach „idealnych” i traktowane jest na równi z introligatorstwem,

bibliografia stoi w tym samym szeregu co drukarstwo i liternictwo (!).

Można by zapytać, jaka jest przydatność takiego schematu, czemu może on służyć?

Poza tendencją do przenoszenia w dziedzinę pseudoteorii konkretnych i praktycznych zadań,

poza zasłanianiem bezsensownymi schematami realnego sensu książki, wynikającego z jej

treści — trudno byłoby dopatrzyć się jakiegoś racjonalnego jądra. Tym dziwniejsze wydać się

musi, że pomysły takie znajdowały na naszym gruncie oddźwięk, że i do dziś jeszcze traktuje

się je poważnie.

3. POLSCY TEORETYCY BIBLIOLOGII

Z polskich międzywojennych koncepcji bibliologicznych najbardziej reprezentacyjne

wyszły spod pióra M. Rulikowskiego, autora rozprawy „Księgoznawstwo, przeszłość oraz

stan obecny wiedzy o książce i nowe w niej kierunki”. (Warszawa 1935 r.).

Rulikowski tym różni się od wielu innych bibliologów, że otwarcie staje na

stanowisku konsekwentnego formalizmu. O ile u większości bibliologów widzimy tchórzliwe

obchodzenie zagadnienia stosunku książki do jej treści, załatwianie sprawy treści książki

różnymi wykrętnymi omówieniami — Rulikowski otwarcie głosi, iż bibliologia treścią

książki się nie interesuje. „Ponieważ linia z napisem na drogowskazie „treść” jest

zablokowana, musimy wejść na tę, która jest wolna i prowadzi od i do tekstu”. Książka dla

Rulikowskiego to fizykalny przedmiot — papier zadrukowany znaczkami i innego znaczenia

tego słowa nie uznaje. Jest na tyle konsekwentny, że książkę w znaczeniu treści pisze w

cudzysłowie. „Treść — pisze Rulikowski — jest nieistotna dla tego zjawiska jakim jest

książka... w pojęciu właściwym, bibliologicznym” (s. 41). „Treść — czytamy dalej — jest

elementem nieistotnym i — jako substancja pozazmysłowa (!) — sprzecznym (!) z naturą

książki samej w sobie, element ten natomiast jest istotny i podstawowy dla „książki” w

pojęciu nie bibliologicznym tj. dla książki uważanej jako rzecz pozazmysłowa” (!) (s. 42).

Autor nieostrożnie uchylił nam rąbka najgłębszej tajemnicy bibliologii — jej podstaw

filozoficznych. Sami twórcy neopozytywizmu nie przewidzieli takich konsekwencji swojej

filozofii jakie odważnie wyciągnął Rulikowski. Jedyną konkretną dostępną nam przy pomocy

zmysłów rzeczą jest książka jako przedmiot fizyczny i tylko taka książka może być

przedmiotem nauki, tylko o takiej książce możemy wypowiadać naukowe sądy. Treść jest

„substancją pozazmysłową” i nią, owszem, można się zajmować, robią to różne dyscypliny —

ale cóż pewnego możemy powiedzieć o „substancji pozazmysłowej”? Książka jako przedmiot

background image

11

nie zakłada istnienia jakiejś treści, przeciwnie, treść jest czymś sprzecznym z naturą książki.

Wniosek: książka prawdziwa, książka konsekwentna, tzn. wolna od elementów z nią

sprzecznych, to książka wolna od treści. Dopiero taka książka winna być przedmiotem badań

prawdziwej nauki, jaką jest bibliologia.

Koncepcja ta wydaje się każdemu nie pozbawionemu zmysłów człowiekowi czymś

koszmarnym, obłędnym, a przecież, czy rzeczywiście odbiegli od tego stanowiska ci wszyscy

bibliologowie, którzy nawet uznają istnienie treści, ślą w jej stronę ukłony, ale zapewniają

zarazem, że bibliologia zajmuje się książką „jako taką”, książką „w ogóle”?

Absurdalność przytoczonego obrazu pogłębia się, kiedy Rulikowski na tych

podstawach buduje w ramach bibliologii takie nauki jak: bibliosocjologia i bibliopedagogika.

Odrzucenie treści nie przeszkadza Rulikowskiemu w budowie „bibliologii pragmatycznej”,

która zajmuje się takimi przykładowo wymienionymi przezeń zagadnieniami, jak „bezrobocie

a książka” lub „stosunek młodzieży szkolnej do książki”. Bezsensowność tego rodzaju

pomysłów wcale nie przeszkadza ich realizacji. Znakomita większość publikowanych w

okresie międzywojennym rozważań na tematy czytelnictwa, roli książki itp. wychodziła w

istocie z tych założeń. Moglibyśmy wymienić dziesiątki artykułów, broszur a nawet grubych

dzieł, w których z tych idealistyczno-formalistycznych pozycji szerzono reakcyjną ideologię

społeczną, fikcyjnymi i bzdurnymi problemami zasłaniano istotną rolę książki, jako

zawartości określonej ideologii społecznej, zamazywano toczącą się walkę klasową, jednym z

wyrazów której jest książka, jej treść.

Jednym z ważnych zadań stojących przed naszymi bibliotekarzami jest oczyszczenie

tej dziedziny z nagromadzonego śmiecia. Trzeba wykazać — a nie wszyscy jeszcze to

dostatecznie rozumieją, — iż całe grupy kulturalnych badaczy i działaczy okresu

międzywojennego, otoczone często nimbem rzekomej „postępowości”, uprawiały w swoich

„socjologiach”, „psychologiach”, „pedagogikach” czytelnictwa i książki — wrogą i na wskroś

reakcyjną propagandę, skierowaną mniej czy więcej jawnie przeciwko rewolucyjnej książce,

rewolucyjnej ideologii.

Filozofia Rulikowskiego nie jest bynajmniej jego wymysłem ani jego własnością.

Stanowi ona podsumowanie zdobyczy burżuazyjnej nauki w tej dziedzinie tym cenniejsze, że

otwarcie dopowiadające to, co często ukrywano niedomówieniami, ukazujące punkty wyjścia

i dojścia burżuazyjnej pseudonauki, zwanej bibliologią.

background image

12

*

Kiedy od przedwojennego obrazu przechodzimy do obecnego stanu zagadnienia na

naszym gruncie, stwierdzić musimy, że nie zaszły tu jeszcze żadne poważniejsze zmiany.

Praktyka pracy nad książką w naszym bibliotekarstwie szuka powoli nowych dróg, nowych

metod, czerpie przykłady z bogatych doświadczeń radzieckich. Wiele już zmieniło się w

pracy bibliotek powszechnych, na nowe tory weszła praca bibliotek naukowych. Ale ponad tą

praktyką i obok niej żyją stare teorie, w swej niezmienionej niemal postaci, żyją i piszą

ludzie, którzy nie dostrzegli, iż rewolucyjne przeobrażenia dokonane we wszystkich

dziedzinach naszego życia muszą pociągnąć za sobą również głębokie zmiany w teorii i

praktyce ustosunkowania się do książki, pracy nad nią.

Dla zobrazowania sytuacji, przytoczymy niektóre tylko, ważniejsze koncepcje

bibliologiczne ostatniego okresu.

Niedawno ukazało się obszerne dzieło Stefana Wierczyńskiego, zatytułowane „Teoria

bibliografii w zarysie”.

4

) Tytuł mylący, ponieważ idzie nie o bibliografię, lecz o bibliologię,

nie wynika zaś z treści, aby autor utożsamiał bibliologię z teorią bibliografii. Wierczyński na

stu pięćdziesięciu stronach książki referuje rozwój bibliologii od jej początków do drugiej

wojny światowej — referuje obszernie, dość wiernie streszcza i cytuje poglądy

poszczególnych bibliologów. Ta część pracy, mimo braku krytycznego stosunku do

referowanego materiału ma niewątpliwą wartość i powinna krytycznemu czytelnikowi ułatwić

zorientowanie się w istocie koncepcji bibliologicznych, pomóc mu w ich zdemaskowaniu.

Szkoda tylko, że autor, nie zdobywając się sam na rzeczową krytyczną ocenę, mąci obraz

podpowiadaniem poszczególnym bibliologom, jak mogliby swoje systemy „ulepszyć”. Nas

interesuje jednak część druga książki, w której Wierczyński podsumowuje wyniki i

wypowiada własne sądy. Stanowisko Wierczyńskiego można by scharakteryzować jako

eklektyczną mieszaninę złożoną z elementów zaczerpniętych z całej referowanej przez niego

historii. „Nauka o książce — pisze — łączy w sobie różne na nią spojrzenia, precyzuje je,

uzgadnia, koordynuje, grupuje i stara się ująć w jednolity logiczny i metodyczny całokształt”

(str. 198).

Jeśli idzie o zakres, należy Wierczyński do maksymalistów idących po linii Peignota i

Otleta. Bibliologia wg niego obejmuje „zagadnienia historyczne, techniczne, ekonomiczne,

edytorskie, ideologiczne i scientyficzne, prawne, rejestracyjne i deskrypcyjne, księgarskie i

4

) Vrtel – Wierczyński Stefan: Teoria bibliografii w zarysie. Wrocław 1951.

background image

13

bibliotekarskie, socjologiczne, psychologiczne, filozoficzne, artystyczne i pedagogiczne,

konserwacyjne i higieniczne, a oczywiście także teoretyczne i metodologiczne” (s. 199).

Schemat klasyfikacyjny bibliologii jest niezwykle obszerny, wprowadza dziesiątki

terminów rozmaitych nauk i podnauk (dla przykładu przytoczymy niektóre: bibliologia,

bibliografia, bibliognozja, bibliozofia, biblionomia, bibliopojeja, bibliotekonomia i

oczywiście bibliosocjologia, bibliopsychologia, bibliotaktyka, logika bibliologiczna itd.),

mających objąć wszystko co dotyczy książki. Charakterystyczne jest wyliczenie „nauk

pomocniczych” bibliologii: a) paleografía, b) dyplomatyka, c) epigrafika, d) archiwistyka, e)

heraldyka, f) kartografia, g) muzykologia, h) historia sztuki (wraz z rytownictwem), i)

muzeologia, j) historia kultury, k) historia literatury, 1) statystyka. Ośmielamy się wątpić, czy

autor potrafiłby uzasadnić, dlaczego do nauk pomocniczych bibliologii nie zaliczył np.

chemii, entomologii, statyki itd.

Spotykamy się tu więc ze wszystkimi znajomymi koncepcjami — Wierczyński

powtarza za Otletem swoją charakterystykę bibliologii. „Bibliologia — czytamy — jest nauką

o g ó 1 n ą, jak logika... a jej cechą istotną jest powszechność (généralité); jest nauką

e n c y k l o p e d y c z n ą, ponieważ przedmiot jej — książka — odnosi się do wszystkich

spraw i wszystkich rzeczy; jest nauką przeważnie historyczną... a zarazem ideograficzną...

jakkolwiek... interesuje się prawami... jest opisową... systematyzującą... społeczną...

teoretyczną... praktyczną, pragnie być również normatywną” (s. 213—214).

A więc królowa nauk czy nauka nauk, której jedynym odpowiednikiem mogła być

teologia w szczytowym momencie swego rozwoju.

