Hrabia starosta studium współczesne Wincenty Łoś ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.

background image

Wincenty Łoś

Hrabia starosta

Studium współczesne

Warszawa 2012

background image

Spis treści

TOM I

ROZDZIAŁ I

ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII
ROZDZIAŁ VIII
ROZDZIAŁ IX

TOM II

ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III
ROZDZIAŁ IV
ROZDZIAŁ V
ROZDZIAŁ VI
ROZDZIAŁ VII
ROZDZIAŁ VIII

background image

ROZDZIAŁ IX

KOLOFON

4/20

background image

Tom I

background image

ROZDZIAŁ I

Przed paru jeszcze laty, w jednej z najludniejszych i na-
jżyźniejszych okolic Galicji, wysokie stanowisko zajmował
hrabia Anastazy Barwałdzki.

Zawdzięczał je nazwisku nie starożytnemu, lecz uszom

naszym przyswojonemu, dużej fortunie, własnej swej
woli, okolicznościom a najwięcej może pysze, która mu
kazała dobijać się o to, co daje stanowisko, a po co filozo-
fowie tego świata często nie sięgają, mniej zaś sprytni jak
hrabia Anastazy, często wypuszczają, lub nie chwytają.

Hrabia Barwałdzki liczył wtedy lat sześćdziesiąt i

jakkolwiek zdrów, czerstwy i prawie młody umysłem,
wycofał się z wiru świata i intryg politycznych, które
chorobliwie opanowawszy Galicję i nim miotały.

A może zajmowały go one jeszcze o ile echa ich

dochodziły do salonów Barwałdu, o ile przyśpieszały sen
lub strawność, odzywające się w organach prasy Gali-
cyjskiej, której foliałami zabazgranej bibuły hrabia
otaczał się w łóżku, przy czarnej kawie po obiedzie i
gdzieś i kiedyś jeszcze zapewne.

Uśmiechem ironicznym człowieka, który powiedział:

„dobry wieczór” jeśli nie „dobranoc” ewenementom życia
konstytucyjnego, witał sensacyjne wiadomości, czytał
mowy pana marszałka i posłów, a przymrużając oczy i
puszczając kłąb dymu z hawańskiego cygara, żegnał

background image

artykuły, które by nim były niedawno jeszcze poruszały,
jeśli nie miotały.

Konstytucja! Opozycja! Stańczyki! Radykałowie! – były

to słowa, które usta jego wymrukiwały często z tą samą
wibracją głosu, z kompletną obojętnością tonu.

Hrabia owdowiał lat temu kilka, mając jednego syna

tylko, który ścigał (nie szedł nią) karierę polityczną i w tej
chwili był komisarzem w Zdanowie, żył życiem kawaler-
skim, otoczony tym wszystkim, co sam potworzył,
dziełami swego gustu, swych upodobań, swej pychy.

Nie nudził się; bo wspomnienia, które migotały w

kłębach dymu, szeleściły w szumie liści Barwałdzkiego
parku, przemawiały z przedmiotów apartamentu, jakby
życie, życie wspomnień, tworzyły w atmosferze hrabiego.

I trzeba go było widzieć, by pojąć całą potęgę, cały

urok wspomnień, trzeba było go widzieć siedzącego na
balkonie Barwałdzkim z „Gazetą Lwowską” opuszczoną
na kolanach, rozglądającego się przymrużonymi oczami
po roztaczającej się okolicy, która wyciętymi miejscami w
parku pokazywała siedzącemu hrabiemu dalsze i bliższe
miejscowości – folwarki Barwałdzkiego klucza, który
złośliwi, a może zazdrośni sąsiedzi „szwarzgelberowską
fundacją” zwali.

Hrabia był całe życie arcylojalny!
Nie nudził się, bo myślał o sobie, o swoich czynach i

dziełach, o swoich chwilach tryumfu, jeśli tryumfem
można nazwać uczucie bomblujące pyszne piersi, jak
leżący na niej, wykrochmalony plastron koszuli.