Wierczyński zajmuje kompromisową, umiarkowaną pozycję w kwestii stosunku

bibliologii do treści. Na pytanie „czy treść jest istotnym czy nieistotnym elementem książki”

oraz „czy bibliologia powinna interesować się treścią książki, czy ją ze swoich badań

wyłączyć” odpowiada: „treść zawsze była jest i będzie istotnym składnikiem książki... książki

od treści odłączyć się nie da”. Ale zastrzega się autor: „mylą się ci z dawniejszych zwłaszcza

teoretyków, którzy bibliologii czy bibliografii każą zajmować się treścią w znaczeniu jej

wartościowania”. Mamy tu wyraz b. znamiennej w obecnym okresie postawy: uznawać

istnienie treści, nawet godzić się na jej uwzględnianie, ale jej nie oceniać merytorycznie, nie

wartościować! „Treść — pisze Wierczyński — powinna bibliologia traktować opisowo i

encyklopedycznie dla zdobycia ogólnej orientacji o zawartości duchowej książki, ale bez

wchodzenia w meritum” (s. 177).

Lęk przed merytoryczną oceną, przed wartościowaniem tak typowy dla postawy

burżuazyjnej nauki jest przecież warunkiem tzw. „naukowego obiektywizmu”, bezstronności!

background image

14

Można opisać, co autor w danej książce mówi, ale nie wolno pod grozą zejścia z pozycji

„naukowej” tego oceniać, wartościować! Ten burżuazyjny obiektywizm pozwala na stawianie

obok siebie najdonioślejszych odkryć naukowych i chimerycznych wypocin; teorii, które

wytyczają ludzkości nowe drogi obok reakcyjnego przeżuwania dawno zmurszałych

koncepcji.

Należy zwrócić uwagę na jeden jeszcze nie mało ważny szczegół w książce

Wierczyńskiego. Zawiera ona rozdział zatytułowany: „Teoria księgoznawstwa w Związku

Radzieckim”. W rozdziale tym omawia Wierczyński koncepcje bibliologów radzieckich

działających i publikujących swe prace w pierwszym porewolucyjnym okresie. Wszyscy

prawie omówieni w tym rozdziale bibliologowie to reprezentanci starej burżuazyjnej szkoły,

ludzie, którzy swoje bibliologiczne pojęcia ukształtowali i często publikowali przed

rewolucją. (Łowiagin).

W tym samym kierunku szli oni i po rewolucji zabarwiając nieco swoje koncepcje na

burżuazyjną socjologię. Sprostować należy z całym naciskiem, że żaden z omówionych w

tym rozdziale bibliologów (Łowiagin, Kufajew, Szczełkunow, Somow, Fomin) nie

reprezentuje stanowiska naukowego — marksistowskiego, które mogłoby uchodzić za

reprezentatywne dla poglądów na zagadnienie książki w Związku Radzieckim. Przeciwnie,

wszyscy wymienieni teoretycy — to kontynuatorzy starych burżuazyjnych koncepcji

bibliologicznych, nie wnoszący do nich nic nowego.

Zmiany w sytuacji na odcinku bibliologii zachodziły w Zw. Radzieckim dopiero w

późniejszym okresie, a zasadniczy przełom dokonał się w ostatnich latach, kiedy ostatecznie

zdemaskowano idealistyczną i wsteczną istotę koncepcji bibliologicznych. Książka

Wierczyńskiego, która ukazała się w r. 1951, nie powinna zapuszczać zasłony na tę fazę

stosunku do bibliologii w Związku Radzieckim i nie powinna wprowadzać w błąd czytelnika,

przedstawiając Kufajewa czy Somowa jako wyrazicieli radzieckiego i marksistowskiego

księgoznawstwa.

Inny przykład teorii w dziedzinie bibliologii daje Adam Łysakowski w publikacji z

1950 r.

5

) Niektóre sformułowania Łysakowskiego noszą jeszcze ślady uniwersalistycznej

koncepcji bibliologii, aczkolwiek przeważają u niego dążenia do jakiegoś realnego

praktycznie ograniczenia. „Poszczególnymi elementami książki — czytamy — zajmują się

rozmaite nauki. Postacią zewnętrzną — historia i ekonomika przemysłu lub dzieje sztuki

stosowanej. Formą wyrazową interesuje się poniekąd językoznawstwo i logika. Także treść

5

) Łysakowski Adam: Określenie bibliografii. Biul. Instytutu Bibliograficznego t.III, Nr. 2. Warszawa 1950.

background image

15

książki należy do różnych dziedzin naukowych. B i b l i o l o g i a m a j e d n o c z y ć t e

s p r a w y” (l. c. s. 19 podkr. nasze). Zdanie to można by rozumieć jako zapowiedź budowy

bibliologii jako wszechogarniającego systemu, jednoczącego wszystkie nauki, całość wiedzy

ludzkiej, która przecież zawarta jest w książkach.

Koncepcji tej jednak dalej autor nie rozwija. Przechodząc do wyliczenia głównych

dziedzin bibliologii, ogranicza się do wskazania pięciu: 1) bibliografii, 2) bibliologii

„systematycznej”, 3) bibliotekarstwa, 4) teorii czytelnictwa, 5) metodyki pracy umysłowej z

książką.

Zwróćmy uwagę na określenie stosunku bibliologii do treści książki. „W jakich

granicach— pyta Łysakowski — bibliologia zajmuje się t r e ś c i ą książki” i odpowiada:

„merytoryczna ocena prawdziwości albo fałszywości zdań zawartych w książce — nie jest

rzeczą bibliologii, lecz należy do krytyki poszczególnych nauk”.

Łysakowski spośród naszych teoretyków bibliologii najmocniej akcentuje sprawę

treści, widzi nawet konieczność jej wartościowania, oceny. Próbuje jednak ten ważny zabieg

usunąć poza obręb „procesów bibliologicznych”. „Sądy o wartościach naukowych

piśmiennictwa badawczego — czytamy — i o wartościach artystycznych dzieł literackich

przejmuje bibliologia od innych nauk i z t y m z a ł o ż e n i e m p r o w a d z i w ł a s n e

d o c i e k a n i a” (s. 21).

Oczywiście przytoczone powyżej zdanie jest odsunięciem a nie rozwiązaniem

zagadnienia. Tendencją tego stanowiska jest uwolnienie bibliologa a w praktyce, jak się

przekonamy dalej — bibliografa od obowiązku ustosunkowania się do treści. Cóż to bowiem

znaczy, iż „sądy o wartościach” przejmuje bibliologia od innych nauk? Nie źródło tu jest

ważne, boć i każdy specjalista z danej dziedziny sam sprawdził niektóre tylko sądy a

pozostałe przejął od innych badaczy. Ważne jest, iż n i e m o ż n a p r z e j m o w a ć

c u d z y c h o c e n b e z u s t o s u n k o w a n i a s i ę d o n i c h. Od razu na wstępie

natrafimy na konieczność wyboru między burżuazyjną oceną danego zjawiska, a jego oceną

marksistowską. Czy znaczy to, że bibliolog jest wolny — i od czego? Od konieczności

wyboru czy od odpowiedzialności za dokonany wybór? Widzimy, że próba ta tak

uwarunkowanego ustosunkowania się do treści ujawnia tylko wewnętrzne sprzeczności

bibliologicznych koncepcji i musi być traktowana jako próba obejścia zagadnienia treści.

W istocie więc mamy tu podobne stanowisko wobec treści książki, jakie widzieliśmy

u Wierczyńskiego. Uznaje się istnienie treści, dopuszcza się jej o p i s, byle tylko nie

przekroczyć granicy, poza którą trzeba się do tej treści ustosunkować. Ta metoda — mówi

Łysakowski — wystarcza do „uchwycenia wzajemnego powiązania składników książki”, na

background image

16

tych założeniach „rozważa bibliografia treść utworu historycznie i porównawczo: czy istnieją

z w i ą z k i b i b l i o g r a f i c z n e tego dzieła z innymi, związki tematyczne, bądź

metodologiczne, czy dzieło opiera się na poprzednich, jest ich przeróbką, przekładem, czy też

samo wywołuje powstanie utworów treściowo „pochodnych”. Wreszcie, kierując uwagę na

c z y t e l n i c z e i s p o ł e c z n e w a r t o ś c i oznaczonej treści, staje nauka o książce

przed nowymi zagadnieniami, jak przeznaczenie wydawnictwa dla oznaczonego kręgu

odbiorców... Pytamy dalej o ideologiczne i wychowawcze walory książki, jej oddziaływanie

społeczne, ważność historyczną i współczesną... Nakoniec ustala się w oparciu o krytykę i

historię poszczególnych nauk, czy dzieło — dzięki oryginalności i szlachetności treści...

zdobyło stanowisko pomnikowe w kulturze narodowej i powszechnej...” (s. 21—22).

Autor nie raczył zauważyć, że wkroczył w dziedzinę czarnej magii! Każda inna nauka,

aby wykonać wymienione wyżej zadania, musiałaby nie tylko dokładnie poznać treść książki,

ale poddać ją krytycznej i wartościującej analizie. Bibliologia przy pomocy swych

tajemniczych metod robi to bez tego. Ocenia, dla jakiego czytelnika jest odpowiednia dana

książka bez jej merytorycznej oceny, bada w y c h o w a w c z e w a l o r y k s i ą ż k i, nie

interesując się, czy zawarte w niej sądy są prawdziwe, czy fałszywe! Ba, robi najbardziej

akrobatyczną sztukę, bo bez ustosunkowania się do treści potrafi ocenić ideologiczną wartość

książki! Ocenić zaś, czy dane dzieło jest, czy nie jest narodowym czy ogólnoludzkim

arcydziełem, to dla bibliologa drobnostka nie wymagająca nawet uważnego przeczytania

(uważnie przecież musi czytać tylko ten, kto ustosunkowuje się do treści)!

Przytoczone zdanie doskonale ilustruje do jakich niekonsekwencji i sprzeczności

prowadzi omijanie naczelnego problemu stosunku do treści książki, odrzucanie w imię tzw.

„naukowego obiektywizmu" konieczności jej wartościowania.

Czy zatem mimo reweransów w stronę treści, uznanie jej jako istotnego elementu

książki nie jest tylko pozorne? Czyż nie słyszymy w przytoczonych zdaniach tego samego, co

znacznie jaśniej i odważniej formułował Rulikowski?

W formalistycznych schematach Łysakowskiego (jak i Wierczyńskiego) — mimo

deklaracji i pozorów o uwzględnianiu treści — na treść miejsca nie ma. Dopuszczenie treści

musiałoby rozbić wszystkie te sztuczne i z mozołem budowane konstrukcje. Co to bowiem

znaczy uznawać treść bez jej merytorycznej oceny? Czyż nie jest to naiwnym sofizmatem?

Przy pomocy jakiego organu jest wykonana ta operacja — bowiem ze wszystkich czynności

wykonanych z udziałem umysłu ludzkiego nie da się usunąć elementu oceny, wartościowania.

Zdaniem bibliologów tylko „obiektywne” omówienie treści (streszczenie) godne jest nauki.

Szkoda, że nie zadają sobie oni trudu przyjrzenia się najbardziej znanym w historii

background image

17

przykładom, jak to „obiektywne” streszczanie i referowanie było nie tylko oceną — było

walką prowadzoną z reakcyjnych pozycji przeciwko ideom postępowym i rewolucyjnym.

Uwolnienie bibliologii od konieczności merytorycznej oceny uważa Łysakowski za jej

największą dostojność i przyczynę wyższości nad innymi naukami. Przytoczmy takie oto

charakterystyczne zdania: „Wyłącznie i jedynie tylko b i b l i o l o g i a u j m u j e

k s i ą ż k ę w j e d n o ś c i i w s p ó ł z a l e ż n o ś c i j e j e l e m e n t ó w oraz

z w i ą z a n y c h z n i ą p r o c e s ó w — jako przedmiot pracy badawczej” (1. c. s. 26).

Albo:

„Dopiero

bibliologia

z

pełną

świadomością

traktuje

książkę

jako

p s y c h o f i z y c z n y w y t w ó r k u l t u r y ludzkiej” (1. c. s. 22). Filozoficzne korzenie

tych poglądów mieliśmy możność wskazać wyżej. Są one szkodliwymi a dla praktycznych

rezultatów w takich ważnych dziedzinach jak bibliotekarstwo i bibliografia wręcz groźnymi

pozostałościami burżuazyjnej, reakcyjnej ideologii.

Dla pełności obrazu wspomnieć należy jeszcze o jednym dość ruchliwym teoretyku

bibliologii Stanisławie Sierotwińskim. Koncepcje jego idą jeszcze dalej w kierunku

formalizmu. Po tej linii tworzy Sierotwiński całe kompleksy sztucznych, wymyślonych i

pozornych problemów, daje mnóstwo zawiłych formuł i definicji zagadnieniom bądź prostym

bądź w ogóle nie istotnym. Rozprawki Sierotwińskiego mogą służyć jako klasyczny przykład

pustki i jałowości formalizmu w ogóle, a formalizmu bibliologicznego w szczególności.

Warto wspomnieć, że Sierotwiński skłania się do rozszerzenia bibliologii do dokumentologii,

— która jest jednym z nowszych „osiągnięć” burżuazyjnych teoretyków. „Dokumentologia

— pisze Sierotwiński — uważana być może za sumę wszystkich dziedzin badań związanych

z wszelkiego rodzaju dokumentami” (Życie Nauki t. V, 1948 r. s. 338). Bliższych uwag na

temat tej sumy autor dotychczas jeszcze nie wypowiedział.

4. FORMALIZM BIBLIOLOGICZNY I JEGO SENS

Po tym pobieżnym przeglądzie zadajmy sobie pytanie, skąd się wzięła bibliologia i jak

się to stało, że rozrosła się do monstrualnego dziwotworu, zaprzątającego umysły sporej

grupy ludzi?

Geneza bibliologii łatwa jest do odczytania z jej historii. Ludzie zajmujący się

książkami — bibliotekarze, bibliofile, wszelakiego pokroju zbieracze (niezależnie od tego,

jakie ich zbieractwu przyświecały cele), aby znać się na książkach, znać ich wartość, umieć

do nich trafić, musieli rozporządzać poważną sumą wiadomości z najrozmaitszych dziedzin.

Musieli być encyklopedycznie wykształceni, musieli rozporządzać dużym doświadczeniem

background image

18

praktycznym. Ponieważ wszystkie te wiadomości służyły jednemu celowi — rozpoznawaniu,

ocenianiu i odszukiwaniu książki — stąd prosta tendencja — w pierwszej fazie czysto

mechanicznego łączenia tych wiadomości w jakąś jedną dziedzinę wiedzy o książce. Dopiero

w wieku XIX, w którym z niezwykłą obfitością zaczęły się mnożyć filozoficzne systemy

oparte na idealistycznych spekulacjach, w którym spekulacyjna filozofia idealistyczna

najrozmaitszych odcieni panowała niepodzielnie na wszystkich niemal katedrach — dopiero

w tym okresie zrodziła się tendencja do zlepienia tych najrozmaitszych całości — stworzenia

odrębnej nauki o książce — bibliologii, czy jak ją równolegle nazywano— bibliografii. Jak

daleko zaszli na tej drodze niektórzy teoretycy, widzieliśmy na kilku obcych i rodzimych

przykładach. Koncepcja bibliologii jako odrębnej nauki doprowadzić musiała do oczywistego

absurdu. Ponieważ nie można wskazać takiej nauki ani takiej umiejętności, która by nie

wiązała się z książka stąd wniosek, że nauka o książce w zasadzie obejmuje całość wiedzy

ludzkiej. Nie ma nauki poza bibliologią —tak brzmi niedopowiedziane hasło jej teoretyków.

Pozytywistyczne i fizykalistyczne nurty w filozofii burżuazyjnej w epoce

imperializmu dorobiły do tej teorii głębsze uzasadnienie. Książka jako zjawisko fizyczne stała

się jedynym konkretem, w przeciwstawieniu do jej treści. Tylko o książce jako zjawisku

dostępnym naszym zmysłom może powiedzieć coś „prawdziwa” nauka — bibliologią. Treść

książki, a więc to co stanowi jej istotę, co spowodowało jej powstanie i dla czego książka jest

w ogóle przedmiotem społecznego zainteresowania — treść stała się czymś nieistotnym,

nieważnym, a nawet, jak widzieliśmy, sprzecznym z samą istotą książki.

W pierwszej fazie mieliśmy do czynienia z naiwnym nieporozumieniem — łączeniem

w system naukowy najróżniej szych dziedzin z powodu ich przypadkowego łączenia w

praktyce. Przecież z faktu, że informator w biurze podróży musi posiadać (przypuśćmy)

wiadomości: o rozkładzie jazdy, o rozmieszczeniu uzdrowisk, o warunkach klimatycznych i

meteorologicznych, o wskazaniach lekarskich, o geografii, o zabytkach i ich historii itd. itd.

— tylko pomylony fantasta mógłby wyciągnąć wniosek, że należy wszystkie te dziedziny

objąć w jedną naukę — jakąś „informatorologię”. A przecież dokładnie tak samo postąpili ci,

którzy ze zbioru wiadomości potrzebnych bibliotekarzowi stworzyli „naukę” — bibliologię.

Głęboko rozumiał istotę tego zagadnienia, w przeciwieństwie do plejady późniejszych,

pożal się Boże, teoretyków, wielki Lelewel. „Wypada tedy na to — pisał Lelewel — że

bibliologia czyli bibliografia jest zbiorem nauk i wiadomości służących do mechanicznego po

większej części obeznawania się z książkami. Że zatem nauki bibliografii już nie ma,

ponieważ ją pozastępowały inne imiona: bibliotekarstwa, typografii, grafiki, tam nawet,

gdzieby najprzyzwoiciej ten wyraz mógł być użyty, tam go zastąpiły: literatura, katalog,

background image

19

spisanie”, (Bibliograficznych ksiąg dwoje” t. II. s. 255). Bibliologia mogła uchodzić za

odrębną wiedzę w czasach, kiedy znajomość książki była przywilejem garstki

wtajemniczonych, kiedy wiadomości takimi rozporządzali nie były nigdzie spisane, nigdzie

opracowane, stanowiły niemal wiedzę tajemną. Już w czasach Lelewela sytuacja ta należała

do przeszłości.

Najgroźniejszym w następstwa było uznanie, że nauka bibliologia ma własny

przedmiot badania tzn. książkę. Konsekwencją tego musiało być odrzucenie jej treści, (która

przecież nie dała się pomieścić w badaniach „bibliologicznych”) i uznanie za ważną i istotną

tylko formy: „książki jako takiej”, „książki w ogóle”. Formalizm ten został w naszych już

czasach w pełni wyzyskany przez reakcyjną naukę i reakcyjną praktykę społeczną. Formalizm

ten służył burżuazyjnej polityce odwracania uwagi szerokich mas (a również i naukowców)

od toczącej się walki ideologicznej. Formalizm służy do propagowania burżuazyjnej ideologii

i zasłaniania jej charakteru, służy zwalczaniu dialektycznego materializmu — rewolucyjnej

ideologii proletariatu. Burżuazyjni naukowcy — wychodząc z formalnych założeń —

uprawiają tzw. „obiektywizm”, referują (jak twierdzą) wszystko z taką samą bezstronnością.

Ten „obiektywizm” demaskował Lenin w 1914 r. pisząc o książce rosyjskiego bibliologa

Rubakina. Wykazuje Lenin na przykładach, iż rzekomy obiektywizm (Rubakin chwali się, że

nie uczestniczył nigdy w żadnych polemikach) w referowaniu książek reprezentujących różne

ideologiczne kierunki sprowadza się w efekcie do polemiki, do walki z socjalizmem.

„Historia idej — pisze Lenin — jest historią następstwa i w k o n s e k w e n c j i, w a l k i

i d e j. Jedno ż dwojga; albo ustosunkować się obojętnie do walki idej i wtedy trudno zabierać

się do jej historii (nie mówiąc już: o udziale w tej walce); albo wyrzec się pretensji „nie

uczestniczenia w żadnych polemikach”. (Lenin: Soczinienija. Izd. IV. t. 20, s. 237).

Reasumując: nie istnieje taka nauka jak bibliologia we wszystkich znaczeniach tego

słowa, z jakimi się spotkaliśmy. Nie ma takiego przedmiotu, który badałaby owa bibliologia

— ponieważ nie istnieje taki przedmiot jak „książka w sobie”, „książka jako taka”, „książka

w ogóle”, nie istnieje książka oderwana od zawartej w niej treści. Istnieją tylko konkretne

książki, istnieją dzięki treści i badane są ze względu na swą treść. Forma książki jest tylko

częścią (mniej lub więcej ważną) jej treści. Treść zaś książek i jej badanie należy do

rozlicznych dziedzin specjalnych. Rzecz prosta, nikt rozsądny nie zakwestionuje, iż książka,

szczególnie dawna, nastręcza wiele swoistych problemów, które mogą i powinny być badane.

Ale nie znaczy to, iż stanowią one dziedzinę jakiejś pseudo nauki jaką jest bibliologia.

Historia dawnej książki, historia drukarstwa, papiernictwa, opraw itd. to jakieś strony historii

życia społecznego, historii kultury. Również i tamta książka, tak samo jak współczesna, nie

background image

20

może być rozpatrywana inaczej jak w związku z rolą i znaczeniem, jakie miała (czy ma

jeszcze) dzięki swej treści.

5. O „SOCJOLOGII KSIĄŻKI” I „TEORII CZYTELNICTWA”

W początkach bieżącego stulecia do bibliologii szerokim frontem wtargnęły koncepcje

burżuazyjnej socjologii. Otoczone nimbem „postępowości” zdobyły sobie uznanie wśród

liberalnej inteligencji szczególnie w tych kołach, które stykały się tym okresie zagadnieniem

szerzenia oświaty wśród ludu, czy według ówczesnej terminologii „niesienia oświaty w lud”.

Zaczęto mówić o osobnych dyscyplinach bibliologicznych, badających społeczną rolę książki,

zaczęto w abstrakcyjnych kategoriach, oderwanych od wszelkich rzeczywiście społecznych

pojęć i kryteriów rozważać zagadnienie odbiorcy książki — czytelnika. Powstały takie

„nauki” jak socjologia książki (bibliosocjologia), psychologia książki (bibliopsychologia),

pedagogika książki, teoria czytelnictwa i różne podobne teorie i teoryjki. Wystarczy zajrzeć

do którejkolwiek rozprawki poświęconej tym zagadnieniom, aby przekonać się, ze używane

tam pojęcia są zbiorowiskiem wszelakiego śmiecia gromadzonego przez bibliologów z

odpadków burżuazyjnej myśli XIX w. Na polskim gruncie teoryjki te największe nasilenie

osiągnęły w okresie międzywojennym. Spróbujmy przyjrzeć się bliżej jednej z tych „nauk” w

sformułowaniu nowym, bo znajdującym się w omawianej już książce Wierczyńskiego.