Nie nudził się, bo wspomnienia jego były ubarwione,

urozmaicone i przyjemne, jeśli takimi są wspomnienia
człowieka, który dopiął celu, który całe życie, chodząc po
dywanie lekko i wygodnie, rozwijał kłębek pomotany,
jakim jest założenie w życiu każdego człowieka.

7/20

background image

Temu lat czterdzieści widział się łaknącym bogactw,

szpalerów wyfrakowanych istot, ukłonów stosowanych
kapeluszy, oficjalnych obiadów z mowami i toastami,
szpalt zapełnionych jego osobą, nazwiskiem, dzienników,
czuł jeszcze szum, jaki huczał w jego głowie na samą
myśl tych rozkoszy, czuł ślinę przychodzącą do ust na
samo przypuszczenie cesarsko-królewskich obiadów i ar-
cyksiążęcych przyjęć.

I te wszystkie marzenia młodości, ambicji, pychy

zrealizowały się jak w ferii opery.

Dziś zmęczony nimi, jeśli nienasycony, objedzony, jeśli

nie syty, rzucał myślą w przeszłość i wtedy migały jak
barwy w gorączce w największym nieładzie i
nieporządku, szumiące i oszołamiające obrazy i obrazki z
książki jego życia.

Tłumy wyfrakowane i umundurowane napełniały, jakby

powietrze, brzmiały głosy, głosy znane mówców, lał się
szampan, grała muzyka, zajeżdżały ekwipaże, jakby pęd-
zone wiatrem leciały i szeleściły akcie i guldeny,
dźwięczały dukaty, błyszczały na czarnym tle, czarnego
sukna niby przestrzeni, niby fraka, ordery i klucze złote –
robił się szmer, hrabia spuszczał założoną nogę – to
przechodził minister – robił się rumor – hrabia wstawał –
gasło cygaro, wylatywała gazeta – to przesuwał się
cesarz... – zjawisko znikało.

Hrabia siedział na ganku – drzemał – uśmiechał się.
Nie zmarnowałem życia – szeptał – opuszczając balkon

i wolno wlokąc się trochę, dążył na poobiednią drzemkę.

Tak żył już od lat kilku; nie pragnąc najmniejszej zmi-

any, pogrążony w chorobie a może nie chorobie tylko
cnocie, jaką jest własna siebie admiracja.

Dom parterowy, prawie pałac o wspaniałych aparta-

mentach, przez niego wystawiony, folwarki przez niego

8/20

background image

nabyte i urządzone, ogrody według jego planu
przeprowadzone.

W salonie stał jeszcze fotel, na którym siedział był ar-

cyksiążę, mieszkający u niego przybyły na ćwiczenia
wojskowe, w sali jadalnej wisiały portrety przodków i
wszyscy się do niego uśmiechali i ci starzy, zaprószeni
czasem, w kontuszach, o figlarnych i rozpitych minach za-
ściankowych i ci nowi, czy odnowieni, bo werniksem lśn-
iący, a może dokomponowani w perukach, orderach i
mundurach.

O tej galerii opowiadano dziwy.
Kasztelan Lubomirski wiszący w Podhorcach czy

gdzieś, miał do siebie podobniuteńkiego w Barwałdzie,
który był pradziadem hrabiego Anastazego – a więc
kasztelanem Barwałdzkim, a nie Lubomirskim.

Książę raz będąc w Barwałdzie, rzucając okiem na

portret rycerski i stary, pod którego wychował się okiem,
zawołał:

– To!...
– To mój pradziad, kasztelan Zakroczymski – przerwał

hrabia Anastazy.

W rok później hrabia był u księcia, który mu pokazywał

familijną galerię – zbladł widząc swojego pradziada.

– A to, twój pradziad – zawołał książę – kasztelan...
– Zakroczymski! – dodał nie drgnąwszy hrabia

Anastazy...

– Zawsze lojalny – mruknął książę do kogoś...
Takie wymyślała zazdrość anegdoty na hrabiego – za-

zdroszczono mu jego rosnącego majątku, powodzenia,
sympatii u dworu, mów, za które gwizdali radykałowie, a
którym podobno potakiwał Jego Ekscelencja, pan
namiestnik...