Wierczyński przykładowo charakteryzuje, co to jest bibliopsychologia i czym się ona

zajmuje. „Bibliopsychologia albo psychologia bibliologiczna — czytamy — stoi na

pograniczu bibliologii i psychologii. Przedmiotem jej jest badanie stosunku duchowego autora

i czytelnika za pośrednictwem książki”. „Nauka” ta ma swoje prawa, na których się opiera i

które Wierczyński przytacza. Cytujemy, opuszczając oryginalne brzmienie cytatów: „Do

najważniejszych praw bibliopsychologii należą: prawo W. Humboldta-Potiebni: „Słowo jest

budzicielem a nie przekazywaczem myśli”; prawo E. Hennequina: „Książka wywiera

największe wrażenia na takiego czytelnika, którego organizacja psychiczna jest najbardziej

podobna do struktury psychicznej autora”; prawo H. Taine’a: „Rasa, środowisko i chwila

historyczna określają umysłowość czytelników”; prawo R. Semona: „Zrozumienie książki jest

funkcją umysłowości czytelnika, tzn. całokształtu „engramów”, utworzonych w nim przez

„mneme”; prawo Ernesta Macha: „Ekonomia czasu i sił czytelnika wzrasta w miarę, jak typ

książki zbliża się do typu czytelnika” (s. 211).

Tak oto kilka dość przypadkowo wybranych tez i aforyzmów z daleka cuchnących

reakcyjną idealistyczną filozofią XIX w. awansowało do roli „praw”, na których dziś

background image

21

(w 1951 r.!) oprzeć mamy naszą wiedzę o stosunku czytelnika do książki! Musi obudzić

głęboki niepokój fakt, iż te od dawna zbankrutowane, zdemaskowane i odrzucone teoryjki, z

którymi tak genialnie rozprawił się Lenin przeszło czterdzieści lat temu (patrz „Materializm i

empiriokrytycyzm”) pokutują do dziś w głowach bibliologów, pogłębiając w nich zamęt do

apokaliptycznych rozmiarów.

Jak głęboko jeszcze tkwią w głowach niektórych badaczy dawno skompromitowane

burżuazyjne dziewiętnastowieczne teorie dowodzi wydrukowana w 1951 r. rozprawka J.

Muszkowskiego „Książka jako zjawisko społeczne”

6

). Mamy tu jakąś próbę opowiedzenia,

co to jest socjologia książki i czytelnictwa przy pomocy bezkrytycznego wyboru tez i cytat od

M-me de Staël poczynając poprzez Tame’a, Comte’a, Spencera, Chmielowskiego, Lansona,

do Brzozowskiego i Bystronia. Dowiadujemy się np. że: „Gdy powstawanie pewnych treści w

jaźni twórcy jest przede wszystkim procesem psychiki indywidualnej — jakkolwiek i ten

podlega

wpływom

różnorodnych

oddziaływań

społecznych

to

wszelkie

p r z e k a z y w a n i e t r e ś c i jest zjawiskiem natury społecznej” (s. 81). Mamy tu próbkę

z gruntu fałszywego idealistycznego rozumienia faktów społecznych, ponad którymi stoi

psychologia indywidualna. Mamy dalej próby klasyfikacji konsumentów książki —

czytelników wedle kryteriów przypominających badania czytelnictwa w Ameryce (grupy

zawodowe itd.). Mamy próby podziału treści książek na typy w rodzaju: „Treść książek może

powstawać po pierwsze jako wynik a k t u t w ó r c z e g o, którego cechą podstawową jest

to, że nie ma ż a d n e g o c e l u p o z a s a m y m d z i e ł e m. Tak rodzą się

natchnione księgi religijne i poezje, dzieła filozoficzne i literackie, prace badawcze o

charakterze odkrywczym. Drugi typ powstaje... z o k r e ś l o n y m, p o w z i ę t y m

z g ó r y c e l em... Trzeci typ stanowią tzw. d o k u m e n t y ż y c i a

s p o ł e c z n e g o...” przez ten ostatni typ autor rozumie: „dekret ministerialny, druki

parlamentarne kleru (!), nauczycieli, rozkład jazdy pociągów, cennik” (s 98—99).

Absurdalność podobnych podziałów uniemożliwia dyskusję, a ich szkodliwość przez mącenie

sprawy, odwracanie uwagi od zagadnień istotnych zdaje się nie ulegać wątpliwości.

Pozostałością z tego samego arsenału, która nie doczekała się jeszcze należytej

odprawy, jest dziedzina tzw. naukowego badania czytelnictwa z „teorią” czytelnictwa na

czele. Rozwinięte i dosyć popularne w krajach kapitalistycznych badania nad czytelnictwem

opierają się na dwu założeniach: omawianym wyżej bibliologicznym formalizmie, badanie

dotyczy książki jako takiej (ew. danego typu np. książki historycznej), drugim założeniem są

6

) Studia nad książką poświęcone pamięci Kazimierza Piekarskiego. Wrocław 1951, s. 79—104.

background image

22

prawa idealistycznie pojmowanej psychologii indywidualnej — idzie o indywidualny

stosunek czytelnika do książki, wynikający z jego psychicznych własności. Z wyników tych

badań można potem metodą statystyczną dojść do stwierdzenia przewagi takiego czy innego

typu stosunku do określonego typu książki.

Tylko ideologia gnijącej klasy mogła stworzyć koncepcję gadania oddziaływania

książki a nie jej treści, badania „,czytelnictwa”, a nie społecznego oddziaływania określonych

idej, określonych poglądów, badania czytelnictwa w całkowitym oderwaniu od warunków

ustrojowych i od toczącej się walki klasowej, której tak ważnym wyrazem jest piśmiennictwo.

Do czego służą tego rodzaju badania panującej klasie burżuazji nie trudno się domyśleć. Idzie

tu o zwiększenie skuteczności ogłupiania i deprawowania szerokich mas przy pomocy

książki. Jeśli badania wykażą np., że większość czytelników woli książkę kryminalną jest to

sygnał dla wydawców (przez nich dla autorów), aby wzmóc produkcję tego towaru itd. Treść,

idea książki tam istotnie nie potrzebuje wchodzić w rachubę — jest ona milcząco założona, w

każdym wypadku i w każdej formie ta sama. Niepokojące jest natomiast, że koncepcje te

mają u nas jeszcze swoich wyznawców, że na tych podstawach próbuje się podejmować

badania nad czytelnictwem w Polsce Ludowej. Nieprzydatność i szkodliwość całego arsenału

wykształconych w krajach kapitalistycznych metod badania czytelnictwa wydaje się

oczywista. Zadaniem społeczeństwa, które obaliło panowanie burżuazji, w którym władza

należy do mas ludowych, jest nie szerzenie czytelnictwa „jako takiego”, lecz propagowanie,

upowszechnienie określonych idej, podnoszenie stanu świadomości i kulturalnej aktywności

szerokich mas.

Szerzone idee (niezależnie od formy w jakiej zostały wyrażone) są wyrazem klasowej

świadomości mas pracujących i tylko dzięki swej klasowości i partyjności pozwalają

obiektywnie poznać społeczną i przyrodniczą rzeczywistość. Stare metody badania

czytelnictwa są dla nas nieprzydatne, ponieważ zadaniem naszym, zadaniem naszego ustroju

jest zmienić w tej dziedzinie (czytelnictwa) stan odziedziczony po dawnym ustroju, zmienić

ten stan nie tylko ilościowo, ale i jakościowo.

Dlatego też wyrzucić należy za burtę cały reakcyjny bagaż, zerwać z bibliologicznymi

spekulacjami. Dla nas poczytność książki nie jest zjawiskiem „bibliologicznym”. Fakt

rozchodzenia się w milionowych nakładach we wszystkich krajach „Historii WKP(b)” jest

wymownym dokumentem walki klasowej, walki przeciwko imperializmowi o pokój, o

wyzwolenie społeczne i narodowe na całej kuli ziemskiej i przyczyna tego faktu tkwi w sile

wyłożonej tam nauki marksizmu-leninizmu, w przekonywającej sile doświadczeń budowy

socjalizmu w Związku Radzieckim.

background image

23

Zapewne walka o upowszechnienie czytelnictwa, rozszerzenie zasięgu książki musi

posługiwać się określonymi metodami opracowanymi w toku własnych doświadczeń,

wykorzystującymi bogate doświadczenia radzieckie. Wypracowanie tych metod nie będzie

jednak miało nic wspólnego z „naukowymi badaniami czytelnictwa”. Tymczasem po dziś

dzień obserwujemy na tym odcinku szkodliwy zamęt. W wydanej w r. 1951 książce

Muszkowskiego

7

) znajdujemy spory rozdział zatytułowany „Badanie czytelnictwa”, będący

typowym przykładem poglądów szkoły bibliologicznej.

Zagadnienie czytelnictwa istnieje dla autora w przestrzeni pozahistorycznej,

pozaspołeczno-ustrojowej. Stwierdza on gdzieś na przełomie XIX i XX w. „pojawienie się...

n o w e g o c z y t e l n i k a rekrutującego się z najszerszych mas społeczeństwa”.

Stwierdzenie niewątpliwie słuszne. Przyczyną tego zjawiska był fakt stałego wzrostu

liczebnego klasy robotniczej i jej ideologicznego dojrzewania. Od osiemdziesiątych lat

dokonuje się przenikanie na teren robotniczy klasowo rewolucyjnej marksistowskiej

ideologii. Klasa robotnicza podejmuje świadomą walkę o wyzwolenie z podwójnej niewoli,

walkę, która wybuchnie potężnym płomieniem w latach 1905—1906. Pociąga to za sobą pęd

robotników do oświaty, książka i broszura staje się narzędziem ideologiczna walki. A jak

przyczyna pojawienia się w tym okresie nowego czytelnika wygląda ze stanowiska

bibliologicznego? Cytujemy: „dokonało się to pod działaniem organizacji oświatowych

jawnych o kierunku konserwatywnym lub mieszczańsko-liberalnym jak Sekcja Bibliotek

Tow. Dobroczynności w Warszawie (1857), Tow. Czytelń Ludowych w Poznaniu (1879),

Macierz Polska w Cieszynie (1855), Tow. Szkoły Ludowej w Krakowie (1892), Polska

Macierz Szkolna w Warszawie (1906), Tow. Czytelń m. Warszawy (1907), ale nade wszystko

za sprawą potężnego prądu akcji oświatowej konspiracyjnej” (s. 378—8). A więc filantropijna

akcja towarzystw tworzonych przeważnie przez wierzchołki klas panujących oraz bliżej

nieokreślony „potężny prąd akcji oświatowej konspiracyjnej” — spowodowały, iż w masach

społecznych pojawił się nowy czytelnik! Nic dziwnego, że z takich założeń wychodząc, autor

nie jest w stanie odróżnić dwu przeciwstawnych nurtów w akcji oświatowej — jednego, który

wywodząc z założeń klasowo-proletariackich rzeczywiście aktywizował masy ludowe,

podnosił ich poziom, stwarzał nowego odbiorcę książki — i drugiego, który tę żywiołową

aktywizację usiłował przechwycić i skierować na ślepe tory, zahamować wzrost

rewolucyjnego niebezpieczeństwa. Nic dziwnego, że autor nie jest w stanie zrozumieć

niczego z sytuacji Polski międzywojennej. Ot np. dlaczego w tym okresie nakłady książek

7

Muszkowski Jan. Życie książki. Wyd. II. Kraków 1951

background image

24

znacznie się zmniejszyły nawet w stosunku do okresu rozbiorowego? „Stało się to z tej

przyczyny — odpowiada Muszkowski— że zlekceważono, po jawienie się w ostatnich paru

dziesiątkach lat nowego czytelnika, rekrutującego się z najszerszych mas społeczeństwa” (s.

387). Zlekceważono! — i wniosek: aby na przyszłość zapobiec zlekceważeniu

zapotrzebowania na literaturę masową „należałoby oprzeć jej produkcję na wynikach

naukowego badania czytelnictwa”. Aby zilustrować problematykę i metody tego naukowego

badania czytelnictwa, zacytujmy jeszcze jeden ustęp:

„Stawiane zagadnienia dają się połączyć w kilka grup, jak p s y c h o f i z y c z n a

c z y n n o ś ć c z y t a n i a, p o c z y t n o ś ć k s i ą ż e k, z a i n t e r e s o w a n i a

c z y t e l n i k ó w, d r o g i k s i ą ż k i — wszystkie zaś zmierzają do wypracowania

podstaw pod umiejętny i celowy d o b ó r l e k t u r y. Znajdujemy się tutaj znowu na

terenie granicznym pomiędzy psychologią, socjologią a bibliologią. Metod dostarcza przede

wszystkim psychologia, pod postacią t e s t ó w, a n k i e t, o b s e r w a c j i w połączeniu

z i n t r o s p e k c j ą tj. poznawaniem własnego stosunku do zjawisk czytelnictwa lub z

w y w i a d e m, jeżeli chodzi o badanie innych. Z metod socjologicznych wysuwa się na

pierwsze miejsce s t a t y s t y k a w połączeniu z b a d a n i e m ś r o d o w i s k.

Bibliologia wkracza o tyle, o ile chodzi o warunki wytwarzania, rozpowszechniania i

uprzystępnienia słowa drukowanego” itd. (s. 395) (wszystkie podkreślenia oryginału).

Cały chłam burżuazyjnej pseudonaukowości, przystosowanej do odwrócenia uwagi od

istotnego oblicza zagadnienia czytelnictwa, występuje tu z całą jaskrawością. Metody

psychotechniczne, testowe, introspekcyjne, środowiskowe służą zamazywaniu problemu

ideologicznej roli książki i społecznego znaczenia czytelnictwa. Wymyślone zostały dla

użytku klas panujących a nie mas ludowych. Przykładem zastosowania tych metod mogą być

badania w tej dziedzinie prowadzone w okresie międzywojennym przez H. Radlińską.

Muszkowski powtarza stare teorie przedrewolucyjnego bibliotekarza rosyjskiego

Rubakina w rodzaju. „Każdy pisarz posiada swój indywidualny j ę z y k w e w n ę t r z n y

zrozumiały tylko dla tych, którzy władają tym samym albo podobnym językiem — i w tym

zjawisku należy szukać przyczyn odmiennego reagowania na książki”. Teoria bzdurna i

szkodliwa, która zagadnienie stosunku do ideowych czy ideowo-artystycznych wartości

książki przenosi na płaszczyznę czystej mistyki — „tajemniczego „wewnętrznego języka”.

Reasumując, stwierdzić należy, że w poglądach na zagadnienie czytelnictwa pokutują

w dalszym ciągu stare reakcyjne koncepcje i przed bibliotekami i bibliotekarzami stoi zadanie

szybkiego ich wyrzucenia zarówno z naszej teorii jak i z praktyki. Wszelkie rozważania nad

background image

25

zagadnieniem czytelnictwa w Polsce Ludowej nie mogą mieć z nimi nic wspólnego — muszą

być ich zaprzeczeniem.

6. WPŁYW TEORII BIBLIOLOGICZNYCH NA BIBLIOGRAFIĘ

Pseudonaukowe spekulacje i „teorie” bibliologiczne zaciążyły na praktycznej stronie

stosunku do książki, wycisnęły zasadnicze piętno na burżuazyjnym bibliotekarstwie (czy

bibliotekoznawstwie) i burżuazyjnej bibliografii. Abstrakcyjne pojęcie książki,

formalistyczny do niej stosunek odrzucający jej treść, maskujący, ukrywający jej

ideologiczny sens i społeczne, klasowe ostrze — ukształtowały praktyczne poczynania

mające na celu udostępnienie książki jako narzędzia rozwoju społecznego i rozwoju nauki.

Zostawiając do osobnego opracowania sprawę wpływu teorii bibliologicznych na

praktykę biblioteczną, ograniczymy się do rozważenia sytuacji drugiej dziedziny posiadającej

dużą praktyczną doniosłość — bibliografii.

Bibliografia uznana została za integralną część owej nad czy super nauki —

bibliologii. Dziedziczyła od swej macierzy wszystkie jej podstawowe cechy — własny

przedmiot badania i własne cele poznawcze. Na ogół (z nielicznymi tylko wyjątkami) uznano

bibliografię za odrębną samoistną naukę. Oczywiście, rzecz nie w uznaniu lub nieuznaniu

bibliografii za naukę Ta sprawa mogłaby nas nie obchodzić, jako dotycząca bardziej ambicji

bibliografów niż samej bibliografii. Ważne są jednak konsekwencje rozstrzygnięcia tego

pytania. Skoro uznamy bibliografię za odrębną naukę, musimy się zgodzić i z tym, że nie

zależy ona od innych nauk czy dziedzin, zgodzić się, że posiada własny przedmiot badania i

własne cele poznawcze. Ubocznym niejako dopiero produktem są korzyści, jakie z

bibliografii mogą czerpać inne nauki.

Zanim przejdziemy do rozpatrywania tego zagadnienia, zadajmy sobie pytanie — co

to jest bibliografia. Odrywając się od wszystkich definicji i teorii na ten temat, stańmy na

gruncie praktyki i odpowiedzmy: W praktyce (upraszczając) j e s t b i b l i o g r a f i a

u m i e j ę t n o ś c i ą w y k o n y w a n i a s p i s ó w k s i ą ż e k d l a p o t r z e b

r ó ż n y c h (m o ż n a p o w i e d z i e ć — w s z y s t k i c h) d z i e d z i n n a u k i

i ż y c i a s p o ł e c z n e g o.

Zdawałoby się tedy, że bibliografia służy tym dziedzinom, dla których opracowuje

spisy bibliograficzne ew. ustala zasady wykonywania tych spisów; że z tych poszczególnych

nauk czerpie bibliografia wytyczne dla swych poczynań, aby owoce jej pracy najlepiej

odpowiadały celowi, któremu mają służyć. Tak rozumowałby każdy człowiek myślący

background image

26

normalnymi kategoriami. Bibliolog rozumuje inaczej. Bibliografia, jego zdaniem, jest częścią

bibliologii i służy bibliologii. Oto, jak formułuje Wierczyński: „bibliografia jest niejako

źródłoznawstwem bibliologii... jest jednym z głównych jej organów — i ma się tak do i niej,

jak kronika do dzieła historycznego”!

8

)

Przyglądając się przytoczonemu zdaniu dochodzimy do przekonania, że mogło ono

zrodzić się tylko w warunkach krańcowego oderwania się jego autora od jakiegokolwiek

odcinka praktyki. Tylko w atmosferze krańcowej izolacji, w bibliologicznej kaplicy, mogą

lęgnąć się tego typu chimery. W przytoczonym zdaniu tylko jedna część może być przyjęta,

że „bibliografia jest źródłoznawstwem”. Ale czyż nie jest istotą zagadnienia, czemu to

źródłoznawstwo służy? Czemu np. będzie służyło „źródłoznawstwo” — tzn. bibliografia

ruchu robotniczego w Polsce? Normalny człowiek odpowiedziałby — historii Polski (czy

jakiemuś jej działowi), a bibliolog odpowiada: nieprawda — służy bibliologii!

Łysakowski formułuje to samo innymi słowami: „Bibliografia... stanowi

s a m o d z i e l n ą n a u k ę”. „Wszystkie prace bibliograficzne służą merytorycznemu

poznaniu odrębnego pola rzeczywistości humanistycznej, opisują i wyjaśniają świat książek”,

a książka — spiesznie dodaje autor — „jest zbyt doniosłym wytworem kultury, aby badaniom

jej można odmówić godności nauki”.

9

)

7. STOSUNEK BIBLIOGRAFII DO TREŚCI KSIĄŻKI

Dwa przytoczone głosy rzucają wymowne światło na stosunek bibliologów do

zagadnienia bibliografii, jej roli i zadań. Problemem wyjściowym i naczelnym jest również i

tutaj stosunek do treści książki.

Wykazaliśmy wyżej, że szkoła bibliologiczna wyłącza treść książki z zakresu swoich

zainteresowań. Przedstawiciele tej szkoły wykazują duże zróżnicowanie w określaniu swego

stanowiska wobec książki — a różnice te sprowadzają się w istocie do wypowiadania w

różnych formach tych samych poglądów. W publikacjach ostatniego okresu bibliologowie

chętnie podkreślają konieczność uwzględniania treści książek w bibliografii. Tak np. czytamy

u Wierczyńskiego: „treść książki nie tylko nie może być w bibliografii wyeliminowana, lecz

przeciwnie, powinna być uznawana, respektowana i s t o s o w n i e w o d p o w i e d n i m

s t o p n i u o r a z w n a l e ż y t y s p o s ó b u w z g l ę d n i a n a”.

10

) Dla zrozumienia

8

) O. c. s. 217.

9

) L. c. s. 36

10

) O. c. s. 223. Podkr. nasze.

background image

27

tej wypowiedzi pozostaje nam uzyskać wyjaśnienie, co to znaczy uwzględniać treść książki

„stosownie”, „w odpowiednim stopniu” i „w należyty sposób”. Szukając odpowiedzi na to

pytanie przekonamy się, że nie idzie tu o żadne uwzględnianie treści, że przytoczone

sformułowanie miało po prostu osłonić zbyt krzyczące już dziś stanowisko negowania tego,

co jest istotą książki. Oto jak Wierczyński wyobraża sobie uwzględnienie treści: „Nie będzie

dobrym bibliografem ten — czytamy — kto rejestrowane przez siebie książki zna tylko z

tytułów, me troszcząc się o ich treść wewnętrzną; potknie się boleśnie o każdą przeszkodę

przeoczoną... Chcąc dzieło trafnie określić... trzeba wniknąć w jego treść„ — i dalej następuje

najważniejsze wyznanie — „Konieczne jest to i nieodzowne tam zwłaszcza, gdzie

ogólnikowy tytuł sam przez się nic nie mówi i wymaga interpretacji opartej na zbadaniu

treści”.

11

) Wypowiedź nie nasuwająca wątpliwości, co znaczy „wniknięcie w treść dzieła”.

Oto gdy bibliograf napotka książkę zatytułowaną „Hen, dążmy w świt” (przepraszam Juliana

Tuwima za tę pożyczkę), musi „wniknąć” w treść, aby dowiedzieć się, czy jest to dzieło

krajoznawcze, czy też program stronnictwa politycznego. Oczywiście, jeśli tytuł „mówi sam

przez się” wnikanie w treść jest zbędne. Przykład ten dowodzi, jak głęboko przesycone jest

formalizmem myślenie tych wszystkich, którzy obracają się w kręgu bibliologicznych pojęć,

jak dalece wszystkie z tego źródła zrodzone koncepcje sprowadzają się do pustych, jałowych,

nic nie oznaczających i do niczego nieprzydatnych schematów i teorii.