9/20

background image

Powoli hrabia Anastazy szedł wytkniętą drogą, która

ozdobiwszy go tytułem hrabiowskim roku 57, zrobiła go
członkiem dożywotnim izby panów w 70.

Razem z nim awansowali i przodkowie w sali jadalnej i

71, jak twierdzili sąsiedzi, jakiś quasimodo z XVI wieku,
wiszący nad kominem, został kasztelanem, a kasztelan,
podobny do Lubomirskiego, został wojewodą
Zakroczymskim.

Któż nie zna słabostek? – dobrze, że pan Anastazy miał

tylko takie, które mogły sprawić nieporządek w spisie
portretów polskich zamierzonym przez hrabiego K. P., bo
mógł mieć znaczenie gorsze.

Hrabia, jeśli pominiemy te słabostki, które wyradzał

straszny szum jego pysznej natury, był człowiekiem ro-
zumnym, czego mu nikt odmówić nie mógł, a każdy
przyznać musiał, widząc go w sześćdziesiątym roku życia,
odpoczywającym na laurach, po kilkudziesięcioletnich
wprawdzie zabiegach, ale czyż te zabiegi mogły być
przykrymi?

Zabiegi w salonach ministerialnych, polegające na

słodkich uśmiechach, na zgrabnie wniesionych toastach,
we właściwym czasie rzuconych kartach, na wyuczonej
lojalnej mowie, na ślicznych ukłonach, a później na
wspaniałym przyjmowaniu tego, czego sam tyle się
naszafował...

We fraku, z uśmiechem na ustach, w lakierowanym bu-

ciku, przeszedł przez życie i siłą woli, wspartej sprytem i
frazesami, doszedł do celu.

Nie tylko, że doszedł, że miał wszystkie uciechy i

słodycze znane temu tylko, który gdzieś szedł i tam za-
szedł, oprócz tego miał jeszcze nie każdemu z tych pie-
chotników celu daną, wielką rozkosz, rozkosz

10/20

background image

pozostawienia komuś swego dzieła i jego historii, po-
zostawienia tradycji z zapewnieniem, że ta nie zaginie.

Hrabia miał syna Romana, który przejął się własnym

swym ojcem, który jeszcze w bluzie i krótkich spodniach
robił już wrażenie małego członka izby panów, którzy en
herbe
obiecywał posiadać wszystkie cechy indywidualne,
osobliwe, zazdroszczone, choć obrzydliwe, pomagające
do kariery i stanowiska, choć ujemne, sympatyczne i
wstrętne, polegające na obłudzie i fałszu, a zarazem
sprycie i przenikliwości, cechy, które by filozof mógł filo-
zofowi XIX stulecia, żyjącemu w Galicji, określić dwoma
słowy: „świeży hrabia”.

Hrabia był świeżym hrabią – tak – powtarzam i

dostatecznie zrozumiale zapewnie dla tych, którzy czują,
jeśli nie analizują wszystkie odcienia charakterów, tych
obdarzonych nowym tytułem, konstytucyjnego tronu.

Jak ojciec, tak i syn mieli wszystkie odcienia i zarysy,

wszystkie pociągi pędzla tego, malowidła, którym w zbyt
wielu egzemplarzach Wiedeń zaludnia Galicję, a o
których powstawaniu dowiadujemy się „z Gazety
Lwowskiej” a których cicho najczęściej zwiemy „świeżymi
hrabiami”, na których dawniejsi patrzą z ukosa a przyszli
z zazdrością.

Zastępy te się mnożą, dopomaga im i stolica apostolska

i czekać i spodziewać trzeba się chwili, w której wraz z
księciem oryginałem będziemy mówić: „nowy frak, nowy
hrabia”.

Hrabia Anastazy był jednym z pierwszych, utytułow-

anym w chwili, w której jeszcze nie wszystkie nosy miały
wyżli węch kariery i w której więc ci, co go mieli, pod-
wójnie byli oceniani i wynagradzani.

A jaki węch miał! – trudno opisać. – Trudno określić a

nawet spisać wszystkie oznaki tego rodzaju powonienia,

11/20

background image

któremu torując drogę do szafarzy, torowała powoli goś-
ciniec do fortuny, nazwiska, stanowiska – stanowiska
wyjątkowego, bo genialnie maskującego osobiste tylko
widoki i cele, pychy, którą on i epoka zwali i jeszcze zwą
ambicją i rozumem.

Rozum? – miał go, jeśli nie ten, który światy odkrywa

we własnej duszy, który szczęście znajduje w swoim ele-
mencie i z siebie go czerpie, to ten, który prowadzi do
pozycji i majątku, dwu potęg, które w zgniłej epoce
naszego stulecia, zdają się wielu zupełnie wystarczać.

Wystarczały one i hrabiemu, ba! Zajęły wszystkie tętna

jego moralnego ustroju i kosztem wszystkich innych
uczuć, opanowały jego duszę.

Zapewne nieznanymi mu były te namiętności, które mi-

otają bohaterami romansów i które robią bohaterów
myśli i czynu, idealizmu i serca, zapewne nie zaznał on
pociech nieodmówionych i maluczkim świata, pociech og-
niska domowego, szałów miłości, zapałów myśli, a później
i tych, które jeszcze w wieku stygniejącym, odmładzają
serca, ale też i znać ich nie chciał.

Z silnym postanowieniem zostania wielkim panem,

wstąpił w szranki wojowników, mających zamiast szabli
wolę, zamiast pistoletu, pomysły, zamiast konia, świat i
ludzi – i zwyciężył.

Kosztem ilu przygłuszonych głosów duszy i serca,

kosztem ilu gwałtów zadanych jeszcze niepogwałconym
uczuciom i popędom, kosztem wreszcie ilu upokorzeń,
doszedł do mety, to druga, druga cała historia, której
bolesne nuty nie wszyscy znają, bo odzywają się one tylko
w szlachetnych, wybranych, a gwałtownych naturach.

Ze wszystkich tych danych człowiekowi do uszczęśli-

wienia siebie, zrobił on bezdźwięczne instrumenty,
pomocne do dopięcia celu.

12/20

background image

Zapały młodości świętej stłumił, a siły jej dziewicze

zużytkował na ślepym naśladowaniu pierwowzorów, z
małżeństwa zrobiwszy jeden potężny stopień zbliżający
go do kariery wymarzonej; z życia, jedno pasmo ukłonów
i zabiegów, światowych podłości i fałszywych frazesów,
którymi z obliczem stereotypowo uśmiechniętym się zasil-
ając, dążył, biegł, pędził do mety. A doleciawszy, dopiero
się spostrzegł, że próżność, którą zwał ambicją, nie ma
granicy, byłby biegł dalej, gdyby go podagra nie była
zmusiła do wykrzywiania się, zamiast uśmiechania, byłby
biegł dalej konwulsyjnie pod uśmiechem maskując cierpi-
enie fizyczne, a może i moralne, gdyby nie spotkał się z
synem w przedsionku, z którego on wychodził, a do
którego syn jego wchodził. Zamiast zawołać do niego:

– Wychodzę, ty nie wchodź! – uchylił przed

niedorostkiem podwoje sal i apartamentów napełnionych
uperfumowanym tłumem o obliczach, wybladłych pracą
namiętną pychy i chciwości – i zawołał z przekonaniem
może popsutego:

– Tu, życie, stąd dostojności płyną, tu zaszedłem ja,

gdzież ty zajdziesz, stąd wychodząc.

Sam więc się wycofał, zostawiając zastępcę – syna – o

ileż ten miał łatwiejszą drogę, jeśli tylko miał ojca
charakter.