Zrozumiałe, że na takiej glebie wyrosła bibliografia już w samym założeniu nie ma do

wypełnienia żadnych określonych, konkretnych, praktycznych zadań. Istnieje sama dla siebie,

zanurzona w mistycznych obłokach bibliologii i właściwie samym bibliologom przestaje być

potrzebna. To też szanujący się bibliograf-bibliolog uważa, iż może zajmować się „teorią”

bibliografii ale nigdy bibliografią.

U Łysakowskiego uznanie bibliografii za odrębną naukę prowadzi do bardzo starannej

eliminacji wszystkich tych zadań, potocznie przyjętych jako zadania bibliografii, które

mogłyby rzucić jakikolwiek cień na samodzielność, naukowość i odrębność bibliografii.

Rozróżnia on aż trzy znaczenia terminu bibliografia. We właściwym znaczeniu bibliografia

jest „nauką merytoryczną”, która „poznaje książki” oraz „daje obraz świata książek” (nie

bardzo wiemy co to znaczy).

W drugim znaczeniu idzie o „czynności bibliografowania” czyli o „umiejętności

bibliograficzne”. I wreszcie trzecie znaczenie — to spisy książek zwane potocznie

bibliografiami. Tylko w pierwszym znaczeniu mamy do czynienia z bibliografią jako nauką.

11

) O. c. s. 241-2.

background image

28

Umiejętności bibliograficzne i spisy nazywają się tak dzięki zwyczajowi językowemu.

12

)

Rezultatem tej scholastyki jest oderwanie „nauki” od „umiejętności” jej uprawiania, tak

bowiem czy inaczej, ale chyba do tego, aby dać „obraz świata książek” potrzebne są

umiejętności bibliograficzne — jeśli zaś nie, przestajemy rozumieć cokolwiek.

Intencje zawiłych rozważań Łysakowskiego, jak się zdaje, radykalnie i krótko wyraził

Sierotwiński: „Podkreślić należy — pisze on — że w zasadniczych założeniach, celu i

metodzie pracy bibliograficznej, opracowywanie spisów nie odpowiada istocie pracy

bibliograficznej”.

13

) I zrozumiałe. Jeśli bibliografia służy nie poszczególnym dziedzinom,

lecz bibliologii, na cóż tej ostatniej spisy bibliograficzne? Jej wystarczy „filozofia” i „teoria”

książki oraz „badanie świata książek”. Tak oto idealistyczne spekulacje i formalizm w

stosunku do książki doprowadziły sprawę do granicy czystego absurdu.

8. CZYM JEST I CZEMU SŁUŻY BIBLIOGRAFIA

Konsekwencje i niebezpieczeństwa uznania bibliografii za samodzielną naukę widzieli

od dawna niektórzy wybitni jej przedstawiciele. Przed 1939 r. najtrafniej podszedł do tego

zagadnienia Kazimierz Piekarski, który na IV Zjeździe Bibliotekarzy w 1936 r. mówił:

„Bibliografia, moim zdaniem, nie jest samodzielną dyscypliną naukową i nie posiada

własnych zagadnień, lecz stanowi wstępny, przygotowawczy etap prac badawczych, których

przedmiotem lub źródłem jest książka. C e l e a p o n i e k ą d i d r o g i

b i b l i o g r a f i i, w y z n a c z o n e s ą p r z e z p o t r z e b y i p r o b l e m y

n a j r o z m a i t s z y c h d z i e d z i n n a u k i”.

14

)

Głęboka trafność definicji Piekarskiego tkwi nie tylko w tym, że odmówił on

bibliografii prawa do nazywania się samodzielną nauką, lecz w tym przede wszystkim, że

właściwie ujął jej zadania, określił stosunek do innych nauk. Do tej sprawy będziemy mieli

możność wrócić w dalszym toku. Kontynuatorem linii wskazanej przez Piekarskiego jest

obecnie m. in. Kazimierz Budzyk, który nieco innymi słowy powtarza definicję Piekarskiego,

nie rozwijając jej jednak.

Sprawa nie jest bynajmniej ani błaha ani marginesowa. W warunkach aktywizacji

społecznej i kulturalnej mas pracujących, szybkiego rozwoju wszystkich dziedzin naszego

życia, szybkiego podnoszenia się poziomu naszej techniki, wreszcie rozwoju nauki, która

12

) L. c. s. 39-40.

13

) L. c. s. 388.

14

) Referaty IV Zjazdu Bibliot. Pol. Warszawa 1936, s. 327

background image

29

musi stać się jedną z ważnych dźwigni socjalistycznego budownictwa, w tych warunkach rola

bibliografii niepomiernie wzrasta. Bibliografia staje się — ściślej będzie powiedzieć — winna

się stać — podstawową pomocą każdego naukowca, technika, racjonalizatora, oraz

elementarnym drogowskazem dla szerokiego, masowego czytelnika, pragnącego stale

podwyższać poziom swej świadomości politycznej, wiedzy ogólnej i specjalnej. Bibliografia

musi być zarazem pierwszym drogowskazem ideologicznym, ułatwiającym czytelnikowi —

odbiorcy książki znalezienie słusznego kierunku w interesującej go dziedzinie, znalezienie

prawdziwego naukowego oświetlenia. Bibliografia staje się w warunkach socjalizmu, jak

oglądać to możemy na przykładzie Związku Radzieckiego, codzienną potrzebą już nie tylko

garstki naukowców, lecz szerokich mas.

Aby bibliografia mogła tę rolę wypełnić, należy ją jak najszybciej i radykalnie uwolnić

spod brzemienia idealistycznych, reakcyjnych w swym społecznym wyrazie spekulacji.

Odrzucić należy wszystkie ślady „bibliologicznego światopoglądu” i jego konsekwencje, jako

sprzeczne z normalnym logicznym myśleniem a w praktyce spychające bibliografię w ślepy

zaułek pustej abstrakcji i jałowości.

Pierwszym problemem jest pytanie, czy bibliografia jest samodzielną nauką. Zgodnie

z tym, co mówiliśmy wyżej, zgodnie z określeniem K Piekarskiego, odpowiedzieć musimy iż

bibliografia nauką nie jest. Nie jest nią dlatego, te nie ma własnego przedmiotu badania i nie

ma własnych celów poznawczych. Z chwilą kiedy odrzucamy formalistyczne pojęcie książki

„w ogóle”, czy „w sobie" a mówimy o książce jako o jej treści, bibliografia traci swój

przedmiot badania, ponieważ należy on do różnych dziedzin nauki czy praktyki społecznej.

Bibliografia nie ma własnych celów poznawczych, ma natomiast (jak słusznie podkreślił

Piekarski) każdorazowo cele tej nauki czy dziedziny, której służy. Wypełniając określone

zadania, bibliografia służy historii, poszczególnej gałęzi techniki, geografii, pogłębianiu

wiedzy marksistowskiej itd. I nie może mieć jakichś urojonych celów. — lecz tylko i jedynie

te cele, które przyświecają danej dziedzinie.

Często używa się określenia, iż bibliografia jest n a u k ą p o m o c n i c z ą, z której

korzystają inne nauki, dyscypliny itd. Ale i takie sformułowanie nie ujmuje charakteru i nie

wskazuje miejsca bibliografii. W normalnym znaczeniu „nauka pomocnicza” to oddzielna

gałąź jakiejś nauki, mająca własny przedmiot badania (paleontologia, numizmatyka) i dopiero

z jej samodzielnych wyników korzystają inne nauki. Bibliografia natomiast nie ma własnego

przedmiotu i jej stosunek do dziedziny, której w danym momencie służy, jest znacznie

bliższy, wchodzi w jej meritum, dotyczy jej całości.

background image

30

Już od dłuższego czasu obserwujemy zjawisko, które można by nazwać parcelacją

bibliografii, jej rozpadem. Od dawna utwierdza się przekonanie, że prace bibliograficzne

winni wykonywać nie ludzie, których jedyną specjalnością jest bibliografia, lecz wyszkoleni

bibliograficznie specjaliści poszczególnych dziedzin. Rozwój — należy oczekiwać — pójdzie

szybko po tej właśnie linii. Znaczy to, iż bibliografia staje się wewnętrzną częścią każdej

nauki. Każda nauka w ramach swoich zadań narzuca swojej bibliografii cele, metody, formy,

które (nawet zasady opisu bibliograficznego) mogą wykazywać duże różnice między

poszczególnymi dziedzinami. Obserwujemy te różnice już dziś między bibliografią np.

dziedzin technicznych i humanistycznych. Znaczy to, iż nie tylko praktyka bibliograficzna,

ale również i jej teoria (ulubione słowo bibliografów, ściślej idzie o metodykę, praktyczne

przepisy bibliografowania) przestaje być czymś jednolitym, wyabstrahowanym od

zróżnicowanych praktycznych zadań.

Oczywiście, obrońcy starych pojęć będą się zasłaniali faktem, że istnieją bibliografie

ogólne, niezwiązane z żadną pojedynczą dziedziną, lecz służące im wszystkim. Do sprawy tej

wrócimy, zauważając tu tylko, iż istnienie bibliografij ogólnych (rejestrujących) w niczym nie

przeczy temu, co powiedziano wyżej.

Podkreślone tu coraz ściślejsze zespalanie się bibliografii z poszczególnymi

dziedzinami wiąże się z udzielaniem coraz większej uwagi treści książki w pracach

bibliograficznych. Próbowaliśmy wyżej zdemaskować koncepcje bibliologiczne odrzucające

treść. Zagadnienie to nie jest bynajmniej nowe. Widzieli niebezpieczeństwo formalizmu

wielcy twórcy naszej bibliografii. Lelewel przeszło sto lat temu pisał ważkie słowa, będące

jakby odpowiedzią współczesnym bibliologom: „historia piśmiennictwa i sztuk zajmuje się

n i e k s i ą ż k a m i, a l e r o z u m e m l u d z k i m... Bibliografia pozbawiona tej

historycznej okrasy wychudła, wyschła, wpada w suchoty”.

15

) Słowa Lelewela winny stać się

dewizą nowej bibliografii — bibliografia zajmuje się „rozumem ludzkim”, dziś powiemy

naukową i ideologiczną treścią książki, ocenia tę treść, ocenia, co w niej jest nowego i

twórczego. Podkreśla wagę treści w pracach bibliograficznych Karol Estreicher: bibliografia

— mówi on — „nie spuszcza z uwagi wartości dzieła ze względu na jego treść, na ścisłość

naukową, na bystrość dowcipu i inne cechy wyższości umysłu”.

16

) Obie wypowiedzi,

Lelewela i Estreichera, słusznie wytyczają zadania bibliografii — określają stosunek do treści

książki. Treść książki ma być nie tylko „uwzględniona” (na co gotowi są ostatecznie zgodzić

15

) Lelewel: Bibliograficznych ksiąg dwoje, t. II, s. 251.

16

Por. Wierczyński, o. c. s. 175.

background image

31

się bibliologowie). Uwzględnić treść książki tzn. ocenić wartość ideologiczną, zbadać i ocenić

jej wartość i przydatność naukową.

Nasi bibliografowie, idąc śladami swych burżuazyjnych kolegów, jeśli już godzą się z

treścią, odżegnują się, jak od diabła, od jej oceniania. Bibliografia może tylko „opisywać”

treść, tego wymaga bezstronność i obiektywizm! Wskazywaliśmy wyżej, co wart jest ten

obiektywizm i jak spod jego maski wygląda dobrze nam znane oblicze propagandy wstecznej,

burżuazyjnej ideologii.