Jedną z pierwszych rad, jaka mu dał wprowadzając go,

rzucając w świat, z którego wyszedł, magnatem
udekorowanym i utytułowanym, była w tych słowach:

– Pamiętaj, że od ciebie zależy twoje życie, bądź

giętkim, jak sprężyna, śliskim jak ryba, nie szczędź
ukłonów, szafuj uśmiechami i frazesami, bądź wytrwały, i
nie zniechęcaj się, pukaj, dopóki ci nie otworzą drzwi,
które ci pod nosem zamknięto, wciskaj się, gdy się

13/20

background image

uchylą, powracaj wyrzucony, byś mógł sam później
wyrzucać.

W tym rodzaju napisany był kodeks, który hrabia

Anastazy chciał wpoić w rozwijającego się dopiero syna, a
gdy ujrzał, iż młody Roman, czy się zdawał, czy rzeczy-
wiście naukami i przykładem się przejął, usunął się,
przekonany, że ten nie zawiedzie jego nadziei, że dalej
nawet zajdzie, niż on może.

Nie przypuszczał, by w Romanie mogły tkwić lub się

obudzić zarody strasznie stojące na przeszkodzie kari-
erowym powołaniom i budzące nieraz dzieła i tradycje
arcylojalne.

Z Barwałdu więc przypatrywał się i śledził ukochanego

syna, któremu, że nie mógł podobnie jak jego sąsiad,
książę, przekazać dziedzicznego tytułu dającego fikcyjne
miejsce bez znaczenia w izbie panów, żałował.

Z Barwałdu listami podsycał te już budzące się, jak

ciepłe wino szampańskie, ambicje pyszne i próżne
dwudziestoośmioletniego Romana, który, jeżeli nie był
duszą i charakterem, to był wszystkimi ich pozorami,
karierowiczem, we śnie widzącym się namiestnikiem, lub
ministrem.

Bo mógł mieć dno tej niewyczerpanej studni, jaką jest

dusza, dno inne, szlachetne i idealne, ale czyż mógł być
innym jak jego ojciec pod względem przekonań i zasad,
aspiracji i żądz, syn hrabiego Anastazego.

Czyż mógł być w tym wieku dość wytrawnym i zna-

jącym siebie i duszę ludzką, jej potrzeby i znać
dostatecznie nuty głosów, którymi odzywają się
drzemiące, bo nigdy niebudzone, uśpione może, bo usypi-
ane, szlachetniejsze struny jestestwa.

Wychowany w atmosferze, która zdawała się szumieć

pychą i zadowoleniem ojca, która lodowaciła wszystko

14/20

background image

strasznym realizmem, wychowany w przekonaniach o
wielkości swego ojca, w głębokiej pogardzie dla wszys-
tkiego, co nie prowadziło do złota lub orderu; nie widział
nic, prócz tego. Człowiek zapewne zaczynał się u niego
od cesarsko-królewskiego szambelana, a kończył na min-
istrze, nie marszałku, który tak mało pobiera pensji. – In-
nych, ludzi skromnych, gospodarzy, filozofów, ludzi
nieproszonych na oficjalne obiady, bo by na nich z nudów
poumierali, nieuganiających się na wyborach, nieprzed-
pokujących u ministrów i szafarzy konstytucyjnych
błyskotek, uważał zapewne on, tak jak i ojciec jego, za
nie-ludzi.

W Barwałdzie siedział hrabia Anastazy szanując do

śmieszności swoje zdrowie, które, jak sam mówił, było
koniecznie potrzebnym, by mógł się doczekać chwili, w
której by Roman przed sobą widział jasną, jak cesarsko-
królewski gościniec – drogę.

Gdy mu podagra dokuczała, sykał z bólu i wzywał dokt-

orów, a gdy cierpienie ustało – szeptał:

– Jeszcze będę na balu u starosty Jarczowskiego.
Starostą Jarczowskim miał być syn jego i równocześnie

zawsze w wyobraźni swej zawsze bujnej, choć starej,
widział się wchodzącym i przykrytym orderami na pier-
wszy bal u starosty w Jarczowie, a potem już ze spokojem
prawie, przypatrywał się swojemu pogrzebowi, z śpiewem
i piórami, pochodnią i mowami i słyszał, jak się ktoś w
tłumie pyta: „Czyj to pogrzeb?” – i odpowiedź szumną:
„hrabiego Barwałdzkiego”... i tytuły...

Tak marzył stary hrabia – pracując z Barwałdu nad

przyspieszeniem awansu, nad uzyskaniem protekcji dla
ukochanego syna, ukochanego, bo wkrótce, jak sądził,
starosty – a później – namiestnika.

15/20

background image

Odzyskiwał zdrowie i siły, wolę i ochotę, dowcip i

pomysły, gdy chodziło o uzyskanie tego lub owego, dla
Romana.

Rozpisywał listy, przypominał się pamięci starych

książąt i hrabiów, winszował jeszcze z Barwałdu imienin i
urodzin starym i dogorywającym jak i młodym i pnącym
się dygnitarzom w przypuszczeniu, że mogą być synowi
pomocni.

Protekcja! Wielkie słowo! Znane od wieków, ale nigdy

tak popularne jak w naszym wieku.

Protekcją! Wszechwładna pani – siłą, której mali wy-

chodzą na wielkich, i znów robią wielkich.

O! Jakże w nią ślepo wierzył – stary hrabia! Bo jak nikt,

znał jej potęgę; nigdzie, choć wszędzie jaskrawą, tak
błękitną, jak na drodze politycznych aspiracji.

Żebrzące niej tłumy, widział zapełniające przedpokoje

ministrów i radców, burmistrzów i redaktorów gazet –
często wmieszany w ten tłum o wygiętych kadłubach, o
schylonych głowach i chciwym spojrzeniu, czekał po-
jawienia się tego, który jeszcze się nie miał czasu
wyprostować – od wczoraj minister, lub radca stanu –
pozawczoraj jeszcze niezmęczony piechotnik kon-
stytucyjnej armii – tej armii, najsilniejszej w nogach
niezmęczonej w wycieraniu schodów gmachów publicz-
nych i dywanów dygnitarzy.

Protekcję! – silną protekcję! – jak najwięcej protekcji! –

zapewnić swemu synowi, było celem hrabiego
Anastazego, zajmującym go w samotności Barwałdzkiej.

Biegali posłańcy na pocztę i przywozili listy, na które

niecierpliwie wyczekiwał eksdygnitarz Galicyjski, listy
niekiedy od dawnego kolegi, czasem jeszcze o protekcję
rzadko wychodzące z urzędowej strony, a często od syna.

16/20

background image

Pięknego dnia sierpniowego hrabia puszczając kłęby

dymu na balkonie, wygodnie usadowił się na fotelu, gdy
wszedł lokaj, przynosząc na tacy gazety „Lwowską” i
„Czas”, „Presse” i „Figaro” i dwa listy, oba eleganckie,
kwadratowe, prywatne.

Puściwszy kłąb dymu, popiwszy kawą, wziął się hrabia

do czytania.

Pierwszy był od syna – tej treści:
„Kochany ojcze! – Uszczęśliwił mnie. Twój list, z

którego widzę, że zamiary moje małżeńskie widzisz przy-
chylniejszym okiem, niżem przypuszczał; Marietta jest
śliczna i kocha Cię podwójnie, przeczytawszy Twój list, w
którym obiecujesz mieć ojcowskie czułe uczucie dla tej,
którą wybrałem. – Przyspieszyliśmy zaręczyny i odbędą
się dnia piątego października, naturalnie, jeśli na ten czas
wygodnym Ci będzie, ojcze, przyjechać.

„Jestem szczęśliwy, i podwójnie szczęśliwy dowiedzi-

awszy się, że małżeństwo moje, jak piszesz, odpowiada Ci
pod każdym względem.

„Ożeniony, pewniejszym krokiem, będę zmierzał,

piszesz, do celu, silniej utrzymam się na stanowisku za-
kreślonym, którego wymaga moja kariera.

Wolą starostami mianować ludzi żonatych, którzy mo-

gą prowadzić dom otwarty, a Marietta, quelle charmante
maittresse de maison!