Wniosek wydaje się niewątpliwy: bibliografia (w zgodzie z wytycznymi klasyków

polskiej bibliografii) musi krytycznie oceniać treść książki — jest to jej podstawowe i

fundamentalne zadanie. Tylko w ten bowiem sposób stać się ona może ważnym czynnikiem

pomocniczym tych dziedzin, którym służy. Tylko w ten sposób zadanie bibliografa z

czynności na wpół mechanicznej — rejestrowania tytułów książek czy artykułów — stanie się

odpowiedzialną pracą, wymagającą wysokich kwalifikacyj.

Nasuwa się tu drugie arcyważne zagadnienie: kryteriów tej oceny. Bibliograf musi

oceniać wartość naukową bibliografowanej książki, wskazywać, co jest w niej nowego w

stosunku do dotychczasowych badań; co popycha naprzód naszą wiedzę. Bibliograf musi

ocenić ideologiczną (filozoficzną) postawę, odcyfrować polityczne, klasowe oblicze autora.

Taką pełną ocenę dać może jedynie naukowa metoda dialektycznego materializmu,

jedynie marksizm-leninizm może dać bibliografowi precyzyjne narzędzie oceny naukowej i

społecznej wartości książki. Bibliografia, która przejdzie do krytycznej oceny treści, zerwie z

burżuazyjnym „obiektywizmem”, będzie rozpoznawała klasową treść książki, stanie się

narzędziem w walce klasowej przeciwko pozostałościom burżuazyjnego reakcyjnego

myślenia, przeciwko antynaukowym idealistycznym koncepcjom.

Rosnąca specjalizacja bibliografii i jej coraz głębsze wiązanie się z poszczególnymi

dziedzinami prowadzi do tego, że bibliografia nie dająca krytycznej oceny, bibliografia, która

by ograniczała się do zarejestrowania tylu to a tylu pozycyj dotyczących takiej to a takiej

dziedziny — taka bibliografia traci swój sens, przestaje być pomocą, staje się przeszkodą.

Tu po drodze natrafimy na jeden z rozpowszechnionych jeszcze przesądów —

bibliografowie burżuazyjni uważają, że jedyna bibliografia, odpowiadająca naukowym

wymaganiom i w ogóle zasługująca na to miano, to bibliografia tzw. wyczerpująca. Należy,

ich zdaniem, wynotować wszystkie tytuły dzieł wszystkich autorów, którzy kiedykolwiek na

interesujący bibliografa w danym momencie temat pisali. Pogląd ten utarł się tak dalece, że

spisom, jeśli z jakichś powodów były niepełne, odmawiano nazwy bibliografii. Postulat ten

mógł kiedyś w dawnych czasach — nie przeczymy — mieć swoją rację. Były czasy, kiedy

background image

32

książek było mało, kiedy naukowe czasopisma powstawały dopiero... Dziś jednak jest to

wymaganie nazbyt anachroniczne i co więcej staje się coraz bardziej w praktyce

niewykonalne. Wobec niezwykle bujnego wzrostu piśmiennictwa (książki, czasopisma,

dzienniki), wobec szybkiego rozwoju wszystkich dziedzin nauki i życia społecznego,

znajdującego swój wyraz w dziełach, broszurach, artykułach, wzmiankach — postulat

bibliografii wyczerpującej staje się absurdem. Niechby ktoś — weźmy jaskrawy przykład —

sporządził wyczerpującą bibliografię materiałów do drugiej wojny światowej! Gdyby nawet

ograniczył się do piśmiennictwa jednego tylko kraju, powstałby potężny spis obejmujący

dziesiątki tysięcy pozycyj, który byłby całkowicie bezwartościowy, nikomu i na nic

nieprzydatny. A takich przykładów przytoczyć można wiele. Wiedzą o tym bibliografowie i

w praktyce od dawna stosują selekcję, konspiracyjnym milczeniem pokrywając sprawę

kryteriów tej selekcji, kryteriów oceny dokonanego wyboru. Bibliografowie burżuazyjni

zresztą bardzo dobrze potrafią godzić wyczerpujący charakter bibliografii z selekcją

ideologiczną. W iluż to „wyczerpujących” spisach opuszczono wszystkie najbardziej dla

danego tematu podstawowe dzieła marksistowskie. A pedantyczni bibliografowie niemieccy

przed r. 1914 w bibliografii zawartości czasopism w ogóle nie uwzględniali — legalnie

wychodzących naukowych czasopism socjaldemokratycznych.

Rozpowszechniony przesąd na temat wyczerpującego charakteru bibliografii należy

zdecydowanie odrzucić. Bibliografia musi podawać materiał wyselekcjonowany, odrzucić to,

co jest bezwartościowe dla danego zagadnienia. W ten sposób jedynie stać się może

poważnym wkładem do dalszego rozwoju badań. Słusznie powiedział na konferencji

bibliotekarzy radzieckich w r. 1948 dyrektor Biblioteki im. Sałtykowa-Szczedrina w

Leningradzie, Rakow: „za wyczerpującym charakterem bibliografii często ukrywało się

zastępowanie twórczej myśli pracą rzemieślniczą”. „Zadanie bibliografii — mówił dalej

Raków — polega na tym, aby wymienić, co w danej pracy jest wartościowe, co zaś można

odrzucić”.

17

)

Z wywodów powyższych wynika, iż podstawową pracą bibliografa jest krytyczna i

wartościująca analiza każdej bibliograficznej pozycji, że analiza ta musi zawsze kierować się

kryteriami naukowej marksistowskiej metody. Podstawowa i jedyna zatem forma spisów

bibliograficznych — to spisy krytyczne, adnotowane w myśl wskazanych wyżej kryteriów.

Odpowiedzą nam na to — istnieją przecież bibliografie ogólne, rejestrujące, gdzie nie

może być selekcji. Bibliografie takie muszą być pełne, wyczerpujące.

17

) Vserossijskoe soveščanie bibl. rabotnikov. Moskwa 1948, s. 73.

background image

33

Prawda — bibliografia rejestrująca — do takich należą ogólne bibliografie narodowe,

rejestrujące bieżąco wszystkie ukazujące się druki, mogą tu należeć również bibliografie

ogólne węższe, obejmujące niektóre dziedziny — takie bibliografie, zgodnie z przyjętym

przez nie założeniem, muszą być wyczerpujące. Ze względu na swój charakter i rozmiar nie

mogą być krytyczne, oceniające. Nie potrzebują zresztą. Ogólna bibliografia rejestrująca jest

bowiem wstępem, pierwszą fazą prac bibliograficznych. Ona to dostarcza niezbędnego

surowca do dalszej już precyzyjnej obróbki. Dlatego ważność i potrzeba bibliografii

rejestrujących w najmniejszej mierze nie podważa tego, co się wyżej mówiło o

podstawowych zadaniach bibliografii.

Materiał zarejestrowany w bibliografii ogólnej staje się w następnej fazie przedmiotem

szczegółowego opracowania pod kątem potrzeb stawianych przez daną dziedzinę, dany temat

i cel, jaki bibliografia ma spełnić. I tutaj widzimy szeroki wachlarz typów bibliografii. Od

obszernych bibliografii krytycznych, służących celom naukowo-badawczym, aż do

bibliografii zalecających, wybierających z danej dziedziny najważniejsze pozycje dla

określonego kręgu czytelników. W istocie swej wszystkie one muszą mieć charakter

wyborowy, a więc sui generis zalecający, skoro przyjęliśmy, iż bibliografia wyczerpująca

nawet dla celów naukowo-badawczych jest b. często nierealna w wykonaniu i w praktyce

nieprzydatna. Tylko kryteria selekcji i metody opracowania będą zmieniały się w zależności

od celu, któremu dana bibliografia ma służyć.

Sformułowane tu zdanie, że bibliografia rejestrująca dostarcza niezbędnego surowca

do dalszej obróbki, wymaga omówienia. Myli się, kto sądziłby, że bibliografie specjalne,

wszelkie tematyczne spisy bibliograficzne sporządza się po prostu przez mechaniczny wybór

z bibliografii ogólnej pozycji interesującej nas dziedziny. Takie, rozpowszechnione jeszcze

pojmowanie zadań bibliografii jest pojmowaniem formalistycznym, w którym idzie o książkę,

a nie o jej treść. Istotnym zadaniem bibliografii specjalnych, tematycznych jest opracowanie

treści książek. Bibliografie ogólne, rejestrujące, są niezbędne, abyśmy do książek tych mogli

trafić. W tym tylko sensie można przyjąć metaforę, iż bibliografie rejestrujące dostarczają

surowca.

9. NAJPILNIEJSZE ZADANIA BIBLIOGRAFII

Odrzucenie koncepcji bibliologicznych ze wszystkich prac i rozważań na tematy

związane z książką, usunięcie ich pozostałości z naszej praktyki bibliotecznej jest pilną

koniecznością. Praktyka biblioteczna już od kilku lat, szczególnie pod wpływem doświadczeń

background image

34

bibliotek radzieckich — zrywa z formalistycznym, bezideowym stosunkiem do książki, staje

się narzędziem ideologicznego wychowania szerokiego czytelnika. Praktyka naszych

bibliotek oświatowych, a w poważnej mierze już i naukowych włącza się w wielkie zadania

budowy socjalizmu, wykonania planu sześcioletniego.

A możliwości stojące tu przed bibliotekami są duże. Nie tylko nieustanna walka o

rozszerzenie zakresu oddziaływania książki, zdobywanie dla czytelnictwa elementów

dotychczas biernych. Stoi jeszcze zadanie stałego podnoszenia jakości czytelnictwa.

Biblioteki i bibliotekarze muszą żywo i szybko reagować na wytyczne stawiane przez władze

naszego ludowego państwa, muszą żyć zagadnieniami swojego rejonu, muszą wychodzić

naprzeciw czytelnika, pomagając mu w rozwiązywaniu stojących przed nim zadań. Szeroki i

ważny ruch racjonalizatorski we wszystkich działach naszej gospodarki nie może obejść się

bez sprawnej i szybkiej pomocy książki. O ile, podkreślamy, praktyka biblioteczna na tę

drogę już weszła, o tyle na terenie teorii, jak stwierdziliśmy wyżej, sytuacja jest ciągle jeszcze

zła. Tutaj nie dokonał się jeszcze żaden przełom, po dawnemu tematy związane z księgo- i

bibliotekoznawstwem oraz bibliografią podaje się w idealistycznej, antynaukowej postaci, po

dawnemu przez bibliologiczną szparę przemyca się starą reakcyjną ideologię. Próby rewizji,

jakie spotykamy w czasopismach bibliotekarskich, są fragmentaryczne, nieśmiałe i

najczęściej dotyczą praktyki pomijając teoretyczną stronę zagadnień.

Nasuwa to niepokojące refleksje na temat szkolenia młodych kadr bibliotekarskich,

szczególnie na poziomie wyższym. Studiująca młodzież zdana jest przy poznawaniu

zagadnień książki i bibliotekoznawstwa na kształtowanie swych poglądów wedle jedynie dla

siebie dostępnych źródeł i opracowań — które w olbrzymiej większości reprezentują szkołę

bibliologiczną. Gorzej, bo dezorientującym czynnikiem jest fakt, iż szereg takich dość

ważnych pod względem tematyki opracowań nosi świeżą datę — np. 1951 r.

Pilnym i ważnym zadaniem jest opracowanie podręcznika bibliotekarskiego na

wyższym poziomie, któryby oprócz wskazań praktycznych zawierał prawidłowe teoretyczne

ujęcie zagadnień bibliotekoznawstwa i bibliografii. Ważne jest również, aby dyskusja nad

starymi burżuazyjnymi pojęciami w tej dziedzinie rozwinęła się w bibliotekarskiej prasie (na

różnych poziomach), aby objęła wszystkich w dziedzinie książki pracujących.

Odrzucając pseudo-naukę bibliologię, odrzucając to, co możnaby nazwać

„bibliologicznym światopoglądem” nie mamy zamiaru rezygnować z badań szerokiego

wachlarza zagadnień, jakie nastręcza książka, przede wszystkim książka dawna. Przeciwnie,

odrzucenie metafizycznych spekulacji, związanie problematyki książki dawnej z historią,

pomoże ukazać jej właściwą społeczną rolę, pogłębi naszą wiedzę o rozwoju kultury zarówno

background image

35

duchowej jak i materialnej. Na tę drogę wchodzą kontynuatorzy Kazimierza Piekarskiego, jak

dowodzi tego szereg prac w księdze pamiątkowej poświęconej jego pamięci.

18

) Dla dziejów

piśmiennictwa polskiego dużą wagę mają prace Kazimierza Budzyka poświęcone bibliografii

XVI i XVII w. Zagadnienia to niezwykle złożone, wymagające mozolnych poszukiwań lecz

odkrywające w efekcie ważne strony naszej historii. Po tej linii konkretyzacji tematyki

historycznej idą prace nad historią drukarstwa, papiernictwa i bibliotekarstwa. Słuszna ta w

zasadzie droga wymaga jednak od autorów głębszego związania problemów książki z historią

społecznego rozwoju, wymaga stosowania zasad materializmu historycznego w wyjaśnianiu

poszczególnych zagadnień.

*

*

*

Podkreślano już wyżej, iż bibliografia staje się w naszych czasach, w ustroju

socjalistycznym, częścią codziennej praktyki, artykułem codziennego i masowego użytku. W

Związku Radzieckim takie zjawisko jak spis bibliograficzny dawno przekroczyło gabinety i

pracownie uczonych. Dziś już bibliografia niezbędna jest dla inżyniera i technika na budowie,

dla racjonalizatora, jako pomoc w rozwiązywaniu stojącego przed nim zadania technicznego,

udoskonalenia czy usprawnienia. Bibliografia niezbędna jest działaczowi kulturalnemu,

aktywiście społecznemu i partyjnemu dla głębszego poznania problemów i zadań, stojących

przed nimi w codziennej praktyce. Potrzebna jest wszystkim, którzy pragną podnieść swoją

wiedzę ogólną i specjalną, wszystkim, którzy aktywnie i świadomie uczestniczą w wielkich

zadaniach budowy socjalizmu. Rozwój bibliografii zalecających w Związku Radzieckim

wskazuje nowe możliwości i nowe drogi bibliografii.

Bibliografia zalecająca — jak podkreślono wyżej — nie jest jakimś całkowicie

odmiennym i „gorszym” rodzajem bibliografii. W swych założeniach i metodzie nie różni się

ona niczym od bibliografii tzw. naukowej.

W nauce, w badaniach naukowych rola bibliografii po uwolnieniu jej od

formalistycznych założeń i metod niepomiernie wzrośnie. Bibliografia winna się stać

niezbędnym, wstępnym etapem krytycznego opracowania, oceny i selekcji bibliografowanego

materiału, stając się w pełni twórczym wkładem do pracy naukowej.

18

) Studia nad książką poświęcone pamięci Kazimierza Piekarskiego. Wrocław. Ossolineum 1951 r.

background image

36

Jeśli wobec tych ogólnikowo tylko scharakteryzowanych zadań zapytamy, w jakim

punkcie ich realizacji jesteśmy, musimy stwierdzić, że mamy wiele jeszcze do zrobienia. Stoi

przed nami zadanie oczyszczenia bibliografii z obcych formalistycznych koncepcji, z różnych

pseudoteorii, które stanowią zasadniczą przeszkodę w przestawieniu bibliografii na nowe

tory.

Fałszywe, obiektywistyczne tendencje są jeszcze mocno zakorzenione wśród naszych

pracowników na polu bibliografii. Tendencjom tym wypowiedzieć należy walkę, należy

uświadomić bibliografom, że tzw. tradycyjnie obiektywizm jest w istocie rzeczy jedną z form

propagowania burżuazyjnej ideologii. W bibliografii pozytywne, twórcze rezultaty osiągać

można jedynie przez stosowanie kryteriów wartościujących, przez ocenę wartości i

przydatności danego dzieła, czy artykułu dla osiągnięcia zamierzonego celu. Bibliograf stale

musi mieć na uwadze, że cel, który mu przyświeca nie tkwi w bibliografii, lecz w

zagadnieniu, któremu ta bibliografia służy.

O ile stan naszych prac w dziedzinie bibliografii ogólnej, rejestrującej, mimo

poważnych zaległości, można by uznać na ogół za zadowalający, o tyle stwierdzić trzeba

niedorozwój bibliografii specjalnych poświęconych poszczególnym ważnym dziedzinom i

zagadnieniom. Nowe, marksistowskie ujęcie historii naszego narodu wymaga wydobycia z

dzieł, rękopisów, dokumentów wielu materiałów celowo zaniedbanych i zapomnianych przez

burżuazyjną historiografię. Inicjatywa winna tu w dużej mierze wychodzić od bibliografów,

którzy w ten sposób wniosą swój twórczy wkład do nauki.

Najpoważniejszy a zaniedbany dotychczas odcinek — to bibliografie zalecające.

Podejmowane w tym kierunku próby przez Bibliotekę Narodową (Instytut Bibliograficzny)

nie mogą być uznane za zadowalające przede wszystkim pod względem ilościowym.

Bibliografia zalecająca w Polsce nie stała się jeszcze pomocniczym narzędziem

rozwiązywania aktualnych problemów gospodarczych czy społecznych. Rozwinięcie tego

ważnego odcinka, sięgnięcie do wzorów wykształconych w toku długich doświadczeń w

Związku Radzieckim jest ważnym zadaniem. Właśnie doświadczenia radzieckie wykazują, iż

w szerokiej akcji upowszechnienia czytelnictwa pomoc w postaci odpowiedniej i

odpowiednio zróżnicowanej bibliografii zalecającej jest niezbędna. Cechą bibliografii

zalecającej winno być ideologiczne kryterium doboru i oceny książki mającej służyć

socjalistycznemu wychowaniu, socjalistycznemu budownictwu.

Poważny odcinek pracy wziął na siebie Centralny Instytut Dokumentacji Naukowo-

Technicznej, który postawił przed sobą zadanie jak najszybszego obsłużenia wszystkich

fachowych ośrodków zarówno naukowych jak i produkcyjnych nowościami z dziedziny

background image

37

techniki. Na tej drodze doniosłej dla rozwoju budownictwa socjalistycznego w Polsce Instytut

Dokumentacji Naukowo-Technicznej ma poważne osiągnięcia.

Oczywiście zadania dokumentacji, jak je rozumieją jej przedstawiciele, nie są w

zasadzie niczym różnym od zadań bibliografii i jak się zdaje podkreślenie odmienności

charakteru tych zadań jest po prostu odcinaniem się od burżuazyjnej formalistycznej

bibliografii.

Dokumentaliści (używajmy przyjętego przez nich terminu) trafnie określili

ideologiczny charakter swej pracy. „Dokumentacja — czytamy — może i musi odegrać

poważną rolę społeczną i dlatego też, jak np. wychowanie społeczeństwa nie może być

niepolityczne i jak nie może być niepolityczną sztuka, gdyż mają urabiać świadomość ludzi,

którzy żyć będą w nowym ustroju, tak i dokumentacja nie może być niepolityczną, musi ona

mieć również swoją społeczną ideę przewodnią. Dokumentacja może być dobrym narzędziem

pogłębiania socjalistycznej świadomości...”

19

)

Mamy w przytoczonym zdaniu ujęty charakter ideologiczny pracy bibliograficznej,

mamy wytyczone w słusznym kierunku kryteria wyboru i oceny treści.

Rzecz prosta, iż praca Instytutu Dokumentacji Nauk. Techn. nie może rozwiązać

wszystkich problemów, nawet w dziedzinie zagadnień technicznych i nie może zwolnić reszty

bibliografów i ośrodków bibliograficznych w Polsce od obowiązku włączenia się do całości

prac związanych z budową socjalizmu w Polsce. W tej dziedzinie bibliografia nasza jest

jeszcze u progu. Stoi przed nami wielka praca nad popularyzacją i podniesieniem poziomu

wiedzy technicznej w Polsce, nad pogłębieniem ideologicznej, marksistowsko-leninowskiej

świadomości szerokich mas. Bibliografia musi wychodzić naprzeciw każdemu nowemu

zadaniu, przyjść z pomocą każdej grupie robotników, chłopów czy inteligentów, zadanie to

wykonujących.

Życie w Polsce Ludowej idzie szybko i zwycięsko wytyczoną drogą. Jego

budowniczowie realizują swe zadania, obywając się najczęściej z konieczności bez tak

ważnego pomocniczego narzędzia, jakim mogłaby i powinna być bibliografia.

Sprawiedliwość wymaga, aby winą za ten stan obciążyć nie tylko bibliografów. Nikła

ich kadra nie byłaby w stanie zmierzyć się z tymi zadaniami. Ale w ich ręku leżeć powinna

inicjatywa, wskazywanie dróg i potrzeb.

Tak pojęte zadania bibliografii nie tylko nie obniżają wagi i prestiżu bibliografii, ale

niepomiernie je podnoszą. Dopiero takie zadania wymagają wysokich kwalifikacji, czynią

19

) Majewski Z. Założenia Dok. Nauk. techn. i rola Instytutu… Odb. z Życia Nauki 1951, nr. 3.

background image

38

pracę bibliografa pełnowartościową i odpowiedzialną. Dotychczas bibliografowie dla

podniesienia swego naukowego autorytetu zamykali się w kapliczce „czystej” nauki, aby źle

nie myślano o „naukowości” ich pracy, uciekali w sferę abstrakcyjnych, przeważnie nikomu

niepotrzebnych i do niczego nieprzydatnych „teorii”. Rzecz w tym, aby bibliografię

sprowadzić na ziemię i ukazać jej praktyczne i doniosłe społecznie zadania. Oto jedyna droga

do podniesienia autorytetu i wagi pracy bibliografów.

________________


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tematyczne zestawienia bibliograficzne Kibice i pseudokibice zbiory Biblioteki Pedagogicznej w Sie
Lubię bibliotekę, Język polski i szkoła podstawowa
bibliograficzka na polski ^^
Bibliografia genealogii polskiej za lata91 2000
Bibliografia literatury polskiej NOWY KORBUT tabelka
Materialy pomocnicze bibliografia, Liceum, Polski, Prezentacja maturalna
bibliografia2, Matura Polski, Prezentacja Motyw kota
Metamorfoza bohatera w literaturze - bibliografia, LICEUM, j.polski i WOK
Analiza sytuacji i strategia wdrażania technologii masowego odkwaszania zasobów bibliotek i archiwów
bibliograficzka na polski ^^ (1)
matura-bibliografia, Matura, Polski
przykładowa bibliografia, język polski
Bibliografia język polski ustny
Zagr Biologiczne w bibliotece i archiwum, Instrukcje szkolne
Nietzsche bibliografia w języku polskim
BIBLIOGRAFIA DRAMATU POLSKIEGO 1795 1939 WSTĘP
Slownik bibliograficzny jezyka polskiego Tom 7 Pri R
jak napisać konspekt i bibliografię Język polski
Bibliografia Historii Polskiej biez

więcej podobnych podstron