„Oczekuję telegramu, kiedy przyjedziesz, a tymczasem

całuję Twoje ręce syn Roman”.

Hrabia się zamyślił.
– Małżeństwo to konieczne głupstwo – mruknął – żeni

się... zaręczyny... śpieszy się... czyżby zakochany... –
machnął ręką i rozerwał drugą kopertę.

Cher ami! – Dziękuję Ci za pamięć – jestem prawie

zdrowy, ale jadę do morza. Wiedeń o tej porze zaczyna

17/20

background image

się ruszać, cesarzowa już w stolicy, cesarz z Schönbrunn
przyjeżdża co dzień na posiedzenia.

„Przypominam Ci kandydaturę Alfreda, dużo od Ciebie

zależy. – Ale a propos, mogę Ci donieść, że mianowanie
Twego syna starostą Zdanowskim jest sous nappe– jaki
początek! Powszechne uznanie. – Nasz kochany minister
widział go w Zdanowie i jest pod jego urokiem. Twój syn!
– dość powiedzieć. – Nie wątpisz, że go ciągle mam na
oku. – Jeszcze raz przypominając Ci Alfreda, ściskam Cię
stary przyjacielu.

Wallmann.
Hrabia pogrążył się w zadumie.
– Roman lada dzień starostą – szeptał – to zmienia

wszystko – Roman, kawaler, dziecko, starostą... Kochany
Wallmann! – Roman głupio się żeni... i nie na czasie... Ro-
man lepiej by się mógł ożenić...

Nastąpiło długie dumanie, hrabia z głową wywróconą

na tył fotelu, przeciągając ręką po czole, myślał – myślał
długo... – godzinę... dwie...

Otrząsł się – zadzwonił – pojawił się lokaj.
– Dziś wieczór pojedziemy do Zdanowa, Janie –

wymówił spokojnie i znów jakby drzemał na fotelu.

18/20

background image

ISBN (ePUB): 978-83-7884-159-3
ISBN (MOBI): 978-83-7884-160-9

Wydanie elektroniczne 2012

Na okładce wykorzystano fragment obrazu „Portret Aless-
andra Manzioniego” Francesco Hayeza (1791–1882).

WYDAWCA
Inpingo Sp. z o.o.
ul. Niedźwiedzia 29B
02-737 Warszawa

Opracowanie redakcyjne i edycja publikacji: zespół Inpingo

Plik cyfrowy został przygotowany na platformie wydawn-
iczej

Inpingo

.

background image

@Created by

PDF to ePub

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Przewrotna kobieta powieść współczesna Wincenty Łoś ebook
Przewrotna kobieta Powieść współczesna Wincenty Łoś ebook
Parafianka Powieść współczesna Wincenty Łoś ebook
Parafianka Powieść współczesna Wincenty Łoś ebook
Kaprys hrabianki Wincenty Łoś ebook
Kaprys hrabianki Wincenty Łoś ebook
Portret pięknej pani i inne utwory Wincenty Łoś ebook
1780 Obraz dramatyczny w pięciu aktach z faktów dziejowych Wincenty Łoś ebook
High life doktor Wincenty Łoś ebook
Rezydenci Opowiadania i nowele z niedawnej przeszłości Wincenty Łoś ebook
Przy naszych dworach nowele Wincenty Łoś ebook
Rezydenci Opowiadania i nowele z niedawnej przeszłości Wincenty Łoś ebook
Zięciowie domu Kohn et Cie Wincenty Łoś ebook
Portret pięknej pani i inne utwory Wincenty Łoś ebook
Dzisiejsze małżeństwa Wincenty Łoś ebook
Przy naszych dworach nowele Wincenty Łoś ebook
Marzenia Powieść współczesna Franciszek Gawroński ebook
6 WYCHOWANIE DO STAROŚCI JAKO WSPÓŁCZESNE ZADANIE EDUKACYJNE PODSTAWY TEORETYCZNE , PROCES, WSKAZAN
Wincenty Łoś Chlop

więcej podobnych podstron